You are on page 1of 319

LEOPOLD TYRMAND

ZY 1955 Mojemu rodzinnemu miastu Warszawie AUTOR

Wszystkie postacie, zdarzenia, sytuacje oraz dialogi wystpujce na kartach poniszej opowieci s fikcyjne i nie posiadaj adnych konkretnych odpowiednikw w realnym yciu. S ykym tworem imaginacji. Leopold Tyrmand

Osoby ktre stykay si bezporednio lub porednio ze ZYM w pocigach podmiejskich, tramwa h, autobusach, trolejbusach, barach mlecznych, knajpach, nocnych lokalach, dansi ngach, restauracjach, zakadach zbiorowego ywienia, bufetach stacyjnych, kawiarniac h, na ulicach Warszawy, placach, skwerkach, mostach, dworcach kolejowych, przyst ankach tramwajowych, targowiskach, bazarach, Koszykach, ciuchach, przed kinami, st adionami sportowymi, aptekami, lizgawkami, w sklepach, w domach towarowych, w war sztatach samochodowych, w garaach i resztkach ruin, i wszdzie indziej: Marta Majewska sekretarka Witold Halski lekarz Edwin Kolanko dziennikarz Juliusz Kalodont Eugeniusz migo szofer MPK Fryderyk Kompot cukiernik MicHal Dziarski porucznik MO Jonasz Drobniak buchalter Filip Merynos prezes spdzielni Woreczek Aniela suca Robert Kruszyna byy bokser Albert Wilga inynier Jerzy Meteor hochsztapler Obywatel Kudaty herszt Kubu Wirus reporter Wiesaw Mechciski obuz Lowa Zylbersztajn dziaacz sportowy Olimpia Szuwar kobieta dorodna przed czterdziestk Jzef Siupka kolejarz Hawajka bufetowa Franciszek yczliwy ogrodnik Antoni Pajk listonosz Szaja dra Mefistofeles Dziura fryzjer Roma Leopard parkieciara, czyli kociak Zenon hokeista Edward om bileter Zofia Chwaa sdzia Jan Wczeniak urzdnik Jussuf Ali Chassar Egipcjanin Kitwaszewski mechanik Maciejak starszy sierant MO Meto bandzior Izydor Tkaczyk krawiec Klusiski wywiadowca

Doktor Dzidziaszewski ginekolog Siostra Leokadia pielgniarka Paciuk majster i wielu, wielu innych. CZ PIERWSZA 1

Jestem adna pomylaa Marta Majewska, ujrzawszy si w lustrze. Apteka miaa stare, wyp meblow politur wntrze. Szufladki, wieyczki z rnitego w bejcowanym drzewie gotyku, zm towiae ze staroci boazerie. I lustra; troch wyszczerbione, troch zke, za szkem gab owych, niby romaskich oprawach wszdzie lustra. Chyba jestem adna? zastanawiaa si , gdy skrcony w limak, nabity ludmi ogonek wypchn j tu przed lad, za ktr byy lus ura powiedziaa niemal szeptem jaka tam adna? Przyjemna i tyle. Znona. W lustrze wid byo niewysok posta, szczup twarz z zadartym noskiem, ciemnoblond wosy, ktrych niereg rnie a modnie rozrzucone kosmyki wymykay si spod zgrabnego czarnego beretu. Mam za due usta i za jasne brwi. Gupia! O czym myli. Mimo woli umiechna si, ukazujc rwne i wtedy twarz jej nabraa jakiej jasnej, tkliwej wesooci, jakiego ujmujcego ciepa. nalna oto waciwe sowo zakonkludowaa z satysfakcj nie adna, adna tam pikno araz te dodaa: Niewielka sztuka by oryginaln w tym tumie zagrypionych, kaszlcych, z tarzonych, okutanych w chustki i szaliki klientw apteki Kolejka przedstawiaa widok przygnbiajcy. Ta pogoda mylaa Marta z najwysz niech zacina deszcz ze niegiem, plac Trzech Krzyy ton w bocie, w migotliwym, mtnym wietle hybotanych wysoko lamp, otulonych brudnym welonem soty. Co chwila kto mokry, parujc y wilgoci i zimnem, wciska si do ciepej, przepenionej apteki. Porcelanowe soiki z cza nymi skrtami aciskich nazw, rwne emaliowane tabliczki na szufladkach budziy sympati i zaufanie. Tu bya pomoc przeciw wichrom i grypom, przeciw dojmujcemu zimnu i przejm ujcej dreszczem wilgoci. Herba rutae przeczytaa cichutko Marta. Znw si umiechn teki Tajemnicze aciskie sowa, oznaczajce zwyk traw Zacza czyta przyszpilone pluskiew .Cibasol tylko na recepty lekarskie ogaszaa Naczelna Izba Aptekarska; Tu sprzeda odr na. Zapracowana farmaceutka po drugiej stronie lady liczya byskawicznie kolumienki maych cyferek na receptach. Myli Marty powdroway do domu. Biedna mama, tak j w nocy b lao To wyczekiwanie w nie koczcym si ogonku nuyo. Tyle dzi do roboty, a chciaa a jeszcze z Zenonem Zapracowana farmaceutka automatycznym ruchem wyja Marcie recept z rki. Bilamidu nie ma. Ekstrakt z czarnej rzodkwi wycofany z lekospisu powiedziaa szybko, po czym otw orzya jaki skorowidz i czego szukaa. To moe jest co zastpczego? bkna Marta z . Isochol zamiast bilamidu. I sok z dziurawca albo cholesol. Ale musi pani przyn ie now recept albo zapaci pen cen. Co za pech! rzeka cicho Marta. Ci lekarz eta w opatulonym szalikiem kapeluszu, tu za Mart zapisuj lekarstwa, ktrych nie ma w aptekach Prosz pani zacza Marta, ale nie wiedziaa, co powiedzie. Stan jej w g od nowa: zwolnienie z pracy dla matki, skierowanie do orodka zdrowia, czekanie go dzinami na lekarza rejonowego, nieudana randka z Zenonem. Na wykup specyfikw bez r ecepty nie starczy mi z pewnoci pienidzy. Tyle zachodu szepna znowu, po czym dod Ile to bdzie kosztowa bez recepty, prosz pani? Farmaceutka wymienia cen. Z tyu ko kto powiedzia cakiem gono: Co tak dugo? Nie mona tak dugo zaatwia jednej osoby mama zacza Marta. Ze zmczonej twarzy, spod siwych, schludnie upitych wosw spojrza przelotnie bystre oczy farmaceutki. To dla pani? spytaa. Nie rzeka szybko Marta a mojej matki. Wtroba i woreczek ciowy. Farmaceutka zdecydowanym ruchem owka przekr nazwy lekw na recepcie i wpisaa nowe, po czym wypisaa kwit kasowy. Marta umiechna si wdzicznoci. Co na ksztat umiechu rozlunio skupion twarz farmaceutki. Powiedziaa: y, prosz Tak ju byo, e umiech Marty budzi umiech na twarzach innych ludzi ha zasa kiego czarodziejskiego mechanizmu. Zamkna za sob drzwi apteki i staa przez chwil na progu. Wicher, nieg, deszcz, boto, niepewne wiato, gsta ma lutowego wieczoru, w ktrej ludzie biegn szybko, uciekajc prz tym, co jest w powietrzu, tocz si do tramwajw, spiesz si, nie patrzc na nikogo. Dug skulonych postaci drepta w botnistej papce trotuaru, czekajc na 113, nieco dalej ta ki sam szereg wypatrywa niecierpliwie oliborskiego autobusu. Marta szybkim krokiem , przechodzcym niemal w bieg, ruszya w stron Wiejskiej.

Kiedy i jak to si stao, tego nie potrafiaby w pierwszej chwili powiedzie. W tej same j sekundzie oczy wypeniy jej si zami i gryzcy al zala jej serce. Tyle trudu, tyle s takie potrzebne, takie strasznie potrzebne kuy szpilki bezsilnej goryczy. Obydwa fla kony leay rozbite na bruku; z jednego sczy si pyn, z drugiego bielay zmieszane z bo abletki. To bya pierwsza reakcja. Nastpn bya wcieko, a w chwil potem przeraenie. Spokojnie, kochana Zo piknoci szkodzi sepleni wysoki wyrostek, zataczajcy si ste blond wosy, spocon twarz i rozpit na szyi barchanow koszul. To on gwatownym ruch wytrci jej flakony z rki. Przypadek, zaczepka czy nieuwaga, ktrej winna jest pogoda, boto, popiech? Jedno nie ulegao wtpliwoci facet by pijany. I nie by sam. Obok za niski, gruzowaty chopak w letnim paszczu. Zwariowa pan! Jak pan chodzi? Prosz si odsun! zawoaa Marta. Wysoki usiowa j Po co ten krzyk, koleanko? Pozbiera si, oczyci he, he, he! zamiewa si gruzowa butem tabletki w brudnoczarn ma. Z pobliskiego ogonka do 116 zaczli si odwraca ludzie. Paru przechodniw przystano w pe nej odlegoci. Co pan zrobi z lekarstwem?! Milicja! zacza krzycze Marta. al, zo i obawa dygo . Czua wo nic mytego ciaa i brudnego ubrania napierajcego na ni wyrostka. Od oddalonego o trzy kroki zaledwie kiosku Ruchu oderwaa si jaka posta. By bez czapk nosi welwetow, rozpit kurtk. Jednym skokiem dopad do wysokiego i Marty. Wok nich na tum niepewny, ciemny, niewyrany jak pogoda. Mietek! Gub si! Po co ten Haas pchn wysokiego w bok, po czym szybkim, bezczelnym g em uj Mart za podbrdek i brutalnie poderwa jej gow do gry. Siostro! rzuci przez zby. Siostrzyczko Uwaaj, jak chodzisz Syszysz! Nie aduj nych ludzi, bo bdziesz paka! A teraz No, tak doda szybko niski gruzowaty wpakowaa si na koleg jak torpeda i ma al Sam widziaem rzuci kto z tumu, zbierajcego si bliej wokoo ta pani biega jak Wiadomo tum oywi si mody chopak zabawi si trzeba mu da drog Nieprawda! zagrzmiao naraz z boku. Z kiosku wychylaa si czerstwa twarz, zdobna w siwy, sumiasty ws i uwieczona pikn maci jwk z lnicym daszkiem. Nieprawda, prosz pastwa! Ten obuz winien! Wszystko dobrze widziaem! Zaczepia, szczen ak, wytrci tej pani! Ja bym ciebie, draniu z okienka wynurzya si sucha, kocista pi sokiemu wyrostkowi. Dziadziu rzek niski, opierajcy si okciami o kiosk zamknij jap, dobrze? Co teraz bdzie? zawoaa Marta. Gos si jej ama, nie moga oderwa oczu od sponiewieranych lekarstw. Ojejej eby tacy chopcy! Jak to mona powiedziaa niemiao jaka kobiecina w chustc A pani co? szarpn si ku niej ten w welwetowej kurtce. Do domu! Kalesony pra! Ju Nagle zwin si nieoczekiwanie, gwizdn przeszywajco przez zby, pchn z caej siy Mar roztrci pierwszych z brzegu i krzykn: Chopaki! Chodu!

To, co nastpio teraz, byo rodzajem snu, za sen ten przenio kilkanacie osb w cigu u undy. Kiedy przetarli oczy byo ju po wszystkim. W bocie trotuaru lea wyrostek w welw towej kurtce, krwawic obficie. May gruzowaty klcza pod kioskiem, trzymajc si oburcz w. Podnosi si powoli, spojrza bdnym wzrokiem ciko pobitego czowieka, zatoczy si, e siy i zacz ucieka w stron kocioa w. Aleksandra. Pijany znik gdzie bez ladu. T sa, zaczto woa ze wszystkich stron: Pogotowie! Milicja! Czowiek ranny! Kto pomg rcie, ktra oddycHaa ciko. Od strony Wiejskiej biego dwch milicjantw. W dyurce Pogotowia zabrzmia telefon. Siostra podniosa suchawk. Tak. Pogotowie. Ktry komisariat? Trzynastka. Dobrze. Zaraz sprawdz, prosz pooy suc Rozczya si, spojrzaa na tablic z wykazem komisariatw i nakrcia numer. Pooya suchawk, podniosa drug. Ambulatorium? Tu dyur. Wzywa trzynasty komisariat. Ma u siebie rannego czowieka. K to jedzie? Doktor Halski. Doskonale. Z oszklonej kabiny dyurki wida byo hali i korytarze. Siostra dyurna nacisna dzwonek. pokoju szoferw wyskoczy kto i wypad na dziedziniec, po czym rozleg si szum zapuszcza ego motoru. W gbi korytarza ukazaa si wysoka, szczupa posta w biaym kitlu pod sam s

w narzuconym na ramiona paszczu. Obok sza otulona w kouch pielgniarka. Lekarz umiechn i do siostry dyurnej. Psia pogoda powiedzia i doda: Siostro, prosz mnie szybko p edakcj Expressu Wieczornego. Siostra dyurna nakrcia numer i podaa lekarzowi sucha Redakcja Expressu? Czy mgbym mwi z redaktorem Kolanko? Dzikuj. Krtk chwil czeka, bbnic smukymi palcami po szybie. W suchawce odezwa si sympatycz : Tu Kolanko. Sucham. Doktor Halski. Dobry wieczr, panie redaktorze. Dzwoni zgodnie z przyrzeczeniem. Pr osz zaraz przyjecha do trzynastego komisariatu. Na Wiejsk. Wspaniale. A wic sdzi pan, e znw? Nie wiem nic na pewno. W kadym razie jaka bjka uliczna i bardzo cikie pobicie czy na et gorzej, ilu tam jad. Dzikuj. Jestem za dziesi minut na miejscu. Doktor Halski pooy suchawk. Umiechn si raz jeszcze do siostry dyurnej. Moe co ie z miasta? spyta. Mamy jeszcze ca noc przed sob Mia mi, mod twarz i spo para siostra dyurna niczego nie potrzebuj. Powodzenia. Doktor Halski spojrza na wie ki, elektryczny zegar: bya sidma dwadziecia. Wsiad szybko do niskiej, szarej kody z tym krzyem na drzwiczkach. May wz wyprysn eszczow zamieci Ho, przeci Marszakowsk. Szofer wczy syren, przechodnie zaczli i.

Nawet najsoneczniejszy optymista nie byby w stanie nazwa trzynastego komisariatu mi ejscem radosnym. Sprawia raczej wraenie ponure, na co skada si take fakt, e mieci s arterze starej, mocno nadszarpnitej przez wojn kamienicy, w pokojach wysokich i ci emnych, ktrym nawet codzienne malowanie nie odebraoby brudnoszarej atmosfery wiejce j z odrapanych cian. Doktor Halski wszed pewnym krokiem i od razu skierowa si do smutnej awki, na ktrej sp oczywa ksztat ludzki nakryty welwetow kurtk. To samo pomyla szybko identycznie t Sprawnie odgarn zmity, mokry szalik, niechlujn, lepk od krwi chustk do nosa i prowizo ycznie zaoony opatrunek z waty. Szybkimi palcami obszuka ko szczkow: bya nienaruszo rzy drzwiach powsta szmer, stojcy przy nich milicjant usiowa zatrzyma jakiego pana w sunitym na ty gowy kapeluszu. Pan ten powiedzia: Prasa i okaza co milicjantowi, n si z przejcia. Doktor Halski powiedzia: Siostro, surowic przeciwtcow. Gaz, ba ka ju miaa w rku wygotowan strzykawk, niezmiernie szybko i celowo wyjmowaa przybory z torby. Gdy Halski podnis pen strzykawk do gry, wzrok jego pad na twarz lecego. Wr artej krwi i siniakw tkwiy czujne, przytomne oczy. Halski pochyli si nad obnaonym ram ieniem i poczu wyran wo alkoholu w oddechu rannego. Wszystko tak samo, wszystko si zg adza pomyla i wbi ig. Pielgniarka przemywaa doln szczk wod utlenion. Halski zdezynfekowa ran, ranny skurczy si z blu i zawoa: Auuu! Pielgniarka posypaa midon, krew zmieszaa si z tym proszkiem. Do Halskiego podszed mody sierant milicji o twardej, nie ogolonej twarzy, w narzuco nym na plecy szaroniebieskim waciaku, i dziennikarz. Dziennikarz by mocno zbudowa ny, zagite w d rondo modnego kapelusza wisiao mu nad czoem. Powiedzia: No i co? To samo rzek Halski. Co To samo? spyta sierant. Niezwykle silne uderzenie w szczk, tak zwany uppercut w jzyku piciarskim, cios podb wy. W dodatku wzmocniony czym metalowym, maym kastetem albo duym piercionkiem. Oczyw icie, poszarpane yy w pobliu ttnicy szyjnej i przeyku, okolica bardzo delikatna, ukrw ona, std bardzo obfity krwotok. Ale nic gronego; w gruncie rzeczy ko caa, przeyk nie szkodzony. A wic to samo? spyta raz jeszcze dziennikarz. Bez wtpienia rzek Halski. Co pan na to? Nic nie rozumiem obruszy si sierant. O czym panowie mwi? Zaraz rzek dziennikarz, nie zwracajc uwagi na sieranta. Zaraz, niech pan pomyli. Panie przerwa sierant. Kto pan w ogle jest? Oto moja legitymacja poda mu dziennikarz. Panie doktorze, to wtedy Redaktor Edwin Kolanko czyta sierant. Kierownik dziau miejskiego Expressu Wieczor o ze subowego nawyku spojrza na fotografi, po czym przenis wzrok na yw osob. T nergiczna twarz, jasne oczy i jaki cie pobaliwej ironii w kciku ust, co mogo znamiono

a dobro, troch nieprzewidzianego niedostwa lub nieco bierny sceptycyzm. Oczywicie. I to jest najbardziej zdumiewajce doktor zapali papierosa. A wic takie samo uderzenie, taka sama rana? dziennikarz spojrza na rannego. Skd zn t twarz pomyla. Naley std wnosi, e facet ma wietn znajomo boksu i co twardego w rku. Czy nie? i z lekk drwin. Jaki facet? Co za facet? Wic to, e bia za kadym razem ta sama rka, przyjmuje pan jak pewnik? dziennikarz szuka po kieszeniach. Wycign mentolowe, poczstowa sieranta i apierosa w usta rannego. Chyba mu nie zaszkodzi? To te zdrowotne rzek do Halskiego . Lekarz skin przyzwalajco i przytkn zapak. Ranny zacign si chciwie. Tak jest powiedzia Halski. Idmy dalej. Twierdzi pan, e ran powoduje rodzaj kastetu, a moe piercionek. Skoro wie y, e piercionki nosi si na lewym rku tedy biorc pod uwag si ciosu umiechn si Halski dojdziemy do wniosku, e face tem, albo onatym, czyli noszcym piercionek na prawej doni. Kochany redaktorze, nie td y droga. Wydaje mi si, e metoda indukcyjna w stylu niezapomnianego Sherlocka Holme sa na nic tu si nie przyda. To jest warszawska sprawa, jak sdz: tu naley szuka wyjani w problemach i tradycjach naszego miasta, w jego nastrojach i kolorycie. Stara, klasyczna, detektywna szkoa zawodzi w takich wypadkach, gubi si w jaskrawociach war szawskich sytuacji i warszawskich temperamentw. O czym panowie mwi, jak pragn zdrowia? zdenerwowa si na dobre sierant. Oczy ranne egay niespokojnie, z najwysz uwag. Bardzo obywatela kapitana przepraszam odezwa si jaki gos. Halski, dziennikarz i sie nt odwrcili si. Przy barierze, przecinajcej pokj na dwie czci, stao trzech mczyzn, iedziaa na krzele dziewczyna. Kilku milicjantw tkwio pod cianami. Niech obywatel kap tan zechce mnie zwolni mwi do sieranta jeden z mczyzn, krpy, w palcie z wziutkim, nym konierzem, z teczk pod pach. Sierant przeszed na drug stron bariery i przybra p urzdow. Zaraz sporzdz protok powiedzia, siadajc za biurkiem. Obywatelu doktor Halskiego czy poszkodowany moe zeznawa? Oczywicie rzek Halski. No, wsta pan delikatnie, lecz stanowczo za rami. Nic ju panu nie jest, prawda? Jaki tam poszko dowany? mrukn gono stary czowiek z siwym wsem, w maciejwce, stojcy przy barierze. Ranny dwign si, usiad, podtrzymywany przez pielgniark, niepewnie wsta. By wysoki i mia na sobie tani, zmit, granatow dwu rzdwk, pod ni brudny, zielony pulower pod yoonymi rogami konierzyka niemiosiernie brudnej, ongi niebieskiej koszuli. Wyglda na j na dwadziecia lat. Pochyli si ku zaboconemu butowi z tandetnej namiastki zamszu, z przesadnym rantem na nosku, zawiza sznurowado. Skd ja znam t twarz? pomyla znw rz. Gdzie mi migna? Ma adne zielone oczy, ale jakie krzywe, ze. Ile takich twarzy pr esuwa si codziennie przez dworce podmiejskie, domy towarowe, czwartorzdne jadodajni e Pozwolicie, obywatelu sierancie rzek dziennikarz e zostaniemy z doktorem przy chaniu? Prosz bardzo rzek sierant, ale nie sprawia wraenia zbytnio zadowolonego. Ja nic nie widziaem mwi po podaniu nazwiska i adresu krpy z konierzem, na ktry ni rczyo futra ja mam on i dzieci i jestem strasznie zmczony. Wie pan, obywatelu sieran ie, cay dzie w biurze. Staem w kolejce do autobusu, ci pastwo zaczli si kci, podsz j. A potem si wszystko jako skbio, ten deszcz ze niegiem, prosto w oczy i ju ten pa a ziemi. Zdaje si, e go kto kopn jeszcze kilka razy, ale kto, to nie wiem, nie widzia m Moecie i do domu, obywatelu rzek sierant, piszc szybko. Nastpny. Kto nastp To byo olniewajce zacz mody czowiek w okularach, zbliajc si do bariery. Naz Anatol, jestem studentem Politechniki, mieszkam na oliborzu. Staem w kolejce do au tobusu. Widziaem, jak ta pani zostaa zaczepiona w ordynarny sposb przez trzech drabw . Wygldali na pijanych, jednym z nich jest ten oto, dwaj uciekli. Gdy ten przesze d do rkoczynw, nagle w sam rodek kto wskoczy, jaki cie, nieuchwytny, nieokrelony skotowao si byskawicznie i po chwili ten drab lea na bruku, a drugi klcza na ziemi ymajc si oburcz, o tak za gow. Ciosw nie zdoaem zauway, wszystko stao si tak n si tylko, e w cie by niewysokiego wzrostu i zanim rozpyn si w ciemnociach, kopn ka razy lecego w gow i w brzuch. Wtedy podnis si straszny krzyk. To wszystko. Olnie czy nie? Z takimi nie mona inaczej Dzikuj powiedzia sierant jest pan wolny. zwrci si modzieniec w okularach do Marty prosz sobie zapisa moje nazwisko. Jestem z ze gotw wiadczy na pani rzecz w sdzie. Marczak Anatol, Kozietulskiego cztery. Trzeba raz na zawsze skoczy z tym obuzerstwem. Do bariery podszed stary czowiek w maciejwce. Bya to wspaniaa maciejwka, czyciutka,

mnoniebieska, z maym, lnicym lakierem daszkiem. Ta maciejwka doskonale pasowaa do rum ianej, usianej drobniutkimi ykami krwistoci twarzy z siwym, sumiastym wsem. Starzec trzyma si prosto, lask, ktr mia w rku, raczej wymachiwa, ni si podpiera. Nazwisko i imi? spyta sierant. Kalodont Juliusz. Jak? Dziennikarz, Halski i sierant jak na komend spojrzeli na starca. Przecie mwi: Juliusz Kalodont. Obywatelu twarz sieranta zagodniaa w zmaganiu z rozbawieniem. Zaraz jednak spowani do opryskliwoci. Nie artujecie chyba z tym? uczyni gest, jakby sobie czyci zby. Jak pan moe, panie rewirowy rzek starzec z wyrzutem, rozpinajc znoszony, lecz czyc ki paltot. Oto mj dowd. Halski i dziennikarz nie wytrzymali i przechylili si przez barier. W dowodzie widn iao czarno na biaym: Juliusz Kalodont. Zgoda, obywatelu Kalodont rzek sierant z rezygnacj. Co dalej? Dalej to, e ja bym z nich pasy dar, z tych chuliganw, otrw, wczykija, w! Do tego kobieta nie moe przej ulic o sidmej wieczr, panie rewirowy. I to gdzie? Na placu Trze h Krzyy. Ja jestem komisantem Ruchu, mam kiosk koo Instytutu Guchoniemych. Ten dra dont wskaza trzsc si lask na faceta w welwetowej kurtce, ktry znw usiad, opar si pali resztk starego sporta ten podszed do mnie po papierosy, a jego koleka rzuci si t pani. Wytrci jej lekarstwa z rki, wszystko poszo w boto Ja widziaem, wszystko w en tu skoczy do tej pani i uderzy j, o tak, uderzy, pchn z caej siy, a ciana w ki potem Co potem? zawoa Halski. Potem z tumu wystpi ogromny, pikny pan, sam widziaem, jak Boga kocham, wspaniay cz , z grzyw jak u lwa Jednym zamachem ramienia powali tych wszystkich gwniarzy i Niech ja dostan tego lwa w rce mrukn sierant ze zoci. I co! Wanie, co? rzuci Halski. Tego to ja nie wiem. Znik tak, jak si zjawi. Nie wiem, gdzie znik. Ale dobrze im tak , tym mieciarzom, chuligani, psia ich ma! Tu staruszek wykona gest lask, znamionujc arastajcego w nim ducha boju. Spokj rzek sierant. Moe pan ju i. To, co pan mwi, nie wnosi nic nowego. Jak to nic nowego? Zechce pan przyj do wiadomoci, panie rewirowy, ja zostaj. Ta pan oe mnie jeszcze potrzebowa Kalodont skoni si rycersko w stron Marty. Pozwoli pani rzek sierant grzecznie do Marty. Marta wstaa i podesza. Wygldaa smut e, zmczona i zdenerwowana. Jaka wietna! pomyla szybko dziennikarz i zdj kapelusz tanowi si doktor Halski. Umiechn si do Marty i nieoczekiwanie dla siebie postpi o k aprzd. W jej stron. Prosz pana rzeka Marta do sieranta mnie si to wszystko wydaje jakim nieporozumie Rzeczywicie, ci modzi ludzie zachowali si w stosunku do mnie agresywnie, wrcz ordyn arnie. Ale ja nie wiem moe to ten deszcz ze niegiem, ta wichura, by moe, e biegam zb szybko i potrciam kogo nieumylnie. Jestem gotowa przyzna si i przeprosi, ale nie w t rzecz. Biegam do domu, do chorej matki, niosc lekarstwa, ktrych zdobycie kosztowao m nie mnstwo trudu. Rzecz w tym, e utraciam te lekarstwa, ja doprawdy nie wiem, z czy jej winy, moe z mojej Z czyjej winy?! hukn Kalodont. Z winy tych parszywcw, panie rewirowy! Zaczepia si hciao, apa za Ja bym ich na rok czasu kadego! Pani nazwisko? spyta sucho, lecz uprzejmie sierant. Majewska, Marta Majewska. Lat dwadziecia cztery. Jestem sekretark w dyrekcji Muzeu m Narodowego. No, tak rzek sierant to s dla mnie sprawy drugorzdne. W zasadzie bya pani wiadk anienia tego czowieka. Co pani moe o tym powiedzie? Niewiele, Raczej nic. Ten pan pchn mnie silnie na kiosk, straciam na chwil oddech i wtedy to wszystko si rozptao. Gdy po sekundzie wrciam do siebie, byo ju po wszystkim ten pan lea na trotuarze. Moe tylko Co takiego? Prosz mwi. Nic wiem, to mogo by przywidzenie, efekt napitych nerww, ta pogoda Nie chc si wyda inn, mieszn Niech pani powie rzek agodnie Halski. Marta odwrcia si do niego i ujrzaa szczup rz i bkitne, spokojne oczy.

Wie pan rzeka Marta do Halskiego w pewnym momencie wydao mi si, jakby z tego botn ego, burego pmroku, z deszczu, mgy, niegu, z tej kotowaniny szarych postaci wpiy si mnie jakie oczy. Teraz przypominam je sobie dokadniej Byy przeraliwie jasne, jarzce s jakby same biaka bez renic, a tak intensywnie, a do blu, wbite we mnie, przewietlone jak nieludzk moc i pasj Straszne! Pielgniarka poruszya si niespokojnie, milicjanci zbliyli si do Marty, po plecach dzie nnikarza przebieg dreszcz, Kalodont poczu si dziwnie nieswojo, wyrostek w welwetowe j kurtce zamar z papierosem na wp wzniesionym do ust. Sierant chrzkn, Marta ukrya t w doniach. Halski podszed do Marty i rzek: Prosz si uspokoi Co to jest? doda z lekk obaw. Na skroni Marty widniao cieniut krwi. Halski zdecydowanym ruchem zdj jej beret z gowy i odgarn wosy ze skroni. wie ych wosw przenikna mu do wiadomoci. liczna jest pomyla wanie teraz, taka z , a przecie liczna Siostro powiedzia prosz o jaki antyseptyk i plaster. Skal powiedzia do Marty. To gupstwo rzeka Marta nawet nie czuj. Na pewno o kant k awoa Kalodont ach, ty draniu! podsun si z lask ku wyrostkowi. Czy ja mog ju sieranta. Oczywicie odpar protok mam sporzdzony. Gdyby zechciaa pani zoy sk rzekajcej Stoecznej Rady Narodowej, to prosz si do nas zgosi. Marta, Kalodont, Halski i dziennikarz zaczli si zbiera ku wyjciu. Sierant rzek: Panie doktorze, prosibym pana o pozostanie jeszcze przez par minut. Dziennikarz powiedzia do Marty: Czy pozwoli si pani odwie do domu? Dzikuj odpar mieszkam o trzy kroki std, na Konopnickiej. A moe napiaby si pani filiank gorcej k o tych przejciach? Dzikuj rwnie. Musz by zaraz w domu. Moja mama czeka na mnie, ch z pewnoci bardzo ju niespokojna. Halski umiechn si. Co jest mamie? spyta. zek ciowy odpara Marta. Prosz mi poda swj adres. Nie mam przy sobie recept, ale dzi wieczorem dostarcz pani ich tyle, ile rodkw przeciw dolegliwociom wtroby zna wsp sna medycyna, cznie z homeopati, zielarstwem i lecznictwem tybetaskim rzek Halski. M rta umiechna si po raz pierwszy, co spowodowao, e w pokoju umiechnli si wszyscy. ka z prostot i podaa adres. Blondyni o zocistym odcieniu wosw i skry, jak doktor, m uraln przewag nad rudawymi blondynami, do jakich nale. Ponadto na mej twarzy z pewnoc i zna skonnoci do alkoholowego obrzku; czego w adnej mierze nie mona rzec o obliczu tora zaspi si w duchu dziennikarz i z gorycz popatrzy na Mart. Za zaraz po jej w sta o niej myle. No, a teraz ty, syneczku rzek sierant wstajc i poprawi pas co powiesz? Wyrostek zbliy si do bariery. Przez chwil patrzy zimno i lekcewaco na sieranta, po rzek, wolno cedzc sowa: Nic Dostaem w mord i jestem poszkodowany. To wystarczy. Sierant poczerwienia lekko. Opanowa si i spyta: Imi i nazwisko? Mechciski Wiesaw. Adres? Miedziana dwa. Pracujecie gdzie? W warsztatach na Karolkowej. Dowody. Zapomniaem w domu. Dowody. Legitymacj z pracy powtrzy flegmatycznie sierant. Wyrostek zacz grzeba po kieszeniach i wycign jaki strzp papieru. Co wy mi tu dajecie! gos sieranta zadrga pasj, twarz mu spurpurowiaa wiadectwo enia tyfusu sprzed dwch lat? Suchajcie, jak mi natychmiast nie okaecie czego, to prze z trzy tygodnie si std nie ruszycie! A do rozprawy za wczgostwo Wyrostek wzruszy ramionami i wyj postrzpiony, ceratowy portfel, z ktrego doby powiad nie zameldowania. Sierant spojrza i rzek ze zym umiechem: Ach ty Macie szczcie, e Dlaczego kamiecie? Przecie mieszkacie na Pradze, na Kawcz To teraz umiechn si krzywo wyrostek ale przedtem na Miedzianej Sierant pisa co, po chwili rzek: Jeli chcecie zoy skarg o pobicie, to tu, do nas. Was, za zachowanie si na ulicy i u anie wprowadzenia wadzy w bd, pocigniemy do odpowiedzialnoci. A teraz wynosi si, ty odowany Wyrostek narzuci kurtk i wyszed. Stojcemu przy drzwiach milicjantowi zowrogo zabysy y i zatrzsy si rce. Poszkodowany sykn ja bym ci poszkodowa, gdyby nie moje u

e wolno Sierant zwrci si do Halskiego i dziennikarza: Moe panowie ze mn pozwol. Przeprow do maego pokoju. Stanli wok biurka. No wic, panie doktorze zacz sierant o cz tak zagadkowo rozmawiali? Halski zapali papierosa i otuli si paszczem. Widzi pan, p nie sierancie rzek ja cay tydzie jestem na nocnym dyurze. Za chorego koleg. I je pierwszy do Rembertowa, przed trzema dniami na Grochw, przed dwoma do kina Ochota, przedwczoraj na dworzec w Podkowie Lenej, wczoraj do domu towarowego na Suewcu. Za kadym razem zastaj kogo powalonego piorunujcym uppercutem w szczk, ze zmasakrowanym dbrdkiem, skopanego bezlitonie. Za kadym razem nikt ze wiadkw zajcia nie potrafi wyt czy, co si stao, kiedy i jak, kto by sprawc. Wszyscy bredz o jakim cieniu, szybkim j byskawica, nieuchwytnym jak mgnienie oka, o bysku ciosu, pici, o jakim ksztacie zamaz nym, niewyranym, piekielnie zwinnym. Raz mwi o mocarnej postaci, innym razem o kim n iewielkiego wzrostu, nic nie mona z tego poj, uchwyci, uj, sprecyzowa, kto to jest, im chocia moe by? Nie wie si nic, nic i nic Jedno jest tylko pewne: za kadym razem n iemi pozostaje ciao poszkodowanego, a tym poszkodowanym jest niezmiennie kto w sty lu paskiego dzisiejszego klienta. A wic zawsze napastnik, zawsze prowokujcy, zawsze obuz pozostaje na placu jako bezwadna, nieprzytomna, skatowana ofiara. A kto wie, czy z czasem nie zaczn zostawa zwoki Halski zacign si mocno papierosem. Sierant Porachunki? powiedzia. Na to najbardziej wyglda, krwawe sdy mtw wielkomiejskich rzek sceptycznie dziennikarz. Prosz si zastanowi, sierancie, e tu nie wchodzi w gr jeden, konkretnie umiejscowiony wypadek, lecz seria czynw, zczonych ze sob okolicznoc iami i metod. Szeroko skali i warunki, w ktrych si to wszystko dzieje, wskazuj raczej ziennikarz zawaHal si. Na co wskazuj? rzek ostro sierant. Ja nie chc niczego sug powiedzia wolno Halski. Mamy zaledwie pewne dane, obserwacje, przypuszczenia, ale mnie wydaje si, e mamy do czynienia z jak zorganizowan akcj Zreszt, nie wiem To, dziaem, moe by niezwykle mylne, pochodzce z mych upodoba do spraw ciekawych i niecodz iennych Wie pan, takie fantazje Sierant wydawa si ton w mylach. A dzisiaj? Co b ? rzek jakby sam do siebie. Wanie, co wiemy po dzisiejszym? podchwyci dziennikarz tudent Politechniki mwi o kim maego wzrostu, pan Kalodont o kim ogromnym. Ponadto, a grzyw lwa. No i oczy. wietliste, jarzce si, biae oczy, przeraajce oczy oczy mord lub witego, czy nie tak? A wic co nowego rzek Halski oczy, wzrost, lwia grzywa, t ystko s nowe elementy. Nic nowego umiechn si kpico dziennikarz w gruncie rzeczy wego, bo jaki wzrost? Jakie oczy, a zwaszcza czyje? Ju od tygodnia, gdy doktor Hal ski opowiedzia mi przy kawiarnianym stoliku o swych pierwszych spostrzeeniach i myl ach, wiemy cigle to samo, czyli tyle prawie, co nic W porzdku rzek sierant. Dzi m. Gdy wyszli, podnis suchawk telefonu i nakrci numer Komendy Gwnej MO.

Jaki list do ciebie, Marto. Szczupa, starsza pani podesza do ozdobnej komody i wyja spod wazonika prostokcik kope rty. Marta zdejmowaa paszcz. Jak zwykle pierwsze ruchy Marty w mieszkaniu miay gboki sens gospodarski tu co poprawi, tam co przesun, wdzie co przestawi. Takie gesty s dziedziczne, z czego mona wnosi, e obdarzya j nimi pani Majewska, za sam teori pot zaaby w tym wypadku prosta obserwacja: mae, jednopokojowe mieszkanko lnio schludnoci urokiem. Byo tu duo sprztw, stoczonych przymusowo na ciasnej przestrzeni, lecz z pie czoowitym namysem, okraszonych ze smakiem dobranymi przedmiotami. Marta otworzya kopert i przeczytaa:

Szanowna Pani! Uprzejmie dzikuj za podzikowania. Jestem niezmiernie ciekaw Pani samopoczucia, myl je dnak, e nie jest ono a tak potrzebujce pomocy, aby telefonowa do Pogotowia. Sam nie wiem, czy si z tego cieszy, czy smuci? Pragn Pani take donie, e zostay odkryte rew e rodki na dolegliwoci wtroby. cz serdeczny ucisk doni Witold Halski

Marta zmruya oczy. Cieszya j powcigliwo i taktowny humor tych zda, maskujcy z zam wnoci co, co podobao si Marcie najwicej. Od sprecyzowania owego czego bya w tej chw ak najdalej, niemniej tak blisko, jak kada kobieta w takiej sytuacji. Lekki powie w niepokoju przepyn obok jej serca. Wiedziaa przez chwil z nieomyln pewnoci, e za

powie jakie sowa, od ktrych si wszystko zacznie, e nie jest w stanie wypowiedzie tych sw, e nie moe si przed nimi broni ani ucieka, gdy nie wie, jakie one s. Pomylaa chciaa spyta, czy nie zostawi dla niej adnej kartki. Ju formuowaa myl, gdy naraz, s ie wiedzc dlaczego, najzupeniej mimowolnie rzeka: Jak si dzi czujesz, mamo? I natychmiast zagryza wargi. Zrozumiaa. Teraz byo to nieodwracalne. Jak przeznaczeni e w greckich tragediach prbowaa zakpi z wasnych myli. Przeznaczenie zwalio si po na stole filiank herbaty i rozoony numer Przekroju, wprost w miy, tawy krg stoj y. Przeznaczenie kiwao na ni kolorowym jak neon palcem za okienn firank. A wiesz, e nie najlepiej pani Majewska zdja okulary i odoya robtk przez par ny spokj po tych lekarstwach, dzisiaj w biurze znw mio Podobno zostao wynalezione nowe lekarstwo na cierpienia wtroby Marta w zamyleniu po desza do okna boj si tylko, czy nie ma ono przypadkiem ubocznego dziaania Dowiedzia si o nim dopiero dzi Co tam lekarstwa Ludziom w moim wieku naley po prostu zmienia wtrob na now, a star wa do kapitalnego remontu, jak mwi szoferzy. A gdyby jednak? Co nowego Wie mama, dzisiejsza medycyna Kochanie, ja zayj wszystko, co mi przyniesiesz. Nie wiem, czy zdajesz sobie spraw z dokuczliwoci tego mienia. Jestem gotowa na wszelkie dziaania uboczne, byle tylko p omogo. Ale ja nie jestem gotowa szepna do siebie Marta i odwrcia si do matki. Staa tak, zgrabna, drobna na tle kretonowej firanki. Sk w tym, i to dziaanie uboczne dotyczy nie bezporednio chorego, mateczko Ale nie zwracaj na mnie uwagi. Wieczr by zimny, lecz przyjemny. Przyjemnie byo i dobrze znanymi, lubianymi ulicami, Marta lubia nieregularnie rozrzucone wille na Frascati, szeroki fragment skarpy n ad Centralnym Parkiem, stary, bielony budynek dawnego senatu, wreszcie hojn, boga t prostot zaoenia sejmowego pord rozlegych trawnikw i kunsztownych latar. Znaa tu kamarki i przejcia. Byo tu czysto, spokojnie, zacisznie. Skrcia z Wiejskiej w przewit y gmachu Sejmu, mina Ministerstwo Gospodarki Komunalnej i zesza azienkowsk w d. Wytw a zaciszno dzielnicy sejmowej zmieniaa swj charakter zewszd rozcigay si tereny ur towych, poprzecinane elaznymi ogrodzeniami, siatkowymi lub z grubych prtw. Park Sob ieskiego, w gbi Myliwieckiej trybuny kortw tenisowych, boiska i spitrzony hangar kry ych trybun stadionu Wojska Polskiego, dalej ciemny masyw pywalni wszystko to, sone czne i zielone latem, czynio raczej odstrczajce wraenie w zimowy wieczr. Puste, ciemn e przestrzenie, rozpywajce si w pmroku kontury, szerokie, nie oywione ulice i jezdnie cisza sabo uczszczanej peryferii, rozrywana od czasu do czasu poszumem przejedajcych trolejbusw wszystko to nie wzbudzao zaufania. W samym rodku tego krajobrazu tkwiy r uiny ogromnego kocioa. Mijajc ruiny Marta pomylaa ju zupenie konkretnie, e jest tu cakiem nieprzyjemnie. N odaa w myli po prostu pozostaoci zajcia sprzed paru dni. Ten koci za dnia nie wz ej, jak w kadym oswojonym z ruinami warszawiaku, adnych refleksji. Teraz wyglda groni e. Przystana mimo woli, zafascynowana. Spojrzaa w gr: z wznoszcych si do wysokoci p opni leciay w ciemno olbrzymie, joskie kolumny, podtrzymujce potny, ciki tympanon. orna kolumnada nie miaa adnego oparcia, adnego zaplecza; rozupana przed dziesiciu lat y bomb witynia leaa w gruzach. Nic, tylko obione, gigantyczne supy i strzpy cian. trzyma przez tyle lat? Taki warszawski Partenon, bez dalszego cigu za kolumnad fas ady. Nie darmo w zeszym roku ukoczya histori sztuki. Za kocioem cigna si remiza trolejbusowa. Ciche, ciemne trolejbusy stay w rwnych rz ak pice hipopotamy. Zaraz za remiz rozbysy koyszce si wiata, z gbi duego placu lca ywiarze, rozsiewane przez wesoy, cho schrypy adapter. Przed duym potem z desek upki modziey. Marta odetchna z ulg. W Warszawie apie si ycie na gorco. Prno tego miasta zdumiewa, w pewnych wypadkach d je, w innych jest uciliwa i dezorganizujca, jeszcze w innych uszczliwia sw dynamik i optymistycznie wierzy w przyszo. W Warszawie nawet lodowisko chwyta si na gorco, jes cze nie ostyge z prac przygotowawczych, jeszcze nie dopieczone, prosto z rk robotn ikw i technikw. C z tego, e nie ma trybun, e bandy toru s prowizoryczne, a szatnie z kty i tektury? Jest ld, wisz nisko lampy, rozlega si walc ywiarze, jest wic i modz modziey na rnych rodzajach yew, na przykrcanych, przypinanych paskami i przytwierdzo h do specjalnych butw. Na turfach, niegrkach, halifaxach, hokejach, panczenach. Jes t rado, krzyk, miech, s gwizdy, awantury, gonitwy, przechwaki, flirty, popisy, sprzec

zki. Otwarte zostao nowe sztuczne lodowisko a wic jestemy i my, ywiarze, i jest nas nstwo! Specjalne urzdzenia jeszcze nie s gotowe, jeszcze si je wykacza, to dopiero po cztek robt nie szkodzi, to nic nie przeszkadza, wykoczy si, a my si tymczasem poliz y! Skoczy si walc ywiarze, dawa Re poudnia! Od niepamitnych lat te dwa walce kiej lizgawce, s jej hymnem. Strzecie si nie mie tych pyt na nowym lodowisku! Majka zawoa mody czowiek, otulony paszczem, pod ktrym widnia zielono czarny dr wy z emblematem warszawskiego AZS. Co si z tob dzieje? Nie mog si ciebie doczeka Jak si masz, Zenon!.;. Marta wspia si na palce i pocaowaa Zenona w policzek. M niektrzy ludzie ciko pracuj, nie mwic ju o obowizkach domowych wzorowej crki. adna praca nie habi umiechn si Zenon. Chod, zagrzejesz si nieco w naszej szat zuje mama? By to bardzo adny chopiec, ten Zenon. Hokejowy, nieksztatny rynsztunek nie mg zatrze lnej gibkoci jego postaci, szerokoci klatki piersiowej, dugoci ng. Na mocarnie sklepi onej, niadej szyi osadzona bya pikna gowa modego gladiatora o czarnych, jakby rzebion ch wosach i ciemnych oczach. By bardzo wysoki, beret Marty siga mu zaledwie do ramie nia. Z treningu chyba nici powiedzia. Baagan na tym nowym lodowisku Znw wpucili publi iepotrzebnie emy si rozbierali. Przebierz si. Pjdziemy troch Pod Kuranty. Od wiekw nie siedziaam w kawiarni. To znw nie jest takie proste. Jest cay pierwszy i drugi skad i ci z kierownictwa se kcji. Ma by jaka odprawa. Nie mog. Majka, zrozum, chc ju w tym roku zaatwi raz na za e dyplom. eby ty wiedziaa, jak oni teraz na AWFie patrz na udzia w yciu sekcji A s Daj spokj. Taka gwiazda jak ty, eby si z tym liczy rzeka Marta z leciutk ironi. Wiesz na egzaminie nietrudno zgasi najwiksz gwiazd rzek Zenon, lecz wida byo, rza protestowa przeciw swej wartoci. Przeszli szatni ogln, pen dzieciarni i walajcych si gazet, brudnych od obcierania y non otworzy drzwiczki przepierzenia, dzielcego barak na p. Stay tu szafki na sprzt, o atrzone tysicem napisw, czstokro mocno nieprzystojnych. Ciasna przestrze midzy szafka i wypeniona bya rnokolorowymi dresami zawodnikw, sztucami, nagolennikami, pancerzami ze skry, butami, ywami, kijami hokejowymi. W tym galimatiasie przedmiotw miay si, ga yskay zdrowymi zbami mode, zuchwae twarze. Marta nie bya tu nie znana. Serwus, Maj zawoa jaki mody olbrzym o bardzo opalonej twarzy. Czoem, Antek! rzucia Marta palony! A co? W dech, nie? Wczoraj wrciem z Zakopanego Mwi ci, pogoda typu bajka, n edal. Cze, Marta, jak si masz? syszaa z tyu i z bokw. Przyjd w niedziel splu jakimi achami z Krakowa. Wstawimy im baki, zobaczysz. Zenon gra jak szatan, jak ty jeste. Bd! miaa si Marta ale to niewiele wam pomoe. Sdzisz, e nam dosun, u te myli, melduj ci, zaatwimy ich sze koo. Zenon usiad i sznurowa buty, gdy wst by ogromny. Majka spyta Antek jaka jest rnica pomidzy koniem a koniakiem? Nie aka, jak midzy rumem a rumakiem! Dobre, co? Marta rozemiaa si, wszyscy si miali, tr o tu byo nie mia si, jaki kult miechu wisia w gstym od dymu papierosowego powietrzu cip by religi tych modych ludzi, nade wszystko w wiecie cenili dowcip, dla dowcipu g otowi byli uczyni wszystko, nawet krzywd, nawet gupstwo. Jake Zenon tu przynaley Dusz ciaem pomylaa Marta. We wzroku Marty, spogldajcej na poprawiajcego bodiczki Zenon gotaa tkliwo, to prawda, ale taka tkliwo, jakiej mczyni bardzo nie lubi, czuo k eszcze kocha, ale ju wie, e s rzeczy, o jakich jej chopiec nie ma i nie moe mie pojc Do szatni wszed barczysty mczyzna w kouchu. Panowie po wiedzia skoczcie ktry sko, bo tam jakie historie. Znowu rozrabiaj. Zenon, jeste na ywach. Zenon podnis s zcz na ekwipunek i rzek: Chod, Majka, postoimy troch na powietrzu. Nie jest za zimn o. Marta lubia widok rozjedonego, suncego tumu. Chrzst yew, kolorowe zygzaki, usmarkan ysiku, mrozu i radoci twarzyczki dzieci moga na to patrze godzinami. I rozumiaa si rzeczy, trzy zimy spdzone z Zenonem day jej wiedz o prawach, zasadzkach i tajemnych znakach tego wiatka, o tym, co si dzieje na logogryfie przesuwance lodowiska. Umi aa dostrzec butelk po wdce pod awk i bysk ywy przy obuzerskim podcinaniu jadcych dziewczt, orientowaa si w technice hokejowego faulu, w nastrojach lizgawki o kadej p orze dnia. Od razu te dostrzega, co wie pozornie nie zwizane ze sob postacie, uwijaj si wrd tumu. Grupa kilkunastu wyrostkw, co najwyej szesnastoletnich, czya si w po go dynamika pdu roztrcaa ywiarzy, przewracaa, zagarniaa w sw orbit usuwajce si n iewczta. Na czele jecHal nieduy, lecz krpy facet w dwurzdowym, ciemnym garniturze o kanciastych, wypchanych ramionach; na szyi mia brudnobiay szalik z taniutkiego jed

wabiu, na gowie okrg, kraciast cyklistwk, sterczc wysoko, z przesadnym fasonem n iu. JecHal szybko i pewnie, z rkami w kieszeniach, przekada z wpraw, kiedy zbliy si, da byo krostowat twarz o grubym, zadartym nosie. Te oprychwki to oni wypychaj gazeta i rzek Zenon z umiechem, wskazujc na kraciast czapk daje to ulubiony fason, a zara stanowi pewn ochron przed uderzeniem. W umiechu Zenona bya wzgardliwa aprobata dla chopaka, widzia w nim co zabawnego. Strj odpowiedni na niedzielne imieniny u szwagra rzeka Marta, lecz nie popara sw umiechem. W pewnej chwili rozpdzony w przysiad nym pistolecie i pru z wielk szybkoci, najeony wystawionymi do przodu ywami, przez l wisko, gwacc wszelkie prawida ruchu. Rozleg si krzyk, chopcy szybko podnieli si i r rzchli, na lodzie leaa maa dziewczynka, usiujca si podwign. Zenon jednym zamachem przesadzi band i w cigu sekundy znalaz si przy dziewczynce; wzi j na rce i ostro owa naprzeciw Marty. Co ci si stao? spyta, sadzajc dziewczynk na bandzie. Due z w brzowych jak piciogroszwki oczach. Wskazaa na praw ydk: przedarte baweniane spodn poszarpana skarpetka odsaniay spore zadrapanie. yw! Takie obuzy! usta dziewczynki znw w bolesn podkwk. Marta wyja jej z kieszeni chusteczk. Do wesela si zagoi po esoo a spodnie jutro zacerujesz. Swoj drog zwrcia si gwatownie do Zenona i umil spoglda z jakim upodobaniem na lodowisko, na ktrym modziecy w oprychwkach znaleli n aw. Typowali jedn z wiszcych nad tafl lodow lamp meczowych, rozpdzali si i miotali k eniami w gr. Trzy prby wypady mizernie, ale za czwartym razem pkaty facet w wizytowej dwurzdowce wycelowa. Huk zbitego szka i pkajcej wielowatowej arwki, sposzony krzyk jcych si, odpryski szka na lodzie naga redukcja owietlenia. Co nawalio w caym prz i kilka wielkich lamp zgaso. Na lodowisku powsta ruch, rycerze pmroku rozpoczli gorc kowe uwijanie si. Wtedy wanie Marta poczua nage, przypieszone bicie serca. Nie, to ch ba zudzenie, przecie to niemoliwe, aby to byy te same wietliste, jarzce si niesamowi blaskiem, przeraliwie biae oczy? Z szatni klubowej wypado kilku zawodnikw i barczysty mczyzna w kouchu. Zenon pru pen gazem w tum. Pkaty w dwurzdowce jecHal ostro, ale nie mg si rwna z hokeist. Zenon si w polizgu kanadyjki, otoczy go zgrzytliwym wiraem i zapa za rami. Wolnego, kole zek twardo. Co teraz bdzie? Wyrostek spojrza w twarz Zenona; by duo niszy i mimo j krzepkoci na pewno sabszy, ale w jego perkatej twarzy i zimnych, obelywych oczach Zenon dostrzeg co, co kazao mu puci rami: bya w tych oczach gotowo na wszystko, a To przez nieuwag, panie kierowniku rzek z faszywym umiechem, rozszerzajcym mu gru usta na ca twarz ja przepraszam, to nieostronie Genialne pomyla Zenon ale hu kozakw Wydao mu si to naraz doskonaym dowcipem i nie mg powstrzyma umiechu, co wy razu podchwyci. Panie kierowniku, ja zaraz panu kierownikowi odpal pidziesitaka Za amp, dobra? Tylko pozbieram od druhw, psia ich dola. Rzeczywicie, druhowie kupili s i ju ciasno wok nich, Zenon ledwie si obejrza, gdy otoczony by przez spocone twarze, udne szaliki, zepsute zby, zionce wdk oddechy i spojrzenia. eby mi zaraz, syszysz, kasy lodowiska rzek gono i rozepchn mocno napierajcych. Zaraz, zaraz zawoa e i wataha rozjecHaa si na wszystkie strony. Zenon podjecHal do Marty, przy ktrej stali zawodnicy. Co si stao? spyta Antek. Ge lne rzek Zenon wiesz, Majka, co ten bandzior powiedzia: To przez nieuwag. Tak powi ia. Maj riposty, co? Antek i kilku innych rozemieli si, Marta dygotaa. No i co? gwatownie. Co teraz z nim zrobicie? Nic odpar Zenon niefrasobliwie. Co mu zrobis ? Za lamp nie zapaci, bo droga, milicja daleko, bi si z nim nie bd. Ty si na tym nie asz. Majka, to wadcy Czerniakowskiej ulicy, ten krpy w oprychwce to postrach Czerni akowa. Chopcy rzek mczyzna w kouchu adujcie si na ld, oprniamy przed czasem blicznoci. Id nada przez megafon. Zwarta grupa hokeistw wjedaa na tafl. Zrozum, ek niepewnie Zenon, gdy zostali sami gdybym go mia gdzie w neutralnym miejscu, to z robibym z niego marmolad, ale tu oni mnie znaj Dzi dam mu po uchu, jutro wieczorem bd ychodzi sam z treningu i kilkanacie cegie zaprawi mnie, nie wiadomo skd, kiedy i jak , w eb Ju ja to znam. Marcie stana przed oczami smuka posta w biaym, lekarskim ki ma do tego doktor Halski? pomylaa szybko, zupenie zdezorientowana. Rozumiem rzek a i Zenon poczu si naraz, jakby na tym wiecie nigdy nie zosta powiedziany aden dowcip . W tej chwili z pmroku lodowiska, z chrzstu yew wbiy si w Mart na uamek sekundy b e i zgasy. Stao si to tak nagle i tak na pewno, e Marta zadraa, przeszyta dreszczem. odbysk lodowej tafli, o, to wanie to szepna w duchu, wiedzc dobrze, e tak nie je W najciemniejszym rogu lodowiska pkaty w oprychwce przyhamowa przed jakim holendrujcy m, niskim panem w pumpach. Gdy pan w pumpach przesuwa si obok, chwyci go gwatownie z a rk, wytrcajc go z rwnowagi wprost w karkoomny piruet. Tatusiu rzek pkaty po

tych Panie! krzykn pan w pumpach pu, bo zawoam! Wicej nie zdy ju powied e chopak w swetrze z wykadanym konierzem podci go z penego rozpdu. Poczu jeszcze ki derze ywami w plecy i silne szarpnicie za tyln kiesze spodni. Ratunku! Milicja! r si. Ciiiicho! sykn pkaty i przejecHal mu woln yw po twarzy. Rebiata! Do domu! yscy rozpryli si na boki. Wszystko razem trwao sekundy i pan w pumpach, zanim obtar krew z policzka, nie wiedzia nawet dobrze, co si stao. Teraz na lodowisku powstao straszliwe zamieszanie, w ktrym potny gos z megafonu, obwi eszczajcy: Publiczno proszona jest o opuszczenie lodowiska, wzmaga zupeny chaos. Mar powiedziaa: Zenon, przebierz si, odprowadzisz mnie do domu, dobrze? A trening? Opu isz trening, prosz ci, ja mam dosy tych awantur. Dobrze, Majka, zaczekaj. Przecie ni c takiego si w gruncie rzeczy nie stao

Wrd wdow i rozkopw pod przysze trybuny, rozcigajcych si w zamarzej glinie za lod tao sze ciemnych postaci. Panowa tu ju zupeny mrok, rozbysy jedynie gwiazdami lutow cy. Jedna z postaci, niewysoka, pkata, kanciasta, mwia, tamszc co w palcach: Sto siedemdziesit i dokumenty. apciuch, masz tu pidziesitaka, id do kasy, po i p to za lamp. Tak trzeba. Id sam, kozak si znalaz, co innych posyasz, jak taki dentelmen odpar wysoki, am Wont, ty achmaniarzu, ja ci poka, gupi szczylu Wolisz, eby ci przetrcili od razu, tro przyjdziesz? Gdzie takich baranw zbieraj? Nie kapujesz, e z nimi trzeba by dobrz e, gwniarzu? Sam zaatwi, wszystko musz za was Pkata posta wyja pienidze z portfela i schowaa do kieszeni. Portfel wyrzucia daleko siebie, w ciemno. Ledwie dotkn ziemi, gdy podniosa go jaka pieczoowita rka. Pidziesitak dla mnie, reszta do podziau rzek pkaty, kadc rce do kieszeni. Al z, Stasiek, i skocz po benzyn. Kup par ogrkw, kapujesz Kiedy i skd wpada pomidzy sze postaci grom, tego nie wie nigdy adna z szeciu zaintere owanych osb. Poza tym grom nie jest nigdy czym mikkim, za to, co znalazo si naraz na kostniaej glinie pomidzy szeciu silnymi, zwinnymi i gotowymi na wszystko ludmi, byo n a tyle mikkie, by nie sprawia adnego Haasu, za na tyle granitowo twarde, by uczyni rz cz niebywa ci pi spord szeciu postaci z ng. Szsta w tej samej sekundzie rzuco iosem w brzuch na usypisko zlodowaciaej gliny.. Przez kilka chwil kotowa si dziwaczn y, straszny bj w zupenych ciemnociach i w zupenym milczeniu, gdy si jednak nic nie wi e, kiedy i skd padaj byskawiczne kopnicia w usta i w podbrzusze, w szyj i w serce wt dy ludzie zaczynaj kaszle, krztusi si blem i strachem, charcze. Moje oko! Gowa, o Gowa!? Uuuuch! Morduj! Aaaaaa! Wtedy te, rzucona z si parowego mota, pkata posta ya z jkiem oczy i to stao si przyczyn jej zupenej klski. Naprzeciw jej oczu pony ach inne oczy, tak przeraajco biae, e pod postaci pkat i kanciast zdrtwiay kolana snastoletni dusz, nie znajc dotd, co to obawa, owadno nagle dzikie przeraenie. Mac epy przed sob, przewracajc si na czworakach po gliniastym nasypie, ranic sobie rce i padajc na czoo, czowiek, ktry nie ba si w swym krtkim yciu ani krwi, ani noa, zacz si, ucieka przed oczami. Jaka dziwna groza rzucaa jego sercem. Biegnc coraz szybciej przez znane sobie pagry dopad do wasnorcznie wycitej niegdy dziury w drucianym ogrod eniu, przegramoli si na drug stron i znalaz si na tyach remizy trolejbusowej. Tu poc i pewnie, odetchn gboko, otar usta i zbliy rk do smugi wiata z latarni ulicznej o to byo? I nagle poczu, e nie jest sam. Nic nie widzia ani nie sysza, lecz co ka cieka. Jak alarmowy sygna instynktu dosza do jego wiadomoci pewno, e tu za nim cza widzialne, nieznane co, ktre nie woa, nie grozi, nie pyta, niczego nie da, tylko nisz czy, unicestwia. Lecz co niszczy, dlaczego? Nad tym nie prbowa nawet zastanowi si, gd y musia ucieka biec co si w zmaltretowanych nogach, apic z trudem wyduszony z piers iekielnym uderzeniem oddech. Dyszc ciko przesadzi kamienie i pot, dzielcy remiz od u y. Na myl mu nawet nie przyszo, by si broni, zapa w biegu kamie, przyj walk w tyc kach, dziurach, potach, mieciach, ktre zna jak wasn kiesze, w ktrych tyle razy on i Wypad w przesmyk pomidzy zabudowaniami i ruinami kocioa. Nie sysza, lecz czu pogo. iszczcy oddech kaza przystan idcym po drugiej stronie ulicy Zenonowi i Marcie. Widzie li, jak ciemna posta, wyprzedzajca ich daleko, wbiega chwiejnie na stopnie portalu, a za ni co jakby cie, zatarta sylweta, za ktr nie mona byo rczy, czy naley do i. Ciemna posta zawaHaa si przez mgnienie oka, serce tuko w niej obdnie, gdy minwsz umnad znalaza si w upiornej nawie. Ale nie byo wyboru. Nie pozostawao nic innego, jak samobjczy skok w ciemno zdruzgotana podoga nawy urywaa si bowiem nagle jak szczeli przepaci w dole rozcigaa si ciemna kruchta, najeona rozbitym murem, potrzaskanymi pr

mi elbetowych zbroje, fantastyczn koronk poszarpanych murw, zardzewiaymi sztabami i znymi szynami. Ale w dole by ratunek. Ciemna posta wiedziaa dobrze, e wrd cienkich ko umienek kruchty, wrd zwaw potuczonej cegy ukryte s elazne drzwi starego przeciwlotn o schronu prowadzcego do podziemnych odmtw nie znanych nikomu prcz kilku ludzi. Tylk o tam widzia ratunek i skoczy desperacko w d, na rozdzierajce koci cegy. Nie zdy ozedrganych, zakrwawionych ramionach, gdy wyczu raczej, ni usysza spadajcy obok niego z koci mikkoci cie. Ostatkiem si rzuci si midzy kolumny kruchty, ku elaznemu zaw Wtedy wanie Marta i Zenon posyszeli straszny, rozpaczliwy krzyk, ludzkie wycie, od ktrego zamary im serca. Aaaaarrhhh! chrypiao w ruinach ogromnego kocioa. Przebiegli ku schodom portalu, Zenon stawia ju nog na stopniu, gdy Marta szepna z trw og: Nie! Prosz ci, Zenon, nie W momentach dramatycznych Zenon nie by tchrzem, ale chwili, gdy krzyk si nie powtrzy, poczu wielk wdziczno dla Marty, e myli o nim. chunki wadcw Czerniakowa rzek z umiechem. Zdejmujc nog ze stopnia, strci jaki mikki przedmiot. Pochyli si. Bya to kraciasta, na gazetami oprychwka, od jakich roi si w Warszawie. Popatrz, nie mwiem rzek do Marty, dumny z trafnoci swego rozumowania. Marta wpatrywaa si w czapk rozszerzonymi z przeraenia oczyma. Wydao jej si nagle, prz z uamek sekundy, e co zrozumiaa. 2

Kuba! Kubaaa! Kolanko wychyli si z drzwi na korytarz, zawis niemal na rkach. Kubaaa! Gdzie on jest, ten Na schodach rozleg si oskot o dalekim pokrewiestwie z grsk lawin. Na kocu, korytarz zaa si kulka czego, szybko rosnca w oczach, ktra na kilka metrw przed Kolanka zacza wa na szeroko rozstawionych nogach. Z bryki ciaa, ubrania i ruchu wyoni si cay umie Kubu. Jestem, panie redaktorze. O co chodzi? Kolanko jednym ruchem wcign go do pokoju i zamkn drzwi. Pokj redakcji miejskiej Expr u Wieczornego mgby z powodzeniem suy za przecudn wizj klasycznego wczgi: takie i gazet i papierw odnale mona jedynie w cichych marzeniach zmczonych trampw o kach h. Na cianie wisiay: karykatura Kolanki, rozkad jazdy pocigw podmiejskich sprzed trze ch lat, plan Saskiej Kpy i godo pastwowe. Ty pacanie nie myty rzek Kolanko z gorzkim wyrzutem. Kubu przybra postaw obronn. Ju nie bd, panie redaktorze rzek na wszelki wypadek, cofajc si kln si na czys jak ywi dla pana redaktora Tylko co si stao? Chopczyku powiedzia Kolanko ze sodycz w gosie chopczyku, siadaj. Popatrz, wyhod na wasnej piersi. Jako nieletnie pachol igrae beztrosko w cieniu mej potnej opieki, f glujc swawolnie wrd nowinek z magazynw odzieowych, wrd spacerkw po stolicy, wrd w ych liniach tramwajowych i o nowalijkach w sklepach warzywnych. Hasae jak rozkoszn e rebi po rozogach trzeciej kolumny, miejskiej kolumny naszego chwalebnego organu. I co? Tak mi si odwdziczasz? Takie jest twoje przywizanie do tego, ktry ci wykarmi m iem z drzewa wiadomoci dobrego i zego? Okrga, dwudziestodwuletnia i piegowata twarz Kubusia wyraaa bl i rozpacz. Wida byo, st do gbi wstrznity. Panie redaktorze zawoa niech pan tak nie mwi! Nie wolno panu! Przecie wie pan, e em jak opoka za panem redaktorem, e moe pan zawsze i ufnie wesprze na mnie swe znuon e ciao e jestem dla pana gotw na wszystko, na najwysz ofiar, jestem gotw na niech e, co chce! natychmiast skoczy po papierosy, nawet tu Kubu zakry oczy doni i zwiesi trasznej mce gow nawet przynie herbat! Zamilcz powiedzia Kolanko, tumic jawnie wzruszenie niech przyjd do siebie Ju do tae dzisiejsze ycie? Nie odpar Kuba niefrasobliwie. Nie zwykem czyta od samego rana tych marnych wistk nkurencyjnego papieru. O tej porze czytuj wycznie to, co sam napisaem poprzedniego d nia. A w ogle w gosie Kubusia zabrzmiaa wzgarda dziwi si panu, e pan, taki inteli y czowiek, traci czas o poranku na czytanie tej gazety. Zamknij dzib! warkn Kolanko. Masz, czytaj. Poda Kubusiowi wie pacht porannego wydania ycia Warszawy. Kubu wzi dziennik w d

stentacyjn odraz, w miar jednak czytania zakrelonej czerwonym owkiem wzmianki twarz m si wyduaa, z okrgej staa si owalna, a z owalnej pociga, duga i bardzo zmartwion No i co ty na to? wzi si pod boki Kolanko, chostajc go wzrokiem penym szyderstwa portau Expressu Wieczornego, reporter iskra, reporter widmo, czowiek, dla ktrego nie ma drzwi zamknitych, dziennikarz, u ktrego w lewej kieszeni spodni bije puls Warsz awy Oczy i uszy stolicy Magik prasy popoudniowej, wobec ktrego najtwardsi dyrektorzy domw towarowych poni si jak zasromane dzieweczki, zwierzaj si z tajemnic nowego asor ymentu bielizny dla leciwych gospody i jedz z rki jak ptaszki Jednym sowem: Kuba Wiru s! I ten oto Jakub Wirus dowiaduje si o czym takim z malekiej zajawy na pitej kolumn ie ycia. He, he, he miech ten zadwicza w uszach Kubusia jak dzwon pogrzebowy. Opuci rk z gazet jak cz dzony miertelnie w samo serce, spuci gow i rzek gosem nabrzmiaym cierpieniem: Tak To koniec:.. Widocznie zestarzaem si. Czas mi si wycofa, odda miejsce modszym, dministracji na wygodny fotelik z gumow poduszk i spdzi na nim reszt mych dni Niech m si rusz w wity bj o nowiny z Koszykw i po wywiady z piaskarzami, pracujcymi w znoju n d regulacj Wisy Mj kres nadszed. Oko moje stracio blask i sokol bystro, moja rka echybn pewno. Ha, c! Pozostaj ciche dumania przy klubowym stoliku na ulicy Foksal i r ewne wspomnienia z dni chway. Nagle zerwa si jak oparzony. Panie redaktorze! Jak pragn caowa winiowe usta tej nowej brunetki z kolportau, co na si obu podoba oni nie mogli otrzyma tej wiadomoci z Pogotowia! Pogotowie mam obsta wione jak zoto i niemoliwoci jest, eby ten tu Kubu bluzn sowem straszliwie dysk mawian osob nie zawiadomi mnie o czym takim Ja nie wiem, ale niech ja bd ostatni , a nie Wirus, jeli w przecigu dwch godzin pan redaktor nie bdzie mia Spokojnie, smarkaczu Kolanko przybra ton mentorski widzisz przecie, e nie jest pod ne ani kiedy, ani kto udzieli pomocy temu facetowi. Nie pisze, czy zabrano go do szpitala, czy milicja prowadzi dochodzenie. Nic prcz tego, e znaleziono takiego po bitego w ruinach kocioa przy ulicy azienkowskiej. I tyle. Chyba bdziesz musia uda si kolegw z ycia Warszawy, jeli si chcesz czego dowiedzie Co? Tam? Nigdy! zawoa Kubu dramatycznie. Moja noga tam nie stpnie po kraniec dni ch, u tych pszczelarzy! Chyba e bd mieli dla mnie jakie pienidze doda ciszej, na , po czym znw wznis gos do poprzedniego rejestru: A pan, panie redaktorze, zbyt szyb ko i zbyt wczenie straci wiar we mnie To rzekszy znik jak wyssany z pokoju przez niewidzialny elektroluks. Dlaczego pszcz elarze? zdziwi si Kolanko. To pozostanie na zawsze tajemnic barwnoci stylu Kubusia irusa. Ale jaka trafno w tym jest umiechn si do siebie. Nawet nie zdyem mu da yla, wyjmujc z szuflady wieo kupion ksik. Jeli bowiem trzydziestoczteroletnie ser ora Edwina Kolanki bio dla kogo na obecnym etapie jego ycia, tym kim by tylko Kubu Wi us. Kiedy siedem lat temu zjawi si w redakcji pitnastoletni chopak o zsiniaych z zimna wa rgach, w niezdarnym ubraniu zszytym z amerykaskich kocw wojskowych, Kolanko od raz u nim si zainteresowa. Dziwio go samego to zainteresowanie; przewalay si natenczas na d Warszaw pierwsze zimy odbudowy, pene udrk zdruzgotanego przez wojn miasta. Przez t e zimy Warszawa przebijaa si jak przez morderczy ogie wielkiej bitwy o ycie: w szlam ie, w bocie, w gruzach, w nie opalanych norach zamiast mieszka, w ktrych obite dykt okna symbolizoway dom. Uczucia twardniay, dzieci pice w bramach zrujnowanych kamieni c lub w botnistym niegu ulicy nie czyniy na nikim wraenia. Kolanko nalea raczej do lu zi mocnych, to znaczy odpornych, to znaczy, czstokro, niezbyt wraliwych. A przecie o d samego pocztku dojrza w oczach Kubusia co, co wzniecio w nim ciep lito. Kubu by odzicw straci w czasie wojny. Mia jakie ciotki czy stryjw na Ziemiach Zachodnich, ale rodzina stanowia dla Kubusia rzecz drugorzdn. Rzecz pierwszorzdn bya Warszawa. Jaki nstynkty i umiowania decydoway o tym w duszy pitnastoletniego chopca, tego trudno je st doj, Kubu orzek, e tu jest jego miejsce, jego serce, jego przyszo. I zosta. Zac redakcj nowo powstaego Expressu Wieczornego, biega na posyki; do kliszami, do drukar i, po odbitki szczotkowe, po papierosy, po buki, po piwo. Z czasem sta si niezbdnym, lubili go wszyscy za to, e nie sprawia nikomu kopotu, by sprytny, obrotny, dowcipny , uczynny, bardzo warszawski, gazeciarski, dziecko Expressu. Nigdy nie naprzykrza s i, nigdy od nikogo niczego nie potrzebowa, zawsze by gotw do uprzejmoci i przysug, co najwaniejsze: nikogo nie obarcza trosk o siebie i nikt sobie gowy nie zaprzta tym, cz Kubu pi i gdzie Kubu pi, czy Kubu je i co Kubu je. Taka krzepka samodzielno budzi

echn sympati. Ale to wszystko. W walczcej o swj dzie nastpny Warszawie ludzie byli n ywale zajci; obdarzali chtnie sympati, w wypadkach nagych doran pomoc. Na ciep, jc, troskliw przyja, tak wanie, jaka Kubusiowi bya potrzebna, nikt nie mia czasu. yjtkiem Kolanki. Za to Kolanko mia opory. Kolanko by troch sceptykiem, troch mantyk, roch egoist i troch cwaniakiem taki charakter, wytrzsiony mocno w ostatniej wojnie, nie stanowi yznej gleby, na ktrej zakwita zazwyczaj opiekucza przyja dla kilkunastole tniego chopca. Skoczyoby si tedy na niewyranych sympatiach i przychylnociach, gdyby n e Kubu. Bowiem na zasadzie trudno wytumaczalnych rewanw Kubu pokocHal Kolank. Nie mia ocztkowo po temu adnych specjalnych powodw: to inni redaktorzy przynosili mu ciepe s karpetki, puszki konserw z gulaszem wieprzowym, obdarowywali go biletami do kin i na mecze. Natomiast Kolanko z nim rozmawia. Kad woln chwil Kuba spdza przy biurku anki, wlizgiwa si do pokoju, w ktrym pracowa Kolanko, czyhajc apczywie na momenty, g rozjazgotany telefonami i oskotem maszyn do pisania pokj pustosza i cich. I znw trudn o powiedzie, by rozmowy te byy dla Kolanki filantropi: nic z tych rzeczy rozmowy te pasjonoway Kolank, wiecznie chciwego kolorw ycia reportera, dziennikarza do szpiku koci, kochajcego zachannie atmosfer, styl i barw przeywanej chwili, nastrojw miasta, ka warszawskiej ulicy. Kt mg lepiej opowiada mu o bazarach i placach, o ogrdkach i pl ch, o piekarniach i sklepikach, o tramwajach i knajpach ni Kuba Wirus, pitnastolet ni czowiek, dla ktrego ycie na bruku dwigajcego si z gruzw i ndzy miasta nie miao c? Za Kuba czu wymienicie, e to, co mwi, to, co opowiada z takim wkadem si w trafno wania, zostaje zrozumiane i docenione, e ten, ktry sucha, sucha nie z uprzejmoci, lec z z palcego, chciwego zainteresowania nim. Kub, e jeden jedyny czowiek na wiecie potr afi w peni go zrozumie i sprawiedliwie oceni nieuchwytn gbi, mdro, dosadno, atr zki, rynsztokowy, knajacki urok i ostry jak brzytwa humor jego warszawskiej, uli cznej gadki. Tym czowiekiem by Kolanko i Kubu kocHal go za to. Za kiedy w czasie tych nie koczcych si rozmw, patrzc w ponce policzki i ruchliwe, piwne oczy Kubusia, Kola dostrzeg w oczach tych co wicej ni zabawn, bystr kozakeri i obuzerski spryt: spod j warstwy ukutego w arze dowiadcze przekonania o nikczemnoci i ndzy wiata wyziera ja , modzieczy optymizm, gdzie na dnie tych oczu niemiao poyskiway ukryte zoa uczciwo alnoci. Tego samego dnia Kolanko wszed do ksigarni i kupi par ksiek: by wrd nich ck London, eromski i Dickens. Dalej wypadki potoczyy si rewelacyjnie, cho bez zbytni ej reklamy. Nikt w redakcji nie zdawa sobie nawet sprawy z tego, kiedy Kubu zda mat ur i zacz pracowa w dziale miejskim jako reporter. Nikt prcz Kolanki. Zanim ktokolwie k zdoa si zorientowa w tym, co si stao, Kubu zacz rosn w saw. Niespoyta energ pa, sprzgnite z celnoci obserwacji i dowcipu, talent dostrzegania sensacji w fakcie p ojawienia si w sprzeday nowego typu margaryny i przedziwna umiejtno zawarcia caego po matu o tym zjawisku w dwuszpaltowej notce na trzydzieci wierszy takie zalety wzno siy Kubusia byskawicznie w gr. Ju niebawem zaczto o nim mwi jako o asie dziau miej wraz z rosnc wielkomiejskoci odbudowywanej Warszawy rs Kuba jako gwiazda wielkomiejs iego reportau. Zacz nosi dobre marynarki, bajecznie kolorowe muszki u konierzyka kosz uli i bywa w Klubie Dziennikarzy, gdzie pokazywano go nawet palcami od stolikw, mwic : To ten Wirus z Expressu Wtedy te nastpi pierwszy wielki konflikt pomidzy nim a j, ktrej kolegium uwaao si za rodzaj kolektywnej macierzy Kubusia. Postanowiono miano wicie, e zostanie on zapisany na wysze studia dziennikarskie, i wtedy Kuba powiedz ia twardo: Nie! Po czym wyjani swe stanowisko, mwic obrazowo i chaotycznie, e red jest dla tym, czym czysta woda dla ryby, ktra dotd zmuszona bya pywa w bajorze, e w zecie znalaz swe najistotniejsze powoanie, e gazeta daje mu ycie i nauk zarazem, codz ienne doskonalenie si w tym, co on, Kuba Wirus, uwaa za najcenniejsze i najwaniejsz e, i najbardziej ukochane, e on jest dziennikarzem z najgbszych fibrw duszy, e by ju yba dziennikarzem w onie matki, a w kadym razie na pewno dziennikarzem pozostanie a do ostatniego oddechu, e wreszcie tu Kubu wrci do swych ichtiologicznych metafor i, to znaczy ci z kolegium, chc wrzuci jego, ryb rzeczn, do oceanu nauk ekonomiczno socjalnych, na co on. Kubu, typowa ryba jeziorowomiejska, nie ma ani ochoty, ani o dpornoci, przynajmniej na razie, i e trzeba czeka, a jemu samemu przyjdzie na to och ota, aby si pogbi i zapragn pisania krytyk z Zachty czy Muzeum Narodowego w miejsc ek z rzeni miejskiej. Na koniec w oku Kubusia byso co na ksztat zy, kiedy mwi, e o o zmusi do opuszczenia redakcji, ale nie zmusz go do decyzji sprzecznej z jego naj dokadniej przemylanymi planami yciowymi, po czym doda, przybierajc postaw czowieka mego swej wartoci, e jakkolwiek myl ta sprawia mu nieznony bl, to jednak sdzi, i zna i w Warszawie redakcje, rade go natychmiast zatrudni. Tak heroiczna postawa w walc

e o prawo do stanowienia o swym losie oraz adunek wzruszenia w sowach Kubusia nie mogy nie wpyn na stanowisko kolegium, co uwidocznio si w oglnym rozczuleniu. Wychodz tego zebrania, gdy znaleli si sami. Kubu rzek do Kolanki: Moim celem jest zosta taki samym dziennikarzem jak pan Wtedy Kolanko po raz pierwszy w yciu poczu si, jakby mi a syna. Zrozumia, e od lat jest przy nim kto, komu bdzie mg co zostawi, przekaza, im poniesie co dalej, w przyszo. Mijajc Poloni Kolanko pchn lekko Kubusia w drzwi. Wypili trzy wiartki wdki, po czym siedzieli milczc, za w milczeniu tym byo mnstwo wzajemnych uczu i kupa zadowolenia. P ierwszy raz pili razem alkohol. Ta chwila wymagaa bowiem wielkiej dojrzaoci i gbokieg o, oboplnego zrozumienia.

O, redakcje warszawskie! Ile w was czaru i odrbnoci od innych redakcji wiata! Na do br spraw wszystkie redakcje, od Melbourne do Archangielska i od Valparaiso do Rang oonu, wygldaj jednakowo: wszdzie jest baagan i sekretarz redakcji, zbrojny w noyce i klej. Ale baagan redakcyjny ma wszdzie i zawsze wasn, wewntrzn logik, wasny ukryty i ad, regulujcy pozorn Haaliwo i niby chaotyczn bieganin. Inny baagan panuje w za obszernych redakcjach skandynawskich, inny w ciasnych, rozdygotanych redakcjach woskich, inny w ciemnych, pokrytych nigdy nie cieranym kurzem redakcjach angielsk ich, a inny w warszawskich. Za mimo nieustajcego baaganu codziennie o oznaczonej po rze ukazuje si gazeta i w tym zjawisku naley szuka wyjanienia, dlaczego baagan redakc yjny jest zawsze baaganem pozornym. Istnieje wiele rzeczy, rnicych midzy sob redakcje s to: pogldy i zainteresowania, styl pracy i format drukowanej gazety, potencja ta lentw i chwyty reklamowe oraz mnstwo innych spraw. Natomiast jedna jedyna rzecz czy wszystkie redakcje od Nowej Zelandii do Karelii i od Lizbony do Wadywostoku: jest ni kult dziennikarskiej drapienoci polegajcej na tym, aby wiedzie najlepiej. Tylko t e redakcje yj, w ktrych czai si po ktach, wrd stert makulatury, koszw do mieci, bi aszyn do pisania, telefonw, dziennikarska drapieno. W oczach, gestach i sowach krzycz ych i piszcych w nich ludzi musi wyranie byszcze wieczna, nieugaszona dza, palce pra enie, aby nigdy nie da si niczym zaskoczy, natomiast stale, zawsze, nieustannie i w szdzie zaskakiwa, olniewa, oszaamia innych. Powie kto: Ale to efekciarstwo i b no. Tak, to wielkie, wspaniae efekciarstwo, ktre stworzyo wspczesn pras i jej pot ie decyduje stosunek do gazety. Paryanin skonny jest posdza sw pras o wszelkie bezece wa, ale si jej boi, londyczyk drwi ze swej prasy, lecz jej wierzy, berliczyk niezby t dowierza swej prasie, ale si jej sucha, warszawiak kpi ze swej prasy niemiosierni e, ale si z ni liczy. Dlatego te w rzadko ktrej metropolii prasa moe uczyni tyle zeg ub dobrego, tak wiele stworzy lub tak doszcztnie zniszczy, jak w Warszawie. Dlatego codzienna liturgia kultu tego, aby wiedzie najlepiej, stanowi w warszawskich red akcjach tak wiele. S one bezlitosne, te redakcje, dla tych, ktrzy nie wiedz najlepi ej, za ci, ktrych nie mona niczym zaskoczy, ktrzy wiedz wszystko bez puda, chociaby o w pierwszej sekundzie rozmowy, ci stanowi o obliczu tych redakcji. Do takich na lea wanie Edwin Kolanko. Geniusz jest rzecz bezwzgldn: mona by genialnym portierem wym czy sprzedawc tekstyliw, o geniuszu decyduje, jak si dan rzecz robi, a nie co si robi, i dlatego nie bdzie w tym adnego naduycia, gdy stwierdzimy, e Kolanko by dzienn ikarzem genialnym. Jak to si dziao, e wiedzia on zawsze tego samego dnia, gdy zadecy dowana zostaa jaka zmiana w rzdzie lub budowa nowego, gigantycznego osiedla mieszka niowego, gdy odkryte zostay nowe, sensacyjne wykopaliska, dokonany nowy polski wy nalazek albo postanowiony nowy rozwd, o ktrym gucho jeszcze byo przy stolikach warsz awskiej bohemy w Lajkoniku to pozostanie na zawsze jego tajemnic, Jak robi, e najbar ziej rewelacyjn i skomplikowan histori kryminaln potrafi zawrze w czterdziestu wiersz ch jednej szpalty, w ktrej oprcz wyczerpujcych informacji byy jeszcze barwno i dowcip tego nikt nie potrafi doj. Do na tym, e wszyscy wiedzieli na pewno, i Edwin Kolanko wielki dziennikarz, chocia nie potrafili wytumaczy, na czym ta ich pewno polega. Tymc zasem wytumaczenie byo samo w sobie do proste: Edwin Kolanko by dziennikarzem absolut nym, kwintesencj gazeciarskiej drapienoci, wszystko w nim suyo dziennikarstwu, wszyst o w nim mwio o dziennikarstwie. Na przykad zwyke burberry w kolorze khaki, mikki weni ny szalik i brzowy kapelusz, ktre na kadym innym czowieku wygldaj jak normalny paszc szal i kapelusz, nabieray na Kolance w jaki magiczny sposb cech wyrazistego uniform u. Widzc je, kady mwi bez wahania: Ten facet jest dziennikarzem. Ubrany jest jak naj typowszy dziennikarz.

Kolanko szed niezbyt czystym korytarzem, otwiera drzwi rnych pokojw, rzuca w nie umi nite: Dzie dobry. Jak si masz? i natychmiast zamyka je za sob. Wola nie ryzykowa iczych wymian pogldw z redaktorami mutacji prowincjonalnych, recenzentk teatraln lub kierowniczk dziau sierocicw. Wszed do sekretariatu, w ktrym panowa straszny krzyk, nowicy w istocie przyjacielsk rozmow o wycigach konnych pomidzy dwoma wysokimi report erami sportowymi a specjalist od porad prawnych. Obok, rozwalony na bujajcym fotel u, znany felietonista piewa z uczuciem modn piosenk o melancholijnej doli starego ko nia, ktry musi ustpi miejsca samochodom na drodze. Porodku tej nawanicy dwikw przy iurku, pokrytym pedantycznie uoon korespondencj, zaproszeniami, terminarzami, siedzi aa z godnoci starsza pani, licznie uczesana, uderzajco schludna, o ladach duej urody twarzy. Wchodzcego Kolank pozdrowia promiennym umiechem, po czym spokojnie przypudr owaa nos. Skd si tu wzi ten fotel babuni? spyta Kolanko wskazujc na siedzenie ro go felietonisty. To jest pierwsza nagroda w nowym konkursie pod nazw: Walczymy z b ezsennoci!, panie redaktorze. Stefan powiedzia, e trzeba znale pikny symbol tej wal obec tego nabylimy ten fotel w drodze kupna. Czy jest Stefan? spyta Kolanko. Jest odpara pani. Kolanko bez pukania otworzy drzwi z napisem Redaktor Naczelny i wszed do pokoju. Pokj by urzdzony brzydko, przy pomocy tanich imitacji drogich mebli. W oszklonej bi bliotece leay bezadnie i nieporzdnie jakie broszury. Przy oknie sta niski czowiek, t majc rce w kieszeniach marynarki. Patrzy w okno, na zawalone belami gazetowego papi eru dugie podwrko. Z dou dochodzio dudnienie maszyn drukarskich. Czowiek przy oknie o dwrci si i rzek: Jak si masz? Siadaj. By mody mia twarz pocigajc i bystre, ciemnoniebieskie oczy. W jego okrgawej postac czniay si skonnoci do tycia. Umiechn si i umiech ten podkreli jeszcze jego rzecz Kolanko usiad w fotelu, przerzucajc nogi przez skrzane oparcie. Redaktor naczelny r zek: Imponujce. Na medal, doprawdy. Masz dar nieustannego wprowadzania mnie w podziw. I to od szesnastu lat. Za kadym razem z innego powodu. Takich skarpetek jeszcze n ie widziaem. Podobaj ci si? rzek Kolanko bez wesooci. Bardzo si ciesz. Podobaj si to moe niewaciwe sowo. Ale s doprawdy imponujce umiech naczelnego r sam ironi, lecz tak dobrotliw i pobaliw, e zniewalajc do rewanu. Kolanko umiechn Suchaj, Stefan rzek masz chwil czasu? Dla ciebie zawsze. Od szesnastu lat mog ci sucha o kadej porze dnia i nocy. Dobrze, e zaznaczasz te szesnacie lat. To, co ci powiem, dotyczy spraw dawnych, moe jeszcze starszych. Ciekawe rzek redaktor naczelny, siadajc za biurkiem i wysypujc papierosy na szklany blat. Bierz. I sucham ci. Jeste ode mnie o rok modszy, a wic obecnie jestemy ju w rwnym wieku, nie? Stefanku, t pami i powiedz mi Kolanko zapali wolno i z namysem papierosa czy pamitasz taki film z Douglasem Fairbanksem pod tytuem: Znak Zorro? Pamitam rzek szybko i z zapaem redaktor naczelny. Szed w kinie Czary, na elazn Chodnej, ju nie pamitam, gdzie byo kino Czary Czowieku, co za czasy! Taka maa, br apluta salka, zaduch i dalszy cig za chwil co par minut, w najbardziej interesujcych omentach, i deszcz na ptnie, na starej, zuytej tamie, i Douglas Fairbanks, ucielenion e marzenie z wsikiem, zoty sen dziesicioletnich chopcw, Czarny Pirat i Robin Hood Ja to widziaem w kinie Bajka. Te gdzie na Chodnej czy na elaznej. Taka sama smrodl alka, brudne schody i krzesa. Te kina, wiesz, drugorzdne i czwartorzdne, to byy uniw ersytety naszego pokolenia w wielkich miastach. Chonlimy z ekranu wiedz o yciu i idea , przykazania, etyk i gestykulacj. Ksztatowalimy nasz dziesicioletni moralno na he niemego filmu. Douglas Fairbanks i Eddie Polo, Harry Piel i Tom Mix wyznaczali n asze poznanie wiata i nasze zasady w tym samym stopniu, w jakim dArtagnan, Winneto u, Old Shatterhand i pan Woodyjowski ksztatowali naszych ojcw. Redaktor naczelny zamyli si. Wiesz, co w tym jest powiedzia. Film kowbojski i sensacyjny z pocztkw lat dwudzie ch by sztuk wysoce moraln. Ciesz si, e to rozumiesz. Zwycia zawsze, po fantastycznej galopadzie i nieludzkiej atyce, dobry szeryf, str prawa, przedstawiciel i stronnik adu i dobra. I my, tam na salce kina Forum czy Uciecha, wielbilimy si, zrczno i prawo szeryfa, a nienawi

rzasku, podych zodziei byda, ohydnych koniokradw i szataskich mordercw. Te czarnobiae klisze psychiczne byy prymitywne, lecz zdrowe. Natomiast To nie naley do dzisiejszej pogadanki Kolanko umiechn si ciepo, jak zawsze, gdy r wia o sprawach pasjonujcych to byoby ju o rozwoju filmu i literatury sensacyjnej w l atach trzydziestych. Na razie powiedz, czy pamitasz film Znak Zorro, z wielkim Doug lasem, czarujcym akrobat? Pite przez dziesite. Jakie nocne pojedynki, sztylety, szpady. Douglas Fairbanks uno szcy si na rozkoysanym ogromnym yrandolu w jakim zamku, nad chmar swych przeladowcw bezlitonie wstrtnych wrogw, kadcy pokotem cae ich szeregi jednym byskiem swego niez ionego ora Pamitasz Kolanko wsta. Gdy zapala si do czego, potrafi mwi niezwykle sugestywn ozmwcw. Zorro wszdzie by, Zorro wiedzia wszystko, Zorro by zawsze silniejszy, zrcz zy, mdrzejszy i odwaniejszy od swych wrogw. Zorro by przede wszystkim niepokonany, z awsze zwyciski. Na myl nam nie przyszo, by wtedy spyta, jak to si wszystko dzieje? Ta naiwna idealizacja ludzkich moliwoci bya dla nas nie tylko czym oczywistym i wiarog odnym, ale stanowia take wspania poywk naszych marze, wierze i ukocha. A przecie sicioletni zabijacy, postrachy wielkomiejskich podwrek, nie bylimy ju gupi, zaczynali y nasz wiedz o tym, czego na wiecie mona dokona, a czego nie. Mimo to drelimy prze godzinne spektakle o ycie Zorra i szalelimy z radoci, gdy zwycia. Nie pytalimy nigdy laczego Zorro by zawsze w miejscu najbardziej nieoczekiwanym, skd si tam wzi i w jaki sposb wydosta si z knebla, acuchw, kajdan i zamurowanego na amen lochu, w ktrym zos ilimy go w poprzedniej scenie. Niepotrzebne nam byy rzeczowe wyjanienia w sprawie p ogromu i rzezi, jakiej nie uzbrojony Zorro dokona przed chwil na tumie uzbrojonych po zby, olbrzymich drabw. Pragnlimy namitnie tych nieprawdopodobiestw, modlilimy si e w gbi omoczcych, chopicych serc. Mj chopcze powiedzia redaktor naczelny ze zrozumieniem. Ciesz si z twej romanty chopicej wieoci. Nie sdziem, e jeszcze tyle jej zachowae. Nie pojmuj tylko, skd czym naszy ci te wspomnienia? Szanowny panie redaktorze Kolanko pochyli si nad biurkiem na szeroko rozstawionych rkach mam niewtpliwy zaszczyt oznajmi panu, e Zorro pojawi si w Warszawie. Jeli n wasnej osobie, to w kadym razie w osobie kogo, kto bez cienia wtpliwoci jest jego sy nem, wnukiem lub jakim polskim powinowatym. W Warszawie? umiechn si redaktor naczelny, lecz by to umiech skopotany, pokrywa amys w Warszawie? Teraz? W tysic dziewiset pidziesitym czwartym roku? Pod koniec o zimy? Wrd przepenionych tramwajw? Wrd trosk o zwikszenie powierzchni mieszkalnej i odniesienie produkcji artykuw konsumpcyjnych? Tak powiedzia z naciskiem Kolanko wszystko si zgadza. Teraz. W Warszawie. Mam! wykrzykn redaktor naczelny, podrywajc si z fotela i uderzajc si w czoo. M nic Masz. Chyba masz jasne oczy Kolanki zalniy podnieceniem, jak zawsze wobec bysku zro umienia i bystroci, tych najhartowniejszych broni prawdziwego dziennikarza. Wiem redaktor naczelny mwi dobitnie i sucho. Chuligastwo. Wrzd spoeczny. Trudne nienie socjalne naszych czasw. Jeszcze nie zbrodnia, a ju wystpek. Ciepo Gorco umiechn si Kolanko. No wic? Prbuj dalej Pasjonujce. Moe by pasjonujce, tylko czekaj Ten twj warszawski Zorro, o ile istniej Na biurku zadzwoni telefon. Redaktor naczelny podnis suchawk. Tak powiedzia, po c o chwili: Niech tu przyjdzie. Natomiast, prosz pani, na razie nie ma mnie dla nik ogo. Jestem miertelnie zajty. Odoy suchawk i rzek do Kolanki: To Kuba. Ma do ci pilny interes. Wszed Kuba. Spod rozpitej w popiechu brezentowej kurtki na futerku wygldaa przekrzywi ona, rezedowooliwkowa muszka. Twarz mia zgrzan, zna na niej byo maskowane napicie. Wz ez pytania papierosa z rozsypanych na biurku i zapali. Kolanko spojrza na pytajco. No i co? powiedzia, nie wytrzymujc efektownego milczenia Kuby. Nic takiego rzek Kubu ju zupenie sztucznie i zacign si papierosem nic takiego zmawiaem z tym facetem. Kolanko chcia gwizdn z podziwu, ale si w por pohamowa. Uwaa za wysoce niepedagogicz azywa Kubusiowi uznanie w formie zdumienia. Z jakim facetem? zapyta redaktor naczelny. Zaraz rzek Kolanko opowiadaj wszystko dokadnie. Kubu usiad na biurku. Facet mieszka na Fabrycznej rzek z wystudiowan nonszalancj. Kamieniczka, mwi wam

katowa. Powile i jego romantyka, przewodnik krajoznawczy, strona taka i taka. Wew ntrz cakiem przyzwoicie, mona y, o ile nie ma si takich przesadnych wymaga, jak umyw a czy wieszak. Facet pkaty, niewysoki, krpy, nabity w sobie, wie pan, jeden z tych nieduych kilkunastoletnich bykw, naadowanych dynamitem. Nazywa si Jan Stry. Duo mnie kosztowao talentu, zanim zacz opowiada. Ci pszczelarze! Kubu oywi si gwatownie afi, nic a nic. Wie pan, jak to byo? Facet sam mi opowiada. Kto go goni, przeladowa, eszcie skatowa do nieprzytomnoci na dole, pod doln krucht tego zrujnowanego kocioa na zienkowskiej. Natomiast nazajutrz rano znaleziono go, rwniutko uoonego, na stopniac h wityni. Kto go zaatwi na dole, a potem wynis dwa pitra w gr po akrobatycznych ru zoy pieczoowicie na ulicy tego nie wie. Mao boi si o tym mwi. Jego twarz, caa , sicach, plastrach, niebieskosina, kurczy si na samo wspomnienie tego zajcia. ciskao mnie w doku, gdy patrzaem na t mask, byy na niej jeszcze widoczne lady obcasw, mimo pyn ju ponad tydzie. Jego ruchy, wie pan, ta caa apaszowsko knajacka gestykulacja g w oczach na wspomnienie tamtych chwil i facet staje si naraz podobny do wychowan ka dobroczynnej ochronki w szarym fartuszku. Wreszcie, na zakoczenie, powiedzia mi : Przyjacielu, imi moje miao do niedawna mocne znaczenie tu, na bliskim Czerniakowi e. Dwiczay w nim noe i szko butelek z czerwon kartk, napaci i rabunki, krwawe nocne rawy i guche odgosy rozbijanych kamieniami czaszek. I inne jeszcze sprawy, o ktrych pragn zapomnie. Ja i moi chopcy bylimy w stanie rozpdzi na cztery wiatry lokalne zaw dy zapanicze i obezwadni jednego z najpotniejszych w Warszawie atletw, tak e by zda nasz ask i nieask. Nie wiedziaem, co to strach. To wszystko skoczyo si teraz bezp e. Ju nigdy nie wyjd ciemn noc w rozogi czerniakowskiego portu, na szlak ulic Mcznej Zagrnej, pod drewniane, le owietlone poty Przedwczoraj przyjem prac w warsztacie w iarskim i mam cich nadziej spdzi najblisze par lat na maym krzeseku, wyplatajc kob tasz, co pniej? Kto wie, moe uda mi si wstpi na kursa stenografii, lecz s to plany ie i miae, wymagajce energii, ktrej mi zbrako. Nie podam ju niczego prcz spokoju. ielu, posuchaj, powiem ci co, co zdobyem jako najcenniejsz prawd mego modego ycia: p aj nie ma silnych! Kady znajdzie w kocu lepszego od siebie. Ja znalazem i wysiadam. Mam dosy Zapanowao przez chwil milczenie. Wszyscy palili podliwie, kby dymu unosiy si nad bi m. Ubarwie troch t wypowied rzeki Kolanko. Wtpi, czy Jan Stry tak wanie mwi. Troch przyzna Kubu zgodnie ale jej sens oddaem cile i wiernie. Nowa dewiza y Strycia: nie ma silnych! pochodzi wprost od niego. Skd on to wszystko wydosta? gryz si w duchu Kolanko. Skd on to wie, ten smarkul, n to zdoby? Ale adna sia pod socem nie zmusiaby go do zadania Kubusiowi tych pyta. Suchajcie, chopcy, brakuje mi tylko jednego ogniwa rzek redaktor naczelny. Masz, czytaj Kolanko poda mu numer ycia Warszawy z zakrelon czerwonym owkiem w ktor naczelny ogarn notk jednym spojrzeniem, przygryz lekko doln warg i powiedzia: Rozumiem. W porzdku. Suchaj, Kuba, zostaw nas samych. Wiesz takie sprawy z zakresu y cia uczuciowego twego pryncypaa, mistrza, wychowawcy i ideau redaktora Kolanki, o ktrych prawdziwy mczyzna rozmawia tylko w cztery oczy. W sze jest ju trudniej. Kubu wzi pi papierosw i wyszed. Redaktor naczelny podszed do okna, woy rce w ki atrzy si na podwrze. Nie mw nic powiedzia cicho, nie odwracajc si do Kolanki wiem, co chcesz powiedzie Nie wszystko odpar Kolanko, bawic si owkiem. Musz ci jeszcze zaj troch czasu o ostatniej pasji pewnego modego lekarza, nazwiskiem doktor Witold Halski. Ot dokt or Halski spdza ostatnio bezsenne noce, amic sobie gow nad nastpujc zagadk Gdy skoczy, redaktor naczelny odwrci si z powrotem od okna. Teraz wiem wszystko rzek powoli. Nawet to, co ci rozsadza, od czego wprost pkasz. o, powiedz wreszcie, wyrzu z siebie, zap mnie za klapy, wytrznij ze mnie odpowied, kr zycz! Przecie znam ci szesnacie lat i wiem, e nic na wiecie nie jest w tej chwili dla ciebie wane, e nic nie istnieje, prcz jednego jedynego, zasadniczego pytania: kied y my si wczymy do partii? My to znaczy Express Wieczorny! Kolanko umiechn si. I milcza. Wida byo, jak bardzo jest zadowolony. Zapao go! p zoliwej uciechy. Ju teraz nie bdzie mia spokoju, tak jak ja Ju go trzyma. Biedny n. Redaktor naczelny chodzi wolnym krokiem po dywanie, dymic jak komin. Mimochodem sp rawdzi, czy drzwi s dobrze zamknite. Potem, od niechcenia czy suchawka ley prawidow a widekach telefonu. Wreszcie zatrzyma si przed Kolanka, ktry spojrza na z uwag. Wie

a, e za chwil usyszy co wanego. Posuchaj rzek redaktor naczelny to, co ci mwi, przeznaczone jest wycznie dla ci rzedwczoraj mianowany zosta specjalny penomocnik do walki z chuligastwem na terenie Warszawy. Jest to wiadomo cile poufna, sam fakt stworzenia takiego stanowiska nie z osta podany do wiadomoci publicznej, co wskazuje na to, w jak wakiej i skomplikowan ej problematyce obraca si sprawa chuligastwa. Penomocnik wyposaony zosta w daleko idc uprawnienia. Oczy Kolanki byy sam uwag. Jest to mody, podobno bardzo zdolny oficer z Komendy Gwnej MO kontynuowa redaktor n czelny. Mwi si o nim jako o wschodzcej gwiedzie w swym zawodzie. Chwil milczeli. Po czym Kolanko rzek: Czy mgby mi powiedzie jego nazwisko? Szesnacie lat pomyla szybko redaktor naczelny szesnacie lat Kochany chopak, tyl anadto lubi wdk Ale c? Owszem rzek po niedostrzegalnym momencie wahania. Owszem. Nazywa si porucznik MicH al Dziarski. Dzikuj rzek Kolanko, niedostrzegalnie oddychajc z ulg. By wcieky na siebie, e nie. Wspaniay facet, ten Stefan pomyla z wdzicznoci. Co by to byo, gdyby nie m chcia odpowiedzie Straszliwa sytuacja Po czym doda: A o tym, kiedy my zaczniemy tasowa karty, nie myl na razie. My to znaczy Express Wi eczorny. Daj im zagra kilka pul singla, a potem otworzymy raz w ciemno i zdublujem y na widno Dobra? Tym bardziej i naley si liczy z tym, e porucznik Dziarski usidzie iebawem na czwartej rce. No, tymczasem Otworzy drzwi. W sekretariacie przyj go skbiony tum czekajcych i wrogie okrzyki: J a tak dugo! miota si komentator polityczno ekonomiczny. My mamy naprawd, rzeczywi wane sprawy! pienia si ze zoci pani redaktor kulturalny w typie odwiecznej sawantki sufraystki. W drzwiach sta umiechnity redaktor naczelny. Prosz Prosz bardzo po

W redakcji miejskiej Kuba lea na stole, jad buk z kiebas i wertowa szybko biec p i tygodniow. Kolanko stan przy biurku, przekadajc machinalnie anonse, zaproszenia, ko munikaty. Kubu powiedzia na miasto! Zaatwisz dzi dyrekcj barw mlecznych, krtki wywiad z orem baszt staromiejskich, nowiny z przemysu terenowego, otwarcie muzeum filateli stycznego, zakady wyrobu termoforw, zaopatrzenie sklepw WSS w drode. Piknie zrobie go Strycia, nie ma co Ale to jeszcze nieaktualne Kolanko chwali, nie patrzc na Kubus ia. Nie mam alu do nikogo rzek Kubu pogodnie. To bya sprawa honoru. Wyj z szuflady butelk taniej wody lawendowej i przetar rce. Woy kurtk, nastawi ko rawi muszk. Kubusiu odezwa si mikko Kolanko, siadajc na biurku. Posuchaj: jestemy jak cierpliwi ogrodnicy, grzebicy w zachwaszczonym ogrodzie. Musi my mie czujne oczy i czue rce. Uwaaj, synku w tej chwili kad w twj mzg woskow ta pyt gramofonow przed nagraniem i obi na niej pierwszy rowek. Dziarski. MicHal Dziars i. Zapamitaj sobie to imi i nazwisko, a zarazem zapomnij, jak si je wymawia. Natomi ast miej oczy i uszy otwarte i gdziekolwiek lub kiedykolwiek w cigu najbliszego cz asu dowiesz si o nim czego, notuj to sobie pilnie na swej woskowej tabliczce. Chc w iedzie o tym nazwisku i jego wacicielu wszystko, co zdoby mog tacy dwaj ludzie jak ty i ja. Zrozumiae? Kubu kiwn powanie gow. I wyszed. Kolanko stan przy oknie i zapali papierosa. Za wwozem torw kolejowych rozcigaa si z nia Warszawa: dachy, resztki ruin, kompleksy zabudowa fabrycznych Towarowej, Karo lkowej, Zotej, uckiej, Grzybowskiej, Krochmalnej. Moje miasto szepn Kolanko kocha e jak myliwiec, ktrego sensem i chlub jest niezawodna orientacja. Dlatego jestem dz iennikarzem. Otworzy szuflad i wzrok jego pad na ksik Kischa. Rozwar j, zacz czyta. Dziennik entalne pomyla po chwili ale mie i smaczne Zagbi si wygodnie w fotel i w ksi Ockn si na dwik telefonu. Tu ja, Kuba usysza w suchawce. Co jest? Nic specj si pogoda Telefonujesz, eby mi to zakomunikowa? Nie, nie tylko, Chciaem powiedzie redaktorowi, e jestem godny. To id na obiad. Wanie zamierzam to za chwil uczyni traszny apetyt na zrazy z kasz. Nieze. Dzikuj ci za ciso informacji. Tylko co to

chodzi? Doprawdy? Nic a nic? Szkoda. No to do widzenia. egnaj, mody patafia nie! ha! Aha! Bybym zapomnia na mier Chciaem jeszcze panu powiedzie, e niejaki pan MicHa arski jest skarbnikiem Warszawskiego Towarzystwa Filatelistw. Cauj pana redaktora w policzek Kuba! Po drugiej stronie drutu nie byo ju nikogo. Genialny gwniarz pomyla Kolanko. By sam i nie potrzebowa przed nikim ukrywa zbluf o wyrazu zaskoczenia na twarzy. Po co mu Kisch? Kady jego dzie jest ciekawszy od d ziesiciu opowiada Kischa. Poszed do sekretariatu. Oto ksika Egona Erwina Kischa rzek do schludnej, starszej p ni za biurkiem ktr reporter Jakub Wirus skada za moim porednictwem na pani rce jako agrod pocieszenia w konkursie pod nazw: Walczmy z bezsennoci! 3

yjemy tu, w Warszawie, yciem tramwajowym. Znaczy to, e w naszej warszawskiej epoce tramwaj wznis si do roli symbolu. Oczywicie tramwaj wyraa miejsk jednostk komunika tak sam jak trolejbus czy autobus. Mwi si: yjemy yciem takim czy innym, wtedy gdy yc owo dobywa z czowieka jego najistotniejsze cechy. Czyli e w zetkniciu z nim czowiek objawia si w caej swej okazaoci. Przepeniony irracjonalnie tramwaj warszawski stanowi doskonay odczynnik, przekonujemy si w nim codziennie, jacy jestemy i jak bardzo yje my yciem tramwajowym. W chwili gdy najbliszy blini demoluje nam ledzion, masakruje ne rki, unicestwia czar dopiero co kupionego paszcza, niweczy z trudem przyszyte guz iki, gasi brutalnie przepikny poysk arliwie wyczyszczonych butw, gniecie na miazg wie zione dla dzieci ciastka, umiecha si przepraszajco, pakujc nam w usta rkaw od kurtki, w ktrej przed chwil czyci kominy lub wypakowywa stare ledzie w takiej chwili, powt am, instynkty, jak dziaa aglowej fregaty, wysuwaj si gronie z burt naszych dusz. Wted y dopiero spostrzegamy z przeraeniem, jacy potrafimy by pierwotni, dzicy, egoistyc zni, ktliwi, nietolerancyjni, zalepieni, krtkowzroczni. Z drugiej strony ile wspania h wartoci dostrzegamy naraz w yciu, gdy uda nam si wepchn jako ostatni do rozchodzceg si w szwach autobusu, gdy przygodny ssiad, wiszc na stopniu, odstpi nam trzy centym etry kwadratowe miejsca, akurat tyle, by postawi na nich szpic buta, gdy zapany ro zpaczliwie za krawat ten, ktry ju do poowy tkwi w rodku, umiechnie si bez pretensji i przygarnie nas mocnym ramieniem, gdy wreszcie starsza pani, ktrej, prc ku wyjciu, s trcilimy kapelusz, porwali w strzpy gazety i wgnietli ca zawarto siatki z masem, ja i marmolad w biust, umiechnie si z tramwajow melancholi i powie smutne, lecz przebacz ajce: Nie szkodzi Wtedy widzimy, jak dalece potrafimy by solidarni, wyrozumiali, lu dzcy i co ciepego rozpywa si nam jak sodka, rozgrzana czekolada koo serca. Nic nie wz udza w nas tak nieprzytomnej zoci i bezmylnej chci awantur, jak nie koczce si wyczek nie na wypchane ludmi trolejbusy, do ktrych nie mona si dosta, jak tpota, brutalno uprzejmo w tramwaju, o nic nie bdziemy si sprzecza i kci tak namitnie, jak o grubi ppasaerw i bezduszn wrogo konduktorw. Ale te nic nie wzbudza w nas takiego uczucia lenia, satysfakcji i wygody, jak widok wyczekiwanego numeru na ulicznym horyzonc ie i stwierdzenie, e znajdziemy w nim miejsce siedzce. Tramwaj wyzwala w nas dzi w Warszawie cenn bezporednio przeywania i dlatego yjemy tu, w Warszawie, yciem tramwaj m.

Trolejbus linii numer 54 objeda skwerek za pomnikiem Mickiewicza i koczy sw tras obok dawnej Resursy, wrd siedemnastowiecznych kamieniczek pnocnej czci Krakowskiego Przed iecia. Czeka tu ju na zazwyczaj spora kolejka, zwaszcza okoo godziny drugiej po poudn u, to znaczy w czasie, gdy lekko zdyszany ostrym sprintem od rogu Miodowej dokto r Halski doczy do ogonka i odetchn gboko, ustawiwszy si na kocu. Tu przed nim sta , dorodna pani w wieku balzakowskim, ubrana z niezaprzeczaln, lecz zbyt bogat i os tentacyjn elegancj; odwrcia si ku niemu i ujrzawszy smukego blondyna o miej, chopi rzy, w modnym, cho troch ekscentrycznym paszczu koloru beowego piasku, umiechna si tko, z aprobat i odrobin doskonale kontrolowanej, kokieterii. W chwil potem przysta n za Halskim niewysoki mody czowiek w brezentowej kurtce z futrzanym konierzem, spod ktrego wygldaa filuternie cynobrowotrawiasta muszka. Mody czowiek gryz lukrowane mig , tak zwane kamyczki, i zdawa si by bez reszty zatopiony w swych mylach. Beczkowaty, czerwony trolejbus pocz si wypenia ludmi, duga kolejka szybko znikaa w brzuchu. Cigle przybywali nowi pasaerowie. Za Halskim i wacicielem barwistej muszki wsiado kilku studentw, zakonnica, trzy gospodynie domowe, dwch monterw z elektrowni

miejskiej ze sprztem, starszy pan w czapce uszatce, oficer piechoty, chudy czowiek o dugich wosach, wymalowana dziewczyna w tej chustce, zwizanej na gowie sposobem zn m ze staroegipskich malowide na cianach piramid, i wielu innych. Moda konduktorka o hoej twarzy daa sygna, wz ruszy, z jezdni rozlegy si krzyki: Zaraz, zaraz! Tu jes ludzie! jakby trolejbusy suyy na og do przewozu pszenicy, po czym kierowca zwolni i zystan. W trolejbusie byo ju tak ciasno, e signicie do kieszeni po pienidze stao s em z rodzaju kwadratury koa, niemniej pasaerowie poczli dobywa monety wykrzywiajc sob ie wzajemnie nakrycia gowy i godzc si bolenie w czulsze okolice korpusu. Z zewntrz za czy si znowu krzyki: Co za ludzie! W rodku peno miejsca, a dziecko wisi na stopniu! ec czego ci w rodku cisnli si jeszcze cianiej umieszczajc wasne koczyny w cudzych k niach, rkawach i konierzach, za wytworna dama przywara szczelnie, caym ciaem do dokto a Halskiego, ktry, chcc by grzeczny, usiowa cofn si nieco i zgnit dotkliwie stop zdobnemu w radosn muszk. Ten sykn: Auu! Panie. Uwaaj pan. Halski przeprosi i pomy umy dobre, tylko zbyt intensywne, nie cofajc jednak twarzy z bezporedniego styku z lnicymi, rudawokasztanowatymi wosami damy, wygldajcymi, jakby dopiero co wyszy spod p eszczotliwego dotyku fryzjera fanatyka. Dziecko na stopniu okazao si zaczerwienion ym z wysiku, szeroko umiechnitym facetem o wygldzie referenta skupu w powanej instytu cji i trolejbus ruszy ponownie, przejecHal kilkadziesit metrw, po czym z godnoci stan gdy na dachu co trzasno. Motorniczy ruchem startujcego pywaka zanurzy si w tum blo jcie i wyskoczy z wozu, ludzie zaczli wysiada, by popatrze, co si stao. Wtedy trolej pojecHal figlarnie par metrw z wasnego popdu, za gromadka ciekawych, z motorniczym n a czele, pucia si w rozpaczliw pogo za nim. Wreszcie wszyscy wpakowali si z powrotem, motorniczy usiad z powag za kierownic i nic dalej si nie dziao, wz sta. Wrd guchy nych klatek piersiowych rozleg si przerywany gos starszego pana w czapce uszatce: D laczego nie jedziemy, na lito bosk? Kiedy my pojedziemy? Jak zdejmie pan rk z dzwonk powiedziaa zimno konduktorka o hoej twarzy. Pan w czapce uszatce puci porcz z dzwon iem, wz ruszy, za pan w czapce uszatce run twarz w flanelowy, biao niebieski tob y na kolanach przez mod kobiet w kapeluszu przypominajcym brzowe pudeko do butw. Z t rozleg si donony, gniewny pacz wiadomego swych moliwoci niemowlcia. Zbudowana jak Dumbadze myla Halski, wytrzymujc, nie bez satysfakcji, napr wytwornej amy. Za modu mogaby osign pikne wyniki w rzutach odezwaa si w nim dusza lekkoa dlaczego za modu? Przecie to cakiem moda pani. I dlaczego tylko w rzutach? Trudno byo zdecydowa si na okrelenie wieku, patrzc, nawet z tak bliska, na kunsztowny, cho wyran maquillage. W kadym razie nie mona byo odmwi urody tej twarzy; wyraziste rysy, due, iemnobawatne oczy, wszystko krelone ksztatnie, bogato. Gdy zdja rkawiczk, by wyj p zauway kosztown biuteri na jej duej, mocnej, bardzo wypielgnowanej doni. Inicjaty atna pomyla Halski. Na pewno. Trolejbus zahamowa raptownie na przystanku przy hote ristol, pani przywara jeszcze cilej do doktora, odwrcia gow, szepna z umiechem: W oczach jej migotaa niewtpliwa zachta. Na przystanku czekaa nowa grupa szturmowa, ktra natychmiast zacza zajade wdzieranie s i do rodka. Stan tacy w przejciu i si nie rusz Ani w t, ani w tamt Co si pani k si mam pcha? Panie! Moje poczochy! Co pan tam ma na dole? sycha byo ze wszech s sk stawa si mk. Pusty wz, jak pragn szczcia! dar si jaki facet na zewntrz posun si, miejsca nie zrobi Co za ludzie! Przecie wszyscy chc jecha. Na stopniu w ym wisiaa ki cia, trzymajcych si ju nieledwie milimetrw oparcia. Mimo sygnau do odjazdu, raz jeszcze otworzyy si z sykiem pneumatyczne drzwi wejciowe . Przed nimi stay trzy osoby: dwoje niewidomych staruszkw, biednie odzianych, i pa n w rednim wieku, ktry rzek do motorniczego: Pan bdzie askaw wysadzi tych pastwa n nej, dobrze? Po czym pomg staruszkom wej na stopie i wtoczy si do rodka wozu. Mo kiwn potakujco i ruszy. Staruszkowie, mczyzna i kobieta, zakoysali si niepewnie, tr si siebie kurczowo, z owym wyrazem smutnej naiwnoci, cechujcej twarze lepcw. Natychm iast podtrzymay ich pomocne donie, co jednak nie rozwizywao sytuacji: niewidomi nie znajdowali dla siebie miejsca w przestrzeni. Ich biae laski i trzymany pod pach pr zez mczyzn nie opakowany bochenek chleba sprawiay wszystkim wokoo niewymown przykro niesuszne oskarenie, a jednoczenie budziy gorce, przemone wspczucie. Na najbliszej awce siedziao dwch modych ludzi w beretach. Byy to czarne, sterczce na ie berety, o pieczoowicie wymodelowanych fadach i zagbieniach. Twarze pod nimi byy ch ude, wieo wygolone, e ladami zmczenia na cerze. Nie rozmawiali ze sob, jeden duba o e w nosie, patrzc na niewidomych, drugi przyglda si im z rodzajem zaciekawienia, tak im jakim darzy si osabione z zimna, niemrawo sunce po cianie muchy. Obydwaj nosili j

asnote, brudnawe szaliki i obydwaj mieli co odpychajcego w twarzach: jeden grub, zn onujc brutalno grn szczk, drugi spaszczony niezgrabnie nos. Niewidomi opierali s lana. Tacy to nie wstan mrukn pan w czapce uszatce. Modzie Wychowanie powie kobieta. Ogonki na czarnych beretach ani drgny. Panie nie wytrzyma jeden z monterw o miejsce jest dla inwalidw. Modzieniec o grubej szczce spojrza na niego obojtnie. pan powie? rzek. A to nowina. Nieprawda odezwa si drugi, ten ze spaszczonym no Naucz si pan czyta. To miejsce jest dla matki z dzieckiem doda, wolno wymawiajc sowa i wskazujc niedbale na czarny napis nad swoj gow. I ja jestem matka, a ten pan wska a palcem na siedzcego obok to moje dziecko Hi, hi, hi za krztusi si drugi szt yzywajcym chichotem. Za plecami Halskiego posiadacz urzekajcej muszki strzykn nadgry zionym kamyczkiem w okrge denko modnego kapelusza swego najbliszego ssiada i zacz gwa wnie przepycha si do przodu; Halski krci si do niespokojnie, gdy dama bya wysoka i mu nieco pole widzenia sw piknie ondulowan gow w szarym toczku. No, ju powiedzi z monterw, wysoki, barczysty mczyzna w grubym, impregnowanym paszczu. Wstawaj pan lejbus dojeda do placu Maachowskiego. Obydwaj modziecy w beretach wstali, jeden z n rzek do niewidomych: Prosz bardzo Prosz siada Facet ze spaszczonym nosem okaza aniu wysoki i mocno zbudowany. Stan przy panu w czapce uszatce, tu przed monterami. Czego si pan tak patrzy? spyta barczysty monter gono. Zewszd zwrciy si ku niem aerw, w gosie jego dwiczaa awantura. Trzeba byo siedzie doda. Co znaczy dla zy ludzie i inwalidzi stoj. Patrzy si, jakbym go skrzywdzi Przez chwil panowao milc ie, po czym wysoki ze spaszczonym nosem rzek sucho: Racja, racja, wszystko racja ni e przestajc patrze prowokacyjnie na montera, ktry podnis gos: To czego si pan tak y? Nie widzia kto, jaki straszny! Racja, racja powtrzy wysoki, cedzc wolno sowa mi si paska morda nie podoba. Trolejbus dojeda do Jasnej. Zbity tum drgn jak nael wany. Halski ruszy do przodu, odpychajc nieco zbyt raptownie sw ssiadk. Pochwyci jej dziwione spojrzenie. Za nim par modzieniec w tczowej muszce. Jak nieoczekiwanie rodz i si podo w czowieku myla szybko Halski przecie ci w beretach s tak wyranie w w tej chwili taki koncentrat za, sami nie widz tego czu, jak narasta w nim troch bez ilna nienawi do facetw w beretach. Ty smarku! w gosie montera zadraa pasja, spurp a na tgim karku. Ja mgbym takiego syna, jak ty Tylko nie basem, obywatelu, niech p nie bierze basem rzek z ostrzegajc kpin niszy, z grub szczk. Trolejbus przystan niewidomi staruszkowie wysiedli, wzdychajc ciko, sprowadzeni troskliwie ze stopnia , po czym motorniczy szybko ruszy. Do czego to podobne rzek drugi z monterw eby t gburowato Trolejbus wjecHal w drgajcy potok toczcych si u zbiegu Kruczej i Widok pojazdw i prze chodniw, z obu stron rozcigay si dugie, gbokie wwozy rozerwanej poza barierami ochr i jezdni; w dole leaa zagmatwana, ciemna, tajemnicza armatura przewodw kanalizacyjn ych i wietlnych wielkiego miasta. Stoczenie w przesmyku drogi, klaksony, okrzyki, przeklestwa szoferw, oskot aut ciarowych, poszum tumu i donone dwiki magafonw z C wajcych to wszystko skbion rumb O TicoTicoTi, o TicoTicoTa kontrastoway uderza tajc jak ciasny but cisz w trolejbusie. Halski przedziera si rozpaczliwie do przodu. Czego ja tam chc? myla gorczkowo pr e bd si bi Jednoczenie sia jaka pcHaa go naprzd. Owadno nim naraz parzce prz astpi co, na co czeka od dawna, wieki cae, czego pragnie, o czym nie ma pojcia, co t o ma by. Za sob czu konwulsyjne wysiki modzieca w muszce, walczcego o wydostanie si ezwadniajcego uchwytu ciasnoty. Wtedy wanie pad krtki, schrypy krzyk: Ada, w ryja go! Wysoki ze spaszczonym nosem skurczy si byskawicznie w sobie i nagle wycignit ze cis bez zamachu, uderzy barczystego montera w usta. Jednoczenie niszy z grub szczk szarpn caej siy pneumatyczne, drzwi wyjciowe w mechanizmie co gucho pko. Usta montera pok natychmiast krwi z rozcitych pytko warg. O, Boe! krzykna jaka kobieta. Wz zako go szarpnicia hamulcw. Halski dosownie odepchn dam w szarym toczku. Prosz pana Ta ona zacza ostro dama, podczas gdy oczy jej strzeliy blaskiem, ktry znaczy: Jak ba si podobasz! Monter wkuli gow midzy ramiona i usiowa uwolni rce z pltaniny trz e licznikw elektrycznych. Motorniczy gwatownie odkrci szyb, wychyli si i krzykn: Drugi monter krzycza histerycznie: Ja ci poka, ty obuzie! Za Halskim modzieniec szce przekopywa si bezkompromisowo kolanem przez kotowanin postaci. Wysoki wykona nie potrzebny, z samej maniery, unik gow, jako odwin na pask rk i uderzy po raz drugi, k si. Gowa barczystego montera rbna o kant stalowego uchwytu rcznego pod puapem wo y mu zmtniay, zdawa si traci przytomno. Konduktorka cisna kurczowo dzwonek, ktry

rzerwy, pan w czapce uszatce zblad jak ptno, niszy z grub szczk rozwali do koca dr lski nie mg min snujcego mu si przed oczyma szarego toczka i zych, a penych uznania mnobawatnych oczu, faceci w beretach skoczyli z wozu, ale nie sami. Wraz z nimi l ecia jaki ciemny ksztat. Potem Halski straci orientacj. Instynktownie, ruchem crawlis ty przeoy rami przez dorodn dam, i dzielcych go od montera ludzi i podtrzyma mu go roni przez policzek wida byo nabrzmiewajc krwawosin krech; facet nie pada, gdy trzy tum. Moe by grone pomyla Halski i naga pasja odja mu na uamek sekundy wiado ay mu w oczach i wypeniy uszy. Rzuci si ku wyjciu, drog zaskoczy mu modzian w musz przywar nosem do szyby i chciwie patrzy. Z tyu za sob sysza krzyki: Pomocy! Ratunk Doktora! Halski potrci brutalnie modzieca i zawis na stopniu pod sob mia dwumet rzed sob pczniejcy tum uliczny. W dole wyrwy, na czerwonych od minii rurach, leay b ruchu dwa ciaa w tych szalikach i beretach. Ich szyje i podbrdki pokryway si w oczac rwi. W biay dzie! tuko si w mzgu Halskiego w samym rodku Warszawy Ju skaka wiertarek i kompresorw, ktrych huk, wymieszany z dwikami O TicoTicoTi, o TicoTico stawa ani na chwil. Szarpica uraza do siebie samego wypenia mu serce, zrozumia to, co przemkno bezpowrotnie obok niego. Ale nie byo czasu na zastanawianie. Wskoczy do woz u i zawoa: Prosz o miejsce! Jestem lekarzem! Trolejbus pustosza gwatownie, Halski ntera na awce przy pomocy jego kolegi. Z dala dochodzi ju odgos syreny Pogotowia, wi docznie wszystko dziao si duej, ni wpltany w wypadki Halski mg oceni. Monter otwor ikiem mtne, zazawione, jakby malane oczy. Halski, uspokojony, wyskoczy raz jeszcze z trolejbusu; wyrwa pena bya ludzi, tak e ju nie wida byo rannych. Dostrzeg w tumie b tel lekarza Pogotowia i mimo woli umiechn si. Przetar doni czoo i sign po kieszo narzyk. Szybko przejecHal palcem po brzegu, nacisn liter K, otworzy i szuka wrd pi rw telefonw, ktre mu zostawi Kolanko. Unis gow, czujc na sobie czyj intensywny wz rotuarze, w pierwszym rzdzie zbitego tumu, staa dama w toczku. Widzc, e Halski patrzy na ni, odwrcia si i przedzierajc si przez tum odesza ku Alejom Jerozolimskim. Mimo e i bezmylnie Halski odprowadzi spojrzeniem jej wysok, postawn sylwetk w szaroperowej pelisie, ze srebrnoszarym futrem na konierzu. Zmczonym krokiem wszed do CDT i zbliy s i do automatu telefonicznego. Modzieniec w cynobrowotrawiastej muszce sta niezdecydowany, jakby pogrony w mylach, n brzegu wyrwy; napierajcy tum odsuwa go coraz bardziej od miejsca wypadku. Nie prze ciwstawia si temu naporowi, tak e w kocu znalaz si na jezdni, do daleko od trolejbu omidzy szoferami stoczonych tu przymusowo starw20 i warszawFSO. Taki dra! mwia kobieta z koszykiem, penym wiktuaw pobi, o mao co nie zabi tych dwch panw, tam n aki chuligan! Ale kto? denerwowa si gruby szofer w brudnym, granatowym kombinezonie kto to by? Sam widziaem mwi szybko chuderlawy go w cyklistwce, bez paszcza, eszeniach. Wypchn tych dwch z trolejbusu i skoczy za nimi w d Pasy bym dar z ty , chuliganw rzek szeroki w plecach onierz o czerwonej, chopskiej twarzy; przesun o k z czerwonym otokiem na ty gowy i powtrzy: Pasy drze z tych obuzw I co si z m napastnikiem? dopytywa si szczupy pan w okularach pod pilniowym kapeluszem. Aresz owali go, sama widziaam rzeka stara kobieta z koszykiem. Gdzie tam, babciu powiedz ia chuderlawy kpico. Znik jak sen jaki zoty. Widocznie wsik w te rury Ale jak? a si gruby szofer jak mona tak znikn? Przecie te rury zupenie jak na wierzchu I m two si w nie nie wejdzie. Jasny dzie wokoo, do cholery, tylko bez cudw! Jak to jego prawa umiechn si przychylnie chuderlawy. Rczy chopak nie zginie, da sobie rad. zeka stara kobieta kary na takich nie ma. Dwch panw pobi, porani A w gazetach ani u. Dlaczego o tym nie pisz w gazetach? machn rk zdenerwowany szofer i trafi w pier onego modzieca w kolorowej muszce. Przepraszam pana powiedzia to przez nieuwag. A dlaczego o tym nie pisz w gazetach? Dlaczego o tym nie pisz w gametach? powtrzy mac inalnie uderzony modzieniec z bladym, oderwanym od rzeczywistoci umiechem. I nagle rbn si rk w czoo, oczy jego nabray naraz wyrazu arliwego skupienia, wykrzykn: m nie pisz w gazetach?! i puci si pdem w stron Szpitalnej, jakby zapaliwszy motory zutowe u swych butw. Wszyscy zamarli z rozwartymi ze zdumienia ustami, gruby szof er z wzniesionym do gry wskazujcym palcem, ktrym zamierza obrci par razy przy czol plastycznego uwypuklenia swej opinii o znikajcym wrd przechodniw i pojazdw modziecu

O tej porze mona byo zasta redaktora Edwina Kolank tam tylko, gdzie daj dobrze zje. lepiej za mona zje w niewielkich klubach, yjcych yciem zamknitym, za to zasobnym we restauracje. Bezpretensjonalno stanowi, jak wiadomo, stygmat prawdziwej sztuki, w tych tedy bezpretensjonalnych restauracjach odprawiali nad pyt kuchenn ;swe czarod

ziejskie praktyki prawdziwi artyci warszawskiej patelni. Kubusiu! woa do siebie Jaku b Wirus, biegnc placem Wareckim wyczaruj w swej duszy wizj filetu z poldwicy lub sa ndacza po polsku i id nieomylnie za jej woni. Twj duchowy nos zaprowadzi ci niechybn ie tam, gdzie trzeba. W ten sposb dobi, zdyszany, do rokokowej fasady Klubu Literatw na Krakowskim Przedmieciu. Nie zdejmujc futrzanej kurtki stoczy si swym lawiniastym systemem ze schodw i znalaz si w niewielkiej, stylowo sklepionej piwnicy o dwch poz iomach. Rzeczywicie przy jednym z biao nakrytych stolikw siedzia Edwin Kolanko, poch ylony z oddaniem nad talerzem, na ktrym rozpociera si imponujcy rozmiarami i zdrowym, rumianym kolorem sznycel z groszkiem. Kuba przysiad si, otar spocone czoo, poprawi c ynobrowo trawiast muszk i powiedzia: Wie pan co? Nie odpar Kolanko, krojc sznycel na foremne ksy. Widziaem cud. Moliwe zgodzi si Kolanko. Takie rzeczy zdarzaj si, gdy modzie naduywa alkohol Nic z tych rzeczy rzek Kuba, biorc palcami frytki z talerza Kolanki, najwidoczniej w celu pokrycia zdenerwowania. Widziaem, jak facet rozpyn si w powietrzu. Na rogu Widok i Kruczej? spyta obojtnie Kolanko w biay dzie? W samym sercu Warsza Fryt stan Kubusiowi w gardle jak spuszczony semafor. Oczy wyszy mu na wierzch, zani m przekn. To pan ju wie? wykrztusi. Wiem. Wszystko? W kadym razie tyle samo co ty. Aha rzek Kubu inteligentnie. Drapa si przez chwil intensywnie w zeszoroczne piegi na nosie, po czym rzek: No, wic co? Napiszemy? Nie odpar Kolanko. Ale dlaczego?! wrzasn Kuba. Jedzcy przy ssiednich stolikach poeci i dramatopisarze, ktrzy i tak z niesmakiem patrzyli na jego nie rozdzian kurtk i uderzajc muszk, spojrz li na z wyranym wyrzutem. Syneczku rzek Kolanko z ow troskliwoci, w ktrej jest co z groby po to, aby pis przede wszystkim wiedzie, o czym si pisze. Wiedzie, rozumiesz, zasada numer jeden. Inaczej zaczyna si pisa o wach morskich. Tylko bez samobjczych bramek, chopcze, w ten sposb nie dojdziemy do adnych wynikw. A teraz chod na kaw, przy ktrej opowiem ci o rz czach rwnie ciekawych, jak pouczajcych To rzekszy, zoy porzdnie n i widelec oraz umiechn si do adnej kelnerki, co mia zc; na ni zdolny jest bez dotkliwszego uczucia przykroci, wrcz ochoczo, zapaci za szn cel z groszkiem. 4

W adnym z miast na wiecie nieg nie ma tak kracowych humorw jak w Warszawie; nigdzie n ie potrafi tak szybko i tak beznadziejnie zmienia si w brudne, drczce boto, ale te ni dzie nie pada z takim wdzikiem jak w tym miecie. Pada wtedy mikko i cicho, pokrywa w iat cay puszyst biel, mienic si w nocy granatowymi refleksami na dachach i skwerach, udzi tsknoty za minionym dziecistwem. Tego marcowego wieczoru nieg pada wok kiosku Juliusza Kalodonta jak w bajkach Anders ena bezszelestnie, obficie i kojco. Bya pna godzina i pan Juliusz Kalodont pakowa sk ztnie swj drukowany towar przed pjciem na zasuony wypoczynek w agodnym krgu domowej y. Skada skrupulatnie Problemy i Przyjaciki, pogwizdujc z uczuciem Le, ptaszku, rwnoczenie gbokie rozwaania nad rzewn polskoci tej pieni. Tote duy kamie, ktr zbiwszy przedni szyb kiosku, do jego wntrza, sta si dla niego oszaamiajc, cho nieb espodziank. Pierwszemu dziwi si nie naley, byo to reakcj cakiem naturaln; drugie st rzecz czystego przypadku kamie min gow Kalodonta o milimetry, stuk z brzkiem naf k i pogry kiosk w kompletnych ciemnociach. Trzeba tu stwierdzi otwarcie, i w pierwszej sekundzie pan Kalodont skuli si, zamknwsz y oczy. Ostatecznie gwatowne przejcie z miej atmosfery repertuaru chru Mazowsze do owych warunkw obleganego w redniowieczu barbakanu usprawiedliwia tak chwilow postaw w obec szybko rozwijajcych si wypadkw. Sytuacja obrzucanego gazami z niewidzialnych be luard czy katapult kiosku Ruchu nie naley do najprzyjemniejszych; trzeba wszak sobi

e powiedzie, e budowla ta ma na og inne przeznaczenie ni warowne burgi dnych wrae drugiej za strony Juliusz Kalodont by starcem wielkiego serca i nieugitego ducha. Ockn si tedy po chwili z drtwoty, szybko wysun doln szufladk i sign do niej. W t kundzie stao si co takiego, co sprawio, e Juliusz Kalodont sta si jeszcze bardziej m tki, skulony i jeszcze mocniej zacisn powieki na oczach. Tu za kioskiem rozleg si str aszny krzyk katowanego czowieka, potem rozdzierajcy jk czowieka o miadonych koczynac a potem szybki, paniczny tupot uciekajcych, ng, ktrego nie mg stumi nawet puszysty d n wieego niegu. Jak dugo siedzia w tej pozycji, trudno byo okreli. Troch pewnoci siebie przywrcia a cisza. Kalodont poprawi maciejwk i ostroniutko wysun gow przez rozbit szyb. Uli ta i biaa, nieg pada bez szmeru i bez ustanku, w perspektywie placu Trzech Krzyy snu li si zapnieni przechodnie. Kalodont odetchn gboko, otar zroszone potem czoo i od adki to, co z niej wyj. Migotliwy blask jedynej naprzeciwko latarni ulicznej owietl a przez uamek sekundy przedmiocik. Bya to rowoczerwona tubka pasty do zbw marki Kal Przysiad jeszcze na chwil, przytrzymujc rk ttnice po tych przeyciach serce. Nagle d zed kioskiem staa jaka posta. Niemoliwoci byo nie tylko rozeznanie rysw twarzy, ale t wyraniejszych, bardziej sprecyzowanych konturw sylwetki; niemoliwoci byo stwierdzi zy w kto jest wysoki czy niski, chudy czy gruby. I chocia nerwy Juliusza Kalodonta znajdoway si w stanie roztrzsienia, to przecie resztk zdrowego rozsdku poj, e w k zy nim a odleg latarni tak umiejtnie, i zasoni sob i tak skpe wiato. By to jedn zebysk trzewoci w intelekcie Juliusza Kalodonta. W chwil potem niewyrany ksztat rzek Dobry wieczr, panie Kalodont i dzielny starzec popad znw w rodzaj hipnozy, w ktrej wydarzenia speniaj funkcj hip yzera. Dddobry wwwieczr wybka. Po czym doda, czepiajc si resztek opanowania: Czym mog sssuy? Paczk wczasowych i przyjani rzek powanie ksztat. Gos mia cichy, dwiczny, tro Cooo ttoo znnaaczy? wyjka pod sumiastym wsem Kalodont. Pooy niepewnym ruchem pac rosw przed sob. To znaczy, e bardzo pragn, abymy zostali przyjacimi, panie Kalodont powiedzia ksz wyszukan uprzejmoci w gosie. I doda z odcieniem powcigliwej konfidencjonalnoci: J przyjaci, panie Kalodont, i wanie pomylaem sobie o panu. Zdaje si, e w sam por zdawao si, jakby wykona gest, wskazujcy na lecy jeszcze cigle na jednej z pek kam zym pooy pienidze, za wzi papierosy. Na serdecznym palcu rki, biorcej tekturowe pu lni miriadami byskw olbrzymi, przepikny, oprawny w masywn platyn brylant. Po sekundzie wiato pado na rozwart, zdumion, przeraon twarz Juliusza Kalodonta. Prze ioskiem nie byo nikogo. Nic tylko biaa, niena cisza. CZ DRUGA 1

Dugi rzd aut sta przed stacj benzynow na Polnej. Za maym oplem wielki FS Lublin, za k czkowat IF zgrabny star 20, za krzepk warszaw czarny chevroletdeluxe. Co zatrzymao i w sprawnym przetaczaniu mieszanek spalinowych i olejw, szoferzy obsied li stopnie wozw i palili ze smakiem papierosy. Koniec marca by pogodny, pierwszy wty powiew wiosny zapachnia w Warszawie. I co? spyta mody chopak o somianych wosach i umorusanej twarzy. Znw co? Nic r starszy, siwa wy mczyzna w tustej od smarw cyklistwce. Od czasu tej przewalanki n adybie u nas nic nowego Czekaj, czekaj, zobaczycie rzek podchodzc wysoki, chudy szo fer w rozpitym kouchu nie tu, to gdzie indziej. Zobaczycie Co to za numer? zbliy rozmawiajcych tgi szofer w kombinezonie byem wtedy przy tej rozrbce na rogu Widok i Kruczej Co to za numer? Cholera wie rzek pochylony nad otwart mask najbliszego w zofer w ministerialnym uniformie i wojokowych butach. Nikt nie wie, co to za nume r Ale faceci nie przestaj skaka rzek somiany chopak. A strach jedzi w nocy. jer rzek szofer w kombinezonie. Jak czowiek zdy zapa za klucz, to nie zginie. Aby Dlaczego faceci? rzek zaczepnie starszawy szofer. Skd wiesz, e faceci? Skd wiesz, i u ich jest? Duo rzek chudy w kouchu. Na pewno duo. Syszy si przecie to tu, to Warszaw, to w miecie Na razie szoferw nie ruszaj rzek tgi w kombinezonie ale to trzeba bdzie si naradzi. Wsplnie, to jedyny sposb Choler wiesz, co za sposb i

osb rzek szofer w uniformie. Nic nie wiesz, to najgorsze Panowie rzek chopak w zielonkawej wiatrwce sprawa jest ciemna, ale kozacka W ga h ani sowa rzek czarnowosy chopak o wieej cerze i penej pieprzykw twarzy. Zupe hicago Co tam Chicago! rzek modziutki blondyn o rowych policzkach. U nas, w park szera, znw znaleli wczoraj rano dwch zaatwionych na klawo. Dwch porzdnych ludzi? ironicznie chopak w zetempowskim krawacie. Ja tam wiem? Leeli podobno porzdnie i wy gldali przyzwoicie Na leco rzek chopak w zetempowskim krawacie. Rozleg si dzwonek, rozmawiajcy zeskoczyli z okna i rozbiegli si midzy awkami. Do jasn j, widnej klasy wszed nauczyciel z dziennikiem pod pach.

