Professional Documents
Culture Documents
Kacperiada STR 1-13
Kacperiada STR 1-13
Nagroda Literacka
im. Kornela
Makuszyńskiego
Wyróżnienie
Małego Donga
Nominacja
do Nagrody
Polskiej Sekcji IBBY
Którejś niedzieli kupiłem na targu staroci klepsydrę. Mój
synek Kacper nie mógł oderwać od niej oczu – patrzył na
Wydanie XIV
przesypujący się piasek jak na najciekawszą kreskówkę.
Piasek się sypał, sekundy płynęły – a trwało to tak długo,
ISBN 978-83-7672-477-5
że w pewnym momencie wszystko zaczęło mi się mylić;
Wydawnictwo Literatura, Łódź 2016 miałem wrażenie, że to piasek płynie, a sekundy się sypią…
91-334 Łódź, ul. Srebrna 41
handlowy@wyd-literatura.com.pl – To taki stary zegar, tak? – chciał wiedzieć Kacper.
tel. (42) 630-23-81
faks (42) 632-30-24
– Coś w tym rodzaju – skinąłem głową.
www.wyd-literatura.com.pl – No to która teraz jest godzina?
Wzruszyłem ramionami.
3
– Tego nie dowiesz się, patrząc na klepsydrę… Ale… – – A jeszcze większe?
dodałem szybko, widząc rozczarowaną twarz Kacpra – ale, – Do przypalania garnków… – mruknąłem dość bez-
gdy na przykład gotujesz jajka na miękko, to stawiasz taką myślnie, przyznaję.
klepsydrę przy kuchence, a jak już cały piasek się przesy- – A jeszcze większe? – nie ustępował Kacper.
pie, to znaczy, że można wyłączyć gaz!… Już chciałem coś wymyślić, gdy w drzwiach kuchni po-
Ugotowałem jajka na miękko, aby udowodnić, że mówię jawiła się Magda, mama Kacpra.
prawdę. – Do wzywania straży pożarnej! – powiedziała. – Stawiasz
– A do czego służą większe klepsydry? – zapytał Kacper. taką klepsydrę przy garnku, a jak już cały piasek się przesy-
– Do gotowania jajek na twardo… – odparłem. Czułem pie, nie ma ani jajek, ani garnka, za to w kuchni stoją rozeźleni
jednak, że nie jest to najwłaściwsza odpowiedź. strażacy!
– Naprawdę? – ucieszył się Kacper i spojrzał z podzi-
wem na klepsydrę.
– Naprawdę – powiedziała Magda. A potem, patrząc na
mnie, popukała się w czoło i rzuciła na
odchodnym: – Ty to umiesz wszystko
wytłumaczyć dziecku…
I wyszła.
4 5
– Tato… – podzielił się nim, gdy jedliśmy kolację. –
ac je
Reklam
A może moja buzia jest zepsuta?
Spojrzałem na Magdę, Magda spojrzała na mnie, potem
obydwoje popatrzyliśmy na Kacperka. Zamyślony wpy-
chał sobie właśnie kanapkę z serem w policzek.
Gdy mój synek Kacper był mniej-
– No tak… – pokiwałem głową. – Może to i prawda…
szy, ciągle strasznie się brudził.
Ile ty masz lat? – zwróciłem się do swego synka.
Niby normalna sprawa, ale i nor-
Wtedy miał trzy i pół.
malne sprawy mogą czasami wy-
– Aha, trzy i pół… – popatrzyłem na Magdę. – Jak my-
prowadzić z równowagi.
ślisz, nie za późno na reklamację?
Na przykład:
– Chyba nie… – mruknęła Magda, ale nie była tego pewna.
Wykąpałem Kacpra, wyjąłem z wan- Postanowiliśmy jednak Kacperkową buzię zarekla-
ny, poszedłem na chwilę do pokoju, wracam… – Kacper mować.
jest cały w paście do zębów! Wziąłem kartkę i napisałem na niej, co następuje: „Ni-
Albo: niejszym chcielibyśmy zareklamować buzię naszego syn-
Dałem Kacprowi z rana czyste ubranie, sam się w te pędy ka, Kacperka, która bardzo się brudzi – a szkoda, bo fajna”.
również zacząłem ubierać, żeby zdążyć do przedszkola, już Po czym z kartki zrobiłem kulkę i wyrzuciłem za okno.
chcę wychodzić i nagle, co widzę?! Kacper spojrzał na mnie okrągłymi ze zdumienia oczami.
Kacperek zdążył wysmarować ubranie czekoladą. – I co teraz? – zapytał.
Najbardziej jednak brudził buzię. – Nie wiem – wzruszyłem ramionami. – Chyba musimy
– Jak ty to robisz?! – nie mogłem wyjść z podziwu. – Jak czekać.
można, jedząc zwykłą surówkę, upaćkać się od brody aż Czekaliśmy, czekaliśmy – i nic.
po uszy? – A może trzeba było tę buzię dołączyć do reklamacji? –
Kacper wzruszał ramionami – można. zastanawiała się Magda.
Jako że jednak coraz więcej osób zadawało Kacprowi to Kacper w tym momencie nie wytrzymał – wstał od stołu
pytanie, synek mój powziął pewne podejrzenie. i rzucił nam pełne litości spojrzenie.
