You are on page 1of 2

– Obawiała się konfliktu z 

grubą rybą? Bała się konsekwencji? – podsunął Kras jego zdaniem trafne wyjaśnienia.
– Przebaczyła – odparł Stanisław, po czym wstał, by zapalić światło.

***
Teofil Kras zaczął działać. Bywał. Wypytywał. Gromadził plotki, informacje, donosy. Całkiem sporo tego było. Tak
pewnie dzieje się zawsze w podobnych okolicznościach. Najpierw jest zbrodnia, a później w środowisku rośnie
napięcie, zwiększa się ciśnienie. Emocje w końcu zawsze znajdą jakieś ujście.
Rozmawiał na ulicy i w bibliotece. Nawet nie musiał się specjalnie wysilać. Całe uzdrowisko żyło w tych dniach
sprawą śmierci pani Małeckiej. Wiedział, że musi się śpieszyć. Niedługo minie ta fala zainteresowania, słuchał więc
uważnie.
Ludzie się bali. Wielu zaczęło zamykać swe domy także w czasie dnia, gdy w nich przebywali. Bano się
włamywacza lub psychopaty. To była treść większości domysłów.
W zaufaniu niektórzy wspominali o Rafale. Oczywiście nikt go wprost o nic nie oskarżał, ale Teofil nieraz usłyszał
kąśliwe uwagi: „jakie on życie prowadzi…” lub „nie zdziwiłabym się…”. Zawsze po takich sugestiach następowało
zawieszenie głosu i znaczące spojrzenie. Kras odpowiadał na takie komentarze niewyraźnym uśmiechem.
Słyszał też co nieco o Kasi. Wprawdzie nikt jej nie podejrzewał (przynajmniej na razie), pojawiały się jednak
głosy, że: „ta to pewnie sporo straci na śmierci Małeckiej” lub: „Anna jej trochę matkowała. Może zapisała jej coś
w testamencie”. Akurat te uwagi były ciekawe i wszystkie warto by było sprawdzić.
O Julii mówiono niewiele, jeśli już, to czysto informacyjnie. „Jak nic sprowadzi się teraz do Krzyżowca. Taki
dom! A męża nie ma, dzieci nie ma”.
Jedna z pań odważyła się nawet dopytywać o Stasia. „Teraz to pewnie będzie musiał opuścić ten dom po ciotce
Małeckiej”. Teofil tylko chrząknął wieloznacznie.
Z tego wszystkiego niewiele można było wywnioskować. Gości pensjonatu nie podejrzewano, przede wszystkim
dlatego, że miejscowi niewiele o nich wiedzieli. Może trochę o „Kramarzach”. „Ładna babka” – pochwalił pannę Ewę
kioskarz.
Wśród tych wszystkich uwag i opinii znalazła się i taka, że Rafał jakby mniej pił, a Piotrowski – więcej. „Ciekawe
dlaczego – pomyślał Teofil. – Z powodu wyrzutów sumienia?”
Ktoś też stwierdził, że Kaśka podobno miała się wyprowadzić i to nie tylko z Fraszki, ale w ogóle ze Zdroju. Nie
do Krzyżowca, gdzieś dalej. Może faktycznie Anna jej coś zapisała. Cieniutki cień motywu.
Wszystko to oczywiście przekaże Stasiowi. Niech się już on w to wgryza.
W niedzielę po kościele.

***
Porucznik postanowił niczego nie ukrywać. To, że wuj w zasadzie odmówił współpracy, nie miało większego
znaczenia. Co innego, gdyby wyraźnie mu zabronił spotykania się z nim. Ale tak?
Zameldował pułkownikowi Portkowi o skłonieniu do nieformalnej współpracy Katarzyny Nowak i Stanisława
Gorszewskiego.
– No brawo! – rozpromienił się przełożony. – W tym drugim przypadku zadziałały chyba więzy krwi?
– Być może, obywatelu pułkowniku, ale, jak już wspominałem, nie miałem z wujem kontaktu od wielu lat. Przede
wszystkim ofiara była jego przyjaciółką i to przedstawił jako powód, dla którego zgodził się na współpracę. Postawił
jednak warunek, by była ona całkowicie nieformalna.
– Jak będziecie się kontaktować?
– Z Gorszewskim? Bez żadnej konspiracji, zupełnie normalnie, w jego domu. W końcu jest moim wujkiem. Jutro
spotkam się z nim kolejny raz.
Portek bawił się piórem.
– Dobra robota, poruczniku. Możecie odejść.
„Załatwione”, pomyślał Pol. Ulga połączona z poczuciem, że zachował się jak świnia.

***
Pułkownik odłożył pióro na biurko.
Podniósł słuchawkę telefonu.
– Połączcie mnie z trzydzieści cztery.
Chwilę musiał poczekać.
– Czołem, Portek z tej strony.
Kilkanaście sekund ciszy.
– Nie mogłem! – Roześmiał się. – Innym razem. Słuchaj, stary, potrzebuję informacji o Stanisławie Gorszewskim.
Mieszka w Zdroju. Mogą być dokumenty, możesz mi kogoś z nimi przysłać.
Zamilkł, wsłuchał się uważnie w odpowiedź rozmówcy.
– No to jak go znasz, to opowiadaj. Zamieniam się w słuch.

***
Pol nie widział twarzy wujka, bo Gorszewski stał do niego odwrócony plecami, jakby znowu wypatrywał czegoś
przez okno.
Ciężka cisza.
– Może oczywiście wujek zabronić mi przychodzić do siebie, możemy zerwać kontakt, zamelduję o wszystkim
i będzie po sprawie – zaczął od przygotowanego wcześniej wstępu.
Stanisław wolno pokiwał głową. Myślał. Kolejny raz. Potrzebuje informacji, potrzebuje pomocy. Przecież
w zamian nie da mu nic, czego by nie chciał oddać. Ceną może być dobre imię… Może, ale nie musi.
Pol jakby czytał w jego myślach
– Wiadomo, że ludzie się dowiedzą, zresztą już pewnie wiedzą, że odwiedzam wujka. Ale przecież jesteśmy
rodziną. Co w tym złego? Nie chodzę w mundurze… Poinformowałem też przełożonych o naszych kontaktach, nie
mają nic przeciwko.
Stanisław zwrócił się ku siostrzeńcowi i spojrzał na niego poważnie.
– Ufam, że nie wmanewrujesz mnie w jakieś… – Wykonał nieokreślony gest ręką.
Pol profesjonalnie wytrzymał spokojne spojrzenie niebieskich oczu.
– Może mi wuj zaufać – skłamał.
Gorszewski podjął już decyzję.
Porucznik znów będzie dzisiaj pił zamknięty w swoim pokoju. Może pokłóci się z żoną, skrzyczy dziewczynki. To
nie będzie dobry dzień. Nie może być.

***
Miał problem z zebraniem myśli. Powinien teraz uporządkować wszystkie informacje – zarówno te przekazane przez
Krzysztofa, jak i te, które zdobył wcześniej, ale… Zdawał sobie sprawę, że siostrzeniec musi pisać meldunki z  ich
spotkań. Nie jest wprawdzie ubekiem, jednak…
„Informator Gorszewski”! Chciało mu się zakląć, a już dawno nie klął. Czy taka jest cena życia w tej brei?
Nic się nie dzieje bez Twej woli.
Porozmawia o tym wszystkim z Teofilem.

You might also like