You are on page 1of 233

Tłumaczenie nieoficjalne: agni3szka_ korekta: ania.

sg

Poniższe tłumaczenie w całości należy do autorki jako

jej prawo autorskie i stanowi WYŁĄCZNIE materiał

marketingowy, który służy promocji twórczości

w naszym kraju.

Dodatkowo, za tłumaczenie nie otrzymujemy kompletnie

i całkowicie żadnych korzyści majątkowych, w związku

z czym każdy, kto wykorzystuje to tłumaczenie w celu

innym niż marketingowy – łamie prawo.

© Wszelkie prawa zastrzeżone!

Udostępnianie, modyfikowanie i kopiowanie bez


wyraźnej zgody tłumaczki (agni3szka_) jest
surowo zabronione!

Strona 2
Tłumaczenie nieoficjalne: agni3szka_ korekta: ania.sg

Spis treści
Rozdział 1 .................................................................................................................. 5

Rozdział 2 ................................................................................................................ 16

Rozdział 3 ................................................................................................................ 28

Rozdział 4 ................................................................................................................ 34

Rozdział 5 ................................................................................................................ 42

Rozdział 6 ................................................................................................................ 54

Rozdział 7 ................................................................................................................ 63

Rozdział 8 ................................................................................................................ 69

Rozdział 9 ................................................................................................................ 75

Rozdział 10 .............................................................................................................. 86

Rozdział 11 .............................................................................................................. 93

Rozdział 12 ............................................................................................................ 107

Rozdział 13 ............................................................................................................ 116

Rozdział 14 ............................................................................................................ 122

Rozdział 15 ............................................................................................................ 127

Rozdział 16 ............................................................................................................ 134

Rozdział 17 ............................................................................................................ 141

Rozdział 18 ............................................................................................................ 148

Rozdział 19 ............................................................................................................ 158

Rozdział 20 ............................................................................................................ 174

Rozdział 21 ............................................................................................................ 181

Rozdział 22 ............................................................................................................ 195

Strona 3
Tłumaczenie nieoficjalne: agni3szka_ korekta: ania.sg

Rozdział 23 ............................................................................................................ 200

Rozdział 24 ............................................................................................................ 206

Rozdział 25 ............................................................................................................ 209

Rozdział 26 ............................................................................................................ 217

Rozdział 27 ............................................................................................................ 224

Rozdział 28 ............................................................................................................ 232

Strona 4
Tłumaczenie nieoficjalne: agni3szka_ korekta: ania.sg

ROZDZIAŁ 1

Dominic

Strach ma wyraźny zapach, coś, co należy tylko do niego. Ostry. Kwaśny. I w tym
samym czasie, słodki. Nawet nęcący.

Albo może tylko słodki i pociągający, dla takiego chorego pojeba jak ja. Tak czy
inaczej, dziewczyna skulona w kącie, wysyłała go falami.

Naciągnąłem maskę w czaszki, aby zakryć twarz. Pokój był ciemny, ale mogłem
powiedzieć, że się obudziła. Nawet jeśli wstrzymywała oddech i nie poruszyła nawet
pojedynczym mięśniem, wiedziałem. To był zapach. Ten strach. To wydawało je za
każdym razem.

I podobało mi się to. To było jak strzał adrenaliny, oczekiwanie na to, co miało nadejść.

Lubiłem lecieć z nimi w chuja.

Zamknąłem za sobą drzwi, blokując tę odrobinę światła, któremu pozwoliłem wpaść do


tej małej, ciemnej i cuchnącej sypialni. Wczoraj została przywieziona do tej odległej chaty
w lesie. Taki pieprzony banał. Chata w lesie. Ale tak właśnie było. Tu właśnie robiłem moją
najlepszą robotę. W pokoju znajdowało się duże łóżko, wyposażone w urządzenia
przytrzymujące, stolik nocny i zamykana skrzynia, zwierająca cały potrzebny mi sprzęt.
Przylegająca łazienka miała usunięte drzwi przed moim przyjazdem. Znajdowały się tam
tylko podstawowe rzeczy: toaleta, umywalka, prysznic/wanna. Wanna była naprawdę
luksusem. Albo stawała się nim w pewnym momencie podczas okresu treningu.

Okna, zarówno w sypialni, jak i łazience, były zadeskowane dawno temu i tylko
skrawki światła, przebijały się przez drewniane listwy. Oba pokoje zawsze były zimne. Nie
przeraźliwie zimne. Nie byłem bez serca. Cóż ... miałem go tak dużo, jak każdy potwór
mógłby mieć. Po prostu trzymałem w pokojach około piętnaście i pół stopnia. Wystarczająco
zimno, żeby nie wyrządzić żadnej krzywdy, ale nie wystarczająco, aby było całkiem

Strona 5
Tłumaczenie nieoficjalne: agni3szka_ korekta: ania.sg

wygodnie.

Podszedłem do skulonej formy na podłodze. Śmierdziała. Zastanawiałem się, jak długo


oni ją mieli. Czy umyli ją podczas tego czasu.

Zastanawiałem się, co jeszcze jej zrobili, biorąc pod uwagę regułę nie pieprzenia się
z właśnie tą. Moi różni pracodawcy zwykle nie wydawali tego polecenia. Mieli w dupie, kto
pieprzył dziewczyny przed aukcją. Właśnie po to tam były. Ale tym razem, Leo – łącznik
pomiędzy nabywcą a mną – sprawił, że zrozumiałem to szczególne ograniczenie.

Odepchnąłem myśl o gwałcie. Nie robiłem tego. Cokolwiek im robiłem, nie robiłem
tego. Jakiś maleńki kawałek mojego popieprzonego mózgu trzymał się tego, tak jakbym był
w jakiś sposób honorowy z tym.

Honor?

Kurwa.

W tej nucie nie miałem złudzeń. Honor był rzeczą, która nigdy nie należała do mnie.
Nie wtedy, gdy byłem Dominiciem Benedetti, synem mafijnego króla. Tak blisko, tak
cholernie blisko, posiadania tego wszystkiego. I na pewno nie należało to do mnie teraz. Nie
teraz, kiedy nie wiedziałem, kim byłem. Kim naprawdę byłem.

Więcej myśli do odepchnięcia, odepchnięcia tak daleko w dół, żeby nie mogły mnie
więcej dusić. Zamiast tego siedziały jak cement, jak cholerne betonowe cegły w moim
brzuchu.

Z determinacją skierowałem się ku dziewczynie, moje buty były ciężkie i głośne na


starym i zniszczonych drewnie.

– Pobudka.

Usiadła z kolanami podciągniętymi do nagiej piersi, jej związane nadgarstki owinięte


były wokół nich i wykonała maleńki ruch, chowając twarz głębiej między kolana.
Zauważyłem, że nadal nosiła bieliznę, chociaż była brudna. To było nowe. Do czasu, kiedy do
mnie docierały, były tak przyzwyczajone do bycia nago, że prawie już tego nie zauważały.

Trzy nocne lampki, podłączone do gniazdek elektrycznych wokół sypialni, pozwoliły


mi dokładnie się jej przyjrzeć. Ciemne włosy opadały na ramiona i plecy. Tak ciemne, że
zastanawiałem się, czy byłyby czarne, gdybym zmył z nich brud i sadzę.

Trąciłem czubkiem buta jej biodro. – Śmierdzisz.

Strona 6
Tłumaczenie nieoficjalne: agni3szka_ korekta: ania.sg

Wydała kilka małych dźwięków i zakopała paznokcie w skórze nóg, wciskając się
głębiej w róg, zginając się i wycofując głębiej w siebie.

Przykucnąłem, spoglądając na to, co mogłem zobaczyć z jej zbyt chudego ciała.


Później, kiedy już ją oczyszczę sprawdzę ją pod względem siniaków. Upewnię się, że nie było
czegoś takiego, co potrzebowało natychmiastowej uwagi. Żadnych ropiejących ran nabytych
w drodze.

– Zsikałaś się?

Wypuściła wkurzony oddech.

Uśmiechnąłem się za moją maską. No to jedziemy. To było inne.

– Podnieś głowę, żebym mógł widzieć twoją twarz.

Nic.

Położyłem jedną dłoń na czubku jej głowy. Skrzywiła się, ale poza tym nie wykonała
żadnego ruch. Łagodnie pogłaskałem ją po głowie, zanim złapałem długą, gęstą masę
włosów, okręcając ją wokół dłoni, zaciskając mocno w pięści, a potem pociągając za nie
i odchylając jej głowę w tył, zmuszając, aby na mnie spojrzała.

Krzyknęła, kombinacją dźwięku bólu i gniewu. Pasował on do rysów jej twarzy:


zwężonych oczu, strachu, tuż za buntem w jej wypełnionych nienawiścią lśniących zielonych
oczach. Otworzyła usta, gdy ścisnąłem mocniej palce, i łza spadła z kącika jednego jej oka.

– Zabierz ode mnie łapy.

Jej głos zabrzmiał szorstko, nisko, jakby długo nie mówiła. Popatrzyłem na nią. Twarz
w kształcie serca. Pełne usta. Wyraźne kości policzkowe.

Śliczna.

Nie, więcej niż to. Prawie arystokratyczna. Arogancka. Piękna. Inna.

Inna od zwykłych dziewczyn.

Przebiegła wzrokiem po mojej twarzy. Zastanawiałem się, czy maska w czaszki ją


przeraziła. Kurwa, mnie przeraziła, kiedy pierwszy raz ją założyłem. Jak śmierć, wpatrująca
się w twoją twarz.

– Wstań – powiedziałem, pociągając ją za włosy, kiedy się wyprostowałem.

Potknęła się, ale trzymałem ją, odchylając jej głowę, obserwując jak przetwarzała ból

Strona 7
Tłumaczenie nieoficjalne: agni3szka_ korekta: ania.sg

mojej pięści we włosach. Ucząc ją.

Czyny mówiły głośniej niż słowa. Zawsze zaczynałem mój trening od pierwszej
minuty. Nie było sensu tracić czasu. Szybko nauczy się robić to, co jej powiedziano, albo
zapłaci. Szybko nauczy się, że życie, które znała, skończyło się. Nie była już wolna. Nie była
już człowiekiem. Była kawałkiem pieprzonego mięsa. Własnością. Moją własnością.

Ta pierwsza lekcja była dla nich najtrudniejsza, ale ja byłem bardzo dokładny.

Myślę, że mógłbyś powiedzieć, że znalazłem moje prawdziwe powołanie.

– Ranisz mnie – mruknęła.

Przełknęła mocno i zamrugała jeszcze gwałtowniej, może po to, żeby powstrzymać łzy,
które teraz wyciekały z obydwu oczu. Ta dziewczyna była wojownikiem. Nienawidziła
słabości. Mogłem to zobaczyć. Rozpoznałem to. To bitwa, walczyła tak samo ze sobą, co ze
mną.

– Jakie jest magiczne słowo? – drwiłem.

Wpatrywała się we mnie, jej wzrok przeszukiwał, starając się przejrzeć przez cienką
warstwę siatki, która przykrywała nawet moje oczy. Mogłem powiedzieć, że starała się nie
skupiać na masce, ale raczej na moich oczach. Aby uczynić mnie bardziej ludzkim, mniej
przerażającym.

Strach. To była jedyna rzecz, na którą zawsze możesz liczyć.

– Pieprz się.

Wyciągnęła związane ręce, aby złapać maskę, ale zanim mogła to zrobić,
odciągnąłem je.

– Błąd.

Obróciłem ją dookoła i popchnąłem na ścianę, dociskając do niej bok jej twarzy.


Nacisnęła na tanie, ciemne ściany swoimi dłońmi, związane nadgarstki trzymając tuż przed
klatką piersiową. Jej oddech stał się ciężki, cięższy od mojego.

Spojrzałem na nią. Nawet pod warstwami brudu widziałem odcisk buta, zmieniający
kolor na niebieski, na jej boku.

Miałem rację. Ta była wojownikiem.

Pochyliłem się bliżej, puściłem jej włosy i przycisnąłem do niej moje ciało, przysuwając
usta do jej ucha. – Spróbuj ponownie. Magiczne słowo. I pamiętaj, zazwyczaj nie daję
Strona 8
Tłumaczenie nieoficjalne: agni3szka_ korekta: ania.sg

drugich szans.

– Proszę – powiedziała szybko, zanim wybuchła szlochem, który bardzo starała się
zassać z powrotem.

Trzymałem klatkę piersiową na jej plecach, przytrzymując ją przy ścianie.


Zastanawiałem się, czy mogła poczuć moją erekcję. Do diabła, musiała ją poczuć.

– Gia – wyszeptałem jej do ucha. Znałem jej imię, wiedziałem, że to było jej
prawdziwe, kiedy zassała oddech.

To było wszystko, co wiedziałem, ale nie powiedziałem jej tego. To było wszystko, co
chciałem wiedzieć. W przeciwieństwie do tego, co myślą moi różni pracodawcy, nie lubiłem
trenować dziewcząt. Czy sprzedawać ich. Zastanawiałem się, czy powinienem. To była jedna
z rzeczy, którą robił mój ojciec, mój prawdziwy ojciec. Był szumowiną społeczną dupków.
Przez ostatnie siedem lat, starałem się przeżyć tylko dla mojego dziedzictwa. Cholera,
musiałam nadrobić zaległości. Dwadzieścia osiem pieprzonych lat. Wnioskując z przerażenia
na twarzy dziewczyny, robiłem dobrą robotę.

Codziennie, nienawidziłem siebie odrobinę bardziej, z tego powodu. Ale o to właśnie


chodziło, prawda? Nie zasługiwałem na nic innego.

– Teraz należysz do mnie. Będziesz robiła to, co ci mówię, albo za każdym razem
będziesz karana. Rozumiesz?

Nie odpowiedziała, ale jej ciało zaczęło drżeć. Zacisnęła oczy. A ja patrzyłem, jak łzy
spływają jej po policzku.

– Rozumiesz? – spytałem znowu, przeciągając paznokciami w górę jej pleców i pod


ciężką zasłonę włosów u podstawy czaszki, gotowy do chwycenia, ciągnięcia i zranienia.

Szybko skinęła głową.

– Dobrze.

Nagle cofnąłem się. Prawie upadła, ale złapała się. Pozostała stojąc w ten sposób,
plecami do mnie, czołem do ściany. Poruszyła się, wycierając policzki.

– Obróć się.

Zajęło jej to chwilę. Poruszyła się powoli, utrzymując tyle przestrzeni między nami, ile
tylko mogła, trzymając związane ręce podniesione tak, że zasłaniały jej piersi.

Wyzywające spojrzenie spotkało się z moim, zielony świecił jasno w kontraście do

Strona 9
Tłumaczenie nieoficjalne: agni3szka_ korekta: ania.sg

brudu – umorusanej twarzy. Było w niej coś innego. Ani razu z kilkunastoma dziewczynami,
które trenowałem, nie czułem nic innego tylko pustkę, przestrzeń między mną a nimi. Te
dziewczyny, nie były dla mnie nawet ludźmi. W ten sposób było łatwiej. Były rzeczami.
Środkami do celu. Ten cel poległ na tym, że pogrążałem się głęboko w deprawacji, tak
głęboko, że nigdy nie zobaczyłbym ponownie światła dziennego.

Przygotowałem się i spojrzałem na nią. Drżała i wiedziałem, że to nie zimno było tego
przyczyną.

– Podnieś ręce nad głowę. Tam jest haczyk. Jest ich wiele w całym pokoju.

Patrzyłem, jak przeszukiwała pokój. Jej oczy przystosowały się do przyciemnionego


światła, więc przynajmniej mogła zobaczyć, o czym mówiłem. Łańcuchy były zamontowane
do sufitu, w różnych miejscach. Być może będzie to zbyteczne, ale jak już powiedziałem,
lubiłem się z nimi pieprzyć, a wyobraźnia była gorsza niż rzeczywistość. Do tych łańcuchów
przyłączone były duże haki, mam na myśli jak haki do mięsa. Kiedy potrzebowałem,
używałem ich do zabezpieczenia dziewczyny.

– Będziesz musiała stanąć na palcach, aby wsunąć pierścień przez środek swoich
kajdanek na hak. Zrób to.

Jej klatka piersiowa poruszyła się, gdy oddech zamienił się w krótkie sapnięcia, podczas
gdy jej wzrok znowu przebiegł dookoła pokoju, zanim wreszcie spoczął nad jej głową.

Podszedłem do zamkniętej skrzyni i wyjąłem klucz z kieszeni. – Już ci powiedziałem,


że nie lubię się powtarzać – powiedziałem, kiedy schyliłem się, aby ją otworzyć. Podniosłem
wieko, wyjmując to, czego potrzebowałem. Zawsze tak było. Gia nie różniła się od innych.
Początkowo zawsze miały kłopoty z posłuszeństwem.

Zamknąłem pokrywę i przytrzymałem szpicrutę blisko nogi, tak żeby jej nie zauważyła.
Gdy podszedłem do niej, wziąłem jeden z jej nadgarstków i podniosłem obie ręce, aby
zabezpieczyć ją na haku.

– Nie.

Od razu próbowała się uwolnić. To było daremne, ale niech to diabli. Mogła się
wyczerpać. Wiedziałem już, że będzie powolną uczennicą. Wojowniczki zawsze były.

– Tak – powiedziałem, poruszając się wokół niej.

Próbowała mnie naśladować, ale na palcach była wolniejsza. Zastanawiałem się, czy
nawet zauważyła, że nadchodzi pierwsze uderzenie, ponieważ na dźwięk skóry uderzającej

Strona 10
Tłumaczenie nieoficjalne: agni3szka_ korekta: ania.sg

o ciało – dźwięk, który mój chory mózg kochał – odetchnęła głęboko i zastygła.

– Czy w końcu mam twoją uwagę? – Próbowała obracać się w różne strony, odchylić
się dalej. Podniosłem ramię i tym razem uderzyłem w bok biodra.

– Przestań! – krzyknęła.

Chwyciłem jej ramię, odwróciłem plecami do siebie i wymierzyłem jeszcze trzy razy na
jej wciąż osłonięty tyłek.

– Proszę! To boli!

– Nie pierdol, Sherlocku.

Uderzyłem znowu, tym razem obracając ją twarzą do siebie, by oznaczyć przód jej ud.

Krzyczała. Zastanawiałem się, ile z tego to był szok, chociaż szpicruta mogła piec jak
skurwysyn, a ja nie byłem łagodny. Nie ma sensu ich rozpieszczać.

– Więcej? – zapytałem.

– Nie!

Dodałem jeszcze jeden pasek na jej udach. – Nie, co?

– Nie, proszę, nie!

– Cóż, cholera. Może nie jesteś tak powolna jako uczennica, jak zakładałem, że
będziesz. – Poprawiłem krocze moich spodni. Jej usta otworzyły się, a oczy rozszerzyły, gdy
patrzyła. – Teraz się nie ruszaj.

Obejrzałem ją, sprawdzając, czy nie ma siniaków, znajdując kilka, które wydawały się
być kilkudniowe. Żadnych świeżych rozcięć, nic, co potrzebowało czegoś więcej poza
czasem, aby się zagoić. Chociaż czas był ograniczony.

Odwracając się, dotknąłem odciska buta na jej boku. Syknęła, kiedy nacisnąłem. –
Musiałaś kogoś wkurzyć. – Zachichotałem.

– Nie docenił mojego kolana na swoim kroczu.

Roześmiałem się. – Lubię dziewczyny z charakterkiem – powiedziałem, wsuwając


palce za pasek jej majtek. – One muszą zniknąć.

Walczyła gwałtownie, dopóki nie uderzyłem jej w tyłek dłonią. – Powiedziałem, nie
ruszaj się do cholery.

– Proszę.

Strona 11
Tłumaczenie nieoficjalne: agni3szka_ korekta: ania.sg

– To nie będzie działało za każdym razem, kochanie. – Zsunąłem je, obserwując, jak
spadają na podłogę. Gia ścisnęła nogi, zaciskając tyłek, kiedy próbowała uciec ode mnie.

– Proszę – spróbowała ponownie.

Zakopałem paznokcie w jej biodrach, żeby utrzymać ją nieruchomo. – Czy potrzebujesz


szpicruty, aby się, do cholery, nie ruszać?

– Nie! Po prostu nie ... proszę, nie ...

Czułem jej walkę, żeby przestać się ruszać i wiedziałem czego się bała. Wiedziałem
dokładnie czego się bała.

– Nieruchomo – mój głos zabrzmiał jak niskie, mroczne ostrzeżenie.

Zadrżała w moim uścisku i zwiesiła głowę, jej oddech był głośny i nierówny.

To było wtedy, gdy mój kciuk potarł zgrubiałą skórę. Miała około pięciu centymetrów
i kiedy nacisnąłem na nią, zassała oddech. Pochyliłem się, aby przyjrzeć się z bliska. Okrągła
blizna, która znajdowała się z boku jej lewego biodra. To było celowe oznakowanie,
przypalenie.

– Co to jest?

Po prostu wydała jakiś nieokreślony dźwięk.

– Co to jest? – spytałem ponownie, po tym, jak uderzyłem ją w drugie biodro.

– To nie tak, że przejął się tym, aby mi powiedzieć, kiedy mnie do cholery oznaczał. –
Przełknęła głośny, płaczliwy oddech.

Wyprostowałem się. To nie mogło być starsze niż kilka dni, może tydzień. Zobaczę co
to było, kiedy się wyleczy. W międzyczasie, miałem pracę do wykonania.

Kiedy nie trzymałem jej nieruchomo, zaczęła się chwiać z nogi na nogę, nie mogąc
złapać oparcia ze względu na jej wzrost. Nie mogła mieć więcej niż 165 cm. Ledwo znalazła
się na środku mojej klatki piersiowej, kiedy stała na płaskich stopach. Przeszedłem wokół niej
kilkakrotnie, kręcąc się, biorąc mój czas, starała się podążać za moimi ruchami, jej oczy
przypatrywały mi się uważnie.

– Naprawdę śmierdzisz – powiedziałem, zatrzymując się, aby spojrzeć jej w twarz. –


Zsikałaś się, czy oni nasikali na ciebie? – Nie mogłem się powstrzymać. Jeden kącik moich
ust podniósł się przy tym pytaniu. Na bezwzględność tego.

Oczy dziewczyny zwęziły się. Krótkie mignięcie wstydu błysnęło przez nie.
Strona 12
Tłumaczenie nieoficjalne: agni3szka_ korekta: ania.sg

– Zamierzasz mnie zabić? – spytała wreszcie. – Jeśli tak, to po prostu to zrób. Po prostu
skończ z tym.

Nie błagała o wolność, ani o swoje życie. Nie zaproponowała żadnej łapówki – co
zwykle robiły. Oferowały wszystkie pieniądze, które miały. Które miały ich rodziny. Nie
miały pojęcia, że to, ile miałem za nie dostać, znacznie przekroczy to, co większość rodzin
tych zagubionych dziewczyny, mogła zarobić w ciągu roku.

Zagubione dziewczyny. Ja je tak nazywałem. Choć ta jedna, ta Gia – ona nie była
zagubioną dziewczyną. Nie. Ona była inna, a ja chciałem wiedzieć, co sprawiło, że taka była.

– Nie jesteś tu po to, żeby umrzeć. Jesteś tutaj, aby cię wytrenować. Mamy tylko dwa
tygodnie, co jest mniej niż zwykle. I biorąc pod uwagę twoje ... nieprzyjemne usposobienie –
przesunąłem po niej wzrokiem – każdej innej zajęło to dwa razy tyle czasu. – Spojrzałam jej
w oczy i mrugnąłem. – Ale jestem profesjonalistą. Uda mi się.

– Wytrenować?

– Nauczyć cię, jak się masz zachowywać – przynajmniej na aukcji. Po tym, nie jesteś
już moim problemem.

– Jakiej aukcji?

– Aukcji niewolników. Za dwa tygodnie. Będziesz tam. Jako gość honorowy.


Przynajmniej jako jeden z gości honorowych. Umyjmy cię, żebym mógł zobaczyć, z czym
będę musiał pracować.

Wyciągnąłem rękę, aby uwolnić jej kajdanki z haka, i westchnęła z ulgą, kiedy znowu
stanęła stopami na podłodze. Trzymając ją jedną ręką, owinąłem drugą wokół jej karku
i przyciągnąłem ją blisko. Położyła ręce na mojej klatce piersiowej, utrzymując jak
największy dystans między nami, jaki mogła.

– Chcesz żebym zdjął kajdanki?

Przeszukała moją zamaskowaną twarz, skupiając się na moich oczach, a potem skinęła
głową.

Sięgnąłem do kieszeni i wyciągnąłem dwie tabletki. – Otwórz.

Popatrzyła na nie. – Co to jest?

Wzruszyłem ramionami. – Pomogą ci się zrelaksować.

Potrząsnęła głową. – Nie. Nie chcę ich.

Strona 13
Tłumaczenie nieoficjalne: agni3szka_ korekta: ania.sg

– Nie przypominam sobie, żebym pytał cię czy chcesz.

Powoli odwróciła wzrok ku mnie i dała mi jednostronny uśmiech, a potem otworzyła


usta.

– Achhh.

Ta jedna była ciężkim przypadkiem. Następnym razem podam jej środek uspokajający
inaczej, a kiedy to zrobię, będzie mnie prosiła, aby wziąć je doustnie. Ale na razie,
podniosłem rękę do jej ust i przechyliłem ją. Ale zanim pigułki mogły się zsunąć, otworzyła
usta szeroko i mocno ugryzła moją dłoń, przecinając skórę.

– Kurwa! – Odciągnąłem ją, ale dopiero wtedy, gdy już mnie skaleczyła. Moja ręka
podniosła się automatycznie, żeby ją uderzyć, na co się skrzywiła, osłaniając się przede mną.

Momentalnie się zawahałem, gdy oparła się o ścianę, jej oczy były ogromne, ręce
podniesione z dłońmi skierowanymi w moim kierunku.

Opuściłem rękę i złapałem ją za ramię, popychając na podłogę. – Na dół!

Moja krew spływała na jej skórę, w miejscu gdzie ją trzymałem. Wydała jakiś dźwięk,
kiedy uderzyła kolanami o twarde drewno.

– Podnieś je.

Łkała, mrucząc coś bez sensu. Kucnąłem obok niej i chwyciłem włosy z tyłu jej szyi,
aby zmusić ją, by na mnie spojrzała.

– Podnieś. Je.

Jej przerażone oczy, przesunęły się z moich, do dwóch pigułek, leżących na podłodze
i z powrotem. Utrzymując mój wzrok, sięgnęła po nie i zacisnęła je w pięści.

– Wyciągnij je do mnie.

Zrobiła to, jej dłoń drżała, a oczy zablokowała na moich.

– Chcesz je połknąć, czy chcesz, żebym wepchnął ci je w tyłek? – brzmiałem spokojnie,


jakbym miał pełną kontrolę nad sobą. Nie wiedziała o tym, że to wtedy byłem w moim
najgorszym stanie. Kiedy posiadała mnie wściekłość.

Przyglądała mi się, być może niezdolna by mówić.

– Wobec tego tyłek – powiedziałem, podnosząc się i ciągnąc za sobą. Ale zanim
wstaliśmy, pigułki zniknęły w jej gardle, a ona chwyciła mnie za ramię, próbując złagodzić

Strona 14
Tłumaczenie nieoficjalne: agni3szka_ korekta: ania.sg

nacisk na jej włosy. – Otwórz.

Zrobiła to, a ja odwróciłem jej głowę w ten sposób, aby upewnić się, czy przełknęła.
Zrobiła to.

Puściłem ją, przez co potknęła się do tyłu.

– Jestem ci dłużny – powiedziałem, odnosząc się do kary, ale z wyglądu jej twarzy
wywnioskowałem, że nie zrozumiała. Ruszyłem do drzwi.

– Poczekaj.

Odblokowałem je i otworzyłem. Obandażowałem dłoń, podczas gdy pigułki robiły


swoją pracę.

Gia podeszła do mnie, a potem się zatrzymała.

– Idź się położyć – powiedziałem.

Wkrótce odleci. Dawka była prawdopodobnie za wysoka. Ona była drobna.


Przypuszczałem, że zmoknięta ważyła około 52 kilogramów.

– Proszę, pozwól mi odejść – udało jej się powiedzieć.

Złapałem ją za ramię i zaprowadziłem do łóżka, podniosłem i położyłem na nim.

Przyciągnęła kolana do piersi, a moje oczy ponownie opadły na strup, uformowany na


jej biodrze. Coś w tym mnie zaniepokoiło. Miałem wrażenie, że nie spodoba mi się to, co
znajdę, po całkowitym wyleczeniu rany.

Znów spotkałem jej wzrok. Nasze oczy były zablokowane, jej badawcze, niepewne.

Sięgnęła po koc, naciągając go na siebie. Dotknęła palcami moich, gdy go zabierałem.

Ciepło było zaszczytem, a ona na nie w żaden sposób nie zasłużyła.

Zadrżała. – Proszę. Jest mi tak zimno.

Spojrzałem na nią i pokręciłem głową.

– Nie walcz ze mną, Gia – szepnąłem. – Nie wygrasz.

Strona 15
Tłumaczenie nieoficjalne: agni3szka_ korekta: ania.sg

ROZDZIAŁ 2

Gia

Odleciałam i zasnęłam. Były chwile jasności umysłu i wydawało się, że nie było
mnie tylko przez chwilę, jakbym oddaliła się od rozmowy, po czym podjęła ją znowu, jakby
to w ogóle się nie stało, jakbym tylko skinęła głową. Jak długo to trwało?

Przypomniałam sobie ostatnią noc z Victorem. Przysięgłam sobie, że nie będę ofiarą.
Nie pozwoliłabym, żeby mnie nią uczynił. Pamięć o tym sprawiła, że zadrżałam.

Cholera.

Cholera, cholera, cholera.

Czy myśleli, że nie mogłam ich usłyszeć? Czy myśleli, że nie mogłam usłyszeć tego
pieprzonego trzaskania ognia?

Mateo spieprzył. Boże, spieprzył tak bardzo i zapłacił za to. Zapłacił najwyższą
cenę. Odszedł. I uratował mnie – upewnił się, że przeżyję.

Zmusili mnie do oglądania. Victor, pierdolony Victor, zmusił mnie do oglądania.


Spojrzałam na niego siedzącego tam teraz, całego zadowolonego z siebie, w swoim
doskonałym trzyczęściowym garniturze, poprawiający swoje perfekcyjne mankiety,
obracający złote spinki do mankietów, ten ironiczny uśmieszek na jego twarzy, ten, który
chciałam zetrzeć na zawsze. Jego ręce były najbardziej zakrwawione ze wszystkich, nawet
jeśli nigdy nie podniósł cholernego palca, aby rzeczywiście kogoś zabić.

– Gotowe, szefie – powiedział jeden z jego zamaskowanych żołnierzy. Nigdy nie


widziałam ich twarzy.

Uciekło mi łkanie. Nie chciałam wydać dźwięku. Nie chciałam krzyczeć. Aby dać
mu satysfakcję. Ale odsunęłam się tak daleko, jak mogłam, chociaż łańcuchy uniemożliwiały
poruszanie się o więcej niż kilka centymetrów.

Strona 16
Tłumaczenie nieoficjalne: agni3szka_ korekta: ania.sg

Victor stał.

– Ostatnia szansa, Gia.

Zerknęłam na dymiące żelazo do wypalania piętna – nie pozwoliłabym mojemu


intensywnemu spojrzeniu zwlekać, mojemu strachowi sparaliżować mnie. Nie pozwoliłabym.
Nie mogłam. Ale pomarańczowy blask, zapach, gorąco – to przeraziło mnie jak cholera.

Odwróciłam szalone spojrzenie na Victora. Czy mogłabym najpierw zemdleć? Czy


mogłabym wkurwić ich a tyle, żeby mnie uderzyli? Znokautowali mnie zanim by to zrobili?

– Co powiesz? – spytał Victor, stojąc na tyle blisko, aby podnieść moją twarz do
jego.

– Ostatnia szansa, żebyś się pieprzył? – zapytałam z lekkim drżeniem w głosie, gdy
człowiek trzymający żelazo podszedł tak blisko, że mogłam je poczuć. I mogłam sobie
wyobrazić zapach spalonego przez nie ciała. Mojego ciała.

Byłabym silna. Dla Mateo. On był silny aż do samego końca.

Victor przykucnął obok mnie i owinął kosmyk moich włosów wokół palca, szarpiąc.
– Co powiesz? – Jego ton kpił. Kochał to. Ten cholerny drań żył dla tego.

– Co mam powiedzieć?

Czekał.

Patrzyłam mu prosto w twarz, wiedząc, że przypieczętowałam swój własny los, ale


i tak przykryłam wszystko moją odwagą. Splunęłam. Splunęłam prosto w jego zadowoloną
z siebie twarz zabójcy.

– Powiem, nie, dzięki. I tak mnie zabijesz.

Grzbiet jego dłoni uderzył mnie w twarz tak mocno, że gwiazdy zatańczyły mi przed
oczami, ale to było niewystarczające, by sprawić, żebym była nieprzytomna.

Wstał. – Głupia, arogancka suka. – Skinął do mężczyzny trzymającego żelazo,


a dwie inne dłonie odwróciły mnie na bok.

Przepłynął przeze mnie rozżarzony do białości ból, otworzyłam usta i wypuściłam


mrożący krew w żyłach krzyk. Dźwięk skwierczącego żelaza, zapach przypalanej skóry, to
było zbyt wiele do zniesienia.

Nigdy nie zemdlałam, nie podczas, nie po, nie dopóki Victor nie uderzył mnie
ponownie.
Strona 17
Tłumaczenie nieoficjalne: agni3szka_ korekta: ania.sg

– Zobaczę cię na kolanach, Gia. Dopomóż mi Boże.

Szalony, szeroki uśmiech na jego twarzy, był ostatnią rzeczą, którą widziałam, jego
słowa były zagadką, podczas gdy przetwarzałam ból, jakiego nigdy wcześniej nie czułam,
witając ciemność, którą grzbiet dłoni Victora przez mój policzek w końcu, na szczęście,
przyniósł.

Byłam pewna, że Victor mnie zabije. Dlaczego tego nie zrobił? Czy nadal miałam
ochronę Angusa Scavy? Angus Scava był szefem rodziny Scava. Byłam zaręczona z jego
synem. Być może nie byłam jego pierwszym wyborem na synową, ale zaakceptował mnie,
i był dla mnie miły, ze względu na swojego syna.

Ale czy kazałby mnie oznakować i przysłać tutaj? Do tego psychopaty? Po co? Co
on powiedział? Że mnie wytrenuje. Wytrenuje mnie na aukcję niewolników.

Aukcja niewolników.

Nie. Angus Scava nie rozkazałby tego. To było samodzielne działanie Victora.

Zamrugałam, starając się odwrócić na plecy, ale nie mogłam. To było tak, jakbym
była za ciężka, aby się poruszyć. Pigułki musiały być jakimś środkiem zwiotczającym
mięśnie, a dawka była zbyt wysoka. Choć przypuszczałam, że taka była jego intencja. Aby
mnie obezwładnić. Łatwiej byłoby mnie kontrolować, gdybym nie mogła walczyć.

Pomyślałam o moim porywaczu, człowieku w masce. Tej strasznej masce. Nie


mogłam nawet zobaczyć jego oczu poza odrobiną iskry koloru. Niebieski lub szary. Nie
mogłam stwierdzić z pewnością. Nie potrzebowałam ich widzieć, aby wiedzieć
o nikczemności, o okrucieństwie za nim ukrytymi. Ale było tam coś więcej. Kiedy podniósł
rękę, żeby mnie uderzyć, a potem się zatrzymał – to wtedy to poczułam. Wtedy i potem,
kiedy zobaczył znak na moim biodrze. Chwilowe ułaskawienie, przerwa w środku szaleństwa.

Mentalnie potrząsnęłam na siebie głową. Chwytałam się brzytwy, potrzebując


nadziei.

Człowiek, który mnie miał, nie był lepszy niż Victor albo jego żołnierze. Gotów był
mnie sprzedać jako pieprzonego niewolnika. Nie miałam wątpliwości, z czym to się wiąże.

Bałam się, że mnie zgwałci. Kiedy zdjął moje majtki, pomyślałam, że to było to. Że
miał zamiar to zrobić. Victor tego nie zrobił. Nie pozwolił na to również swoim ludziom.
Dlaczego? Dlaczego im nie pozwolił? Czy to nie tego chciał? Złamać mnie? Co on
powiedział – „zobaczyć mnie na kolanach”?

Strona 18
Tłumaczenie nieoficjalne: agni3szka_ korekta: ania.sg

Może to była jego umowa z Mateo, zanim go zabił, która uratowała mnie od horroru
gwałtu.

Zamknęłam oczy przed obrazem Mateo zanim umarł, odpychając go od siebie. Nie
chciałam pamiętać mojego brata w ten sposób. Musiałam trzymać się jego obrazu, takiego
jaki był wcześniej – w życiu. Zanim jeszcze spotkał Victora. Zanim to wszystko się zaczęło.

Dlaczego Victor nie pozwolił swoim ludziom mnie gwałcić? Dlaczego sam tego nie
zrobił? To nie miało sensu. Chciał mnie. To było oczywiste. Było oczywiste przez dwa lata,
podczas których miałam nieprzyjemność go znać.

Aukcja.

Niewolnik.

Kiedy ponownie się obudziłam, mogłam obrócić się na plecy i podnieść ciężkie
ramiona zaledwie kilka centymetrów od łóżka, na którym wciąż leżałam naga.

Musiałam zrozumieć, gdzie jestem. Kim był mężczyzna, który teraz mnie miał.
Będzie mnie trenował, więc prawdopodobnie był wynajęty przez Victora. Choć trenował
mnie do czego? Abym nie walczyła? Nigdy bym nie przestała. Nigdy nie pozwoliłabym im
wygrać. Nigdy nie pozwoliłabym wygrać Victorowi.

Zastanawiałam się, czy Angus Scava wiedział o tym, co on zrobił. Zabiłby Victora,
gdyby wiedział, byłam tego pewna. W końcu prawie byłam jego synową. Byłam zaręczona
z Jamesem, jego synem. James mnie kochał. Nie ma mowy, że Angus Scava pozwoliłby, aby
mi się to przytrafiło.

Pomyślałam o Jamesie. O tym, jak dobrze wszystko się układało dwa lata temu.
Zanim został zabity. Zanim Victor pojawił się na horyzoncie. Pomyślałam o mojej mamie.
Czy wiedziała już o Mateo? Czy przynajmniej wiedziała, że zaginęliśmy, nawet jeśli nie
wiedziała, że on nie żyje? Była w Palermo, i chociaż nie byliśmy szczególnie blisko, na
pewno spróbowałaby zadzwonić.

Przesunęła się zasuwka, dźwięk zwrócił moją uwagę.

Po raz pierwszy od bardzo dawna, pomyślałam o człowieku, który obiecał mojemu


ojcu, że ochroni moją rodzinę. Człowiek, dla którego pracował mój ojciec, i za którego umarł.
Ślubował, że utrzyma mnie i Mateo bezpiecznymi. Czy mógł ocalić mnie od tego?

Ale to było lata temu. A obietnica złożona żołnierzowi, nie mogła oznaczać dużo dla
szefa.

Strona 19
Tłumaczenie nieoficjalne: agni3szka_ korekta: ania.sg

Drzwi się otworzyły.

Zamrugałam, podnosząc głowę tak wysoko, jak tylko mogłam, i patrzyłam, jak mój
porywacz wypełniał framugę. Był trzydzieści centymetrów wyższy ode mnie i silny.
Fizycznie nie byłabym w stanie go pokonać. A jeśli będzie utrzymywał mnie oszołomioną
narkotykami, w ogóle nie byłabym w stanie za wiele zrobić.

Światło z zewnątrz nakreślało jego ciało, tworząc aureolę wokół jego głowy.
Zmrużyłam oczy, przyzwyczajając się do mroku i kiedy zamknął drzwi, znowu zobaczyłam
jego twarz – zobaczyłam tę maskę. Czaszka. Śmierć. Jak gdyby on był śmiercią.

Wypuściłam mały dźwięk, a moje ciało instynktownie próbowało się cofnąć.


Próbowało. Choć nic się nie wydarzyło. Nic, poza nim, podchodzącym bliżej, chichocząc.
Musiał zobaczyć moją próbę. Wydawał się widzieć wszystko.

Usiadł na krawędzi łóżka, a gdy zobaczyłam butelkę wody w jego dłoni, otworzyłam
usta, zdając sobie sprawę z tego, jak suche były, jak bardzo byłam spragniona.

Nie mogłam się odsunąć, ani zakryć, gdy pochylił się nade mną, ale kiedy sięgnął do
kieszeni i wyjął klucz, którym uwolnił moje nadgarstki, wszystko co czułam, to wdzięczność.

– Naprawdę muszę cię umyć.

Odkręcił korek z butelki i przełknęłam z nadzieją. Ale wtedy podniósł butelkę do ust
i wziął długi łyk, opróżniając połowę. Chciałam płakać. Mogłam nawet to zrobić, ale nie
mogłam być pewna.

– Spragniona? – spytał.

Zamrugałam.

– Lubię cię taką, wiesz? Jesteś w pewien sposób słodka, kiedy nie mówisz. – Potem
podniósł moją głowę i przytrzymał ją, gdy przysunął wodę do moich ust i dał mi dwa małe
łyki, zanim odłożył butelkę na bok i wstał.

– W porządku.

Zdjął koszulę. Wyglądało to dziwnie, jego klatka piersiowa była obnażona, ale miał
tę maskę zakrywającą twarz. W słabo oświetlonym pokoju, zauważyłam tatuaż na części jego
klatki piersiowej i w dół ramienia. Nie mogłam jednak wyobrazić sobie jego kształtu. Był to
tylko cień.

– Umyjmy cię.

Strona 20
Tłumaczenie nieoficjalne: agni3szka_ korekta: ania.sg

Ledwo miałam okazję mu się przyjrzeć, zanim mnie podniósł i zaniósł do łazienki.
Moja twarz bębniła o jego umięśnioną klatkę piersiową, gdy mnie niósł, jego skóra była
miękka, jego zapach był czysty, nawet kuszący – lub byłby, gdybym nie była
przetrzymywana wbrew mojej woli. Było też coś innego. Jego zapach był niemal znajomy.
Czy to była woda kolońska kogoś, kogo kiedyś znałam? Nie mogłam tego nigdzie
umiejscowić.

– Początkowo będzie prawdopodobnie trochę zimno.

Sapnęłam, gdy włożył mnie do lodowatej wanny, ale moja głowa opadła na bok,
i leżałam tam, drżąca, niezdolna do ruchu. Wziął krzesło z kąta i usiadł. Patrzyłam mu
w oczy, kiedy mnie oglądał, podróżując po mnie wzrokiem. Starałam się zakryć, zdołałam
położyć rękę na moim wzgórku – albo wystarczająco blisko, abym mogła udawać, że się
chronię.

– Już, już.

Odkręcił kurki. Próbowałam się cofnąć od napływu lodowatej wody, która bulgotała.
Brzmiało to tak, jakby nikt nie brał tutaj kąpieli, od bardzo długiego czasu.

– Nic z tego – zakończył, odsuwając moją dłoń. – Będziemy bardzo intymnie, ty i ja.

Jęknęłam i w połowie odwróciłam się na bok. Patrzyłam, jak jego wzrok znów opadł
na strup na moim biodrze, gdzie Victor mnie oznaczył.

Woda ogrzała się i zamknął odpływ, aby wypełnić wannę. Potem wziął myjkę
i kostkę mydła, która leżała na krawędzi wanny.

Wydałam jakiś dźwięk buntu.

– Jest czysta – powiedział, trzymając kwadratową ściereczkę. – Stosunkowo.

Musiałam zrobić jakąś minę, bo się roześmiał.

– Żartuję. Chryste, rozchmurz się, księżniczko.

Księżniczka. Victor nazwał mnie tak kilka razy. Podłapał to od Mateo. Ale sposób,
w jaki on to powiedział, sprawił, że moja skóra zamrowiła.

– Przestań – powiedziałam, bełkocząc.

– No proszę, odzyskałaś głos.

Namydlił myjkę i zaczął mnie pocierać. Musiałam przyznać, że woda wypełniająca


wannę była wspaniała. Ciepła, prawie gorąca. W tamtym pokoju było tak zimno. Chociaż
Strona 21
Tłumaczenie nieoficjalne: agni3szka_ korekta: ania.sg

sprawiła, że zasyczałam, gdy dotarła do rany na biodrze.

Uniósł każde moje ramię i przetarł każdy palec, nie zostawiając nawet małego
kawałka nietkniętej skóry, zwracając szczególną uwagę na moje piersi, aż moje sutki
stwardniały.

– Śliczne – powiedział.

Próbowałam odsunąć szmatkę, ale wziął mnie za rękę i potrząsnął głową, jak gdyby
karcił dziecko.

– Bądź dobrą dziewczynką, a ja nie dodam kary, którą już dostaniesz za


gryzienie mnie.

Gęsia skórka pokryła moją skórę, i zrobiłam to co powiedział. Leżałam nieruchomo,


kiedy mnie mył, jego dotyk był delikatniejszy, niż się tego spodziewałam, szczególnie wokół
ohydnej, wrażliwej plamy na moim biodrze, jakby naprawdę się tym zajmował. Może chciał
po prostu sprawdzić, czy będzie w stanie zobaczyć co to było.

Mój porywacz rozdzielił mi nogi i patrząc na mnie, przeciągnął ściereczką


między nimi.

Zaprotestowałam, zaciskając nogi i odsuwając jego dłoń, zdając sobie sprawę, że


jeśli to zrobiłam, to z czasem odzyskiwałam zdolność poruszania się. Ale to nie było
wystarczające, aby zrobić jakąkolwiek różnicę, gdyż wszystko, co zrobił, to było „phi” na
moje wysiłki. Tym razem trzymał jedno moje kolano dalej, rozłożył moje nogi szerzej niż
przedtem, i umył mnie między nogami. Moja twarz zaczerwieniła się – biorąc pod uwagę, że
włączył tu światła, mogłam spojrzeć przez siatkę przykrywającą jego oczy – i przysięgam, że
uśmiechnął się za maską. Nienawidziłam go za to, nienawidziłam go za tę delikatną inwazję,
za naturalną odpowiedź mojego ciała, kiedy pocierał ten delikatny punkt w kółko, tak jakby
chciał wyciągnąć to samo ze mnie.

– I już – powiedział. – Prawie skończone.

I dla mojego całkowitego upokorzenia, obrócił mnie na bok i umył mnie również
z tyłu, nie spiesząc się, dopóki nie poczuł się zadowolony, zanim wreszcie pozwolił mi
położyć się na plecach, gdy opróżnił wannę.

– Nalejmy tutaj trochę czystej wody, żebyśmy mogli umyć twoje włosy.

Wstał a jego wzrok przesuwał się po moim ciele.

Uniosłam się odrobinę, chociaż nadal potrzebowałam podparcia wanny,


Strona 22
Tłumaczenie nieoficjalne: agni3szka_ korekta: ania.sg

i chrząknęłam.

Pozwolił mi usiąść i napełnił wannę, po czym znowu usiadł, gdy podniósł


w połowie pełną butelkę taniego szamponu. Ile dziewczyn było tutaj tak samo jak ja? Ile
umył, tak jak mył mnie? Ile ... musiałam ciężko przełknąć, aby nie udusić się tym słowem –
wytrenował? Sprzedał jako niewolnice?

Czułam, że moje oczy zachodzą łzami. Czy po prostu się oszukiwałam? Byłam
w tym głęboko. Po Jamesie trzymałam się z daleka od tych spraw i ostrzegałam Mateo, aby
zrobił to samo. Ostrzegałam go, aby nie wiązał się z mafią. Z mężczyznami takimi jak Victor
Scava. Ale zrobił to, i zapłacił za to najwyższą cenę. Czy ja też teraz zapłacę?

Potarł kciukiem po moim policzku i zdałam sobie sprawę, że zaczęłam płakać.


Patrzyłam w jego oczy, gdy ocierał moje łzy, spodziewałam się chamskiego komentarza,
jakiegoś chorego żartu o mojej przyszłości, ale wszystko co dostałam, to cisza.

Odwróciłam głowę i chwila minęła. Bach.

– Głęboki oddech.

Trzymał rękę na czubku mojej głowy, kiedy to powiedział. Ledwo dał mi czas
zarejestrować słowa, zanim wepchnął moją głowę pod powierzchnię. Woda zabulgotała mi
w uszach, a mój krzyk zmienił się w bąbelki, zanim palce pociągnęły mnie za włosy
i wyciągnęły z powrotem.

Wciągnęłam powietrze, nagle spanikowana, a wszystko, co on zrobił, to chichot.

– Nie ma to jak podtopienie, aby się obudzić, hę?

Plułam wodą i zakaszlałam, a on nalał szampon na moją głowę.

– Powiedziałem ci, żebyś wzięła głęboki oddech. Następnym razem, będziesz


wiedziała, żeby to zrobić.

– Dlaczego? – krzyknęłam.

– Żeby umyć ci włosy, głuptasie.

– Dlaczego to robisz?

– Och, to.

Pocierał dopóki nie uzyskał piany, palcami trąc moją skórę.

– Pieniądze. Cóż innego? Dlaczego ktoś robi cokolwiek, jeśli nie dla pieniędzy?

Strona 23
Tłumaczenie nieoficjalne: agni3szka_ korekta: ania.sg

Spojrzałam na niego, chcąc zobaczyć jego twarz, oczy. Potrzebując go zrozumieć.

– Pokaż mi swoją twarz.

Zatrzymał się. Czy spodziewał się czegoś innego? – Ponowne zanużenie, głęboki
oddech.

Ledwo miałam czas, aby pomyśleć czy nabrać powietrza, zanim wepchnął mnie pod
wodę, a chwilę później, podciągnął mnie w górę.

– Twoje imię, przynajmniej powiedz mi swoje imię.

– Czy nie powinnaś zadawać innych pytań?

Znowu mnie podtopił, jeszcze trzy razy, zanim mydliny zniknęły. Wyciągnął korek
z odpływu.

Wziął z półki jeden z dwóch wytartych ręczników – przez co znowu pomyślałam


o tych, które były tu przede mną – a gdy woda odpłynęła, owinął ręce wokół moich ramion
i podniósł. Zaczekał na mnie, kiedy to zrobił, może sprawdzając, ile leku przestało już
działać. Dużo mniej niż potrzeba, biorąc pod uwagę moje uginające się kolana, gdy tylko
stanęłam.

Owijając jeden z ręczników wokół mnie, zaniósł mnie z powrotem do sypialni


i położył na łóżku.

– Pytania typu co mi się stanie, gdy zostanę sprzedana?

Zostawiając mnie tam, poszedł do łazienki, żeby chwilę później wrócić ze szczotką
do włosów. Zauważyłam włosy zaklinowane w szczecinie. Blond, rude i brązowe. Chciałam
zwymiotować.

Otworzył ręcznik, jakby rozpakowywał cukierka i wyciągnął go spode mnie,


a potem wytarł mnie do sucha, zanim upuścił go na podłogę.

Gęsia skórka pojawiła się na moim ciele, zarówno z powodu zimnej temperatury,
jaka panowała w pokoju na mojej wciąż wilgotnej skórze, jak i na myśl o mojej przyszłości.
Z powodu losu, który na mnie czekał.

– Albo kto mnie kupi, i czego będzie oczekiwał ode mnie mój nowy właściciel?

Usiadł pochylając się nad wezgłowiem i podniósł mnie tak, że usadowił między
swoimi udami, co uczyniło mnie bardzo świadomą moich nagich pleców przy jego nagiej
klatce piersiowej. Przynajmniej był ciepły. Po wysuszeniu włosów drugim ręcznikiem, zaczął

Strona 24
Tłumaczenie nieoficjalne: agni3szka_ korekta: ania.sg

je szczotkować, jego dotyk nie był całkiem łagodny, ale także nie był okrutny. Przynajmniej
nie celowo.

– Czy będzie mnie sam pieprzył, czy też przekaże mnie kilkunastu przyjaciołom,
żeby mnie wprowadzili?

Zastanawiałam się, czy użył tego tonu – cichego i niewzruszonego – specjalnie? Czy
miało mnie to przerazić? Czy jego oddech na mojej twarzy miał mi dać znać, że nie będę
miała granic przestrzeni osobistej? Że nic już nie było moje, nawet powietrze, którym
oddychałam.

Czy mógł poczuć dyskretne drżenie, które rozrywało mnie od środka?

Czy byłby tak okrutny, gdyby mógł?

– A może coś tak prostego, jak to, czy będą używali lubrykantu?

Zachichotał, ale w jego tonie nie było radości. W rzeczywistości robił się coraz
bardziej zniechęcony z każdym komentarzem, który wypowiedział, jego pociągnięcia na
moich włosach, rozplątujące kołtuny, stawały się za każdym razem nieco bardziej szorstkie,
jakby przywiązywał coraz mniej i mniej uwagi.

Zostawił mnie, żebym chwilę się nad tym zastanowiła, a kiedy był w stanie
przeciągnąć przez włosy bez przeszkód, położył mnie z powrotem i wstał.

Przesunęłam się i obróciłam na bok, środek uspokajający powoli tracił swoje


działanie. Mrowienie w moich kończynach powiedziało mi, że to już prawie koniec. Że
wkrótce będę wolna.

Ale nie wystarczająco szybko.

– Może coś bardziej nieuchronnego, jak to, jakiej kary mogę się spodziewać
z powodu mojego wcześniejszego wykroczenia?

Kara.

Obrócił mnie na brzuch i pociągnął do krawędzi łóżka, aż nogi zwisały mi nad


krawędzią.

Próbowałam zerwać się z łóżka, ale okazało się to zbyt trudne. Kiedy zauważył moją
próbę, warknął.

– Chcesz zobaczyć moją twarz? – zapytał cicho.

Podszedł do miejsca, w którym leżałam, mój prawy policzek przyciśnięty był


Strona 25
Tłumaczenie nieoficjalne: agni3szka_ korekta: ania.sg

do łóżka.

– Myślę, że to nie ma znaczenia.

Wydawał się, mówić to bardziej do siebie, niż do mnie. Pochylił się do poziomu
moich oczu.

– Czy to zrobi jakąś różnicę?

Odsunął mokry kosmyk włosów z mojego czoła, dotyk jego palca spowodował, że
zadrżałam.

– Dla mnie?

Jego głos, jego ton – brzmiał tak całkowicie beznadziejnie, jak gdyby naprawdę, nie
robiło to żadnej różnicy. Jak gdyby nic w ogóle nie miało znaczenia.

– Nie, nie całkiem, nie dla ciebie. I z pewnością nie dla mnie. – Wyciągnął rękę, by
zdjąć maskę z głowy.

Obserwowałam a moje oczy rozszerzyły się i sapnęłam.

Krótkie ciemno–blond włosy stały na końcach, powodując, że pomyślałam


o dzieciaku z balonem, chichoczącym chłopaku, którego włosy były rozwiewane we
wszystkich kierunkach.

Czego się spodziewałam? Potwora. Okropnego, przeraźliwego, pokrytego bliznami


potwora. Może jakiś deformacji? Czego?

Cokolwiek to było, nie było to tym.

Z pewnością nie to.

Był ... piękny. Bardziej niż piękny. Jego twarz ... skrywała niewinność, która nie
należała do niego. Wiedziałam to w moim wnętrzu, że nigdy nie należała do niego.

Niebiesko–szare oczy, koloru najzimniejszej stali, zmiękczone najgrubszymi rzęsami


w obliczu anioła wyrzeźbionego w twardym, nie do zgięcia kamieniu. Zbyt piękny. Zbyt
nieznośnie piękny. Gęsty, blond, kilkudniowy zarost, ciemniejszy niż jego włosy i oprószony
szarością, pokrywał jego twardą, kwadratową szczękę. Jego wargi były pełne, jakby
spuchnięte od całowania.

Całowanie.

Miał twarz mężczyzny, który właśnie wyszedł z magazynu. Ale to nie było tylko

Strona 26
Tłumaczenie nieoficjalne: agni3szka_ korekta: ania.sg

to ... to spokojne, przyjazne, zwodnicze piękno. Było coś więcej. Dużo więcej. I to ukryło się
za jego oczami, w tej bezdennej otchłani niebiesko–szarego. Patrzenie na nie teraz, wysyłało
dreszcz przebiegający po moim kręgosłupie, sprawiając, że wszystkie włosy na moim ciele
się podniosły. Miał oczy człowieka, któremu zabrano więcej, i który stracił więcej niż
jakakolwiek inna istota ludzka powinna. Człowieka, który dowiedział się strasznych rzeczy.
Który widział najgorsze, co ludzkość miała do zaoferowania sobie nawzajem. Człowieka,
który był skrzywdzony.

Nie. Znacznie więcej niż skrzywdzony.

Człowieka, który popełnił niewymowne zło.

Wzdrygnęłam się.

A on się uśmiechnął.

Uśmiechnął się, uśmiechem czystego zła, a wgłębienie w prawym policzku rozbroiło


mnie, lub zrobiłoby to, gdybym nie widziała ciemności, deprawacji, chłodu, zimnej pustki,
wewnątrz tych stalowych, pięknych oczu, i chciałam – i wiedziałam, że on wiedział, że
chciałam tego w tamtej chwili – chciałam móc to cofnąć. Chciałam, żeby nigdy nie zdjął
maski śmierci ze swojej twarzy. Chciałam, żeby nigdy mi tego nie pokazał, tego doskonałego
zła, tego doskonałego, zimnego piękna.

– Chcesz poznać moje imię? – zapytał, wstając i przerywając moje myśli.

Potrząsnęłam głową. Poklepał moje włosy, jakby był dumnym rodzicem. A potem
odpiął pasek i wyjął go ze szlufek. Ten dźwięk sprawił, że sapnęłam. Złożył go na pół,
patrząc na mnie, kiedy umieścił klamrę w dłoni.

Stanął za mną.

– Nie doceniałem cię.

Pierwszy bat paska sparzył mi tyłek, wywołując mój krzyk.

Strona 27
Tłumaczenie nieoficjalne: agni3szka_ korekta: ania.sg

ROZDZIAŁ 3

Dominic

Nie mam żadnych złudzeń co do ciemności wewnątrz mojej duszy. Jest to czarna
otchłań, otwór tak głęboki i tak ciemny, że mógłby mnie pochłonąć.

Mógłby mnie połknąć w całości. Zrobi to, jeśli będę miał coś do powiedzenia na ten
temat.

Po wyjściu z pokoju Gii, zamknąłem drzwi i położyłem maskę na kuchennym stole.


Otworzyłem lodówkę i wyjąłem piwo, pstrykając kapslem i wypijając połowę w drodze do
mojej sypialni. Po wychłostaniu tyłka Gii, potrzebowałem drinka. I prysznica. Lanie było
ciężką pracą. Tak naprawdę, treningiem.

I to sprawiło, że mój fiut stwardniał.

Chory skurwysyn.

W sypialni zdjąłem buty, dżinsy i slipy, skończyłem resztę piwa i włączyłem prysznic.
Wkroczyłem pod lodowaty strumień, zanim woda zdążyła się ogrzać, zimno nie zrobiło nic,
aby złagodzić moją twardą erekcję.

Raz słyszałem, jak opisuje mnie Salvatore. Mówił do Marco, swojego ochroniarza – tak
naprawdę to wychwalanego żołnierza, ale mimo wszystko kim byłem by osądzać. Nigdy nie
zapomnę słowa, którego użył. Tego jednego słowa. Potwór.

Rzecz w tym, że przez cały czas miał rację. Złoty chłopiec trafił w pierdolone sedno.

Byłem potworem.

Salvatore myślał, że musi być jedynym, aby zrobić to, co zrobił Lucii. Parsknąłem na
to. Był pieprzonym rycerzem na białym koniu, w porównaniu do mnie. Zrobił złe rzeczy. Nie
mógł inaczej. Mam na myśli, że to była pieprzona mafia, a on był królem. Albo byłby nim,
ale przekazał to wszystko naszemu wujowi. Wciąż mógłbym zadzwonić do wuja Romana.

Strona 28
Tłumaczenie nieoficjalne: agni3szka_ korekta: ania.sg

Był spokrewniony ze mną krwią. To powinno sprawić, że poczuję się lepiej, ale spowodowało
tylko, że było mi niedobrze.

Pieprzyć ich. Pieprzyć dupków Benedettiego. Lojalność Romana była dla nich – mój
wuj, którego nienawidziłem z powodu tego, jak bardzo niezawodny był, teraz siedział jak król
rodziny. Cóż, pieprzyć jego również.

Nigdy nie byłem jednym z nich. Nawet nie zbliżyłem się do wyglądania jak moi bracia
czy człowiek, którego uważałem za mojego ojca, przez dwadzieścia osiem lat mojego życia.
Ślepy i głupi. Cholera, nie wyglądałem nawet jak moja matka, z wyjątkiem oczu.
Przynajmniej koloru. Spojrzenie wewnątrz nich było całe mojego ojca: Jake'a Węża
Sapientiego. Byłem Dominic Sapienti i wyglądałem jak mój nieudacznik ojciec. Jak, do
cholery, moja matka mogła stracić dla niego głowę? Mam na myśli, kiedy już go poznała?
Wygląd zewnętrzny mogłem zrozumieć. Ale w środku? Czarny jak dusza Szatana.

Trafnie wypracował swój przydomek. Pełzał od jednej lojalności do następnej.


Gdziekolwiek była wypłata, tam był on. Brak znajomych, ale zbyt wielu wrogów by zliczyć.
Zabójca. Bezwzględny. Nienawistny. Wykonywał pracę, której nikt inny by nie zrobił.
Zadania, których nikt inny nie chciał wziąć. Przestępstwa, przez które nawet ja się
wzdrygałem.

Dowiedziałem się od Romana, że Franco zabiłby go, kiedy dowiedział się o mnie.
O romansie swojej żony. Błagała go, żeby tego nie robił, powiedziała, że go kochała.
A Franco kochał ją za mocno, aby zranić mężczyznę, którego kochała.

Cóż, czyż nie był pieprzonym romantykiem. Prawdziwy Romeo.

Skierowałem myśli do Gii.

Do jej twarzy.

Jej oczu.

Jej strachu.

Chwyciłem mojego kutasa i zacząłem pompować, opierając jedną rękę o ścianę, gdy
woda spryskiwała moją głowę i ramiona. Pieprzyłem moją dłoń, do wyobrażenia jej ciała
zgiętego nad łóżkiem. Dźwięki jej wydechu, stęknięć i krzyku, jej oszołomionych
narkotykami prób zejścia z drogi pasa. Pchałem mocniej w moją pięść, pamiętając, jak jej
nagi tyłek podskakiwał z każdym uderzeniem, a ślady po uderzeniu zamieniały się w głęboki
czerwony kolor. Wyobrażałem sobie ciepło jej tyłka, gdybym rozłożył ją otwartą i zanurzył

Strona 29
Tłumaczenie nieoficjalne: agni3szka_ korekta: ania.sg

się w jej ciepłą cipkę. Zastanawiałem się, czy byłaby mokra. Czy byłaby gotowa na mnie.

Ta myśl sprawiła, że mój fiut zaczął pulsować. Niektóre dziewczyny dochodziły od


tego. Nie tak jak ja właśnie teraz może, ale dla niektórych dziewczyn, było coś w tym, że ich
tyłek został bity. To sprawiało, że były mokre. I nawet jeśli ich nie gwałciłem, sprawiałem, że
dochodziły po ukaraniu. To była gra siłowa. To było wszystko. Posiadałem je – posiadałem
ich ból i przyjemność.

Wyobraziłem sobie jak Gia dochodzi. Wyobrażałem sobie klęczenie za nią i otwieranie
jej, ucztowanie na jej cipce – kurwa – jak prosiłaby mnie, abym przestał. Odrzuciłem głowę
do tyłu, woda była kłująca jak igły na mojej twarzy, gdy doszedłem.

Błagałaby. Sprawiłbym, żeby błagała. Zraniłbym ją, a potem sprawił, że jej ciało
poddałoby się, poddałoby się nawet wtedy, gdy walczyłaby o uwolnienie, poddałoby się
człowiekowi, którego w końcu znienawidziłaby. Obserwowałbym, jak ta zdrada
zakorzeniałaby się w jej mózgu. Pieprzyłbym się z nią. I nie przestałbym. Tak właśnie było.
Trening. Musiała się nauczyć, a ból uczył. Tak samo jak przyjemność. To uczyło, kim był
twój pan.

Pochyliłem się do przodu, serce mi waliło, a fiut nadal pulsował w mojej pięści.
Otworzyłem oczy.

Choć to, co powinienem był zrobić, to dojść na całą nią, zamiast pod prysznicem.

Degradacja też była dobrym nauczycielem.

Miałem jednak czas. Nie za dużo – dwa tygodnie do aukcji. To musiało wystarczyć.

Umyłem włosy i wyszorowałem ciało. Robiłem to ostatnio często, szorowałem moją


skórę do granicy bólu. Przez ostatnie siedem lat było tak, jakbym próbował wydrapać wyjście
ze swojego wnętrza. Nienawidziłem siebie. Myślę, że zawsze tak było, ale teraz miałem
powód. Teraz znałem rodzinę, z której pochodziłem. Szumowinę jaką byłem.

Wyskoczyłem spod prysznica i chwyciłem ręcznik, drapiąc szorstką szmatką po mojej


skórze, kiedy szedłem do sypialni.

Czy miałem zamiar stać się tym, czym byłem? Najemnikiem do wynajęcia? Biorącym
najbardziej płatne zlecenia, bez względu na koszty dla moich ofiar? Nie świadomie, nie. Choć
w ciągu ostatnich kilku lat zrobiłem wszystko, aby móc żyć w moim dziedzictwie. Byłem
najemnikiem. Szedłem tam gdzie były pieniądze.

Nie lubiłem trenowania kobiet, przygotowując je do czegoś takiego. Ale byłem w tym

Strona 30
Tłumaczenie nieoficjalne: agni3szka_ korekta: ania.sg

dobry. I nie byłem pewien, czy było na ziemi coś innego, przez co poczułbym się mniejszym
śmieciem niż to. Biorąc kobiety i świadomie dostarczając je w ręce innych potworów takich
jak ja. Gorszych ode mnie.

Z całą pewnością byłem chorym sukinsynem.

Zacząłem brać takie rodzaje zleceń dwa miesiące po tej nocy, w której dowiedziałem się
prawdy. Po tej nocy w domu Salvatore, kiedy mój świat wybuchł wokół mnie i zostawił mnie,
trzymającego dymiący pistolet. Kiedy stałem nad ciałem mojego umierającego brata –
przyrodniego brata.

Nie umarł.

Ale to nie miało znaczenia. Poczułem nienawiść Franco. Jego odrazę. Czy zawsze to
czuł w stosunku do mnie?

Usiadłem na krawędzi łóżka, jakbym potrzebował wsparcia.

Czy zawsze byłem zbyt cholernie głupi, żeby to zobaczyć? Zbyt zarozumiały? Byłem
ulubieńcem mojej matki. Jej małym księciem. Teraz wiedziałem dlaczego. Bardziej kochała
mojego ojca niż kochała Franco Benedettiego. I byłem żywym, oddychającym efektem tej
miłości.

