You are on page 1of 69

JULIAN APOSTATA

LISTY

Pobrano z: www.zrodla.net

MMIII ®
TŁUMACZENIE: WITOLD KLINGER
W nawiasach przy kolejnych numerach listów podano numerację edycji tekstu greckiego.
W nawiasach kwadratowych [ ] znajdują się uzupełnienia wprowadzone przez
Tłumacza; w nawiasach ostrych ( ) uzupełnienia wydawców tekstu greckiego.
Kursywą wyróżniono uwagi Tłumacza.

UWAGI DO EDYCJI KOMPUTEROWEJ:


Chcielibyśmy złożyć gorące podziękowania Panu Mirosławowi Tomanie za bezinteresowną
pomoc, dzięki której stało się możliwe udostępnienie tego niezwykle trudno dostępnego źródła
„szerokiemu gronu odbiorców”.
1(4)
DO EUAGRIOSA MÓWCY 1

Niewielki zespół czterech pól w Bitynii, podarowany mi niegdyś


przez babkę2, ofiaruję Ci w podarku do Twego rozporządzenia. Jest on
za mały, aby przysporzyć komuś bogactwa i uczynić go zamożnym, a
jednak nie jest całkowicie pozbawiony właściwości przyjemnych, jeśli Ci o
nim wszystko szczegółowo opowiem. Nic mi nie przeszkadza pogawędzić
sobie wesoło z Tobą obsypanym darami charyt i muz3. Odległość jego od
morza wynosi nie więcej jak 20 stadiów4 i żaden przekupień ani marynarz
nie zakłóci spokoju tego miejsca swą gadatliwością lub brutalnością. Ale i
nie jest on zupełnie wyzuty z darów Nereusa5: ma przecie zawsze i rybę
świeżą i drgającą jeszcze, a gdy z domu wyszedłszy, znajdziesz się na
pewnym wzgórzu, to ujrzysz i Propontydę6, i wyspy7, i miasto noszące imię
szlachetnego władcy8, i przy tym nie będziesz stąpał po trzcinach i
porostach morskich, niepokojony przez te smętne i nie nadające się do
wymienienia brudy, które morze wyrzuca na piaski swego wybrzeża, lecz
po powoju, tymianku i ziołach wonnych. Głęboką ciszę ma wkoło, kto tam
wypoczywa i w księgę spogląda, a potem, gdy da odpoczynek wzrokowi,
tak słodko jest spojrzeć na okręty i morze! Takie letnisko, gdym był
chłopcem bardzo jeszcze młodym, wydawało mi się najmilsze: posiada ono
bowiem i źródła nie najgorsze, i kąpiel rozkoszną, i ogród, i drzewa. Już
bowiem będąc mężem, tęskniłem za tym dawnym trybem życia i
powracałem niejednokrotnie, i spotkanie z nim nie było dla nas9 bez
korzyści umysłowej. A jest tu także drobna pamiątka mojej pracy na roli,
winniczka niewielka, lecz przynosząca mi wino wonne i słodkie, które nie
potrzebuje czekać, aż z czasem dopiero otrzyma coś z Dionizosa i charyt;
grona te, czy znajdują się na swojej łozie, czy też wyciskane są w tłoczni,
pachną różami, moszcz zaś w swych beczkach glinianych jest już według
Homera10 cząstką nektaru. Czemuż więc łóz takich nie było wiele i nie
większej ilości pletrów11? Być może dlatego, że wieśniakiem nie byłem
zbyt gorliwym, a może i dlatego, że mieszalnik dionizowy jest u mnie
trzeźwy i wiele potrzebuje daru nimf12, ja zaś wino przygotowywałem tylko
dla siebie i mych przyjaciół, a tych
była garstka. A teraz, głowo umiłowana, oddaję Ci ten dar drobny, co
prawda, lecz miły, jako przechodzący od przyjaciela do przyjaciela, a we-
dług Pindara13, poety mądrego, ,,z domu do domu".
List ten napissłem pospiesznie, przy lampie, tak że jeśli w czymś
popełniony jest błąd, nie badaj go zbyt surowo ani też jak mówca, co
mówce gani:
Achemenidy jam był przedtem łanem, dziś jestem Meniska,
Także i później mój los z ręki do ręki wciąż szedł;
Choć właścicielem więc mym dziś nazywa się ten, jutro — inny,
Nie jest w istocie nim nikt, chyba kapryśny bóg, Traf14.
1
Euagrios poza tym nieznany, występuje raz jeszcze w korespondencji Ju-
liana (list 26).
2
Była nią Teodora, córka Augusta Maksymiana, współrządcy Dioklecjana,
żom Konstancjusza Chlorusa, dziadka Juliana.
3
Charyty i muzy, bóstwa opiekujące się pcelami i artystami.
4
Tj. ok. 3.5 km; stadion miał ok. 180 m.
5
N e r e u s, bóstwo morskie.
6
Dziś morze Marmara.
7
Dziś Wyspy Książęce.
8
Tj. Konstantynopol.
9
Tzn. dla Juliana i jego przyrodniego brata, Gallusa.
10
Odyseja X 359.
11
Pletr, grecka miara długości, równająca się ok. 30 m.
12
Nimfy, boginki wodne. Starożytni Grecy pili winu zmieszane z wodą.
13
Pindar, sławny poeta grecki żyjący na przełomie VI i V w. p. n. e. Cytat
Wzięty z Olimp. VI 99.
14
Anth. Pal. IX 74.

2(8)

DO EUMENIOSA I FARIONOSA1

Jeżeli ktoś Was przekonał, że dla ludzi nie ma nic słodszego i poży-
teczniejszego jak filozofowanie w wolnym czasie i bez nakładu pracy, to
cn i sam jest oszukany, i Was także oszukuje. Skoro więc żyje w Was
dawny [do filozofii] zapał i niby płomyk jakiś jasny nie zagasł dotych-
czas, to — co do mnie — uważam Was za szczęśliwych. Wszak ci to już
czwarty upłynął rok i trzeci nadto przemija miesiąc, odkąd rozstaliśmy
sią z sobą2. Checnie bym stwierdził naocznie, jak wiele w ciągu tego cza-
su postąpiliście naprzód. Co do mnie, to godne jest podziwu, że mówię je-
szcze po helleńsku: do takiego stopnia z powodu przebywania w tyra
kraju staliśmy się barbarzyńcami. Nie lekceważcie ćwiczeń słownych.
Nie zaniedbujcie retoryki i bliskiego obcowania z poezją. Zwiększcie
jeszcze troskę Waszą o poznanie nauk i całym wysiłkiem Waszym niech
będzie zrozumienie zasad Arystotelesa i Platona. To winno być dziełem
głównym, to kamieniem węgielnym, podstawą, ścianami domu i dachem.
Cała zaś reszta — to rzeczy podrzędne, choćby nawet przez Was były opra-
cowane staranniej niż przez niektórych dzieła na tę nazwę zasługujące.
Rad tych udzielam Wam, kochając Was — przysięgam na sprawiedli-
wość bożą — jak braci; byliście mi bowiem współuczestnikami studiów
i przyjaciółmi. Jeśli więc będziecie mi posłuszni, będę Was kochać jeszcze
goręcej; jeśli zaś ujrzę, że posłuszni nie jesteście, będę się smucić.
Smutek zaś nieustanny czym zwykle się kończy, wypowiedzieć nie chcę,
lepszej życząc Wam wróżby.
1
Osobistości poza tym nie znane. Studiowały razem z Julianem w Atenach.
2
Data ta dotyczy pobytu Juliana w Atenach w 355 r.

3(9)

JULIAN DO ALYPIOSA1, BRATA KA1SARIOSA2

Sylozont5, jak opowiadają, wyruszył do Dariusza i przypomniawszy


podarowany mu płaszcz, zażądał za to Samosu. Tym później pysznił się
Dariusz mniemając, że za małą rzecz oddał mu wielka. Sylozont mimo
to skąpej doznał wdzięczności. Porównaj na przykład położenie nasze
i ludzi ówczesnych. Przede wszystkim czyn mój ma, jak mniemam, przed
Dariuszowym jedna przynajmniej przewagę, że nie oczekiwałem, aż mi
ktoś inny to przypomni, lecz po tak długim czasie zachowawszy świeżą
pamięć Twej przyjaźni, skoro tylko bóg mi pozwolił, powołałem Cię
wśród pierwszych, nie zaś — poślednich. Takie więc były sprawy po-
przednie, a co do spraw przyszłych, to może mi pozwolisz coś ci przepo-
wiedzieć, bo będąc także wieszczkiem sądzę, że będą one o wiele lepsze
cd minicnych (niech tylko miłościwą będzie mi Adrasteja4): Ty bowiem
nie potrzebujesz poszukiwać króla skłonnego do podbijania dla Ciebie
wolnego grodu, ja zaś potrzebuję wielu ludzi, zdolnych podnieść pogań-
stwo z upadku haniebnego. Na takie więc żarty z Tobą pozwala mi nie-
okrzesana muza Galów, ty zaś prowadzony przez boginię przybywaj,
pełen radości.
Dodatek własnoręczny: Chceszli w obozie zimowym polo-
wać na kozły i barany dzikie? Przybądź do przyjaciela, który Ciebie
i przedtem, choć nie mógł jeszcze wiedzieć, jak wiele znaczysz, mimo to
miłością swą otoczył.
1
Alypios, ceniony przez Juliana, który mu zlecił misją odbudowy świątyni
w Jerozolimie (Ammian. Marcell. XXIII 1, 2). W czasie pobytu Juliana w Galii
zarządzał Brytanią.
2
Kaisarios odgrywał poważną rolę za rządów cesarza Walensa (364—378).
3
Sylozont był to brat tyrana wyspy Samos, Polykratesa; ofiarował on Da-
riuszowi, późniejszemu królowi perskiemu (521 — 485), płaszcz i w nagrodę za to mia-
nowany został przez niego tyranem Samos.
4
Adrasteja, bogini, którą identyfikowano z Przeznaczeniem, Nemezis.

4(10)

JULIAN DO ALYPIOSA, BRATA KAISARIOSA

Właśnie opuściła mnie choroba, gdy przysłałeś mi Swe dzieło geogra-


ficzne1. Nie z mniejszą przyjemnością otrzymałem przysłaną przez Cie-
bie mapkę2: zawiera ona bowiem wykresy lepsze od dawniejszych. Owia-
łeś to poezją, dołączywszy Twe jamby, nie takie, jakie opiewają bójkę
Bupalową3, jak mówi o tym poeta z Kyreny4, lecz jakie urocza Safona5
pragnie do swych hymnów dostroić, a to stanowi taki właśnie dar, jaki,
być może, wypadało Tobie mi dać, mnie z rozkoszą największą przyjąć.
Co do prowadzenia przez Ciebie spraw, cieszymy się razem z Tobą,
że wszystko pragniesz wykonywać energicznie i zarazem łagodnie. Po-
łączenie bowiem łagodności i umiarkowania z męstwem i siłą i stoso-
wanie pierwszej drogi do ludzi przyzwoitych, drugiej zaś do niepopraw-
nie zepsutych, i przy tym w sposób nieubłagany, jest — z pewnością —
dziełem niemałego daru wrodzonego i cnoty. Życzymy ci więc, abyś, do
obu tych celów dążąc, zespolił je w całość piękną. Nie na próżno więc
wierzyli najwięksi mędrcy starożytności6, że to jest wszystkich cnót ce-
lem ostatecznym. Obyś w zdrowiu i szczęściu trwał aż do kresu naj-
dalszego, bracie mój najpożądańszy i najbardziej mi oddany!
1
Prawdopodobnie mapę Brytanii, której Alypios był namiestnikiem.
2
Być może plan Jerozolimy, gdzie Alypios miał dozorować odbudowa świątyni.
3
Bupalos, rzeźbiarz z Kladzomen w Azji Mn. Był on przedmiotem ostrych
napaści ze strony poety Hjpponaksa.
4
Chodzi tu o Ka11imacha z Kyreny, najwybitniejszego poetę okresu
aleksandryjskiego.
5
Safona, poetka liryczna żyjąca w VII/VI w. na wyspie Lesbos.
6
W pierwszym rzędzie Sokrates.

5(11)

DO PRISKOSA1
Tylko co opuściła mnie ciężka i męcząca choroba, gdy dzięki opatrz-
ności wszystkowidzącego Zbawcy2 doszedł do rąk moich list Twój
w dzień, w którym, po raz pierwszy otrzymałem kąpiel. Skoro tylko
przed wieczorem go odczytałem, trudno mi wypowiedzieć, jak wiele mi
sil przybyło z samego odczucia życzliwości szczerej i czystej. Obym
na tyle stał się jej godny, abym przyjaźni Twej nigdy nie zhańbił. Pismo
Twoje odczytałem zaraz, pismo zaś bogom podobnego Antoniosa do Alek-
sandra3 odłożyłem sobie na dzień następny. Piszę te słowa w siedem dni
później, odpowiednio do dalszych — dzięki opatrzności boga — postę-
pów mego ozdrowienia. Zachowaj się zdrowo dla mnie, o najbardziej po-
żądany i oddany mi bracie, abym za sprawą wszystkowidzącego boga
ujrzał cię jeszcze, mój skarbie!
Do tego przypisek własnoręczny: Na moje zbawienie,
na wszystkowidzącego boga, napisałem, jak myślę. O najlepszy! Kiedy
Cię ujrzę i uściskam? Teraz bowiem, jak zakochany śmiertelnie, nawet
Twój podpis całuję.
1
P r i s k o s, filozof, którego Julian poznał w czasie pobytu w Pergamonie.
2
Tj. Słońce, po gr. Helios, po łac. Sol., bóstwo czczone w państwie rzymskim
zwłaszcza od czasów cesarza Aureliana (270—275).
3
Osobistości występujące w korespondencji przyjaciela Juliana, filozofa Liba-
niosa. Aleksander był prawdopodobnie namiestnikiem Syrii.

6(12)

DO PRISKOSA
Co do przybycia do mnie Twej Dobrotliwości, to, jeśli zamiar taki
żywisz, poradź się bogów i ujawnij gorliwość: możliwe bowiem, że nie-
co później i ja także nie będę miał czasu. Poszukaj wszystkich pism
Jamblicha1, odnoszących się do mego współimiennika, bo Ty jeden to
możesz: posiada je bowiem zięć Twojej siostry w odpisie bardzo popraw-
nym. Kiedym o tej sprawie pisał, ukazał mi się pewien znak, godny, jeśli
się nie mylę, podziwu.
Zaklinam Cię, niech Teodorejczycy2 i w Twoje także nie bębnią uszy,
jakoby łowcą zaszczytów był ów prawdziwie boski i po Pitagorasie i Pla-
tonie trzecie miejsce zajmujący Jamblich. Jeśli zaś zuchwalstwem jest
ujawniać przed Tobą mój sąd, jak to właściwe jest zapaleńcom, to wyro-
zumiałość dla mnie nie sprzeciwia się rozumowi: wszak ja sam w filozo-
fii przepadam do szaleństwa za Jamblichem, w mądrości zaś dotyczącej
bogów — za moim wspólimiennikiem — i sądzę, że zgodnie z Apollodo-
rem wszyscy inni wobec wymienionych — niczym.
O zestawieniach z Arystotelesa, które wykonałeś, tyle Ci oświadczam,
że przez nie uczyniłeś mnie Twym uczniem, choć imienia tego nie noszę.
Słynny ów Tyryjczyk3 zawarł w większej ilości ksiąg nieliczne pisma
z logiki, Ty zaś przez Twą jedną książczynę o filozofii Arystotelesowej
uczyniłeś mnie jej entuzjastą, nie zaś tylko nosicielem tyrsu. Jeśli praw-
dą jest, co mówią, to, gdy przybędziesz do mnie, liczne pisma moje z zi-
my poprzedniej same Ci swą drugorzędność ujawnią.
1
Jamblich, filozof neoplatoński, żył w IV w. Skłonny był do mistycyzmu
i dlatego ceniony przez Juliana.
2
Teodoros był uczniem Jamblicha.
3
Makrymos z Tyru, filozof neoplatoński, wywarł poważny wpływ na
ukształtowanie się poglądów religijnych i filozoficznych Juliana.

7(13)

JULIAN DO PRISKOSA

Otrzymawszy pismo Twoje, natychmiast wysłałem Archelaosa1, aby


Ci oddał list mój i znak2 na dłuższy czas ważny, jak to nakazałeś. Zde-
cydowanemu zbadać Ocean stanie Ci się z pomocą boga we wszystkim
po myśli, jeśli tylko nie ulękniesz się wcale dzikości Galów i wichury
zimowej. Wszystko to tak się odbędzie, jak bogu się podoba, ja zaś przy-
sięgam Ci na tego, któremu wszelkie dobro zawdzięczam, Zbawcę, że po
to pragnę żyć, żeby stać się wam użytecznym. Kiedy zaś wymawiam to
słowo wam, mówię o prawdziwych filozofach, do których
wiedząc, że ja należę, Ty wiesz także, jak bardzo Was ukochałem, ko-
chani i oglądać pragnę. W zdrowiu więc niech Was opatrzność boża
na długie jeszcze lata ustrzeże. Bracie mój, najbardziej mi upragniony
i najbardziej przyjazny. Czcigodną Hippię i dziatki Wasze pozdrawiam.
1
Archelaos, przyboczny oficer Juliana.
2
Tj. diploma, dający prawo wolnego przejazdu pocztą państwową, cursus publi-
cus, zastrzeżoną dla osób oficjalnych.

8 (14)

JULIAN DO ORIBASIOSA1

Boski Homer2 twierdzi, że istnieją dwie bramy snów, i co do tego, co


ma nastąpić, nie na jednakowe zasługują zaufanie. Ja zaś myślę, że Ty
teraz więcej niż kiedykolwiek miałeś jasnowidzenie przyszłości. Wi-
działem bowiem i ja dzisiaj coś podobnego. Zdawało mi się, że widzę
w bardzo przestronnej sali biesiadnej wysokie drzewo, które pochyla się
ku ziemi, przy jego zaś korzeniu latorośl boczną, drobną jeszcze i świeżo
odrosłą, lecz bujnym już okrytą listowiem. O tę latorośl małą pełen by-
łem wielkiego niepokoju, aby nie wyrwał jej ktoś razem z drzewem
wielkim. Gdy zaś podszedłem bliżej, widzę, że to wielkie drzewo leży
już w całej swej długości na ziemi; mała zaś latorcśl, trzymając się pro-
sto, wzwyż ponad ziemię się unosi. Kiedym to ujrzał, zawołałem
w udręce: ,,W niebezpieczeństwie zagłady znajduje się nawet boczna od-
noga tak wielkiego drzewa". Tu przemówił do mnie ktoś całkowicie mi
nie znany: ,,Spójrz uważnie i nabierz otuchy! Wszak póki korzeń tkwi
w ziemi, mniejsza latorośl pozostaje nie uszkodzona i będzie utwierdzona
mocniej3".
Takie były widzenia tych snów — i bóg wie, dokąd one prowadzą.
Co się zaś tyczy owego rzezańca wstrętnego4, to chętnie bym się dowie-
dział, kiedy o mnie takie rzeczy opowiadał: czy przed spotkaniem ze
mną, czy po nim. Opowiedz mi więc o nim, co tylko możesz. O stosunku
moim do niego wiedzą ludzie, że kiedy on krzywdził mieszkańców pro-
wincji, ja często milczałem, wbrew temu, co mi przystało, jednych nie
wysłuchując, drugich do siebie nie dopuszczając, innym znów nie dowie-
rzając, niektóre zaś rzeczy na jego towarzyszy zwalając. Kiedy jednak
on uznał za słuszne obarczyć mnie częścią swej hańby, przysłał mi swój
wstrętny i bezwstydny memoriał, co miałem robić: milczeć czy walczyć?
Pierwsze postępowanie jest, jak myślę, głupie, godne niewolników i nie-
nawistne bogom, drugie, przeciwnie, jest sprawiedliwe, męża swobodne-
go godne, lecz wobec spraw mnie wiążących niedozwolone. Co więc uczy-
niłem? Oto w obecności wielu, o których wiedziałem, że mu doniosą,
oświadczyłem: „pewna osoba memoriał swój ma całkowicie i we wszy-
stkim poprawić, ponieważ jest on wysoce nieprzyzwoity". Ten usłyszaw-
szy o tym, tak daleki okazał się w postępowaniu od poczucia miary, że
choć znajdowałem się w pobliżu niego, popełnił to, czego — na boga —
nie popełniłby nawet dużej miary tyran. A wtedy co miał uczynić gorli-
wy wyznawca zasad Platona i Arystotelesa? Czy trzeba było zamknąć
oczy na to, że ludzie biedni wydawani są w moc grabieżców, czy też w mia-
rę możności brać pod swą obronę tych, co na skutek działań tej bogom
nienawistnej bandy już, jak myślę, swą pieśń łabędzią wznoszą? Mnie
więc wydało się rzeczą haniebną skazywać na śmierć natychmiastową
i pogrzebu pozbawiać trybunów legionów, swe miejsce w szeregu opu-
szczających, samemu natomiast, czy trzeba było dać odpór takim rozbój-
nikom, poniechać mój obowiązek obrony biedaków, zwłaszcza skoro wal-
czy po mej stronie sam bóg, który mną pokierował — i choćby nawet
wypadło mi zginąć, to odejść stąd z czystym sumieniem niemałą jest po-
ciechą. Oby tylko bogowie darowali mi znów dzielnego Sallustiosa5. Je-
żeli z powodu tej sprawy otrzymam następcę, nie będzie mnie to chyba
smucić! Lepiej jest krótki czas przeżyć prawidłowo niż długi — licho;
i zasady perypatetyczne nie są bynajmniej, jak zapewniają niektórzy, od
stoickich mniej szlachetne, lecz tym jednym tylko, według mnie, się od
siebie różnią, że ostatnie są zawsze gorętsze i nierozważniejsze, pierwsze
uważają za słuszne trwać z rozmysłem przy raz powziętym postanowie-
niu.
1
Oribasios, lekarz, zaufany Juliana.
2
Odyseja XIX 562.
3
O podobnym widzeniu sennym referuje Ammian. Marceli. XX 5, 10.
4
Prawdopodobnie chodzi tu o eunucha Euzebiusza, zaufanego Konstancjusza,
choć nie jest wykluczone, że Julian miał na myśli Florencjusza, piastującego funk-
cię namiestnika prowincji zachodnich cesarstwa (tzw. praefectus praetorio Gallia-
rum), wrogiego Julianowi.
5
Salustiusz, wysoki urzędnik cesarski, którego Konstancjusz odwołał z oto-
czenia Juliana na Wschód. Julian poświęcił mu specjalny utwór: Consolatio ad Sal-
lustium (pocieszenie dla Sallustiusza).

9(17)

JULIAN DO KONSTANCJUSZA AUGUSTA

Zawsze jedne i te same żywiąc uczucia, zachowałem zarówno w moich


obyczajach, jak i w spełnieniu warunków układu wierność mojemu po-
stanowieniu, jak to ujawniło wiele faktów dokonanych. Skoro bowiem
Ty mnie, ogłoszonego Cezarem1, rzuciłeś pod gromy straszliwych bitew,
js, poprzestając na władzy mi nadanej, jak sługa Twój wierny, napełnia-
łem uszy Twoje częstymi wiadomościami o pomyślnym biegu wypadków,
zawsze za nic sobie ważąc niebezpieczeństwa, jak to z ciągle napływają-
cych świadectw jest wiadome: w czasie szerokiego rozprzestrzeniania się
i przenikania wszędzie Germanów byłem zawsze w trudach wojennych
najpierwszy, w odpoczynku — ostatni. Jeśli jednak obecnie nastąpił, jak
mniemasz, jakiś nie znany dotąd przewrót — słowo to mi wybacz — stało
się to z tej przyczyny, że wykonali w końcu swój dawno powzięty za-
miar żołnierze, co w wielu już ciężkich wojnach trwonili bezowocnie
swe życie, szemrząc i nie godząc się na pozostawanie pod władzą wodza
drugiego stopnia, zwłaszcza gdy nie widzieli możliwości otrzymania od
Cezara za długie ich trudy i częste zwycięstwa zasłużonej nagrody. Do
gniewu żołnierzy, którzy nie otrzymywali ani wyższego stopnia, ani
całorocznej płacy, przyłączyła się jeszcze ta nieoczekiwana okoliczność,
że ludzie ci, nawykli do kraju o zimie mroźnej, otrzymali rozkaz wyru-
szenia na najdalsze świata wschodniego krańce — i oderwani od mał-
żonek i dzieci, zmuszeni są ciągnąć tam, ze wszystkiego wyzuci i na-
dzy... Nadzwyczajnie tym rozdrażnieni żołnierze ci, w nocy zebrali się
razem, otoczyli kwaterę główną (palatium) i Juliana przez wielokrotnie
powtarzane okrzyki Augustem obwołali. Wyznaję, że zdjęty przeraże-
niem uciekłem, i choć mnie długo wywoływano, w odosobnieniu i ukry-
ciu ratunku szukałem; kiedy jednak zwłoki mi nie dawano, ja za całą
obronę mając — że tak powiem — pierś własną, wystąpiłem i przed
obliczem wszystkich stanąłem w tym przeświadczeniu, że rozruchy te da-
dzą się jednak uśmierzyć: bądź mojej osoby powagą, bądź przemówie-
niem łagodzącym. Lecz dziwnym gniewem zapłonęli żołnierze i w końcu
posunęli się tak daleko, że nie mogąc oporu mojego przezwyciężyć, w cią-
głych natarciach śmiercią mi uporczywie grozili. Wreszcie uległem, to
wziąwszy pod uwagę, że w razie dokonania na mnie zabójstwa ktoś inny
dałby się ogłosić cesarzem. Taki jest przebieg wypadków, który, błagam
Cię, przyjmij spokojnie. Nie wyobrażaj sobie, że cośkolwiek odbyło się
inaczej. Nie pozwalaj na szkodliwe szeptanie ludzi zawistnych, mających
zwyczaj wzniecać ku własnej korzyści między cesarzami waśnie, lecz,
pochlebstwo odegnawszy daleko, zwróć się raczej do sprawiedliwości,
z cnót wszystkich najwyższej — i uczciwie proponowaną Ci przeze mnie
równość położenia przyjmij w dobrej wierze: wszak po namyśle dojrza-
łym uznałem ją za pożyteczną zarówno dla państwa rzymskiego, jak
i dla nas związanych i krwią tak drogą, i tym, że obaj u szczytu Fortu-
ny się znajdujemy. Wybacz więc powyższe wymagania rozsądku: nie
tyle pragnę, żeby stały się one rzeczywistością, jak żebyś uznał je za po-
żyteczne i uczciwe — ja, który Twoje także rady przyjąć gotów jestem
skwapliwie. Co zaś uważam za konieczne, aby doszło do skutku, w zwięz-
łym wyłożę skrócie. — Sam będę Ci dostarczał koni pociągowych hisz-
pańskich, a nadto „letów"2, tj. młodzież bądź z tej strony Renu zrodzoną,
bądź tych, co się już poddali i na naszą stronę przeszli — celem włącze-
nia ich do wojsk cudzoziemskich — i „tarczników", i to aż do końca mo-
jego żywota zobowiązuję się czynić nie tylko chętnie, ale nawet gorliwie;
Twoja natomiast Łaskawość będzie nam dawać naczelników administracji
cywilnej państwa3, mężów znanych ze swei sprawiedliwości i zasług,
promowanie zaś pozostałych, tj. zwyczajnych sędziów tudzież czynnych
oficerów armii i straży przybocznej przystoi pozostawić do mego uzna-
nia, niedorzeczne jest bowiem, mając uprzednio możność zabezpieczenia
się, dopuszczać do boku naczelnego wodza ludzi, których obyczaje i prag-
nienia są nieznane.
To jeszcze mogę bez wahania stwierdzić: moich nowozaciężnych żoł-
nierzy z Galii, przez przewlekłe zamieszki i klęski bardzo ciężkie udrę-
czonych, ani dobrowolnie, ani pod przymusem nie będę w stanie w dale-
kie i obce kraje posłać z obawy, że po zupełnym wytępieniu tej młodzie-
ży ludzie będą na wspomnienie przeszłości usychać ze smutku, przy
myśli zaś o przyszłości umierać z rozpaczy. Nie będzie też rzeczą odpo-
wiednią dla przeciwstawienia szczepom partyjskim4 powoływać stąd po-
siłków, kiedy jeszcze napadom barbarzyńców nie zamknięto tu drogi
i kiedy, jeśli wolno jest powiedzieć prawdę, właśnie te prowincje, przez
nieustanne nieszczęścia nękane, same potrzebują znacznej pomocy z ze-
wnątrz. Rzeczy powyższe zalecając napisałem, jak myślę, list pożytecz-
ny — i oto teraz uderzam w prośbę i błagania. Wiem bowiem, wiem
(obym tylko nie rzekł nic sięgającego ponad władzę obecną!), ile to za-
drażnień już ujawnionych i beznadziejnych porozumiewający się ze sobą
władcy dzięki wzajemnym ustępstwom i zgodzie na stosunek poprawny
zamienili! Na przykładach więc przodków naszych staje się jasne, że kie-
rownicy państw przez takie właśnie lub podobne pomysły odnaleźli nie-
jako drogę do życia w niezmąconym szczęściu i przez to potomności i cza-
som nawet najdalszym pamięć o sobie wdzięczną przekazali.
1
Zgodnie z praktyką stosowaną od czasów Hadriana (117—138) tytuł Cezara no-
sił przyszły następca tronu, tytuł zaś Augusta zastrzeżony był dla panującego cesa-
rza. Obwołanie przez wojsko Juliana Augustem oznaczało, że w Rzymie było dwóch
cesarzy.
2
Laeti, gentiles, nazwy jeńców, głównie germańskich, których osadzano na pu-
stych terenach nadgranicznych z obowiązkiem służby wojskowej.
3
Najwyżsi urzędnicy cesarstwa w liczbie czterech, którym podlegały wielkie
kompleksy prowincji (Galia, Italia, Iliria, Wschód).
4
W tym wypadku chodzi o państwo Persów-Sassanidów, którzy z pocz. III w.
zburzyli monarchię Fartów.

