You are on page 1of 7

48 - THE JOINT VENTURES

Tym razem nikt nie budził się po imprezie. Nikt nie rzygał w kiblu, nikt nie latał
jak ptaszek. Wszyscy siedzieli wokół stołu i pili wino. Ostatnie dwie butelki
mieli. Nastroje podłe, miny kwaśne. Każdy zastanawiał się, skąd zdobyć kasę na
alkochole...
-Ja mam pomysł, panowie... - mruknął leniwie Puchatek. Wszyscy popatrzyli na niego
w nadziei odnalezienia nadziei w tej beznadziejnej sytuacji...
-Jaki tym razem? - wybełkotał Prosiaczek.
-Można by wyjebać dziesionę... - zaczął smętnie Puchatek, jednak nie dokończył,
gdyż odłamek belki wylądaował wprost na jego pustym łbie.
-Nie, kurwa, NIE! - krzyknął poirytowany Kłapouchy - Nie ma mowy, żadnych dziesion,
żadnych napadów, żadnych włamów, NIC!
Wszyscy popatrzyli na niego zdziwieni. Wszak wszyscy wiedzieli, że to najlepsza
metoda zarobku - zajebać komuś kasę. Pierwszy się odezwał Królik:
-A ci co, szajba odbiła? Popierdoliło cię? Ten misiak mówi calkiem do rzeczy!
-Kurwa, nie ma mowy, przez te wszystkie napady spada nam popularność. Nikt nie chce
czytać naszych przygód. Mówią, że są nudne. Że tylko zabijamy i rabujemy. Kurwa,
musimy wymyśleć coś nowego!
Królikowi szczęka opadła.
-Jakich przygód?! JAKA POPULARNOŚĆ?! O czym ty kurwa pierdolisz?
-No, to ja już wiem co się stało z moim kwasem... - mruknął ponuro Tygrysek.
-Kurwa, nie napadamy i już! - powiedział Kłapouchy - Musimy znaleźć uczciwą kurwa
robotę! Dilowanie dragów, na przykład.
-A skąd weźmiesz dragi, debilu? - spytał Puchatek podnosząc się z podłogi.
-A CZEMU TO JA MAM O WSZYSTKIM MYŚLEĆ?! - Wydarł się Kłapouchy. Ze złości zacisnął
pięści i uniósł ręce. Niestety, trzymał je pod stołem, więc ostro w niego
przypierdolił. Stół jak stół - cztery nogi ma i nie trzyma się za bardzo podłoża,
więc się po prostu wyjebał. Ale na stole stały ostatnie dwa jabole. Siła uderzenia
była taka wysoka, że wyrzuciło je prosto na ścianę.
-Nnniiiiieeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeeee!!! - krzyknął Puchatek rzucając się desperacko i
próbując złapać je w locie. Niestety, niezbyt dobrze wymierzył, i przyjebał łbem we
framugę, co spowodowało zanik wizji i fonii. Butelki z głośnym brzękiem rozbiły się
o ścianę.
-Ja pierdolę, kurwa, Kłapouchy, coś ty zrobił?! - wydarł się zezłoszczony Tygrysek.
Nie dość, że ten osioł wyssał jego kwasa, to jeszcze rozjebał ostatnie dwie butelki
wina. Jego psychika wyglądała jak piekło: ogień wszędzie, wybuchy, gotująca się
smoła i Kangurzyca tańcząca na stole.
-Kurwa, jakie ja?! - Wrzasnął obrażony Kłapouchy - Widzieliście że to przez
Puchatka, bo nie złapał butelek!
-Nie, kurwa, nie tym razem! - powiedział Królik podnosząc nogę od stołu. Ogień
płonął w jego oczach, rządza zemsty popychała go do przodu. - Pamiętasz, jak jakiś
czas temu upierdoliliście mi ręce? To nie ja rozjebałem to pierdolone wino, ale to
Kłapouchy wskazał na mnie jako niszczyciela. TERAZ KURWA PRZYSZEDŁ CZAS ZEMSTY! -
powiedział i się zamachnął.