Potrząsnąłem głową. Co by o mnie pomyślała, gdyby teraz mnie zobaczyła?

Moje gardło się ścisnęło i wstałem. Musiałem zapomnieć. Musiałem tylko cholera
zapomnieć. Mógłbym próbować zrozumieć przez wieczność, i to nie miałoby żadnego
znaczenia. To nie zmieniłoby niczego. Po prostu musiałem przestać o tym myśleć.

Podszedłem do komody i otworzyłem górną szufladę, wyjąwszy nową parę bielizny,


dżinsy i koszulkę z długim rękawem z kołnierzem w kształcie litery V. Czarny. To było
wszystko co ostatnio nosiłem. Pod spodem było zdjęcie, które tam trzymałem. Wyciągnąwszy
je, dotknąłem małej twarzyczki. Mała uśmiechnięta twarzyczka. Effie. Moja mała
dziewczynka. Miała teraz jedenaście lat. I tęskniłem za nią. Przez pierwsze trzy i pół roku,
byłem w jej życiu od czasu do czasu, ale kiedy ona i Isabella przeprowadziły się z powrotem
do Nowego Jorku, widziałem ją niemal codziennie. Myślę, że to dlatego teraz tak bardzo za
nią tęskniłem, nawet po upływie tych wszystkich lat.

Byłem dla niej tylko Dominiciem. Nie tatą.

Tata.

Potrząsnąłem głową. Jest jej lepiej, bez dupka.


Strona 31
Tłumaczenie nieoficjalne: agni3szka_ korekta: ania.sg

Isabella – z jakiegoś nieznanego powodu – nadal wysyłała mi zdjęcia e–mailem.


Wydrukowałem to, które szczególnie lubiłem. To było dziwne. Nie sądziłem, że w ogóle
chciałaby, abym wiedział co się dzieje. Czuła się źle?

Nie. Ta suka nie miała sumienia. Albo nie miała go do czasu Luke'a.

Ona była jedyną, która wiedziała, jak mnie złapać, i wiedziałem, że nie powiedziała
nikomu. To było potwierdzeniem jej braku sumienia. Patrzyła jak jej siostra i mój przyrodni
brat szukali mnie i szukali, i nigdy nie powiedziała pieprzonego słowa.

Ale nawet ona, nie wiedziała o tej chatce w lesie.

Nawet ona nie mogłaby tego wybaczyć.

Schowałem zdjęcie z powrotem do szuflady i ubrałem się. Właśnie tego potrzebowałem


– pamiętać o wszystkich zwyrodnialcach w moim życiu. Pamiętać, że nikt z nas nie miał
sumienia. Cóż, może za wyjątkiem Salvatore. I pieprzyć go. Miałem już dość myślenia o nim.

W kuchni chwyciłem kolejne piwo i otworzyłem je, popijając łyk i patrząc na


zaopatrzenie żywności. Szafki zostały zapełnione, zanim tu dotarłem. Część układu. Miałem
kilka kontaktów, ale tylko jeden facet znał położenie tej chatki. Znałem go tylko jako Leo. To
on ustawiał mi moje zlecenia. Nikt nie wiedział, że wynajmują Dominica Benedetti czy
Dominica Sapienti. Leo przygotowywał chatkę i dostarczał dziewczyny. Nie porywałem ich.
Byłem wyłącznie trenerem. Spędzałem z nimi około sześciu tygodni. Stąd dostarczałem je na
aukcję. I dostarczałem je uległe.

Jak już mówiłem, nie miałem złudzeń co do tego, kim byłem.

Wyjąłem jajka i bekon, i włączyłem palnik. Moje myśli wróciły do dziewczyny.


Z pokoju nie dochodził żaden dźwięk. Po całym tym krzyku z powodu biczowania,
prawdopodobnie odsypiała resztę leku.

Była inna niż pozostałe. Walczyła ze mną; w pewnym stopniu wszystkie to robiły. Ale
one również błagały o swoje życie. Ona zrobiła coś przeciwnego. Powiedziała mi, żebym
miał to z głowy, jeśli zamierzałem ją zabić. Zastanawiałem się, skąd pochodziła. Kto ją miał
i kto ją oznaczył. Zastanawiałem się, czy jej nowy właściciel chciałby wyciąć ten znak.
Zazwyczaj lubili je nieskazitelne. Może wypaliłby własny znak nad tym, cokolwiek zdobiło
jej biodro.

Choć była jedna rzecz, która mnie dręczyła. To coś co mnie prześladowało. Gdy ugryzła
moją dłoń, chciałem ją spoliczkować, ale przestałem. Nigdy wcześniej, z żadną dziewczyną

Strona 32
Tłumaczenie nieoficjalne: agni3szka_ korekta: ania.sg

się nie zatrzymałem. To było przez coś w jej oczach. Nie strach, ale coś innego. Coś niemal
znajomego.

Położyłem paski bekonu na patelni i rozbiłem obok nich dwa jajka, skwierczenie
i zapach sprawiły, że mój żołądek ryknął i zastanawiałem się, kim ona była. To nie był tylko
jej wygląd, ale spojrzenie wewnątrz jej oczu. Była inna niż pozostałe. Nie była losowym
nabytkiem z ulicy. I miałem wrażenie, że była starsza o kilka lat niż zwykłe dziewczyny.
Dziewczyny, które trenowałem, miały od osiemnastu do dwudziestu jeden lat. Nie wziąłbym
młodszych. Gdybym miał zgadywać, powiedziałbym, że Gia miała dwadzieścia cztery, może
dwadzieścia pięć lat. Kupujący zwykle chcieli młode ciało.

Chore pojeby.

Bardziej chorzy niż ty?

Pomieszałem jajka i powiedziałem temu głosowi, aby się odpieprzył. Gdy było gotowe,
położyłem wszystko na talerzu i postawiłem na stole, chwyciłem z torby przy drzwiach
laptopa i uruchomiłem system. Skończyłem jeść, sprawdzając stan konta za depozyt –
dziesięć tysiaków od razu, reszta po sprzedaży, ostateczna cena zależała od kwoty, za jaką
dziewczyna została kupiona. Całkiem dobre pieniądze. Ale domyślałem się, że handel ludźmi
przynosił poważne pieniądze. Aukcje zawsze były interesujące. Lubiłem patrzeć na
dziewczyny. Kto by nie lubił? Ale bardziej lubiłem przyglądać się kupującym, którymi byli
przeważnie mężczyźni, nieraz pary i kilka kobiet. Te same wydawały się pojawiać na każdej
aukcji. Zastanawiałem się, czy powiększały swoją stajnię porwanych kobiet czy też musiały
zastąpić uszkodzony towar.

Tę odrobinę wyrzutów sumienia, które mnie dręczyły, upchnąłem z powrotem do ich


pudła i mocno zamknąłem wieko. Pomyślałem o dziewczynie – o zleceniu – i jak mogłem
zmaksymalizować moje zarobki. Była ładna, nawet jeśli była starsza niż zwykłe dziewczyny,
ale miała coś, czego większość nie miała: tę hardość. Nie ma to jak złamanie zarozumiałej
dziewczyny. Po prostu potrzebowałem zachować to jakoś podczas jej treningu, sprawić, aby
poddała się, tylko z odrobiną tego oburzenia.

Kiedy skończyłem, posprzątałem, a potem złapałem batonik zbożowy i butelkę wody, i


ruszyłem w stronę pokoju Gii. Przez zimno z wnętrza poczułem dreszcze. Widziałem, jak
leży skulona na łóżku. Położyłem wodę i batonik na małym stoliku nocnym i wyszedłem na
zewnątrz. Jutro dałbym jej szansę ponownego zasłużenia na koc.

Strona 33
Tłumaczenie nieoficjalne: agni3szka_ korekta: ania.sg

ROZDZIAŁ 4

Gia

Zjadłam batonik zbożowy i wypiłam wodę, gdy się obudziłam. Nie mogłam sobie
przypomnieć ostatniego razu, kiedy jadłam prawdziwe jedzenie. Gorące jedzenie. Marzyłam
o bekonie, gdy spałam. Nawet myślałam, że mogłam go teraz poczuć. To było jak złudzenie
wody na pustyni. Musiałam być zdesperowana.

Żadne światło nie przechodziło przez listwy na oknach, więc wiedziałam, że było
późno. Choć jak późno, nie mogłam być pewna. I było zimno. Bardzo zimno. Cieszyłam się
z tak słabego oświetlenia w pokoju. Spać na gołym materacu i wiedząc, że inne były tu przede
mną ... no cóż, nie chciałam wiedzieć, co go plami.

Przez chwilę pozostałam przy oknie, wiedząc, że krzyczenie byłoby bezużyteczne.


Gdyby ktoś mógł mnie usłyszeć, zapewne by mnie zakneblował. To nie byłby pierwszy raz,
kiedy by to zrobił. Wiedziałam o tym. Ale i tak spróbowałam. Krzyknęłam przez okno, nie
dbając o to, czy mógłby usłyszeć.

– Halo? Halo, czy ktoś mnie słyszy? Czy ktoś tam jest?

Nic. Nic, tylko dźwięki nocy. Wróciłam do łóżka i usiadłam, pocierając ramiona, żeby
się rozgrzać.

Chciałabym wiedzieć, co się ze mną stanie. Mój porywacz – jak on miał na imię?
Zdecydowałam, że będę go nazywała Śmiercią. Wyglądał jak anioł śmierci. Ta maska śmierci
ukrywała jego twarz anioła.

Potrzebowałam zdobyć więcej informacji. Spróbować dowiedzieć się, gdzie byłam. Jak
daleko od cywilizacji. Nie słyszałam żadnego hałasu, a wcześniejsze próby wyjrzenia przez
okno okazały się bezużyteczne. W pokoju pachniało stęchlizną i starością, jakby nie był
używany od dłuższego czasu. Materac i poduszka ... nie chciałam myśleć o tym, jak one
pachniały. Ale gdybym podeszła do okna, oprócz lodowato zimnego powiewu, mogłam

Strona 34
Tłumaczenie nieoficjalne: agni3szka_ korekta: ania.sg

poczuć zapach sosny. Byliśmy gdzieś w lesie. Pytanie brzmiało, gdzie i jak daleko od
cywilizacji?

Śmierć. Wychłostał mnie tak łatwo. Nawet nie musiał mnie trzymać, aby to zrobić,
chociaż musiał kilkakrotnie poprawić moją pozycję. Muszę wymyślić, jak nie połknąć
tabletek następnym razem. Nie mogłam być znowu tak bardzo poza kontrolą. Musiałam
znaleźć okazję do ucieczki. Ale co, jeśli dostanę taką szansę, i okaże się, że będzie tam więcej
ludzi? A jeśli nie był sam? A jeśli udałoby mi się minąć Śmierć i wyszłabym tam tylko po to,
aby znaleźć drugiego człowieka? Albo trzeciego. Victor miał ich tak wielu w swojej
dyspozycji.

Ale czy Śmierć pracował dla Victora? Domyślałam się, że musiał. Victor musiałby
zarobić na tej aukcji. Czy robił mi to, aby dotrzymać obietnicy danej Mateo? Jak okrutnie
trzymał się swojego słowa. Jak łatwo wszystko przekręcił.

Mateo, błagał go o moje życie.

Był na kolanach, kiedy mnie przyprowadzili. Był pobity i zakrwawiony, związany


i klęczący, pośrodku tego strasznego pokoju z zapachem świeżej krwi, śmierci,
przytłaczającej wszystkie inne zapachy. Kiedy mnie zobaczył, Boże, jego oczy, kiedy mnie
zobaczył. Szok. Horror. Jak wszystko, co mu zrobili aż do tego momentu, było niczym.
Jakbym ja widząca go takiego, Mateo, mojego starszego brata, mojego bohatera, tego, który
zawsze o mnie dbał, który ratował mnie za każdym razem, ja będąca tam, żeby zobaczyć go
na kolanach, złamałam go w taki sposób, w jaki oni nie byli w stanie złamać go wcześniej.

Wtedy ich błagał. Wiedziałam, że nie błagał wcześniej. Victor tak powiedział.

Victor.

Victor wyglądał na tak zadowolonego, gdy usłyszał, że mój brat błaga.

Chciałabym zabić Victora gołymi rękami. Chciałabym zrobić mu to, co on zrobił


mojemu Mateo.

Wytarłam gorące łzy z twarzy i przygotowałam się. Ale przypominając sobie ...
przypominając sobie, do czego zmusił Mateo, aby obiecać utrzymać mnie przy życiu. Do
czego zmusił mnie, abym oglądała.

Wyskoczyłam z łóżka i wpadłam do łazienki, zdążając do toalety, rychło w czas, kiedy


batonik torował sobie drogę w górę. Nie miałam nic do jedzenia od tak długiego czasu. Nawet
nie wiedziałam, jak długo.

Strona 35
Tłumaczenie nieoficjalne: agni3szka_ korekta: ania.sg

Kiedy przestałam wymiotować, otworzyłam szafkę medyczną w poszukiwaniu


szczoteczki do zębów. Znalazłam jedną, małą podróżą, ale nie było mowy, abym
wyszczotkowała zęby używaną. I zanim mnie do tego zmusił, spłukałam ją w toalecie.
Przynajmniej była tam tubka pasty do zębów. Wycisnęłam odrobinę na palec, i wytarłam
moje zęby, najlepiej jak mogłam.

Musiałam się skupić. Znaleźć jakiś sposób.

Wykorzystując nocne światła, przeszukałam oba pokoje i jak za pierwszym razem, nic
nie znalazłam. Skrzynia, w której trzymał szpicrutę, była zamknięta, ale wiedziałam, że
jeślibym się tam dostała, mogłoby tam być coś do użycia, jakiś rodzaj broni. Coś do ucieczki,
a przynajmniej by zranić go na tyle długo, żeby się stąd wydostać. Musiał mieć telefon.
Wzięłabym go i zadzwoniła do Davida Lazaro, kontaktu Mateo. Zapamiętałam jego numer.
Ale czy on też w tym był? Czy wystawił Mateo?

To nie miało znaczenia, nie teraz. Najpierw musiałam stąd wyjść. Musiał mieć
samochód. Znaczy się, gdybyśmy byli w jakiejś odległej lokalizacji – a wiedziałam, że
musieliśmy być – potrzebował samochodu, żeby się tu dostać. Mogłabym wziąć samochód.
Resztę bym wykombinowała. Po prostu musiałam wyjść z tego pokoju.

Nie wiedziałem, ile czasu minęło, ale sprawdzałam drzwi setki razy, będąc tym razem
bardziej sfrustrowaną, uderzałam w nie pięściami, krzycząc, żeby mnie wypuścił.

Zapaliło się światło w dalszym pokoju. Podeszłam tyłem do łóżka, wspięłam się na nie,
i czekałam, moje plecy przylegały do zagłówka.

Zamek się przesunął, i znalazłam się przytulając do sobie kolana, ukrywając twarz za
zasłoną włosów. Kiedy drzwi się otworzyły, uniosłam głowę. Śmierć stał tam, bez swojej
maski, mając na sobie dżinsy i koszulkę z długim rękawem. Jego wilgotne włosy
wskazywały, że nie tak dawno brał prysznic. Domyślałam się, że musiał się spocić, chłostając
mnie.

Mój tyłek bolał i przesunęłam moją wagę.

Nie zamknął drzwi.

Bez słowa, wszedł do środka. Przyglądałam mu się.

Patrzył na mnie, jego wzrok był tak skuteczny jak łańcuchy, które blokowały mnie
w miejscu.

Potem zmienił kierunek i sięgnął do kieszeni po to, co wiedziałam że było kluczem do

Strona 36
Tłumaczenie nieoficjalne: agni3szka_ korekta: ania.sg

skrzyni. To było tak, jakby tylko odwracając wzrok, uwolnił mnie. Jakby więzy, które
trzymały mnie głupio w łóżku, gdy drzwi były otwarte, zostały przerwane, i pobiegłam.
Pobiegłam szybciej, niż myślałam, że mogę się ruszać i rzuciłam się prosto do drzwi. Nie
potknęłam się, nie myślałam, tylko biegłam. To nie był duży pokój. To było tylko pięć lub
sześć kroków, aby się do nich dostać. Ale nie dałam rady. I wiedziałam przez spojrzenie
w jego oczach, że spodziewał się, że zrobię to, co zrobiłam. Że celowo zostawił te cholernie
drzwi otwarte, testując mnie. Wiedziałam to w momencie, kiedy wystrzelił ramię i złapał
mnie, zanim zdążyłam postawić stopę za drzwiami. Tylko tchnienie z dala od tego drugiego
pokoju, tego jaskrawo oświetlonego pokoju.

Śmierć owinął ramię wokół mnie i mocno uderzył mnie w tyłek, zanim pociągnął
kopiącą i wrzeszczącą, z powrotem do łóżka z gołym poplamionym materacem.

– Pozwól mi odejść!

Rzucił mnie z taką siłą, że podskoczyłam. Gramoliłam się, żeby od niego uciec.

– Jesteś taka przewidywalna – powiedział spokojnym głosem.

Zsunęłam się z łóżka po drugiej stronie i położyłam na nim dłonie. Przesunęłam wzrok
od niego do drzwi i z powrotem.

– Właź na łóżko.

Oboje huśtaliśmy się z nogi na nogę, on naśladując moje ruchy, kiedy podskakiwałam
z lewa na prawo, szukając okazji do ucieczki.

– Po prostu pozwól mi odejść! Nie musisz tego robić.

– Właź na to cholerne łóżko.

Boże, brzmiał na znudzonego tym wszystkim. Cholernie znudzonego.

– Nie wiem, ile ci płacą, ale mogę zapłacić więcej. – To było totalne kłamstwo. Nie
miałam żadnych pieniędzy.

Zrobiłam dwa kroki, a potem zatrzymałam się, gdy zrobił to samo, stojąc naprzeciwko
niego po drugiej stronie łóżka.

– Nie, nie możesz. Teraz właź na łóżko, a ja wezmę pod uwagę twoje posłuszeństwo,
kiedy nadejdzie czas na karę.

Mój tyłek zapulsował na te słowa. Potrząsnęłam głową i tym razem zrobiłam to.
Poszłam prosto do drzwi, chociaż wiedziałam, że nie dam rady tego zrobić. On był szybszy.

Strona 37
Tłumaczenie nieoficjalne: agni3szka_ korekta: ania.sg

Większy. I silniejszy. Więc kiedy drzwi zatrzasnęły się, prawie łapiąc moje palce między nim
a framugą, nie byłam całkowicie zaskoczona.

Odwróciłam się, czując go tak blisko. Wystarczająco blisko na strzał z kolanka? Nie
zamknął jeszcze drzwi. Gdybym mogła...

Musiał jednak to przewidzieć, bo złapał moje kolano między swoimi udami i przycisnął
się do mnie, trzymając mnie mocno przy drzwiach. Staliśmy tak, patrząc na siebie, oddechy
nam przyspieszyły, moja naga klatka piersiowa falowała z wysiłku, aby wciągać powietrze,
kiedy on wyciskał je ze mnie. Czułam to dziwne przyciąganie do niego, ten rodzaj...
atrakcyjności? Nie, to nie to. Mógł być piękny, ale był zły. Nie był lepszy, ani inny niż Victor.
Jednak wiedziałam, że też to poczuł. Widziałam to w sposobie, w jaki na mnie patrzył, teraz
kiedy nie nosił maski.

Ale pociąg seksualny był czymś cielesnym, a nie umysłowym. Nie sercem. Jeśli tak
było, to to było mechaniczne. To wszystko.

Było tam coś więcej. Coś innego. Coś dziwnego.

Czasem rzeczy, których nie pamiętamy, niosą ze sobą emocje. To uczucie ... dobre czy
złe ... to jest rzecz, która jest obecna między dwójką nieznajomych. A my byliśmy
nieznajomymi. To tylko, to uczucie ... nie, byłam zdezorientowana. Może to był jakiś rodzaj
syndromu sztokholmskiego, choć byłoby na to za wcześnie, prawda? Kiedy uderza
sztokholmski? Może dlatego, że Victor trzymał mnie ... jak długo mnie trzymał? Dni?
Tygodnie? Godziny? Jak dawno temu widziałam egzekucję Mateo?

Nie, byłam zdezorientowana. Nie było żadnych emocji. Żadnych uczuć. Było tylko
zdezorientowanie. Zamęt i nienawiść.

Zostaliśmy tak, nasze oczy zablokowane, i czułam go, czułam jego fiuta na moim
brzuchu, twardy i gruby, i gotowy. Był pobudzony. Wiedziałam, że wcześniej też był
pobudzony. Po tym, jak mnie wychłostał, zobaczyłam, jak napięte w kroczu były jego dżinsy.

– Będziesz miał przez to orgazm – powiedziałam, jakoś tak cicho, chcąc żeby wiedział,
że nim pogardzałam. Chcąc, żeby wiedział, że czuję do niego odrazę. – Lubisz to. Lubisz
ganiać nagie dziewczyny wokół tego zniszczonego pokoju, nosząc swoją małą maskę.

Uśmiechnął się i przycisnął do mnie kutasa, tak jakby chciał powiedzieć „tak”.

– Teraz nie mam na sobie maski.

– Lubisz straszyć kobiety, o połowę mniejsze od siebie? Które nigdy nie miałyby szans

Strona 38
Tłumaczenie nieoficjalne: agni3szka_ korekta: ania.sg

aby przeciwstawić ci się fizycznie?

W następnej chwili okręcił moje nadgarstki swoimi dłońmi i wyciągnął mi ręce nad
głowę. Pochylił się, więc jego czoło oparło się o moje.

– Tak, Gia – szepnął.

Jego oczy przebiegły przez moją twarz i osiadły na ustach.

– Bardzo to lubię.

Przełknęłam i poczułam twardnienie moich sutków, na tkaninie jego koszuli


i nienawidziłam się za to. Nienawidziłam mojego ciała.

– Lubię też trochę walki.

Przeniósł usta do mojego ucha, zaciągając się wzdłuż policzka, kiedy to robił.

– To sprawia, że mój kutas staje się twardy – szepnął.

Pochylił twarz w dół, tam gdzie tętno pulsowało na moim gardle i przesunął po nim
językiem, jedno długie, przeciągające się posmakowanie, aby powiedzieć mi, że wiedział, iż
byłam przerażona, wiedział, jak waliło moje serce, i wiedział, że pomimo brawury w moim
gadaniu, byłam cholernie przestraszona.

Ale nie wiedział, że to nie znaczy, że przestałam walczyć.

Ponownie obniżył twarz do mojej. Jego dołeczek w prawym policzku pogłębił się, kiedy
kącik ust uniósł się ku górze, gdy spojrzał na moje lekko rozchylone usta. Myślał, że wygrał.
Myślał, że go chciałam. Jego oczy oświadczały domniemane zwycięstwo.

Pochylił głowę i pocałował mnie. Wziął moją dolną wargę między swoje i jęknęłam,
kiedy ją zassał, i stałam tam, czując, jak moje ciało stało bezwładnie w stosunku do jego,
pozwalając na to, wykorzystując jego zdradę na moją korzyść. I kiedy odchyliłam głowę do
tyłu, a on w pełni mnie pocałował, wsuwając język w moje usta, uderzyłam. Nawet wiedząc
dobrze, że zostanę ukarana, uderzyłam. Odrzuciłam głowę do tyłu i uderzyłam go w nos.
Złamanie byłoby wystarczająco bolesne, aby dać mi sekundę, której potrzebowałam, aby
uciec.

Choć nie złamałam go. Wiedziałam o tym natychmiast, bo jego uścisk na moich
nadgarstkach zacieśnił się i trzasnął nimi mocno o drzwi.

– Jesteś suką.

Obniżył moje ręce i jedną dłonią wykręcił je za moimi plecami, drugą wycierając krew
Strona 39
Tłumaczenie nieoficjalne: agni3szka_ korekta: ania.sg

z nosa. Odwrócił mnie tak, że stanął za mną, a potem podszedł ze mną do skrzyni, gdzie, bez
słowa odblokował ją i otworzył, aby wyjąć trzy komplety skórzanych kajdanek podobnych do
tych, którymi byłam skrępowana, kiedy tu przybyłam.

Walczyłam z nim, kiedy poprowadził mnie z powrotem do łóżka. Nie prosiłam


o wolność. Nie błagałam. Walczyłam, bo miał rację. Byłam suką. I nie miałam zamiaru mu
tego ułatwiać. Nawet jeśli oznaczało to, że zapłacę.

On również się nie odzywał, nie mówił, żebym była nieruchomo, nie zrobił nic innego,
tylko trzymał mnie, lekko wzmacniając swój chwyt. Kiedy dotarliśmy do łóżka, uwolnił moje
nadgarstki i złapał mnie za jedno ramię, popychając mnie tak, abym usiadła na jego krawędzi.
Walczyłam z nim kiedy wyciągnął moje ramię i przymocował skórę do nadgarstka, zanim
walczył ze mną o drugi i związał je razem. Po tym spojrzał mi w oczy i wiedziałam, że to był
pokaz tego, kto sprawował władzę i jak ją sprawował. I nienawidziłam się, za cichy krzyk,
który wydałam, kiedy pociągnął mnie do tyłu na łóżko, aby przymocować kajdanki do
pierścienia na zagłówku. Był bardziej niż przygotowany.

Puścił moje ręce i wstał, spoglądając na mnie.

Sprawdziłam więzy, wiedząc, że trzymają, ale potrzebując tego mimo wszystko. Nie
sądzę, że kiedykolwiek zapomnę o tym brzęczącym dźwięku, metalu o metal, o moim
głośniejszym krzyku rozpaczy, kiedy wziął jedną moją kostkę i rozciągnął ją w jednym rogu
łóżka i przywiązał. Jego twarz pozostawała pusta bez wyrazu, gdy szedł niedbale na drugą
stronę, a ja bełkotałam, mamrocząc błagania, gdy rozciągnął drugą nogę i przywiązał mnie,
tak że leżałam z rozłożonymi rękami i nogami, odsłonięta, na jego łasce.

Wstał i spojrzał na mnie, najpierw na moją twarz, oczy, a potem w dół na piersi i brzuch
oraz moją płeć. Tam jego wzrok zawahał się i kiedy poruszył się, wspinając się między moje
nogi, krzyczałam i błagałam. Błagam, żeby mnie nie gwałcił. Błagałam o swoje życie.
Błagałam o litość. A on po prostu mnie obserwował, obserwował to, i położył dłonie na
wewnętrznej stronie moich ud, delikatnie poruszając palcami w górę i w dół, aż łzy spłynęły
mi po twarzy. Jego palce osadziły się po obu stronach mojej cipki i rozłożył mnie, otwierając.

– Proszę. Proszę, nie.

Zatrzymał się, a jego spojrzenie spotkało się z moim. Myślałam, że coś powie, ale nie
zrobił tego. Po prostu obserwował mnie przez długi czas, tak, jakby chciał, żebym wiedziała,
że to on miał władzę. Że mnie posiadał. Że mógł mi zrobić, cokolwiek chciał zrobić. A potem
pochylił głowę i polizał moją cipkę. Polizał ją po całej długości, powoli i celowo, a jego oczy

Strona 40
Tłumaczenie nieoficjalne: agni3szka_ korekta: ania.sg

pozostawały zablokowane na moich, podczas gdy oddech utknął mi w gardle. Zrobił to


jeszcze raz, nie spiesząc się, degustując każdy centymetr, degustując twardą grudkę mojej
łechtaczki, dopóki nie mogłam przyjąć więcej, dopóki nie poczułam, jak moje plecy wygięły
się, a ciało poruszało się bez zgody mózgu. Nie mogłam spojrzeć mu w oczy, bo
zobaczyłabym tam mój wstyd, zobaczyłabym, jak moje ciało poddało się tak szybko, oddając
się tak łatwo temu człowiekowi, mojemu porywaczowi. Mojemu strażnikowi. Mojemu
właścicielowi. Mojemu dręczycielowi.

Zacisnęłam oczy i leżałam tam, podczas gdy ssał moją łechtaczkę i umarłam odrobinę,
kiedy usłyszałam jęk, który wyszedł z moich ust, podczas gdy on drażnił, dokuczał
i smakował, i sprawił, że wytrysłam, sprawił, że doszłam tak mocno, iż myślałam, że pęknę
na pół. I być może to zrobiłam, może, w jakiś sposób, to zrobiłam.

Nie powiedział nic, kiedy było po wszystkim, i otworzyłam oczy, aby znaleźć jego
wzrok , zamknięty na mom, kiedy wstał z łóżka i wytarł usta wierzchem dłoni. Zostaliśmy tak
jakiś czas, aż wreszcie zamrugałam, odwracając się, poniżona, a on wyszedł przez drzwi
i zamknął je za sobą.

Płakałam w milczeniu, za tak wiele rzeczy. Za mojego brata. Za siebie. Za wstyd, który
czułam, gdy chłodne powietrze wysuszyło moją cipkę, miejsce, gdzie wylizał mnie do
orgazmu. Płakałam, wiedząc, że doszłam pod językiem mojego wroga, wiedząc, że to dopiero
początek, wiedząc, że byłoby tyle zdrady, tyle ustępstw. Zastanawiałam się, kim będę, kiedy
to się skończy. To znaczy, jeśli przeżyję.

I nienawidziłam się za to, że nie chciałam być już pozostawiona sama. Nienawidziłam
się, za moją słabość. Za mój strach.

Strona 41
Tłumaczenie nieoficjalne: agni3szka_ korekta: ania.sg

ROZDZIAŁ 5

Dominic

Jedzenie jej cipki nie obejmowało penetracji. To nie było to samo, co pieprzenie jej. Nie
żebym nie pieprzył innych dziewczyn. Robiłem to. Niektóre. Nie wszystkie. Tylko jeśli były
dziewicami, w jakikolwiek sposób. Cóż, było to przeważnie prawdą. Byłoby lepiej dla nich,
łatwiej, jeśli ja wziąłem to od nich. Choć nigdy jednak żadnej nie zjadłem. Nigdy nie
chciałem. Bawiłem się z nimi, czerpałem przyjemność z pieprzenia tych, z którymi to
robiłem, ale to było tylko pieprzenie, kawałek tyłka. To, było inne. Może jak całowanie. Zbyt
osobiste.

I również ją pocałowałem. Lub próbowałem. Do diabła, powinienem był podziękować


jej za to, że prawie złamała mi nos.

Nawet nie wiem, co mnie do tego zmusiło. Tak, mój kutas był już twardy po naszej
małej walce, ale cholera, to była norma, a w ciągu ostatnich kilku lat poznałem moją pięść
całkiem dobrze. I kiedy chciałem kobiety, płaciłem za to. Anonimowy seks, dokładnie tak, jak
mi się podobało.

Więc czemu do cholery ją zjadłem?

I dlaczego nie mogłem przestać myśleć o tym, jak smakowała? Jak brzmiała, kiedy
doszła? Jak wypychała do mnie biodra, chcąc więcej, nawet gdy się opierała?

Poczułem to jeszcze raz, to dziwne odczucie zażyłości, kiedy wszedłem do pokoju,


a ona siedziała na łóżku, obserwując mnie. To te cholerne, nawiedzone oczy. Nawiedzone?
Czy zapadające w pamięć. Widziały zło. Przejrzały mnie na wylot, aż do zła, znajdującego się
w środku. Przetrwała zło. Ale czy przetrwa mnie?

Ale to nie było tak. Znałem te oczy. Jak śmieszne by to nie było, były one połączone
z jakimś dalekim wspomnieniem, czymś krótkotrwałym, czymś ... lepszym niż to.

Kurwa, to było śmieszne. Po prostu potrzebowałem się skupić i wykonać swoje zadanie,
Strona 42
Tłumaczenie nieoficjalne: agni3szka_ korekta: ania.sg

a jeśli oznaczało to pieprzenie jej, gdy będę to robił – dziewica, czy nie – więc niech tak
będzie. Głupia pieprzona zasada, biorąc pod uwagę, że szkoliłem je, aby zostały niewolnicami
seksualnymi. Jaka byłaby to różnica dla nich, gdybym je pieprzył? Żadna, ot co. I musiałem
pamiętać, że to była praca. Wszelkie nostalgiczne uczucia, jakiekolwiek zainteresowanie tą
dziewczyną – musiałoby zniknąć. Była pieprzonym zadaniem. Po prawdzie, zadaniem
z ograniczeniem: żadnej penetracji. Ale cholera, jeśli się zdarzyło, to się zdarzyło. Nikogo by
to nie obchodziło, nie w końcowym rozrachunku.

Skończyłem kawę, zamknąłem okiennice, wpuszczające zbyt jasne słońce do kuchni


i wszedłem do jej pokoju. Leżała rozbudzona, ale w momencie, w którym spotkały się nasze
oczy, zamrugała i odwróciła wzrok. Zamknąłem drzwi i zabezpieczyłem je, wszedłem do
łazienki, gdzie zostawiłem krzesło i przyniosłem je do sypialni. Położyłem na nim koc, który
przyniosłem ze sobą.

Patrzyła na niego.

– Chłodno tutaj – powiedziałem mimochodem.

Przeszukiwała moją twarz, moje oczy.

– Myślę, że powinnaś skorzystać z łazienki?

Skinęła głową, a jej wzrok skierował się na miejsce tuż za mną. Zgadywałem, że była
zakłopotana po naszej improwizowanej sesji z ostatniej nocy. Nie miałem zamiaru zrobić
tego, co zrobiłem. Chciałem tylko trochę zjebać jej psychikę. Czytałem, a cały jej harmider,
był irytujący, szczerze mówiąc. Musiała wiedzieć, że nie trzymałbym jej gdzieś, gdzie
mogłaby być łatwo znaleziona, więc po co krzyczeć?

– Dobrze spałaś? – zapytałem, siadając na krawędzi łóżka i śledząc krawędź kajdanek


na jednej z jej kostek.

– Jak oczekujesz, że dobrze spałam w tym lodowatym pokoju, naga i cholernie


upokorzona?

Cóż, żadnej oczywistej prawdy, która byłaby ignorowana. Była prostolinijna. Lubiłem
to. Odsunąłem włosy z jej twarzy, a ona pokręciła głową, aby pozbyć się mojego dotyku.
Chwyciłem jej podbródek i zmusiłem, żeby na mnie spojrzała. – Ssanie mojego fiuta
powoduje, że później natychmiast zasypiam. A przez sposób w jaki doszłaś, pomyślałem, że
będziesz spała do przyszłego tygodnia.

Jej twarz stała się ciepła pod moim dotykiem, i musiałem się uśmiechnąć na rumieniec,

Strona 43
Tłumaczenie nieoficjalne: agni3szka_ korekta: ania.sg

pełznący w górę jej szyję i policzków.

– Przynajmniej powinnaś mi podziękować.

– Nienawidzę cię. Jesteś najgorszy z nich wszystkich.

– Gorszy niż mężczyźni, którzy cię oznaczyli? – Uniosłem brwi, chociaż naprawdę
mnie to nie obchodziło. Faktem było to, że miała rację. Byłem najgorszy z nich wszystkich.

– Najgorszy – wypluła.

– Wobec tego nie ma między nami żadnych nieporozumień. – Najpierw uwolniłem jej
kostki. Potem zdjąłem ją z pierścienia u szczytu łóżka, ale jej ręce wciąż były związane. – Idź.

– Ze związanymi rękoma?

– Zawołaj mnie, kiedy skończysz. Podetrę.

Prawie się roześmiałem, kiedy jej twarz stała się tak czerwona, iż myślałam, że
wybuchnie. Po prawdzie, to była gra, ten płaski, obojętny ton. Nie, żeby mi zależało, po
prostu ... ta odrobina sumienia wkradła się przez cholerne pęknięcia w ściankach mojej klatki
piersiowej. Przeciekało to przez najmniejsze pęknięcie, i pieprzyło mi w głowie. Nie
podobało mi się to.

Weszła do łazienki. Zauważyłem siniaki na jej tyłku. Nie biłem jej zbyt mocno, ale
wystarczająco mocno, by służyły jako przypomnienie, aby się zachowywała, za każdym
razem, kiedy musiała usiąść.

Podczas gdy ona zajmowała się czym tam musiała, podszedłem do skrzyni,
odblokowałem ją i wyjąłem to, czego potrzebowałem: obrożę i szpicrutę. Kilka chwil później
wróciła, wycierając kropelki wody z twarzy.

– Potrzebuję szczoteczkę do zębów.

– Nie ma tam jednej?

Nie zawahała się. – Nie.

– Zabawne, mógłbym przysiąść ...

Jej wzrok spoczął na rzeczach, które trzymałem, i widziałem wysiłek, jaki zajęło jej
pozostanie na miejscu.

– Czy chciałabyś zarobić na koc? – zapytałem. – Może dostać trochę więcej wody
i jedzenia?

Strona 44
Tłumaczenie nieoficjalne: agni3szka_ korekta: ania.sg

– Co muszę zrobić? – Pytanie wydało się powolne i ostrożne.

– Uklęknij.

Patrzyła na mnie, z nieufnością w oczach, i wahaniem, przez sposób, w jaki zagryzła


wargi. – Co masz zamiar zrobić?

– Umieścić tę obrożę wokół twojej szyi. – Nagle nie czułem się jakbym grał.

Mogłem zobaczyć, jak jej umysł pracował, starając się dowiedzieć, co zrobić, i właśnie
tego się spodziewałem, być może to, zasłużyłoby na najmniejszą ilość bólu. Ale powoli
uklękła. To mnie zaskoczyło.

Stałem nieruchomo, patrząc na nią. Odwróciła wzrok, być może dystansując się.
Odchrząknąłem i podszedłem do niej, trzymając obrożę i szpicrutę w tej samej dłoni.
Pozostała w tej samej pozycji, ale znowu na mnie spojrzała, a jej oczy stały się czujne.
Okrążyłem ją raz, spoglądając w dół, na tę śliczną głowę, gładkie wyrzeźbione, jeśli nie za
chude, ciało. Musiałem ją szybko nakarmić. Z tego co wiedziałem, to ten zbożowy batonik
był wszystkim, co zjadła w ciągu ostatnich dni.

Kiedy zatrzymałem się za nią, zadarła szyję, aby spojrzeć do tyłu.

– Twarz przed siebie, jeśli nie powiem inaczej.

Dała mi ostrożnie spojrzenie, ale zrobiła to, co powiedziałem. Uśmiechnąłem się. Ból
i przyjemność, zagrożenie tego pierwszego i wstyd z tego ostatniego. Ta kombinacja była
niezwykłym nauczycielem.

Wziąłem do ręki szczotkę do włosów, którą zostawiłem na szafce nocnej, usiadłem za


nią na łóżku, i odłożyłem szpicrutę i obrożę, abym mógł podnieść jej włosy. Szczotkowałem
ich długość, rozczesując kołtuny, doceniając ich wagę i to jak błyszczały. Kiedy skończyłem,
splotłem je w jeden, długi, ciemny warkocz w dół jej pleców i zabezpieczyłem go elastyczną
gumką. Wstałem z łóżka, kucnąłem za nią i przyglądałem się, doceniając to, jak klęczała tak
cicho, tak posłusznie, czekając. Zastanawiałem się, jak mocno biło jej serce, a kiedy
przeciągnąłem wierzchem dłoni po krzywiźnie jej szyi, zadrżała.

Znieruchomiałem.

Myślę, że oboje wstrzymaliśmy nasze oddechy.

Zmusiłem się, by kontynuować i podnieść obrożę, unosząc ją nad jej głowę


i zabezpieczając wokół szyi, blokując mały zameczek z tyłu, do którego tylko ja miałem klucz
i tą, którą będzie nosiła, dopóki nie zostanie sprzedana. Wstałem, z jedną dłonią na szczycie
Strona 45
Tłumaczenie nieoficjalne: agni3szka_ korekta: ania.sg

jej głowy a w drugiej trzymając szpicrutę, i okrążyłem ją, aby stanąć tam, gdzie mogła mnie
zobaczyć.

Podniosła na mnie swoje śliczne spojrzenie, zieleń jej oczu była jasna, a źrenice ciemne,
rozszerzone. Był w niej jakiś spokój. Jej sutki naprężyły się, a zapach – jej zapach, który
poznałem ostatniej nocy – wisiał w powietrzu między nami.

Była pobudzona.

Zacisnąłem dłoń w pięści i złapałem włosy z tyłu jej głowy. Skrzywiła się, ale pozostała
w tej samej pozycji, trzymając ręce na kolanach. Przycisnąłem jej policzek do twardości, tuż
za tkaniną moich dżinsów. – Mężczyźni będą cię pożądać. – Dlaczego ta myśl nie spodobała
mi się? – Będą płacić, aby cię mieć. – Właściwie, ta myśl spowodowała, że pięść w jej
włosach zacisnęła się mocniej. Zauważyłem to, kiedy pierwsza łza zsunęła się z kącika jej
oka, ale nie rozluźniłem mojego chwytu, bo teraz, wszystko co chciałem, to jej usta wokół
mojego kutasa, jej język liżący jego długość, ją ssącą mnie. Potrzebowałem strzelić w dół jej
gardła, a kiedy by się zadławiła, doszedłbym na nią całą, aby oznaczyć ją jako moją, aby ją
zniszczyć. Dlatego, że to by ją zdziesiątkowało, a to było tym, co musiałem zrobić.
Doprowadzić ją do punktu złamania, ale trzymając ją zaledwie nad krawędzią tej otchłani.

Piękna, klęcząca u moich stóp.

A ja byłbym bestią, która by ją złamała.

Potworem, który by ją zniszczył.

Lepiej ja niż oni.

Wtedy byłaby moja, w chory, nienormalny sposób. W chorym, nienormalnym umyśle.

– Co ci się stało, że jesteś taki?

Jej cichy głos włamał się do moich myśli, oskarżył mnie.

– Że możesz to robić?

Nasze spojrzenia zablokowały się. Czułem zmianę w mojej klatce piersiowej,


retrospekcję mnie, jakim byłem kiedyś. Jako Dominic Benedetti. Człowiek z pozycją,
domem, powodem do życia. Człowiek z całym światem u jego stóp.

I wtedy uświadomienie sobie, jak straciłem to wszystko, przebiegło bezpośrednio po


tym wspomnieniu, tłumiąc wszystko inne, i zaczęły dusić mnie, żal i strata.

– Co?

Strona 46
Tłumaczenie nieoficjalne: agni3szka_ korekta: ania.sg

Zastanawiałem się, czy w tamtej milisekundzie zobaczyła emocje, przechodzące przez


moją twarz.

Czułem się rozgrzany, spocony. Czułem...

– Zmieniłam zdanie. Chcę poznać twoje imię.

Zamrugałem, aby usunąć tę kontrolę, tej dziwnej, nowej rzeczy, która mnie trzymała,
ale to nie zadziałało.

– Powiedz mi swoje imię – powiedziała.

Moja pięść w jej włosach osłabła. – Dlaczego? Dlaczego to ma znaczenie?

– Nie chcę nazywać cię Śmiercią.

Musiałem wyglądać na tak zmieszanego, jak się czułem.

– Twoja maska. Sposób działania. Starasz się być zimny, jakby nic cię nie obchodziło,
ale wiem, że to nie jest to. Jest tam coś innego. Jest tam coś więcej.

Zacisnąłem pięść i uśmiechnąłem się na jej ból. – Nie oszukuj się. Nie ma nic więcej.

– Wówczas to nie ma znaczenia, jeśli powiesz mi swoje imię.

– Co zamierzasz za to zrobić?

– I tak możesz zmusić mnie do zrobienia cokolwiek chcesz.

– Zmuszenie cię, a twój własny wybór, to dwie różne rzeczy.

– Odnoszę wrażenie, że chciałbyś mnie zmusić.

– I miałabyś rację – powiedziałem, a potem przykucnąłem, więc moja twarz była tylko
kilka centymetrów od jej. Zaciągnąłem się i poszukałem jej wzroku, potem obniżyłem
spojrzenie na jej usta, i z powrotem na oczy. – Nie myśl, że moje zjedzenie twojej cipki coś
oznacza. To tylko część zlecenia. – Skłamałem, potem pochyliłem się bliżej, wystarczająco
blisko, aby prześledzić krzywiznę jej ucha językiem. Zadrżała. – Czuję cię, Gia – szepnąłem.
– Czuję twoją płeć. I założę się, że jeśli wsunę dłoń między twoje nogi, będziesz mokra.

Nie mrugnęła, nie oddychała. Patrzyłem na nią, prowokując ją, a kiedy pozostała
milcząca, podniosłem się, czując zwycięstwo.

– Jeśli ja ... – Odchrząknęła. – Gdybym ssała twojego fiuta, też byś doszedł. To nie ma
znaczenia, i nie oznacza, że masz nade mną jakąś władzę. To jest czystko fizyczne. To
wszystko.

Strona 47
Tłumaczenie nieoficjalne: agni3szka_ korekta: ania.sg

– Chcesz ssać mojego fiuta? – Wiedziałem, że nie o to jej chodziło.

– Nie. Wyraziłam tylko swoją opinię.

– Jaką opinię? – zapytałem bezdusznie. – Przeoczyłem to.

– Nienawidzę cię. – Zaczęła ze złością, ale kiedy powtórzyła te słowa, łzy lśniły w jej
oczach i odwróciła się.

– Już mi to powiedziałaś. – Spojrzałem w dół na szczyt jej głowy, ciesząc się, że nie
patrzyła na mnie, ciesząc się, że nie widziała mojej twarzy, dopóki nie zebrałem się w sobie.
Bardziej przypominając siebie samego. – Powinnaś mnie nienawidzić. – Te słowa nie niosły
żadnych emocji.

Przycisnęła dłonie do oczu.

Odsunąłem się i przygotowałem szpicrutę. Musiałem utrzymać głowę w grze i ruszyć


dalej. Przemyślałem rzeczy. Przemyślałem ją. – Do przodu. Na ręce i kolana. W stylu na
pieska.

– C ... co? – Słowo zdawało się wydostać z ust, złapane między łzy i szloch.

– Naprzód! – Podniosłem szpicrutę a ona się wzdrygnęła.

– To jest to co robisz, prawda? Bijesz kobiety. Wiążesz je i bijesz, tak długo, aż są tak
przestraszone i złamane, że nie mają już determinacji. Determinacji, aby ci się sprzeciwić.

Przesunąłem palce przez przestrzeń między obrożą, a jej dość małym karkiem.
Nienawidziłem tego co powiedziała, ale była to prawda. – Zgadza się. – Pociągnąłem, więc
musiała wyciągnąć ręce przed siebie albo upadłaby na twarz. – Właśnie to robię.

– W porządku!

Próbowała się odsunąć, ale trzymałem ją.

– Chcesz mnie wychłostać? W porządku. Miałam gorzej. Przeżyłam gorsze. Ty jesteś


niczym. Nie możesz mi nawet powiedzieć swojego imienia.

Przeniosłem szpicrutę na jej tyłek, a ona połknęła krzyk. – Pełzaj – powiedziałem,


pociągając ją do przodu, zanim puściłem obrożę, posyłając ją szarpnięciem na podłogę
i uderzając ponownie.

– Przynajmniej wiedziałam, kim Victor był! – Płakała, ale przepełzła odrobinę do


przodu, zatrzymując się, aby wytrzeć twarz.

Strona 48
Tłumaczenie nieoficjalne: agni3szka_ korekta: ania.sg

– Nie powiedziałem, żebyś się zatrzymała! – Pociągnąłem ją do przodu, i ruszyła,


spiesząc się, aby zejść z zaciągu szpicruty. – Szybciej!

– Nie mogę iść szybciej, ty chory kutasie. – Upadła do przodu, a związane ręce
utrudniały jej postęp.

– Jesteś głodna? – zapytałem ostro, gdy wykonałem kolejne uderzenie.

Spojrzała na mnie i zobaczyłem odpowiedź w jej oczach, usłyszałem ją w sposobie,


w jaki jej żołądek warknął.

– W takim razie lepiej się rusz. Jest ci zimno?

Zassała łzy i ponownie zatrzymała się, aby wytrzeć twarz.

Uderzyłem, celując w miejsce, gdzie była oznakowana.

Tym razem wypuściła krzyk i upadła na bok, chroniąc biodro, obserwując mnie
oskarżycielsko.

– Lepiej się do tego przyzwyczaj. Przyzwyczaj się do takiego traktowania.

– Masz na myśli, jak cholerny pies.

– To dobre stwierdzenie, jakby o tym pomyśleć. To jest posłuszeństwo, a ty jesteś


moją suką.

– Jesteś tchórzem. Ukrywasz się za maską. Nosisz broń, przeciwko czemu?


Bezbronnym, związanym kobietom, które mają połowę twojej wielkości?

– Pieprz się, Gia.

– To jest to, co ty robisz. Przyznaj się do tego. Ale musisz przyznać się również do tego,
czym cię to czyni. Pieprzonym tchórzem.

– A tak w ogóle, to jak dałaś się złapać? – spytałem, chwytając jej obrożę i pociągając
na kolana. Walczyła jak zwierzę. Pochyliłem się, więc moja twarz, była tylko kilka
centymetrów od jej. – Mam wrażenie, że nie byłaś przypadkowym nabytkiem.

– Pozwól mi odejść. Ranisz mnie!

– Jak? Powiedz mi.

– Nie byłam przypadkowym nabytkiem, ty chory chuju.

Pchnęła mnie w piersi, ale nie była wystarczająco silna.

– Wkurzyłaś chłopaka? W końcu miał dosyć twoich jędzowatych ust?


Strona 49
Tłumaczenie nieoficjalne: agni3szka_ korekta: ania.sg

W oczach wezbrały jej łzy i spłynęły na policzki, surowy i całkowity ból nasilił ich
zieleń.

– Nic o mnie nie wiesz. Nic a nic!

– Powiedz mi! – Potrząsnąłem nią mocno, podniosłem ją pod nogi i przycisnąłem do


ściany. Trzymając za gardło.

Jej twarz stała się czerwona, gdy mnie obserwowała. Nie wiedziałem, czy mogła
mówić, czy nie. Furia, gorętsza niż piekło, przepłynęła przeze mnie, gdy ścisnąłem jej szyję.

– Powiedz mi do cholery!

Wykrztusiła szloch, a kiedy rozluźniłem chwyt, zaczęła kaszleć.

– Czy kazał oznaczyć cię, jako karę?

– On nie był moim chłopakiem – wyrzuciła z siebie.

Uwolniłem ją, a ona opadła na ręce i kolana, nadal kaszląc.

– On jest mordercą. Potworem – przerwała, obróciła twarz i dodała – tak jak ty.

Zmrużyłem oczy, choć oboje wiedzieliśmy, że miała rację. Pokój stał się dziwnie cichy,
z nią na kolanach u moich stóp, z czerwonymi oczami, policzkami mokrymi od łez, i dźgającą
mnie nienawiścią.

– Tak jak ty – powtórzyła, siadając na piętach i spuszczając wzrok, oddając się łzom,
które wydawały się być nieskończone. Patrzyłem na nią jak potwór, o bycie którym mnie
oskarżała. Potwór, którym byłem. Stałem tam i patrzyłem, jak się rozpadała, dopóki się nie
uspokoiła, a potem przyciągnąłem krzesło i usiadłem, ciągle na nią patrząc, jakbym nigdy
tego nie widział, jakbym nigdy nie widział, jak ktoś się wypala.

Usiadła i wytarła ostatnie łzy, spojrzenie w jej oczach powiedziało mi, że napędzała ją
teraz nienawiść. Nienawiść, która trzymała ją prosto.

– Zwykle gówno mnie obchodzą dziewczyny, które tu przychodzą, ale ty jesteś inna.
Jesteś jak ja, Gia. Wypełniona nienawiścią.

– Nie jestem taka jak ty.

Zignorowałem ją. – Może nie będę się kłopotał zabraniem cię na aukcję. Zatrzymam cię
dla siebie, dopóki cię nie zniszczę. Dopóki nic nie zostanie.

Gapiła się na mnie. Czy to obawa sprawiła, że zaniemówiła? Wypchnęła łzy z jej oczu?

Strona 50
Tłumaczenie nieoficjalne: agni3szka_ korekta: ania.sg

– To przerażająca myśl, nieprawdaż?

– Byłaby, gdyby była w tym jakaś prawda, ale ty jesteś tylko wyrobnikiem.

Jej głos się załamał, zdradzając panikę. Ale ciągnęła dalej.

– Jesteś nikim. Pracujesz dla nich. Nie zdecydujesz. Nie wybierasz tego, co się ze mną
stanie.

Przełknąłem mocno. Miała rację. Miała całkowitą rację. Przerwała, a ja zastanawiałem


się, czy mogła odczytać moją twarz. Musiałem to zakończyć, aby odzyskać kontrolę.

– Nic o mnie nie wiesz – broniłem się.

– Myślę, że wiem. – Pociągnęła nosem, wytarła nos i oczy. – I mylisz się. Oboje
możemy nienawidzić, ale ja nie nienawidzę siebie. Wiem kim jestem. Nie jestem złem. Nie
krzywdzę ludzi. Ty ... jesteś potworem. Nienawidzisz siebie bardziej, niż kiedykolwiek
mógłbyś nienawidzić kogoś innego.

Przełknąłem gwałtownie, chcąc moją maskę, potrzebując jej. Przejrzała mnie, przejrzała
mnie na wylot, i powiedziała słowa, których zbyt cholernie się bałem, co do których byłem
zbyt wielkim tchórzem, by sobie powiedzieć. Słowa, co do których byłem zbyt słaby, aby
przyznać, że były prawdą.

Wstałem i kopnąłem krzesło za siebie, posyłając je na ścianę, powodując, że


podskoczyła, odsuwając się ode mnie.

– Obróć się – rozkazałem.

Popatrzyła na szpicrutę, i zobaczyłem, jak drży, jak jej czerwone, zapuchnięte oczy
przeszukiwały moje.

– Obróć się do cholery – powtórzyłem ciszej. Czy zdawała już sobie sprawę, że byłem
najbardziej śmiercionośny, kiedy stawałem się spokojny? Patrzyłem, jak myśli.
Analizowałem tę dziewczynę, która rozpaczliwie potrzebowała poniżenia. Ta dziewczyna,
która zagłębiła się zbyt głęboko pod moją cholerną skórę.

Znowu rzuciła okiem na szpicrutę i odłożyłem ją na bok. Nie potrzebowałem tego. Były
inne kary. Ból nie był najgorszym, co mogłem zrobić.

Jej gardło pracowało, kiedy przełknęła ślinę, ale powoli obróciła się, aby odwrócić się
do mnie plecami. Jej włosy częściowo powychodziły z warkocza. Sięgnąłem, aby pociągnąć
za elastyczną gumkę trzymającą je razem. Gia przestraszyła się, ale utrzymywała swoją

Strona 51
Tłumaczenie nieoficjalne: agni3szka_ korekta: ania.sg

pozycję. Zmierzwiłem warkocz, który tak starannie splotłem, dopóki jej długie włosy, nie
opadły na plecy. Podniosłem je i przełożyłem przez jedno ramię. Pozostała napięta, ramiona
wysoko, ręce przyciśnięte po bokach, gdy pochyliłem się, by prześledzić palcami wzdłuż jej
kręgosłupa. Jej skóra była taka miękka, ciało było smukłe, jego linie długie i proste, a wąska
talia, przechodziła w zaokrąglone biodra. Jej ramiona były wyrzeźbione, i tak jak
zauważyłem, nogi również. Oprócz siniaków i blizny od oznaczenia, była bez wad. Idealna.

Zabrałem dłoń, jakbym został poparzony i wstałem.

– Połóż czoło na podłogę i unieś biodra. – Mój głos miał inny ton, bardziej cichy,
ciemniejszy. Mój fiut pulsował do życia, ciężki i gotowy, i pragnący.

Pragnący jej.

Odwróciła głowę, po prostu patrząc za siebie, ale nie potrafiła utrzymać mojego
wzroku.

– Zrób to.

Nie wiedziałem, co chciałem zrobić. Mogłem przewidzieć, czego się spodziewała,


dlaczego jej twarz była wykrzywiona i dlaczego milczała, kiedy powoli pochyliła się do
przodu, skrępowane dłonie przesuwały się po podłodze, tworząc poduszkę dla czoła, gdy
robiła, jak jej powiedziałem.

Czekałem, zapamiętując ją, drobną i przestraszoną, i tak cholernie erotyczną. Pragnąłem


jej. Chciałem jej poddania, jej podporządkowania, ale również więcej niż to. Chciałem jej
w inny sposób. Nie jak innych. Nie tak jak wcześniejszych kobiet ... w poprzednim życiu.

Powoli podniosła biodra i zassałem oddech.

Widziałem ją nago. Myłem ją. Dotykałem jej. Spróbowałem ją. Ale to, to
prezentowanie się dla mnie, nawet jeśli była pod przymusem, czułem to inaczej. I część mnie,
tęskniła za nią. Tęskniła za posiadaniem jej. Zawładnięciem nią. Złamaniem i byciem jej
właścicielem.

Tęskniła za tym, aby to podporządkowanie, jej poddanie, było prawdziwe.

Nie wiem, jak długo tak zostaliśmy, ona cicha i posłuszna, ja w jakimś transie, pod tym
dziwnym zaklęciem, przypatrujący się tak, jakby była pierwszą kobietą, którą widziałem
w ten sposób. Pragnący, tak jak nigdy wcześniej nie pragnąłem. Czujący coś prawie czystego,
ogarniającego mnie, przynajmniej na chwilę, zanim pociągnęła nosem i wiedziałem, że
płacze. Cichym płaczem. Przestraszona.

Strona 52
Tłumaczenie nieoficjalne: agni3szka_ korekta: ania.sg

Nie.

Przerażona.

Pokonana.

Złamana.

Zrobiłem krok wstecz, widząc, jakby po raz pierwszy tę brudną podłogę, w tym
brudnym pokoju. To straszne miejsce, gdzie bym ją złamał, złamał to piękne, doskonałe
stworzenie i zabrałbym to. Zabrałbym jej wszystko. To było to, co robiłem. To, co zrobiłem
tylu innym.

Zatoczyłem się do tyłu trochę bardziej.

Czyste. Czułem jak ogarnęło mnie coś niewinnego. Co za żart. Co za chory,


pieprzony żart.

Odwróciłem się na pięcie i wyszedłem za drzwi, zatrzaskując je za sobą, zamknąwszy


je, zamknąwszy ją w środku. Złapałem kurtkę i klucze, i wyszedłem z chatki, łamiąc moją
własną regułę i zostawiając ją. Wsiadłem do ciężarówki i pojechałem przez wąski przejazd
w lesie i na otwartą drogę. Nie zatrzymałem się w najbliższym mieście, jakbym to zrobił
w przeszłości. Nie chciałem kobiety. I nie chciałem whisky. Chciałem tylko wyjść z mojej
głowy. Z mojej skóry. Chciałem być kimś innym. Kimkolwiek innym. Ponieważ najgorsza
kanalia na ziemi musiała być lepsza niż paskudztwo, którym byłem. Niż odchylenie od
normy, którym byłem. Ten nienawistny potwór, który ranił, który łamał, który wziął sobie
piękno, które nie należało do niego i zniszczył je.

Miała rację. Salvatore miał rację.

Byłem potworem.

Byłem najgorszym potworem.

Strona 53
Tłumaczenie nieoficjalne: agni3szka_ korekta: ania.sg

ROZDZIAŁ 6

Gia

Zostawił za sobą koc. Po umyciu twarzy i dłoni, chwyciłam go i owinęłam wokół


ramion, nie dbając o to, jak brudny był, nie dbając o plamy na nim czy zapach. Po prostu
trzymałam go przy sobie, wspięłam się na łóżko i położyłam na boku, dygocząc, podciągając
kolana do klatki piersiowej, ściskając ten obrzydliwy koc. I nie ważne jak mocno
próbowałam, nie mogłam powstrzymać łez. Płakałam tak jak wtedy, kiedy oglądałam, jak
umierał Mateo. Jak mogły zostać we mnie jeszcze jakiekolwiek łzy? Jak mogło wypływać ich
więcej, jak mogłam nie umrzeć z odwodnienia, po całym tym cholernym płaczu?

Strzelili mu w tył głowy, po tym, jak odcięli mu język. Zmusili mnie do patrzenia na to
wszystko. Patrzenia na niego, kiedy przyłożyli mu twarz do pniaka – pierdolonego
drewnianego pieńka, poplamionego zaschniętą krwią, jak wielu innych? Patrzyłam, jak
położył swój język na pieńku, z szeroko otwartymi oczami, starając się nie okazywać strachu.
Zawodząc. Na obrzeżach wzroku, widziałam, jak Victor przytaknął, dając rozkaz. Patrzyłam
jak topór opadł w dół, popłynęła krew a Mateo upadł, wydając zniekształcony krzyk. Mój
brat. Mój pełen energii, kochający, szalony brat, którego kochałam tak mocno, tak cholernie
mocno.

Zrobił to, by mnie uratować. Aby mnie oszczędzić. Spełnił obietnicę daną Victorowi.
Zawarł układ. Zaoferował swój język, w zamian za moje życie.

A potem, po tym, czy to było miłosierdzie, że po tym podciągnęli go na kolana


i przycisnęli jego głowę do pniaka, dopóki nie przytrzymał jej tam, z podbródkiem w jego
własnym, odciętym języku, w kałuży jego własnej krwi, sączącej się na drewniany pieniek.
Spojrzał na mnie jeszcze raz, zanim zamknął oczy. To był moment, kiedy stracił nadzieję.
Wiedziałam to. Widziałem to. Wtedy Victor przycisnął lufę pistoletu do tyłu jego głowy. Tym
razem krzyk był mój.

Strona 54
Tłumaczenie nieoficjalne: agni3szka_ korekta: ania.sg

Było tak dużo krwi, nieprawdopodobna ilość. Krew mojego brata pokryła mnie, kiedy
upadł, odszedł, jego napadnięte, pobite ciało, zostało zamordowane, jego życie zostało
skradzione przed moimi oczami, zaledwie kilka centymetrów ode mnie, gdy stałam bezsilna,
nie mogąc go uratować.

Zmusił Victora do złożenia obietnicy, że mnie nie zabije. Taka była umowa. I tak
odcięliby mu język, ale być może zrobiliby to po jego śmierci. Albo może zmusiliby go. Nie
wiedziałam. Nie obchodziło mnie to. Wiedziałam tylko, że nigdy nie zapomnę odgłosu
opadania topora, spojrzenia na twarz Mateo, w jego oczy. I potem ten ostateczny, ogłuszający
dźwięk wystrzału broni.

Czytałam, że w prawdziwym życiu – w przeciwieństwie do filmów – brzmiało to jak


pop, ale to nie był pop. To była eksplozja, rozdzierająca uszy, ogłuszająca eksplozja.
Głośniejsza niż cokolwiek, co wcześniej słyszałam. Bardziej przerażająca niż cokolwiek, co
widziałam.

Nigdy nie zapomnę tego dnia. Nigdy nie zapomnę tego, co mu zrobili. I to była jedyna
rzecz, która trzymała mnie teraz razem. To, co zebrało razem wszystkie rozsypane kawałki
mnie samej. Ponieważ, jeśli poddałabym się teraz, śmierć Mateo byłaby na nic. Victor myślał,
że wygrał. Że Mateo i ja byliśmy skończeni. Ale mylił się. Obiecałam zemstę za to, co zrobił.
Obiecałam to milcząco Mateo, i sobie samej. I musiałam wziąć się w garść, aby zebrać siły,
bo teraz wiedziałam, że miałam szansę. Wiedziałam to.

Byłam pewna, że Śmierć mnie zgwałci. Myślałam ... myślałam, czego innego mógłby
chcieć? Szydziłam z niego – do cholery, może chciałam, żeby mnie zabił, aby to wszystko
zakończyć, aby podjąć decyzję i zabrać od siebie odpowiedzialność za zemstę. Ale to było
słabe. Teraz to wiedziałam. Cholera, wiedziałam to wtedy. I on, ten facet, którego nazwałam
Śmierć, zaskoczył mnie. Nieświadomie dał mi nadzieję.

Byłam dla niego inna. Pożądał mnie. Widziałam to w jego twarzy, w jego oczach.
Popełnił błąd, zdejmując maskę. Nigdy nie powinien był tego robić. Nie znał mnie. Nie
wiedział, że nie zatrzymałabym się przed niczym, aby pomścić mojego brata.

Chociaż miał rację co do jednej rzeczy. Był jeden obszar, w którym byliśmy podobni.
Oboje nienawidziliśmy. Oboje zostaliśmy skrzywdzeni ... nie, zostaliśmy zdewastowani. Ale
ani on, ani ja, nie zostaliśmy złamani, i na pewno nie złamię się teraz. On chciał mnie złamać.
To było jego zadanie. Podejrzewałam, że to nie była całkowita prawda. Jego sprzeczne
emocje osłabiły go. Ale dobrze byłoby pamiętać, że te rzeczy sprawiały, że stawał się

Strona 55
Tłumaczenie nieoficjalne: agni3szka_ korekta: ania.sg

niebezpieczny. Uczyniły go zmiennym i nieprzewidywalnym. Musiałam go kontrolować. Nie


musiałam szukać sposobu, jak to zrobić. Wiedziałam jak. Musiałam po prostu pogodzić się
z faktem, że idea tego nie odpychała mnie tak, jak powinna. Myśl o jego dłoniach i ustach na
mnie, jego fiucie we mnie, nie powodowała, że było mi niedobrze. Tak właściwie, to było
zupełnie odwrotnie. I to mnie wkurzało. Kwestionowało to, kim byłam. Jak mogłam czuć tych
rzeczy, czuć się w ten sposób. Jakże mogłam nie czuć odrazy do tego człowieka?

Bo jeśli bym go nienawidziła, jeśli czułabym do niego odrazę, nadal zrobiłabym to, co
musiałam zrobić, i nienawidziłabym siebie trochę mniej za to. Ale teraz, z tym jak się czułam
teraz, wiedziałam, że muszę być jakimś rodzajem potwora, aby móc czuć pociąg do mojego
porywacza. Dochodząc pod jego językiem. Pragnąc tego jeszcze raz.

Skłamałam, gdy powiedziałam mu, że to było fizyczne. To nie było fizycznie, nie dla
mnie. Nigdy nie mogłoby być.

Powiedział, że miał dwa tygodnie na wytrenowanie mnie. Aby przygotować mnie na


aukcję. Cóż, zatem miałam dwa tygodnie. Dwa tygodnie, żeby dostać mu się pod skórę,
zagłębić się tak głęboko, żeby nie mógł pozwolić mi odejść. Nie miałby wyboru, tylko mnie
zatrzymać. Być może nawet mi pomóc.

Nie, tego nie mogłam się spodziewać. Zabiłabym go tak szybo, jakbym mogła. Byłby to
dobry trening, kiedy nadejdzie czas na zabicie Victora. Ponieważ zabijanie było dla mnie
nowe. Mogłam urodzić się w rodzinie żołnierzy, mężczyzn, którzy pracowali dla różnych
przestępczych rodzin od pokoleń, ale nigdy nawet nie dotykałam pistoletu, nigdy nie czułam
wagi żadnego w moich dłoniach. Jednak nauczyłabym się. Może nawet nauczyłabym się
trzymać topór, kiedy nadejdzie czas, aby ściąć Victora.