10(19)

DO MAKSYMINA1

Nakazałem, aby statki liniowe znajdowały się w pobliżu Kenchrejów2.


W jakiej ilości — powie Ci naczelny wódz Hellenów; jak zadanie Tobie
powierzone masz wykonać, posłuchaj mnie: spiesznie i niesprzedajnie.
Abyś jednak tego ze mną współdziałania nie żałował, o to z pomocą bo-
gów zatroszczę się ja sam.
1
Adresa nieznany. Być może list napisany w czasie wyprawy Juliana przeciw
Konstancjuszowi.
2
Port Koryntu nad Zatoką Sarońską.

11(20)

DO KORYNTIAN

Między Wami a mną istnieje odziedziczona po ojcu1 moim przyjaźń:


ten bowiem zamieszkał u Was — i od Was wyjechawszy jak Odyseusz .
od Feaków, uwolnił się on od długotrwałej tułaczki2.

1
Mowa o Juliuszu Konstancjuszu.
2
Homer, Odyseja XIII 116.
12 (25b)

DO OSOBY NIEZNANEJ

Urywek z opisu pochodu na Byzantion


Szliśmy spiesznie około lasem pokrytych Gór Hercyńskich1... i uj-
rzałem oto zjawisko wyjątkowe: ja przynajmniej zaręczam śmiało, że
nic podobnego nie widziałem nigdy w tym wszystkim, cośmy w pań-
stwie rzymskim poznali, lecz czy to ktoś pomyśli o trudnej do przebycia
dolinie Tempe w Tesalii, czy też o Cieśninie Termopilskiej, czy wielkich,
nie, olbrzymich górach Tauru, niech wie, że co do niedostępności wszy-
stko to wobec Wyżyny Hercyńskiej to tylko słowo puste (Suda p. h.
Chrema).
1
Góry Hercyńskie, pasmo górskie w środkowej Europie, którego lokaliza-
cja jest sporna. Prawdopodobnie góry ciągnące się na północnym brzegu Dunaju.

13 (26)

DO MAKSYMOSA FILOZOFA1

Wszystko naraz na mnie się wali i mowę mi odbiera, i myśl jedna


drugiej ujawnić się nie pozwala. Czy jest to cierpienie duchowe, czy inne
jakie, nazywaj je, jak Ci się podoba.
Przywróćmy jednak wypadkom taki porządek, jaki nadał im czas.
Dzięki złożywszy bogom, co pod wszystkimi względami są dobrzy, gdyż
przedtem pisać mi pozwolili, a może jeszcze pozwolą nam się zobaczyć!
Skoro tylko zostałem samowładcą wbrew mej woli, jak wiedzą o tym bo-
gowie, o tym na wszelki możliwy dla mnie sposób obwieściwszy, wyru-
szyłem na barbarzyńców2, która to wyprawa trwała trzy miesiące; po-
wracając zaś z niej na wybrzeża Galatów, począłem rozglądać i rozpy-
tywać się tych, co stamtąd przybyli, czy nie zawinął na nie jaki filozof
lub ich uczeń, odziany w płaszcz lub lżejszą narzutkę. Kiedy zaś byłem
już w pobliżu Bisentionu3 — a jest to mieścina teraz odebrana, niegdyś
gród wielki, wspaniałymi świątyniami ozdobiony, obwarowany zaś tak
murami, jak naturalną pozycją miejsca, bo opływa go dokoła rzeka Du-
bis4, sam zaś gród wznosi się wysoko, niby jakiś szczyt skalny wśród mo-
rza, dla ptaków nawet niedostępny, z wyjątkiem tych miejsc, gdzie oka-
lająca go rzeka tworzy przed miastem niby wybrzeże — w pobliżu więc
tego miasta spotkał mnie filozof ze szkoły cynicznej w płaszczu wytar-
tym i z kijem w ręku. Ujrzawszy go z daleka przypuszczałem, że to nikt
inny, tylko Ty. Podszedłszy już bliżej, sądziłem, że to jest ktoś przycho-
dzący w każdym razie od Ciebie. Ujawniło się jednak w końcu, że to jest
mąż miły, co prawda, nie dorównujący jednak temu, com w nadziei mej
oczekiwał. Jedno więc takie zdarzyło mi się złudzenie. Potem począłem
myśleć, że Ciebie, tak czynnego w mojej sprawie męża, nie spotkam
w żadnym razie poza granicami Hellady. Świadczę się Zeusem, świadczę
się wielkim Heliosem, świadczę się potęgą Ateny oraz wszystkimi bogami
i boginiami, jak bardzo ja, z ziemi Keltów wkraczając do ziemi Ilirów5,
o Ciebie drżałem i o Ciebie bogów zapytywałem, co prawda, nie odważa-
jąc się czynić tego osobiście, bo nie byłbym w stanie znieść ani widzenia,
ani słyszenia tego, co mogłoby się dziać w tym czasie z Tobą, lecz powie-
rzywszy uczynić to innym — tym zaś bogowie zwiastowali wyraźnie, że
dokoła Ciebie powstawać będą pewne niepokoje, nic jednak groźnego, nic
sprzyjającego wykonaniu zamierzeń zbrodniczych.
Widzisz jednak, że pominąłem wiele wydarzeń, o których warto że-
byś się przede wszystkim dowiedział, a mianowicie, jak od razu poczu-
liśmy jawną wolę zgodnych bogów oraz jakim sposobem uniknęliśmy ta-
kiej ilości spisków, choć nikogośmy nie stracili śmiercią, nikogo nie po-
zbawili mienia, lecz strzegliśmy się tylko chwytanych na gorącym uczyn-
ku. Lecz o tym może nie pisać teraz, a opowiadać Ci należy, i myślę, że
Ty słuchać o tym będziesz z rozkoszą. Bogom oddajemy już cześć jaw-
nie i większość żołnierzy, którzy ze mną w pochód wyruszyli, wyznaje
bogów. Złożyliśmy już tym bogom wiele dziękczynnych za nas heka-
tomb6. Bogowie nakazują mi wszystko w miarę możności oczyszczać i, ja
przynajmniej, chętnie im jestem posłuszny: w nagrodę obiecują mi oni,
jeśli nie osłabnę, obfite mych trudów owoce. Przybył do nas Euagrios7...
tego czczonego u nas boga...
Oprócz tych rzeczy wiele jeszcze innych przychodzi mi do głowy,
lecz należy coś niecoś odłożyć aż do Twojego przybycia. Przybywaj
wiec, zaklinam Cię na bogi, jak najprędzej, skorzystawszy z dwóch albo
większej ilości wozów pocztowych: Wysłałem też dwóch najwierniejszych
z mej służby ludzi, z których jeden odprowadzi Cię aż do obozu, drugi
zaś doniesie mi, że przybyłeś już i jesteś, Ty zaś sam tej młodzieży ob-
wieść, który z nich ma drugiemu przewodzić.
1
Maksymos z Tyru, filozof neoplatoński, nauczyciel Juliana, główny
sprawca jego apostazji.
3
O tej wyprawie przeciw Germanom mówi Ammian, Marceli. XX 10.
5
Bisentio. dziś Besancon.
4
Dziś Doubb, nad nim leży Besancon.
5
O tym marszu z Galii do Ilirii mówi Ammian Marceli. XXI 7.
6
Hekatomby, ofiary składane ze stu wołów, w ogóle ofiary z bydła. O zamiło-
waniu Juliana do częstych ofiar mówi Ammian. Marcell XXII 12, 6; XXV 4, 17.
7
Por. list 1.
14 (28)

JULIAN DO JULIANA WUJA SWEGO1


Z początkiem trzeciej godziny nocy, nie mając ani jednego sekretarza,
gdyż zajęci byli wszyscy, z trudem zdołałem Ci te słowa napisać. Żyje-
my, przez bogów uwolnieni od konieczności zniesienia albo popełnienia
czegoś, co by naprawić się już nie dało. Świadkiem zaś jest mi Helios,
do którego ze wszystkich bogów najgoręcej o pomoc się modliłem, oraz
królujący nam Zeus, że nigdy nie modliłem się o zabójstwo Konstancju-
sza, lecz przeciwnie — o to, by zabójstwa nie było. Dlaczego więc nań wy-
ruszyłem? Ponieważ mi to jasno nakazali bogowie, obiecując mi w razie
posłuszeństwa — ocalenie, w razie zaś pozostania na miejscu to, czego
oby żaden z bogów nie czynił, a zresztą i dlatego, że ogłoszony przezeń
wrogiem państwa, chciałem go tylko nastraszyć, sprawy zaś doprowadzić
do jakiegoś słuszniejszego porozumienia. Gdyby natomiast miały one roz-
strzygnąć się bitwą, chciałem, pozostawiając wszystko przeznaczeniu,
oczekiwać tego, co podoba się ich umiłowaniu ludzkości.

1
Był to brat Basiliny, matki Juliana. Jak wynika z TReści tego listu, jakby
apologii Juliana, tamten nie pochwalał jego buntu przeciw Konstancjuszowi.

15 (29)
JULIAN DO EUTERIOSA1
Żyjemy przez bogów ocaleni. Złóż im za mnie ofiarę dziękczynną. Masz
ją jednak składać nie za jednego męża, lecz za wspólnotę wszystkich Hel-
lenów. Jeśli zaś wolny czas pozwoli Ci przeprawić się do grodu Konstan-
tyna2, to spotkanie z Tobą będę cenił wysoko.
1
Był to znajomy Libaniosa, por. Ammian. Marceli. XVI 7, piastował wysoką
godność dworską przełożonego nad sypialnią cesarską (praepositus sacri cubiculi).
2
Jest to jedyny list Juliana pisany z Konstantynopola.

16 (30)

DO TEODOROSA
utrzymawszy Twój list, ucieszyłem się, rzecz naturalna. Dlaczego nie
miałbym się cieszyć, dowiadując się, że towarzysz i z przyjaciół mych naj-
milszy ocalał? Skoro zaś, zdjąwszy opasujący pismo sznur, przeczytałem
je kilkakrotnie, nie mogę wyrazić słowem, w jakim znalazłem się stanie!
Pełen ukojenia i radości duchowej ucałowałem list Twój, widząc w nim
wierne odbicie Twego szlachetnego charakteru. Listu Twego każdy szcze-
gół opisywać osobno — trwałoby zbyt długo i nie byłoby może obce ga-
datliwości nadmiernej. Natomiast tego, co w liście Twym chwalą szcze-
gólnie, nie zawaham się tu powiedzieć. Przede wszystkim chwalę to, żeś
pijackiej zniewagi, jaką wyrządził nam wielkorządca — jeśli jeszcze wiel-
korządcą należy go nazywać, nie zaś tyranem — do serca zbytnio nie
wziął, zdając sobie sprawę, że to w niczym Ciebie nie dotyczy. Następnie
Twe gorące pragnienie pomagania temu grodowi, koło którego przebywa-
łeś, jest także jasnym dowodem umysłu filozofa. W ten sposób przez pierw-
szą cechę zdajesz mi się być pokrewny Sokratesowi1, przez drugą — Mu-
zoniosowi2. Sokrates bowiem mówił, że bogowie nie dozwalają nikomu
z ludzi lichszych i gorszych wyrządzić szkodę mężowi dobremu. Muzonios
zaś, gdy go na wygnanie zesłał Neron, troską swa otaczał nawet Gyaros3.
Te dwa ustępy listu Twego pochwaliwszy, nie wiem nawet, jak mam przy-
jąć trzeci: każesz mi bowiem w liście Twym wskazywać Tobie, co w sło-
wach lub czynach Twoich wydaje mi się brzmieć fałszywie. Ja zaś, zdając
sobie sprawę, że sam w chwili obecnej więcej niż Ty takich zachęt po-
trzebuję, choć mogę powiedzieć wiele, odłożę to do innego czasu. Żądanie
więc takie nawet Tobie nie przystoi: nie zbywa Ci bowiem na czasie wol-
nym, z natury wyposażony jesteś dobrze, filozofie zaś kochasz goręcej niż
kiedykolwiek kto inny. Następujące trzy rzeczy w połączeniu ze sobą
okazały się dość silne, aby uczynić Amfiona4 wynalazcą muzyki staro-
żytnej:
Czas, także tchnienie bóstw, za pieśnią wreszcie szał.

Tym trzem potęgom nawet brak instrumentów muzycznych nie może


się skutecznie przeciwstawić. Kto bowiem te trzy rzeczy posiada, ten mo-
że i instrumenty wynaleźć. Czyż nie wiemy z tradycji, że on wynalazł nie
tylko melodie, ale dla nich właśnie lirę, korzystając bądź z natchnienia
demonów5, bądź z daru bogów, bądź z jakiegoś trudno spotykanego przy-
padku? I większość starożytnych, na te trzy rzeczy najbardziej zwróciw-
szy uwagę, oddawała się szczerze filozofii, niczego więcej nie potrzebując.

1
Sokrates, sławny filozof grecki, nauczyciel Platona, skazany przez Ateń-
ezyków w 399 na śmierć przez wypicie trucizny (cykuty).
2
Muzonios, zamożny obywatel miasta Wolsinii w Etrurii, zwolennik filo-
zofii stoickiej, wygnany z Italii przez cesarza Nerona, otrzymał prawo do powrotu
od Wespazjana.
3
Gyaros, wyspa z archipelagu Cyklad, mała i prawie bezwodna.
4
Amfion był królem Teb, synem Zeusa i Antiopy. Według legendy pod wpły-
wem jego gry na lirze ułożyły się potężne głazy tworząc mury tebańskie.
5
Eurypides, Błagalnice 192.
17 (31)
DO PROHAIRESIOSA1 SOFISTY
Czemu nie miałbym napisać do Prohairesiosa, jako do człowieka dziel-
nego? Wszak ci to jest mąż, który tak rozlewa dokoła swą wymowę, jak
rzeki po równinie rozlewają swe fale, i w krasomówstwie z samym Pery-
klesem idzie o lepsze, choć nie szerzy jak ten „w Helladzie zamętu i za-
mieszania"2. Nie dziw się jednak, że będę z Tobą mówić ze zwięzłością la-
końską. Przecież to Wam, sofistom, przystoi wygłaszać mowy bardzo dłu-
gie i wielkie, co zaś do nas — wystarcza, że do Was piszemy, choćby
krótko. Dowiedz się oto, że ze wszystkich dokoła stron świata do mnie
spływa spraw całe mnóstwo. Jeśli więc uprawiasz historię, to wszystko
odnoszące się do przyczyn mego powrotu3 obwieszczę Ci najdokładniej
wręczywszy Ci listy — te świadectwa na piśmie. Jeśliś jednak postanowił
aż do kresu starości trwać przy swych ćwiczeniach wstępnych i swych
starannie wykończonych mowach, nie będziesz się chyba uskarżał na moje
milczenie.
1
Prohairesios był chrześcijaninem.
2
Słów tych użył komediopisarz Arystofanes w Acharnejczykach, w. 535.
3
Tzn. powrotu Juliana z Galii do Konstantynopola w 361 r.

18 (32)

DO BAZYLEGO1 WIELKIEGO
Przysłowie mówi: „Ty nie wojnę zwiastujesz", ja zaś dorzucę jeszcze
słowo komika2: ,,złotą mi przynosząc wieść". Przybądź więc, dokaż tego
czynem i pośpiesz do nas, a przybędziesz jako przyjaciel do przyjaciela...
Co prawda, nieustanna, wspólna praca nad państwowymi sprawami może
się wydawać do pewnego stopnia uciążliwa dla tych, co nic nie czynią
niedbale. Jednakże Ci, co w trosce o nią uczestniczą, są to ludzie, jestem
tego pewny, przyzwoici, rozsądni i bez wyjątku nadają się do wszystkich
zajęć. Dają mi więc pewną ulgę, tak iż mogę niczego nie zaniedbując tak-
że zażywać spoczynku. Współżyjemy bowiem bez tej dworskiej obłudy,
której, jak myślę, dotąd jednej tylko doświadczyłeś, zgodnie z którą
chwalący nienawidzą chwalonych nienawiścią sroższą niż swych najwięk-
szych wrogów. Przeciwnie my, z zachowaniem przystojnej między nami
swobody badając się wzajem, gdy zachodzi tego potrzeba, i nawet udzie-
lając sobie nagany, niemniej jednak kochamy się wzajem3... Dlatego da-
na nam jest możność (oby zawiść była od nas daleka!) przystępować do
pracy po wypoczynku, w toku pracy nie czuć znużenia, zasypiać zaś bez
strachu; wszak, gdy czuwam, czuwam, rozumie się, nie tyle z myślą
o mnie, ile o wszystkich pozostałych.
Być może, zasypałem Cię stekiem próżnych słów i niedorzeczności:
wszak, uległszy słabości, pochwaliłem samego siebie, niby ów przysłowio-
wy Astydamant4. Lecz napisałem to, aby Cię przekonać, że przybycie Two-
je, człowieka rozumnego, przyniesie mi więcej korzyści, niż odbierze wol-
nego czasu. Pospiesz, skorzystawszy, jak już mówiłem, z poczty państwo-
wej, a spędziwszy z nami tyle czasu, ile Ci się podoba, odjedziesz od nas,
kiedy sam zechcesz, odprowadzony, jak przystoi.
1
Bazyli Wielki, wybitny pisarz chrześcijański, biskup Cezarei w Kapadocji.
2
Arystofanes, Piutos, w. 268.
3
Platon, Meneksenes 247 B.
4
Astydamant, poeta tragiczny, któremu wystawiono w nagrodę posąg. Na
nim kazał wyryć ułożoną przez siebie pochwałę samego siebie.

19 (33)

JULIAN DO HERMOGENESA1, BYŁEGO PREFEKTA EGIPTU


Dozwól mi przemówić do Ciebie na modłę lirycznie nastrojonych re-
torów: „O, jak na przekór oczekiwaniu sam ocalałem! O, jak wbrew na-
dziejom usłyszałem, żeś Ty owej hydrze2 trzygłowej się wymknął". Na
Zeusa, nie o bracie Konstancjuszu tu mówię, choć był on, jakim był, tylko
o otaczających go trzech bestiach wszystkim zazdroszczących, które go —
z natury wcale nie łagodnego, choć takim wydawał się wielu — czyniły
jeszcze trudniejszym do zniesienia. Konstancjuszowi więc, skoro już
zmarł, niech, jak się to mówi, ziemia będzie lekka. Nie chcę jednak, Zeu-
sem się klnę, by i tamci ucierpieli niesłusznie i, ponieważ przeciw nim
wystąpili liczni oskarżyciele, wyznaczony już został sąd3. Ty zaś, miły
Ojcze, choćby to było ponad Twe siły, pospiesz się: dawno już bowiem
pragnąłem Cię ujrzeć, a dziś, usłyszawszy z radością o Twym ocaleniu,
rozkazuję Ci przybyć.
1
Nie należy go, jak się zdaje, mylić z Hermogenesem, praefectus praetorio
Orientis (wielkorządcą Wschodu), wymienionym przez Ammian. Marceli. XIX 12, 6.
2
Hydra, wielogłowy potwór wodny występujący w mitologii greckiej, najbar-
dziej znana hydra lernejska, z którą walczył Herakles.
3
Doradcy Konstancjusza, przeciw którym ustanowił Julian trybunał sądowy
poświadczony przez Ammian. Marcell XXIII 3.

20 (34)
DO EUSTATIOSA1 FILOZOFA
Boję się, że mój wstęp będzie zbyt utarty: „Szlachetny mąż, chociaż-
by''...2 ciąg dalszy znasz niewątpliwie... Wiesz bowiem, ja mąż biegły
w piśmiennictwie i filozofii, co z tego wynika: masz już we mnie przy-
jaciela, jeśli tylko obaj jesteśmy ludźmi szlachetnymi. Co do Ciebie, gotów
jestem zaręczyć, że jesteś takim. O sobie — milczę: oby jednak, tak się
stało, żeby inni za takiego mnie uznali! Czegóż więc wkoło wciąż krążę,
jak gdybym miał rzec coś niewłaściwego, kiedy należy powiedzieć Ci
wprost: „przybywaj, spiesz i — jak się to mówi — leć!" Prowadzić Cię
będzie ów bóg [dla wędrowców] miłościwy3 wraz z dziewicą-podróżnicz-
ką, powiezie Cię poczta państwowa powozem i dwoma, jeśli zechcesz,
końmi dodatkowymi.
1
Eustatios był uczniem filozofa Jamblicha i przyjacielem Juliana. Za Kon-
stancjusza posłował na dwór Sassanidów.
2
Cytat zaczerpnięty z Eurypidesa, frg. 902 (Nauck). Brzmi on: Szlachetny mąż,
chociażby żył na krańcu ziemi, choćbym nie ujrzał nigdy go, jest druhem mym.
3
Enodius, łac. Hermes, był opiekunem podróżników, jego żeńskim odpo-
wiednikiem była Enodia.

21 (35)
DO EUSTATIOSA FILOZOFA
„Gościa, co przyjdzie, życzliwie przyjmij w dom; gdy chce odejść, od-
prowadź". Takie prawo ustanowił w mądrości swej Homer1. Między na-
mi jednak istnieje coś lepszego niż więzy przyjaznej gościnności, bo wię-
zy osiągalnego dziś wykształcenia i wspólnej dla bogów czci. Nikt więc
nie może mnie słusznie obwiniać o złamanie wprowadzonego przez Home-
ra prawa, choć uważałem Cię za godnego dłuższej u nas gościny. Gdy bo-
wiem ujrzałem, że ciało Twe wymaga troskliwej pielęgnacji, pozwoliłem
Ci powrócić do Twej ojczyzny i zatroszczyłem się o ułatwienie podróży
przynajmniej o tyle, że wolno Ci korzystać z pojazdu państwowego.
Niechże więc razem z Asklepiosem2 wiodą Cię wszyscy bogowie i pozwolą
nam spotkać Cię ponownie!
1
Wiersz zaczerpnięty z Homera, Odyseja X 74.
2
Bóg Asklepios był opiekunem lekarzy.

22 (36)
DO JULIANA EUSTATIOS
O, jakim dobrodziejstwem był dla mnie znak wolnej jazdy, choć otrzy-
many z opóźnieniem1. Zamiast bowiem z drżeniem i trwoga dać się uno-
sić furgonowi pocztowemu i natrafiać bądź na pijanych woźniców, bądź
na muły opasłe z braku ruchu i nadmiaru obroku, zamiast znosić kurz,
niezgrane okrzyki i trzaskanie z biczów, dana mi była możność podróżo-
wać powoli szlakiem osłoniętym i zacienionym, wyposażonym w liczne
wodotryski, liczne przystosowane do pory roku gospody dla odpoczywają-
cego miedzy jednym wysiłkiem a drugim, gdzie dawana mi była możność
wytchnienia w czystym powietrzu i cieniu kilku rozłożystych platanów
lub cyprysów z Fedrosem z Myrrinuntu lub innym jakimś dialogiem Pla-
tona w ręku. Tyle przyjemności doznawszy z udzielonego mi przejazdu
wolnego, uznałem za rzecz nieprzyzwoitą nie zakomunikować Ci o tym
otwarcie, o głowo ze wszechmiar uświęcona i boska!
1
Eustatios w sposób wyrazisty maluje różnicę między poczta państwową, zapewniającą
podróżnemu maksimum wygody a normalnymi środkami podróży.