P kilo cukru, cztery jajka i patki owsiane powiedziaa kobieta przy ladzie. Pani d a, tej milicji to na lekarstwo. Co, znowu, kochana pani Kowalska? Ano, znowu, zn owu, na Marymonckiej. Co pani powie, pani Kowalska? Dziesi groszy ma pani, to dam ca zotwk Mam, mam, zociutka. A co na Marymonckiej? Nastpna pani, kto dalej? da, drody i proszku do pieczenia. Ja to si boj syna puszcza, pani droga! A ile syn ma? Dwudziesty szsty mu idzie, ale taki jaki dziecinny, nikomu nie ustpi, tylko by si przekomarza, sprzecza I co na Marymonckiej, pani Kowalska? Ano przyjechali ska ali, zmaltretowali i pojechali. A ilu ich byo? Ze trzydziestu. Dla mnie pi kostek aggi, panno Zosiu Drobne mi pani da, bo nie bd miaa wyda. A kto ich widzia, tych ziestu? Nikt. Przyjechali i pojechali. I kogo tak? Orzechoszczakw pani zna? Takie adne chopaki, spod sidemki, na Kolektorskiej! adne oni, adne, ale dobrze, e im kto da w ko Mojego szwagra w zeszym roku o mao nie zabili, obuzy. Ale zawsze std dzi Marymontu, pani Baszczykowa, jak tak mona mwi? Milicja si nad nimi ulitowaa, e pobit a pani im le yczy. Taka spokojna dzielnica bya, ten Marymont, to teraz obce dranie przyjedaj i rozrabiaj! Spokojna, spokojna e te pani takie gupstwa stroi, pani Kow dnie spokojna, jak karetka pogotowia osiem razy przyjedaa w ostatnim tygodniu P wi masa, panno Zosiu, i musztard. Tylko drobne prosz, bo ja sobie z t reszt nie poradz 2

Porucznik MicHal Dziarski sta w oknie swojego biurowego pokoju i patrza na dachy. Dobrze byo sta w taki pochmurny, a przecie jasny, wietrzny poranek i patrze na dachy . Z gmachu Komendy Stoecznej MO wida byo Arsena, ulic Dug, naronik Bielaskiej i s rub Kak z miedzianym supkiem i tak kul na szczycie. Porucznik Dziarski mao mia ws eori architektury, niemniej, patrzc na dachy, odczuwa wyranie ich warszawsko. W latac pidziesitych w Warszawie wszyscy znali si cho troch na architekturze, tak jak w swoi czasie na Alasce wszyscy znali si na poszukiwaniu zota. Architektura stanowia gwne z ainteresowanie niemal wszystkich w tym miecie. Porucznik MicHal Dziarski by szczupym, niewysokim, nieco chuderlawym mczyzn. Mia drob cig twarz z ciemnym wsikiem i bystre, przenikliwe oczy. Ostatecznie mg, z powodze nie zwraca niczyjej uwagi: niechtne, agresywne spojrzenie jest spojrzeniem typowym w Warszawie. Brzowa welwetowa marynarka z domu towarowego i najprzecitniejszy kra wat sprawiay, e noszcy je czowiek mg dugo pozostawa nie zauwaonym w miejscach publ . Nie bya to cecha zamierzona ani wystudiowana, naley jednak przypuszcza, i poruczni k Dziarski nie by z tej waciwoci niezadowolony. Dziarski odwrci si i powdrowa do biurka. Pokj by duy, dokadnie sprztnity, pustaw ka sta w nim stolik i trzy niewygodne krzesa; za biurkiem na mniejszym stoliczku s tay cztery aparaty telefoniczne, na cianie wisia duy plan Warszawy. Biurko byo proste i oprcz wyschnitego kaamarza, pudeka papierosw i zapaek nie leao na nim nic. Rozlego si pukanie i do pokoju wszed pleczysty starszy sierant w mundurze, o grubo c iosanej, chopskiej twarzy; pod pach trzyma kartonow teczk. Spry si subicie. D cie Maciejak rzek Dziarski. Co nowego? Melduj, obywatelu poruczniku, e skoczyem ciejak. Cocie skoczyli?, Mj system, obywatelu poruczniku. Dziarski umiechn si ie. Pokacie rzek. Maciejak pooy przed Dziarskim row, kartonow teczk i stan obok. Na teczce widnia kaligrafowany napis: Alarmowy system nieporzdkw. Projekt przedoony opracowa st. sier Maciejak. Dziarski otworzy teczk: byy tam schludnie, pedantycznie poszeregowane wyk resy i tabele, gmatwanina czerwonych, zielonych i niebieskich linii, tytuy: Sygnal izacja bjek, Sie alarmowa awantur ulicznych, Ewidencja zaczepek, wyzwisk i zakce s publicznego, rodki prewencyjne przeciw zamroczonym alkoholem. Dziarski przeglda uwan

tumic umiech. Cenne jest to pomyla e Maciejak czy w sobie zapa w walce o su oci do solidnego szufladowania. Nie odtrcajmy klasyfikatorw, do jest i tak improwizac i w naszej pracy. Nieze rzek Dziarski tylko mao realne. Przynajmniej na razie, sierancie Maciejak. czego, obywatelu poruczniku? Maciejak zaspi si. Dziarski zapali papierosa. Siadajci powiedzia. Sama zasada waszego systemu jest suszna, ale chwilowo nie jestemy w sta nie go zrealizowa. Tak si cieszyem, kiedy przydzielono mnie do was, obywatelu poruc zniku, ja od dawna interesuj si tym zagadnieniem. Wydaje mi si, e to jest wane, aby l udzie yli, pracowali i wypoczywali w spokoju. Ciesz si, e tak mylicie umiechn s . Mamy przed sob wielk i trudn kampani. Ale widzicie, tu trzeba na razie innych meto d. Bezkarne zuchwalstwa, ktre rejestrujemy ostatnio, wymagaj innego ujcia ni system sygnalizacyjny pijackich wykrocze. To s wiksze sprawy i trzeba je dobrze zbada. Oczy wicie zgodzi si Maciejak. Co obywatel porucznik zleca na dzisiaj? Przygotujcie zez ania doktora Halskiego i innych lekarzy Pogotowia, dobrze? Aha prosz stworzy stay dyu r w Pogotowiu, jeden z naszych ludzi bdzie od dzi jedzi wraz z karetk na miejsce kade o zajcia. Tak jest, obywatelu poruczniku rzek Maciejak, wstajc. I jeszcze co rz arski. Chciabym mie dokadne sprawozdanie z Wydziau Komunikacji Drogowej o zarejestro wanych ostatnio na osoby prywatne angielskich samochodach nastpujcych marek: Austin, Morris i Hillmann. Tak jest rzek Maciejak, notujc. Dziarski wsta rwnie. Tym telu sierancie powiedzia z umiechem. Istnieje caa szkoa w fonetyce, upatrujca rnice akcentw w wymowie poszczeglnych gose e w wymawianiu goski r demaskuj szereg narodowoci, a nawet synw poszczeglnych miast. og sdzi si mylnie, e najbardziej charakterystyczna dla Warszawy wymowa polega na zmi czaniu goski sz do . Rzeczywicie akcent warszawski zawiera w sobie i t osobliwo k, po ktrej warszawiak najnieomylniej rozpozna warszawiaka, jest litera 1. Warszawsk ie 1 ma dwik owinitego w flanel metalu. Sowo obywatel zabrzmiao w ustach Dziarski nikt z ludzi, urodzonych pomidzy Olszynk Grochowsk a Cmentarzem Wolskim i Bielanam i Suewcem, nie mgby mie najmniejszych wtpliwoci, e stoi przed nim rodak, krajan, zi i pobratymiec. O godzinie czwartej Dziarski zamkn swj pokj na klucz, woy szar jesionk i granatowy sz i opuci gmach Komendy Stoecznej. Przeszed Dug do placu Krasiskich i dalej do Fret stamtd Mostow, wrd wykaczanych staromiejskich kamieniczek i wieo zacztych budw, na i Dunaj i przestpi prg maej, naronej restauracji o nazwie Rycerska. Usiad na surowy lu w nisko sklepionej salce i zamwi flaki oraz sztuk misa z chrzanem. Zanim kelner p rzynis mu zamwione danie, wycign z kieszeni kilka kartek maszynopisu i czyta je z atysfakcj. Skoczywszy, rzek pgosem: Dobre i klepn z zadowoleniem stojc obok rsk w okolice pancernych nagolennikw, w miejsce, ktrego redniowieczny rycerz uywa naj zciej do siadania na swym wierzchowcu. Spojrza na zegarek i zabra si do jedzenia, ktr stawia przed nim kelner. Kelner, jak to kelner, nie mg si powstrzyma od rzucenia oki em na lecy na stole maszynopis. Widnia na nim napis: Sprawozdanie z dziaalnoci Zarzd arszawskiego Towarzystwa Filatelistycznego.

Redaktor Edwin Kolanko przeci Rynek Starego Miasta w kierunku strony Barsa. Zatrzy ma si chwil na wprost wskiej, wysokiej kamieniczki o dwuokiennej fasadzie, zdobnej w brunatne sgraffito, pene tustych amorkw, rogw obfitoci, owocw i cikich kici winny . Po czym wszed do sieni przez ukow, wsk, okadan gazami bram. W pierwszym pomieszczeniu sta zamczysty, czarny kredens i wisiay mahoniowe, dostoj ne gabloty. Pod szkem gablot barwiy si znaczki pocztowe najrniejszych wymiarw, gatunk i kolorw, schludnie poszeregowane, opatrzone podpisami. Wntrze pene byo rozmawiajcych ludzi; w grupach dyskutujcych uderzaa rzadka pogarda dla rnic wieku: starsi zaywni p anowie wymieniali uwagi z odzianymi w przewijane spodnie chopcami, ktrym uwielbien ie dla Karola Maya i rozgrywek szmaciank palio si jeszcze w oczach, rnorako ubrani m i w kwiecie wieku sprzeczali si ywo z chudymi modziecami o obliczach penych pryszczyk i zapau. Kolanko przecisn si ku widniejcym w gbi schodom: rozcigaa si nad nimi d na powaa, z ktrej zwisa pikny, mosiny pajk z polskim orem. Schody byy take pene ocign Kolank za rkaw. Ma pan ze sob swj klaser? posysza obok siebie mody gos dziutka, moe czternastoletnia twarz o zezowatym spojrzeniu spoza drucianych okula rw wpatrywaa si we badawczo. Co? spyta zdezorientowany Kolanko. Czy co mam? Aa twarz przepraszam. Wziem pana za filatelist. Widz tu pana po raz pierwszy, mylaem: nowy, trzeba przyskoczy, moe si co zahandluje, jaka wymiana rozumie pan? Rozumie

olanko, trc podbrdek. Czekaj dorzuci szybko; olnia go naga myl. Lubisz ciastk bi rzeka obojtnie twarz w drucianych okularach ale co z tego? A zreszt to niewane. e s serie caostkowe i nadruki. Tylko to mnie interesuje Szkoda westchn Kolanko d uj wikszymi ilociami ciastek. Wprost nie wiem, co z nimi robi. Twarz przecigna rk ych paznokciach po przylizanych na mokro najea wosach. Trudno powiedziaa twarz opr wadz pana po wystawie Weszli razem po schodach na gr. Jak si nazywasz? spyta Ko Wasiak. Anzelm Wasiak. Za chwil odbdzie si oficjalne otwarcie wystawy doda. Wiem o ym rzek Kolanko. Po to tu przyszedem. A, wic interesuje si pan filatelistyk? s elm Wasiak. Bardzo rzek Kolanko. Ostatnio interesuj si ni wyjtkowo. Prosz pastwa! rozleg si w gbi sali troch drcy, starczy gos. Wszyscy odwrcili emu panu o wygldzie emerytowanego profesora otwieram uroczycie jubileuszow wystaw Wa rszawskiego Towarzystwa Filatelistycznego Kto to jest? spyta Kolanko. To nasz prez es rzek Anzelm Wasiak z dum i przywizaniem w gosie. A ten pan obok, w brzowej mary ce? spyta Kolanko z nieomylnym instynktem. To nasz skarbnik, pan Dziarski. Wspani ay znawca problematyki zbkowania. Czego? spyta Kolanko z wysikiem na twarzy. Pomy to inny Dziarski? Dziarski pediatra? Zbkowania powtrzy Anzelm Wasiak. W gosie jego brzmiaa pogarda. Anzelmie rzek Kolanko z ulg zgo si pod ten adres, gdzie oczeki e dowolna ilo ciastek. A teraz egnam ci. Potrzebuj nieco samotnoci, by przyj do sie o tylu nowych wraeniach Aha, ale o tym doda, podajc Anzelmowi sw wizytwk z adresem kcji ani mrumru. Pragn zachowa swoje incognito I zostawi go przejtego nabonym zd m, ktre u ludzi do lat czternastu jest czstym nastpstwem bezbrzenej pogardy. Prezes przemawia krtko i zwiedzajcy zwrcili si znw ku gablotom. Zewszd dochodziy st ozmw: Bd na kliszy Cay arkusz zepsuty Obiegowe z krlow, brunatno fioletowy za centymw, mam go u siebie w klaserze Kolanko sterowa ku brzowej, welwetowej marynarce . Dziarski sta porodku sporej grupy i mwi falsyfikaty maj sfaszowany nadruk i zbk jedenacie i jedenacie i p. Przewit poziomy zera wynosi jeden koma sze, za wymiar kr ierzc po liniach zewntrznych, wynosi pi koma dwa. Nadruki wykonano kolorem czerwonym lub karminowym Niech to diabli! zakl w duchu Kolanko nic nie rozumiem. Uwag jego przyku na chwil mocno zbudowany, mody czowiek redniego wzrostu, z ksik p Ubrany by w wyzywajcy kraciasty paszcz o szerokich ramionach, z fad jaskrawego, weni anego szala wyania si gruby, smagy kark, z caej jego postaci bia sprona, zmagazynow ia. Twarz modzieca okrela zamany po boksersku nos, by to nos wyjtkowo surowo potrak y, zgnieciony na czubku i wamany u samej nasady; nie ulegao adnej wtpliwoci, e obrae te pochodz z chlubnych zmaga na ringu. Mae, ciemne oczy po obu stronach owego wyra zistego nosa wpatrzone byy z cakowitym oddaniem w pene filatelistycznych walorw gabl oty. Przepraszam najmocniej! zawoa Kolanko, odwracajc si niezrcznie i uderzajc z caej tu kogo w gow. Zapatrzy si na faceta o wiele mwicym nosie i teraz chwyta potrconeg siebie, niskiego, drobnego pana za rami, jakby pragnc uchroni go przed upadkiem. Prosz stokrotnie o wybaczenie. Tu tak ciasno tumaczy si Kolanko. Potrcony podni e z podogi melonik. Nie szkodzi umiechn si. Zdarza si. Biedny filatelista em Kolanko melonik, sztywny, gumowy konierzyk z rkami, sakpalto z aksamitnym konierz em, parasol Klasyczny buchalter i filatelista. Doprawdy nie szkodzi doda poszkodowa ny, ocierajc skrupulatnie rkawem kurz z melonika nie ma o czym mwi, prosz pana Je akby kociana twarz o mdrych, czarnych oczach wyraaa swobodn uprzejmo. Skoni si ra Kolance, odwrci si i ruszy wolno midzy zwiedzajcych. Waciwie facet jest osobliwy lanko co w nim jest. Istotnie twarz i posta niskiego pana w meloniku nacechowana by jak ostentacyjn chytroci do zawiego gatunku, jakby czowiek ten chcia powiedzie: aki jestem ostentacyjnie przebiegy, a skoro to widzicie, moecie susznie i bez trudu posdza mnie o zamaskowan gupot. Bya to wic skomplikowana charakteryzacja: udawa g est atwiej, trudno jest tylko wtedy ukry udawanie; natomiast peny sukces osiga si, ud ajc mdrego w ten sposb, aby wszyscy dostrzegli, e si udaje, i mwili: jaki ten facet j st w gruncie rzeczy gupi. Melonik? zastanowi si Kolanko kto dzisiaj nosi melonik? Dziarski posuwa si wolno wzdu gablot. By sam. Kolanko zbliy si nieznacznie. Inter zek jakby do siebie, stajc w ssiedztwie. Dziarski spojrza na przychylnie. Takie spojr zenie obowizuje hodowcw jamnikw, wdkarzy, numizmatykw, mionikw muzyki gregoriaskie raczy skarabeuszw, kolekcjonerw motyli, filatelistw czy wielbicieli gobi, gdy przebyw aj we wasnym gronie. Ma pan na myli t seri okolicznociowych kasownikw? spyta. lanko z moc. Co za imponujce kasowniki! Dziarski spojrza na uwaniej i Kolanko pocz traci grunt. Jestem pocztkujcym filatelist rzek niepewnie. Nie jest adnym filatel

a Dziarski, usiujc grzecznie go wymin, Najmocniej pana przepraszam rzek Kolanko, rzymujc go spojrzeniem. Pragnbym spyta pana o co z dziedziny zbkowania Sucham arski. Co pana interesuje? Widzi pan, mam w domu znaczek Nowej Gwinei improwizow a Kolanko i niepokoi mnie, czy jest on aby waciwie zbkowany Czy ma on zbkowanie l e, grzebieniowe, skrzynkowe, ramkowe czy krzyowe? spyta z powag Dziarski. Poddaj si n Kolanko. Mam dosy Dziarski umiechn si uprzejmie, skoni si lekko i przycz ujcych grup. Za chwil zacz si egna. Kolanko zszed za nim na d. Dziarski przeszed ed na ulic. Kolanko ruszy za nim. Na rodku Rynku zrwna z nim krok. Pan wybaczy, e go niepokoj zacz. Dziarski spojrza na bystro. Byo to zupenie inne spojrzenie ni na wystawie. Sucham pana. Pragnbym z panem porozmawia, panie poruczniku. W twarzy Dziarskiego nie drgn ani jeden musku. Prasa to potga rzek powoli Dziarski i Kolanko zrozumia, e trafi na czowieka ulep z takiej gliny, jak on sam. Skoro powiedzielimy ju sobie tyle zacz Kolanko z uprzejmym umiechem tedy nie wid du, by nie rozpocz rozmowy nacechowanej wzajemnym szacunkiem. Szli przez par minut w milczeniu ulic Piwn. Po czym Kolanko rzek: Nie powinienem pyta, lecz korci mnie niewymownie. Sucham pana Przyznaj si do pierwszej poraki rzek uwanie Kolanko. Skd pan wiedzia o tym, e ennikarzem? Wybraem tylko najlepsz dla pana ewentualno powiedzia obojtnie Dziarski. Gdybym n, musiabym konsekwentnie rozprawi si z panem. W porzdku. Stan zbrojnego pogotowia jest wietnym pocztkiem przyjani. Wkroczyli na Krakowskie Przedmiecie. Czy musimy wstpi do kawiarni? spyta oschle Dziarski. Myl, e nie da si tego unikn. Znam tak w pobliu, gdzie jest pusto o tej porze i za . Czy s takie w rdmieciu? Jest jedna. Przeszli na drug stron ulicy i Kolanko zatrzyma si przed naronym wejciem do Bristolu y Karowej. O tej porze rzek Dziarski nie znajdziemy na grze miejsca. A jednak zorientowany umiechn si zoliwie Kolanko. Ale nie wie pan zapewne, pani zniku, e otwarta zostaa tu nowa sala, na dole. Weszli do hallu, a potem na prawo, po paru stopniach w d. Oczom Dziarskiego ukazaa si duga, raczej wska sala z ogromnym, oprawnym w pompatycznie zocon ram zwierciadem . Stay tu czarno politurowane krzeseka i kanapki wycieane toczonym, malinowym pluszem i stoliki o niby marmurowych blatach. ciany miay kolor kawy z mlekiem lub bawarki, sufit z motywem zoconych, jodowych szyszek w fryzie sformowany by jak w pawilonach wielkich wystaw midzynarodowych z koca ubiegego stulecia; wraenie to podkrelay trzy andole, skadajce si jakby z lamp gazowych na zoconych prtach z pseudokrysztaowymi wis orami wok omiu mlecznych kul. Na cianach wisiay poetyczne ilustracje synnego Uniechow kiego. adnie tu powiedzia z umiechem Dziarski, siadajc na malinowym pluszu pod cian i ba metalowym, szampaskim kielichem na serwetki i luno Cieszy mnie, e si tu panu podoba rzek Kolanko. Nie wszyscy potrafi doceni kojcy ego wntrza. Zwaszcza modzie. Ale my, ludzie dojrzali, znamy jego warto. Rzeczywicie byo tu pustawo i zacisznie. Kilku starszych jegomoci gwarzyo w gbi, pon paru stolikami sterczay kije z gazetami. Gdzieniegdzie widniay twarze w binoklach lub srebrne fryzury starszych niewiast. Przy ssiednim stoliku, oboonym czasopismami , siedzia kto, cakowicie otulony szeroko rozpostart pacht ycia Warszawy. Co dla panw? spytaa podchodzc rowa i pyzata kelnerka w biaym fartuszku i czepeczk Dla mnie wiedeski sernik, kawa i woda sodowa rzek Kolanko. Ten lokal pachnie pyszn ym, wiedeskim sernikiem, zupenie jak u Sachera umiechn si ponownie Dziarski. Jest jak wida, wielbicielem stylizacji doda i zamwi p czarnej. Czym mog panu suy, orze? spyta, powracajc do tonu chodnej, ostronej uprzejmoci. Kolanko bbni chwil palcami w blat stolika. Po czym rzek: Moje nazwisko brzmi Kolanko. Edwin Kolanko.

Domylaem si tego. Od dawna pragn pozna pana. Ciesz si bardzo. Tym bardziej i zamierzam zaproponowa panu sojusz. W czym moe by przydatny skromny oficer milicji synnemu dziennikarzowi? Czuj si mocno pochlebiony, lecz boj si, czy zaszczyt takiej propozycji nie spada na mnie przez j akie nieporozumienie Nie powiedzia spokojnie Kolanko. Wiem o tym na pewno, e nie. Oczy Dziarskiego stay si ostre i odpychajce. Zrozumia, e trafi na czowieka ulepioneg tej samej gliny, co on. Dobrze rzek. Nie mwmy o tym. Wykluczone powiedzia stanowczo Kolanko. Musimy o tym mwi i bdziemy o tym mwi. C stanie pan i opuci bez sowa ten lokal. Ale to Kolanko umiechn si byoby raczej ni ne Kij z yciem Warszawy przy ssiednim stoliku drgn i odsun si nieznacznie. Jeli tkwi wiek, to czowiek ten usiowa w tej chwili gorczkowo, acz niewidocznie, przysun si jak jbliej ku Dziarskiemu i Kolance. Czy pan wie, panie redaktorze umiechn si z kolei mile Dziarski e ton, w jakim pa mn rozmawia, moe sta si dla pana rdem pewnych przykroci? Domylam si rzek ze sodycz Kolanko i dlatego wanie proponuj panu przymierze. Poda Dziarskiemu otwart papieronic i zapalon zapak. Dziarski zacign si gboko. Nic z tego rzek z wyszukan uprzejmoci w gosie. Jeli bd pana potrzebowa, wezw chanie. Powinien by pan wzi i tak moliwo pod uwag. Kolanko milcza przez chwil. Zgoda rzek wreszcie. Prosz mi tedy powiedzie, czy zastanawia si pan kiedy nad p gi bjki? Niejednokrotnie rzek Dziarski po ostronej pauzie. Rzecz jasna. Co sdzi pan tedy o tym, co si ostatnio dzieje wok nas, w tym miecie? C Polacy znani s z krewkoci temperamentu i z rozlunionych w stawach koczyn. Od cz ymachiwania. Nie jest rzecz przypadku, e od dwudziestu lat dzierymy prymat w europe jskim boksie amatorskim. Ta hegemonia najlepiej wyjania, jak dalece jestemy amator ami wzrusze gwatownych i cakowicie namacalnych. Co inni czyni z sukcesem dla pienidzy , my robimy z czystego, szlachetnego amatorstwa. W tym co jest, nie sdzi pan? Kolanko przygryz warg. Robi ze mnie barana pomyla ze zoci unika, wymyka si Al To bardzo gbokie, co pan powiedzia rzek powanie. Trafne. Gdybym robi wywiad z p u miabym do frapujcy tytu. Porucznik Dziarski, autorytet w docelowym wymachiwaniu ko nami, owiadcza Rozumie pan, prawda? Al nie o to chodzi A o co? spyta szybko Dziarski, jakby nie chcc wypuszcza inicjatywy z rk. O to, aby w kocu by spokj w tym miecie rzek dobitnie Kolanko. O to mi chodzi. Kto ju dzisiaj wyrzek takie zdanie pomyla Dziarski ale kto? Maciejak? Ja sam? ardo i nieprzychylnie na Kolank: mska twarz, wszystkowidzce, kpice oczy i jaka skonno kcikach ust do niewiadomego i nieprzewidzianego, tkwica gdzie w rysach, trudno nawe t dokadnie okreli gdzie. Panie redaktorze rzek Dziarski. Prosz mi otwarcie powiedzie, czego si pan po mnie odziewa, w czym mog by panu pomocny. Jeli okae si to moliwe, postaram si speni pa ie. Typowa warszawska twarz myla szybko Kolanko chuderlawa, czarniawa, troch arogancka roch bezczelna, mdra. Takie twarze nosz w tym miecie sklepikarze i dziaacze spoeczni, szulerzy karciani i bezkompromisowi ideowcy. Wobec takich twarzy warto czasami b y szczerym. Dobrze, pjdziemy na otwarcie. Zobaczymy, co z tego wyjdzie. Dobrze rzek Kolanko powiem panu. A raczej spytam pana, co pan wie o mnocych si os nio w Warszawie napaciach i awanturach, w ktrych najciej poszkodowani s z reguy napas nicy lub co najmniej ludzie o nader wtpliwej reputacji. Dziarski rozemia si. Idzie na otwarto pomyla nie bez zaniepokojenia. Mwi o tym na miecie rzek wymijajco w sposb rozmaity. Ale nie tdy droga, kochan olanko. Nie moemy ustali wsplnego jzyka, ot, co najgorsze. Przecie musi pan zrozumie, drogi panie redaktorze, e nie bdziemy rozmawia otwarcie i e to, co ja wiem, tego pan u nie powiem. Dzieli nas specyfika naszych zawodw. Czyli rzek Kolanko cicho i pewnie znaczy to, e wie pan tyle samo, co ja, a wic pra ie nic. Ma racj pomyla ze zoci Dziarski wygra To by bd. Zgoda rzek spokojnie Dziarski. Na tym zamykamy.

Nie. Naradzimy si jeszcze nad blisk przyszoci. Chyba przewiduje pan, tak samo jak ja e niebawem zaczn si dzia rzeczy wielkie. Jaka akcja odwetowa Odwetowa? zdziwi si Dziarski. Czyja, w stosunku do kogo? Warszawskiego chuligastwa w stosunku do swego przeladowcy i tpiciela. To nie s ludzi e, ktrzy by przebaczali ze zami skruchy w oczach. Bzdury rzek Dziarski ze zniecierpliwieniem. My w milicji nazywamy to wzajemnymi p orachunkami wiata przestpczego. Za chuligastwo jest zjawiskiem spoecznym o charakterz e do spontanicznym i trudno przypuci, aby organizowao ono jakie przemylane i szeroko krojone akcje. Jeeli nawet przypuszcza pan, e s w odmtach wielkiej Warszawy ludzie p rbujcy regulowa to zagadnienie na wasn rk, to dla nas, milicji, s to objawy karygod bezprawia, z ktrym bdziemy walczy z bezwzgldn surowoci. w ogle wy, romantyczni d ze, wszycie czstokro ukryte a rewelacyjne sensacje w wielkomiejskim mietniku, w brud ach i wypadkach stanowicych zewntrzny objaw zwykej pracy spoecznych ciekw i rynsztok Winszuj umiechn si z ironi. Kolanko. Domylam si, e jest pan ukoczonym prawn pan wzr stra publicznego adu. Chc wierzy, e myli pan rwnie sucho, precyzyjnie i be e, jak mwi pan przed chwil. Ale mam swoje prywatne zdanie o tym, co pan mwi. Ostatec znie yjemy w Warszawie. Couleur local wie pan Radz panu przej si kiedy w wiosenny pod fabrycznymi murami Krochmalnej czy Chodnej, pooy si na zamieconych, pokrytych suc otnicz traw i odamkami cegie kach, przysi na chwil zadumy nad mokotowskimi glinia wdrowa wrd torowisk i nasypw Dworca Wschodniego i odkry warszawsk atmosfer. Czy nie czuje pan jakby swdu spalenizny? spyta Dziarski. Nie rzek Kolanko. Nic nie czuj. Przy ssiednim stoliku pachta ycia Warszawy opada szybko w d. Nie do jednak szybko y przed wzrokiem Dziarskiego malutk dziurk, wypalon papierosem w marginesie gazety, tu przy kiju. Dziurk malutk, ktr wypali mg przez nieuwag zaczytany krtkowidz, lec tarczajco du, aby mc przez ni dokadnie obejrze najbliszy stolik i siedzcych przy n i. Znakomity rzek Kolanko. Widzi pan tego pana przy ssiednim stoliku? C za wietny r yt kawiarni, w ktrej siedzimy. Pan przy ssiednim stoliku nosi sztywny, zapewne gumowy konierzyk z rkami i czarny kra wat. Na krzele obok wisia parasol i lea czarny melonik. Pan ten zdj z tego, dugie wikier ruchem znuonym, jakby po dugotrwaym uwanym czytaniu, ktre go zmczyo. Po czym i si lekko Kolance. Kolanko odkoni si z umiechem. Znajomy? spyta Dziarski. Spotkaem go dzi po poudniu, na wystawie, gdzie szukaem pana. Pojcia nie mam, kto to est. Chyba jaki filatelista. Myli si pan. To nie jest filatelista. W kadym razie jaki zbieracz. Zbieracz? zamyli si Dziarski. Ale czego? Kolanko zawoa kelnerk. Zapaci i wyszli. By chodny marcowy wieczr. Od Wisy d pory . Dzikuj panu, panie redaktorze rzek Dziarski podajc rk Kolance. To bya mia pog Mia! zdziwi si z pobaliw ironi Kolanko. Ten przymiotnik nie wydaje mi si najt Widzi pan, my, filatelici, ksztacimy w sobie specjaln, drobiazgow delikatno. Kady naczka pocztowego, niuans barwy, grubo i cienko najdrobniejszej nawet kreseczki maj w filatelistyce doniose znaczenie. Dlaczego mi pan to mwi? Albowiem wydaje mi si, e rozumiem pana. Jest pan po prostu niepocieszony jako dzie nnikarz, e dziej si wok pana rzeczy, o ktrych pan nic nie wie. Ja jestem milicjantem, tote zaley mi nie tylko na tym, aeby wiedzie, lecz i na tym, aby przeciwdziaa i kszta wa rzeczy takie zgodnie z prawem. I to jest zasadnicza midzy nami rnica. Ma pan racj rzek szczerze Kolanko. Prosz mi wic doradzi, w jaki sposb mam leczy kj. Doradz panu odpar powanie Dziarski. Prosz si zaj jak konkretn spraw. Na pr handlem biletami na imprezy widowiskowe. Jestem bardzo ciekaw dziennikarskiego z dania w tej materii i zdobyczy dziennikarskich poszukiwa. Dobrze rzek Kolanko. Bd to traktowa jako pocztek naszego przymierza. Za duo powiedziane poprawi Dziarski chodno raczej naszych rozmw Kolanko skoni si i ruszy w stron Nowego wiatu. Dziarski zawrci, uczyni kilka krok portal hotelu Bristol, gdzie przystan za wgem. Z kawiarni wysza niewielka posta w

iku, z parasolem w rku. Melonik obrci si w rnych kierunkach, wreszcie zatrzyma si n ok szerokich plecw dochodzcego do Krlewskiej Kolanki, po czym jego waciciel ruszy, po tukujc lekko parasolem, w tym samym kierunku. Porucznik MicHal Dziarski umiechn si do siebie i woywszy rce w kieszenie paszcza uda si spacerowym krokiem w stron gmachu K ndy Stoecznej MO. 3

Pokj by duy, jasny, widny i nic nie rnioby go od innych pokojw biurowych, gdyby nie ea sztuki. Gipsowe odlewy antycznych torsw stay obok kosza do mieci, gowa Gorgony zas tpowaa wieszak, brodaty Zeus duma, wpatrzony w rozarzone prciki elektrycznego piecyka . ciany pene byy obrazw najrozmaitszych szk, stylw, rozmiarw i treci. Tu obok pla rmach SPO wisiaa Czachrskiego Dama w sukni lila, sponad spisu kancelaryjnego inwenta rza ypa przyjanie Szewc Tadeusza Makowskiego. Marta nie moga oderwa ode wzroku. Nie bd moga pracowa, pki tu bdzie wisia pom i, usiujc raz jeszcze podsumowa kolumn cyfr. W cigu ostatnich paru dni nawizaa si j intymnoci midzy ni a tym obrazem. Gdyby nie Czachrski, byabym zgubiona, mylaa i na dobre od pracy. Fioletowoliliowa tonacja obrazu Czachrskiego tchna uprzejm sztyw noci: Dama w sukni lila bya liczna, smuka, urzekajca urod i welurowym bogactwem t , kwiaty, konsole, cikie kotary. I to wszystko. Za Szewc wdziera si w ycie osobiste uncie rzeczy jest mi bliski jak przyjaciel czy krewny mylaa Marta, tonc wzrokiem w o dcieniach szaroci od brudnawego brzu do delikatnych, perowych smug. By to w istocie tak zwany sabotier, wok jego krasnoludkowej postaci cigny si girlandy drewnianych sab tw, saboty radosne i nieszczliwe, pochmurne i rozpiewane, gadatliwe i mrukliwe. Szewc pa swym jedynym okiem z obrazu i mia w sobie co z Dyla Sowizdrzaa, co z witego Miko a take z mnstwa zwykych znajomych Marty. Boj si umiechna si w duchu Marta e nie wie. Na biurku zadwicza telefon. Siedzca naprzeciw Marty nieadna dziewczyna w okularach po dniosa suchawk. Halo? powiedziaa, po czym rzeka obojtnie: To do ciebie, Marta. ja suchawk. Majewska. Sucham. Tu Halski. Dzie dobry. Dzie dobry rzeka Marta. Szewc umiechn si do niej wyranie a figlarnie. W pokoju iej. Panno Marto, nieszczcie. Tak si cieszyem na dzisiejsze popoudnie Po tylu, tylu dnia nareszcie Nareszcie si pani zgodzia i No; oczywicie Inna randka, h? Ach, wy li chopcy Marta mwia lekko, starajc si n. Szewc zachmurzy si, nie ulegao wtpliwoci, e posmutnia, jednoczenie za przymr by mwi: Po co udajesz, e ci to nie sprawia rnicy? Jak pani moe, przewrotna kobieto! Dyur. Wie pani, dyur, nieodwoalny, nie dajcy si un. Wikszo kolegw chorych na gryp. Nic nie szkodzi. Powetujemy sobie innym razem. Kiedy? Prosz zatelefonowa. Zna pan ju dobrze numer. Szewc podnosi si ju nieomal ze swego zydelka. Gupia! mwi swym jednym okiem sam tego nagego chodu i rezerwy Pniej, za godzin, nazajutrz. Dlaczego nie moemy si od razu umwi, Marto? Prosz co zaproponowa. Stawi si o kad orze i godzinie w drugiej poowie tygodnia. To dzisiaj byo nieoczekiwane, ja strasz nie przepraszam, ale nie mog, niestety, inaczej, prosz mnie zrozumie Prosz zatelefonowa, panie doktorze, dobrze? Jest mi trudno w tej chwili w gosie Mar y trzepotao wahanie. Doskonale rzek Halski. Zatelefonuj jutro. Jak si czuje mama? Dzikuj. Nie najgorzej. Ma dobr opiek. No to ciesz si bardzo. A wic zbdne s najnowsze zdobycze medycyny w zakresie dolegli wtroby. Trudno a raczej ciesz si niezmiernie Mocno zobowizana za pami, panie doktorze. I czekam telefonu. Szewc jakby odetchn z ulg. Troch lepiej skin gow Marcie. wietnie powiedzia Halski zatem do jutra. Marta odoya suchawk i pokazaa jzyk Zbliaa si czwarta. Marta umya rce, poprawia wargi i wosy, wyja z kieszeni paszcza zakupy. Nic z tego dzisiaj? spytaa brzydka dziewczyna w okularach, w gosie jej bya

starannie skrywana zoliwo. Znakomicie si skada rzeka Marta. Jestem dzi strasz nie wypadao odmwi. Ten mody lekarz by dla mnie bardzo uprzejmy. Na ulicy byo zimno, pochmurnie, nieprzyjemnie. Przed wejciem do Muzeum siedzia na k amiennej balustradzie Zenon. Wiesz, Majka, byem w miecie w sprawie sekcji powiedzi a, caujc j w rk. Pomylaem, e moe zaczekam na ciebie wietna myl rzeka Ma co si z tob dzieje? Wiesz, nie chciabym ci przeszkadza, nie umawialimy si. Skd zeka Marta. Ciesz si, e jeste. Zostaniesz u nas na kolacji, dobrze? Dobrze ucies enon. Wydawao mi si, e bdziesz dzi zajta Skd ci to przyszo do gowy? Nie wie awao Co nie w porzdku z twymi przeczuciami, Zen. le funkcjonuj. Ciesz si, e prz czekaam na ciebie..: Doprawdy? rzek Zenon z ulg. Nie wiem, dlaczego mi si tak wyd Wiesz, tyle spraw w klubie, w sekcji, na Akademii. Ale teraz wszystko w porzdku, nie pojad na Bielany. Wspaniale! Uj j mocno, opiekuczo pod rami. To koniec pomylaa Marta. Trzeba to jako zaat prawdy nie wiem jak Jakie to wszystko trudne i czego ja waciwie chc? Po czym rozpoczli wdrwk po sklepach kolonialnych, dzielc si uwagami na widok wdzonyc ielaw i na temat przewagi sera ementaler nad serem tylyckim.

Nie urodzi si jeszcze na tym wiecie architekt czy dekorator, ktry budujc kawiarni iedzie z gry: W tym lokalu bdzie taka a taka publiczno i taki a taki nastrj. Tak sob to pomylelimy i tak musi by Kawiarnia zostaje urzdzona, umeblowana, wchodz do niej wsi gocie, a po jakim czasie okazuje si, e atmosfera jej nie ma nic wsplnego z tym, c o zamierzyli jej twrcy: oddana do publicznego uytku rozpoczyna ywot wasny i nieprzew idziany; jej losy nie daj si z gry wyznaczy. Przeznaczone do dyskretnego pmroku wntr staj si z czasem osche, zimne i odpychajce jak poczekalnia w Instytucie Bada nad Tryc hinoz, za niezrczne, zbyt jasne i nieadne salki nabieraj przytulnoci kojca dla niemow . Na teje zasadzie bar kawowy Pod Kurantami na MDMie przeywa od chwili swego powstani niejaki konflikt pomidzy treci a form. W pierwszych latach odbudowy warszawskie kaw iarnie powstaway spontanicznie, improwizatorsko, wedug antynaukowej teorii samordzt wa, w parterowych, prowizorycznie odremontowanych pomieszczeniach, w zbombardowa nych domach, majc czstokro za naturaln dekoracj i to ruiny rozwalonych kamienic; byy kawiarnie zakurzone, hektyczne, ciasne, zatoczone, w ktrych marzyo si o helikopterz e, na widok wolnego stolika. Od dwch blisko stuleci Warszawa przywizuje wielk wag do kawiar, tote ci, ktrzy projektowali planow a gigantyczn jej odbudow, nie mogli zapom ie o tych tradycjach. Jedn z pierwszych zaprojektowanych, a nie zaimprowizowanych kawiar by bar kawowy Pod Kurantami. By to rzeczywicie bardzo pikny lokal: gustowne d erie, solidne boazerie, farfurki i cenne talerze, cikie wytworne meble, kute w mie dzi kinkiety, stary kurant nad wejciem, dbowe schody wewntrzne i belkowany strop. M imo woli nasuwa myl, e w fotelach tych i przy tych stoach zasid ludzie powani, rozwa w chwilach wolnych zagadnienia wzrostu wydajnoci pracy w kierowanych przez siebie przedsibiorstwach i zakadach albo powtarzajcy solidne, ogldne plotki o troskach rod zinnych profesorw Politechniki. Tymczasem stao si inaczej: na antresoli kawiarni us tawiono fortepian, przy fortepianie usiad mody czowiek o wyranej skonnoci do synkop nej muzyki, przy stoach pojawili si przedstawiciele warszawskiej cyganerii urzdnicz ej, w drzwiach wejciowych ukazyway si coraz czciej sylwetki modziecw w bardzo wski niach, w krtkich paletkach i na zagadkowo wysokich, gumowych podeszwach oraz dzie wczt w lunych paszczach o olbrzymich konierzach, przypominajcych odwrcone do tyu, wi ie liniaki. Za nimi za przywdrowali ludzie o zgoa trudnych do okrelenia rdach docho

Halski bywa tu rzadko. Dostrzeg paccego pana i podnoszc si z fotela pani i ju nieb cign dugie nogi, opar si z westchnieniem ulgi o wytaczane oparcie, zapali papierosa mwi kaw. To zabawne pomyla szykuj si na to spotkanie, jakbym mia osiemnacie l jak po pierwszej zwyciskiej bitwie, na myl, e Marta mogaby przyj, podczas gdy on nie miaby jeszcze stolika. Sponad poyskliwej czerni fortepianu umiecHaa si do znajoma twa z: Halski zna modego pianist. Byli razem w wojsku, gdzie zbliyli si nieco, czya ich a sympatia dla podkasanej muzy, bulwarowej piosenki, o ktrej rozprawiali godzinam i na twardych kach i szorstkich kocach. Pianista mrugn do porozumiewawczo i zacz gr am ci Halski umiechn si i pogrozi mu zacinit pici: Aach, ty obuzie! O dwa stoliki dalej siedzia mczyzna, ktry zwiza na chwil jego uwag: by to mocno zb pan o piknej, ciemnej, troch zbyt misistej twarzy. A moe nie przyjdzie? Halski poc ierpki uchwyt niepokoju koo serca. Spojrza na zegarek, brakowao jeszcze piciu minut

do umwionej godziny. Chopcze umiechn si w duchu zastanw si: ile lat ju nie za iego pytania? Zawsze przychodziy. A jeli nie przychodziy, to oddycHale z ulg, otrzepy wae kurz z obuwia, umywae rce i nakrcae nowy numer telefonu. Dzi te tak bdzie, j jdzie. Odetchniesz gboko i przypomnisz sobie, e dobra ksika czeka na ciebie w domu. A jutro Teresa ucieszy si bardzo, tak bardzo, jak nic cieszya si ju od przeszo dwch ty odni. Palce pianisty biegy po pasaach Solitude. Wesza Marta i Halski wsta. Siedzcy przy ssiednich stolikach otaksowali j szybko i oce na wypada dodatnio: koneserzy zatrzymali na niej sw uwag nieco duej, ni czyni si to wyczaj. Mocno zbudowany, elegancki pan przyjrza jej si bystro, wrcz widrujco, ale nie duej, ni pozwala na to dobre wychowanie i zdawkowa wiatowo w modnych kawiarniach. Pi nista uczyni gest uniesionym i zgitym okciem, wyraajcy podziw. Halski umiechn si. siada. Pianista rozpocz rytmicznie Herbatk we dwoje, co zbiego si z podejciem do s kelnerki. Dlaczego si pan umiecha? spytaa Marta. Och, mnstwo powodw rzek Halski o ktrych systematycznie pani opowiem. Przede wszys m umiechem tym pokrywam wewntrzne odprenie. Po jakich ciszych troskach czy przeyciach? Tak. Baem si, e pani nie przyjdzie. Marta zarumienia si lekko i umiechna. Trudno byo wiedzie, co w tej deklaracji byo z co z prowokacji, a co ze szczerego wyznania. Ale jestem, i moe pan przesta Skde znowu. Fakt, e pani jest, stanowi nowe rdo umiechu, gdy ciesz si z tego fa To to samo. Ju si pan cieszy, e tu jestem. Bd, moda osobo. Umiech na pani widok ma rdo czysto fizyczne: pani osob, a nie pan o. Prosz myle subtelniej, jak przystao dowiadczonemu historykowi sztuki. Umiecham s z do pani wygldu. Dzikuj. Mylaam, e obejdzie si bez niskich pochlebstw. Jedno rozczarowanie w yciu w Gdzie jest synna godno osobista ludzi nauki? To nie s pochlebstwa. A moe zreszt i s. Jestem peen podziwu dla trafnoci, z jak w dzisiaj na siebie ten wietny, czarny sweter i moj ulubion, kraciast spdnic. Uwielbiam szkock krat i takie biae, niby powane konierzyki. I dlatego umiecham si. Tym razem Marta zaczerwienia si wyranie. Nie moga ukry zadowolenia, wobec tego zdecyd owaa si na napastliwo: Ciekawa jestem, gdzie kryj si rda paskiej zarozumiaoci? Uniosa zadarty nosek jes ziej w gr, co miao znamionowa pene wyniosoci oburzenie. Halski pochyli gow ze skr Chciaem tylko wykaza pani, jak bardzo zoonym zjawiskiem moe by jeden zwyky umiech Niech pan nie rozpacza, panie doktorze rzeka Marta askawie. Przyznam si panu, e p padam za takimi fularowymi krawatami w dyskretne a radosne wzorki, jaki ma pan wan ie na sobie. Ten krawat wiadczy o paskich tsknotach i sympatiach. Sdz wic, e moemy si bro zaczepn na koku i wypali fajk pokoju. To rzekszy wyja z paczki mentolowego i Halski poda jej ognia. Pod belkowanym puapem k awiarni rozsypyway si dwiki melodii Po sonecznej stronie ulicy. Jak si czuje mama? spyta Halski. Dzikuj. Mwiam jej o panu. Mama jest gotowa na eksperymenty. Przecie tyle razy proponowaem swe usugi rzek cicho Halski. Musiaabym zaprosi pana do domu szepna Marta, pochylajc gow nad stolikiem. Zabrzm nie twardo, jak bezradnie. Rozumiem rzek Halski to mogoby sprawi komu przykro, moe nawet kopoty. Marta spojrzaa mu prosto w oczy. Spojrzenie miaa szare, czyste, pene ciepa. Halski um iechn si. Powiem pani co nowego, nieoczekiwanego, niezwykle oryginalnego, co, czego nikt nig dy nikomu nie mwi: ma pani liczne oczy. To nie jest fair, panie doktorze rzeka Marta agodnie. Jako sportowiec nie powinien pan uywa tego rodzaju chwytw. Nie jestem sportowcem. Kiedy biegaem wprawdzie na osiemset metrw, lecz to naley do p rzeszoci. Wobec tego mam prawo do sportowej nielojalnoci, tym bardziej e jestem zapa lonym kibicem, a kibice s zawsze nielojalni. To dobrze, e pan nie jest lojalnym zawodnikiem. Tskni za odrobin przewrotnoci. Niestety, nie mog tego pani ofiarowa. Nic z rozdar wewntrznych. Pragn teraz wyczni nej rzeczy.

Czego? Pocaowa pani. To by faul umiechna si Marta, Poza tym technicznie niemoliwe. Natomiast kama wych sukcesach na rednich dystansach. Okazuje si pan typowym sprinterem, woli pan wyranie dystanse krtkie. W gosie Marty dwiczao opanowanie i kpina, odzyskaa swj poprzedni ton. To bya pomyka. Przepraszam przyzna si bez zaenowania Halski. Uyem zego schema cz z niewaciwej przegrdki. Po co ja to czyni? pomyla dlaczego usiuj ukry, ustannie przez cae dwa tygodnie? Klawisze fortepianu rozpylay woln melodi o nazwie Py wiezdny. Nareszcie rzek Halski. Nareszcie zgodzia si pani na spotkanie ze mn. Po historii omisariacie i po siedmiu telefonach. Mam lekki al do pani o to. Za to, e si zgodziam? spytaa Marta bez kokieterii. To nie moja wina pomylaa sz ie chciaam. Przeznaczenie kiwao palcem, jak kolorowy neon za oknem. Nie rzek powanie Halski. Za to, e mi pani daa tak dugo czeka. To skomplikowao W gosie jego nie byo nic niejasnego, nic do ukrycia, nic ubocznego. I dlatego ma mi pan za ze, e nie pasuj do schematw? e ma pan trudnoci z metod. e pan, ktry z osiemnastu czy dwudziestu piciu kluczy, prowadzcych do celu i drobiazg owo wyszlifowanych w dugiej i bogatej lusarskiej karierze, zastosowa w tej chwili. Czy nie? Marta umiechna si sztucznie. Bya za na siebie, i nie potrafi wyzby si t noci lub ukry jej. Owszem. Troch. Ale nie dlatego, e nie mog naruszy zamka, tylko dlatego, e bd musia i nowy klucz. To bdzie wyjtkowa i trudna robota. Mia w tej chwili chmurn twarz dwunastolatka, Niegrzeczny chopiec, ktry si upar po ta, obserwujc uwanie twarz, adne usta, ksztatnie sklepiony, wesoy nos. Prosz mi opowiedzie rzek Halski z namysem co o sobie. Jakie banalne pomylaa cie wakie i waciwe. Jako wcale niebanalne w tej chwili. Pianista pochyli gow nad fortepianem, jego niewid zialne palce rozrzucay: A ty przechodzisz i nie widzisz mnie. Jestem historykiem sztuki i kocham dobre malarstwo. Zwaszcza wspczesne. W praktyce sprowadza si to do planowania wystaw i obliczania ich kosztorysw. Poza tym bardzo lubi swoj prac. To wszystko? To wszystko. I nic wicej? I nic wicej. Aha, jeszcze to, e bardzo lubi ksiki dla dzieci. Nie chce powiedzie, a, ale nie kamie pomyla Halski z wtpliw satysfakcj. Prosz mi powiedzie teraz co o sobie rzeka Marta z umiechem. atwizna i bana pomyla Halski lecz w gruncie rzeczy pragnem tego pytania. Jestem chirurgiem i specjalizuj si w tak zwanej chirurgii plastycznej. Jest to tak a kosmetyka na serio. Moim pragnieniem jest leczy nie tylko ciaa ludzkie, ale i ko mpleksy, wstydliwoci i urazy psychiczne, powstae wskutek wypadkw, nieszcz, kalectwa o urodzenia i mnstwa niezasuonych a tragicznych mankamentw. Nie ma pani pojcia, jak ba rdzo zajcza warga lub za due uszy s w stanie zama czowieka, ile krzywdy tkwi w szpe ie ludzkiego wygldu. To adne rzeka Marta z powag. Aha przyzna Halski. Teraz wiemy o sobie wszystko. Prawie wszystko. Zapomniaem jeszcze powiedzie, e lubi kolor ty i ilustrowane czasopisma. To wane rzeka Marta. Bardzo wane. Pianista gra wolno i dobitnie piosenk: Czowiek, ktrego kocham Taka stara, znana melodia? zastanowia si Marta. Nazywa si Czowiek, ktrego kocham Uczyem si przy niej taczy na mych pierwszych s eczorkach. To dawne czasy. Aha Mam podobne wspomnienia. Kady z nas ma wspomnienia rzek Halski bezmylnie i pytko ale nie kady ma takiego a, jak w piosence. Ja nie mam powiedziaa Marta popiesznie i mikko. Dlaczego kamiesz? pomyla Hal czego kami? pomylaa z pewnym wysikiem Marta i naraz jakby oprzytomniaa. Ja wcale mi. Tak jest. Nie ma takiego czowieka. Nawet przez sekund nie pomylaa o Zenonie.

Nie kami powiedziaa cicho, nie pytana. Spokojne, jasne oczy Halskiego byy sam nie Ostatecznie rzek z wyran kpin jestem ostatni, ktry ma prawo o to pyta. Nieprawda twarz Marty wyraaa znowu gotowo do walki, jakby po chwilowym zaamaniu. an niezaprzeczalne prawo po temu. Przemy pan gron ran na mej skroni, w komisariacie, wyrazi pan gotowo odprowadzenia mnie do domu oraz zadeklarowa pan pomoc dla mej bie dnej, chorej matki. e ju nie wspomn o siedmiu telefonach. Byo to bardzo niegrzeczne i zrobio im si przykro. Zdawao si, e wszystkim wokoo stao rdzo przykro, e przy ssiednich stolikach ludzie pozwieszali gowy, e kelnerki rozoyy radnie rce, e za chwil fortepian zatrzanie si sam. Melodia, snujca si midzy stolika azywaa si Nie mog ci zatrzyma. I nagle rozemieli si oboje. Nikt z nich nie wiedzia dobrze dlaczego, z jakiego powo du, po co, w jakim celu. O co my si waciwie kcimy? rzek Halski. Przecie mamy n nakowe wosy Rzeczywicie wosy ich miay prawie taki sam odcie. By to odcie starego, zblakego, tr atowiaego zota. Gdzieniegdzie janiejsze, platynowe smugi przewijay si w gadkim dzi ym do tyu uczesaniu Marty i w prostych, mikkich, naturalnie nad czoem sfalowanych p asmach na gowie Halskiego. Pochylili ku sobie gowy i przez chwil patrzyli na siebie . Najbardziej podoba mi si to, e waciwie nie jest pani wcale adna. Marto rzek Halsk wystajce koci policzkowe i ten bojowy, wiecznie gotw do awantury nos Pianista umiechn si do Halskiego, grajc: Pikna dziewczyna jest jak melodia. Mnie si nic nie podoba rzeka Marta swobodnie i beztrosko nie lubi miych twarzy, a n ma po prostu tak mi twarz Ma si ochot podarowa panu pudeko landrynek Kamie pani. Wcale tak nie jest. I wcale nie ma pani na to ochoty. Moe troch kami zgodzia si Marta. Ale i pan kamie. Wanie, e nie jestem brzyd Tego nie powiedziaem. Przyznaj, brzydka pani nie jest. Ale co z tego? Wanie. Co z tego? westchna Marta na p powanie. W wejciu ukazaa si wysoka pos ckiej pani. Czarny, wytworny paszcz, czarne zamszowe pantofle na wysokim obcasie, may kapelusz z woalk i drogi, srebrny lis wszystko to tchno bogat, cho zbyt ostent jn elegancj. Na jej widok podnis si pan o ciemnej twarzy. Gdy sta, wida byo dopiero jest wysoki i mocno zbudowany. Dama umiechna si, skina gow i podesza do jego stol iada i rozejrzaa si wokoo. Ujrzawszy Halskiego spowaniaa, zdawkowy umiech znik z je rzy. Wzrok Halskiego zetkn si z jej wzrokiem. Znam skd t pani? pomyla Halski to ta przypomnia sobie, patrzc na ni nie bez przyjemnoci. Pianista gra wolno, z wy upodobaniem Dzikuj za pami. Dama przeniosa spojrzenie na Mart, przygldaa si jej o, w oczach jej bya chodna, odpychajca badawczo. Po czym pogrya si w powcigliwej e swym towarzyszem o ciemnej, piknej twarzy. Marto rzek Halski. Co uczynimy z tak piknie zacztym wieczorem? Chyba pjdziemy do domu, by przygotowa si przy pomocy zdrowego snu do jutrzejszego d nia pracy. O, nie! zaprotestowa gwatownie Halski. adnych myli o jutrze. Czuj w sobie nieust zesnych osadnikw, ktrzy z uporem karczowali niedostpne puszcze. Jutro zacznie si now e, dwutygodniowe, upokarzajce telefonowanie dla zdobycia nowego spotkania. Znam j u na pami wszystkie numery telefonw Muzeum Narodowego, mgbym zosta z powodzeniem inf atorem turystycznym. A dzi nie puszcz pani z mych szponw. Nie znosz gwatu i potrafi walczy o wolno. Ale zamiast podnie otwart agiew buntu ertraktacje: niech mnie pan zaprowadzi na parwki i piwo, gdy jestem miertelnie godna . A potem rozejdziemy si w spokoju. Odgaduje pani me najtajniejsze marzenia westchn arliwie Halski. Skd pani wie, e si w mej duszy wizja gotowanych na brunatno parwek z musztard i kufla zocistego piw a? Widocznie zadzierzgna si midzy nami jaka ni rzeka Marta wstajc, po czym dodaa A swoj drog udziam si, e przez ostatnie kilkanacie minut myla pan o mojej urodzie Halski zapaci, skin gow pianicie i spojrza raz jeszcze na dam w czerni, co nie usz jej towarzysza. Fortepian zabrzmia walcem z Parady mioci, Halski pomyla: Co za dra ajc si do pianisty i groc mu palcem. Schodzc ze schodw podziwia chd Marty. Otworzy przed ni drzwi i myla ze zgryzot: D jeszcze takie nogi! W istocie paski obcas mocnego, sportowego obuwia Marty uwydatnia smuko jej ng.

Czy nie wiesz przypadkiem, kto to by ten mody czowiek? spytaa dama w czerni swego t warzysza: Nie wiem. Ale mog si dowiedzie. Oczywicie uczyni to dla ciebie. Gos mocno zbudowanego mczyzny o ciemnej twarzy by gboki spokojny, cho troch zbyt mo any. Mimo tego opanowania wyczuwao si w tym gosie zupenie inne moliwoci, jak staran krywan, chrapliw zdolno do penych namitnej pasji tonw. Dobrze rzeka dama. Uczy to dla mnie. Podoba ci si? spyta mczyzna. I znw gos jego mwi tak wiele. O wiele wicej, ni wyraay sowa. Czowiek, mwicy tym gosem, by mdry: usiowa Udawa obojtno, wie nie uda. Wobec tego wola, aby w gosie brzmiaa obawa. Liczy, e dama w czerni tak to zr ozumie i w tym wypadku nie myli si, kalkulowa dobrze. Albowiem za wszelk cen musia uk y dzik zazdro i brutaln, zachann mio, jaka kotowaa si w nim naprawd. Podoba mi si rzeka niedbale dama w czerni, zadowolona jak kada kobieta z nieudolnie maskowanej obojtnoci i obawy podoba mi si nawet bardzo. Przepadam za mczyznami, pot aficymi umiecha si. A wic dlaczego chcesz wyj za mnie za m? Mylisz si, Filipie umiechna si dama. Jej dojrzaa uroda nabieraa blaskw w tej gr ym nieustannym pasowaniu si, w ktrym nieugita wola obydwu stron znamionowaa godnych s iebie partnerw. Mylisz si, mj drogi. To ty tego pragniesz, a nie ja. Masz racj. To ja tego pragn i nie mam zamiaru z mych pragnie zrezygnowa rzek mcz ciemnej twarzy i westchn gboko. Pod marynark z drogiej, szarej flaneli czuo si w tym stchnieniu skbion, dzik si potnej klatki piersiowej. Zgoda powtrzy wobec te esach.

Mam dosy Poddaj si jkna Marta. Nie mog wicej Jeszcze jedn, dziewczyno. Parwki s niezwykle zdrowe. Wzmacniaj przeguby powiedzia ski, wyjmujc nos z pienistego kufla z jasnym piwem. Mwi to pani jako lekarz. Jest pan morderc. Ta parwkowa orgia ma jaki ukryty, niecny cel. Przechylia si do poprzez wysoki, krtki kontuar i strzepna mu resztk piany z nosa. Je na stojco, w jednym z barw na MDMie. Z otwartych kociokw na bufecie dymiy gotowe pot awy, pachniao kapust i sosami. Powk prosi Halski. Ja zjem drug. W ten sposb zczymy si wzem parwkowego br Chodmy std. A raczej uciekajmy. Nie bd nic jada do koca miesica. Tak mci si apczywa aroczno rzek Halski rzucia si pani na parwki jak zbunto a nadzorc. Nic wic dziwnego, e po siedemnastu parwkach Zastanawiam si, co naley w panu bardziej podziwia powiedziaa Marta z zimn nienawi zewrotn, wstrtn hipokryzj czy szatask, nikczemn podo? Wyszli na szerok, pen wiate i neonw Marszakowsk. Wok rozpocierao si wielkie mi zimna i wilgotna, jezdnie lniy czarnym asfaltem. O tej porze, okoo godziny dziewite j, plac Konstytucji wyglda jak ujty w mury i trotuary kamienny, ogromny salon. Lud zie szli wolno, bez popiechu, smakujc wielkomiejski wieczr. To, co w tej chwili robimy rzek Halski kadc rce w kieszenie nazywa si flanowanie Uhm przytakna Marta bez popiechu. rdosw francuski, czy nie? Tak. Oznacza wasa si po miecie bez okrelonego celu. Uhm Nie wiedzc, po co si to czyni i dokd si zmierza. Wiedzc tylko jedno: e chce si, aby ten stan trwa jak najduej. Minli plac Zbawiciel ewielki, okrgy. Teraz owiadczy Halski przestaniemy flanowa, gdy odnalazem cel. Wstpimy do maej restauracji, garkuchni niemal, w ktrej wypijemy po kieliszku wgierskiego wina. Nig dy tam nie byem, ale moemy sprbowa. Jak stoimy z pienidzmi? spytaa rzeczowo Marta bo ja mam tylko pidziesit zotych bie. Za jedyn restauracj w tej okolicy, jak znam, jest Rarytas, w ktrym nie ma co li na ducha filantropii ze strony kierownictwa lub na ulgi dla byych studentw. Nie protestowaa jednak, gdy ujwszy j lekko pod rami skierowa w drzwi restauracji. Pot j budowy wsaty odwierny w uniformie, imieniem Piotr, pozdrowi Halskiego serdecznie: Witam pana doktora Marta podniosa do do ust, tumic chichot. Widz, e nie jest wiskiem obcym, zupenie nieznan jednostk szepna, krztuszc si dziewczco miechem. dowe rzek wymijajco Halski wyleczyem niegdy tego pana z odciskw. Przeszli marmurowymi schodami na ppitro. Stay tu oddalone od siebie, pene zastawy i s erwetek stoliki. Kelnerzy w biaokremowych kurtkach i czarnych krawatach poruszali

si z dostojestwem. Usiedli na wysokich, stalowych krzesekach przy barze. Byo zacisznie, wrcz przytulni e: niski sufit, ukryte w nim wiata. Drobny czowiek w klinicznie biaym kitlu za kontu arem rozjani si na widok Halskiego. Dobry wieczr powiedzia. Ciesz si, e pana Dobry wieczr rzek surowo Halski. Czy nie bierze mnie pan przypadkiem za kogo innego ? Ale, panie doktorze oburzy si czowieczek jak pan moe? Marta dawia si ja pan te by pacjentem doktora? spytaa. Czowiek ukaza w umiechu nieprzebrane mnstwo tych zbw. A moe na odwrt? rzek figlarnie. Pan doktor bywa od czasu do czasu moi ntem Halski patrzy obojtnie w sufit, bbnic palcami po kontuarze. Czy ju doszli pa o porozumienia? spyta. W takim razie pan bdzie askaw dwa krymskie koniaki, panie Wa cawie. Miao by wino, czy nie? rzeka Marta. Miao powiedzia oschle Halski al k prowadzi pani na mnie od kilku minut, zmusza mnie do signicia po stony alkohol. Pa i nie jest pask siostr, panie doktorze zdziwi si barman. Nie rzek Halski dzi a podobiestwo! westchn barman. Marta opara okcie o kontuar. Lubi oglda etykietki butelek z alkoholem powiedziaa. w nich jaki romantyzm. Jaka egzotyk A jest przyzna barman czuj si doskonale o stu lat na ich tle. Cointreau, liwowica, White Horse, Siwucha, Orzechwka, Cu ssy, Ryski Alasz, Sherry, Cinzano czytaa Marta. Jest w tych nazwach co, co po rzek Halski. Wanie rzeka Marta. Przyrzekaj one mnstwo najrniejszych wrae. wa si gos z drugiego koca baru: siedzia tam, z gow opart na doni, jaki pan z fili duym kieliszkiem czystej wdki przed sob. Wsta ze swego krzeseka i zbliy si do Marty lskiego, barman przesun mu filiank i kieliszek. Ze sw zniszczon, spowia twarz i n ibk postaci wyglda na zawodowego tancerza. Bd tkwi w tym rzek siadajc nie opoda mi rnorodnymi etykietami kryje si jednakowa, zawsze ta sama tre. Nie mog si z tym i rzek barman. Od pierwszego yku rozpoznaj kady gatunek. C z tego? Smak to wa trunku. To nie ma znaczenia rzek pan o zmitej twarzy. W rzeczywistoci to tak jak z kobietami: kada z nich wyglda inaczej i kada ma do dania identycznie te same rozkos ze, radoci i troski. Nie przyznam panu racji rzek z umiechem Halski. Jest to bowie kwestia wyrobionego smaku, ktry pozwala cieszy si subtelnymi rnicami. Mody czowie ek pan o zmitej twarzy to cyniczne, co mwi, ale myli si pan. Z czasem dojdzie pan do tych samych wnioskw, co i ja. A co pani o tym sdzi? zwrci si do Marty. Nic odpar ejmie Marta. Po prostu nic. Jestem przedmiotem dyskusji, a przedmioty, jak wiado mo, nie maj wasnego zdania Po czym umiechna si swym promiennym umiechem, penym c zkw w policzkach, co sprawio, e pan o zmitej twarzy i barman musieli si rwnie umiec ystkim zrobio si naraz jako bardzo przyjemnie i zaczto rozmawia o dokuczliwej epidemi i grypy. Marta i Halski skoczyli swj koniak i pan o zmitej twarzy poprosi ich, aby zechcieli przez chwil zosta jego gomi i wypi po jeszcze jednym kieliszku czego najbardziej egzo ycznego. Po rzeczowej naradzie zdecydowano si na zwyk polsk wdk, po ktrej wypiciu ws cy poegnali si z rewerencjami i Marta z Halskim opucili lokal. Szli wolno opustosza Marszakowsk, w odlegoci dwch metrw od siebie. Marta zatrzymywa par chwil przed ciemnymi wystawami, Halski zwalnia wtedy, lecz nie zatrzymywa si. N a placu Konstytucji Halski rzek: Suchaj Marta podniosa na wzrok, Nie jest ci ch pyta Halski. Marta zaprzeczya ruchem gowy. Pocign j za rk i usiedli na podstawie l andelabru. Waciwie dlaczego mwi mi pan ty. rzeka ktliwie Marta. W tej chwili zgaso wiato prawego kandelabru; po sekundzie rodkowego, a w moment pni tego, pod ktrym siedzieli. Halski uj Mart za ramiona i zbliy twarz ku jej twarzy. War i Marty pachniay zimnym, wilgotnym powietrzem nocy. Po chwili stay si mikkie i gorce. A wic jednak krtkie dystanse powiedziaa z wyran zoci Marta, poprawiajc wosy. ekawam, w jakim czasie robie setk w okresie swej najwyszej formy Nie rzek gorco Halski, opierajc si o wspornik. Nie kpij, nie kamaem. Ten pocau y nastpstwem jakiegokolwiek kamstwa. Popatrz, nawet elektrownia miejska jest po nas zej stronie Coraz wicej lamp ulicznych gaso w wielkim prostokcie placu. To nic nie znaczy rzeka Marta. To s tak zwane smaczki dla tych o wyrobionym smaku. Nie powiedzia stanowczo Halski. Ten facet z baru nie mia racji. Moe le wyraziem o chciaem powiedzie, ale ja naprawd nie mam nic wsplnego z uatwiajcym ycie cynizmem. gdy nie mylaem i nigdy nie bd myla tak jak tamten. Wierz mi, Marto. Od wielu lat szuk m takiej dziewczyny jak ty. Szukam ciebie

Marta wstaa. Chodmy std powiedziaa; po czym usiada z powrotem, bliej Halskiego. Halski obj j . Tak jest dobrze rzeka cicho Marta. Trudno, ale teraz jest dobrze. Nic na to nie p oradz i nic a nic si nie boj. Czego? spyta Halski, chylc policzek ku jej wosom czego miaaby si ba? Nie miej si ze mnie szepna Marta ale ja si cigle boj. Od czasu tej historii na j boj si. A przecie nie jestem nierozsdnym tchrzem. Nie baam si tylko w komisariacie teraz. Moe dlatego, e ty tam bye i tu jeste Pamitasz? dodaa z wahaniem te oczy? ziaam jeszcze dwa razy Raz przed bram mego domu, wieczorem, i raz wychodzc z kina, z Palladium Nie miej si, moe to rzeczywicie byo przywidzenie, efekt zdenerwowania, j az tylko jak jestem z tob, nie myl o nich, zapominam Byam dzi wieczr wesoa, miaa u dawno nie byam taka Ja si nie miej rzek wolno Halski. Za tym kryje si co tragicznego, jaka gboka a. Wiesz, od paru tygodni marz o dwch rzeczach: o tobie i o spotkaniu tego czowieka To si tak jako dziwnie sploto Nie mwmy o tym, dobrze? Dlaczego? Mwmy o tym. Warszawa zaczyna o tym mwi. Guche, nie sprawdzone, tajemnicze wieci kr tu i wdzie. Niedawno sam byem wiadkiem przedziwnych rzeczy na rogu Widok i czej. Redaktor Kolanko yje jak we nie Ale ja chc zapomnie Marta zbliya twarz do twarzy Halskiego, przytulia jego do d oliczka. Syszysz? pozwl mi dzi o tym nie myle, przynajmniej dzi, pki jeste przy m Halski westchn, jakby wyrwany z innego wymiaru, jego nieobecne przez chwil oczy wrciy do twarzy Marty, zagodniay, rozbysy ciepym umiechem. Ale oczywicie. Wybacz mi Obj j mocno, przytuli i pocaowa. Oczy Marty skryy si za powiekami, jej ramiona pow gr i spiy si ponad podniesionym konierzem paszcza Halskiego. Takswka! zawoa Halski odrywajc gow, lecz nie wypuszczajc Marty z ramion. Halo! Przejedajce wolno mae auto zatrzymao si. Szofer umiechn si i otworzy drzwiczki. mal Mart do rodka. Dokd? spyta szofer. Do Kameralnej rzek Halski. Jedziemy zapomina. Zapomina si najlepiej w Kameralne Twardy jest zawd grnika, twardy i wymagajcy niezwykego hartu, wykuwajcy surowo dla s ie i innych, peen uporczywej, znojnej walki z wglowymi skaami, walki, w ktrej tej mi serca. Twardy jest zawd marynarza, chostanego przez wichry i uginajcego si pod szto rmami i twardzi s ludzie morza na chybotliwych deskach pokadu, dla ktrych nieustpliw o i sia muskuw stanowi nieraz o goym yciu. Ale najtwardsi pod socem, wszdzie, na rwnolenikach i poudnikach, s ludzie przemysu gastronomicznego. Twardzi s warszawscy kelnerzy, szatniarze, barmani, muzycy z nocnych lokali. ycie ich upywa w nieustannej walce. Wobec pertraktacji z pijanym warszawiakiem praca w kamienioomach wydaje si fabrykowaniem dziecicych balonikw. Staroytni galernicy uciek liby w popochu na widok katorniczej roboty, jak wykonuje warszawski kelner w sobotn ie wieczory, zaraz po pierwszym kadego miesica. Tote kelnerzy ci maj twarde serce, n ic nie jest w stanie ich wzruszy, rozpogodzi, przej sympati dla wiata. Nic ani uprz o, ani ubstwo, ani modziecza naiwno, ani rado ycia. Imponuje im moc, urzeka ich s o innych, korz si tylko przed realnymi korzyciami. Gotowi s suy tym wtpliwym wart zdajc sobie sprawy, jak bardzo czyni niesusznie. Usprawiedliwia ich jedno: atmosfe ra nocnego lokalu, w ktrym spdzaj ycie

Witam pana prezesa rzek szatniarz Kameralnej, odbierajc skwapliwie palta z rk wyso go pana o piknej, ciemnej twarzy. Wytworna dama w czerni staa przed lustrzan cian mae o westybulu, poprawiajc wosy. Powiedz Hekowi, e pan prezes Merynos przyszed rzek arz do przebiegajcego kelnera. Za chwil w westybulu zjawi si starszawy, tgi i barczys ty kelner o czerwonej, naspionej twarzy, zdobnej w niewielki, przyczerniony stara nnie wsik. Na widok wysokiego pana i damy nabzdyczona twarz kelnera zajaniaa zawodo wym szczciem. Aaa! zawoa. Pan prezes Merynos! Pani Szuwar! Ju si robi, zaraz b iczek Prosz bardzo Merynos poda mu niedbale rk. Jest kto? spyta pgosem. Kruszyna rzek rwnie pgosem Heniek, mruc jedno oko. Przed chwil go widziaem. W jaki sposb Heniek zamierza zrobi stolik w tej magmie postaci, twarzy, dwikw, zapach przedmiotw, wiate i barw tego nie pojby nawet najgenialniejszy meblarz. Zaraz za we

tybulem rozpoczyna si duszny, kolorowy pmrok, przesycony woni rozgrzanych cia ludzkic , drogich i tanich perfum, alkoholu, potraw. W nieregularnie uksztatowanym wntrzu o fioletowoliwkowych cianach, pod sufitem, wyobraajcym rozgwiedone niebo przy pomocy montowanych arwek, kbi si tum ludzki; pozornie podzielony pomidzy niskie stoliki i eka, grupy, towarzystwa, poszczeglne pary w istocie za zwizany jak potn, wewntr k mniej wicej jak mrwki, ktre na im tylko znany sygna zbiegaj si ze wszystkich stron pokrywaj w okamgnieniu jakie miejsce, ko, kawa misa czy zgniy, wyrzucony owoc. Tym m scem bya niewielka golizna okrgego parkietu, sygnaem dwiki wydawane przy pomocy kla tu, saksofonu, perkusji i fortepianu przez piciu siedzcych nieco powyej ludzi o twa rzach wesoych, lecz nie wyzbytych lekkiej pogardy. Orkiestra skoczya gra La Cumparsit, pary odryway si z wysikiem od siebie, troch j wiata rozeszo si po salce, parkiet pustosza, stoliki zaroiy si ludmi. Wchodzcych a i pani Szuwar powitay zewszd ciekawe, zawoalowane alkoholem spojrzenia; nic dziwn ego stanowili rzucajc si w oczy par. Od jednego ze stolikw powsta krzepki, barczyst dzieniec ze zamanym po boksersku nosem i z ksik pod pach. Panie prezesie rzek cic odchodzc do Merynosa jest miejsce. Jeli pastwo pozwol doda, zwracajc si nieco g ni Szuwar. Z kim siedzisz? spyta Merynos. Modzieniec wskaza na stolik, przy ktrym s edziaa wyzywajco ubrana dziewczyna o nieprawdopodobnie czarnych, lnicych wosach. Z R m rzek modzieniec. Jak sdzisz, Olimpio? zwrci si Merynos do swej towarzyszki. zuwar oda pikne usta z powcigliwym niesmakiem. Trudno powiedziaa taki cisk tawi rzek Merynos do Heka, ktry onglowa trzymanym w grze stolikiem, usiujc wstaw y gow jakiej pani i obejmujce j rami jakiego pana, co wywoao uzasadnione protesty. ziemy si do pana Roberta doda Merynos. Olimpia witaa si z Rom. Panie si znaj? nos sztywno. Oczywicie rzeka skwapliwie Roma. Od wielu lat. Z Jastarni i z Zakopan ego, prawda? Jasne powiedziaa swobodnie Olimpia. Zawsze podziwiaam elegancj panny eopard. Roma bya wyranie zadowolona. C rzeka eby czowiek mia rodki Nie na. Po co ta mowa? Ze rodkami dajesz sobie jako rad We wzroku Olimpii tlio si poc humoru, ale nikt jej tu nie zrozumia; Roma bya caa w le dobranych ciuchach; rowy car igan w kolorze dziecicej koderki, droga, ta apaszka na szyi oraz ciemnozielona spdnic daway ten sam efekt, co pokrywajce jej mod, adn i zmczon twarz piegi przy smolici ych wosach. Bdziesz co jada? spyta Merynos Olimpie. Owszem odpara. ledzia zi ochot na rzeczy proste i niewybredne. Roma umiechna si przymilnie, lecz z ukryt i; bya crk adwokata i w pewnych chwilach odczuwaa niejasno sw przynaleno do tego, wao jej si wysz sfer. Wdka, led, pieczywo, maso, fryty na zimno, woda sodowa, a ery melby rzek Merynos do pochylonego z uszanowaniem Heka. Co pan czyta? zwrcia s impia do Roberta Kruszyny. Alicj w krainie czarw odpar Kruszyna. Nie! rozemi Olimpia. To pikne. Kruszyna poda jej ksik, bya to rzeczywicie Ala w krainie cz o takie ksiki rzek powanie Kruszyna; jego ogorzaa, muskularna twarz wyraaa szczere konanie. Byem dzi na wystawie filatelistycznej doda. Taki stary chop powiedzia eopard. Robert odrabia stracone dziecistwo umiechn si Merynos. W przejciu midzy stolikami ukazaa si Marta i Halski. Zmierzali wprost ku schodom do baru. Merynos skin na ustawiajcego szklanki i kieliszki Heka, ten pochyli si i Meryno szepn mu do ucha: Kto to jest ten facet w szarej marynarce? Heniek nie spojrza naw et na Halskiego i wrci do ustawiania zaksek. Po chwili pochyli si nad Merynosem i sze pn: Jaki lekarz. Przychodzi od czasu do czasu, niezbyt czsto A facetka? Nie wiem zaraz si dowiem. O czym tak na uszko? rzeka Olimpia z czarujcym umiechem. Co za ie konszachty z panem Henrykiem? Mskie rzeczy, szanowna pani umiechn si usunie H Wbieg po schodkach do baru i powiedzia: Panie Anatol spoza kontuaru wysun si tgi i mczyzna w biaym kitlu, o szpakowatych skroniach i zaywnej twarzy byego ziemianina. Kto to jest ta gociowa z tym lekarzem, jak tam on, ten z Pogotowia? spyta po kelne rsku. Siedzcy najbliej facet zsun si z wysokiego krzeseka, spady mu papierosy na pod u obok czarnych pbutw Heka. A to taka jedna od jednego sportowca, hokeisty, cholera o wie rzek pan Anatol. Taki wysoki, przystojny Przychodz czasem, ale nie za czsto ek zbieg na d w lansadach. Facet znalaz papierosy i wwindowa si z powrotem na krzese Pan Anatol obserwowa go z nie tajon antypati. Szefie rzek facet, wyjmujc z odnale nego pudeka powk grunwalda i wpychajc j pieczoowicie w szklan lufk jeszcze jedno Ju si robi mrukn pan Anatol i z nie ukrywanym lekcewaeniem zabra si do przelewania utu. Bo, widzi pan zacz facet ja mam od dzi urlop i trzeba go jako uczci Wobec wko Pan Anatol odwrci si, aby ukry wstrt; wydoby butelk piwa i postawi j przed ego kocista twarz o dugim nosie obcignita bya t, lnic skr. O, nie powied

mocne, szefie. Poprosz o niskoprocentowe piwko, a nie dubeltowe. Pan Anatol wznis o czy do nieba, zdawao si, e za chwil zacznie rzzi. Oddaby p miesicznej pensji, by faceta raz w dugi nos, zapa za klapy odwitnie wyczyszczonego, staromodnego tuurka, ze wa czarn krawatk z gumowego konierzyka z rkami i powiedzie: Won std, rupieciu, do , do zarkawkw, do biurowej herbaty! Taki by rozalony, e nawet nie zauway, jak dale cet nie zwraca na niego uwagi, nie przestajc z nim rozmawia i umiecha si do niego. Cz rne, bystre oczy faceta wbite byy bez przerwy w Halskiego i Mart. Marta czua si wietnie, wszystko j bawio, najbardziej za barwny plakat, przyklejony do iany w lustrzanym barze. Plakat gosi: Dziewczta! Wstpujcie ochotniczo do Suby Polsce znie rzeka Marta do Halskiego, wskazujc na plakat. Dziaa skutecznie to dziaa prze koczenie Halski pocaowa j w policzek. Czuj si, jakbym caowa Anatola Francea w sobie co z tego mdrego starca Bar by nabity ludmi w sposb moliwy tylko o pierws nocy w Kameralnej, ta specyfika sprawia jednak, e znaleli skrawek miejsca dla siebie . Dobry wieczr, panie doktorze rzek grzecznie pan Anatol. Czym mog suy? Kawa rzek Halski. Dua z mit dla mnie. Zdrowie jasnowosego szczcia! zawoa zwracaj aki wysoki, kocisty i ylasty mczyzna okoo pidziesitki, o opalonej, pokrytej zmarsz twarzy. Pan pozwoli? spyta Halskiego. Franek, nie wygupiaj si rzek bekotliwie niego chopak w drelichowej, rozchestanej wiatrwce, zupenie pijany. Prosz si nie kr rzek z umiechem Halski. Za chwil uczyni to samo. Krlowo powiedzia ylasty do mo onej barmanki jedna wdka dla tego sympatycznego pana. Ja pac. Tleniona blondynka sp ojrzaa na nieufnie, lecz nalaa. Franek, nie wygupiaj si wybekota chopak w wiat ocone czoo o bark ylastego i czesa palcami zmierzwione wosy. Jacy przepychajcy si fa i uderzali Halskiego w plecy, woajc: Cze! Czoem, Witold! Jak si masz? Halski wo oem! nie wiedzc dobrze, do kogo. Wszystko nieprawda pochyli si konfidencjonalnie niemu siedzcy obok mody czowiek, zupenie ysy i bez krawata. Niech mi pan wierzy, wsz stko nieprawda, ja panu to mwi. Susznie powiedzia Halski. Wydaje mi si, e ma pa Pomaracze! wrzasn ylasty. Czy s pomaracze? Pani pozwoli rzek do Marty e zo y owoc? Marta speszya si nieco. Chodmy taczy rzeka do Halskiego. Pan Anatol pr a talerzyku pomaracze; ylasty facet zerwa si z krzeseka:. yczliwy jestem, Francisze zliwy przedstawi si Marcie i Halskiemu ogrodnik, badylarz. Nie odmwi mi pani, nie o brazi mnie pani To dobry gatunek. Palestyskie. Znam si na tym. Badylarz jestem Frane k, nie wygupiaj si baga pijany chopak. Teraz idziemy taczy rzek pojednawczo imy, pani zje pomaracz. Wszystko nieprawda zamrucza ysy, przechylajc si niebezpie na bok. Prosz bardzo, prosz bardzo rzek z nieudolnie maskowan uraz ylasty. Tu i Wic pijmy wino, szwoleerowie zapiewa, wznoszc pen stopk wdki, i trci ch , prosit! Prosit! wybekota Mietek, unoszc niepewnie kieliszek, i doda: Franek, ni ygupiaj si! Orkiestra rozpocza Walczyka Warszawy, parkiet wypeni si rozedrgan mas ludzk, Mart i wcisnli si w rodek. O taczeniu nie byo mowy, byo to co najwyej rytmiczne koysanie miejscu wrd rozemianych, spoconych twarzy, przekrzywionych krawatw, rozrzuconych fry zur. Za to zabawa zbliaa si do punktu kulminacyjnego. Orkiestra, nie przestajc gra, p rzesza na melodi Na prawo most, na lewo most i wszyscy, czujc przemony przypyw lokal o patriotyzmu, zaczli piewa, nuci, krzycze. Co za miasto! westchn Halski. Uci kie kochane Cudownie szepna Mart, opierajc rozgrzane czoo o policzek Halskiego. ra wpyna na melodi Walca Franois, jake znan. Powiao warszawskim sentymentem, rozl ry wzruszonych pocaunkw w donie, a czasem w szyj pa. Halski i Marta przesuwali si ko rkiestry; basista, pianista i perkusista pozdrawiali wesoo Halskiego. Witam dokto ra, padam do nek pochyli si nad Mart i Halskim basista o obliczu cwanego mynarza. tko pacjenci? spytaa z radoci Marta. Poniekd umiechn si Halski. Takie warsz . Wszystkie rybki pi w jeziorze zapiewa do mikrofonu basista, co przyjte zosta cie entuzjastyczn owacj. Warszawskie walce rozmarzya si Marta. Orkiestra ucia z mentem Poszed Marek, zaraz potem Do wuja starca, a potem nagle przerwaa. Pene rozc ia: Ooo! przeleciao przez tum, potem byy oklaski, a potem zaczto si powoli rozchod Gdy Marta i Halski ruszyli si z miejsca, na brzegu parkietu sta Zenon. Jak si masz, Majka? powiedzia bawimy si, co? Jego ciemne oczy powleczone byy lekk mg, adne ywiy si w niemoliwym do opanowania grymasie. By pijany. Orkiestra, zdopingowana przez upartych, zacza przytumione, jakby nabrzmiae namitnoci ngo o nazwie Jalousie. Marta spsowiaa, ale natychmiast opanowaa si. Wanie powiedziaa. Wieczr rozrywk y tu robisz, Zenon? Czybycie oblewali jakie zwycistwo? Idziesz zaraz do domu? spyta

enon cicho. Jeli tak, to ci odprowadz. Pozwl rzeka Marta, biorc pod rk Halski tor Halski, o ktrym ci opowiadaam.. A to zawaHaa si chwil mj narzeczony. Halsk erpk i zimn igiek koo serca. Przyblad troch, lecz w tym owietleniu nikt tego nie za ardzo mi przyjemnie pozna pana rzek z umiechem. Zenon poda mu rk, w jego ciemnych o ch bya wrogo. Idziesz do domu? rzek do Marty. To ci odprowadz Przejdmy do s iaa Marta. Tu stoimy w przejciu Skierowali si ku szatni, odprowadzeni bystrym wzrok em Olimpii Szuwar. Tango Jalousie, rozbrzmiewajce wok smutnej sylwetki Halskiego, zac zynao mie dla Olimpii cakiem okrelone znaczenie. Wiesz rzeka w szatni Marta do Halskiego raczej ju pjdziemy. Doskonale rzek Ha lko zapac. Niech si pan nie trudzi, panie doktorze rzek Zenon odprowadz pann Ma ski umiechn si promiennie. To nie jest w moim zwyczaju rzek zostawia kobiety sa o drugiej w nocy. Na krzepkiej, niadej szyi Zenona zacza nabrzmiewa niebezpiecznie w ydatna ya. Bd chyba musia udzieli dzi sam sobie pomocy w nagym wypadku C zrobi yla doktor Halski, patrzc bez strachu na wyszego o p gowy hokeist. Witoldzie po pokojnie Marta moesz mnie bez obawy powierzy Zenonowi. Skoro sobie tego yczysz rz hodno, lecz uprzejmie Halski. W takim razie dzikuj za pikny wieczr. Do widzenia Marta zatelefonuj, dobrze? Chodmy powiedziaa do Zenona. Byo co w jej gosie i spojr iu, co sprawio, e naga rado skoczya Halskiemu do garda. Biedny, adny chopcze po em przegrae parti Ta dziewczyna ju nie jest twoja. Marta i Zenon wyszli i rado zg nagle, jak si zjawia. Halski wrci na sal i usiad na swym miejscu, w barze. Gdzie je kobieta anio? spyta Franciszek yczliwy; by ju kompletnie pijany i wyglda bardzie rodnika ni przedtem. Czy moe mi pan poyczy sto zotych? pochyli si poufale i nie d Halskim. Nie rzek Halski. Nie mog. Papieroska? zapyta ysy z drugiej strony, ujc niezrcznie przed Halskim paczk wczasowych. Wszystko nieprawd, niech pan w nic ni e wierzy doda plczc si w sowach. Ma pan racj rzek Halski i zapali papierosa. mnie i dla tego pana powiedzia yczliwy, opierajc si ciko o kontuar. Zapaci, na enidze mrukn pan Anatol, nie nalewajc. adna asekuracja nie pomaga rozmyla trze rzecie domylaem si, e ma kogo. Taka dziewczyna nie moe by sama Ale e narzeczony? . Ukrywajc, e ma narzeczonego, kamaa. Prosz si posun usysza niski, przyjemny k siebie. Odwrci si na ssiednim krzeseku siedziaa Olimpia Szuwar. Zotowosy brzd mpia z wyzywajc drwin zosta sam. Niedobra dziewczyna odesza bez sowa. miaa si anie i bya bardzo pikna w tej chwili. My si skd znamy rzek spokojnie Halski. Z dka komunikacji Zgadza si rzeka Olimpia. Prosz mnie poprosi do taca. Orkiestr e Jalousie. Gdy wchodzili na parkiet, Filip Merynos poczu, e tango to ma dla cakiem o relone znaczenie. Orkiestra przesza w rytm tanga Gdybym mia skarby wiata caego. Ch nem porozmawia powiedziaa Olimpia obejmujc Halskiego, gdy wstpili na parkiet; w geci jej byo tyle wiadomej zaborczoci, e Halski straci na moment sw zwyk, pogodn ironi spaniaa kobieta pomyla bezwiednie. Stoj do pani dyspozycji rzek z obc sobie, s alanteri. Czy jest pan odwany? spytaa z powag Olimpia. To zaley od okolicznoci. znoci s mocno nie sprzyjajce, ale jeli jest pan odwany, to prosz zapaci, wyj i za nie na rogu Foksal i Nowego wiatu. Dobrze rzek Halski. Olimpia wtulia si we obiecu tak obiecujco, e Halski przesta na sekund w ogle myle. Jakby przypadkiem musna wa ego policzek przy uchu; mg to by, oczywicie, czysty przypadek, gdy byli niemal jedneg o wzrostu. Halski odprowadzi Olimpi do stolika i podzikowa, notujc w pamici uprzejmy iech pana o ciemnej twarzy i badawcze spojrzenie modzieca ze zamanym, bokserskim no sem. Wstpi na gr do baru, zapaci. Maleka proba posysza gos z boku; poprzez b go przechyla si ku Halskiemu may, stary pan o kocistej, tej twarzy, w staromodnym ko zyku i tuurku. Czy mgbym pana prosi o ogie? Prosz bardzo rzek Halski. Prosz i. Ale pan ju wychodzi, czy nie? Nic nie szkodzi, mam zapasowe pudeko umiechn s uprzejmie. Po czym opuci Kameraln. Po kilku minutach Olimpia owiadczya, e idzie do toalety. Po dalszych kilku minutach Heniek pochyli si nad Merynosem, co mu szepczc do ucha. Filip Merynos umiechn si , jego ciemne, pikne oczy rozbiegy si naraz w sposb zowrogi. Powiedzia spokojnie, mio owym gosem: Przyjemny chopiec ten doktor. Szkoda bdzie, jeli mu si co przytrafi. , panie prezesie? spyta obojtnie Robert Kruszyna, Koniecznie? Chyba tak, nie ma ra dy umiechn si dobrodusznie Merynos. Oczy mu latay, co kontrastowao dziwacznie z pob i ciemnego, piknego oblicza. Nie szkodzi rzeka Roma Leopard. Nie lubi blondynw k! zawoa Merynos; wida byo, e ukrywa zdenerwowanie. Heniek zjawi si byskawicznie kiem, Merynos sprawdzi go szybko. Co to jest? wskaza jak pozycj wyjmujc grubo wyp banknotami portfel. To cebulka zajkn si Henryk. Merynos zamia si krtko: Ze

? Heniek, puknij si w czaszk Jak ci nie wstyd? Od kiedy za cebulk od ledzia paci si iesit dwa zote? Panie prezesie Heniek przestpowa z nogi na nog. Wstydz si bar zeba y.,. Tylko e pana prezesa nikt nie wyroluje doda szybko. Masz stw rzek Me to, e o tym wiesz. A cebulk skrel. Ale ju!

Idc Nowym wiatem i placem Trzech Krzyy, Marta odpowiadaa monosylabami. Potem przesta li mwi w ogle. Doszedszy do bramy, Marta zadzwonia od razu. Bya to pikna brama z kut , elaznych prtw. Dozorca otworzy, zamkn za Mart bram i poszed sobie. Marto powiedzia cicho Zenon, gdy Marta znalaza si za krat zaczekaj chwil Wydawa si teraz zupenie trzewy. Marta zmczonym ruchem zdja beret z gowy. Co jest, Zen? spytaa cicho. Znaczy si, wszystko jest jasne po dzisiejszym wieczorze, prawda? rzek Zenon, prbujc si umiechn. Jutro przyjd z oficjaln wizyt do twojej mamy. Natychmiast po moim dypl wemiemy lub Marta milczaa. Tak nagle mwi Zenon jakby do siebie nigdy nie chciaa o tym mwi, wzbraniaa si e, tak otwarcie przedstawia mnie jako swego narzeczonego Rozumiem umiechn si czul cie dzi poja. Jake jestem wdziczny temu lekarzowi. Przeprosz go jutro za to, e bye niego niegrzeczny, dobrze? Dasz mi jego numer telefonu. Marta staa, milczc. Pamitasz? oywi si Zenon nasze pierwsze wakacje na jeziorach, w Giycku? Tylko wte limy o maestwie, raz jeden Pamitam powiedziaa Marta, przytykajc czoo do zimnej kraty. Pamitaa w tej chwili w ko z przeraliw wyrazistoci: wakacje na jeziorach i wakacje nad morzem, w Ustroniu i w Darowie, upalne noce, pene pocaunkw i modzieczych, zachannych pieszczot, i brzowe ne ciao Zenona, ktre przysonio jej cay wiat, i jego usta pene zdrowych, biaych zb cHaa tak, jak kocha si soce, rado i miech; pamitaa zimowe wakacje w Zakopanem, pam szystko tak, jak pamita si rzeczy mie, do ktrych jednak nie warto wraca. Zenon zbliy twarz do jej twarzy. Caowa jej przymknite oczy i rozrzucone wosy. Czu g oholem i knajp pomylaa Marta bez zbytniej niechci, jak o zalanym koledze. Zrozumiaa sno, e to koniec. Przecie to niemoliwe zacz znw Zenon. W gosie jego bya rozpaczliwa niewiara. Po kim, co midzy nami byo, to niemoliwe Ona nie bdzie moga tuko mu si w zbolaej g lczaa. Marto powiedzia Zenon. Majka, posuchaj Przesun ramiona przez krat i przycign j do siebie. Z si przywar ustami do jej ust ddaa pocaunek. Na policzkach czua zimne elazo kraty. Id, Zen, do domu rzeka odrywajc si od niego po chwili taka jestem zmczona Wysuna rk przez krat i pogadzia go bardzo tkliwie po policzku. Dobrze powiedzia Zenon. Nie wiedzia ju nic, w gowie mia chaos. Zadzwoni jutro, Odwrci si i poszed. Marta odprowadzaa go chwil wzrokiem. Wtedy z marcowych ciemnoci cy rozbysy ku niej jarzce si biae oczy. Witold! krzykna przeraliwie, kryjc ze zgroz twarz w doniach. W panice wbiega na

Witold. To moje imi rzek Halski szeptem. Jeszcze p minuty temu sta na rogu pustej ulicy. PodjecHaa takswka, uchyliy si szybko zwiczki, Halski wsiad i znalaz si w ciemnym pudeku auta, pachncym perfumami Olimpii i benzyn. Czu blisko kobiety i zdziwio go nieco, e pierwszym pytaniem, jakie pado w t sytuacji, byo krtkie i rzeczowe: Jak panu na imi? Jechali bardzo krtko, samochd zatrzyma si, Olimpia szybko wsuna banknot szoferowi w r Byy to Aleje Jerozolimskie pomidzy Marszakowsk a Krucz, jeden z ostatnich w rdmieci erwatw na wp zrujnowanych przez wojn kamienic i jedno z ostatnich centrw prywatnych s klepw, warsztatw, malutkich fabryczek, przedsibiorstw, firm. Przez ostatnie dziesi la t ttnio bujne ycie w tych potrzaskanych, odrapanych, do poowy wypalonych, a potem od remontowanych naprdce domach; byo to jednak ycie chwili, ycie bez przyszoci, ustpuj le miejsca wielkiej, planowej odbudowie. Weszli do bramy, Olimpia zadzwonia, pocigajc za sob Halskiego w mrok wnki. W ruchach jej bya nerwowa ostrono. Brama zawara si za nimi z gonym szczkiem, przeszli ciemne , Olimpia wyja futera z kluczami z torebki i otworzya drzwi w jednej z oficyn, na pa rterze. Halski wstpi w zupen ciemno. Usysza zgrzyt starannie zamykanych za sob d

mpia zapalia wiato. By to sklep. Jestemy w domu rzeka Olimpia z umiechem. Pros u chwil. Otworzya drzwi w gbi, za ktrymi widniay prowadzce na pitro, wewntrzne s Halski rozglda si ciekawie wokoo: byo tu bardzo porzdnie i czysto. Trudno byo okrel akter sklepu na pkach, wieszadach, w szufladach lady i w przegrdkach leay i wisiay aty, lakier do paznokci, kosmetyki, jedwabie, wzorzyste chustki, przybory toalet owe, aceton, poczochy, paski, kolorowa wczka i druty do robt rcznych, pasta do obuwia , puderniczki. Uderzao jakby eksponowane zagraniczne pochodzenie niektrych przedmi otw, zewszd widniay barwne, krzyczce etykietki, nalepki, wyrany, reklamowy druk nazw: Palmolive. Ponds, Colgate, Kiwi, BourjoisGeranium, Soir de Paris, Irresisti gich kosmetykw odbija si tu wyranie dzia sztucznoci, tandetne klipsy i broszki z nylo u, metalowe, okrge puderniczki, imitacja kamei, jakie chrabszcze i motyle z tanich c eluloz, czeska sztuczna biuteria, krajowe liche wiecideka, spinki do konierzykw, klam ry, spinacze do wosw. Ale najliczniej i najobficiej reprezentowany tu by specjalny rodzaj galanterii ca cian zajmoway wyroby z mas plastycznych: plastykowe rnobarwne bki damskie, nylonowe paski, wreszcie tak zwane kosmetyczki w tysicu kolorach, ja skrawe i pastelowe, z dodatkowymi kieszonkami na pienidze i fotografie ukochanych . Na schodach day si sysze kroki i ukazaa si Olimpia. Bya odwieona i przyczesana, le j samej czarnej, gadkiej sukni z biaym konierzykiem la Maria Stuart. Prosz powie z umiechem. Halski wszed za ni po schodach do duego i wysokiego pokoju, typowego dla starych warszawskich kamienic z pocztkw stulecia. Stao tu mnstwo sprztw: ogromny, po ryty kolorowymi poduszkami tapczan, wielka czarna szafa, jakie etaerki pene bibelotw , drobiazgw, ksiek, czasopism, serwantka z porcelan i szkem. Na cianach wisiay dwie twe natury, stylizowany ryngraf, mierny obraz wyobraajcy przedwojenne Stare Miasto i dobra reprodukcja Szau Podkowiskiego Drzwi w gbi prowadziy widocznie do dalszych eszcze. Na rodku, na grubym, ciemnym dywanie sta szklany stolik na kkach, na nim sreb rna taca, pokryta kanapkami z sardynkami i serem. Olimpia zgasia grne wiato i zapalia lamp, ktrej abaur oklejony by markami polskich anicznych papierosw. Prosz, niech pan usidzie powiedziaa. Jest pan nastrojony kosmopolitycznie czy narodowo? spytaa Olimpia, podchodzc do bi blioteki. Z otwartej do dou przegrody wyjrzay gwki butelek maego baru. Narodowo odpar Halski. Piknie pani mieszka jak na warszawskie stosunki. C z tego rzeka Olimpia. Dom jest przeznaczony do rozbirki. Trzeba bdzie zlikwido tutaj i sklep. A w Warszawie coraz, trudniej o ruiny do remontu dla inicjatywy p rywatnej umiechna si. Wyja butelk soplicy. Droga starka zalnia tym blaskiem. Kto to jest? spyta Halski, podchodzc do duego, szafkowego radia z adapterem. Staa n nim fotografia oprawna w sztucznie spatynowane ramy z brzu; taka sama imitacja s tarej niedzi pokrywaa cik popielniczk i przybory do pisania na maym sekretarzyku. Ha i wskaza mczyzn w mundurze przedwojennych uanw, o przystojnej, banalnej twarzy. To mj m rzeka swobodnie Olimpia. Po czym signa po zdjcie stojce na jednej z p aa, wrczajc Halskiemu podobizn szczupego, rasowego pana o oczach i umiechu naogowego jaka. Zaraz rzek Halski. Jak to jest z tymi mami? Nie mam ma. Mam tylko wspomnienia po mach. Uniosa w gr kieliszek ze stark i pow drowie mych mw, mody czowieku, zgoda? Wypili. Nie rozumiem rzek Halski. Moe sprecyzuje pani swj stan cywilny. Nie chc by natr ecz s to sprawy interesujce. Mj pierwszy m zapomnia o mnie w Anglii, gdzie znalaz si zaraz po wrzeniu. Mj drug ina o mnie zbyt czsto tu, na miejscu. Trzeba mu byo o tym przypomina i dlatego nie m a go ju w moim yciu. Nalaa dwa kieliszki starki. Musiaa by pani enujco moda, wychodzc za m. Olimpia signa midzy ksiki, skd wyja now ramk ze zdjciem. Widniaa na nim liczn zyczka dziewczca o bawatnym spojrzeniu wielkich oczu. Osiemnacie lat, w trzydziestym pitym powiedziaa rzeczowo. Pojechalimy w podr po iordy. Skol podniosa kieliszek do ust tak si mwi w Norwegii, pijc wdk. Skol powiedzia Halski i wypi. Olimpia usiada na porczy fotela. Czy to ju wszystko, jeli chodzi o zdjcia? spyta Halski z leciutk ironi. Moe ma ie albumy, pamitki z wakacji, znad morza, z gr!

Olimpia umiechna si. Nie powiedziaa nie mam nic. Ale poka panu jeszcze jedno zdjcie, wane zdjcie, dl najwaniejsze. Otworzya szufladk sekretarzyka, wyja fotografi i podaa Halskiemu. Byo to jej zdjcie wdopodobnie z pocztkw okupacji, sdzc po ubiorze; fotografia uliczna, na ktrej modsza pitnacie lat Olimpia w krtkiej, modnej nawczas spdnicy i wysokim kapeluszu prezentow aa pewny, zwyciski umiech i wietne, smuke nogi. adne rzek Halski, nie wiedzc w gruncie rzeczy, co powiedzie. Wane rzeka Olimpia bardzo wane. By to rok, w ktrym odkryam swe yciowe powoani jn wiedziaam tylko, co to zwycistwa w mioci. We wrzeniu pragnam zwycistw militarny riery siostry miosierdzia. W pocztkach okupacji odkryam handel i to byo moje prawdzi we powoanie. Jedynie zwycistwa handlowe zaczy si liczy. Ludzie z mego rodowiska mwi niezwyk gow do interesw, niektrzy twierdz, e obdarzona jestem handlowym geniuszem. em jest, e jestem bogata, ale nie w tym rzecz. To nie pienidze mnie ciesz, lecz rob ienie pienidzy. Namitno handlowania to motor mego ycia. Za handel rzek Halski, wznoszc kieliszek. Ciekawe pomyla pikna ona oficera k instynktach Wokulskiego. Nigdy nie miaem z handlem nic wsplnego doda jeli nie li rzedanej przeze mnie szafy, ktr otrzymaem dwa lata temu w spadku po stryju. Podobno oszukano mnie w tej transakcji. Tote jestem peen podziwu i zazdroci dla pani geniu szu. Zaczyna odczuwa w piersi przyjemne gorco alkoholu. Wszystko wydao mu si naraz orygina lne, interesujce, urocze: ten pokj, ta kobieta, nawet kosz do mieci, ktry unis do gr aby go obejrze. By to werniksowany lakierowan reprodukcj Kossaka kosz, jakie wyrabia no w Warszawie tu po wojnie. Znajdowao si tu kilka innych przedmiotw w tym stylu: bu telka okrcona lakierowanym sznurem z wklejonymi nazwami zagranicznych trunkw, tecz ka na korespondencj z gowami gwiazd filmowych i nagwkami gazet. Dlaczego spytaa ranie pani w tacu, czy jestem odwany? Policzki Olimpii zarowione by d wdki. Po raz pierwszy Halski zauway wyraz ledwie dostrzegalnego zmieszania na jej twarzy. Podesza do radioadapteru i zaoya pyt. Rozleg si niski alt Zarah Leander i eckie sowa: Mein Leben fr die Liebe, jawohl Sprzeczno rzek z cichym umiechem Halski. Przed chwil mwia pani o handlu Wcale nie powiedziaa, stajc przed nim prosta, wysoka i pikna. Te sprawy uzupeniaj oskonale. Zreszt pochylia gow uciekajc wzrokiem wiedziaam, e pan w tej chwili to wie i dlatego mi si pan tak bardzo podoba. To byo uderzenie pomyla Halski. Uwaaj, chopcze, mog si dzia rzeczy wielkie. Podaa mu peny kieliszek. Wypili bez sowa. Co to wszystko ma wsplnego z moj odwag? Ma. Opara donie na ramionach Halskiego i pocaowaa go prosto w usta. Wargi Olimpii byy pen obietnic, pachniay znakomit szmink. Irresistible Lipstick pomyla Halski i cofn Chciao mu si mia. Olimpia oderwaa si od niego i rozemiaa si. Podaa mu kieliszek, i rzeka: Skol Zarah Leander koczya refren: Mein ganzes Leben Liebe, jawohl Siadaj rzeka Olimpia. Pjd po owoce. Wysza z pokoju, po czym da si sysze odgos odkrcanego kranu i spywajcej w azience ski zapali papierosa i grzeba si w ksikach: byy to Rodzina Whiteoakw, Vicky Baum, ittel, troch poezji. Literatura rodka pomyla Halski ani dobra, ani za. Wesza Olimpia w dugim, jedwabnym, szaroperowym peniuarze; w rkach trzymaa du pater ami i pomaraczami. Wygldaa wspaniale. Junona pomyla Halski albo raczej Pomona, bo e W kadym razie wspaniaa kobieta Une belle femme Musia by podziw, a moe zachwyt w zach, gdy wargi Olimpii rozchyliy si w zwyciskim, a zarazem penym wdzicznoci umiech Usid powiedziaa kadc pater z owocami na tapczanie. Chcesz si napi czego? Chc rzek Halski. W gowie i w sercu czu palc, alkoholow ciekawo chwili. Suchaj rzek dlaczego chciaa wiedzie, czy jestem odwany? Chciaam, ale ju nie chc. Wiem, e jeste odwany. Czyby przypuszczaa, e bd si ba ci caowa? Och, nie! To nieporozumienie. Naprawd nie. Podaa mu kieliszek. Wypili. Olimpia usiada na tapczanie, podwinwszy nogi, i obieraa pomaracz. Znakomicie wygldasz rzek Halski, klkajc obok. Szaroperowy, biay i czarny oto t ry, Nie powinna szuka innych.

Ciesz si, e to dostrzegasz. Nie bd ju szuka innych. Wobec tego odpowiedz mi na jedno pytanie. Sucham ci. Czy obawa o moj odwag wizaa si z t ca dziecinad, jak przedsiwzia w Kameral nazywa si w Warszawie takie postpowanie? Wiem rzeka Olimpia spokojnie. Nie zapominaj tylko, e ukadam me sprawy prywatne tak jak mnie si podoba. W porzdku. Wobec tego odpowiedz mi na drugie pytanie. Tak? Kto to by ten pan o ciemnej twarzy, z ktrym spdzia wieczr? Dlaczego chcesz to wiedzie? Czy ja pytam si mod, liczn blondynk, ktr ci zabran ej? To co innego. Nie zapominaj o tym, e jestemy w Warszawie i e znajdujemy si obecnie w zupenie rnych sytuacjach. Nie mam pojcia, jak ustosunkuje si w pan do twego karygodn go postpku Niewane przerwaa Olimpia. Nie masz pojcia, jak mao mi na tym zaley. Tobie. By moe. Lecz mnie musi w jaki sposb zalee na tym. Ostatecznie to miaa na m ajc mnie, czy jestem odwany, czy nie? Olimpia nie odpowiadaa chwil. Po czym rzeka szybko: A jeli nawet, to co z tego? Wiesz o tym rwnie dobrze, jak ja, e w Warszawie obowizuj specjalne przepisy o dyshon orze. Prymitywna farsa z dwoma wyjciami, ktr odegralimy dzi w nocy, moe mie dla mnie nsekwencje. Chc przynajmniej wiedzie, kto mnie bdzie przeladowa. Przecie jeste odwany. Chyba tak, lecz jest to okoliczno bez znaczenia. Pan ten nie wyglda na kogo, kogo mo a do siebie przekona odwag. Za modzieniec, siedzcy przy nim, mgby ze mn przegra na obawiam si jednak, czy nie umieszczono by mnie na par tygodni w szpitalu po kilkus ekundowym sam na sam z nim na ringu Uspokj si umiechna si Olimpia. Ten pan nazywa si Filip Merynos. Jest prezesem racy Woreczek. To wielki potentat, czowiek zamony i solidny.! Spdzielnia Woreczek m lizuje ca produkcj plastykowej i nylonowej galanterii. Nazywaj go krlem kosmetyczek i saszetek. cz mnie z nim rozliczne interesy. Nie liczc tego, e ci kocha. Olimpia zawaHaa si, zaskoczona. Wiesz, nie jestem tego taka pewna. Ale ja jestem pewny bluffowa Halski. Widzisz, Filip Merynos kocha tylko siebie. Obca jest mu jakakolwiek mio nieegoistyc zna. Namitno jest mioci jak najbardziej egoistyczn. Taaak S ludzie, dla ktrych sowo mio ma jasne i potne znaczenie, bez wzgldu na y innych ludzi, zawodu, ojczyzny, pracy, idei lub chociaby wiosennych porankw czy sonecznego lenistwa w gorcym piasku nad morzem. Merynos nie naley do takich ludzi. Ale ty naleysz. Ja? Olimpia spojrzaa na Halskiego jakby z obaw. Tak, ty. Za Merynos, tak czy inaczej, ale ci kocha. Kocha, to jednak zbyt wiele. ywi w stosunku do mnie jak namitno, to prawda. Nietrudno domyli si, jak rzek brutalnie Halski. Tak. Susznie powiedziaa spokojnie Olimpia. Poza tym bardzo chce, ebym wysza za ni za m. A ty? Ja? Olimpia przechylia si do tyu, pocigajc za sob Halskiego. Poczu jej zachanne wargi n ich ustach i na chwil przesta myle. Oderwa si z wysikiem, gowa jego znalaza si w ym wyciciu peniuaru uderzy go zapach zdrowego, piknego, troskliwie pielgnowanego cia kobiety. Wtedy wsta. Wychyli nalany kieliszek i woy paszcz, nastawiajc konierz. Olimpia podn i. Halski opar si plecami o drzwi wyjciowe. A wic jednak boisz si? rzeka Olimpia podchodzc. Halski milcza. Olimpia patrzaa na esn drwin. Suchaj rzek po chwili. Masz mnie na pewno za gupca Takiego, ktry nie potrafi kor

z doskonaej okazji, z najlepszych okolicznoci Za niedog, tchrza, Bg wie, za co Mo wzgardziem twoj urod, twym wspaniaym brakiem obudy Moe mylisz, e razi mnie twoja iorczo, e podam naiwnego przekonania o decydowaniu o tych sprawach, co wydaje si niez nym niektrym mczyznom Nie, nie i nie Wyjanienie jest prostsze i dotkliwsze Wiem przerwaa Olimpia, po czym dodaa wolno i cicho: Spniam si Tak. Spnia si. O jeden wieczr. Jeszcze wczoraj byoby inaczej W oczach Olimpii bysny zy. C to? pomyla Halski z prawdziwym alem Junona pacz Przez dwadziecia lat zbieraam wiedz o mioci szepna Olimpia i teraz wiem jedno: potrafi paci Nic masz pojcia, jakie ceny kobiety potrafi paci To jest wiedza o handlu rzek bezlitonie Halski. Za co waciwie chcesz paci? Za ciebie rzeka prosto Olimpia. Nie zamierzam ustpi. Zamierzam walczy, nawet z to ciebie. Przez dwadziecia lat czekaam na smukego mczyzn o mdrym, lecz nie cynicznym chu i spniam si o jeden wieczr Podesza do blisko i uja jego twarz w obie donie. Bagam ci powiedziaa nie wychod Halski pocaowa j w szepczce usta. Po czym odwrci si, otworzy drzwi, zbieg ze schod ed na podwrze. Bya ciemna, brudna i mglista pora tu przed brzaskiem. Na podwrzu palia si jaka mda l ka. Halski przystan i z rozmylnym trudem czyta napisy wymalowane grub farb na cianac na sterczcych zewszd szyldach: MEBLE AMERYKANKI TAPCZANY PALTA MSKIE I DAMSKIE BOWANIE 1 ODWIEANIE OBUWIA. Brama najeona bya tandetnymi tabliczkami o malowanych st rzakach i wskazujcych palcach: w podwrzu na lewo, w oficynie na prawo, tandetne szyl gosiy: KRAWATY DREWNIAKI PRACOWNIA PARASOLI JESIONKI PELISY ZEGARKI, KUPNO, SPR A, NAPRAWA GOTOWE I NA MIAR FOTOPSTRYK! PODNOSZENIE OCZEK PASY PRZEPUKLINOWE AN ZY LEKARSKIE. Wisiaa tu gablotka z firm Olimpia SZUWAR. Uwag Halskiego przykua na chw l horrendalnie wysoka cena rw, szminek i szczotek do wosw. Ceny, jakie pac kobiety Odwrci si raz jeszcze i spojrza za siebie. Ponura ciana domu gina w ciemnociach, a to Halski wiedzia, e tam wyej nie ma nic. Bya to wypalona od dziesiciu lat ciana, utr ymujce si tak dugo w pionie zgliszcze. Halski wyszed na ulic zupenie pust. Ruszy w nku Marszakowskiej. Naprzeciw szo dwch facetw, niewyranych w brudnym powietrzu brzasku. Szli szybko, wpr ost na niego. Serce Halskiego zabio gwatownie, poczu strach, lecz wiedzia, e bdzie mu ia przyj walk, by na ni gotw mimo wewntrznego bezhoowia uczu, z ktrego nie mg cign adnego jasnego wniosku, decyzji czy nakazu. Faceci byli nisi od niego, krpi, twa zy ich nie mg rozezna pod nasunitymi na czoo oprychwkami, spoza zasony nastawionych erzy jesionek. Przez sekund zapragn przystan, skrci w bok, odwrci si, uciec, lecz jszego od niego kazao mu i w przd. Cztery kroki zday mu si marszem przez wieczno, p skawicznie, e chyba nigdy nie skoczy si to posuwanie do przodu, ten ohydny chd ku ni eznanemu blowi, ku nieuniknionej klsce i krzywdzie. Gdy mia uczyni pity krok dwa moc e, mskie korpusy zderzyy si z nim z rozpdu, odrzucajc go w ty. Ich kroki przeszy w s natychmiast znaleli si przy nim. Halski dojrza dwie chude, okrutne twarze i wbite w siebie dwie pary zimnych, zych oczu. Uwaaj, jak chodzisz, szmaciarzu! sykn jeden nich. eby potem nie paka i zamachn si szerokim sierpem, mierzc w twarz Halski uskoczy w bok i opar si o cian domu: mia teraz dobr pozycj do zadania ciosu i face wahali si przez uamek sekundy, po czym byskawicznie przegrupowali si, unikajc fachowo moliwych kopni. Lecz Halski nie kopn ani nie uderzy. Wycign ostrzegawczo praw r ego, ktry pierwszy bi: Przegrasz, bracie! Musisz przegra! Moecie mnie teraz zaatwi klawo, ale tu bdzie w kocu spokj, zobacz Nie zdoa skoczy. Zaskoczeni przez chwil ceci otrzsnli si i przeszli do czynw. Pierwszy cios zbi blokujc praw rk i przeam k Halski schroni si instynktownie. Prawa rka Halskiego zwisa bezwadnie, lecz lewa zat czya krtki uk i wyldowaa celnie na szczce jednego z facetw. By to jednak chwilowy s ; trafiony przygi si, lecz nie upad, natomiast szybkim i potnym zamachem barku wbi H kiemu pi w odek. Halski osun si na kolana; usiowa si jeszcze dwign, macajc dwa potne kopnicia w brzuch i w twarz odebray mu przytomno. Upad bez jku, uderzaj gow o bruk, przywarszy okrwawionymi ustami do zaboconego trotuaru. Piaskowobeowy pasz z nasik szybko brudnym botem. Faceci odwrcili si i pobiegli w stron Kruczej. Z pobliskiej bramy wyszy dwie postacie o twarzach ukrytych pod rondami kapeluszy i w grubych wzach wenianych szali. Jedna posta wysoka i druga nisza, o krzepkiej bud wie, podkrelonej jaskrawo przez paszcz o bardzo szerokich ramionach. Zatrzymali si przez chwil nad lecym, po czym poszli wolno, pustymi Alejami, ku Marszakowskiej. Co

to bya za nieprzytomna mowa, panie prezesie? spytaa nisza posta co on powiedzia? e niegupio mwi rzeka posta wysza. Warto si nad tym zastanowi. Po kilkunastu minutach pochyli si nad Halskim ciemny ksztat, oddychajcy szybko, jakb y po dugim, wyczerpujcym biegu. Dwign Halskiego i unis mu gow. Halski ockn si n u si, e ma przed sob bardzo jasne, ponce oczy, po czym znw zapad w niewiadomo. Od ruczej rozlegy si troch czapice kroki i stukot laski czy parasola. Ciemny ksztat zo onie Halskiego na trotuarze i znik bezszelestnie we wnce najbliszej bramy. W mgliste j powiacie latarni ukaza si niski pan w meloniku, z parasolem. Dostrzegszy Halskiego zatrzyma si, pochyli si nad nim i pokiwa gow jak czowiek, dla ktrego nie ma niesp k, za wszystko jest proste i zrozumiae. Wyj z kieszeni paszcza notes, zapisa numery n jbliszych bram, rozejrza si starannie i bystro wokoo, po czym pochyli si ponownie nad Halskim, usiujc go dwign. No, jasnowosy efebie mrucza musimy sobie da jako stawi ci tu w tym stanie No, ocknije si, chopcze. Za wdzik i urod si paci, czasam Wyj z kieszeni chustk, ktr otar krew z warg Halskiego. Od strony Marszakowskiej s kroki i gosy zbliajcych si przechodniw. 4

S ludzie, dla ktrych przygldanie si innym ludziom stanowi zajcie rwnie frapujce i na e, jak gryzienie pestek. S inni ludzie, niewtpliwie wyej stojcy od wymienionych, ktrz y zatracaj poczucie czasu i codziennego obowizku wobec oywionej, wypenionej tumem lud zkim ulicy. Dla takich ludzi zbieg Marszakowskiej i Alei Jerozolimskich we wczesn ych godzinach popoudniowych jest rozkosz rwnego rzdu, co mycie ng w wodzie z sol Jana po dugotrwaym marszu w lipcowym skwarze i w przyciasnych butach rozkosz taka poleg a, jak wiadomo, na tym, e doznajcy jej marzy o niewyjmowaniu ng z miski przez najbl isze trzy lata. Do takich ludzi nalea Kuba Wirus. Kubu spojrza na zegarek: bya czwarta. Sta na samym rogu i troch nie wiedzia, co czyni Umwiony by z Kolanka o wp do pitej w Krysiece, maej kawiarence, znajdujcej si o Dlaczego wanie w Krysiece? zastanawia si Kuba kwestia sentymentw redaktora Ko rszawa, Warszawa tego naronika. Warszawa Krysieki, znikaa w oczach, w jej miejsce nar astaa nowa Warszawa. Kuba spoglda dugo i z zainteresowaniem na kremowy, ogromny obel isk Paacu Kultury; po czym przenis wzrok na rozgardiasz rozkopw, zwaw cegy, piasku, ek, rur elaznych i betonowych, pustakw, na bataliony kompresorw, betoniarek, sprarek, buldoerw, walcw parowych, dwigw, wywrotek, motw pneumatycznych, samochodw ciarow pitrzyy si u stp wieowca: z tego chaosu wdow i usypisk, z tego krajobrazu zamieszan nieporzdku mia si z czasem wyoni najwikszy plac w Europie. Kubu nigdy nie mg zrozu z brudnego, bezsensownego galimatiasu armatur, rusztowa, oszalowa, zbroje i rozryt ej, przewrconej do gry nogami nawierzchni powstaje dom, gmach, ulica, plac, zorgan izowany pejza miejski. Nie mia porzdkujcej wyobrani architekta czy urbanisty. Natomia st przywizywa si atwo i sentymentalnie. Pojmowa doskonale uczucia Kolanki, umawiajceg si w Krysiece. By czas, gdy dwa ciemne pokoje, do ktrych wchodzio si wprost ze zru nej, toncej w kurzu gruzw ulicy, stanowiy jedn z najbardziej cenionych i uczszczanych kawiar w Warszawie: nazywaa si wtedy Kruszynka, podaway w niej dwie liczne kelnerki wszyscy bywalcy cieszyli si z jej kafelkowej podogi, takiej jak wykadane byway zazwyc zaj azienki i kuchnie w mieszczaskich domach. W Warszawie czterdziestego szstego ta ka podoga w kawiarni oznaczaa jej wykwint i Kubu pamita dobrze, e przylatujc tu jako ynieodnie z poleceniami redakcji do urzdujcego przy kawie Kolanki, dumny by znajduj ho przez chwil w miejscu tak penym znanych dziennikarzy, gonych literatw i aktorw, p ch kobiet. Od tego czasu upyno osiem lat, w czasie ktrych powrcia na Nowy wiat, Krak kie Przedmiecie i Stare Miasto dawna wietno Warszawy, stao wielkomiejskie rdmieci owinie MDMu i wyrs ten oto kremowy gigant. Jeszcze pi lat temu parterowe, dziwaczne, ciasne i pomysowe lepianki Marszakowskiej draniy, wywoyway gorycz tymczasowoci w dus h ludzi, ktrzy postanowili tu zosta na zawsze. Dzi wobec bielejcego w rodku miasta ma sywu o kolumnach wysokoci czynszowej kamienicy, wschodnie naroniki Alei Jerozolims kich parterowe, tymczasowe, zatoczone brzydkimi, prymitywnymi sklepami ju nie drani Budz ciepy sentyment, jak dla kadego zarania, ktre mino i ju nie wrci, ktre musi i rozwojowi i wzrostowi. Kubu pamita dobrze pioniersk atmosfer tego ppka Warszawy, k y mury i supy popstrzone byy rcznie pisanymi reklamami, szyldami, obwieszczeniami o noclegach i pralniach, o obiadach, zupach i okazyjnych posikach, o starych mebla ch do zamiany. Pamita przewalajcy si tdy nieustannie, w bliskoci hotelu Polonia, t

any najprzd w strzpy mundurw wszystkich niemal armii europejskich i poobozowe achy, potem w dobroczynn odzie z zagranicznych przesyek, potem w pierwociny wasnego, odbud owujcego si przemysu. Pamita zakamarki knajp tego wylotu Marszakowskiej, w ktrych za zepierzeniem z dykty stpiali moralnie restauratorzy sprzedawali wdk czternastoletni m chopcom. Opar si o elazne ogrodzenie rogu ulicy i zapali papierosa. Tum nabrzmiewa ramwaje obrastay postaciami; zielone i czerwone sygnay ruchu, dziewczta, onierze, toc e si przed wystawami kobiety, kolejarze, takswki, oficerowie marynarki, urzdnicy, p oktni sprzedawcy wiecznych pir i szczotek do zbw, oczekujcy przy kioskach na randk m iecy o wypomadowanych wosach wszystko to byo dla Kubusia ojczyzn. Westchn gboko, na zegarek i ruszy w kierunku Krysieki. Kto zapa go za rami. Jak si masz, Piegus posysza za sob. Odwrci si i twarz rozjani mu umiech. Moryc! Jak pragn porodzi Gdzie ty si podziewasz? Przed Kubusiem sta wysoki, silny wyrostek w welwetowej kurtce, spod ktrej wida byo z ielony, brudny pulower i konierzyk niebieskiej, od wiekw nie pranej koszuli. Moda t warz o mskich, jakby krzywych rysach wyraaa nonszalanckie zadowolenie ze spotkania. Ano, yje si powiedzia, ciskajc rk Kubusia. A co u ciebie? Mach masz cigle, j zcili. Taka ju moja uroda rzek Kuba z rezerw. Co robisz, Moryc? Dlaczego si nie pokazuje Kiedy zachodzie od czasu do czasu Teraz jeste wielki. Gwiazda Expressu, redaktor Wirus. Skd ja mog wiedzie, kogo ty p asz, a kogo nic. Skocz t nieprzytomn mow, dobrze? Co robisz? Jak kiedy. Troch tu, troch tam rzek wymijajco Moryc. Jak ldujesz z biletem? Zaley, co mi proponujesz. Jak moesz mi odpali dwa kafle w formie poyczki, to z chci niejszych sum nie przyjmuj. W gosie Moryca brzmiaa agresywno i ironia. Kubu porzuci ton dotychczasowej serdeczno Czyli e niele rzek. Bo ja na jeden kafel robi prawie miesic. Wobec tego nie udzi wsparcia. Podprowad mnie kawaek doda. Zielony sygna otworzy drog. Przeszli na drug stron Alei i wolnym krokiem poszli w str on placu. Wiesz, Kuba zacz Moryc ja nawet si do ciebie wybieraem. Kubu popatrzy na bystro: w sowach Moryca zadwiczaa nowa nuta, rna od dotychczasowe pnoci. Wiesz, gdzie mnie szuka powiedzia. Zawsze moemy pogada. Czowiek si starzeje, rne myli chodz mu po gowie. Ty si na tym znasz, no nie? Kady z nas zna si na rnych mylach, a ci, ktrych mocniej kopano w tyek, znaj si l ja ci mam mwi Spokojna gowa, ty si znasz. Pamitam wtedy, jak mwie, co masz zamiar robi. Bdzie j temu, ale ja cigle pamitam ten twj greps Mwisz tak, e choler mona z tego zrozumie rzek Kubu obojtnie. Co ja mog zrobi westchn Moryc. Czowiek gimnastykuje si, jak moe Buja si na h a i rozpaczy Kubu umiechn si. adne rzek. To co dla mnie. Widzisz umiechn si melancholijnie Moryc. Ju co zarobie. Zyski z kontaktu z ta Kto ci tak odmownie zaatwi? spyta Kubu, wskazujc na wie blizn pod podbrdkiem Zielone, drwice oczy Moryca ciemniay, stay si powane, czujne i ze. Chyba nie uderzye si podczas jedzenia? rzek z zainteresowaniem Kubu. Niewane rzek Moryc. Sprawa do zaatwienia. Ostatnie sowo nie zostao jeszcze powie e. Wdk pijesz? Dlaczego mam nie pi? Ale uwaaj, Kuba, ja mam do ciebie interes: nie skombinowaby mi jakiej roboty? Kubu milcza chwil. Po czym rzek wolno: Po co? Upijesz si, narozrabiasz i ja bd si potem tumaczy za ciebie? Jeeli nie gorz Moryc nie odpowiedzia. Szed zamylony, dubic w nosie. Nie wstpiby ze mn na jedno szko? spyta po chwili. Nie mam czasu rzek Kuba. Umwiem si za pitnacie minut. Wystarczy, rzek Moryc. W sam raz, eby rozbi wiartk. Zaczekaj

Szybko wszed do mijanego sklepu spdzielni spoywcw i po kilkunastu sekundach wyszed, w dajc wiartk wdki do kieszeni welwetowej kurtki. Chod rzek do Kuby i skrci w ulic Widok. Nie ma rady pomyla Kuba nie mog m Weszli do starej, niskiej bramy i przystanli w ciemnawym kcie za drewnianym, brudn ym zaworem. Moryc lekkim uderzeniem nasady doni wybi korek z butelki i przechyli j d o ust. Pi, ykajc bez adnego wraenia palcy pyn, jakby to byo kakao, grdyka lataa mu o w muskularnej szyi. Po czym otar rkawem szyjk butelki, wrczy j Kubie i rozdar wie larzy. Kubu przytkn wiartk do warg. Pi, dziwic si, jak bardzo wdka mu smakuje. Da nie byo pomyla to odwiea. Posuchaj, Kuba, jaka jest sytuacja rzek Moryc. Uwaasz ja znam dziewczyn. Winszuj rzek Kubu. Tkliwo uczu zmienia czowieka. Wyobraam sobie Czekaj przerwa Moryc. To nie jest takie proste. Ostatecznie troch ciaa to nic nowe o. Ale tym razem jest jako inaczej. W porzdku rzek Kuba. Mog by wiadkiem. Albo drub. Jak chcesz? Kupi wam prezent epiej obrus albo elazko elektryczne. To bdzie fundament rodzinnej egzystencji, dob rze? Kto wie? rzek mikko Moryc Rysy twarzy mu zagodniay, jakby wyprostowane po wdce. ie powtrzy, zacigajc si gboko papierosem czy mnie wanie nic o to chodzi? Ona ie doda naraz, bez wyranego zwizku z rozmow, jak to czyni ludzie mylcy intensywnie o kim odlegym, a cigle tu obecnym. Kuba spowania. Zaryzykuj rzek. W cigu tygodnia postaram si da ci odpowied. Wpadnij do mnie do i. Nie powiedzia szybko Moryc. Nie wpadn. Wol nie. Nigdy nic nie wiadomo Jak bdzies zym wiedzia, daj mi zna. Tylko wiesz co takiego dla mnie Referencji mi brak, jako te iadcze z dotychczasowej pracy. Zgoda rzek Kubu gdzie ci szuka? W przedsibiorstwie rzek z grymasem ust Moryc na tyach kina Atlantic. Widzisz, tr utuc par groszy, pki nie zapal domowego ogniska. Znowu robi w biletach, to jest jedyn y fart, jaki zosta Poda butelk Kubusiowi, ktry pocign zdrowego haka, po czym wolno wypi resztk wdki. elk postawi pieczoowicie w kcie bramy, pod odrapanym z tynku murem. Dla ubogich rzek z umiechem. Zaatwione rzek Kuba musz i. Czekaj na wiadomo ode mnie. Wyszli z bramy i podali sobie rce. Kuba skrci w Marszakowsk i wszed do Krysieki. Przy brzydkim stoliku, midzy oknem m aparatur do parzenia kawy, siedzia Kolanko czytajc gazet. Kuba usiad przy nim. Spnie si rzek Kolanko, nie opuszczajc gazety. Troch przyzna Kubu. Pie wdk. Odrobin. Jak chcesz rzek Kolanko. Nie bdziemy gra w bryda. Za kad wdk pozbawiam ci br na ciebie innego sposobu. Trudno westchn Kubu. Okruciestwo zawsze przewaao w pana charakterze. Kubu przepada ostatnio za brydem. Nie czu jednak teraz ogromu straty. Wdka zakrelia rwone koa pod jego piwnymi oczyma, byo mu w tej chwili Wesoo i zdawao mu si, e obdarz ny jest niezwyk przenikliwoci umysu, przed ktr nic nie jest w stanie si ukry. Popr dynowocytrynow muszk i spyta swobodnie: Pan redaktor mia co do mnie? Owszem. Chc z tob porozmawia teoretycznie. Przepadam za teori. Nic mnie tak nie pasjonuje, jak Nie wygupiaj si. Czy ty rozumiesz, co ja chc powiedzie, mwic, e prasa ma zawsze wp to, co si wok nas dzieje? Rozumiem doskonale. Jestem zreszt tego samego zdania. Nikt ci o nie nie pyta. Trudno wierzy niedorostkom zamroczonym alkoholem mrukn Kola ko. Nie uderza ci przeto, e co jest ostatnio nie w porzdku? Uderza. Chocia co czciej uderza innych. Co, a raczej kto doda Kubu figlarnie: nie mamy pojcia co, a raczej kto. Nie najgorzej, jak na jednostk w oparach naogu. 1 my, kapujesz, nie mamy na to adne go wpywu.

