You are on page 1of 221

BECCA FITZPATRICK

SZEPTEM

PROLOG
Dolina Loary, Francja, listopad 1565
Chauncey przebywa z mod wieniaczk na poronitych traw brzegach Loary, gdy
nagle zacza si burza, i pozbawiony waacha, ktrego puci wolno na k, musia wraca
do zamku pieszo. Zerwawszy z trzewika srebrn klamr, pooy j na doni dziewczyny i
chwil patrzy, jak ta zmyka, w spdnicy utytanej botem. Potem nacign buty i ruszy do
domu.
Ulewa zakrya ciemniejcy pejza wsi wok Chateau de Langeais. Chauncey wawo
przeskakiwa zapadnite w czarnoziemie cmentarza groby. Nawet w najgstszej mgle umia
trafi std do domu, bez lku, e si zgubi. Tego wieczoru mga nie zalega, ale mrok i
zacinajcy deszcz byy wystarczajco zwodnicze.
Spostrzegszy ktem oka jaki ruch, Chauncey prdko zerkn w lewo i uleg
wraeniu, e wielki anio wieczcy bliski nagrobek podnosi si z miejsca. Ni to kamienny, ni
marmurowy, chopiec olbrzym by obnaony do pasa, z goymi stopami, w opadajcych na
biodra portkach. Zeskoczy z grobu na ziemi; jego czarne wosy ociekay deszczem. Woda
spywaa mu po twarzy, niadej jak u Hiszpana.
Chauncey dotkn rkojeci miecza.
- Co ty za jeden?
Na twarzy chopca odmalowa si umiech.
Nie igraj z ksiciem de Langeais - ostrzeg go Chauncey. - Pytaem, jak si zowiesz.
No, mw.
- Ksiciem? - Chopiec opar si o pokrzywion wierzb. - Czy bkartem?
Chauncey doby miecza.
- Odwoaj to! Ojciec mj by ksiciem de Langeais. Wic i ja jestem ksiciem de
Langeais - doda niepewnie i przekl si za to w duchu.
Chopiec leniwie pokrci gow.
- Nie stary ksi by twym ojcem.
Chauncey zawrza gniewem na tak nikczemn zniewag.
- A twj rodzic? - spyta, wycigajc miecz przed siebie. Wprawdzie jeszcze nie zna
nazwisk wszystkich swych wasali, ale ju pomau si ich uczy. Chcia przywoa w pamici
rodowe miano chopca. - Raz jeszcze si pytam - rzek cicho, ocierajc rk twarz z deszczu. Kto ty?

Chopiec zbliy si do niego, odsuwajc miecz na bok. Nagle wyglda starzej, ni


przypuszcza Chauncey, i moe nawet liczy rok, dwa lata wicej od niego.
- Pomiot Szatana - odpowiedzia. Chaunceya z przestrachu cisno w odku. Jeste obkany - wycedzi przez zby. - Zejd mi z drogi.
Ziemia pod jego stopami drgna. Pod powiekami buchno nagle zlotem i czerwieni.
Zgarbiony, z paznokciami wpitymi w biodra, spojrza na chopca, bez tchu mrugajc oczami i
prbujc poj, co si dzieje. W gowie zakrcio mu si tak, jakby zupenie straci panowanie
nad umysem.
Chopiec przykucn, aby zrwna si z nim wzrokiem.
- Posuchaj uwanie. Musisz mi co ofiarowa. Nie odejd, pki tego nie dostan.
Rozumiesz?
Chauncey zacisn zby i w odruchu buntu pokrci gow na znak niedowierzania.
Chcia splun na chopca, lecz lina spyna mu po brodzie, bo jzyk odmwi posuszestwa.
Chopiec ucisn rce Chaunceya, ktry, poparzony gorcem jego doni, gono
zawy.
- Musisz zoy mi przysig wiernoci - rzek chopiec. - Klknij i przysigaj.
Chauncey chcia si szorstko rozemia, ale ze zdawionej krtani doby si tylko jk.
Cho z tyu nie byo nikogo, jego prawe kolano ugio si, jakby pod kopniakiem, i zaryo w
bocie. Saniajc si, dosta nudnoci.
- Przysigaj - powtrzy chopiec.
Kark Chaunceya obja fala aru; wytajc siy, ledwie zdoa zacisn donie w
sabe pici. Rozbawio go to, cho wcale nie byo mu do miechu. Nie pojmowa, jakim
cudem nieznajomy wywoa u niego raptowne mdoci i osabienie, ktre miay ustpi
dopiero, gdy zoy przysig. Postanowiwszy usucha chopca, w duchu poprzysig sobie,
e zniszczy go za to upokorzenie.
- Panie, jestem twoim sug - rzek gosem penym jadu. Nieznajomy pomg mu
wsta z klczek.
Spotkamy si tu z pocztkiem hebrajskiego miesica cheszwan. Musisz mi suy
przez dwie niedziele od nowiu do peni.
- Dwie niedziele? - ciao Chaunceya zatrzso si od gniewu. - Jestem ksiciem de
Langeais!
- Jeste Nefilem - odpar chopiec, umiechajc si krzywo.
Chauncey mia na kocu jzyka cit ripost na te sowa, ale zdoawszy j przekn,

spyta lodowatym tonem:


- Co takiego?
Naleysz do biblijnego rodu Nefilw. W istocie ojcem twym jest anio, ktry spad na
ziemi z niebios. Jeste wic na poy miertelnikiem - chopiec napotka wzrok Chaunceya,
unoszc ciemne oczy - na poy za upadym anioem.
Przywoawszy z otchani myli gos swego nauczyciela, Chauncey usysza, jak
odczytuje on fragmenty z Biblii i opowiada o rodzie odszczepiecw, rasie przeraajcej i
potnej, powstaej, gdy strceni z nieba anioowie wspyli ze miertelniczkami. Przeszed
go silny dreszcz, na granicy obrzydzenia.
- Kto ty?
Chopiec odwrci si i zacz oddala, lecz mimo e Chauncey chcia ruszy za nim
w pogo, nie mg usta na osabionych nogach. Klczc, przez zmruone w deszczu oczy
dojrza na jego plecach dwie grube blizny. Zbiegay si one w ksztat odwrconej litery V.
- Czy ty jest... upady? - zawoa. - Widz, e odarli ci ze skrzyde...?
Chopiec - anio albo kto tam jeszcze - nie zatrzyma si jednak. Chauncey ju nie
potrzebowa potwierdzenia.
- A te usugi, ktre mam oddawa... - krzykn. - Chc wiedzie, na czym polegaj?
Powietrze rozbrzmiao cichym miechem.

ROZDZIA 1
Coldwater, Maine, wspczenie
Weszam do sali biologicznej i... szczka mi opada. Ciekawe, skd na tablicy wzili
si Barbie z Kenem. Kto przyczepi ich tam razem i na sil zczy im rce. Oboje byli na
golasa i tylko miejsca intymne mieli przysonite sztucznymi limi. Nad gowami lalek
widniao haso, wypisane grub row kred:
ZAPRASZAM DO WIATA ROZMNAANIA
Vee Sky, ktra wesza razem ze mn, powiedziaa: - I wanie dlatego szkoa zakazuje
uywania komrek z aparatem fotograficznym. Zdjcia czego takiego w e - zinie byyby dla
wydziau owiaty wystarczajcym powodem, eby wywali biologi z programu. A my w
cigu tej godziny mogybymy robi co twrczego, na przykad pobiera indywidualne
lekcje u adnych chopcw z wyszych sfer.
- Wiesz, Vee - odparam - mog si zaoy, e czekaa na te zajcia cay semestr.
Vee zatrzepotaa rzsami i umiechna si szelmowsko.
- Nie usysz na nich niczego, o czym ju bym nie wiedziaa.
I to mwi Vee dzie - wi - ca?
- Ciszej. - Mrugna do mnie, akurat gdy zadzwoni dzwonek, i musiaymy zaj
miejsca za jednym stoem, obok siebie.
Trener McConaughy chwyci gwizdek dyndajcy mu na acuszku na szyi i
zagwizda.
- Druyna, siada!
McConaughy traktowa lekcje biologii w dziesitej klasie jak zajcie poboczne, bo tak
naprawd pracowa jako trener koszykwki na uniwerku, o czym wszyscy wiedzielimy.
- Pewnie nie mieci wam si w gowie, e seks to co wicej ni pitnastominutowy
pobyt na tylnym siedzeniu samochodu. Tymczasem seks to nauka. No, a czym jest nauka?
- Nud - krzykn jaki chopak z tyu sali. - Jedynym przedmiotem, ktry mi nie idzie
- odezwa si inny.
Trener przemkn wzrokiem po pierwszych rzdach, zatrzymujc si na mnie.
- Nora?
- Wiedz na jaki temat - odpowiedziaam. Podszed do mojego stou i stukn w blat
palcem wskazujcym.
- Co wicej?

- Wiedz nabyt poprzez dowiadczenia i obserwacj. Piknie. Jak na przesuchaniu


do nagrania audiobooka z naszego podrcznika do biologii.
- Wasnymi sowami - zada trener.
Dotknam kocem jzyka grnej wargi, szukajc jakiego synonimu.
- Nauka jest dochodzeniem.
Zabrzmiao to jak pytanie.
- Nauka faktycznie jest dochodzeniem - rzek trener, zacierajc rce. - Nauka wymaga
od czowieka przeobraenia si w szpiega.
Ujta w ten sposb nauka wydawaa si wrcz frajd. Zbyt dobrze jednak znaam
McConaughy'ego, by sobie robi nadzieje.
- Pomylne dochodzenie wymaga praktyki - cign.
- Seks te - zawoa kto, znw z tyu sali. Wszyscy powstrzymalimy si od miechu,
a trener pogrozi przestpcy palcem.
- Tego wam dzi nie zadam. - McConaughy znowu zwrci si do mnie: - Noro,
siedzisz z Vee od pocztku roku.
Skinam gow, niestety przeczuwajc, do czego zmierza.
- I obie redagujecie e - zin. Przytaknam.
- Na pewno zdyycie si ju dobrze pozna.
Vee kopna mnie pod stoem. Wiedziaam, o czym myli. e facet nie ma pojcia, ile
o sobie wiemy. I nie chodzi mi tylko o sekrety, ktre powierzamy pamitnikom. Vee sianowi
moje cakowite przeciwiestwo. Ma zielone oczy, jasnopopielate wosy i kilka kilogramw
nadwagi. Ja jestem ciemnook brunetk o wielkiej burzy lokw, ktrym nie daje rady nawet
najlepsza prostownica. Mam te nogi dugie jak barowy stoek. Mimo tych rnic czy nas
niewidzialna wi, ktr musiaymy nawiza na dugo przed przyjciem na wiat - i obie
daybymy si pokroi, e przetrwa do koca naszych dni.
Trener rozejrza si po klasie.
- Zao si. e kade z was niele zna osob, z ktr siedzi, bo przecie nie bez
powodu wybralicie sobie miejsca. Ze wzgldu na poufao. Niestety, wyborny detektyw
unika poufaoci, gdy tpi ona instynkt badawczy. Dlatego te dzisiaj ustalimy nowe
rozmieszczenie was przy stolach.
Otworzyam usta, by zaprotestowa, ale Vee mnie wyprzedzia:
- To jaka paranoja! Jest kwiecie, czyli prawie koniec roku. Nie moe pan teraz
wyprawia takich rzeczy.
Na twarzy trenera pojawi si umieszek.

- Mog wyprawia takie rzeczy do ostatniego dnia semestru. A jeli oblejecie mj


egzamin, wrcicie tutaj w przyszym roku i bd je wyprawia nadal.
Vee skrzywia si do niego. Jest znana z tej krzywej miny, spojrzenia, ktre zawiera
niemal syszalny syk. Jednak wyranie odporny na nie trener podnis gwizdek do ust, tak e
ju nie byo o czym dyskutowa.
- Osoby siedzce z lewej strony stow, czyli po waszej lewej, przesiadaj si o jedno
miejsce do przodu. A te siedzce dotd przed nimi... tak, Vee, ty te... przenosz si do tyu.
Vee wepchna notatnik do plecaka i gwatownie zasuna zamek. Zagryzajc wargi,
machnam jej na poegnanie, po czym si obejrzaam, aby sprawdzi, kto zajmuje miejsce za
ni. Znaam nazwiska wszystkich kolegw i koleanek z klasy... prcz jednego: chopaka,
ktry mia do mnie teraz doczy. Trener nigdy go nie wywoywa, co chyba mu
odpowiadao. Siedzia zgarbiony przy stole za naszym, spokojnie patrzc przed siebie
chodnymi czarnymi oczami. Jak zwykle. Do gowy by mi nie przyszo, e siedzi tam tak
dzie w dzie ze wzrokiem utkwionym w przestrze. Z pewnoci nad czym rozmyla, ale,
wiedziona intuicj, uznaam, e lepiej nie wiedzie nad czym.
Pooy na stole ksik do biologii i siad na dawnym krzele Vee.
Umiechnam si do niego.
- Cze, jestem Nora.
Przeszy mnie czarnymi oczami, lekko wykrzywiajc usta. Moje serce zamaro na
chwil, w ktrej niby cie zapada nade mn jaka ponura ciemno. Zaraz zreszt znikna,
ale ja przygldaam mu si nadal. Nie umiecha si przyjanie. By to umiech, ktry
oznacza kopoty. Niechybne.
Skupiam wzrok na tablicy. Barbie i Ken gapili si na mnie z dziwnie wesoymi
twarzyczkami.
- Rozmnaanie ludzi to nieco lepki temat...
- Beeeee! - jknli chrem uczniowie.
- Wymaga dojrzaego podejcia. I tak jak w przypadku kadej nauki przyrodniczej,
najlepiej zapoznawa si z nim na drodze dochodzenia. Do koca dzisiejszych zaj powiczycie ledztwo, prbujc dowiedzie si jak najwicej o nowym koledze. Na jutro macie
przynie sprawozdania z tych bada i wierzcie mi, sprawdz, czy s autentyczne. Uczymy
si tu biologii, a nie angielskiego, wic niech was nie kusi, aby zmyla odpowiedzi. Chc
widzie prawdziw interakcj i prac zespoow.
Pobrzmiewao to pogrk: bo popamitacie Siedziaam spokojnie. Teraz by jego
ruch. Gdy wczeniej si umiechnam, nic dobrego z tego nie wyszo. Zmarszczyam nos,

prbujc si zorientowa, czym pachnie. Nie papierosami. Czym bardziej intensywnym i paskudnym.
Cygarami.
Napotkawszy wzrokiem zegar na cianie, zaczam wystukiwa owkiem rytm
wskazwki sekundowej. Pooyam okie na stole i wsparam podbrdek na pici. Westchnam.
No nieze. W tym tempie niczego si nie dowiem. Gapic si przed siebie, usyszaam
jednak mikkie wodzenie pirem po papierze. Pisa - ciekawe co. Dziesi minut siedzenia
przy jednym stole nie uprawniao go jeszcze do wydawania opinii na mj temat. Zerknam w
jego notatnik i stwierdziam, e ma ju kilka linijek tekstu, ktrego wci przybywao.
- Co piszesz? - zapytaam.
- I mwi po angielsku - odpowiedzia, rwnoczenie to zapisujc, agodnym, a
zarazem leniwym ruchem doni.
Pochyliam si nad nim na tyle blisko, na ile starczyo mi odwagi, prbujc
przeczyta, co napisa, ale momentalnie zoy kartk na pl i nie zobaczyam nic.
- Co napisae? - spytaam stanowczo.
Sign przez st po mj czysty arkusz, przysun go do siebie i zmi w kulk. Nim
zdyam zaprotestowa, celnym strzaem wrzuci j do kosza na mieci przy biurku trenera.
Chwil wpatrywaam si w kosz, targana niedowierzaniem i wciekoci, po czym
otworzyam notatnik na czystej stronicy.
- Jak si nazywasz? - spytaam, z owkiem w pogotowiu.
Spojrzaam na niego znowu tylko po to, eby zobaczy ten pospny umiech, ktry
chyba tym razem mia mnie omieli, abym co od niego wycigna.
- Nazwisko? - powtrzyam z nadziej, e gos zaamuje mi si tylko w wyobrani.
Mw mi Patch. Serio. Tak mnie nazywaj. Mwic to, lekko mrugn, uznaam wic,
e ze mnie kpi.
- Co robisz w wolnym czasie? - zapytaam.
- Nie miewam wolnego czasu.
- Myl, e to jest zadanie na ocen, wic moe zechcesz by miy?
Wychyli si do tyu, krzyujc rce za gow.
- Miy?
Przekonana, e to znw aluzja, stwierdziam, e bezpieczniej bdzie si wycofa.
- W wolnym czasie, powiadasz - rzeki w zadumie. - Robi zdjcia.
Drukowanymi literami zapisaam: FOTOGRAFIA.

- Jeszcze nie skoczyem - cign. - Szykuj duy cykl fotek felietonistki pewnego e
- zinu, ktra propaguje ywno ekologiczn, potajemnie para si poezj i dry na sam myl,
e bdzie musiaa wybiera midzy Stanford, Yale i... zaraz, jak si nazywa ten wielki na
H?
Patrzyam na niego przez chwil, wstrznita, e w niczym si nie myli. I nie
odniosam wraenia, e tylko zgaduje. Wszystko wiedzia. A ja chciaam si dowiedzie skd.
Natychmiast.
- Ale nie wyldujesz na adnym z nich - doda.
- Doprawdy? - spytaam bez namysu.
Chwyci moje krzeso pod siedzeniem i przycign mnie do siebie. Niepewna, czy
mam da drapaka, pokazujc, e si boj, czy nie robi nic i udawa znudzenie, wybraam
drug opcj.
- Mimo e byaby prymusk na kadym z tych trzech uniwersytetw, gardzisz nimi,
bo powszechnie kojarzy si je z sukcesem. Ferowanie wyrokw to trzecia z twoich
najwikszych saboci.
- A druga? - spytaam z lekk furi. Kim jest ten facet? Czy to ma by jaki
wkurzajcy dowcip?
-

Nie wiesz, komu zaufa. Nie: odwouj. Ufasz ludziom, tyle e zawsze

niewaciwym.
- No, a pierwsza? - zapytaam.
- Trzymasz ycie bardzo krtko.
- A c to ma znaczy?
- Boisz si wszystkiego, nad czym nie masz kontroli.
Zjeyy mi si wosy na karku, a sal ogarno lodowate zimno. Normalnie w takiej
sytuacji podeszabym do biurka trenera i poprosia go o zmian miejsca, ale nie miaam
zamiaru da odczu chopakowi, e moe mnie zastraszy. W irracjonalnym odruchu
samoobrony postanowiam, e nie wycofam si pierwsza.
- Sypiasz nago? - zapyta.
Mylaam, e padn, ale jako si opanowaam.
- Nie jeste osob, ktrej chciaabym si z tego zwierza.
- Bya kiedy u psychiatry?
- Nie - skamaam. Tak naprawd chodziam na terapi do szkolnego psychologa,
doktora Hendricksona. Bynajmniej nie z wyboru, no i nie lubiam rozmawia na ten temat.
- Popenia przestpstwo?

- Nie - odparam. Fakt, e par razy przekroczyam dozwolon szybko, nie zrobiby
na nim wraenia. - Moe by mnie zapyta o co normalnego? Sama nie wiem... O ulubiony
rodzaj muzyki.
- Nie bd pyta o to, czego si domylam. - Nie masz pojcia, czego sucham.
- Baroku. Twj wiat to przecie lad, porzdek. Pewnie grasz... na wiolonczeli? powiedzia to lak, jakby odpowied przysza mu z powietrza.
- Mylisz si - kolejne kamstwo, lecz tym razem dreszcz przeszed mi po ciele. Skd
si w ogle wzi ten facet? Skoro wie, e gram na wiolonczeli, to o czym jeszcze moe
wiedzie?
- Co to? - Paten dotkn pirem wewntrznej strony mojego przegubu. Odsunam si
odruchowo.
- Znami.
- Wyglda jak blizna. Noro, masz skonnoci samobjcze? - Nasze oczy si spotkay i
fizycznie poczuam, e on si mieje. - Rodzice s razem czy si rozwiedli?
- Mieszkam z mam.
- A ojciec?
- Tato zmar w ubiegym roku.
- Na co?
Wzdrygnam si.
- Zosta... zamordowany. Wybacz, ale to s jednak sprawy osobiste.
Na chwil zapado milczenie, a bezwzgldno w jego wzroku jakby nieco
zagodniaa.
- Na pewno jest ci ciko - zabrzmiao to szczerze. Zadzwoni dzwonek i Patch wsta,
kierujc si do drzwi.
- Poczekaj! - zawoaam, ale si nie odwrci. - Patch! - By ju za drzwiami. Przecie ja nie mam nic o tobie!
Zawrci i podszed do mnie. Ujmujc moj rk, napisa co na niej, zanim
pomylaam, eby mu j wyrwa.
Spojrzaam na siedem cyfr skrelonych na doni czerwonym atramentem - i
zacisnam j w pi. Chciaam mu powiedzie, eby nie liczy na mj telefon dzi
wieczorem. Chciaam powiedzie, e przez te jego pytania zmarnowaam ca lekcj.
Chciaam mas rzeczy, ale staam bez sowa, jakby mnie zamurowao.
- Dzi wieczr jestem zajta - odezwaam si wreszcie.
- Ja te. - Umiechn si szeroko i ju go nie byo. Sterczaam jak zaklta, prbujc

zrozumie to, co zaszo.


Czyby celowo wypytywa mnie do koca zaj, ebym nie moga odrobi zadania?
Czyby sdzi, e zrehabilituje go jeden promienny umiech? Tak - pomylaam - jasne.
- Nie zadzwoni! - krzyknam za nim. - W yciu!!!
- Skoczya ten felieton na jutro? - spytaa Vee. Zbliya si, notujc co w
skoroszycie, z ktrym nigdy si nie rozstawaa. - Bo ja zamierzam napisa o
niesprawiedliwoci tego rozsadzenia. Dostaa mi si dziewucha, ktra wanie dzi rano
skoczya leczy wszawic.
- Mj nowy kolega - powiedziaam, wskazujc korytarz za plecami Patcha. Chd mia
wkurzajco pewny, w stylu wyblake dinsy i kowbojski kapelusz. Tyle e tak si nie
ubiera. Patch nalea do facetw, ktrzy nosz ciemne lewisy, ciemne T - shirty na guziki i
ciemne buty do kostek.
- Ten kiblujcy? Pewnie nie przykada si do nauki. Kto wie, moe repetuje ju drugi
raz. - Popatrzya na mnie porozumiewawczo. - Za trzecim razem to sam mid.
- Przyprawia mnie o gsi skrk. Wie, czego lubi sucha. Bez adnych
wskazwek, od razu powiedzia: baroku - prba naladowania jego niskiego gosu wysza
mi fatalnie.
- Pewno zgad.
- Wie te... o innych sprawach.
- Na przykad?
Westchnam. Wiedzia znacznie wicej, nibym chciaa. - Jak mnie wnerwi odparam w kocu. - Powiem trenerowi, eby nas rozsadzi.
- Popieram. Miaabym wietny nagwek do nastpnego artykuu: Dziesitoklasistka
kontratakuje. Albo jeszcze lepszy: Rozsadzaj, a dadz ci po nosie. Mmm, co fantastycznego.
Ostatecznie jednak po nosie dostaam ja. McConaughy odrzuci moj prob o
przeniesienie na poprzednie miejsce. Najwyraniej zostaam skazana na siedzenie z Patchem.
Na razie.

ROZDZIA 2
Mama i ja mieszkamy na peryferiach Coldwater, w osiemnastowiecznym wiejskim
domu. w ktrym cigle wieje. Jest to jedyny budynek przy Hawthorne Lane, tak e
najbliszych ssiadw mamy w odlegoci prawie mili. Nieraz sie zastanawiam, czy jego
budowniczy, majc do wyboru mnstwo dziaek wok, wiadomie stawia fundamenty w
epicentrum tajemniczej pogodowej anomalii, ktra najwyraniej wsysa ca mg z wybrzea
Maine i przenosi j nad nasz ogrdek. Dom spowija wtedy mrok przywodzcy mysi
zabkane duchy.
Tego wieczoru uplasowaam si na taborecie w kuchni, w towarzystwie zadania
domowego z algebry oraz naszej gosposi, Dorothei. Mama pracuje w Domu Aukcyjnym
Hugona Renaldiego; zajmuje si koordynowaniem aukcji nieruchomoci i antykw na caym
Wschodnim Wybrzeu. W tym tygodniu bya na pnocy stanu Nowy York. Ze wzgldu na
prac stale podruje, wic zatrudnia Dorothe polowania i sprztania, ale jestem pewna, e
w spisie jej obowizkw umiecia te czujn opiek nade mn.
Jak byo w szkole? - spytaa z lekkim niemieckim akcentem Dorothea. Staa przy
zlewozmywaku, szorujc naczynie aroodporne z resztek przypalonej lazanii.
- Na biologii siedz z inn osob.
- To dobrze czy le?
- Dotd siedziaam z Vee.
- Hm... - Od energicznego szorowania a trzsa si jej skra na ramieniu. - Czyli e
niedobrze.
Westchnam zgodnie.
- Opowiedz mi o tej nowej koleance. Jaka jest? - Jest wysoki, ciemnowosy i
irytujcy.
I niesamowicie zamknity. Oczy Patena s jak czarne kule. Bierze wszystko, a sam nie
daje nic. Cho wcale nie musz wiedzie o nim wicej. Nie spodobao mi si to, co
spostrzegam na pierwszy rzut oka, byo wic bardzo wtpliwe, e spodoba mi si to, co si
czai w jego wntrzu.
Tylko e to nie do koca prawda. Z tego, co zobaczyam, spodobao mi si w nim
wiele.
Dugie, smuke minie rk, szerokie, ale nienapite barki i umiech, zarazem figlarny
i uwodzicielski. Byam w wewntrznej niezgodzie ze sob, prbujc zignorowa co, co

miao nieodparty urok.


Przed dziewit Dorothea skoczya swj dzie pracy i wychodzc, zamkna dom na
klucz. Na poegnanie dwa razy bysnam jej wiatem z werandy, ktre chyba przenikno
mg, bo w odpowiedzi zatrbia. I zostaam sama.
Zrobiam remanent uczu, jakie si we mnie kotoway. Nie byam godna. Nie byam
zmczona. Ani znw tak strasznie samotna. Jednak troch niepokoio mnie zadanie z biologii.
Powiedziaam Patchowi, e do niego nie zadzwoni, i sze godzin temu naprawd nie
miaam takiego zamiaru. Teraz mylaam tylko o jednym - eby nie ponie klski. Biologia
sza mi najgorzej ze wszystkich przedmiotw. Moje oceny problematycznie chwiay si
midzy bardzo dobrymi i dobrymi, co dla mnie sprowadzao si do tego, czy w przyszoci
dostan cae stypendium, czy tylko poow.
Wrciam do kuchni i podniosam suchawk telefonu. Spojrzaam na to, co zostao z
wypisanych mi na rce siedmiu cyfr. Skrycie liczyam, e Patch nie odbierze. Jeli bdzie
nieosigalny i nie zechce mi pomc w zadaniu, bd moga przekona trenera, eby jednak
nas przesadzi. Pena nadziei, wystukaam numer.
Odebra po trzecim sygnale.
- O co chodzi?
Rzeczowym tonem zapytaam:
- Dzwoni, eby spyta, czybymy si dzi nie spotkali. Wiem, e jeste zajty, ale...
- Nora - wypowiedzia moje imi, jakby to bya puenta dowcipu. - Mylaem, e nie
zadzwonisz. Nigdy.
Byam wcieka na siebie, e zlekcewayam wasne sowa. Byam wcieka na
Patcha, e mi to wypomnia. I wcieka na trenera i jego pokopane zadania. Otworzyam usta
z nadziej, e powiem co mdrego.
- Wic jak? Spotkamy si czy nie?
- Tak si skada, e nie mog.
- Nie moesz czy nie chcesz?
- Jestem pochonity gr w bilard - w jego glosie usyszaam rozbawienie. - To bardzo
wana rozgrywka.
Z odgosw w suchawce wywnioskowaam, e nie kamie - na temat gry w bilard.
Wci jednak wydawao mi si dyskusyjne, czy jest ona waniejsza od mojego zadania
domowego.
- Gdzie jeste? - zapytaam.
- W Bo's Arcade. Nie czuaby si tu dobrze.

- To zrbmy ten wywiad przez telefon. Mam tu list pyta, wic...


Przerwa poczenie.
Z niedowierzaniem spojrzaam na suchawk - i wyrwaam kartk z notesu. W
pierwszej linijce napisaam Palant. Poniej dodaam: Pali cygara. Umrze na raka puc. Oby
jak najszybciej. wietna forma fizyczna.
Natychmiast zabazgraam ostatni uwag, eby nie dao si jej odczyta.
Zegar mikrofalwki wskaza dziewit pi. Uznaam, e zostay mi dwie moliwoci.
Sfabrykowanie wywiadu z Patchem albo wycieczka autem do Bo's Arcade. Pierwsza byaby
cakiem kuszca, gdybym tylko umiaa zaguszy w sobie przestrog McConaughy'ego, e
sprawdzi autentyczno wszystkich odpowiedzi. Wiedziaam o Patchu stanowczo za mao,
eby zamydli trenerowi oczy. A druga? Nie kusia mnie zupenie.
Z podjciem decyzji zwlekaam dostatecznie dugo, by zadzwoni do mamy. W
zwizku z jej prac i wiecznymi wyjazdami umwiymy si midzy innymi, e bd zachowywa si odpowiedzialnie, a nie jak crka, ktra wymaga cigego pilnowania. Lubiam
swoj wolno i nie chciaam dawa mamie powodw, eby obcia mi kieszonkowe i
znalaza sobie prac na miejscu, by mie mnie na oku.
Po czwartym sygnale odezwaa si poczta gosowa.
- To ja - powiedziaam. - Chciaam si tylko zameldowa. Mam jeszcze do
skoczenia zadanie na biologi, a potem id do ka. Jak chcesz, to zadzwo jutro w porze
lunchu. Kocham ci.
Po odoeniu suchawki, w szufladzie kredensu znalazam dwudziestopiciocentwk.
Trudne decyzje najlepiej powierza losowi.
- Jak wypadniesz ty, to jad - poinformowaam profil Jerzego Waszyngtona - a jak
reszka, zostaj.
Rzuciam monet w gr, przycisnam j do wierzchu doni i odwayam si
zerkn... Serce zabio szybciej i pomylaam, e nie wiem, co to waciwie znaczy.
- Sprawa wymyka mi si spod kontroli - szepnam. Zdecydowana zaatwi spraw
jak najprdzej, signam po lec na lodwce map, wziam kluczyki i cofnam na
podjedzie mojego fiata spidera. W 1979 roku pewnie uchodzi za pikny, ale ja nie
przepadaam za czekoladowym brzem jego karoserii, za rdz, ktra prawie cakiem zeara
tylny botnik, ani za popkanymi siedzeniami z biaej skry.
Okazao si, e wtulony w wybrzee klub Bo's Arcade jest o wiele dalej, nibym
chciaa - jakie trzydzieci pi minut drogi od domu. Z map rozpaszczon na kierownicy,
postawiam auto na parkingu za sporym budynkiem z pustakw, z rozbyskujcym neonem:

BO`S ARCADE: DZIKI CZARNY PAINTBALL I SALA BILARDOWA OZZA


Ziemia pod murem zapakanym graffiti upstrzona bya niedopakami. Stwierdziam,
e na pewno za si tam przyszli czonkowie Ivy League i wzorowi obywatele. Staraam si
myle wzniosie i nonszalancko, ale co jakby kuo mnie w odku. Sprawdziwszy dwa
razy, czy zamknam wszystkie drzwi, skierowaam si do rodka.
Stanam w kolejce, liczc, e uda mi si wej na krzywy ryj. Gdy grupka przede
mn kupowaa bilety, przecisnam si naprzd i poszam w kierunku labiryntu wyjcych
syren i rozmigotanych wiate.
- Mylisz, e to impreza za darmoch? - rykn za mn ochrypy od dymu gos.
Zawrciam i puciam oko do mocno wytatuowanego kasjera.
- Nie przyszam si bawi. Ja tylko kogo szukam.
- Chcesz wej, musisz zapaci - odburkn.
Pooy donie na kontuarze kasy, do ktrego przymocowano yk cennik, wskazujc,
e jestem winna pitnacie dolarw. Patno wycznie w gotwce.
Nie miaam pienidzy. A zreszt gdybym miaa, wolaabym ich nie marnowa na kilka
minut pogawdki z Patchem o jego yciu osobistym. Ogarna mnie zo na to cale
rozsadzanie i na to, e w ogle si tu znalazam. Chciaam tylko go odszuka i potem pogada
z nim na zewntrz. Nie po to przejechaam taki kawa drogi, eby si stamtd wynie z
pustymi rkami.
- Jeli nie wrc za dwie minuty, zapac te pitnacie dolcw - powiedziaam. Zanim
jednak zdyam lepiej rozezna si w sytuacji albo wykrzesa z siebie odrobin cierpliwoci,
zrobiam co zupenie nie w moim stylu i przelazam pod barierk. Nie zatrzymujc si,
pognaam w gb klubu, wypatrujc Patcha. Nie mogam uwierzy, e to si dzieje, ale byam
jak toczca si niena kula, ktra nabiera pdu. Marzyam tylko o tym, eby znale faceta i
zaraz si stamtd wymiksowa.
Kasjer pogna za mn z wrzaskiem:
- Ej, ty!
Patcha na sto procent nie byo na gwnym poziomie, wic zbiegam po schodach na
d, podajc za napisami, ktre kieroway do Sali Bilardowej Ozza. U podna schodw, w
przymionym wietle halogenowych reflektorkw zobaczyam kilka stolikw do pokera.
Wszystkie miejsca byy pozajmowane. Pod niskim stropem wisia kb dymu z cygar, prawie
tak gsty jak mga otaczajca mj dom. Midzy stolikami do pokera i barem ledwie mieci
si rzd stow do bilardu. Pochylony nad tym stojcym najdalej ode mnie, Patch szykowa
si do skomplikowanego zagrania po bandzie.

- Patch! - zawoaam.
W tej samej chwili dgn kijem, wbijajc go w blat stou. Byskawicznie podnis
gow i spojrza na mnie, zdumiony i zaciekawiony.
Kasjer, ktry zbieg za mn cikim krokiem, cisn mi rami jak w imadle.
- Na gr. Ju!
Patch znw wykrzywi usta w ledwie dostrzegalny umieszek. Trudno mi byo
stwierdzi: kpicy czy przyjazny.
- Ona jest ze mn.
Musiao to wywrze wraenie na kasjerze, ktry rozluni ucisk. Zanim zdy si
rozmyli, strzsnam z siebie jego rk i przemknam midzy stolami w stron Patcha.
Prbowaam stawia wielkie kroki, ale zbliajc si do niego, stopniowo traciam pewno
siebie.
Natychmiast dotaro do mnie, e zachowuje si inaczej ni w szkole. Nie umiaam
okreli, na czym polega ta odmienno, ale poczuam j jak prd.
Czyby przypyw zoci?
Pewno.
Wiksza swoboda bycia. I te czarne oczy, wbite we mnie. cigajce kady mj ruch
jak magnes. Dyskretnie przeknam lin i staraam si zignorowa mdlce plsy odka.
Z Patchem co byo nie w porzdku, ale co - nie wiedziaam. Mia w sobie co
nienormalnego. Co... gronego.
- Sorry, e ci zatrzymali - powiedzia, stajc przy mnie. - Nie grzesz tutaj
gocinnoci. A jake.
Przechylajc gow, da wspgraczom znak, eby si oddalili. Zanim ktokolwiek si
poruszy, zapada nieprzyjemna cisza. Facet, ktry odszed pierwszy, mocno napar na mnie
barkiem. Aby odzyska rwnowag, zrobiam krok do tyu, a kiedy podniosam wzrok,
zauwayam, e pozostali dwaj gracze poczstowali mnie na odchodne lodowatymi
spojrzeniami.
Piknie. Przecie to nie moja wina, e trener posadzi mnie z tym typem.
- semka? - uniosam brwi, udajc, e jestem w stu procentach pewna siebie i
oswojona z klubem. Moe Patch mia racj i Bo`s Arcade nie byo miejscem w moim stylu.
Tak czy siak, nie zamierzaam teraz rzuci si do wyjcia. - Jak dua stawka?
Umiechn si szeroko. Tym razem byam pewna, e ze mnie kpi.
- Nie gramy o pienidze. Pooyam torebk na krawdzi stou.
- Szkoda. Bo ju chciaam postawi przeciwko tobie wszystko, co mam - podsunam

mu arkusz z zadaniem, z dwiema zapisanymi ju linijkami. - Par szybkich pyta i si std


wynosz.
Palant? - odczyta gono Patch, wspierajc si na kiju. - Rak puc? C to ma
by, przepowiednia?
Powachlowaam si kartk.
- Rozumiem, e przyczyniasz si do stworzenia tutejszej atmosfery, ile cygar na
wieczr? Jedno? Dwa?
- Nie pal - zabrzmiao szczerze, ale tego nie kupiam.
- Akurat - odparam i umieciam kartk midzy fioletow a czarn bil. Piszc w
trzeciej linijce: Zdecydowanie cygara, przypadkiem potrciam fioletow.
- Psujesz rozgrywk - rzek Patch, nadal umiechnity.
Napotkawszy jego wzrok, nie mogam powstrzyma przelotnego umiechu.
- Oby na twoj niekorzy. Najwiksze marzenie? Z tego pytania byam bardzo
dumna, bo wiedziaam, e jego z tropu. Wymagao przemylenia.
- eby ci pocaowa.
- Nie ma w tym nic miesznego - rzuciam, wci wpatrzona w jego oczy, dzikujc
Bogu, e si nie zajknam.
- Owszem, ale si zarumienia.
Przysiadszy na kancie stou, prbowaam przybra obojtn min. Zakadajc nog na
nog, zaczam pisa na kolanie.
- Pracujesz?
- Kelneruj w Granicy. Najlepsza meksykaska knajpa miecie.
- Wyznanie?
- Pytanie chyba go nie zaskoczyo, ale te nie by nim specjalnie ucieszony.
- Miao by par prostych pyta, a dosza ju do czwartego.
- Wyznanie? - spytaam bardziej stanowczo. W zadumie przesun doni po
podbrdku.
- To nie wyznanie... tylko sekta.
- Naleysz do sekty? - Zbyt pno dotaro do mnie. e mimo woli spytaam o to z
zaskoczeniem.
- Tak si skada, e potrzebuj zdrowej kobiety na ofiar, Zamierzaem j uwie,
stopniowo wzbudzajc w niej zaufanie, ale skoro jeste ju gotowa...
Resztka umiechu znikna z moich ust.
- Wcale mi nie imponujesz.

- Jeszcze nie podjem takiej prby. Odsunwszy si od stou, stanam z nim twarz
w twarz. O gow wyszy.
- Wiem od Vee, e repetujesz. Ile razy w dziesitej klasie oblewae biologi? Raz,
czy moe dwa?
- Vee nie jest moj rzeczniczk.
- Zaprzeczasz, e oblewae?
- Zapewniam ci, e w zeszym roku nie chodziem do szkoy.
Drwi ze mnie w ywe oczy, tak e nakrciam si jeszcze bardziej.
- Wagarowae?
Patch odoy kij w poprzek stou i pokiwa palcem, dajc mi znak, ebym si do
niego przybliya. Ani drgnam.
- Powierz ci pewien sekret - szepn poufnym tonem. - Dotd w ogle nie chodziem
do szkoy. I jeszcze jeden: nie jest w niej a tak nudno, jak mi si wydawao.
Kama. Do szkoy chodzi kady, bo takie jest prawo. Kama, eby mnie rozdrani.
- Mylisz, e kami - doda z umiechem.
- W yciu nie chodzie do szkoy? Jeli to prawda, a bd pewny, e ci nie wierz, co
ci skonio do zapisania si w tym roku?
- Ty.
Ogarno mnie przeraenie, ale stwierdziam, e Patchowi o to wanie chodzi. Nie
ustpujc, staraam si udawa poirytowan, ale i tak gos odzyskaam dopiero po chwili:
- Kamiesz.
Musia zbliy si o krok, bo nagle nasze ciaa przestao dzieli nawet powietrze.
- Te twoje oczy. Noro. Te zimne, bladopopielate oczy maj nieodparty powab. Przekrzywi gow, jakby chcia mi si przyjrze pod innym ktem. - I te zabjczo wygite
wargi.
Zdumiona nie tyle jego sowami, ile tym, e waciwie odebraam je pozytywnie,
cofnam si.
- Dosy. Wychodz.
Ju wypowiadajc te sowa, wiedziaam, e s faszywe, i odczuam ch dodania
czego jeszcze. Pogrzebaam w pltaninie myli w nadziei znalezienia czego stosownego.
Dlaczego tak ze mnie szydzi, no i czemu zachowuje si tak, jakbym sobie na to zasuya?
- Jak wida, wiesz o mnie wiele - oznajmiam, bijc rekord w dziedzinie
niedomwie. - Wicej, ni powiniene. Doskonale wiesz, jak mnie speszy.
- W twoim przypadku nie jest to zbyt trudne. Zapona we mnie iskra gniewu.

- Przyznajesz, e robisz to umylnie?


- Co?
- To, e mnie prowokujesz.
- Powiedz jeszcze raz: prowokujesz. Prowokujco ukadasz przy tym usta.
- Do. Moesz dokoczy t swoj rozgrywk. - Porwaam ze stou kij i
szturchnam nim Patcha, ktry go jednak nie chwyci. - Nie podoba mi si to, e z tob
siedz - owiadczyam. - Nie chc si z tob zadawa. Nie lubi twojego protekcjonalnego
umiechu. - Zadray mi wargi, jak zwykle, kiedy kami; ciekawe, czy to te byo kamstwo,
a jeli tak, chtnie bym sobie dokopaa. - Nie lubi ci. - Silc si na wiarygodno, pchnam
go kijem w pier.
- Fajnie, e trener posadzi nas razem - odpar Patch. W sowie trener wyczulam
leciutk ironi, ale nie umiaam rozgry jej ukrytego sensu. Tym razem wzi ode mnie kij.
- Postaram si to zmieni - odparowaam.
Patcha rozbawio to tak niesychanie, e w umiechu a odsoni zby. Przygarn
mnie ramieniem i nim zdyam si odsun, wyplta mi co z wosw.
- Skrawek papieru - wyjani i cisn go na ziemi, Gdy wyciga rk, na
wewntrznej stronie jego przegubu spostrzegam jakby plamk. W pierwszej chwili
mylaam, e to zwyky tatua, ale zerknwszy po raz drugi, stwierdziam, e jest to
czerwonawe, nieco wypuke znami. W ksztacie rozbrynitej kropli farby.
- Wyjtkowo nieciekawe miejsce na znami - powiedziaam, niele wytrcona z
rwnowagi, e ma je prawie w tym samym miejscu, gdzie ja blizn.
Niedbale, lecz dostrzegalnie nasun rkaw na nadgarstek.
- Wolaaby w intymniejszym?
- Nigdzie bym nie wolaa. - Niepewna, jak to zabrzmiao, podjam kolejn prb: Guzik mnie obchodzi, e w ogle je masz. - Sprbowaam po raz trzeci: - Nie interesuje mnie
twoje znami i kropka.
- Bdzie wicej pyta? - usyszaam. - Moe jakie uwagi?
- Nie.
- To do zobaczenia na biologii.
Chciaam mu powiedzie, e nie zobaczymy si ju nigdy, ale nie miaam zamiaru
odwoywa wasnych sw dwa razy w cigu jednego dnia.
W rodku nocy wyrwa mnie ze snu jaki trzask. Znieruchomiaam z twarz
przycinit do poduszki, w stanie najwyszej czujnoci. Mama wyjedaa w interesach
przynajmniej raz na miesic, przywykam wic do spania w pustym domu i dawno ju

przestaam sobie wyobraa, e kto skrada si po schodach do mojego pokoju. Prawd


powiedziawszy, nigdy nie czuam si samotnie. Niedugo po tym, jak w Portland zastrzelono
tat, kiedy kupowa mamie prezent na urodziny, w moje ycie wkroczya jaka dziwna istota.
Tak jakby kto okra mj wiat, obserwujc mnie z pewnego oddalenia. Widmo to z
pocztku napawao mnie przestrachem, ale poniewa nie krzywdzio mnie w aden sposb,
lk prawie cakiem osabi. Zaczam si zastanawia, czy moimi odczuciami steruje co z
kosmosu. Moe to duch taty by w pobliu. Myl o tym zazwyczaj mnie uspokajaa, dzi
jednak byo inaczej. Tak jakby widmo skuo mi lodem skr.
Przechyliwszy odrobin gow, dostrzegam na pododze niewyrany ksztat.
Obrciam si do okna, gdy jedynym rdem wiata w pokoju by przejrzysty jak mgieka
blask ksiyca. Przyciskajc poduszk do twarzy, stwierdziam,, e to pewnie chmura mija
ksiyc. Albo jaki mie, unoszony podmuchami wiatru. Ale nic takiego nie byo. W kadym
razie nastpnych kilka minut spdziam, czekajc, a mi si uspokoi ttno.
Gdy w kocu zdobyam si na odwag, by wsta z ka, w ogrodzie za oknem
panowa bezruch i cisza. Jedyny haas wywoyway ocierajce si o dom gazie i ciche
uderzenia mojego serca.

ROZDZIA 3
Trener McConaughy sta pod tablic i przynudza, ale ja byam mylami daleko od
zawioci przyrody.
Pochonita formuowaniem powodw, dla ktrych powinnam przesta siedzie z
Patchem, robiam ich list na odwrocie jakiego starego sprawdzianu. Chciaam przedstawi
swoje argumenty trenerowi przed samym kocem lekcji. Nie pomaga przy odrabianiu zada
- zapisaam. - Wykazuje minimalne zainteresowanie prac zespoow.
Najbardziej jednak niepokoiy mnie powody nieujte w spisie. Miejsce, w ktrym mia
znami, wydawao mi si niesamowite, no i przeraao mnie to, co minionej nocy zaszo pod
moim oknem. Wprawdzie nie byam tak do koca pewna, czy to on mnie szpiegowa, ale nie
mogam zignorowa zbiegu okolicznoci, e prawie na sto procent widziaam, jak kto
zaglda mi w okno zaledwie par godzin po spotkaniu z nim.
Na myl o tym, e Patch mnie szpieguje, signam do przedniej kieszeni plecaka,
wysypaam z buteleczki dwie tabletki elaza i poknam je bez rozgryzania. Na sekund
utkny mi w gardle, po czym trafiy tam, gdzie trzeba. Ktem oka spostrzegam, e Patch
unis brwi. Zastanawiaam si, czyby mu nie wytumaczy, e, mam anemi i musz bra
elazo kilka razy dziennie, zwaszcza w chwilach stresu, ale uznaam, e lepiej mu nie mwi.
Anemia nie zagraa mojemu yciu... pod warunkiem e ykam elazo regularnie. Nie
wpadam a w tak paranoj, by sdzi, e Patch chce mi zrobi krzywd, jednak mj stan
zdrowia by saboci, z ktr lepiej si nie obnosi.
- Noro?
Trener stal na rodku sali z rk wycignit w gecie wskazujcym, e czeka tylko na
jedno - na moj odpowied. Na policzki wolno wystpiy mi rumiece.
- Czy mgby pan powtrzy pytanie? Klasa prychna.
- Jakich cech szukasz u potencjalnego partnera seksualnego?
- Potencjalnego partnera?
- No ju, nie mamy caego popoudnia. Zza plecw usyszaam miech Vee.
Najwyraniej cisno mnie w gardle.
- Mam poda cechy charakterystyczne...?
- Potencjalnego partnera, gdyby bya askawa. Bezwiednie zerknam na Patcha.
Niedbale rozsiad si na krzele i obserwowa mnie z satysfakcj. Z tym swoim umiechem
pirata szepn:

- Czekamy.
Pooyam rce na stole, z nadziej, e wygldam spokojniej, ni si czuj.
- Nigdy o tym nie mylaam.
- Wic teraz szybko pomyl.
- Czy mgby pan zapyta przede mn kogo innego? Zniecierpliwiony trener
wskaza na lewo ode mnie.
- Patch, twoja kolej.
W przeciwiestwie do mnie, odpowiada ze spokojem i pewnoci. Uoy si tak, e
jego tuw by lekko przechylony w moj stron i nasze kolana dzielio zaledwie kilka
centymetrw.
- Inteligencja. Uroda. Wraliwo.
McConaughy wzi si do spisywania tego na tablicy.
- Wraliwo - powtrzy. - To znaczy?
Vee powiedziaa gono:
- Czy to ma co wsplnego z tematem, ktry omawiamy? Bo ja nie widz w
podrczniku ani sowa o cechach charakterystycznych idealnego partnera seksualnego.
Trener przesta pisa na chwil, ktra mu wystarczya, by spojrze na nas przez rami.
- Kade zwierz na ziemi wabi partnerw w celu reprodukcji. aba si nadyma. Goryl
samiec bije si piciami w klatk piersiow. Widzielicie, jak samiec kraba podnosi si i
klapie szczypcami, by zwrci na siebie uwag samicy? Pocig fizyczny stanowi podstawowy
czynnik w rozmnaaniu tak zwierzt, jak i ludzi. Panno Sky, prosz nam odczyta swoj list.
Vee wystawia pi palcw.
- Przystojny, bogaty, pobaliwy, wciekle opiekuczy, no i troszk grony. - Po
kadym przymiotniku zaginaa jeden palec.
Patch zamia si pod nosem.
- U ludzi pocig fizyczny ma to do siebie, e nigdy nie wiadomo, czy druga osoba go
odwzajemnia - powiedzia.
- Doskonale - pochwali trener.
- Czowiek jest wraliwy, bo zna bl i krzywd. - W tym momencie Patch trci mnie
kolanem.
Odsunam si jak oparzona, powstrzymujc si od myli, co chcia mi w ten sposb
da do zrozumienia. Przytaknwszy, McConaughy doda:
- Zoono pocigu fizycznego i rozmnaania u ludzi to jedna z waciwoci, ktre
odrniaj nas od innych gatunkw.

Patch, syszc to, chyba parskn, ale odgos by cichutki, wic nie wiem. czy na
pewno. Trener cign dalej:
- Od zarania dziejw kobiet pociga u partnera silna zdolno przetrwania, a zatem
inteligencja i sprawno fizyczna, bo zapewniaj one wiksze prawdopodobiestwo, e
mczyzna o takich cechach przyniesie jej do domu poywienie. - Umiechn si, podnoszc
w gr kciuki. - Wiedzcie, e kolacja rwna si przetrwaniu.
Nikt si nie rozemia.
- Podobnie - kontynuowa - mczyzn pociga uroda, bo wiadczy ona o zdrowiu i
modoci, to znaczy: nie ma sensu czy si w par z chorowit partnerk, ktra nie bdzie
zdolna do wychowywania dzieci.
Nasunwszy okulary na grzbiet nosa, zachichota.
- To strasznie seksistowskie - zaoponowaa Vee. - Niech nam pan opowie o czym, co
odnosi si do kobiet w dwudziestym pierwszym wieku.
- Panno Sky, prosz podej do kwestii rozmnaania z punktu widzenia nauki, a
zrozumie pani, e dzieci s kluczowe dla przetrwania naszego gatunku. Im wicej urodzi pani
dzieci, tym wikszy bdzie pani wkad w zasoby genetyczne.
Niemal usyszaam, jak Vee wznosi oczy do nieba.
- No, chyba pomau zbliamy si do dzisiejszego tematu, czyli seksu - powiedziaa.
- Niezupenie - odpar McConaughy, unoszc w gr palec. - Seks musi by
poprzedzony pocigiem erotycznym, ktry wywouje jeszcze mow ciaa. Trzeba
zakomunikowa potencjalnemu partnerowi: Jestem tob zainteresowany, tyle e znacznie
bardziej lapidarnie.
Nastpnie zwrci si do Patcha:
- No dobrze. Powiedzmy, e jeste na przyjciu. W pokoju roi si od przernych
dziewczt. Widzisz blondynki, brunetki, rude, kilka czarnowosych. Jedne s rozmowne, inne
wygldaj na niemiae. Znajdujesz dziewczyn, ktra odpowiada twoim wymaganiom:
atrakcyjn, inteligentn i wraliw. Jak dajesz jej do zrozumienia, e jeste ni
zainteresowany?
- Wybieram j z tumu i zagaduj.
- Dobrze. Przejdmy do sedna. Skd wiesz, czy jest odwana, czy woli, eby to ty
wykona kolejny krok?
- Obserwuj j - odpowiedzia. - Staram si rozgry, o czym myli i co czuje. Sama
mi tego nie zdradzi, wic musz si jej uwanie przyglda. Czy si do mnie przyblia? Czy
patrzy mi w oczy, a potem odwraca wzrok? Czy zagryza wargi i bawi si wosami, jak w tej

chwili Nora?
Klasa wybuchna miechem. Opuciam rce na kolana.
- Jest odwana - stwierdzi Patch i znw trci mnie nog.
Jakby tego byo mao, spiekam raka.
- wietnie! Doskonale! - z umiechem zawoa trener, podekscytowany, e bierzemy
czynny udzia w lekcji.
- Naczynka krwionone na twarzy Nory rozszerzaj si i jej skra si rozgrzewa oznajmi Patch. - Wie, e jest oceniana. Lubi by w centrum uwagi, ale nie do koca potrafi
temu sprosta.
- Wcale si nie rumieni.
- Denerwuje si - doda. - Gaszcze si po ramieniu, eby odwrci uwag od twarzy i
skierowa j na sylwetk, A moe na skr. To jej silne atuty.
Zatkao mnie. artuje - pomylaam. - Nie, jest walnity. Nie miaam bladego pojcia,
jak si postpuje z wariatami, i byo to wida. Poczuam si tak, jakbym nasze dotychczasowe
spotkania spdzia wycznie na wpatrywaniu si w niego z otwart buzi. Gdybym miaa
zudzenia, e dotrzymam mu kroku, musiaabym obchodzi si z nim inaczej.
Oparam donie pasko na stole i uniosam brod, prbujc w ten sposb pokaza, e
mimo wszystko mam swoj godno.
- To mieszne - powiedziaam.
Wycignwszy rk z przesadn przebiegoci, Patch zwiesi j na oparciu mojego
krzesa. Ulegam dziwnemu wraeniu, e groba ta jest skierowana wycznie do mnie i e
ani troch mu nie zaley, jak to odbierze klasa. Rozlegy si miechy, ale on zdawa si nic
nie sysze. Siedzia ze wzrokiem utkwionym w moich oczach, tak e przez chwil wydawao
mi si, jakby rzebi dla nas obojga w powietrzu intymny wiat, do ktrego nikt nie ma
dostpu.
- Wraliwa - rzeki bezgonie.
Przy blokowaam kostkami nogi krzesa i gwatownie wysuwajc si do przodu,
poczuam, jak jego rka spada z oparcia. Wcale nie jestem wraliwa.
- Ot wanie! - powiedzia trener. - Biologia w ruchu.
- Czy teraz ju moglibymy pomwi o yciu pciowym? - zapytaa Vee.
- Jutro. Przeczytajcie rozdzia sidmy i bdcie gotowi do dyskusji.
Zadzwoni dzwonek i Patch odstawi swoje krzeso na miejsce.
- Fajnie byo. Trzeba by to kiedy powtrzy.
Zanim zdoaam wymyli co bardziej zwizego ni nie, dziki, przecisn si za

mn i znikn za drzwiami.
- Pisz petycj o wylanie trenera - oznajmia Vee, podchodzc do mojego stou. - Co
to miao by? Rozwodnione porno. Niewiele brakowao, a kazaby wam zaj na tym stole
pozycj horyzontaln, na golasa, przystpi do aktu prokreacji i...
Przygwodziam j spojrzeniem, ktre mwio: Sdzisz, e mam ochot na
powtrk?.
- Tak - prowokacyjnie odpara Vee, robic krok w ty.
- Musz pogada z trenerem. Spotykamy si za dziesi minut pod twoj szafk.
- Jasne.
Podeszam do biurka McConaughy'ego, za ktrym siedzia, pochylony nad rozkadem
meczw koszykarskich. Wszystkie te iksy i zera sprawiay wraenie, jakby gra w kko i
krzyyk.
- Co tam, Noro? - spyta, nie patrzc na mnie. - Sucham, o co chodzi?
- Chciaabym panu powiedzie, e przez to nowe rozsadzenie i temat lekcji czuj si
nieswojo.
Trener opar si na krzele i zaoy rce za gow.
- A ja jestem z tego rozsadzenia zadowolony, tak jak z obrony kady swego, ktr
opracowuj na sobotni mecz.
Podsunam mu pod nos szkolny kodeks praw i obowizkw ucznia.
- Zgodnie z prawem ucze nie moe czu si zagroony na terenie szkoy.
- Czujesz si zagroona?
- Czuj si nieswojo. I chciaabym panu zaproponowa pewne rozwizanie tego
problemu. - Nie przerwa mi, wic miao wziam wdech. - Udziel korepetycji z biologii
wskazanemu przez pana uczniowi, jeeli znw posadzi mnie pan z Vee.
- Patchowi przydaby si korepetytor. Udao mi si nie zazgrzyta zbami.
- Ale to wbrew mojej probie.
- Widziaa go dzisiaj? Zaangaowa si w dyskusj. Cay rok si nie odzywa, a
kiedy posadziem go z tob: bingo! Na pewno poprawi sobie u mnie ocen.
- A Vee sobie pogorszy.
- Tak bywa, kiedy nie mona rozglda si na boki w poszukiwaniu poprawnej
odpowiedzi - odpar sucho.
- Vee jest po prostu niezbyt pilna. Pomog jej.
- Nic z tego. - Zerknwszy na zegarek, doda: - Spni si na spotkanie. Masz do
mnie co jeszcze?

Chciaam wycisn z siebie dodatkowy argument, ale najwyraniej zabrako mi weny.


- Sprbuj posiedzie na nowym miejscu jeszcze par tygodni. Aha, jeli chodzi o
uczenie Patcha, mwiem powanie. Wezm pod uwag twoj kandydatur.
Nie czekajc na odpowied, McConaughy zagwizda melodi z teleturnieju Va banque
i wyszed z sali.
O sidmej niebo gronie pociemniao atramentowym bkitem. Zasunam zamek
paszcza pod szyj, by nie zmarzn. Vee i ja wracaymy na parking po seansie Ofiary.
Recenzowaam filmy dla e - zinu, a e obejrzaam ju co drugi z wywietlanych w tym kinie,
stwierdziymy, e pozostaje nam najnowszy wielkomiejski thriller.
- W yciu nie widziaam bardziej pokopanego filmu. Od dzi z zaoenia nie
ogldamy niczego, co moe kojarzy si z horrorem - zarzdzia Vee.
Nie miaam nic przeciwko temu. Biorc pod uwag, e zeszej nocy kto czai si pod
moim oknem, i dokadajc do tego obejrzany wanie klasyczny dreszczowiec - zaczynaa
mnie ogarnia lekka paranoja.
- Wyobraasz sobie? - szepna Vee. - yjesz, nie majc pojcia, e utrzymuj ci
przy yciu tylko po to, eby ci zoy w ofierze.
Wzdrygnymy si.
- I co to za pomys z tym otarzem? - cigna, dranico niewiadoma, e zamiast o
filmie wolaabym pogada o cyklu yciowym grzybw. - Dlaczego ten zbir podpali kamie,
nim j zwiza? A jak usyszaam to skwierczenie ciaa...
- Okej! - prawie wrzasnam. - Gdzie teraz?
- Jeszcze ci tylko powiem, e jak mnie kto tak pocauje, od razu si wyrzygam. I co
on mia na tych wargach? Ohydztwo to za sabe sowo. By umalowany, prawda? Bo przecie
nikt naprawd nie ma takich ust...
- Musz odda recenzj przed pnoc - wciam si jej w zdanie.
- Dobra, wic do biblioteki? - Vee otworzya drzwiczki swojego fioletowego dodgea
neona, rocznik dziewidziesity pity. - Jeste strasznie przewraliwiona, wiesz?
Wliznam si na siedzenie obok kierowcy.
- Wszystko przez ten film - odparam.
I podgldacza pod moim oknem zeszej nocy.
- Nie chodzi mi tylko o dzi. Zauwayam - figlarnie wykrzywia usta - e wczoraj te
ostatnie p godziny biologii przesiedziaa wyjtkowo rozdraniona.
- Wielkie mi odkrycie. To przez Patcha.
Vee zamrugaa rzsami do lusterka wstecznego. Poprawia lusterko, eby si lepiej

przyjrze swoim zbom. Oblizaa je w wywiczonym umiechu.


- Musz przyzna, e krci mnie ta jego ciemna strona. Nie miaam zamiaru jej
zdradza, e nie jest w tym odosobniona. Patch pociga mnie jak jeszcze nikt dotd.
By midzy nami mroczny magnetyzm. W jego obecnoci czuam si jak na skraju
kuszcego zagroenia. Tak jakby w kadej chwili mia mnie z tej krawdzi zepchn.
- Jak to sysz, mam ochot... - urwaam, niepewna, co waciwie wywouje we mnie
urok Patcha. Co nieprzyjemnego.
- Jak mi teraz powiesz, e nie jest przystojny - powiedziaa Vee - obiecuj nigdy
wicej o nim nie wspomina.
Postanowiam wczy radio, uznajc, e zamiast psu sobie wieczr - abstrakcyjnym,
ale zawsze - towarzystwem Patcha, trzeba zaj si czym milszym. Codzienne siedzenie
obok niego przez godzin, pi dni w tygodniu i tak ju przekraczao moje siy. Stwierdziam,
e wieczorw na pewno mu nie oddam.
- No wic? - naciskaa Vee.
- Moe i jest przystojny. Ale nie mnie o tym decydowa. W tej sprawie nie mog by
obiektywna, sorry.
- Co to niby znaczy?
- To znaczy, e nawet gdyby by przepikny, widziaabym wycznie jego
osobowo.
- Nie przepikny. Jest... nieokrzesany. Seksy. Wzniosam oczy do nieba.
Vee wcisna hamulec i zatrbia na auto, ktre zatrzymao si przed nami.
- No co? Nie zgadzasz si? Czy dra to nie twj typ?
- Nie mam swojego typu - dodaam. - Nie jestem tak ograniczona.
- Gorzej, kochanie - odpara Vee ze miechem. - Chodzi o to, e wanie jeste
ograniczona. Pokurczona w sobie. Pole widzenia masz szerokie jak mikroorganizm. Nie ma w
szkole chopaka, w ktrym by si zakochaa.
- Nieprawda - odpowiedziaam machinalnie, ale zaraz potem zastanowio mnie, na ile
ta odpowied jest cisa. Dotychczas nikim powanie si nie interesowaam. Czy to co
dziwnego? - Nie chodzi o chopaka, tylko... o mio. Jeszcze jej nie spotkaam.
- Nie chodzi o mio - rzeka Vee. - Tylko o frajd. Niepewna, uniosam brwi.
- Co moe by fajnego w caowaniu si z chopakiem, ktrego nie znam... na ktrym
mi nie zaley?
- Chyba nie uwaasz na biologii. To polega na czym waniejszym ni caowanie.
- Aha - odparam mdrym tonem. - Zasoby genetyczne s ju tak wypaczone, e nie

ma sensu, abym si jeszcze do nich dokadaa.


- Chcesz wiedzie, kto wedug mnie byby dobry?
- Dobry?
- Dobry - powtrzya z umiechem niewinitka.
- Niespecjalnie.
- Twj kolega z awki.
- Nie nazywaj go tak - upomniaam. - Kolega ma pozytywn konotacj.
Vee wcisna si na miejsce parkingowe tu obok wejcia do biblioteki i wyczya
silnik.
- Nie zdarza ci si fantazjowa, e go caujesz? Ani razu nie zerkaa w bok z
pragnieniem, eby pa mu w ramiona i wpi si w niego ustami?
Rzuciam jej spojrzenie majce wyraa odraz. - A ty?
Vee umiechna si szeroko.
Usiowaam sobie wyobrazi, jak zachowaby si Patch, gdyby si o tym dowiedzia.
Mimo e znaam go sabo, jego awersj do Vee poczuam niemal fizycznie.
- Zasugujesz na kogo lepszego - oznajmiam.
- Uwaaj - odpara z jkiem - bo zaraz zaczn go poda jeszcze bardziej.
Zajymy st na rodkowym pitrze biblioteki, obok dziau literatura erotyczna.
Uruchomiam laptop i napisaam: Ofiara, dwie i p gwiazdki. Chyba troch si
zagalopowaam z krytycyzmem, ale pochonita mas spraw, nie byam w stanie oceni filmu
sprawiedliwie.
Vee otworzya torebk jabkowych chrupek.
- Masz ochot?
- Nie, dziki. Zajrzaa do torebki.
- Jak nie, bd musiaa zje je sama. A naprawd nie chc.
Vee bya na diecie owocowej wedug schematu: w jednym dniu trzy czerwone, dwa
granatowe, gar zielonych... Wyja kolejn chrupk i przyjrzaa si jej z uwag.
- Jaki to waciwie kolor? - zapytaam.
- Wymiotna ziele Granny Smith. Zdaje si.
W tej samej chwili na krawdzi naszego stou przysiada Marcie Millar, ktra jako
jedyna w historii naszej szkoy ju w drugiej klasie naleaa do zespou cheerleaderek na
uniwersytecie. Jasnorude wosy miaa nisko zaplecione w warkoczyki, a twarz - jak zwykle ukrya pod ton podkadu. Musiaa zuy pl buteleczki, bo na jej skrze nie byo zna nawet
ladu piegw. Piegw Marcie nie widziaam od sidmej klasy, czyli od roku, w ktrym

odkrya Mary Kay. Brzeg jej spdniczki i skraj bielizny dzieliy moe dwa centymetry... o ile
w ogle zaoya majtki.
- Heja, grubasie - powiedziaa do Vee.
- Heja, straszydo.
- Moja mama szuka modelki na ten weekend. Pac dziewi dolarw za godzin.
Pomylaam, e ci to zainteresuje.
Mama Marcie jest kierowniczk miejscowego JCPenney i w kady weekend zatrudnia
Marcie i inne cheerleaderki do demonstrowania bikini w oknach wystawowych sklepu od
strony jezdni.
- Strasznie trudno jej znale modelki do duych rozmiarw bielizny - dorzucia
Marcie.
- Masz co midzy zbami - odcia si Vee. - W szparze z przodu. Chyba czekoladk
na przeczyszczenie.
Marcie oblizaa zby i podniosa si z miejsca. Kiedy odchodzia, koyszc biodrami,
Vee wsadzia sobie palec w usta na znak, e zbiera jej si na wymioty.
- Niech si cieszy, e spotkaa nas tutaj - szepna do mnie. - Niech si cieszy, e nie
natkna si na nas w ciemnej ulicy... Czstuj si, to ostatnia szansa.
- Nie, dzikuj.
Vee wysza, eby wyrzuci reszt chrupek. Po kilku minutach wrcia z jakim
romansem w rku. Usiada przy mnie i pokazujc mi okadk ksiki, powiedziaa:
- Kiedy to bdziemy my. Porw nas pnadzy kowboje. Ciekawe, jak si cauje
wargi spalone socem, zaskorupiae od biota?
- Spronie - odmruknam, piszc.
- Skoro o tym mowa - niespodziewanie podniosa glos. - Ot i nasz facet.
Przerwaam pisanie, by zerkn ponad ekranem - i zamaro mi serce. W kolejce po
drugiej stronie sali sta Patch. Odwrci si, jakby wyczuwajc, e go obserwuj. Nasze oczy
spotkay si na jedn, dwie, a trzy sekundy. Poddaam si, ale przedtem zdyam spostrzec
jego leniwy umiech.
Serce bio mi nierwno i postanowiam wzi si w gar. T drog nie pjd.
Absolutnie. Nie z nim. Chyba ebym postradaa zmysy.
- Chodmy - poprosiam Vee.
Zamknam laptop, woyam go do torby i zasunam zamek. Upychajc ksiki w
plecaku, upuciam kilka na podog.
- Nie mog si zorientowa, jaki tytu trzyma... Zaraz... Jak podej ofiar.