23 (40)
JULIAN DO FILIPA1
Jeszcze będąc Cezarem — bogami się klnę — do Ciebie pisałem i my-
ślę, że nie raz jeden. Wielokrotnie też do tego się zabierałem, lecz okolicz-
ności coraz to inne stawały mi na przeszkodzie, potem z powodu obwoła-
nia mnie Augustem istniejąca między mną a zmarłym już Konstancjuszem
tak zwana „przyjaźń wilcza"2... Na wszystkie bowiem sposoby wystrzega-
łem się wysyłania za Alpy listów, nie chcąc dla kogokolwiek stawać się
przyczyną ciężkich kłopotów. Nie bierz jednak pisywania listów za do-
wód życzliwości dla Ciebie. Nieczęsto bowiem język ma wolę do zgody
z rozsądkiem. Być także może, że pokazywanie listów cesarskich jest wy-
nikiem chełpliwości i pyszałkowatości ludzkiej, skoro one niby owe pier-
ścienie, noszone przez ludzi złego smaku — pokazywane są tym, co do
nich nie nawykli. Przyjaźń prawdziwa natomiast zawiązuje się najczę-
ściej dzięki podobieństwu charakterów, następnie dzięki szczeremu, nie
zaś udanemu podziwowi, kiedy człowiek łagodny a pełen umiaru i skrom-
ności zdobędzie miłość tego, kto fortuną i umysłem jest odeń silniejszy.
Ale i te pisma [moje] są pełne wielkiej próżności i nadmiernej gadatliwo-
ści; ja przynajmniej na siebie się gniewam, że wyrastają mi nad miarę,
i sam staje się gadułą, choć mam możność nauczyć się języka pitagorej-
czyków3. Otrzymałem widome znaki Twej przyjaźni: czarę srebrną o wa-
dze jednej4 miny oraz medal ze złota. Chciałem Cię już wezwać do siebie,
jak o tym pisałem, lecz wiosna już świta, drzewa się rozwijają, jaskółki
są lada chwila oczekiwane, które gdy przybędą, wypędzą nas z domów na
wojnę, dając hasło do przekroczenia granicy, my zaś pójdziemy przez
Wasze siedziby, tak iż lepiej by było, gdybyś za zgodą bogów w Twoim
kraju z nami się spotkał, a to, spodziewam się, rychło już nastąpi (chyba
ze strony bogów zjawi się jakaś przeszkoda) — i o to właśnie modły do
bogów wznosimy.
1
Był to przyjaciel Juliana, choć nie ma o nim wzmianki w innych pismach
Apostaty. Korespondował z nim Libanios.
2
Przysłowie wyrażające wzajemną nieufność, zaczerpnięte z Pindara, Pytyj-
ska II, w. 155.
3
Tzn. hołdowanie milczeniu, w czym ćwiczyli się pitagorejczycy.
4
Była to 1/60 część talentu attyckiego o wadze 26 kg; 1 mina równała się więc ok. 43 dkg.

24 (41)
JULIAN DO EUSTOCHIOSA1
Mądremu Hezjodowi2 podobało się zapraszać podczas świąt dla współ-
uczestnictwa w radości sąsiadów, gdyż właśnie oni współboleją i współnie-
pokoją się, ilekroć zdarzy się jakiś nieoczekiwany wypadek. Ja zaś twier-
dzę, że należy wołać wtedy przyjaciół, nie zaś sąsiadów. Przyczyna mego
twierdzenia jest ta, że za sąsiada można mieć także wroga, za przyjaciela
zaś mieć wroga można nie prędzej, aż białe stanie się czarnym, a gorące —
zimnym. Ponieważ jednak Ty jesteś mi przyjacielem nie tylko dziś, lecz
byłeś nim już od dawna i stale pozostawałeś mi życzliwy, to, gdyby nawet
nie było innego na to wskazania, przynajmniej ta okoliczność, że wciąż dla
siebie byliśmy i jesteśmy życzliwie usposobieni, mogłaby uchodzić za po-
ważny dowód. Przybywaj wiec osobiście, aby otrzymać ode mnie godność
konsula3. Dowiezie Cię poczta państwowa, korzystającego z jednego po-
jazdu i jednego dodatkowego konia. Jeżeli jeszcze o coś trzeba dla Ciebie
się modlić, to niech bóg i bogini podróży4 będą ci przyjaźni!
1
Prawdopodobnie identyczny z sofistą cytowanym przez Sudę s. v. Eustochios,
żyjącym za Konstancjusza.
2
Poeta grecki żyjący w VII w. Zdanie zaczerpnięte z jego poematu: Prace i dni,
w. 343 nn.
3
Za cesarstwa konsulat stał się godnością honorową, nadawaną przez cesarza w ciągu tego
samego roku kilku nawet osobom.
4
Tj. Hermes i Hekata.

25 (42)
JULIAN DO AETIOSA1 BISKUPA
Wszystkich w ogóle przez błogiej pamięci Konstancjusza, z jakiego
bądź tytułu za szaleństwa Galilejczyków wygnanych z wygnania tego
odwołałem, Ciebie zaś nie tylko odwołuję, ale pomny na dawną znajo-
mość i zażyłość wzywam, abyś przyjechał do nas. Będziesz przy tym ko-
rzystał z jednego powozu poczty państwowej i jednego konia dodatko-
wego.
1
Aetios był założycielem sekty Eunomianów, którzy głosili odrębność Chry-
stusa i Ducha Sw. od Boga. Ponieważ był zaufanym Gallusa, brata przyrodniego Ju-
liana, do którego posłował, Konstancjusz po zgładzeniu Gallusa skazał go na wygna-
nie do Frygii. Julian odwołał go z wygnania i obdarował majątkiem na wyspie
Lesbos.

26 (54)
DO BYZAKIJCZYKOW1
Zwróciłem Wam wszystkich Waszych radnych2 i ich zastępców, czy
przyjęli oni zabobon galilejski, czy też w inny sposób uskutecznili swą
z rady miasta ucieczkę, z wyjątkiem tych, którzy w grodzie głównym
świadczeniom publicznym zadość uczynili.
1
Byzakijczycy, prawdopodobnie chodzi w tym wypadku o mieszkańców
prowincji Byzacene, dziś płd. część Tunisu.
2
W późnym cesarstwie członkowie rady (curia), tzw. dekurionowie, obcią-
żeni byli wielkimi świadczeniami na rzecz państwa, tak że wielu bogaczy usiłowało
różnymi sposobami uniknąć tej funkcji.

27 (58)
DO ZENONA ARCYLEKARZA1
Wiele innych rzeczy świadczy o Tobie, że wzniosłeś się na sam szczyt
sztuki lekarskiej oraz że nadajesz się do niej z powodu, zarówno prawości
Twego charakteru, jak i czystości Twego życia, teraz zaś przybywa do
tego jeszcze następująca rzecz kapitalna: oto, choć jesteś dziś od Aleksan-
dryjczyków daleko, uwagę grodu tego wciąż na siebie zwracasz, tak jak
gdybyś niby owa pszczoła zostawił w nich jakieś żądło; pięknie, jak mi
się zdaje, powiedział niegdyś Homer2:
Lekarz to taki jest mąż, co sam jeden wart tyle, co wielu.

Ty jednak nie jesteś po prostu tylko lekarzem, lecz nadto nauczycie-


lem tych, co tej sztuki nauczyć się pragną, tak iż czym dla większości lu-
dzi są lekarze, prawie tym samym dla uczniów jesteś Ty. Z Twego wy-
gnania odwołuje Cię — i przy tym nie bez sławy — to samo, co było jej
przyczyną. Jeżeli bowiem z Aleksandrii wygnany zostałeś niesłusznie za
sprawą Georgiosa3, to z zupełnym prawem możesz teraz powrócić. Po-
wracaj zatem, otoczony szacunkiem i zachowując godność dawniejszą4,
nam zaś z obu stron należy się wdzięczność, gdyż zwróciliśmy Aleksan-
dryjczykom Zenona, Zenonowi zaś Aleksandrię.
1
Zenon był wybitnym lekarzem, nauczycielem Oribaziosa, z którym korespon-
dował Julian. Czynny był w Aleksandrii, gdzie prowadził wykłady z medycyny.
2
Cytat z Iliady XI 514.
3
Georgios był ariańskim biskupem Aleksandrii i swymi intrygami spowo-
dował wygnanie Zenona z Egiptu.
4
Tzn. funkcję naczelnego lekarza Egiptu, którą piastował Zenon przed wygna-
niem.

28 (59)
DO ALEKSANDRYJCZYKÓW1
Znajduje się u Was, jak słyszę, obelisk kamienny wysokości dosta-
tecznej2, porzucony jednak na wybrzeżu morskim jako coś zupełnie bez-
wartościowego. Dla niego to błogiej pamięci Konstancjusz zbudować ka-
zał okręt mający go odwieźć do Konstantynopola, grodu mego ojczystego.
Ponieważ jednak z woli bogów wypadło mu odejść przeznaczoną drogą
z tego świata na tamten, żąda ode mnie teraz tego daru świętego ta oj-
czyzna moja, ze mną ściślej niż z nim związana: on bowiem kochał ją jak
siostrę, ja zaś kocham ją jak matkę. Przecież i urodziłem się w niej, i wy-
chowałem, i nie mogę pozostawać dla niej obojętnym.
Cóż więc [mam uczynić]? Ponieważ i ja Was kocham nie mniej niż mą
ojczyznę, daję do wystawienia u Was posąg spiżowy. Jest to zrobiona nie-
dawno kolosalna podobizna męża3, którego według słów Waszych czcicie,
a gdy ją postawicie, będziecie mieli zamiast kamienia o trzech powierzch-
niach4 z napisem egipskim — wyobrażenie męża ze spiżu. Opowiadanie
zaś o tym, jakoby istnieli jacyś tego obelisku czciciele5, którzy wpadają
w sen przy jego szczycie, przeświadczą mnie o konieczności zabrania go
stąd ze względu na cześć bogów. Ci bowiem, co widzą usypiających tam
ludzi, gdy dokoła dzieją się bez względu na to rzeczy brudne i rozpustne,
nie uważają tego kamienia za święty i z powodu okazywanej mu przez
wyznawców czci mniej okazują jej bogom. Z tego więc powodu przystoi
i Wam zabrać się razem z nami do dzieła i odesłać go do mej ojczyzny,
która Was gościnnie przyjmuje, kiedy spływacie do Pontu6, i przez to
przyczynić się zarówno do jej zewnętrznego wyposażenia, jak do jej wy-
żywienia7. W każdym razie nie będzie Wam chyba niemiłe, że stanie także
i wśród jej mieszkańców jeden z Waszych pomników, na który, wpływa-
jąc do tego grodu, spoglądać będziecie z radością.
1
Konstancjusz sprowadził z Egiptu do Rzymu obelisk, który ustawiony na roz-
kaz Sykstusa V stoi tam po dziś dzień. Zamierzał on, również sprowadzić inny obe-
lisk do Konstantynopola i poczynił w tym celu pewne przygotowania. Julian konty-
nuował je, ale obelisk został przetransportowany do stolicy dopiero po jego śmierci.
2
Przeciętną wysokość obelisku podaje Pliniusz, Nat. hist. XXXVI 9; wynosiła
ona 85 stóp, tj. ok. 35 metrów.
3
Nie ma zgody wśród komentatorów co do osoby, którą ów posąg miał przed-
stawiać. Mógł nim być sam Julian względnie Aleksander Wielki.
4
Miejsce niejasne, obeliski bowiem były zwykle czteroboczne, a nie trójboczne.
Por. Arnmian. Marceli. XVII 4, 6.
5
Prawdopodobnie czciciele słońca, któremu poświącone były obeliski
6
Tj. na Morze Czarne.
7
Konstantynopol, o którym mówi Julian, żywiony był głównie zbożem sprowa-
dzanymi z Egiptu, tak jak Rzym głównie zbożem importowanym z Afryki, dziś. Tu-
nisu i Algieru.

29 (60)
SAMOWŁADCA CEZAR JULIAN, NAJWYŻSZY, CZCIGODNY DO LUDU
ALEKSANDRYJCZYKOW1
Jeśli nie czcicie Aleksandra, założyciela grodu Waszego, a przed nim
jeszcze Sarapisa, boga wielkiego, największego, to jakim sposobem nie
zdjęła Was najmniejsza choćby troska o to, co wszystkim ludziom jest
wspólne, tj. o ludzkość i przyzwoitość? Troska, dodam jeszcze, o nas, któ-
rego bogowie wszyscy, a przede wszystkim ów wielki Sarapis, uznali za
godnych, abyśmy nad całym światem praworządnym panowali? Do nas
więc należało zachować sąd nad tymi, którzy Was skrzywdzili. Lecz ponoć
daliście się unieść porywowi gniewu, który ma zwyczaj
Popełniać zbrodnie, rozum odrzuciwszy precz2.
Prawda, otrząsnęliście się potem z nagłego oburzenia, lecz później do
dobrych zamiarów dorzuciliście znów jawne bezprawie — i choć jesteście
takim narodem, nie powstydziliście się ważyć na to samo, za co słusznie
znienawidziliście owego krzywdziciela. Powiedzcie mi, na Sarapisa, za ja-
kie zbrodnie oburzyliście się na Georgiosa? Wy powiecie prawdopodobnie,
że przeciw Wam podjudzał zmarłego Konstancjusza, po czym ten wprowa-
dził do tego grodu świętego swe wojska, a rządzący Egiptem prefekt3 obsa-
dził najświętszy tego boga obwód i zagrabił następnie i bogów podobizny,
zwyczajne świątyń wyposażenie ozdobne. Gdyście się na to, rzecz natu-
ralna, oburzyli i bronić boga, a raczej jego własności usiłowali, prefekt
ten poważył się na czyn równie krzywdzący, jak bezbożny — i nasłał na
Was swych ciężkozbrojnych, więcej pono obawiając się Georgiosa niż sa-
mego Konstancjusza, który, samego siebie strzegąc, do Was odnosił się
nie jak tyran, lecz z umiarem i po obywatelsku. Z tych więc powodów
Wy, choć słusznie gniewaliście się na nienawistnego bogom Georgiosa,
znów gród ten święty splamiliście krwią. Mieliście przecie możność los
jego oddać pod głosowanie sędziów. Wtedy dopiero dokonałby się nie
mord i bezprawie, lecz prawidłowy wymiar sprawiedliwości, który by
Was, niewinnych zupełnie, bronił, sprawców zaś zbrodni, nie dających się
naprawić, karał, wreszcie doprowadzał do opamiętania tych wszystkich,
co grody tak wielkie i ludy tak kwitnące mają sobie za nic, okrucieństwa
zaś nad nimi popełniane uważają za drobny szczegół własnego panowania.
Porównajcie więc obecne pismo moje z tym, które wysłałem Wam po-
przednio, i wniknijcie w istniejące między nimi różnice. Jakie Wam wte-
dy wypisywałem pochwały! Dziś natomiast, na bogi, z powodu tej zbrodni,
choć Was kocham jeszcze, chwalić już nie mogę. Oto poważa się lud, niby
zgraja psów, człowieka rozszarpać, a potem nie wstydzi się wyciągać ku
bogom rąk krwią zbroczonych, jakby były one czyste!...
„Lecz Georgios zasłużył na taką karę" — powiecie. „Może nawet na
gorszą i okrutniejszą" — gotów jestem odrzec. „I z naszego powodu" —
powiecie jeszcze, na co i ja się zgodzę. Jeżeli jednak dodacie: ,,I z naszych
rąk", na to zgody mej nie ma. Istnieją przecie u nas prawa, które nałoży
szanować i miłować jak najgoręcej zarówno nam wszystkim razem, jak
każdemu z nas z osobna. Jeżeli jednak niektórym z Was zdarzy się coś
z nich na własną rękę naruszyć, to jako ogół przynajmniej powinniście
być praworządni i poddawać się ustawom, nie zaś łamać wszystko, co od
pcczątku uznane było za dobre.
Aleksandryjczycy! Szczęśliwie dla Was przynajmniej to się zdarzyło,
że powyższe wykroczenie Wasze przypadło na czasy moje, gdyż ja przez
cześć dla wspomnianego boga, a także dla dziada i współimiennika moje-
go4, który sprawował władzę i w samym Egipcie, i w tym grodzie naszym,
chowam dla Was przywiązanie braterskie. Władza bowiem, która siebie
lekceważyć nie pozwala, surowsza i niczym nie zmącona nigdy by nie
przymknęła oczu na zuchwalstwo ludu, by nie wyleczyć go z jak gdyby ja-
kiejś ciężkiej choroby nazbyt przykrym lekarstwem. A ja przychodzę do
Was z powodów, o których dopiero co mówiłem, z łagodnością i słowami
przestrogi. Bo mam przeświadczenie, że w ten sposób łatwiej trafię do
Waszych przekonań, skoro przecież jesteście, tak jak słyszę, z dawien
dawna Hellenami i dziś jeszcze w sposobie myślenia i całym życiu tkwi
w Was godne pochwały i szlachetne piętno tego Waszego zacnego uro-
dzenia.
1
Georgios, o którym była mowa w liście do Zenona (58), jako biskup ariań-
ski Aleksandrii ściągnął na siebie nienawiść mieszkańców Aleksandrii bezwzględnym
wykonywaniem antypogańskich edyktów Konstancjusza, tak że na wieść o śmierci
tegoż został zamordowany. O samym zabójstwie mówi Ammian. Marcell. XXII 11, 10.
2
Cytat zaczerpnięty z Plutarcha, Moralia 435 F.
3
Prefektem Egiptu był wtedy Artemiusz.
4
Mowa o dziadku Juliana po kądzieli, a więc ojcu jego matki, Basiliny, Julia-
nie, po którym otrzymał Julian imię. Por. Libanios, Orat. XVIII 9.

30 (61)

JULIANA EDYKT O WYCHOWANIU1


Za wychowanie prawidłowe my uważamy nie takie, które ujawnia
bogactwo i piękno tkwiącej w języku rytmiki, lecz takie, które daje zdro-
we nastawienie umysłu, wyposażonego w rozum oraz trafne mniemanie
o tym, co jest dobre i złe, piękne i brzydkie. Kto sam inaczej myśli, ina-
czej swych uczniów poucza, jest, jak mi się zdaje, jednakowo daleki tak
od prawidłowego wychowania, jak i od tego, aby sam stał się człowiekiem
pożytecznym. I gdyby ten rozdźwięk między myślą i słowem zdarzał się
tylko w rzeczach małego znaczenia, byłby on, co prawda, zły, ale do pew-
nego stopnia znośny; skoro jednak nawet w rzeczach największej wagi
ten czy ów inaczej sam myśli, sprzecznie zaś z tym, co myśli, poucza, to
czy nie jest to postępowanie handlarzy i przy tym nie handlarzy uczci-
wych, lecz najgorszych, co najbardziej ten towar zachwalają, którzy uwa-
żają za najlichszy, i za pomocą tych pochwał przyciągają i oszukują tych,
na których pragną własną lichotę przerzucić.
Wszyscy więc zgłaszający się do nauczania czegokolwiek bądź powinni
być ludźmi o charakterze uczciwym i posiadać w swej duszy przekonania
nie kłócące się z tym, co czynią oni publicznie. Takimi właśnie w stopniu
jeszcze większym powinni być, jak sądzę, ci wszyscy, którzy dla celów
literackich z młodzieżą obcują, występując zrazu w roli objaśniaczy auto-
rów dawnych, potem retorów i gramatyków, a zwłaszcza mówców popi--
sowych; ci bowiem na uwieńczenie wszystkiego pragną być nauczycielami
nie tylko wymowy, ale i obyczajności oraz tego, co u nich nosi nazwę „fi-
lozofii obywatelskiej".
Czy to prawda, czy nie, zagadnieniu temu dajmy na razie pokój. Teraz
zaś. pochwalając dążenia tych ludzi do celów tak pięknie zapowiedzia-
nych, pochwaliłbym ich jeszcze goręcej, gdyby tylko nie kłamali i nie po-
zwalali zrobić im zarzutu, że co innego sami rnają na myśli, a o czym in-
nym uczniów swych pouczają. Co więc [z tego wynika]? Przecież dla Ho-
mera i Hezjoda, Herodota i Tukydidesa, Demostenesa, Lysiasa i Izokratesa
bogowie byli początkodawcami wszelkiej cywilizacji; czyż ludzie wymie-
nieni nie uważali siebie za święty dar: w oczach jednych Hermesa,
w oczach drugich — muz? Jest więc według mnie niedorzecznością, że
powyżsi tłumacze ich dzieł odmawiają czci boskiej tym istotom, którym
pisarze ci ją składali. A jednak mimo tej niedorzeczności ja nie twierdzę
wcale, że powinni oni obcować z młodzieżą dopiero po zmianie swego sta-
nowiska, lecz zostawiam im możność wyboru: nie uczyć tego, co nie uwa-
żają oni za pożyteczne — chcąc zaś uczyć, przede wszystkim czynem
i swym uczniom dowodzić, że ani Homer, ani inny z autorów, dziś im ob-
jaśnianych,...2 i potępiwszy bezbożność, nierozum i błędność ich o bo-
gach twierdzeń. Ponieważ ludzie ci żyją z objaśniania pism dawnych, za
co pobierają płacę, sami przez to się niejako przyznają, że zdolni są do
wielce hańbiącego zysku i dla garści pieniędzy zniosą wszystko.
Aż do obecnej chwili wiele było przyczyn niecdwiedzania świątyń —
i zewsząd grożące niebezpieczeństwo dostarczało usprawiedliwienia skry-
wającym swe najprawdziwsze bogów pojmowanie. Odkąd jednak bogowie
dali nam swobodę, wydaje mi się niewłaściwe, żeby ludzie ci tego o bo-
gach uczyli, czego sami nie uważają za słuszne. Lecz skoro oni uważają
za mądrych tych, których są sami tłumaczami i jakby prorokami, to prze-
de wszystkim niech współzawodniczą z nimi w głębokiej czci dla bogów,
jeśli natomiast mniemają, że ludzie ci co do istot uchodzących za godne
czci najwyższej byli w błędzie, to niech chodzą do kościołów Galilejczyka,
aby objaśniać Mateusza i Łukasza...
Wyście ustanowili prawo, aby nie spożywać mięsa bydląt ofiarnych,
ja zaś pragnę, aby — jak Wy byście powiedzieli, ,,na nowo odrodziły się
Wasze uszy i język2... aby przeciwnie, dane nam było [w ofiarach tych]
uczestniczyć zawsze — mnie i każdemu, kto wespół ze mną dobrze myśli
i czyni".
W sposób powyższy ustanowione zostaje jedno wspólne prawo dla na-
uczycieli i profesorów. Uczęszczanie jednak do nich nikomu z młodzieży
nie jest wzbronione. Nie jest bowiem ani naturalne, ani rozsądne przed
młodzieżą, która nie wie jeszcze, dokąd ma się skierować, zamykać drogę
najlepszą, i to z obawy, że wrócą mimo ich woli ku wierzeniom ojczystym.
Co prawda, byłoby może słuszne uzdrawiać i ich także tak, jak się robi
z umysłowo chorym, tj. wbrew ich woli, lecz słuszne jest także okazać
wyrozumiałość dla wszystkich dotkniętych tą chorobą: należy bowiem, jak
myślę, oświecać, nie zaś karać pozbawionych rozumu.
1
Jest to raczej edykt z 362 r. aniżeli list, choć zapewne rozsyłany był on w for-
mie listu. Wywołał gwałtowną replikę, ze strony pisarzy chrześcijańskich (np.
św. Ambrożego, Przeciw Symmachowi, św. Augustyna, Wyznania VIII 5, por. Am-
mian. Marcell. XXII 10, 7) przeciw Julianowi. Edykt ten był głównym narzędzięm
walki Juliana z chrześcijaństwem, który spodziewał się, że zamknie nim drogę
chrześcijanom do nauki, a tym samym pozbawi możności konkurowania z wyznaw-
cami dawnej wiary.
2
Luki w tekście spowodowane są opuszczeniem drażliwych miejsc przez przepi-
sywaczy chrześcijańskich.

31 (73)
JULIAN DO TRAKÓW
Takiemu cesarzowi, który jedynie dochód ma na oku, prośba Wasza
wydawałaby się niełatwa do zaspokojenia i nie uznałby za słuszne ze
szkodą publiczną okazać niektórym łaskę szczególną2. Ponieważ jednak
my wzięliśmy sobie za cel nie ściąganie ze swych poddanych jak najwięcej
pieniędzy, lecz czynienie im jak najwięcej dobra, to ta troska nasza zdej-
mie z Was kwotę należną3. Zdejmie jednak nie całkowicie, lecz należy-
tość zostanie rozdzielona i jedna część przypadnie na Waszą korzyść, dru-
ga — na korzyść żołnierzy, przez co sami zyskacie w stopniu niemałym
pokój i bezpieczeństwo. A wiec aż do trzeciego rozłożenia daniny4 daruje-
my Wam wszystko, cokolwiek z kończącego się roku pozostawało jeszcze,
później będzie każdy [z Was] płacić podatek wedle zwyczaju, bo i dla Was
pieniądze niepobrane stanowią łaskę dostateczną, i nam nie wolno nie
dbać o korzyść powszechną. O tym już do rządców prowincji wysłane są
rozkazy. Oby bogowie przez czas życia Waszego w zdrowiu Was zacho-
wali!
1
Ponieważ Julian urodził się w Konstantynopolu położonym na terenie Tracji,
sam również uważał się za Traka. Por. Consolatio ad Sallust. 8.
2
Mieszkańcy prowincji Tracji wystąpili do Juliana z prośbą o skreślenie zaleg-
łych podatków, tzw. indulgentia debitorum. Por. Codex Theodos. XI 28.
3
Istnieją liczne świadectwa na temat skreślania przez cesarzy zaległych po-
datków. Por. Ammian. Marcell. XXV 4, 15.
4
Łaciński termin indictio oznaczał piętnastoletni okres podatkowy, prawdopo-
dobnie liczony od 312 r.

32 (75b)
JULIANA USTAWA O LEKARZACH
Że wiedza lekarska bywa dla ludzi zbawienna, świadczy jawnie jej
użyteczność. Stąd wychowankowie filozofów słusznie głoszą, że i ona
z niebios zstąpiła: wszak przez nią właśnie daje się naprawiać słabość na-
tury ludzkiej oraz wszystko, co należy do przypadających na nią niedo-
magań. Dlatego zgodnie z rozumowaniem prawidłowym i odpowiednio do
woli dawnych władców my, kierowani naszą miłością człowieka, rozka-
zujemy: macie i w latach dalszych pędzić życie wolne od ciężarów spo-
czywających na radnych miasta.

33(78)
DO ARYSTOKSENOSA1 FILOZOFA
Czy trzeba Ci czekać aż mego wezwania? Czy nie powinno się wybierać
raczej „zawsze" niż ,,nigdy"? Strzeż się, abyśmy nie wprowadzili zwycza-
ju uciążliwego, skoro tego samego wypadnie nam oczekiwać zarówno od
przyjaciół, jak od znajomych, w ogóle choćby przypadkowych! Może ko-
muś niełatwo będzie zrozumieć, w jaki sposób my, cośmy się jeszcze nie
widzieli, stali się już sobie przyjaciółmi? A w jaki sposób stali się nam na
zawsze przyjaciółmi ci, co żyli przed lat tysiącem, na Zeusa, albo nawet
przed dwoma ich tysiącami? A przez to właśnie, że byli oni pod każdym
względem ludźmi doskonałymi i charakteru nieskazitelnego. Przecież
i my pragniemy stać się takimi właśnie, i choćbyśmy byli, jak przynaj-
mniej ja, jeszcze dalecy od tego, by nimi być, to jednak samo nasze prag-
nienie przydziela nas do jednej z nimi klasy. Lecz po co tu długo się roz-
wodzić? Jeżeli sądzisz, że powinieneś przyjść bez powołania, przybędzicsz
z pewnością; jeżeli zaś na powołanie czekasz, oto przybywa do Ciebie od
nas powołanie. Spotkaj się więc z nami, za sprawą Zeusa patronującego
przyjaźni, około Tyany2 i pokaż nam wśród Kapadoków Hellena czystej
krwi, dotychczas bowiem widzę ludzi niechętnych ofiarom, niewielu zaś
chętnych, lecz nie umiejących ich składać.
1
Tak podają najlepsze rękopisy, w drobnej, gorszej części występuje Aristo-
menes. Nic bliższego o nim nie wiadomo.
2
Tyana, miasto w Kapadocji, miejsce urodzenia Apolloniusza uchodzącego za cudotwórcę.