Nie mamy. A przecie trzeba zacz dziaa Trzeba. Koniecznie. Piszemy! Hura! Pomyl: czy to zaley ode mnie? Bynajmniej rzek Kuba. Niestety doda ze smutkiem. Ten Stefan Starzeje si, trac , brawur, szwung Stefan nic nie traci. To my jestemy pacany i zozy Niech yje samokrytyka! Co za lamus jkn Kolanko chopczyno, zastanw si: co czyni, aby odzyska tracone ie wpywy i znaczenie, aby znw pooy rk na pulsie? Mam! krzykn Kuba. Penetracja! Wanie chciaem ci to przed chwil zaproponowa rzek spokojnie Kolanko. Okazuje si ocalie resztki swej kory mzgowej przed rcym dziaaniem spirytusu. Wlizn si, usadowi pod powok, wgry si, przenika, czujnie rozglda na prawo i l ie, pamita, notowa i w odpowiedniej chwili sycza Kubu z entuzjazmem. Ot to. Wracamy do zapomnianych ostatnio afer, do zakamarkw CDTu, do tajemniczych kon wentykli ciemnych sylwetek w resztkach ruin Chmielnej i Zotej, jednym sowem: do na duy biletowych. Co? zawoa Kuba. Do afer wok przemysu widowiskowego i rozrywkowego. Do konikw, sztucznego toku, szumu przed kasami biletowymi, do poktnych sprzedawcw i temu podobnych spraw. Kuba zamyli si. Nieze rzek cicho, po czym doda: Panie redaktorze, zaatwione. W cigu tygodnia su elacyjnymi materiaami. Masz plan? Nic. Mam doskok rzek Kuba, po czym uczyni efektown pauz. Nie dalej jak p godzin zrobiem wiartk z jednym z rekinw warszawskiego rynku biletowego. W bramie, przy ulic y Widok Pseudonim: Moryc. Moe go pan sobie nawet przypomina, przychodzi jeszcze par lat temu do nas do redakcji. Stary kumpel, mieszkaem kiedy nawet, na samym pocztku, u jego ciotki na Chemskiej. Taki jeden Wiesiek Mechciski Mechciski? zastanowi si Kolanko. Czekaj, co sobie przypominam Zamajaczy mu dugi korpus, nakryty welwetow kurtk, na awce trzynastego komisariatu. Po czym doszed go odgos wasnych myli z tamtego momentu, gdy wpatrujc si w okrwawione ba dae i plastry zada sobie pytanie: Skd ja znam t twarz? Wstawaj rzek Kolanko. Idziemy. Bye i tak przewidziany na czwartego, wobec tego wyb czam ci dzisiaj i anuluj kar. Tylko nic licytuj po wariacku, dobrze? 5

Nikt z toczcych si ku wyjciu pasaerw autobusu linii 100, kto spojrza w przelocie na cy kierowcy wozu, nie mg oprze si uczuciu niejasnej przyjemnoci. Ten szofer budzi sym ati, za szofer ogldany od tyu i wywoujcy w ludziach przychyln aprobat nie nalea z szarej masy szoferw autobusowych, na ktrych spogldamy zazwyczaj bez specjalnego za interesowania, przyzwyczajeni do ich bezbarwnych uniformw i granatowych koszul. Z tym szoferem byo inaczej: ju z gbi wozu dostrzegao si kolorow chustk, piknie zwi o szyi i wpuszczon efektownie w rozpity konierz munduru; mogo si to wydawa nadmiarem antazyjnoci, wraenie takie gaso jednak, gdy zbliywszy si ku przodowi zafrapowany t ba wnoci obserwator stwierdza, jak zasadniczym i podstawowym akcentem tego wygldu bya cz apka. Okrga czapka z warszawsk Syren nad daszkiem, taka sama mundurowa czapka, jak no sz setki funkcjonariuszy komunikacji miejskiej, tak samo brudnoszara i z czerwony irr sznurkiem, a przecie jake inna! Od razu, na pierwszy rzut oka, wiedziao si z prz emon pewnoci, e nad t czapk waciciel jej spdzi niejeden wieczr modelujc j ze em, wkadajc w jej denko druciane sztywniki i formujc j pieszczotliwie dopty, dopki ni nabraa jedynego, oryginalnego, wyjtkowego fasonu, zawierajcego, w sobie ca gam znacz Pod czapk widniaa twarz moda, wesoa, troch cwaniacka, troch lekkomylna, lecz bezspr znie bardzo ujmujca: Mona by twarzy tej zarzuci, e jej jedwabisty wsik zdradza objawy pewnego przerafinowania, pretensjonalnoci, byy to jednak mankamenty nieznaczne, k trych mogliby si czepia co najwyej pedantyczni nudziarze. Oglnie biorc, twarz ta bya arz pozytywn, za jej szczliwy posiadacz zwa si Eugeniusz migo. Kiedy si tak jedzi w kko, po nieregularnej elipsie linii oklnej, rne myli przychodz

kowi do gowy. Zimne, pochmurne, kwietniowe popoudnie za oknem nastraja czowieka gde rliwie Co z tymi pogodami? myli Eugeniusz migo. Cholery mona dosta Kiedy si nar obi ciepo? Pani z dwojgiem maych dzieci, wchodzca zgodnie z regulaminem przednim wejc iem, przypomina sprawy milsze, cho kopotliwe. Ciekawym, jak im dzisiaj poszo? myli E geniusz migo. Halina miaa pj z dzieciakami do szczepienia. Marysia bdzie gorczkow wraliwa. Zbyszkowi trzeba kupi buciki. Stare ju za mae. Jak te bbny rosn Dostan pre ym miesicu, zaatwi buciki. I sweter dla Haliny. Wysiada zgrabna, modnie ubrana dziew czyna, wymalowana, o dugich, szatasko smukych nogach i patrzy z uznaniem na szalik Eugeniusza migy. Uuuch, ale podwozie! myli migo z radoci i umiecha si do dziewc nogi to majtek A Halina zapracowana Dzieciaki, kuchnia, ju tak o siebie nie zadba, jak dawniej Na tych imieninach u wuja Bczka nie wygldaa najlepiej Ale co tam, niewane Wane, e mnie si podoba, e dla mnie jest pierwsza gwiazda ekranu. A e inni ju tak z i nie patrz, jak dawniej, to i lepiej Z tyu wozu piekli si pyskaty konduktor, z kady asaerem ma awantur, kady ma do niego pretensje, le przecina abonamenty, daje zbyt wc zesny sygna do ruszania z przystankw, odpowiada opryskliwie i obraliwie. Ten Skurczy k! wzdycha Eugeniusz migo ze zoci. Powiem mu, co o nim myl, w zajezdni, po kursi z nie mona. Solidarno, psiakrew! Ale chamido! Przyjedzie taki do miasta gdzie z Kobyk na robot, i od razu pysk mu ronie. Grjeckie nasienie myli z pogard on, rdzenny war wski rodak i szofer. I jedzie, wciska sprzgo, hamuje, zatrzymuje si na przystankach, krci lewarek pneumat ycznych drzwi, zamyka, wcza, naciska gaz, zmienia bieg i jedzie Alejami, Nowym wiat em, placem Saskim, placem Teatralnym i znw chwila wytchnienia przy witokrzyskiej i Marchlewskiego, i znw Koszykowa, Nowowiejska, plac Unii Lubelskiej, Aleje, Nowy wi at, plac Zwycistwa I tak w kko, Osiem godzin. Czasami duej. Zielone, te i czerwone uliczne migoc w oczach, wywouj odruchowe gesty, auta osobowe plcz si pod koami, czas trzeba si wychyli z okna, machn mijanemu koledze rk lub posa wizank kwiecistych, ich sformuowa nieuwanym przechodniom lub niezrcznemu kierowcy.

Przejazd o godzinie 19.47 nie rni si niczym od poprzednich. Skurczyk oszukiwa pasaer rzy wydawaniu reszty, a gdy mu zwracano uwag, woa krzykliwie: Przepraszam, przelicz yem si. W tym piekle czowiek pracowa nie moe! I bez sowa protestu zwraca zakwestio e grosze. Jaki mody czowiek napad na Smig: Godzinami stoi si na przystanku i czeka jest, do jasnej cholery? Jak nie macie wozw, to nie wywieszajcie, e tdy chodzi setk a! To lekcewaenie! To skandal! Geniek migo rzek: Nie moja wina. Lec o czasie, wed kadu. Pan zapewne na randk, co? Sprbujemy nadrobi doda z umiechem i wszyscy wkoo si, nie wyczajc owego modego czowieka, za Geniek ruszy z przystanku, jakby siedzia igowym Bugatti, a nie na olbrzymim, cikim Chaussonie. O godzinie 20.16 na przystanku przy alei Niepodlegoci wsiada do autobusu grupa zoona z siedmiu modych mczyzn okoo lat dwudziestu, ktra usadowia si na wolnych awkach w t ozu. Mina ju pora duego toku, a w autobusie byy wolne miejsca i unosi si nastrj wy u. Modzi ludzie byli najwidoczniej pod wpywem alkoholu; nie znaczy to bynajmniej, e zachowywali si szczeglnie Haaliwie, o nie siedzieli raczej ponuro i tylko od czasu do czasu odbio si ktremu dononie, w sposb znamionujcy powane zmczenie. Skurczyk, k ogancja wzgldem kobiet z dziemi na rku i starszych panw stanowia klas sam dla siebie rzycich jako, stara si nie zwraca na siebie uwagi daniem opaty za bilety i siedzia orniutko na swym konduktorskirn wzniesieniu przy wejciu. Na placu Unii Lubelskiej modzi ludzie zaczli si kci midzy sob: pocztkowo do gono, potem cakiem gono ruby, schrypy, zardzewiay od wdki wrzask. Jeden z nich, bez nakrycia gowy, o rozrzuc onych strkach brudnych blond wosw, zapa za klapy jesionki drugiego, o ogromnej, czerw onej, tpej twarzy, i trzs nim z caej siy. No i mwi potok najwyszukaszych przekle gastw, peen wyrazw budzcych najbardziej odraajce skojarzenia popyn z jego ust w pod ze autobusu. W autobusie siedziay dzieci i mode dziewczta, mczyni w rednim wieku i t e staruszkw w cikiej aobie, jakby wracajcych wanie z pogrzebu kogo ukochanego; sta zie siedzieli pogreni w cichym smutku i pierwsza wizanka kwiatw polskich, ktr posa awy blondyn w przestrze autobusu, wyrwaa ich gwatownie z tego stanu smutnego zamylen ia. Na twarzach ich odbi si bl. Skurczyk udawa, e liczy pienidze w torbie. Z kolei ws a wysoki, chudy go w czarnym berecie na czubku gowy; beret ten mia artystycznie wymod elowane wgbienia po obu bokach, co nadawao mu ksztat zgoa inny, ni zazwyczaj miewaj ety; odcign brudnawego blondyna i zacz przemawia do piskliwym, dononym dyszkantem. sb elokwencji brudnawego blondyna wyda si naraz ndzn freblwk wobec uniwersyteckiego

iomu oracji gocia w berecie. To, czego dowiedzia si autobus w natoku wystrzeliwanych z szybkoci karabinu maszynowego obmierzoci i pomyj, majcych sprecyzowa pochodzenie, echy charakteru i wygld obydwu przyjaci przemawiajcego, przeszo wszelkie oczekiwania. Prosz pana, moe pan prbowa odezwa si ze rodka wozu jaki starszy mczyzna, al ie odwrci si do niego i w przecigu kilku sekund tak go dokadnie opisa oraz z tak sta czoci zadeklarowa, co sdzi o obecnych wsppasaerach z autobusu linii 100, e pan w p oblany gorcym psem nic zasuonej krzywdy, na ktr nie ma sposobu. Wszyscy pochylili g i starali si wyda jak najmniejsi na swych siedzeniach. Moe by tak milicjanta szepn o z przodu wozu. Staruszek w aobie powiedzia: Przecie tu s dzieci Siedzcy w ro stray poarnej rzek do swej towarzyszki z zaenowanym umiechem: Jestem w mundurze, nie tety. Nie mog nic zrobi. Sam nie dam rady, a mog si jeszcze narazi na obraz munduru bym by po cywilnemu, to oho! Ja bym im pokaza! Jaki mody czowiek przechodzi do przo i otar si leciutko o faceta w berecie, ktry rozdar si jeszcze goniej i pchn mocno dzieca. Modzieniec powiedzia niemiao: Przepraszam i posun si dalej. Nie bd bi rzek cicho do stojcej przed nim przysadzistej kobiety, jakby usprawiedliwiajc si Zatrzyma wz! powiedziaa energicznie ta kobieta do tego! Wtedy ten w berecie zacz owe wyzwiska, ktrych wikszo dotyczya jej przysadzistej postaci. Wszyscy poczuli si, j kby cuchnca plwocina zawisa w powietrzu i okleia im twarze. Nikt si ju nie prbowa pr iwstawi. Nikt, prcz Genka migy. Ale Geniek te by kozak i wiedzia, e nic tu nie pomoe efektow zykanctwo. Jak tylko zobacz milicjanta, zatrzymam wz myla szybko i sprawnie. Kiedy eszcie bdzie spokj w tym miecie? Spokj, to nie znaczy, eby warszawscy ludzie zmienili si od razu w aniow, o nie, to byoby nudne. Ale takie numery to troch za duo. Byo ju ciemno, paliy si lampy uliczne. Na odcinku od Piknej do placu Trzech Krzyy nie byo jednak milicjanta. Pech myla Geniek tych spod ambasad nie ma co woa, nie woln schodzi z posterunkw, chyba przy duej i wanej drace. Za plecami Genka dziay si rzecz ue, to fakt, ale raczej niewane. Geniek przyhamowa na przystanku przy Nowym wiecie i rozglda si gorczkowo: w tym oywi m punkcie naleao wreszcie przej do kontrakcji. Rozgldanie zostao przerwane wybuchem r gularnej awantury. w go w berecie postanowi widocznie opuci autobus: wanie opuszcza lnym wejciem, odtrciwszy bezceremonialnie jak wsiadajc pani, gdy rozleg si krzyk. wyjrzeli przez okna po prawej stronie: facet w berecie, chopak nic uomek, barczys ty i wysoki, sta tu obok wejcia do autobusu, krzyczc jak chopiec. Nad nim pochyla si romnego wzrostu i ogromnej tuszy czowiek, wykrcajc mu ucho jak nieletniemu smarkacz owi. Musia to by rzeczywicie gigantycznych rozmiarw mczyzna, skoro pochyla si jeszc celu skarcenia wysokiego modzieca. Wszyscy w oknach przecierali oczy ze zdumienia i szyby z przypieszonych oddechw, niemniej obraz nie znika: facet w berecie sta trzy many za ucho jak dziecko i krzycza z blu, za pochylony nad nim masyw mwi gono: Ach niewychowany, niegrzeczny chopcze! Jak mona potrci starsz dam, nie przeprosi, lecz j cze obrzuci j brzydkimi wyrazami? Jak mona? Bdziesz tak jeszcze? Po czym puci ucho, hn leciutko faceta w berecie i wsiad do autobusu. Leciutko pchnity rbn o blisk w ty jscu cian domu i za chwia si na nogach. Geniek migo ruszy ostrym zrywem z miejsca. Olbrzymi pan, ktry wanie paci usunemu Skurczykowi, wypeni sob cay niemal ty woz a wspaniaa, obfita, wielka i masywna, lecz nie posgowa. Wprawdzie wyczuwao si na nim spiowe zway mini na ramionach, plecach i piersiach, niemniej jednak lekko zaokrglony przd jego paszcza wskazywa na to, e pan w nie tskni do pomnikowej surowoci, lecz rac skania si ku agodnym urokom bytu, wrd ktrych z tak nieporwnanym wdzikiem y ongi Pickwick. Dwa szczegy charakteryzoway specjalnie jego zewntrzno: pielgnowane, dugi obrody i rozchylony konierzyk a la Sowacki, widoczny spod rozpitego paszcza. Te mikki e, piknie obrysowane baczki, okalajce oblicze dorodne, okrge i lnice jak ksiyc w pe rzycielskie oczy agodnego szatyna oraz w konierzyk zdradzay od razu natur romantyczn, skonn do cichych zamyle, prawoci, uczu tkliwych i szlachetnych. Wraz z jego wejciem oncych w alkoholowej abnegacji postaci jakby otrzewiao momentalnie i rozpoczo ciche m idzy sob szepty. Jeden z nich wysiad przy rogu Ordynackiej, piciu jecHalo dalej, za w zrok, jakim pi par oczu obrzucio potne plecy siedzcego w rodku wozu pana, nabra spe znej, czujnej wyrazistoci. Na rogu Krlewskiej Skurczykowi wyszy oczy na wierzch ze zdumienia: do autobusu wsi ad facet w berecie wraz z tym, ktry wysiad przy Ordynackiej. Zapacili be sowa i usied i tu za panem z baczkami, niewiadomym tego, co si z tyu za nim dzieje, i jakby pogron m w zadumie. Skurczyk powdrowa do przodu, opar si o mask wewntrznie umieszczonego sil

ika i rzek cicho do Genka: Bdzie draka Uwaaj, te kozaki W krtkich sowach poinfor ka o sytuacji. Jak oni to zrobili? zdenerwowa si Skurczyk. Zwyczajnie rzek spoko e Geniek. Zapali takswk. Przy placu Teatralnym wz opustosza. Na przodzie siedziao dwch onierzy z dziewczynami, w rodku pan z bokobrodami, za nim ten w berecie z jeszcze jednym, z tyu wozu zwart a grupa siedmiu milczcych, skulonych facetw o postawionych konierzach, z rkami w kie szeniach. Skurczyk usiad na swoim miejscu i zapali nerwowo papierosa. Jak bdzie heca , to zamkn drzwi, nie ma rady pomyla z determinacj. Geniek przesun kieszonkowe lus , ktre pooy pod kierownic: widzia w ten sposb wntrze wozu za sob. onierze podszc iewczta i rozmawiali z nimi cicho. Pan z bokobrodami marzycielsko drzema. Autobus wjecHal na plac Grzybowki, min go i zblia si do Ciepej. W makwk! krzykn nagle facet w berecie. Na ryo! aduj, Maniek! W rkach jednego z siedmiu ludzi znalaz si nagle worek, ktry za drugi koniec uchwyci b rudnawy blondyn. Byskawicznym, zgodnym ruchem wpakowali worek na gow pana z baczkam i. Facet o wielkiej, czerwonej twarzy wskoczy na siedzenie i potnym kopniciem w omot an workiem gow zwali go z siedzenia w wskie przejcie midzy awkami. Wtedy rozleg si hamulcw. Geniek migo wyskoczy jak z procy, z wielkim francuskim kluczem w rku i rzuci si do tyu. onierze poderwali si ze zbaraniaym wyrazem na twarzach, nie wiedzc, czy r i si w wir uderze i ciosw, czy trzyma wyrywajce si dziewczyny, ktre krzyczay: Ni ! Nie, nie id Ziutek, uspokj si! Mirek! Bagam ci! Siedmiu ludzi kopao, i wbijao lec posta w elazn podog autobusu, z worka rozlegao si potne, bolesne sapanie, m o ciaa tkwi nieruchomo, oplatany wizaniami awek, ciasnot, kopniakami, kbowiskiem raz nagym, nieoczekiwanym blem. Geniek wznis klucz do ciosu i przewrci si na lece cia ilne kopnicie w kark i w oczy, zamroczyo go na chwil. Jak przez mg usysza krzyk: Chodu! I reszt si schwyci kogo za nog. Rozleg si trzask rozamywanych tylnych drzwi, wparty j siy w okno Skurczyk zdawa si szepta zbielaymi wargami: Prosz Prosz ciskajc enidzmi. Skurczyk! Trzymaj drzwi! krzykn po sekundzie Geniek, przytomniejc. Jednym kokiem dopad swego miejsca, zapuci motor i wyprysn w sabo owietlon ulic Tward. W byo ju nikogo, dziewczyny w czasie bjki si wycigny oszoomionych onierzy. Skur Geniek drcym z wysiku gosem zamknij drzwi i nie wypuszczaj tego obuza! Skurczyk ni usza si z miejsca, blady ze strachu. Na stopie wejciowy wozu wskoczy jaki ciemny, wt ztat. Skurczyk zamiast krzykn, jak to w zwyczaju: Panie! Do rodka! Prosz za bilet twarz w doniach. Geniek lecia przez Tward po kocich bach, w brzku dygoccych szyb. Po ewej stronie karku czu narastajcy bl. Facet w berecie usiowa podnie si i wyrn g aw siedzenia, co go znw zamroczyo. Gdy po sekundzie gramoli si z ciasnego labiryntu w iza i armatury wyposaenia wozu, poczu na swej szyi ciar zomu skalnego. Lecy jeszcz na pododze skopany olbrzym niezdarnie zdziera jedn rk worek z pprzytomnej gowy; dru ma faceta w berecie za gardo. Jak zacinie to koniec! przemkno przez ogarnity par mzg faceta w berecie. Chcia krzykn, lecz gos uwiz mu w krtani. Ogromna rka zwieraa palce. Oczy faceta w berecie wyszy z orbit, zacz charcze, elazna, zapluta, zabocona odoga pulsowaa mu w oczach wraz z krwi, autobus pdzi z oguszajcym, brzczcym dygote two! pomyla Skurczyk z obdnym strachem i zamkn oczy; nie by w stanie uczyni najm gestu. Zwierajce si palce rozluniy wolno uchwyt, z worka wyjrzaa spuchnita, mokra od krwi i potu twarz o oczach skrzywdzonego dziecka; zmierzwione bokobrody nadaway j ej wyraz aosny, godny politowania, niegrony. Geniek wcisn sprzgo przed przystankiem rogu Zotej i elaznej i nagle puci je szybko, naciskajc desperacko gaz. Na przystanku w mdym wietle latarni stao sze osb w podniesionych konierzach, z rkami w kieszeniac towych na wszystko. Kiedy autobus przewali si obok nich z oskotem, sze postaci skoczy jak jeden m w bok. Staa tam doroka bagaowa niewielki samochodzik z platform z tyu run do przodu, gdy tylko ostatnia z szeciu postaci zawisa na poprzeczce platformy. Przy Dworcu Gwnym sze postaci z rkami w kieszeniach, opartych swobodnie i malowniczo o supek przystanku, czekao na autobus, plujc spoza nastawionych konierzy wokoo. Obl pomyla Geniek. Znajdujemy si w oblonym autobusie. Bd si mci, dranie eby tylko e nie niepokoia. Min przystanek bez chwili wahania, mimo e stao tam kilku innych pasa , machajcych ku niemu rkami z wciek gorycz. Bl w karku promieniowa na obojczyk, sta dzo ostry i dojmujcy. Co mi uszkodzili pomyla z trosk. Nie mog prowadzi. I krz Lecimy do zajezdni. Skurczyk nie odpowiedzia, dopiero po paru minutach powtrzy gono Jedziemy do zajezdni! Wiszcy na tylnym stopniu ciemny ksztat zdawa si by przywidz em, ostatecznie Skurczyk nie wiedzia na pewno, czy kto stoi na stopniu, czy nie. Z

reszt byo mu ju najzupeniej wszystko jedno. adnych milicjantw teraz myla Geniek migo wszystko w zajezdni. Po drodze nikt z t nie wyskoczy. A w zajezdni porozmawiamy z tym w berecie. Nacisn gaz, przechyli si z wysikiem przy kole i czerwone, dugie cielsko chaussona skrcio raptownie w elazn, budz zdumienie w spojrzeniach tramwajarzy, regulujcego ruch milicjanta i przechodniw. Ci ekawe, czy jeszcze goni? pomyla Geniek. W zewntrznym lusterku nic nie byo wida, al m doroka bagaowa o wyadowanej ludmi platformie trzymaa si tu za autobusem, po prawej ronie, nie schodzc zajadle z tropu. Przy zbiegu elaznej i Leszna Geniek musia przyhamowa, na jezdni stworzy si zator. Czu jc konwulsyjne podrygi hamowanego wozu facet w berecie byskawicznie zatopi zby w trz ymajcej go za szyj rce. Rka pucia, pan z bokobrodami krzykn; Auuu! i spojrza t ie wokoo, za facet w berecie skoczy na rwne nogi, rzuci si do przodu, w rku jego by butelka wdki, ktr z caej siy uderzy podrywajcego si Genka w gow, szarpn z osk rzwi i wypad na ulic. Geniek poczu tpy bl, lecz natychmiast oprzytomnia: spywajca z ki wdka palia mu oczy i wargi, za sia ciosu zostaa w duej mierze zamiowana przez wsp a, sztywn czapk. Wsta nieco chwiejnie od kierownicy i usiowa dwign pana z baczkam byoby to w adnej mierze wykonalne, gdyby pan ten nie zebra w kocu troch si, nic przy zed wreszcie do siebie i nic dwign si sam na siedzenie. Zawoa Pogotowie? spyta moe milicj? A moe podwie pana do Pogotowia? Potny pan z baczkami potrzsn kilkak k wychodzcy z wody, ogromny pies z rasy witego Bernarda. Odetchn gboko, pier jego w si miarowo jak parowy tok, jego niebieskie, niewielkie oczka spojrzay na Genka z ag odn wdzicznoci. Nic, nie powiedzia prosz sobie nie sprawia kopotu Ju jest d esforne wisusy powiedzia mikko, jak dobry, nieporadny wychowawca. Geniek umiechn si zoliw ironi: Panie, o mao pana nie zabili. O nie, to nie tak atwo! umiechn s z baczkami, jakby przepraszajc, e nie jest tak atwo go zabi. Czy wysidzie pan teraz, czy podrzuci pana kawaek. Lecimy do zajezdni rzek Geniek. Pojad z panem rzek nie iwanie pan z baczkami jest pna godzina. Mog jeszcze panu zrobi jak krzywd. Pojad , bd o pana pewniejszy. Nie bdmy dziemi zacz Geniek jestemy przecie w miec wtrzy stanowczo pan z bokobrodami. Jestem panu winny wdziczno. Ruszy pan mi na pomo e szlachetn odwag, teraz ja czuwam przy pana boku, panie migo rzek troch oszoo owieck rycerskoci Geniek Eugeniusz migo Moje nazwisko brzmi Kompot, a imi Fryde stawi si pan z baczkami. Jestem szczliwy z poznania pana w tak niezwykych okoliczno ch. Wierz, e zostaniemy przyjacimi rzek serdecznie, wycigajc rk. Skurczyk nie zw ch uwagi, liczy obojtnie pienidze, rozwalony na awce w rodku wozu; takie rozmowy i sc eny nic mu nie mwiy, w yciu nie sysza o Walterze Scotcie ani nie czyta Rodu Rodrigan Geniek usiad za kierownic, przygryz warg z blu, ujmujc koo, autobus ruszy. Na stopn jciowym majaczy jaki niepozorny ksztat, moe czepiajcy si wozu chopak. Z tyu ruszy busem linii 100 doroka bagaowa. Pomidzy szeciu postaciami o nastawionych konierzach s iedzia facet w berecie i mwi: Butelka si nie zbia, bo upadem na tego wielkiego, na ie, jak mnie ten szoferak zapa za skok Zapaci si teraz tym lamusom ten kierowca, kij u w oko, uwaacie, nie ma prawa y gdzie indziej, jak w szpitalu Inaczej nie mamy si co pokazywa obywatelowi Kudatemu. Moemy od razu do opaty po takiej zasypie i poprawi rny beret, ktry tkwi niezomnie na czubku gowy. Autobus przejecHal Leszno i skrci w Nowotki: minwszy Muranw jecHal do wolno wrd now udw i pustych poaci dawnego getta. Przestrzenie za budowami przecinaa cignca si a ul amenhoffa bocznica kolejowa: pomidzy Inflanck a Nowotki rozcigao si rozlege pole, pe wzgrz i dolin sformowanych ze zwaw ceglanej stuczki, porodku pola sta nieruchomy pug chaniczny. Za dnia ora t ceglan pustyni pasmami bruzd i skib, z ktrych tworzyy si ce no piaskowe diuny i wydmy. W gbi, na ulicy Inflanckiej, ciemnia ogromny kompleks au tobusowej zajezdni. Geniek wjecHal przez szerokie wloty w betonowym parkanie, zakrci na szerokim rozjed zie, owietlonym koyszcymi si w grze na przewodach dziesitkami silnych lamp, min bok przetaczania ropy i smarw i podjecHal pod olbrzymi hangar o pkolistym, wypukym dach u. Ciemno, ogrom i pustka hangaru sprawiay wraenie przeraliwe, zwaszcza teraz, w nocy w podmuchach wiatru i pod bezgwiezdnym stropem nieba. Czu byo olejami i zimnem elb etowej hali. Wielki i dugi chausson wyglda na tle tego hangaru jak woona do dziecinne j szuflady zabawka. Wok na asfalcie lniy w blasku lamp tczowe plamy rozlanej mieszank i benzynowej. Skurczyk gdzie znik, za Geniek z Kompotem przeszli do nie otynkowanego budynku, w k trym w wielkiej sali o szerokich oknach stay stoy i szafki personalne oraz rozlegay

si dwiki passodoble z radiowza. Byo tu pusto: migo wyj rcznik i mydo ze swej sz adzi Kompota do umywalni. Sam poszed do kancelarii, gdzie zoy dyspozytorowi ruchu spr awozdanie z zajcia i wzi skierowanie do lekarza. Bl w obojczyku stawa si coraz silnie szy i dokucza mu bardzo. Czy zawiadomi milicj? zapyta odbierajcy raport kancelista o co? rzek obojtnie Geniek. W kadym razie dobrze pan zrobi, e zjecHal pan z kursu ym naruszonym obojczykiem. Rozsdnie pochwali kancelista w szarym fartuchu. Fryderyk Kompot czeka odwieony. Wyszli razem z zajezdni. Gdy opucili krg licznych lam p znad rozjazdu, serce Genka zabio ywiej. cisn mocniej trzymany w rku metr grubego ka la w twardej izolacji. Teraz pomyla co bdzie. Nie omyli si. Po kilkunastu kroka cianego, siatkowego ogrodzenia usysza przenikliwy gwizd. migo i Kompot szli milczc pr zed siebie, w kierunku wiate na Nowotki. Znw rozleg si krtki gwizd. Szli dalej raczej wolno, lecz pewnie, twardo, nieustpliwie w ciemno; jedynie lekko przypieszone oddech y ujawniay ciskajce im serca napicie. Wok siebie raczej wyczuwali, ni dostrzegali ob o czajcych si ludzi. I nagle siedem cieni pojawio si ze wszystkich stron i siedem pos aci rzucio si jak sprone, czarne koty do rodka. Geniek zamachn si krtko kablem, po je stknicie i poczu ustpujc pod owinitym izolacj oowiem ko. Kompot przeistoczy i nie do poznania: marzycielska mikko ustpia w jego sylwetce flegmatycznej, nieodpart ej sile rwno pracujcej maszyny; walczy cicho, sapic nieustpliwie, za kady wstrzs je rpusu koczy si czyim jkiem z ciemnoci. Geniek zgi si byskawicznie do drugiego cio agle poczu rozdzierajcy bl miadonego ramienia. Resztk wiadomoci pomyla: Krzycz! jest uzbrojony wartownik! Lecz byo ju za pno, gos jego zamar w bolesnym jku i Geni raci przytomno. Kompot poczu, e Geniek pada. Zdwoi robot ramion, usiujc go osoni migno mu przed oczami co podunego: nim zdoa zrozumie, wielka, nabita gwodziami de rwana z murarskiego oszalowania, spada mu z wciek si na ramiona i kark. Poczu strasz y bl, przygi si pod tym ciosem i pochwyci jeszcze kontur wzniesionej ponownie do uder zenia w gr deski. Osoni gow ramionami i czeka sekund, czujc z rozpacz, e opuszcz e deska nie uderzya ponownie. Zataczajc si jak otumaniony, odgi rce i rozejrza si wokoo: obok niego na ziemi lea ostacie dwie rzziy i chrypiay jak w konaniu, konwulsyjne drgawki jednej z nich wska zyway na stan ciki. Kompot wzdrygn si, zdjty groz: ci dwaj lecy o strzaskanych tw rezultat jego potwornej, miadcej siy, o ktrej Fryderyk Kompot wiedzia, chocia tak b zo wiedzie nie chcia. Trzecim by Eugeniusz migo, lecy w brudzie i kurzu ulicznego br , w zakrwawionym szaliku na szyi, w zgniecionej czapce, z dziwacznie, nienatural nie wykrconym lewym ramieniem. Fryderyk Kompot pochyli si nad nim i wzi go jak dzieck o na rce. Wyprostowa si i teraz dopiero zrozumia, e walka toczy si nadal, tylko dalej gdzie w ciemnociach ceglanej pustyni, rozcigajcej si wokoo. Kto z kim teraz si bije go nie mg poj, ale rozdzierajce krzyki z ciemnoci, przeklestwa i jki, nabrzmiae m strachem, nie mogy pozostawia adnych wtpliwoci co do tego, jak doniose i ponure rzec y dziej si tu obok. Fryderyk Kompot ruszy przed siebie z Genkiem na rkach; gowa Genka leciaa w d. Kompot zatacza si z wysiku, wyczerpania, blu. Zapada si w ceglane bruz rca bolenie zmaltretowane kostki u ng, brn w szutrowe, nie koczce si usypiska, w g aleczcy, ostry ceglany mia ta brudna Sahara wydawaa si nie mie koca. Tu przed nim aczy zarys drewnianego baraku drnika bocznicy kolejowej. Kompot otworzy kopniciem drz wi, wnis Genka do rodka i pooy na biurowym stole. Wtedy usysza to, co si dziao za u. Za cian baraku trwao zmaganie si na mier i ycie. To ju nie bya bjka i Kompot sam ia, dlaczego ogarno go naraz zimne, dawice przeraenie. Zapa si za potuczon gow , zdjty paraliujc groz. Tam, za drewnian cian baraku, dokonyway si rzeczy ostatec gos zawodzi rozdzierajco, z przydechem miertelnie ugodzonego czowieka: O, Jezu O, J O, rany O, rany Ach, ty! rozleg si drugi, wiszczcy z wysiku gos. I trzeci gos strachu: Mutrami go, Maniek! Mutrami! Tam le! ruby Mutry Po drewnianej cianie ta grad miotanego z dzik si elaza. Kompot rzuci si, chcc wyskoczy z baraku. W osta hwili schwyci si w ostatecznej grozie za gardo: Nie! Nie! wybekota to szalestwo To pewna mier! Poczu rk strachu, ciskajc mu serce, elazne ruby czy mutry bbni ianej cianie baraku jak kulomiotowe pociski. Po czym rozleg si straszliwy krzyk, ktr y mg ju by tylko wyciem dorzynanego czowieka lub zwierzcia. Kompot ukry twarz w don i przesta rozumie, co si dziao i co si dzieje. Nie dotara do nawet potworna cisza, k ia owo wycie jak noem i rozesza si wokoo jak krgi uderzonej kamieniem powierzchni st . Ockn si na skrzyp otwieranych wolno drzwi. Skoczy do tyu i zapa za krzeso, ktre za

w jego rku jak papier. Przepraszam rozleg si cichy, dwiczny, cho surowy gos spoza drzwi. Chciaem spyt owie nie potrzebuj jakiej pomocy? Kto pan jest? rzek zduszonym gosem Fryderyk Kompot. Przyjaciel odezwa si gos spoza drzwi. Przychodz, aby pomc. Kompot opuci krzeso i do ciemnej izby wszed kto, o kim Kompot nie mgby niczego doka powiedzie. Moe by to wynik przedenerwowania, silnych emocji, a moe obrae ciaa i blu esionego ze starcia, do, e Kompot doprawdy nie wiedzia ani nie widzia, kto wszed do i by, aczkolwiek wiedzia na pewno, e kto wszed. w kto pochyli si nad mig, po chwil ie wiadro z wod, wyj chustk z kieszeni i zacz cuci Genka. Geniek unis powieki i u sob jasne, ponce, niemal biae oczy. Nie przerazi si jednak, gdy oczy te patrzyy po z trosk. Kompot usiad ciko na krzele. Co si waciwie stao? spyta pprzytomnie. Nic takiego rzek nieznajomy. Siedmiu ludzi spoczywa pomidzy ulic Inflanck a tym b kiem. Niektrzy s ciko ranni. Poranili si wzajemnie mutrami do przykrcania szyn kolejo ych, ktre le tu w duej obfitoci w otwartych skrzyniach koo baraku. Kompot unis si z krzesa wolno i z wysikiem. Panie powiedzia. Ci ludzie Przecie oni tam To straszne! Moe kto kona, potrzebu . Tak rzek nieznajomy, w gosie jego zadwiczaa bezlitosna stal trudno. W t ziemi, wsiko dosy krwi ludzi niewinnych. Nie bdziemy przeto wzrusza si krwi winnych i zas ch na kar. Kompot opad na krzeso. Sowa te jakby zgasiy w nim wszelk samodzielno. Poranili si wybekota a pan? Ja? rzek nieznajomy wolno, z namysem. Ja ciesz si, e mog panw bliej pozna. C anom uznanie za ich postaw w autobusie. Byem przypadkowym wiadkiem tego zajcia. Mam nadziej, e zrozumiemy si doskonale i bdziemy w stanie wywiadczy sobie wzajemnie wiele usug. Wszak wszyscy trzej pragniemy gorco tego samego nieznajomy zawaHal si chwil, p czym gos jego nabra twardej, metalicznej mocy by wreszcie spokj zapanowa w tym miec e dokoczy. Fryderyk Kompot wsta ponownie. Geniek migo unis si na zdrowym okciu w gr. Nieznajomy umiechn si. Ani Eugeniusz migo, ani Fryderyk Kompot nie widzieli na oczy ego umiechu. Ale wiedzieli na pewno, tak e mogli sobie da uci gowy za to, i w ciemne zbie baraku kto umiechn si przyjanie i serdecznie. CZ TRZECIA 1

Ockn si, dwign na okciach i obrci wokoo. Czu nieznony bl w rozupanej gowie. ta i znw obrci gow wokoo. Zewszd otaczaa go wilgotna, zimna ciemno. Zawoa cich wiedziaa mu ciemno i cisza. Zawoa: Irys! zduszonym, zmaltretowanym gosem. Znowu n isza. Dwign si wreszcie na nogi, postpi dwa kroki, potkn si, upad, jkn cicho z leczone ostr, ceglan stuczk a do krwi. Usiad na chwil, czujc, e nie moe oddycha. pomnia sobie. apic z trudem oddech przypomnia sobie w piekielny cios w serce, ktry wy usi z niego wiadomo wraz z resztk tchu. Unis si z trudem na czworaki i znw zawoa aniek! Irys! i znw cisza. Ogarn go obdny strach. Zacz si gramoli konwulsyjnie, ysikiem, posuwajc si na czworakach. Nie mg poj, skd bierze si ten nie do pokonania osuwaniu si naprzd. Dopiero znalazszy si na szczycie pagrzystego usypiska starego, ro zoranego gruzu, poj, e lea w gbokim leju. Podnis rk do gowy i przesun ni po ka od krwi zmieszanej z ceglanym wirem. W tej chwili ogromne pole rozebrzmiao okrz ykami i zgiekiem. Od strony Nowotki i oliborza pdziy mae auta pene ludzi, rozlego si ie syren i klaksony Pogotowia, bura, przedwitowa ciemno rozdarta zostaa ze wszech st ron mocnymi snopami wiata rcznych lamp elektrycznych. Odetchn gboko, zbierajc siy. Stan na niepewnych nogach i od razu rzuci si w bok, aczej wyczu, ni ujrza przed sob nisk cian drewnianego baraku. Potkn si i przewrc z wykrzywion blem twarz brodzi popiesznie w zwaach starego elastwa, wrd rub, mut od progw torowych, ktre leay tu rozsypane wszdzie. Czu straszliwy bl w kolanie. Po ili potkn si o lece ciao: macajc na olep rkami, wyczu beret na gowie lecego. R i palcami doby pudeko zapaek, zapali jedn i cofn si ze zgroz do tyu: pod beretem

warzy ujrza w trzepotliwym pomyku zapaki krwaw mask. Wtedy przypomnia sobie wszystko. Masakra stkn ciko ale kto? I rzuci si bezprzytomnie przed siebie, aby dalej o ch i rcznych reflektorw. Przebieg kilka krokw i run jak dugi, klekoczc zbami o szy jowe. Okropny bl w prawym uku brwiowym zamroczy go na chwil; zimne elazo szyn przy us tach i przy nosie wrcio mu po paru minutach wiadomo. Ryjc paznokciami wykroty progw ejowych szarpn si w gr i przerzuci ciao na drug stron toru. Lea przez par minut szc ciko, wreszcie powsta i poszed chwiejnie przed siebie, wprost na masyw wielkiej b udowy, rysujcej si szeroko o kilkanacie krokw dalej. Zwali si ciko pod goym, cuchn o wilgotn zapraw wapienn supem i zapad w p sen, a p omdlenie. Ockn si, szczkajc zbami z zimna. Czu si zamany, chory, bezbronny. W wielkim prosto idzy murami szarza brudny, pochmurny wit. Wsta z trudem, opar si o sup i wyjrza w k ku pola: panowaa tam martwa cisza. Zwolnionym, niezrcznym gestem otrzepa jesionk i z eszed po pomocie na d. Wrd chaosu placu budowy odnalaz prowizorycznie zamontowany kr Szum gwatownego strumienia wody wstrzsn nim: zawaHal si przez chwil, noc bya zimna, zedwitowy przymrozek ku ostro zmordowane ciao. Nagym ruchem podstawi gow pod rozpry bicz wody i my twarz niezdarnymi, pokaleczonymi domi. Ochlapa szeroko wod utytan w mi, bocie i cemencie jesionk, przywracajc jej jaki taki wygld. Lodowata woda przywra caa mu jasne decyzje i szczypt energii. Przedar si przez dungl budowy i wyszed na ul amenhofa, na tyy Muranowa. Min Dzieln, Nowolipki, Nowolipie, i przystan na Lesznie. K rsoway ju pierwsze tramwaje, nieliczne sylwetki pieszcych do pracy ludzi majaczyy w p oku. Ile godzin leaem w tym cholernym leju? zada sobie pytanie. Krzywy umiech rozcign te wargi. Zrozumia teraz, co lejowi temu zawdzicza. Moe nawet ycie. Szed Lesznem, cieszc si z witowego pmroku. Do domu? Nie! Moe na dworzec, na jednego , eby otrzewie pomyla z upodobaniem. Nagle obejrza si z paniczn obaw za siebie. byo? Co to byo? Z tyu ciemniaa pusta, spokojna ulica. Co to byo? koatao mu w pu rachem mzgu caa noc w leju!:.. Irys Maniek Mutry ruby Maniek Irys Gdzie oni s? i, strach wypeni go caego, cisn w doku, wprawi w nerwowe drganie powieki. Przypies , zacz biec utykajc. Dotar do Dworca Gwnego od strony Twardej. Zamiecona haa zapeniaa si opuszczajcymi skie pocigi ludmi. Przeciska si w stron sal bufetowych, nie zauwaajc nawet, z jak o udzie usuwaj si przed nim z drogi. W sali restauracyjnej na poy siedzieli, na poy lee li zmici, zmczeni podrni, spali kadc niewiee, tuste twarze na podesanych ramionac ch o nakryte brudnymi, papierowymi serwetami stoy. Podszed do wielkiego kontuaru w gbi, otoczonego ludmi pijcymi piwo i wodnist herbat. Gutek! zawoa cicho do sie ie i drzemicego z wycignitymi przed siebie nogami kelnera w nie pranej od pwiecza kur tce. Gutek otworzy wolno oczy i spojrzawszy skoczy na rwne nogi, wymachujc mokr cie By niski, przysadzisty, o bladej, anemicznej twarzy. Meto! zawoa cicho jak ty wygl sz! Nalej mi set, ale ju! rzek Meto. Gutek bez sowa nala wdk do szklanki od herb to wypi, ykajc z trudem. O, rany! powtrzy Gutek jak ty wygldasz? Meto usiad zym z brzegu stoliku, gowa zwisa mu na d i po chwili spa tak jak wszyscy tutaj, z twa rz na podoonych doniach. Szefie powiedzia Gutek do ogromnego bufetowego w poplamio fartuchu z zakasanymi rkawami zaraz wracam Narzuci paszcz na kelnersk kurtk, zap zelnie, wybieg z sali i wpad do biura pocztowego. Zamkn si starannie w kabinie telefo nicznej i nakrci numer. Aniela? rzek po chwili to ty? Suchaj, jakby tu teraz zap zyn? Pokiwa gow przez chwil, po czym rzek: To niech czeka na mj telefon, dobrze? wk i przez moment mocowa si z zatrzanitymi drzwiami, ktre nie chciay si otworzy, a e, silnie pchnite barkiem i ramieniem, odskoczyy gwatownie. Oooo! Bardzo przeprasza m! zawoa Gutek, podtrzymujc szybko jakiego niskiego starszego pana, ktry sta tak bl o drzwi, e o mao nie upad, ugodzony nimi w nos i w pier. Starszy pan podnis z podogi melonik i obciera go starannie z kurzu rkawem paszcza. szkodzi powiedzia i miy umiech zagoci na jego tej, kocistej twarzy. Wszed do k anowi si gboko, sign do tylnej kieszeni spodni i wyszed. Prosz pani rzek podc ka, za ktrym ziewaa nieobecna duchem urzdniczka w jaki sposb mona si dowiedzie, z numerem poczony by przed chwil ten automat? Po co to panu? ziewna obojtnie urzd en pan, co tu by przed chwil, zgubi co To niech pan zostawi. Jak zauway, przyjdzie dbierze. Dostanie z powrotem. Prosz bardzo rzek starszy pan o tym, dugim nosie na romodnym konierzykiem z rkami i pooy przed urzdniczk ogromny, lnicy, czarno oksyd wning typu Hiszpan 09. Oooo! zabulgotao co w gardle urzdniczki, w samej poowie zi a. Zerwaa si z krzesa. Na milicj z tym! Do SOKu! krzykna. Szybko zacza plta

telefonicznej, woajc z podnieceniem do suchawki: Prosz pani! Prosz pani! Tu urzd p towy Dworzec Gwny, obsuga automatu 713! Z jakim numerem byo ostatnie poczenie? Osiem esnacie zero dwa Dzikuj Dzikuj rzek starszy pan w meloniku, koczc notowa nu lwer do kieszeni. Id na milicj zoy zameldowanie i znik tak szybko, e urzdniczka kby wyrwana z gbokiego snu, po czym wstrzsna si i zacza nerwowo przestawia wszystk urku. Pan w meloniku, postukujc parasolem, ruszy w kierunku sali bufetowej, gdzie usiad w oddalonym kcie, oparszy podbrdek na rczce parasola, jakby drzemic. Nic spuszc a oczu z Meta. Gutek zwija si popiesznie, roznoszc nagromadzone w czasie jego nieobec noci na kontuarze kufle z piwem i szklanki z herbat. Za kadym razem, przesuwajc si ob ok Meta, poprawia ledwie dostrzegalnym ruchem jaki szczeg w jego bezwadnej postaci, t ak e niebawem Meto nie rni si niczym od dziesitkw picych w podobnej pozycji przy s stolikach. O wp do dziewitej Gutek pocign Meta za rami. Meto unis nieprzytomnie gow; twarz zapuchnit, sin; spieczone, spkane usta pokryte byy sczerniay krwi, nad zdemolowanym wym okiem widnia czerwonofioletowy strup, grudki brudnej, skrzepej krwi tkwiy w zmi erzwionych wosach, na grnej szczce wznosi si bolesny obrzk po wybitym szyn kolejow Wstawaj rzek Gutek. Id si troch oporzdzi. Tu zaraz moe by kontrol, zgarn ci z ystarczy. Na co ci te kwiaty Meto kiwn gow potakujco. Id do Tkaczyka doda Gut niej achy sobie odwieysz. Racja rzek z wysikiem Meto. Masz racj. Wsta, opar si o st, ogarn si paszczem, nasun oprychwk na czoo i ruszy ku wyj n w meloniku przebudzi si, wsta od stolika i wyszed. Meto szed wolno pod ciemnymi murami ulicy Towarowej Poranek by pochmurny, mglisty, zimny. Skrci w Srebrn, po czym elazn dotar do liskiej. Wszed do bramy jednej z kam : bya to ponura, ogromna czynszwka o czarnych cianach i wskich, zastawionych ywnoci ach, jeden z tych warszawskich domw, w ktrym na pierwszy rzut oka wida, e mieszka w nim czterokrotnie wicej ludzi, ni zawiera on pomieszcze, cznie ze schodami, piwnicami , suterenami, strychem i tak zwan gr. Meto min pierwsze podwrze, studniaste, ciemne, odrapanych murach, penych nikomu niepotrzebnych, elaznych balkonw, po czym wszed do oficyny w drugim podwrzu; stay tu wypalone od drugiego pitra, czciowo odremontowane iany, mieszkania wisiay nieoczekiwanie i fantastycznie: nad pustym wyimkiem wypal onego skrzyda domu, pomidzy zerwanymi pitrami, jak drewniane budy z desek z oknami, umocowane gdzie hen, wysoko midzy resztkami murw, zawieszone pomidzy oowianym niebem a mietnikiem i trzepakiem podgrza. Meto wszed na cuchnc kocim ajnem klatk schodow: byo tu schodw, w gr wioda murarska pochylnia z nabitymi poprzeczkami zamiast stopni. Wdrapa si na pierwsze pitro i zadzwoni do drzwi zdobnych w szklan tabliczk z napisem: zydor Tkaczyk Krawiec. Pan w meloniku odprowadzi go a do oficyny w drugim podwrzu, zawrci i poszed wolno ku aznej. Nie dochodzc do Alei Jerozolimskich ujrza szybko idcego naprzeciw, drug stron ulicy, krzepkiego modzieca w kraciastym paszczu o bardzo szerokich ramionach. Pan w meloniku umiechn si nieznacznie lecz z radoci, jak buchalter, ktremu zgadza si b dne, skomplikowane podsumowanie. Meto kiwn gow chudemu czeladnikowi i wszed wprost z ciemnego korytarzyka do kuchni. S ta tu wielki, krawiecki st, dwie maszyny do szycia i tanie, elazne ko; wszdzie lea i materiaw, podszewek, wosianki, waty, watoliny, urnale md, nici, guziki; na brudnej pycie kuchennej stay butelki po wdce, resztki jedzenia, elazka. ko pene byo gotowy cztych marynarek, spodni, palt, paszczw, kostiumw damskich, w kcie sta popruty maneki , usiany szpilkami. Na stole wrd stert krawieckich dodatkw siedzia z podwinitymi noga mi chuderlawy, szpakowaty czowieczyna o pospolitej, zuchwaej twarzy, w podartej ka mizelce i koszuli bez konierzyka, z fanatycznie byszczc spink pod wystajc grdyk. W egryza nitk i spojrza spode ba na wchodzcego Meta, ktry usiad ciko na ku, wpros sowanych garniturach i jesionkach. Co ty! warkn na niego krawiec zupeny szmergiel? Na wiey towar z brudnym tykiem! Zamknij jap, Tkaczyk rzek Meto zmczonym gosem. nie ma ju dzi gronych Tkaczyk spojrza na jego twarz i umilk. Meto wsta z trudem, ionk, rzuci w kt i zacz si rozbiera. cign dwurzdow, lich marynark i spodnie a ku, w bawenianych kpielwkach zamiast kalesonw i w czerwonym podartym golfie. Rzuci czykowi spodnie i marynark i rzek: Masz. Czy i prasuj. A potem jesion Co si sta kaczyk. Meto siedzia na ku bez ruchu, w kpielwkach, swetrze i oprychwce nad sw stra arz i nic nie mwi, gowa mu si tylko nieznacznie kiwaa. Tkaczyk krzykn do chudego cz ika: Gua! Nie kr si jak wesz po grzebieniu, cholera na twj eb! Widzisz spodnie pana ta? Rozleg si dzwonek i Gula poszed otworzy. Po chwili do kuchni wszed niewysoki, mo

no zbudowany blondyn o szerokiej, rowej twarzy; by bez palta i bez czapki, skurczon y, zzibnity i wyranie pod wpywem wdki. Mia na sobie tani marynark, pod ni koszul, ozpitej koszuli zieleni si deseniowy, lichy pulowerek z taniego trykotu. Wyj zsiniae e z kieszeni i zacz si rozbiera. Zydek powiedzia do Tkaczyka prasujesz? Nic nie adna mow, prasujesz i koniec. Tkaczyk cisn trzyman sztuk odziey o st. Ty, mi i znaleli sobie! Po co to psulenie, Zydek! przerwa mu wesoo blondyn, cigajc mo gowane spodnie. Gua doda masz walut, id, kup p litra na klina. Nic si nie mart zaraz zrobimy pierwsze niadanie z bawark Ca noc kotowalimy si z jakimi damami w g czowiek zmczony i godny Zaczo si od baru Sodycz, tam w gaz, a potem to ja ju sa gdzie Tylko te spodnie Od samego rana koowrt warkn Tkaczyk. Naprzd ten wska w operze Meto nie poruszy si. Blondyn pochyli si nad nim z zaciekawieniem. Mordec ! powiedzia Meto! Kochany chopaku Uuuuch, co za buziak! Kto ci tak wypolerowa? M zek: Odpalantuj si i znw zapad w swe tpe milczenie. Blondyn usiad, w kalesonach i uli, obok Meta. Gua narzuci kurtk i wyszed z banknotem wrczonym mu przez blondyna. Ot worzy drzwi i przepuci wysokiego faceta, ktry wanie mia zadzwoni. Dzie dobry, pa iski powiedzia i w dwch susach zbieg po pochylni, zastpujcej schody. Mechciski otw rzwi do kuchni. Sie masz, Zydek rzek do Tkaczyka, podajc mu rk gotowe? Gotowe! e wykrzywia si Tkaczyk jak moe by gotowe, kiedy od samego rana remonty wskaza na postacie w kalesonach siedzce na ku. Mechciski gwizdn z podziwu na widok Meta. Co o! rzek. Robota wzorcowa. Kto ci tak zaatwi? Meto nie odpowiada Od pgodziny dyskretny mrukn Tkaczyk. Moryc powiedzia blondyn do Mechciskiego dorzu pi d e mao. Za skromne niadanie Nie pij rzek Mechciski nie pij wdki. Zydek spojr nie na Tkaczyka. Tylko bez numerw, dobrze? Dzi jeszcze musz mie marynar. Umwiem si iecie mwi, e si strasznie kochasz rzek blondyn. Mechciski spojrza na krzywo. Zap osa i rzek bez umiechu: Zejd ze mnie, dobrze? O, rany! jkn blondyn apic si z a musz do roboty! Jak o mierci zapomniaem, e ja mam teraz prac Now! Gdzie? spyta i z nagym zainteresowaniem. Na Woli, w tych zakadach na Bema I tak ci wzili, z uli Przecie z rok czasu nic nie robie, tylko e si obija koo kina, obok kasy? I tak, be ch referencji? Mnie nie znasz umiechn si mtnie blondyn. Ja jestem tokarz, metalo zota rczka. Jak chc, to kad robot dostan. A jak nie chc, to mog mi skoczy na war i ju nie pjd. Najwyej mnie wylej. Znajd inn. Zreszt, nie wylej, poznali si na mn procenty, te rzeczy, wszystko frajer, wszystko zaatwiam, jak chc. Zote rce, tak o mn ie mwi kady majster Ale sam powiedz, Zydek, ty jeste czowiek pracy, jak ja mog by pr ownik po takiej nocy? No, powiedz? Spodnie na szmelc, gowa do kitu, pragnienie drc zy, czowiek musi wrci do siebie, no nie? No, powiedz? Ty pluskwo! rzek Tkaczyk. O oku wisisz u mnie na dwiecie zotych, a na wdk masz, co? Zydek rzek melancholijnie ndyn ju ty si nie skar. adne par moich litrw przepyno ci przez nerki. A fors do pierwszym Papierosa! odezwa si nagle Meto. Daj ktry papierosa! Rozleg si dzw Gua rzek Tkaczyk id. Moryc, otwrz. Moryc wyszed i za chwil wszed za Robertem K Kruszyna poda wszystkim rk i usiad obok Tkaczyka na stole. Co si stao? spyta Meta. Nie wiem odpar tpo Meto. Jest na bani? spyta Kruszyna Tkaczyka. Cholera go wie wzruszy ramionami Tkaczyk. Siedzi tak od godziny. Daj mu spokj rzek Mechciski. Wylakierowa si gdzie i zaatwili go. Przyjdzie do Lakier i mio Te rzeczy gubi czowieka czkn sentymentalnie blondyn. Ale kolekcja rzek Kruszyna. Ty masz, Tkaczyk, modele Do tego pajacowania! doda iewaj. Meto, co i jak? Gdzie Irys? Gdzie Maniek? Gdzie reszta? Wiem, ecie wczoraj rozrabiali na jakich imieninach na Mokotowie. Co to mnie obchodzi rzek Meto i spojrza przytomnie po obecnych. Dalej bawicie si b ze mnie. Ja wysiadam. Wsta, podszed do kranu, odkrci go, pochyli zmasakrowan twarz i dugo pi. Po czym rze Obdzie si bez prasowania. Dawaj spodnie, Tkaczyk! Wyrwa marynark z rk Tkaczyka i nacign j z wysikiem. Sta teraz w marynarce i kpiel zdecydowany, okropny, mieszny. Kruszyna nie wstajc ze stou pchn go mocno na ko. Meto opad ciko i przesun rk Opowiadaj rzek twardo Kruszyna. Ale wszystko Kiedy Meto skoczy, odezwa si dzwonek. Mechciski otworzy i wszed Gua z wdk. Piec rlki wysepleni kadc na kuchni zawinite w przemoczon gazet kwaszone ogrki. Umy szk rozla wdk. Tkaczyk rysowa jakie esy floresy krawieckim woskiem na cianie. Zapatrzy

rzed siebie i rzek: Sami gwardzici. Irys, Meto, Maniek Siedmiu ludzi. Lejbgwardia. To koniec powiedzia niepewnie blondyn. Ilu ich byo? Dwudziestu? Trzydziestu? eby w s tak rozprowadzi? Ilu? powtrzy Meto. tych dwch na pocztku, szoferak i ten wielki. A potem? Nie wiem oe dziesiciu, moe stu, a moe Moe jeden umiechn si ironicznie Mechciski, zacigajc si trzymanym w zagbieni pierosa. Szoferak i ten wielki ju leeli, ju byli pod obcasem rzek Meto. Tylko potem Jak p drowia! uderzy si arliwie w pier ja nie wiem. Nic nie wiem.:: Zainkasowaem raz w b uch drugi raz w serce, patrz! rzuci si do kta i poderwa paszcz z podogi przez tak esion. I koniec. Wysiadka! Ja! Rozumiesz? Wsta w caej okazaoci, przecign muskularny korpus.. Wzi szklank z wdk w drce p k herbat. Robert powiedzia Mechciski do Kruszyny. Zastanw si, to dua rzecz. Pamitasz, opo wam, jakie baty dostaem kiedy na Wiejskiej, i t mow tego lekarza z.Pogotowia na komi sariacie. Potem bya historia ze Stryciem Z jakim Stryciem? spyta blondyn. Z tym z Czerniakowskiej ulicy. Nie znasz Strycia, Jaka Strycia? A potem kto zaatwi Leona i Julka Migdaa na rogu Widok i Kruczej rzek Tkaczyk. Te nie z tej ziemi, gadao si o tym Jeli nie liczy tych wszystkich drobnych rozrbek na miecie i pod miastem. Wiesz, tych maych historii z maymi kozaczkami ze swojej dzielnicy Kruszyna wzi szklank i wypi wdk, zagryzajc kawakiem ogrka. Obtar usta ciemn, mus No i co z tego? powiedzia obojtnie. W tym co jest umiechn si nieszczerze Mechciski. Fakt przytwierdzi Tkaczyk. Mwi si o tym, tu na liskiej. I na elaznej. I na Grzyb ej. I na Pradze. I na Ochocie. I na Woli rzuci Mechciski, biorc wdk w rk. Rodacy! sk blondyn. To moje niadanie I pana Tkaczyka. Panowie do tego, jakby to bya woda. A to kosztuje. To drogi pyn. Ty, Moryc, zostaw mrukn opryskliwie Kruszyna. Nie twoja sprawa. Cholera ci gdzie i ostatnio, nigdy ci nie ma, jak trzeba. Kto ci wie, gdzie ty ostatnio kursujesz. Moja rzecz rzek zimno Mechciski gdzie kursuj. Wszystko byo zaatwione, co mi kaza co robi po pracy, to moja rzecz. ycie prywatne. No, no, modziey! Przyszoci narodu odezwa si szybko Tkaczyk. Tylko bez takich pr za. Tu si pracuje. Tu si szyje. Meto wsta ponownie i zacz naciga spodnie. Jak chcecie rzek. Reszta beze mnie. Nie poznaj ci. Meto rzek wolno Kruszyna. Kto ci skosi na Inflanckiej jak ostatn a ty idziesz spokojnie do domu. Moe zapiszesz si do ZMP? Tam tylko czekaj na ciebie . Dostaniesz robot jako wony i mieszkanie na Starwce. Co nowego Meto! Synny kosior z rawobrzenej Warszawy, chluba ulicy Brzeskiej Nie poszukasz tego kogo? I co jeszcze? rzuci wyzywajco Mechciski powiedz co jeszcze, Kruszyna. Moryc powiedzia Kruszyna wstajc. Nie masz czego na miecie do zaatwienia? Skoczcie ten krzyk rzek twardo Meto. Do mam waszej gupiej mowy. Suchaj, Kruszyn yjedam z Warszawy. Nie poszukam tego kogo. Nie bd szuka nikogo. Powiedz to, gdzie trz ba, i koniec. Ja chc mie spokj. Irys, Maniek i inni, jak chc si mci, to niech sobie zukaj tego czy tych tam, ktrzy ich wykosili. Ja wysiadam. Spokj, rozumiesz, ja chc m ie spokj! Tak mwi ten doktor, ktrego skopali w Alejach pomyla Robert Kruszyna. Co zaczo m o wiza w umyle. Podszed do Mechciskiego. Poka brod, Moryc rzek. Tu nie kino mrukn Mechciski. Sam mwie wtedy, e ten, ktry ci skatowa, mia kastet czy co takiego. No nie? Chyba mia rzek Mechciski, przesuwajc rk po blinie. Mwie, e ci z Pogotowia opowiadali o takich samych ranach. Julek Migda i Leon te mie tak rozprute szczki. To co z tego rzek Mechciski. A Stry by skopany jak pies. A Meto, sam syszae. A niek i inni kolejowymi mutrami Syszae przecie, opowiada.

Szkoda wycedzi Kruszyna, ogldajc wasne paznokcie e panowie si ami. e wysiada , kto to jest i ilu ich jest. I czego chc. Kamiesz rzek Mechciski. Gwno wiesz. Kruszyna odtrci z trzaskiem kulawe krzeso. Oczy mu zmalay jak dwie czarne gwki od szp lek, pociemnia na smagej, uminionej twarzy. Gua skurczy si przy maszynie do szycia, aujc zawzicie. Blondyn obojtnie zapali papierosa. Meto dopina spodnie. Moi mili wtrci Tkaczyk, nie ruszajc si z miejsca. Dosy tych Haasw, dobrze? Mam dzie migren. Podrzuca w rku, jakby bawic si, ogromne krawieckie noyce. Moryc powiedzia Kruszyna, podchodzc do Mechciskiego nie skacz. Bo moesz si wkrt ka. Gorzkimi zami. Kruszyna rzek chodno i bez strachu Mechciski; by wyszy od Kruszyny, lecz szczuplej , wida byo od razu, e jest duo sabszy ja si ciebie nie boj. Zapamitaj to sobie. I e ci co powiem; ja si nie boj tych kozakw, co mnie ju raz skotowali. Ja nie Meto. Bar zo bym chcia ktrego z nich spotka, marz o tym. Ale ty, Kruszyna, kamiesz. Nie wiesz, to to jest, tak jak ja nie wiem. Meto nie wie i nikt nie wie. Nawet Kudaty! W kuchni zapanowaa martwa cisza. Pi par oczu wbio si w jeden punkt w przestrzeni, jak by rzucone przez Mechciskiego nazwisko zawiso w powietrzu. Terkotanie maszyny do s zycia zamierao powoli pod nogami oniemiaego Guy. W porzdku rzek po chwili z nieoczekiwan, sztuczn swobod Kruszyna. W takim razie a o czym mwi. Meto, postaraj si o przydzia kiosku z wod sodow. Znajd si inni, co ni atwo rezygnuj. Robert powiedzia Meto, wkadajc jesionk; zbliy sw zmasakrowan twarz do twarzy Kr opatrz na mnie: widziae kiedy, eby mnie milicja zagia, ebym si zama przed ment? R zem w wielu interesach, ale teraz klops, ja wysiadam. Jest do cholery modych, pod kinami i na dworcach, na zabawach i na plaach Modszych ode mnie, takich, co to jes zcze nie wiedz tego, co ja wiem. Poszukaj sobie kogo na moje miejsce, a mnie daj s pokj, dobra? Bo ja ju moje wiem, ja si dowiedziaem dzi w nocy. I to sobie zapamitaj: a si nie ami. Mnie jest po prostu wszystko jedno, co o mnie powiecie. Dobra, dobra owiadczy wspaniaomylnie Kruszyna. Wrakw nie potrzebuj. A teraz ty, Posuchaj: ciebie lubi w wydziale. Mwi, e jeste zdolny. Ja tam nie wiem. A to, co dz powiedzia, powtrz gdzie trzeba. Niech sobie Kudaty nad tob pomyli. Na dwik tego nazwiska wszyscy poczuli lekki skurcz koo serca, za Mechciskiemu dreszcz przeszed po krzyu, jakby ze strachu. Wiesz, gdzie mnie szuka rzek Mechciski ochryple, silc si na obojtno. Jak bd taw wiadomo. Tego samego dnia bd wieczorem w barze Sodycz. Robert szepn Tkaczyk cicho, wyszedszy za Kruszyn do ciemnego korytarzyka powiedz u Merynosowi, e ja ju dopilnuj wszystkiego, jak trzeba. Aha! I to jeszcze, e garnitu r ju gotw. Ten marengo. Piknie wyszed. Co sabo si ze sob kochacie, ty i pan Kruszyna rzek Tkaczyk do Mechciskiego, wraca kuchni i siadajc po krawiecku w kucki na stole. Nie lubi chama splun Mechciski do zlewu. Bokser, zamana jego twarz. Myli, e ws o boj. Ale kosa powiedzia z aprobat blondyn. Ciebie, Moryc, starby na puder, jakby mu po d. Albo tak, albo nie umiechn si krzywo Mechciski. Ja tam si go nie boj. Jak chcecie, to skaczcie rzek Meto. Ja mam wuja pod Olsztynem. Moe si tam zaczepi par miesicy przy jakiej robocie. Podszed do kuchni, wyj cztery papierosy z lecego pudeka i wsadzi je do kieszonki mar rki. Meto spyta blondyn powanie widziae ty kiedy Kudatego? Nie odpar prosto Meto nie widziaem i nie chc go widzie. I da Bg, ju go nigdy ni z. Mam dosy. Wysiadam. To, czego chc, to mie od was wszystkich woln gow, cholera na ze parszywe mordy A ty? spyta blondyn, podchodzc do Mechciskiego widziae Kudatego? Widziaem skama Meehciski. I znw na dwik nazwiska co go cisno mdlco koo ser e podejrzliwy wzrok Tkaczyka i ju chcia zawoa, e nie, e nigdy nie widzia i e nie ch dzie. Nigdy! Zupenie jak Meto. Po czym zagryz wargi a do sonego smaku krwi. Jakby mnie kto szuka na miecie, to powiedzcie, e si utopiem rzek Meto, nastawiaj i nasuwajc oprychwk na czoo. Wyj z kieszeni kilka banknotw i przeliczy. Starczy

yszed bez sowa poegnania, nie podawszy nikomu rki. Nikt nie da J pozna po sobie, e w e zwrci na to uwag. Ten Kudaty rzek w zamyleniu blondyn musi by kosa. Najwiksza w Warszawie. Te czowiek rzek cicho Mechciski z bardzo ostronym niedowiarstwem. Tkaczyk spojrza na bystro. Powiedz mu to, Kudatemu, jak taki kozak z ciebie rzuci porywczo. Oj, Moryc, wysoko skaczesz. Mechciski milcza, zacigajc si gboko papierosem. Wymwione przez Tkaczyka nazwisko zn zucio jego sercem jak kopnicie. Nic z tego wszystkiego nie rozumiem doda powoli Tkaczyk ale nie jest dobrze. 2

Tego roku Warszawa nie miaa szczcia do pogody. Po bardzo mronej zimie przyszy zmienne , niosce zazibienia marcowe aury. Przez kwiecie, wraz ze witami Wielkiejnocy, trwaa p goda wietrzna, przenikliwa, ktra zmusia warszawianki do powrotu w futra i pelisy. Wiosna warszawska jest wiosn pokrzywdzon. Morze atramentu wylano dla uwiadomienia l udzkoci urokw wiosny paryskiej czy wiedeskiej. Powstaa caa literatura muzyczna narzuc ajca wiatu nastroje tych wiosen. Ludzie na najrniejszych rwnolenikach i poudnikach n zyli si zachwyca parysk i wiedesk wiosn, marzy o nich, tskni do nich. Jest to ogro tyfikacja, oparta o reklamow potg sztuki: poeci, malarze i muzycy Wiednia i Parya po trafili po prostu tak reklamowa i spopularyzowa swe wiosny, e uczynili z nich idea d la reszty wiata. Czas najwyszy zdemaskowa t gr! Warszawska wiosna na pewno w niczym n ie ustpuje paryskiej czy wiedeskiej. Gdzie jest bowiem na wiecie miasto, w ktrym pier wsze promienie soca tak przekornie poczynaj sobie z topniejcym niegiem, takie w nim z apalaj tczowe blaski i tak rycersko zmuszaj go do ustpienia? Gdzie jest na wiecie mia to, w ktrym pierwsze wiosenne ciepo tak leniwie i radonie przykleja zimow odzie do pl ecw i tak powoujco zmusza do jej zrzucenia? Gdzie jest na wiecie miasto, w ktrym pach y wiey wiatr od rzeki tyle w sobie niesie dziwnej melancholii, uciskajcej dusz w pene zota poranki, widoczne w prostoktach wiosennych, bkitnych okien? Gdzie jest na wieci miasto, w ktrym rozedrgane zmierzchy uliczne przepojone s tak trudn i nigdy nie wy janion tsknot za niewiadomym, za nigdy nie zniszczonym, za czym, o czym nic nie wiemy , czego bardzo pragniemy i czego nigdy nie dostaniemy ani nie osigniemy w naszym pojedynczym, wasnym yciu. Chyba nie ma na wiecie takiego miasta, tak wanie jak niepowtarzalne nigdzie indziej s warszawskie wiosenne zapachy, nastroje, uczucia i myli. I dlatego nie mwcie nam o wiosnach paryskich czy wiedeskich! Nam, ktrzy wiemy, czym jest, czym by potrafi w arszawska wiosna.

Redaktor Edwin Kolanko rozpi paszcz i przekroczy bram azienek. Najwyszy czas zlikwi odpink pomyla jest ju naprawd ciepo. Szed wolno w d, omijajc resztki topniejcego niegu. azienki, na dobr spraw, tony i mnie umiowanie tradycji zrzdzi bez zoci Kolanko, podcigajc nogawki spodni. Trad w pierwsz pogodn niedziel wiosenn Kolanko szed do azienek ha spacer. Skaka wrd ta rdniejcego w bocie niegu, wrd resztek zlodowaciaych po nocnych przymrozkach botnisty strug, obija si o nagie, bezlistne buki, wizy, kasztany i klony, przedziera si przez moczary biegncych w d alei a do samego paacyku, ktry rokrocznie wita jak kogo, komu ba wybaczy kokieteryjny, a nie przystojny w jego wieku wdzik. Tylko e par lat temu t susy ponad kauami i przypadanie do pni drzewnych odbywao si jeszcze we dwjk: obok Ko anki walczya wtedy nieustpliwie o pierwszy widok wiosennych azienek szczupa brunetka o jasnych oczach, wypeniajc jego serce czuoci dla kadego niezrcznego stpnicia w g e trzsawisko cieek. Po paru latach brunetka znika, za pozostaa tradycja; i teraz, opi rajc si o pie ogromnego kasztana. Kolanko poczu uwierajc przykro. Tu, w tym miejsc caowalimy si w czterdziestym dziewitym, pamitasz? Westchn gboko, jak czowiek prz dzo samotny. Skaczc w ten sposb dotar do Pomaraczami, przystan, zapatrzy si na pomnik ksicia J pn przez nieuwag w najgorsze boto, ktre wypenio mu lewy pbut, zakl tym razem brz owa dalej, wcieky na roztopy i tradycj. Soce grzao dojmujco. Kolanko odrzuci szali ejrza si za awk. Staa w pobliu jedna pusta, opodal wysokiego, bezlistnego ywopotu. zymy troch na ksicia Pepi pomyla z upodobaniem Kolanko. Od dziecistwa mg godzinam

ywa si w posta w starorzymskiej zbroi, w przedziwny gest wycignitego na pask miecza, trym Thorwaldsen wyrazi heroiczn, lecz wyzbyt koturnowej wielkoci i pychy natur Ponia owskiego. Usiad, zaoy wygodnie nog na nog i zamyli si. Z tego stanu wyrwa go dwi wopotu. Gdzie ju ten gos syszaem zastanowi si Kolanko, ale uzna przypominanie elowe. Gos by nosowy, troch zgrzytliwy, lecz miy, a nawet podszyty pewn wesooci; zn ego gosu moga stanowi zwyke zudzenie. Mj chopcze pyta gos czy nie jest ci za chodno? Odpowied stanowio jakie mrukni nacza zarwno lekcewaenie, jak niemiao. Ostatecznie rzek gos jest jeszcze za chodno bez paszcza, w samym tylko sweterku. Co zrobi odezwa si drugi gos, bardzo mody, przechodzcy wyran mutacj. Co zrob u pieko. Czowiek nie moe spokojnie poczyta. A to przynie cukru, a to wypij mleko, a t o zejd po gazety, a to co z lekcjami? Sam pan rozumie, no nie? Rozumiem rzek pierwszy gos. A jak si nazywasz? Gos drugi burkn co niewyrane olanko wyowi z trudem imi Krzysztof. licznie, Krzysiu cign gos numer jeden. A ile masz lat? Pyta pan jak przed sdem zachichota wzgardliwie gos numer dwa, ale odpowiedzia z u Trzynacie. Skd wiesz, e przed sdem tak pytaj? pierwszy gos zdradza tendencje do nieustpliwo Phi rzek szyderczo drugi gos. A bo to koledzy nie stawali przed sdem? Piknie, Krzysiu. Wobec tego powiedz mi, co czytasz? A tak jedn knyp. Cholernie ciekaw, mwi panu podj z oywieniem drugi gos. Nic jeden jest zawsze dobry. Nie ma na niego sposobu. Nie ma dla niego wanych: szery f nie szeryf, bandyci nie bandyci wszystkich zaatwia! Gos numer dwa zdradza podniec enie. Kolanko odwrci si. Przez bezlistny, nie zazieleniony jeszcze ywopot wida byo zarysy postaci, siedzcych na awce po drugiej stronie. Wygodniejszej pozycji do suchania b ez sposzenia rozmwcw nie mg sobie wymarzy. Nie rozumiem rzek gos numer jeden. To ten twj kozak, ktry tak wszystkich psuje, j policjantem czy bandyt? Widz, e potrafi pan mwi jak czowiek ucieszy si gos numer dwa. Bo w domu mwi u. Co za ludzie! Ale zaraz to panu wytumacz: ten przytomniak, to on jest rewolwero wiec. Taki ani bandyta, ani policjant. Jak trzeba, to aduje w oprychw, a jak mu cz asem wypadnie, to w policj. Bo on pruje na wasn rk. A w ogle, to on stara si nie ad ogle, tylko unieszkodliwia. Bo on jest w gruncie rzeczy uczciwy i dobry. I nikt mu nie moe nic zrobi, bo on jest zawsze szybszy o uamek sekundy. Wspaniale rzek pierwszy gos z zapaem. Szybszy o uamek sekundy! No, dobrze, ale w o on tak kituje i dlaczego? Prosz pana drugi gos zabrzmia z akcentem wyszoci. To takie proste, niech pan prz wil pomyli: facet kosi kadego, kto na niego naskoczy. Ale kto na niego skacze? Ano wszyscy. Dlaczego? To niewane. Grunt, e naskakuj i on si musi broni. I wtedy, trzask, trzask zaatwia o kolei. Przez chwil panowao milczenie, jak zawsze, gdy dwie strony nie mog doj do porozumieni a w sprawie, ktra obydwu stronom wydaje si atwa, oczywista, zrozumiaa i zasadnicza. Krzysiu rzek gos numer jeden jak si nazywa ta ksika? Montana. Moe pan czyta? Czytaem. A jak? Podobaa si panu? Nie. Myl, e jest idiotyczna. Nastpia pena zakopotania cisza. No, ja ju chyba pjd owiadczy niepewnie gos drugi. Zaczekaj, Krzysiu! Poka t ksik. Rozleg si odgos kartkowanych stron, po czym gos numer jeden powiedzia: Posuchaj: Idc trzyma si przezornie filarw. Z jednego sklepu kupiec wypad na prg i skoczy jak kot. Ale nie sign do boku. Dobywa broni jedynie wtedy, gdy przeciwnik uczy ni wymowny gest Co o tym sdzisz, Krzysiu? wietny facet rzek gos numer dwa. Umie chodzi po ulicy. I sdzisz, e cae ycie czowiek tak moe chodzi po ulicach, trzymajc si filarw, jak dianin drzew w puszczy? No, pomyl, czy wszyscy ludzie to wrogowie, czyhajcy jedyni

e na twoj nieuwag w tym celu, aby posa ci kilka gramw oowiu w odek? Bo w Warszawie jest nudno rzek z pogard gos numer dwa. Ale tam wtedy tak trzeba by chodzi Moe masz racj. Musisz tylko przyzna, e facet, ktry tak chodzi po Ulicach, nie ma pra a jedzi na karuzeli ani je lodw. Moe go zgubi chwila nieuwagi, gdy paci za jazd al ze lizaka do rki. Bohaterowie tych ksiek maj zazwyczaj oczy w opatkach, obcasach i n samym szczycie kapelusza. W yciu jest, niestety, troch inaczej i ogromna wikszo face tw, ktrzy strzelaj, stara si czyni to wtedy, gdy ten, do ktrego mierz, nie ma o tym lonego pojcia. Std bior si w yciu prawdziwe trupy. Posuchaj jeszcze: Mokos paln m sun si na ziemi jak mikki achman. Niski wywrci stolik i pad przysypany gradem skor s podnis filiank kawy lew rk. W prawej zwisa rewolwer. Pijc, rzek do Dentelmena ty na to, Krzysiu? Facet morduje czowieka na kadej stronicy i popija kaw. Uwaasz, e t o jest w porzdku? Wielkich rewolwerowcw cechuje przede wszystkim zimna krew bkn niepewnie drugi gos. Krzysiu rzek po chwili gos numer jeden, bardzo powanie, czy ty wiesz, co to jest p awo? Wiem odpar drugi gos jest to co, czego si broni a do ostatniej kropli krwi przed dniarzami. Czytaem o takim jednym szeryfie i jeszcze jednym detektywie. Ten by na medal. Wic powiedz, Krzysiu, czym bardziej chciaby by: takim szeryfem albo detektywem czy M kosem Montan? Montan rzek stanowczo gos numer dwa. Dlaczego? Potrafisz to uzasadni? Jasne. Bo Montana na wszystkich si wypina, bo nie ma dla niego gronych, o wszystki m wie, jest mdry i uczciwy, bo ma zawsze pienidze, bo tak wspaniale strzela, jedzi konno, bije si, e a A czy zastanowie si kiedy, skd Montana ma pienidze, podczas gdy tyle trudu musisz so ie zada, eby wyszarpn od matki pi zotych na kino? Niewane. Grunt, e ma. On jest na pewno uczciwy. Tak pisze. Facet uczciwy pracuje na pienidze. Gdyby Montana walczy w obronie prawa, toby dost awa za to ewentualnie wynagrodzenie. Ale sam mwisz, e Montana ma prawo gdzie i robi, co mu si ywnie podoba, gdy jest silniejszy, zrczniejszy, lepiej strzela od innych. Skoro mu prawo przeszkadza, gwaci je. Bo prawa nie mona sobie tak na wasn rk i za ka razem od nowa modelowa, mona go tylko przestrzega, omija lub gwaci. Prawo, kochany K zysiu, opiera si na poszanowaniu i zrozumieniu, e jest czym poytecznym i susznym. Nat omiast twj Montana nienawidzi prawa, bo prawo zakazuje mu tych jego numerw, i adne twoje zapewnienia o uczciwoci Montany mnie, Krzysiu, nie przekonaj. My tutaj w War szawie nazywany takich facetw Chuliganami przerwa szyderczo gos numer dwa. To pan chcia powiedzie, no nie? Pom rosz pana. Kady z tych gnojw spod CDTu czy kina Poloni mgby ni po, nocach co naj akim Montan! Przez chwil panowao milczenie. Kolanko si woli wstrzymywa si, by nie wyjrze sponad u. A wic posuchaj, Krzysiu! Caa historia z prawem i jego obrona nic ci nie mwi, jak wid z. Wobec tego uwaaj: powiadasz, e Montana to nie chuligan, dlatego e przewysza si, z oci i kalibrem swych przygd nasz gwardi spod CDTu, sprzed kin. Zgoda. Wobec tego nie ziemy go nazywa chuliganem. Nazwiemy go tak, jak nazywano wtenczas podobnych do n iego facetw na niezmierzonych obszarach poudniowo zachodnich Stanw Zjednoczonych i Meksyku, na bezkresnych i pustych preriach Arizony, Arkansasu, Teksasu, Rio Gran d, w malutkich, zagubionych wrd stepw, drewnianych miasteczkach. By to czas, gdy praw o nie sigao tych pustynnych obszarw; urzdnik policji czy wadz nalea tam do rzadkoci rzedstawicielem strony sabszej, bardzo sabej i bardzo nieporadnej. Ot spoeczestwo tam ejsze dzielio si z grubsza na dwie grupy. Pierwsza byli to farmerzy, kowboje, hodo wcy byda, ranczerzy, kupcy i w ogle ludzie zamierzajcy y z pracy na tych zdobytych pi onierskim trudem terytoriach. Druga byli to notoryczni przestpcy, zmasowani tam w wielkiej liczbie, ktrzy zamierzali y z gwatw i rabunkw, dokonywanych na farmerach i odowcach byda. Z czasem wytworzya si trzecia grupa, o wiele liczniejsza od zwykych p rzestpcw, ale mniej liczna od ranczerw i kowbojw. Byli to najrozmaitsi ludzie erujcy a zych instynktach jednych i drugich: waciciele szynkw i tawern, mali oszuci, farmazo ni, aferzyci, zodzieje, szulerzy karciani i pokerzyci zawodowi, kobiety lekkich oby

czajw, rne drobne potki z wielkiego bagna zbrodni; o sile liczebnej tej grupy, o jej prawdziwym obliczu, stanowili jednak ludzie nazwani przez im wspczesnych meksykask im sowem desperados. Kt to byli ci desperados? Widz, Krzysiu, na twej twarzy, e domyl sz si, a wic moe nie mam po co mwi? Niech pan mwi rzek zduszonym gosem Krzy. Tak, masz racj, Krzysiu, widz to w twoich oczach. Montana to typowy desperado, tyl ko e nieudolnie przedstawiony przez zego autora. S lepsze ksiki o desperados, gdy sta owi oni zjawisko historyczne. By okres, gdy rzdzili niepodzielnie Teksasem, ogromny m stanem amerykaskim. Kt to byli desperados? Byli to modzi ludzie ani dobrzy, ani li, nie zdeklarowani przestpcy, ale te i nie ludzie uczciwi ani spokojni. Byli przede wszystkim dni wrae za wszelk cen. Kipiay w nich temperamenty, do pracy odnosili si pen pogard, z rwnym lekcewaeniem traktowali zasady spoecznego wspycia midzy ludm ni, zrczni, wspaniali jedcy i strzelcy. Mieli swoist, dziaajc na wyobrani mod, ub z fantazj i upodobaniem w czarne koszule i w czarne sombrera, w czarne, obcise spo dnie i pasy nabijane srebrnymi ozdobami. ycie ludzkie byo tanie wtedy w Teksasie, Arizonie i Meksyku; daleko bardziej ni ycie ludzkie Cenio si wtedy kuglarsk szybko w bywaniu rewolweru i w strzelaniu z biodra. Desperados zapeniali szynki i tawerny, drewniane ulice zachodnich miasteczek dray pod kopytami ich koni, na odgos ich poj edynkw zatrzaskiway si panicznie drzwi i okiennice. Byli wrd nich ludzie szlachetni, to prawda, jednak szlachetno taka wicej przynosia niewinnych, niczym nie zasuonych m ci ni dobr i poytku. Najgorsze byo to, e desperados roli nieustannie w si: modzie na czerni i srebrem ich strojw w rwnym stopniu jak saw i wyczynami, garna si chtni szeregi, uciekaa z rodzinnych domw we wschodnich stanach na rozlege, dzikie, roman tyczne pogranicze, na poudniowy zachd. Znamy takie rzeczy i z naszej wasnej histori i, czy nie, Krzysiu? No, pomyl, przecie chyba czytae Sienkiewicza? Dzikie Pola! posysza Kolanko szept. W wyobrani ujrza rozognione, trzynastoletnie oc y. Zaporoe Moojcy Susznie. Ale tam, w Teksasie, dziaay jeszcze dodatkowe przyczyny sprawiajce, i liczb desperados rosa nieustannie. Desperados mieli potnego sprzymierzeca: bya nim owa gru pa zdeklarowanych, notorycznych przestpcw, zainteresowanych w podtrzymywaniu atmos fery niepewnoci i awanturnictwa, w cigym utrudnianiu ycia policji, chccej ustanowi a prawo. Desperados stanowili armi doskonaego rekruta dla regularnych band, byli za pleczem i rezerwuarem zorganizowanych szajek. Co prawda byo to zaplecze pynne i ni epewne, z facetami w czarnych sombrerach naleao postpowa ostronie, zawsze gotowi byli strzela do kadego i nade wszystko przedkadali samotne wczenie si po preriach, kanion ch i szynkach. Niemniej, wierz mi, Krzysiu, ogromna wikszo owych desperados wolaa w kocu zwyky rozbj z broni w rku ni chwiejn, niezdecydowan karier twego Montany, kt ostaci papierow i nigdy dobrze nie wie, do kogo strzela i po co. I co dalej? szepn drugi gos. Jak to si wszystko skoczyo? Skoczyo si w ten sposb, e w pewnym momencie uczciwi ludzie w Teksasie zeszli si, po umieli si midzy sob i postanowili chwyci za bro, aby ogniem wypali wrzd bezprawia. N mieli atwego ycia ci uczciwi i spokojnie ludzie w Teksasie, zreszt bardzo im si poczt kowo nie powodzio. W pierwszej fazie walki stworzyli organizacj pod nazw Stranicy Tek sasu, zatwierdzon przez rzd federalny, ktr tene rzd obdarzy dowiadczonymi oficeram ji. Ale rzd by daleko, za przestpczy wadcy Teksasu blisko, i po roku dziaalnoci tej anizacji zapanowa taki baagan, e nikt ju nie mg odrni, kto jest stranikiem, kto d a kto koniokradem czy bandyt. Nieustanne strzelaniny i krwawe rozprawy wyniszczyy okrutnie cay kraj i tylko przedsibiorcy pogrzebowi stali si milionerami. Wtedy to wanie uczciwi ludzie, doprowadzeni do rozpaczy terrorem obuzerii, ktra zagniedzia si tranikw Teksasu, rzeczywicie chwycili za bro, a poniewa byli w przewaajcej wikszo po pewnym czasie wykosili, jak mwisz, zarwno desperados, jak i Stranikw Teksasu i w t n sposb zapanowa tam wzgldny spokj. I znw nastao milczenie. Kolanko drgn jak obudzony. Wspaniae! pomyla co za mowa! To pan jednak sdzi odezwa si, jakby z gbokiego zamylenia, gos numer dwa e c i nasi kozaczkowie spod kin to to samo? Rnica poziomw, Krzysiu, doprawdy. yjemy w cywilizowanym i zorganizowanym spoeczestw szanujcym prawo. ycie ludzkie ma u nas bardzo wysok cen. Ale prawo gwaci si na rozma te sposoby, pogard dla niego mona okazywa bijc przechodniw na ulicy i poniajc godno sabszych i spokojnych. Tak, Krzysiu, Warszawa pena jest w tej chwili naszych rodz imych desperados. Zamiast czarnego sombrera oprychwka, zamiast czarnej bluzy i ta

kieje chustki na szyj sznurowana koszulka pikarska lub kolorowy sweter pod koszul. amiast nisko wiszcych coltw cegy, kastety, rurki elazne A tam, gdzie z tyu, za nami ludzie, ktrzy potrzebuj tych warszawskich desperados? Kolanko poczu, e nie wytrzyma, e podniesie si, e powie co. Zapa si rk mocno za o Wiosenne soce wydao mu si nieznonie palcym, tak jak nieznonym byo dla w tej chwil ecenie brzmice w trzynastoletnim gosie Krzysia. To jest ju cakiem inna historia, jak mawia Kipling powiedzia spokojnie i wymijajco numer jeden. Prosz pana rzek bagalnie drugi gos skd pan to wszystko wie? Czytao si co nieco, w twoim wieku i pniej gos numer jeden zasnu si zadum. T Krzysiu? Mymy mieli inne ksiki i innych bohaterw w estymie ni ten twj Montana! jaka itna pasja zadraa nagle w gosie numer jeden. Mymy podziwiali i zazdrocili Buffalo B om, Jack Texasom i Sitting Bullom, tym wszystkim dzielnym, niepokonanym i do sza lestwa odwanym kapitanom i szeryfom, ktrzy samotnie wyruszali naprzeciw gwatom, zbro dni i bezprawiu twoich desperados, Mokosw Montanw, chuliganw, w obronie sabszych, nie winnych, napadnitych, niesprawiedliwie krzywdzonych. Ci nasi Buffalo Bille te byli zawsze szybsi o uamek sekundy w strzale z biodra, ale tylko od otrw, koniokradw, ajd akw i awanturnikw, nigdy za od niewinnych, uczciwych ludzi. Ci szeryfowie i stranicy prawa byli, by moe, mniej barwni, prymitywniejsi i nudniejsi od Mokosw i dentelmenw mywaczy, ale za to byli dobrzy i dlatego Gos urwa jak ucity noem. Kolanko spry si w oczekiwaniu czego decydujcego. Prosz pana szepn gos numer dwa, teraz ju bardzo chopicy, wrcz dziecinny i ci e walczyli z tymi chuliganami, z tymi desperados Tak jak teraz w Warszawie? O, ra ny Julek! Prosz pana, prosz pana To pan Gos przeszed w trwoliwy bekot. Kolanko skoczy na rwne nogi. Po drugiej stronie ywop ay wyrostek w krtkich spodniach, lichym sweterku i za duych butach odsuwa si w nabony przeraeniu od starszego pana w meloniku, z t, kocist twarz, siedzcego z podbrdki cznie opartym o rczk parasola. Pan w meloniku unis gow, spojrza na Kolank i skoni Kolanko poczu, jakby go kto zdzieli pici midzy oczy. Kontrast tej postaci z zasysz mow wyda mu si groteskowy, karykaturalny. Odwrci si szybko i odszed. Pan w meloniku umiechn si z zadowoleniem. Tak jakby fakt, e Kolanko sysza wszystko, nowi dla specjalny powd do radoci. Po czym rzek: Chod, Krzysiu, stawiam ci ciacho i lemoniad. A jak si poznamy bliej, poycz ci rne Bya to jednak deklaracja bezcelowa. Chopak zerwa si nagle z awki i zacz ucieka, roz ujc wok gliniaste boto alejek zbyt duymi butami. 3

O, mody warszawskie! Tak ju jest, e ywioowo mody mskiej przewysza w Warszawie mod damsk. Moe stanowi ie indziej, ale w Warszawie jest tak na pewno. Moda mska ma w tym miecie co z si nat ury bardziej lepych i bezdusznych ni moda damska. Zdarza si, e model wiatrwki, nowy r odzaj wizania krawata lub nowy typ popularnego obuwia zdobdzie sobie herb elegancj i i wtedy modzie mska Warszawy zaczyna si upodabnia do ogarnitego poarem suchego las Moda kobieca ulega w Warszawie pewnej indywidualizacji, niezbyt wymylnej, to praw da, ale zawsze. Natomiast mska Instynkt stadny, cechujcy warszawiakw w sprawach mody , ma w sobie co przygnbiajcego. Jej spontaniczno rwna jest jej bezmylnoci. Jeli pa da na szaro, wszyscy s w Warszawie szarzy, jeli na kolorowo kolorowi. Przecitny wa iak lubi to, co modne, nigdy natomiast nie zastanawia si nad tym, co adne, nie roz waa swych upodoba, nie posiada wasnych skonnoci ku temu czy innemu przedmiotowi, taki emu czy innemu krojowi ubrania, tej czy innej barwie. Dlatego wanie ginie w modnym tumie. Albowiem ogromnej wikszoci warszawiakw obca jest ta prosta prawda, e elegancj a to nie to samo, co kosztowne naladownictwo biecej mody, e elegancja to wasne sympat ie, uwydatnione w dobrze dobranym do wasnej osoby ubraniu. Oglnie biorc najszerzej pojt mod warszawsk cechuje junacko. Warszawska modzie m biorze swym akcentowa natychmiastow gotowo do szybkiego dziaania. Std, na przykad, rowane na piersiach pikarskie koszulki, ktre noszone pod sztywn, czarn dwurzdwk stan szczyt wykwintu w pewnych krgach towarzyskich stolicy. Podobn nut sportowej gotowoci dwiczy moda kolorowych demprw lub zgoa koszulek gimnastycznych, wygldajcych zuchowa spod rozpitego konierzyka zwykej koszuli pod szyj. Przedwionie tego roku stao pod zna

iem inwazji paszczw: byy to paszcze o charakterze pwojskowym, o kroju podobnym do ang elskich trenchw z pagonami na ramionach, mocno cignite paskiem, z rozmaitymi klapecz kami i zapinkami przy konierzu. Paszcze te miay wyraa elazn odporno ich posiadaczy elk pogod, wytrzymao na wszelkie trudy i zmiany losu, miay by uniformem walczcego z ezpieczestwami wielkiego miasta mczyzny. Paszcze te, odpowiednio zapite i na odpowied niej sylwetce, sprawiay rzeczywicie due wraenie. Lecz moda ma to do siebie, e ogarnia wszystkich, bez wzgldu na sylwetki. Byo tedy do przewidzenia, e moda ta i tym raze m skoczy si inflacj pewnych wartoci. Warszawa zalana zostaa rzeczonymi paszczami: rob ono je z zielonego drelichu, ze piworw, z impregnowanej popeliny, z impregnowanego rypsu, w kolorze khaki, w kolorach wszelakich odcieni trawiastych klombw, sinych metali, mlecznej kawy i kakao. Pojawiy si one na wszystkich: na sportowcach i na matematykach, na modych tokarzach i starych farmaceutach, na uwodzicielach i stat ecznych ojcach rodzin, na gibkich postaciach dwudziestolatkw i na przysadzistych, starszych panach, zdradzajcych wieloletni zasb kulinarnych dowiadcze. Te paszcze no zone z nonszalancj, swobod, wdzikiem, elegancj, niedbaoci, niezrcznoci, bezmylni nie, krzywo i bez naleytego zrozumienia ich pikna okreliy wygld ulicy warszawskiej w owym przedwioniu. Te paszcze, berety i pbuty na biaej, porowatej gumie, zwanej gum M o.

Jerzy Meteor sta przed lustrem i czesa si. Prosty i do jednoznaczny czasownik czesa si nie oddaje w peni skomplikowanej, obfite rytualne i hieratyczne gesty czynnoci, jakiej dokonywa Jerzy Meteor. Lekko pochyl ony do przodu, w rczniku narzuconym na chude, dugie ramiona, w biaej podkoszulce i krtkich kalesonach, Jerzy Meteor mia w tej chwili w sobie co z kapana, a co z wirtuoz a. Penym namaszczonej precyzji ruchem rozdziela byszczce brylantyn, ciemne wosy w nie kazitelny przedzia po lewej stronie. Nastpnie sczesywa rozdzielone wosy z lewej stro ny do dou, za z prawej na bok. Odchyli gow, przyjrza si pocztkom swej misternej cji, fundamentom, na ktrych mia si wznie za chwil kunsztowny gmach fryzury. Odoy g wzi soik z brylantyn i doda jej nieco na ciemieniu. Uj z powrotem grzebie, sczesa zcze w bok praw stron i opuci rce. Nadchodzi moment decydujcy o sukcesie, wzgldnie e. Nagym, okrgym ruchem trzymany przez Meteora jak szpada grzebie unis narcze wybryl ynowanych, prostych wosw do gry i spitrzy je w mikki, przelicznie sfalowany, natural nawisy nad czoem pukiel. Meteor odskoczy od lustra i spojrza z triumfem: tak, to byo zwycistwo! Uzyskane przy pomocy jednego jedynego uderzenia! Krtkim pocigniciem rzad kiej czci grzebienia sczesa wos)l z prawej skroni do tyu: byy one dugie i zakrelay owny uk nad uchem a do karku, kady z nich wydawa si by oddzielnie, pieczoowicie uo eszcie jednym niezawodnym, pkolistym dotkniciem zatoczy do tyu wosy z lewej strony, w sposb tworzcy z nich lnic, jednolit powierzchni, lekko nastrzpion nad karkiem. Zrz k i przyjrza si: byszczcy, kunsztowny hem pokrywa gow Meteora, fryzura tym wspanial urzekajca swobodn naturalnoci, wrcz zapuszczeniem, na widok ktrej przysic byoby mo osiadacz jej nie powica jej chwili stara, przygadza j nieomal wycznie palcami, po wy gowy spod strugi zimnej wody. Dugo tak moesz? spyta Robert Kruszyna ze znudzeniem w gosie. Dugo odpar Jerzy Od tego wszystko zaley. Czy dzie si uda, czy nie. Kruszyna lea w jesionce i w kapelu zu na rozbebeszonym tapczanie, ktrego bielizna pocielowa zmieniana bya po raz ostat ni przed ogoszeniem Planu Szecioletniego. W pokoju stao niewiele sprztw: ongi biao l erowana szafa, mocno nadwerony i wyleniay fotel dobrego pochodzenia, cztery krzesa, zwyky st, nakryty cerat, na ktrej rozrzucone byy resztki niadania w zatuszczonych p ach firmowych Delikatesw i rozsypana talia kart. Potnych rozmiarw fikus sta przy okn wychodzcym na stare, ciemne podwrko. ciany pene byy zaciekw i plam rnych odcieni i iarw: nad tapczanem wisiay akty kobiece z francuskich magazynw ilustrowanych i tani a reprodukcja Lekcji piewu. Na secesyjnym postumencie w kcie biela gipsowy Napoleon, na pododze pod cian spoczyway w bezadnym stosie stare czasopisma, gazety, par ksiek owietrzu unosia si wo tytoniu, skarpetek, brylantyny, wody lawendowej i brudnej bie lizny jednym sowem zapach cechujcy mieszkanie dbaego o sw najbardziej osobist powier chowno modego, wytwornego mczyzny. Rozumiesz co z tego, Meteor? spyta Kruszyna. Nie odpar Meteor, bez zbytniego prz a. Zimno dzisiaj? Zimno jak cholera rzek Kruszyna. Kretynie, pomyl, z tego moe b ca rzuci porywczo a ty, czy zimno Jaka heca, Bobu? Te masz zmartwienia. Kudaty Mwili mu ju o tym? Podobno tak. Merynos mwi, e Kudaty co knuje, ale nic nie mwi, j

wsze. Z Wilg rozmawiae? Nie jeszcze. Nie byo czasu. Nie ruszam si z biura. Meteo odnie i wyj czyst koszul z szafy; spodnie byy gabardynowe, wskie, ostro sprasowane na kant, koszula miaa kolor opalowocielisty i szeroko rozstawione wosk mod rogi konierzy ka. Zapi pieczoowicie konierzyk dugimi, chudymi palcami o brudnych paznokciach. Wycig szafy jadowicie zielony, usypany tymi trjkcikami krawat, ktry dugo i skrupulatnie w rzed lustrem, po czym woy pasiaste, zielonote skarpetki i drogie zamszowe pbuty na gumie indyjskiej. Wreszcie wyj z szafy dwurzdow, piknie stbnowan na szerokich klapa marynark, wcit, wietnie skrojon, z takiej samej szarobeowej gabardyny jak spodnie. St n przed lustrem bez ruchu i odetchn z gbok satysfakcj: w zwierciadle widzia wysoki rdzo przystojnego, szczupego modzieca w niezwykle eleganckich szatach. Ciemne wosy, niebieskie oczy, wska twarz o adnych rysach i doskonae odzienie skaday si, w jego mni maniu, na imponujc cao. Nie widzia natomiast, e przypomina troch piknych jak re ndetnych pocztwek imieninowych i przemonie nawizuje do ideau mskiej urody z witryn za kadw fotograficznych na prowincji, e spojrzenie bkitnych oczu nazbyt jest powczyste azbyt obliczone na szybkie sukcesy wrd niemiaych stenotypistek i naiwnych, zaczynajcy ch karier krawcowych. O tym wszystkim jednak Jerzy Meteor nie wiedzia i dlatego by z siebie zadowolony i dumny. Dugo szpera wrd kilkunastu lecych na dnie szafy beretw: skijskich i wojskowych, granatowych, brzowych i czarnych, wreszcie spojrza raz jes zcze do lustra i zamkn szaf. Postanowi nie niszczy arcydziea adnym nakryciem gowy. my, Bobu rzek zdejmujc paszcz z wieszaka na drzwiach. Kruszyna wsta z tapczanu i prz tar narzut buty z kurzu. Skd masz taki paszcz? spyta, podchodzc do Meteora. Dos chn si Meteor. Podoba ci si? Paszcz by rzeczywicie szataski: wszyte zrcznie pa ronny karczek, szlic z tyu, szlufki na pasku wszystko to znamionowao najwysz klas w odnych wiosennych paszczy. Jak mylisz, dobry bdzie na mnie? spyta Kruszyna z hamowa ym podaniem w gosie. Zmierz, Bobu rzek Meteor, podajc mu paszcz, byli jednego wz ale Kruszyna mg zawrze w sobie dwch Meteorw. Jak szyty na ciebie powiedzia Mete ygldajc si z uznaniem Kruszynie. Jak na ciebie robiony. Rzeczywicie. Kruszyna wid w lustrze, e paszcz ley na nim bez zarzutu. Ile? spyta krtko Kruszyna. Tysic sz Meteor z rezerw. Ty wiski ryju rzek Kruszyna z melancholijnym wyrzutem. Ode mnie esz tysic szeset? Nie chcesz, to nie rzek bez gniewu Meteor. Wanie od ciebie, B iaem tysic szeset. Od kadego innego wezm dwa. To we, we, chamska nogo! Kruszyna e paszcz i rzuci na krzeso. Meteor, woy paszcz i przyjrza si sobie w lustrze. Co biony, nie? Meteor rzek Kruszyna z zjadliwym wyrzutem nie mam wiosennego paszcza. Dzi dostaniesz ode mnie po poudniu patyka za ten ach. Jak ty masz sumienie bra tysic szeset za taki krajowy ciuch? To nie krajowy, patafianie rzek Meteor zimno. Nie zn sz si. To czeski. Czeska popelina. Podwjny. Kruszyna unis po paszcza i mi j kil palcach. Mowa do trawy rzek po chwili to warszawska szmata. Czeski Te pomysy! P m doda: Tysic dwiecie, dzi na rk? Stoi? Nie podoba ci si, nie ma o czym mwi aley mi na tym, eby ci wmawia, e czeski? Nie wierzysz, to nie. Po czym pochyli si z rdecznoci ku Kruszynie: Bobu, zrozum, przecie nie mog ci da taniej, ni zapaciem. drogi chopcze: tysic czterysta to moje ostatnie sowo. ebym tak zdrw by e tyle daem a tobie nie chc zarobi, kij mi w oko, jeli kami Dobrze westchn Kruszyna zdejm leczk rzek Meteor nie tdy droga, przyjacielu. I tak nie masz waluty przy sobie. Prz ynie pienidze do Lajkonia, dostaniesz paszcz. Chopczyku rzek z krzywym umiechem chcesz go jeszcze dzi nosi? Mj paszcz? Jakby zgad rzek zimno Meteor. Jeszcz o po pierwsze: a po drugie, radz ci, popiesz si, bo jak mi si trafi klient z fors, to melduj ci, spuszczam go z miejsca za dwjk. I eby potem nie mia do mnie alu. W por zek Kruszyna za godzin jestem w Lajkoniku. Chodmy rzek Meteor bo si spni. Zeszli drewnianymi schodami, klatk schodow w oficynie, przecili podwrko, wyszli na W ilcz i skierowali si ku Mokotowskiej. Przechodzc obok maego zakadu fryzjerskiego, Met eor otworzy drzwi i zawoa: Mefisto! Bd jutro o dziesitej. eby mi o tej porze trzy krzeso, syszysz? Z gbi rozlego si skwapliwe potwierdzenie: Taaak jeessst, pppani eteor Fryzjer Mefisto si jka. To najwikszy w Warszawie kozak od strzyenia rzek Jka si, ale tnie jak artysta. Na rogu Mokotowskiej i Wilczej podali sobie rce. Aha rzek Kruszyna zupenie zapomniaem, po co si do ciebie drapaem. Merynos chce widzie Z ersztajna, a tego wszarza nigdy nie mona zapa telefonicznie. Nigdy go nie ma w biur ze. Merynos powiedzia, eby go cign, dobra? Zaatwione rzek Meteor. Kawiarenka bya maa, wchodzio si do niej wprost z ulicy; nadawaaby si lepiej na sklepi kolonialny. Na bufecie sta byszczcy niklem ekspres do kawy, z sufitu zwisa ohydny yr andol przypominajcy krajobraz powierzchni ksiyca; mae stoliki i taborety stoczono w c

iasnej przestrzeni. W Warszawie zwano t kawiarni Lajkonikiem, aczkolwiek nosia ona of icjalnie jak inn, do pompatyczn nazw, ktrej nikt nie zna. Cechujca j niewygoda s zyscy czuli si w niej znakomicie i przytulnie, za jej ostentacyjna brzydota czynia z niej ulubione miejsce spotka warszawskich malarzy, grafikw, architektw, czyli lud zi zajmujcych si zawodowo i na co dzie piknem. Ciasnota, bezporednie wpadanie do rodk z ulicy i niskie stoeczki, na ktrych siedziao si jak w kuchni u ssiadw, stwarzay tu ezwykle gadatliw atmosfer, nic wic dziwnego, e Lajkonik by najpotniejsz w Warszaw tek. Meteor zaj miejsce przy oknie i zamwi herbat. O tej porze byo tu jeszcze pusto; ciemn wosa kelnerka chichotaa przy bufecie, pochylona ku modziutkiej blondynce parzcej kaw. Meteor umiechn si z nawyku do blondynki i pogry si w yciu Warszawy. Bez zagbi przerzuci pierwsz i drug stron, przeczyta szybko i chciwie wiadomoci sportowe, zajrza o nekrologw, uwanie skontrolowa rubryk sdow szukajc znajomych nazwisk, sprawdzi not wypadkach i kradzieach, wreszcie uton w kolumnie ogosze i drobnym kupnie i sprzeday. rzwi otworzyy si, do kawiarni wszed elegancki pan redniego wzrostu, ubrany w puszyst y, tobrzowy paszcz z wielbdziej weny. Skin gow, powiesi brzowe borsalino na w ok Meteora. Gut Morgen rzek Meteor z uprzejm skwapliwoci. How do you do? a va? Bonjour rzek pan w kamelhaarze askawie i z rezerw, Merci beaucoup. Und wie gehts Ihnen? Pcha si rzek Meteor nie mona narzeka. Something in Egypt. U pana w domu? You have sehen? poda swemu rozmwcy pierwsz stron gazety, na ktrej widniaa dua trzyszpaltwk olucji gabinetowej w Kairze, o rozruchach i o skomplikowanej sytuacji egipskiego rzdu. Pan w paszczu z wielbda wzruszy ramionami. Niks zu machen powiedzia obojtnie i doda aman polszczyzn: Nie moje geschefty adna koszula. Co pour moi rzek Meteor, biorc bez pytania zagranicznego papierosa z ooonej na stole paczki. Przyglda si przez chwil z zazdroci drogiej, jedwabnej koszu barwnej muszce, wyaniajcej si z rozchylonego konierza. Szczliwy posiadacz tych skarb apali lucky strikea nie czstujc Meteora ogniem. Alors, wir sprechen o interesach rzek. Ja mie mao czas dzisiaj, mister Meteor. You have etwas neutk, Herr Jussuf? spyta bez zapau Meteor, wpatrzony w paszcz, z wi elbdziej weny. Moe pan sprzeda ten paszcz? Verkaufen das, niks? Niech pan nie robi idiota rzek opryskliwie Jussuf. You znowu zaczyna wasze numery? Sie wollen niks sprechen powanie? Panie Jussuf kochany, po co so bose? zdziwi si Meteor! Nie znajdzie pan lepszego k lienta ode mnie a Varsovie. Ju dobrze, ju dobrze. No, niech pan powie, co pan ma? Egipcjanin wskaza ruchem gowy okno. Meteor unis lekko firank i wyjrza przez szyb: po ugiej stronie wskiego w tym miejscu przesmyku jezdni sta niski, opywowy samochd oliw kowego koloru. W oczach Meteora zalni podliwy zachwyt. Kiedy si odwrci z powrotem do olika, wydawa si bardziej obojtny ni przedtem. Humher. Model 1954. Trois mois temu wyszed z fabryka. Jeden komplet zapasowych czci zek pynnie i fachowo Egipcjanin. Ile? spyta Meteor dubic zapak w uchu. Neunzig rzek Egipcjanin. A za t koszul ile? spyta lekcewaco Meteor. Twarz Egipcjanina pociemniaa. Bya to twarz raczej rumiana ni smaga, osadzona w ysawej gowie dobrze odywionego czowieka, ktremu rozkosze ycia, a nie troski czy wiek przerz edziy wosy. Twarz ta nie miaa cech orientalnych, za czarne oczy patrzyy bystro i zimn o na Meteora. Meteor rzek wolno Egipcjanin. Sie wissen gut, e ja nie sprzedawa ubra, e ja nie ndlarz z waszych ciuchw. Herr Jussuf rzek obojtnie Meteor. Sie wissen, e ja nie kupuj aut po idiotycznych ach. Niech pan wraca do Egiptu. Tam teraz rewolucja. Moe pan zapie frajerw w zamies zaniu. Bo w spokojnym miecie nie znajdzie pan drtwych na tak cen. Ali right, nie ma o czym mwi rzek Egipcjanin i wsta. Zapi paszcz, po czym rozpi otem i usiad. Przez chwil panowao milczenie. Meteor zapali nowego papierosa z paczki Egipcjanina. Und wieviel pan daje, Meteor? spyta ciekawie Egipcjanin. Dreissig rzek swobodnie Meteor, puszczajc kka cikiego dymu z lucky strikea. Egipcjanin wsta bez sowa, przeszed do drzwi, zdj kapelusz z wieszaka i wyszed, Mete

z leciutkim umiechem sign po gazet. Po chwili drzwi si otwary i wszed Jussuf. Odwie elusz i siad przy ssiednim stoliku, tyem do Meteora. Meteor czyta gazet. Blondynka z bufetu spojrzaa na nich z zainteresowaniem. Drzwi znw si otworzyy i weszo par osb, o wajc jej uwag od Egipcjanina i Meteora. Egipcjanin wykona lekki obrt gow. Osiemdziesit powiedzia cicho. Trzydzieci pi rzek rwnie cicho Meteor nie odkadajc trzymanej przy oczach gazety. Egipcjanin zawoa kelnerk i poprosi o du kaw. Po chwili pi j wolno i ze smakiem. K idzia lekko drc w rkach Meteora, nie czytan gazet. Wiedzia, jak bacznie jest obserw . Zapaci za kaw, wsta i nie pieszc si przygotowa do wyjcia. Paskie ostatnie sowo? spyta pgosem Meteor unoszc gow. Egipcjanin obrci s ku niemu. Seventy five rzek twardo, lecz cicho. Au revoir rzek z lodowat uprzejmoci Meteor. Da mi pan zna, jak bdzie pan mia c Egipcjanin pody ku drzwiom, zdj z wieszaka kapelusz, po czym wrci i usiad przy stol eteora. Sie sind ein Schuft, Meteor! powiedzia zduszonym gosem. Un assassin! ajdak! Wciekym ruchem zmi swe pikne borsalino, wgniatajc kapelusz okciem w stolik. W tej ch i przypomina ju rozjazgotanego sprzedawc, z ciasnych, cuchncych zaukw portowych Aleks ndrii, rysy mia wykrzywione namitn dz handlarskiego krzyku. Bandit! sycza cicho ja mam dosy tych afer! Ja znajd sobie innego! Ja z panem niks hr! Przesadza pan, kochany panie Jussuf umiechn si wyrozumiale Meteor. Nie znajdzie p Tu, w Warszawie pan nie znajdzie. Dobrze pan o tym wie. Jak pana si woa zdrobnial e po egipsku, drogi panie Jussuf? Bo ja tak nie lubi caym imieniem Ile? charkn Jussuf: sta si purpurowy, oczy nabiegy mu krwi. Powiedziaem ju panu. Trzydzieci pi i ani grosza wicej. No, no, mon ami, przecie wi , e nie jestem sam, e do sprzeday takiego wozu musi by zaraz cay acuszek. A sama rob ? A kosmetyka? Jak pitk na nim trafi, to bd zadowolony. Mwi z panem jak z bratem. Egipcjanin nie odpowiedzia. Dawi si. Jego oczy tryskay najplugawszymi obelgami Bliski ego Wschodu. Wyglda teraz jak kupiec z Tysica i jednej nocy, przeklinajcy prochy przo kw swego wroga i jego potomstwo a do ostatniego pokolenia wcznie. Ju dobrze, ju dobrze mitygowa go dobrodusznie Meteor. Wie pan przecie, e nikt po w Warszawie nie potrafi zaatwia tych spraw tak jak trzeba. e beze mnie jest pan zgu biony. Nic nie moe pan zrobi. To bya prawda, ponura prawda. Egipcjanin wiedzia o tym i musia j przyj dzielnie, jak rzystao mczynie. Otar jedwabn chustk spocone czoo i powiedzia: Kiedy forsa? Za tydzie rzek Meteor, pochylajc si ku niemu przyjanie. Wczeniej nic si nie da tro pojedziemy przerejestrowa wz. Potem potrzyma go pan par dni w garau. Zatelefonuj do pana, kiedy odbior klucze od wozu. Tym razem w innym miejscu, dobrze? Nie tam, na Bagateli, gdzie zaatwialimy tego czarnego hillmanna. Wybierzemy sobie inne mie jsce, mam takie, wie pan gdzie? Na Solcu, na tym nowym bulwarze, pod Centralnym Parkiem, prociutko, zacisznie, komisariat niedaleko. Moi ludzie zaatwi w kilka chwi l wszystko i pojedzie pan zoy zameldowanie. A nazajutrz waluta. Pascy ludzie, pascy ludzie powtrzy Egipcjanin. Teraz mwi si w Warszawie, e ju , kto s czyi ludzie Jaka konkurencja dziaa, co, Meteor? Very smart, bardzo dzielna k onkurencja Ja chciabym ich spotka; panie Meteor doda marzycielsko. Moe daj lepsz na zagraniczne auta. Czy w Egipcie s wszyscy tacy naiwni jak pan, Jussuf? spyta wolno Meteor. Niech pan zapomni o konkurencji! achn si nagle. My tutaj nie znamy takich numerw! Albo sprz je pan nam i zabiera swoj nie najgorsz dol, albo moe si pan wynosi z Warszawy z tymi utami. Ju dobrze rzek Egipcjanin zmczonym gosem. Wozu diese Red? Po co ta mowa? Zdawa si by zupenie zrezygnowany. Prosz pana posysza gos z lewej strony to z papierosy Od ssiedniego stolika, przy ktrym poprzednio siedzia, umiecHal si do pr szajco jaki starszy, wty pan o tej, kocistej twarzy z dugim nosem, podajc mu pacz ikew. Meteor zamierza przyjrze si baczniej owemu panu, ktry tak blisko nich siedzia nagle poderwa si od stolika na widok wchodzcej do kawiarni postaci. Lowa! zawoa p z salk chod tu! Facet zacz przeciska si midzy stolikami, a stan przy nich. teor mam do ciebie romans. Panowie si nie znaj, prawda? Pan Zylbersztajn rzek, prze

stawiajc przybyego Egipcjaninowi. Id rzek Egipcjanin ich muss schn gehen Jaka zek ze smutkiem Meteor ale skoro pan musi W takim razie do zobaczenia. Dam zna wkrtc e. Cheerie ooo! So long! Ciao! Ucisn wylewnie rk Egipcjanina i pomacHal mu serdecz doni na poegnanie. Egipcjanin wyszed. W chwil potem podnis si od ssiedniego stoli szy pan, naoy melonik i wyszed, postukujc parasolem. Jaka biurowa glista pomyla atrzc za nim uwanie pije kaw na przepustk, urzdnicza pluskwa. e te tacy jeszcze ch melonikach! Unis lekko firank i z satysfakcj patrzy, jak Egipcjanin wsiad do pikneg wkowego wozu i ruszy pynnie i bez szmeru. Natomiast uwagi jego uszed fakt, e niepozo rny pan w meloniku rozpyn si jakby w powietrzu, gdy wyszed z kawiarni, lecz nie wida byo na ulicy. Albowiem tylko bardzo bystre oko mogoby dojrze wt, czarn posta, opar rasol, wtulon w kcik pomidzy wejciem do kawiarni i kiosk z gazetami i notujc skrupula nie w notesie numer oliwkowego auta. Czego chcesz? spyta Zylbersztajn, siadajc przy stoliku. By to niski brunet o szerok ich barach, mocno zbudowany, ze skonnoci do otyoci. Jego moda, gadka twarz kontrasto nieco z zarysowujc si wyranie korpulentnoci postaci. Nic specjalnego rzek Meteor ci tylko powiedzie, e Merynos ci potrzebuje. Ju dawno nie bye na adnej naradzie pro cyjnej, ty lekkoduchu! Zylbersztajn skrzywi si niewyranie. Cholera! powiedzia d j umwiem si z tak jedn Szkoda rzek zimno Meteor pan prezes chce ci widzie w o zrobi? zatroska si Zylbersztajn. Ty, Meteor doda szybko co to za szum na mie ymi rozrbkami? Jednych lej, inni uciekaj? Mwi si o tym coraz goniej Niewane. Za ie lokalne gwiazdy prbuj szczcia w rdmieciu. A tobie radz przyj, Lowka, mog by , jak nie przyjdziesz. I w ogle, co jest? Ju nie potrzebujesz pienidzy? Ojej westch n Zylbersztajn jak potrzebuj Jak ja potrzebuj pienidzy, Jurek, eby ty to wiedzia oczy Zylbersztajna zasnuy si marzycielstwem i melancholi. Co mnie jest potrzeba w t ym miesicu, Jurek, ja ju mam tak gow pokaza rkami, jak ma gow. Paszcza nie ta mimochodem Meteor. Co ty mwisz, Jurek, ja nie potrzebuj paszcza? zmartwi si jeszcze bardziej Zylbersz n ja najbardziej potrzebuj paszcz. Lada dzie zrobi si ciepo, a ja nie mam w czym cho zi. Co ty masz na sobie? zainteresowa si, dotykajc paszcza Meteora. Pikna rzecz zia powanie Meteor czeskie burberry. Przedwczoraj je dostaem. Jeden kozaczek, siatk arz, przywiz z Pragi. Zgadza si powiedzia Zylbersztajn. Siatkarze grali w zeszym dniu w Pradze. Ale jak ta szmata jest z Pragi, to ja jestem generagubernator Kanad y. Co to ma kosztowa? Zmierz rzek Meteor co bdziemy mwi w ciemno. Jak bdzie na dobry, to pogadamy. Gdzie ja mam mierzy? rzek z charakterystycznym gestem wznoszon ego ku gowie ramienia Zylbersztajn tu? Chod rzek Meteor, wstajc i przebijajc si zatoczon salk. Panno Wandziu, Wiesiu, suchajcie rzek cicho, podchodzc do bufetu przyszed pan Kruszyna, to ja zaraz wracam. Meteor i Zylbersztajn wyszli z Lajkonika i przeszli wski przesmyk ulicy. Meteor otw orzy drzwi miejskiego szaletu. Tu jest jedna kabina z lustrem rzek do Zylbersztajn a, pacc naleno babce klozetowej, ktra sposzonym wzrokiem przypatrywaa si dwm wcho ednej toalety mczyznom. W rodku zdjli paszcze i Zylbersztajn woy paszcz Meteora. la. Jak na ciebie szyty rzek Meteor. Lustro w kabinie ukazywao swobodnie tors Zylbe rsztajna, trudno natomiast byo dojrze w nim fakt, e paszcz siga Zylbersztajnowi do ko tek. To gupstwo rzek Meteor, uprzedzajc niespokojne wysiki Zylbersztajna, ktry za elk cen chcia zobaczy, jak paszcz ley w talii mona skrci. Co chcesz za t suta rsztajn. Nie bdziemy przecie tutaj mwi o interesach rzek Meteor, pocigajc za rc zczania wody. Wyszli i Meteor da dwa zote babce klozetowej, ktra pokiwaa ze zrozumie niem gow. Taka suma uzasadniaa najgorsze przypuszczenia. Nie byo Kruszyny? spyta Meteor Wandzi, siadajc przy stoliku. Skd ja mog wiedzie ojtnie Wandzia, Czowiek si nie rozerwie, zewszd go woaj. A w ogle, ktry to jest, szyna? Ile? spyta Zylbersztajn. Tysic osiemset, Lowa. Dla ciebie. Od innych wziby wjk. Ale poniewa musisz skrci, da do krawca, wobec tego patyk i osiem dych. W ciemn oczach Zylbersztajna zalni, tu obok melancholii i marzycielstwa, yciodajny sceptycy zm najwyszej klasy. Jak tu adnie powiedzia, patrzc w sufit. Co za przemia dziurk Lajkonik Meteor rzek: Nie chcesz, to nie. Czeska popelina, fason prosto z Pragi, n kt nie ma takiego w Warszawie. Rwny tysic na rk rzek Zylbersztajn wanie za ten ylko dlatego, e nikt nie ma takiego w Warszawie. Inaczej nie dostaby nawet piciu stw ode mnie za t cier. Czeska popelina, ty chamie, prosto z Biaegostoku, co? U niego od razu czeska Nie skacz do mnie z tak mow, Jurek, dobrze? Jakby mj ojciec nie prowadz i przez czterdzieci lat sklepu z manufaktur Sklepiku, chciae powiedzie poprawi

aoci Meteor. Do sklepu byo jeszcze daleko tej norze na Gsiej. Tysic dwiecie dajesz ej chwili zmieni si na twarzy: drzwi otworzyy si i wszed Robert Kruszyna. Lowka z eor niepewnie, ale nie skoczy, Kruszyna dobija ju do stolika. Przywita si z Zylberszt jnem. Merynos chce ci widzie powiedzia. Wiem o tym rzek Zylbersztajn bd wie jest waluta dla ciebie rzek Kruszyna do Meteora, uderzajc si w kiesze na piersiach. Suchaj, Bobu rzek Meteor ale paszcz dostaniesz wieczorem, dobrze? Nie chce mi si t z wraca do domu po co innego : Kupie ten paszcz, Robert? ucieszy si Zylbersztaj dna sztuka. I tanio. Tysic zotych to wcale niedrogo. Ile? spyta Kruszyna podejrzliw ie. No, chyba wicej od ciebie nie wemie twj przyjaciel Meteor rzek swobodnie Zylber ztajn. Ode mnie chcia wyszarpa tysic dwiecie, ale ty chyba masz ulgow taryf u swego astarego druha Tabaka jeste, Lowa rzek spokojnie Meteor. Nigdy bym ci tego paszcz ie sprzeda, bo jest ju sprzedany Bobusiowi. Sondowaem ci tylko, bo jeste fachowiec. I w ogle nie ma o czym mwi, zaatwimy pniej, dobrze, Bobu? O, patrzcie! zawoa cich spaniay nowy towar! Kruszyna i Zylbersztajn obrcili si ku drzwiom, w ktrych staa nie ysoka, smuka blondynka i rozgldaa si po kawiarni. Po chwili wysza. Znam j rzek o Kruszyna to taka od jednego hokeisty. Z ni by wtedy w Kameralnej ten urwa nagle, ym doda szybko: Niewane, Meteor, wyskakuj z paszcza! Ale, Bobu zacz Meteor. szcza, mwi ci, bo jak ci zaprawi rzek Kruszyna cicho, lecz gronie. Zylbersztajn od raz ze stokiem, jakby czynic miejsce dla osuwajcego si bezwadnie na podog ciaa Jerz eteora. Kruszyna wyj plik banknotw i odliczy skrupulatnie w zaomie jesionki tysic zo h. Dobrze, Bobu! westchn rozdzierajco Meteor moje garbate szczcie. Trac przez lka stw, ale czego si nie robi dla przyjaciela. Tylko czekaj, aby bez sensacji, eby nie byo niepotrzebnej reklamy. Odwiesz paszcz na wieszaku, zamwi jeszcze jedn kaw, y, wychodzc, wemiesz z wieszaka paszcz, dobra? Jeli mylisz, e mi pryniesz, to zapo o tym rzek z naciskiem Kruszyna. Nogi ci powyrywam na ulicy, syszysz? Kto by o tym myla obruszy si niespokojnie Meteor ciga si z takim bykiem, jak ty. Ja jestem d e stworzenie Zdj paszcz, przecisn si do wieszaka, powiesi go i wrci do stolika. nutach Kruszyna wsta, skierowa si ku drzwiom i wyszed, zabierajc paszcz. Meteor posie zia jeszcze z Zylbersztajnem, milczc z uraz, po czym poegna si i wyszed nie pacc z i za herbat. Paci zawoa Zylbersztajn. Wszystko razem? spytaa Wandzia podchodz ztajn zakl bezsilnie. Meteor skuli si i wsadzi rce w kieszenie: ulicami d zimny, porywisty wiatr, o wionie e byo co marzy. Ruszy w stron Brackiej. Na rogu urawiej usysza za sob: Jureczku! Bya to Roma Leopard w mikkim, ciemnopopielatym futerku. Co ty tak do figury? spyt aa. Do telefonu burkn Meteor na chwil wyskoczyem z Lajkonika. Czy jest tam L . Chyba jeszcze siedzi. Rozumiesz, umwiam si z nim i jestem cholernie spniona A trz jeszcze omwi wieczr. Lowa zaprosi mnie dzi na wiksze szalestwo Ostatnio z Low, n si zjadliwie Meteor. On te ma swoje zalety, no nie? Zawsze par zotych z niego wyr sz. Tylko e na dzi wieczr moesz sobie kupi bilet do teatrzyku marionetek Baj. Lowa j zajty. To si okae rzeka Roma, Opierajc wyzywajco do w rkawiczce na smukym bi no si okae mrukn Meteor. Syszaem, e macie jakie kopoty rzeka z ciekawoci obrze, o co chodzi. A ty, Jureczku, na co na siebie i nie chod tak, bo si przezibisz daa ciepo. Od dawna miaa nieuleczaln sabo do Meteora, ktrego uwaaa za idea mski ziku. Meteor wszed do urzdu pocztowego na urawiej, zamkn si w kabinie telefonicznej i nakr umer. Halo odezwa si obojtny mski gos. Alu rzek Meteor tu ja. Dobrze, e c czy ty jeszcze reflektujesz na taki wiosenny paszcz, o jakim ci mwiem? Jak najbard ziej rzek gos w suchawce. Aluchna, posuchaj, przylij po mnie auto, ale zaraz, i je ze dzi bdziesz mia paszcz z czeskiej popeliny. Ja jestem na poczcie, na rogu urawiej i Brackiej Odchrza si, Meteor, dobrze? rzek gos w suchawce przywieziesz paszcz porozmawia. Nie mam wolnych wozw. Po czym suchawka zostaa spokojnie odoona. Meteor ybko nakrci powtrnie ten sam numer. Sucham? rozbrzmia w suchawce inny, mody i p Inyniera Wilg rzek Meteor. Inynier Wilga do telefonu! Ju dochodzi zacign em mody gos, Alu rzek Meteor chodno, gdy w suchawce rozleg si ponownie gos obo rosz ci o odrobin uprzejmoci, dobrze, bo moesz gorzko aowa. Czego chcesz? spyta lu. Jest Humber, model 1954, z kompletem zapasowych czci. Gdzie? Kto? oywi si ce? To moja rzecz rzek twardo Meteor. Za duy jeste ostatnio ryzykant, panie inyni e, eby mg wszystko wiedzie. Ile? Cztery i p. Drogo. Trudno. Pomwimy z kim Jurek, kiedy przyjedziesz? Przylij wz po mnie. Wierz mi, jak Boga kocham, ani jedn ego wozu na chodzie w garau. Trzy rozmontowane, reszta w kursie. Puknij si w gow, Me

teor, chodz przecie takswki w Warszawie. Nie sta ci? Ju dobrze. Dzi masz by u Mer Wiesz o tym? Wiem. Co z paszczem? Tysic osiemset. Moesz mie wieczorem. Przywie. amy. Humber wzity. Cztery i p nie dostaniesz, ale zgodzimy si, do wjta nie pjdziemy. ymczasem, Aluchna, cauj ci w ys pa. Ty, Jurek, co takie krzyki na miecie, e Irys Maniek dogorywa, e Meto walczy ze mierci? Co si stao? Caa Grzybowska i elazna z prz nicami hucz od plotek Nic takiego. Wszystko nieprawda. Jaka drobna rozrbka z du rek Pogadamy o tym pniej. Do widzenia! Wyszed z kabiny. Co tak dugo? obruszya si jaka starsza pani tu rozmwnica public teor ju wiza na jzyku jaki bukiecik dla starszej pani, gdy nagle spostrzeg w kolejce o telefonu smuk, niewysok blondynk, ktra zagldaa do Lajkonika. Spod zgrabnego czar retu patrzyy na szare, chodne oczy. Ekstraklasa! Supermodel! pomyla Meteor z zachw obejmujc blondynk powczycie zuchwaym spojrzeniem. Szare oczy odwrciy si obojtnie ety! westchn w duchu prawdziwe gwiazdy, jak z Vogue. A nie takie imitacje, jak Roma Leopard Ten paszcz! jkn z zazdroci. Rzeczywicie blondynka miaa na sobie auten oszone, mocno cignite paskiem burberry. Przygada j teraz czy nie? zastanawia si p wil Meteor, po czym zrezygnowa z jakiejkolwiek akcji. To nie s warunki pomyla i w Wokoo nie byo takswki ani na lekarstwo. Sta kilka minut na krawdzi trotuaru, drc z na; wreszcie zatrzymaa si przy nim jaka jadca wolno urzdowa pobieda. Dokd? spyta szofer, wychylajc si. Na Sask Kp rzek Meteor, ujmujc klamk. Nie rzek szof ec na Ochot. Meteor puci klamk i zakl. Rozchoruj si przez tego pomyla o K wyrazu odzierajcego Bobusia z reszty godnoci. Ruszy w stron Alei Jerozolimskich i ws tpi do pierwszej z brzegu spdzielni. Butelk piwa rzek, wyjmujc pienidze. Wypi iejscu czy na wynos? spytaa ekspedientka. Bior ze sob rzek Meteor. W takim razi ych zastaw powiedziaa ekspedientka. Aleja zaraz przynios zezoci si Meteor. al u zotych. Zapaci i wyszed z butelk jasnego w rku. Szed szybko Brack, rozgldajc si Sie masz, Jurek rzek idcy naprzeciw, doskonale ubrany brunet. Sie masz rzek bez en uzjazmu Meteor. Co ty tak letnio? Ju do figury? Skoczyem na chwil. Po piwo rzek r, wskazujc butelk i szybko si poegna. Na rogu Alei zapa takswk. Pacc na kocu Saskiej Kpy od strony Gocawka, zastanowi si przez chwil, czy nie zatrz kswki na powrotny kur. Za drogo! myla ze zgryzot. Przeszed szybko odcinek dzielc rucianej siatki, za ktr cigny si dugie, murowane baraki: ulice miay tu tylko jezdni ocich bw, trotuary i wytyczone lokalizacje pod przysze zabudowania; od Wau Miedzeszys kiego wiao lodowate wietrzysko. Meteor pchn drzwi ze szklan tablic, na ktrej niebiesk e litery gosiy: Spdzielnia Pracy RADO Konfekcja Odzie. Pomieszczenie, w ktrym si znalaz, miao ciany z desek, oblepione nieprzecitn iloci mobilizujcych wszystkie moliwe cnoty spoeczne w czowieku. Pomienne wezwania do unika nia alkoholu ssiadoway tu z barwnymi informacjami o iloci wydobytej surwki w trzech poudniowych powiatach Grnego lska. Pod plakatami siedziao kilka osb, najwyraniej znu nych i rozdranionych dugotrwaym czekaniem; za drewnian, wysok barier sta tgi mczy rzy nacechowanej wzgardliw gorycz, jaka zazwyczaj maluje si w poowie dnia roboczego na obliczach ludzi w peni wiadomych tego, ilu wspaniaych rzeczy mona by w yciu dokona gdyby nie niczym nie usprawiedliwiona konieczno zarobkowania przy pomocy zwykej pr acy. Meteor pewnym krokiem min ten drewniany westybul i otworzy drzwi prowadzce w gb araku. Pan dokd? osadzi go w miejscu gos tgiego mczyzny; by to gos niski, chrap wzgardy, dobywajcy si spod rozmokego w wdce, dwudziestego smego ebra. Do dyrektora aciaka rzek z opryskliw wyszoci Meteor. Zaraz, zaraz, obywatelu rzek tgi mcz wolno. Trzeba czeka. Widzi pan, wszyscy czekaj. Dyrektor Chaciak czeka na mnie rz ek zimno Meteor. Zreszt, daj pan cofn si do bariery, uj bez pytania suchawk w efonu i nakrci numer. Munio rzek po chwili skocz no tu na portierni. Jakie nowe aje, wej do was nie mona? Po minucie drzwi odskoczyy i do portierni wlecia malutk net o rozbieganych oczkach i jedwabistym angielskim wsiku pod malekim noskiem z me trem krawieckim przewieszonym przez kark. W porzdku, panie Roman, ten pan do mnie rzek do tgiego mczyzny i wcign Meteora w ciemny korytarz baraku, nie zwaajc na tl rzeniu czekajcych nienawi. Naprzeciw sza jaka posta. Panie Edmundzie rzeka posta zy si z nimi co z t parti wiatrwek dla MHD? Bd gotowe, bd gotowe rzek szybko ie si nie znaj, prawda? Dyrektor Chaciak, pan inynier Meteor dzo mi przyjemnie mru rektor Chaciak podajc Meteorowi rk; w wietle uchylonych drzwi wida byo gadko wygolon sprytn twarz o zadartym nosie i ostentacyjnie szpakowate, troskliwie pielgnowane wosy dyrektora Chaciaka. Znamy si z widzenia rzek ze skwapliw grzecznoci Meteor i z porozumiewawczym umiechem: Z Kameralnej, z Bristolu, co, dyrektorze? Moliwe r

zerw Chaciak. Wiadomo, Warszawa Perkaty nos, moda twarz i troch teatralna siwizna n daway jego obliczu wyraz specyficznego cwaniactwa, dobrze ukrytego pod ostentacyj n statecznoci. Panie dyrektorze rzek Munio inynier Meteor zabiega o parti pasz modelu dla ludzi swego zakadu pracy. Nie daoby si zrobi z tego nowego przydziau biaos ockiego rypsu? Nic teraz nie mog powiedzie rzek wymijajco Chaciak. Prosz zoy mwienie. I tak jestemy przecieni prac i mamy wicej przyjtych zamwie ni materiaw atelefonuje w tych dniach, inynierze. Z chci rzek Meteor, umiechajc si. Pan dy wa w miecie, spotkamy si, pogadamy przy kawie. Na pewno dojdziemy do porozumienia O czywicie. Z przyjemnoci rzek dyrektor Chaciak. Panie Edmundzie, te wiatrwki Po gna si i wszed w najblisze drzwi. Za drogi gips pomyla Meteor nie warto. Taki Ch yle zapiewa za drobne uatwienia, e nie warto si w to pcha. Muniek rzek Meteor wy ten czwarty? Zwariowae? zachysn si cicho Munio. eby wiedzia, co ja miaem Rada Zakadowa na mnie naskoczya, e rozamuj harmonogramy dla pojedynczych zamwie, e a prywatny szczot! Muniek rzek cicho Meteor, z grob w gosie nie rb ze mnie baran brze? Czekam p godziny na ten ju raz mierzony, ktry mia by gotw na dzi. Nie chc ni ie o adnych radach zakadowych i harmonogramach, syszysz? Tu jest stwa dla ciebie i do roboty. Munio mrukn co niewyranie, po czym rzek: Zaczekaj w ekspedycji. Meteor do jednego z pokojw: siedziaa w nim starsza, otya pani. Cauj rczki, pani Grudkowa Meteor. Pan znw po paszcz? spytaa z ironicznym, lecz wyrozumiaym umiechem pani Gru wa. Tak jest rzek swobodnie Meteor pakiecik do pani dotar? Ten, ktry posaem prze ia? Tak ucia krtko Grudkowa niech pan siada. Po czym wrcia do swej pracy, za by gazety z kieszeni i pogry si w tekcie przemwienia ministra rolnictwa o problemach ntraktacji trzody chlewnej. Po godzinie wszed Munio z paszczem koloru kawy z mleki em. Pomg Meteorowi woy go; Meteor przyglda si uwanie swemu odbiciu w dugim lustrz e. Ley jak poemat rzeka Grudkowa. Na panu, inynierze, wszystko tak ley rzek Mu odziwem. Ma si t figur rzek skromnie Meteor. Grudkowa wypisaa kwit na szeset osi it zotych, Meteor wyj czerwone banknoty, odliczy siedem, zapaci, wzi dwadziecia z ty. To paskie rzek niemiao Munio, podajc Meteorowi wyrwan z zagranicznego untala c z modelami paszczy deszczowych. Meteor spojrza na niego ze zdziwieniem. Poegna szar mancko pani Grudkow i wyszli na korytarz. Wysiadka? spyta drwico Meteor nie robis icej? Nie rzek Munio boj si, eby mnie nie zaatwili. Ta Rada Zakadowa. I w ogl a na miecie. Syszae o tych rozrbkach? Dorzuciby stw, Meteor I tak adne par tysi orzuc ci rzek Meteor, cedzc sowa choler w bok. Jak si namylisz, daj mi zna. Zaw zaczyna od nowa. eby taki kozak, jak ty, Muniek, ama si na jakiej radzie zakadowej I wyszed, nie podajc Muniowi rki. W portierni czekajcy jknli z zazdroci na widok now paszcza. Tgi mczyzna rzek: Do widzenia panu W jego przemokym spirytusem gosie szacunek.

