You are on page 1of 81

Marguerite

DURAS
Kochanek
Przeoya

L o d a Kauska

Pewnego dnia, byam ju wtedy w podeszym wieku,


podszed do mnie w holu gdzie w miejscu publicznym jaki
mczyzna. Przedstawi si i powiedzia: Znam pani od
dawna. Wszyscy mwi, e za modu bya pani pikna,
przyszedem powiedzie, e dla mnie jest pani pikniejsza
teraz ni w modoci, e dawna pani twarz modej kobiety
mniej mi si podobaa ni dzisiejsza, zniszczona".
Czsto mam przed oczami ten obraz, ktry ja jedna
jeszcze widz i o ktrym nigdy nie mwiam. Jest zawsze
obecny i podziwiam go w milczeniu. Ze wszystkich, ktre
mnie przedstawiaj, gdzie siebie rozpoznaj, on wanie
podoba mi si najbardziej. Jestem sob oczarowana.
Bardzo wczenie w moim yciu byo za pno.
W wieku osiemnastu lat ju byo za pno. Midzy osiemna
stym a dwudziestym pitym rokiem moja twarz zacza si
zmienia w nieoczekiwany sposb. Zestarzaam si majc
osiemnacie lat. Moe jest tak ze wszystkimi, nie wiem,
nigdy nie pytaam. Zdaje si, e mwiono mi kiedy o takim
ataku czasu, ktry godzi niekiedy w najwczeniejsze lata,
otoczone w yciu najwiksz czci. To starzenie si byo
okrutne. Widziaam, jak ogarnia po kolei moje rysy, jak
zmienia ich proporcje, powiksza oczy, zasmuca spojrzenie,
podkrela usta, naznacza czoo gbokimi bruzdami. Za
miast si tym przeraa, przeciwnie, patrzyam na post
pujce starzenie si mojej twarzy z ciekawoci, ktrej
doznawaabym na przykad w toku lektury. Sdziam te,
i nie myliam si, e tempo starzenia zwolni si kiedy, e
bdzie przebiega normalnie. Ludzie, ktrzy poznali mnie
w czasie podry do Francji jako siedemnastolatk, za
skoczeni byli, widzc mnie po dwch latach, dziewitna
stoletni.
Zachowaam t now twarz. Staa si moj twarz.

Zapewne postarzaa si jeszcze, ale stosunkowo mniej, ni


powinna. Mam twarz pocit gbokimi suchymi zmar
szczkami i spkan skr. Nie obwisa, jak niektre twarze
o bardzo delikatnych rysach, zachowaa te same kontury, ale
zniszczya si jej materia. Moja twarz jest zniszczona.
Musz jeszcze doda, e mam lat pitnacie i p.
Przez Mekong wanie przepywa prom.
Obraz ten trwa tak dugo jak przeprawa przez
rzek.
Mam lat pitnacie i p, w kraju, gdzie nie ma pr
roku, por mamy jedn, monotonn i ciep. Znajdujemy si
w strefie nieustajcego upau, bez wiosny, bez odnowy.
Jestem na pensji pastwowej w Sajgonie. Na tej
wanie pensji jadam i pi, ale wychodz std do szkoy, do
francuskiego gimnazjum. Moja matka, nauczycielka, chce
zapewni creczce rednie wyksztacenie. Potrzebna ci b
dzie szkoa rednia. To, co byo wystarczajce dla niej, dla
maej ju nie wystarcza. Szkoa rednia, a pniej egzamin
z matematyki. Od pierwszych lat szkolnych syszaam cigle
t sam piewk. Nigdy nie mogam sobie wyobrazi, e
unikn egzaminu z matematyki, byam szczliwa robic jej
nadziej. Widziaam zawsze matk budujc co dzie przy
szo swoich dzieci i swoj wasn. Pewnego dnia nie bya
ju w stanie zrobi nic wielkiego dla swych synw, zrobia
wic inaczej, zapewnia im w przyszoci moliwo wizania
koca z kocem, a oni te na swj sposb przyczyniajc si
do tego, zamknli przed sob wszystkie drogi. Przypominam
sobie kursy buchalterii modszego braciszka. Od szkoy
powszechnej poczwszy, kadego roku, na kadym pozio
mie. Trzeba nadrobi, mwia matka. Trwao to trzy dni,
nigdy cztery, nigdy. Nigdy. Przy kadej zmianie posady
zmienialimy szko powszechn. Zaczynao si w nowym
miejscu. Matka wytrzymywaa to przez dziesi lat. Nic z. te
go nie wyszo. Braciszek zosta buchalterzyn w Sajgonie.
A e w Sajgonie nie byo szkoy specjalnej, mj starszy brat

wyjecha do Francji. Tam pozostawa kilka lat, eby sko


czy szko. Nie ukoczy jej jednak. Matka nie bya naiwna,
ale nie miaa wyboru; trzeba byo odseparowa starszego
brata od pozostaych dzieci. Przez kilka lat nie by czonkiem
rodziny.
To w czasie jego nieobecnoci matka nabya kon
cesj. Straszna przygoda, ale dla nas, pozostajcych w domu,
mniej straszna ni jego obecno - przeladowcy dzieci,
polujcego na nas noc.
Mwiono mi czsto, e by to wynik zbyt silnego
nasonecznienia w okresie dziecistwa. Ale ja nie wierzyam.
Powiedziano mi te, e to smutek, w jakim ndza pogra
dzieci. Ale nie. Dzieci-starcy w wyniku godu endemicznego
tak, owszem, ale nie my, my godni nie bylimy, bylimy
biali, byo nam wstyd, sprzedawalimy swoje meble, ale nie
bylimy godni, mielimy boya i czasem co prawda jedlimy
rozmaite paskudztwa, malutkie kajmany i brodniaki, ale
byy to paskudztwa pieczone przez sucego i przez niego
podawane, i niekiedy nawet pozwalalimy sobie na luksus
odmowy jedzenia. Nie, gdy miaam osiemnacie lat, zdarzyo
si co, co sprawio, e powstaa ta twarz. Musiao si to sta
w nocy. Baam si siebie, baam si Pana Boga. W dzie
baam si mniej i mier wydawaa mi si mniej grona. Ale
mnie nie opuszczaa. Chciaam zabi mego starszego brata,
chciaam go zabi, eby cho raz zdoby nad nim przewag,
jeden raz, i zobaczy, e umiera. Po to, eby odebra matce
przedmiot jej mioci, tego syna, ukara j, e go kocha tak
mocno, tak le, a zwaszcza po to, eby ocali modszego
braciszka, dziecko moje, w co wierzyam, przed si yciow
tego starszego brata wiszc nad jego yciem jak czarna
zasona zaciemniajca dzie, przed prawem starszestwa,
ustanowionym przez niego, ktre, reprezentowane przez
ludzkie stworzenie, byo przecie prawem zwierzcia i w ka
dej chwili, codziennie wzbudzao lk o ycie maego bracisz
ka, strach, ktry dosign kiedy serca i zabi go.
[9]

Wiele napisaam o tych bliskich mi ludziach; yli


jeszcze wtedy matka i bracia, i nie pisaam o nich wprost,
kryam tylko wok tych spraw, nie docierajc do ich
sedna.
Historia mojego ycia nie istnieje. Czego takiego
nie ma. Nie ma tam rdzenia. Nie ma drogi, nie ma zarysu.
Istniej rozlege obszary kace domyla si, e by tam
kto, ale to nieprawda, nikogo nie byo. Historia malutkiej
czci mojej modoci jest ju przeze mnie mniej wicej
napisana. Tu za mam na myli t histori przeprawy przez
rzek i sposb, w jaki naley j pojmowa. To co tu pisz, jest
odmienne i podobne. Poprzednio powiedziaam o jasnych.
Jawnych okresach. Tu mwi o nie wyjanionych okresach
modoci, o ukrywaniu niektrych uczynkw, uczu, zda
rze. Zaczam pisa w rodowisku silnie narzucajcym
pruderi. Pisanie dla tych ludzi byo jeszcze moralne.
Obecnie pisanie czsto zdawa by si mogo ju tylko
bahostk. Czasem wiem tyle tylko, e pisanie moe by
bahostk, jeli poda si tylko za prnoci i mod.
Z chwil gdy jest ono tylko, za kadym razem, ujte
w cao, skandaliczn w swej istocie, pisanie to reklama. Ale
najczciej nie mam wasnego zdania, widz, e wszystkie
drogi stoj otworem, e nie bdzie ju tam murw, e
pisarstwo nie bdzie ju skrpowane w swym powstawaniu,
w odtwarzaniu siebie, e jego fundamentalne prawo do
mwienia rzeczy wstydliwych bdzie uszanowane, ale nie
rozstrzygam tego z gry.
Widz teraz, e ju w modoci, majc pitnacie,
osiemnacie lat, miaam twarz zapowiadajc ju t, ktrej
pniej, w rednim wieku, nabawiam si przez alkohol.
Alkohol speni rol, ktrej nie wzi na siebie Bg, rwnie
t, eby mnie zabi, zabi. Ta alkoholowa twarz pojawia si
u mnie jeszcze przed alkoholem. Alkohol mia j utrwali.
Miaam pocig do niego, wiedziaam o tym na rwni z in-

10]

nymi, ale, co ciekawsze, duo wczeniej. Podobnie byo we


mnie miejsce na podanie. Jako pitnastolatka miaam
twarz napitnowan jakby uyciem, nic nie zaznawszy. Ta
twarz bya dobrze widoczna, nawet matka musiaa j
dostrzega. Widzieli j moi bracia. Wszystko zaczo si dla
mnie w ten wanie sposb, przez t twarz przycigajc
spojrzenia, wycieczon, z przedwczenie podkronymi
oczami, przeyt.
Lat pitnacie i p. Przeprawa przez rzek. Powrt
do Sajgonu to dla mnie podr, zwaszcza gdy jad auto
busem. Tego wanie ranka wsiadam do autobusu w Sadek,
gdzie matka kieruje esk szko. Jest koniec szkolnych
wakacji, ju nie wiem, jakich. Pojechaam spdzi je w maym
subowym domku mamy. I tego wanie dnia wracam do
Sajgonu do internatu. Autobus dla tubylcw wyruszy
z placu targowego w Sadek. Matka, jak zwykle, odprowa
dzaa mnie, powierzajc szoferowi, zawsze powierza mnie
szoferom sajgoskich autobusw na wypadek poaru,
gwatu, napaci piratw, grocego mierci uszkodzenia
promu. Szofer posadzi mnie, jak zwykle, obok siebie
z przodu, na miejscu zastrzeonym dla biaych podr
nych.
W czasie tej podry wizerunek mgby si uwy
datni, gdyby w ogle by na czas uchwycony. Mgby
istnie, mogoby by zrobione zdjcie, jak kade inne, gdzie
indziej, w innych okolicznociach. Ale nie zostao zrobione.
Obiekt by zbyt niky, aby je sprowokowa. Komu przyszoby to do gowy? Mogo by zrobione wtedy tylko, gdyby
dao si z gry przewidzie wag tego zdarzenia w moim
yciu, owej przeprawy przez rzek. Wwczas znaczenie jej
byo nie znane. Zna je tylko Bg. Dlatego, a inaczej by nie
mogo, wizerunek ten nie istnieje. Zosta pominity. Zosta
zapomniany. Nie wyrni si z ta, nie zosta w ogle
uchwycony. Sw warto zawdzicza temu, e nie zosta

zrobiony obraz przedstawiajcy doskonao, ktrej sam


byby twrc.
A wic rzecz dzieje si na promie w czasie przeprawy
przez odnog Mekongu, ktra midzy Vinhlongiem a Sadekiem pynie po wielkiej rwninie bota i ryu w pou
dniowej Kochinchinie, zwanej Ptasi.
Wysiadam z autobusu. Podchodz do bariery.
Patrz na rzek. Matka mwi czasem, e nigdy w yciu nie
zobacz rzek rwnie piknych jak wanie ta, rwnie wiel
kich i dzikich jak Mekong i jego odnogi spywajce do
oceanu, wodne obszary, ktre nikn w gbinach mrz. Na
rwninie jak okiem sign rzeki pyn szybko, przelewaj
si, jakby przechylia si ziemia.
Gdy dojedamy do promu, zawsze wysiadam
z autobusu, w nocy rwnie, bo zawsze si boj, boj si, e
liny puszcz, e zniesie nas do morza. W straszliwym prdzie
widz ostatnie chwile swego ycia. Nurt jest tak silny, e
mgby porwa wszystko, zarwno kamienie, jak i katedr,
miasto. Burza dmie we wntrzu wd rzeki. Wiatr si
wzmaga.
Mam na sobie sukienk z surowego jedwabiu, jest
znoszona, niemal przezroczysta. Naleaa przedtem do
matki. Pewnego dnia ju jej nie woya, daa mi j uwaajc,
e jest za jasna. Jest to suknia bez rkaww, z duym
dekoltem. Ma odcie, jakiego nabiera w noszeniu naturalny
jedwab. Pamitam t sukni. Myl, e mi w niej do twarzy.
Zaoyam skrzany pasek, by moe, e jest to pasek moich
braci. Nie przypominam sobie, jakie obuwie nosiam w tych
latach, pamitam tylko niektre sukienki. Najczciej cho
dz bez poczoch, w pciennych sandaach. Mwi
o czasach poprzedzajcych sajgoskie gimnazjum. Od tam
tej pory ju zawsze nosiam pantofle. Tego wanie dnia mam
na sobie t sawetn par ze zotej lamy, na wysokich obcasach.
Nie przypominam sobie, co innego mogabym nosi tego
[12]

dnia, to znaczy, e w nich wanie chodz. Resztki z wyprze


day kupione przez matk. Nosz te ze zotej lamy do szkoy,
chodz do gimnazjum w wieczorowych pantofelkach zdo
bnych w mae wzorki ze strasw. Taka jest moja wola. Tylko
t par pantofli uwaam za odpowiedni dla siebie, i teraz
jeszcze lubuj si w takich, wysokie obcasy s pierwsze
w moim yciu, s pikne, zamiy wszystkie poprzednie
pantofle, te do biegania i zabawy, paskie, z biaego ptna.
To nie pantofle s tego dnia czym niezwykym,
niesychanym w stroju maej. Tego dnia niezwyke jest to, e
maa nosi na gowie mski kapelusz z mikkiego filcu barwy
ranego drzewa, z paskim rondem, z szerok czarn
wstk.
O dwuznacznoci tego wizerunku rozstrzyga ka
pelusz.
Nie pamitam, jak do mnie trafi. Nie widz, kto
mgby mi go da. Sdz, e kupia go matka, i to na moj
prob. Jedynie dlatego, e by pozostaoci z wyprzeday.
Jak wytumaczy ten sprawunek? adna kobieta, adna
dziewczyna w koloniach nie nosi w owych czasach mskiego
filcowego kapelusza. adna miejscowa kobieta te nie. Oto
co musiao si zdarzy: przymierzyam ten kapelusz, ot
tak, dla miechu, przegldnam si w sklepowym lustrze
i ujrzaam, e pod mskim kapeluszem ta pozbawiona
wdziku szczupo ksztatw, w dziecinny defekt sta si
czym innym. Przesta by okrutnym, fatalnym darem
natury. Odwrotnie, okaza si wyborem z rozmysu, prze
ciwnym tamtemu. Nagle okaza si podany. Nieoczeki
wanie widz siebie jakby inn osob, jakbym widziaa kogo
z zewntrz, gotow na przyjcie wszystkich spojrze, pu
szczon w obieg miejskiego ruchu ulicznego, w obieg
podania. Zabieram kapelusz, nie rozstaj si z nim,
posiadam go, w kapelusz, ktry zagarnia mnie ca dla
siebie, ju go nie oddam. Z pantoflami musiao by nieco
podobnie, tyle e pniej, ju po kapeluszu. Kc si one
[13]

z kapeluszem, podobnie jak kapelusz kci si z wtym


ciaem, nadaj si zatem dla mnie. Ich te ju nie porzucam,
wychodz wszdzie w tych pantoflach, w tym kapeluszu,
w kad pogod, przy kadej okazji, gdy id do miasta.
Odnalazam fotografi mego syna w wieku dwu
dziestu lat. Jest w Kalifornii z przyjacikami, z Eryk
i Elbiet Lennart. On te jest chudy, tak chudy, i mona
by powiedzie, e to jaki biay Ugandyjczyk. Zauwayam
jego arogancki umiech, min nieco kpic. Chce nada
sobie odstrczajcy wygld modego wczgi. Podoba si
sobie wanie taki, biedaczek, z min ndzarza, z figur
modego chudzielca. Wanie to zdjcie najblisze jest nie
zrobionemu zdjciu modej dziewczyny z promu.
Ta, ktra kupia rowy kapelusz z paskim rondem
i czarn szerok wstk, kobieta z pewnej fotografii, to
moja matka. Tam wanie rozpoznaj j lepiej ni na
ostatnich zdjciach. Podwrko domu w Petit Lac w Hanoi.
Jestemy razem, ona i my, jej dzieci. Mam cztery lata. Matka
jest w rodku obrazu. Stwierdzam wyranie, e le si
trzyma, e si nie umiecha, e czeka, a skoczy si
fotografowanie. Po jej napitych rysach, po pewnej niedbaoci stroju, po sennym spojrzeniu wiem, e jest gorco,
e jest wyczerpana, e si nudzi. Ale dopiero po sposobie,
w jaki my, jej dzieci, jestemy ubrani, niby ndzarze, poznaj
pewien stan, w ktry matka czasami popadaa, a ktrego
zwiastuny, my, ju w wieku z fotografii, rozpoznawalimy,
oznaki owego nastroju, w ktrym nagle pograa si, nie
mogc ju nas umy, ubra, a czasem nawet nakarmi.
Matka przeywaa co dzie wielkie zniechcenie. Czasem
trwao ono duej, czasem znikao z upywem nocy. Miaam
to szczcie posiada matk zrozpaczon rozpacz tak
czyst, e nawet rado, choby najsilniejsza, nie moga
jej cakowicie z tego wyrwa. Nigdy nie poznaam kon
kretnych powodw, dla ktrych nas w ten sposb zanie[14]

dbywaa. Tamtym razem mogo to by dopiero co pope


nione gupstwo, dom, ktry wanie kupia ten z foto
grafii ktrego wcale nie potrzebujemy, zwaszcza e ojciec
jest ju bardzo chory, bliski mierci, ktra nastpi
za par miesicy. Lub moe dowiaduje si wanie, e sama
z kolei zapada na t chorob, na ktr on umrze. Daty s
zbiene. Jej rwnie jak i mnie musiaa by nie znana
natura objaww owego zniechcenia, ktre przeywaa. Czy
sprawiaa to bliska ju dzi czy jutro mier ojca? czy
zwtpienie w to maestwo? w tego ma? w dzieci? czy
najwaniejsze ze wszystkich zwtpie tyczce mienia?
Tak musiao by co dzie, mam co do tego pewno.
Musiao to by okrutne. Codziennie w pewnym momencie
zjawiaa si ta rozpacz. Przychodzia potem niemono
dalszego dziaania lub sen, a czasem nic, a niekiedy wprost
przeciwnie, kupowanie domw, przeprowadzki, lub czasami
ten wanie nastrj, sam nastrj, przecienie, lub czasem jak
krlowa dawaa, o co tylko j poproszono, kupowaa, co
tylko oferowano, dom w Petit Lac bez adnego powodu, gdy
umiera ojciec, lub ten kapelusz z paskim rondem, bo maa
tak gorco pragna, czy te pantofle ze zotej lamy. Lub nic,
lub tylko spa, umrze.
Nigdy wczeniej nie widziaam filmu z Indiankami
noszcymi podobne kapelusze z paskim rondem i z przodu
warkocze. Tego dnia te mam warkocze, nie upiam
ich jak zwykle. Ale nie s to takie same warkocze.
Mam dwa dugie warkocze z przodu jak kobiety z kina,
ktrych nigdy nie widziaam, ale s to warkocze dzie
cinne. Odkd mam kapelusz, nie upinam ju wosw,
eby go mc woy. Od pewnego czasu mocno ci
gam wosy, zaczesuj je do tyu, chciaabym, aby byy
paskie, eby je byo mniej wida. Co wieczr rozczesuj
i znw zaplatam warkocze, nim si poo, jak nauczya
mnie matka. Wosy mam cikie, mikkie, obolae, mie
dziana gstwa siga mi do bioder. Czsto mwi, e to
[75]

najpikniejsze, co posiadam. Rozumiem wic, e znaczy to,


i nie jestem pikna. Te niezwyke wosy ka sobie obci
w Paryu majc dwadziecia trzy lata, w pi lat po
opuszczeniu matki. Powiedziaam: prosz obci. Obci.
Wszystkie za jednym zamachem, eby oczyci pole dzia
ania, zimne noyczki otary si o skr. Wosy spady na
ziemi. Spytano, czy ycz sobie, eby je zapakowa. Po
wiedziaam: nie. Nie mwio si ju pniej, e mam pikne
wosy, to znaczy, e nie mwiono tyle co przedtem, przed
obciciem. Potem mwio si ju raczej: ona ma pikne
spojrzenie. Umiech te wcale niezy.
Na promie, prosz spojrze, jeszcze je mam. Lat
pitnacie i p. Ju si maluj. Nakadam krem Tokalon,
staram si ukry piegi wysoko na policzkach, pod oczami.
Na krem Tokalon kad cielisty puder marki Houbigan.
Puder jest wasnoci matki. Uywa go, gdy idzie na
wieczorki do Zarzdu Kolonii. Dzi te mam ciemno
czerwon pomadk do ust, winiow jak wtedy. Nie wiem,
jak si o ni postaraam, moe Helena Lagonelle skrada j
dla mnie swojej matce. Ju nie pamitam. Nie uyam
perfum. Matka ma wod kolosk i mydo Palmolive.
Na promie obok autobusu stoi dua czarna li
muzyna z szoferem w biaej pciennej liberii. Jest to owo
wielkie auto-karawan z moich ksiek. To Morris Leon-Bollee. Czarna Lancia ambasady francuskiej w Kalkucie
nie wesza jeszcze wtedy do literatury.
Midzy szoferami a ich panami s jeszcze prze
suwane szybki. S te rozkadane siedzenia. Samochd jest
cigle jeszcze tak wielki jak pokj.
W limuzynie siedzi bardzo elegancki mczyzna,
ktry mi si przyglda. Nie jest biay. Ubrany po euro
pejsku, nosi garnitur z jasnego surowego jedwabiu jak
sajgoscy bankierzy. Przyglda mi si. Przyzwyczaiam si
[16]

ju, e na mnie patrz. W koloniach przygldaj si biaym,


take biaym dwunastoletnim dziewczynkom. Od trzech lat
biali te przygldaj mi si na ulicy, a przyjaciele matki
uprzejmie zapraszaj na podwieczorek, w czasie gdy ich
ony graj w tenisa w klubie sportowym.
Mogabym da si zmyli, uwierzy, e jestem
pikna jak te urodziwe kobiety, za ktrymi si ogldaj, bo
naprawd bardzo czsto ogldaj si za mn. Lecz ja wiem,
e to nie sprawa urody, ale czego innego, tak, czego innego,
na przykad sprytu. Wygldam na tak, na jak chc
wyglda. Rwnie, na pikn, jeli kto chce, ebym bya
pikna czy adna, na przykad dla rodziny, dla rodziny
i nikogo wicej. Mog sta si tak, jakiej kto bdzie sobie
yczy. I wierzy w to. Wierzy rwnie, e jestem czarujca.
Odkd w to uwierzyam, wiem te, e staje si to prawd dla
kogo, kto mnie widzi i chce, ebym bya w jego gucie. Tym
sposobem z ca wiadomoci potrafi by czarujca, nawet
jeli przeladuje mnie ch umiercenia brata. Wspwinn
tej mierci jest tylko matka. Sowo czarujca wymawiam tak,
jak wyraano si o mnie, nie wprost, ale drog okrn, jak
to przy dzieciach.
Zostaam ostrzeona. Teraz ju wiem, e to nie
stroje sprawiaj, e kobiety s bardziej lub mniej pikne, i nie
zabiegi upikszajce ani cena kremu, ani nawet te warto
klejnotw. Wiem, e problem tkwi gdzie indziej. Nie wiem
gdzie. Wiem tylko, e nie tam, gdzie kobiety myl. Przy
gldam si kobietom na ulicach Sajgonu, na placwkach
w puszczy. Trafiaj si bardzo pikne, bardzo biae, bardzo
dbajce o sw urod, zwaszcza na odludziu. Nie robi nic.
pilnuj tylko siebie, zachowuj siebie dla Europy, ko
chankw, wakacji we Woszech, na dugie szeciomiesiczne
urlopy, raz na trzy lata, kiedy wreszcie bd mogy mwi
o tym, co si tu dzieje, o tym szczeglnym yciu kolo
nialnym, o swej subie, o tych doskonaych boyach, o ro
linnoci, balach, o biaych willach tak wielkich, e si