-Nie... - wyszeptał sparaliżowany strachem Kłapouchy. Na szczęście za Królikiem
stał Prosiaczek, który wyszarpnął nogę od stołu z rąk Królika, gdy ta była tuż nad
jego głową. Królik tego nie zauważył i ponownie się zamachnął. Zrobił fikołka i
wyjebał się na podłodze.
-Panowie, nie czas teraz na zemstę. - rzekł spokojnie Prosiaczek. Królik zaczął
wstawać z podłogi. - Straciliśmy ostatnie dwie butelki. MUSIMY coś wymyśleć
zanim...
-MAAAAM! - krzyknął Tygrysek. Wszyscy popatrzyli na niego. Nawet Puchatek, którego
ten okrzyk obudził. - Pamiętacie tę plantację marychy za domkiem Królika?
-5 Hektarów... - powiedział Królik. - Ale przecierz tę chatkę sprzedałem! Nowi
właściciele zapewne wykosili wszystko!
-No możliwe, ale iść i sprawdzić nie zaszkodzi. A przy okazji odzyskamy twoją
chatkę... - powiedział Tygrysek.
-Jak? Masz kasę? - spytał niepewnie Królik.
-Chyba wiem, jak... - powiedział Puchatek podnosząc nogę od stołu z podłogi.
Wszyscy popatrzyli na Kłapouchego.
-No dobra, jak ten jeden raz komuś spuścimy wpierdol to nic się chyba nie stanie...
DO BRONI! - zakrzyknął. Nikt się nie poruszył.
-Ale Kłapouchy... - zaczął Prosiaczek.
-Bronia jest w pracy... - dokończył Puchatek po czym wszyscy wybuchnęli śmiechem.
-Hahaha, to było kurwa zacne... - powiedział ocierając łzy śmiechu Tygrysek. - No
ale teraz na poważnie, niech każdy złapie za swoją spluwę i do roboty! -
zakrzyknął. Poskutkowało. Wrzyscy wyruszyli w poszukiwaniu broni zaczepno-
morderczych.
I tak jak zwykle: Kłapouchy wziął w łapki swojego kochanego obrzyna. Załadował
pełen magazynek. Tygrysek i Puchatek jak zwykle uzbroili się w kałasznikowy.
Prosiaczek otarł kurz ze swojego wiernego uzika, a Królik włożył jedyny pełny
magazynek w rękojeść swojej nowiutkiej Beretty, zajebanej jakiemuś gliniarzowi.
Krótko mówiac - wszyscy byli gotowi. (Gdyby ktoś robił z tego film, to tutaj
powinni stać wszyscy obok siebie a Puchatek powinien odbezpieczyć głośno kałacha i
powiedzieć:)
-No, panowie, do roboty.
Wyszli przed domek. Rozejżeli się. Ten lasek na trzeźwo wyglądał zupełnie
inaczej... W końcu postanowili że skręcą w prawo. Poszli. Idą... idą... idą...
idą... W końcu Puchatek się odezwał.
-Eeee... gdzie jesteśmy?
-Zaraz, to ty nie wiesz gdzie idziemy? - Spytał zdumiony Prosiaczek
-Nie, kurwa, skąd mam wiedzieć? Cały czas szedłem za Tygryskiem! - odpowiedział
Puchatek.
-A ja za Kłapouchym! - odbił piłęczkę Tygrysek.
-A ja za Królikiem, to jego była chata! - Powiedział Kłapouchy. - Gdzie on teraz
kurwa jest?! - spytał poirytowany.
Królik tymczasem wychodził z krzaków zapinając rozporek w spodniach, których nie
miał. Gdy zobaczył towarzyszy, spytał
-Co mnie ominęło?
-Kurwa, gdzieś ty był? Szliśmy za tobą do twojej chatki! - powiedział Kłapouchy.