34 (79)

USZKODZONY NA POCZĄTKU LIST DO PEWNEGO KAPŁANA1


...Pegazjosa nigdybyśmy łatwo nie dopuścili, gdybyśmy się nie prze-
konali dowodnie, że on i przedtem, choć zdawał się być biskupem Gali-
lejczyków, umiał czcić i szanować bogów. Zawiadamiam Cię o tym nie
na podstawie tylko plotek osób nawykłych rzeczy podobne ze ziości lub
przyjaźni opowiadać. Ponieważ coś podobnego o nim i nam mówiono, to
i ja — bogami się klnę — sądziłem, że winienem go bardziej niż jednego
z najgorętszych mieć w nienawiści. Kiedy jednak przez zmarłego Kon-
stancjusza na dwór cesarski powołany w tę podróż wyruszałem, to z Troa-
dy wyruszywszy wcześnie, bo zaraz po wstaniu, do Ilionu przybyłem
w porze pełnego już rynku. Ten [Pegazjos] spotkał mnie tam i, ponieważ
pragnąłem dokładnie poznać to miasto (był to dla mnie pretekst do zwie-
dzenia świątyń), stał się moim przewodnikiem i, jako obcego, oprowadzał
mnie wszędzie. Dowiedz się więc jego czynów i słów, z których każdy się
domyślić może, że jest on dobrze obeznany ze wszystkim, co odnosi się
do bogów.
Jest tam miejsce czci Hektora2 jako herosa, gdzie w małej kapliczce
stoi jego posąg spiżowy, a naprzeciw pod odkrytym niebem wystawiono
ogromną podobiznę Achillesa. Jeśliś miejsce to obejrzał, wiesz, rozumie
się, o czym mówię. Opowieść o tym, dlaczego przeciwstawiony Hektorowi
Achilles zajmuje tam całe podniebie, możesz usłyszeć od oprowadzają-
cych. Ja, zastawszy tam ołtarze jeszcze gorące i niemal rozpalone, podo-
biznę zaś Hektora obficie namaszczoną oliwą, spojrzałem na Pegazjosa
i z lekka przekonania jego badając, zapytałem: „Co to ma znaczyć? Czyż-
by Iliończycy ofiary jeszcze składali?" Ten zaś na to: „A cóż w tym dziw-
nego, że oddają cześć dzielnemu mężowi i ich współobywatelowi, podob-
nie jak my czcimy męczenników?" Podobizna ta nie jest dobrego smaku,
lecz zamiar [snycerza], oceniany na tle owych czasów, nie jest pozbawio-
ny dowcipu. Cóż więc nastąpiło potem, zapytasz. „Chodźmy do świętego
obwodu Ateny Iliońskiej" — powiedziałem, on zaś z wielką ochotą po-
prowadził, otworzył mi świątynię i, biorąc mnie niejako na świadka, po-
kazał mi dokładnie, że wszystkie posągi są nienaruszone i przy tym nie
uczynił nic z tego, co zwykle czynią ci ludzie z czci bogów wyzuci, tj,
na swym czole nie nakreślił, jak oni, znaku pamięci o owym bezbożniku3
i nie zagwizdał sobie, jak oni; dwie bowiem rzeczy stanowią u nich szczyt
wiedzy o bóstwie: gwizdać wobec demonów i kreślić na czole znak krzy-
ża... Tych dwóch wiadomości już z góry postanowiłem Ci udzielić, trze-
cią zaś, która mi w tej chwili do głowy przyszła, nie sądzę również, żeby
mi trzeba było przemilczeć.
Ten sam Pegazjos towarzyszył mi także do miejsca czci Achillesa i po-
kazywał mi grób jego, również zachowany w całości, zaś ja byłem przeko-
nany, że został on przezeń rozrzucony, i zbliżał się doń z ogromnym sza-
cunkiem. To sam widziałem, słyszałem też przy tym od ludzi, którzy od-
noszą się doń obecnie wrogo, że potajemnie śle Heliosowi pokłony i modły.
Czyżbyś mnie nie uznał w tej sprawie za świadka? Co się zaś tyczy sto-
sunku jego do bogów, to kto mógłby tu być świadkiem bardziej wiaro-
godnym niż sami bogowie? Czyżbyśmy uczynili Pegazjosa kapłanem, gdy-
byśmy wiedzieli, że bogom brakiem czci uchybił? Jeśli zaś za owych cza-
sów on, już to dążąc do władzy, już to pragnąc bogów świątynie ratować,
nakładał na siebie te tam szmaty i udawał, jak o tym nam nieraz komu-
nikował, bezbożność, ograniczoną zresztą tylko do nazwy (okazało się bo-
wiem, że profanacji żadnej nigdy nie popełnił, z wyjątkiem pobrania
z gospody nieznacznej ilości kamieni, aby w ten sposób resztę ocalić), to
czy będziemy mu to liczyć? i nie będzie nam wstyd tak samo z nim po-
stępować, jak postąpił Afodios4, i zadawać mu te męczarnie, jakie" pragną
na nim oglądać wszyscy Galilejczycy? Jeśli więc choć trochę ze mną się
liczysz, to nie odmówisz szacunku nie tylko jemu, ale i tym wszystkim,
którzy oblicze swe zmienili, a to w tym celu, aby jedni łatwiej ulegali na-
szym wezwaniom do tego, co jest dobre, drudzy zaś mniej się cieszyli.
Jeśli bowiem będziemy odpychali tych, którzy sami do nas przychodzą,
to nikt za głosem przywołujących łatwo nie pójdzie.
1
Adresat, listu zarzucał Julianowi, że naznaczył na kapłana pogańskiego dawne-
go chrześcijanina. Pegazjos bowiem był uprzednio biskupem miasta Ilionu (staroż.
Troi). List ten jest jakby apologią Juliana.
2
O kulcie bohaterów homeryckich na wzgórzu Ilionu w czasach historycznych
podaje szczegóły W. Klinger, Ze starożytnej wiary ludowej, Poznań 1927.
3
Julian ma tu na myśli Chrystusa.
4
Afodios, postać nieznana.
35 (80)
JULIAN DO JULIANA WUJA1
Jeśli listy Twoje uważam za coś lichego, to chyba
sami bogowie mi już odebrali rozsądek doszczętnie2.

Jakich bowiem nie zawierają one zalet! Jest przecież w nich i życzliwość,
i wierność, i prawość, i przede wszystkim to, bez czego wszystko inne jest
niczym, tj. rozum we wszystkich jego postaciach, jak ścisłość myśli, po-
jętność, zaradność, się ujawniający. Że jednak na listy Twe nie odpisuję
(bo i na to się uskarżałeś), pochodzi stąd, że czasu, bogami się klnę, nie
mam. Nie sądź, że jest to z mej strony udawanie czy żart: biorę na świad-
ków bóstwa opiekujące się wymową, że prócz Homera i Platona nie to-
warzyszy mi ani jedna księga filozoficzna, retoryczna czy gramatyczna,
żaden traktat historyczny dziś powszechnie używany. Wyżej wymienieni
jednak są dla mnie czymś przypominającym przywiązywane amulety, bo
pozostają zawsze w swym zawiązaniu. Poza tym modlę się niewiele, choć
jeśli kiedy, to teraz właśnie potrzebuję modłów wielu i wielkich. Gniecie
mnie ciężar zewsząd napływających trudności. Prawdopodobnie zobaczysz
to Ty sam, skoro ja przybędę do Syrii.
Co do tego, o czym pisałeś, wszystko pochwalam, wszystko podzi-
wiam... i nic z tego nie jest do odrzucenia. Wiedz więc, że z pomocą bo-
gów wszystkiego tego dokonam. Przede wszystkim postaw [brakujące]
kolumny świątyni dafnejskiej3; pozabieraj je wszędzie z pałaców kró-
lewskich, a na ich miejsce postaw zabrane z domów, sąsiednich, a gdy i tu
ich zabraknie, postaw je z wypalonej cegły i wapna i niech stoją, aż ob-
łożywszy je na zewnątrz marmurem, otrzymamy do użytku doskonalsze.
Sam przecie wiesz, że świętość znaczy więcej niż kosztowność, i jak wiele
przynosi ona radości ludziom zdrowo myślącym, póki oni żyją i z życia
korzystają.
Co do Twej sprawy z Laurakiosem4 sądzę, nie powinienem nic Ci pole-
cać poza radą, żebyś gniewów wszelkich poniechał. Pozostaw wszystko
sądowi i bądź gotów do odparcia jego obmowy słowem rozumnym, wie-
rząc zupełnie w słuszność Twej sprawy. Nie twierdzę bynajmniej, że list
jego do Ciebie, pełny pychy i lekceważenia, jest łatwy do zniesienia, tylko
że mimo to znieść go należy. Obowiązkiem bowiem męża dzielnego i wiel-
kodusznego jest
zniewagi wszelkie znosić, słów nie mówiąc złych.

Jak bowiem pociski miotane na mur mocny i twardy doń nie przywierają,
lecz z tym większą siłą odeń odskakują na tych, co je miotali, tak samo
niezasłużona zniewaga, skierowana na męża dzielnego, nie dosięga go,
lecz przeciw temu, kto ją rzucił, się zwraca. Co zaś listów moich dotyczy,
które, jak mówisz, on otrzymawszy ode mnie, ogłosił, to śmieszne mi się
wydaje mówić o tym sądowi. Nic bowiem nigdy, bogami się klnę, takiego
ani do Ciebie, ani do kogokolwiek innego nie napisałem, czego ujawnienia
wobec wszystkich sobie bym nie życzył. Jaka bowiem rozpusta, jaka py-
cha, jakie pomiatanie ludźmi, jakie wyzwiska i słowa plugawe znalazły
się kiedykolwiek w listach moich? Ja przynajmniej, będąc na kogoś obu-
rzony, nawet przy danej mi możności powiedzenia czegoś niby z owego
wozu dionizyjskiego, tak, jak o Laudakidasie mówił Archiloch5, powie-
działbym to w słowach dostojniejszych i przyzwoitszych. Skoro zaś listy
moje zawierały dowody istniejącej między nami przyjaźni, to czyż miał-
bym chcieć raczej, żeby to pozostało utajone, niż było wyświetlone? Z ja-
kiej przyczyny? Mam za świadków bogów i boginie, że nie oburzyłbym
się wcale, gdyby ktoś ogłosił wszystkie moje do małżonki listy, do takiego
stopnia wszystko w nich tchnie czystością. Jeżeli zaś to, com do Ciebie,
wuja mojego, pisał, ktoś inny i dalszy jeszcze przeczytał, to ten raczej
złośliwiec, co to śledził, słuszniej mógłby ściągnąć na siebie naganę niż ja,
com to pisał, i niż Ty, albo inny ktoś, kto to czytał. W tym przynajmniej
ustąp mi i nie niepokój się, lecz na to jedno zważaj: jeśli Laurakios jest
człowiekiem nikczemnym, wystąp przeciw niemu ostro, jeśli jest to czło-
wiek przyzwoity i pełen umiaru, to choćby przeciw Tobie zawinił, wybacz
mu. Ludzi bowiem w życiu politycznym dzielnych, choćby nam prywatnie
nie odpowiadali, należy traktować życzliwie; ludzi natomiast niegodnych,
choćby nam dogadzali, w sprawach publicznych winno się trzymać w gar-
ści. Nie mówię tu oczywiście o nienawidzeniu ich, lecz o stosowaniu do
nich ostrożności, aby po kryjomu Ci nie szkodzili; jeśli zaś są do upilno-
wania nazbyt trudni, nie posługuj się nimi zupełnie. Co się zaś tyczy czło-
wieka, o którym sam pisałeś, że, choć ze swej podłości był dokoła znany,
podawał się za lekarza i był jakoby przez nas powołany, to ten, zanim
jeszcze przed obliczem naszym stanął, został w swej istocie przejrzany,
a raczej zdemaskowany (przez kogo, wyjawię Ci sarn przy spotkaniu),
a przeze mnie odrzucony.
Zamiast ziem, o które prosiłeś, ponieważ już poprzednio zostały przeze
mnie podarowane (świadkami są bogowie, związkom krwi patronujący),
dam ci daleko lepsze, Ty zaś sam je ocenisz.
1
Julian został świeżo mianowany wielkorządcą Wschodu (praefectus praetorio
Orientis).
2
Cytat z Homera Iliady VII 360.
3
Dafne był to gaj ze świątynią Apollina, w sąsiedztwie Antiochii Syryjskiej.
4
Laurikios czy Laurakios był namiestnikiem Izaurii (Azja Mniejsza).
Wzorowy urzędnik ściągnął na siebie gniew wuja Juliana, do którego wystosował list
z zarzutami, czym ten dotknięty zwrócił się do cesarza. Niniejszy list zawiera odpo-
wiedź Apostaty na list wuja.
5
Archiloch, wybitny poeta grecki (VII w. p. n. e.) znany z ostrego języka.
36 (81)
JULIAN DO KALLIKSENY1, KAPŁANKI MACIERZY BOGÓW

Już od starożytnych wiemy, że


Ujawnia męża prawość jeden tylko czas2,
ja jednak powiedziałbym jeszcze, że ujawnia on także jego dla bogów
cześć i miłość. „Lecz zaświadczona jest także — powie ktoś — Penelopy
dla męża miłość" i będzie on potem w kobiecie miłość do bogów cenić ni-
żej niż miłość do męża. Lecz czy nie będzie on wtedy wyglądał jak ten,
kto wypił zbyt wiele mandragory3? Jeżeli jednak weźmie się pod uwagę
różną [w obu wypadkach] długość czasu, a mianowicie, że Penelopa4 za
jej przywiązanie do męża jest niemal przez wszystkich chwalona, kobiety
zaś czci bogów oddane niedawno jeszcze znajdowały się w niebezpieczeń-
stwie, i dorzuci jeszcze do tego, że czas ich cierpień był dwa razy tak dłu-
gi jak cierpień Penelopy, to czyż można słusznie tę Penelopę z Tobą ze-
stawić? Nie umniejszaj więc sobie pochwał za to, za co i bogowie Cię
wszyscy wynagrodzą, i my ze swej strony uczcimy godnością podwójną,
bo oto do posiadanego już poprzednio kapłaństwa przenajświętszej De-
metry dodajemy ci jeszcze kapłaństwo największej Macierzy bogów5 fry-
gijskiej w ukochanym od bogów grodzie Pessinuncie6.
1
Kalliksena, skądinąd nie znana.
2
Wiersz zaczerpnięty z Sofoklesa Edypa króla 614.
3
Mandragora, roślina z gatunku belladony, której wyciąg działał odurzająco.
4
Penelopa, żona Odyseusza, uchodziła za wzór wierności małżeńskiej.
5
Macierz bogów, Magna Mater, czczona w Azji Mniejszej bogini płodności.
6
Pessinunt, miasto w Frygii, przez Rzymian przyłączone do Galacji.

37 (82)
JULIAN PRZECIW NEILOSOWI1
Więcej wart byłeś przedtem, kiedyś milczał, niż teraz, kiedy słowem
się bronisz: wtedy jeszcze mnie nie oczerniałeś, choć pono miałeś to już
na myśli, obecnie zaś, niby ów człowiek, co długo coś w sobie nosił, wyla-
łeś na mnie od razu cały potok wyzwisk. Czyż nie winienem uznać za
zniewagę dla siebie i oszczerstwo, żeś wziął mnie za podobnego do dwóch
Twych przyjaciół. Obu im oddałeś się nie proszony, a ściślej mówiąc,
pierwszemu nie proszony, drugiemu zaś na znak tylko, że mógłby Cię
przyjąć do współdziałania, stałeś się posłuszny. Lecz czy ja istotnie do
Konstancjusza i Magnencjusza2 jestem podobny, to ujawni, jak się to
mówi, rzecz sama, Ty zaś, że chwalisz samego siebie jak owa niewiasta
poety komicznego3
Kobieto, chwalisz się, jak Antydamant ów,
jasne jest z listu, który mi przysłałeś. Słowa bowiem, jak „nieustraszo-
ność", ,,ogromna odwaga" albo zdania: ,,O, gdybyś wiedział, kto jestem,
jak wielki i jaki!" i w ogóle zwroty podobne, przebóg, czy nie należy to
wszystko do przechwałek hałaśliwych, lecz pustych? Lecz, na charyty
i Afrodytę, dlaczego, jeśliś taki odważny i mężny, wystrzegałeś się, kiedy
zachodziła potrzeba postawienia po raz trzeci na kartę? Ludzie bowiem,
którzy ściągają na siebie gniew władcy, szybko usuwają się od niebezpie-
czeństw, co jest rzeczą najłatwiejszą i, można powiedzieć, najprzyjemniej-
szą, przynajmniej dla ludzi nie pozbawionych rozsądku — i jeśli przy tym
trzeba ponieść karę dodatkową, to doznają jeszcze strat pieniężnych,
ostatecznym zaś skutkiem gniewu władcy jest to, co nazywają złem nie
do naprawienia, tj. utrata życia. Mając to wszystko w pogardzie, gdy po-
znałeś już to, o czym my, zacofańcy, jeszcze nic nie wiemy, człowieka jako
jednostkę, członka rodu i społeczeństwa, dlaczego, na bogów, twierdziłeś,
że musisz się wystrzegać „trzeciego rozbicia"? Ja przecie, nawet gniewa-
jąc się na Ciebie, nie uczynię Cię z dobrego złym. Wszak byłbym zazdrości
godzien, gdybym przez przewód sądowy mógł tego dokonać, bo, jak twier-
dzi Plato4, mógłbym także rzeczy odwrotnej dokazać. Skoro jednak cnota
nie uznaje nad sobą żadnej władzy, nie trzeba Ci było na nic podobnego
liczyć.
Lecz Ty wyobrażasz Sobie, że jest rzeczą wielką wszystkim złorze-
czyć, wszystkich zniesławiać i ze świątyni pokoju czynić otwarcie war-
sztat wojny. Albo może myślisz z dawniejszych Twych przewin tym się
usprawiedliwić i Twej obecnej śmiałości użyć za przykrywkę Twej po-
przedniej zniewieściałości? Czy słyszałeś bajkę Babriosa5:
Kochała się łasica w pięknym chłopcu raz6.

Ciąg dalszy z księgi tej sam odczytaj. Choćbyś wiele słów stracił, ni-
kogo chyba z ludzi nie przekonasz, że nie jesteś tym, czym się raz na zaw-
sze stałeś i za co większość ludzi Cię od dawna uznała. To nie miłość mą-
drości spowodowała Twą obecną tępotę umysłową i zuchwalstwo, lecz prze-
ciwnie owa "podwójna niewiedza", o której mówi Plato, bo będąc bliższy
od nas zupełnej niewiedzy wyobrażasz sobie, żeś jest ze wszystkich naj-
mędrszy i przy tym nie tylko z tych, co dziś są i co przedtem byli, lecz po-
no także i z tych, co dopiero będą: w ten sposób do nadmiaru tępoty przy-
były jeszcze cechy wysokiego o sobie mniemania.
Lecz, o ile o Ciebie chodzi, powiedziałem już więcej niż dosyć. Być
jednak może, że z Twego powodu powinienem z tego przede wszystkim
się usprawiedliwić, żem Cię zbyt pośpiesznie powołał do uczestnictwa
w sprawach publicznych. W tym jednak, o Dionizjosie, jam zbłądził nie
pierwszy i nie sam jeden. Wszak oszukał nawet wielkiego Platona Twój
współimiennik7 oraz Kallipos Ateńczyk8. Plato sam przyznaje, że wiedział
o jego zepsuciu, takiej jednak głębi w nim zepsucia nigdy sobie nie wyo-
brażał. Lecz czy należy o tym mówić, skoro nawet najlepszy z wyznaw-
ców Asklepiosa, Hippokrates9, powiedział raz: „W błąd mnie wprowadziły
szwy na tej czaszce". Mężowie więc wymienieni zawiedli się na tych, któ-
rych znali, lekarz zaś zapomniał o spostrzeżeniach swojej nauki. Czyż
można się dziwić, że Julian usłyszawszy nagle, iż Neilos nabiera cech mę-
ża, dał się w błąd wprowadzić?
Znasz także ze słyszenia imię i dzieje słynnego Fedona10 z Elidy, jeśli
zaś nie znasz, to zbadaj je dokładniej: ja Ci tu tego opowiadać nie będę.
Człowiek ten mniemał, że dla filozofii nie ma nic nieuleczalnego, lecz prze-
ciwnie, że wszyscy są przez nią oczyszczani po wszelkich żywotach, za-
trudnieniach, namiętnościach i podobnych rzeczach. Gdyby ona tylko lu-
dziom z natury dobrym i pięknie wychowanym wystarczała, to nie byłoby
w niej dla mnie nic godnego podziwu. Jeżeli jednak ludzi znajdujących
się w takim upadku wznosi ku światłu, to wydaje mi się ona zasługiwać
na podziw zupełnie wyjątkowy. Z tych powodów moje o Tobie mniema-
nie, jak wiedzą o tym wszyscy bogowie, poczęło się stopniowo ku lepsze-
mu skłaniać. Przynajmniej miejsca dla Ciebie odpowiedniego nie wyobra-
żałem sobie ani wśród pierwszych, ani nawet drugich z najlepszych. Jeśli
o tym nie wiesz, to dowiedz się od zacnego Symmacha11; jestem bowiem
pewny, że ten nigdy skłamać nie może, będąc ze wszystkich z natury naj-
prawdomówniejszy.
Jeżeli Ty się gniewasz na mnie za to, że nie dałem Ci przed wszystki-
mi miejsca pierwszego, to ja, przeciwnie, gniewam się sam na siebie za to,
że umieściłem Cię jeszcze wśród ostatnich, i czuję wdzięczność do tych
wszystkich bogów i bogiń, którzy tak Twemu w sprawach uczestnictwu,
jak i przyjaźni naszej przeszkodzili. Chociaż bowiem poeci wiele mówią
o Famie, jakoby była ona boginią (niech będzie — zresztą, jeśli tak chcesz,
coś demonicznego także i w Famie), nie należy przecież jej całkowicie zau-
fać, gdyż istota demoniczna z natury swej nie jest czymś tak zupełnie
czystym i skończenie dobrym, jak cały rodzaj bogów, lecz uczestniczy tak-
że jakimś sposobem w czymś zupełnie odmiennym. Jeżeii jednak o pozo-
stałych demonach mówić tego nie wolno, to mówiąc o Famie, że wiele ona
kłamstw, wiele też prawdy rozgłasza, sam nigdy nie mogę być przyłapany
na fałszywym świadectwie.
Lecz sądzisz może, że nieokiełzany język Twój wart jest, jak to się
mówi, czterech obolów?12 Czyż nie wiesz, że i Tersytes13 bardzo zuchwale
wobec Hellenów przemawiał, lecz Odyseusz ów przemądry kijem go za
to wygrzmocił, Agamemnon zaś mniej dbał o jego pijackie wyzwiska niż
przysłowiowy żółw o muchy.
Lecz czyn wielki to bynajmniej nie przyganianie innym, lecz wykaza-
nie, że sam na potępienie nie zasługujesz. Jeżeli należysz do tej właśnie
klasy ludzi, daj na to dowody. Czy będąc jeszcze młody, dostarczyłeś
kiedy powodu do pochlebnej o Tobie opowieści? Lecz ja za przykładem
Eurypidesowej Elektry — „tak smutne przemilczam wypadki''14. Kiedy
znów wyrosłeś na męża i w obozie wojskowym zjawić się odważyłeś, jak
się tam, na Zeusa, sprawowałeś! Twierdzisz, żeś został wydalony, potknąw-
szy się o Twoją miłość prawdy, lecz czym możesz to udowodnić? Tym, że
jak Ty, tak i wielu, i to najgorszych łotrów, wyrzuconych zostało ze swych
posad przez tych, co i Ciebie wypędzili?
Nie to jest cechą dzielnego i pełnego umiaru męża, o przemądrzały
Dionizjosie, że odchodzi on, ścigany nienawiścią potężnych. Byłbyś w na-
szych oczach lepszy, gdybyś nam wykazał, że przez obcowanie z Tobą lu-
dzie nabierają umiaru, lecz, przysięgam, nie jest to zadanie na Twoją mia-
rę, ani tych niezliczonych, co Twój sposób życia naśladują gorliwie: skały
bowiem, zderzając się ze skałami, kamienie zaś z kamieniami nie tylko
stąd korzyści nie odnoszą, lecz przeciwnie, silniejsze bez trudu miażdżą
słabsze.
Czy nie należałoby mówić o tym ze zwięzłością lakońską? Lecz z Two-
jej winy, jak sądzę, stałem się już od cykad attyckich gadatliwszy.
Za zniewagi przeciw mnie w pijackim uniesieniu miotane wymierzę Ci
karę odpowiednią, skoro chcą tego bogowie i władczyni nasza Adrasteja.
Jaka więc będzie to kara i co może najboleśniej dotknąć Twój język
i umysł? Postaram się o to, abym zarówno w słowach mych, jak i czy-
nach jak najmniej sam popełniwszy błędów, niewiele złośliwemu języko-
wi Twemu dawał powodów do czczej paplaniny. Co prawda, nie jest mi
tajne, że, jak wieść niesie, nawet Afrodycie Momos15 wyśmiał jej sandał.
Widzisz więc, że sam Momos nieraz aż pękał [z wysiłku] i z trudem tego
sandału mógł się uczepić. Oby zatem dane Ci było w uprawianiu Twej
złośliwości dożyć do starości głębszej niż Tytonowi16 wśród bogactw więk-
szych niż Kinyrasowe17 i rozkoszy wyszukańszych niż Sardanapalowe18,
tak, aby spełniło się na Tobie przysłowie: „Starcy są w dwójnasób dzieć-
mi"!19
A boski Aleksander dlaczego wydawał Ci się tak wielki? Czy dlatego,
że zostawszy jego [czynów wielkich] naśladowcą, szedłeś także z nim
w tym o lepsze, co zarzucił mu Hermolaos20 młodzieńczy? Co do sprawy
pierwszej, to nie ma człowieka na tyle pozbawionego rozumu, aby podej-
rzewać Cię o to. Co zaś do drugiej, a mianowicie, czego właściwie doznał
ten Hermolaos, na co się skarżył i za co, jak powiadają, postanowił zabić
Aleksandra — to przeciwnie, nie ma nikogo, kto by nie był co do Ciebie
przekonany. A wysłuchałem, bogami się klnę, niemało ludzi, którzy po-
dając się za Twych gorących przyjaciół starali się usprawiedliwić Twoją
winę, wysłuchałem nawet kogoś w nią niewierzącego, lecz jest to owa
przysłowiowa jaskółka, która sama jeszcze wiosny nie czyni21. Lecz może
Aleksander z tego powodu wydał Ci się wielki, że Kallistenesa22 zamordo-
wał okrutnie, że ofiarą jego pijaństwa padł Kleitos23, także Filotas i Par-
menion24, bo co się tyczy owego Hektora25, utopionego w nurtach bądź
Nilu w Egipcie, bądź Eufratu (bo się mówi o tym dwojako), to ja zarówno
tę, jak i pozostałe jego igraszki pokrywam milczeniem, aby nie wydać się
oszczercą męża, który nie wzniósł się, co prawda, do doskonałości mo-
ralnej, lecz w sprawach wojennych był wodzem niedoścignionym: z nim
Ty ze względu na Twe skłonności i męstwo tyle masz wspólnego, ile go
jest między rybą i zwierzem sierścią okrytym. Wysłuchaj więc bez zbyt-
niego gniewu wezwanie następujące:
Córko! nie dana Ci jest wojennego znajomość rzemiosła26.
Dalszych słów nie wypisuję, bo, na bogi, wstyd mnie ogarnia, proszę
jednak ich dosłuchać: rozsądne jest przecież, aby czynom odpowiadały
słowa, i człowiek, który unikał czynu, nie powinien unikać ich nazwy.
Lecz Ty, który korzysz się przed święta pamięcią Magnencjusza i Kon-
stansa, za co wojujesz z żywymi i znieważasz wszystkich, co w czymkol-
wiek bądź od Ciebie są lepsi? Czy dlatego, że wymienieni lepiej od ży-
wych mogą ukarać tych, co ich znieważają? Lecz tego nie przystoi Ci mó-
wić; jesteś przecie, jak sam piszesz, najzuchwalszy ze wszystkich. A skoro
nie to jest przyczyną, to może coś innego, nie chcesz wyśmiewać tych, co
już nic nie czują? Lecz czyż jest wśród żywych ktoś na tyle głupi albo
małoduszny, żeby miał w wysokiej cenie Twoje o nich słowa i nie życzył-
by sobie raczej pozostać zupełnie Ci nie znanym, a gdyby to było zgoła
niemożliwe, nie wolałby, jak ja obecnie, uzyskać od Ciebie raczej naganę
niż ocenę zaszczytną? Obym nigdy tak źle nie rozumował i obym nigdy
Twej pochwały nie cenił wyżej od Twego potępienia!
Lecz może sam ten list do Ciebie pisany jest oznaką, że ukąszenie Twe
odczuwam? Na bogów zbawców27, jest on raczej oznaką, że oto zadaję cios
Twemu nadmiernemu z siebie zadowoleniu, bezkarności Twego zuchwa-
łego języka, zdziczeniu duszy czy zamroczeniu Twego umysłu, wreszcie
Twej przekornej we wszystkim, ruchliwości. Było w mej mocy, gdybym
istotnie odczuł ból Twego ukąszenia, ukarać Cię zgodnie z prawem suro-
wo i przy tym czynem, nie słowem tylko, wszak będąc obywatelem i człon-
kiem Senatu uchyliłeś się od wykonania rozkazu samowładcy, a to, rzecz
jasna, nią jest dozwolone temu, kto nie może się powołać na przemożna
konieczność. Czy nie było to dla mnie powodem dostatecznym, aby uka-
rać Cię za to karą wieloraką? A jednak uznałem za słuszne uprzednio do
Ciebie napisać, mniemając, że za pomocą krótkiego pisma dasz mi moż-
ność przywrócić Ci zdrowie. Kiedy jednak (spostrzegłem), że trwasz na
dawnym stanowisku, a raczej, kiedy mi się ujawniły skrywane przedtem
objawy Twego szału, [ogłaszam pismo długie], abyś nie był wcale uwa-
żany za mężczyznę nie będąc nim, nie uchodził ani za swobodnie wypo-
wiadający się rozum, będąc zbiorowiskiem głupstw, ani za człowieka wy-
kształconego, choć nawet nie liznąłeś oświaty, jak przynajmniej z listów
Twoich można się domyślać. Nikt bowiem z pisarzy dawnych nie używa,
jak Ty, wyrazu ,,froudos" w znaczeniu: „jawny, oczywisty", tylko w zna-
czeniu: „nieobecny, oddalony". Nikt też nie byłby zdolny przedstawić wy-
czerpująco nawet w długiej księdze ani dalszych błędów Twego listu, ani
też wstrętnego i wszetecznego Twego charakteru, przez który sam się
niejako wystawiasz na sprzedaż. Twierdzisz przecie, że nie tych, co są pod
ręką i polują na urzędy, powinno się do siebie powoływać, tylko ludzi
niezachwianego sądu i zgodnie z nim obierających to, co należy: tych
jakoby należy wybierać, nie zaś gotowych do posłuchu. Piękną więc, choć
Cię o to nie prosimy, łudzisz nas nadzieją na Twe posłuszeństwo w razie
powołania Ciebie do uczestnictwa w sprawach państwowych. Na tym jed-
nak tak bardzo mi widać zależy, że kiedy wszystkich do nas dopuszczałem,
do Ciebie nie zwróciłem się ani razu. A jednak uczyniłem to w stosunku do
wielu przebywających w umiłowanym od bogów Rzymie, znanych mi
i nie znanych, tak mocno trzymałem się Twej przyjaźni, tak dalece uwa-
żalem Cię za godnego mej troski. Jest więc prawdopodobne, że i przy-
szłość dla Ciebie pozostanie taka sama. List bowiem obecny napisałem
nie tylko jako lekturę dla Ciebie: uznałem ją także za niezbędną dla in-
formacji innych i udostępnię wszystkim, którzy, jestem tego pewny, wez-
mą go do rąk bardzo chętnie, gdyż są na Ciebie oburzeni za to, że jesteś,
jak na Twe przeżycia poprzednie, zanadto uroczysty i pyszny. Otrzymałeś
więc od nas odpowiedź ostateczną, abyś więcej już nic nie żądał. Także
i my od Ciebie nic już nie wymagamy. Przeczytaj to pismo i użyj go. jak
chcesz, bo droga do naszej przyjaźni jest Ci wskazana. Bądź zdrów, żyjąc
dalej w rozpuście i w sposób podobny mnie zniesławiając!
1
Nie wiadomo, czy adresat nazywał się Neilos, czy Dionizjos, Julian bowiem raz
nazywa go tak, raz znów tak. Był on, jak wynika z treści listu, senatorem rzymskim.
2
Magnencjusz podniósł bunt przeciw Konstancjuszowi na terenie
Galii, pokonany przez niego w bitwie pod Mursą w 351 r.
3
Fragment ten pochodzi prawdopodobnie z jakiejś komedii Filemona (frg. 190
Kock), zwrot zaś „kobieta" odnosi się do zniewieściałych obyczajów Neilosa.
4
Platon, Krytiasz 44 D.
5
Poeta Babrios, być może zhellenizowany Rzymianin, był autorem bajek, w któ-
rych występowały mówiące zwierzęta.
6
Bajka XXXII. Jej treścią jest prawda, że natury przygłuszyć nie da się, bo
z tym większą siłą dojdzie do głosu.
7
Tyran syrakuzański, Dionizjos, zaprosił Platona na Sycylię za sprawą swego
wuja Diona, by dać filozofowi możność zrealizowania jego planów przebudowy
ustroju. Wkrótce jednak stracił łaskę tyrana, który podobno kazał go sprzedać jako
niewolnika.
8
Kallippos znany z listu Platona VII 351 DE.
9
Hippokrates, sławny lekarz, II—III w. n. e., twórca medycyny naukowej,
przyznał się, że wziął raz naturalną bliznę na czaszce za sztuczną, wywołaną wy-
padkiem.
10
Fedon, uczeń Sokratesa, którego uwiecznił Platon w dialogu noszącym jego
imię (inaczej O nieśmiertelności duszy), był początkowo rozpustnikiem.
11
Quintus Aurelius Symmachus, sławny mówca, był przywódcą po-
gańskiego stronnictwa w Rzymie.
12
Cztery obole oznaczają według leksykografa Sudy rzecz lub osobę wielkiej
wartości.
13
Tersytes, choć niskiego pochodzenia, zabierał głos na zebraniach wodzów
pod Troją, za co ukarany został przez Odyseusza, Homer, Iliada II 199 na.
14
Cytat z Eurypidesa Orestei, w. 16.
15
Momos, uosobienie nadmiernej, złośliwej krytyki.
16
Tyton, małżonek Jutrzenki (Eos), która wprawdzie zdołała uzyskać dla nie-
go u bogów nieśmiertelność, ale zapomniała poprosić o wieczną młodość. Por. Mim-
nermos, frg. 4 D (Diehl).
17
Kinyras, król Cypru, którego bogactwa były równie przysłowiowe jak Kre-
zusa. Por. Homer, Iliada XI 20.
18
Sardanapal, tj. Assurbanipal, według Herodota II 150 ostatni król
Asyrii, który zamiast walczyć z wrogami wolał popełnić samobójstwo i spalił się
wraz z dworem na gruzach pałacu.
19
Przysłowie to zaczerpnięte z Arystofanesa, Chmury, w. 1417.
20
Hermolaos, paź Aleksandra W., jeden z organizatorów spisku na jego ży-
cie, por. Arrian IV 14.
21
Przysłowie zaczerpnięte z Arystofanesa, Chmury, w. 1415.
22
Kallistenes był siostrzeńcem Arystotelesa i nadwornym historykiem
Aleksandra W. w czasie wyprawy przeciw Persji. Stracony na jego rozkaz za udział
w spisku.
23
Kleitos, szlachcic macedoński, ocalił Aleksandrowi Wielkiemu życie w bit-
wie nad Granikiem w 334 r. Zabity został przez pijanego Aleksandra W. w czasie
sprzeczki.
24
Parmenion, zasłużony wódz Filipa II i Aleksandra Wielkiego, oraz jego
syn Filotas sprzeciwiali się koncepcjom politycznym Aleksandra W., zwłaszcza
orientalizacji państwa, i dlatego zostali straceni.
25
Hektor, syn Parmeniona, utonął w Nilu (Kw. Kurcjusz Rufus IV 8, 7).
26
Były to słowa Zeusa skierowane do Afrodyty, cytat z Homera, Iliada V
428 n.
27
Bogowie zbawcy, tzn. Dioskurowie, Kastor i Polluks.

