You are on page 1of 3

49: NEVER ENDING STORY

W stumilowym lesie było cicho. Drzewa szeptały coś do siebie, gdy wiatr szeleścił
ich liśćmi. Pod dużym dębem mieszkał sobie Kubuś Puchatek. Z wewnątrz jego domku
dochodził miarowy łomot sprawiający, że garnczki z miodem podskakiwały w kredensie.
Przez okno zajrzało popołudniowe słońce. W jego świetle Puchatek ponownie wzniósł
siekierę i opuścił ją z impetem na strzępki pozostałe po zwłokach Krzysia.
– Dlaczego…on…się…nie…mieści… – sapnął do siebie Miś, znowu tnąc resztki. Obok
znajdował się mały kopczyk ziemi, a obok niego dziura, zakryta ulubionym dywanikiem
Puchatka. Krzyś, ten samolubny smarkacz, nie mieścił się do wykopanej dziury, więc,
zamiast ją poszerzyć, Kubuś zdecydował się odrąbać dzieciakowi nogi.
– To o wiele rozsądniejsze – stwierdził Miś i zamruczał sobie piosenkę, odcinając
ostatnie ścięgna i upychając resztę ciała w dziurze, nakrywszy ją na koniec
dywanikiem.
– Zawsze musiał mną rządzić – pomyślał Puchatek – Zawsze mną rządził, zawsze
ciągnął mnie za łapę i mówił: „No, Misiu, chodźmy na Wyprawę” albo „Poczciwy, głupi
Misiu!” tym swoim afektowanie słodziutkim dziecięcym głosikiem, i te jego głupie
spodenki – bękart!
Przez calutkie popołudnie Kubuś czekał, aż wpadnie do niego Krzyś. Mruczał przy tym
do siebie prostą, niemelodyjną piosenkę, gapił się bezmyślnie w ogień i bawił się
drewnianą rękojeścią siekierki. Gdy Krzyś nareszcie się pokazał i zaskrzeczał: „No
dalej, Kubusiu! Otwieraj!” Puchatek zachowywał się tak, jak zazwyczaj. Wpuścił
małego, porozmawiał z nim o pogodzie, później zaś poszedł do kredensu i przyniósł
siekierę. Krzyś usiadł sobie przy stole i paplał o tym, jakim to głupiutkim Misiem
był Puchatek i jak mało miał mózgu. Ten zaś zebrał w sobie wszystkie siły, wzniósł
wysoko siekierę i opuścił ją z satysfakcją. Ostrze niemalże przepołowiło czaszkę
chłopca, która trzymała się tylko na kilku nitkach mięśni, a oczy Krzysia zastygły
rozszerzone przerażeniem, że to Puchatek, że kochany Kubuś mógł zrobić taką rzecz!
Miś zachichotał cienko i starł trzęsącą się łapą nieco śliny z pyszczka. Później,
spokojnie, jak gdyby nigdy nic, wytarł krew, umył siekierę i zaczął kopać dziurę.
Prosiaczek, zdziwiony, dlaczego Kubuś nie wpadł do niego na swoją herbatę i
biszkopciki, zdecydował się odwiedzić Misia. Podczas drogi podziwiał
krwistoczerwony zachód słońca i słuchał śpiewu ptaków. Puchatek obserwował
zbliżającego się Prosiaczka, a potem zagłębił świder.
Prosiaczek nie miał czasu, by zorientować się, co zaszło – świder przebił jego
czaszkę i przepiękna fontanna krwi trysnęła na pomarańczowe futerko Misia.
Rozcierając ją po sobie Kubuś chłeptał łapczywie czerwony płyn. Później wciągnął
Prosiaczka do domu i wsadził do spiżarki. Strzykawka leżała na kredensie; Puchatek
podniósł ją trzęsącymi się łapami i wypełnił roztworem śmiesznego, białego proszku,
który dostał od ledwie przytomnego Królika. W pierwszym momencie dawał niespotykany
efekt: Kubusiowi wydawało się, że widzi różne rzeczy, ale później doświadczył
uczucia mocy i siły. Nieco go to zdenerwowało, ale przecież Krzyś i Prosiaczek
wiedzieli co ich czekało, w to nie wątpił. Kiedy zapadła ciemna noc, Puchatek
wyciągnął ich ciała na zewnątrz i pochował je w prowizorycznym grobie.