Ulica nazywaa si Wielka kiedy, kiedy istniaa. Obecnie staa tu poszarpana przez wojn poatana remontami dua kamienica. Ostatnia i przeznaczona do rozbirki. Jej tem by krem owy masyw ogromnego wieowca. Wok rozcigaa si zryta wykopami i sfadowana wzgrzami ma budowlanych przestrze najwikszego placu w Europie. Placu, ktry si rodzi w duszcym pyl , tumanach kurzu, w warkocie koparek, betoniarek, spychaczy. Po ulicy Wielkiej pozostaa jezdnia i krawniki trotuarw, te skazane na zagad. W grunc rzeczy ulica Wielka, nawet w dobie swego rozkwitu, nie miaa w sobie nic z wielkoci . Stanowia zaplecze ulicy Marszakowskiej. Mieciy si przy niej drugorzdne jadodajnie awiarnie pene zakamarkw, stow bilardowych, bukmacherw i ciszonych rozmw na tematy wy wych afer. Na rogu witokrzyskiej sta wysoki, ylasty mczyzna okoo pidziesitki, o opalonej, po rszczkami twarzy i przyglda si wrcej wkoo pracy. Krzepka, ekonomska sia bia z tej po ci, szed od niej jakby zapach k, siana, stod i koskiego potu. Dzie dobry panu, pan liwy rzek Jerzy Meteor podchodzc. Aaa, co za spotkanie powiedzia grzecznie yczliw Dzie dobry panu, panie Meteor. Meteor pochyli si i otrzepa chusteczk kurz z zamszowy h butw. Chodzi nie mona po tym miecie poskary si. Kamienioomy robi ze stolic la rzek yczliwy, zakrelajc krg rk. Poloni wida jak na doni i rg Poznaski le sarkn Meteor potrzebne komu takie due domy? Mnie by wystarczya willa. To fakt ywiadczy yczliwy. Gin wspomnienia, to najgorsze. Wie pan, co byo przed wojn w tej k enicy? wskaza na czarn resztk domu przy Wielkiej. Domylam si rzek Meteor. Cho m zawsze nad ranem westchn sentymentalnie yczliwy dla oficerw uanw byy specjalne Po co ta mowa rzek Meteor pan by przecie wachmistrzem. Ale miaem ju skierowanie

ntrum wyszkolenia kawalerii, jako specjalnie uzdolniony rzek bez urazy yczliwy. Wo jna przeszkodzia. W kadym razie tu, na Wielkiej, liczyem si jako oficer. Pan w ktr on? spyta Meteor. Do was rzek yczliwy. Chc si zobaczy z panem prezesem Meryn r spojrza na bystro, lecz nie rzek nic. Odwrcili si i weszli w ulic Bagno biegnc ukonie od rogu witokrzyskiej i Wielkiej ku mu zachodowi. Po obydwu stronach stay tu niskie, dwupitrowe rudery: odarte z tynku ciany nadaway ulicy nieporwnany, warszawski koloryt. Wlot ulicy Bagno zdawa si by wlotem w inny wiat wiat przeciwstawny gigantycznemu wie cowi i rozlegej przestrzeni placu. Naprzeciw potnym buldoerom, dwigom i koparkom wyst oway tu malekie, ciasne sklepiki, pene drobnego elastwa: podkw, nitw, haceli, hufnali patel, wyymaczek, rusztw kuchennych, brytfanek, obcgw, rub, zakrtek, narzdzi stola h, gwodzi; malutkie warsztaty zduskie, zastawione piecami i kaflami; stoczone w sut erenach zakady lusarskie i hydrauliczne, zarzucone stosami armatur kanalizacyjnych , rur, umywalni, niklowanych kranw i prysznicw. W oknach sklepikw wisiay pilniki, sc yzoryki, kdki, zamki, spryny, szufle, opaty, wdzida, tysice kluczy. Z warsztatw do odgosy robt kowalskich lub syk spawania i lutowania. yczliwy i Meteor przystawali przy malutkich wystawach, wchodzili do sklepw, rzucal i pytania i powitania. Wymieniali szybkie uwagi, wszystko ich interesowao. W ten sposb doszli do placu Grzybowskiego, na ktrym wznosi si wielki, poatany remontami koc Po lewej stronie kocioa zwalone fasady domw odsaniay dugie, czarne podwrka, ktrych ie ciany upstrzone byy wietrzc si w oknach i na balkonach pociel. Pomidzy wylotem u Bagno, na placu na wprost ulicy Prnej, cign si betonowy parkan wok skweru z szalete ay tu rzdy aut, przemieszane z dorokami konnymi i rowerowymi rykszami do przewozu t owarw: na rykszach leay rozwalone postacie w brudnych cyklistwkach, jedzce kiebas z szczonych papierw i przechylajce butelki jasnego piwa do garde. Takie same postacie w obszarpanych swetrach, podartych wiatrwkach, a czstokro w samych mimo zimna kosz ulach siedziay leniwie na krawnikach skweru, opierajc podbrdki o podcignite kolana, niedopaki, troskliwie chowane w zagbieniach doni, drzemic lub rozprawiajc przy pomoc namitnych przeklestw o ndznych zarobkach przygodnych tragarzy i o droynie alkoholu. czliwy i Meteor skrcili w Prn: ulica ta, krtka i do wska, zachowaa ze zniszcze ki nic w caoci. Byy to secesyjne, czarnoszare, siedmiopitrowe czynszwki, pene balustrad gzymsw, teraz odrapane, wiecce nag ceg i obtuczonym tynkiem, przygnbiajce spkany wykadanych ongi kolorowymi kafelkami bram. Niemniej ulica Prna wygldaa czyciej i za ej ni ulica Bagno; byy tu wiksze sklepy prywatne i spdzielnie usugowe, zajmujce si em czciami samochodowymi, napraw maszyn do pisania, sprzeda opon i wulkanizacj dtek. liwy i Meteor minli przecznic Prnej, ulic Zieln, i weszli do jednej z bram, zastawion j ciasno wieymi, drewnianymi skrzynkami i kartonowymi pudami, po czym skrcili w klat k schodow od frontu. Wrd licznych szyldw i wywieszek po obu stronach bramy rzucaa si czeglnie w oczy dua, emaliowana tablica, obwieszczajca czerwonymi literami na zielo nkawym tle: Spdzielnia Pracy WORECZEK Wyroby galanteryjne z mas plastycznych

Wysoko do was umiechn si niechtnie yczliwy. Wysoko przytwierdzi Meteor. Dl chodz do biura. Moglibycie uruchomi t wind rzek yczliwy, wskazujc na zabity des tokt w cianie klatki schodowej. Nic panu nie bdzie, panie yczliwy, jak si pan przele i sze piter. Przy paskim zdrowiu Zatrzymali si na czwartym pitrze dla zapania oddechu: po obu stronach schodw cigny s emne korytarze rozczonkowanych na wypalonych pitrach mieszka. Zalatywao zapachem top ionej soniny i gotowanej kapusty spoza lichych, dyktowych drzwi w goym murze. Wyej nie byo mieszka, natomiast wypalone ciany usiane byy lasem desek, grubych belek, pod stemplowujcych pitro nastpne; istny labirynt oszalowa, ciasnych przej i zakamarkw. N ne, szste pitro nosio lady starannego, nie liczcego si z kosztami remontu: drzwi po l wej stronie wiody do niewielkiej fabryczki, skd dochodzi stukot maokalibrowych maszy n, wida byo przez te drzwi dugie stoy, pokryte pachtami rnokolorowego plastyku, cin dywetyny, futrwki, rnych podszewek, wok stow uwijali si ludzie w roboczych kitlach. prost schodw widnia zabity deskami otwr windy; na drzwiach po prawej stronie wisiaa

tabliczka z napisem: Spdzielnia Pracy WORECZEK Dyrekcja. Meteor otworzy te drzwi i p zepuci yczliwego przodem; cign si przed nimi bielony korytarz, czysto utrzymany i za ony otwart azienk, w ktrej staa gazowa kuchenka. Z azienki wysza barczysta kobieta o czterdziestki, w brudnym fartuchu. Jej dua twarz o grubych rysach zdawaa si by uszyt a z twardego juchtu, niebieskie oczy patrzyy bezczelnie, usta miaa pocignite grubo s zmink, za policzki obficie przysypane rem. Dyrektor, psia jego ma rzeka cicho na wchodzcego Meteora o ktrej, smrodzie, do roboty przychodzisz? Aniela powiedzia ze zoci, cho rwnie cicho Meteor jak nie zamkniesz swojej parszywej japy, to nie dostani sz pensji w tym miesicu. Za mikkie masz rce, gwniarzu rzeka Aniela eby mnie pen Pan do kogo? spytaa gono i opryskliwie zwracajc si do yczliwego. Jest prezes? eteor. Jest powiedziaa Aniela, po czym znw ciszya gos, mwic tylko do Meteora: ciebie. Wstawi ci baki, zobaczysz Meteor otworzy drzwi z napisem Prezes i wszed sam do pokoju. Za biurkiem siedzia Fili p Merynos, czytajc gazet, przy oknie lea w fotelu Kruszyna, trzymajc wycignite nogi kaloryferze. Pokj by do dziwny: duy, wieloktny, zdawa si mie o wiele wicej ni cz za trudno byo zorientowa si w ih dokadnej iloci. Peno w nich byo schowkw, plakard d wmontowanych szaf. Na pododze lea kosztowny, puszysty dywan, tumicy odgos krokw. S y byy liche, standardowe, jedn ze cian zajmowaa etaerka z ksigami handlowymi, skorosz tami, teczkami biurowymi. Za Merynosem staa mahoniowa biblioteczka o trudno widoc znej za kolorowymi szybami zawartoci. W jednym kcie staa kasa pancerna, w drugim st olik, na ktrym leay modele saszetek kosmetyczek, torebek damskich z nylonu, paski i inne drobiazgi z plastyku. Na widok wchodzcego Meteora Kruszyna poderwa si z fotela. Co ty masz na sobie? wark n. adny? spyta Meteor kokieteryjnie. Kupiem nowy paszcz. Znw czeski? w go draa pasja. Suchaj, Bobu zacz Meteor, lecz urwa w p zdania. Gdzie ty si podziewasz? spyta spokojnie Merynos, jakby nie syszc poprzedniego dialo u. Cay dzie ci nie wida. Przyprowadziem panu yczliwego rzek z umiechem Meteor. Pomylaem sobie, e moe g potrzebowa. Dawno go u nas nie byo. Wiesz, co si stao? spyta Merynos, nie zwracajc najmniejszej uwagi na sowa Meteora. Ano, wiem. Bobu mi mwi. I co ty na to? Ja? umiechn si przymilnie Meteor. Nic. Nie mj wydzia. Wydzia Bobusia. U mnie w unkcjonuje idealnie. Namotaem dzi nowy wz. Humber, model 1954. Za czterdzieci pi. W si nawet nie przestraszy. Od razu panu mwi cen, panie prezesie, eby Alu nie zechcia e oderwa kilku nadprogramowych tysicy. Albo jest u nas siatka pac, albo jej nie ma. Nie mona, eby kady koowa na wasn rk, no nie? Ju cichnij rzuci wrogo Kruszyna. Skowronek si znalaz. Zadowolony, jakby mu w kie siusiali. Merynos wsta z fotela i chodzi w milczeniu po pokoju. Im duej milcza, tym bardziej Me teor czu si jak uczniak w klasie przed wszechwadnym wychowawc. Merynos zbliy si do n o, stan przed nim i nagle Meteor cofn si w przeraeniu do tyu: warz Merynosa zacz taku bezprzytomnej wciekoci. Zapa Meteora za klapy i przycign gwatownie do siebie. Meteor! strzykn mu gorcym oddechem prosto w oczy uprzedzam ci, do tych kursw n lewo, do malutkich interesikw z paszczami, do brudnych skokw na rnic ceny pomid ami a rdmieciem! Syszysz? Twoim psim obowizkiem jest warowa tu, przy mnie, i robi, c i ka! Za to ci pac. Rozumiesz? My tu nie jestemy sami, wiesz o tym tak samo dobrze, j ak i ja! Nam patrz na rce, na twoje rce, szczeniaku, bo ty tu jeste za dyrektora! Za pamitaj to sobie, bo inaczej najprzd na par tygodni do szpitala, a potem na dugie lat a do pierdla! Meteor spuci oczy w pokorze. Twarz Merynosa wygadzia si, rozbiegane renice przestay a nieprzytomnie. Po chwili rzek gosem spokojnym, pewnym: Ten ostatni numer daje do mylenia. W zasadzie wymordowano nam gwardi. Trupw wprawdz ie nie ma, ale chopcy zakotwiczeni s na dugie tygodnie w szpitalu. A, cholera wie, co powiedz po wyjciu. Ta dziwaczna historia z Metem? Meto si zama mrukn Kruszyna. Zdarza si. Meto si zama powtrzy z namysem Merynos. Meto najwikszy specjalista od worka, Warszawa Rnie bywa rzek niemiao Meteor. Moe jaka depresja psychiczna? Najlepsi czasem W kadym razie sprawa jest powana rzek Merynos.

Wic jaki wniosek, panie prezesie? spyta z gorliwym przejciem Meteor. Merynos wrci na rodek pokoju. Wniosek moe by tylko jeden rzek wolno. Kruszyna pod fotela, Meteor, przysiad na krzele z zaciekawienia. Wniosek jedyny powtrzy Meryno Panie prezesie zacz Kruszyna. Wic co robi? spyta z nagym niepokojem Meteor. Merynos umiechn si. Jego pikna, z skrzywia si w grymasie okruciestwa, czarne oczy rozbiegy si zoliwie. Sprbujemy rzek na rozmaite sposoby. Znw rozpocz sw wdrwk po dywanie. Po czym nagle stan i spojrza przenikliwie na Kru Panowie si przyzwyczaili do monopolu rzek drwico. Ja rozumiem, to byo wygodne. Al monopole trzeba walczy. Tu chodzi o due rzeczy, panowie, o warszawsk wyczno, o to, nie moemy mie konkurencji. Moemy mie sprzymierzecw, moemy pertraktowa z kadym sil e na konkurencj nie ma miejsca w Warszawie. Dla nikogo. Zapada cisza. Przerwa j Kruszyna. No, dobrze rzek cicho. A te wszystkie numery z Migdaem Leonem, Morycem Mechciskim, z maymi kozaczkami ze swojej dzielnicy? Merynos usiad za biurkiem, kadc rce na blacie. Wyglda teraz jak dobry szef, przeoon ktrego mona i naley mie bezgraniczne zaufanie. Moi drodzy chopcy rzek miodowym gosem kochani przyjaciele, wiecie wszak dobrze, wi lu ludzi przeszo przez nasze rce w cigu ostatniego roku. Wiecie, e na poszczeglnych o dcinkach naszej pracy wre nadal walka o rzeczy mae, o drobne zyski i korzyci, ma m iejsce zwyka, codzienna szarpanina o par zotych, tocz si lokalne rozgrywki o pierwsze two, o wadz przed kinem Ochota, o tereny owieckie w resztce ruin na Czerniakowie, o r ezerwaty do pracy wok Dworca Gwnego. Wiecie, e trwa bezlitosna walka na kadym kroku, okonuj si osobiste porachunki za jedno sowo, za wyrzdzony numer, za wkroczenie w nie swoje kompetencje. Znacie to wszystko i wiecie, e te dzielnicowe spory s nam na rk, e ta codzienna kotowanina to podwalina caego interesu. Oczywicie nie moemy wiedzie zystkiego dokadnie: dziesitki, a nawet setki facetw, ktrzy si przy nas krc, nosz w moliwoci przernych niespodzianek, s to chopcy ywi, przytomni, z ikr, z biglem, kt echce czego wicej, ni dostaje, uwaa, e ma do silne rce i nogi, eby sobie utorowa i drog wzwy, eby si o to co postara, i zaczyna skaka, zamach uje si na karier, si zarobki. Merynos zapali papierosa. Meteor i Kruszyna suchali z naboestwem. Ja tam kontynuowa Merynos nie wierz w to, co mwi Stry, Migda, Leon, w te cuda i czajnoci. Stry mg dosta po mordzie od wikszego kozaka ni on, takiego, ktry mia oko awk i wiedzia, co na niej mona zarobi. Ten drugi wzi sobie kilku do doli i rozgoni h Strycia. Migda i Leon s z wydziau, w ktrym robi adne kilkadziesit osb, na pewno miel atargi, porachunki, kto zapa odpowiedni moment i zaatwi ich. Proste, nie? A oni, jak to nasze chopaki, potem mowa: e kastety, e piercionki, e zjawy, e cuda, e sami nie z, co i jak si stao. Z Mechciskim Merynos zawaHal si na chwil z Morycem jest inn a. To zdolny gwniarz. I nie zapominaj, Kruszyna, e Mechciski inaczej mwi o tym wszys tkim ni tamci, e ma zadr, e szuka, e skacze. Sam mi tak powiedziae, no nie? Tak przyzna niechtnie Kruszyna. Moryc jest twardy. Moryc ma ambicje rzek Merynos. I duo wie. I jest mi teraz bardzo potrzebny. Zreszt udaty chce z nim mwi. To jest co. Znw zapada cisza, po czym Merynos cign dalej; Pozostaje wic tylko ta ostatnia rozrbka. A to, jak wam powiedziaem, jest sprawa pow ana. Znaczyoby, e ci tam, ktrzy podskakuj, uderzyli centralnie, w sam rodek. Panie prezesie rzek niemiao Kruszyna ale Meto mwi, e to oni sami rozrobili. Zac tobusie, od jakiego acha i tego szoferaka. Susznie przyzna Merynos. Ale okazuje si, e byli gdzie faceci, czekajcy tylko na zj, eby skotowa gwardi. Chodzili za nimi, szukali okazji. I znaleli. Pocztek mg by iewinny, zwyke autobusowe igraszki. : Czyli e to moe by niewska hofta umiechn si nieszczerze Meteor, jakby duszc w o mogo by tylko strachem. Ale kto to moe by? Ostatecznie zna si ludzi z brany w ty ie. Bd rzek spokojnie Merynos. Warszawa jest dua. Wszystkich nie znasz. A nowe talent osn. Co ty moesz wiedzie, jakie asy startuj kadego roku na Siekierkach czy na Grochow ie? Taki kosior po kilku pierwszych zwycistwach odniesionych rk i nog zaczyna myle, k mbinowa, ju mu nie wystarcza chway ani zarobku na swojej krzywej, brudnej ulicy i p cha si do rdmiecia.

Wic co teraz? spyta bezradnie Kruszyna. Merynos umiechn si askawie. Wpar si wygodnie w fotel, zapali powoli papierosa i rze adnych obaw na razie, moi mili. My nie z tych, ktrymi moe wstrzsn taka sprawa. Ale za potga to nasza ostrono. Nasza wyszo polega na organizacji i nie tacy, jak ci tam, e s w stanie jej naruszy. Kudaty to przede wszystkim gowa. Uczyni typowy warszawski gest okrelajcy wymownie, przy pomocy lekkiego uderzenia na sad doni w czoo, jak wielkie znaczenie w yciu ma kartezjaska zasada Myl, wic jeste zechniona w Warszawie przy pomocy dewizy: Czaszka pracuje. Po czym wsta i podszed do Meteora. I dlatego trzeba dziaa. Meto by dobry do bicia, ale wiemy, e filozof z niego aden. T zeba pogada z Irysem. Jak to zrobisz. Meteor, to mnie nie obchodzi, do na tym, e ja chc dzi jeszcze mie dokadne wiadomoci od Irysa, co i jak. Robert zwrci si do Krus cigu trzech dni chc widzie now gwardi! Twoja spraw, jak do tego dojdziesz: masz w War zawie kina, Cedet, szkoy idealny zasb rekruta. Zwikszamy kontyngent do pitnastu ludz i, silnych, odwanych, gotowych na wszystko. Poprosz Kudatego, aeby podwyszy pensje. Z trzy dni mam mie nazwiska i dokadne dane o kadym z nich. I to jeszcze: na najbliszy okres nienaganny styl ycia, syszycie? Meteor, jeste codziennie o smej w biurze, zro zumiae? adnych hulek w Kameralnej, adnych orgii na miecie. Dla zaatwienia spraw sam owych bdziesz bra ode mnie przepustki na miasto. Dobrze rzek z grymasem, lecz potulnie Meteor. Dyscyplina pracy. Trudno. Teraz kady do siebie. Ju! Otworzy polsterowane skr drzwi i wypuci Meteora i Kruszyn. Pan do mnie? umiechn zcego na korytarzu yczliwego. Prosz bardzo. yczliwy wszed do gabinetu. Merynos zasiad za biurkiem i rzek: Sucham pana. Nie wiem, czy pan prezes mnie sobie przypomina zacz niemiao, zacinajc si yczliwy n Meteor i pan Kruszyna to mnie dobrze znaj. Zaatwialimy wtedy przerzut wikszej part ii owocu do Warszawy. Wiem, wiem rzek uprzejmie Merynos. Patrzy badawczo, cho obojtnie, w ogorza, zacze rz. To dobrze, panie prezesie, e pan sobie przypomina, bo ja do pana w sprawie konfid encjonalnej. Sucham pana. Widzi pan, panie prezesie jak by tu zacz? Ja jestem ze spdzielni ;Mazowiecka Poziomk Spdzielnia ogrodnicza. Pikna nazwa rzek z uznaniem Merynos. Ot my to znaczy, nie wszyscy, ale ludzie energiczni i znajcy si na interesach, chcie ibymy nawiza kontakt z panem prezesem. My wiemy, znamy, rozumiemy, e jak pan prezes zaopiekuje si tak now placwk gospodarcz, to placwka ta moe osign peny rozkwit. Nie rozumiem rzek Merynos bez umiechu. Panie prezesie yczliwy umiechn si z wysikiem i ciszy gos co ja mam panu mwi , jak to jest w handlu owocami, zwaszcza w sezonie. Owoc si szybko psuje, trzeba g o dostarcza na czas, MHD i Centrale Ogrodnicze to wielkie maszynerie Maa siuchta tu , maa siuchta tam, mona y Bardzo przytomni ludzie pracuj w tej brany w sezonie, wyst zy popatrze na buziaki przy wzkach I co z tego? spyta zimno Merynos. Widzi pan, panie prezesie, mymy poszli po rozum do gowy w naszej Mazowieckiej Pozio mce i doszlimy do wniosku, e trzeba nam pomocy i ochrony. Bo to czasem jedzie trans port, przyczepi si jacy, duo ich jest, i zanim czowiek si obejrzy, ju musi im taki transporcik sprzeda za ndzne par groszy. Inaczej zniszcz, skopi, owoc stamsz na miaz komu si tu poskary? Nie zna pan adresu adnego komisariatu milicji? Merynos bawi si obojtnie srebrnym o m tu jest ksika telefoniczna. Niech pan sobie poszuka. Nie znam. I nie chc zna! yczliwy uczyni gest odrazy, z jakim diabe odnosi si do wody. Po czym umiechn si przymilnie. Co to znaczy milicja wobec opieki pana prezesa No, niech pan sam powie, czy ja mog rozmawia z milicj, kiedy taki transport jedzie najczciej na podrobione zlecenie i na faszyw piecztk? yczliwy gra na caego, twar mu si z wysiku przekonywania. A jak pan prezes si nami zaopiekuje podnis gos z n ewn serdecznoci, to si i lepsze piecztki na pewno znajd, i lepsze zlecenia, na lepszy h, firmowych blankietach. Na pewno!

Przez chwil panowao napite milczenie; yczliwy obtar chustk pot z czoa. Nieporozumienie, panie yczliwy rzek Merynos. Kto tu pana nieszczliwie napuszcza. e afery z panami Meteorem i Kruszyn s mi nie znane, za pana, niech pan sobie to dob rze przypomni, znam tylko i wycznie z Anina, z paskiego ogrodnictwa, w ktrym zakupyw aem kiedy rzodkiewki i szczypiorek, przejedajc tamtdy na majwk. Taaaak? wybekota zupenie zbluffowany yczliwy. Nie przypomina sobie wysokiej postac erynosa na tle swoich inspektw, ale sia wzroku jego rozmwcy tak bya potna, e w tej c li nie mgby ju przysic, czy sprzedawa mu kiedy wiosenne nowalijki, czy nie. Ja nic nie mam wsplnego z takimi aferami, panie yczliwy cign surowo Merynos. O i nie wie pan przypadkiem, z kim pan mwi, to panu przypomn: siedzi pan naprzeciwko p rezesa spdzielni Woreczek. Oczywicie, panie Merynos Rzecz jasna, panie prezesie O tym wiedz wszyscy w Warszawie , na pewno wiedz o tym Ale Nie ma adnych ale uci ostro Merynos, po czym askawy umiech rozjani mu oblicze i niewa jednak jest pan czowiekiem dzielnym, mstwo i uczciwa przedsibiorczo bij z pana licza, przeto mog udzieli panu dobrej rady. Po prostu, jak spdzielca spdzielcy. Sucham, panie prezesie, sucham Wszyscy wiedz w Warszawie, e o tych wanie sprawach decyduje tylko i wycznie obywate udaty. Niech si pan z nim porozumie, panie yczliwy. Na twarzy yczliwego odbio si przeraenie. Wsta, usiad z powrotem, przetar chustk ca Ale jak to zrobi? Obywatela Kudatego nikt na oczy nie widzia. Tylko w Warszawie mwi ybka, silc si na chytro e pan prezes ma moliwoci mgby si ale doda popi dzo nieliczni, jak by tu powiedzie najlepiej zorientowani Zreszt, to moe by brzydka p otka Ja ju sam nie wiem zakoczy bezradnie. Pomyka rzek z uprzejmym spokojem Merynos. O obywatelu Kudatym wiem tyle co pan. O ielu ludziach w Warszawie mwi si, e go widzieli, o panu te tak si mwi w koach ogrodn ych. Tymczasem sam pan wie, e to jest nieprawda. Wedug pana wyraenia nie widziaem go na oczy. Zaczynao go nudzi niezdarne cwaniactwo yczliwego. W dzisiejszej sytuacji trzeba si ws trzyma od rozszerzania przedsibiorstwa. Ostronie z nowymi akcjami Ju zamierza zakoc mow, gdy nagle olnia go pewna myl. Kochany panie yczliwy rzek naraz z zachcajcym umiechem. Czy spdzielnia Mazpwi ka mogaby urzdzi pewn imprez? Powiedzmy wiosenny kiermasz nowalijek ogrodniczych, no okazy gwek saaty i szpinaku, wyhodowanych przez podwarszawskich ogrodnikw? W zwizku z pocztkiem sezonu? yczliwy jakby otrzsn si z bezwadu, co zagrao jak pobudka w jego oczach. Z pomoc pana prezesa wszystko byoby moliwe Nawet na Koszykach. Wspaniaa myl! Poczt zonu pod znakiem Mazowieckiej Poziomki! Merynos milcza bawic si srebrnym owkiem. Poczstowa yczliwego papierosem. yczliwy u rzesa, podajc mu ognia. Myl, e to jest do zrobienia rzek Merynos z namysem. Urzdza si takie pokazy pro iastek, peklowanej golonki czy pasztecikw, czemu tedy nie sprbowa z rzodkiewkami. A jak pan myli, panie yczliwy rzuci nagle czy zimowymi jabkami mona by ciko potur kunastu ludzi? Nie mwic ju o takiej amunicji, jak zeszoroczne dynie? yczliwy zakrztusi si papierosem. W tej chwili nawet niedorozwinity baran miaby z nim szans we wspzawodnictwie o bystry wyraz twarzy. Bo ja myl, e mona rzek Merynos twardo i wsta. Dobrze, panie yczliwy, zastanowi spraw. By moe, e bd mg panu pomc. Jak spdzielca spdzielcy. A tymczasem do wi Umiechn si askawie i poda yczliwemu rk. yczliwy ukoni si nisko i kilkakrotnie s zadzwoni, wesza Aniela. Aniela rzek Merynos zawoaj mi Kruszyn. Przyszed in dziaa Aniela. Doskonale rzek Merynos. Popro do mnie pana Wilg rwnie. Ju si rezesie rzeka subicie Aniela. Przesza ciemny korytarz i wesza do maego, zadymionego pokoiku. Za biurkiem siedzia t u Meteor, na biurku Kruszyna, za przy oknie sta szczupy, pochylony mczyzna okoo pid ki; niemiae, blade promyki kwietniowego soca gray mu na duej, okolonej resztk bezbar ch wosw ysinie. Rozumiesz, Alu, co za kitowa sprawa koczy opowiada Meteor. Twar ie wyraaa nic szczeglnego, ani emocji, ani zaciekawienia, zupenie jakby nie sucHal Me teora. Inynier rzeka Aniela zabieraj sw nag czaszk ze soca i szoruj do pana pr poraenia nie dosta przy tej golinie. I ty, grjecki buhaju! rzucia w stron Kruszyny. iela rzek inynier Albert Wilga zamontuj ci kiedy hamulce na szczkach. Podzikujesz

a to. Bo jak nie, to ci w kocu twj niewyparzony pysk do trumny sprowadzi. Wyblake, j asnoniebieskie oczy Wilgi i jego obwisa, duga, beznamitna twarz tchny zimn pogard. N do typu przedwojennych monowadcw, dyrektorw fabryk lub bankw, ludzi z tak zwanego dob rego towarzystwa, lecz niewyranego pochodzenia. Przed takimi jak on stay ongi rzdy A niel na baczno, za ludzie tego typu nie trac pewnej godnoci nawet w rolach najczarnie jszych charakterw, nazbyt czsto przez nich grywanych na scenie ycia. Ale Aniela usz yta bya ze szczeglnie impregnowanego materiau. Ju dobrze, ju dobrze powiedziaa sw ie obraa si Nie widzieli go? Jakbym od dwudziestu lat nie znaa, co on za zbytnik A la bya bardzo niebezpieczna: jej dwudziestoletni sta we wszystkich niemal hotelach warszawskich, zakoczony jeszcze przed wojn takim szczytem kariery, jak stanowisko nocnej numerowej w hotelu Rosja przy ulicy Smoczej, dawa jej wgld w najciemniejsze zakamarki ycia rnych ludzi w Warszawie; za jej mistrzostwo w jaskrawoci sformuowa, w rte tym dowiadczeniem, czynio z niej potg suwerenn i niemal wszechmocn. Bobu rzek Meteor, nakadajc paszcz powiedz prezesowi, e id zaatwi zlecenie. paszczem? spyta Wilga. Nic rzek Meteor saata. Na razie zawieszam wyprzeda. Te ostatni z serii. Jak nadejd nowe, to dam ci zna. Alu. Boj si, e czeskich ju nie b ek Kruszyna z umiechem nie pozbawionym goryczy. Witam pana inyniera rzek Merynos, podajc rk Wildze. Co sycha? Nic specjalneg z rezerw. Doszy mnie skargi na pana inyniera rzek Merynos ze zoliwym umiechem. rzek Wilga chodno. Na takiego lojalnego czowieka jak ja? Ot to rzek Merynos jakie nie zaksigowane transakcje samochodowe, ktre nie przeszy przez nasz buchalteri. A przecie spdzielnia Woreczek ma wydzia transportowy, przypominam to panu, panie in erze. Wykluczone rzek Wilga ze spokojem takich transakcji nie byo. Ale mogyby by may wos umiechn si askawie Merynos. To due szczcie, e nie byo, inynierze, i sprzeczek Rozumiem doskonale pana prezesa nieruchoma twarz Wilgi bya zupenie bez yrazu ja te ich nie lubi. Ta cechujca nas obu antypatia jest fundamentem naszej wspp acy. wietnie rzek Merynos wobec tego prosz pana, inynierze, o mobilizacj rodkw towych. Posuchaj, Robert zwrci si do Kruszyny co si u nas dzieje w wydziale witami Jeszcze nie sezon rzek Kruszyna, siadajc na porczy fotela. A o co panu prezesowi ch odzi? Uwaaj, Robert, powiesz chopcom z wydziau witamin, e sezon si zacz. Jest taka lnia ogrodnicza, nazywa si Mazowiecka Poziomka. A wic od dzisiaj transporty tej spdzi lni s dla nich trefne, syszae? Jasne rzek Kruszyna trefne i koniec. Nie ma o czy Znasz yczliwego, tego, co tu by dzi u mnie? Znam. Stary obuz. Kombinator. Wszystkim mwi, e by oficerem szwoleerw przed wojn i e jest hodowc amatorem. To ten. On jest azowieckiej Poziomki. No, no! pokiwa gow Kruszyna znaczy si, e jest szmalec w t ytucji. yczliwy nic nie zrobi bez kozackiego rajwochu. Znaczy si, e wcale nie jeste taki drtwy, za jakiego ci ma Meteor umiechn si Merynos do Kruszyny. A wic skomun si z tym yczliwym, zainkasujesz fors za opiek i dasz j do zaksigowania na wydzia tr portu, do Wilgi. Wydzia witamin nie ma konta, to dlatego. Zamarkujesz na przewz wik szych partii owocu. To raz Merynos pochyli gow, zapalajc papierosa a dwa zorganizu z z yczliwym kiermasz nowalijek wiosennych. Co? zaniepokoi si Kruszyna kiermasz? zae przecie, mwi wyranie. Trudno rzek Kruszyna, kadc papierosa midzy wargi. rmasz. Drzwi si uchyliy i ukazaa si w nich wymalowana twarz Anieli. Panie prezesie rzeka ela. Przyszed ten niski brunet, sportowiec, jak on tam? Mwi, e musi si z panem widzi e. Zylbersztajn? rzuci Merynos. O, to, to rzeka Aniela. Dobrze, za chwil po rynos i doda w stron swych rozmwcw: Tymczasem, panowie! Robert, de roboty. Potrzebu e pan wozu, panie prezesie? spyta bez ugrzecznienia, jakby z obowizku, Wilga. Owsz em rzek Merynos z askawym umiechem. Humber, model 1954. Zaatwimy rzek Wilga erwszy blady umiech przewin si przez jego wskie, bezkrwiste wargi. Panie prezesie k Kruszyna, marszczc czoo w wytonym namyle. Ja chciabym jeszcze wrci do tego, co zedtem Gdyby pan prezes ju wiedzia, kto i jak, to prosz tylko powiedzie, dobrze? Gwar dia, nie gwardia, ja sam zaatwi. Jest jeszcze paru malcw w Warszawie, na ktrych mog l iczy, a jak nie, to ja sam, jak pragn zdrowia, tak tym plujom dosun, e si trupem zwin s Kruszyny nabra chrypliwej arliwoci, muskularn doni omota si w wypuk pier jak anie prezesie, byem ostatnio za kierownika u pana prezesa, to mam wypoczte rce i no gi, niech pan tylko puci, a kosz, eby ich dycha nawet na mnie naskoczya! Ju dobrze, u dobrze, Robert umiechn si z askawoci Merynos, gos jego nabra miodowej sodyc ypada, chopcze, od tego s ludzie, ty masz kwalifikacje, jeste urodzonym przywdc. Ale lubi ci za to. Wanie za to Twarz Wilgi nie wyraaa nic, wyglda w tej chwili jak w

alny, miertelnie znudzony przedstawieniem. Jak si masz, Lowa rzek serdecznie Merynos, gdy Kruszyna i Wilga, po przywitaniu si z Zylbersztajnem, wyszli z pokoju. W ogle si nie pokazujesz dorzuci z przyjaznym wy rzutem co si z tob dzieje? Praca, kochany prezesie umiechn si Zylbersztajn, rozpinajc paszcz i siadajc wygo fotelu. Kadra dziaaczy sportowych jest szczupa w naszej ojczynie, kademu z nas wali si kupa roboty na gow. A co si trzeba nauera z ludmi, panie Merynos, eby pan wiedzi mu daj diety, tu mu zaatw zwolnienie, tam siuchty, tu intrygi, tego nie wolno, a to trzeba Ten sport to tylko na oko wyglda taki zoty interes. Ju ja bym si z kadym za ieni, byleby mie spokojn gow. Za te par zotych to czowiek wicej si namartwi, ni te. Merynos otworzy mahoniow biblioteczk i spoza kolorowych szybek wyj butelk wermutu i d a kieliszki. Miae przecie by u mnie wieczorem, co ci teraz przygnao? spyta Merynos, nalewajc Dwie rzeczy. Po pierwsze, wieczorem nie mog. Oj, Lowa, Lowa Zgubi ci kobiety. Niech bdzie, e zgubi. To pan myli, e ja Zylbersztajn za koysa gow, melancho oczu bez reszty. Za kogo pan mnie ma, panie prezesie? Ja do pana przyszedem z ty m drugim. Ja mam dla pana wiadomo. Merynos wypi spokojnie wermut. Nie spojrza na Zylbersztajna i rzek: Co za wiadomo? Tak wiadomo, ktra kosztuje. Merynos bez sowa otworzy szuflad i wyj pisetzotowy banknot, ktry pooy na biurku lbersztajna pojawia si znw bezbrzena, mdra melancholia. Po co te arty? rzek z cichym wyrzutem. Co si pan ze mn drani, panie prezesie. Merynos wyj dwa banknoty stuzotowe i pooy je bez sowa na pisetce Zylbersztajn poki nie gow. Ile? spyta Merynos oschle. Zylbersztajn podnis do gry praw do, z ktrej sterczay dwa palce. Nie rzek Merynos. Ja wiem, e Roma Leopard to kosztowna kobieta, ale za moje pienid e to ty nie bdziesz Casanov, Zylbersztajn. Zylbersztajn wsta z fotela, i zbliy si do biurka. Panie prezesie powiedzia serdecznie pan mnie przecie zna nie od dzisiaj. Czy ja ni e jestem porzdny czowiek? Mj ojciec by porzdny czowiek i mj dziadek by porzdny cz ja jestem porzdny czowiek, chocia okolicznociowo pracuj w innej brany ni oni. Ja pan owiem t wiadomo bez pienidzy, a jak pan prezes uzna, e nie jest warta dwjki, to pan p ezes mi w ogle nic nie da, dobrze? To niech pan sucha: za miesic jest mecz pikarski PolskaWgry. Oczy Merynosa zabysy, jakby byy z wieo upanego wgla. Tu? W Warszawie? Tu. Na warszawskim stadionie. Sparringowy mecz przed spotkaniem z Anglikami w Bu dapeszcie. Merynos otworzy szuflad, schowa dwa banknoty stuzotowe, wyj trzy pisetki i pooy pierwszej pisetce. Po czym nala dwa kieliszki wermutu. To jeszcze nie wszystko, panie prezesie rzek Zylbersztajn biorc kieliszek do rki b jeszcze to, e pan jest czwart osob w Polsce, ktra o tym wie. Pierwsz jest przewodnic zcy Gwnego Komitetu Kultury Fizycznej, drug szef biura zagranicznego tej instytucji, trzeci ja, Zylbersztajn, a czwart pan prezes Merynos. I to jeszcze chc panu i powi edzie, e ten acuszek niewiele si zmieni przez najblisze trzy tygodnie, gdy nawet pra i zawodnicy dowiedz si o tym meczu na tydzie przed nim. eby unikn kantw biletowych Zylbersztajna bya sam niewinnoci, gdy dopija wermut. Przekn i doda: Co? adny n s na wszystko. Na blankieciki, na pieczteczki, i na zamwionka, na ustawienie wszys tkiego w Przedsibiorstwie Imprez Sportowych Zreszt co ja mam panu mwi? Merynos nie odpowiedzia. Podszed do okna i patrza dugo na widniejc w dali budow najw ego placu w Europie. Kiedy odwrci si, twarz mia rozlunion, jakby smutn. Zylbersztajn rzek niedbale to jest dua rzecz. Tak dua, e moe zmieni moje plany iszym czasie. eby ci pokaza, jaka to dua rzecz, to powiem ci, e nie dostaniesz za ni nego wynagrodzenia. adnej ustalonej kwoty. Bior ci na procent od tego interesu, sysz ysz? Zylbersztajn spowania. Procent od takiego interesu to bya rzeczywicie dua rzecz.

Ale cign Merynos jeli okae si, e to by niewypa, to wtedy, Zylbersztajn, zmie i. Inaczej ja zmieni ci w garstk prochu. Takie niepohamowane okruciestwo zadrgao w gosie wymawiajcego te sowa Merynosa, gdy po zacinit pi na banknotach, e Zylbersztajnowi koszula przylepia si do krgosupa, a onierzyka wydaby mu si w tej chwili za ciasny. Lecz Zylbersztajn by ongi, w swej pier wszej modoci, cenionym piciarzem wagi pirkowej, zna tedy na wylot technik zwodw i u Panie prezesie rzek, ukrywajc starannie podniecenie czy ja pana kiedy oszukaem? N prawda? A czy trafi pan na mnie adne par zotych? Tak, prawda? Ten mecz zosta zakontr aktowany, a co moe by jutro, tego nie wie ani pan prezes, ani ja, ani sam prezyden t Rady Pastwa, ani Pan Bg. Przecie wiemy, jak jest w yciu, no nie? Jutro mog umrze na niespodziewan mierci wszyscy pikarze w Polsce i na Wgrzech i wtedy meczu nie bdzie, o za miesic nie bdzie mia kto gra. Nie jest tak? Ale ja dam panu prezesowi dowd, co d la mnie znaczy ten mecz: jak pan prezes chce mnie wzi na procent do sitwy, to ja r zucam inne zamwienia i zaczynam przygotowywa tylko ten mecz. To moe by najwiksze uder zenie! Ju dobrze, ju dobrze umiechn si askawie Merynos, wrczajc mu cztery pisetki. zyjemnej zabawy. Roma ma wietne nogi. Tylko nie pok si o ni z Kruszyn. I w ogle, ni cie w ni za duo waluty. Po co Meteor ma mie za wasze pienidze kupowane krawaty Zylbersztajn wcign gow w uniesione ramiona gestem, ktry mia znaczy jego zupen obo ych spraw. Poegna si jednak szybko, jakby pragnc unikn dalszych rozwaa na ten temat I wyszed. Merynos wpar si wygodnie w fotel, wycign nogi i przymkn oczy. Poczu naraz ogromne z e, a do blu w plecach. Waciwie myla powoli, leniwie nadszed moment, ktrego sj iaem Ale czy obawiaem si? Byem na zawsze przygotowany, wiedziaem, e nadej musi, w e, jak postpi, gdy nadejdzie. Milicja, prawo, sprawiedliwo to byli wrogowie, ktrym e ustpowao, albowiem sens ycia Filipa Merynosa zawiera si w walce z tymi potgami. W p ej gwatu i piekielnej chytroci walce, ktra na przestrzeni ostatnich piciu lat przyno sia mu same sukcesy. Tej walki Filip Merynos nie ba si, poda jej, szuka. Ale Filip Merynos by czowiekiem mdrym i mdro ta stanowia prawdziwe rdo jego zwyci tygrysia drapieno i odwaga, nie bezgraniczne okruciestwo, nie niezomna, stalowa wola, nie lwia sia fizyczna, lecz rzdzca tymi przymiotami mdro bya podwalin jego potgi. Merynos ju dawno doszed do wniosku, e najwiksi gwaciciele prawa i nie koronowani wadc zych w ludziach instynktw przegrywaj sw ostatni parti nie z uzbrojonymi i silniejszy i od nich reprezentantami adu i porzdku, lecz gin jako ofiary wasnego rodowiska, tych szalonych, dzikich si, jakie sami rozptali wok siebie i w duszach ludzkich. Wiedzia, e jeli nawet uzbrojona rka sprawiedliwoci siga po gow wielkiego wroga spoecznego rk t najczciej powoduje intryga, podstp, nieostrono lub nowa, nieugita wola, d ego miejsca nawet za cen podoci i zdrady. Przez lata swych zwycistw nie zapomnia ani na chwil, e przyjdzie dzie, w ktrym kto dny tego, co on zdoby, przyjdzie, by mu wyd zystko potg, saw i pienidze. Nie ba si tego dnia, lecz wolaby go unikn, nie ba cy, lecz wiedzia, e z nim przegra. Budowa sw potg przez pi lat z prawdziwym rozmach potga ta bya jeszcze nie naruszona. Ale oto przyszed dzie i w odmtach warszawskiego r ynsztoka pojawiy si niewyrane kontury sterujcych ku niemu cielsk nowych, modych rekin , ktre poczuy wie krew i ruszyy na er. Mgby im stawi czoa rzecz jasna nic je zesdzone i Filip Merynos zdolny by jeszcze do uderze, od ktrych musiaby zgin najgro zy nawet drapienik. Nie ba si wszak nikogo, nie ba si nawet klski, ale wiedzia, e n dziej jadowite kobry i pytony mniej s niebezpieczne, gdy s syte, i wiedza o tym st anowia pocztki klski. Za Filip Merynos by syty. Waciwie pomyla czy musz przy g wycofa si, dokona ycia jako prezes galanteryjnej spdzielni, przychodzcy codzienni m do biura, szanowany czonek Zrzeszenia Prywatnego Handlu i Usug, Czerwonego Krzya i Ligi Przyjaci onierza? Umiechn si gorzko na myl, e pi lat temu co takiego na yszo do gowy. Pi lat temu zaciby zby i usiadby od obmylania planu zniszczenia prze , planu, ktry zrealizowany zostaby za wszelk cen: za cen skrytobjczych ciosw noa w , za cen chrypliwych wrzaskw dobijanych cegami ludzi, za cen kalectw, krwi i mierci. I naraz, nieoczekiwanie, ujrza w mylach sw posta, ni std, ni zowd, na tle ogrodnictwa Franciszka yczliwego, w ktrym nigdy nie by, na tle rozsonecznionych w wiosennym bkici , penych kwiatw i warzyw inspektw, ktrych nigdy nie widzia, na tle majowej zieleni po dwarszawskiego letniska, na tle maej willi wrd drzew mazowieckich, suchych wrzosowi sk. Ale nie by tam sam: przy nim staa Olimpia Szuwar, pikna, dorodna, ukochana, podan a ciaem i dusz, jak oywczy napj w skwar lipcowego, ponurego popoudnia, Tak pomyla

Merynos wtedy tak! i pod przymknitymi powiekami toczyy mu si niewyrane, szybkie w nia krzepkich, zdrowych dzieciakw, dostatnio ubranych, dla ktrych on, Filip Meryno s, siedzc na leaku w szelkach i domowych pantoflach obiera pomaracze lub ktre z tkli w, ojcowsk szorstkoci uczy jedzi na dziecinnym rowerze, pod penym czuej ironii spoj em rozkwitej w macierzyskim dobrobycie Olimpii. Taak pomyla Filip Merynos wtedy wy abym si Dla czego takiego stoczybym nawet ostatni walk Walk, na przykad, o ten me ym starczyoby nam na dugo pienidzy na podmiejskie wille, drogie wyjazdy w gry i nad jeziora, na pomaracze, rowery dziecice i dugoletni, krlewsk pikno mojej ony Moje zyo go naraz wyrane nazwanie po imieniu tego, o czym wzbrania si myle od dwch drcz godni, od czasu owej historii w Kameralnej, za jak kada inna odpokutowaaby gorzko i b olenie. Kada inna, lecz nie Olimpia Szuwar. W tej chwili zadwicza telefon. Filip Mery nos ockn si i sign rk po suchawk. Halo? powiedzia i nagle wszystko przegrupowao si w jego oczach i sercu, jak kolorow e szkieka w dziecinnym kalejdoskopie. Dobry wieczr, Filipie rzek dwiczny, niski gos Olimpii Szuwar. Czego chcesz? spyta brutalnie, nie witajc si; sysza swj wasny gos jakby z bezmi dalenia. Chciaabym pomwi z tob o czcych nas interesach rzeka spokojnie Olimpia. Merynos milcza; ni std, ni zowd zadwiczay mu w duszy sowa starego, warszawskiego tan Pamitam twoje oczy dzikie, z rozkoszy nieprzytomne, rozwarte i ogromne, tak jakby to byo dzi Sucham ci? powiedzia wreszcie, lecz tylko najwytrawniejszy znawca dusz ludzkich mg odnale w jego gosie mio i mk sponiewieranej, piekielnej dumy. Jestem gotowa zapaci ci kad dan sum rzeka dobitnie i rzeczowo Olimpia za inf , co si stao z doktorem Witoldem Halskim i gdzie si on w tej chwili znajduje? Jak cudownym wynalazkiem jest telefon mylaa przy tym gorczkowo e pozwala ukry zy jce do oczu. Filip Merynos wolno i bez sowa odoy suchawk. Nigdy w yciu nie byo mu tak straszliwi amego siebie, jak w tej wanie chwili. Drzwi uchyliy si niemiao i wesza Aniela ze szklank herbaty w rku. Jeszcze nic ciep n dzisiaj nie pi rzeka agodnie, stawiajc przed nim herbat midzy kieliszkami i butel rmutu. Merynos nie odpowiedzia, siedzia bez ruchu, patrzc przed siebie. Aniela poru szaa si jakby odmieniona: gesty jej wobec Merynosa nabieray jakiej pochliwej ostrono i agodnoci. Znw kopoty, panie prezesie? spytaa cicho i mikko. Merynos nie odpowie Najwyszy czas, eby pan prezes wyjecHal gdzie na urlop zrzdzia dobrotliwie. A w og y si pan prezes, eby raz ju by dom, ona i obiady jak si naley, a nie to wieczne wc i po knajpach! Aniela rzek spokojnie Merynos zamknij mord, dobrze? Nie twj parszy interes, co ja powinienem. Aniela zamilka bez urazy. Raz jeszcze spojrzaa na Meryn osa i we wzroku tym byo przywizanie, mio, obawa i bezmierny szacunek. Takim wzrokiem Aniela spogldaa na jednego tylko czowieka na wiecie i czowiekiem tym by wanie Filip nos. Aniela wysza i Merynos wsta. Zdj z wieszaka stary, znoszony paszcz, skrzany, taki, ja ie nosz szoferzy, i otuli si nim szczelnie, jakby mu byo zimno. Owin szyj grubym, we ym szalem i postawi konierz. Po czym opuci biuro, schodzc powoli schodami w d. W bramie spotka Meteora. Meteor by wyranie zdenerwowany. Rozmawiaem z Irysem rzek. No i co? spyta obojtnie Merynos. Twarzy nie widziaem. Caa w bandaach. Ledwie syszaem, co mwi. Wie pan, panie preze dlatego nie mog dotd uwierzy w to, co powiedzia. Cholera wie, moe si jednak przesys Ja ju sam nic nie rozumiem, leaem niemal na ku obok Irysa, kiedy mwi, tak mi si to nieprawdopodobne. Ale powtrzy mi to chyba z dziesi razy Co? Irys upiera si, e tak ich zaatwi jeden facet A Meto? Wedug niego byli jeszcze dwaj: ten szofer i jeszcze jaki jaki atleta. Irys mwi, e tych dwch oporzdzili na samym pocztku, ale wszystko zaczo si dopiero, dwaj ju leeli. I upiera si, e rozgoni ich jeden jedyny czowiek. e te rany i to wszy o jest robot tego jednego. Irys jakby o niczym innym nie mg mwi, wci wraca do tego o i powtarza: Jeden jedyny, uwaasz, on by jeden, a nas siedmiu. On jeden. Rozumie pan co z tego, panie prezesie? Merynos opar si ramieniem o cian bramy. Zastanawia si intensywnie, trc doni podbr

By kiedy w Warszawie czowiek rzek po dugim namyle, jakby w zadumie ktry potraf o numeru dokona. I jeszcze wikszych rzeczy. Ale ten czowiek zawaHal si chwil ten k nie yje. W pmroku bramy spyna ku niemu tamta straszliwa, bezgona scena pod krzywymi, czarnymi ami podmiejskiej ulicy, gdy trzymane dziesiciu muskularnymi ramionami, niespoyte c iao osuwao si pod ciosami elaznych rurek gazowych, gdy zwijao si bez jku u jego, Mer sa, stp, gdy on, Merynos, kopa je z bezprzytomn zapamitaoci w oczy, w szyj, w podbr , rozgniata na miazg ebra cikimi, miertelnymi uderzeniami, ca moc swych zwierzco . Nie, nie! pomyla z nagym strachem to niemoliwe! Przecie ju nie oddycHal, spraw rzecie byo o tym w gazecie Ten czowiek nie yje powtrzy z tak ogromn ulg, e Meteor spojrza na zdziwiony. I co teraz, panie prezesie? W porzdku rzek Merynos zupenie opanowanym gosem jeste wolny. Ja id do Kudatego Jurek doda po chwili z askawym umiechem przygotuj si na due rzeczy w bliskim czasi Potem pojedziesz na dugi, bardzo miy i kosztowny wypoczynek Moe pan na mnie liczy rzek z oddaniem Meteor. W tej chwili nawet wierzy, e gotw j o wszelkich dla Merynosa powice i wysikw powodowany zwyk lojalnoci i przywizaniem minutach jednak pomyla, e wcale mu tak znowu nie zaley na duych rzeczach ani kosztow nych urlopach i e on, Meteor, daleko bardziej lubi rzeczy mae, lecz pewne i wyzbyt e niepotrzebnego ryzyka. Westchn z cicha i z rezygnacj, gdy niestety nie on w tych s prawach decydowa. Wyszli z bramy i Meteor ruszy w stron Marszakowskiej. Merynos przeszed Prn, skrci agno i wszed do jednej z odrapanych, niskich bram o rozprutych, atanych drewnianym i porczami klatkach schodowych. Za bram cigny si odarte z tynku, dwupitrowe ciany n ularnych podwrek, pene zaomw, starych, pokrytych spkan pap dachw spitrzonych brzyd rowizorycznymi dobudwkami. W gbi szarzaa potna, wypalona baszta Cedegrenu, dawnej cen rali telefonw: odsonite przez poary i bomby wizania i kondygnacje czerniay wrd popi j cegy. Na bruku podwrek walao si stare elastwo, zardzewiae, poamane ka, resztki pomnienia po samochodowych karoseriach. Merynos min pierwsze podwrze i zatrzyma si pr zed bud ze starych, ciemnych desek, doczepion do brudnego, plugawego muru: z muru, o kilka krokw dalej, wychylay si na wp urwane drzwi z napisem Wygdka. Otworzy k jciu do budy ze starych desek: nad kdk widniaa tabliczka z napisem: Spdzielnia WORE Magazyny, po czym zszed wskimi schodami gboko w d. Na dole otworzy drug kdk zab b cikich, elaznych drzwi w piwnicznej cianie, ktre otworzy z klucza po zdjciu sztab mkn za sob elazne drzwi i maca rk w ciemnociach, pki nie trafi na kontakt. Zabys niejasno owietlia nisk, obszern piwnic, pen skrzynek, pude, pocitych i zwizanych narcza deszczuek. Piwnica cigna si zaomami zatoczonymi mnstwem najrniejszych pr rozmontowanych maszyn, opon samochodowych, stert makulatury, starego drutu, set ek pustych, zakurzonych butelek. Wszystko to czynio wraenie zupenego rozgardiaszu i przeszkody nie do przebycia, mimo to Merynos lawirowa pewnie wrd tej dungli sobie z nanymi ciekami. Dobi wreszcie do ciany rwno zastawionej a po samo sklepienie drewnian mi skrzynkami i bez wysiku pchn framugow listw stojaka, na ktrym stay skrzynki: caa , wraz z pkami, uchylia si lekko, zamontowana na obrotowej osi. Merynos przekrci pobl ski kontakt, ciemno ogarna piwnic. Przez szpar w uchylonej cianie wszed do mdo ow , gbokiego wntrza. Dochodzi stamtd niewyrany, gniewny bekot. 4

Nie rozumiem rzek otyy kapitan milicji do Dziarskiego, z trudem ukrywajc zaintereso wanie. W zasadzie nie rozumiem, co wy macie wsplnego z tym wszystkim, poruczniku. Dziarski usiad swobodnie na biurku, co wywoao grymas zgorszenia na twarzy kapitana. Pokj, w ktrym znajdowali si, obudowany by od gry do dou i ze wszystkich stron metalo ymi kasetami kartotek. Obywatelu kapitanie umiechn si Dziarski wszystko wyjani wam we waciwym czasie Zaywny kapitan wsta z wyran niechci i otworzy jedn z kaset, z ktrej wyj plik dok ewidencyjnych, powiadcze zameldowania i wrczy Dziarskiemu. Nawet najarliwszy aposto raterstwa midzy ludmi z trudem dopatrzyby si, cho odrobiny yczliwoci w gecie i spoj u, ktrym kapitan obdarzy przy tym swego koleg. Dziarski wertowa przez chwil z uwag papiery, po czym rzek: Tu wszystko jest w porzdku. Pan Jussuf Ali Chassar, rodem z Aleksandrii, stae miej

sce zamieszkania Kair, ulica Sharia el Mannakh 17, by nienagannie zameldowany we wszystkich polskich hotelach, w jakich si zatrzymywa, oraz w mieszkaniach, ktre zam ieszkiwa. Mnie natomiast ciekawi, co pan Jussuf Ali Chassar robi? Na jakiej zasad zie przebywa w Polsce? Prosz spojrze, kapitanie, rubryka zawd wypeniana jest przez pa a Chassara w sposb rozmaity: raz okrela on siebie jako dyplomat, innym razem jako c zonka misji handlowej, jeszcze innym jako reprezentanta firm eksportowych. Zwrcie si do Ministerstwa Spraw Zagranicznych rzek kapitan cakiem ju opryskliwie am wyjani. Drogi kapitanie Dziarski umiechn si z cierpliwoci po co? Sami dojdziemy do wszy . Jestecie tak wytrawnym znawc tych zagadnie, e przy waszej pomocy unikn biurokratycz nej pisaniny. Oczywicie rzek z pobaliw wyszoci kapitan nie ma w tym adnych nadzwyczajnoci zrozumie doda niemal porywczo na co wam to wszystko potrzebne? Suba porzdkowa mao splnego z ewidencj cudzoziemcw, jak wiadomo Jasne zgodzi si ze sodycz Dziarski a do chwili, pki cudzoziemcy nie zwracaj si o suby porzdkowej. To nieprawidowo rzuci ktliwie kapitan to wbrew regulaminowi. Nie wolno tak. Ewide a to ewidencja, a suba porzdkowa to suba porzdkowa i kady powinien si trzyma swego Susznie przyzna Dziarski. Niemniej tak si stao i trzeba zobaczy, co si za tym k Kapitan spojrza na Dziarskiego niezmiernie odpychajco, lecz podszed do jakiego regau, z ktrego wysun now kaset. Pogrzeba w niej nie wyjmujc papierw do wgldu i mwi: Jussuf Ali Chassar przyby do Polski jako dyplomata, attache handlowy. Po roku wyj ecHal i wrci jako czonek egipskiej misji handlowej. Gdy misja zakoczya swe prace, zos ta w Warszawie jako prywatny przedstawiciel szeregu francuskich, syryjskich i egi pskich przedsibiorstw importowo eksportowych i jako taki posiada obecnie wiz pobyt ow. wietnie rzek Dziarski. Za utrzymuje si ze sprzeday samochodw, prawda? O tym nic nie wiemy rzek ostronie kapitan. Na twarzy jego malowaa si nieufno, wid posdza Dziarskiego o skonno do gupich dowcipw. O tym wie suba porzdkowa rzek Dziarski zapalajc papierosa. Pan Chassar dokona n szstej transakcji sprzeday wozu: sze licznych, nowiutkich aut brytyjskich marek prze rejestrowano z jego nazwiska na inne. Te znakomite wozy miay, rzecz jasna, malutk ie defekty, jak na przykad wybite szyby, przedziurawione opony lub wgniecione botn iki, ktre to uszkodzenia byy dzieem rk warszawskich chuliganw. Pan Chassar lubi pikne nieskazitelne, byszczce samochody i dlatego chyba pozby si szeciu aut po kolei, kupu jc coraz to nowe od czonkw korpusu dyplomatycznego, akredytowanego w Warszawie. Prz y okazji kadej sprzeday morrisa czy hillmanna pan Chassar, jakby pragnc si pocieszy p o niepowetowanej stracie, nabywa natychmiast w Desie rne dziea sztuki, ale takie tylk , ktre nie podlegaj zakazowi wywozu. Nie rozumiem bkn kapitan, ktry niejasno zaczyna odczuwa przewag Dziarskiego. Drogi kapitanie rzek Dziarski, zacigajc si gboko dymem pan Chassar wykaza gb praworzdnoci, meldujc szeciokrotnie, w szeciu rnych warszawskich komisariatach, o d nych gwatach, dokonanych na jego autach przez rozwydrzonych wyrostkw. lepa dza zniszc ze, waciwa warszawskim chuliganom, nie bya mu, jak wida, nie znana, rzekbym pomaga kupowa, a potem sprzedawa bez specjalnych podejrze z najrniejszych stron swe minimaln ie zdewastowane auta. Pan Chassar jest estet, ktremu nieznon jest myl prowadzenia aut a o nieporzdnej karoserii czy zdrapanym lakierze. Taka cecha charakteru przydaje si bardzo przy zaatwianiu drobnych formalnoci w Wydziale Komunikacji Drogowej, czy n ie? W ten oto sposb suba porzdkowa stworzya sobie barwny obraz ycia pana Jussufa Ali hassar w Warszawie. Myl jednak rzek kapitan sabo e prerogatywy suby porzdkowej nie id tak daleko inwigilacji. Susznie rzek z uznaniem Dziarski. Pozostawiam tedy waszej pieczy, kapitanie, pana Jussufa Ali Chassara, ktry mnie ju nie interesuje. Obecnie interesuj mnie wycznie jeg o klienci, a moe raczej kontrahenci. Zeskoczy z biurka i powiedzia: Dzikuj, kapitanie, tymczasem i wyszed. Suba po n z odraz kapitan nie lubi bezporednioci, z jak ci posterunkowi wtrcaj si w nie t dla nich delikatne sprawy. Po czym postawi ledwie widoczny, dyskretny znaczek na karcie ewidencyjnej Jussufa Ali Chassara, obywatela egipskiego.

Dziarski szed wysokim, ciemnym korytarzem, usianym jasnymi prostoktami matowoszkla nych drzwi, spoza ktrych kady si plamy dziennego wiata na czerwony chodnik. Korytarz rzecina szerok klatk schodow o dugich kondygnacjach ppiter. Dziarski otworzy klucz i do swego gabinetu, usiad za biurkiem i podnis suchawk telefonu. Sierancie Macieja zek czy wezwany stawi si? Tak jest rzek starszy sierant Maciejak czeka. Pros i rzek Dziarski i odoy suchawk podnoszc jednoczenie drug, w ktr powiedzia: ie ode mnie za p godziny. Rozlego si pukanie, Dziarski zawoa: Prosz. Drzwi si wszed Eugeniusz migo. By w mundurze MPA, lew rk mia na temblaku, za twarz ozdobion rzyami leukoplastu. Dzie dobry rzek migo otrzymaem wezwanie. Dzie dobry rz lecz bez umiechu Dziarski zgadza si. Prosz, niech pan siada. Geniek usiad i zapada sza. Panie migo odezwa si po pewnym czasie Dziarski od tego, co mi pan powie, zaley, ostanie pan aresztowany, czy nie. Ten peen treci pocztek nie uczyni na migle wikszego wraenia. To zawsze tak owiadczy pogodnie gdy ma si z wami do czynienia. Czy mog zapali pa sa? Oczywicie rzek Dziarski na razie nie jest pan aresztowany i moe pan robi, co si wnie podoba. Nawet powiedzie mi prawd. To mwic, wyj paczk Wczasowych, poczstowa mige i poda mu zapalon zapak. Powiedziaem wszystko w pierwszym zeznaniu w komisariacie rzek migo i nic wicej n m do dodania. Napadli mnie, broniem si, pobili mnie, schroniem si do budki drnika i t wszystko. Dziarski przerzuca stronice lecego przed nim maszynopisu. A co si dziao w autobusie linii 100 przed przyjazdem do zajezdni? Byy awantury. Grupa obuzw, jak to si mwi, rozrabiaa. To wszystko. Ci sami, ktrzy potem pana napadli? Nie wiem. Moliwe. Byo ciemno, a tych z autobusu nie przypominam sobie. Skoro by pan ju atakowany w autobusie, dlaczego tedy nie zwrci si pan o pomoc do uzb ojonego stranika trzymajcego wart przed zajezdni. Skd ja mogem wiedzie, e na mnie czekaj? Kto to by w czowiek ogromnego wzrostu, ktry pojecHal z panem do zajezdni? Geniek migo zacign si gboko papierosem; trzymanym do wewntrz doni, i strci may popielniczki Nie wiem powiedzia spokojnie. Dziarski spojrza na mige. I milcza. Po parli minutach milczenia Geniek poruszy si na rzele, jakby mu byo niewygodnie, i rzek: Nie wiem. Doprawdy nie wiem w gosie jego zadwiczaa ledwie uchwytna nutka ostrono Dziarski milcza. To byo tak zacz ponownie migo: tego wielkiego faceta skotowali w pierwszej bjc usie, po czym ja owiadczyem, e lec do zajezdni. Facet poprosi, eby go podrzuci do wi ktu, za Nowotki. No to ja powiedziaem, e dobrze, ale potem on powiedzia, e jak mi je st ciko prowadzi, to on zejdzie ju w zajezdni i potem podejdzie ten kawaek. I tak zro bilimy. A jak tylko wyszlimy za bram, to poegnalimy si, jeszcze na Inflanckiej, on po zed w lewo, a ja przez pole i tam na mnie naskoczyli. I to chciaem panu powiedzie w gosie Genka zabrzmiaa odzyskana pewno siebie e nie ma co wierzy w zeznania tego ko ktora, bo on od razu, jak si w wozie zaczo, umar ze strachu i nic nie wie, co si dzia . Czyli. rzek wreszcie Dziarski twierdzi pan, e w baraku drnika znalaz si pan sam n przez cay czas sam, a do przybycia Pogotowia? Sam potwierdzi skwapliwie Geniek, unoszc zdrow rk i demonstrujc wskazujcy palec i jak ten paluszek. Z tego wynika, e to pan sam pobi i porani szeciu znanych warszawskich noownikw, z k h jeden do dzi dnia walczy ze mierci, za jeden, nazwiskiem Metody Gwd, ogarnity pan ek z Warszawy. Ja rzek skromnie Geniek. Wobec tego zmusza mnie pan, abym zatrzyma pana a do rozprawy za chuligastwo owiadcz spokojnie Dziarski. Geniek pochyli si do poufale ku Dziarskiemu. Prosz pana, widzi pan, cay gips polega na czym innym. To oni sami si tak oporzdzili.

Byo cholernie ciemno. Ja znam teren. Jak zapali za elazo, za mutry i zakrtki, to ja zaczem kluczy po wdoach, wrd cegy, a oni adowali jak z procy, na olep. Jak jeden zaprawi tak mutr w mich, to go pooy na miejscu. Gowa pracuje, rozumie pan? umiec jc zdrowe, biae zby pod piknym wsikiem. Dziarski umiechn si rwnie. Panie migo powiedzia zamy, e ja uwierzyem w te bajeczki starej niani, ktre m iada. Zgoda. Ale chc panu zada jedno pytanie: dobrze pan wie, e ci zaatwieni przez p ana faceci wyjd kiedy ze szpitala, a poza tym maj oddanych i bardzo draliwych na pun kcie honoru kolegw; tote zzy nie odczuwa pan rodzaju niewygodnej przykroci, zwanej potocznie lkiem, e ju niebawem wdowa po panu i dwie mae sierotki przespaceruj si w ni utulonym alu za pask trumn? Geniek spojrza wesoo na Dziarskiego. Nie rzek beztrosko mam dobr opiek. Ostatecznie, skoro nasza kochana milicja zainte esowaa si moj osob, jak wida, to nie dopuci ona, by stao si co zego spokojnemu ob , aby dziaa mi si jaka krzywda. Bardzo si ciesz, e pan o tym wspomnia, znaczy to, e iczy na panw. Bezwarunkowo rzek z powag Dziarski moe pan na nas liczy, spokojny obywatelu. Po czym wsta. Dzikuj panu, panie migo, to wszystko. Aha, na jak dugo ma pan zwolnie lekarskie? Na cztery tygodnie rzek z westchnieniem zadowolenia Geniek nie mona si skary. Lekarze znaleli co szarpanego i tuczonego w tym obojczyku. Jaki uraz czy co t ego. ycz rychego wyzdrowienia rzek Dziarski przepustk ostempluj panu w sekretar igo wyszed, za Dziarski uj suchawk i nakrci numer telefonu wewntrznego. Klusis u. Nazwisko migo, imi Eugeniusz, mundur MPA, rka na temblaku. Zameldujcie si wieczore . Geniek zszed na d i odebra dokumenty w biurze przepustek. Przy okienku trci niechccy kiego faceta w cyklistwce, gumowych butach i granatowym, brezentowym paszczu, po cz ym powiedzia grzecznie: Przepraszam. Facet burkn co, pochonity najwidoczniej swym awami; wyglda jak technik budowlany, bardzo pieszcy si do roboty, od ktrej oderwano g niepotrzebnie. Geniek wyszed z gmachu Komendy Stoecznej MO na ulicy byo chodno, lec z przyjemnie i wieo. Na rogu Leszna zauway owego faceta w granatowym brezencie, wygld ajcego jakby si pieszy bardziej ni kiedykolwiek. Geniek spojrza na zegarek i wolnym k okiem przeszed dugi plac obramowany dostojn architektur z czasw Krlestwa Kongresowego Min Ogrd Saski i dotar do rogu Krlewskiej i Marszakowskiej. Tam sta ju facet w gra ym brezencie, zaaferowany i pieszcy si rozpaczliwie, czekajcy niecierpliwie na rodki lokomocji, ktre jak na zo nie nadchodziy. Nie ma co pomyla Geniek z satysfakcj nie mona powiedzie. Skin rk motorniczemu przejedajcego z oskotem tramwaju; motor i, Geniek wskoczy na przedni pomost i przywita si z motorniczym. W chwil potem na sto pniu przedniego pomostu zawis facet w granatowym brezencie. Motorniczy przyhamowa i wychyli si ze swego miejsca. No, ju powiedzia bez gniewu gub si pan. Nie widzi przodem bdzie wchodzi Facet w brezentowym paszczu rzuci twardo: Subowy nie za stpi. Dobrze, dobrze rzek motorniczy subowy nie subowy, zjedaj pan. Wejcie stemy subowi Facet nie odpowiedzia, nie okazywa adnej legitymacji, lecz nie schodz topnia. Motorniczy zatrzyma tramwaj. Schodzi pan czy nie? podnis gos bo zawoam m anta! To jest wejcie tylko dla matek z dziemi rzek z agodn perswazj Geniek a pa dziecko, ani jeszcze matka Na pomocie rozlegy si chichoty, facet w granatowym paszcz zszed ze stopnia, skoczy ku tylnemu wejciu, wsiad i zacz gwatownie przepycha si d u. Przed Alejami Jerozolimskimi Geniek szepn co do ucha motorniczemu, ten zwolni. Ge niek zszed spokojnie na jezdni i tramwaj ruszy dalej. Gdy go mija, Geniek umiechn si faceta w granatowym paszczu, szamoczcego si rozpaczliwie w nieprzytomnym, warszawsk im tramwajowym cisku i unoszonego ku odlegemu przystankowi.

Porucznik Dziarski wkada palto, gdy kto niemiao zapuka; drzwi si otworzyy i wszed granatowym, brezentowym paszczu. Dziarski spojrza na pytajco. Mielicie si przecie owa wieczorem, Klusiski, nie? Klusiski sta w postawie penej skruchy, mnc cyklistw , twarz jego wyraaa prawdziw rozpacz, troch znieksztacon wrodzonym zezem i nosem w ks tacie karowatego ziemniaka, ktre to elementy utrudniay twarzy tej wyraanie tragicznie jszych uczu. No, no pokiwa bez zoci gow Dziarski takiego asa jak wy zaatwi od ztuka Wykoowa was? C zrobi doda po chwili zmarnowalicie doskona okazj, albow pliwoci, e migo prosto std poszed zoy raport, za nie mam adnych powodw, aby go tu wezwa. Ale nie martwcie si, Klusiski, kademu si to moe zdarzy klepn Klusisk niu i wyszed z pokoju.

Geniek migo czeka w sieni ogromnej piekarni, tonc w zachwycie. Co za zapachy! myla nielony dzieci tu trzeba prowadzi zamiast do parku. Drzwi sieni otwary si i wszed Fr deryk Kompot rowy, umczony, w biaym fartuchu i wysokim, piekarskim czepcu, ktry go c yni jeszcze bardziej ogromnym; wyglda jak dobry kucharz Rondelino na dworze krla olb rzymw z bajki dla dzieci. Jedynie krzyyki leukoplastu na jego ksiycowym obliczu i brz owosiny fonar pod lewym okiem wskazyway na to, e ta baniowa posta miaa niedawno konkr etn styczno z realnym yciem. Eugeniuszu! zawoa z pewn emfaz Fryderyk Kompot jake si ciesz, e jeste! To lisze drzwi i wcign Genka do wielkiego pomieszczenia. Stay tu ogromne stoy, pokryte b achami do wypieku ciastek, na blachach leao rozrobione ciasto, gotowe torty i najp rzerniejsze ciastkowe ingrediencje, ktrych przeznaczenie znane jest tylko czarnoksini kom w biaych czepcach. I jak tam byo? spyta niecierpliwie Kompot. Wszystko wedug nu rzek Geniek mwiem tak, jak emy ustalili. Kiedy mamy zjawi si w umwionym miej wczeniej ni w przyszym tygodniu rzek Kompot z alem. Wiesz, Fredek powiedzia z p migo ja teraz jakbym wszed w nowe ycie, od czasu tej nocy. Jakbym zapa, jakby tu p edzie, co najwaniejszego za sam ogon Eugeniuszu! zawoa Fryderyk Kompot z ogniem moje najskrytsze myli, chocia czynisz to do obcesowo. Dotd cign, popadajc w zad tylko poet, stwarzaem wdziczne poematy i ballady, sonety i stanze Poet? zdziwi si aem, e pracujesz jako cukiernik Eugeniuszu! rzek z cichym wyrzutem Kompot czy nie jmujesz, e mona tworzy liryczne pczki, ptysie ballady, eklerki poematy, ptifurki szki, rurki z kremem jak sonety, trzynastozgoskowe keksy i mietankowe babeczki o p oetycznej naturze miosnych stanz? To mwic unis w swej ogromnej doni mae, licznie ne ciasteczko, ktre jakby zmienio si czarodziejsko w istne dzieo sztuki pod delikatn ym, penym czuoci dotkniciem palcw Fryderyka Kompota. Geniek poczu si znw jak za cza j najwczeniejszej modoci na pierwszej w yciu gwiazdce, wobec roziskrzonej, baniowej c hoinki. A teraz w gosie Kompota zadudni spi od czasu tamtej nocy poczuem nowe pow e, jaki wielki gos wzywa mnie nieustannie sowami: Fryderyku, wsta, pjd za tym czowi i walcz! Racja rzek powanie Geniek ten facet jakby kopn nog najlepszy rozruszn nie. Jak sobie pomyl o tym, co mwi wtedy, to wydaje mi si, e te jego sowa byy tak w ak ganik w silniku. To porwnanie nie wydaje mi si najszczliwsze rzek z odcieniem wy Kompot. Ja marz o spotkaniu tego czowieka ponownie. O ujrzeniu jego twarzy, roz umiesz? doda marzycielsko. Baaa! rzek migo czy rozumiem? Od kilku nocy wierc s nie na tapczanie i wzdycham. A Halina mnie ju podejrzewa, e si zakocHalem, i piekli si przy posikach. Tymczasem ja kombinuj, jak by tu spotka tego faceta znowu Zobaczy j go twarz

Niski, czarny citroen przyhamowa bezszelestnie przed bram szpitala na Oczki. Z aut a wyszed porucznik Dziarski i rzek do szofera: Zaczekajcie. Po czym wszed w bram, w cigajc rk z legitymacj ku okienku portiera. Na pitrze gwnego gmachu Dziarski chodzi chwil par tam i z powrotem po szerokich, wyka anych czarno biaymi kaflami korytarzach. Nie lubi mdlcego zapachu rodkw dezynfekcyjn ch i zuytych banday, nie lubi ciszy szpitalnej, penej westchnie niedosyszalnych dla dzi std, tak natomiast wyranych dla czowieka ze wiata zdrowych. W szarobiaej perspekt ywie korytarza zamajaczya wreszcie biaa, niewielka posta, ku ktrej Dziarski skierowa si, oddychajc z ulg. Dobry wieczr, siostro rzek zbliywszy si. Niska, pyzata piel umiechna si na jego widok: jej porcelanowoniebieskie jak u lalki oczy i rowa, wiea no twarzy kontrastoway z surow sztywnoci biaego, wykrochmalonego czepka z czarnym la sem. Dobry wieczr powiedziaa. Co nowego? spyta Dziarski. Owszem rzeka piel acawa Fromczuka przyszed jaki pan. Aha rzek Dziarski do Irysa. Moliwe umiec rka ze zrozumieniem. Ten pan powiedzia, e nazywa si dyrektor Chaciak i jest dyrekto rem spdzielni konfekcyjnej Rado na Saskiej Kpie,. Twierdzi, e jest przeoonym Fro u niego pracuje. Oczywicie, dopuciam go do rannego, wedug paskich instrukcji, porucz niku. Rozmawia z nim dugo. Jak wyglda ten dyrektor Chaciak? spyta z zainteresowani Dziarski. Po bikiniarsku rzeka pielgniarka. Wysoki, mody, ubrany z krzykliw elega Wskie spodnie, buty na soninie, te konierzyki, wie ju pan jakie, i taki modny teraz paszcz. Jeszcze co bliszego indagowa Dziarski. Jak by go pani opisaa? Powiedzmy przystojny? Kwestia gustu umiechna si pielgniarka mnie si nie podoba. Jak by t dzie: raczej adny. Troch taki z opakowania od myda czy kremu do golenia. Rozumiem r ek Dziarski dzikuj. Dyrektor Chaciak po czym doda: Nadal tak samo, prosz siostr o wpuszcza, kto chce rozmawia z tymi facetami. adnych trudnoci prcz dowiadywania si o

nazwiska, ktre i tak bd faszywe. Jak oni si czuj? Ten najgorzej poszkodowany wyjdzi ako z tego, moe tylko bez oka. Ale niebezpieczestwa mierci nie ma. Dzikuj i do widz a rzek Dziarski, podajc rk pielgniarce. Poczu si naraz w doskonaym humorze, ale p natychmiast do porzdku, gdy 1 tylko zrozumia, i cieszy si z faktu, e Eugeniuszowi mig e nie grozi f oskarenie o zabjstwo. Na klatce schodowej przystan, by zapali papierosa. Gdy unis gow, ujrza przed sob r a Edwina Kolank. Ciesz si, e pana widz rzek Dziarski. Doprawdy? zdziwi si Kolanko to co no stosunkach. Pan tu subowo? Jak najbardziej rzek Dziarski. Jak i pan, czy nie? O t porze nie wpuszcza si wszak odwiedzajcych. Tak i nie rzek Kolanko moe mnie pan za yma za naduycie, posuyem si bowiem nieprawnie legitymacj prasow, aby odwiedzi mego ciela, doktora Halskiego. Doktor Halski ju nie pracuje w Pogotowiu? spyta Dziarski . Kolanko spojrza na badawczo. Pan zna doktora Halskiego, poruczniku? Osobicie nie rzek wymijajco Dziarski. Wiem tylko, e jest to jeden z najlepszych lekarzy Pogotowi a. Doktor Halski rzek wolno Kolanko zosta ciko pobity przed paru dniami na ulicy. Alejach Jerozolimskich. Ley tutaj, nie odzyskawszy przytomnoci. Lekarze skonstatow ali naruszenie podstawy czaszki i wstrzs mzgu. Istnieje obawa o jego ycie. Przez ch wil milczeli, po czym Dziarski rzek w zamyleniu: Doktor Halski by zwolennikiem do f astycznej teorii na temat ostatnich aktw chuligastwa w Warszawie. Jakie pene romanty cznej wyobrani, barwne opowieci o nowym Zorro, tpicielu za i gwatu, tajemniczym postr achu warszawskiej obuzerii. Powinienem by domyli si, e panowie si znaj doda, pat tro i przenikliwie na Kolank. Tak rzek Kolanko znamy si bardzo dobrze. Jedno mni ziwi rzek Dziarski to mianowicie, e nic nie wiedziaem o wypadku doktora Halskiego. I mnie to dziwi umiechn si z ironi Kolanko. Czy ma pan chwil czasu? spyta Dzia pana zawsze rzek Kolanko. Zeszli do kancelarii. Dziarski wylegitymowa si i zada akt przyjcia Witolda Halskiego o szpitala. Starszawy, szczupy urzdnik w szarym fartuchu powiedzia: Miaem wanie dy amitam dokadnie, panie poruczniku. Witolda Halskiego nie przywiozo Pogotowie, lecz zwyka takswka. By z nim wtedy jaki pan, ktry zaatwi wszystkie formalnoci. Jak wyg an? spyta szybko Dziarski, tknity nagym przeczuciem. Niski, starszy pan w meloniku i z parasolem rzek urzdnik mia t, kocist twarz i staromodny konierzyk. Pamit lbowiem zdziwiem si, e tacy oryginaowie chodz jeszcze po wiecie. Paski znajomy r rski do Kolanki. Kolanko zdawa si by mocno zafrapowany relacj urzdnika. Byem przeko y, e go przywiozo Pogotowie rzek cicho Kolanko co za niedopatrzenie Nie, nie rz nik. Wanie e nie Pogotowie, jak ostatnio tych zmasakrowanych szeciu. I dlatego pan p orucznik nie mia Halskiego w raporcie Pogotowia. Jakich szeciu? spyta Kolanko nic nich nie wiem Jestemy kwit rzek Dziarski ja nie wiedziaem o Halskim, pan nie wie tych szeciu. Pan mi opowiedzia o Halskim, ja panu opowiem o tych szeciu. Moemy i. Do idzenia skin gow urzdnikowi w kancelarii. Wyszli na ulic. Dziarski zbliy si do auta. Przespacerujemy si moe? spyta Kolanko rzek Dziarski i odesa auto. Szli ulic Nowogrodzk ku rdmieciu, pod niskimi lampami, wrd nagich jeszcze drzew, otu i mg wilgotnego wieczoru snujc si pomidzy czarnymi murami. Sucham pana rzek Kol dy Dziarski skoczy opowiada, Kolanko rzek: O ile pana zdyem pozna, opowiedzia mi pan to wszystko nie ze wzgldu na gr fair i k zno rewanu. Ma pan w tym jaki cel. Susznie rzek Dziarski chc, aby pan o tym napisa. Na twarzy Kolanki odbio si zdu Po prostu kontynuowa Dziarski uznaem, e nadszed czas na poinformowanie opinii pub znej. Kolanko milcza dusz chwil, po czym spyta: O czym? Dziarski nie odpowiedzia. Zapado cikie milczenie. Poruczniku przerwa je Kolanko. Czy wie pan, kto to byli desperados? Umiech Dziarskiego, gdy spojrza na swego rozmwc, suy wycznie do pokrycia zdumienia Wiem odpar wolno i niechtnie. Za modych lat czytao si co nieco z takich lektur Czy sdzi pan, e w Warszawie s obecnie desperados? S rzek po namyle Dziarski oczywicie Ci w oprychwkach, w kolorowych demprach po mi. Ot zapewne wie pan, jak walczono w swoim czasie w Teksasie z plag desperados. Spoko jna ludno, doprowadzona do ostatecznoci, schwycia za bro, aby

Kochany redaktorze przerwa mu Dziarski z umiechem to nie dla nas. Nie yjemy w Teks sie, lecz w normalnym, cywilizowanym spoeczestwie. A zreszt powiem panu co jako fach owiec przystan i uj Kolank za rami. Widzi pan, takie wsplne akcje przeciw zu w maj sab stron. W chwili gdy wybucha gniew ludzi spokojnych, gdy chwytaj oni wsplnie a bro w celu poskromienia, gwatu i bezprawia, wtedy s niepokonani. Ale potem rozcho dz si do domw i chc y w spokoju. Inaczej jest z drug stron. Gwaciciele porzdku za owi do zbrodni, przestpstw i przemocy, w tym tkwi ich sia i przewaga nad ludmi spok ojnymi, ktrzy tylko chwilowo s gotowi do walki. Tote mdrzy przestpcy, gdy narasta prz eciw nim burza, przysiadaj cichutko w trawie i czekaj, a burza przeminie. Po czym w ychodz z powrotem na w, dni zemsty, i ofiarami ich padaj ci sami ludzie, ktrzy prz , w gromadzie, byli dla nich niepokonani. Dlatego jedynie my, milicja, zdolni je stemy do konsekwentnej walki z paskimi desperados. Uhm! mrukn Kolanko bez przekonania. Albo czowiek cigle gotowy do walki z bezprawi i gwatem. Po prostu widzcy w tej walce swj cel ycia. Moliwe rzek Dziarski z zagadkowym umiechem. Niemniej dla mnie czowiek taki jest p stpc. Duy postp od czasu naszej ostatniej rozmowy w Bristolu ironizowa Kolanko. Ju si upiera przy przestpczych porachunkach. Nie rzek powanie Dziarski. Nie upieram si, ale nie znaczy to, e przyjem pask sensacyjn teori. S rzeczy, o ktrych pan nic nie wie, redaktorze Kolanko. Zgoda rzek Kolanko i dlatego nie opublikuj ani sowa na ten temat. Zaczekamy, poruc niku, mnie si nie pieszy. Mnie w zasadzie te nie rzek pogodnie Dziarski. Boj si tylko, e moe nadej dzie dwaj zaczniemy si okropnie pieszy. Przez chwil szli w milczeniu. Co pan sdzi o tym, facecie w meloniku i z parasolem? spyta nagle Dziarski. Serce Kolanki zabio niespokojnie. Skd on wie, e wanie o tym myl? przemkno mu p ym rzek wolno i ostronie: W wielkich miastach istnieje specjalna kategoria ludzi, ktrych wszdzie mona spotka, ktrzy wszdzie s, ktrzy rzucaj si w oczy sprawiajc wraenie niezwyke. Ale bliej poz uj si starszymi radcami Centrali Handlu Pierzem. Myl, e ten pan naley do tego typu lu zi. Moliwe rzek Dziarski z zagadkowym umiechem, ktry ju raz zaniepokoi Kolank. Mo cj. Moe to i lepiej, e pan nic nie napisze o tej ostatniej masakrze. Sdz, e dzisiejszy wieczr posun mnie nieco naprzd pomyla Dziarski z zadowoleniem nadto dwie miesiczne pensje, by dowiedzie si, co czy starego pana w meloniku z Eugeni uszem migo? I nagle zawrci na picie. Redaktorze rzek stanowczo. Musz zobaczy doktora Halskiego. Kolanko jakby si ockn z zamylenia. Powiedziaem panu przecie, e jest jeszcze cigle nieprzytomny. Byem tam przed pgodzi mawiaem z lekarzem, ktry si nim opiekuje. To nic mrukn Dziarski. Jak pan chce. Ja wracam. I ruszy w stron szpitala. Id z panem rzek Kolanko, doganiajc go. Szybko przebyli Nowogrodzk i weszli na teren szpitala. Przed drzwiami separatki, w ktrej lea Halski, spotkali niskiego, tgiego lekarza w biaym kitlu. Doskonale, e p spotykamy, panie doktorze rzek Kolanko. To jest pan porucznik Dziarski z Komendy Stoecznej MO przedstawi Dziarskiego ktry pragnie zobaczy doktora Halskiego. Czy mo ? Co tam jest do ogldania? wzruszy ramionami lekarz. Ciki wypadek. Czy mona? powtrzy pytanie Kolanki. Brzmiao to uprzejmie, lecz nie bez dozy pewnej urzdowoci. czywicie rzek do niechtnie lekarz. Skoro jest pan subowo, panie poruczniku S wno Dziarski. Lekarz otworzy ostronie drzwi wskiego, dugiego pokoju, surowo pomalowanego na kolor sinoniebieski. W gbi stao ko szpitalne z wykresem gorczki nad gow, obok biaa szaf i dwa krzesa. W pokoju panowa pmrok. Dziarski, Kolanko i niski lekarz zbliyli si do kadym krokiem w stron coraz wyraniejszego ksztatu ludzkiego, lecego pod kocami na arze ich wyduay si ze zdumienia, sycha byo podniecony oddech niskiego, tgiego lekar oktor Witold Halski mia otwarte oczy i patrza na nich jasno i przytomnie spord gruby ch banday. Lekarz przypad do rki chorego i uchwyci puls. Po czym nacisn guzik dzwonka w cianie,

zek do Dziarskiego i Kolanki: Id przygotowa zastrzyki i wyszed popiesznie z pokoju ezkrwiste wargi Halskiego poruszyy si z trudem, w jego oczach zatlia si jaka proba. D iarski i Kolanko pochylili si nad kiem. Wtedy usyszeli szept: Pamitam, przypominam ie, redaktorze po krzyu Kolanki przebieg dreszcz, gdy uwiadomi sobie, e Halski zwra si do niego. Najprzd mnie pobili ale jak a potem co na ksztat umiechu, jakby og iek okazania zadowolenia odbi si w cignitych brwiach Halskiego potem widziaem te liste, jarzce si oczy on mnie tu przywiz Blade powieki spady na zmczone spojrzeni ajc kontakt ze wiatem, biay wycinek twarzy zlewa si teraz zupenie z biel otaczajcyc atrunkw. Uff westchn zachrype Kolanko eby mu to tylko nie zaszkodzio. Drzwi o szybko i cicho i do pokoju wjecHal szklany stolik na kkach, peen stalowych pude z za strzykami, retort i skomplikowanych aparatw medycznych; za niskim lekarzem weszy p opiesznie dwie pielgniarki. Bardzo panw przepraszam rzeki niski lekarz ostro i nerw owo ale prosz opuci pokj. Trudno, panie poruczniku rzek, jakby uprzedzajc opr ze Dziarskiego ale w tej chwili ja tu decyduj! Dziarski spojrza na z sympati i wyszed raz z Kolanka bez sowa. Po chwili wyszed niski lekarz.. Chciaem tylko panom powiedz ie, e nie jest le. Myl, e kryzys min. Sdz, e teraz pjdzie wszystko ku lepszemu; oczekiwan serdecznoci i doda: Do widzenia! Po czym wszed szybko z powrotem do sepa ki Halskiego. Na schodach zapalili papierosy, nic nie mwic. Nic nie mwili przez ca drog a do bramy pitala. Dopiero za bram Dziarski zacz si mia. Pocztkowo cicho, jakby chichoczc, po coraz goniej, wreszcie mia si na cae gardo, jakby ogarnity najszczersz wesooci, ekranu, na ktrym dwch komikw przewraca si na skrkach od owocw i mae sobie nosy cias mi z kremem. Kolanko spoglda na niego ze zdumieniem, ktre zmieniao si z kad chwil w niech. Pogromca desperados! zamiewa si Dziarski. Poskromiciel bandy Irysa! Postrach warsz wskich, chuliganw! Starszy radca w Centrali Handlu Pierzem! Jarzce si, przeraliwe oc zy! Lwia grzywa! Czowiek byskawica! Nieuchwytny Zorro! Niepokonany bohater miliona krwawych rozpraw! Zorro w meloniku i z parasolem Redaktorze, trzymajcie mnie I nagle przesta si mia, tak jakby olniewajca myl znalaza niespodziewanie drog do j omoci. Panie redaktorze rzek aresztujemy niebawem tego czowieka. Kolanko opar si plecami o mur i zsun kapelusz z czoa na ty gowy. W ustach u resztk iu z odrzuconego przed chwil papierosa. Przysigbym powiedzia wolno e facet, ktry tak pana mieszy, ma czarne oczy Po czym zagadkowy umiech przewin si po jego twarzy i doda. A zreszt mog si myli. Moe pan ma racj, poruczniku, ze chce pan tego czowieka jak ciej aresztowa. Radz si nawet panu popieszy! CZ CZWARTA 1

Juliusz Kalodont czeka. Ludzie, czekajcy w yciu na co, dziel si na dwie kategorie: na tych, ktrzy wiedz, na czekaj, i na tych, ktrzy tego nie wiedz, a tylko czekaj. Rzecz dziwna Juliusz Kalodo nt wiedzia dokadnie, na co czeka, i nie mia zarazem zielonego pojcia o tym, na co cz eka. Zabawne, prawda? Byy dni rozpoczynane przez Kalodonta wesoym piewem i rzekim po hukiwaniem, gdy rankiem, skoro otworzy oczy, nawiedzaa go sodka myl: Dzi przyjdzie! Z awi si znw. Na pewno! C, kiedy ponury welon udrcze gasi w nim po chwili wszelak ra to ma przyj? Kto ma si zjawi? Jak nazwa tego kogo? Czy w ogle jest to kto, czy co? o, czy to co, szukao przyjaci, miao wspaniay, oprawny w masywn platyn brylant na p rdecznym i palio papierosy Wczasowe. To wszystko. Kady za przyzna, e z takim zasobem iadomoci o kim czy o czym trudno jest stworzy sobie jasny obraz kogo lub czego, za ki lub za czym si tskni. Tak, to bowiem by jedyny uchwytny element caej sprawy: tsknota . Juliusz Kalodont tskni za owym kim lub czym, o ktrym nic nie wiedzia. I to byo naj wniejsze. Przyzna trzeba, e cztery tygodnie tsknoty to duo. Gospodyni Juliusza Kalodonta, pocz ciwa staruszka imieniem Helena i nazwiskiem Lipiska, dosza mniej wicej w tym czasie do wniosku, e ze wiatem dzieje si niedobrze. Kiedy Juliusz Kalodont wraca po raz ni e wiem ktry do domu po pnocy i dugo jeszcze chodzi po swoim pokoju, wykrzykujc jakie

ania, wiekowa Helena Lipiska nacigaa trwonie kodr na uszy, szepczc drcym gosem: em Kalodontem dzieje, Panienko Przenajwitsza? Jak odmieniony! Ani chybi zostanie a ktorem! przy czym diagnoza ta miaa dla niej znaczenie katastrofalne, albowiem pyna z jej smutnych dowiadcze sprzed p stulecia. Kilkakrotnie odwiedzaa go Marta Majewska, z ktr poczya go przyja. Marta zatrzymywa okro po ssiedzku przy kiosku i rozmawiali ze sob chtnie na rne tematy, od pogody pocz zy, a na uczuciach skoczywszy. Marta bya bardzo powcigliwa, niemniej Kalodont wysun z jej skpych zda, e w jasnowosy lekarz Pogotowia, ktrego poznali w komisariacie, stanow osob godn uwagi. Natomiast wszelkie podejmowane przez Kalodonta prby nawizania do o wych przedziwnych, jasnych, przeraliwych oczu, o ktrych Marta mwia tak przejmujco w k omisariacie, napotykay z jej strony na guch rezerw i pomijane byy milczeniem, tak e w kocu Kalodont doszed do wniosku, e Marta o nich zapomniaa lub przynajmniej chce bez reszty zapomnie. Owe trzydzieci dni chodzenia po ulicy, spoywania posikw i penienia zawodowych obowizk nacechowane byy bezustann myl o nim, Przechodzc obok kina zastanawia si: czy o n cho do kina? Podczas sprzedawania gazet drczy go nieustannie problem: co o n czyta? N ic wic dziwnego, e przy pracy Juliusz Kalodont popenia karygodne, oburzajce wrcz bd omyki; zamiast Przegldu Sportowego dawa Tygodnik Katolicki, zamiast danych zapaek rty pocztowe, zamiast Dukatw kad Poznaskie i tylko gdy kto prosi o Wczasowe, wzr a zaostrza si nieodmiennie, stawa si przenikliwy i drcy, tak e modzi chopcy i mo dla ktrych kupowanie papierosw cigle jeszcze wie si z niejasnym wspomnieniem o zakaz nym owocu, zaczynali czu si nieswojo pod tym spojrzeniem i czstokro odchodzili szybk o, zapominajc wzi reszty. Kiedy wieczr by chodny i ddysty kto zada Horyzo kaza Kalodontowi byskawicznie wyrzuci poow korpusu z okienka: na ten widok stojcy prz d kioskiem pan z pokan siwiejc brod i o oczach zaszczutego wasnymi spekulacjami mylo i naukowca cofn si w popochu do tyu. Kalodont odsapn z udrk, po czym wrczy owemu asopismo akurat w momencie, gdy pan w zabiera si do regularnej ucieczki. Co za gupiec ze mnie westchn z niewysowion gorycz Kalodont czy tacy jak on czytaj Horyzonty I po raz chyba osiem tysicy czterysta dwudziesty szsty wyobrazi sobie, jak to nastpi i o co on poprosi. Tymczasem stao si zupenie inaczej ni w omiu tysicach czterystu kilkudziesiciu warian h przewidywanych przez Juliusza Kalodonta. Pan Juliusz stara si ostatnio zamyka swj kiosk jak najpniej, czstokro po godzinie dziesitej, tumaczc nieudolnie nadcigajc ostpowanie przed czcigodn Helen Lipiska. Wieczr by chodny, lecz rzeki, i Kalodont w nwszy z rozczarowaniem, jak wzdycHal ju trzydzieci razy przez ostatnie trzydzieci wi eczorw, zaoy okna wystawowe specjaln okiennic, uporzdkowa i pozamyka towar, popraw maciejwk na gowie, przygadzi wsy, uj lask i wyszed z kiosku bocznymi drzwiami, o i na zewntrz. Zamkn je i ju zamierza przekrci klucz w zamku, gdy zdrtwia. Zamknit dsoniy cian, o ktr oparta ramieniem staa niewysoka, szczupa sylwetka, w pozie swobo palc papierosa. Kalodont chrzkn dwa razy gwatownie, nie mogc doby z siebie gosu: zd ie, przeraenie i rado skotoway si w jego duszy odbierajc mu mow. Dobry wieczr, drogi panie Kalodont odezwaa si sylwetka gosem cichym, lecz jasnym, w ktrym wyczuwao si umiech. Ciesz si, e pana widz. Jjjjaa ttte wybka wreszcie Kalodont i nagle zdoby si na piorunujc, brawurow odw egdy, w dniach walki i chway, jednaa mu serca ludzkie, przynosia zwycistwa i saw. rzek z ryzykanck stanowczoci e ja pana wcale nie widz Nie wiem, czy pan jest ni y wysoki, stary czy mody, brzydki czy pikny Nie wiem nic, rozumie pan? A tak pragnbym Rozumiem, drogi panie Kalodont rzeka sylwetka. Rozumiem doskonale. Czy pozwoli pa n, e przejdziemy si kawaek razem? Odprowadz pana w stron domu, dobrze? A teraz prosz rzekrci klucz i wzi go ze sob. Dobrze westchn Kalodont i poprawi maciejwk ruchem penym frasunku. Zamkn drzwi n ruszyli w stron Ksicej. Wieczr nie nalea do ciemnych, plac Trzech Krzyy by dobrze owietlony, a przecie Kalod owi nie udao si spojrze nawet raz w twarz kroczcego obok czowieka, mimo i droga wiod od najjaniejszymi latarniami. Jaka ciana nieprzekraczalnych nakazw, przez nikogo nie wypowiedzianych ani nie wydanych, oddzielaa jakby Kalodonta od poznania tej twar zy. Wiedzia ju, e kroczcy obok czowiek jest rwnego z nim wzrostu, to znaczy ani niski ani wysoki, ot, redni; e ma na sobie paszcz deszczowy, cignity mocno paskiem, z szer kim, postawionym konierzem, e nie nosi adnego nakrycia gowy, e stpa lekko i cicho, e zyma rce w kieszeniach. Czu spron si, jak naadowana bya kroczca obok niego posta

nie pojmowa, skd bierze si to przekonanie o sile. Drogi panie Kalodont pado, spoza postawionego, konierza czy zdecydowa si pan? Juliusz Kalodont zamierza zatrzyma si i wyrzuci z siebie milion pyta. Nie zatrzyma si ednak ani nic nie wyrzuci z siebie. Szed spokojnie obok sylwetki w deszczowym paszc zu i spokojnie, lecz stanowczo, jakby to wszystko byo proste, atwe i oczywiste, rz ek: Tak. Czy mog wic na pana liczy? spyta cichy, dwiczny gos. ..Na co liczy? W jakich sprawach liczy? Kto moe liczy? krzyczao w duszy Juliusza Ka onta, podczas gdy usta jego wypowiaday powane, zdecydowane, jasne: Oczywicie. Moe pan na mnie liczy. Ciesz si bardzo rzek z prawdziw radoci gos spoza postawionego konierza. Jeste en wiele wyjanie, panie Kalodont, musz wytumaczy panu mnstwo rzeczy, ale prosz mi po dzie, czy moe mi pan zaufa i zaczeka jeszcze troch na te wyjanienia? Nie, nie, nie! oto jakie sowa parzyy wargi Kalodonta jak krople rcej cieczy, podcza dy te same wargi szepny cicho, lecz pewnie: Naturalnie. Ufam panu. Zaczekam, a uzna pan, e nadesza stosowna pora dla wyjanie. Wtedy gowa za nastawionym konierzem obrcia si wolno ku Kalodontowi i Juliusz Kalodont ujrza po raz pierwszy oczy, jakich nic widzia nigdy. Mrz przelecia po grzbiecie i j akby lodowata do cisna krta. Albowiem oczy te, cho przyjazne teraz i spokojne, nasuw atychmiast przeraliw myl o tym, jak straszliwie musz one wyglda w gniewie i do jak po wornych czynw w tym gniewie zdolny jest posiadacz takich oczu. Te oczy! pomyla oniem iay kalodont Marta miaa racj Widzi pan, ludzie mnie si raczej boj pado spoza konierza gosem, w ktrym brzmia Juliusz Kalodont poczu, jak oblewa si psem piekcego wstydu. Ach, ta Marta! poczu na rzypyw zoci w stosunku do Marty i zaraz zrozumia wszystko. Przecie ona si go boi P stu boi pomyla z ogromn trosk. Ale skd wybka po chwili to chyba przewraliwienie Jest pan miy dla mnie rzek cichy, dwiczny gos panie Juliuszu. Dzikuj panu. Ale jewska myli inaczej. Nieszczcie! pomyla z rozpacz Kalodont. Masz babo placek! Powinienem byt si tego na Majewska! Panna Majewska zachodzi do mnie po gazety wymamrota Kalodont i poczu, e musi skala argi kamstwem, trudno, niech si dzieje co chce, ale on. Kalodont, nie bdzie okrutni kiem. Rozmawiamy czsto o panu doda niepewnie. Naprawd? rzek czowiek kroczcy obok z jeszcze wikszym smutkiem w gosie. Wyobraa jak panna Majewska si mnie boi Jeszcze gorzej! daro si co w duszy Kalodonta. Coraz gorzej! Wtedy te zdoby si n nie zatracone ryzyko. Prosz pana rzek drcym gosem a moe by si pan chcia zobaczy z pann Majewska? yczajny sposb. Ja A moe jej co powiedzie? Nie, panie Juliuszu rzek mikko i agodnie czowiek obok. Jeszcze nie czas. Przede w stkim musimy stoczy walk w tym miecie. Cik, trudna walk. O to, aby spokojni ludzie m i si cieszy swym spokojem. Oczywicie rzek subicie Kalodont skoro pan sobie tego yczy, nic nie powiem. W cigu najbliszych dni zgosz si do pana dwaj ludzie. Bd to ludzie walczcy o spok k pan i ja, w obronie sabszych, przeladowanych, napadanych i lonych. Nawie pan z nimi cisy kontakt. Paski kiosk, panie Kalodont, bdzie nasz baz operacyjn, jeli pozwoli tak wojskowego terminu. Jak ich rozpoznam? spyta Kalodont zmienionym z emocji gosem. Widz, e jest pan czowiekiem dowiadczonym. Jeden z nich odznacza si imponujcym wzros , jest to prawdziwy olbrzym. Drugi bdzie w uniformie autobusowego szofera i z rk na temblaku. W porzdku rzek Kalodont. A w jaki sposb porozumiemy si z panem? Dam panom zna o sobie we waciwym czasie. Myl, e w takim wypadku wystarczy panu jedn odzina dla skontaktowania nas ze sob. Na tym polega paskie zadanie organizacyjne. Tego si po panu spodziewam. Tak jest rzek subordynowany Kalodont. Prosz na mnie liczy. Zatrzymali si na dole, przy zbiegu Ksicej i Czerniakowskiej. Czowiek w deszczowym pas czu jakby si zawaHal chwil, uczyni lekki ruch rk, jakby pragn jeszcze co powiedzie

ym rka opada i wycigna si ku Kalodontowi. Kalodont uj j z serdecznoci. Bya to r ha, o stalowej sile i sprystoci palcw. Tymczasem, panie Juliuszu rzek gos spoza w nastawionego konierza do widzenia i dzikuj. Czekam rychego spotkania rzek popi Kalodont. Bd na pana czeka dorzuci szybko i z uczuciem. Szczupa sylwetka odwrci czowy paszcz zalni czarno w pomroce sabego w tym miejscu owietlenia ulicy i caa posta ozpyna si w przestrzeni rozlegego, parkowego bulwaru pod skarp. Kalodont powdrowa w n domu. Cicha, gorca rado wypeniaa go caego. Czu, e od teraz sprzedawanie Szpilek nabierze nowego sensu, widzia, jak staro i reumatyczny bl w prawym kolanie odchodz w przeszo, znikaj z jego ycia, czu si modym, gotowym do rzeczy wielkich, wspaniaych, jcych czu si szczliwy. Chcia odrzuci lask, ale w por przypomnia sobie, e instr nie tylko do podpierania si, lecz take do obrony przeciw tym wszystkim, ktrzy bd go tropi, napastowa, zwalcza za to, e wystpi w obronie susznej sprawy. Uj tedy lask i poczu si niezwyciony. Pomyla, e bardzo by pragn podzieli si swym szczciem z z kim? Czcigodna i omszaa Helena Lipiska wykazaaby na pewno kracowe niezrozumienie dla tych spraw. Komu wic mona by zawierzy tak donios, a rozsadzajc tajemnic? Kalodo zystan, zastanawiajc si intensywnie. Figlarny umiech przewin mu si pod sumiastym w edzia ju, komu j moe zawierzy.

W trzy dni potem o godzinie czwartej po poudniu, gdy mrowie opuszczajcych urzdy i b iura pracownikw oywio plac Trzech Krzyy, cieszc si z adnej pogody i formujc popies onki do autobusw, przed kioskiem Juliusza Kalodonta przystano dwch ludzi. Wanie przyw eziono popoudniowy nakad prasy i Juliusz Kalodont spoza sterty Expressw Wieczornych z garnia zrcznie dwudziestogroszwki rzucane szybko przez pieszcych si do domw urzdnik ajc wprawnym ruchem egzemplarz gazety i odpowiadajc pogodnie na uprzejme pozdrowie nia staych klientw, gdy naraz kwietniowe jasne popoudnie zgaso i wntrze kiosku wypeni rok. Kalodont unis gow, zdziwiony, i ujrza przed sob za szyb tak potn mas ciaa, oli chmury nie przedstawiao dla dysponujcej ni osoby adnych trudnoci. Na tle chmury s ta mody czowiek w uniformie szofera autobusowego, z rk na temblaku. Kalodont stropi s w pierwszym momencie, po chwili jednak przybra wyraz twarzy, o ktrym nic specjalne go powiedzie nie mona, ktry za jemu, Kalodontowi, wyda si znakomicie pasujcy do tej sytuacji. Po czym spyta tonem niesychanie wieloznacznym: Czym mog panom suy? Ksi poczciwe oblicze czowieka chmury nabrao wyrazu duego skupienia i czowiek chmura rze gosem potnym, lecz sympatycznym: Czy moglibymy porozmawia z panem Kalodontem Juliusz m? przy czym w glosie tym sycha byo wyran trem. Czekam wanie na panw rzek J i przyzna trzeba, e sowa te uczyniy na wszystkich due wraenie, nie wyczajc samego nta. Wszyscy poczuli si naraz jak bohaterowie ponurej i pasjonujcej opowieci o taje mniczym sprzysieniu ludzi szlachetnych; tacy ludzie spotykaj si zazwyczaj w celu wyp lenienia za przy blasku lepych latarek w rozwalonej, niesamowitej karczmie Pod Skrz ypicym Umrzykiem, na rozstajach upiornych drg, przy akompaniamencie huku rozszalaych fal oceanu lub wycia wichru. Jedynie toczcy si za czowiekiem chmur i wytwornie schl dnym szoferem urzdnicy, domagajcy si papierosw, zapaek i wieczornej prasy, psuli niec o nastrj, wobec czego Juliusz Kalodont zamkn kiosk, zasunwszy uprzednio szyb wystawow mimo protestw gstniejcego grona klientw, ktrym owiadczy krtko: Sprawy osobiste. oddali si wolnym krokiem w stron Centralnego Parku pomidzy olbrzymem o obliczu przyp ominajcym ksiyc w peni nad konierzykiem la Sowacki i zgrabnym, eleganckim funkcjona szem miejscowej komunikacji w barwnej chustce na szyi. Chcielimy z panem porozmawia rzek z namaszczeniem mody szofer, mimo e sowa te wyr wiele. Wiem o tym odpar z moc Kalodont, dziki czemu pozycja jego zostaa nieodwoaln ugruntowana i chocia nikt tego nie wyrazi mow, oczywistym si stao, e jeli istnia gd wdca tych dzielnych ludzi, to Juliusz Kalodont by jego niewtpliwym zastpc. Wiem o ty powtrzy jeszcze pewniej Kalodont. Rozmawialimy przed trzema dniami o panach. Mj pr yjaciel powiadomi mnie o tym, e panowie odpowiadaj pewnym, jak by tu powiedzie wymogo m, i prosi, aebym z panami pewne rzeczy ustali. Kalodont podkrci sumiastego wsa, po wi maciejwk i krzepko uj lask, za obydwaj jego towarzysze odsunli si ode lekko, z szacunkiem. Czerstwy staruszek, mwicy o tamtym takim tonem, to byo co nowego, zupenie niespodziewanego. Tote gdy usiedli na samotnej, odlegej awce w pustynnej alejce po niej starego paacyku, w ktrym zbieraa si przed powstaniem listopadowym synna i zasu oa masoska, autorytet Juliusza Kalodonta by ju czym ugruntowanym i niepodwaalnym; po dzinnej rozmowie Fryderyk Kompot i Eugeniusz migo przekonani byli, e zayo jest chyba jciem zuytym, bladym i wtym dla okrelenie stosunku czcego Kalodonta z kim, kto nie

li im ycie i rysowa si w ich wiadomoci jako osobowo tylko na wp materialna. Po cz i z nalen czci flankujc wspaniaego starca, odprowadzili go do kiosku, przed ktrym cz s jaki wymieniali rewerencje poegnalne. Juliusz Kalodont spocz na mikkiej poduszeczce swego krzeseka i westchn nieomal z bog Wydawa znw Expressy Wieczorne, wierszczyki i Pomyczki, lecz myli jego byy dalek opoczucie niewiele miao cech wsplnych z samopoczuciem pracujcego na zasadzie komisu handlowca. Srebrzysty, cho odlegy dwik wzywajcej do boju trbki wibrowa w jego uszac Juliusz Kalodont widzia si oczyma duszy, jak pdzi na czele puku dragonw skadajcego samych Fryderykw Kompotw albo jak wychyla si z wiey czogu na czele pancernej dywizji , kierowanej przez niezliczonych Eugeniuszw migo, ktrych kolorowe chustki, wpuszczon e w rozpity konierz uniformu MPA, widoczne byy w czogowych wazach. Sumiasty ws Kaodo powiewa w tych marzeniach jak sarmacki proporzec i wszystko byoby wspaniale, gdyb y Juliusz Kalodont wiedzia dobrze, dokd pdzi i po co, z kim ma si bi i o co. Ale myli takie nie zaprztay mu zbytnio umysu, gdy w gbinach wiadomoci zakorzenio si w nim ie, e jest kto, kto wie to wszystko, a komu on, Kalodont, bez reszty ufa. Tote gdy w prostokcie wystawy ukazaa si drobna, smuka posta Marty i gdy umiech jej uczyni kwi iowe popoudnie wok kiosku jeszcze janiejszym i milszym, Kalodont po raz pierwszy w c zasie ich znajomoci nie odwzajemni si Marcie umiechem. Dobry wieczr rzek z surow Dobrze, e si pani zjawia, panno Marto. Mam z pani do pomwienia. Zasun szyb wystaw ed z kiosku i zamkn go na klucz, ju po raz drugi tego dnia. Czy ma pani chwil czas spyta. Dla pana zawsze powiedziaa Marta zalotnie. Wygldaa adnie, cho na zajt i n: skrzana, znoszona wiatrwka na domowym swetrze i siatka z zakupami w rku wskazyway na to, e Marta jest w trakcie jakich duych dokona. Wiosenne porzdki w domu powiedz mnstwo roboty. Nie szkodzi rzek wadczo Kalodont to potrwa krtko. Przeszli szerok, asfaltow alej obok Frascati i usiedli na jednej z pierwszych awek p arku. Panno Marto rzek uroczycie Kalodont jestem starym czowiekiem. No, no! przerwaa Marta. Nigdy bym tego nie powiedziaa. Jest pan dorodnym mczyzn rzaych latach, powiedzmy po czterdziestce, w sile wieku Sdzi pani? zagodnia szybko Kalodont. Jestem o tym przekonana rzeka z moc Marta. Panno Marto podj z namaszczeniem Kalodont, wrciwszy do siebie po chwili saboci. ym pani powierzy pewn tajemnic. Czy ponur? zaciekawia si Marta. Czciowo rzek Kalodont. Jest to tajemnica mego serca. Niedobrze pomylaa Marta. a Przemy to wic na wieczorow por, na deszcz i na sot rzeka z trosk bo teraz, e mwi o ponurych tajemnicach serca. Dzieci, jak pan widzi, graj w pik do doka. Brak n stroju, czy nie? Nie zdecydowa si Kalodont. S to sprawy nie cierpice zwoki. Ale skoro pani Skde znowu! zastrzega si szybko Marta jestem panu bardzo wdziczna, e wybra pan . Potrafi to oceni, panie Juliuszu. Dobrze rzek Kalodont po ponownej decyzji. Czy jest kto, o kim myli pani powanie, to? Czy, rozumie mnie pani, istnieje taki mczyzna? Nieszczcie! jkna w duszy Marta tego tylko brakowao! Czyby pan Kalodont? Nie, to e moliwe Chocia z t wiosn to nigdy nic nie wiadomo! Dlaczego pan o to pyta? rzeka Marta bardzo ostronie. Widzi pani rzek wolno Kalodont czas wreszcie odsoni karty i wyzna ca prawd Stao si! jkna Marta jak tu uciec? Przypomniaam sobie rzeka cichutko e zostawiam w domu nie zakrcony gaz. Panie Jul ! Gotowe nieszczcie! Musz ju i Mowy nie ma rzek Kalodont widz, e domyla si pani, co chc powiedzie. Z tym gaze a doda z gorzkim triumfem ale na nie. Wysucha mnie pani a do koca. Dzieci dary si: Pika do doka na poprawk, na poprawk! Sku baba na dziada! Marta w zrokiem ten rozgardiasz, jakby dajc do zrozumienia, e nie jest w stanie podj jakichk olwiek decyzji w tych warunkach. Musz si pani do czego przyzna. Ot wydaje mi si, e nadesza pora, w ktrej powinna o swojej przyszoci owiadczy niczym nie zraony Kalodont. Myl o niej do czsto rzeka Marta i ze zmiennym powodzeniem. Czy jednak pomylaa pani ju o tym, e celem ycia modej dziewczyny jest znalezienie ko

na czyim twardym, mskim ramieniu mona si ufnie wesprze w uciliwej wdrwce przez yci Uhm przytakna Marta. Od czasu do czasu myl i o tym. Jest mczyzna cign nieczuy na nic Kalodont prawdziwy mczyzna, ktry za pani o e zaraz splun w duchu: Tfu! To nie byo najwaciwsze z tymi oczami. Troch lepiej pomylaa Marta z ulg o sobie by tak nie mwi. W gruncie rzeczy jest t iay starzec. Nie wiem, kogo ma pan na myli rzeka nie bez zainteresowania Marta. Ot to! zawoa Kalodont to jest moja tajemnica. Musz si pani do czego przyzna. ani to, co opowiadaa pani w komisariacie po swej przygodzie na Wiejskiej? Pamitam. Tylko nie wiem, o co panu chodzi? O pani obroc. Wszystko naraz zmienio si wok Marty: jakby swobodne popoudnie stao si trudn por wa strzygni. Wic? Ot, pani wczesny obroca jest moim przyjacielem rzek skromnie Kalodont, spuszczajc . Po prostu jestemy ze sob blisko zwizani. Marta wstaa. Panie Juliuszu rzeka z zakopotaniem to, co pan mwi, jest rzeczywicie ponur tajem d czasu mojej przygody sycha coraz wicej w Warszawie o tym panu. Skoczmy, panie Juliu szu przysiada blisko przy Kalodoncie, kadc proszco do na jego ramieniu. Ja dopraw e chc nic wicej o tym wiedzie. Prcz tego rzek Kalodont szybko i powanie e staa si pani kim bardzo wanym dla Wanie tego nie chc nie mog nie powinnam wiedzie przerwaa nerwowo Marta. Jej sza ojrzenie poszukao oczu Kalodonta. Tym bardziej dodaa cicho e czowiek, ktrego na i bardzo zaley, znik gdzie bez ladu od blisko dwch tygodni. Ja doprawdy nic z tego ni e rozumiem. Za wczoraj wieczorem, jak niemal codziennie od dwch tygodni, czekay na mnie w ciemnociach ulicy Frascati jasne, jarzce si oczy. Oczy te nie patrz wrogo ani gronie, raczej smutnie, a nawet proszco Ale s straszne, panie Juliuszu straszne! Marta ukrya twarz w doniach. Kalodont pogadzi j po pochylonej gowie. Marto rzek agodnie nie mwmy ju o tym. Przepraszam i pani, to by bd z mojej st prosz mi powiedzie: kto znik od dwch tygodni? Marta uniosa gow. Leciutki umiech wplt si w jej zamylenie. Czyli e teraz, jeli panu powiem, zostanie pan moim powiernikiem? Zostan rzek gorco Kalodont. Lojalnym i wiernym. Dobrze powiedziaa Marta. Od dwch tygodni znik bez ladu doktor Witold Halski. Ten jasnowosy lekarz z Pogotowia? Tak rzeka Marta i mimo wszelkich wysikw kciki jej oczu zabysy lekkim wzruszeniem. To a tak zmartwi si serdecznie Kalodont. Nie rzeka przekornie Marta. Tylko e byam wobec niego nie w porzdku i nie mog si usprawiedliwi, gdy pojcia nie mam, co si z nim stao. Telefonowaam dwa razy do Pogotow a, ale poza owiadczeniem, e doktor Halski nie pracuje, nie uzyskaam adnych informacj i. A teraz Jeszcze to Wyja z kieszeni wiatrwki jaki papier i wrczya Kalodontowi. Kalodont przeczyta uwani to wezwanie do sdu dla Marty Majewskiej, majcej si stawi w charakterze wiadka. Kalod ont zastanowi si gboko. W jakiej to moe by sprawie? spyta. Nie wiem rzeka t Marta. Kalodont spojrza raz jeszcze na termin stawienia si w sdzie. Pjd z pani, Ma rzek. Czy chce pani? Bardzo ucieszya si Marta marzyam wanie o twardym, ms na ktrym bd si moga ufnie wesprze w uciliwej wdrwce do sdu. Juliusz Kalodont teri. 2

O, intonacje warszawskie! Wielkie miasto wytwarza wasn gwar, miejski argon, ktrego sowa i zdania nabrzmiae s m treci, dostpnych wycznie ludziom w tym miecie yjcym. O gwarze warszawskiej decyduj nak nie wyrazy, lecz intonacje. Nie znaczy to, e gwara ta nie posiada mnstwa sw zrod zonych w glebie tego miasta. Istnieje ogromna ilo sw i zwrotw, ktre tutaj wypowiedzia e zostay po raz pierwszy i tutaj doszy do rangi znacze wyjtkowych i niepowtarzalnych , arcytrafnych i arcymiesznych. Niemniej nie wyraenia i zwroty decyduj o warszawski ej gwarze. Prawdziwa gwara Warszawy to intonacja. W maym swku na pewno rodowity warsz

awiak potrafi zawrze tak przebogaty wachlarz znacze i nastrojw, o jakim pojcia nie m aj i mie nie mog ludzie wymawiajcy to sowo w innych miastach lub w innych jzykach. W arszawskim na pewno rozbrzmiewa, zalenie od okolicznoci, groba lub proba, pogarda lub szyderstwo, nadzieja lub zwtpienie, chwiejno lub moc charakteru. Odcie gosu, modulacj a, akcent oto, co decyduje o gwarze warszawskiej. Intonacja wyrae takich, jak po co ta mowa albo nigdy w yciu, zawiera w sobie czstokro ekspresj zastpujc najgorsze a lub bagaln pokor. Intonacja oto, co decyduje.

Ulica, przy ktrej znajduje si kino Atlantic, ley w samym sercu Warszawy: od zachodu w pada na najwikszy plac w Europie jak rzeka do ogromnego jeziora. Jest to ulica do ws ka, ale za to brudna, zakurzona i brzydka, bardzo odpychajca, oywiona i ciekawa. W czasie zmaga wojennych zostaa niezbyt mocno poharatana, a poniewa nikt nie liczy si z moliwoci jej rekonstrukcji, przeto przez dziesi lat pozostawaa w takim samym mniej icej stanie jak zaraz po powstaniu. ycie kbio si tu i wrzao na uprztnitych gruzach rzaskanych kamienicach, w prowizorycznie odremontowanych mieszkaniach, w oczyszc zonych ze zniszcze podwrkach i klatkach schodowych. Zewszd napieraa ofensywa odbudow y Aleje Jerozolimskie i Jasna, Marszakowska i pobliski plac Warecki stay w ogniu w alki o nowo wznoszone mury, ciany, domy. Ta za ulica, zwaszcza jej odcinek pomidzy B rack i Marszakowsk, nie zmienia si, trwaa w swym ponurym, biaawoceglanym kolorycie ych tynkw; stare kamienice warszawskiego rdmiecia, pene pompierskiej sztucznoci z ubi gego stulecia, obrose sztukateriami i balkonami, ociekajce faszywym renesansem fryzw i upiksze, odrapane bramy o poobijanych stiukach w zielonkawej ongi glazurze, norym berszczyzna secesyjnych fasad o poutrcanych zdobieniach wszystko to nabierao dziwa cznego, ostrego wyrazu w stanie zniszczenia i zapuszczenia wrd naroli popiesznych, t ymczasowych remontw i dobudwek, w milionie drobnych poprawek i prymitywnych ulepsz e, nagromadzonych tu w cigu dziesiciu powojennych lat. No i ycie zwyke, codzienne y , ktre ttnio tu wyraniej ni gdziekolwiek, tak jak ttni wydobyta zwikszonym wysikiem edramienia. Roio si tu od maych, prywatnych sklepikw i spdzielni pracy: zegarmistrze, warsztaciki naprawy pir wiecznych i maszyn do pisania, wskie sklepy z galanteri, ko szulami, gorsetami, biusthalterami, tandetnie efektown odzie, zapinan na niby ekscen tryczne, byskawiczne zamki, mskimi marynarkami z krzyczcego samodziau w grub krat. Sz si tu midzy rzdami wystaw mczcych oczy nawaem stoczonego na maej przestrzeni towaru ram bezadnie upstrzonych kolorowymi szyldami, reklamujcymi pracownie drewnianego o buwia, zakady fotograficzne i dziaajcych w gbinach ciemnych podwrek fryzjerw. Dochod o zachodniego kraca, wzrok wdrowca ldowa na kremowym masywie ogromnego wieowca i olbr zymiej, zakurzonej, drgajcej prac przestrzeni wok niego: nie wychodzc wic nawet na Ma szakowsk, wdrowiec wiedzia, e tam zaczyna si inny wiat, albowiem ulica wezbrana opty i, bielizn i sklepikami z wod sodow tkwia w samym rodku wielkiej rdmiejskiej dzielni centrali urzdw, bankw i przedsibiorstw. Poudniowa strona ulicy bya bardziej zniszczona i po tej stronie miecio si wanie kino antic.