[17]

w nich mona zgubi, gdzie mieszkaj urzdnicy tych


odlegych posterunkw. Wyczekuj. Na prno si ubieraj.
Przygldaj si sobie. W cieniu tych willi wpatruj si
w siebie na pniej, wierz, e przeywaj romans, dugie
szafy pene s sukienek, z ktrymi nie wiadomo ju, co robi,
uzbieranych w cigu dugich dni oczekiwania. Niektre
kobiety popadaj w obd. Niektre puszczane s kantem dla ja
kiej modszej, zachowujcej milczenie sucej. Puszczane kan
tem. Sycha, jak to sowo ich dosiga, dwik, jaki wydaje,
jest jak odgos wymierzonego policzka. Niektre si zabijaj.
To uchybienie kobiet wobec samych siebie, przez nie same
stosowane, zawsze wydawao mi si bdem.
Trzeba byo tylko wzbudzi podanie. Byo w tej,
co je wywoywaa, lub nie istniao wcale. Trwao ju tam od
pierwszego spojrzenia lub nie istniao nigdy. Byo jakby
natychmiastow zmow pci lub niczym. To te pojam ju
wczeniej, zanim jeszcze tego dowiadczyam.
Jedn tylko Helen Lagonelle omino prawo do
bdu. Tkwic jeszcze cigle w dziecistwie.
- Dugo nie miaam wasnych sukienek. Moje su
kienki s z rodzaju workw, przerobione ze starych sukien
matki, ktre te s czym w rodzaju workw. Nie liczc tych,
ktre matka kazaa D uszy dla mnie. D to guwernantka,
ktra nie opuci nigdy mojej matki, nawet po jej powrocie do
Parya, nawet gdy mj starszy brat bdzie usiowa j
zgwaci w subowym domku w Sadek, nawet wtedy, gdy
ju nie bdzie otrzymywa zapaty. D zostaa wychowana u
sistr, haftuje, robi zakadki, szyje w rku, jak ju si nie
szyje od wiekw, igami cienkimi jak wos. Poniewa haftuje,
moja matka kae jej wyszywa pociel. Poniewa robi
zakadki, matka kae jej szy dla mnie sukienki w zakadki,
sukienki z falbankami, nosz te workowate sukienki, ju
niemodne, cigle jeszcze dziecinne, z dwoma rzdami za
kadek na przodzie i okrgym konierzykiem, albo spdnice

z fad lub falbanami wykoczonymi skosem, eby byo szy


kowniej. Nosz te workowate suknie z paskami, co je
zupenie znieksztaca i czyni je niemiertelnymi.
Lat pitnacie i p. Ciao mam szczupe, prawie
chude, piersi jeszcze dziecinne, umalowana jestem w ko
lorach bladorowym i czerwonym. I ten strj, ktry
mgby wzbudza miech, z ktrego nikt si nie mieje.
Widz, e w tym mieci si wszystko. Jest w tym wszystko
i nic jeszcze nie jest grane, widz to po oczach, wszystko ju
jest w oczach. Chc pisa. Ju to matce powiedziaam: pisa,
tego wanie chc. Za pierwszym razem nie ma odpowiedzi.
Potem pyta: co pisa? Ksiki, mwi, powieci. Mwi
twardo: jak zdasz z matematyki, bdziesz sobie pisaa do
woli, to ju mnie nie bdzie obchodzio. Jest przeciwna, to
nic niewarte, to nie jest praca, to arty - pniej powie:
dziecinny pomys.
Maa w filcowym kapeluszu jest na pomocie pro
mu w mtnym odblasku rzeki, okciami wsparta o porcz.
Mski kapelusz zabarwia rem ca scen. Jest to jedyny
kolor. W upalnym mglistym socu zacieraj si brzegi rzeki
czc si z horyzontem. Toczy si gucho, bez haasu, jak
krew w ciele. Nad wod nie ma wiatru. Silnik promu, jedyny
dwik w tej scenie, haasuje jak stara zdezelowana maszyna
z wybitym korbowodem. Od czasu do czasu wraz z lekkimi
podmuchami wiatru dochodz gosy ludzkie. A potem
poszczekiwania psw dobiegaj z zewszd, zza mgy, ze
wszystkich wiosek. Maa zna przewonika ju od dziecka.
Przewonik umiecha si do niej pytajc o wiadomoci
o Pani Dyrektorce. Mwi, e czsto j widuje podrujc
w nocy, jak jedzie na zapor w Kambody. Matka czuje si
dobrze, mwi maa. Rzeka siga po sam burt, jej nurt
przecina stojce wody ryowisk nie mieszajc si z nimi.
Zbiera wszystko, na co trafi, poczwszy od kambodaskiego lasu, od Tonlesap. Porywa wszystko, co si nadarzy,
somianki. lasy, zgliszcza, martwe ptaki, zdeche psy, tygry
[19]

sy, utopione bawoy, topielcw, przynty, wysepki zgarni


tych przez wod hiacyntw, wszystko to zmierza do Pacy
fiku, nic nie ma czasu pyn, wszystko porywa gboka
zawrotna burza wewntrznego, prdu, wszystko zostaje si
rzeki wyniesione na jej powierzchni.
Odpowiedziaam jej, e ponad wszystko chc pisa,
tylko to, nic innego, nic. Jest zazdrosna. adnej odpo
wiedzi, szybkie spojrzenie zaraz odwrcone, nieznaczne,
niezapomniane wzruszenie ramion. Ja pierwsza bd gotowa
odej. Bdzie jeszcze musiaa poczeka par lat, zanim mnie
straci, wanie mnie, to dziecko. O synw nie byo obawy.
Ale z gry wiedziaa, e odejdzie wanie ona, e uda si jej
odej. Pierwsza z francuskiego. Dyrektor mwi: pani
crka jest pierwsza z francuskiego. Matka nic nie mwi,
niezadowolona, e to nie synowie s pierwsi z francuskiego,
wistwo, moja matka, moje ukochanie, pyta: a z mate
matyki? Mwi: to jeszcze nie to, ale przyjdzie z czasem.
Matka pyta: kiedy przyjdzie? Odpowiadaj: jak tylko si jej
spodoba, prosz pani.
Moja matka, moje kochanie, niewiarygodnie mie
szna posta w bawenianych poczochach cerowanych przez
D, myli jeszcze, e w tropikach trzeba nosi poczochy, eby
by pani dyrektork szkoy, a w tych opakanych sukienkach,
niezgrabnych, przerabianych przez D, wyglda, jakby wy
sza ze swojej pikardyjskiej farmy, penej kuzynek, nosi wszy
stko a do zdarcia, myli, e tak naley, e trzeba zasu
y na obuwie, pantofle ma wykrzywione, chodzc przekrzy
wia je i sprawia sobie wcieky bl, wosy ma cignite
w kok i zwinite jak Chinka, wstyd nam przynosi, wstydz
si jej na ulicy przed gimnazjum, kiedy zajeda tym swoim
2CV, wszyscy si przygldaj, a ona w niczym si nie
orientuje, nigdy, nadaje si tylko, eby j zamkn, wytuc,
zabi. Patrzy na mnie i mwi: moliwe, e ty si z tego
wydostaniesz. Dzie i noc te obsesje. Nie to, e trzeba do
czego doj, ale e trzeba wyj std, gdzie si jest.
[20]

Gdy matka odzyskuje humor wyrwawszy si z roz


paczy, odkrywa mski kapelusz i pantofelki z lamy. Pyta, co
to jest. Mwi, e nic takiego. Przyglda mi si przez chwil,
to jej si podoba, umiecha si. To nieze, mwi, niele ci
w tym, to ci zmienia. Nie pyta, czy to ona kupia, wie, e to
ona. Wie, e jest do tego zdolna, e w pewnych wypadkach,
o ktrych mwiam, mona z niej wycign, co si chce, e
nie potrafi si nam przeciwstawi. Mwi jej nie martw
si, to wcale nie jest takie drogie. Pyta, gdzie to byo. Mwi,
e na ulicy Catinat bya wyprzeda. Patrzy na mnie z sym
pati. Musi uwaa to za pocieszajc oznak, ow wy
obrani maej i pomys ubrania si w ten sposb. Nie tylko
dopuszcza do tej bazenady, do czego niestosownego, sama
ukadna jak wdowa i ubrana w szaroci jak bya mniszka, ale
ta niestosowno si jej podoba.
Mski kapelusz te wie si z bied, poniewa
konieczny bdzie dopyw pienidzy do domu, tak czy inaczej
bdzie konieczny. Wok niej jest pustka. Synowie to
pustka, nie bd nic robi, zasolone ziemie to te stracony
pienidz, to koniec. Pozostaje wanie ta miaa, ktra ronie
i ktra pewnego dnia moe bdzie wiedziaa, jak si spro
wadza pienidze do domu. Dlatego wanie, o czym ono
jeszcze nie wie, matka pozwala swemu dziecku wychodzi
w tym stroju dziecicej prostytutki. Dlatego rwnie, e
dziecko wie ju, co zrobi, aby uwag, z ktr si do niej
odnosz, obrci tak, by przynosia dochd. U matki
wywouje to umiech.
Matka poszukujc pienidzy nie przeszkodzi jej
w tym. Dziecko powie: poprosiam go o 500 piastrw na
powrt do Francji. Matka powie, e to dobrze, e tyle
wanie trzeba, eby urzdzi si w Paryu, powie: za 500
piastrw da si to zrobi. Dziecko wie, e to, co robi, jest
wanie tym, co matka chciaaby, eby dziecko robio, gdyby
zdobya si na odwag, gdyby starczyo jej si, gdyby bl
[21]

wywoany sam o tym myl nie wyczerpywa jej dzie za


dniem.
W ksikach odnoszcych si do mego dziecistwa
nie wiem ju, co pominam, a co powiedziaam. Myl, e
powiedziaam o mioci, z ktr odnoszono si do naszej
matki, ale nie wiem, czy mwiam o nienawici, ktr r
wnie do niej ywiono, i o mioci, z jak odnosili si jedni
do drugich, i o rwnie straszliwej nienawici, tej wsplnej
historii zniszczenia i mierci, stanowicej w kadym wy
padku dzieje rodziny, tak w wypadku mioci jak i niena
wici, co wymyka si mojemu rozumowi, jeszcze nieosi
galne dla mnie, ukryte w gbi ciaa, lepe jak nowo
narodzone dzieci. Tu zaczyna si obszar milczenia. To, co
si tam dzieje, jest wanie milczeniem, powoln prac na
cae ycie. Cigle jeszcze patrzc na te nawiedzone dzieci,
jestem rwnie daleko od zgbienia tajemnicy. Nigdy nic nie
napisaam mylc, e to robi, nigdy nie kochaam mylc, e
kocham, nie czyniam nic, tylko czekaam przed za
mknitymi drzwiami.
Wtedy gdy przeprawiam si promem przez Mekong, w dniu czarnej limuzyny, matka nie zrezygnowaa
jeszcze z koncesji na zapor.
Od czasu do czasu odbywamy jeszcze t drog jak
dawniej w nocy, jedzimy jeszcze we troje, aby spdzi tam
kilka dni. Jestemy wanie na werandzie bungalowu, na
przeciw gry w Syjamie. Po czym wracamy. Ona nie ma tam nic
do roboty, ale cigle powraca. Ja i mj braciszek jestemy
przy niej na werandzie, zwrceni w stron lasu. Jestemy
teraz zbyt duzi, eby si kpa w wodach dopywu, nie
chodzi si ju poszy czarnej pantery na bagna przy ujciu
rzeki, nie chodzi si ju ani do lasu, ani do wiosek
plantatorw pieprzu. Wszystko wok nas uroso. Nie ma
ju dzieci ani na bawoach, ani gdzie indziej. I my rwnie
naznaczeni jestemy dziwnoci i ta sama ospao, ktra
[22]

opanowaa matk, opanowaa te nas. Nie nauczylimy si


niczego patrzc w las, wyczekujc i paczc. Ziemie na dole
s ostatecznie stracone, sucy uprawiaj grne poletka,
zostawia si im nie uszczony ry, nie otrzymuj zapaty,
korzystaj z solidnych trzcinowych chat, ktre kazaa
zbudowa matka. Lubi nas, jakbymy byli czonkami ich
rodzin, postpuj tak, jakby strzegli naszego bungalowu,
i naprawd go pilnuj. Nic nie brakuje z ubogich statkw.
Cigle znika gnijce w deszczu pokrycie dachu. Ale meble s
wyczyszczone. Ksztat bungalowu, widoczny z drogi, rysuje
si wyranie. Drzwi s codziennie otwierane, eby wiatr
przewiewa i osusza drewno. I zamykane wieczorem przed
bezdomnymi psami, przed przemytnikami z gr.
Sami widzicie, e to nie w kantynie w Ream, jak
napisaam, spotykam bogatego mczyzn w czarnej limu
zynie, ale ju po rezygnacji z koncesji, dwa, trzy lata pniej,
na promie, w dniu, o ktrym opowiadam, w wietle mgli
stym i gorcym.
Ptora roku po tym spotkaniu matka wraca z nami
do Francji. Sprzeda wszystkie swoje meble. A potem poje
dzie ostatni raz na zapor. Usidzie na werandzie twarz do
zachodzcego soca, obejrzy si raz jeszcze na Syjam, ostatni
raz, pniej ju nigdy, nawet gdy znw opuci Francj, kiedy
raz jeszcze zmieni zdanie i jeszcze raz wrci do Indochin,
eby dosta emerytur w Sajgonie, nigdy wicej nie pjdzie
pod t gr, pod to niebo nad lasem, te i zielone.
Tak, musz powiedzie, ju w pnym wieku roz
pocza ycie od nowa. Ukoczya szko jzyka francus
kiego, Now Szko Francusk, co pozwoli jej opaci cz
moich studiw i utrzymywa starszego syna do koca ycia.
Modszy braciszek umar po trzech dniach na
zapalenie puc, serce nie wytrzymao. W tym wanie mo[23]

mencie opuciam matk. Byo to w czasie japoskiej


okupacji. Tego wanie dnia skoczyo si wszystko. Nigdy
wicej nie zadaam jej pytania o nasze dziecistwo, o ni.
Umara dla mnie wraz ze mierci maego braciszka. Tak
samo jak mj starszy brat. Nie mogam opanowa grozy,
jak mnie nagle przejli. Nie obchodz mnie ju.
Po owym dniu nic wicej o nich nie wiem. Dotd
jeszcze nie wiem, jak si jej udao spaci dugi drobnym
wierzycielom. Pewnego dnia ju nie przyszli. Widz ich.
Siedz w maym saloniku w Sadek z biaymi przepaskami na
biodrach. Siedz bez sowa, miesicami, latami. Sycha, e
matka pacze, e ich przeklina, jest w swoim pokoju, nie chce
stamtd wyj, krzyczy, eby jej dali spokj, s gusi,
spokojni, umiechnici, zostaj. A nagle pewnego dnia ju
ich tam nie ma. Obecnie ju moja matka i dwaj bracia nie
yj. Za pno te na wspomnienia. Teraz ju ich nie
kocham. Nie wiem, czy ich kochaam. Opuciam ich. Nie ma
w moich mylach zapachu jej skry ani w moich oczach
koloru jej oczu. Gosu te nie pamitam, czasem tylko
odczuwam jego sodycz w wieczornym znueniu. Nie sysz
ani miechu, ani krzyku. Skoczone, nie pamitam ju.
Dlatego wanie pisze mi si o niej tak atwo, tak dugo,
obszernie, staa si moj codzienn pisanin.
W Sajgonie musiaa przebywa od 1932 do 1949.
W grudniu 1942 umiera mj braciszek. Ona nie jest w stanie
nigdzie si ruszy. Zostaa tam jeszcze, jak mwi, w pobliu
grobu. A potem wrcia w kocu do Francji. Gdy si
zobaczyymy, mj syn mia dwa lata. Za pno byo, eby
si odnale. Zrozumiaymy to od pierwszego wejrzenia.
Nie byo czego szuka. Prcz starszego syna z ca re
szt koniec. Pojechaa do Loir-et-Cher y tam i umiera
w zamku a la Ludwik XIV. Mieszkaa z D. Nocami jeszcze
si baa. Kupia fuzj. D stawaa na czatach w mansar
dowych pokojach na ostatnim pitrze zamku. Kupia te
w Amboise posiado dla swego starszego syna. Byy tam
[24]

lasy. Kaza lasy wyci. Pojecha do Parya zagra tymi


pienidzmi w bakarata w klubie. Lasy utraci w jedn noc.
Jeli gdzie moje wspomnienie zaamuje si nagle i by moe
nawet mj brat doprowadza mnie do paczu, to z powodu
utraty tych lasw. Tyle tylko wiem, e znajduj go picego
w jego aucie na Montparnasse, przed La Coupole, e chce
umrze. Co potem, ju nie wiem. Trudno po prostu wyo
brazi sobie, co ona zrobia z tym swoim zamkiem, wci
jeszcze dla starszego syna, pidziesicioletniego dziecka,
ktre nie umie zarabia pienidzy. Kupuje elektryczne
wylgarki, instaluje w duym salonie na dole. Ma 600 kurczt
naraz, czterdzieci metrw kwadratowych kurczt. Pomylia
si manipulujc podczerwieniami, adnego kurczcia nie
mona nakarmi. Szeset kurczt ma nieszczelne dzioby,
nie domykajce si, wszystkie zdychaj z godu; nie zacznie
znw od pocztku. Przyjechaam do zamku w czasie wylgu,
byo wito. A potem fetor zdechych kurczakw i ich karmy
by tak silny, e nie mogam nic zje w zamku mojej matki,
eby nie wymiotowa.
Umara midzy D i tym, ktrego nazywa swym
dzieckiem, w wielkim pokoju na pierwszym pitrze, dokd
w czasie mrozw wpdzaa na noc owce, cztery do szeciu
sztuk wok ka, i tak przez kilka ostatnich zim.
Wanie tam, w ostatnim domu, tym nad Loar, gdy
skoczy ju ze swym nieustannym, balansowaniem tam
i z powrotem, podsumowujc rodzinne sprawy, widz po raz
pierwszy wyranie szalestwo. Widz, e matka jest naj
wyraniej szalona. Widz, e D i mj brat mieli zawsze
wzgld na to szalestwo. Ja nie, nigdy tego jeszcze nie
widziaam. Nie widziaam nigdy matki w stanie szalestwa.
Bya szalona. Od urodzenia. Miaa to we krwi. Nie bya
chora na szalestwo, ya w nim, jakby bya zdrowa. Mi
dzy D i starszym synem. Nikt poza nimi nie rozumia tej
sprawy. Zawsze miaa wielu przyjaci, zachowywaa przez
[25]

dugie lata tych samych i zdobywaa sobie nowych, czsto


bardzo modych, spord przybywajcych na odlege pla
cwki, czy pniej wrd ludzi z Touraine, midzy ktrymi
wielu byo emerytw z francuskich kolonii. Zatrzymywaa
przy sobie ludzi, i to w rnym wieku, z racji swej inteli
gencji, jak mwili, tak ywej, przez sw wesoo i nie
zrwnan naturalno, ktra nigdy nie nuya.
Nie wiem, kto zrobi t fotografi rozpaczy. T
z podwrka domu w Hanoi. By moe mj ojciec, po raz
ostatni. Za par miesicy zostanie repatriowany do Francji
ze wzgldu na stan zdrowia. Przedtem bdzie zmienia
stanowiska, dostanie nominacj w Phnom-Penh. Zostanie tam
kilka tygodni. Umrze, nim minie rok. Matka nie zechce
wrci z nim do Francji, pozostanie tam, gdzie bya,
zatrzyma si tam. W Phnom-Penh. W cudownej rezydencji
wychodzcej na Mekong, w dawnym paacu krla Kam
body, porodku przeraajcego wielohektarowego parku,
w ktrym moja matka si boi. W nocy ona sama napdza
nam strachu. Wszyscy czworo pimy w jednym ku. Ona
mwi, e boi si nocy. W tej rezydencji matka dowie si
o mierci mojego ojca. Dowie si tego, zanim nadejdzie
telegram, poprzedniego dnia, dziki znakowi, jaki sama
tylko zdoaa ujrze, usysze: poznaa to po oszalaym
ptaku, co odezwa si w rodku nocy, zagubiony w biurze w
pnocnej czci paacu, w gabinecie mego ojca. Tam te
kilka dni po mierci ma, rwnie w rodku nocy,
matka znalaza si twarz w twarz z postaci ojca,
swego ojca. Zapala wiato. On jest. Stoi przy stole, wy
prostowany, w wielkim omioktnym salonie paacu. Patrzy
na ni. Pamitam krzyk, woanie. Obudzia nas, opowie
dziaa ca histori, e by ubrany w swj niedzielny po
pielaty garnitur, e sta, patrzc wprost na ni. Mwi:
zawoaam go tak jak w dziecistwie. Mwi: wcale si nie
zlkam. Podbiega do znikajcej postaci. Obaj zmarli w dniu
i godzinie ptakw i zjaw. Std bez wtpienia wzi si nasz
[26]