-Poszedłem się wysrać, a co kurwa, nie wolno?! - spytał wkurwiony Królik.
-No to kurwa przejebane. - powiedział Puchatek opuszczając kałacha na ziemię. -
Gdzie my teraz kurwa jesteśmy?
-Jak to kurwa gdzie? - Spytał Królik.
-No gdzie, kurwa, dobre trzy godziny łaziliśmy po lesie! - powiedział Kłapouchy.
Królik popatrzył na niego jak na kretyna.
-Jakie kurwa trzy godziny łaziliśmy po lesie, jak ja jeszcze pod domkiem Tygryska
się wysrać poszedłem? - spytał.
Wszyscy się rozejżeli. Ich oczom ukazał się dom, spod którego wyszli.
-To znaczy że my... - zaczął zmieszany Kłapouchy
-...cały czas chodziliśmy w kółko? - dokończył poirytowany - Kłapouchy, kurwa, za
jakim Królikiem żeś ty chodził?
-No kurwa, myślałem że... O, tam kurwa, jest! - pokazał i wskazał palcem na krzaki.
Coś w nich załopotało. Prosiaczek wymierzył i puścił seryjkę z uzika. Zza krzaków
wypadł trup sporej wielkości ptaka.
-Masz tu kurwa swojego Królika... - powiedział poirytowany.
-Dobra, nie ma czasu - powiedział Królik - idziemy.
No i poszli. Szli dość długi czas, aż w końcu doszli. Zobaczyli chatkę Królika a
przed nią trzech dresów i BeeMWuche.
-No to jak załatwimy? - spytał Prosiaczek - Trzeba to jakoś efektownie zrobić, bo w
sumie jest ich tylko trzech, a my mamy tyle amunicji, że możemy pół miasteczka
rozpierdolić...
-Poślemy Królika. - powiedział Puchatek - To jego chatka, niech ją sam odbije.
Królik bez słowa wyszedł zza krzaków z bronią schowaną za plecami. Puchatek
wiedział, że na Króliku nie można polegać. Oparł kałacha o konar i wziął na cel
jednego z drechów. Królik podszedł do niego i wywiązała się krótka konwersacja.
Nagle jeden z dresów wskazał na schowaną za plecami Królika rękę, w której to był
pistolet. Królik błyskawicznie wyjął ją zza pleców i wystrzelił do dresa stojącego
najdalej raniąc go w nogę. Wycelowywał w drugiego, jednak trzeci błyskawicznie
wyjął bejzbola i wyjebał my w ryj, co spowodowało niezły odlot, dobre 4 metry
Królik odlatywał... W tym momencie z krzaków posypały się strzały, które
podziurawiły dresów jak sito. Gdy opadł kurz, brygada wybila zza krzaków. Podeszli
do ciał.
-Dowcip mi się przypomniał... - powiedział Tygrysek - Dwaj gangsterzy z Pruszkowa
pojechali do Wołomina na lody. Jeden dostał trzy kulki, drugi z automatu.
Wszyscy wybuchnęli śmiechem. Po chwili zbudził się Krolik.
-Czy ktoś zapisał numer rejestracyjny tego bejzbola? - spytał głaszcząc palcami
guza na potylicy. Łeb miał twardy, i zarazem pusty, więc strzał w ryj niewiele mu
zrobił. Podszedł do chłopaków. - Mieli coś? - Spytał.
-Nie, tylko kluczyki od samochodu i tę karteczkę. - powiedział Puchatek rozkładając
ją. Prosiaczek w tym czasie podchodził do auta. Wszedł do środka i włożył kluczyki
do stacyjki. W tym momencie Puchatek krzyknął - PROSIAK! KURWA WYPIERDALAJ Z TEGO
WOZU!
Prosiaczek wyskoczył błyskawicznie. wszyscy padli na ziemię, choć nie wiedzieli
czemu. Tylko Puchatek stał wyprostowany z kałachem przewieszonym przez ramię.