Mechciski zatrzyma si na rogu Marszakowskiej: naronik by rozkopany i rozryty gbokim ami, pokrytymi szalunkiem z desek i ochronnymi barierami. Zakadano tu sie przewodw cieplnych pod przysze budowy. Teraz, pod wieczr, czerwieniay tu znaki i lampy ostrz egawcze. Nie id, Hanka, dalej powiedzia Mechciski i przystan. Po co masz si tar te wykopy doda z umiechem. Odprowadz ci jeszcze kawaek rzeka Hanka. Mam spor o pocigu. Nie rzek Mechciski stanowczo tu si poegnamy. Ty te masz swoje szusy z lekk uraz oj, Wiesiek, humory to ty masz, krzy Paski z tob bdzie dodaa nie be rii. Miaa adn, pospolit twarz i dobre oczy. Hanka powiedzia Mechciski mikko ni Jak mwi nie, to nie. I tak do mam zmartwie. Wpatrzyli si w siebie, jakby si nie zn Mechciski nie mg oderwa wzroku od tej modej twarzy, wieej cery i jasnych oczu, ktre tylu znanych mu twarzy i oczu dziewczcych zostay przy nim jak uchwycona przez zmczo nego pywaka burta szybko pyncej z prdem odzi. Toczcy si w ciasnym przejciu midzy ulicznymi przechodnie potrcali ich nieustannie, nie szczdzc niechtnych uwag. Stanie taki jak na weselu! warkn kto za Mechciskim. Pani, ng pani nie ma do chodzenia? ytna jaka otya facetka za Hank. Nie syszeli nawet tych uwag. Jakie zmartwienie? s Hanka, Dlaczego ty nigdy nic nie mwisz? Jed do domu, Hanka rzek Mechciski. Jutr yjd po ciebie, jak bdziesz wychodzia z roboty. Wiesiek umiechna si Hanka a mo sz ze sob do kina? Pojad pniejszym. Tak chc zobaczy ten nowy film. Meksykaski, co? P

bno pikna babka gra Nie rzek ostro Mechciski dzisiaj nie, syszaa? No, zmiataj. wargi. Jak chcesz rzeka sztywno. Do widzenia. Hanka powiedzia agodnie Mechcis czego ty nie chcesz zrozumie, e to nie dla ciebie, to wszystko Jak nie dla mnie, to i nie dla ciebie! rzeka porywczo Hanka i ruszya z miejsca w stron placu, na przeaj ku stacji podmiejskiej kolei elektrycznej. Mechciski poszed za ni. Wiesiek! zatrzy aa si naraz Hanka, stajc przed nim. dlaczego nie skoczysz z tym raz na zawsze? Mech iski czu jej oddech: uj j za klapy zielonkawego, drelichowego paszcza i przycign j bliej do siebie. Haneczko rzek to nie takie proste. Ja mnie si czasem zdaje, e n m inaczej Mgby powiedziaa gorco Hanka. Mgby. Na pewno. Wziby jak prac m umiechn si niepewnie Mechciski ale co z tego? To nie dla mnie. I tak powstrz statniej chwili. Nie pomyla nie powiem jej o tym wezwaniu I znw nie mg oderwa warzy Hanki: zdawao mu si, e dostrzega, jak twarz ta powanieje, dojrzewa wsplnie prze tymi latami, starzeje si i czu niewytumaczaln, nie znan mu dotd rado z tych myli iwne szczcie koo serca, pynce z przekonania, e to wanie on bdzie cay czas oglda tej twarzy, dopki nie stanie si ona podobna do twarzy jego matki, jej ssiadek i tyc h wszystkich kobiecych twarzy z wolskich, praskich, mokotowskich i powilaskich ofi cyn i schodw, z obstawionych klatkami z ptactwem, fuksjami, pelargoni i begoniami parterowych okien Grochowa, Marymontu i Ochoty. Nie dla ciebie, nie dla ciebie rz eka Hanka ktliwie a co jest dla ciebie? Ty tego nie rozumiesz rzek powanie Mechc Ja chciabym to wszystko posa w diaby, bardzo chciabym, ale widzisz jak tu pj tyra par groszy? Przy robocie nic nie wymylisz, naharujesz si i co miesic dostaniesz te s ame par zotych. A ja, Hanka, chc i umiem, i mog inaczej. I co ci z tego? krzykna iwie Hanka; Mechciski a umiechn si z radoci, syszc ten ton, taki sam jak jego matk witaa ojca wtaczajcego si do mieszkania po przepitej nocy. Co ci z tego, ty gupi! T mi z tego rzek ostro e ludzie w miecie wiedz, kto ja jestem i co ja potrafi. e n dla mnie silnych, e sam si o wszystko postaram, e si mnie suchaj, e jestem wolny i t mi nad gow z robot nie stoi, e e co? e co? kcia si Hanka. Jacy ludzie? C o ludzie? Ci noownicy, co mi ich nie chcesz nawet pokaza, to s ludzie dla ciebie? W iesiek, Wiesiek! Tak to niczego razem nie zwojujemy Hanka! rzek gwatownie Mechciski iszajc gos ja musz mie dla ciebie na nylony, syszysz? I na to, eby podskoczy z tob licy ze dwa razy w tygodniu i nie liczy si z groszem; wiartka mniej, wiartka wicej, a jak chc, to i likier, i melba Ja nie z tych, co za odmierzon fors raz w miesicu wychy li si do knajpy i ju mu na saatk nie starczy albo na ciastka I na nocny tramwaj te ni dy czeka nie bd, tylko zawsze ci takswki} podrzuc, syszysz? Ja to ja! A jak ci si n doba, to zamie sobie na takiego, co ci w sobot do cukierni poprowadzi na chisk herbat albo do baru mlecznego Odwrci si, lecz nie odchodzi. Hanka uczynia krok i stana p m. Ja ci, Wiesiek, nigdy o nylony nie prosiam rzeka cicho, patrzc mu prosto w oczy. Jak przynosie, to si cieszyam, ale nie dlatego, e nylony, tylko dlatego, e od ciebie , to tymczasem uczynia krok w stron wiate dworca. Mechciski schwyci j za rami. , nie odchod rzek szybko. Chc ci jeszcze to powiedzie, e ja ju zaczem Co zac spuszczajc wzrok. Zaczem chodzi za robot. Mam nawet przyrzeczon. Hanka obja go pocaowaa prosto w usta. Nie za ciepo ci w tym welwecie? spytaa, poprawiajc mu ko od kurtki. Trza pomyle o jakim prochowcu. Zreszt moesz ju chodzi do figury. Po teraz pomyla, lecz nie mg si zdecydowa powiem lepiej jutro uspokoi si. B robocie, zaczekam przed wyjciem, jak dzi, dobra? rzek. Raz jeszcze ogarn spojrzenie jej twarz i posta, szczup i mocn sylwetk w tanim paszczyku i taniej, lecz schludnej luzce, jej pene piersi i smuke nogi na wysokim, drewnianym obcasie. Tymczasem, Han ka rzek. Do jutra. Trzymaj si, Wiesiek powiedziaa z umiechem. Do jutra Po szybko w tum toczcy si wok stacji rdmiecie. Mechciski wrci przez rozkopy i pomosty na ulic, przy ktrej mieci si kino Atlantic. rami domw, po stronie kina, cigna si duga na kilkadziesit metrw kolejka, gstniejc amym kinem w zbity, rozedrgany tum. Powodzenie pomyla Mechciski z satysfakcj meks film Run na kas! adne par zotych wpadnie. Wezwanie na pojutrze? Mog zamkn. Nie, ni wi si. Niech mnie szukaj Z tumu dochodziy podniesione gosy, chwilami krzyki, stocz a ludzi przed bram falowaa na wszystkie strony, tamujc ruch na jezdni: samochody po suway si powoli, przechodnie przystawali, ze sklepw wygldali ciekawie sprzedawcy, caa ulica jakby ya tym spcznieniem przed kinem. Kilkudziesiciometrowa kolejka staa spoko jnie oparta o mur wrd pacht gazet, w rozsypanych na trotuarze wiecach upin po pestkac h, utrudniajc dostp do sklepw, co powodowao nieustanne awantury. W spokoju tym byo wi ele z tpej beznadziejnoci: szamotanina przed bram bya odmtem (niebezpiecznym, lecz kr

ya w sobie szans dla jednostek walecznych, tylko rzuciwszy si brawurowo w jej otcha m ona byo sforsowa wejcie do kina. Bya to jednak nika, ryzykowna szansa: przed krzyw, wnian bram, wzmocnion elaznymi sztabami, sta spocony, zakurzony milicjant i krpy bile er w mocno sfatygowanym uniformie, o byszczcej z wysiku i zmczenia twarzy. Od strony ulicy nie byo ich wida byli szczelnie zakryci tumem. Niemniej jednak, wparci z caej siy w drewniane elazne odrzwia, wpuszczali tylko pojedynczo, za okazaniem kupiony ch w przedsprzeday biletw, do penej ludzi bramy, zatoczonej szczliwsz, bo blisz ka lejki. Pomagaa im w tym tga bariera z elaza, przedzielajca i tak wskie przejcie bramy na poow, jak nasada falochronu. W kadym razie nawet widzowie zaopatrzeni w prawidowe bilety musieli sobie bohatersko i niezomnie wyrbywa drog w zwartej cibie wielbicieli meksykaskiej kinematografii, oblegajcych wejcie do kina i pozbawionych jakichkolwi ek formalnych dokumentw zezwalajcych im na udzia w widowisku. Nie przeszkadzao to by najmniej tym ostatnim w wydawaniu okrzykw: Przepraszam! Prosz o miejsce! Ja z bile tem! Oto bilet! i okazywaniu bileterowi prastarego biletu sprzed dwch tygodni, do kina odlegego od Atlanticu o pgodzinn jazd szybkim autobusem. Bileter likwidowa be te prby, wyrywajc z rk niewane wistki wskiego papieru, i dar je w ponurym milczeniu ic gronie oczami, co dawao asumpt do rozlicznych scysji. Kolego! dar si jaki posi wyrwanego i podartego przed sekund biletu co za numery! Zwariowa pan? Wany bilet p odar, obuz! Ubra takiego mieciarza w liberi i od razu si stawia! Panie wadzo wzywa janta na pomoc. Co pan na to?. Gdzie praworzdno? Py std, smarku replikowa bezn licjant i entuzjasta meksykaskiej kinematografii nurkowa bez wikszych protestw w tum po to, aby za par minut wynurzy si znowu w najwikszym cisku, przy barierze, z biletem do jednego z kin na Pradze, zdobnym w dat seansu sprzed miesica, podczas gdy kole dzy nieugitego bojownika o wstp wzmagali szturmowy napr na bram. Nadcigajcy z obydwu tron ku Atlanticowi posiadacze wanych biletw przystawali o par krokw przed kbowiski alknieni i niezdecydowani, penoprawno ich zamiarw stawaa si naraz funta kakw wart alki, ktr naleao stoczy. Spogldali z zakopotaniem na swe szaty, dobrane do wieczorow rozrywki, za zupene przygnbienie ogarniao ich na widok elegancji ich kobiet; jak wia domo, istoty te spdzaj zazwyczaj cae godziny na przygotowywaniu si w nadziei spotkan ia w kinowym hallu znajomych i przyjaciek, ktrym naley zaimponowa nowym paszczem, kap luszem, pantoflami, perfumami lub maquillageem. Spogldali potem na sfalowan tuszcz pr zed bram kina i cikie, urywane westchnienie wznosio im pier. Ale c byo robi: meksy lm nci, trzymane w rku bilety nadaway prawn moc ywionym tsknotom. Naleao rzuci si ga, nie baczc na nowy krawat, spodnie czy jesionk. Po kilku minutach szaleczego prze kadania ramion w obkanym crawlu poprzez rozgniatane piersi i marynarki, odpychajc tus te, wybrylantynowane gowy i spocone twarze, wgniatajc wasne okcie w oczodoy najbliszy h blinich i cignc rozpaczliwie wasne nogi za niesion potnym odpywem reszt korpusu, ymi rkami w kieszeniach paszcza i ze zmiadonym przez innych crawlistw kapeluszem na g wie, posiadacz wanego biletu ldowa w kocu w bramie kina, wycigajc za rozerwany pasek d torebki sw towarzyszk spod ng tumu. Ciko dyszc ukada na niej strzpy wiosennego wspomnienie po kapeluszu oraz szuka resztek obcasw zmasakrowanych zamszowych panto fli; maquillage i perfumy zniky, rzecz jasna, bez ladu, pozostawiajc przy nim egzem plarz kobiety cudem uratowanej z ywioowej katastrofy. Niemniej dumnie wycignite bile ty w rku cigle jeszcze zapewniay zawistne spojrzenia ze strony czekajcych w bramie, w kolejce do kasy. Mechciski przeszed na drug stron ulicy; w bramie naprzeciw kina kilka niewysokich, c iemnych postaci palio papierosy, opierajc si nonszalancko o mur. Co jest? krzykn M ciski, wchodzc do bramy. Fajerant czy co? Jak was samych, lamusy, zostawi, od razu cHaa! A tu sezonowa robota, film roku nie bdzie szed, ptaki! Postacie oderway si o i skupiy przy Mechciskim. Po co ten krzyk, panie Moryc rzeka jedna z postaci. Za ione, czekamy na pana. Mechciski spojrza po chudych, muskularnych twarzach wokoo: b yy mode, bystre, przytomne, pene przedwczesnych zmarszczek i bezczelnych umiechw. Nad twarzami tkwiy bd oprychwki, bd dziwacznie pofadowane berety, bd przyprawione sz e pukli i zakosw fryzury, oklejajce gowy jak brudne hemy o jednolitej, byszczcej powi rzchni. Co zaatwione, Lolu? spyta przychylniej Mechciski. Wania i Buras stoj na cy, w rodku recytowa Lolu, drapic si pod pach, w czym przeszkadza mu kolorowy szal puszczony w brudn koszul sposobem, jakiego uywaj niektrzy aktorzy filmowi, udajcy si korty tenisowe lub uprawiajcy jachting. Tu jest trzydziestak na zapotrzebowanie dorzuci Lolu. om wyda. To mwic, wrczy Mechciskimu rulonik biletw i zoon w i rozwin rulon i przeliczy: zgadzao si, rulon zawiera trzydzieci wskich, biletowych

nkw. Rozwin papier. Na te stare zapotrzebowanie z Centralnego Zarzdu Torfowisk jeszc ze dali? zdziwi si Mechciski. No, no pokiwa gow z uznaniem. Edek om zaatwi trzyma. No, koniki rzek Mechciski do dziea! Kto dzi idzie na niemow? Ja mog aty wyrostek o powczystym, cikim spojrzeniu ciemnych, podkronych oczu, z podcitymi n arku pod donic wosami dawno si w to nie bawiem. Tylko bez pajacowania, Czesiek, dob ze? rzek krtko, lecz ostrzegawczo. Mechciski bez nadprogramowych numerw. Nie chc m nych drak ekstra, syszysz? Dobra rzek Czesiek. Nie bj nic. Mechciski oderwa os etw i wrczy kademu po jednym. Filak powiedzia masz tu dwadziecia dwie sztuki. S esz po pitnastaku, rozumiesz? Trzysta trzydzieci mam mie za godzin. W porzdku rzek ak i woy bilety do grnej kieszeni marynarki. Po czym wyszed z bramy i ruszy w kierunk Marszakowskiej, zaczepiajc przechodniw i szepczc natarczywie na wszystkie strony. K omu parter? Komu? Mechciski rzuci: Idziemy, koniki No, z fartem. po czym splun y na szczcie. Osiem postaci spluno trzykrotnie, bo taki by zwyczaj w tym przedsibiors wie, podcigno spodnie, zacigno si mocno papierosem przed, odrzuceniem parzcego palc dopaka i ruszyo rozkoysanym krokiem w poprzek jezdni. Krok ten, aczkolwiek znany mod ziey we wszystkich czciach wiata, zosta w Warszawie doprowadzony do perfekcji: polega on na mocnym, pewnym rozstawieniu ng i nadaniu barkom owego ruchu koyszcego, z ktre go atwo jest wyprowadzi szybki i skuteczny cios: jest to przy tym krok powolny, ni oscy w sobie grob, lekcewaenie reszty wiata i ogromn pewno siebie. Przeszedszy jez em postaci sformowao si w ostry klin z Mechciskim na czele: klin ten wern si z moc edrgany tum przed bram kina. Po obu stronach prcego do przodu Mechciskiega rozgarniay cib niewysokie, muskularne postacie, Mechciski podwaa wysunitym do przodu ramieniem czcych si, lecz niezorganizowanych entuzjastw srebrnego ekranu, ktrzy tracili rwnowag lecz nie padali, podtrzymywani przez tum. Zewszd paday gniewne, zaczepne uwagi: Wo lnego, kolego! Ty, nie na chama, obuzie! Obywatelu, tylko nie na si, bo! wobec ktryc Mechciski zachowywa olimpijski spokj, pracujc wytrwale i z ogromn wpraw wysunitym d rzodu barkiem. Rol rzecznika grupy uderzeniowej odgrywa Lolu, ktry w najgorszym toku poprawia sobie kolorowy szalik, nie przestajc deklamowa: Prosz puci, panie drogi, m sce dla klientw z regularnymi biletami! No, ju, panie kolego, gi pan z moich oczu, nie widzisz pan, e mam bilet? Won, szmaciarzu Odgarnia sprzed siebie napierajce gowy klatki piersiowe, ramiona, dobierajc starannie wykrzykniki i pointy do najbliej to czcych si fizjonomii. Po kilku minutach bezpardonowej walki osiem postaci dotaro do elaznej bariery. Bileter spojrza spod oka na wyaniajce si ze cisku towarzystwo. Ok wa bilety rzek krtko. Mechciski umiechn si wyzywajco: w tej chwili, w tym cisku b mur z niewysokich postaci, mg zrobi z bileterem wszystko, nie baczc na milicjanta. Nie wierzysz, papuga? spyta obraliwie Mechciski. Bileterowi skurczya si spocona twar , lecz nie rzek nic ani nie uczyni adnego gestu, mimo e papuga bya nazw wysoce bile uwaczajc, chocia nikt nigdy nie wiedzia, skd si wzia, co oznaczaa i dlaczego uwa ferach konikw i obsugi kin za obelg. Wpar si mocniej w bram i warkn: Bilety? No an powie zwrci si Mechciski do milicjanta z wylewnoci my chcemy kultury, masy lud arn si do kina, a taki pak, jak ten, stanie i nie puszcza. Gdzie tu sprawiedliwo? Kog sucha? W gazetach pisz Pleczysty milicjant rozstawi szeroko ramiona i wpar grube d w piersi Mechciskiego i Lolusia, odpierajc ich z wysikiem od biletera. Obywatelu r zek z krzywym umiechem milicjant nastp si. Tylko nie za blisko Tu nie stajnia, oby elu mrukn uraony do ywego Lolu. Tu kino. Nie stajnia powtarza milicjant i ka wa mu czerwieni w przepoconym konierzu munduru a wy, obywatelu, zachowujecie si gorz ej jak w stajni. Mechciski wyj bilet z kieszeni i poda bileterowi. Masz, ty szwancu zobacz i po krzyku rzek pojednawczo zgadza si? Bileter spojrza na bilet, po czym rzenis wzrok z nienawici na Mechciskiego i odsun si nieznacznie. Sfalowany tum wep iskiego i osiem postaci z impetem w bram: bileter i milicjant uczynili im wskie prz ejcie, przy czym bileter, sprawdzajc uwanie wskie skrawki papieru, usiowa podstawi k u z nich nog, co mu si udawao a do Czeka, ktry widzc, jak jego towarzysze zataczaj ownie, uprzedzi biletera i kopn go z caej siy w kostk. Bileter zblad z blu, po czym w swj i rozgoryczenie wyadowa na najbliej napierajcych wyrostkach bez biletw, ktrych cz omota plikiem programw kinowych po wybrylantynowanych gowach. Tych tam to ja zna zek, uspokoiwszy si, do milicjanta to koniki. To czego wpucilicie ich? rzuci por milicjant. Bi si z nimi bd? rzek obojtnie bileter. Przecie mieli bilety. Te przekona milicjanta bez reszty. Obywatele! krzykn w tum nie toczy si! Kady z dzie! Mechciski przepycHal si przez zatoczon potrjn kolejk bram i nabite oczekujcymi na

idzami mae podwrze. Z trzech stron sterczay tu parterowe ciany, powyej byy wypalone m ry. Do poczekalni i kas kina prowadzi lustrzany korytarzyk, zatoczony ludmi; Mechcis ki rozejrza si wokoo, dostrzeg kogo, kogo szuka, i kiwn mu na przywitanie gow. Po ka wzrokiem z tumu oblepiajcego kolejk dwie niewysokie postacie w oprychwkaeh, docier ajce ju niebawem do kasy. Ruszy przez tum w ich stron, krzyczc wesoo: Wania! Buras ie masz! Ju idziemy Gdy zbliy si do nich, dwie postacie w oprychwkach nabray gbo nagym, gwatownym pchniciem jeden do przodu, a drugi do tyu uczyniy chwilow wyrw jce, ktra zostaa w okamgnieniu wypeniona sprawnie dziaajc ekip z Mechciskim na czel zystko razem trwao uamek sekundy, najbliej stojcy z trudem chwytali rwnowag, natomias z tyu kolejki rozlegy si od razu gosy protestu: Co za numery! Panie bileter! Jak ta k mona? To chuligastwo! Dwie nieadne, umalowane dziewczyny ubrane z tani elegancj, k zyczay: Nie ma od nikogo pomocy! Gdzie milicja? Nie ma sposobu na tych obuzw? Kolej a z tyu amaa si bezadnie i tum zacz napiera na wpartych mocno w cian Mechciskie zi. Jaki modzieniec w biaej, studenckiej czapce nad opalon twarz dar si: Albo jest jka, albo nie! Wszyscy stoj i czekaj! Prosz si usun! Tylko bez zamieszania Mechci rza na niego z flegm, co miao znaczy, e wielu takich ju widzia w swej bogatej karier Wania i Buras ujadali z zapaem: Po co ten szum, kolego? Ci koledzy wyszli na chw il po co sodkiego Stali tu przedtem! Co to miejsca dla ukochanych przyjaci nie wolno rzyma? Nikt tu nie sta! hukn jaki otyy mczyzna o wygldzie apoplektycznegp rzem o wy dwaj! Tak! popara go cienkim krzykiem jego ona w kapeluszu, stanowicym skrzyo ie puda na radio z pluszow kanap tylko ci dwaj! Kolejka nie przestawaa si posuwa, byo, e w kasie sprzedaje si bilety, nie zwracajc najmniejszej uwagi na grzmic awantur Ulokowani twardo midzy barier a cian ludzie Mechciskiego zachowywali obojtny spokj, uwajc si wraz z kolejk do przodu. Panowie opuszcz kolejk! Natychmiast! gorczkowa wysoki, szczupy pan w kapeluszu. No, kazaki, fora ze dwora! przecisn si ku nim barc ysty modzieniec w modnym paszczu, o wygldzie sportowca, trzymajcy adn, powowos dzi od rk. Bo jak nie, to milicj! krzykn krzepki wyrostek, otoczony kilkoma kolegami w apkach technikum przemysowego. Tkwicy w rodku grupy uderzeniowej Lolu wyj na to z kie zeni wiartk wdki i odbi nasad doni korek, ktry wyskoczy wraz z kilkoma bryzgami py to w napierajcy tum. Kojsa rzek Lolu, wrczajc odpiecztowan wiartk Burasowi Buras ykn, otar szyjk rkawem i poda butelk Mechciskiemu, ktry napi si i poda rzek w tum, patrzc na barczystego modzieca w modnym paszczu: Kolego, odpalantuj si esz zdrowie straci? I na co ci to? W gosie jego tyle byo zimnej zuchwaoci i gotowoc o czynu, e modzieniec odwrci rozogniony wzrok i zacz szybko mwi, powoujc na wiad onnikw: No, bo czy tak mona? Do czego to podobne? adnego porzdku, adnej kultury lowa, rozepchnity, i naraz przy barierze wynurzy si may, chudy bileter w brudnym unif ormie, o twarzy kostropatej i czarniawej. Co si tu dzieje? zapyta ostro. Panie kie rowniku zacz szybko Buras ci panowie zatoczy wskazujcym palcem wokoo si awant y miejsce dla kolegw, koledzy przyszli, ustawili si grzecznie w ogonku, a ci panow ie ich nie puszczaj Podnis si straszliwy Haas, gdy wszyscy zaczli mwi naraz. Bi n si krzywo. Niepotrzebnie pastwo stoj krzykn gono i tak biletw nie ma! P rw do tyu, za grup Mechciskiego, i odci reszt kolejki. Ci pastwo jeszcze dostan tem wszystkie bilety na dzi sprzedane. Podnis si potny rozgwar gosw, ktliwych i ch, proszcych i gronych. Nic nie poradz! wrzasn opryskliwie bileter wszystkie bi sprzedane! A ci? rozdar si wielki mczyzna o purpurowym ze zdenerwowania czole a c kaza na ekip Mechciskiego wdarli si bez kolejki i dostan! Co? Takie porzdki! Prze oj w kolejce! Widzi pan, nie? Z kolejki ludzi bd wyciga, co? jazgota bezczelnie bil r. Bij si pan z nimi, jak pan taki mdry! Tum falowa bezadnie za bileterem. Zaraz kamy kas! krzykn bileter, wymachujc dugimi ramionami i nieproporcjonalnie olbrzymimi w stosunku do swej niepozornej postaci domi. Stojcego na czele ekipy Mechciskiego dz ielio ju tylko kilkanacie osb od kasy. Barczysty modzieniec rozpyn si w tumie, le y uczniowie szkoy przemysowej nie dawali za wygran. Trzeba po milicj! krzykn jede ich i zacz przepycha si ku wyjciu. Susznie! Popary go zewszd gosy; doczy si o purpurowym czole i starszy, wysoki pan w kapeluszu. Mechciski patrzy za nimi z lekkim niepokojem: wola unikn rozhoworw z milicj. Zanim docisnli si jednak do rodka ybulu, przy wejciu zacz si nowy rozruch i da si sysze donony, przejmujcy bekot, Mechciski odetchn z ulg. Jaki krostowaty wyrostek w utrefionej i podcitej pod donic urze par w stron kasy, bekocc przeraliwie i czynic skomplikowane znaki palcami koo u i uszu. Niemowa sycha byo gosy to niemowa! Pucie go! Modzieniec wern si rup uczniw technikum i ich sprzymierzecw, ktrzy cignli wanie w przeciwnym kierunku

czym zaprawi niby przez nieuwag, lecz ze znawstwem, jednego z uczniw okciem w nos, z a starszego pana w kapeluszu gow w podbrdek. Uderzeni zatrzymali si na chwil, zasa si przed gwatown gestykulacj niemowy, ktry, jakby chcc ich przeprosi, wymachiwa im rkami przy twarzach, co lada chwila mogo si skoczy now kolizj, przy czym jeden z ni uj niemow za rk. Wtedy z kolejki rozleg si rozalony, nabrzmiay szlachetnym oburzen ask Lolusia: Niemow bij! Co za ludzie! W ryo obuzw! po czym kilku ludzi Mechciski rzesadzio barier i z wielk maestri wlizno si w tum, z ktrego nieoczekiwane i dotk y zaczy pada na zupenie oszoomionych i bezradnych zwolennikw interwencji milicji. Tym zasem niemowa dotar do kasy, rozepchn bezceremonialnie stojcych przy okienku i bloku jcych mu dojcie, po czym zabekota co rozdzierajco. Nabywajcy przy kasie bilety usio przeciwstawi si moliwie delikatnie tej nadmiernej bezporednioci nieszczliwego, gdy z pady zachrype od wdki okrzyki: Puci kalek! Ja go znam! Niemcy mu jzyk wyrwali w w przeda inwalidzie bez kolejki! Jacy to teraz ludzie! Serca nie maj Barwa tych gosw i zawarte w nich intonacje wpyny wyranie na postaw ludzi przy kasie, tym bardziej e zna az si tam nagle bileter, ktry krzykn: Prosz pastwa! Inwalida ma prawo nabywa poza iemowa wsun gow w okienko i zacz co pokazywa na migi zmczonej kasjerce o potargany d wosach i brudnych od liczenia pienidzy paznokciach, pokrytych spkanym, obacym lakie em. Kasjerka powiedziaa gono: Tyle biletw nie mog sprzeda jednej osobie. Najwyej c . Niemowa gestykulowa przy uszach, pokazujc, e take nie syszy, protestujc jednocze orco przeciw tak maej liczbie. Niech mu pani da, panno Mery wtrci si z krzywym um m bileter. Tam ich czeka caa wycieczka, tych guchoniemych. Kino to dla nich jedyna rozrywka Kasjerka westchna tpo i oderwaa dziesi odcinkw biletowych, za ktre nie i i odszed od kasy, dzikujc na migi wokoo. Przechodzc koo Mechciskiego rzek gono h trudnoci w wymowie: Dych daa. Id sztachn si par razy dymem. Dobra rzek Mec oo sta z otwartymi ze zdumienia ustami, nikt jednak nie rzek sowa: wo alkoholu i cora z zaczepniejsza postawa niewysokich postaci okrelaa decydujco oglny nastrj. Mechciski dotar wreszcie do kasy. Szefowo powiedzia dziesi prosz. Przyjechalimy specjalni haczewa do kina. Nie odmwi pani nam, sochaczewskim zetempowcom Kasjerka spojrzaa na obojtnie. Tylko bez awantur, panie drogi rzeka twardo, inkasujc pienidze za cztery ilety, ktre podaa Mechciskiemu bd pan zadowolony, e to Mechciski nie czeka n i a, wzi bilety i wyszed spoza bariery. Za nim zaczyna Lolu: Dyrektorowo!. Pani dyrekt rowo! Chor matk i liczne rodzestwo przyprowadziem Kino to dla nich jedyna Ile? sp rtko kasjerka. Jest nas omioro, ale przyjdzie jeszcze kuzynka z dwojgiem braci i s zwagier zacz patetycznie Lolu. Kasjerka oderwaa cztery bilety. Mechciski rozejrza si wokoo, dostrzeg tego, kogo szuka, kiwn mu gow i wskaza o Po czym rzek do Burasa: Zbirka w pierwszej bazie i zacz przepycha si ku wyjciu. a podwrze i przecisn si przez czekajcych ku zapasowym wyjciom z sali kinowej. Za chwi uchyliy si mae drzwiczki i Mechciski wszed do mrocznego korytarzyka prowadzcego do ka iny operatora. Sta tu chuderlawy bileter w brudnawym mundurze i o olbrzymich rkach . Masz tu jeszcze pidziesitaka, Moryc rzek wrczajc Mechciskiemu rulon z biletami zdku. om rzek Mechciski jutro forsa. Dobra, dobra rzek dobrodusznie om. Nie mi przecie. A film, mwi ci, uderzenie! Na trzy tygodnie grubego rajwochu Mechciski ysun si przez uchylone drzwi. W bramie spotka Wani i Burasa. Wyszli z bramy, odprowad zani uwanym spojrzeniem biletera i milicjanta; tum przerzedzi si troch po wieci o zam niciu kasy. Mechciski przeszed na drug stron ulicy: w gbokiej wnce bramy arzyy si pierosw. Tu rzek Mechciski macie. Kady ma wasne cztery i ode mnie po dziesi. C uca swoj dych. Filak jeszcze nie wrci? Nie, pracuje odpar jaki gos za Filaka. ie za p godziny, w drugiej bazie. No, z fartem! rzek Mechciski i skin rk. Ciemne, okie postacie ruszyy w ulic szerok tyralier. Kilkanacie metrw od bramy kina Atlantic leg si natarczywy szept: Komu balkon? Komu parter? komu, komu? Przerzedzony tum zac i kupi w mae grupki przy niewysokich, ciemnych postaciach. Tu przed bram tkwi paski i okrgawy sup ogoszeniowy, oklejony plakatami, obwieszczen i afiszami imprez wszelakiego rodzaju. Przed supem sta Robert Kruszyna odczytujc pgos m afisz: Uszaczek i Trusiaczek bajka sceniczna o wesoych zajczkach, dla dzieci od l at szeciu do dwunastu po czym doda z zainteresowaniem: Moe by dobre Tu za podn nad potnymi barami konierzem nowego paszcza rozleg si szept: Ty do mnie? Robert d lko bez takich artw, Moryc, dobrze? rzek po sekundzie z udanym spokojem. Dobrze rz k Mechciski, umiechajc si nie bez wyszoci czego chcesz? Mam do ciebie interes yna a raczej nie ja, Kudaty. Mechciski poczu niewyran czczo w odku, niewytum , co dziwnego, co mogo by tylko niepokojem lub strachem, a co nachodzio go zawsze, g

dy sysza to nazwisko. Chod do drugiej bazy rzek do Kruszyny i ruszy w stron Brack Tu za kinem spotka Burasa. Ju rzek Buras wszystko poszo. Powodzenie. Dobra r ki suchaj, Buras, staniesz przed kinem na cynku. Chopaki niech na razie nie przech odz do drugiej bazy, nawet gdyby spucili cay towar. Rozliczenie dopiero za p godziny. W porzdku rzek Buras i powdrowa w stron bramy kina. Tum rozproszy si ju, bile licjanta nie byo, zacz si ostatni seans. Buras wydoby z kieszeni zmity Przegld Sp rozwin go i usiad na krawniku nad rynsztokiem; czu si jak w chwilach zasuonego wyp po cikiej, lecz owocnej pracy. Mechciski i Kruszyna poszli par krokw w gb ulicy i s li w jedn z bram po tej samej stronie, co kino. Po chwili Buras poczu znuenie w pod cignitych zbyt wysoko kolanach, wsta i opar si malowniczo o krat zamknitego sklepu. amiowaniem rasowego kibica czyta wolno, uwanie informacje o treningu synnej wgierskie j jedenastki futbolowej, opromienionej wspaniaymi zwycistwami lat ostatnich. Takich zobaczy westchn w duchu. eby zagrali w Warszawie. To jest pika nona Po czym ja ny i ceniony fachowiec doda: A jaki tachel z biletami! Rany Julek, co by si wtedy d ziao! i umiechn si marzycielsko do tej cudnej wizji. Ju zamierza wetkn twarz w et, gdy poczu naraz, e jest obserwowany. Uchyli nieco pacht Przegldu Sportowego i zed sob niewysokiego modzieca w drelichowej kurtce, zwanej potocznie kanadyjk, spod k ej wyzieraa przycigajca uwag, szmaragdowo kakaowa muszka sporych rozmiarw. Modzieni ten przyglda si badawczo Burasowi; Buras opuci zupenie gazet i odpowiedzia ostrym s eniem typu zaczepno odpornego, ktre jako nie uczynio na modziecu wikszego wraenia, bliy si jeszcze swobodnym krokiem do Burasa i rzek bez wikszych ceregieli: Ty znasz oryca? Buras zaczerwieni si z oburzeniu. Kolego rzek z godnoci jestecie bez w . Po czym doda nieco gwatowniej: wi z tob nie pasem, gnoju jeden! Ju dobrze czo modzian w barwistej muszce. Moryca znasz? Won std! mrukn Buras bo zapi za esz rzek z flegm modzieniec bdziesz mia potem, synku, przykroci. I na co ci to? zastanowi si gboko, po czym zoy starannie Przegld Sportowy i woy do kieszeni. powiedzia jak taki z ciebie kozak i ruszy w stron bramy, w ktrej znik Mechciski yn. Modzieniec w szmaragdowokakaowej muszce opar si tak samo jak Buras o krat zamknitego klepu i upa fistaszki. Po chwili wok jego ng utworzy si wianuszek z upin, ktry rw e mg wiadczy o akomstwie, jak i o gbokim zamyleniu. Niebawem w wiatach ulicy ukaz ktry podszed do modzieca i rzek grzecznie: Niech pan pozwoli Sam ruszy przodem. iec odbi si od kraty i pody za nim z rkami w kieszeniach, zmiatajc zrcznie po drodz rzucone upiny do rynsztoka. Buras min jedn bram i wszed do nastpnej. Bya to sabo o brama o stropie postrzpionym w zwisajce paty starej farby, wygldajce w pmroku jak s aktyty. Po wyjciu na podwrko okazao si, e jest to dom posiadajcy jedynie parterow ob w od frontu: w podwrzu staa prawa strona dawnej kamienicy, zreszt wypalona, tu i wdzi e tylko wyremontowana. W oknach kilku mieszka palio si wiato. Po lewej stronie niski murek obrbia ciasn przestrze podwrza; murek mia okoo metra wysokoci i rozcigaa si a czer zgruzowanych przed dziesiciu laty kamienic. Bya to przestrze sfadowana fragmen tami murw, cian, oficyn, usiana zardzewiaymi elaznymi szynami i belkami stropw i balk onw, zawieszonymi teraz w rnych pozycjach, sterczcymi w czarne niebo, wbitymi w ziem i, czcymi resztki murw ze sob. Peno tu byo wydeptanych przez dziesi lat cieek w nstwo chwastw, zeszorocznej trawy, miecia, odpadkw. Daleko po lewej stronie wznosi si zeroki masyw szczytowej ciany wielkiego domu towarowego z ulicy Brackiej, w gbi wid niay wiata mieszka od strony podwrek ulicy Widok. Buras wskoczy lekko na murek, trafi ieomylnie na jedn ze cieek i zanurzy si w ciemn przestrze: idcy za nim modzieniec zuwalne raczej ni widoczne przeszkody i zapory, strzpy murw, resztki wystajcych gzym sw i niedobitki klatek schodowych; wstpowa w gr po ubitych od wielu lat pagrkach z t onego gruzu i schodzi w labirynt odsonitych przez bomby fundamentw i piwnic. W mtnym, sabiutkim wietle niezbyt ciemnego wieczoru, w wietle un ulicznych, przebijajcych spo za zewntrznych murw, widzia przed sob plecy swego przewodnika. Przestrze, w ktrej si ajdowa, czynia na nim dziwne wraenie; nie ba si, lecz czu, jakby pewne elementy rzecz wistoci pomieszay swj naturalny ukad. Ten rozlegy, dziwaczny krater ciszy i niezbadan ych ciemnoci w samym sercu milionowej metropolii, wiato docierajce tu brudnomtnawymi smugami jak na kunsztownie podwietlonej scenie, grona tajemniczo zakamarkw z dostrzeg alnymi w tyle lampami w oknach najzwyklejszych mieszka szarych obywateli wszystko to stanowio kontrasty ostre i przejmujce. Przez myl przeszo mu, e przewodnik jego kl uczy i lawiruje umylnie: przedzieranie si przez wziutkie korytarze nie istniejcych o d dziesiciu lat mieszka, wstpowanie na pitra prowadzcych donikd, zarosych traw i pl

odw, z ktrych zbiegao si w czarny d, przeaenie przez samotne, nie kryjce za sob n e wychodzce na nic okna wygldao to na sztafa przeznaczony dla nowicjuszy. Lecz modzi niec w barwistej muszce nie by nowicjuszem: przed laty zna dobrze otchanie, labiryn ty i gbiny warszawskich ruin i potrafi porusza si w ich odmtach jak lotny i zrczny s upak. Tote Buras dziwi si w duchu, nie syszc za sob przypieszonego oddechu, znamionu o zmczenie lub co najmniej zdenerwowanie. Zatrzyma si i rzek: Uwaaj pan, wchodzimy sowach tych zabrzmiao co jakby porozumiewawcze uznanie, e ten facet z tyu to kto rw i swj, ktrego on, Buras, w pierwszej chwili nie rozpozna. Zaczli si wspina na wysokie usypisko starych, zwietrzaych, umocnionych glin cegie, z ktrego szczytu wiody do wyr widoczne cztery sztaby elaza, tworzce rodzaj wygodnego mostu i prowadzce wprost do kondygnacji drugiego pitra doszcztnie wypalonej oficyny. Przeszedszy po sztabach z naleli si naraz w czarnej, obszernej na szeroko sporego pokoju sztolni z wypalonych cegie o niedostpnych na pozr cianach; sztolnia ta bya ostatni pozostaoci po szeci kamienicy. Wzdu cian prowadzi pomost z desek; idc po nim w burych ciemnociach natrafi i w kocu na wybity w murze otwr, wychodzcy wprost na fantastyczn, zaczynajc si od dr ego pitra klatk schodow, wygodn i obramowan porcz; bezporednio pod stopniem, na kt wiao si nog po przekroczeniu dziury w murze, ziaa czarna przepa. Tu by najniebezpiec ejszy punkt przeprawy i modzieniec w muszce, oceniwszy to ze znawstwem, zadra mimo woli. Powdrowali jeszcze dwa pitra w gr i Buras pchn stare, rozklekotane drzwi fronto e do czego, co niegdy byo mieszkaniem. W ciemnym, zatchym korytarzu sycha byo gosy iwao wte wiateko naftowej lampki. Buras wszed za rozdarty zaom muru, skd dochodziy iato, po czym wyszed i bez sowa otworzy drzwi wyjciowe: za nim pojawi si jaki ogrom iezwykle barczysty cie z podniesionym konierzem paszcza. Cie rzuci w stron wiata: , Moryc, eby si nie spni! i wyszed za Burasem. Spoza rozdartego zaomu muru rozleg chciskiego: Piegus? Kuba? Chod tu. Jakub Wirus pewnym krokiem przekroczy zaom i zna az si w skpym pomieszczeniu o nagich cianach; prcz gruzu, pokrywajcego podog, i kil arych, drewnianych skrzynek, nie byo tu nic. Na jednej ze skrzynek staa naftowa la mpka, na drugiej siedzia Moryc Mechciski i pali papierosa, patrzc na Kubusia ze sztu cznym rozbawieniem pokrywajcym niepokj. Trafie? rzek na pozr obojtnie Moryc. Mylaem, e si zamiesz. No, wiesz rzek swobodnie Kubu. Za kogo mnie masz? Mylaem zadrwi Moryc e zapomnia, jak si chodzi po gruzach. To nie. Ale nie spodziewaem si, e w rdmieciu s jeszcze takie mety. Ju nie na dugo westchn Moryc. Wsta i wyszed na korytarzyk, pocigajc Kub za sob. Uczyni kilka krokw w gb, po czy a go rk: o krok dalej otwieraa si ciemna, czteropitrowa otcha. Natomiast wokoo tej ciemnoci wida byo wiata i lampy uliczne, zaraz obok migotliwe arwki kina Atlanti w prawo ogromny, jasny masyw wieowca na najwikszym placu Europy, usianym znakami ostrzegawczymi robt; Aleje Jerozolimskie cigny si wietlist magistral na zachd; w d poudniu, jarzya si powiata MDMu. Moryc wskaza na zniesiony naronik Alei i Marszako j, na pice na nim o tej porze spychacze, adowarki i koparki rozcigaa si tam szeroka zestrze obok hotelu Polonia, przygotowana pod now zabudow. Tamten rg ju zaatwili rzek z niechci Moryc. Pamitasz doda z sentymentem t amitam rzek Kuba bardzo przyzwoity restaurator. Taki gruby, z zajcz warg. Sprzedaw dzieciom od lat omiu do osiemnastu. Nie wiadomo byo, czy kpi, czy auje. Teraz kolej na nas rzek Moryc bd tu stawia wschodni cian tego placu. Powiadam ci, taka kolum reli rk szeroki gest, majcy uwiadomi Kubusiowi wielkie rozmiary kolumnady. Skd wi interesowa si Kubu. Byem na wystawie, na placu Teatralnym. Pokazywali, jak tu bdzie yglda. Hance si podobao zatrzyma si nagle, jakby aujc, e wymwi to imi. A u. Mnie? Mnie te. Ale tego wszystkiego szkoda wskaza rk na czarn Studni resztek sob szkoda tego ycia. Ta kolumnada, owszem, adna, ale jakie w niej bdzie ycie? Sam ozumiesz, Piegus, jakie w niej bdzie ycie Kuba nie odpowiada, Moryc pokiwa gow. k dorzuci. Takiego ycia jak tli, na tych gruzach, ju nie bdzie Niepotrzebnie przyszedem rzek Kuba skoro tak wisisz przy tym yciu. Masz co dla mnie? spyta Moryc krtko. Mam. Co? Posad. Jak? Chwileczk. Przysuga za przysug. Mam dla ciebie robot jak zoto. Moesz zacz choby

Pensja przyzwoita, zajcie z biglem transport w wielkiej instytucji towarowej, wie sz, robota z szoferakami, troch samodzielna, troch kierownicza. Co dla ciebie, Mory c. Rozmawiaem z personalnikiem, wyjtkowo mdry czowiek, powiedziaem mu wszystko, bez o sonek, i wyobra sobie chce ci da szans. Moryc zapali papierosa. Rka mu draa. Ujrza przed sob naraz najbardziej karkoomny z ych wiray, za ktrym moga si rozciga wspaniaa, asfaltowana spokojn egzystencj droga ie do sdu pomyla trzeba si stawi, moe si wszystko da naprostowa. Nawet nie wie e cigaj Moe o jak drobnostk? Tyle tych protokow byo Co nowego rzek po chwili, lekko schrypym gosem. O jak przysug ci chodzi, Kuba? Kubu cofn si do pomieszczenia ze skrzynkami i z lampk naftow. Uj papierosa z palcw i przypali. Usiad na skrzynce, opierajc si plecami wygodnie o cian, i zacign si Trudna rzecz rzek powanie. Mw rzek Moryc patrzc na podejrzliwie. Widzisz Jak by ci to powiedzie Wiem rzek ostro Moryc. Wykluczone. Nie! Kuba uderzy si arliwie w pier. Nie, Moryc, nie znasz mnie? Ja tego nie chc ebie, o tym powiniene wiedzie. Tyle lat, tyle lat ja sam pomyl Pki co rzek Moryc twardo ty jeste po drugiej stronie. Moe jutro ja te tam bd, aj jeszcze nie. Dzisiaj ty jeste po drugiej stronie, a ja nie. Pamitaj! Opar si ramieniem o mur i sta niezdecydowany. Kubu umiechn si kpico, lecz nieszcze czery umiech stanowi sztuk nie lada w tych warunkach. Po co ta mowa, Moryc, po co te gesty? Wiesz dobrze, e ja nie zakapuj i nigdy nie z adam, eby ty kapowa. Uwaam was za obuzw i bd si cieszy, jak was zaatwi na kla o rki nie przyo. Z drugiej strony w gosie Kubusia zadwicza metal nieczuoci w a nie harcerz ani nikt z Czerwonego Krzya. Nie mam zamiaru ci nawraca i w ogle nie b ardzo wierz w trwao nawrce. Ty masz do mnie interes, ja mam do ciebie interes, ot co moesz ode mnie dosta szans, ja co, co mi jest w tej chwili bardzo potrzebne. Tylko w taki sposb moemy ze sob rozmawia. Czego chcesz? spyta obojtnie Moryc. Ledwie dosyszalne zmczenie zabrzmiao w tych s . Chc wiedzie musz wiedzie poprawi si z naciskiem Kubu co si u was dzieje osta przykad, rozgoni band Irysa? Kto pozaatwia cay hufiec tych z twego plemienia w cigu tatnich tygodni? I ciebie, Moryc doda, patrzc na spode ba. Przez chwil panowao milczenie. Znam takich rzek wreszcie Moryc wolno ktrzy zapac ci jednorazowo to, co zarabia twj naczelny redaktor w cigu roku, eby to wiedzie Zadarty nos Kuby unis si wszco w powietrze, nozdrza mu zadygotay. To ju byo co! Ws rzynki i wyrzuci papierosa dalekim pstrykniciem przed siebie. Ot to rzek, podchodzc do Moryca i apic go za rkaw ja te chc ich zna, panie o to, eby kapowa, panie Mechciski, ale po to, eby wiedzie. Bo ja, panie Mechciski, je tem dziennikarzem, a dziennikarz musi wiedzie, tak jak inni musz oddycha Znasz Kudatego? rzuci nagle Moryc. Kubu zawaHal si. Pytanie byo tak nage i na pozr bezsensowne, e nakazywao baczno. nieco rzek ostronie. Ale wiesz, kto to jest? Wiem Niby wiem. Mwio si tu i wdzie, e taki jest. Moryc bez sowa kopn skrzynk i zgasi lampk naftow. Kuba cofn si odruchowo. Nie b ryc z umiechem w gosie tacy, co chc wiedzie, nie mog si ba. To jedno ci powiem, Ku apamitaj sobie to nazwisko. Idziemy. Wyj ceg nad gow i wstawi w otwr lampk, kt tem ceg. eby dzieci nie stuky. Przychodz tu si bawi za dnia rzek wyjaniajca. Zeszli t sam drog i po paru minutach znaleli si na ulicy. Jasne byo, e pierwszy prze nik Kubusia lawirowa umylnie dugo. W bramie stali ludzie Mechciskiego. Idcie na gr do nich Moryc. Zaraz przyjd na rozliczenie. Nie dochodzc do Marszakowskiej Kuba zat rzyma si. No, wic? spyta niepewnie. W zasadzie nie doszlimy do niczego. Mylisz si rzek Moryc, nie patrzc mu w oczy. Ja si zgadzam. Na twarzy Kuby odbi mienie. Na co si zgadzasz? spyta cicho. Bior od ciebie szans i daj ci Moryc spojrza jasno i nieustpliwie na Kub daj c bie. Co jak zoto, co, o czym nawet nie marzye. Ale uwaaj, Kuba, to nie arty. Takie zki mog si smutno dla ciebie skoczy. Ja wiem, e ty nie jeste kapu Ale ja si nie li

sz musia przekona o tym innych. Kuba poczu lekki skurcz serca. Moryc rzek po chwili z wahaniem. Nie licz na ciebie nie licz na nikogo. Ale w wypadku, gdyby stao si gorco, ty odczujesz to tak samo. S ytuacja dwuznaczna, no nie? Idziesz na pikn, spokojn emerytur, a zostawiasz kapusia B rzydko, prawda? Dlatego lepiej bd przygotowany na to, e w krytycznym momencie wygosi sz dusze przemwienie o dziennikarzach, ktrzy bez wzgldu na niebezpieczestwo, wiedzeni nieszkodliw ciekawoci O mnie niech ci gowa nie boli przerwa mu zimno Moryc ju am rad. A ty decyduj si. Chcesz? Chc rzek twardo Kuba. Ruszyli z miejsca, skrcajc w Marszakowsk. Wyszy Mechciski pochyli si ku Kubusiowi i cho: Za godzin pojedziesz do baru Sodycz. Rg Krochmalnej i elaznej. Zaczekasz na mn Bdzie tam ze mn niejaki pan Robert Kruszyna By taki bokser przed paru laty. Bi si ikiej. To ten? spyta Kubu. Ten rzek Moryc. Suchaj dalej: ot ten Kruszyna sz

Dziwne dzielnice, dziwne dzielnice! Inaczej wygldaj we dnie, a inaczej w nocy. Inne w dzie, a inne w nocy s w nich szmery i odgosy, wonie i nastroje, zdarzenia i prze znaczenia ludzkie. W dzie s leniwe i pyskate, biedne i brudne, pochonite prac i stara niami o rzeczy mae. W nocy oywaj tu ze a potne tradycje: na naronikach ciemnych ulic a czarnym tle wskich jarw ulicznych, ktrych stoki tworz ruiny i wypalone kamienice, tkwi zamazane postacie bez twarzy i rk, ze zwisajcym spod cyklistwki ognikiem papier osa. W dzie wida fasady odraajcych czynszwek, wida ruiny i wysane miaem ceglanym pl o rozebranych zgliszczach, wida krzywe, czarne poty, cementowe ogrodzenia i kolcza ste druty, wida sklepiki, brudne fryzjernie, mae warsztaty lusarskie i samochodowe, prywatne stacyjki obsugi aut, spdzielnie wyrabiajce szczotki i gwodzie, aparaty do p iwa i tani konfekcj, kwaszarnie kapusty i ogrkw, kieszonkowe fabryczki marmolady i k onserw. W nocy snuj si tu uporczywie opary najgorszych warszawskich klechd o Urke Nachalnikach, Szpicbrdkach i Tasiemkach; niskie, czarne latarnie, w ktrych arwka zas tpia gazowe owietlenie sprzed pwiecza, otula mga mczcych wspomnie, za z mgy tej rcie posta Czarnej Maki, opartej o ich elazny, karbowany sup. W dzie wida, e dzielni i tymi przesza straszna, niszczca wojna, wida, jak nadciga ku nim odbudowa i przebud owa, wida zdarte bombami i domowym sposobem zamurowane, zabite deskami wyrwy, sam odziaowe remonty, poprawki, przybudwki, wida czerwieniejce i zieleniejce wiosennymi w arzywami targowiska, wida wietrzc si pociel w oknach i (rzepaki na brudnych podwrzach wida zwyky, czowieczy trud i znj, krztanie si wok lepszego bytu, gonice si dziec teresy drobnych kombinatorw, gorczkowe i mieszne. W nocy nic wida tu nic prcz prostok le owietlonych okien w grze i pustej czerni wwozw ulicznych z jarzcymi si tu i wdz jciami do pieczarknajp: natomiast wyczuwa si tu i syszy mnstwo skbionych, nieodcyfro ych, trudnych do ujcia sowami spraw. Tych spraw, ktrymi yj nocami elazna i Grzybowska Walicw i Krochmalna. ucka i Sienna. Ceglana i Paska

Kuba Wirus przystan na rogu elaznej i Krochmalnej, rozejrza si wokoo, po czym spojrza gr. Szeroko i wysoko cigna si tu odrapana ciana domu, usiana elaznymi balkonikami. ydwu stron kamienicy wida byo czarne deski wysokiego parkanu, zakoczonego drutem ko lczastym. Tu przy Kubusiu widniay zaoone okiennicami okna parteru: przez szpary okie nnic przesczao si wiato i muzyka akordeonu. Wieczr by chodny i drzwi wejciowe zamk drzwiach, za szyb, wisiaa szklana tablica, goszca niebieskimi literami: Warszawskie Z akady Gastronomiczne Bar Sodycz IV Kategoria. Kubu poprawi szmaragdowo kakaow a gboko powietrza jak pywak przed skokiem do wody i pchn zdecydowanym ruchem drzwi. Nawet najpogodniejszy, peen uczu misjonarz, pozbawiony powonienia i od urodzenia d altonista, ugiby si pod ciarem pierwszego kontaktu z wntrzem baru Sodycz. Wntrze ale za to pene ludzi: siedzieli przy stolikach, pochyleni ku sobie charakterysty cznym ruchem wzajemnie si o tym samym przekonujcych pijakw, stali w przejciach midzy stolikami i przy kontuarze w gbi. Odgos otwieranych drzwi zwrci ku wejciu par gw, widok Kubusia wrciy bez specjalnego wzruszenia do swych poprzednich pozycji. Znaczy si pomyla szybko Kuba e nie zwrciem tu niczyjej uwagi. W dech Rozejrza si b strzeg kilka par oczu, wbitych w siebie z zainteresowaniem, lecz bez wrogoci. Byy t o spojrzenia, jakimi obrzuca si nieznajomego, lecz nie obcego. Tak patrza na niego uwijajcy si wrd stolikw krpy kelner w brudnawej kurtce, narzuconej na kolorow koszu imnastyczn; tak patrzaa na jaskrawo wymalowana kobieta o tpej twarzy, jedzca apczywie ryb w galarecie przy najbliszym stoliku. Te spojrzenia nie uwieray, nie gnioty, prze

szed nad nimi atwo dalej, natomiast doznanie ciaru czyjej bacznej obserwacji nie ustp wao. Uczyni dwa kroki w przd, szukajc wolnego stolika, i wtedy, skro oparw, odorw i u, dojrza za kontuarem zwrcon ku sobie twarz dziewczyny. Natychmiast te zacz przepych si w tamtym kierunku. Drog zagradzay zbite ciasno stoliki, oblepione ludmi, obstawione brzydkim szkem, kie liszkami, kuflami, butelkami wdki i sztucznie barwionej lemoniady. Bar Sodycz y peni , osiga w tej godzinie apogeum istnienia: to, co dziao si teraz, mogo si tak dzia tu lko o tej porze. Czerwone, zamazane alkoholem twarze, melancholijne przypiewki, p odrywajca wesoo, gorycz i al, mio i nienawi objawiay si tu w sposb jedyny, cec podrobienia piecztk taniej, warszawskiej knajpy. Furmani i robotnicy kanalizacyjn i, szoferzy i tragarze, uliczni sprzedawcy wiecznych pir i okadek do dowodw osobist ych wraz z wozakami, zodziejami kieszonkowymi i wglarzami pili tu wdk w towarzystwie handlarek owocw i woszczyzny, pomywaczek, zodziejskich utrzymanek i zniszczonych, uszminkowanych kobiet, yjcych z rozlicznych alimentw. Przy jednym ze stolikw, w samy m rodku, siedzia chudy mczyzna o beowych wosach i bladych, zaropiaych oczach, koysz lewnie gow nad trzyman na kolanach harmoni, na ktrej gra dononie i z przejmujcym sm m walca Fale Dunaju, przerywajc co par taktw na chwil wystarczajc do wypicia podwj pki wdki i tgiego haka jasnego piwa na zaksk. Kuba dotar do bufetu i spojrza natarczywie na dziewczyn. Bya bardzo adna i bardzo zaj a. Zwijaa si szybko i sprawnie wrd wydawanych zaksek, odpiecztowanych plitrwek, ra bonw, podrzucanych przez kelnera. Brudny, niegdy biay fartuch opina jej przepyszny biust, smage, pene ramiona wychylay si z wysoko podkasanych rkaww. Miaa smolicie cz wosy, gadko cignite do tyu, ogromne, ciemne oczy i pene, licznie skrojone wargi, na h gruba i tania szminka dawaa efekt egzotyczny. Pikne brwi, pocignite grubo owkiem, i zdrowe, rumiane policzki niepotrzebnie podmalowane wywoyway bl w sercu na widok teg o bezmylnego niszczenia z kosmetyk tak hojnie przez natur rozsianych skarbw. Hawajk owiedziaa do niej otya jak klucha kasjerka o czerwonej twarzy, odziana w zdobn w fa lbanki sukni krzyknij na Wieka, eby da now beczk. Tu ju sama piana. To mwic, wy z pustej beczki. Siostro rzek Kuba niech mi pani naleje jednego haka i pooy na czy kawaek ledzia. Hawajka spojrzaa na Kub, jakby go dopiero co zauwaya. Tylko przy s u powiedziaa opryskliwie przy bufecie si nie daje. Ja wiem, e si nie daje rzek le, siostrzyczko, nie ma gdzie usi, a mnie jest bardzo potrzebna jedna wdka i dzwonk o ledzia. Daj panu wtrcia si kasjerka, patrzc na Kub z niechci; chciaa widoczn czywej dyskusji, ktra jest ywioem dla warszawskich alkoholikw w takim stopniu, jak w oda dla ryb. Kubu nie mg oderwa wzroku od do szeroko rozchylonego wycicia fartucha n iersiach Hawajki, gdzie wida byo rbek niezbyt czystej bielizny i skd wynurzaa si cudo nej smukoci, gadka, smaga i mocna szyja. Hawajka myla Kubu z upojeniem jak pra prawdziwa Hawajka z ulicy Browarnej Albo z nieco dalszego archipelagu. Z Tarchomis kiej Cudo! Dziewczyna nalaa Kubusiowi wdk i podaa ledzia na zapace, po czym ostry m zmniejszya swj dekolt obcigajc fartuch. Dlaczego? jkn Kubu. Dlaczego to pan laczego wyrzdza mi pani bolesn krzywd w pierwszej minucie znajomoci? Wzrok ich zetkn i na uamek sekundy i w czarnych oczach Hawajki zamigotaa wesoa przychylno. mieszny na czowiek powiedziaa, ukazujc biae zby w umiechu. Pani nie z Warszawy, prawda? uba z galanteri, jakby pragnc usysze wreszcie o zamorskim pochodzeniu tej istoty. Ni e odpara yczliwie Hawajka z Mogielnicy. Zna pan? Nie rzek Kubu z alem nieste o nic owiadczy z nag stanowczoci wybior si tam swoim szkunerem. Czy Mogielnica czy laguna? Nic nie rozumiem rzeka dziewczyna z umiechem. Hawajka! krzykna wrog chowata kasjerka teraz nie czas na flirty! Po co ten krzyk, pani Lidio? odpara z tupetem Hawajka. Widzi pani przecie, e si robi. Co to zwrcia si do Kubusia poro ie wolno? Jestem na etacie, a nie jakie tam popychle! Susznie przytwierdzi z zapaem Kubu i wypi wdk. Widz, e jest pani uwiadomiona. Znaczy si, e Mogielnica jest lag w, a moe i wyej. Nie pana czekoladowy interes! rzeka z udan opryskliwoci Hawajka dzia go kto? Blondyn Ledwie trzy minuty, a ju o takich sprawach! Obchodzi go, czy j estem uwiadomiona Rozemiaa si i dodaa: A pan co za jeden? Na imi mi Lulek rz co? Po czym zwrci si do kluchowatej w falbankach: Pani jedna jest mnie w stanie zr ozumie, widz to w wilgotnym bysku pani oka. Czasami czowiek spojrzy tylko raz i wie nagle, e ycie jego zaczo si w tej wanie chwili. No, nie? Niech pani powie, widz, e i dusz artystki! Owszem przyznaa kluchowata ma pan racj. Zdarzyo mi si par razy ego. Ale to byo dawno westchna. Co dawno? achn si Kuba te par lat si nie l ie istnieje we wspomnieniach. My to wiemy, prawda? Prawda umiechna si ciepo klucho

a. On jest bardzo miy powiedziaa do Hawajki, wskazujc Kub wzrokiem; dziewczyna nie drywaa od Kubusia oczu. Hawajka! krzykn kto zza kotary, z prawej strony chod po iewczyna wymkna si zza bufetu i wesza po paru schodkach w gr, demonstrujc smuke, to biodra. Kubu poczu, e los jego dopeni si tu, w barze Sodycz, do ktrego cigno du, a w ktrym znalaz wielkie fatum mioci. Krlowo rzek ponuro do kluchowatej kasje iech mnie pani ratuje! Niedobrze mi! Ubikacja na prawo zaniepokoia si kasjerka ale na pewno zajta. Niech pan lepiej pruje na ulic, ale szybko! Nie rzek spokojnie Kub a to nie to. Dusza mnie boli. Niech mi pani naleje jeszcze jedn wdk, dobrze, krlowo? Opar si okciami o kontuar, zwracajc twarz w stron salki. ciany jej, jadowicie ziel , zdobne w brzowe i niebieskie szlaczki, tony w sinym seledynie sufitu. Na cianach p eno byo drukowanych tabliczek, na ktrych widniao uporczywie jedno i to samo obwieszc zenie: Za rzeczy zaginione w zakadzie kierownictwo zakadu nie odpowiada. Bufet, przy ktrym sta Kubu, dwiga na sobie oszklon za pomoc kitu nadbudwk, w ktrej stay p larecie i zimnym misem, soje z grzybkami i korniszonami oraz puszki z marynatami i maso w krkach; za bufetem wznosiy si drewniane pki, pene butelek Siwuchy i wina Zewszd wyrastay kolumny skrzynek, z ktrych wyzieray figlarnie gwki plitrwek z czy czki piwa, lnicy niklem kran nad zlewem do mycia kufli i ciemnozielona kotara z wy powiaego pluszu, za ktr znika Hawajka, uzupeniaa obraz. Spoza kotary bia przemona ytych garnkw i niedobrych potraw w rodzaju siekanych zrazw z zepsutego misa ze stch k sz, co wskazywao na to, e mieci si tam kuchnia. Po chwili zjawia si Hawajka, dwigajc w wypronych do dou ramionach skrzynk z wdk. a wiey innych skrzynek i stana za bufetem. Hawajka! krzykn kto od stolika, przy k iedzia czowiek z akordeonem nastaw pyt, artysta ma urlop! Rzeczywicie, beowa gow nisty spoczywaa bezwadnie na instrumencie. Hawajka wyja pyt spod bufetu i wczya ma iera na adapterze. Z gonika rozlego si tango: Ja znam takie oczy rozwarte i due, gdzi nieba swj lazur, przyjte na sali z penym uznaniem i rozmaitymi przypiewkami w rytmie zawadiackich peczek Oj, radi, radi, rach, ciach, ciach Kuba westchn. Pani ma pikn owiedzia nabrzmiaym uczuciem tenorem. Doprawdy? umiechna si Hawajka; wida byo, ja ta sprawia jej yw przyjemno. Pan ma piknego motylka odwzajemnia si, wskazuj ubusia. Kubu bez sowa rozwiza i zdj muszk z szyi. Prosz rzek niech pani sobi na co mi to? obruszya si nieco Hawajka, zaskoczona takim rozwojem sytuacji, co nie wpyno na sprawno w wydawaniu wdki zaaferowanemu kelnerowi i w odbieraniu ode bonw. amitk dzisiejszego wieczoru rzek z sentymentaln emfaz Kuba. Da pani swemu chopcu ie wyglda Tak bardzo pragn w tej chwili, by rado mieszkaa w pani sercu, e z chci ni chopcw, aby si pani bardziej podobali Ma pani przecie chyba jakiego chopca? Mam Hawajka, wyranie wzruszona tak wielkodusznoci. To powany facet. Inny ni ci tu. Fac iec dodaa z akcentem poufnych zwierze, nie przestajc rozlewa piwa. Fryzjer. Ale tak ch kolorw nie nosi z alem wskazaa na muszk. Mimo to niech j pani wemie nalega si pani podoba. Zrobi mi pani przyjemno, biorc j. Ten strzp barwnego jedwabiu bdzie dzi jedyn wizi nas czc. Dla mnie urasta on do znaczenia symbolu Zreszt mam zapas a bya poruszona mnstwem tak piknych sw; wytara mokre od piwa rce w fartuch, pomyl po czym wzia muszk i wsuna j sobie za dekolt z wyzywajcym umiechem. Dzikuj w t Hawajki wywoaj w nim dreszcz bolesnej rozkoszy. Wyj z kieszeni now, winiowo perow zk i zawiza sobie wprawnie pod konierzykiem. To byo adnie z pana strony szepna Kubu pomyla, e aczkolwiek chyba nigdy nie zwyciy owego powanego fryzjera, to przeci stanowi dla tej dziewczyny jak zakazan urod ycia. Hawajka rzek gruby mczyzna w z grubego szka i w czarnej oprawie, ktry pojawi si naraz obok dziewczyny moe by si za robot, nie? A co? prychna gniewnie Hawajka brakuje co panu, panie kierowniku? widzia go kto, jaki wany wtrcia si szyderczo kluchowata kasjerka. Porozmawia dzi nie nie wolno? Wida byo, e szyderstwo to zaprawione jest samoudrk prawowitej maonk dujcej si z klsk niewiernego ma. Kuba spojrza zaczepnie na kierownika, na jego byczy ark i ogromny nos. Same minie pomyla z trosk gra bicepsw, a na szczycie okulary ny restaurator. Rozumia wszystko i by gotw do walki: poza grubymi soczewkami szkie ki erownika migotaa wcieko, ta za moga pochodzi tylko z zazdroci, i Kuba poczu, e d nalaza w nim obroc przeciw oblenym konkurom szefa. Ale Hawajka nie wygldaa na istot rzebujc pomocy, wobec czego Kuba rzek z gron uprzejmoci: Siostrzyczko, jeszcze jed la mnie, dobrze? Hawajka wyja litr, aby nala, lecz kierownik rzek opryskliwie: Nie a picia przy bufecie. Co pan powie, panie liwka? zdziwi si do lekcewaco jaki wy t o ptasiej twarzy pod cyklistwk, pijcy piwo z kufla wielkiego jak jego wasna gowa. o nowego doda zaczepnie. A w ogle Co pan od niej chce? Poflirtowa z modym blondy

wolno? Z kim ma flirtowa? Z panem? ostatnie sowa nosiy w sobie wyran kpin, widoczn stali bywalcy baru Sodycz wiedzieli co nieco o lirycznej tragedii kierownika tej inst ytucji. Kluchowata kasjerka promieniaa, wida byo, e poraka szefa dziaa na ni kojco alsam. Panie kierowniku rzek z zastanawiajc agodnoci Kuba prosz w takim razie Dla mnie i dla tego pana wskaza na wychudego w cyklistwce. Pan liwka poczerwienia n misistej twarzy i ju zamierza co powiedzie, gdy drzwi si otworzyy i do baru Sodyc Mechciski i Kruszyna. Przepraszam r rzek grzecznie Kubu do wychudego ale akurat yszli panowie, na ktrych czekam. Pan liwka spojrza i spotulnia: nerwowo zacz przest a kufle na szynkwasie. Obudzony nagle akordeonista zacz gra piosenk Czekaj, siostro, ie tak ostro, podtrzymany przez liczne gosy. Kubu pochyli si ku Hawajce, w ktrej wzr znalaz naraz niepewno. Powiedzia: Czy umwi si pani ze mn do kina? Pan te z bra lista? spytaa ironicznie Hawajka, wskazujc wzrokiem Mechciskiego. Widz, e zatraci i agodno obyczajw swych stron ojczystych. Ju przepad cichy wdzik pani umiechw i ni zakoysze pani biodrami w rytm ukelele pod strzelist palm Mauna Loa, Mauna Kea, Aloh a te nazwy ju nic pani nie mwi, niestety Przesika pani drapienoci miejskiej cywil awajka patrzya na ze zdumieniem. Nic z tego nie rozumiaa, lecz strasznie jej si to po dobao. Nie umwi si z panem do kina rzeka ze smutkiem bo mam swego chopca. Niech wie, czym pan jest? Introligatorem? Mwi pan jak z ksiek Kubu umiechn si z czaruj i. Jestem wrakiem ludzkim rzek do dramatycznie czowiekiem nieszczliwym i pody iewczyno z atolu! Nie z atolu, a z Mogielnicy powiedziaa Hawajka. Zdawaa sobie spr aw z tego, e jest wzruszona, i staraa si schroni za pancerz drwiny. Poczua naraz, prz z chwil, e rzuciaby wszystko i posza za tym chopcem o zadartym nosie i wesoych oczach lecz natychmiast odepchna od siebie t myl i wrcia do rwnowagi. Niepowany facet si zaraz. Nie taki, jak mj. Wrak, cholera na niego mrukn pan liwka. Oni wszys obuzy, chuligani! Dobry wieczr panu, panie Kruszyna! machn rk z serdecznym umiech uszynie, ktry sadowi si przy oprnionym przez krpego kelnera stoliku w przeciwlegym k sali. Co? szydzi wychudy facet w cyklistwce nie podoba si panu ten blondas, pani wka? Bardzo rwna chopaka, nie, Hawajka? Hawajka nie odpowiedziaa, lecz wzrok jej po wdrowa za Kubusiem, lawirujcym midzy stolikami penymi zamroczonych alkoholem i koysz h si na wszystkie strony postaci. Bd spokojny bekotaa po drodze jaka, spocona, o rz, przekrelona brudnym, wielkim paluchem. Ja ci znam! Ty krzywdy czowiekowi nie zr obisz Dobra, dobra umiechn si Kubu Nigdy w yciu Kto poklepa Kub serdeczn ia jaka twarz moda, za i zgorzkniaa tylko bez tych numerw Czowiek wyszarpie par po to, eby je gubi z takimi cHalujami jak ty. Daem ci je, wszarzu? Daem czy nie? eb m tak zdrw by! czyja kocista apa omotaa w czyje suche, twarde piersi. Zawsze by ity, tylko trafiaem na szmaciarzy Niewysowiona bogo spyna na dusz Kubusia, tu, u baru Sodycz. Powrt syna marnotrawnego? wraca w mylach zawoalowany refren. Kuba si nad beowowosym akordeonist, spojrza z bliska w jego spowiae, zaropiae oczy i wym z. Graj pan Na sopkach Mandurii! krzykn. Harmonista kiwn gow i wycign rk, h, po czym poprawi podarty, zielony sweter pod smokingow marynark i nacisn klawisze. Jkliwa, dzika i smutna melodia starego walca wdara si w rozgwar knajpy. Ra tra ri a, tra ra ra, tra ra ra zachysnli si piewem najbliej siedzcy i za chwil c si w jku cwaniackiej melancholii, straszliwie warszawskich wspomnieniach, blach i radociach. Kubu przysiad na stole wrd butelek karminowej lemoniady i rozlanego piwa, nucc gono. Zewszd patrzono na z uznaniem, e tak dobrze podebra melodi, e wygrzeba ca, ktrego kocHaly warszawskie sutereny i poddasza przez tyle dziesitkw lat. Hawajk a wpatrywaa si we jak urzeczona, pan liwka z niechtnym podziwem. Kubu czu przyjemn enie alkoholu w odku i rozkoszn wiadomo, e stanowi centrum zainteresowania, osobist chwili uznan i popularn. Piegus! krzykn Mechciski. Chod tu! Zaraz, Moryc. B przyjd, tylko ten wirtuoz skoczy! Harmonista skoczy Na sopkach Mandurii i przytomn zeszed od razu na melodi odwiecznego walca Szare wody Wisy, podniecony sukcesem. Kubu podszed do stolika, Moryc rzek: Panowie pozwol Kruszyna i Kubu podali sobie rce. prowadzi rozmow. Mwiem o tobie temu panu rzek Moryc do Kuby. Ten pan mgby ci pomc. I ja mgbym temu panu pomc umiechn si skromnie Kubu nigdy nic nie wiadomo Sdzi pan? rzek burkliwie Kruszyna, zaskoczony. W gruncie rzeczy nie wiedzia, co pow iedzie. Uhm przytakn pogodnie Kubu. Na pewno. To kozak zachwala Moryc. Przyda ci si. Tylko drobnej koci mrukn Kruszyna, taksujc Kub wzrokiem.

Zgoda rzek uprzejmie Kubu. Ale o czym panowie mwi? Cie niepokoju przemkn si chciskiego. Kruszyna by zbluffowany. Werbunek, taka jego mamusia pomyla nieprzychyln e. Prezesowi atwo mwi, ale eby wiedzia, jak to trudno werbowa. Mwi ci, Robert rzek Moryc, pragnc widocznie jak najszybciej dobi celu. To jest c dla ciebie. Krwi si nie boi, co? spyta ironicznie Kruszyna. Cay czas mwi ostronym pgosem, nim poczucie dotkliwej niewygody. Fe, panie Kruszyna skrzywi si Kubu. Kto mwi o takich mokrych, liskich i nieprzyj h rzeczach? Nic z tego. Moryc, to jakie nieporozumienie. Mechciski poczu struk potu, pync wzdu krzya. Obrzuci Kubusia wciekym spojrzeni przesta cokolwiek rozumie. Skd pan zna moje nazwisko? spyta Kruszyna niepewnie. He, he, he zarechota Kubu. Caa Warszawa pana zna. Kto nie zna najlepszego fajtera wadze cikiej, jakiego kiedykolwiek wydao to miasto? Przecie gdyby nie w nieszczliwy padek, sigaby pan dzi po laury na ringu Madison Square Garden, bo w Europie nie byob y ju dla pana mocnych Kruszyna spurpurowia na twarzy i karku, za Mechciski zamkn oczy w oczekiwaniu czego s rasznego. Odemkn je z rozpacz, spodziewajc si ujrze zbroczonego trupa Kubusia na plug wej pododze baru .Sodycz. Ale nie Kuba siedzia wygodnie rozparty, za Robert Kruszyna mia wyraz twarzy przypominajcy wou rozwizujcego zadanie matematyczne z uyciem logaryt i pierwiastkw. Zawsze mia taki wyraz twarzy, gdy nie wiedzia, czy ma bi, czy nie, i gdy nie byo nikogo, kto by za ten arcytrudny problem rozwiza. Kubu Wirus skrobn bru m paznokciem najboleniejsz, ledwie zasnut delikatn bonk zapomnienia ran w duszy Robe Kruszyny. By czas, gdy Robert Kruszyna zapowiada si jako znakomity piciarz: piekieln a sia ciosu, dynamit w pici, stalowe spryny w nogach, refleks, instynkt ringowy wszy tko prcz inteligencji, a ta, chocia przydatna, nie jest midzy linami warunkiem kard ynalnym. Ale Roberta Kruszyn przeladoway ze moce. Kiedy w czasie jakiego wanego spot ia, w wypenionej tysicami widzw hali, gdy zdoby wyran, miadc przewag nad swym pr , zainkasowa cios w brzuch. Saby, niecelny, nieskuteczny cios, ktry nie wywar na Rob ercie adnego wraenia, mia jednak zupenie nieoczekiwane konsekwencje i gdy umiechnity obert szykowa si do zadania koczcego walk swinga, umiech naraz zamar mu na wargach. gumka przy spodenkach, wstrznita do gbi tym ciosem, pucia, i Robert Kruszyna, ktry y nie nosi slipw ochronnych, stan nagle w ostrym wietle ringowych reflektorw podobny o greckiego olimpijczyka, w caym przepychu swej mskiej urody. Dalej wypadki potocz yy si byskawicznie i urosy do rozmiarw istnego Waterloo dla Roberta: Robert usiowa p wyci opadajce spodenki, co nie naley do rzeczy najprostszych, gdy ma si rce okutane w omiouncjowe rkawice, jego przeciwnik ockn si naraz z otpienia, wywoanego dotychczas rzewag Roberta, i trzasn go reszt si w odkryt szczk. To wystarczyo, by zapltany w Robert zwali si jak koda na mat, za olbrzymia widownia, ktrej tak nieoczekiwanie uja nione uroki cielesne Roberta zapary dech w piersiach, po sekundzie grobowej ciszy wybuchna tak rozdzierajcym miechem, e mecz musia ulec duszej przerwie. Otulonego w froki Roberta zniesiono z ringu, a nazajutrz ycie jego zmienio si w pieko. Wymiewano go i bano si, a im bardziej bano si jego atakw wciekoci, potwornej siy i piciarski jtnoci, tym bardziej wymiewano go. By straszny i mieszny zarazem, za taki alia moe przyczyn nieszczcia. Wreszcie zacz pi wdk i odtd boks skoczy si dla. Chodzi p szuka zemsty za swj zy los na kadym i na wszystkich, szuka swego najgorszego wroga, z ktrym nigdy nie mg wygra, albowiem nie mona wygra z wasn miesznoci. Koledzy ko tych jego przewag, napuszczajc go w rnych okolicznociach na rne niebezpieczne, ajdac i zabawne numery. Pi coraz wicej, tak e zacz nawet bra baty od niektrych ze swych p godnych przeciwnikw na zabawach tanecznych i na ulicach. Wtedy zjawi si Filip Meryn os. Rozmowa ich trwaa godzin, za po tej godzinie Robert Kruszyna odnalaz sens ycia. T a godzina uczynia ze istot wiern jak pies, oddan i zdoln do wszystkiego na jedno sow wego pana i wodza. Wraz z odradzajc si pomylnoci Roberta w subie Merynosa zaciera spomnienie o owym fatalnym momencie. Kruszyna odzyska godno osobist, mir i powaanie, a nade wszystko pewno siebie: zacz si dobrze ubiera, bywa w eleganckich lokalach r i nikt nie miaby przy nim wspomnie o owej nieszczsnej chwili na ringu bez naraenia si na powane przykroci, nie tylko ze strony mini Roberta Kruszyny, lecz take ze strony j ego monych opiekunw i przeoonych. Nikt od wielu lat, oprcz Jakuba Wirusa tego wieczor u w barze Sodycz. Nic wic dziwnego, e Mechciski poczu si naraz jak na spacerze po o brzytwy, za Kruszyna zrozumia bezapelacyjnie, e siedzi naprzeciw indywidualnoci wyk

utej z przedniej stali, naprzeciw kogo, po kim wzrok nie moe przelizn si jak po kim rwszym lepszym. W sowach Kubusia bya wiedza o jego, Kruszyny, nieszczciu i achilleso wej picie, bya odwaga i wola mwienia o rzeczach najtrudniejszych, ale byo i uznanie mskie, twarde uznanie dla wspaniaych moliwoci piciarskich Kruszyny, tak nieszczliwi rnowanych przez ze, nieyczliwe moce. Tote gdy w pierwszej chwili pi Kruszyny zwina uak, ju po sekundzie bezsilna, agodna melancholia rozlunia mu muskuy. Po raz pierwszy od czasu owego nieszczcia zapragn mwi o nim, a czowiekiem, ktry w nim to pragnienie dzi, z ktrym chciaby bardzo swj zy los rozway, sta si naraz wanie ten piegowaty Tak, tak powiedzia Kruszyna. Madison Zagraniczne ringi Miao si te moliwoci Z piersi Mechciskiego dobio si westchnienie ulgi; wytar spocone donie o spodnie. Akor deonista zacz gra jakiego foxtrota.. Suchaj rzek Kruszyna do Kubusia tonem znamionujcym rodzc si sympati. Czego ty ukasz? Paru zotych rzek Kuba spokojnie. U ciebie szukam paru zotych. Moesz je mie rzek Kruszyna, mylc z wysikiem, ktry odbi mu si na czole. Moes wardi, Moryc, to on jest za drobny. Nie tdy droga. Trzeba inaczej. Jaka gwardia? Co za gwardia? zacz znw sw gr Kubu. Mwiem ci przecie rzek ochryple Moryc; by zrozpaczony Panie Jasiu! zawoa kel n postawi co wysokiego. Ju si robi! krzykn kelner i przynis po chwili litr z cze az piwo. Moryc rozla wdk. Wypili. Po czym rozla od razu nastpn kolejk i znw wypili. Posuchaj, synku rzek Kruszyna. Przed moim okiem nic si nie ukryje. Nie obchodzi mn e, co ty za jeden. Kozak jeste. To wida. Ty jeste kozak rzek Kuba, skromnie spuszczajc oczy. Prawdziwy kozak. Bo potrafisz zowieka tak na wskro Od razu wiesz wszystko, cholera na twoj twarz Bd spokojny umiechn si z zadowoleniem Kruszyna. No, trzask podnis w gr s oryc za ciebie rczy, to co znaczy. Ja tam na Moryca mam swoj zadr, ale to niewane, fa kt, e Moryc jest czowiek powany, z nazwiskiem. Twoj zadr mam w spodniach mrukn Mechciski. Ju dobrze, ju dobrze rzek pojednawczo Kruszyna. Widzisz, e rozmawiam z koleg. Po mi, kolego, czy wiesz, jak si organizuje kiermasz? Mechciski wytrzewia momentalnie, jak czowiek na skraju przepaci. Spojrza z nowym niep kojem na Kub. To moja specjalno rzek chodno Kuba. Imprezy, zjazdy, akademie to mj fach. adn h mona na tym trafi. Ty, ty pokiwa filuternie palcem przed nosem Kruszyny ty od raz wiesz, co w czowieku siedzi i co z niego najlepszego wyuska Ma oko pochwali Kruszyn wracajc si do Moryca. Grunt prasa rzek Kruszyna. Tylko trzeba umie zaatwi z pras. Reszta frajer. Kuba dozna uczucia, jakby u boku odkrcono mu wentyl, przez ktry wydobywa si ze wistem sprony niepokj. Zaatwione rzek pewnie, kadc do na ramieniu Kruszyny. Spij spokojnie, duy chop nujcym ciosie, masz spraw w kieszeni. O moim honorarium pomwimy potem. Widzisz ucieszy si Kruszyna. Dogadali si. Byo co w sowach i gosie Kuby, co nakazywao ufno i zadowolenie. Mechciski podrapa s nala wdk. Siulim rzek Kruszyna wypij, Moryc, i idziemy. Z tob powiedzia do Ku wiam si na jutro. Zrobione rzek Kubu i wypi. Te masz miejsce na niewsk dol w glarnie Kruszyna, ale zaraz przybra ton zwierzchnika: Tylko pamitaj, przy robocie pijakw nie znosz. Wsta, rozla reszt wdki do kufli po piwie i wypi swoj porcj. Me wypi, ykajc powoli. Kuba wzi swj kufel w rk. Ja tu jeszcze zostan rzek. Jak ie, Kruszyna? Kruszyna czu przez chwil szokujce dziaanie alkoholu, mimo e oderwa j l od ust, yka jeszcze cigle z wysikiem lin. Nie wiem rzek z trudem, zmienionym g sz telefon? spyta szybko Kuba. Kruszyna kiwn gow. Numer? naciska Kuba. Osiem ro dwa wyjka Kruszyna zadzwo albo nie zawaHal si, odzyskujc normalne brzmieni o tak machn z rezygnacj rk. Trzymaj si, Piegus rzek Mechciski do Kuby. W ocz ekko rozszerzonych i byszczcych od wdki, bya troska. Kubu poczu jakby al czy zmartwi e; co na ksztat mtnej obawy targno jego sercem. Trzymaj si, Moryc rzek ciepo. Kruszyna zapaci kelnerowi i wyszed z Mechciskim. Kuba wzi kufel z wdk i ruszy w st tu. Widzc go zbliajcego si, pan liwka cofn si za wypowia, zielon kotar. Kubu tej kasjerki: Mia moja rzek o ktrej zamykacie ten swj kombinat przey? Ma pan na myli bar? chowata. Tak, dziewczyno rzek Kub, opierajc si o szklan nadbudwk. Jest pan pij

zya si z uraz, lecz ostronie kasjerka; bya grzeczna z kolegami pana Kruszyny. Pomyk zek z czarujcym umiechem Kubu. Upieram si przy pani dziewczcoci, dziewczyno. Jest pena wieego, wionianego wdziku, ktrego nie potrafi dojrze ten gbur i prostak, pan l Ale kiedy spadnie mu bielmo z oczu i ciche tsknoty pani zostan uwieczone penym sukce sem Kluchowat zatkno, otworzya usta w niemym zdumieniu. Kiedy zamykacie t fabryk e? zwrci si Kubu do milczcej Hawajki. Hawajka podniosa z wolna wzrok i ujrzaa piw Kubusia tak promienne, wesoe i mdre, e co w jej duszy spado i klekotao dugo, jak op czona na podog pokrywa od rondla. O dwunastej powiedziaa cicho. Doskonale rzek e Kuba. Zaczekam na ciebie i odprowadz ci do domu. Hawajka nie powiedziaa nic. Wied ziaa, e nic tu nie pomoe sprzeczka z tym chopcem ani ktnia z sob sam.

Kruszyna i Moryc szli Tward w stron placu Grzybowskiego. Noc bya ciemna i ciepa, zwi astujca przeom w pogodzie. Skrcili w Bagno i Kruszyna pchn nie zamknit bram. W gbokim tle podwrka pokrytego s zmelcem ciemniaa gronie baszta spalonej Centrali Telefonw. Kruszyna podszed do przyc zepionej przy murze budy ze starych desek; wisiaa tu jaka tabliczka, ktrej Moryc ni e zdy przeczyta, gdy Kruszyna pchn drzwi i zszed piwnicznymi schodami w d. Moryc cz serca, stawiajc nog na pierwszym stopniu. Zobaczy Kudatego! Ilu ludzi w Warszawie dry na wspomnienie tego nazwiska? Ilu ludzi w Warszawie oddaoby chtnie kawa ycia za tak chwil? Ludzie z rozlegle zorganizowanych szajek, kombinatorzy, szantayci, wyzysk iwani drobni handlarze, uginajcy si pod ciarami pasoytujcych band, dziennikarze i mil cjanci I oto on, Wiesiek Mechciski, lat niespena dwadziecia, ale ju gwiazda, as, kosa i talent, ksi kin warszawskich, wybitny specjalista, wdz armii konikw, powszechnie z nany jako Moryc, ot on we wasnej osobie schodzi na spotkanie z Kudatym, ktry czeka na niego! Z KUDATYM! Nie czuje piwnicznej stchlizny tego miejsca, nie dostrzega brud u i smrodu, lecz idzie tdy ku wielkoci, ku wielkim czynom i wielkim przeznaczeniom . Kruszyna otworzy na dole cikie, elazne drzwi i przekrci kontakt: rozbysa saba a yc ruszy za Kruszyn przez dungl rupieci i zomu; mimo dumy, ktra go wypeniaa, kady awa si dla mczarni, wika go coraz beznadziejniej w to, co niezrozumiae i straszne. wnica nie czynia na nim wraenia, by przyzwyczajony do takich scenerii, nie dostrzeg a ich. Ale skronie pulsoway mu w dusznym, zatchym powietrzu, czu szum wasnej pdzonej koholem i emocj krwi, ba si czego i pragn czego, sam nie wiedzc czego. Robert! le Kruszyn za rami zaczekaj! Powiedz, co ty masz do mnie? Kruszyna zwrci ku niemu p k twarz ze zamanym nosem i mae, czarne oczy, w ktrych nie byo zwykego kozactwa; tu, w tej piwnicy nie byo mdrych, nie byo silnych, prcz jednego. Jedno nazwisko, symbol, p ojcie, cie, duch, upir, dwik zdawa si kanalizowa w sobie wszelk potg, wobec ktr umniejsze sztandary moojeckiego junactwa. Co ci, Moryc? rzek Kruszyna nic do ciebi e nie mam. Wtedy, u Tkaczyka, strzpie sobie troch niepotrzebnie pysk. I w ogle jeste aki troch, ale ja nic do ciebie nie mam, Moryc.,. zapewnia Kruszyna; nie lubi Moryca instynktownie, lepo, za to choby, e Moryc si go nie ba, e by sprytniejszy i intelig niejszy i zawsze mia swoje sprawy i ambicje, ktrych Kruszyna nie rozumia. Moryc ode tchn z ulg, bya to jednak ulga chwilowa, albowiem jasnym byo, e tu nie chodzi o Krusz n. Suchaj, Robert rzek Moryc, jakby pragnc da ujcie swemu poczuciu wyszoci wobe y. Ten facet, ktrego ci dzi daem, ten Piegus, to straszny kozak. Uwaaj na niego. Tak i niby chopczyna, ale to jest as. Klasa sama dla siebie Dobra, dobra powiedzia dobr odusznie Kruszyna. Bd spokojny. Zatrzyma si przed cian zastawion drewnianymi skr i nacisn mocno framugow listw. No, trzymaj si szepn z nieoczekiwan serdeczno chn go lekko w szpar w uchylonej cianie. Moryc otrzsn si z chwilowego oszoomienia: trick ze cian, cho banalny, zawsze robi raenie. Rozejrza si bystro i postpi krok naprzd. ciana za nim zawara si z guchym Przed sob mia tak sam piwnic, lecz pust, uprztnit i jeszcze sabiej owietlon; pa iwy pmrok. Po lewej stronie dostrzeg z trudem tanie, elazne ko, rdzawo skrzypice po m ruchw przewracajcego si na nim ciaa. Lecy na ku dwign si na okciu i opar g hciskiemu w pmroku oczami, ktrych Moryc nie widzia. Przy ku staa drewniana skrzynk niej czarny, lnicy telefon. Za kiem cigno si zwyke przepierzenie z dykty i desek piwnic na dwa pomieszczenia. Spoza desek, przez szpary i poprzez niedokadn obudow pr zepierzenia wida byo janiejsze wiato. Za tob rozleg si gboki gos z ka stoi krzeso. Siadaj. Moryc cofn si nieco i spojrza za siebie. Z prawej strony stao tanie krzeso, a obok st lik z nibymarmurowym blatem, jak w trzeciorzdnej kawiarni. Na stoliku staa wdka i lea

papierosy. Moryc usiad i teraz dopiero, w tej dziwacznej sytuacji, ogarn go strach , z trudem powstrzymywa drenie kolan i modli si o jak najdusz cisz, aby nie zdradzi otaniem gosu. Od dawna chc ci zobaczy, Moryc rozleg si gos z ka i nagle nad gow Moryca zap onowe wiato. Moryc zwar z caej siy szczki, by nie krzykn. Siedzia tak przez par s etlony dokadnie jak na stole operacyjnym. Po czym wiato zgaso i olepione oczy Moryca pogryy si w piekcych ciemnociach. Upyno par chwil, zanim znw przyzwyczai si do Wszelka czujno opucia go bez reszty. Po raz pierwszy w yciu by sparaliowany przerae Z ka podniosa si olbrzymia sylwetka i usiada na krawdzi, opierajc si plecami o wez amigota ognik zapaki przy papierosie. Czego nic nie mwisz, synku? Taki z ciebie kozak, syszaem, e do Kruszyny skaczesz, a teraz tak zamilke? Przyszedem, eby sucha, panie Kudaty bkn z wysikiem Moryc. Pan mnie wzywa w pewnoci siebie po tych pierwszych sowach, po wymwieniu tego straszliwego nazwiska w bezporedniej rozmowie. A wic nalej sobie haka i wypij doszed go gos z ka to ci dobrze zrobi. I zapal. Moryc nala i apczywie wypi. Wdka momentalnie uderzya mu do gowy i temu przypisa jaki mery za przepierzeniem, ktre wydao mu si, e syszy; w sekund potem, gdy skupi znw my na to za zudzenie. Niemniej, wyostrzony penym niebezpieczestw yciem instynkt szepta m bez przerwy, jak refren: Czyby tam kto by? Czy tam kto jest? Rka mu draa, gdy zap erosa. Teraz suchaj, Moryc posta na ku zmienia pozycj i usiada, rozstawiajc szeroko n ajc podtrzymujce brod rce na kolanach. Chciaem z tob pomwi z dwch powodw. Po pi este gwniarz, a po drugie, bo jeste kozak, ktry moe daleko zaj. Kudaty wsta i zacz przechadza si po piwnicy. By ogromnego wzrostu i potnej budowy, cicho i sprycie. Wraenie potgi tego ciaa zwielokrotnia gsty pmrok, ale Moryc wycz we proporcje. Pmrok i nastrj wyginay w fantastyczne fady zwalist posta w jakich sta szerokich spodniach i w obszernym, dugim swetrze, jaki nosz marynarze. Gowa tona w m roku: jedyny szczeg, jaki Moryc zdoa spostrzec, to byy gste, skufilone wosy. Kudaty ni jeszcze kilka krokw i zwali si z powrotem na ko, ktre zaskrzypiao zgrzytliwie p ciarem. Dlaczego jeste gwniarz, o tym sam wiesz rzek Kudaty. Gos mia spokojny? opanowany, ej dyskutujcy ni wydajcy rozkazy. W tej chwili Moryc dojrza po raz pierwszy wbite w siebie oczy. Byo co tak wadczego i okrutnego w tych byszczcych oczach, e Moryc zadra stpujce ju przeraenie owadno nim od nowa. A kozak jeste dlatego, e si nie boisz. I dlatego, e si nie boisz, stawiam ci nastpu opozycj: zostaniesz u mnie kierownikiem wydziau biletowego. Chcesz? To byo uderzenie! Moryc unis rk do czoa. Jak dotd wsppracowa luno z ludmi Kuda ie ubogiego detalisty u wielkiego hurtownika. Cieszy si ich opiek i wywiadcza im pewn e przysugi przy pomocy swego zespou konikw, i to wszystko. A teraz taka nieoczekiwan a kariera! Kierownik wydziau u Kudatego! On, Moryc Mechciski! Jedwabne koszule i kr awaty zamiast brudnego pulowera, takswki i buty zamszowe na grubej soninie! Hanka D omek pod miastem, lub z weselem na kilkadziesit osb, welon, organy, sypialnia z pol iturowanego forniru od drogiego stolarza na Walicowie, a potem kosztowny wzek dla dziecka Kierownik wydziau biletowego! A to wezwanie na pojutrze! Powiedzie czy nie? Nie! zatrzasna si w nim decyzja jak szczk zamka. Chc szepn Moryc. Co go dawio w gardle. Bardzo dobrze, chopcze rzek spokojnie Kudaty. Ale nie na tym koniec. Na pewno sys u, e s ostatnio pewne trudnoci. Co ja mwi w gosie Kudatego zadrga szyderczy um ktrego oszoomienie nieoczekiwan karier nabrao dla Moryca smaku nieznonej goryczy p cie to ty, Moryc, wtpie u Tkaczyka. W to, co ja wiem. Bardzo dobrze, bardzo dobrze, twardy z ciebie czowiek, niezaleny i wypowiadajcy otwarcie swe myli. Lubi takich. Tyl ko wyobra sobie, Moryc, e jak ja czego nie wiem, jaka to musi by cholernie ciemna sp rawa, co? I jak od takiej sprawy moe rozbole gowa kierownika wydziau biletowego. Wiem o tym rzek Moryc, po raz pierwszy mocno i zdecydowane Tylko czekam na tamtyc h. Sam mam z nimi do porozmawiania. W porzdku rzek Kudaty z nieoczekiwan, msk serdecznoci. Dzikuj ci. Wiedziae tobie spodziewa, i dlatego zaprosiem ci do siebie. Teraz widz, e mog na ciebie liczy takimi ludmi jak ty mona dokaza duych rzeczy. I znw co nowego zjawio si w uczuciach Moryca. Bya to rodzca si wierno dla tego cz

brudnym, starym swetrze, ktry potrafi mwi do niego, do Wieka Mechciskiego, tak jak m przeoony w druynie harcerskiej lub szef ekipy piki nonej, zwizanej wzem najmocniejs koleestwa. Moe powiedzie mu o tym sdzie? Co powie, doradzi pomyla z trosk. Na pocztek, Moryc, zagrasz o niewsk stawk. Za trzy tygodnie odbdzie si w Warszawie na impreza, dua impreza, na ktrej ty, jako szef wydziau biletowego, zarobisz pidziesi tysicy zotych. Ile? wyjka Moryc zduszonym gosem, zapominajc natychmiast o sdzie. Pidziesit tysicy zotych rzek Kudaty spokojnie. Piwnica, ko, pmrok wszystk Moryca i z chaosu tego wyoniy si pogmatwane obrazy: wizki czerwonych, stuzotowych ba nknotw, umiechnita Hanka w Delikatesach, obadowana najdroszymi wiktuaami, Hanka u s , przymierzajca najkosztowniejsze pantofle, zastawiony meblami i krysztaami pokj st oowy, w ktrym on, Moryc, spoywa biaorowy schab z kapust. Po czym wszystko roztopio kiej szaleczej, roztaczonej orgii, penej drgajcych twarzy Hanki, Kruszyny, Wani, Bura sa, Kuby Wirusa i znowu Hanki Moryc pochyli gow i uderzy ni dwa razy mocno o zimny bl t stolika. Kiedy unis j, zrozumia, e Kudaty nie mwi nic na wiatr. Mowy nie ma o sd strzygn twardo. Nie stawi si. Niech mnie szukaj. I tak nie znajd To bdzie ciki numer, Moryc, bardzo ciki. Bdziemy pracowa na lewych biletach rzek wbi w niego swe byszczce oczy. Trudno! wykrzykn Moryc. Wiedzia, jakie trudnoci i niebezpieczestwa kryj si w pra ewych biletach, ale wymieniona suma wzbudzia w nim szalecz brawur. ebym tak szczci e nie pucimy, panie Kudaty! Niech bd lewe bilety! Ale niech mi pan da zadziaa! Zoba pan, co ja potrafi za taki blit! Za pidziesitaka. Wierz ci rzek agodnie Kudaty. Wiem, co ta forsa dla ciebie oznacza. lub z Hank anie si z interesw. No, nie? Moryc wsta chwiejnie i zatoczy si. Przez uamek sekundy wygldao, jakby si chcia rzuc udatego. Siadaj! warkn Kudaty, Moryc przysiad jak rbnity bo wspaniaa kariera kierownika iletowego skoczy si w trymiga! W tym lokalu! Zreszt doda z ironi nie mam o to do e alu, Moryc, e tak mylisz. Chc tylko, eby wiedzia, e ja o tym wiem, jak mylisz. K oe zwolni ci sam po tej imprezie. I z gratyfikacj Moryc spuci twarz na piersi. By pobity na gow. Nie pozostawao nic innego, jak psia wi rno dla tego straszliwego czowieka, przed ktrym nie ma ucieczki. Zrozumia to, co opow iadano o Kruszynie. No, no, Moryc rzek Kudaty nalej sobie wdki i wypij moje zdrowie. Dobrze? Przy tych sowach dao si ponownie sysze jakie chrapliwe westchnienie za przepierzeniem skd dochodzio wiato. Czyby tam kto by? przemkno przez umczony umys Moryca. N iszek i rzek: Paskie zdrowie, panie Kudaty. Za przepierzeniem rozleg si wyrany jk. Dzikuj i a rzek Kudaty. Moryc wypi i wsta. Kudaty wsta z ka i podszed do ciany, ktr pchn. Ukazaa si szpara. Moryc skierow czu przyjazne klepnicie doni na plecach. Odwrci si i ujrza przed sob stary, poszarp marynarski sweter, poczu zapach przepoconej weny. Ca si woli poda ujrzenia twarzy , lecz nie omieli si unie gowy. Uczyni krok i ciana zawara si za nim gucho. Na s nek siedzia Robert Kruszyna i pali papierosa. Robert wsta, przetar oczy i zapa Moryca za rami. Prowadzi go jak dziecko przez labirynt rozrzuconego w pierwszej piwnicy s zmelcu. Moryc potyka si kilka razy o butelki i zwoje kabla, zanim wyszed na gr. Na ul icy Bagno, przed bram, spojrza na zegarek; byo wp do dwunastej. Jak si chcesz teraz ustawi na reszt wieczoru? spyta Kruszyna. Nie wiem rzek t Chod, zmontujemy jeszcze wiartk przed snem zaproponowa Kruszyna. Moryc nie odpowie zia, lecz ruszy w stron Marszakowskiej; Kruszyna pody za nim. No, jak tam byo? kawie. Dobrze byo mrukn Moryc moemy si napi. Chod do Polonii rzek skwap az, bracie, jeste czowiekiem, ktry rozmawia z Kudatym. Dua rzecz. Nie byle co Krusz wykazywa zdecydowan skonno do gawdziarstwa po samotniczej drzemce na skrzynkach. Mor c nie odpowiedzia, by pogrony w rozsadzajcych go refleksjach, czu instynktown pogard Kruszyny, ktrego nie uwaa za partnera do zwierze. Idziemy na skos rzek Kruszyna, stanli na skraju najwikszego placu w Europie. W oddali jarzyy si wiata Alei Jerozoli skich i hotelu Polonia. Wydostali si na brzeg Alei Jerozolimskich przez opotki zagro dze i kluczc wrd stert desek. Te masz pomysy odetchn z ulg Moryc, gdy stanli szyna pchn drzwi, spoza ktrych wychylia si spocona, duga twarz z cienkim blond wsiki Nie ma miejsca! Komplet! hukna twarz, lecz noga Kruszyny uwiza w szparze drzwi, za

ego mocarny bark rbn w rzebione drzewo, odrzucajc waciciela dugiej twarzy, w wilgot od ludzkich oddechw i potu przestrze nocnego lokalu. Waciciel dugiej twarzy okaza si pem na schwa, ktry rzuci si ku Kruszynie z okrzykiem: Ach, ty lamusie! ale w biegu ochwycony zosta przez drugiego pana w portierskim zmitym uniformie, te wcale nie uom ka, ktry krzykn: Zwariowae, Wadek! Wieczr dobry, panie Kruszyna, niech si pan nie , Wadzio u nas nowy, nie zna jeszcze warszawskich twarzy Pan pozwoli paszczyk. Nogi Wadziowi powyrywam, jak bdzie arogant mrukn Kruszyna, zdejmujc paszcz. Grunt to wanie. W duej, parterowej sali orkiestra graa rytmicznie jakiego bluesa: skargi kla rnetu przeplatay si z brawur trbki. Wokoo taczyy, krzyczay, pieway dziewczta o r wosach, o twarzach niedokadnie umalowanych, czerwonych od alkoholu i gorca, trzyma ne w ramionach przez referentw handlowych i technikw budowlanych w przesadnie wywa towanych garniturach lub odprasowanych wiatrwkach, ktrzy tulili je do swych nabrzm iaych zabaw serc, spogldajc agresywnie dookoa. Kruszyna i Moryc usiedli za tgim filar m przy maym stoliku i zamwili wdk. Warto by poderwa jak rozejrza si Kruszyna. e mwi. Nala sobie wdki i wypi, nie czekajc na Kruszyn, po czym nala znw i wypi. T Cay wieczr pijastwa spry si w tych dwch kieliszkach wybuchowym adunkiem oszoomie iecajce palenie w przeyku i jasno w mzgu ustpiy miejsca pragnieniu i podwjnej odbit eczywistoci. Ludzie, przedmioty, barwy i ksztaty zarysoway si w wiadomoci Moryca jak a dwukrotnie nawietlonym negatywie. Robert rzek jkajc si Moryc jjja to zrobi, ona, zrobi to Podrywka? szepn z luboci Kruszyna wietna rzecz. A jak jaki bd ryja go! Nie bj nic, ja tu jestem. Jak ci si podoba ta czarna? wskaza na taczc koo ciemn dziewczyn o nastrzpionych mod woskich aktorek filmowych wosach; jej smuko p a bya jeszcze szerokim paskiem z czarnej gumy, opinajcym ciasno kibi nad szar spdnic, co stanowio ostatni krzyk mody w Warszawie, jej pospolita twarz o perkatym nosie spoczywaa na barku tgiego, rozbawionego chopca, ktrego obejmowaa wysoko, przy konierz , rk o brudnych, lecz lakierowanych paznokciach. He, he, he rechota Kruszyna. Wszy tko dziwki! Nie ma porzdnych kobiet. W ogle! Ale ty, Moryc, ty si Kochasz! Dla mnie dziwki, dla ciebie nie. Co za rnica? Jak kto woli. Ja sobie poderw jak Gdy tacz z a wyzywajco pod melodi granego tanga, prosto w twarz ciemnej dziewczyny. Dziewczyna odwrcia gow, jej chopiec okrci si na miejscu i spojrza gronie na Kruszyn, zaraz i si znw i popyn w cisk parkietu. Przybd do mnie, dam ci kwiat paproci! d czyny czynic znamienny gest. Moryc pi wod sodow wprost z butelki. Orkiestra skoczya g a, Robert poderwa si z miejsca i poszed szuka dziewczyny. Moryc pochyli si nad nalan pk wdki. Zrobi to Zrobi to Zrobi to powtarza i im mocniej postanawia, e zrob szcze nic nie wiedzia, co ma zrobi, tym bardziej czu, e nie powinien tego robi. Opar w o blat stolika i poczu, e myli ukadaj mu si w coraz skadniejszy cig. A jak si wtedy? Wizienie na dugie lata Bo c innego mog oznacza nieudane interesy z Kudatym? ie drobne skoki przy kinowych kasach, za ktre zapa mona co najwyej kilka miesicy oboz pracy. Pidziesit tysicy to by odmt marze. Klska w walce to bya ruina wszelki owych planw. Hanka Co na to Hanka? Wanie, To byo najwaniejsze i najistotniejsze pytan e: Co na to Hanka? Trzeba jej wszystko powiedzie, trzeba j spyta, niech ona decyduj e, ona, ktra jest w jego yciu wszystkim, co dobre i suszne. Jak powie, ebym szed do s , to pjd przypomnia sobie wezwanie. Ale jak powiedzie? Co powiedzie? Spojrza na pa , na roztaczony tum, rozgrzane i le umalowane twarze i wzdrygn si. Musz j zobaczy apyta! Ale zaraz! Ju! zacio si co z pijack nieodwoalnoci w jego mzgu. Wsta, onierz i wyszed z lokalu chwiejnym krokiem, odprowadzony bacznym spojrzeniem porti erw. W wietle ulicy spojrza na zegarek. Jeszcze zd pomyla. W sam raz. Wszed do pus ca rdmiecie. O ktrej odchodzi ostatni do Anina? spyta drzemicego za wsk szybk ka pitnacie minut rzek kasjer, ziewajc. Pooooprosz rzek Moryc, zacinajc si. K baliwie, wyj bilet z automatu i wzi pienidze. Panie, reszta! krzykn za odchodz nie Morycem. Moryc schodzi po pochylni na uginajcych nogach. Gboki wwz dworca ton w m wietle zredukowanych lamp: tu i wdzie migotay czerwone, zielone i szafirowe wiateka kolejowych sygnaw. Opar si ciko na okciach o kiosk z napojami na peronie byo pusto liczne osoby czekay na ostatni pocig. Waciwie po co ja jad? Dokd ja jad? myli chl gowie w alkoholowym przypywie i odpywie. Pno Hanka pi Przecie budzi jej nie b do roboty. A zreszt na co to wszystko? Przecie ja te mam robot Kuba mwi dzi, e ma ie Trzeba to Hance powiedzie Do tych afer! Pojutrze id do sdu! Zainkasuj te par mi po wszystkim Hanka zaczeka Na pewno Koniec! Nic wicej nie robi! Nawet za pidziesit araz jej to powiem! Ale pidziesit tysicy? Uj si oburcz za gow i bi ni o kant

wej rozterce. Przecie ja mam robot! jkn gono, otrzewiony blem i wyczerpany, a si jaki bekotliwy gos obok kolego, eeep, winszuj Niech kolega przyjmie moje najs zniejsze gratulacje Moryc odwrci si i przez mg zamroczenia dojrza z trudem malutki zowieczka w kolejarskim mundurze, rozchestanym na piersiach, i w przekrzywionej na ty gowy okrgej czapce. Kolego, winszuj powtarza wylewnie kolejarz. Robota uszl a, to cel ycia, to majtek To to to najwaniejsze dobro obywatela! Moje najgortsze y aka okazja, a wic cyk! To mwic zatoczy si, z lekka czkn i doby z kieszeni wiartk rawnym uderzeniem doni pozbawi korka. Moryca ogarna nara szalecza wesoo. Kolego, k ciskajc do kolejarza. Co za mie spotkanie! Pan pozwoli, e si przedstawi rz arz sztywno. Siupka jestem, Jzef Siupka, z wydziau drogowego w Otwocku. Mieszkam w Aninie. wietnie si skada zawoa Moryc z entuzjazmem. Wanie tam jad Co za t i Siupka. Wobec tego cyk Przechyli butelk nad odgit do tyu gow, pi dugo, po szyjk, zatoczy si i poda wiartk Morycowi. Moryc zacz pi i w tej chwili na peron ws w podmiejskiego pocigu. Drzwi rozsuny si z pneumatycznym przydechem i Moryc z Siupka, podpierajc si wzajemnie z sympati, weszli do rodka. Za nimi wszed jaki niski pan obse wujcy od duszego czasu z uwag ich ywioow przyja. Po chwili drzwi zatrzasny si, t trakcji elektrycznej wstrzsn dugimi wagonami i pocig ruszy zagbiajc si od razu dnicowy. Kolega dokd? spyta Siupka, tracc rwnowag i chwytajc si cian. Do Anin sk Moryc. To chyba dobry pocig, nie? Dobry zapewni autorytatywnie Siupka bo ja t m jad. Usiowa dosign rozkoysanej paeczki uchwytu nad gow, lecz by na to zbyt p ski. Wtoczyli si obaj do wntrza wagonu: pocig koysa mocno, przewalajc si z chrzstem zynach, jego stalowoblaszane pudo wypenione byo oskotem szybkiej jazdy. Waciwie ryc do Siupki nie wiem, po jak choler targam si do tego Anina? Ja te nie wiem rze upka, siadajc na awce i zdejmujc buty: w wagonie byo pusto, dwie skulone postacie si edziay w gbi jedna za drug, w sporej od siebie odlegoci. Chyba przepi si gdzie u rzek z pijackim smutkiem Moryc. Pierwszy raz w tym roku Noc ju ciepa Mowy nie protestowa gorco Siupka. Pjdziesz, bracie, do mnie. Szwagier wyjecHal, jest wolne k Po czym ziewn szeroko i doda: Do Anina czas I ja si przepi to mwic, wdrapa si aow, zwin si w kbek, mrugn filuternie do Moryca i zasn. Pocig sun przez Powile po wysokim nasypie wrd ciemnych domw. Moryc poczu nagy przy bij mord tej pluskwie pomyla, spogldajc wrogo na picego Siupk. Po choler cig z, do jakiego Anina. Zapalia si w nim naga ch awantury. Dostrzeg pomyk zapaki w g Panie! zawoa nie ma pan wolnego papierosa? Skulona przy oknie blisza posta nie od iedziaa; dalsza zdawaa si drzema, niewiadoma krzyku. Moryc ruszy przez wagon zataczaj si. Pocig wbieg na most rednicowy, Wisa lnia odbitymi wiatami miasta. Moryc upad etar twarz, dwign si, czujc w sercu dotkliw obraz. Chwiejnie podszed do palcego p czowieka: bya to posta niepozorna i skromnie odziana. Moryc stan midzy awkami na sze o rozstawionych nogach i rzuci zaczepnie: No, co? Da pan papierosa, jak si grzeczn ie prosi, czy nie? Siedzcy nie odpowiedzia, pali dalej z pochylon do dou gow. Ty n Moryc ile razy ci mam powtarza, ty W tej chwili siedzcy unis gow i Mechcisk ione ku sobie, zupenie biae oczy. Natychmiast te wytrzewia. To on! zabyso mu w sercu. Te oczy! W komisariacie tam a mwia o oczach! Przypomniay mu si naraz zupenie zapomniane sowa. Odskoczy do ty ez zdrtwiae wargi: Oj, jak ja bardzo chciaem pana spotka sam dziwic si owej pen ku formie. Krew ucieka mu z twarzy, ktra rysowaa si jak rzeba z koci soniowej w mik oku wagonu. Po czym zme w zbach przeklestwo i bluzn stekiem najohydniejszych wyzwisk. W krzyku jego byo co przeraajcego, co wyzywajcego wielk, straszliw walk, ostateczn nie. Obudzony Siupka trzasn poderwan nagle gow o dach wagonu, wytrzewia momentalnie patrzy si ze strachem w d, pod siebie. Siedzca z tyu posta uniosa gwatownie gow, rgna z miejsca. Mechciski zgity, sprony w sobie, drcy dz bicia cofa si nie biorc rozpd do skoku. Palcy papierosa wsta i odrzuci niedopaek. By szczupy i niewy sarabanda rozpdzonego wagonu, donony stukot k i rozchybotanie karbowanych cian zacie rao szczegy jego postaci. Postpi krok ku Morycowi i rzek gono: Niech si pan ode epi, dobrze? W zielonych oczach Mechciskiego zamigotao szalestwo. Boi si! przemkn rzez mzg. Boi si! Mnie! Pidziesit tysicy! Sto tysicy! Kudaty mnie ozoci! Bd w er jeden! Zgasz ci te biae lepia! krzykn w szale zdmuchn ci te bandyckie latar y zapaci! Byskawicznym gestem odcign tuw do tyu i bez zamachu, krtkim wyrzutem n awodnym ciosem najbardziej kunsztownej warszawskiej szkoy wymierzy piekielne kopnic ie w podbrzusze stojcego o krok czowieka. Nie byo dotd wypadku w karierze Moryca, ab y po tym ciosie, najprzedniejszym z przednich, przeciwnik nie zwin si z jkiem na zie

mi wystarczyo wskoczy mu obcasami na oczy i gardo, aby sprawa ulega okrutnej likwida cji. Tym razem byo inaczej. Zaatakowany uchyli si nieuchwytnym gestem dosownie o mil imetry, but Moryca rozpru powietrze, Moryc odskoczy jak kot i znw sta naprzeciw tych straszliwych, biaych oczu. Niech pan mi da spokj! krzykn czowiek o biaych oczach upka zadygota mronym dreszczem od stp po wosy na dwik tego gosu: bya w tym gosie g ozpacz jakiej okropnej tajemnicy. T rozpacz Moryc wzi znw za obaw. Diabelsko szybkim uchem wypuci prawe rami do przodu, mierzc w czubek gowy wroga, ktra odlega bya o ce try od nasady stalowej ramy siatki bagaowej. Byo to genialne uderzenie: lekkie i s zybkie, przemylne i niezawodne gowa winna bya si nadzia z chrzstem amanej czaszki alowy hak i opa bezwadnie, jak okrwawiona kula bilardowa do dziury w stole. Ale sam szatan tkwi w czowieku o biaych oczach! Samo bstwo walki, skondensowane w niezawodn ym instynkcie, odwiodo mu o milimetr gow, z ktrej, miast krwawej miazgi, ziay niezwyc ione, biae oczy. Pi Mechciskiego pokrya si krwi, zwisajc bezwadnie na zbroczony prcie. Czowiek o biaych oczach postpi ku Morycowi i uj go elaznym uchwytem za klapy ki: na jego prawym rku bysn wspaniay brylant. Nie bd ci tu bi, syszysz! krzyk ak ci spotkam trzecim razem, to W gosie jego bya taka rozpacz, raki bl i takie cierp enie, e naraz Moryca opta strach. Nie wiedzia ju nic, nie czu blu zdruzgotanej rki. pn si jak oszalay trwog ptak i wyrwa z uchwytu. Pocig wjeda szybko na tory Dworca ego. Moryc skoczy do tyu; Siupka z szaleczym krzykiem stoczy si z pki na awk. Ciem a w gbi poderwaa si do przodu, gubic po drodze melonik i odrzucajc parasol. Czowiek aych oczach wyprysn jak rakieta przed siebie. Ciemna posta skbia si z Siupk w kln zcy z przeraenia, toczcy si ku wejciu tob. Hamulec! rykn Siupka. Czowiek o bi zebi ostatnim skokiem powietrze. Wszystko na prno: Wanie rozsuny si z szybkim, pneu znym przydechem drzwi po obu stronach wagonu i olepiony strachem Mechciski rzuci si obkaczo w lewo, wprost pod koa wpadajcego na dworzec ekspresu z Gdaska. Rozleg si s liwy krzyk, Siupka zawis na hamulcu i cay dworzec rozdygota nawanic dzwonkw alarmowyc . Ciemna posta w rozerwanym konierzyku z rkami i z pomieniem na tych policzkach skocz iemno rozlewiska torw, szyn i przekadni Dworca Wschodniego. Byskawicznie i gorczkowo yszkowaa wrd parowozw i przestawni, w tumie ludzkim cisncym si wok miejsca wypadku onach i na peronach. Nie znajdujc przedmiotu swych poszukiwa wrcia do elektrycznego pocigu, zabraa melonik i parasol i przelizna si obok Siupki, otoczonego przez milicja tw i sokistw, uchodzc przesuchaniom. Ten popiech nie pozwoli jej zauway siedzcej w m wagonie tak gorczkowo poszukiwanej sylwetki, pochylonej w pozie wyraajcej bezbrzen rozpacz i bl. Czowiek ten kry twarz w doniach, z ktrych prawa zdobna bya w wspaniay lant odbijajcy tczowymi blaskami peronowe wiata. 3

Ulica tona w socu. By koniec kwietnia, dziewczta janiay kolorami spdnic i obcisyc , na widok ktrych twarze mczyzn spinay si ambicj i wol zwycistw. Rozoysta aleja N rozkopana bya porodku rowami zakadanych przewodw. Wiosenny deszcz, zmieszany z glin wykopw, zostawia po sobie obszerne, te kaue. Przy ukadaniu pyt chodnikowych miao si kilku modych robotnikw w utaplanych, granatow drelichach. Jeden z nich, smagy, krpy blondyn z papierosem w kciku ust, krzykn: Zob czycie, chopaki, numer. Mwi wam, skona ze miechu mona Unis pyt chodnikow w r wokoo. Wanie nadchodzia moda kobieta w jasnym, nowym paszczu. Kobieta umiecHaa si dziewczynki, ktr trzymaa za rczk. W chwili gdy mijaa robotnikw, krpy blondyn spuci pyt w t kau. te, gliniaste bryzgi pokryy paszcz i twarzyczk dziecka. Krpy b . Pani w jasnym paszczu zacza krzycze. Zebrali si ludzie. Dziecko pakao. Pani ykaa zenia, krpy blondyn dar si arogancko: Widzi pani przecie, e tu si pracuje, to co pa chodzi Powoli wszyscy si rozeszli. Jeden z modych robotnikw rzek do krpego blondyna ty jeste dla mnie bydl i to wszystko Chamska morda! po czym splun i odwrci si. K dyn nie odpowiedzia nic, gdy tamten by duo wyszy i opalone muskuy drgay mu niebezpie ie w wyciciach brudnej koszulki gimnastycznej. Usiad na pytach i zapali niedopaek pap ierosa. Od pobliskiego przystanku zbliy si ku niemu jaki niewysoki facet w popelinow ej wiatrwce z szarym, wenianym cigaczem przy mankietach i konierzu, spod ktrej widnia kolorowa, kraciasta koszula. Mia mod twarz, skpe, kdzierzawe wosy i mwic sepleni l , gdy stara si nie otwiera cakowicie ust. Ty rzek facet w wiatrwce lubi weso by z ciebie jeszcze poytek Usiad na pytach przy krpym blondynie, poczstowa go sp

e wieo odpiecztowanej paczki i zacz mu co cicho przedkada.

Kwietniowy wieczr w parku Skaryszewskim peen jest melodii i zapachw. Od kamionkowsk ich staww cignie wilgotny, gorzki powiew, rzadko rozstawione awki obsadzone s przez pojedyncze pary. Od pobliskiego wesoego miasteczka na Zielenieckiej dobiegaj strzpy melodii z karuzelowych adapterw i okrzyki z hutawek, krzewy i aleje pene s westchni e i szeptw. W gbi parku Skaryszewskiego tkwio od wiekw prastare, ogromne drzewo o bogato rozronit ch korzeniach. Jego omszay pie zdawa si nie odczuwa wiosny, dopiero wysoko, na odlegy h gaziach, zieleniy si modziutkie pdy, przyrzekajc zielon koron. Tego wieczoru zat i przy starym drzewie trzech barczystych wyrostkw w tanich marynarkach o kanciasty ch ramionach. Gosy mieli zachrype i niepewne. Wiesz, Stasiek rzek jeden z nich war o by zrobi ma iluminacj. Warto przytwierdzi Stasiek gdzie si pali, tam si dobr . Fajerwerk bdzie jak ta lala rzek trzeci. Ju dawno mam oko na to prchno. Zacz ha pki dobytych z kieszeni gazet w dziuple i midzy ski. Mam troch gazoliny rzek j wyjmujc z kieszeni butelk. Po co si ma marnowa w warsztacie Chlusn butelk o dr bia si, moczc obficie pie. Jeden z modziecw zapali zapak. Pomie rs szybko, w cz si niepokj. Z jednej z awek oderwa si od swej partnerki niewysoki facet w popelin j wiatrwce, zbliy si do trzech wielbicieli efektw wietlnych. Bardzo adnie rzek ustami, seplenic lekko. Panowie, jak widz, z du fantazj. Czy panowie pozwol? Odp paczk sportw, ktrymi czstowa przyjanie. Jeden z modych ludzi podszed bliej, usiuj papierosa, co dao asumpt do nowej, wesoej zabawy. Zewszd rozlegay si gosy: Poar! R u! Pali si! Papierosy zostay wreszcie zapa lone i modzieniec w wiatrwce rzek: Szko eby si marnoway takie talenty. Ot ja mam dla panw nastpujc propozycj Krzykn Czekaj, Fela, zaraz wracam! po czym wraz z trjk usiad na pobliskiej awce i pogryli pasjonujcej rozmowie. Od strony Targowej rozleg si dzwon pdzcych aut stray poarnej.

Bulwarowy charakter ulicy Puawskiej nci spacerowiczw, zwaszcza w pogodne, kwietniowe zmierzchy, gdy niebo staje si liliowe, a przejrzysto powietrza sprawia wraenie deli katnej, drgajcej siateczki wok spojrze i oddechw. Zbieg Puawskiej i Rakowieckiej, nap zeciw wielkiego kina, stanowi zatem ulubione miejsce promenad mieszkacw dzielnicy. Nikt nie zwraca tu uwagi na grupk krzepkich, opalonych wyrostkw w jednej z bram. U brani s z tani fantazj: w zgrabne wiatrwki, impregnowane kurteczki; rodzajem ich wspl nego emblematu jest szeroka, skrzana opaska, opinajca ciasno przegub, jak nosz akrob aci cyrkowi. Chopcy mwi bardzo gono, z ostentacyjn zuchwaoci, przekrzykuj si naw stuj si miechem za taki miech wykrzywia proporcje brawury, zaciera granice tego, co olno. Wreszcie dwch z nich potrzsa sobie rce w ktliwym zakadzie. Jeden z sdziw zak je na rodku trotuaru i mwi: Ten tu? Dobra, dobra, niech bdzie! odpowiadaj mu wsp icy. Sdzia pochyla si, obrysowuje lekko kred ledwie widoczn lini wskazany kwadrat tro tuaru i cofa si do bramy. Jeden ze wspzawodnikw staje o dwa kroki od kwadratu, z rkam i w kieszeniach i z niedopakiem papierosa przyklejonym do dolnej wargi: wida, jak dr mu z podniecenia szczupe, muskularne ramiona. Spieszcy si pan z teczk, wygldajcy mczonego biuralist wracajcego do domu po wyczerpujcej pracy, wstpuje praw nog w zakr y kred kwadrat. Wyrostek pluje mu niedopakiem pod nogi, wyszarpuje rce z kieszeni i pcha z caej siy na pobliskie drzewo. Oczu nie masz, baranie! krzyczy nie widzisz, e tu nie wolno! Biuralista odbija si bolenie o pie, rozglda si troch nieprzytomni dzi wokoo chude, zwize postacie i skrzane opaski na przegubach, bka: Przepraszam, ni widziaem i odchodzi szybko pokornie pochylony, mylc gorczkowo i bezadnie: Co miae i? Co miaem robi? Co za modzie! Nie liczy si! wrzeszczy ten, ktry si zakada zk! Wrzuci kilka trafnych! Co! Takiego robaka bd bi? spluwa z pogard ten przy k wadracie. Powtrzy! ryczy reszta powtrzy! Jacek, nie am si! Jacek kiwa gow i w kieszenie. Za chwil przez kwadrat przebiega chuderlawy facet, ubrany pospolicie , lecz troskliwie, jak przed randk. Jacek apie go w biegu za rami i krzywy; Nie wid zisz, e tdy nie wolno! uderza go dwa razy w twarz, rozrzucajc mu pieczoowicie przyli zane, woniejce vegetalem wosy. Facet kuli si zaskoczony, usiuje zasoni si i odepchn i wtedy spada na grad ciosw i kopni entuzjastw zabawy w kredowy kwadrat. Rozlega si rzyk bitego, natychmiast potem nabrzmiae radoci ycia woanie: Panowie! Chodu! i zma ana grupa rozpryskuje si na wszystkie strony, roztrcajc z impetem gromadzcych si gapi . Caa stawka biegnie szerokim wachlarzem przez jezdni Puawskiej wrd pdzcych pojazdw zwija si w kunsztown tyralier, markuje skrt w jedn z bocznic, zawraca w ostatniej chw

ili jak doskonale wywiczony szwadron kawalerii i wali w nastpn bocznic pod gaziami g sadzonych drzew, przechodzc wreszcie w swobodny, spacerowy krok. I wybucha gromk im miechem, ktry ganie na odgos tupotu ng za nimi. Chopcy odwracaj si i widz zadys faceta w kolorowej, kraciastej i rozchestanej koszuli pod popelinow wiatrwk. Czekajc ie, rebiata dyszy nadbiegajcy mam do was interes! Chopaki przystaj, facet wbiega y nich, krzyczc: Zota robota! Kolego! ciska rk Jacka oto moja rka! Tacy ludzie to przyszo narodu! Szukam takich! Czeka ich olniewajca kariera! Facet niby wyglda ednego z nich, a przecie co go rni: chuda, moda twarz jest zmita i zniszczona, skaon rzez alkohol i okruciestwo, ktrego brak jeszcze w ich chudych, modych, lecz naiwnie cwaniackich i wesoych twarzach. Chopcy s zdezorientowani, wyjmuj z kieszeni pety, o szczdnie chowane na trzy razy niedopaki. Rzucie te miecie, koledzy mwi z pogard f i szerokim gestem wyjmuje dwie nowe paczki sportw, rozrywa je i czstuje wokoo ycie j est pikne! Nie ma drogich rzeczy dla takich kozakw jak wy. Wszystko mog zdoby Ot ja dla was propozycj czyni porozumiewawczy grymas zacinitymi ustami. Po czym, idc woln , przedkada im co z cwaniack si perswazji. Jacek wyciga do rk. Zaatwione mwi i zwraca si do kolegw trzeba cign jeszcze tych paru z dziesitej A.

Jednym z cenniejszych osigni racjonalizatorskich warszawskiego zagbia budowlanego byo tak zwane tynkowanie natryskowe. Zamiast mudnego, rcznego nakadania tynkw sprony stru ie zaprawy wapiennej pokrywa szybciej i sprawniej przeznaczon do tynkowania powierz chni, oszczdzajc czas i siy. Niestety doniosy ten wynalazek sta si w rkach sabsz nie jednostek narzdziem destrukcji publicznego spokoju. Na rusztowaniu drugiego pitra wykaczanego bloku przy ulicy Wsplnej stao dwch modych l dzi uwalanych wapnem, w cyklistwkach wcinitych w ten sposb na gowy, e jasne strki pr uszonych wosw tworzyy rodzaj potarganej aureoli nad twarzami o rysach grubych, lecz wesoych. Wida te byo, e modziecy ci skrzepili si wiartk spirytusu przy niadaniu mieli rozbawiony i skory do figlw. Poszed? spyta wyszy z nich. Poszed rzek ni bystro w las oszalowa i ci dwaj wani z twojego hotelu te. To uwaaj, Walerek, wan zie jedna laleczka Przechyli si przez porcz rusztowania i byskawicznie skierowa szl h z zapraw tynkarsk na sekund w d. Strumie zaprawy chlasn tu obok przechodzcej ko dnim wieku, ochlapujc jej nogi. Zwariowa pan! krzykna w gr kobieta i jako rdzenna zawianka w zwizych, lecz penych ekspresji sowach opisaa przypuszczalny stan umysowy i warto etyczn bohatera odbudowy, ktry krztuszc si ze miechu udawa pogronego bez re tonej pracy. Kobieta otara sobie nogi gazetami i powdrowaa swoj drog, zorzeczc ci wawolnicy zeszli na d i przysiedli na sgu ociosanych pali do rusztowa, zacigajc si p dzielonym na p papierosem w szklanych lufkach. Ty! krzykn Walerek patrz! Ulica sta, ale oto po przeciwlegej stronie sza wymarzona okazja do zbytkw: jasno ubrana mo da dziewczyna, a obok pochylony mody czowiek w okularach z jakimi rulonami pod pach. Wyszy zapa szlauch i mocny strumie zaprawy chlusn o przeciwlegy parkan o niecay me zed nadchodzc par. Dziewczyna cofna si z krzykiem do tyu, bryzgi zaprawy poleciay n ni. Mody czowiek w okularach westchn jak przebudzony i ruszy w stron dwch modziec owie mog! zawoa tak nieuwanie Wyszy spojrza na z rozbawieniem. Stao si co przecie nic si nie stao Panu na pysk nie chlapo, prawda? Panie! unis si modzie est! Cicho, gnoju, cicho zmitygowa serdecznie Walerek bo jak ci macn, to krwi sp sz Po czym wyszy pchn do lekko otwart doni modzieca w okularach w wsk pier, en przewrci si na worki z cementem, tonc w tumanie zielonkawego kurzu. Milicja! krz kna dziewczyna, lecz niestety milicji nie byo w ssiedztwie tego cichego zaktka rdmie Pan pozwoli, panie inynierze rzeka z trosk dziewczyna, pomagajc si podnie mod ularach i zbierajc rozrzucone rulony. No, ju! rzuci Walerek won z budowy, wyciruch i zamierzy si oderwan z opotkw erdzi na inyniera, ktry wycofa si szybko wraz z d piesznie oddali. Od przeciwlegej ciany ulicy oderwaa si jaka posta, odziana w koloro raciast koszul i popelinow wiatrwk. Co piknego! rzeka. Polscy kmiecie nie tra y charakterw w kontakcie ze zgni miejsk cywilizacj A ty czego? warkn gronie Wa sta w kolorowej koszuli. Spokojnie, wieniaku, spokojnie! ostrzega go posta. Po co sz spoczywa w kwiecie wieku na cmentarzu? Po czym wyja z kieszeni paczk sportw, odpi cztowaa j i wrczya po papierosie kademu z figlarzy, mwic: Popalcie sobie, gospoda wie w Warszawie niedawno, prawda? Wprost z szerokich pl, k i lasw ojczystych? Od puga i brony, nestce pas? Niedawno mrukn wyszy; wida byo, e wyznanie to sprawia mu ro, ale facet w kraciastej koszuli nie wyglda na takiego, przed ktrym mona ukrywa po ne mankamenty. Rozumiem rzeka posta. Std ten prostoduszny zapa do igraszek ze szl

hami. Bycza zabawa, co? Ale nic. Stolica czeka na was, kumie! S ludzie, ktrzy nie dadz wam zgin to rzekszy, przystpi do cichych, szczegowych wyjanie, dostrzegaj arzach swych rozmwcw.