– Adios, drodzy przyjaciele – zachichotał Kubuś – Wiele rzeczy zmieni się w
Stumilowym Lesie, kiedy ja zacznę tu rządzić. Śmiejąc się histerycznie, Miś wrócił
do swej chatki.
Następnego dnia Tygrysek i Maleństwo radośnie wybrali się do Puchatka, by zapytać
się go, gdzie też mogą się podziewać Krzyś i Prosiaczek. Nikt nie widział ich od
dnia poprzedniego. Tygrysek był pewien, że Kubuś coś o nich wie, gdyż rano miał
grać z Krzysiem w Misie-Patysie, a później wypić herbatkę z Prosiaczkiem.
Kiedy doszli do chatki, jej drzwi były szeroko otwarte, a Puchatka nigdzie nie
było. Tygrysek i Maleństwo pokręcili się trochę wewnątrz. Zauważyli tam ogromną
dziurę w podłodze, a także notatkę, przytwierdzoną do ściany kroplą gęstniejącego
miodu. Można było na niej wyczytać: „WY SZEDŁEMK PO SYMOKA” (ortografia nigdy nie
była mocną stroną Puchatka).
– To dziwne – pomyślał Tygrys – W Stumilowym Lesie nie ma smoków, są tylko Jentyki.
Co znowu wymyślił ten głupi Misiek?!
Nawet jednak Tygrys nie odgadłby, co naprawdę zamierzał w tym momencie Puchatek.
Tego ranka, gdy Kubuś się obudził, poczuł, że głowa mu pęka, a nos ma zasmarkany.
Wziął więc dużą dawkę białego proszku, a w chwilę później wpadł na genialny pomysł!
Trzymając pod pachą pojemnik opisany dużymi, czerwonymi literami ŚRODEK OWADOBÓJCZY
podreptał do ulubionej kępy ostu Kłapouchego.
– To dobrze posłuży temu maniakalno-depresyjnemu osłu – zaśmiał się głośno Puchatek
– Zawsze oszukiwał w Misie-Patysie, no a wiadomo, że oszustwo nigdy nie popłaca.
Później ukrył się za drzewem i patrzył, jak niczego nie spodziewający się osiołek
zażera się na śmierć. Czysto poetycka sprawiedliwość, pomyślał Kubuś, wrzucając
prawie martwe ciało Kłapouchego do tego samego grobu, co Krzysia i Prosiaczka.
– Nie powinieneś był oszukiwać, co? – krzyknął Puchatek, gdy oczy osła wpatrzyły
się w niego z niedowierzaniem.
– Bądź szczęśliwy, że nie posiekałem cię na kawałki i nie nakarmiłem tobą Tygryska!
– zarechotał Miś, zakopując prowizoryczny grób.
Przez cały ranek Miś był nieprzytomny, więc wrócił do domu dopiero w porze
obiadowej. Był w paskudnym nastroju, toteż do szaleństwa doprowadził go widok
Tygryska i Maleństwa brykających przed jego chatką i śpiewających: Hopsa, hopsa,
hej, hej, hej, cudownie…
– Cudownie?! – pomyślał na głos Puchatek – Rany, autor tej zasranej historyjki
naprawdę mógłby wymyślić lepszą piosenkę. I pomyśleć tylko, że nagrali ścieżkę
dźwiękową na album; to czyste zdzierstwo – ta myśl nieco pocieszyła Kubusia, ale
było to chwilowe.
– Co takiego powiedziałeś? – zapytało Maleństwo.
– Boże, czy on nigdy nie przestaje zadawać żałosnych pytań?! – pomyślał wściekły
Puchatek – Z tymi smarkaczami też trzeba będzie skończyć. Czy w tym miejscu nie ma
już nikogo myślącego z wyjątkiem mnie?