-To jest kompletny plan zamontowania w samohcodzie bomby podłączonej do stacyjki -
powiedział - coś mi mówi, że te dresy chciały kogoś wyjebać w powietrze.
-Co robimy? - spytał Tygrysek. W tym czasie przerażony Prosiaczek doczołgał się do
brygady.
-Nie ma szans rozbrojenia tego, trzeba po prostu wysadzić w powietrze ten złom. -
powiedział Puchatek. Podszedł do auta i wyjął kanister z benzyną. Rozlał trochę na
polance po czym utworzył "lont" prowadzący do domku Królika. W tym czasie wszyscy
pochowali się w środku. Puchatek wyjął zapałki, odpalił jedną i rzucił, po czym
błyskawicznie wskoczył do domku. Po chwili usłyszano eksplozję a chatką wstrząsnęła
fala uderzeniowa. Ale chatka była mocna, mejd in junajted socjalistik sowiet
ripablik. Wszyscy wyjżeli na zewnątrz. Dym opadł, resztki samochodu też. Eksplozja
wyjebała niezły krater.
-No, niewiele brakowało. - powiedział Prosiaczek
-Taaa... a teraz za stuffem sie rozejżyjmy, po to tu jesteśmy - powiedział Puchatek
odkładając kałacha. Wnętrze chatki było lekko zmienione. Było w miarę czysto, w
okręg ustawiono pięć foteli, w do kąta trafił śmietnik. Ekipa rozsiadła się
wygodnie w fotelach, a Królik wyszedł za domek, którego tył był niewidoczny z
powodu gęstego zadrzewienia okolicy. Po chwili wrócił z krzykiem.
-KUUURRRWWWAAA!!! PANOWIE, TO TRZEBA ZOBACZYĆ! - wydarł się po czym wrócił tam skąd
przybył. Wszyscy błyskawicznie zerwali się z krzeseł. Gdy wyszli na tyły ich oczom
ukazał się przepiękny widok. Tuż przed ich nosami rosła gęsta ściana marychy wysoka
na dobre 5 metrów, o przepięknym, ciemnozielonosoczystym kolorze, wręcz kusząca
ogromnymi liści od których silnie czuć było THC i Uran 285. Szerokie to było poza
granice widoku, a długości ustalić się nie dało, gdyż było za gęsto zarośnięte.
Wartości rynkowej tego całego stuffu określić się nie dało - było tego po prostu za
dużo. Wszystkim bohaterom ślina zaczęła lecieć jak z kranów... Tygrys rzucił
kałacha, z którym nie rozstawał się od momentu przyjścia, padł na kolana i wrzasnął
-Panie, nie jestem godzien by przyjąć te dary które na mnie zsyłasz!
Wszyscy popatrzyli na niego.
-Chłopaki... - zaczął Puchatek - to pewnie przez to silne skażenie radioaktywne
jakie jest w tej okolicy... dresy musiały się tym dobrze opiekować...
-Taaa... - mruknął Kłapouchy - wyobraź sobie ile by zarobili upłynniając ten cały
stuff na rynku...
-A teraz my upłynnimy go w naszej krwi! - powiedział Królik - Dawajcie jakieś bongo
czy lepiej faję wodną!
Wszyscy popatrzyli na Kłapouchego. Po chwili milczenia wydusił:
-Oki, dajcie mi moment to coś sklecę z mebli i resztek auta. Wy tymczasem
załadujcie kilka krzaczków do torby i migiem śmigać do Babajagi, może zgodzi się na
wymianę.
Jak powiedział, tak zrobili. Po chwili Tygrysek z torbą i Puchatek z Prosiaczkiem w
ramach ochrony zapierdalali na piwną górkę, a tymczasem Kłapouchy z Królikiem
składali faję wodną. Tym razem to nie mógł być byle szmelc. Zrobili ogromne
monstrum, z wielkim "kielichem" oraz 5 rurami. Nad kielichem umieścili gniazdo
zapalniczki, która musiała być cały czas zapalona, gdyż zamierzali palić
niewysuszony stuff. Ogólnie przypominało to wielki pękaty piec. Po jakimś czasie
brygada wróciła z winami. Siedli i zaczęli napawać się widokiem tego cuda popijając
wino. W końcu Puchatek rzekł
-Panowie... a może byśmy kurwa zajarali?