podziw dla wiedzy matki we wszystkich sprawach, nie


wyczajc mierci.
Wytworny mczyzna wysiad z limuzyny, pali
angielskiego papierosa. Przyglda si modej dziewczynie
w mskim kapeluszu i zotych pantofelkach. Zblia si do
niej powoli. Jest oniemielony, to wida. Nie od razu si
umiecha. Od razu proponuje jej papierosa. Rka mu dry.
Rni si ras, on nie jest biay, musi przezwyciy t
rnic i dlatego dry. Ona mwi, e nie pali, nie, dzikuje.
Nic innego nie mwi, nie mwi: prosz mnie zostawi w spo
koju. Wic on boi si ju mniej. I wtedy mwi, e mu si zdaje,
i ni. Ona nie odpowiada. Nie ma potrzeby odpowiada, bo
i co mogaby odpowiedzie? Czeka. Wic on pyta: ale skd
si pani tu wzia? Ona mwi, e jest crk nauczycielki
z eskiej szkoy w Sadek. On si zastanawia, a potem mwi,
e sysza o tej pani, jej matce, e nie ma szczcia z t
koncesj, ktr, zdaje si, kupia w Kambody, prawda?
Tak, to wanie to.
Powtarza, e to zupenie niezwyke, e j widzi na
promie. Tak wczenie rano, taka moda, pikna dziewczyna,
pani nie zdaje sobie sprawy, to co nieoczekiwanego, moda,
biaa dziewczyna w miejscowym autobusie.
Mwi, e do twarzy jej w kapeluszu, nawet bardzo,
e to... oryginalne... mski kapelusz, czemu by nie? Jest
taka adna, moe sobie na wszystko pozwoli.
Przyglda mu si. Pyta, kim jest. On mwi, e
wraca z Parya, gdzie skoczy studia, e te mieszka
w Sadek, wanie nad rzek, w duym domu z wielkimi
tarasami o niebieskich ceramicznych balustradach. Pyta,
kim jest. Mwi, e jest Chiczykiem, e jego rodzina
pochodzi z pnocnych Chin, z Fou-Chouen. Czy pozwoli
pani odwie si do domu do Sajgonu? Zgadza si. Mwi do
szofera, eby wzi bagae modej dziewczyny z autobusu
i wstawi je do czarnego auta.
Chiczyk. Z tej nielicznej finansjery pochodzenia
[27]

chiskiego, ktra ma w rku wszystkie tanie nieruchomoci


w kolonii. To on przeprawia si tego wanie dnia przez
Mekong w kierunku Sajgonu.
Dziewczyna wsiada do czarnego auta. Drzwi si
zamykaj. Naraz pojawia si ledwie wyczuwalny smutek,
jakby zmczenie, wiato na rzece blednie. Leciutkie ogu
szenie, wszdzie mga.
Nigdy ju nie bd podrowa autobusem prze
znaczonym dla miejscowych. Bd mie odtd limuzyn,
ktra bdzie mnie wozi do szkoy i odwozi do internatu.
Bd jadaa obiady w najelegantszych dzielnicach miasta.
I zawsze bd skonna aowa tego wszystkiego, co robi,
co pozostawiam, co bior, zarwno dobrego jak i zego,
autobusu, kierowcy autobusu, z ktrym mialimy si
wsplnie, ujcych betel staruszek z tylnych miejsc, dzieci na
baganikach, rodziny w Sadek, straszliwej rodziny w Sadek
i jej genialnego milczenia.
Mwi. Mwi, e sprzykrzy mu si Pary, czaru
jce paryanki, hulanki, bomby, o la-la, kawiarnia La
Coupole, La Rotonde, ja wol La Rotonde ni te nocne
lokaliki, t zadziwiajc egzystencj, ktr prowadzi przez
dwa lata. Ona suchaa chonc te wiadomoci z jego
opowiada, ktre wskazywayby na ilo milionw. Opo
wiada dalej. Matka mu umara, by jedynakiem. Pozosta mu
tylko ojciec, waciciel pienidzy. Ale wie pani, jak to
jest, od dziesiciu lat on przylepiony do swojej fajki opium,
wiecznie wpatrzony w rzek, majtkiem zarzdza ze swego
polowego ka. Ona mwi, e wie.
On nie zgodzi si na maestwo syna z ma bia
prostytutk z placwki w Sadek.
Obraz zaczyna si duo wczeniej, zanim jeszcze
zaczepi to biae dziecko koo bariery, w chwili gdy wysiada
[28]

z czarnej limuzyny i zacz si do niej zblia, a ona poznaa,


poznaa, e si ba.
Ona ju od pierwszej chwili co wie, co, co oznacza,
e zdany jest na jej ask. Wic i inni byliby te zdani na jej
ask, gdyby si nadarzya okazja. Wie te co innego, e
nadesza ju niewtpliwie pora, kiedy nie moe unikn
pewnych zobowiza wobec samej siebie. I uwiadamia
sobie tego wanie dnia, e jej matka ani bracia nie powinni
o tym wiedzie. Z chwil gdy wesza do czarnego auta,
zrozumiaa, e jest poza rodzin, po raz pierwszy i na zawsze.
Odtd oni nie powinni wiedzie, co si z ni bdzie dziao.
Nawet gdyby j im zabrano, porwano, zraniono, znieprawiono, oni nie powinni si ju o tym dowiedzie. Ani matka,
ani bracia. Taki bdzie odtd ich los. Mona by nad tym
zapaka ju w czarnej limuzynie.
Dziecko bdzie miao teraz do czynienia z pier
wszym mczyzn, pierwszym, z tym wanie, ktry przed
stawi si na promie.
Poszo to bardzo szybko, tego dnia, w pewien
czwartek. Przychodzi do niej codziennie do szkoy, eby
odprowadzi j do internatu. Potem, wanie w pewien
czwartek, przyszed po poudniu do internatu. Zabra j
czarnym samochodem.
To jest w Cholon, po przeciwnej stronie bulwarw,
ktre cz chiskie miasto z centrum Sajgonu. Po szerokich
ulicach jed tramwaje, riksze, autokary. Jest wczesne
popoudnie. Udao jej si wymkn z obowizkowego
spaceru dla dziewczt z internatu.
Jest to miejsce w poudniowej czci miasta, no
woczesne, mona by powiedzie urzdzone w popiechu
meblami w stylu secesji. Mwi: nie wybieraem mebli.
W garsonierze jest ciemno, nie prosi, eby podcign
aluzje. Ona nie potrafi okreli swych uczu, nie czuje
nienawici ani te odrazy, by moe jest to ju wanie
podanie. Nie zna si na tym. Zgodzia si przyj, gdy
[29]

tylko j wczoraj wieczr o to poprosi. Jest wanie tu, gdzie


ma by, przeniesiona tutaj. Odczuwa lekki strach. Istotnie
mogoby si zdawa, e musi to by zgodne nie tylko z jej
oczekiwaniem, ale te z tym, co w jej przypadku powinno by
si wanie zdarzy. Zwraca piln uwag na rzeczy zewn
trzne, na wiato, na zgiek miejski, w jakim pokj jest
pogrony. On dry. Z pocztku patrzy na ni tak, jakby si
spodziewa, e ona przemwi, ale ona si nie odzywa. Wic
on te si nie rusza, nie rozbiera jej, mwi, e kocha j jak
szaleniec, mwi to cakiem cicho. Potem milknie. Ona nie
odpowiada. Mogaby odpowiedzie, e go nie kocha. Nie
mwi nic. Pojmuje nagle, rozumie, e on jej przecie nie
zna, e nigdy jej nie pozna i e nie jest w stanie zrozumie
a takiej przewrotnoci. e nigdy nie bdzie umia podj
tylu i takich zabiegw, eby si w tym poapa, e nigdy
nie zdoa. Znajomo tej sprawy to jej rzecz. Ona wie.
I z powodu jego naiwnoci uwiadamia sobie nagle, e ju
na promie si jej podoba. Podoba si jej, rzecz zaleaa tylko
od niej samej.
Mwi mu: wolaabym, eby pan mnie nie kocha.
A nawet gdyby mnie pan kocha, chciaabym, eby pan
postpi, jak zwykle z kobietami. On patrzy jakby prze
raony, pyta: tego pani pragnie? Ona mwi, e tak. Wtedy
wanie, w tym pokoju, zacz po raz pierwszy cierpie, gdy
chodzi o to, nie kamie. Mwi, e wie ju, e ona nie pokocha
go nigdy. Pozwala mu mwi. Z pocztku odpowiada, e
tego nie wie. Potem pozwala mu mwi.
Mwi, e jest sam, okrutnie samotny w swej mioci
do niej. Mwi mu, e ona te jest samotna. Nie mwi, w czym.
On: posza pani ze mn a tu, jakby sza pani z kimkolwiek.
Odpowiada, e ona nie moe tego wiedzie, e nigdy jeszcze
nie posza z nikim do garsoniery. Mwi, e nie chce, eby do
niej przemawia, e pragnie, aby robi to, co zwykle z
kobietami, ktre sprowadza do garsoniery. Baga go, eby
postpi w ten wanie sposb.
[30]

Zerwa sukienk, rzuca j, zerwa malutkie figi


z biaej baweny i tak obnaon niesie na ko! I wtedy
odwraca si w drug stron i pacze. A ona powoli, cierpliwie
obraca go ku sobie i zaczyna rozbiera. Robi to z zamkni
tymi oczami. Powoli. On chce uczyni ruch, eby jej pomc.
Ale ona prosi, eby si nie rusza. Pozwl. Mwi, e chce to
zrobi sama. Robi to. Rozbiera. Gdy go o to prosi, on
delikatnie przesuwa swe ciao w ku tak lekko, jakby nie
chcia jej zbudzi.
Skra ma wspania gadko. Ciao jest chude,
bezsilne, niemuskularne, jakby wracajce do zdrowia po
przebytej chorobie, bezwose, niemskie prcz pci, bardzo
sabe, jakby bezbronne wobec zniewagi, cierpice. Ona nie
patrzy mu w twarz. Nie oglda go. Dotyka. Dotyka
gadzizny pci, skry, piersi zocisty kolor, nieznan nowo.
On wzdycha, pacze. W mioci jest wstrtny.
I robi to paczc. Z pocztku jest bl, a potem ten
bl staje si kolejn zdobycz, odmieniony, narastajcy z
wolna, wznoszcy si ku rozkoszy, spleciony wraz z ni.
Morze, nieuchwytne w swym ksztacie, po prostu
niezrwnane.
Na promie, nim jeszcze nadejdzie pora, obraz
mgby w tym wszystkim ju teraz uczestniczy.
Posta kobiety w cerowanych poczochach prze
suna si przez pokj. Nareszcie ukazuje si jako dziecko.
Synowie ju to znali. Crk jeszcze nie. Nigdy ju nie bdzie
rozmawia o matce, o tej wiedzy, jak o niej posiadaj i jaka
ich od niej dzieli, o tej decydujcej ostatecznej wiedzy
o dziecistwie ich matki. Matka nie zaznaa radoci.
Nie wiedziaam, e si krwawi. Spyta, czy mnie
bolao, powiedziaam nie, mwi, e go to uszczliwia.
Wyciera krew, myje mnie. Patrz, jak to robi.
Wraca niepostrzeenie, znw staje si godny podania.
[31]

Zadaj sobie pytanie, skd wziam si przeciwstawienia si


zakazowi ustanowionemu przez matk. Z takim spokojem,
z determinacj. Jak doszam do tego, eby zdecydowa si
na wszystko.
Przygldamy si sobie. Cauje moje ciao. Pyta,
dlaczego przyszam. Mwi, e musiaam to zrobi, e byo
to jakby z obowizku. Po raz pierwszy rozmawiamy. Opo
wiadam mu, e mam dwch braci. Mwi, e nie, mamy
pienidzy. Nic wicej. Zna starszego brata, spotyka go
w palarniach na naszej placwce. Mwi, e ten brat okrada
matk, eby mc pali, e okrada sucych, a czasem
dzierawcy palarni przychodz do matki po pienidze.
Mwi o koncesji. Mwi, e matka umrze, to duej nie
moe trwa. e bliska mier matki musi by zwizana z
tym, co mi si dzi przydarzyo.
Spostrzegam, e go podam.
Lituje si nade mn, mwi, e wcale nie jestem godna
litoci, e nikt prcz matki nie jest jej godzien. Mwi: przysza
dlatego, e mam pienidze. Powiadam, e takim go wanie
pragn, razem z jego pienidzmi, e gdy go ujrzaam, by ju
w tym aucie, wrd tych pienidzy, nie mog wic wiedzie,
co bym zrobia, gdyby byo inaczej. Mwi: chciabym ci
zabra, wyjecha z tob. Mwi, e nie mogabym teraz
opuci matki bez alu. Mwi, e stanowczo nie ma do mnie
szczcia, ale e jednak da mi pienidze, ebym si nie
niepokoia. Znw si pooy. Znw milkniemy.
Zgiek miasta jest bardzo silny, we wspomnieniu
przypomina dwik zbyt gono puszczonego filmu, dwik,
ktry ogusza.. Dobrze pamitam, pokj jest ciemny, nie
rozmawiamy, zanurzony w nieustannym zgieku miasta,
zakotwiczony w miecie, w miejskim trybie ycia. W oknach
nie ma szyb, s story i aluzje. Na storach wida cienie ludzi
przechadzajcych si w socu po trotuarach. Tu zawsze s
wielkie
tumy.
aluzje
z
listew
tworz
rwno
miernie prkowane cienie. Klaskanie drewnianych sabotw wbija si w gow, przeraliwie brzmi gosy, chiski to
[32]

jzyk, ktrym si krzyczy, tak wyobraam sobie jzyk


pustyni, jest to jzyk niewiarygodnie obcy.
Na zewntrz trwa schyek dnia, poznaj to po
gosach i po coraz bardziej narastajcym zamieszaniu. To
jest miasto rozkoszy, ktre noc w peni rozkwita. A noc
zaczyna si teraz, wraz z zachodem soca. ko dziel od
miasta aluzje i stora z baweny. aden jednak materia nie
odgradza nas teraz od innych ludzi. Oni nie wiedz o naszym
istnieniu. My postrzegamy co z nich, sum ich gosw, ich
ruchw, jakby jaka syrena wyrzucaa z siebie urywany
dwik, smutny, bez echa.
Zapach karmelu przenika do pokoju, wo palonych
orzeszkw, chiskich sosw, pieczonych mis, zi, jaminu,
kurzu, kadzida, poncego drzewnego wgla przynoszo
nego tu w koszykach, sprzedawanego na ulicach. Zapach
miasta jest taki jak w dalekich wioskach w buszu, w lesie.
Nagle ujrzaam go w czarnym szlafroku. Siedzia,
pi whisky, pali. Powiedzia, e usnam, a on wzi prysznic.
Zaledwie poczuam, jak nadszed sen. Zapali lamp na
niskim stole.
Ma nawyki, pomylaam nagle o nim. Musi wzgl
dnie czsto bywa w tym pokoju, jest mczyzn, ktry musi
czsto uprawia mio. Jest to mczyzna lkliwy, musi
czsto uprawia mio, eby pokona lk. Upodobaam
sobie tak myl, e mia wiele kobiet i e byam z nimi
przemieszana. Przygldamy si sobie. Rozumie to, co przed
chwil powiedziaam. Nagle spojrza odmieniony, z ukosa,
zdjty miertelnym blem.
Mwi, eby si zbliy, e znw musi mnie wzi.
Podchodzi. adnie pachnie angielskim papierosem, ko
sztownymi perfumami, pachnie miodem, skra jego wcho
na zapach surowego jedwabiu, jego odzie zrobiona jest ze
zocistego jedwabiu. Wzbudza podanie. Mwi, e go
pragn. Kae mi jeszcze poczeka, powiada, e od razu
wiedzia, od chwili przeprawy przez rzek, e taka wanie
Kochanek

[33]

bd przy pierwszym kochanku, e bd lubia si kocha,


mwi, e ju wie, e go zdradz, jego i innych rwnie,
e bd zdradza wszystkich mczyzn, z ktrymi bd
wspy. Mwi, e jeli o niego chodzi, sam sta si sprawc
wasnego nieszczcia. Uszczliwia mnie wszystko, co mi
przepowiada, i mwi mu to. Staje si gwatowny, jego
namitno jest rozpaczliwa, rzuca si na mnie, gryzie
dziecinne piersi, krzyczy, przeklina. Zamykam oczy z wiel
kiej rozkoszy. Myl: ma takie zwyczaje, tym wanie si
w yciu zajmuje, mioci, tylko tym. Rce ma dowiad
czone, cudowne, doskonae. Mam duo szczcia, to jasne,
to tak jakby by zawodowcem, jakby podwiadomie po
siada dokadn znajomo tego, co naley robi, co trzeba
mwi. Traktuje mnie jak dziwk, jak szmat: mwi, e
jestem jego jedyn mioci, i jest to wanie to, co powinien
powiedzie, to, co si mwi, gdy dopuszcza si swobod
mowy, kiedy pozwala si ciau swobodnie szuka i znaj
dowa, bra, co chce, a wtedy wszystko jest dobre, bez strat,
straty si wyrwnuj, wszystko zmienia si w potok, w si
podania.
Odgosy miasta s tak blisko, tu obok, e sycha,
jak ocieraj si o drewniane aluzje. Sycha, jakby prze
nikay przez pokj. Pieszcz jego ciao w tym zgieku
dochodzcym a tu. Morze, ogrom, ktry si przetacza,
oddala, powraca. Poprosiam, eby robi to jeszcze i jeszcze.
eby mi to robi. I zrobi to. Zrobi to umazany krwi. Mo
go to by miertelne w skutkach. Skona mona byo od tego.
Zapali papierosa, poda mi go. I szepta zupenie
cicho, tu przy moich ustach. Ja te mwiam do niego
zupenie cicho.
Poniewa on nie umie mwi o sobie, mwi za
niego, bo on nie wie, e ma w sobie prawdziw wytworno,
mwi to za niego.

[34]

Nadchodzi teraz wieczr. Powiada, e cae ycie


bd pamita to popoudnie, nawet gdybym miaa za
pomnie jego twarz, jego imi. Pytam, czy bd pamita
dom. Mwi: przypatrz mu si dobrze. Rozgldam si.
Mwi, e tak jest wszdzie. Powiada, e owszem, e zawsze
tak jest.
Widz jeszcze twarz. Pamitam imi. Widz jeszcze
bielone ciany, pcienn stor, ktra chroni od aru, drugie
drzwi, zaokrglone, prowadzce do innego pokoju, i ogr
dek pod goym niebem roliny widn w upale
otoczony niebiesk balustrad, jak w duej willi w Sadek z
pitrzcymi si tarasami wychodzcymi na Mekong.
Jest to okolica smutku i klski. Prosi, ebym
powiedziaa, o czym myl. Mwi: myl o matce, zabije
mnie, jeli dowie si prawdy. Widz, e czyni pewien wysiek,
po czym mwi: wiem, co matka przez to rozumie, to jest
zhabienie. Mwi: w wypadku maestwa nie mgbym
znie myli o tym. Spogldam na niego. On patrzy z kolei na
mnie, tumaczy si z dum. Mwi: jestem Chiczykiem.
Umiechamy si do siebie. Pytam, czy wszyscy przy tym s
tak smutni jak my. Mwi: to dlatego, i kochalimy si
w dzie, podczas najwikszego upau. Potem zawsze jest
strasznie. Umiecha si. Mwi: czy si kocha, czy nie, to jest
zawsze straszne. Mwi: w nocy to minie, jak tylko noc
zapadnie, to minie. To nie tylko dlatego mwi e byo
to w dzie, mylisz si, pogrona jestem w smutku, ktrego
si spodziewaam i ktry bierze si tylko ze mnie samej.
Zawsze byam smutna. Ten smutek widz te na foto
grafiach, na ktrych jestem cakiem maa. Dzi wiem, i ten
smutek zawsze by we mnie, mogabym nada mu niemale
moje imi, tak jest do mnie podobny. Dzi powiadam
ten smutek jest jedynie satysfakcj, e wpadam w kocu
w nieszczcia, ktre matka zawsze przepowiadaa, krzyczc
w pustce swego ycia. Mwi: nie rozumiaam dobrze, co
ona mwi, ale wiem, e spodziewaam si tego pokoju.
[35]

Mwi nie czekajc na odpowied. Mwi: moja matka


wykrzykuje to, co myli, jak ludzie zesani przez Boga. Woa,
e nie trzeba spodziewa si niczego, nigdy, od jakiejkolwiek
osoby, od adnego pastwa ani adnego boga. Patrzy, jak
mwi, nie spuszcza ze mnie oczu, przyglda si moim
ustom, jestem naga, pieci mnie, moe nie sucha, nie wiem.
Mwi: nie czyni osobistego problemu z nieszczcia,
w jakim si znajduj. Opowiadam, jak trudno byo po prostu
je, ubra si, y tylko z matczynej pensji. Mwienie
sprawia mi coraz wikszy bl. Pyta: jak wycie yli? Mwi:
bylimy na bruku, z ndzy rozlecia si rodzinny dom
i wszyscy znalelimy si poza nim, kady robi, co chcia.
Bylimy pozbawieni wstydu. I tak si to stao, e jestem tu
z tob. Jest na mnie. Jeszcze si we mnie pogra. Trwamy tak
zwarci, jczcy, w dochodzcym z zewntrz rozgwarze
miasta. Syszymy go jeszcze. Potem nie syszymy ju nic.
Caowanie caego ciaa wywouje pacz. Chciaoby
si powiedzie, e pociesza. W domu nie pacz. Tego dnia
i w tym pokoju zy s wanie pociech za przeszo i na
przyszo rwnie. Mwi, e kiedy rozdziel si z matk,
e nawet do niej nie bd ywi mioci. Pacz. Skania ku
mnie gow i pacze, widzc mnie paczc. Mwi: w dzie
cistwie nieszczcie matki zastpowao marzenia. Matka
bya marzeniem, a nie witeczne choinki, zawsze ona,
niechby bya matk zupion przez ndz lub t, ktrej gos
jest gosem woajcego na puszczy, lub t, ktra szuka
poywienia, lub tylko t, ktra bez koca opowiada, co si
jej przydarzyo, jej, Marii Legrand z Roubaix, zawsze mwi
o swej niewinnoci, o swych oszczdnociach, o nadziei.
Przez aluzj wszed wieczr. Wzmg si gwar. Jest
doniolejszy, mniej przytumiony. W zapalonych latarniach
czerwieni si arwki.
Wyszlimy z garsoniery. Znw woyam mski
kapelusz z czarn wstk, zote pantofelki, jedwabn
[36]

sukienk, na usta naoyam ciemnoczerwon szmink.