38 (83)
JULIAN DO ATARBIOSA1
(Rozkaz cesarza ręką pisany)
Ja nie życzę sobie — na bogi — żeby Galilejczycy2 byli wbrew spra-
wiedliwości zabijani, bici lub w inny sposób krzywdzeni. Mimo to jednak
twierdzę, że czcicielom bogów powinno się dawać przed nimi we wszystkim
pierwszeństwo, bo właśnie z powodu głupoty Galilejczyków omal nie do-
konał się przewrót całkowity, dzięki jednak łaskawości bogów zostaliśmy
wszyscy ocaleni. Z tego powodu powinniśmy czcić bogów oraz tych mę-
żów i grody, co im cześć oddają.
1
Atarbios względnie Atarbinus (por. Codex Iustin. XI 70), namiestnik
prowincji Eufratensis, otrzymał rozkaz uprzywilejowania pogan przy obsadzaniu
wolnych miejsc w administracji z pominięciem chrześcijan.
2
Galilejczycy, stała nazwa, którą posługiwał się Julian na określenie chrześcijan.

39 (84)
LIST JULIANA DO ARSAKIOSA1, ARCYKAPŁANA GALACJI

Wiara Hellenów przez nas samych, co za nią idziemy, nie jest jeszcze
zabezpieczona rozumnie. Bogów dzieło jest, co prawda, wielkie i wspaniałe
i nawet wszelkie pragnienia i nadzieje przewyższające (niech słowa te
wybaczy mi łaskawie Adrasteja!); przecież tak ogromnego i głębokiego
przewrotu w czasie tak krótkim nikt na chwilę przedtem nawet w modlit-
wie pragnąć się nie odważał. Lecz cóż, kiedy my jesteśmy przekonani, że
to wystarcza, i nawet nie spostrzegamy, jak bardzo bezbożnictwo przybra-
ło na sile, dzięki jego dla obcych życzliwości, jego o grzebanie zmarłych
trosce, wreszcie jego kłamanej życia świętości. Jestem tego zdania, że każ-
dą z tych cech powinniśmy u siebie gorliwie rozwijać i że wcale nie jest
dosyć, abyś Ty sam stał się takim [jak oni], lecz [trzeba], aby takimi [jak
oni] stali się w ogóle wszyscy w całej Galacji kapłani; tych więc albo groź-
nym spojrzeniem Twym karć, albo słowem do poprawy obyczajów na-
kłaniaj, albo wreszcie od świętej służby bogom odsuwa; w tych wypad-
kach, kiedy nie przybywają do bogów z żonami, dziećmi i służbą, lecz go-
dzą się na to, że ich domownicy, synowie i żony galilejskie, przekładając
bezbożność, bogom czci nie oddawali. Następnie nakłaniaj ich do tego, aby
żaden kapłan nie pojawiał się w teatrze, nie pił wina w gospodzie i nie
stawał na czele przedsiębiorstw brudnych i hańbiących — i kto Cię usłu-
cha, tego szanuj, kto zaś nie usłucha, tego wygoń precz.
W mieście każdym zakładaj liczne gospody dla przyjezdnych, aby
z ludzkości naszej mógł korzystać każdy potrzebujący zarówno spośród
nas, jak i ze wszystkich pozostałych. Abyś miał na to środki dostateczne,
o tym już poprzednio pomyślałem. Rozkazałem bowiem, aby corocznie
wydawano na to w całej Galacji 30 000 modiów pszenicy oraz 60 000 kses-
tów wina2. Z tego nakazuję piątą część użyć na tych biednych, którzy ob-
sługują kapłanów, resztę zaś — na obcych, proszących nas o wsparcie.
Hańbą bowiem jest dla nas, że z Żydów nikt nie żebrze i że niewierni
Galilejczycy oprócz swoich żywią także naszych, nasi zaś nawet swoim
proszącym pomocy nie udzielają. Pouczaj także wyznających wiarę hel-
leńską, by przyczyniali się swym datkiem do tej pomocy społecznej, wsie
zaś helleńskie — ofiarowywały bogom pierwociny swych plonów, i w ogó-
le przyzwyczajaj ludność helleńską do takiej dobroczynności, wyjaśniając
jej, że było to od wieków dziełem naszym. Homer3 przynajmniej tak ka-
zał przemawiać Eumajosowi:
Gościu! nie wolno mi jest, choćby przybył ktoś lichszy ode mnie,
Gościa nie uczcić: wszak ród swój od Zeusa samego wywodzą
Goście, żebracy też wraz, tym zaś dar nawet drobny jest miły.
Ustępując innym dla współzawodnictwa z nami nasze dobre obyczaje,
nie ściągajmy na siebie wstydu naszą dla nich obojętnością i nie wyrze-
kajmy się tym bardziej swego przed bogami lęku! Gdybym wiedział, że
tak postępujesz, dusza moja wezbrałaby radością.
Naczelników prowincji odwiedzaj w ich kwaterze rzadko, pisuj zaś do
nich najczęściej. Ilekroć przybywają oni do grodów, na spotkanie im niech
nie wychodzi żaden kapłan! Kiedy odwiedzają oni świątynie bogów, ka-
płan niech wyjdzie tylko do przedsionka. Niech jednak nie poprzedza go
do niej żaden żołnierz! Niech zaś idzie za nim, kto chce! Naczelnik, gdy
przestąpi próg świątyni, staje się od razu człowiekiem prywatnym; w ob-
rębie świątyni, jak Ci wiadomo, rządzisz Ty sam, gdyż tego ustanowienie
boga wymaga. Ci, co są Tobie posłuszni, to ludzie prawdziwie bogobojni,
ci natomiast, co kierują się zachcianką pustą, lecz własną — to ludzie
ambitni, za czczą sławą goniący.
Miastu Pessinuntowi pomóc jestem gotów, o ile mieszkańcy jego przy-
wrócą sobie łaskę Macierzy4 bogów; gdy zaś będą ją dalej lekceważyć, nie
tylko nie będą uwolnieni od kary (obym nic powiedzieli coś zbyt twarde-
go!), boję się, że doświadczą mej wrogości.
Nie dozwolone mi jest okazywać litości ni względów
Mężom, co waśnią się wciąż z żyjącymi wieczyście bogami5.

Przekonaj więc ich, że jeśli o moją dbają opiekę, powinni tłumnie


przybyć do Macierzy bogów, jako błagalnicy6.
1
Nic o nim poza tym listem nie wiadomo.
2
Modius, miara wagi sypkiej, równał się 8,73 l, ogółem wiać dał Julian ok.
2650 hl. zboża. Ksestes, miara wagi płynnej, równał się 0,4 1. Wina więc dał Julian
ok. 250 hL
3
Cytat z Homera, Odyseja XIV 56—58.
4
Matka bogów, Magna Mater, zwana też Kybele, czczona była również w Rzymie, gdzie na
Palatynie w II w. p. n. e. zbudowano jej świątynię.
5
Cytat z Homera, Odyseja XI 73—74.
6
List ten jest wymownym dowodem pozycji chrześcijaństwa w państwie rzym-
skim, jak również bezowocnych wysiłków Juliana, by natchnąć nową treścią zamie-
rające pogaństwo.
40 (85)
JULIAN DO TEODORY1 WIELCE CZCIGODNEJ
Wszystkie przez Ciebie przysłane księgi oraz dostarczone przez wiel-
ce mi miłego Mygdoniosa2 listy otrzymałem z zadowoleniem, i choć z tru-
dem czas znajduję (wiedzą o tym bogowie, że mówię to nie dla nadania
sobie powagi), w słowach powyższych już ci odpowiedziałem. Oby życie
układało Ci się pomyślnie i obyś zawsze w sposób podobny do mnie pisała!
1
Teodora, jak wynika z listów Libaniosa, była wdową po wielkorządcy
Wschodu (praefectus praetorio Orientis), Talazjuszu.
2
Mygdonios, osobistość znana również z korespondencji Libaniosa.

41 (86)
DO TEODORY
Otrzymaliśmy księgę, którą przez Mygdoniosa przysłałaś, również
wszystkie echa tej uroczystości do nas dochodziły. Każda z tych rzeczy
jest nam wielce miła, najmilsza jednak ze wszystkiego — zapamiętaj to
sobie dobrze — była wiadomość, że Dobrotliwość Twoja sił cielesnych
nabrała i swe względem bogów obowiązki spełnia jeszcze staranniej i za-
razem energiczniej. Co się zaś tyczy tego, o czym pisałaś do Maksymosa
filozofa, jakoby przyjaciel mój Seleukos1 był do Ciebie nastrojony wrogo,
bądź przekonana, że on nigdy w mojej obecności nie powiedział ani uczy-
nił nic, na podstawie czego można by Cię o coś oskarżać. Przeciwnie,
wszystko dotyczące Ciebie brzmi u niego bardzo pięknie. Minio to nie
twierdzę jeszcze, że jest dla Ciebie nastrojony życzliwie, o tym bowiem
wiedzieć może tylko on sam oraz wszystkowiedzący bogowie. Że jednak
on w obecności mojej wstrzymywał się od czegoś podobnego, o tym za-
pewniam Cię moim słowem prawdziwym. Śmieszne więc wydaje mi się
nie zważać na to, co on czyni jawnie, tylko na to, co on jakoby ukrywa,
i szukać tego, na co nie ma wskazania wyraźnego. Ponieważ jednak Ty
wiele przeciw niemu wysunęłaś zarzutów i zarazem coś niecoś ujawniłaś
o sobie, wyjaśniając przyczynę własnej doń wrogości, ja mogę tyle po-
wiedzieć Ci otwarcie: Jeśli istotnie przybliżyłaś do siebie kogoś ze swych
domowników — wszystko jedno, mężczyznę czy kobietę, z wolnych czy
niewolników — który obecnie nie oddaje czci bogom, a którego nawrócić
w przyszłości nie masz już nadziei, to przez to błąd popełniłaś. Przede
wszystkim zastanów się nad tym: gdyby ktoś z lubianych przez Ciebie
domowników współdziałał z tymi, którzy Cię obmawiali i w opinii Ci
szkodzili, i im się wysługiwał, odwracał się zaś od Twych przyjaciół i miał
ich w nienawiści i pogardzie, to czybyś nie zapragnęła, aby on zginął od
razu, albo byś go sama ukarała? Cóż więc, czy bogowie są w mniejszej
cenie niż przyjaciele? Do tego jeszcze rozważ, przypuściwszy, że oni są
panami, my zaś — niewolnikami. Jeżeliby więc ktoś z nas, którzy uwa-
żamy się za sługi bogów, polubił domownika, który by brzydził się nimi
i odwracał od ich czci, to czyż nie byłoby słuszne albo przekonać go
i przez to ocalić, albo wydalić go z domu i sprzedać, o ile nie jest mu łat-
wo wyrzec się posiadania tego niewolnika. Co do mnie, nie przyjąłbym
miłości tych, co nie kochają bogów. Twierdzę więc, że wszyscy obierający
żywot kapłański powinni, z tego stanowiska wychodząc, ze świętą służbą
bogom związać się węzłem ściślejszym. Rozumnie byłoby, aby każdy
kapłan zaczynał od własnego domu i ten okazał [ludziom] całkowicie oczy-
szczony od tak strasznej choroby.

1
Seleukos, przyjaciel i towarzysz Juliana w czasie jego wyprawy przeciw
Persom. Teodora czuła była na zarzuty, ponieważ jej syn był wrogiem Juliana jesz-
cze w czasie jego pobytu w Galii.

42 (87)
JULIAN DO TEJŻE — PRAWDOPODOBNIE — TEODORY1

Otrzymałem wszystkie przez Twą Mądrość przysłane dary i od bogów


pochodzące obietnice i złożywszy bóstwom niebieskim wielokrotne dzięki,
na miejscu drugim Twej Wielkoduszności składam podziękowanie za to,
że modły do bogów za nas najgorliwiej wznosisz i objawione Ci dla nas
pomyślne przepowiednie nam niezwłocznie komunikujesz.
1
Być może list ten, jeśli adresowany jest do tej samej Teodory, miał złagodzić
wrażenie, jakie musiał wzbudzić poprzedni list o ostrej treści.

43 (88)

JULIAN DO DOSTOJNIKA, KTÓRY PODDAŁ CHŁOŚCIE KAPŁANA1

... Czy tej czci, która przysługuje [poświęconym bogom] drzewom2, nie
należy także przyznać [poświęconym im] ludziom? Lecz przypuśćmy na-
wet, że ktoś na to nie zasługujący przywłaszczył sobie godność kapłana.
Czy nie należało raczej oszczędzać go tak długo, aż — po stwierdzeniu je-
go nieodpowiedniości, po usunięciu od czynności obrzędowych i odebra-
niu mu miana kapłana, nadanego może zbyt pośpiesznie, wystawić go, ja-
ko obciążonego odpowiedzialnością, na hańbę, potępienie i karę? Jeśli te-
go nie wiesz, to nie wiesz nic o tym, co należy do umiaru. Gdzie w Tobie
jest choć ślad doświadczenia w sprawach sądowych, skoro nie wiesz, co
to kapłan, a co człowiek prywatny?
Gdzie w Tobie jest choć trochę panowania nad sobą, skoro poddałeś
chłoście tego, przed którym powinieneś wstawać? Ze wszystkiego jednak
najhaniebniejsze i najbardziej Ci w oczach bogów i ludzi szkodzące jest
naprzód to, że pono zasiadają wraz z Tobą do stołu kapłani i biskupi Gali-
lejczyków — jeśli ze względu na mnie nie jawnie, to przynajmniej w głę-
bi domu — następnie zaś to, że chłoście uległ kapłan; w przeciwnym prze-
cie razie, na Zeusa, nie przybyłby ze skargą taką na Ciebie wasz arcykap-
łan. Ponieważ słowa Homera3 według Ciebie trącą już baśnią, posłuchaj
oto wyroczni władcy didymejskiego4, jeśli według Twego zdania istotnie
pouczał on dobrze niegdyś Hellenów, później zaś — ludzi zdrowo myślą-
cych, mówiąc3:
Ludzie w szaleństwie co swym służebników cnych bóstw nieśmiertelnych
Krzywdzić niesłusznie się ważą, też praw ich pozbawiać prastarych,
Zaś w rozważaniach swych już pozbawieni bojaźni są bożej,
Drogi żywotów swych, wiedz, nie dowiodą do końca samego
Wszyscy, co bogom choć raz złorzeczyli niezmiennie szczęśliwym,
Z ich to kapłani wszak rąk otrzymali dostojność swą świętą.
Bóg więc oznajmia sam, że wrogami bogów są nie tylko ci, którzy biją
lub znieważają kapłanów, lecz także Ci, którzy pozbawiają ich zaszczy-
tów: wszak kto ich uderza, ten staje się przez to świętokradcą. Ja zatem,
który zgodnie z obyczajem ojców jestem wielkim arcykapłanem, zabra-
niam Ci w ciągu trzech obiegów księżycowych utrudniać (innemu) kapła-
nowi pełnienie jego zadania. Gdybyś jednak w tym okresie okazał się
tego godny, to ja, utrzymawszy o tym od arcykapłana wiadomość, zasięg-
nę rady bogów, czy masz być znów przyjęty. Taką za porywczość nazna-
czam Ci karę. Co prawda, starożytni piszą i mówią zazwyczaj o rzucanych
przez bogów przekleństwach. To jednak nie wydaje mi się słuszne, z ni-
czego nie widać, aby bogowie to kiedykolwiek czynili. Zresztą myślę, że
my, kapłani6, jesteśmy sługami modlitw, nie zaś — klątw. Dlatego modlę
się wraz z Tobą, abyś modlitwą wytrwałą wyprosił sobie przebaczenie te-
go wszystkiego, coś zawinił.