- Na pewno by nie poyczy czego takiego - odparam bez przekonania.


- Albo to, albo Jak bez wysiku emanowa seksem.
- Ciii! - syknam.
- Uspokj si, nie syszy. Rozmawia z bibliotekark. Podaje jej ksik.
Sprawdziwszy to szybkim spojrzeniem, stwierdziam, e jeli wyjdziemy teraz, na
pewno spotkamy go przy drzwiach wyjciowych. A wtedy bd musiaa si do niego
odezwa. Usiadam wic na krzele, niby szukajc czego pilnie po kieszeniach, kiedy on
koczy dopenia formalnoci.
- Nie sdzisz, e to upiorne, e jest tu w tym samym czasie co my? - zapytaa Vee.
- A ty?
- Myl, e ci ledzi.
- Wedug mnie to zbieg okolicznoci.
Cho nie tak do koca. Gdybym miaa zrobi spis dziesiciu miejsc, w ktrych zawsze
pod wieczr spodziewaabym si spotka Patcha, biblioteka publiczna by si w nim nie
znalaza. Biblioteka nie trafiaby nawet do pierwszej setki. Wic po co przyszed?
- Patch! - powiedziaa Vee scenicznym szeptem. - Polujesz na Nor?
Zamknam jej usta rk.
- Przesta. Serio. - Przybraam surow min.
- Mog si zaoy, e ci ledzi - odpara Vee, odpychajc moj rk. - Mog si
zaoy, robi to nie pierwszy raz. Mog si zaoy, e przydzielili mu kuratora. Powinnymy
si zakra do sekretariatu. Na pewno wszystko ma w kartotece ucznia.
- Nie bdziemy si zakrada do adnego sekretariatu!
- Mogabym odwraca uwag ludzi od drzwi. Znam si na tym. Nikt nie zauway, e
wchodzisz. Poszpiegowaybymy sobie.
- Nie jestemy szpiegami.
- Znasz jego nazwisko? - spytaa Vee. - Nie.
- Wiesz co o nim?
- Nie. I wol, eby tak zostao.
- No co ty? Uwielbiasz tajemnice, a lepsza si nam ju nie trafi.
- Najlepsze s historie z trupem w roli gwnej. My trupa nie mamy.
- Na razie! - pisna Vee.
Wyjam z plecaka buteleczk, wysypaam z niej dwie tabletki elaza i poknam je
bez rozgryzania.
Vee gwatownie przyhamowaa dodge'a na podjedzie swojego domu. Wyczya

silnik i pomachaa mi przed nosem kluczykami.


- Nie odwieziesz mnie? - spytaam. Troch bez sensu, bo z gry wiedziaam, co
odpowie.
- Jest mga.
- aciata.
- No, prosz - umiechna si. - Bez przerwy o nim mylisz. Zreszt wcale ci si nie
dziwi. Sama mam nadziej, e mi si dzi przyni.
Fuj.
- No a pod twoim domem mga zawsze jest gstsza - cigna Vee. - Po zmroku to co
potwornego.
- Bardzo ci dzikuj - odparam, zabierajc jej kluczyki.
- Czy to moja wina? Popro mam, ebycie si przeniosy troch bliej. Powiedz, e
otworzyli nowy klub o nazwie cywilizacja i najwyszy czas, ebycie si do niego zapisay.
- Pewnie mam podjecha tu jutro przed szko?
- Najlepiej o wp do smej. Stawiam niadanie.
- Oby byo dobre.
- Bd mia dla mojego malestwa. - Poklepaa desk rozdzielcz. - Tylko nie za
mia. Niech sobie nie pomyli, e gdzie moe mu by lepiej.
W drodze do domu pozwoliam mylom powdrowa na chwil w stron Patcha. Vee
ma racj - jest w nim co niesamowicie pontnego. I niesamowicie strasznego. Im duej o
nim mylaam, tym bardziej byam przekonana, e ma w sobie co... zego. O tym, e lubi si
ze mn przekomarza, wiedziaam od pocztku, ale czym innym byo dranienie si ze mn w
klasie, a zupenie czym innym to, e - by mnie wpieni - najwyraniej specjalnie polaz za
mn a do biblioteki. Zapewne nikt nie zadaby sobie tyle trudu, no chyba e miaby wany
powd.
W poowie drogi do domu z unoszcych si w powietrzu mizernych chmur spad
deszcz. Skupiona na przemian na jezdni i kontrolkach przy kierownicy, usiowaam znale
wcznik wycieraczek.
Nad gow zamrugay mi lampy uliczne. Zastanawiaam si, czy przypadkiem nie
zbiera si na burz. Przy tej bliskoci oceanu pogoda zmienia si bez przerwy i w kadej
chwili zwyka ulewa moe przej w powd z piorunami. Dodaam gazu.
Owietlenie ulicy znw zamigotao. Po szyi przeszy mi ciarki i woski na ramionach
stany dba. Mj szsty zmys znalaz si w stanie najwyszej czujnoci. Przez gow
przemkna mi myl, e moe kto mnie ledzi. W lusterku wstecznym nie widziaam

adnych wiate. Przede mn te nikt nie jecha. Byam zupenie sama, co nie napawao mnie
zbytnim optymizmem. Przyspieszyam do siedemdziesiciu piciu.
Gdy w kocu wczyam wycieraczki, okazao si, e przy najwikszej prdkoci nie
radz sobie z walcym w szyb deszczem. Na skrzyowaniu zapalio si te wiato.
Hamujc, sprawdziam, czy droga jest wolna, i ruszyam naprzd.
Zanim do mnie dotaro, e na mask wpada jaki ciemny ksztat, usyszaam
uderzenie.
Krzyknam, wciskajc hamulec. Sylwetka grzmotna o szyb z przeraliwym
hukiem.
Odruchowo z caych si skrciam kierownic w prawo. Autem zarzucio tak mocno,
e wpado w ruch wirowy. Posta sturlaa si i znikna pod mask.
Wstrzymujc oddech, cisnam rkami kierownic, a mi pobielay kostki. Zdjam
nogi z pedaw. Samochd szarpn i zamar.
Kilka metrw dalej siedzia skulony facet i obserwowa mnie. Wcale nie wyglda...
na rannego.
By cay ubrany na czarno i zlewa si z ciemnoci, wic niewiele mogam dojrze.
Starajc si rozrni jego rysy, dopiero po chwili spostrzegam, e mia na twarzy
kominiark.
Wsta z ziemi i zbliy si do samochodu. Napar rkami na okno od strony kierowcy.
Nasz wzrok poczy si przez otwory w kominiarce. Jego oczy zabysy zowrogo.
Znowu waln w okno, a zadraa szyba midzy nami.
Wczyam stacyjk, prbujc rwnoczenie wrzuci pierwszy bieg, wcisn peda
gazu i zwolni sprzgo. Roz ruszaam silnik, ale auto znw szarpno i pado.
Kiedy ponownie uruchamiaam silnik, usyszaam okropny metaliczny trzask.
Przeraona zobaczyam, jak drzwiczki pomau si wyginaj. Facet... wyrywa je z zawiasw.
Wrzuciam jedynk. Stopy zelizgiway si z pedaw. Pilnik zarycza, a wskanik
obrotw na minut przesun si na czerwone pole.
W eksplozji szka nieznajomy przebi okno pici na wylot. Na olep wymaca moje
rami i wpi si w nie palcami. Wrzasnam ochryple, wcisnam peda gazu i zwolniam
sprzgo. Dodge ruszy z piskiem opon. Trzymajc mnie za rami, facet zacz biec przy
aucie, ale szybko si podda.
Pdzona adrenalin, pomknam naprzd. Sprawdziam w lusterku, czy tamten mnie
nie goni i przekrciam je na bok. Musiaam zacisn wargi, eby si nie rozrycze.

ROZDZIA 4
Pdzc Hawthorne Lane, minam dom, zawrciam, na skrty wjechaam w Beech i
skierowaam si do rdmiecia. Wystukaam numer Vee.
- Co si wydarzyo... ja... on... no i... znikd. Auto...
- Przerywa. Co?
Wytaram nos grzbietem doni. Caa si trzsam.
- Pojawi si znikd. - Kto?
- On... - staraam si ogarn myli i zmieni je w sowa. - Wyskoczy mi na mask!!!
- O kurde. Kurdekurdekurde. Potrcia jelenia? Nic si nie stao? Moe to by
Bambi? - Vee naraz jkna i zawya. - A co z dodge'em?
Otworzyam usta, ale mi si wcia.
- Niewane. Mam ubezpieczenie. Tylko powiedz, e moje malestwo nie jest
upakane szcztkami jelenia.. Tak czy nie?
Cokolwiek chciaam jej zdradzi, zlewao si z noc. Myli wyprzedzay sensy o dwa
kroki. Jele... Moe jednak udaoby mi si wcisn Vee, e potrciam jelenia. Chciaam si
jej zwierzy, ale z drugiej strony nie miaam zamiaru wyj na rbnit. Bo jak mogabym
wytumaczy, e widziaam, jak potrcony przeze mnie facet wstaje z ziemi I bierze si do
wyrywania drzwi auta? Rozluniam konierz bluzki i obnayam bark, by sprawdzi, czy w
miejscu, gdzie mnie ciska, nie mam czerwonych ladw, ale nic takiego nie spostrzegam...
Raptem oprzytomniaam. Po co w ogle zaprzecza, e to si zdarzyo? Przecie
widziaam wszystko na wasne uczy. Nie ubzduraam sobie tego.
- Do jasnej ciasnej! - odezwaa si Vee. - Nie chcesz odpowiedzie. Jele pewnie
utkwi midzy reflektorami. Jedzisz z nim na przodzie jak z pugiem nienym, tak?
- Mog si przespa u ciebie?
Zapragnam wyrwa si i z tego auta, i z ciemnoci. Gdy nagle natchna mnie myl,
e aby si dosta do domu Vee, bd musiaa wraca przez skrzyowanie, na ktrym
potrciam gocia.
- Siedz w swoim pokoju - odpara Vee. - Wpucisz si sama. To na razie.
Kurczowo ciskajc kierownic, brnam poprzez strugi deszczu z nadziej, e przy
Hawthorne Lane zapali si zielone wiato. Los mi sprzyja. mignam przez skrzyowanie,
cay czas patrzc naprzd i rwnoczenie zerkajc na pobocze. W mroku nie spostrzegam
nawet ladu faceta w kominiarce.

Dziesi minut pniej zaparkowaam dodge'a na podjedzie Vee. Drzwi auta byy
powanie uszkodzone, wic eby wysi, musiaam mocno naprze na nie nog.
Podbiegam do frontowych drzwi, otworzyam je i pognaam schodami do sutereny.
Vee siedziaa na ku ze skrzyowanymi nogami, z notatnikiem na kolanach,
suchawkami w uszach i z iPodem podkrconym na fuli.
- Mam obejrze uszkodzenia teraz, czy najpierw przespa si co najmniej siedem
godzin? - wrzasna, zaguszajc muzyk.
- Wol drug opcj.
Vee zamkna notatnik i wyja suchawki z uszu.
- Miejmy to ju z gowy.
Kiedy wyszymy przed dom, wpatrywaam si w auto dusz chwil. Panowa chd,
ale to nie pogoda przypr wia mnie o gsi skrk na ramionach. Okno od strony kierowcy
nie byo rozwalone. Drzwi nie miay wgniece.
- Co tu nie gra - powiedziaam, ale Vee nie suchaa, ogldajc, jak pod lup, kady
centymetr kwadratowy karoserii.
Wystpiam naprzd i szturchnam boczne okno. Nie byo nawet rysy na szkle.
Zamknam oczy. Gdy je odtworzyam, okno wci byo nienaruszone.
Obeszam dodge'a w koo. Prawie - bo w pewnej chwili stanam jak wryta.
Przedni szyb dzielia na p cieniuteka rysa.
Vee zauwaya j w tym samym momencie.
- Nie bya to przez przypadek wiewirka? - zapytaa. Przypomniay mi si
zowieszcze oczy za kominiark.
Byy tak czarne, e nie mogam odrni renic od tczo wek. Czarne jak... oczy
Patcha.
- Zobacz, plcz z radoci - rzeka Vee, czule obejmujc mask auta. - Maleka rysa i
nic wicej!
Udaam, e si umiecham, chocia ciskao mnie w odku. Jeszcze pi minut temu
okno byo roztrzaskane, a drzwiczki wgniecione. Sdzc po obecnym stanie auta, do niczego
nie doszo. Nie: to jaki obd! Przecie widziaam, jak przebija szyb pici, i czuam, jak
wpija mi si paznokciami w rami. Czy nie?
Staraam si z caych si, ale nie mogam sobie nic przypomnie. Przez gow
przemykay strzpy obrazw. Coraz bardziej niewyrane. Czy facet by wysoki? Niski?
Szczupy? Przypakowany? Czy co mwi?...
Nic nie pamitaam. I to wanie byo najstraszniejsze.

Vee i ja wyszymy z jej domu pitnacie po sidmej rano i pojechaymy do bistra


Enzo na szybkie niadanie w postaci gorcego mleka. Byam wci zlodowaciaa ze strachu,
wic objam porcelanow filiank, prbujc si ogrza. Przed wyjciem wziam prysznic,
zaoyam poyczone z szafy Vee koszulk i kardigan, umalowaam si szybko, ale prawie
adna z tych czynnoci nie zostaa mi w pamici.
- Nie patrz teraz - szepna Vee - ale w nasz stron filuje Zielony Sweter i ocenia
twoje nogi przez dinsy... O! Zasalutowa do mnie. Nie artuj. Dwoma palcami, jak
wojskowy. Urocze.
Nie suchaam jej. Wczorajsze zajcie tuko mi si w gowie ca noc, odganiajc
moliwo zanicia. Miaam popltane myli, suche i cikie powieki i nie mogam si na
niczym skupi.
- Zielony Sweter wyglda normalnie, ale facet koo niego to najwyraniej ostra sztuka
- oznajmia Vee. - Wysya sygna: Lepiej ze mn nie zadziera. No, zobacz, czy nie
wyglda jak pomiot Drakuli. Powiedz, e mi si zdaje.
Podnisszy lekko wzrok, by niepostrzeenie zerkn, zobaczyam subteln, pikn
twarz. Blond wosy do ramion.
Oczy koloru chromu. Nieogolony. Chopak mia na sobie marynark uszyt na miar,
zielony sweter i designerskie dinsy.
- Zdaje ci si - powiedziaam.
- Nie zauwaya tych gboko osadzonych oczu? Trjkcika wosw nad czoem?
Ani e to chudy dryblas? Chyba odpowiadaby mi pod wzgldem wzrostu...
Vee, ktra mierzy sto osiemdziesit trzy centymetry, ma odpa na punkcie obcasw.
Wysokich. Poza tym, z zasady nie umawia si z niszymi facetami.
- Okej, co jest? - zapytaa. - Wyizolowaa si jak nigdy. Chyba nie przez t rys na
szybie, prawda? Co z tego, e potrcia zwierz? Kademu moe si zdarzy. Oczywicie w
twoim przypadku szanse na co takiego byyby sto razy mniejsze, gdybycie si z mam
wyniosy z tej guszy.
Zamierzaam wyzna Vee ca prawd o nocnym zajciu. Wkrtce. Potrzebowaam
tylko troch czasu, eby sobie wszystko dobrze poukada. Problem w tym, e nie miaam
pojcia, w jaki sposb. Szczegy, ktre mi zostay w gowie, i tak byy ju do
fragmentaryczne. Tak jakby moj pami starannie wymazano gumk. Ale te nie da si
ukry, e okna dodge'a zalewaa kaskada deszczu i wiat zupenie straci kontury... A moe
naprawd potrciam jelenia?
- Mmm, zobacz - odezwaa si Vee. - Zielony Sweter wstaje. Na pewno regularnie

chodzi na siowni. A teraz z ca pewnoci zmierza w nasz stron, w pogoni za towarem,


to znaczy za tob.
P sekundy pniej usyszaymy miy niski glos:
- Witam.
Spojrzaymy na niego rwnoczenie. Zielony Sweter sta o krok od naszego stolika, z
rkami wsunitymi w kieszenie dinsw, tak e wystaway kciuki. Mia niebieskie oczy i
stylowo zmierzwione jasne wosy, niedbale opadajce na czoo.
- Witamy - odpowiedziaa Vee. - Ja jestem Vee, a to Nora Grey.
Popatrzyam na ni krzywo. Denerwowao mnie, gdy mi przypinaa etykietk w
postaci nazwiska - czuam, e przy spotkaniu z nieznajomym chopcem burzy to niepisan
umow midzy dziewczynami, a co dopiero najlepszymi przyjacikami. Kiwnam do niego
bez entuzjazmu i unisszy filiank do ust, momentalnie sparzyam sobie jzyk.
Chopak przywlk krzeso od stolika obok, ustawi je na odwrt i siad okrakiem,
wspierajc ramiona tam, gdzie normalnie powinny si znajdowa plecy.
- Jestem Elliot Saunders - przedstawi si i wycign do mnie rk. Ucisnam j
stanowczo za bardzo oficjalnie. - A to Jules - doda, wskazujc podbrdkiem koleg, ktry
wbrew ocenie Vee okaza si nie wysoki, tylko wprost gigantyczny.
Jules rozsiad si koo Vee; by tak wielki, e krzeso pod nim nagle jakby si
skurczyo.
- W yciu nie widziaam tak wysokiego faceta - zwrcia si do niego Vee. - Serio, ile
masz wzrostu?
- Dwiecie osiem centymetrw - odburkn Jules, po czym rozwali si na krzele z
zaoonymi rkami.
- Moe macie na co ochot? - odchrzknwszy, zaproponowa Elliot.
- Dziki - odparam, podnoszc filiank. - Ju zamwiam.
Vee kopna mnie pod stoem.
- Zje pczka z kremem waniliowym. I ja te poprosz.
- To ju nie jeste na diecie? - spytaam. Odczep si. Laska wanilii to owoc. Brzowy
owoc. Warzywo. - - Masz pewno? Nie miaam.
Jules przymkn oczy i cisn grzbiet nosa. Najwidoczniej by zachwycony naszym
towarzystwem tak, jak ja ich obecnoci.
Kiedy Elliot szed w stron baru, niemiao podyam za nim wzrokiem. Na pewno
uczy si w oglniaku, ale chyba nie w naszym, bobym go zapamitaa. By otwarty,
towarzyski, ani krzty przecitnoci. Gdybym nie bya taka roztrzsiona, pewnie bym si nim

zainteresowaa. Tak po przyjacielsku, a moe i bardziej.


- Mieszkasz w okolicy? - zagadna Julesa Vee.
- Mhm.
- Uczysz si?
- W oglniaku Kinghorn - powiedzia to z lekk wyszoci.
- Nie syszaam o nim.
- To szkoa prywatna. W Portland. Zajcia zaczynamy o dziewitej. - Odchyli rkaw
i spojrza na zegarek. Vee zanurzya palec w pianie mleka i oblizaa go.
- Droga?
Po raz pierwszy Jules popatrzy na ni. Rozwar oczy tak szeroko, e zajaniay mu
biaka.
- Pewno jeste bogaty? - dodaa Vee.
Jules omit j takim spojrzeniem, jakby przed chwil zabia mu na czole much.
Odsun si od nas z krzesem o kilkanacie centymetrw.
Elliot wrci do stolika z szecioma pczkami.
- Dwa z kremem waniliowym dla pa - powiedzia, podsuwajc mi pudeko - i cztery
z lukrem dla mnie. Musz si teraz naje, bo nie wiem, co daj w stowce w Coldwater.
Vee o mao nie wyplua mleka.
- Uczysz si w Coldwater?!
- Od dzi. Wanie si przeniosem z Kinghorn.
- Ja z Nor te tam chodzimy - oznajmia Vee. - Patrz, jak to si wietnie skada. Jak
chcesz si czego dowiedzie, pytaj miao; nawet o to, kogo masz zaprosi do Spring Fling.
My nie mamy chopakw... jeszcze.
Stwierdziam, e czas si poegna. Jules by najwyraniej znudzony i rozdraniony z kolei jego towarzystwo le dziaao na mj, do ju niespokojny nastrj. Demonstracyjnie
zerkajc na zegar w komrce, powiedziaam:
- Vee, jedmy ju do szkoy. Trzeba si pouczy do testu z biologii. Mio byo was
pozna - rzuciam do Julesa i Elliota.
- Przecie test z biologii jest dopiero w pitek - upomniaa mnie Vee.
Speszona umiechnam si przez zby.
- Racja. To znaczy, ja mam test, z angielskiego. Z twrczoci... Geoffreya Chaucera.
Dla wszystkich byo jasne, e to nieprawda.
Miaam sobie troch za ze, e jestem niegrzeczna, zwaszcza e Elliot wcale sobie na
to nie zasuy. Ale odechciao mi si z nimi siedzie. Chciaam ju i dalej, zdystansowa

si od zeszej nocy. A moe ten zanik pamici nie by znw taki zy. Im szybciej zapomn o
wypadku, tym prdzej moje ycie wrci do normalnego rytmu.
- ycz ci, eby ten pierwszy dzie mia jak najfajniejszy i moe spotkamy si na
lunchu - powiedziaam do Elliota.
Szarpnam Vee za okie i wyprowadziam z bistra.
Lekcje dobiegay koca, zostaa jeszcze tylko biologia. W biegu wymieniam ksiki
w swojej szafce i skierowaam si do klasy. Vee i ja przyszymy przed Patchem. Siadajc na
jego miejscu, Vee pogrzebaa w plecaku i wycigna pudeko hot tamales.
- Pora na czerwony owoc - powiedziaa, pod tykajc mi pudeko.
- Zaraz... to cynamon jest owocem? - Odsunam pudeko na bok.
- Lunchu te nie jada - Vee zmarszczya czoo.
- Nie jestem godna.
- Ty kamczucho. Zawsze jeste godna. Chodzi o Patcha? Chyba si nie przeja, e
ci ledzi? Bo wczoraj, no wiesz, w bibliotece, to ja artowaam.
Rozmasowaam sobie skronie. Tpy bl, ktry zamieszka mi w czaszce, wybucha na
samo wspomnienie o nim.
- Akurat Patchem przejmuj si najmniej - odpowiedziaam, nie do koca zgodnie z
prawd.
- Mogaby mi ustpi?
Na dwik gosu Patcha w jednej chwili uniosymy gowy.
Odezwa si nawet cakiem mio, ale kiedy Vee wstawaa i zarzucaa plecak na rami,
ani na moment nie spuci z niej oka. Tak jakby si za bardzo ocigaa, wskaza jej rk
przejcie midzy stoami, chcc, eby zesza mu z drogi.
- Jak zwykle wietnie wygldasz - powiedzia do mnie, biorc swoje krzeso.
Rozsiad si wygodnie i wycign nogi. Od pocztku wiedziaam, e jest wysoki, ale
nie zastanawiaam si, ile moe mie wzrostu. Patrzc na jego dugie nogi, stwierdziam, e
co najmniej sto osiemdziesit trzy centymetry. A moe nawet sto osiemdziesit pi.
- Dzikuj - odparam bezmylnie. I natychmiast zapragnam to odwoa. Dzikuj.
Z wszystkiego, co mogabym mu odpowiedzie, dzikuj byo najgorsze. Nie chciaam,
eby uzna, e lubi jego komplementy. Bo ich nie lubiam... zasadniczo. Nie trzeba byo
specjalnej wnikliwoci, by zrozumie, e wpad w kopoty, a ja i tak ju miaam kopotw
pod dostatkiem. Nie miaam zamiaru pakowa si w wiksze. Moe gdybym zacza go
ignorowa, w kocu przestaby mnie wciga do rozmowy. I moglibymy siedzie obok
siebie w milczcej harmonii, jak co druga para w klasie.

- I cudownie pachniesz - doda Patch.


- To si nazywa prysznic - odparam, zapatrzona w przestrze, a gdy nie zareagowa,
odwrciam si do niego. - Mydo. Szampon. Ciepa woda.
- Nago. Czuj spraw.
Otworzyam usta, eby zmieni temat, ale przerwa mi dzwonek.
- Odcie podrczniki - zarzdzi zza biurka trener. - Rozdam wam prbny test, na
rozgrzewk przed prawdziwym w pitek. - Zatrzyma si przede mn i obliza palec, by
rozdzieli arkusze. - Na odpowiedzi macie pitnacie minut. Nie wolno rozmawia. A pniej
omwimy rozdzia sidmy. Powodzenia.
Na pierwszych kilka pyta odpowiedziaam machinalnie, ze spokojem przywoujc
zapamitane fakty. Test pochon mnie na tyle, e wczorajszy wypadek i zwtpienie, czy aby
nie jestem chora na umyle, zeszy na drugi plan. Gdy przerwaam pisanie, eby si pozby
kurczu z doni, poczuam, e Patch pochyla si w moim kierunku.
- Jeste zmczona. Cika noc, tak? - szepn.
- Widziaam ci w bibliotece. - Staraam si udawa, e wodz owkiem po arkuszu,
ciko zapracowana.
- Mj najlepszy moment tego wieczoru.
- ledzie mnie?
Odsun gow i zamia si cicho. Sprbowaam z innej strony:
- Po co tam polaze?
- Wypoyczy ksik.
Poczuam na sobie wzrok trenera i znw zagbiam si w tecie. Odpowiedziaam na
kolejnych kilka pyta i zerknam na lewo. Zdumiaam si, e umiechnity Patch ju mnie
obserwuje.
Moje serce wykonao niespodziewane salto, urzeczone dziwnie atrakcyjnym
umiechem. Potworno: z wraenia a upuciam owek, ktry podskoczy na blacie par
razy i sturla si na podog. Patch schyli si, by go podnie. Poda mi owek na doni, w
taki sposb, e musiaam si skupi, eby przypadkiem nie dotkn jego skry.
- A po bibliotece - wyszeptaam - gdzie poszede?
- Bo co?
- ledzie mnie? - spytaam pgosem.
- Jeste jaka rozdraniona. Nora, co si stao?
Z trosk unis brwi. Oczywicie na pokaz, bo jego czarne oczy skrzyy drwin.
- ledzisz mnie?

- Niby po co miabym ci ledzi?


- Odpowiadaj.
- Noro! - Syszc ostrzegawczy gos trenera, prdko wrciam do testu, ale nie
oparam si domysom, co odpowiedziaby Patch i zapragnam czym prdzej uciec od niego,
przefrun sal. Cay kosmos.
Trener zagwizda.
- Koniec. Oddajcie arkusze. W pitek pytania bd zblione do dzisiejszych. A teraz...
- zatar rce tak sucho, e przeszy mnie ciarki - panno Sky, co bdziemy omawiali?
- Seks - oznajmia Vee.
Ledwie to powiedziaa, wyczyam si zupenie. Czy Patch mnie ledzi? Czy to jego
twarz krya si pod kominiark - jeli w ogle co pod ni byo? Czego chce? Zrobio mi si
tak zimno, e a si skuliam. Zapragnam, by moje ycie znw wygldao tak, jak przed
wtargniciem w nie Patcha.
Gdy lekcja si skoczya, zatrzymaam go.
- Moemy porozmawia?
Wsta ju, wic znowu przysiad na krawdzi krzesa.
- O co chodzi?
- Wiem, e nie chcesz ze mn siedzie, tak jak ja nie chc siedzie z tob. Sdz, e
trener mgby nas rozsadzi, gdyby z nim pogada. Gdyby wyjani sytuacj...
- Jak sytuacj?
- Nie... pasujemy do siebie.
Potar doni podbrdek z wyrachowaniem, do ktrego zdyam przywykn przez
tych par dni naszej znajomoci.
- Naprawd?
- Chyba nie odkrywam tu Ameryki.
- Gdy trener poprosi mnie o list najbardziej podanych cech u partnerki, opisaem
ciebie.
- Odwoaj to!
- Inteligentna. Atrakcyjna. Wraliwa. Masz co przeciwko?
Zachowywa si tak tylko po to, eby mnie rozzoci, co zdenerwowao mnie jeszcze
bardziej.
- Poprosisz go, eby nas rozsadzi, czy nie?
- Nic z tego. Ju si do mnie przyzwyczajasz.
I co mu miaam odpowiedzie? Najwyraniej myla, e mnie sprowokuje. Okazao

si to nietrudne wobec faktu, e nigdy nie mogam si poapa, czy jest powany, czy artuje.
Wysiliam si na opanowany ton:
- Sdz, e lepiej by ci byo przy kim innym. I dobrze o tym wiesz. - Umiechnam
si, w napiciu, ale grzecznie.
- Myl, e mog wyldowa obok Vee. - Jego umiech te sprawia wraenie
uprzejmego. - Wolabym nie kusi losu.
Nagle zjawia si Vee, zerkajc to na mnie, to na Patcha.
- Przeszkadzam?
- Nie - odparam i gwatownie zapiam plecak. - Pytaam Patcha, co mamy na jutro
przeczyta. Zapomniaam, ktre strony zada trener.
- Zadanie jest na tablicy, jak zwykle - powiedziaa Vee. - Co? Niby go nie widzisz?
Patch rozemia si, chyba sam do siebie.
Nie pierwszy raz zapragnam dowiedzie si, o czym myli, bo nie pierwszy raz
czuam, e te jego sekretne arciki dotycz wanie mnie.
- Co jeszcze, Noro? - zapyta.
- Nie. Do jutra.
- Nie mog si doczeka - mrugn. Naprawd mrugn. Kiedy, odchodzc, nie mg
ju nic dosysze, Vee chwycia mnie za rk.
- Dobra wiadomo! Cipriano. Tak si nazywa. Widziaam w harmonogramie zaj
trenera.
- I to tak ci cieszy, bo...?
- Wiadomo, e kady ucze musi zgosi u pielgniarki, jakie lekarstwa zaywa na
recept. - Znaczco poklepaa przedni kiesze plecaka, w ktrej nosiam elazo. - Podobnie
wiadomo, e gabinet lekarski jest dogodnie zlokalizowany w obrbie sekretariatu, gdzie, tak
si akurat skada, przechowuj kartoteki uczniw. - Z poncymi oczami Vee obja mnie
mocno i pchna w stron drzwi. - Czas na prawdziwe ledztwo!

ROZDZIA 5
- Sucham?
Wysiliam si na umiech do sekretarki, liczc, e wyglda bardziej szczerze, ni w
moim odczuciu.
- Codziennie bior w szkole lekarstwo na recept, a przyjacika... - utknam na
sowie przyjacika z myl, czy po tym dniu jeszcze kiedykolwiek nazw tak Vee. - Wiem
od przyjaciki, e powinnam zgosi to pielgniarce. Chciaabym spyta, czy na pewno?
Nie mogam uwierzy, e stoj tam z zamiarem popenienia przestpstwa. Ostatnio
czsto zachowywaam si nietypowo. Najpierw pnym wieczorem poszam za Patchem do
podejrzanej spelunki. Teraz wanie miaam wszy w jego kartotece ucznia. Co byo ze mn
nie tak? Albo inaczej - co takiego mia w sobie Patch, e ilekro pojawia si w moich
mylach, wyranie nie mogam si oprze, eby go oceni negatywnie?
- Tak - odpowiedziaa powanie sekretarka. - Naley zgasza wszelkie leki. Gabinet
lekarski jest tam, trzecie drzwi na lewo, naprzeciwko rejestru uczniw. - Wskazaa hol za
sob. - Gdyby pielgniarki nie byo, moesz usi na leance w gabinecie. Powinna lada
chwila wrci.
Znw sfabrykowaam umiech. Szczerze mwic, wolaabym, eby nie poszo mi tak
atwo.
Idc przez korytarz, kilka razy przystanam, aby si obejrze. Nikogo za mn nie
byo. W sekretariacie dzwoni telefon. Jego dwik w ciemnym przejciu brzmia jak zza
grobu. Byam zupenie sama i mogam robi, co zechc.
Zatrzymaam si przed trzecimi drzwiami po lewej. Wziam wdech i zapukaam, ale
mrok za okienkiem wskazywa, e pokj jest pusty. Popchnam drzwi. Otworzyy si
opornie, ze skrzypniciem, ukazujc may pokj z odra partymi biaymi kafelkami. Chwil
staam w progu, w nadziei, e zjawi si pielgniarka i nie majc wyboru, bd zmuszona
zgosi tabletki z elazem i wyj. Po drugiej stronie korytarza zobaczyam okienko z
napisem KARTOTEKI UCZNIW. Za nim te panowaa ciemno.
Skupiam si na zabkanej w gowie dokuczliwej myli. Patch stwierdzi, e w
zeszym roku nie chodzi do szkoy. Byam prawie na sto procent pewna, e to kamstwo, jeli
jednak nie kama, to czy w ogle mia uczniowsk kartotek? Doszam do wniosku, e musi
tam by przynajmniej jego adres. No i wykaz szczepie plus oceny z poprzedniego semestru.
W kadym razie ewentualne zawieszenie wydao mi si stanowczo za wielk kar, jaka mi

grozia za to, e postanowiam zerkn w jego papiery.


Oparam si ramieniem o cian i spojrzaam na zegarek. Vee kazaa mi czeka na
sygna. Powiedziaa, e bdzie oczywisty.
Super.
Ponownie zadzwoni telefon i sekretarka odebraa. Zagryzajc wargi, znw prdko
obejrzaam si na drzwi z napisem KARTOTEKI UCZNIW. Uznaam, e pewnie s
zamknite na klucz. W kocu dokumenty uczniw uwaa si za cile tajne. Stwierdziam, e
niewane, jaki Vee obmylia sposb na odwrcenie uwagi, bo jeli bd zamknite, i tak nie
wejd do rodka.
Przerzuciam plecak na drugie rami. Mina kolejna minuta. Pomylaam, e moe
lepiej si ewakuowa...
A jeli Vee si nie myli i Patch faktycznie za mn azi? Siedzielimy razem na
biologii, a kontaktujc si z nim regularnie, mogam by naraona na niebezpieczestwo.
Wic miaam obowizek si broni... Prawda?
Gdyby drzwi byy otwarte, a papiery uoone wedug alfabetu, bez trudu
odszukaabym jego kartotek. Szybko, w par sekund sprawdziabym, ktre rubryki ma od
fajkowane na czerwono, i cay pobyt w pokoju zajby mi nie wicej ni minut. Tak krtko,
e nawet bym nie poczua, e tam w ogle weszam.
W sekretariacie zrobio si jako dziwnie cicho. Wtem zza rogu wyonia si Vee.
Skradaa si w moj stron, kucajc z rkami przywartymi do ciany i rzucajc przez rami
ukradkowe spojrzenia. Poruszaa si jak szpiedzy w starych filmach.
- Wszystko pod kontrol - wyszeptaa.
- Co si stao z sekretark?
- Musiaa na moment wyj. - Musiaa? Chyba jej nie uszkodzia?
- Tym razem jeszcze nie. aska boska!
- Zadzwoniam z budki, e w szkole jest bomba - dodaa Vee. - Sekretarka
zawiadomia policj i poleciaa szuka dyrektora.
- Vee!
Klepna si w nadgarstek.
- Czas leci. Lepiej eby nas tu nie byo, jak przyjad gliny.
Co podobnego.
Zmierzyymy wzrokiem drzwi pokoju z kartotekami. Nasuna sobie rkaw na pi i
upna w okienko. Na nic.
- To dopiero rozgrzewka - oznajmia i znw si zamachna, ale zapaam j za rk.

- Moe nie s zamknite. - Przekrciam gak i drzwi si otworzyy.


- adna frajda - westchna Vee. C, rzecz gustu.
- Wa - poinstruowaa Vee. - Ja id czatowa. Jak wszystko si uda, spotkamy si za
godzin. Czekaj w meksykaskiej restauracji na rogu Drak i Beech.
I w kucki wycofaa si z korytarza.
Przystanam w p kroku do wskiego pomieszczenia, ktre wypeniay rzdy szafek
na akta. Zanim sumienie zdarzyo mi to wyperswadowa, weszam do rodka i opierajc si o
drzwi plecami, zatrzasnam je za sob.
Biorc gboki wdech, cignam plecak i w popiechu zaczam wodzi palcami po
przednich ciankach szafek. Znalazam szuflad oznaczon: CAR - CUV. Otworzyam jo
jednym ruchem, a zastukotaa. Karty byy wypisane rcz nie i zaczam si zastanawia, czy
oglniak w Coldwater jest jedyn nieskomputeryzowan szkol w caych Stanach.
Wreszcie natknam si na nazwisko Cipriano.
Wyszarpnam kart z zapchanej szuflady. Chwil trzymaam j w rkach, usiujc
sobie wmwi, e to, co zamierzaam zrobi, jest w sumie cakiem biae. Nawet gdyby
wewntrz kryy si dane osobiste Patcha, to jako jego koleanka z lekcji biologii miaam
prawo je zna.
W korytarzu za drzwiami rozlegy si gosy.
Spojrzaam w kart i a si wzdrygnam. Nie wynikao z niej nic.
Gosy byy coraz bliej. Byle jak wetknam kart i pchniciem zamknam szuflad.
Odwrciwszy si, zamaram. Za okienkiem wanie zatrzyma si dyrektor i pochwyci moje
spojrzenie.
Cokolwiek mwi do grupki skadajcej si przypuszczalnie z najwaniejszych
wykadowcw szkoy, przytumia to szyba.
- Prosz mi wybaczy na moment - dotaro do mnie nagle.
Haaliwa grupa posza dalej, ale bez dyrektora, ktry otworzy drzwi.
- Uczniom nie wolno tu przebywa - pouczy. Prbowaam przybra bezradn min.
- Bardzo przepraszam. Szukam gabinetu lekarskiego. Pani sekretarka powiedziaa, e
to trzecie drzwi po lewej, ale chyba co mi si pomieszao... - Rozoyam rce. - No i si
zgubiam.
Nim dyrektor zareagowa, szarpnam zamek plecaka.
- Musz je zgosi... tabletki z elazem - wyjaniam. - Mam anemi.
Przyglda mi si chwil, marszczc brwi. Niemal zobaczyam, jak si zastanawia, czy
zosta i policzy si ze mn, czy zaj si bomb. Ruchem brody wskaza mi korytarz.

- Masz natychmiast opuci budynek. Przytrzyma mi drzwi. Przeliznam si pod


jego rk ze sabncym umiechem.
Godzin pniej przysiadam w naronym boksie meksykaskiej restauracji przy
skrzyowaniu Drak i Beech. Do ciany nade mn byy przymocowane kaktus z ceramiki i
wypchany kojot. Po sali leniwie przechadza si facet w sombrero wikszym od niego
samego. Brzdkajc na gitarze, piewa serenad. Tymczasem hostessa rozoya przede mn
na stole menu. Skrzywiam si na widok napisu na pierwszej stronie: Granica. Nigdy
wczeniej tu nie jadam, a jednak ta nazwa wydala mi si dziwnie znajoma.
Nadesza Vee i pada na krzeso naprzeciwko. Tu po niej zjawi si nasz kelner.
- Cztery razy chimi z podwjn porcj kwanej mietany, po pl porcji nachos i
czarnej fasoli - zamwia Vee, nie zagldajc do karty.
- Raz czerwone burrito - poprosiam.
- Pac panie osobno? - spyta kelner.
- Nie pac za ni - odparymy rwnoczenie. Gdy kelner odszed, powiedziaam:
- Cztery razy chimi. Ciekawe, jak to si ma do owocw.
- Odwal si. Umieram z godu. Nic nie jadam od lunchu... - Vee przerwaa. - Bo hot
tamales si nie licz.
Vee ma bujne ksztaty, jasn, skandynawsk karnacj - i w niekonwencjonalny sposb
jest bardzo seksowna. Byway dni, kiedy nie zazdrociam jej tego wycznie w imi
przyjani. Jedyny mj atut przy niej to nogi. I moe przemiana materii. Z pewnoci jednak
nie wosy.
- Mgby mi ju przynie chipsy - zniecierpliwia si - Skrci mnie, jak w cigu
czterdziestu piciu sekund nie zjem czego sonego. Poza tym, ju pierwsze cztery litery
terminu szlachetna dieta sugeruj, e ycz jej, by wiadomo co j trafio.
- Sals robi si z pomidorw - podsunam. - Ktre s czerwone. I jeli si nie myl,
awokado to te owoc.
Vee rozpromienia si:
- A do tego wemiemy sobie po jednym daiquiri ze wieymi truskawkami.
Miaa racj. Dieta nie wymagaa zachodu. - Zaraz wracam - oznajmia, gramolc si z
boksu. Wiesz, okres. Jak zaatwi spraw, czekam na sensacje!
Kiedy odesza, zagapiam si na pomocnika kelnera kilka stolikw od nas. Mozolnie
zmywa blat szmat. W jego ruchach i zmarszczeniu koszuli na piknie uksztatowanych
plecach byo co dziwnie znajomego. Jakby czujc, e jest obserwowany, wyprostowa si i
odwrci. Utkwi we mnie wzrok dokadnie w momencie, gdy sobie uprzytomniam, czemu

wyda mi si znajomy.
To by Patch.
Mylaam, e padn. O mao nie walnam si w czoo, kiedy mi si przypomniao, e
przecie pracuje w Granicy.
Wytar rce w fartuch i podszed do naszego boksu, najwyraniej ubawiony, e
rozgldnwszy si za jak drog ucieczki, zakopotana przywaram do ciany.
- Prosz, prosz - powiedzia. - Pi dni w tygodniu ze mn ju ci nie wystarcza?
Musiaa mi powici jeszcze wieczr?
- Wybacz tak niefortunny zbieg okolicznoci. Patch wlizn si na miejsce Vee i
pooy rce na blacie.
Byy dugachne, sigay daleko poza granic polowy stolika. Wzi moj szklank i
zacz j obraca w doniach.
- Tu wszystko zajte - poinformowaam, a kiedy nie zareagowa, wyrwaam mu
szklank i upiam troch wody, przypadkiem poykajc kostk lodu, ktra w drodze do
odka porazia mnie jak prd. - Zamiast si brata z klientami, we si lepiej do roboty wykrztusiam.
- Co robisz w niedzielny wieczr? - zapyta z umiechem.
Prychnam. Niechccy.
- Zapraszasz na kolacj?
- Hardziejesz. Podoba mi si to, Aniele.
- Nie interesuje mnie, co ci si podoba. Nigdzie z tob nie pjd. Na adn randk. Chciaam si grzmotn za podniecajc spekulacj pod tytuem: Czym by si mg
skoczy wieczr sam na sam z Patchem?. Uznaam, e nie mwi serio, tylko z niejasnych
powodw po prostu si ze mn drani. - Zaraz, zaraz, nazwae mnie Anioem?
- Bo co?
- Bo mi si to nie podoba. Umiechn si.
- Trudno, tak zostanie.
Pochyli si nad stoem, unis do do mojej twarzy i przesun mi kciukiem po
wargach. Cofnam si, ale za pno.
Roztar byszczyk kciukiem i palcem wskazujcym.
- adniej ci bez tego.
Starajc si trzyma tematu naszej rozmowy, z caych si udawaam, e jego dotyk w
ogle nie zrobi na mnie wraenia. Odrzuciam wosy do tyu i podjam poprzedni wtek:
- Zreszt i tak nie wolno mi wychodzi z domu, kiedy na drugi dzie jest szkoa.

- Fatalnie. Na play jest impreza. Liczyem, e pjdziemy razem.


Zabrzmiao to szczerze.
Nie umiaam go rozgry. Zupenie. Wci podniecona t myl, wziam spory yk
przez somk, prbujc ochodzi uczucia zastrzykiem lodowatej wody. Samotne chwile z
Patchem byyby intrygujce, no i ryzykowne. Lekko skoowana, postanowiam powierzy t
kwesti intuicji.
Ziewnam teatralnie.
- Jak syszysz, potem rano jest szkoa. - Z nadziej, e utwierdz w tym raczej siebie
ni jego, dodaam: - Skoro ta impreza odpowiada tobie, to jestem prawie pewna, e mnie nie
zainteresuje.
Dobra - pomylaam. - Sprawa zaatwiona. I nagle, bez uprzedzenia, zapytaam:
- Waciwie dlaczego chcesz si ze mn umwi?
Do tej chwili wmawiaam sobie, e mam w nosie, co Patch o mnie myli. Teraz jednak
poczuam, e to kamstwo. I nawet gdybym pniej miaa za to sono zapaci, rozpieraa
mnie tak wielka ciekawo jego osoby, e byam gotowa pj z nim wszdzie.
- Chc poby z tob sam na sam - odpowiedzia i w okamgnieniu moja linia obrony
wzia w eb.
- Posuchaj, nie chc by niegrzeczna, ale...
- Wanie widz.
- Sam si dopraszasz! - krzyknam piknie i bardzo dojrzale. - Koniec dyskusji! Nie
id na imprez.
- Bo rano jest szkoa, czy moe boisz si zosta ze mn sam na sam?
- I jedno, i drugie - tak jako mi si to wymskno.
- Boisz si facetw czy... tylko mnie?
Wzniosam oczy do nieba na znak, e na takie gupie pytania nie mam zamiaru
odpowiada.
- Czujesz si przy mnie niepewnie? - Nie wykrzywi ust, ale i tak byo wida, e jest
rozbawiony tak hipotez.
Szczerze mwic, tak wanie na mnie dziaa. Poza tym uwielbia pozbawia mnie
zdolnoci logicznego mylenia.
- Przepraszam - powiedziaam. - O czym mwilimy?
- O tobie.
- O mnie?
- O twojej intymnoci.

Rozemiaam si, nie wiedzc, co odpowiedzie.


- Jeli chodzi ci o mnie... i pe przeciwn... to Vee ju mi zrobia taki wykad. Nie
chce mi si go sucha ponownie.
- A co ci powiedziaa roztropna i poczciwa Vee? Zaczam bawi si rkami, wic
prdko je schowaam.
- A czemu ci to tak ciekawi? Lekko pokrci gow.
- Ciekawi? Rozmawiamy o tobie. Wrcz frapuje - odpar z bajecznym umiechem.
Serce mi stano.
- Zajmij si lepiej prac - upomniaam.
- Wierz albo nie, ale ciesz si, e w szkole nie ma faceta, ktry by spenia twoje
oczekiwania.
- Zapomniaam, e jeste autorytetem w dziedzinie moich tak zwanych oczekiwa odpowiedziaam z drwin.
Spojrza na mnie tak, e poczuam si przezroczysta.
- Nie jeste wycofana, Noro. Niemiaa te nie. Po prostu musisz mie naprawd siln
motywacj, eby sobie zada trud poznania drugiej osoby.
- Nie rozmawiajmy ju o mnie.
- Wydaje ci si, e potrafisz kadego rozpracowa.
- Nic podobnego - odparam. - Bo przykadowo... bo na przykad nie wiem nic... o
tobie.
- Nie jeste gotowa na znajomo ze mn.
Nie zabrzmiao to nonszalancko. Mia miertelnie po wany wyraz twarzy.
- Zajrzaam do twojej kartoteki.
Moje sowa zawisy w powietrzu sekund przed spotkaniem naszych spojrze.
- Z pewnoci jest to nielegalne - szepn.
- Ale nic w niej nie ma. eby cho wykaz szczepie.
Nawet nie udajc zaskoczenia, rozsiad si wygodnie. Oczy zabysy mu jak obsydian.
- I mwisz mi o tym, bo si boisz, e wywoam epidemi? Odry czy winki?
- Mwi ci, eby wiedzia, e czuj, i co jest z tob nie w porzdku. Nie
wszystkich udao ci si okpi. Dowiem si, co kombinujesz. I wszystko obna.
- Nie mog si doczeka.
Zarumieniam si, za pno apic aluzj. Nad gow Patcha zobaczyam, jak midzy
stoami przemyka w nasz stron Vee.
- Idzie Vee - ostrzegam. - Odejd!

Nie ruszy si z miejsca, wpatrzony we mnie i zadumany.


- No co si tak gapisz? Zacz si zbiera.
- Bo jeste zupenie inna, ni sdziem.
- Ty te - skontrowaam. - Jeste gorszy.

ROZDZIA 6
Nastpnego dnia rano, kiedy zadzwoni dzwonek, stwierdziam zdumiona, e na
pierwszej lekcji - wuefie - pojawi si Elliot. Mia na sobie baseballowe spodenki do kolan i
bia bluz Nike. By w nowych, drogich teniswkach. Zauway mnie, podajc pani Sully
jak karteczk. Pomacha mi i przysiad si do mnie na trybunie.
- Byem ciekaw, kiedy znw na siebie wpadniemy - powiedzia. - W sekretariacie
odkryli, e dwa lata nie chodziem na wuef. W szkoach prywatnych nie jest obowizkowy.
Teraz debatuj, jak w mj dwuletni program wcisn jeszcze dwa zalege lata. No wic
jestem. Wuef mam na pierwszej i czwartej lekcji.
- Nadal nie wiem, dlaczego si przeniose. - Straciem stypendium, a rodzicw nie
byo sta na moj nauk.
Pani Sully zagwizdaa.
- Rozumiem, e ten gwizdek co oznacza? - spyta Elliot.
- Dziesi okre sali, bez obcinania rogw. - Podniosam si z miejsca. - Jeste
wysportowany?
Elliot poderwa si i zataczy na poduszeczkach duych palcw. Wykona kilka
wymachw nogami w powietrzu. Zakoczy wystp wykopem, o mao nie wybijajc mi
zbw, po czym odpar z umiechem:
- Wysportowany? Do szpiku koci.
Dziesi razy obieglimy sal w kko i wyszlimy na zewntrz. Zebraa si paskudna
mga, zatykajca puca tak, e nie mogam oddycha. Z nieba spado kilka kropel w usilnej
prbie uraczenia Coldwater burz. Zerknam w stron drzwi budynku, lecz na prno: pani
Sully bya jak z kamienia.
- Potrzebuj dwch kapitanw do softballu! - krzykna. - wawo, prosz mi tu nie
spa! Rce w gr, czekam! Jak si kto nie zgosi, to wybior sama, a ja nie zawsze gram
fair!
Elliot podnis rk.
- wietnie - powiedziaa do niego pani Sully. - Podejd tu, do bazy domowej. A na
kapitana czerwonych poprosz... Marcie Millar.
- Czemu nie. - Marcie omiota wzrokiem Elliota.
- Elliot, nie ocigaj si, wybieraj - zachcia pani Sully.
Elliot podrapa si po brodzie i obejrza ca klas, oceniajc wycznie po wygldzie,

kto z nas bdzie najlepszy do ataku, a kto do obrony.


- Nora - powiedzia.
Marcie dotkna doni karku i si rozemiaa.
- Dziki - zwrcia si do Elliota, posyajc mu zjadliwy umiech, ktry z nieznanych
mi przyczyn hipnotyzowa pe przeciwn.
- Za co? - spyta Elliot.
- Za wystawienie nam zwierzyny. - Wskazaa palcem na mnie. - Istnieje sto
powodw, dla ktrych ja jestem cheerleaderk, a Nora nie. Najwaniejszy z nich to
koordynacja ruchw.
Popatrzyam na ni krzywo i podchodzc do Elliota, wcignam przez gow
niebiesk koszulk.
- Przyjani si z Nor - spokojnie, niemal chodno oznajmi Marcie Elliot.
Przesadzi, ale nie miaam ochoty go poprawia. Marcie zrobia tak min, jakby j oblano
kubem lodowatej wody, co bardzo mnie ucieszyo.
- Bo nie poznae nikogo lepszego. Na przykad mnie. Owina wosy wok palca. Jestem Marcie Millar. Wkrtce o mnie usyszysz.
Albo miaa tik, albo do niego mrugna.
Elliot zupenie nie zareagowa i jego notowania u mnie od razu poszy w gr. Byle
kole natychmiast padby na kolana i baga Marcie, by mu askawie powicia swa uwag.
- Chcecie tak sta do poudnia i czeka, a si rozleje, czy wreszcie wemiecie si do
roboty? - zapytaa pani Sully.
Po wybraniu druyn Elliot wzi nas do boksu i ustali porzdek pakowania. Nasun
mi kask na gow i wrczy kij.
- Grey, zaczynasz. Wystarczy nam tylko bezpieczne zagranie.
Biorc zamach dla wprawy, o may wos nie zwaliam go z ng.
- A ja ju liczyam na home run.
- Doczekasz si i tego. - Skierowa mnie do bazy domowej - Sta na stanowisku
miotania i z caej siy si zamachnij.
Oparam kij na barku, z myl, e przy ogldaniu World Series powinnam bardziej
uwaa. Okej, moe powinnam to oglda. Kask spad mi na oczy, wic go uniosam,
prbujc mierzy wzrokiem kwadrat, ktry cakiem zasoniy upiorne smugi mgy.
Marcie Millar zaja pozycj miotacza. Kiedy wycigaa pik przed siebie,
spostrzegam, e celuje we mnie serdecznym palcem. Czstujc towarzystwo kolejnym
jadowitym umiechem, zalobowala pik we mnie.

Trafia mnie i pika zarya w piachu po niewaciwej stronie linii faulu.


- To si nazywa uderzenie! - wykrzykna pani Sully z pozycji midzy pierwsz i
drug baz.
Elliot wrzasn z boksu:
- Przesadzia ze spinem! Polij jej czysty rzut! Dopiero po chwili uzmysowiam
sobie, e nie mwi do mnie, tylko do Marcie.
Marcie znw cisna pik, ktra przemkna ukiem przez ponure niebo. Wykonaam
zamach i znowu chybiam.
- Druga nieudana - spod maski apacza odezwa si Anthony Arnowitz.
Spojrzaam na niego surowo.
Odsuwajc si od bazy domowej, zrobiam jeszcze kilka zamachw dla wprawy.
Elliot, ktry podszed od tyu, o mao nie dosta w gow. Otoczywszy mnie ramionami,
pooy donie na kiju rwno z moimi.
- Poka ci - szepn mi do ucha. - O tak. Czujesz? Wy - luzuj. A teraz skr biodra,
wszystko polega na ruchu wok osi bioder.
Zaczerwieniam si, widzc, e jestemy pod obserwacj caej klasy.
- Chyba rozumiem, dziki.
- Znajdcie sobie ustronniejsze miejsce! - zawoaa do nas Marcie.
Zawodnicy stojcy w kwadracie wybuchnli miechem.
- Gdyby rzucaa przyzwoicie - odkrzykn Elliot - Nora trafiaby w pik.
- Jestem gotowa.
- Nora te. - Elliot ciszy glos, mwic ju tylko do mnie: - Odpu kontakt
wzrokowy, gdy tylko cinie pik. Jej rzuty s nieczyste, wic musisz si postara.
- Wstrzymujecie rozgrywk! - rykna pani Sully.
W tej samej chwili rozproszy mnie odgos z parkingu za boksem. Tak jakby kto
wola mnie po imieniu. Odwracajc si, poczuam, e to jednak nie woanie. Wypowiedziano
je bezgonie - w mojej gowie.
- Noro.
Patch mia na sobie wypowia czapk baseballow. Wczepiony palcami w siatk
ogrodzenia, opiera si o ni. Mimo zimna by bez paszcza. Od stp do gw na czarno.
Przyglda mi si nieprzeniknionym wzrokiem, ale stwierdziam, e to pozory.
W gow wkrady si kolejne sowa:
- Lekcja wywijania kijem? Nieze... wyczucie.
By jako si uspokoi, wziam wdech i powiedziaam sobie, e to tylko wyobrania.

W przeciwnym razie musiaabym uzna, e Patch posiada moc przelewania we mnie myli,
co byoby niedorzeczne. Po prostu niemoliwe. Chyba e miaam majaki - co przerazio mnie
jeszcze bardziej ni myl, e Patch przekracza granice normalnej komunikacji i zalenie od
swojego widzimisi potrafi przemawia do mnie, nawet nie otwierajc ust.
- Grey! Skup si wreszcie!
Zamrugaam oczami, oywajc dokadnie w chwili, gdy pika ruszya przez mg w
moim kierunku. Ju miaam wzi zamach, kiedy usyszaam:
- Jeszcze... nie.
Wstrzymaam si, czekajc na pik. Kiedy si zniya, wystpiam naprzd, do
brzegu bazy domowej. Zamachnam si ze wszystkich sil.
Rozleg si potworny trzask i kij zadra mi w rkach. Pika trafia w Marcie, ktra
przewrcia si na plecy. Przemykajc midzy drugim bazowym i drug baz. pika wpada w
podskokach na traw najdalszej czci boiska.
- Nora, biegnij! - wydarli si z boksu moi zawodnicy. - Biegnij!!!
Pognaam.
- Rzu kij! - wrzasnli. Cisnam go na bok.
- Zosta w pierwszej bazie! Nie zostaam.
Wbiegszy na naronik pierwszej bazy, okryam go i popdziam w stron drugiego.
Pik mia teraz lewy polowy, przygotowany, eby mnie wyrzuci. Z pochylon gow
napiam ramiona, starajc si sobie przypomnie, jak wchodz na baz zawodowcy w ESPN.
Do przodu stopami czy gow? Przystan, pa i potoczy si po ziemi?
Pika poeglowaa do drugiego bazowego, wirujc mi biao przed oczyma. W boksie
rozlego si radosne skandowanie: Wchod!, ale wci nie byam pewna, czy na ziemi maj
si najpierw znale moje buty, czy rce.
Drugi bazowy zapa pik w locie. Z rozpostartymi ramionami daam nura naprzd.
Nagle znikd pojawia si rkawica i spikowaa na mnie. Zderzya si z moj twarz.
Poczuam ostry zapach skry... Zwinam si na ziemi, z ustami penymi wiru i piaskiem
pod jzykiem.
- Faul! - zawoaa pani Sully.
Powlokam si na bok, sprawdzajc, co mam uszkodzone. Biodra przeszywa dziwny,
jednoczenie palcy i zimny bl. Podwinwszy spodenki, stwierdziam, e nogi wygldaj,
jak po ataku piciu kotw. Pokutykaam do boksu i padam na awk.
- Sodkie - odezwa si Elliot.
- Chodzi ci o moje przedstawienie czy rozdarcie na nodze? - odparam i podkulajc

kolano, delikatnie otaram je z piasku.


Elliot pochyli si i podmucha mi kolano. Co wiksze kawaki wiru pospaday na
ziemi. Na chwil zapada krpujca cisza.
- Dasz rad chodzi? - spyta.
Wstajc, pokazaam mu, e cho noga jest zadrapana i cala utytana, to nadal mi suy.
- Jak chcesz, pjdziemy do gabinetu lekarskiego. Zabandauj ci - powiedzia.
- Nie trzeba, nic mi nie jest. - Zerknam na siatk, za ktr sta Patch, ale zdy si
ju ulotni.
- Tamten przy ogrodzeniu to twj chopak? - zapyta Elliot.
Zdziwiam si, e go zauway. Bo przecie by odwrcony plecami.
- Nie - odpowiedziaam. - Kolega. W sumie nawet nic kolega. Siedzimy razem na
biologii.
- Czerwienisz si.
- To pewnie rumiece od wiatru.
W gowie wci rozbrzmiewa mi gos Patcha. Serce bio szybciej, co dziwne jednak,
nie byam rozpalona. Czyby przemawia wprost do moich myli? Czy umoliwiaa mu to
jaka niewytumaczalna wi pomidzy nami? A moe zwariowaam?
Elliot najwyraniej mi nie dowierza.
- Jeste pewna, e nic was nie czy? Nie chciabym si ugania za zajt dziewczyn.
- Nic - odparam. A ju na pewno nic takiego, nad czym nie miaabym kontroli.
Zaraz! Co Elliot powiedzia?
- Sucham?
Umiechn si.
- W sobot wieczr na nowo otwieraj Delphic Sea - port i chciabym si tam wybra
z Julesem. Zapowiada si adna pogodna. Moe wpadybycie z Vee, co ty na to?
Musiaam chwil pomyle nad t propozycj. Byam pewna, e jeli mu odmwi,
Vee mnie zamorduje. Poza tym randka z Elliotem mogaby mi pomc upora si z
niewygodnym pocigiem do Patcha.
- Z chci - odpowiedziaam.

ROZDZIA 7
W sobotni wieczr urzdowaam w kuchni z Dorothe, ktra wsunwszy zapiekank
do piekarnika, po raz koleiny odczytaa sobie przymocowana, do lodwki magnesem list
polece od mamy.
- Dzwonia mama. Przyjedzie dopiero w poniedziaek, pno w nocy - powiedziaa,
szorujc ajaksem zlewozmywak tak energicznie, e a zabola mnie okie. - Zostawia
wiadomo na sekretarce. Prosi ci o telefon. Dzwonisz codziennie przed snem, tak?
Siedziaam na taborecie i jadam bajgla z masem. Dorothea spojrzaa na mnie,
domagajc si odpowiedzi, akurat gdy ugryzam potny ks.
- Mhm - odparam i skinam gow.
- Przyszed dzisiaj list ze szkoy. - Wskazaa brod stos poczty na blacie. - Moe
wiesz, w jakiej sprawie?
- Nie mam pojcia. - Wzruszyam ramionami najniewinniej jak si dao, cho
doskonale wiedziaam, o co chodzi. Pewnego dnia rok temu do drzwi zapukali policjanci.
Mam ze wieci, usyszaam. Tydzie pniej pochowaymy tat.
Odtd w kady poniedziaek po poudniu o cile okrelonej porze meldowaam si u
doktora Hendricksona. Opuciam dwie ostatnie sesje, wic gdybym nie usprawiedliwia si
tym tygodniu, miaabym kopoty. List prawdopodobnie zawiera ostrzeenie.
- Co porabiasz dzi wieczr? Macie z Vee co w zanadrzu? Moe jaki film tu w
domu?
- Moe. Dorth, daj spokj, mog ten zlew umy pniej. Usid i... zjedz sobie p
mojego precla.
W miar szorowania zlewu siwy kok Dorothei zacz si rozsypywa.
- Jutro wyjedam na konferencj - oznajmia. - Do fort land. Doktor Melissa Sanchez
bdzie miaa wykad, twierdzi, e czowiek wmyla w siebie bardziej seksowne ja.
Hormony to silny narkotyk. Jeli im nie powiemy o swoich potrzebach, ich dziaanie ma
odwrotny skutek. Dziaaj przeciwko nam. - Odwrcia si i dla wikszego nacisku
wymierzya we mnie butelk ajaksu. - Teraz budz si rano i siadam przed lustrem z
czerwon szmink. Jestem seksowna - pisz. - Mczyni mnie pragn. Dzisiaj szedziesit
pi lat to tak jak dawniej dwadziecia pi.
- Mylisz, e to dziaa? - zapytaam, bardzo starajc si nie umiechn.
- Dziaa - odrzeka z powag Dorothea. Oblizaam palce z masa, szykujc si do

stosownej odpowiedzi.
- A wic spdzisz weekend na ponownym odkrywaniu twojej seksualnoci...?
- Kada kobieta powinna odkrywa j od nowa, podoba mi si to. Moja crka zrobia
sobie implanty. Mwi, e zrobia to dla siebie, ale ktra kobieta poprawia cycki dla niebie?
Przecie to jest ciar. Zrobia to dla mczyzny.
- Mam nadziej, e ty dla chopca nie robisz takich gupstw Noro. - Pogrozia mi
palcem.
- Dorth, wierz mi: w moim yciu nie ma adnych chopcw.
No dobra, wprawdzie obchodzc mnie z daleka, przyczaio si na mnie a dwch, ale
e nie znaam ich za dobrze, a jeden wrcz mnie przeraa, najbezpieczniej byo przymkn
oczy i udawa, e nie istniej.
- To i dobrze, i le - powiedziaa gderliwie Dororhea Jak spotkasz niedobrego
chopca, napytasz sobie biedy, a jak bdzie dobry, wtedy znajdziesz mio - jej gos
nostalgicznie zagodnia. - Gdy byam ma dziewczynko w Niemczech, musiaam wybiera
midzy dwoma chopca mi. Jeden by bardzo niegodziwy. Drugim by mj Urnry. Jestemy
szczliwym maestwem od czterdziestu jeden lat.
Nadszed czas, aby zmieni temat:
- A co u, mmm, twojego wnuka... Lionela? Wybauszya oczy.
- Masz sabo do Lionelka?
- Nieeeee.
- Ja mog co wymyli...
- Nie, Dorotheo, daj spokj. Dzikuj, ale... w tej chwili jestem skupiona gwnie na
ocenach. Marz o prestiowym college'u.
- Gdyby w przyszoci...
- Dam ci zna.
Dokoczyam precel przy wtrze monotonnej paplaniny Dorothei, wrzucajc mhm
za kadym razem, gdy milka, czekajc na reakcj. Bez reszty pochaniaa mnie kwestia
wieczornego spotkania z Elliotem. Z jednej strony zapowiadao si fantastycznie. Im duej
si jednak nad tym zastanawiaam, tym wiksze ogarniay mnie wtpliwoci.
I choby dlatego e znaam go zaledwie par dni. Poza m nie byam pewna, jak
odniesie si do tego mama. Czas pyn nieubaganie, a Delphic Seaport by oddalony o co
najmniej p godziny drogi. Nie mwic o tym, e syn mocno odjechanych weekendowych
imprez... Zadzwoni telefon. Na ekraniku wywietli si numer Vee.
- Robimy co dzisiaj? - zapytaa.

