You are on page 1of 3

HUMBUG

1.

Jedyne, co widzę, to pustka. Przedzieram się przez


chmury zapachu świeżo zaparzonej kawy, smród
ścieków, ryb, zgnilizny, jednak żadne z nich do mnie
nie docierają. Nie czuję zimna ani ciepła. Wiatr nie
muska mojej skóry. Ulice i chodniki prowadzą doni-
kąd. W lustrach i szybach odbija się człowiek, którego
nie znam. Dni i noce zdają się bezsensownym ciągiem
płytkich oddechów, a w głowie słyszę dźwięki, których
nie chcę słyszeć.
Jak to jest możliwe?
Siedzę na łóżku, a za oknem burza. Krajobraz ciem-
nieje z minuty na minutę. Patrzę na Nią i wiem, że zaraz
nastąpi koniec. To kwestia kilku godzin, może jednej
nocy. Wystarczy, że ktoś zatęskni bądź się zaniepokoi.
Zanim jednak wszystko się zakończy… opowiem wam
historię o stracie tak wielkiej, że pozostawionej po niej
w sercu dziury nie zalałyby wszelkie rzeki tego par-
szywego świata.

9
MATEUSZ JAŃTA

Wszystko się zaczęło, gdy miałem czternaście lat.


Byłem wyśmiewanym przez rówieśników wątłej bu-
dowy Żydem. Czarne, zawsze niechlujne włosy, kości-
ste policzki, grube brwi czy długie ręce niezmiennie
wywoływały salwy wyzwisk za moimi plecami. Sły-
szeli to wszyscy we wsi. Mieszkałem wtedy z rodzi-
cami i siostrą w zapomnianym Kłodzewie, w którym
życie płynęło spokojnie, aż do pewnej zimowej nie-
dzieli. Pamiętam każdy szczegół tamtego okrutnego
dnia.
Było już ciemno. Wiatr uderzał o szyby, obsypu-
jąc je czasami garścią kropli ostatniego w roku desz-
czu. Mama w swoim grubym, siwym swetrze krążyła
po kuchni, żeby przygotować na obiad rosół, a na dru-
gie danie ziemniaki z odrobiną mięsa. Moja siostra,
Ewa, udawała, że jej pomaga, czekając z łyżką w dłoni
na polecenia. Tata z kolei drzemał po całonocnej pracy
w zakładzie, trzymając splecione na brzuchu spraco-
wane dłonie. Były grube i szorstkie, ale to właśnie nimi
tworzył najlepsze buty w okolicy. Ja i Ewa odwdzię-
czaliśmy się mu ciszą, na którą zasługiwał, a mama
dziękowała mu codziennie słowami: „Kochanie, obudź
się, obiad czeka”.
Zasiedliśmy w końcu wszyscy do stołu i w cieple
świec zmówiliśmy modlitwę, trzymając się za ręce. Nie

10
HUMBUG

zdążyliśmy wziąć do ust pierwszej łyżki pełnej złoci-


stego bulionu, kiedy na zewnątrz rozniósł się dźwięk
tłuczonego szkła.
– To pewnie wiatr – powiedział tata. – Mówiłem
sąsiadom, żeby okna wzmacniali. Domy w tej wiosce
to istna ruina.
Miał rację. Ściany, dachy i drzwi były w opłakanym
stanie. W Kłodzewie sypało się wszystko. Poza ziemią.
Ziemię mieliśmy wspaniałego gatunku. Pytanie więc,
czemu mój tata nie był rolnikiem. „Bo jak zrobisz buty,
dasz komuś je do rąk, on je założy na nogi, a potem
mu je ukradną, to już jego problem. Ty wracasz do
domu z pieniędzmi. Na polu zaś narób się miesiącami
i niech ci jakaś gnida z pochodnią przyjdzie”, wyjaśnił
mi krótko pewnego razu i uświadomiłem sobie wtedy,
że nie chcę pracować nadaremnie.
– Rosół, rozumiem, że wam nie smakuje – powie-
działa zaczepnie mama. Lubiła udawać obrażoną,
kiedy ktoś jej nie pochwalił. Unosiła wtedy lekko bro-
dę i kierowała wzrok w pierwszy pusty kąt, czekając
na komplementy. Dobrze wiedziała, że wszystko, co
przygotuje do jedzenia, będzie przepyszne. Tak samo
wybornie gotowała jej mama, babcia i chyba wszystkie
kobiety w jej rodzie.

11

You might also like