Wszyscy popatrzyli na niego. To była myśl genialna, tak genialna jak fakt, że
ziemia krąży wokół słońca, w tych kilku słowach niedźwiadek zamknął całą logikę
wszechświata i wszystkie myśli najwybitniejszych filozofów, przez te 2,5 sekundy
Puchatek był kwintesencją mądrości, a gdyby palenie było legalne niewątpliwie
dostałby Nobla. Lecz nie czas teraz na te pieprzenie, bo oto Prosiaczek wnosi krzew
marychy. Delikatnie oskubuje listki i wrzuca do "kielicha", który jest wielkości
sporego kubka. Odpalił i zablokował zapalniczkę. Mieli jeszcze kilka takich w
zapasie, tego zabraknąć nie powinno. I teraz sytuacja zaczęła przypominać nowo
otwarty portal z darmową muzą. Wszyscy zaczęli ciągnąć tak intensywnie, że dym
ledwo do nich docierał, to była prędkość rzędu 15 kabitnaseków przy 5 megabitowym
łączu. Ale w końcu to żaden problem, dym przecież leci... skończyli więc się
zaciągać i rozsiedli się wygodnie w fotelach ustawionych naokoło bonga. Pierwszy
powietrze wypuścił Puchatek. Od razu zaczął ssać kolejnego bucha. Drugi był Królik,
potem Prosiaczek, następny Tygrysek a najdłużej trzymał Kłapouchy. Kłęby dymu
spowiły pomieszczenie. Po kilku kolejnych buchach połączonych z doładowywaniem
"kielicha" wszyscy byli zrelaksowani, w powietrze było spowite tak gęstymi kłębami
dymu, że ledwo widzieli faje wodną na środku pomieszczenia, o sobie nawzajem już
nie wspominając. Po kolei zaczęli łapać fazy... Gdy skończyła się trzecia porcja
stuffu w kielichu, nikomu nie chciało się doładowywać. Wszyscy siedzieli w
fotelach. W końcu Królik wstał i powiedział:
-Panowie, pójdę ja nakarmić ten swój fotel
-Ale po co? - zdziwił się Puchatek - Przecież nie pada...
-Nie kumasz bazy? - zirytował się Kłapouchy. Wstał, zastanowił się, usiadł i dodał
- To spox, bo ja też...
Tymczasem Tygrysek przytulał się do "pieca" i mamrotał:
-Więc najpierw weźmiemy ślub cywilny...
-Ty się tak nie spoufalaj! - Wrzasnął Puchatek - Nasza kochana faja jest na
licencji GNU!
-Właśnie! - krzyknął Prosiaczek - A co to znaczy?
-Że każdy moze se dymać. - mruknął Kłapouchy stojąc na głowie.
-Nooo to ja se przydymię. - powiedział Prosiaczek zdejmując spodnie.
-Ale jak że przydymać że co że jak że co że jak... - zaczął powtarzać Puchatek po
czym zwalił się na ziemię - Jednak pingwiny nie latają.
-Pingwiny nie latają bo nie mają skrzydeł - wyjaśnił Prosiaczek waląc konia - No
stawaj chuju! Bo ci łeb ukręcę! - Wrzasnął
-Co jest kurwa? - spytał Królik z wiadrem na głowie
-Nic nie jest - powiedział Puchatek przypierdalając mu soczystego kopa w ryja.
-O kurwa, zjemy Królika! - powiedział Kłapouchy ostrząc nóż.
-KURWAAAA JA ŻYJĘ!!!! - krzyknął Królik po czym wszedł na stół. Skoczył, załopotał
skrzydłami i zjebał się na ziemię.