Otworzyam usta, starannie wac odpowied. Gdybym jej powiedziaa o Elliocie, nie
miaabym odwrotu.
- Kurde! - zapiszczaa Vee. - Kurdekurdekurde! Rozlaam lakier do paznokci na
kanap. Moment, wezm jaki papierowy rcznik. Czy woda rozpuszcza lakier? - Wrcia po
chwili. - Chyba zniszczyam kanap. Musimy si gdzie wybra. Wol, eby mnie tu nie byo,
gdy odkryj moje najnowsze dzieo sztuki przypadkowej.
Dorothea przeniosa si do azienki. Nie miaam ochoty trwoni wieczoru na
suchanie, jak zrzdzi, myjc wann I umywalk, wic podjam decyzj.
- Co powiesz na Delphic Seaport? Bdzie Elliot z Julesem. Chc si z nami spotka.
- I ty si tajniaczysz? Wreszcie co konkretnego! Przyjad za pitnacie minut. - Vee
odoya suchawk.
Poszam na gr i zaoyam dopasowany kaszmirowy sweter, ciemne dinsy i
granatowe mokasyny do jazdy dutem. Przecignam palcami po wosach wok twarzy, tak
jak si nauczyam podkrela ich naturalne skrty ... voila! W miar przyzwoite spiralki.
Obrciwszy si dwa razy przed lustrem, stwierdziam, e wygldam beztrosko I prawie
seksownie.
Rwno kwadrans pniej Vee wawo zahamowaa na podjedzie i zatrbia ostro. Ja
pokonywaam odlego midzy naszymi domami w dziesi minut, tyle e zawsze
przestrzegaam ograniczenia prdkoci. Vee wprawdzie znaa sowo prdko, ale ju
dozwolona nie miecio si w jej sowniku.
- Jad z Vee do Delphic Seaport - zawoaam do Dorothei. - Mogaby przekaza co
mamie, jak zadzwoni?
Dorothea przyczapaa z azienki.
- A do Delphic? Tak pno?
- Baw si dobrze na konferencji! - odkrzyknam, wybiegajc z domu, nim zdya
zaoponowa albo zadzwoni do mamy.
Grube jasne loki Vee byy zwizane wysoko w koski ogon. Z uszu zwisay jej zote
obrcze. Usta umalowaa na winiowo, a rzsy - czarnym, wyduajcym tuszem.
- Jak ty to robisz? - zapytaam. - Na przygotowanie miaa tylko pi minut.
- Mnie nic nie zaskoczy - umiechna si figlarnie. - Jestem chodzcym marzeniem
skautw.
Spojrzaa na mnie krytycznie.
- No co?
- Jedziemy si spotka z chopakami.

- Owszem i co z tego?
- Chopcy lubi dziewczyny, ktre wygldaj jakdziewczyny.
- A ja jak wygldam? - spytaam, unoszc brwi.
- Jakby wysza spod prysznica i stwierdzia, e samotno widoczna na twojej twarzy
wystarczy, eby si jako tako prezentowaa. Nie zrozum mnie le. Te ciuchy s nieze,
fryzura te w porzdku, ale reszta... Masz. - Signa do torebki. - Jako prawdziwa
przyjacika poycz ci szmink. I maskar, jeli dasz sowo, e nie masz zaraliwej choroby
oczu.
- Nie mam choroby oczu!
- Musiaam si upewni.
- Nie chc, dziki.
Vee rozdziawia buzi, zarazem filuternie i powanie.
- Bez niej bdziesz si czua naga!
- To by ci si chyba podobao - odparam. Szczerze mwic, miaam mieszanie
uczucia co do wyjcia bez makijau. Nie dlatego e faktycznie czuam si troszeczk goa,
tylko dlatego e wedug Patcha bez make - upu wygldaam korzystniej. Aby si lepiej
poczu, powiedziaam sobie, e w kocu nie idzie tu o moj godno. Ani te o dum. Co mi
zasugerowa i - jako osoba otwarta - spokojnie mogam to teraz wyprbowa. Nie
przyznaabym si jednak nawet w duchu, e przeprowadzam test specjalnie tego wieczoru,
wiedzc, e nie spotkam Patcha.
P godziny pniej Vee podjechaa pod bram Delphic Seaport. Na otwarcie
przyjechao tyle ludzi, e musiaymy postawi samochd na samym kocu parkingu.
Wtulony w brzeg, Delphic jest znany z chodnej aury. Kiedy szymy w stron kasy, zerwa
si wiatr i omit nasze ydki torebkami po popcornie i papierkami po cukierkach. Drzewa
wci jeszcze nie miay lici i gazie poruszay si nad nami zowieszczo jak pozbawione
staww palce. Przez cae lato Delphic Seaport ciga tumy spragnionych rozrywek,
maskarad, wrb, cygaskiej muzyki i widoku rozmaitych dziwolgw. Nigdy nie udao mi
si dociec, czy pokazywane tam deformacje ciaa byy autentyczne czy podrabiane.
- Jeden dla dorosych - poprosiam kobiet za kontuarem.
Wzia pienidze i podaa mi przez okienko opask na rk, po czym umiechna si,
odsaniajc plastykowe biae ky wampira, umazane na czerwono szmink.
- Dobrej zabawy - powiedziaa zadyszana. - Polecam nasz wieo przebudowan
kolejk. - Stukna w szyb, wskazujc stosik map parku i ulotki.
Przechodzc przez obrotowe drzwi, wziam jedn z ulotek. Widnia na niej napis:

NAJNOWSZA SENSACJA PARK LI ROZRYWKI DELPHIC! ARCHANIO PO


PRZEBUDOWIE ( RENOWACJI) PRZEYJ WIELKI UPADEK Z WYSOKOCI
TRZYDZIESTU PICIU METRW!
Zerkajc mi przez rami, Vee przeczytaa ulotk. O mao nie przebia mi paznokciami
skry na barku.
- Musimy si przejecha! - zapiszczaa.
- Na kocu - przyrzekam w nadziei, e jeli najpierw przeyjemy wszystkie inne
atrakcje, Vee o tej zapomni. Od lat mylaam, e nie boj si wysokoci, przypuszczalnie
dlatego, e zawsze sprytnie unikaam tego typu wyzwa. Nie byam do koca gotowa
sprawdzi, czy czas osabi we mnie strach.
Po diabelskim mynie, samochodzikach, przejadce na latajcym dywanie, strzelnicy
i paru innych grach stwierdziymy, e nadesza pora, by poszuka Julesa i Elliota.
- Hm - mrukna Vee, rozgldajc si po krtej ciece wok parku.
Przez chwil milczaymy w zadumie.
- Moe salon gier? - zasugerowaam w kocu.
- Racja.
Ledwie minymy drzwi salonu - spostrzegam go. Ale nie Elliota. Ani Julesa.
Patcha.
Unis gow znad gry wideo. Twarz przysaniaa mu ta sama baseballowa czapka, w
ktrej widziaam go na wuefie, ale z ca pewnoci ujrzaam cie umiechu... Na pierwszy
rzut oka wyglda przyjanie, ale zaraz mi si przypomniao, jak przenikn moje myli, i a
mnie zmrozio.
Liczyam, e Vee go nie zauway. Prdko pchnam j naprzd, aby nie zdya go
dostrzec. Brakowao mi jeszcze tylko tego, abymy zagadny Patcha.
- S tam! - wykrzykna, wymachujc w grze rk. - Jules! Elliot! Chodcie!
- Dobry wieczr paniom - przywita nas Elliot, przeciskajc si przez tum. Jules szed
w lad za nim, z min tak entuzjastyczn jak trzydniowy klops. - Mog wam postawi col?
- Super - odpara Vee, wgapiona w Julesa. - Poprosz dietetyczn.
Jules bkn pod nosem, e musi skorzysta z toalety i znowu znik w tumie.
Po piciu minutach Elliot wrci z col. Wrczy nam po puszce, zatar rce i na
moment si zamyli.
- Od czego zaczniemy? - spyta.
- No a Jules? - zaniepokoia si Vee.
- Znajdzie nas, spokojnie.

- Air hockey - powiedziaam bez namysu.


St do gry w air hockey a mieci si po drugiej stronie salonu. Cae szczcie - im
dalej od Patcha, tym lepiej. Wmawiaam sobie, e znalaz si tam przez przypadek, ale moja
intuicja przeczya temu.
- Patrzcie! - zawoaa Vee. - Futbol stoowy! - I ju biega zygzakiem w stron
otwartego stou. - Ja z Julesem przeciwko wam. Przegrani stawiaj pizz.
- Okej - odpowiedzia Elliot.
Nie miaabym nic przeciwko futbolowi, gdyby st by nieco dalej od miejsca, w
ktrym gra Patch. Postanowiam go ignorowa. Gdybym ustawia si plecami do niego,
prawie bym go nie widziaa. I moe nie znalazby si te w polu widzenia Vee.
- Ej, Nora, to chyba Patch? - odezwaa si Vee.
- Hm? - spytaam niewinnie. Pokazaa go palcem.
- O, tam. To on, prawda?
- Nie sdz. Czyli Elliot i ja to druyna biaych?
- Patch siedzi z Nor na biologii - wyjania Vee Elliotowi. Mrugna do mnie
chytrze, ale gdy tylko Elliot skierowa uwag na ni, zrobia min niewinitka. Pokrciam
gow lekko, lecz stanowczo, przekazujc jej niemy komunikat: Przesta. - Popatruje w
nasz stron - wyszeptaa. Opara si o st, prbujc nada naszej rozmowie pozr
prywatnoci, ale powiedziaa to na tyle gono, e Elliot po prostu musia j usysze. - Na
pewno kombinuje, co tu robisz z... - Wskazaa gow Elliota.
Przymknam oczy i wyobraziam sobie, e wal gow w cian.
- Patch nie kryje si z tym, e chciaby by dla Nory kim wicej ni koleg z biologii
- cigna Vee. - Zreszt trudno mu si dziwi.
- Naprawd? - odpar Elliot, ogarniajc mnie spojrzeniem wskazujcym, e wcale nie
jest zdziwiony. Ju przedtem to podejrzewa. Spostrzegam, e podszed do mnie o krok
bliej.
Vee

uraczya

mnie

umiechem

zwycistwa,

zatytuowanym:

Pniej

mi

podzikujesz.
- To nie tak - poprawiam. - Jest...
- Dwa razy gorzej - dokoczya Vee. - Nora podejrzewa. e Patch j ledzi. Pewnie
niedugo zainteresuje si nim policja.
- Gramy czy nie? - zapytaam gono.
Pooyam pik na rodku stou. Nikt tego nie zauway.
- Chcesz, ebym z nim pogada? - zwrci si do mnie Elliot. - Powiem mu, e nie

chcemy mie nieprzyjemnoci. e jeste tu ze mn, wic jak ma jaki problem, moe go
zaatwi ze mn.
Nie chciaam, aby rozmowa potoczya si w tym kierunku. Ani troch.
- Co si dzieje z Julesem? - zapytaam. - Dugo go nie ma.
- Wanie, moe si przewrci w klopie - zasugerowaa Vee.
- Jak chcesz, to z nim pogadam - powtrzy Elliot.
Doceniajc jego trosk, nie byam zachwycona pomysem konfrontacji z Patchem. On
by jak czynnik X: nieuchwytny, obcy i przeraajcy. Kto wie, do czego mg by zdolny.
Elliot by stanowczo zbyt miy, eby go wysya przeciw Patchowi.
- Nie boj si go - owiadczy Elliot, jakby dla obalenia moich wtpliwoci.
W tym jednym raczej nie mogam si z nim zgodzi.
- To zy pomys - powiedziaam.
- Wanie, e wspaniay - rzeka Vee. - Inaczej Patch moe... sta si agresywny.
Pamitasz, co byo ostatnim razem?
- Ostatnim razem? - spytaam j bezgonie.
Nie miaam pojcia, czemu suyo to jej przedstawienie. Zawsze miaa siln
skonno do przesady. To, co Vee uwaaa za niesychanie dramatyczne, dla mnie byo
zwykym upokorzeniem.
- Bez urazy, ale facet wyglda dosy nieciekawie - stwierdzi Elliot. - Wracam za
dwie minuty. - I ruszy w stron Patcha.
- Nie! - zaoponowaam, szarpic go za rkaw. - Bo... moe znowu wpa w agresj.
Sama si tym zajm. - Wciekle zmruyam oczy, patrzc na Vee.
- Na pewno? - spyta Elliot. - Bo chtnie bym to zrobi.
- Chyba bdzie lepiej, jak to wyjdzie ode mnie. Wytaram donie o dinsy, w miar
spokojnie wziam wdech i pomaszerowaam w kierunku Patcha, ktry sta zaledwie kilka
konsoli dalej. Nie miaam bladego pojcia, co mu powiem. Liczyam, e zaatwi spraw
krtkim cze a potem wrc do Elliota i Vee, aby ich zapewni, e wszystko jest pod
kontrola.
Patch ubra si jak zwykle: mia na sobie czarn koszul, czarne dinsy i cieniutki
srebrny naszyjnik, ktry poyskiwa na tle jego ciemnej karnacji. Rkawy podwin tak
wysoko, e za kadym naciniciem guzika byo wida, jak pracuj minie. By wysoki,
smuky i hardy, i wcale bym si nie zdziwia, gdyby pod ubraniem mia kilka blizn, pamitek
po walkach ulicznych czy jeszcze innych wybrykach. Nie ebym mu chciaa zaglda pud
ubranie.

Zbliywszy si do jego konsoli, poklepaam jej bok rk by zwrci na siebie uwag.


Najspokojniejszym tonem, na jaki byo mnie sta, zapytaam:
- Pacman? Czy moe Donkey Kong?
Prawd mwic, gra wygldaa na bardziej agresywn i chyba wojskow.
Na twarzy Patcha powoli pojawi si umiech.
- Baseball. Zechciaaby stan za mn i da mi par wskazwek?
Na ekranie eksplodoway ogniem bomby i raz po raz kto wylatywa w powietrze.
Oczywicie nie gra w aden baseball.
- Jak ma na imi? - spyta, prawie niedostrzegalnie kiwajc gow w stron mojego
towarzystwa.
- Elliot. Suchaj, musz si streszcza. Czekaj na mnie.
- Znam go?
- Jest nowy. Wanie si do nas przepisa.
- Pierwszy tydzie w szkole, a ju ma przyjaci. Szczciarz. - Patch spojrza na
mnie. - By moe jest mroczny i grony, a nam nic o tym nie wiadomo.
- To wida moja specjalno.
Czekaam, e zaapie, o co chodzi, ale odpar tylko:
- Zagrasz?
Przechyli gow w stron odlegego koca salonu. Wrd tumu ledwie udao mi si
rozrni stoy do bilardu.
- Nora!!! - zawoaa Vee. - Chode tutaj. Sama nie dam rady Elliotowi!
- Nie mog - odpowiedziaam Patchowi.
- Jeli wygram - owiadczy, jakby nie przyjmujc do wiadomoci odmowy - powiesz
Elliotowi, e co ci wypado. Powiesz, e jeste zajta do koca wieczoru.
By tak arogancki, e nie mogam si opanowa:
- A jeeli ja wygram?
Zmierzy mnie wzrokiem od stp do gw.
- Bez obawy.
Zanim zdyam si opanowa, walnam go w rami. - Uwaaj - szepn. - Bo
jeszcze pomyl, e flirtujemy.
Chtnie bym sobie dokopaa, bo wanie to robilimy. Ale caa ta akcja wysza od
niego - nie ode innie. W bliskim kontakcie z Patchem doznawaam dziwnej polaryzacji
pragnie. Bo jaka czstka mnie chciaa ucieka przed nim z wrzaskiem: Pali si!. A inn,
bardziej lekkomyln czstk ncia potrzeba sprawdzenia, jak bardzo mog si do niego

zbliy i... nie spon.


- Jedna partyjka bilardu - kusi.
- Nie jestem tu sama.
- Kieruj si do stow. Zadbam o twoje towarzystwo. Skrzyowaam ramiona, co
miao mi nada wyrazu bez wzgldnoci i lekkiego rozdranienia, ale te zagryzam usta, by
si nie zorientowa, e odbieram go troch bardziej pozytywnie.
- Co zrobisz? Pobijesz Elliota?
- Jeli to bdzie konieczne...
Byam prawie pewna, e to art. Prawie.
- O, tamten st si zwolni. Przytrzymaj go.
- Id... ju... miao - usyszaam w gowie. Zesztywniaam.
- Jak to zrobie?
Nie zaprzeczy i z miejsca ogarna mnie panika. Wiec dziao si to naprawd. Patch
doskonale wiedzia, co robi spotniay mi donie.
- Jak to zrobie? - powtrzyam. Umiechn si przebiegle.
- Co takiego?
- Przesta - ostrzegam. - Tylko nie udawaj. Opar si barkiem o ekran i popatrzy na
mnie.
- Co mam niby robi?
- Moje... myli...
- Co z nimi?
- Patch, przesta! Rozejrza si teatralnie.
- Sdzisz, e... przenikam twoje myli? Przecie wiesz, e to niemoliwe, hm?
Przeknam lin i odpowiedziaam, silc si na spokj.
- Przeraasz mnie i chyba raczej do mnie nie pasujesz.
- Mgbym zmieni to przekonanie.
- Nooooora! - rykna Vee, przebijajc si przez gwar ludzi i odgosy elektroniki.
Patch zaszed mnie od tylu i poczuam lodowate ciarki.
- Bd czeka - szepn mi do ucha, po czym wymkn si z sali.

ROZDZIA 8
Oszoomiona wrciam do Vee i Elliota. Elliot pochyla si nad stoem z wyrazem
skupienia w oczach, a jego przeciwniczka w grze miaa si i piszczaa. Julesa wci nie byo.
- No i? - spytaa Vee, podnoszc na mnie wzrok. - Co si stao? Co ci powiedzia?
- Nic. Kazaam mu zostawi nas w spokoju i sobie poszed - zabrzmiao to stanowczo.
- Wychodzc, wyglda do spokojnie - stwierdzi Elliot. - Nie wiem, co mu
powiedziaa, ale najwyraniej zadziaao.
- Fatalnie - skrzywia si Vee. - Liczyam, e si troch zabawimy.
- Gotowe do gry? - spyta Elliot. - Nie mog si doczeka tej ciko okupionej pizzy.
- Aha, tylko niech ten Jules ju wrci - odpowiedziaa Vee. - Co mi si wydaje, e
niezbyt nas lubi. Cigle znika. To pewnie taki niewerbalny przekaz.
- Nie artuj! Przepada za wami - owiadczy Elliot pewn nadwyk entuzjazmu. Tyle e do wolno oswaja si z obcymi. Poszukam go. Nie ruszajcie si std.
Gdy tylko zostaymy same, powiedziaam do Vee:
- Wiesz, e ci zamorduj, prawda? Vee uniosa donie i cofna si o krok.
- Chciaam ci zrobi przysug. Elliot ma fioa na twoim punkcie. Zaraz jak odesza,
poinformowaam go, e co wieczr dzwoni do ciebie co najmniej dziesiciu facetw. eby ty
widziaa jego min. Ledwie opanowa zazdro.
Jknam.
- Takie jest prawo poday i popytu - oznajmia Vee. - Km by pomyla, e ekonomia
moe by a tak przydatna?
Spojrzaam na drzwi salonu.
- Mam na co ochot.
- Masz ochot na Elliota.
- Nie, tylko na cukier. Mas cukru. Potrzeba mi waty cukrowej.
Tak naprawd potrzebowaam wielkiej gumy, ktr by mona byo wymaza z mojego
ycia wszelkie lady Patcha. Zwaszcza przemawianie do umysu. Wzdrygnam si. Jak on to
robi? No i dlaczego mnie? Chyba e... wyobraziam to sobie. Tak jak potrcenie kogo
dodge'em.
- Mnie te by si przydao troch cukru - stwierdzia Vee. - Jak tutaj szymy, koo
wejcia do parku widziaam sprzedawc. Zostan, eby Elliot z Julesem nie pomyleli, e
zwiaymy, a ty id po wat.

Opuciwszy salon gier, wycofaam si do wejcia, ale gdy ju znalazam sprzedawc


waty cukrowej, rozproszy mnie widok nieco dalej, w pasau. Nad wierzchokami drzew
growaa sylweta Archanioa. Po wijcych si owietlonych torach jedziy zygzakiem
wagoniki i nurkoway w d, znikajc z pola widzenia. Zatrzymaa mnie myl, po co Patch
chcia si ze mn spotka. Poczuam ukucie w odku i zamiast uzna to za odpowied,
wbrew swym najlepszym intencjom polazam przez pasa w kierunku Archanioa.
Trzymajc si chodnika, wbiam wzrok w zaptlony na niebie w dali tor kolejki. Wiatr
przeszed z chodnego w lodowaty, ale nie dlatego zaczam si czu coraz bardziej nieswojo.
Znaam ju to uczucie. Zimne, paraliujce przewiadczenie, e kto mnie obserwuje.
Ukradkiem rozejrzaam si na boki, ale nie zauwayam nic nienormalnego.
Odwrciam si o sto osiemdziesit stopni. Nieco w tyle za mn, na niewielkim dziedzicu z
drzew migna mi i znikna w mroku zakapturzona posta.
Z bijcym coraz szybciej sercem minam du grup przechodniw, zbliajc si do
polanki. Kilkanacie krokw dalej rozejrzaam si znowu. Nic nie wskazywao, aby kto mnie
ledzi.
Ponownie odwrciwszy gow, wpadam na kogo.
- Sorry! - wyrzuciam z siebie, prbujc odzyska rwnowag.
Patch umiechn si szeroko.
- Trudno mi si oprze. Zmruyam oczy.
- Odczep si ode mnie.
Mylaam, e go obejd, ale zapa mnie za okie.
- Co nie tak? Wygldasz, jakby ci zemdlio.
- Wanie tak na mnie dziaasz - odwarknam. Rozemia si. Chtnie kopnabym
go w kostk.
- Powinna si czego napi. - Nie puszczajc mojego okcia, pocign mnie w stron
wzka z lemoniad.
Zaparam si nogami.
- Jak chcesz mi pomc, to trzymaj si z daleka! Odgarn mi lok z twarzy.
- Cudne masz te wosy. Uwielbiam, kiedy s w nieadzie Wtedy jakby pokazujesz t
czstk ja, ktra chciaaby by ujawniana czciej.
Z furi przygadziam wosy. Gdy tylko dotaro do mnie. e wygldam, jakbym
poprawiaa si dla niego, powiedziaam:
- Musz i. Vee czeka. - I po wymczonej pauzie: Pewnie zobaczymy si w szkole w
poniedziaek.

- Przejed si ze mn Archanioem. Przekrzywiam gow, by spojrze na kolejk.


Wok, z gnajcych po torach wagonikw, rozbrzmieway echem przeraliwe piski.
- W kadym jest miejsce dla dwch osb. - Postanowi mnie omieli jeszcze
szerszym umiechem.
- Nie. Nic z tego.
- Jak bdziesz tak przede mn uciekaa, nigdy si nie dowiesz, co si tak naprawd
dzieje.
Na te sowa powinnam bya szybko wzi nogi za pas. Ale nie uciekam. Tak jakby
Patch doskonale wiedzia, czym mnie zaintrygowa, co powinien powiedzie w
najwaciwszym momencie.
- A co si dzieje? - zapytaam.
- Jest tylko jeden sposb, eby si przekona.
- Nie mog. Mam lk wysokoci. Poza tym Vee czeka. Prawd mwic, nagle myl o
znalezieniu si tak wysoko w powietrzu przestaa napawa mnie strachem. I cho to niele
pokrcone, otuchy dodawaa mi wiadomo, e obok bdzie Patch.
- Jeli nie bdziesz krzyczaa do samego koca jazdy, poprosz trenera, eby nas
rozsadzi.
- Sama ju prbowaam, ale jest niewzruszony.
- Moe jednak mnie uda si go przekona. Potraktowaam te sowa jako osobist
zniewag.
- Nie krzycz - odparam. - Nie w lunaparku. A ju na pewno nie z twojego powodu!
Ruszyam razem z nim na koniec kolejki czekajcych na przejadk Archanioem.
Wysoko, gdzie pod niebem rozlegy si nagle i ucichy krzyki.
- Nie widziaem ci dotd w Delphic - oznajmi Patch.
- Czsto tu bywasz? - Postanowiam ju nigdy nie przyjeda do Delphic w
weekend.
- Z tym miejscem wie mnie pewna historia. Bylimy coraz bliej czoa kolejki; raz
po raz zwalniano miejsca w wagonikach dla nowych poszukiwaczy silnych dozna.
- Niech zgadn - powiedziaam. - Pewnie wagarowae tu w zeszym roku, zamiast
chodzi do szkoy...?
Pomimo mojej ironii Patch odpar:
- Zdradzajc ci to, rzucibym wiato na swoj przeszo. A jej wolabym nie
ujawnia.
- Dlaczego? Miae jakie przejcia?

- Sdz, e to nie najlepsza pora, aby ci o tym opowiada. Moja przeszo mogaby
ci przerazi.
Za pno - pomylaam.
Przysun si i nasze donie si spotkay, od jego municia cierpa mi skra na
ramieniu.
- Sprawami, ktre mam do wyznania, nie dzieli si z lekkomyln koleank z
biologii - doda.
Owia mnie chodny wiatr, a kiedy go wcignam w puca, wypeni mnie zimnem.
Ale prawdziwie upiorny chd przenikn me ciao wraz z jego sowami.
Patch wskaza brod podjazd.
- Teraz my.
Konstrukcja kolejki - przebudowanej, czy te nie - nie nastrajaa zbyt optymistycznie.
Na oko miaa ponad sto lat i caa bya z drewna, ktre od Bg wie kiedy nkay surowe
ywioy Maine. Malunki na jej bokach wyglday jeszcze mniej zachcajco.
Wybrany przez Patcha wagonik ozdabiay cztery obrazki. Na pierwszym tum
rogatych demonw wyrywa skrzyda wrzeszczcemu anioowi pci mskiej. Kolejny
przedstawia bezskrzydego anioa, ktry przysiadszy na nagra) ku, obserwowa bawice si
w oddali dzieci. Na trzecim bezskrzydy anio stal w pobliu dzieci, groc palcem
dziewczynce o zielonych oczach. Na ostatnim obrazku po zbawiony skrzyde anio unosi si
nad ciaem dziewczynki jak duch. Maa miaa czarne oczy i twarz bez umiechu, a na gowie
wyrastay jej rogi przypominajce rogi demo nw z pierwszego obrazka. Nad kad wizj
unosi si obrzynek ksiyca.
Odwracajc oczy, prbowaam sobie wmawia, e nogi dr mi od chodu.
Wliznam si do wagonika obok Patcha.
-

Twoja przeszo by mnie nie przerazia - powiedziaam, zapinajc pas

bezpieczestwa. - Za to z ca pewnoci byabym ni zniesmaczana.


- Zniesmaczona - powtrzy.
Po tonie jego gosu uznaam, e si ze mn zgadza. Co dziwne, bo przecie nigdy nie
umniejsza swojej wartoci.
Wagoniki potoczyy si do tyu, po czym szarpno nimi naprzd. W niemiym tempie
ruszylimy z platformy, powoli pnc si w gr. Powietrze wypeniy przywiane znad morza
wonie potu, rdzy i sonej wody. Patch siedzia tak blisko, e po chwili poczuam leciuteki
zapach mitowego myda.
- Zblada - powiedzia, przechylajc si, by zaguszy stukot kolejki.

Tak te mi si wydawao, ale nie przyznaam mu racji.


Na szczycie wzniesienia opanowao mnie wahanie. Ogarniajc wzrokiem wiele
kilometrw wok, zobaczyam miejsca, w ktrych mroczna wiejska okolica stapia si z
poblaskiem przedmie, tworzc istn kartografi wiate Portland. Wiatr jakby wstrzyma
dech, by wilgotne powietrze mogo osi mi na skrze.
Mimowolnie zerknam na Patcha. wiadomo, e miaam go przy boku, dziaaa
nawet kojco. Nagle si umiechn.
- Boisz si, Aniele?
Czujc si grawitacji, cisnam metalowy prt umocowany na przedzie wagonika.
Roztrzsiona, wydaam jaki strzp chichotu.
Wagonik demonicznie mkn naprzd, a moje wosy opotay za mn. Gwatownie
skrcajc w lewo, to znw w prawo, gnalimy po stukoczcych torach. Czuam, jak
wntrznoci raz po raz mi wzlatuj i opadaj. Spojrzaam w d, starajc si skupi na czym
nieruchomym.
I wtedy zauwayam, e pas bezpieczestwa mam rozpity.
Chciaam krzykn do Patcha, ale glos pochon pd powietrza. Ze ssaniem w
odku zdjam jedn rk z prta, prbujc cign si w talii pasem bezpieczestwa.
Wagonik szarpn w lewo. Zderzywszy si ramieniem z Pa tchem, naparam na niego tak
mocno, e a zabolao. Gdy wagonik ruszy pod gr, miaam wraenie, jakby, le
przymocowany, oderwa si od toru.
Zanurkowalimy. Olepiona migoczcymi wzdu torw lampami, nie mogam si
zorientowa, w ktr stron skrcimy na dole.
Byo ju za pno. Wagonik gwatownie skrci w prawo. Wpadam w panik i wtedy
to si stao... Uderzyam w drzwiczki lewym barkiem, tak e si otworzyy. Wyleciaam z
fotela i kolejka pomkna dalej beze mnie. Potoczy am si po torach, na olep szukajc
jakiego zaczepienia. Na prno. Potknam si nad krawdzi i runam w czarn otcha.
Ziemia pdzia w moj stron. Otworzyam usta, aby krzykn.
Gdy oprzytomniaam, kolejka zahamowaa z piskiem na dole na platformie.
Ramiona bolay mnie od ucisku Patcha.
- To si nazywa krzyk - powiedzia z umiechem.
W oszoomieniu patrzyam, jak przyciska sobie do do ucha, jakby jeszcze
rozbrzmiewa w nim mj wrzask. Niepewna, co si przed chwil wydarzyo, spojrzaam na
jego rami, gdzie jak wytatuowane pozostay pkoliste lady moich paznokci. Potem
przeniosam wzrok na pas bezpieczestwa. By porzdnie zapity.

- Mj pas... - zaczam. - Wydawao mi si...


- Co ci si wydawao? - ze szczerym zaciekawieniem spyta Patch.
- Mylaam, e... wypadam z wagonika. Dosownie mylaam... no, e umr.
- I wanie o to chodzi.
Dray mi rce. Kolana uginay si lekko pod ciarem ciaa.
- Wyglda na to, e jestemy na siebie skazani - oznajmi.
Wyczuam cie triumfu w jego gosie. Nie miaam jednak siy si z nim sprzecza.
- Archanio - mruknam, spogldajc przez rami na kolejk, ktra wanie zacza
nowy kurs.
~ To znaczy: anio wyszej rangi - podj Patch, najwyraniej zadowolony z siebie. Im wysze wzniesienie, tym dotkliwszy upadek.
Ju - ju rozchylaam usta, by mu powiedzie, e jestem przekonana, i wypadam na
moment z wagonika i za zrzdzeniem jakich niepojtych mocy bezpiecznie wrciam na
swj fotel, ale wydusiam tylko:
- Chyba mam anioa stra.
Znw umiechn si z wyszoci i prowadzc mnie przez pasa, szepn:
- Wrc z tob do salonu.

ROZDZIA 9
Przeciskajc si przez tum wewntrz, minam kontuar i toalety. Ale wrd grajcych
w futbol stoowy nie byo ani Vee, ani Elliota i Julesa.
- Pewnie ju poszli - stwierdzi Patch. Po jego minie wywnioskowaam, e si
wietnie bawi, cho to spojrz nie rwnie dobrze mogo oznacza co innego. - Moe ci
odwioz?
- Vee by mnie nie zostawia - odparam, stajc na palcach, eby si rozejrze w
cisku. - Pewno graj w tenisa stoowego.
Zaczam przepycha si przez tum, a Patch szed za mn, popijajc lemoniad z
puszki, ktr kupi po drodze. Mnie te chcia postawi, ale w obecnym stanie nie byam
pewna, czy jej nie zwymiotuj.
Przy stole do futbolu nie znalelimy ani Vee, ani Elliota.
- Moe s przy automatach - zasugerowa. Wiedziaam, e kpi sobie ze mnie.
Poczuam, e lekko si czerwieni. No gdzie ta Vee? - po mylaam.
Patch wycign do mnie lemoniad.
- Na pewno nie masz ochoty?
Spojrzaam na puszk i na niego. Myl, e gdy tylko przystawi wargi do miejsca,
ktrego on dotyka ustami, zawrze we mnie krew, nie oznaczaa jeszcze, e musz
odpowiada.
Pogrzebaam w torebce i wyjam komrk. Ekranik telefonu by czarny i nie chcia
si wczy. Zdziwiam si, e bateria ju pada, bo naadowaam j tu przed wyjciem z
domu. Kilka razy przycisnam guzik, ale nic si nie zmienio.
- Moja propozycja jest nadal aktualna.
Stwierdziam, e bezpieczniej bdzie poprosi o podwiezienie obcego. Wci byam w
szoku po tym, co zdarzyo si na Archaniele, i chocia staraam si otrzsn, wspomnienie
upadku cigle wracao. Spadanie... i raptem koniec jazdy. Po prostu. W yciu nie doznaam
czego tak upiornego. A co jeszcze straszniejsze - nie zauway tego nikt oprcz mnie. Nawet
Patch, ktry przecie siedzia obok.
Walnam si doni w czoo.
- Przy aucie. Pewnie czeka na mnie na parkingu.
W cigu pl godziny obeszlimy cay park rozrywki. Dodge neon znikn. Nie
mogam uwierzy, e Vee odjechaa beze mnie. Czyby zdarzy si wypadek? Nie dao si

tego sprawdzi, bo komrka cigle nie dziaaa. Staraam si trzyma emocje na wodzy, ale
gdyby Vee rzeczywicie mnie zostawia, nie zdoaabym duej tumi wzbierajcej furii.
- Wyczerpay ci si opcje? - zapyta Patch. Zagryzam usta, rozwaajc inne
moliwoci, ale ich nie miaam. Co gorsza, baam si przyj jego propozycj. O ile zwykle
emanowa zagroeniem, to dzi niestety odbieraam z jego strony groz pomieszan z
tajemnic.
W kocu westchnam, proszc Boga, eby ta decyzja nie okazaa si pomyk.
- Zawieziesz mnie prosto do domu - powiedziaam. Zabrzmiao to bardziej jak pytanie
ni nakaz.
- Skoro tego chcesz.
Ju miaam go spyta, czy nie zauway na Archaniele czego dziwnego, ale
powstrzymaam si ze strachu. A jeli nie spadam? A jeli by to tylko wytwr mojej
wyobrani? A jeli miaam zwidy? Najpierw ten facet w kominiarce, a teraz wypadek. Co do
tego, e Patch przenika moje myli, nie miaam cienia wtpliwoci, ale reszta???
Minwszy kilka miejsc parkingowych, podszed do swe jego pojazdu: lnicego
czarnego motocykla. Uruchomi silnik i wskaza mi gow tylne siedzenie.
- Wskakuj.
- Niezy motor! - pochwaliam.
Obudnie, bo sprawia wraenie poyskliwej miertelnej puapki. Dotd jeszcze nigdy
nie siedziaam na motorze i nie byam pewna, czy chc to teraz zmieni.
- Lubi, jak wiatr owiewa mi twarz - cignam, liczc, e brawura ukryje strach
przed jazd z prdkoci ponad stu kilometrw na godzin i to bez adnych zabezpiecze.
Patch wrczy mi swj jedyny kask, czarny z tczow oson.
Wziam go, wsiadam na motocykl i uzmysowiam sobie, jak niepewnie si czuj,
majc pod sob tylko wskie siodeko. Nasunam kask na gow i zapiam pod brod.
- Ciko si go prowadzi? - spytaam, co naprawd znaczyo: Nic mi si nie stanie?.
- Nie - odpowiedzia Patch na oba moje pytania. - Jeste spita, wyluzuj - doda z
umiechem.
Gdy wyjeda z parkingu, przerazia mnie raptowna eksplozja przyspieszenia; chwil
przytrzymywaam si jego koszuli, na tyle tylko, by zachowa rwnowag, ale zaraz objam
go ramionami w pasie.
Kiedy skrcajc na autostrad, doda gazu, przywaram do niego udami w nadziei, e
nie wie o tym nikt poza mn.
Gdy dotarlimy do domu, Patch zwolni na spowitym mgl podjedzie, wyczy silnik

i zsiad z motocykla. Zdjwszy kask, ostronie pooyam go na siedzeniu przed sob i


otworzyam usta, by powiedzie co w stylu: Dziki za podwiezienie, do zobaczenia w
poniedziaek.
Jednak sowa zamary we mnie, bo... przebieg podjazd i wszed po schodach na
werand.
Nie miaam pojcia, co chce zrobi. Odprowadzi mnie do drzwi? Mao
prawdopodobne. A wic?
Weszam za nim na werand i zastaam go pod drzwiami. Zmieszana i coraz bardziej
zaniepokojona, patrzyam, jak wyjmuje z kieszeni znany mi pk kluczy i wsuwa jeden z nich
do zamka.
Zsunam z ramienia torebk i rozpiam schowek na klucze. By pusty.
- Oddawaj klucze - zadaam w przestrachu, e nie wiem, jak si znalazy w jego
posiadaniu.
- Upucia je w salonie, szukajc komrki - odpar.
- Guzik mnie obchodzi, gdzie je upuciam. Oddawaj! Patch podnis rce na znak, e
jest niewinny, i odsun si od drzwi. Wsparty o cian, obserwowa, jak zbliam si do
zamka. Sprbowaam przekrci klucz, ale nawet nie drgn.
- Zablokowae go - powiedziaam, gmerajc w zamku. Cofnam si o krok. - No
prosz, prbuj, ciekawe, czy dasz rad.
Wzi klucz i przekrci go z ostrym trzaskiem. Ujmujc klamk, unis brwi, jakby w
pytaniu: Mog?.
Przeknam lin, kryjc nagy przypyw fascynacji i za niepokojenia.
- Prosz. Nikogo nie ma. Jestem sama w domu.
- Do rana?
Natychmiast dotaro do mnie, e nie byy to najrozsdniejsze sowa.
- Niedugo wrci Dorothea - skamaam, bo przecie gosposia wyjechaa.
Zbliaa si pnoc.
- Dorothea?
- Nasza gosposia. Jest stara... ale silna. Bardzo silna. Chciaam wlizn si do domu
przed nim. Ale bezskutecznie.
- To straszne - stwierdzi i wyjwszy klucz z zamka, poda mi go.
- Umie porzdnie wyczyci ubikacj w nieca minut. To niewtpliwie straszne. - Z
kluczem w rku prbowaam go obej, ale zasoni sob drzwi, napierajc ramionami na
framug.

- Nie zaprosisz mnie? - spyta.


Zamrugaam oczami. Zaprosi go? Do domu? Gdy nikogo nie ma?
- Pno ju - oznajmi, nie spuszczajc ze mnie wzroku, w jego oczach rozbysy
przekorne iskierki. - Pewno jeste. godna.
- Nie. Tak. To znaczy tak, ale... Raptem znalaz si w rodku.
Cofnam si trzy kroki. Patch domkn drzwi nog.
- Lubisz kuchni meksykask? - zapyta. - Yyy...
Chciaabym wiedzie, co robisz w moim domu? - zapytaam w mylach.
- Taco?
- Taco? - powtrzyam. Rozbawio go to.
- Pomidory, saata i ser.
- Wiem, co to jest taco!
Zanim zdyam go powstrzyma, min mnie. Na kocu holu skierowa si w lewo.
Do kuchni.
Podszed do zlewu i odkrcajc kurek, starannie umy rce mydem prawie a po
okcie. Jak zadomowiony, najpierw zajrza do spiarni, potem do lodwki - i powyjmowa z
nich sals, ser, pomidora i saat. Pniej pogmera w szufladzie i wycign n.
Na widok Patcha z noem w rku byam bliska ataku paniki, gdy nagle co
zauwayam. Postpiwszy par krokw naprzd, przez zmruone oczy przejrzaam si w
jednej z wiszcych na stojaku patelni. Wosy! Moja gowa przypominaa stert amarantowych
chwastw. Przytknam rk do ust.
- To naturalnie rudy kolor? - Umiechn si. Przebiam go wzrokiem.
- Nie mam rudych wosw.
- Przykro mi, ale wiedz, e s rude. Nie byyby czerwiesze, nawet gdybym je
podpali.
-

S brzowe. - No dobra, moe i miaam lekki, leciutki, leciutenieki

brzoworudawy odcie, ale i tak byam brunetk. - To od wiata - powiedziaam.


- Tak, pewnie od arwek. - W umiechu od ucha do ucha na twarzy Patcha pokazay
si doeczki.
- Zaraz wrc - krzyknam, wybiegajc z kuchni. Poszam na gr i jako zdoaam
upi wosy w koski ogon. Uporawszy si z tym, zebraam myli. Niezbyt mi si podobao,
e Patch swobodnie krci si po domu, co gorsza, uzbrojony w n. Mama zabiaby mnie,
gdyby si dowiedziaa, e wpuciam go pod nieobecno Dorothei.
- Jak ci idzie? - zapytaam dwie minuty pniej, widzc, jak dziarsko krzta si po

kuchni. Pooyam do na brzuchu na znak, e co mi dolega. - Mdli mnie - po wiedziaam. Chyba od tej jazdy na motorze.
Na chwil przerwa krojenie i popatrzy na mnie.
- Prawie ju skoczyem.
Zauwayam, e zmieni n na wikszy - i ostrzejszy. Jakby zagldajc w moje myli,
unis n i przyjrza mu si. Ostrze bysno w wietle lampy. cisno mnie w odku.
- Od go - nakazaam cicho.
Patch spojrza na mnie, na n i znw na mnie. Po minucie pooy go przed sob.
- Noro, nie zrobi ci krzywdy.
- To... pocieszajce - wydukaam, cho cakiem zascho mi gardle.
Zakrci noem na blacie tak, e rkoje wycelowali we mnie.
- Chod tu. Naucz ci przyrzdza taco.
Ani drgnam. Bysk w jego oczach przypomnia mi, ze powinnam si go ba i...
poczuam lk. Ale rwnoczenie byam nim urzeczona. Obcowanie z nim miao w sobie co
potwornie niepokojcego. W jego towarzystwie nie mogam sobie ufa.
- Co powiesz na pewien... ukad? - Z pochylon gow i twarz w pcieniu spojrza
na mnie spod rzs, komunikujc, e jest godny zaufania. - Ty mi pomoesz robi taco, a ja w
zamian odpowiem na kilka twoich pyta.
- Pyta?
- Chyba wiesz, o co mi chodzi.
Wiedziaam a nadto dobrze. Uzna, e pozwoli mi na moment zajrze w swj
prywatny wiat. wiat, z ktrego potrafi przemawia do moich myli. Znw doskonale
wiedzia, co i kiedy ma powiedzie.
Bez sowa zbliyam si do niego. Podsun mi desk do krojenia.
- Po pierwsze - poinstruowa, stajc za mn i kadc donie na blacie tu przy moich wybierz pomidora. - Schyli gow tak, e jego usta znalazy si tu przy moim uchu. Ciepy
oddech askota mi skr. - wietnie. Teraz wybierz sobie n.
- Czy szef kuchni zawsze stoi tak blisko...? - zapytaam, niepewna, czy cieszy si,
czy lka wewntrznego rozedrgania, w ktre wprawia mnie jego blisko.
- Gdy zdradza sekrety kulinarne, to tak. Mocno ujmij n.
- Okej.
- Dobrze. - Odstpujc do tyu, przyjrza mi si badawczo z kadej strony, by
sprawdzi, czy robi co nie tak. Na moment wytrcona z rwnowagi, spostrzegam, e po
kryjomu umiecha si z aprobat. - Pichcenie to nic trudnego - oznajmi. - Rzecz wrodzona.

Albo si to ma, albo nie. Jak chemia. Jeste gotowa na chemi?


Przecisnam n przez pomidora; rozpad si na dwie powki, ktre zakoysay si
lekko na desce.
- Ty mi powiedz: jestem gotowa na chemi?
Patch wyda niski nieodgadniony dwik i wyszczerzy zby w umiechu.
Po kolacji powkada talerze do zlewu.
- Ja zmywam, ty wycierasz.
Poszpera w szufladach kredensu obok zlewu, znalaz cierk do naczy i rzuci mi j
figlarnie.
- Chtnie zadam ci te pytania - powiedziaam. - Zacznijmy od wieczoru w bibliotece.
ledzie mnie...
Urwaam. Patch opiera si leniwie o blat. Ciemne wosy wysuny mu si spod
czapeczki. Na ustach igra umiech. Moje myli prysy, rozwiay si i raptem zawita w
gowie nowy pomys - ot tak, po prostu.
Zapragnam go pocaowa. Natychmiast.
Patch unis brwi.
- Co?
- Yyy, nic. Zupenie nic. Ty zmywasz, ja wycieram. Naczy byo niewiele i
uwinwszy si z nimi bardzo szybko, znalelimy si razem w ciasnej przestrzeni kolo zlewu.
Patch podszed do mnie, by wzi cierk, i nasze ciaa si dotkny. Stanlimy w bezruchu,
poczeni nagle jaka krucha wizi. Cofnam si pierwsza.
- Strach ci oblecia? - mrukn Patch.
- Nie.
- Kamczucha. Serce zabio mocniej.
- Nie boj si ciebie.
- Ciekawe.
Palnam bez zastanowienia:
- Moe si boj... - Przeklam si, e w ogle zaczam to zdanie. Co miaam mu
teraz powiedzie? Bo z pewnoci nie to, e przeraa mnie wszystko, co si z nim wie. To
tak, jakbym si zgodzia, eby mnie dalej prowokowa... Moe boj si, yyy...
- e mnie polubisz?
Z ulg, e nie musz dokoczy sama, odparam automatycznie:
- Tak. - Zbyt pno dotaro do mnie, co wyznaam. - To znaczy: nie! Skde! Nie to
chciaam powiedzie!

Patch zamia si agodnie.


- Szczerze mwic, w twoim towarzystwie czuj si troch nieswojo.
- Ale?
Na wszelki wypadek chwyciam si blatu.
- Ale rwnoczenie niepokojco mnie pocigasz. - Umiechn si. - Jeste stanowczo
za bardzo pewny siebie - oznajmiam, prbujc go odepchn.
Schwyci moj rk na swej piersi, szarpniciem nasun mi rkaw na do. Rwnie
szybko zrobi to samo z drugim rkawem. Zapa mnie za mankiety tak, e nie mogam
poruszy rkami. W protecie otworzyam usta.
Przysun mnie do siebie tak blisko, e niemal stykalimy si ciaami. Nagle
wyldowaam na blacie. Nasze twarzy znalazy si na rwnej wysokoci. Mrocznie, kuszco
umiechnity, utkwi we mnie oczy. I wtedy zrozumiaam, e podwiadomie czekam na t
chwil ju od kilku dni.
- Zdejmij czapk - powiedziaam, nie mogc si powstrzyma.
Zsun j na ty gowy.
Przesunam si na kraj blatu tak, e nogi zadynday ponad jego pasem. Wewntrzny
glos nakazywa mi przesta, ale czym prdzej wymiotam go w najdalsze rejony mzgu.
Rozoy rce na blacie, tu przy moich biodrach. Z gow przechylon na bok
przybliy si do mnie. Obezwadni mnie jego zapach - silna wo mokrej, czarnej ziemi.
Dwa razy mocno wcignam powietrze. Nie. Nie powinnam w to brn. A ju na
pewno nie z Patchem. By przeraajcy. Przyjemnie, ale te zowieszczo. Upiornie
zowieszczo.
- Id ju - wyszeptaam. - Masz std odej.
- Tutaj? - Przywar ustami do mojego barku. - Czy tu? - Przenis si na szyj.
Mj umys nic by zdolny do wygenerowania cho jednej logicznej myli. Wargi
Patcha powdroway nad brod, lekko przysysajc si do skry...
- Nogi mi drtwiej - wyrzuciam z siebie. Nie byo to do koca kamstwo. Czuam
askotanie w caym ciele, cznie z nogami.
- Znajd na to rad. - Jego donie zamkny si na moich biodrach.
Nage zadzwonia moja komrka. Zerwaam si i wydobyam j z kieszeni.
- Cze, kochanie - przywitaa si wesoo mama.
- Oddzwoni pniej, dobrze?
- Jasne. Co si dzieje? Wyczyam telefon.
- Powiniene ju i - upomniaam Patcha. - W tej chwili Z powrotem nasun czapk

na twarz; wida byo spod niej tylko usta, wygite w figlarnym umieszku.
- Jeste nieumalowana.
- Pewnie zapomniaam.
- Spij sodko.
- Okej, dobra. - Co powiedzia?
- Co z jutrzejsz imprez? - powtrzy.
- Pomyl - zdoaam wybka.
Gdy wsuwa mi do kieszeni skrawek papieru, nogi obja fala gorca.
- Zapisaem ci adres. Bd czeka. Przyjd sama.
Po chwili usyszaam, jak zatrzaskuje za sob frontowe drzwi. Na twarz wystpiy mi
rumiece. Za blisko - pomylaam. - W ogniu nie ma nic zego... o ile si czowiek do niego
za bardzo nie przybliy. Warto o tym pamita.
Z trudem apic oddech, oparam si o kredens.

ROZDZIA 10
Ze snu wyrwa mnie dzwonek telefonu. Na wp upiona, zakryam gow poduszk,
eby stumi haas. Ale telefon dzwoni. Dzwoni nieprzerwanie.
Wreszcie wczya si poczta gosowa. Po piciu sekundach znw rozleg si
dzwonek.
Macajc rk koo ka, w kocu znalazam dinsy i wygrzebaam z nich komrk.
- Tak? - powiedziaam z szerokim ziewniciem, nie otwierajc oczu.
W suchawce kto dysza z furi.
- Co si z tob dzieje? Miaa tylko przynie wat cukrow!!! powiedz mi, gdzie
jeste, to przyjad i udusz ci goymi rkami!
Kilka razy przesunam nadgarstkiem po czole.
- Mylaam, e ci kto porwa! - wrzeszczaa Vee. - Mylaam, e ci uprowadzili!
Mylaam, e zostaa zamordowana!
Po ciemku usiowaam znale zegar. Przypadkiem przewrciam obrazek na nocnej
szafce, a inne runy za nim jak kostki domina.
- Miaam pewne... opnienie - odpowiedziaam. - I kiedy wrciam do salonu, ju
was nie byo.
- Opnienie? Co to w ogle za wymwka?!
W mroku odzyskaam wzrok: czerwone cyfry na zegarze wskazyway par minut po
drugiej nad ranem.
- Godzin jedziam wok parku - oznajmia Vee. A Elliot azi i pokazywa ludziom
jedyne twoje zdjcie, ktre mam w komrce. Dzwoniam chyba z milion razy Czekaj! Jeste
w domu? Jak wrcia?
Roztaram kciki oczu.
- Z Patchem.
- Z tym bandziorem?
- A miaam inny wybr? - odparam lakonicznie. Odjechaa beze mnie.
- Wydajesz si zdenerwowana. I to bardzo. Nie, nie. Jaka poruszona... wzburzona...
podniecona. - Fizycznie poczuam, jak rozszerzaj si jej oczy. - Pocaowa ci, tak?
Zero odpowiedzi.
- No pewnie! Wiedziaam! Widziaam, jak na ciebie patrzy. Wiedziaam, e tak
bdzie. Wyczuam pismo nosem.

Nie miaam ochoty o tym myle.


- Jak si caowalicie? - naciskaa Vee. - Na brzask wink? Na liwk? A moe na lu cer - n?
- Co?!
- No musn ci wargami, mielicie otwarte usta czy z jzyczkiem? Zreszt nie
musisz opowiada. Patch jest z wielu, co od razu przechodz do rzeczy. Na pewno byo z
jzykiem. Mog si zaoy.
Schowaam twarz w doniach. Patch niewtpliwie stwierdzi, e nie mam grama
samokontroli. Rozkleiam si w jego ramionach. Stopniaam jak maso. A wypraszajc go z
domu, na sto procent wydaam co pomidzy westchnieniem rozkoszy a ekstatycznym
jkiem.
To by wyjaniao jego arogancki umiech.
- Pogadamy o tym pniej, dobra? - zapytaam, szczypic si w grzbiet nosa.
- Nie ma mowy. Westchnam.
- Jestem wykoczona.
- Nie wierz, e chcesz mnie dalej trzyma w niepewnoci.
- Licz, e zapomnisz.
- W yciu!
By ubiec zbliajc si migren, prbowaam zwizualizowa sobie rozlunienie
mini karku.
- A co z zakupami?
- Przyjad po ciebie o czwartej.
- Mylaam, e umwiymy si na pit.
- Sytuacja si zmienia. Bd jeszcze wczeniej, jak tylko da mi si wymkn z domu.
Mama przechodzi zaamanie nerwowe, na ktre lekarstwem jest niby przebywanie ze mn.
Trzymaj za mnie kciuki.
Odoyam komrk i zakopaam si w pocieli. Przywoaam w pamici
nieprzyzwoity umiech i byszczce czarne oczy Patcha. Po kilku minutach rzucania si na
ku zrezygnowaam z szukania wygodnej pozycji. Prawd mwic, wszelka myl o Patchu
wykluczaa komfort.
Raz, kiedy byam maa, wnuczek Dorothei Lionel rozbi u nas w kuchni szklank.
Starannie pozamiata szko, a jeden kawaek zostawi i da mi do polizania. Pomylaam, e
zakochanie si w Patchu troch przypomina lizanie szklanego odamka. Wtedy przecie tak
samo wiedziaam, e to gupota. Wiedziaam, e si zrani. Mimo upywu lat jedno si we

mnie nie zmienio: wci uwielbiaam ryzyko.


Wyprostowaam si na ku i signam po komrk. Wczyam lampk nocn.
Bateria telefonu bya wyadowana.
Poczuam zowrbny dreszcz na krzyu. Telefon nie powinien dziaa. Wic jakim
cudem mama i Vee si do mnie dodzwoniy?
Deszcz tuk si o kolorowe markizy sklepw wzdu mola i zalewa chodnik.
Zapony ustawione naprzemiennie po obu stronach ulicy antyczne lampy gazowe.
Obijajc si parasolkami, Vee i ja wbiegymy pod rowo - bia markiz Victoria's Secret.
Zgodnie otrzsnwszy parasolki, oparymy je o cian przy wejciu.
Gnane potwornym grzmotem, wleciaymy do rodka. Zatupaam par razy,
wzdrygajc si z zimna. Na podecie wewntrz sklepu palio si kilka lampek zapachowych,
otaczajc nas egzotyczn, zmysow woni. W nasz stron ruszya kobieta w czarnych
spodniach i obcisej czarnej koszulce. Wok szyi miaa owinity centymetr krawiecki i
chciaa po niego sign.
- Moe was zmierz, dziewczynki, gratis...
- Niech pani odoy t cholern tam - nakazaa Vee. Ju znam swj rozmiar. Nie
trzeba mi go przypomina.
Rzuciam kobiecie przepraszajcy umiech, rwnoczenie podajc za Vee, ktra
posza w gb sklepu, do koszy z przecen.
- Miseczka D to aden wstyd - pocieszyam j. Podniosam stanik z bkitnej satyny,
by sprawdzi, ile kosztuje.
- Kto tu mwi o wstydzie? - odpara Vee. - Wcale si nic wstydz. Niby dlaczego
miaabym si wstydzi? Co druga szesnastolatka z biustem tak duym jak mj jest
napompowana silikonem i wszyscy o tym wiedz. Wic czego ja miaabym si wstydzi? spytaa, grzebic w koszu. - Mylisz, e maj jaki stanik, ktry by spaszczy moje
malestwa?
- Jest co takiego: nazywa si biustonosz sportowy, ale ma paskudne dziaanie
uboczne: piersi zlewaj si w jedn - odpowiedziaam, wyawiajc oczami ze sterty
koronkowy czarny stanik.
Nie powinnam interesowa si bielizn. Od razu zaczam myle o podniecajcych
sprawach. Jak choby caowanie. Albo Patch.
Przymknwszy oczy, odegraam w wyobrani nasz wsplny wieczr. Dotyk jego doni
na moim biodrze, usta smakujce moj szyj...
Vee wyrwaa mnie z zamylenia, rzucajc we mnie turkusowymi majtkami z

lamparcim nadrukiem.
- Byoby ci w nich do twarzy - oznajmia. - Gdyby tylko miaa taki tusty tyek jak ja.
Pogio mnie czy co? O may wos nie pocaowaam Patcha. Tego samego Patcha,
ktry moe w tej chwili przenika moje myli. Patcha, ktry ocali mnie przed miertelnym
Upadkiem z Archanioa - bo co do tego nie miaam cienia Wtpliwoci, cho adn miar nie
umiaabym go logicznie wytumaczy. Ciekawe, czy jakim cudem zatrzyma czas z zapa
mnie, gdy spadaam. A skoro jest zdolny przemawia do moich myli, to kto wie, moe
potrafi te inne rzeczy.
A moe - pomylaam z lkiem - przestaj ju sobie ufa...
Wci miaam przy sobie kartk, ktr Patch wsun mi do kieszeni, ale absolutnie nie
wybieraam si na dzisiejsz Imprez. W skrytoci ducha byam zachwycona, e si
wzajemnie pocigamy, ale w oglnym rozrachunku przewaay tajemnica i groza.
Postanowiam czym prdzej wypuka Patcha z organizmu - tym razem z ca stanowczoci.
Jak w diecie oczyszczajcej. Tyle e jedyna dieta, jak dotd zastosowaam, odniosa
odwrotny skutek. Par lat temu chciaam przey miesic bez grama czekolady. Niestety, po
dwch tygodniach zamaam si i poaram wicej czekolady, ni normalnie zjadabym w trzy
miesice.
Oby tylko moje unikanie Patcha nie skoczyo si tak jak dieta bezczekoladowa...
- Co robisz? - zapytaam, skupiajc si na Vee.
- A jak ci si wydaje? Przeklejam ceny z przecenionych stanikw na najnowsze. W
ten sposb kupi seksowne za cen tandety.
- Nie rb tego. Laska zeskanuje kody kreskowe przy paceniu. Od razu si zorientuje,
co wykombinowaa.
- Kody kreskowe? Nie skanuj kodw - odpara Vee bez przekonania.
- Skanuj. Przysigam. Sowo daj - uznaam, e lepiej skama, ni patrze, jak j
aresztuj.
- No, ale fajnie by byo...
- Koniecznie we to - zachciam, rzucajc w ni jedwabnymi majtkami.
Obejrzaa je. Byy wyszywane w czerwone krabiki.
- W yciu nie widziaam wikszego paskudztwa! Ale za to podoba mi si ten czarny
stanik, ktry trzymasz. Powinna go kupi. Zapa, a ja sobie co jeszcze poogldam.
Zapaciam i - z myl, e atwiej mi bdzie zapomnie o Patchu, kiedy popatrz na
co przyzwoitszego - powdrowaam do pek z tonikami. Wchajc butelk Sennych
Aniow, doznaam znajomego ju uczucia... Tak jakby kto wrzuci mi za bluzk gak

lodw. Identyczny dreszcz przenika mnie zawsze, gdy w pobliu pojawia si Patch.
Vee i ja byymy jedynymi klientkami w sklepie, ale przez szyb wystawow
spostrzegam kryjc si w cieniu markizy po drugiej stronie ulicy zakapturzon posta. Pena
niepokoju, staam nieruchomo przez ca minut. W kocu wziam si w gar i zaczam
szuka Vee.
- Zbierajmy si - szepnam. Gmeraa w szlafrokach na stojaku.
- Kurcz, zobacz, flanelowa piama za p ceny. Przydaoby mi si co takiego.
Jednym okiem cay czas spogldaam przez wystaw.
- Chyba kto mnie ledzi. Vee uniosa gow.
- Patch?
- Nie. Spjrz tam, po drugiej stronie. Zmruya oczy.
- Nikogo nie widz.
Ja te ju nie widziaam. Pole widzenia zakcio mi przejedajce auto.
- Pewnie wszed do sklepu.
- Skd wiesz, e ci ledzi?
- Czuj.
- A wyglda znajomo? Na przykad... skrzyowanie Fizi Poczoszanki i Zej
Czarownicy z Zachodu niechybnie daoby nam Marcie Millar.
- To nie Marcie - odparam, zapatrzona w tamt stron. - Jak wczoraj wychodziam z
salonu, eby kupi wat, zauwayam, e kto mnie obserwuje. I teraz to chyba ta sama
osoba.
- Serio? I mwisz mi dopiero teraz? Kto to?
Nie miaam pojcia. I to przeraao mnie najbardziej.
- Czy w sklepie jest tylne wyjcie? - zwrciam si do ekspedientki.
- Tylko dla pracownikw - odpara, nie przerywajc porzdkowania szuflady.
- Mczyzna czy kobieta? - chciaa si dowiedzie Vee.
- Nie wiem.
- Jak mylisz, czemu ci ledzi? Czego chce?
- Chce mnie nastraszy - zabrzmiao to do rozsdnie.
- A po co miaby ci straszy?
Na to pytanie rwnie nie znaam odpowiedzi.
- Musimy zrobi unik - poinformowaam Vee.
- Te sobie tak pomylaam - odrzeka. - A jak wiadomo jestem w tym rewelacyjna.
Daj mi swoj kurtk.

Spojrzaam na ni.
- Nie ma mowy. Nic o tym kim nie wiemy. Nie pozwol, eby wysza przebrana za
mnie. A jeeli ma bro?
- Twoja wyobrania czasami mnie przeraa - owiadczya Vee.
Trzeba przyzna, e argument o uzbrojeniu by mocno nacignity. Ale wziwszy pod
uwag upiorne rzeczy, ktre mi si ostatnio przytrafiay, ani troch nie miaam sobie za ze
wiecznego napicia i nadmiernej podejrzliwoci.
- Wyjd pierwsza - powiedziaa Vee. - Jak zacznie mnie ledzi, pjdziesz za nim.
Skieruj si wzgrzem do cmentarza. Wemiemy go w dwa ognie i w kocu czego si
dowiemy.
Szedziesit sekund pniej Vee wysza ze sklepu w mojej dinsowej kurtce. Wzia
te moj czerwon parasolk, zasaniajc sobie gow. Poza tym, e bya o kilka centymetrw
za wysoka i o par kilo zbyt bujna, ale spokojnie mona byo j pomyli ze mn.
Przykucnwszy za szlafrokami, patrzyam, jak zakapturzona posta wychodzi ze sklepu po
drugiej stronie ulicy i rusza w lad za Vee. Pod kradam si do wystawy. Wbrew
androgenicznenm w zamierzeniu strojowi - wycignitej bluzie i dinsom tajemnicza
sylwetka miaa zdecydowanie kobiecy chd.
Gdy Vee i dziewczyna skrciy za rogiem i znikny, odwrciam si do drzwi. Na
zewntrz deszcz zdy ju przeje w ulew.
Rozoyam parasolk Vee i przyspieszyam kroku, kryjc si pod markizami.
Nogawki dinsw zmoky mi od dou. Poaowaam, e nie mam na nogach solidniejszych
butw.
Za moimi plecami molo wcinao si daleko w betonowoszary ocean. Widoczny przede
mn cig sklepw koczy si u stp stromego, obronitego traw wzgrza. Na jego szczycie
majaczyo w strugach wody wysokie eliwne ogrodzenie miejscowego cmentarza.
Otworzyam drzwiczki dodge'a, odkrciam nadmuch do koca i nastawiam
wycieraczki na pen moc. Ruszyam z pobocza i skrciam w lewo, dodajc gazu na krtej
drodze pod gr. Zza ciany deszczu wyoniy si cmentarne drzewa, ktrych gazie raz po
raz oyway zwodniczo w szalonym pdzie wycieraczek. Biae marmurowe nagrobki zdaway
si napiera na auto wrd ciemnoci - a szare jak gdyby roztapiay si powietrzu...
Raptem na przedni szyb wpado co czerwonego, mino w ni na linii mojego
wzroku, po czym si odbio, przelatujc nad autem. Przyhamowaam tak gwatownie, e
dodge'a a zarzucio na skraj drogi.
Otworzyam drzwiczki i wysiadam. Podbiegam do tyu samochodu, by sprawdzi, co

w niego uderzyo.
Zbita z tropu, przez chwil trawiam w myli to, co zobaczyam. Wrd chwastw
leaa moja czerwona parasolka. Jej poamana pachta zwisaa z jednej stronyuk, jakby kto
grzmotn ni z caej siy w co duo wikszego l mocniejszego.
Wrd szumu zacinajcego deszczu usyszaam zdawione kanie.
- Vee? - zawoaam.
Przebiegam drog, rwnoczenie osaniajc oczy przed deszczem i ogarniajc
wzrokiem krajobraz. Kilkanacie metrw przede mn kto lea zwinity w trawie.
Przyspieszyam kroku.
- Vee! - padam przy niej na kolana. Leaa na boku z nogami podkulonymi pod
klatk piersiow. Jczaa.
- Co si stao? Nic ci nie jest? Dasz rad si porusza? Odrzucajc gow do tyu,
panicznie zamrugaam w deszczu. Myl! - nakazaam sobie. Komrka. W samochodzie.
Wystuka dziewiset jedenacie.
- Sprowadz pomoc - chciaam doda Vee otuchy. Jkna i kurczowo cisna mnie
za rk. Pochyliam si i mocn j objam. W oczach wezbray zy.
- Co si stao? To ten, co ci ledzi? To ta osoba ci skrzywdzia? Co ci zrobia,
powiedz?
Vee od mrukna co niezrozumiale. Zabrzmiao to troch jak torebka. No jasne,
zgubia torebk.
- Wszystko bdzie dobrze - staraam si zachowa spokojny ton gosu.
Ogarnita mrocznym przeczuciem, prbowaam je w sobie ujarzmi. Byam pewna, e
to sprawka osoby, ktra obserwowaa mnie w Delphic i ledzia przy dzisiejszych zakupach, i
nie mogam sobie wybaczy, e tak naraziam Vee. Biegiem wrciam do auta i wystukaam
w komrce dziewiset jedenacie.
Z tumion histeri powiedziaam:
- Przylijcie ambulans. Moja przyjacika zostaa napadnita i okradziona.