Robert Kruszyna siedzia w ciemnym, maym pokoiku przy poamanym stoliku od maszyny do pisania i liczy. Liczy, maza pomite, brudne kartki papieru, pokryte cyframi i sowami , kalkulowa z wysunitym jzykiem, co oznaczao kracowy wysiek umysu. Wreszcie skoczy hn gboko i zawoa: Szaja! Z wychodzcego na ciemn studni podwrza okna zeskoczy facet w popelinowej wiatrwce z we anymi cigaczami i pochyli si z poufaym szacunkiem nad Kruszyn. Tak jest, szefie! To ilu ich razem nazbiera? Czterdziestu siedmiu, panie Kruszyna. Z tego odpadnie poowa. Selekcja musi by. Werbunek to raz, selekcja t dwa. Tylko jak to zrobi? Musz przecie zobaczy tych parszywcw. Bardzo przystojni chopcy, jeden w jednego zapewni Szaja. Mam myl doda po chwili zentacj zrobimy w hotelu na MDMie. Bardzo adny lokal. Przestronny, duo powietrza, el egancki, nikt nie przeszkadza. Co pan o tym sdzi, panie Kruszyna? Sdz, e to jest wietna myl rzek Kruszyna, rozpierajc si wygodnie w krzele. Czu jako szef tak zdolnego podwadnego. I w ogle sdz, e ty, Szaja, masz przyszo przed rdzo dobry mechanizm w czaszce pochwali askawie i ze znawstwem. Dzikuj, panie Kruszyna umiechn si skromnie Szaja. Z jego postaci promieniowaa dy rado. Gdy si umiecHal, nie wida byo zbw z przodu: Szaja straci je stosunkowo nied odczas nieudanego przedsiwzicia zdejmowania zegarka z rki pewnego pijanego, ktry oka za si wcale nie taki pijany. Ten bezzbny umiech, odsaniajcy chwilami goe dzisa, da chytrej, niebezpiecznej gupoty, sprawia wraenie czego faszywego, oszukaczego, o czym Szaja wiedzia i co stara si pokry prostym, moliwie uczciwym spojrzeniem jasnych oczu. To na kiedy ta prezentacja? spyta gorliwie. Dam ci zna rzek Kruszyna. Po czym wsta, narzuci paszcz i wyszed bez poegnania z pokoju. Przeszed ciasny, niechl jny sklepik spoywczy, za lad staa chuda kobieta o nieczystej cerze i kcia si jazgotl e z tumkiem klientw, i wyszed na ulic Lwowsk, cienist, mimo soca, w obudowie wielki ecesyjnych kamienic. Zatrzyma przejedajc takswk i pojecHal na Prn. Po piciu minu a drzwi do biura spdzielni Woreczek. Ty, ananas rzeka Aniela, wychodzc mu naprzeciw czeka tu na ciebie jaki modziak. Na mnie? zdziwi si Kruszyna. Tu, tu przedrzeniaa Aniela niewysoki, piegowaty, z m w niebo. Tak mow mi z miejsca zaoy, e zesztywniaam. I czeka. Kruszyna poczerwien twarzy, najprzd z wytonego umysu, potem z konfuzji. Czekaj, Aniela rzek niepewnie zeka? Wpu go, trudno. Jak go zaraz obtacz, to mu si odechce doda z bezsiln zoc koju Meteora, w ktrym nie byo nikogo. Za chwil rozlego si pukanie i w drzwiach stan u. Kruszyna wcign go do pokoju i zamkn za nim drzwi. Skd ty tu? warkn. Kubu rozejrza si flegmatycznie wokoo. Musz z tob pomwi, Kruszyna rzek swobodnie, lecz stanowczo, co wydao si Kruszynie lnoci. Ty, kozak! sykn Kruszyna, mruc oczy tylko bez takich i numerw, dobrze? Bez tego o spyniesz szybko i bezbolenie Uwaaj! Mae oczka Kruszyny stay si kujce jak szpilki, muskularn doni schwyci miadco ram a beztroskim, lecz silnym gestem zdj do Kruszyny ze swego ramienia. Kruszyna spojrza mu bez strachu prosto w oczy. Odetchnij sobie gboko, kiju zamany odpalantuj si ode mnie. Radz ci jak przyjaciel. No ju! Oczka Kruszyny rozszerzyy si ze zdumienia, dolna szczka opada. Tak nie mwi do niego j szcze aden podwadny. Teraz naleao uderzy, kopn, okrwawi, odebra zdrowie i siy, zr faceta. Muskularna do zadraa, ale nie uderzya; drc opada w d, ku kieszeni, i si osa. We wzniesionych ku grze brwiach Kuby, w bolenie zdziwionym wyrazie jego okrgej twarzy byo to, o czym Kruszyna wiedzia, e prowadzi do star ostatecznych bya gotowo alki na mier i ycie. Tego si Kruszyna nie ba, ale tego te i nie przewidywa w niewiel , piegowatym facecie z baru Sodycz, ktrego bra za sympatycznego aferzyst wycigowego zabawnego karcianego szulera. Jak mnie tu znalaze? mrukn zdezorientowany.

To moja rzecz rzek twardo Kuha. Przecie miae dzwoni wczoraj? Dlaczego nie telefonowae? pyta coraz sabiej Kruszy Bo nie byo potrzeby. A dzisiaj musiaem ci widzie. Tu nie wolno! rozdar si z now wciekoci Kruszyna syszysz, cHaaju! Nie kazaem zi! Jak ty to zrobi? Zamknij jap rzek Kuba. W oczach Kruszyny zamigotaa nieprzytomna pasja. Wtedy Kuba r zek wolno i spokojnie, zapalajc papierosa: Mechciski nie yje. Co?! wrzasn Kruszyna, wywracajc krzeso. To, co sysza. Moryc nie yje. Wpad przedwczoraj wieczr pod pocig. Na Dworcu Wschodn Skd o tym wiesz? To moja rzecz. Za may filozof jeste, Kruszyna, eby si o takich sprawach dowiadywa. Kruszyna rozerwa krawat i konierzyk. Przez chwil sta osupiay. Nie wiedzia, czy zabi bezczelnego, piegowatego drania, czy ucisn mu prawic i zaprzysic wieczyst przyja. nie wiedzia w tej chwili nic. Wobec tego rykn: Czekaj tu! i wypad z pokoju. Jednym susem przesadzi korytarz i z trzaskiem otworzy drzwi do gabinetu Merynosa. Stao tam trzech ludzi w roboczych fartuchach, rozmawiajc z Merynosem i mnc w rku kolorowe pa ty plastyku. Merynos odwrci si spokojnie ku Kruszynie. Ach, Robert rzek z grymasem e masz sposb wchodzenia do pokojw, w ktrych si pracuje. Panie prezesie Paaanie prez e wyjka Kruszyna. Co wanego Co naprawd baaardzo wanego! Przepraszam was, oby miym umiechem Merynos do ludzi w fartuchach ale pan Kruszyna jest, jak wida, tak wz burzony, e trzeba mu da si wypowiedzie. Ludzie w fartuchach wymienili jeszcze kilka grzecznoci z Merynosem i wyszli. Gdy drzwi si zamkny, Merynos usiad nabiurku i krzykn Zwariowae! Znw te wasze hopsztosy wobec robotnikw! Paaanie prezesie Przepraszam!. Ale to wane! Mechciski nie yje! wyrzuci z siebie Kr yna. Merynos spojrza na niego przenikliwie, milczc. Po czym rzek szybko: Skd wiesz? Przyszed taki jeden z moich ludzi z nowych Kolega Moryca Przedwczoraj go namotaem. S ecjalista od imprez Merynos wsta z biurka, zbliy si do Kruszyny i uj go z elazn si za klapy marynarki u zacza dygota w ataku nieprzytomnego gniewu. Tu przyszed? Tu, na gr? Panie prezesie! Paaanie prezesie bekota Kruszyna. Daem mu numer telefonu To przy ak Bardzo cenny facet Sam nie rozumiem, jak znalaz Ja mu powiem, eby wicej nie przych dzi, e nie wolno! Potnym pchniciem obu ramion Merynos odrzuci Kruszyn od siebie. Kruszyna pad jak wosi manekin, przewracajc krzeso. Lea tam, bezwadny i pognieciony, z wyrazem otpienia na warzy. Merynos usiad za biurkiem i zapali papierosa. Posuchaj, Robert rzek opanowanym, spokojnym gosem gdyby zasza tego rodzaju koniec bdziesz musia wyprostowa to przeoczenie. Wiesz o tym dobrze, e biuro spdzielni Worec nie istnieje dla naszych ludzi. Wiesz take, co przewiduje regulamin w wypadku nar uszenia tego zakazu, prawda? Kruszyna podnis si chwiejnie i poprawi ubranie. Wiem rzek i przetar czoo. W gecie tym bya bezsilna rozpacz. Bardzo mnie to cieszy rzek Merynos chodno. A teraz opowiadaj o Morycu.

W gigantycznym oddechu budowlanym, jakim wznosia si pier Warszawy tych lat, wieo post awiony gmach, bez tynkw i schodw, zaludniany bywa przez uytkownikw. To bya regua, wy ajca logicznie ze zdrowego godu odbudowy. Ale poniewa nie ma reguy bez wyjtkw, zdarza si tedy od czasu do czasu, e co zostao wybudowane, a uytkownik zwleka z przejciem ob tu lub co gorsze dwch uytkownikw, procesujc si o przyznanie gmachu, uniemoliwiao j ykorzystanie. Rzecz jasna, wypadki takie dotyczyy gmachw uytecznoci publicznej, albo wiem w sprawach mieszkaniowych panowaa zawsze zadziwiajca zgodno pomidzy planem a cze kajcymi na mieszkania lokatorami. Wanie w sercu Warszawy, na emdeemowskim placu, sta przez pewien czas taki gmach wie lki, piciopitrowy, rozoysty. Budowany by jako hotel, trzeba za przyzna, e wspczes w chwilach potrzeby spenia mog role rne a wane; ostatecznie by czas, gdy poowa yc owego i politycznego kraju koncentrowaa si w warszawskim hotelu Polonia, Te tradycje yy jeszcze i zanim w gmach na MDMie rozpocz przeznaczony mu ywot hotelu, rne cent arzdy i komisje, sezonowe i efemeryczne, postaray si o pozwolenie na urzdzenie w nim

swych biur, zadowoliy si one przepierzeniami z desek miast cian na kondygnacjach n ie wykoczonego gmachu oraz pochylniami murarskimi miast schodw. Po niejakim czasie komisje zakoczyy sw egzystencj i ycie jakby uleciao z tego gmachu, wieccego za dni owym rumiecem wieej cegy, lecz pustego wewntrz i martwego. Tak byo za dnia, natomiast pod wieczr przsa zakwitay ywotnoci nieoczekiwan, korytarze migotay ognikami zapae iczek i ogarkw wiec, puste labirynty rozbrzmieway wiwatami, chralnym piewem, toastami , czasem zorzeczeniami i jkiem krwawych rozpraw, czasem zdyszanym szeptem szybkiej mioci. W dole jarzyy si wiata placu Konstytucji, wykwitay kolorowe neony kin, kawia restauracji, za w grze, na pitym pitrze, po przebyciu cieek godnych grskich antylop, arne sylwetki wypeniay cuchnce wieym cementem ciemnoci, tarzay si w okrutnych pojed h, przyciskay dziewczta w nie wykoczonych azienkach hotelowych, piy wdk siedzc na p skanych przepierzeniach z desek i wyrzucay puste butelki przez otwory okienne bez framug. Zewszd sycha byo: No, trzask, panowie, jeszcze jedno szko! Zbyszek, pto y Trzymaj Inna, nie posuwaj si tak, idiotko, bo zlecisz dwa pitra w d! Kizior! O ie dychy, chamska wszo! We ten scyzoryk, szczylu, bo jak ci opamitam, to ci w szpita u do kupy nie zo! Nie wygupiaj si, Lilka, nie po to ci tu przytargaem, eby si n pu si w dolin po nowe p litra Mietek, kochasz mnie? Kochasz, kochasz, od razu tr cha? Masz jakie fajki, Hela, bo ja dzi kompletnie pusty? Mam, mam, ale powiedz? Wy o kada to samo: Czy kochasz? Wiesz, Hela, nowy film daj na dole Wyskrobiesz na dwa bi lety, to pjdziemy Pjdzie my, pjdziemy, ale powiedz, kochasz mnie? Kocham. Ju? Zado ona?

O godzinie wp do jedenastej wieczorem zatrzymaa si przed gmachem niedoszego hotelu bu ldogowata ciarwka marki Chevrolet, zwana przez warszawskich szoferw kanadyjk. Z szof i wysiad Robert Kruszyna i rzek do siedzcego za kierownic Meteora: Zaczekaj chwil. tyu, z platformy ciarwki zeskoczy Szaja i rzuci: Prosz za mn. Po czym obydwaj prz li wte, nadamane ogrodzenie z desek i weszli do gmachu. Szaja prowadzi pewnie w biaawych od kurzu ciemnociach. Szerokimi schodami weszli z przyszego westybulu na pierwsz kondygnacj. Szaja kopn jak zapor z belek i rzek: teraz uwaa. Tu jest wsko. Po czym wkroczy w cianiutki przesmyk midzy murami, skd p adzia wzwy wska decha z nabitymi szczeblami. Szli do dugo w gr, wreszcie Szaja, pod si rkami, wskoczy na szeroki prg w murze i pchn skrzypice drzwi z tarcic. Jednocze ydoby z kieszeni wiatrwki lampk elektryczn i zapali: saby supek wiata rozpyn si estrzeni wielkiej sali, ktrej duej otwory okienne wychodziy na pusty, zawalony mate riaami budowlanymi dziedziniec; sala ta przeznaczona bya najwidoczniej przez archi tektw na przysze bankiety i recepcje. Czoem, chopcy! krzykn Szaja. Czoem, czo iay gosy z ciemnoci: z czarnych ktw, spoza betonowych supw przyszych kolumn i filar way si bezgonie ciemne postacie. Rwno, rwno, panowie, prosz w jaki szereg. Do pre i. Pierwsza pensja dla panw przybya woa Szaja. Odpowiedziay mu niepewne pomruki for ej si z ciemnego niebytu gromady. Szaja zgasi lampk i pracowa w mtnych ciemnociach, k ztajc si gorczkowo; wreszcie zapali lampk powtrnie i zacz czyta ze wistka dobyte ni papieru: Herman? Bratek? Moniek? Laweta? Wsik? Odpowiaday mu zachrype, zduszone gosy: Jest Jest Jest W ten sposb wyczyta dwadziecia par pseudonimw, a gdy sko szeni plik dwudziestozotowych banknotw, usiad na parapecie, pooy pienidze i kartk p u przed sob i zacz wywoywanie. Wywoany podchodzi, bra dwudziestk i Szaja stawia kr y jego pseudonimie. Gdy skoczy krzykn: To za samo zameldowanie si w punkcie. A teraz ustawi si, rebiata! Ciemne sylwetki zgrupoway si w dugi szereg, daleko sprawniej i b rdziej ochoczo po otrzymaniu pienidzy. Od jednej ze cian oderwa si ciemny, szeroki k sztat w kapeluszu. Zbliywszy si ku szeregowi zapali trzymany w rku silny reflektor ba teryjny typu Winchester. Szed wzdu szeregu, wiecc z bliska w skrzywione twarze i zmr , olepione blaskiem oczy, lustrujc szczegowo postacie. Ogldani ludzie nie widzieli ni c, stojcy bardziej z boku rozezna mogli niezwykle szerokie bary mczyzny z reflektore m, widzieli niewyranie nasunity na czoo kapelusz i ciemn chustk, trzyman drug rk p rzy, ktra w ten sposb bya zupenie zasonita. Jacy tacy mizerni mrukn z niezado zez chustk Kruszyna. Jak to mizerni? Co pan mwi, panie naczelniku? zaprzeczy z peny szacunkiem Szaja. Reflektor lizga si wanie po postaci dzielnego tynkarza z ulicy Wsp nej. Ty, Piast Koodziej rzek Szaja, podchodzc do tynkarza cigaj marynark. I kos oomiony tynkarz zdar z siebie szybko wierzchnie odzienie: w zimnym wietle rcznego re flektora zagray wlaste chopskie muskuy i chuda, ze stalowych koci zwizana pier. D ukn Kruszyna ten dobry. Po czym wskaza szybkim ruchem jeszcze cztery postacie. Ci

d z nami rzuci Szai dorzu im jeszcze po dwudziestaku. Reszta fajerant na dzi. Sza szybko i gono powtarza rozkazy. Po kilku minutach pi postaci i Szaja pakowao si na pokryt brezentem platform ciarw szyna siad przy Meteorze. Meteor zapuci i buldogowaty chevrolet potoczy si ku Piknej. Meteor prowadzi szybko i pewnie pustawymi o tej porze ulicami. Przetoczy si Mokotow sk, przeci plac Trzech Krzyy, skrci w Aleje Jerozolimskie ku Wile i zjecHal limakie na Wybrzee Kociuszkowskie. Tu zwolni i jecHal wrd gazonw nadwilaskiego bulwaru, roz si na beki, jakby czego wypatrywa. Po chwili cicho przyhamowa, o pidziesit metrw da iemniaa sylwetka nowoczesnego auta. Jerzy Meteor zgasi motor i zeskoczy z ciarwki, ro ejrza si wokoo i podszed do piknego wozu, podczas gdy Kruszyna przesun si na miejsc eora i pochyli si nad kierownic, obserwujc z nateniem otoczenie. Przez uchylon szyb or poda komu rk. Dobry wieczr, Herr Jussuf powiedzia niech pan wysiada. Drzwi otworzyy si i wysiad z nich Jussuf Ali Chassar w wytwornym deszczowym paszczu z pod niesionym konierzem. wietna rzecz rzek Meteor na widok paszcza co pan za to chce? znw machen Sie Ihre Dummheiten zgrzytn Egipcjanin z wyran zoci w gosie. Gdy oby li si od auta, Meteor gwizdn cicho na palcach. Spod brezentu ciarwki wyskoczyo sze i i pobiego ku eleganckiemu autu. Wiecie jak? upewnia si Szaja w biegu. Wiemy, wie y, w porzdku Bd spokojny woay cicho postacie, czym jedna z nich schylia si po ka wyrna w botnik wspaniaego samochodu. Za chwil da si sysze brzk tuczonej szyby i odgosw kopni cikimi butami w karoseri. Dosy krzykn Szaja i ciemne postacie p tem ku ciarwce. Kruszyna kopn starter, wykrci i ruszy z miejsca, podczas gdy ciemne acie wskakiway ju w biegu na platform. Po chwili Meteor i Chassar zbliyli si do auta: oliwkowy humber wyglda dosy aonie. Wsiedli do wozu i wolno ruszyli z miejsca w przec wnym ni Kruszyna kierunku, w stron mostu lskoDbrowskiego. Z tyu za nimi rozlego si dosyszalne pykanie motoru i spoza pomnika Syreny wysun si may samochodzik. By to do kowy egzemplarz, kada jego cz wywodzia si z innej epoki samochodowej, przy czym najm za z tych czci pochodzia z doby gorczkowego rozwoju automobilizmu tu po pierwszej woj nie wiatowej. Szprychowe kka krciy si z powoln godnoci, lecz nieustpliwie, z przo dobywa si lekki piropusz dymu. Za szyb tego szacownego, lecz nader rzekiego wehikuu s edzia, trzymajc parasol midzy kolanami i krcc z zapaem kierownic, chudy pan w meloni pochylony z uwag do przodu i wpatrzony w ty suncego oliwkowego humbera. Gdy oliwko wy humber skrci w Bednarsk, pan w meloniku wrzuci z wysikiem drugi bieg, za jego stal wy rumak, pykajc z wytenia, rozpocz wspinanie si pod gr. Gdy humber przyhamowa prz sariatem milicji, pan w meloniku zapa gorczkowo, lecz przytomnie za umieszczony na zewntrz, za burt nadwozia hamulec i przystan o kilkadziesit metrw z tyu, po czym wys i wasnymi plecami podpar wierny rodek lokomocji, ktry wyraa zdecydowan tendencj do tnego staczania si po pochyej strominie ulicy Bednarskiej. Po kilkunastu minutach z komisariatu wyszli dwaj panowie w towarzystwie dwch milicjantw, ktrzy obejrzeli so bie poharatan karoseri humbera kiwajc wspczujco gowami; po czym dwaj panowie wsiedli wozu i odjechali w kierunku rdmiecia. Pan w meloniku mia pewne trudnoci z ruszeniem z miejsca, ktre zwalczy jednak szybko przy pomocy olbrzymiej korby i z wigorem pog na po ladzie oliwkowego humbera. Dopad go wreszcie przed hotelem Bristol, gdzie humbe r zatrzyma si; wysiad ze pan w deszczowym paszczu i wszed do hotelu. Humber ruszy w sz drog, za pan w meloniku, przezwyciajc pokus udania si za panem w deszczowym pas oskoczy uparcie jego tropem. W ten sposb, trzymajc si bohatersko szybkiej angielskie j maszyny, przebieg ulic Krlewsk, Graniczn, Grzybowsk, elazn, odprowadzajc pikneg a do odrapanej kamienicy przy ulicy Krochmalnej, w ktrej bramie wz znik. Pan w melo niku wysiad ze swego zadyszanego pojazdu i zbliy si do bramy; z boku, wrd wielu innyc tabliczek i szyldw, odczyta napis: In. Albert Wilga Warsztaty samochodowe Czci z ne Naprawa. 4

Marta i Kalodont zatrzymali si przed ogromnym gmachem na Lesznie. Masywny portal z ciosanych gazw uwieczony by cikim nawisem z burego piaskowca, na ktrym klasycznie e litery gosiy: Sprawiedliwo ostoj mocy i trwaoci Rzeczypospolitej. Byam tu tyl u rzeka penym szacunku gosem Marta, gdy wstpowali po szerokich stopniach portalu z adczenie w sprawie metryki urodzenia jednej z mych kuzynek. Kalodont umiechn si ze z rozumieniem. Tak, tak powiedzia od sdu i od szpitala byle jak najdalej Weszli do rmurowego hallu, w ktrym stracili wszelk orientacj par klatek schodowych prowadzio st

w rnych kierunkach. Pytajc co chwila kogo o drog dotarli do czarnych drzwi sali nume r dwanacie. Na wokandzie, wrd innych terminw, przeczytali: Sprawa przeciw Wiesawowi M chciskiemu z oskarenia publicznego. Godzina wywoawcza zgadzaa si z terminem oznaczony na wezwaniu Marty. Mechciski? zastanowia si nerwowo Marta. Kto to moe by? Zar jani uspokaja j Kalodont. Marta opara si o framug wysokiego okna, przez ktre wida nieba nad dziedzicem. Korytarze pene byy rozgorczkowanych ludzi, przewanie ndznie odz anych, o twarzach napitych pasj niecodziennych przey. Wrd nich kryli woni i milicj az postacie z teczkami; drwicy spokj tych postaci wskazywa na to, e s one adwokatami, asesorami, rejentami, protokolantami, pracownikami sdw lub, w najgorszym wypadku, sprawozdawcami prasowymi albo rzeczoznawcami, przy czym rang adwokata rozpozna mon a byo po znudzeniu, malujcym si na ich gadko wygolonej twarzy. Od czasu do czasu prz esuwaa si posta sdziego lub prokuratora w czarnej todze z fioletow wypustk; czstokro ost z togi wyaniaa si piknie ondulowana kobieca gowa. Wejdmy do rodka powiedzia ny Kalodont. Posuchamy czego. Weszli do sali numer dwanacie: salka bya niewielka i ena modziey: toczya si tu rozprawa o bjk na zabawie szkolnej rzecz zawia i niemal wyjanienia, albowiem obydwie strony utrzymyway, i dziaay w imi szczytnych ideaw wy wczych, usiujc nakoni swych przeciwnikw do przyzwoitego zachowania si na zabawie. W i tocie bya to bitwa stoczona o sposb taca. Dla zadokumentowania czystoci swych, inten cji i nie ulegajcej wtpliwoci postawy moralnej obydwie strony zjawiy si na rozprawie w czerwonych zetempowskich krawatach, obwieszone wszelkimi moliwymi emblematami i odznaczeniami sportowymi, harcerskimi lub stwierdzajcymi ich nieugit wol walki o po kj przy pomocy biaych, emaliowanych gobi, wpitych w klapy marynarek. Natomiast do le h na stole sdziowskim narzdzi oddziaywania wychowawczego: kluczy francuskich, pompe k rowerowych, nabitych gwodziami fragmentw awek szkolnych i oderwanych kasetek adna ze stron nie przyznawaa si, utrzymujc zgodnie, e tych rzeczy nikt z nich nie widzia h a oczy. Sdzia wertowa raporty Pogotowia i milicji, przygryza wargi duszy czas w bezsi lnej trosce, wreszcie zarzdzi odroczenie rozprawy z bahego powodu. Sala oprnia si po i wrd wesoego pohukiwania zadowolonych z takiego obrotu sprawy stron, po czym ten s am sdzia ogosi now rozpraw o usiowanie zabjstwa w wyniku ktni pomidzy dwoma osobn argwka o obrzkych, nalanych twarzach. Wok Marty i Kalodonta pojawio si naraz mnstwo i kobiet o identycznie obrzkych i nalanych twarzach, co wskazywao na to, e sprawa m a posmak deliryczny. Rozpocz si korowd wiadkw, wygaszajcych rozlewne, niegramatyczn ady, zaprawione prostack, ordynarn grzecznoci. Kolega wiadek mwia jedna z obrzk chciaby mnie z miejsca zgasi, panie sdzio, ale ja si troknem i wiem, e Marta o ze wspczuciem szczup, wraliw twarz sdziego, na ktrej przenikliwa surowo wobec tyc ia walczya z gbokim niesmakiem. W sdzie mylaa Marta wida dokadnie, na czym pol a. Tu wanie wida najlepiej, jak nieodzown koniecznoci jest, aby ludzie, majcy wypisa na twarzy ad wewntrzny i posuszestwo normom spoecznego wspycia, jak ten oto sdzia, cy ludzie naginali do poszanowania prawa i sdzili ludzi, na ktrych twarzach wypisa ne s ze namitnoci, rozgardiasz moralny, pogarda dla dobra, brudne instynkty i zwyka g pota. Po czym rzeka do Kalodonta: Wyjdmy na chwil, panie Juliuszu, dobrze? Kalodont podnis si i wyszli na korytarz, gdzie Marta przez nieuwag potrcia jakiego spacerujc olnym krokiem pana. Pan w odwrci si i powiedzia: . Prosz, a c to za mie spotkanie Marta spojrzaa w energiczn twarz o jasnych oczach, z grymasem ironii w kcikach, i um iechna si swym promiennym umiechem. e te my powiedziaa spotykamy si z panem redaktorem tylko w komisariatach lub sda Wycznie pani wina : rzek z wyrzutem Edwin Kolanko i przywita si grzecznie z Kalodo m, ktry nie wyglda na zachwyconego tym spotkaniem. O co jest pani oskarona? cign o o publiczne zakcanie spokoju mczyznom i spdzanie im snu z powiek? Nie wiem rzeka Marta nie bez kokieterii. Czuj si zupenie niewinna. Ale wyrok, sam n rozumie, ley tylko w kompetencjach sdu. To prawda westchn Kolanko. Myl, e to powinno by milicyjnie zakazane. Co? spyta Kalodont. Wdzik rzek surowo Kolanko. Wdzik Marty. Uwaam, e dla dobra publicznego i adu w kobiety o takich oczach i ustach powinny by oddzielone od reszty spoeczestwa i trz ymane w miejscach odosobnienia pod specjalnym nadzorem. Susznie rzeka Marta. A pan? Co pan tutaj robi? Moe w tej samej sprawie? W jakiej sprawie? zainteresowa si Kolanko. Wanie dobrze nie wiemy Kalodont wyj wezwanie Marty z kieszeni. Panna Marta zosta

wana na godzin jedenast jako wiadek. Z tej tabliczki Kalodont wskaza wokand wynika jest to rozprawa niejakiego Mechciskiego. Nie znamy takiego; to znaczy panna Marta nie zna. Kolanko pochwyci wezwanie i podszed do wokandy. Tak rzek zgadza si. Wszystko w po u. Mechciski to ten chuligan, ktry napad na pani na Wiejskiej. Aha odetchn z ulg Kalodont. Marta skrzywia si niechtnie. Mylaam, e ta sprawa zlikwidowana rzeka. Widocznie milicja uznaa za stosowne przekaza j prokuraturze. To dlaczego ja nie zostaem wezwany na wiadka? oburzy si Kalodont. Panna Marta by ecie poszkodowan. Nie wiem rzek obojtnie Kolanko. Zostan z pastwem, Jeli pani pozwoli? Chtnie prz si rozprawie. W bkitnych oczach Kalodonta zamigotay chytre ogniki. Jak to? hukn tylko panna Ma a wiadczy? A gdzie s inni wiadkowie z tamtego wieczora? Gdzie jest ten lekarz Pogoto wia? W szpitalu rzek Kolanko ley w szpitalu. Mia wypadek. Marta zblada. To tak? oci Kolanko. Czu wyran brzydk igiek zawici w duszy. Co to znaczy: ley w szpitalu? spytaa Marta, silc si na spokj. Biedne dziecko pomyla ze wzruszeniem Kalodont i ten mj bohaterski przyjaciel biedny szyscy biedni. Nawet ten doktor, bo ley w szpitalu Moe papierosa? spyta Kolanko czstujc Mart. Doktor Halski ley w szpitalu od trze dni. Zosta napadnity i ciko pobity, gdy wraca pno w nocy z Kameralnej. Mia narusz czaszki i wstrzs mzgu. Marta zachwiaa si lekko i opara o okno. Kolanko poda jej skwapliwie ognia, podtrzymu jc jej rami. Kto go napad? wyjkaa wpatrujc si ze strachem w Kolank. Czy to wiadomo? Owszem rzek Kolanko, patrzc na ni uwanie jacy chuligani. Dwaj faceci niskiego wz , jak mi opowiada, typowe mty warszawskie. Marta odetchna z ogromn ulg. Ulga ta musiaa by tak wielka, e policzki jej zapony em, rozlewajcym si a po koniuszki uszu. A wic nie by to jeden, bardzo wysoki mczyzna? zawoaa naiwnie. Kolanko i Kalodont spojrzeli na ni. Chyba nie rzek Kolanko zreszt prosz o to spyta doktora Halskiego osobicie. Czuje lepiej. Mona go odwiedza. Nie wiem rzeka Marta sabo czy moje odwiedziny sprawi mu przyjemno Na pewno! zawoali razem Kolanko i Kalodont, po czym spojrzeli na siebie wzajemnie z antypati. Kalodont chrzkn gniewnie. Dwch, mwi pan? spyta Kolank a wic na pewno nie jeden? Nie, dwch rzek Kolanko troch zniecierpliwiony, podczas gdy w oczach Marty zamigota onownie przestrach. Tego bym sobie nie darowaa szepna, patrzc z napiciem na Kalodo . No, widzi pani, e dwch rzek Kalodont, oddychajc z kolei z wyran ulg. Nie, nie! Niech pani wyrzuci te brzydkie myli z gowy, Marto O czym pan mwi? spyta do natarczywie Kolanko. O niczym uprzedzi Kalodont Mart. Takie sobie ssiedzkie pogaduszki. My, rozumie pan jestemy bliskimi ssiadami. Kiedy mona odwiedza doktora Halskiego? spytaa Marta, walczc desperacko o obojtny w z twarzy. W czwartki rzek Kolanko. Czyli pojutrze. Ale gdyby zechciaa pani wczeniej; su. zewodnik. Nie, nie zastrzega si skwapliwie Marta. W czwartek wpadn. Musz mu si zrewanowa liwo, jak okaza mojej mamie. Kalodont odwrci si, chrzkajc gwatownie; Kolanko kaszln i spojrza z zainteresowanie it. Musieli tak uczyni, gdy inaczej ich prawe powieki wykonayby automatycznie i zgo dnie w odruchowy grymas, zwany popularnie, cho nikt nie wie dlaczego, perskim okiem. Ju czas rzek Kalodont, po czym wszyscy troje weszli do sali numer dwanacie i zajli iejsca w awkach. Sala bya pusta; po chwili otworzyy si drzwi i wbieg wysoki, szczupy facet w binoklach , z teczk w rku, ubrany w sztuczkowe spodnie, czarn marynark, sztywny konierzyk. W bu tonierce marynarki czerwienia si rozetka jakiego orderu. Pastwo wiadkowie? zawoa

stem wiadkiem rzeka niemiao Marta. Strasznie si ciesz skoni si pan w sztuczk ch, obrzucajc Mart zalotnym spojrzeniem. Jestem obroc z urzdu. Moe mnie pani poinfo je, o co tu w ogle chodzi? Nie mam pojcia, kto jest oskaronym i o co? Ale to gupstwo . Chwila rozmowy wystarczy Kolanko umiechn si sarkastycznie i ju chcia co powiedz otworzyy si drzwi za stoem sdziowskim i wysza z nich postawna szatynka o adnej twarzy cho nieco za wskich ustach, odziana w tog, z acuchem na piersiach. Za ni ukaza si ny protokolant. Wszyscy obecni na sali wstali, pani sdzia usiada, a wraz z ni obecn i. Sdzia obojtnym, lecz dwicznym gosem odczytaa wstpn formu. W trakcie odczytywan otworzyy si z cicha i na progu stan porucznik MicHal Dziarski. Sdzia zawoaa: Wiesaw Mechciski. Obecny? Nieobecny rzek porucznik Dziarski. Nie stawi si ze wzgldw zasadniczych. Wiesaw i nie yje. Wszyscy poderwali si z miejsc. Sdzia powiedziaa nerwowo: Prosz to zaprotokoowa. W j m stopniu pokrewiestwa pozostaje Pan w stosunku do denata? spytaa szybko Dziarskie go. Pomyka rzek Dziarski. Jestem z Komendy Stoecznej MO. Prosz to wcign do protokou rzucia sdzia. Mizerny protokolant sun z popiechem . Zamykam przewd rzeka sdzia i zesza z podium. Czy jest kto ze wiadkw? spyta do grupki w awkach jeli tak, to prosz powiadczy stawiennictwo. To niezmiernie intere ujce dodaa, zwracajc si do Dziarskiego. Bardzo powiedzia Dziarski patrzc z umiechem na Kolank. Tym bardziej e sposb, w ja in Mechciski, budzi szereg refleksji natury ledczej. Jak zgin Mechciski? spyta ostronie Kolanko. Rka, ktr zapala papierosa, draa Pod koami rozpdzonego pocigu odpar krtko Dziarski. To straszne! szepna Marta. Ale do jednoznaczne rzek obroca z urzdu. Wpad pod pocig, a wic albo samobjst zczliwy wypadek. Tertium non datur. Albo zosta wrzucony pod pocig owiadczy niedbale Dziarski. I to moliwe, panie re e, czy nie? Skoro si wemie pod uwag, e tu przed wypadkiem Mechciski bi si z kim, ae, jarzce si oczy i wspaniay brylant na palcu prawej rki O Boe! krzykna Marta. Co to znaczy? spytaa, szybko sdzia. Skd pan to wie? zawoa Kolanko. Nic nie rozumiem westchn obroca z urzdu. To nieprawda! chcia krzykn wielkim gosem Juliusz Kalodont, ale si w por pohamowa czy, jakby chcc ukry blask poncego w nich oburzenia. Jego szlachetna, sarmacka twarz nabraa naraz wyrazu przemylnej chytroci. Zamieni si cay w such. 5

Jaka pani do pana doktora. W drzwiach separatki staa umiechnita pielgniarka. Witold Halski unis si lekko na ok . Za chwil powiedzia i pielgniarka wysza, zamykajc za sob drzwi. Tysic pogmatwan , jak spltana nieznonie siatka na zakupy, wypenio mu obandaowan czaszk. A wic przy o wszystko przysza! Od tygodnia, od chwili gdy odzyska przytomno, trwao okrutne pasow nie si z samym sob, bezlitosna walka mioci z ambicj, gorzkiej samotnoci z zadranion tsknoty z urazami. Tyle razy chcia prosi znajomych lekarzy, pielgniarki, Kolank o tel efon, o powiadomienie o tym, co si z nim dzieje, gdzie jest. Tyle samo razy drczya g o ta sama decyzja: Jeliby jej naprawd zaleao, toby znalaza. Mona zatelefonowa do Po ia, wie gdzie pracuj. Jeli chce! Wanie jeli naprawd chce. Prosia ebym zatelefonowa jej ostatnie sowa. Skoro nie telefonowaem i nie telefonuj, moga pomyle, e si obrazi biety s takie nierozumne A zreszt, c za znaczenie moe mie jeden wieczr dla dziewczy arczonej z tak przystojnym chopcem, jak ten hokeista. Na pewno go kocha Wtedy, w sz atni Kameralnej, miaem jakie urojenia. Spdzilimy miy wieczr i to wszystko Poprosz eby wreszcie zatelefonowa do Teresy Teresa przyleci, wypeni sw troskliwoci ten ponu pokj i zacznie si domowe ciepo w tych zimnych cianach Ale nie! Nie chc Teresy: nie ch jej szczebiotu, jej spojrze, jej mioci, jej poczciwej gupoty Ona przyjdzie, musi przy j! Moe naprawd nie jest w stanie dowiedzie si? W Pogotowiu panuje zwyczaj nieudzielan a informacji o pracownikach. Nie takie atwe odnale czowieka w Warszawie. To due miast o Ale powinna poczyni jakie kroki. Ja nie mog jej tego uatwi, to byoby narzucaniem s

Rozlego si pukanie do drzwi. A wic jednak! Znalaza pomyla Halski z biciem serca. poprawi kodr i przecign rk po kilkudniowym zarocie. Prosz zawoa. Drzwi si otworzyy i stana w nich Olimpia Szuwar z bukietem kwiatw w ramionach. Wygldaa przelicznie. Pikno, przepych i zapach wtargny wraz z ni do szarosinej separa . Rzucajc po drodze pudo z czekolad na podog, torb z pomaraczami na krzeso i narcz r, przypada do rk Halskiego, uklka obok ka, nie baczc na wytworn, flanelow spdn ogc ulec zbrukaniu i zgnieceniu. W jej wielkich, bawatnych oczach lniy zy. Halski ogromnym wysikiem woli opanowa skurcz zawodu na twarzy. To adnie z pani strony, e pani przysza szepn. zy potoczyy si po policzkach Olimpii ku jej wspaniaym ustom. Byy to wspaniae zy, kr szczce, tak wspaniae, jak wszystko w Olimpii Szuwar, jak jej uroda, gesty i przeyci a. Wygldaa jak aktorka wspaniaego filmowego melodramatu, dostatecznie artystycznego , by wyraa jak prawd prawd rwnie mao przydatn dla innych ludzi jak autentyczn Szuwar. Wspaniay, trudny umiech przez zy ozdobi jej twarz, zachowywaa si tak dzielnie i tak wspaniale, jak wymagaa tego sytuacja. Nareszcie powiedziaa odnalazam ci, jasnowosy chopcze! To nie ulega wtpliwoci umiechn si blado Halski. Jak wida, nawet cikie przeyci niy w nim specyficznego talentu niszczenia wspaniaych, powcigliwych wzrusze. Co si stao? spytaa Olimpia i dwie nowe zy, jak srebrzyste ziarnka grochu, ukazay s kcikach bawatnych oczu. Waciwie nie wiem rzek z zakopotaniem Halski. Waciwie nic si nie stao pomyl ym razie nic takiego, o czym miabym ochot opowiedzie Olimpii Szuwar To adnie z pani rony, e mnie pani odwiedzia powtrzy. Gnbia go jedna myl, ktr wreszcie wyrzuci z em, obaw, nadziej, gorycz: Jak mnie tu pani znalaza? Przewrciam Warszaw do gry nogami powiedziaa cicho, lecz arliwie Olimpia. Zaanga watnego detektywa. Oszuka mnie, nie by adnym detektywem, okaza si zwykym administrato em domu na Kole, ktremu z tytuu swych znajomoci w urzdach ewidencji ludnoci zdawao si co potrafi. Dziaaam z pomoc prasy i radia. Same kolacje dla dziennikarzy zabray mi t ydzie czasu. Okazali si zwykymi pieczeniarzami, udzili mnie swymi moliwociami, podcza gdy w istocie byli to reporterzy maych pisemek. Wreszcie udao mi si uzyska nazwisko i adres owej blondynki, z ktr pan by w Kameralnej. Witoldzie, nie wyobraa pan sobie, jakiego wysiku nerww i napicia woli wymagaa wizyta u niej. To byo straszne, ta rozmow a! Ale musiaam si na ni zdecydowa i mam j poza sob. Obecna chwila jest mi nagrod! By czoraj u panny Majewskiej. Powiedziaa mi, gdzie si znajdujesz, dodajc, e dzi, to jest w czwartek, jest dzie przyj i odwiedzin w szpitalu. Od rana stoj przed bram A wic jednak wiedziaa jkn Halski, przymykajc oczy. Wie, gdzie jestem Poczu s ry, bardzo nieszczliwy i jeszcze bardziej osamotniony. Obandaowana gowa rozbolaa go n a nowo, zniko gdzie radosne poczucie nadchodzcej rekonwalescencji, ktrym y od paru dn . Otworzy oczy i ujrza twarz Olimpii tu przy swojej twarzy. Wydaa mu si pikna, dobra, z dawna oczekiwana i podana. Jakie pikne kwiaty powiedzia cicho dzikuj! W gos ziczno. CZ PITA 1

Kto zabi Mechciskiego? Filip Merynos poderwa si jak na dwik gosu i usiad wrd rozrzuconej pocieli. Czu zi tu pokrywajc cae ciao. Rozpi jedwabn pidam na szerokiej piersi. Chwil szuka rk iato nocnej lampy wydobyo, agodnie zarysy znanej dobrze przestrzeni. Pojawiy si znajo me sprzty i Filip Merynos odetchn gboko. Spojrza na zegarek dochodzia czwarta nad . Odrzuci puchow kodr i wyskoczy z tapczanu. Podszed do okna i unis metalowe aluzje: du przez taras wtargna do pokoju ciepa noc majowa: wrd srebrzystych cieni ssiednich potw peno byo nocnych szmerw i zapachw. Po drugiej stronie zasnutej niskim perowym o em Wisy ciemniaa Warszawa szeroka, rozoysta, kanciasta. Tam pomyla w tamtych c czai si kto, kto chce mojej krwi Kto, kto zabi Mechciskiego. Czu jeszcze w ustach rycz strachu z momentu przebudzenia. Otuli si jedwabnym szlafrokiem, przysun fotel d

o szerokiego, balkonowego okna, otworzy je na ocie i usiad wpatrzony w Warszaw. Wydob y z kieszeni szlafroka czerwon paczk dugich papierosw i zapalniczk i wolno, nie odryw jc oczu od widoku tamtego brzegu, zapali pallmalla. Im duej patrza w ciemn mas mias ym bardziej myli jego nabieray spokoju, pewnoci, ostronoci; jakby adunek akumulatorw go umysu i jego woli zalea od tego wzrokowego poczenia z ciemn, przeciwleg Warszaw Kto zabi Mechciskiego? Kto zabi Mechciskiego i dlaczego? Czyby dlatego, e Mechciski samej nocy rozmawia z Kudatym?. Dreszcz wstrzsn silnym ciaem Merynosa, szybkim ruche win si szczelnej szlafrokiem. No, no pomyla jeli to tak, to gra zaczyna by o w jsza, ni przypuszczaem. I znw poleje si ciepa, gsta ciecz, zwana krwi, od ktrej wi lip Merynos zacz si powoli odzwyczaja. Z tego miasta sunie ku niemu grony przeciwnik, ktrego on, Merynos, nie zna i nie w idzi, a ktry wie o nim wiele. Moe wszystko? Nie, to niemoliwe! Ale wie dostatecznie duo, aby zabi mu czowieka wartociowego i potrzebnego w nadchodzcej wielkiej aferze. Czowieka, ktrego zaszczyci rozmow Kudaty, ktry otrzymywa wakie propozycje od obywat udatego I tej samej nocy czowiek ten ginie Nie zdarzay si takie rzeczy dotychczas. Kt mg tego dokona? Moe kto z najbliszego otoczenia? W prostokcie balkonowego okna z ci ego tarasu zjawiy si mgliste wyobraenia postaci, zajaniay dobrze znane twarze. Robert Kruszyna? Wykluczone jest wierny jak pies i takim pozostanie a do ostatniego tch u. Jerzy Meteor? Niemoliwe to tchrz, ktry moe zdradzi, ale tylko wtedy, gdy bdzie s go bardziej ba, lecz pki co, niczego si tak na wiecie nie lka, jak gniewu swego chleb dawcy, Filipa Merynosa. Albert Wilga? O, nie inynier Wilga jest czowiekiem mdrym, k try wie, e tylko i wycznie prezes Filip Merynos zdolny jest zapewni mu w tej chwili d obrobyt, powodzenie i spokj i niewtpliwie gotw jest do walki na mier i ycie o utrzyma ie tego stanu rzeczy, nie z wiernoci, bynajmniej, lecz z mdrze pojtego interesu wasn ego. Wic kto? Ciemny taras jakby opustosza, czarne cienie ssiednich will kady si na n m w nieruchome kliny. Wic kto? Wic kto? tuko si coraz bardziej gorczkowo w mzgu czu, e opuszcza go zdobyty w cigu ostatnich paru minut spokj i jasno rozumowania, e ronie zaczynaj mu pulsowa jak w owym cikim, duszcym nie, ktry pokry mu ciao zimn ionego przeraenia. Filipie usiowa przekona sam siebie opanuj si Przecie nie jes dzwyczaie si od widoku krwi, to prawda, a nawet troch przytye. Z pewnoci stracie swej drapienej siy i szybkoci sprzed piciu lat, ale trudno, musisz j odnale. Moe to ostatnia walka, ale musi by zwyciska! A potem nadejdzie czas cichych lat zapomnie nia i spokoju Stracisz wadz i rozkosz gry, zyskasz wypoczynek. S ludzie, ktrzy cae y na to pracuj, ty stoczysz o to walk. Lecz pulsowanie w skroniach nie ustawao, wzrok Merynosa uwikany by beznadziejnie w ciemnociach tarasu, w czarnej bryle wielkiego miasta po drugiej stronie rzeki, coraz czarniej wrzebionej w janiejce majowym witem niebo. I nagle z owej czerni wynurzy si obraz, pod wpywem ktrego Filip Merynos zatrz epota powiekami jak poraony socem: by to niewyrany, zamazany obraz pary jarzcych si nych oczu. Biae oczy pomyla Merynos w popochu kto mwi o biaych oczach? Co za n wicznie przypomnia mu si Robert Kruszyna, mozolnie czytajcy mu wczoraj zeznanie o mi erci Mechciskiego, skrupulatnie i nieortograficznie spisane wedug relacji owego no wego faceta. Zgasz ci te biae lepia! mia jakoby krzycze Mechciski na par sekund p rci. Zdmuchn ci te bandyckie latarnie! Filip Merynos zna niegdy czowieka o jasnych, rdzo jasnych oczach, ktre w chwilach nieprzytomnego gniewu zapalay si jak potworn, ja zc si biaoci. To by straszny czowiek, jedyny czowiek, ktrego Ale ten czowiek nie yje! krzykn zachrype Merynos i zerwa si z fotela. Szybko zatrzasn okno, spuci aluzje i jednym skokiem dopad przeciwlegej ciany, gdzie owymi pocigniciami wczy wszystkie wiata. Wntrze zalane zostao elektrycznym blaskie Merynos nie poprzesta na tym, gwatownym ruchem rozsun szklane drzwi i przekrci kontak y na korytarzu, potem w kuchni, potem w azience. Po czym podszed do niskiego turec kiego stolika, stojcego w utworzonym przez pki z ksikami rogu ciany, na ktrym staa na taca z napojami. Nala duy kieliszek wgierskiego koniaku i wypi. Nerwy szepn u dliwiajco i rzuci si na mikki, obity kwiecist materi fotel. Ten czowiek nie yje i nic go nie wskrzesi! Jakby nie zdajc sobie sprawy z tego, co robi i dlaczego t o robi, Filip Merynos wsta z fotela, podszed do nocnej szafki i wysun jedn z szuflade k; zalnia w niej bkitnawym byskiem czarna lufa duego rewolweru Po co to wszystko? iespokojnie po co? Przecie on nie yje. I naraz przysza mu do gowy myl niebywaa, ja gdy go dotd nie nasza, myl niezwyka, myl arcyprosta, a chyba dlatego arcywana: A co to byo, gdyby on y? Ogarn go jaki spokj. Gdyby y rozmyla zimno wtedy pragn o bzdura, o tym nie ma co mwi. Gdyby y i zjawi si tu, w Warszawie, rozbiby w drzazgi

zystko, co staoby na drodze jego zamiarom i pragnieniom, jego nieugitej woli walki i nieustraszonej zuchwaoci. Gdyby y Merynos umiechn si z wyszoci, z nieoczek e ale nie yje, albowiem musia umrze, zgin, jak kady, kto nie wie, czego w yciu chc o czego dy. Ja wiem, wic yj i zwyciam. Nala jeszcze jeden kieliszek koniaku i wypi. Zrzuci szlafrok i granatow pidam z cienk ego jedwabiu. Przeszed do azienki niska, wbudowana w majolikowe podium wanna lnia ni klem kranw i zielonkowat glazur rozsun grub impregnacj prysznicw i odkrci wod; d pod bijcy, kropelkowy strumie. Kby pary spowijay kojco ciao. Kto wymyli t baj a z rosncym w nim spokojnym uznaniem Merynos. Ju wiem Ten nowy. Przyznam si, e nast zy mnie bardziej ni idiotyczne mowy Irysa i Meta o pojedynczym facecie, ktry ich ro zpdzi. Irys to drewniak, ciemny czowiek, a ta historia z oczami wyglda mi na gboko pr emylan. Kruszyna mwi co o tym nowym e niby straszny kozak, e as, e klasa sama dla e trzeba uwaa. Co on moe wiedzie, ten nowy? Jak go Kruszyna nazywa? Piegus I skd on ogle wiedzia o mierci Mechciskiego? Widzia si z nim tego samego wieczoru? Czy wiedzia Moryc rozmawia z Kudatym? Merynos przekrci kurki i zmieni dziaanie prysznica, gor ja ustpowa pod chodnymi bryzgami wody. Zakrci krany i rozsun impregnowan zason. Nagi i lnicy mokr skr stan przed ogr ca cian azienki lustrem: a umiechn si z zadowolenia na widok swego rosego, pot d zeszorocznej opalenizny ciaa. Rozcign nad sob przecierado kpielowe i sta tak, s itym obrazem szerokiej, misistej klatki piersiowej, silnych, grubych ldwi i ud, dugi ch, nieco otuszczonych bicepsw ramion; uj w palce fad otyoci na szerokim mocnym brz i pomyla z wesoym zakopotaniem: Tenis. Wicej tenisa, a mniej majonezowych saatek. B ebie dumny: ponad metr osiemdziesit wzrostu, dziewidziesit kilo wagi i doskonaa forma fizyczna przy trzydziestu szeciu latach, mimo wypitych w tym czasie hektolitrw al koholu. Owin si przecieradem i zbliy sw ciemn pikn twarz do lustra: bya to cig twarz pod krtkimi, czarnymi, kdzierzawymi wosami, twarz pena siy, stanowczoci i spoko u, twarz czowieka, ktremu si w yciu dobrze powodzi, bez wzgldu na to, za jak cen i j m sposobem to powodzenie osiga. Wrci do dwupoziomowego wntrza, ubra si szybko w garnitur z szarej flaneli i mikk, b szul. Po czym pogasi wiata i otworzy szeroko okno; za oknem jania majowy wit, rozo weta Warszawy amaa kantami dachw wczesne promienie soca. Merynos nala sobie kieliszek koniaku i stan przy oknie. Nie ulega wtpliwoci myla szybko i precyzyjnie e w no dzie czai si tam wrg. Ten Piegus, ktry tak efektownie wcza si do rozgrywki, moe by ysannikiem. Moe, ale nie musi. S sposoby na to, aby si o tym przekona! Odwrci si k kaniu i ogarn je zadowolonym spojrzeniem: byo zasobne w kominek, ksiki, drogie sprzty i obrazy. Zwyka jasna szafa, rzebiona z polotem w secesyjn rolinno przez maomiastecz ego stolarza, w sam raz pasujca do maeskiej sypialni zadowolonego z ycia rzenika, mie w sobie ubrania Filipa Merynosa, albowiem prezes spdzielni Woreczek cigle jeszcze by zdania, e najlepszym sprawdzianem elegancji jest bezmierna ilo posiadanych i wiszcyc h w szafie garniturw. Ta szafa i zawieszony nad tapczanem portretowy fotos Meryno sa, upozowanego na smtnego uwodziciela o aksamitnym spojrzeniu, niweczyy wszystko, co z takim nakadem artyzmu, znawstwa i kosztw wyczarowa subtelny architektdekorator w dwupoziomowym wntrzu caego pitra luksusowej willi. Filip Merynos nala sobie jeszcze jeden kieliszek koniaku i uj suchawk telefonu z biae o ebonitu. Zapali papierosa i nakrci numer: osiemszesnaciezerodwa. Halo? rozleg y gos Anieli. Dzie dobry rzek rzeko i wesoo Merynos. Anielciu, posuchaj: o wp j maj na mnie czeka w biurze pan inynier Wilga i pan Robert Kruszyna. Jasne powiedz iaa Aniela, tumic ziewanie. Tylko ebym ja na nich nie czeka, syszysz? Sysz zi o raz wtry. Merynos odoy suchawk. Zszed na d, otworzy drzwi willi i odetchn gboko. Ranek by pachncy, przejmujcy sz skd on wygrzeba ten numer z oczami? zastanawia si Merynos, otwierajc drzwi garau. i na nowo; troska wracaa obic mu bruzd midzy brwiami. Ten Piegus musi co wiedzie, jest Nikt nigdy nie mwi dotd o oczach Wsiad do maego wanderera o do mizernej powi i i wyprowadzi wz na ulic. Spojrza na zegarek, dochodzia sidma. Zapuci motor; cichy ularny, platynowy szmer silnika powiedziaby natychmiast kademu znawcy, e ma przed s ob wz najwyszej klasy, ktrego niepozorno karoserii jest wynikiem dojrzaego namysu, braku funduszw posiadacza. Wanderer skrci lekko w Zakopiask, nastpnie w ulic Zwyci tr dojecHal do Francuskiej, po czym alej Waszyngtona dopyn do mostu Poniatowskigo i cHal limakiem w d. Solcem, Czerniakowsk i Rozbratem dojecHal do Myliwieckiej i zapark owa przed bram Agrykoli. Z kortw tenisowych klubu Spjnia, czerwieniejcych poprzez w

ziele parku, dochodziy odgosy uderze piek. Merynos wszed do zielonego domku klubowego szatnie pene byy Haaliwych urzdnikw w rednim wieku, nurzajcych si w tenisowych ig h przed mudnym dniem pracy. Wanie czekam na pana prezesa rzek na widok Merynosa moc o zbudowany mczyzna o miym umiechu na opalonej twarzy: ubrany by w biae szorty i kolo owe koszulki, jedn na drugiej. wietnie rzek Merynos ju si rozbieram, panie Jurku na w kolorowych koszulkach wzi blaszan tulej z pikami i zeskoczy na ceglast nawierzc kortw, rozkadajc rakiety i rczniki na wysokim krzeseku sdziowskim. W szatni jaki gru pan zwrci si do Merynosa: Bardzo pana przepraszam, ten pan, z ktrym pan gra, to synn trener Chodowski, prawda? Tak rzek Merynos doskonay instruktor dla takiego pataac a jak ja. A ile on bierze za godzin? zainteresowa si gruby pan. Drogo rzek Mery zterdzieci zotych. Ale to si opaca. Na pewno przytwierdzi gruby pan tylko trzeba ie, te czterdzieci zotych. Merynos zszed na kort; biel tenisowej koszulki i szortw podkrelaa smago jego rozros iaa. Trener Chodowski powiedzia: Niech pan pokae, panie prezesie, jak pan bierze za mach do forehandu? Czy nie zapomnia pan od wczoraj? Merynos przybra postaw i zatocz y uk rakiet. A noga? rzek z wyrzutem trener a lewe kolano? Prosz, niech pan stan gbi kortu. Przez dziesi minut daj panu tylko na forehand. Merynos stan na kredowej i. Ten czowiek pomyla szybko ten Piegus musi by mj i odbi nadlatujc pik. poza siatki, z daleka, trener jak pan sobie co postanowi i pamita o tym, to wychod zi panu bez puda. Piki nadlatyway jedna po drugiej, Merynos odbija zajadle, czoo pok yy mu grube krople potu zdrowego, krzepicego potu, wywoanego fizycznym wysikiem.

Tylko nie tym tonem, Robert, dobrze? Panie prezesie, ja bardzo przepraszam ale niech pan prezes si nie gniewa. Tylko e j a naprawd nie wiem, jak, cholera, to zrobi? Niech mnie pan prezes zrozumie! Co tu jest do zrozumienia? Inynierze? Widzia pan co podobnego? Szef Kruszyna nie wi e, gdzie szuka swego podwadnego ani jak si z nim rozmwi. Wilga odwrci od okna swe obwise, bezbarwne oblicze. Rzeczywicie umiechn si wsk Kruszyna przetar twarz otwart doni o rozcapierzonych palcach. Jedyna szansa powiedzia. Zdaje si, e ten gwniarz zna tak bufetow z baru Sodyc jad, dowiem si, panie prezesie, ale jak to nie wystrzeli, to ju naprawd nic nie wiem . Jed, synku rzek z umiechem Merynos i nie wracaj bez tego faceta, syszysz? Ale szy , bo zaraz mam dla ciebie now robot. Wydajemy bankiet. Wilga zapali papierosa. Interesujce rzek. Nareszcie troch ycia towarzyskiego w s gronie, we waciwej formie i na przyzwoit skal. Wanie powiedzia askawie Merynos o tym chciaem z panem porozmawia, inynierze. R aj! Kruszyna skoni si ponuro i wyszed z pokoju. Wilga usiad wygodnie w fotelu, zaoy nog g, prostujc nienaganny kant spodni nad granatow fildekosow skarpetk. Panie Albercie rzek Merynos serdecznie w jakiej jest pan formie? W doskonaej odpar obojtnie Wilga. Praca i sport automobilowy oto co wypenia me e ycie. To dobrze. Zachodzi bowiem konieczno poddania kogo prbie wdki. Wilga wycign daleko przed siebie jzyk, ktry obejrza dokadnie przy pomocy dobytego z szeni kamizelki maego lusterka. Nastpnie wsta, pochyli si do przodu i uderzy si lekk lecz kilkakrotnie, zwinitymi domi w nerki. Potem wyprostowa si ponownie i nacisn moc oburcz okolice wtroby. Wszystkie te kontrole musiay wypa pomylnie, albowiem inynier ga usiad, poprawi pieczoowicie nieskazitelny kant ciemnych spodni i owiadczy: Wszy o w porzdku co zabrzmiao jak powcigliwa, lecz rzeczowa opinia o wysoko kwalifikowany m silniku w idealnym stanie. Ciesz si bardzo rzek powanie Merynos albowiem facet, ktrego dostanie pan do anal to produkt warszawskiego rynsztoka w penym tego sowa znaczeniu. Dwadziecia lat mnie j wicej. Wyobraa pan sobie, jaki motorek siedzi w takim dwudziestoletnim draniu? N erki jak nowiutki rurocig, woreczek ciowy jak czyciutka saszetka, serce i puca prosto z fabryki. Trzydzieci lat przewagi nad panem, panie inynierze, handicapowy numer p rzy na pewno niezgorszym treningu. Da pan rad, inynierze? Sprbuj rzek chodno i ogldnie Wilga. Nieznaczny umiech skrzywi mu wskie, bezkrwi . Taka ogldno i chd wzbudzay zaufanie; zreszt Merynos zna fantastyczne moliwoci i lgi. Sam by wiadkiem rzeczy, zdaoby si, niepojtych i nieraz posugiwa si tym osobliw

go talentem. W pewnych sferach Warszawy kryy bajeczne na pozr opowieci o mocy i odpor noci tej ysej gowy na wod ognist. Utrzymywano nawet, e Albert Wilga by przed wojn a m wywiadu wojskowego do specjalnych porucze, to znaczy, e interweniowa, gdy naleao zd oby informacje przy pomocy pitej jak mleko, litrowymi naczyniami wdki. Byy to jedna k legendy ulotne i nie sprawdzone, przy czym ludzie dowiadczeni dodawali, e nie ma wywiadu na wiecie, ktry wytrzymaby finansowo dziaalno przy pomocy tak kosztownych me od, jakie daway rkojmi zwycistwa inynierowi Wildze. Ten facet rzek Merynos poprawiajc chiski krawat z cikiego jedwabiu nazywa si Pi wie, kto zabi Mechciskiego. Chodzi o to, abymy te o tym wiedzieli, oraz o to jeszcze , abymy wiedzieli, skd ten facet o tym wie.

Drzwi baru Sodycz byy ju otwarte na ocie: pierwsze dni maja zwaliy si na Warszaw aem. Kruszyna wszed wolno do rodka. O tej porze bar Sodycz sprawia wraenie taniej g hni: nieliczne, ciko pochylone nad stoami postacie w roboczych drelichach i brudnyc h cyklistwkach rozwijay z przetuszczonych papierkw chleb z kiebas, zapijajc piwem lu erbat. Tu i wdzie dysza spocony podrny, obadowany tekturowymi walizkami i nieodzown zk z rzemiennym paskiem, spywajcy patem w zimowym jeszcze palcie i chepczcy apczywie ztucznie barwion lemoniad. Przy jednym ze stolikw trzech odwitnie ubranych wyrostkw p od rana wdk, kcc si dyskretnie, lecz zajadle. Za bufetem krztaa si Hawajka w prze brudn cierk fartuchu. Kruszyna zbliy si do bufetu i rzek: Hawajka, posuchaj H iosa zarumienion od pracy twarz, delikatne kropelki potu perliy si na jej grnej wardz e. Hawajka powtrzy Kruszyna mam do ciebie romans. Przesun doni o rozcapierzon ch od czoa, pkolistym ruchem, po caej twarzy, co byo w interpretacji Roberta Kruszyny gestem czcym w sobie zakopotanie, zmartwienie i bezradno. Sucham pana, panie Kruszyna? rzeka Hawajka bez umiechu. Suchaj, Hawajka mczy ty znasz takiego piegowatego, nieduego faceta, prawda? By tu raz z nami O kogo pan u chodzi? spytaa lodowato Hawajka, wykazujc absolutny spokj i obojtno, jak si jej ajmniej w tej chwili wydawao. Ale nawet tak mao zaawansowana w kunszcie bystrej ob serwacji jednostka, jak Robert Kruszyna, nie moga nie zauway owej specyficznej, nie moliwej do zamaskowania czujnoci, jaka pojawia si w oczach, rysach twarzy i postawi e czowieka z chwil, gdy rozmowa zahacza o osob stanowic cenny i czsty przedmiot jego yli. No, wiesz rzek Robert Kruszyna pewniej: instynkt piciarza, idcego na olep, l atychmiast za ciosem, powiedzia mu, e znajduje si na waciwej drodze. Taki blondyn. B tu wtedy ze mn i z panem nieboszczykiem Mechciskim. Par dni temu No, przypomnij sobi e, rozmawia przecie z tob. Nie rzeka Hawajka twardo nic nie wiem. W tej chwili ru Sodycz wszed Kubu. Spojrza na scen przy bufecie i bez wahania ruszy w tamt stro zka Kruszyny rozbysy szczciem jak na widok zgubionego w tramwaju portfelu, ktrego nie wiarygodne wprost odnalezienie zawdzicza si wasnej przemylnoci. Umiechn si zoliw za co powiedzie, ale Kubu go uprzedzi. Gorco rzek Kuba jaki upa, co, Kruszyna pocztku maja, no, pomyl Przechodziem tdy i wstpiem na co do picia. Hawajka, macie c ego w tej norze? Hawajka odwrcia si do lodwki. Dobra, dobra rzek z drwic domy a tak czy inaczej, dobrze, e si zjawi, Piegus. Mam do ciebie cholernie wan spraw. ciecz doda, wskazujc na gryzco t lemoniad, nalan przez Hawajk do ogromnego kufl idziemy. Kubu wypi wolno, poprawi cyklamenoworchabrow muszk, zapaci, kiwn oboj jce i wyszed z Kruszyn; Hawajka przez cay ten czas nawet na nie spojrzaa, przestawiaj skrzynki z butelkami po piwie. Gorco powtrzy Kubu na ulicy. Ulica zalana bya jaskrawym socem, ktre w maju potr m nie gorzej rozpray warszawski asfalt ni lipcowe. Wiosenna rado i wiosenne lenistwo wisiao w powietrzu penym kurzu. Robert Kruszyna pomyla, jak bardzo si czowiek myli i lega zudzeniom. Moe rzeczywicie Hawajka go nie zna albo nie pamitaa? pomyla nie b noci. Mg wstpi przypadkiem, eby si napi czego. Zreszt, co za rnica? Grunt, e spyta beztrosko Kubu; pytanie to byo uzasadnione niemiosiernym skrzypieniem, jakie r ozlegao si przy kadym kroku Roberta obutego w pikne, cieliste tyrolki o cikiej skrza zelwce. Nowe rzek z ulg Kruszyna tysic osiemset. Znam jednego szewca, co takie . Tanio, nie? Mog ci tam zaprowadzi, chcesz? Takie buty! wida byo, e uczepi si ro wie tematu butw. Mw, Kruszyna, czego ode mnie chcesz, bo nie mam dzi czasu przerwa u Kubu. Zaraz! krzykn Kruszyna i rzuci si rozpaczliwie na jezdni, gdzie zatrzyma otworzy drzwiczki i desperackim ruchem wepchn nadchodzcego Kub do rodka. Dokd? s swkarz. W miasto rzek z wysikiem Kruszyna. Takswkarz zrezygnowa z bliszych wyjan zy w stron rdmiecia. No? spyta cierpliwie, lecz z ukryt grob Kubu o co chod

ruszyny pojawiy si zrozpaczone grymasy, uzupenione nerwowymi ruchami gowy, przy pomo cy ktrych usiowa pokaza Kubusiowi, e nie moe mwi teraz, przy szoferze, co szofer ob wa z podziwu godn obojtnoci w lusterku nad kierownic. Kubu zamilk ponuro i Kruszyna detchn z ulg. Na MDMie, na rogu Piknej, ujrzeli spore zbiegowisko. By to oczywisty sukurs dla Kru szyny, ktry zawoa natychmiast: Co to za myn? Co tam si dzieje? Nic odpar Kubu iki wczorajszego etapu. Wanie! woa z emfaz Kruszyna kto wygra, kto? Znw Wilcze czewski przytwierdzi szofer. W dech. Chodzi codziennie czterdzieci godzina. Na med l! entuzjazmowa si Kruszyna wysiadamy! krzykn do Kuby. Stawiam ci haka! Pod Wil kiego, eby nam si dalej robaczek nie polizn. Hamuj pan! rzuci szoferowi i rachune ofer westchn: w westchnieniu tym bya zazdro, e inni mog tak od samego rana, podczas on, chociaby ze wzgldu na przesadn surowo przepisw drogowych, musi jeszcze tyle godz n czeka. Kruszyna! sykn Kubu, gdy Robert zapaci i stanli na trotuarze nie mam czasu. Bd o co chodzi, i egnaj. Ale Kruszyna dziaa teraz jak w natchnieniu. Piegus, chopczyk ! rzek serdecznie nie chcesz wdki, dobrze, nie bd ci zmusza. Ale lubisz sodycze, ? Bo ja przepadam. I nie odmwisz mi, synku. Stoimy wanie przed barem owocowym. Rozc horowabym si, gdybymy nie wstpili. Co chcesz, bdzie twoje. Tort mokka, krem waniliowy , galaretka porzeczkowa z mleczkiem, tort camargo, lody. O, due lody pistacjowe z bit mietan! Czowieku, zastanw si I zanim Kubu zdoa si zorientowa, elazne d iy go niemal do baru owocowego, ktrego ciany wykadane byy ceramik o motywach pomologi znych. Tu rzek nieodwoalnie Kruszyna siadaj. Prosz pani zwrci si do kelnerki due lody, dwa kremy i dwie oranady z sokiem. Ale laba, co? umiechn si do Kubusia ja obra wrka z ksiki o picej krlewnie. Zaczekaj chwil, musz zatelefonowa. Tylko ni ! dorzuci Kruszyna, ale tym razem w gosie jego zadwicza ton przestrogi, o jakim nie si najzoliwszym nawet wrkom. Wszed do kabiny telefonicznej, znajdujcej si na wpros ia do sali: przez okienko obserwowa bacznie Kub, gotw do natychmiastowej interwencj i na wypadek najlejszych oznak chci ucieczki. Po kilku chwilach wyszed z kabiny i r zek: Ty, Piegus, upierasz si dalej, eby przy mnie trafi par zotych? Kuba spojrza na Kruszyn: zrozumia od razu, e od teraz inicjatywa nie ley w jego rku ani w rku Kru zyny, tylko e o wszystkim decyduje jeszcze kto trzeci. Jasne rzek ostronie. To si icho i czekaj. Zaraz kto tu przyjdzie, kto ma z tob do pomwienia. Po tych sowach zab ra si z luboci do lodw i kremu, za zamylonemu Kubie nie pozostawao nic innego poza niem rozoonego na stoliku midzy pucharkami z lodami Przegldu Sportowego. Stolica ya ch dniach wiadomociami z trasy corocznego kolarskiego wycigu WarszawaBerlinPraga. Po kilkunastu minutach do baru owocowego wszed inynier Albert Wilga. Bez sowa powit ania usiad przy stoliku Kruszyny i Kubusia. To ten? spyta Kruszyn, wskazujc ruchem wy Kub. Co dla pana? spytaa podchodzc kelnerk. Due cinzano odpar Wilga, nie o i. Nie mamy tego rzeka niepewnie kelnerka. Wobec tego prosz da mi spokj rzek grzecznoci Wilga i kelnerka oddalia si bez sowa protestu. Kubu przyglda si Wildze by pod wraeniem jego nienagannego wygldu i manier. Oho! pomyla ten jest skrojony ego materiau ni Kruszyny i Mechciscy. W dech! Znaczy si, idziemy naprzd i coraz gbi ak widz. Jak dugo zamierzacie jeszcze siedzie w tym cuchncym pieluchami i melas lok ? zapyta Wilga cichym, lecz ostrym gosem; jego wyblake niebieskie oczy i spowiaa obw sa twarz nie wyraay ani umiechu, ani zoci. A co pan proponuje? rzek do zuchwal danie rzek Wilga i zwrci wzrok ku Kubusiowi; w tych spezych oczach nie byo nic, tak lece nic, e Kubu poczu si niewyranie. Idziemy rzek Kruszyna pacc. Wstali i wysz zegu zalanego przedpoudniowym socem, szerokiego trotuaru sta oliwkowy humber o piknej , nieco nadweronej karoserii.

Oliwkowy humber sta teraz na ulicy Nowogrodzkiej, naprzeciw wejcia do niewielkiego , na pozr zapuszczonego sklepu, ktrego wystawa zawalona bya drogimi przekskami i but elkami zagranicznych wdek. Sklep ten kry w istocie jedn z lepszych warszawskich res tauracji; za pierwszym pomieszczeniem, wypenionym potnym bufetem, na ktrym pitrzyy si oskonae hors doeuvres varies, wchodzio si po kilku schodkach do salki obwieszonej ro gami jeleni i wypchanymi gowami dzikw; stay tu ciemne stoliki i takie zydle o wycityc h sercach w oparciach. Std przej byo mona do maego pokoiku zdobnego w pikny sztych, edstawiajcy wycigi konne w poowie ubiegego stulecia. W pokoju, ktrego jedyne, okratow ane okno wychodzio na brudnawe podwrze, stay trzy stoliki; tylko jeden z nich by obe cnie zajty przez trzech panw i przedstawia wanie obraz kulinarnego pobojowiska, godne

go pira starego Franciszka Rabelais. W straszliwym nieadzie poniewieray si na nim re sztki ledzi, sielaw, suchej kiebasy myliwskiej, szynki, rzodkiewek, szczypiorku, om letw, jajek na twardo, sandaczw w galarecie i nek na zimno. W chwili gdy skierowalimy na nich oko sprawozdawczego obiektywu, jeden z panw, odznaczajcy si potn budow i z m bokserskim nosem, zajty by piewem. Skrzypicym barytonem prosi: Ninon, ach umiechni i lub informowa: eby ty wiedziaa, jak mi si chce usta caowa twe Elegancki pan twarzy siedzia nieporuszony, palc papierosa: nie zna byo na nim adnego alkoholowego wysiku, a lekki rumieniec na szczytach koci policzkowych by raczej efektem gorca i d usznej atmosfery ciasnego, przesyconego nastrojem uczty wntrza. Jakub Wirus zapyt a: Ktra godzina? Wp do pitej odpar grzecznie i niedbale Wilga. Kubu yka z wy jestemy po niadaniu, tak wczenie? eeep! odbio mu si. Aha powiedzia Wilga wart e o obiedzie. Beze mnie jkn Kubu i przymkn oczy. Wszystko zawirowao wok niego ybkoci, wobec czego otworzy oczy i znw ujrza twarz Wilgi, zimn, uprzejm, spowia. zabulgotao mu niebezpiecznie i Kuba ostatkiem si, gryzc wargi a do krwi, raz jeszcze przekn lin. Drzwi otworzyy si i wszed kelner w biaej kurtce, ktry jak si Kubu wpyn na fali szerokiego przypywu. Kelner pochyli si nad Wilg. Nie! jkn Kubu do jego wiadomoci dotaro, e Wilga zamawia znowu wdk. Nieee baga Kuba, ale a; po chwili kelner wnis now plitrwk wyborowej o piknie zamroonym szkle. Kubu za czu, e za chwil zwymiotuje. No co? usysza gos Wilgi jeszcze po jednym, panowie? , napijesz si? Robert pochyli si ku Wildze i wdziczc si zapiewa: Ninon Alb z niesmakiem: oczywistym byo, e nieprzytomny Kruszyna bierze go za pikn kobiet. A ty zwrci si do Kubusia. Kubu zdoa pomyle, e jeli wypije jeszcze jeden kieliszek, rze. Ilemy wypili? bkao mu si postrzpione pytanie w mylach. Musiay to by jedna ne iloci, skoro Kruszyna znajdowa si w stanie kompletnej demencji psychicznej, on z a, Kubu, by na pograniczu unicestwienia. Nie mona byo jednak odmawia, cay wysiek cz odzinnego, szaleczego pijastwa poszedby na marne, gdyby Kubu teraz si zama. Popatrzy zgroz w twarz eleganckiego starszego pana i skin przyzwalajco gow. Wilga umiechn s gdyby zna kiedykolwiek wspczucie i rycerski podziw dla przeciwnika, poczuby go tera z. Storturowany modzieniec po przeciwnej stronie stou mia w sobie jak godno w tej ob prbie si; Wilga nawet chcia mu powiedzie jaki komplement, co, co wydawao si Wildze i wartociowe, na przykad: Jest pan dentelmenem albo: Poznaj w panu czowieka z towa wa, lecz uzna to za bezsensowne w stosunku do podwadnego spitego jak czeladnik Krus zyny. Nala przeto dwa kieliszki wdki i unis swj do gry. Kubusiowi wystpi kroplisty a czoo: drc rk unis swj kieliszek do ust i wypi, rozlewajc wdk po podbrdku i wypi ze smakiem i poda Kubie serwetki. Kubu wzi jedn i tar ni histerycznie dugo tw n ostatni kieliszek jakby go troch otrzewi. Wsuchiwa si chwil w sw zmaltretowan pr sobowo i skonstatowa, e odeszy go na razie mdoci. Wtedy posysza cichy, niedbay g Waciwie nie powinienem z tob rozmawia, gdy jeste w tej chwili na duych obrotach. Nie jestem na adnych obrotach rzek z bezsensownym, pijackim uporem Kubu. Usiowa s e twardo na Wilg, lecz jego malany wzrok rozmazywa si bezsilnie na twarzy inyniera. Jeste rzek zimno Wilga. I nie chc, eby pomyla, ptaku, e ja ci wykorzystuj. Licz si pan ze sowami obruszy si Kubu, ale nie by w stanie nada gosowi swemu n Stul dzib, szczeniaku! rzek zupenie beznamitnie Wilga. Ale skoro ju jeste taki to powiedz, kto zabi Moryca? Czerwone i zielone sygnay zapony w mzgu Kubusia. Westchn gboko i usiowa zastanow edzie. Im duej si zastanawia, tym bardziej nic nie przychodzio mu do gowy, za zacz wowa, e taki dugi namys wzbudzi w Wildze podejrzenia o przygotowywanie kamstwa. Krusz yna spa na stole, z gow pord kwaszonych ogrkw i resztek ososia. Kubu westchn pon way, jak Wilga unosi butelk, aby nala mu kieliszek wdki. Jaki facet o biaych oczach z brylantem na palcu rzek Kubu tak spiesznie, jak tylko Dobrze, dobrze powiedzia Wilga. Te bajki ju syszaem. Wymyl co nowego albo racze dz, skd to wiesz? W spojrzeniu Kubusia bya udrka. Skd ja to wiem? Na lito bosk, skd ja to wiem? Prze a wyblake niebieskie oczy, spowijajce go jak lodowata opocza, paraliujce wol i myl. Ja to wiem zacz z rozpacz od takiego jednego Siupki. Co to za jeden? Kolejarz mieszka w Aninie. Co ty masz wsplnego z kolejarzami z Anina? Gadaj! Ja?.. bekota Kubu. Nic To koniec pomyla zaszczu mnie jak zajca. Co ja arzami z Anina? Rzeczywicie, co ja mam wsplnego? Ja nic nie mam wsplnego zacz nie

e tylko Skd go znasz? Skd on o tym wie? Dlaczego ci opowiada? Zaraz, zaraz broni si niezdarnie Kubu; wyglda teraz na kompletnie pijanego, wymach nieskadnie rkami zaraz to panu wszystko eeep wytumacz Tam w Aninie jest jedna dzie a. Nazywa si Hanka. Ten Moryc nieboszczyk podskakiwa do niej. Ale mnie si ona te teg o Wie pan, mio, uczucie gupie Jedziem tam do tego Anina O, wanie dlatego, widzi o Anina. A ten Siupka by wiadkiem, jak Wieka Mechciskiego zaatwili. On wiedzia, e Mo leci na t Hank, i jej to wszystko od razu zreferowa, a Hanka mnie Widzi pan, jak to wszystko wyglda Wilga unis wolno swj kieliszek do ust, wypi nie zwracajc najmniejszej uwagi na Kubusi a, po czym skroi sobie rowy patek ososia. Drzwi si uchyliy i wszed kelner. Pac Kubu poczu gwatowny przypyw mdoci: wntrznoci skrcay mu si w mce. Na twarzy jeg mas, poparty potnym czkniciem. Wilga wzi to skrzywienie si za objaw mdlenia; w istoci byo ono zwyciskim umiechem, znieksztaconym przez okolicznoci, wrd jakich Kubu wi , godny dumy triumf.

Pnym wieczorem Robert Kruszyna lea bezwadnie w fotelu w gabinecie prezesa spdzielni czek. Na gowie mia termofor z lodem, w rozlatanych rkach syfon, z ktrego chepta apc wod sodow. Nic nie leci skary si paczliwie, cisnc cyngiel syfonu. To mi wyglda na prawd rzek Merynos do Wilgi, siedzcego w wygodnej pozycji w drugim otelu. Mechciski ostrzega Kruszyn przed tym Piegusem. Musieli mie ze sob na pieku o ziewczyn z Anina. Moliwe rzek chodno Wilga i co teraz? Musz mie tego Siupk rzek Merynos, zacigajc si papierosem. Kruszyna rzek do z? Jutro wieczorem mam mie tego Siupk i to ywego, a nie umarego. Trzeba dziaa bardzo zybko doda w zamyleniu. Panie prezesie, jak ja mam to zaatwi? jkn Kruszyna. Twoja gowa, jak to zrobisz. Moja gowa, moja gowa zawodzi Kruszyna. Gdzie ja mam gow? Czy ja w ogle mam gow chu lizgawka, a w rodku troch pomyj Wilga, podnis si; nienaganny kant spodni spad pynnie na czarny, wytworny pbut. Co owie na maego drinka przy barze w Kameralnej, panie prezesie spyta Merynosa. Merynos spojrza na z rozbawieniem. Oczywicie odpar i pan jeszcze ma ochot? Ile ju pan Drobnostk. Troch ponad litr rzek obojtnie Wilga ale z chci odwie si przed pojrza w bezbarwn, nijak twarz Wilgi i gwizdn z podziwu.

Buldogowaty chevrolet przyhamowa na kamienistej szosie, po czym motor zgas. Cztery postacie zeskoczyy z platformy i wolnym krokiem ruszyy w stron wiate stacji kolejowe j. Wieczr by ciepy i jasny, pachniao majem i zeszorocznym igliwiem; maa stacja podmie ska waciwie dugi, pokryty cementowym dachem na supach peron leaa pord piaskw i zagajnikw mazowieckiej rwniny, w suchym powietrzu i w zapachu iglastego nadwilaskieg o lasu. Cztery postacie usiady na zwalonych segmentach betonowego oparkanienia. Wte wiata bie liy si wrd ciepego mroku. Rozarzyy si ogniki papierosw. Cholera wie rzeka jed jak dugo trzeba bdzie czeka? Niedugo odpara druga, seplenic lekko zawsze wraca orze. Mnie tam wszystko jedno rzeka trzecia i tak nie mam gdzie spa. Co si stao st Koodziej? spytaa posta lekko seplenica jakie kopoty? A tak, panie Szaja we . Wyrzucili mnie, kopane, z tego hotelu robotniczego. Bezdomny jestem. Pocig idzi e powiedziaa posta czwarta. Cichy w wagonw elektrycznego pocigu wsun si szybko n in i przystan; z rozsunitych drzwi Wysypywali si pasaerowie. No, uwaga, chopcy rz apiciem Szaja. Stasiek, id szuka! Jedna z postaci ruszya ku sabo owietlonemu zej eronu: bystrymi, rozbieganymi oczami przebieraa nieliczny tumek, nie odejmujc od wa rg ukrytego w zagbieniu doni papierosa. Wreszcie wyuskaa ze strumyka ludzkiego niskie go czowieczka w rozpitym kolejarskim mundurze, nagym ruchem odrzucia niedopaek i pode sza do. Obywatel Siupka Jzef? spyta Stasiek. Ja odpar zaskoczony kolejarz, prz unoszc w gr spocon, lnic twarz. Za nim, w odlegoci paru krokw, przystana jaka orna sylwetka w meloniku, z parasolem w rku mimo murowanej pogody. Jestem z Milic ji Obywatelskiej rzek Stasiek, wyjmujc co z kieszeni, co miao oznacza legitymacj nu zada kilka pyta. Odprowadz pana kawaek. Siupka wybekota: Oczywicie Z chci m w stron zwalonego oparkanienia. W pewnej odlegoci posuwa si za nimi mgawo zarysowan

w ciemnociach melonik. Po chwili Siupka poczu silne uderzenie w twarz i kopnicie w nerki. Upad. Chcia krzykn, ale tylko zduszony jk wyrwa si spoza szmat, ktrymi okr byskawicznie gow. Czapka! Teczka! pomyla z rozpacz Siupka, jak kady biedak, o r ajmniej w takiej chwili wanych. Szarpn si chcc ratowa czapk i teczk i wtedy otrzyma kopnicie w brzuch. Zawy z blu, co spoza knebla wydao si cichym skomleniem. Czego go jeszcze lejesz? posysza zdenerwowany, zaczepny gos co ty, Piast, nie widzisz, e ma sy? Silne ramiona uniosy Siupk do gry i po chwili wrzuciy na jak tward, okut el n z blu po raz trzeci, co tym razem utono w szumie zapuszczanego motoru. Spod melonik a stojcej opodal i opartej o parasol niepozornej sylwetki doby si zadowolony chicho t i cichy szept: Ale tak. Oczywicie. To musiano si sta. Po czym posta ta wyja, k owy kalendarzyk, gdzie zanotowaa skrupulatnie dat i godzin biecej chwili. Po kilku minutach bardzo szybkiej jazdy Siupka zosta wyjty z auta i posadzony na z iemi. Usysza odgosy oddalajcych si krokw, omielony cisz zacz zszarpywa szmaty z rwa je, ujrza tu przed sob stojce w zupenym milczeniu dwie ogromne, szerokie, trzymaj rce w kieszeniach paszczy prostacie w kapeluszach nasunitych na czoo i twarzach ukr ytych za podniesionymi konierzami. Ten nieoczekiwany widok pozbawi go na chwil odde chu z przeraenia; gdy wrci do siebie, skonstatowa, e siedzi na jakim peryferyjnym odl dziu, oparty plecami o zardzewia, na poy zerwan siatk drucian, wrd starych cegie i W oddali majaczyy wiata uliczne. Jzef Siupka? spytaa askawym gosem nieco wysza z postaci. Jjjja skin gow Siupka. Chcia unie si i wsta, ale posta nisza, za to niezwyk kna: Sied! Panie Siupka rzek miodowym tonem wyszy prosz nam opowiedzie o owym wypadku na Dwo Wschodnim, ktrego by pan wiadkiem. Jjjja ju opowiadaem na milicji wybekota Siupka i znw mam wezwanie w tej sprawi am tego dosy doda paczliwie. Ja byem, wie pan dyrektor, na bani, zdarza si, prawda teraz taki koowrt Mw! rzuci gronie niszy i na dwik jego gosu Siupka poczu wszystkie bolesne zniew nicia tego wieczoru na nowo. Panie naczelniku jkn bili si A moe si nie bili, cholera wie Tak, wanie e s Ten pan nieboszczyk krzykn nagle: Zgasz ci te biae lepia! Zdmuchn ci te bandyckie la nie! Kudaty zapaci!, a potem ten drugi pan krzykn: Niech pan mi da spokj! i Nie b syszysz? Ale jak ci spotkam trzecim razem potem ten pan nieboszczyk zacz ucieka i od pocig Bardzo adnie to opowiedziae, Siupka rzek wyszy; zamilk, wida byo, e si namyl k: Posuchaj, Siupka, mwie o nowym wezwaniu na milicj, prawda? A zatem na milicji sz tym razem tak: Ten pan nieboszczyk zosta pod pocig wrzucony. Po prostu zapany za frak i cinity pod rozpdzon lokomotyw. Zrozumiae? A jeli ci tam spytaj, dlaczego nie powiedziae, to odpowiesz, e si ba. e ty jeste kolejarz z warszawskiego wza i pewnych rzeczach, o ktrych wolisz nie mwi, bo i po co samemu wlecie na szyny pod koa, no nie? To praaawda! zachysn si groz Siupka, wpatrujc si jak urzeczony w wyszego. Widzisz, bracie, rozumiemy si. Wiesz o tym, e byli tacy, ktrzy wrzucali ludzi pod p ocig, co, Siupka? Tacy bardzo li ludzie zwaszcza na linii ZbkiWoomin, tam gdzie, pr ale zawsze mogli si przerzuci na otwock lini, prawda? No, nie? I tu kiedy byli; pami asz taki numer w Jzefowie? Siupka czu, jak mu si wosy je na gowie i zimny pot spywa po krgosupie. To prawda! osiem lat na warszawskim wle i wiedzia co nieco o tych sprawach. By taki numer w Jze ie, to prawda! Zy czowiek! ZY! Panie naczelniku wydusi z siebie moe tak i byo Ja ju nic nie wiem. Mogem niedob zie Ten ZY O, Boe, taki to wszystko moe Ciesz si, emy si zrozumieli, panie Siupka rzek wyszy miodowym gosem bo gdyby zumia, to musiabym to panu inaczej wytumaczy. Boleniej miodowy gos zadwicza tak Siupka zgubi si zupenie; przesta rozumie, kogo ma si ba. No! powiedzia wyszy, erajc si do odejcia; szum i mga w gowie Siupki rozdarte zostay przez pewien nakaz, kt natychmiast kaza mu odoy strach na potem i przywid na myl realniejsze problemy. P naczelniku rzek Siupka popiesznie, lecz delikatnie ci panowie, ktrzy tu ze mn jecha i towarzyszyli mi to, wie pan naczelnik, zupenie now czapk i teczk o, skrzan teczk j okazji diabli wzili. Ja rozumiem, e ci panowie pieszyli si, ale teczka Stara, znisz czona, ale skrzana kama Siupka z uniesieniem, gdy teczka by parciana, po synu, ktry

oczy szko. Wyszy wyj z kieszeni banknot i rzuci Siupce; w mtnym podmiejskim pmro zotych. To bardzo zy czowiek wykrzykn Siupka z oddaniem i gorliwoci neofity i n arn go obdny strach. Po co mi te pienidze? myla w popochu nie chc tej forsy! z rzek wyszy do barczystego, po czym zawrci si i poszed w kierunku wiate uliczny ezszelestnie na grubej gumie indyjskiej, z rkami w kieszeniach, pochylony i zamylo ny. Niszy gwizdn i z odlegego cienia nadbiegy cztery postacie. Zabiera go rzek b y, wskazujc na Siupk. Cztery postacie ruszyy rozkoysanym krokiem w stron Siupki, ktry wycign bagalnie rce przed siebie i zawoa: Ja sam! po czym pozbiera zdarte szma obie starannie oczy i gow. Bardzo inteligentny czowiek rzek na to z uznaniem gos l o seplenicy. No, chopcy, w gr go! Barczysty pobieg za oddalajcym si w stron ulicy. Kruszyna? spyta Merynos przecie tego nie zaatwi, prawda? Kto to wszystko tak sprytnie skombinowa? Szaja odpar Krus yna z dum taki jeden Szajewski. Mj sekretarz. Dowiedzia si o tym Siupce, przywiz go k trzeba, co? Szaja powtrzy Merynos, jakby chcc zapamita nazwisko. Widocznie pr facet. Nogi mnie piek od tej soniny rzek Kruszyna, wskazujc na swe buty parzy to zszmerowe wistwo. Ale gadk pan prezes wymyli jak zoto. Genialna! Wymyliem? umi s tak sdzisz? Po czym zamilk, otworzy drzwiczki wanderera i nie odezwa si ju wic razu przez drog. Czoo przecinaa mu gboka bruzda, znami nieoczekiwanych trosk, ponuryc zamyle, trwogi i okropnych decyzji. 2

To tu? spyta wysoki, krzepki mczyzna o ogorzaej, pooranej bruzdami twarzy. Tu o zczupy, mody czowiek w okularach i zapuka do drzwi z napisem Redakcja miejska, otworz je i zawoa w przestrze pokoju: Kuba! Zajmij si panem. To do was. Wysoki mczyzna wszed do pokoju i zamkn za sob drzwi; ruchy jego cechowaa przesadna g czno, jak posuguj si pewni ludzie wszdzie tam, gdzie maj zamiar uzyska co korzyst siebie od ludzi, z ktrymi nie idzie na og atwo: w ich mniemaniu postawa taka przynos i nieocenione korzyci w urzdach, sdach, komisariatach i izbach skarbowych. W pokoju siedziay dwie osoby: pogrony w lekturze stosu gazet mczyzna w rednim wieku w koszuli koloru khaki z zawinitymi rkawami oraz mody blondyn, lecy, na biurku z nogami opartym i o kaloryfer i pijcy chciwie butelkowy kefir. Na dwik sw modzieca w okularach blond usiad, odj butelk z kefirem od ust i zwrci ku wchodzcemu piegowat, niezwykle zmczo wraz z olniewajc, topazow muszk w rzucik koloru sepii. Czym mog panu suy? spy sem znamionujcym skrajne znuenie. Ot tak widzi pan redaktor zacz krzepki i ogor Prosz, niech pan siada rzek Jakub Wirus, spogldajc tsknie na nie dopity kefir. Og ay doby srebrn papieronic z grawerowanymi podpisami na pokrywce i poczstowa Kubusia. nej roboty papierosy rzek prosz, panie redaktorze. Kuba wzi dug, munsztukow cy ewanowa si ogniem. Moje nazwisko zacz ogorzay mczyzna nabrawszy wikszej pewno ez fakt, e czym ju obdarowa swego rozmwc, co w jego mniemaniu byo punktem wyjcia ja olwiek stosunkw urzdowych moje nazwisko brzmi yczliwy. Franciszek yczliwy. Bardzo m przyjemnie rzek Kubu, po czym wsta i grzecznie przedstawi si; facet w koszuli kolor khaki nawet nie drgn, zatopiony w gazetach. Pan yczliwy nie mg si w adnym wypadku o a mniej uprzejmy od Kubusia, wsta tedy rwnie i przez par chwil stali, ciskajc sobie Niezrczno tej sytuacji zacza dolega Kubie, ktry lekko cisnc do pana yczliwego d go do ponownego zajcia miejsca na krzele, albowiem pan yczliwy nie okazywa najmniejs zej chci przerwania tej manifestacji grzecznoci, zdradza coraz wiksz wylewno ciskaj koniec do Kubusia oburcz. Jestem, czonkiem zarzdu spdzielni Mazowiecka Poziomka busiowi jest to spdzielnia ogrodnicza. Ot, panie redaktorze, urzdzamy kiermasz. Oc Kubusia z rozmazanych i bdzcych sentymentalnie po napocztej butelce kefiru stay si na az przenikliwe i czujne. To bardzo interesujce rzek wolno Kubu. Sucham pana, pani zliwy, prosz mwi. yczliwy umiechn si z wyranym zadowoleniem. Ma to by kiermasz iosennych kontynuowa pod hasem: Warszawskie surwki to rado i zdrowie kadego poko aso na medal, co? Mamy zaatwion spraw z dyrekcj Targowisk Miejskich, ktra zezwolia u i nasz kiermasz na Koszykach. Teraz, panie redaktorze, chodzi nam wycznie o poparci e prasy. Ma je pan, przyrzekam rzek uroczycie Kubu. Ma je spdzielnia Mazowiecka ka, ta uyteczna i rzutka placwka gospodarcza. Zrobimy wam reklam, jakiej nie znaj dzi eje brany owocarsko warzywniczej w tym miecie. O, to, to! zawoa zachwycony yczli klama! Panie redaktorze, w imieniu zarzdu spdzielni Mazowiecka Poziomka pozwol sobie rzysa skrzynk saaty dla redakcji Expressu Wieczornego. A moe wol panowie szpinak lu

kselk? Dla mnie moe by troch szparagw odezwa si naraz powanym tonem mczyzna w i najlepiej od razu ugotowane i z masem. Kuba kaszln znaczco, lecz yczliwy poczu iepokojony, czy nie kryje si w tym jaka aluzja korupcyjna. A moe by ich jednak zapro si na kolacj? pomyla nerwowo to zawsze pewniejsze. Ten chce ciepe danie, a wyglda zefa. Zaatwione przerwa mu te wahania Kubu moe pan na nas liczy, panie yczliwy. Widz tu: Witaminowy karnawa na Koszykach Tysice warszawiakw w odmtach nowalijek wiosenny Wielki konkurs krajania szczypiorku Tysic i jeden sposb posugiwania si rzodkiewk. D e, co? Wspaniae szepn yczliwy. Jak to dobrze, e pana spotkaem! Do widzenia to i kilkanacie razy i wyszed. Nie rozumiem, co widzisz w tym interesujcego rzek Kolanko, odkadajc gazet i zapala apierosa. Skd ta naga mio do spdzielni ,Mazowiecka Poziomka? To niezmiernie interesujce powtrzy Kubu w zamyleniu. Dla modocianych alkoholikw rzuci zgryliwie Kolanko. Wypie ju chyba cay kefir ich barw mlecznych po przedwczorajszym wstrzsie. Oj, Kuba, Kuba, niedobrze z tob. S taczasz si coraz niej w bagno naogu. Kubu podszed do Kolanki, usiad na jego biurku i rzek ciepo, serdecznie: Panie Edwini drogi, kochany, niech mi pan da trzy dni czasu, prosz. Ja wszystko wyjani. Tylko e to takie jeszcze trudne i skomplikowane, widzi pan, ja sam moje sprawy Tu wchodz w gr pewne przeycia Co tu duo mwi, kochany, pan ma al do mnie o to, e tak mao ostatn dujemy, rozmawiamy Ale chyba nie straci pan do mnie zaufania? Kolanko spojrza przecigle na Kubusia. Nie rzek powanie nie straciem. Powiesz mi tko wtedy, gdy uznasz za stosowne. Ten kiermasz, panie Edwinie, to bardzo wana rzecz. Niech mi pan wierzy. Wierz ci. Nie jestem tylko pewny, czy ty, Kuba, nie tracisz z oczu gwnego wtku dla j akich motyww pobocznych? Boj si, e gubisz przyczyn, dla ktrej zaangaowalimy si w Kubusiu Kolanko wsta i uj Kub za rami. Rozpoczlimy bezpardonow walk z chuliga ektywy nasze s jasne, wiemy, komu pomaga, a kogo niszczy. My jestemy po stronie oweg o tajemniczego zjawiska, o ktrym guche wieci przelewaj si po Warszawie, darzymy sympa ti czowiekazjaw o biaych oczach, co rni nas zasadniczo od milicji wystpujcej forma nie i tpicej kad nieurzdow inicjatyw walki z chuligastwem. My moemy z czystym sumi oprze owego bdnego rycerza i jako dziennikarze moemy uwierzy w romantyczne przesanki ego postpowania, ktre adn miar nie trafiaj do przekonania milicji, skonnej widzie w takiego samego przestpc, jak ci, ktrych zwalcza. Natomiast nie wolno nam nawet w na jmniejszym stopniu okaza cienia pobaliwoci dla drugiej strony, dla wiata chuliganerii , dla warszawskiej ulii i szumowin. Za boj si, e ty, Kubusiu, przestajesz si chwilami orientowa w oskocie walki i wrd mrokw penetracji Nie rzek Kubu w zamyleniu, lecz zaprzeczenie to brzmiao do niepewnie. Ma troch tary pomyla Kubu z tkliw skruch, wspominajc, jak mile w gruncie rzeczy rozmawia mu Kruszyn. Panie Edwinie doda arliwie jeszcze trzy dni, dobrze? I prosz mi pozwoli klamowa ten kiermasz, zgoda? Ja wszystko wyjani! Zgoda rzek Kolanko powiedz mi tylko jedno: co oznaczaj ostatnie przed mierci sow hciskiego: Kudaty zapaci! Kubu spuci wzrok. Po czym unis skrzywion wysikiem twarz i rzek ciko: O to wan m kryje si sedno sprawy.

Kolanko przemierza wolno podwrze. Dokd jedziemy, panie redaktorze? spyta go wesoo en z szoferw redakcyjnych aut. Kolanko zatrzyma si na chwil, pomyla, potem odpar z u hem: Dzikuj, panie Marianie, pjd pieszo. Taka pogoda Wyszed w Aleje Jerozolimskie oddali si troch od bramy Expressu Wieczornego, zatrzyma takswk. Do Arsenau rz Przy Arsenale wysiad i zapaci, po czym przeci szerok ulic, zmierzajc ku Komendzie o paru minutach wszed do pokoju porucznika MicHaa Dziarskiego. Dziarski czyta co pilnie w papierach, zapeniajcych grub, kartonow teczk biurow ro ru. Dzie dobry, redaktorze rzek z umiechem. Ciesz si, e pan przyszed. Mam z pa do omwienia. Prosz, niech pan siada. To mwic, wskaza krzeso po przeciwlegej stron urka. O, nie umiechn si Kolanko zoliwie nie na tym miejscu. Myl, e nie zosta zaproszony w takim charakterze, abym siedzia na tym krzele. Trzeba jako zaakcentowa dobrowolno naszego dzisiejszego spotkania. Powiedziawszy to zbliy si do okna i usiad a parapecie. Racja rzek do sucho Dziarski obserwujc go spokojnie wyglda to bardz alowniczo, aczkolwiek koliduje troch z nastrojem tego wntrza. Ale ratujemy symboli

k rzek kpico Kolanko. Nikt, kto tu wejdzie, nie bdzie mia adnych wtpliwoci, e esowania lub sympatie. Godne pochway mrukn Dziarski a zatem do dziea. Za chwil w e tu Jzef Siupka, kolejarz. Bd go przesuchiwa i dlatego pana tu zaprosiem! Chc Dz aproszenie przerwa z oywieniem Kolanko jestem mile zaskoczony. Ten gest, mam nadzi ej, otwiera now er w naszych stosunkach Chciabym kontynuowa Dziarski, bbnic pa acie biurka co panu zaproponowa. Co? spyta ostronie Kolanko, mruc swe kpice oc ierze rzek oschle Dziarski, patrzc prosto w twarz Kolance. Przyjmuj rzek obojtni anko i ciesz si z tej propozycji. Tym bardziej e nie stawia pan adnych warunkw. Dz ski milcza chwil, nie odrywajc wzroku od oczu Kolanki. Nie rzek spokojnie nie sta m. Wobec tego ja te nie umiechn si z odpreniem Kolanko i wycign rk do poruc pan na to, aby dopuci do tego sojuszu doktora Halskiego, czowieka, ktry Znakomita m przerwa Dziarski moe pan dalej nie mwi Zgadzam si. Cudownie rzek Kolanko a siebie stron psychologiczn zagadnienia, pan prawn, a ja moralnoobyczajow. Jaki agadnienia? spyta Dziarski. Zagadnienia czowieka o biaych oczach rzek Kolanko. pan powiedzie: czowieka w meloniku i z parasolem poprawi Dziarski. To bzdura rzek lanko, zeskakujc z parapetu. Jestem przekonany, e czowiek o biaych oczach nie nosi m elonika ani parasola, nie jest przestpc, nie reguluje zodziejskich porachunkw. W ost atnim przypadku, w tym, co si stao na Dworcu Wschodnim, mowa jest wycznie o biaych oc zach i sygnecie. Czowiek w meloniku odszed na pewno ju od dawna od swych liczyde i z arkawkw. Przez przypadek i przez chwil zagoci w orbicie wikszych wydarze i to wszyst A wic dlatego wtedy, przed szpitalem, radzi mi pan jak najszybciej aresztowa facet a w meloniku? spyta zimno Dziarski. Wtedy nie bylimy jeszcze w przymierzu umiechn romiennie Kolanko. Faszywy trop, poruczniku. Od samego pocztku jestem po stronie p ogromcy zdziczenia warszawskiej ulicy i nigdy nie kryem tych sympatii. Zreszt jestem y teraz kwit. Pan radzi mi wtedy publikowa artykuy o nim, co te byo prb pokrzyowani ch planw. Susznie zauway Dziarski bez urazy. Tote nie zdziwiem si, gdy si pan Ale teraz sytuacja zmienia si i myl, e poinformowanie opinii publicznej o tych spraw ach moe mie korzystne skutki dla wszystkich. Musz si nad tym zastanowi rzek z nam olanko. Moe Siupka wniesie co nowego w nasz wiedz. Dziarski unis suchawk telefonu i za chwil sierant Maciejak wprowadzi Jzefa Siupk, usiad przy stojcej na stoliku maszynie do pisania. Kolanko przyjrza si bacznie posp olitej postaci w kolejarskim mundurze z grubego sukna; gorco usprawiedliwiao niech lujne rozchestanie konierza munduru, ukazujce brudn, przepocon bielizn. Twarz Siupki ya skrzyowaniem ostronej arogancji z przecitnoci; le ogolona i spocona budzia skoja uczucia litoci i odrazy. Prosz usi rzek Dziarski, wskazujc Siupce krzeso naprzeciw siebie. Siupka usiad, lejarsk czapk na kolanach. Dlaczego on jest tak zaronity? zastanowi si Kolanko, ob jc kpki czarnego zarostu na brodzie i kociach policzkowych Siupki. Czy to taka moda u kolejarzy? Sierant Maciejak zaoy czysty arkusz na waek maszyny. Dziarski wyj z r czki arkusz papieru pokryty maszynopisem. To jest paskie pierwsze zeznanie rzek, w skazujc arkusz Siupce zoone zaraz po wypadku. Siupka skin gow. Kolanko odwrci zapali papierosa, wpatrujc si w bkit nieba nad barokowymi dachami ulicy Dugiej. Pr omina je pan sobie? spyta krtko Dziarski. Siupka skin gow. Tak jest rzek schry Prosz mi zatem powiedzie, panie Siupka chrzkn Dziarski co bliszego o owej czwa ie w wagonie, o ktrej wspomina pan w zeznaniu. Co si z nim stao? Dlaczego nie zezna wa na dworcu? Gdzie si podzia? Tego nie wiem, gdzie si podzia zacz Siupka gosem amicym si, nasikym zdenerwo zwartej osobie to ja mog nieduo powiedzie. Faktycznie, jak tylko si wszystko stao, to od razu gdzie si zawieruszy. A przecie jak leciaem, eby zapa hamulec, to wpad na tyu i cholera go wie, czy chcia mi przeszkodzi w alarmie, czy sam tak cykori zapa, aby prdzej do wyjcia. To tylko zauwayem, e jak tak rwa do przodu, to zgubi kapelusz drodze, taki okrgy sztywniak, wie pan, co to kiedy faceci nosili. Melonik, o, tak to si nazywa. Serce zabio mocno Dziarskiemu, lecz nawet najlejszy bysk oczu nie zdradzi w nim podn iecenia. Kolanko odwrci si gwatownie, papieros wylecia mu z palcw. Tego efektu swych Siupka nie zauway jednak, gdy Kolanko sta za jego plecami. Maciejak pisa niezbyt szyb ko, lecz wytrwale, nie zwracajc na nic uwagi poza sw prac. Panie Siupka rzek Dziarski, bawic si obojtnie owkiem niech si pan dobrze zasta zytoczy jeszcze jaki szczeg, dotyczcy tej czwartej osoby. adnego szczegu wicej przytoczy nie mog rzek urzdowo Siupka. Ano, nieduy by,

ja, moe troch wyszy. Ciemno byo, nic wicej nie widziaem. A moe pan uzupeni swe pierwsze zeznanie o przeciwniku Mechciskiego? Moe pan sprbuje eszcze raz nam go opisa? Uzupeni zeznania o tym danym przeciwniku nie mog zacz znw Siupka swym stylem pod gminnych bo ledwie go mogem zobaczy. Opisa te go nie mog, bo go nie widziaem Tylk ekn nerwowo lin, gos mu zaskrzypia rozpaczliwym podnieceniem tylko e jak on t sw iar zapa i wrzuci Jak to wrzuci? przerwa zimno Dziarski, unoszc maszynopis przecie pierwszym razem na pan, e przeciwnik Mechciskiego uj go za klapy, powiedzia: Nie bd ci tu bi! i st, za dopiero potem Mechciski zacz nieprzytomnie ucieka, co skoczyo si owym nieszc wypadkiem. Tak jest zacz gorczkowo Siupka. Tak jest Tak zeznaem, ale to tak nie byo! A jak byo? w gosie Dziarskiego zadwiczaa groba. Czy chce pan przez to powiedzie pan zeznania? Tak jest Tak wanie Cofam zeznania zabekota Siupka, ocierajc brudn chustk mokr Kolanko przysiad z wraenia na krzele pod cian. Myli wiroway mu troch bezadnie w g A wic prosz, panie Siupka rzek surowo Dziarski. Mam nadziej, e zdaje pan sobie s konsekwencji, jakie pocignie dla pana fakt zoenia faszywych zezna w pierwszym ledztw e? Siupka spojrza na oczyma gupiego, bitego kijami po obu bokach psa. Panie komisarzu stkn ciko ja si baem tak cholernie si baem. I teraz si boj o, rany, jak si Czego si pan boi? spyta Dziarski. Tego Mechciskiego wrzucono pod pocig! I nagle, jak z przekutego z trudem pcherza dobywa si z szybkim sykiem powietrze, ta k Siupka, plczc si i potykajc o sylaby, zacz wyrzuca z siebie sowa: Ten drugi za lapy, potrzsn, nim jak szczeniakiem i wypchn go do wyjcia Mechciski krzycza Ratun y! i wanie ja szarpnem si do przodu, bo, widzi pan, leaem na awce, pusto byo zupe troch pod much. Wszystko to tak naraz, czowiek si nie opamita Szum w tych elektryczn wagonach przy jedzie, nic dobrze nie sycha Tamten taszczy Mechciskiego za ubranie i ak drzwi si rozsuny, wyjrza jeszcze Widocznie szybko si trokn, e leci ekspres po s torze i bach! tego biednego Mechciskiego prosto pod koa na szyny Maciejak przygryza wargi z pilnoci zapisywania, klawisze stukay uporczywie. Kolanko czu sucho w gardle i szuka gorczkowo zapaek, ktre trzyma w rku. Widzia pan to wszystko? spyta Dziarski obojtnie, jakby rewelacje Siupki byy sprawoz aniem kontrolera tramwajowego. Widziaem rzek Siupka i gos zaama mu si dramatycznie. A czego si pan boi? powtrzy Dziarski chodno; wygldao na to, e sensacyjn relacj za wyczerpan. Panie komisarzu zajcza Siupka wstajc, po czym znw usiad wycierajc chustk wilgotn y, na warszawskim wle, wiemy znamy syszelimy o pewnych historiach, od ktrych lepiej aleka Niech rka boska chroni, eby bliej! Ju my, kolejarze, mamy o tym swj rozum Zyc zi nie brak, panie komisarzu, a taki zy czowiek kad krzywd zrobi Paru kolejarzy ju s yo na szynach, tak jak ten Mechciski O czym pan mwi? Dziarski spojrza na Siupk, tak e ten a oczy zmruy z przeraenia. ! pomyla Siupka z rozpacz teraz, jak ten si na mnie zawemie, to do koca ycia st d. O czym pan mwi? powtrzy Dziarski. Moe zechce pan troch janiej? Jakie fakty? Ko ypadki? Panie komisarzu zacz paczliwie Siupka ja nie wiem Ja may czowiek..; Czego wy od chcecie? twarz skrzywia mu si brzydko i komicznie, zy pocieky mu poprzez zmarszczki takie nieszczcie! Akurat ja musiaem by przy tym! Cholera mnie wtedy nadaa! Co ja mog tych rzeczach wiedzie? Mao to si wyrabiao z konduktorami pod Woominem, pod Tuszczem, na stacji w Zbkach? Niech mnie pan puci! Powiedziaem, co wiem Co ja jestem winien, e ludzie si morduj jak pluskwy, jeden drugiego Nie ulegao wtpliwoci, e Siupka paka, e by na pograniczu nerwowego szoku. Kolanko po zmczony: do mia tych skrzypicych jkw, coraz mniej rozumia z tego przesuchania. W t li przekonany by, e Siupka mwi prawd. Nie nadaj si na sdziego ledczego pomyla retensj, ktr mam do tego podawego faceta, jest to, e nie jest ogolony Gdybym by mini em kolei, ogosibym rozporzdzenie o przymusie codziennego golenia. Dziarski powiedzia odnie: Ju dobrze, ju dobrze, panie Siupka, koniec na dzisiaj. Wezwiemy pana jeszcz

e tu do nas. Sierancie, prosz wyprowadzi obywatela Siupk. Maciejak wsta od maszyny, iupka ukoni si kilkakrotnie, po czym obydwaj wyszli. Za chwil wrci Maciejak. Staa a rzek Dziarski do Maciejaka niech mu pan przydzieli dwch ludzi i niech go pilnuj. Niech sprawdz jego kartotek w biurze personalnym dyrekcji okrgowej wza warszawskiego. Na kiedy go wezwa ponownie? spyta Maciejak. Nie bdziemy go wzywa umiechn si e ma potrzeby. Jeli mwi prawd, nic nowego ju nie wniesie. Jeli nie mwi, trzeba go b ylko uchroni przed przykrymi skutkami kamstwa. Nas, w gruncie rzeczy, interesuje w drugim wypadku jedno: w czyim interesie i na czyje zlecenie kama? Sierancie, zorga nizujecie t opiek, prosz Sierant Maciejak wyszed z pokoju. Ufff odetchn gb ojrza na Kolank opartego o okno i palcego chciwie papierosa. Twarz dziennikarza pona. Poruczniku! zawoa niech to diabli! Przecie on mwi rewelacyjne rzeczy, ten Siupka! przyzna spokojnie Dziarski wrcz sensacyjne. I dlatego proponuj, eby pan o nich nap sa. Tym razem bdzie to leao w interesie paskiego ulubieca Dziarski umiechn si zo niech pan posucha: pierwsza cz zezna Siupki bya raczej prawdziwa. Wynika z niej, zowiek w meloniku i czowiek o biaych oczach to jednak dwie rne osoby. Na razie jest t o najnowszy wtek w tej zawiej historii. Inna rzecz, e mylc logicznie, moemy doj do ku, i czowiek w meloniku jest jako zwizany z czowiekiem o biaych oczach. Ju drugi ra ojawiaj si obok siebie w wanych wypadkach. Moe jest jego sprzymierzecem Ale takim sprzymierzecem, o ktrym czowiek o biaych oczach nic nie wie zawoa Kola nity nag intuicj. Chcia doda: takim jak ja, lecz uzna, e nawet przymierze nie uza kiej szczeroci. Moliwe rzek z namysem Dziarski i umiechn si. Instynkt dzienni uwa panu, by moe, waciwe wyjanienie. Jest to, oczywicie, zupenie ciemny punkt w tej awi. Natomiast naga wolta Siupki przedstawia si atwiej, istnieje kilka ewentualnoci, ktre mog j wyjani. Sdz, e znakomitym odczynnikiem, pomocnym przy ich badaniu, okaza wiadomo w Expressie Wieczornym o mierci Mechciskiego, podana w ostrym sosie sensacji. Ale w jakiej wersji? spyta z podnieceniem Kolanko. W pierwszej czy drugiej? Dziar ski umiechn si, pokrywajc napicie, jak przy trudnych pertraktacjach. W drugiej rz palajc dugo papierosa z pochylon w d twarz. Widzi pan Dziarski unis gadkie, op icze ku Kolance nagy zwrot Siupki jest czym mocno podejrzanym. Osobicie skaniam si k przekonaniu, e pierwsza wersja jest prawdziwa. Zwycistwo! rzek z cichym triumfem K olanko a wic po raz pierwszy ustawia si pan po stronie czowieka o biaych oczach? To wielki sukces, poruczniku. Ale do pynny rzek zimno i ostronie Dziarski. Moje oso przekonania nie maj na razie adnego waloru prawnego. Na razie czowiek o biaych ocza ch, zy czowiek, jak go nazwa nasz przyjaciel Siupka, jest osob dziaajc poza prawem i rew prawu i obowizkiem moim jest aresztowa go przy pierwszej okazji. Nie rozumiem rzek Kolanko dlaczego tedy kae mi pan obcia go dodatkowo i pisa o nim oczerniajce uy, oskarajc go o morderstwo? Aby go ostrzec rzek chodno Dziarski ogldajc swe pa przed grocym mu niebezpieczestwem. Nie! zdumia si przeogromnie Kolanko. niech spokj! Wydaje mi si, e posuwa pan sw nag szlachetno zbyt daleko! Namawia mnie pan, go ostrzeg przed panem? W taki sposb? Nie bdmy dziemi, poruczniku! Przecie on nie zab Mechciskiego! zawoa Kolanko ktliwie sam pan w to wierzy Wierz rzek Dziarski stawy ledczej. Podstaw ledcz s dzisiejsze zeznania Siupki, zbudowane zreszt be logic go bdu. Znamy dobrze fakty tego typu morderstw na podmiejskich liniach warszawskie go wza, mier Mechciskiego jest w pewnym sensie zjawiskiem typowym. Ju niejednokrotnie pijackie awantury i bjki w pocigach elektrycznych koczyy si wrzuceniem ofiary napaci od koa. Naley zatem przyj rzek Kolanko z zimn zawzitoci e komu zaley bard zowieka o biaych oczach pado posdzenie o morderstwo Arcysusznie rzek z uznaniem i. Nareszcie zrozumielimy si. Aha przyzna Kolanko artyku w Expressie zostanie ublikowany. Sam pan jednak rozumie, e skoro informujemy opini publiczn po raz pierw szy o tym czowieku, nie moemy od razu ustawi go w zym wietle, ukaza jako ohydnego mor erc kolejowego. Musimy w jaki sposb ujawni prawdziw natur jego czynw, ostronie, bez dania w dziennikarski romantyzm, jak pan to nazywa, poruczniku, a!e uczciwie, zg odnie z prawdziwym stanem rzeczy. Rozumuje pan po dziennikarsku rzek Dziarski. Os tatecznie wane jest to, co my tu wiemy i mylimy, a nie to, co zostao wydrukowane w gazecie. Prasa jest w tym wypadku jedynie rodkiem taktycznym. Brak panu odpowiedz ialnoci za drukowane sowo rzek Kolanko, tumic zbyt wyran niech w gosie. My, d mamy j. Jest ona prawem naszego zawodu. I dlatego mog napisa zgodnie z prawd lub wca le. Co bdzie si rwnao wyrokowi mierci na Jzefa Siupk umiechn si agodnie Dzi m przyszo nam do gowy, e Siupka zaryzykowa zmian zezna z czyjego polecenia, znaczy t dziaa pod przymusem lub terrorem. Artyku, anulujcy te wysiki sterroryzowanego Siupk

i, bdzie hasem do dziaania dla tych, ktrzy go do tego zmusili: sprbuj zabi Siupk ta inaczej, aby sia nowe podejrzenia albo by pozby si niewygodnego wiadka ich machinac ji. Sprawy, jak wida, s powane i zazbiaj si o gwatown mier. Postaramy si ochroni , ale, wie pan, nie naley to do rzeczy prostych. Natomiast artyku obciajcy zego czow a bdzie uaskawieniem dla Siupki, ktry speni naoone na zadanie. Kolanko tar sobie sikiem: czu zamt w gowie i znuenie, tak charakterystyczne dla reportera, ktry nazbier mnstwo materiau, rozsieka obce sobie zagadnienie na nieskoczono wtkw i przyczynkowy formacji i chodzi z tym chaosem w mylach, dopki nie zbierze wszystkiego w klarowny cig rozumowania na papierze: poza tym ustpowa wyranie na tym polu ledczej, wytrenowa nej dociekliwoci Dziarskiemu. I nagle olnia go pewna myl. Zgoda! zawoa opubliku g pana recepty, poruczniku. Przekona mnie pan. Dziarski spojrza na w sposb wysoce po dejrzliwy. ,W tym co jest pomyla w nagej zgodzie tego dziennikarskiego cwaniaka. Ja i on moe mie w tym cel? Boj si rzek dyplomatycznie Dziarski e nasz sojusz jest wili powanie zagroony. Nie wiem tylko dobrze, dziki czemu. Mwi mi to intuicja Skde u rzek beztrosko Kolanko. Intuicja pana zawodzi. Moja jest lepsza i mwi mi, e rozst ajemy si w cudownej harmonii. Jak nigdy! Ach, ty mdralo myla przy tym Kolanko wp zjem wasny krawat, ni uwierz w twoje dobre intencje. Swoj drog rzek Kolanko, zap smakiem papierosa ten Siupka wymyli wietny slogan do takiego artykuu: ZY czowiek Czy wymyli mrukn Dziarski o tym si jeszcze przekonamy. Aha rzek! Kolanko egna ze co wzi z biurka maszynopis z pierwszego zeznania Siupki. Kto to jest, czy co to jest Kudaty? Dziarski spojrza na bystro. To jest nazwisko albo pseudonim pewnej na itycznej postaci rzek powanie. Jednego z najgroniejszych hersztw przestpczego wia rszawy. Wiemy o nim niewiele, taktem jest zreszt, e facet nie popeni konkretnej zbro dni i trudno byoby oskary go o co innego, jak o przemone wpywy w warszawskim rynsztok . By moe jest to po prostu potny paser. By moe umiechn si Kolanko warto by ad tym, co czyo chuligana Mechciskiego, typowego warszawskiego desperado, z takim Ku datym? I za co ten ostatni mia paci? Czyby za usunicie czowieka o biaych oczach? Ot d czym naley pomyle To mwic woy na ty gowy kapelusz i opuci gabinet, kiwajc Dziarskiemu przyjanie d nie odwzajemni tej drobnej serdecznoci. Ogarn go naraz lekki niepokj.

Ten Dziarski rozmyla Kolanko idc wolno Trasa. WZ. Min poradziwiowski, hemiast trym ustawione byy zranione przez wojn rzeby. Ten Dziarski pomyla ze zoci, albo szystko lubi energiczn, chuderlaw twarz porucznika. Zupenie zapomniaem, e jest fila ist Filatelici, jak si raz upr, by zdoby jaki okaz, to koniec. Ciekawym, jak by si wa, gdyby przypadkiem ZY czowiek, jak chtnie go odtd, za Siupk, bdzie nazywa wpad rce? Umiechn si znowu sam do siebie; nieliczni przechodnie patrzyli z sympati na wys ego, modnie ubranego mczyzn, stojcego z rkami w kieszeniach i w zsunitym na ciemi ka uszu w promieniach majowego soca i umiechajcego si do przeobraonych w ministerstwa pa magnackich. A c to bdzie za liczne miasto kiedy pomyla z zadowoleniem skrztneg emu kady rok przynosi rozszerzenie zyskw. Wobec tego trzeba napisa ten artyku, o ktr prosi pan porucznik MicHal Dziarski, penomocnik rzdu do spraw chuligastwa. Czu si zobowizanym przez to nowe pikno, czu, e jest winien co z siebie temu bogactwu, narast ajcemu wokoo. Czuj si dunikiem w tej chwili i w tym miejscu pomyla i umiechn m umiechem redaktora Edwina Kolanki umiechem troch gorzkim, troch sceptycznym, troch ironicznym, a troch zoliwym.

Na MDMie tumy gromadziy si przy megafonach, nadajcych meldunki z trasy wycigu. Spiker rzuca w cib podnieconym gosem krtki komunikat, po czym zapowiada muzyk. Kolanko przy n na skraju zbiegowiska, przy jakim tgim facecie w milanezowej koszuli pomaraczowego koloru; facet mia oblicze w ksztacie gruszki, trzyma w rku butelk z lemoniad, poci s emiosiernie i denerwowa. Spiker donis: wraz z otrzymaniem nowych meldunkw z trasy p my je natychmiast. Tymczasem nadajemy muzyk. Andante z sonaty Ksiycowej Beethovena. G ra Lorenzo Andante Beethoven skrzywi si mczesko gruby facet a tam Krlak si m sie Kolanko pokiwa gow ze zrozumieniem. Sam czeka niecierpliwie na coraz to nowe wia omoci: w tych dniach rzecz najapczywiej w Warszawie podan. Wycig kolarski WarszawaBe nPraga war si na dobre w obyczajowo tych miast. W dniu startu lub finiszu warszawskie ulice objte tras przejazdu maj w sobie co z ducha krucjaty: ogromne tumy podnieconych , biegncych, odwitnie odzianych ludzi dne s podziwu dla sportowej wielkoci, gotowe s ni paci zgniecionymi klatkami piersiowymi, poamanymi ebrami i zniszczonym doszcztnie

buwiem. Kolanko nie mg w tych dniach oprze si nienaturalnemu podnieceniu, ogarniajcem u go od chwili rannego przebudzenia a do wieczornego chodu poduszki. Nie przepada s pecjalnie za kolarstwem, lecz w tych dniach pdzcy po szosie rower z wygit w kabk sylw tk kolarza usuwa w cie wszystkie inne sprawy chwili biecej. Byo jakie tchnienie chway i heroizmu w tym wycigu, od pierwszej chwili wejcia kolorow ych sylwetek kolarzy na start, gdy rozentuzjazmowany stadion pozdrawia ogromnym k rzykiem pierwsze dotknicia pedau na skraju dwch tysicy kilometrw obezwadniajcego znu ldwi i rk, to pierwsze pochylenie si nad kierownic, ktre tam, na szosie, zadrczy p ark i zasnuje oczy mg wyczerpania. Ju chwil rozemiane twarze nad barwistymi koszulkam i stwardniej w walce, pokryj si potem, zmczeniem, blem: tam, na trasie, twarze te zr uj si na mdre i przyjazne, samolubne i maoduszne; lecz tu, teraz w tym ogromnym wrza sku, oznaczajcym wielkie wzruszenie tumu, zawodnicy wiedz, e moment jest wzniosy i do tyczy ich wszystkich bez wyjtku. Cay sztafa zainteresowania wycigiem: radio i film, fotoreporterzy i prasa, sdziowie i dziaacze sportowi, trenerzy o twarzach weteranw, pomarszczonych i ogorzaych, poetyka kolarskich strojw i kry gowy, czapek, czapeczek , emblematw, wiatrwek, napisw na skrzanych bluzach, petek, dresw, chustek, szalikw, s etrw wszystko to razem skada si na potn, kolarsk symfoni, ktr Warszawa rozbrzmi tartu lub finiszu. Andante z sonaty Ksiycowej doprowadzao w tych warunkach do rozpaczy. Kolanko ruszy pr ez gsty tum ku Wilczej. Zaczynao si: sobotnie popoudnie najprzyjemniejsza chwila tyg dnia. Zewszd; wysypyway si na MDM zastpy wychodzcych z pracy ludzi; witay ich intrygu a perspektywa zakupw i przyrzeczenie niedzielnego odpoczynku, wiszce w ciepym powie trzu.

O, fryzjerzy warszawscy! Jake wspaniale wygldaj na was czyste, biae kitle, ktre tak rzadko nosicie. Jak drogoc nne kapastwo dzierycie w pachncych vegetalem i wod kwiatow doniach dar przywracania ziom sympatii i dla samych siebie! Krzepicie wtpicych, ktrym zbrzyda wasna powierzcho wno, a wic ludzi gboko nieszczliwych! Jake rni jestecie od swego sewilskiego pro patrona, Figara! Figaro posiad sztuk zabawiania przy goleniu rozmow, opowiadajc o ty m, co interesowao jego klientw. Wy, warszawscy fryzjerzy, mwicie przy goleniu wycznie o tym, co was interesuje, albo nie mwicie nic, okazujc szczer dla golonego pogard. Moe dlatego uwaam was za bardziej interesujcych. Nie znaczy to, e jestem waszym bezkrytycznym chwalc. Nie znosz waszej brutalnej obo jtnoci, natomiast ceni wasz obmierz grzeczno, tak zdawkow, e a otwarcie impertyn szystko za wielbi wasze zakady fryzjerskie, eleganckie, ubogie, komfortowe i ndz pen przegrdek z matowego szka, wieszakw, luster, metalowych mydelniczek, noyc, brzytew, rogowych grzebieni i mikkich mioteek byszczcej rczce. Wszystkie jednakowo nazywane s alonami. Wszystkie jednakowo powaane przez mae dzieci, obawiajce si, a zarazem podaj waszych rytualnych, gestw przy strzyeniu z grzywk, na polk, na jea lub z przedziakiem Jestecie fachem prastarym, niegdy skoligaconym z medycyn, teraz podupadym. Dlatego p iastujecie w swych cechowych tabernakulach jakie trudne mdroci, gbok wiedz, wyros owiekowych kontaktach z ludzk prnoci.