Pozwoliłam nienawiści napędzać mnie, kiedy zebrałam się na odwagę i zepchnęłam


koc. Weszłam do łazienki, i ze związanymi rękami, włączyłam prysznic. Nie czekałam, aż
woda się rozgrzeje. Zamiast tego weszłam do wanny i stałam pod mgiełką lodowatej wody,
nie myśląc o brudzie na moich stopach, o nieczystości wokół mnie. Zmyłam z siebie strach
i zmusiłam się do myślenia o Mateo, o jego sile do samego końca. Zamieniłam strach na siłę
i pozwoliłam słabości wewnątrz mnie spłynąć wraz z wodą. Kiedy skończyłam, wróciłam do
mojego pokoju i czekałam tam, gotowa na nadejście Śmierci.

****************************

Strona 56
Tłumaczenie nieoficjalne: agni3szka_ korekta: ania.sg

Ale on nie wrócił. Nie przez okres sześciu posiłków.

Kilka godzin później ... nie byłam pewna, czy to były godziny, gdy czas wydawał się
pełznąć, więc mogła to być godzina lub dzień ... kiedy drzwi się otworzyły, ale to nie był
Śmierć, ten, który wszedł.

Cała moja determinacja, cała odwaga, jaką przypuszczałam, że zebrałam, cała siła
i zapał, które zbudowałam, rozpuściły się, gdy otworzyły się te drzwi, a inny facet wszedł do
środka.

Jedynym dźwiękiem w pomieszczeniu, był mój oddech. Był prawie tak wysoki, jak
Śmierć, ale zbudowany inaczej, jego ciało było prawie z brzuszkiem, choć wciąż silne. Miał
ciemne włosy i czarne plamy zamiast oczu, jego skóra była opalona i szorstka.
Przypuszczałam, że był w późnej trzydziestce, przez spojrzenie w jego oczach, które
wydawało się sędziwe. Nie mogłam zobaczyć jego twarzy. Miał czarną bandanę nad nosie
i ustach.

Przyciągnęłam do siebie koc.

– Nie pochlebiaj sobie. – Wszedł do pokoju i zamknął za sobą drzwi, blokując je


i wkładając klucz do kieszeni. Niósł tacę z jedzeniem i dwie butelki wody.

Zaczęłam się ślinić na zapach ryżu i kurczaka, unoszącego się z pudełka na wynos.
Usiadłam prosto, nie mogąc oderwać od niego wzroku. Mój brzuch zaburczał, a mężczyzna
zachichotał. Kiedy podszedł bliżej, odsunęłam się, ale pozostałam na łóżku, z okrywającym
mnie kocem. Jego oczy pozostały twarde, kiedy mnie obserwował i postawił tacę na stoliku
nocnym.

Następnie wyjął widelec. Prawdziwy widelec, nie plastikowy. – Masz jedną szansę
z tym. Jeśli myślisz, że możesz spróbować mnie dźgnąć lub zrobić coś równie głupiego, zleję
twój tyłek i zrzucę następny posiłek na podłogę, żebyś go zlizała, rozumiesz?

Przełknęłam, pragnąc jedzenia, moje spojrzenie zatrzymało się na jego czole. Skinęłam.

Wyciągnął do mnie widelec. Zawahałam się, wiedząc, że to było wyzwanie, przez


sposób w jaki uniósł brew.

Wyciągnęłam rękę, chcąc chwycić widelec z jego dłoni, bez dotykania go, ale miał inny
plan. Gdy już byłam blisko, złapał mnie za nadgarstek i szarpnął do siebie, wykręcając moje
ramię, gdy to robił.

Krzyknęłam z bólu.

Strona 57
Tłumaczenie nieoficjalne: agni3szka_ korekta: ania.sg

– Nie gram w pieprzone gry, jasne?

– Tak! Złamiesz mi rękę!

Ponownie pociągnął, uśmiechając się, kiedy wyrwał mi się drugi krzyk, a następnie
puścił mnie i położył widelec na tacy.

– Zjedz wszystko – powiedział. Odwrócił się i wyszedł, jakby nasza wymiana była
najbardziej zwyczajną rzeczą na świecie.

Gdy tylko drzwi zamknęły się za nim, podniosłam pudełko i widelec, i otworzyłam
przykrywkę. Kurczak i ryż, a nawet brokuły. Jak troskliwie, dać mi warzywa. Było mdłe, ale
ciepłe, i zjadłam każdy gumowaty gryz, zmuszając się do zwolnienia, żebym nie
zwymiotowała. Moje ciało potrzebowało tego paliwa. Potrzebowałam tego, jeśli miałam
jakąkolwiek nadzieję na przetrwanie.

Obcy mnie zaskoczył. Czy Śmierć odszedł? Zrezygnował? Czy mógł to zrobić w jego
fachu?

Prawe się roześmiałam na tę ostatnią myśl, opróżniłam drugą butelkę wody i usiadłam
z powrotem, czując się lepiej, gdy zjadłam. Kiedy ostatni raz miałam coś ciepłego w ustach?
Jak długo tu byłam i jak długo Victor trzymał mnie w niewoli, zanim przekazał mnie Śmierci?
Jak dawno temu umarł Mateo?

Przez pięć kolejnych posiłków, przychodził człowiek z paciorkowatymi czarnymi


oczami, sprawdzał, czy wszystko zjadłam, zabierał śmieci i zostawiał mi świeże jedzenie. Po
trzeciej dostawie, zaczęłam zadawać pytania: jaki był dzień, która była godzina, gdzie był
Śmierć? Nigdy na żadne nie odpowiedział. Wydawało się, że wpadliśmy w rutynę,
przynajmniej jeśli chodziło o posiłki. Może dwa w dwudziestoczterogodzinnym okresie
czasu? Nie mogłam być pewna, ale między nimi głodowałam.

Dostawa siódmego posiłku zmieniła wszystko. Kiedy już zaczęłam czuć się bardziej
komfortowo, biorąc nawet pod uwagę używanie mojego widelca do robienia właśnie tych
rzeczy, przed którymi ostrzegł mnie, abym ich nie robiła, wszystko się zmieniło.

Wtedy wrócił Śmierć.

Przyszedł, gdy spałam. Była noc. Światło słoneczne nie przenikało przez drewniane
listwy na oknach. Obudziłam się, znajdując go w pokoju, stojącego u stóp łóżka, patrzącego
na mnie. Przestraszona, krzyczałam i wgramoliłam się tak blisko wezgłowia łóżka, jak tylko
mogłam, koc pomarszczył się wokół moich ramion, jako bariera między nim a mną.

Strona 58
Tłumaczenie nieoficjalne: agni3szka_ korekta: ania.sg

Ponownie miał na sobie maskę. Zajęło mi to chwilę, ale wiedziałam, że to był on.
Poznałam go po jego ciele, po sposobie w jaki się poruszał. To było tak, jakby krzyczał
władzą.

– Nie chciałem cię zaskoczyć.

Jego głos szydził ze mnie. Obszedł łóżko, i zabrało mi całą siłę woli, aby znowu nie
krzyczeć, aby nie pobiec na drugą stronę pokoju, by uciec od niego jak najdalej. Zmienił się.
Był inny. Był pewnym siebie sukinsynem, jak na samym początku.

– Zmieniamy reguły gry.

Złapał koc i ściągnął go ze mnie. Pochyliłam się i musiałam zwolnić chwyt na jedynej
rzeczy, która dała mi pocieszenie. Ale może to dobrze, że go zabrał. Dawał mi on fałszywe
poczucie bezpieczeństwa. Jakby wszystko miało być w porządku. Nigdy nie byłoby
w porządku. Nic nigdy nie będzie ponownie w porządku. Jak mogłam kiedykolwiek myśleć,
że będzie? Jak kiedykolwiek mogłam pomyśleć, że mogłabym go uwieść? Że mogłabym
jakoś wygrać, sprawić, że chciałby mnie wystarczająco mocno, żeby nie zabrać mnie na
aukcję, ale zamiast tego zatrzymałby mnie dla siebie? Że pomógłby mi pomścić morderstwo
mojego brata?

– Słyszałem, że jadłaś, postępując tak, jak zostało ci powiedziane.

Nie odpowiedziałam, nie mogłam. Patrzyłam tylko na niego, moje spojrzenie przykleiło
się do tej pieprzonej maski, gdy składał koc i położył go na krześle w kącie.

– I że nie zaatakowałaś Leo widelcem.

Leo. To było imię tamtego człowieka. Ale jak miał na imię Śmierci? I dlaczego, do
cholery, znowu założył tę maskę? Działała ona jak bariera, osłaniając go przede mną,
trzymając go na dystans. I patrzenie na nią przeraziło mnie.

– Nie podoba mi się ta maska – powiedziałam, mój głos zabrzmiał cicho.

– Nie podoba. – To nie było pytanie.

Rozpiął pasek i wyciągnął go ze szlufek, trzymając go tak, jak tamtej nocy, kiedy mnie
bił klamrą w dłoni. Podniósł drugą rękę i zgiął palec, dając mi znak, abym podeszła do niego.

– Uklęknij. – Wskazał miejsce pod swoimi stopami.

Obserwowałam go, zaczęłam drżeć, niezdolna do oderwania wzroku od tej strasznej


maski.

Strona 59
Tłumaczenie nieoficjalne: agni3szka_ korekta: ania.sg

– Gia.

– Zdejmij ją. Proszę, zdejmij ją. – Chwyciłam szczebel zagłówka, gdy on położył jedno
kolano na łóżku, jakby chciał mnie chwycić. – Proszę, tylko ją zdejmij.

W jednej chwili, był na łóżku, jedną dłonią ściskając mnie za włosy i ciągnąc mnie
w stronę podłogi.

– Powiedziałem, uklęknij do cholery! – ryknął.

Skuliłam się u jego stóp, zakrywając uszy tak mocno, jak tylko mogłam, nadal ze
związanymi nadgarstkami, serce waliło mi w klatce piersiowej, a łzy spływały w dół
policzków, wrzeszcząc w skutek piekącego bólu, od pasa przecinającego mój tyłek.

– Kiedy mówię uklęknij, to klękasz do cholery!

Smagnął mnie jeszcze dwa razy, jego gniew był namacalny, wściekłość taka realna, tak
cholernie przerażająca, że zrobiłam coś więcej niż uklęknięcie. Przykucnęłam u jego stóp,
z czołem na podłodze, a potem na jego bucie. Wiedziałam, że karze mnie, nie tylko z powodu
nieposłuchania jego pierwszego polecenia do uklęknięcia, ale za ostatni raz, kiedy tu był, za
to, co się wtedy stało, za to jak odszedł, za to, że musiał trzymać się z daleka. Karał mnie za
własną słabość, za własną winę.

Kiedy się odsunął, trzymałam głowę nisko, skomląc, moja pierś falowała z ciężkim
oddechem, plecy i tyłek pulsowały cięgami, które wymierzył.

– Na ręce i kolana.

Posłuchałam, poruszając się tak szybko, jak tylko mogłam, nie zarabiając tym razem
uderzenia. Odsunął się dwa kroki w tył.

– Czołgaj się do mnie.

Zrobiłam to, czołgałam się. Przemierzałam niezdarnie przestrzeń ze związanym dłońmi,


wszystkie moje kończyny drżały, a kiedy zbliżyłam się do niego, zrobił kolejne dwa kroki do
tyłu, prowadząc mnie wokół pokoju.

– Teraz pochyl się nad krawędzią łóżka.

– Proszę, nie bij mnie więcej. Robię, co mi powiedziano. Proszę.

– Teraz nie robisz tego, co ci powiedziano, prawda?

Przełknęłam i spojrzałam na jego dłoń trzymającą pasek. Podczołgałam się do łóżka


i wstałam, a potem pochyliłam się nad nim, jak pierwszej nocy po przybyciu tu, kiedy mnie
Strona 60
Tłumaczenie nieoficjalne: agni3szka_ korekta: ania.sg

wychłostał.

– Rozszerz nogi.

Zrobiłam tak, jak powiedział, rozszerzając moją pozycję, podczas gdy on stał za mną.
Nie wiedziałam, czego się spodziewać, nie wiedziałam, czy mnie wychłosta, czy wypieprzy
czy obie te rzeczy.

– Nie odwracaj się, choćby nie wiem co.

Nie odezwałam się. Nie mogłam. Choć zabrało mi to całą siłę woli, aby nie spojrzeć
przez ramię.

Cisza trwała wieczność i wiedziałam, że mnie obserwuje, aż długi czas później, jego
kroki złamały ciszę i podszedł do mnie. Wstrzymałam oddech, łzy wreszcie się zatrzymały,
a gdy położył pas na moich plecach, przestraszyłam się chłodnej, ciężkiej skóry.

Dotknęły mnie palce, dłoń na moim tyłku, najpierw mnie łaskocząc, a potem otwierając.

– Proszę – błagałam, nie wiedząc o co prosiłam. Nie spodziewając się tego, co nadeszło,
miękkiej wilgoci jego języka na mnie, na mojej płci, liżącego mnie, degustującego mnie,
otwierającego mnie szeroko, podczas gdy jedna dłoń przemknęła do mojej łechtaczki. Zaczął
pocierać stwardniały guziczek.

Zacisnęłam dłonie i zagryzłam wargi. Jego język pracował nade mną umiejętnie,
przyjemność była nie do zniesienia, chociaż walczyłam z nią, przegrywając walkę, gdy
wsunął język do środka, a jego palce pocierały mocniej. Wygięłam plecy i naciskałam na
niego, ściskając mięśnie nóg i zamykając oczy, przygryzając wargi do krwi, w celu
wyciszenia jęku poprzedzającego orgazm, podczas gdy ssał i pocierał. Sapałam o oddech
i drapałam materac, a moje kolana poddały się, gdy zaczęłam ześlizgiwać się z łóżka.

Złapał mnie, a kiedy to zrobił, odwróciłam głowę, aby spotkać jego oczy, odkrywając,
że maska została odrzucona gdzieś na podłogę. Niebiesko–szare oczy błyszczały do mnie,
źrenice duże i ciemne. Jedną dłonią trzymał mnie przyszpiloną do łóżka, a drugą, rozpiął
dżinsy, i zepchnął je w dół, razem ze slipami. Wziął się w dłoń, a nasze spojrzenia zostały
zablokowane. Zaczął pompować. Patrzyłam na jego twarz, twarz anioła, jego płonące oczy,
rozchylone nabrzmiałe usta rozbłysły, lśniąc od moich soków.

– Podoba mi się to, jak smakujesz – powiedział, a jego ciało odrobinę drżało.

Odwróciłam wzrok do dłoni, która trzymała jego fiuta, obserwując, jak pompował
mocno i szybko.

Strona 61
Tłumaczenie nieoficjalne: agni3szka_ korekta: ania.sg

– Mówiłem, żebyś się nie odwracała, prawda? – zapytał.

Oblizałam wargi, niezdolna oderwać wzrok i byłam gotowa, kiedy złapał mnie za włosy
i przyciągnął przed siebie na kolana.

– Ssij mojego kutasa, Gia. – Potrząsnął mną raz. – Jeśli ugryziesz, to cię, cholera,
zabiję.

Skinęłam. Nie miałam zamiaru gryźć. Otworzyłam usta, żeby go przyjąć, jego słony
smak, miękka skóra wokół grubego, twardego penisa. Napierał zbyt głęboko, zbyt szybko,
powodując, że się krztusiłam, ale kiedy usiłowałam go odepchnąć, tylko mnie trzymał i zrobił
to ponownie, patrzył na mnie, a jego spojrzenie mówiło mi, że mnie karał.

– Mówiłem, żebyś się nie odwracała.

Teraz pieprzył moją twarz, zanurzając się coraz głębiej i głębiej, w dół aż do gardła,
odcinając mi oddech, dopóki nie pomyślałam, że zemdleję i uwalniając mnie na chwilę,
w celu zaczerpnięcia rozpaczliwego haustu powietrza przed powtórzeniem.

– Nauczysz się postępować, jak ci powiedziano.

Jego fiut zanurzał się niewiarygodnie głęboko w moich ustach, a dłonie we włosach
zaciśnięte były tak mocno, że wycisnęły łzy z moich oczu.

– Kurwa, Gia.

Pchnął mnie do tyłu, więc moja głowa odchyliła się niewygodnie na łóżku, a on się
uspokoił. Poczułam pierwszy strumień spermy uderzającej w tył mojego gardła. Zakrztusiłam
się, nieprzygotowana, ale trzymał mnie nieruchomo, zamykając oczy, dopóki nie mogłam
przyjąć więcej. Potem wreszcie wyszedł z moich ust, trzymając mocno kutasa, gdy strumienie
spermy pokrywały moją klatkę piersiową i piersi, znacząc mnie jako jego, zatwierdzając
mnie, posiadając mnie.

Dopiero gdy się opróżnił, uwolnił mnie. Podciągnął slipy i dżinsy, i spojrzał na mnie,
jego oczy były dziwne, poszukujące. Sięgnął do jednej ze swoich kieszeni i wyciągnął dwie
małe pigułki. Spojrzałam na nie, na niego i potrząsnęłam głową, znowu czując napływające
łzy, te niekończące się cholerne łzy.

Musiał tylko unieść brwi w ostrzeżeniu i wyciągnęłam ręce. Upuścił je na moją dłoń
i patrzył jak wkładam je do ust, przełykając. Zmusił mnie do ponownego otwarcia ust, więc
mógł się upewnić, że ich nie ukryłam, a kiedy był zadowolony, podniósł pasek i maskę,
i wyszedł za drzwi, po raz kolejny zamykając mnie w pokoju.

Strona 62
Tłumaczenie nieoficjalne: agni3szka_ korekta: ania.sg

ROZDZIAŁ 7

Dominic

Poszedłem do mojej sypialni czekając, aż lek zadziała. Tam, z tej samej szuflady,
w której trzymałem fotografię Effie, wyciągnąłem małe pudełko i otworzyłem je. Wewnątrz
był mój pierścień, ten, który nosiłem, kiedy byłem Benedetti. Ten, który nosili wszyscy
mężczyźni Benedetti. Usiadłem na łóżku i przyglądałem mu się, ignorując chęć wsunięcia go
na palec. Odsuwając myśl o tym, ile straciłem. O tym, jakże inne miało być moje życie.

Isabella zadzwoniła do mnie ostatniej nocy. Rozmawiałem z nią tylko raz, po tym jak
odszedłem, kiedy zadzwoniła, żeby mi powiedzieć, że Salvatore przekazał wszystko naszemu
wujowi, Romanowi. Nie zadzwoniła, kiedy Effie złamała rękę. Dowiedziałem się tego wtedy,
kiedy zobaczyłem, jak Effie miała na sobie różowy gips na jednym ze zdjęć. Nie zadzwoniła
do mnie również, aby opowiedzieć mi o swoich zaręczynach z Luke'iem. O tym też
dowiedziałem się, kiedy spostrzegłem wielki kamień na jej palcu, na innym zdjęciu mojej
córki. Nie żebym dbał o to, że poślubiała Luke’a. Zasługiwali na siebie nawzajem. Gdzie
Isabella była zaangażowana, nie miałem sentymentu. Była matką mojego dziecka. To było
wszystko. Zawsze byliśmy połączeni ze względu na to, ale to nic nie znaczyło.

Nie zadzwoniła, aby mi powiedzieć, o znalezieniu zwłok. Zwłok Mateo Castellano.


Znałem Mateo. Zrobił parę robót dla mojego oj... Franco Benedettiego ... kilka lat temu.
W sumie to dał mi cynk o transakcji, która była pułapką, prawdopodobnie ratując mi dupę,
choć wtedy pewnie tego nie doceniłem. Byłem zbyt cholernie arogancki. Dobrze się
dogadywaliśmy. Nawet stał się moim przyjacielem. Ale potem zniknął, ruszył dalej, jak
sądziłem. Podobnie jak ja teraz, był nikim. Poszedł tam, gdzie zabrały go pieniądze.

Początkowo nie załapałem powodu, dla którego zadzwoniła. Ludzie w naszym fachu
ciągle umierali. Uboczny efekt życia mafii. Jednak słuchanie o śmierci Mateo, było podobne
do tego, kiedy usłyszałem, jak mój brat Sergio został zabity. To zmusiło mnie do refleksji.

Strona 63
Tłumaczenie nieoficjalne: agni3szka_ korekta: ania.sg

Było w tym coś więcej. Isabella powiedziała, że zabójca chciał, żeby ciało zostało
odnalezione. To miało za zadanie wysłać wiadomość. Castellano został skatowany, co mnie
nie zaskoczyło, a potem zastrzelony w stylu egzekucji: pocisk w tył głowy. Ale była jeszcze
jedna rzecz. W rzeczywistości jeszcze dwie rzeczy.

Jego język został odcięty. Był kapusiem.

Powiedziałem jej bezlitośnie, że nie byłem całkowicie zaskoczony, biorąc pod uwagę,
że wcześniej też doniósł, kiedy ocalił mój tyłek. Ale kazała mi się zamknąć i posłuchać. Był
na nim znak. Piętno. Na środku klatki piersiowej. Zobaczyła jego zdjęcie. Jak zdobyła takie
zdjęcie, nie miałem pojęcia, chociaż była bardzo pomysłowa. Nigdy nie doceniana Isabella
DeMarco. Czy jeszcze się tego nie nauczyłem?

Myślała, że znak mnie zainteresuje. Najwyraźniej tak było z Salvatore. Piętno było
większą wersją herbu rodziny Benedetti, dawnego symbolu władzy na świecie, przynajmniej
na południu Włoch i w północno–wschodnich Stanach Zjednoczonych. To była dokładna
kopia tego, który trzymałem teraz w ręku. Mateo Castellano został oznakowany przed
śmiercią, i ktoś chciał wysłać dwie wiadomości: po pierwsze, że był kapusiem,
a donosicielami zajmowali się bezlitośnie. Po drugie, że to Benedetti był tym, który to zrobił.

Ale Roman nie działał w ten sposób. To nie były jego metody działania. Nie
przypisałbym tego również Franco, choć on posiadał inny rodzaj okrucieństwa. Był równie
brutalny, ale nie średniowieczny w swoich torturach. Nawet przez chwilę nie podejrzewałem
Salvatore.

Dlatego dałem Gii pigułki.

Mateo był w moim wieku lub w pobliżu. Miał młodszą siostrę. Poznałem ją kiedyś,
dawno, dawno temu. Myślę, że miałem siedemnaście czy osiemnaście lat. To było na
przyjęciu, w którym brał udział mój ojciec, gdzie odbywało się tajne spotkanie. Wziął mnie ze
sobą. Kiedy poszli porozmawiać, szwendałem się wokół domu, znudzony, zirytowany, że nie
zostałem zaproszony na spotkanie. Kawałek od domu, natknąłem się na małą dziewczynkę,
osaczoną pod drzewem przez dwóch około dwunastoletnich chłopców. Najwyraźniej
próbowali jej coś zabrać, a ona walczyła, ale nie mogła mieć więcej niż siedem lat.
Powiedziałem chłopcom, żeby się odpieprzyli i zostawili dzieciaka. I wtedy dała mi to
spojrzenie. To nie było „dziękuję za to, że mnie ocaliłeś” czy coś podobnego do tego. To było
wkurzone spojrzenie. Była tak samo zła na mnie, jak na tych chłopców. Pamiętam, że się
roześmiałem, gdy Mateo nas tam znalazł i kazał jej wrócić do domu, i pomóc w czymś matce.

Strona 64
Tłumaczenie nieoficjalne: agni3szka_ korekta: ania.sg

Rozmawiała z nim po włosku i rzuciła mi spojrzenie, a potem wróciła do domu, błysk jej
wkurzonych zielonych oczu zza ciemnej grzywki, teraz wydał mi się znajomy.

Nie znałem imienia siostry Mateo. Nigdy nie pytałem.

I miałem podejrzenie, które chciałem zweryfikować.

Musiałem sprawdzić znak na biodrze Gii.

Byłaby w odpowiednim wieku. To przyjęcie odbyło się siedemnaście, prawie


osiemnaście lat temu. Jeśli miałem rację, i ta mała dziewczynka miała wtedy siedem lat, to
sprawiłoby, że teraz miałaby dwadzieścia cztery lata.

Czy w tamtym pokoju miałem uwięzioną siostrę Mateo Castellano? Jeśli tak, to kto, do
kurwy nędzy, ją do mnie wysłał? Czy wiedzieli, że przysyłali ją do mnie? I dlaczego piętno
Benedetti? Wiedziałem o wszystkich robotach, w których Franco maczał swoje brudne ręce,
i handel ludźmi nie był tego częścią. Zrobił jakieś poważne gówno, ale nie sprzedawał
porwanych kobiet.

Dlatego potrzebowałem, żeby straciła przytomność, kiedy po raz pierwszy zobaczyłem


znak. Nie mogłem niczego zdradzić. Wiedziała, kto ją porwał i to było osobiste. Nie zależało
mi na zadawaniu więcej pytań, bo nic mnie to nie obchodziło, i nie chciałem wiedzieć. Ale
teraz, gdy usłyszałem o piętnie na Mateo Castellano, musiałem wiedzieć.

Po odłożeniu pierścienia, zrobiłem sobie coś do jedzenia, chcąc być pewnym, że była
nieprzytomna, zanim tam wróciłem. Po odczekaniu ponad godziny wyciągnąłem klucz
z kieszeni i otworzyłem drzwi. Światło z pokoju, w którym byłem, jaśniało nad jej
nieruchomą postacią na łóżku, schowaną mocno pod kocem. Podszedłem do łóżka, żeby się
upewnić, że była nieprzytomna. Była. Z zamkniętej skrzyni wyjąłem żarówkę i przykręciłem
ją do sufitu, skąd wykręciłem ją przed przybyciem Gii. Potem włączyłem światło, nie za
jasne, ale wystarczająco jasne. Gia nie poruszyła się.

Siadając na krawędzi łóżka, odsunąłem koc, i przepłynęło przeze mnie poczucie winy,
kiedy zapach jej płci uniósł się w powietrzu. Nie chciałem zrobić tego, co zrobiłem.
Chciałem, żeby dowiedziała się, że wróciłem, i że to ja miałem władzę. Ale potem, patrząc na
nią ... cholera, pragnąłem jej.

Domyśliłem się, że nie dała rady wziąć prysznica, zanim lek zwalił ją z nóg.

Wymamrotała coś i przekręciła się na plecy.

Unikając tego, co musiałem zrobić, wróciłem do mojego pokoju i wróciłem z czystą

Strona 65
Tłumaczenie nieoficjalne: agni3szka_ korekta: ania.sg

myjką, ręcznikiem i mydłem. Pamiętając o szczoteczce do zębów, którą przyniosłem dla niej,
położyłem ją, wciąż w opakowaniu, na krawędzi umywalki w łazience. Zmoczyłem myjkę
gorącą wodą i potarłem nią kostkę mydła, dopóki się nie namydliła. Po wyciśnięciu nadmiaru
wilgoci, wróciłem do niej i delikatnie oczyściłem jej twarz, klatkę piersiową i brzuch, dwa
razy opłukując myjkę, po umyciu jej ud i płci, aż zapach nie zniknął. Wytarłem ją suchym
czystym ręcznikiem, cały czas obserwując.

Mogłem sobie wmawiać, że wszystko, co chciałem zrobić, to upewnić się, żeby się nie
obudziła, ale wiedziałem, że to było kłamstwo. W pewnym sensie, czułem coś do niej, coś,
czego nie czułem do innych nieszczęśliwych dziewczyn, które leżały na tym samym łóżku.
Zwykle mogłem odgrodzić się murem od zlecenia ... niezależnie od tego, jakie albo kim było
to zadanie. Jednak z nią, nie mogłem znaleźć przyczyny, dlaczego ta ściana nie chciała się
utrzymać. Dałem radę tylko przez pierwsze pięć minut, kiedy po raz pierwszy wszedłem do
tego pokoju. Może to był fizyczny pociąg, przyciąganie, które czułem do niej. Może to był
znak na jej biodrze. Może już podświadomie wiedziałem, czułem, że to było inne. Nie
wiedziałem. Ale wiedziałem, że musiałem kontynuować i zobaczyć tę cholerną rzecz raz na
zawsze.

Po odłożeniu zarówno myjki, jak i ręcznika w łazience, wróciłem do sypialni


i obróciłem ją na bok, spoglądając na strup, który pokrywał gojące się już piętno. Moje serce
drgnęło. Dotknąłem szorstkiej skóry. Już zaczęło odchodzić na brzegach, odsłaniając różową
skórę, okrąg, w którym znajdował się herb. Używając paznokcia, zdrapałem szorstką skórę,
ukazując więcej i więcej, rozpoznając ozdobne F dla Famiglia1. Ponieważ dla Benedettich,
rodzina była najważniejsza.

Pierdolony żart.

Strup stał się trudniejszy do oderwania, gdy odeszły krawędzie, ale nie potrzebowałem
iść dużo dalej. Zobaczyłem to, co musiałem zobaczyć. Ozdobne B dla Benedetti, końcówki
włóczni skrzyżowane na szczycie, chroniące rodzinę pod spodem. Nie musiałem patrzeć na
twarz lwa pośrodku herbu. Jego grzywa nabrała kształtów wokół krawędzi i nie miałem
wątpliwości, że kiedy blizna zostałaby w pełni wyleczona, zobaczyłbym herb Benedetti,
wypalony na jej skórze.

Wstałem szybko, patrząc na dziewczynę. Kucnąłem znowu, aż moja twarz była tylko
kilka centymetrów od jej. Odsunąłem włosy z jej policzka, wsunąłem je za ucho

1
Famiglia po włosku rodzina.

Strona 66
Tłumaczenie nieoficjalne: agni3szka_ korekta: ania.sg

i popatrzyłem na nią. Na tę piękną, nieprzytomną kobietę, leżącą w brudnym łóżku,


z zamkniętymi oczami, rozchylonymi ustami i płytkim oddechem. Próbowałem przypomnieć
sobie małą dziewczynkę z imprezy, ale jedynym obrazem, na którym zatrzymał się mój
umysł, były te oczy. Gia spojrzała na mnie tak, raz, a jej gniewne spojrzenie spod ciemnych
włosów wypaliło we mnie dziurę.

Ale czy była siostrą Mateo Castellano? Czy ktokolwiek go zabił, zabrał ją? Co miała
z czymkolwiek wspólnego? Chociaż to nie było tak, że musiałaby być w to zaangażowana. To
przecież mimo wszystko włoska mafia. Rodziny trzymały się razem, i zostały niszczone
razem. Czy ta śpiąca kobieta, była tą dziewczynką, którą uratowałam wcześniej przed dwoma
nadgorliwymi chłopcami na imprezie?

Wstałem nagle i odsunąłem się.

Jakie miałoby to znaczenie, gdyby była? Była zleceniem. To wszystko. Tylko dlatego,
że wiele lat temu, uratowałam ją przed kilkoma idiotycznymi dziećmi, nie oznaczało, że
byliśmy połączeni, że znów będę jej zbawcą. Musiałem pamiętać, że nie byłem Benedetti. Nie
miałem już za sobą armii. Byłem Dominiciem Sapienti. Nikim. Nawet jeśli, kurwa, chciałem
ją ochronić, co do diabła mogłem zrobić? To nie tak, że miałem jebane pieniądze, aby ją
kupić. Przerąbałem całą kasę, którą miałem, kiedy kupiłem rezydencję Salvatore, z całą
zawartością. Wszystko w niej należało teraz do mnie, i siedziało tam, kurwa, pod ponad
siedmioma latami kurzu, ponieważ to nie tak, jakbym kiedykolwiek miał tam wrócić. Nawet
nie wiedziałem dlaczego ją kupiłem.

I nawet jeślibym tego nie zrobił, to co teraz? Kupić ją? Zatrzymać ją?

Zatrzymać ją.

– Jesteś pieprzonym głupcem, Dominic – mruknąłem do siebie. Wstałem, przeszedłem


kilka kroków do środka pokoju, aby wykręcić żarówkę z sufitu, znowu pogrążając pokój
w ciemności. Zajęło mi chwilę, aby moje oczy się przyzwyczaiły.

Zatrzymać ją, i co z nią zrobić? Zapytałbym ją o oznaczenie. Dowiedziałbym się kto to


zrobił. Dlaczego oni to zrobili. A potem co?

To była wada mojego fachu. Nigdy nie wiedziałem, kto mnie zatrudnił, a oni nigdy nie
wiedzieli, kogo zatrudniali. Anonimowy świat potworów.

Sięgnąłem po telefon do tylnej kieszeni, zamykając przestrzeń między mną a nią,


i zacząłem wybierać numer, którego nie użyłem od zbyt wielu lat. Z powrotem naciągnąłem
na nią koc, przyglądając się jej słodkiej, niewinnej twarzy – przynajmniej podczas snu –
Strona 67
Tłumaczenie nieoficjalne: agni3szka_ korekta: ania.sg

i wyszedłem z pokoju, zamykając za sobą drzwi. Spojrzałem na ekran telefonu. Jeszcze jedna
cyfra i telefon zacząłby dzwonić. Serce mi drgnęło, a moje dłonie stały się lepkie. Uderzyłem
w zakończ. Nie byłem na to gotowy. Jeszcze nie. Zamiast tego otworzyłem laptop i zająłem
miejsce przy stole w kuchni, gdzie wpisałem imię Mateo Castellano w polu wyszukiwania
Google, wiedząc już, co znajdę.

Strona 68
Tłumaczenie nieoficjalne: agni3szka_ korekta: ania.sg

ROZDZIAŁ 8

Gia

Światło przedostawało się przez drewniane listwy, pokrywające okna sypialni. Moje
powieki były lepkie, gdy zamrugałam, aby je otworzyć, usta suche, a głowa ciężka.
Połączenie leku i życia.

Siadając, podciągnęłam koc do góry i owinęłam go wokół siebie. Dlaczego musiał


utrzymywać takie zimno w pokoju?

Podrapałam się w głowę. I właśnie wtedy, zaskoczył mnie minimalny ruch przy łóżku.
Wydałam małe mimowolne sapnięcie.

Posępny Śmierć siedział w fotelu, bez maski, jego oczy były ciemne, a ciężkie
spojrzenie spoczywało na mnie. Obserwując mnie.

Każdy włos na moim ciele stanął, a serce opadło do żołądka. Co on tutaj robił? Jak dług
przyglądał mi się jak spałam? Dlaczego? Jak będzie mnie dzisiaj torturował?

Owinęłam palce wokół koca i czekałam.

– Kto cię do mnie przysłał?

Podwinęłam pod siebie nogi i usiadłam na kolanach, okrywając się tyle, ile tylko
mogłam.

– Kto cię oznakował, Gia?

Musiałam przełknąć kilka razy, aby odzyskać głos. – Dlaczego? – Pytanie sprawiło, że
zabrzmiałam na słabą. Bezbronną.

– Wiem, kim jesteś.

Gapiłam się na niego, na tego człowieka, który trzymał mnie w niewoli. Tego okrutnego
porywacza, który dawał i brał, jak mu się podobało, który zarówno przestraszył mnie jak

Strona 69
Tłumaczenie nieoficjalne: agni3szka_ korekta: ania.sg

diabli, jak i zainteresował, jak żaden inny. Jego twarz, twarz anioła, została wyryta
w najtwardszym kamieniu, jego oczy ze stali, teraz zimniejsze, przyjemność którą wziął,
kpiąc ze mnie, nie świeciła już jak żar dogaszającego pożaru. Zastąpiły ją gniew i nienawiść,
i ten ogień płonął jasny/o, gotowy do skonsumowania. Do unicestwienia.

To była przerażająca rzecz do zobaczenia.

– Jakie to ma znaczenie, kim jestem? – zapytałam z walącym sercem, wiedząc


o cienkim lodzie, na który weszłam, czekając, obserwując, aby zobaczyć, co to przyniesie.

Wyraz jego twarzy, nie uległ zmianie.

– Kto cię do mnie przysłał?

Było tak, jakby wstrzymał oddech.

– Victor Scava.

To wydawało się go zaskoczyć, bo zajęło mu chwilę, aby kontynuować.

– Czy on cię oznaczył?

Kiwnęłam głową.

– Z czyjego rozkazu?

– Nie wiem. Nie wiem nic o tym, żeby przyjął od kogoś rozkazy.

– Dlaczego to zrobił?

Przebiegły przeze mnie emocje, wspomnienie, uczucia i strata. Przede mną siedział
jeden z ludzi odpowiedzialnych za moje cierpienie. I nie wiedziałam, czy był on
zaangażowany w śmierć lub tortury Mateo, ale wiedziałam, że nic mu nie zawdzięczałam.

Zbierając się na odwagę, podniosłam wysoko głowę.

– Dlaczego cię to obchodzi? Dlaczego myślisz, że możesz mi zadać każde pytanie,


które chcesz, kiedy nie chcesz odpowiedzieć nawet na jedno, o które ja cię zapytałam?

– Nadal chcesz poznać moje imię? Czy to jest dla ciebie aż takie ważne?

Może miał rację. Może powinnam była zadać inne pytanie. Ale skinęłam i zmrużyłam
oczy.

– Dominic. Nazywam się Dominic... – wahanie, a potem – ... Sapienti.

Nawet w słabym świetle, widziałam, jak jego oczy przesunęły się, kiedy powiedział
nazwisko, i wiedziałam, że to było kłamstwo.
Strona 70
Tłumaczenie nieoficjalne: agni3szka_ korekta: ania.sg

– Dominic Sapienti – powiedziałam, obserwując go uważnie.

Skinął raz, mrugając kiedy to robił, i byłam pewna, że miałam rację.

– Oznaczył mnie, bo nie chciałam się z nim pieprzyć.

To wydawało się zbić go z tropu. Zmarszczył czoło i utworzyła się zmarszczka między
jego brwiami, gdy przetwarzał to, co powiedziałam i czekał, abym kontynuowała.

Podniosłam brwi. – Wydawałeś się cieszyć jedzeniem mojej cipki. Chyba chciał tego
samego. Więc czy to czyni cię większym potworem, ponieważ wziąłeś to bez mojego
pozwolenia, kiedy on mógł to zrobić, ale wybrał nie zrobienie tego?

– Zamiast tego, wybrał oznaczenie cię. Na zawsze. Następnie wysłał cię do mnie,
wiedząc, co ci zrobię, przez co będziesz musiała przejść, przed byciem sprzedaną, jak jakieś
zwierzę. Powiedziałbym, że jego działania przewyższają moje na arenie potwora.

– Pierdol się.

– Poza tym, nie przypominam sobie, abyś mnie odepchnęła. W rzeczywistości, jeśli
mnie pamięć nie myli, to pchałaś swój tyłek na moją twarz po więcej.

Odwróciłam się. Miał rację.

Wstał, podszedł do łóżka i stanął nade mną, jego ciało, samo w sobie było ostrzeżeniem.
Łapiąc mnie za brodę, zmusił do spojrzenia na niego.

– Mógłbym wziąć więcej. Wciąż mogę.

Chciałam coś powiedzieć, zakwestionować go, ale każdy dzwonek ostrzegawczy we


mnie wyłączył się, i zamiast tego opuściłam oczy. Musiałam być silna a podjudzanie tego
człowieka do ranienia mnie, nie było mądre.

– Opowiedz mi o swoim bracie.

Puścił mnie i z powrotem usiadł na krześle.

Rzuciłam na niego okiem. Skąd wiedział o Mateo? Co wiedział? Czy to była część jego
„treningu”? Pieprzenie się teraz z moją głową, bo fizycznie ranienie mnie, sprawienie, że
nienawidzę się za reakcje na niego, nie było wystarczające?

– Czy dlatego to robisz? Dlatego twój szef wysłał mnie do ciebie?

– Nie pracuję dla Victora Scavy – wyjaśnił szybko, wykrzywiając usta w obrzydzeniu.

– Wobec tego nie rozumiem. Dlaczego miałby wysłać mnie do ciebie, jeśli nie

Strona 71
Tłumaczenie nieoficjalne: agni3szka_ korekta: ania.sg

pracujesz dla niego?

– Jestem niezależnym wykonawcą. Teraz opowiedz mi o swoim bracie, Gia. Powiedz


mi, co takiego zrobił Mateo, że został zabity. Że sprowadził na ciebie tego rodzaju kłopoty,
w których jesteś.

Analizowałam go, słysząc zmianę w jego głosie, w jego słowach, w całym jego
sposobie bycia w stosunku do mnie. I nie rozumiałam. – Mój brat był dobrym człowiekiem,
który zaangażował się ze złymi ludźmi, a kiedy próbował się z tego wydostać, zabili go.

– Jego język został odcięty. To oznacza tylko jedno, w naszym świecie.

Moje serce zabolało na wspomnienie tego. Czy kiedykolwiek pomyślę o Mateo i nie
będę tego pamiętała?

– Twoim świecie.

– Nie. Naszym świecie.

Spojrzałam w dół na moje kolana, robiąc wdech. Miał rację. To był nasz świat.

– Skąd wiesz, co się stało z Mateo?

– Jego ciało zostało odnalezione wczoraj. Zostało zostawione tam, gdzie można je było
łatwo znaleźć. Ktokolwiek go zabił, wysłał wiadomość. Teraz powiedz mi, dlaczego wykonali
na nim egzekucję.

– Dlaczego cię to obchodzi?

Wstał, przeciągnął dłonią po włosach i odwrócił wzrok, kręcąc głową, jakby


polemizowała o czymś ze sobą, jakiś wewnętrzny argument. Potem odwrócił się do mnie.

– Po prostu mi, kurwa, powiedz.

– Bo poszedł do FBI, donieść im dokładnie o tym samym, co ty robisz mi teraz. Zaczął


pracować dla Victora. Powiedziałam mu, żeby tego nie robił. Powiedziałam mu, że Victor to
były złe wieści. Przekonał się o tym na własnej skórze, a kiedy próbował postąpić słusznie,
zabili go. Torturowali go i zmusili mnie, żebym to oglądała do cholery. – Mój głos się
załamał i otarłam zdradziecką łzę. – Myślę, że to była ta część, która go złamała.

W pokoju zapadła cisza, a kiedy spojrzałam w górę, spostrzegłam wzrok Dominica


utrzymujący się na mnie, był poruszony, ale ciągle milczący.

– Czy masz z tym coś wspólnego? Z Mateo idącym do FBI?

Strona 72
Tłumaczenie nieoficjalne: agni3szka_ korekta: ania.sg

Pokręciłam głową. – Nie wiedziałam co robił Victor. Nie wiedziałam, że sprzedawał


dziewczyny, dopiero mój brat mi o tym powiedział.

– Dlaczego Victor ciebie też nie zabił?

– Bo jest chorym sukinsynem? – Starałam się umniejszyć znaczenie tego, ale szloch
uwiązł mi w gardle.

Przerwało nam brzęczenie wiadomości przychodzącej na telefon, i Dominic sięgnął do


kieszeni, aby go wyciągnąć, jego wzrok był na mnie.

– Byłaś zaręczona z synem Angusa Scavy, James'em?

Skinęłam. – Kiedy umarł, pojawił się Victor. Był następny w kolejce, ponieważ Pan
Scava nie miał innych dzieci.

– Pan Scava? Mówisz to z taką czułością, Gia. Scava nie jest miłym człowiekiem.

– Dla mnie zawsze był miły.

Dominic potrząsnął głową, jakby to, co powiedziałam, było niewiarygodne.

– Jak możesz być taka pewna, że to on tego nie zlecił? – Skinął na pomieszczenie.

– Nie. Nie ma mowy. James mnie kochał, a on kochał Jamesa. Nie zrobiłby mi tego.

– Jesteś głupia.

– Nie masz serca, ani duszy. Nie spodziewałabym się, abyś zrozumiał taką miłość, jak
miłość ojca.

Dominic cofnął się, jakbym dźgnęła go nożem. Dojście do siebie zajęło mu chwilę.

– Miłość jest zmienna. Jednorazowa. Nie jest wieczna, nie w naszym świecie. Tylko
głupiec wierzy w żyli–długo–i–szczęśliwie, Gia.

Po tym zwrócił uwagę na telefon. Jego twarz się zmieniła. Zmieszanie a następnie
niepokój przecięły jego rysy, gdy czytał wiadomość.

– Mam zamiar go zabić. Mam zamiar umieścić kulkę w głowie Victora Scavy. –
powiedziałam.

Spojrzał na mnie, jego czoło zmarszczyło się, a oczy ściemniały. Potem, bez słowa,
wyszedł za drzwi i zamknął mnie w środku, zostawiając po raz kolejny w tym ciemnym,
wilgotnym pokoju, zmieszaną ale również jakoś pełną nadziei.

Ciało Mateo zostało znalezione. Zostało zostawione tam, gdzie można było je łatwo

Strona 73
Tłumaczenie nieoficjalne: agni3szka_ korekta: ania.sg

znaleźć. I to odkrycie zdenerwowało mojego strażnika.

Strona 74
Tłumaczenie nieoficjalne: agni3szka_ korekta: ania.sg

ROZDZIAŁ 9

Dominic

Plotka głosi, że jeden z ludzi Romana zabił Castellano. Franco jest wkurzony.
Przysiągł chronić dzieci Castellano czy jakieś tam bzdety. Możesz w to uwierzyć?

Musiałem dwa razy przeczytać wiadomość Isabelli, aby zrozumieć. Aby zapamiętać.

Ojciec Mateo pracował dla Franco. Przyjął za niego kulkę. Umarł ratując życie Franco.
Przypomniałem sobie teraz. Słyszałem o tym później, słyszałem jego rozmowę z Romanem,
o dbaniu o rodzinę Castellano. Upewniając się, że wszyscy wiedzieli, że oni byli pod jego
ochroną.

I Roman kazał zabić Mateo Castellano? Dlaczego, do diabła, miałby go oznaczać?


Dlaczego miałby to ogłaszać? Franco by go zabił, do cholery. To nie miało sensu. Jeśli to, co
powiedziała mi Gia było prawdą, czy to znaczyło, że maczał ręce w handlu ludźmi? Czy
rodzina Benedetti sprzedawała teraz kobiety na czarnym rynku?

Usiadłem przy stole w kuchni i wybrałem numer Salvatore. Nadszedł czas. Cholera, już
dawno minął czas na to.

Wcisnąłem „zadzwoń” i słuchałem jak dzwoni. Zabrało mi całą siłę woli, aby tym
razem nie nacisnąć „zakończ”. A kiedy odebrał, jego głos był tak znajomy, po tych
wszystkich latach, że zajęło mi chwilę, aby odpowiedzieć. Potrzebowałem tej chwili, aby
uspokoić łomotanie serca i odzyskać głos.

– Salvatore – powiedziałem i czekałem.

Cisza po jego stronie. Następnie: – Dominic? Czy to ty?

Słyszenie jego głosu, kurwa, to sprowadziło tak wiele wspomnień. Tak wiele emocji. –
To ja – powiedziałem bez emocji.

Strona 75
Tłumaczenie nieoficjalne: agni3szka_ korekta: ania.sg

– Jezu!

Jeśli kiedykolwiek mógłbym powiedzieć, że usłyszałem odgłos ulgi, byłoby to wtedy.


Jakby mu, kurwa, zależało.

– Gdzie do cholery byłeś? Szukałem cię przez siedem pieprzonych lat.

– Jestem tutaj. Wszystko ze mną w porządku. – Zatrzymałem się. – Jak się masz? –
Uprzejmie było zapytać, a ja musiałem być uprzejmy. Potrzebowałem informacji.

– W porządku. Dobrze.

– Słyszałem, że masz dwójkę smarkaczy a trzeci w drodze.

– Czytałeś brukowce?

– Taa.

– Dwie małe dziewczynki. Chłopiec w ciągu sześciu tygodni. – Zamilkł. – Powinny


kiedyś poznać wujka.

– Nie. – Kurwa. Wstałem, zaciskając zęby. – Tak jest lepiej.

– Lepiej dla kogo?

Zignorowałem jego pytanie.

– A Effie? – zapytał.

– Dla niej też jest lepiej.

– Nie, nie jest, kurwa, lepiej. Gdzie jesteś? Czy wszystko w porządku?

Nienawidziłem tonu jego głosu. Autentyczność w tym, co powiedział.

– Jestem w pobliżu, i jest ze mną w porządku. Musiałem dowiedzieć się, kim, do


cholery, jestem.

– Jesteś moim pieprzonym bratem, tym jesteś.

– To nie jest takie proste.

– Myślałem, że nie żyjesz – powiedział Salvatore.

– Po tym, co się stało, chciałem. – Długa cisza. Słowo przepraszam doskonale by tu


pasowało. Przepraszam, że prawie cię zabiłem. Cholera, może byłoby to nawet szczere, ale
nie mogłem iść w tym kierunku. Nienawidziłem rodziny Benedetti. Nienawidziłem ich
wszystkich. I to musiało obejmować również Salvatore.

Strona 76
Tłumaczenie nieoficjalne: agni3szka_ korekta: ania.sg

Cisza.

– Słyszałem, że znaleziono ciało. Mateo Castellano. Czy Roman zlecił to zabójstwo?

Salvatore westchnął. – Myślę, że to dość oczywiste, nie sądzisz?

– Myślałem, że rodzina Castellano, była pod ochroną Franco.

– Ja też. Ojciec jest wkurzony. Nie wiem, jak Roman to przeżyje.

Węże zawsze się prześlizgną, kiedy myślisz, że były pozbawione pola manewru. Ale
tym razem, byłem pewien, że to nie był Roman. – Nie wrabiają go?

– Nie wiem. Rozmawiałem z nim, ale nie mogę być pewien.

– Czy znasz jakieś szczegóły?

– Nie obchodzą mnie szczegóły. Dlatego jestem tutaj, na Florydzie, z dala od tamtego
życia. Utrzymując moją rodzinę z dala od tamtego życia. Zostałem już dwukrotnie
przesłuchany i powiem ci to, co powiedziałem im. Roman i ja, rozmawialiśmy dwa razy
w roku. Zadzwoniłem do niego w związku z tym, dla mojego własnego spokoju. Twierdzi, że
to nie był on.

– Wierzysz mu?

Westchnął i zabrało mu chwilę, aby odpowiedzieć. – Posłuchaj, nie jestem już w to


zaangażowany. Koniec kropka. I mówię ci, że ty również nie jesteś. Najlepszą rzecz jaką
zrobiłeś, było odsunięcie się, w cholerę, z dala od naszego ojca.

– Twojego ojca.

– Taa, cóż, możesz uważać się za cholernego szczęściarza.

– To było brutalne zabójstwo.

– Wiem, że kiedyś byliście z Mateo przyjaciółmi, ale nie możesz się w to zaangażować.
Nie możesz do tego wrócić. Pozwól Franco się tym zająć.

Salvatore zawsze miał ten sposób mówienia brutalnej prawdy, zwłaszcza jeśli myślał,
że robi to dla twojego własnego dobra. Najwidoczniej to się nie zmieniło.

– Tak naprawdę to już jestem w to zaangażowany, Salvatore.

– O czym ty, do cholery, mówisz?

– Mateo miał siostrę.

– Która zniknęła kilka dni po nim, i która prawdopodobnie nie żyje.


Strona 77
Tłumaczenie nieoficjalne: agni3szka_ korekta: ania.sg

– Nie, ona żyje.

– Cholera, Dominic. O czym ty mówisz?

– Spójrz, ja po prostu potrzebuję się dowiedzieć, czy Roman zlecił to zabójstwo. Czy
kryje swój tyłek teraz, kiedy ciało zostało znalezione? Bo to otwiera zupełnie inną puszkę
Pandory.

– Jaką puszkę? – zapytał z napięciem.

Wiedziałem, że czekał na mnie, aż wypełnię luki. Zastanawiałem się, czy wiedział, że


nie rozmawiałem z Romanem od ponad pięciu lat. A gdybym mu powiedział, skąd
wiedziałem, że Gia Castellano żyje i że miałem ją tutaj?

– Wiem na pewno, że Victor Scava był tym, który umieścić kulkę w głowie Mateo
Castellano – powiedziałem.

– Scava? Bratanek Angusa Scavy? Co, do cholery, on miałby mieć do czynienia


z czymkolwiek? Piętnem na piersi Castellano był herb rodziny Benedetti.

– W takim razie, wierzysz, że nasz wujek był tym, który to zlecił?

– Nie wiem w co wierzę i jestem już zmęczony myśleniem o tym. Jest mi przykro, że
Mateo został zabity, ale nic nie przywróci go z powrotem, a moja wiedza ... czy twoja ... tego
nie zmieni. Trzymaj się od tego z daleka, Dominic.

– Victor Scava bierze udział w handlu ludźmi. Mateo zamierzał dostarczyć dowody na
to. Dlatego został uciszony. Stał się przykładem.

– Trzymaj się, do cholery, z daleka od tego – powtórzył Salvatore.

– Cholernie za późno na to.

– O czym ty mówisz? Skąd wiesz to wszystko?

– Mam Gię Castellano. Była świadkiem morderstwa. Scava ją również oznaczył. Tym
samym piętnem. – Zatrzymałem się, teraz musiałem powiedzieć mu wszystko. W pewnym
sensie był to rodzaj spowiedzi. Choć nie miałem nadziei na odkupienie. Cholera, czy nie
byłem w tym za głęboko, aby tego chcieć? – Za tydzień będzie przeznaczona na aukcję.

– Przeznaczona na aukcję? Co to, do cholery, w ogóle znaczy?

Wiedział, co to znaczyło. To była jedyna rzecz, którą Benedetti się nie zajmowali.
Jedyna rzecz, której Franco, jego ojciec przed nim, i ojciec jego ojca przed nim, się trzymali.
Żadnego handlu ludźmi.
Strona 78
Tłumaczenie nieoficjalne: agni3szka_ korekta: ania.sg

Pieprzeni święci, każdy z nich.

– Jakaś szansa, że Roman mógłby być związany z Victorem Scava w czymś takim? –
nacisnąłem.

– Handel ludźmi? Nie. Nie ma mowy. Gdzie dokładnie jesteś i dlaczego masz
dziewczynę?

– Jeśli nie jest w to zaangażowany, to dlaczego Mateo został oznaczony herbem


Benedetti? Dlaczego nie zabili go po cichu i nie pozbyli się ciała? To znaczy, wszyscy
wiemy, w jaki sposób pozbyć się pieprzonego ciała, jeśli to jest to, co chcemy zrobić. Scava
wysyłał wiadomość. Chcę wiedzieć, jaka to jest wiadomość, i jak Benedetti są w to
zaangażowani.

– To jest popieprzone, Dominic.

– Nie pierdol.

– Roman wie ...

– I ma to w dupie. Jest teraz królem. Ty go nim zrobiłeś, pamiętasz?

– Jeśli on zdradził naszego ojca ...

Zamknąłem oczy i uszczypnąłem się w grzbiet nosa, licząc do dziesięciu. Pozwoliłem


temu się prześlizgnąć.

Przerwa powiedziała mi, że zrozumiał swój błąd. – Gdzie jesteś, i gdzie jest
dziewczyna? – zapytał.

– Vermont.

– Vermont? Nienawidzisz zimna.

– Staram się przetrwać. – Kiedy, do cholery, zaczęliśmy rozmawiać na błahe tematy?

– Co masz na myśli, z zabraniem jej na aukcję? Nie możesz być zaangażowany w coś
takiego.

– Już jestem zaangażowany. – Coś jak tuzin dziewczyn zaangażowany.

Salvatore westchnął. – Opowiedz mi o aukcji.

– Dziesięć, może dwanaście dziewczyn. Zaproszonych jest wystarczająco dużo


kupujących, aby licytacja była interesująca.

– Jezu.

Strona 79
Tłumaczenie nieoficjalne: agni3szka_ korekta: ania.sg

Parsknąłem.

– Czy wiesz kto będzie uczestniczył?

– Nie.

– Czy możesz się dowiedzieć?

– Nie ma czegoś takiego jak lista gości, na tego rodzaju wydarzeniach.

Salvatore zatrzymał się na moją uwagę. – Czy nasz wuj był na jednej wcześniej? –
zapytał, z nutą ostrożności.

– Dlaczego kupować produkt, kiedy jest się dostawcą? – Im więcej o tym myślałem,
tym bardziej Roman stawał się winny. Zawsze był wszędzie, obserwując, cichy, zdobywając
zaufanie Franco jak nikt inny, nawet jego synowie.

– Nie. Nie ma mowy. To nasz pierdolony wuj, Dominic. Lepszy niż kiedykolwiek był
dla nas nasz ojciec.

– Twój ojciec. Twój pieprzony ojciec.

– Odpuść już.

– Spróbuj dowiedzieć się, że nie jesteś tym, kim myślałeś, że jesteś przez dwadzieścia
osiem pieprzonych lat i wtedy odpuść.

Kolejna długa cisza wypełniła przestrzeń. – Przykro mi. – Westchnął. – Dokładnie, jak
dużo wiesz o aukcji?

– To nie jest moja pierwsza.

– Kupujesz dziewczyny?

– Dostarczam przeszkolone dziewczyny.

– Jezu.

Kurwa. Zwiesiłem głowę, potrząsając nią. Co ja, do kurwy, robiłem? Ile żyć
zniszczyłem? Ile jeszcze bym zniszczył? Wszystko po to, aby udowodnić sobie i światu jaką
byłem szumowiną? Boże. Kurwa. Umieszczenie kuli w mojej własnej głowie, byłoby lepsze
niż to.

– Dominic?

– Taa – powiedziałem, ocierając wierzchem dłoni nos.

– Musimy coś zrobić z tą aukcją.


Strona 80
Tłumaczenie nieoficjalne: agni3szka_ korekta: ania.sg

Usłyszałem my. I wiedziałem, co muszę zrobić.

Wstałem.

– Nie. Nie my. Ja. Nie jesteś już zaangażowany, już nie, pamiętasz? Dobrze zrobiłeś,
wyciągając z tego siebie i Lucię. Utrzymuj ją bezpieczną. Utrzymuj swoją rodzinę
bezpieczną. Nie kuś losu dwa razy. – Zacząłem złośliwie, ale tą ostatnią część, miałem na
myśli.

Przerwał, i niemal słyszałem go jak przygotowuje się do kłótni ze mną. Ale nie zrobił
tego. Jego rodzina była na pierwszym miejscu. Tak jak powinna.

– Co zamierzasz zrobić?

– Nie wiem. Najpierw spróbuję się dowiedzieć, czy Roman brał w tym udział.

– To nie ma sensu, Dominic. On nie brałby udziału w czymś takim. Już osądziłeś
i skazałeś go w swoim umyśle. I robisz to na własną rękę, pamiętaj o tym.

Czyli, że nie miałem wsparcia. Żadnego.

– Nie będę tego robił na własną rękę.

– Co to znaczy?

– Siostra Mateo. Wie przynajmniej część z tego, co się dzieje. I pragnie zemsty za
zabójstwo brata.

– Ona jest kobietą. Nieprzeszkoloną. Być może niewinną. Ona jest ofiarą. Nie możesz
wciągać jej w to bardziej, niż już jest.

– Czy nie nauczyłeś się jeszcze, że nie należy nie doceniać kobiet? – Nazwisko Isabelli
DeMarco nie musiało być powiedziane.

– Bądź ostrożny z Romanem – powiedział poważnie Salvatore. – On jest teraz inny.


Twardszy.

– Zawsze taki był. Po prostu nigdy tego nie widziałeś.

– Porozmawiam z tatą – powiedział Salvatore.

– Jak on się ma? – Pytanie wymsknęło mi się, zanim zdążyłem je zatrzymać.

– Jest mu przykro – powiedział cicho Salvatore. – Pisze do mnie i za każdym razem


mówi jak przykro mu jest, w związku z tym, jak ci to powiedział. Jak stracił obu swoich
synów, tamtej nocy.

Strona 81
Tłumaczenie nieoficjalne: agni3szka_ korekta: ania.sg

Ugryzłem się w język, aby nic nie powiedzieć. Miałem to w dupie. Miałem. To. W.
Dupie.

Salvatore westchnął. – Jest starszy. Słabszy. Ale to jest Franco Benedetti. Przeżyje nas
wszystkich. Ale jeśli to jest prawda, to obedrze Romana żywcem ze skóry. – Zamilkł. – Czy
masz jakieś bezpieczne miejsce, aby ją tam zabrać?

– Taa.

– Nie mów mi gdzie.

– Nie miałem zamiaru. Muszę iść.

– Odzywaj się czasami. Proszę. A jeśli będziesz mnie potrzebował ...

– Nie będę. Zostań ze swoją rodziną.

– Kocham cię, bracie.

Kurwa. Jak te słowa mogły mieć na mnie wpływ teraz? Siedem lat później?

– Muszę iść. – Rozłączyłem się zanim powiedziałem coś głupiego. Zanim odwołałbym
słowa, którymi karmiłem Gię i wyszedłbym na głupca.

***********

Pierwszą rzecz, którą musiałem zrobić, było zabranie stąd Gii.

Nie miałem żadnych złudzeń, co to mogło oznaczać dla mnie. Okradałem Victora
Scavę. Prawdopodobnie jego wuja, Angusa, głowę rodziny Scava. Jeden albo drugi zabiłby
mnie za to, co miałem zamiar zrobić.

Ale zgodnie z tym, co powiedziała mi Gia, Victor wiedział, gdzie byliśmy. Wysłał nas
tutaj do tej chatki. Używałem jej wcześniej. Osiem razy, aby być precyzyjnym. Więc, za
każdym razem, to on był tym, który mnie zatrudniał. Ale czy wiedział, że byłem kiedyś
Dominiciem Benedetti? Jeśliby wiedział, to czy wysłałby do mnie Gię, z naszym herbem
znaczącym jej ciało? Albo może to o to chodziło? Czy wysłał ją, chcąc abym to znalazł?

Przez chwilę rozważałem pomysł, aby zabrać ją do Franco. Aby przypomnieć mu


o obietnicy utrzymania jej i całej jej rodziny bezpiecznymi. Ale z drugiej strony, żyłem w
realnym świecie. Rodzina jest przed każdą obietnicą, a ostatecznie Roman był rodziną. Był

Strona 82
Tłumaczenie nieoficjalne: agni3szka_ korekta: ania.sg

jego szwagrem. Gia była córką zmarłego żołnierza i siostrą kapusia.

Albo Victor Scava oznaczył i zabił Mateo Castellano i zostawił go, aby wyglądało to na
robotę Romana, albo przyjął rozkaz od Romana, by go zabić. Czy Victor wykonałby rozkaz
Romana? Nie. Nie ma, kurwa, mowy. I nie ma mowy, żeby Roman powiedział mu, by
oznaczył martwego faceta swoim cholernym nazwiskiem. Był zbyt mądry na to.

Obie rodziny nie robiły ze sobą interesów. Nie było rywalizacji; po prostu nie dzielili
terytorium. Ale czy był tam jakiś rodzaj lojalności? Tajny pakt? I czy coś poszło tak źle, że
Victor chciał się pozbyć Romana tak bardzo, iż wysłał wiadomość, która mogłaby
spowodować odwrócenie się od niego własnej rodziny?

Ostatecznie Roman nie był głową rodziny Benedetti. Jak mógłby być, jeśli nie był
nawet Benedetti? Kiedy dowiedziałem się, że Salvatore przekazał mu całą władzę, byłem taki
wściekły. Tron Benedetti nie należał do niego. Cholera, należał do niego mniej niż do mnie.
On był uzurpatorem.

Więc kim, do cholery, byłem ja, jeśli on był nim? Byłem ulepiony z tej samej gliny.
Byłoby dobrze gdybym o tym pamiętał. Nazwisko Benedetti nie należało również do mnie.
I ostatecznie, chciałbym sprowadzić ich na dno. Chciałem wykończyć przestępczą rodzinę
Benedetti. Zakończyć ich panowanie. Wytknąć im to.

Ale musiałem przyznać, że to nadal mnie wkurwiało. Myśl, że on, mój wuj, był szefem
rodziny, którą tak bardzo chciałem rządzić. Tak cholernie wkurwiało.

Po spakowaniu kilku rzeczy do torby podróżnej, wybrałem bluzę z kapturem i parę


spodni dla Gii, by miała co założyć na podróż. Mogłaby w nich pływać, ale było to lepsze niż
bycie nago. Dałbym jej coś bardziej pasującego, jak tylko bym mógł. W tej chwili musieliśmy
się stąd wynieść. Nie wiedziałem, czy Scava, nie przyjdzie po nią wcześniej, chcąc samemu
zabrać ją na aukcję. Cholera, umieścić pieprzoną kulę w jej głowie, za to co wiedziałem.
Victor Scava był sukinsynem.

Wszedłem do jej pokoju i znalazłem ją stojącą przy oknie, starającą się wyjrzeć przez
listewki.

Odwróciła się do mnie, przyciskając plecy do ściany. Kiedy to zrobiła, panika


rozszerzyła jej oczy, jak za każdym razem, gdy wchodziłem do środka. Przyglądałem się jej,
starając się utrzymać uwagę na twarzy, nie chcąc pamiętać tego, co jej zrobiłem. Zamiast
tego, próbując skupić się na jej oczach, jej wyzywająco pięknych, smutnych, przerażonych
oczach.

Strona 83
Tłumaczenie nieoficjalne: agni3szka_ korekta: ania.sg

– Ubieraj się. – Rzuciłem ubrania na łóżko. – Wychodzimy.

Zajęło jej chwilę, aby zrozumieć, co powiedziałem.

– Gdzie idziemy?

– Z dala od tego miejsca. Pospiesz się.

– Dlaczego?

– Bo tak powiedziałem.

– Ja ... czy już czas? Czy minęły już dwa tygodnie?

Przez chwilę byłem zdezorientowany, a potem zdałem sobie sprawę, że pomyślała, iż


nadszedł czas aukcji. – Nie. Wyjeżdżamy z tego miejsca. Nie zabieram cię na aukcję.

– Wobec tego gdzie mnie zabierasz?

– Gdzieś, gdzie jest bezpiecznie.

Przyglądała mi się, niepewna.

– Chodźmy. Chyba, że chcesz tu zostać i czekać, aż ktoś cię znajdzie. To może być
dzisiaj lub za kilka dni, jeśli nie pojawisz się na aukcji, ale oni przyjdą, a ja nie chcę tu być,
gdy to zrobią. A teraz, nie mam nic przeciwko temu, że jesteś naga ... w rzeczywistości, wolę
cię w ten sposób ... ale możesz czuć się bardziej komfortowo nosząc ubrania, skoro na
zewnątrz jest strasznie zimno.

– Dlaczego miałbyś mi pomagać?

Podeszła do ubrań na łóżku. Spotkałem się z nią tam i odpiąłem jej nadgarstki,
zdejmując ograniczenia. Wciągnęła bluzę z kapturem przez głowę. Patrzyłem jak spadła
prawie do kolan.

– Ponieważ ty, masz zamiar mi pomóc. Nie lubię Victora Scavy, i myślę, że prowadzi
jakąś grę. – Opuściłem tę część, na temat gry przeciwko mojej rodzinie. Zrobiłem to z dwóch
powodów. Po pierwsze, nie chciałem, żeby wiedziała, kim jestem, a po drugie nie mogłem
zrozumieć, dlaczego nadal uważałem rodzinę Benedetti jako swoją.

Gia założyła spodnie i ściągnęła je w pasie. Musiała zrobić pęczek i przytrzymać je,
żeby się nie zsunęły. Potem stała, patrząc na mnie, czekając.

– Będą za duże, ale potrzebujesz ich tylko, aż dojdziemy do samochodu.