ROZDZIA 11
Poniedziaek mija mi w oszoomieniu. Chodziam z jednej lekcji na drug, czekajc
na ostatni w tym dniu dzwonek. Rano zatelefonowaam do szpitala i dowiedziaam si, e
kieruj Vee na chirurgi. Podczas napaci zamano jej lewe rami, a poniewa koci nie
mona byo po prostu nastawi, wymagaa operacji. Chciaam si z ni zobaczy, ale byo to
moliwe dopiero pnym popoudniem, gdy narkoza przestanie dziaa i przenios j do
pokoju. Koniecznie musiaam pozna jej wersj zdarzenia - nim zapomni albo ubarwi
szczegy. Wszystko, co zapamitaa, mogo si okaza kluczowe dla wykrycia zoczycy.
Kiedy godziny wloky si niemiosiernie, pomau przeniosam myli z Vee na
dziewczyn zobaczon przed Victoria's Secret. Kim bya? Czego chciaa? Nawet jeli fakt, e
Vee napadnito kilka minut po tym, jak zobaczyam, e dziewczyna rusza w lad za ni, by
niejasnym zbiegiem okolicznoci - instynkt podpowiada mi co innego. e te nie przyjrzaam
si jej uwanie! Obszerna kurtka z kapturem i dinsy w poczeniu z deszczem
zakamufloway j wprost idealnie. I chocia moga to by Marcie Millai, to w gbi duszy
czuam, e ona jednak nie pasuje do caej sytuacji.
Przed ostatnia lekcj wziam z szafki podrcznik do biologii. Krzeso Patcha byo
puste. Zwykle pojawia si w ostatniej chwili, rwno z dzwonkiem - teraz jednak dzwonek
wybrzmia i trener zaj miejsce pod tablic, zaczynajc wykad o rwnowadze.
Zadumaam si nad nieobecnoci Patcha. Cichy gosik w gowie podsun mi myl,
e moe to by zwizane z napaci na Vee. Dziwnym zrzdzeniem nie przyszed do szkoy
na drugi dzie po wypadku. No i nie mogam zapomnie lodowatego dreszczu, ktry
poczuam w Victoria's Secret, gdy sobie uzmysowiam, e jestem ledzona. Na og
doznawaam tego, gdy obok mnie pojawia si Patch.
Szybko jednak glos rozsdku wykluczy jego udzia w sprawie. Bo moe chopak si
przezibi. Albo w drodze do szkoy skoczya mu si benzyna i utkn Bg wie jak daleko. A
moe w Bo's Arcade tego popoudnia grali w bilard o wysok stawk i stwierdzi, e
skorzysta na tym bardziej ni na lekcji o zawiociach ludzkiego ciaa.
Po skoczonych zajciach trener zatrzyma mnie w drodze do drzwi.
- Zaczekaj chwil, Noro.
Odwrciam si i podcignam plecak na ramieniu.
- Prosz?
Wrczy mi zoon kartk.

- Pani Greene wpada do mnie przed lekcj i poprosia, ebym ci to przekaza.


Wziam kartk.
- Pani Greene? - spytaam, bo nikt o tym nazwisku mnie nie uczy.
- Nowy psycholog szkolny. Wanie zastpia doktora Hendricksona.
Rozoyam papier i przeczytaam skrelone na nim iowa:
Droga Noro,
przejmuj po doktorze Hendricksonie obowizki twojego szkolnego psychologa.
Zauwayam, e opucia ostatnie dwie sesje u niego. Prosz, wstp do mnie zaraz, ebymy
si zapoznay. O zmianie powiadomiam te listownie Twoj Mam.
Serdecznie pozdrawiam, D. Greene
- Dzikuj - powiedziaam do trenera, skadajc list kilka razy, eby zmieci si w
kieszeni.
Na korytarzu wczyam si w przepywajcy tum. Nie mogam duej unika spotka
z psychologiem. Minwszy kolejne sale, stanam przed zamknitymi drzwiami gabinetu
doktora Hendricksona. Oczywicie bya ju na nich nowa tabliczka. Na tle bezbarwnych
drzwi z drewna dbowego poyskiwa w wypolerowanym mosidzu napis:
D. GREENE, PSYCHOLOG SZKOLNY
Zapukaam i po chwili drzwi otworzyy si od rodka. Pani Greene miaa
nieskazitelnie blad skr, oczy niebieskie jak morze, pene usta i proste jasne wosy do pasa,
z przedziakiem nad owaln twarz. Na czubku jej nosa spoczyway turkusowe okulary typu
kocie oczy. Jej strj do pracy skada si z szarej owkowej spdnicy i rowej jedwabnej
bluzki. Miaa wiotk, ale kobiec figur. Moga by najwyej o pi lat starsza ode mnie.
- Nora Grey, prawda? Wygldasz tak samo jak na zdjciu w kartotece - powiedziaa,
mocno ciskajc moj rk. Jej gos zabrzmia szorstko, ale nie niegrzecznie. Raczej
zawodowo.
Cofajc si lekko, gestem zaprosia mnie do rodka.
- Napijesz si soku, wody? - zapytaa.
- Co si stao z doktorem Hendricksonem?
- Przeszed na wczeniejsz emerytur. Ju jaki czas temu upatrzyam sobie t
posad i teraz skorzystaam z okazji. Dotd pracowaam w stanie Floryda, ale dorastaam w
Portland i moi rodzice nadal tu mieszkaj. Przyjemnie znowu by blisko nich.
Obejrzaam niewielki gabinet. Zmieni si drastycznie, odkd byam w nim ostatnio.
Pki od ciany do cian wypeniay teraz naukowe, ale do typowo wygldajcej ksiki w
twardych okadkach, wszystkie oprawione w neutralne kolory ze zotym liternictwem. Doktor

Hendrickson wystawia na nich swoje rodzinne zdjcia, a pani Greene najwyraniej woaa
zachowa obrazki z ycia prywatnego tylko dla siebie. Przy oknie wisiaa ta sama paprotka,
ktra pod opiek doktora bya raczej brunatna ni zielona. Pani Greene przywrcia jej wigor
w cigu za ledwie paru dni. Naprzeciw biurka stao wycielane rowym brokatem krzeso, a
w kcie - kilka pojemnikw na kkach.
- Zaczam prac w pitek - wyjania, widzc, e za trzymaam wzrok na
pojemnikach. - Jeszcze si rozpakowuj. Usid.
Zsunam plecak z ramienia i usiadam na brokatowym krzele. Pokj nie mia
adnego rysu osobowoci pani Greene. Na biurku lea - ani zbyt porzdny, ani bezadny stos, teczek i stal biay kubek, chyba z wrztkiem. W powietrzu nie czuo si ladu perfum
czy odwieacza powietrza. Monitor komputera lni czerni.
Pani Greene przykucna przed stojc za biurkiem szafk z kartotek, wyja now
szar teczk i czarnym flamastrem napisaa na etykiecie moje nazwisko. Pooya teczk na
biurku obok mojej starej kartoteki, poplamionej kaw przez doktora Hendricksona.
- Cay weekend wertowaam kartoteki doktora - powiedziaa. - Midzy nami mwic,
jego charakter pisma przyprawia mnie o migren, wic wszystko przepisuj. Dziwne, e do
notatek nie uywa komputera. Kto w dzisiejszych czasach pisze rcznie?
Usadowia si na obrotowym krzele, zaoya nog na nog i uprzejmie si do mnie
umiechna.
- To co? Moe mi troch opowiesz o swoich sesjach z doktorem Hendricksonem?
Niewiele odcyfrowaam z tego, co zapisa. Omawialicie twj stosunek do nowego zajcia
mamy, prawda?
- Nie jest znw takie nowe. Mama pracuje od roku.
- Przedtem zajmowaa si domem, tak? A po mierci taty zatrudnia si na peny etat.
- Pani Greene zerkna na arkusz papieru w mojej kartotece. - Pracuje w spce akcyjnej, tak?
Koordynuje sprzeda posiadoci na caym wybrzeu. - Spojrzaa na mnie znad okularw. Na pewno wic spdza mnstwo czasu poza domem.
- Chciaymy zosta w domu na wsi - odparam, przyjmujc lekko defensywny ton. Gdyby zatrudnia si na miejscu, nie byoby nas sta na spacanie hipoteki.
Mimo e niezbyt przepadaam za spotkaniami z doktorem Hendricksonem, to nagle
poczuam si uraona, e przeszed na emerytur i zostawi mnie pani Greene. Powoli
zaczynaa mnie drani swoj drobiazgowoci. Poczuam, e ma ochot wsadzi nos w
najmroczniejsze zaktki mojego ycia.
- No tak, ale pewnie doskwiera ci w domu samotno.

- Mamy gosposi, ktra zostaje ze mn codziennie do dziewitej, dziesitej


wieczorem.
- Gosposia jednak nie zastpi ci matki. Popatrzyam na drzwi z myl, e powinnam
by dyskretniejsza.
- Masz przyjacik od serca? Chopaka? Osob, z ktr moesz porozmawia, kiedy
gosposia... nie do koca czai. Zamaczaa torebk herbaty w kubku i unoszc go, upia yk.
- Mam przyjacik od serca - postanowiam mwi jak najoszczdniej. Im mniej
powiem, tym sesja bdzie krtsza. A im krtsza sesja, tym szybciej odwiedz Vee.
Pani Greene uniosa brwi.
- A chopaka?
- Nie mam.
- Jeste atrakcyjna. Z pewnoci wzbudzasz zainteresowanie pci przeciwnej.
- Prosz posucha - zaczam najspokojniej jak umiaam. - Jestem bardzo wdziczna,
e chce mi pani pomc , ale identyczn rozmow przeprowadziam ju z doktorem
Hendricksonem rok temu, gdy zgin tato. Odgrzewanie jej nic mi nie da. To tak, jakbym
cofaa si w czasie, aby przebrn przez to wszystko na nowo. Owszem, przeyam tragedi i
koszmar i nadal codziennie prbuj si z tym upora, ale tak naprawd chciaabym wreszcie
pj do przodu.
cienny zegar midzy nami odlicza kolejne sekundy.
- Taaak - odezwaa si w kocu pani Greene z przyklejonym umiechem. - Ogromnie
mi si przyda znajomo twojej perspektywy, Noro. Zreszt od pocztku dyam do tego, by
zrozumie twj punkt widzenia. Twoje odczucia odnotuj w kartotece. Chciaaby jeszcze o
czym porozmawia?
- Nie. - Umiechnam si dla potwierdzenia, e sobie wietnie radz.
Przerzucia kilka stron w mojej kartotece. Nie miaam pojcia, jakie obserwacje
uwieczni tam doktor Hendrickson - i nie chciao mi si czeka na ich ujawnienie.
Podnoszc plecak z podogi, przesunam si na krawd krzesa.
- Nie ebym pani popdzaa, ale o czwartej musz by w pewnym miejscu.
- Ach tak?
Nie miaam zamiaru wtajemnicza jej w napa na Vee.
- Musz czego poszuka w bibliotece.
- Z ktrego przedmiotu? Powiedziaam pierwsze, co mi si nasuno:
- Z biologii.
- A skoro mowa o przedmiotach, jak ci idzie? Masz jakie problemy?

- Nie.
Znw odwrcia kilka kartek.
- Znakomite stopnie - zauwaya. - Jak widz, pomagasz w biologii koledze z awki,
Patchowi Cipriano. Popatrzya na mnie, liczc, e to potwierdz.
Zdziwiam si, e pomoc w nauce jest tak wana, by trzeba j byo wpisywa do
kartoteki szkolnego psychologa.
- Jeszcze nie znalelimy czasu, eby si pouczy. Trudno nam pogodzi rozkad
zaj. - Wzruszyam ramionami na znak, e nic na to nie poradz.
Postukaa moimi aktami w biurko, by uoy lune kartki w porzdny stosik, po czym
wsuna je do rodka nowej, opisanej rcznie kartoteki.
- Lojalnie ostrzegam ci, e poprosz pana McConaughy'ego o ustalenie konkretnych
godzin waszej nauki. Powinnicie spotyka si w szkole, pod bezporednim nadzorem
ktrego z nauczycieli albo wykadowcw. Wolaabym, eby nie uczya Patcha poza terenem
szkoy. Zaley mi zwaszcza na tym, abycie nie spotykali si sami.
Dreszcz przebieg mi po ciele.
- Dlaczego? O co chodzi?
- Nie mog o tym rozmawia.
Po chwili namysu stwierdziam, e nie chce, bym spotykaa si z Patchem sama, bo
jest niebezpieczny. Moja przeszo mogaby ci przerazi - powiedzia na platformie
Archanioa.
- Dzikuj, e powicia mi czas. Nie bd ci duej zatrzymywa - powiedziaa
pani Greene.
Podesza do drzwi i uchylia je przede mn smukym biodrem. Umiechna si na
poegnanie. Kompletnie bez wyrazu.
Po wyjciu z gabinetu pani Greene zadzwoniam do szpitala. Vee bya ju po operacji,
ale na razie zostaa w pokoju wybudze i mona j byo odwiedzi dopiero po sidmej.
Zerknam na zegarek telefonu. Jeszcze trzy godziny. Odszukaam samochd na parkingu dla
uczniw i padam na siedzenie, w nadziei e popoudnie spdzone na odrabianiu lekcji w
bibliotece skrci mi czas czekania.
Siedziaam i siedziaam w bibliotece, gdy nagle dotaro do mnie, e zapada zmierzch.
odek zacz mi burcze tak gono, e powdrowaam mylami w stron automatu tu przy
wejciu.
Ostatnie zadanie mogam odoy na pniej, ale musiaam zrobi jeszcze co, co
wymagao skorzystania z zasobw biblioteki. W domu by tylko wiekowy IBM podczony

do internetu modemem telefonicznym, jak zwykle wic by oszczdzi sobie niepotrzebnych


wrzaskw i wyrywania wosw z gowy, postanowiam skorzysta z tutejszej sali
komputerowej. Moja recenzja Otella miaa znale si na biurku redaktora naczelnego e zinu przed dziewit i przyrzekam sobie, e zjem co, gdy tylko j skocz.
Spakowaam rzeczy i poszam do windy. W rodku nacisnam guzik, aby zamkn
drzwi, nie od razu wybierajc pitro. Wycignam z plecaka komrk i znowu zadzwoniam
do szpitala.
- Dobry wieczr - powiedziaam do pielgniarki, ktra odebraa. - Moja przyjacika
bya dzi operowana i kiedy telefonowaam wczeniej, powiedziano mi, e wieczorem
przewioz j z bloku operacyjnego. Nazywa si Vee Sky.
Po chwili ciszy w suchawce rozlego si stukanie w klawiatur.
- Wyglda na to, e w cigu godziny przenios j do pojedynczej sali.
- Do ktrej mona odwiedza pacjentw?
- Do smej.
- Dzikuj - rozczyam si i nacisnam guzik trzeciego pitra.
Na trzecim pitrze skierowaam si do zbiorw bibliotecznych, liczc, e lektura kilku
recenzji w miejscowej gazecie przyniesie mi natchnienie.
- Przepraszam - powiedziaam do siedzcej za biurkiem bibliotekarki. - Potrzebne mi
s numery Portland Press Herald z ubiegego roku. Zwaszcza z przewodnikiem teatralnym.
- Nie przechowujemy w zbiorach tak wieych publikacji - odpara. - Ale sprbuj
zagldn do internetu, bo wydaje mi si, e Portland Press Herald udostpnia archiwum na
swojej stronie. Przejd do koca korytarza i po lewej znajdziesz sal mediw.
W sali mediw zasiadam przed jednym z komputerw. Ju miaam si wzi do
zadania, gdy przyszed mi do gowy pewien pomys. Zdziwiam si, czemu nie wpadam na to
wczeniej. Upewniwszy si, e nikt nie zaglda mi przez rami, wpisaam w Google Patch
Cipriano. Liczyam, e znajd jaki artyku, ktry rzuci wiato na jego przeszo. A moe
nawet jego blog.
Skrzywiam si na wyniki przeszukiwania. Nic. Nie byo go ani w Facebooku, ani w
MySpace. Bloga te nie znalazam. Tak jakby w ogle nie istnia.
- Co ty za jeden, Patch? - mruknam. - Kim naprawd jeste?
P godziny pniej - po przeczytaniu kilku recenzji Otella - oczy zaczy mi
wychodzi z orbit. Rozszerzyam zakres poszukiwa online o wszystkie dzienniki wydawane
w Maine. Wyskoczy link do prywatnej szkoy w Kinghorn. Upyno par sekund, nim
skojarzyam znajom nazw. Elliot przenis si do nas z Kinghorn, wic pomylaam, e co

mi szkodzi sprawdzi. Bo jeli szkoa jest tak elitarna, jak powiedzia, to przecie musi mie
przyzwoit gazet.
Kliknam link i - przegldajc stron archiwum - na chybi trafi wybraam 21 marca
zeszego roku. Po chwili ukaza si nagwek:
PRZESUCHANIE UCZNIA W ZWIZKU Z MORDERSTWEM W PRYWATNEJ
SZKOLE W KINGHORN
Uwiedziona myl, e poczytam o czym duo hardziej ekscytujcym ni teatr,
przysunam si z krzesem bliej ekranu.
Szesnastoletni ucze prywatnej szkoy redniej Kinghorn, przesuchiwany przez
policj w sprawie nazywanej powieszeniem w Kinghorn zosta zwolniony i oczyszczony z
zarzutw.
Po znalezieniu na zalesionym kampusie szkoy powieszonego ciaa osiemnastoletniej
Kjirsten Halverson policja przesuchiwaa ucznia drugiej klasy, Elliota Sauniiersa, ktrego
widziano z ofiara, w noc jej mierci.
Powoli trawiam informacje. Elliota przesuchiwano w zwizku ze ledztwem w
sprawie zbrodni?
Halverson pracowaa jako kelnerka w barze U lepego Joe. Policja potwierdzia, e
widziano j z Saundersem w sobot w godzinach wieczornych. Zwoki Halverson odkryto w
niedziel rano, a Saunders zosta zwolniony z aresztu w poniedziaek po poudniu, po
znalezieniu w mieszkaniu Halverson listu samobjczego.
- Trafia na co ciekawego?
Podskoczyam na dwik gosu Elliota za plecami. Okrciwszy si z krzesem,
zobaczyam, e stoi oparty o framug drzwi. Mia przymruone oczy i zacite usta.
Przenikno mnie co zimnego, tak jakby rumieniec, tylko e na odwrt.
Przesuwajc si lekko w prawo, staraam si usadowi prosto przed ekranem.
- Yyy... wanie kocz zadanie. A ty? Co tu robisz? Nie syszaam, jak wszede.
Dugo ju tam stoisz? - spytaam za bardzo podniesionym gosem.
Elliot wszed do sali. Zaczam na olep gmera po monitorze w poszukiwaniu
wycznika.
- Szukam natchnienia do recenzji teatralnej, ktr jeszcze dzi wieczr musz odda
naczelnemu - cignam stanowczo za szybko.
Gdzie ten guzik? - zastanawiaam si. Elliot spojrza mi przez rami.
- Recenzje teatralne?
Palce musny jaki przycisk i wreszcie monitor poczernia.

- Sorry, nie dosyszaam: co tu robisz?


- Przechodzc, zobaczyem, e tu siedzisz. Co nie gra! Jeste jaka... pobudzona.
- To... niski poziom cukru. - Byle jak pozbieraam papiery i ksiki i upchnam je do
plecaka. - Nie jadam od lunchu.
Elliot wzi stojce obok krzeso i pchn je w moj stron. Usiad na nim okrakiem i
przybliy si, naruszajc moj prywatn przestrze.
- Moe bym ci pomg z t recenzj? Odchyliam gow.
- Ojej, to strasznie mie, ale ja na razie kocz. Musz co zje. Najwyszy czas na
przerw.
- Postawi ci kolacj - odpowiedzia. - Za rogiem jest mae bistro.
- Dziki, ale mama by si niepokoia. Wyjechaa na tydzie, no i dzisiaj wraca wstaam, prbujc go obej.
Wycign komrk i dgn mnie w ppek.
- Zadzwo.
Popatrujc na telefon, panicznie szukaam wymwki.
- Nie wolno mi azi po miecie, gdy na drugi dzie mam szko.
- Oto jak wyglda kamstwo, Noro. Powiedz, e odrabia nie zadania potrwa duej ni
si spodziewaa. Powiedz, e jeszcze godzin musisz posiedzie w bibliotece. Na pewno si
nie zorientuje.
Elliot przybra ton, jakiego dotd nie syszaam. Jego niebieskie oczy zrobiy si nagle
zimne, a usta zwziy si jeszcze bardziej.
- Mama nie jest zadowolona, kiedy si spotykam z kim kogo nie zna odpowiedziaam.
Elliot umiechn si, ale bez cienia serdecznoci. - Oboje wiemy, e niezbyt si
przejmujesz zasadami matki. Przecie w sobot wieczr bya ze mn w Delphic.
Zarzuciwszy plecak na rami, kurczowo cisnam jego szelk. Bez sowa minam
Elliota i w popiechu wyszam z sali, uwiadamiajc sobie raptem, e jeli wczy monitor,
zobaczy wzmiank o przesuchaniu... Ale teraz ju nie mogam nic na to poradzi.
W poowie drogi do kontuaru biblioteki odwayam si obejrze. Przez szklan cian
zobaczyam, e sala multimedialna jest pusta. Elliot si ulotni. Wrciam do komputera,
bacznie rozgldajc si na boki. Wczyam monitor. Tekst o ledztwie wci by na ekranie.
Przesaam kopi do najbliszej drukarki i po wydrukowaniu schowaam j do segregatora, po
czym si wylogowaam i wybiegam z sali.

ROZDZIA 12
Komrka zawibrowaa mi w kieszeni. Sprawdziwszy, czy nie rozdranio to
bibliotekarki, odebraam.
- Tak. mamusiu?
- Mam dobre wieci - powiedziaa mama. - Aukcja skoczya si wczeniej.
Wyjechaam godzin przed czasem i niedugo bd w domu. Gdzie jeste?
- Hej! Mylaam, e wrcisz pniej. Wychodz z biblioteki. Jak byo pod Nowym
Jorkiem?
- Pod Nowym Jorkiem byo do... rozwlekle. - Rozemiaa si, ale po gosie
poznaam, e jest wykoczona. - Nie mog si doczeka, kiedy ci zobacz.
Rozejrzaam si za zegarem. Po drodze do domu chciaam wstpi do szpitala, do Vee.
- Posuchaj - powiedziaam. - Musz odwiedzi Vee. Mog si spni kilka minut.
Bd si spieszya, obiecuj.
- Naturalnie - wyczuam leciutkie zawiedzenie. - Jak si miewa? Rano odebraam
wiadomo o operacji.
- Jest ju po. W tej chwili przenosz, j do osobnej sali.
- Noro... - mama bya mocno poruszona. - Tak si ciesz, e to nie ty. Nie mogabym
y, gdyby co ci si stao. Zwaszcza e tato... - urwaa. - Ciesz si, e nic nam nie zagraa.
Pozdrw ode mnie Vee. Do zobaczenia. ciskam.
- Kocham ci, mamo.
Rejonowe centrum zdrowia w Coldwater to dwupitrowy budynek z czerwonej cegy,
z prowadzcym do gwnego wejcia zadaszonym pasaem. Przeszam przez obrotowe drzwi
i zatrzymaam si przy rejestracji, by spyta o Vee. Okazao si, e przenieli j do pokoju p
godziny temu i e pora odwiedzin koczy si za pitnacie minut. Wyjechaam wind pitro
wyej.
Pchnam drzwi pokoju dwiecie siedem.
- Vee? - zapytaam, chowajc za sob bukiet balonikw i minam przedpokj.
Zastaam j w pozycji plecej na ku, z lew rk w gipsie.
- Cze! - przywitaam si, widzc, e nie pi. Vee westchna jak ksina.
- Uwielbiam prochy. Serio. Co niesamowitego. Wysiada przy nich nawet cappuccino
z bistra Enza. Patrz, zrymowao mi si: z bistra Enza. To znak. Zostan poetk. Chcesz
usysze co innego? wietnie improwizuj.

- Yyy...
Ranym krokiem wesza pielgniarka i pomajstrowaa przy kroplwce Vee.
- No jak, lepiej? - spytaa j.
- Nie bd adn poetk - cigna Vee. - Jest mi pisana komedia na stojaka. Puk puk.
- Co? - nie zrozumiaam.
- Kto tam? - Pielgniarka wzniosa oczy do nieba.
- eberka - odpowiedziaa Vee.
- Jaka eberka?
- eberka ubstwiam, lecz wieprzowe tylko.
- Moe by jej ograniczy rodki przeciwblowe - zasugerowaam pielgniarce.
- Za pno. Dopiero co dostaa now dawk. Poczekaj, co pokae za dziesi minut odpara i wysza.
- No i? - spytaam Vee. - Jak diagnoza?
- Diagnoza?! Mj lekarz to jaki so. Wyglda jak Oompa Loompa. No, nie patrz tak
gronie. Ostatnio, jak tu przylaz, dorwa si do funky chicken. Cay czas re czekolad.
Gwnie w ksztacie zwierztek. Kojarzysz te zajce sprzedawane na Wielkanoc? No wanie
co takiego wtryni na kolacj. Na lunch kaczk z czekolady, do tego na przystawk te
pianki.
- Miaam na myli diagnoz... - Wskazaam otaczajce j akcesoria.
- Aha. Zamana rka, wstrzs mzgu i przerne skaleczenia, zadrapania i sice. Na
szczcie mam szybki refleks i zwiaam bez wikszych uszkodze. Jak chodzi o refleks, to
jestem jak kot. Jestem Kobiet Kotem. Jestem niezniszczalna. Dopad mnie tylko dlatego, e
lao. Jako kot nie znosz wody, bo osabia czujno. To taka moja pita Achillesa.
- Tak mi przykro - powiedziaam szczerze. - To ja powinnam teraz tutaj lee.
- I dostawa te wszystkie prochy? Nic z tego.
- Policja ma jakie poszlaki? - zapytaam.
- Nie, nuli, zero.
- adnych wiadkw?
- Byymy na cmentarzu w samym rodku burzy - zauwaya Vee. - Normalni ludzie
na ogl siedz wtedy w domu.
Racja. W tak pogod nikt normalny nie wyszedby na dwr. Oczywicie my
wyszymy... wraz z tajemnicz dziewczyn, ktra ledzia Vee po opuszczeniu przez ni
Victoria's Secret.

- Jak to si stao?
- Szlam w stron cmentarza, tak jak si umwiymy, i nagle usyszaam za sob
kroki - wyjania Vee. - Wtedy si obejrzaam i wszystko potoczyo si strasznie szybko.
Bysn rewolwer i go rzuci si na mnie. Jak powiedziaam glinom, mzg mi si zlasowa.
Niech pani odtworzy jego rysy. Akurat! Ledwie zdyam pomyle: Jezus, Maria, Jzef,
zaraz bd mokr plam! Go warkn, ze cztery razy przywali mi gunem, porwa torebk i
da dyla.
Poczuam mtlik w gowie.
- Zaraz. To by facet? Widziaa jego twarz?
- No jasne, e facet. Mia ciemne oczy... grafitowe. Wicej nie zobaczyam, bo by w
kominiarce.
Na wspomnienie kominiarki serce zabio mi jak w obdzie. Czyli to na pewno ten
sam facet, ktry wyskoczy mi na mask. Wcale go nie wymyliam - wiadczyy o tym sowa
Vee. Przypomniaam sobie, jak znikny wszelkie dowody wypadku. Wic moe i to nie byo
wytworem mojej wyobrani... Tajemniczy facet istnia naprawd. I by tam... Ale skoro nie
wymyliam sobie uszkodze auta, to co si wtedy wydarzyo? Moe... kto wpywa na mj
wzrok albo na pami?
Po chwili nasuna mi si masa pyta pomocniczych. Czego chcia tym razem? Czy
mia co wsplnego z dziewczyn przed Victoria's Secret? Czy wiedzia, e id tam na
zakupy?... Kamufla w postaci kominiarki wskazywa, e wszystko zostao drobiazgowo
zaplanowane, a wic go musia si wczeniej dowiedzie, gdzie mnie znajdzie. I nie chcia,
ebym go rozpoznaa.
- Komu mwia, e idziemy na zakupy? - spytaam Vee znienacka.
Dla wygody wsuna sobie poduszk pod kark.
- Mamie.
- Tylko? Nikomu wicej?
- Moe te wspomniaam Elliotowi. Zmrozio mi krew w yach.
- Elliotowi?
- I co z tego?
- Posuchaj - powiedziaam z powag. - Pamitasz, jak wracaam dodge'em i
potrciam jelenia?
- No i? - zmarszczya czoo.
- To nie by jele, tylko facet. Facet w kominiarce.
- Co ty? - odszepna. - Chcesz powiedzie, e gostek nie napad mnie przypadkowo?

e ma co do mnie? Nie, chwila. On ma co do ciebie. Byam w twojej kurtce. Myla, e to


ty!
Ciao jakby zmienio mi si w ow. Po sekundzie ciszy Vee dodaa:
- Jeste pewna, e nie mwia o zakupach Patchowi? Bo jakby si tak zastanowi, to
go by zbudowany jak on. Wysokawy. Szczupawy. Silnawy. I seksy, nie liczc napaci.
- Patch nie ma oczu grafitowych, tylko czarne - zauwayam, uzmysawiajc sobie, e
niestety wspomniaam mu o naszych zakupach koo mola.
Vee wzruszya niepewnie ramionami.
- Moe i mia czarne. Nie pamitam. Stao si to tak okropnie szybko. Ale co do
rewolweru nie mam wtpliwoci - dodaa, jake pomocnie. - Celowa we mnie. No wiesz, nie
na boki.
Powoli co zaczynao mi si skada. Skoro Patch napad na Vee, to na pewno widzia,
jak wychodzi ze sklepu w mojej kurtce, i stwierdzi, e to ja. Kiedy si zorientowa, e ledzi
kogo innego, ze zoci pobi Vee rewolwerem i znikn. Problem w tym, e nie umiaam
sobie wyobrazi, jak maltretuje Vee. Taki wariant odpada. Poza tym Patch rzekomo by
wtedy do rana na imprezie na wybrzeu.
- Czy napastnik chocia troch przypomina Elliota? - zapytaam.
Vee przeuwaa to chwil. Nie wiem, jakie dostaa lekarstwo, ale wyranie spowolnio
ono tok mylenia, bo niemal syszaam, jak mozolnie uruchamia kolejne trybiki mzgu.
- By od niego co najmniej dziesi kilo lejszy i z dziesi centymetrw wyszy.
- Wszystko przeze mnie - powiedziaam. - Nie powinnam wypuszcza ci ze sklepu w
swojej kurtce.
- Pewno ci si to nie spodoba - rzeka Vee, najwyraniej walczc z wywoanym przez
leki ziewniciem. - Ale im duej si nad tym zastanawiam, tym wicej widz podobiestw
midzy moim napastnikiem i Patchem. Tak samo zbudowani. Takie same dugie nogi i
identyczny chd. Fatalnie, e w jego kartotece nic nie ma. Przydaby si adres. Musimy
obada jego okolic. Znale atwowiern ssiadk staruszk i podstpem namwi j, eby
zamontowaa sobie w oknie kamer i nakierowaa j na dom Patcha. Bo co jest z nim nie tak.
- Naprawd mylisz, e mgby ci to zrobi? - spytaam, wci bez przekonania.
Vee zagryza warg.
- Wedug mnie co ukrywa. Co wielkiego. Nie miaam zamiaru zaprzecza.
Zakopaa si w pocieli.
- Swdzi mnie cae ciao. Cudownie si czuj.
- Nie mamy adresu - powiedziaam. - Ale wiemy, gdzie pracuje.

- Mylisz o tym samym co ja? - spytaa Vee; oczy pojaniay jej na moment w
narkotycznym otumanieniu.
- Dowiadczenie uczy, e lepiej nie.
- Musimy podszlifowa zdolnoci badawcze - oznajmia Vee. - Uywajcie gowy, bo
wam zardzewieje, jak powie dzia trener. Musimy dowiedzie si wicej o przeszoci Patcha.
Zao si, e jak przedstawimy materia dowodowy, to trener jeszcze nas pochwali.
Uznaam, e to wtpliwe, bo przy udziale Vee z pewnoci weszybymy w kolizj z
prawem. Poza tym nasze badanie nijak si miao do biologii.
Umiech, ktry na si wywoaa Vee, znikn mi z twarzy. Bo mimo caej
niefrasobliwoci, ogarno mnie przeraenie. Facet w kominiarce jednak istnia i pewnie znw
szykowa si do ataku. W sumie zgadzaoby si, e to sprawka Patcha... Go w kominiarce
wyskoczy mi na mask dzie po tym, jak pierwszy raz usiedlimy razem na biologii. Wic
moe to nie by zbieg okolicznoci.
Akurat wtedy musiaa pojawi si w drzwiach pielgniarka.
- sma - poinformowaa mnie, stukajc w zegarek. - Koniec odwiedzin.
- Ju wychodz - odparam.
Gdy tylko ucichy jej kroki na korytarzu, zamknam drzwi. Nie mogam opowiada
Vee o ledztwie i Elliocie przy wiadkach. Gdy jednak znw zbliyam si do ka, okazao
si, e lekarstwo zaczyna dziaa.
- Nadchodzi - szepna z ekstatyczn min. - Narkotyczny przypyw... ju za chwil...
fala ciepa... egnaj, blu...
- Vee...
- Puk - puk.
- Posuchaj, to bardzo wane. - Puk - puk.
- Chodzi o Elliota...
- Puk - puuuuuk - powtrzya piewnie. Westchnam.
- Kto tam?
- Sara.
- Jaka Sara?
- Sara, bo czerwone wyszy! - wybuchna histerycznym miechem.
Widzc, e dalszy nacisk byby pozbawiony sensu, powiedziaam:
- Zadzwo jutro, kiedy wyjdziesz. - Rozpiam plecak. - ebym nie zapomniaa,
przyniosam twoje zadanie. Gdzie pooy?
Wskazaa kosz na mieci.

- Najlepiej tam.
Postawiam fiata w garau, zamknam i schowaam kluczyki do kieszeni. Kiedy
wracaam do domu, na niebie nie byo ani jednej gwiazdy i zacz sipi deszcz. Zsunam
drzwi garau do ziemi i przekrciam klucz w zamku. Weszam do kuchni. Na grze palio si
wiato i ju po chwili po schodach zbiega mama i obja mnie czule.
Mama ma faliste ciemne wosy i zielone oczy. Jest wysza ode mnie o dwa i p
centymetra, ale figur mamy identyczn. Zawsze pachnie Love Ralpha Laurena.
- Jak dobrze, e nic ci nie grozi. - Przytulia mnie mocno. Nie byabym tego taka
pewna - pomylaam.

ROZDZIA 13
Nastpnego dnia o sidmej wieczr parking Granicy by kompletnie zapchany. Po
blisko godzinie baga udao mi si z Vee przekona jej rodzicw, e musimy uczci
pierwszy wieczr od jej wyjcia ze szpitala chiles rellenos i daiquiri ze wieymi
truskawkami. Tak w kadym razie im powiedziaymy. A naprawd kieroway nami niskie
pobudki.
Postawiwszy w kocu dodgea na parkingu, wyczyam silnik.
- Bleee - skrzywia si Vee, gdy oddajc jej kluczyki, musnam j doni. - Nie
mogaby si mniej poci?
- Jestem zdenerwowana.
- Ojej, co ty powiesz. Mimowolnie spojrzaam na drzwi.
- Wiem, co kombinujesz - powiedziaa Vee, zaciskajc wargi. - Wybij to sobie z
gowy. Kategorycznie!
- Nie wiesz, o czym pomylaam. cisna mnie za rami.
- Akurat.
- Nie zwiej - odparam. - Ja na pewno.
- Kamczucha.
We wtorki Patch mia wolne i Vee przekonaa mnie, e to najlepszy moment, by
podpyta jego wsppracownikw. Wyobraaam sobie, jak pewnie sun do baru, niemiao a la Marcie Millar - spogldam na barmana i jakby nigdy nic zagaduj go o Patcha. Musiaam
si dowiedzie, gdzie mieszka. Musiaam si dowiedzie, czy ju by notowany. Musiaam si
dowiedzie, czy co, cho w najmniejszym stopniu, czy go z facetem w kominiarce. No i skd wzili si w moim yciu facet w kominiarce i dziewczyna.
Zajrzaam do torebki, sprawdzajc, czy nie zgubiam listy pyta. Na jednej stronie
miaam zapisane pytania o prywatne ycie Patcha, a na odwrocie - podpowiedzi, jak
flirtowa. Na wszelki wypadek.
- Czekaj, czekaj - powiedziaa Vee. - Co to???
- Nic - odparam, skadajc kartk.
Chciaa mi j wyrwa, ale byam szybsza i wepchnam list na samo dno torebki.
- Zasada numer jeden - pouczya Vee. - Przy flirtowaniu nie ma mowy o notatkach.
- Od kadej zasady jest wyjtek.
- Ale nie w twoim wypadku! - Wzia z tylnego siedzenia dwa plastykowe worki 7 -

Eleven i wygramolia si z samochodu. Gdy tylko wysiadam, rzucia mi je nad dachem.


- Co to? - zapytaam, apic reklamwki.
Miay zawizane uchwyty, wic nie byo wida, co jest w rodku, ale na sto procent
zauwayam wypuczenie od obcasa szpilki.
- Rozmiar osiem i pl - oznajmia Vee. - Ze skry rekina, eby si moga bardziej
wczu w rol.
- Nie umiem chodzi na wysokich obcasach.
- No to si ciesz, bo nie s wysokie.
- Ale tak wygldaj - odparam, zerkajc na wystajcy obcas.
- Prawie trzynacie centymetrw. Wysokie maj co najwyej dziesi.
Piknie. Jeli uwodzc kolegw Patcha, nie zami sobie karku, to przynajmniej si
przed nimi upokorz.
- Aha - odezwaa si Vee, gdy ruszyymy chodnikiem do frontowego wejcia. Zaprosiam dwie osoby. Im wicej ludzi, tym lepiej, prawda?
- Kogo? - Od zych przeczu a zakuo mnie w odku.
- Julesa i Elliota.
Nim zdyam uwiadomi Vee, dlaczego to poroniony pomys, dodaa:
- Chwila prawdy: Tak jakby chodz z Julesem. Po kryjomu.
- Co???
- eby ty widziaa jego chat. Bruce Wayne moe si schowa. Jego rodzice to albo
narkotykowi magnaci z Arno ryki Poudniowej, albo odziedziczyli jaki wielki spadek. Nie
wiem, bo ich na razie nie poznaam.
Odjo mi mow. Usta otworzyy mi si i zamkny - bez sw.
- Od kiedy? - wydusiam wreszcie.
- W sumie to od tego pamitnego niadania u Enza.
- Pamitnego? Vee, nie masz pojcia...
- eby tylko przyszli pierwsi i zajli stolik. Westchnli, z wycignit szyj
rozgldajc si w coraz wikszym tumie przy drzwiach. - Nie chce mi si czeka. Jeszcze
dwie minuty i padn z godu.
Chwyciam j za zdrowy okie i odcignam na bok.
- Musz ci powiedzie co wanego...
- Wiem, wiem - odpara. - Podejrzewasz, e to Elliot mnie napad. Wic chyba
pomyli Ci si z Patchem. Ale jak troch dzisiaj poszpiegujesz, przekonasz si, e mam racj.
Sowo daj, tak samo bym chciaa wiedzie, kto na mnie napad. Moe nawet bardziej

ni ty, bo teraz dotyczy mnie to osobicie. A skoro ju tak sobie doradzamy, to trzymaj si z
daleka od Patcha. Na wszelki wypadek.
- Dobrze, e sobie to wszystko przemylaa - rzuciam krtko - a teraz suchaj:
Znalazam artyku...
Drzwi Granicy otworzyy si. Uderzya nas nowa fala gorca, zapachw limonki i
kolendry, a z gonikw buchny dwiki zespou mariachi.
- Zapraszamy do Granicy - powitaa nas hostessa. - Dzisiaj tylko we dwie?
Tu za ni sta w ciemnym foyer Elliot. Zobaczylimy si w tej samej chwili.
Umiecha si, zupenie bez wyrazu.
- Dobry wieczr. - Podszed, zacierajc rce. - Jak zwykle wygldacie wspaniale.
Dostaam gsiej skrki.
- A gdzie twj wsplnik? - zapytaa Vee, ogarniajc wzrokiem foyer. Z sufitu zwisay
papierowe lampiony, a dwie ciany zdobio malowido meksykaskiego puebla. Na awkach
dla czekajcych nie byo ju wolnego miejsca. I... ani ladu Julesa.
- Niestety - odpar Elliot. - Go jest chory. Bdziecie musiay zadowoli si mn.
- Chory? - zdziwia si Vee. - Jak to chory? Co to w ogle za wymwka?
- Wychodzi mu i gr, i doem. Vee zmarszczya nos.
- Oszczd sobie szczegw.
Nie mogam oswoi si z myl, e Vee i Julesa co czy. Jules sprawia wraenie
ponurego, zajtego wasnym wiatem i kompletnie niezainteresowanego towarzystwem Vee
czy innych ludzi. Wizja mojej przyjaciki sam na sam z Julesem nie nastrajaa zbyt
optymistycznie... Nawet nie dlatego, e by nieprzyjemny i waciwie nic o nim nie
wiedziaam, ale ze wzgldu na to, co byo jasne jak soce, przyjani si z Elliotem.
Hostessa wyja z otwartej szafki trzy karty i zaprowadzia nas do boksu tak blisko
kuchni, e przez cian czuam ar dobywajcy si z piecw. Po lewej mielimy bar. Z prawej
- zaparowane drzwi na patio. Popelinowa bluzka momentalnie przykleia mi si do plecw,
cho potu raczej nie wywoao gorco, tylko wiadomo o Vee i Julesie.
- Moe by? - spytaa kelnerka, wskazujc nasz boks.
- Rewelacja. - Elliot zrzuci kurtk ze cigaczem. - Super lokal. Bo jak nie od ciepa,
zawsze mona si tu spoci od jedzenia.
Twarz hostessy pojaniaa.
- Bye ju u nas, pamitam. To moe na pocztek frytki i nowo: salsa jalapeno?
Najostrzejsza w karcie.
- Lubi ostre rzeczy - oznajmi Elliot.

W jego glosie wyczulam fasz. Bez wtpienia by sto razy gorszy od Marcie. Na
pocztku oceniam go stanowczo za bardzo pozytywnie, kropka. A na dodatek ukrywa, e
przesuchiwali go w sprawie morderstwa. Kto wie, co jeszcze mia w zanadrzu.
Hostessa spojrzaa na niego z aprobat.
- Ju biegn po frytki i sals. Zaraz przyjdzie kelnerka i przyjmie zamwienie.
Pierwsza wgramolia si do boksu Vee. Usiadam koo niej, a Elliot zaj miejsce
naprzeciwko mnie. Gdy popatrzylimy na siebie, spostrzegam w jego oczach co mrocznego.
Uraz, a moe nawet wrogo. Ciekawe, czy wiedzia, e przeczytaam artyku...
- Fiolet to twj kolor, Noro - stwierdzi, wskazujc na chustk, ktr cignam z
szyi, eby przywiza do uchwytu torebki. - Rozjania ci oczy.
Vee spojrzaa na mnie porozumiewawczo, biorc to za komplement.
- Moe opowiesz nam co - zagadnam ze sztucznym umiechem - o szkole w
Kinghorn?
- Tak, tak! - przyklasna Vee. - S tam jakie tajemne stowarzyszenia? Jak w
filmach?
- O czym tu gada? - odpar Elliot. - wietna szkoa, tyle. - Przebieg wzrokiem kart.
- Ma kto ochot na przystawk? Ja zapraszam.
- Skoro taka wietna, to czemu si przeniose? - Nie spuszczajc go z oczu, lekko
uniosam brwi.
Zanim umiechn si na si, zadrga mu lekko misie twarzy.
- Ze wzgldu na dziewczyny. Syszaem, e w tej okolicy s duo adniejsze.
Pogoska okazaa si prawdziwa. - Mrugn, a mnie od stp do gw ogarno lodowate
zimno.
- To czemu Jules te si nie przepisa? - zapytaa Vee. - Stworzylibymy fantastyczn
czwrk, tylko e z jeszcze wikszym powerem. Fenomenaln czwrk.
- Rodzice Julesa maj bzika na punkcie jego wyksztacenia. Wariactwo to za mao
powiedziane. Go chce by najlepszy. Nic go nie powstrzyma. Powiem wam, e mnie idzie
w szkole cakiem niele. Lepiej ni innym. Ale Julesowi nikt nie dorwna. To prawdziwa
gwiazda nauki.
W oczach Vee znowu odmalowao si rozmarzenie.
- Nie znam jego rodzicw - powiedziaa. - Wstpiam do niego dwa razy, ale albo
gdzie wyszli, albo byli w pracy.
- Duo pracuj - zgodzi si Elliot, znw spuszczajc oczy na menu, ebym moga
wyczyta z nich jak najmniej.

- Czym si zajmuj? - spytaam.


Elliot upi spory yk wody. Tak jakby chcia zyska na czasie, wymylajc odpowied.
- Diamentami. Spdzili wiele lat w Afryce i Australii.
- Nie wiedziaam, e Australia liczy si w tej brany. - odparam.
- No, ja te nie - dorzucia Vee.
Tak naprawd byam pewna, e w Australii nie ma diamentw. Kropka.
- To czemu mieszkaj w Maine - zdziwiam si - a nie w Afryce?
Elliot jeszcze bardziej zagbi si w menu.
- Co bierzecie? Wedug mnie niele wyglda stek fajitas.
- Jeli rodzice Julesa handluj diamentami, to na pewno wiedz, jak wybra idealny
piercionek zarczynowy - rzeka Vee. - Marz o pojedynczym i eby mia szmaragdu wy
szlif.
Kopnam j pod stoem. Dgna mnie widelcem.
- Auli!!! - krzyknam.
Do stou podesza kelnerka i odczekawszy chwil, za pytaa:
- Co do picia?
Elliot spojrza znad karty najpierw na mnie, a potem na Vee, ktra odpowiedziaa:
- Dietetyczna cola.
- Poprosz o wod z plastrami limonki - zamwiam Kelnerka zdumiewajco szybko
przyniosa napoje. Jej powrt by dla mnie znakiem, eby odej od stou i przy stpi do
realizacji pierwszego punktu planu - o czym Vee przypomniaa mi drugim dgniciem
widelca.
- Vee - wycedziam przez zby - zechcesz towarzyszy mi do toalety? - Nagle co mi
si odwidziao. Nie miaam ochoty zostawia Vee samej z Elliotem. Bardzo chciaam wywlec
ja z boksu i opowiedzie jej o wiadomym ledztwie, a pniej postara si o to, by Elliot z
Julesem zniknli z naszego ycia.
- Nie moesz i sama? - zapytaa. - Myl, e byby to lepszy plan. - Skina gow
w stron baru i bezgonie mrukna: Ide!, dyskretnie przeganiajc mnie pod stoem rk.
- Planowaam i sama, ale byoby cudownie, gdyby posza ze mn.
- Dziewczyny, skd wam si to wzio? - odezwa si Elliot, obdzielajc nas
umiechem. - Sowo daj, jeszcze nie spotkaem takiej, ktra by moga i do toalety sama. Pochyli si do nas i szepn konspiracyjnie: - Moecie mi to zdradzi? Dam wam po pi
dolcw, serio. - Sign do tylnej kieszeni. - A jak mnie tam wpucicie i zaapi, o co biega,
dam nawet po dysze.

- Zbok - Vee rzucia mu przelotny umiech. - Nie zapomnij. - Wepchna mi torby 7 Eleven. Elliot wyranie si zdziwi.
- mieci - wyjania mu poufnym tonem. - Mamy peny mietnik. Mama kazaa mi je
wyrzuci po drodze.
Elliot najwyraniej nie dowierza, a Vee najwyraniej miaa to w nosie. Wstaam,
obadowana czciami garderoby w reklamwkach i przeknam dzik furi.
Przecisnam si midzy stolikami i ruszyam przez sie w stron toalet. Sie w
kolorze terakoty ozdabiay marakasy, somkowe kapelusze i drewniane lalki. Byo tam tak
gorco, e musiaam otrze czoo z potu. Zgodnie z obecnym planem miaam si uwin jak
najprdzej i wracajc do stou, wymyli pretekst do wyjcia - razem z Vee. Bez wzgldu na
jej widzimisi.
Zajrzaam do trzech kabin w damskiej toalecie. Upewniwszy si, e jestem sama,
zamknam gwne drzwi od rodka na klucz, po czym wysypaam na blat obok umywalki
zawarto reklamwek: platynow peruk, fioletowy stanik typu push - up, obcisy czarny top
bez ramiczek, ozdobion cekinami mini, jaskraworowe kabaretki i szpilki ze skry rekina
w rozmiarze osiem i p.
Stanik, top i kabaretki woyam z powrotem do toreb. Zrzuciam dinsy i wcignam
mini. Schowaam wosy pod peruk, umalowaam usta pomadk i naoyam na nie grub
warstw poyskliwego byszczyku.
- Dasz rad - powiedziaam do swojego odbicia w lustrze, zakrcajc wieczko
byszczyka i dla efektu zaciskajc wargi. - Spokojnie moesz robi za Marcie Millar.
Uwiedziesz ktrego i wypiewa wszystko. atwizna!
Zdjam mokasyny i razem z dinsami wsadziam je do torby, ktr schowaam pod
umywalk.
- Poza tym - cignam - powici dum dla dobra ledztwa to nic zego. Skoro masz
takie opory, pamitaj, e jeli si czego nie dowiesz, moesz nawet zgin. Bo czy ci si to
podoba, czy nie, kto prbuje ci skrzywdzi.
Przyjrzaam si szpilkom. W yciu widziaam ju o wielo brzydsze rzeczy. Prawd
mwic, byy cakiem seksy. Co w stylu Szczki w Coldwater. Wsunam w nie stopy i
kilka razy przeszam si po toalecie.
Par minut pniej usiadam na stoiku przy barze.
Barman zmierzy mnie wzrokiem.
- Szesnacie? - zapyta. - Siedemnacie?
Na oko by o dziesi lat starszy ode mnie i mia ogolone, mocno przerzedzone nad

czoem, brzowe wosy. Z prawego ucha zwisao mu srebrne kko. Do tego - biay T - shirt i
lewisy. Nie powala urod.
- Nie jestem maoletnia - krzyknam, starajc si za guszy muzyk i gwar dookoa.
- Czekam na koleank, a std dobrze wida drzwi.
Wydobyam z torebki list pyta i ukradkiem wsunam j pod szklan solniczk.
- Co to jest? - spyta barman, wycierajc donie w rcznik i wskazujc kartk.
Wsunam j dalej.
- Nic - odparam z min niewinitka. Unis brwi.
Postanowiam nie przesadza z prawd:
- To... lista zakupw. Po drodze do domu musz kupi mamie kilka artykuw
spoywczych.
Co z tym flirtowaniem? - pomylaam. - Gdzie si podziaa Marcie Millar?
Spojrza na mnie taksujco, wic uznaam, e nie jest a tak le.
- Po piciu latach w tej brany wietnie wyczuwam kamstwo.
- Nie kami - odparam. - No, moe przed chwil, ale tylko troch. Jedno mae
kamstwo nie czyni mnie nieprawdomwn.
- Wygldasz na dziennikark.
- Pracuj w szkolnym e - zinie - wyznaam, zaraz tego aujc, bo, jak wiadomo,
dziennikarze nie wzbudzaj zaufania i ludzie na og s wobec nich podejrzliwi. - Ale dzi
mam wolne - dodaam szybko. - Jestem tu tylko dla wasnej przyjemnoci. Niczego nie
zaatwiam. Z niczym si nie kryj. Absolutnie.
Po sekundzie milczenia stwierdziam,

e najwysza

pora zacz dziaa.

Odchrzknwszy, zapytaam:
- Czy uczniowie szk rednich chtnie zatrudniaj si w Granicy?
- Tak, owszem. Jako hostessy, do pomocy w kuchni itepe.
- Naprawd? - udaam zaskoczenie. - To moe tu kogo znam?...
Barman skierowa wzrok na sufit i podrapa si po zaronitej brodzie. Jego obojtne
spojrzenie nie nastrajao mnie zbyt optymistycznie. Poza tym, nie miaam tak znw duo
czasu. Moe wanie w tej chwili Elliot wsypywa Vee do coli miercionony narkotyk...
- Patch Cipriano? - spytaam. - Pracuje tutaj?
- Patch? Tak, pracuje. Dwa wieczory w tygodniu i w weekendy.
- A w niedziele pracowa?
Staraam si zbytnio nie narzuca z pytaniami. Musiaam jednak sprawdzi, czy Patch
mg by w pobliu mola. Powiedzia, e idzie na imprez na wybrzeu, ale moe zmieni

plany. Gdyby kto mi potwierdzi, e w niedziele by w pracy, wykluczyabym jego udzia w


napaci na Vee.
- W niedziel? - Barman poskroba si po szyi. - Nie kojarz. Popytaj hostessy. Na
pewno ktra pamita. Jak tylko si pojawi, chichocz i szalej. - Umiechn si, tak jak bym
mu powinna wspczu.
- Nie masz przez przypadek dostpu do jego podania o prac? - zapytaam. I adresu!
- Niestety.
- A tak z ciekawoci: mona si tu zatrudni, jeli si jest notowanym za
przestpstwo?
- Przestpstwo? - Zamia si krtko. - artujesz?
- Okej, moe nie przestpstwo, ale wykroczenie...? Rozoy donie na kontuarze i
pochyli si nade mn.
- Nie - jego ton przeszed z wesoego w uraony.
- wietnie. Doskonale.
Aby si przesun, musiaam najpierw odklei si od stoka. Byam caa spocona.
Stwierdziam, e jeli regu flirtowania numer jeden ma by brak cigi, to regua numer dwa
powinna zabrania pocenia si.
Zajrzaam do listy.
- Nie wiesz, czy Patch by kiedy aresztowany? Notowany, bo kogo przeladowa? Czujc, e nie dziaam na barmana pozytywnie, postanowiam zasypa go wszystkimi
pytaniami naraz, nim poprosi, bym odesza od baru, albo co gorsza kae mnie wyrzuci za
molestowanie go lub podejrzane zachowanie. - Ma dziewczyn? - wyrzuciam.
- Jego spytaj - odpar. Zamrugaam oczami.
- Przecie dzi nie pracuje.
Na jego szeroki umiech mj odek zacz si uspokaja.
- Nie ma go dzi w pracy... prawda? - podniosam gos o oktaw. - Wtorki ma
przecie wolne!!!
- Normalnie tak. Ale zastpuje Benjiego. Benji wyldowa w szpitalu. Pk mu
wyrostek robaczkowy.
- Chcesz powiedzie, e Patch tu jest? Teraz? - Zasaniajc pl twarzy sztucznymi
wosami, obejrzaam si przez rami i ogarnam wzrokiem sal.
- Par minut temu wszed do kuchni. Zerwaam si z miejsca.
- Chyba zostawiam wczony samochd. Fajnie si z tob gadao! - Czym prdzej
ruszyam w stron toalet.

W damskiej zamknam si od rodka, przywarszy plecami do drzwi, wziam kilka


wdechw, po czym podeszam do umywalki i opryskaam twarz zimn wod. Patch zaraz si
dowie, e go szpiegowaam. Zapewniam to sobie pamitnym wystpem. Z pozoru by on
nieciekawy i lekko upokarzajcy. Ale musiaam zmierzy si z faktem, e Patch jest bardzo
tajemniczy. Tajemniczy ludzie nie lubi, gdy wcibia si nos w ich sprawy. Jak miaby
zareagowa na wie, e ogldam go pod mikroskopem?
Zaczam si zastanawia, po co tu w ogle przyszam. Zwaszcza e w gbi duszy
nie wierzyam, e facet w kominiarce to Patch. Nawet jeli mia mroczne, niepokojce
sekrety, to ganianie w kominiarce do nich nie naleao.
Zakrciam kran i podnoszc twarz do lustra... ujrzaam w nim odbicie Patcha.
Odwrciam si z piskiem.
Nie by umiechnity i nie wyglda na rozbawionego.
- Co ty tu robisz? - wykrztusiam.
- Pracuj.
- W damskiej toalecie? Nie umiesz czyta? Na drzwiach jest na...
- Mam wraenie, e mnie ledzisz. Pojawiasz si wszdzie tam, gdzie ja.
- Chciaam, eby Vee si rozerwaa - wyjaniam. - Bya w szpitalu - zabrzmiao to
defensywnie, wic postanowi am przej do ataku. - Nawet nie marzyam, e na ciebie
wpadn. Podobno masz dzisiaj wolne, co ty mi wciskasz? To ty pojawiasz si tam, gdzie ja.
Patrzy na mnie przenikliwie, gronie i natarczywie, oceniajc kade sowo,
najdrobniejszy ruch.
- To skd ta tandetna peruka? - zapyta. Zerwaam j i rzuciam na blat.
- A moe ty mi powiesz, co si z tob dziao? Opucie dwa dni szkoy.
Byam prawie pewna, e mi tego nie zdradzi, ale odpowiedzia:
- Graem w paintball. Co robia przy barze?
- Rozmawiaam z barmanem. Co, nie wolno? Opierajc si jedn rk o blat,
uniosam nog, eby rozpi pantofel. Kiedy si lekko pochyliam, lista pyta wypada mi zza
dekoltu na posadzk.
Przyklkam, by podnie kartk, ale Patch by szybszy. Trzyma j nad gow, a ja,
podskakujc, staraam si mu j wyrwa.
- Oddawaj! - zawoaam.
- Czy Patch by aresztowany? - odczyta. - Czy Patch jest przestpc?
- Daj to! - syknam wciekle.
Zamia si cicho; byo jasne, e zobaczy nastpne pytanie.

- Czy Patch ma dziewczyn?


Wsun kartk do tylnej kieszeni. Ogarna mnie wielka pokusa, by mu j odebra bez
wzgldu na lokalizacj.
Wspar si o blat umywalki i nasze oczy znalazy si na rwnej wysokoci.
- Jeli masz zamiar powszy, wolabym, eby wypytaa mnie.
- Te pytania - pomachaam rk w stron listy - to by art. Vee je napisaa - dodaam
w przebysku natchnienia. - To wszystko jej wina.
- Znam twoje pismo, Noro.
- Okej, dobra, super - zaczam, prbujc wymyli inteligentn ripost, ale trwao to
zbyt dugo i szansa uleciaa.
- Nie byem aresztowany - powiedzia. - Nie popeniem adnego przestpstwa.
Uniosam brod.
- A co z dziewczyn?
Powiedziaam sobie, e mam w nosie, co odpowie, e jest mi to zupenie obojtne.
- To nie twoja sprawa.
- Chciae mnie pocaowa - przypomniaam. - Wic teraz te moja.
Na jego ustach zaigra szelmowski umieszek. Odniosam wraenie, jakby
przypomina sobie ten nieskonsumowany pocaunek z najdrobniejszymi szczegami, w tym
rwnie moje westchnienie pomieszane z jkiem.
- Eksdziewczyn - odpar po chwili.
Myl, ktra pojawia si w mojej gowie, porazia mnie, a podskoczyo mi w odku.
A jeli dziewczyna z Delphic Street i Victoria's Secret to jego eks? Moe widziaa, jak
rozmawiam z nim w salonie gier, i omykowo stwierdzia, e czy nas duo wicej? Jeeli
Patch nadal jej si podoba, to cakiem moliwe, e azia za mn z zazdroci. Kilka
elementw ukadanki zaczo si dziwnie zgadza... Wtem Patch oznajmi:
- Ale jest daleko.
- Co to znaczy: daleko?
- Znikna. Nigdy nie wrci.
- Chcesz powiedzie, e... nie yje? - spytaam. Nie zaprzeczy.
Poczuam w sercu nagy i przykry ciar. Tego si nie spodziewaam. Patch mia
dziewczyn, ktra ju nie yje.
Kto zacz si dobija do toalety. Zapomniaam, e zamknam drzwi, i teraz przeszo
mi przez myl, jak Patch si tu dosta. Albo mia zapasowy klucz, albo istniao jakie inne
wytumaczenie. Co, czego jednak wolaam sobie nie wyobraa. Na przykad, e wlizn si

pod drzwiami jak powietrze. Albo dym.


- Musz wraca do pracy. - Ogarniajc mnie spojrzeniem, na chwil zatrzyma si
poniej bioder. - Super spdnica i zabjcze nogi.
Zanim zdyam sformuowa cho jedn spjn myl, ju go nie byo. Czekajca pod
drzwiami starsza kobieta popatrzya na mnie i obejrzaa si za Patchem, ktry znikn w sieni.
- Kochanie - powiedziaa - jest liski jak mydo.
- wietny opis - mruknam. Poprawia krtkie, krcone siwe wosy.
- Oj, eby si tylko nie utopia w pianie z tego myda. Przebraam si, wrciam do
boksu i usiadam obok Vee.
Elliot zerkn na zegarek i spojrza na mnie pytajco.
- Przepraszam, e tak dugo - powiedziaam. - Opuciam co?
- Nie - odpara Vee. - Bez zmian, bez zmian. - Trcia mnie w kolano na znak: No
i?.
Zanim zdyam jej odda, Elliot poinformowa:
- Nie byo ci, jak zamawialimy, wic wziem dla ciebie czerwone burrito. Umiechn si tak, e cierpa mi skra.
Postanowiam wykorzysta, e zrobi to bez mojej zgody:
- Nie dam rady nic zje. - Zrobiam tak min, jakbym miaa mdoci, co nie byo do
koca udawane. - Zdaje si, e zapaam to samo, co Jules.
- O kurcz, le si czujesz? - spytaa Vee. Pokiwaam gow.
- Poszukam kelnerki i powiem, eby ci zapakowaa to burrito - zaproponowaa,
gmerajc w torebce za kluczykami od samochodu.
- A co ze mn? - odezwa si Elliot, na poy artobliwie.
- Na razie nic - odpara Vee. Bingo! - pomylaam.