Maleństwo musiało już iść do domu na swoją popołudniową drzemkę, pozostawiając
swojego przyjaciela na łasce i niełasce Misia. Co więcej, Tygrysek zaproponował
Kubusiowi wspólną grę w Misie-Patysie; na to Puchatek zgodził się i uśmiechnął się
przebiegle, podczas gdy nowy pomysł formował się w jego nadmiernie aktywnym umyśle.
– Co za okazja – szeptał do siebie, idąc za niewinnym Tygryskiem w stronę mostu.
Gdy już dotarli na miejsce i rozpoczęła się raczej bezcelowa gra, Kubuś pomyślał,
że wolałby raczej wetknąć swój patyk w dupę Tygryska niż wrzucić kijek do
strumienia. Tygrysek przechylał się właśnie przez poręcz mostu wypatrując własnego
patyczka. Nie zauważył więc szerokiego, przerażającego uśmiechu Puchatka, który
wyciągnął swoje łapy i podążył w kierunku Tygryska, zamierzając zepchnąć go do
strumienia.
– Koty nienawidzą wody, hie, hie, utopi się.
Rozległ się głośny plusk. To Tygrysek wpadł do wody i zaczął rozpaczliwie walczyć o
utrzymanie się na powierzchni. Wkrótce jednak jego głowę zaczęła zalewać woda, więc
dławił się i prychał. Miś trzymał się poręczy mostu, aż podskakiwał z podniecenia i
radośnie krzyczał do tonącego Tygryska.
– Dlaczego? – parsknął Tygrysek, zaczynając powoli niebieszczeć z zimna. Puchatek
uznał to za niemożliwie komiczne, no bo dajcie spokój, niebieski tygrys? Ależ to
głupie.
– Powiem ci dlaczego, ty gnojku! – wrzasną Kubuś – Zasłużyłeś sobie na to, chowałeś
się za drzwiami i przerażałeś wszystkich na śmierć.
Ale Tygrysek nie usłyszał już tej repliki, płynął bowiem w strumieniu twarzą w dół,
martwy.
– Spadówa, krzyżyk na drogę! – zaśmiał się Miś i spojrzał na zegarek – Wciąż mam
jeszcze czas, żeby dorwać tego małego dupka, Maleństwo, zanim się obudzi.
Puchatek podkradł się ostrożnie do śpiącej Kangurzycy i zobaczył ucho Maleństwa
wystające z jej kieszeni.
– Teraz cię mam, gówniarzu! – pomyślał uśmiechnięty Miś i nawlókł na igłę wyjątkowo
mocną bawełnianą nić. Był niezwykle wdzięczny Prosiaczkowi za jego lekcje szycia,
gdyż teraz mógł gładko i równo zaszyć Maleństwo w kieszeni, aby nie mogło się
stamtąd wydostać, ani żeby jego mama nie mogła go wyratować. Powoli i bardzo
starannie Kubuś zaczął zaszywać Maleństwo w jego kieszeni, aby w ten sposób zadusić
denerwującego przygłupa.
Po zakończeniu swojej czynności Puchatek z powrotem powędrował do chatki,
zastanawiąc się, jak też zniesie Kangurzyca śmierć Maleństwa. Miał nadzieję, że
źle. Nie mógł się powstrzymać od kaszlu i czuł mdłości. Zanim dotarł do domu,
zwymiotował już kilka razy i desperacko potrzebował jeszcze trochę roztworu białego
proszku. Trzęsąc się, podniósł strzykawkę i wziął ostatnią pozostałą dawkę.
Strasznie dużą dawkę, jak na takiego małego misia jak Kubuś. Tak naprawdę za dużą.
Puchatek zmarł z przedawkowania, ale przynajmniej z uśmiechem na twarzy: śnił o
tym, że był jedynym sprytnym pluszowym misiem i o tym jak pewnego dnia zaskoczył
Kłapouchego – ale to już zupełnie inna opowieść.

You might also like