Wsunęła się w buty, które ustawiłem na podłodze. Wyglądała trochę śmiesznie, ale

Strona 84
Tłumaczenie nieoficjalne: agni3szka_ korekta: ania.sg

lubiłem ją w moich ubraniach.

Odszedłem na bok i wskazałem, aby poszła przodem.

Na początku poruszała się niepewnie, potem z większą pewnością, w pośpiechu, aby


wydostać się z tego pokoju. Gdy mnie mijała, chwyciłem ją za ramię i zmusiłem do
zatrzymania się.

– Jeszcze jedna rzecz. Zrobisz to co mówię, albo pożałujesz. Potrzebujesz mnie teraz,
aby przetrwać. Jestem jedyną osobą, która może cię ochronić przed Scavą. Nie zadzieraj ze
mną. Jasne?

– Nie lubię cię Dominic, i nawet jeszcze mniej ci ufam, ale wiem, że trzymasz klucz do
mojej wolności, więc obiecuję nie zadzierać z tobą, w porządku? – powiedziała, starając się
uwolnić.

Pociągnąłem mocniej i pochyliłem się bliżej, tak blisko, że zarost na mojej szczęce
musnął jej miękki policzek, kiedy wciągnąłem powietrze, a potem ująłem jej twarz w dłonie,
tak, że stanęliśmy nos w nos. – Masz inteligentne usta, ale wolałbym wykorzystać je do
innych celów.

Wyszarpnęła twarz z moich dłoni.

– Nie myl mnie z cipką, Gia – powiedziałem, potrząsając nią. – Robię to dla siebie, nie
dla ciebie.

Złapałem torbę z ubraniami i komputer, i wyszliśmy z chatki.

Strona 85
Tłumaczenie nieoficjalne: agni3szka_ korekta: ania.sg

ROZDZIAŁ 10

Gia

Dominic jechał SUV–em z przyciemnianymi szybami, przez wąski przesmyk w lesie,


zostawiając chatkę za nami. Spojrzałam na nią, gdy podskakiwaliśmy wzdłuż drogi, drżąc na
odczucie, jaką mi dała, jak rozpadające się, opuszczone, nawiedzone miejsce. Może było
nawiedzone. Może duchy dziewcząt, które były tam przede mną, utrzymywały się w tej
strasznej chatce.

Zadrżałam fizycznie. Dominic spojrzał na mnie, wyglądał jakby był głęboko


zamyślony, tak bardzo, że mój mimowolny ruch wydawał się go zaskoczyć.

– Ogrzewanie niebawem się włączy – powiedział, zwracając uwagę z powrotem na


polną drogę.

Myślał, że drżałam z zimna. Nie. To był strach, który nadal ściskał mnie swoimi
długimi, lodowatymi palcami.

– Co się zmieniło? – spytałam. Co się stało, między wczoraj a dzisiaj? I czy okradał
teraz Victora, zabierając mnie z dala od chatki? Co to oznaczało dla niego? Dla mnie? Jak
mógłby mnie ewentualnie wykorzystać?

– Co masz na myśli?

– Dlaczego wyjeżdżamy? Dlaczego mi pomagasz?

– Nie robię tego. Pomagam sobie.

– W jaką grę gra z tobą Victor?

– Jeszcze nie wiem.

– Nie rozumiem.

– Nie musisz rozumieć. Musisz tylko być wdzięczna.

Strona 86
Tłumaczenie nieoficjalne: agni3szka_ korekta: ania.sg

– Gdzie jedziemy?

– Zadajesz zbyt wiele pytań.

– Jeśli odpowiesz chociaż na jedno, być może przestanę pytać.

– Mądrala.

– Despota.

– New Jersey. Jedziemy gdzieś, gdzie Victor nie pomyśli, aby cię szukać. Ponieważ
kiedy dowie się, że zniknęłaś, będzie szukał nas oboje.

– A dowie się, kiedy nie pojawię się na aukcji?

Kiwnął i skręcił SUV–em na odludną asfaltową drogę. Zobaczyłam znak informujący


o autostradzie za pięćdziesiąt kilometrów.

– Kiedy mój ojciec umarł, Franco Benedetti obiecał mu, że będzie chronił Mateo i mnie.

– Naprawdę?

Dominic nie brzmiał na zaskoczonego. – Może powinnam pójść do niego.

– Ponieważ zrobił świetną robotę chroniąc twojego brata?

– Masz rację. – Milczałam przez chwilę. – Ile dni zostało do aukcji?

– Osiem.

– Jaki dzień jest dzisiaj? – Nawet tego nie wiedziałam.

– Jedenasty styczeń.

– Zabili Mateo dzień po świętach Bożego Narodzenia. – Przyszli po mnie tego samego
dnia rano. Oznaczało to, że byłam przetrzymywana przez ponad dwa tygodnie.

Dominic nie odpowiedział. Jechaliśmy w ciszy, oboje zatraceni we własnych myślach,


dopóki nie wjechaliśmy na autostradę. Było jeszcze wcześnie rano, i było tylko kilka innych
samochodów na drodze, oprócz nas. Znak informował, że na następnym zjeździe był
McDonald.

– Jestem bardzo głodna – powiedziałam. – Czy możemy wziąć coś do jedzenia?

Spojrzał na mnie, jakby jedzenie było ostatnią rzeczą na jego głowie.

– Proszę?

Włączył migacz i zjechaliśmy. Powoli podjechał do okienka.

Strona 87
Tłumaczenie nieoficjalne: agni3szka_ korekta: ania.sg

– Jeśli spróbujesz czegokolwiek...

– Nie zrobię tego. Powiedziałam ci o tym w chatce. Chcę dopaść Victora Scavę. Nie
jestem na tyle głupia, aby wierzyć, iż dam radę się do niego dostać, na własną rękę. – To była
prawda. Musiałam być realistką. Nienawiść Dominica do Victora oznaczała, że mieliśmy
wspólnego wroga. Zabierał mnie od Victora. Nie oszukiwałam się myśleniem, że Dominic był
dobry, nie był w żaden sposób, ale tak długo, jak mieliśmy wspólny cel, Dominic był
mniejszym złem.

Skinął głową. – Co chcesz? – zapytał kiedy dotarliśmy do tablicy z menu.

– Wszystko. – Poczułam chciwość, gdy przyglądałam się opcjom. – Ale zadowolę się
zestawem śniadaniowym i dużym kubkiem kawy.

Dominic zamówił to samo. Dał mi jeszcze jedno ostrzegawcze spojrzenie, gdy


pojechaliśmy do okienka odbioru.

Podniosłam tylko ręce i pokręciłam głową. Nie zrobiłabym niczego. Odejście od niego
być może byłoby mądrym posunięciem ... dotarcie na policję jeszcze mądrzejszym ... ale jeśli
chciałam zemsty za śmierć Mateo, musiałam się go trzymać. Potrzebowałam Dominica.

Obserwowałam dziewczynę w okienku, gdy go ujrzała. Widziałam, jak jej oczy


rozszerzyły się, a uśmiech stał się większy. Z powodów, których nie mogłam zrozumieć,
poczułam zazdrość w moim rdzeniu. Gniew na jej śmiałości. Ale kiedy potem Dominic zaczął
z nią flirtować, ta złość tylko się zagotowała. Szorstko chwyciłam od niego torby, a on
zażartował do dziewczyny, kiedy ta podawała mu nasze kawy.

– Nie zadzieraj z nią, kiedy jest głodna.

Mrugnął do niej, o ona rzuciła na mnie okiem z ukosa.

– Ma ostre zęby i jeszcze ostrzejszy język.

Dziewczyna zachichotała jak głupia. Ja tylko spojrzałam na niego. I w końcu


odjechaliśmy.

– Dlaczego z nią flirtowałeś?

Ugryzł kanapkę. – Dlaczego cię to obchodzi?

– Nie obchodzi mnie. Po prostu nie lubię, jak ktoś się ze mnie naśmiewa.

Wzruszył ramionami. – To jest dobre. Nie byłem w McDonaldzie odkąd byłem


dzieckiem. Moja matka pozwalała na to, tylko wtedy, kiedy pojechaliśmy na wakacje.

Strona 88
Tłumaczenie nieoficjalne: agni3szka_ korekta: ania.sg

Spojrzałam na niego. Trudno było wyobrazić go sobie, jako dziecko z matką. SUV
odbił się na zagłębieniu w drodze, kiedy podnosiłam kubek do ust. Gorący płyn poparzył mi
język. Cholera.

– Ile dziewczyn wysłałeś na aukcje?

Tylko spojrzał w moją stronę, ale nie odpowiedział. Zamiast tego, odwrócił swoją
uwagę z powrotem na drogę.

– Pozwól mi zapytać o coś innego. To nie jest pierwszy raz, kiedy Victor cię zatrudnił,
prawda?

Pokręcił głową.

– Czy jego wuj wiedział?

– Nie wiem.

– On nie lubi go za bardzo. – I naprawdę tak było. Angus Scava ledwo znosił Victora,
ale musiał się z nim dogadywać. Nie było nikogo innego, kto mógłby przejąć stery nad
rodziną. – Przygotowywał Jamesa, aby przejął kontrolę nad rodziną. Ale potem James został
zabity.

– Został zastrzelony, prawda?

Skinęłam. – W drodze do domu ze spotkania ze swoim ojcem.

Dominic zmarszczył brwi, ale wydawał się być człowiekiem trzymającym myśli dla
siebie. Chwilowy błysk wrażliwości, który zobaczyłam w jego oczach zniknął, jakby nigdy go
tam nie było.

– Rodzina Scava jest potężna. Dziadek Jamesa zginął bardzo podobnie do niego. Miał
siostrę, która zmarła w wypadku samochodowym. Wiem, że pani Scava dwukrotnie poroniła.
James był jedynym bezpośrednim ocalałym. Pech.

– Nie pech. Są wiodącą rodziną mafijną. Mają wrogów. Im bardziej potężny jesteś, tym
bardziej jesteś znienawidzony.

– Zdaje się, że dużo wiesz na ten temat.

Spojrzał w moją stronę. – Byłem w pobliżu. A co z twoją rodziną?

– Mężczyźni byli żołnierzami tak długo, jak pamiętam. Nie sądzę, żeby którykolwiek
dożył pięćdziesiątki. Tak cholernie głupi. Taka strata.

Strona 89
Tłumaczenie nieoficjalne: agni3szka_ korekta: ania.sg

– Jak poznałaś Jamesa Scavę?

– Na przyjęciu, będącym przykrywką spotkania. Ojciec poszedł jako ochroniarz pana


Benedetti. Również zostałam zaproszona. Mateo tam nie było. Był w szkole. Wychodził
z tego życia, starał się zacząć od nowa.

– Mów dalej – powiedział.

Zdałam sobie sprawę, że przestałam mówić. Nie wiem, kiedy przestałam tęsknić za
Jamesem. Był taki dobry, taki opiekuńczy, tak bardzo mnie chronił.

– Dobiegałam dwudziestki. Jego urodziny były dzień po moich. Miał trzydzieści lat, był
starszy niż moje normalne randki, ale zaiskrzyło.

– I wiedziałaś kim był, co zrobił, i nadal się w nim zakochałaś?

– Zawsze mnie chronił, przed tą częścią swojego życia. Tak jak mój ojciec. Nigdy tego
nie widziałam. I łatwo jest udawać, że to się nie dzieje, kiedy to ktoś, kogo kochasz ma
zakrwawione dłonie.

Dominic wziął kęs kanapki. – Nigdy nie znaleźli jego zabójcy.

– Skąd wiesz o tym tak dużo?

– Mówili w wiadomościach.

– Pan Scava wierzył, że był to rywal rodziny, ale nie zdziwiłabym się, gdyby Victor
maczał w tym swoje brudne paluchy.

– To dość poważne oskarżenie.

– To nie jest oskarżenie, jeśli coś jest prawdą.

– Bądź ostrożna, Gia.

– Trochę za późno na to, nieprawda?

– Powiedz mi, jak Mateo zaangażował się z Victorem?

– Kiedy mój tato został zabity, Mateo wrócił do mnie i do mamy. Chciał się upewnić, że
byłyśmy pod dobrą opieką, chronione. Nie posłuchał mnie, kiedy powiedziałam mu, by
wrócił do szkoły, że będzie z nami w porządku. A następnie zaczął pracować dla Victora. Na
początku nie byłam pewna. Gdybym wiedziała, co Victor planował, poszłabym do pana
Scavy, ale nie wiedziałam, dopóki nie było za późno.

– Czy jesteś pewna, że Angus Scava nie jest w to zaangażowany?

Strona 90
Tłumaczenie nieoficjalne: agni3szka_ korekta: ania.sg

– Mówię ci, że nie zrobiłby mi tego. Nigdy nie pozwoliłby Victorowi ... – przerwałam,
przypominając tą noc, kiedy Victor mnie torturował, strasząc mnie jak cholera.

– Twoja mama, gdzie ona teraz jest?

– Spędza czas ze swoją siostrą, niedaleko Palermo. Nie wiem, ile ona wie. Muszę z nią
porozmawiać.

– Nie.

– Co masz na myśli, mówiąc nie?

– To zbyt niebezpieczne.

– Ale ...

– Nie teraz, Gia. Pozwól mi to przemyśleć. Jestem pewien, że ona nie chce mieć dwójki
dzieci do pochowania.

To mnie zatrzymało. Miał rację. – Victor był zawsze zazdrosny o Jamesa.


Powiedziałabym nawet, że go nienawidził. – Wypiłam resztkę teraz letniej kawy
i odwróciłam się do niego. – Jak długo będziemy jechać? – Nie chciałam już o tym
rozmawiać.

– Jeszcze kilka godzin.

– A potem co?

– Potem mam zamiar dowiedzieć się, co tu się, do cholery, dzieje.

– A co ze mną?

– Zrobisz co ci każę Gia, a nie będę musiał cię skrzywdzić.

– Znałeś Mateo? – zapytałam znienacka, pamiętając o uczuciu znajomości, o chwili,


kiedy pomyślałam, że spotkałam go wcześniej.

– Nie.

Nie chciał na mnie spojrzeć. Dlaczego mu nie uwierzyłam? I dlaczego miałby kłamać?

– Nie skrzywdzisz mnie – powiedziałam, nie wiedząc dlaczego.

– Dzielenie wspólnego wroga nie czyni nas przyjaciółmi.

– Nie zrobisz tego.

– Skąd wiesz, że nie zabieram cię na aukcję? Czy nie uważasz, że byłoby mi łatwiej

Strona 91
Tłumaczenie nieoficjalne: agni3szka_ korekta: ania.sg

zawieźć współpracującego niewolnika?

Dał mi chwilę, abym to przyswoiła, zanim kontynuował.

– A teraz bądź cicho. Muszę pomyśleć.

W porządku. Również musiałam pomyśleć. Musiałam dowiedzieć się, co robić dalej.


Tak bardzo, jak chciałam zabić Victora od razu, to czy nie byłoby dla mnie mądrzej użyć
dowodów, które zebrał Mateo i przekazać je do FBI? I nadal wiedziałam, gdzie były kopie
nagranych rozmów: bezpieczne i w zasięgu wzroku. Chociaż, co wtedy? Ochrona świadków
i siedzenie w ukryciu przez resztę mojego życia? Czy mogłam zaufać kontaktowi Mateo?
Powinnam iść do Angusa Scavy albo może Dominic miał rację? Czy mógłby on być w to
również zaangażowany? Czy mógłby zlecić zabicie Mateo, moje porwanie? Czy byłam
naiwna, aby myśleć, że stałby przy mnie, niż przy swojej własnej rodzinie, nawet jeśli
nienawidził Victora? Kim dla niego byłam? Nikim. Teraz, kiedy Jamesa już nie było.

Musiałam pomyśleć. Dowiedzieć się, co zrobić. Jak postąpić. Jak sprawić, żeby Victor
zapłacił za to, co zrobił i pozostać po tym przy życiu.

Musiałam dowiedzieć się, jak pokierować moim porywaczem, jak wyrównać jego cele
z moimi, i ostatecznie, musiałam dowiedzieć się, jak mu uciec. Nie miałam wątpliwości, że
jego ręce były równie zakrwawione jak Victora, i nie mogłam o tym zapomnieć, bez względu
na to, jak bardzo byłam do niego przyciągana.

Strona 92
Tłumaczenie nieoficjalne: agni3szka_ korekta: ania.sg

ROZDZIAŁ 11

Dominic

Gia zasnęła gdzieś w ciągu kolejnej godziny, zostawiając mnie w błogosławionej ciszy,
podczas gdy jechałem w stronę domu Salvatore.

Mojego domu.

Wszystkie moje myśli prowadziły do jednego: musiałem zrozumieć jak bardzo Roman
był w to wszystko zaangażowany, a był zaangażowany. Podpowiedziała mi to moja intuicja.
Każdy instynkt krzyczał, że on i Victor byli partnerami w tym tajnym przedsięwzięciu,
przynajmniej do pewnego stopnia.

Musiałem jednak pamiętać o tym, że był on bratem mojej matki. Kochał ją. Franco mu
ufał. Sergio również. Salvatore nie ufał nikomu i brzmiało to tak, jakby ostatnie siedem lat
oddało więcej dystansu między nim a rodziną Benedetti. Ja? Roman i ja mieliśmy dziwną
relację. Wiedział, kim byłem ... i kim nie byłem. Był dla mnie miły, do pewnego stopnia.
Jednak siebie stawiał na pierwszym miejscu. Ale cholera, to samo można było powiedzieć
o każdym z nas. No może z wyjątkiem Salvatore.

Roman pomógł mi zorganizować kupno domu Salvatore, pomógł mi sprzedać


samochody i większość mebli. Upewnił się, że dom był dobrze utrzymany, choć nikt w nim
nie mieszkał. Dlaczego? Dlaczego pomógł mi po tamtej nocy, kiedy odszedłem? Kiedy nie
byłem już zagrożeniem? Jeszcze jeden syn Benedetti został wyeliminowany.

Choć dlaczego nie? Po co wzbudzać moje podejrzenia, odmawiając mi pomocy? I nie


mógł mnie potem łatwiej śledzić? Trzymając mnie w moim miejscu, które było daleko od
jego.

Pomyślałem o tych wszystkich latach i zastanawiałem się, czy on był przyjacielem


któregokolwiek z nas? Albo może sterował nami, oczy trzymając cały czas na nagrodzie …
na staniu się głową rodziny Benedetti.

Strona 93
Tłumaczenie nieoficjalne: agni3szka_ korekta: ania.sg

Nie, to wydawało się zbyt naciągane. Zbyt nieprawdopodobne.

Ale może nie było. Być tak blisko tego rodzaju siły, którą dzierżył Franco Benedetti
i siedząc bezsilnie u jego boku przez tyle lat? Wiedziałem, jakie to było uczucie. Wiedziałem,
co to ze mną zrobiło.

Skorumpowana władza. A Roman był skorumpowany. Założyłbym się na to, o moje


pieprzone życie.

Zwolniłem, gdy pokonywałem ostatni kilometr do rezydencji. Zapadła noc, a półksiężyc


oświetlał tysiące gwiazd na bezchmurnym niebie. Gia poruszyła się obok mnie.

– Dojechaliśmy?

– Tak.

Potarła oczy i pochyliła się do przodu, aby przyjrzeć się lepiej, gdy dotarliśmy
wystarczająco blisko, by światła SUV–a świeciły na bramę, chroniącą posiadłość.

Zwolniłem jeszcze bardziej, aby mogła wszystko przyswoić.

Ostatnie kilka kilometrów byłem spięty. Teraz to napięcie osiągnęło nowy poziom. Nie
byłem tam od tamtej nocy. Nie byłem w jadalni od czasu strzelaniny, a właśnie za chwilę
miałem zmierzyć się z tym wszystkim.

– Zostań w środku – powiedziałem, wychylając się, by wstukać kod. Patrzyłem na


bramę, jak się otwierała. Jedyną zmianą, której dokonałem po zakupie tej nieruchomości była
wymiana wszystkich zamków i zamontowanie bez kluczowego systemu.

Kiedy brama się otworzyła, przejechałem SUV–em, a potem zatrzymałem się, aby
zobaczyć jak zamykała się za nami. Jutro zmieniłbym kod. Roman też go znał. Wtedy nie
zastanawiałem się nad tym, aby mu go nie dać.

Gia siedziała oniemiała tym, co zobaczyła, gdy jechaliśmy długim podjazdem


w kierunku frontowych drzwi.

– Co to za miejsce?

– Mój dom – powiedziałem, zdając sobie sprawę, że naprawdę nim był. Przejąłem dom
Salvatore, zatrzymując niektóre z jego mebli. A on nawet o tym nie wiedział.

Nie starałem się nawet spróbować zrozumieć mojej własnej pokręconej motywacji.

– Twój dom?

Strona 94
Tłumaczenie nieoficjalne: agni3szka_ korekta: ania.sg

– Opłacony z życia najemnika.

– Nie płacą aż tyle.

Zaparkowałem samochód, a Gia wysiadła. Podszedłem do frontowych drzwi


i wystukałem kod. Zarejestrowało kombinację cyfr, a kliknięcie poinformowało mnie
o odblokowaniu zamka. Pchnąłem je, a pamięć o tamtej nocy zalała wszystkie moje zmysły,
gdy stanąłem na progu, chwytając klamkę, aby utrzymać się prosto, gdy fala wspomnień
rozbiła się o mnie, a potem powoli, zbyt wolno, minęła. Przełknąłem ciężko i sięgnąłem
drżącą dłonią, by włączyć światła. Korytarz natychmiast się rozjaśnił, i przesunąłem się na
bok, aby pozwolić wejść Gii.

– Łał.

To było wszystko, co powiedziała, gdy okręciła się wokół, wpatrując się w sklepione
freskowane sufity. Salvatore miał tandetny gust, jeśli byś mnie zapytał, ale patrząc na nią, jak
przyswajała wszystko, widząc jej podziw, poczułem się dziwnie, głupio dumny.

Chrząknąłem i pchnąłem drzwi, słuchając odgłosu zamka, kiedy się zamykały. Szybko
przeszedłem przez dom, włączając światła, gdy to robiłem, widząc warstwy kurzu,
pokrywające prześcieradła na pozostałych meblach.

– To musi zostać posprzątane – powiedziałem, starając się nie patrzeć na te zamknięte


drzwi, prowadzące do jadalni. Próbując nie myśleć o tamtej nocy. O tym, co bym tam znalazł.
To był jedyny pokój, w którym nie pozwoliłem posprzątać. Zastanawiałem się, jak będzie
wyglądał … szklanki pozostawione na stole, wypełnione kurzem, whisky dawno temu
odparowana.

Czy krew przesączyła się na te okropne marmurowe podłogi? Opryskała i poplamiła


ściany, jako stałe przypomnienie? Czy to przeniesie mnie w czasie z powrotem do tamtej
nocy, tamtej strasznej nocy, gdy dowiedziałem się prawdy i w rezultacie czego straciłem
wszystko?

– Ten pokój jest zakazany – powiedziałem do Gii, wskazując na zamknięte drzwi do


jadalni.

Przestąpiła z nogi na nogę i zwęziła oczy. Wyglądała tak, jakby miała powiedzieć coś
bystrego, ale wtedy wyraz jej twarzy się zmienił, jakby wiedziała, że to było poważne. Jakby
wiedziała, żeby nie pogrywać ze mną na ten temat. Kiwnęła.

Podszedłem do szafki z alkoholem i znalazłem butelkę nieotwartej whisky. Wziąłem ją

Strona 95
Tłumaczenie nieoficjalne: agni3szka_ korekta: ania.sg

i znalazłem szklankę. Poszła za mną do kuchni, gdzie odkręciłem gulgocząc kran i czekałem,
aż wypłynie czysta woda, przed opłukaniem szklanki. Wypełniłem ją do połowy alkoholem
i wyciągnąłem w jej stronę.

Zawahała się, ale potem wzięła ją i popijała, zaciskając oczy. Przypuszczałem, że


alkohol wypalił tył jej gardła. Potem oddała mi ją. Wypiłem długi łyk i ponownie napełniłem
szklankę, doceniając palenie. Salvatore miał dobry gust.

– Czy mogę wziąć prawdziwy prysznic?

Skinąłem i dokończyłem drinka, a potem poprowadziłem ją na górę, do starego pokoju


Lucii.

– Kogo był to pokój? – zapytała, spoglądając na porzucone kosmetyki do makijażu,


otwartą szminkę na toaletce, parę butów, leżącą przy łóżku.

– Pokój żony mojego brata.

Spojrzała na mnie, zdezorientowana.

– To był dom mojego brata. Opuścił go siedem lat temu, a ja go przejąłem.

Przeszukiwała moją twarz, moje oczy. Czy słyszała historię o braciach Benedetti? Jak
jeden prawie zabił drugiego? Nikt nie wiedział, co się wydarzyło tamtej nocy, przynajmniej
o tym dlaczego. Nikt nie wiedział, jaki sekret zdradził Franco. Nikt poza tymi, którzy tam
byli. Jeśli chodzi o mafię, to wiedzieli, że Dominic Benedetti żył i miał się dobrze i odszedł
po kłótni rodzinnej.

– Łazienka jest tam. Będziesz musiała poradzić sobie z kurzem. Muszę zadzwonić. Czy
muszę cię zamknąć w sypialni, czy zostaniesz tutaj?

– Zamknąć mnie? – Położyła dłonie na biodrach i uniosła brwi aż do czoła.

Skinąłem. Nie miałem teraz czasu, na radzenie sobie z nią. Musiałem zadzwonić.
Musiałem się dowiedzieć, gdzie w tym wszystkim znajdował się Roman.

– Zostanę – powiedziała zirytowanym tonem. – I nie chcę tego. – Wskazała na obrożę.

– Chyba musimy ponownie omówić kilka spraw. – Podszedłem do niej, złapałem za


obrożę i poprowadziłem ją do tyłu, aż plecami uderzyła w ścianę. Przycisnęła się do mojej
klatki piersiowej, ale odsunąłem ją, podnosząc jej podbródek do góry. Otworzyła szeroko
oczy, gniewne, ale i zalęknione, dokładnie tak, jak wyglądały w chatce.

– Nadal jesteś moja, nadal jesteś własnością. Kiedy zabrałem cię z chatki, ukradłem cię

Strona 96
Tłumaczenie nieoficjalne: agni3szka_ korekta: ania.sg

od Victora Scavy. Nie uwolniłem cię. Ty nie wydajesz rozkazów. Ty ich słuchasz.
Rozumiesz?

Poczułem, że jej gardło poruszyło się, kiedy przełknęła. Zacisnęła usta, a jej małe dłonie
oparły się o moją klatkę piersiową.

– Zapytałem, czy rozumiesz?

– Tak – wykrztusiła.

Uśmiechnąłem się. – Dobrze. – Puściłem ją. Wzięła głęboki oddech i stała przy ścianie
tak, jak ją zostawiłem. Nie zamknąłem za sobą drzwi. Poszedłem na dół do gabinetu
Salvatore. Mojego gabinetu. Tam włączyłem światło i ściągnąłem prześcieradła z fotela
i biurka, i usiadłem. Używając mojego telefonu komórkowego, przewijałem do numeru
Romana i wcisnąłem Połącz.

Odpowiedział po drugim dzwonku. – Dominic?

– Minęło trochę czasu, Wujek.

Odetchnął głęboko. – Tak, minęło.

Nie widziałem go od prawie siedmiu lat, a jego głos powiedział mi, że Salvatore miał
rację. Stwardniał w tym czasie.

– Słyszałem o zwłokach – powiedziałem, przechodząc prosto do sedna.

Milczenie, a potem: – I chcesz wiedzieć, czy kazałem zabić Mateo Castellano.

– Jestem ciekawy, dlaczego oznaczyłeś go tak, aby wszyscy i ich pieprzone babcie
wiedzieli, że to ty. – Grałem głupiego. Nawet jeśli Salvatore rozmawiał z nim po naszej
rozmowie … w co wątpiłem ... nie zdradziłby mnie.

– Mam wrogów, Dominic. Wiesz, jak to jest. I kapusie nie są tolerowani. Koniec
kropka – brzmiał na nieugiętego, nieporuszonego, jak prawdziwa głowa rodziny.

Ale nadal nie odpowiedział na moje pytanie.

– On pracował dla nas w przeszłości. Jego ojciec był przyjacielem Franco.

– Biznes to biznes. Gdzie jesteś, Dominic?

– Zachód. – Nic mu nie dawałem. Im więcej o tym myślałem, tym bardziej winny
Roman się stawał.

– Czy potrzebujesz pieniędzy? Mogę ci coś wysłać. Franco nie będzie wiedział.

Strona 97
Tłumaczenie nieoficjalne: agni3szka_ korekta: ania.sg

Moja warga drgnęła na jego dobroczynność. Oddawał pieniądze Benedettich, jakby


były jego.

– Nie, Wujek. Nie potrzebuję pieniędzy. – Słyszałem wrogość w moim tonie. On na


pewno też.

Cisza. – Wobec tego wszystko z tobą dobrze? Chcesz, żebym coś zrobił z domem?
Będziesz wracał?

– Nie. Byłem tylko ciekaw, kiedy usłyszałem o morderstwie, o piętnie. To nie


wydawało się być do ciebie podobne.

– Ciało nie powinno zostać znalezione – powiedział stanowczo.

Ponownie, nieprzyjmujący odpowiedzialności, choć nie całkiem zaprzeczający ton.

– Ale porzucono je tam, gdzie mogło zostać. Wydaje się to całkiem dużym
niedopatrzeniem.

– Muszę się spotkać z Franco, Dominic. Miło było cię usłyszeć.

– Powiedz mu, że powiedziałem cześć. – Odłożyłem słuchawkę i oparłem się o fotel.


Miałem osiem dni do aukcji. Osiem dni ... najwyżej … dopóki Scava nie przyjdzie szukać Gii
i mnie. Osiem dni, aby dowiedzieć się, jak bardzo zaangażowany był Roman.

Głośny dźwięk zwrócił moją uwagę i wstałem. Byliśmy zamknięci w domu. Nie było
tutaj nikogo poza nami. Poza Romanem, nikt nie wiedział o tym miejscu, a on nie wiedział,
gdzie byłem. Broń zostawiłem w SUV–ie, ale sprawdzając szufladę w biurku Salvatore,
znalazłem tam jedną z amunicją. Wziąłem pistolet i otworzyłem drzwi od gabinetu,
nasłuchując. Zabrzmiał kolejny dźwięk, tym razem z kuchni. Poszedłem w tamtą stronę,
przeszukując dużą, otwartą przestrzeń, kiedy szedłem, upiorne grudki spod przykryć
wyglądały przedziwnie w ciemności nocy.

Światło kuchenne było włączone. Widziałem je spod drzwi. Tuż przed kopnięciem,
usłyszałem, jak Gia mamrotała przekleństwa po drugiej stronie.

Otworzyłem drzwi i potrząsnąłem głową. Stała obok lady, ssąc czubek palca. Zamarła,
spoglądając na pistolet, który trzymałem. Zabezpieczyłem go i wsunąłem na tył dżinsów,
a potem odchrząknąłem. Skanowałem ją od stóp do głów.

– Znalazłam ubrania w szafie.

Miała na sobie wielki, lawendowy sweter, który odpadł z jednego ramienia i krótką,

Strona 98
Tłumaczenie nieoficjalne: agni3szka_ korekta: ania.sg

otulającą biodra spódniczkę. A na nogach parę butów z kożuszkiem, które podkreślały jej
smukłe, wyrzeźbione nogi. Związała długie, ciemne włosy w niechlujny, wilgotny kok,
a twarz nie miała już brudu z ostatnich dni.

Przeniosła ciężar ciała na drugą stopę i ponownie wsunęła palec do ust. – Chyba
zapomniałam jak korzystać z otwieracza do puszek.

Wyglądała tak inaczej, niż w chatce. Wszystko w związku z nią wydawało się zmienić,
teraz, gdy miała odpowiednie ubrania, wzięła prysznic, posiadała pewien rodzaj wolności.
Wyglądała na pewną siebie. I cholernie piękną.

Odchrząknąłem. – Znając Salvatore, gdzieś tutaj jest pewnie zestaw pierwszej pomocy.
– Zacząłem otwierać szafki i szuflady, żeby go poszukać, robiąc wszystko, co tylko było
możliwe, żeby nie patrzeć na nią.

– Salvatore?

Zatrzymałem się. Powiedziałem zbyt wiele. – Mój brat.

– I jego żona, Lucia.

Spojrzałem na nią ostro. – Skąd wiedziałaś?

– Lubi pisać swoje imię w książkach – powiedziała z uśmiechem Gia. Potem ten
uśmiech zniknął. – Nie kłamiesz, prawda? Nie była ... niewolnikiem …

Pomyślałem o związku Salvatore i Lucii, o tym, jak to się zaczęło, jak to miało być,
a jak się okazało. – Nie. – Prosta odpowiedź. – Są małżeństwem i mają dwoje dzieci, trzecie
w drodze. Kochają się – dodałem, dziwiąc się, dlaczego dodałem tę ostatnią część.

Wiedziałem, co leżało pod moją złością, w związku z tym jak sprawy wtedy wyglądały,
jak byłem ostatni w kolejce, ten, który dziedziczyłby tylko po śmierci moich dwóch starszych
braci. Zawsze wiedziałem, po prostu nigdy się do tego nie przyznałem ... nie przed sobą, nie
przed nikim … ale byłem zazdrosny. Zawsze byłem zazdrosny, szczególnie o Salvatore.

– Tutaj jest – powiedziałem, znajdując zestaw, niezdolny do spojrzenia na nią, dopóki


nie miałem wyrazu twarzy pod kontrolą. Za dużo pieprzonych emocji w tym domu. Za dużo
wspomnień.

Wyciągnąłem go w jej kierunku, ona go wzięła, a niezręczna cisza osiadła między nami.
Spojrzałem na to, co było na ladzie. Sprawdziła półki i znalazła makaron, zamkniętą butelkę
oliwy z oliwek i puszkę tuńczyka. Garnek z wodą stał na kuchence.

Strona 99
Tłumaczenie nieoficjalne: agni3szka_ korekta: ania.sg

– Myślisz, że tuńczyk jest nadal dobry po siedmiu latach?

Wzruszyłem ramionami. – Chyba się dowiemy.

– Spiżarnia jest zaopatrzona. Choć w większości przeterminowanym jedzeniem –


powiedziała, trzymając krawędź bandażu w ustach, aby go otworzyć.

Wziąłem go od niej i zdjąłem opakowania, ująłem jej dłoń, ignorując niemal


elektryczny ładunek od dotykania jej, zaprzeczając przyciąganiu i trzymałem zakrwawiony
palec pod wodą, aby go oczyścić. Po wysuszeniu, owinąłem go bandażem. – Proszę. –
Wypuściłem ją jak najszybciej.

– Dzięki. – Odchrząknęła i zajęła się makaronem.

– Nie zostałaś w swoim pokoju. – Podniosłem puszkę tuńczyka i otworzyłem ją.

– Byłam głodna. I nie martw się. Kiedy usłyszałam, że rozmawiasz, poszłam dalej i nie
weszłam do pokoju, do którego nie chcesz, abym wchodziła. – Przewróciła oczami.

Wszedłem do spiżarni, żeby ją sprawdzić. Miała rację. Było dużo jedzenia, z którego
większość musiała zostać wyrzucona, ale starczyłoby na kilka dni. Przynajmniej do czasu, aż
nie wymyślę, co zrobić dalej.

Sięgając do szafki, w której były ułożone naczynia, wziąłem dwa talerze, umyłem je
i postawiłem na ladzie.

– Czy wiesz, jakie informacje posiadał Mateo na Victora Scavę?

Spojrzała na mnie, ale zwróciła swoją uwagę na garnek, kiedy odpowiedziała. W ten
sposób wiedziałem, że kłamie. Kobiety próbowały wyglądać na zajęte, gdy mówiły kłamstwa.

– Nie. Nic konkretnego.

Powąchałem tuńczyka. – Nie sądzę, żebym chciał ryzykować z tym. – Wrzuciłem


puszkę z jego zawartością do kosza. Gia patrzyła na makaron. Obmyłem ręce i wysuszyłem,
a potem odwróciłem się do niej. – Nie masz nic przeciwko?

Dała mi nerwowe spojrzenie. – Nie, pewnie masz rację.

Wziąłem jej nadgarstek, ścisnąłem odrobinę i zmusiłem, aby spojrzała na mnie.

– Jakie informacje miał Mateo na Victora Scavę?

Patrzyła na mnie, jej wyraz twarzy był niewzruszony, ukrywając ból, który czuła, za
swoimi bystrymi oczami, kiedy rozważała swoje możliwości.

Strona 100
Tłumaczenie nieoficjalne: agni3szka_ korekta: ania.sg

– Był na podsłuchu i nagrał kilka rozmów.

– Dlaczego skłamałaś, kiedy po raz pierwszy cię zapytałem? – Poluźniłem chwyt


i obróciłem jej ramię tak, aby spojrzeć na miękkie wnętrze nadgarstka, tak małe i delikatne,
a potem popatrzyłem na nią z powrotem.

Ponownie ścisnąłem, raniąc ją.

Podskoczyła.

– Dlaczego kłamałaś?

– Nie wiem.

Utkwiliśmy na sobie spojrzenia, podczas gdy woda zagotowała się w garnku. – Czy
masz dostęp do nagrań?

Zacisnęła szczękę, i wykręciłem jej ramię za plecy, stojąc tak blisko, nasze ciała się
dotykały, jej małe i miękkie, moje pragnące.

– Tak.

Czekałem, skręcając jeszcze raz, tak, że krzyknęła.

– Ranisz mnie!

– Gdzie? – Mój głos był ostry i spokojny, w porównaniu z jej panicznym krzykiem.

– W bibliotece, gdzie jestem wolontariuszką.

– Jesteś wolontariuszką w bibliotece?

– Lubię czytać.

– Gdzie dokładnie?

Woda wylewała się spod pokrywki garnka z makaronem, sycząc, gdy spadała na
kuchenkę.

– Mateo zapisał plik na jednym z komputerów. Komputerze publicznym. Nikt go nie


znajdzie.

Uśmiechnąłem się. – Sprytny.

– Naprawdę mnie ranisz.

Jakbym potrzebował przypomnienia. Cholera, ona była tą, która go potrzebowała. –


Mówiłem ci, że będę to robił.

Strona 101
Tłumaczenie nieoficjalne: agni3szka_ korekta: ania.sg

Nie miała na to odpowiedzi. Puściłem ją, a ona się cofnęła, pocierając ramię.
Wyłączyłem palnik.

– Odsłuchałaś nagrania? – zapytałem.

Potrząsnęła głową. – Zrobił to tylko dzień przed swoim zniknięciem. Dowiedziałam się
o tym następnego ranka, kiedy pojechałam na zmianę i znalazłam kopertę zaadresowaną do
mnie, pod klawiaturą na moim stanowisku pracy. Rozpoznałam pismo Mateo i spojrzałam,
kiedy miałam szansę. Była to nabazgrana notatka z plikiem. To wszystko. Nie miałam czasu,
aby go pobrać.

– Dlaczego nie powiedziałaś mi wcześniej?

– Nie pytałeś mnie.

– Pominięcie jest nadal kłamstwem.

– To jest popieprzona sytuacja. Byłam zagubiona, i ty przechodzący od torturowania


mnie ... do … do – wskazała wokół kuchni – do cholernej zabawy w dom.

– Nie bawimy się w cholerny dom.

– No nie pieprz. Mój brat nie żyje. Zmarł z powodu tego, co było na tym nagraniu.
Przepraszam, jeśli nie zrezygnuję z tego bez ponownego pomyślenia o człowieku, którego
nazwałam Śmierć!

Cofnąłem się, napełniłem szklankę wodą i wypiłem, zmuszając się do oddychania, do


cholernego uspokojenia się. – Co zamierzałaś zrobić z plikiem? – wreszcie zapytałem.

Wzruszyła ramionami. – Zależy od tego, co na nim było. Chyba bym ich wydała,
doprowadziła do aresztowania Victora, i wysłała go do więzienia.

– To jest naiwne.

– Myślisz, że tego nie wiem?

Wiem, że próbowała brzmieć na pełną nienawiści, cwaną, ale nie brzmiała. W sumie to
wydała się tylko smutna i trochę bezradna.

Potrząsnąłem głową i zdjąłem garnek z makaronem z palnika.

– Nie kłam ponownie – powiedziałem, nie patrząc na nią.

Wstała, a ja odcedziłem, a następnie nałożyłem makaron i polałem go oliwą z oliwek.


Po wytarciu stołu, przyniosłem talerze i położyłem je na nim.

Strona 102
Tłumaczenie nieoficjalne: agni3szka_ korekta: ania.sg

– Sztućce są w środku. – Wskazałem.

Wyglądała, jakby nie była pewna, czy rozmowa była skończona czy nie.

Poszedłem do salonu i znalazłem butelkę wina, podniosłem i wziąłem ją wraz z dwoma


kieliszkami z powrotem do kuchni. Gia już siedziała, milcząca i patrząca na mnie.

– Mam nadzieję, że lubisz czerwone. – Po opłukaniu kieliszków usiadłem przy stole,


nalałem wino, i zacząłem jeść.

Gia też jadła, oboje milczeliśmy, a brzęczenie widelców, stukających o talerze, były
jedynym dźwiękiem przerywającym ciężką ciszę.

– Co teraz? – zapytała, kiedy skończymy. – Nie chcę się ukrywać.

– Muszę odsłuchać te rozmowy. Gdzie jest ta biblioteka?

– Filadelfia.

– Jutro tam pojedziemy. Czy Victor wie o nagraniach? Czy on wie o tym, że ty o nich
wiesz?

– Nie sądzę, żeby wiedział, że jest jakaś kopia. Wiem, że miał dysk, który zniszczył.
Jest wystarczająco głupi, żeby myśleć, że to była jedyna kopia. Kiedy mnie przesłuchiwał,
w ogóle mnie o to nie pytał, więc myślę, iż Mateo powiedział mu, że nie jestem w to
zamieszana i nic nie wiedziałam.

– Nie lekceważ go. – Nie przypuszczałem, żeby Victor był głupim człowiekiem.
Dupkiem tak, ale nie głupim. Chociaż arogancja zwykle działała oślepiająco. Nauczyłem się
tego na sobie. Może jego arogancja doprowadziłaby do złapania.

Po zjedzeniu, Gia zaniosła naczynia do umywalki i zaczęła zmywać. Przyglądałem się


jej, gdy kończyłem wino. Nie rozmawialiśmy.

– Śpię w pokoju Lucii? – zapytała, kiedy skończyła i wytarła dłonie.

Skinąłem.

– A ty, gdzie będziesz spał?

– Nie w twoim łóżku. Nie martw się.

Uśmiechnęła się do mnie. – Wobec tego idę do łóżka.

Patrzyłem, jak podchodziła do wahadłowych drzwi. – Gia – zawołałem, kiedy je


otworzyła.

Strona 103
Tłumaczenie nieoficjalne: agni3szka_ korekta: ania.sg

Odwróciła się.

– Nie idź nigdzie.

– Jak myślisz, gdzie mogłabym pójść? – spytała, kładąc rękę na biodrze.

Skrzyżowałem nogi i uśmiechnąłem się, odchyliłem krzesło i balansowałem na jego


tylnych nogach. – Nie rób nic głupiego – powiedziałem, naśladując ją.

– Nie marzyłabym o tym. – Odwróciła się na pięcie i wyszła z pokoju. Roześmiałem się
na to, wiedząc, że zrobi dokładnie to, czego jej zakazałem.

Pół godziny później, poszedłem za Gią na górę i wszedłem do starej sypialni Salvatore.
Wziąłem prysznic, a następnie założyłem nową parę slipów, uchyliłem drzwi do sypialni,
zdjąłem pościel, zmieniłem ją na świeżą i wspiąłem się na łóżko, aby poczekać. Celowo nie
zamknąłem drzwi do sypialni Gii. Chciałem zobaczyć, co zrobi. Nie ufała mi, co było mądre,
ale nadal jej potrzebowałem i pozwolenie jej wyjść na własną rękę, sprawiłoby tylko, że
wpadłaby w kłopoty. Najprawdopodobniej w to nie wierzyła, ale nie znała tego świata tak, jak
ja go znałem. Victor nie pozwoliłby jej tak po prostu odejść. A gdyby Roman był
zaangażowany, nie byłby jedynym, niewyjaśnionym wątkiem. Gia była zdecydowanie
bardziej niewyjaśnionym wątkiem.

Położyłem głowę na poduszce i zamknąłem oczy. Byłem zmęczony i właśnie


odlatywałem w sen, kiedy to usłyszałem: skrzypnięcie zbyt długo nieużywanych drzwi.
Otworzyłem oczy i nasłuchiwałem. Szła cicho, ale dom był stary i skrzypiał. Bardzo.
Czekałem, aż wejdzie na schody, zanim odrzuciłem prześcieradło i wyskoczyłem z łóżka. Nie
fatygowałem się zakładaniem spodni i zostawiłem pistolet na stoliku nocnym. Zamiast tego
wymknąłem się z sypialni i wpatrywałem się w nią w ciemność. Potknęła się raz,
wyprostowała i skierowała w stronę frontowych drzwi. Chwyciła kluczyki do SUV–a, które
głupio zostawiłem na stoliku w holu, a kiedy zobaczyłem, jak wpisywała kod, który użyłem,
aby wpuścić nas do środka ... podstępna dziewczyna … zbiegłem po schodach.

Gia odwróciła się na nagły dźwięk, i ta chwila była tym, czego potrzebowałem.
Złapałem ją, zanim wyszła za drzwi. Łapiąc ją wokół pasa, prawie upadłem na nią, gdy
zatoczyliśmy się do przodu.

– Nigdy nie zakładaj, że kobieta zrobi to co jej powiedziałeś – powiedziałem,


pociągając ją do środka.

– Puść mnie! – krzyknęła. – Ty cholerny dupku, pozwól mi odejść!

Strona 104
Tłumaczenie nieoficjalne: agni3szka_ korekta: ania.sg

Kopała i uderzała. Obróciłem ją, przerzuciłem przez ramię i klepnąłem w tyłek. Drzwi
zatrzasnęły się za nami, gdy niosłem walczącą Gię po schodach do mojej sypialni, gdzie
rzuciłem ją na łóżko. Patrzenie na jej zarumienioną twarz, włosy rozłożone na mojej
poduszce, oczy dzikie z wściekłości … jak u zdziczałych kotów … doprowadziło mnie do
cholernego szaleństwa.

Leżała nieruchomo przez całą sekundę, a potem próbowała mnie odepchnąć.


Rozpłaszczyłem dłoń na jej klatce piersiowej i popchnąłem ją do tyłu, wspiąłem się na nią
i z jednym kolanem między jej nogami, uwięziłem jedno z jej ud między moimi. Położyłem
się na niej całym ciężarem, złapałem ją za nadgarstki i ująłem je jedną dłonią. Potem
dwukrotnie, lekko klepnąłem ją w twarz drugą dłonią.

– Jak już mówiłem, jesteś tak cholernie przewidywalna.

– Wyszłam przez te pieprzone drzwi, zanim do mnie dotarłeś!

Chwyciłem jej podbródek, przycisnąłem kolano do jej kroku i patrzyłem, jak ciemniały
jej oczy. – Nie za daleko, biorąc pod uwagę, że teraz jesteś w moim łóżku. Grasz, to płacisz,
Gia.

Ponownie próbowała uciec, pomagając sobie nogami, tułowiem, walcząc ze mną każdą
częścią ciała, którą mogła ruszyć, zanim przykryłem jej usta swoimi, szybkim pocałunkiem.
Przerwałem go na tyle, aby ją ostrzec. – Nie próbuj mnie do cholery znowu ugryźć. –
Pocałowałem ją mocno, pochłaniając ją, uwielbiając jej smak, jej walkę. Zmusiłem jej usta do
otwarcia i ugryzłem jedną wargę, nie za mocno, ale wystarczająco, aby spróbować słodkiego,
metalicznego smaku krwi. Zassałem.

Gia wydała jakiś dźwięk pode mną i wciąż trzymając oba jej nadgarstki w jednej dłoni,
pchnąłem w górę bluzę z kapturem, którą miała na sobie, obejmując jej pierś, ściskając sutek
przez biustonosz i całując ją, pochłaniając mój własny jęk, gdy docisnąłem do niej fiuta
i zsunąłem dłoń w dół, aby odpiąć jej dżinsy, które musiała założyć, kiedy chciała uciec.
Pchnąłem je w dół, potrzebując uwolnić jej nadgarstki, aby obiema dłońmi złapać obcisłe
dżinsy i zsunąć je z jej bioder.

Pociągnęła mnie za włosy, ale jej oczy były zamknięte, a usta otwarte, przyjmując mój
język. Pchnąłem slipy do połowy bioder i chwyciłem kutasa, umieszczając go między jej
rozłożonymi nogami, odchylając się, aby spojrzeć na nią, na jej śliczną twarz, jej pożądające,
dyszące usta.

Dłońmi trzymała moją głowę, palcami przeczesując włosy, a gdy złapałem garść jej

Strona 105
Tłumaczenie nieoficjalne: agni3szka_ korekta: ania.sg

ciemnej masy i odchyliłem jej uparty podbródek, sięgnęła, aby mnie pocałować, dając mi to
samo co dostała, jej małe zęby przygryzły moją wargę, gdy przeniosłem fiuta do jej mokrego,
gorącego wejścia i spotkałem jej wzrok. Pchnąłem w nią, do końca jednym szybkim ruchem,
wywołując u niej okrzyk bólu. Zamknąłem oczy i pocałowałam ją ponownie, poruszając się
w jej ciasnym wnętrzu. Uniosła biodra, owijając wokół mnie obie nogi, a kiedy otworzyłem
oczy, odkryłem, że mnie obserwowała, jej oczy były ciemne, a źrenice rozszerzone, zagryzła
wargę, gdy jej cipka zacisnęła się wokół mnie, wyciskając ze mnie przyjemność. Zabrało mi
całą siłę woli, aby wytrzymać, dopóki nie rozluźniła, podobnego do imadła, chwytu ud, wokół
mojego pasa. Wysunąłem się z niej, a mój oddech był ciężki, kiedy doszedłem na jej brzuch,
mój penis pulsował między nami, opróżniając się, a na końcu padał na nią ciężko. Trzymając
ją pode mną, obydwoje osiągnęliśmy orgazm, nasze oddechy były płytkimi sapnięciami, jej
drżący, gdy obróciłem się na plecy, z jedną dłonią wokół jej nadgarstka, żadne z nas się nie
odzywało.

Strona 106
Tłumaczenie nieoficjalne: agni3szka_ korekta: ania.sg

ROZDZIAŁ 12

Gia

Cholera.

Popatrzyłam na niego. Dominic obserwował sufit, a jego oddech spowolnił. Pot


pokrywał mu czoło. Twarda i wilgotna, pokryta tatuażami, klatka piersiowa unosiła się
i opadła. Podziwiałam to dzieło sztuki. Skomplikowane rysunki w kolorze i czarno–białe,
obejmowały prawy bok klatki piersiowej i ramię, kończąc się tuż poniżej łokcia. Wiedziałam,
że pokrywały również jego plecy. Nad barkiem. Zauważyłam wcześniej krawędzie.

Centralnym punktem wzoru był zegar. Trzecia trzydzieści trzy. Owijały go ciężkie
łańcuchy i czaszka, ponury żniwiarz, i zaklinowany różaniec między jego groteskowymi
zębami. Pod tym było oko, niebieskie – jak kryształ, obserwowało, a wokół niego,
skomplikowane ciemne wzory, które nie wiedziałam co oznaczały, otaczały zarówno zegar
jak i żniwiarza. Wewnątrz były wyrzeźbione daty. Całość dawała odczucie żalu. Uciekającego
czasu. Nieuchronności przeznaczenia i potępienie.

Widząc to, imię, które mu nadałam, gdy nie znałam jego prawdziwego imienia,
doskonale pasowało.

Śmierć.

I właśnie go pieprzyłam.

Albo on mnie pieprzył. Cholera, pieprzyliśmy się nawzajem. Nie musiał mnie zmuszać.
Rozłożyłam nogi szeroko i chwyciłam go mocno, czerpiąc przyjemność od niego, lubiąc jego
smak, chcąc tego. Pragnąc jego. Potrzebując go mnie we mnie. Upewniając się, że wiedział,
iż niczego ode mnie nie zabierał.

Nie byłabym pieprzoną ofiarą. Nie znowu. Już nigdy.

Dominic obrócił się, spoglądając na mnie.

Strona 107
Tłumaczenie nieoficjalne: agni3szka_ korekta: ania.sg

– Pieprzysz się tak, jak walczysz.

Niby co miałam na to powiedzieć? Prawda była taka, że nigdy taka nie byłam,
z kimkolwiek innym. I tak bardzo, jak starałam się przekonać samą siebie, że zrobiłam to, aby
nie dać mu władzy nade mną, tak nigdy nie pragnęłam nikogo, tak jak pragnęłam jego. Jego
ciemność pociągała mnie tak bardzo, jak bardzo powinna mnie odpychać. Jego samotność,
jego tajemnice … wszystko to działało jak magnes, czyniąc niemożliwym do zignorowania.

Wyślizgnął się z łóżka i upuścił slipy na podłogę. Nie mogłam temu zapobiec;
Pozwoliłam mojemu spojrzeniu wędrować po całym jego ciele, doskonale wyrzeźbionym,
potężnym ciele.

– W górę. – Wyciągnął rękę.

Usiadłam, a potem wstałam, próbując podciągnąć dżinsy na biodra, gdy to robiłam,


czując, jak jego sperma spłynęła w dół mojego brzucha, pod spodem bluzy z kapturem, którą
znalazłam w szafie.

– Nie – powiedział, wyciągając rękę. – Zdejmij to. Zdejmij to wszystko.

Zacisnęłam zęby, ale mój brzuch zatrzepotał na ten rozkaz.

– Zdejmuj, Gia. Teraz.

Rozebrałam się, zła, spychając dżinsy i wychodząc z nich, i szarpiąc bluzę przez głowę.
Nie było nic erotycznego w moim rozbieraniu się, kiedy ściągnęłam majtki i rzuciłam je na
podłogę, kiedy odpięłam biustonosz, upuszczając go, na zabrudzony stos. Ten człowiek
widział mnie nago częściej niż ubraną.

Dominic spojrzał na mnie. Jego oczy, tak bardzo jak pogardzałam samą sobą za to,
sprawiły tylko, że pragnęłam go. Sprawiły, że moja cipka bolała. Znowu.

Ale także sprawiły, że chciałam zrozumieć mrok, który się za nimi znajdował.

– Wyglądasz dobrze nosząc moją spermę.

– Nienawidzę cię.

Zamknął dłoń na moim karku i przysunął twarz do mojej.

– Nie obchodzi mnie to – szepnął.

Uwierzyłam mu. Nie obchodziło go co myślałam, co czułam. Nie byłam pewna, czy
w ogóle cokolwiek go obchodziło.

Strona 108
Tłumaczenie nieoficjalne: agni3szka_ korekta: ania.sg

Przebiegł przeze mnie dreszcz. Ruszył, prowadząc mnie za szyję do swojej łazienki.
Była podobna do mojej, ale większa, i dla całej bieli w mojej, jego była czarna. Krople wody
przykleiły się do szklanej ściany i drzwi prysznica. Wyciągnął rękę i włączył wodę.

– Wchodź.

Weszłam do kabiny, brzuchem na mgiełkę. To wtedy poczułam go za mną, jego nagie


ciało. dotykające moje.

Odwróciłam się, spanikowana.

– Co?

Swobodnie przebiegł wzrokiem do mojego tyłka, a dłońmi trzymał mnie za biodra.


Pochylił się w dół, z ustami przy moim uchu.

– Podobało mi się pieprzenie ciebie.

Zamarłam, kiedy poczułam, że stwardniał, a jak otarł się o mnie, gdy pochylił się nade
mną, żeby podnieść butelkę żelu, zupełnie przestałam oddychać.

– Myślę, że tobie też się spodobało.

Wycisnął odrobinę żelu na dłonie i zaczął pocierać mój brzuch, piersi, w dół aż do płci,
a potem z powrotem, podczas gdy zassałam oddech. Odwrócił moją twarz i pocałował mnie,
palcami odnajdując sutki, kiedy to robił, mydło było śliskie, kiedy je ugniatał. Jego język
zanurzył się w moje usta, połykając w całości mój jęk.

Odwrócił mnie tak, że plecami byłam przyciśnięta do ściany, patrząc na mnie


i rozkładając mi ręce na boki. Jego fiut leżał gruby i twardy, i gotowy między nami. I Boże
wybacz mi, ale chciałam go dotknąć, dotknąć, pocałować, poczuć go wewnątrz mnie.

– Jesteś cholernie piękna.

Pochylił głowę, aby pocałować moją twarz i szyję, gdy opadała na nas woda. Puścił
jedną z moich rąk i przeniósł ją do swojej piersi. Przesunął dłoń między moje nogi, aby
najpierw pocierać, a potem mocno uszczypnął łechtaczkę. Trzymając ją, odchylił się i patrzył
na moją twarz.

Stęknęłam, mimowolnym dźwiękiem i próbowałam go pocałować, ale poruszył się tak,


że jego nos dotykał mojego, kiedy skręcił i ścisnął moją łechtaczkę.

– Powinienem cię ukarać za to, że próbowałaś uciec.

Sięgnął w dół i ugryzł – pocałował moją dolną wargę.


Strona 109
Tłumaczenie nieoficjalne: agni3szka_ korekta: ania.sg

– Nie zrobisz tego – powiedziałam, zamykając oczy, gdy ścisnął mocniej. – Kurwa.

– Lubisz to?

Owinęłam dłoń z tyłu jego szyi i patrzyłam na niego, przyglądając się, gdy mnie
obserwował, wiedząc o mojej słabości, wiedząc, że to widział, co czyniło mnie bardziej
rozpaloną. – Kurwa, zaraz dojdę.

I pod jego wzrokiem, zrobiłam to, jego palce pracowały, gdy dyszałam i jęczałam,
kolana mi osłabły, więc musiał trzymać mnie w pozycji pionowej, orgazm nadszedł szybko po
tym, co właśnie zrobiliśmy, a gdy uwolnił moją łechtaczkę, krzyczałam, moje oczy otworzyły
się, aby obserwować go, jak mnie podniósł, żeby nadziać na swojego grubego kutasa.

Wydawało się, że jedynym słowem, które mogłam powtarzać raz za razem, było kurwa.
Dominic zachichotał, ale jego twarz stała się poważna, gdy wziął oba moje nadgarstki i uniósł
je nad głowę, ustami sięgając moich, oczy miał szeroko otwarte, pieprząc mnie mocniej,
szybciej, aż oboje krzyczeliśmy z uwolnienia, moje trzecie, jego drugie, ścianki mojej cipki
zacisnęły się wokół jego pulsującego fiuta, zanim wyszedł ze mnie, ponownie pokrywając
mnie swoją spermą.

Nie pamiętałam reszty prysznica. Jedyne, co wiedziałam, to to, że zanim ułożył mnie do
snu, w swoim łóżku i wspiął się obok mnie, prawie spałam, wyczerpana, całkowicie zużyta
i pusta. A gdy obrócił się, aby owinąć swoje ciało wokół mojego, odpłynęłam do
najgłębszego, najbardziej spokojnego snu, jaki kiedykolwiek miałam.

************

Kiedy obudziłam się następnego dnia rano, Dominica już nie było. Wstałam z łóżka,
zawstydzona przez ból między nogami, wspomnienie poprzedniej nocy było zarazem
upokarzające, jak i pobudzające.

Pragnęłam go. Pragnęłam każdego jego centymetra. I miałam to.

Wzięłam ubrania, które nosiłam podczas mojej próby ucieczki ... która prawie się
powiodła ... i przekradłam się przez drzwi i w dół korytarza, do mojej sypialni. Cóż, mojej
przynajmniej przez chwilę. Wybrałam ubrania z szafy Lucii, dziękując moim szczęśliwym
gwiazdom, za to, że byłyśmy podobnego rozmiaru, więc większość rzeczy wystarczająco
dobrze pasowała. Było dziwnie nosić bieliznę kogoś obcego, ale i tak to robiłam. Po wyborze

Strona 110
Tłumaczenie nieoficjalne: agni3szka_ korekta: ania.sg

dzisiejszego stroju poszłam do łazienki, aby się ubrać. Chciałam sprawdzić, jak goiło się
piętno, skoro strupki zaczęły się już odrywać.

Stając przy lustrze, obróciłam głowę i popatrzyłam na biodro, zrywając pokrytą


skorupą, podniesioną skórę, nienawidząca znaku, tego trwałego piętna, które Victor wypalił
na mnie. To zawsze będzie mi przypominało o tamtej nocy. Jego władzy nade mną.
Wiedziałam, że głupotą było myśleć o tym, jak o słabości. Ja sama, przeciwko niemu i kilku
jego ludziom? Nie miałam żadnych szans. Ale mimo to i tak walczyłam, wiedząc, że
przegram. Wiedząc, że zapłacę. To właśnie przyniosło mi wszystkie te siniaki, które już
zanikały. Victor był tyranem. Zbirem. Ale to nie znaczyło, że nie czułam wstydu za każdym
razem, gdy spojrzałam na to cholerne piętno.

Był to okrąg, zawierający coś, co wydawało się być herbem rodzinnym. W połowie
spodziewałam się, że będzie to herb rodziny Scava i byłam naprawdę zdziwiona, gdy tak nie
było. Znałam ich symbol. Był na naszyjniku, który dał mi James po tym, jak spotykaliśmy się
przez miesiąc. To nie było to.

W centrum tego znaku, było duże i dekoracyjne B. Włócznia chroniła to B i słowo


Famiglia, które znajdowało poniżej. Grzywa lwa służyła jako tło i kotwica wzoru.

Pochyliłam się, żeby przyjrzeć się bliżej, zdezorientowana. Co to był, do cholery, za


znak?

Dominic mógłby wiedzieć? Zdawał się wiele wiedzieć o mafii. Nazwał ją „naszym
światem”. Był osobą dobrze poinformowaną. Najpierw założyłam, że był żołnierzem, potem,
że być może najemnikiem, kiedy poznałam go trochę lepiej. Wiedziałby co to było.

– Gia – ostro zawołał Dominic z sypialni.

Przestraszona, chwyciłam najbliższy ręcznik i trzymałam go przy sobie, kiedy wszedł


do łazienki, w pełni ubrany w dżinsy i opinający ciało, czarny kaszmirowy sweter. Moje oczy
opadły na brzegi tatuażu, który eksponował dekolt w szpic. Zatrzymał się, kiedy mnie
zobaczył, jego niebiesko–szare spojrzenie przesuwało się po mnie, a potem podniosło się, aby
spotkać moje.

– Co? – zapytałam, kiedy w końcu zmusiłam głos do działania. Brzmiałam na


rozdrażnioną, tak jak on. Chociaż grałam. Czy to była też gra dla niego? Czy grał twardego
i okrutnego, kiedy wcale taki nie był?

Nie. To byłby głupi błąd, myśląc tak.

Strona 111
Tłumaczenie nieoficjalne: agni3szka_ korekta: ania.sg

– Chcę już wyjść – powiedział, wchodząc do środka. Zatrzymał się i wydawało mi się,
że musiał się zmusić, aby utrzymać wzrok na moim, nawet jeśli chciał zachowywać się tak,
jakby gówno go to obchodziło. Jakby był niewzruszony. Wiedziałam, że też to poczuł, to
szalone fizyczne przyciąganie, naładowane i iskrzące, jak żywy przewód między nami.

– Muszę się tylko ubrać. Daj mi minutkę.

Zmrużył odrobinę oczy, i odwróciłam się, gdy się poruszył, trzymając się okrytą, tak
dobrze jak tylko mogłam, zdając sobie sprawę, że lustro odsłoniło mu wszystko, gdy
przesunął na nie wzrok.

– Proszę – powiedziałam, nie będąc w stanie zapobiec opuszczeniu głowy.


Potrzebowałam to przetworzyć, aby dowiedzieć się, jak być wokół niego. Pieprzenie jak
ostatniej nocy, również nie pomogło. Rozmyło tylko niewyraźne granice.

Kiwnął głową, ale zauważyłam, że jego wzrok spoczywał na moim biodrze, jakby
również próbował dobrze mu się przyjrzeć. Mogłabym go zapytać. Powinnam. Wiedziałby.
Ale zamiast tego podciągnęłam ręcznik. Odwrócił się, aby wyjść za drzwi, dając mi
przestrzeń, pozwalając mi oddychać, tak jakby kradł cały tlen z każdego pomieszczenia, do
którego wszedł.

Ubrałam się szybko, wyszczotkowałam bałagan moich włosów, ściągnęłam je w kucyk,


i wyszłam, zatrzymując się przy toaletce w sypialni, żeby pomalować usta i nałożyć tusz do
rzęs, nie wiedząc, dlaczego tak robiłam. Nie żebym starała się dobrze wyglądać dla niego. Był
moim strażnikiem. Byłoby dobrze, gdybym mogła, do cholery, przypominać sobie o tym,
w pewnych momentach.

Dominic stał na korytarzu, trzymał w dłoni klucz, z niecierpliwym wyrazem na twarzy.

– Czy mogę najpierw coś zjeść?

– Dużo już zjadłaś.

– Jest czas śniadania.

Westchnął, ale jego postawa odrobinę się zrelaksowała.

– Widziałam batoniki zbożowe. Pozostają na zawsze dobre, prawda? Wezmę kilka. –


Odeszłam, zanim mógł mnie powstrzymać.

– W porządku. Pospiesz się – zawołał do moich pleców.

W spiżarni znalazłam batoniki ... z ciemną czekoladą i solą morską, moje ulubione …

Strona 112
Tłumaczenie nieoficjalne: agni3szka_ korekta: ania.sg

wzięłam dwa, chwyciłam dwie butelki wody i wróciłam do foyer, gdzie znalazłam go,
trzymającego dla mnie otwarte drzwi. Podeszłam do SUV–a. Dominik podążył za mną.

– Zmieniłem kod, więc nie fatyguj się kolejną próbą ucieczki.

– Łał, zmusiłam cię do zmiany kodów bezpieczeństwa. – Chciałam otworzyć drzwi


SUV–a, ale pchnął je, zamykając, przez co podskoczyłam. Spojrzałam na niego,
pojawiającego się tylko kilka centymetrów ode mnie.

– Mógłbym po prostu przykuć cię do łóżka, jeśli tak wolisz? Może to zrobię, kiedy
wrócimy.

Został w tej pozycji, jego intensywne spojrzenie wwiercało się we mnie, aż musiałam
odwrócić wzrok, przyjmując jego zwycięstwo. Dominic otworzył mi drzwi i poszedł do drugą
stronę, nie czekając, aż wejdę do środka. Kiedy usiedliśmy, odpalił silnik. Ogarnęła mnie
chwilowa panika.

– A jeśli ktoś tam będzie? Jeśli mnie zobaczą?

– Scava uważa, że jesteś w chatce. Nikt cię nie szuka. Zadzwoniłem już do nich.
Powiedziałem, że wszystko jest dobrze. Że jesteśmy zgodnie z harmonogramem.