ROZDZIA 14
Wrciam do domu tu przed sm. Przekrciam klucz w zamku, chwyciam klamk i
naparam biodrem na drzwi. Dzwoniam do mamy par godzin przed kolacj, ale jeszcze
siedziaa w biurze. Musiaa dokoczy kilka spraw i nie bya pewna, kiedy wrci, wic
sdziam, e w domu bdzie cicho, ciemno i zimno.
Drzwi podday si za trzecim pchniciem. Cisnam torebk na bok i zaczam
walczy z kluczem, ktry utkwi w zamku. Od czasu odwiedzin Patcha zamek sta si dziwnie
chciwy. Ciekawe, czy zauwaya to tez Dorothea.
- Oddawaj ten durny klucz - powiedziaam, gmerajc przy nim, a w kocu klucz
wyskoczy.
W mroku rozbrzmiao osiem uderze antycznego zegara. Kiedy wchodziam do
salonu, eby rozpali w piecu, gdzie z kta dobieg mnie szelest ubrania i skrzypnicie.
Wrzasnam.
- Nora! - zawoaa mama i zrzucajc koc, zerwaa si z sofy. - Co si, na Boga, stao?
Jedn rk pooyam na sercu, a drug oparam si o cian.
- Wystraszya mnie!
- Przysnam. Gdybym usyszaa, jak wchodzisz, odezwaabym si. - Odgarna
wosy z twarzy, mrugajc jak sowa. - Ktra godzina?
Opadam na najbliszy fotel, prbujc przywrci sercu normalny rytm. Wyobrania
podsuna mi obraz bezwzgldnych oczu ukrytych za kominiark. Teraz, gdy byam ju
pewna, e facet nie jest wytworem mojej fantazji, ogarna mnie przemona ch
opowiedzenia mamie o wszystkim. Od chwili, gdy rzuci mi si na mask, do jego udziau w
napaci na Vee. ledzi mnie i by agresywny. Stwierdziam, e trzeba zmieni zamki. No i
logicznie rzecz biorc, zawiadomi policj. W nocy czuabym si o wiele bezpieczniej, gdyby
postawili nam pod domem policjanta w aucie.
- Chciaam z tym poczeka... - powiedziaa mama, przerywajc mi tok myli - ale co
mi si zdaje, e odpowiedni moment nie nadejdzie nigdy.
Zmarszczyam brwi. Westchna, zakopotana.
- Myl o sprzedaniu domu.
- Co?! Dlaczego?
- Od roku staram si zaciska pasa, ale nie zarabiam tyle, na ile liczyam.
Zastanawiaam si, czy nie wzi drugiej pracy, ale doba jest na to za krtka. - Rozemiaa si

bez cienia wesooci. - Wprawdzie pensja Dorothei jest skromna, ale nie bardzo nas na ni
sta. W tej sytuacji musimy si przenie do mniejszego domu. Albo do mieszkania.
- Przecie to nasz dom.
Byam z nim zwizania tyloma wspomnieniami. I pami o tacie... Nie mogam
uwierzy, e mama tego nie czuje. Zrobiabym wszystko, byle mc tu zosta.
- Zaczekam jeszcze trzy miesice - obiecaa mama. Ale nie rb sobie wielkich
nadziei.
W jednej chwili zrozumiaam, e nie mog jej opowiedzie o facecie w kominiarce, bo
na drugi dzie zoyaby wymwienie i zatrudnia si gdzie na miejscu, a wtedy sprzeda
domu byaby nieunikniona.
- Pomwmy o czym przyjemniejszym. - Umiechna si z trudem. - Jak ci si udaa
kolacja?
- Okej - odpowiedziaam ponuro.
- A Vee? Co z ni?
- Jutro wraca do szkoy. Mama umiechna si kpico.
- Dobrze, e zamaa lew rk. Inaczej nie mogaby pisa w szkole. Ju sobie
wyobraam, jakby j to zmartwio.
- Ha, ha! Zrobi gorca czekolad. - Wstaam, ogldajc si w stron kuchni. - Masz
ochot?
- wietny pomys. Nastawi wod.
Gdy wrciam do pokoju z kubkami, cukrem i puszka czekolady, mama zdya
nastawi na piecu czajnik z wod. Przysiadam na oparciu sofy i podaam jej kubek.
- Skd wiedziaa, e kochasz tat? - spytaam, starajc si, by zabrzmiao to
swobodnie.
Zawsze istniao ryzyko, e rozmowa o tacie wywoa morze ez, i chciaam tego
unikn.
Mama usadowia si wygodniej i opara stopy na lawie.
- Nie wiedziaam. Zrozumiaam to dopiero po roku maestwa.
Nie na tak odpowied liczyam.
- To... czemu za niego wysza?
- Bo mylaam, e jestem zakochana. A gdy ci si wydaje, e jeste zakochana, trwasz
w tym i starasz si, eby byo jak najlepiej, a poczujesz, e to mio.
- Baa si?
- lubu z tat? - Rozemiaa si. - To byy najcudowniejsze chwile. Kupowanie sukni,

rezerwowanie kaplicy, noszenie piercionka z brylantem...


Przed oczami stan mi figlarnie umiechnity Patch.
- A baa si go czasem?
- Ilekro New England Patriots przegrywali.
Zawsze gdy przegrywali New England Patriots, tato szed do garau i uruchamia pil
mechaniczn. Ktrego dnia dwa ata temu wzi j do pobliskiego lasu, ci dziesi drzew i
porba je na opa. Do tej pory zuyymy lewie poow zapasu.
Mama klepna miejsce obok siebie. Usiadam i przytuliam si do niej, opierajc
gow na jej ramieniu.
- Brak mi go - szepnam.
- Mnie te.
- Boj si, e zapomn, jak wyglda. Nie na zdjciach, tylko jak w sobot krzta si
w kuchni i smay jajecznic.
Splotymy nasze palce.
- Zawsze bya do niego taka podobna, od samego pocztku.
- Naprawd? - Wyprostowaam si. - W czym? - Tata by bystry, dobrze si uczy.
Nie by moe byskotliwy ani zbyt bezporedni, ale ludzie go szanowali.
- A mia jakie... tajemnice? Mama zastanowia si chwil.
- Skryci ludzie maj mnstwo sekretw. Tato by bardzo otwarty.
- A mia co z buntownika? Mama rozemiaa si, zaskoczona.
- Nie artuj! Harrison Grey, najprzyzwoitszy ksigowy na wiecie... zbuntowany? Westchna teatralnie. - Niech Bg broni! Do dugo nosi wosy do ramion. Jasne, falujce.
Jak surfingowiec. Naturalnie cay urok psuy szylkretowe okulary. A... mog spyta, skd ten
temat?
Nie miaam pojcia, jak powiedzie mamie o moich sprzecznych uczuciach do Patcha.
W ogle nie wiedziaam, od czego zacz rozmow. Mama na pewno zaczaby wy pytywa
o szczegy: imiona rodzicw, redni ocen, sporty, ktre uprawia w szkole, i na jak
uczelni si wybiera. Tym bardziej nie chciaam jej mwi o swoich podejrzeniach wobec
niego.
- Poznaam kogo - odparam, nie mogc na myl o tchu powstrzyma umiechu. Spotykamy si troch. Przewanie szkolne sprawy.
- Aaa, chopiec - rzeka tajemniczo mama. - No i? Naley do klubu szachowego? Do
rady uczniowskiej? Druyny tenisa?
- Lubi si pawi w... - zaczam z nadziej, majc na myli bilardowe rozgrywki.

- Ach, pywak! Taki sodki jak Michaci Phelps? Chocia, jak chodzi o walory, to ja
wol Ryana Lochte'a.
Po namyle stwierdziam, e lepiej bdzie nie poprawia mamy. Pawi si i
pywa brzmi przecie tak podobnie.
Zadzwoni telefon i mama wycigna si, by podnie suchawk. Po dziesiciu
sekundach rozmowy znw klapna na sof i uderzya si rk w czoo.
- Nie, nie ma sprawy. Podjad, wezm to i przynios rano.
- Hugo? - zapytaam, gdy si rozczya.
Hugo by szefem mamy i - delikatnie mwic - wydzwania do niej cay czas. Kiedy
nawet wezwa j do pracy w niedziel, bo nie mg sobie poradzi z kserokopiark.
- Zostawi w biurze jakie niedokoczone dokumenty i chce, ebym przyjechaa.
Musz zrobi kopie, ale myl, e wrc do godziny. Skoczya zadanie?
- Jeszcze nie.
- Wic bd sobie powtarza, e nawet gdybym zostaa, nie posiedziaybymy razem.
- Wzdychajc, wstaa. - Do zobaczenia za godzin.
- Powiedz Hugonowi, eby ci wicej paci. Rozemiaa si.
- Duo wicej.
Gdy tylko zostaam sama, sprztnam z kuchennego stou naczynia, ktre stay od
niadania, i uoyam na nim stosik podrcznikw: do angielskiego, historii i biologii.
Uzbrojona w nowiutkie owki numer dwa, otworzyam pierwsz ksik i wziam si do
roboty.
Kwadrans pniej mj umys si zbuntowa, odmawiajc strawienia kolejnego akapitu
na temat europejskich systemw feudalnych. Zaczam rozmyla, co Patch robi po pracy.
Odrabia zadania? Mao prawdopodobne. Je pizz, ogldajc w telewizji koszykwk? Chyba
te wtpliwe. Stawia zakady i gra w bilard w Bo's Arcade? Tak, zdecydowanie.
Raptem nabraam ochoty, eby pojecha do Bo's Arcade i powiedzie mu, e nie czuj
si ani troch winna, ale uzmysowiam sobie, e przecie nie mam czasu. Zreszt nie
zdyabym wrci do domu przed mam. W dodatku Patch nie by facetem, ktrego bym
moga ot tak sobie odszuka i zagadn. Dotd to on, nie ja, ustala warunki naszych spotka.
Zawsze.
Poszam na gr, eby si przebra w co wygodnego. Pchnam drzwi swojego
pokoju, zrobiam trzy kroki i zamaram. Drzwiczki toaletki byy rozbebeszone, a ubrania,
ksiki i ramki ze zdjciami walay si po pododze. Materac by rozpruty. Otwarte drzwi
azienki ledwie si trzymay na zawiasach.

Zobaczyam jakie odbicie w oknie i obrciam gow. Sta pod cian naprzeciw
mnie, ubrany od stp do gw na czarno, w kominiarce. Gdy mj nieprzytomny mzg zacz
przesya nogom komunikat: Wiej!, facet rzuci si do okna, otworzy je i zwinnie
wyskoczy.
Jak szalona ruszyam na d, nie trzymajc si porczy, pognaam przez sie do
kuchni i wykrciam dziewiset jedenacie.
Pitnacie minut pniej na podjedzie stan radiowz. Roztrzsiona, wpuciam
dwch policjantw. Jeden by niski, gruby i szpakowaty. Drugi - wysoki i szczupy i mia
wosy prawie tak ciemne jak Patch, tylko e wystrzyone nad uszami. Dziwnie go
przypomina. Poudniowa cera, regularne rysy i niepokojcy bysk w oczach.
Przedstawili si. Brunet nazywa si detektyw Basso. A jego kolega - detektyw
Holstijic.
- Nora Grey? - spyta detektyw Holstijic. Skinam.
- Rodzice s w domu?
- Mama wyjechaa par minut przed moim telefonem.
- Czyli jeste sama? Znw skinienie.
- Opowiedz nam, co si wydarzyo - powiedzia Holstijic, zakadajc rce i stajc w
rozkroku, a Basso ruszy rozejrze si po domu.
- Wrciam o smej i odrabiaam zadanie - odpowiedziaam. - Gdy weszam do
swojego pokoju, zobaczyam mczyzn i pobojowisko.
- Rozpoznaa go?
- Mia kominiark. I wiato byo wyczone.
- Jakie znaki szczeglne? Tatuae?
- Nie.
- Wzrost? Waga?
Niechtnie pogrzebaam w pamici. Nie chciaam na nowo przeywa tego, co si
stao, ale dla policjantw liczy si najdrobniejszy szczeg.
- By przecitnej budowy, ale do wysoki. Mniej wicej wzrostu detektywa Basso.
- Mwi co? Pokrciam gow.
Znw pojawi si Basso i powiedzia do kolegi:
- Tutaj jest czysto.
Wyszed na pitro. Kiedy zaglda do pokojw, skrzypiay klepki w pododze.
Detektyw Holstijic otworzy drzwi od frontu i przykucn, eby przyjrze si
zamkowi.

- Czy kiedy wrcia do domu, drzwi byy otwarte albo uszkodzone? - spyta.
- Nie, otworzyam je kluczem. Mama spaa w salonie. Na szczycie schodw pojawi
si detektyw Basso, mwic:
- Moesz nam pokaza szkody?
Holstijic i ja weszlimy na gr. Basso stal w gbi korytarza w drzwiach i wsparszy
rce na biodrach, lustrowa mj pokj.
Zajrzaam do rodka i przeszy mnie ciarki. ko byo pocielone. Piama leaa na
poduszce zoona, tak jak j zostawiam. Drzwiczki toaletki byy zamknite, a zdjcia na niej
rwno poustawiane. Skrzynia pod kiem - zamknita. Podoga czysta. Zasony zwisay z
obu stron okna gadko, nieruszone.
- Mwisz, e widziaa intruza - powiedzia detektyw Basso, patrzc na mnie
badawczo, bez drgnienia powieki, wyczulony na kade kamstwo.
Weszam do pokoju, ale nie wydawa mi si ju przyjazny i przytulny. Czaio si w
nim co zego. Wskazaam okno, prbujc opanowa drenie rki.
- Gdy weszam, wyskoczy tdy. Detektyw Basso wyjrza przez okno.
- Wysoko tu - zauway. - Zamkna je, kiedy uciek?
- Nie. Zbiegam na d i zadzwoniam na dziewiset jedenacie.
- Kto musia je zamkn. - Wci mia grone spojrz nie i zacite usta.
- Nie sdz, eby ktokolwiek mg uciec po takim skoku - powiedzia, podchodzc do
niego, detektyw Holstijic. W najlepszym razie zamaby nog.
- Moe nie wyskoczy, tylko zszed po drzewie - zasugerowaam.
Basso odwrci si gwatownie.
- No wic? Zdecyduj si. Zszed czy skoczy? A moe przeszed obok ciebie i
wybieg frontowymi drzwiami? To byoby najrozsdniejsze. Ja bym tak zrobi. Pytam jeszcze
raz. Uwanie si zastanw. Czy na pewno tu kogo widziaa?
Nie wierzy mi. Uzna, e wszystko zmyliam. Przez chwil sama byam gotowa te
tak pomyle. Co ze mn nie tak? Czybym miaa zaburzone widzenie rzeczywistoci?
Dlaczego nic nie zgadza si z prawd? eby nie zwariowa, powiedziaam sobie, e to nie ze
mn jest co nie w po rzdku. Tylko z nim. Facetem w kominiarce. Robi to. Nie wiem jak,
ale na pewno by winny.
Detektyw Holstijic przerwa pen napicia cisz, mwic:
- Kiedy wrc rodzice?
- Mieszkam z mam. Musiaa jecha do biura.
- Musimy wam zada kilka pyta - cign. Wskazujc ko, da mi znak, bym

usiada, ale obojtnie pokrciam gow. - Czy niedawno rozstaa si z chopakiem?


- Nie.
- A narkotyki? Jeste albo bya uzaleniona?
- Nie.
- Powiedziaa, e mieszkasz z mam? A ojciec? Gdzie jest?
- To pomyka - odparam. - Przepraszam, nie powinnam bya dzwoni.
Policjanci spojrzeli na siebie. Detektyw Holstijic przymkn powieki i rozmasowa
kciki oczu koo nosa. Basso wyglda tak, jakby straci za duo czasu i chcia si jak
najszybciej wynie.
- Mamy robot - powiedzia. - Dasz sobie sama rad do powrotu mamy?
Prawie go nie usyszaam. Nie mogam oderwa wzroku od okna. Jak on to robi? Na
znalezienie drogi powrotnej i posprztanie pokoju przed przybyciem policji mia pitnacie
minut! A ja przez cay czas byam na dole... Wzdrygnam si na myl, ze byam z nim w
domu sama.
Detektyw Holstijic wycign wizytwk.
- Niech mama zadzwoni do nas, kiedy wrci.
- Sami si odprowadzimy - doda detektyw Basso, ju w poowie korytarza.

ROZDZIA 15
- Mylisz, e Elliot kogo zamordowa?
- Ciszej! - syknam na Vee, ogldajc si na rzdy sto w, czy kto przypadkiem nie
syszy.
- Bez obrazy, kochana, ale zaczyna mnie to bawi. Najpierw napad na mnie. Teraz
jest morderc. Sorry, ale Elliot?! Elliot morderc? Wedug mnie to superfajny facet.
Przypominasz sobie, eby cho raz nie przytrzyma ci drzwi? No wanie, wanie, nigdy.
Byymy w sali biologicznej. Vee pooya si na stole twarz do gry. Uczylimy si
mierzy cinienie i miaa odpocz w ciszy przez pi minut. Normalnie pracowaabym z
Patchem, ale trener da nam wolny dzie, to znaczy kady mg sobie wybra, z kim chce
siedzie. Ja i Vee byymy na kocu klasy, a Patch - z przodu, z przypakowanym Thomasem
Rookerym.
- Przesuchiwali go jako podejrzanego w sprawie o zabjstwo - szepnam, czujc, e
trener kieruje wzrok w nasz stron. Skreliam kilka sw na arkuszu biologicznym. Pacjent
jest spokojny i rozluniony. Pacjent stara si nie mwi do trzech i pl minuty. - Policja
oczywicie uznaa, e mia motyw i sposb.
- Jeste pewna, e to ten Elliot?
- Jak mylisz, ilu Elliotw Saundersw chodzio w lutym do oglniaka w Kinghorn?
Vee pogadzia si palcami po brzuchu.
- Jakie to wszystko nieprawdopodobne. A nawet gdyby by przesuchiwany, to co?
Liczy si, e go wypucili. Uznali za niewinnego.
- Bo policja znalaza list samobjczy Halverson. - Jakiej znw Halverson?
- Kjirsten Halverson - odparam niecierpliwie. - Dziewczyny, ktra si rzekomo
powiesia.
- Moe si powiesia. Pewnego dnia stwierdzia, e ycie jest do dupy, i uwizaa si
na drzewie. Przecie tak si zdarza.
- Gdy znaleli list, mieszkanie miao lady wamania, nie wydaje ci si, e to za duy
zbieg okolicznoci?
- Mieszkaa w Portland. A tam wamania to normalka.
- Wedug mnie kto wtedy ten list podoy. Kto, kto chcia zdj podejrzenie z
Elliota.
- A to niby czemu? - zapytaa Vee. Spojrzeniem zakomunikowaam jej: Ech, durna.

Vee wspara si na zdrowym okciu.


- Chcesz powiedzie, e Elliot wcign Kjirsten na drzewo, zawiza jej sznur na
szyi, zepchn j z gazi, a potem wama si do jej mieszkania i zostawi dowd wskazujcy
samobjstwo?
- A niby czemu nie?
Teraz ona spojrzaa na mnie kpico. - Temu, e gliny ju wszystko przebaday. Skoro
oni uwaaj, e to byo samobjstwo, to ja te.
- Posuchaj - powiedziaam. - Par tygodni po tym, jak wykluczyli go ze ledztwa,
Elliot zmieni szkol. Kto by si chcia przenie z Kinghom do naszej budy?
- Masz racj.
- Myl, e chce uciec przed przeszoci i e nie byoby mu za wesoo na kampusie,
gdzie wykoczy Kjirsten. Ma nieczyste sumienie. - Przytknam owek do ust. - Musz si
wybra do Kinghorn i popyta ludzi. Umara zaledwie dwa miesice temu. na pewno tam
jeszcze huczy na ten temat.
- Sama nie wiem, Nora. Mam ze przeczucia co do szpiegowskiej operacji w
Kinghorn. To znaczy, masz zamiar wypytywa konkretnie o Elliota? A jak si dowie? Co po
myli?
Spojrzaam na ni z gry.
- Bdzie mia powd do zmartwienia, tylko jeli jest winny.
- A potem ci zabije, eby go nie wydala. - Vee umiechna si jak kot z Cheshire.
Ja nie. - Tak samo jak ty chc si dowiedzie, kto na mnie napad - dodaa powaniejszym
tonem - ale mog si zaoy, o co chcesz, e to nie by Elliot. Odtwarzaam to w pamici
chyba ze sto razy. I nie pasuje. Ani troch. Wierz mi.
- Okej, moe Elliot ci nie zaatakowa - odpowiedziaam, chcc j udobrucha, a nie
broni honoru Elliota. - I tak wiele przemawia przeciwko niemu. Chociaby to, e by za
mieszany w ledztwo w sprawie morderstwa. Poza tym, jest jaki za miy. To przeraajce.
No i koleguje si z Julesem.
Vee nachmurzya si.
- A co masz do Julesa?
- To chyba troch dziwne, e ilekro si z nimi spoty kamy, Jules zawsze si
wymiksowuje.
- I co z tego?
- Jak pojechaymy do Delphic, prawie natychmiast si ulotni. A wrci? Czy, kiedy
poszam po wat, Elliot go znalaz?

- No nie, ale pewno mia co nie tak z kanalizacj.


- A zeszego wieczoru wymwi si chorob. - W zadumie potaram nos gumk na
owku. - Co czsto choruje...
- Za duo analizujesz. Moe... cierpi na ZJW. - ZJW?
- Zespl jelita wraliwego.
Odrzuciam sugesti Vee, by skupi si na myli, ktra mi przed sekund uleciaa.
Oglniak w Kinghorn by oddalony o co najmniej godzin drogi samochodem. Jeli panuje
tam taki rygor, jak opowiada Elliot, to jakim cudem Jules zawsze mia czas na wycieczki do
Coldwater? Prawie codziennie rano, jadc do szkoy, widziaam go z Elliotem w bistrze Enzo.
A po szkole podrzuca Elliota do domu. Tak jakby Elliot mia go w rku.
Ale to nie wszystko. Potaram nos z furi. O czym zapomniaam?
- Dlaczego Elliot miaby zabi Kjirsten? - zastanowiam si na gos. - Moe bya
wiadkiem, jak przekracza prawo, wic j zabi, eby si nie wygadaa?
Vee westchna.
- Pomau zmierzamy do krainy To Cakiem Bez Sensu.
- Jest jeszcze co. Co, czego nie widzimy.
Vee spojrzaa na mnie tak, jakby moje logiczne mylenie wybrao si na urlop w
kosmos.
- Osobicie uwaam, e za duo ci si wydaje. To zaczyna przypomina polowanie na
czarownice.
I wtedy do mnie dotaro, o czym zapomniaam. Drczyo mnie to od rana, dzwonio
gdzie z zakamarkw myli, ale byam za bardzo pochonita reszt. Detektyw Basso pyta,
czy czego nie brakuje. I wreszcie uzmysowiam sobie, e TAK. Wczoraj wieczorem
pooyam artyku o Elliocie na toaletce. Ale rano - na wszelki wypadek sprawdziam w
pamici - nie byo go tam. Z ca pewnoci.
- O rany! - wyszeptaam. - To Elliot wama si do domu. Na pewno! Ukrad artyku.
Artyku lea na widoku, wic to oczywiste, e Elliot wywrci pokj do gry nogami,
eby mnie nastraszy Albo ukara za to, e odkryam jego sekret.
- Chwila, co?! - zdziwia si Vee.
- Wszystko w porzdku? - spyta trener, zatrzymujc si przy mnie.
- No wanie, w porzdku? - zawtrowaa Vee, wskazujc mnie i miejc si za jego
plecami.
- Yyy... pacjent chyba nie ma ttna. - Wykrciam Vee rk.
Gdy trener sprawdza jej puls, robia omdlewajce ruchy i wachlowaa si doni.

Trener spojrza na mnie spod okularw.


- Zobacz, Noro. Puls gony i szybki. Czy aby na pewno pacjent stara si nie rusza i
nie mwi przez cale pi minut? Ma szybsze ttno, ni si spodziewaem.
- Pacjent ma may problem z zachowywaniem milczenia - wtrcia si Vee. - Poza
tym pacjentowi trudno si wyluzowa na stole twardym jak skaa. Pacjent chciaby
zaproponowa zamienienie si rolami, tak eby teraz Nora zostaa pacjentem. - Vee wyrwaa
mi si i usiada prosto.
- Obym tylko nie musia aowa, e pozwoliem wam dobra si samodzielnie upomnia trener.
- Obym tylko nie poaowaa, e przyszam dzi do szkoy - odpowiedziaa sodko
Vee.
Trener zerkn na ni ostrzegawczo i podnis mj ar kusz, przebiegajc wzrokiem
prawie pust stron.
- Pacjent przyrwnuje sal biologiczn do przedawkowania rodkw uspokajajcych
na recept - oznajmia Vee.
Trener zagwizda i oczy wszystkich zwrciy si w nasz stron.
- Patch? - powiedzia. - Mgby zastpi koleank. Zdaje si, e nie ma ochoty
wsppracowa.
- Jejku, tylko tak artowaam - rzeka szybko Vee. - Ju si bior do roboty.
- Trzeba byo o tym pomyle przed kwadransem - upomnia j trener.
- Niech mi pan wybaczy - poprosia, anielsko trzepocc rzsami.
Trener wsun jej zeszyt pod zdrow rk.
- Nie.
- Przepraszam - bezgonie powiedziaa do mnie przez rami, ruszajc niechtnym
krokiem na przd klasy.
Po chwili Patch usiad na stole obok mnie. Lekko spltszy donie midzy kolanami,
bacznie mi si przyglda.
- No co? - zapytaam, wytrcona z rwnowagi jego opanowaniem.
Umiechn si.
- Przypomniay mi si buty z rekiniej skry, wczoraj. Jak zwykle przy nim
zatrzepotao mi w odku i jak zawsze nie wiedziaam, czy to dobrze, czy le.
- Jak ci min wieczr? - spytaam w miar obojtnie, starajc si przeama lody.
Kwestia moich szpiegowskich przygd nadal nie bya midzy nami zaatwiona.
- Ciekawie. A tobie?

- Nie za bardzo.
- Wykoczyo ci zadanie, hm? Wymiewa si ze mnie.
- Nie robiam zadania.
Przybra umiech lisa.
- To z kim to robia?
Na sekund odebrao mi mow. Staam, rozchyliwszy lekko usta.
- Czy to aluzja?
- Ciekawe, jakiego mam rywala.
- Nie bd dzieckiem. Rozpromieni si.
- Wyluzuj.
- Ju i tak zadaram z trenerem, wic bd tak miy i skupmy si na wiczeniu.
Nieszczeglnie chc by pacjentem, wic jeli nie masz nic przeciwko... - Skinieniem
wskazaam mu st.
- Nie mog - odpowiedzia. - Nie mam serca. Stwierdziam, e nie byo to dosowne.
Pooyam si na stole, z rkoma na brzuchu.
- Powiedz, kiedy minie te pi minut. Zamknam oczy, by nie widzie, jak si w nie
wpatruje. Par chwil pniej leciutko rozchyliam jedno.
- Czas min - owiadczy Patch.
Uniosam troch nadgarstek, by mi zbada ttno. Uj mnie za do. Rami gwatownie
ogarna fala aru i cisno mnie w odku.
- Ttno pacjenta podnioso si przy dotyku - powiedzia.
- Nie zapisuj tego - zamiast oburzenia wyszo to tak, jakbym hamowaa umiech.
- Trener wymaga od nas skrupulatnoci.
- O co ci chodzi? - zapytaam.
Nasze oczy si spotkay. Wida byo, e w duchu si umiecha.
- Oprcz, no wiesz, tego - dodaam.
Po lekcjach poszam na umwione spotkanie do gabinetu pani Greene. Po sesji doktor
Hendrickson zawsze zostawia drzwi szeroko otwarte, zapraszajc w ten sposb do siebie
uczniw. Ilekro ostatnio przechodziam ten odcinek korytarza, drzwi byy zamknite. Jej
ukryty komunikat brzmia wic nie przeszkadza.
- Nora - powiedziaa, otwierajc drzwi, kiedy zapukaam - wejd, prosz. Usid.
Tym razem w gabinecie wszystko byo rozpakowane. Pani Greene go udekorowaa.
Postawia jeszcze kilka rolin w doniczkach, a nad jej biurkiem wisiay w rzdzie botaniczne
litografie w ramkach.

- Duo mylaam o tym, co mi powiedziaa tydzie temu - zagaia. - I doszam do


oczywistego wniosku, e powinnymy zbudowa relacj opart na wzajemnym zaufaniu i
szacunku. Nie bdziemy poruszay tematu ojca, chyba e sama do niego wrcisz.
- Dobrze - odparam ostronie. Ciekawe, o czym w takim razie bdziemy
rozmawiay?
- Dotary do mnie do niepokojce wieci - cigna. Jej umiech przyblad.
Pochylia si do mnie, opierajc okcie na biurku. Zacza obraca w doniach owek. - Nie
chciaabym wtrca si w twoje ycie osobiste, Noro, ale sdz, e do jasno wyraziam si
na temat twojej znajomoci z Pa tchem.
Nie miaam pojcia, do czego zmierza.
- Nie pomagam mu w nauce. Waciwie co jej do tego?
- W sobot wieczorem Patch podwiz ci do domu z Delphic Seaport. A ty zaprosia
go do rodka.
Tumic sprzeciw, o mao si nie zakrztusiam.
- Skd pani o tym wie?
- Jako szkolny psycholog powinnam udziela ci porad - odpowiedziaa pani Greene. Obiecaj mi, prosz, e bdziesz na niego bardzo, ale to bardzo uwaa. - Spojrzaa na mnie,
jakby czekajc, e zo tak przysig.
- To troch skomplikowane - odparam. - Zgubiam w Delphic koleank, ktra mnie
tam zawioza. Nie miaam wyboru. Wcale nie szukam okazji do spotka z Patchem.
No, moe z wyjtkiem wczorajszego wieczoru w Granicy. Naprawd nie
spodziewaam si, e go tam spotkam. Miau go nie by w pracy.
- Ciesz si, e to sysz - powiedziaa pani Greene, wyranie niezbyt przekonana o
mojej niewinnoci. - A skoro z tym problemem ju si uporaymy, to czy jest co jeszcze o
czym dzisiaj chciaaby porozmawia? Moe co ley n na sercu?
Ani mylaam mwi pani Greene, e Elliot wama mi si do domu. Nie ufaam jej.
Trudno mi to okreli, ale co mnie w niej dranio. I nie podobay mi si jej cigle sugestie,
e Patch jest niebezpieczny. Tak jakby w ten sposb realizowaa program.
Podniosam plecak z podogi i otworzyam drzwi.
- Nie - odpowiedziaam.

ROZDZIA 16
Vee opieraa si o moj szafk, gryzmolc po swoim gipsie fioletowym flamastrem.
- Cze - powiedziaa, gdy do niej podeszam. - Gdzie bya? Szukaam ci w redakcji
e - zinu i w bibliotece.
- Miaam spotkanie z pani Greene, now psycholok - odparam rzeczowo, cho
czuam si jaka wydrona i rozedrgana.
Mczya mnie myl, e Elliot wama si do domu. C by mu szkodzio to
powtrzy? Albo zrobi co jeszcze gorszego?
- Co si stao? - zapytaa Vee.
Ustawiam szyfr zamka, otworzyam szafk i wymieniam ksiki.
- Ile moe kosztowa dobry system alarmowy?
- Nie obra si, kochana, ale kto by chcia ukra twoje auto?
Spiorunowaam j spojrzeniem.
- Chodzi o dom. Musz si zabezpieczy przed Elliotem. Vee rozejrzaa si i
chrzkna.
- Co? - nie zrozumiaam. Podniosa rce.
- Nic. Nic. Skoro si upara, e to Elliot... Niech ci bdzie. To cakiem bez sensu, ale
prosz bardzo.
Zatrzasnam szafk tak gono, e po korytarzu przeszo echo. Powstrzymawszy si
przed ripost, e akurat ona powinna mi wierzy, odpowiedziaam:
- Jad do biblioteki i troch si spiesz.
Po wyjciu z budynku ruszyymy na parking, gdy nagle przystanam. Rozejrzaam
si, szukajc fiata, i wtedy przy pomniaam sobie, e mama podrzucia mnie do szkoy po
drodze do pracy. A Vee ze zaman rk nie moga prowadzi.
- Cholera - powiedziaa, czytajc w moich mylach. Nie mamy auta.
Zasaniajc oczy przed socem, spojrzaam na ulic.
- Wic bdziemy musiay pj na piechot.
- Nie my, tylko ty. Poszabym, ale mj limit biblioteczny wynosi raz w tygodniu.
- W tym tygodniu jeszcze nie bya w bibliotece - zauwayam.
- Tak, ale moe bd musiaa pj jutro.
- Jutro jest czwartek. Czy ty chocia raz w yciu uczya si w czwartek?
Vee przytkna palec do warg i przybraa zamylon min.

- A czy cho raz w yciu uczyam si w rod? - Ja sobie nie przypominam.


- Sama widzisz. Nie id. Byoby to wbrew tradycji. Pl godziny pniej pobiegam po
schodach do gwnych drzwi biblioteki. Gdy tylko znalazam si w rodku, odoyam
zadanie na pniej i skierowaam si prosto do sali komputerowej, gdzie przeczesaam
internet w poszukiwaniu czego wicej na temat Powieszenia w Kinghorn. Nie znalazam
wiele. Z pocztku byo wielkie zamieszanie wok tej sprawy, ale po odkryciu listu
samobjczego i wypuszczeniu Elliota prdko o wszystkim zapomniano.
Nadesza pora, aby wybra si do Portland. Stwierdziam, e grzebanie w
archiwalnych notatkach gazetowych nic nie da, ale moe bd miaa wicej szczcia, gdy
popytam ludzi.
Wylogowaam si i zadzwoniam do mamy.
- Musz by w domu na dziewit?
- Tak, a co?
- Chc si wybra autobusem do Portland...
Mama rozemiaa si, komunikujc: Jeszcze nie zwariowaam.
-

Musz pogada z paroma uczniami prywatnego oglniaka w Kinghorn -

powiedziaam. - W ramach zadania domowego.


Nie do koca byo to kamstwo. Oczywicie byoby mi znacznie prociej uzasadni
mamie pomys wycieczki, gdybym nie czua si winna, e zataiam przed ni wamanie i
odwiedziny policji. Ju nawet mylaam, eby jej o wszystkim opowiedzie, ale ilekro
otwieraam usta, sowa umykay. Ledwie wizaymy koniec z kocem. W tej sytuacji
dochody mamy byy nam niezbdne. Gdybym powiedziaa jej o Elliocie, z miejsca rzuciaby
prac.
- Nie moesz jecha do miasta sama. Rano masz szko, poza tym niedugo si
ciemni. Nie mwic o tym, e gdy tam dotrzesz, w szkole nikogo ju nie bdzie.
Westchnam.
- Okej, zaraz wracam.
- Wprawdzie obiecaam, e ci odbior, ale znw utknam w biurze. - Cay czas
szuraa papierami. Wyobraziam sobie, e trzyma suchawk pod brod, kilka razy owinita
kablem. - Mogaby wrci pieszo?
Pogoda bya znona; miaam dinsow kurtk i dwie nogi. Mogam i na piechot.
Na sam myl o powrocie do domu robio mi si zimno, ale alternatyw byo tylko spdzenie
nocy w bibliotece.
Zbliajc si do drzwi wyjciowych, usyszaam, e kto mnie woa. Odwrciam si i

zobaczyam, e biegnie za mn Marcie Millar.


- Syszaam o Vee - powiedziaa. - To bardzo smutne. Kto by j chcia napada?
Chyba e, no wiesz, nie mia i innego wyjcia. Dziaa w samoobronie. Podobno byo ciemno
i padao, wic pewno wzi j za osia. Albo niedwiedzia czy bawou. Waciwie to mona j
pomyli z kadym cikim zwierzciem.
- Przemio si rozmawia, ale mam na gowie mas waniejszych spraw. Na przykad
wsadzenie rki do kuchennego rozdrabniacza - odparam, zmierzajc do drzwi.
- eby tylko nie jada tych szpitalnych posikw - dodaa Marcie, depczc mi po
pitach. - Podobno s wysokotuszczowe. Nie wytrzymaaby ju wikszej wagi.
Obrciam si.
- Dosy. Jeszcze sowo, a... - Obie wiedziaymy, e tu pusta pogrka.
Marcie umiechna si gupkowato.
- Co?
- Maszkara - odparam.
- Palantka.
- Zdzira.
- Dziwolg.
- Anorektyczny prosiak.
- Ojej! - Marcie zachwiaa si melodramatycznie, przyciskajc rk do serca. - Mam
si poczu obraona? Uwaaj, bo si jeszcze zdziwisz. Ja przynajmniej umiem nad sob
zapanowa.
Stojcy przy drzwiach ochroniarz odchrzkn.
- Uspokjcie si! Zaatwcie to na zewntrz, bo jak nie, wezm was do dyurki i
zadzwoni do rodzicw.
- Niech pan z ni rozmawia. - Wskazaa na mnie Marcie. - Akurat ja staram si by
mila. To ona naskoczya na mnie, a ja tylko chciaam, eby przekazaa koleance wyrazy
wspczucia.
- Powiedziaem: na zewntrz.
- wietnie panu w mundurze - powiedziaa Marcie z charakterystycznym umiechem
penym jadu.
Ochroniarz skin na drzwi.
- Wynocha.
Nie zabrzmiao to zbyt szorstko.
Marcie skierowaa si do drzwi rozkoysanym krokiem.

- Mgby mi pan otworzy? Nie mam wolnej rki. - Trzymaa jedn ksik i to w
mikkiej oprawie.
Ochroniarz nacisn guzik dla inwalidw i drzwi rozsuny si automatycznie.
- Dziki. - Marcie posaa mu causa.
Nie poszam za ni. Nie byam pewna, co bym wtedy zrobia, ale wypeniao mnie tyle
negatywnej energii, e mogabym tego gorzko poaowa. Wyzwiska i ktnie byy poniej
mojej godnoci. Chyba e miaam do czynienia z Marcie Millar.
Odwrciwszy si na picie, zawrciam do biblioteki. Weszam do metalowej klatki
windy i przycisnam guzik sutereny. Mogam wprawdzie odczeka kilka minut, a Marcie
sobie pjdzie, ale postanowiam opuci budynek inn drog. Przed piciu laty wadze
Coldwater wyraziy zgod na przeniesienie biblioteki publicznej do historycznego budynku
na starwce. Kamienica, wzniesiona z czerwonej cegy w latach pidziesitych
dziewitnastego wieku, miaa romantyczn kopu, a na dachu taras do ogldania
wpywajcych do zatoki statkw. Niestety, wok nie byo miejsca na parking, wic
wykopano tunel czcy bibliotek z podziemnym garaem sdu po drugiej stronie ulicy,
ktry suy teraz obu instytucjom.
Winda zatrzymaa si z brzkiem. Wysiadam. Tunel owietlay mrugajce
bladofioletowo lampy fluorescencyjne. Nie weszam od razu do rodka, uderzona nag myl
o nocy, kiedy umar tato. Ciekawe, czy ulica, na ktrej to si stao, bya tak duga i mroczna
jak tunel przede mn...
We si w gar, powiedziaam sobie w duchu. To by przypadkowy akt przemocy.
Od roku panikujesz na widok kadej ciemnej alejki, ciemnego pokoju czy szafy. Nie moesz
przey reszty ycia w strachu, e kto celuje do ciebie z rewolweru.
Zdecydowana udowodni sobie, e cay strach jest tylko wytworem mojej wyobrani,
ruszyam w gb tunelu. Buty leciutko stukay o beton. Przekadajc plecak na lewe ranne,
oszacowaam, ile zajmie mi dotarcie do domu na piechot i zastanowiam si, czy powinnam
o zmierzchu pj na skrty przez tory. Postanowiam zaj czym myli, eby si nie skupia
na rosncym niepokoju.
Na kocu tunelu wyrs przede mn jaki ciemny ksztat.
Przystanam w p kroku. Serce zabio mocniej. Patch mia na sobie czarny T - shirt,
lune dinsy i buty ze stalowymi czubkami. Jego oczy nie wyglday przyjanie; chytry
umiech te nie doda mi otuchy.
- Co tu robisz? - Odgarnam wosy z twarzy i spojrzaam w kierunku wiodcego w
gr wyjazdu dla samochodw. Wiedziaam, e mam go przed sob, ale kilka lamp nie

dziaao i nie byo go dobrze wida. Jeli Patch zamierza popeni gwat, morderstwo albo
inne niegodziwe czyny to udao mu si zapdzi mnie w wymarzone miejsce.
Gdy ruszy w moj stron, zaczam si przed nim cofa. Nagle zatrzymaam si przy
jakim aucie, czujc, e nie wszystko stracone. Wsunam si za nie, tak eby nas dzielio.
Patch spojrza na mnie nad dachem samochodu. Jego brwi si uniosy.
- Mam do ciebie pytania - powiedziaam. - Mas pyta.
- Na jaki temat?
- Na kady.
Zadray mu wargi, jakby prbowa stumi umiech.
- A jeli moje odpowiedzi ci nie zadowol, zwiejesz? - Wskaza gow wyjazd z
garau.
Taki miaam plan. Do prowizoryczny, wziwszy pod uwag par oczywistych
trudnoci - jak choby fakt, e by ode mnie duo szybszy.
- Pytaj, sucham.
- Skd wiedziae, e bd dzisiaj w bibliotece?
- Domyliem si.
W yciu bym nie uwierzya, e znalaz si tu pod wpywem zwykego przeczucia.
Mia instynkt drapienika. Gdyby dowiedziaa si o nim armia, na pewno zrobiaby wszystko,
eby go zwerbowa.
Gwatownie rzuci si w bok. Kontrujc jego ruch, pomknam w drug stron. Kiedy
si zatrzyma, ja te si zatrzymaam. Teraz sta z przodu samochodu, a ja z tyu.
- Gdzie bye w niedzielne popoudnie? - spytaam. - ledzie mnie, gdy poszam z
Vee na zakupy?
By moe to nie Patch by facetem w kominiarce - ale to nie wykluczao jego udziau
w ostatnich niepokojcych zdarzeniach. Co przede mn ukrywa. Odkd si poznalimy, co
przede mn ukrywa. Czy to zbieg okolicznoci, e do tego brzemiennego w skutki dnia moje
ycie toczyo si normalnym trybem? Chyba nie.
- Nie. A jak si uday? Kupia co?
- Moe - odpowiedziaam zbita z tropu.
- To znaczy?
Zastanowiam si. Dotaram z Vee zaledwie do Victoria`s Secret. Wydaam
trzydzieci dolarw na czarny koronkowy stanik, ale nie miaam zamiaru dzieli si tym
akurat z Patchem. Opowiedziaam mu, jak wyglda wieczr - od chwili, gdy zaczo mi si
wydawa, e jestem ledzona do znalezienia na poboczu poturbowanej Vee.

- No i? - spytaam, koczc. - Masz co do powiedzenia?


- Nie.
- Nie wiesz, co si przydarzyo Vee?
- Nie wiem.
- Nie wierz ci.
- Bo jeste nieufna. - Opar si domi o mask. - Ju to przerabialimy.
Wkurzyam si. Patch znowu zmieni temat. Zamiast skupi si na nim, znw
zajmowalimy si mn. Najbardziej irytujca bya wiadomo, e wie o mnie rne rzeczy. I
to osobiste. Na przykad, e nie ufam ludziom.
Znw zacz mnie goni dookoa samochodu. Zatrzymaam si rwnoczenie z nim.
Gdy przystanlimy, wbi we mnie wzrok, jakby prbujc wyczyta z moich oczu co za
chwil zrobi.
- A co si zdarzyo na Archaniele? Uratowae mnie? zapytaam.
- Gdybym ci uratowa, nie byoby tej rozmowy.
- Chcesz chyba powiedzie, e gdyby mnie nie uratowa, to ju bym nie ya.
- Nie to miaem na myli. Nie zrozumiaam.
- Jak to: nie byoby tej rozmowy?
- Bo ty nadal by ya... - przerwa. - A ja pewnie nie.
Nim zdoaam poj, o co mu chodzi, znw rzuci si za mn, tym razem od prawej
strony. Zaskoczona na sekund, pozwoliam mu skrci odlego midzy nami. Kiedy
zamiast przystan, okra samochd, pdem uciekam w gb garau.
Minam trzy auta i wtedy chwyci mnie za rami, odwrci twarz do siebie i przypar
do betonowego dwigu.
- To tyle, jeli chodzi o twj plan - powiedzia. Spojrzaam na niego wciekle, ale te
z przestrachem.
Odpowiedzia umiechem ociekajcym groz, potwierdzajc, e spokojnie mog poci
si do woli.
- Co si dzieje? - miao to zabrzmie wrogo. - Skd we mnie przekonanie, e sysz w
mylach twj glos? I czemu powiedziae, e przeniose si do szkoy ze wzgldu na mnie?
- Zmczyo mnie podziwianie twoich ng z daleka.
- Chc prawdy. - Z trudem przeknam lin. - Domagam si ujawnienia
wszystkiego.
- Ujawnienia wszystkiego - powtrzy z chytrym umieszkiem. - Czy to ma co
wsplnego z twoj obietnic, e mnie obnaysz? O co ci waciwie chodzi?

Zapomniaam, o czym rozmawiamy. Czuam tylko, e spojrzenie Patcha jest


wyjtkowo gorce. By przerwa kontakt wzrokowy, spuciam oczy na rce. Lniy od potu,
wic schowaam je za plecami.
- Musz si zbiera - powiedziaam. - Mam zadanie...
- Co si tam stao? - Wskaza brod windy.
- Nic.
Zanim zdyam go powstrzyma, przywar doni do mojej doni, tworzc z naszych
rk strzelist wie. Wsun palce midzy moje palce i mocno je zacisn.
- Zbielay ci kostki - powiedzia, muskajc je wargami. - I jeste rozdraniona.
- Puszczaj. Wcale si nie zdenerwowaam. Wybacz, ale mam zadanie...
- Noro - Patch wymwi moje imi cicho, ale z moc.
- Pokciam si z Marcie Millar. - Nie miaam pojcia skd si wzia ta nagl
potrzeba zwierzenia. Nie chciaam si przed nim otwiera. - Zadowolony? - udaam irytacj. Zechcesz mnie askawie puci?
- Marcie Millar?
Na prno prbowaam wyplta palce z jego doni.
- Nie znasz Marcie? - zapytaam cynicznie. - Niemoliwe, wziwszy pod uwag, e
po pierwsze jeste w naszym oglniaku, a po drugie masz chromosom Y.
- O co si pokciycie?
- Nazwaa Vee grubask.
- No i?
- A ja j anorektycznym prosiakiem. Najwyraniej usiowa stumi umiech.
- I tyle? Nie pobiycie si? Nie byo gryzienia, drapania, wyrywania wosw?
Zmruyam oczy.
- Moe nauczymy si walczy, co, Aniele?
- Umiem walczy. - Uniosam podbrdek, cho to byo kamstwo.
Tym razem nie powstrzyma umiechu.
- Braam nawet lekcje boksowania. - Kickboxingu. Na siowni. Raz.
Wystawi otwart rk.
- Wal! Najmocniej, jak dasz rad.
- Nie lubi... bezsensownej przemocy.
- Jestemy sami. - Czubki jego butw zetkny si z moimi. - Kto taki jak ja mgby
ci wykorzysta. No, poka co potrafisz.
Cofnwszy si o par centymetrw, zauwayam jego motor.

- Podwioz ci - zaproponowa.
- Pjd pieszo.
- Jest pno i ciemno.
Mia racj, czy mi si to podobao, czy nie.
W duchu toczyam ze sob zawody w przeciganiu liny. Ju piesza wdrwka do
domu byaby idiotyzmem, a tu jeszcze na dodatek musiaam wybiera midzy jazd z
Patchem a ryzykiem spotkania po drodze kogo groniejszego...
- Mam wraenie, e chcesz mnie podwie tylko dlatego, e wiesz, jak bardzo tego
nie chc. - Westchnam roztrzsiona, zaoyam kask i usiadam za nim na motorze.
Z braku miejsca na siedzeniu musiaam si do niego przytuli.
Patch leciutko parskn, rozbawiony.
- Spokojnie znalazby si inny powd.
Doda gazu, ruszajc w stron wyjcia, ktre zagradza szlaban w biao - czerwone
pasy. Kiedy zblialimy si do automatu opat i ju obawiaam si, czy zwolni, by wrzuci
monety, agodnie zahamowa. Podskoczyam na siodeku, przywierajc do niego jeszcze
bliej. A Patch spokojnie zapaci i wyjecha na ulic.
Gdy przyhamowa na podjedzie, zsiadajc, przytrzymaam si go, eby nie straci
rwnowagi, i oddalam mu kask.
- Dziki za podwiezienie - powiedziaam.
- Co robisz w sobot wieczr? Chwila namysu.
- Mam randk z tym co zawsze.
Wyranie si zainteresowa.
- Tym co zawsze?
- Zadaniem.
- Odwoaj.
Troch si wyluzowaam. Patch by ciepy, silny i cudw nie pachnia - jakby mit i
wilgotn ziemi. Po drodze nikt nie wyskoczy nam na jezdni i we wszystkich oknach
parteru palio si wiato. Poczuam si bezpiecznie jak nigdy. No, moe nie do koca, biorc
pod uwag, e Patch przypar mnie do muru w ciemnym tunelu i chyba jednak mnie ledzi.
- Nie umawiam si z nieznajomymi - owiadczyam.
- Na szczcie ja tak. Przyjad o pitej.

ROZDZIA 17
W sobot od rana byo zimno i padao. Siedziaam przy oknie, patrzc, jak deszcz
bombarduje gradem pociskw coraz wiksze kaue na trawniku. Na kolanach miaam
obszarpany egzemplarz Hamleta, za uchem dugopis, a koo stp kubek po gorcej
czekoladzie. Lecy na awie arkusz pyta z lektury by tak samo niewypeniony jak przed
dwoma dniami, gdy wrczya mi go pani Lemon, a co takiego nigdy nie nastraja zbyt
optymistycznie.
Mama wysza na kurs jogi p godziny temu, ale mimo e przewiczyam sobie kilka
sposobw powiedzenia jej o randce z Patchem, nie zdoaam wykorzysta adnego z nich.
Stwierdziam, e to nic wielkiego - mam ju przecie szesnacie lat i mog sama decydowa,
kiedy i po co wychodz z domu - ale tak naprawd powinnam bya poinformowa j, e si
umwiam. wietnie: teraz przez cay wieczr bdzie mn targao poczucie winy...
Gdy zegar w sieni wybi czwart trzydzieci, radonie cisnam ksiki w kt i
pobiegam do swojego pokoju. Cay dzie pochaniay mnie szkolne zadania i rne domowe
obowizki, wic nie miaam czasu myle o randce z Patchem. Ale kiedy na przygotowanie
si zostao mi zaledwie kilka minut, wpadam w lekk panik. Nie wszystko midzy nami
zostao dopowiedziane. Nasz ostatni pocaunek urwa si tak nagle. Prdzej czy pniej trzeba
bdzie co z tym zrobi... Nie miaam cienia wtpliwoci, e chc to zaatwi, lecz nie byam
pewna, czy jestem na to gotowa ju dzi wieczr. Na dodatek w mylach raz po raz, jak
czerwona chorgiewka, pojawiaa si przestroga Vee: Trzymaj si z daleka od Patcha.
Usiadam przed lustrem toaletki, eby si uwanie obejrze. Makija miaam
minimalny, ograniczony do paru muni tuszem do rzs. Wosy troch za bardzo
skotunione, ale czy to co nowego? Przydaby si byszczyk. Oblizaam doln warg, dodajc
jej poysku - i momentalnie wrciam mylami do niedokoczonego pocaunku z Patchem.
Obja mnie fala aru. Jeli czuj to na wspomnienie o niedokoczonym pocaunku, to co
dopiero bdzie, kiedy pocaujmy si naprawd? Umiechnam si do swojego odbicia.
- Nie szalej - upomniaam si, przymierzajc kolczyki. Najpierw zaoyam due,
zwariowane, z turkusami... No nie, bez przesady. Odoyam je i wziam topazowe ezki. No,
ju lepiej. Ciekawe, co zaplanowa Patch? Kolacje? Kino? - To prawie jak korki z biologii niedbale powiedziaam do odbicia w lustrze. - Tyle e bez biologii i nauki.
Wcignam dinsy rurki i baleriny. Owinwszy talie niebiesk jedwabn chust,
skrzyowaam j na piersiach i zwizaam na szyi, by wygldaa jak bluzka bez plecw

Poprawiam wosy i wtedy na dole rozlego si pukanie.


- Id! - ryknam w stron schodw.
Jeszcze raz przejrzaam si w lustrze w sieni i otworzyam drzwi. Na werandzie stao
dwch mczyzn w ciemnych trenczach.
- Nora Grey - powiedzia detektyw Basso, pokazujc odznak policyjn. - Znw si
spotykamy.
Dopiero po chwili odzyskaam gos:
- Po co panowie przyszli? Przechyli gow na bok.
- Na pewno pamitasz mojego partnera, detektywa Holstijica. Moemy wej i zada
ci kilka pyta? - Nie zabrzmiao to jak proba o pozwolenie, tylko jak pogrka.
- O co chodzi? - zapytaam, spogldajc na obu policjantw.
- Jest mama? - spyta detektyw Basso.
- Posza na kurs jogi. Co si stao?! Wytarli nogi i weszli do rodka.
- Opowiedz nam, co si wydarzyo midzy tob i Marcie Millar w bibliotece w rod
wieczr. - Detektyw Holstijic siad ciko na sofie.
Basso nadal sta, taksujc wzrokiem zdjcia ustawione na kominku.
Nie od razu zaapaam, o co pyta. Biblioteka. roda wieczr. Marcie Millar.
- Co nie tak z Marcie? - zapytaam.
Wiadomo, e nie darzyam jej zbytni czuoci, ale to nie znaczy, e jej le yczyam.
A gdyby si znalaza w tarapatach, wolaabym nie mie z tym nic wsplnego.
Detektyw Basso wspar donie na biodrach.
- Skd to podejrzenie?
- Nic jej nie zrobiam.
- O co si posprzeczaycie? - spyta Holstijic. - Wiemy od ochrony biblioteki, e byo
gorco.
- To nie do koca tak. - A jak?
- Powyzywaymy si i tyle - odparam z nadziej, e na tym si skoczy.
- Co to byy za wyzwiska?
- Gupie - odpowiedziaam, przywoujc je w pamici.
- Bdziesz musiaa nam je poda, Noro.
- Nazwaam j anorektycznym prosiakiem.
Pieky mnie policzki, a gos zdradza upokorzenie. Gdyby sytuacja nie bya tak
powana, aowaabym, e nie wymyliam czego bardziej bezwzgldnego i okrutnego. A
przede wszystkim - troch mdrzejszego.

Policjanci wymienili spojrzenia.


- Grozia jej? - zapyta Holstijic.
- Nie.
- Dokd pniej posza?
- Do domu.
- ledzia Marcie?
- Nie. Przecie mwi: wrciam do domu. Powiecie mi co jej si stao?
- Czy kto moe to powiadczy? - spyta Basso.
- Kolega z biologii. Spotkalimy si w bibliotece i podwiz mnie do domu.
Oparam si ramieniem o przeszklone drzwi pokoju, a detektyw Basso stan przede
mn.
- Opowiedz nam o nim.
- Co to za pytanie? Rozoy rce.
- Dosy proste. Ale jeli chcesz, chtnie je ucil. Kiedy byem w oglniaku,
podwoziem do domu tylko dziewczyny, ktre mi si podobay. Pjdmy zatem dalej. Co ci
z nim czy... poza szko?
- Chyba pan artuje!
Kcik jego ust unis si leciutko. - Tak te mylaem. Kazaa chopakowi pobi
Marcie - Millar?
- Marcie zostaa pobita?!
Podszed blisko, widrujc mnie oczami.
- Chciaa jej pokaza, co spotyka dziewczyny, ktre nie trzymaj jzyka za zbami?
Mylisz, e zasuya na tak brutalne traktowanie? W oglniaku te znaem takie dziewczta.
Same si o to prosz, prawda? Dopraszaa si tego, tak, Noro? W rod wieczr kto j
dotkliwie pobi, a ty chyba wiesz znacznie wicej, ni chcesz nam powiedzie.
Z caych si staraam si powstrzyma myli, przeraona, e dam co po sobie pozna.
Moe to zbieg okolicznoci, e Marcie pobito akurat tego wieczoru, gdy aliam si na ni
Patchowi. A jeli nie...?
- Musimy porozmawia z twoim chopakiem - oznajmi detektyw Holstijic.
- Nie jest moim chopakiem. Tylko siedzimy razem na biologii.
- Wybiera si dzi do ciebie?
Wiedziaam, e powinnam odpowiada szczerze, ale nie dopuszczaam myli, e Patch
mgby pobi Marcie. Ona nie bya szczeglnie sympatyczna i narobia sobie wielu wrogw,
z ktrych kilku byoby zdolnych do przemocy, na pewno jednak nie nalea do nich Patch.

Bezsensowne pobicie - to nie w jego stylu.


- Nie - odpowiedziaam. Basso umiechn si zimno.
- I tak si ubraa, eby zosta w domu?
- Zasadniczo - odparam najchodniejszym tonem, na jaki mogam si zdoby.
Detektyw Holstijic wyj z kieszeni may notes, otworzy go i strzeli dugopisem.
- Podaj jego nazwisko i numer telefonu.
Dziesi minut po wyjciu policjantw pod dom zajecha czarny jeep commander.
Patch wbieg na werand, ubrany w ciemne dinsy, buty do kostek i szar ocieplan bluz.
- Nowy samochd? - spytaam, otwierajc drzwi. Umiechn si tajemniczo.
- Par dni temu wygraem go w bilard.
- Kto postawi samochd?!
- Tak, a teraz jest wcieky. Przez jaki czas bd musia unika ciemnych zaukw.
- Syszae o Marcie Millar? - spytaam po prostu, liczc, e go zaskocz.
- Nie. A co? - odpar bez zastanowienia, uznaam wic, e chyba mwi prawd.
Niestety, jeli chodzi o kamanie, z pewnoci nie by amatorem.
- Kto j pobi.
- Przykre.
- Wiesz, kto by to mg zrobi?
Nawet jeli usysza niepokj w moim gosie, niczego po sobie nie pokaza. Opierajc
si o balustrad werandy, w zadumie potar doni brod.
- Nie.
Zastanowiam si, czy jednak czego nie ukrywa, ale rozpoznawanie kamstwa nie
byo moj najmocniejsz stron Nie miaam w tej dziedzinie wielkiego dowiadczenia.
Zwykle trzymaam si ludzi budzcych zaufanie... Zwykle.
Patch zajecha przed Bo's Arcade. Gdy znalelimy si na pocztku kolejki, kasjer
zacz na nas zerka, jakby nas kojarzc.
- O co chodzi? - spyta Patch i pooy na kontuarze trzy dziesiciodolarwki.
Kasjer przyglda mi si bacznie. Na pewno spostrzeg, e nie mog oderwa oczu od
zgniozielonych tatuay na jego przedramionach. Przesun co pod doln warg: gum, moe
tyto.
- Szukasz czego? - spyta.
- Fajne ma pan tatu... - zaczam. Obnay spiczaste psie zby.
- Chyba mnie nie lubi - szepnam do Patcha, gdy znalelimy si w bezpiecznej
odlegoci od kasy.

- Bo nie lubi nikogo.


- To waciciel?
- Junior. Senior zmar par lat temu.
- Jak? - spytaam.
- W bjce przy barze. Na dole.
Ogarna mnie przemona ch powrotu do jeepa i szybkiej ewakuacji.
- Nic nam nie grozi? - zapytaam. Patch spojrza na mnie z boku.
- Aniele...
- Sorry.
Sala na dole wygldaa identycznie jak w dniu, kiedy byam tam po raz pierwszy.
Pomalowane na czarno ciany. Porodku obite suknem stoy do bilardu. Po bokach kilka
stolikw do pokera. Przymione wiato podwieszonych pod sufitem reflektorkw. W
powietrzu duszcy zapach dymu z cygar.
Patch wybra st najdalej od schodw. Wzi z baru dwie butelki 7UP i zdj z nich
kapsle, uderzajc o kontuar.
- Nigdy nie graam w bilard - wyznaam.
- Wybierz kij. - Wskaza mi przymocowany do ciany stojak. Wziam jeden z kijw i
wrciam z nim do naszego stou.
Patch przesun doni po ustach, cierajc z nich umiech.
- Co nie tak? - spytaam.
- W bilardzie nie ma home run. Przytaknam.
- Nie ma. Rozumiem.
Umiechn si szeroko.
- Trzymasz go jak kij baseballowy. Spojrzaam na rce. Faktycznie. Trzymaam go
jak kij do baseballu.
- Tak mi jest wygodnie.
Stan za moimi plecami, pooy donie na moich biodrach i ustawi mnie przed
stoem. Otaczajc mnie ramio nami, chwyci kij.
- W ten sposb - powiedzia, przesuwajc moj do o kilkanacie centymetrw. - I...
tak. - Uj mnie za lew rk, ukadajc kciuk i palec wskazujcy w ptelk. Nastpnie
wspar lew rk na stole, jak trjng. Wsun czubek kija midzy ptelk, nad kostk
serdecznego palca. - Ugnij si w talii - pouczy.
Pochyliam si nad stoem, czujc na karku ciepy oddech Patcha, ktry szybkim
ruchem wycign kij spomidzy moich palcw.

- W ktr bil chcesz uderzy? - spyta, majc na myli kule ustawione na stole,
naprzeciw mnie, w trjkt. - Polecam t t, z przodu.
- Najbardziej lubi czerwony kolor.
- Niech bdzie czerwona.
Patch przesun kijem w przd i w ty, celujc w wygrywajc bil, eby mnie
nauczy ruchu.
Przymruywszy oczy, popatrzyam na bil rozgrywajc i kule ustawione w trjkcie.
- Ciut za daleko - powiedziaam. Poczuam, e si umiecha.
- O ile si zaoysz, e nie?
- O pi dolcw. Lekko pokrci gow.
- Kurtka.
- Chcesz moj kurtk?
- Chc, eby j zdja.
Straciam panowanie nad rk, tak e wyrwaa si do przodu i uderzya w bil
rozgrywajc, ktra trafia w czerwon i rozbia trjkt. Odbite rykoszetem bile potoczyy si
w rne strony.
- Okej - powiedziaam, cigajc kurtk - moe i troch mi zaimponowae.
Patch przyjrza si mojej jedwabnej bluzce bez plecw. Mia zamylone wejrzenie i
oczy czarne jak ocean o pnocy.
- adnie - pochwali.
Podszed na drugi koniec stou, taksujc ukad bil.
- Stawiam pi dolarw, e nie wbijesz tej w niebieskie paski - powiedziaam,
wybierajc j umylnie, bo przed rozgrywajc zasaniaa j masa kolorowych.
- Moesz zachowa te pienidze - odpar Patch.
Gdy nasze spojrzenia si spotkay, na jego twarzy pojawiy si lekkie doeczki.
Moja temperatura znw podskoczya o stopie.
- No, co? - zapytaam.
Pochyliwszy si nad stoem, wytrawnie wycelowa i uderzy w rozgrywajc, ktra z
impetem trafia w zielon i semk, wrzucajc bil w niebieskie paski do luzy.
Rozemiaam si nerwowo i aby to ukry, zaczam wyamywa kostki w paskudnym
odruchu, ktremu nie ulegaam jeszcze nigdy.
- Okej, moe i zaimponowae mi troch bardziej. Wci pochylony nad stoem, Patch
popatrzy na mnie.
Skr ogarno ciepo.

- Nie byo adnego zakadu - powiedziaam, opierajc si pokusie zmiany pozycji. Kij
troch lizga mi si w rkach, wic dyskretnie wytaram do o biodro.
Jakbym nie pocia si ju i tak za bardzo, Patch odpowiedzia:
- Mam u ciebie dug i kiedy go odbior. Zamiaam si niepewnie.
- Akurat.
Na schodach po drugiej stronie sali rozbrzmia gos i tupot. Po chwili na dole pojawi
si wysoki ylasty facet o jastrzbim nosie i kdzierzawych granatowoczarnych wosach.
Najpierw spojrza na Patcha, a potem przesun wzrok na mnie. Z krzywym umiechem na
twarzy podszed do nas i wychyli butelk 7UP, ktr zostawiam na brzegu stou.
- Przepraszam, ale to... - zaczam.
- Nie mwie, e jest taka delikatna - zwrci si do Patcha, ocierajc usta wierzchem
doni. Mia silny irlandzki akcent.
- Jej te nie mwiem, jaki z ciebie prymityw - zripostowa Patch, rozcigajc usta w
umiechu.
Facet opar si o st przy mnie i wycign rk.
- Nazywam si Rixon, soce - przedstawi si. Niechtnie wsunam do w jego
do.
- Nora.
- Przeszkadzam? - zapyta Rixon, spogldajc na mnie i na Patcha.
- Nie - odparam w tej samej chwili, gdy Patch odpowiedzia tak.
Wtem Rixon rzuci si figlarnie na Patcha i obaj padli na podog, turlajc si i
okadajc. Rozlegy si chrapliwo miechy, odgosy razw i trzask rozrywanego ubrania.
Zobaczyam nagie plecy Patcha. Mia na nich dwie podune grube blizny, biegnce od
okolicy nerek do opatek, w formie odwrconej litery V. Wyglday tak okropnie, e z
przeraenia zaparo mi dech.
- Ej! Za ze mnie! - wrzasn Rixon.
Patch puci go i kiedy wstawa, rozdarta koszula rozchylia si. Zrzuci j i cisn do
kosza na mieci w kcie.
- Dawaj bluz - nakaza Rixonowi. Rixon mrugn do mnie szelmowsko.
- Co ty na to, Nora? Odda?
Patch przyskoczy do Rixona, rozbawiony, a ten przystopowa go rkami.
- Spokojnie - cofn si o krok. Zdj bluz i rzuci j Patchowi, odsaniajc obcisy
biay podkoszulek.
Gdy Patch wciga bluz na brzuch tak twardy, e nieomal stano mi serce, Rixon

zwrci si do mnie:
- Mwi ci, skd ma to przezwisko?
- Sucham?
- Zanim nasz koleka wzi si na dobre do bilardu, preferowa goy boks irlandzki, a
nie by za dobry w te klocki. - Rixon pokiwa gow. - Szczerze mwic, by aosny. Co noc
musiaem go lata i potem ju wszyscy tak na niego mwili. Radziem mu, eby zrezygnowa
z boksu, ale mnie nie sucha.
Podchwyciwszy moje spojrzenie, Patch posa mi umiech zotego medalisty
barowych bijatyk. Umiech szorstki i straszny, ale z nut podania. Nie nut - wrcz
symfoni. Kiwn gow w stron schodw i wycign do mnie rk.
- Chodmy std - powiedzia.
- Dokd? - odek opad mi do kolan.
- Zobaczysz.
Gdy szlimy po schodach, Rixon zawoa do mnie:
- Powodzenia, maa!