Kolanko szed Wilcz i zastanawia si nad potg przyzwyczajenia, ktre z drugiego kraca a pcha go w fotel fryzjera Mefistofelesa Dziury. Strzyg si u niego przez ostatnie osiem lat i nie byo takiej siy, ktra zmusiaby go do zmiany tego stanu rzeczy. Dziura by czowiekiem powanym i przyzwoitym, jka si, to prawda, ale te i nie mia adnych a byszczenia wymow. Wedug metryki nosi, dwa imiona: Antoni i Karol, nikt jednak o nich nie wiedzia i rozlege dorzecze przecznic pomidzy ulic Marszakowsk a Mokotowsk znao ycznie pod imieniem Mefistofelesa. Stao si tak za spraw pewnego dyrektora dziau w Pol kim Radio, zamieszkaego w tej samej kamienicy, w ktrej mieci si zakad fryzjerski Dziu y. Ten dyrektor, szpakowaty okularnik o twarzy wytrawnego szydercy, znany figlar z i dowcipni, obserwujc kiedy Dziur pochylonego uwodzicielsko nad opracowywan gow kl ta, zawoa: i To to czysty Mefisto, jak wasn on kocham! I od tej chwili Antoni Ka eni si na wieczno w Mefistofelesa. Przyzna trzeba, e imi to zawierao w odniesieniu iury jak trafno i Dziura, taczcy wok siedzcego twarz do zwierciada klienta, to w zcapierzonymi, zbrojnymi w grzebie i noyczki ramionami, to szepczcy co do ucha strzyo nego, przypomina odlege wielkiego wysannika piekie. Szczupa twarz o wystajcym nosie i troch zagadkowy umiech, bdcy w istocie wynikiem powcigliwej niemiaoci, wzmagay, r

a, wraenie demonicznoci. Kolanko wszed przez otwarte na ocie drzwi do niewielkiego pomieszczenia, zasobnego w meblow kas i rytualn przegrod z chropawego szka. Na okrgych stokach siedzieli cze klienci, przy sterczcej z biaego przecierada gowie uwija si modociany pomocnik Dziu ieniem Mieciek. Dziura sta przy pustym fotelu, skadajc starannie czyste przecierado w kostk; czyni to z tak smutnym wyrazem twarzy, e zmusi tym Kolank do szczeglnej uwagi Dugo trzeba bdzie czeka na pana, panie Mefisto? spyta Kolanko, obrzucajc niechtn ojrzeniem czekajcych. Dugo rzek Mefistofeles Dziura do poniedziaku. Musz wyj. y. Mieciek pana ostrzye, jeli pan chce koniecznie dzisiaj. Mog poczeka rzek Kolank ojednawczo; w gruncie rzeczy przyj to z ulg, nie chciao mu si bowiem gnie strzyenie erzyka koszuli w sobotnie popoudnie. Natomiast zdziwia go nie spotykana dotd oprysk liwo Dziury oraz fakt, e si nie jka. Musi by czym bardzo zdenerwowany pomyla etnia znajomo z fryzjerem nauczya go bowiem, e Mefistofeles, w przeciwiestwie do wiks oci jkaw, zacina si wycznie w chwilach wygodnego spokoju i dobrego samopoczucia, na st gdy popada w podniecenie, mwi wyjtkowo pynnie. Kolanko spojrza z odraz na Mieka, wyszarpywa maszynk wosy swej ofierze, wysunwszy z pilnoci jzyk. Ogoli? spyta t ek, skoczywszy strzyenie. Na obliczu sptanego biaym przecieradem faceta odbia si ika, ktra ustpia jednak bezbrzenej rezygnacji. Sobota wieczr szepn facet zbola dno. Gol pan! Mieciek szybko wsypa proszek do mydelniczki, po czym z sadystycznym umiechem zacz wecowa brzytw. Wychodzi pan? spyta Kolanko Mefistofelesa. Dziura p gow ruchem czowieka bdzcego mylami w zawiatach i rzek: Wychodz. Zdj fartuch ego samodziau w szaro czarn kaszk, rzuci Miekowi: Nie zamykaj interesu, pki nie p i wyszed za Kolanka. Szli ulic Krucz, pustaw o tej porze; po wschodniej stronie wznosi si cig wielkich, ja nych biurowcw. Panowa tu niewielki ruch pojazdw, szybkie trolejbusy suny cicho i rzad ko szerok jezdni. Na takiej ulicy odbywaj si wieczorami wakie rozmowy lub spacery nie wymagajce sw, za to dne mrocznego, spokojnego ta opustoszaych urzdw i instytucji. , flegmatyczna architektura na takich ulicach tuli do swego ona jak odlegy, wysoko pienny las w portykach, zaomach, na tarasowych schodach daje schronienie powanym w ymianom myli i niemiaym pocaunkom. Ulica Krucza sprzed wojny, minoderyjna i drobnomi eszczaska, bya ongi ulic modystek i knajp. Obecnie zmienia kracowo charakter i zmiany takie s w dziejach ulic najzupeniej bezwiedne. Kolanko szed obok Mefista, patrzc na z ukosa. Po duszym milczeniu spyta: Stao si e Mefisto? Taki pan dzi dziwny, zdenerwowany Dziura milcza, jego moda, a zarazem doj rzaa twarz nie wyraaa nic. Nic si nie stao rzek wreszcie do niegrzecznie. Z chw awia te sowa, kciki ust i wyraz oczu, mimo kurczowych wysikw, day obraz tak drczceg opoczucia, e Kolanko wiedzia od razu o wszystkim. Biedny chopcze pomyla z trosk, l ie bez zoliwej satysfakcji, jak odczuwa zawsze na widok tragedii miosnych innych mcz stao si. I ja wiem dobrze, co si stao. Nie potrafisz tego ukry, aden z nas nie pot i tego ukry, pociesz si. Tylko kobiety potrafi ukrywa te rzeczy, bo s od nas grubo si lniejsze I znw szli w milczeniu, wreszcie Kolanko, zapominajc o dugiej przerwie, rzek niezrcznie: To dobrze, e si nic nie stao. Bo zmartwiem si, widzc pana min. I zn wesza w impas;. Kolanko nawiza do tego, o czym lepiej nie mwi i co zostao wyrzucone z rozmowy przez bolesne kamstwo Mefista. Ale w sytuacjach tego typu wszelkie skonnoci s sztuczne i zdezorganizowane, kt bowiem bardziej pragn rozmowy ni Mefisto, ktry mu nakazywa sobie niech do mwienia. Mam kopoty rzek cicho po chwili. Moe mgbym mc? rzek taktownie Kolanko. Wie pan przecie, jak pana lubi, Mefisto. Nie moe mi niczym pomc gorzki umiech skrci usta Dziury nikt nie moe mi pomc, nawet ja sam s Id na decydujc rozmow z jedyn kobiet, jak w yciu kocHalem rzek nagle z determin zwierze. Jak pan kocha poprawi delikatnie Kolanko. Tak, kocham rzek twardo Mef lecz co z tego? Zachowaa si jak ostatnia dziwka, wic id zaatwi spraw raz na zawsze. howaa si z pewnoci jak prawdziwa kobieta rzek z umiechem Kolanko nie wydaje mi iast, eby z kobietami mona byo cokolwiek zaatwi nieodwoalnie i raz na zawsze. Troch wiedzia, jak ma przybra postaw wobec Mefista: kojc i pocieszajc przy pomocy rodk lajcych, usypiajcych, znieksztacajcych rzeczywisto, czy skuteczn w nieszczciu meto iajcych ci i amputacji. W gruncie rzeczy sprawiao mu to szczer przyjemno, takie grze ie si w cudzych ranach, przynosio ulg, przekonywao o typowoci wasnego braku szczcia do takich myli redaktor Edwin Kolanko, aczkolwiek szczery sam z sob a do cynizmu, wola si nie przyznawa nawet w chwilach najbardziej skrupulatnych rachunkw sumienia. Dziura rzek serdecznie niech pan bdzie mczyzn. Nie wolno si poddawa takim kopot

na to zbyt nagminne. Nagminne powtrzy bezmylnie Mefisto. Co zadrgao mu niebezpiecz i paczliwie w krtani: Co mi z tego, e nagminne? Chciaem si za miesic eni, da jej ko, wycign j z tego jej cholernego ycia. Ja jestem spokojny czowiek, rce bym sobie u i dla kogo takiego po to, eby by dom, dzieci, niedziela jak niedziela, meble jak meb le, firanki przyzwoite, zakupy na wita KocHalem j Kocha j pan poprawi znw z upo ko, po czym doda ze skrztnie skrywanym rozczarowaniem: Niech mi pan wierzy, to si n a pewne dobrze skoczy. Myli pan? skrztnie skrywana nadzieja zabysa w gosie i w sp niu Mefista nie, nie! zawoa. Id teraz zaatwi spraw. Nieodwoalnie. Umwiem si kiej. Na pewno rzek z melancholijnym dowiadczeniem Kolanko na pewno si dobrze skoc zobaczy pan. Bo pan tego chce za wszelk cen Nigdy w yciu! krzykn Dziura wcale A jakbym nawet, chcia, to nie mog! S granice! Ja jestem powany czowiek. Zapi za kok apalantuj i wyrzuc wont! No, bo czy mona inaczej? Znalaza sobie modego chopaka i lata za nim jak kot z pcherzem, jestem czowiek powany, sam pan rozumie, prawda? lub, maes , rodzina, te rzeczy z najwiksz chci, bo j kocHalem. Bo j pan kocha poprawi Kola cham, kocham A jeli nawet, to co, panie redaktorze? Co robi? zaama si kompletnie Dz a. Ktra godzina? zawoa z nagym przestrachem ebym si tylko nie spni! Wp d nko. Id rzek stanowczo Mefisto. Musz by par minut przedtem, prawda? Prawda w anko odprowadz pana. Id w tamt stron. Skrcili w Nowogrodzk i podeszli pod Szwajcarsk. Trwao to pi minut. Mam jeszcze tr u, podejd z panem do rogu rzek niepewnie Dziura. Wida byo, e obawia si samotnoci i owego wyczekiwania przy stoliku. Niech pan zajrzy do kawiarni i rzek z ironi Kolan ko. Moe ona ju czeka na pana. Mefisto nie poj kpiny: wszed do kawiarni i wyszed p ili. Nie powiedzia, i walczc rozpaczliwie ze smutkiem, pchajcym mu si na twarz. C my doda jak czowiek nie majcy zielonego pojcia o tym, co robi, a zwaszcza co ma robi Przeszli par krokw. Dalej nie id rzek, wycigajc rk do Kolanki wracam. Kolan si poegna, odwrci si i krzykn: Co panu jest? Twarz Mefistofelesa Dziury bya s zkliy si udrk. Kolanko poszed za jego wzrokiem: od strony hotelu Polonia przechodz ez jezdni moda dziewczyna, nurkujca z popiechem w awicy korzystajcych z zielonego, sy nau przechodniw. Osignwszy chodnik, na ktrym stali, ruszya szybko w Aleje Jerozolimsk e. Ktra godzina? szepn zduszonym gosem Dziura. Za dziesi rzuci Kolanko. Wys chwili zanurzy rk w tum: Mefisto uczyni to i dziewczyna przystana, zastopowana nagle go ramieniem. Szybko zwrcia ku niemu sw twarz, ktra pokrya si psem. Sza do Szwa pyta Mefisto bez sowa przywitania. Taaak Nieee Jak si masz Dzie dobry speszya a. Kolanko ogarn j szybkim, taksujcym, bezczelnym spojrzeniem: bya liczna. Bezmylnie y r, szminka do ust i kredka do brwi nie zdoay zniszczy smagej wieoci jej cery, pr kruczoczarnych wosw, ogromnych, ciemnych oczu i licznie skrojonych warg: modo, zdrow e i uroda biy z tej twarzy wbrew zej kosmetyce, tak jak smuko bioder, ng i szyi wymyk si taniej, faszywej elegancji jej ubioru, skadajcego si z oretowej sukni w due kwi mskiej marynarki zamiast blezera. Przecie umwia si teraz ze mn, prawda? rzek t cicho Dziura; by spokojny owym straszliwym spokojem ludzi nieszczliwych, ktrzy dugo jeszcze po chwili gromu rozpamitywa bd sw klsk. Wida byo poza tym, e krpuje go o . Widzisz, Karol powiedziaa dziewczyna ja szam wanie Zmieszanie ustpio na je ecydowanej niechci, bya po prostu za na ten idiotyczny przypadek, z powodu tego zup enie niepotrzebnego spotkania. Troch w z stron sza rzek z krzywym umiechem Mef arska jest tam wskaza. Miaam si troch spni bkaa niechtnie dziewczyna bo, dzi nie mogam Kamaa tak, jak kami ludzie, ktrzy pragn, by ich rozmwcy wiedziel ie mieli o to do nich pretensji. Kolanko umiechn si z uznaniem, ale Mefisto nie zna s i na tych rzeczach. Kamiesz! rzek gronie i dopiero gdy dziewczyna nie zaprzeczya, stan wobec zapory, o ktrej nie wie nic, co oznacza. Masz przecie dzi wolny dzie, m pa do zakadu, uprzedzi mnie, e nie moesz przyj, e nie przyjdziesz rzek Mefisto mikko. Wie, e ona ma wolny dzie pomyla Kolanko. O takich rzeczach zawsze si wie szystko. Jasne dla byo, e jego obecno mczy Mefista. Pan pozwoli, panie redaktorze reszcie Dziura ze znueniem przedstawi pana, bo tak stoimy Panna Kolanko wycign r zybko, z pogodnym umiechem: Dzie dobry i do widzenia. Bardzo mi przyjemnie pani poz na, ale wie pan, Mefisto, jak bardzo si piesz. A wic tymczasem, egnam pastwa. Dzie a spojrzaa na tak obojtnie, jak patrzy si na drzewo, yk do butw lub nie dojedzony k el. Tak patrz kobiety zakochane bez ratunku pomyla Kolanko. Biedny Mefistofeles.,. ni si raz jeszcze i odszed szybko w kierunku Brackiej. Po chwili przystan, obejrza si a siebie: stali tam jeszcze przed wysypan konwali i fiokami wystaw kwiaciarni, po cz ym odwrcili si i poszli w stron Szwajcarskiej dziewczyna z ostentacyjn, martw oboj

efistofeles Dziura pochylony, zamany. Bya jednak w nieszczsnej postawie Dziury jaka ledwie uchwytna nutka nikczemnej radoci, gdy ujmowa pod rami dziewczyn, prowadzc j ta , jakby si obawia ucieczki, byo w tym gecie jakie taniutkie, upokarzajce zadowolenie. iedny Mefisto pomyla Kolanko biedny prawdziwy mczyzno! Dostae kopniaka prosto mi y i cieszysz si, e bdziesz mg przez par chwil porozmawia o tym kopniaku przy stoli zwajcarskiej z t, ktra ci tak zaprawia brudnym, kobiecym pantoflem Mylc tak czu, niec wstydu pali mu twarz. Nie mia w tej chwili pomyle o sobie ani niczego sobie prz ypomina. Przeszed Alejami Jerozolimskimi obok metalowo szklanej ciany Centralnego Domu Towa rowego, w ktrego wejciach pracoway pompy sscotoczce potoki ludzkie. Peny sezon wio omyla z uznaniem wszyscy kupuj nowe krawaty i nowe wzki dziecinne, materiay na bluzk i kosmetyki Przystawa z uwag przed wystawami sklepw z artykuami elektrotechnicznymi, aczkolwiek nie potrafi odrni akumulatora od baterii; oglda dugo witryny ksigar, na leay najmniej obchodzce go wydawnictwa z zakresu zootechniki, geodezji i leczenia c ukrzycy; sprawdzi zainteresowaniem w Orbisie ceny biletw do Dziadowa, gdzie nigdy nie by i dokd nie nio mu si jecha, oraz dowiedzia si o koszta pobytu w pensjonacie w S ku, o ktrym nie mia pojcia, gdzie ley; nastpnie zastanawia si powoli nad nowym typem oczkw i przyborami z bakelitu o enigmatycznym przeznaczeniu, jakie prezentowa prze mys terenowy w oknach luksusowego magazynu. W ten sposb osign skrzyowanie Nowego wia i Alei. Niewysoka ulica stanowia o tej porze corso Warszawy. Na poziomie chodnikw bya tu wspczesno: sklepy, kawiarnie, asfalt jezdni, autobusy j oywiony tum; lecz ju ierwszego pitra unosi si romantyczny, dworkowy czar z lat Ksistwa Warszawskiego i Krl estwa Kongresowego. Obok przesuway si korowody modych kobiet w modnych spdniczkach i obcisych bluzkach. Uwag przycigay krtko; obcite, niesforne, kunsztownie zmierzwione, ze znawstwem odgarnite do tyu palcami wosy, rnobarwne wdzianka, paskie pantofle niema pozbawione obcasa. Z rozbawieniem tropi szczeglnie pantofle, mwiy mu one wszystko o przechodzcej obok dziewczynie, o jej fantazji i zaradnoci, ktrymi pokrywa brak pie nidzy na naprawd eleganckie obuwie, kupujc zwyke teniswki, przycinajc je noyczkami w upragnionego, modnego wzoru, farbujc je z trudem na czarno w naiwnym przekonaniu , e czer pokryje ich tanio. No i owe tanie koszyczki i kobiaki, plecionki i ubianki, tre stanowiy wielki triumf warszawskiego wdziku; wypary one drogie torebki ze skry, o bdarzajc sylwetk warszawskiej midinetki czy studentki nie nadajc si do podrobienia or yginalnoci i urokiem, przewrotn kokieteri miejsk, przenoszc akcesoria lenych sielan grzybobra na zakurzone, stoeczne ulice. Kolanko zsun kapelusz na ty gowy, woy rce nie i szed wolno, zanurzony po uszy w warszawsk ywotno; umiecHal si nie bez zoliwo dok rozrosych chopakw w kolorowych, bawenianych olimpijkach ze zgrabnie wszytym trjkt m pod szerokim konierzykiem te koszulki stay si uniformem mskiej modziey Warszawy w m maju; wsuchiwa si w gorzkie utyskiwania na przepenione autobusy i kolejki w owocar niach; interesowa si wszystkim, wspczu i drwi, albowiem Nowy wiat dostarcza mu kale opowo poywki dla tysica byskawicznie po sobie nastpujcych uczu i dozna. Pod cianami elnej stali sprzedawcy rzodkiewek i szczypiorku z butelkami zwykej wody w rkach, k tr spryskiwali co chwila towar dla przywrcenia mu wieego wygldu. Ucieszy si na wido minkowanej kobiety w perkalowej chustce na gowie i z papierosem w wargach, spoza ktrego dobywao si schrype woanie: Do rzodkiewek! do rzodkiewek! Due jak re! Due Za Chmieln tum przerzedza si, wczesne sobotnie popoudnie jest ostatecznie por pierwsz go oddechu po caotygodniowej pracy, zaczerpnicia tchu przed sobotnim wieczorem i n iedzielnym rankiem; rozkoszny smak tego popoudnia umiej w peni oceni ci tylko, ktrzy przeznaczaj je na leniwy, adnym popiechem nie skracany prysznic i wygodne wycignicie si na czym poziomym i mikkim wrd stosu czasopism ilustrowanych, markujcych koniec tyg dnia. Kolanko szed wolno, coraz wolniej, coraz, mniej pewnie. Przystan przed stoisk iem loterii ksikowej i kupi par losw; aden z nich nie wygra. Nowy wiat pustosza co dziej, coraz mniej pojazdw toczyo si na jezdni, subowe auta wracay do subowych gar niedzielnymi wycieczkami, coraz mniej ludzi szo chodnikami w popoudniowym, wiosen nym socu. Ludzie wracaj do domw pomyla zmartwiony. Przystan przed antykwariate iwie stare meble, drog porcelan, szko, star bro, obrazy, cynowe dzbany, brzowe zegary i lichtarze. Kupowabym szepn w duchu gdybym mia dom Odwrci si ku zalanej so ulicy i wszystko wydao mu si jeszcze smutniejsze ni przed chwil, coraz mniej samocho dw, coraz mniej przechodniw. Zmartwienie stao si coraz dotkliwsze. Ulice pustoszej w obot o tej porze myla. Ludzie piesz do swych rodzin. Dostaj od on szklank zimne u, a od dzieci gorce umiechy i gupiutkie, kochane okrzyki Przeszed kilkanacie krokw

stanowi si: Waciwie dokd ja id? Przecie i tak nie mam nic do roboty. Przed siebie? wrci i pj do domu. Do domu? Przecie ja nie mam domu. Mam tylko gdzie spa, przestrze ej stoi moje ko, le moje ksiki, urzdzenie w ktrym mog si umy i ogoli. To wszys bok Delikatesw, zdecydowanym ruchem wszed do penego luster, zapachw i kolorw wielki agazynu. Misterne obeliski sodyczy, kosze owocw, baterie butelek, sterty biao rowej zynki, kopce tych serw, zasieki soikw z demem i marynatami, zmieszana wo cytryn, ka wdlin, czekolady, egzotyczne etykiety puszek z oliw, z sardynkami i ananasem wszys tko to radowao zmysy, przyrzekao jaki codzienny, cakiem dostpny epikureizm, na glebie ktrego rosn mie i zabawne rolinki nieduych zadowole. Dla kogo? pomyla Kolanko am dla kogo Kolacj zjem w klubie Przez chwil gapi si bezmylnie na stare druki w ksi potem oglda dugo serwisy stoowe na sze osb w sklepie z zastaw stoow. Przystan yskiej i czeka na przejcie, lecz drugi ju ty i zielony sygna zapala si znaczc wol n sta i sta, w kapeluszu zsunitym na ty gowy, doskonale ubrany w drogie, modne weny i kolory, przystojny mczyzna, zdaoby si pewny siebie i zadowolony z siebie. Nikt z nie licznych przechodniw nie mg dostrzec struki potu pyncej mu z czoa, nikt nie mg roz truka ta oznacza strach. Strach przed sobotnim majowym popoudniem, strach przed ju trzejszym, niedzielnym rankiem, takim samym jak to popoudnie pustym, samotnym. Naj gorsze s pogodne niedziele pomyla bez si do walki puste, pikne, soneczne niedzie anki, wiosenne i letnie, kiedy nie ma z kim pj w aleje ani na pla. Zna dobrze od lat erwcowe i lipcowe witeczne przedpoudnia opalonego, silnego mczyzny, wdrujcego Waem eszyskim na samotne leaki, w samotno oywionej play, w samotne gorco letniego, rozpal go dnia. Min pomnik Kopernika i wszed w Krakowskie Przedmiecie. Koci w. Krzya o odnowionej e, rozlegej i surowej, i pena prostoty starodawno naronika ulicy Traugutta stwarzay t nowe nastroje. Jednoczenie ulica oywiaa si: coraz wicej modych, wesoych i rozHaaso h postaci wysypywao si z bram Uniwersytetu, z domu Zrzeszenia Studentw Polskich. Na wysokim krawniku przed Akademi Sztuk Piknych siedziaa grupa modych plastykw, Kolank ie mg powstrzyma umiechu na ich widok: chopcy i dziewczta obejmowali oburcz wysoko u sione kolana i demonstrowali tak olniewajce i nieoczekiwane kolory pasiastych skar petek, e sama rado bia od ich koczyn. Ubrani byli w brudne, poplamione niezliczonymi zygzakami farby i gliny granatowe i biae fartuchy, pene napisw i miesznych symboli, z czerwono tych bawenianych koszul wyaniay si mocne, opalone ramiona i fantazyjne, ne na szyjach zielone i granatowe chustki; pod czarnymi pulowerkami rysoway si mode , dziewczce piersi, biae zby byskay w niemdrym, szczliwym umiechu, szczupe, modz ze pony jaskraw, intensywn radoci chwili. Palili papierosy, gryli pestki, pili wod kcili si i zaczepiali przechodzcych dowcipnymi uwagami, za ktre nie mona si byo gni ygldali tak wspaniale, e co si przeamao w mrocznym smutku Kolanki i chylce si ku za wi soce majowego, sobotniego popoudnia wtargno z wesoymi okrzykami do jego duszy. I n raz uprzytomni sobie, co ma do roboty. Ale jasne! wykrzykn niemal trzeba przecie a ten artyku o czowieku ZYM, jak go nazywa porucznik Dziarski. I to tak napisa, jak t ego chce obywatel penomocnik rzdu do zwalczania chuligastwa. A co najwaniejsze, jak ja tego chc. Przypomnia sobie widziany dawno temu film, rozpoczynajcy si od sceny, w ktrej autor scenariusza siada W kawiarni, by napisa swj scenariusz: siada przy stol iku, zamawia kaw, prosi kelnera o kaamarz, papier i piro, po czym Kawiarnia Telimena miecia si na samym rogu Krakowskiego Przedmiecia i ulicy Koziej nego zauka, odtworzonego z czuym pietyzmem ze zniszcze wojennych przez warszawskich architektw. Kolanko usiad przy stoliku na parterze i zamwi kaw u ubranej stylowo kelnerki; nosia tabaczkowy sznurowany stanik, bufiaste rkawy i zielon spdnic do kostek; jej szeroka, przystojna i hojnie uszminkowana twarz nie wyraaa raczej radoci z zarzdzenia Warsza wskich Zakadw Gastronomicznych, nakazujcego jej udawanie mieszczaskiej Magorzatki z c zasw krla Stasia, ksicia Pepi i pobytu Casanovy w Warszawie. Chcia j poprosi o papier i atrament, jak na owym francuskim filmie, lecz dostrzegajc brak rokokowej sodyczy , wiejcy z jej obojtnego oblicza, machn rk i da spokj. Wycign z klosika par ser eszeni ty owek czeski typu Versatil i zabra si do pisania. Zdania spyway gadko automatycznego owka na szybko zmieniane serwetki. Co chwila przerywa pisanie i zamyl a si gboko, gryzc koniec owka. Ten artyku mia by majstersztykiem, musia stanowi aego kunsztu dziennikarskiego Edwina Kolanki, caego jego dowiadczenia i talentu. Cze go chce Dziarski? Czego on moe chcie? umiechn si bezwiednie w zamyleniu. Ale to czej by nie moe! To jednak piekielnie inteligentny facet, ten Dziarski. Jak on to

byskawicznie i misternie skalkulowa, jak omota jego, Kolank, sieci zalenoci, kbowi anych i niewanych faktw, migotliwoci interpretacji zdarze, dopuszczalnie moliw wiel nnoci rozumowania. I jaki sobie uoy przepikny plan wydarze: on, Kolanko, napisze i o artyku, po ktrym czowiek o biaych oczach zechce wyrwna swe porachunki z nieszczsnym ecz pieczoowicie pilnowanym przez milicj Siupk, no i wtedy ludzie Dziarskiego trzask ! jedna byskawiczna akcja i porucznik Dziarski ma w rku to, czego najbardziej prag nie, czyli czowieka zwanego ZYM Nie! umiecHal si zawzicie Kolanko i kad w rzucane wetki zdania ca maestri znacze, niedomwie, gbi, podszewek i ukrytych wyjanie, mod hu, bagajc i woajc tego, do ktrego pisa te sowa: Nie! Nie ze mn takie numery. On to zrozumie! On to musi poj! On musi dowiedzie si z tego artykuu, e ja w niego wierz, co pisz, pisz po to, aby Zreszt, czy chodzi tu tylko o Dziarskiego? Dziarski jest na pewno mniej grony od ponurych cieni, stojcych za karowat postaci kolejarza Siupki, c ieni, o ktrych Kubu Wirus, mj kochany chopak, bdzie niebawem co wiedzia Od kwadransa zastanawiam si posysza kobiecy gos nad gow co wywouje paski mie Kolanko podnis oczy i wsta. Od razu wiedzia, kogo ma przed sob. Dzie dobry rzek y z grzeczn ironi. Imi pani brzmi Temida, prawda? Temida Kowalska albo Temida Pietr zak nazwiska dokadnie nie pamitam Stojca przed nim pani umiechna si z leciutk rezerw. Myli si pan cakowicie powi owo. Nazywam si inaczej, lecz rzeczywicie poznalimy si w sdzie. Znakomicie westchn z ulg Kolanko. Myl zatem, e moemy usi. Czy nie pogardzi przy moim stoliku? Wanie wypiam filiank kawy przy ssiednim. Obserwowaam pana nad tymi notatkami i prz iaam sobie, skd pana znam. Pozwoliam sobie przerwa panu prac i przypomnie siebie, gdy asjonuje mnie tamta sprawa, o ktrej, zdaje si, wie pan duo. Samodzielna, energiczna, prosta myla szybko Kolanko, obserwujc bacznie postawn szat o adnej twarzy i nieco za wskich ustach. Niebieskie, do gboko osadzone oczy patrzay arcie i rozsdnie, oszczdnie pocignite szmink wargi umiecHaly si z powcigliwym umia cz sympatycznie. Prosty, ciemnoszary kostium z dobrego materiau uszyty by z surow, nieco sztywn elegancj; dokadnie wyczyszczone pantofle na wysokim obcasie znamionoway poprawn dbao; wieczna ondulacja daleka bya od jakiejkolwiek oryginalnoci i suya z eniu zachodu przy codziennej pielgnacji wosw. Jedyny akcent jake ogldnej szykownoci s anowia kremowa jedwabna bluzka z CPLiA, o zaokrglonych rogach podpitego wysoko konie rzyka, zdobna w szklane guziczki, nieskazitelnie czysta i skrupulatnie wyprasowa na w zwizku z sobotnim, wiosennym popoudniem. Kolanko obserwowa krytycznie i wzrok jego wywoa ledwie dostrzegalny rumieniec na szczycie leciutko urowanych i cieniutko przypudrowanych policzkw. Schludna, ubrana nieefektownie, lecz poprawnie, wzbudzajc a zaufanie myla Kolanko nawet adna. Myl, e w kocu usidziemy rzek z miym umiechem. Przyglda mi si pan tak dziwnie umiechna si czy aby panu nie przeszkodziam? Solidna, wnikliwa, pena wewntrznej kultury pomyla Kolanko, po czym rzek: Nie w si do pani zwraca. Prosz wysokiego sdu! albo Pani sdzio. Tego wymaga tysicletni o miaru sprawiedliwoci. Nazywam si Chwaa. Zofia Chwaa rzeka grzecznie, lecz bez umiechu. Pani pozwoli, e si przedstawi zacz Kolanko z emfaz. Nie musi pan umiechna si spokojnie wiem, kim pan jest. Jest pan znanym w Warszawi ziennikarzem, ktrego nazwisko nie moe by obce nam, prawnikom. adnie to powiedziaa pomyla Kolanko z zadowoleniem. Nie znosi pochlebstw i okrele jak sawny czy podziwiany, natomiast lubi uznanie i popularno. Usiedli i przez chwil panowao milczenie. Czym mog pani suy? spyta Kolanko sakram e. Dzikuj, niczego mi nie trzeba powiedziaa Zofia Chwaa z uprzejmym umiechem, po c dobya ma papieronic, otworzya i poczstowaa Kolank. A moe mentolowego? zrewan odsuwajc jej zielony, celofanowy pakiecik. Wol moje rzeka Chwaa i zapalia sama zap ie czekajc na Kolank. Bezpretensjonalna i pena koleeskiej prostoty zawyrokowa Kol atrzc w szczup, skupion twarz o prostym, adnym nosie. Czy czeka pani na kogo? spy gle. Nie rzeka Chwaa rozkoszuj si wolnym sobotnim popoudniem. Jest liczna pogod da? Bardzo adna przyzna Kolanko powanie powiedziabym, e nieprzyzwoicie adna m umiechna si pytajco Zofia. Mniejsza o to westchn Kolanko i naraz poj, e t e po prostu nie doskwiera nic z tego, co zmieniao mu dzisiejsze majowe, wonne pow ietrze w zatruty, piounowy opar zwtpienia i rozpaczy. Nie pojmuj rzek zgryliwie dlaczego moda i przystojna kobieta, pena cnt osobisty

oecznych, przyzwoicie odziana i na stanowisku, spdza samotnie takie popoudnie? Zofia Chwaa zarumienia si i spojrzaa w bok, na cian. Myl rzeka po chwili, wrac spojrzeniem na twarz Kolanki e nie s to sprawy najwaniejsze. Zreszt, powiem panu ot warcie, e stanowczo wol spdza sama takie popoudnia ni w towarzystwie osb, na ktry ie zaley. Nie uznaj, przyznam si panu, owych rendezvous, ktrych zadaniem jest jedynie wypenienie wieczoru czy popoudnia. Idea pomyla z podnieceniem Kolanko co za precyzja yciowych koncepcji! A jaka szlac no zaoe. Std wniosek rzek z agresywn bufonad e zaley pani na mnie, czy n teresowania, nazywanego przez sabych pisarzy z pocztkw lat dwudziestych mioci od pier szego wejrzenia. Pamitam sprzed wojny niezliczone ankiety pism matrymonialnych wrd pensjonarek na temat, czy wierz w mio od pierwszego wejrzenia. Zofia Chwaa zarumienia si mocno. Nie by to rumieniec oburzenia. Przyznaj powiedzia niezrczn odwag e wyda mi si pan czowiekiem interesujcym. Podobam si jej westchn Kolanko sarkastycznie chwaa na wysokociach! Niech yje gra cz, zatrute mgy Nowego wiatu! W kadym razie pozostanie to dla mnie na zawsze zagadk owym fenomenem, e starzy, zgorzkniali sceptycy podobaj si tak schludnym, prawym i u systematyzowanym, a przy tym adnym paniom Jest te na pewno zdolna do uczu tkliwych, i trwaych, obwarowanych przyjani i rozumn tolerancj, moe nawet do wiernoci? Edwinie, ary chopcze, signij tylko rk, od ciebie zaley wszystko Wychyl si tylko z mrocznych o zjadliwoci, bezkompromisowych poda i szyderstwa, a bdziesz mia po co chodzi do Deli i komu przynosi drobne prezenty. Ciesz si rzek krtko, udajc lekkie zmieszanie lecz wspomniaa pani, e pasjonuje wa, prawda? Jakby lekkie rozczarowanie odbio si na twarzy Zofii. Tak powiedziaa popiesznie mam na myli spraw tego Mechciskiego, ktry si nie sta I ca ow ciekaw, cho niezmiernie zagadkow, rozmow pomidzy panem a owym oficerem mil Wanie pisz o tym. Przeczyta pani to jutro w Expressie Wieczornym rzek Kolanko do cznie. Czy nie wie pani, kto wygra dzisiejszy etap? Byem tak zajty, e nie zdyem si ormowa. Wygralimy etap powiedziaa z umiechem, rzeczowo, niczym nie zaskoczona. Polacy wygr li etap. Prowadzimy nadal w klasyfikacji druynowej i indywidualnej. Syszaam przed pgo dzin, jak rozmawiali o tym jacy panowie Wszystko wie jkn z zachwytem Kolanko. Wszystkim si interesuje To dobrze rzek tak przegramy. W Pradze na pewno nie bdziemy pierwsi. Wanie e wygramy powiedziaa z artobliwym uporem wierz, e nasi chopcy zwyci. uwielbieniem Kolanko. Bardzo cenna zaleta, zwaszcza w poczeniu z radosnym patrioty zmem. Widzi pan zacza po chwili Zofia wydawao mi si, e pana interesuje zagadnienie prz oci modziey i o tym chciaam z panem porozmawia. Ja stykam si z tym w sdzie niemal co ie. Mam wgld w te sprawy. S niezmiernie skomplikowane, trudne. Niestety odesa mnie p n do jutrzejszego Expressu. Umie trzyma si swego pomyla Kolanko z lekkim zmczeniem. Konsekwentna, logiczna, c ter rwny, wytrway, bez zmiennych humorw i przelotnych oszoomie. Przeamaa pani m kawie. Powiem pani. Pisz wanie notk o owym wypadku, ktry wnis tyle zamieszania na w. Notka ta musi by zredagowana z niezwyk ostronoci, ma by pena chytroci i dwu aley od niej wiele. Rzekbym, i bdzie ona kamieniem milowym w wielkiej wojnie, jaka s i toczy obecnie w Warszawie. Wojna w Warszawie? oczy Zofii szukay skojarze. Bystra, umys chonny, przytomny, r y si odwanie w kad problematyk myla Kolanko. Przyznam si, e nie wiem, co ma p wiedziaa po chwili. W Warszawie toczy si gucha, zacieka, bezpardonowa wojna o spokj tego miasta. Jest to wojna nocna, podziemna, ukryta, ktrej bitwy, krtkie i spazmatyczne, ton w wielkomi ejskich cieniach i mgle ulicznej. Ma pan na myli walk z przestpczoci czy z chuligastwem? To jest waciwie jedno i to samo. Dla nas, w aparacie wymiaru sprawiedliwoci, to nie to samo. W stosunku do aktw chu ligastwa nie mamy nawet sprecyzowanych norm postpowania karnego. Braki w kodeksie. Zreszt i susznie, to nie s rzeczy proste Dlaczego susznie? Czy brak podstawy prawnej dla dziaania milicji i sdw uwaa pani za kt pozytywny?

Nie rozumiemy si wyraz twarzy Zofii Chway mwi o jej gbokim zaangaowaniu w te spr zy nabray blasku, znika gdzie ostrona rezerwa spojrze i uwana kontrola gosu; zapali bko i z podnieceniem papierosa, nie przestajc mwi jak wytrawny, zapalczywy dyskutan t. Chodzi o to cigna eby nie czyni nic pochopnie, spiesznie, w sposb nie przemy odzi o to, przyzna pan aby nie zagubi czowieka. Przed moim stoem sdziowskim przewija j si dziesitki tych chopcw. Staram si przenika ich drobne oszustwa, wybiegi i fasze staram si take ich zrozumie, pomc im, nie odtrci adnego. I susznie rzek drwico Kolanko, Jest to stanowisko szlachetne i sentymentalne, wyni ajce z optymistycznej filozofii. Tylko troch przestarzae i bezuyteczne wobec natenia roblemu, ktry nosi charakter spoecznej choroby. Zreszt nie tylko u nas. Jest to uni wersalne schorzenie wspczesnej cywilizacji. Za choroby, jak wiadomo, leczy si. Niektr e wymagaj zabiegw chirurgicznych. Ho, ho, daleko pan siga rzeka z ostentacyjn ironi Zofia Chwaa. Wydaje mi si, e o. Myl, e to wszystko dzieje si dlatego, e ci chopcy si nudz. Prosz, no i niech pa : co ma robi ta modzie po godzinie szstej wieczr bez karuzel, strzelnic, wesoych mias eczek, bez rozrywkowych filmw i komicznych przedstawie? Wracaj ze szk i warsztatw i c otrzymuj? wietlice, w ktrych wymaga si od nich znw pracowitoci i przejcia si mn nych idei. Jako jedyne odprenie ma suy sport i to w myl zasady: posuchaj kilku pogad k, a w zamian za to pograsz sobie w pik non lub damy ci rakiety i pieczki pingpongowe , ty za odwdziczysz si nam, zajmujc si gazetk cienn. Nie, panie redaktorze, adna c spoeczna, adne schorzenie cywilizacji! Po prostu jestemy winni, bo nie umiemy im po mc, zaj si nimi. Z jednej strony wpadamy w przesadn pedagogik, z drugiej w biadolen i okruciestwo. Porodku za gubimy ludzi wstpujcych w ycie. Racja! zawoa Kolanko i moje uznanie. Mwi pani wyjtkowo rozsdnie, jak na sdziego imo to w wywodach pani tkwi gruby bd. Jaki bd? achna si zapalczywie Zofia Chwaa no, prosz, niech pan powie? Jest szlachetna pomyla Kolanko z westchnieniem ma przekonania i potrafi o nie walcz y. Chce czyni dobro, wierzc, e je czyni. Siaczka! Bd tkwi w tym zacz spokojnie e naley pani jeszcze cigle do ludzi, ktrzy mwi zabkania si tej czy innej owieczki w aresztanckim ubiorze na awie oskaronych, albowie m nie upilnowalimy jej, nie skonilimy jej do zejcia ze zej drogi, nie oddziaywalimy ni tak, aby zapewni jej zdrowie moralne. Jestemy winni my i rodzice, szkoa i koledzy ; organizacje modzieowe oraz wszyscy starsi Nale do tych ludzi rzeka Zofia Chwaa, unoszc bojowo ksztatny podbrdek w gr. K i si Kolanko czyli kobieta spoecznie wartociowa To jest bzdura t cign wolno Kolanko, zapalajc papierosa. Nie przecz, s nieliczn ki zbkania si, ktrych mona byo unikn rodkami pedagogiki czy wychowania, zwikszone portu lub przy pomocy modelarstwa lotniczego. S one jednak tak rzadkie i nieliczn e, e nie warto o nich nawet wspomina. W przytaczajcej wikszoci wypadkw przyj musim idualn odpowiedzialno za czyny. Po czym o ile nie chcemy popa w naiwny relatywizm imy raz na zawsze przecign linie demarkacyjn pomidzy przyzwoitoci a nieprzyzwoitoci n. I wreszcie wypali rozpalonym elazem, jak wrzd ropny, wszelk nieprzyzwoito. W te sb zniszczymy, by moe, kilkaset lub kilka tysicy istnie ludzkich, lecz ocalimy modzie a wic cae spoeczestwo. A gdy damy ocalonym karuzele, pingponga i komiczne filmy, wted y bdziemy mogli zdrowo wychowywa nastpne generacje. To okrutne szepna z grymasem odrazy Zofia Chwaa i pan myli na serio o jakiej wie akcji przy pomocy najsurowszych rodkw? Jest dobra wzruszy si Kolanko to pikne. Oczywicie przytakn. Tylko e nikt mnie nie rozumie. Nikt. Z wyjtkiem jednego czo Warszawie. Czowiek ten realizuje me koncepcje na wasn rk. Bez udziau milicji i bez i icjatywy spoecznej. Ale prosz wycign z kieszeni numer ycia Warszawy i wrczy pr wale wrmy do tematu. Tu jest notatka o znikaniu cennych talerzy ze cian kawiarni Kro kodyl. Dziennik nazywa to zjawisko chuligastwem. Moim zdaniem jest to pospolita kr adzie. Niedawno w jednej z gazet warszawskich czytaem o obrabowaniu jakiego inwalid y; tego, kto to uczyni, gazeta nazywaa chuliganem. Na pewno zna pani ze swojej pra ktyki wypadki skazywania na kar roku domu poprawczego wyrostkw, ktrzy pokaleczyli mi ertelnie swych kolegw, wyrzucali konduktorki z rozpdzonych tramwajw, napadali, zada wali rany, sieli popoch i zniszczenie. Jako niepenoletni uchodzili susznym, dotkliw ym wyrokiem, odbywali swe krtkie kary i wychodzili na wolno, w glorii bohaterw i zwy cizcw Zofia Chwaa wbia wzrok w trzymane w rku pudeko zapaek. Milczaa. Wiedziaa dobrze, jak

uchy jest jej idealizm wobec tych argumentw. Jest wraliwa pomyla z uznaniem Kolanko. Umie poj racj innych. A zatem co czyni? spytaa cicho, z gbok trosk w gosie. Jestem tylko skromnym dziennikarzem umiechn si Kolanko. Stawiam diagnozy, za lec jest spraw dziaaczy spoecznych. Czy w czowiek, ktry rozumie pana i dziaa na wasn rk, jest dziaaczem spoecznym? W oczach Kolanki zamigota umiech. Moim zdaniem tak rzek dobitnie. Ale s ludzie w Warszawie, chccy go za t dziaalno owa. I inni, czyhajcy na jego wolno i ycie. Ja byabym po jego stronie rzeka Zofia Chwaa marzycielsko. Walczyabym o niego, sta ym si mu pomc Wanie to czyni rzek Kolanko, wskazujc na zapisane serwetki. Dusza pena romantyzm Gotowa do walki o spraw, o ktrej niemal nic nie wie. Niech mi pan opowie co o tym czowieku. Dobrze? Opowiem pani pewn histori, z ktrej dowie si pani, e spokj trzeba wywalczy i jak go ba wywalczy. Ot zaraz po wojnie byem przez pewien czas w Szwecji. W porcie Malm czeka wtedy par tysicy Polakw na repatriacj do kraju. Kiedy wrd nocy wycignity zostaem licj szwedzk z ka i zawieziony do jednego z komisariatw, gdzie zastaem dwch komplet ijanych polskich wyrostkw i ciko pobitego starszawego Szweda, ktrego opatrywao pogoto wie. Oficer policji przedstawi mi grzecznie ca spraw, zaznaczy, przy tym, i wiedzc o obycie w Malm polskiego dziennikarza pozwoli sobie zwrci si do mnie z prob o pomoc w zwizaniu pewnej zagadki. Ot dwaj pijani Polacy napadli na ulicy na spokojnego przec hodnia, wszczli z nim ktni, po czym pobili go, krzyczc przy tym cay czas aman niemc bij go w odwet za jakiego Kordeckiego. W komisariacie faceci tumacz si pprzytomnie, rzymujc uporczywie, e pobicie byo aktem zemsty za tego Kordeckiego, podczas gdy posz kodowany przysiga, e adnego Kordeckiego nie widzia, nie zna i e w ogle zetkn si z po raz pierwszy tego wanie wieczoru i to w sposb nie budzcy w nim sympatii. Oczywici e nie mogem powstrzyma miechu. Z trudem wytumaczyem szwedzkiemu oficerowi zwizek, j zachodzi pomidzy postaci bohaterskiego przeora klasztoru Paulinw, obrocy Czstochowy, a wieczornym zajciem na gwnej ulicy Malm. Szwedzki policjant nie podziela mej wesoo czym czuem si w pierwszej chwili dotknity. Pomylaem sobie, e Szwedzi s nazbyt ponur i nudni, by poj dowcip i fantazj polskich chopcw, i e dzielce nas rnice temperam zucia humoru stanowi przepa nie do przebycia. Ju chciaem opuci komisariat, gdy ofice pyta mnie grzecznie, czy nie zechciabym na zaczeka. Zaczekaem, wyszlimy razem, za pr hodzc obok jakiego baru Szwed zaprosi mnie na kufel piwa. Usiedlimy przy maym stoliku i pno w nocy szwedzki oficer policji opowiedzia mi o swej ojczynie i swych rodakach . Wy, na kontynencie mwi wtedy uwaacie Szwecj za kraj nudny i tpego spokoju. To . Ale w zamian za to moe si pan spokojnie przespa na rodku jezdni na peryferiach Szt okholmu i obudzi si pan w zupenym zdrowiu, ze zotym zegarkiem na rku, z nietknitym po rtfelem i stojc obok walizk. Tak jest teraz, lecz kiedy byo inaczej. Jeszcze w poowie ubiegego stulecia sowo Szwed byo w Europie synonimem noownika i bandyty, zodzieja, pi jaka i awanturnika. Gdy szwedzki statek wchodzi do obcego portu, nastpowaa mobiliza cja policji i spokojni obywatele barykadowali drzwi i okiennice elaznymi sztabami . W kocu opinia nasza staa si nieznona, za ycie obyczajowe na granicy anarchii, i zdr wa cz spoeczestwa postanowia wywalczy spokj. Dziao si to kilkadziesit lat temu, chuligastwo wypalone zostay elazem jak jad wa, a za uliczne awantury grozia szubieni a. Bya to walka na mier i ycie, ale daa rezultaty. Dzi w czytankach dla dzieci pisze i, e w zwalczaniu chuligastwa i alkoholizmu walnie dopomg wynaleziony wtedy system gi mnastyki szwedzkiej Per Linga. Jest to oczywicie zrczna hipokryzja. Pomogo wydatne zwikszenie kontyngentw dzielnych szwedzkich policjantw, uzbrojonych w tgie gumowe pak i. Fakt, e moe si pan przespa na ulicy i nie zosta obrabowanym, zawdzicza pan temu pr ede wszystkim, e dwch takich rosych chopcw stoi jeszcze cigle na kadym ulicznym rogu ziki temu jestemy najspokojniejszym krajem w Europie, a agodno obyczajw ma swoje urok , niech mi pan wierzy. Mwi to panu, gdy zauwayem na pana twarzy maskowan rado w cza rzesuchania w komisariacie. Std wnosz, e w Polsce panuje pobaliwo w stosunku do tak yczynw. Radz wam, wystrzegajcie si tej pobaliwoci. Czsto myl ostatnio o sowach , niech mi pani wierzy! Wierz panu rzeka cicho Zofia Chwaa. Wpatrzya si w jego twarz, jakby jej opowiada awach bliszych ni rozmowa ze szwedzkim policjantem sprzed dziesiciu nieomal lat. Chy ba si jej jednak podobam pomyla Kolanko z rezygnacj. Dziwaczne, niemniej wszystko n

to wskazuje. Tak suchaj kobiety zainteresowane mczyzn, a nie tym, co mwi. Nie myli ofia Chwaa zastanawiaa si cay czas, skd bierze si w niej owo uczucie natonej uwagi. y nie przepadaa za rudawymi mczyznami o zmczonych twarzach, razia j nonszalancja i ni tutejsza obco ubioru Kolanki, niemiym byo jej to zoliwe skrzywienie dolnej wargi i b drwicego sceptycyzmu, jaki migota nieustannie w jasnych oczach. A przecie wpatrywaa si w t twarz i sucHaa jak nigdy nikogo. Nawet gdy oponowaa, zdawao jej si, e zaprz po to, aby sucha nowych zda, argumentw, zjadliwych, celnych sformuowa. Suchajc nie zegaa leciutkiego obrzku pod dolnymi powiekami, wskazujcego na dugoletni zayo z al , oblicze to stawao si jakby bliskie, znane, malujca si na nim energia znamionowaa w jej oczach szlachetno, za ironia pobaliwo. Jake ten czowiek potrzebuje kogo eomylnym instynktem. Wobec powyszego zapraszam pani na kolacj rzek Kolanko, wygldajc przez okno. Zap sty, majowy zmierzch, czas na wieczerz. Uhm rzeka Zofia zgoda. Tylko odwrmy, role. To ja pana zapraszam na kolacj. Wykluczone. Na to nie mog si zgodzi. Jestem urodzonym niewolnikiem konwenansu. Moe n astpnym razem. Dzi ja stawiam, z zastrzeeniem, e nie wemie pani tego za prb korupcji sdownictwie. Nieporozumienie umiechna si Zofia. Chciaam pana zaprosi do siebie na kolacj. W a otrzymaam niedawno mieszkanie. Na Starym Miecie. Kawalerk. Maa, ale bardzo mia. Jes zcze niezupenie urzdzona, ale z czasem po czym dodaa z oywieniem: Sprawioby mi to dziw przyjemno, gdyby pan zechcia Moe to jest zbyt obcesowe, ja rozumiem, pan moe mi strzeenia, bo na nowe mieszkanie przerwaa skopotana. Bezporednia, wietny kumpel, a przy tym delikatna, pena zrozumienia dla maych grzeczno i westchn rozpaczliwie Kolanko z mieszkaniem na Starym Miecie. Kawalerka. Wyobraam obie, jaka schludna i jak banalnie, adnie urzdzona. Tapczan na raty, mie, kretonowe firanki, wzorowa czysto i reprodukcje zych malarzy, starannie oprawione Biurko, akt a sdowe, maszyna do pisania, gustowna lampa z folklorystycznym abaurem, piknie pokr ajany chleb, byszczce talerzyki, kruche ciasteczka Mieszkanie! Jak przezrocze zamigo tao w jego wyobrani wziutkie, malekie pomieszczenie, oddzielone od kuchni przepierze niem z desek, gdzie na dolnym Mokotowie, gdzie mieszkay w czterdziestym sidmym, i g dzie kocHal tak, jak nigdy ju kocha nie bdzie. Wok bya Warszawa dwigajca si ze zgl ak lecy na dnie szlamowatego leju miertelnie ranny czowiek, ktry umiecha si okrwawio i wargami, gdy wie, e przeyje sw ndz, brud i rany. Kobieta, ktr kocHal, mieszkaa wobec ktrej poddasze Olivera Twista byo paacem: wchodzio si tam przez zrujnowan kuch i, gdzie gwnym meblem by stchy barg z wiecznie pic sparaliowan staruszk. To b tylu epoki, jej dramaturgia wyrastaa z elementw chwili, bya niewzruszenie osadzona w swym czasie i punkt kulminacyjny tragedii dotyczy mieszkania: nie pobrali si, gd y nie mieli mieszkania. Jakie to tragiczne pomyla Kolanko a za lat dwadziecia zapo tym w Warszawie. Nie bd nawet wiedzie, e o mieszkaniu mona zrobi film wyciskajcy po i ez z oczu widzw. Film miosny! Zgoda rzek szybko po drodze nabdziemy tylko par uzupenie. Wtpi, na przykad, c u siebie gnieniesk stark? Nie mam rzeka Zofia z umiechem nabdziemy. Ale nabd j, dobrze? To bdzie wspania eraz inaczej, modziej, naiwniej ni przed chwil. To banalne, co mwi pomyla Kolanko ie. Umie si cieszy, bawi Na pewno uwaa pani take za wspaniae wycieczki kajakiem i poczucie humoru u ludzi, p rawda? Lub przynajmniej to, co uwaa pani za poczucie humoru doda wyran drwin. Skd pan wie? odpara z entuzjazmem, nie dostrzegajc ironii. Rzeczywicie, uwaam za niae. I soce, i gry, i morze i w ogle.,. I na pewno opala si pani od razu na brzowo, jest pani przez wszystkich lubiana, pr zepada pani za dziemi i za sportem. Oczywicie. Gram w siatkwk w reprezentacji naszego koa sportowego. Tylko nie wiem, cz jestem przez wszystkich lubiana. Na pewno rzek Kolanko z niezachwianym przekonaniem. Szczera i prawdziwie skromna p myla i poczu si lekko znuony. A co bdziemy jedli na kolacj? A co pan najbardziej lubi? Placki kartoflane odpar bez wahania. Z cukrem, ze mietan czy z kwaszon kapust? Phi! zdziwi si Kolanko zna si pani na tym! Podobno dobrze gotuj rzeka Zofia i zarumienia si po nasad wosw.

I lubi pani dzieci? Przepadam za dziemi! Idea jkn Kolanko. ap za wosy i cignij do urzdu stanu cywilnego! Wszystko jes jakby szukajc decyzji i zatrzyma wzrok na oddalonym nieco stoliku pod cian. Siedziao przy nim trzech modych chopcw o pospolitych twarzach i dziewczyna. Pili cytrynow or anad z wysokich szklanek i jedli ciastka. Chopcy nosili za szerokie, niezgrabne spo dnie i takie marynarki, przechodzili wyranie z chopicoci w wiek mski. Dziewczyna mia rosiaczkowat, mod twarz o adnych, lecz gupich rysach: gupie oczy, gupie usta i gupi gincy w misistych policzkach nosek. Zakadaa co chwila nog na nog, demonstrujc rado ie, czerwone ydki, w nylonowych poczochach. Kady z chopcw zachowywa si inaczej: jede raktowa dziewczyn z ostentacyjn obojtnoci i patrza agresywnie wokoo, gotw do awant adej chwili; drugi sili si na bezustanny dowcip, nie przestawa mwi, bufonowa, brylow abawia, opowiada gupie kaway, szuka miechu za wszelk cen; trzeci siedzia niepozorn ho i potulnie, nic prawie nie mwic, wyglda na cherlaka i tchrza. Natomiast oczy jego wbite byy w dziewczyn z oddaniem i podaniem, z tsknot i uwielbieniem. Nie ulegao wt i, e dziewczyna go wyrniaa: nie bawi jej, nie biby si z nikim w jej obronie czy dla ycenia jej prnoci, ale j kocHal; nie mia, jej nic do dania prcz swej mioci i swego i gupia, prosiaczkowata dziewczyna umiaa to oceni pierwotnym, kobiecym instynktem. Oto, czego trzeba Kolanko pomyla z emocj. Inwestycja uczucia. Oto, co stanowi o su cesie w imprezie zwanej mioci Przegrae, stary, i zawsze ju bdziesz przegrywa, gdy i na takie spojrzenie, jak ten zasmarkany szczeniak Zapali papierosa. Nie wiadomo dlaczego pomyla naraz z upodobaniem o kolorowych dzie wcztach w brudnych fartuchach, siedzcych przed Akademi Sztuk Piknych Zatskni w tej ili za tak dziewczyn o umazanych farb doniach, rozrzuconych niedbale wosach, o duszy penej mrocznych konfliktw i bezsensownych decyzji. Wiedzia dobrze, jak bardzo jest si nieszczliwym z tak dziewczyn, i zapragn gorco tych udrk. Wie pani rzek Kolanko z nieoczekiwan melancholi ja zawsze traktuj porzdne kobiet dziwki, a dziwki jak porzdne kobiety. I zawsze le na tym wychodz. Na jednym i na d rugim. Prosz mi wierzy, mowy nie ma o sukcesach Mimo to powiedziaa po chwili milczenia jasnym gosem Zofia Chwaa podtrzymuj moje z oszenie na placki kartoflane. Spojrza w jej uczciwe oczy i gboko, daleko dojrza al. Nie wzruszy go. W Zofii Chwale ie byo konfliktw, byy wycznie postawy wobec ycia. Postawy bohaterskie i tkliwe, godne zazdroci i naladowania, pozytywne i wartociowe. : Dobrze rzek Kolanko i nagle twarz jego zmienia barw i wyraz, jak przecignita sze im pdzlem pokojowego malarza. Po schodach, naprzeciw ich stolika, schodzio z piterka dwoje ludzi. W kawiarni pan owa przyjemny pmrok, tu przed zapaleniem wiate pogbiony rnorodnoci niskich skle wntrza, tote Kolanko rozpozna raczej sylwetk i dobrze znane ruchy mskiej postaci ni ej twarz. Gdy tych dwoje zbliyo si do szatni, by odebra impregnowan kurtk z okrgym zem z rk szatniarza, pada na nich szeroka smuga wiata z niskiego okna. Kolanko gwizd n cicho i przejmujco przez zby, co z dawien dawna jest uznan form najwyszego zdumien Cofn nieco barczyste ramiona do tyu, za osaniajcy kaloryfer, i obserwowa chciwie: tu bok modego, niewysokiego czowieka w kolorowej muszce, narzucajcego impregnowan kurtk niedbale na ramiona, staa przeliczna dziewczyna o ciemnych wosach, w taniej oretowej sukni w kwiaty i w mskim blezerze. Trwao to chwil, zanim modzieniec wydoby z kieszeni drobne i da szatniarzowi napiwek, nie odrywajc oczu od dziewczyny, oraz drug chwil, zanim opuci kawiarni; lecz te dwie chwile naadowane byy tak potn, malarsk ekspres olwiek widzia tego modzieca i t dziewczyn przy szatni kawiarni Telimena, wiedzia od , e czy ich co wielkiego i niepowtarzalnego, tak wspaniaego, i wierzy si nie chce w akich wspaniaoci, w ich realno. To, o co kusiy si daremnie czue pdzle genialnych W amandw, Francuzw, to, co spdzao sen z powiek tytanom palety wszystkich epok, poszuku jcych na swych ptnach najdelikatniejszych drgnie duszy ludzkiej, wyraalnych najniklej szym gestem to byso naraz przed oczyma Kolanki w maym westybulu kawiarni. Ledwie uc hwytne sekundy, w ktrych modzieniec paci za szatni, za liczna, czarnowosa dziewczyn kaa, wpatrzona w niego, nasycone byy takim oddaniem, tak samoistnym, niezalenym od niczego z zewntrz szczciem, tak wszechwadn w tym momencie mioci, e redaktor Edwin zblad jak ciana, o ktr opiera gow, i nagy skurcz cisn mu krta, jak zawsze wobe wykych i wzruszajcych. Biedny Mefisto wykrztusi. Prosz? Sucham? spytaa Zofia niego jak na wariata. Co panu jest? zaniepokoia si nie na arty. Widziaa wszystko, l

cz nie dotar do niej sens obrazu; ot, dwoje modych, wychodzcych z kawiarni i trzyma jcych si za rce, jak to na wiosn. Zazdro rzek bezsensownie Kolanko; zreszt bya uczuciem, ktre dominowao w duszy Kolanki, bya zazdro. Nigdy tego nie potrafiem p poy ze zoci, a na poy tkliwie o Kubusiu. Nigdy nie potrafiem tak przeywa tych rze k on to tu pokaza. Nagym ruchem zebra zapisane serwetki, wpakowa je do kieszeni maryn arki, wsta, wrzuci kapelusz na gow, wyj dziesi zotych i pooy je na pobliskim bu m rzek do Zofii: Prosz si na mnie nie gniewa. Tymczasem do widzenia. Nastpnym razem powiem pani mnstwo rzeczy, po ktrych wyda pani wyrok uniewinniajcy. Na mnie I wybieg z Telimeny. Wszystko razem nie trwao dwch minut. Zofia Chwaa siedziaa nieporuszona. Obawiaa si un e wzrok w przekonaniu, e caa kawiarnia patrzy na ni, na kompromitujc sytuacj, w jak i znalaza. W gowie miaa jedn myl, jak gupi, natrtny refren: Podoba ci si Ucieszy jrzaa, mylaa o nim wielokrotnie od tamtego dnia w sdzie. Nie oszukuj si, podoba ci s boli ci to, co si tu stao Zdobya si wreszcie na odwag, ostronie i niemiao wyja mink do ust. Spoza lusterka puderniczki rozejrzaa si skrycie wokoo: nikt nie zwraca n a ni uwagi, dwie kelnerki zieway znudzone przy bufecie. Przejrzaa si w lusterku: na wargach miaa grymas niesmaku, skrzywienie mimowolne, o ktrym nic nie wiedziaa. Ci mcz i! pomylaa, dostrajajc si do wyrazu swej twarzy. Jaki smarkacz zabiera mu pospolit ewczyn, a on, wietny dziennikarz i przystojny mczyzna, traci gow z zazdroci. I to o o? O tak wyzywajce; j prymitywne stworzenie jak ta tam. Biedni mczyni! Duzi, li chopc Oda pogardliwie wargi, co pozwolio jej wrci do psychicznej rwnowagi. Redaktor Edwin Kolanko kluczy jak kusownik wrd nielicznych oson pomidzy Telimen a mi schodami. Drczyo go niejasne wyobraenie fryzjera Mefistofelesa Dziury, popeniajceg o samobjstwo przy pomocy brzytwy, ktr tyle razy goli jego, Kolank. Kilkanacie metrw ed nim szed Kubu z dziewczyn. Nie trzymali si pod rk, nie szli przytuleni do siebie, przecie tyle poezji byo w rytmie ich krokw, tak jedyne pikno spowijao ich w welon ze zmierzchu, z agodnego wiata pierwszych latar, nioso za nimi wo mioci, modoci i m anko traci chwilami rozeznanie, dlaczego tak za nimi idzie. Wydawao mu si, e szuka w ycznie widoku tego raz w yciu trafiajcego si, jake krtkotrwaego szczcia, ktre ob ej parze z tak przekonujc moc. Nogi i talia dziewczyny, smuke, kuszce i burzce spokj igny jak magnes. Ta dziewczyna wywoywaa zachwyt; Kolance przysza na myl Marta jako p kad godnego takiej rywalizacji kontrastu. Gdy doszli do ruchomych schodw. Kolanko otrzsn si, skupi, zastanowi i powzi decyzj. Wstpujc na metalowy stopie wiedzia w d. Krater ruchomych schodw oblepiony by zawsze na krawdziach tumem gapiw, znajduj odwieczne emocje w obserwowaniu poruszajcych si blinich. W dole ldowali ju Kubu z dzi wczyn. Kolanko zbieg po kilku stopniach, aby nie straci ich z oczu. Ostronie wmiesza si w tum na przystanku obok paacu Pod Blach. NadjecHal tramwaj numer 32 i Kubu poegna i z dziewczyn, ktra wsiada do tylnego wozu; poegnanie to byo proste, niemal chodne, z Kolanko odczu przemonie, e ni midzy tymi dwojgiem nie zrywa si, e myli ich pozost sob sprzone jak palce kochankw, e tramwaj niczego Kubusiowi nie zabiera. Gwacc przep wskoczy na przedni pomost i zacz przepycha si do tyu. Dziewczyna wysiada na rogu elaznej i Chodnej. Kolanko wyskoczy za ni. Sza wolno elaz stron Zotej. Ulica bya sabo owietlona, przewijao si tu mnstwo ludzi, sycha byo g miechy. Przed bramami siedziay na niskich aweczkach stare dozorczynie, z otwartych jeszcze drzwi sklepw dochodziy wiata i wo wieczorowego pieczywa. Grupki mczyzn bez ynarek, o mokrych po przedwieczornym myciu wosach, stay na rogach, grzecznie palc p apierosy. Przez ciepe powietrze egloway mode pary rozmawiajc i miejc si gono, jak ztkach znajomoci, inne szeptay cicho, przytulone do siebie, jak to w drugiej fazie szczcia, a jeszcze inne szy milczc z uraz, jak to w trzeciej fazie kopotw, ktre wsz m modym ludziom przytrafiaj si identycznie takie same, wydajc si najbardziej wyjtkowy i pod socem. Z jakiego okna sycha byo afektowany gos radiowego spikera, z jakiej br ozlegay si dwiki mandoliny, z jakiego podwrka stary, schrypy patefon przypomina odw e tango Ju nigdy Jak on dzisiaj mwi? zastanawia si Kolanko, nie spuszczajc oczu z wspaniaych ng id d nim dziewczyny e tu wchodz w gr pewne przeycia. e ostatnio rzadko si widujemy. Ku iu, Kubusiu! To by ostatni dzwonek! Dobre bogi zaprowadziy mnie dzi do Telimeny. Czy ie do nieszczcia Mefistofelesa Dziury? Kochany, gupi chopcze, nie wiesz, czego si mo podziewa po kobiecie. Ale ja wiem i oto jestem, aby ci powiedzie i pomc. Dziewczyna wesza do sklepu spdzielczego i Kolanko musia wmiesza si w tum kupujcych. Kupia wi troch pasztetwki i pieczywo, wszystko to woya do siatki na zakupy: To si mczyznon

ziej podoba Zakupy dla nas pomyla z gorycz Kolanko: wiedzia dobrze, jak bardzo Kubu i pasztetwk. Dziewczyna wysza ze sklepu; przesza jeszcze par krokw i pchna drzwi po go baru. !.No oczywicie pomyla Kolanko i otworzy zamknite przed chwil drzwi. Na d zdy przeczyta napis: Bar SODYCZ. W chwil potem aowa, e tu wszed. Tani, obskurny bar by prawie pusty, co nie przeszkad Kolance czu si zupenie nie na miejscu. Spoza obitego niklowan blach szynkwasu zwrcia ku niemu ciekawie i natrtnie kluchowata twarz otyej niewiasty. Siedzcy na przechylo nym krzele i opierajcy si plecami o szynkwas kelner w brudnej, biaej kurtce, narzuco nej na malinow koszulk gimnastyczn, uchyli jedn z zamknitych w drzemce powiek i wwier i si w Kolank widrujcym spojrzeniem. Dziewczyny nie byo na sali, widocznie znika za n z brudnozielonych pluszowych kotar, osaniajcych jakie przejcia w cianie. Ten Kubu yla naraz z zachwytem. Jak penetracja, to penetracja. Gdzie on zawdrowa? Ta facetka! Prawdziwa Czarna Maka ze starowarszawskiej ballady I Kubu z ni To jest zawrci jej e. Jednoczenie czu si tu coraz bardziej obco. Tylko dwa stoliki byy zajte. W kcie si iao czterech mczyzn, zbitych ciasno nad blatem stou, tak e nie mona byo dostrzec ich arzy, i rozprawiajcych o czym namitnie, lecz cicho. Nie opodal Kolanki siedzia nad t alerzem z wystygym bigosem starszawy facet o wygldzie pracownika wodocigw, w gumowyc h butach, lekko pijany i wsuchujcy si w dwiki, jakie wydawa siedzcy naprzeciw modzi o tpej twarzy, w cyklistwce z podgitym do gry daszkiem na wenistej czuprynie; modzie iec gra na ustnej harmonijce wolno i faszywie Siekiera, motyka, pika, graca Robotnik odocigowy poczu na sobie spojrzenie Kolanki i zwrci na zamglony wzrok, ktry zacz wy przybiera na wrogiej ostroci na widok tweedowej marynarki, fularowego krawata i tw arzy Kolanki. Barczysty kelner w malinowej podkoszulce podszed do stolika i zapyt a: Co poda? Due jasne rzek Kolanko. W twarzy kelnera i jego wzroku znalaz wyran ie pod swoim adresem: Czego tu szukasz, patafianie? Czego on tu moe chcie, ta zoza? Z rodzia si w nim ch nagej ucieczki do rdmiecia. Tak nie mona pomyla z przykro czyna? Czego ja od niej chc? To na pewno krlowa tej meliny. Z pewnoci siedzi tu wiec zorami na zalanych wdk stoach, ukazujc czarne podwizki wysoko na odsonitych udach, i si uwielbia noownikom z tej dzielnicy, suchajc starych tang w rodzaju Ciemne wino ja krew, dobywajcych si z tuby zgrzytliwego gramofonu. Mefisto mwi, no nie? Wszak mwi ce j wycign z tego cholernego ycia, prawda? A Kuba? Genialny facet! Czym on jej zaimp onowa? Jak ona si w niego wpatrywaa, tam w Telimenie W tej chwili spoza jednej z wyt ych kotar wysza dziewczyna: ubrana bya w brudnawy fartuch i ocieraa rce w wiszc u pas a cierk. Nic nie rozumiem pomyla Kolanko speszony ona tu pracuje? Hawajka pow uchowata facetka zza szynkwasu zabonuj butelk jasnego. Id na kolacj. Hawajka! pom ironicznym triumfem Kolanko a wic jednak pseudonim, przydomek przestpczy. Jaki tr afny! Panie ober zawoa moliwie uprzejmie w stron bufetu paci! Spojrza na dz k ich zetkn si. Poznaa mnie pomyla. Co teraz bdzie? Czu, jak koszula lepi mu akopotania. Hawajka wysza spoza bufetu i zbliaa si ku niemu, ocierajc rce w cierk. namy powiedziaa zimno i znaczco, siadajc bez zaproszenia przy jego stoliku. Po co p an tu przyszed? Dobry wieczr umiechn si nieszczerze Kolanko. Znalazem si tu z adkowo. Zachciao mi si piwa Eeee mrukna Hawajka z powtpiewaniem chyba nie. Jest leg Karola Dziury. Na pewno to on pana przysa. On ju robi takie numery, jak pogniewal imy si ostatnim razem Koleg? umiechn si Kolanko. To za duo powiedziane. Po wiele, by zdoby zaufanie tej dziewczyny. Ciemne oczy Hawajki baday go z wrogoci. Ten Karol powiedziaa Hawajka to bardzo przyzwoity chopina, ale niech mu pan powie, eby si ode mnie odczepi. Powiedziaam mu to dzi, a on si upiera. Szkoda mi go, ale co ja zrobi? Co jakby nage pragnienie zwierze zalnio w oczach Hawajki. Teraz pomyla czuciem i spyta dobitnie: Kto to jest ten facet, z ktrym bya pani dzi w kawiarni na Krakowskim Przedmieciu? Taki blondyn? Lulek? rzucia imi zaskoczona i zdziwiona, ale zaraz zjeya si jak kotka. A panu co do tego? Pan co za jeden? rzucia krtko, podno gos. Kelner odwrci si od bufetu w ich stron z zainteresowaniem. Niech pani odpowiada dobrze? I tylko bez krzyku zagra Kolanko va banque. Tylko na caego! pomyla szyb ki jeden rzeka Hawajka potulniej i ciszej znajomy. Kto to ten Lulek? naciska Kola ko. Usta jej skrzywiy si w cwaniackim grymasie. Jak pan chce pyta, to niech si pan w ylegitymuje rzeka z pewnoci siebie. Nic na pikne oczy Rozmawiam z tajniakami, jak z. Nieee! rozemia si z moliw szczeroci, jak zdoa zmobilizowa na swej twarzy . Tego Lulka znam lepiej ni pani. artowaem sobie, takie nabieranie, wie pani. Hawaj ka obserwowaa go z rosnc nieufnoci. A pan co za jeden? przesza do kontrataku. D zna, Lulka pan zna Jestem dziennikarzem rzek powanie Kolanko. Znam mnstwo ludzi

arszawie. Co zupenie nowego zapalio si w oczach Hawajki i Kolanko to zauway. Gdzi pracuje? spytaa Hawajka niemal proszco. W Expressie Wieczornym. Przez chwil pan isza. Czy mgby mi pan powiedzie, jak si pan nazywa? proba w gosie dziewczyny bya zem wyrana, niczym nie hamowana. Nazywam si Kolanko rzek. Edwin Kolanko. Oczy dz czyny zagodniay. On cigle mi o panu opowiada powiedziaa bez umiechu, z lekk niech ha pana bardzo. Mwi o panu jak o ojcu. Kolanko milcza. Nie wiedzia, co powiedzie, ja k odwdziczy si za t prostot. Kto? Lulek? spyta z chytrym umieszkiem. Tak, Lule dzia Hawajka. W tej chwili przy stole, przy ktrym siedziao czterech facetw, wybucha awantura. Poczt kowo rozlegy si podniesione gosy i przeklestwa, jakby kccy si nie dostrzegali obecn nych ludzi. St zosta gwatownie kopnity, odtrcone z si krzesa upady Haaliwie do kconych zerwao si, drc zwierzc dynamik: byli to roli, wysocy i tdzy mczyni o ch twarzach, przecitych teraz nienawici. Bycze karki nabrzmieway im si i i zalepieni rozjazgotane wciekym krzykiem usta, oczy, nosy i uszy pokryy si purpur, zaczesane do tyu wosy spady im w ukowatych, pasmach na czoa. Ich dwaj towarzysze skoczyli na rwne nogi, bladzi i rozdygotani. Rzucili si midzy nich rozdzielajc i obejmujc, woajc: pisk iwymi ze zdenerwowania falsetami: Jziek! Daj spokj! Wadek! Nie wygupiaj si! Bagam iek! Uspokj si! Zrb to dla mnie! Tu ludzie! Wadek! Bd powany! Jziek! Ju dobrze a kasjerka wstaa roztrzsiona, kelner w malinowej podkoszulce rzuci si w stron szamocz ych si, wodocigowiec kiwa si ogupiay na krzele, chopak trzyma organki przy ustach, e gra. Hawajka zblada. Kolanko poczu, jak bijce z podniecenia serce rozsadza mu pier i krta, nie mg oderwa zafascynowanego wzroku od kotujcej si, drgajcej grupki, nie m zy si z miejsca. Spoza kotary wyskoczy barczysty mczyzna o grubym karku i w okularach na ogromnym nosie i wpad w rodek zamieszania, krzyczc: Na ulic! Wont std! Ju! Hawa , po milicj! Przeciwnicy, prc ku sobie, miotali si w objciach rozdzielajcych, ktrzy zyczeli spazmatycznie: Jziek! Na rany boskie! Wadek! Kochany! Bracie! On mi tu nie bdzie mwi, ten szmaciarz parszywy dysza ciko Wadek. Ja mu poka, gnojowi mie ek przez zasnute cienkim pasmem piany, spieke wargi. O, Boe! myla gorczkowo Kolanko zabijaj si! Mog si zabi! Tacy ogromni, potni mczyni Nie mg oderwa szeroko oku tego, co ma nastpi, co zaraz tu bdzie, a czego on, Kolanko, boi si przeraliwie ja k kady zafascynowany si i odwag, tchrzliwy sceptyk. Milicjaaaa! rozdara si kluch asjerka. Drzwi od baru pky pod szybkim pchniciem z zewntrz, kilka osb wbiego do rodk przystano niezdecydowanie. W tym momencie Wadek uwolni si na sekund z opasujcych zeszkd i sign byskawicznie po wosy Jzka, ktre schwyci z szalecz moc i szarpn czenie wasne kolano do gry. Z dartych bezlitonie wosw trysny wskie struki krwi ku czoa, za twarz Jzka nabrzmiaa natychmiast czerwon, rozmazan opuchlin. Jziek jak ra dyniec strzsn z siebie jednym kopniciem kelnera i rozdzielajcego koleg, po czym rwni skawicznie, z si parowego mota rbn pici prosto w nos zastopowanego swym dokonaniem Kolanko wsta jak zahipnotyzowany. Jak tak mona? tuko mu si w obolaym mzgu jak ieway! Skrzywdzi!. Zmarnowa godno czowieka! Uderzy go w twarz! Uderzy go w jego w os mia efekt piorunujcy : rozleg si gruchotliwy trzask miadonej koci, Wadek zmik zatoczy si na przewrcony st. Teraz rozszalao si pieko, zdawao si, e nic nie jes powstrzyma siy niszczenia rozptanej w potnym ciele Jzka, e ludzie, sprzty, powietrz r Sodycz, wszystko wokoo rozleci si w drzazgi w zetkniciu z t wrzc, rozbestwion sekunda, ktrej potrzebowa dla odwalenia obkanym kopniciem zagradzajcych mu drog s owiem ludzie odrzuceni byli ju dawno poza orbit cyklonu wystarczya Wadkowi do byskaw cznego pochwycenia butelki po piwie. oskot rozamywanych krzese zla si w jedno z brzki m pkajcego grubego szka: jednym nieomylnym, silnym zamachem Wadek rozbi butelk o cia ten sposb, e trzymana w jego rku szyjka najeya si ostr stuczk rozupanej do poowy o poszczerbione w piekielne ostrza szko wbi z caej siy w twarz Jzka, gdy ten run na a zwaw mebli. Przez uamek sekundy zawisa straszliwa cisza w przestrzeni baru Sodycz, czym rozlego si ohydne, psie wycie Jzka, trzymajcego si oburcz za okropn, krwaw g na krew, zmieszana z jakim strasznym luzem, spywaa mu z oczu przez palce. Wadek dziki m skokiem dopad drzwi roztrcajc oniemiaych gapiw i wypad w czarn ulic, bijc po dro madzcy si tum. Mamusiu! rycza Jziek. Mamusiu! Osun si na kolana, nie odrywa ch krwi rk od gowy. Nikt si do niego nie zblia. O Jezu! wy o Jezu! po czym o na podog, kopic konwulsyjnie nogami. Nadal nikt do niego nie podchodzi, ludzie stali wokoo, urzeczeni plugawym, idiotycznym nieszczciem. I naraz jakby czar opad, zaklty krg prys, pierwsza Hawajka rzucia si w sam rodek pobojowiska, za ni pan liwka, kelne koledzy Jzka, ludzie. Rozlegy si nabrzmiae histeryczn trwog krzyki: Lekarza! Milicj

gotowie! Ratunku! za ponad wszystkim growa zwierzcy ryk Jzka. Kolanko sta nadal jak onity w ziemi, grube krople potu wystpiy mu na miertelnie blade czoo. Poczu naraz r ki, popychajc go do wyjcia. Niech pan std idzie posysza jej gos szybko! Ju! Z i milicja. Po choler ma pan by za wiadka Da si wypchn na ulic. Pod latarni na elaznej usiowa zapali roztrzsionymi rkami papierosa. Jak on mg? mzgu jak on mg? Butelk, ostr, kaleczc, zabijajc, w cudz twarz W cudz twarz! mona?! i nagle poj, e Kubu Wirus, jego Kubu, tu, w tym barze, z tymi ludmi. Wyob z przeraliw ostroci, co by si stao z Kubusiem, gdyby Jaka ktnia, awantura, o kt . Jasno, precyzyjnie, zupenie chodno pomyla, e Kubu ju tu nie wrci. e on, Edwin Ko nie moe na to pozwoli. 3

Ulicami ciko byo jecha. Mae, srebrnoniebieskie auta radiowe z umieszczonymi na dachac h megafonami rozsieway ekscytujce meldunki z trasy wycigu WarszawaBerlinPraga, biegy u nim gromady ludzi na olep, przez rozpdzone pojazdami jezdnie, gwacc prawida ruchu, ryzykujc wypadki i wywoujc, nieprzytomne wyzwiska wychylonych z okienek szoferw. Obe lgi uryway si zreszt w p sowa, gdy szoferzy tonli od razu w rewelacjach nadawanego ikatu: ich wyobrania zaczynaa pracowa nie gorzej od silnikw ich wozw, przed oczami pr zesuwaa im si wizja szosy, na ktrej szeciu chopcw w biaoczerwonych koszulkach z or iersiach walczy w kurzu i znoju z obezwadniajcym, zmczeniem, opornymi pedaami, nie k oczc si przestrzeni i kilkudziesiciu innymi chopcami w innych koszulkach, rwnie jak podajcymi zwycistwa. Twarze szoferw agodniay, oczy zachodziy marzycielstwem, westch a unosiy im pier i ruszali z miejsca, przebaczajc tym, ktrzy wycisnli z nich zgrzyt n agego hamowania i sekund przeraonego bicia serca. Ludzie zwariowali z tym wycigiem powiedzia Jerzy Meteor do modego czowieka okoo tr ziestki. Uhm chrzkn obojtnie zagadnity. Siedzieli w maej dekawce starego typu, o wej lichej karoserii czerwonego koloru. Prowadzi w mody czowiek o do odpychajcym wyg e: w okularach na pkatym, krzywawym nosie, o nieczystej cerze, poddanej starannym zabiegom kosmetycznym, co w rezultacie dao usian wygadzonymi wzgrkami i dolinami po wierzchni twarzy. Ubrany by kosztownie, lecz le: popelinowa koszul miaa zbyt obszerny konierz, zmity uciskiem przekrzywionego krawata. Jego spoczywajce na kierownicy rce byy mocne i owosione, o krtkich, grubych palcach i citych na pask, nie domytych pazno ciach. Niech pan jedzie prosto Alejami do elaznej, panie doktorze rzek Meteor. Uhm mrukn doktor opryskliwie. I doprawdy umiechn si przymilnie Meteor musi si p co lepszego ni ten brudny futera na koach. Wskaza ruchem gowy wntrze dekawki. Skrcili w elazn, a potem w Krochmaln. Po chwili dekawka zatrzymaa si naprzeciw odrapa ej kamienicy, pykajc z wytenia. Meteor i doktor wysiedli, ten ostatni zamkn staranni drzwiczki i schowa skrupulatnie kluczyki do kieszeni, skd wyj papieronic, poczstowa eora i sam zapali. Przeszli na drug stron jezdni; doktor z uwag obserwowa kamienic. B to czteropitrowy, szeroki budynek w pudekowym stylu lat trzydziestych; kamienic ta kich, ocalaych z ostatniej wojny, zostao sporo w Warszawie przeadowane nadmiern iloc lokatorw i odrapane przez wojenne perypetie straciy dawno urok wieoci, jedyny zreszt, jaki posiaday, nigdy bowiem nie rociy sobie pretensji do pikna, stanowic kompromis po midzy duchem zysku przedwojennych kamienicznikw a namitnym poszukiwaniem artyzmu wcz esnych architektw. Meteor i doktor minli ciemn bram i wyszli na podwrze: cay ty posesji zajmoway garae tor rzuci nie dopalonego papierosa i starannie przygasi podeszw buta. Z obu stron p odwrza wznosiy si niedue murki, na ktrych rozpita bya wysoko elazna, zardzewiaa si oprzetykana drutem kolczastym: czynio to wraenie obustronnego obwarowania, podczas gdy garae opieray si o szczytow cian jakiej zrujnowanej fabryki, ktrej wypalony, y mur cign si daleko w gb. Porodku, nad dachem garay, wznosia si szeroka, murowan ka z obszernym otworem pokrytym kratownic hojnie okopconych szybek, z wystajcymi r urami kolankowymi od elaznych piecykw. Podwrze pene byo sprztu samochodowego, betonow podjazd dla napraw podwozia wskazywa, e mieszczce si tu przedsibiorstwo jest zakadem solidnym i rozwinitym; tuste plamy smarw o tczowym poysku, operowane kaduby wozw bez rozmontowanymi silnikami, uwijajce si wokoo postacie w przetuszczonych kombinezonac h i usmolonych koszulkach gimnastycznych, okaleczone i zardzewiae karoserie, star e i osiade na kikutach bbnw hamulcowych wozy wszystko to skadao si na obraz peen ieco jednostajny w swej szarobrunatnej barwie, lecz bogaty mnstwem szczegw. Meteor i

doktor weszli do garay; byy one rozlege i woniejce olejami, tu i wdzie poniewieray s koa, stare opony, niezliczone kanistry i baki, od trjktnych blaszanek po wojskowe, z amczyste bidony. Meteor wszed pewnie w gb garay i odnalaz elazne, krcone schody, po ch wszed z rozgldajcym si ciekawie doktorem na gr. Znaleli si w zwykej hali warszt penej ogromnych, czarnych stow z czarnego drzewa, imade, pilnikw, borw, widrw elek nych, maych tokarek, dut, motkw i caej baterii butelek po wdce, napenionych oliw, p em, klejami i lakierami; krcio si tu kilku ludzi o umorusanych rkach i twarzach, w wc kowych, przetuszczonych myckach na gowach. Zbliy si do nich smuky blondyn o ctkowany rudem obliczu, z papierosem wklejonym w kcik warg i szydekow krymk na ciemieniu, oci erajcy brunatne od oliwy rce w pakuy. Dzie dobry, pan dyrektor umiechn si do Me e puszczajc niedopaka z warg; mwi piewnym, kresowym akcentem. Sie masz, Paciuk prz ta go koleesko Meteor. Jest inynier? A jest zapiewa Paciuk prosz, prosz nic im miejsce. Meteor z doktorem powdrowali w gb hali, po czym Meteor pchn dyktowe d zwi z nabit tabliczk z biaego kartonu, na ktrej widnia napis Biuro, wykonany tuszem y pomocy szablonu. Za dyktowymi drzwiami cign si niewielki korytarzyk, za nim cikie, olsterowane drzwi z napisem na szklanej tabliczce: Dyrektor. Meteor uchyli je, po c zym figlarnie zapuka do rodka, rozlego si gone: Wej! Meteor otworzy szeroko dr uci doktora przodem. Czoem, Alu rzek Meteor kordialnie do ysego mczyzny o obwise ktry unis blade oczy znad biurka i ogarn nimi wchodzcych. Serwus rzek zimno in ga i wsta. Pozwl, e j przedstawi gestykulowa do swobodnie Meteor. Pan doktor D wski, pan inynier Wilga. Doktor wycign rk, obrzucajc Wilg pewnym siebie i uwanym iem. Pan doktor Dzidziaszewski interesuje si dobrymi wozami poinformowa Meteor Wil g; nieustannie poprawia co przy wle swego tawego krawata w konierzyku biaej koszu arka w pepitk z dodatkow kieszonk na wysokoci wtroby dopeniaa rynsztunku Jerzego Met a. Bardzo mnie to cieszy umiechn si wsko Wilga. Doktor Dzidziaszewski umiechn s . Uhm zaznaczy chrzkniciem swj udzia w rozmowie, rozgldajc si ciekawie wokoo. kien, jaskrawo owietlony zwisajc na biaym bloku arwk w mlecznym kloszu takie pomie nia nazywa si w Warszawie kantorami. Stao tu biurko i st kancelaryjny, pokryty wytar t, zielon bibu, na nim drewniane kaamarze, stojaczek na stemple i piecztki, suszki, l czydo, szpikulec do kwitw, dziurkacz do skoroszytw; przy cianie staa seryjna szafa bi urowa z automatycznym zatrzaskiem. Kotara z czerwonego sukna na przeciwlegej w st osunku do drzwi cianie krya jakie wejcie, drzwi lub nisz. Od tego szablonowego wntrza odbijaa kolekcja pucharw srebrnych, platerowanych i krysztaowych, pokrytych licznym i plakietkami o wygrawerowanych dugich napisach, penych dat i nazw miejscowoci; puc hary te stay wszdzie: na szafie, na biurku, na pce z ksigami handlowymi. II Nagroda id Gwiadzisty dokoa Polski 2229 czerwiec, 1932 rok gosi na jednym z pucharw pocz su, dostpny dla szperajcego wzroku doktora. ciany byy usiane plakietami i emblematam i w srebrze i w emalii: na honorowym miejscu, wrd odznacze firmowych Fiata, AustroDa era, MercedesBenza, widniao due, wygrawerowane w srebrze koo z biaym orem Polskiego mobilClubu. Pod nim wisiaa spora fotografia, na ktrej dwch mczyzn ciskao sobie rce dugiego, wycigowego auta marki Bugatti; obydwaj odziani byli w biae kombinezony, pen byskawicznych zamkw wzdu, wszerz i na kieszeniach, oraz w biae pilotki, modne w krga h wycigowych automobilistw w latach dwudziestych i trzydziestych, z szyj obwizanych fularowymi szalami w jasne grochy zwisay im ochronne okulary. Doktor Dzidziaszew ski zbliy si i odczyta autograf na zdjciu: by on sporzdzony w jzyku niemieckim i po jednym z dwch panw by inynier Wilga, przeto wszystko wskazywao na to, e drugim by po sany poniej Rudolf Caracciola. Nic si pan nie zmieni rzek uprzejmie doktor do Wilgi Wilga skrzywi wargi w grzecznym umiechu. Do rzeczy, panowie, do dziea rzek Meteor. Doktor jest stary skpiec, ale postanowi wreszcie zlikwidowa swoj papierow limuzyn i k pi co przyzwoitego. Alu, co masz na pkach? Humber, model 1954, komplet zapasowych ek obojtnie Wilga bez kupieckiego krygowania si, ignorujc jakikolwiek system zacht. bejrze mrukn doktor do Meteora. Wida byo od razu, e jest to czowiek ulepiony z twa gliny z domieszk tuczonego krzemienia. No, Alu jedyny Meteor wnosi tu co z ducha t ycyjnej transakcji prowad! Bdziemy oglda Zeszli elaznymi schodami w kt garau, gdzie ciemniaa sylwetka piknego, opywowego wozu, Wilga przekrci kontakt i w ktach cian zabyso par niczym nie osonitych arwek. W o ra zalnia podliwo. Dugo chodzi wok oliwkowej, byszczcej doskonaym lakierem kar ie nieznacznie wgitej i jakby umylnie odrapanej, ale nawet nie dotkn palcem klamki. Po czym stan przy Wildze i nie odrywajc oczu od auta spyta: Ile? Szedziesit rzek Wilga, zapalajc papierosa.

Doktor wycign natychmiast papieronic i przypali od niego. Nawet niedrogo rzek la mnie. Ale dlaczego? szarpn si niespokojnie Meteor. Za adny rzek sucho doktor. Wilga umiechn si wyrozumiale. Do zaatwienia rzek rzeczowo. Nie rozumiem? rzek doktor. Zaraz to panu wyjani, panie doktorze rzek szybko Meteor, ujmujc Dzidziaszewskiego p d rk. Dorzuci pan semk, no powiedzmy, tylko pi tysicy chociaby i bdzie pan mia taki, jaki panu trzeba. Nie rozumiem powtrzy doktor z ostronym uporem. Wilga zwrci na swe wyblake oczy. Podoba mi si rzek e jest z pana samochodziarz e. Widz, jak pan patrzy na wz. Za pi tysicy wszystko bdzie w porzdku. Nie rozumiem rzek po raz trzeci doktor. Widzi pan, doktorze zacz z gestem cierpliwego pedagoga Meteor. Pan jest znanym i c nionym w Warszawie ginekologiem. Trafia pan lekko swoje trzydzieci tysicy miesiczni e, prawda? Pozwala to panu na rozmaite drobne uatwienia yciowe, niedostpne na og refe rentom w zwykych ministerstwach. No, nie? Nie lubi gupich artw rzek ponuro doktor. O tym, ile, ja zarabiam, moe si pan d listy pacy orodka zdrowia, w ktrym ordynuj. Dobra, dobra rzek z pobaliw serdecznoci Meteor. Jestemy wrd przyzwoitych lud torze. Syszysz go, Alu? zwrci si z poufaym gestem do Wilgi Dzidziaszewski, gineko zota rczka, uwielbiana posta wrd panienek z dobrych domw, yje z orodka zdrowia Trz spisa w formie listu do redakcji i posa do Szpilek. Najlepszy dowcip tygodnia, co? Zatrzanij si, Meteor rzek bez umiechu Wilga. Doktorze zwrci si uprzejmie do skiego ja pana rozumiem. Wz jest dla pana o tyle nieodpowiedni, e pewne zoliwe i wci skie instytucje, jak powiedzmy izba skarbowa, istniejce wycznie w celu utrudniania y cia ludziom penym inwencji i polotu, mog si cakiem nieodpowiednio ustosunkowa do fakt u posiadania przez pana tak wytwornej limuzyny. Ale na to s sposoby. Pan jako sam ochodziarz wie przecie, co jest w wozie najcenniejsze. Ot podejmuj si dokona drobnego zabiegu kosmetycznego na tym humberze, po ktrym nie utraci on nic ze swej zasadni czej wartoci, za otrzyma wygld taki, e egzekutorzy urzdu podatkowego bd roni gorce erdzia na jego widok. To bdzie kosztowa pi tysicy. Zaproponuj panu nawet wsparcie, ci komornicy doda przekonujco Meteor. Oddadz panu oktorze, swj ostatni, wdowi grosz. Mielimy ju takie wypadki w naszej bogatej prakty ce. Nie wspominaj panu doktorowi o wdowach rzek delikatnie Wilga. Pan doktor zapewne nie lubi tego wyjtkowo nierentownego typu kobiet.. Doktor zamyli si gboko, co trwao dusz chwil, po czym powiedzia: Pidziesit p oda? Co pan? rzuci si brutalnie Meteor. Szedziesit rzek z prostot Wilga. Nie bdziemy si spiera o gupie pi tysicy rzek oschle doktor. Zaatwione. Na kiedy to panu zrobi? spyta z chodn, handlow uprzejmoci Wilga. Alu? miota si Meteor co ty wyczyniasz? Taki wz! W tym tygodniu jeszcze rzek obojtnie doktor. Tylko nie mog przela panu pienidzy nto. Dostanie pan w gotowce, dobrze? Czy nie sprawi panu trudnoci w buchalterii t ransakcja bez przelewu? Niewielk odpar uprzejmie Wilga. Jako to zaatwimy. Bo, uwaaj panowie doktor sta si naraz nieoczekiwanie rozmowny tyle jest kopotu z pienidzmi Zna pan Legabieckiego? zwrci si do Meteora. Legach? rzek z niedba serdecznoci Meteor no, jak to? Stary kumpel. Chodzilimy n do jednej szkoy, do Wadka Czwartego. Robilimy razem matur na pocztku okupacji. Co nim dzieje? Wiem, e nadziany jest jak rzadko kto. Zawsze mia gow do tachlu, a w doda tku nieziemski fart! Mj stay, dobry klient rzek ze smtnym uznaniem doktor. Niech pan sobie wyobrazi, ierdlu. Wsiad na adne par lat. Wszystko przez pienidze. Jak to? achn si Meteor. Przecie Legacha to uznana przez pastwo inicjatywa prywa zedsibiorca w ramach wszystkich regulaminw, patentw i zarzdze? Niby tak rzek doktor ale zgubi go nadmiar. Legabiecki zacz sw karier zaraz po w d produkcji proszku do zbw. Jest to do nieskomplikowany proces przemysowy. Wystarczy,

jak wiadomo, dysponowa po prostu pewn iloci kredy, by sta si w tej brany fabrykante a du skal. Wiemy te skdind, e wczesne wadze zajte byy wasnymi, do powanymi k ay wagi do zagadnie zwizanych z produkcj proszku do zbw. Niemniej jednak pewne pocig a Legabieckiego musiay si wyda na tyle uwaczajce, e pewnego dnia zjawio si u tego p ra higieny kilku panw, jeszcze w wojskowych, spowiaych od stepowego soca mundurach, k trzy skonfiskowali mu wszystkie zapasy surowca; surowiec ten okaza si nawet nie kre d, lecz jakim grubo taszym mineraem. Panowie ci mieli interes take do samego Legabiec kiego, nie zastali go jednak, gdy wanie wyjecHal przycza do macierzy i kolonizowa Zi e Odzyskane. Kiedy pojawi si z powrotem w Warszawie, by ju cenionym dziaaczem ekonomi cznym, a nawet czonkiem Stronnictwa Demokratycznego. By wacicielem maej fabryczki, za trudniajcej pidziesiciu robotnikw w myl ustawowo dozwolonych dla inicjatywy prywatnej norm, i przy ich pomocy produkowa wan cz jakiego wanego aparatu hydraulicznego czy rowego. Mwi mi, e aparat ten skada si z siedmiu wanych czci, z ktrych kada produk t w innej fabryczce o pidziesicioosobowej zaodze. Nie mwi mi tylko nigdy o tym, e ws tkie siedem fabryczek naley potajemnie do niego, a take sma, w ktrej skada si owe cz jedn najwaniejsz cao. W ten sposb zatrudnia u siebie czterystu robotnikw i siedmiu jalnych, cho fikcyjnych wacicieli zakadw przemysowych. Gowa, co? Trzeba mie czaszk naszych warunkach skonstruowa taki koncern, nie? I obsun si na gupiej forsie. Prosz s bie wyobrazi, e tyle si jej nasmokta, e nie wiedzia ju, co z ni robi. Wobec tego k e sporzdzi spor cystern z dobrej miedzi, ktr zakopa u siebie w ogrodzie w Zalesiu. Z sterny wystawaa rura, ktrej otwr, niewielki, jak w skarbonce, ukryty by zrcznie w tra wie koo owocujcej jabonki. Legabiecki chodzi tam wieczorami i tylko wpuszcza co tydzi e zote dolary, guldeny holenderskie, funty do cysterny, prosto w ziemi. Kto go podpa trzy, milicja cystern wykopaa, od zotej waluty dosza do omiu fabryczek i w ten sposb roili biednemu Legabieckiemu dwanacie lat. Szkoda czowieka mrukn Wilga. Taki talent! Kapitan finansowy. Nie pojmuj tedy rzek ze zoliwym umiechem Meteor czemu si pan doktor handryczy o e pi patykw? Przecie pan doktor cysterny nie zakopie u siebie, w gabinecie pooniczym, no nie? A tych zotych monet to ju nie ma pan gdzie chowa. Wszystkie wydrone nogi od g inekologicznych krzese s ich pene, jako te materace. Dzidziaszewski spojrza na Meteora z odraz i wycedzi przez zby: Myli si pan, panie Me eor. Daleko mi do Legabieckiego. Ja nie pracuj przy tak cennych i tak wanych apara tach, eby tyle dziadkw nastuka po czym zwrci si do Wilgi: Bd u pana pod koniec Przywioz pienidze. No i oczywicie zapraszam na tradycyjn wdk. Pana te doda z cho on Meteora. Bardzo dzikuj rzek uprzejmie, lecz sztywno Wilga; wyglda przy tym jak owy kierownik sprzeday we wzorowym salonie automobilowym. Doktor Dzidziaszewski s pojrza na z wyran sympati. A gdyby pan inynier doda z nag poufaoci znalaz o su Prosz na mnie liczy. Wilga umiechn si z powcigliw melancholi. Boj s e stanowi dla mnie pen czaru przeszo. Ja za rzek dobrodusznie Meteor nie mia iwko temu, aeby pan doktor obdarowa mnie abonamentem po ulgowej taryfie Dzidziaszew ski umiechn si krzywo, odsaniajc brzowe od tytoniu zby. Wilga zgasi wiato i rusz jasnej plamy wyjcia. Oczy ich utony w pmroku garau, nie dostrzegali przez chwil nicz . Chwila ta wystarczya, by ciemna posta, obserwujca bacznie i przysuchujca si pilnie ozmowie przy oliwkowym humberze, usuna si bezszelestnie poza rozmontowanego cadilla ca starego typu. Wychodzc na podwrze Wilga, Meteor i doktor zwrcili uwag na rozemiany ch mechanikw otaczajcych jaki przedmiot. egnam pana rzek doktor. Do zobaczenia. , Alu rzek Meteor. i ja lec do biura. Prezes na mnie czeka. Skorzystam z auta i pan doktor mnie podrzuci, dobrze, doktorze? Trudno rzek obojtnie doktor. Wilga chcia p odej do mechanikw, ale usysza z gry gos Paciuka: Pan inynier! Telefon! Wspi s chodach na gr, wszed do kantoru nie zamykajc za sob drzwi i uj suchawk. Tak po hwili bd. Z przyjemnoci. Prosz przyj, panie prezesie, moje podzikowania. Cha, cha ozemia si cicho e formy? Tak, przepadam za formami A dzisiejszy wieczr uwaam za wa dziejach ycia towarzyskiego naszej sfery. Bankiet? Wspaniaa nazwa! A wic dzi wieczr w Krokodylu. Strj wieczorowy, prawda? egnam. Moje uszanowanie. Odoy suchawk, wzi biurka i wyszed. Pan inynier zbliy si do Paciuk tam jaki pan do pana. Wilg arzyka: na krzele przed drzwiami do kantoru siedzia drobny, niepozorny facet w cie mnym, nieco wywieconym, bardzo staromodnym garniturze; midzy kolanami trzyma paraso l, na kolanach spoczywa zdjty z ysej gowy melonik; tawa twarz o wystajcych kociach kowych i dugim nosie zdawaa si drzema, nieruchoma i obojtna. Jak mogem go nie zauwa anowi si Wilga, lecz facet by tak kwintesencj niepozornoci, e nie byo nawet nad czy

astanawia. Pan do mnie? spyta oschle Wilga. Facet otworzy oczy, ktre okazay si ci niedue, lecz pene ycia, wsta i umiechn si zachcajco. Tak rzek grzecznie j acji. Mj wz stoi na podwrzu. Moe zejdziemy skoni si lekko Wilga zobacz wz. umorze, co przejawiao si w nienagannej grzecznoci: udana transakcja nastroia go pogo dnie, zaproszenie na bankiet podnioso go na duchu, za ten dziwaczny facet o wygldzi e zdradzanego ma z findesieclowej farsy rozbawi go do reszty. Zeszli na podwrze. Zai nteresowanie mechanikw ju opado i na rodku podwrza sta samochd, budzcy w nich przed minutami tak Haaliw wesoo. Ciekawa rzecz, ale widok tego samochodu da zgoa odmienn kt w zachowaniu inyniera Wilgi: jego wyblaka, duga twarz zmienia zupenie wyraz i jeli kiedykolwiek mg si na niej odbi stan duszy zwany nienaturalnym podnieceniem, to stao si to wanie teraz, i przejawio w cynobrowym rumiecu, jaki pokry szczyty jego wklsyc iczkw i spomieni mu odstajce uszy, oraz w nadzwyczaj czstotliwym drganiu prawej powie ki. Czyj to wz?! po raz pierwszy kilkunastu lat Wilga podnis gos a do okrzyku. M r pan z parasolem, odwrci ku Wildze wysch szyj, tkwic w staromodnym konierzyku, i na wzrokiem, w ktrym lekkie zdumienie mieszao si z zadowoleniem. Panie rzek Wilga e Nie mg wydusi z siebie sw, wzruszenie ciskao mu gardo. Wz, wzbudzajcy taki z ze, za tak wesoo w jego ludziach, usprawiedliwia jako te sprzeczne uczucia: by to w y pojazd o szprychowych kkach, tak zwany kabriolet czenko, z dkowatym tyem nadwozi nym tu po pierwszej wojnie wiatowej. W jednostkach o skonnociach do pustego miechu mg atwoci wywoa chichot, ale naturom bogatym we wspomnienia musia wyrywa z piersi sod estchnienie sentymentu. W szeregu tych ostatnich znalaz si zupenie niespodzianie iny nier Albert Wilga: przez dugie minuty wpatrywa si jaki urzeczony w kabriolet, nastpn ie schwyci za rami niepozornego pana i pocign go z powrotem na gr, gdzie zamkn za annie drzwi kantoru. Niech pan siada rzek z odzyskan wreszcie rezerw prosz zaczeka wil. Rozchyli kotar z czerwonego sukna i otworzy jakie drzwi, ktre zamkn za sob. m pomyla przytomnie pan z parasolem jest jakie pomieszczenie Ciekawe? Przecie ta p budwka opiera si o szczytow cian wypalonej fabryki, do ktrej wchodzio si z Grzybows prawda? Zaraz, zaraz! Skoro wic pokj, w ktrym siedz, jest na tyach przybudwki, za w go tylnej cianie znajduje si jeszcze jakie wejcie dokd, wynika std, e tam, na teren ujnowanej fabryki, s jakie dalsze lokale, nalece do inyniera Alberta Wilgi Moe miesz ie? Ciekawe Wszed Wilga z butelk zagranicznego koniaku i dwoma kieliszkami. Bez sowa postawi kieliszek przed swym gociem, nala topazowozocisty pyn do kieliszkw, usiad za urkiem i rzek: Prosz pana, niech mnie pan posucha: nie znosz takich szablonw i nie d atego przyniosem koniak, by z panem opija jaki interes. Przyniosem go, by razem z pa nem wici wielk chwil Rozumiem rzek pa o tej twarzy, jego czarne oczy ujmowa zuwani w panu czowieka, ktry wie, czego chce, za chce rzeczy wielkich i niecodzienn ych. Ot to rzek Wilga wznoszc kieliszek, oczy byszczay mu oywieniem, jakie nie g m od ceremonii jego pierwszego rozwodu. Ot to powtrzy Myl, e zrozumie mnie pan powiem panu krtko bez wielu sw: moje ycie upyno wrd samochodw. Rytmem tego ycia kw w cylindrach, jego urod blask wspaniaych karoserii, jego kadencjami zmiany biegw Na jego wiraach zachowywaem si tak, jakbym mia wmontowany w psychik uczuciowy dyfere ncja. Jeli cokolwiek jeszcze w yciu kocham, to kontur sylwetki auta, szum motoru, z apach spalin, dotyk leciutko wibrujcego ebonitu kierownicy Nie jestem pewien, czy mnie pan pojmuje? Ale doskonale rzek agodnie niepozorny pan, rozgldajc si po puch , nagrodach, plakietach, emblematach i zatrzymujc chwil wzrok na portrecie Caracci oli; we wzroku gocia byo tyle zrozumienia, e Wilga wznis jeszcze wyej kieliszek z kon akiem. Nie wiem, kim pan jest ani jak pan si nazywa zacz znowu i jaki niezwyky pa abrzmia w jego gosie ale mimo to, a moe wanie dlatego, zwierz si panu z mych najta szych marze. Wprawdzie czasy s nie po temu, ale spokoju nie daje mi myl o prywatnej fundacji O czym? zainteresowa si pan z parasolem. O prywatnej fundacji powtrzy e Wilga. Widzi pan, ja nie mam ony ani dzieci, ani dalszej rodziny. Natomiast mam pewne rodki finansowe, przy pomocy ktrych pragnbym dokona czego, co zostawioby po m lad. I dlatego zamierzam ufundowa prywatne muzeum samochodowe, ktre zapisz w testam encie idei automobilizmu tu Wilga chrzkn, lekko wzruszony. Zauway pan zapewne ko owa moje wzruszenie na widok paskiej maszyny. Teraz pojmuje je pan chyba? Paska mas zyna to idealny eksponat numer jeden. Wobec powyszego proponuj panu rzecz nastpujc: o trzyma pan ode mnie penowartociowy, wspczesny wz w zamian za paski wehiku. Pozbdzie n remontw, trosk o brakujce czci, nieustannych napraw, czy nie? No, wic? Zgoda? Twa pana z parasolem wyraaa agodn melancholi. To nie takie proste rzek uprzejmie, lec nowczo jestem bardzo przywizany do tej maszyny. Rozumiem pana doskonale szepn Wilg

i nie nalegam. Ale mam nadziej, e gdy przemyli pan pobudki mn kierujce, wyrazi pan kocu swoj zgod. Moliwe rzek przyjanie pan z parasolem wobec tego pozostaniemy kontakcie, czy nie? Oczywicie zapewni skwapliwie Wilga. A co tam wymaga naprawy? e co w skrzynce biegw rzek niepewnie pan z parasolem. Wszystko naprawimy rzek e Wilga. Niech pan bdzie spokojny. W tej chwili rozlego si pukanie do drzwi i wszed listonosz. By to zwyky warszawski li stonosz w rozpitym, granatowoburym mundurze, z trbk, herbem poczty, na zsunitej ze s poconego czoa czapce, z wielk, parcianoskrzan torb na biodrze. Nosi spory ws nieokr o koloru i jasnobeowe sanday, przewiewne i wygodne, nie pasujce do munduru, lecz uat wiajce chodzenie po pitrach. Listonosz wyj z torby jakie ofrankowane czasopismo w ban deroli i rzek do Wilgi: prenumerata, panie dyrektorze, nowy numer Sprzga. Wilga od a czasopismo, wyj z kieszeni pi zotych i da listonoszowi, po czym rzek do nieoczek Jak si zowiecie, poczciwy czowieku? Listonosz zdawa si by zaskoczony. Pajk p achinalnie. Pajk Antoni. Oto kieliszek koniaku rzek z chor fantazj Wilga wypijc ajk, na pewno nieczsto teraz wam si taki koniak przydarza, co? Faktycznie rzek Paj Ludzie jako mniej wdk w domu trzymaj. Dostanie pierwszego pensj, popije, popije i szl us. Paskie zdrowie, dyrektorze! Wypi, otar rkawem usta i doda: Dobra wdka, nie wa ta. Jaka ziowka czyi, co? Wilga spojrza na z pobaliw pogard. Koniak rzek ki: W MHD nie dostaniecie. No, dzikuj. Listonosz unis czapk i wyszed. Po chwili wst n z parasolem. A wic, panie inynierze rzek wpadn za par dni, dobrze? Prosz ba Wilga jest pan tu zawsze mile widziany. Pan z parasolem skoni si z dystynkcj i wysz d. Paciuk! zawoa Wilga. Wszed Paciuk, ocierajc rce w pakuy, z papierosem w kcik kocz no i zobacz, co jest w skrzynce biegw w tym eksponacie, tam na dole rzek Wilg a. Paciuk wyszed, wrci po dziesiciu minutach i rzek: Skrzynia stara, starta, ale mus co jeszcze pochodzi. Tyle lat si na niej koleba, to i jeszcze si pokolebie. Twarz Wilgi wrcia do dawnej, beznamitnej wyblakoci. Wobec tego rzek nasyp do niej wi ego tam, eby raz na zawsze przestaa chodzi, rozumiesz? 4

Kup Express powiedzia Merynos do Kruszyny, wysiadajcego z auta. Wanderer sta zapar any na Rynku Starego Miasta. Zapada agodny zmierzch. Rynek peen by pastelowych plam, nakadajcych si na siebie w czystym powietrzu: kolorowe fasady kamieniczek, sgraffi ta i polichromie oraz sylwetki snujcych si powoli spacerowiczw zestrajay si w jednoli t, staromiejsk tonacj. Kruszyna wszed do trafiki z tytoniem i pras; po chwili wyszed trzymajc Express przy o zach. Merynos wyj mu bez sowa gazet z rk i schowa do kieszeni. Weszli w gotyck bram orzyli okratowane, elazne drzwi i zeszli na d, do piwnic, po schodach skpo owietlonyc h rnokolorowymi latarenkami. Tczowy pmrok urywa si na progu do duej sali: by to pieniu z niezliczonych ostroukw w ciemnej ze staroci cegle. ukowate ebrowania schodzi nisko, a do boazerii otaczajcej wielokt piwnicy, to znowu piy si wysoko, w ciemno twanych w grze wiza. Na dugich acuchach zwisay pajki mosinych yrandoli, mienice i w wietle podugowatych arwek; cikie dbowe stoy i takie zydle spoczyway pod cia h janiay nienobiae obrusy i ciemniay cikie wieczniki. Z obu stron sali byy przej nich pomieszcze. Do wchodzcych Merynosa i Kruszyny podszed szef sali w czarnym garniturze. St zamwion dla dyrektora Neumanna powiedzia Kruszyna. Prosz bardzo skoni si lekko matre d zed przodem, przechodzili przez okrgawe, przebite w grubym gazie cian przejcia, wresz ie znaleli si w niewielkiej salce, podzielonej dbowymi przegrodami na kilka odsepar owanych l. Nie byo tu innego wiata prcz blasku wysokich wiec w elaznych lichtarzach e dhtel podszed do ostatniej loy w gbi, zdj ze stou kart z napisem: Zarezerwowan ann, skoni si lekko i odszed. Znakomicie zaatwie, Robert umiechn si askawi jakie masz menu na dzisiaj? Kruszyna wyj z kieszeni zmit kartk, pochyli si nad wi ta: Ryby wdzone i zimne misa, do tego czysta polska wdka, zupa rakowa, filet z jagni ia z brukselk, do tego wino wgierskie czerwone, firmy Egri Bikaver, gobki z faszerowa ej kapusty, kompot mieszany, melba, czarna kawa, likier peperment. Bardzo piknie pochwali Merynos jake to skombinowa? Jurek Meteor ma tak ksik przyzna si sz Ze wspomnie kamerdynera. To stamtd. Nie chc mwi o rzeczach, o ktrych nie mam w pojcia zastanowi si Merynos ale ta brukselka do jagnicia i ta faszerowana kapusta n e wydaj mi si tak bez puda na miejscu. Moe rzek obojtnie Kruszyna ale ja bardzo

ukselk i gobki. To bardzo dobre. Ten szef sali tutaj w Krokodylu te si troch zdziwi zamawiaem, ale nie protestowa. Bardzo inteligentny czowiek. No, to wal na gr po nich rzek Merynos chyba ju nadjechali. Kruszyna wyszed, za Merynos przysun czarny kand i pogry si w Expressie Wieczornym. Po kilkunastu minutach weszli na sal inynier Wilga, Jerzy Meteor, Lowa Zylbersztaj n i Kruszyna. Merynos wsta. Prosz bardzo, panowie pozwol powiedzia, ciskajc rce zybyym. Od razu te pojawi si szef i dwch kelnerw. Czy podawa? spyta szef sali zacz? Merynos skin przyzwalajco gow: na st wjecHaly platerowane pmiski pene z pochylili si nalewajc trunki. Alu rzek Meteor wygldasz imponujco. Rzeczywici bert Wilga mgby olni kadego reysera zamierzajcego nakrci film z ycia grnych dzie w kapitalistycznych warunkach: czarna dwurzdwka, perowy krawat i sztywna, beznamitna , twarz fascynoway wykwintem. Brakuje monokla zawyrokowa Zylbersztajn, gadko dzi wy olony i pachncy pudrem. Tylko bez monoklw rzek Merynos z umiechem tylko bez prowo ji. Dyrektor Neumann stoi najprawdopodobniej na czele departamentu w Ministerstw ie Skupu i musi dba o swoj opini. Wszyscy si rozemiali. Musz si jako maskowa ilga dlatego nie wziem monokla. Wol Jurka rzek Kruszyna. Kozacko wygldasz, pat rzek do Meteora z zazdrosnym podziwem. Meteor istotnie wyglda uroczo, ostentacyjni e chopico, ekscentrycznie i elegancko zarazem: zapita na dwa grne guziki jednorzdowa marynarka z ciemnogranatowej gabardyny odsaniaa bladoliliowy krawat w delikatne, p erowe pasy, tkwicy w nienobiaym, wysokim na karku konierzyku o szeroko rozoonych ro A mj krawat nie podoba si nikomu? spyta artobliwie Merynos, wskazujc na herbacian broderowany chiskim, litym wzorem krawat z cikiego jedwabiu. Pikny! wykrzykn Mete hocia czu guchy bl w piersiach na widok tego krawata. ylbersztajn przywiadczy obojt Kruszyna bez zapau, za Wilga wypi wanie w tym momencie kieliszek wdki, po czym nala ie od razu nastpny. Alu, ju zaczynasz? spyta natarczywie Meteor; wida byo wyrani jaki od razu wywiera na niego alkohol tu nie Wilhelmshafen, a my nie Australijczy cy W tonie Meteora wyczuwao si pochlebcz gotowo do jeszcze jednego powtrzenia znan zystkim historii o tym, jak inynier Wilga znalaz si w Wilhelmshafen zaraz po zwycist wie nad Hitlerem i po wyswobodzeniu z obozu; tam pi przez tydzie w taki sposb, e dzi aalno jego staa si obiektem publicznego zainteresowania i prasowych reportay, za pew koa postanowiy zdyskontowa j w sensie patriotycznym. W tym celu zorganizowano naprdce mecz pomidzy doborow ekip reprezentacyjn, skadajc si z australijskich oficerw, a m Albertem Wilg; oficerowie ci uchodzili za niepokonanych w swych pukach, za wszyst kim byo dobrze wiadomo, e Australijczycy dzier w Armii Renu palm pierwszestwa, jeli dzi o odporno na alkohol. Inynier Wilga zasiad za stoem, majc naprzeciw siebie piciu abw w fantazyjnych kapeluszach, jakie Australijczycy uwaaj za wojskowe nakrycie gowy , po czym wypi blisko trzy litry ginu, dopki ostatni z Australijczykw nie zwali si be oczc pod st, wzgldnie nie poczoga si do toalety, co byo dozwolone i przewidziane w aminie zawodw. Ten wyczyn zjedna Wildze ogromn popularno, a narodowi polskiemu wielk w i uznanie wrd alianckich si zbrojnych, okupujcych pnocno zachodnie Niemcy; albow ielu tam mona byo spotka ludzi, ktrzy nie przejawiali adnego zainteresowania powicen polskiej piechoty pod Monte Cassino czy bohaterstwem polskich spadochroniarzy w Holandii lub polskich brygad pancernych w Normandii, ale nie byo nikogo, kto nie znaby wspaniaego zwycistwa Wilgi nad niezwycionymi dotd Australijczykami. Meteor, ja kady czowiek, dla ktrego wypicie p litra wdki koczy si wymiotami i udrk caego o zajutrz, a ktry zarazem rozmiowany jest w alkoholowej mocy i uwaa j za oznak mskoci, bawochwalcz cze dla Wilgi za ten wyczyn. Panowie rzek Merynos pij zdrowie panw ma pa rzek smtnie ylbersztajn. Salka zaczynaa si zapenia, w ssiedniej loy rozs owarzystwo, gwar wypeni mury piwniczne, z pierwszej sali dobiegy dwiki orkiestry, cor az nowi gocie wchodzili i wychodzili, kto z wejcia przyglda si dugo i bacznie loy, j biesiadowa Merynos ze swymi towarzyszami, kelnerzy wnosili coraz to nowe dania. Brukselka do baraniny mrukn Wilga co nie tego Trzeba byo sprowadzi Rom rz Meteor do Zylbersztajna. J jedn? rzuci kpico Lowa nie wypadaoby. Co sycha u , panie prezesie? spyta dobrodusznie Kruszyna dawno jej nie widziaem,. Ja te nie ek Merynos umiechajc si obojtnie; nikt nie domyla si, ile wysiku kosztowao go prz kiego umiechu na twarz. Panowie rzek cicho Merynos zapraszam panw do siebie, na sz mpana! Pi tylko poow kieliszka za kadym razem i alkohol nie czyni na nim wraenia. W a wyglda nienagannie, tak samo jak na pocztku, natomiast Kruszyna, Zylbersztajn, a najbardziej Meteor stracili nieco na precyzji ruchw. Jaki szampan? spyta Wilga. Ni e wiem dokadnie, ale na pewno autentyczny francuski rzek z umiechem Merynos. Nie ws

tydzi si swej ignorancji w dziedzinie luksusu. Upyna jeszcze godzina, zanim Merynos poprosi o rachunek. Kelner pochyli si z uszanowa iem, podajc mu kartk papieru na talerzyku. Merynos spojrza na sum, wyj kilka banknot zapaci. Po czym wsta, zoy starannie Express Wieczorny i woy do kieszeni ciemnej a nim szed Wilga, po czym Meteor z Zylbersztajnem i Kruszyna. Na gwnej sali zwrciy si ku nim wszystkie spojrzenia: tych piciu mczyzn cigao powszechn uwag. Zewszd rozleg pty: Jacy cudzoziemcy? Prywatna inicjatywa? Ten pierwszy to profesor, znam go. Te n mody to aktor filmowy. Jacy literaci na pewno Od maego stoliczka w gbi, na ktrym filianka z czarn kaw, oderwaa si niepozorna posta w staromodnym ubraniu. Posta ta sz o przebiega sal, wskoczya do szatni, pochwycia z rk szatniarza parasol i melonik, wsu na szatniarzowi w rk pidziesita groszy i nie czekajc na przeklestwa za tak drobny wbiega po schodach na ulic. Wanie Filip Merynos wsiada do wanderera z Kruszyn, za Z ersztajn, Meteor i Wilga zamykali za sob drzwi ciemnego mercedesa. Pan w meloniku zatrzepota rozpaczliwie trzymanym w rku parasolem, rozgldajc si niespokojnie wokoo. uta ruszyy z miejsca. Akurat dzisiaj zazgrzyta pgosem, z bezsiln pasj, pan w meloniku podkusio mnie, wi tam wz. Takswki nie wida byo ani na lekarstwo. Przy trotuarze sta niewielki, pk enault, uywany do kolportau czasopism; auto byo otwarte z tylu, ostatni plik gazet powdrowa wanie na chodnik. Za chwil pieszcy si szofer o nalanej twarzy, w zmitej k khaki, zamkn tylne drzwiczki i usiad za kierownic: renault, zabawny i pudekowaty, ist na komoda na kkach, potoczy si prdziutko ku wylotowi Rynku i popdzi Piwn. Przy sk plac Zamkowy ukazay si przed jego mask czerwone wiateka dwch jadcych wolno aut. Je to przed siebie usysza za sob szofer o nalanej twarzy i skrcaj wtedy, gdy ci ka! czenie poczu midzy opatkami co zimnego i twardego, co, co mogo by metalowym owkie b kluczem, ale w takiej sytuacji jest zawsze luf rewolweru. Koszula przylgna mu do plecw, zwilona obfitym potem, auto zachybotao na strony, lecz za chwil szofer o nala nej twarzy opanowa si, stwierdziwszy, e nic mu si zego na razie nie stao, i pojecHal stronie przed siebie. Z tyu wyczuwa metalow grob, ale zaczyna si powoli do niej prz zaja; naciska gaz i kierowa automatycznie, zupenie wyzbyty jakichkolwiek decyzji co do kierunku jazdy, Szybciej! usysza napity skrywan emocj, stumiony gos. Oczywic szy. Wolniej! przemwi rewolwer. Rzecz jasna, e zwolni. Nie zdawa sobie sprawy, dl o przyspiesza lub zwalnia, byo to nawet wygodne, stanowio jaki nieoczekiwany urok j ego pooenia. Tak dalece pogodzi si z tym pooeniem, e zacz nawet gono mwi. e i co podobnego przytrafi Moje francowate szczcie! Zakatrupisz mnie, bracie, albo znw zyjad, co gorsza, do domu po dwunastej. I znw si nie wypi. ona mnie podkrci, blada j ze strachu twarz, e si za dziwkami uganiam! Gawdzi tak do jednostronnie, gdy metal nie podejmowa dialogu. A mwi w Warszawie zacz znw z rezygnacj szofer e co z miecie Nawet w Expressie pisali Ach, ci li ludzie, mierci ha nich nie ma. e te m o musiao przytrafi Skrcaj w lewo! rozleg si gos z tyu i szofer o nalanej twarzy wo bez sowa protestu. W ten sposb przebyli most Poniatowskiego i zatonli w gstwinie uliczek Saskiej Kpy. Szofer o nalanej twarzy nie rozeznawa ulic, mechanicznie skrca i machinalnie zahamowa, gdy usysza za sob krtkie; Stj! Usysza jeszcze: Zawrac nie ma! po czym plecy jego zostay uwolnione od ucisku metalu, za z tyu rozleg si tr ask otwieranych drzwiczek. Szybko wrzuci wsteczny bieg i wykrci w do szerokiej ulicy. Przez uamek sekundy reflektory renaulta omioty stojc na trotuarze, niewielk posta ja iego starszego pana w meloniku i z parasolem. Szoferowi o nalanej twarzy przyszo n a myl, e mgby zapyta tego przechodnia, kto wyskoczy z jego wozu; szybko jednak porzuc t myl: Tak ajz pyta? zniechci si, po czym szparko zmieni bieg, nacisn gaz i skiej, szczliwy jak nigdy w yciu. Pan z parasolem poszed szybkim krokiem ku bocznej, wskiej uliczce, w ktrej przystany dwa auta. Dzielia go od nich odlego jakich dwus . Po paru chwilach przystan przy bramce w ywopocie, pokrytej elazn kratownic: z boku iaa tabliczka z dwoma guzikami, co oznaczao, e bramka otwiera si tylko po naciniciu d wonka do jednego z dwch mieszka. Pan w meloniku obrzuci badawczym wzrokiem zgrabn wi ll: jedynie w szerokim, balkonowym oknie na pitrze, wychodzcym na taras, byo wiato. P zeszed par krokw w bok, wspi si na palce i wycign rami moliwie wysoko w gr; y rutem kolczastym. Zapi starannie surdut, umocowa na gowie melonik i rczk parasola zah czy o drut nad ywopotem. W kilka sekund potem by po drugiej stronie ogrodzenia. Dokad nie zbada trawnik przy cianie pod tarasem, z zadowoleniem znalaz na niej cienkie, d rewniane poprzeczki dla dzikiego wina, pncego si tu skpo w gr; nastpnie zdj buty, j e mocniej wcisn melonik na gow i opar stop w cielistej skarpetce o rynn. Pierwsza po

eczka pka z suchym, lecz cichym trzaskiem, zdoa jednak schwyci rczk parasola gzyms n oknem parteru i w ten sposb zawis na parasolu, na wysokoci dwch metrw. Kilka komiczny ch, lecz nader skutecznych ruchw pozwolio mu wrci nog do rynny: wyglda jak klown cyr y, zabawny, lecz wygimnastykowany. Nastpna poprzeczka wytrzymaa nacisk stopy. Szyb ko przeoy rczk parasola z gzymsu okiennego na elazn balustrad tarasu i wwindowa si jak potem zej? pomyla z trosk, dyszc ciko. Rce i ubranie pokryte mia zastarz to jednak byo wane. Ostronie zbliy si do okna byo ono starannie zamknite, za rol ite byy w ten sposb, e pozostawiay tylko szpar szerokoci okoo trzydziestu centymetr ne, pomaraczowe wiato wypeniao pokj, zduszony szmer rozmw dochodzi spoza zamkniteg lnie okna. Pan w meloniku nie mg rozezna sw. Widzia czterech mczyzn siedzcych w fo i trzymajcych wysokie kieliszki do szampana w doniach, podczas gdy pity sta porodku i co do nich mwi. Pan w meloniku patrza chciwie: zna wszystkich obecnych, z widzenia p rzynajmniej, i stara si ustali stopie zalenoci, jaki midzy nimi istnia, mzg jego p zybko, pragnc rozpozna niewidzialne nici, czce tych piciu ludzi ze sob. W pewnej chw wysoki mczyzn o ciemnej twarzy odwrci si ku oknu. Pan w meloniku zmartwia instynk e ju tylko uchyli si o centymetry w ciemno. Po gumowym konierzyku spyway mu krople Wysoki mczyzna podszed ku oknu i zacign dodatkowe story tumice zupenie odgosy ro para zmniejszya si do jakich dziesiciu centymetrw. Pan w meloniku przysposobi si pon ie do patrzenia: w wskim pasie pomaraczowego wiata tkwia ju tylko posta wysokiego m o ciemnej, misistej, nie znoszcej sprzeciwu twarzy. W rku trzyma pacht Expressu Wie rnego, potrzsa ni i mwi co z ogromn energi. Umiech rozjani naraz twarz pana z p ne powiedzia cichutko to przecie jasne. Myli ukaday mu si w wyrazisty, logiczny zeba zdoby jeszcze dzisiejszy Express pomyla i zabra si do schodzenia. Nie byo t Podrapa sobie przy tym przedsiwziciu bolenie twarz, zama dwa paznokcie i rozdar sur na okciu, zanim znalaz si ponownie na ulicy.

Gdy odkrcony przez Roberta Kruszyn korek strzeli z hukiem prosto w gow Lowy Zylberszt ajna, ten nie obrazi si nawet zbytnio. Co zrobi? Lowa potar uderzone miejsce ksi to on nigdy nie bdzie, ten Bobu. Skd on ma wiedzie, jak to si robi z szampanem? Pano ie rzek Merynos wznoszc kieliszek z musujcym tawym pynem pij za nasz pomylno spyta z zimnym umieszkiem Wilga. Sto lat, sto lat zacz wprawny w nastrojach Meteor amknij twarz rzuci twardo Merynos i wszyscy zrozumieli, e mowa bdzie o sprawach pow anych. Dosy zabawy owiadczy Merynos i powid ciemnymi oczami dookoa. Postacie w fotelach wpywem tego wzroku i tego gosu. Zaczynamy normaln narad robocz kontynuowa z iron nos. Wiem, kto zabi Mechciskiego rzek nagle i zapada pena napicia cisza. To zy ten ktry zaatwi Moryca mwi niedbale Merynos, z niedbaoci, ktra wywouje ciarki n Jeli to ten, o ktrym myl. Nie jestem jeszcze tego pewien, ale wszystko jest na wiecie moliwe. To bardzo ZY facet i kademu z nas moe si przydarzy taki numer, jak Mechcisk u. Przez chwil panowaa cisza, wrd ktrej Meteorowi odbio si. Odstawi z trzaskiem kielis zakry usta doni, czu lekkie mdoci. Ja tam si nie nawalam mrukn Kruszyna. Mery owa: To wszystko nie znaczy, e my, panowie, rozchodzimy si do domw. My, prosz panw, piero zaczynamy. Jak wojna, to wojna, tym bardziej e sprawy ukadaj si nie najgorzej. W kadym razie milicj mamy po swojej stronie. W oczach wpatrzonego w Merynosa Zylbersztajna zamigota zachwyt. Ma gow pomyla Zylbe tajn. Ma gwk, nie ma co mwi Merynos rozwin pacht Expressu Wieczornego. Siupka zrobi swoje rzek Merynos naley mu si nagroda. Tu jest jaki artyku, z kt ka, e milicja poszukuje ju tego faceta. Tego, ktry zaatwi Moryca. I my musimy milicji w tym pomc. Moi kochani gos Merynosa nabra miodowej sodyczy jeszcze odrobina wysi a wszystko si uoy. Mamy przed sob w tym miesicu imprez, na ktrej trafiamy lekk rk zotych, a moe i wicej. Moe i milionik, jak dobrze poleci. Ile? wrzasn Meteor; mdoci i strach opuciy go w okamgnieniu. Kruszyna jkn z prz i pomyle o takiej sumie, nie mia pojcia, co si z tak fors robi i jak ona wyglda. Powiedz im, Lowa rzek z zachcajcym umiechem Filip Merynos. Niech pan im sam powie, panie prezesie rzek schrypym gosem Zylbersztajn, po czym ni e wytrzyma i krzykn prawie: Za dziesi dni jest mecz pikarski PolskaWgry! Co! Gdzie? zawoa Meteor. Zwariowae! rykn Kruszyna. Tu? W Warszawie? spyta lga: jego prawa powieka zacza jednak drga z niebywaym przypieszeniem, co zdradzao wie k emocj.

Tu, w Warszawie rzek spokojnie Merynos i my mamy t imprez w kieszeni. Nikt o tym n e bdzie jeszcze przez tydzie wiedzia, a my wiemy ju wszystko dziki koledze Zylberszta jnowi i z tyme koleg Zylbersztajnem mamy ju opracowany cay przerzut. Wiemy, jaki jes t rozdzielnik, ile biletw dostaje Centralna Rada Zwizkw Zawodowych, kto tam, w CRZZc ie, siedzi w komisji, ju mamy w niej namotanego faceta, ju wiemy, e przez drukarni n ic nam tym razem nie wskoczy, ju znamy ca maszyneri przewozu biletw. Jednym sowem sko jest opracowany do najdrobniejszych szczegw. Jest tak, Lowa? Tak jest przywiadczy gorco Lowa. P melona trafiamy na pewno, jak Pan Bg da i ws si szczliwie uoy. Ale po to, abymy mogli spokojnie pracowa rzek powanie Merynos musi by ochrona. T bert, zaatwiasz w pitek ten kiermasz. Ju ci mwiem, jak masz tam zadziaa. To jest, pr panw, wolta wysokiej klasy i jeli wszystko dobrze pjdzie, maj tam zosta jedne zwoki. go si po tobie, Robert, spodziewam. I po twoich chopcach. Masz now gwardi, masz ludz i z wydziau witamin, masz kozakw od yczliwego, twoja w tym gowa, eby to wszystko zagr ao. A wierz mi, zeszoroczn dyni mona zachachmci faceta na amen. Na kilkanacie tygod pitala przynajmniej. Tak jest, panie prezesie rzek ponuro Kruszyna zrobi si. Czu przykre brzemi odpo ialnoci na swych barkach, wobec czego wypi duszkiem szampana jak piwo. Nie rozumiem tylko rzek oschle Wilga na jakiej podstawie sdzi pan, e ten ZY, czy go pan tam nazywa, przyjdzie na ten kiermasz? Nie mam adnej konkretnej podstawy rzek z namysem Merynos aby tak sdzi. Opieram r y na atmosferze, jaka panuje w Warszawie. Wiemy, co si tu dzieje od trzech miesicy . Mwilimy ju o tym. Taka owocarska impreza bdzie dla wszystkich jeszcze jedn okazj do rozrby. Dla tych tam, co kozakuj, co nam zaatwili gwardi, co skacz i psuj. Tylko e t razem my bdziemy gotowi, bdziemy na nich czeka. Merynos zwin potn do w misisty cewaenia tych obuzw. Nie wiemy dobrze, kto oni s ani czego chc, ale wiemy, e mamy teg dosy! Tym bardziej e milicja jest z nami umiechn si askawie a kto zaatwi w kiermaszu. O, prosz, tu jest, zaraz obok tego artykuu o Morycu i o tym ZYM. Ten art yku doda w zamyleniu pisa nasz wiadomy albo niewiadomy sprzymierzeniec. Nie podp Ciekawym, kto to moe by? Rozoy pacht Expressu i da Wildze, ktry zacz szybko czyta. To Piegus zaatwi Piegus? zainteresowa si krzykliwie Meteor; nienaturalne podniecenie, strach i podani e pienidzy skotoway si w nim w histeryczn pobudliwo. Ten Piegus umiechn si Merynos w zamyleniu to duy kozak. Wiesz, Kruszyna, ja p ego faceta. Obawiam si, panie inynierze, e prba alkoholu zawioda tym razem. Mam smutn e przeczucie, e ten modzian pana wykoowa. Wszystko moliwe rzek obojtnie Wilga ale nie sdz. By rozoony wtedy przez wdk erwsze. Przysigbym, e mwi prawd. Moe rzek z powtpiewaniem Merynos to si okae. Z Siupk si zgadzao. W kadym raz w Expressie ustawi wszystko, jak trzeba. Zastanawiam si, czy nie powierzy mu organiz acji sprzeday biletw. To wymarzony nastpca Moryca. Znali si od dawna, na pewno te kon ik, rozumie si na rzeczy, zorientowany w brany, przytomny. Czowiek dla mnie. Wilga odda gazet Meteorowi, ktry czyta pilnie, dubic w nosie. Merynos zacz spacer p oju. Zylbersztajn pociga melancholijnie nosem. Id do Kameralnej rzek cicho do Met trzeba si ustawi na reszt wieczoru. Chod, podapiemy jakie cizie! Meteor odda gaz ynie. Merynos przystan i powiedzia: Robert, nalej szampana. Kruszyna wsta i napeni kiel . Merynos wznis swj w gr i rzek: No, hewra! eby nam si dobrze dziao! Zdrowie pan kochanego, naszego opiekuna i przyjaciela! Wpatrzyli si w niego zafascynowani. M isista, ciemna twarz Merynosa pena bya wulgarnej, zwierzcej siy. Poczuli si jako pew j, gdy po raz pierwszy pado to nazwisko: Meteora obieg, mdlcy strach. Wilga stopnia w poczuciu nieokrelonej wdzicznoci. Ten Kudaty pomyla Zylbersztajn z melancholijn i to jednak gowa. I sia, ebym ja tak y, sia, ktrej nikt nie da rady. Merynos wyp i kieliszek. Teraz egnam panw rzek z uderzajcym brakiem grzecznoci, jak dorobkiew obec lokai. Wszyscy wstali jak na komend i zaczli si Haaliwie egna, prcz Wilgi, ktry nala sob e jeden kieliszek szampana i wolno wypi. Merynos umiechn si i rzek: Pan wybaczy, pa inynierze, prawda? Wilga skoni si lekko i umiechn si wsko, beznamitnie, obral pociemnia na twarzy, ale nie wyrzek sowa. Gdy wyszli, pad w ubraniu na tapczan i uj chawk biaego telefonu. Trzyma j przez chwil w doni, po czym rzek z pasj: Nie, nie

j dziwki? Nie! I pooy suchawk z powrotem na wideki.

Ciemny mercedes zatrzyma si na skrzyowaniu Alei Jerozolimskich i Nowego wiatu. Zylbe rsztajn i Meteor wysiedli i poszli w stron Kameralnej. Napibym si troch wdki rzek . Tylko w barze Sodycz rzek sennie Kruszyna. Jedziemy tam? spyta Wilga. Kruszy otakujco gow. Lampy uliczne chwiay si w lekkim, majowym wietrzyku, migoczc w mokrym, pryskanym nocnymi polewaczkami asfalcie. Ulica gina daleko, daleko w bezmiarze wie lkiego miasta. 5

Marta oderwaa si od pisania. Sucham? powiedziaa, podnoszc suchawk telefonu; jej niona twarz przybraa wyraz skupienia. Tak, tu Majewska dodaa. Nie wiem, czy mnie p ani poznaje rozleg si dwiczny gos w suchawce moje nazwisko brzmi Szuwar. Pragn p zikowa za pomoc w odnalezieniu doktora Halskiego i przekaza t drog od niego pozdrowie nia. Poznaj rzeka Marta moliwie najuprzejmiej; staraa si rozjani gos umiechem, nie wyszo. Doktor Halski jest pani niezmiernie wdziczny za wywiadczon nam przysug iczny gos w suchawce. Jak si miewa pan doktor? spytaa Marta zimno. Ju znacznie odpar dwiczny gos, peen spokojnego zadowolenia. Witold prosi mnie, abym przekazaa te pozdrowienia, co wanie czyni A wic prosz te pozdrowi pana doktora ode mnie p Marta tonem powcigliwej przyjani ciesz si niezmiernie, e ju jest lepiej Do widz gos w suchawce z wyran radoci powiem mu to. I dzikuj w jego imieniu. Marta odoya suchawk i rozejrzaa si bezradnie wokoo. Tak si rozmawia o dalekich zn omylaa z gorycz. Prosz pozdrowi Ciesz si bardzo A w ogle to strasznie nieadni , e kaza jej do mnie dzwoni, mnie pozdrawia. To znaczy, e e w ogle nie jest na mnie i obraony, e nie czuje do mnie adnego alu za to, e go nie odwiedziam. Jest mi wdzicz za wywiadczon im przysug Przesya pozdrowienia Ooo Szybko sprztna biurko, narzuc weterek na ramiona, wzia nerwowym ruchem koszyk i wysza z pokoju. Godzina bya za dzi esi czwarta. Za wczenie pomylaa z rozpacz wychodz za wczenie. Co to bdzie? Z icy pomylaa ze zmczeniem: Trudno Nic nie jest wane, prcz tego, e co si w tej chwi co si nawet nie zaczo, co istniao tylko w mych mylach. Trudno, nic na to nie poradz, wyszam za wczenie z pracy. W tej chwili nic nie ma dla mnie znaczenia. Straciam co, czego nie miaam, a o czym marzyam. To koniec Waciwie ycie nie przedstawia adnej war edynym pragnieniem Marty byo w tej chwili rzuci si na wasne ko, twarz do poduszki, tym i cichym mieszkaniu, ale, jak wiadomo, chwile takie nie nadaj si absolutnie do realizowania najgortszych pragnie. Tote gdy z kiosku na placu Trzech Krzyy wychylia si sarmacka gowa pana Juliusza Kalodonta i jego wesoy gos witajcy Mart rozleg si na ulicy, Marta poczua rodzaj paniki. Dlaczego nie poszam dookoa? pomylaa z rozpacz, ju za pno. Co dzi tak wczenie, Marto? woa pan Kalodont; sta w kiosku bez macie zewiewnej, alpagowej marynarce, stanowicej niewtpliwie szczyty elegancji tu przed z amachem w Sarajewie. Marta podesza, ocigajc si, do kiosku; mrok spowijajcy jej serce wyziera, mimo gorczkowych wysikw ukrycia go, poprzez oczy, te okna duszy. Co si sta spyta natychmiast mdry i zacny starzec. Nic odpara bohatersko Marta. Co si stao? zy z naciskiem Kalodont, dajc w ten sposb Marcie do zrozumienia, e jest nie w ciemi b ity, e nie da si wywie w pole ani wystawi na dudka. Nic odpara z uporem Marta. hukn z pasj Kalodont wobec tego od dzisiaj nie jestemy wicej przyjacimi! Oczy peniy si zami. Panie Juliuszu : rzeka cicho tak nie mona To nieadnie Marto Kalodont ja wiem, ale ty te wiesz, jak bardzo mi zaley, eby ty poplta si beznad Ju dobrze, powiem rzeka Marta z rozdzierajcym smutkiem, spoza ktrego przebija gorzki drczcy sarkazm od dzisiaj postanowiam zmieni swj stosunek do mczyzn. Bd okrutn zewrotn i z. Bd niszczy, sia nieszczcia i klski, czerpa niecne korzyci z tych n in ich zdrowia i majtkw. Ich, to jest mczyzn Wkraczam na ciek wojenn. Zmieniam y Chc korzysta z urokw bezmylnoci i depta po uczuciach. Odrzucam przyzwoito i wydaj si ima wszelkich rodkw, podych i nikczemnych, byleby tylko ujrze bysk rozpaczy w oku zny. Wojna, panie Juliuszu, wojna! W celach dozbrojenia jad w przyszym tygodniu na ciuchy. Mam trzysta zaoszczdzonych zotych, za ktre nabd now bluzk i szataski kosti elowy na biecy sezon. A zatem do widzenia! To powiedziawszy odesza dumnym krokiem. C si jej stao? pomyla z trosk Juliusz Kalodont i zezoci si. Jak zapi tego dok powiem, e mu oko zbieleje Tak wspania dziewczyn tak pomiata! Po czym przysiad na zeseku i przekada pliki czasopism.

