You are on page 1of 8

okna mieszkania na szesnastym piętrze, w którym mieszkali


Ala i Adaś, bliźniaki, roztaczał się widok na wybetonowany plac
i podwórko przed blokiem, wyłożone kostką. W oddali można też
było wypatrzeć wstęgę drogi szybkiego ruchu, z kolorowymi świa-
tłami aut stojących w korku. Brat i siostra siedzieli na parapecie
w swoim pokoju i zastanawiali się, czy mama pozwoli im wyjść na
dwór. Był pierwszy dzień majówki.
– Może pójdziemy na deskorolkę? – zapytał Adaś.
– Eee… asfalt będzie bardzo nagrzany, nie mam ochoty – odpowie-
działa Ala. – To już może lepiej na lody?
– Albo na plac zabaw? – rzucił brat.

Prawda była taka, że nie mieli pomysłu, co zrobić z takim ładnym


dniem. Mama i tata jeszcze spali i tylko kotka Lusia była gotowa
do zabawy. Właśnie wskoczyła na parapet i wyciągnęła się między
bliźniakami. Ala wtuliła twarz w jej miękkie futerko. Nie wiedzieć
czemu, kotka pachniała wanilią. Czyżby znowu ucięła sobie drzemkę
w kuchennej szafce? Na pytające spojrzenie dziewczynki, kotka zro-
biła niewinną minkę. Adaś podrapał ją za uszkiem. Lusia była naj-
lepszą przyjaciółką bliźniaków. Kiedy wieczorem nie mogli zasnąć
albo czegoś się bali, na przykład potworów mieszkających pod łóż-
kiem, kotka kładka się między nimi i mruczała kołysankę. Jej ciepłe
futerko i ciche mruczando pomagały dzieciom zasnąć. Tego ranka
cała trójka była jednak rozbudzona, w dobrym humorze i gotowa
do zabawy. Kiedy tak patrzyli przez okno i zastanawiali się, co robić,
do pokoju zajrzała mama.
– Chodźcie na śniadanie – zawołała. – Zaraz potem jedziemy
do Niecierpka.
– Dokąd? – nie zrozumiała Ala.
– Na wieś, na działkę mojej przyjaciółki. W miejscowości Niecierpek.
Ale dziwna nazwa – pomyślała kotka Lusia, ale się nie odezwała, bo
mama bliźniaków i tak nie rozumiała po kociemu. Co innego Ala i Adaś,
oboje mówili biegle w tym języku, już stara kotka o to zadbała.
Dzieciaki spakowały plecak pełen książek i planszówek, a mama wielką
torbę z ubraniami. Tata zaniósł wszystko do samochodu, podczas gdy
Lusia umościła się w zamykanym wiklinowym koszu, w którym zwykła
podróżować. Po godzinie jazdy skręcili w boczną drogę, a tata wyraź-
nie zwolnił i otworzył okno. Śpiącą kotkę obudziły nieznane zapachy.
– Czy to jakieś perfumy albo aromaty do ciasta? – zapytała, strosząc
wąsy i łapiąc noskiem wiosenne powietrze.
– Nie, głuptasku – odpowiedziała Ala. – To pachną kwiaty jabłoni
i dzikich wiśni.
– A ten żółty dywan koło drogi, to co? – chciała wiedzieć kotka, która
nigdy jeszcze nie wyjeżdżała z miasta.
– To kwitnie rzepak – wyjaśnił Adaś.
Kotka z niedowierzaniem pokręciła głową i zrozumiała, że czeka ją
niezła przygoda.