Skinęłam, gdy wyjeżdżał z podjazdu, ale mój strach przed Victorem Scava … choć
przyprawiało mnie to o mdłości, że obawiałam się tego człowieka ... był bardzo realny.

– Dlaczego mnie nie zabił? Czy nie byłoby to mądrzejsze, w przypadku gdybym coś
wiedziała?

– Robisz błąd, jeśli myślisz, że Victor Scava nie jest inteligentny.

Umniejszył znaczenie tego, ale potem jego twarz stała się poważna.

– Nie chciał też, żebyś się pieprzyła podczas treningu. Kontakt był bardzo konkretny
w tej sprawie.

– Co?

Dominic spojrzał na mnie, gdy przejeżdżał przez wciąż otwierającą się bramę. – To co
powiedziałem. I z tego, co mi powiedziałaś, to cię nie zgwałcił. Czy jego ludzie cię dotykali?

Potrząsnęłam głową. – Nie, nie pozwoliłby im.

– Dlaczego?

– Był zazdrosny o Jamesa. Może chciał mnie dla siebie? Zaoferował, że oszczędzi mnie

Strona 113
Tłumaczenie nieoficjalne: agni3szka_ korekta: ania.sg

przed oznaczeniem, jeśli bym go pieprzyła. Kiedy powiedziałam nie, nie zmusił mnie.

– I przysłał cię do mnie, aby cię wytrenować i sprzedać?

– Może sam planował mnie kupić.

– Chory pojeb. Całkiem możliwe. To z pewnością zwróciłoby cię ... upokorzoną.

– Porozmawiajmy o czymś innym.

– Adres biblioteki.

Podałam mu go, a on wpisał w nawigację, przeanalizował mapę, a potem ją wyłączył.

– Wiem gdzie to jest. Zajmie nam to nieco ponad godzinę.

Otworzyłam jeden z dwóch batoników.

– Jeden z nich jest dla mnie?

– Nie. – Kiedy podniosłam batonik do ust, sięgnął i zabrał mi go, wgryzając się
w niego.

– Nie bądź, do cholery, niegrzeczna, Gia.

– Pieprz się, Dominic.

Wyszczerzył się i wepchnął resztę do ust. – Cholera. To jest stare.

Uśmiechnęłam się, ale mój żołądek zaburczał, a twarz mi się rozgrzała. Musiałam się
odwrócić i popatrzeć na krajobraz za oknem, niezdolna utrzymać jego intensywnego
spojrzenia. Czułam się tak, jakby czytał ze mnie, jak z cholernej książki.

Skupiłam się na czymś innym. Na mojej mamie. Zastanawiałam się, czy planowała już
pogrzeb Mateo. Czy martwiła się o mnie. Nie wiedziałam, czy zniszczyli moje mieszkanie.
Zabrali mnie, kiedy wychodziłam z kawiarni po pracy. Czy ona w ogóle wiedziała, że
zaginęłam? Teraz już musiała, gdy dowiedziała się o Mateo. Skontaktowałaby się z Angusem
Scava, gdyby nie mogła mnie znaleźć. To byłoby pierwsze miejsce, do którego by poszła.

Prawie zapytałam Dominica o telefon do niej, ale zatrzymałam się. Powiedziałby nie.
Ale to nie zależało od niego. Upewniłabym się, żeby się z nią skontaktować, albo
przynajmniej dostarczyć jej wiadomość, że żyję. Powiedziałabym jej, żeby wróciła na
Sycylię. Cholera, byłaby bezpieczniejsza tam niż tutaj.

Naszła mnie myśli, że Victor mógłby ją zranić. Nie, nie zrobiłby tego. Nie chciałby jej
w to angażować. Nie było takiej potrzeby.

Strona 114
Tłumaczenie nieoficjalne: agni3szka_ korekta: ania.sg

– Czy on zranił moją matkę? Wiesz coś o tym?

Dominic spojrzał na mnie, jakby nie usłyszał mojego pytania. Powtórzyłam je.

– Nic o tym nie słyszałem, ale nie szukałem tych informacji. Zadzwonię i się dowiem.

Ku mojemu zdziwieniu wyciągnął telefon i wybrał numer. To był jego brat, Salvatore.
Rozmawiali przez kilka minut, Dominic prosił o informacje, a Salvatore, jak przypuszczałam,
obiecywał, że oddzwoni, jak tylko się czegoś dowie.

– Dzięki – powiedziałam. Ale to nie było dla mnie wystarczające. Wykonałabym kilka
telefonów, gdy dotrzemy do biblioteki, kiedy on będzie zajęty kopiowaniem plików.

Strona 115
Tłumaczenie nieoficjalne: agni3szka_ korekta: ania.sg

ROZDZIAŁ 13

Dominic

Do czasu, aż znaleźliśmy parking i weszliśmy do pięknej, starej biblioteki na Vine


Street, był późny poranek. Ruch był do dupy, a parkowanie zawsze było problemem.
Trzymałem Gię za rękę. Dla każdego, kto na nas spojrzał, wyglądaliśmy jak normalna para,
która wchodziła do budynku.

Dłoń Gii była lepka, i wiedziałem, że się denerwowała. Nie przypuszczałem, żeby miała
powód do tego, ale jeśli coś by się wydarzyło, bylibyśmy nieuzbrojeni, ponieważ zostawiłem
mój pistolet w SUV–ie, zakładając, że będę musiał przejść przez wykrywacz metalu.

– Prowadź – powiedziałem zwyczajnie, mimo że obserwowałem każdego człowieka,


gdy zmierzaliśmy w kierunku długiego rzędu komputerów do użytku publicznego.

– Hej, Gia. Zapomniałaś o swojej ostatniej zmianie.

Podszedł do nas mężczyzna, a jego twarz rozpromieniła się na widok Gii. Choć
zmarszczenie brwi zastąpiło ten głupi uśmiech, kiedy przybliżyłem się i objąłem ją wokół
talii, czując się bardziej zaborczym, niż powinienem.

Oczywiście, że napotkałaby ludzi, których znała. Była cholerną wolontariuszką tutaj.

Gia spięła się przy mnie.

– Uśmiech – powiedziałem.

– Cześć, Ron – powiedziała napiętym głosem. – Nie czułam się dobrze. Poprosiłam
moją przyjaciółkę, aby zadzwoniła. Widocznie musiała zapomnieć.

Ron odwrócił się do mnie, a ja prawie się roześmiałem na jego walkę o utrzymanie
uśmiechu.

– Nie, nie zrobiła tego. Zastąpiłem cię. Bez obaw.

Strona 116
Tłumaczenie nieoficjalne: agni3szka_ korekta: ania.sg

– Dzięki, Ron.

Chrząknąłem. – Nie zamierzasz mnie przedstawić, kochanie? – Musiałem ugryźć się


w język, żeby nie roześmiać się na wyraz jej twarzy.

– Hm, Ron to jest ... hm ... Donnie.

Szybko doszła do siebie i zrelaksowała się. Nawet się uśmiechała. Przynajmniej przez
chwilę.

– Jej chłopak – powiedziałem, chwytając ją mocniej i przyciągając jeszcze bliżej.


Donnie? Co do cholery?

– Och, hm, miło cię poznać. Tak myślę. Nie wiedziałem, że masz chłopaka –
powiedział Ron, starając się nie patrzeć na mnie.

– Taa – wtrąciłem się. – Jesteśmy razem od niedawna, ale kiedy tylko posmakujesz Gii,
cóż, nie ma nic podobnego do tego ... – Mrugnąłem na jej przerażoną miną. – Choć trochę
nam się spieszy – powiedziałem sprawdzając zegarek.

– Miło było cię widzieć, Ron – powiedziała Gia, sztywno idąc w stronę komputerów.

– Ja też się cieszę – zawołał Ron.

Zajęło mi to całą siłę woli, aby nie pokazać mu środkowego palca.

– Co to było? – zapytała ostrym szeptem. – Jak mogłeś to powiedzieć?

– Donnie? Co to za popierdolone imię, Donnie?

Zatrzymała się i odwróciła do mnie, z jedną dłonią na biodrze, uniosła brwi.

– Chciałeś, żebym mu powiedziała twoje prawdziwe imię?

– Nie mogłaś wymyślić czegoś lepszego niż Donnie?

Tylko się uśmiechnęła. – Ten – powiedziała, ucinając rozmowę, gdy starsza kobieta
odeszła od komputera.

– Chodźmy. – Ktoś inny próbował zająć tamto miejsce, ale wepchnąłem Gię na krzesło.

– Hej, czekałam na to miejsce! – powiedziała kobieta.

– My też. – Ignorując ją, obserwowałem Gię, jak podniosła myszkę i przewijała pliki.
Mateo dobrze to ukrył, trzymając na widoku.

– Tutaj, to jest to – powiedziała.

Strona 117
Tłumaczenie nieoficjalne: agni3szka_ korekta: ania.sg

Wyjąłem dysk z kieszeni i wręczyłem jej. – Skopiuj.

Wstała. – Muszę skorzystać z łazienki. Ty to skopiuj a ja zaraz wrócę.

Zniknęła, zanim zdążyłem cokolwiek powiedzieć. Kobieta, którą przed chwilą


podsiedliśmy, stała z przodu, wskazując na nas i rozmawiając z człowiekiem przy kontuarze,
więc wiedziałem, że mieliśmy ograniczony czas. Wziąłem się do roboty, kopiując plik i mając
nadzieję, że Gia nie byłaby na tyle głupia, żeby spróbować uciec. Choć nie przypuszczałem,
żeby była. Nie z tym dowodem w moich rękach, nie, wiedząc, że mogłem skopiować,
a następnie usunąć plik. Chociaż nie zrobiłbym tego. To było moje zabezpieczenie.

– Proszę pana.

Mężczyzna, który pracował w bibliotece, podszedł do mojego siedzenia z kobietą,


w momencie kiedy skończyłem kopiowanie.

– To on. Wepchnął się przede mnie!

Zignorowałem ich oboje, po raz kolejny sprawdziłem skopiowany plik i wypiąłem


pamięć.

– Skończyłem – powiedziałem, zmierzając w kierunku, w którym poszła Gia, szukając


znaków do łazienek.

Ale nie znalazłem jej w łazience. Mrucząc przekleństwo pod nosem, szedłem szybko
wzdłuż korytarzy szukając jej. Zamierzałem ją zabić. Wkurwiałem się coraz bardziej
z każdym krokiem, który robiłem. I wtedy ją zobaczyłem. Rozmawiającą z cholernym
Ronem i stojącą za biurkiem, z telefonem między szyją a ramieniem.

– Gia!

Wszystkie głowy, odwróciły się w moim kierunku. Ktoś mnie uciszył, i popędziłem do
niej, idąc szybko, powstrzymując się przed pobiegnięciem. Chciałem wytrącić jej telefon.
Widziałem, jak mówiła do niego i kiedy w końcu tam dotarłem, odkładała już słuchawkę.

– Donnie! Tutaj jesteś. Skończyłeś już? Nie mogłam cię znaleźć.

– Taa, skończyłem. My skończyliśmy – powiedziałem, chwytając ją za rękę, kiedy


wyszła zza lady. – Chodźmy.

– Gia? – zawołał Ron.

– Co to, do cholery było? – syknąłem przez zaciśnięte zęby.

– Musiałam zadzwonić do mojej mamy. Wiedziałam, że jeśli bym zapytała, nie


Strona 118
Tłumaczenie nieoficjalne: agni3szka_ korekta: ania.sg

pozwoliłbyś mi, więc nie fatygowałam się pytaniem! Ona się martwiła!

– Powiedziałaś jej, gdzie jesteś?

– Nawet nie wiem, gdzie jest twój dom, i nie, nie wspominałam o bibliotece. Ona
planuje pogrzeb mojego brata, Dominic! Wiem, że nie masz serca, ale spróbuj, po prostu
spróbuj, być cholernym człowiekiem, chociaż przez chwilę! – Wytarła łzy z twarzy, gdy
dotarliśmy do samochodu.

Zagryzłem język, chcąc nią potrząsnąć, ale było mi jej szkoda i nienawidziłem jej – albo
chciałem ją nienawidzić – za to, co powiedziała. To znaczy, miała rację. To nie tak, jakbym
miał cholerne serce. Potwory nie miały serca.

Więc dlaczego, do cholery, jej słowa zabolały? Dlaczego mnie to, kurwa, obchodziło?

Zatrzasnąłem jej drzwi i zabrało mi chwilę, aby się uspokoić, zakopałem paznokcie
w dłoniach, powstrzymując gniew. Wspiąłem się na fotel kierowcy i wyprowadziłem SUV–a
z parkingu, nadal tak cholernie wkurwiony, że ledwo mogłem oddychać. Gia siedziała,
patrząc prosto przed siebie, ale ja mogłem zobaczyć jej lśniące oczy. Starała się nie płakać.

– To było głupie.

Nie odpowiedziała.

– Cholernie głupie, Gia.

Nic.

Przez resztę drogi jechaliśmy w milczeniu. Kiedy wróciliśmy do domu, Gia wyślizgnęła
się z mojego chwytu i pobiegła na górę do swojego pokoju, trzaskając drzwiami. W porządku.
To było w porządku. I tak nie mogłaby gdziekolwiek pójść; Byliśmy zamknięci w środku.
Poradziłbym sobie z nią później. Najpierw chciałem odsłuchać nagrania i chciałem to zrobić
bez niej.

Po wyjęciu laptopa z torby, skierowałem się do gabinetu i zamknąłem za sobą drzwi.


Podłączyłem pamięć do portu, nacisnąłem przycisk włącz i pochyliłem się w kierunku
komputera, słuchając.

Jakość była gówniana, ziarnista jak cholera. Sprzęt Mateo był do dupy, albo był
nieprawidłowo podłączony. Rozpoznałem głos Victora Scavy, jego śmiech mnie drażnił,
a wahania nastroju w ciągu kilku minut, były jak trzaskanie biczem. Ten człowiek był
najwyraźniej szalony. Mówił jedną rzecz, a kilka minut później, dokładnie coś przeciwnego.

Strona 119
Tłumaczenie nieoficjalne: agni3szka_ korekta: ania.sg

Większość rozmowy była bezużyteczna, przynajmniej dla moich celów. Mówił


o przeniesieniu narkotyków. Przeniesieniu pieniędzy. Nie obchodziły mnie te rzeczy.
Chciałem dowiedzieć się czegoś o handlu ludźmi. Chciałem usłyszeć głos Romana.

Mateo musiał nagrywać przez dobry miesiąc. Zastanawiałem się, jak oni odkryli, że był
na podsłuchu. Pomyślałem o tym, jak go zabili. Właśnie wtedy Victor się roześmiał.
Zacisnąłem dłonie.

– Sadystyczny skurwysyn.

Czym ty się różnisz?

Odciąłem ten głos i słuchałem, powtarzając od czasu do czasu jakiś kawałek. Nagranie
zbliżało się ku końcowi, kiedy sprawy stały się interesujące.

Nigdy nie usłyszałem głosu Romana. Victor rozmawiał z kimś przez telefon. Po tej
rozmowie, był wkurwiony. Mówili o przeniesieniu jakiegoś produktu. Ten konkretny produkt,
jak sądzę, żył i oddychał. Z kimkolwiek Victor rozmawiał, dostarczał mu jakiś nowy produkt.
Victor najwyraźniej coś spieprzył. Typowe. Kiedy odłożył słuchawkę, wiedziałem, kto to był.

– Ten cholerny dupek uważa, że jest moim szefem! Pierdolony oszust. Myśli, że może mi
mówić, co mam robić. Najpierw ten starzec Scava, a teraz on.

– Zdjąć go, szefie?

Cisza. Zakłócenia.

– Nie. Nie mogę tego zrobić, jeszcze nie.

Cisza. Zakłócenia.

– Gdyby mój cipkowaty wuj się dowiedział …

Zakłócenia ucięły resztę zdania. Kiedy głos Victora powrócił, śmiał się i ktoś był bity.

– Mam o wiele lepszy pomysł. Pojeb umrze, ale to ja będę tym, który to zrobi.

Walka, ktoś stękał. Nastąpiły kolejne uderzenia, dźwięk łamanych mebli.

Pomyślałem o Mateo, przyglądającemu się biciu, może on to robił. Zastanawiałem się,


co wtedy przeszło mu przez głowę. Musiał wiedzieć, co by mu się przydarzyło, gdyby Victor
znalazł podsłuch.

– Oszust Benedetti dostanie to, na co zasługuje. Choć nie, jednak pozwolę, żeby mój
wujek to zrobił.

Strona 120
Tłumaczenie nieoficjalne: agni3szka_ korekta: ania.sg

– Jak, szefie?

– Myśli, że jestem cholernie głupi. Myśli, że nie wiem, że trzyma mnie jako kozła
ofiarnego, traktując mnie, jak jakiegoś pieprzonego żołnierza i przejmując to, co ja zacząłem.
Co należy do mnie!

Moje serce przyspieszyło. Zakłócenia odcięły go, ale miałem wszystko, czego
potrzebowałem.

– Pozwolę, żeby mój wujek wykopał grób swój, i tego dupka.

Ponownie zakłócenia, a potem śmiech.

– Dwa ptaszki, jeden kamień i wszystkie te bzdety.

Sprawdziłem datę tego nagrania. Dwudziesty trzeci grudnia. Niecałe dwadzieścia cztery
godziny przed tym, jak zniknął Mateo.

Victor Scava zabił Mateo, ponieważ był kapusiem, ale wykorzystał śmierć Mateo, aby
rozpocząć wojnę. Wojnę w rodzinie Benedetti. Chciał się pozbyć Romana.

Cóż, myślę, że to była jedna rzecz, w której mógłbym się z nim zgodzić.

Bez Romana i bez kolejnego syna, mogącego zostać głową rodziny, Victor Scava
mógłby zająć terytorium Benedettich. Przejąć je. Cholera, może sam obaliłby swojego wuja
w tym procesie.

Ale jeśli myślał, że będę stał i patrzył na to, to może się zdziwić.

Strona 121
Tłumaczenie nieoficjalne: agni3szka_ korekta: ania.sg

ROZDZIAŁ 14

Gia

Usiadłam w moim pokoju, przeczekując złość Dominica, uważając iż sprytnym było,


żeby po prostu zejść mu z drogi, przynajmniej na razie. Przetrząsnęłam szafę Lucii, czując się
jak jakiś rodzaj zbrodniarza, kiedy przeszukiwałam jej rzeczy, niemal myszkując. Miała dużo
książek. Mogłam przez chwilę poczytać.

Wybrałam jedną z półki i usiadłam na łóżku, otwierając ją. Chociaż nie zaszłam zbyt
daleko. Nie przez pierwszą pustą stronę, na której zrobiła szkic, który później zamazała.
Rozpoznałam ten rysunek, ale zajęło mi trochę czasu, aby zrozumieć, dlaczego go znałam.
Przez długi czas gapiłam się na niego, wiedząc, że był to rysunek znaku na moim biodrze.
Przeczytałam słowa „Zabójcy Benedetti”, które napisała pod spodem. Pomyślałam o niej. To
nie były słowa zakochanej żony. Czy Dominic kłamał o tym? Czy Lucia była taką samą
ofiarą, jak ja?

Nie musiałam porównywać szkicu do mojego znaku. Już mu się przyjrzałam. Cholera,
zapamiętałam go. Wiedziałam, że był taki sam. Musiałam jeszcze tylko ustalić połączenie.

Gdy dorastałam, mój ojciec osłaniał mnie od swojej pracy, ale jako, że byłam córką
żołnierza, nie bardzo można było mnie utrzymywać z dala od rodziny. Byliśmy tylko dziećmi,
Mateo i ja, ale mieliśmy oczy. Widzieliśmy.

Wprowadzenie Mateo do świata, w którym obracał się nasz ojciec, miało miejsce
w jego osiemnaste urodziny. Moja rodzina zorganizowała dla niego wielką imprezę
urodzinową, spotkanie wielopokoleniowych członków rodziny i przyjaciół, których nie
widzieliśmy od lat. Tego dnia w naszym domu musiało być trzysta osób, z Franco Benedettim
na szczycie listy gości. Właściwie to podczas imprezy, miał okazję spotkania się z kilkoma
mężczyznami, w tym z moim ojcem.

Oczywiście nie byłam zaproszona na spotkanie, nie tylko z powodu mojej płci, ale

Strona 122
Tłumaczenie nieoficjalne: agni3szka_ korekta: ania.sg

miałam tylko siedem lat. Tego dnia mój ojciec przedstawił Mateo Franco Benedettiemu.
Mateo otrzymał pierwsze zadanie; coś małego, dzięki Bogu. Pamiętam, jaki był dumny.
Podekscytowany.

Z jakiegoś powodu Franco Benedetti lubił mojego ojca. Traktował go inaczej niż innych
swoich żołnierzy. Ojciec uważał to za awans, kiedy stał się jednym z osobistych ochroniarzy
Franco, podróżując z nim wszędzie i coraz rzadziej wracając do domu. Mateo błagał go
wielokrotnie, aby mógł dołączyć, patrząc na Franco tak, jakby był wszechmocnym Bogiem.
Jednak nigdy nie dostał na to pozwolenia.

Podczas jednej z tych podróży, zabito mojego ojca. Zmarł chroniąc Franco Benedetti.
Uratował życie Benedettiego, poświęcając swoje własne. Właśnie dlatego Franco obiecał
dbać o mnie, Mateo i naszą matkę.

Nie wiedziałam, że Mateo był na tamtym spotkaniu, i szukałam go podczas imprezy.


Chciałam zjeść tort, ale moja matka powiedziała, że musieliśmy poczekać na zaśpiewanie
„Sto lat” dla Mateo, więc zdecydowałam się go znaleźć. Pamiętam, że wzięłam kopertę, którą
Benedetti zostawił dla niego, jako prezent urodzinowy. Mama skomentowała jej grubość,
wiedząc, że zawierała gotówkę. Dla bezpieczeństwa położyła ją na szczycie lodówki, ale
wspięłam się na krzesło i zdjęłam ją, chcąc zabrać ją do Mateo, wiedząc jaki byłby
szczęśliwy. Kochałam go. Był najlepszym bratem. Był opiekuńczy, a nawet ustępował mi,
bawiąc się ze mną lalkami, kiedy go o to błagałam.

Cóż, nie znalazłam go i dalej włóczyłam się po posesji ojca, nie zdając sobie sprawy, że
dwóch starszych chłopców, widziało mnie z kopertą i poszli za mną. Zapędzili mnie w kozi
róg, gdy byliśmy na tyle daleko, że nikt by mnie nie usłyszał i powiedzieli mi, żebym im ją
oddała, oddała im prezent urodzinowy Mateo.

Nie było mowy żebym to zrobiła, i powiedziałam im o tym.

Cóż, zdecydowanie nie przyjęli nie jako odpowiedzi, i tego dnia zdałam sobie sprawę,
jak bezsilna byłam, bez chroniącego mnie Mateo. Naprawdę mnie to wkurzyło,
i przygotowałam się do walki, wiedząc, że przegram, odmawiając powrotu do domu
z pustymi rękami. Przynajmniej Mateo wiedziałby, że walczyłam dla niego.

Ale nie musiałam tego robić, bo był tam też inny chłopak. Starszy, przyjaciel Mateo.
Albo przynajmniej ktoś, kogo widziałam z nim kilka razy.

Ten chłopak ... przestałam oddychać.

Właśnie dlatego w chatce coś poczułam, jakiś rodzaj bezpieczeństwa lub ochrony przy
Strona 123
Tłumaczenie nieoficjalne: agni3szka_ korekta: ania.sg

Dominicu. Stąd to dziwne uczucie znajomości.

Był tam tamtego dnia. Był w moim domu. Na przyjęciu urodzinowym mojego brata.

Dominic Sapienti był Dominiciem Benedetti.

Dominic Benedetti powiedział tym chłopakom, aby się ulotnili i oddał mi kopertę
z powrotem.

Uratował mnie tamtego dnia, a później jego ojciec obiecał, że utrzyma moją rodzinę
bezpieczną. Dominic wiedział o tym. Jeśliby mimo wszystko nie wiedział, to powiedziałam
mu o tym, kiedy jechaliśmy z chatki do tego domu, a jednak nic nie powiedział. A teraz
nosiłam piętno jego rodziny na moim biodrze, oznaczona na zawsze. Wypalili je na klatce
piersiowej Mateo, zanim go zabili. Dominic Benedetti lub jego rodzina zabili Mateo.
Zorganizowali moje porwanie, wysłanie mnie, aby być sprzedaną jako niewolnik seksualny.
Wszystko to od człowieka, za którego mój ojciec oddał swoje życie.

Zeszłam na dół, żeby się z nim zmierzyć, zakładając, że był za zamkniętymi drzwiami
pokoju, do którego powiedział mi, że nie mam pozwolenia na wejście. Kiedy jednak
otworzyłam te drzwi, stanęłam jak wryta, na to co zobaczyłam. Rozprysk krwi na ścianach,
resztki czerwieni, gdzie krew splamiła marmurową posadzkę. Pół butelki alkoholu na stole.
Szklanki z resztką whisky i kurz, jakby ktoś pił ją teraz. Jak gdyby ten pokój został
zamrożony w czasie.

Zdałam sobie sprawę, że w jadalni nic nie było przykryte. Żadnych prześcieradeł, nic.
Na boku leżały dwa krzesła, dowód nocy, o której słyszałam. O nocy, która doprowadziła do
upadku wielkiej rodziny Benedetti. Nocy, gdy jeden z braci prawie zabił drugiego.

Rozejrzałam się po pokoju i przeczesałam włosy, starając się zrozumieć tego sens.
Zauważyłam dużą przeszkloną szafkę z boku pokoju, a wewnątrz jej, wystawiona
i zakurzona, umieszczona była opasła księga rodziny Benedetti. Otworzyłam szklane
drzwiczki i wyjęłam ją, dotykając rzeźbionego rodzinnego herbu na okładce zrobionej
z drewna. Przebiegałam palcami po każdym z rowków, a gęsia skórka pokryła całe moje
ciało. Zajęło mi chwilę, aby otworzyć księgę.

Wewnątrz były zdjęcia wszystkich pokoleń Benedettich. Jednak nie obchodzili mnie ci,
co już dawno temu odeszli. Przerzuciłam strony, przechodząc na koniec księgi, zauważając
oprawę, wiedząc, że była to księga, która wzrastała wraz z upływem czasu, dodawano do niej
coraz więcej członków, kiedy starsze pokolenie umierało, a rodzili się nowi. Widziałam
wiekowe świadectwa urodzeń, małżeństw, rodowodów. Rozpoznałam nazwiska, związki,

Strona 124
Tłumaczenie nieoficjalne: agni3szka_ korekta: ania.sg

które łączyły rodziny, czyniąc Benedetti jedną z najpotężniejszych, jeśli nie najpotężniejszą,
rodziną przestępczą w Ameryce.

Przynajmniej najpotężniejszą aż do tamtej nocy. Do czasu, kiedy Franco był świadkiem


sporu między swoimi synami i prawie umarł z powodu zawału serca.

To wtedy wszystko w rodzinie Benedetti zaczęło się rozpadać.

Odwróciłam księgę, kładąc ją, aby dostać się do końcowych stron. Widziałam zdjęcie
Sergio w ramionach swoich rodziców. Widziałam, jak rodzina rozrastała się wraz
z narodzinami Salvatore, Sergio jako berbeć.

Wiedząc, co znalazłabym na następnej stronie, przekartkowałam dalej, nie chcąc


jeszcze tego zobaczyć. Dotarłam do zdjęcia Sergio i jego żony, z dnia ślubu. Śmiała się ona
na nim tak mocno, że aż miała zamknięte oczy. Potem dzień, w którym umarł. A następnie
ten, który ogłosił urodzenie jego syna, kilka miesięcy po jego śmierci.

Nigdy nawet nie zobaczył swojego syna.

Przekartkowałam z powrotem te kilka stron, które pominęłam, moje serce


przyspieszyło, krew łomotała mi w uszach, hałas był nie do zniesienia. Znalazłem stronę ze
zdjęciem trzeciego syna. Dominic. Jego rodzice się uśmiechali, ale widziałam napięcie na ich
twarzach, wysiłek, jaki musieli włożyć w to, aby to zrobić. Nie wyglądali tak, jak przy
pozostałych dwóch narodzinach.

Najbardziej aktualne zdjęcie Dominica, musiało być sprzed co najmniej dziesięciu lat.
Miał wtedy dwadzieścia pięć lat. Stał obok ojca na przyjęciu, z ramieniem wokół niego,
pewnym siebie uśmiechem na twarzy, beztroski, jakby był chłopcem, który miałby to
wszystko. Dziewczyna z boku gapiła się na niego, zakochana w nim, podczas gdy on ledwie
zdawał sobie sprawę z jej obecności.

Dominic Benedetti ze swoim ojcem Franco. Człowiekiem, który zobowiązał się dbać
o moją rodzinę. Czy Victor pracował dla niego? Czy był to rodzaj buntu przeciwko Angusowi
Scava? Wiedział, że Angus go nie lubił. Ale czy to oznaczało, że Victor wykonał polecenie
Franco Benedettiego? To miało sens. Piętno krzyczało prawdę. Mateo i ja byliśmy oznaczeni
herbem rodziny Benedetti, a nie rodziny Scava. Franco Benedetti wydymał nas, obiecał ojcu,
że nas ochroni, a jednak zabił mojego brata i uwięził mnie. Dominic, człowiek, którego
w jakiś dziwny sposób uważałam za sojusznika, był jego synem. Miałam na moim biodrze
piętno Dominica Benedetti, tak jakbym była bydłem, czyjąś własnością, a nie człowiekiem.

Strona 125
Tłumaczenie nieoficjalne: agni3szka_ korekta: ania.sg

Okłamał mnie.

Powiedział mi, że Victor prowadził jakąś grę, ale to Dominic był jej mistrzem.

Wezbrała we mnie wściekłość.

Zostałam oszukana.

Zostałam wykiwana.

Pieprzyłam mojego wroga. Spałam obok niego, trzymałam się go kurczowo i czułam się
przez to chora.

Podniosłam pierwszą rzecz, którą zobaczyłam i krzyczałam, rozbijając to o pokrytą


plamami krwi ścianę, patrząc, jak szkło rozbijało się na kawałki na marmurze.

Nie przestałam.

Strona 126
Tłumaczenie nieoficjalne: agni3szka_ korekta: ania.sg

ROZDZIAŁ 15

Dominic

Coś rozbiło się o podłogę w pokoju obok. Gia krzyknęła. Chwyciłem pistolet
i skoczyłem na nogi, przebiegając przez salon, do otwartych drzwi jadalni, gdzie dźwięk
czegoś innego rozbijającego się, sprawił, że odbezpieczyłem broń, gotowy do strzału.

Jej krzyk zabrzmiał ponownie, ale nie słyszałem w nim strachu.

Skręciłem za róg i kopnąłem w jedno ze skrzydeł podwójnych drzwi, aby znaleźć Gię,
stojącą pośrodku zakrwawionej podłogi, roztrzaskane szkło znajdowało się wokół niej,
a twarz przybrała wyraz wściekłości.

– Ty!

Patrzyła na mnie z pogardą, z wykrzywionymi ustami i twardymi oczami. Żadnego


strachu, nie na mój widok. Nie na widok pistoletu, który trzymałem z palcem na spuście,
gotowy do zabicia.

– To byłeś ty.

Podniosła butelkę, która od tamtej nocy wciąż stała na stole w jadalni. Franco i Roman
z niej pili. Podniosła ją.

– Co się dzieje, Gia? – zapytałem, wyciągając jedną dłoń, podczas gdy drugą
zabezpieczyłem pistolet i wsunąłem go za pasek dżinsów.

Déjà vu.

Z wyjątkiem tego, że tamtej nocy nie rozbroiłem pistoletu.

Rzuciła we mnie butelką, twarz płonęła jej furią, podczas gdy odskoczyłem w prawo.
Szkło roztrzaskało się u moich stóp, a lepka ciecz poplamiła dżinsy.

– Uspokój się. Co się dzieje?

Strona 127
Tłumaczenie nieoficjalne: agni3szka_ korekta: ania.sg

– Był twoim przyjacielem. – Rozejrzała się po pokoju, w poszukiwaniu kolejnej rzeczy,


którą mogłaby rzucić.

Zbliżałem się do niej powoli, obserwując, jak kierowała się do jednego z kryształowych
kieliszków na stole.

– Mój ojciec przyjął kulkę za twojego. On miał nas chronić! Zobowiązał się do tego
w dniu, w którym mój ojciec umarł za niego!

Rzuciła go. Pochyliłem się, a szkło rozbiło się o ścianę za mną.

– A ty ... byłeś przyjacielem Mateo.

– Gia. – Utrzymywałem głos spokojnym, podchodząc bliżej, starając się nie patrzeć na
plamę na marmurowej podłodze, chlapnięcie na ścianie, którego nie kazałem nikomu
wyczyścić.

– Lubisz swoje małe maski, prawda? – zapytała, rozglądając się po pokoju, ale nie
znajdując niczego, czym mogłaby we mnie rzucić. – Powiedz mi, czy to ty byłeś tym, który
oznaczył Mateo? Czy to ty oznaczyłeś mnie? – Wciągnęła oddech i przycisnęła dłonie do
oczu. – Nigdy nie widziałam waszych twarzy. Wszyscy, oprócz Victora nosili maski. – Znów
na mnie spojrzała. – Ty chory cholerny dupku.

– Gia – powiedziałem, będąc wystarczająco blisko, aby złapać jej nadgarstki, gdy
próbowała mnie uderzyć. – Gia, przestań.

– Zabiłeś go?

– Nie.

– Byłeś tam? Trzymałeś go? Czy ty ...

Szloch uciął jej słowa i skłoniła głowę do piersi.

– Odciąłeś mu język?

– Nie. – Chryste. Ona to widziała?

– Wiem, kim jesteś. Wiem.

Puściłem ją.

Opadła na podłogę, z twarzą w dłoniach.

– Gia. – Przykucnąłem.

– Nie dotykaj mnie.

Strona 128
Tłumaczenie nieoficjalne: agni3szka_ korekta: ania.sg

Odepchnęła mnie i usiadła, plecami opierając się o spryskaną krwią ścianę. Usiadłem
przed nią, obserwując, jak się rozpadała.

– Nie ... – zaczęła, ale nie dokończyła.

– Znak był zasadzką. Częścią planu Victora, Gia.

– Mateo starał się postąpić właściwie.

Potrząsnęła głową, zupełnie mnie nie słysząc, a twarz miała wykrzywioną


w dezorientacji.

Na podłodze obok niej zauważyłem księgę. Księgę wspaniałej rodziny Benedetti. Herb
naszej rodziny – nie, do cholery, nie naszej! Kiedy do cholery wbiłbym sobie to do głowy?
Kiedy do cholery przestałbym nazywać ją moją?

– Wiedziałeś przez cały ten czas – mruknęła. Spojrzała w górę, jej oczy były czerwone
i napuchnięte.

Musiałem jednak ponownie spojrzeć na księgę. Na otwartą stronę. Na Franco i moją


matkę, stojących tam i trzymając swojego drugiego syna, Salvatore. Sergio stojący obok nich,
z dłonią w dłoni ojca. Ciemne drewno zalewało tło, a ponad nim był obraz tego cholernego
herbu. Franco stał tam wysoki, wyprostowany, jego twarz promieniała cholerną dumą.
Doskonała pieprzona rodzina.

– Krew jest z czasu, kiedy próbowałeś zabić swojego brata.

Jej słowa przebiły się przez moje myśli. Zmusiły mnie do słuchania.

– Myślisz, że nikt nie wie, ale wszyscy wiemy. Powinnam była rozpoznać imiona.

Odwróciłem do niej wzrok. Nie miałem nic na swoją obronę.

– Musisz myśleć, że jestem całkiem głupia, co? – zapytała.

– Nie.

– Jesteś chory, Dominic. Jesteś chorym bękartem.

Czułem, że zastygłem, moja klatka piersiowa się zacisnęła. Miała rację. Każde słowo,
które powiedziała, było prawdą. Wina musiała być wyryta na mojej twarzy, ponieważ Gia
wyciągnęła rękę i odepchnęła mnie do tyłu.

– Jesteś nienawistnym potworem.

Podniosła się na chwiejnych nogach i zrobiłem to samo, potrząsając głową, ale

Strona 129
Tłumaczenie nieoficjalne: agni3szka_ korekta: ania.sg

niezdolny do mówienia, zbliżając się do niej, kiedy uderzyła pięścią w moją klatkę piersiową.

– Chory.

Popchnąłem ją na ścianę i zamknąłem usta moimi. To nie był pocałunek, to było po to,
żeby ją uciszyć. Chciałbym zjeść jej słowa, więc nie musiałbym ich słyszeć. Bo to, co
powiedziała, było prawdą. Nie zaprzeczałem faktom. Ale słysząc jak ktoś mówił je na głos.
Jak ona je mówiła …

Złapała mnie dłońmi po obu stronach głowy, i pociągnęła za włosy, jej ciało poddało się
odrobinę, nawet gdy starała się mnie odepchnąć. Obróciła twarz na bok i splunęła, jakby mój
smak ją odpychał.

– Jesteś mordercą.

Chwyciłem jej szczękę i obróciłem twarz z powrotem do mojej, patrząc na nią,


trzymając ją wystarczająco mocno, żeby nie mogła mówić. I wtedy otoczyłem ją jedną ręką
wokół talii i podniosłem, niosąc kilka kroków do stołu i kładąc na plecach.

– Zamknij się – powiedziałem, gdy ruszyłem rękami, aby odpiąć guziki jej dżinsów.

– Zdradziłeś swoją rodzinę.

– Powiedziałem, żebyś się do cholery zamknęła. – Ściągnąłem je razem z majtkami.

Stęknęła, podnosząc się w górę. Uniosła dłoń i mocno mnie spoliczkowała.

– Co oni robią tym, którzy zdradzają własną rodzinę? – Syknęła. – Kapuś traci język.
A co ty stracisz?

Wszystko. Każdą pieprzoną rzecz.

Chwyciłem ją za włosy, smakując własną krew z przygryzionej wargi.

– Jeszcze raz – powiedziałem.

Ponownie mnie spoliczkowała, tym razem tyłem dłoni. Była jedyną osobą, która
mówiła prawdę na głos. Która bez obaw powiedziała mi, czym byłem.

Mój fiut stwardniał od obserwowania jej, obserwowania, jak surowa wściekłość spalała
jej oczy.

– Jeszcze raz.

Posłuchała, otwarta dłoń zderzyła się z moim policzkiem. Krew spryskała jej twarz, ale
nie wzdrygnęła się, ani nie zatrzymała, a ja stałem tam, pozwalając jej na to. Trzymałem ją

Strona 130
Tłumaczenie nieoficjalne: agni3szka_ korekta: ania.sg

w miejscu za włosy, pozwalając jej policzkować moją twarz, aż nie zdrętwiała, dopóki nie
stęknęła z wysiłku, aż się nie zmęczyła. Przestała mnie policzkować i przeciągnęła
paznokciami w dół policzków, uzyskując więcej krwi. Znów roztrzaskałem moje usta o jej,
położyłem pistolet na stole i rozpiąłem własne dżinsy, spychając je w dół, starając się stanąć
między jej nogami, nie mogąc z jej obcisłymi dżinsami na udach.

– Nienawidzę cię – powiedziała przy moich ustach.

Polizałem jej wargi, a potem zassałem jedną i pochłonąłem ją, pożarłem, ześlizgując ją
ze stołu, aby odwrócić na brzuch i pchnąć w dół na niego.

– Nienawidzę cię – powtórzyła, gdy chwyciłem jej biodra i otworzyłem ją, przykładając
kutasa do jej mokrej cipki i wbijając się w nią.

Chrząknąłem, potrzebując tego, potrzebując jej, zdesperowany, by być w niej, aby się
z nią połączyć. Jej oddech szarpał się, gdy powiedziała coś innego, coś, czego nie mogłem
zrozumieć, i z dłonią w jej włosach, odwróciłem jej twarz na bok i pochyliłem się nad jej
plecami, przykładając usta do policzka, do boku jej ust.

– Skrzywdź mnie, Gia – wyszeptałem, blisko uwolnienia.

Potrząsnęła głową, na tyle, na ile pozwolił jej mój chwyt. – Nie. Nie zamierzam cię
skrzywdzić. Mam zamiar cię zabić – powiedziała, zamykając oczy na chwilę, gdy jej cipka
zacisnęła się wokół mojego fiuta. – Zabiję cię do cholery, Dominicu Benedetti.

– Zrób to. Zabij mnie – wyszeptałem, gdy zassała moją wargę, a potem ugryzła,
i trzymałem ją przy sobie, zanurzając się mocno jeszcze raz, dochodząc jak pieprzony wybuch
wulkanu wewnątrz niej, nie dbając o to, że ona nie doszła, nawet nie wysuwając się,
opróżniając się i opróżniając, moje ręce były mocno zaciśnięte wokół niej, aż wreszcie,
wyczerpany, mój kutas wyślizgnął się, nasienie było śliskie między nami.

Cofnąłem się i podciągnąłem spodnie. Gia wyprostowała się, i obróciła do mnie,


z pistoletem w dłoni. Patrzyłem na nią, a ona na mnie, a wiedziałem, czego chciała.
Widziałem jej nienawiść; Widziałem jej potrzebę, jej pragnienie.

– Byłeś tam? Kiedy zabili mojego brata? – spytała, podnosząc broń. – Nosili maski.
Wszyscy nosili maski.

– Nie.

– Czy byłeś tam, gdy Victor mnie oznaczył?

Potrząsnąłem głową, opadłem przed nią na kolana i chwyciłem za biodra, przyciągając


Strona 131
Tłumaczenie nieoficjalne: agni3szka_ korekta: ania.sg

je do siebie, biorąc jej łechtaczkę w usta i ssąc, był na niej mój zapach, mój smak. Wolną
dłonią chwyciła się stołu za plecami i rozłożyłem ją, jej cipka ociekała, mieszanką nas obojga.
Rozsmarowałem to palcami wzdłuż jej wejścia, ssąc mocniej jej łechtaczkę, czując, że jej
kolana słabły, kiedy krzyknęła, dochodząc, drugą dłonią ciągle trzymając pistolet, przycisnęła
do mojego ramienia, aby zachować pozycję pionową, jej ciało drżało, a oddech się rwał.

Rozluźniłem mój chwyt i popatrzyłem na jej twarz, jej piękną, delikatną, smutną twarz.
Opadła na kolana i zostaliśmy w tej pozycji, obserwując się nawzajem, wrogowie,
kochankowie, pionki w grze.

– Zabij mnie, Gia – szepnąłem, a mój głos opadł, gdy wziąłem dłoń, która trzymała mój
pistolet, i ustawiłem lufę przy mojej klatce piersiowej. – Zabij mnie, kiedy zabiję mojego
wuja. Po tym, jak zabiję Victora.

Patrzyła na mnie i przez dłuższą chwilę nie wiedziałem, co by zrobiła. Wystarczyłoby


tylko szybkie naciśnięcie palca, a byłbym martwy. Z dala od mojego cholernego cierpienia.

Nawet się nie bałem.

Ale potrząsnęła głową, odłożyła broń obok nas i złapała moje zakrwawione policzki.
Przebiegła językiem po mojej twarzy, a potem uniosła karmazynowe usta do moich i wsunęła
język między wargi, zanim mnie pocałowała, poczułem jej smak zmieszany z moją własną
krwią.

– To ja chcę pociągnąć za spust na Victora. Zabić jego. Nie ciebie.

Ledwo zabrała usta od moich, kiedy wymamrotała te słowa.

Skinąłem, pocałowałam ją i przypomniałem sobie, jak kiedyś nazwałem Isabellę moją


mściwą suką. Uśmiechnąłem się pod pocałunkiem, trzymając się Gii, tak jak ona trzymała się
mnie. Wiedząc, że klęczeliśmy w miejscu, gdzie prawie zabiłem Salvatore, wiedząc, że
pieprzyłem Gię, stojąc na plamie jego krwi. Wiedząc, że naprawdę byłem potworem,
ponieważ nie uznałem tego za złe. Nie poczułem się winny. Nigdy więcej. I kiedy zdjąłem
z Gii ubrania i rozłożyłem jej nogi, aby znowu ucztować, czułem się dobrze. Czułem się
głodny. Głodny zemsty. Głodny jej.

Gia była moim odpowiednikiem. Moją idealną połówką.

Miałem rację, kiedy powiedziałem, że była taka jak ja. Nienawidziła jak ja.

I wierzyłem, że zrobi to, co obiecała.

Zabije mnie, kiedy to się skończy.


Strona 132
Tłumaczenie nieoficjalne: agni3szka_ korekta: ania.sg

Pomógłbym uzyskać jej zemstę.

I wtedy byłbym skończony.

I zabrałbym ze sobą wszystko, co zostało z rodziny Benedetti, raz na zawsze.

Strona 133
Tłumaczenie nieoficjalne: agni3szka_ korekta: ania.sg

ROZDZIAŁ 16

Gia

Zatrzymałam broń Dominica. Podłożyłam ją pod poduszką obok mnie i spałam.

Nie wiedziałam, czy Dominic spał tej nocy. Nawet nie pamiętałam dostania się na górę
i do łóżka po tym, co stało się w jadalni.

Zapach seksu wypełniał mój pokój. To była pierwsza rzecz, którą poczułam, kiedy
otworzyłam oczy, jego zapach, i mój własny. Usiadłam na łóżku, przetarłam twarz
i podniosłam naładowaną broń.

Tym pistoletem zabiłabym Victora Scavę.

Potem zabiłabym nim Dominica.

Chciał, żebym to zrobiła. Prosił mnie o to. Wczoraj w końcu go zrozumiałam. W końcu
go zobaczyłam. Naprawdę go zobaczyłam. Przez cały czas był w sprzeczności, raz gniewny
porywacz, potem sojusznik, następnie kochanek. Teraz wiedziałam dlaczego.

Wstałam z łóżka i przeszłam przez drzwi, które łączyły nasze sypialnie. Nie obchodziło
mnie, jak wyglądałam, to że byłam naga, nieumyta. To, że jego sperma wyschła i kruszyła się
między moimi nogami. Nie obchodziło mnie to.

Zależało mi tylko na pistolecie w mojej dłoni.

Dominic wyszedł z łazienki, z ręcznikiem owiniętym wokół pasa, a drugim w dłoniach,


susząc włosy.

– Jak długo się ukrywałeś? – spytałam.

Zatrzymał się i spojrzał na mnie.

– Potrzebujesz prysznica, Gia.

Szedł dalej, rzucając ręcznik od suszenia włosów, na łóżko.

Strona 134
Tłumaczenie nieoficjalne: agni3szka_ korekta: ania.sg

– Jak długo?

Zatrzymał się i odwrócił w moją stronę, a potem podszedł do mnie i przechylił głowę
na bok.

– Poznaj prawdziwe fakty, zanim będziesz chodziła wokół, żądając odpowiedzi za


pomocą broni.

Z łatwością owinął dłoń wokół nadgarstka, którym trzymałam broń.

– Potrzebujesz prysznica – powiedział ponownie.

– Nie możesz znieść własnego zapachu?

Zmrużył oczy i wyciągnął broń z mojej dłoni.

– To moje! – Podążyłam za nim do komody, próbując sięgnąć przez niego, aby ją


złapać, kiedy otworzył szufladę i wsunął ją do środka.

Złapał moje nadgarstki i poprowadził mnie kilka kroków w tył.

– Musisz wziąć się w garść, i wziąć cholerny prysznic.

– To moje – powiedziałam ponownie, spoglądając mu w oczy, niebiesko–szare baseny


były tak głębokie, że mogłabym zatracić się w nich, jeśli nie byłabym ostrożna.

– Nie zabieram go. Jest twój. Chodź.

Jego głos był cichy, jakby rozmawiał z dzieckiem, które dostało napadu złości.

Zaprowadził mnie do łazienki i napuścił wody do wanny. Przypomniał mi się tamten


pierwszy raz, kiedy mnie kąpał i cofnęłam się. Ale trzymał mnie za nadgarstek i nie pozwolił
na to.

– Zrelaksuj się. Chcesz, żebym ci coś dał?

– Twoje małe pigułki? Nie, dziękuję.

– Więc bądź dobrą dziewczynką i właź do wanny.

Spojrzałam na wannę napełniającą się wodą, zobaczyłam, jak sprawdzał temperaturę i


dostosował ją.

– Właź.

– Chcę również, żebyś zdjął to – wskazałam na obrożę.

– A ja powiedziałem ci kiedyś, to zrobię to, kiedy będę gotowy, aby ją zdjąć.

Strona 135
Tłumaczenie nieoficjalne: agni3szka_ korekta: ania.sg

– Dlaczego to robisz?

– Bo potrzebuję, żebyś wzięła się w garść, jeśli mamy dorwać sukinsynów, którzy zabili
Mateo i oznaczyli ciebie.

Przyswajałam jego słowa, przyglądając mu się, jego twarzy, oczom. Wskazał raz
jeszcze na wannę i puścił mój nadgarstek, kiedy weszłam do środka. I wtedy przypomniałam
sobie coś.

– Masz córkę.

Zatrzymał się, jakby to była ostatnia rzecz, którą spodziewał się ode mnie usłyszeć.
Potem skinął raz głową i sięgnął po butelkę żelu do mycia ciała i myjkę. Usiadł na skraju
wanny, zanurzył myjkę i odcisnął ją, zanim wycisnął na nią żel. Zaczął masować mój kark
i plecy.

– Effie. Ma teraz jedenaście lat.

Jego twarz wyglądała tak smutno. Tak jak człowieka, którego widziałam wczorajszej
nocy, tego zranionego. Złamanego.

– Nie widziałem jej od dłuższego czasu. Prawie siedem lat.

– Dlaczego?

Spojrzał na mnie i przez chwilę pomyślałam, że powie coś innego niż to co powiedział,
ale potem, jakby się poddał i powiedział prawdę.

– Ponieważ jestem tchórzem.

Spuścił wzrok, zanurzył myjkę w wodzie i podniósł z powrotem do mnie.

– W każdym razie, lepiej jest jej beze mnie.

– Co się stało tamtej nocy?

Wiedział, co miałam na myśli. Nie było innej nocy.

– Postrzeliłem mojego brata – powiedział szczerze. – Prawie go zabiłem.

Nie chciał na mnie spojrzeć. Chwyciłam jego dłoń, gdy następnym razem zanurzył
myjkę w wodzie i przytrzymałam ją, a potem wyciągnęłam drugą, aby objąć jego twarzy,
widząc zadrapania, które zostawiłam wczoraj, myśląc, że powinnam była je zabandażować.

Dominic spotkał się z moim wzrokiem, wygląd jego oczu był dziwny, ciemny ... pusty.
Jakby przez ostatnie siedem lat stworzył przepaść tak szeroką, dziurę tak dużą, że nigdy nie

Strona 136
Tłumaczenie nieoficjalne: agni3szka_ korekta: ania.sg

byłby w stanie przekroczyć tej otchłani.

Strząsnął moją dłoń i wznowił mycie, skupiając się na tym, podczas gdy mówił.

– Nie zrozum mnie źle, Gia. Nie jestem dobry. Bycie ojcem nie czyni mnie dobrym.
Tęsknota za córką nie czyni mnie dobrym. Kiedy mówię, że lepiej jej beze mnie, to mam to
na myśli. Znam siebie. Wiem, co zrobiłem, kim jestem. Wiem, do czego jestem zdolny.

Nienawidził samego siebie. Od samego początku oskarżałam go o to, a to była prawda,


chociaż wtedy tego nie wiedziałam. I część mnie, cholera, nie jakaś część, nie jakakolwiek
część. Moje serce ... złamało się dla niego.

– Opowiedz mi o tamtej nocy – powiedziałam po chwili, gdy zaczął mi nakładać


szampon na włosy.

– Salvatore wreszcie zrozumiał, co się działo. Roman … cholera, Roman przez cały
czas mieszał, nie mam co do tego wątpliwości. Robił wszystko, aby mnie zdyskredytować.
Choć to nie tak, że potrzebowałem z tym wiele pomocy.

– Od początku. Proszę.

– Salvatore i Roman dowiedzieli się, że byłem ojcem córeczki Isabelli DeMarco, Effie.
Wtedy DeMarco byli naszym największymi rywalami.

Zatrzymał się, dając mi chwilę, żebym to wchłonęła.

– Poznaliśmy się, kiedy oboje byliśmy młodzi … cóż ona była młoda, ja byłem głupi.
Na początku nie wiedziałem kim była, a ona nie wiedziała, kim ja byłem. Zaszła w ciążę,
i w noc, w którą zgodziliśmy się powiedzieć naszym rodzinom, stchórzyłem. Ona nie.
Powiedziała. A potem zniknęła. To było albo to, albo stary DeMarco chciał, żeby pozbyła się
dziecka.

– Pamiętam wojnę między waszymi rodzinami. – Ogólnikowo. Byłam za młoda, aby


naprawdę wtedy zwracać na to uwagę. – Lucia została dana Salvatore, jako jakaś
rekompensata czy coś.

– Tak, coś w tym stylu.

– To byłaby jej starsza siostra, gdyby nie zaszła z tobą w ciążę?

Pokiwał głową.

– Cóż, a więc domyślili się – kontynuował. – Luke, jej kuzyn, imbecyl, jeśli ktoś by
mnie o to zapytał, dał jakoś radę zostać postrzelonym przez innego imbecyla. To wywołało to

Strona 137
Tłumaczenie nieoficjalne: agni3szka_ korekta: ania.sg

wszystko. Roman, mój pieprzony wujek – wypluł te słowa – próbował zrzucić to na mnie, ale
Salvatore, mój brat, który jest idealny, chciał po prostu pokoju. Cóż, pieprzyć pokój. To jest
pieprzona mafia. Nie wybierasz pokoju.

Przez chwilę przestał myć moje włosy i spojrzał w dal. Cieszyłam się z tego. W jego
narastającym gniewie na rodzinę, masaż okazał się trochę szorstki.

– Wiesz co dostajesz, kiedy jesteś ostatnim synem w mafijnej rodzinie, Gia?

Czekałam, patrząc na niego, kiedy się do mnie odwrócił.

– Nic. Nie dostaniesz nic.

Znowu podniósł szampon i ugryzłam się w język, żeby milczeć i pozwolić mu


opowiedzieć swoją historię.

– A jeśli jesteś bękartem …

– Bękartem?

– Tamtej nocy byłem wkurzony. Salvatore, on nigdy nie mógłby być szefem. Nigdy.
Cholera, on nawet tego nie chciał. Ale dostawał to. Zwołał zebranie w swoim domu, a wujek
mnie na nie zaciągnął. Przyznaję, że byłem w połowie pijany, gdy wszedłem do jadalni z
załadowanym pistoletem.– Potrząsnął głową. – Wtedy mój ojciec nazwał Isabellę dziwką.
Nazwał moją mamę dziwką. Nie mogłem tego zaakceptować.

Przełknął ślinę. Patrzyłem, jak poruszało się jego gardło.

– Zawsze chodziło o Sergio. O dziecko Sergio. Cóż, miał innego wnuka. Nadszedł czas,
żeby to uznał.– Potrząsnął głową. – Ale miał kolejną kartę w rękawie.

Dominic skrzywił się, jego oczy były oddalone, jakby znowu to wszystko oglądał.

– Franco Benedetti zawsze miał ostatnie słowo.

– Co …

– Okazało się, że nie byłem jego. – Spojrzał na mnie. – Byłem bękartem, synem
żołnierza i żony Franco Benedettiego.

O. Mój. Boże.

Otworzyłam usta. Nikt tego nie wiedział. Wiedzieli tylko, że Dominic próbował zabić
swojego brata.

Podniósł na mnie wzrok. – Widzisz, nie próbowałem zabić Salvatore.

Strona 138
Tłumaczenie nieoficjalne: agni3szka_ korekta: ania.sg

Znów pokręcił głową, jego oczy zalśniły, przynajmniej na chwilę.

– Po prostu wszedł pomiędzy mnie i Franco, i prawie umarł z tego powodu.

Dominic upuścił do wanny myjkę, którą podniósł. Woda rozpryskiwała się, a on wstał.
Odwrócił się do mnie plecami i przeczesał włosy.

– Dominic – zaczęłam, wychodząc, skapywała ze mnie woda, a mydło i szampon


przylgnęły do ciała. Podeszłam do niego, położyłam dłoń na jego ramieniu i zmusiłam, aby
się odwrócił.

– Prawie zabiłem jedyną osobę w tej rodzinie, która jest warta życia, Gia.

Miał ten szalony uśmiech, ten, dzięki któremu wiedziałam, że utrzymywał emocje
z dala od siebie.

– Ale nie zrobiłeś tego. Nie zrobiłeś.

Odepchnął mnie, gdy położyłam dłonie na jego ramionach, ale nie drgnęłam. Wzięłam
jego twarz w dłonie i zmusiłam, aby na mnie popatrzył, aby mnie zobaczył. Zobaczył obecną
chwilę. Zobaczył to, co było tuż przed jego oczami.

– Nie miał racji, mówiąc ci w ten sposób.

– Zostaw to, Gia. Zostaw mnie w spokoju.

– Nie. – Pocałowałam go, nawet wtedy, gdy próbował przejść obok mnie. Pocałowałam,
próbując się go trzymać.

Jego dłonie dotarły do mojej talii, wciąż próbował mnie odepchnąć, starając się wyjść
z łazienki.

– Gia ...

– Musisz wziąć się w garść, jeśli mamy dorwać tych sukinsynów – powiedziałam,
całując go mocniej, kiedy się zatrzymał, kiedy tylko usłyszał słowa, których przedtem użył na
mnie. – Pocałuj mnie, Dominic.

Spojrzał na mnie, a potem obrócił głowę, wciąż trzymając dłonie na mojej talii, ale już
mnie nie odpychał.

– Powiedziałam, pocałuj mnie do cholery.

Tym razem nie odwrócił się, ani nie cofnął. Pocałował mnie, wyprowadzając tyłem
z łazienki, otaczając mnie ramionami, gdy pocałunek stał się głodny, a nawet żarłoczny.

Strona 139
Tłumaczenie nieoficjalne: agni3szka_ korekta: ania.sg

Kiedy tyłem kolan uderzyłam o łóżko, popchnął mnie na nie i odsunął się, aby upuścić
ręcznik, jego erekcja była twarda przy brzuchu, oczy głodne, kiedy położyłam się
i rozłożyłam dla niego nogi.

– Dominic – udało mi się powiedzieć, gdy klęczał między nimi, a następnie opuścił się
na mnie.

– Wczoraj doszedłem w tobie – powiedział między pocałunkami.

– Jestem zabezpieczona. – Też go pocałowałam, nasz głód pasował do siebie. – I czysta.

– Ja też.

Wszedł we mnie i po raz pierwszy odkąd byliśmy razem, nie pieprzyliśmy się.
Kochaliśmy się. Dominic poruszał się powoli, głęboko we mnie i trzymał mnie tak blisko, że
nigdy nie było między nami nawet centymetra przestrzeni. Nasze oczy przez cały czas były
otwarte, zablokowane na sobie nawzajem. I gdy było po wszystkim, i leżeliśmy wyczerpani,
wciąż się trzymaliśmy, niezdolni do odejścia, wiedząc, że w pewnym sensie, będziemy
wybawcami siebie nawzajem. Wiedząc, że gdy nasi wrogowie zbierali się poza tą świątynią,
my mieliśmy siebie nawzajem, tylko siebie nawzajem.

Zastanawiałam się, czy umarlibyśmy razem, wiedząc, że nie mogłam zrobić tego, co
powiedziałam wczoraj, nie teraz, już nie, wiedząc to, co wiedziałam. Zrozumiałam jego samo
odrazę. Jego nienawiść. Jego stratę. Czułam to od niego. Czułam to do niego. To nie uczyniło
go dobrym. Nie powodowało, że miał czysty rejestr; Nie zmywało z rąk krwi, którą przelał.
Nic nie mogłoby tego zrobić. Ale to sprawiło, że był inny. To sprawiło, że był człowiekiem.

Od tamtej nocy próbował sam siebie zabić. A teraz, miał już na widoku tego kres. I po
tym końcu, chciał, żebym go zabiła.

Cóż, wiedziałam, że nie zrobiłabym tego.

Nie mogłabym.

Strona 140
Tłumaczenie nieoficjalne: agni3szka_ korekta: ania.sg

ROZDZIAŁ 17

Dominic

Usiadłem w gabinecie, słuchając dzwonienia telefonu komórkowego Leo. Był to dzień


przed aukcją, a ja musiałem się zameldować. Taka była procedura. Dzień lub dwa przed
aukcją, dostałbym adres dostawy. Za każdym razem aukcje odbywały się w różnych
miejscach. Niektóre w prywatnych domach, niektóre w lesie. Nigdy nie wiedziałeś gdzie.

– Leo.

Zawsze odpowiadał w ten sam sposób.

– Jest gotowa – powiedziałem.

– Dobrze. Wysyłam ci adres.

– Ile masz? – Zawsze o to pytałem, więc nie wydawało się to niezwykłe.

– Jedenaście.

– A co z kupującymi?

– Dwudziestu czterech.

– Jakieś nazwiska, które powinienem znać?

Leo zatrzymał się. To nie było na mojej zwykłej liście pytań.

– Nie – powiedział po chwili. – Nie ma żadnych nazwisk, które musisz znać.


Ograniczenia nie stworzyły żadnego problemu, mam nadzieję?

Nie omieszkał wyłożyć mi zasady "żadnego pieprzenia", kiedy dostarczył Gię do


chatki. Teraz to miało sens.

– Nie. Ale jestem jednak ciekaw w związku z tym. To sprawia, że praca staje się
trudniejsza – powiedziałem.

– Żądanie kupującego.
Strona 141
Tłumaczenie nieoficjalne: agni3szka_ korekta: ania.sg

– Ma kupującego? Wobec tego po co aukcja?

– Doświadczenie upokorzenia, nieprawdaż?

Zacisnąłem pięść, paznokcie wbijały mi się w dłoń. – Dokładnie. – Mój telefon


poinformował o nadejściu wiadomości. Szybko na niego zerknąłem. – Mam adres. – Już
zacząłem wpisywać go w mapy na Google.

– Do zobaczenia jutro.

Rozłączyliśmy się i przybliżyłem lokalizację.

– Chcę iść na aukcję – powiedziała Gia.

Zauważyłem, że stała w otwartych drzwiach. Nie słyszałem, jak schodziła po


schodach. Miała na sobie ciemnoszarą sukienkę, mocno podkreślającą każdą krągłość,
każdą delikatną wypukłość, każdą ostrą krawędź.

Chrząknąłem i poprawiłem krocze spodni, zmuszając wzrok do powrotu do jej oczu.


Nieznaczne uniesienie jednego kącika jej ust, powiedziało mi, że wiedziała, jaki miała na
mnie wpływ. Powiedziało mi, że wiedziała, jaka była piękna. Ja też to wiedziałem. Widziałem
to już pierwszego dnia, kiedy kuliła się w kącie, pobita, brudna i śmierdząca. Ale dzisiaj było
inaczej. Dzisiaj była oszołamiająca; każda jej część, była pełna życia, naładowana. Włosy
zwisały jej luźno na plecach, gęsta grzywka wyraźnie kontrastowała z bladą, kremową skórą,
wzmacniając szmaragdowe oczy, które wydawały się świecić jaśniej. Być może z powodu jej
nowo odkrytej misji, odnowionej nienawiści.

– Nie. – Odchyliłem się do tyłu, krzyżując ramiona na piersi.

Oparła się o framugę drzwi i zrobiła to samo. – Dlaczego nie?

– Bo to jest niebezpieczne.

– Naprawdę? Nie zdawałam sobie z tego sprawy.

– Nie mądruj się, Gia.

– Dlaczego miałabym nie iść? Victor tam będzie, prawda?

– Nie wiem.

– Będzie. Oczekuje mnie na aukcji, nieprawdaż? Czy nie chce zobaczyć mnie
upokorzonej? Powiedział mi, kiedy mnie oznaczał, że zobaczy mnie na kolanach. Przysiągł
to. Po prostu nie zdawałam sobie sprawy z tego, że miał to na myśli tak dosłownie.

Strona 142
Tłumaczenie nieoficjalne: agni3szka_ korekta: ania.sg

Przyglądałem się jej. Miała rację. Byłby tam, aby dokładnie to zobaczyć.

Weszła do gabinetu, swobodnie przebiegając wzrokiem po książkach wzdłuż ściany,


zanim usiadła na kanapie. – Z kim rozmawiałeś przez telefon?

– Z Leo.

– Kim jest Leo?

– Ten, który cię karmił, kiedy byłem ... daleko.

– Czarujący mężczyzna.

– Niebezpieczny człowiek.

– Co powiedział?

– Potwierdził to, co już wiesz, że Victor zamierza cię odkupić. Nadal będzie zbierał
oferty, ale nie zamierza cię sprzedać. Według słów Leo, chce cię zobaczyć upokorzoną.

Minimalnie zwęziła oczy i wewnątrz nich zobaczyłem gniew, surowy i


niepohamowany. Musiałbym mieć pewność, że miałem nad nią pełną kontrolę, zanim
spuściłbym ją z oczu. Musieliśmy być sprytni. To, co planowałem zrobić, uczyniłoby ze mnie
cel, ze zbyt wieloma mężczyznami gotowymi do pociągnięcia za spust.

– Nie chcę się ukrywać, nie przed Victorem, nie przed nikim.

– Rozumiem – powiedziałem, drapiąc się w głowę. Ponownie zerknąłem na zdjęcie


dużej stodoły w środku pieprzonego pustkowia. To było do dupy. Już to wiedziałem. To nie
była pierwsza aukcja przeprowadzana w stodole, a takie były najgorsze.

– Na co patrzysz? – spytała, zbliżając się do biurka.

Pozwoliłem jej zobaczyć. – Dom aukcyjny.

Przybliżyła zdjęcie, ale nic nie powiedziała. Patrzyłem na jej twarz, zobaczyłem jej
niepokój, strach który czuła, ale który starała się ukryć.

– Nie musisz tego przede mną ukrywać – powiedziałem.

– Ukrywać czego?

– Strachu.

– Nie boję się.

Ale nie patrzyła na mnie, kiedy to powiedziała.

Strona 143
Tłumaczenie nieoficjalne: agni3szka_ korekta: ania.sg

– Oczywiście, że nie. – Wstałem.– Czy wiesz, jak strzelać z pistoletu, który ci dałem?

Potrząsnęła głową.

Uśmiechnąłem się i wyciągnąłem broń z szuflady, do której ją włożyłem. – Tak


myślałem.

– Domyślam się, że ty miałeś dużo doświadczenia – powiedziała.

Zerknąłem na nią. – Więcej niż chcesz wiedzieć – odpowiedziałem, mój ton był
śmiertelnie poważny.

Jej oczy przeszukiwały moje tak, jakby decydowała, czy zadać następne pytanie, czy też
nie. Spuściła wzrok.

Nie, nie chciałaby wiedzieć, jak zakrwawione były moje dłonie.

– Przynieś amunicję.

Spojrzała do szuflady na dwa pudełka, najwyraźniej nie wiedząc, które wybrać.


Podniosłem pudełko i potrząsnąłem głową, wychodząc. Gia poszła za mną.