-Kurwa! - mruknął Prosiaczek
-Gdzie? - spytał Puchatek sięgając po kutasa. Nagle krzyknął - Łaaaa nie maaaa!
Gdzie mój chuj, gdzie on kurwa jest?!
-Sprawdź z przodu - mruknął Kłapouchy podskakują na lewej nodze ze szczotką w
prawej ręce.
-A co sie stao? - spytał Królik z wanny
-Co się co się co się stało? Co się stało? - podśpiewywał Kłapouchy.
-Nic, łazienka jest zamknięta - powiedział Puchatek wymachując śrubokrętem.
-Maciek! - powiedział Prosiaczek. - Maćku! - dodał.
-Maciek! - powiedział Prosiaczek. - Maćku! - dodał.
-Maciek! - powiedział Prosiaczek. - Maćku! - dodał.
-Maciek! - powiedział Prosiaczek. - Maćku! - dodał.
-Maciek! - powiedział Prosiaczek. - Maćku! - dodał.
-Jak to zamknięta zamknięta zamknięta jak to zamknięta zamknięta... - mruczał w
kącie Puchatek. Nagle do pokoju wpadł Tygrysek w pedalskich skórach i z biczem w
ręku.
-Teraz cię ukarzemy, Maćku, za picie piwa w wannie. - powiedział - Byłeś
baaaaaardzo niegrzeczny... - dodał.
-AAAAA! - krzyknął Królik i wbiegł na sufit - Tutaj mnie nie znajdziesz!
-Koniec tego dobrego! - powiedział Puchatek z nocnikiem na głowie - Do roboty!
Ustawic sie w szeregu, za 5 minut odlatujemy na misję bojowo-zwiadowczą!
-Tak jest! - krzyknął tygrysek rzucając rzemień na podłogę. Stanął przed
Puchatkiem. Dołączył do niego Prosiaczek. Po chwili Królik zlazł z sufitu. Tylko
Kłapouchy siedział w kącie i patrzył na śmietnik.
-Ty, kurwa, co ci jest? - spytał Puchatek z rękami rozciagniętymi na boki. Nagle
Kłapouchy wstał, podszedł do śmietnika i przyjebał mu z buta. I jeszcze raz. I
jeszcze...
-Nikt kurwa nie będzie wyzywał mojej matki od żony Kaczyńskiego! - mówił kopiąc
zaciekle. Po chwili ze śmietnika zostały resztki. Kłapouchy spokojnie stanął w
szeregu i rozłożył ręce.
-Tu czerwony jeden - powiedział Puchatek - czerwony dwa, otwórz bramę hangaru.
-Tak jest! - powiedział Tygrysek i otworzył drzwi.
-Uwaga! - zaczął Puchatek - Wylatujemy po kolei numerami! Ja pierwszy! Jakieś
pytania?
-Nie, sir! - powiedział Królik i zaczął rozgrzeać silnik.
-LECIMY! - krzyknął Puchatek i zaczął warczeć. Wybiegł przez drzwi i wyskoczył w
powietrze. Ułożył nogi w pozycji horyzontalnej i leciał. Do niego dołączyła reszta
brygady.
Po Puchatku wylatywali: Czerwony 2 (Tygrys), Czerwony 3 (Kłapouchy), Czerwony 4
(Prosiaczek) i czerwony 5 (Królik). Wszyscy wylecieli w powietrze. Lecieli nad
koronami drzew w szyku klinowy, jako pierwszy Puchatek. Lewe skrzydło zajęli 2 i 4,
prawe 3 i 5. Przelecieli nad lasem i zaczęli lecieć nad miasteczkiem. Podwyższyli
pułap, lecieli już bardzo wysoko. Na horyzoncie pojawiły się dwa samoloty
nieprzyjaciela: Różowy 1 Leader (Mr. Sowa) i Różowy 2 (Pedał Krzysztof). Widząc to
Puchatek nadał komunikat "Utworzyć linię, czwarty i piąty zająć pozycje dalsze!". W
eterze przebijały się rozmowy grupy różowych. "widze", "słodziutko", "possij mi",
"atakujemy"... Puchatek odbezpieczył pociski "Mistrzu-Gej". Odpalił dwa.