1
Początku listu brak we wszystkich rękopisach.
2
Z drzewa rzeźbiono w starożytności posągi bogów.
3
Julian miał tu na myśli skargę kapłana Chryzesa, skrzywdzonego przez Aga-
memnona pod Troją. Por. Komer, Iliada I 23 nn.
4
Didyma, świątynia i wyrocznia Apollina pod Miletem w Azji Mn., zwana
też wyrocznią Branchidów od zawiadujących nią kapłanów.
5
Zdaje się ta wyrocznia została zaczerpnięta z Lukiana z Samosat O astrolo-
gii 23.
6
Julian jako cesarz rzymski sprawował w charakterze arcykapłana (pontifex
maximus) pieczą nad kultem w Rzymie.
44 (89)
JULIAN DO TEODORA ARCYKAPŁANA1

Ułożyłem, do Ciebie — w przeciwieństwie do wszystkich innych — pi-


smo bardziej prywatnego charakteru, gdyż w Tobie, jak myślę, jest wię-
cej dla mnie przyjaźni niż w ludziach pozostałych. Niemałą bowiem [przy-
jaźni przyczyną] jest wspólny przewodnik duchowy2, a Ty zapewne pa-
miętasz, choć dawno to już było, że przebywając jeszcze na Zachodzie,
skorom tylko się dowiedział, że Ty mu się bardzo podobasz, uznałem Cię
za mego przyjaciela. Co prawda, zwykłem pochwalać wielce ostrożne sło-
wa poety3
przecież jam nigdy
Jego nie spotkał, nie widział,
zwykłem też mniemać, że przyjaźni powinno torować drogę poznanie,
poznaniu zaś — doświadczenie. Z drugiej jednak strony nic w najmniej-
szej cenie są u mnie słowa: „Sam to powiedział"4. Z tej właśnie przyczyny
już wtedy sadziłem, że powinienem Cię zaliczyć do ludzi dobrze mi zna-
nych, i obecnie powierzam Ci sprawę dla mnie drogą, dla ludzi zaś całe-
go świata niezmiernie pożyteczną. Jeżeli więc pokierujesz nią dobrze, jak
po Tobie słusznie mogę się spodziewać, to wiedz, że wywołasz we mnie
radość wielką na teraz i większą jeszcze nadzieję na przyszłość. My prze-
cież nie należymy do ludzi, którzy wierzą, że dusze ich umierają albo
wcześniej od ciał, albo jednocześnie z nimi, i wierzymy zaś nie komuś z lu-
dzi, jedynie bogom, którzy sami prawdopodobnie o tym wiedza,
o ile konieczność można nazwać prawdopodobieństwem. Przecież ludziom
przystoi o tych rzeczach tylko zgadywać, wiedzę o nich posiadać musza
bogowie.
Co tedy zgodnie ze słowami moimi Tobie dziś powierzam? Masz zarzą-
dzać wszystkimi świątyniami w Azji, dozorując w każdym mieście kapła-
nów i udzielając każdemu z nich tego, co mu się od Ciebie należy.
Od rządzącego zaś należy mu się najprzód sprawiedliwość. Potem
zaś dobroć i ludzkość w stosunku do tych, którzy na to zasługują.
Ktokolwiek bowiem ludzi krzywdzi, a bogów nie czci, ten powinien
spotkać się albo z surową naganą, albo z ciężką kara. Wszystkie zarzą-
dzenia ogólne, jakie co do wszelkiego rodzaju kapłanów wkrótce wy-
dać muszę, poznasz niebawem razem ze wszystkimi innymi, coś nie-
coś jednak chcę Ci uprzednio zakomunikować. Sprawiedliwą więc jest
rzeczą, abyś mi był w tych sprawach posłuszny, gdyż w większości wy-
padków, jak o tym wiedzą wszyscy bogowie, nie działam na własną rę-
kę, lecz więcej niż ktokolwiek jestem ostrożny i we wszystkim unikam —
że tak się wyrażę — nowinkarstwa, zwłaszcza zaś w tym, co odnosi się do
bogów, będąc tego zdania, że należy w pierwotnej formie zachować ustalone przez
nich prawa. (...)
Każdy słusznie mógłby się dziwić, że my domagamy się rzeczy niezgodnej z na-
turą i całkowicie niepożytecznej, nie czynimy zaś tego. co jest możliwe.
Kto bowiem, udzielając bliskim, przez to zbiedniał? Doprawdy, ja sam
nieraz oddawszy coś potrzebującym otrzymałem kilkakrotnie więcej, choć
aferzystą jestem lichym, i nigdy, gdym co dał, nie żałowałem później.
Nie mogę tego mówić o czasie obecnym, bo byłoby zgoła niedorzecznie ze-
stawiać osoby prywatne z obficie zaopatrzonym cesarzem, lecz to wiem
o sobie, że gdy byłem jeszcze sam osobą prywatną, to zdarzało mi się to
niejednokrotnie. Zachowała się w całości majętność mej babki, choć była
już przez innych przemocą zagarnięta, dla mnie, com z posiadanych środ-
ków skromnych i na siebie tracił, i potrzebującym udzielał.
Z pieniędzy posiadanych udzielać należy wszystkim, lecz ludziom po-
rządnym szczodrzej, nędzarzom zaś zupełnie środków pozbawionym — na
tyle, aby obecnej ich potrzebie zadość uczynić. Gotów jestem nawet po-
wiedzieć, choć może to wydawać się dziwne, że zbożnie byłoby udzielać
odzieży i strawy nawet wrogom; dajemy bowiem temu co w nich jest
ludzkie, nie zaś ich zmiennym właściwościom. Dlatego myślę, że i tym,
co są zamknięci w więzieniu, należy się podobna troska, gdyż taka ludz-
kość wcale nie przeszkadza sprawiedliwości. Skoro bowiem tylu jest
uwięzionych przed rozprawą sądową, i z nich dopiero jedni będą ogłosze-
ni i uznani za winnych, drudzy za niewinnych, to trudno byłoby nie tylko
ze względu na niewinnych nie ukarać przestępców, ale i ze względu na
przestępców okazać się bezlitosnymi i nieludzkimi dla całkowicie niewin-
nych. Gdy nad tym się zastanawiam, wydaje mi się to szczytem niespra-
wiedliwości.
Zeusa nazywamy opiekunem gości, a sami stajemy się mniej od Scy-
tów gościnni5. Jakim prawem ktoś pragnący złożyć ofiarę Zeusowi „go-
ścinnemu" wchodzi do jego świątyni? Z jakim sumieniem — inny, co za-
pomniał o słowach poety6
Od Zeusa samego są wszyscy
Goście, żebracy też wraz, co im dar nawet drobny jest miły.
W jaki sposób czyni to ktoś inny jeszcze, służący Zeusowi „opiekuno-
wi towarzyszy", choć widzi swych bliźnich pozbawionych pieniędzy, nie
daje im nawet jednej drachmy i mimo to mniema, że jest dobrym Zeusa
sługą? Ilekroć na takie rzeczy spoglądam, nie znajduję słów po prostu,
widząc, że przydomki bogów znaczą dla nas równie mało, jak byle jakie
ich malowanki, i nic z tego w rzeczywistość nie przechodzi. Bogowie np.
i sam Zeus noszą u nas nazwę „należących do wspólnego rodu", lecz my
nawet krewnych naszych traktujemy jak obcych. Każdy bowiem czło-
wiek, chcąc nie chcąc, jest człowiekowi krewny, czyśmy powstali wszyscy,
jak mówią niektórzy, z jednej i jednego, czy też w sposób jakikolwiek in-
ny, skoro bogowie jednocześnie ze światem pierwotnym stworzyli nie jed-
ną i jednego, lecz licznych i liczne, gdyż w ten sam sposób, co jednego
i jedną, mogli także licznych i liczne... uwzględniając jednak różnicę oby-
czajów i ustanowień prawnych, a zwłaszcza to, co jest ważniejsze, czci
bardziej godne i rozstrzygające, a mianowicie głos bogów przekazany
przez starodawnych działaczy bożych, jako raz — kiedy Zeus wszechświat
do ładu pięknego doprowadzał, krople krwi jego świętej z niebios spadły
i z nich wyrósł rodzaj ludzki. W taki więc sposób staliśmy się wszyscy
sobie krewni. Jeżeli z jednego i jednej, tj. jednej pary ludzkiej, pocho-
dzący liczni i liczne... [Będąc od razu], jak głoszą bogowie i przyświadcza-
ją fakty, musimy wierzyć, że wszyscy jesteśmy potomkami bogów. Gdzie
indziej jeszcze będzie dokładnie mowa o tym, że ludzie jednocześnie zja-
wili się w ilości znacznej, tutaj zaś wystarczy powiedzieć, że nie jest
prawdopodobne, żeby u ludzi, co powstali z jednej pary, obyczaje aż tak
dalece się zróżnicowały, ani też żeby potomstwo tej jednej pary wypeł-
niło całą ziemię, i to nawet w tym wypadku, gdyby kobiety rodziły tyle
dzieci co świnie... Prawdopodobne natomiast jest, że za jednoczesnym
wszędzie skinieniem bogów, w ten sam sposób, co jeden i jedna, powstała
także większa ilość ludzi przydzielonych jak gdyby przez los do swych
boskich rodzicieli, którzy wywiedli ich na świat, otrzymawszy dusze od
odwiecznego budowniczego. Warto także i to wziąć pod uwagę, jak wiele
mądrych słów zużyli przodkowie nasi na wykazanie, że człowiek jest
z natury swej istotą społeczną. My więc, cośmy to wszystko wypowie-
dzieli i jasno wyłożyli, mamy do swoich bliźnich ustosunkować się nie-
społecznie?
Biorąc za punkt wyjścia powyższe obyczaje i wypracowane osiągnię-
cia, niech każdy z nas przejęty dla bogów czcią, dla ludzi życzliwością,
dla własnego ciała szacunkiem ,,dokonywa czynów bogobojności i stara
się... zawsze o bogach żywić myśli wzniosłe, na świątynie zaś ich i wy-
obrażenia spogląda ze czcią i lękiem świętym i wielbi je tak, jakbyśmy
samych bogów oglądali. Podobizny ich bowiem, ołtarze, strzeżenie ognia
niegasnącego i wszystkie w ogóle rzeczy podobne ustanowili nam ojcowie
jako oznaki obecności bogów, nie po to, abyśmy je za bogi uważali, lecz
abyśmy z ich pomocą bogom służyli. Skoro bowiem my mając ciała mu-
simy służyć bogom cieleśnie, choć oni są bezcieleśni, to ojcowie nasi naj-
pierw stworzyli ich wizerunki, abyśmy z tej pierwotnej postaci ich po-
znali właściwości istoty rodu bogów krążących wokół firmamentu nie-
bieskiego. Ponieważ jednak i tym niepodobna było służyć w sposób cie-
lesny, bo i te z natury swej nie potrzebują niczego, wynaleziony został
[przez nich] drugi rodzaj podobizn [boskich] na ziemi, wobec których
swą służbę spełniając, zapewniamy sobie bogów przychylność. Jak bo-
wiem ludzie oddający cześć podobiznom cesarzy, chociaż te wcale jej
nie potrzebują, zdobywają sobie przychylność cesarska, tak samo ci, któ-
rzy oddają cześć wyobrażeniom bogów, wcale jej nie potrzebującym, mi-
mo to wypraszają sobie ich opiekę i obronę. Wszak gorliwość w spełnia-
niu wszystkiego, co tylko jest możliwe, jest dowodem istotnej religij-
ności — i jest jasne, że kto w pełni gorliwości tej służy, ten ją tym bar-
dziej ujawnia. Kto, przeciwnie, rzeczami możliwymi pogardza, udaje zaś,
że do niemożliwego dąży, ten tylko przez to ujawnia, że zamiast dalekie
ścigać, nawet bliskie lekceważy. Przecież jeśli bóg nawet niczego nie po-
trzebuje, to stąd wcale nie wynika, że nie należy żadnej mu nieść ofiary.
Wszak nie potrzebuje on także pochwały słowem. Czy jednak rozumne
jest pozbawiać go nawet jej? W żadnym razie. A więc nie powinno się go
pozbawiać także oddawania czci czynnej, którą uchwaliły mu składać
nie trzy lata i nie trzy ich tysiące, lecz cały uprzedni u wszystkich naro-
dów wiek ziemi. Spoglądając zatem na bogów posagi, nie powinniśmy ich
uważać ani za odłamy kamienia lub drewna, ani za same bóstwa. Wszak
i o podobiznach cesarzy nie mówimy także jako o kawałach drzewa, ka-
mienia lub spiżu, nie mówimy również jako o samych cesarzach, lecz ja-
ko o podobiznach cesarzy. Ktokolwiek tedy miłuje cesarza, ten z przy-
jemnością widzi podobiznę cesarza jak ten, kto kocha swego syna, z przy-
jemnością patrzy na jego wyobrażenie, a kto kocha ojca — na wyobraże-
nie ojca. A wiec i każdy bogów miłujący człowiek z rozkoszą widzi przed-
stawiające ich posagi i malowidła, pełen czci i zarazem lęku wobec tych,
którzy patrzą nań, sami niewidzialni. Jeżeli jednak ktoś mniema, że te
wyobrażenia stają się przez to niezniszczalne, że je raz nazwano podobiz-
nami bogów, len, jak mi się zdaje, ma umysł całkiem pomieszany: na to
musiałyby one być nie przez ludzi zrobione; dzieło bowiem człowieka
mądrego i dobrego może być przez człowieka ciemnego i złego zniszczone,
natomiast przez nieśmiertelnych stworzone żywe podobizny ich niewi-
dzialnej istoty, owi dokoła nieba uncczący cię bogowie — pozostają, jako
wieczyste, na zawsze. Nikt więc nie powinien tracić wiary w bogów sły-
sząc lub widząc, jak jacyś ludzie znieważyli posągi i świątynie bogów!
Czyż nie było już morderców mężów dzielnych i sprawiedliwych, jak So-
krates, Dion7 lub wielki Empedotym8, o których zatroszczyli się, jak mi
wiadomo, w stopniu niemałym bogowie. Widzicie stąd, że bogowie wie-
dzący, iż ciało ich jest śmiertelne, pozwolili im, co prawda, poddać się
prawu natury i odejść, z zabójców ich jednak pomstę należną wzięli. To
także za naszych już czasów dokonało się jawnie na wszystkich święto-
kradcach.
Niech nikt nie zwodzi nas i niepokoi rozprawami o opatrzności. Czy-
niący mi co do tego zarzuty Żydzi czego nie będą opowiadali o ich własnej
świątyni, trzykrotnie zburzonej, lecz nawet dziś nie odbudowanej. Wspo-
mniałem o tym, bynajmniej z tego zarzutu im nie czyniąc — ja, który
w tyle lat później umyśliłem podźwignąć ją z ruin ku czci przywołanego
do niej boga. Dziś skorzystałem z tej wzmianki o niej, aby wykazać, że ża-
dne z dzieł ludzkich nie jest niezniszczalne i że wasi podobne rzeczy pi-
szący prorocy prawią niedorzeczności, niby przemawiając do trzęsących
się ze starości niewiast. Nic, jak sądzę, nie przeszkadza przypuszczać, że
bóg ich jest istotnie bogiem wielkim, nie znalazł jednak ani proroków wy-
bitnych, ani ich tłumaczy, przyczyna zaś jest ta, że nie pozwoliwszy duszy
własnej oświecić nauczaniem wszechstronnym, nie mogą oni ani oczu za-
ślepionych otworzyć, ani naległego mroku odrzucić, lecz — podobni do
ludzi widzących silne światło przez mgłę, a więc nie dość czysto i wyraź-
nie, uznali je nie za owo światło czyste, lecz za ogień, i — niebaczni na
wszystko, co je otacza, wołają głosem wielkim: „Drżyjcie! trwóżcie się!
ogień, pożar, śmierć! Miecz wielki i mniejszy", licznymi słowy wyjaśnia-
jąc niszczącą potęgę ognia. Lecz o tych rzeczach lepiej jest na osobnym
miejscu pomówić, aby przedstawić, jak dalece ci mistrze roztrząsań o bo-
gu ustępują naszym poetom.
Nie tylko jednak wyobrażeniem bogów cześć oddawać należy, ale także
ich siedzibom, obwodom świętym i ołtarzom. Rozumnie jest również sza-
nować kapłanów jako wykonawców obrzędów świętych i sług bożych, któ-
rzy nam pomagają w pełnieniu naszych wobec bogów obowiązków, bo-
gom zaś — w zlewaniu na nas ich darów: oni to przecież za wszystkich
ofiary składają i modły wznoszą. Sprawiedliwie jest tedy, żebyśmy im
wszystkim okazywali szacunek jeśli nie większy, to przynajmniej nie
mniejszy niż dostojnikom państwowym. Jeżeli jednak ktoś sądzi, że na-
leży w równym stopniu okazywać go i kapłanom, i dostojnikom państwo-
wym, ponieważ i ci, jako stróże praw świętych, są w pewnej mierze ka-
płanami, to życzliwości kapłanom powinno się okazywać daleko więcej.
Wszak Achajowie nakazali swemu królowi uszanować nawet kapłana
grodu nieprzyjacielskiego9, my zaś nie szanujemy kapłanów nam przyjaz-
nych, którzy za nas modlą się i ofiary składają. Ponieważ jednak moje do
Was słowo doszło już do dawno pożądanego początku, myślę, że warto już
przejść do następnego pytania, dzięki jakim przymiotom kapłan i sam bę-
dzie słusznie szanowany, i... Nie należy nad tym się zastanawiać i roz-
myślać, co jest naszym zadaniem, lecz póki ktoś nosi nazwę kapłana, po-
winno się go szanować i popierać; jeżeli jednak okaże się człowiekiem li-
chym, powinno się go pozbawić godności kapłańskiej i pogardę mu okazać.
Póki zaś ofiary przygotowuje, zapoczątkowuje i przed bogami staje, po-
winno się spoglądać nań ze czcią i uszanowaniem jako na drogocenną
własność bogów. Niedorzecznością bowiem jest, jeżeli kamienie, z których
utworzone są ołtarze, otacza się miłością za to, że zostały raz bogom po-
święcone i dzięki ich odpowiedniemu kształtowi i wyglądowi do służby
świętej były użyte, nie będziemy natomiast uważać za konieczne szano-
wać męża, który bogom został poświęcony. Być może, ktoś ten uczyni mi
zarzut: „Szanować mamy człowieka nieprawego, który w spełnianiu swych
wobec bogów czcigodnych obowiązków wielokrotnie pobłądził i zgrze-
szył?" Na to ja odpowiadam: człowieka takiego należy poddać badaniu,
aby, będąc niegodny, bogom się nie naprzykrzał, lecz nie pozbawiać go
czci tak długo, aż mu ktoś winy nie dowiedzie. Nie uważam bowiem za
zgodne z rozumem stawiając taki zarzut pozbawiać czci nie tylko ludzi
podobnych, ale czasem na cześć zasługujących. Niech więc będzie szano-
wany, jak każdy przedstawiciel władzy, tak samo każdy kapłan, ponieważ
istnieje nadto następująca wypowiedź boga didymejskiego:
Ludzie, w szaleństwie co swym służebników cnych bóstw nieśmiertelnych
Krzywdzić niesłusznie się ważą, też praw ich pozbawiać prastarych,
Zaś w rozważaniach swych już pozbawieni bojaźni są bożej.
Drogi żywotów swych, wiedz, nie dowiodą do końca samego
Wszyscy, co bogom choć raz złorzeczyli niezmiennie szczęśliwym,
Z ich to kapłani wszak rąk otrzymali dostojność swą świętą.
W innym znów miejscu tenże bóg przemawia tak:
Wszędzie kapłanów mych broń przed tą złością, co zgubę przynosi.
I zapowiada zesłanie swej kary. Ponieważ istnieje wiele takich od
tego boga pochodzących wypowiedzi, dzięki którym możemy ze znajomo-
ścią rzeczy przedstawić, jak należy czcić i jakimi względami otaczać ka-
płanów, będę obszernie o tym mówić gdzie indziej, obecnie wystarcza mi
tu rzec. że na własną rękę żadnych nie udzielam wskazań, uważając dla
siebie za wystarczające wezwanie boga i nakaz jego słów. Jeżeli więc ktoś
nie uznaje mnie za zasługującego na zaufanie nauczyciela tych rzeczy,
niech boga uszanowawszy jemu będzie posłuszny i czci kapłanów w sposób
wyróżniający.
Jakim zaś powinien być kapłan, postaram się teraz opowiedzieć nie ze
względu na Ciebie (gdybym bowiem nie wiedział i przy tym ze świadectw
zarówno mego przewodnika, jak i bogów największych, że Ty służbę świę-
tą, o ile to cd Twego wyboru zależy, sam sprawiać będziesz doskonale,
nigdy bym się nie odważył powierzyć ci zadania tsk wielkiego), lecz tak-
że ze względu na to, abyś stąd mógł pouczać pozostałych nie tylko po
miastach, ale także po wsiach bardziej przekonywająco i z większą mocą,
że nie sam od siebie to czynisz, lecz we mnie masz głosującego wraz z To-
bą, com pono nie bez woli bogów stał się kapłanem najwyższym; tego
w stopniu najmniejszym nie byłem godny, choć tego pragnąłem i o to
wciąż ludzi prosiłem. Wiedz bowiem, że bogowie każą nam żywić wielkie
nadzieje na to, co po naszej śmierci nastąpi, a wierzyć im w każdym razie
trzeba, bo kłamstwo w ich zwyczaju nie leży i przy tym nie tylko co do
owych spraw dalekich, ale i co do spraw życia obecnego. Bogowie bowiem,
którzy wskutek swej nadmiernej potęgi zdolni są zapanować nad istnieją-
cym w tym życiu zamętem, usuwając zeń nieład i sprzeczności, czy nie
będą tym bardziej w stanie w życiu tamtym, w którym dokonał się już
rozdział walczących ze sobą pierwiastków, gdyż dusza rozstała się z cia-
łem, które przekształciło się w ziemię, i udzielić ludziom tego wszystkie-
go, co im poprzednio zapowiedzieli? Wiedząc więc, że bogowie kapłanom
w zamian (za ich trud) wielką wyznaczyli nagrodę, uczyńmy siebie porę-
czycielami dostojności bogów we wszystkim, o czym do tłumów mówić
należy, wysuwając za wzór własne życie.
Musimy jednak zacząć od należnej bogom czci. W taki bowiem spo-
sób dokonywać trzeba przeznaczone dla nich obrzędy, jak gdyby oni byli
obecni i na nas patrzyli, sami przez nas nie widziani, i wzrokiem swym
od światła wszelkiego potężniejszym sięgali aż do utajonych myśli na-
szych. Ponieważ są to słowa nie moje tylko, lecz- boga, wielokrotnie mi
powtarzane, wystarcza mi jedno przytoczyć, aby dwie naraz prawdy wy-
świetlić: najprzód, że bogowie widzą wszystko, następnie zaś, że cieszą
się z ludzi, co im cześć oddają:
Feba promieni ów blask rozpościera się wszędzie po ziemi:
Wzrok jego bystry na wskroś nawet skalne przewierca urwisko,
Ciemne lazury też mórz — i nie skryje się przed nim przenigdy
Ani gwiazd zespół, co wciąż obracając się niezmordowanie
Niebo obiega, jak chcą konieczności niezmiennej prawidła,
Ani umarłych ten tłum, co ich Tartar10 podziemny zagarnął
Tam, gdzie najgęstszy jest mrok pod stropami Hadesa mocarza,
Ludzie zaś zbożni są mu taką samą rozkoszą jak Olimp.
O ile więc wszelka dusza, a zwłaszcza dusza ludzka, w bliższym i ściś-
lejszym znajduje się pokrewieństwie z bogami niż kamień lub skała, o ty-
le, rzecz naturalna, łatwiej i skuteczniej przenika przez nią wzrok bogów.
Patrz, jak wielka jest dla ludzi miłość boga, który zapewnia, że z mężów
o myśli zbożnej raduje się on tak samo, jak z przeczystego Olimpu! Czyż
więc ten bóg nie wyprowadzi z całą pewnością i naszych także dusz z ciem-
ności Tartaru, jeśli my, czcią dlań przejęci, do niego będziemy się zwraca-
li?... Wie on i o tych, co są w Tartarze zamknięci (bo i te sprawy nie są po-
za obrębem władzy bogów), bogobojnym zaś obiecany jest Olimp, nie Tar-
tar. Z tego powodu należy się trzymać jak najmocniej dzieł bogobojności,
do bogów się zwracając nie bez lęku, nie mówiąc też ani nie czyniąc nic,
czego wstydzić się trzeba. Kapłani więc powinni być dalecy nie tylko od
czynów nieczystych i wyuzdanych, ale także od słuchania i podtrzymywa-
ny. Wszak inni przeciw Tebom zbrojnie śpieszący, zanim jeszcze czegoś
dokonali, już na tarczach napisy kładli i oznaki zwycięstwa nad Kadmej-
czykami19 wznosili, on, ów bogów rozmówca, wyruszył na wojną bez god-
ła na zbroi i we wrogach samych znalazł świadków własnego umiarko-
wania i łagodności. Z tego powodu powinniśmy i my, kapłani, [tak po-
stępować], aby dostąpić łaskawości u bogów. Przecież niemałej wobec
nich dopuszczamy się przewiny, wszystkim pokazując, udostępniając i każ-
demu dając oglądać szaty kapłańskie niby coś cudacznego, zwłaszcza je-
żeli bywa przy tym, jak to się zdarza, tłum nieczystych, przez co święte
godła ulegają profanacji. A to, że i my sami, żyjąc nie po kapłańsku, na-
kładamy na siebie szaty kapłanów, jakże wielkiego jest czynem bezpra-
wia i lekceważenia bogów! O tym dokładniej jeszcze będę mówił na innym
miejscu, teraz zaś piszę Ci o tym dla przykładu.
Na rozwiązłe widowiska teatralne niech żaden kapłan zjawiać się nie
waży. Niech do domu swojego [aktora?] nie wprowadza, bo to wcale mu
nie przystoi. Gdyby było możliwe widowiska te wygnać całkowicie z tea-
trów, tak aby te po ich oczyszczeniu można było znów oddać Dionizjo-
sowi, ja bym z całą gorliwością usiłował tego dokonać. Obecnie jednak,
zdając sobie sprawę, że nie jest to możliwe, ani, gdyby nawet było moż-
liwe, nie byłoby pożyteczne, wyrzekłem się zupełnie tego ambitnego za-
miaru. Wzywam natomiast kapłanów, aby odeszli na stronę i ustąpili lu-
dowi całą rozpustę teatralną. Niech więc żaden z kapłanów do teatru nie
wstępuje i nie bierze sobie na przyjaciela ani aktora żadnego, ani kierow-
cy rydwanu. Niech też żaden tancerz albo mim do drzwi jego się nie zbli-
ża! Kapłanom pozwalam tylko, jeśli tego chcą, bywać na takich igrzyskach
świętych, gdzie kobiety nie są dopuszczane ani do uczestnictwa w zawo-
dach, ani do oglądania ich. Czy trzeba jeszcze mówić o łowach, które w ta-
kiej ilości odbywają się po miastach w gmachach teatralnych, że od nich
winni trzymać się z daleka nie tylko kapłani, lecz i dzieci kapłanów?
Być może, dobrze by było już na samym wstępie powiedzieć, w jaki
sposób powinno się kapłanów wyznaczać, mnie jednak nie wydaje się
wcale niewłaściwe tym moje wywody zakończyć. Twierdzę więc, że
w miastach powinno się na kapłanów mianować osoby najcnotliwsze i bo-
gom przy tym najbardziej oddane, po nich zaś — ludzi najbardziej miłują-
ce, czy będą oni biedni, czy bogaci. Niech nie będzie przy tym różnicy
miedzy osobą niskiego i świetnego pochodzenia! Przecież człowiekowi,
który przez skromność pozostaje w ukryciu, niesłuszne jest robić trudno-
ści za to, że nic ujawnił własnej wartości. Czy wiec jest kto biedakiem,
czy prostakiem, skoro tylko posiada dwie cechy powyższe, tj. umiłowanie
bogów i człowieka, powinien być wyznaczony na kapłana. Dowodem mi-
łości bogów jest, jeśli zdolny jest swych domowników wszystkich do na-
leżnej czci bogów doprowadzić, dowodem zaś miłości człowieka jest, jeśli
ze swego skromnego mienia udziela potrzebującym łatwo i chętnie, stara-
jąc się obdarować tylu z nich, ilu zdoła. Na; tą stroną rzeczy trzeba naj-
bardziej zwracać uwagą i stąd czerpać środki zaradcze. Według mego zda-
nia, właśnie dlatego, że nędzarze byli przez kapłanów nie zauważani, nie
uznający bogów Galilejczycy na tą miłość człowieka nacisk położyli
i czyn najnikczemniejszy wzmocnili pozorami sprawy pożytecznej. Po-
dobnie jak ludzie zwabiający dzieci słodkim plackiem, kilkakrotnym rzu-
caniem kawałków jego to sprawiają, że te w ślad za nimi idą, a potem,
odciągnąwszy daleko od domów, porywają je na swoje okręty, i gorzkie
staje się dla nich na całe dalsze życie to, co przez chwilę zdawało się być
słodkie, tym samym i Galilejczycy sposobem, zacząwszy przez tak zwane
przez nich „uczty miłości", „przyjęcia" i ,,obsługę stołów" — tak wiele
nazw nosi u nich czynność ta sama — wielkie mnóstwo ludzi doprowadzi-
li do bezbożnictwa i uczynili z nich...20
1
List uszkodzony, brakuje mianowicie początku.
2
Istota społeczna, termin wprowadzony przez Arystotelesa, Polityka 1253, do-
słownie istota żyjąca w mieście-państwie (polis), formie politycznej rozwiniętej przez
Greków
3
Mojżesz, cytat z ks. Genezis III 21.
4
O złotym deszczu mówi Pindar, Olimp. VII 49. Rodyjczykom wiodło się. po-
myślnie w okresie hellenistycznym, kiedy dzięki ożywionemu handlowi się wzbo-
gacili.
5
Scytowie niegościnna, prawdopodobnie dlatego, że mieszkali nad Morzem
Czarnym, zwanym początkowo przez Greków Morzem Niegościnnym, Pontos Aksei-
nos.
6
Cytat z Homera, Iliada XIV 57—58.
7
Dion z Syrakuz był uczniem Platona; rządził przez krótki czas Syraku-
zami. Plutarch poświęcił mu specjalną biografię.
8
Empedotym, filozof i fizyk, autor traktatu o akustyce. J. Bidez, Iuliani
imperatoris Epistulae, leges, poematia, fragmenta ναrία, Paris 1922, s. 214, przytacza
źródła, w których Empedotym cytowany jest na równi z Pitagorasem.
9
Aluzja do sceny z Iliady I 23, o której była już mowa powyżej.
10
Tartar, najniższa część Hadesu, przeznaczona dla zbrodniarzy; Hades,
miejsce bytowania dusz po śmierci. Por. opis Hadesu i Tartaru u Homera, w XI ks.
Odysei.
11
Archiloch i Hipponaks, przedstawiciele jońskiej poezji jambicznej,
VII—VI w. p. n. e., znani ze swego nieumiarkowanego języka.
12
Do przedstawicieli starej komedii zalicza się Kratinosa, Eupolisa i, zwłaszcza,
Arystofanesa (V w. p. n. e.).
13
Chryzyp (III w. p. n. e.), właściwy twórca szkoły stoików, kierunku zapo-
czątkowanego jeszcze przez Arystotelesa (IV w.).
14
Zenon z Kition (na Cyprze), wybitny przedstawiciel szkoły stoików.
15
Epikur (III w. p. n. e.), założyciel kierunku i szkoły filozoficznej zwanej od
niego epikurejską.
16
Pyrron z Elidy (IV—III w. p. n. e.) w filozofii twórca kierunku sceptycznego.
17
Amfiaros, postać z mitologii greckiej, sławny wieszczek występujący
w Iliadzie.
18
Wyprawa siedmiu przeciw Tebom, wątek mitologiczny grecki, stanowił treść
dramatu Ajschylosa, sławnego tragika ateńskiego (VI/V w. p. n. e.), pod tym tytułom.
19
Kadmejczycy, nazwa wywodząca się od zamku tebańskiego, Kadmei, rze-
komo założonego przez Fenicjanina Kadmosa. Kadmejczycy — to samo co Tebanie.
20
Luka w tekście, prawdopodobnie spowodowana przez kopistę chrześcijańskiego.