Zdałem sobie sprawę, że zostawiłem telefon komórkowy w gabinecie, kiedy


usłyszałem, jak dzwonił, gdy tylko dotarliśmy do drzwi.

Zaraz wrócę – powiedziałem do Gii. – Zobacz, czy dasz radę załadować pistolet bez
wyrządzania sobie krzywdy.

Wzięła pudełko i pistolet i uśmiechnęła się do mnie złośliwie.

– Zobaczę, czy mogę to zrobić. Jestem po prostu głupią dziewczyną, wiesz.

– Nie, nie głupią. Ale zdecydowanie dziewczyną – powiedziałem, łapiąc jej brodę
i odchylając twarz w górę, aby móc ją pocałować. Bycie obok niej, sprawiało, że pragnąłem.
To było tak, że wszystko, o czym mogłem myśleć, to pieprzenie jej, to jak chciałem ją
pieprzyć. Tak wiele sposobów, w jakie wciąż potrzebowałem ją pieprzyć. Jakbym nie mógł
dostać się do niej wystarczająco blisko. Jakby bycie w niej, było jedynym sposobem.

Rozmowy telefoniczne były przekierowane na pocztę głosową, ale ktokolwiek to był,


musiał to pominąć, ponieważ telefon zaczął dzwonić ponownie.

– Uparty. – Zauważyłem, jak Gia przełknęła, z szeroko otwartymi oczami, kiedy ją


wypuszczałem.

Wszedłem do gabinetu i sprawdziłem wyświetlacz, przesuwając ekran, aby odebrać

Strona 144
Tłumaczenie nieoficjalne: agni3szka_ korekta: ania.sg

połączenie.

– Salvatore? – Nie spodziewałem się, że tak szybko oddzwoniłby z informacjami.

– Mam złe wieści.

Jego głos był tak cichy i poważny, że serce opadło mi do żołądka.

– Co się stało? – brzmiałem normalnie, jak ja, ale było tak, jakbym stał obok siebie,
obserwując. Jakbym w ogóle, nie był tym, który trzymał telefon i słuchał go, mówiącego mi
złe wieści.

– To nasz ... to Franco.

Zatoczyłem się na kanapę, nagły chłód unosił włoski na moim ciele.

– Co? – powiedziałem z napięciem.

– On umarł, Dominic. Roman go znalazł.

– Tylko dziewczyna ...

Odwróciłem się, aby zobaczyć Gię wchodzącą do środka, obserwowałem, jak jej
uśmiech znikał, kiedy zobaczyła moją twarz.

Co? Wyszeptała.

– Uważają, że był to kolejny atak serca – ciągnął Salvatore.

Nie obchodziło mnie to. Nie obchodziło mnie to. Nie obchodziło mnie to, do cholery.

– Powinieneś przyjść do domu – powiedział wreszcie.

– Kiedy to się stało?

– Ponad dobę temu. Odesłał swój personel. Głupi stary dureń. Odesłał ich wszystkich.

– Był w domu martwy przez ponad dobę?

– Tak.

Cisza. Gia uklękła przy moich stopach, jej zaciekawiona, zmartwiona twarz zwróciła się
w moją stronę, jak gdyby chciała wyciągnąć informacje z mojego umysłu.

– Przyjedziesz do domu, Dominic? – spytał Salvatore. – Jestem już w drodze. Mój


samolot ląduje za kilka minut.

– Co się stało? – szepnęła Gia.

– Muszę iść – powiedziałem.


Strona 145
Tłumaczenie nieoficjalne: agni3szka_ korekta: ania.sg

– Dominic – zaczął Salvatore, a potem westchnął.

– Muszę iść – ledwo udało mi się to powiedzieć przed rozłączeniem, szok spowodował,
że oniemiałem.

– Co? – spytała Gia.

Spojrzałam na jej przejętą twarz. – Franco Benedetti nie żyje. Mój wujek znalazł go
tego ranka.

Żaden przebłysk emocji nie pojawił się na jej twarzy. Patrzyła na mnie, czekając.

– Powinienem się cieszyć, prawda? – powiedziałem dziko, wstając szybko, pocierając


kark, kręcąc się w kółko, nie widząc, jak się podnosiła, niczego nie widząc. – Powinienem
świętować.

– Dominic.

Dotknęła mojego ramienia. Wzdrygnąłem się, odtrącając ją.

– Dominic.

Tym razem była bardziej uporczywa, jej dotyk był bardziej stanowczy. – On był
jedynym ojcem jakiego znałeś. To naturalne …

Spojrzałem na nią, nie mogąc nic powiedzieć. Nie chcąc, żeby mnie zobaczyła, nie
teraz, nie tak. Zbyt dużo pieprzonych uczuć, których nie powinienem czuć. Zbyt wiele
napływających wspomnień, za dużo gniewu, za dużo wściekłości, za dużo cholernego żalu.

– Odejdź, Gia.

– Nie.

– Zostaw mnie w spokoju.

Potrząsnęła głową.

Franco Benedetti nie żył. I w swoich ostatnich słowach do mnie, wyparł się mnie.
Upokorzył mnie. Jego ostatnie pieprzone słowa wykluczyły mnie.

– Dominic.

– Do cholery pozwól mi odejść, Gia – warknąłem.

To, co zobaczyła w moich oczach, przestraszyło ją. Wiedziałem to. Widziałem to.
Cholera, czułem to. Cofnęła się do tyłu, tak, jak w tamtym pokoju w chatce. Patrzyła na mnie,
obserwując, jakby czekała, aż wróg zaatakuje. By być przygotowaną kiedy bym to zrobił.

Strona 146
Tłumaczenie nieoficjalne: agni3szka_ korekta: ania.sg

Przejechałem dłonią po włosach. Prawie coś powiedziałem, ale jednak nie. Zamiast tego
wyszedłem za drzwi, wyławiając klucze z kieszeni, upewniając się, że była zamknięta
w domu, i wyjechałem z posesji. Musiałem pomyśleć. Wziąć te pieprzone emocje pod
kontrolę. W życiu uczynił mnie słabym; nie mógłby zrobić tego po śmierci. Nie dałbym mu
tej mocy nad sobą, nigdy więcej.

Nienawidziłem go.

Musiałem pamiętać, że nienawidziłem Franco Benedettiego.

Strona 147
Tłumaczenie nieoficjalne: agni3szka_ korekta: ania.sg

ROZDZIAŁ 18

Gia

Telefon Dominica zadzwonił ponownie. Zostawił go w gabinecie. Pospieszyłam tam


i podniosłam go, patrząc na wyświetlacz przed odebraniem połączenia.

– Halo?

Wahanie po drugiej stronie.

– Salvatore? – spytałam.

– Kto mówi?

– Gia. Gia Castellano.

Cisza.

– Jesteś tam jeszcze?

– Gdzie jest mój brat, Gia?

– Właśnie wyszedł. Nie rozmawiał ze mną. Myślę, że potrzebuje przestrzeni by


przetworzyć to, co właśnie mu powiedziałeś.

– Taa, tak myślę. Gdzie jesteś? Nie, nie mów mi.

W tle słyszałam ostatnie wezwanie do wejścia na pokład.

– Słuchaj, nie znam cię. Słyszałem o twoim bracie i przykro mi z powodu twojej straty.

Parsknęłam. Czy ludzie nie wiedzieli, że to nie pomagało?

– Ale mój brat potrzebuje kogoś w tej chwili. Prawdopodobnie nie powinien być sam,
Gia. Nie znam waszej relacji ...

– On wróci.

– Brzmisz na przekonaną o tym.

Strona 148
Tłumaczenie nieoficjalne: agni3szka_ korekta: ania.sg

– Jestem. I będę tu, kiedy wróci.

– Jeśli możesz, spróbuj przyprowadzić go do domu. Pogrzeb odbędzie jutro po


południu. Prawdopodobnie dobrze będzie dla niego, jeśli się z nim pożegna.

– Nie wiem, czy jest na to gotowy. Nie znam całej historii, ale z tego co widziałam, to
uciekał od tego przez siedem lat.

– Wiem. To jest Dominic. Przewidywalny. Zawsze obiera najbardziej ekstremalną


drogę.

Zirytowało mnie to, że nazwał Dominica przewidywalnym, ale z drugiej strony, przez
sposób w jaki powiedział to Salvatore, musiałam się z nim zgodzić. Mój umysł przeskoczył
do czegoś innego. – Czy Scava będzie na pogrzebie?

Nastąpiła pauza. – Zakładam, że Angus Scava będzie.

Zabrzmiał kobiecy głos, mówiąc mu, że będą zamykać drzwi, jeśli nie wejdzie na
pokład.

– Dlaczego? – zapytał.

– Musisz iść. Porozmawiam z nim. Przekonam go do przyjścia.

Rozłączyłam się, zanim mógł ponownie zapytać. Miałam wrażenie, że wiedział o mnie
przynajmniej odrobinę. Przemierzałam gabinet, myśląc, planując. Aukcja odbyłaby się jutro.
Ale teraz, wraz z pogrzebem tego samego dnia, sprawy się pozmieniały. Nie znałam planów
Dominica na temat aukcji, ale pogrzeb otworzył kolejne drzwi, inny sposób na wejście. Być
może mądrzejszy.

Poszłam na górę, do szafy Lucii, znalazłam torbę i zaczęłam się pakować. Znalazłam
czarną sukienkę. Wyglądałabym w niej oszałamiająco. Byłaby idealna na pogrzeb. I na
pokazanie Victorowi Scava, że przegrał. Że teraz on by zapłacił. Jutro mógł być pogrzeb
Franco Benedettiego, ale to była moja impreza. Nie obchodzili mnie Benedetti. Nie,
sprawdziłam to. Przejmowałam się tym, że ta wiadomość miała tak dużą władzę nad
Dominiciem, biorąc pod uwagę ich historię. Teraz wiedziałam, że tak naprawdę nie robił nic
poza uciekaniem, nic poza zakopywaniem się głębiej w tę czarną dziurę rozpaczy, w ciągu
ostatnich siedmiu lat. W dziurę, z której nie byłby w stanie wyjść, nie na własną rękę.
Widziałam to w jego oczach, odczytałam z jego reakcji. To była ta sama rzecz, którą
widziałam, gdy trzymał mnie w chatce. Ta odrobina człowieczeństwa, wrażliwość pod całą tą
nienawiścią i wściekłością. Dominic Benedetti być może był potworem, ale był potworem

Strona 149
Tłumaczenie nieoficjalne: agni3szka_ korekta: ania.sg

o krwawiącym sercu. To serce w żaden sposób nie było ze złota. Był to bardziej drut
kolczasty i stalowe, ostre, śmiertelne krawędzie.

I to były rzeczy, które mnie przyciągały.

Może dlatego, że nie był jedynym potworem w tej dziwnej rzeczy, dziejącej się między
nami. Może oboje naprawdę znaleźliśmy swoją połówkę.

Miłość nie zawsze była piękna. Nie zawsze było miło czy słodko. Miłość mogła być
pokręconą, brzydką suką. Zawsze wiedziałam, że to był ten rodzaj miłości, który znajdę.
Jedyny rodzaj, który mógłby mnie dotknąć. Ponieważ niektórzy z nas należeli do ciemności,
a Dominic i ja należeliśmy do niej.

Kiedy skończyłam pakować moją torbę, poszłam do pokoju Dominica i znalazłam jego
worek marynarski. Nie rozpakował go od chwili przybycia tutaj. Opróżniłam go, aby
zobaczyć jego zawartość. Dwie pary dżinsów, kilka koszulek, i to było wszystko. To i mała,
zużyta koperta, która wyłoniła się z kieszeni jednych dżinsów. Podniosłam ją z podłogi
i otworzyłam. Wyciągnęłam zniszczone zdjęcie małej dziewczynki, która miała różowy gips
na ręku i uśmiechała się promiennie do aparatu. Brud rozmazany był na jej twarz, a włosy
stały dziko, nieposłuszne, nie chcąc być zawiązanymi w kucyka. Wyglądała, jakby miała
około dziewięciu lat.

Musiałam się uśmiechnąć, do tej małej dziewczynki, z liniami na twarzy od zbyt


długiego pozowania do fotografii. Effie. Poznałabym, że jest związana z Dominiciem, nawet
jeślibym o niej nie wiedziała. To były jej dołeczki, w dokładnie tym samym miejscu co
u Dominica. Ale jeszcze bardziej, jej oczy zdradziły jej ojcowiznę. Kolor, kształt, przebiegła
pewność siebie w nich. To był cały Dominic.

Jak mógł trzymać się od niej z daleka? Gdybym ja miała dziecko, czy mogłabym to
zrobić? Odejść z jej życia? Kochał ją. Wiedziałam o tym, ze sposobu w jaki o niej mówił. Ale
to była jego kara, jego samozniszczenie. I to miało idealny sens. Dominic nienawidził się za
to, co zrobił. Nienawidził siebie za to kim był, i co ważniejsze, za to kim nie był.

Schowałam zdjęcie z powrotem do koperty i podeszłam do szafy, aby znaleźć mu


garnitur. Uznałam, że ubrania Salvatore nadal tam były, tak jak Lucii, i miałam rację.
Zastanawiałam się, dlaczego opuścił ten dom w takim pospiechu. Musiałabym go o to
zapytać.

Uświadomiłam sobie, że zapytał mnie o to, gdzie byliśmy. Nie wiedział, że byliśmy w
jego domu? Cóż, Dominic powiedział, że to był teraz jego dom. Chciałam poznać Salvatore,

Strona 150
Tłumaczenie nieoficjalne: agni3szka_ korekta: ania.sg

chciałam zobacz dynamikę w rodzinie. Zastanawiałam się, czy Salvatore rozpozna garnitur,
jaki wybrałam dla Dominica. Chwyciłam kosmetyki Dominica, skończyłam pakować torbę
i zeszłam na dół, aby poczekać, aż wróci, wiedząc, co bym zrobiła, kiedy go nie było.

Zostawił laptopa w gabinecie, a mały dysk, który rozpoznałam jako ten, którego użył do
skopiowania pliku Mateo, wystawał z jednego z portów. Usiadłam za biurkiem i słuchałam,
zamierając, mówiąc sobie, że wkrótce byłoby po wszystkim. Że wkrótce miałabym swoją
zemstę.

Zapadła ciemność, kiedy trzaśnięcie drzwi samochodu zbudziło mnie ze snu. Uniosłam
głowę z biurka i rozejrzałam się dookoła, przez chwilę zmieszana, zanim sobie
przypomniałam. Spojrzałam na czas na telefonie Dominica. Trochę po drugiej nad ranem.

Wysunęłam dysk z komputera i włożyłam go do kieszeni, a potem wyszłam do


przedpokoju. Dominic stał tuż za drzwiami, a jego oczy wyglądały tak, jakby myślami był
daleko stąd.

– Hej. W porządku? – zapytałam.

– Dlaczego jesteś jeszcze na nogach?

– Czekałam na ciebie. Pomyślałam, że możesz potrzebować towarzystwa.

Wydawał się być zdezorientowany moją odpowiedzią.

Cienie zaciemniały jego oczy, a włosy wyglądały tak, jakby przez ostatnie kilka godzin,
często przebiegał przez nie dłońmi. – Nie wyglądasz za dobrze.

– Co to jest?

Jego wzrok padł na torby, które spakowałam i ustawiłam na dole schodów.

– Pomyślałam, że będziemy potrzebować odzieży na pogrzeb. – Stałam, z niepokojem,


czekając na jego odpowiedź.

Przyglądał mi się. – Nie możesz iść.

– Nie możesz mnie powstrzymać.

– Scava tam będzie. Nie wspominając o innych, którzy mogą być zaangażowani.

– Nie ukrywam się. Już ci to powiedziałam. Mam zamiar użyć tego, jako mojego
debiutu.

– Pogrzeb jako debiut. – Zaśmiał się, kręcąc głową. – Jesteś pokręconą dziewczyną.

Strona 151
Tłumaczenie nieoficjalne: agni3szka_ korekta: ania.sg

– A jaką to robi różnicę? Pojutrze dowie się, że jestem zaginiona w akcji, gdy nie stawię
się na aukcji. Jakie jest lepsze miejsce na skonfrontowanie się z nim niż publicznie, w jego
własnej społeczności?

– Jest więcej, Gia. Więcej graczy. To są bardzo niebezpieczni mężczyźni.

– Słyszałeś o Dawidzie i Goliacie?

– Co zamierzasz zrobić, zdjąć Victora Scavę procą?

– Nie śmiej się ze mnie. Nie zawsze zwycięża największy i najgorszy. Mam zamiar
wygrać tę rundę, i mam zamiar wygrać całą wojnę.

– Powiedziałem nie. – Odwrócił się, aby przejść do kuchni.

Poszłam za nim. – Nie decydujesz za mnie. Nigdy więcej.

– Nie, Gia. N. I. E.

Weszliśmy do kuchni i pociągnęłam go za ramię, zmuszając do zatrzymania się. – Nie


masz prawa mówić mi nie. Nie tym razem. – Napędzał mnie gniew. Nie zostałabym. Nie
było, kurwa, mowy. – Wiesz, że jesteś mi to winien. Mam do tego prawo, Dominic.

– Masz każde, cholerne, prawo, ale masz zamiar dać się zabić. Pozwól mi odejść.
Jestem zmęczony i głodny.

– No cóż, w tym domu nie ma jedzenia, które nie jest od siedmiu lat przeterminowane!
Odwróć się i porozmawiaj ze mną. – Uwolnił ramię i otworzył drzwi do spiżarni. – Spójrz na
mnie, do cholery!

– Nie rozumiesz, jak oni pracują. Bezwzględności z jaką zabijają.

Stał do mnie plecami, jakby nic go to nie obchodziło.

Cóż, sprawiłabym, żeby zaczęło go obchodzić. – Tak jak ty, masz na myśli? –
powiedziałam, cofając się, gdy jego ciało napięło się, przed moimi oczami.

Dominic odwrócił się, zamykając przestrzeń między nami. Stał naprzeciw mnie, cała
jego wściekłość skupiła się na mnie.

Zmusiłam się, aby stać w miejscu, nawet gdy mój umysł pracował gorączkowo, pragnąc
jakoś cofnąć te słowa, które wylały się z moich ust.

Chwycił mnie za ramiona i cofnął do lady. Moje serce pędziło, wysyłając naładowaną
adrenaliną krew, łomoczącą w uszach.

Strona 152
Tłumaczenie nieoficjalne: agni3szka_ korekta: ania.sg

To był przerażający Dominic. To był nieobliczalny, dziki Dominic.

To był Dominic, który czynił mnie mokrą.

I wiedział o tym.

Zauważyłam tę natychmiastową zmianę, zobaczyłam, jak jedna strona jego ust podnosi
się w złośliwym uśmieszku, który powiedział mi, że znał swoją moc, wyczytał to na mojej
twarzy, przywykł do tego. Przywykł do posiadania kobiet robiących to, co powiedział.
Przywykł do nich, upadających przed nim na kolana.

Pieprzyć go. Nie uklękłabym przed nim. Nie zrobiłabym tego przed żadnym
mężczyzną. Nigdy więcej.

Owijając jedną dłoń wokół mojego karku, drugą wsunął pod sukienkę i szorstko w górę
między moje nogi, aby złapać moją płeć.

– Mówisz, jakbyś miała kutasa – wyszeptał. – Ale wszystko, co tutaj czuję to ociekająca
wilgocią cipka.

– Jesteś seksistowską świnią – powiedziałam, przełknąwszy mocno.

– Myślę, że to lubisz. Lubisz ze mną walczyć. To cię nakręca, prawda, Gia?

Uśmiechnął się szerzej, jego twardy fiut spoczywał przy moim brzuchu, podczas gdy
dłoń zaczęła działać, palce wsunęły się wewnątrz moich majtek i odnalazły łechtaczkę.

– Zatrzymaj się – udało mi się powiedzieć.

– Czy byłaś taka ze swoimi chłopakami?

Jego oczy pociemniały, gdy to powiedział, podczas gdy palec mozolnie wolno wsunął
się we mnie.

– Nie. Nigdy.

– Ale lubisz to ze mną?

Nie zdołałam powstrzymać drżenia, które przebiegło przez mnie, ale zmusiłam się, aby
nie odwracać wzroku. Aby nie pozwolić mu wygrać.

– Lubisz ze mną szorstko?

Masował moją łechtaczkę, i zassałam oddech. Cholera. Chwyciłam jego ramię, starając
się odciągnąć jego rękę.

– Zatrzymaj się.

Strona 153
Tłumaczenie nieoficjalne: agni3szka_ korekta: ania.sg

– Zmuś mnie.

Zawinął dłoń we włosach na moim karku i odciągnął mi głowę do tyłu.

– Zmuś mnie, żebym się zatrzymał, Gia.

Jego głos był niebezpiecznie niski, ostrzegający.

Wyzywający.

Patrzyłam na niego, nienawidząc osłabienia w moich nogach, kiedy wsunął, teraz śliskie
palce wewnątrz mnie.

– Spójrz na siebie. Jesteś samotną kobietą. Nie dorównujesz mi, a ja nie prowadzę
jakiejś pokręconej wojny przeciwko tobie. Jak zamierzasz walczyć z armią Scavy?

– Jadę – syknęłam przez zaciśnięte zęby.

– Lubię twoją walkę, Gia. Naprawdę. Ale musisz nauczyć się słuchać.

– Co zamierzasz zrobić, znowu mnie wychłostać, żeby mnie zmusić?

Potarł o mnie długością swojego kutasa i poczułam każdy centymetr jego twardości,
nawet przez barierę ubrania.

– Może.

Pocałował mnie mocno, zanim przekręciłam głowę, tak, że jego usta były przy moim
uchu.

– Ale chyba nie muszę.

Palce wsunęły się do mojej cipki, po czym przesunęły się do mojego tyłka, rozcierając
na nim moje pobudzenie. Wciągnęłam oddech.

– Myślę, że w rzeczywistości pieprzenie twojego tyłka będzie o wiele skuteczniejsze


niż bicie go, i mogę to polubić jeszcze bardziej.

Odwróciłam się do niego ponownie.

– Dlaczego to robisz? – spytałam.

Musiałam zamknąć oczy, kiedy znów zaczął drażnić moją łechtaczkę.

– Chciałaś mojej uwagi. To ją masz.

Uwolnił moją szyję i podciągnął sukienkę w górę i przez głowę, trochę ją rozrywając,
gdy z siłą zdejmował ją ze mnie.

Strona 154
Tłumaczenie nieoficjalne: agni3szka_ korekta: ania.sg

– Bawisz się z ogniem, mała dziewczynko.

Odrzucił sukienkę na bok i spojrzał na mnie, stojącą przed nim w pożyczonym


biustonoszu i majtkach. Rozerwał stanik i znowu na mnie spojrzał.

– I jeśli nie będziesz ostrożna, to się poparzysz.

Sięgnął w dół i wziął sutek w usta, podczas gdy zdejmował mi majtki.

– Przestań. – Mój głos wyszedł słaby. – Nie chcę tego.

– Myślę, że chcesz.

Wstał i spojrzał na mnie.

– Chcesz mnie, Gia. Jak bardzo popieprzone to jest, to chcesz mnie.

– Nie. – Nawet mnie to nie przekonało.

Uśmiechnął się. – Choć to w porządku.

Pochylił się ku mnie, zlizując łzę, z której nie zdawałam sobie sprawy.

– Ja też cię pragnę. Chcę, żebyś ze mną walczyła. Chcę cię zmusić. Chcę cię trzymać
i pieprzyć, dopóki nie wykrzyczysz mojego imienia. Chcę dojść na całej tobie, żebyś
wiedziała do kogo należysz. Żebyś wiedziała, kto cię posiada.

Uwolnił mnie, żeby zerwać z siebie koszulę, obnażając klatkę piersiową. Stał z
ramionami po obu moich stronach, trzymając mnie w klatce, ale nie dotykając.

– Dotknij mnie, Gia.

Jego niski, głęboki szept, spowodował, że zadrżałam.

Przyglądałam mu się. Jego źrenice poszerzyły się tak bardzo, że tylko cienkie
niebiesko–szare pierścienie okrążały czerń. Mój oddech stał się płytki, a wszystkie włoski na
ciele stanęły.

Poruszyłam się powoli, niepewnie, spuszczając wzrok na jego umięśnioną klatkę


piersiową, tatuaż tam się znajdujący i w dół na jego brzuch, aż do włosków znikających
w dżinsach. Trzęsącymi się rękoma i najlżejszym dotykiem palców, zrobiłam to, o co mnie
prosił. Dotknęłam go, szczyty naszych głów złączyły się, kiedy oboje patrzyliśmy, jak moje
palce przemieszczają się po jego twardych mięśniach, owiniętych miękkim ciałem.

– Doprowadzasz mnie do cholernego szaleństwa.

Jego klatka piersiowa, dudniła surowością tych słów. Chwycił mnie mocno za

Strona 155
Tłumaczenie nieoficjalne: agni3szka_ korekta: ania.sg

nadgarstek i położył moją dłoń płasko na swojej piersi, na swoim sercu. Jego druga ręka
okrążyła moje biodro.

– Poczuj to.

Serce pod moją dłonią biło w szaleńczym staccato i zagryzłam wargę, gdy spojrzałam
na niego, obie nasze głowy wciąż się pochylały. Przesunął dłoń po moim brzuchu i również
położył ją nad moim sercem. Nie powiedział na głos oczywistego, tego, że moje serce biło tak
samo głośno i gorączkowo jak jego. Nie wiedziałam, co to oznaczało. Czego ode mnie chciał.
Wiedziałam tylko, że pragnęłam go. Pragnęłam od niego wszystkiego.

– Wyciągnij mojego fiuta – rozkazał.

Pozwoliłam palcom ześlizgnąć się po jego brzuchu, podporządkowując się, obie ręce
działały niezdarnie, aby odpiąć dżinsy i zsunąć je razem ze slipami na tyle, by chwycić
oburącz jego penisa. Trzymałam twardość, owijając wokół niej dłonie i rozsmarowałam
wilgoć na czubku.

– Na kolana – rozkazał.

Nie zrobiłabym tego. Czy nie powiedziałam, że nie padłabym przed nim na kolana?
Przed żadnym mężczyzną?

Dłoń Dominica pchnęła moje ramię, i chwiejnie osunęłam się na dół, podłoga była
zimna i twarda pod moimi nagimi kolanami.

Czekał, aż na niego spojrzę.

– Ssij mojego kutasa, Gia. Trzymaj oczy na mnie, żebym mógł patrzeć, jak mnie
bierzesz. Żebym mógł patrzeć, jak dławisz się i krzyczysz, kiedy będę pieprzył twoje usta.

Chwycił mnie za włosy, i poczułam kroplę mojego własnego pobudzenia spływającą


w dół uda, gdy otworzyłam usta, żeby go przyjąć, lubiąc jego słony smak, chcąc, żeby mnie
zmusił, żeby zrobił to mocno, by mnie trochę zranił. Miał rację. Byłam popieprzona. I kiedy
wzięłam go głębiej i patrzyłam mu w oczy, wiedziałam, że on też był. Oboje byliśmy
popieprzeni i w jakiś sposób znaleźliśmy się nawzajem i razem, staliśmy się czymś innym,
czymś pokręconym, ale nie okropnym. Ciemnym, ale głębokim i pełnym, i nie miałam
wątpliwości, że kiedy nadejdzie czas, aby odejść, zostawiłabym z nim kawałek siebie.
Kawałek, który już nie należał do mnie.

Zakrztusiłam się, a on pchnął. Zrobił to trzy razy, dopóki łzy nie zatarły mojej wizji,
zanim podciągnął mnie na nogi i pocałował, jego usta pożerały moje, gdy podniósł mnie tylko

Strona 156
Tłumaczenie nieoficjalne: agni3szka_ korekta: ania.sg

po to, aby wbić się we mnie, jego gruby kutas wywołał mój krzyk, gdy się na niego osunęłam,
każdy centymetr rozciągający mnie szeroko, dotyk mojej łechtaczki przy nim spowodował, że
przylgnęłam do niego mocniej, chcąc być bliżej, aby go czuć, aby czuć.

– Cholera, Gia.

Pocałował mnie, trzymając między sobą a ladą, pieprząc. Kiedy opadł na podłogę,
zastanawiałam się, czy jego kolana bolały od wpływu ciężaru obu naszych ciał, ale on tylko
cofnął się, aby spojrzeć na mnie, rozplątać moje kończyny, obrócić mnie i popchnąć na
czworaka. Rozsunął mi nogi i wygięłam plecy. Kiedy odsunął się i zanurzył we mnie,
krzyczałam. Wepchnął się mocniej, jego oddech stał się krótkimi sapnięciami i stęknięciami.
Kiedy znieruchomiał we mnie, a jego fiut pulsował, wypuszczając pierwsze strumienie
spermy, doszłam. Doszłam mocno, moja cipka ściskała go tak, jakby potrzebowała kurczowo
się go trzymać, jakby potrzebowała być posiadana przez niego, być blisko niego.

Upadłabym, ale wyślizgnął się ze mnie i pociągnął do tyłu, abym usiadła między jego
nogami, moje plecy przy jego piersi, jego plecy przy ścianie. Zimne płytki były dobre przy
mojej spoconej, gorącej skórze. Dominic trzymał mnie przy sobie. Jego oddech ogrzewał mi
ucho. Żadne z nas nic nie powiedziało przez długi czas. Zastanawiałam się, o czym myślał.
Czy próbował wymyślić sposób na uniemożliwienie mojego pójścia. Mógł mnie zostawić
i pójść samemu. Mógł sprawić, że zrobiłabym wszystko, co by chciał abym zrobiła. Mimo
całej mojej przemowy wiedziałam, że to on zadecyduje. Sprowadzało się to do podstaw. Był
większy od mnie. Był silniejszy ode mnie. Mógł sprawić, żebym zrobiła, co tylko by zechciał.

– Chcę iść z tobą. Proszę, Dominic – powiedziałam.

– To nie jest bezpieczne.

– Ty utrzymasz mnie bezpieczną – powiedziałam, zastanawiając się, kto był bardziej


zdziwiony tymi słowami, ja czy Dominic.

Strona 157
Tłumaczenie nieoficjalne: agni3szka_ korekta: ania.sg

ROZDZIAŁ 19

Dominic

Z pewnością straciłem rozum.

Spojrzałem na Gię, siedzącą obok mnie, wyraz jej twarzy był nieczytelny, obydwoje
milczeliśmy. Otaczała nas atmosfera niepokoju, oboje stresowaliśmy się tym, co miałoby
nadejść. Jak byłbym potraktowany? Ile ludzie wiedzieli? I dlaczego, do cholery, mnie to
obchodziło? Dlaczego w ogóle, do cholery, tam szedłem?

Wiedza o śmierci Franco, osiadła, jak ciężka czarna peleryna, wokół mnie, wewnątrz
mnie, połykając mnie. Nie wiedziałem, co powinienem czuć. Nienawiść? Gniew? Ale
wszystko co czułem, to tylko żal. I poczucie straty, jakiego nigdy wcześniej nie
doświadczyłem.

To był koniec.

Był martwy.

Nie było powrotu. Żadnego zadośćuczynienia. Żadnego przepraszam.

Salvatore powiedział mi, że pytał o mnie. Czy naprawdę żałował tego, co się stało? Czy
żałował sposobu, w jaki mi to powiedział? Przez te wszystkie lata, myślałem, że mnie kochał.
Naprawdę. Może to było głupie, ale wierzyłem w to. Strata tej miłości, teraz zdałem sobie
z tego sprawę, złamała mnie na pół.

I przez tę przerwę przebijała się ciemność, która spłynęła do mojej duszy. Zrobiła ze
mnie człowieka, którego już nie rozpoznawałem. Ale potem znalazłem Gię, posiniaczoną
i przestraszoną, skuloną w kącie zniszczonego pokoju. W chwili, kiedy na mnie spojrzała,
zobaczyła mnie. Przejrzała mnie na wskroś. Dostrzegła wszystkie złamane kawałki. A teraz,
gdy już wiedziała, gdy opowiedziałem jej moją historię ... pierwszy raz, gdy kiedykolwiek to
zrobiłem ... było tak, jakby te kawałki, powoli znowu się stapiały, nawet jeśli to było na
Strona 158
Tłumaczenie nieoficjalne: agni3szka_ korekta: ania.sg

odwrót i na wspak, a tkanka bliznowata ledwie pokrywała zbyt wiele ostrych krawędzi.

Nie byłem już tym samym człowiekiem, którym byłem kiedyś.

Ale byłem silniejszy. Być może twardszy. Być może mroczniejszy, ale na pewno
silniejszy. I nigdy więcej nie byłbym oszukiwany. Nigdy już nie byłbym słaby.

Nerwy skręcały mi wnętrzności, gdy zbliżaliśmy się do domu w Adirondacks. Jego


ulubione miejsce. Ostatni raz, kiedy tu byłem, było po to, aby świętować jego urodziny.

Odwróciłem się do Gii. – Robisz to, co mówię. Każde słowo, rozumiesz? Nie oddalasz
się ode mnie i robisz dokładnie to, co mówię.

– Powiedziałeś mi to już wcześniej i obiecałam, że będę.

Wzrok Gii przeskakiwał ode mnie na drogę, i z powrotem. I nawet gdy grała twardą jak
skała, cienie pod jej oczami i fakt, że nie chciała nic zjeść, potwierdzały jej niepokój.

– A co z aukcją? – spytała.

Uśmiechnąłem się. Ta część naprawdę sprawiała mi radość. – Zadbałem o to.

Przechyliła głowę na bok, czekając na więcej.

– Jutro na pogrzebie, obserwuj ich wszystkich. Zobaczymy, kto jeszcze jest w to


zamieszany.

Jeszcze nie powiedziałbym więcej.

Ostatnie piętnaście minut jechaliśmy w ciszy. Kiedy zbliżyliśmy się do bramy domu,
widziałem już kilka samochodów zaparkowanych na podjeździe. Zaparkowałem za ostatnim,
rozpoznając kilka z nich. Wyłączyłem silnik i wziąłem głęboki oddech. Dłoń Gii dotknęła
mojej, zaskakując mnie. Nic nie powiedziała, ale spojrzała na mnie tymi oczami, które
wydawały się wiedzieć dużo więcej, niż powiedziałyby słowa.

Odwróciłem wzrok. – Gotowa?

– Gotowa.

Wyszliśmy z SUV–a w tym samym czasie. Wsunąłem pistolet z tyłu dżinsów,


upewniając się, że przykryła go kurtka. Gia miała swój w torebce, chociaż zabrakło nam
czasu na lekcje. Zostawiając nasze torby w bagażniku, poszedłem na stronę Gii i wziąłem ją
za rękę. Była ona zimna i odrobinę wilgotna. I co dziwne, sprawiło to, że wyprostowałem się,
dając mi siłę, wystarczającą dla nas obojga.

Strona 159
Tłumaczenie nieoficjalne: agni3szka_ korekta: ania.sg

– Cokolwiek by się nie działo, nie okazuj strachu – szepnąłem.

Nie zaprzeczyła, że tym razem go odczuwała. Po prostu skinęła głową, gdy podeszliśmy
do podwójnych drzwi.

Bez wahania, nacisnąłem dzwonek. Ostatni raz kiedy tu byłem, wszedłem używając
mojego własnego klucza. Dzisiaj ten klucz był w kieszeni.

Ku mojemu zdziwieniu, to Salvatore otworzył drzwi, tak jakby czekał tam na mnie.
Oboje się zatrzymaliśmy. Jego oczy skanowały mnie od stóp do głów, dał mi mały uśmiech
i skinął głową, wyciągając rękę.

Przyjąłem ją, spotykając się z mocnym chwytem mojego brata, kiedy pociągnął mnie
do uścisku, klepiąc po plecach.

– Dobrze. Dobrze zrobiłeś przychodząc.

Wypuścił mnie. Popatrzyłem na niego i zobaczyłem, jak dużo więcej szarości zmieszało
się z czarnym na jego krótkiej brodzie, zobaczyłem więcej zmarszczek wokół jego oczu i ust,
i nie były to linie od zmartwień czy ciężkiego życia. Nie. To były linie szczęścia. Jego skóra
lśniła brązem, skutek uboczny szczęśliwego życia pod słońcem.

Lucia wyszła zza rogu, wyglądała na opaloną, ale poza tym tak samo, pominąwszy
okrągły brzuch, wystający spod obcisłej sukni, którą nosiła. Szła, aby stanąć obok swojego
męża i zobaczyłem jak zmienił się wyraz jego twarz, jak uśmiech stał się większy, spojrzenie
się rozjaśniło, gdy przeszedł przez pokój, by się z nią spotkać.

Jednak to, jak ja się czułem … tym razem było inaczej.

Tym razem nie było zawiści, gdy na nich patrzyłem. Zazdrość ustąpiła miejsca czemuś
innemu. Nie wiedziałem, kiedy to się stało, ale byłem świadomy tego, jak moja ręka zacisnęła
się wokół talii Gii, kiedy przyciągnąłem ją do siebie bliżej.

Salvatore spojrzał na Gię, a Lucia na mnie.

– Lucia – powiedziałem, kiwnąwszy głową. – Wyglądasz pięknie. Ciąża ci sprzyja.

– Dominic – powiedziała, przysuwając się bliżej Salvatore. – Cieszę się, że przyszedłeś.


Dla Salvatore. – Nie ominąłem sensu jej słów. Nie wybaczyła mi tego, co zrobiłem. Nie
wybaczyła mi niczego. Porzucenia jej siostry, siostrzenicy. Prawie zabicia człowieka, którego
kochała.

Rozumiałem to i zaakceptowałem moją odpowiedzialność. Potrzeba było czegoś więcej,

Strona 160
Tłumaczenie nieoficjalne: agni3szka_ korekta: ania.sg

niż moje pokazanie się, aby zyskać przychylność Lucii.

– Ty musisz być Gianna – powiedział Salvatore, przyglądając się Gii.

– Po prostu Gia – odparła, łapiąc jego dłoń.

Lucia spojrzała na ubranie Gii, dżinsy i sweter. Gia odsunęła się ode mnie i okręciła
dookoła.

– Są twoje – powiedziała do Lucii. – Byłam tak jakby w trudnym położeniu. Mam


nadzieję, że nie masz nic przeciwko.

– Wyglądają świetnie na tobie – powiedziała Lucia. – Jestem Lucia. Miło cię poznać.
Przykro mi z powodu twojego bra ...

Gia potrząsnęła głową. Lucia się zatrzymała.

Wzrok Salvatore wrócił do mnie. – Przyjechałeś z Saddle River?

Skinąłem.

– Czy to ty kupiłeś dom w całości?

Ponownie kiwnąłem głową, czując się zakłopotany, po raz pierwszy od bardzo dawna.

Przyglądał mi się, ale nie powiedział o tym nic więcej. – Wejdźcie. Myślę, że Roman
kazał przygotować dla ciebie twój stary pokój. Nie wspomniał nic o gościu.

– Gia zostaje ze mną. – Nawet ja słyszałem zaborczy ton w tych słowach.

Lucia i Salvatore wymienili szybkie spojrzenie, ale cofnęli się, aby nas wpuścić.

– Jak się ma Effie i twoja siostra? – zapytałem Lucię, czując się jak dupek. Prawdziwy
dupek. Ojciec, który jest nieobecny.

– Wspaniale. Luke dobrze się nimi opiekuje. – Jej przekaz pokazał mi gdzie było moje
miejsce.

– Lucia – odparł Salvatore, ściskając jej dłoń.

Lucia odchrząknęła. – Kiedy Effie usłyszała, że cię zobaczymy, chciała upewnić się, że
przekażemy ci twoje ulubione ciasteczka. Mam dla ciebie puszkę na górze. Nie żebyś na nie
zasługiwał.

– Wystarczy – powiedział Salvatore, owijając dłoń wokół jej karku w ostrzeżeniu.

Odwróciła do niego swoją upartą twarz, a ich spojrzenia zablokowały się. Salvatore
musiał ścisnąć odrobinę, bo Lucia zmrużyła oczy, ale zagryzła wargi. Prawdopodobnie po to,
Strona 161
Tłumaczenie nieoficjalne: agni3szka_ korekta: ania.sg

aby powstrzymać się od mówienia.

– Ma rację – powiedziałem. – Jestem gównianym ojcem. Lucia po prostu powiedziała


prawdę.

– Nie jesteśmy tutaj po to, by walczyć. Jesteśmy tu z powodu pogrzebu. Pogrzebu


naszego ojca.

– Nie ...

– Wychował cię jak swojego. I żałował tamtej nocy. Odłóż gniew na bok, przynajmniej
na razie. Człowiek nie żyje, na litość boską.

Salvatore i ja gapiliśmy się na siebie. Obaj zaciskaliśmy pięści.

Gia odchrząknęła, kiedy Roman wyszedł z gabinetu. Nie wiedziałem co Roman poczuł,
kiedy mnie zobaczył. Dawno temu nauczył się ukrywać emocje od pojawiania się na twarzy.
Ale kiedy jego spojrzenie padło na Gię, zobaczyłem znikomo małą zmianę w jego oczach, tę
iskierkę zaskoczenia.

Nie. Szoku.

– Dominic – powiedział, wyciągając do mnie dłoń, przyciągając mnie do krótkiego,


chłodnego uścisku. – Wiem, że Franco byłby zadowolony, że przyszedłeś.

– Dobrze wyglądasz, wujku. – I naprawdę tak było. Jego garnitur był droższy niż ten,
który nosił, gdy nie był głową rodziny, i nie przegapiłem pierścienia rodu Benedetti na jego
palcu. Jakby miał do tego prawo.

– Nie zdawałem sobie sprawy, że przyprowadzisz gościa.

Odwrócił się do Gii. Przyglądał się jej uważnie, ale nie pokazał niczego o tym, jak się
czuł.

– Gianna Castellano – powiedział Roman, zwracając się do niej.

Ułożył usta w uśmiechu. Niemal dotykał on jego oczu.

– Myślę, że byłaś taka duża, kiedy ostatnio cię widziałem. – Wskazał na pas. – Franco
byłby zadowolony z twojej obecności.

Gia potrząsnęła jego dłonią, nie zdradzając nic, nawet gdy poczułem, jak napięła się
obok mnie.

– Znasz mojego stryja Romana? – spytałem.

Strona 162
Tłumaczenie nieoficjalne: agni3szka_ korekta: ania.sg

Spojrzała na mnie, być może przypominając sobie, co powiedziałem, że mu zrobię,


w noc, kiedy wymusiłem na niej obietnicę pociągnięcia za spust, na mnie, gdy to wszystko
się skończy. Kiedy miałaby już swoją zemstę.

Odchrząknęła i odwróciła wzrok na niego. – Nie pamiętam nazwiska, ale przepraszam,


ja …

– Byłbym zaskoczony, gdybyś sobie przypomniała. Byłaś dzieckiem – dokończył


Roman.

– Czy znałeś mojego ojca? – spytała.

– Znałem.

Mogłem zobaczyć na twarzy Romana, że nie spodziewał się, ani nie przyjął z radością
pytań Gii.

– A mojego brata, Mateo?

Puściłem talię Gii, żeby wziąć ją za rękę, ściskając w ostrzeżeniu.

– Tak. Przykro mi z powodu twojej straty.

– A mi jest przykro z powodu twojej – udało jej się powiedzieć.

Roman skinął głową. – Każę przygotować dla ciebie pokój …

– Ona zostanie ze mną. Powiedz pokojówce, żeby przyniosła dodatkowe ręczniki –


rozkazałem.

Przez ułamek sekundy oczy Romana pociemniały, i po raz pierwszy pomyślałem, że


dostrzegłem prawdziwego Romana. Ale zawsze tak do niego mówiłem. Zawsze czułem się
lepszy i nigdy tego nie ukrywałem.

– Oczywiście – powiedział. Właśnie wtedy, jakaś para podeszła do frontowych drzwi,


a on przeprosił nas i odszedł. Nasza czwórka przesunęła się na bok, każde z nas obserwowało
każdy ruch, który ktokolwiek zrobił.

– Zabrałeś swoją trzódkę? – spytałem Salvatore, nie słysząc w pobliżu żadnych dzieci.

– Nie. Zostały z Isabellą i Luke'm.

– Nie podoba mi się to – wyszeptała Lucia w stronę Salvatore, wystarczająco głośno,


abyśmy ja i Gia mogli usłyszeć.

– Będzie z nami w porządku. Nic się nie wydarzy. Jutro polecimy do domu, gdy tylko

Strona 163
Tłumaczenie nieoficjalne: agni3szka_ korekta: ania.sg

zostanie odczytany testament – powiedział Salvatore.

Wtedy przyszła pokojówka, a Roman polecił jej zabrać Gię i mnie do naszego pokoju.

– Dlaczego nie pójdziesz do pokoju? Muszę porozmawiać z moim bratem.

– Lucia, może pójdziesz i pomożesz Gii – zaczął Salvatore.

– Wiem, kiedy jestem odprawiana – powiedziała Lucia. – Chodź. Wyglądasz jakby


podobało ci się to tak bardzo jak mnie – powiedziała do Gii. Obróciły się i poszły za
pokojówką w górę schodów.

Salvatore i ja poszliśmy do jadalni.

– Człowiek o imieniu Henderson, który twierdzi, że był przyjacielem ojca, poprosił


o spotkanie z nami – powiedział cicho. – Powiedział, że to pilne. Chce się z nami spotkać
przed pogrzebem, jeśli tylko możemy. A już na pewno przed odczytaniem testamentu.

– Dlaczego?

– Pojawiło się kolejne ciało. Nie jestem pewny, czy Roman już wie.

– Ciało?

– To samo piętno. Nasze – przerwał. – Był agentem federalnym. Henderson uważa, że


był kontaktem Mateo Castellano.

– Pieprzony agent federalny? Oznaczony nazwiskiem Benedetti?

Salvatore kiwnął głową.

– Kim jest ten facet, Henderson?

– Nie jestem pewien. W ciągu ostatnich kilku miesięcy pracował dla ojca. Roman
najwyraźniej nic o nim nie wie.

– Pilne spotkanie?

Salvatore kiwnął. – Myślę, że powinniśmy pójść przed pogrzebem. Wyjdziemy razem,


we czwórkę i spotkamy się w domu Hendersona. Był stanowczy w związku z tym, aby nikt
się o tym nie dowiedział. Wydawał się ... nerwowy. Krążą plotki, Dominic. Rodzina osłabła,
i wraz ze śmiercią ojca, nasi wrogowie stają się coraz mniej subtelni. Sposób śmierci Mateo
Castellano przyniosł rodzinie niepożądaną uwagę. A teraz, wraz ze zwłokami agenta
federalnego, będzie jej nawet więcej.

– Słyszałem nagranie Mateo. Przynajmniej to, co udało mu się nagrać, zanim został

Strona 164
Tłumaczenie nieoficjalne: agni3szka_ korekta: ania.sg

zabity.

– I?

– Scava wskazuje Romana z nazwiska. Byli w tym razem. Roman jest częścią machiny
handlu ludźmi.

– W jaki sposób? Ojciec nigdy by tego nie zaakceptował.

– Może pracował sam. Wiem, że to jedyna rzecz, w której rodzina nie maczała palców.
To jest całkiem inna historia.

Salvatore kiwnął głową. Franco zawsze był stanowczy w związku z tym. Nie znałem
powodów kryjących się za tym, ale nigdy nie myślałem o tym zbyt wiele.

– Z tego, co mogłem zrozumieć, Scava chciał, aby ludzie uwierzyli, że to Roman był
tym, który zdjął Mateo. A teraz, zakładam, że również agenta federalnego. Dlaczego? Jeśli
byli razem w tej sprawie, to dlaczego? Chyba, że chciałby pozbyć się Romana.

Popatrzyliśmy na Romana, który właśnie wyszedł z innego pokoju, rozmawiając ze


starszą kobietą, która miała wyraz smutku na twarzy.

– Donosiciel.

– Uważaj, Dominic. Nie daj mu się o tym dowiedzieć. Chociaż przyprowadzenie siostry
Mateo mogło mu dać jakąś wskazówkę. Dlaczego to zrobiłeś? To nie był twój najmądrzejszy
ruch.

– Wiem. Ale również nie chciałem zostawić jej samej. Victor Scava jej chce.
Najwyraźniej już ją kupił. Aukcja jest formalnością. Upokorzeniem.

Salvatore wzdrygnął się, a jego usta wykręciły się w niechęci.

– Ona zostaje przy mnie – dodałem.

– Gdybym nie wiedział lepiej…

– Tylko ją ochraniam, to wszystko.

– O co chodzi z aukcją?

Uśmiechnąłem się. – Przypuszczam, że jutro, mniej więcej w czasie nabożeństwa,


rozdzwonią się telefony.

– Ty to ustawiłeś?

Skinąłem.

Strona 165
Tłumaczenie nieoficjalne: agni3szka_ korekta: ania.sg

– Ktoś wie, skąd pochodzą informacje?

– Nie – przerwałem na chwilę, i oboje odwróciliśmy się, aby spojrzeć na naszego wuja.
– Zaangażowanie Romana zostanie potwierdzone jutro.

– Chodźmy na górę. Wiem, że Lucia nie chce być sama – przerwał. – Wspomnienia
ostatniego razu – powiedział, patrząc w stronę jadalni.

Przypomniałem sobie i nie pominąłem nutki wstydu w słowach mojego brata, w jego
twarzy, czy w jego zachowaniu.

– Muszę jeszcze przynieść nasze torby – powiedziałem.

– Pomogę ci.

Salvatore i ja zanieśliśmy dwie torby na górę i rozdzieliliśmy się pod moimi drzwiami.
Patrzyłem, jak poszedł w dół korytarza i wszedł do swojego pokoju. Po krótkim zapukaniu,
otworzyłem drzwi do mojej starej sypialni, aby znaleźć Gię stojącą obok okna, obgryzającą
paznokieć.

– Przychodzi wiele osób – powiedziała.

– Dziś wieczorem będzie tylko rodzina. Nie musisz szukać Scavy.

Podniosła puszkę ciasteczek, którą jak przypuszczałem dała jej Lucia.

– Proszę. Są dla ciebie. I jest też liścik.

Wziąłem kopertę i puszkę z jej ręki, i usiadłem na krawędzi łóżka, po prostu patrząc na
rzeczy na moich kolanach. Dotknąłem wieczka, śledząc palcami jasno zabarwiony wzór na
nim. Potem otworzyłem ją, znajdując w środku stos czekoladowych ciasteczek.
Zaoferowałem jedno Gii. Potrząsnęła głową i patrzyła na mnie, z jedną dłonią na szyi,
a palcami drugiej pocierając brodę. Wybrałem ciasteczko i wgryzłem się w nie. Zacisnęło mi
się gardło, a siedem lat emocji, które dusiłem w sobie, wypływało na wierzch, grożąc, że
mnie uduszą.

Zabrało mi całą siłę woli, aby przełknąć, zanim odłożyłem resztę ciasteczka do puszki.

– Dam ci chwilę – powiedziała Gia, zanikając w łazience.

Odłożyłem puszkę na bok i wyjąłem list z koperty. Jej pismo było ładne, bardzo
odmienne od pisma małego dziecka, które kiedyś pisało wielkimi literami. Teraz napisała
bardzo starannie.

Strona 166
Tłumaczenie nieoficjalne: agni3szka_ korekta: ania.sg

Drogi wujku Dominicu,


Dziękuję za wszystkie zabawki, ubrania i rzeczy, które wysyłasz mi co
miesiąc. Kiedy usłyszałam, że Lucia się z tobą spotka, chciałam, żeby ci to dała.
Mama powiedziała mi, dlaczego musiałeś odejść, w taki sposób, w jaki to
zrobiłeś. Opowiedziała mi prawdziwą historię tego, co się wydarzyło tamtej nocy.
Chcę, żebyś wiedział, że nie sądzę, żeby Salvatore nadal był na ciebie zły. Wiem,
bo czasem wstaję napić się wody i słyszę pewne rzeczy. Nie, że podsłuchuję czy
coś. Po prostu słyszę przez przypadek. Poza tym, myślę, że wuj Salvatore po
prostu tęskni za tobą i powinieneś to wiedzieć. Nikt nie jest na ciebie zły. Wszyscy
za tobą tęsknimy, zwłaszcza ja. Cóż, może ciocia Lucia jest trochę zła, ale po
prostu musi się poznać, tak jak ja cię znam, a jedyny sposób, w jaki może to
zrobić, to jeśli będziesz nas odwiedzał. Możesz nawet z nami zostać. I być może ja
też jestem trochę zła, odkąd odszedłeś nie mówiąc mi do widzenia. Ale wybaczę
ci, jeśli przyjdziesz. Obiecuję. Okej?
Kocham cię, wujku Dominicu.
Effie
PS: Mam nadzieję, że smakują ci ciasteczka.
PPS: Dostałam telefon na moje 11 urodziny. To jest mój numer, jeśli
zechcesz do mnie zadzwonić.

Przeczytałem list dwa razy, zapamiętując numer telefonu, czując przepływ emocji, gdy
usłyszałem jej dziecięcy głos przez słowa, które złamały mi serce, ale także napełniły
nadzieją. Jak mogła mnie nie nienawidzić, po tym jak odszedłem i wyjechałem? Jak mogła mi
wybaczyć?

Jak ja stworzyłem coś tak dobrego?

Strona 167
Tłumaczenie nieoficjalne: agni3szka_ korekta: ania.sg

Musiałem się uśmiechnąć na kawałek o podsłuchiwaniu. W każdym calu była moją


córką. I zdumiałem się prezentami. Co miesiąc wysyłałem pieniądze. Ale nigdy jednak nie
posyłałem rzeczy. Czy Isabella kupiła je i powiedziała, że były ode mnie? Zrobiłaby wszystko
dla swojej córki. Kochała ją bezgranicznie. Czy kiedykolwiek pokryłaby mój brak?

Gia wróciła z łazienki i usiadła obok mnie na łóżku. Nie schowałem listu, kiedy jej
wzrok padł na niego.

– Czy kiedykolwiek powiesz jej prawdę?

– Nie wiem.

– Ona cię kocha. Ma prawo wiedzieć.

Złożyłem list i wsunąłem go do kieszeni, wstając. – Jest bezpieczniejsza, gdy moi


wrogowie nie wiedzą o niej. – Podszedłem, aby wyjrzeć przez okno na rosnącą liczbę
samochodów. – A pojutrze będę miał wrogów.

Gia podeszła, aby stanąć obok mnie.

– To dopiero początek, Gia.

*********

Nasza czwórka wyszła wcześnie rano następnego dnia, po drodze zdając relację Lucii
i Gii.

– Agent, czy znasz jego imię? – zapytała Gia.

– David Lazaro. Czy coś ci to mówi?

– To był kontakt Mateo.

– Roman powinien już się o tym dowiedzieć – powiedziałem.

– Zapewne. Dom Hendersona jest tu po lewej stronie. – Zaparkowaliśmy za rogiem


pięknego, nie za dużego domu i wysiedliśmy, wczesny ranek był wilgotny i chłodny.
W milczeniu podeszliśmy do domu. Starszy człowiek, pan Henderson, przywitał się z nami,
oczywiście zaskoczony obecnością kobiet.

– Panie, zostaniecie tutaj, gdy my odbędziemy spotkanie? – zapytał Salvatore, jakby


zadawał pytanie.

Strona 168
Tłumaczenie nieoficjalne: agni3szka_ korekta: ania.sg

– Moja gospodyni zrobi kawę – powiedział Henderson.

Po tym poszliśmy do jego biura i zamknęliśmy drzwi.

– Dziękuję za przybycie. Wiem, że nie mamy zbyt wiele czasu, więc od razu przejdę do
sedna. Po pierwsze, przykro mi z powodu waszej straty.

– Dziękuję – odparł Salvatore, starając się utrzymać wyraz twarzy twardy i bez wyrazu,
jak kamień.

– Zdaję sobie sprawę, że mnie nie znacie, ale pracowałem w agencji, w której miałem
dostęp do pewnych ... rzeczy.

– Jakich rzeczy?

– Inwigilacja. Wideo, audio, i kilka innych rzeczy.

Obaj siedzieliśmy tam, zdezorientowani. – Przepraszam ... – zaczął Salvatore, ale


Henderson mu przerwał.

– Dojdziemy do tego. Ale najpierw, testament. To co będzie odczytane tego popołudnia


zdziwi waszego wuja. Wiem, że nie zdaje sobie on sprawy, z tej ostatniej zmiany zrobionej na
kilka dni przed śmiercią waszego ojca.

– Jakiej zmiany? – spytałem. – I skąd ty o tym wiesz?

– Byłem świadkiem. Twój ojciec mi ufał.

– Panie Henderson, przepraszam, ale nie rozumiem – powiedział Salvatore.

– Zrozumiesz. – Henderson odwrócił się do mnie. – Dominic, twój ojciec mianował cię
swoim następcą.

Te słowa uderzyły we mnie. – Co?

– To było jego życzenie, żebyś został szefem rodziny Benedetti.

– Ale …

Salvatore położył dłoń na moim przedramieniu. – Wszystko zostało już ustalone.


Przepisałem władzę nad Romana – powiedział do Hendersona.

Ten potrząsnął głową. – Twój ojciec żył, kiedy to zrobiłeś. On miał ostatnie słowo.
I przemówił.

– Masz zamiar zabrać wszystko Romanowi? – spytał Salvatore.

– Nie ja. Wasz ojciec.


Strona 169
Tłumaczenie nieoficjalne: agni3szka_ korekta: ania.sg

– Dlaczego ja? Nawet nie jestem ... – zacząłem.

Henderson odwrócił się do mnie. – Franco Benedetti jest wymieniony jako twój ojciec
w akcie urodzenia. Jesteś jego synem, wychowanym jako Benedetti. I jesteś wybrany jako
głowa rodziny.

– Co się stanie z Romanem?

– Jest odcięty. Nie odziedziczy ani grosza.

– Dlaczego? – spytał Salvatore. – Skąd ta nagła zmiana?

Henderson odchrząknął. – Przeze mnie. – Spojrzał na każdego z nas, z grobowym


wyrazem twarzy. – Kiedyś natknąłem się na coś, przez co musiałem za długo milczeć.
Nadszedł czas, abym poszedł do twojego ojca z tym, czego się dowiedziałem.

– Wyrzuć to z siebie – powiedziałem. – O czym ty mówisz?

Salvatore milczał.

– Mężczyzna, który zarządził zabójstwo waszego brata był bliżej domu niż sądziliście.

Nie.

– Wasz wujek nakazał atak – przerwał, jakby dla efektu. – A gdybyś ty również tam był
Salvatore, tak jak planowano, również byś umarł.

– Co? – Musiałem odchrząknąć. – Jaki masz dowód?

– Rozmowę telefoniczną z człowiekiem o imieniu Jake Sapienti.

Czas się zatrzymał. Oprócz uderzenia krwi w moich uszach, w pokój było zupełnie
cicho. Oczy Hendersona zamknęły się na moich, jakby dawał mi czas na zrozumienie. Jakby
chciał, żebym zrozumiał.

Czułem się, jakbym dostał pięścią w brzuch, kiedy to zrobiłem.

Salvatore spojrzał na mnie i wiedziałem, że też znał imię mojego ojca.

– Nagrania? – zapytał.

Odebrało mi mowę. Siedziałem bez słowa.

– Telefon Sapientiego był na podsłuchu. Federalni od dawna szukali informacji na


temat jego pracodawców. Wtedy, mieli większe ryby do złowienia niż wasz wujek.
A z drugiej strony dowody się starzeją. Gubią się lub zostają zapomniane.

– Gubią się lub zostają zapomniane? – spytał Salvatore. – Jak coś takiego mogło się
Strona 170
Tłumaczenie nieoficjalne: agni3szka_ korekta: ania.sg

zgubić lub zostać zapomniane?

– Jesteśmy tylko ludźmi, a tam jest dużo złych ludzi, synu. Twój wujek nie był
najgorszy z nich, nie wtedy.

– Chcę to usłyszeć – powiedziałem.

Henderson zerknął na mnie i zastanawiałem się, czy z mojej twarzy odpłynął cały kolor.

– Jesteś pewien?

Ręka Salvatore opadła na moje ramię. Nie patrzyłem na niego. Tylko raz skinąłem
głową. Henderson wstał i dłubał coś w starodawnym sprzęcie.

Jak tylko telefon się połączył, głos Romana … wzmocniony obrzydzeniem ... zabrzmiał
przez linię, jasno i wyraźnie.

– Ominąłeś jednego – syknął.

Salvatore zesztywniał obok mnie. Oboje wiedzieliśmy, co miał na myśli.

– Zatrzymaj swoje pieniądze. Nie powiedziałeś mi, kim on był. Znajdź kogoś innego do
wykonania swojej brudnej roboty, szczurze. Kiedy Benedetti dowie się, kto kazał zdjąć jego
syna, dostaniesz to, na co zasłużyłeś – syknął Jake.

– A ty nie? Nigdy by ci nie uwierzył, i zabije cię.

– Gdybym wiedział, kim on był …

Głos Sapienti zanikał, jego ton stał się cichszy.

Nigdy nie słyszałem głosu Jake’a Sapienti, ale musiałem najpierw przetworzyć fakt, że
mężczyzna, który mnie spłodził, człowiek, którego podobno kochała moja mama, zabił
mojego brata. Zastrzelił jej ukochanego syna.

– Ciało pana Sapienti pojawiło się wkrótce po zamordowaniu Sergio.

– Jak zdobyłeś to nagranie? – zapytałem.

– Rząd federalny wynajął usługi agencji, w której pracowałem. To wszystko, co mam


do powiedzenia na ten temat – odrzekł Henderson.

– Dlaczego teraz? Jaki był sens iść do mojego ojca, po całym tym czasie? – zapytał
Salvatore.

– I skąd mamy wiedzieć, że tego nie sfabrykowałeś? A poza tym, co cię to, do cholery
obchodzi, co się stanie z rodziną Benedetti? – zapytałem, stojąc teraz na nogach za moim

Strona 171
Tłumaczenie nieoficjalne: agni3szka_ korekta: ania.sg

fotelem i gapiąc się na faceta.

– Dominic ... – zaczął Salvatore.

– Ludzie nie robią takiego gówna z powodu dobroci swoich serc, Salvatore. Zrozum to
do cholery.

Odwróciłem się i przeszedłem długość pokoju, przebiegając obiema dłońmi przez moje
włosy, starając się zrozumieć to, czego właśnie się dowiedziałem.

Tego, że mój wujek zatrudnił człowieka, który mnie spłodził, żeby zabił mojego
przyrodniego brata.

– Panie Henderson, może ...

– Mój syn był świadkiem, który zmarł tego dnia wraz z waszym bratem. Był młodym
mężczyzną, który za kilka tygodni miał się ożenić. Widzisz, twój wuj był ostatecznie
odpowiedzialny za jego śmierć.

– Dlaczego teraz? – spytałem. – Dlaczego nie poszedłeś do mojego ojca wtedy?

Henderson pochylił się do przodu i położył dłonie na biurku. – Ponieważ teraz jestem
już sam. Moja żona zmarła kilka miesięcy temu. Nie ma nikogo, kto może zostać zraniony lub
zabity z powodu tego, co teraz robię.

– I Roman nie wie o zmianie testamentu? – spytał Salvatore.

– Nie.

Salvatore sprawdził zegarek i wstał. – Musimy iść, panie Henderson. Spóźnimy się na
pogrzeb mego ojca.

Henderson również wstał. Spojrzałem na starca, wysokiego, ale zgarbionego


i zmęczonego.

– Dlaczego mianowałby mnie swoim następcą, kiedy to mój ojciec był tym, który zabił
jego najukochańszego syna? – Nie byłem pewien, kogo pytałem.

– Był to jego ostatni czyn, przez który być może chciał postąpić właściwie. Kochał cię
jak własnego syna, i bardzo żałował tej ostatniej nocy. W krótkim czasie, kiedy go znałem,
często o tym mówił. Często mówił o tobie. – Henderson obszedł biurko. – Starość sprawia, że
widzimy sprawy inaczej, synu.

Położył mi dłoń na ramieniu. Spojrzałem na tę dłoń, niezdolny by mówić, nie chcąc


czuć. Zrzuciłem ją. Salvatore i ja podeszliśmy do drzwi.
Strona 172
Tłumaczenie nieoficjalne: agni3szka_ korekta: ania.sg

– Jeszcze jedno, panowie – zaczął Henderson. Zatrzymaliśmy się i odwróciliśmy do


niego. Poprawił coś na biurku, zanim na nas spojrzał. – Strażnicy, którzy będą podczas
odczytywania testamentu, są lojalny wobec waszego ojca.

Patrzyłem w oczy starca. Słyszałem jego przesłanie.

Salvatore podziękował mu i pożegnał się. Wyszliśmy z pokoju.

Lucia i Gia wstały. Oczy Gii, kiedy spotkały się z moimi, stały się gniewne, nawet
agresywne, i przeniosła ten gniew na Hendersona. Salvatore musiał też to zobaczyć, ponieważ
gdy zrobiła krok w jego stronę, interweniował, biorąc ją za ramię.

– Chodźmy. Wychodzimy.

Popatrzyła od niego do mnie i z powrotem.

– Powiedziałem, że wychodzimy – powiedział Salvatore.

Lucia wzięła drugą rękę Gii. – Daj spokój. Porozmawiamy w samochodzie.

Strona 173
Tłumaczenie nieoficjalne: agni3szka_ korekta: ania.sg

ROZDZIAŁ 20

Gia

Lucia powiedziała mi dziś rano, że nosiła sukienkę, którą miałam na sobie teraz, na
pogrzebie swojego ojca, wiele lat temu. Że miała ją na sobie tylko tamten jeden raz.
Nazwałyśmy ją sukienką pogrzebową. Postanowiłam, że spaliłabym ją, po dzisiejszym dniu.

Czekając, aż mężczyźni wrócą, zapytała mnie o Dominica. Zapytała, czy byliśmy parą.
Nie wiedziałam, jak na to odpowiedzieć, więc przeniosłam rozmowę na nią i jej rodzinę.
Przez sposób w jaki mówiła o Salvatore, wiedziałam, że go kochała. I sposób w jaki on
patrzył na nią, cholera, czcił ziemię, po której chodziła.

Przyznam, że byłam zazdrosna. Nigdy wcześniej, nie miałam czegoś takiego. Nawet nie
blisko, nawet nie z Jamesem.

Teraz, gdy mężczyźni siedzieli cicho na przednim siedzeniu SUV–a, gdy jechaliśmy do
kościoła, patrzyłam na nich, analizując ich fizyczne różnice, światło do ciemności
w wyglądzie zewnętrznym. Ale to, co wywarło na mnie największe wrażenie, to było
podobieństwo ciemności, wewnątrz każdego z braci. Znałam życie, z którego pochodzili.
Okryci cieniem, widzieli i robili straszne rzeczy. Rzeczy, których nikt by nie zapomniał.
Zapewne coś, co nie powinno być nikomu wybaczone.