Spudłowały. Zaczął strzelać z działka. uszkodził lewe skrzydło różowego Leadera.
Usłyszał terkot przyjacielskich karabinów. To spowodowało rozerwanie na strzępy
różowego Leadera. Przez eter słychać było "nieeeeeeee!". Puchatek się uśmiechnął.
Różowy 2 był sam... Nagle, ni z tego ni z owego koło Puchatka przeleciała torpeda
wystrzelona z ziemi. Rzucił do radia "Kurwa, mamy kłopota. Naziemna ochrona
przeciwlotnicza pedałów rozpoczyna ostrzał! Trzeci, postaraj się zniszczyć tyle
dział ile możesz!". Słysząc to Kłapouchy obniżył pułap i zaczął orać ziemię
karabinem. Usłyszano huk. Trafił w skład amunicji. Tymczasem Drugi posłał rakietę w
Różowego 2. trafił. Ostatni samolot nieprzyjaciela zmienił się w ognistą kulę.
"Uwaga wszyscy! - zaczął nadawać leader - Obniżamy pułap i rozpoczynamy czynny
ostrzał instalacji naziemnych!" powiedział. Cztery pozostałem myśliwce zniżyły swój
lot i zaczęły strzelać. Nagle usłyszał w radiu głos czwartego "Dowódco, mamy
problem! TIE-Fuckery i jeden Niszczyciel DowCipny na siedemnastej!". Obrócił się.
Na tle czarnego jak smoła gwieździstego nieba zauważył sylwetki pojazdów. Zniżył
lot i jedną rakietą rozwalił kolejną wieżyczkę obronną na ich celu, czyli drugiej
Gwieździe Śmierci. W moment podjął decyzję. "Drugi, trzeci! - powiedział -
wlatujemy do środka! Trzeba to rozjebać!". Usyszał potwierdzenia rozkazów po czym
skierował swojego X-winga w tunel wentylacyjny. Za nim wleciały dwa Y-wingi. Za
nimi kilkanaście maszyn nieprzyjaciela. Ostro ostrzeliwywali. Nagle Puchatek
usłyszał w słuchawce głos Trzeciego "Kurwa mają mnieeeee...". Głos się urwał i
błysk eksplozji rozświetlił półmrok tunelu wentylacyjnego. "Kurwa, straciliśmy go!"
krzyknął Puchatek do radia. Ale nie zdążył powiedzieć nic więcej, bo właśnie
wlecieli do Pomieszczenia z wielkim generatorem. Krzyknął do mikrofonu "Kurwa, nie
mam torped, Drugi, wykończ skurwiela!". "Tak jest szefie, osłaniaj mnie!"
odpowiedział drugi. Puchatek zrobił skręt o 180 stopni, odpalił, zaciągnął się po
czym wykonał tzw. rogala w tył i zaczął ostrzeliwywać TIE-Fuckery które leciały za
nim. Rozwalił trzy. Usłyszał huk, po czym zdziwił się skąd dźwięki w przestrzeni
kosmicznej. To był huk wylatującego w powietrze generatora. Skierował się ku
wylotowi. Za nim podążył Drugi. Pozostałe przy życiu dwa TIE-fuckery wykonały
równoczesny skręt w tył - i powpadały na siebie. Puchatek w asyście drugiego
lecieli tunelem. Nagle drugi powiedział "Kurwa, te płomienie są blisko... bardzo
blisko... gorąco tu! ZA GORĄCOOO!!!" W tym momencie kontakt się urwał. Puchatka
zaczęły otaczać płomienie... były coraz bliżej... bliiiżeeeej... Puchatek zamknął
oczy. Po chwili je otworzył. Leżał pod nowym starym domkiem Królika. Tak jak jego
znajomi. Zaczął właśnie wstawać. Inni też się pobudzili. Kłapouchy powiedział:
-Kurwa, panowie, ten stuff był naprawdę mocny...