46 (90)

JULIAN DO FOTINUSA1

List ten według trafnego sądu wydawców belgijskich (Bidez-Cumont,


„Iuliani Epistulae, leges" ,.., p. 146) napisany być musiał po przybyciu Ju-
liana do Antiochii, miejsca zamieszkania przeciwnika Fotinowego, Diodo-
ra (lipiec 363) — dokładniej mówiąc, po poznaniu z widzenia Diodora,
opisywanego ze wskazującą na autopsję szczegółowością. Zachowany
w trzech strzępach, stosunkowo niedawno wydobytych z pisarza późnego
i mało poczytnego przez M. Haupta, nie jest on mimo swej fragmentarycz-
ności pozbawiony znaczenia i wagi. Dowodzi on przede wszystkim, że Ju-
lian organizując przeciw Kościołowi wielką koalicję żywiołów wrogich nie
unikał także bliższych kontaktów z rozsadzającymi go od środka herezja-
mi, a następnie nadaje charakter pewnika przypuszczeniom niektórych
uczonych (L. Ćwikliński, T. Zieliński), że ten po Konstantynie z władców
Rzymu największy, językiem Rzymu, tj. łaciną, władał słabo. Trudno
o większy co do języka kontrast niż istniejący między drugim łacińskim
listem Juliana a wcześniejszym do Konstancjusza z Galii i później do
Fotinusa — ze stolicy Syrii, Antiochii. W pierwszym widzimy łacinę nie-
klasyczną, oczywiście, lecz dobrze wyrobioną i giętką, niekiedy nawet
uroczystą i dostojną, zdradzającą rękę zawodowego retora; w drugiej,
wprost przeciwnie, mimo gramatycznej prawidłowości łacinę niezręczną
i nieporadną; autor nie włada swobodnie materiałem językowym i nie
umie rozłożyć go tak, aby każdy wyraz trafił na swoje miejsce, i chciałby
uniknąć nagromadzenia form o jednakowym zakończeniu. Sprzeczność tę
usuwa, jak sądzę, przypuszczenie, że przy pisaniu listu pierwszego Julian
miał do dyspozycji wychowanków słynnej szkoły retorycznej w Autun
(Augustodunum), przy pisaniu zaś w wielkim środowisku greckim, Antio-
chii, listu do biskupa łacińskiego w Sirmion, Julian skazany był na włas-
ne zasoby, działał „proprio Marte", ponieważ jedyny władający łaciną
w jego otoczeniu człowiek, Ammianus, jako wysoki oficer, często bywał
służbowo zajęty.
Pisarz wieku VI, Hermianus Facundus, przytacza z listu cesarza do
Fotinusa trzy niżej podane ustępy, poprzedzone takim oto zagajeniem:
„Julian cesarz, Chrystusowi niewierny, do Fotinusa pisze przeciw Diodo-
rowi".
Ustęp pierwszy brzmi: ,,Ty, Fotinusie, wydajesz mi się zaufania godny
i zbawienia najbliższy, słusznie dowodząc niepodobieństwa wprowadzenia
do żywota matki tego, kogo sam on, pełen wiary, za boga uznaje. Nato-
miast Diodor2, Nazarejczyka czarodziej, który barwnymi sztukami magicz-
nymi jego niedorzeczności wysubtelniał, okazał się zręcznym głosicielem
religii wieśniaczej".
Ustęp drugi, z poprzednim blisko sąsiadujący — „post paulum" mówi
o nim Hermianus — wygląda tak: ,,Jeżeli bogowie i boginie z muzami
i Fortuną z pomocą mi przyjdą, ja wykażę, że Diodor, ten słaby [pisarz?
nauczyciel?] i burzyciel praw, rozumowań i misteriów pogańskich, także
i Galilejczyków boga nowego, którego kłamliwie głosi odwiecznym, przez
hańbiącą śmierć i pogrzeb ogołocił ze zmyślonej przez siebie boskości".
Trzeci wreszcie i ostatni ustęp, mający na celu nie tyle podtrzymać
powagę Fotinusa, ile raczej podkopać kredyt jego przeciwnika, Diodora,
przedstawia sią następująco: „Ten, ku szkodzie powszechnej popłynąw-
szy do Aten, bezwstydnie udawał filozofa i, nieobcy darom muz, uzbroił
się jeszcze w zdobycze retoryki i począł, jak twierdzą, nie znając jeszcze
tajnej wiedzy pogan, wchłaniać w siebie w sposób żałosny zwyrodniałe
błędy ludzi ciemnych, rybaków3 udających filozofów. Za to jest on już
od dawna karą bogów dotknięty. Od wielu już lat znajduje się w niebez-
pieczeństwie życia i wpadłszy w suchoty doszedł już do cierpień swych
szczytu. Ciało jego wyschło całkowicie, policzki zapadły, zmarszczki się
pogłębiły. Nie jest to jednak oznaka zwrotu do filozofii, jak chce on, by
się zdawało zwodzonym przezeń ludziom, lecz sprawiedliwej z pewnością
kary bogów: przez nią z pobudek rozumnych dotknięty żyje on do ostat-
niego dnia żywota swego życiem dręczącym i gorzkim, a twarz jego bla-
dość powleka".
1
Fotinus, biskup miasta Sirmium w Pannonii, odmawiał Chrystusowi bo-
skości i jako heretyk pozbawiony został tej godności w 351 r.
2
Diodor, kapłan z Antiochii, zwolennik symbolu nicejskiego (325 r.), podkre-
ślającego bóstwo Chrystusa, był głównym przeciwnikiem Fotinusa, którego zwalczał
w specjalnym piśmie.
3
Rybacy, tj. apostołowie, których większość trudniła się. rybołówstwem.

47 (96)

JULIAN DO LIBANIOSA SOFISTY I KWESTORA


Ponieważ o Twej obietnicy zapomniałeś1 (przecież już jest trzeci dzień,
a filozof Priskos2 sam nie przybył, tylko przysłał mi list donoszący, że się
spóźni), to przypominam Ci Twe zobowiązanie i żądam spłaty długu. Dług
to jest, jak sam wiesz, dla oddającego nie cierpki, dla odbierającego zaś
bardzo miły. Przyślij mi więc Twą mowę i Twą radę świętą, lecz, na Her-
mesa i muzy, przyślij co rychlej, bo wiedz: te trzy dni [oczekiwania] mnie
złamały. Prawdę mówi poeta sycylijski3, że z tęsknoty miłosnej w jednym
dniu się starzeje. Jeśli tedy jest to prawda [a prawda to jest istotna], to
Ty, o szlachetny przyjacielu, trzykrotnie uczyniłeś mnie starym.
To Ci wśród mych zajęć podyktowałem, gdyż rękę mam powolniejszą
niż język. A jednak zdarzało mi się i to, że i język dla braku ćwiczeń sta-
wał mi się leniwszy i mniej poprawny. Bądź zdrów, bracie mój najmil-
szy i najpożądańszy!
1
Julian przynagla Libaniosa, by mu przysłał mowę w obronie Arystofanesa
i Koryntu, o którym mowa w dalszych listach.
2
Priskos, przyjaciel Juliana, wielokrotnie cytowany w listach.
3
Tym poetą sycylijskim jest Teokryt (III w. p. n. e.); cytat z Idyl. XII 1—2.

48 (90)
LIBANIOS DO JULIANA SAMOWŁADCY
Jeśli to są słowa języka leniwszego, to jakim mógłbyś stać się mówcą,
gdybyś go naostrzył? Lecz i tak biją z ust Twoich źródła słów zbyt obfite,
byś potrzebował jeszcze ich dopływu. Co do mnie, jeśli źródeł mych co-
dziennie nie uzupełniam, pozostaje mi tylko milczenie. Mowę moją prag-
niesz otrzymać bez obrońcy i dlatego nasz miły Priskos tak Ci się zdaje
spóźniać. Przyjmij ją więc i tak: jakkolwiek bądź sąd Twój o niej wy-
padnie, na nim poprzestaniemy.

49 (97)
JULIAN DO LIBANIOSA
Oddałeś Arystofanesowi należne w nagrodę za jego dla bogów cześć
i dla Ciebie gorliwość przez to, żeś czynione mu zarzuty zmienił i prze-
kształcił na pochwały, i to nie tylko na teraz, ale i na później. O, jak
czymś zgoła odmiennym od pisanych przez Ciebie mów są i kłamliwe za-
czepki Pawła1 i osąd z ust pewnej osoby2! Te bowiem wzbudzały do nich
nienawiść, gdy były jeszcze w całej swej świeżości, teraz zaś wraz z ich
autorami straciły na blasku, mowy natomiast Twoje i teraz są przez praw-
dziwych Hellenów3 lubiane, i będą później, jeśli tylko ja od sądu zdrowe-
go się nie odchylam. Będziesz mnie pytał dalej, czyś mnie przekonał, a ra-
czej, czyś zmienił mój sąd o Arystofanesie? Zgadzam się z Tobą, że nie
należy go uważać za ulegającego powabom rozkoszy cielesnej oraz pie-
niędzy; dlaczego nie mam tu usłuchać tego z mówców, który najbardziej
ukochał mądrość i prawdę? Potem następuje Twoje pytanie, dlaczego jego
niedoli na dolę lepszą nie zmienię i nie usunę ciążącego na nim wskutek
nieszczęść poniżenia? Zastanówmy się więc nad tym ja i Ty albo, jak się
wyraża poeta4, „razem idący my dwaj". Masz słuszność nie tylko w tym,
że mi doradzasz pomóc mężowi czci bogów szczerze oddanemu, ale i w spo-
sobie pomocy, do pewnego stopnia zagadkowym. Lecz może o tych rze-
czach lepiej jest nie pisać, lecz uprzednio porozmawiać ze sobą. Bądź mi
pozdrowiony, bracie najlepszy i najpożądańszy.
Mowę Twą przeczytałem wczoraj na krótko przed śniadaniem, po śnia-
daniu zaś pozostały aż do spoczynku czas poświęciłem też jej czytaniu.
Szczęśliwy jesteś, że tak mówisz, szczęśliwszy jeszcze, że tak myśleć mo-
żesz! Co za mowa! Co za umysł! Co za pojętność! Co za podział materiału!
Co za podejścia! Co za szyk myśli! Co za punkty wyjścia! Co za sposób
mówienia! Co za harmonia! Co za kompozycja!5
1
Paweł z przydomkiem Łańcuch (Catena), osławiony donosiciel, por. Am-
mian. Marceli. XIV 5, 6.
2
Być może chodzi w tym wypadku o Konstancjusza.
3
Prawdziwi Hellenowie, określenie często używane przez Juliana, oznacza wy-
znawców dawnej wiary.
4
Cytat z Homera, Iliada X 224.
5
Julian wymienia różne cechy, które zgodnie z wymogami retoryki powinny
charakteryzować mowę.

50 (97)

LIBANIOS DO JULIANA SAMOWŁADCY

Jam Arystofanesowi, Tyś mnie oddał należne za moją dla Ciebie mi-
łość gorącą, jawną i nie kryjącą się przed bogami i ludźmi. Dziś bowiem
uskrzydlony przez list Twój, który i nadzieję we mnie wlał, i mowę mą
ozdobił, wysoko wzwyż uleciałem, tak iż wszystko drobne mi się wydaje
zarówno słynne Midasa bogactwa1, jak Nireusa uroda2, Krisona bieg
szybki3, Polydamasa siła4, Peleusa wreszcie miecz5. Myślę nawet, że gdy-
bym nektaru zakosztował, nie dałoby mi to większej radości niż chwila
obecna, kiedy mi władca, którego Platon6 po długich poszukiwaniach na-
reszcie znalazł, mój pomysł pochwalił, moją mowę za podziwu godna
uznał, a zaszczycając mnie obietnica swych dlań darów, jeszcze bardziej
wyróżnił wolą wspólnego z nim rozważania tego, co mu dawać należy.
Nawet ów człowiek, który o wschodzie wypatruje na niebie gwiazdozbio-
ru Kozy7, tego wszystkiego [co ja] by nie otrzymał. Ponieważ mnie, choć
się nie starałem, najwyższe dostało się szczęście — i jeśli go o co dobrego
poproszę, władca gotów jest udzielić mi tej łaski, Boga, co na niebie jest,
naśladując. List więc Twój dołączony będzie do mowy mojej, aby głosić
synom Hellenów, że nie na próżno wypuściłem z łuku strzałę8 moją —
i tym, com o Arystofanesie napisał, będzie się szczycił Arystofanes, listem
zaś do mnie napisanym będę się szczycił, ja, a raczej będziemy się cieszyć
obaj: jeden z listu już otrzymanego, drugi — z darów, które ma dopiero
otrzymać, lecz każdy uważając siebie za bardziej uczczonego.
Ale musisz jeszcze dowiedzieć się o strachu, którego doznał Arystofa-
nes, abyś i Ty miał się z czego śmiać. Jeden z tych, co zwykle po południu
mają do Ciebie wstęp, doszedł był już do drzwi, lecz zatrzymany z tego
powodu, że Ty układasz jakaś mowę. zawiadomił o tym nas. Natychmiast
powstała obawa, żebyś Ty, powziąwszy zamiar współzawodniczyć z tą mo-
wą, nie zwyciężył swego mistrza, Arystofanesa zaś nie przyprawił o taką
samą biedę jak Neilosa9. Co prędzej więc do dobrego Elpidiosa10, ten zaś
dowiedziawszy się, czego się boimy, wybuchnął śmiechem: wtedy dopiero
odetchnęliśmy i wnet potem otrzymujemy pomyślne dlań pismo Twoje,
1
Midas był mitycznym królem Frygii, znanym z bogactw.
2
O piękności Nireusa mówił już Homer, Iliada II 67].
3
O szybkobiegaczu Krisonie wspomina Platon w dialogu Protagoras 335 A,
4
Siłacza Polydamasa wymienia Homer, Iliada XI 57.
5
Miecz Peleusa, ojca Achillesa, cytowany w zbiorze przysłów Zenobiosa, V 20.
6
Aluzja do Platona, Folii. V 473 C.
7
Wzmiankę o tym przekazał leksykograf Suda p. h. Koza (Aiks).
8
Słowo poety porównywał do wystrzelonej strzały Pindar, Olimp. I 115.
9
Julian poświęcił Neilosowi zgryźliwy list (82).
10
Elpidios był wysokim urzędnikiem cesarskim, przełożonym administracji
majątkami osobistymi cesarza (comes rerum prvatarum).

51 (98)
JULIAN DO LIBANIOSA, SOFISTY I KWESTORA
Przybyłem do Litarbów1, wsi należącej do ziemi chalkidzkiej2. Natra-
fiłem na drogę stanowiącą pozostałość zimowego obozu Antiochijczyków.
Pełna była błota i skał, w całości zaś swej wyboista; w błocie bowiem
tkwiły kamienie rzucane jakby naumyślnie, żadną jednak sztuką ze sobą
nie związane. W taki sam sposób i w miastach innych zazwyczaj postępu-
ją ludzie, przeprowadzający budowę ulic brukowanych: wożą do tego za-
miast wapna dużo ziemi sypkiej i jak przy wznoszeniu muru ciasno ukła-
dają kamienie. Kiedy drogę tę z trudem odbywszy, dotarłem do pierw-
szego przystanku, była już pono godzina dziewiąta prawie, i tu w obrębie
podwórca przyjąłem ogromną większość Waszej rady miejskiej3. O czym
rozmawiałem z nią, zapewne już się dowiedziałeś, mógłbyś jednak usły-
szeć i od nas, gdyby taka była wola bogów. Z Litarbów tych jechałem
do Beroi4 i Zeus tutaj zapowiedział mi powodzenie całkowite, okazawszy
wyraźne znaki na niebie. Zatrzymawszy się tu dzień cały, obejrzałem gród
na górze, złożyłem Zeusowi ofiarę królewską, tj. byka białego, i miałem do
rady miasta przemówienie o czci bogów, lecz choć słowa moje chwalili
wszyscy, dali mi się przekonać bardzo nieliczni i właśnie ci, którzy jeszcze
przed mową moją zdawali się mieć sąd zdrowy, strzegli się jednak niby
nadużycia wolności słowa zdjęcia z siebie i odrzucenia tego, co jest godne
wstydu. Niestety, wśród ludzi, o bogowie, bierze górę gotowość rumienić
się przed tym, co jest dobre, jak np. duszy męstwo i dla bogów cześć, szu-
kać zaś chluby w tym, co kala duszę i ciało, tj. w świętokradztwie oraz
duszy i ciała słabości.
Następnie gościnności udzielają mi Batny5, miejsce, do którego podob-
nego nie widziałem poza Dafną6. Ta obecnie przypomina Batny, a jeszcze
niedawno, kiedy cała była jeszcze świątynia i posąg święty, ja owej czczo-
nej siedziby Zeusa i Apollona Pytyjskiego nie powstydziłbym się kłaść
na równi z Ossą i Pelionem, szczytami Olimpu i Doliną Tempejską w Te-
salii albo nawet dawać jej pierwszeństwo przed wszystkim tym razem
wziętym. Ale o tej dawnej Dafne Tyś napisał już mowę taką7, jakiej nikt
z ludzi dzisiejszych, choćby nie wiem, jak się silił, nie potrafiłby ułożyć,
a i z dawniejszych — chyba niewielu. Czemu więc o pisanie o niej mam się
kusić, skoro Tyś już o niej pieśń tak wspaniałą wyśpiewał? Oby się to ni-
gdy nie stało! Batny te, choć nazwę noszą barbarzyńską, są osadą helleń-
ską głównie dlatego, że po całej krainie dokoła wznosiły się zewsząd dymy
kadzidlane, a nadto widniały wszędzie przygotowane na ofiarę bydlęta.
To, choć ucieszyło mnie bardzo, wydało mi się czymś aż nad miarę gorące
i helleńskiej dla bogów czci obce; wszak poza ciżbą i w spokoju powinny
być dokonywane czynności obrzędowe przez tych, którzy po to przyby-
wają i nie w innym celu niosą ofiary i uczucie nabożne. Lecz to wkrótce,
być może, stanie się przedmiotem należytej mej troski, Batny zaś przed-
stawiały się oczom mym jak równina zielonością okryta i zawierająca
grupy młodych cyprysów (nie widziałem tam ani jednego pnia starego
lub spróchniałego, lecz wszystkie w jednakowej pełni swego listowia),
pałac królewski, wcale jednak niewspaniały, bo wzniesiony z samej gliny
i drzewa, a nie zawierający żadnych ozdób, wreszcie ogród ustępujący, co
prawda, ogrodowi Alkinoosa8, a przypominający raczej ogród Laertesa9,
zawierał w sobie malutki gaik cyprysowy. Przy ogrodzeniu dookoła zasa-
dzone były jedno przy drugim takie same drzewa, a środek zajmowały
grzędy uprawne, na których znajdowały się jarzyny i drzewa przynoszące
owoc wszelaki. Co dalej, zapytasz? Po południu złożyłem ofiarę, następ-
nie wczesnym rankiem, kiedy ofiary te wypadły nam pomyślnie, [ruszy-
liśmy dalej i] dosięgliśmy Hierapolis10. Wychodzą na spotkanie obywate-
le i przyjmuje nas człowiek obcy, tylko co ujrzany, lecz od dawna mi
miły, przyczynę zaś tego Ty sam, jestem pewny, już miarkujesz, lecz mi-
ło mi jest wyjaśnić Ci ją, może niepotrzebnie skądinąd, bo o ludziach nie-
których słuchać i mówić jest mi boską rozkoszą; sam bowiem boski Jam-
blichos11 okazał się wychowawcą teścia mego gospodarz;12, a przecież me
otaczać miłością wszystkiego, co dotyczy tych mężów, wydaje mi się
zbrodnią najwstrętniejszą. A do tego przybywa przyczyna bodaj jeszcze
ważniejsza: gościł on u siebie kilkakrotnie mego brata stryjecznego13 oraz
brata przyrodniego14, i choć był przez nich, jak było do przewidzenia,
wzywany wielokrotnie do wyrzeczenia się czci bogów, nie uległ tej choro-
bie, choć łatwe to nie było.
Przyszło do mnie wielu żołnierzy, którzy Galilejczyków... To z moich
osobistych wspomnień mogę Ci z Hierapolis napisać. Zarządzenia zaś woj-
skowego i politycznego charakteru trzeba Ci było, tak sądzę, osobiście,
będąc na miejscu, obserwować i w nie wglądać. Jest to bowiem materia
zbyt ciężka, jak na list, a tak obfita, że rozpatrywana szczegółowo, nie-
łatwo by się dała zamknąć nawet w trzykroć większym liście, w głównych
jednak zarysach przedstawię Ci ją w słowach niewielu. Do Saracenów15
wyprawiłem listy, przypominając, żeby sami przybyli, jeśli czego chcą.
To jest jedna sprawa, a druga następująca: rozesłałem ludzi, którzy by,
o ile to jest możliwe, śledzili, aby nikt od nas nie przechodził potajemnie
na teren nieprzyjaciela i nie zaniósł im wieści, żeśmy już wyruszyli. Na-
stępnie wydałem wyrok w pewnej sprawie żołnierskiej, według mego
przekonani?, bardzo łagodny i sprawiedliwy. Ściągnąwszy do jednego
miejsca wojsko, przygotowałem ogromną ilość koni i mułów. Okręty rze-
czne otrzymują pełny ładunek pszenicy, a raczej sucharów, oraz octu16.
A każdy z tych czynów jak się dokonał i ile przy tym było gadania! Opis
zaś tego wszystkiego jak długiego, według Ciebie, wymaga czasu? A pod
ilu listami i aktami położyłem mój podpis? Bo to wszystko, jak cień, cho-
dzi w ślad za mną. Lecz czy trzeba, wyliczając to wszystko, przysparzać
sobie jeszcze kłopotu?17

1
Litarby, dziś El Tarib, miejscowość odległa o 60 km od Antiochii nad Oron-
tesem, stolicy Syrii.
2
Ziemia chalkidzka, terytorium w płn. Syrii, nazwana tak przez Seleu-
cydów od części Macedonii, Chalkidyki.
3
Rada miejska, tj. miasta Antiochii, miejsca rodzinnego Libaniosa.
4
B e r o e, dziś Aleppo, nazwa przeniesiona z Macedonii.
5
Batny, miejscowość w płn.-wsch. Syrii, dziś Tell-Batnan.
6
D a f n e, miejscowość i gaj niedaleko Antiochii z świątynią Apollina, spaloną
przez fanatyków za czasów Juliana.
7
Pochwała Libaniosa na cześć Dafne pod nazwą Monodia.
8
Alkinoos był władcą Feaków, którzy gościnnie przyjęli rozbitka, Odyseusza.
Por. Homer, Odyseja VII 112—132.
9
Laertes był niewolnikiem Odyseusza na Itace. Por. Homer, Odyseja XXIV
204 nn.
10
Hierapolis, miasto położone w płn. Syrii.
11
Jamblich z Apamei, filozof, przyjaciel Juliana, z którym on wielokrot-
nie korespondował.
12
Był nim Sopater z Apamei, filozof.
13
Bratem stryjecznym Juliana był cesarz Konstancjusz.
14
Tj. Gallusa.
15
Saraceni byli plemieniem semickim, w czasach bizantyjskich to samo co
Arabowie. Ofiarowali oni Julianowi pomoc wojskową przeciw Persom. Por. Am-
mian. MarcelL XXIII 3, 8.
16
Plan wojenny Juliana przewidywał marsz wzdłuż prawego brzegu Eufratu,
a nie, jak ongiś Aleksander W., wzdłuż Tygrysu obfitującego w dopływy, których
nie ma Eufrat. Flota rzeczna wiozła żywność oraz ocet, który zmieszany z wodą
stanowił normalny napój żołnierzy rzymskich w strefie gorącej, co poświadcza
Ewangelia św. Mateusza 27, 48.
17
Końca tego ważnego listu brak w rękopisach.

52 (108)
JULIAN DO PORFYRIOSA1
Biblioteka Georgiosa2 była bardzo wielka i bcgata w dzieła przeróż-
nych filozofów i wielu komentatorów, jednak bynajmniej nie najmniejsza
jej część stanowiły liczne i rozmaite księgi Galilejczyków. Całą więc tę
bibliotekę postaraj się odszukać i odesłać do Antiochii, wiedząc, że sam
będziesz obłożony karą najcięższą, jeśli jej z cała skrupulatnością nie od-
najdziesz, ludzi zaś o przywłaszczenie sobie książek w jaki bądź sposób
podejrzanych, za pomocą wszelkiego rodzaju badań, przysiąg, wreszcie
brania na męki większej ilości niewolników3 do wyjawienia wszystkiego
nie namówisz ani zmusisz.
1
Porfyrios był prawdopodobnie naczelnikiem finansów w Egipcie, tzw. ra-
tionalis.
2
Por. list Do Zenona (58) i Do Aleksandryjczyków 2 (60).
3
Prawo rzymskie dopuszczało użycie tortur wobec niewolników.