Postarzaam si. Zrozumiaam to nagle. On to widzi i mwi:
zmczona jeste.
Na chodniku tum przepywa w rozmaitych kie
runkach, powoli, szybko, toruje sobie przejcia, parszywy
jak bezdomne psy, lepy jak ebracy, to tum chiski.
Rozpoznaj go jeszcze w obrazach, ukazujcych obecny
dobrobyt, w sposobie, w jaki ludzie chodz tu razem, nigdy
nie zniecierpliwieni, umiejcy zachowa si w cisku, jakby
byli sami, mona by rzec bez szczcia, bez smutku, bez
ciekawoci, chodzc nie wygldaj, jakby szli, nie maj
zamiaru chodzi, tylko posuwa si raczej w t, a nie inn
stron, samotni w tumie, nigdy w sobie samych, samotni
zawsze tylko w tumie.
Idziemy do jednej z tych wielopitrowych chiskich
restauracji zajmujcych cae budynki, s tak wielkie jak
domy towarowe, koszary, otwarte na miasto swymi bal
konami, tarasami. Haas dochodzcy z tych domw jest
w Europie niedopuszczalny, to zgiek zamwie wywrzaskiwanych przez kelnerw, i w ten sam sposb podej
mowanych, wywrzaskiwanych w kuchniach. Nikt w tych
restauracjach nie rozmawia. Na tarasach s chiskie orkie
stry. Idziemy na najbardziej zaciszne pitro, dla Europej
czykw. Dania s takie same, ale mniej si tu krzyczy. S tu
wentylatory i cikie kotary chronice od haasu.
Prosz, eby mi powiedzia, jak bogaty jest jego
ojciec, jakiego rodzaju jest to bogactwo. Powiada, e nudzi
go mwienie o pienidzach, ale jeeli mi na tym zaley,
chtnie powie, co mu wiadomo o majtku ojca. Wszystko
zaczo si w Cholon od wsplnych pomieszcze dla kra
jowcw. Kaza zbudowa ich trzysta. Wiele ulic do niego
naleao. Po francusku mwi z paryskim akcentem, nieco
sztucznym, a o pienidzach zupenie swobodnie. Jego ojciec
by w posiadaniu nieruchomoci, ktre sprzeda, eby za
kupi teren pod budow na poudnie od Cholon. Zostay
te, jak sdzi, sprzedane plantacje ryu w Sadek. Zadaj
[37]

mu pytanie o epidemi. Mwi, e widziaam na ulicach


mnstwo domw, do ktrych wstp by od rana do wieczora
wzbroniony, a drzwi i okna zabite z powodu epidemii
dumy. Mwi, e tu jest tego mniej, e odszczurzania s
czstsze ni w gbi kraju. Nagle powstaje caa opowie
o domach. Ich koszt jest duo mniejszy ni domw z od
dzielnymi mieszkaniami i bardziej odpowiadaj one wy
maganiom dzielnic dla biedoty. Ludno tutejsza lubi by
razem, zwaszcza ludno biedna, pochodzi ze wsi i lubi y
na zewntrz, na ulicy. Nie naley niszczy obyczajw
biednych ludzi. Jego ojciec przystpuje wanie do budowy
caej serii domw z krytymi galeryjkami, wychodzcymi na
ulic. Powoduje to, e ulice s widne i przyjemne. Ludzie
spdzaj tu cae dnie na zewntrznych galeriach. Tam
rwnie pi, gdy jest ciepo. Mwi, e bardzo bym lubia
mieszka w takiej zewntrznej galeryjce, e gdy byam
dzieckiem, wydawao mi si czym wprost idealnym spa
tak pod goym niebem. Nagle odczuwam bl. Ledwie
wyczuwalny, bardzo saby. Jest to bicie serca przeniesione w
yw, wie ran, ktr zada mi wanie on, ten, ktry do
mnie mwi i ktry tego popoudnia da mi rozkosz. Nie
sysz ju, co do mnie mwi, nie sucham. Spostrzega to
i milknie. Ka mwi mu dalej. Mwi. Ja znowu sucham.
Powiada, e czsto myli o Paryu. Uwaa, e bardzo si r
ni od paryanek, e nie jestem taka mia. Mwi, e ten interes
z domami nie jest zbyt dochodowy. Nic mi na to nie
odpowiada.
W czasie caej naszej historii przez ptora roku
bdziemy rozmawiali wanie w ten sposb. Nigdy nie
bdziemy mwi o nas. Od pierwszej chwili wiemy, e
wsplna przyszo nie jest brana pod uwag, i nigdy nie
bdziemy mwili o przyszoci, bdziemy wygaszali zdania
jakby wyjte z gazety, raz przeciwstawiajc je sobie, raz
jednakowo ujmujc.
Mwi, e pobyt we Francji by dla niego fatalny.
[38]

Zgadza si z tym. Powiada, e w Paryu wszystko kupowa:


kobiety, znajomoci, ideay. Jest o dwanacie lat starszy ode
mnie i to go przeraa. Sucham, jak mwi, jak robi bdy,
rwnie jak mnie kocha z pewnego rodzaju teatralnoci,
konwencjonaln i szczer zarazem.
Mwi, e przedstawi go mojej rodzinie, chce
uciec, ja si miej.
Swoje uczucia potrafi wyrazi tylko poprzez pa
rodi. Odkrywam, e brak mu si, aby mnie kocha wbrew
ojcu, eby mnie zabra, wywie. Czsto pacze, bo nie
znajduje do siy, eby kocha bez lku. Jego bohaterstwo
to ja, jego ulego to ojcowskie pienidze.
Gdy mwi o moich braciach, popada zaraz w lk,
jakby go zdemaskowano. Sdzi, e wszyscy wok mnie
oczekuj jego owiadczyn. Wie, e w oczach mojej rodziny
ju jest zgubiony, e wobec nich moe si tylko jeszcze
bardziej pogry, a w konsekwencji mnie straci.
Powiada, e pojecha do Parya do szkoy han
dlowej, i mwi wreszcie prawd, e niczego nie ukoczy, e
ojciec odci mu rodki utrzymania, e posa mu bilet
powrotny, e zmuszony by opuci Francj. Ten powrt jest
jego tragedi. Nie ukoczy szkoy handlowej. Mwi, e
liczy na to, i ukoczy j tutaj na kursach koresponden
cyjnych.
Spotkania z moj rodzin zaczy si od wielkiej
uczty w Cholon. Gdy matka i bracia przyjedaj do
Sajgonu, mwi, e naley ich zaprosi do wielkich chiskich
restauracji, ktrych nie znaj lub gdzie nigdy nie byli.
Wieczory te przebiegaj w ten sam sposb. Moi
bracia r i nie odzywaj si do niego ani sowem. Nie patrz
te na niego. Nie mog na niego patrze. Nie mogliby tego
uczyni. Gdyby mogli zrobi ten wysiek i spojrze na niego,
byliby zdolni uczy si, nagi si do elementarnych regu
ycia w spoeczestwie.
W czasie tych posikw odzywa si jedynie moja
[39]

matka, mwi bardzo mao, pocztkowo zwaszcza kleci par


frazesw o potrawach, ktre wnosz, o ich wygrowanych
cenach, po czym milknie. On za pierwszym i drugim ra
zem rzuca si na olep, prbuje zaatakowa opowiadajc
o swoich paryskich wyczynach, ale na prno. Jest tak, jakby
wcale nie mwi, jakby go nikt nie sysza. Wszelkie prby
natrafiaj na milczenie. Moi bracia r dalej. Nigdy i nigdzie
nie widziaam, eby kto tak ar jak oni.
Paci. Odlicza pienidze. Kadzie je na spodeczku.
Wszyscy si przygldaj. Pamitam, e za pierwszym razem
wykada siedemdziesit siedem piastrw. Moja matka go
towa jest oszale ze miechu. Wstajemy, by wyj. adnego
podzikowania od nikogo. Nie mwi si nigdy dzikuj za
dobry obiad ani dzie dobry, ani do widzenia, ani jak si
masz, nigdy nikt do nikogo nic nie mwi.
Moi bracia nigdy nie zwrc si do niego ani sowem.
Jakby dla nich by niewidzialny, jakby nie by do rze
czywisty, by by zauwaonym, widzianym i syszanym. A to
dlatego, e zakada si z gry, e ley u moich stp, e
w zasadzie przyj postaw nie kochanego przeze mnie, e
jestem z nim tylko dla pienidzy, e nie mog go kocha, e
to jest niemoliwe, e gotw wszystko ode mnie znie i nie
osign celu tej mioci. Jest przecie Chiczykiem, nie jest
biaym. Sposb, w jaki starszy brat milczy i nie uznaje
obecnoci mojego kochanka, wywodzi si z takiego wanie
przekonania i jest tego dowodem. Wszyscy wzoruj si na
starszym bracie i jego stosunku do mego kochanka. Przy
nich ja rwnie nie mwi do niego. W obecnoci mojej
rodziny nie powinnam odezwa si do niego ani sowem.
Poza tym tak, owszem, gdy przekazuj mu jakie ich
polecenie. Na przykad kiedy bracia powiadamiaj mnie,
e chc wypi i potaczy w La Source, zawiadamiam go,
e maj ochot pj do La Source, popi i potaczy.
Z pocztku on udaje, e nie syszy. A ja, wedug mojego
starszego brata, nie powinnam dwa razy powtarza tego, co
mwi, ponawia mojej proby, postpujc tak popenia[40]

bym bd, byabym godna poaowania. Wreszcie odpowiada


szeptem, e wolaby by ze mn chwil sam. Mwi tak, eby
skoczy z mczarni. Wic udaj, e nie sysz, nie chcc si
sprzeniewierzy, jak gdyby to on chcia si sprzeciwi,
wskaza na ze odnoszenie si do niego starszego brata,
wobec czego nie musz dalej mu odpowiada. A on cigle si
jeszcze do mnie zwraca, omiela si mwi do mnie: matka
pani jest ju zmczona, prosz spojrze na ni. Nasza matka
istotnie pogra si we nie po tych bajecznych chiskich
obiadach w Cholon. Nic ju nie odpowiadam. I wtedy sysz
gos starszego brata, wymawia jedno bardzo krtkie zdanie,
ostre, stanowcze. Matka mawiaa o nim: z caej trjki on
mwi najlepiej. Wypowiedziawszy swe zdanie brat czeka.
Wszystko si zatrzymuje, poznaj, e mj kochanek si boi.
Jest to ten sam strach co u mego braciszka. Ju nie stawia
oporu. Idziemy do La Source. Matka te idzie do La Source,
idzie spa do La Source.
W obecnoci starszego brata on przestaje by moim
kochankiem. Nie przestaje istnie, ale nic ju dla mnie nie
znaczy. Staje si jakby miejscem spalonym. Moje podanie
posuszne jest starszemu bratu, a ten odrzuca mojego
kochanka. Za kadym razem gdy widz ich obu naraz,
myl, e nigdy wicej nie bd moga znie tego widoku.
Mj kochanek nie uznawany jest z powodu fizycznej
saboci, tej wanie saboci, ktra przynosi mi rozkoszne
uniesienie. W obecnoci brata staje si ona skandalem, do
ktrego ciko si przyzna, przyczyn wstydu, ktry trzeba
ukrywa. Nie mog walczy przeciw tym milczcym roz
kazom brata. Mog, gdy chodzi o maego braciszka. Gdy
chodzi o mego kochanka, nie potrafi walczy. eby to teraz
powiedzie, zmuszona jestem naoy mask obudy, roz
targnionej miny kogo patrzcego w inn stron, mylce
go o czym innym, kto jest jednak, a wida to po lekko
zacinitych szczkach, zrozpaczony, i cierpi, znoszc ha
b, a wszystko po to, by dobrze zje w drogiej restaura{41}

cji, co w kocu powinno by cakiem naturalne. Na to


wspomnienie pada sinawy blask nocy naszego przela
dowcy. Przenikliwie brzmi ostrzeenie, krzyk dziecka.
W La Source te si nikt do niego nie odzywa.
Wszyscy zamawiaj koniak Martel-Perrier. Bracia
wypijaj duszkiem i zamawiaj nastpny. Matka i ja dajemy
im nasze. Bracia bardzo szybko si upijaj. Nie odzywaj si
do niego, ale nagle zaczynaj si uala. Zwaszcza may
braciszek. Skary si, e miejsce jest smutne i e nie ma
fordanserek. W powszedni dzie w La Source jest mao
ludzi. Tacz z nim, z moim braciszkiem. Tacz te z moim
kochankiem. Nie tacz nigdy ze starszym bratem, nie
taczyam z nim nigdy. Przeszkadza mi zawsze dziwny lk,
jak przed niebezpieczestwem, zowrbny urok, jaki wy
wiera on na wszystkich, lk przed zblieniem naszych
cia.
Jestemy w uderzajcy sposb do siebie podobni,
zwaszcza z twarzy.
Chiczyk z Cholon zwraca si do mnie niemal
z paczem. Powiada: c ja im takiego zrobiem? Mwi, e
nie trzeba si tym przejmowa, e tak jest zawsze rwnie
midzy nami, we wszystkich yciowych okolicznociach.
Wytumacz mu to, gdy znajdziemy si znw w gar
sonierze. Mwi, e ta zimna, obelywa gwatowno moje
go starszego brata towarzyszy wszystkiemu, co nas spotyka,
i temu, co si dzieje. Jego pierwszym odruchem jest zni
szczy, wykreli z ycia, rozporzdza yciem, pogardza,
przepdza, sprawia bl. Mwi, eby si nie ba. e nic mu
nie grozi. Poniewa jedyn osob, ktrej boi si mj starszy
brat, wobec ktrej, co ciekawsze, jest oniemielony, jestem
wanie ja.
Nigdy dzie dobry, dobry wieczr, dobrego roku,
nigdy dzikuj. Nic si nigdy nie mwi. Nigdy nie ma
[42]

potrzeby nic mwi. Wszystko si przemilcza, odsuwa. Jest


to rodzina jak gaz, skamieniaa na wylot, nieprzystpna.
Kadego dnia usiujemy si wzajemnie unicestwi, zabi.
Nie tylko nie rozmawia si ze sob, ale si nawet na siebie
nie patrzy. Z chwil gdy si jest widzianym, nie mona
patrze. Patrzenie oznacza odruch jakiego zainteresowania,
czymkolwiek, wobec czego. To upadek. Nikt niewart jest
spojrzenia. Ono zawsze habi. Sowo rozmowa zostao
skazane na banicj. Myl, e to najlepiej mwi o zawsty
dzeniu i pysze. Kada wsplnota rodzinna, czy jakakolwiek
inna, jest nam nienawistna, poniajca. Wszyscy razem
wstydzimy si w zasadzie tego, e yjemy w taki wanie
sposb. Tu jest wanie samo dno naszej wsplnej historii, e
wszyscy troje jestemy dziemi tej samej naiwnej osoby,
naszej matki zadrczonej przez spoeczestwo. Jestemy po
stronie tego spoeczestwa, ktre doprowadzio matk do
rozpaczy. Z powodu tego, co stao si naszej matce, takiej
miej i ufnej, nienawidzimy ycia, nienawidzimy samych
siebie.
Matka nie przewidywaa, co si z nami stanie na
widok jej rozpaczy, mwi zwaszcza o chopcach, jej
synach. Ale czy przewidywaa, e potrafi przemilcze wasn
histori? Nakaza kamstwo swej twarzy? swemu spojrze
niu? gosowi? swej mioci? Moga bya umrze. Usun si.
Rozproszy wsplnot nie nadajc si do ycia. Cakowicie
odseparowa starszego brata od dwojga modszych. Nie
zrobia tego. Bya nieostrona, niekonsekwentna, nieod
powiedzialna. Taka ju bya. Przetrzymaa. Kochalimy j
wszyscy troje, my, tak dalecy od mioci. Wanie dlatego,
e ona nie umiaaby przemilcze, ukry, skama, my
wszyscy troje, tak rnicy si midzy sob, kochalimy j
jednakowo.
Dugo si to cigno. Trwao siedem lat. Zaczo
si, gdy mielimy lat dziesi. Potem dwanacie lat. A potem
[43]

trzynacie. A pniej czternacie, pitnacie. A potem lat


szesnacie, siedemnacie.
Trwao to przez siedem lat. Po czym w kocu
zostaa nam odebrana nadzieja. Opucia nas. Zaniechano
te prby przebycia oceanu. W cieniu werandy spogldamy
na gr w Syjamie, bardzo ciemn w penym socu, niemal
czarn. Matka jest wreszcie spokojna, odseparowana. Je
stemy dziemi bohaterskimi, pogronymi w rozpaczy.
May braciszek umar w grudniu 1942, podczas
okupacji japoskiej. Opuciam Sajgon po mojej duej ma
turze w 1931 roku. W cigu dziesiciu lat raz jeden do mnie
napisa. Nigdy nie dowiedziaam si, po co. List by kon
wencjonalny, przepisany bez bdw, wykaligrafowany.
Pisa, e czuje si dobrze, w szkole dobrze mu idzie. By to
dugi list na dwie i p strony. Poznaam jego dziecice pismo.
Pisa mi te, e ma mieszkanie, auto, poda mark. e znw
zacz gra w tenisa, e ma si dobrze, e wszystko idzie
dobrze, e mnie cauje tak, jak mnie kocha, bardzo mocno.
Nie pisa o wojnie ani o starszym bracie.
Czsto mwi o moich braciach naraz, tak jak to
robia matka. Mwi: moi bracia, ona te poza domem
mwia: moi synowie. O sile swoich synw wypowiadaa si
w sposb obelywy. Na zewntrz nie robia midzy nimi
rnicy, nie mwia, e starszy syn jest duo silniejszy od
modszego, mwia, e jest rwnie silny jak jej bracia, rol
nicy z Nordu. Bya dumna z siy synw, tak jak niegdy
dumna bya z siy swoich braci. Pogardzaa sabymi, tak jak
jej starszy syn. O moim kochanku z Cholon mwia to, co
starszy brat. Nie przytocz tych sw. Byy to wyrazy
odnoszce si do padliny spotykanej na pustyni. Mwi: moi
bracia, bo ja przecie te w ten sposb mwiam. Dopiero
pniej zaczam mwi inaczej, wtedy gdy may braciszek
dors i zosta mczennikiem.

[44]

W naszej rodzinie nie tylko nie obchodzio si


adnych wit, nie byo nigdy adnej witecznej choinki,
adnej haftowanej chustki do nosa, adnego kwiatka. Ale
te nie celebrowano mierci, adnego pogrzebu, wspomnie
nia. Liczya si tylko ona jedna. Starszy brat stanie si
zabjc. Przez niego umrze may braciszek. Jak wyjechaam,
wyrwaam si. Starszy brat bdzie j mia tylko dla siebie, a
do jej mierci.
W tym czasie w Cholon, w czasie gdy miaam
kochanka, matka dostaa ataku szau. Nie wie nic o tym, co
si zdarzyo w Cho|on, ale widz, e mnie obserwuje, e
domyla si czego. Dobrze zna swoj crk, swoje dziecko,
wok ktrego od pewnego czasu unosi si atmosfera
obcoci, powcigliwoci, mona by rzec nowej, zwracajcej
uwag; jej wymowa jest jeszcze bardziej powolna ni zwykle,
a crka, tak zawsze wszystkiego ciekawa, jest teraz roz
targniona, ma obce spojrzenie, staa si obserwatork nawet
wasnej matki, jej nieszczcia, jest jak gdyby obecna, gdy
ono nadchodzi. Naga trwoga w yciu matki. Jej crka
naraa si na najwiksze niebezpieczestwo nigdy nie
wyjdzie za m, nigdy nie znajdzie miejsca w spoeczestwie,
stanie si wobec niego bezbronna, zagubiona, samotna.
W czasie tych swoich atakw matka rzuca si na mnie,
zamyka mnie w pokoju, okada piciami, policzkuje, roz
biera, zblia si do mnie, obwchuje ciao, bielizn, mwi, e
czuje zapach mczyzny, Chiczyka, posuwa si jeszcze
dalej, patrzy, czy nie ma podejrzanych plam na bielinie,
i ryczy na cae miasto, e jej crka jest prostytutk, e j
wyrzuci z domu, eby zdecha i eby nikt ju jej nie zechcia,
e jest zhabiona, gorsza ni suka. I pacze pytajc, czy
mona zrobi co innego, jak wygna j z domu, eby nie
zatruwaa ju wok powietrza.
Za cian zamknitego pokoju jest brat.
Brat odpowiada matce. Mwi, e ma racj bijc
dziecko, gos jego jest przytumiony, serdeczny, pieszczo[45]

tliwy, mwi, e za wszelk cen musz dowiedzie si


prawdy, e musz j pozna, aby nie dopuci do zguby
maej dziewczynki i nie da matce powodu do rozpaczy.
Matka bije ze wszystkich si. May braciszek krzyczy na
matk, eby daa mi spokj. Idzie do ogrodu, chowa si, boi
si, e mnie zabij, zawsze boi si nie znanego nam cigle
starszego brata. Strach maego braciszka uspokaja matk.
Pacze nad klsk swego ycia, nad swoim zhabionym
dzieckiem. Pacz wraz z ni. Kami. Przysigam na moje
ycie, e nic si nie zdarzyo, nic, ani jeden pocaunek. Czego
ty chcesz, mwi, z Chiczykiem, wyobraasz to sobie, e
mogabym to zrobi z jakim Chiczykiem, takim brzydkim,
takim cherlawym? Wiem, e starszy brat przywar do drzwi,
podsuchuje, on wie, co robi matka, e maa jest naga
i zbita, chciaby, by trwao to nadal, dugo jeszcze, nie
bezpiecznie dugo. Matka nie lekceway zamysw starszego
brata, mrocznych, przeraajcych.
Jestemy jeszcze bardzo mali. Midzy brami re
gularnie wybuchaj bjki bez widocznego powodu, starszy,
jak zwykle, mwi do maego: wyno si std, przeszkadzasz.
Bije, nim zdy to powiedzie. Bij si bez sowa, sycha
tylko oddechy, skargi, guche odgosy razw. Matka, jak w
kadym innym przypadku, towarzyszy scenie seri okrzykw.
Obaj obdarzeni s t sam atwoci popadania
w gniew, wybuchania t ponur, mordercz zoci, ktr
zobaczy mona tylko u braci, sistr i matek. Starszy brat
cierpi, e nie wolno zadawa blu, e zo nie moe za
panowa nie tylko tu, ale wszdzie. Modszy braciszek, e
musi biernie patrze na t okropn skonno swojego
starszego brata.
Kiedy si bili, zachodzia obawa o ycie zarwno
jednego, jak i drugiego; matka mwia, e zawsze si bili,
nigdy nie bawili si razem, nigdy ze sob nie rozmawiali, e
jedyn rzecz, ktra ich czya, to ona, ich matka, a jeszcze
bardziej maa siostrzyczka, ich wsplna krew.
[46]