Też byłam częścią tego świata. Ich świata. Dzień, w którym widziałam, jak torturowano
i zabijano Mateo, pogrążył mnie w mrocznych głębiach. Siedzieliśmy tam teraz, my wszyscy.
Różnica między Dominiciem i mną, a Salvatore i Lucią była taka, że Salvatore i Lucia żyli
w świetle. Mogli odejść. Zrobili to raz i zrobiliby to znowu. W ciągu kilku godzin,
odrzuciliby ciemność i zostawiliby ją za sobą, wyszorowaliby ją ze swoich ciał, zanim
dotknęliby swoje dzieci. Ale Dominic i ja ... wiedziałam, w każdej komórce mojego ciała, że
nie byłoby odejścia. On i ja zostaliśmy zanurzeni w ciemności. Umarlibyśmy w niej.

– Nie chcę zostać na odczytaniu testamentu – powiedziała Lucia. – Jak również nie

Strona 174
Tłumaczenie nieoficjalne: agni3szka_ korekta: ania.sg

chcę, żebyś ty tam był, Salvatore.

Jej twarz straciła swój blask i zbladła. Żaden z nich nie odezwał się, odkąd wsiedliśmy
do samochodu, ale tak jak ja, musiała wyłapać wibracje między nimi.

Salvatore wysiadł z SUV–a i otworzył drzwi Lucii. Potem stali tam, tuż za drzwiami,
głowy pochylone do siebie, mówiąc szeptem, mając taką chwilę, że czułam się jak intruz,
oglądając to, ale nie mogłam odwrócić wzroku.

Salvatore wytarł jej łzy dłońmi. Stali tak blisko. To było tak, jakby byli jedną osobą.
Pocałował ją w czoło i położył dłoń na brzuchu. Lucia skinęła głową i Salvatore spotkał się
wzrokiem z Dominiciem, porozumieli się bez słów.

– Chodźmy – powiedział Dominic.

Moje serce pędziło; W brzuchu czułam węzeł. Czarne sedany ustawione były jeden za
drugim wzdłuż ulicy, karawan stał pusty, ciało Franco Benedettiego prawdopodobnie
czekało już na szczycie nawy.

– Czy Victor jest tutaj? – zapytałam, ściskając torbę, w której był pistolet.

– Nie wiem.

– Dlaczego Lucia nie chciała, żeby Salvatore poszedł na odczytanie testamentu?

Potrząsnął głową, i najwyraźniej był nieobecny duchem.

– O co chodzi? Co on ci powiedział?

Dominic odwrócił się w moją stronę, ale nawet jeśli miał mi zamiar coś powiedzieć, to
zmienił zdanie.

– Miejmy to już za sobą.

Przesunął spojrzenie w stronę punktu z przodu, pogrążając się w myślach i zachowując


pozory.

Organy zaczęły grać, w chwili gdy weszliśmy do kościoła. Wszyscy wstali i obrócili
się. I czułam, że moja twarz spłonęła rumieńcem, gdy wzrok każdego, kto znajdował się
w środku, wylądował na nas.

Nabożeństwo właśnie miało się rozpocząć, ale my je przerwaliśmy. I teraz byliśmy


w centrum uwagi.

– To tyle z subtelnego wejścia – szepnął Dominic do mojego ucha, prostując się, jego

Strona 175
Tłumaczenie nieoficjalne: agni3szka_ korekta: ania.sg

ciało wyglądało na większe.

Popatrzyłam na niego, widząc, jak wyćwiczył swoje rysy, aby niczego nie ujawnić,
widząc jego siłę, okrucieństwo w spojrzeniu, gdy zerknął na każdą osobę, zimnymi,
zmrużonymi oczami.

Zadrżałam przy nim, wdzięczna, że ten wzrok nie padł na mnie.

Położył dłoń na mojej szyi i przycisnął chłodną obrożę do skóry; symbol ochrony.
Posiadania. Miałby mnie i wszyscy o tym wiedzieli.

Dominic Benedetti miał mnie na własność.

I w jakiś dziwny, chory sposób, chciałam być jego.

Powiedziałam sobie, że to było na teraz. Gra, rola, jaką odgrywałam. Niezbędna rzecz.
Ale jeśli lekko zdrapałabym powierzchnię tej myśli, zobaczyłabym kłamstwo.

Przemierzaliśmy nawę powoli, z determinacją. Dominic rzucił wzrokiem na każdego,


jak gdyby był szefem. Jakby był właścicielem każdego tutaj.

Zadzwonił pierwszy telefon, a Dominic sprawdził zegarek. Popatrzyłam na niego


i zobaczyłam bezlitosne spojrzenie, gdy odwrócił się do człowieka, który odebrał. Ktoś kogo
nie znałam. Ktoś, kogo czułam wewnętrznie, że już odnotował.

Ale potem, kątem oka, zobaczyłam Angusa Scavę, ojca Jamesa. Mojego niedoszłego
teścia i wujka Victora.

Przełknęłam, nie mogąc oderwać od niego wzroku. Przechylił głowę na bok, jeden
kącik jego ust podniósł się minimalnie, gdy skinął głową, jakby chciał powiedzieć „dobra
robota”.

Kolejny telefon zadzwonił gdzieś za nami, ale szliśmy dalej. I wtedy, tylko dwa rzędy
przed Angusem Scavą i bezpośrednio za prawie pustą ławką kościelną, która czekała na nas,
stał Victor, z twarzą czerwoną z wściekłości, i wzrokiem próbującym mnie spopielić.

Moim pierwszym odruchem nie był strach. Był nim śmiech. Wyglądał tak, jakby miał
wybuchnąć.

Dłoń Dominica otaczająca moją szyję, zacieśniła się i przytuliłam mocniej torbę, czując
twardość pistoletu.

Odwzajemniłam spojrzenie Victora. Potem, tak jak jego wuj zrobił do mnie,
przechyliłam głowę na bok i zwęziłam oczy, przekazując mu moje ostrzeżenie. Wojna dotarła

Strona 176
Tłumaczenie nieoficjalne: agni3szka_ korekta: ania.sg

bardzo blisko do niego. Oko za oko. Życie dla życie. Zabił mojego brata. Ja zabiłabym jego.
Dominic upewniłby się co do tego.

Zadzwonił telefon Victora. Przerwał nasze spojrzenie, aby wyciągnąć go z kieszeni,


a kiedy to zrobił, zatrzymaliśmy się. Dotarliśmy do otwartej trumny.

Wtedy został odebrany jeszcze jeden telefon. Wujek Dominica, Roman, spokojnie
przyłożył go do ucha. Dominic spojrzał na Salvatore, którego oczy zwęziły się. Ciche
porozumienie przepłynęło między nimi.

Dominic odwrócił się do mnie, zwracając moją twarz do siebie, jego niebiesko–szare
oczy przez chwilę wyglądały tak, jak wtedy pod maską śmierci, którą nosił w pierwszych
dniach. Ale potem, zmieniły się, nie całkiem zmiękły, nie, nie to. Dominic był zbyt wściekły
na to. W zamian tliły się gniewem i wtedy przed wszystkimi tymi ludźmi, przed Bogiem
i otwartą trumną Franco Benedettiego, pocałował mnie w usta.

Kobiety sapnęły, a gdy nagle mnie wypuścił, cały kościół wydawał się wstrzymać
oddech.

Stałam tam zszokowana. Jego wzrok wyzywał mnie, prowokował, żebym się poruszyła,
podczas gdy ostrzegał, bym stała spokojnie. Spojrzał na księdza, który patrzył na tę arogancję,
tę bezczelność, ten grzech przeciw Bogu i człowiekowi. Dominic nie wzdrygnął się. Zamiast
tego, spojrzał jeszcze raz na zebranych, zadowolony z tego, co zobaczył, zanim odwrócił
wzrok na trumnę. Jego twarz nie zdradzała żadnych emocji, niczego, jakby nie uległa
zmianie. Jednak ja wiedziałam, że to nie była prawda. Wiedziałam, że Dominic czuł. Czuł
głęboko. Zachowywał się tak, jakby nie dbał o nic, ale w środku, był jak bulgoczący wulkan
emocji, nadwrażliwy, ale tak, tak bardzo dobrze wyszkolony w ukrywaniu tego wszystkiego.

Czekałam razem z nim, stojąc obok, dopóki nie był gotowy. Zerknęłam na starego
mężczyznę w skrzyni, sama nic nie czując.

Dominic odwrócił się do mnie, jego oczy były płaskie i zaprowadziły mnie w dół nawy,
tak, że stanęłam między nim a jego wujem. Twarz Romana zbladła. Wepchnął telefon do
kieszeni. Dominic pochylił się do niego.

– Ważna rozmowa, Wujku?

Roman stał tam, kilka centymetrów niższy niż Dominica. Zacisnął dłonie w pięści,
podczas gdy jego gardło pracowało, kiedy przełknął ślinę. Choć nie miał jednak szansy na
odpowiedź, ponieważ przez głośniki rozległ się dźwięk odchrząkującego kapłana, który
rozpoczął nabożeństwo. Wszyscy ucichli, słychać było tylko donośny głos mężczyzny, ale
Strona 177
Tłumaczenie nieoficjalne: agni3szka_ korekta: ania.sg

zastanawiałam się, ile osób w pomieszczeniu faktycznie słuchało nabożeństwa.

************

W pełni spodziewałam się zobaczyć Victora po ceremonii. Albo przynajmniej, na


cmentarzu. Ale wyszedł przed zakończeniem nabożeństwa. Rozczarowanie zmieszało się
z ulgą, gdy stałam przy boku Dominica, podczas gdy on witał żałobników, ściskał dłonie
i subtelnie komentował swój powrót. Kiwając głową, gdy ktoś powiedział coś o Franco
Benedettim.

Za nami kalijka etiopska2 pokrywała groby matki Dominica i Sergio. Nie przegapiłam
spojrzenia, jakie obaj bracia dali tym dwóm nagrobkom.

Salvatore i Lucia stali razem, a obok nich, Roman, wyglądając bardziej na


zaniepokojonego niż zasmuconego. Moje spojrzenie przemierzało po żołnierzach kręcących
się wśród zgromadzonych żałobników, ale kiedy usłyszałam znajomy dźwięk chrząknięcia
Angusa Scavy, odwróciłam się, aby spojrzeć na starszego człowieka.

– Gianna.

Wziął obie moje dłonie w swoje, nie omieszkując odwrócić ich.

– Pan Scava – powiedziałam. Zawsze nazywał mnie moim pełnym imieniem.

– Dobrze wyglądasz.

Jego wzrok chwilowo spoczął na Dominicu, zanim dotknął mojego serdecznego palca.

Czy myślał, że byliśmy zaangażowani?

– Tak szybko po śmierci Jamesa – dodał.

Strona 178
Tłumaczenie nieoficjalne: agni3szka_ korekta: ania.sg

– James zmarł dwa lata temu, panie Scava.

– Scava – odparł Dominic obok mnie, z ręką okrążającą moją talię. – Gdzie jest twój
bratanek?

Twarz Angusa Scavy stwardniała. – Musiał zadbać o interesy.

– Zajmował się pewną sprawą w pobliżu i nie doceniam tego – powiedział Dominic,
poprawiając mankiet koszuli.

– Tak. Ja również nie, zajmę się tym.

– On za ... – zaczęłam, będąc coraz bardziej złą.

– Ja się tym zajmę – powiedział Dominic, przerywając mi.

Mówili o śmierci Mateo, o moim porwaniu, jakby to było nic.

Scava spojrzał na Dominica. Stali, tak samo wysocy, oko w oko, dwaj
potężni mężczyźni, nieobawiający się walki. Obok nich, Salvatore obserwował, ponury
i niebezpieczny.

– Panowie – zaczął Roman, położył dłoń na ramieniu każdego z nich. – Teraz nie jest
ani czas, ani miejsce na to.

Dominic zacisnął szczękę, odwracając twarz do wuja. Nie próbował już ukrywać
niechęci wobec starszego mężczyzny.

Pan Scava patrzył na tę konfrontację, a mały uśmiech igrał na jego ustach.

– O której godzinie jest odczytanie testamentu, wuju? – zapytał Dominic przez


zaciśnięte zęby.

Roman spojrzał na zegarek. – W ciągu godziny. Powinniśmy iść.

Dominic kiwnął i odwrócił się do Scavy. – Ta rozmowa nie jest skończona.

– Z pewnością nie – powiedział starszy mężczyzna. – Gianna, przyjemność zobaczyć


cię taką … dochodzącą do siebie.

Palce Dominica zagłębiły się w skórę mojego ramienia.

– Chodźmy – powiedział.

Pan Scava obserwował, jak Dominic mnie odprowadzał, a jego spojrzenie było tak
różne, od tego jak wcześniej na mnie patrzył.

– Czy James, był taki jak jego ojciec? – zapytał Dominic, wsiadając do SUV–a,
Strona 179
Tłumaczenie nieoficjalne: agni3szka_ korekta: ania.sg

Salvatore i Lucia zajęli tylne siedzenia.

Dlaczego czułam, jakby ze mnie szydził? – James był zupełnie inny.

Dominic spojrzał na mnie. – Byłby szefem rodziny, gdyby przeżył.

Potrząsnęłam głową, być może będąc naiwną. Nie obchodziło mnie to. – Nie był taki
jak jego ojciec.

– Ja jestem taki jak on – powiedział Dominic. – Bezwzględny. Zimny. Bezlitosny.

Przyglądałam mu się, wiedząc, że użył swoich słów jako ostrzeżenia. Wiedząc, że


byłabym sprytna, uspokajając go.

– Nie dla mnie – powiedziałam. – Nigdy więcej.

Zdziwienie Dominica na moje słowa pokazało się na jego twarzy. To była minimalna
zmiana, ale nie przegapiłam jej.

– Jesteś gotowy, bracie? Roman nie będzie zadowolony – powiedział Salvatore.

– On wie, jak się zachowywać. W sumie to myślę, że jest w tym bardzo dobry. – Z tym,
Dominic zawrócił SUV–a, wyjechał z cmentarza i wrócił do domu. Siedzieliśmy cicho.
Z wyjątkiem Lucii, która rozmawiała z siostrą przez telefon, pytając o dzieci. Kiedy
wróciliśmy do domu, byłam zaskoczona, widząc tam tak wiele pojazdów. Czy tak wielu
członków rodziny zostało poproszonych o uczestnictwo w odczytaniu testamentu?
Wydawało mi się to dziwne. Ale z drugiej strony nigdy nie byłam w takiej sytuacji. Pogrzeby,
tak. W pracy, którą wybrał mój ojciec, nie było od tego ucieczki. Ale ci, którzy ginęli wokół
nas, nie mieli pieniędzy, aby potrzebować testamentu.

Dominic zaparkował SUV–a i wziął głęboki oddech, przygotowując się, a potem skinął
głową do Salvatore.

– Chodźmy.

– Co się stanie? – zapytałam, chwytając go za ramię. – Wiesz coś.

– Mam zostać głową rodziny – powiedział szczerze.

Moja dłoń zsunęła się z jego ramienia, a on i Salvatore odeszli od Lucii i mnie do
biblioteki, gdzie zebrało się kilkunastu mężczyzn. Dwaj mężczyźni stali na zewnątrz. Jeden
z nich sięgnął, by zamknąć drzwi, a jego kurtka rozsunęła się, lekko odbijając się od pistoletu
ukrytego w kaburze.

Strona 180
Tłumaczenie nieoficjalne: agni3szka_ korekta: ania.sg

ROZDZIAŁ 21

Dominic

Adwokat wypełniający testament, pan Abraham Marino, człowiek od ponad


dwudziestu lat pracujący dla rodziny Benedetti, stał za biurkiem. Zwrócił się do zebranych
członków rodziny, poproszonych o uczestnictwo, przechodząc przez czynności wstępne.
Roman stał obok niego, jakby był właścicielem tego pieprzonego miejsca. Salvatore siedział
po mojej prawej stronie. Dwóch strażników stało tuż za drzwiami, a kolejnych dwóch na
tyłach pokoju. Zastanawiałem się, jak zareagują, gdy tylko testament zostanie odczytany, a ja
zostanę mianowany szefem rodziny.

Rozpoznałem wszystkich ludzi w pokoju. Rządzili własnymi mniejszymi rodzinami


wewnątrz większej organizacji patronackiej Benedetti. Niektórych nie widziałem od czasu
młodości, a niektórzy uczestniczyli w każdym wydarzeniu.

Praktycznie rzecz biorąc Roman mógłby spróbować zamachu stanu. Cholera,


w zależności od tego, jak wielu ludzi wybrałoby lojalność względem niego, mógłby wygrać.
Mój ojciec nie żył. Mógłby przepchnąć się do środka siłą. Choć bez pieniędzy i rachunków
posiadanych na nazwisko Benedetti, miałby trudności starając się im zapłacić. Przez
wszystkie moje lata zarówno w, jak i poza życiem w rodzinach przestępczych, dowiedziałem
się jednej rzeczy: w większości przypadków lojalność była kruchą rzeczą. Rządziły pieniądze.
Lojalność zazwyczaj przechylała się w stronę zimnej, mocnej gotówki. A po przeczytaniu
testamentu, to byłyby moje pieniądze. Ten dom byłby moim domem. Samochód, w którym
przyjechał mój wuj, byłby moim pieprzonym samochodem.

Wynajął mojego biologicznego ojca, aby zabił Sergio i usiłował zabić Salvatore.

Zdradził moją matkę, swoją siostrę. Zdradził swojego siostrzeńca. Zdradził Franco.
Zdradził całą rodzinę Benedetti.

Strona 181
Tłumaczenie nieoficjalne: agni3szka_ korekta: ania.sg

Jak do cholery Salvatore siedział obok mnie, nie ujawniając żadnych emocji, żadnego
zmieszania, nawet żadnej nienawiści?

Miałem około dwudziestki, kiedy umarł Sergio. Przez chwilę, zastanawiałem się,
dlaczego Roman nie nakazał również mojego morderstwa, ale wtedy zdałem sobie z tego
sprawę. Grał z moim ojcem przez cały czas. Byłem bękartem. Mój ojciec już o tym wiedział.
Roman liczył na fakt, że gdy Franco dowiedziałby się, że to człowiek, którego krew płynęła
w moich żyłach, był tym, który odebrał życie jego synów, przynajmniej by się mnie wyrzekł.
Cholera, może nawet liczył na to, że Franco zabiłby mnie.

Pomyślałem o słowach Hendersona: – Starość sprawia, że widzimy sprawy inaczej,


synu. Powiedział, że nie miało znaczenia, kim był mój prawdziwy ojciec. Według mojego
aktu urodzenia, byłem Benedetti. Zastałem wychowany jako Benedetti. Mała część mnie,
gdzieś głęboko pod niedolą, uśmiechnęła się na to. Czułem się bardziej szczęśliwy z tego
powodu, niż prawdopodobnie powinienem.

Czy Franco naprawdę żałował tamtej nocy? Czy było mu żal z powodu tego, co się
stało? Tego, że powiedział mi w taki sposób? Czy starał się mnie odnaleźć? Roman wiedział
gdzie byłem, przez część tamtego czasu. Przynajmniej na początku. Ukrywał te informacje
przed Franco, wiedząc, że staruszek chciał się pogodzić? Czy on w ogóle chciał się pogodzić?

Przykryłem twarz dłońmi i potarłem oczy.

Nigdy bym się nie dowiedział. To było wszystko, co miałem. Musiałem wziąć to za
pewnik. Franco Benedetti mianował mnie swoim następcą. W ostatnim akcie, zaakceptował
mnie jako swojego. Miał zamiar dać mi to, czego chciałem od zawsze ... panowanie nad
rodziną Benedetti.

I czułem się potężny z tą władzą.

Salvatore odchrząknął, spoglądając na mnie.

Wyprostowałem się.

– Pan Benedetti, dokonał kilku zmian w swoim testamencie, w ostatnich dniach


swojego życia.

Pan Marino spojrzał na mnie.

Utrzymywałem twarz bez wyrazu, ale zauważyłem, że oczy Romana zwęziły się.

– To jest jego ostateczna wola i testament, i jego życzeniem było, aby nikt nie mógł
zakwestionować tych zmian, mają one być wypełnione.
Strona 182
Tłumaczenie nieoficjalne: agni3szka_ korekta: ania.sg

Wśród tłumu przeszedł szmer. Adwokat odchrząknął. Roman zajął miejsce, gdy zaczęło
się odczytywanie. Pan Marino najpierw przeszedł przez przyziemne sprawy, drobne spadki,
pieniądze zmieniające właścicieli, długi przebaczone lub przekazane, wspominania członków
rodziny, dzieci. Potem przyszły nagrody z przeszłości i przyszła lojalność.

– Życzeniem pana Benedettiego było, abym przeczytał ten następny fragment, tak jak
on go napisał, tak jakby teraz z wami rozmawiał.

Salvatore i ja wymieniliśmy spojrzenia.

– Jestem świadomy tego, że w rodzinie takiej jak nasza, będą nieporozumienia. Były
nieporozumienia. Ale rodzina jest rodziną, a dla Benedettich rodzina jest zawsze na
pierwszym miejscu. To nasze motto. To nasza droga. W życiu, starałem się jak najlepiej dla
mojej rodziny, dla was wszystkich. Wiem, że nie zawsze tak to wyglądało, ale tak było.
W śmierci, mam nadzieję, że poprawię błędy, których nie mógłbym wybaczyć w życiu.

Zajęło mi całą siłę woli, aby utrzymać wyraz beznamiętnej maski na twarzy.

– Każda rodzina otrzymała sumę pieniędzy, którą otrzymacie prywatnie po zakończeniu


tego odczytywania. Każda koperta zawiera również umowę. Jeśli akceptujecie oferowane
wam fundusze, wtedy wasza lojalność wobec rodziny Benedetti, zostanie przedłużona, więź
zjednoczona jak stal i niemożliwa do złamania. Jeśli zdecydujecie się nie podpisywać
umowy, … cóż ...

Zatrzymał się nagle, aby spotkać się wzrokiem z każdym w pokoju. Zastanawiałem się,
czy mój ojciec dał mu również tę instrukcję. To byłoby bardzo prawdopodobne.

– Mam nadzieję, że nie wybierzecie tej drogi.

Mój ojciec. Franco Benedetti. On był moim prawdziwym ojcem, a nie Jake Sapienti.
Salvatore miał rację. Henderson miał rację. Byłem Benedetti.

Wyprostowałem się na krześle.

– Mój syn Salvatore postanowił opuścić to życie. Wybrał inne szczęście, i nie mam już
tego za złe. Wybrał drogę, której ja nie wybrałem. Mogłem, ale nie chciałbym. Ale szanuję
jego decyzję i jego rodzinę. Moi wnukowie otrzymują fundusze powiernicze ...

Adwokat wymienił kwotę funduszy.

– Salvatore i jego żona, Lucia, zawsze powinni mieć ochronę rodziny.

Ale nie pieniądze.

Strona 183
Tłumaczenie nieoficjalne: agni3szka_ korekta: ania.sg

Spojrzałem na Salvatore, którego własna maska pozostała mocno na miejscu.

– Dla Romana, mojego kiedyś wiernego przyjaciela. Ach, Roman, brat mojej ukochanej
żony ...

Prawie mogłem zobaczyć, jak Franco potrząsnął głową.

– Znasz powiedzenie, „trzymaj przyjaciół blisko, a wrogów jeszcze bliżej”?

Wszystkie oczy zwróciły się na Romana, który patrzył prosto przed siebie.

– Cóż, przyjacielu, trzymałeś mnie w kieszeni, prawda?

Wybuchły szmery, ale prawnik uniósł dłoń, aby uzyskać ciszę i spojrzał na mnie.

– Dla mojego najmłodszego, Dominica. Zostawiam ci to, czego zawsze pragnąłeś.


Zostawiam rodzinę Benedetti, twoją rodzinę, w twoich rękach, synu. Pomimo wszystkiego,
ze wszystkich moich synów, ty jesteś najbardziej podobny do mnie, nieprawdaż?

Roman wstał. – To jest ...

– Proszę usiąść, panie Russo.

Jeden z osobistych ochroniarzy ojca, człowiek, który wiedziałem, że był w pobliżu, od


kiedy byłem dzieckiem, podszedł za fotel Romana i położył mu dłoń na ramieniu. Roman
usiadł. Dwaj kolejni żołnierze lojalni wobec mojego ojca, zbliżyli się do biurka i stanęli za
nim, ich spojrzenia były na nikim i na wszystkich.

– Teraz, przejdźmy do tych umów. Mam tu każdą z kopert. Kiedy wasze nazwisko
zostanie odczytane, proszę podejść do biurka. Panie Benedetti?

Zabrało mi chwilę, zanim zdałem sobie sprawę, że zwracał się do mnie. Kiedy
spotkałem jego wzrok, kontynuował.

– Twój podpis jest również wymagany.

Wskazał na fotel za biurkiem. Fotel Franco Benedetti. Fotel mojego ojca.

Wstałem, czując wszystkie oczy na sobie, kiedy ruszyłem do przodu. Obejrzałam się
raz, na Romana, a potem usiadłem. Salvatore ruszył do drzwi i zajął miejsce, gdzie mógł
widzieć każdą rodzinę, która zostałaby wezwana, ich koperty otwarte a kontrakty
umieszczone przed nimi.

Nie wiedziałem, czy to zwyczaj. Czy po odejściu ojca, stare porozumienia zostawały
wzmacniane, odnawiane i przypominane. Nie wiedziałem, czy zrobił to dla mnie, aby

Strona 184
Tłumaczenie nieoficjalne: agni3szka_ korekta: ania.sg

zabezpieczyć moją pozycję, gdyby ktokolwiek dowiedział się prawdy o moim pochodzeniu.
Aby nikt nie mógł zakwestionować mojego prawa do tego stanowiska.

Jako pierwszy, Antonio Santa Maria, podpisał umowę. Antonio był kuzynem, dalekim,
ale wpływowym. Jego lojalność wobec mojego ojca nigdy nie była kwestionowana. Jego
synowie, Gregorio i Giovanni, obaj w późnej dwudziestce, otoczyli go.

– Twój ojciec był dobrym przyjacielem. Moja lojalność, nigdy się nie zachwiała, nie
wcześniej i nie teraz – oświadczył Antonio.

– Dziękuję, Antonio – powiedziałem. Odwróciłem się do każdego z synów


i potrząsnąłem ich dłońmi, spotkałem ich wzrok, a oni kiwnęli głową. Zastanawiałem się, czy
pozostaną sojusznikami czy pewnego dnia staną się wrogami.

Wyszli z pokoju.

Zbliżył się następny mężczyzna. Potem kolejny. Każdy z nich zobowiązał się do
lojalności. Każdy mężczyzna podpisał. Odnotowałem tych, którzy spojrzeli w kierunku
mojego wuja. Ci ludzie wiedzieli, że odmowa podpisania oznaczałaby śmierć. Nie miałem
wątpliwości, że Roman miał wśród nich zwolenników. Bez wątpienia planowali bunt. Ale
dzisiaj, chciałbym wysłać wiadomość. Dzisiaj, mojego pierwszego dnia jako szef rodziny
Benedetti, wysłałbym bardzo wyraźną wiadomość.

Wreszcie, prawie godzinę później wszystkie kontrakty zostały podpisane i pozostaliśmy


tylko adwokat, czterech żołnierzy, Salvatore, Roman i ja.

Adwokat spakował swoje papiery, każdą z umów umieścił w aktówce. Wtedy odwrócił
się do mnie.

– Mam nadzieję, że będziemy nadal współpracować, panie Benedetti – powiedział,


wyciągając dłoń. – Mam nadzieję, że będę mógł służyć synowi mego przyjaciela.

Przyjaciel. Zabawne. Ale on był lojalny. Wyciągnąłem dłoń i potrząsnąłem jego.

– Dziękuję, panie Marino. Wkrótce się do pana odezwę.

Zerknął raz na Romana, a potem, bez potwierdzenia, ruszył w stronę drzwi, wymienił
uścisk z Salvatore i wyszedł.

– Upewnij się, że dom jest czysty od gości – powiedziałem jednemu z mężczyzn, moje
spojrzenie padło na Romana.

– Tak jest proszę pana.

Strona 185
Tłumaczenie nieoficjalne: agni3szka_ korekta: ania.sg

– Chcę tutaj Gię.

– Myślisz, że to dobry pomysł? – spytał Salvatore.

– Przyprowadź ją dla mnie, bracie.

Brak aprobaty Salvatore był wyraźny na jego twarzy, wyszedł przez drzwi i po kilku
chwilach wrócił z Gią u swojego boku.

Spojrzała na zgromadzonych mężczyzn, a jej twarz nie zdradzała emocji tym, którzy jej
nie znali. Ale ja ją znałem. I czułem to, jak z niej uchodziły.

Stała przy ścianie, blisko drzwi, przy boku Salvatore.

Otworzyłem szufladę, tą po prawej stronie biurka mojego ojca. Wcześniej już przez to
przechodziłem, setki razy, i wiedziałem, gdzie trzymał pistolet. Wyjąłem go i wstałem.
Głębiej w szufladzie znalazłem tłumik, i przymocowałem go do lufy pistoletu. Zrobiłem to
z dziwnym poczuciem opanowania, spokoju. Jakby wreszcie, po raz pierwszy w moim
pierdolonym życiu, to było właściwe. Jakbym ja był właściwy.

Salvatore miał wątpliwości, czy przyprowadzenie tutaj Gii było dobrym pomysłem, czy
to było ważne, ale musiała to zobaczyć. Musiała zobaczyć wymierzenie sprawiedliwości, za
swojego brata, za siebie. Ale musiała także zobaczyć, kim byłem. Nie byłem dobry. Nigdy nie
byłbym dobry. Musiała nie mieć żadnych zastrzeżeń, żadnych nadziei, żadnych złudzeń. Ta
ostatnia część była dziwna, ale teraz wiedziałem, kim byłem. Jasność tego wszystkiego była
niezaprzeczalna. A Gia była częścią tej jasności. Wiedziałem, czego chciałem, a była tym
ona. Ale byłem jej winien prawdę, a to, co dziś by zobaczyła, byłoby absolutną prawdą.

– Dominic.

Roman zaczął mówić, kiedy podszedłem do brzegu biurka i stałem pochylając się, i
zwracając się do niego twarzą.

– Milcz, Wuju.

Żołnierz za nim położył dłoń na ramieniu Romana.

Władza. Kurwa. Napływ jej pompował przez moje żyły.

– Wynająłeś Jake'a Sapienti, aby zamordował Sergio.

Roman się wzdrygnął.

– Czy wiedział, kim był Sergio? Czy znał ofiarę?

Strona 186
Tłumaczenie nieoficjalne: agni3szka_ korekta: ania.sg

Zajęło mu to chwilę, ale odbezpieczenie broni otworzyło mu usta. – Nie. Znał tylko
tablicę rejestracyjną samochodu. Czuł ... żal ... kiedy dowiedział się, kogo zabił.

– Ale nie ty. – Mój wujek milczał. – Zabiłbyś Salvatore tego samego dnia, gdyby był
tam, gdzie miał być. Przedostałeś się do serca rodziny Benedetti, aby zabrać to, co nie
należało do ciebie.

– Dominic, ty i ja, my jesteśmy prawdziwą rodziną …

Potrząsnąłem głową. – Jesteś zdrajcą, Wuju. – Obrzydzenie wykrzywiło mi usta. –


Zdradziłeś mojego ojca. Zabrałeś jego zaufanie, wiarę, przyjaźń ... wierzył, że byłeś jego
jedynym prawdziwym przyjacielem, ale nigdy nie byłeś przyjacielem żadnego z nas, prawda?

– To nie jest …

– Kazałeś zamordować jego ukochanego syna, swojego własnego siostrzeńca. Zastrzelić


jak pieprzonego psa. – Gorąca wściekłość wylała się wraz z moimi słowami, a klatka
piersiowa zacisnęła. – Użyłeś Sapienti, aby go zamordować. Dlaczego? Dlaczego miałbyś to
zrobić? Po co dokładać następny gwóźdź do czyjejś zamkniętej trumny? Po co?

– To był błąd, Dominic. Po prostu błąd.

– Ty nie popełniasz błędów. Wiem to. – Zatrzymałem się, sprawdzając komorę


pistoletu.

– Proszę, Dominic …

– Gdzie się podziały twoje jaja, Wuju? – Spojrzałam na wszystkich zgromadzonych


w pokoju. – Co się dzieje z tymi „potężnymi” mężczyznami, gdy siedzą na wprost lufy
pistoletu, zamiast odbezpieczać ją w obliczu swojego wroga?

Nikt nie odpowiedział.

– Nauczyłeś się w ciągu ostatnich siedmiu lat, jak to jest na zewnątrz, Dominic. Nie do
końca należeć. Czuć całkowitą bezsilność, stojąc obok kogoś, kto rządzi światem. Teraz
wiesz, jak to było dla mnie przez te wszystkie lata. Nie możesz zaprzeczyć, że nie wiesz.

– Nie mam powodu, aby temu zaprzeczać. Masz rację. I wiesz co, czułem się jak
pierdolone gówno. Ale nie zdradziłem mojej rodziny nad gównianymi kartami, które zostały
mi rozdane. Wykiwałeś nas. Oszukiwałeś mojego ojca. Przez lata.

– On nie był twoim prawdziwym …

Ktoś odbezpieczył pistolet. Odwróciłem się, aby znaleźć Salvatore, idącego naprzód,

Strona 187
Tłumaczenie nieoficjalne: agni3szka_ korekta: ania.sg

jego wkurwione spojrzenie utkwione było w naszym wuju.

– Słuchaj, starcze. Słuchaj teraz i okaż szacunek. Sergio nie miał okazji zobaczyć
swojego chłopca. Nigdy nie pożegnał się z żoną. Z żadnym z nas. Zabrałeś to. Zabiłeś
swojego siostrzeńca – powiedział Salvatore, a gniew przecinał się przez jego spokój. – Teraz,
słuchaj. – Słowa były wymuszone przez zaciśnięte zęby.

Roman przełknął ślinę, jego oczy lśniły. Czy czuł żal?

Czy to, kurwa, miało teraz znaczenie?

– Zanim cię zabiję – powiedziałem, zwracając jego uwagę z powrotem na mnie – chcę
poznać twoje zaangażowanie z Victorem Scavą.

– Pozwól mi odejść, opuścić miasto, opuścić cholerny kraj. Powiem ci wszystko, po


prostu nie ... – Jego głos się załamał.

Pierdolony tchórz.

– Nie, co? – spytałem, drwiąc. Nienawidząc go.

– Nie zabijaj mnie – błagał.

– Padnij na kolana i błagaj, abym cię nie zabijał.

Rozejrzał się po pokoju. Musiał wiedzieć, że nikt by mu nie pomógł. Powoli, i na


drżących nogach upadł przede mną na kolana. Pieprzony głupiec. Pierdolony łajdak, tchórz,
idiota. Naprawdę myślał, że pozwoliłbym mu żyć?

Zauważyłem pierścień, który wciąż nosił. – Zdejmij z palca pierścień Benedettich.

Spojrzał w dół na swoją dłoń, a potem z powrotem w moje oczy. Myślę, że zdecydował,
że z tym mógł dać za wygraną, ponieważ zsunął pierścień i podał mi. Położyłem go na biurku.

– Proszę, Dominic, powiem ci, co chcesz wiedzieć, po prostu pozwól mi żyć. Pozwól
mojej rodzinie …

Skierowałem broń na jego ramie i pociągnąłem za spust. Roman upadł do tyłu, a Gia
krzyknęła.

– Ona zostaje – powiedziałem do mężczyzn przy drzwiach, spoglądając na Romana.

– Nie wychodzę – powiedziała.

Odwróciłem się do niej, ale przemówiłem do żołnierza. – Upewnij się co do tego.

– Wuju – powiedziałem, spoglądając znowu na niego. – Wstań, do cholery. Z powrotem

Strona 188
Tłumaczenie nieoficjalne: agni3szka_ korekta: ania.sg

na kolana.

Salvatore pozostał milczący, ale śmiercionośny obok mnie. Mógł opuść rodzinę, ale to
właśnie stąd pochodził. To nie był pierwszy raz, kiedy zobaczył coś takiego. Żaden z nas nie
był niewinny. Nawet nie święty martwy Sergio.

Ale nadal. Lojalność rządziła, a zdrada wołała o śmierć. W tym przypadku, powolną
i bolesną.

– Victor Scava – powiedziałem.

Roman podniósł dłoń do rannego barku i spojrzał za mną, na Gię.

– Chcę układu – powiedział.

– Żadnych pierdolonych układów. – Wyciągnąłem broń, gotowy do strzału.

– Czekaj! – krzyknął Roman. – Mam dla niej informacje.

Zerknąłem na Gię, tam gdzie Roman również patrzył.

– O jej bracie.

– Żadnych pieprzonych gierek …

– Czekaj, Dominic – krzyknęła Gia, podbiegła do mnie i chwyciła za ramię, to, którym
trzymałem pistolet.

Pchnąłem broń do tyłu, trzymając Gię za mną. Moja kula znalazłaby właściwy cel tym
razem.

Roman zaczął mówić. – Angus nie oddał Victorowi panowania nad rodziną
wystarczająco szybko. Dlatego chce mu ją odebrać.

– Angus Scava ma ile ... czy ma chociaż sześćdziesiąt lat? Victor myślał, że tak po
prostu przekaże mu swoją rodzinę?

– Victor zbierał zwolenników.

– Z tobą będącym jego numerem jeden?

– Nie. Moja lojalność zawsze należała do naszej rodziny.

Skierowałem broń do jego drugiego ramienia.

– Nie!– Uniósł dłonie. – Proszę!

– Zawsze byłeś lojalny wobec siebie, Wujku.

Strona 189
Tłumaczenie nieoficjalne: agni3szka_ korekta: ania.sg

– Co wiesz?

Głos Gii zatrzymał mnie przed pociągnięciem za spust.

– Wczoraj pojawiło się ciało agenta federalnego – powiedział Roman. – On również był
oznaczony tym samym piętnem, co twój brat. To był kontakt Mateo.

– Nie rozumiem – powiedziała Gia, rozpaczliwie patrząc na mnie.

– Mów szybciej – powiedziałem Romanowi.

– Umowa – powiedział Roman.

– Dominic, posłuchajmy go,– powiedział Salvatore.

– Umowa zależy od tego, co nam powiesz – powiedziałem. – Zacznij mówić. Jeśli


nawet pomyślę, że wyczuwam kłamstwo, pociągnę za spust, rozumiesz?

Roman skinął głową. – Miesiąc temu przestałem układać się z Victorem, kiedy Angus
Scava dowiedział się, co planował jego bratanek. Victor nie był zbyt sprytny, w tym jak
postępował. Nie docenił Angusa. Myślał, że sojusz ze mną, dałby mu zdolność wywierania
nacisku, którego potrzebował, aby przejąć rodzinę Scava. Ja … popełniłem błąd.

– Tylko fakty – powiedziałem. Nie byłem zainteresowany jego kłamstwami.

– Obiecałem mu pomóc w zamian za nowe terytorium. Wtedy, kiedy… – zawahał się,


dobierając słowa – … kiedy przejąłbym władzę, zamordowalibyśmy Angusa Scavę, który
miał dużo wrogów, a Victor przejąłby stanowisko szefa rodziny. Myślałem, że łatwiej będzie
zarządzać Victorem niż Angusem. Właśnie dlatego poszedłem na to.

– Jak wpasowały się w to porywane dziewczyny?

Zawahał się. – Wziąłem procent.

– Nie miałeś żadnych skrupułów dotyczących porywania i sprzedaży ludzi? –


zapytałem, zniesmaczony.

Po prostu spuścił oczy na podłogę, być może sam zdał sobie z tego sprawę.

– Mój brat – powiedziała Gia.

Roman spotkał jej wzrok. – Mateo był ... niespokojny z dziewczynami. Pobicie kilku
dupków, którzy nie spłacili swoich długów jest inne, niż zabieranie młodych dziewcząt …

– Ponieważ miał sumienie – wtrąciła się Gia.

– Poszedł do federalnych, ale miał pecha. Ten agent był na liście płac Angusa Scavy.

Strona 190
Tłumaczenie nieoficjalne: agni3szka_ korekta: ania.sg

W ten sposób Angus odkrył wszystko. Nie trzeba dodawać, że nie był zadowolony z bratanka,
ale on jest rodziną. Jak sądzę, nie mógł się zmusić do zabicia go. I wyniuchał pieniądze.
Angus Scava przejął operację. Zostawił Victora, przynajmniej jeśli chodzi o pozory, ale
przejął wszystkie decyzje.

Jego oczy powędrowały do Gii, jakby chciał, aby zrozumiała tę część.

– Angus Scava nie rozkazałby zabicia mojego brata – powiedział cicho Gia.

– Nie zrobił tylko tego, ale wydał również rozkaz na ciebie.

Pokręciła głową obok mnie.

– Nie. Nie wierzę ci.

– Victor miał cię zabić.

– Dlaczego tego nie zrobił?

– Bunt przeciwko Angusowi. Żądza. Kto wie? Jest całkowicie niesłowny.

– A co z agentem? Dlaczego go zabił? – zapytał Salvatore.

– Każde ludzkie życie jest zbędne dla Angusa Scavy. I jest więcej niż jeden
skorumpowany agent zatrudniony przez rząd federalny. A teraz, gdy Angus przejął kontrolę
nad operacją, chciał się mnie pozbyć. Nie miał już ze mnie pożytku i to okazało się, że dałoby
mu możliwość pozbycia się rodziny Benedetti raz na zawsze. Franco i/lub ja zostalibyśmy
aresztowani, i to byłby nasz koniec. Federalni nie traktują zabicia jednego z nich lekko.

– Angus Scava nie rozkazałby egzekucji mojego brata. Nie rozkazałby zabicia mnie.

Spojrzałem na Gię, która miała zamknięte oczy, dłonie na twarzy, palcami naciskając na
skronie.

– Zrobił to.

Powiedział to tak zimno. Uniosłem pistolet i pociągnąłem za spust, pakując kulę w jego
drugie ramię.

Roman ryknął z bólu.

– Podnieś go – nakazałem żołnierzowi za nim, który podniósł go z powrotem na kolana.

– Umowa!

– Więc zanim Angus w to wszedł, zgodziłeś się pomóc Victorowi obalić jego wuja, za
wsparcie dla siebie, za pieniądze, za władzę, więc kiedy nadszedłby czas, w którym zmarłby

Strona 191
Tłumaczenie nieoficjalne: agni3szka_ korekta: ania.sg

Franco Benedetti, byłbyś gotów, by przejąć więcej niż udział Benedettich, żałosny członku
organizacji kryminalnej, pełniący rolę doradcy szefa, człowieku jak brat dla pokonanego
Benedetti, którego synowie opuścili go.

– Litości, Dominic – błagał Roman. – Popełniłem błędy …

– Zleciłeś zamordowanie Sergio. Zdradziłeś mojego ojca. Te rzeczy nie mogą zostać
wybaczone, Wuju – splunąłem.

– Proszę, Salvatore ... – Odwrócił się do niego, jego ostatni apel.

Salvatore milczał.

– Mogę przeciągać to przez wiele godzin, ale ponieważ dałeś mi to, mam zamiar okazać
ci to miłosierdzie – powiedziałem.

– Proszę, Dominic. Proszę, ja ...

– Wysyłam dziś wiadomość, Wuju. Daję wszystkim znać, że jeśli mnie zdradzasz,
umierasz. Umierasz bardzo powoli, bardzo bolesną śmiercią.

Roman siedział na podłodze w krwawym bałaganie, płacząc jak pierdolone dziecko,


błagając o swoje bezwartościowe życie.

Odwróciłem się do Gii i wyciągnąłem broń. – Chcesz z nim skończyć?

Patrzyła na niego, ani razu nie spoglądając na mnie. Łzy spływały w dół teraz
alabastrowej twarzy, cały kolor odpłynął, gdy oglądała zgrozę przed sobą. Potrząsnęła głową
i odwróciła do mnie z taką miną desperacji, że aż się zawahałem.

– Zabierz ją. Skończę to – powiedział Salvatore.

– Muszę ...

Salvatore odwrócił się do mnie. – Nie, nie musisz. Zaopiekuj się nią.

Spojrzałem jeszcze raz na mojego wuja, który teraz zaczął błagać Salvatore. Wsuwając
pistolet za pasek spodni, złapałem Gię, szybko wyszedłem z pokoju i w górę po schodach,
unosząc ją w ramionach i niosąc, gdyż była zbyt wstrząsnęła, żeby iść. Zamknąłem drzwi do
mojej sypialni za nami i posadziłem ją w łazience, chcąc oczyścić krew, która spryskała jej
nagie nogi, buty i sukienkę.

Drżała, gdy ją rozbierałem, mówiąc do niej, nie będąc pewnym, czy usłyszała chociaż
słowo, które powiedziałem, gdy łzy wylewały jej się z oczu.

Strona 192
Tłumaczenie nieoficjalne: agni3szka_ korekta: ania.sg

– On jest częściowo odpowiedzialny za śmierć twojego brata. Nie powinnaś go


żałować.

– Wiem.

Powiedziała to przez szloch, gdy odwróciłem się do prysznica i czekałem, aż woda się
ogrzeje.

– To nie to. Ja nie …

– Zabił mojego brata – powiedziałem. – Zabiłby Salvatore.

– Wiem – powtórzyła, przylgnąwszy do mnie, gdy próbowałem przenieść ją pod


prysznic.

Zdjąłem marynarkę i położyłem pistolet na blacie. Jej wzrok przylgnął do niego. Łzy
wypływały szybciej. Trzymając ją, wszedłem pod prysznic. Stałem tam w pełni ubrany
i wepchnąłem ją pod strumień wody, kiedy trzymała mnie, jakby chciała stopić nas razem, jak
gdyby nie mogła stać o własnych siłach.

– Musiałaś to zobaczyć, Gia.

Skinęła głową, chowając twarz w mojej piersi.

– Musisz wiedzieć, do czego jestem zdolny.

– Myślisz, że nie wiedziałam?

Jej głos był pełen udręki, kiedy zwróciła swoje szmaragdowe oczy na mnie.

– Wobec tego ... nie rozumiem. Myślałem, że chciałabyś zobaczyć …

– Tak. Jestem to winna Mateo. Przysięgłam to sobie. Po prostu ... nie sądzę, że mogę to
zrobić. Nie sądzę, żebym mogła pociągnąć za spust na Victora. Nie sądzę, że mogę dochować
obietnicy, że go zabiję.

Coś wewnątrz mnie otworzyło się, i trzymałem ją mocno przy sobie, przytulając jej
głowę, kołysząc ją, gdy płakała. Jej ból miał dziwny wpływ na mnie. Sprawił, że poczułem.
Po raz pierwszy w życiu, poczułem ból drugiego człowieka.

– Nie musisz – powiedziałem szeptem.

– Muszę. Przysięgłam zemstę.

– Będziesz ją miała, ale nie musisz tego robić. Nie musisz mieć krwi na swoich rękach.

Potrząsnęła głową i wypchnęła nas spod strumienia wody. – Nieważne co, krew będzie

Strona 193
Tłumaczenie nieoficjalne: agni3szka_ korekta: ania.sg

należała do mnie.

– Cii. Nie.

– Jestem słaba – powiedziała cicho, spoglądając na mnie, z dłońmi teraz na moich


policzkach.

– Zabijanie nie sprawia, że jesteś silna, Gia. – Wytarłem łzy z jej oczu i przytrzymałem
tę słodką twarz.

– Nie będę słaba.

– Może nadszedł czas, abyś pozwoliła komuś innemu zabrać ten ciężar. Może nadszedł
czas, aby odpuścić, i pozwolić mi być za niego odpowiedzialnym. Pozwolić mi być
odpowiedzialnym za ciebie.

Pchnęła mokre włosy z mojej twarzy i wyglądała tak, jakby miała coś powiedzieć, ale
potem stanęła na palcach i nakryła moje usta swoimi, jej pocałunek był miękki i testujący.
Lubiłem ją tak całować. Całując ją tak, jakbyśmy nie walczyli, podczas gdy jej dłonie,
gmerały przy mokrych guzikach mojej koszuli, dopóki nie zepchnęła jej z moich ramion, do
połowy rąk. Całowaliśmy się tak, jakbyśmy nie mogli się od siebie odsunąć, jakbyśmy
musieli się dotykać, gdy podniosłem ją i zaniosłem do sypialni, kładąc ją morką na łóżku, gdy
zerwałem resztę swoich ubrań i wspiąłem się między jej uda, otoczyła mnie nogami
i ramionami, ciągnąc mnie w dół do siebie, jej usta zablokowane z moimi, kiedy w nią
pchnąłem, nigdy nie pozwalając jej odejść, ani razu, dopóki nie opadliśmy wyczerpani na
łóżko.

Teraz wiedziała, kim byłem. Do czego byłem zdolny. I nie wzdrygnęła się przede mną.
Nie bała się mnie. Było wręcz przeciwnie. Przylgnęła do mnie. Przylgnęliśmy do siebie, jakby
na całe życie. Jakby na każdy oddech. Jakby bez drugiego, nie byłoby już możliwości
oddychania, życia, bycia.

Strona 194
Tłumaczenie nieoficjalne: agni3szka_ korekta: ania.sg

ROZDZIAŁ 22

Gia

Następnego ranka obudziłam się samotnie w łóżku Dominica. Widok jego wuja,
klękającego przed nim, kulącego się ze strachu, proszącego, błagającego o swoje życie, gdy
Dominic spokojnie odbezpieczył i strzelił z pistoletu, prześladował mnie. Pomyślałam
o Mateo. O tym, jak umarł. Dominic chciał mnie wczoraj w tamtym pokoju. Chciał, abym
zobaczyła jednego z mężczyzn odpowiedzialnych za śmierć Mateo na kolanach,
przeniesionego do odmiennego rodzaju sprawiedliwości ... sprawiedliwości mafijnej ...
płacącego za to, co był winien: życie za życie.

Nie było mi żal jego wuja. Zasłużył na to, co dostał, i nie tylko za Mateo, ale za całą
resztę. Dominic opowiedział mi historię, całą historię, po tym jak się kochaliśmy ostatniej
nocy. Powiedział mi to, co przekazał mu stary Henderson. Opowiedział mi o odczytaniu
testamentu, o klauzuli, jaką jego ojciec zrobił, aby każda z rodzin odnowiła swoje
przyrzeczenie wierności Dominicowi, jako szefowi rodziny. Powiedział mi o zdradzie jego
wuja. Powiedział, jak jego ojciec … i Dominic nazywał teraz Franco Benedetti swoim
ojcem … przypieczętował losy Romana i zostawił synom wymierzenie sprawiedliwości.
I powiedział mi, dlaczego chciał mnie w tamtym pokoju. Nie tylko dla Mateo, nie tylko dla
mnie, żebym zobaczyła, że śmierć Mateo zostałaby pomszczona, ale żebym zobaczyła jego.
Abym zobaczyła, jak Dominic tak naturalnie, tak łatwo, wszedł w tę nową rolę jako szef
rodziny.

Dominic Benedetti był teraz właścicielem Benedettich.

Dotknęłam blizny na biodrze.

Myślę, że to pasowało. Mnie też posiadał. Czy pozwoliłby mi odejść, gdy tylko
wszystko będzie skończone? To, o czym rozmawialiśmy tamtego dnia w jadalni, w dniu,
kiedy dowiedziałam się prawdy o piętnie, prawdy o tym kim był, w dniu, kiedy wypieprzył

Strona 195
Tłumaczenie nieoficjalne: agni3szka_ korekta: ania.sg

mnie w splamionym krwią pokoju, kiedy postradałam zmysły. Kiedy on postradał swoje.
W dniu, kiedy obiecał mi, że upewniłby się, że mój brat był pomszczony, a ja obiecałam, że
go zabiję, gdy wszystko będzie skończone.

Ale teraz wszystko się zmieniło. Ojciec zostawił mu wszystko, w swoim ostatnim akcie
skruchy. Dominic dostał to, czego zawsze chciał.

I tak nie byłabym w stanie dotrzymać obietnicy i go zabić, ale teraz zastanawiałam się,
czy nawet tego chciał.

Teraz wszystko się zmieniło.

Odrzucając okrycie, wyszłam z łóżka i poszłam do łazienki, aby wziąć prysznic.

Ironia. Uważaj o co prosisz. Bo możesz po prostu to dostać. James powiedziałby mi to


wtedy, kiedy myślałam, że mafijne życie było wspaniałe. Kiedy jeszcze nie widziałam jego
ciemnej, makabrycznej strony. Kiedy jeszcze nie widziałam śmierci.

Wróciły do mnie słowa Dominica. – Zabijanie nie sprawia, że jesteś silna. – Miał rację,
wiedziałam o tym. Ale trzymać broń, która sprowadza twoich wrogów na kolana, to było
mocne. Ta myśl przyspieszyła bicie mojego serca, spowodowała, że krew zawrzała mi
w żyłach. To sprawiło, że poczułam się potężna.

Ale wtedy, obraz krwawiącego mężczyzny pojawił się w mojej głowie, jak gdyby
wypalił się na wnętrzu moich powiek, i pochyliłam głowę. Wyglądał tak, jak Mateo, gdy
Victor sprowadził go na kolana. Osłabiony, bezsilny i przestraszony. Mateo nie był święty.
Wiedziałam to. Nikt w tym świecie nie mógł być. Ani jeden z nich. W tej kwestii nie miałam
złudzeń. Zastanawiałam się, czy zanim minęłoby to wszystko, kiedy wszystko zostałoby
powiedziane i zrobione, czy miałabym krew na dłoniach? Czyż już jej nie miałam, nawet jeśli
to nie ja, byłam tą, która wczoraj pociągnęła za spust?

Wyłączyłam wodę, drżąc na wspomnienie Dominica stojącego tam, był taki zimny, taki
niewzruszony, gdy skazany człowiek klęknął przed nim.

Chciał, żebym go takim zobaczyła.

Wróciłam do sypialni, żeby się ubrać i usłyszałam zamykanie drzwi samochodu na


zewnątrz. Pokój Dominica wychodził na front posesji i widziałam Salvatore, wkładającego
walizki na tył SUV–a. Lucia stała obok niego, z jedną dłonią na brzuchu, a drugą na
drzwiach. Chciała odjechać. Chciała być gdzie indziej. Rozumiałam to. Ale ona i ja byłyśmy
inne. Ona była księżniczką mafii, która została zamknięta w wieży i nigdy nie chciała nic

Strona 196
Tłumaczenie nieoficjalne: agni3szka_ korekta: ania.sg

z tego wszystkiego. Ja byłam córką żołnierza, kimś, kto nikogo nie obchodził, i byłam tą,
która skończyła w łóżku nowego króla.

Pytanie brzmiało, gdzie chciałam być?

Kim chciałam być?

Salvatore i Dominic rozmawiali, dłonie mieli splecione, jak dwaj potężni mężczyźni
tworzący sojusz. Potem krótko się przytulili, niemal niezręcznie. Dominic zwrócił uwagę na
Lucię, która musiała pożegnać się, zanim Salvatore otworzył jej drzwi i weszła do środka.
Żadnego uścisku od niej. Powiedzieć, że nie lubiła Dominica, byłoby niedopowiedzeniem.

Dominic stał na frontowych stopniach i patrzył, jak samochód odjeżdżał. Pozostał tam,
aż zniknął w dole gęsto zalesionej drogi. Potem spojrzał na okno, jak gdyby wiedział, że tam
byłam. Nasze spojrzenia się zablokowały, a moje serce chwilowo się zatrzymało. Odwrócił
się do jednego z otaczających go żołnierzy ... których stało tam dwóch, ochroniarzy, z czego
zdałam sobie sprawę ... i odsunęłam się od okna, by się ubrać, a potem zaszłam na dół.

Drzwi do gabinetu były otwarte i słyszałam, jak Dominic rozmawiał. Zmusiłam się do
tego, aby tam wejść, zastanawiając się, czy pachniałoby tam tak, jak wczoraj … metaliczny
zapach krwi, zmieszany ze strachem i nienawiścią. Ale biurko zostało przeniesione,
a dywanu nie było. Pozostały jedynie gołe deski podłogowe.

Dominic popatrzył na mnie i powiedział do tego, z kim rozmawiał, że musiał iść. Po


rozłączeniu się, wstał.

– Gia.

Szukałam dowodów wzdłuż ścian, rozprysków krwi, tkanki, ale nic nie pozostało.

– Zostało posprzątane – powiedział Dominic, zbliżając się do mnie. – Prawdopodobnie


jesteś głodna. Chodźmy na śniadanie.

Mówił tak zwyczajnie. – Czy to, co wydarzyło się wczoraj zasmuciło cię? – zapytałam,
kiedy wyprowadził mnie z pokoju.

Zatrzymał się. – Nie powiedziałbym, że to mnie zasmuciło, ale to nie tak, że tańczę
z radością tutaj, Gia. Był moim wujem. Grał ze mną w piłkę, kiedy byłem mały. Nie
pamiętam go, niebędącego w moim życiu.

– Przepraszam.

Nie odpowiedział. Weszliśmy do jadalni, gdzie na stole czekał bufet ciepłych

Strona 197
Tłumaczenie nieoficjalne: agni3szka_ korekta: ania.sg

i zimnych potraw. Dominic nalał dwie filiżanki kawy, i wzięłam jedną, nie czując się
wystarczająco głodną, aby jeść.

– Myślałam, że poczuję się lepiej – powiedziałam.

Odłożył filiżankę, wziął talerz i zaczął napełniać go jajecznicą i bekonem.

– To się nigdy nie stanie.

Mówił bez spojrzenia na mnie.

– Po prostu zrozumiesz, jak ruszyć dalej. – Zajął miejsce i zaczął jeść. – Jedz, Gia.

Wzięłam talerz i stałam tam, zastanawiając się, czy kiedykolwiek będę miała znowu
apetyt.

– Powiedz mi coś – poprosił.

Nadal się nie ruszyłam, by napełnić mój talerz.

– Czego pragniesz? – Odchylił się na krześle i przeżuwał kawałek boczku.

– Co masz na myśli?

Przyglądał mi się tak, jakby brał moją miarę.

– To, co oni zrobili twojemu bratu, tobie ... Czego pragniesz?

Rozumiałam, o co mu chodziło i przygotowałam się, wiedząc dokładnie, czego


chciałam, wiedząc kim byłam, z czym mogłam żyć. Odwróciłam się do bufetu i napełniłam
talerz, a potem usiadłam obok niego, aby zjeść. Kiwnął głową i ponownie podniósł widelec.

– Salvatore i Lucia musieli złapać samolot do domu. Prosili, żebym ci powiedział do


widzenia.

– Czy on ... – Potrząsnęłam głową. Nie chciałam pytać. Oczywiście, że skończył robotę,
którą Dominic zaczął.

– Mój wujek nie żyje, jeśli o to pytasz.

– Czy wierzysz w to, co powiedział? Że to Angus stał za tym wszystkim?

– Umierający mężczyźni są zdesperowanymi ludźmi. – Dominic spojrzał na mnie. – Ale


nie jestem pewien. Nie byłbym zaskoczony, ale również nie postawiłbym na Angusa.

– Chcę się z nim spotkać.

– Z Angusem Scavą? – Dominic zdawał się być zaskoczony. – A co z Victorem?

Strona 198
Tłumaczenie nieoficjalne: agni3szka_ korekta: ania.sg

Pójdziemy według pozycji, Gia. Zajmiemy się nimi po kolei.

Potrząsnęłam głową. – To jest dla mnie. Twój wuj, on był ci coś winien. Ale to jest dla
mnie.

Rozważał to, zwężając oczy i uważnie mnie obserwując.

– Czy jesteś pewna, że wiesz, co robisz?

– Wiem. W zasadzie jestem tego całkiem pewna. – Podniosłam widelec i zwróciłam


moją uwagę na talerz.

Strona 199
Tłumaczenie nieoficjalne: agni3szka_ korekta: ania.sg

ROZDZIAŁ 23

Dominic

Przez cały ten dzień obserwowałem Gię. Prawdę mówiąc, jej cisza była trochę
przerażająca. Spodziewałem się, że będzie bardziej wykończona nerwowo, coś bardziej jak
kobieta.

Jak kobieta.

Brzmiałem jak dupek. Nigdy nie byłem przyciągany do słabych kobiet. W istocie, tylko
dwie kobiety wyróżniały się w kręgach, w których się obracałem. Isabella i Gia. Dwie silne
kobiety. Dwie kobiety z ukrytym celem. Dwie kobiety, z którymi nie chciałeś zadzierać.

Miałem to na myśli, kiedy powiedziałem jej, że wykonam brudną robotę zabijania. Nie
byłem pewien, czego się spodziewała z tego spotkania ze Scavą. Musiała wiedzieć, że nie
mogłaby po prostu wejść tam i zabić skurwiela. Spotkalibyśmy się w stosunkowo publicznym
miejscu, ale obaj bylibyśmy uzbrojeni. I mielibyśmy żołnierzy wokół nas, którzy byliby
uzbrojeni. Ale nie zapytałem, jaki był jej ukryty cel. Była zdeterminowana i miała własną
historię z Angusem Scavą. Byłbym tam z nią, aby ją chronić, ale pozwoliłbym, żeby zrobiła
wszystko, co musiała zrobić, aby poczuć spokój.

– Obserwujesz mnie.

Usiadła obok mnie, w tylnej części wzmocnionego SUV–a w drodze do restauracji.

– Obserwujesz mnie przez ostatnie dwa dni.

– Jestem ciekawy.

– Jesteś zdenerwowany?

Potrząsnąłem głową. – Nie. Chcę mieć pewność, że dostaniesz to, czego chcesz. Jeśli
byś mi powiedziała …

– Nie, Dominic. To jest moje. To nie ma nic wspólnego z tobą.


Strona 200
Tłumaczenie nieoficjalne: agni3szka_ korekta: ania.sg

– W porządku, ale jeśli poczuję, że przekraczasz …

– To jest moje. Mówiłeś, że mi pomożesz, a ja potrzebuję tylko, żebyś był tam ze mną.
Potrzebuję, byś pomógł mi przejść przez to, albo przynajmniej pozwolił oprzeć się na sobie.
Ufam ci z tym.

Zaparkowaliśmy wzdłuż krawężnika, przed włoską restauracją, miejscem, które było


własnością Scavy. To było modne i popularne miejsce, ale jedzenie było gówniane, moim
zdaniem. Angus Scava już powinien być w środku. Widziałem dwóch jego ludzi, stojących
obok sedana zaparkowanego na końcu ulicy.

Odwróciłem się do Gii, przyswajając, jak ciasna czarna sukienka otulała jej ciało, jak
obcasy sprawiły, że nogi wyglądały na dłuższe. Dziś wieczorem rozpuściła włosy i spływały
one w dół jej pleców. Oczy pozwalały zobaczyć jasność, która niemal tańczyła dzisiaj. Żywe
i tętniące życiem, jak gdyby adrenalina przepływała przez nią, nawet wtedy, gdy siedzieliśmy
tutaj.

Położyłem dłoń na jej sercu.

– Jesteś zdenerwowana.

– Będzie to wiedział?

– Nie. Chyba, że cię tak dotknie, a jeśli to zrobi, to będzie ostatnia rzecz, którą zrobi.

To sprawiło, że się uśmiechnęła.

– Wiesz, jak zachować beznamiętny wyraz twarzy.

Skinęła głową.

– Nie opuszczę twojego boku – powiedziałem.

– Dziękuję ci.

Zapukałem w okno i kierowca otworzył drzwi. Wyskoczyłem na zewnątrz


i zobaczyłem, że moi ludzie już czekali w kolejce, w ilości, odpowiadającej ilości, którą
przyprowadziłby Scava. Nie spodziewałem się wojny, nie dziś wieczorem, ale wiedziałem
z wieloletniego doświadczenia, aby nigdy nie dać się złapać nieprzygotowanym.

Pomogłem wysiąść Gii i zaprowadziłem ją w kierunku wejścia, zauważając każdą parę


oczu na ulicy, która odwróciła się do niej, lubiąc to. Podobało mi się, że każdy mężczyzna,
który nas minął, chciał mieć ją przy swoim boku. Wiedząc, że każda kobieta poczuła odrobinę
zazdrości, udając, że jej nie zauważa.

Strona 201
Tłumaczenie nieoficjalne: agni3szka_ korekta: ania.sg

Mężczyzna otworzył drzwi i weszliśmy, a za nami dwóch moich ludzi. Przestrzeń była
duża i nowoczesna, ale dziś zupełnie pusta od stałych klientów. Mogłem usłyszeć tylko kilku
pracowników, będących w otwartej kuchni, a Scava siedział w odległym boksie, jakby był
pieprzonym królem.

– Dlaczego jest pusto? – zapytała Gia.

Domyślałem się dlaczego. – Prywatność – powiedziałem, pomijając wszystko inne, co


podejrzewałem.

Angus Scava uśmiechnął się. Patrzył, jak wchodziliśmy, a jego spojrzenie przesuwało
się po Gii, kiedy się zbliżyliśmy. Chory kutas. Był na tyle stary, że mógłby być jej
pieprzonym ojcem. Cholera, byłby nim, gdyby jego syn pozostał żywy na tyle długo, aby ją
poślubić.

Poczułem nutkę posiadania na to. Odrobinę zazdrości. Co było śmieszne, biorąc pod
uwagę fakt, że James nie żył.

– Gianna. – Wstał, kiedy się zbliżyliśmy. – Miło cię widzieć. – Wziął jej dłoń
i ucałował, a potem wyprostował się. – Wyglądasz uroczo. Mój syn miał doskonały gust.

Popatrzyła tylko na niego zimno.

Chrząknąłem. Scava odwrócił się do mnie.

– Dominic.

– Angus.

Wskazał w stronę boksu. – Proszę. Pozwoliłem sobie wybrać wino. Mam nadzieję, że
nie masz nic przeciwko temu.

– W ogóle, o ile pierwszy weźmiesz łyk – powiedziała Gia.

Angus zachichotał, gdy usiedliśmy, a kelner nalał. Nie omieszkał podnieść kieliszka,
zakręcić ciemno–czerwoną cieczą i zaciągając się, zanim pociągnął łyk.

– Nadal żyję – powiedział do niej.

Nadal nie dotknęła swojego, ale ja podniosłem mój i popijałem.

– Przyjmij ponownie moje kondolencje, Dominic. Słyszałem, że twój wujek odszedł,


niezbyt delikatnie zeszłej noc.

– Był kłamcą i zdrajcą. Dostał to, co dostają kłamcy i zdrajcy.

Strona 202
Tłumaczenie nieoficjalne: agni3szka_ korekta: ania.sg

Przechylił głowę na bok i podniósł brwi. – Jesteś równie bezpośredni, jak twój ojciec.

– Robiłeś jakieś interesy z moim wujem? – zapytałem.

– On i mój bratanek byli zaangażowani w jakieś sprawy – powiedział, spoglądając


w oczy Gii, kiedy popijał.

Czułem napięcie Gii obok mnie.

– Gdzie jest Victor? – spytała.

– Nie przypuszczałem, że chcesz, abym go zapraszał, biorąc pod uwagę okoliczności.

– Czy możemy po prostu uciąć te bzdury? – wypluła. – Nie spotkaliśmy się tutaj na
towarzyskiego drinka.

Uśmiechnąłem się. – Ona też jest bezpośrednia.

– Zmieniłaś się, kochanie – powiedział do niej.

– Otworzyłeś mi oczy – odparła.