53(107)

JULIAN DO EKDIKIOSA1, PREFEKTA EGIPTU


Z ludzi jedni kochają się w koniach, inni — w ptakach, inni jeszcze —
w zwierzętach dzikich, we mnie zaś od dzieciństwa wszczepiona jest na-
miętna miłość ku książkom. Byłoby więc nienaturalne, gdybym patrzał
obojętnie, że zagarnęli je dla siebie ludzie, którym nie dość tego, że już
złotem zaspokoili swą żądze bogactwa, lecz zamierzają i te przywłaszczyć
sobie bez trudu. Okaż mi więc tę osobistą łaskę, żeby wszystkie księgi
Georgiosa zostały odszukane. Wiele bowiem miał on pism filozoficznych,
wiele retorycznych, wiele też traktujących o bogobojności Galilejczyków,
które pragnąłbym, aby znikły całkowicie. Żeby jednak wraz z tymi nie
zostały skradzione pożyteczniejsze, niechaj zostaną odszukane wszystkie.
Kierownikiem tych poszukiwań niech będzie były pisarz Georgiosa2, któ-
ry powinien wiedzieć, że jeśli odszuka je uczciwie, otrzyma na starość
wolność; jeśli zaś okaże się dla sprawy w jaki bądź sposób szkodliwy, bę-
dzie badany na torturach. A z ksiąg Georgiosa3 ja sam znam jeśli nie
wszystkie, to w każdym razie niemało, bo w czasie mego pobytu w Kapa-
docji dawał mi do przepisywania niektóre i otrzymał je z powrotem.
1
Ekdikios, prefekt Egiptu (praefectus Aegypti) wymieniony wielokrotnie
w korespondencji Juliana.
2
Pisarz Georgiosa był najwidoczniej niewolnikiem, skoro Julian obiecuje
mu wolność.
3
Georgios jako biskup ariański Kapadocji był z polecenia Konstancjusza na-
uczycielem Juliana i Gallusa w czasie ich paroletniego pobytu w zamku Macellum.

54(108)

JULIAN DO EKDIKIOSA, PREFEKTA EGIPTU1


Przysłowie mówi: „Ty opowiadasz mi mój własny sen", ja jednak pono
opowiadam Ci oto Twoją rzeczywistość, bogaty w wodę Nil wzniósł się
wysoko i odnogami swymi cały ogarnął Egipt2. Jeśli zaś chcesz usłyszeć
coś o tym w cyfrach, to wzniósł się, jak mnie o tym informuje kwater-
mistrz generalny Teofil3, dwudziestego września na 15 łokci4. Jeśli o tym
nie wiesz, to przyjmij te wiadomość od nas i ciesz się.
1
List jest przepojony ironią właściwą Julianowi, który niezadowolony był z Ekdi-
kioia, zbyt opieszale wykonującego edykty Juliana przeciw chrześcijanom.
2
Wylew Nilu jest zjawiskiem stałym, przypadał w okresie naszego lata, tym wię-
ksza jest złośliwość Juliana.
3
Teofilos, postać skądinąd nie znana.
4
15 łokci równa się ok. 6 m.

55(109)

JULIAN DO EKDIKIOSA, PREFEKTA EGIPTU


Jeśli o co, to o muzykę świętą zatroszczyć się warto. Wybierz więc
z ludu aleksandryjskiego chłopaków stu dobrego pochodzenia i rozkaż, by
każdemu z nich dostarczano miesięcznie dwie artaby1 pszenicy, a nadto
oliwy i wina, odzieży zaś dostarczać będą zawiadowcy skarbu. Tych chło-
paków winien być na początek sporządzony spis na podstawie głosów.
Jeśli zaś niektórzy z nich okażą się zdolni wznieść się na szczyty wiedzy
muzycznej, niech wiedzą, że za ich prace wyznaczone są i przez nas także
nagrody niemałe. Że jednak jeszcze prócz naszej nagrody odniosą wielką
korzyść oczyściwszy swe dusze działaniem boskiej muzyki, wierzyć po-
winniśmy tym, którzy przed nami trafnie się o tym wypowiedzieli. Tyle
więc o tej młodzieży. Co zaś tyczy słuchaczy muzyki Dioskoresa2, uczyń
tak, aby oni gorliwiej przykładali się do tej sztuki, ponieważ my gotowi
jesteśmy przyczynić się z naszej strony do spełnienia wszystkich pragnień
Waszych.
1
Artaba, miara perska ciał sypkich, równa się w przybliżeniu 55 1.
2
Dioskores, postać nieznana.

56(111)
JULIAN DO ALEKSANDRYJCZYKÓW
Gdyby założycielem Waszego grodu był nawet ktoś z obcej ziemi, to
naruszający Wasze prawa ponieśliby i w tym wypadku należytą karę za
to, że woleli żyć poza prawem i wprowadzili do Was głosicieli nowej nau-
ki, i nie mieliby rozsądnego powodu domagać się od nas powrotu Atana-
zego1. Skoro jednak założycielem tego grodu jest Aleksander2, posiada-
czem zaś bóg i król Sarapis wraz z zasiadającą z nim dziewicą i królową
całego Egiptu Izydą... to chora część grodu bez współzawodnictwa ze zdro-
wą poważyła się przywłaszczyć sobie nazwę całości. Na bogi, Aleksan-
dryjczycy! Wstyd mnie wielki ogarnia, jeżeli ktoś z Was w ogóle się przy-
znaje, że jest Galilejczykiem. Za dawnych czasów przodkowie prawdzi-
wych Hebrajczyków służyli jak niewolnicy Egipcjanom3, obecnie zaś Wy,
Aleksandryjczycy, coście podbili Egipt (bo przecież podbił go grodu Wa-
szego założyciel), pogardziwszy starodawnymi ustanowieniami, chętnie
przyjęliście niewolniczą zależność od tych, co sami praojców swych zasady
odrzucili. Zali nie nawiedzają Was choćby wspomnienia dawnej szczęśli-
wości naszej, kiedy to cały Egipt pozostawał w łączności z bogami, my
zaś korzystaliśmy z obfitości dóbr? Lecz ci, co wprowadzili teraz do Was
tę nowo ogłoszoną naukę, jakich, powiedzcie mi, dóbr okazali się dla gro-
du tego sprawcami? Założycielem grodu Waszego był Aleksander Mace-
dończyk, zaprawdę, nie na miarę którego bądź z tych ludzi ani nawet
wszystkich Hebrajczyków, co od nich o wiele więcej są warci. Od Hebraj-
czyków wartościowszy okazał się też Ptolemajos, syn Lagosa4. Aleksander
zaś gdyby nawet z Rzymianami stanął do walki, śmiertelnego nabawiłby
ich lęku. Cóż więc dalej? Ptolemeusze, którzy po założeniu przezeń tego
miasta, niby córkę własną Aleksandrię chowali, zaprawdę nie słowami
Jezusa ją wzmacniali i nie nauką nienawistych Galilejczyków uwieńczyli
to jej urządzenie, dzięki któremu jest jeszcze dziś szczęśliwa. Na trzecim
wreszcie miejscu, kiedy Rzymianie po usunięciu tych Ptolemeuszów, któ-
rzy źle nią rządzili, sami stali się jej władcami, August5, który do Wasze-
go grodu przybył i z Wami rozmawiał, rzekł następująco: ,,Aleksandryj-
czycy! Daruje grodowi temu wszelką winę przez cześć dla wielkiego boga
oraz wzgląd na lud ten i wielkość jego grodu". Trzecią wreszcie przyczyną
mojej dla Was życzliwości jest mój przyjaciel Arejos6. A miał obywatel-
stwo Wasze ten filozof, który był nieodstępnym Augusta towarzyszem. To
są specjalne dobra, na ten gród od bogów olimpijskich zesłane, przeze
mnie tu w krótkim ujęciu podane, gdyż większość z powodu ich mnogości
pomijam. Lecz w jaki sposób nie znane są Wam dobra powszechne i co-
dzienne, które są nie ludziom nielicznym ani jednemu rodowi, ani nawet
jednemu grodowi, lecz w ogóle całemu światu od bóstw widomych udzie-
lane? Jedni tylko Wy niewrażliwi jesteście na padający na Was blask He-
liosa7, jedni tylko Wy nie wiecie, że z łaski jego powstaje lato i zima, jedni
tylko Wy nie wiecie, że przezeń wszystko zostaje ożywione i ruchem obda-
rzone, jedni tylko Wy nie przeczuwacie nawet, jakich dóbr dla grodu jost
przyczyną Selene8, która przez niego i za jego sprawą stała się budowni-
czym wszechświata? I żadnemu z tych bogów nie odważacie się złożyć
w pokorze pokłonu? Jezusa zaś, którego nie widzieliście Wy, nie wi-
dzieli też ojcowie Wasi, uważacie za niezbędne uznać za Boga-Słowo?
Natomiast tego boga, którego od prawieka cały rodzaj ludzi widzi, ogląda,
czci i czcząc, doznaje szczęścia — mówię o wielkim Heliosie, żywej i udu-
chowionej, rozumnej i dobroczynnej podobiźnie dostępnego tylko dla
umysłu ojca... Jeżeli wezwaniom moim jesteście choć odrobinę posłuszni,
powróćcie do prawdy. Nie zboczycie z tej drogi prostej, ufając temu, kto
drogą tamtą chadzał aż do lat dwudziestu, drogą zaś tą kroczy z pomo-
cą bogów już rok dwunasty9.
Jeśli będziecie posłuszni mnie, Waszemu przyjacielowi, sprawicie mi
radość niemałą; jeśli zaś przeciwnie, macie wole dochować wiary zabobo-
nowi i nauce tych ludzi do wszystkiego zdolnych, to przynajmniej bądź-
cie z sobą zgodni i nie tęsknijcie za Atanazym. Jest w każdym razie
wśród Was wielu uczniów jego, zdolnych ułagodzić uszy Wasze podrażnio-
ne i słów bezbożnych spragnione. Oby na jednym Atanazym zatrzymała
się złośliwość jego nie uznającej bogów szkoły. Macie u siebie już pokaź-
ny poczet ludzi utalentowanych, wiec trudności stąd nie będzie żadnej:
kogokolwiek wybierzecie sobie z tego mnóstwa, nie będzie on, o ile chodzi
o tłumaczenie pisma, gorszy od tego, za kim tęsknicie. Jeśli zaś składa-
liście przede mną swe prośby, potrzebując wszelkiej innej przebiegłości
Atanazego (wiem bowiem, i to od dawna, że człowiek ten zdolny jest do
wszystkiego), to dowiedzcie się ode mnie, że za to właśnie został on z mia-
sta wygnany; nie nadaje się bowiem do przewodzenia ludowi mąż, który
z natury swej do wielu naraz rzeczy się bierze. Ten zaś to nawet nie mąż,
lecz małej wagi człowieczek, który za wielki wyczyn poczytuje sobie ry-
zykowanie własną głową, a to właśnie daje początek nieporządkom. Dla-
tego, aby nic podobnego u Was się nie zdarzyło, już poprzednio rozkaza-
liśmy mu opuścić to miasto, obecnie zaś rozkazujemy opuścić Egipt
cały.
Niech to zostanie podane do wiadomości obywatelom naszym, Ale-
ksandryjczykom10!
1
Biskup Atanazy był gorącym obrońcą symbolu nicejskiego i wrogiem arianiz-
mu. Prześladowany przez Konstancjusza, skazany został na wygnanie z Aleksandrii
przez Juliana w dn. 24 X 362 r. Obecny list Juliana był odpowiedzią na petycję chrze-
ścijan aleksandryjskich domagających się jego odwołania.
2
Aleksandrię założył Aleksander Wielki w 332 r.
3
Aluzja do pobytu Hebrajczyków w ziemi Gossen w Egipcie, o czym mówi Księ-
ga Wyjścia (Exodus).
4
Ptolemajos otrzymał po śmierci Aleksandra Wielkiego (323 r.) w zarząd
Egipt, którego ogłosił się królem w 305 r., dając początek dynastii Lagidów, panują-
cych w Egipcie do 30 r. p.n.e.
5
Cesarz August po zajęciu Egiptu wyodrębnił Aleksandrię jako miasto samo-
dzielne, stąd pochodzi jej nazwa Alexandria ad Aegyptum (A. przy Egipcie).
6
Areios lub Areos, filozof i przyjaciel Augusta, odmówił przyjęcia ofia-
rowanego mu przez tegoż namiestnictwa Egiptu, por. Swetoniusz, August 89.
7
Helios, łac. Sol, słońce, którego kult propagował Julian.
8
Selene, tj. księżyc.
9
Wynikałoby z tego miejsca, że Julian, urodzony 6 listopada 331 r., do 350 r. był
chrześcijaninem, odtąd zaś poganinem.
10
Jedynym skutkiem prośby Aleksandryjczyków było wygnanie Atanazego nie
tylko z Aleksandrii, ale z całego Egiptu.

57(114)
JULIAN DO BOSTRENOW1
Myślałem, że przywódcy Galilejczyków będą żywić dla mnie większą
wdzięczność niż dla tego, kto przede mną wiadzę posiadał2. Za jego to bo-
wiem czasów się zdarzała, że większość ich bywała wysyłana, ścigana
i więziona, że liczne skupienia tzw. „heretyków" bywały tak, jak w Samo-
satach3, w Kyzyku4, Paflagonii5, Bitynii6 i Galacji7, a również u wielu
innych szczepów nawet mordowane, a wsie ich pustoszone i doszczętnie
burzone. Za moich natomiast czasów działo się wręcz przeciwnie, bo już
zesłani zostali odwołani, dotknięci konfiskatą otrzymali od nas możność
prawnego odzyskania całego mienia. Mimo to przywódcy ich doszli do
takiego stopnia wściekłości i zapamiętania, że utraciwszy nieograniczoną
samowolę i nie mogąc już takich wydawać zarządzeń, jakie poprzednio
stosowali do samych siebie, później zaś do nas, czcicieli bogów, tym podraż-
nieni, imają się obecnie wszelkich sposobów i środków, odważają się pod-
burzać tłum i popychać do buntu, odmawiając bogom czci, posłuszeństwa
zaś moim nakazom, chociaż tak są ludzkie: nikogo przecież wbrew jego
woli do ołtarzy wlec nie pozwalamy, lecz otwarcie im zapowiadamy, że
jeśli kto ma wolę razem z nami uczestniczyć w naszym umywaniu rąk
i płynnych obiatach, to powinien przede wszystkim złożyć ofiarę oczysz-
czającą i przebłagać bóstwa, co zło odwracają. Jesteśmy wiec, na Zeusa,
dalecy od tego, aby pragnąć lub zamierzać kogokolwiek z odmawiających
bogom czci dopuszczać do uczestnictwa w naszych czystych ofiarach, za-
nim duszę jego oczyściły wznoszone do bogów modły, a ciało — ustalone
zwyczajem obrzędy. Tłumy bałamucone przez tzw. „kleryków"8 niepoko-
ją się, rzecz jasna, z tego powodu, że zniesiona już jest [dotychczasowa]
bezkarność. Ci bowiem, którzy mieli dotąd władzę tyranów, nie zadowa-
lając się tym, że za swe złe czyny kary nie ponoszą, lecz pragnąc potęgi
dawnej — wszak nie wolno już im ogłaszać wyroków, dokonywać zapi-
sów i przywłaszczać sobie cudzych majątków ziemskich i wszystkich in-
nych — próbują wszystkich dróg bezprawia i, wedle przysłowia, ogień
ogniem podsycają i do zbrodni dawnych zuchwale jeszcze większe dorzu-
cają, przez co ogół do rozłamu doprowadzają. Postanowiłem przeto przez
rozporządzenie obecne przemówić do ludów wszystkich i podać im do
wiadomości, że nie powinni spiskować wespół z „klerykami" i dawać się
im namawiać do miotania kamieni i do nieposłuszeństwa władzom, lecz
zbierać się, kiedy zechcą, i wznosić swe modły wedle zwyczaju; gdyby zaś
„klerycy" we własnej obronie namawiali ich do rozruchów, nie powinni
na to się godzić z obawy przed odpowiedzialnością.
Osobno jednak postanowiłem przemówić do grodu Bostrenów, a to z te-
go powodu, że biskup ich, Titos, i jego „klerycy" w podanych mi pismach
wystąpili przeciw ich ogółowi z oskarżeniem, że kiedy oni odradzali mu
rozruchy, ogół ten sam rwał się do nieporządku. Z listów tych wstawiłem
do obecnego rozporządzenia mojego brzmienie słów, które oni śmieli na-
pisać: „Chrześcijanie, choć w ilości z Hellenami współzawodniczą, są
jednak przez nasze wezwania powstrzymywani, aby nikt nigdzie posłu-
szeństwa nie odmawiał". Takie są słowa o Was samego biskupa. Widzicie
tedy, że Wasza miłość porządku nie pochodzi z Waszego świadomego wy-
boru: Wy, wedle słów jego, wbrew swej woli jesteście powstrzymywani
przez jego przestrogi. Jako więc Waszego oskarżyciela możecie wygnać go
z miasta, lud zaś niech żyje w zgodzie wzajemnej. Niech nikt nie czyni
nikomu na przekór i krzywdy nie wyrządza, więc obłąkańcy nie powinni
szkodzić tym, co bogów czczą w sposób właściwy i słuszny, zgodnie z prze-
kazaną nam od prawieka tradycją, czciciele zaś bogów nie powinni burzyć
ani grabić siedzib tych, co dali się obałamucić raczej przez niewiedzę niż
przez świadomą wolę. Ludzi należy przekonywać i pouczać słowem ro-
zumnym, nie zaś zniewagami, biciem i kaleczeniem. Znowu i wielokrotnie
wzywam dążących do prawdziwej czci bogów, aby w niczym nie krzyw-
dzili skupień Galilejczyków, nie napadając ani wynosząc się ponad nich.
Powinno się czuć raczej litość niż nienawiść do tych, którzy w tym zostali
upośledzeni, co jest rzeczą największej wagi. Najważniejszym bowiem
z dóbr jest zaprawdę cześć dla bogów i przeciwnie, złem największym jest
brak tej czci. Zdarza się zaś, że ci, którzy cześć tę z bogów przenieśli na
zmarłych i ich relikwie9, tej za to doznali kary, że...10 Dotkniętym [tą
karą]10 współczujemy, z uwolnionymi od niej i puszczonymi na swobodę
radujemy się razem.
Dan dnia 1 sierpnia 362 w Antiochii.
1
Bostra była stolicą prowincji rzymskiej Arabia Petraea (Skalista), podbitej
przez cesarza Trajana.
2
Tzn, Konstancjusz.
3
Samosaty, stolica Kommageny, krainy położonej na prawym brzegu gór-
nego Eufratu, na północ od Syrii
4
Kyzikos, kolonia grecka położona w cieśninie Hellespontu, dziś Dardanele.
5
Paflagonia, kraina w Azji Mn. na wybrzeżu Morza Czarnego, na wschód
od Bitynii.
6
Bitynia, kraina w pln.-zach. części Azji Mn., przylegająca do Bosforu.
7
Galacja, środkowa cząść Azji Mn. tak nazwana od celtyckich Galatów, któ-
rzy tu usadowili się ok. 278 r. p.n.e.
8
Klerycy w terminologii wczesnochrześcijańskiej to samo co kapłani.
9
Julian ma tu na myśli męczenników i ich kult.
10
Luka spowodowana prawdopodobnie przez kopistę chrześcijańskiego.
11
Biskup Titus napisał traktat przeciwko manichejczykom. Jak wynika z za-
kończenia listu, poniósł on karę z ręki ludności Bostry.

58(115)
JULIAN DO MIESZKAŃCÓW EDESSY1
W stosunku do wszystkich Galilejczyków zająłem stanowisko tak ła-
godne i ludzkie, że żaden z nich nie doznaje gwałtu, nie jest wbrew swej
woli do świątyni wleczony ani w inny sposób ponobny krzywdzony. Mi-
mo to jednak Galilejczycy kościoła ariańskiego2 przez bogactwo zepsuci
podnieśli rękę na uczniów Walentyna3 i w Edessio odważyli się na takie
czyny, jakie w żadnym grodzie praworządnym zdarzyć się nie mogą. A za-
tem, ponieważ ów najbardziej podziwu godny zakon nakazał im (wyrzec
się mienia posiadanego), aby do królestwa niebieskiego dostać się droga
łatwiejszą4, to my, współdziałając z ich świętymi, nakazaliśmy zająć
wszystkie pieniądze kościoła Edessenian w celu rozdania ich żołnierzom,
wszystkie zaś posiadłości ziemskie przyłączyć do dóbr cesarskich, a to
w tym celu, aby wyznawcy jego żyjąc w niedostatku byli skromni i nie
zostali pozbawieni nadziei na królestwo niebieskie5. Mieszkańcom zaś
Edessy nakazujemy wstrzymać się od wszelkich waśni i rozruchów, aby,
wzburzywszy przeciw sobie naszą ludzkość, nie doznali za rozruchy po-
wszechne wymiaru sprawiedliwości, karani mieczem, ogniem i wygna-
niem.
1
Edessa, stolica rzymskiej prowincji Osroene (lub Orroene) położonej w Me-
zopotamii, na lewym brzegu Eufratu.
2
Zwolennicy Ariusza za rządów Konstancjusza popierającego arian;zm opano-
wali kościół w Edessie.
3
Walentyn, żyjący w II w. n.e., stworzył system religijny, na który składały
się elementy zapożyczone z Ewangelii, z nauki Platona i teogonii Hezjoda. Herezja ta
potępiona przez Kościół katolicki nigdy nie cieszyła się rozgłosem, choć przetrwała
do V w.
4
Królestwo niebieskie, szydercza aluzja do wersetu z Ewangelii św. Mateusza XIX 24.
5
Ostre zarządzenia przeciw arianom wywołane być może koniecznością wo-
jenną.

59 (136b)
JULIANA USTAWA DOTYCZĄCA POGRZEBÓW I GROBÓW1
Konieczne jest dla nas, gdyśmy gruntownie obmyślili to, czemu teraz
udzielić chcemy mocy prawa, odnowić znany stary zwyczaj, który mając
na myśli dawni ludzie i ustawy dali nam dobre, i zrozumieli całą odlegość
dzielącą życie i śmierć, i przydzielili każdej z tych dziedzin uprawę odręb-
nych czynności, gdyż, zdaniem ich, śmierć jest nieprzerwanym spoczyn-
kiem — to właśnie jest ów opiewany przez poetów „spiżowy sen"' — ży-
cie zaś, przeciwnie, wiele rzeczy bolesnych, wiele przyjemnych zawiera,
a więc to poczucie lepsze, to wręcz odmienne. To więc wziąwszy pod uwa-
gę, ludzie postanowili osobno zmarłym cześć należną oddawać, osobno też
spełniać zadania życia codziennego. Uznawszy także bogów za początek
i cel wszystkiego, byli przekonani, że my i żyjąc jesteśmy pod władzą bo-
gów, i odchodząc stad wyruszamy znów do bogów. Rozwodzić się dalej
o tym, czy obie te dziedziny do tych samych należą bóstw, czy też odrębni
bogowie zawiadują żywymi, odrębni zmarłymi, być może, nie warto. Jeśli
jednak Helios jest sprawcą dnia i nocy oraz tym. który przez swe oddale-
nie powoduje zimę, przez przybliżenie lato, to w ten sposób staje się on
także najstarszym z bogów samych, do którego [dąży] wszystko i z które-
go [powstaje] wszystko, i cn także ustanowił odrębnych władców dla ży-
wych i dla umarłych. I jednemu, i drugiemu trzeba więc po kolei odda-
wać cześć należną i w naszym życiu codziennym naśladować ten ład, który
bogowie w to, co istnieje, wprowadzili.
Śmierć więc jest spoczynkiem, spoczynkowi zaś noc odpowiada. Z tej
przyczyny przystoi nam w nocy dokonywać tego wszystkiego, co do cho-
wania zmarłych się odnosi, zwłaszcza że czynienie czegoś podobnego
w ciągu dnia dla różnych powodów powinno być odrzucone. Wtedy bo-
wiem jedni w tej, drudzy w innej sprawie krążą po mieście. Wszędzie pełno
jest ludzi spieszących bądź do sądów, bądź na rynek lub z rynku, bądź
siedzących przy uprawianym rzemiośle, bądź wreszcie dążących do świą-
tyń dla utwierdzenia się w pokładanej w bogach nadziei.
I wtedy właśnie jacyś nieznani ludzie, niosący na noszach trupa, prze-
pychają się przez ten tłum zajętych ważnymi sprawami ludzi, co jest
żadną miarą niedopuszczalne. Natykający się bowiem na to doznają
bardzo przykrego wrażenia, gdyż jedni uważają to za złą wróżbę, drugim
zaś, co szli do świątyni, nie wolno już potem do nich wstąpić nie umywszy
się uprzednio: do bogów bowiem, co są sprawcami życia, rozkładowi zaś
są całkowicie obcy, niepodobna nawet zbliżyć się po takim widoku. A nie
wytknąłem większej jeszcze zmazy przez to, co się dzieje. Cóż to za zmaza
większa? Oto bogów siedziby i święte ich obwody stoją wtedy otwarte,
ludzie zaś niosący trupa przechodzą tuż przed świątynią, a odgłos ich
skarg i jęków ponurych dociera aż do ołtarzy. Czyż nie wiecie, że przede
wszystkim jak sprawy dnia i nocy są od siebie oddzielone, tak samo praw-
dopodobnie... tak samo jednym jest odebrane, drugim poświęcone. Nie
jest prawidłowe ani wdziewanie białej szaty w czasie żałoby, ani składa-
nie umarłych do grobu przy świetle dnia. Znośniejsza jeszcze byłaby
czynność powyższa, gdyby nie zawierała uchybienia względem żadnego
z bóstw, ostatnie jednak nie uniknie zarzutu uchybienia bogom naraz
wszystkim, bo bóstwom olimpijskim przydziela się to, co do nich nie nale-
ży, od bóstw podziemnych (czy jakkolwiek inaczej władcy i zawiadowcy
dusz zwykli się nazywać) odbiera się to samo wbrew sprawiedliwości.
Wiem przy tym, że ludzie w sprawach boskich aż do zbytku skrupulatni
uważają za słuszne ofiary bogom podziemnym składać w nocy lub w każ-
dym razie po godzinie dziesiątej. Jeżeli więc to właśnie jest lepszy czas
dla służby tym bogom, nie wyznaczajmy w żadnym razie innego dla czci
umarłych.
Dla tych, co ulegają chętnie, te słowa wystarczą, jeśli jednak zdarzy
się ktoś taki, że potrzebuje groźby i kary, to niech wie, że spadnie nań
kara najcięższa, jeśli przed godziną dziesiątą poważy się opłakiwać i prze-
nosić przez miasto ciało zmarłego. Niech więc to odbywa się po zachodzie
i przed wschodem słońca. Dzień natomiast czysty niech będzie poświęcony
czynnościom czystym i bogom olimpijskim!
1
Zarządzenie to wiąże się z polityką Juliana nawrotu do dawnych obyczajów,
choć pogrzeby nocne dawno już wyszły z użycia, zwłaszcza że były przeciwne prak-
tyce chrześcijańskiej.

You might also like