Sdz, e tylko o najstarszym dziecku matka m


wia: moje dziecko. Nazywaa je czasem w ten sposb.
O dwojgu innych mwia: modsi.
Poza domem nie mwilimy o tym wszystkim, od
pocztku nauczylimy si przemilcza to, co najwaniejsze w
naszym yciu, ndz. A potem te ca reszt. Pierwszymi
powiernikami to sowo wydaje si przesadne s nasi
kochankowie, znajomi spoza placwki, z pocztku nawet
z ulic Sajgonu, a potem z liniowych parostatkw, po
cigw, a pniej zewszd.
Matka kae my cay dom od gry do dou. Ch
taka ogarnia j nagle pnym popoudniem, zwaszcza
w okresie suszy. Powiada, e trzeba go oczyci, odkazi,
odwiey. D o m zbudowany jest na tarasie, ktry izoluje go
od ogrodu, wy, skorpionw, czerwonych mrwek i wy
leww Mekongu, ktre s nastpstwem monsunowych
cyklonw. Wzniesienie, na jakim stoi dom, pozwala go
zmywa wielkim strumieniem wody, kpa go caego jak
ogrd. Wszystkie krzesa s na stoach, cay dom ocieka
wod, fortepian w maym saloniku ma nogi w wodzie. Woda
spywa po stopniach, zalewa ganek wiodcy do kuchni. Mali
boye s uszczliwieni, jestemy razem z nimi, chlapiemy si,
a potem namydla si podog szarym mydem. Wszyscy s
boso, matka rwnie. Matka mieje si. Matka nie ma nic
przeciw temu. Cay dom pachnie, ma cudown wo wil
gotnej po burzy ziemi, zapach ten wprawia w radosne
oszoomienie, zwaszcza gdy miesza si z innym zapachem:
szarego myda, czystoci, uczciwoci, czystej pocieli, bie
lizny, matki, wielkiej sodyczy naszej matki. Woda spywa a
po alejki. Przychodz rodziny boyw, rwnie ich gocie,
biae dzieci z ssiednich domw. Matka jest uszczliwiona
tym baaganem, potrafi by niekiedy bardzo, bardzo szcz
liwa, chwila zapomnienia przy myciu domu moe przy
czyni si do jej szczcia. Matka idzie do salonu, siada przy
fortepianie, wygrywa jedynie te melodie, ktre zna na
[47]

pami, wyuczone w podstawowej szkole. piewa. Bawi si


czasem, mieje. Podnosi si i taczy piewajc. I wszyscy
myl, i matka rwnie, e mona by szczliwym w tym
szpetnym domu, ktry nagle staje si jeziorem, k nad
brzegiem rzeki, zatoczk, pla.
Tych dwoje najmodszych, dziewczynka i braciszek,
opamituj si pierwsi. Przestaj si nagle mia i id do
ogrodu w zapadajcym zmierzchu.
W chwili gdy to pisz, przypominam sobie, e
w Vinhlongu, gdy myo si dom w strumieniach wody, nie
byo mego starszego brata. Przebywa u naszego opiekuna,
wiejskiego proboszcza w Lot-et-Garonne; jemu te zdarzao
si czasami pomia, ale nigdy tak jak nam. Wszystko
zapominam, zapominam powiedzie, e byy z nas dzieci
mieszki, mj braciszek i ja, zamiewalimy si do utraty
tchu, na mier.
Wojn widz w tych samych barwach co moje
dziecistwo. Czas wojny myli mi si z rzdami starszego
brata. Moe dlatego, e w czasie wojny umar mj modszy
braciszek: jak ju mwiam, serce nie wytrzymao, ustao.
W czasie wojny, jak sdz, nigdy nie widziaam starszego
brata. Nie zaleao mi ju wtedy na tym, by dowiedzie si,
czy yje, czy umar. Wojn widz tak, jakim i on by,
rozprzestrzeniajc si, wszdzie docierajc, okradajc,
zamykajc do wizie, istniejc, by skci, uwika,
obecn cielenie i w mylach, na jawie i we nie, nieustannie
ogarnit pijan dz zajcia ziem ukochanych przez
dziecko, ich czci najsabszych, ludw pokonanych, a to
dlatego, e zo jest wanie tu, pod drzwiami, przy samej
skrze.
Wracamy do garsoniery. Jestemy kochankami.
Nie moemy powstrzyma si od mioci.
Czasami nie wracam do internatu, pi przy nim.
[48]

Nie chc spa w jego ramionach, w jego cieple, ale pi w tym


samym pokoju, w jednym ku. Czasem opuszczam szko.
Noc idziemy do miasta co zje. Bierzemy prysznic, myje
mnie, wyciera, podziwia, szminkuje i ubiera, uwielbia mnie.
Jestem wybrank jego ycia. yje w strachu, e spotkam
innego mczyzn. Ja nigdy nie obawiam si czego takiego.
On odczuwa inny jeszcze lk, nie dlatego, e jestem biaa, ale
e jestem taka moda, tak moda, e gdyby wykryto nasz
histori, mgby pj do wizienia. Kae mi dalej oka
mywa matk, a zwaszcza starszego brata, i nic nikomu nie
mwi. Wic dalej kami. miej si z jego obaw. Mwi, e
jestemy za biedni, aby matka moga wszcz jeszcze proces,
a zreszt przegrywaa zawsze wszystkie procesy, ktre
wszczynaa, i te przeciw hipotece, i te przeciw administra
torom, przeciwko zarzdcom, przeciwko prawu, ona tego
nie potrafi, nie umie zachowa spokoju, czeka, jeszcze raz
czeka, ona nie moe, krzyczy i traci swoje szanse. Z tym
byoby podobnie, szkoda si ba.
Maria Klaudia Carpenter. Bya Amerykank, o ile
pamitam, z Bostonu, miaa bardzo jasne szaroniebieskie
oczy. Rok 1943. Maria Klaudia Carpenter bya blondynk.
Lekko przywid. Myl, e raczej pikn. Z umiechem
nieco zbyt nagym, ktry znika szybko, niemal byska
wicznie. Z gosem, ktry nachodzi mnie nagle, niskim,
zaamujcym si troch w wysokich tonach. Miaa 45 lat,
niemao, dokadnie tyle. Mieszkaa pod szesnastym przy
placu d'Alma. Mieszkanie zajmowao prawie cae ostatnie,
rozlege pitro wychodzcego na Sekwan domu. Zim
chodzio si do niej na obiady. A latem na drugie niadania.
Posiki zamawiane byy u najlepszych paryskich restaura
torw. Zawsze przyzwoite, cho z trudem wystarczajce.
Widywao si j tylko w domu, poza domem nigdy. Bywa
tam czasem pewien wielbiciel Mallarmego. Czsto te
przychodzio kilku literatw. Przyszli jeden raz i wicej si
ich nie widziao. Nigdy nie dowiedziaam si, gdzie ich
Kochanek

[49]

wynajdywaa, gdzie ich poznawaa ani po co zapraszaa. Nie


syszaam, by mwio si o ktrymkolwiek z nich, by kto
czyta czy mwi o ich dzieach. Posiki nie cigny si dugo,
wiele mwiono o wojnie. By wanie Stalingrad, dziao si to
pod koniec zimy 1942 roku. Maria Klaudia Carpenter duo
suchaa, wiele si dowiadywaa, mwia mao, dziwia si
czsto, e tyle wydarze jej umyka, miaa si. Pod koniec
posiku szybko przepraszaa, e musi nagle wyj, bo, jak
mwia, ma co do roboty. Nigdy nie powiedziaa, co. Gdy
zebrao si tam wystarczajco liczne grono, zostawao si
jeszcze godzink, dwie po jej wyjciu. Mwia: zostacie,
jak dugo chcecie. W czasie jej nieobecnoci nikt o niej
nie wspomina. Myl zreszt, e nikt nie byby do tego
zdolny, poniewa nikt jej nie zna. Odchodzio si, znw
wracao, zawsze z tym samym uczuciem, e przeyo si co
w rodzaju koszmaru na jawie, e wraca si po spdzeniu
kilku godzin u nieznajomych, w obecnoci goci bdcych
w tym samym pooeniu i rwnie nie znanych, e przeyo si
chwil bez dalszego cigu, bez adnego ludzkiego czy innego
celu. Byo to tak, jakby przekroczyo si trzeci granic,
jakby odbywao si podr kolej, czekao si w pocze
kalniach lekarskich, hotelowych, na lotniskach. W lecie
jadao si niadania na wielkim tarasie, z ktrego spogl
dano na Sekwan i pito kaw w ogrodzie zajmujcym cay
dach budynku. By tam basen kpielowy. Nikt si nie kpa.
Ogldao si Pary. Puste aleje, rzek, ulice. Na pustych
ulicach kwitnce katleje. Maria Klaudia Carpenter. Przez
cay czas przygldaam si jej uwanie, bya tym zaeno
wana, ale nie mogam si powstrzyma. Patrzyam na ni,
eby dociec, kim bya Maria Klaudia Carpenter, dlaczego
bya tu wanie, a nie gdzie indziej, dlaczego bya tak daleko
od Bostonu, dlaczego bya bogata, dlaczego do tego stopnia
nic o niej nie wiedziano, nic i nikt, po co te przyjcia jakby
wymuszone, dlaczego w jej oczach bardzo gbokich na dnie
tli si obraz mierci, dlaczego? Maria Klaudia Carpenter.
Czemu wszystkie jej suknie miay co jednakowego, nie
[50]

wiadomo co, co nieuchwytnego, co sprawiao, e rwnie


dobrze mogyby okrywa inne ciao. Sukienki neutralne,
nienaganne, bardzo jasne, biae, niczym lato w rodku
zimy.
Betty Fernandez. Wspomnienie o mczyznach nie
powstaje nigdy w tak olniewajcym nateniu, jakie to
warzyszy wspominaniu kobiet. Betty Fernandez. I ona bya
cudzoziemk. Gdy wymawiam to imi, widz, jak chodzi po
paryskiej ulicy. Jest krtkowidzem, le widzi, mruy oczy,
aby kogo rozpozna, pozdrawia ci lekkim ruchem rki.
Dzie dobry, jak si pani miewa. Ju od dawna nie yje.
Moe ju od trzydziestu lat. Pamitam ten urok, za pno
ju teraz, bym moga zapomnie, nic z jego doskonaoci nie
jest naruszone, nic nigdy go nie naruszy, ani okolicznoci,
ani czas, ani chd, ani gd, ani niemiecka klska, ani
wyjcie na jaw zbrodni. Ona zawsze przechodzi ulic ponad
Histori tych rzeczy, mimo ich potwornoci. Oczy jej s
jasne. Rowa sukienka jest stara, czarny kapelusz przy
kurzony w ulicznym socu. Jest szczupa, wysoka, jak wyry
sowana tuszem. Grafika! Ludzie zatrzymuj si i patrz za
chwyceni wytwornoci tej cudzoziemki, ktra przechodzi nic
nie widzc. Wadczyni. Nigdy od razu nie mona powiedzie,
skd przybya. Mwi si, e musi pochodzi skdind, nie
std. Jest pikna. Wszystko to czynio j pikn. Ubiera si
w stare achy Europy, w resztki starzyzny, w stare niemodne
kostiumy, w stare zasony, halki, w stare kawaeczki, szmaty
o wykwintnym kroju, w zjedzone przez mole lisy, fokowe
futra, taka jest wanie jej uroda, zdarta, drca, szlochajca
i wygnacza, nic na ni nie pasuje, wszystko jest za due i jest
to pikne, pywa w tym wszystkim, za szczupa, nic na niej
dobrze nie ley, mimo to jest pikna. Tak ju jest stworzo
na z ciaem i dusz, e wszystko, czego dotknie, zaraz
i niezawodnie uczestniczy w tej piknoci.
Betty Fernandez przyjmowaa u siebie, miaa swj
jour. Chodzio si tam niekiedy. Pewnego razu by tam Drieu
[51]

la Rochelle*. W widoczny sposb cierpia w swej dumie,


mao mwi, podniesionym gosem, eby do nikogo si nie
zniy, jzykiem niepewnym, jakby tumaczonym z innego.
Moliwe, e bywa tam take Brasiliach**, nie pami
tam, bardzo auj. Nigdy nie byo Sartre'a. Bywali poeci
z Montparnasse'u, ale nie pamitam ju adnego nazwiska.
Nie byo Niemcw. Nie mwiono o polityce. Mwio si
o literaturze. Ramon Fernandez opowiada o Balzaku.
Mona go byo sucha do rana. Mwi ze znajomoci
rzeczy, z wiedz ju prawie cakowicie zapomnian, z ktrej
prawdopodobnie nie pozostao prawie nic do koca spra
wdzalnego. Wypowiada niewiele informacji, raczej pogl
dy. O Balzaku mwi jakby o sobie samym, prbujc niby
sta si rwnie Balzakiem. Ramon Fernandez posiada
wyrafinowan kultur graniczc z gbok wiedz o przed
miocie, o ktrym potrafi rozprawia w sposb zwizy
jasny, ale tak, by nie da odczu jej ciaru. By bez
poredni. Spotkanie z nim na ulicy czy w kawiarni zawsze
byo witem, by uszczliwiony spotkaniem i byo to szcze
re, kania si z przyjemnoci. Dzie dobry dobrze si pani
miewa? I to na sposb angielski, bez przecinka, miejc si.
Ten miech, art by jak wojna, jak cae konieczne cierpienie
z niej wypywajce, jak ruch oporu i kolaboracja, jak gd
i chd, ofiara czy haba. Ona, Betty Fernandez, mwia
tylko o ludziach zauwaonych na ulicy lub o tych, ktrych
znaa, o tym, jak si im powodzio, o przedmiotach z wystaw
sklepowych, ktre jeszcze mona byo kupi, o rozdziale
dodatkowych racji mleka, ryb, o rozwizaniach mogcych
zaspokoi potrzeby, o zimnie, nieustannym godzie; obracaa
si zawsze wrd praktycznych szczegw bytowania, tego si

* Piotr D r i e u la R o c h e l l e ( 1 8 9 3
redaktor N o u v e l l e Revue Francaise". autor

1945)

Socialisme

francuski p o e t a i pisarz, d u g o l e t n i
fasciste

z 1934. Po u j a w n i e n i u z b r o d n i

h i t l e r o w s k i c h w o k u p o w a n e j E u r o p i e r a d y k a l n i e z m i e n i p o g l d y . P o p e n i s a m o b j s t w o w chwili
a r e s z t o w a n i a (przyp. t u m a c z a )
** Robert
(przyp. tumacza).

[52]

Brasiliach ( 1 9 0 9

1945)

francuski

pisarz s k a z a n y z a k o l a b o r a c j

wanie trzymaa, zawsze z pen uwagi przyjani, bardzo


wierna i bardzo czua. Fernandezowie, kolaboranci. I ja,
dwa lata po wojnie, czonek FPK. Rwnowaga jest abso
lutna i zdecydowana. Jest to ta sama sprawa, mio
sierdzie, woanie o pomoc, ta sama gupota wypowiadania
sdw, powiedzmy ten sam przesd, ktry polega na
pokadaniu wiary w polityczne rozwizanie osobistego
problemu. Ona te, Betty Fernandez, patrzya na puste
w czasie niemieckiej okupacji ulice, patrzya na Pary
z kwitncymi na skwerach katlejami, tak samo jak i ta druga
kobieta, Maria Klaudia Carpenter. Tak samo jak i tamta
miaa swoje dni przyj dla goci.
Towarzyszy jej do internatu w czarnej limuzynie.
Zatrzymuje si nieco dalej od wejcia, aby go nie widziano.
Jest noc. Ona wysiada, biegnie, nie oglda si za nim.
Przekroczywszy bram widzi, e wieci si jeszcze na drugim
dziedzicu rekreacyjnym. Kiedy wychodzi z korytarza,
spostrzega t, ktra na ni czekaa. Niespokojna, wypro
stowana, bez umiechu. Pyta: gdzie bya? Mwi: nie wr
ciam na noc. Nie mwi, dlaczego, i Helena Lagonelle nie pyta
j o to. Zdejmuje rowy kapelusz i rozpuszcza na noc
warkocze. Do szkoy te nie posza. Tam te. Helena mwi,
e telefonowali, std wie, e musz zobaczy si z gwn
inspektork. Na ciemnym podwrku jest duo dziewczt.
Wszystkie w bielinie. Pord drzew due lampy. W nie
ktrych klasach jeszcze si wieci. Uczennice pracuj tam
jeszcze, inne pozostaj w klasach, eby pogawdzi, zagra w
karty lub popiewa. Nie obowizuje aden rozkad godzin
nakazujcy uczennicom i spa, w dzie jest tak wiel
ki upa, e pozwala si wieczorem biega do woli, oczy
wicie za pozwoleniem modszych wychowawczy. Je
stemy jedynymi biaymi w pastwowym internacie. Duo tu
jest Metysek, przewanie opuszczonych przez ojcw: o
nierzy, marynarzy, drobnych urzdnikw ca, poczty lub
robt publicznych. Wikszo pochodzi z przytukw po[53]

mocy spoecznej. Jest te kilka Metysek w drugim pokole


niu. Helena Lagonelle uwaa, e rzd francuski wychowuje
je na pielgniarki do szpitali lub na wychowawczynie
w sierocicach, leprozoriach, szpitalach psychiatrycznych.
Helena Lagonelle sdzi, e posya sie je te do lazaretw dla
chorych na choler i dum. Tak wanie myli Helena
Lagonelle i pacze, gdy nie chce adnej z tych posad, zawsze
mwi, e chce uciec z internatu.
Musiaam stawi si przed dyurn inspektork.
Jest to moda kobieta, rwnie Metyska, ktrej bardzo
zaley na Helenie i na mnie. Mwi: nie bya dzi pani
w szkole, tej nocy tu pani nie spaa, bdziemy zmuszeni
powiadomi matk. Mwi, e nie mogam inaczej, ale
poczwszy od tego wieczoru postaram si wraca na noc do
internatu, nie ma po co zawiadamia matki. Moda wy
chowawczyni patrzy na mnie i umiecha si.
Wiem, e znowu zaczn. Matka zostanie powia
domiona. Przyjedzie do dyrektorki internatu i poprosi, eby
wieczorem dawaa mi wolne, eby nie kontrolowaa godzin
powrotu, nie zmuszaa mnie do niedzielnych spacerw
z pensjonariuszkami. Mwi: to dziecko miao zawsze swo
bod, inaczej by ucieka, nawet ja, matka, nie mog temu
zaradzi, jeli chc j zatrzyma przy sobie, musz jej
zostawi swobod. Dyrektorka zgodzia si, poniewa jestem
biaa, i dla reputacji internatu wrd Metysek potrzeba byo
kilka biaych. Matka powiedziaa te, e w gimnazjum, gdzie
miaam swobod, uczyam si dobrze, i e to, co j spotkao
od synw, byo tak straszne, tak cikie, e studia maej byy
jedyn nadziej, jaka jej pozostaa.
Dyrektorka pozwolia mi mieszka w internacie jak
w hotelu.
Wkrtce bd miaa zarczynowy diament na palcu.
Wic wychowawczynie nie bd mi ju robiy uwag. Nikt nie
wierzy, e jestem zarczona: diament kosztuje drogo, nikt
nie bdzie mia wtpliwoci, e jest prawdziwy, i nikt ju nie
[54]

bdzie nic mwi na temat ceny diamentu ofiarowanego


bardzo modej dziewczynie.
Wracam do Heleny Lagonelle. Ley wycigni
ta na awce i pacze, bo myli, e opuszcz internat. Sia
dam na awce. Jestem zmczona piknem lecego przy
mnie ciaa Heleny Lagonelle. Ciao ma delikatne, swo
bodne pod sukienk, bliskie na wycignicie rki. Ta
kich piersi nigdy jeszcze nie widziaam. Nigdy ich nie
dotknam. Helena Lagonelle jest bezwstydna, nie zdaje
sobie z tego sprawy, przechadzajc si zupenie nago po
sypialniach. Ze wszystkich rzeczy danych od Boga naj
pikniejsze jest niezrwnane ciao Heleny Lagonelle, jest to
rwnowaga midzy postaw i sposobem, w jaki ciao dwiga
piersi, jakby one stanowiy co odrbnego. Nic bardziej
niezwykego nad ow krgo niesionych jakby na zewntrz
piersi, ten ciar skierowany wprost do rk. Nawet mj
braciszek o ciele kulisa niknie wobec tej wspaniaoci. Ciaa
mczyzn maj ksztaty oszczdne, zwarte. Nie niszcz si
tak jak ciao Heleny Lagonelle, ktre, jak dobrze pjdzie,
moe nie przetrwa ani jednego lata, ot i wszystko. Helena
Lagonelle pochodzi z paskowyu w Dalat. Jej ojciec jest
urzdnikiem pocztowym. Przyjechaa niedawno, w rodku
roku szkolnego. Boi si, siada przy nas i pozostaje tak bez
sowa, czsto popakujc. Ma row opalon cer gralki,
zawsze j tu mona rozpozna, gdzie wszystkie tubylcze
dzieci maj cery zielonkawe, blade z powodu anemii i upau.
Helena Lagonelle nie chodzi do gimnazjum. Nie potrafi cho
dzi do szkoy Helena L. Nie uczy si, nie zapamituje. Ucz
szcza na kursy wstpne w internacie, ale to si na nic nie zdaje.
Pacze oparta o mnie, a ja gaszcz jej wosy, jej rce, mwi, e
zostan z ni. Helena Lagonelle nie wie, e jest bardzo
pikna. Jej rodzice nie wiedz, co z tym zrobi, usiuj czym
prdzej wyda j za m. Znalazaby sobie tylu narze
czonych, ilu by tylko chciaa, Helena Lagonelle, ale ona ich
nie chce, nie chce wyj za m, chce wrci do matki. Ona.
Helena L. Helena Lagonelle. Uczyni w kocu to, co zechce
[55]

matka. Jest duo pikniejsza ni ja, w moim kapeluszu,


w pantoflach z lamy, ta Helena Lagonelle nieskoczenie
bardziej nadaje si do maestwa, mona j wyda za m,
umieci w maeskiej wsplnocie, nastraszy, wytuma
czy jej to, czego si boi i czego nie rozumie, nakaza jej
tam zosta, czeka.
Helena Lagonelle nie zna jeszcze tego co ja.
A ona ma przecie siedemnacie lat. Jakbym zgada, ona
nigdy nie bdzie znaa tego co ja.
Ciao Heleny Lagonelle jest ociae, jeszcze nie
winne, jej delikatna skra przypomina niektre owoce,
ledwie si j dostrzega, jest troch nierzeczywista. Helena
Lagonelle wzbudza ch zabicia jej. Sprawia, e powstaje
cudowne marzenie, by j skaza na mier z jej wasnej rki.
Swe najdelikatniejsze ksztaty obnosi niewiadomie, ukazuje
to, co stworzone dla rk, by je pieciy, dla ust, by je gryzy
bez opamitania, nic o nich nie wiedzc, nie znajc te ich
zdumiewajcej mocy. Miaabym ochot ksa piersi Heleny
Lagonelle, tak jak on ksa moje w garsonierze chiskiego
miasta, dokd kadego wieczora id zgbia niebiask
wiedz. By poeran przez te nieziemskie piersi, jej piersi.
Wyczerpana jestem podaniem Heleny Lagonelle.
Wyczerpana jestem z podania.
Chc zabra ze sob Helen Lagonelle tam, gdzie co
wieczr z zamknitymi oczami oddaj si rozkoszy zmu
szajcej do krzyku. Chciaabym odda Helen Lagonelle
temu mczynie, ktry robi to lec na mnie, niechby to
robi lec z kolei na niej. I to w mojej obecnoci, eby ona
zrobia to na moje yczenie, nieche odda si wanie tam,
gdzie ja si oddaj. Staoby si to za porednictwem ciaa
Heleny Lagonelle, niech przenikajc przez jej ciao, rozkosz
trafi ostatecznie od niego do mnie.
Skona mona.
[56]