6 7
– A może wystarczy po prostu bardziej uważać przy je-
dzeniu? – zapytał; nie byliśmy jednak w stanie odpowie-
dzieć, bo ja krztusiłem się właśnie ze śmiechu kanapką,
a Magda – herbatą.
Kacperek wzniósł oczy do nieba, westchnął: „Jak
dzieci…”, a potem ruszył do łazienki.
8
Wreszcie sam sobie zaproponowałem dokładkę, a gdy to właśnie niebieski balon jest nadęty, a nie czerwony…
już ją zjadłem, poczułem, że pęcznieję – z dumy i z prze- Nadęty, czyli zarozumiały… A po trzecie – nie rób mnie
jedzenia… w balona!
– Ale jesteś nadęty! – burknął Kacper, przyglądając mi – A chcesz jeszcze spaghetti? – zapytałem, bo nie bardzo
się spod oka. wiedziałem, co powiedzieć.
– To dobrze czy źle? – zapytałem, mając nadzieję, że – Nie chcę – powiedział Kacper. – I ty też już nie jedz.
Kacper nie wie, co tak naprawdę znaczy słowo „nadęty”. Bo masz brzuch jak balon!…
– Oczywiście, że źle! – Mój syn najwyraźniej znał to sło-
wo. – Nie wiesz, że jak ktoś jest nadęty, to nikt go nie lubi?!
– Tak?… – Poczułem, że muszę powiedzieć coś, co ura-
tuje mój autorytet. – A ja znam pewną historię, która udo-
Przysłonia
wadnia, że czasami dobrze być nadętym… Posłuchaj: były
sobie dwa balony. Jeden czerwony, a drugi niebieski. No Mój synek Kacper robi się coraz bardziej przemądrzały.
i ten czerwony był duży, wesoły i napompowany jak na- A wszystko przez przedszkole, gdzie go uczą różnych rze-
leży, a ten niebieski – mały, pomarszczony – leżał w kącie czy. Na przykład ostatnio, gdy ubieraliśmy się przed wyj-
i nikt nie chciał się nim bawić. „Dlaczego leżysz w kącie?” ściem na spacer, wypalił ni stąd, ni zowąd:
– pytał czerwony balon. Ale niebieski nie chciał z nim ga- – Kiedy luty, obuj buty!
dać, bo uważał, że czerwony balon jest źle wychowany. – Przecież już marzec… – spojrzałem na niego zdziwiony.
A wiesz dlaczego tak uważał?… Bo stwierdził, że czerwo- Kacper westchnął ciężko.
ny dlatego jest taki duży, bo jest nadęty. No i miał rację! – Tato, ty chyba nie wiesz, co to są „przysłonia”…
Ale to tym czerwonym balonem bawiły się dzieci, a niebie- Rzeczywiście, nie wiedziałem, co to są „przysłonia”.
skiego wyrzuciły w końcu do śmietnika… Czyli czasami – To są takie… – próbował mi wyjaśnić Kacper. – Ta-
dobrze być nadętym! – stwierdziłem triumfalnie. kie… mądre zdania!
– Oj, tato, tato… – Kacper westchnął ciężko, jakby – A! Przysłowia! Teraz rozumiem…
miał do czynienia z nieuleczalnym przypadkiem. – Po Wyszliśmy na podwórko. Świeciło słońce, było cieplutko.
pierwsze, nie jesteś balonem. Po drugie, w tej historii Sople lodu spuściły na kwintę swe zakatarzone nosy. Kacper
10 11
zaczął podskakiwać, robić skłony, machać rękami – zastana- – Nie złamałem nóżki!… – powiedział, leżąc na śniegu.
wiałem się nawet przez chwilę, czy nie zwariował. – Przecież to tylko przysłowie. Kozą też nie jesteś…
– Synu, co ty robisz? – zapytałem. Kacper wstał i spojrzał mi prosto w oczy – ponuro
– Gimnastykuję się!… – wysapał Kacper. – W zdrowym i groźnie.
ciele zdrowy duch! – A wiesz, co teraz robię? – zapytał po chwili.
Naraz pośliznął się i rymsnął na ziemię. Pokręciłem głową.
– Gdyby kózka nie skakała… – nie mogłem powstrzymać – Patrzę na ciebie wzrokiem bazyliszka!
się od złośliwości – toby nóżki nie złamała. – No to… – wykrztusiłem, powstrzymując się od śmie-
chu – nie taki diabeł straszny, jak go malują!
Chyba się obraził, bo udając, że nie zwraca na mnie
uwagi, zaczął lepić bałwana. Śnieg był mokry i bardzo lep-
ki – Kacper szybko utoczył trzy kule. Ale gdy przyszło do
ustawiania ich jedną na drugą, okazało się, że mój obrażo-
ny synek ma za mało sił, aby podołać temu zadaniu.
– Prawdziwych przyjaciół poznaje się w biedzie – po-
wiedziałem, ruszając mu na pomoc. Nie minęła minuta,
jak bałwan był gotowy!
Zasapani przyglądaliśmy się na-
szemu dziełu w milczeniu.
Szczerze mówiąc, widzia-
łem piękniejsze bałwanki…
– Jakiś taki… – Kacper
popatrzył na niego z nie-
smakiem.