W domu ciotki Marianny, przyjaciółki mamy, wszystko było inne niż


w mieszkaniu w bloku. Podłoga skrzypiała i miała zapach starego
drewna. Przed domem rosła słodko pachnąca magnolia. Dzieci dostały
pokój na poddaszu, z dużym dachowym oknem, przez które widać
było niebo i gwiazdy. Pierwszego wieczora okazało się, że korniki
mieszkające w drewnianym belkach dachowych śpiewają chórem
kołysanki. Trzeba jednak przyznać, że strasznie fałszowały. Lusia,
która była bardzo muzykalna, zatkała sobie uszy kulkami pszczelego
wosku i zaczęła rozwiązywać pazurem krzyżówki. Na schodach pro-
wadzących na poddasze, które przypominały raczej drabinę, ciotka
Marianna suszyła zioła, melisę, skrzyp i miętę, od ich zapachu Ali
i Adasiowi od razu zachciało się spać. Chrapali oboje, zanim kotka
Lusia odczytała hasło z krzyżówki i położyła się między nimi.

Rano bliźniaki zeszły na dół, gdzie powitał je stary jamnik Dyzio.


– Dzieńdoberek – zawołał wesoło, machając ogonem. – Kogo ja tu
widzę? Chociaż może raczej powinienem zapytać, kogo słyszę, bo
ze wzrokiem już u mnie słabo. Ale węch mam wciąż pierwszorzędny.
Czy oprócz dzieci wyczuwam jakąś kotkę?
Ala, Adaś i Lusia przedstawili się psu, a ten ukłonił się z galanterią
i zaproponował mały spacer. Kiedy wyszli przed dom, zobaczyli mamę,
która piła herbatę ze świeżą miętą. Ala opowiedziała jej o pomyśle
starego jamnika, by przejść przez dziurę w płocie na łąkę za domem.
Podobno na jej krańcu widać było rzekę. Mamie pomysł bardzo się
spodobał, ale zauważyła, że Adaś trochę się boi.
– Nie wiadomo, kogo tam spotkamy – powiedział, tuląc się do kotki
Lusi – i czy damy radę.
– Na pewno sobie świetnie poradzicie – uspokoiła go mama. – Jesteś
bardzo dzielnym chłopcem, synku, musisz tylko uwierzyć w siebie.
Podeszła z bliźniakami do dziury w płocie, ucałowała je w czoło,
a potem zaproponowała, żeby wszyscy zamknęli oczy. Zrobili to
także jamnik Dyzio i kotka Lusia.
– A teraz weźcie pięć głębokich oddechów. I wyobraźcie sobie, że za
płotem czeka was wielka przygoda.

Dzieci i zwierzęta zrobiły, co poradziła im mama. Po chwili cała


czwórka przeszła przez dziurę w płocie. Po drugiej stronie rozcią-
gała się umajona wiosną łąka. Nie była całkiem typowa. Wystarczyło
przyjrzeć się bliżej, żeby zauważyć, że to, co się na niej działo, nie
było wcale zwyczajne.
– Mamy tu dziś majowy piknik – wyjaśnił Dyzio, strzygąc uszami. –
Chodźcie, na pewno coś was zainteresuje.
Dzieci i Lusia spojrzały po sobie, bo nie mogły uwierzyć własnym
oczom. Pośrodku łąki, cztery kuny ćwiczyły jogę w wiankach z lawendy.
Ich futerka lśniły w słońcu, a słodka woń roznosiła się dokoła.
– Wyżej łapki, koleżanki! Teraz robimy koci grzbiet – zawołała naj-
większa kuna.
– A potem może psa z głową w dół? – zapytał Dyzio, który w młodo-
ści także ćwiczył jogę.
Uwagę Lusi, która gardziła wysiłkiem fizycznym innym niż przeciąga-
nie się na miękkiej poduszce, zwrócił stragan z lemoniadą. Sprzedaż
prowadził elegancko ufryzowany lis w czapce z daszkiem. Mrugnął
porozumiewawczo do dzieci i kotki.
– Zapraszam na lemoniadę z lipy, która smakuje miodem i pachnie
słońcem. Domowa robota. Sam maczałem w niej pazurki.
Rzeczywiście, bliźniaki musiały przyznać, że lemoniada była
pyszna i świetnie gasiła pragnienie. Bo tymczasem zrobiło się cie-
pło. Postanowili chwilę odpocząć. Położyli się na trawie i obserwo-
wali chmury. Jedna z nich z całą pewnością przypominała rakietę
kosmiczną, a druga ośmiornicę.