Widz j, jakby odlan z tej samej formy co w


mczyzna z Cholon, ale opromienion, soneczn, niewinn
aur czasu obecnego, rozkwit po raz wtry, niemale
w kadym swym gecie, zie, w kadym swym uchybieniu czy
przejawie niewiedzy. Helena Lagonelle jest kobiet tego
cierpicego mczyzny, ktry sprawia mi rozkosz tak nie
pojt, tak trudn, tego ponurego mczyzny z Cholon, z
Chin. Helena Lagonelle jest z Chin.
Nie zapomniaam Heleny Lagonelle. Nie zapo
mniaam tego cierpicego mczyzny. Kiedy wyjechaam,
gdy go opuciam, przez dwa lata nie zbliaam si do
adnego innego mczyzny. Ale ta tajemnicza wierno
musiaa dotyczy raczej mnie samej.
Cigle jeszcze jestem z rodzin, tam te mieszkam,
wycznie tam, nigdy gdzie indziej. To dziki jej oschoci,
dziki jej strasznej surowoci, jej zoliwoci, najgbiej
upewniam si co do samej siebie, osignam zasadnicz
i najgbsz pewno, wiadomo, e bd pisa.
To wanie tu przetrwa dla mnie najduej raz ju
miniona teraniejszo, wanie tu, nie gdzie indziej. Go
dziny spdzone w choloskiej garsonierze ukazuj mi to
wanie miejsce w nowym, wieym wietle. Jest to miejsce,
w ktrym trudno oddycha, graniczce ze mierci, miejsce prze
mocy, blu, rozpaczy, zhabienia. Takie jest to miejsce w Cho
lon po drugiej stronie rzeki. Gdy raz przekroczy si rzek...
Nie dowiedziaam si, co si stao z Helen Lago
nelle, czy umara. Ona pierwsza wyjechaa z internatu na
dugo przed moim wyjazdem do Francji. Wrcia do Dalat.
Matka kazaa jej wrci do Dalat. Pamitam, jak sdz, e
byo to w celu wydania jej za m, e miaa spotka si
z jakim nowym przybyszem ze stolicy. By moe, e si
myl, e mieszam to, co mogoby, wedug mnie, spotka
Helen Lagonelle, z tym przymusowym wyjazdem, ktrego
domagaa si matka.
Koochanek

[57]

Niech raz wreszcie powiem, co i jak byo. Wic tak:


on okrada boyw, eby mc pali opium. Okrada nasz
matk. Grzebie w szafach. Kradnie. Gra. Ojciec przed
mierci kupi dom w Entre-deux-Mers. By to nasz jedyny
majtek. On gra. Matka sprzedaje dom, eby zapaci dugi.
Nie do tego, nigdy nie do. On prbuje sprzedawa mnie,
nieletni, bywalcom La Coupole. Dla niego matka chce
jeszcze y, eby mia co je, eby spa w cieple, eby sysza
jeszcze swoje imi, gdy go woa. Na posiado, ktr kupia
mu w Amboise, zoyy si dziesicioletnie oszczdnoci.
W cigu jednej nocy zostaa obciona hipotek. Matka
paci odsetki. I cay zysk z wycinki lasw, o czym ju
wspominaam. W cigu jednej nocy. Okrad matk, gdy
umieraa. By to kto taki, co grzeba w szafach, mia wch,
umia dobrze szuka, wynajdywa kryjwki w wysokich
stertach bielizny. Ukrad obrczki, wiele takich rzeczy,
biuteri, ywno. Okrad D, boyw, modszego brata.
Mnie rwnie. Sprzedaby wasn matk. Gdy umieraa,
pord tych wszystkich wzrusze, on sprowadzi zaraz
notariusza. Umie wykorzysta wzruszenie zwizane ze
mierci. Notariusz powiada, e testament jest niewany, e
jest zbyt korzystny dla starszego syna, na moj niekorzy.
Rnica jest ogromna, a mieszna. Musz z ca wiado
moci rzeczy przyj go lub odrzuci. Stwierdzam, e
si zgadzam: podpisuj. Zgodziam si na to. Brat dzikuje
ze spuszczonymi oczami. Pacze. Jest wzruszony mierci
naszej matki. Jest szczery. Po wyzwoleniu Parya poszukuj
go niewtpliwie za kolaboracj na poudniu, nie ma ju
gdzie si podzia. Przychodzi do mnie. Nigdy nie miaam
pewnoci, czy ucieka przed niebezpieczestwem. Moe
wydawa ludzi, ydw, wszystko moliwe. Jest bardzo a
godny, uczuciowy, jak zawsze po swoich zbrodniach lub
kiedy potrzebuje pomocy. Mj m by deportowany.
Wspczuje. Zostaje trzy dni. Wychodzc, przez zapomnie
nie niczego nie zamknam. Szuka. Chowaam na czas
powrotu ma cukier i ry z moich bonw. On grzebie
[58]

i zabiera. Grzebie jeszcze w maej szafce w moim pokoju.


Znajduje. Zabiera cae moje oszczdnoci. Pidziesit ty
sicy frankw. Nie zostawia ani jednego banknotu. Opu
szcza mieszkanie z upem. Gdy go znw zobacz, nie powiem
mu o tym, tak bardzo mi za niego wstyd, nie potrafi. Po
sfaszowaniu testamentu paac a la Ludwik XIV sprzedano
za kromk chleba. Sprzeda zostaa sfaszowana tak jak
testament.
Po mierci matki jest sam, nie ma przyjaci, nigdy
nie mia przyjaci. Miewa kobiety, ktrym kaza pra
cowa" na Montparnassie, a czasem kobiety, ktrym przy
najmniej z pocztku nie kaza pracowa, czasem mczyzn,
ale takich, ktrzy jemu pacili. y w wielkiej samotnoci.
Pogbia si ona wraz ze staroci. By to tylko obuz. Jego
reakcje byy ndzne. Wzbudza strach wok siebie, nie siga
dalej. Wraz z nami utraci sw prawdziw wadz. Nie by
gangsterem. By rodzinnym obuzem grzebicym po szafach,
zbrodniarzem bez broni. Nie naraa si. Tak wanie yj
obuzy, bez solidarnoci, bez wielkoci, w strachu. Ba si.
Po mierci matki prowadzi dziwaczne ycie. W Tours. Zna
tylko kawiarnianych kelnerw, ktrzy dostarczali mu po
ufnych informacji na wycigach, i pijack klientel pokerzystw na zapleczu sali. Zaczyna si do niej upodabnia,
duo pi, nabawi si zapalenia oczu, obwisych warg.
W Tours nie posiada ju nic. Po zlikwidowaniu obu
nieruchomoci ju nic. Przez rok mieszka w przechowalni
mebli wynajtej przez matk. Przez rok sypia w fotelu.
Pozwalaj mu askawie wej. Zosta tam przez rok. A po
tem zostaje wyrzucony.
Rok ywi nadziej, e wykupi sw wasno obci
on hipotek. Przegrywa mebel po meblu z przechowalni
mojej matki, buddw z brzu, miedziane naczynia, a potem
ka, szafy, a jeszcze pniej bielizn pocielow. A potem
pewnego dnia nie mia ju nic - to si zdarza obuzom ma
ju tylko garnitur na grzbiecie, nic wicej, ani jednego
przecierada, ani jednego sztuca. Jest sam. Przez rok nikt
[59]

nie uchyli jego drzwi. Pisze do jakiego kuzyna w Paryu.


Bdzie mia pokj dla suby przy bulwarze Malesherbes.
A potem po pidziesitce bdzie mia swe pierwsze zajcie,
pierwsz w yciu pensj, jest wonym w Towarzystwie
Ubezpiecze Morskich. Trwao to, jak sdz, pitnacie
lat. Poszed do szpitala. Nie umar tam. Umar w swoim
pokoju.
Matka nigdy nie mwia o tym dziecku. Nigdy si
nie skarya. Nigdy nikomu nie powiedziaa o szperaniu
w szafach. Z t macierzyskoci byo jak z przestpstwem.
Ukrywaa j. Musiaa uwaa j za co niezrozumiaego, nie
nadajcego si do przekazania komukolwiek, kto nie zna jej
syna tak jak ona, lepiej ni Bg i tylko wobec Niego. Mwia
banay, cigle te same, e gdyby chcia, on wanie byby
najinteligentniejszy z nas trojga. Najwikszy artysta".
Najsubtelniejszy. I rwnie najbardziej kochajcy swoj
matk. Ostatecznie to on najlepiej j rozumia. Nie wie
dziaam, mwia, e od chopca mona bdzie oczekiwa
takiej intuicji, tak gbokiej czuoci.
Spotkalimy si jeszcze raz, opowiada mi o zmar
ym braciszku. Powiedzia: co za okropno, ta mier, to
straszne, nasz may braciszek, nasz malutki Paolo.
Mam przed oczami ten nasz rodzinny obrazek:
posiek w Sadek. Wszyscy troje jemy przy stole w jadalni.
Oni maj siedemnacie i osiemnacie lat. Matki z nami nie
ma. On patrzy, jak jemy, may braciszek i ja, a potem
odkada widelec i tylko patrzy na maego braciszka. Patrzy
na niego przecigle, a potem nagle z caym spokojem mwi
co strasznego. Mwi co o jedzeniu. Powiada do niego, e
musi uwaa, e nie powinien tyle je. Braciszek nic nie
odpowiada. On cignie dalej. Przypomina, e due kawaki
misa s dla niego, nie powinien o tym zapomina. Pamitaj!
powiada. Pytam: dlaczego dla ciebie? Odpowiada: bo tak ju
jest. Mwi: chciaabym, eby zdech. Nie mog ju je.
[60]

Braciszek te nie. On czeka, a braciszek odway si pisn


swko, jedno sowo, zacinite pici czekaj gotowe pod
stoem, eby rozkwasi mu twarz. Braciszek nie mwi nic.
Jest bardzo blady. Midzy rzsami zy.
Gdy umiera, dzie jest pochmurny. Myl, e
wiosenny, kwietniowy. Telefonuj do mnie. Nie mwi nic
poza tym tylko, e znaleziono go martwego na ziemi w jego
pokoju. mier wyprzedzia zakoczenie tej historii. Stao
si to jeszcze za ycia, umar jakby za pno; stao si to
z chwil mierci maego braciszka. Nasuwaj si tu sowa:
wszystko si dopenio.
Matka zadaa, eby on wanie zosta pochowany
wraz z ni. Ju nie wiem, w jakiej okolicy, na jakim
cmentarzu, wiem tyko, e jest to w departamencie Loary.
W grobie s oboje razem. Tylko dwoje. To suszne. Wspa
niay ten obraz jest nie do przyjcia.
Przez cay rok zmierzch zapada o tej samej go
dzinie. By bardzo krtki, prawie gwatowny. W porze
deszczowej tygodniami nie wida byo nieba, cae byo
zasnute jednolit mg, przez ktr nie przenikao nawet
wiato ksiyca. W porze suszy przeciwnie, niebo byo
czyste, cakowicie odsonite, jaskrawe. Nawet bezksiy
cowe noce byy rozjanione. Cienie rysoway si na ziemi
i na wodzie, na drogach i na murach.
Dnie pamitam sabo. Mocne soce przymie
wao kolory, przygniatao. Pamitam noce. Bkit siga dalej
ni niebo, by poza wszelkimi konturami, okrywa wiat do
dna. Niebo byo dla mnie cigiem czystej wietlistoci
przenikajcej bkit, stopem chodu poza wszelkim kolorem.
Czasami w Vinhlongu, gdy matce byo smutno, kazaa
zaprzga dwukoowe tilbury i jechao si na wie oglda
noc w porze suszy. Miaam szczcie do takich nocy, do
takiej matki. wiato padao z nieba kaskadami czystej
[61]

przezroczystoci w wirach ciszy i bezruchu. Powietrze byo


bkitne, brao si je w rk. Bkit. Niebo nieustanne
pulsowanie jaskrawoci wiata. Noc owietlaa wszystko,
ca wie z kadej strony rzeki a po granice widzenia. Kada
noc bya jedyna, kada moga by nazwana wedle czasu jej
trwania. Gosami nocy byo szczekanie psw. Ujaday
tajemniczo. Odpowiaday sobie wzajem od jednej do dru
giej wsi, a do cakowitego wypenienia przestrzeni i czasu
nocy.
W alejkach dziedzica cienie drzew cynamonowych
s barwy czarnego atramentu. Cay ogrd pogrony jest
w marmurowym bezruchu. Tak samo dom, monumentalny,
aobny. I mj modszy braciszek, idcy koo mnie, patrzy
teraz uparcie w stron bramy otwartej na pust alej.
Pewnego razu nie zjawi si przed szko. W czar
nym aucie jest sam szofer. Mwi, e zachorowa ojciec, e
modszy pan odjecha do Sadek. e on, szofer, dosta
polecenie pozostania w Sajgonie, aby mnie zawozi do
gimnazjum i odprowadza do internatu. Mody pan wrci
po kilku dniach. Znw siedzia w gbi czarnego auta
odwracajc twarz, aby nie widzie spojrze, w cigym
strachu. Ucaowalimy si, bez sowa ucaowalimy si
wanie tam przed szko, ucaowalimy si niepomni na nic.
Caujc paka. Ojciec bdzie y jeszcze. Znika jego ostatnia
nadzieja. Prosi go. Baga, eby pozwoli mu zatrzyma
mnie jeszcze przy sobie. Mwi, e powinien go zrozumie, e
sam musia przeywa, raz choby w cigu swojego dugiego
ycia, tak namitno, e niepodobna, aby mogo by
inaczej. Prosi, aby jemu z kolei pozwoli przey raz
podobn namitno, takie wanie szalestwo, t szalecz
mio do maej biaej dziewczyny, prosi go, eby zostawi
mu jeszcze troch czasu na kochanie, zanim odel j do
Francji, eby mu j jeszcze zostawi, moe jeszcze na rok,
gdy byo dla niego niemoliwe porzucenie tej mioci, ktra
[62]

bya zbyt wiea, zbyt jeszcze silna, narastajca w swej


gwatownoci, e oderwanie si od jej ciaa byo jeszcze zbyt
okrutne. Tym bardziej e ojciec dobrze wiedzia, e to si ju
nigdy nie powtrzy.
Ojciec odpowiedzia, e wolaby go widzie mar
twym.
Wykpalimy si razem w chodnej wodzie z dzba
nw. Objlimy si, popakali raz jeszcze, umrze mona
byo, ale tym razem z nieukojonej rozkoszy. A potem mu
powiedziaam, eby niczego nie aowa, przypomniaam,
jak mwi, e odejd z kadego miejsca, e nie mogam
decydowa o swoim prowadzeniu si. Powiedzia, e nawet
to stao mu si obojtne, odkd jego mio przewyszya
wszystko. Wtedy powiedziaam mu, e jestem tego samego
zdania co jego ojciec. e odmawiam pozostania z nim duej.
Powodw nie podaam.
Jest to jedna z tych dugich alei w Vinhlongu, ktre
kocz si na rzece Mekong. Wieczorami aleja ta jest zawsze
pusta. Tego wieczoru, niemal jak zawsze, jest przerwa w
dostawie prdu. Wszystko zaczo si wanie wtedy. Gdy
dotaram do alei i zamkna si za mn brama, zgaso wiato.
Biegn, poniewa boj si ciemnoci. Biegn coraz prdzej.
I naraz zdaje mi si, e sysz za sob czyje kroki. Upewniam
si, e kto biegnie w lad za mn. Biegnc, odwracam si
cigle i widz. Bardzo wysoka kobieta, bardzo chuda, chuda
jak mier, mieje si i biegnie. Jest bosa, biegnie za mn,
eby mnie zapa. Poznaj j, to wariatka z naszej placwki,
wariatka z Vinhlongu. Sysz j po raz pierwszy. Rozmawia
noc, w dzie pi, czsto wanie tu, na tej ulicy, przed
ogrodem. Biegnie wydajc okrzyki w jzyku, ktrego nie
znam. Strach jest tak wielki, e trudno go opisa. Musz mie
wtedy chyba osiem lat. Sysz jej wyjcy miech
i okrzyki radoci, na pewno musi bawi si moim kosztem.
Wspomnienie to jest oznak mojej nerwicy lkowej. Mao
[63]

powiedzie, e strach przechodzi moje pojcie, jest ponad


moje siy. Wszystko to mona zrozumie pamitajc, i ca
istot wierzyam, e lekkie nawet dotknicie rki tej kobiety
sprawioby, e popadabym w stan gorszy od mierci, w stan
szalestwa. Dobiegam do ssiedniego ogrodu, do domu,
weszam na schody i przewrciam si w drzwiach. Przez
kilka nastpnych dni nie jestem w stanie powiedzie, co mnie
spotkao.
Dugo jeszcze yj w obawie, by stan mojej matki si
nie pogorszy nie nazywam jeszcze tego stanu gdy
zmusioby to j do rozstania si z dziemi. Myl, e do mnie,
nie do moich braci, bdzie naleao rozpoznanie tego, co
nastpi pewnego dnia, poniewa moi bracia nie umieliby
wyda waciwego sdu o tym wanie stanie.
Byo to na kilka miesicy przed naszym ostate
cznym rozstaniem, w Sajgonie, pnym wieczorem, na wiel
kim tarasie domu przy ulicy Testard. Bya tam D. Spoj
rzaam na matk. Ledwie j poznaam. A potem w jakim
nagym zamieniu, zaamaniu, wcale ju jej nie poznaam.
Siedziaa tam jaka obca osoba na miejscu mojej matki,
miaa jej wygld, ale nigdy w wiecie nie bya moj matk.
Wygldaa na lekko otpia, patrzya w stron parku,
w pewien punkt w parku, zdawaa si wypatrywa jakiego
nieuchronnego wydarzenia, ktrego ja nie spostrzegaam.
Bya w niej modzieczo rysw, spojrzenia, szczcie, ktre
tumia zwykym u niej zawstydzeniem. Bya pikna. D
bya przy niej. D zdawaa si niczego nie dostrzega.
Przeraenie moje nie dotyczyo tego, co o niej mwi, jej
rysw, jej uszczliwionej miny, jej urody, brao si ono
z tego, e siedziaa tam wanie, gdzie siedziaa moja matka
w chwili dokonania si przemiany, e wiedziaam, e na miejscu
matki nie byo nikogo innego, tylko ona sama, ale e jej
tosamo wanie, ktrej nie moga zastpi adna inna,
znika, a ja nie miaam adnej moliwoci spowodowa, aby
[64]

wrcia, nakaza, by zacza powraca. Nie mona byo


oswoi si z tym obrazem. W peni wadz umysowych,
oszalaam. Czas ju byo krzycze. Krzyknam. Saby
krzyk, woanie o pomoc, by roztrzaska ld, ktrym skuta
bya ta straszliwa scena. Matka odwrcia si.
Cae miasto zapeniam t uliczn ebraczk. We
wszystkich ebraczkach z miasteczek, ryowisk, drg cign
cych si wzdu Syjamu, z brzegw Mekongu widziaam j,
t, ktra napdzia mi strachu. Ukazywaa mi si wszdzie.
Podaa do Kalkuty, skd podobno miaa pochodzi.
Sypiaa zawsze w cieniu drzew waniliowych na dziedzicu
rekreacyjnym. Zawsze w pobliu znajdowaa si te moja
matka pielgnujc jej pogryzion przez robaki nog, oble
pion muchami.
Obok niej maa legendarna dziewczynka. Nosi j
ju dwa tysice kilometrw. Ju wcale jej nie chce, oddaje j,
wecie j sobie. Nie chc ju dzieci. adnego dziecka.
Wszystkie zmary lub zostay porzucone, byaby ich caa
masa, gdyby dalej yy. Ta, ktra pi pod waniliowym
drzewem, jeszcze nie umara. Ta bdzie ya najduej.
Umrze w domu w koronkowej sukience. Bdzie opa
kiwana.
Jest na zboczach ryowisk cigncych si wzdu
cieki, krzyczy i mieje si na cae gardo. miech jej
dwiczy jak zoto, zdolny obudzi zmarych, zdolny obu
dzi kadego, kto sucha miejcych si dzieci. Tkwi caymi
dniami przed bungalowem, w bungalowie s biali, pamita,
e daj je ebrakom. Potem budzi si o wicie i zaczyna
maszerowa, pewnego dnia wyrusza nie wiadomo po co,
idzie na przeaj w stron gr, przechodzi przez las i idzie
dalej, ciekami wzdu grzbietu acucha grskiego Syjamu.
By moe, e idzie, aby zobaczy te i zielone niebo po
drugiej stronie rwniny. Zaczyna schodzi ku morzu, do
kresu. Wychuda, sunie swym wielkim krokiem po lenych
ciekach. Przechodzi, przechodzi. S to lasy cuchnce.
[65]