ROZDZIA 18
Patch obra drog powrotn przez Topsham, gdzie zaparkowa samochd nieopodal
starej papierni nad brzegiem Androscoggin. Na cianie budynku, w ktrym niegdy
przerabiano miazg drzewn na papier, widnia teraz napis BROWAR SEA DOG. Po obu
stronach szerokiej i wzburzonej rzeki rosy wiekowe drzewa.
Zapada noc i wci lao. Musiaam zdy do domu przed mam. Nie powiedziaam
jej, e si umwiam, boszczerze powiedziawszy, Patch nie nalea do facetw, do ktrych
matki si umiechaj. By raczej z tych, przed ktrymi zmienia si zamki w caym domu.
- Zjemy co na wynos? - zapytaam. Patch otworzy drzwi od strony kierowcy.
- Na co masz ochot?
- Na kanapk z indykiem. Tylko bez korniszona. Aha, i bez majonezu.
Najwidoczniej zasuyam na jeden z tych jego tumionych umiechw. Obdarza
mnie nimi bardzo czsto. Ciekawe dlaczego teraz te.
- Zobacz, co si da zrobi - odpowiedzia, wysiadajc.
Zostawi kluczyki w stacyjce i wczone ogrzewanie. Przez par minut po jego
odejciu odtwarzaam sobie w mylach zdarzenia tego wieczoru. I raptem dotaro do mnie, e
jestem sama w jego jeepie. Na jego prywatnym terytorium.
Gdybym bya na jego miejscu, a chciaa ukry co cile poufnego, nie schowaabym
tego w pokoju, w szkolnej szafce, ani nawet w plecaku, bo wszystkie te miejsca mona bez
ostrzeenia, spokojnie przeszuka - i skonfiskowa tajne rzeczy. Schowaabym to w lnicym
czarnym jeepie z wymylnym systemem alarmowym.
Rozpiam pas bezpieczestwa i zaczam grzeba w stercie ksiek pod nogami,
czujc, jak na myl, e odkryj jaki sekret Patcha, wstpuje mi na usta tajemniczy umiech.
Nie liczyam na konkretne znalezisko; wystarczyby mi szyfr zamka jego szafki albo numer
komrki. Starajc si nie depta po starych szkolnych zadaniach, ktre zacielay podog
auta, znalazam zuyty odwieacz powietrza o zapachu sosny, kompakt AC/DC Highway to
Hell, ogryzki owkw i kwit z 7 - Eleven datowany w rod o dziesitej osiemnacie
wieczorem. W sumie nic szczeglnie ciekawego ani odkrywczego.
Kiedy otworzyam schowek na rkawiczki i przetrzsnam instrukcj obsugi
samochodu i inne dokumenty, bysn jaki chromowany przedmiot. Musnam palcami
metal. Wycignam ze schowka stalow latark i chciaam j zapali, ale bezskutecznie.
Odkrciam denko, zdziwiona jej lekkoci, i oczywicie okazao si, e nie ma baterii.

Ciekawe, po co Patch trzyma w schowku nieczynn latark?... Bya to ostatnia myl, jaka
pojawia mi si w gowie, nim spostrzegam na brzegu latarki zasch rdzaw plam.
Krew.
Ostronie woyam latark z powrotem do schowka i zatrzasnam go. Stwierdziam,
e latark mona poplami krwi w najrniejszych sytuacjach. Na przykad trzymajc j
poranion rk, spychajc na pobocze martwe zwierz, uderzajc ni w kogo z caej siy i
rozrywajc skr.
Z bijcym sercem chwyciam si pierwszej opcji. Patch kamie. To on napad Marcie
w rod. Podrzuci mnie, wymieni motor na jeepa i pojecha jej szuka. A moe spotkali si
przypadkowo i dziaa pod wpywem impulsu... Tak czy inaczej, Marcie zostaa pobita,
spraw zaja si policja i to on by winny.
Racjonalnie rzecz biorc, wiedziaam, e stanowcze za szybko wycigam wnioski, ale
intuicja podpowiadaa mi, e stawka jest zbyt wysoka, eby si nad tym wszystkim dogbnie
zastanawia. Patch mia straszn przeszo i wiele, wiele tajemnic. A jeli naleaa do nich
okrutna, bezsensowna przemoc, to jazda z nim samochodem me moga by bezpieczna.
Horyzont rozjania byskawica. Patch wyszed z restauracji i w podskokach przebieg
parking, trzymajc w jednej rce brzow torb, a w drugiej dwa napoje gazowane Zbliy si
do auta i siad za kierownic. Unis czapk i otrzsn wosy z wody. Ciemne falujce
kosmyki... Wrczy mi torb.
- Kanapka z indykiem bez majonezu i korniszona i cos do popicia.
- Napade Marcie Millar? - zapytaam cicho. - Chc usysze prawd. Teraz.
Patch odsun 7UP od ust. Jego oczy ciy mnie na wylot - Co?
- Latarka w schowku. Wytumacz!
- Szperaa mi w schowku? - nie rozgniewa si, ale te nie ucieszy.
- Na latarce jest zascha krew. Dzi bya u mnie policja. Myl, e mam z tym co
wsplnego. Marcie napadnito w rod wieczr, zaraz po tym, jak ci powiedziaam, e jej nie
znosz.
Patch zamia si szorstko, bez cienia wesooci.
- I mylisz, e pobiem Marcie latark.
Sign za siedzenie i wydoby wielki pistolet. Krzyknam.
Pochyli si i zasoni mi usta doni.
- To pistolet do paintballu - wyjani lodowatym tonem.
Wybauszyam oczy.
- Graem w paintball na pocztku tygodnia - oznajmi. - Przecie ci mwiem.

- A... ale to nie tumaczy ladu krwi na latarce.


- To nie krew, tylko farba - odpar. - Gralimy w zdobd flag.
Skierowaam wzrok na schowek z latark. Latarka bya... flag. Ogarno mnie
poczucie ulgi, skretynienia i winy, e tak oskaryam Patcha.
- Aha - szepnam sabo. - Wy... bacz. Ale na przeprosiny byo ju za pno.
Patch wbi wzrok w przestrze, wzdychajc gboko. Moe chcia milczeniem upuci
troch pary. W kocu przed sekund oskaryam go o napad. Czuam si z tym okropnie, ale
nie mogam zebra myli, eby go jako przeprosi.
- Z tego, co mwisz o Marcie, wynika, e narobia sobie wielu wrogw - odezwa si
wreszcie.
- Na pewno na szczycie tej listy jestem ja i Vee - odrzekam, by poprawi nastrj,
chocia nie do koca artobliwie.
Patch zajecha przed mj dom i wyczy silnik. Oczy zasaniaa mu czapka, ale na
ustach wyranie igra cie umiechu. Wargi mia tak mikkie i subtelne, e nie mogam
oderwa od nich wzroku. Dziki Bogu, chyba ju mi wybaczy.
- Bdzie trzeba popracowa nad twoim bilardem, Aniele.
- A propos... - odchrzknam. - Chciaabym wiedzie kiedy i w jaki sposb
zamierzasz wyegzekwowa to... co jestem ci winna.
- Nie dzisiaj. - Spojrza mi prosto w oczy, sprawdzajc jak zareaguj.
Poczuam na poy ulg i rozczarowanie. Nie! Gwnie to drugie.
- Mam co dla ciebie - powiedzia Patch i wyj spod fotela bia papierow torebk w
czerwone papryczki chili. Opakowanie na wynos z Granicy. Pooy j midzy nami.
- Z jakiej to okazji? - Zajrzaam do torebki, nie podejrzewajc, co w niej znajd.
- Otwrz.
Wycignam brzowe tekturowe pudeko i uniosam wieczko. W rodku bya niena
kula z miniaturowym parkiem rozrywki w Delphic Seaport: zrobione z miedzianych drucikw
koo diabelskiego myna, poskrcane ptle kolejki grskiej i latajcy dywan z arkusikw
zaniedziaej blachy.
- Pikna - powiedziaam, zaskoczona, e o mnie pomyla i nawet zada sobie trud
kupienia mi prezentu. - Bardzo ci dzikuj. Jest cudowna.
Musn szko.
- Tak wyglda Archanio, zanim go przebudowali. - Za diabelskim mynem
powyginane druciki tworzyy doliny i wzgrza kolejki. Na samym szczycie stal bezoki anio o
poamanych skrzydach.

- Co tak naprawd zdarzyo si, gdy nim jechalimy?


- Lepiej, eby nie wiedziaa.
- Czy jeli mi powiesz, bdziesz musia mnie zabi? - odparam partem.
- Nie jestemy sami - odpowiedzia Patch, patrzc przed siebie.
W otwartych drzwiach staa mama. Ku mojemu przeraeniu zesza z werandy i ruszya
w nasz stron.
- Sama to zaatwi - owiadczyam, chowajc kul z powrotem do pudelka. - Nie
odzywaj si, ani sowa!
Patch wyskoczy z auta i otworzy przede mn drzwi. Z mam spotkalimy si w
poowie podjazdu.
- Nie wiedziaam, e wychodzisz - powiedziaa z umiechem, ale podenerwowana.
Umiech zawiera komunikat: Pogadamy pniej.
- Bo to tak wyszo... w ostatniej chwili - wyjaniam.
- Wrciam do domu prosto z zaj jogi - dodaa, dajc mi do zrozumienia: ,.Na
nieszczcie dla ciebie. Liczyam, e po kursie wybierze si czego napi z koleankami.
Robia tak zawsze, dziewi razy na dziesi. Skierowaa uwag na Patcha: - Mio mi ci
wreszcie pozna. Z tego, co widz, masz w mojej crce oddan wielbicielk.
Otworzyam usta, by jak najzwilej przedstawi Patcha i go odprawi, ale mama
mnie uprzedzia:
- Blythe Grey, mama Nory.
- Patch - powiedziaam, rozpaczliwie szukajc w gowie zdania, ktre by rozadowao
t niby sodk atmosfer, ale nie mogam wymyli nic poza krzykiem: Pali si!, albo
udawanym atakiem epilepsji.
- Wiem od Nory, e jeste pywakiem - oznajmia mama.
Poczuam, e Patch skrca si ze miechu.
- Pywakiem?
- Pywasz w szkolnej druynie, czy moe w lidze miejskiej?
- Bardziej... rekreacyjnie - odpar Patch, zerkajc na mnie pytajco.
- Mhm, to te dobrze - podja mama. - A gdzie? W orodku rekreacji?
- Wol na powietrzu. W rzece albo w jeziorze.
- Nie marzniesz? - zapytaa mama.
Patch lekko si poruszy. Czyby co mi umkno? W rozmowie nie byo nic
niezwykego. A jeli chodzi o ostatni kwesti, to szczerze popieraam mam. Maine to nie
tropiki i w jeziorze mona si przezibi nawet latem. Jeli Patch rzeczywicie pywa, to albo

by szurnity, albo mia bardzo wysoki prg odpornoci.


- Okej! - zawoaam, wykorzystujc chwil milczenia. - Patch musi si zbiera.
- No id! - upomniaam go bezgonie.
- wietny jeep - zainteresowaa si mama. - Dostae od rodzicw?
- Sam kupiem.
- No, to masz pewnie niez prac.
- Sprztam w Granicy.
Stara si wyjawi jak najmniej, otaczajc si welonem tajemnicy. Ciekawe, jak
wyglda jego ycie, kiedy nie jelimy razem... Nieustannie powracay myli o jego strasznej
przeszoci. Dotd snuam fantazje o odkrywaniu jego gbokich, mrocznych sekretw, bo
chciaam udowodni sobie i jemu, e jednak go rozgryz. Ale teraz zapragnam je pozna, bo
stanowiy jego czstk. Chocia z uporem maniaka prbowaam temu zaprzecza, to jednak
co do niego czuam. Im wicej spdzalimy ze sob czasu, tym bardziej utwierdzaam si w
tych emocjach.
Mama skrzywia si lekko.
- Oby tylko praca nie przeszkadzaa ci w nauce. Osobicie uwaam, e uczniowie nie
powinni pracowa w roku szkolnym. I tak ju macie mnstwo zaj.
- Radz sobie - umiechn si Patch.
- A mog spyta ci o redni ocen? - cigna mama. - Czy to zbyt obcesowe?
- Kurcz, robi si pno... - zaczam gono, zerkajc na nieistniejcy zegarek.
Nie miecio mi si w gowie, e mama moe si zachowa tak obciachowo. To zy
znak. Wida odebraa go jeszcze gorzej, ni si spodziewaam. Nie byo to adne zapoznanie,
tylko wywiad.
- Dwa koma dwa - odrzek Patch. Mama spojrzaa na niego.
- artuje - wtrciam szybko, dyskretnie popychajc go w stron jeepa. - Patch ma
swoje sprawy. Musi jeszcze gdzie pj. Pogra w bilard... - Przytkaam usta rk.
- Pogra? - nie zrozumiaa mama.
- Nora ma na myli Bo's Arcade - wyjani Patch. - Ale nie tam si wybieram. Musz
jeszcze zaatwi to i owo.
- Nigdy tam nie byam - powiedziaa mama.
- Nic specjalnego - oznajmiam. - Nie masz czego aowa.
- Zaraz - glos mamy zabrzmia tak, jakby w gowie zapalio jej si czerwone
wiateko. - Na wybrzeu? Niedaleko Delphic Seaport? To nie tam przed kilku laty bya
wielka strzelanina?

- Teraz jest tam o wiele spokojniej - odpowiedzia Patch. Zmruyam oczy. Ubieg
mnie, a ju miaam zamiar skama, e to miejsce, w ktrym nigdy nie zdarzyo si nic zego.
- Wstpisz do nas na lody? - zaproponowaa mama, wyranie rozdraniona, nie
wiedzc, czy powinna zachowa si uprzejmie, czy prdko wcign mnie do rodka i
zaryglowa drzwi. - Mamy tylko waniliowe - dodaa cierpko. Sprzed paru tygodni. Patch
pokrci gow.
- Pjd ju. Moe kiedy indziej. Mio byo pani pozna.
Czym prdzej popchnam mam do drzwi, zadowolona, e rozmowa nie potoczya
si najgorzej. Wtem mama si odwrcia.
- Co dzisiaj robilicie? - zapytaa Patcha.
Patch spojrza na mnie i leciutko unis brwi.
- Zjedlimy kolacj w Topsham - odpowiedziaam za niego. - Kanapki i napoje.
Cakiem nieszkodliwy wieczr.
Problem w tym, e moje uczucia wobec Patcha nie byy nieszkodliwe.

ROZDZIA 19
Pudeko ze nien kul schowaam w szafie za stosikiem swetrw w romby, ktre
kiedy podprowadziam tacie. Kiedy otwieraam prezent przy Patchu, Delphic wyglda
poyskliwie i piknie; drucikowe konstrukcje mieniy si tczowo. Ale teraz, gdy byam sama
w pokoju, lunapark sprawia wraenie nawiedzonego. Wymarzone obozowisko dla upiorw.
W dodatku wyglda, jakby wewntrz mia zamontowan ukryt kamer.
Przebraam si w elastyczn koszulk i spodnie od piamy w kwiatki i zadzwoniam
do Vee.
- No i? - zapytaa. - Jak poszo? Jak wida nie zamordowa ci, wic zaczyna si
niele.
- Gralimy w bilard.
- Nie cierpisz bilardu.
- Dal mi kilka wskazwek i ju wiem, o co chodzi, wic nie jest najgorzej.
- Mog si zaoy, e chtnie doradziby ci jeszcze w paru innych sferach ycia.
- Hm - podobna uwaga zwykle wywoaaby rumieniec, ale dzi miaam na gowie
powaniejsze sprawy. Byam pochonita mylami.
- Wiem, e ci to ju mwiam, ale Patch nie nastraja mnie zbyt optymistycznie oznajmia Vee. - Cigle ni mi si koszmary o facecie w kominiarce. Na przykad w jednym
nie zerwa j z twarzy i zgadnij, kogo zobaczyam?! Patcha Osobicie uwaam, e powinna
si z nim obchodzi jak z naadowan broni. Ma w sobie co nienormalnego.
I wanie o tym chciaam porozmawia.
- Skd mona mie na plecach blizn w ksztacie V? spytaam.
Na chwil zapada cisza.
- Ty wirusko - parskna Vee. - Widziaa go na golasa? Gdzie? W jego jeepie czy w
domu? A moe w swojej sypialni?
- Nie widziaam go goego! T blizn to tak przez przypadek.
- Mhm, nieraz ju to syszaam - odpara Vee.
- Ma na plecach wielk blizn w ksztacie odwrconego V. Dziwne, prawda?
- No pewnie, e dziwne. Ale chodzi o Patcha, a on jest niele pokopany. Niech
zgadn... Bjka gangw? Blizny z wizienia? Szramy po wypadku, ktry spowodowa i
zwia?
Gdy jedna pkula mzgowa ledzia rozmow z Vee, druga brna w koleiny

podwiadomoci. Wrciam pamici do wieczoru, kiedy Patch namwi mnie na przejadk


Archanioem.

Przypomniaam

sobie

dziwaczne,

przeraajce

malunki

na

bokach

wagonikw... Rogate bestie odzierajce anioa ze skrzyde. Czarne odwrcone V na jego


plecach.
O mao nie upuciam telefonu.
- S... sorry, co mwia? - poprosiam Vee, uzmysawiajc sobie, e jest ju gdzie
dalej w rozmowie i czeka na reakcj.
- Co si stao potem? - powtrzya, akcentujc kade sowo. - Nora, Nora, odbir!
Czekam na szczegy. Bo zaraz tu padn.
- Wda si w bijatyk i kole rozdar mu koszul. Tyle. Nic si pniej nie stao.
Vee westchna gboko.
- Wanie o to mi chodzi. Jestecie razem, a on si wdaje w bjk? Chory czy co? Jak
zwierz, nie czowiek.
Szybko porwnaam w wyobrani szram Patcha ze szram anioa. Obie byy koloru
czarnej lukrecji, obie przebiegay od opatek a do nerek i obie rozchodziy si na boki.
Stwierdziam, e pewnie jakim upiornym zbiegiem okolicznoci blizny Patcha wygldaj
identycznie jak te na obrazkach. W kocu mogo je spowodowa wiele rzeczy. Kto wie, moe
- jak powiedziaa Vee - byy to sznyty z wizienia albo pamitka po ulicznej bijatyce czy po
kraksie. Niestety, kada z tych przyczyn wydawaa si bez sensu. Tak jakby prawda chciaa
mi zajrze prosto w oczy, a mnie brakowao odwagi, eby to spojrzenie odwzajemni.
- By anioem? - spytaa Vee. Wyrwaam si z zadumy. - Co?!
- No, by jak anio czy dalej odgrywa niegrzecznego chopca? Bo, szczerze mwic,
nie chce mi si wierzy, e do niczego nie doszo.
- Vee, musz koczy - mj glos nagie zabrzmia jak pokryty pajczyn.
- Pewnie! Teraz si rozczysz i guzik si dowiem!
- Na randce do niczego nie doszo i potem te nie. Pod domem wysza nam naprzeciw
mama.
- Co ty!
- Chyba jej si nie spodoba.
- Niemoliwe! - wykrzykna Vee. - Co ty powiesz!
- Zadzwoni jutro, dobra?
- Sodkich snw, maleka. Akurat - pomylaam.
Odoywszy suchawk, przeszam korytarzem do prowizorycznego gabinetu mamy i
uruchomiam naszego starego lBM - a. Pokj by malutki, mia spadzisty strop i przypomina

mansard. W wychodzcym na ogrdek brudnym oknie wisiay spowiae zasony z lat


siedemdziesitych. Sufit by tak niski, e w czci pokoju w ogle nie mogam si
wyprostowa, a gdy byo to moliwe, dotykaam czubkiem gowy obnionych belek krokwi.
Pokoik owietlaa tylko goa arwka.
Po dzieciciu minutach zdoaam wreszcie poczy si z internetem i wklepaam w
Google: blizny po anielskich skrzydach. Chwil zwlekaam z naciniciem enter. w lku,
e jeli to zrobi, bd zmuszona pogodzi si z myl, e Patch... nie jest czowiekiem.
Wcisnam enter i - zanim zdyam si opamita kliknam myszk pierwszy z
brzegu link.
UPADE ANIOY: STRASZNA PRAWDA
W dniu stworzenia Bg zesa na ziemi anioy, aby czuway nad Adamem i Ew oraz
ich potomstwem. Miay by posuszne samemu Adamowi. Niektre zapragny jednak wyj
poza granice rajskiego ogrodu. Zdoby wadz nad ludmi poprzez wyjawienie im wielu
tajemnic (jak poznanie astrologii, wyrabianie broni, kosmetykw).
Zwidszy na pokuszenie Ew. by zjada zakazany owoc, otworzyy bramy strzegce
Edenu. Karzc anioy za ten miertelny grzech i zaniedbanie obowizkw, Bg odar je ze
skrzyde i wypdzi na zawsze. Anioy strcone do istot niszej rangi stay si demonami.
Przejrzaam pobienie kilka akapitw. Serce zaczo mi bi nieregularnie.
Upady anio to zy duch, o ktrym Biblia pisze, e opanowuje ludzkie ciao. Bdzi po
ziemi w poszukiwaniu ciaa, ktre potem drczy i ktrym kieruje. Nakania istot ludzk do
niegodziwych czynw, przekazujc myli i obrazy bezporednio do jej umysu. Potrafi
wywiera wpyw na jej osobowo i czyny.
Jednake do zawadnicia czowiekiem przez upadego anioa moe doj jedynie
podczas hebrajskiego miesica cheszwan (padziernik, listopad). Cheszwan, zwany
gorzkim, to jedyny miesic, w ktrym ydzi nie wituj Wtedy te, w okresie midzy
nowiem i peni, upade anioy gromadnie nawiedzaj ludzkie ciaa.
Przeczytawszy to, siedziaam kilka minut ze wzrokiem bezmylnie wlepionym w
monitor. W duszy a mi si zakbio. Ze zdumienia, zgrozy i najgorszych przeczu.
Nagle wzdrygnam si i odzyskaam zmysy. Przypomniaam sobie, jak ju kilka razy
wydawao mi si, e Patch przekracza granice zwykej komunikacji i szepce prosto do mojego
mzgu, tak jak to opisali w tym artykule. Czy - biorc pod uwag jego blizny - mg by...
upadym anioem? Czy chcia zamieszka w moim ciele?
Szybko przebiegam tekst do koca, zwalniajc przy jeszcze dziwniejszym akapicie.
Wspyjc z kobiet, upady anio podzi nadludzkiego potomka zwanego Nefilem.

Nefilowie (giganci lub upadli) to ze, nikczemne plemi, zbuntowane przeciwko Bogu, ktre
On postanowi zniszczy, zsyajc potop na ziemi. Potop mia oczyci ziemi z Nefilw.
Dotd nie stwierdzono, czy owa hybrydyczna rasa wymara i czy upade anioy nie
rozmnaaj si w dalszym cigu. Z logicznego punktu widzenia wydaje si to
prawdopodobne, bowiem woda nie moga zniszczy bezcielesnych demonw, a zatem
przedstawiciele rodu Nefilw mog nadal wystpowa na obszarze kuli ziemskiej.
Odsuwajc si od biurka, zapisaam przeczytane informacje w gowie, w folderze:
MAKABRA. Nie miaam teraz ochoty si nad nimi zastanawia. Stwierdziam, e zajm si
tym wszystkim pniej. Moe.
A podskoczyam, gdy w kieszeni zawibrowaa mi komrka.
-

Umawiaymy si, e awokado jest zielone czy te? - spytaa Vee. -

Wykorzystaam ju dzi dzienny limit zielonych owocw, wic fajnie by byo, gdyby
powiedziaa, e te.
- Wierzysz w superbohaterw?
- Tak, odkd zobaczyam Tobey'ego Maguire'a w Spidermanie. Jest jeszcze Christian
Bale. Starszy, ale za to jakie ciacho! Chtnie daabym mu si uratowa przed zgraj
wojownikw ninja.
- Mwi serio.
- Ja te.
- Kiedy ostatnio bya w kociele? Strzelia balonem z gumy do ucia.
- W niedziel.
- Mylisz, e Biblia jest cisa? To znaczy: zgodna z prawd?
- Myl, e pastor Calvin jest seksy. Jak na czterdziesto parolatka. Tak z grubsza
wygldaj moje przekonania religijne.
Gdy skoczyymy rozmawia, poszam do swojego pokoju i zakopaam si w
pocieli. Dla ochrony przed nagym chodem narzuciam na siebie jeszcze jeden koc. Nie
wiem, czy ozibio si w pokoju, czy a tak zlodowaciaa moja dusza. Do snu ukoysay mnie
natrtne wizje upadych aniow, optania i Nefilw.

ROZDZIA 20
Ca noc przewracaam si w ku. Znad pl przylecia wicher, omiatajc dom i
obsypujc okna gruzem. Kilka razy zbudziy mnie odgosy zrywanych przez wiatr dachwek.
Podskakiwaam na najcichszy dwik za szyb, nawet syszc trzeszczenie materaca.
Okoo szstej poddaam si, zwlokam z ka i wziam gorcy prysznic. Potem
posprztaam w pokoju - szafa wiecia pustk, wic trzy razy napeniaam pralk brudnymi
rzeczami. Kiedy niosam na gr kolejny adunek prania, rozlego si pukanie do drzwi.
Otworzyam je. W progu sta Elliot.
Mia na sobie dinsy, podwinit do okci koszul w szkock krat i czapk Red Sox.
Z pozoru radosny, pogodny zwyky chopak. Ale ja nie daabym si na to nabra.
Zdenerwowanie potwierdzi silny przypyw adrenaliny.
- Nora Grey - powiedzia z wyszoci. Wsun gow do wntrza, umiechnity.
Poczuam kwany odr alkoholu. - Ostatnio cigle sprawiasz mi kopoty.
- Co tu robisz?
Zajrza mi przez rami w gb domu.
- A jak mylisz? Chc pogada. Nie wpucisz mnie?
- Mama pi. Wolaabym jej nie budzi.
- Jeszcze nie poznaem mamusi. - Od tonu jego gosu podniosy mi si woski na
karku.
- Czego sobie yczysz? Umiech mia rozlazy, drwicy.
- Nie lubisz mnie, Noro Grey, prawda?
W odpowiedzi skrzyowaam rce. Lekko zatoczy si do tylu, przyciskajc do do
seret.
- Aua... Przyszedem, bo chc mimo wszystko ci przekona, e jestem zwyczajnym
gociem i moesz mi ufa. Nie zawied mnie.
- Posuchaj, Elliot, musz zaatwi kilka rze...
Grzmotn pici w mur tak mocno, e osypa si popkany tynk.
- Nie skoczyem! - wybekota podniecony. Raptem przekrzywi gow i zamia si
cicho. Pochyli si, wsun zakrwawion rk midzy kolana i jkn. - Dziesi dolcw, e
jeszcze tego poaujesz.
cierpa mi skra. Przypomniaam sobie, jak jeszcze par dni temu wydawa mi si
przystojny i czarujcy. Ale ze mnie idiotka!

Gdy ju chciaam zamkn przed nim drzwi na klucz, zdj okulary, ukazujc
przekrwione oczy. Odchrzkn i tym razem ju wyranie powiedzia:
- Posuchaj, Jules ma w szkole mas stresw. Egzaminy, samorzd uczniowski,
podania o stypendia itepe. Nie zachowuje si normalnie. Powinien si oderwa od tego na
kilka dni. Wybierzmy si w czwrk, Jules. Vee, ty i ja, na kemping. Wyjedziemy jutro do
Powder Horn i wrcimy we wtorek po poudniu. Niech si chopak troch wyluzuje.
Kade sowo Elliota brzmiao niewiarygodnie i tak, jakby je sobie przewiczy.
- Sorry, mam ju inne plany.
- To odwoaj. Wszystko przygotuj. Zaatwi namioty, prowiant. Zobaczysz, e
jestem super. Rozerwiesz si jak nigdy.
- Id ju.
Opar si o framug i przybliy do mnie.
- Bd.
Na sekund wyrwa si z pijackiego otpienia i co zowrogiego, chorego zalnio mu
w oczach. Bezwiednie cofnam si o krok. Byam prawie pewna, e ma w sobie dz
zbrodni. I przekonana, e jest winny mierci Kjirsten.
- Id, chyba e mam zadzwoni po takswk. Szarpn drzwiami z tak si, e odbiy
si od ciany.
Chwyci mnie za szlafrok, wywlk na werand i przypar do muru.
- Pojedziesz na ten kemping, czy chcesz, czy nie!
- Puszczaj! - zawoaam, wyrywajc mu si.
- Bo co? Co mi zrobisz? - Przytrzymujc mi ramiona, znw przycisn mnie do muru,
a zaszczekaam zbami.
- Wezw policj - wycedziam jako. Miaam urywany, pytki oddech i wilgotne
donie.
- Zawoasz ich? Nie usysz. Puszcz ci dopiero, jak obiecasz mi wsplny kemping!
- Nora?
Oboje odwrcilimy si w stron sieni, skd dobieg gos mamy. Przytrzymawszy
mnie chwil, Elliot prychn z niesmakiem i w kocu mnie odepchn. Schodzc po schodach
z werandy, obejrza si w p drogi.
- To nie koniec.
Prdko weszam do domu i zamknam drzwi na klucz. Pieky mnie oczy. Tumic
pacz, osunam si na dywanik i przywaram plecami do drzwi.
Na szczycie schodw stana mama, szczelniej owijajc si podomk.

- Nora? Co si stao? Kto to by? Zamrugaam powiekami.


- Kolega... ze szkoy - nie mogam opanowa drenia gosu. - Yyy... yyy... - I tak ju
narobiam sobie do kopotw randk z Patchem. Wiedziaam, e mama wybiera si
wieczorem na lub i wesele crki znajomej z pracy, ale gdybym jej powiedziaa, e Elliot
mnie napastowa, z pewnoci zostaaby w domu. A wtedy nie mogabym wybra si do
Portland i przeprowadzi ledztwa w jego sprawie. Nawet najmniejsza poszlaka
wystarczyaby, eby posadzi go za kratkami. Czuam si zagroona. Wprost roznosia go
agresja i wolaam nie myle, do czego by doszo, gdyby cakiem straci panowanie nad sob.
- Chcia poyczy notatki z Hamleta - dokoczyam stanowczo. - Tydzie temu ciga ode
mnie na kartkwce i chyba mu si to spodobao.
- Kochanie - mama pogaskaa mnie po wci wilgotnych po kpieli wosach rozumiem, e si zdenerwowaa. Jak chcesz, zadzwoni do jego rodzicw.
Pokrciam gow.
- To zrobi niadanie - zaproponowaa. - Ubierz si. Jak zejdziesz, bdzie gotowe.
Gdy otwieraam szaf, zadzwoni telefon.
- Ju wiesz? Jedziemy w czwrk na kemping! - wykrzykna Vee, dziwnie radosna.
- Posuchaj - odparam z dreniem w gosie. - Elliot planuje co strasznego. Chce nas
zabra na kemping tylko po to, ebymy zostay z nim same. Nie jedziemy.
- Jak to: nie jedziemy? artujesz?! Nareszcie moemy mie na feriach troch frajdy, a
ty si nie zgadzasz? Wiesz, e mama w yciu mnie nie puci samej. Zrobi, co zechcesz.
Serio. Tydzie bd odrabiaa za ciebie zadania. Nora, daje spokj. Powiedz to jedno
swko. Powiedz. Na liter T..
Do, w ktrej trzymaam komrk, tak mi si trzsa, e musiaam j podeprze
drug.
- Pitnacie minut temu by u mnie Elliot, pijany. Grozi mi... fizycznie.
Vee nie odzywaa si przez chwil.
- Jak to fizycznie?
- Wywlk mnie na werand i przypiera do muru.
- Ale by pijany, tak?
- Co z tego? - odwarknam.
- Chopak ma problemy. Niesusznie oskaryli go o udzia w samobjstwie jakiej
laski, no i musia zmieni szko. Jeli zrobi ci krzywd, a bynajmniej go nie
usprawiedliwiam, to moe... no, wiesz, potrzebuje terapii?
- Jeli zrobi mi krzywd?

- By zalany. Moe... moe nie panowa nad sob. Jutro bdzie mia wyrzuty
sumienia.
Otworzyam usta i natychmiast je zamknam. Nie miecio mi si w gowie, e Vee
trzyma stron Elliota.
- Musz koczy - uciam. - Pniej pogadamy.
- Skarbie, mog by z tob tak do koca szczera? Wiem, e si przejmujesz tym
gociem w kominiarce. Nie gniewaj si, ale moim zdaniem prbujesz zrzuci to na Elliota
tylko dlatego, e nie chcesz, by to bya sprawka Patcha. Wszystko tak racjonalizujesz, e
mona dosta bzika.
Zatkao mnie.
- Racjonalizuj? To nie Patch przyszed do mnie rano i nie on mn tarmosi.
- Wiesz co? Bez sensu to poruszyam. Zostawmy to, okej?
- Dobrze - odparam sztywno.
- Yyy... co dzisiaj robisz?
Wystawiam gow za drzwi, nasuchujc mamy. Z kuchni dochodziy odgosy
ubijania jajek. Dalsze wtajemniczanie Vee w moje sprawy nie miao sensu, ale czuam si
uraona i za. Chce zna moje plany? Prosz bardzo. Jak si jej nie spodobaj, nic na to nie
poradz.
- Gdy tylko mama wyjedzie na wesele do Old Orchard Beach, wybieram si do
Portland. - Ceremonia zaczyna si o czwartej i biorc pod uwag przyjcie, mama nie
powinna wrci wczeniej ni o dziewitej. Mogabym wic spokojnie spdzi wieczr w
Portland i zdy do domu przed ni. - Poyczyaby mi dodge'a? Lepiej, eby mama nie
zorientowaa si, sprawdzajc licznik.
- O rany. Chcesz szpiegowa Elliota! Pomyszkowa w Kinghorn.
- Chc kupi par rzeczy i zje jak kolacj - odpowiedziaam, przesuwajc
wieszaki.
Wyjam z szafy lekki trykot z dugimi rkawami, dinsy i czapk w biao - rowe
pasy, zarezerwowan na weekendy i dni, kiedy nie chciao mi si czesa.
- A na t kolacj zatrzymasz si w pewnym barze nieopodal szkoy? Tam gdzie
pracowaa Kjirsten... zapomniaam jej nazwisko.
- Niezy pomys - odparam. - Moe.
- A zjesz co w ogle czy od razu wypytasz pracownikw?
- Moe popytam ich o par rzeczy. Wic jak z tym samochodem?
- Jasne, e ci poycz - odpowiedziaa Vee. - Od czego ma si najlepsz przyjacik?

I nawet z tob pojad, chocia ta wycieczka to poraka. Ale najpierw obiecaj, e wybierzesz
si na kemping.
- Niewane. W kocu jest te autobus.
- O feriach pogadamy pniej! - zawoaa Vee do telefonu, zanim zdyam si
rozczy.
Byam w Portland ju kilka razy, ale niezbyt dobrze znaam miasto. Wysiadam z
autobusu uzbrojona w komrk, map i wewntrzny kompas. Wysokie i smuke budynki z
czerwonej cegy przysaniay zachodzce soce, ktre przewitywao zza gstych chmur
burzowych. Ulice kryy si pod baldachimem cienia. Kady sklep mia z przodu werand i
oryginalny szyld nad wejciem. Owietlenie uliczne stanowiy czarne latarnie w ksztacie
kapelusza czarownicy. Minwszy toczne rdmiecie, weszam w zalesion okolic i po
chwili ujrzaam znak wskazujcy prywatn szko Kinghorn. Zza wierzchokw drzew
wyaniay si strzelista katedra i wiea z zegarem.
Idc cay czas chodnikiem, na rogu skrciam w Trzydziest Drug Ulic. Port by
nieopodal, tak e przed oczyma, midzy sylwetami sklepw, raz po raz migay mi
wpywajce statki. W poowie Trzydziestej Drugiej zobaczyam szyld bistra U lepego Joe.
Wyjam z kieszeni pytania i przeczytaam je raz jeszcze. Zgodnie z planem wywiad mia
wyglda jak najmniej oficjalnie. Liczyam, e jeli niby mimochodem porusz temat mierci
Kjirsten w rozmowie z pracownikami, uda mi si dowiedzie czego, co wczeniej umkno
dziennikarzom. Z nadziej, e nie zapomn pyta, ukradkiem wyrzuciam list do
najbliszego kosza na mieci.
Gdy przekroczyam prg bistra, nad drzwiami zadwicza dzwonek.
Podoga bya wyoona to - biaymi pytkami, a boksy miay obicie w kolorze
morskiego bkitu. Na cianach wisiay zdjcia portu. Usiadam niedaleko drzwi i zrzuciam
paszcz.
Podesza do mnie kelnerka w poplamionym biaym fartuszku.
- Mam na imi Whitney - oznajmia skwaszonym tonem. - Witam U lepego Joe.
Dzisiaj polecamy kanapk z tuczykiem i zup z homara. - Przygotowaa dugopis, eby
zanotowa zamwienie.
- lepy Joe? - Marszczc brew, post u kalam palcami o brod. - Zaraz, skd ja znam
t nazw?
- Nie czytasz gazet? Miesic temu pisali o nas cay tydzie. Mielimy te pitnacie
minut sawy...
- A! - udaam, e kojarz. - Faktycznie, pamitam. Morderstwo, prawda? Czy ta

dziewczyna nie tu pracowaa?


- Tak, Kjirsten Halverson. - Kelnerka niecierpliwie pstrykna dugopisem. - Na
pocztek bdzie miska zupy?
Nie miaam ochoty na zup z homara. W ogle nie byam godna.
- To pewnie dla ciebie nieatwe... Przyjaniycie si?
- Gdzie tam! Zamawiasz czy nie? Zdradz ci pewien sekret. Jak nie pracuj, nie
zarabiam. A jak nie zarabiam, to nie pac czynszu.
Nagle zapragnam, by obsugiwa mnie kelner stojcy po drugiej stronie sali. By
niski, ysy jak kolano i postur przy pomin wykaaczki z pojemnika przede mn. Wzrokiem
siga najwyej metr nad ziemi. Mimo e po fakcie z pewnoci czuabym si okropnie,
wystarczyby jeden umiech, eby wycign od niego yciorys Kjirsten z detalami.
- Przepraszam - powiedziaam do Whitney. - Wci myl o tej zbrodni. Naturalnie
dla ciebie to nic nowego. Pewno cigle mcz ci o to dziennikarze.
Spojrzaa na mnie krzywo.
- Chcesz jeszcze przejrze kart?
- Mnie osobicie dziennikarze irytuj.
Pochylia si nad stoem, podpierajc rk o blat.
- Mnie drani niezdecydowani klienci. Wzdychajc cicho, otworzyam kart.
- Co by polecia?
- Wszystko jest dobre. Spytaj mojego chopaka - umiechna si przez zacinite usta
- on gotuje.
- A propos chopaka... Kjirsten kogo miaa? Jak melodyjnie mi si to powiedziao. uznaam.
- Mw - zadaa Whitney. - Jeste glin? Adwokatk? Dziennikark?
- Zatroskan obywatelk - zabrzmiao to jak pytanie.
- Aha. Jak tak, to wiesz co? Zamwisz koktajl mleczny, frytki, hamburgera, misk
zupy i dasz mi dwudziestopicioprocentowy napiwek, a ja ci wtedy opowiem to samo, co
kademu.
Musiaam sobie rozway: kieszonkowe czy odpowiedzi.
- Dobra.
- Kjirsten spikna si z takim jednym. Elliotem Saundersem. Pisali o nim w gazetach.
Bez przerwy tu przesiadywa. Zawsze jak koczya zmian, odprowadza j do domu.
- Rozmawiaa z nim?
- Ja nie.

- Mylisz, e Kjirsten popenia samobjstwo?


- Skd mog wiedzie?
- Czytaam, e w jej mieszkaniu znaleli list samobjczy, ale byy te lady wamania.
- No i?
- Nie sdzisz, e to troch... dziwne?
- Jak chcesz wiedzie, czy myl, e Elliot mg go jej podrzuci, to tak, jasne. Taki
dziany chopak zawsze si jako wywinie. Pewnie naj kogo do podrzucenia listu. Jak si
ma troch forsy, to atwizna.
- Elliot chyba nie jest zbyt zamony - odparam. Zawsze wydawao mi si, e to Jules
ma pienidze. Vee a piaa z zachwytu nad jego domem. - Z tego co wiem, w Kinghorn uczy
si tylko dziki stypendium...
- Stypendium? - powtrzya, prychajc. - Chyba si napaa? Skoro by taki biedny,
to ciekawe za co kupi jej mieszkanko?
Z trudem ukryam zaskoczenie.
- Naprawd?!
- Cigle si tym chwalia. Mylaam, e zwariuj.
- Po co kupi jej mieszkanie?
Whitney spojrzaa na mnie, biorc si pod boki.
- Nie udawaj, e jeste taka tpa. Aha. Prywatno i intymno. Okej.
- A czemu Elliot przenis si z Kinghorn?
- Co? Nie wiedziaam.
Suchajc jej odpowiedzi, staraam si przywoa z pa mici niezadane jeszcze
pytania.
- Spotyka si tu te z przyjacimi czy tylko z Kjirsten?
- Mylisz, e pamitam? - Rozdraniona, wzniosa oczy do nieba. - Wygldam,
jakbym miaa pami fotograficzn?
- A kojarzysz takiego wysokiego gocia? Naprawd wysoki. Dugie jasne wosy,
przystojny, ubrania na miar.
Whitney zdara zbami nierwny brzeg paznokcia i wsuna go do kieszeni fartuszka.
- Tak. Trudno byoby go nie zapamita. Markotny, w ogle si nie odzywa. By tu
ze dwa razy. Nie tak dawno temu. Mniej wicej wtedy, kiedy zmara Kjirsten. Pamitam, bo
w Dniu witego Patryka podawalimy kanapki z konserw woow i nijak nie da si
namwi. Gapi si na mnie tak, jakby chcia mi podern gardo. Czekaj... Co mi si
przypomniao. Nie ebym bya wcibska, no ale mam uszy i nieraz samo co mi wpadnie.

Ostatnio, jak ten wysoki siedzia tu z Elliotem, gadali o jakim sprawdzianie.


- Szkolnym?
- Skd mam wiedzie? Tak jakby ten wysoki obla sprawdzian i Elliot by
niezadowolony. Wypad std jak burza. Nawet nie dojad kanapki.
- Mwili o Kjirsten?
- Wysoki przyszed pierwszy, spyta, czy Kjirsten w pracy. Powiedziaam, e nie, i
wtedy zadzwoni gdzie z komrki. Dziesi minut pniej wszed Elliot. Zawsze obsugiwaa
go Kjirsten, a e jej nie byo, ja j zastpiam. Nawet jeli o niej rozmawiali, nic do mnie nie
dotaro. Ale ten wysoki to chyba za ni nie tskni.
- Pamitasz co jeszcze?
- To zaley. Wemiesz deser?
- Moe kawaek ciasta.
- Ciasto? To ja ci powicam pi minut cennego czasu, a ty chcesz zamwi tylko
ciasto? Mylisz, e nie mam nic lepszego do roboty, jak sobie z tob ucina pogawdk?
Rozejrzaam si po sali. Bya prawie pusta. Poza mczyzn czytajcym gazet przy
barze, byam jedyn klientk.
- Okej... - Przebiegam wzrokiem kart.
- Do popicia ciasta najlepsza bdzie malinowa lemoniada. - Zanotowaa. - A na
koniec jeszcze kawka. - Dopisaa do rachunku. - I za to spodziewam si dodatkowych
dwudziestu procent. - Zadowolona z siebie, wsuna bloczek do fartuszka i krcc biodrami,
posza do kuchni.

ROZDZIA 21
Tymczasem na zewntrz ochodzio si i zaczo my. Wrd mgy, ktra zawisa
nad ulicami, latarnie pony niesamowitym, trupim blaskiem. Pospiesznie wyszam z bistra,
dzikujc Bogu, e sprawdziam prognoz pogody i zabraam parasolk. Po drodze
widziaam, jak w barach zbieraj si ludzie.
Zbliajc si do przystanku, poczuam na szyi znajome lodowate tchnienie. Jak tej
nocy, kiedy kto zaglda mi przez okno do pokoju, jak w Delphic i wwczas, gdy Vee
wysza z Victoria's Secret w mojej kurtce. Schyliam si. udajc, e zawizuj sznurwk, i
ukradkiem rozejrzaam si wok. Chodnik po obu stronach ulicy by pusty.
Gdy zapalio si zielone wiato, przeszam na druga stron. Przyspieszajc kroku,
wsunam torebk pod rami, pena nadziei, e autobus si nie spni. Skrciwszy w alejk za
jakim barem, minam grupk palaczy i wyszam na ulic rwnoleg. Przebiegam kolejn
przecznic, cofnam si i zrobiam jeszcze koo. Co par sekund ogldaam si za siebie.
Usyszaam warkot autobusu, ktry po chwili wyjecha zza rogu, materializujc si we
mgle. Gdy zwolni przy krawniku, wsiadam. Byam jedyn pasaerk.
Usiadam kilka miejsc za kierowc i zgarbiam si, eby mnie nie widzia. Drzwi si
zamkny i autobus pomkn naprzd. O mao nie westchnam z ulg, gdy w komrce
pojawi si SMS od Vee:
Gdzie jeste?
Portland - odpisaam. - A ty?
Te. Na imprezie z Julesem i Elliotem. Spotkajmy si.
Co robisz w Portland?
Nie czekajc, a odpisze, zadzwoniam do niej. Rozmawia si szybciej, a sprawa bya
powana.
- I jak? - zapytaa. - W nastroju na imprez?
- Mama wie, e bawisz si w Portland z dwoma facetami?
- Nie denerwuj si tak, skarbie.
- Nie wierz, e przyjechaa do Portland z Elliotem! - Ogarno mnie ze przeczucie.
- Wie, e ze mn rozmawiasz?
- Co ty, eby ci zabi?! Nie wie, sorry. Polecia po co z Julesem do Kinghorn i
marzn tu solo. Przydaoby mi si towarzystwo. Ej! - wrzasna na kogo. - Rce przy sobie,
dobra? Przy sobie! Nora? Jestem w dosy nieciekawej okolicy. Pospiesz si, okej?

- Gdzie jeste?
- Czekaj... Wic tak: dom po przeciwnej stronie ma numer 1727. Ulica nazywa si
chyba Highsmith.
- Postaram si by tam jak najszybciej. Ale nie zostan. Wracam do domu i ty
jedziesz ze mn. Niech si pan zatrzyma! - krzyknam do kierowcy.
Przyhamowa i walnam nosem o siedzenie przed sob.
- Ktrdy do Highsmith? - spytaam, kierujc si do przodu.
Kierowca wskaza okna z prawej strony autobusu.
- Na zachd std. Masz zamiar i pieszo? - Zmierzy mnie od stp do gw. Ostrzegam, to niebezpieczna dzielnica.
Piknie.
Przeszam zaledwie kilkadziesit metrw, gdy stao si jasne, e kierowca nie
przesadzi. Krajobraz zmieni si zasadniczo. Ciekawe wystawy zastpiy budynki
zamalowane graffiti przez uliczne gangi. W zakratowanych oknach panowa mrok. Chodniki
giny we mgle jak opustoszae cieki.
Rozleg si jaki stukot i po chwili zobaczyam kobiet pchajc wzek z torbami
mieci. Miaa oczy jak rodzynki, ciemne i paciorkowate, i przygldaa mi si bacznie, niemal
jak drapienik.
- Co my tu mamy? - odezwaa si przez szczerbate zby. Cofnam si ostronie,
przyciskajc do siebie torebk.
- Palto, rkawiczki i adn wenian czapk - wyliczya. Marzyam o liczniutkiej
czapce z weny.
- Dobry wieczr - odchrzknwszy, staraam si, by zabrzmiao to przyjanie. - Moe
mi pani powiedzie, jak daleko std do Highsmith Street?
Zarechotaa.
- T drog wskaza mi kierowca autobusu - dodaam jeszcze mniej pewnie.
- Powiedzia, e do Highsmith tdy? - spytaa, rozdraniona. - Znam drog do
Highsmith, ale jest gdzie indziej.
Na prno liczyam, e rozwinie t myl.
- Mogaby mnie pani pokierowa? - zapytaam.
- Tu mam wszystkie kierunki. - Pukna si w czoo palcem przypominajcym
powyginan, skat ga. - Wszyciutekie.
- Wic ktrdy do Highsmith? - zachciam.
- Za darmo ci nie powiem - zbesztaa mnie nagle. - To bdzie troch kosztowao.

Dziewczyna musi z czego y. Nie wiesz, e w yciu nie ma nic za darmo?


- Nie mam pienidzy - odparam. W kadym razie miaam niewiele, na bilet do domu.
- Ale masz cieplutkie palto.
Spojrzaam na swj ocieplany paszcz. Zimny wiatr mierzwi mi wosy i na sam myl
o zdjciu go dostaam na ramionach gsiej skrki.
- To prezent na Gwiazdk.
- Podwiewa mi tyek - warkna kobieta. - Chcesz wiedzie, jak i, czy nie chcesz?!
Nie mogam uwierzy, e tam stoj, e wymieniam si paszczem z bezdomn. Vee
miaa u mnie tak wielki dug, e moga go nigdy nie spaci.
Zrzuciam paszcz i kloszardka momentalnie go zaoya.
Z ust zaczy mi bucha kby pary. Objam si, tupic nogami w miejscu, by straci
jak najmniej ciepa.
- Czy teraz ju zechce mi pani wskaza drog do Highsmith Street?
- Wolisz dusz czy krtsz?
- K... krtsz - zaszczekaam zbami.
- Ale za krtsz drog bdziesz musiaa mi dopaci. Zawsze marzyam o adnej
czapce z weny.
cignam z gowy czapk.
- Highsmith? - Podajc j kobiecie, staraam si zachowa przyjazny ton gosu.
- Widzisz t alej? - zapytaa, wskazujc za moimi plecami.
Odwrciam si. Aleja majaczya kilkadziesit metrw w tyle.
- Wejd w ni, przejd na drug stron i to bdzie Highsmith.
- I tyle? - nie dowierzaam. - Przecznica dalej?
- Ciesz si, e to blisko, cho w tak pogod wszdzie jest daleko. Rzecz jasna, mnie
teraz cieplutko, bo mam palto i czapk. Daj jeszcze rkawiczki, to ci tam zaprowadz.
Popatrzyam na rkawiczki. Przynajmniej rce mi nie marzy.
- Poradz sobie.
Wzruszywszy ramionami, popchna wzek do nastpnego rogu, gdzie zaja
stanowisko pod ceglanym domem.
Aleja bya ciemna. Walay si na niej worki na mieci i zamoke kartonowe puda.
Zauwayam te jaki niezidentyfikowany garb, moe stary grzejnik. Cho rwnie dobrze
mogy to by zawinite w dywan zwoki. Do poowy alei cigno si ogrodzenie z drutu.
Zazwyczaj z duym trudem pokonywaam ptorametrowy pot, a co dopiero ogrodzenie
wysokoci trzech metrw. Z obu stron otaczay mnie domy z cegy o za smarowanych i

pozamykanych nu dziesi spustw oknach.


Przestpujc drewniane skrzynie i worki pene mieci, brnam w gb ulicy. Pod
stopami trzeszczay odamki szka. Raptem spod ng wylecia jaki biay ksztat, a straciam
od dech. Kot, najzwyklejszy kot znikn przede mn w mroku.
Signam do kieszeni, by posa Vee SMS - a. Chciaam jej powiedzie, e jestem w
pobliu, i poprosi, eby mnie wypatrywaa, gdy przypomniao mi si, e przecie zostawiam
komrk w paszczu. No niele - pomylaam. - Kloszardka w yciu nie odda mi komrki!
Postanowiam jednak sprbowa. Kiedy si obrciam, alej przejecha lnicy czarny
sedan. wiata hamulcowe rozbysy nagle czerwieni.
Wiedziona lepym instynktem, skuliam si w cieniu domu.
Drzwi samochodu otworzyy si i cisz przerwa odgos strzaw. Dwch. Kto
zatrzasn drzwi i sedan pomkn w dal z piskiem opon. Serce walio mi jak motem przy
wtrze szybkich krokw. Po chwili uzmysowiam sobie, e to moje kroki i e mkn do
wylotu ulicy. Skrciam za rogiem i stanam jak wryta.
Na stercie mieci na chodniku leaa bezdomna.
Przypadam do niej.
- Nic pani nie jest? - szepnam w obdzie, przewracajc j na plecy.
Miaa rozwarte usta i tpe rodzynkowe oczy. Spod paszcza, ktry przed kilkoma
minutami miaam na sobie, tryskaa struga ciemnego pynu...
Chciaam od niej odskoczy, ale w kocu odwayam si sign do kieszeni.
Musiaam zadzwoni po pomoc, komrki jednak nie znalazam.
Na rogu po drugiej stronie ulicy spostrzegam budk telefoniczn. Wbiegam do niej i
wykrciam dziewiset jedenacie. Czekajc, a zgosi si operatorka, spojrzaam w stron
ciaa kobiety i w jednej sekundzie poczuam zimny strza adrenaliny. Trup znikn.
Drc rk odwiesiam suchawk. Uszy wypeni mi odgos krokw, ale nie
wiedziaam, czy dochodz z bliska, czy z daleka.
Tup, tup, tup.
To on - pomylaam. - Facet w kominiarce.
Wepchnwszy do aparatu kilka monet, chwyciam suchawk. Prbowaam
przypomnie sobie numer komrki Patcha. Zaciskajc powieki, przywoaam w pamici
siedem cyfr, ktre wypisa mi na doni czerwonym atramentem, kiedy si poznalimy.
Wykrciam je bez namysu.
- Tak? - odezwa si Patch.
Na dwik jego gosu niemal si rozpakaam. W tle sycha byo zderzajce si bile,

na pewno wic by w Bo's Ai cade. Mg tu dotrze w pitnacie, gra dwadziecia minut.


- To ja - nie odwayam si powiedzie tego gono.
- Nora?
- Jestem w P... Portland. Na rogu Hempshire i Nantucket. Przyjedziesz po mnie? To
pilne.
Skulona w dole budki, liczyam po cichu do stu, starajc si zachowa spokj, kiedy
podjecha czarny jeep commander. Patch rozsun drzwi budki i przykucn przede mn.
Zdj wierzchnie ubranie - czarn bluz z dugimi rka wami - i zosta w czarnym
podkoszulku. Nasun mi bluz na gow i po chwili ramiona znalazy si w rkawach
Wydawaam si mniejsza, bo rkawy zwisay luno poniej palcw. Bluza pachniaa dymem,
son wod i mitowym mydem. Miaa w sobie co takiego, e poczuam przypyw
pewnoci.
- Chodmy do auta - powiedzia Patch.
Kiedy pomg mi si podnie, objam go za szyj ramionami i wtuliam si w niego.
- Niedobrze mi. - wiat nage zawirowa. - Musz wzi elazo.
- Ciii... - Przygarn mnie mocno. - Wszystko bdzie dobrze. Jestem przy tobie. Udao
mi si skin.
- Wynomy si std. Przytaknam.
- Trzeba zabra Vee - powiedziaam. - Jest na imprezie, niedaleko.
Gdy Patch skrca za rg, w gowie rozbrzmiewao mi echo szczkajcych zbw.
Jeszcze nigdy nie byam tak przeraona. Widok martwej kloszardki przywoa myli o tacie.
Wszystko wok wydawao si nasczone czerwieni i mimo usilnych stara nie mogam
uwolni si od wizji krwi.
- Grae w bilard? - zapytaam, przypominajc sobie stukot bil w czasie naszej
krtkiej rozmowy przez telefon.
- Byem bliski wygrania domu.
- Domu?
- Jednego z tych szpanerskich, nad jeziorem. Co okropnego. Jestemy na Highsmith.
Masz adres?
- Nie mog sobie przypomnie. - Podniosam si troch, by lepiej widzie ulic.
Wszystkie domy wyglday na opuszczone. Ani ladu imprezy. Ba! Ani ladu ycia.
- Masz komrk? - zapytaam. Wycign z kieszeni blackberry.
- Koczy mi si bateria. Nie wiem, czy wystarczy na rozmow.
Posaam Vee SMS - a.

Gdzie jeste?
Zmiana planw - odpisaa. - J i E nie mog znale tego czego. Jedziemy do domu.
Ekranik zalaa czer.
- Pada - oznajmiam Patchowi. - Masz adowark?
- Nie przy sobie.
- Vee wraca do Coldwater. Mgby mnie wysadzi pod jej domem?
Par minut pniej znalelimy si na przybrzenej autostradzie, mknc przez urwisko
nad oceanem. Znaam t okolic. Tu po zachodzie soca woda przybiera barw szarego
bkitu i gdzieniegdzie pojawiaj si na niej refleksy rolin zimozielonych. Teraz, noc, ocean
wyglda jak niezmierzona gadka tafla czarnej trucizny.
- Powiesz mi, co si stao? - spyta Patch.
Wci nie podjam decyzji, czy powinnam mu cokolwiek zdradza. Mogam
opowiedzie, jak kloszardka podstpnie odebraa mi paszcz, a potem zostaa zastrzelona.
Mogam powiedzie, e kule byy chyba przeznaczone dla mnie. Mogam te sprbowa mu
opisa, jak zwoki kobiety tajemniczo rozwiay si w powietrzu.
Przypomniaam sobie wcieke spojrzenie, jakim poczstowa mnie detektyw Basso,
kiedy mu powiedziaam, e kto wama mi si do pokoju. Stwierdziam, e nie znios
widrujcego wzroku i szyderstwa Patcha. A ju na pewno nie teraz.
- Zgubiam si i zagadaa mnie bezdomna. W kocu oddalam jej paszcz... Pocignam nosem i wytaram go wierzchem doni. - Czapk te mi odebraa.
- Co ci tam ponioso? - zapyta Patch.
- Miaam si spotka z Vee na imprezie.
Bylimy w poowie drogi midzy Portland i Coldwater, w bujnie zaronitej,
niezamieszkanej okolicy - gdy raptem spod maski jeepa zacza si dobywa para. Patch
spokojnie przyhamowa i zjecha na pobocze.
- Zaczekaj - powiedzia, wysiadajc. Podnis mask auta i znikn mi z oczu.
Chwil pniej zatrzasn mask. Otarszy rce o spod nie, podszed do mojego okna i
da mi znak, bym je otwara.
- Niestety - rzek krtko - wysiad silnik. Prbowaam zrobi niesychanie mdr
min, ale i tak wiedziaam, e jest bez wyrazu. Patch unis brwi i owiadczy:
- Niech spoczywa w pokoju.
- Nie pojedzie?
- Chyba e go popchamy.
e te musia wygra takiego rzcha.

- Gdzie masz komrk? - spyta.


- Zgubiam.
Umiechn si.
- Niech zgadn. W kieszeni paszcza. Kloszardka niele si obowia.
Ogarn wzrokiem horyzont.
- Mamy dwie moliwoci. Albo zapa okazj, albo przej si do nastpnego zjazdu i
poszuka telefonu.
Wysiadam, mocno zatrzaskujc drzwi. Kopnam przednie kolo jeepa. Furi staraam
si pokry przeraenie dzisiejszymi zdarzeniami. Gdybym tylko bya sama, rozryczaabym si
z miejsca.
- Przy nastpnym zjedzie jest chyba motel - odparam, jeszcze goniej szczkajc
zbami. - P - p - p - popilnuj samochodu.
Umiechn si leciutko, ale bez rozbawienia.
- Nie spuszcz ci z oka, Aniele. Miesza ci si w gowie. Pjdziemy razem.
Skrzyowaam rce, eby mu si postawi. Byam w teniswkach, wic twarz
sigaam mu zaledwie do ramion i by mu spojrze w oczy, musiaam wycign szyj.
- Nie id z tob do adnego motelu - rzekam stanowczo, aby przypadkiem nie
zmieni zdania.
- Sdzisz, e my plus upiony motel to zbyt ryzykowna kombinacja?
Tak wanie pomylaam. Patch opar si o jeepa.
- Moemy tu tak siedzie i dalej si sprzecza - spojrza na zasnute chmurami niebo ale ta burza i tak zaraz nas pogoni.
Tak jakby matka natura postanowia potwierdzi t prognoz, niebo rozwaro si i
lun deszcz ze niegiem. Zmierzyam Patcha wzrokiem i westchnam wciekle. Jak zwykle
si nie myli.

ROZDZIA 22
Dwadziecia minut pniej przemoknici do suchej nitki stanlimy przed wejciem
do taniego motelu. Gdy brnlimy przez ulew, nie odezwaam si do Patcha nawet sowem i
ociekaam nie tylko wod, ale te... irytacj. Z nieba pyny kaskady deszczu, stwierdziam
wic, e nieprdko wrcimy do jeepa i kombinacja: ja, Patch oraz motel w najbliszym czasie
si nie zmieni.
Gdy weszlimy, zadwicza dzwonek nad drzwiami i recepcjonista wsta gwatownie,
strzepujc z kolan okruszyny chrupek.
- Jaki ma by pokj? - spyta, oblizujc palce z pomaraczowego luzu. - Pastwo
razem?
- M - m - m - musimy skorzysta z telefonu - zaszczekaam w nadziei, e zrozumie
prob.
- Nic z tego. Pozrywao kable. Burza.
- J - j - j - jak to: p - p - p - pozrywao kable? Ma pan komrk? Recepcjonista
spojrza na Patcha.
- Chcemy pokj dla niepalcych - wyjani Patch.
Spiorunowaam go wzrokiem.
- Odbio ci? - powiedziaam bezgonie. Recepcjonista postuka w klawiatur.
- Wszystko wskazuje na to, e mamy... Chwila. Bingo! Apartament dla niepalcych.
- Bierzemy - odpar Patch.
Odwrci si do mnie i kciki jego ust si uniosy. Zmruyam oczy.
W tym momencie mrugny lampy pod sufitem i recepcja pogrya si w ciemnoci.
Chwil stalimy bez ruchu, a wreszcie recepcjonista pogmera koo siebie i zapali potn
latark.
- Naleaem do skautw - poinformowa nas. - W modoci. Czuwaj!.
- W - w - w - wic chyba ma pan komrk? - zapytaam.
- Miaem. Dopki byo mnie sta na rachunki. - Wzruszy ramionami. - A mama jest
strasznie skpa.
Mama? Go mia koo czterdziestki. Ale nic tym si przejam, tylko myl, co zrobi
moja mama, gdy po powrocie z przyjcia nie zastanie mnie w domu.
- Jak chcecie paci? - zapyta recepcjonista.
- Gotwk - odpowiedzia Patch. Kiwajc gow, recepcjonista zachichota.

- To u nas powszechna forma patnoci. - Pochyli si i doda konfidencjonalnym


tonem: - Ludzie nieraz chc ukry, co robi poza prac, wiecie, o co chodzi...
Cz mzgu odpowiedzialna za logiczne mylenie podpowiadaa mi, e spdzenie
nocy z Patchem w motelu jest cakowicie wykluczone.
- To szalestwo - powiedziaam do Patcha pgosem.
- Pewnie. - Jego usta znw byy na granicy umiechu. - Szalej za tob. Ile za t
latark? - spyta recepcjonisty.
Facet pogrzeba pod kontuarem.
- Mam co lepszego: wiece typu survival. - Podsun je nam, zapalajc jedn. - S
darmowe, nie pacicie ekstra. Jedn postawcie w azience, a drug koo ka, wiato bdzie
jak od lampy. Dorzuc wam zapaki. Nawet jak si to nie przyda, zostanie mia pamitka.
- Dziki. - Patch uj mnie pod okie i poprowadzi w gb korytarza.
Gdy weszlimy do sto szstki, zaryglowa drzwi. Ponc wiec postawi na nocnym
stoliku i odpali od niej drug. Zdj czapk i otrzepa mokre wosy jak pies.
- We prysznic - powiedzia, zagldajc do azienki. Jest mydo i dwa rczniki.
Uniosam brod.
- N - n - n - nie moesz mnie zmusi, ebym tu zostaa. Zgodziam si wlec taki kawa
drogi, bo po pierwsze nie miaam ochoty sta na deszczu, a po drugie, liczyam, e
znajdziemy telefon.
- To brzmi jak pytanie.
- Wic o - o - o - odpowiedz.
Na jego twarzy odmalowa si znajomy obuzerski umiech.
- Wygldasz tak, e trudno mi si skupi na odpowiedzi. Spojrzaam na przylepion
do ciaa czarn bluz, minam go i zamknam za sob drzwi azienki.
Odkrciam kurek na fuli i rozebraam si. Do ciany prysznica by przyklejony dugi
czarny wos. Zdjam go przez kawaek papieru toaletowego, wrzuciam do klozetu i
spuciam wod. Nastpnie weszam pod prysznic i obserwowaam, jak skra czerwienieje od
ciepa.
Namydlajc kark i ramiona, stwierdziam, e jednak mog spa z Patchem w jednym
pokoju. Nie byo to zbyt mdre ani zbyt bezpieczne, ale postanowiam dopilnowa, by nic si
nie zdarzyo. Poza tym nie miaam wyboru.
Spontaniczna i lekkomylna cz mzgu wymiaa mnie. Wiedziaam, co kombinuje.
Z pocztku cigna mnie do Patcha pewna aura tajemnicy, a teraz ju co innego.
Niesamowity ar... Tej nocy musiao doj do czego midzy nami. W dziesiciopunktowej

skali przeraao mnie to na osiem, a podniecao na dziewi punktw.