Nagle usłyszeli gwizdanie Dyzia. Tyle było jeszcze do zobaczenia!


Stary jamnik oprowadzał dzieci i kotkę, kierując się nosem. Przystanęli
przy stoisku z olejkami z kasztanów, które sprzedawały dwa duże
krety. Zachwalały nie tylko ich piękny, głęboki zapach, ale i wspa-
niałe właściwości.
– Olejek jest dobry na sierść. Wystarczy spróbować – zachęcał kret
w okularach przeciwsłonecznych, a Adaś pomyślał, że nawet szkoda,
że nie ma sierści, bo olejek kasztanowy pachniał wspaniale, jak jesienne
liście i dym z ogniska, i miał bardzo ładny kolor.
– Proszę, możecie sprawdzić na moim grzbiecie, jakie mam gęste
i błyszczące futerko – dodał drugi kret.
Ala i Adaś pogłaskali kreta i faktycznie zdziwili się, jak miękka w dotyku,
gładka i lśniąca była jego sierść. Kotka Lusia spojrzała na nich wymow-
nie i zrozumieli, że będą jej musieli kupić buteleczkę olejku z kaszta-
nów. Tymczasem Dyzio prowadził ich dalej.

Pod starym dębem dzieci zauważyły dwie nietypowe postaci. Jedna


z nich przypominała wyglądem ryjówkę, z czarnym pyszczkiem i dłu-
gim ogonkiem, ale druga nie była podobna do niczego i nikogo. Jamnik
przedstawiał swoich przyjaciół:
– Poznajcie się. To Rzęsorek Rzeczek, który mieszka w trzcinach i mój
stary druh Miliszek. A to są Ala, Adaś i kotka Lusia, którzy przyjechali
z miasta na majówkę.
Podobny do ryjówki Rzęsorek wskoczył na kolana Ali, żądny piesz-
czot. Miliszek ukłonił się, nic nie mówiąc.
– Sssuper zeście psyjechali – powiedział Rzęsorek, który okropnie
seplenił – w taki miły dzień. Czy slysycie, jak wspaniale sumią bzozy?
Rzeczywiście, zerwał się lekki wiatr, który poruszył jasnozielone,
młode liście brzóz. Jeśli się uważnie przysłuchać, brzmiało to jak
łagodna melodia albo cichy śpiew. Lusia pokiwała główką z uznaniem.
Muzykalne te drzewa, trzeba przyznać.
– Może usiądziemy razem na słońcu? – zaproponował Adaś. – Trochę
tu zimno w cieniu.
– Nie możemy – zmartwił się Rzęsorek – z powodu Miliszka.
Dzieci spojrzały na ponurego stwora, który wyglądał trochę jak skrzy-
żowanie choinki ze słomianą szczotką do zamiatania. Był bardzo roz-
czochrany. I smutny.
– Miliszek strasznie się boi własnego cienia – wyszeptał Dyzio – i nigdy
nie wychodzi na słońce. Zupełnie nie wierzy w siebie.
Dzieci pokiwały głową ze zrozumieniem. Każdy się czegoś boi, nie-
którzy burzy, inni ciemności, to normalna rzecz. Postanowiono, że
Miliszek z Dyziem posiedzą spokojnie w cieniu, a dzieci z pomocą
Rzęsorka przyniosą dla wszystkich smakołyki. I już po chwili jedli cie-
płe bułeczki z lukrem pomarańczowym, które pachniały tak słodko,
że nawet Lusia oblizała wąsy, choć na co dzień wolała raczej słone
precelki o smaku mysiego ogona.
– Dziękuję – powiedział Miliszek, który nieczęsto w życiu doświad-
czał bezinteresownej pomocy. – Jestem bardzo szczęśliwy, że was
poznałem.
Ala pogłaskała stwora po głowie i powiedziała mu, że jego futro
pięknie pachnie mieszanką ziół i świeżej trawy. Słysząc to, Miliszek
uśmiechnął się szeroko i pomyślał, że może i on jest wartościowy –
dokładnie taki, jaki jest.