Angus pstryknął palcami i spojrzeliśmy w górę. Otworzyły się drzwi i dwóch mężczyzn
weszło do środka, z Victorem między nimi. Nie do końca mógł stać samodzielnie. Zamiast
tego, był podtrzymywany za ramiona i utrzymywany w pozycji pionowej, z głową kiwającą
się z boku na bok, twarz miał posiniaczoną, a nogi wlekły się za nim, gdy szli do przodu.

Gia sapnęła. Trzymałem jej dłoń pod stołem.

– Mój bratanek dokonał złych wyborów – powiedział Angus. – Biorąc pod uwagę to, co
się stało z twoim bratem, Gianna, masz moje przeprosiny. I będziesz miała Victora, cóż,
z wyjątkiem tego, że w tej chwili tak naprawdę nie może mówić.

– Będę wymiotowała – powiedział Gia.

– Nie, nie będziesz – powiedziałem.

– To nie jest praca dla kobiety, prawda? – zauważył Angus. – Gianna, starając się
wynagrodzić ci to, co mój bratanek zrobił z twoim bratem, chciałbym zaoferować ci prezent.
Chciałabyś język Victora?

– Ty ... jesteś chory!

– Nie, jestem tylko człowiekiem, który karze kłamców i zdrajców. Widzisz, Victor
pomyślał, że byłoby dobrym pomysłem, aby spróbować ocalić własną skórę, przesuwając
pętlę na mnie. – Twarz Angusa zmieniła się, przeciął ją wyraz obrzydzenia. – Nie lubię

Strona 203
Tłumaczenie nieoficjalne: agni3szka_ korekta: ania.sg

agentów federalnych, pukających do moich drzwi. Biznes rodzinny to biznes rodzinny,


prawda chłopcze?

Jedyną odpowiedzią Victora było stęknięcie, gdy jeden z mężczyzn obok niego, dźgnął
go łokciem w żebra, które założyłem, że były złamane. Przynajmniej, biorąc pod uwagę
siniaki na każdej widocznej część jego ciała, przypuszczałem, że musiały być.

– Wiem, że to ty. Wiem, że Victor był tylko żołnierzem – powiedziała Gia.

– Nic nie wiesz.

– Jak mogłeś to zrobić? – spytała. – Znałaś mnie i Mateo. Jedliśmy przy twoim stole.
Sypiałam w twoim domu. Byłam zaręczona z twoim synem. Jak mogłeś rozkazać go zabić?
Jak mogłeś kazać zabić mnie?

– Nigdy nie lubiłem widzieć cię zdenerwowaną, Gianna.

– Czy jesteś aż taki bez serca? Aż taki nieludzki?

– Bardzo kochałem Jamesa, i gdyby żył, przyjąłbym cię jako moją córkę.

– Więc dlaczego ja? Po co wydawać rozkaz na moją egzekucję?

Nie odpowiedział.

– Jesteś potworem. Jesteś strasznym potworem – powiedziała Gia.

– Nie zostawiam niewyjaśnionych wątków. Nie możesz tego robić w moim biznesie.
Przy sprzątaniu bałaganu mojego bratanka, dowiedziałem się, że zostawił ich sporo. Swoją
drogą James także ich nie zostawiał. Wiem, że lubisz się oszukiwać, myśląc, że był kimś
lepszym ode mnie, lepszym od niego ...

Angus wskazał na mnie.

– Ale prawda jest taka, że otaczają cię potwory, Gianna. I przyciągasz ich jak muchy.
Co to mówi o tobie? Jak to się mówi? Podobieństwa się przyciągają?

– Wystarczy, Scava – powiedziałem, spoglądając na Gię, która wzdrygnęła się na te


słowa. Nie mogłem stwierdzić, co przechodziło jej przez głowę. O ile kupiła jego bzdury.
Upewniłem się, że przyszła nieuzbrojona. Nie zamierzałem ryzykować, że zrobi coś tak
głupiego, jak próba zabicia Angusa Scavy w środku jego restauracji. – Zabierz go stąd –
powiedziałem, gestykulując na Victora.

Scava kiwnął głową, żeby mężczyźni zabrali Victora.

Strona 204
Tłumaczenie nieoficjalne: agni3szka_ korekta: ania.sg

– Chcę już iść – powiedziała Gia.

– Nie odpowiedziałaś na moje pytanie. Chcesz jego język ... ? – zapytał ponownie
Angus.

Rzuciła się na niego, zrzucając butelkę i nasze pełne kieliszki, zanim ją złapałem.
Dwóch mężczyzn, stojących za Scavą wyciągnęło broń.

– Odłóżcie to na litość boską – rozkazał Scava, podnosząc serwetkę.

Gia walczyła ze mną, ale trzymałem ją mocno. – To nie jest miejsce na to –


powiedziałem.

– Jesteś chorym, chorym człowiekiem – powiedziała. – Chcesz dać mi prezent? Wiesz


czego chcę? Chcę, żebyś obrócił pistolet, którego użyjesz, aby go zabić i umieścił kulę
w swojej głowie.

Przekazałem ją, jednemu z moich ludzi. – Wystarczy – powiedziałem. – Zabierz ją do


samochodu.

Angus siedział tam, wycierając krwistoczerwony płyn, barwiący jego ubranie, twarz
i dłonie.

– Postaw mnie! – krzyczała Gia. – Puść mnie.

Kiedy drzwi się zamknęły, a Gia zniknęła, Scava popatrzył na mnie.

– Wiem, że byłeś zaangażowany, Angus. Wiem, że ty jesteś tym, który kazał zabić
Mateo i ją. Twój bratanek tego nie zrobił, oczywiście, nie z powodu dobroci serca. Chciał ją
upokorzyć. Chciał, żeby kobieta, którą kochał twój syn, została poniżona. – Pokręciłem
głową. – Gia ma rację. Jesteś potworem. Ale ty również masz rację. Wszyscy nimi jesteśmy.
Nie zbliżaj się do niej, rozumiesz? Ona jest pod moją ochroną. – Znałem moje wybory. Te
realistyczne.

– Ona nie jest dla mnie zagrożeniem. – Kiwnął głową i wstał. – Wracamy do stosunków
jakie mieliśmy, kiedy rządził twój ojciec? – Wyciągnął dłoń.

Spojrzałem na nią. Myśląc o tym, że dotknięcie jej, oznaczałoby zdradzenie Gii.


Spotkałem jego oczy, twarde i bez emocji, dokładnie tak, jak ja się czułem. Zacisnąłem pięści
przy bokach.

– Nie, starcze. Nie wracamy.

Strona 205
Tłumaczenie nieoficjalne: agni3szka_ korekta: ania.sg

ROZDZIAŁ 24

Gia

Nie rozmawialiśmy podczas jazdy powrotnej, a gdy dotarliśmy do domu jego ojca …
teraz jego domu ... weszłam na schody. Czując, jak wzrok Dominica spoczywał na moich
plecach, zatrzymałam się po dwóch krokach i odwróciłam do niego, chociaż nie mogłam
zmierzyć się z jego wzrokiem.

Angus Scava miał rację. Wszyscy byliśmy potworami. Widziałam, do czego zdolny był
Dominic. I wiedziałam, że James był taki sam, niezależnie od tego, co próbowałam sobie
wmówić. I ja, pragnęłam zemsty tak bardzo, że byłam gotowa zrobić im to, co oni zrobili mi
i mojemu bratu.

Oko za oko. Życie dla życia.

Kim byłam?

Widząc Victora w taki sposób, myślałam, że to było to, czego chciałam. Myślałam, że
będę zadowolona. Ale to tylko pozostawiło mnie, czującą się pustą, brzydką i chorą.

– Podobieństwa się przyciągają.

Byłam takim samym potworem, jak oni wszyscy.

– Chcę wrócić do domu. – Chciałabym wrócić do domu matki, wprowadzić się do niej,
dopóki nie zdołałybyśmy go sprzedać i odejść na dobre. Daleko, daleko stąd. Chociaż
wiedziałam również, że niezależnie do tego jak daleko ucieknę, nigdy nie zdołam uciec od
samej siebie. Mojego nazwiska. Mojego ciała.

Dominic kiwnął głową, ale zobaczyłam, jak zacisnął szczękę.

– Załatwię to.

Ruszył ku mnie, ale potrząsnęłam głową i cofnęłam się.

Strona 206
Tłumaczenie nieoficjalne: agni3szka_ korekta: ania.sg

Zatrzymał się.

– Kiedy? – spytał.

– Tak szybko, jak to możliwe.

Wydawał się zaskoczony. – Jutro?

Potrząsnęłam głową i cofnęłam się o dwa kroki. – Teraz.

Zdziwił się. – Musisz się spakować …

– Spakować co? Ubrania, które nie należą do mnie? – Czułam, jak moja warga drżała,
a oczy wypełniały się łzami, ale jakoś udało mi się powstrzymać drżenie, które chciało
przejąć nade mną kontrolę. W jakiś sposób powstrzymałam łzy.

– To, co on powiedział, nie jest prawdą, Gia. Nie jesteś potworem. Ty nie jesteś ...

– Proszę ... po prostu nie.

Dominic odwrócił wzrok, a potem wyjął klucz z kieszeni. – Odwróć się.

Spojrzałam na niego i dotknęłam obroży wokół szyi, która wydawała się naciskać
odrobinę mocniej na moją skórę. Zapomniałam o niej. Zapomniałam o tym wszystkim.

Odwróciłam się i podniosłam włosy. Kiedy jego palce otarły się o skórę, zadrżałam.
Dźwięk malutkiego kluczyka wsuwającego się w zamek, brzmiał tak głośno, jak duży żelazny
klucz otwierający średniowieczną kłódkę, a potem byłam wolna. Ciężar zniknął. Już nie
byłam jego.

Czułam zimno, a gdy otoczyłam się ramionami, Dominic zdjął kurtkę i okrył mnie nią.
Pozwoliłam mu na to i przez moment, po prostu staliśmy tam, obserwując się nawzajem.
Ochota, aby wsunąć się w jego ramiona, przycisnąć do jego piersi i pozwolić mu mnie
trzymać, była taka silna, ale nie zrobiłabym tego. Nie mogłam.

Odwrócił się do jednego ze swoich ludzi.

– Zabierz ją tam, gdzie chce iść – powiedział.

Mężczyzna skinął głową i podszedł do drzwi.

Dominic wyjął portfel i otworzył go. – Będziesz potrzebowała pieniędzy.

– Nie. Nie chcę niczego od ciebie. – Była to chwila, zanim spadłyby łzy i utopiły mnie.
Musiałam się stamtąd wydostać.

– Jeśli kiedykolwiek …

Strona 207
Tłumaczenie nieoficjalne: agni3szka_ korekta: ania.sg

– Nie będę.

– Gia. – Zaczął wyciągać ręką, ale potem zmienił zdanie. – Będziesz bezpieczna. Ty
i twoja mama. Scava nie zbliży się do ciebie.

Kiwnęłam głową. Nie mogłam mówić.

Przesunęłam wzrok na nogi i otuliłam się jego marynarką. Zatrzymałabym ją.


Zatrzymałabym tą jedyną rzecz od niego.

– Zawsze będziesz miała moją ochronę. Wszystko, czego potrzebujesz.

Spojrzałam na niego po raz ostatni, zapamiętując jego twarz, oczy, które tak uważnie
mnie obserwowały, tak ostrożnie, oczy, które wydawały się chcieć wyciągnąć ode mnie
słowa, których nie mogłam powiedzieć, ani teraz, ani nigdy. Oczy, które widziały rzeczy,
które czułam, a których nie powinnam czuć. Te, które zawierały czułość, którą zobaczyłam,
gdy tylko ich spojrzenie padło na mnie.

Bez kolejnego słowa podeszłam do drzwi. Mężczyzna otworzył je i wyszłam z domu.


Nie patrzyłam wstecz, nie, gdy zamykał drzwi samochodu, ani kiedy odjechaliśmy.

Nie wiedziałam, czy mnie obserwował, ale wiedziałam, że przejął się tym, że wyszłam.
Wiedziałam, że się tego nie spodziewał. Ale nie mogłam myśleć o tych rzeczach. Nie
mogłam. Nie, jeśli chciałam być w stanie dalej żyć.

Strona 208
Tłumaczenie nieoficjalne: agni3szka_ korekta: ania.sg

ROZDZIAŁ 25

Dominic

Natychmiast poszedłem do gabinetu i zamknąłem drzwi. Dom już był inny. Pusty.

Usiadłem za biurkiem i otworzyłem laptopa.

Odeszła. Tak było lepiej. Lepiej dla niej. Co mogłem jej zaoferować? Życie jako
moja … co? Żona? Nie mogłem jej za to potępić. Gia urodziła się w tym świecie, ale mogła
się wydostać. Musiała się wydostać. Pomimo całego jej gadania o zemście, nie mogła jej
znieść, nie mogła jej zaakceptować. Wiedziałem to. Naprawdę. Myślę, że to jedna z rzeczy,
które mnie do niej przyciągnęły. Mimo całej zawziętości wewnątrz, światło jej niewinności
paliło się jasno.

W pewnym sensie, poszukiwałem rozgrzeszenia.

On była czysta.

A ja nie mogłem jej splamić, nie mogłem zalać jej moimi grzechami.

Otworzyłem szufladę biurka i wyjąłem list, który napisała Effie, podniosłem słuchawkę
i wybrałem numer. Sprawdziłem tylko zegarek po tym, jak zaczął dzwonić i zdałem sobie
sprawę, że może być za późno, żeby do niej zadzwonić, bo było po dziesiątej w nocy.

Ale wtedy odebrała.

– Halo?– zabrzmiał jej głosik.

Uśmiechnąłem się, łzy ogrzały mi oczy, podczas gdy serce łomotało.

– Cześć, Effie. To ja, Dominic.

– Wujek Dominic! Zadzwoniłeś!

Słyszałem jej podekscytowanie, i to było tak cholernie przyjemne.

– Cóż, zrobiłaś te pyszne ciasteczka, jak mogłem nie zadzwonić? – powiedziałem.

Strona 209
Tłumaczenie nieoficjalne: agni3szka_ korekta: ania.sg

Nastąpiła pauza. Nie wiedziała, co powiedzieć, jak postąpić dalej. – Effie, przykro mi, że
zajęło mi tyle czasu, aby zadzwonić. Bardzo mi przykro, i nie musisz mówić, że mi
wybaczasz. Chcę tylko, żebyś wiedziała, że popełniłem błąd i mam nadzieję, że teraz będę
mógł ci to wynagrodzić. Zrobię wszystko, aby tak się stało.

– Och, wujku Dominicu.

Słyszałem, jak pociągała nosem.

– Już ci wybaczyłam, głuptasie. Naprawdę za tobą tęsknię.

– Ja też kochanie.

– Gdzie jesteś, wujku Dominic?

– W New Jersey, ale wkrótce planuję podróż na Florydę.

– Naprawdę?

– Tak. Muszę tylko porozmawiać z twoją mamusią, żeby zorganizować kilka rzeczy.
Może mogłabyś mnie oprowadzić?

– Oczywiście! Jestem świetnym przewodnikiem. Znam tu wszystko. Poczekaj!

W tle słyszałem głos Isabelli, pytającej, czy nadal nie spała. Effie wymyśliła wymówkę,
że musiała się napić wody, i że wróciłaby spać, jeśli jej mama przestałaby przeszkadzać.
Roześmiałem się na to. Kilka chwil później, wróciła na linię. Tym razem szepnęła.

– Przepraszam za to. Moja mama uważa, że nadal jestem małym dzieckiem.

– Cóż, jesteś dzieckiem, a pewnie zadzwoniłem do ciebie za późno. Nie masz jutro
szkoły?

– Taa, ale nic się nie stało. Dam sobie radę.

– Nie jestem taki pewien. Powiem ci coś. Może pożegnamy się teraz, zapiszesz sobie
mój numer telefonu i zadzwonisz do mnie jutro, po szkole. W międzyczasie, zadzwonię do
twojej mamy i sprawdzę, czy mogę wpaść z wizytą.

– Byłoby świetnie. Zadzwonię do ciebie jutro, pięć minut po trzeciej, kiedy wysiądę z
autobusu, dobrze?

– Zapisuję to w moim terminarzu.

– Wujku Dominic?

– Tak?

Strona 210
Tłumaczenie nieoficjalne: agni3szka_ korekta: ania.sg

– Nie powinnam nikomu mówić, ale jestem podekscytowana i nie mogę się doczekać.
Skoro jesteś tak daleko, to w porządku, jeśli coś ci powiem, prawda?

– Nie pisnę słówka.

Zachichotała. – Wkrótce będę miała małego brata lub siostrę – wyszeptała. – Mama
powiedziała mi o tym w zeszłym tygodniu.

Isabella była w ciąży. Byłem zaskoczony, niemal wykluczony. Jak każdy, ruszyła ze
swoim życiem do przodu, a ja utknąłem tu, w przeszłości, sam.

– To wspaniałe, kochanie. Bardzo się cieszę. – Miałem nadzieję, że nie mogła usłyszeć
wysiłku, jaki zabrało mi powiedzenie tego.

– Będę też mogła się nim opiekować. I nie zrobię tego za darmo!

Śmiałem się. – Nie, nie powinnaś.

– Effie! – Usłyszałem głos Isabelli. – Daj mi ten telefon, młoda damo. Wiesz, powinnaś
już spać, jest już po ósmej.

– Muszę iść!

Odłożyła słuchawkę. Uśmiechnąłem się do siebie, zastanawiając się, kiedy wreszcie


powiedzielibyśmy jej prawdę. Że jestem jej ojcem.

Trzymałem telefon, wiedząc, że będzie dzwonił w ciągu następnej minuty i jak na


zawołanie, zrobił to. Odebrałem.

– Dlaczego dzwonisz do niej po dziesiątej, w ciągu tygodnia? – zapytała Isabella.

– Ponieważ nigdy nie powinienem był przestać do niej dzwonić.

*********

Uzgodniliśmy mój przylot na Florydę na kolejny tydzień. O dziwo, Isabella nie była
temu przeciwna. Może dlatego, iż zgodziliśmy się, że nie powiemy jej, że byłem jej ojcem,
dopóki nie będzie dorosła. W ten sposób było po prostu bezpieczniej, zwłaszcza teraz, gdy
przejąłem rodzinę Benedetti. Wcześniej miałem wrogów, a teraz miałbym ich więcej. I nie
zrobiłbym jej celem dla tych wrogów.

Spotkanie z Effie było cudowniejsze, niż mogłem sobie wyobrazić. Potrzebowałem jej

Strona 211
Tłumaczenie nieoficjalne: agni3szka_ korekta: ania.sg

słodkiej niewinności, bystrego sposobu patrzenia na świat i beztroskiej natury. Spędziłem


tydzień w hotelu w pobliżu i codziennie zabierałem, i odbierałem ją ze szkoły. W weekend
pojechaliśmy do Keys, aby odwiedzić Salvatore i Lucię, i spotkać się z innymi moimi
bratanicami i malutkim siostrzeńcem. Lucia tolerowała moją obecność, ale była zbyt
zmęczona, aby zrobić coś innego poza karmieniem małego Sergio, który urodził się, ważąc
ponad cztery i pół kilograma, i miał dokładnie takie same oczy jak jego imiennik.

Ale przez cały czas, gdy tam byliśmy, czułem się jak outsider. Effie mnie kochała
i zaakceptowała. Salvatore również. Ale nie należałem do ich świata. Czułem, jakbym rzucał
ciemny cień na ich drzwi, i ten fakt mnie obrzydzał. Nie chciałem być tym.

Kiedy wróciłem do domu, poszedłem do domu w Adirondacks. Do dużej, przestronnej


rezydencji Franco. Przez następne osiem miesięcy, zadbałem o rodzinny interes, będąc tak
zajętym, jak tylko mogłem, ale chodziłem po domu jak duch. Zachowałem wszystko, co
nosiła Gia, aż jej zapach zniknął z ubrań, a nawet wtedy zapakowałem je w torbę i schowałem
w szafie, obok moich rzeczy.

Myślałem, że z czasem zapomniałbym o niej. Albo przynajmniej przestałbym za nią


tęsknić. Ale tak się nie stało. Nie miało znaczenia, ile czasu minęło.

Wyśledziłem ją. Ona i jej matka sprzedały dom, w którym dorastała w pobliżu
Filadelfii. Matka wróciła do Włoch, gdzie mieszkała jej siostra, a Gia wynajmowała
mieszkanie na Manhattanie. Często chodziłem do miasta i za każdym razem, gdy to robiłem,
docierałem blisko drzwi frontowych budynku, zanim zawracałem.

Nie potrzebowała mnie w swoim życiu.

Doszedłem do wniosku, że nienawidziłem domu w Adirondacks. Przechowywał tylko


złe wspomnienia przeszłości, nienawiści i zazdrości oraz stary świat, którego nie byłem
pewien, czy nadal chciałem być częścią. Przez te wszystkie lata, nie chciałem nic więcej, niż
bycie szefem. Przez cały ten czas nie zdawałem sobie sprawy, co to znaczyło. Tego, że mój
ojciec nie będzie już żył. Że każdy, kto ma znaczenie, zniknie. Czułem się bardziej samotny,
niż kiedykolwiek w moim życiu, i w pewnym sensie, dopóki tu zostałem, wiedziałem, że
utknę w tej zimnej, pustej przeszłości.

To było tego ranka, w którym zdecydowałem się wystawić dom na sprzedaż, kiedy
zobaczyłem artykuł w gazecie. Angus Scava został oskarżony o handel narkotykami,
wymuszanie okupu i oszustwa podatkowe, i był osobą zamieszaną w kilka morderstw, w tym

Strona 212
Tłumaczenie nieoficjalne: agni3szka_ korekta: ania.sg

Mateo Castellano. Główny świadek? Victor Scava.

Zgadywałem, że teraz chciałby, żeby wyciął język swojego bratanka.

Odłożyłem gazetę i wstałem. Podszedłem do okna, otworzyłem je i wziąłem głęboki


haust świeżego, chłodnego, jesiennego powietrza. Lato chyliło się ku końcowi.

Postanowiłem jeszcze coś innego tego ranka. Wziąłem kluczyki do SUV–a i wyszedłem
z domu, po drodze dzwoniąc do mojego adwokata, pana Marino, wykonawcy testamentu
mojego ojca. Dałem mu polecenie, aby nie tylko ten dom wystawił na sprzedaż, ale również
ten Salvatore. Poinstruowałem go też, żeby znalazł mi jakiś w Nowym Jorku. Taki, który
nigdy nie należał do nikogo innego przede mną. Taki, który byłby mój od początku. Byłby to
pierwszy krok, w moim prawdziwym przejęciu rodziny Benedetti.

Nie zrobiłem tego z gniewu. Nie zrobiłem tego, żeby się mścić. Po prostu zrobiłem to,
ponieważ musiałem. Zrobiłem to, bo już tego nie chciałem, nie sam. Nie chciałem tego
pustego domu. Tego pustego życia. Chciałem ją. Chciałem Gię.

Król potrzebował pieprzonej królowej. I byłem głupcem, że pozwoliłem jej pomyśleć,


że mogła odejść.

************

Pojechałem do miasta, przybywając w porze lunchu. Wiedziałem, gdzie pracowała Gia.


W weekendy kelnerowała, podczas gdy w ciągu tygodnia uczęszczała do szkoły prawniczej.
Wszedłem do restauracji The Grand Cafe i rozejrzałem się po zatłoczonym miejscu,
natychmiast ją dostrzegając.

– Chcę stół w jej sekcji – powiedziałem do kierownika sali.

– Czy ma pan rezerwację, proszę pana? – spytał.

Spojrzałem w dół na krępego małego mężczyznę i wyjąłem portfel. – Oto moja


rezerwacja – powiedziałem, przekazując mu kilka banknotów.

Odchrząknął i poszedłem za nim do stolika. Nie widziała mnie, gdy usiadłem, więc
otworzyłem menu, aby na nią poczekać. Moje serce biło gorączkowo. Chociaż wiedziałem, że
nie miała chłopaka i prawie żadnych przyjaciół, nie byłem pewien, jak byłbym odebrany.
Trzymała się sama i przypuszczałem, że była tak samo samotna, jak ja.

Strona 213
Tłumaczenie nieoficjalne: agni3szka_ korekta: ania.sg

Podeszła, pisząc coś w swoim tablecie, kiedy się przedstawiła. Potem podniosła wzrok.

Nasze spojrzenia były zablokowane, a ona zatrzymała się w środku zdania. Nie,
w środku słowa.

Włosy miała upięte z tyłu w nieporządny kok, pozwoliła grzywce odrosnąć i upięła ją
na bok. Miała na sobie białą bluzkę, czarne spodnie i najbrzydsze buty, jakie kiedykolwiek
widziałem, a dla mnie nie mogła wyglądać piękniej.

– C ... – Jej głos utknął w gardle.

– Kopę lat.

Przerwała nasze spojrzenie i rozejrzała się wokół. – Ja ... Dominic …

– Usiądź.

– Co ty tutaj robisz?

– Chciałem cię zobaczyć. – Musiałem cię zobaczyć.

Rozejrzała się po kawiarni. – Ja ... ty ... nie mogę tego zrobić.

Szybko odeszła, zdjęła fartuszek i zniknęła za drzwiami.

Podniosłem się, by podążyć za nią, nie dbając o to, że prawie wytrąciłem tacę
z drinkami z rąk kelnerki, gdy drzwi się otworzyły i wszedłem do tętniącej życiem kuchni.

– Proszę pana, nie może pan tu być – powiedział ktoś.

Widziałem czubek głowy Gii, gdy zniknęła za kolejnymi drzwiami. Podążałem za nią,
ignorując wszystkich i popychając drzwi, które prowadziły do alei. Smród miasta
i pojemników na śmieci przytłoczyły moje zmysły i zastanawiałem się, jak tych dwoje,
stojących po drugiej stronie ulicy, palących papierosy, mogło to wytrzymać.

Widząc mnie, szybko wyrzucili niedopałki, wchodząc przez drzwi, przez które właśnie
wyszedłem.

– Gia! – zawołałem, patrząc w jednym kierunku, potem w drugim, gdzie zauważyłem


ją, opierającą się o ścianę. Ręce złożyła na brzuchu, słońce odbijało się od naturalnych
czerwonych odcieni w jej ciemnych włosach, gdy czekała tam na mnie, pochylając głowę.

– Nie powinno cię tutaj być – powiedziała, podnosząc wzrok, kiedy podszedłem.

Być blisko niej, widzieć ją, słyszeć ... – Powinienem tu być – powiedziałem, wyciągając
dłoń, aby ją dotknąć, ale nie robiąc tego, bojąc się, że ucieknie, zniknie. – Właściwie, to nigdy

Strona 214
Tłumaczenie nieoficjalne: agni3szka_ korekta: ania.sg

nie powinienem pozwolić ci odejść. To był mój największy błąd, jeśli chodzi o ciebie.

Patrzyła na mnie, ze zmieszaniem w oczach.

– Zrobiłem ich wiele, ale ten był największy. Pozwalając ci uwierzyć Scavie, że byłaś
jakimś potworem .. było kolejnym. Pozwalając ci patrzeć, tamtej nocy ... – Potrząsnąłem
głową. – Jesteś na to zbyt czysta. Nigdy nie powinienem był ci pozwolić oglądać …

– Przestań. Nie chcę tego słyszeć. – Położyła dłonie na uszach jak małe dziecko.

– Gia …

– Musisz iść – powiedziała, przerywając mi.

– Gia? – Ktoś otworzył drzwi i zawołał.

Złapałem ją za ramiona.

– Masz klientów – powiedziała kobieta, patrząc na mnie ostrożnie.

– Chwileczkę – powiedziała Gia, nie odwracając ode mnie wzroku.

– W porządku? – spytała kobieta.

Gia skinęła głową. – Będę tam za minutę.

Kobieta wróciła do środka.

– Poszedłem zobaczyć Effie – powiedziałem. – Sprzedaję domy …

– Musisz iść – powiedziała, ponownie mi przerywając. Wyprostowała się i wytarła


oczy, starając się usunąć wszystkie emocje z twarzy. – Nie możesz tu być. Po prostu nie
możesz.

Drzwi się otworzyły, tym razem kobieta wróciła z dwoma mężczyznami.

– Gia – powiedział jeden z mężczyzn, podchodząc. – Wszystko w porządku?

– Idź, Dominic. Nie chcę cię tutaj.

Mężczyzna stanął obok nas. – Słyszał ją pan. Musi pan odejść.

– Gia. – Sięgnąłem do niej, ale odwróciła się i zniknęła wewnątrz budynku.

– Proszę pana – powiedział mężczyzna.

Popatrzyłem na niego, a potem zobaczyłem, jak kobieta obserwowała mnie zza drzwi.
Odwróciłem się i odszedłem. Ale nie wyjechałem. Cóż, wyszedłem z alei, ale nie opuściłem
miasta.

Strona 215
Tłumaczenie nieoficjalne: agni3szka_ korekta: ania.sg

Jeśli mnie nie chciała, to sprawiłbym, żeby dotrzymała obietnicy.

Pojechałem do budynku, w którym mieszkała i dzwoniłem do losowo wybranych


mieszkań, dopóki ktoś mnie nie wpuścił, gniew, zmieszanie i odrzucenie krążyło jak huragan
w mojej głowie. Łatwo było dostać się do 4A, jej obskurnego małego miejsca, z pojedynczą
sypialnią, maleńką kuchnią i salonem prawie tak dużym, jak moja łazienka. Światło ledwo
przebijało się przez okno, ale nie całkiem, nie z cieniem budynku po drugiej stronie ulicy,
blokującym słońce. Rozejrzałem się wokół, otwierając każdą szufladę, wiedząc o tym, że nie
miałem do tego prawa, ale czując się wkurzonym na tyle, że się tym nie przejmowałem.
Otworzyłem serce. Cholera, wyżaliłem się. I nie mogła wysilić się, aby dać mi jeden cholerny
poranek?

Cóż, pieprzyć ją.

Przypomniałbym jej obietnicę.

Wykręciłem żarówkę, wyjąłem pistolet z tyłu dżinsów i położyłem go na stoliku. Potem


usiadłem na kanapie, obserwowałem drzwi i czekałem.

Strona 216
Tłumaczenie nieoficjalne: agni3szka_ korekta: ania.sg

ROZDZIAŁ 26

Gia

Rozlałam drinki na trzech klientów i upuściłam dwa talerze, po wyjściu Dominica.


Nigdy nie spodziewałam się, zobaczyć go ponownie. Nigdy nie przypuszczałam, że by się
pojawił. Nie starałam się zrozumieć, jak mnie znalazł. Miał środki. Prawdopodobnie miał
mnie na oku, przez te wszystkie miesiące.

To mnie wkurzyło, teraz, gdy szok już minął. Jak śmiał, tak wrócić do mojego życia,
kiedy dopiero co się pozbierałam? Składając kawałki siebie, w coś przypominającego
normalność.

Po dniu, w którym spotkaliśmy się ze Scavą, przez długi czas czułam się zimna. Zimna
i pusta. Mama i ja, razem opłakiwałyśmy Mateo. Byłam pewna, że żadna z nas, nigdy
naprawdę nie przestała rozpaczać, ale nadszedł czas, aby pójść dalej. Sprzedałyśmy dom,
i ona wróciła do Włoch, do swojej siostry. Ja przeniosłam się do Nowego Jorku
i postanowiłam, że zdobędę stopień prawniczy i będę zamykała dupków, takich jak Angus
i Victor Scava. To było to, co mogłam zrobić, aby uczcić pamięć Mateo.

Zatrzymałam dysk z nagraniem rozmowy. W zasadzie, to dopiero kilka tygodni temu,


go przekazałam. Wiedziałam, że jeśli zrobiłabym to za wcześnie, Angus dowiedziałby się, że
to byłam ja i chciałby odwetu. Wysłałam go anonimowo i zadziałało. Poszli na układ
z Victorem, i był on teraz ich świadkiem koronnym, przeciwko większej rybie: jego wujowi.

Widząc pobitego Victora, w restauracji tamtej nocy, i jego wujka, który groził
wycięciem jego języka, obrzydziło mnie. Bez wątpienia sprawiło to, że wiedziałam, że ja nie
byłam taka. Scava nazwał mnie potworem? Uwierzyłam mu. I myślę, że byłabym jednym,
gdybym zrobiła to, co powiedziałam, że chciałam zrobić.

Autobus podrzucił mnie przecznicę od mojego mieszkania. Była prawie północ,


a moje nogi i plecy bolały. Dziś pracowałam podwójną zmianę, ale potrzebowałam pieniędzy.

Strona 217
Tłumaczenie nieoficjalne: agni3szka_ korekta: ania.sg

Mama chciała mi pomóc, ale ona nie miała więcej niż ja, więc mieszkałam w gównianym
mieszkaniu, w jeszcze bardziej gównianej dzielnicy, próbując wypracować swoją własną
drogę.

Weszłam po schodach do budynku i otworzyłam drzwi zewnętrzne, po czym wspięłam


się na czwarte piętro. Światło na korytarzu znowu nie działało, więc użyłem latarki
w telefonie, aby wsunąć klucz do zamka i obrócić. Kiedy sięgnęłam, aby włączyć światła
w mieszkaniu, nic się nie stało. Zastanawiałam się, czy był to po prostu brak prądu. Ale wtedy
zobaczyłam światło, które przesączało się spod drzwi sąsiada, i moje serce przyspieszyło.
Rozszerzyły mi się oczy i zaczęłam natężać wzrok, aby dostrzec coś w ciemnym mieszkaniu,
zauważając jakiś kształt przed oknem, siedzący na kanapie.

Czy byli to mężczyźni Scavy? Czy wiedział, że to ja przekazałam dowody? Nie był
głupi. Może ja byłam, przez zrobienie tego.

– Nie próbuj do cholery uciekać.

Zalała mnie ulga w chwili, gdy usłyszałam głos Dominica. Ale wtedy, przypomniałam
sobie to popołudnie. To jak go odesłałam.

– Wejdź do środka i zamknij drzwi, Gia.

Stałam tam, podczas gdy gęsia skórka pokryła moje ciało, na dźwięk jego głosu. Jego
rozkazu.

– Powiedziałem, wejdź do środka i zamknij drzwi.

Nie skrzywdziłby mnie. Wiedziałam to. Ale jego głos brzmiał dziwnie. Tak jak miało to
miejsce wcześniej, w nocy kiedy dowiedziałam się, kim naprawdę był.

– Nie wiedziałam, że włamujesz się do mieszkań – powiedziałam swobodnie, wchodząc


do środka i zamykając drzwi.

– Zdziwiłabyś się wiedząc, co mogę zrobić.

Sięgnął i włączył lampkę obok sofy. Wtedy właśnie spostrzegłam pistolet na stoliku
i cofnęłam się o krok.

Wstał. – Nie zamierzam cię skrzywdzić – powiedział.

– Czego chcesz, Dominic?

Podchodził do mnie, a wszystko, co mogłam zrobić, to obserwować, jak się poruszał,


pamiętając, jak szerokie były jego ramiona, ile zajmował miejsca. Jak bycie blisko niego,

Strona 218
Tłumaczenie nieoficjalne: agni3szka_ korekta: ania.sg

pobudzało moje ciało.

– Jesteś mi coś winna, Gia.

Zatrzymał się, gdy czubki jego butów, uderzyły w moje. Owinął dłoń wokół mojej
głowy i zanurzył palce we włosach na karku, sprawiając, że sapnęłam, sprawiając, że moje
serce łomotało.

– Domi ... – Ale nigdy się nie odezwałam, ponieważ zamknął usta na moich i pochłonął
ten dźwięk.

Zapomniałam jego dotyk, dotyk jego warg. Zapomniałam to, jak smakował, jak jego
ciało było tak twarde i potężne, zapomniałam, jak ciągnął mnie za włosy i zmuszał do
uniesienia głowy w górę. Jego język wsunął się w moje usta, a ja zamknęłam oczy,
pochylając się do jego dłoni, gdy drugą, przesunął po moim biodrze i talii, aby złapać pierś
i ścisnąć sutek.

Przerwał nasz pocałunek i odwrócił głowę w bok, aby wyszeptać mi do ucha.

– Jesteś mi coś winna i jestem tu, aby to odebrać.

Przycisnęłam się do jego klatki piersiowej, ściskając mięsień pod nią, a potem
przesunęłam dłonie do bicepsów i zwinęłam je wokół nich, zanim oddałam mu pocałunek,
lubiłam, kiedy odrobinę przygryzał moją wargę, lubiłam czuć jego twardniejącego fiuta przy
moim brzuchu.

Usłyszawszy zamykające się za mną drzwi, przestraszyłam się. Niebiesko–szare oczy


Dominica świdrowały moje, tak inne od tego, jakie były po południu. Twardsze. Tak jak
patrzył na mnie kiedyś, na początku w chatce. Tak jak patrzył na mnie, kiedy mnie pieprzył.

Stałam tam dysząc, usta miałam otwarte jak jakiś szczeniak, a oczy rozszerzyły się
mocniej, kiedy pociągnął mnie mocniej za włosy.

– Nie jesteś ciekawa, co jesteś mi winna?

Poprowadził mnie przez małe mieszkanie do sypialni, opuszczając na łóżko, po czym


wspiął się na nie. To było moje stare łóżko z domu. Miałam je od ponad piętnastu lat
i skrzypiało pod naszym połączonym ciężarem.

– Twój apartament jest pieprzonym bałaganem.

Podciągnął koszulę do góry i przez głowę, a księżycowy blask, tworzący białą tarczę
z tatuażem na jego piersi, wydawał się być prawie upiorny.

Strona 219
Tłumaczenie nieoficjalne: agni3szka_ korekta: ania.sg

– Zamknij się – powiedziałam, moje dłonie spoczywały na jego piersi, niezdolne do


pochłonięcia wystarczającej ilości jego ciepła, jego siły. Tęskniłam za nim. Bardzo za nim
tęskniłam.

Rozdarł moją koszulę na środku i zepchnął ją z ramion. Byłabym wkurzona, jeśli nie
byłabym tak bardzo napalona. Spojrzał na mnie i zsunął miseczki mojego biustonosza pod
piersi. Biorąc jedną w usta, ssał, a potem ugryzł, trochę mocniej niż zrobił to z moją wargą.

Jęknęłam, wyginając plecy.

Położył się na mnie całą wagą i spojrzał na mnie, z twarzą kilka centymetrów od mojej.
Obserwując mnie, wziął mnie za rękę i pociągnął ją do siebie, do jego pleców, do miejsca,
gdzie poczułam lufę pistoletu, którego nie zauważyłam, że wsunął za pasek dżinsów.

Sapnęłam i wyszarpnęłam dłoń, albo próbowałam, ale mi nie pozwolił.

– Weź go – powiedział.

– Nie.

– Weź go, Gia.

Potrząsnęłam głową.

– Weź go, do cholery. – Owinął moją dłoń swoją, i razem wyciągnęliśmy ją tak, że to ja
trzymałam broń.

Spojrzałam na nią, a potem na niego.

– Pamiętasz co mi obiecałaś? – zapytał, siadając, wiążąc mnie między swoimi udami.

– Przestań. Nie chcę tego.

Ale trzymał swoją dłoń wokół mojej, więc nie mogłam go puścić.

– Nie obchodzi mnie to, czego chcesz. Obchodziło mnie tego popołudnia, ale
odprawiłaś mnie.

– Dominic ...

Przeniósł broń między nas i przycisnął lufę do swojej piersi.

Serce mi drgnęło.

– Obiecałaś mnie zabić. Przysięgłaś.

Zaczęłam cicho płakać, ciężkie łzy spływały z mojej twarzy na łóżko. Dominic owinął
drugą dłoń wokół mojego gardła i ścisnął. Łzy się zatrzymały, a moje oczy otworzyły się
Strona 220
Tłumaczenie nieoficjalne: agni3szka_ korekta: ania.sg

szeroko, gdy sapałam o oddech. Odbezpieczył pistolet, nie spuszczając ze mnie wzroku.

– Pociągnij za spust, Gia.

Próbowałam potrząsnąć głową, ale nie mogłam się ruszyć.

– Jestem intruzem. To będzie samoobrona. Teraz dochowaj obietnicy i pociągnij za


pierdolony spust.

Uwolnił moje gardło, krztusiłam się i dyszałam o oddech, a moja dłoń osłabła wokół
pistoletu.

– Nie chcę – powiedziałam, mój głos wyszedł cienki.

Klepnął mnie w twarz, były to niewielkie klapsy, które nie bolały, ale to pozwoliło mi
się ogarnąć.

– Nie chcę – parodiował.

Znowu owinął dłoń wokół mojego gardła.

– Nie dotrzymałeś obietnicy! – wykrzyczałam.

Trzymał tam swoją dłoń, ale jego uścisk zmniejszył się. Myślałam, że widziałam
najmniejszą odrobinę uśmiechu, igrającą na jego ustach.

– Nie dotrzymałeś cholernej obietnicy! – powiedziałam ponownie.

Pozwolił mi uwolnić rękę, i trzymałam pistolet wycelowany w niego.

– To jest to. Wścieknij się – powiedział.

Wziął nadgarstek, w którym trzymałam broń i przycisnął go do łóżka, i podczas gdy


utrzymywał wzrok zablokowany na moim, jego ręce pracowały przy guzikach moich spodni,
otwierając je, sięgając do środka i chwytając moją płeć przez majtki.

– Wścieknij się jak cholera, Gia.

Zamknęłam oczy, czucie jego dłoni znów na mnie, mojej własnej potrzeby, to, kurwa,
przytłoczyło wszystko.

– Pozwoliłeś mu odejść!

Wsunął dłoń do środka, palce odnalazły łechtaczkę, moje śliskie, gotowe wejście.

– Pozwoliłeś mi odejść – powiedziałam cicho.

Cholera. Zamknęłam oczy i pchnęłam na jego dłoń.

Strona 221
Tłumaczenie nieoficjalne: agni3szka_ korekta: ania.sg

– Nie mogłem cię zmusić, abyś została – odpowiedział szeptem.

Kiedy otworzyłam oczy, zobaczyłam, że pochylił się nade mną.

– To musiał być twój wybór. – Jego głos był mroczny i chrapliwy. – Ale to było wtedy,
a to jest teraz i zmieniłem zdanie.

– Pieprz mnie – udało mi się powiedzieć, kiedy szarpnął moje spodnie i figi w dół. –
Muszę poczuć cię we mnie, Dominic.

Pistolet leżał zapomniany obok nas, gdy użył obu dłoni, aby odpiąć swoje dżinsy, po
czym ściągnął je razem ze slipami.

– Jeśli będę cię pieprzył …

Jego kutas stał gotowy przy moim wejściu.

– Jeśli powiesz tak …

Otworzyłam nogi tak szeroko, jak tylko mogłam.

– Nie będziesz mogła odejść. Nie znowu. Nigdy więcej.

Pchnął. Nie czekając w ogóle na moją odpowiedź.

I nie powiedziałabym nie.

Krzyknęłam, a on zatrzymał się.

– Otwórz oczy, Gia. Spójrz na mnie. Jestem dokładnie tutaj.

Zrobiłam to, próbując ruszyć biodrami pod nim, ale nie mogłam.

– Posłuchaj mnie, Gia. Nie będziesz w stanie zmienić zdania. Nie pozwolę ci odejść.
Rozumiesz mnie?

Kiwnęłam głową, wyginając plecy. – Proszę. Potrzebuję …

Wysunął się i zanurzył ponownie, sapnęłam, gryząc wargę, kosztując krwi. Krew.
Z nim, będzie dużo krwi.

– Mocniej – powiedziałam.

Uśmiechnął się, wycofał i pchnął ponownie.

– Odeszłaś, do cholery.

Był zły i wściekły, i seksowny jak cholerne piekło.

– Nie pozwolę ci ponownie ode mnie odejść. Nigdy, do cholery.


Strona 222
Tłumaczenie nieoficjalne: agni3szka_ korekta: ania.sg

Znowu przygryzłam wargę, mocniej, aż spróbowałam więcej krwi, i doszłam. Doszłam


z nim obserwującym mnie. Doszłam obserwując jego. Moja cipka pulsowała wokół jego fiuta,
a on nawet nie mrugnął, aż wycisnęłam z niego każdą kroplę przyjemności, biorąc od niego
to, co dałam, wiedząc, że to przypieczętowało nasz pakt, wiedząc, że kiedy znowu się
poruszył, kiedy mnie pieprzył, a ja przyglądałam się, jak doszedł, że byłam jego.

Byłam jego na zawsze.

Strona 223
Tłumaczenie nieoficjalne: agni3szka_ korekta: ania.sg

ROZDZIAŁ 27

Dominic

– Co miałaś wspólnego z aresztowaniem Angusa Scavy? – Usiadłem na stołku przy


ladzie kuchennej obierając jabłko, obserwując ją, gdy przygotowywała kawę. Choć była
odwrócona do mnie plecami, zobaczyłem, jak zesztywniała.

– Nic.

– Kłamczucha.

Nalała dwie filiżanki kawy ze staromodnej maszyny i postawiła jedną przede mną.
Wypiła łyk ze swojego kubka i stanęła po drugiej stronie blatu, obserwując mnie. Mogłem
zobaczyć jak myślała, gdy zastanawiała się, jak odpowiedzieć. Czy ona nie zdawała sobie
sprawy, że wiedziałem, iż dysk z nagraniem zniknął, kiedy wyszliśmy na pogrzeb mojego
ojca?

Wziąłem swój kubek i czekałem.

– Nic – powiedziała znowu, odwracając się.

Wziąłem łyk. – Chryste. Co to za gówno? – Spojrzałem na ciemnobrązową wodę


w kubku. Dokładnie tak smakowało: jak cholerna brudna brązowa woda.

– Nie bądź snobem. Ekspres był tutaj, kiedy się wprowadziłam. Jest w porządku.

Wzięła kolejny łyk, ale nawet ja widziałem, jak musiała się do tego zmusić.

– Przyzwyczaisz się do niej – powiedziała.

– Nie przyzwyczaję się do tego. – Wstałem, podszedłem do zlewu i wrzuciłem kubek,


zanim wziąłem jej i zrobiłem to samo.

– Co robisz?

– Chodźmy zdobyć trochę prawdziwej kawy. – Potrząsnęła głową, próbując się spierać.

Strona 224
Tłumaczenie nieoficjalne: agni3szka_ korekta: ania.sg

– Jesteś Włoszką, na litość boską. Nie możesz mi powiedzieć, że lubisz to gówno.

– Nie powiedziałam, że ją lubiłam.

Chwyciła torebkę i kurtkę, i wyszliśmy.

Na zewnątrz, przeszliśmy dwie przecznice do małej kawiarni. W środku zajęliśmy


miejsce w rogu, z dala od okien. Gia zamówiła cappuccino a ja podwójne espresso. Gdy już je
dostaliśmy, zapytałem ponownie.

– Gia, co miałaś wspólnego z aresztowaniem Scavy?

Wzruszyła ramionami i patrzyła na wzór kwiatowy, jaki barista zrobił na jej piance.

– Przekazałam nagranie. Wysłałam je anonimowo.

Potrząsnąłem głową. – Czy uważasz, że Scava nie będzie wiedział, kto je przysłał?

– Pomyśli, że był to Victor.

– Być może, ale nie musi. Będzie chciał odwetu, wiesz o tym.

Spojrzała na mnie. – Utrzymasz mnie bezpieczną.

To przywołało wspomnienia.

Tak, ochroniłbym ją, ale nie spodziewałem się, że to powie, ponieważ powiedzenie tego
oznaczało o wiele więcej.

– Nie mogłam po prostu pozwolić mu odejść bez szwanku, Dominic. Mateo umarł
z powodu tego dowodu.

– Wiem. Ale teraz umieściłaś się w niebezpieczeństwie.

– On jest za kratami.

– On może zarządzać całą jego organizacją zza tych krat. Wszystko, co musi zrobić, to
wydać rozkaz.

– Nie mogłam tego nie zrobić.

Wypiłem z kubka. – Wiem. Wrócisz ze mną dziś. Nie możesz zostać w swoim
mieszkaniu.

– Mam pracę i szkołę.

– Nie potrzebujesz pracy i możesz wziąć semestr wolnego.

– Już wzięłam zbyt wiele lat wolnego. Mam dwadzieścia pięć lat, Dominic.

Strona 225
Tłumaczenie nieoficjalne: agni3szka_ korekta: ania.sg

– Jeśli nie będziesz żyła, weźmiesz wolne od reszty życia, prawda? Studiujesz, aby
zostać adwokatem. Jak myślisz, co jest lepszym rozwiązaniem?

– Zamknij się.

– Wystawiam oba domy na sprzedaż, ten ojca i Salvatore. Przeniesiemy się do miasta.

– Zamieszkamy razem? Tak po prostu?

– Nigdy nie wydawałaś mi się dziewczyną, która lubi długie zaloty z kwiatami
i romantyczne spacery po plaży.

– Bo nie jestem. Ale to jest szybkie, nieprawdaż?

– Chcę, żebyś była ze mną. Myślałem, że wyraziłem się jasno zeszłej nocy.

– A więc, zawsze będę dla ciebie dostępnym kawałkiem dupy?

Usiadłem wygodnie, zdezorientowany. – Tak właśnie myślisz?

Nie odpowiedziała, ale patrzyła na mnie spod przymkniętych powiek.

– Gia, jesteś bystrą dziewczyną. Naprawdę myślisz, że przyszedłem do ciebie po ośmiu


miesiącach rozłąki, otworzyłem przed tobą serce, bo myślę, że jesteś fajnym „kawałkiem
dupy”?

– Czy uważasz, że to, co wydarzyło się wczoraj w nocy, to, co powiedziałeś, było
otworzeniem serca?

Znowu zbiła mnie z tropu. – Czego ty chcesz? Nigdy nie byłem romantycznym typem.

– Może ja jestem mimo wszystko – powiedziała defensywnie, chwilowo odwracając


wzrok od mojego.

Uśmiechnąłem się, nadal trochę zmieszany, ale rozumiejąc. Pochyliłem się do przodu
i ująłem jej podbródek w dłoń, podnosząc go tak, że spojrzała na mnie. – Kocham Cię. Czy to
właśnie chciałaś usłyszeć?

Patrzyła tylko na mnie, jakby mi nie wierzyła.

– Kocham cię, a te osiem miesięcy bez ciebie były jak małe kawałki piekła, gorsze niż
te siedem lat, w których żyłem, zanim znalazłem cię skuloną w kącie tej obskurnej chatki.
Nigdy w całym moim życiu nie pragnąłem kogoś tak bardzo, jak pragnę ciebie. I tak bardzo,
jak uwielbiam cię pieprzyć, to co mam na myśli, to to, że chcę cię w moim pieprzonym życiu,
a nie tylko w moim łóżku. Nie chcę znowu stracić cię z oczu. Chcę, żebyś była bezpieczna

Strona 226
Tłumaczenie nieoficjalne: agni3szka_ korekta: ania.sg

i blisko, i …

Płakała i od razu się uśmiechnęła.

– Co? – spytałem.

– Jesteś romantyczny, na swój własny pokręcony sposób.

Pochyliła się i pocałowała mnie delikatnie.

– Nie jesteś gładki w słowach, ale masz większe serce niż myślisz, Dominicu Benedetti.

Usiadła na swoim krześle, z dłońmi nadal w moich, trzymając się mnie, tak jak ja jej.

Czułem się zdenerwowany patrząc na nią. Czułem się ... niepewny. Nigdy wcześniej nie
powiedziałem tego żadnej dziewczynie. Nigdy nie czułem tego, ani nawet nie siliłem się
udając, że tak było. Jednak z nią, miałem na myśli każde słowo.

– Może powinniśmy się pobrać, jak już przy tym jesteśmy – powiedziałem to, zanim
straciłem odwagę.

Gia zaśmiała się, a potem wytarła łzę, po czym znowu złapała moją dłoń. –
Oświadczasz się?

– Czy mówisz tak?

– Nie wiem. Czy nie powinieneś paść na jedno kolano?

Rozejrzałem się po innych osobach w tym miejscu. Nikt nie zwracał na nas uwagi, ale
zrobiliby to za chwilę. Przesunąłem stół obok naszego na bok … na szczęście był pusty …
opadłem na jedno kolano, z jej dłońmi wciąż w moich.

– Już masz mnie na kolanach – powiedziałem.

– O mój Boże, Dominic, nie byłam poważna! Wstań!

Rozejrzała się wokół i próbowała mnie podciągnąć.

– Nie. Gia Castellano, kocham cię i chcę, żebyś za mnie wyszła. Proszę cię o to. Tu na
jednym pieprzonym kolanie.

Teraz wszyscy się gapili.

Twarz Gii oblała się czerwienią, a ona spojrzała od nich na mnie, uśmiechnęła się
szeroko, krzyknęła i skinęła głową. – Tak.

Wstałem i pociągnąłem ją na nogi, aby stanęła przy mnie, otuliwszy ramiona wokół niej
i całując, podczas gdy wszyscy zaczęli klaskać i gwizdać.
Strona 227
Tłumaczenie nieoficjalne: agni3szka_ korekta: ania.sg

Przerwała nasz pocałunek i szepnęła mi do ucha.

– To było takie żenujące, Dominic.

– Jeśli chcesz romantyzmu, będziesz musiała sobie poradzić ze skrajnym. – Objąłem jej
podbródek i odchyliłem jej głowę z powrotem, aby pocałować ją ponownie, długim,
delikatnym pocałunkiem.

– Kocham cię – powiedziała. – Już od dawna. Nawet nie wiem kiedy to się stało.

– Myślę, że to było wtedy, kiedy pierwszy raz zobaczyłem twoje oczy. Kiedy
wpatrywały się we mnie – dodałem, uśmiechając się. – Chodźmy stąd.

***********

Zajęło mi dwa miesiące, aby zrobić jedyną rzecz, którą musiałem zrobić, aby zamknąć
drzwi do przeszłości, zanim mógłbym kontynuować swoją przyszłość.

– Chcesz, żebym z tobą poszła? – zapytała Gia obok mnie.

Właśnie przejechaliśmy przez bramy cmentarza i podjechaliśmy blisko wydzielonego


kawałka terenu mojej rodziny.

Spojrzałem na zamknięty plac, na trzy największe nagrobki.

– Nie. Muszę zrobić to sam. – Ścisnąłem jej dłoń.

Skinęła głową i wyszedłem z sedana z bukietami kwiatów. Mój oddech utworzył


obłoczek w porannym powietrzu, a wszystko co słyszałem, to tylko samotny dźwięk liści
miażdżonych pod moimi stopami. Poszedłem na wzgórze i obok nagrobków niezliczonych
innych Benedetti, dopóki nie dotarłem do nich.

Kucając, wyrwałem niektóre z chwastów, po czym położyłem kwiaty przed każdym


z kamieni. Najpierw przed mojej mamy. Potem brata. I wreszcie, ojca.

To wtedy przerwałem, prześledziłem jego imię i daty. Zająłem miejsce na ławce


najbliżej grobu i spojrzałem na czekający samochód. Z przyciemnionymi szybami nie
mogłem zobaczyć nic w środku i poczuć się durnym, gdyby ktoś mnie widział, ale i tak
odchrząknąłem i odwróciłem się do grobu ojca.

– Powinienem był to zrobić, gdy jeszcze żyłeś.

Strona 228
Tłumaczenie nieoficjalne: agni3szka_ korekta: ania.sg

Moje oczy były rozgrzane i wilgotne. Śmierć była taka ostateczna a żal taki trwały.

– Ale ta noc mnie spieprzyła, tatku. Ty, mówiący mi prawdę w taki sposób, to
popieprzyło mi w głowie. Nie byłem taki jak żaden z moich braci. Sergio czuł się
zobowiązany, a Salvatore jest zbyt dobry dla takiego życia. A ja, ja tego chciałem. Och,
człowieku, chciałem tego tak bardzo, że aż mogłem tego posmakować.

– Masz rację, wiesz. To, co napisałeś w testamencie, o mnie będącym najbardziej takim
jak ty. Masz rację. Kto by pomyślał, co?

Przejechałem dłonią po twarzy i wstałem, zrobiłem krótki zwrot i kopnąłem szyszkę,


zanim odzyskałem nad sobą kontrolę. Nawet nie słyszałem, że podeszła, dopóki nie wsunęła
dłoni w moją. Gia stała blisko, ale równocześnie dała mi trochę przestrzeni. To właśnie tym
się staliśmy dla siebie. To było tak, jakbyśmy wiedzieli, jakbyśmy czuli wzajemnie swoje
potrzeby, a żadne z nas nie mogło wytrzymać bólu tego drugiego.

Gia, kobieta, którą zraniłem, ta, za którą zapłacono mi, aby ją złamać, dała mi część
swojej duszy i ukradła kawałek mojej.

– W porządku? – zapytała cicho.

Kiwnąłem głową i wróciliśmy do grobu.

– Kocham cię, starcze. Tęsknię za tobą i żałuję, że zmarnowałem ostatnie siedem lat
twojego życia. Ale w końcu zająłeś się mną, prawda? Upewniłeś się, że będę miał lojalność
rodziny. A ja wybaczam ci tamtą noc, powiedzenie mi w taki sposób, w jaki to zrobiłeś.

Zaraz potem rudzik, wylądował na nagrobku mojego ojca.

Gia sapnęła obok mnie. Ptak po prostu się tam zatrzymał, nieruchomo i patrzył na mnie
przez długą chwilę, zanim odleciał i wylądował na gałęzi najbliższego drzewa, wciąż nas
obserwując. Milczeliśmy, aż wreszcie odleciał.

– Łał – powiedziała Gia.

Odetchnąłem z uśmiechem. – Nie sądzę, żeby to był znak albo coś.

– Rudzik symbolizuje odnowienie, Dominic. Może to był twój ojciec …

Ponownie dotknąłem nagrobka i odwróciłem się do niej, pieszcząc jej policzek, całując
czubek zimnego nosa. – To słodkie, ale to naprawdę nie jest styl Franco Benedetti –
powiedziałem z krótkim śmiechem.

*****************************

Strona 229
Tłumaczenie nieoficjalne: agni3szka_ korekta: ania.sg

Nie chciałem, żeby Gia wiedziała, że się martwiłem. Gdyby Angus Scava podejrzewał,
że Gia dostarczyła dowody, posłałby za nią ludzi. Nie potrzebowałby na to dowodu. Miałem
nadzieję, że z Victorem, jako kluczowym świadkiem, winiłby za to wszystko swojego
bratanka. Victor przecież miałby dostęp do nagrania, a nagranie było tylko niewielkim
dowodem przeciwko Angusowi.

Zrezygnowała z pracy, ale nie ze szkoły. Więc przeniosłem się do jej gównianego
mieszkania na ponad miesiąc, aż podpisałem umowę najmu na mieszkanie z prawem
własności w Małych Włoszech. Zakochaliśmy się w nim, kiedy po raz pierwszy je
zobaczyliśmy. Było urocze z jego odkrytą cegłą, odnowionymi drewnianymi podłogami
i ogromnymi oknami. Gia i ja mieliśmy podobny gust w umeblowaniu: nowoczesny, i nie
miał on nic wspólnego z żadnym z domów, które posiadała moja rodzina. Wspólna
przeprowadzka była taka naturalna, jakbyśmy mieszkali razem całe nasze życie.

Effie przyleciała do Nowego Jorku, aby nas odwiedzić. Isabella pozwoliła jej zostać na
Święto Dziękczynienia, a ona i Gia od razu się polubiły. Podobało mi się, widząc Effie taką
swobodną, i o ile chciałem, abym mógł jej powiedzieć prawdę, wiedziałem, że to nie był czas
na to. Widziałem, że Gia obserwowała mnie z nią i nienawidziłem spojrzenia litości, które
czasem mi dawała. Choć nigdy o tym nie rozmawialiśmy.

Władanie rodziną Benedetti przyszło z pewnymi wyzwaniami. Teraz, gdy byłem


szefem, rzeczy były inne niż zawsze myślałem, że były. Nie miałem nikogo, komu ufałem.
Salvatore nie chciał mieć nic wspólnego z rodzinnym biznesem, a zdrada Romana nadal
smakowała gorzko na moim języku. Zatrzymałem usługi Hendersona, ale nauczyłem się, że
każdy ma własny cel. Nie dałbym się ponownie wykiwać, przez nikogo.

Ożeniłem się Gią w Boże Narodzenie. Na wesele pojechaliśmy do Kalabrii we


Włoszech. Ten dom był jedynym, który zatrzymałem. Nie spędzałem tam wiele czasu
w młodości, i nie wydawał się trzymać skazy zdrady w swoich murach. Salvatore i Lucia
pojawili się z trójką swoich dzieci. Tak jak Isabella i Luke, i ich nowa córeczka, Josie. Effie
była naszą dziewczynką od sypania kwiatów, a Salvatore i Lucia stali jako świadkowie.
Matka Gii i jej ciotka również się pojawiły, ale to byli wszyscy i było w porządku. Myślę, że
oboje byliśmy samotnikami. Ale razem, gdy byliśmy tylko my, nie miało to znaczenia.

Nie pokazałem Gii gazety, która dotarła na próg domu, w poranek naszego ślubu. Nie
powiedziałem jej, że Victor Scava zniknął wraz ze wszystkimi dowodami przeciwko
Angusowi. Nie wspominałem też o małym pudełku, które znalazło się wewnątrz papieru.
Prezent ślubny Angusa Scavy. Pudełko zawierające język Victora. Albo to, co uważałem za
Strona 230
Tłumaczenie nieoficjalne: agni3szka_ korekta: ania.sg

język Victora. Myślę, że to mógł być język statystycznego Smitha, ale nie sądziłem, żeby tak
było. Zaadresowano ją dla „szczęśliwej pary” i życzył nam długiego życia.

Wyrzuciłem pudełko do ognia.

To było życie mafii. Nie było odpoczynku od nikczemności i całego tego gówna.
Zarówno Gia, jak i ja, mieliśmy oczy szeroko otwarte, i razem zmierzylibyśmy się ze
wszystkimi wyzwaniami. Mimo to zachowałem jej ręce czystymi. Zachowałem ją czystą
i niosłem cały ciężar. Całą krew.

Po raz pierwszy w życiu zrozumiałem Salvatore. Zrozumiałem jego decyzję o odejściu


i szanowałem ją.

Strona 231
Tłumaczenie nieoficjalne: agni3szka_ korekta: ania.sg

ROZDZIAŁ 28

Gia

Dominic myślał, że nie wiedziałam o zwolnieniu Angusa Scavy. Myślał, że nie


wiedziałam, że zniknięcie Victora najprawdopodobniej oznaczało jego śmierć. Pozwoliłam
mu w to wierzyć, przynajmniej chwilowo. Ten dzień był zbyt ważny, aby zepsuć go,
rozmawiając o Scavie. Miałam zamiar poślubić człowieka, którego kochałam. Dziką bestię
mężczyzny, który przeszedł przez piekło i wyszedł na szczyt swojego świata. Nie sądziłam,
że zdawał sobie sprawę, jak samotny będzie na szczycie, dopóki nie stanął w butach ojca.

Ale razem nie byliśmy samotni. Perfekcyjnie się dopasowaliśmy, Dominic i ja. To było
tak, jakbyśmy byli ostatnimi dwoma kawałkami układanki, zaginionymi na lata
i odnalezionymi pod zakurzoną kanapą. I w chwili, gdy się połączyliśmy, pusta przestrzeń
została wypełniona i wszystko było kompletne, tak jakby nigdy nie był puste.

Kiedy byłam małą dziewczynką, wierzyłam w bajki. Nie w rodzaju tych z Disneya. Nie,
wierzyłam w te prawdziwe. Te straszne. Te, w których nie wszyscy spotykali księcia
w lśniącej zbroi albo od razu żyli długo i szczęśliwie. Zbyt szybko nauczyłam się, jak
pieprzone mogło być życie, jak ból, cierpienie i śmierć czaiły się za każdym uśmiechem. Ale
nigdy nie przestałam wierzyć w moc miłości i zawsze kochałam bestie bardziej niż książęta.

Dominic był moją bestią. I jakoś, ja byłam jego księżniczką.

Stałam obok Effie przy wejściu do starej, małej kaplicy, gdzie mieliśmy się pobrać.
Miałam na sobie suknię ślubną ze starodawnej koronki, od mojej babci, ściskając róże tak
czerwone, że prawie czarne. Dwóch mężczyzn otworzyło drzwi, a małe zgromadzenie wstało.
Zapach kadzidła wypłynął przez otwarte drzwi.

Napotkałam spojrzenie Dominica przez siateczkę welonu, a serce waliło mi w klatce


piersiowej. Przez chwilę żałowałam, że nie przyjęłam propozycji Salvatore, poprowadzenia
mnie przez nawę, bo nagle moje kolana osłabły, i nie byłam pewna, czy dałabym radę

Strona 232
Tłumaczenie nieoficjalne: agni3szka_ korekta: ania.sg

pokonać dystans między nami.

Ale potem Dominic uśmiechnął się i zobaczyłam, jak dołeczek złagodził jego twarz,
dając mu młodszy wygląd, niemal niewinny. Anioł śmierci. Widziałam go w chatce, gdzie
został wysłany, aby mnie złamać. Teraz wiedziałam, że to była prawda. Był moim aniołem
śmierci. Ale zabiłby wszystkich moich wrogów, chroniłby mnie i kochał.

Organy zaczęły grać marsz weselny: ciężki, mocny gotycki kawałek, który wybrałam.
Ten, na który Dominic podniósł brwi, ale zaakceptował bez żadnego pytania. Effie ruszyła
przede mną, rzucając po drodze płatki krwistoczerwonych róż. Zrobiłam pierwszy krok,
prostując plecy, spotykając się z każdym spojrzeniem w kościele, wiedząc, że nawet choć
Dominic i ja nigdy nie moglibyśmy być zaakceptowani przez niektórych, to nie miałoby
znaczenia, już nie. Potrzebowaliśmy tylko siebie nawzajem.

Dominic zrobił ostatnie kroki, żeby się ze mną spotkać, objął mnie w pasie,
i poprowadził do ołtarza. Staliśmy przed księdzem. Muzyka przestała grać, a on zaczął
nabożeństwo. Nie słyszałam wiele z tego, co powiedział. Nie mogłam przestać patrzeć na
Dominica, a on wydawał się niezdolny odwrócić wzroku ode mnie.

Zdałam sobie sprawę, że pomyliłam się, gdy myślałam, że miłość, którą bym znalazła,
będzie brzydką i pokręconą rzeczą. Zdałam sobie sprawę, że sama miłość złamie każdą
brzydotę, zamieniając ją w … czasem dziwny … rodzaj piękna.

Ponieważ to było w tych najcięższych momentach, w których miłość wkradła się


i przywiązała nas do siebie, mocniej niż mogłyby jakiekolwiek łańcuchy.

To było w tej ciemności, kiedy piękno chciało znaleźć nas najbardziej.

Zawsze wolałam noc od dnia, i nigdy nie bałam się ciemności. I kiedy Dominic i ja,
staliśmy ręka w rękę, przysięgając sobie nawzajem, wiedziałam, że to właśnie tam było
miejsce, gdzie należałam, gdzie oboje należeliśmy. Przybyliśmy z brzydoty. Cierpienie
postawiło nas na drodze naszego przeznaczenia. Ale w jednej sprawie Dominic się mylił.
Nawet w naszym świecie, nasza miłość trwałaby wiecznie. On i ja, my stworzylibyśmy nasze
własne długo i szczęśliwie.

KONIEC

Strona 233

You might also like