Zakrciam wod, wyszam spod prysznica i wytaram si do sucha. Ciuchy byy tak
mokre, e nie mogam zaoy ich z powrotem. Pomylaam, e moe gdzie w okolicy jest
suszarka na monety i... dziaajca bez prdu. Westchnwszy, zaoyam majtki i koszulk,
ktre jakim cudem przetrway powd.
- Patch? - szepnam przez drzwi.
- Skoczya?
- Zdmuchnij wiec.
- Zaatwione - odszepn.
Jego miech te zabrzmia delikatnie jak szept.
Zdmuchnam wiec i wyszam z azienki - w ciemno. Syszaam przed sob
oddech Patcha... Stwierdziwszy, e lepiej nie myle, czy ma co na sobie, potrzsnam
gow, by rozbi obrazek, ktry sobie wyobraziam.
- Ciuchy mi przemoky, nie mam co na siebie woy. Zacz si rozbiera. Mokre
ubranie szelecio na skrze jak gumowa wycieraczka.
- Ale ze mnie szczciarz. - Podkoszulek wyldowa na stercie pod naszymi stopami.
- Jako mi niezrcznie...
Poczuam, e si umiecha. Sta o wiele za blisko.
- Wykp si - powiedziaam. - No ju!
- A tak brzydko pachn?
Prawd mwic, pachnia przecudownie. Wo dymu ulotnia si, a mity uwydatnia.
Patch znikn w azience. Zapali wiec. Drzwi zostawi uchylone i w pokoju
pojawia si smuga wiata.
Usiadam na ziemi i oparam gow o cian. Absolutnie nie powinnam tu zostawa...
Powinnam wraca do domu. Nie chodzi nawet o luby czystoci. Trzeba zgosi mier
kloszardki... A moe nie? Bo jak miaabym zgosi trupa, ktry znikn? Myli i tak ju
zmierzay w stron obdu.
Aby nie oszale, skoncentrowaam si na gwnym argumencie przeciw. Nie mogam
zosta w motelu, wiedzc, e Vee jest z Elliotem i co jej grozi, gdy ja jestem bezpieczna.
Po chwili namysu stwierdziam, e musz na to spojrze z innej perspektywy.
Bezpieczna to w tej sytuacji do wzgldne okrelenie. Jak dotd Patch nie wyrzdzi mi
adnej krzywdy, co jednak nie znaczy, e bdzie moim anioem strem...
W sekundzie poaowaam myli o aniele stru. Z ca stanowczoci porzuciam
wszelkie myli o anioach - opiekunach, upadych i innych. Powiedziaam sobie, e naprawd

wiruj. mier kloszardki musiaa by tylko halucynacj tak jak blizny Patcha.
Patch zakrci wod i wyszed z azienki w samych dinsach, ktre opady mu na
biodra. Nie zgasi wiecy i zostawi szeroko otwarte drzwi. Pokj wypenio rozproszone
wiato.
Sdzc po wygldzie, regularnie uprawia jogging i podnosi ciary. Tak piknego
ciaa nie sposb zbudowa bez morderczej pracy. Nagle poczuam si nieswojo, eby nie
powiedzie mikko.
- Po ktrej stronie chcesz spa?
- Yyy...
Chytry umieszek.
- Zdenerwowana?
- Nie - odparam, starajc si, by w tych okolicznociach zabrzmiao to pewnie. A
okolicznoci byy takie, e kamaam jak z nut.
- Fatalny z ciebie kamczuch - powiedzia z umiechem. - Najgorszy, jakiego znam.
Wziam si pod boki, komunikujc: Sucham?.
- Chod. - Unis mnie z podogi.
Niedawna nadzieja na opr rozwiaa si momentalnie. Jeszcze dziesi sekund tej
bliskoci i mj system obronny legnie w gruzach.
Na cianie - za Patchem - wisiao lustro. Spostrzegam poyskujce na plecach blizny
w ksztacie odwrconego V.
Struchlaam. Nie udao mi si odpdzi wizji szram mruganiem oczu - istniay
naprawd.
Bez namysu objam go i pogadziam rk po plecach. Po lewej stronie pod palcami
wyczuam blizn.
Patch napi si pod dotykiem. Zadraa mi rka. Dopiero po chwili dotaro do mnie,
e nie tylko ona. Caa si trzsam.
Wessaa mnie jakby mikka, czarna rynna - i wszystko pociemniao.

ROZDZIA 23
Staam na dolnym poziomie Bo's Arcade, odwrcona plecami do ciany, twarz do
stow bilardowych. Z gonikw rozbrzmiewaa piosenka Stevie Nicks o biaoskrzydej
gobicy i dobieganiu siedemnastki. Nikogo nie zdziwio, e pojawiam si znikd.
Nagle przypomniaam sobie, e stoj tylko w majtkach i koszulce. Nie jestem
specjalnie prna, ale eby stan prawie naga w tumie zoonym z samych facetw i nie
wywoa adnej reakcji? Co si nie zgadzao. Uszczypnam si. Byam jak najbardziej
ywa. Machajc rk, by rozpdzi kby dymu z cygar, po drugiej stronie sali spostrzegam
Patcha. Siedzia wycignity przy stole do pokera i przyciska do piersi karty.
Bosa, ruszyam w jego kierunku, krzyujc rce, by osoni biust.
- Moemy pogada? - syknam mu do ucha.
Mj gos zabrzmia niespokojnie. Nic dziwnego, biorc pod uwag, e nie miaam
bladego pojcia, jak znalazam si w Bo's Arcade. Przecie dopiero co byam w motelu.
Patch rzuci kilka etonw na stos porodku stou.
- Moe teraz?! - powiedziaam. - To pilne... - urwaam, zauwaywszy kalendarz na
cianie. Pokazywa sierpniow dat sprzed omiu miesicy, tu przed rozpoczciem mojego
drugiego roku w szkole. Dugo przed poznaniem Patcha. Stwierdziam, e to pomyka, e kto
nie pozrywa kartek, ale te zastanowio mnie, dlaczego kalendarz jest tam, gdzie by
powinien, a ja nie.
Przysunam sobie krzeso od stolika obok i usiadam przy Patch u.
- Ma w rku pitk i dziewitk pik, asa kier... - zorientowaam si, e nikogo to nie
ciekawi. Nie, zaraz. Nikt mnie nie widzi!
Na schodach rozleg si odgos cikich krokw. Po chwili ujrzaam kasjera, ktry
chcia mnie wyrzuci, gdy byam tu pierwszy raz.
- Kto na grze chce z tob gada - oznajmi Patchowi. Patch unis brwi w niemym
pytaniu.
- Nie chce poda nazwiska - rzek przepraszajco kasjer. - Pytaem j kilka razy.
Mwiem, e jeste zajty gr, ale nie chciaa odej. Jak chcesz, to j wywal.
- Nie, przylij j tu.
Patch wyoy karty, zebra etony i wsta.
- Kocz.
Podszed do stou najbliej schodw i oparszy si o niego, wsun rce do kieszeni.

Podyam za nim. Strzeliam mu palcami przed nosem. Kopnam go w nog.


Grzmotnam w klat. Nawet nie drgn.
Na schodach rozlegy si lekkie kroki i gdy z ciemnoci wyonia si pani Greene,
poczuam si nieswojo. Wosy miaa rozpuszczone i zupenie proste. Bya we wzorzystych
dinsach i obcisej rowej bluzce bez rkaww, boso. W tym stroju wygldaa prawie na mj
wiek. Ssaa lizaka.
Twarz Patcha zawsze jest nieodgadniona i nigdy nie wiem, o czym myli. Ale na pani
Greene patrzy wyranie zaskoczony. Szybko doszed do siebie, tumic cale napicie, a w
jego oczach odmalowaa si ostrono i nieufno.
- Dabria?
Serce zabio mi mocniej. Prbowaam si uspokoi, ale mylaam tylko o jednym:
skoro to si dzieje osiem miesicy wstecz, to skd oni si znaj? Przecie wtedy jeszcze nie
pracowaa w szkole. I dlaczego mwi do niej po imieniu?
- Co sycha? - zapytaa pani Greene, Dabria, ze wstydliwym umiechem, wrzucajc
lizaka do kosza.
- Co tu robisz? - By jeszcze bardziej czujny, tak jakby na jej widok pomyla, e
wiat nie zawsze jest taki, jak nam si zdaje.
- Wymknam si - odpara z krzywym umiechem. Musiaam ci znw zobaczy.
Staram si od dawna, ale wymogi bezpieczestwa... c, nie s zbyt atwe do obejcia. Takim
jak my nie wolno si spotyka. Sam wiesz.
- le, e tutaj przysza.
- Wprawdzie dugo si nie widzielimy, ale liczyam na milsz reakcj. - Dabria
wyda wargi.
Patch nie zareagowa.
- Nieustannie o tobie myl - ciszya gos do seksownego szeptu i zbliya si do
niego. - Nieatwo byo si tu dosta. Lucianna usprawiedliwia teraz moj nieobecno.
Ryzykuj jej przyszo, swoj take. Zechcesz chocia, posucha, co ci mam do
powiedzenia?
- Mw - rzek bez cienia ufnoci.
- Nie zrezygnowaam z ciebie. Przez cay ten czas... - Nagle zazawiy si jej oczy i
gdy odezwaa si znowu, jej drcy gos zabrzmia spokojniej. - Wiem, w jaki sposb moesz
odzyska skrzyda.
Nie odwzajemni umiechu.
- Gdy tylko je odzyskasz, wrcisz do domu - powiedziaa ju pewniej. - I bdzie jak

dotd. Nic si nie zmienio. Prawie.


- Jaki jest kruczek?
- Nie ma adnego. Musisz ocali ludzkie ycie. To bardzo sensowne, wziwszy pod
uwag czyn, za ktry zostae wygnany.
- A moja ranga?
Dabria najwidoczniej stracia pewno, tak jakby zada pytanie, ktrego chciaa
unikn.
- Wanie usyszae, jak odzyska skrzyda - szepna z cieniem wyszoci. - Chyba
zasuguj na jak wdziczno...
- Odpowiadaj. - Z jego ponurego umiechu wyczytaam, e dobrze wie. Albo
przynajmniej si domyla. Poczuam, e odpowied Dabrii go zirytuje.
- Prosz bardzo. Bdziesz strem.
Patch przekrzywi gow i zamia si lekko.
- Co w tym zego? - spytaa Dabria.
- Mam co lepszego do roboty.
- Patch, posuchaj. Nic nie jest od tego lepsze. Nie ud si. Kady inny upady anio
ucieszyby si, e moe odzyska skrzyda i sta si strem! A ty?! - Niemal krztusia si
konsternacj, rozdranieniem i poczuciem odrzucenia.
Patch wyprostowa si.
- Milo byo ci spotka. Dabrio. Wracaj szczliwie. Bez ostrzeenia zapaa go za
koszul i przycignwszy do siebie, wycisna na jego ustach pocaunek. Patch pomau
uwolni si i chwyci j za rce.
W napiciu przeknam lin, prbujc ignorowa zmuszanie i ukucie zazdroci w
sercu. Chciaam odwrci si, zapaka, a jednoczenie odej z krzykiem. Chocia i tak nic
by mi to nie dao. Byam niewidzialna. Czyli pani Greene... Dabri... co kiedy wizao z
Patchem. Czy teraz - to znaczy w przyszoci - te s par?... Czy zatrudnia si w szkole, by
by bliej niego? Czy to sprawio, e tak usilnie chciaa mnie do niego zrazi?
- Pjd ju - oznajmia, wyzwalajc si z ucisku. - I tak zabawiam tu zbyt dugo.
Przyrzekam Luciannie, e si pospiesz. - Opara gow na jego piersi. - Brak mi ciebie szepna. - Ocal jedno ludzkie istnienie, a odzyskasz skrzyda. Wr do mnie - bagaa - wr
do domu. - Raptownie zmienia ton: - Id. Nikt nie moe si dowiedzie. e tu byam.
Kocham ci.
Kiedy si odwrcia, niepokj nagle znikn z jej twarzy, ustpujc miejsca
przebiegej pewnoci. Wygldaa tak, jakby to wszystko byo jednym wielkim kamstwem.

Niespodziewanie Patch zapa j za nadgarstek.


- A teraz mw, co ci tu naprawd przynioso? Wzdrygnam si, syszc w jego
gosie z nut. Pozornie sprawia wraenie spokojnego, ale dla osoby, ktra znaa go duej,
jego rozdranienie byo oczywiste. Rzuci Dabrii spojrzenie mwice, e przekroczya
granic i powinna czym prdzej si zabiera.
Patch poprowadzi j jednak w stron baru. Posadzi na stoku i usiad obok. Zajwszy
miejsce przy nim, wychyliam si, by usysze go w jazgocie muzyki.
- Jak to, co? - zajkna si Dabria. - Przecie mwi..
- Kamiesz.
Bya wyranie zaskoczona.
- Nie wierz... mylisz...
- Powiedz prawd, no ju.
Dabria zawahaa si. Spojrzaa na niego z wciekoci i odpara:
- Dobrze. Wiem, co zamierzasz.
Patch rozemia si, jakby mwic: Mam mnstwo planw. O ktry ci chodzi?
- Wiem. e syszae pogoski o Ksidze Henocha. I wydaje ci si, e moesz to
powtrzy, ale nic z tego.
Skrzyowa rce na barze.
- Przysali ci, eby mnie nakonia do zmiany kursu, prawda? - W jego oczach
zaigra umiech. - Jeli stanowi a takie zagroenie, to chyba jednak nie pogoski.
- Ale tak, na pewno.
- Skoro zdarzyo si to raz, moe si zdarzy znowu.
- Nic si nie zdarzyo. Czyby nawet nie zajrza do Ksigi przed upadkiem? prowokowaa. - Wiesz, co zawiera? Znasz te wite sowa?
- Moe mi poyczysz.
- Nie blunij! Nie wolno ci jej czyta! - wykrzykna. - Upadkiem dopucie si
zdrady niebiaskich aniow.
- Ilu z nich wie, czego dowiadczyem? - spyta. - Jak wielkie stanowi zagroenie?
Przekrzywia gow.
- Nie mog ci tego wyjawi. Ju i tak powiedziaam za duo.
- Bd prboway mnie powstrzyma?
- Mciciele tak. Spojrza znaczco.
- Chyba e bd sdzi, i mi to wyperswadowaa.
- Nie patrz tak na mnie - stanowczy ton wiele j kosztowa. - Nie skami, aby ci

chroni. Masz niecne plany. Wbrew naturze.


- Dabria - wypowiedzia jej imi, jakby groc. Rwnie dobrze mgby wykrci jej
rami.
- Nie mog ci pomc - odpara. - Nie w ten sposb. Wybij to sobie z gowy. Zosta
anioem strem. Skup si na tym i zapomnij o Ksidze Henocha.
Patch opar okcie na barze, zadumany. Po chwili usyszaam:
- Powiedz im, e rozmawialimy i e wykazuj takie chci.
- Chci? - nie dowierzaa.
- Owszem. Powiedz, e nawet ju pytaem o nazwisko. Skoro mam ocali ycie,
musz wiedzie, kto pierwszy zosta wybrany do odejcia. Jako anio mierci masz dostp do
takich informacji.
- To informacja wita i poufna. Nie do przewidzenia. Ten wiat zmienia si z kad
chwil w zalenoci od ludzkich zachcianek...
- Dabrio, jakie nazwisko...
- Obiecaj mi, e najpierw zapomnisz o Ksidze. Daj sowo.
- Zaufaaby mi?
- Nie - odrzeka. - Niestety.
Patch zamia si obojtnie i biorc wykaaczk z pojemnika, ruszy w stron
schodw.
- Patch, zaczekaj... - Dabria zeskoczya z taboretu. - Prosz ci, czekaj!
Obejrza si.
- Nora Grey - powiedziaa i z przestrachem zakrya doni usta.
Patch zmieni wyraz twarzy, krzywic si z niedowierzaniem i udrk. Bez sensu,
wziwszy pod uwag, e jeli kalendarz na cianie wskazywa dobr dat, jeszcze si nie
poznalimy. Niemoliwe, by moje nazwisko cokolwiek wtedy mu mwio.
- W jaki sposb zginie? - spyta.
- Kto chce j zabi. - Kto?
- Nie wiem. - Zasonia uszy i pokrcia gow. - Taki tu zgiek... Obrazy zlewaj si,
za szybko przelatuj przed oczami, nie widz wyranie. Musz wraca. Potrzebuj ciszy i
spokoju.
Patch szarpn j za kosmyk wosw za uchem i spojrza wymownie. Drc pod
dotykiem, skina gow i zamkna oczy.
- Nie widz... Nic nie widz... To beznadziejne.
- Kto chce zamordowa Nor Grey?! - upiera si Patch.

- Czekaj, dostrzegam j - odrzeka Dabria z nagym poruszeniem. - I jaki cie z tyu,


to on. Jest ledzona, ale o tym nie wie... On idzie tu za ni. Dlaczego go nie widzi? Dlaczego
nie ucieka? Nie rozpoznaj twarzy, bo jest w cieniu...
Dabria otworzya oczy. Wcigna powietrze.
- Kto to? - zapyta Patch.
Roztrzsiona, podniosa wzrok na niego i wyszeptaa: - Ty.
Zsunam palec z blizny Patcha i poczenie si zerwao. Dopiero po chwili wrciam
do rzeczywistoci i zorientowaam si, e Patch si wciga mnie do ka. Unieruchomi
moje rce.
- Nie powinna bya tego robi - pochmurny, stara si opanowa gniew. - Co
zobaczya?
Walnam go kolanem w ebro.
- Puszczaj!!!
Usiad na mnie, tak e nie mogam porusza nogami. Z rkoma przypartymi do ka,
wiam si pod jego ciarem.
- Pu, bo zaczn krzycze!!!
- Nie! - Uderzyam go okciem w udo. - Co z tob? Nic nie czujesz?
Podniosam si na nogi i z trudem utrzymujc rwno wag, z caej siy kopnam go w
brzuch.
- Masz jeszcze minut - powiedzia. - Wyrzu z siebie cay gniew. Wtedy ja przejm
kontrol.
Nie zrozumiaam, o co mu chodzi z t kontrol, i nie miaam zamiaru si w to
wgbia. Zerwaam si z ka, kierujc si do drzwi. Patch zapa mnie w biegu i przypar
do ciany. Dotknlimy si na wysokoci bioder.
- Chc pozna prawd - powiedziaam, hamujc pacz. - Przeniose si do mojej
szkoy, eby mnie ukatrupi? Planowae to od pocztku?
Drgn mu misie na twarzy.
- Tak.
Otaram zabkan z.
- I teraz si tym napawasz, prawda? Chciae wzbudzi moje zaufanie po to, eby
mnie wykoczy? - Dziwne, ale zamiast si ba i szale, byam ostro wkurzona. Przecie
teraz powinnam myle tylko o ucieczce. A, co najdziwniejsze, wci nie miecio mi si w
gowie, e mam zgin z jego rki, i mimo usilnych stara, nie zdawiam w sobie iskry
nadziei.

- Chyba jeste rozdraniona... - zacz Patch.


- Szlag mnie trafia! - wrzasnam.
Uj mnie domi za szyj. Mia palcy dotyk. Delikatnie cisn mi kciukami gardo i
odchyli moj gow do tyu. Nasze usta zwary si w pocaunku tak mocno, e nie zdoaam
wykrztusi obelgi. Przesuwajc rkoma po moich barkach i plecach, zatrzyma si tu nad
poladkami. Przeszy mnie dreszcz lku i rozkoszy. Gdy Patch chcia mnie przycign do
siebie, ugryzam go w warg.
Obliza usta koniuszkiem jzyka.
- Gryziesz?!
- Czy ciebie wszystko bawi? - zapytaam. Znw dotkn jzykiem wargi.
- Nie wszystko.
- Na przykad?
- Ty.
Nagle moje doznania cakiem si pogmatway. Konfrontacja z kim tak obojtnym jak
on okazaa si nieatwa. Nie! Nie obojtnym. Patch by opanowany po najdrobniejsz czstk
swego ciaa.
Raptem przemkno mi przez myl: Wyluzuj. Zaufaj mi.
- Kurcz blade - powiedziaam w nagym przebysku wiadomoci. - Znowu to robisz,
prawda? Przenikasz mj umys. - Przypomnia mi si artyku z Google o upadych anioach. Umiesz wtacza mi w gowi nie tylko myli, prawda? Obrazy te... niesamowicie
sugestywne.
Nie zaprzeczy.
- Wtedy, na Archaniele - zaczam kojarzy fakty - chciae mnie zabi, tak? Ale co
nie wyszo. Potem bez sw przekazae mi, e komrka nie dziaa i nie mog zadzwoni do
Vee. I podwozie mnie te, eby zabi? Mw, jak to si dzieje, e widz to, co ty chcesz?
Stara si, by jego twarz wyraaa jak najmniej.
- Przesyam ci sowa i obrazy, ale o tym, czy s prawdziwe, decydujesz sama. To taki
rebus. Wizje nakadaj si na real i sama musisz doj do tego, co jest prawd.
- Anielska moc? Pokrci gow.
- Moc upadych aniow. aden inny anio nie naruszy twojej intymnoci, chocia jest
do tego zdolny.
Bo w przeciwiestwie do niego tamte s dobre. Patch wspar si o cian za mn, tak
e jego donie niemal dotykay mojej gowy.
- Poprzez myli nakazaem trenerowi, eby porozsadza ludzi, bo musiaem si do

ciebie zbliy. Przesaem ci komunikat, e spadasz z Archanioa, bo chciaem ci zabi, ale


nie potrafiem. Byo blisko, ale si powstrzymaem i stwierdziem, e ci tylko nastrasz.
Historia z niby nieczynn komrk bya po to, ebym mg ci podwie. Gdy wszedem do
twojego domu, chwyciem n, eby ci odebra ycie - jego gos zagodnia. - Ale pod twoim
wpywem jednak zmieniem zdanie.
Wziam gboki wdech.
- Nie rozumiem. Kiedy ci powiedziaam, e tato zosta zamordowany, sprawiae
wraenie przejtego. Dla mamy te bye miy.
- Miy - powtrzy Patch. - Niech to zostanie midzy nami.
Zawirowao mi w gowie i poczuam pulsowanie skroni. Dobrze znaam ten stan.
Powinnam wzi elazo albo znw by to telepatyczny przekaz Patcha.
Uniosam brod i zmruyam oczy.
- Wynocha z moich myli i to ju!
- Nie ma mnie w nich. Noro.
Zgita wp, z rkoma opartymi na kolanach, zaczam wciga powietrze.
- Wanie, e jeste. Czuj ci. A wic tak to zaatwisz? Udusisz mnie, prawda?
Zaszumiao mi w uszach i pociemniao przed oczami. Staraam si napeni puca, ale
powietrze jakby znikno. wiat rozkoysa si i Patch znikn mi z pola widzenia.
Rozpaszczyam do na cianie, by odzyska rwno wag. Gardo zaciskao mi si z
kadym kolejnym wdechem.
Patch przybliy si do mnie, ale go odepchnam.
- Odejd!
Spojrza mi w oczy z trosk.
- Odejd... ode... mnie - wydyszaam. Na prno.
- Nie... mog... oddycha! - wykrztusiam, jedn rk czepiajc si ciany, a drug
apic si za gardo.
Nagle wzi mnie na rce i przenis na krzeso.
- Wsad gow midzy kolana - powiedzia i delikatnie mi w tym pomg.
Z gow midzy nogami oddychaam gwatownie, prbujc wtoczy powietrze w
puca. Poczuam, jak tlen powoli wraca w ciao.
- Lepiej? - zapyta po chwili. Skinam.
- Masz przy sobie elazo? Pokrciam gow.
- Nie prostuj si i oddychaj gboko. Posuchaam go i ucisk w piersiach zela.
- Dzikuj - wyszeptaam.

- Dalej mi nie ufasz?


- Jak chcesz, ebym ci zaufaa, pozwl mi jeszcze raz dotkn swoich blizn.
Dugo wpatrywa si we mnie bez sowa.
- To nie najlepszy pomys.
- Dlaczego?
- Nie panuj nad tym, co wtedy widzisz.
- I wanie o to chodzi.
Odczeka kilka sekund, zanim odpowiedzia. Gos mia ciszony, bez cienia emocji.
- Wiesz, e ukrywam pewne sprawy - zabrzmiao to pytajco.
Wiedzc, e jego ycie skada si z tajemnic i sekretw, nie byam jednak na tyle
arogancka, by sdzi, e choby w poowie dotycz mojej osoby. Wobec mnie zachowywa
si jednak inaczej. Nieraz ju si zastanawiaam, jak yje naprawd. I zawsze mi si
wydawao, e im mniej wiem, tym lepiej. Zadray mi wargi.
- A niby dlaczego miaabym ci ufa?
Siad na rogu ka i pochylajc si, opar ramiona na kolanach. Wyranie zobaczyam
blizny. W blasku wiecy igray na nich niesamowite cienie... Minie jego plecw napiy si
i rozluniy.
- Prosz - rzek cicho. - Ale pamitaj, e czowiek si zmienia, jednak jego przeszo
nigdy.
Nagle odesza mi ochota dotykania jego szram. Przeraao mnie w nim prawie
wszystko, ale w gbi serca czuam, e nie chce mnie wykoczy. W przeciwnym razie
zrobiby to ju dawno. Spojrzaam na makabryczne blizny. Zaufanie mu byo bardziej
kuszce ni grzebanie si w jego przeszoci, w ktrej Bg wie co mogabym znale.
Tyle e gdybym si teraz wycofaa, natychmiast by poczu, e budzi we mnie strach.
Zaczyna co mi ujawnia i to tylko dlatego, e sama go o to poprosiam. Nie mogam da
odkrycia tak wielkiej tajemnicy po to, by raptem zmieni zdanie.
- Ale nie zostan tam na zawsze?! - spytaam. Zamia si.
- Bez obaw.
Odwayam si usi obok niego. Po raz drugi tego dnia przesunam palcem po
ostrym grzbiecie blizny. Pole widzenia zalaa mtna szaro i ogarn mnie mrok.

ROZDZIA 24
Leaam na plecach. Koszulka nasikna od spodu wilgoci trawy, ktrej dba kuy
mnie w nagie ramiona. Na niebie, jak biaa drzazga, szeroko umiecha si pksiyc. Cisz
zakcay tylko odgosy grzmotw w dali.
Zamrugaam kilka razy, eby przyzwyczai wzrok do nikego wiata. Obracajc
gow, zobaczyam jakie pogite gazki... Wolno podniosam si z ziemi. Poczuam
przypyw ez na widok pary ciemnych oczodow, ktre patrzyy na mnie znad kupki gazi.
Przez chwil nie wiedziaam, z czym mi si to kojarzy, gdy nagle mnie olnio. Obok mnie
lea trup.
Czogajc si do tyu, natrafiam stopami na elazne ogrodzenie i wtedy przypomniao
mi si, co robiam przed chwil. Dotykaam blizn Patcha. Czyli musiaam si znajdowa w
koleinach jego pamici.
W ciemnociach usyszaam cichy piew. Gos, mski, by dziwnie znajomy.
Odwrciwszy si w stron, z ktrej dochodzi, zobaczyam we mgle dugi labirynt nagrobkw
wygldajcych jak kostki domina. Na jednym z nich kuca Patch, mimo nocnego chodu
ubrany tylko w lewisy i granatowy T - shirt.
- Wzie fuch z trupami? - odezwa si znajomy glos. Szorstki i gboki, z
irlandzkim akcentem... Naprzeciw Patcha sta oparty o nagrobek Rixon i przyglda mu si
spode ba. Przesun kciukiem po dolnej wardze. - Niech zgadn. Masz zamiar wej w
martwe ciao? Pomyl - po krci gow - robaki wijce si w twoich oczodoach... i nie
tylko... To chyba lekka przesada.
- Jak ja lubi, gdy jeste w pobliu. Wszdzie widzisz pozytywy.
- Dzi pocztek cheszwanu - odpowiedzia Rixon. - Po co si wczysz po
cmentarzach?
- Myl.
- Mylisz?
- Uywam umysu, by podj suszn decyzj. Kciki warg Rixona uniosy si lekko.
- Boj si o ciebie. Pora si std zbiera. Chodmy. Chauncey Langeais i Barnabas
czekaj. O pnocy ksiyc zmieni faz. Przyuwayem w okolicy pewn panienk zamrucza jak kot. - Wiem, e wolisz rude, ale ja blondynki, a ta wci robi do mnie oko i jak
ju raz wejd w ciao, to... sam wiesz. - Widzc, e Patch nie reaguje, doda: - Odjo ci
rozum. Musimy i. Przysiga wiernoci Chauncey a, nic ci to nie mwi? Posuchaj. Jeste

upadym anioem i zwykle nic nie czujesz. Ale dzisiaj to si zmieni. Dostae od Chaunceya
kolejne dwa tygodnie. Pamitaj, e nie darowa ci ich chtnie.
Patch zmierzy go wzrokiem.
- Co wiesz o Ksidze Henocha?
- Tyle, co kady anio: prawie nic.
- Pono zawiera histori o upadym aniele, ktry sta si czowiekiem.
Rixon zgi si wp ze miechu.
- Oszalae? - Wycign donie jak otwart ksik. - Ksiga Henocha to bajka dla
dzieci. I to chyba nieza. Momentalnie zasypiasz.
- Musz mie ludzkie ciao.
- Lepiej ciesz si z dwch tygodni w ciele Nefila. Bycie pczowiekiem nie jest znw
takie najgorsze. Chauncey ju nie cofnie tego, co si stao. Zoy przysig, wic musi jej
dopeni. Tak jak w zeszym roku. I w poprzednim...
- Dwa tygodnie to za mao. Chc zosta czowiekiem. - Zacite spojrzenie Patcha
znw rozbawio Rixona.
Rixon przeczesa rk wosy.
- Ksiga Henocha to bujda. Jestemy upadymi anioami, a nie ludmi, ktrymi nigdy
nie bylimy i nigdy nie bdziemy. Koniec pieni. Przesta si wygupia, tylko pom mi si
dosta, do Portland. - Odchyliwszy gow, spojrza na atramentowe niebo.
Patch zeskoczy z nagrobka.
- Zostan czowiekiem.
- Tak, stary, jasne, jasne.
- Wedug Ksigi Henocha musz zgadzi swojego wasala. Musz zabi Chaunceya.
- Nie - odpar ze zniecierpliwieniem Rixon. - Musisz nim zawadn. Wstpi w jego
ciao. Nie chc ci psu humoru, ale Chaunceya nie zabijesz. Nefil nie umiera nigdy. Nie
zawadnby nim, gdyby mg go zgadzi, pomylae o tym?
- Jeli go zabij, stan si czowiekiem i nie bdzie to konieczne.
Rixon rozmasowa kciki oczu koo nosa, tak jakby poczu, e jego argumenty nie
daj nic, oprcz blu gowy.
- Gdybymy tylko byli zdolni zabija Nefilw, ju dawno znalazby si na to sposb.
Wybacz, ale jak zaraz nie przytul tej panienki, bd mia udar mzgu, nie wspominajc o
innych czciach...
- S dwie opcje - rzek Patch.
- Hm?

- Ocali ludzkie ycie i zosta anioem strem albo zgadzi Nefila - wasala i sta si
czowiekiem.
- Te rewelacje to te z Ksigi?
- Odwiedzia mnie Dabria.
Wyranie zdumiony Rixon znowu parskn miechem .
- Twoja psychotyczna eks? C ona tu robi? Spada? Stracia skrzyda, h?
- Przysza tu, aby mi powiedzie, e jeli ocal ludzkie ycie, odzyskam skrzyda.
Rixon wybauszy oczy.
- Skoro jej ufasz, twoja wola. Bycie strem nie jest takie ze. Ochranianie
miertelnika bywa... cakiem fajne. Zaley, kogo ci przydziel.
- A gdyby ty mia wybiera? - zapyta Patch.
- To by zaleao od mojego stanu. Musiabym si zala... albo straci rozum. - Nie
wzbudziwszy wesooci Patcha, Rixon doda z powag: - Ja bym nie wybiera, bo nie wierz
Ksidze. Na twoim miejscu skaniabym si do strowania. Sam zreszt teraz si nad tym
zastanawiam. Tyle e niestety nie znam czowieka na skraju mierci.
- Ile forsy daoby si zarobi przed pnoc? - Po chwili milczenia spyta Patch, jakby
chcc pozby si tej myli.
- Karty czy boks?
- Karty.
Rixonowi rozbysy oczy.
- Miczaku! Zaraz ci poka, kto tu rzdzi. - Zapa go za szyj i chcia przyblokowa
okciem, ale Patch zbi go z ng i zaczli si okada. - Dobra! Dobra! - zawoa Rixon,
podnoszc rce na znak, e si poddaje. - To, e nie czuj grnej wargi, nie znaczy, e chc
spacerowa do biaego rana z rozwalon. - Mrugn. - Odstraszaoby to panny.
- A siniec przycignie?
Rixon pomaca si pod oczami.
- O rany! - Przyoy Patchowi pici.
Zsunam palec z blizny Patcha. Pieka mnie skra na karku i serce walio jak szalone.
Spojrza na mnie niepewnie.
Musiaam pogodzi si z faktem, e to nie najlepszy moment, aby posuy si logik.
A moe powinnam co w sobie przekroczy? Nie stosowa si do zasad. Przyj niemoliwe.
- A wic na sto procent nie jeste czowiekiem - powiedziaam. - Tylko upadym
anioem. Zoczyc.
Rozbawio go to.

- Uwaasz mnie za zoczyc?


- Wchodzisz w... ludzkie istoty. Skin gow.
- Chcesz zawadn moim ciaem?
- Chciabym z nim robi wiele rzeczy, poza t jedn.
- Co jest nie tak z twoim wasnym?
- Jest jak szko. Istnieje, ale tylko odbija rzeczywisto. Widzisz mnie i syszysz, ja
ciebie tak samo. Ty czujesz moje ciao, kiedy go dotykasz, a ja jestem pozbawiony takich
dozna. Nie czuj ciebie. Wszystkiego dowiadczam jak przez szklan tafl, ktr mog
rozbi, jedynie wcielajc si w czowieka.
- Albo pczowieka. Niky umiech.
- Czy dotykajc blizn, widziaa Chaunceya? - spyta.
- Syszaam rozmow z Rixonem. Powiedzia, e co roku w cheszwan na dwa
tygodnie wcielasz si w Chaunceya.
I e Chauncey to te nie czowiek, tylko Nefil - ostatnie sowo wyszeptaam.
- Chauncey to kto pomidzy upadym anioem i czowiekiem. Jest niemiertelny jak
anio, ale posiada zmysy miertelnika. Upady anio, ktry pragnie ludzkich dozna, moe
ich dowiadczy jako Nefil.
- Skoro nic nie czujesz, to czemu mnie caowae? Patch przesun mi palcem po
obojczyku, skierowa si niej i zatrzyma na piersi. Poczuam przez skr bicie serca.
- Bo tu, w sercu, czuj - odpar cicho. - Nie jestem po zbawiony zdolnoci
odczuwania. - Nie spuszcza ze mnie wzroku. - Wi emocjonalna z tob, e tak powiem,
istnieje mimo wszystko.
Bez paniki - pomylaam, ale oddech znw stal si pytszy, urywany.
- To znaczy, odczuwasz rado, smutek albo...
- Podanie. - Ledwie dostrzegalny umiech. Stwierdziam, e teraz nie ma sensu si
nad tym zatrzymywa. Bo jeszcze przez przypadek dogoni go w tych emocjach. Przyjdzie na
to pora, kiedy si wszystkiego do wiem.
- Dlaczego spade z nieba?
Na kilka sekund utkwi we mnie oczy.
- dza.
Przeknam lin.
- Bogactwa?
Z trudem hamujc umiech, podrapa si po brodzie, jak zwykle, gdy chcia przede
mn ukry, o czym myli.

- Nie tylko. Stwierdziem, e gdy upadn, bd mg sta si czowiekiem. Podobno


anioy, ktre zwiody Ew na pokuszenie i zostay wygnane z raju, utraciy skrzydo i
zmieniy si w ludzi. Ich odejcie z nieba nie byo huczne ani uroczyste. Odbyo si po cichu.
Nie wiedziaem, e odarto je ze skrzyde ani e skazano je na wieczne pragnienie wejcia w
ludzkie ciao. Wtedy nikomu nawet si nie nio o upadych anioach. Uznaem wic, e gdy
upadn, strac skrzyda i zmieni si w czowieka. Szalaem za pewn miertelniczk i
wydawao mi si, e warto zaryzykowa.
- Dabria powiedziaa, e moesz odzyska skrzyda, ratujc ludzkie ycie. e
mgby by anioem strem. Nie chcesz? - Zdziwio mnie, e tak si przed tym wzbrania.
- To nie dla mnie. Ja chc by czowiekiem. Niczego dotd nie pragnem bardziej.
- A Dabria? Skoro nie jestecie razem, to co tu jeszcze robi? Mylaam, e to zwyky
anio. Te chce by czowiekiem?
Patcha jakby zmrozio.
- Nadal jest na ziemi?
- Zatrudnia si w naszej szkole jako nowa psycholoka, pani Greene. Byam u niej ze
dwa razy. - odek podszed mi do garda. - Z tego, co zobaczyam w twojej pamici, myl,
e chce by bliej ciebie.
- Co ci powiedziaa, gdy si spotkaycie?
- Radzia mi si z tob nie zadawa, bo masz z, ponur przeszo... - urwaam. - To
si chyba zgadza, prawda? - Przeszy mnie ciarki.
- Musz odstawi ci do domu i na wszelki wypadek poszuka w jej papierach, co
znowu kombinuje. - Zerwa ca pociel z ka. - Owi si tym - powiedzia, wrczajc mi
suche przecierado.
Pogubiam si w natoku komunikatw. Nagle poczuam sucho w ustach.
- Ona ci wci kocha. Moe prbuje si mnie pozby. Nasze oczy si spotkay.
- Kto wie.
Dusz chwil tuka mi si po gowie zimna, nieprzyjemna myl. A teraz ju niemal
krzyczaa, e facetem w kominiarce moe by wanie Dabria. Dotd wydawao mi si, e
potrciam mczyzn i Vee te bya przekonana, e napad j facet... Raptem poczuam, e
Dabria okpia nas obie.
Patch wszed na moment do azienki i wrci w mokrym podkoszulku.
- Pjd po auto - oznajmi. - Za dwadziecia minut podjad pod tylne wyjcie. Nie
ruszaj si z motelu.

ROZDZIA 25
Po wyjciu Patcha zaoyam na drzwi acuch. Przesunam pod nie krzeso i
przyblokowaam klamk. Sprawdziam te zamki w oknach. Nie miaam pojcia, czy
ochroni mnie przed Dabria - nie wiedziaam nawet, czy chce mi zrobi krzywd - uznaam
jednak, e lepiej nie ryzykowa. Po paru minutach krcenia si po pokoju sprawdziam
telefon, ale wci nie dziaa.
Mama na pewno mnie zabije!
Bez jej wiedzy wymknam si z domu i pojechaam do Portland. Ciekawe, jak teraz
wytumacz sytuacj ja i Patch w motelu. W najlepszym razie da mi szlaban do koca tego
roku. Nie! Moe zechcie rzuci prac i zatrudni si gdzie na miejscu. A wtedy
musiaybymy sprzeda dom i straciabym resztk wizi z tat.
Bodaj po kwadransie wyjrzaam przez dziurk od klucza. Mrok. Odryglowaam drzwi
i gdy ju miaam je uchyli, rozbyso za mn wiato. Odwrciam si jak w obdzie,
mylc, e to moe Dabria, ale pokj by cichy i pusty, tyle e wczyli prd.
Otworzyam drzwi z gonym trzaskiem i wyszam na korytarz. Krwistoczerwony
kiedy dywan by mocno wy wiechtany i cay w niezidentyfikowanych ciemnych plamach.
Bye jak pomalowane ciany obaziy z farby.
Kierujc si zielon neonow strzak wyjcie, przeszam w gb korytarza i na
kocu skrciam. Gdy tylko pod drzwiami zatrzyma si samochd, niemal jednym susem
wskoczyam na miejsce obok kierowcy.
Kiedy Patch podjecha pod dom, wewntrz nie palio si ani jedno wiato. Ogarnita
poczuciem winy, pomylaam, e mama pewnie jedzi teraz po okolicy i prbuje mnie
znale. Deszcz usta i pobocze przysonia mga, zawisajc na krzewach jak wosy anielskie.
Drzewa wzdu podjazdu byy powyginane i niemal bezksztatne od cigych wiatrw z
pnocy... Po zmroku nieowietlony dom to co wyjtkowo niemiego, ale nasz - z wskimi
oknami, krzywym dachem, zabudowan werand i krzakami ostryn - wyglda wrcz jak
nawiedzony.
- Przejd si po domu - powiedzia Patch, wysiadajc.
- Mylisz, e jest tu Dabria?
- Nie, ale nie zawadzi sprawdzi.
Czekaam w jeepie. Par minut pniej Patch stan w drzwiach od frontu.
- Droga wolna - oznajmi. - Pojad do szkoy, przeszukam jej gabinet i zaraz wracam.

Moe zostawia jaki trop. - Najwyraniej niespecjalnie na to liczy.


Rozpiam pas bezpieczestwa i pobiegam do drzwi. Przekrcajc gak, usyszaam
Patcha na podjedzie. Deski na werandzie skrzypiay pod moimi stopami i znw poczuam si
samotna.
Nie zapalajc wiata, chykiem przeszam si po pokojach na parterze i na pitrze.
Wprawdzie Patch ju si rozejrza, ale stwierdziam, e na wszelki wypadek warto to
powtrzy.
Upewniwszy si, e nikogo nie ma pod kiem, za zason w azience ani w szafie,
wcignam dinsy i czarny pulower z dekoltem w szpic. Z apteczki pod umywalk w
azience wyjam awaryjn komrk mamy i wklepaam jej numer. Odebraa po pierwszym
dzwonku. - Halo? Nora, to ty? Gdzie jeste? Umieram z niepokoju! Biorc gboki wdech,
poprosiam Boga, by podda mi sensown wymwk.
- Mamusiu... - zaczam szczerym i skruszonym tonem.
- Zalao Cascade Road, no i j zamknli. Musiaam zawrci i wynaj pokj w
Milliken Mills. Wanie tu jestem. Nie mogam si dodzwoni do domu, bo pozrywao kable.
Prbowaam dzwoni na komrk, ale nie odbieraa.
- Zaraz, zaraz. To dalej jeste w Milliken Mills?
- No przecie ci mwi.
Bezgonie westchnam z ulg i oparam si o krawd wanny.
- Nie wiedziaam, te nie mogam si z tob skontaktowa.
- Z jakiego numeru dzwonisz? - zapytaa mama. - Bo nic mi to nie mwi.
- Z awaryjnej komrki.
- A gdzie masz swoj?
- Zgubiam.
- Co?! Gdzie?
Doszam do przykrego wniosku, e jedynym wyjciem bdzie pewne przekamanie.
Nie chciaam jej denerwowa. Do tego wizja szlabanu...
- Musiaa si gdzie zawieruszy.
Na pewno si znajdzie. Przy trupie kloszardki.
- Odezw si zaraz, jak otworz drogi - odpowiedziaa mama.
Pniej zadzwoniam do Vee, na komrk. Po piciu sygnaach wczya si poczta
gosowa.
- Gdzie jeste? - spytaam. - Oddzwo jak najszybciej.
Rozczyam si i wsunam telefon do kieszeni, wmawiajc sobie, e Vee nic nie

grozi, cho instynktownie czuam, e to nieprawda, e jest w niebezpieczestwie, i z kad


sekund baam si o ni coraz bardziej.
Spostrzegszy na kuchennym blacie buteleczk z elazem, natychmiast wziam dwie
tabletki i popiam szklank czekoladowego mleka. Chwil staam bez ruchu, czekajc, a lek
wniknie do organizmu. Powoli unormowa mi si oddech. Podchodzc z kartonem do
lodwki, zobaczyam kogo w przejciu midzy kuchni a pralni.
U stp rozla mi si jaki zimny pyn. Po chwili dotaro do mnie, e upuciam mleko.
- Dabria? - przerwaam cisz. Przekrzywia gow ze zdumieniem.
- Wiesz, jak mi na imi? - urwaa. - Aha, od Patcha. Cofnam si przed ni w stron
zlewu. Zupenie nie przypominaa pani Greene ze szkoy. Miaa zmierzwione wosy, a usta
janiejsze, jakby wygodniae. Przenikliwe spojrzenie uwydatniay czarno rozmazane oczy.
- Czego chcesz? - spytaam.
Jej miech zabrzmia jak grzechotanie kostek lodu.
- Chc Patcha.
- Tu go nie ma. Skina gow.
- Wiem. Czekaam na ulicy, a odjedzie. A mwic chc, nie miaam na myli
spotkania.
Krew pulsujca w nogach zawrcia do serca. Oszoomiona, pooyam do na blacie,
by nie straci rwnowagi.
- Szpiegujesz mnie na tych niby spotkaniach terapeutycznych.
- To wszystko, co o mnie wiesz? - spytaa, patrzc mi w oczy.
Przypomnia mi si wieczr, gdy kto zaglda mi przez okno do pokoju.
- Tutaj te mnie szpiegujesz - powiedziaam.
- Jestem tu pierwszy raz. - Przesuna palcem po krawdzi blatu i usiada na stoku. adny dom.
- Odwie ci pami - odparam w nadziei, e brzmi to odwanie. - Gdy spaam,
zagldaa do mnie przez okno.
Umiechna si szeroko.
- Nie, ale ledziam ci na zakupach. Napadam twoj przyjacik i mentalnie
poddaam jej to i owo, by sdzia, e skrzywdzi j Patch. Co zreszt prawdopodobne, bo jego
agodno to tylko pozory. Bardzo chciaam wzbudzi w tobie lk przed nim.
- ebym trzymaa si od niego z daleka.
- Ale mi nie wyszo. Nadal nam przeszkadzasz.
- Ciekawe w czym?

- Nie udawaj. Skoro wiesz, kim jestem, wiesz, o co mi chodzi. Chc, by odzyska
skrzyda. Jest mu pisane by przy mnie, a nie y na ziemi. Popeni bd, ktry ja naprawi owiadczya pewnie i stanowczo.
Wstaa i ruszya w moj stron.
Wycofaam si par krokw, zastanawiajc si. jakby odwrci jej uwag i dokd
ucieka. Mieszkaam w tym domu od szesnastu lat. Znaam cay jego rozkad, najmniejsz
szczelin i kryjwk. W nagym olnieniu przyszed mi do gowy genialny plan. Dotknam
plecami kredensu.
- Patch nie wrci do mnie, pki yjesz... - powiedziaa Dabria.
- Zdaje si, e przeceniasz jego uczucie do mnie - stwierdziam, e dobrze bdzie
zbagatelizowa to, co nas czy, bo Dabria kieruje przede wszystkim zaborczo.
Umiechna si z niedowierzaniem.
- Sdzisz, e to uczucia tego typu? Wic cay czas mylaa, e... - parskna. - On nie
jest tu z mioci. Chce ci zabi.
Pokrciam gow.
- Na pewno tego nie zrobi. Przybraa surowy wyraz.
- Aha, skoro tak sdzisz, to wiedz, e jeste kolejn dziewczyn, ktr uwid, by
uzyska to, czego chce. Ma do tego spory talent - dodaa chytrze. - Zreszt nawet ode mnie
wydoby twoje imi. Wystarczyo municie... Ulegam mu i zdradziam, e czeka ci mier.
Dobrze wiedziaam, o czym mwi. Byam przy tym.
- I teraz to samo robi z tob - cigna Dabria. - Zdrada boli, prawda?
Wolno pokrciam gow.
- Nie...
- Planuje zoy ci w ofierze! - wybuchna. - Widzisz to znami? - Dziabna mnie
palcem w nadgarstek. - Oznacza, e jeste potomkini Nefila. I to nie byle kogo, tylko wasala
Patcha, Chaunceya Langeaisa.
Zerknam na blizenk i przez upiorny moment byam gotowa jej uwierzy. Ale takie
numery to nie za mn.
- Jest takie wite pismo, Ksiga Henocha - powiedziaa. - Podaje ono, e upady
anio moe zgadzi swojego wasala, powicajc ktr z jego eskich potomki... Nadal
uwaasz, e Patch ci nie zabije? A czego pragnie najbardziej? Gdy zoy ci w ofierze, stanie
si czowiekiem. Speni swoje marzenia i ju nigdy nie wrci ze mn do domu.
Wyja duy n z drewnianego stojaka.
- I dlatego musz si ciebie pozby. Wszystko wskazuje na to, e nie omyliam si w

przeczuciach. Zginiesz.
- Patch zaraz wrci. - Zrobio mi si niedobrze. - Moe bycie to jeszcze obgadali?
- Uwin si szybko - cigna. - Jako anio mierci przenosz istnienia w zawiaty.
Gdy tylko skocz, twoja dusza znajdzie si po tamtej stronie. Niczego si nie obawiaj.
Chciaam krzycze, ale gos u wiz mi w gardle. Weszam midzy kredens a st.
- Skoro jeste anioem, to gdzie podziaa skrzyda?
- Do pyta. - Zniecierpliwiona ruszya w moj stron.
- Kiedy opucia niebo? - zagraam na zwok. - Przed kilkoma miesicami, prawda?
Chyba si zorientowali, e dugo ci nie ma?
- Ani kroku dalej - warkna, podnoszc n, ktry zalni srebrem.
- Przysporzysz Patchowi masy kopotw - powiedziaam, nie do koca pewnie. Dziwi si, e masz mu za ze, i wykorzystuje ci dla swoich celw. Dziwi mnie te, e tak
si upierasz, by odzyska skrzyda. Czy po tym, co ci zrobi, nie cieszysz si, e go
wypdzono?
- Zostawi mnie dla marnej miertelniczki! - ucia z ogniem w oczach.
- Wcale nie. Niezupenie. Upad...
- Upad, bo zapragn by czowiekiem tak jak ona! Przecie mia mnie! Mia mnie,
rozumiesz?! - Szyderczy miech nie ukry furii ani alu. - Z pocztku byam za, cierpiaam...
Robiam co w mojej mocy, by o nim zapomnie. Ale gdy archanioowie odkryli, e naprawd
chce zosta czowiekiem, przysali mnie tu, bym go nakonia do zmiany decyzji.
Przyrzekaam sobie, e ju nigdy mnie nie skrzywdzi, ale to nic nie dao.
- Dabrio... - zaczam delikatnie.
- Nie przeszkodzio mu nawet to, e dziewczyna powstaa z ziemskiego prochu!!!
Wszyscy tu jestecie samolubni i odraajcy! Wasze ciaa s dzikie i nieokieznane. Raz unosi
was rado, za chwil pogracie si w rozpaczy! aosne! Czego podobnego nie zaznaje
aden anio! - W gecie penym blu otara zy z twarzy. - Spjrz tylko! Prawie nad sob nie
panuj! Za dugo ju si nurzam w tym ludzkim plugastwie!
Odwrciam si i wybiegam z kuchni, przewracajc na jej drodze krzeso. Pognaam
w gb korytarza... I znaa zam si w puapce. Dom mia dwa wyjcia: od frontu, dokd
Dabria szybko dotaraby na skrty przez salon, i tylne, od strony jadalni, ktre zablokowaa.
Poczuam silne pchnicie i upadam na podog, na brzuch. Kiedy obrciam gow Dabria unosia si w powietrzu metr nade mn, w olepiajcym biaym blasku, z
wycelowanym we mnie noem.
Bez namysu z caej siy kopnam j w przedrami. Upucia n. Ledwie si

podniosam, wskazaa lampk na stoliku i strzelajc palcami, rzucia ni we mnie. Zdyam


zrobi unik i szko roztrzaskao si o podog.
- Przesu si! - Na jej komend awa przy wejciu zastawia drzwi, przez ktre
chciaam uciec.
Zaczam wspina si po dwa schody w gr, dla rozpdu chwytajc si porczy.
Usyszaam za sob miech Dabrii i w tym momencie zamana porcz runa na ziemi.
Odsunam si znad krawdzi schodw. Ledwie utrzymujc rwnowag, pokonaam dwa
ostatnie schodki. Wbiegam do pokoju mamy i zatrzasnam za sob drzwi.
Wyjrzaam przez jedno z okien przy kominku. Pode mn by ogrdek skalny z trzema
wyysiaymi ju krzewami. Nie miaam pojcia, czy przeyj ten skok.
- Otwrzcie si! - zawoaa Dabria z drugiej strony drzwi.
Drewno zaczo pka pod naporem zamka. Musiaam si pospieszy.
Ukryam si w kominku. Ledwie zdyam schowa nogi i oprze si o szyb
kominowy, drzwi otwary si z hukiem i po chwili usyszaam, jak Dabria zblia si do okna.
- Nora! - zawoaa tym swoim lodowatym gosem. - Wiem, e tam jeste! Czuj. Nie
uda ci si schowa ani umkn... Znajd ci, chobym miaa spali ten dom do ostatniej
klepki! A potem przer ogniem twoj drog ucieczki! Nie licz na ocalenie!!!
Przed kominkiem pojawia si zota smuga wiata i podog obj ogie, rzucajc
dokoa zowieszczy aur cieni. Rozlegy si trzaski trawionych przez pomienie sprztw.
Ani drgnam. Walio mi serce, ociekaam potem. Kilka razy wcignam i wolno
wypuciam powietrze, eby zapanowa nad skurczami w nogach. Patch mia jecha do
szkoy. Kiedy wreszcie wrci?
Niepewna, czy w pokoju nie ma Dabrii, i rwnoczenie w strachu, e spon, jeli si
stamtd czym prdzej nie wynios, wypezam z kominka. Dabria znikna, ale pomienie ju
zaczy liza ciany i w pokoju kbio si od dymu.
Przebiegam korytarz, ale nie starczyo mi odwagi, by zej na d, bo przecie ona
moga zaczai si pod drzwiami. Otworzyam okno w swoim pokoju. Drzewo roso do
blisko i byo na tyle grube, e spokojnie mogam zej po nim na ziemi. Moe jako zgubi
j za domem, we mgle... Najblisi ssiedzi mieszkali niecay kilometr od nas, wic gdybym
si postaraa, dotarabym tam w kilka minut. Ju si rozpdzaam, kiedy co zachrobotao w
sieni.
Po cichu zamknam si w szafie i wykrciam dziewiset jedenacie.
- W domu kto jest i chce mnie zabi - wyszeptaam do operatorki.
Ledwie zdyam poda adres, drzwi pokoju si uchyliy. Skamieniaam.

Przez otwory w szafie zobaczyam, jak do pokoju wchodzi mroczna posta. wiato
byo sabe, a pole widzenia prawie adne, wic nie widziaam szczegw. Posta rozsuna
aluzje i wyjrzaa przez okno. Dotkna skarpetek i bielizny w otwartej szufladzie. Wzia z
toaletki srebrny grzebie, obejrzaa go i odoya na miejsce. Gdy skierowaa si do szafy,
poczuam, e robi si gronie.
Poszukaam pod nogami jakiej broni. Niechccy strciam z pki stos pude z butami
i zaklam pod nosem. Kroki si zbliyy.
Gdy szafa si otworzya, rzuciam na olep butem, pniej drugim.
Patch te cicho zakl i odebrawszy mi trzeci but, cisn go za siebie. Pomg mi si
podnie i wyj z szafy. Nim z ulg zarejestrowaam, e to on, a nie Dabria, przycign
mnie do siebie i wzi w ramiona.
- Zdrowa i caa? - mrukn mi do ucha.
- Jest tu Dabria - odszepnam. bliska paczu. Trzsy mi si kolana i gdyby nie jego
ucisk, dawno bym upada. - Pali dom.
Wsun mi w do kluczyki.
- Postawiem auto na ulicy. Wsid, zabezpiecz drzwi, jed do Delphic i czekaj tam
na mnie.
Unis mi podbrdek i popatrzy w oczy. Pocaowa mnie w usta i napeni arem.
- Co chcesz zrobi? - spytaam.
- Zaj si Dabria.
- W jaki sposb?
Posa mi spojrzenie: Czy to takie wane? W dali rozlegy si odgosy syren. Patch
wyjrza przez okno.
- Zadzwonia na policj?
- Mylaam, e to Dabria...
Ruszy do drzwi.
- Dorw j. Jed do Delphic i czekaj, a przyjad.
- A poar?
- Policja si tym zajmie.
Zacisnam palce na kluczykach. Mj mzg znowu nie wiedzia, na co si
zdecydowa. Chciaam ucieka z domu, byle dalej od Dabrii, i spotka si z Patchem, ale nie
dawaa mi spokoju myl, e Patch ma mnie zoy w ofierze, by sta si czowiekiem.
Dabria wcale nie powiedziaa tego mimochodem, ani te eby mnie do niego zrazi.
Jej sowa zabrzmiay chodno i powanie - i rwnie na serio prbowaa mnie wykoczy,

abym nie skontaktowaa si z nim przed ni.


Jak powiedzia Patch, jeep stal na ulicy. Wczyam stacyjk i wcisnam peda gazu.
Mknc Hawthome Lane, stwierdziam, e nie ma sensu znw dobija si do Vee na komrk,
i zadzwoniam do jej domu.
- Dobry wieczr - przywitaam si z jej mam jakby nigdy nic. - Zastaam Vee?
- Cze, Nora! Wybya gdzie kilka godzin temu. Chyba na imprez w Portland.
Mylaam, e jestecie razem.
- Yyy... rozdzieliymy si - skamaam. - Mwia, gdzie si potem wybiera?
- Wspomniaa o kinie. Komrka milczy, wic pewnie j wyczya. Wszystko w
porzdku?
Nie chciaam, eby si zdenerwowaa, ale te nie mogam jej powiedzie, e jest
super. Czuabym si nie fair. Ostatnio, gdy rozmawiaymy, bya z Elliotem. A teraz nie
odbieraa telefonw.
- Chyba nie - odpowiedziaam. - Pojad jej poszuka. Zaczn od kina. Rozejrzy si
pani na promenadzie?

ROZDZIA 26
Bya ostatnia niedziela przed feriami i w kinie kbiy si tumy. Stanam w kolejce
po bilet, co chwila sprawdzajc, czy kto mnie nie ledzi. Jak dotd nie spostrzegam niczego
niepokojcego, a w cisku trudno by byo mnie wypatrzy. Stwierdziam, e Patch zajmie si
Dabria, wic nie ma si czym martwi, ale czujno jeszcze nikomu nie zaszkodzia.
W gbi serca to nie Dabria niepokoia mnie najbardziej. Prdzej czy pniej Patch
zorientuje si, e nie ma mnie w Delphic... Wziwszy pod uwag ostatnie wydarzenia, nie
powinnam robi sobie zudze, e mog si przed nim dugo chowa. Wiedziaam, e gdy si
znw zobaczymy, bd musiaa zada mu przeraajce pytanie... Nie! Strach ogarnia mnie na
sam myl o tym, co usysz. Bo w otchani mzgu zakiekowaa wtpliwo, czy sowa
Dabrii o jego przeistoczeniu si w czowieka nie s prawd.
Podeszam do okienka. Seans o dziewitej trzydzieci wanie si zacz.
- Jeden na Ofiar prosz - powiedziaam bez namysu.
Od razu uderzya mnie upiorna ironia tytuu. By si tym duej nie zajmowa,
wygrzebaam z kieszeni drobne banknoty i gar monet. Podaam je kasjerce, w nadziei, e
wystarcz.
- O Jeeezu! - Spojrzaa na rozsypany bilon. Znaam j ze szkoy. Chodzia do starszej
klasy, Kaylie czy Kylie. - Bardzo ci dzikuj - dodaa. - Jakby nie byo kolejki.
Ludzie za mn poparli j zgodnym chrem.
- Rozbiam wink - odparam, silc si na ironi.
- Co ty powiesz. I to wszystko? - Westchna przecigle, segregujc bilon na
dwudziestopicio - , dziesicio - , picio - i jednocentwki.
- Jasne.
- Aaa tam! I tak le mi pac. - Zgarna monety do szuflady i podaa mi bilet. Wiesz, jest te co takiego, jak karta kredytowa...
Wziam bilet.
- Zauwaya tu dzi moe Vee Sky?
- Vee jak?
- Vee. Drugoklasistka. Bya z Elliotem Saundersem. Kaylie - albo Kylie wybauszya oczy.
- Nie widzisz, jaki tu tok? Mylisz, e mam czas wszystkich zapamita?
- Niewane. - Skierowaam si do wejcia.

Kino w Coldwater ma dwie sale projekcyjne naprzeciw siebie. Gdy tylko


sprawdzajcy przedar bilet, ruszyam do sali numer dwa. W rodku panowa mrok, bo seans
ju si rozpocz.
Prawie wszystkie miejsca byy pozajmowane. Wolno przeszam rodkiem midzy
fotelami i zawrciam do drzwi. W ciemnoci nie mogam rozrni twarzy, ale Vee chyba
jednak tam nie byo.
Zagldnam do sali naprzeciwko. Jak si okazao, bardziej pustej. Przeszam si
midzy fotelami, ale tam te jej nie znalazam. Na chwil usiadam z tyu, eby zebra myli.
Cay ten wieczr przypomina koszmarn bajk, z ktrej nie umiaam si wydosta. W
historii tej pojawiay si upade anioy, hybrydyczne stwory i skadanie ofiar z ludzi. Potaram
kciukiem znami, niezbyt ucieszona, e moe naprawd jestem potomkini Nefilw.
Wyjam awaryjn komrk i sprawdziam poczenia przychodzce, ale nikt nie
dzwoni.
Kiedy wsuwaam telefon do kieszeni, zmaterializowa si obok mnie karton popcornu.
- Godna? - odezwa si gos z tyu. ciszony i peen zoci. Staraam si uspokoi
oddech. - Wsta i wyjd z kina - zakomenderowa Patch. - Pjd tu za tob.
Ani drgnam.
- No, wychod - powtrzy. - Musimy porozmawia.
- O tym, jak mnie zabijesz, by zdoby ludzkie ciao? - spytaam lekkim gosem,
skamieniaa w rodku.
- Urocze, e mogaby w to uwierzy.
- Wierz!
No, powiedzmy, cho nie dawaa mi spokoju myl, e przecie mg zrobi to ju
dawno.
- Ciii! - burkn facet obok.
- Wya albo ci wynios! - szepn Patch. Odwrciam gow.
- Sucham?
- Ciszej! - sykn znowu facet.
- To on - odparowaam, wskazujc Patcha. Facet wykrci szyj.
- Suchaj. - Popatrzy na mnie. - Jak si nie uciszysz, pjd po ochron.
- wietnie, niech go wyprowadz. Powiedz, e chce mnie zamordowa.
- Za chwil ja ci zabij. - Jego dziewczyna wychylia si do mnie.
- Kto ci chce zamordowa? - Facet znw si obejrza, zaskoczony.
- Nikogo tu nie ma - oznajmia panna.

- Myl, e ci nie widz, prawda? - zapytaam Patcha, pod wraeniem mocy, z ktrej
korzysta tak przewrotnie.
Umiechn si lekko.
- Rany boskie! - wykrzykna tamta, wznoszc rce w gr. Z furi zmierzya
wzrokiem faceta i warkna: - Zrb co!
- Spokj. - Go pokaza ekran. - To jest kino. Napij si. - Chcia mi poda puszk.
Zerwaam si do wyjcia. Czuam, e Patch idzie za mn, niepokojco blisko, ale mnie
nie dotyka. Pilnowa mnie tak, dopki nie wyszlimy z sali.
Za drzwiami wzi mnie pod rami i poprowadzi przez foyer do damskiej toalety.
- Co ty? - zapytaam. - Masz obsesj ubikacji? Wepchn mnie do rodka, zamkn
drzwi na zasuw i opar si o nie. Mia tak min, jakby zaraz chcia mnie stuc na kwane
jabko.
Oparta o umywalk, wczepiam si w jej brzeg palcami.
- Zocisz si, bo nie pojechaam do Delphic. - Uniosam drce rami. - Ciekawe, po
co miaabym to robi? Jest niedziela i park wkrtce zamkn. Czemu chciae mnie cign
do ciemnego, prawie opustoszaego lunaparku?
Zbliy si tak, e zobaczyam pod czapk jego czarne oczy.
- Dabria mwia, e musisz zoy mnie w ofierze, aby odzyska skrzyda.
Chwil milcza.
- I mylisz, e zrobibym to? Przeknam lin.
- A wic to prawda? Nasze oczy si spotkay.
- To musi by wiadoma ofiara. Samo pozbawienie ci ycia nic nie da.
- I to ty musiaby mnie zabi?
- Nie, ale prawdopodobnie jako jedyny wiem, jakby si to skoczyo, i jako jedyny
podjbym t prb. Dlatego przeniosem si do twojej szkoy. Musiaem si do ciebie
zbliy. Potrzebowaem ci i dlatego wkroczyem w twj wiat.
- Dabria mwia, e si w kim zakochae. - Znowu to paskudne ukucie zazdroci.
Rozmowa nie powinna dotyczy mnie, tylko jego. To miao by przesuchanie. - Co si stao?
Desperacko liczyam, e co mi wyjani, ale wzrok mia chodny.
- Zestarzaa si i umara.
- Pewnie byo ci ciko - od warknam.
Odczeka par sekund. A si wzdrygnam od jego surowego tonu.
- Chcesz, ebym wyzna prawd, prosz bardzo. Dowiesz si o wszystkim. Kim
jestem i co zrobiem. Z detalami. Zdradz ci wszystko, ale musisz pyta. Musisz tego chcie,

by zrozumie, kim byem wtedy, a kim jestem teraz. Jestem zy. - Przeszy mnie spojrzeniem
pozbawionym blasku. - A byem znacznie gorszy.
Ignorujc ucisk w odku, powiedziaam:
- Wic mw.
- Kiedy si poznalimy, byem jeszcze anioem. Momentalnie poczuem podanie.
Ogarno mnie szalestwo. Wiedziaem tylko, e zrobi co w mojej mocy, by si do niej
zbliy. Obserwowaem j jaki czas, a pniej ubzduraem sobie, e jeli zejd na ziemi i
posid ludzkie ciao, wypdz mnie z nieba i stan si czowiekiem. Problem w tym, e nie
wiedziaem o cheszwanie. Przybyem tu pewnej sierpniowej nocy, ale nie mogem posi
ciaa. W drodze powrotnej do nieba zatrzyma mnie zastp aniow mcicieli i odar ze
skrzyde. Wyrzucili mnie... Natychmiast zrozumiaem, e co jest nie w porzdku. Patrzc na
ludzi, pragnem jednego: by znale si w ich ciele. Odarli mnie z mocy, staem si istot
bezbronn, godn poaowania. Nie czowiekiem, lecz upadym anioem. Dotaro do mnie, e
w jednej chwili wyzbyem si wszystkiego. Znienawidziem si za to. - Patrzy tak
przenikliwie, e poczuam si przezroczysta. - Ale gdyby nie upadek, nie pozna bym ciebie.
Od sprzecznych emocji zaczam si dusi. Tumic pacz, przystpiam do
kontrofensywy.
- Wiem od Dabrii, e znami wiadczy o pokrewiestwie z Chaunceyem. Czy to
prawda?
- Chcesz odpowiedzi?
Sama nie wiedziaam, czego chc. Mj wiat zmieni si nagle w jeden wielki art,
ktrego puent miaam pozna ostatnia. Nie byam jak tam zwyk, przecitn Nor Grey,
tylko potomkini istoty nadprzyrodzonej. W dodatku serce pkao mi od uczu do mrocznego
anioa.
- Od czyjej strony? - zapytaam wreszcie.
- Ojca.
- Gdzie jest teraz Chauncey? - Mimo pokrewiestwa wolaabym, eby by daleko. Jak
najdalej ode mnie, ebym nie musiaa czu z nim adnej wizi.
Czubki jego butw dotkny moich teniswek.
- Nie powiem ci, Noro. Nie zabijam osb, ktre s dla mnie wane. A ty jeste
najwaniejsza.
Serce podskoczyo mi nerwowo. Nacisnam rkami jego brzuch, tak twardy, e nawet
nie drgn. Broniam si bez sensu, bo teraz nie uratowaaby mnie nawet wysoka siatka pod
napiciem.