Regiony wielkich upaw. Nie ma tu oywczego wiatru od


morza. Jest nieustanne brzczenie komarw, martwe dzieci,
codzienny deszcz. I delty. S to najwiksze delty na ziemi.
S czarne od muu. Cign si do Chittagongu. Zostawia za
sob cieki, lasy, szlaki herbaty, czerwone soca, biegnie
majc przed sob ujcie delt. Obiera kierunek krenia
ziemi, ten zawsze daleki, opasujcy od wschodu. Pewnego
dnia znalaza si nad morzem. Krzyczy, mieje si swym
cudownym ptasim gdakaniem. Krzyk pozwala jej znale
w Chittagongu jak donk, ktra j przewozi; rybacy
bardzo chtnie j zabieraj, w ich towarzystwie przepywa
Zatok Bengalsk.
Potem zaczto widywa j przy masowych wya
dunkach na przedmieciach Kalkuty.
Potem gubi si j z oczu. Potem jeszcze si odnaj
duje. Jest w tym samym miecie, za ambasad francu
sk. Sypia w parku, nasycona pokarmem nie do wyczer
pania.
Tam spdza noc. Ze wschodem soca jest nad
Gangesem. Zawsze skonna do miechu i kpinek. Ju nie
odchodzi. Tu jada, sypia, w nocy jest tu spokojnie, zostaje
w oleandrowym ogrodzie.
Pewnego dnia przechodz tamtdy. Mam wtedy
siedemnacie lat. Jest to dzielnica angielska, ogrd amba
sady, wieje monsunowy wiatr, korty tenisowe s puste.
Wzdu Gangesu miej si trdowaci.
Jestemy w Kalkucie w porcie przeadunkowym.
Awaria parostatku liniowego. Dla zabicia czasu zwiedzamy
miasto. Odjedamy nastpnego dnia wieczorem.
Lat pitnacie i p. Caa rzecz bardzo szybko
rozchodzi si po placwce w Sadek. Ju sam sposb noszenia
si przemawiaby za zhabieniem. Matka nie zna si na
niczym, rwnie na sposobie wychowania modej dzie
wczyny. Biedne dziecko. Nie wierzcie, ten kapelusz nie jest
niewinny. Ani ta pomadka do ust, to wszystko co oznacza,
[66]

nie jest niewinne, ma na celu przycigniecie spojrze,


pienidzy. Bracia
obuzy. Mwi si, e to jaki Chiczyk,
syn miliardera z willi nad Mekongiem z niebieskiej ceramiki.
Nawet ten, zamiast czu si zaszczycony, nie yczy jej sobie
dla swego syna. Rodzina biaych obuzw.
Nazywano j Dam, pochodzia z Savannakhet.
M jej dosta nominacj w Vinhlongu. Przez rok nie
widziano jej w Vinhlongu. Z powodu tego modego czo
wieka, zastpcy administratora w tym miecie. Nie mogli
ju si kocha. Wic on zabi si strzaem z rewolweru.
Historia dotara do nowej placwki w Vinhlongu. W sam
dzie odjazdu z Savannakhet do Vinhlongu kula w sercu.
Na wielkim placu przed wejciem do placwki, w penym
socu. Z powodu swych creczek i ma, ktrego mia
nowano w Vinhlongu, powiedziaa mu, e trzeba z tym
skoczy.
Dzieje si to w dzielnicy o zlej sawie, w Cholon.
Kadego wieczora ta maa grzesznica oddaje swe ciao
pieszczotom jakiego wstrtnego chiskiego milionera. Do
szkoy te chodzi, tam gdzie s mae dziewczynki, mae biae
sportsmenki, wiczce kraula na pywalni klubu sporto
wego. Pewnego dnia dostan polecenie, eby nie rozmawiay
wicej z crk nauczycielki w Sadek.
W czasie pauzy wyglda na ulic, jest sama, wsparta
o kolumn na szkolnym dziedzicu. Nic o tym matce nie
mwi. W dalszym cigu jedzi do szkoy czarn limuzyn
Chiczyka z Cholon. Patrz na ni, jak odjeda. Nie bdzie
adnego wyjtku. adna nie odezwie si ju do niej ani
sowem. To odosobnienie sprawia, e wraca pami o Damie
z Vinhlongu, ktra w owym czasie miaa wanie trzydzieci
osiem lat. A teraz, gdy to sobie przypomina, ma lat
szesnacie.
Dama jest na tarasie swego pokoju, patrzy na aleje
cignce si wzdu Mekongu. Widz j, gdy wracam
[67]

z katechizacji z moim maym braciszkiem. Pokj jest


w rodku wielkiego paacu z krytymi tarasami. A paac
znajduje si w centrum ogrodu penego oleandrw i palm.
To samo dzieli Dam i mod dziewczyn w paskim
kapeluszu od innych ludzi z placwki. Obie jednakowo
spogldaj na przybrzene aleje, obydwie zostay skazane na
odosobnienie. Samotne krlowe. Ich nieszczcie bierze si
z nich samych. Obydwie s zniesawione z powodu cia
pieszczonych przez kochankw, caowanych ich ustami,
wydanych na infami z powodu rozkoszy graniczcej ze
mierci, jak same mwi, t zagadkow mierci kochan
kw bez mioci. O to tu wanie chodzi, o ten posmak
mierci. Wynika to z nich samych, wydobywa si z ich pokoi,
mier tak silna, e trudno byoby znale drug tak
w caym miecie czy na placwkach w gbi kraju, w sto
ecznych miastach, na przecigajcych si balach centralnej
administracji.
D a m a ma wanie powrci do swych oficjalnych
przyj, sdzi, e to si ju skoczyo, e mody czowiek
z Savannakhet poszed w zapomnienie. Dama podja wic
zwyczaj wydawania wieczornych przyj. Zaley jej, by
ludzie mogli, mimo wszystko, widywa si czasami, od czasu
do czasu wyj z tej straszliwej samotnoci, w jakiej pogr
one s placwki zagubione w interiorze, w rozlegych
kwartaach ryu, strachu, szalestwa, gorczki, zapomnie
nia.
Wieczorem przy wyjciu z gimnazjum znw jest
ta sama czarna limuzyna, ten sam impertynencki i dziecinny
kapelusz, te same pantofelki ze zotej lamy, i ona, idzie, aby
pozwoli chiskiemu milionerowi obnay swoje ciao, a on
bdzie j my pod prysznicem, dugo, tak jak to robia ona
sama u matki, chodn wod z dzbanw, ktr ta chowa dla
niej: potem zaniesie j mokr do ka, nastawi wentylator
i bdzie caowa, coraz bardziej, wszdzie, a ona bdzie
go jak zawsze prosi o jeszcze i jeszcze, a potem wrci do
[68]

internatu i nie ma nikogo, kto by j skarci, zbi, wysmaga,


zwymyla.
Zabi si, gdy noc miaa si ku kocowi, przed
placwk, byszczc od wiate. A ona taczya. Potem
nasta dzie. On porozrywa sobie ciao. Pniej, po pewnym
czasie, soce jakby spaszczyo jego ksztat. Nikt nie mia
si zbliy. Uczyni to dopiero policja. W poudnie, gdy
przybd podrne szalupy, nie pozostanie ju nic, plac
bdzie czysty.
Matka powiedziaa do dyrektorki internatu: to
nic takiego, to wszystko nie ma adnego znaczenia, widziaa
pani? Te znoszone sukieneczki, rowy kapelusz, zote
pantofelki, jak jej w tym do twarzy? Matka jest pijana ze
szczcia, gdy mwi o swych dzieciach, ma wtedy jeszcze
wicej uroku. Mode wychowawczynie z internatu pasjami
lubi sucha mojej matki. Wszyscy oni, powiada matka,
krc si koo niej, wszyscy mczyni z placwki, onaci
i nieonaci, krc si koo niej, pragn tej maej, jeszcze tak
bardzo nieuksztatowanej, prosz spojrze, to jeszcze dzie
cko. Ludzie powiadaj, e zhabione? A ja powiadam: co
te takiego mogaby zrobi niewinno, eby si zha
bi?
Matka mwi i mwi o jawnej prostytucji i mieje
si ze skandalu, z tej bazenady, z tego niestosownego
kapelusza, z tej subtelnej elegancji dziecka w czasie prze
prawy przez rzek, i mieje si z tej rzeczy, ktrej tu,
w koloniach francuskich, trudno si, jak powiada, oprze,
z tej biaej skry, mieje si z tego jeszcze dziecka
ukrytego dotd na placwkach, ktre nagle zjawia si
w biay dzie i naraa sw reputacj w miecie, zauwaone
i poznawane przez wszystkich, z t miliardersk chisk
szumowin, z diamentem na palcu niby jaka moda bankierowa. I pacze.

[69]

Kiedy zobaczya diament, powiedziaa cicho: przy


pomina mi si may, pojedynczy diament, jaki dostaam na
zarczyny z moim pierwszym mem. Ja mwi: z panem
Ponurym. miejemy si. To byo jego nazwisko, powiada,
a jednak trafne.
Popatrzyymy na siebie przecigle, a potem umie
chna si agodnie, troch kpico na znak, e rozumie swoje
dzieci do gbi i wie, co je potem spotka, a. uczuam nag
potrzeb pomwienia z ni o Cholon.
Nie zrobiam tego. Nie zrobiam tego nigdy.
Odczekaa duszy czas, nim odezwaa si znowu,
i zrobia to z wielk mioci: wiesz, e to koniec? e tu, w tej
kolonii, nigdy ju nie bdziesz moga wyj za m? Wzru
szam ramionami, miej si. Mwi: jak zechc, wszdzie
mog wyj za m. Matka robi znak, e nie. Nie. Powiada:
tu wszystko wiedz, tu ju nie bdziesz moga. Patrzy na
mnie i mwi co niezapomnianego: masz powodzenie? Od
powiadam: no wanie, mimo to mam powodzenie. I wtedy po
wiedziaa: masz powodzenie rwnie dlatego, e jeste taka.
Pyta mnie jeszcze: czy widujesz si z nim tylko dla
pienidzy? Waham si, a potem mwi, e tylko dla pie
nidzy. Dugo jeszcze mi si przyglda, nie wierzy. Mwi: nie
byam do ciebie podobna, miaam wiksze kopoty z nauk i
byam bardzo powana, za dugo taka byam, zbyt dugo, a
zatraciam smak rozkoszy.
Byo to w pewien wakacyjny dzie w Sadek. Odpo
czywaa na wyplatanym bujaku, z nogami na krzele, zrobia
przecig midzy salonem a jadalni. Bya spokojna i dobra.
Zobaczya nagle swoj ma i zachciao si jej z ni pogada.
Bylimy ju bliscy kresu, bliscy opuszczenia tere
nw za tam. Bliscy wyjazdu do Francji.
Patrzyam, jak usypia.
Od czasu do czasu matka zarzdza: jutro idziemy do
fotografa. Narzeka na cen, ale zawsze pokrywa koszty
rodzinnej fotografii. Patrzymy na zdjcia, nie patrzymy na
[70]

siebie, tylko ogldamy fotografie, kade z osobna, bez sowa


komentarza. Ogldajc je, widzimy siebie, innych czonkw
rodziny, kadego z osobna lub razem. Znw oglda si
siebie jako malca na starych fotografiach i patrzy si na
siebie na najnowszych zdjciach. Zwikszya si jeszcze
rnica midzy nami. Zdjcia ju obejrzane ukada si razem
z bielizn w szafach. Matka kae nas fotografowa, eby
mc si nam przyjrze, zobaczy, czy normalnie roniemy.
Dugo nas oglda, tak jak inne matki ogldaj swoje dzieci.
Porwnuje fotografie midzy sob, mwi o wzrocie ka
dego z nas. Nikt jej nie odpowiada.
Matka pozwala fotografowa tylko swoje dzieci. Nigdy
nic innego. Nie ma ani jednej fotografii Vinhlongu, ogrodu,
rzeki czy prostych ulic obsadzonych po zwycistwie francu
skim drzewami tamaryndowymi, adnej, ani domu, ani
naszych bielonych wapnem pokoi w przytuku, z wielkimi
kami z czarnego elaza ze zoceniami, owietlonych jak
sale szkolne rowymi ulicznymi arwkami z abaurami
z zielonej blachy, adnej, adnego wizerunku tych niewia
rygodnych miejsc, cigle tymczasowych, brzydkich ponad
miar, e tylko uciec, miejsc, w ktrych koczowaa nasza
matka wstrzymujc si, jak mwia, z prawdziwym urz
dzeniem a do Francji, w okolicach, o ktrych opowiadaa
cae ycie i ktre umiejscawiaa zalenie od humoru, wieku,
nastroju midzy Pas-de-Calais i Entre-deux-Mers. Gdy
zatrzyma si na zawsze, gdy si urzdzi nad Loar, jej pokj
bdzie powtrzeniem tego strasznego pokoju w Sadek. Ju
nie bdzie pamita.
Nigdy nie robia fotografii miejsc, krajobrazw,
tylko nasze, swoich dzieci, i najczciej grupowo, eby
zdjcie byo tasze. Kilka amatorskich zdj zrobili przy
jaciele matki wieo przybyli z kolonii, fotografujc pejzae
zwrotnikowe, drzewa kokosowe i kulisw, aby posa rodzi
nom. W czasie urlopw matka w tajemnicy pokazuje foto
grafie dzieci swojej rodzinie. Nie mielimy ochoty bywa u tych
[71]

krewnych. Moi bracia nigdy ich nie poznali. Mnie, gdy


byam malutka, zacignito tam z pocztku. Ale pniej tam
nie chodziam, gdy ciotki, z powodu mego skandalicznego
prowadzenia, nie yczyy sobie, aby ich crki widyway si ze
mn. A zatem matce nie pozostawao nic innego, jak
pokazywa nasze fotografie, wic matka, logicznie i roz
sdnie, pokazuje swoim kuzynkom, jakie to ona ma dzieci.
Czuje si w obowizku to robi, wic pokazuje je. Tylko
kuzynki pozostay z rodziny, wic im pokazuje rodzinne
zdjcia. Czy mona po sposobie bycia pozna t kobiet? Po
tej skonnoci do doprowadzenia kadej sprawy do koca
nie bya w stanie wyobrazi sobie, e mogaby przesta,
zostawi wanie kuzynki, trudy, t ca paszczyzn?
Sdz, e tak. W tej swego rodzaju bezsensownej dzielnoci
widz gboki urok.
Gdy si ju postarzaa, osiwiaa, te posza do
fotografa, posza sama, kazaa si sfotografowa w swej
piknej ciemnoczerwonej sukni z dwoma klejnotami, w na
szyjniku i ze zot broszk z jadeitem, z ma gazk jadeitu
oprawn w zoto. Na zdjciu jest adnie uczesana, bez jednej
zmarszczki, jak na obrazku. Zamoni tubylcy te raz w yciu
szli do fotografa, gdy przeczuwali, e zblia si mier.
Zdjcia byy due, wszystkie jednego formatu, oprawne
w pikne zocone ramki, zawieszane przy otarzu przodkw.
Wszyscy ci sfotografowani ludzie, a widziaam ich wielu,
wychodzili na zdjciach jednakowo, byli udzco do siebie
podobni. Nie dlatego, e staro jest do siebie podobna, ale
e portrety byy zawsze retuszowane w taki sposb, eby
cechy szczeglne twarzy, jeli co z nich jeszcze zostawa
o, byy zatarte. Twarze, tak spreparowane na spotkanie
z wiecznoci, byy zamazane, jednolicie odmodzone. Tego
wanie ludzie pragnli. Owo podobiestwo dyskretne
winno pobudzi wspomnienie przemijania ycia w rodzinie,
wiadczy o odrbnoci i zarazem o cechach rzeczywistych.
Im bardziej byli do siebie podobni, tym bardziej oczywista
[72]

winna by przynaleno do szeregw rodzinnych. Ponadto


wszyscy mczyni mieli takie same turbany, a kobiety taki
sam koczek, tak samo gadkie uczesanie, za mczyni
i kobiety tak sam sukni ze stjk. Wszyscy oni mieli ten
sam wyraz twarzy, ktry dzi jeszcze rozpoznaabym wrd
wielu innych. I ten sam wyraz twarzy miaa te moja matka
na fotografii w czerwonej sukni, naleaa do nich, jest w tym
co szlachetnego, mwili niektrzy, a inni, e co tu zostao
zatarte.
Wicej ju o tym nie rozmawiali. Jasne byo, e nie
podejmie adnych stara u ojca, eby j polubi. e ojciec
nie bdzie mia litoci nad synem. Nie ma jej dla nikogo. Ze
wszystkich elementw chiskich dziercych w rku cay
handel placwki ten najbogatszy, ten z niebieskich tarasw
jest najstraszniejszy, dobra jego cign si najdalej poza
Sadek, a do Cholon, chiskiej stolicy francuskich Indochin.
Mczyzna z Cholon wie, e decyzja jego ojca i tego dziecka
s takie same i e obie s nieodwoalne. W najmniejszym
nawet stopniu nie przychodzi mu do gowy, e wyjazd,
ktry ma ich rozdzieli, jest w ich wypadku szczciem. e
ona nie jest z tych, ktre nadaj si do maestwa, e trzeba
bdzie j porzuci, zapomnie, zwrci biaym, jej braciom.
Odkd oszala z powodu jej ciaa, moda dziewczyna
nie cierpiaa ju z powodu swej chudoci, a co dziwniejsze, jej
matka te ju si tym nie przejmowaa jak dawniej, zupenie
jakby sama rwnie odkrya, e to ciao podobao si
przecie, byo akceptowane na rwni z innymi. On, ko
chanek z Cholon, sdzi, e wzrost maej biaej dziewczyny
zosta zahamowany zbyt silnym upaem. On rwnie urodzi
si i wyrs w tym upale. W tym wanie widzi ich po
krewiestwo. Mwi, e lata tu spdzone, w tym nieznonym
klimacie, sprawiy, e staa si dziewczyn z tego kraju,
z Indochin. e tak jak tubylcze dziewczta ma cienkie
przeguby rk, rwnie gste wosy, o ktrych mona powie[73]

dzie, e zagarny dla siebie ca si, rwnie dugie jak


u tamtych, a nade wszystko skr, ca skr, skpan
w deszczowej wodzie, ktr zostawia si tu kobietom
i dzieciom do kpieli. Mwi, e Francuzki w porwnaniu
z tutejszymi kobietami maj skr tward, niemal chropo
wat. Mwi te, e skpe odywianie w tropikach, ska
dajce si z ryb i owocw, ma te w tym pewien udzia.
Jak rwnie baweny i jedwabie, z ktrych robi si tu
ubrania, zawsze lune, trzymajce ciao na pewien dystans,
nagie.
Kochanek z Cholon przywyk do modoci maej
biaej dziewczyny, a do zatracenia si w niej. Rozkosz, jak
z niej czerpie kadego wieczoru, zagarna cay jego czas,
jego ycie. Ju niemal z ni nie rozmawia, moe sdzi, e nie
mogaby zrozumie, co miaby jej do powiedzenia o tej
mioci, jakiej dotd nie zna i o ktrej nic nie potrafi
powiedzie. Moe odkrywa, e nigdy jeszcze ze sob nie
rozmawiali, poza tym, e woaj do siebie w pokoju wrd
wieczornych krzykw. Tak, sdz, e nie wiedzia, odkry, e
o tym nie wiedzia.
Patrzy na ni. Z zamknitymi oczyma cigle jeszcze
na ni patrzy. Czuje jej twarz. Wdycha to dziecko z za
mknitymi oczami, wciga jej oddech, ciepe powietrze z niej
wychodzce. Coraz mniej wyranie odrnia granice tego
ciaa. Ono nie jest jak inne, nie koczy si tu, w pokoju,
rozrasta si jeszcze, jego ksztaty nie s zatrzymane, w kadej
chwili tworzy si, jest ono nie tylko tu, gdzie si je widzi,
jest gdzie indziej, siga jakby poza wzrok, w stron gry,
w stron mierci, jest gitkie, cae uczestniczy w rozkoszy,
jakby byo wielkie, odwieczne, ciao bez zoci, przeraliwie
mdre.
Patrzyam, co ze mn robi, jak si mn posugiwa,
nie mylaam nigdy, e mona to byo robi w ten sposb,
przeszed wszelkie moje oczekiwania, i to zgodnie z prze[74]

znaczeniem mojego ciaa. W ten sposb staam si jego


dzieckiem. On rwnie sta si dla mnie kim innym.
Zaczynaam docenia niewysowione gadkoci jego skry,
jego pci, niezalenie od niego samego. Cie innego mczy
zny te musia przesun si przez ten pokj, cie modego
drczyciela, ale wwczas nie poznaam go jeszcze, nie ukaza
si jeszcze moim oczom. Cie modego owcy le musia
przechodzi przez pokj, ale znaam go, by czasem obecny
w rozkoszy, i mwiam to kochankowi z Cholon, mwiam
rwnie o jego ciele, o jego pci, o jego niewypowiedzianej
gadkoci, o jego odwadze w lesie podczas nagonki na czarne
pantery. Wszystko odpowiadao jego dzom i sprawiao, e
mnie bra. Stawaam si jego dzieckiem. Z wasnym dzie
ckiem uprawia kadego wieczoru mio. Ale czasem chwy
ta go lk, niepokoi si nagle o jej zdrowie, jakby odkrywa,
e jest miertelna, i przenika go myl, e moe j straci.
Ogarnia go nagle gwatowna obawa, e jest za szczupa
i z powodu tych blw gowy sprawiajcych, e kona,
przezroczysta, nieruchoma, z mokrym okadem na oczach.
I przez t niech do ycia, ktra j czasem ogarnia, gdy
myli o matce, i nieoczekiwanie krzyczy i pacze z wcie
koci, e nic nie mona zmieni, uczyni matki szczliwsz,
nim umrze, zabijajc tych, ktrzy j skrzywdzili. Twarz
przy twarzy wchania jej zy, przygniata sob, oszalay
z pragnienia jej ez, jej wciekoci.
Bierze j, jakby bra w posiadanie swe dziecko.
Dziecko swoje braby tak samo. Bawi si ciaem swego
dziecka, obraca je, kryje w nim twarz, usta, oczy. Ona oddaje
mu si dokadnie w taki sposb, jaki obra rozpoczynajc
gr. I naraz to ona go baga, nie mwic, o co, a on krzyczy na
ni, eby zamilka, krzyczy, e ju jej nie chce, e nie pragnie
ju od niej rozkoszy, i znw nawzajem si bior, spleceni ze
sob w przeraeniu, a gdy ono ustpuje, poddaj mu si raz
jeszcze we zach, w rozpaczy, w szczciu.