Kiedy zniknęły ostatnie okruszki, Rzęsorek zaproponował grę w war-


caby z wykorzystaniem żołędzi. Miliszek był prawdziwym mistrzem
strategii i obiecał nauczyć pozostałych, jak najlepiej rozegrać bitwę
na planszy. Ala i Lusia nie miały ochoty grać. Dziewczynka wolała
dołączyć do grupy wiewiórek, które usiadły na kępie mchu i plotły
warkocze z rumianków.
– Taki warkocz można też przyczepić do ogona – rozmarzyła się kotka
Lusia. – Nie dość, że pięknie pachnie, to jeszcze jaka ozdoba!
Ala była jednak zbyt nieśmiała, żeby podejść do wiewiórek, wesołych
i rozgadanych, i zapytać, czy może do nich dołączyć. Adaś, widząc
wahanie siostry, podbiegł do rudych plecionkarek i okazało się, że
Lusia i Ala mogą dosiąść się do ich grona. Jedna z nich nawet na powi-
tanie przytuliła Alę, a jej puchaty i miękki ogonek połaskotał dziew-
czynkę w szyję. Pomyślała, że to bardzo przyjemne uczucie, jak otu-
lenie najmilszym szalikiem.

Podczas, gdy pod dębem trwała gra warcaby, a Lusia i Ala plotły war-
kocze, słońce stanęło w zenicie. Nikt tego nie zauważył, ale czas mijał
bardzo szybko i dochodziło już południe. Zrobiło się naprawdę cie-
pło, a krzaki bzów okalających łąkę pachniały tak mocno i słodko, że
dzieciom i zwierzętom zachciało się spać. Pierwszy zaczął chrapać
Dyzio. Szybko po nim na nagrzanej trawie ułożyły się bliźniaki z kotką,
a Rzęsorek wskoczył na kolana Miliszka, który posapywał przez sen,
oparty o pień drzewa. I tak ich znalazła mama Adasia i Ali, która zanie-
pokojona, że dzieci tak długo nie ma, zaczęła ich szukać. Łatwo zna-
lazła całą ekipę. W pierwszej chwili chciała wszystkich obudzić, bo
zbliżała się pora obiadu. Ale kiedy zobaczyła, jak słodko śpią – bliź-
niaki trzymając się za ręce, Lusia z warkoczem rumianków, Dyzio na
liściu łopianu – zmieniła zdanie. Pogłaskała dzieci po głowie i usia-
dła na trawie. Ani się obejrzała, a jedna z kun wskoczyła jej na kolana
i założyła na głowę wianek z lawendy, która pachniała tak mocno, że
i mama przymknęła oczy. Przez głowę przebiegła jej myśl: A może to
wszystko tylko nam się śni?.
Poznajmy się więc bliżej, żeby przełamać pierwsze nocki :)

Jesteśmy zespołem pod skrzydłami Klaudyny Hebdy. Jeśli tematy


ziół oraz olejków eterycznych na zdrowie są Ci bliskie, to może o
Klaudynie już słyszałaś. Od kilku lat robimy dla mamowego spokoju
ducha balsamy na przeziębienia, sole na dobre noce czy roll-ony na
silne emocje.

Więcej ciekawostek o właściwościach roślinnych esencji znajdziesz


na naszych stronach i w social mediach:

strona www: klaudynahebda.pl


sklep: klaudynahebda.pl/sklep
fb: facebook.com/ziolowy.zakatek.klaudyna.hebda
instagram: instagram.com/klaudynahebda_official

A nasze aromaterapeutyczne olejki, balsamy, sole i eliksiry na dobry


sen znajdziesz tutaj:
klaudynahebda.pl/sklep/olejki-eteryczne-na-sen

Dobranoc!

You might also like