- Naruszasz moj prywatno - powiedziaam, cofajc si o krok.


Patch umiechn si sabo.
- Prywatno? Noro, to nie rewizja.
Odgarnam za uszy par zbkanych kosmykw i odsunam si od niego.
- Nie pchaj si tak, bo mi... ciasno. Potrzebowaam jasnych granic. Wikszej
asertywnoci.
Musiaam otoczy si murem, bo znw si okazao, e przy Patchu brakuje mi
pewnoci siebie. Powinnam rzuci si do drzwi, a jednak... staam nieruchomo. Wmawiaam
sobie, e nie uciekam, bo nie dowiedziaam si wszystkiego, ale by jeszcze inny powd, o
ktrym wolaam nie myle. Uczuciowy... Ktrego tumienie byo idiotyzmem.
- Ukrywasz co jeszcze? - zapytaam.
- Mas rzeczy. odek fikn koza.
- Na przykad?
- Na przykad, co czuj, zamknity tu z tob. - Oparszy si rk o lustro za moimi
plecami, przysun si bliej. - Nie masz pojcia, jak na mnie dziaasz.
Pokrciam gow.
- To niedorzeczne. Lepiej si w to nie zagbiajmy.
- To jak najbardziej do rzeczy - szepn. - Gdyby si tak zastanowi, nic nam tu nie
zagraa.
W tej chwili z ca pewnoci instynkt samozachowawczy rykn do mnie: W nogi!,
ale tak mi zattnio w skroniach, e nic nie usyszaam. Rzecz jasna, o myleniu nawet nie
byo mowy.
- Zdecydowanie do rzeczy - cign Patch. - W najwyszym stopniu suszne i do
rzeczy.
- Moe nie teraz. - Wcignam powietrze.
Ktem oka spostrzegam na cianie wajch alarmow. Cztery, pi metrw dalej.
Gdybym si pospieszya, mogabym j szarpn, zanim mnie powstrzyma. Przybiegaby
ochrona i byabym bezpieczna. A chyba tego chciaam... czy nie?
- Daj spokj. - Pokrci gow.
Mimo to z caych si pocignam wajch, ale bezskutecznie. Szarpanie nic nie dao.
Wtem Patch objawi mi si w mylach i poczuam, e znowu prowadzi ze mn gr.
Spojrzaam mu w oczy.
- Wynocha z mojego mzgu!
Walnam go w pier. Cofn si, by odzyska rwnowag.

- Za co?!
- Za cay ten wieczr!
Za to, e za nim szalaam, wiedzc, e nie mog. Potwr! By tak zy, e a cudowny,
co mnie kompletnie zbio z pantayku.
Kto wie, czy nie daabym mu w szczk, gdyby nie chwyci mnie za rce i nie
przypar do ciany. Po chwili przygarn mnie jeszcze bliej.
- Nie oszukujmy si. Noro, pragniesz mnie... - wyranie mwi serio. - Tak samo, jak
ja ciebie.
Przywar do mnie ustami. I nie tylko. Zetknlimy si w kilku strategicznych punktach
ciaa, ale wyrwaam mu si, uruchamiajc jako sil woli.
- Nie skoczyam. Co si stao z Dabria?
- To ju zaatwione.
- Mianowicie?
- Planowaa ci zabi, wic po tym na pewno nie zachowaaby skrzyde. W drodze
powrotnej do nieba zostaaby ich pozbawiona przez aniow mcicieli. I tak by do tego
doszo, ale przyspieszyem spraw.
- Znaczy... zostaa odarta?
- Rozlatyway si ju, miay cienkie, popkane pira. Gdyby zostaa na ziemi troch
duej, kady anio bez trudu poznaby, e upada. Nawet nie musiaem si do tego specjalnie
przyczynia.
Wyprzedziam jego nastpny ruch.
- Czy dalej bdzie mi uprzykrzaa ycie?
- Tego nie wiem.
Byskawicznie unis brzeg mojego swetra. Przygarn mnie do siebie. Musn
kciukami skr ppka. W jednej chwili przenikny mnie chd i gorco.
- Spokojnie daaby jej rad - rzek Patch. - Widziaem was w akcji i stawiam na
ciebie, Aniele. Pokonaaby j bez mojej pomocy.
- A niby w czym miaby mi pomaga?
Rozemia si. Mikko, z tumionym podaniem. Oczy mu zabysy, utkwione tylko
we mnie. Umiecha si jak lis... tylko jako agodniej. Co zaigrao wok mojego ppka i
przesuno si w d.
- Drzwi s zamknite - powiedzia. - A my mamy jeszcze co do zaatwienia.
Moje ciao najwyraniej przejo kontrol nad logik. Prawd powiedziawszy zdawio j zupenie.

Przesunam rce po torsie Patcha i mocno objam go za szyj. Zapa mnie za biodra
i unis, a ja owinam go nogami w pasie. Puls rozsadza mi gow, ale co tam! Wycisnam
na jego wargach pocaunek, uniesiona smakiem jego ust, dotykiem doni, na granicy
wybuchu, eksplozji poraonych zmysw...
Raptem w kieszeni zadzwonia mi komrka. Zdyszana, przy drugim dzwonku
odsunam si od niego.
- Nagra ci si - szepn.
Podwiadomie czuam, e nie mog nie odebra. Nie pamitaam tylko czemu...
Pocaunek Patcha sprawi, e wyparoway ze mnie resztki niepokoju. Wypltawszy si z
obj, odwrciam gow, by nie spostrzeg niezbyt ciekawego efektu spotkania z jego
wargami. W duchu krzyczaam z rozkoszy.
- Halo? - Zdoaam oprze si pokusie starcia z ust rozmazanego byszczyka.
- Hej, skarbie! - odezwaa si Vee. Poczenie byo fatalne, co strasznie przerywao. Gdzie jeste?
- A ty?! Jeszcze z Julesem i Elliotem? - Zakryam doni ucho, by j lepiej sysze.
- W szkole. Wamalimy si - odpara tonem niegrzecznego dziecka. - Chcemy si
pobawi w chowanego, ale do jednej druyny brakuje nam ludzi. Znasz moe... czwart
osob, ktra by do nas doczya?
W tle rozleg si jaki bekot.
- Elliot mwi, e jak nie zostaniesz jego partnerk... zaraz... Co? - spytaa w
przestrze. Oddaa komrk Elliotowi.
- Nora? Zabaw si z nami. A jak nie, to wiedz, e na drzewie w pewnym znanym
miejscu jest ju wycite imi Vee.
Ogarna mnie fala lodu.
- Halo? - krzyknam ochryple. - Elliot? Vee? Jestecie tam?
Ale nikt ju si nie odezwa.

ROZDZIA 27
- Z kim rozmawiaa? - spyta Patch.
Nie mogc opanowa drenia, wydukaam wreszcie:
- Vee wamaa si do szkoy z Julesem i Elliotem. Chc, ebym przyjechaa. Czuj, e
jak nie pojad, Elliot co jej zrobi. - Podniosam wzrok. - Pewnie i tak j skrzywdzi, nawet
jeli si zjawi.
Patch skrzyowa ramiona.
- Elliot?
- Tydzie temu znalazam w bibliotece artyku... Przesuchiwali go w sprawie
zabjstwa w jego dawnej szkole, w Kinghorn. Przyszed do sali komputerowej i zobaczy, jak
to czytam. Od tej pory wyczuwam od niego z energi. Potworn. Chyba nawet wama mi
si do pokoju, eby wykra artyku.
- Co jeszcze?
- Zamordowana bya jego dziewczyn. Zostaa powieszona na drzewie. A teraz Elliot
powiedzia, e jak do nich nie docz, to na drzewie w pewnym znanym miejscu jest ju
wycite imi Vee.
- Wiem ktry to. Tupeciarz, troch agresywny, ale nie wyglda na morderc. - Patch
pogmera mi w kieszeni i wycign kluczyki jeepa. - Pojad sprawdzi, co si tam dzieje.
Zaraz wracam.
- Zadzwomy na policj. Pokrci gow.
- Chcesz, eby posadzili Vee za naruszenie dobra publicznego i tak dalej? A Jules?
Co to za jeden?
- Kumpel Elliota. By w salonie gier, gdy si spotkalimy.
Zmarszczy czoo.
- Dziwne, na pewno bym go zapamita.
Otworzy przede mn drzwi. W holu str w czarnych spodniach i firmowej bordowej
koszuli zmiata rozsypany popcorn. Na widok wychodzcego z damskiej toalety Patcha
obejrza si dwa razy. Brandt Christensen. Kolega z angielskiego. W zeszym semestrze
pomagaam mu przy wypracowaniu.
- Elliot nie czeka na ciebie, tylko na mnie - upomniaam Patcha. - Kto wie. co grozi
Vee, jeli si tam nie poka? Nie mam zamiaru ryzykowa.
- A bdziesz mnie suchaa, robia, co ci ka?

- Tak.
- Skoczysz w razie czego?
- Skocz.
- Albo zostaniesz w aucie?
- Zostan.
No, powiedzmy.
Na parkingu przed kinem Patch wyczy alarm i zamrugay reflektory jeepa. Nagle
zatrzyma si i zakl pod nosem.
- Co nie tak? - zapytaam.
- Opony.
Spojrzaam na auto i rzeczywicie - w przednich kolach nie byo powietrza.
- Niemoliwe! - wykrzyknam. - Nie mogam przejecha po dwch gwodziach
naraz!
Patch przykucn przy jednej ze sflaczaych opon i przejecha po niej rk.
- rubokrt. Kto zrobi to celowo.
Przemkno mi przez gow, e znw wpywa na moje myli, bo nie chce, abym
pojechaa z nim do szkoy. Ale chyba jednak nie. Nie czuam jego obecnoci w swoim
umyle. Moe teraz podziaa na mnie w inny sposb, bo wszystko wydawao mi si jak
najbardziej realne.
- Kto mg to zrobi? Patch wsta z ziemi.
- Znalazoby si kilku.
- To znaczy, e masz wielu wrogw?
- Wnerwiem par osb. Ludzie zakadaj si bez sensu, przegrywaj, a pniej maj
mi za ze, e trac auto albo co powaniejszego.
Podszed do stojcego kilka metrw dalej coupe, otworzy drzwiczki od strony
kierowcy, usiad za kierownic i zacz pod ni gmera.
- Co ty wyprawiasz? - zapytaam bez sensu, bo byo to oczywiste.
- Szukam zapasowego kluczyka. - Wycign spod kierownicy dwa niebieskie kabelki
i skrci je wprawnym ruchem, zapalajc silnik. - Pas bezpieczestwa. - Spojrza na mnie.
- W yciu nie ukradn samochodu. Obruszy si.
- Jest nam potrzebny, a wacicielowi niekoniecznie.
- To kradzie. Przestpstwo.
Wcale si tym nie przej. Przeciwnie, siedzia za kierownic zupenie wyluzowany.
Ju to kiedy robi - pomylaam.

- Pierwsza zasada zodzieja samochodw - rzek z umiechem - nie kr si na


miejscu zbrodni duej ni to konieczne.
- Zaczekaj. - Uniosam palec.
Pobiegam z powrotem do kina. Wchodzc, zobaczyam w drzwiach odbicie parkingu.
Patch wyskoczy z coupe.
- Cze, Brandt - powiedziaam do sprztacza, ktry wci zmiata okruchy popcornu
na opatk.
Popatrzy na mnie, ale w sekundzie skierowa wzrok za moje plecy. Usyszaam, jak
drzwi si otwieraj, i poczuam obecno Patcha - jak chmur, gdy przesaniajc soce, lekko
przyciemnia krajobraz tu przed burz.
- Co sycha? - zapyta Brandt niepewnie.
- Popsu mi si samochd. - Zagryzajc usta, zrobiam przyjazn min. - Nie chc ci
stawia w niezrcznej sytuacji, ale skoro w zeszym roku pomogam ci z tym
Shakespeare'em...
- Chcesz poyczy auto.
- Yyy... no tak.
- To rzch, nie jeep commander - rzuci Patchowi przepraszajce spojrzenie.
- Ale jedzi? - spytaam.
- Jak chodzi ci o to, czy si krc kola, to tak, jedzi. Ale ja go nie poyczam.
Patch otworzy portfel i wrczy mu trzy nowiutkie banknoty studolarowe. Kryjc
zdumienie, stwierdziam, e nie warto si sprzeciwia.
- Okej, zmieniem zdanie. - Brandt wybauszy oczy, schowa pienidze do kieszeni i
rzuci Patchowi kluczyki.
- Jaka marka, kolor? - zapyta Patch.
- Trudno okreli. Krzywka volkswagen a i chevette. Kiedy by niebieski. Od rdzy
zrobi si pomaraczowy. Napenisz bak przed oddaniem? - Nie wierzc wasnemu szczciu,
Brandt chyba cisn za plecami kciuki.
Patch wyj jeszcze dwudziestk.
- Na wszelki wypadek. - Wsun mu banknot do przedniej kieszeni uniformu.
Kiedy wyszlimy z kina, powiedziaam:
- Spokojnie zaatwiabym kluczyki. Trzeba byo mi da troch wicej czasu.
Waciwie to czemu zatrudnie si w Granicy? Przecie jeste dziany.
- Skde. Wygraem fors w bilard bodaj dwa dni temu. - Woy kluczyk do zamka i
otworzy przede mn drzwi od strony pasaera. - Jestemy bez kasy.

Przejecha miasteczko ciemnymi, spokojnymi ulicami. Po chwili znalelimy si pod


szko. Postawi auto od wschodniej strony i wyj kluczyk ze stacyjki. Kampus porastaj
drzewa, ktrych gazie teraz wyginay si ponuro, unoszc wilgotn mg. W ciemnociach
zamajaczy przed nami oglniak Coldwater.
Najstarsz cz budynku wzniesiono pod koniec dziewitnastego wieku, wic po
zachodzie soca przypomina katedr. Szar, zowieszcz i bardzo, ale to bardzo opuszczon.
- Mam ze przeczucie. - Spojrzaam na zionce czerni okna.
- Zosta w samochodzie i staraj si nie rzuca w oczy. - Patch poda mi kluczyki. Gdy tylko kto wyjdzie z budynku, masz odjecha.
Wysiad. Mia na sobie czarny obcisy pgolf z krtkimi rkawami, ciemne lewisy i
buty do kostek. Dziki czerni wosw i niadej cerze by prawie niewidzialny. Przebieg ulic
i po chwili cakiem stopi si ze zmierzchem.

ROZDZIA 28
Mino pi minut, a potem dziesi, ktre przecigno si do dwudziestu.
Prbowaam ignorowa upiorne uczucie, e kto mnie obserwuje. Przeniknam wzrokiem
cienie wok szkoy.
Czemu go tak dugo nie ma? Coraz bardziej niespokojna, zaczam snu domysy. A
jeli nie znalaz Vee? Co by si stao, gdyby spotka Elliota? Wtpliwe, by Elliot sobie z nim
poradzi, no ale mimo wszystko mgby go zaskoczy...
Na dwik komrki o mao nie wyskoczyam z siebie.
- Widz ci - rzek Elliot. - Siedzisz w samochodzie.
- Gdzie jeste?
- W sali na pierwszym pitrze. Zabawiamy si.
- Nie mam ochoty na zabaw. Wyczy si.
Wysiadam z auta z sercem w gardle. Spojrzaam na ciemne okna szkoy. Niemoliwe,
by Elliot wiedzia, e Patch jest w rodku. Gos mia zniecierpliwiony, ale nie by wcieky.
Liczyam, e Patch co obmyli i nie pozwoli skrzywdzi ani mnie, ani Vee. Zerkajc na
zachmurzony ksiyc, przestraszona podeszam do budynku od wschodniej strony.
Wkroczyam w pmrok. Po paru sekundach dojrzaam smug wiata w okienku w
grnej czci drzwi. Posadzka lnia od pasty. Szafki po dwch stronach holu wyglday jak
upione cyborgi. Korytarz nie emanowa spokojem, tylko ukryt groz.
Lampy uliczne rozjaniay zaledwie fragment korytarza, dalej nie widziaam ju nic.
Przekrciam kilka wcznikw wiata przy drzwiach - na darmo.
Na zewntrz by prd, wic z pewnoci kto wyczy wiato rcznie. Czyby
Elliot...? Dotd nie znalazam ani jego, ani Vee. I Patch te znikn. Postanowiam, e przejd
po omacku wszystkie sale i gdy w kocu si na niego natkn, poszukamy Vee wsplnie.
Powoli ruszyam naprzd, trzymajc si ciany. Za dnia chodziam korytarzem czsto,
ale po ciemku nagle stal si cakiem obcy.
Przy pierwszym skrzyowaniu do szybko zorientowaam si, gdzie jestem. Po
lewej byy sale prb szkolnego zespou i stowka. Po prawej - administracja i klatka
schodowa. Poszam dalej przed siebie, w gb szkoy, w stron klas.
Potknam si o co i runam jak duga. W sczcym si przez wietlik,
przymglonym ksiycowym blasku zobaczyam na posadzce ciao. Jules lea na plecach, z
niewidzcym wzrokiem. Spltane jasne wosy zasaniay mu p twarzy, rce spoczyway na

ziemi, bezwadne jak u trupa.


Podniosam si na kolana i bez tchu zakryam rk usta. Caa si zatrzsam od
adrenaliny. Ostronie pooyam do na jego piersi. Nie y.
Zrywajc si na rwne nogi, zdusiam krzyk. Chciaam zawoa Patcha, ale wtedy
Elliot zaraz by mnie znalaz - jeli ju nie wiedzia, gdzie jestem. Przeraona, uzmysowiam
sobie, e moe stoi par krokw dalej i przyglda si chorej zabawie, ktr zacz.
Znw zapanoway egipskie ciemnoci. Ogarnita zgroz, uprzytomniam sobie, e
przed sob mam niekoczcy si korytarz, a po lewej zaledwie kilka schodw do biblioteki. Z
prawej zaczynay si klasy. W uamku sekundy postanowiam wej do biblioteki, byle jak
najdalej od zwok Julesa. Zaczo mi kapa z nosa i nagle poczuam, e bezgonie pacz.
Dlaczego?! Kto go zabi? Czy Vee te nie yje?!
Drzwi byy otwarte. Macajc po plkach, dotaram na drugi koniec biblioteki. S tam
trzy dwikoszczelne czytelnie. Gdyby Elliot chcia odizolowa Vee od wiata, byyby do
tego idealnym miejscem.
Ledwie skierowaam si w ich stron, w bibliotece kto jkn. Mczyzna... Wryo
mnie w podog.
W tej samej chwili na korytarzu rozbysy lampy, owietlajc wntrze biblioteki. Par
metrw ode mnie lea Elliot, mia rozchylone wargi i spopielaa skr. Wznis oczy w gr,
ku mnie, i wycign rk.
Z przenikliwym wrzaskiem ruszyam do drzwi biblioteki, kopic i przewracajc
krzesa. Wiej! - przemkno przez myl - czym prdzej do wyjcia!
Gdy zataczajc si, wybiegam z biblioteki, korytarz znw pogry si w smolistej
czerni.
- Patch! - prbowaam krzykn, ale gos uwiz mi w gardle i zakrztusiam si.
Jules nie y, a Elliot - prawie. Czyja to sprawka? Kto zosta przy yciu? Staraam si
pokojarzy fakty, ale opucia mnie logika.
Wtem pchnicie od tyu. Zachwiaam si. Przy drugim walnam gow o szafk.
Po chwili w wtym blasku ujrzaam ciemne oczy pod kominiark. wiato padao z
przymocowanej nad czoem latarki.
Chciaam si rzuci do ucieczki, ale napastnik chwyci mnie i przypar do szafki.
- Mylaa, e nie yj? - Umiechn si lodowato, z triumfem. - Nie mgbym
przepuci ostatniej okazji pofiglowania sobie z tob. Dziwisz si, tak? Mylaa, e
zoczyc w tej bajce jest Elliot? Albo twj najlepszy kumpel? Ciepo? Tak to bywa ze
strachem. Budzi najgorsze instynkty.

- A wic to ty. - Zadraam. Jules zerwa z twarzy kominiark.


- We wasnej osobie.
- Jak to zrobie? - spytaam roztrzsionym gosem. - Widziaam ci. Nie oddychae.
Bye martwy.
- Przeceniasz mnie. To wszystko wytwory twojej wyobrani. Gdyby nie bya taka
saba, nic by mi si nie udao. le si przy mnie czujesz? Nieswojo ci ze wiadomoci, e
twj mzg da si opanowa bez trudu? A ile miaem z tego frajdy!
Oblizaam usta. Miay dziwny, sucho - lepki smak i cuchny strachem.
- Gdzie Vee? Uderzy mnie w twarz.
- Nie zmieniaj tematu. Powinna si nauczy panowa nad lkiem. Lk osabia
zdolno logicznego mylenia i takim jak ja daje ogromne pole do popisu.
Nigdy go takiego nie widziaam. Zwykle by cichy, powany, obojtny na otoczenie.
Trzyma si na uboczu, nie zwraca na siebie uwagi, nie budzi podejrze. Sprytnie pomylaam.
Szarpn mnie za rami.
Wpiam si w niego paznokciami, prbujc si wyrwa, ale da mi pici w brzuch.
Zatoczyam si, wzywajc w duchu pomocy, ktra wci nie nadchodzia. Osunam si na
posadzk. Nie mogam zapa oddechu.
Musn palcami lady, ktre wyryam mu na przedramieniu.
- Zapacisz mi za to!
- Po co mnie tu sprowadzie? Czego chcesz? - z trudem tumiam histeri.
Powlk mnie za rk do koca korytarza. Otworzy drzwi kopniakiem i cho
zaparam si nogami, wepchn mnie do jakiej sali. Drzwi si za nami zatrzasny. Niewiele
widziaam w wietle latarki, ktr sobie przywieca.
Wewntrz unosia si znajoma wo kredowego pyu i zwietrzaych chemikaliw.
ciany ozdabiay plakaty przedstawiajce ludzk anatomi i przekroje komrek. Z przodu sta
dugi czarny granitowy kontuar ze zlewem, a naprzeciw niego - rzdy identycznych
laboratoryjnych stow. Bylimy w gabinecie biologicznym...
Spostrzegam bysk metalu. Na pododze, obok kosza na mieci, lea skalpel, ktry
pewnie przeoczyli trener i str. Wsunam go za pas dinsw w momencie, kiedy Jules mnie
podnis.
- Musiaem odci dopyw prdu - powiedzia, kadc latark na najbliszym blacie. Bo przy wietle nie sposb zabawi si w chowanego. - Przysunwszy do stou dwa krzesa,
ustawi je naprzeciw siebie. - Siadaj - nie zabrzmiao to jak zaproszenie.

Powdrowaam wzrokiem do okien w odlegej cianie. Moe jako udaoby mi si


tamtdy wymkn... Instynkt samozachowawczy podpowiada, ebym nie pokazywaa po
sobie strachu. Przypomniaam sobie rady z zaj samoobrony, na ktre zapisaymy si z
mam po mierci taty. Utrzymuj kontakt wzrokowy... Miej pewn min... Myl rozwanie...
Akurat, atwo si mwi.
Jules usadzi mnie na krzele. Zalnio ostrze skalpela.
- Oddaj telefon - nakaza, wycigajc rk.
- Zostawiam w samochodzie. Zamia si.
- Chcesz ze mn pogrywa? Zamknem w budynku twoj najlepsz przyjacik.
Chyba nie powinna czu si opuszczona. Bd musia wymyli dla niej co ekstra.
Oddaam mu komrk. Nadludzk si zgi j na pl.
- No, to zostalimy sami. - Wygodnie rozsiad si przede mn, wycigajc nogi. Jedn
rk zwiesi za oparciem krzesa. - Pogadajmy, Noro.
Rzuciam si do ucieczki, ale momentalnie chwyci mnie w pasie i usadzi z
powrotem.
- Hodowaem kiedy konie - powiedzia. - Miaem stadnin, dawno temu we Francji...
Pikne byy. Najbardziej lubiem hiszpaskie. apano je, dzikie i mi dostarczano. Ujedaem
ogiera w cigu paru tygodni. Ale zdarzay si i trudne do poskromienia. Wiesz, jak sobie z
nimi radziem?
Wzdrygnam si przed odpowiedzi.
- Wsppracuj, a nic ci si nie stanie - doda.
Nie wierzyam mu nawet przez sekund. Mia co faszywego w oczach.
- Widziaam Elliota... - zaskoczyo mnie drenie wasnego gosu, bo cho go nie
lubiam ani mu nie ufaam, to mimo wszystko nie zasuy na powoln mier w mkach. - Ty
go tak urzdzie?
Przysun si, jakby chcia mi zdradzi tajemnic.
- Przestpca nigdy nie zostawia ladw. Elliot jest za bardzo zamieszany w spraw.
Za duo wie.
- Zwabie mnie tu, bo znalazam artyku o Kjirsten Hawerson?
Umiechn si.
- Elliot nie wspomina, e wiesz o Kjirsten.
- On j zamordowa... czy ty? - spytaam w jakim lodowatym olnieniu.
- Musiaem wystawi jego lojalno na prb. Uwolniem go od upokorze. By w
Kinghorn na stypendium i wszyscy mu to wypominali. Tylko nie ja. Zostaem jego

dobroczyc. W kocu przyszo mu wybiera midzy mn a Kjirsten, a cile: midzy


pienidzmi a mioci. By ebrakiem wrd ksit to rednia przyjemno. Wiedziaem, e
jeli go przekupi, nie zawiod si na nim, gdy przyjdzie czas na ciebie.
- A dlaczego na mnie?
- Nadal nie rozumiesz? - wiato wydobyo bezwzgldno jego rysw, nadajc
oczom barw pynnego srebra. - Manipuluj tob. Pocigam za sznurki. Uywam ci jako
przynty, bo osobnik, ktrego chciabym skrzywdzi, jest niezniszczalny. Wiesz kto to?
Straciam ostro widzenia i panowanie nad ciaem. Twarz Elliota objawia mi si
nagle jak rozmazany, pozbawiony detali impresjonistyczny obraz. Krew odpyna z gowy i
ogarn mnie bezwad. Poczuam, e koniecznie musz wzi elazo i to szybko.
Kolejny cios w twarz.
- Skup si. O kim mwi?
- Nie mam pojcia - wyszeptaam.
- Wiesz, skd u niego ta odporno? Nie jest istot ludzk. Jego ciao nie odbiera
adnych bodcw. Nawet gdybym go zamkn i zacz torturowa, nic by to nie dao. Nie
czuje nic, krzty blu. Jeszcze si nie domylasz? Ostatnio spdzacie razem wiele czasu. No
powiedz, dalej nie wiesz?
Po plecach spyna mi struka potu.
- Co roku z pocztkiem miesica cheszwan przejmuje panowanie nad moim ciaem.
Na dwa tygodnie. Tak dugo jestem bezwolny. adnej swobody czy wyboru. W cigu tych
dwch tygodni nie mog opuci swojego ciaa i wrci, gdy jest po wszystkim. Gdyby tak
byo, mgbym o wszystkim zapomnie, udawa przed sob, e nic si nie zdarzyo. Ale nie!
Wci jestem w sobie, uwiziony we wasnym ciele i w tym stanie musz dowiadcza kadej
chwili - doda ochryple. - Znasz to uczucie?! Wtpi.
Zamilkam, eby go nie prowokowa. Zamia si przez zacinite zby. W yciu nie
syszaam czego tak zowieszczego.
- Zoyem przysig, e pozwol mu przejmowa swoje ciao na okres cheszwanu cign. - Miaem szesnacie lat. - Wzruszy ramionami, ale zabrzmiao to surowo. Podstpnie zmusi mnie do tego torturami. A potem powiedzia, e nie jestem czowiekiem.
Wyobraasz sobie? Nie jestem czowiekiem. Powiedzia te, e moja matka, miertelniczka,
przespaa si z upadym anioem. - Wykrzywi si paskudnie, a na czoo wystpiy mu krople
potu. - Wiesz, e odziedziczyem par cech po ojcu? Jestem oszustem jak on. Objawiam
kamstwa. Sprawiam, e syszysz gosy.
- Ot, tak. Syszysz mnie, Noro? Jeszcze si nie boisz? Klepn mnie po czole.

- Co si tu dzieje, Noro? Jako dziwnie cicho.


Jules to Chauncey. Nefil. Przypomniaam sobie znami i sowa Dabrii. Wic ja i on
jestemy jednej krwi. W moich yach pynie krew monstrum. Spod przymknitych powiek
pocieka mi za.
- Pamitasz nasze pierwsze spotkanie? Wskoczyem ci na mask. We mgle, w
ciemnociach. Bya tak podenerwowana, e okpiem ci bez trudu. Tej pierwszej nocy
posmakowaem rozkoszy napawania ci strachem.
- Poznaabym ci - szepnam. - Niewielu dorwnuje ci wzrostem.
- Nie suchasz. Potrafi objawia ci to, co chc. Sdzisz, e przeoczybym szczeg
tak znaczcy jak mj wzrost? Zobaczya to, co ci nakazaem. Anonimowego mczyzn w
kominiarce.
Pomimo strachu cieszyam si, e nie trac zmysw. Wszystkim kierowa Jules. To
on by szalony. Zdolno optywania myli odziedziczy po ojcu - upadym aniele.
-

Nie spldrowae mi pokoju - rzekam. - Tylko wdrukowae mi to w

podwiadomo. Dlatego, gdy przyjechaa policja, wyglda na nietknity.


Pochwali mnie rytmicznymi oklaskami.
- A wiesz, co jest w tym wszystkim najpikniejsze? Moga mnie osabi, tak e bez
twojej zgody nie kiwnbym palcem. Ale si nie opieraa. Bya bezwolna, saba, atwa.
Nie myli si, ale zamiast cho na p sekundy poczu ulg, uzmysowiam sobie, jak
bardzo ulegam wpywom. Pozbawiona ochronnej powoki, w aden sposb nie mogam
broni si przed manipulacjami Julesa. Chyba ebym znaa jego sabe strony.
- Postaw si w mojej sytuacji - mwi. - Ciao, ktre rok za rokiem kto nawiedza...
Wyobra sobie nienawi, ktr mona uleczy tylko zemst. Wyobra sobie pokady energii,
jak tracisz, nie spuszczajc oka z obiektu swojej zemsty i wyczekiwanie chwili, gdy los da ci
szans odwetu i zacznie ci sprzyja. - Wbi we mnie wzrok. - Ty jeste t szans, bo
krzywdzc ciebie, skrzywdz Patcha.
- Przeceniasz moj warto. - Na czoo wystpi mi zimny pot.
- Obserwuj go od wiekw. Minionego lata odwiedzi ci w domu po raz pierwszy,
ale nic nie spostrzega. ledzi ci kilkukrotnie na zakupach. Co jaki czas specjalnie
zmienia plany, aby ci odnale, a wreszcie zapisa si do twojej szkoy. Dugo si
zastanawiaem, co w tobie takiego niezwykego, no i postanowiem si przekona.
Przygldam ci si od duszego czasu.
Zdjo mnie dziwne uczucie, ale nie by to przestrach. Momentalnie pojam, e jako
duch opiekuczy nie towarzyszy mi tato, tylko Jules. W tej chwili te tego doznawaam, tyle

e sto razy silniej.


- Aby nie wzbudzi podejrze, trzymaem si na uboczu - opowiada Jules. - I wtedy
pojawi si Elliot, ktry do szybko potwierdzi to, czego si domylaem. e Patch jest w
tobie zakochany.
Wszystko si zgadzao. Jules wcale nie by chory, kiedy znikn w toalecie w Delphic.
Gdy siedzielimy w Granicy, te nie. Po prostu ukrywa si przed Patchem, ktry - widzc go
- zaraz by si domyli, e tamten co knuje. Jako informator Julesa, Elliot wszystko mu
przekazywa.
- Miaa zgin na biwaku, ale Elliot nie zdoa ci namwi. Dzi rano ledziem ci,
gdy wysza od lepego Joe, i chciaem ci zastrzeli. Niestety, zabiem kloszardk w twoim
paszczu. Ale to nic - przybra spokojniejszy ton. - Teraz mamy dosy czasu.
Drgnam na krzele i skalpel obsun mi si w dinsach. Na szczcie wci miaam
go w zasigu rki. Gdybym musiaa teraz wsta, mgby wylecie przez nogawk i to byby
koniec.
- O czym mylisz? - Jules wsta i zacz przechadza si po sali. - Niech zgadn...
aujesz, e poznaa Patcha. Wolaaby, eby si w tobie nie zakocha. Czy to nie mieszne,
w co ci wrobi? Nie trzeba si byo najpierw troch zastanowi?
Gdy mwi o mioci Patcha, poczuam nagle cie nadziei.
Wycigajc skalpel, skoczyam na rwne nogi.
- Nie zbliaj si, bo zabij! Przysigam!
Z gardowym okrzykiem Jules przejecha rk po kontuarze. Szklane kubki
roztrzaskay si o tablic, rozsypay si papiery... Ruszy na mnie. Mimo paniki, z caych si
dgnam go skalpelem, przecinajc skr doni.
Sykn i cofn si.
Bez namysu wbiam mu skalpel w udo.
Spojrza na wystajcy z nogi kawaek metalu. Wycign go oburcz, wykrzywiony
blem, i cisn na posadzk.
Potykajc si, zrobi krok w moj stron.
Uchyliam si z wrzaskiem, ale zahaczywszy biodrem o kant stou, straciam
rwnowag i upadam. Skalpel lea metr ode mnie.
Jules przewrci mnie na brzuch i siad na mnie okrakiem. Przycisn mi twarz do
ziemi, miadc nos i tumic krzyki.
- Odwana jeste - warkn. - Ale tym mnie nie zabijesz. Jako Nefil jestem
niemiertelny.

Prbowaam dosign skalpela. Gdy prawie ju go dotykaam, Jules szarpn mnie w


ty.
Obcasem kopnam go w czue miejsce. Jkn i potoczy si pod drzwi. Kiedy
zdoaam wsta, zastawi je sob, klczc.
Jego oczy przesaniay wosy w strkach. Twarz spywaa potem, a usta wykrzywia
grymas blu.
Spryam si do ucieczki.
- Powodzenia. - Nie bez trudu umiechn si cynicznie. - Ciekawe, czy ci si uda.
Osun si na podog.

ROZDZIA 29
Gdzie moe by Vee?! Gdzie, na miejscu Julesa, mogabym j uwizi?
Na pewno postara si o to, by nie zdoaa uciec i eby znalezienie jej nie byo atwe stwierdziam.
Odtworzyam w pamici rozkad budynku, skupiajc si na pitrach. Istniaa szansa,
e Vee jest na drugim, najwyszym, nie liczc strychu, dokd prowadziy tylko wskie
schody. Na samej grze miecia si salka do nauki hiszpaskiego i redakcja e - zinu.
Instynktownie poczuam, e Vee jest w redakcji.
Po omacku pdem wspiam si na drugie pitro. Metod prb i bdw odszukaam
schodki do redakcji. Pchnam drzwi.
- Vee? - zawoaam cicho. Jkna.
- To ja. - Ostronie ruszyam w jej stron midzy biurkami, starajc si nie
przewrci krzesa, bo Jules od razu domyliby si, gdzie jestem. - yjesz? Musimy si std
wydosta. - Znalazam j skulon na pododze, z kolanami pod brod.
- Jules waln mnie w gow - podniosa gos. - Zdaje si, e zemdlaam. Nic nie
widz!!!
- Posuchaj. Wyczy prd i okna s zasonite, tak e nic nie wida. Chwy mnie za
rk. Jak najszybciej musimy zej na parter.
- Chyba mam co uszkodzone. Tak mi wali serce... Olepam, naprawd!
- Nie olepa. - Potrzsnam ni. - Ja te nic nie widz, ale na pewno si uda.
Uciekniemy wyjciem koo gabinetu wuefistw.
-

Wszystkie drzwi pozabezpiecza acuchami. Zapado guche milczenie.

Zrozumiaam, dlaczego Jules yczy mi powodzenia w ucieczce... Ciao przeszy chd.


- Nie te, ktrymi weszam - odezwaam si w kocu. - Drzwi od wschodniej strony s
otwarte.
- Oby. Na wasne oczy widziaam, jak zabezpiecza inne. Powiedzia, e dziki temu
przy zabawie w chowanego nikogo nie skusi, eby wyj ze szkoy. e si bawimy tylko w
rodku.
- Wic teraz pewnie zrobi wszystko, eby zablokowa te od wschodu. Zaczai si na
nas. Wyjdziemy przez okno - obmyliam naprdce plan. - Z drugiej strony, tutaj. Masz
komrk?
- Zabra mi.

- Po wyjciu musimy si rozdzieli, eby pobieg tylko za jedn. Druga sprowadzi


pomoc. - Wiedziaam, kogo wybierze. Posuy si Vee tylko po to, aby mnie tu zwabi. Poszukaj telefonu, zadzwo na policj i powiedz, e w bibliotece jest Elliot.
- yje? - spytaa Vee roztrzsionym gosem.
- Nie wiem.
Staymy tak blisko, e poczuam, jak unosi koszulk i ociera zy.
- Wszystko przeze mnie.
- Nie. Przez Julesa.
- Boj si.
- Damy rad - wysiliam si, by zabrzmiao to przekonujco. - Dziabnam go w nog
skalpelem. Mocno krwawi. Moe zrezygnuje, pjdzie na pogotowie...
Zaszlochaa. Obie czuymy, e to nieprawdopodobne i - cho ranny - Jules zrobi
wszystko, by si na nas zemci. Dotykajc cian, pomau zeszymy na parter.
- Teraz tdy - szepnam i ujam j za rk, kiedy ruszaymy w gb korytarza,
kierujc si na zachd.
Nie uszymy nawet paru krokw, gdy z ciemnej czeluci dobiegi dziwny gardowy
dwik.
- No, no, co my tu mamy? - rozleg si gos Julesa.
- Wiej! - cisnam do Vee. - Jemu chodzi o mnie. Wezwij policj! Szybko!
Vee pucia moj rk i rzucia si do ucieczki. Jej kroki ucichy przeraliwie szybko.
Przez myl przemkno mi, czy Patch jest jeszcze w budynku, ale nie miaam czasu si nad
tym zastanawia. Robiam wszystko, by nie zemdle, bo znw znalazam si sam na sam z
Julesem.
- Policja zareaguje za co najmniej dziesi minut! - By coraz bliej. - Mnie a tyle
nie trzeba.
Obrciam si i pobiegam, a Jules ruszy za mn.
Przy pierwszym rozwidleniu po omacku skrciam w prawo, w prostopady korytarz,
ranic donie o ostre kanty szafek i zawiasy. I jeszcze raz w prawo, niemal bez tchu, w
kierunku dwuskrzydowych drzwi sali gimnastycznej.
Po gowie tuko si tylko jedno: jeli zdoam dotrze do swojej szafki, natychmiast si
w niej zamkn. Szafek jest w damskiej szatni tyle, e Jules bdzie si musia wamywa do
kadej po kolei. Jeeli los mi sprzyja, to policja przyjedzie, zanim mnie znajdzie.
Wpadam do sali i rzuciam si w kierunku szatni. Ledwie szarpnam klamk,
ogarna mnie groza. Drzwi byy zamknite. Sprbowaam drugi raz, na prno. W obdzie

zaczam si rozglda za innym wyjciem... na nic. Znalazam si w puapce. Przypadam do


drzwi i wstrzymaam oddech, mruc powieki, by nie zemdle.
Kiedy otworzyam oczy, Jules zmierza do mnie przez labirynt smug ksiycowego
wiata. Udo mia obwizane koszul, ktra przesika krwi. By w samym podkoszulku i
cienkich spodniach. Zza pasa wystawa mu rewolwer.
- Wypu mnie - poprosiam.
- Vee powiedziaa mi co ciekawego na twj temat. Masz lk wysokoci. - Spojrza
na krokwie pod sufitem. Jego twarz rozjania si.
Powietrze w sali wypeniaa duszna wo potu i lakieru do drewna. Na ferie wyczyli
ogrzewanie i byo potwornie zimno. Na lakierowan podog tu i tam paday cienie
wdrujcych chmur. Jules stal tyem do trybuny. Nagle za jego plecami przemkn Patch.
- To ty napade Marcie Millar? - Staraam si nie reagowa na obecno Patcha, eby
go nie zdradzi.
- Wiem od Elliota, e nie przepadacie za sob. Nie chciaem, eby kto inny drczy
moj dziewczyn.
- A okno? Zagldae do mnie, gdy spaam?
- Nie bierz tego a tak do siebie.
Jules zesztywnia. Zbliy si, chwyci mnie za nadgarstek i okrci przed sob.
Przystawi mi do karku rewolwer.
- Zdejmij czapk - nakaza Patchowi. - Chc widzie twoj twarz, kiedy j zabij. Nie
uda ci si nic zrobi. Jeste tak bezradny, jak ja po zoeniu ci przysigi.
Patch podszed bliej. Spokojnie, ale ostronie. Skrzywiam si pod silnym
pchniciem lufy rewolweru.
- Jeszcze krok, a zginie - ostrzeg Jules.
Patch mierzy wzrokiem odlego midzy nami. Jules te to zauway.
- Nie prbuj - powiedzia.
- Nie zastrzelisz jej, Chauncey.
- Nie? - Nacisn cyngiel.
Rozleg si trzask i gdy otworzyam usta, by krzykn, wydaam drcy jk.
- Rewolwer - wyjani Jules. - Mam jeszcze pi zaadowanych komr.
- Gotowa do bokserskich akcji, ktrymi tak si szczycisz? - przemwi w mojej
gowie Patch.
Z walcym sercem ledwie trzymaam si na nogach. Raptem poczuam przypyw
nieznanej siy. Ulegam mu bez reszty.

Nim zdyam poczu przeraenie cakowit utrat kontroli nad wasnym ciaem do przeszy kujcy bl. Uzmysowiam sobie, e Patch uderzy Julesa moj pici.
Wytrcony z rki rewolwer znikn w ciemnociach na pododze.
Suchajc nakazu Patcha, skierowaam Julesa ciosami do trybuny i gdy tylko si
potkn i osun, cisnam go za gardo. Z caych si przyparam mu gow do kanciastego
fotela, a chrupno! Wpiam si palcami w jego szyj. Wybauszy oczy i zacz co
mamrota, ale Patch nie ustpowa.
- Musz natychmiast opuci twoje ciao - usyszaam. - To nie cheszwan, nie wolno
mi nikogo nawiedza. Uciekaj, gdy tylko z ciebie wyjd. Rozumiesz? Jak najszybciej.
Chauncey jest zbyt osabiony, eby tob zawadn. Uciekaj, biegiem!
Po chwili z przeszywajcym wistem Patch zacz mnie opuszcza.
Jules, nie mogc znie ucisku, bezwadnie zwiesi gow.
- O wanie - usyszaam Patcha. - Zemdlej... zemdlej! Ulotni si z mojego ciaa. Tak
nagle, e zakrcio mi si w gowie.
Odzyskawszy panowanie nad rkami, instynktownie puciam gardo Julesa. apic
powietrze, spojrza na mnie. Patch lea bez ruchu par krokw dalej.
Przypomniao mi si, co powiedzia i pognaam przez sal. Rzuciam si do drzwi, ale
nie ustpiy, tak jakbym zderzya si ze cian. Pchnam je. Pi minut temu byy otwarte;
sama przez nie weszam! Naparam caym ciarem, ale si nie otworzyy.
Odwrciam si. W nagym odpywie adrenaliny zadray mi kolana.
- Wynocha z moich myli! - wrzasnam na Julesa. Podnis si i przysiadszy na
podecie trybuny, rozmasowa gardo.
- Nie licz na to - odpowiedzia.
Znw pchnam drzwi. Uniosam nog i kopnam uchwyt. Grzmotnam w okienko.
- Pomocy! Syszy mnie kto? Ratunku!
Kiedy si obejrzaam - Jules szed w moj stron. Ranny, co chwila si potyka.
Przymknam oczy, by ogarn myli. Drzwi puszcz w momencie, gdy wymiot z siebie
jego gos. Przeszukaam najdalsze zakamarki mzgu, ale bezskutecznie. Schowa si gdzie
gboko. Otworzyam oczy. Jules by coraz bliej. Stwierdziam, e musz znale jakie inne
wyjcie.
Do ciany nad trybun na drugim kocu sali bya przytwierdzona elazna drabina,
sigajca krokwi pod sufitem, a nade mn znajdowa si szyb wentylacyjny. Gdybym do
niego jako wesza, kto wie, moe w kocu wydostaabym si z budynku.
Jak optana pognaam na trybun, mijajc Julesa. Buty tak gono stukay o drewniane

deski, e nie wiedziaam, czy mnie goni. Wreszcie postawiam stop na pierwszym szczeblu
drabiny i zaczam wspina si w gr. Ktem oka dostrzegam w dole dystrybutor wody
pitnej. Maleki - a wic byam ju bardzo wysoko.
Nie patrz w d. Skoncentruj si na wspinaczce - pomylaam.
Kiedy stawiaam nog na kolejnym szczeblu, le umocowana drabina zachwiaa si
niebezpiecznie.
Ze skupienia wyrwa mnie miech Julesa.
Przez gow przemkny mi wizje upadku. Rzecz jasna, to on je we mnie zasia. W
oszoomieniu nagle straciam orientacj, gdzie jest d, a gdzie gra. Nie mogam si poapa,
ktre myli s moje.
Ze strachu wszystko mi si zamazao. Nie wiedziaam, gdzie stoj. Czy stopy s obok
siebie, czy za chwil spadn? Chwytajc szczebel oburcz, przycisnam czoo do napitych
doni. Oddychaj - upomniaam si. - Oddychaj!
Rozleg si zowrogi szczk. Zamknam oczy, by stumi zawrt gowy.
Puciy wsporniki mocujce od gry drabin do ciany. Metaliczny grzechot przeszed
w piskliwy jk, gdy zerway si nastpne... Z krzykiem uwizym w krtani patrzyam, jak
drabina odchyla si do tyu. Gotowa run na plecy, przywaram do niej caym ciaem - a w
kocu poddaa si cieniu.
Wszystko dziao si tak szybko... Krokwie i wietliki zawiroway przed oczami.
Poleciaam w d, gdy nagle drabina zatrzymaa si pod ktem prostym do ciany, kilka
metrw nad ziemi. Zawisam nogami w powietrzu, kurczowo ciskajc szczebel.
- Pomocy! - krzyknam, kopic w pustce.
Drabina obsuna si niej. But zelizn mi si ze stopy, zawis na palcach i spad.
Jego lot na podog trwa stanowczo za dugo.
Nacignite ramiona bolay ju tak bardzo, e zagryzam jzyk.
I nagle, miertelnie przeraona, usyszaam gos Patcha:
- Nie dopuszczaj tego, co ci mwi. Wspinaj si dalej. Drabina wcale nie pucia.
- Nie mog - zaszlochaam. - Spadn!
- Zamknij oczy. Id tylko za moim gosem. Przeknwszy lin, zdoaam przymkn
oczy. Suchajc jego wskazwek, poczuam, e nogi nie wisz w prni, tylko opieram si na
szczeblu. Zdeterminowana, by przyjmowa wszystko, co mi powie, czekaam, a powrc do
rzeczywistoci. Nie myli si. Staam na drabinie, ktra wcale nie odpada od ciany.
Opanowujc lk, podjam wspinaczk.
Na grze niepewnie przysiadam na najbliszej krokwi. Objam j ramionami i

zrobiam wymach praw nog. Przed sob miaam mur, a szyb, niestety, w tyle. Ostronie
przyklkam i zaczam si pomau przesuwa w stron przeciwlegego kraca sali.
Za pno!
Jules wspina si tak szybko, e teraz dzielio mnie od niego zaledwie pi metrw.
Wlaz na krokiew i podtrzymujc si rkoma, ruszy za mn. Na wewntrznej stronie jego
nadgarstka spostrzegam rwnolege do doni jakby nacicie, prawie cakiem czarne. Kto inny
pomylaby, e to pewnie szrama, ale ja momentalnie poczuam, e jestemy zwizani... O
naszym pochodzeniu wiadczyy identyczne znamiona.
Siedzielimy okrakiem naprzeciwko siebie. By trzy metry dalej.
- Ostatnie yczenie? - spyta.
Mimo oszoomienia, zerknam w d.
Patch nadal lea na pododze, bez ruchu, jak nieywy. Zapragnam ponownie
przey kad chwil z nim spdzon. Cho jeszcze jeden zagadkowy umiech, wsplne
rozbawienie. Jeszcze jeden elektryzujcy pocaunek. Spotkaam go, niewiadoma, e to
wanie jego szukaam cale ycie. Wkroczy w nie zbyt pno i odchodzi za szybko.
Przypomniao mi si, jak mwi, e powici dla mnie wszystko. I speni obietnic. Wyrzek
si ludzkiego ciaa, aby mnie ocali.
Zachwiaam si raptownie, ale pochyliwszy si, odzyskaam rwnowag.
miech Julesa rozbrzmiewa echem jak zimny szept.
- Moesz spa, dla mnie to bez rnicy, oszczdz naboi.
- A dla mnie to jednak wane - odparam cicho, ale stanowczo. - cz nas wizy
krwi. - Lekko uniosam do, pokazujc znami. - Jestem twoj potomkini. Jeli powic
wasn krew, Patch stanie si czowiekiem, a ty zginiesz. Tak mwi Ksiga Henocha.
widrowa mnie zmatowiaym wzrokiem, chonc i wac kade sowo. Na twarz
wystpi mu rumieniec; wyczuam, e mi wierzy.
- Ty... - parskn.
Dopad mnie w dzikim szale, sigajc po rewolwer. Oczy zapieky od ez. Bez chwili
namysu rzuciam si w d.

ROZDZIA 30
Drzwi otwieray si i zamykay. Czekaam na odgos krokw, ale w ciszy syszaam
tylko powolne, rytmiczne tykanie zegara.
Dwik powoli przygasa. Na chwil ogarna mnie obawa, czy nie umilknie na
zawsze, i niepewno, co si wtedy stanie.
Nagle tykanie zaguszya jaka eteryczna, ale ywsza melodia, trzepot, ktry doda mi
otuchy. Skrzyda - pomylaam. - Przylecieli po mnie.
W oczekiwaniu wstrzymaam oddech. Wtem zegar zacz si cofa, ale jego rytm nie
osab, tylko sta si wawszy. Moje ciao obja jakby pynna spirala i wessa mnie wir.
Powdrowaam w gb siebie, w ciepy mroczny rejon.
Otwierajc oczy, ujrzaam znajom dbow boazeri na skonym suficie. Mj pokj!
Pewna, e nic mi nie grozi, przypomniaam sobie, gdzie byam przed chwil. W sali
gimnastycznej z Julesem.
Przeszy mnie ciarki.
- Patch? - odezwaam si, schrypnita ze zmczenia. Nie mogc podnie si na
ku, stumiam zy. Co mi dolegao. Bolay mnie wszystkie minie, koci, tak jakbym si
staa jedn wielk ran.
Za drzwiami co si poruszyo. Patch sta oparty o framug, smutny. Usta mia
cignite. Spojrzenie zamylone jak nigdy dotd - ale opiekucze.
- Niele si spisaa - powiedzia. - Ale przydaoby ci si jeszcze par lekcji boksu.
Przypomniaam sobie wszystko. Zebrao mi si na pacz.
- Co si stao? Gdzie Jules? Skd si tutaj wziam? - gos zaama mi si z lku. Rzuciam si z krokwi.
- Nie lada odwaga - odpar, wchodzc do pokoju. Zamkn za sob drzwi, jakby przed
caym czyhajcym na nas zem. Jakby chcia mnie odgrodzi od niedawnych zdarze.
Podszed do ka i siad przy mnie.
- Co jeszcze pamitasz?
Staraam si przywoa i uporzdkowa wspomnienia. Pamitaam opot skrzyde tu
po chwili, kiedy si puciam krokwi. Byam pewna, e umieram i e jaki anio przylecia, by
zabra do nieba moj dusz.
- Nie yj, prawda? - zapytaam cicho, wystraszona. - Jestem duchem?
- Gdy skoczya, twoja ofiara umiercia Julesa i logicznie rzecz biorc, wraz z twoim

powrotem on te powinien wrci... Ale jako pozbawiony duszy, by ju niezdolny do


wskrzeszenia swojego ciaa.
- To ja wrciam? - spytaam, liczc, e moje nadzieje jednak nie s ponne.
- Nie przyjem twojej ofiary. Odmwiem.
Uoyam usta, by westchn: Aha, ale niecierpliwie zapytaam:
- To znaczy, e dla mnie zrzeke si ludzkiego ciaa? Uj mnie za owinit
bandaami rk, wci pulsujc z blu od ciosw zadanych Julesowi. Niespiesznie ucaowa
palce, ze wzrokiem utkwionym w moich oczach.
- C bym mia z tego ciaa, nie mogc by z tob? Przycign mnie do siebie,
zapakan i opar moj gow na piersi. Panika odesza i poczuam, e teraz ju na pewno nic
mi nie zagraa.
Poderwaam si nagle. Skoro nie przyj ofiary, to...
- Ocalie mi ycie. Odwr si - nakazaam surowo. Zrobi to, z chytrym
umieszkiem. Uniosam jego T - shirt a do ramion. Plecy mia nieskazitelne, gadziusiekie.
Blizny znikny.
- Skrzyde nie wida - oznajmi. - S metafizyczne.
- Czyli, e teraz jeste anioem strem. - Jeszcze nie potrafiam obj tego umysem,
ale rwnoczenie poczuam zdumienie, ciekawo, no i... rozkosz.
- Twoim strem.
- Naprawd? Na czym waciwie polega to, co robisz?
- Strzeg twojego ciaa. - Umiechn si szerzej. - A poniewa traktuj swoj prac
bardzo serio, bd si musia z nim zapozna bliej...
W brzuchu zerwa mi si do lotu cay rj motyli.
- To znaczy, e czujesz dotyk? Uciszy mnie na moment.
- Nie, ale przynajmniej skrelili mnie z czarnej listy. Z dou dobieg haas
otwierajcych si drzwi garau.
- Mama! - a si zachysnam. Zegar na nocnym stoliku wskazywa drug nad
ranem. - Pewno otworzyli most. Jak to jest z tym strowaniem? Czy tylko ja ci widz? Inni
nie?
Spojrza na mnie jakby z nadziej, e artuj.
- Jeste widzialny? - pisnam. - Nie moesz tu zosta! - Chciaam go zepchn z
ka, ale przyhamowao mnie silne ukucie pod ebrem. - Zabije mnie, jak ci tu zastanie.
Umiesz chodzi po drzewach? No, powiedz, e umiesz!
Umiechn si.

- Potrafi ata.
Aha, no tak, faktycznie.
- Bya tu ju policja i stra poarna - powiedzia. - Z sypialni nic nie zostao, ale
powstrzymali ogie. Policjanci jeszcze wrc. Maj kilka pyta. Bo chyba szukali ci pod
komrk, z ktrej ich wezwaa.
- Jules mi j odebra. Patch skin gow.
- Domyliem si. Moesz im mwi, co chcesz, tylko nie mieszaj mnie do sprawy. Otworzy okno. - I jeszcze jedno. Vee zdya dotrze na policj. Lekarze uratowali Elliota.
Teraz jest w szpitalu, ale si wylie.
Na dole zamkny si drzwi. Mama wesza do rodka.
- Nora? - zawoaa. Cisna na stolik w sieni torebk i klucze. Na drewnianej
pododze zastukay jej obcasy, nienormalnie szybko. - Nora! Na drzwiach jest policyjna
tama! Co si tutaj dzieje?!
Obrciam si do okna. Patch znikn, ale na szybie od zewntrz zostao jedno czarne
piro. Przylepione, bo szyba nie wyscha po wczorajszym deszczu albo zrzdzeniem si
anielskich.
W szczelinie pod drzwiami dostrzegam niky promyk - mama musiaa zapali wiato
w korytarzu. Wstrzymaam oddech, odliczajc sekundy, pewna, e jeszcze chwila, a
zobaczy...
- Nora! Co si stao z balustrad!!!
Dziki Bogu, e jeszcze nie zdya wej do sypialni.
Niebo byo bkitne i przejrzyste. Soce dopiero si budzio w dali, za horyzontem.
Zaczyna si poniedziaek, nowy dzie, koszmary minionej doby uleciay. Mimo zaledwie
piciu godzin snu i przedmiertelnej mki, czuam si zaskakujco wieo, jak pierwiosnek.
Nie miaam ochoty psu sobie nastroju myl o rychej wizycie policji i przesuchaniu w
wiadomej sprawie. Dotd nie podjam decyzji, co im na ten temat powiem.
W koszuli nocnej poczapaam do azienki - starajc si nie myle, kiedy i jakim
cudem si przebraam, bo przecie Patch przywiz mnie do domu w ciuchach - i
przystpiam do porannej toalety. Ochlapaam twarz zimn wod, wyczyciam zby i
cignam wosy gumk. W pokoju zaoyam wie koszulk i czyste dinsy.
Zadzwoniam do Vee.
- Co sycha? - zapytaam.
- Okej, a u ciebie?
- Dobrze. Cisza.

- No dobra - Vee przyspieszya tempo. - Do tej pory wiruj. A ty?


- Totalnie.
- W rodku nocy dzwoni Patch. Powiedzia, e Jules ci niele poturbowa, ale jeste
caa.
- Taaak? Dzwoni, naprawd?
- Z jeepa. Powiedzia, e pisz na tylnym siedzeniu i wiezie ci do domu, bo jak
przejeda koo szkoy, usysza jakie krzyki. Znalaz ci w sali gimnastycznej. Zemdlaa z
blu. Ledwie si obejrza, a tu spod sufitu leci Jules, ktrego chyba wykoczyo nieznone
poczucie winy, e ci tak terroryzowa.
Dopiero gdy wypuciam powietrze, dotaro do mnie, e wstrzymuj oddech. Jak
wida, Patch nieco przerobi to i owo.
- Wiesz, e tego nie kupuj - cigna Vee. - To Patch go zabi.
Na jej miejscu chyba te bym tak pomylaa.
- A co sdzi policja?
- Wcz telewizor. Na pitce mwi teraz, e Jules wama si do szkoy i skoczy. e
to byo tragiczne samobjstwo nastolatka. Prosz o telefony ludzi, ktrzy co o tym wiedz. U
dou ekranu podaj numer gorcej linii.
- Co powiedziaa policji, kiedy zadzwonia?
- Baam si. Nie chciaam, eby mnie wsadzili za naruszenie dobra publicznego, wic
zadzwoniam anonimowo, z budki.
- Hm - odezwaam si po chwili. - Skoro policja uwaa, e to samobjstwo, to pewnie
si nie myli. Mamy dwudziesty pierwszy wiek. Od czego medycyna sdowa?
- Co przede mn ukrywasz - odpara Vee. - Co si naprawd stao, gdy wybiegam?
Zrobio si niezrcznie. Vee to moja najlepsza przyjacika i dotd yymy zgodnie z
zasad: adnych tajemnic. Ale pewnych spraw po prostu nie mogabym jej wytumaczy.
Przede wszystkim tego, e Patch by upadym anioem, ktry sta si moim opiekunem. Ani
tego, e puciam si krokwi i umaram, a tu nagle yj.
- Pamitam, e Jules przypar mnie do muru - powiedziaam. - Straszy, jaki bl mi
zada, jak bd cierpiaa... Od tego momentu wszystko mi si zamazao.
- Dasz si przeprosi? - zapytaa Vee z rozbrajajc szczeroci. - Miaa racj co do
Julesa i Elliota.
- Nie gniewam si.
- Trzeba by si wybra na zakupy - zaproponowaa. - Czuj przemon potrzeb
szybkiego kupienia butw. Wielu! Powinnymy poprawi sobie humor sprawdzon terapi

zakupow.
Kto zadzwoni do drzwi. Spojrzaam na zegar.
- Musz zoy zeznanie o tym, co si stao wczoraj w nocy. Zadzwoni pniej.
- Zeszej nocy? - przerazia si Vee. - Wiedz, e bya w szkole? Chyba nie podaa
im mojego nazwiska?
- Wiesz, bo troch wczeniej co si wydarzyo. - I miao na imi Dabria. - Czekaj na
telefon - dodaam, odkadajc suchawk, eby si ju bardziej nie pogra w kamstwie.
Pokutykaam przez korytarz. Ledwie zdyam doj do szczytu schodw, kiedy
zobaczyam, kogo wpuszcza mama.
Detektyww Basso i Holstijica.
Wprowadzia ich do salonu. Holstijic z miejsca klapn na sof, ale Basso nie usiad.
Sta tyem do mnie, ale gdy schodziam, schody zaskrzypiay.
- Nora Grey - odwracajc si, powiedzia tym swoim ostrym gosem gliniarza. - Znw
si spotykamy.
Mama zamrugaa powiekami.
- To wy si znacie?
- Pani crka prowadzi bujne ycie. Ostatnio bywamy tu do czsto.
Mama spojrzaa na mnie pytajco, a ja wzruszyam ramionami na znak: Policyjny
dowcip.
- Noro, usid, prosz, i opowiedz, co si wydarzyo wczoraj wieczorem - powiedzia
Holstijic.
Opadam na pluszowy fotel naprzeciwko sofy.
- Przed dziewit popijaam w kuchni mleko czekoladowe, gdy nage zjawia si moja
szkolna psycholoka, pani Greene.
- Jakby nigdy nic? - zapyta Basso.
- Kiedy powiedziaa, e chce co odzyska, uciekam na gr i zamknam si w
sypialni...
- Chwileczk - przerwa mi Basso. - Co odzyska?
- Nie wiem, ale wspomniaa, e tak naprawd nie jest psycholok, tylko pracuje w
szkole, eby szpiegowa uczniw. - Dla potwierdzenia tych sw popatrzyam w oczy
wszystkim zebranym. - Pewnie wariatka?
Policjanci wymienili spojrzenia.
- Sprawdz, co to za jedna - odpar Holstijic, wstajc.
- Nie rozumiem - zwrci si do mnie Basso. - Oskarya ci o kradzie mienia, ale

nie powiedziaa, o co chodzi?


Znw nieciekawe pytanie.
- Wpada w histeri. Rozumiaam co drugie zdanie. Uciekam i zamknam si w
sypialni, ale wyamaa drzwi. Kiedy schowaam si w szybie kominka, zacza krzycze, e
spali cay dom i w kocu mnie znajdzie. Potem wybuch poar. W samym rodku pokoju.
- Jak to si stao? - zapytaa mama.
- Nie wiem, byam w kominku.
- Niedorzeczno. - Basso pokrci gow. - W yciu nie miaem z czym takim do
czynienia.
- Wrci? - spytaa policjantw mama, opiekuczo ogarniajc mnie ramieniem. - Czy
Nora jest bezpieczna?
- Radzibym zaoy system alarmowy - Basso otworzy portfel i wrczy mamie
wizytwk. - To solidna firma. Prosz si powoa na mnie; dostanie pani rabat.
Kilka godzin po wyjciu policjantw znw rozleg si dzwonek.
- To pewnie z tej firmy od alarmw - stwierdzia mama, kiedy zeszam na d. - Jak
zadzwoniam, powiedzieli, e kogo dzisiaj przyl. Nie zmru oka bez ochrony, dopki nie
zamkn pani Greene. Ciekawe, czy dyrektor sprawdzi jej referencje. - Otworzya drzwi.
Na werandzie sta Patch w wypowiaych dinsach i obcisym biaym podkoszulku, ze
skrzynk narzdziow w lewej rce.
- Dobry wieczr pani.
- Patch. - Nie byam do koca pewna, czy mama chce zakomunikowa zdziwienie,
czy niepokj. - Umwie si z Nor?
Umiechn si.
- Przyszedem zainstalowa system alarmowy.
- Mylaam, e pracujesz gdzie indziej - odpara mama. - Sdziam, e w Granicy...
- Znalazem now prac. - Pod jego spojrzeniem poczuam taki ar, jakbym dostaa
gorczki. - Moesz wyj? - zapyta.
Ruszyam za nim w stron motocykla.
- Mamy jeszcze mas spraw do obgadania - powiedziaam.
- No co ty? - Pokrci gow, peen podania. - Bdziemy si caowa - przenikn
moje myli.
Nie byo to pytanie, tylko ostrzeenie. Nie syszc protestu, umiechn si szeroko i
pochyli nade mn. Pierwsze municie jego ust ledwie na mnie podziaao. Okej: dranica i
kuszca mikko. Kiedy oblizaam wargi, cay si rozpromieni.

- Jeszcze? - spyta.
Przesuwajc doni po jego wosach, mocniej przycignam go do siebie.
- Jeszcze.

You might also like