[75]

W cigu caego wieczora milcz. W czarnym aucie,


ktre odwozi j do internatu, kadzie gow na jego ra
mieniu. A on obejmuje j. Mwi: dobrze, niech szybko
przybdzie statek z Francji, niech zabierze j i rozdzieli ich.
Milcz w czasie jazdy. Czasem kae szoferowi robi objazd
wzdu rzeki. Ona usypia z wyczerpania, oparta o niego.
Budzi j pocaunkami.
W sypialni pali si niebieskie wiato. Unosi si
zapach kadzida, ktre ka zawsze zapala o zmierzchu.
Upa trwa w bezruchu, wszystkie okna s szeroko otwarte
i nie ma ani powiewu wiatru. Zdejmuj obuwie, eby nie
haasowa, ale jestem spokojna, bo wiem, e wychowa
wczyni nie wstanie, e obecnie jest ju przyjte, e wracam,
o ktrej chc w nocy. Natychmiast id zajrze na miejsce
H.L. Zawsze z odrobin niepokoju, zawsze w strachu, eby
w cigu dnia nie ucieka z internatu. Jest. H. L. pi mocno.
Pamitam jej twardy sen, niemal wrogi. Odmowny. Nagie
ramiona otaczaj gow, bezwadne. Ciao nie ley po
rzdnie jak ciaa innych dziewczt, nogi ma podkurczone,
nie wida twarzy, poduszka si obsuna. Odgaduj, e
musiaa czeka na mnie, a potem usna w oczekiwaniu,
zniecierpliwiona, wcieka. Musiaa te paka, a potem
zapada si w otcha. Chciaabym j obudzi, eby po
rozmawia z ni szeptem. Nie rozmawiam ju z czowiekiem
z Cholon, on ju do mnie nie mwi. Czuj potrzeb suchania
o sprawach H. L. Ma ona t niezrwnan zdolno skupienia
si jak ludzie, ktrzy nie dosysz, co si mwi. Ale nie mog
jej budzi. Raz zbudzona wrd nocy, H. L. nie moe ju
zasn. Wstaje, ma ochot wyj, wychodzi, zbiega po
schodach, chodzi po korytarzach, po pustych wielkich
dziedzicach, biega, woa mnie, i taka jest szczliwa: nie da
si temu zapobiec, a kiedy pozbawia si j spaceru, wia
domo, e oczekuje wanie tego. Waham si, a potem nie, nie
budz jej. Pod moskitier upa jest tak duszcy, e gdy si j
zacignie, wydaje si niemoliwy do zniesienia. Ale wiem, e
[76]

to dlatego, e wracam z zewntrz, prosto znad rzeki, gdzie


w nocy zawsze panuje chd. Przywykam ju do tego, nie
ruszam si, czekam, a minie. I mija. Nigdy nie zasypiam od
razu, mimo tych nowych w mym yciu umcze. Myl
o mczynie z Cholon. Musi by teraz w nocnym lokalu
obok La Source ze swoim szoferem, zapewne pije w mil
czeniu, gdy jest wrd swoich, pije ryow wdk. Lub moe
wrci do siebie do garsoniery i zasn przy zapalonym
wietle, nadal nic do nikogo nie mwic. Tego wieczoru nie
mog ju znie myli o mczynie z Cholon. Nie mog si
te powstrzyma od myli o H. L. Zdawaoby si, e s
zadowoleni z ycia, e bierze si to z zewntrz, nie z nich
samych. Wydawaoby si, e we mnie nie istnieje nic takiego.
Matka powiada: ta to nigdy nie bdzie z niczego zadowo
lona. Sdz, e ycie moje zaczo mi si ukazywa dopiero
w chwili, gdy si sobie przyjrzaam. Myl, e potrafi to
sobie powiedzie: mam niejasn ch umrze. Nie oddzielam
ju tego sowa od mego ycia. Sdz, e mam niewytuma
czon ch by sama, jednoczenie spostrzegam, e nie
jestem ju samotna, od kiedy porzuciam dziecistwo,
rodzin, drczyciela. Bd pisaa ksiki. To wanie widz
poza chwil obecn, w ogromnej pustce, w ktrej zarysach
ukazuje si perspektywa mojego ycia.
Nie wiem ju teraz, jakie byy sowa telegramu
z Sajgonu. Czy napisano tam, e braciszek umar, czy te:
Bg powoa go do siebie. Pamitam, jak mi si zdaje, e
byo to chyba: Bg powoa go do siebie. Uderza mnie
oczywisto faktu, e ona nie moga wysa telegramu.
Braciszek. Martwy. Pocztkowo jest to niezrozumiae, a po
tem nagle, zewszd, z gbi wiata, nadchodzi bl, obj mnie
ca, porwa, niczego nie poznawaam, nie istniaam poza
cierpieniem, nie wiedziaam tylko, jakie ono byo, czy byo
tym samym, ktre po stracie dziecka sprzed paru miesicy
powracao teraz, czy te by to nowy bl. Teraz myl, e
by to nowy bl, moje dziecko zmaro przy narodzinach, nie
[77]

znaam go nigdy i nie pragnam si zabi, tak jak chciaam


to zrobi teraz.
Pomylono si. Bd, ktry popeniono, w par
sekund ogarn wszechwiat. Skandal by na miar bosk.
Mj braciszek by niemiertelny, a nie zauwaono tego.
Niemiertelno krya si w jego ciele, gdy y, a my
nie zauwaylimy, e w ciele tym mieszka niemiertelno.
Ciao mego braciszka byo martwe. Wraz z nim umara
niemiertelno. A wiat toczy si teraz dalej, pozbawiony
tego nawiedzonego ciaa i tego nawiedzenia. Pomylono si
cakowicie. Bd ogarn cay wszechwiat. Skandal.
Wraz ze mierci maego braciszka wszystko po
winno umrze. Z nim. I przez niego. mier wydostawaa si
z niego od dziecka jak ogniwa acucha. Martwe ciao nie
byo zwizane z wydarzeniami, ktrych byo przyczyn.
Niemiertelno, chronica go przez dwadziecia siedem lat
ycia, nie znana mu bya z imienia.
Nikt nie widzia tego janiej ode mnie. Z chwil gdy
pojam t tak prost prawd, e ciao mego braciszka byo
te moim wasnym, powinnam bya umrze. I umaram. Mj
braciszek upodobni mnie do siebie, cign mnie do siebie,
i oto jestem martwa.
Naleaoby uprzedzi ludzi co do tych spraw.
Nauczy ich, e niemiertelno jest miertelna, e moe
umrze, e si to ju zdarzao, e si jeszcze zdarza. Ona
nigdy nie daje o sobie zna jako taka, jest cakowicie
dwoista. e nie istnieje w szczegle, lecz tylko w samej swej
istocie. e niektrzy mog kry j w sobie, pod warunkiem
e o tym nie wiedz. Podobnie jak inni mog odkry jej
obecno u tamtych pod tym samym warunkiem, e nie
znaj jej wadzy. e w czasie gdy si j przeywa, ycie
wydaje si niemiertelne, podczas gdy niemiertelno jest
w samym yciu. e niemiertelno nie jest spraw duszego
[78]

czy krtszego czasu, e nie na tym polega zagadnienie


niemiertelnoci, jest to inna sprawa, jeszcze nie znana. e
rwnie faszywe jest mwienie, e niemiertelno nie ma
pocztku ani koca, jak te mwienie, e ona zaczyna si
i koczy wraz z yciem duchowym: ona uczestniczy w yciu
duchowo, w gonitwie za wiatrem. Popatrzcie na martwe,
pustynne piaski, na ciaa zmarych dzieci: niemiertelno
przez to nie przechodzi, lecz zatrzymuje si i zatacza krg.
W wypadku maego braciszka jest to niemiertel
no bez skazy, nie wymagajca komentarza, nieprzypad
kowa, czysta, natychmiast osignita. May braciszek nie
krzycza w pustce, nie mia nic do powiedzenia tu czy gdzie
indziej. By bez wyksztacenia, nie doszed nigdy do wy
ksztacenia w sobie czegokolwiek, nie umia mwi, ledwie
czyta, pisa z trudem, mylao si czsto, e nie potrafi nawet
cierpie. By to kto, kto nic nie rozumia i ba si.
Ta bezsensowna mio, z jak si do niego odnosz,
pozostaje dla mnie niezgbion tajemnic. Nie wiem, dla
czego kochaam go do tego stopnia, e chciaam umrze jego
mierci. Gdy si to stao, byam ju od dziesiciu lat
z dala od niego i rzadko o nim mylaam. Zdawao mi si, e
kochaam go na wieki i nic nowego nie mogo przytrafi si
tej mio. Zapomniaam o mierci.
Rozmawialimy ze sob mao o naszym starszym
bracie, mao o naszym nieszczciu, o nieszczciu matki,
o tym, ktre dotyczyo rwniny nad tam. Mwio si raczej
o polowaniu, o mechanice, o autach, zoci si na rozbite auto
i opisywa mi gabloty, ktre bdzie kiedy posiada. Znaam
marki wszystkich myliwskich strzelb i wszystkich gablot.
Zapewne opowiadao si te o przypadkach poarcia przez
tygrysy z powodu nieostronoci lub o zatoniciach w falach
odpywu, gdybymy wci jeszcze kpali si w wirach. By
ode mnie dwa lata modszy.
[79]

Wiatr usta i pod drzewami ukazao si nieziemskie


wiato, ktre wystpuje po deszczu. Ptaki wrzeszcz ze
wszystkich si jak zwariowane, w chodnym powietrzu ostrz
sobie dzioby, wypuszczaj z nich pen skal dwikw
w sposb niemal oguszajcy.
Statki prowadzone przez holowniki szy w gr
sajgoskiej rzeki przy wyczonych silnikach, a do urzdze
portowych znajdujcych si na ptli Mekongu. na wysokoci
Sajgonu. Ta ptla, odnoga Mekongu, nazywa si Rzek.
Rzek Sajgosk. Postj trwa osiem dni. Z chwil gdy statki
dobijay do nabrzea, byo si ju we Francji. Mona byo
i we Francji na obiad, potaczy, dla matki byo za drogo,
co wicej nie byo warte fatygi, ale mona by tam pj
z kochankiem z Cholon. Nie chodzi tam jednak z obawy, e
mogliby go zobaczy z ma, bia, tak mod dziewczyn,
nie mwi tego, ale ona wiedziaa. W tamtych czasach, a nie
byo to znowu tak dawno, zaledwie pidziesit lat temu,
w podr mona byo wyruszy tylko statkiem. Wielkie
poacie staego ldu nie miay jeszcze drg, kolei elaznych.
Na setkach, tysicach kilometrw kwadratowych byy tylko
prehistoryczne drogi. Pikne statki pasaerskie Przewozw
Morskich, liniowi muszkieterowie Portos, d'Artagnan, Ara
mis, czyy Indochiny z Francj.
Tamta podr trwaa dwadziecia cztery dni. Statki
liniowe byy caymi miastami, z ulicami, barami, kawiarniami,
bibliotekami, salonami, spotkaniami, amantami, mariaami
i nieboszczykami. Tworzyy si przypadkowe towarzystwa,
wszyscy wiedzieli, e byo to nieuniknione, pamitali o tym,
i moe dlatego stawao si atwe, a czsto nawet miao
niezapomniany urok. Byy to waciwie jedyne podre
kobiet. Zwaszcza dla wielu z nich, a dla pewnych mczyzn
take, podr do kolonii stawaa si przedsiwziciem
prawdziwie awanturniczym. Dla matki byy one zawsze
takie jak nasze wczesne dziecistwo, nazywaa je czym
najlepszym w jej yciu".

[80]

Wyjazdy. Byy zawsze jednakowe. Zawsze byy to


pierwsze wyjazdy na morza. Rozstanie z ldem odbywao si
zawsze z blem, z jednakow rozpacz, ale nie przeszka
dzao to nigdy wyrusza mczyznom, ydom, mylicielom
i mionikom podry morskich. Nie przeszkadzao te
kobietom pozwala na te podre, chocia same nie wyru
szay nigdy, pozostajc, aby pilnowa miejsca urodzenia,
rasy, dbr, racji powrotu. Dawniej podre okrtami byy
dusze i bardziej niebezpieczne ni za naszych dni. Czas
trwania podry pokrywa si z miar odlegoci w sposb
naturalny. Przywyko si do tych powolnych szybkoci
czowieka na ziemi i morzu, do tych opnie, do czeka
nia na wiatr, na przejanienia, utonicia, na soce
i mier. Statki, ktre znaa biaa dziewczynka, byy to jedne
z ostatnich transportowcw wiata. W czasach jej modoci
ustanowiono w rezultacie pierwsze linie lotnicze, ktre
stopniowo miay pozbawia ludzi morskich podry.
Co dzie jeszcze chodzio si do garsoniery w Cho
lon. On postpowa jak zwykle, przez cay czas postpowa
jak zwykle, robi mi prysznic z deszczowej wody i zanosi do
ka. Przysuwa si do mnie blisko, sam te si kad, ale
stawa si zupenie bezsilny, peen niemocy. Data wyjazdu,
cho jeszcze odlega, zostaa raz ustalona, wobec czego nie
mg ju nic uczyni z moim ciaem. To przyszo gwatownie,
bezwiednie. Jego ciao nie pragno ju tej, ktra miaa
wyjecha, zdradzi. Mwi: nie mog ju ciebie posi.
Mylaem, e potrafi, ale nie mog. Mwi, e jest martwy,
umiecha si agodnie, proszc o wybaczenie, mwi, e to
moe ju nigdy nie wrci. Pytaam, czy chciaby tego. mia
si prawie, mwic: nie wiem, w tej chwili moe tak. Jego
agodno bya w cierpieniu. Nie mwi nigdy o tym
cierpieniu ani sowa. Niekiedy drgaa mu twarz, zamyka
oczy i zaciska zby. Ale milcza zawsze, gdy chodzio
o sceny, ktre widzia z zamknitymi oczami. Rzec by
mona, e kocha to cierpienie, kocha je tak jak mnie,
[81]

bardzo mocno, a do mierci moe, i e obecnie wola je ode


mnie. Mwi czasem, e pragnie mnie pieci, bo wie, e
bardzo tego pragn, e chce patrze na mnie, gdy doznaj
rozkoszy. Robi to i patrzy na mnie, woajc jak do dziecka.
Zostao postanowione, e si ju nie zobaczymy, ale to byo
niemoliwe. To nie mogo by moliwe. Co wieczr znajdo
waam go znw przed szko w czarnym samochodzie,
odwraca ze wstydu gow.
Gdy zbliaa si godzina odjazdu, syrena statku
trzykrotnie przecigle zawya, ze straszliw si, sycha j
byo w caym miecie, a od strony portu pociemniao niebo.
Holowniki zbliyy si do statku i cigny go ku gwnemu
prdowi rzeki. Gdy tam dotarlimy, holowniki zwolniy
cumy, po czym zawrciy do portu. Statek raz jeszcze
powiedzia do widzenia, znw wyrzuci z siebie okropne
beczenie, tak dziwnie smutne, e ludziom chciao si paka,
nie tylko udajcym si w podr i rozstajcym si, ale
rwnie tym, co przyszli popatrze, i tym, ktrzy znajdowali
si tam bez okrelonego powodu, ktrzy nie mieli o kim
myle. Dalej ju statek z wolna poda rzek o wasnych
siach. Dugo jeszcze mona byo widzie jego wysok
sylwetk sunc ku morzu. Wiele osb zostawao, eby
popatrze jeszcze na niego, dawa coraz powolniejsze znaki
z coraz mniejsz ochot, przy pomocy szalikw i chustek do
nosa. A wreszcie krzywizna ziemi pochona ksztat statku.
Gdy byo widno, mona byo zobaczy, jak si powoli
zanurza.
Gdy statek rzuci swe pierwsze poegnanie, gdy
podniesiono pomost i gdy holowniki zaczy go cign
oddalajc od ldu zapakaa. Uczynia to kryjc zy,
poniewa on by Chiczykiem i nie naleao opakiwa tego
rodzaju kochankw. Nie okazujc matce i braciszkowi
swego cierpienia, nie okazujc nic, tak jak to byo midzy
nimi w zwyczaju. Jego wielkie auto stao tam, dugie i czarne,
[82]

z szoferem w bieli z przodu. Stao nieco z boku od parkingu


samochodowego Przewozw Morskich, osobno. Po tym je
wanie poznaa. Siedzia z tyu, w ksztat ledwo dostrze
galny, nieruchomy, przybity. Ona, tak jak za pierwszym
razem na promie, staa okciami oparta o barierk. Wie
dziaa, e na ni patrzy. Ona te patrzya na niego, nie
widzc go ju, ale wpatrywaa si usilnie w czarne auto. I na
koniec ju go nie widziaa. Port, a potem ziemia zatary si jej
przed oczami.
Byo Morze Chiskie, Morze Czerwone, Ocean
Indyjski, Kana Sueski. Rankiem budzono si i wszystko
miao si za sob, po braku wibracji poznawao si, e
posuwano si po piaskach. Ale nade wszystko by to ocean.
Najwikszy rozciga si najdalej, dotyka bieguna pou
dniowego, bya to najwiksza odlego midzy postojami,
pomidzy Sajgonem a Somali. Czasami bywa tak spokojny,
a powietrze tak czyste, tak agodne, e wydawao si
chodzi tu o inn, nie morsk podr. Cay statek sta
otworem, salony, pokady spacerowe, lunety. Pasaerowie
uciekali ze swych przegrzanych kabin i spali wprost na
pokadzie.
W czasie ktrej podry przez Ocean, pn noc,
kto ponis mier. Ona nie wie na pewno, czy zdarzyo si
to w czasie tamtej czy innej podry. W barze pierwszej klasy
grano w karty, wrd grajcych by pewien modzieniec
i w jakim momencie modzieniec ten bez sowa odoy karty,
wyszed z baru, przebieg przez pokad i rzuci si w morze.
Nim statek, bdcy w penym biegu, zatrzyma si, ciao
zniko.
Nie, trzeba jeszcze napisa, e ona nie widzi statku,
lecz jakie inne miejsce, gdzie usyszaa, jak opowiadano t
histori. To by Sadek. By synem zarzdcy w Sadek. Znaa
go, on te by uczniem gimnazjum w Sajgonie. Pamita go,
[83]

by bardzo wysoki, twarz mia agodn, brunet w szylkretowych okularach. W kabinie nie znaleziono nic, adnego
listu. W pamici pozosta jego przeraajcy wiek, ten sam,
siedemnacie lat. O wicie statek znw wyruszy. To byo
najstraszniejsze. Wschd soca, puste morze i decyzja
zaniechania poszukiwa. Rozstanie.

Innym razem, a byo to jeszcze w cigu tej samej


podry, po tym samym oceanie i tak samo z pocztkiem
nocy, w wielkim salonie gwnego pokadu rozleg si nagle
dobrze jej znany walc Szopena, znany sekretnie i najbardziej
osobicie, gdy miesicami prbowaa si go nauczy; nigdy
nie udao si jej zagra poprawnie, nigdy, co sprawio, e
matka kazaa jej zaprzesta gry na fortepianie. Tej nocy,
zagubiona wrd wszystkich tych nocy, moda dziewczyna
przechodzia wanie przez pokad i znalaza si tam, gdzie
si to stao, gdy nastpi w wybuch muzyki Szopena pod
niebem rozjanionym od byskw. Nie byo najmniejszego
powiewu wiatru i muzyka rozchodzia si wszdzie po
ciemnym statku jak po niebie o nieznanych zarysach, jak
rozkaz boski o niewiadomym znaczeniu. I moda dziewczy
na podniosa si, jakby to ona z kolei chciaa si zabi,
rzuci w morze, po czym si rozpakaa, gdy pomylaa
o mczynie z Cholon i nagle nie bya ju pewna, czy nie
kochaa go mioci nie znan jej dotd, ktra wsczya si
w t histori jak woda w piasek, i e dopiero teraz
odnajdywaa mio obecn w muzyce rzuconej przez morze.
Podobnie byo z niemiertelnoci maego braciszka uzy
skan przez mier.
Wok niej ludzie trwali spowici muzyk, nie zbu
dzeni przez ni, spokojni. Moda dziewczyna myli, e oglda
wanie najcichsz noc, jaka nawiedzia Ocean Indyjski.
Sdzi te, e to w czasie tej podry zobaczya na pokadzie
modszego brata z jak kobiet. Sta okciami wsparty
[84]

o burt, ona go obejmowaa, caowali si. Moda dziewczyna


ukrya si, by lepiej widzie. Rozpoznaa kobiet. Oboje
z braciszkiem ju si nie rozstawali. Kobieta ta bya za
mna. Chodzio tu o zwizek, ktry si rozpad. M jakby
w niczym si nie orientowa. W czasie ostatnich dni podry
may braciszek i ta kobieta pozostawali cay czas w ka
binie, wychodzc tylko wieczorem. W cigu tych dni may
braciszek patrzy na matk i siostr nie poznajc ich
jakby. Matka zrobia si za, milczca, zazdrosna. Ona,
maa, pakaa. Sdzia, e jest szczliwa, jednoczenie bojc
si tego, co pniej mogoby si maemu braciszkowi
przytrafi. Pomylaa, e je zostawi, e odejdzie z t kobiet,
ale nie, po przyjedzie do Francji przyczy si do nich.
Nie wie, po jakim czasie, liczc od wyjazdu modej
biaej dziewczyny, speni ojcowski rozkaz i kiedy stao si
faktem to wymuszone maestwo z mod, ju od dziesiciu
lat przeznaczon mu przez obie rodziny pann, rwnie jak
on okryt zotem, diamentami, jadeitem. Chink, pocho
dzc rwnie z pnocy, z miasta Fou-Chouen, przyby
w towarzystwie rodziny.
Dugo to trwao, zanim mg by z ni razem, dugo
nie mg da jej dziedzica fortuny. Musiao w tym by
wspomnienie modej biaej dziewczyny, ciaa lecego w po
przek ka. Dugo jeszcze musiaa by pani jego dzy,
odniesieniem intymnych uczu, ogromem czuoci, mro
czn, straszliw cielesn gbi. Potem nadszed dzie, kiedy
stao si to moliwe. Taki wanie dzie, kiedy podanie
biaej dziewczyny stao si tak wielkie, do tego stopnia
nieznone, e mg by odnale w tym peny obraz, jakby
w wielkiej silnej gorczce, i przenikn drug kobiet po
daniem owego dziecka o biaej skrze. Musia znale si
w tamtej kobiecie przez kamstwo i kamic pocz to, czego
obie rodziny, niebo i przodkowie z pnocy od niego ocze
kiwali: dziedzica nazwiska.
[85]

By moe, e tamta wiedziaa o istnieniu biaej


dziewczynki. Suce rodem z Sadek znay t histori
i musiay jej powiedzie. Musiaa zna jej win. Obie musiay
by w tym samym wieku szesnastu lat. Czy owej nocy
widziaa swego ma we zach? I widzc to, czy go pocie
szya? Czy maa szesnastoletnia dziewczyna, chiska na
rzeczona z lat trzydziestych, moga, nie naruszajc zwy
czajw, pocieszy w tego rodzaju wiaroomnym smutku,
ktrego koszty ponosia? Kto wic? By moe, e si mylia,
moe pakaa wraz z nim bez sowa przez reszt nocy.
A mio moga przyj potem, po zach.
Moda biaa dziewczyna nie dowiedziaa si niczego
o tamtych wydarzeniach.
Wiele lat po wojnie, po maestwach, dzieciach,
rozwodach, ksikach, przyjecha do Parya z on. Za
dzwoni do niej. To ja. Poznaa go po gosie. Powiedzia:
chciaem tylko usysze pani gos. Powiedziaa, to ja, dzie
dobry. By oniemielony, ba si jak dawniej. Gos zadra
mu nagle I wraz z tym dreniem odnalaza chiski akcent.
Wiedzia, e zacza pisa ksiki, dowiedzia si o tym od
matki, ktr spotka w Sajgonie. I rwnie o maym
braciszku: zasmuci si tym z jej powodu. A potem nie
wiedzia ju, co jej powiedzie. A pniej powiedzia to.
Powiedzia, e byo jak dawniej, e kocha j jeszcze, e nigdy
nie przestanie jej kocha, e bdzie j kocha do mierci.

Neauphle-le-Chateau
luty maj 1984

- Paris

You might also like