-Taa... - potwierdził Tygrysek - to pewnie te jebane promieniowanie...
Nagle pod domek przyszła BabaJaga.
-Witajcie chłopcy, macie może trochę tego stuffu? Mam paru klientów którym to
bardzo posmakowało...
-Hmm... oczywiście, kotku - powiedział Królik który chyba jeszcze nie do końca się
obudził...
-Ale kurwa nie za darmo! - powiedział Puchatek - Zgrzewa za krzaczek!
-Dwie zgrzewy! - rzucił Prosiaczek
-Trzy! - dodał Tygrysek
-A może byśmy poszli w te krzaki i bym cię jebał, słonko? - spytał Królik
zataczając się.
-No dobra, niech będą 3. - zignorowała go Babajagi - Gdzie są?
-Za mną proszę - rzucił Puchatek i razem poszli do domku. Oczywiście Królik z
wywieszonym ozorem lazł za nią.
-Patrzcie jak ona seksownia porusza tyłeczkiem... - zaczął mamrotać
-Seksownie jak hipopotamica w okresie godowym - mruknął Tygrysek zdegustowany
bezguściem w guście przyjaciela
-A ja bym tak ją w te krzaki zacią... - nie dokończył, gdyż soczysty kop
Kłapouchego odesłał go do krainy Morfeusza.
-Koniec tego pierdolenia - powiedział Kłapouchy
Po jakimś czasie transakcja była zakończona a 30 zgrzew leżało w chatce. Brygada
upajała się smakiem wina. Nawet Królik, któremu już przeszła faza.
-A właściwie to co ja robiłem? - spytał biorąc głębokiego łyka.
-Kurwa, człowieku, ja nie pamiętam co ja robiłem... - mruknął Prosiaczek
wymieniając butelkę.
-Pamiętam jak Królik chciał jebać Babajagę - powiedział Kłapouchy po czym wrócił do
picia. Królik słysząc to zerzygał się. Ale nie było już czasu na te gadki, bo oto
na horyzoncie pojawiła się P.I.P.A.! Krzysiu podszedł do brygady i powiedział
-Czołem brygada!
-Chuj ci w dupę! - usłyszał w odwecie znudzony głos Puchatka.
-Wiesz, może innym razem. - odpowiedział Krzyś - Widziałem was dzisiaj na procesji
z okazji święta Pieprzonych Rogalików a potem w kościółku. Nie spodziewałem się was
tam widzieć. Zdziwiłem się, kochani, ale też ucieszyłem. To bardzo dobrze, że
wierzycie w Boga... ale powiedzcie mi... - zrobił krótką pauzę - Dlaczego
zniszczyliście tabernakulum?
Tego było już za wiele. Puchatek chwycił butelkę i pierdolnął nią w Krzysia. I tak
zakończyła się kolejna opowieść... ;-)

KONIEC CZĘŚCI 48

Od Autora: oto moja obiecywana przygoda, która miałabyć niejako przeprosinami oraz
próbą odpokutowania za tamte historie z Maxem. Mam nadzieję że mi wyszło... Poza
tym to ostatnia przygoda, która jednocześnie jest w istocie drugą wersją przygody o
tym samym tytule, którą napisałem jakieś półtora roku temu. Nie pamiętam za wiele z
fabuły, jedynie to, że została usunięta przy formacie dysku.

Autor: Max "DJ Max" King


pozdrowienia: Dla wszystkich moich przyjaciół, dla mojej rodzinki, dla mojego
choreografa i scenarzysty oraz charakteryzatorki, bez których nie byłoby mnie
tutaj... ;-) Oraz dla mojej kochanej dziewczyny, Misty Goth.

You might also like