Dzie dobry rozlego si uprzejmie w otwartej witrynie kiosku i Kalodont skoczy na rw nogi, uderzajc o rur nie wymontowanego jeszcze na lato piecyka, czyli tak zwanej k ozy. Tttto pppan zajkn si z podniecenia i wolno podnis gow: zrozumia z zupen w wietle tego majowego popoudnia, nie bdzie mg nie ujrze twarzy tego czowieka. Jaka idzialna bariera dzielia go jednak cigle od tego momentu, od chwili gdy spojrzenie m ogarnie ow twarz, pozostajc dla tak dugo w mrokach tajemnicy. I oto teraz spojrzeni e Juliusza Kalodonta obejmowao kolejno twardy, kanciasty podbrdek, usta nacechowan e grymasem cierpienia, ktry tak atwo zmienia si w nieubagan wrogo, prosty nos, nad k wisiaa pozioma krecha szarosiwych oczu w oprawie czarnych, zronitych brwi, przekrel ajca twarz o niadych, wychudych policzkach i niewysokim, smagym czole pod bardzo cza rnymi, gadko sczesanymi na bok wosami. A wic to pan odetchn Kalodont jak po cik To ja umiechn si przybyy; szare oczy patrzyy przenikliwie, lecz przyjanie. zia pan panny Majewskiej? Widziaem rzek Kalodont, nie mogc si nadziwi swobodzie t nwersacji wanie tdy przechodzia. Znaczy si rzek przybyy e ju jej dzisiaj n znie wysza dzi wczeniej z pracy. Co za pech Nareszcie si pan zjawi! wykrzykn Ka wie mnie tu gowa pka. Tyle spraw! Wanie umiechn si dlatego przybyem. Poroz zie? Mog zamkn kiosk popieszy Kalodont. Nie. Lepiej niech mi pan zrobi miejsce ebie. Bdziemy razem sprzedawa gazety i papierosy, dobrze? Kalodont otworzy drzwi kio sku i przysun zapasowe krzeseko. Niech pan siada rzek z radoci; wydao mu si nar wty budyneczek z desek i szka, obwieszony czasopismami w ten sposb, e nie byo wida, si dzieje w rodku, sta si jak wan warowni, gwnym bastionem si dobra wrd rozp cy. eby tu jeszcze byli Kompot i migo westchn. Wanie rzek przybyy odbyl wojennej. Bowiem zaczynaj si dzia rzeczy o wiele wiksze, ni przypuszczaem. Wanie ci troch napastliwie Kalodont a pan nie zjawia si tygodniami i ja nie wiem, co o ty m wszystkim sdzi. Ja te nie rzek przybyy; na niskim krzeseku wyglda bardzo domo ronie, Kalodont poczu dla ciep przyja. Paczk Poznaskich odezwa si jaki g da papierosy i zainkasowa pienidze. Nie ma co mwi o tych idiotycznych plotkach rze cho Kalodont. To niegodne powtarzania. Niemniej musz to panu opowiedzie. Opowiedzi a szczegowo o scenie w sdzie, o rozmowie z porucznikiem Dziarskim i Kolanka. Co na t o Marta? spyta w zamyleniu czowiek o szarych oczach. Oczywicie nie chciaa wierzy e pan mgby by zabjc rzek popiesznie Kalodont ale ten z milicji wyglda na bar licja mnie nie lubi, to jasne Czy ma pan jeszcze wczorajszy Express? rozlego si za yb. Kalodont nastroszy si. Nie rzuci opryskliwie nie mam. Po czym rzek: Od w st pan najpopularniejszym czowiekiem w Warszawie, W najgorszym znaczeniu. Express z osta rozkupiony w mgnieniu oka i dzi ludzie si za nim uganiaj. Tak, czytaem to rze wiek o szarych oczach i odniosem dziwne wraenie, e artyku ten pisany by przez sprzym erzeca. Nie wiem, dlaczego mi to przyszo do gowy, ale wyczuem w tym artykule jakie os trzeenie. A ja nie rzek z arliwym przejciem Kalodont. Wszystko dokadnie opisali. t ten sygnet. Dlaczego go pan nie zdejmie, do jasnej cholery! zdenerwowa si nagle tylko wieci nim pan ludziom w oczy! Bo to wany piercionek. Zarczynowy rzek z mela ijnym umiechem czowiek o szarych oczach. Nazywaj tam pana zem warszawskich peryferii . ZYM czowiekiem. Bo ja jestem zym czowiekiem rzek w zadumie czowiek o szarych oc to racja Nic nie rozumiem! rzek z pasj Kalodont ja widz w tym oskarenie, a nie o nie. To okrelenie ZY ju si przyjo. Robi z pana na si ostatniego obuza, naczelnika kiego chuligastwa Dlatego e z nim walcz umiechn si czowiek o szarych oczach ch osko. To dlatego. I wanie dlatego widz w tym artykule ostrzeenie. Moi wrogowie mnie tak nazwali, to im zaley na tym, abym by ZY. Natomiast kto, kogo nie znam, usiuje mni e o tym poinformowa. Przy pomocy tego artykuu. Najgorsze jednak, e ja nie mam pojcia , kto s ci moi wrogowie? Z milicj rni si, ale nie uwaam jej za wroga. Przecie chcem runcie rzeczy tego samego. Rozumiem, e milicji nie podoba si prywatna inicjatywa, ale to trudno, mam swoje powody, eby tak postpowa. Czy jest jeszcze wczorajszy Expre ss? rozlego si znw za witryn. Jest rzek czowiek o szarych oczach i wyj z kie tr poda niecierpliwym doniom po drugiej stronie witryny i przyj dwadziecia groszy. kolejarz kamie rzek do Kalodonta, zatopionego w mylach. Ja nie zabiem Mechciskiego ym z atwoci odnale tego kolejarza i zapyta go o to, ale jasnym jest, e teraz znajduj i on pod siln obstaw milicji. Nie wiem natomiast, dlaczego kamie, kto go do tego zmu si i po co? Moe milicja? rzek Kalodont moe chc wyjani ten wypadek za wszelk c lwiek sposb. Nie sdz odpar czowiek o szarych oczach ale moliwe. Zreszt by tam den wiadek. Wiem o tym i dziwi si, e nie zgosi si, nie udzieli adnych wyjanie, z ora. A by na pewno. Taki niewysoki facet. Zdoaem zauway, e mia jakie dziwne nakryci

, melonik czy co takiego. Czy jest wierszczyk? spyta cieniutki gosik za szyb. caj teraz gowy! fukn Kalodont. Niech pan mu da umiechn si czowiek o szarych o ego obchodz nasze kopoty. Kalodont wyj kolorowe pisemko dla dzieci i przeoy przez Poprosz o paczk eglarzy odezwa si w tej samej chwili jaki uprzejmy gos z zewn o szarych oczach wyrczajc zajtego Kalodonta wzi papierosy z pki i poda przez pkol nko w obwieszonej ilustrowanymi tygodnikami szybie. W socu majowego popoudnia zalni t ysicem blaskw wspaniay brylant na palcu nieduej, lecz szerokiej i silnej rki. Odbiera jcy paczk eglarzy niewysoki pan w meloniku i z parasolem zdusi z trudem okrzyk. Zapa zybko i rwnie szybko oddali si. Zatrzyma si przy przystanku tramwajowym koo Instytutu Guchoniemych, usiad na murku ogrodzenia i dugo obserwowa kiosk, zapisujc co w swym no esie. A moe by teraz przysi na jaki czas cicho? spyta niepewnie Kalodont. Dlaczego? ek o szarych oczach robimy nadal swoje. Jestemy cigle gotowi do walki, gdziekolwie k nas potrzebuj. Tam wszdzie, gdzie kotuje si najgorsza warszawska ulia, zatruwajca e. Nie mog tylko uchwyci, skd si bierze ta prba zorganizowanej akcji przeciwko nam? oda z intensywnym namysem. Bo e co si takiego szykuje, to wynika jasno z tego artyku Zwiesi gow, opierajc podbrdek na rkach, i powiedzia ze smutkiem: Przecie ja wy pewne krzywdy. Na wasn rk. Mae, codzienne krzywdy Nie, to chyba niemoliwe O czym ? zagadn Kalodont; od tej rozmowy uszy pony mu na tle siwizny jak szkaratne kwiaty chyba niemoliwym jest, aby wiat przestpczy wielkiej Warszawy wczy si do rozgrywki owanie tamten i unis gow, w ktrej naraz rozjarzyy si straszne, znane Kalodontowi z j przechadzki oczy. Nie widz powodw, dla ktrych warszawska hewra miaaby si, pcha w er. To nie ich sprawy, te mae chuligaskie zagrywki. Przyzwoici wamywacze i pajczarze gardz t bran. Ale kto wie? W kadym razie my bdziemy nadal robi to, co do nas naley zawsze znajdziemy si tam, gdzie jest konieczna nasza interwencja, szybsza, skute czniejsza i dotkliwsza ni milicji. Czy zgadza si pan z tym, panie Juliuszu? Tak rz ek zamylony Kalodont chodzi o to, aby brutalna przemoc, rozwydrzenie i obuzerstwo p oskramiane byo na kadym kroku. By krzywda, jak czyni ci dranie, bya za kadym razem po szczona. Prawda? O to chodzi? Tak rzeko prosto czowiek o szarych oczach. Mwi pan t , o czym zawsze mylaem, tylko nie potrafiem tak tego powiedzie. Rozumie mnie pan, a o to midzy ludmi tak trudno Kalodont sikn nosem ze wzruszenia. I dlatego doda szarych oczach udajemy si na ten kiermasz warzywniczy na Koszyki. Myl, e zbierze si am owocarska rakieta, naley si przeto wrd niej rozejrze. Zawiadomi pan Kompota i mig ej wycieczce. Kiermasz jest pojutrze o dwunastej. Randka w tej kawiarni naprzeci wko wskaza rk kawiarni na rogu Alei i placu Trzech Krzyy. Zaatwione rzek sub Nie rozumiem tylko jednego zawaHal si. Czego? Nie rozumiem, po co pan nosi bro y sobie? Ja? zdziwi si niepomiernie czowiek o szarych oczach. Nooo, tak rzek n e Kalodont ta wczorajsza historia? Jaka historia? zniecierpliwienie zjawio si w go ie czowieka o szarych oczach. Cae szczcie sapn Kalodont e ja pierwszy si o ni aem i zdusiem j w zarodku. No, kochany, ja ju wiem Co pan wie? O czym? szare oczy aay zdumienie. Ano sterroryzowa pan przy pomocy rewolweru szofera z kolportau Ruchu aza mu si pan wie z Rynku na Sask Kp. Ja? Co za heca? To jakie nieporozumienie! szarych oczach poderwa si z miejsca. A kto? wybka Kalodont, szarpic nerwowo siwy en szofer by dzi rano u mnie, rozwoc wydania poranne, i opowiedzia mi o tym, dygoczc eszcze cigle ze strachu. Poradziem mu, eby si zatrzasn na skobel, bo jak zacznie rozg dywa, to dopiero moe mie grube przykroci. Wzi to sobie bardzo do serca. Panie Juliu umiechn si blado czowiek o szarych oczach. Po jednym dniu warszawskiej popularno si kto zaczyna pode mnie podszywa. Prosz mi wierzy, nie mam broni i nie terroryzuj sz ferw. Ciekawe zaspi si Kalodont co to moe by? Ten szofer mwi, e jedynym face zie wyskakujcego z jego wozu tego z rewolwerem, mg by tylko jaki ajzowaty facet w me iku i z parasolem, ktry akurat tam wtedy sta. Facet w meloniku i z parasolem rzek c cho i z namysem czowiek o szarych oczach. Ja ju gdzie tak posta widziaem Aha, jak wtedy tego doktora Kto to moe by? Czego on si plcze to tu, to tam, czego on szuka? O rany gorzkie? skoczy na rwne nogi, uderzajc gow o blaszan rur kozy czy ten w wa na Dworcu Wschodnim Ten, co sta za tym kolejarzem mia parasol? 6

Drzwi otworzyy si bez pukania i wszed redakcyjny wony. Jaka facetka do pana redaktor rzek do Kolanki. Niech wejdzie rzek Kolanko. Wanie e nie chce wzruszy rami

Czeka na dole i prosi, eby pan redaktor zeszed. adna? spyta Kolanko. Niczegowata ar wony rzeczowo troch wsiowa. W sieni, przy wyjciu, staa smuka, dziewczca posta w brzydkiej, kretonowej chustce na gowie i ramionach, przytrzymywanej rk przy podbrdku, jak to czyni bardzo zmartwione c hopki, wracajce z targu w sotny dzie. Hawajka! zawoa cicho Kolanko : co si sta obrcia ku niemu blad twarz bez odrobiny szminki, twarz wie, liczn i smutn. Pros popiesznie to tylko pan moe zaatwi. To tylko pan moe zrobi, prosz pana. Co si s y Kolanko. Nic si nie stao powiedziaa Hawajka gwatownie ale moe si sta Ja ni k przychodzi do baru Sodycz! Ja nie chc, eby on si widywa z tymi obuzami, eby z n nowa, z tym Kruszyn, z tym ysym moczymord, takim eleganckim. Ja si boj dodaa cisz go si boisz? spyta Kolanko. Nie wiem szepna Hawajka, spuszczajc oczy. Ja mam z ucia Ja wie pan, ja si nie myl Prosz pana zacza arliwie, wznoszc ku Kolance ocz , ja wiem, pan jeden to moe przechylia bagalnie gow. Niech pan sprawi, eby on zer ym yciem, wzi si do jakiej uczciwej pracy. On pana tak szanuje, tak si sucha Ja n ym czego od niego chciaa, naprawd nie Ja wiem, e to si wpierw czy pniej skoczy, to a pikne, za dobre, takie rzeczy nie trwaj dugo i on na pewno mnie rzuci. Ale trudno , na to nie ma rady Aby mu si nic zego nie stao! Jej blada, proszca twarz zwaa si nie w owalu zaciskanej kurczowo chustki, usta i oczy ciemniay Wzruszajco w brudnej szaroci sieni. Hawajka rzek surowo Kolanko powiedz, co si stao? Ty co wiesz. Na akie przeczucia, strachy Pomog ci, ale mw Hawajka milczaa, unikajc spojrzenia Kola A, tam rzeka po chwili oni mwili wczoraj, e Piegus, to znaczy Luek, ma co zaatwi uy numer, na grub fors, e wolta na wielk skal, e jak si nie obsunie On, Lulek to co o tym kiermaszu, e to wana impreza, e tam maj zosta jakie zwoki Ja tam wiem? zpaczliwym przejciem przecie syszaam pite przez dziesite, takie urywki Pili wdk oni? Kto s ci oni? spyta twardo Kolanko patrzc badawczo w twarz dziewczyny. No, ci ja ich nie znam Nie wiem, co oni za jedni wymykaa si niezrcznie; grymas skrzywi jej sta, oczy nieszczerze unikay spojrzenia Kolanki. Bandziory jakie takie powiedziaa n agle z desperacj. Lulek zawsze ma z nimi konszachty! Powiedziaa jedno nazwisko? Jak ? Kruszyna czy co takiego? indagowa Kolanko. Nie wiem ucia naraz Hawajka; jej tw ypenia si znw baganiem: Nie wiem. Niech mnie pan nie morduje, ja naprawd nie Ja ty gam pana, niech pan wemie tego Lulka stamtd! Niech mu pan da jak robot znw spucia rumieniec ubarwi jej policzki. Moe na pocztek bdzie mu ciko, to nawet Ja mu par g orzuc, bo tacy jak on, to nie przyzwyczajeni do liczenia si z zarobkiem, Kolanko m ilcza, gryzc wargi. Dobrze rzek naraz, po chwili zrobi, co trzeba. Przyrzekam ci, ulek tam nie wrci. Przyjd po paru dniach, abym mg si dowiedzie, czy dotrzymaem przyr zenia. Dzikuj rzeka Hawajka cicho i szybko. I niech mu pan nie pozwoli i na ten asz. Ci wzkarze, owocarze, ja ich znam, z nimi lepiej z daleka Dobrze rzek Kolanko nie pozwol. Do widzenia skonia si lekko; nasuna chustk na czoo, otulia ni ram hronic je przed zimnem, i popiesznie wysza z sieni, zatrzaskujc za sob brudne od dru arskiej farby drzwi. Kolanko poszed wolno schodami w gr. Otwierajc pokj zawoa do wonego: Panie Jziu, niech mi pan poszuka redaktora Wirusa. y zaraz do mnie przyszed! Zamkn za sob drzwi i stan przy oknie: pogoda bya przesyc ojrza wiosn, soce kado ciepe, zociste plamy upikszajc kady wyimek brzydkiej uli go podwrza, starych, sczerniaych dachw. Odwrci si na dwik otwieranych drzwi do po zed Kubu, gwidc rozgonie popularn piosenk pod tytuem Dziewczyna nie ludzie S musz z tob porozmawia. Kubu zakoczy gwizd karkoomnym pasaem i usiad na biurku turecku nogi. Co sycha? rzek wesoo mamy co nowego na tapecie? Jako nic si nie welacyjnego na odcinku dowozu mleka do stolicy, prawda? Dobrze, e jutro odbdzie si ten kiermasz. Bycza zabawa bdzie, zobaczy pan, panie Edwinie to mwic poprawi z czuo szk, stanowic kolorystyczny zestaw truskawki z ametystem. Kubusiu rzek agodnie Kol o kto to jest niejaki pan Kruszyna? Mj druh odpar swobodnie Kubu. Przyjaciel i p ny. Taki jeden byy bokser. Spojrza bystro na Kolnk, jakby pragnc odgadn cel tej a indagacji. Kubusiu zacz jeszcze tkliwiej Kolanko ja te jestem twym przeoonym i p cielem, prawda? Tego si nie da ukry przywiadczy z zapaem Kuba. Jest to tak zwany ik nienaruszalny. Kubusiu cign dalej Kolanko a ktry z tych dwch przyjaci i prz dla ciebie wiksze znaczenie? Ja czy ten Kruszyna? No, wie pan? obruszy si Kubu co gupie pytania? Gdzie pan straci sw drapien bystro, panie Edwinie? Poartowa ju z mona, wszystko pan kapuje, kad bomb, kadego balona? Dobrze rzek powanie Kolanko m razie prosz ci o nage i natychmiastowe zerwanie stosunkw z owym panem Kruszyn. Nie pjdziesz na aden kiermasz. To niemoliwe rzek Kuba, spuszczajc nogi z biurka, co o

ao, e zamierza potraktowa spraw z odpowiedni powag i z godnoci. To niemoliwe p e nie zmarnuje mi pan teraz wszystkiego? Teraz, kiedy zaczynam dochodzi do jakich r ezultatw. Rezultatw szkoda pomyla Kolanko ale to i dobrze. Ten smarkacz rzeczywi czyna osiga zbyt dobre rezultaty Troch za wczenie pomyla jeszcze i przerazi si j myli. Owszem, zmarnuj rzek oschle Kolanko. Przyznaj si nawet sam do poraki. T oniony pomys z t penetracj. Mizerne zdobycze za zbyt wygrowan cen. Za jak cen? sia zwziy si z napicia. O czym pan mwi? Mwi o ryzyku rzek Kolanko ze sztuczny e mog pozwoli na to, eby wsika w te mtne historie, ocierajce si o morderstwa i zbr pojrza Kubie prosto w oczy. Kubusiu rzek ciepo to staje si zbyt niebezpieczne P e pan nie wierzy w to, e Moryc zosta zamordowany zamyli si Kubu. Paski artyku ztyk. Wynika z niego tyle moliwoci, tyle daje do mylenia. Pan jest cudownym dzienni karzem! w gosie Kubusia by podziw i szczera, radosna duma bez cieni zazdroci. Nie w erz w morderstwo i jestem, nadal po stronie czowieka o biaych oczach rzek Kolanko a e to s inne sprawy. Pomyliem si. Nie tdy droga do rozwizania zagadki. Trbimy na odwr ie pjdziesz na kiermasz. Kubusiu. Nie przecz rzek Kubu z akcentem bufonady to nie prawy dla ludzi nerwowych, ale teraz? Kiedy zaczynam sysze, co w trawie piszczy, k iedy tu Kuba podszed do drzwi, otworzy je, wyjrza na obie strony, zamkn starannie i dszed blisko do Kolanki kiedy lada dzie wpadn na trop imponujcej afery, ktr czuj w etrzu, niucham, wcham! zadarty nos Kubusia polecia przy tych sowach w gr jak tropici lski organ rasowego wya. Niech pan zrozumie, panie Edwinie zoty zbliy si jeszcze ej, ujmujc Kolank za klapy marynarki e ja troch ju wiem, ale jeszcze malutko, e ja estem na ladzie, ale zbyt nikym, by wytworzy sobie jaki obraz tych pogmatwanych wiza. Panie Edwinie, jeszcze troszeczk, jeszcze par dni, a bdziemy, by moe, w posiadaniu ro zwizanej zagadki pod nazw: kto to jest KUDATY! My, Express Wieczorny! Mj chopcze anko ujmujc podbrdek Kubusia: piwne oczy Kubusia byy samym entuzjazmem. Mj chopcze wtrzy tego rzeczywicie szkoda. Ale to nie s sprawy Expressu Wieczornego, lecz milic Panie Edwinie! zawoa Kubu co si z panem stao? Gdzie si podziaa paska prawdzi My mamy da sobie zdmuchn tak okazj? My, dziennikarze z powoania, z serca, z mzgu, z i cigien mamy dopuci do tego, eby milicja ubiega nas w odkrywaniu tajemnic Warszawy? iech si pan ocknie, panie Edwinie! Za par dni pjdziemy do porucznika Dziarskiego cz y kogo tam z wydziau kryminalnego, wyoymy karty na st i powiemy: Prosz panw, oto w aszych poszukiwa! Ofiarujemy je wam bezinteresownie! Tak sobie, z czystej fantazj i! I po to jeszcze, abycie wiedzieli, kto si najlepiej orientuje w gszczu spraw teg o miasta. Po czym wyjdziemy krokiem triumfatorw i upijemy si z radoci, jak po wygran ym meczu w siatkwk. Kubusiu rzek Kolanko niepewnie w istocie naleaoby tak zagra wadzi wszystko do koca. Jaki atut w przymierzu z Dziarskim! pomyla przy tym oszoo moliwoci takiego sukcesu. Najlepsze sojusze oparte s o rwne wkady. Ale to jest edna strona medalu. Po drugiej stronie kryj si grube zmartwienia. Nie zapominaj, e milicja to milicja i jej si nie moe sta krzywda w tej zabawie. Za tobie Kubu umiec chwale. Jaka krzywda? bufonowa. Przecie mnie nie zabij, no nie? Najwyej obsmycz przy jakiej okazji, ale i to nie. A jeli nawet Kuba umiechn si brawurowo i powtrz nawet, panie Edwinie, to takie jest nasze posannictwo! O, polegn mierci dziennikarz a! Co piknego, jaki sloganik, nie? Nowy rodzaj mierci. Kubu zamia si zaraliwie n w nekrologu: Zgin mierci dziennikarza Ludzie by sobie zami, namylajc si, co bez takich gupich dowcipw rzek mikko Kolanko; niewyranie si umiecHal, w sercu nar , potworna, rwca krosta. Panie Edwinie gos Kubusia cich, pogbi si a do arliwo omyli: co to bdzie za reporta! Kiedy ju wszystko bdziemy wiedzie. Niech pan sobie wyo razi ten efekt na miecie! Kolanko poczu naraz brzydk, czarn drzazg zazdroci w sercu obdzie wielk saw takim reportaem pomyla i odwrci si gwatownie ku oknu. Nie ermasz! krzykn Kolanko, odwracajc si. Ja pjd! Kubu otworzy usta ze zdumienia. o co? Kolanko woy nerwowo papieros w usta; dugo nie mg zapali zapaki. Kubu mia S sprawy, ktrych on, Kolanko, nie jest ju w ogle w stanie zaatwi Czy my nie rozma troch jak dzieci? zdenerwowa si Kubu. Ja pjd rzek stanowczo Kolanko i nagle s ed oczami bjka w barze Sodycz. Nie! omal co nie wykrzykn za nic! Zreszt do nas nie pjdzie. Ten kiermasz nie stanowi adnej rewelacji. Wylemy jednego z praktyk antw. Nie rzek Kubu mikko, przekonujco ja pjd. Tu nie chodzi przecie o rewela au miejskiego. Panie Edwinie, do ju tych bzdur Tu chodzi o najbardziej sensacyjny rep orta ostatnich lat.,.. Tak Kolanko pokiwa gow w nerwowej zadumie grzechem byoby owa co takiego. No, widzi pan umiechn si Kubu nareszcie wraca pan do siebie po j utracie rwnowagi. W wyobrani Kolanki rozpocieraa si wieo zadrukowana pachta Ex

okrych od farby, wielkich literach. SENSACYJNA AFERA litery dary si w jego mzgu na m okre, zadrukowane strzpy; z rozdartej gwatownie gazety wyskoczya znw owa ciemna, uba brana w ohydnej krwi i bestialskich ciosach scena bjki w barze Sodycz. Kubusiu, nie pjdziesz rzek sabo Kolanko; broni si ju teraz przed samym sob, walczy z tym wszy czym do tej pory nie wiedzia, czego w sobie nie zna, nie przypuszcza, nie przewidzi a. Panie Edwinie posysza wesoy gos Kubusia dosy tej komedii. Przecie pan w gru zy bardzo chce, ebym poszed i zaatwi wszystko, jak trzeba. Gdyby pan tego nie chcia, tobym si z panem wcale tu nie handryczy, tylko posucHal pana. Przecie nikt pilna nie zna lepiej ode mnie, co? Chc szepn Kolanko, wcigajc dym papierosa wraz z rozpacz westchnieniem w puca. I naraz poj, e rzeczywicie tego chce. Powoanie dziennikarza a wielki, sensacyjny reporta Gdybym nie chcia, toby nie poszed, tobym inaczej z nim i. Wystarczyo powiedzie, e bya tu Hawajka, e rozmawialimy o Lulku Zreszt moe i to omogo Raczej nie Poszedby i tak powinno by Oczywicie, e chc.:, Oczywicie, e on p pj W gruncie rzeczy masz racj powiedzia Kolanko powiniene pj. 7

Klusiski. rzek porucznik Dziarski o dwunastej jest kiermasz nowalijek wiosennych n a Koszykach. Warzywa, woszczyzna, te rzeczy. Pjdziesz tam, porozgldasz si troch. Tak jest, panie poruczniku rzek Klusiski subicie. Co ty tam widzisz na tym suficie? eresowa si Dziarski; obrci gow za siebie i spojrza w gr, w kt pomidzy cianami a rzek melancholijnie Klusiski wcale tam nie patrz. Patrz na pana porucznika. Dzia i westchn zakopotaniem. z takim zezem mrukn jeste najniebezpieczniejszym wywi ecie.

Poycz dwiecie zotych, Bobu rzek Meteor. Skd ci wezm? odpar leniwie Kruszyna maksymalnie. I mymy si wypruli z Low w Kameralnej westchn Meteor. Nie ma z cz sz na kiermasz? spyta Kruszyna. Bd powany obruszy si Meteor ja jestem delikat enie. Nie nadaj si do waszych chamskich rozrb. Kruszyna! zawoaa Aniela, otwierajc i do pana prezesa, baranie! Kruszyna wsta i przeszed korytarz. Filip Merynos chodzi po gabinecie rozkoysanym krokiem. Co chwila stawa przy oknie. Gdy wszed Kruszyna, odwrci si raptownie. Gotowy? rzuci. Jedziemy. Dokd? spy Na kiermasz rzek opryskliwie Merynos. Kruszyna podrapa si ze zdumienia w zamany no . Pan prezes tam? W t ca gorczk? bka. Ja uci Merynos i co w tym takiego dnak by w tym co dziwnego, skoro Kruszyna nie mg si w aden sposb uspokoi Pan pre powtarza. Merynos zdj z wieszaka modne burberry i spojrza raz jeszcze w okno, by upe wni si co do pogody. Cikie, nabrzmiae wiosennym deszczem chmury pdziy szybko po nieb odsaniajc tu i wdzie paty bkitu. Taka pogoda usprawiedliwiaa paszcz, postawiony ko zsunity gboko na czoo mikki, brzowy kapelusz z obwisym rondem.

Redaktor Jakub Wirus zachowywa si na klatce schodowej jak dziesicioletni ptak. Zjeda porczy, wstrzymywa si ze wszystkich si przed naciskaniem dzwonkw przy drzwiach ssiad ale za to zamienia somianki. Dzie dobry, pani Janowa! zawoa do zamiatajcej bram zyni jak si ksztatuj ceny na dzi wieczr? Z pana to kawa cholery mrukna str rzyma miechu. Caa ulica wiedziaa, e mona naby u niej wdk o kadej porze dnia i noc icjalne miejsca sprzeday alkoholu nie funkcjonuj, ale nikt o tym gono nie mwi. Kubu n na progu bramy wietrzny, chmurny dzie wyda mu si aur Riviery. Co mu piewao w p bulgotao radonie w uszach, askotao w gardle, jak proszce o krzyk szczcie. Potrci bosonogiego, umorusanego szkraba, ktrego pe rozpozna mona byo tylko po brudnej, czer onej kokardzie zwisajcej ze somianej gwki, po czym wyj z kieszeni pi zotych, pochy dziewczynk, pocaowa j w umazany policzek i da jej banknot. Masz powiedzia obr wiksz rado, czyli na lizaki na patyku. Niebieskie lepka patrzay nieufnie, lecz dojr e, wiedziay dobrze, co za odmty bogactwa stanowi ten brzowy skrawek papieru. Kubu pr zystan po przeciwlegej stronie ulicy i patrza dugo na odrapan fasad swego domu, a im patrza, tym bardziej pragn przycisn wiat cay do swej wezbranej szczciem piersi. W o, sycc si t powolnoci, jecHal wzrokiem w gr, a na czwarte pitro, do zdobnego w ta msowy tympahonik okna, tam w rogu, za ktrego pospolit firank rozcigao si dugie, kisz ate wntrze jego, Kubusia, pokoju. W tym umeblowanym pokoju, pokoju przy rodzinie, brzydkim i wysokim, wrd stert lecych na stole i na pododze ksiek, pod wiszc na c obyt ongi w turnieju juniorw par bokserskich rkawic i pod fotoreporterskimi zdjciami

rnych etapw jego kariery, na elaznym ku, z gow wtulon w jego, Kubusia, mizern i zk, spoczywaa jedyna na wiecie istota obdarzona czarodziejsk moc, zdoln przemienia t wilgotny, ponury pokj w przecudn, tczow grot pachnc ambr najliczniej szych prze delikatniejszym, najbardziej upojnym ciepem barwistej, modzieczej mioci. Si, cignc rkami gow, oderwa wzrok od owego okna i powdrowa w kierunku Puawskiej; za kadym ra ednak, gdy w wyobrani jego ukazywaa si ciemna gowa o rozrzuconych wosach na jego, Kub usia, taniej, kraciastej powoczce, gdy pami jego odnajdywaa po raz nie wiem ktry zapa ch gorcego, sennego oddechu, gdy odszukiwa z pasj i uporem w tej pamici smak penych, czerwonych warg wtedy eksplodowao co sodko, tkliwie koo jego serca, jakie doznanie r zsadzajce, nienazwane kbio mu si w krtani i Kubu podskakiwa jak oczadziay radoci lasista, ktry nie odrobi lekcji, przyszed do szkoy, dowiedzia si, e wszyscy nauczyci zachorowali i e ma przed sob cay wolny, wiosenny dzie. Od tylu dni wiedzia, e to mus si sta, e bdzie czym piknym i wspaniaym, zupenie innym ni migawkowe i buczuczne z pogranicza figlw i higieny, w atmosferze sztucznej, wymuszonej nonszalancji i mo dzieczych przechwaek. Dlatego nie pieszy si, nie dy zbyt obcesowo do tego, co mg awna. I teraz to wczoraj, to dzisiaj, to teraz byo mu nagrod, ktrej wielkoci, wspani aoci i pikna nawet nie przeczuwa, nie domyla si. Rozpamitywa zajadle kade sowo t y gest, kady pocaunek, kady odcie kadej chwili. Kilkakrotnie prosia mnie, ebym nie a kiermasz przypomniao mu si. Co za bzdura! Dlaczego jej na tym zaley, to przecie ie niewane Do gowy mu nawet nie przyszo poczy t prob i te sowa z tym, co si st zie do baru Sodycz, tak jak si umwili. Teraz jego dziewczyna wypoczywa w jego mieszka niu, po czym zamknie je jego kluczem, a klucz zabierze z sob. Jaka sodka, urzekajca spjnia wytwarzaa si w ten sposb pomidzy dwojgiem istnie, niewidzialne haftki umwiony godzin, punktw, spotka, sprawunkw, wsplnych kluczy od mieszkania spinaj jego, Kubusia , z tym drugim czowiekiem, z jedyn dziewczyn na wiecie, zdoln zmienia brzydkie pokoje przy rodzinie w baniowe, wonne, rozwietlone miosnym dosytem groty. Wolny? zawoa Ku zatrzymujc takswk. Szofer bez sowa spuci chorgiewk taksometru. Panie rzek nagl zymujc si przy wsiadaniu czy ja si panu podobam? Szofer spojrza na bez zachwytu, l z uznaniem, jakie tli si w kadym warszawiaku na widok kogo wesoo podchmielonego o g odzinie smej rano. Twarzowy blondyn powiedzia flegmatycznie, mierzc Kubusia pogodny m spojrzeniem. Ujdzie w toku. To jed pan na Koszyki rzuci radonie Kubu, opadajc dzenie. Rozklekotany opel zacz podskakiwa na kocich bach ulicy Puawskiej, centralnej arterii Mokotowa.

O, targowiska warszawskie! Czy jest co bardziej poetyckiego w wielkim miecie ni targowisko? Czy wspczesna, wiel iejska metropolia zdolna jest zdoby si na inny objaw plastycznego liryzmu poza kol orow palet hali targowej? Czy moe si cokolwiek rwna w sile uczuciowej ekspresji z obr iwymi rozmowami i zjadliwym targowaniem si przy rytualnym obrzdzie zakupw nabiau i o wocw, warzyw i misa, ryb i kasz, pieczywa i kartofli? Trzeba by czowiekiem oschym i z imnym, by nie da si unie wzruszeniu na widok gigantycznych poaci surowej woowiny, by ie zatopi si w smutku wobec czarno srebrzystych z ryb, wobec rozwartych z wysiku, r ch pyszczkw wieych karpi, by nie wyda okrzyku zachwytu stanwszy oko w oko z brunatnym i kopcami woszczyzny, by nie zatrzyma si w nostalgicznej zadumie przed nieskalan, nie biel cigncych si hen w dal szeregw twarogu! Jedynie czowiek pytki nie ulega tajemnic poetycznoci ciasnych i ciemnych straganw z bielizn, obuwiem i odzie, budki z poczoch mi, czapkami i nimi, kramw z norymberszczyzn, pasmanteri i konfekcj, stoisk z czciam owerowymi, zardzewiaym elastwem, zamkami, kdkami, rurami do piecykw i odpadkami lusar kimi. Jedynie czowiek tpy i brutalny nie przystanie w penym szacunku podziwie przed grubymi, opatulonymi w zway odzienia, starymi jak drzewa i gazy przekupkami warsz awskimi, przysiadymi od wiekw za kolorowymi szacami wieego, smakowitego towaru; i tyl ko czowiek gupi nie wsucha si w ich ktliwy dialog, nabrzmiay surow, zgrzytliw i pr oci, wiecznie now dziki swej roziskrzonej humorem przyziemnoci. Ulica Koszykowa to symbol targowiska. Jej nazwa okrela jej charakter, jej charakt er stworzy nazw. Hale targowe wszdzie wygldaj jednako: s to przewanie budowle o szer ch bramach i o elaznych przsach, na ktrych le dachy z solidnych desek. W rodku rozch i si wiato na oszklone stoiska pene towaru, o szybach pokrytych ogromnymi cyframi i literami z biaej farby, obwieszczajcymi aktualne ceny produktw. I tak te wygldaj wars awskie Koszyki. W dniu kiermaszu Koszyki wyglday osobliwiej ni zazwyczaj. Niezwyko ta dotyczya przed

szystkim ludzi. C z tego, e cudowny, mienicy si dywan z kuszcych wilgotn modoci g zoomiby najwybredniejszych znawcw zieleni, e zaimponowaby nawet Irlandczykom, ktrzy o wiekw przywaszczyli sobie monopol na ten kolor? C z tego, e kunsztowne piramidy rzod kiewek przywodziy na myl bogosawione zdrowym rumiecem dziecice policzki, urzekay ape znoci? C z tego, e makaty i gobeliny wydayby si tuzinkow kotar przy narzucie ze w kopru, pokrywajcej jedn ze cian i wyszywanej w delikatn koronk z rozgwiazd, seledynow ych kreseczek, odyek i kwiatkw? C z tego, e pachncy zagajnik szczypiorku w wiotkich ach pokrywa cae stoiska, e krotochwilna marchew, gderliwa pietruszka, wytworne sele ry i szparagi, cieplarniane pomidory i truskawki ze szklar oraz mnstwo rzadkich ok azw pieczoowicie uoonych, poklasyfikowanych i opatrzonych napisami, pitrzyo si woko w cennej kolekcji ywych kolorw? To ciany Koszykw ju widziay, takie pochway syszano taj. Natomiast ludzie, ktrzy rozgocili si przy skarbach kiermaszu Mazowieckiej Pozio mki, byli nowi i bardzo rni od zwykych ludzi Koszykw. Bya pomidzy nimi taka sama r aka zachodzi pomidzy psem a wilkiem, pomidzy domowym kotem a rosomakiem, pomidzy myl iwym a kusownikiem: w gruncie rzeczy pochodzili z jednego pnia, z jednej rodziny rniy ich koncepcje i warunki ycia. Osiadli i spokojni sprzedawcy z Koszykw, potomkowi e czcigodnych przekupek, handlarek i straganiarek, wkorzenionych gboko w gleb swego kramu kramarzy i kupczykw, tak mieli si do owych wzkarzy i ulicznych owocarzy, jak stateczni kmiecie do niespokojnych drapienych nomadw i koczownikw. Grubawe postaci e w biaych fartuchach spozieray z niepokojem spoza staych stoisk na ow stron hali, w ktrej gospodarzyli przybysze: szybcy, nerwowi, krzykliwi sezonowcy, zorientowani na dorany, gwatowny zysk, na tachel, przewalank, kocio i zmyk, wychowani przez okrutn alk uliczn, walk z dostawc o owoc, walk z opornym klientem, walk z prawem, w ktrej n kuteczniejsz broni s byskawiczne ucieczki przed nadcigajc z oddali sylwetk milicjan tali tu teraz w ilociach jakich Koszyki nie znaj na co dzie, ubrani odwitnie w ciemno granatowe garnitury z niteczk, bez koszul i konierzykw, wiecc spod marynarek brzowymi muskularnymi szyjami i piersiami w biaych koszulkach gimnastycznych, w szerokich spodniach, spadajcych nisko z kantem na grube zamszaki, w oprychwkach, w kolorowy ch, wczkowych czapeczkach lub siatkach na gowach, ze spinaczami z kolistego, karbow anego drutu w prostych, gadko sczesanych do tyu blond wosach, ktre to spinacze trzym aj je mocno, aby si nie rozrzucay w czasie bjek lub szybkiego biegu; gdzieniegdzie p oprzetykani kobiecymi postaciami w chustkach na gowach, o twarzach ostrych i uszm inkowanych, z nieodstpnym papierosem w zepsutych zbach lub pomidzy grubymi palcami o karminowo polakierowanych paznokciach. Spod oprychwek, siatek i wczkowych mycek s poglday czujne, przytomne oczy, jasne i piujce lub ciemne i wyzywajco bezczelne, blis ko osadzone lub wbite w oczodoy modych i starych, lecz nieodmiennie zniszczonych t warzy, na ktrych wdka, gorczkowo ycia w sezonie i nieodczny krzyk wyryy specyficzn Pan w meloniku, z parasolem przewieszonym na przedramieniu, w wieym, gumowym konier zyku z odgitymi rkami, nurkowa w tumie, rozgldajc si ciekawie wokoo. Tum by gst nteresowany wydarzeniem: reklama w Expressie Wieczornym uczynia swoje. Wok sycha by zyki sprzedawcw, demonstrujcych z arliwoci powierzone sobie eksponaty. Do saaty! Do ty! woa przenikliwie jaki pan w welwetowym wdzianku. Kada gowa premiowa! Te ogr sz pastwa przemawia tgi mczyzna z ogromnym nosem, o penej wybojw czerwonofioletow zy to okazy wyjtkowo ziarniste. Kady sprawdzany. Siedemset pidziesit dwie pestki ka Za zbrakowane dopacam po p zotego od pestki. Liczy, prosz pastwa, liczy! Komu? Kom uskawy, ananasy, najlepsz, patentowan, miczurinowsk, metod, pielgnowane, na osiem, ty godni, przed, terminem, zakoczyy, plan, dojrzewania strzyka wyrazami przez rzadkie z y peen werwy modzian w koszuli w tozielono niebieskie paski, ktra pozbawiona bya ka, a za to wywinita zostaa w rozlegy trjkt wok krtkiej, mocnej szyi. Botanika na gestykulowa wawo chudy facet o ptasiej twarzy i zadziwiajco malekich ustach e szpina jest rolin nieprawdopodobnie poywn! to mwic podrzuca oburcz zway delikatnych, c onych lici. Cakiem spokojnie, pki co pomyla pan w meloniku i nurkowa dalej, nie d i wymowie chwalcy szpinaku. Mimo tego spokoju wyczuwao si tu jakie napicie, jakby bec zuki dynamitu kryy si pod stertami warzyw. W oczach sprzedawcw tlia si niespokojna, n pita czujno, jaka gotowo do czego, co nie moe by wiadome, pki si nie stanie. Ko zdu targowiska staa grupka tgich, barczystych panw w kraciastych cyklistwkach, ciemny ch dwurzdwkach i fantazyjnych, kolorowych bluzeczkach o charakterze sportowym zami ast koszul; trzymali rce w kieszeniach lub ogarniali doni palone papierosy. Wyraz i ch obrzkych tgich twarzy by raczej znudzony, jeli nie zgoa smutny. Sta wrd nich wy rzepki mczyzna o ogorzaym, poctkowanym zmarszczkami obliczu, ktry w pewnym momencie r

ozepchn najbliej stojcych i ruszy w tum prosto na pana w meloniku. Pan yczliwy z An omyla z trosk pan w meloniku spotkanie raczej niepodane. Usun si w bok i schowa zysuchujcych si referatowi o kalafiorach, wygaszanemu przez ponurego pana z krzyw szc zk. Kalafiory, wiadomo, zapach maj nieszczeglny dowodzi pan z krzyw szczk, ale, nie zapach zdobi czowieka yczliwy przystan o krok przed panem w meloniku, odwrcony o plecami i wpatrzonym w demonstrowany wanie, olbrzymi kalafior. Panie prezesie rze k cicho yczliwy pan prezes tutaj? Co za zaszczyt! Pan w meloniku odwrci si szybko, cz ostronie: sowa te wypowiedziane byy do wysokiego, mocno zbudowanego pana w paszcz u burberry z nastawionym konierzem, w mikkim, brzowym kapeluszu nasunitym na czoo. Ob ydwaj odwrcili si i zanurzyli w tum, tu za nimi postpowa facet w jasnym garniturze i niezwykle szerokich barach; pan w meloniku zdy pochwyci z profilu zarys jego zamaneg o, bokserskiego nosa, po czym zwin si rozpaczliwie jak przeladowany szczupak i pody oddalajcymi si. Auuu! rozleg si bolesny jk i pan w meloniku przystan w postawie ny: w przejciu midzy dwoma stoiskami uczyni si chwilowy cisk, w ktrym okuta skuwka je o parasola ugodzia kogo dotkliwie w kolano. Skrci gow i wyrzek jak najgrzeczniej: raszam najmocniej! Ugodzony rozciera zbolae kolano, pochylajc w d niebiesk maciejw d ktrej dobywao si zrzdzenie: Co za ludzie! Na nic nie uwaaj! Byle si pcha! Na g wi wejd Jeszcze raz bardzo przepraszam rzek pan w meloniku i odwrci si spiesznie. pan, a nie przeprasza stkn jeszcze raz ugodzony i unis rumian twarz, zdobn w siw asty ws, by obejrze swego krzywdziciela. Wydawaoby si starszy, powany czowiek pomy usz Kalodont, patrzc za uchodzc postaci w meloniku ubrany przyzwoicie, po dawnemu, a jak chodzi I nagle uderzy si w czoo, a mu si maciejwka uniosa. Czowiek w meloni olem! podskoczyo mu co w pamici to ten! Zakrci si jak bk w miejscu i ruszy w min jak nieznon cian, co byo o tyle niewykonalne, e ciana poruszaa si w sposb zepraszam! Przepraszam! woa Kalodont na boki; nie pomagao to wiele, lecz w kocu na s zczycie ciany obrcio si co, co okazao si gow, zdobn w bujne bokobrody i w twarz o m, ksiycowym wyrazie; kto z gry zawoa: Panie Juliuszu! Dzie dobry! Co za mie spot po czym Fryderyk Kompot odwrci si sw gwn elewacj ku Kalodontowi, powodujc gwatown ie tumu a po odlege rejony targowiska i odsaniajc Eugeniusza mige w caej jego schlu krasie. Serwusik rzek migo z sympati co sycha u pana starszego? Nie mam czasu d wsa Kalodont gdzie jest szef? Widzielicie go? Jeszcze nie zadudni Kompot i om rzeniem hal targow jak z bocianiego gniazda. Nigdzie go nie wida upewni si. A wi a, panowie, szuka! Bo jest na pewno, przyszed razem ze mn denerwowa si Kalodont. iej si wane rzeczy. Gdybycie go znaleli, powiedzcie, e jest tu czowiek w meloniku i stem na jego tropie Czowiek w meloniku? zainteresowa si powanie Kompot kto to je ie mam czasu rzuci si niecierpliwie Kalodont szef ju bdzie wiedzia I zanurzy s rujc sobie drog wycignit do przodu lask. Bojowy staruszek rzek migo z uznaniem rzeka. No, Fredek, do roboty. Kikuj na meloniki ze swojej wiey Ruszyli powoli w cib ywoujc rozlege krgi przypyww i odpyww. Pan w meloniku dostrzeg brzowy kapelusz tu za otoczonym z trzech stron przez gapiw s toiskiem z mod kapust. Porodku sta krpy mczyzna, rkawy bawenianej koszuli mia po niajc bogaty tatua na gruzowatych bicepsach. Mona y bez wasnego kajaka, mona y y bez lodwki, ale nie mona y bez modej kapusty w miesicu maju do schabowego kotlet zemawia z du dynamik do zasugerowanych tymi wielkimi prawdami suchaczy. Pan w melonik u naoy z uwag cwikier, zafascynowany bogactwem tatuau: na pkatym, gestykulujcym ywo dramieniu wia si wowymi skrtami kibi odaliski o bujnych ksztatach, ktrej jedyne odz stanowi wysoko upity na gowie turban. Dzieo to wykonane zostao niewtpliwie przez wyb tnego artyst o skonnociach do bezkompromisowego realizmu, tote nie bez zdumienia pan w meloniku odcyfrowa wytatuowany pod nim pobony napis: Ora et labora, co ze wzgldu na wyranie mahometaski charakter kobiecej postaci miao w sobie posmak misjonarstwa . W tej chwili po drugiej stronie stoiska facet w brzowym kapeluszu odwrci si ciemna , pikna, nieco misista twarz, ta sama, ktra ukazaa si w rozchyleniu rolet na Saskiej Kpie, wywoaa umiech zadowolenia na wargach pana w meloniku. A za nim ten barczysty bo kser jak zawsze pomyla pan w meloniku ten sam duet. Numer telefonu osiem szesnacie ero dwa Spdzielnia pracy Woreczek Brzowy kapelusz odwrci si powoli od stoiska z pan w meloniku przeci chytrym manewrem gstw gapiw i wynurzy si tu za rogiem oszklon iosku, dokd wolnym krokiem podesza obserwowana przeze trjka. W ten sposb znalaz si d atecznie blisko, by sysze ich rozmow. I co? rzek facet w brzowym kapeluszu spok o szumu. Poczekajmy rzek pocieszajco ten o zamanym nosie. Moe si co jeszcze skl rdia w komplecie, wydzia witamin jak na paradzie, pan yczliwy si postawi, nie mona po

wiedzie Sukces niebyway rzek yczliwy usunie organizacja na medal, nie, panie p Co z tego rzek prezes kiedy nikt nie atakuje. Gwny cel nie osignity. Jeszcze nie ec pociesza zamany nos. Ale sukces, panie prezesie, na tym samym bdziemy mogli pote m, w sezonie, par groszy utuc wraca ze skwapliwym uporem do Swej gwnej myli yczli stko dziki reklamie! To przez Piegusa mrukn bokser z uznaniem. O, o wilku mowa! rzykn yczliwy to wanie temu panu zawdziczamy reklam! Ten redaktor z Expressu, ta cignitym palcem wyrw w tumie, w ktrej ukaza si na chwil niewysoki, ywy modzieniec penej inteligencji, werwy i piegw, strojny w ametystowo truskawkow muszk i chrupicy iee, krwiste rzodkiewki prosto z trzymanego w rku pczka. Piegus! To on! zawoa face bokserskim nosie. Pan w brzowym kapeluszu spry si w sobie i rzuci gwatownie: Ktr en? Tak przytwierdzi ten o zamanym nosie. Trzeba mu podzikowa, temu redaktorowi zliwy, zdajc si nie zauwaa w ogle toczcego si dialogu, i rzuci si w stron modego araz, zaraz szarpn go szybko za rkaw prezes, osadzajc w miejscu spokojnie, panie y iwy. Kto to jest ten go? Kto to, mwi pan redaktor z Expressu Wieczornego rzek z y nieco yczliwy. Byem tam par dni temu z prob, eby co napisali o tym kiermaszu. Sa e przyj i przyrzek pomc. Bardzo uprzejmy facet. I zaatwi w dech, jak wida na zacz zku. Trzeba mu podzikowa, panie prezesie, tudzie odpali jak ubiank inspektowych pom czy co takiego Z pras trzeba by dobrze Stj pan, jak panu dobrze mrukn prezes, z ego zadwiczaa taka nuta, e Franciszek yczliwy wrs nieruchomo w ty klinkier posadz od tego zaleao, jego ycie. Wyrwa w tumie zamkna si i modzieniec w barwistej muszce opi si w cibie, pochonity odpywem. Ciekawe? rzek wolno cedzc sowa prezes do f m nosie. Redaktor z Expressu? Prawda, ciekawe? Twj Piegus? Zaatwi w dech! Trzeba mu ie podzikowa;.. O, to, to trzeba mu bdzie podzikowa Facet o zamanym nosie zacz tak, jakby si dowiedzia na tym kiermaszu, e marchew jest niebieska i uywa jej si do w yrobu samolotw odrzutowych. Robert dorzuci lodowato prezes idziemy. Nic ju tu dzis aj nie bdzie. Ruszy szybkim krokiem przed siebie, nie zwracajc uwagi na oszoomionego yczliwego. Po to, aby osign wyjcie, naleao wmiesza Si w nurt zwiedzajcych. Pan w brzowym kapel w kieszenie i przepuci przed siebie niezwykle barczystego boksera: mia on torowa dro g. O kilka krokw za nimi sun jak wgorz pan w meloniku. Idcy przodem bokser poczu nar na swym ramieniu elazny, tejcy w rozpaczliwy skurcz uchwyt. Odwrci si raptownie ca ucieka mu z serca, zostawiajc w piersiach zlodowacia bry przeraenia: twarz prezesa ipa Merynosa pod obwisym rondem kapelusza bya szara jak popi, brzydko i rozpaczliwie pomarszczona, skurczona i zmita i jeli Robert Kruszyna zechciaby sobie wyobrazi w n ajobelywszych rozmylaniach trwog na obliczu swego szefa, to nigdy nie ujrzaby jej ta k wyrazicie, jak w tej chwili. Pppanie preee zdoa jkn Kruszyna. Merynos zachwia cznie, jak pod wpywem nagego omdlenia, i opar si ciko o Kruszyn. Tu przy jego boku li si niepozorny pan w meloniku. Czy stao si co? spyta usunie moe doktora? strzega nikogo. Widziaem zjaw! wycharcza widziaem trupa! Teraz! Tu! Powiao mimo tumu, jasnoci dnia i kolorw. Merynos opiera si coraz ciej o Kruszyn, ktry roz rczkowo wokoo. Tum gstnia, rozbawione i ktliwe gosy woay zewszd: Do szpinaku! Komu? Komu? Twarz Merynosa staa si sinoszara, zacza nabrzmiewa apoplektycnym szkar zaczyna rzzi. Prdko rzuci pan w meloniku moe by atak serca! Albo apopleksja! traci zupenie gow: podpiera wielkie ciao Merynosa, lecz czyni to wycznie si iner yjne skrzyowanie pietruszki z pomidorem! rozleg si obok krzykliwy gos tutaj, prosz twa, tutaj! Odpowiedziay mu wybuchy miechu i tum zafalowa w stron gosu. Nawet tak m rny mczyzna jak Kruszyna traci grunt w przemonym falowaniu tumu, obarczony ciarem ni stawi czoa przypywowi cisku. Trzeba go std wydosta! rzuci rozkazujco pan w melo z nie woa o pomoc ani nie krzycza na najbliej stojcych. Kruszyna zebra resztki si i motn barkiem w ywy mur: rozlegy si krzyki protestu i oburzenia, lecz oszalay strachem Kruszyna par ca si do przodu, wlokc za sob bezwadny, wielki korpus. Pan w meloniku a si tu obok. W ten sposb sforsowali wyjcie Auto! krzykn pan w meloniku. Tam! zyna, wskazujc na zaparkowanego na pobliskim placyku wanderera. Wycign kluczyki z ki eszeni Merynosa, otworzy rozlatanymi rkami drzwiczki, po czym wpakowali bezwadny tuw do rodka. Pan w meloniku szybkim ruchem rozerwa Merynosowi krawat i konierzyk. Na u stach Merynosa bielaa piana, poprzez charkot rozrni mona byo sowa: yje nie yje e te oczy Do Pogotowia! warkn pan w meloniku. Kruszyna siedzia na stopniu, z twarz niach, niezdolny do mylenia ani do jakiegokolwiek ruchu. Z nieoczekiwan si pan w mel oniku wepchn na p bezwadnego Kruszyn do auta i zapuci motor. May wanderer wyskoczy nku Poznaskiej.

W p godziny potem pan w meloniku stan znw w bramie hali targowej na Koszykach. W sam czas, by dostrzec, jak zmczony bezowocnymi poszukiwaniami czerstwy starzec w maci ejwce przysiad na chwil na pustej skrzynce, opierajc podbrdek na rczce laski. W teje mej chwili przecigaa ku wyjciu grupa rozHaasowanych, plujcych na boki i przed siebie wyrostkw z rkami w kieszeniach. Nudno powtarzali jeden przez drugiego adnej machlo , adnego szatkowania Chod, Stasiek, obskoczymy tego starego paralityka rzek jeden, skazujc na Kalodonta dla zabawy. Uczy z niego balona! Spokj rzek cicho, lecz twar idcy porodku grupy niewysoki facet w popelinowej wiatrwce z wenianym cigaczem ty, M ek, masz gow do ministerstwa, ale na kosz do mieci. No, ju, pycie std, ale szybko! upie zapanowao zdyscyplinowane milczenie. Czego si ciskasz, Szaja zacz niepewnie Ma iek przecie Takiego kochanego staruszka chc obskakiwa, kozacy kosiory, smutna wasz ola A jak przyjdzie do czego naprawd, to gn si jak smark na wietrze drwi niemiosi zaja. Ju dobrze, ju dobrze rzek niechtnie Stasiek skocz ten nieziemski referat e szyderstwa rani bolenie jego godno wasn. Caa grupa mina Kalodonta, lecz naraz n si i podszed do siedzcego. Czy mgbym prosi uprzejmie o ognia szanownego pana? zmiaym grzecznoci, sodkim gosem, popartym piknym ukonem. Kolorowi chopcy odwrcili rwujc scen z zaciekawieniem: Kalodont sign do kieszeni po zapaki i poda je Szai w amej chwili, gdy prawa do zgitego z uprzedzajcym szacunkiem Szai wycigna si po pude go lewa rka zanurzya si w otwr czarnej, alpagowej marynarki czcigodnego starca, skd w rcia po sekundzie, zasobna w wytarty, skrzany pugilares. Wok byo dosy toczno i zani kolwiek zdoa si poapa, Szaja schowa portfel do swojej kieszeni, zapali papierosa i r em penym podziki odda zapaki Kalodontowi. Baaardzo szanownemu panu dzikuj rzek z umiechem swych bezzbnych ust, po czym zamierza oddali si, z godnoci. Oddaj to, la posysza cichy gos przed sob: przed nim sta niepozorny facet w welwetowej marynarce, w patrzony z uwag w kunsztown konstrukcj z modej cebulki, wznoszc si wysoka nad ssied toiskiem. Szaja zatrzyma si na chwil, zdezorientowany i to go zgubio. Oddaj to po y facet, wycigajc rk i chod ze mn. Tylko bez krzyku To mwic, bysn pod nose licyjn, ogldajc jednoczenie z niezwykym zainteresowaniem elazne wizania po przeciwle stronie hali. Wtedy dopiero Szaja zrozumia; jak olnienie spado na, e ma przed sob naj otniejszego zeza w Warszawie i byskawicznie rzuci si do ucieczki. Poruta! krzykn kliwie, wpadajc midzy swoich ludzi, zachwyconych, lecz i nieco oszoomionych tempem wydarze. Za nim sadzi Klusiski jak rozalony brytan. Wbiegajc w bram Szaja wyrzuci pu ares z kieszeni w kt. Pan w meloniku podnis go natychmiast i ruszy w stron siedzcego a skrzynce staruszka, ktrego na chwil zasoni mu przecigajcy jak chmura tum. Gdy dota skrzynki, nie byo na niej nikogo. Sekund przedtem Juliusz Kalodont poderwa si jak u kszony przez os i pobieg w stron drugiego wyjcia. Wydao mu si bowiem, e po tamtej s e w tumie migno jakie nakrycie gowy, mogce by tylko czarnym melonikiem. 8

Filip Merynos spoczywa nieruchomo w fotelu. By bez marynarki, koszul mia rozpit na sz rokich, wochatych piersiach, na sercu lea worek z lodem. Przy fotelu krcia si zaafero ana Aniela, zmieniajc okady na gowie. Na ssiednim fotelu przysiad Kruszyna: wyglda, by przelecia po nim tajfun najpotworniejszego pijastwa. Przy oknie sta Wilga palc pa pierosa, na biurku, z gow w doniach, siedzia blady Meteor. Gdyby nie ten may facet ek naraz nienaturalnie gono Kruszyna to nie wiem, co by si stao,.. Podrzuci do Pogo ia, popdzi tych tam lekarzy, eby dali zastrzyk Nie wiem, co by byo bez niego! Prezes by wykitowa! rzeka Aniela z rozpacz w gosie. Ty wiski ryju! dorzucia z wciek zyny na tobie mona polega Aniela odezwa si Merynos mocnym, pewnym gosem nie bj si. Bd spokojna, ja tak tuj. Zapanowaa cisza. Meteor wzdycHal ciko, dubic w nosie; straci wszelk kontrol nad swy ruchami. Aniela rzek Merynos co by zrobia, gdyby si przekonaa, e pewien dra i ubuz, ni, o ktrym wiesz, e umar przed laty yje? Zalega pena napicia cisza. Meteor zapomnia o tkwicym w nosie palcu. Kruszyna poruszy i niespokojnie, Wilga zatrzyma w p drogi rk z podnoszonym do ust papierosem. Jjjja nnnie wiem wybkaa Aniela; jej gruba twarz wyraaa wzruszenie. Wobec tych zauf ch, dowiadczonych ludzi prezes zwraca si wanie do niej o rad. Albo umar albo yje

o rzeczowo. A wic yje rzek Merynos z cikim przydechem, ktry zabrzmia jak omot zatrzaskiwane yje, sam to widziaem. Nigdy bym nie uwierzy, gdybym nie widzia. Wsta nagle, strzsajc z siebie worek z lodem i kompresy. Papierosa! zawoa. Wilga po u pudeko, a Meteor zerwa si z zapalon zapalniczk w rku. Aniela powtrzy Merynos co by zrobia? Byo w jego gosie co strasznego, bulgoczcego, gdy tak sta, blady jeszcze, lecz potny, alisty, w rozchestanej, jedwabnej koszuli, odsaniajcej ciemne, owosione minie ramion piersi Jaaa? zacza Aniela, lecz niezdolna bya wydusi z siebie sowa. Ten czowiek umar, ale yje rzek Merynos, podchodzc do Meteora i wbijajc ciemne, ro oczy w jego twarz, ktra z miejsca przybraa zielonkaw barw jego wasnego krawata. Wobe tego Meteor poruszy si niespokojnie, tumic resztk opanowania histeryczny umiech, mu si bowiem naraz, e w tej sprzecznoci jest co komicznego. Wobec tego powtrzy Me musi umrze ponownie Tak zimna, a zarazem pomienista zawzito bya w tych sowach, poczu przemon dz natychmiastowej ucieczki. Nie wiem, czego on chce rzek Merynos, przystajc przed Wilg i lizgajc si niewidz pnym spojrzeniem po obwisej twarzy inyniera. Ale wiem, e ja nie bd mia ycia, pki nie nie umrze Tym razem na zawsze Na amen Po to za, aby tak si stao, trzeba pomyle, ze pomyle, precyzyjnie, niezawodnie! Do ju tych rozstrzygni przy pomocy kopniakw i ch rurek! Gowa Tu! pukn si palcem w czoo oto, co decyduje i zwycia. Prawda, in echn si tak strasznie, odwijajc wargi znad biaych, mocnych zbw jak wszcy krew drap Albert Wilga, ktry nie by tchrzem, poczu strug potu lepic mu koszul do plecw. Prawda wybka Wilga i uciek bezradnym spojrzeniem w okno. Wobec tego! wykrzykn nagle Merynos wszyscy wont! Poszli precz! Kruszyna zostaje! Pierwszy rzuci si do drzwi Meteor jak goniony szarak; Wilga poszed za nim, kiwajc z zakopotaniem gow, za Aniela wymkna si spiesznie, zbierajc po drodze okady i worek z podogi. Drzwi zamkny si cicho za nimi. Robert rzek Merynos, patrzc na Kruszyn chod no tu bliej Kruszyna podnis si powoli z fotela i ruszy w stron Merynosa jak zahipnotyzowany.

W barze Sodycz byo wesoo, lecz spokojnie: drzwi si nie zamykay ani na chwil i ludzi i na stojco przy bufecie, gwacc ostentacyjnie zarzdzenie pana liwki, duo dzi byo wo noci, ciskania si za szyj i dysput na temat niepowodze polskich kolarzy na trasie wyc gu Warszawa Berlin Praga. Hawajka zwijaa si w nieustannym nalewaniu, przynoszeniu, podawaniu, markowaniu, bonowaniu i wydawaniu zamwie. Inna rzecz, e praca sza jej dz i fatalnie, mylia si przy odbiorze bonw, popeniaa bdy wydajc zamwienia, stuka t , rozlaa piwo na kontuar i wypucia z rki litrow butelk wdki, ktra na szczcie si ty? Wariatka! podskoczy pan liwka zakochana? Na mzg ci si rzucio? Zakochana, za na zanucia z satysfakcj kluchowata kasjerka. Co, moe jej nie dasz? wyszczerzya z rzenie na pana liwk nie pozwolisz? Stary baran! sykna z pogard. Myli, e jak on to i inni nie mog Ciko pracujc ramionami Kubu przepchn si przez tum i osign szynkwas w chwili, gdy aa wynie skrzynk butelek po piwie. Lulek! krzykna Hawajka. Skrzynka omotna o p ka, nie baczc na nic, wypada zza kontuaru i gadzia delikatnie klapy marynarki Kubusi a. Dobry wieczr pani Kubu skoni si szarmancko kluchowatej kasjerce, po czym ogarn k zgodniaym spojrzeniem. Jak to dobrze, e ci znw widz ciesz si rzek cicho zaraz doda goniej: Napracowaem si jak dziki osio, ale na dzi koniec Bye na t spytaa niecierpliwie Hawajka. A jake. Nic nadzwyczajnego rzek Kubu obojtnie, po doda z umiechem: Dasz mi mj klucz? Caa mska, sprona dniem tsknoty czuo, nad anie zawary si w tym na pozr chodnym, niewanym pytaniu. Hawajka odetchna gboko i p aa, umiechajc si na p wstydliwie, a na p zalotnie: Po co? Ja dzi wczenie kocz zekasz na mnie, dobrze? Kubu ogarn j penym wdzicznoci spojrzeniem: ba si powiedz ek, gdy czu, e najlepszy nawet art bdzie w tej chwili niestosowny, za nie potrafi kw wa wzrusze inaczej ni artobliwymi sowami. Powiem jej dzisiaj, jak si naprawd nazywa a i poczu si szczliwy. Przesun jzykiem po zaschych wargach, szukajc smaku niedale nkw. Skocz tylko na rg po papierosy rzek z umiechem u was nie ma Grunwaldw. lia si po skrzynk z butelkami: ruchy miaa mikkie, wzrok spokojny, w sercu bogosawion z. Kubu wyszed wolno na ulic, wie i przemyt majowym deszczem. Jezdnie i trotuary lniy

m, wilgotnym poyskiem. Wzi w kiosku pudeko papierosw, zapaci, odebra reszt. Czy egus? posysza za sob lekko seplenicy gos. Odwrci si i ujrza niskiego faceta w wi enianym cigaczem, ktry umiecHal, si do ujawniajc oszczdnie puste dzisa, jakby pr k zbw. Ja mrukn Kubu niechtnie i arogancko a bo co? Nic umiecHal si nad ny mam do was, kolego, interes. Z polecenia kolegi Kruszyny. Co jest? spyta zwile ubu, kierujc si w stron baru Sodycz; bezzbny posuwa si obok, stpajc bezgonie iaej gumy. Kolega Kruszyna prosi was, kolego, ebycie zaraz ze mn do niego podskoczyl i. Gablota czeka rzek po zodziejsku bezzbny, wskazujc na mae, ciemne auto, stojce o lka krokw od nich, przy brzegu trotuaru; nie zgaszony motor gra dononie. Powiedzcie , kolego, Kruszynie rzek Kubu z niedba opryskliwoci e nie mam dzi dla niego cza a swoje prywatne ycie, no nie? umiechn si z nonszalancj. Takie aziorne numery ni hodz, eby wieczr gubi na interesy Jutro si z Kruszyn skontaktuj. Tymczasem, cze! raz rzek sodko bezzbny ale i ja mam jeszcze do kolegi interes Kuba przystan i s go, zaczepnie na bezzbnego. Mona wiedzie, jaki kolega ma do mnie interes? wycedzi z mno: brwi uniosy mu si do gry, okrga, piegowata twarz przybraa wyraz bolesnego zdziwi nia, ktry poprzedza awantur. Bezzbny odsun si cicho i lekko, ale nie spuszcza wzrok uby, przyklejony do pustych dzise umiech rozszerza si, stawa si pody, wstrtny. N u jaki interes? Taki rzek wolno, poprzez umiech, bezzbny jak do kapusia W te hwili silny cios z tyu w gow rzuci Kubusia nieprzytomnie do przodu. Bezzbny chwyci ob rcz twarz Kuby i byskawicznie podstawionym barkiem, ktremu balansujcy skrt korpusu z ugitego kolana nada piekieln si, wyrn go w podbrdek: jednoczenie kto trzeci oder sia od ziemi, kto czwarty pochwyci go wraz z bezzbnym w ramiona, jeszcze kto otworzy drzwiczki auta i Kubu wrzucony zosta jak tumok z brudn bielizn na podog samochodu. K u popiesznymi kopniciami zapakowano wystajce nogi do rodka, dwie ruchliwe sylwetki w skoczyy na powalonego, zatrzaskujc za sob z obydwu stron drzwiczki, i Robert Kruszy na puci przycinite dygoczc z emocji stop sprzgo. Mae, ciemne auto zerwao si z m niewyranych sylwetek rozbiego si bezszelestnie w rne strony, kupicy si w przyzwoite dlegoci przechodnie rozchodzili si szybko w milczeniu: wszystko razem trwao niezmier nie krtko, za na ulicy elaznej nikt nie jest skonny do natychmiastowych i nieprzemyla nych interwencji w tego rodzaju wydarzeniach. Fioletowe, pomienne krgi, wirujce kolicie wok obolaej gowy, ustpoway powoli. Opuc pene byy wibrujcej szarej mgy, w ustach zgrzyta piasek zeschnitej liny, zmieszany z o gorzkim smakiem krwi. W uszach dudni nieustajcy szum, rozpywa si z wolna w rozedrg nej ciszy, szara mga przecieraa si i dara, ustpujc coraz wyraniejszym ciemnociom. W nociach zarysoway si powoli mtne, lecz coraz wypuklejsze ksztaty i kontury. Jakub Wir us unis niezrcznie trzsce si donie do gowy, w rozbitych ustach poczu okropn bry cniej do tyu i wtedy zrozumia, e siedzi na krzele. Zaczyna trzewie. Przetar z wysikiem oczy i rozejrza si, jczc z cicha przy najmniejszym poruszeniu kark em. Znajdowa si w obszernej, sabo owietlonej piwnicy, zakoczonej w gbi przepierzenie desek, spoza ktrych przebyskiwao szparami wiato. Sun z trudem wzrok i wraz z rejest aniem poszczeglnych wrae w umyle wracaa mu pena przytomno. Telefon? pomyla z p dociekliwoci. Co tu robi nowiutki aparat telefoniczny? Na drewnianej skrzynce, pr zy starym, elaznym ku? Ze zdumieniem skonstatowa, e siedzi w kcie przy kawiarnianym iku o niby marmurowym blacie, na ktrym stoi butelka wdki, kieliszek i le papierosy. o tu! rozdaro mu mzg nage olnienie. Jestem na miejscu! U Kudatego! po czym doda ysz satysfakcj: Pierwsza cz mego zadania speni na! Druga zapowiada si o wiele tr olega bdzie na tym, aby si std wydosta. A wtedy pisania a pisania Co, co byo niegd m, skrzywio mu zmaltretowane wargi. Co o mnie pomyli moja dziewczyna? przypomnia sob e i myl ta zgasia w nim mizern resztk pociechy. W tej samej chwili dostrzeg dwie ciem ne posta w paszczach i w kapeluszach, stojce w gstym, piwnicznym mroku przeciwlegego kta. No jak? Lepiej? spytaa askawym, gbokim gosem wysza z postaci; postpia par krok elaznym ku: rozleg si somiany chrobot wgniatanego siennika i zgrzyt zardzewiaego . Kubu spojrza najprzenikliwiej, jak mg, w stron gosu, lecz nie dostrzeg niczego poza mi eleganckiego paszcza burberry nad starannie zaprasowanymi spodniami i butami n a soninie. Twarz bya niewidoczna, zakopana w ciemno, widniay jedynie kosztownie obute nogi, nienaturalnie wielkie i wyraziste jak na trickowych, surrealistycznych fo tografiach. Lepiej rzek z trudem Kubu i to pierwsze wymwione sowo przywrcio mu pewno siebie

wiedzie, jaki jest nastpny punkt programu, obywatelu Kudaty? zaatakowa nagle. Posta ktra pozostaa w ciemnym kcie, drgna niespokojnie. I oto nastpio co, co kazao Kubusiowi zapomnie o blu i o walce, o napiciu myli i ost co zjeyo mu wosy na rozbitej gowie, jeli wosy rzeczywicie je si pod wpywem taki poza przepierzenia z desek rozlego si ni to wycie, ni to piew, jaki obkaczy, rozjusz bekot, nabrzmiay okropnym, spczniaym woaniem. Serce skoczyo Kubie do garda i zaomo szco, odbierajc oddech i wiadomo. Bardzo adnie rzek spokojnie facet na ku bardzo adnie. Godna pochway taktyka. T na chama, co? adnego udawania, adnego skomlenia, adnych pyta za co, po co i dlaczego ? W tym momencie Kubu wyuska po raz pierwszy spojrzenie z odlegego pmroku ka: ciemny y, okrutny wzrok mdrych oczu. Wie wszystko! przemkno mu przez mzg wszystko odkrywa Drogi chopcze cign gos z ka pomyka. Nie jestem tym, za kogo mnie bierzesz. A ci, poznasz dzi jeszcze pana Kudatego. I znw, jakby na dwik tego sowa, rozleg si straszliwy piew i bekot, donony, przenik ozdzierajcy. Co gorsze, nie umilk, jak za pierwszym razem, lecz przeszed w cichsze, chrapliwe nucenie. Niech to si skoczy pomyla z umczeniem Kubu nie mog si bron e, pki to tam brzczy Czu lepki, wstrtny pot oklejajcy mu ciao, serce, mzg, nerw kcie posta oddycHaa szybko i wiszczco, oparszy si ciko o cian. Prosz mi powiedzie rzek gos z ka kto wygra dzisiejszy etap? By pan przecie akcji, nie? Ta nieoczekiwana grzeczno obudzia w Kubusiu ironi, sparaliowan dotychczas strachem. Rozumiem pana rzek wolno. Wiem, co to znaczy niepokj prawdziwego sportowego kibica , zanim dowie si o wynikach. Nie mog pozwoli, by si pan drczy, i dlatego rezygnuj ze ego incognito. Oczywicie wiem, co byo na trasie. Polacy przegrali etap. Nadal prze grywaj. Ale ja wierz, e ju niebawem zaczn zwycia. Odrabia teren. Bardzo chwalebna wiara. Patriotyczna. No, zobaczymy Robert, papierosa! Robert Kruszyna wynurzy si z kta i poda lecemu pudeko. Ognik przytknitej do papiero paki owietli na uamek sekundy twarz pod kapeluszem. Bya Kubusiowi zupenie nieznana. Mj przyjaciel Kruszyna westchn ciko Kubu czyby to on mnie tak oporzdzi? Musi mu pan to wybaczy rzek grzecznie facet z ka. Uczyni to na moje polecenie i z cikim sercem. Chocia urazi go pan dotkliwie, odmawiajc spotkania si z nim. To trak owanie jest wycznie skutkiem paskiego uporu, redaktorze Wirus. Od dawna pragn zobacz y pana, wobec tego poprosiem naszego wsplnego przyjaciela, pana Kruszyn, aby mi to ua twi. Niestety, wykaza pan brak chci w tym kierunku, co pocigno za sob chwilowe gwat Wida byo, e mwicy syci si swymi sowami. W tym moe by ratunek pomyla bystro Ku korzysta. A wic widzi mnie pan, prawda? rzek z prb umiechu. Czy nie wystarczy na dzisiaj? i do domu? Jeszcze nie rozleg si gos z ka pragn si panu przyjrze dokadniej. W tej chwili nad gow Kubusia zapalio si wiato, silne i skierowane pionowo w d. Prze il Kubu siedzia jak pod filmowym jupiterem, po czym rzek swobodnie: Co piknego! Mocna rzecz! Niezapomniane efekty wietlne! Jestem Panu wdziczny za t ol wajc iluminacj, panie niestety, nie znam Paskiego nazwiska? Cae szczcie rzek facet z ka i nie pozna go ju pan. Obserwowa pilnie opuchn i zmierzwione blond wosy. Podarta, barwna muszka i wymitoszona marynarka dopeniay ob razu klski i tylko nieugite, piwne oczy Kubusia wiadczyy o tym, e walka trwa i toczy si dalej. Szkoda takiego utalentowanego modzieca jak pan doda z nagym rozdranien sie. Nie rozumiem rzek Kubu i spyta: Czy mog zapali? Prosz rzek gos z ka i prosz wypi kieliszek wdki. Stoi przed panem. To panu d oda przyjanie. Chrapliwe zawodzenie za deskami wznioso si na moment do oguszajcego ryku. Czowiek na nie zwraca na nie najmniejszej uwagi, wobec czego Kubu nala sobie drc rk kieliszek wychyli go, przetrzymujc przez chwil alkohol w jamie ustnej. Ostry pyn piek rany, le cz przynosi ulg. Widocznie naley tu do dobrego tonu nie zwraca uwagi na wycie dzikich zwierzt lub krwioerczych obkacw pomyla Kubu i ostry dreszcz przelecia mu mrow h. Szkoda, e si pan marnuje rzek facet z ka. Ile pan zarabia w tym swoim Expressi Zaley rzek wymijajco Kubu, zapalajc papierosa; jupiter nad gow parzy nieznonym

mgby pan zgasi tej nocnej lampki? spyta niedbale Kubu. Bdzie przytulniej. Mgbym rzek facet, nie gaszc. Ile pan trafia miesicznie w tej gazetce? Raz gorzej, raz lepiej umiechn si Kubu; by to bardzo wymuszony umiech, reflektor ia mu mzg. A ile panu daje Nowak? Nowak? zdziwi si szczerze Kubu. Kto to jest Nowak? Nie wie pan? Aha, nie wie pan W porzdku. No, mniejsza o to. Chciaem, eby pan obj ro po Morycu. Trafiaby pan wtedy co z dziesi tysicy miesicznie w gosie faceta zabrzm melancholia. No, ale teraz Wic czego pan chcia od Kruszyny? dorzuci nieoczekiwanie stro. Ja? odpar obronnie Kubu niczego specjalnego nie chciaem. Lubi nowe znajomoci, za m je bardzo chtnie. Chcia zarobi par zotych wtrci zupenie niespodziewanie Kruszyna; gos mia schryp owania i dugiego milczenia. Chcia trafi jak dol Tak mwi doda usprawiedliwiaj Nie wtrcaj si warkn czowiek na ku i Kruszyna zamilk, cofajc si jeszcze bardz Dlaczego? rzek zuchwale Kubu to racja! Nawet naley mi si wypata za reklam wasze maszu, panowie Naley ci si gos z ka sta si naraz ujadajcy i wcieky naley ci si! Za to, ra robota. Na medal. Kto napisa ten artyku o zabjstwie Mechciskiego? dorzuci nagle, askakujco. Kubu zawaHal si. Przeszya go krtka, jasna pewno, e tak trzeba. Zmruy z wysikiem o k dobitnie: Ja. Tego si mogem spodziewa. No, synku, zasuye sobie. Z pocztku mylaem, e ten arty la mnie adne par tysicy, ale si przeliczyem. Teraz to widz. Wykoowae mnie, nie mo zie. Ten artyku pomg, ale nie mnie. Zreszt, teraz jest wszystko jasne ostatnie sow rzmiay ciszej, jakby wypowiedziane do samego siebie. Nagym, szybkim ruchem zerwa si z ka i stan na szeroko rozstawionych nogach porodku y. Mocno cignity paskiem, krtki i szeroki przy kolanach paszcz nadawa jego sylwetce w raz sprystej siy. Wspaniale wyglda! pomyla w tej chwili reporter Wirus. Przystoj chopa Kto to jest? Kolego rzek czowiek w paszczu zym gosem kiedy jeden z moich przyjaci pyta ci erci Mechciskiego. Skamae. Nie znae adnego Siupki, nie jedzie do Anina, do dziewc ca. I teraz esz. Cay czas grasz, napuszczasz, czaisz si, chcesz mnie wystawi do wiatr u. Dlaczego to robisz? I dla kogo? Dla nikogo rzek jasnym gosem Kubu. Jestem dziennikarzem. Chc wiedzie, co si dzi ym miecie. Kamstwo! sykn mczyzna w paszczu robisz to dla ZEGO Jeste jego czowiekiem. O milicj w tym artykule, pokrzyowae mi wszystko! Zniszczye dzisiejsz akcj! Kruszyna szarpn si do przodu, twarz jego bielaa w pmroku jak nafosforyzowana. Ale chc ci da szans czowiek w paszczu zbliy si do Kubusia, odsaniajc ciemn, ywion napiciem niedobrych decyzji. Powiedz, czego chce ZY, a moe dogadamy si To adne rozleg si wymuszony miech Kubusia wanie po to przyszedem do was, eby iedzie eby wiedzie, kto to w ogle jest Czowiek w paszczu cofn si a do ka. Zapali papierosa, po czym rzek zimnym, okrutn owanym gosem: Trudno. Skoro jeste taki twardy, to niech to pan Kudaty rozstrzygnie. Chrapliwy, basowy pomruk za przepierzeniem, pokryty dotychczas penym wrzenia dial ogiem, wznis si na dwik tych sw do okropnego zawodzenia. Do do! zatuko si tego nie mona wytrzyma! To nie do zniesienia! W tym morrre cie zgaso wiato nad jeg w. Czowiek w paszczu podszed wolno do zbitych z krzywych desek, poatanych dykt drzwi i z apuka. Pukanie rozlego si jak werbel przeznaczenia na tle niesamowitego piewu. Krusz yna cofn si jeszcze, skuli w swym kcie. Czowiek w paszczu nacisn elazn klamk i gsty smrd run w zatche powietrze piwnicy. Sycha byo jakie gramolenie si, ochryp i w drzwiach stana ogromna posta rwna wzrostem czowiekowi w paszczu, lecz bardziej od niego zwalista i cika. W pierwszej chwili po zgaszeniu jupitera Kubu by olepiony pomr okiem, wyczu raczej, ni widzia, jak posta ruszya w jego stron wolno, chwiejnie, przew lajc si ciko z nogi na nog. Kady krok czyni wraenie nadcigajcego, lepego zniszcz ku piwnicy przystana, zakoysaa si niepewnie, wycigna przed siebie obie rce. Kubu udem z krzesa na uginajcych si ze zmczenia i strachu kolanach. Szeroko, a do blu rozw rtymi oczami chon kady szczeg tej postaci, jej dugi, obszarpany sweter, jaki nosz m

rze, achmaniaste spodnie, ogromne, czarne, bose stopy, grubo zaronit, obrzk twarz i dlone w dzikie, brudne strki siwe wosy. Jasne, nie widzce malekie oczka byszczay w te masce pod nawisym, zmierzwionym mietnikiem zarostu i wosw. Oczka te utkwione byy nie w Kubusia, lecz poniej: w stolik, na ktrym staa butelka wdki. Panie Kudaty! rozleg si nienaturalnie cienki gos czowieka w paszczu. Co z nim r Robert Kruszyna czu, e za chwil zemdleje po raz pierwszy w yciu: uczucie ostrych mdoc wznioso mu rce do ust, jakby chcia powstrzyma potworne wymioty, jakie rzyganie wasny sercem i pucami, w ktrych brakowao powietrza. Kudaty stkn dziwacznie, plugawo i dzi Wolno, unoszc miesznie, niezdarnie stopy w gr, ruszy przed siebie. Bi si? zapalio si w mzgu Kubusia. Ostatnim spojrzeniem obrzuci piwnic: nie mia . Nie widzia nawet wyjcia, wok byy czarne piwniczne mury, jedyne drzwi prowadziy do c chncej komory za przepierzeniem, w nieznany, smrodliwy mrok? W tej chwili Kudaty w znis ogromny czarny kuak i zamachn si po chopsku, niewprawnie, na odlew. Mimo zeszty enia rozbitych, obolaych mini i niezdolnoci do skutecznej walki, sam instynkt, wspar ty dowiadczeniem, odwid gow Kubusia z toru ciosu, nie wystarcza jednak do penego uni pi Kudatego spada jak pudowy ciar na bark Kubusia, miadc go i rzucajc na cian ych wiate strzelio w tyle omoczcej o mur czaszki i olepio zamierajce oczy Kubusia. iec ciemniao midzy wiatami w resztkach uchodzcej wiadomoci redaktora Jakuba Wirus iennikarza Jako smrd Od napierajcych ju blisko achmanw zia sparciay zaduch zasta du, uryny i przesyconego wdk oddechu. Potne, zrogowaciae paluchy uchwyciy szyj ofiar Jeszcze chwila i zwiotczae nogi oderway si od podogi. Redaktor Jakub Wirus cinity zos a w kt jak szmaciana lalka. Robert! rzuci ostro czowiek w paszczu zabieraj go std! Szybko! Do auta! gos m iski, chrapliwy, zdecydowany. No! dorzuci widzc, e Kruszyna nie rusza si. Jednym sk kiem dopad kta, w ktrym wymiotowa oparty czoem o mur Kruszyna, poderwa mu gow i ude w twarz dwa razy, z obu stron, otwart doni. Kruszyna otar rkawem usta, otrzsn si lodowatej wodzie i podszed wolno do zwok. Tylko za ubranie! krzykn czowiek w pasz ie dotykaj ciaa! Kudaty rozsiad si przy stoliku, nalewa sobie wdk i pi wolno, lec tannie, kieliszek za kieliszkiem: mlaskanie pijanego zachwytu mieszao si w jego us tach rozgonym czkaniem. Kruszyn z trudem dwign cikie, sflaczae ciao: mimo swej ie by w stanie uczyni nic wicej, jak unie trupa z podogi trzymajc go pod pachami; st zne, bezwadne nogi wloky si z mikkim szmerem po pododze. Czowiek w paszczu jednym zr m ruchem przerzuci te nogi przez barki i kark Kruszyny Kruszyna ugi si nie pod ciar lecz pod wraeniem ciaru. Czowiek w paszczu uchyli cian i Kruszyna, jak objuczony u ierzyn kusownik, ruszy w ciemno. Czowiek w paszczu zasun starannie cian i podszed do stolika. Przystan nad pijcym cigu tych paru minut ubya ponad poowa z plitrowej flaszki. Byskawicznie zerwa ze st utelk i z rozmachem szmyrgn ni w kt, o cian. Rozleg si brzk tuczonego szka i re czystego pynu zmoczya czarny mur piwnicy. Nie dosy wdki na dzi, ty mieciu? rzek okrutnym gosem litr przed tym ci ju nie wystarczy, jeszcze musisz p litra po tym, g noju parszywy! Rozpucie si ostatnio Ryki, piewy No, ju! Poszed std! Wycign rk, wskazujc przepierzenie. Kudaty dwign si wolno: w pochylonej na potn onej gowie czaia si potworna, spczniaa groba. Uaek! Uaek!. zabekota z ogromn nienawici. Czowiek w paszczu cofn si wolno do tyu, nie spuszczajc oczu z Kudatego. Osignwszy ym, pewnym ruchem, nie ogldajc si za siebie, wiszcy przy wezgowiu pejcz o skrzanych, awlonych w grube supy sznurach. Uj go mocno i ruszy z powrotem ku stolikowi. Na ten w dok bulgot wypeni gardo Kudatego. Czowiek w paszczu przystan, rozchyli, nie spiesz cz na piersiach i wydoby duy, czarny rewolwer o bkitnawym poysku lufy. Kudaty wycign rzodu na olep obie rce, zdawao si, e runie za chwil caym ciarem przed siebie. Czo zczu postpi naprzd z rewolwerem w lewej doni: praw rk wznis byskawicznym zamachem czce rzemienie spady ze straszn si na twarz, oczy, gow i szyj Kudatego. Jeszcze se Kudaty pochyli si jak niezdarny, podpiowany kloc, po czym zacz cofa si chwiejnie k epierzeniu. Skrzane ciosy wdzieray si szybko i nieustannie, jak rcy kwas, w opuch tw . Zabekota Uaek! Uaek! lecz w wyciu tym nie byo ju groby, tylko zwierzcy bl z. Czowiek w paszczu zamkn za nim drzwi przepierzenia na klucz, odwiesi pejcz, popraw i paszcz, przetar pachnc wod kolosk chustk twarz i rce, odsun cian, zamkn j skomplikowany, ukryty za stosem skrzynek i pudeek zamek i ruszy w gr. Na ulicy Bagno stao mae, ciemne auto: na przednim siedzeniu kuli si, tpo przed siebie wpatrzony Kruszyna. Czowiek w paszczu usiad za kierownic i auto pobiego szybko pusty

mi ulicami. Przeleciao witokrzysk do Nowego wiatu, po czym Tamk w d, Dobr i Czerwo zya a do czarnego, ogromnego wiaduktu mostu Poniatowskiego. Z guchym echem przejecH alo pod potnym sklepieniem z elaznych wiza i betonowych ukw i wjecHalo w le brukowa u podna skarpy, na ktrej za wysokim, elaznym ogrodzeniem z masywnych, zakoczonych jak lance sztachet, wznosiy si ku miastu tarasy Muzeum Wojska Polskiego. Czarne sylwe tki dzia, haubic, starych kartaczownic, kolubryn i hakownic cigny si rwnymi rzdami n balustradami tarasw. Po lewej stronie rozcigaa si trawiasta paszczyzna Centralnego Pa rku, przernita nowymi ciekami i alejkami i usiana wtymi piekami modych drzewek; prz mujce je paliki rysoway si wyranie na tle jasnogranatowego, rozgwiedonego nieba. Rzad ie lampy na wysokich supach rozsieway wicej cieni ni wiata. Auto zatrzymao si, czo paszczu wysiad i rozejrza si uwanie wokoo. Byo tu cicho, nago i pusto wrd majowej rzerywanej rzadkim oskotem nocnych tramwajw na wiadukcie. Czowiek w paszczu gwizdn ci ho, Kruszyna wyskoczy z auta, otworzy tylne drzwiczki i wsplnymi siami wyjli zwoki. P nieli je par krokw od ulicy i zwalili ciko w wysokie chwasty i burzany nie pielgnowan go trawnika. Czowiek w paszczu sign do kieszeni, wyj zoon w semk wiartk papie wym pismem, rozwin j i przypi starannie agrafk do zbrukanej marynarki Kubusia. Ciepy atr od Wisy, wiey i wonny, zaopota leciutko papierem. Szybko wrcili do auta, ktre ruszyo w stron Ksicej, po czym wspio si wolno Ksic Krzyy. Panie prezesie Robert Kruszyna odwrci sw bia, pokryt lnicym potem twarz ku Fili nosowi a jeli ten Piegus nic nie by winien e ten ZY nie pokaza si? Czy to byo k zajkn si dawionym przedenerwowaniem. Filip Merynos prowadzi spokojnie, patrzc uwanie przed siebie. To przez ciebie rzek beznamitnym gosem. Przez ciebie dowiedzia si o adresie biur latego musia zgin Kruszyna jkn jak przy rwaniu zba na ywca, za Merynos zachichota nieszczerze. Ty bucu doda po chwili gosem zupenie opanowanym nic nie rozumiesz. Nie rozumiesz, to niewane. Jaki tam Piegus czy Wirus. Wane jest, e przechodzimy do kontrataku. Atak ujemy! W jego opanowanym gosie zadrgao tak zimne, olize okruciestwo, e Robert Kruszyna zapra n po raz pierwszy w yciu znale si na drugim kocu wiata, byle jak najdalej od swego , chlebodawcy i dobroczycy. Niestety posiada zbyt mao wygimnastykowany umys, by skon statowa, e wanie siedzi z nim w jednym, bardzo maym aucie.

Ranek sobotni by chmurny i deszczowy, mimo pogodnej nocy. Ludzie szli szybko do p racy alejkami Centralnego Parku pomidzy wiaduktem a skarp Muzeum Wojska. Dwie skro mnie ubrane kobiety kroczyy, trzymajc si blisko chodnika. Pieczywo lepsze jest w te j spdzielni na rogu mwia jedna z nich, szczupa, o lekko przywidej, ongi zapewne rzy pani to tam kupuje dalej, w tym Wuesesie, a tam pniej przywo i jakie takie z gor zej piekarni. To racja rzeka druga, siwa i pomarszczona, o wygldzie zasuonej sprzt ki sama kiedy znalazam niedopaek papierosa w paryskiej buce. I ten ich czycki nie zapewniaa pierwsza. Bochenek lubelskiego to jeszcze czasem ujdzie. Jezus Maria! zawoaa nagle kto tu ley? W pobliskich alejkach uniosy si niespokojnie gowy. O, oaa siwa zabity! Zamordowany! Przez trawniki biegli ludzie, kupic si w pewnej odleg . Jedno spojrzenie na skrcone konwulsyjnie czonki wystarczyo, by kady poczu lekki uci sk w gardle i skroniach, jaki jest zwyk reakcj na mier u zwykych ludzi w zwykych war ach zwykego ranka, przed zwyk, codzienn prac. Jaki mody mczyzna bez marynarki przy zwokach. Nic nie rusza! krzykn ostro starszawy robotnik w kaszkiecie, z zapakowanym iadaniem i butelk herbaty w kieszeni nic nie rusza, dopki milicja nie przyjedzie. R acja rzeka jaka moda, tga kobieta o wieej cerze i twarzy skrzywionej przeraeniem pewno morderstwo! Nie wolno nic rusza przed ledztwem! Ta kartka co znaczy! To na pe wno co wanego. Taki mody roztkliwia si siwa kobieta Boe, Boe, taki mody J storie szepna ta, ktra pierwsza dojrzaa zwoki: twarz miaa rozpomienion zdenerwow ezsilnym gniewem w zeszym miesicu te tu znaleli jednego modego Kolekowie go zatuk orykami tam w parku, przytaskali na wiadukt i zrzucili, eby wygldao na samobjstwo i m iej tu synw! Najgorsze zapieni si jaki niski, czerwony na twarzy mczyzna w robotn drelichu e to im tak uchodzi, tej modziey! Zakuj, zamorduj, zarn i szukaj wiatru ! Ta cholerna bezkarno, to boli Jego uczciwe, jasne oczy byy samym pomieniem gniewu, kark mu spsowia, oddech rwa si. Nic nie rusza! rzek rozkazujco starszawy robotni daniem ju polecieli po milicj

Na biurku redaktora Edwina Kolanki zadwicza ostro telefon. Kolanko drgn, serce zabio u kujco. Przewraliwienie pomyla z niechci co mi jest? Ju przecie nieraz spn o? rzuci zmczonym gosem w suchawk. Tu sierant Maciejak usysza telefonuj z znika Dziarskiego. Prosz natychmiast przyjecha do Zakadu Medycyny Sdowej na Oczki Maciejak mwi co jeszcze, co niepotrzebnego, straszliwie wiadomego i Kolanko zerwa si krzesa, ktre upado do tyu. W oczach zawiroway mu ciemne paty. Rzuci suchawk na bi w samej koszuli, zostawiajc marynark, wybieg na korytarz, stoczy si ze schodw i dopad uta redakcyjnego na podwrzu. Prdko, panie Marianie, prdko szepta biaymi, rozlatan argami, w oczach mia cigle ciemne paty, rce trzsy mu si jak w febrze. Szofer popatrz niego z przeraeniem. Nie mog, panie redaktorze rzek niepewnie czekam na naczelne i fotoreporterw. Jad na jak konferencj, kazali czeka, koniecznie Jed pan! wrzas nko ju Bo eb rozwal! Kuba nie yje! Szofer zblad jak ptno i splun prosto na si Tfu! krzykn co pan bredzi! po czym nie czekajc ani sekundy na wyjanienia wsko ozu i kopn starter. Kub zabili Kub zabili powtarza optaczym szeptem Kolanko, o siedzenie. Do pokoju wszed starszy sierant Maciejak i rzek: PrzyjecHalem z tym Kolank. Byem z n m na Oczki i teraz przywiozem go tutaj. Wprowadzi go? Za chwil rzek porucznik Dziar ki. Zoy starannie pokryt pismem maszynowym wiartk papieru, schowa do szuflady, wsta m otworzy drzwi. W drzwiach stan Edwin Kolanko bez marynarki, w rozdartym konierzyku i rozlunionym krawacie, zwisajcym niechlujnie na przepoconej, zmitej koszuli kolor u khaki. Twarz mia szar, zapad, wargi i obwdki oczu fioletowosine. To moja wina rzek cicho. Dziarski zamkn drzwi i usiad za biurkiem. Niech pan siada rzek cicho. Ruchem gowy wskaza mu krzeso przed swoim biurkiem. Krzeso dla przesuchiwanych. CZ SZSTA 1

Sowo odegrao rol trujcego gazu. Przenikao wszdzie i wyrzdzao krzywd atakowanemu. B rzyzna trzeba, sowo genialne, sowo jedyne, jakie pada tylko w przypynie wielkich nat chnie. Takie natchnienia stwarzaj z kolei rzeczy ogromne, z pocztku nie ogarnione p rzez sw wielko, za wraz z upywem czasu odsaniajce coraz to nowe perspektywy. Gdy Fil Merynos rzuci sowo ZY, by to wycznie gest dorany, dopasowany do okolicznoci i menta suchajcych: ot sowa wielkie padaj w takich warunkach, ich wielko polega za na tym, mieraj w chwili wypowiedzenia, lecz wanie zaczynaj y okrela i wyraa mnstwo inn i zdarze. Pewien niemiecki reporterzyna nazwa niegdy pewnego przestpc wampirem z Dss orfu: nazwa ta obiega cay wiat i zakorzenia si gboko w terminologii zych obyczajw erynos, mwic do swych ludzi i do na wp ywego ze strachu Siupki o ZYM czowieku, nie b stanie przewidzie oszaamiajcej kariery tego pospolitego przymiotnika. Mwi z cwaniacki m fasonem, w niepowtarzalnym stylu warszawskich przytomniakw, mienicym si bogactwem intonacji i kunsztownie nadajcym potocznym wyrazom rnoraki sens. Jest to zupenie sp ecyficzny styl i nikt, kto nie zna jzyka tego miasta, nie domyli si, e gdy jeden z d wch chopcw, idcych w lad za dziewczyn i dzielcych si dononie wraeniami na temat j mwi: Ty, popatrz, jakie ona ma smutne nogi, ta babka to wtedy o nogach danej dzie wczyny powiedziana jest tak dyskwalifikujca prawda, jakiej nie sposb jest wyrazi w a dnym innym jzyku i w adnym innym argonie wiata. Ta sama nieskoczono znacze zawarta w sowie ZY, rzuconym od niechcenia przez Filipa Merynosa, i sowo to utkwio w potocz nym jzyku Warszawy. Jeli pierwszy raz wypowiedziane miao si wciekej strzay o rozdyg m becie, to podjte przez Express Wieczorny, najpopularniejsze pismo stolicy, i wystr zelone w miasto, nabrao mocy bomby. Tego nie przewidzia redaktor Edwin Kolanko, ycz liwy sprzymierzeniec i admirator, w ktrego rkach rozsypyway si najlepsze zamiary. Ni e przewidzia, e ZY stanie si symbolem wszelkiego za, ktre czai si w ciemnociach uli ie przewidzia, e z czasem zaczn si snu opowieci w sklepikach spoywczych, w stowkow hniach przy obieraniu kartofli, w maglach i w nie koczcych si dialogach bumelantw z niakami na parkowych awkach, w ktrych to opowieciach zacznie si przypisywa ZEMU wszy o, zalenie od najbardziej grzmicych wydarze w danej dzielnicy, a wic:, zgwacenie trzy nastoletniej dziewczynki i kradzie mki z hurtowni MHD, defraudacje i faszerstwa ksiec zek PKO, morderstwo pijanego zduna i spowodowany przez nieuwanych kierowcw wypadek

samochodowy. Doszo nawet do tego, e pewien alkoholik z Ochoty, ktry w cigu nocy spr zeda wszystkie achy na wdk i nad ranem siedzia w samych kpielwkach na stopniach koc Jakuba, nie mogc sobie inaczej wytumaczy stanu w jakim si znajdowa, doszed do wniosku e napad go ZY, pobi dusz od elazka i obrabowa; zadziwiajce za byo to, e zarwno ak i grupka zebranych przygodnie gapiw, ktrym pijak, w zoy powysze owiadczenie, uwi i bez reszty w sowa tego czowieka oraz e on sam, przejty do ywego t bezkrytyczn wiar ierzy w, kocu w to, co opowiada, i cieszy si rozgonie z faktu, i wyszed ywy, cho j ponurej, nocnej przygody. Plotka ronie na drodach bezsensu, zapomnia o tym redakto r Edwin Kolanko, ale pamita o tym prezes Filip Merynos, ktry siedzc w swym gabinecie w pozycji zamylonego Lucypera umiecHal si ostatnio rzadko, lecz coraz bardziej szy derczo. Filip Merynos nie mia ostatnio zbyt wielu powodw do radoci, tote sukces przydomka, j akim obdarzy czowieka o biaych oczach, a swego nieubaganego wroga, cieszy go musia wy kowo. Zbiera owoce rzuconego sowa. Radowa si, e zada potny cios, chocia gdy go zad docenia waciwie jego mocy. Powtarzane przez Kruszyn i Szaj, przez ludzi z gwardii i z poszczeglnych wydziaw, przez kelnerw w czwartorzdnych barach i przez ulicznych owoc arzy, przez wglarzy i wozakw, przygodnych przekupniw, konikw, dzierawcw dworcowych ki skw z piwem, tramwajarzy, szoferw i nocnych strw sowo to wypenio sob ow ruchom tkank obyczajow warszawskiej ulicy, w ktrej uczciwa praca styka si na kadym kroku z n ierbstwem, zdrowie moralne z ajdack abnegacj, spokj i uprzejmo z Haaliwym zawadiac brutalnoci przyzwoito z przestpczoci najrniejszego kalibru. Tam te zostao ono na e, tak jak tego chcia Merynos. ZY czowiek Bardzo ZY facet! mwili z charakterystyc przekrzywieniem gowy, zmrueniem oczu i nosowym przytumieniem gosu modzi ludzie w opry chwkach i w koszulkach pikarskich, w pulowerkach pod kraciastymi koszulami, z wyso ko spitrzonym, ostrym puklem wybrylantynowanych wosw lub krtko przycit nad czoem blo szczecink i w sowie tym zawierali wrogo. Co robili, uwaali za dobre, jeli wic kto z za przeszkadza im w tuczeniu latar i w wyrzucaniu konduktorek z pdzcych tramwajw w b u uczcych si w parkach studentw i w leniu czynicych zakupy gospody taki kto by dl ZYM, uosabia dokuczliwe, ze przeciwnoci. Odpowiednio wypowiadane sowo ZY stao si w onu. Tymczasem zapanowaa gorca, wrcz upalna wiosna. W gach Portu Czerniakowskiego rozlega si wieczorami dwiki ustnych harmonijek i plugawe przeklestwa towarzyszce bjkom lub ni udanym zalotom. Na usianych gruzem i zeszorocznym mieciem peryferyjnych kach Pelcowi zny i Burakowa odbyway si wiosenne uczty wrd wtej, wieej zieleni: kawaki metki czy onu na rozpostartej gazecie i litrowa butelka wdki z czerwon nalepk stanowiy wyczne m nu tych biesiad, rozcignite na ziemi postacie bez obuwia, w rozpitych spodniach i w cyklistwkach nasunitych na oczy przed sonecznym blaskiem wiadczyy o atmosferze dosyt u. W agodne, brzczce owadami popoudnia na niechlujnych wykopach nie ogrodzonych parc el budowlanych Sadyby i Henrykowa, Sodowca i Brdna siedziay w kucki niewielkie grup ki mczyzn ze wzrokiem wbitym w brudn chustk do nosa, na ktrej pitrzyy si zwitki wym banknotw i leaa talia postrzpionych, czarnych od noszenia w kieszeniach, kart. Sowa p aday tu oszczdnie i z namaszczeniem, jak podczas celebracji, niezrozumiae jak zaklci a: Jeszcze jedna Elfone Fura Stuk lepa Cig Sobie za wyrywajcy si od czasu d ej gorycz piersi jdrny wyraz brzmia jak pene fatalistycznej rezygnacji amen. Na pokry ych tymi kpkami kaczeca i krowim ajnem brzegach Siekierek i Kpy Gocawskiej, na glin ch, brudno brzowych obrywach wilanej skarpy pojawiay si pierwsze postacie w tanich, pciennych slipach i wczkowych siatkach na gowach: chude, muskularne klatki piersiowe i uminione uda pokryway si szybko majow opalenizn, ciemniejc z kadym dniem, troskl elgnowan wasnego wyrobu smarowidami z najtaszej wazeliny lub z maszynowego oleju. Cor az wicej gibkich postaci skakao z gwek regulacyjnych w rwce, brudne, zielonopowe fale Wisy, by ciko walczc z silnym prdem wypywa o kilkadziesit metrw dalej i brodzi os ostrych kamieniach, cegach i odpadkach: oczy wychodzcych z wody byszczay hazardem i strachem sprzed paru sekund, gdy wyzywali do walki zdradziecki nurt rzeki. Wiecz orami na rogach, ulic kupiy si gromadki modych mczyzn i wyrostkw, ogarniajcych dom i papierosw; w malutkich ciemnych sklepikach o cianach ze starej, odartej z tynku cegy siedzieli na poamanych krzesach i taboretach, pili wieczorne piwo wprost z but elek i dzielili si wyolbrzymion plotk, powtarzan pgosem wrd sojw z kwaszonymi og nowanymi ledziami, stojcymi na drewnianej, krzywej ladzie o zdrapanej, ongi biaej fa rbie.

O, peryferie warszawskie! Jake kocham wasz pen gronego wdziku brzydot! Ile niepokoj gorzkiego humoru tkwi w waszym odpychajcym niechlujstwie! Tylko wielkie metropoli e posiadaj peryferie, zwyke miasta maj przedmiecia. Rnica pomidzy przedmieciem a pe i jest prosta: przedmiecia rni si midzy sob zdecydowanie, podczas gdy peryferie s takie same. Im wiksze miasto, tym dokadniejsza jednakowo jego peryferii. Nie znaczy to, e wygldaj one identycznie, o nie, czy je jednakowo wyszego rzdu, jednakowo c nastroju. Cignce si wzdu ulicy Szczliwickiej parkany z desek, spoza ktrych rozchodz iczny zapach hurtowych skadw drzewa i tarcic, rni si wygldem od murowanych ogrodze Chemskiej, za ktrymi pitrz si magazyny kabli czy dachwek, ale zarwno idc jedn jak ulic wiemy na pewno, e znajdujemy si na warszawskiej peryferii. Bruk z kocich bw i rz adko stojce, oddzielone od siebie potami posesje dwupitrowych, ponurych kamienic po dobne s na Kamionku i na Rakowcu, lecz to zewntrzne podobiestwo mniejsze ma znaczen ie ni fakt, e tam i tu dziej si takie same sprawy, nabrzmiae jazgotliw ktliwoci, dowcipem i tward, woniejc alkoholem zaczepnoci. Warszawskie peryferie objawiaj si na wiosn w caej swej krasie. Tony organkowych walc zykw i tang, rozkoysane mioci krzaki nadwilaskich kp, kluby karciane nad brzegami g nek, wyzwiska koo trzepaka lub nad zbiegajcym ku nie brukowanemu rynsztokowi strum ieniem z mydlin tej wiosny wszystkie te fragmenty ycia pene byy przymiotnika ZY. Lok alne gwiazdy w trykotowych koszulkach pod szyj, szefowie dzielnicowych paczek i b and, najsilniejsi na swojej ulicy, postrachy klatek schodowych odbywali pene prze chwaek narady. Dlaczego ja nie mam do niego fartu? powtarzali, siedzc w kole wielb icieli swej siy, odwagi i bezwzgldnoci, prc muskularne, tatuowane ramiona i mruc st iae od licznych pobi powieki dlaczego na mnie nigdy nie naskoczy ten wasz ZY? Chciab ym go zobaczy, tego kozaka Pokazaoby si, kto komu by par obcasw nawrzuca! Gawdy ogwarki trway a do chwili, gdy kiedy na Tamce, w jednym z maych i ciemnych sklepikw s poywczych, wbitych w fundamenty zrujnowanego naronika przy Kopernika i Ordynackiej jak woniejce wieczornym pieczywem, cykori i kwaszon kapust pieczary, zdarzyo si, co astpuje: kilku podchmielonych wadcw dzielnie gasio wanie pragnienie butelkowym piwem, gdy kto wszed do sklepiku i zamkn za sob starannie drzwi. Gest ten zwrci uwag obecn znaczniejszym stopniu ni niepozorna posta przybyego, bowiem gorco byo ju znaczne i z mykanie za sob drzwi w ciasnych sklepikach uchodzi mogo za czyn znamionujcy stan zam roczenia lub prowokacj. Zanim jednak ktokolwiek zdoa skarci odpowiednio przybysza, r ozleg si cichy gos: Kto tu chcia mnie zobaczy, prawda? i natychmiast rozptao si go midzy piekem, trzsieniem ziemi a bombardowaniem z powietrza. Przybye w p godziny p tem Pogotowie miao due trudnoci z przemywaniem ran tuczonych i oczyszczaniem gw z res tek rozbitych sojw i mokrych pasm marynowanego kopru, z usuwaniem listkw bobkowych i gom mietankowego sera z zakrwawionych wosw i oczu, dnych ujrzenia ZEGO. Zaledwie ym zdarzeniu zdoaa przeksztaci si w uliczn sag, powtarzan namitnie po ktach na w wieczorynkach w hotelach robotniczych i na Haaliwych prywatkach przy patefonach, na ktrych wdka, kanapki z jajkiem, drgajca choreografia i krawaty o maniakalnych de seniach stanowi wspania gleb dla narastania ulicznych klechd o aktach siy i przemocy, gdy zdarzy si fakt nowy i zdumiewajcy. Oto na ulicy Zbkowskiej o godzinie dziesitej wieczorem pewien szeroko znany na Pradze ze swej herkulesowej siy handlarz starym obuwiem, po uprzednim skatowaniu dwch swych kolegw, pochyli si nad lecymi we krwi of arami i krzykn optanym wciekoci gosem: No, gdzie jest ten najgroniejszy? Ten ZY u do mnie wychyli! Obsu go obojtnie, jak was, palanty, eby raz na zawsze byo wiadomo, kto tu jest pan na Zbkowskiej! Wtedy poprzez zdjtych groz widzw, ktrzy w penym szac u oddaleniu otaczali pole niedawnej walki, przecisn si jaki niewysoki facet i stan w rgu ulicznej latarni, tu obok wystawy sklepu MHD z guzikami i wstkami. Popatrzy flegm atycznie na jczce i zachystujce si krwi z rozbitych uszu kuky ludzkie, rozcignite nym bruku, i rzek cicho: Jestem wiadkowie tego, co zaszo w chwil potem, zoyli p isariacie trzydzieci osiem kracowo rnych, sprzecznych ze sob zezna, jako e wiadkw at trzydziestu omiu: wszyscy zdoali jednakowo ujrze i usysze to tylko, e handlarz uy ym obuwiem by o gow wyszy i dwa razy taki szeroki jak ZY, e rykn dzikim gosem, e echtan marynark, pod ktr nie mia nic prcz nagiej, spoconej piersi byszczcej jak kut iedzi tarcza, i e run na przeciwnika. Wszystko skotowao si byskawicznie w potworny k ktrego przez cztery sekundy dochodzio wcieke sapanie handlarza, po czym rozleg si str szny, podnoszcy wosy na gowie krzyk. Kiedy wiadkowie przetarli zmtniae z przeraenia y, na trotuarze spoczywa obok swych ofiar potny ksztat handlarza z krwaw, rozoran mia g w miejscu twarzy. Jego pogromca rozpyn si w powietrzu jak widziado. Natomiast jeden

z uprzednio pokonanych dwign si chwiejnie, schwyci rkami elazn aluzj wystawy skle an na nogach, postpi zataczajc si ku swemu krzywdzicielowi, kopn go kilka razy resz brzuch i w krwaw mask, po czym czepiajc si murw i latar powdrowa w ciemno uliczn

Wie o tych dwch zdarzeniach przeszya warszawsk hoft jak pomie suchy las. Umiechni mylony Lucyper Merynos spowania, gdy o niej usysza. Dlaczego on to robi? rzek do Kruszyny. Po co on skacze? Czego on chce? Sawy? Potgi Popularnoci? Pienidzy? Lecz Robert Kruszyna by ostatnim czowiekiem w Warszawie zdolnym na to odpowiedzie, o czym zreszt Filip Merynos wiedzia. Swoje pytania za traktowa retorycznie.

Sala bya duszna, gorca, pena ludzi i dymu papierosowego, ktry zasnuwa rozwieszone na ianach transparenty. Ludzie stali wszdzie: w drzwiach, w przejciach midzy rzdami krz ese, siedzieli na parapetach, we wnkach okiennych, pod cianami. Napisy na transpare ntach domagay si biaymi, prostymi literami wzmoonej walki z alkoholizmem, awanturnic twem, chuligastwem, walki o porzdek, ad, spokj. Na niewysokim podium za stoem nakryty m zielonym suknem siedziao prezydium; obok na mwnicy sta starszawy, krzepki mczyzna o penej zmarszczek twarzy i przemawia mao efektownie, lecz ciekawie. Na ramieniu mia biao czerwon opask, tak jak przewaajca wikszo obecnych. Wszyscy suchali uwanie, i, gdy w gr wchodz sprawy konkretne, z ktrymi kady spotyka si codziennie. Zewszd bi e zainteresowanie tym zebraniem: mikrofony nad pulpitem mwnicy, aparat kroniki fi lmowej z boku, rozgrzane twarze suchaczy stwarzay nastrj napicia. Mwca skoczy, zszed z mwnicy. Ze rodka prezydialnego stou podniosa si szczupa, nie sta w znoszonym odzieniu i owiadczya: Zamykam dyskusj na temat wynikw dwumiesicznej cji porzdkowej. Pragnbym jako przewodniczcy dokona krtkiego podsumowania. Ot praca nie daje zadowalajcych rezultatw. Wprawdzie przyjte przez nas obowizki s ochotnicze, speniamy je po, caym dniu cikiej pracy zawodowej, mamy bardzo wski zakres uprawnie. iemniej, mimo e nasze ekipy porzdkowe licz na terenie Warszawy ponad dwadziecia tysic y osb, praktycznie biorc wpywamy na jaki taki porzdek w tramwajach i na prawidowe prz echodzenie przez jezdni. Moemy upilnowa co najwyej, aby modzi chopcy nie wskakiwali w biegu do autobusw i nie czepiali si platform oraz aby kierowcy stosowali si do sygn aw drogowych na wielkich skrzyowaniach. To jest, prosz obywateli, mao! Problem chulig astwa pozostaje; nadal nie rozwizany, za udzia nasz, kontrolerw spoecznych, niemal a . Kolegia Orzekajce przy Dzielnicowych Radach Narodowych s mao operatywne, nie potr afi wytworzy odpowiedniego autorytetu dla swej pracy. Nasuwa si jednak pytanie: w j akim stopniu; jestemy upowanieni do tej walki oraz jakie formy walka ta powinna, p rzybra, aby zapewni w niej aktywny i skuteczny udzia czynnika kontroli spoecznej? Myl e warto byoby skorzysta z obecnoci w prezydium przedstawiciela Stoecznej Komendy MO, porucznika Dziarskiego, ktry najlepiej potrafi nam odpowiedzie na te pytania. Oby watelu poruczniku, prosimy Po sali przeszed szmer oywienia. Nie znaczy to, aby przedtem byo nudno, ale przewod niczcy uderzy jakby motkiem w gwk gwodzia. Rozprostowywano stae z zasuchania kar ano: nogi. Zapalano zgase papierosy. Susznie! sycha byo zewszd. Dobrze mwi te przewodniczcy Winogrona na tramwajach to frajer. Ale co z obuzami robi, jak obskocz? Niech nareszcie milicja co powie Mdraluchy Kady ma spluw w skrze, chodz po dwch, p h, to s dobrzy A tu czowiek sam stoi na przystanku i czasami tak wich za dobr rad o a, e y si nie chce Co to za jeden, ten Dziarski? spyta mizerny modzieniec we wzo krawacie i z olbrzymim notesem w rku siedzcego obok siebie przy stoliku z napisem Prasa takiego samego modzieca, zbrojnego w jeszcze wikszy notes i dodatkowo w szecio ne okulary w oprawie z przezroczystego, grubego na palec nylonu. Pojcia nie mam o dpar zapytany a ty syszae o nim? Ni cholery rzek pierwszy. Jak sign pamici jaki malutki, wieo upieczony oficerzyna. Syszae, porucznik. Pierwszy raz delegowany o publicznoci. Zobaczysz, zacznie od Engelsa Wszystko zniszczy westchn ten w okular ch zaczynao by ciekawie. Jak nam zasunie teraz referat o imperialistach, to skonas z. Dziarski podnis si niechtnie, odsun do niezrcznie krzeso i przeszed na mwnic. ia publicznie, denerwowa si, mwi sabo i nieefektownie. Obywatele zacz; spojrza ie rzdy torsw w zmitych z gorca koszulach, szeregi spoconych twarzy, wpatrzonych we z napiciem oczu, owa wiszca w powietrzu, godzca w rozpoczynajcego mwc wcznia oczekiw odebraa mu pewno siebie. Wrodzony zmys delikatnej obserwacji, nieodzowny w ledztwie

i w filatelistyce, zawodzi zupenie wobec spronego zainteresowania tumu. Obywatele zy i uprzytomni sobie, e si zacina. Przecie ja mam im co wanego do powiedzenia acko i nagle zacz gadko mwi: Chc tutaj zoy dwa owiadczenia. Nie bdzie to bezpo d na pytania przewodniczcego. Nie jestem upowaniony do okrelania roli czynnika spoecz nego w walce z kracowymi przejawami chuligastwa, myl jednak, e to, co powiem, otworzy pewne perspektywy dla wsppracy pomidzy wami a milicj. A wic po pierwsze: upowaniony estem, aby poinformowa opini publiczn, e rzd zwrci uwag na nasilenie chuligastwa w iastach i przywizujc wielkie znaczenie do tego ponurego problemu spoecznego ustanow i funkcj specjalnych penomocnikw do spraw chuligastwa na terenie wikszych miast. Pen cnik taki wyposaony jest w daleko idce uprawnienia, w ramach ktrych ksztatowa si bdz udzia czynnika spoecznego w walce z t chorob obyczajow Dziarski zatrzyma si na ch a oddycHaa miarowo, wiadoma wagi wypowiadanych sw. Pragn doda zacz na nowo, zni s e penomocnikiem na teren miasta stoecznego Warszawy jestem ja. Jeszcze chwil trwaa cisza, po czym nagy powiew szeptw przeszed po rzdach i rozkoysa Zaostrzone podnieceniem spojrzenia wbiy si w szczup posta w brzowej, welwetowej mary arce widoczn spoza mwnicy. Spojrzenia byszczce podziwem, zawici, niedowierzaniem, n iej, ironi, sympati szukay odwagi lub zdecydowania, miesznoci lub uzasadnienia tego w rnienia w cigj, chuderlawej twarzy i w przenikliwych oczach, patrzcych znad mikrofon eszcze chwila i bysa magnezja fotoreporterskich aparatw, zapony jupitery, rozleg si ot uruchomionej kamery filmowej. Syszae? rzek modzieniec w szecioktnych okularac acecik penomocnik? Niewiarygodne! Sensacja! mrukn drugi, amic owek w karkoomny apierze trzyszpaltwka Tytu na czowk! Dziarski chrzkn i zupena cisza wydrya przestrze sali. Poczu si pewniej. Moja ki praca nad omawianym zagadnieniem zacz przekonaa mnie, e chuligastwo posiada liczn skomplikowane powizania ze wiatem pospolitej zbrodni. Przestpczo, rzecz jasna, pozos taje w gestii Milicji Obywatelskiej, ale te wszystkie nici, ktrymi chuligastwo wie s i z przestpstwem, owa trudno uchwytna granica, gdzie koczy si obuzerska awanturniczo zaczyna bandytyzm i zbrodnia, oto s pola do oywionej wsppracy pomidzy kontrol spoec nami. Aby nie by goosownym, przytocz wam uderzajcy dowd znaczco ilustrujcy moje s zyscy tu obecni zetknli si zapewne z przydomkiem ZY, ktrym okrelany jest bodaj najsaw iejszy z warszawskich awanturnikw Jakby prd elektryczny spi ze sob przeciwlege kty sali. Cisza zadwiczaa w powietrzu pita struna. Szyje wycigny si we wstrzymywanym oddechu, usta rozwary si bezgonie, zajc niedopaki na spodnie, twarze zalniy nowym potem emocji. Dziarski, zaczerpn tchu i rzek: Ot chuligaskie wyczyny tego nieuchwytnego zreszt d za ukoronowane zostay zbrodni. Przedwczoraj, w poniedziaek rano, znalezione zostay z woki dziennikarza nazwiskiem Jakub Wirus. Na zwokach przypita bya kartka z tekstem, z ktrego wynikao, e Wirus zamordowany zosta przez ZEGO z zemsty za napisanie synnego u dzi w Warszawie artykuu w Expressie Wieczornym, wanie o ZYM. Artyku ten ujawnia ierwszy t zowrog posta i jej przestpstwa. Podaj to oficjalnie do wiadomoci obecnej t rasy. Ostatnie sowa Dziarskiego, zaguszone zostay przez guche, narastajce pomruki ze rodka ali. Ledwie za uczyni gest poprzedzajcy opuszczenie mwnicy, wrzawa wybucha jak wyzwal ajcy si z jarzma ostatnich zapr gejzer. Ludzie wstawali, siadali, chwytali si za rce i za ramiona, mwili jeden przez drugiego, nie suchajc cudzych sw, wyrzucali z siebie rozsadzajce ich refleksje, okrzyki. Nie wszyscy si teraz zgadzali z Dziarskim, wyc zuwao si brak wszechobejmujcej aprobaty, jaka towarzyszya pierwszej czci jego przemw ia. Przewrcony stolik z napisem Prasa by dostatecznym dowodem gwatownoci uczu, z jak dzcy za nim modziecy rzucili si ku Dziarskiemu, gdy ten wrci do prezydium. Zamykam ranie sprawozdawcze! krzycza przewodniczcy, lecz nikt na nie zwraca uwagi. Kubu ni e! Syszae? dysza modzieniec w szecioktnych okularach, bodc gow tum, otaczajc wsze by za duy kozak, ten Wirus odpowiedzia mizerny modzieniec. To musiao si le zeba uwaa z tym pisaniem szepn ten w okularach, zapa jego styg w oczach nigdy ni iadomo! Po czym zwolni nieco tempo przepychania si w kierunku Dziarskiego. W pitnacie minut potem porucznik MicHal Dziarski zszed na d schodami w towarzystwie p rzewodniczcego zebrania i sieranta Macie jaka. W hallu Stoecznej Rady Narodowej poeg na si z przewodniczcym. Odtd stay kontakt, prawda? upewni si przewodniczcy. O k Dziarski ciskajc mu do. Podoba mu si ten drobny, energiczny majster fabryczny o g dwicznym gosie i pynnej wymowie. Wiecie co, Maciejak rzek Dziarski do sieranta, tanli przed czarnym niskim citroenem, zaparkowanym na chodniku Alei Jerozolimskic

h jedcie sami. Ja przejd si troch po tym zebraniu. Maciejak wsiad i pojecHal. Dzia i ruszy w stron Brackiej. Byo gorce poudnie, z rozlicznych wokoo budw wznosi si ciki, duszcy kurz. Dziarski zystanku tramwajowym przy Kruczej: wrd tumu, oblegajcego bezmylnie zatoczon dwudzies itk, uwija, si szczupy, wysoki facet o umiechnitej, penej brodawek twarzy. Na krtk e lnianego, brudnoszarego wdzianka nosi biaoczerwon opask. Obywatelu! woa do mo ka w usmolonej, gryzco tej olimpijce, wiszcego jednym palcem na uchwycie wejciowym pl tformy i opartego skrawkiem pity o przykryw koa zejdcie ze stopnia, ale ju! Nie woln ! Szarpn tak mocno chopaka za rami, e ten musia puci. Tramwaj ruszy. Opaca si yzykowa, obywatelu? perswadowa dobrodusznie facet z brodawkami nie moecie zaczeka n nastpny tramwaj? W waszym wieku macie jeszcze czas na wszystko Chopak spojrza na kr ywo. O co panu chodzi! rzek, adujc rce w kieszenie o wczorajszy dzie? No, no i kontroler z opask tylko grzeczniej, bo mandacik poleci! Id, ty szmaciarzu wdzony! szamota si naraz chopak i pchn silnie kontrolera w tum; sam za skoczy ostrym szpurt umykajcym na najszybszym biegu tramwajem i zawis na milimetrach wolnego uchwytu u pychajc palce ng na buty stojcych na stopniu. Matko kochana! westchna bolenie sta ruba kobieta, na ktr zatoczy si kontroler. ZEGO na nich trzeba, na tych szczeniakw. n toby im pokaza. On to z nimi potrafi. A wie pani, e tak mrukn kontroler, chwytaj nowag. Inaczej z nimi nie mona W twarzy jego bya jaka mciwa tsknota za czynem sk m, na widok ktrej Dziarski dozna uczucia lekkiego zmieszania. Bya to w gruncie rzec zy zwyka zazdro. 2

Czy mam zaszczyt z panem Kalodontem Juliuszem? Gos by nosowy, troch zgrzytliwy, lecz przyjemny. Juliusz Kalodont unis gow znad wi czym byskawicznie wytoczy si z kiosku. Stan naprzeciw pytajcego, patrzy na dugo, p , z upodobaniem, mierzy go wzrokiem hodowcy tulipanw, ktry po dugich poszukiwaniach znalaz wreszcie z dawna podan cebulk. Przed nim sta, mrugajc z lekka czarnymi, mdry zami, pan w meloniku, z parasolem, w staromodnym akiecie, w gumowym konierzyku z w ykadanymi rkami. Juliusz Kalodont bada przenikliwym spojrzeniem taw, chud twarz o sie, wzniesion ku niemu, jako e pan w meloniku by niski i drobny, o dobr gow niszy o rzepko trzymajcego si starca. Za im duej mierzy, wpatrywa si, bada i spoglda, ty era si uczuciu niewytumaczalnej sympatii, jaka wlizgiwaa mu si do serca. To ja rzek wreszcie z godnoci i powcigliwie, jako e pan w meloniku stanowi wielk om i ciemn zagadk. Czym mog suy? Po czym natychmiast pochwali sam siebie w duch r przebiego, albowiem w pierwszej chwili zamierza krzykn: A tu mi, huncwocie! Gada za jeden i czego chcesz? co byoby nieogldne i stworzyoby trudn do utrzymania sytuac podczas gdy teraz sytuacja wyglda w ten sposb, e w pan w meloniku mado niego, Kalod onta, interes, za on, Kalodont, askawie odpowiadajc na pytania wycignie ze wszystkie potrzebne informacje i tajemnice. Pan z parasolem skoni si lekko, unoszc grzecznie melonik w gr. Pragnbym, o ile je oliwe, prosi szanownego pana o par chwil rozmowy rzek z umiechem skromnym, uprzejmym lecz nie wyzbytym wykwintu. Hm sapn Kalodont, co miao oznacza namys stoj do pana dyspozycji. W rod i tak mkn kiosk i spojrza na pana w meloniku, jakby mwic: Prowad, mj czowieku, i wybiera nek. Pan w meloniku rzek: Tu, na rogu Alei, jest kawiarenka, rwnie stara, jak czcig odna. Czy nie wyrzdziby mi pan tej przyjemnoci i nie przyj maego traktamentu? Chyba n e odmwi pan wypicia ze mn szklanki kawy z kruchym rogalikiem? Przyjazny umiech okra si sarmackie oblicze Kalodonta, ktry przepada za kaw z kruchymi rogalikami. Zgoda r ek kordialnie pan Juliusz, ale zaraz znw przybra chodny wyraz twarzy, gdy pomyla ost e, e nie wiadomo jeszcze, jaka si w tym wszystkim kryje zasadzka. Czy nie za wiele s erdecznoci? zmitygowa si trzeba chodniej, nigdy nie wiadomo, co za licho, ten far on. Uspokojony jednak faktem, e myl taka trafia mu do gowy, ruszy za panem w meloniku Wejcie obu panw do kawiarenki na rogu placu Trzech Krzyy i Alei spowodowao, e wszystk ie gowy uniosy si znad stolikw, rozmowy zamilky, za niejedn powiek zwilya ukryta o wyprostowany starzec z lask w doni, w niebieskiej maciejwce na siwej gowie i w sch ludnej kurtce z biaawej czesuczy, kroczcy obok pana w meloniku i staromodnym akieci e budzi przyjazne wzruszenia. Razem wygldali jak liryczni bohaterowie najrzewniejs zych wierszy OrOta. Od strony Alei, cienistych za bujn ju zieleni ulicznych drzew, n

iewielki prostokt chodnika ujty by w werandowe opotki, podparte skrzynkami na pelarg onie: staa tu par stolikw, nad ktrymi rozpocieray si kolicie kolorowe, ogrodowe par . Starsi panowie usiedli w samym rogu dobrze ocienionego tarasu, z dala od innyc h stolikw, i dokonali zamwienia u umiechnitej, czarnookiej kelnerki. Przez, chwil obs erwowali oywiony ruch uliczny w tym punkcie miasta, wymienili kilka uwag na temat gorcego przedpoudnia i wzgldnego chodu miejsca, w ktrym usiedli, nastpnie skonsumowa i przyniesion kaw i rogaliki, po czym pan w meloniku doby pudeko papierosw i poczstow Kalodonta. Dzikuj, nie pal rzek Kalodont i dlatego, jak wida, zachowuj zdrow c wda westchn pan w meloniku; przedzieli papierosa na p i jedn powk upchn pieczo nej lufce. Pan za ma cer t od palenia rzek Kalodont z nagan w gosie. To praw ran skruch pan w meloniku. C robi, nag Pozwalam sobie tak mwi zapewni go bio si naraz al swego agodnego rozmwcy gdy jest pan modszy ode mnie. Za pki si osigno staroci, mona zerwa z kadym naogiem. Po tej sentencjonalnej wypowiedzi za dusze milczenie, w czasie ktrego pan w meloniku kiwa z pokor gow, zacigajc si g raz! pomyla Kalodont i zdecydowa si na atak. Waciwie nie znam dotd paskiego nazwiska zacz przebiegle. Pan w meloniku zmruy czarne, inteligentne oczy, ktre naraz stay si jakby ostentacyjni e gupie i bezmylne. To prawda powiedzia chtnie je panu powiem, czyli przedstawi jednak, e jest to mao wane. Daleko waniejsze jest, e ja znam paskie nazwisko. Czerstwa twarz Kalodonta znieruchomiaa, a nastpnie zacza powoli nabiega krwi. Jas ek drcym z wysiku opanowywania gosem przecie wymieni je pan przed kioskiem, pytaj e. Tak, to prawda rzek mikko pan w meloniku, ciszajc gos ale to nie jest paskie pr nazwisko, panie Juliuszu ostatnie sowa wymwi tonem bagajcego o przebaczenie chopca Czerwone yki na rumianych policzkach Kalodonta, oznaczajce na co dzie zdrow krwisto, bray odcienia fioletowego. Skd pan to wie? powiedzia zduszonym gosem, przy czym tak si najey, e nastroszone, siwe wsy zdaway si ulatywa w powietrze. Mniejsza o to rzek cicho, agodnie i przepraszajco pan w meloniku; zaraz te w gosie go zadwicza spi mskiego szacunku i uznania: Ale wiem take, panie Juliuszu, e jest hyba najmniejszym starcem w tym miecie od czasw Sowiskiego. C Ryszard Pierwszy te u Plantagenet, a wszyscy znaj go jako Ryszarda Lwie Serce! Historia zapamita na sw ych stronicach tylko dwiczne miano: Kalodont! Juliusz Kalodont odetchn z widoczn ulg. Nie, ten czowiek nie by ndznym szantayst i zybywa w zych zamiarach. Co, jakby strzp lazuru, rozjanio na moment ponuro zachmurzon czoo Kalodonta. Sdzi pan? spyta niepewnie. Jestem przekonany odpar z moc pan w meloniku za ja nale do tych, ktrzy wiedz, z, jak nie opacone groby. Zwaszcza w susznej sprawie Co to ma znaczy? spyta Kalodont gronie. Meteorologia jego czoa wykazaa znw gwato dek ku burzom i zamieciom. To znaczy, e pragn, aby zapanowaa midzy nami szczero i wzajemne zaufanie rzek ze an w meloniku. Jak pan to rozumie? ton, jakiego teraz uy Kalodont, przywodzi ywo na myl kanclerza n Bismarck, dyktujcego warunki pokoju pobitym wodzom i generaom. Drogi panie Juliuszu zacz z nieopisan agodnoci pan w meloniku niech mi pan wier rozumuj logicznie i poprawnie. Wiem, e to, co dzieje si ostatnio w Warszawie, moe by wycznie dzieem czowieka dojrzaego pod kadym wzgldem, stojcego na wysokim poziomie m ym i umysowym. O, nie! Nikt mi nie wmwi, e ZY jest jednym z owych niedowarzonych obuz iakw w kolorowych koszulach i teniswkach! ZY jest wielki duchem, dzielny, mny, rycers ki, odwany, mdry, dowiadczony i przebiegy, dobry i szlachetny! ZYM moe by jedynie cz k w latach, odpowiedzialny i powany. Jednym sowem ZY to pan! Juliusz Kalodont dozna dziwnego uczucia, jakby mu kto faszerowa serce grylaow czekola d. I znw niepojta sympatia do tego czarnego franta przenikna jego dusz jak przynoszc lg diatermia. No, no pomyla ale mi podkadzi. Zreszt, co tu duo mwi, ludzie mog cznie zdolny jestem do wielkich czynw i mona mi przypisa duo rzeczy. Poczu te nagle, k narasta w nim piekielna chytro. Nie rzek tonem lepkim niby melasa, ktrego, jak mu si zdawao, uywa zawsze Talleyra swych pertraktacjach usiuje mnie tu pan zay z maki. Ale ja wiem, dlaczego Stara melo ia: chwytaj zodzieja! To pan jest ZY! Pan w meloniku umiechn si z pobaliwym wdzikiem. Dzikuj panu za komplement rzek wystarczy na mnie spojrze, by straci wszelkie zudzenia. Zagalopowa si pan, panie Jul

iuszu. Kalodont od wargi nieustpliwie. To co z tego, e pan chuchro? Nie muskuy decyduj, gd i ma gnata, czyli komin w kieszeni. Przecie owkiem pan chyba nie terroryzuje szoferw, co? Pan w meloniku umiechn si nieco melancholijnie. Ach, o to panu chodzi? powiedzia. i may art i na tej podstawie? Nie, nie, panie Juliuszu, moe lepiej porozmawiajmy o b rylantach? Co pan sdzi o diamencie, ktry wychyli si z okienka paskiego kiosku na doni podajcej mi paczk eglarzy, w ubiegy pitek o godzinie czwartej minut siedemnacie po iu? Czy jest to autentyczny blauweiss, czy moe bezbarwny topaz lub sabo rozjarzony szafir? Czy pochodzi z Brazylii, z Uralu, z Indii czy Kimberley? Czy szlifowany jest w brylant, w rozet, czy moe wedug szlifu stoowego? Juliusz Kalodont pochyli gow, przytoczony tak wiedz o kamieniach szlachetnych. Ten mo entalny odruch wystarczy. Jak ogar, czujcy na jzyku pierwsze pasemko krwi ranionej zwierzyny, pan w meloniku rzuci si do przodu po wieym ladzie. Pan wie, kto jest ZYM szepn pochylajc si nad stolikiem a ja musz z nim porozmaw nie I oto z gosu niskiego pana w meloniku wyjrzaa po raz pierwszy groba. Juliusz Kalodon t pochyli gow na piersi. By pobity. Nie wymwione sowo, nie wypowiedziane nazwisko zaw so w ciepym powietrzu jak nabita krzemieniami maczuga. Po moim trupie! pomyla z rozp cz Kalodont nie dowie si nigdy! Moe mnie odrze z czci i honoru, ale nie dowie si ode mnie niczego! Unis swe czyste, niebieskie oczy, gotowy na wszystko, na walk, na klsk, na godn jego, Kalodonta, klsk rycerskim okrzykiem na ustach i pod rozwianym do koca sztandarem. Ale zamiast rozjuszonych oczu przeladowcy ujrza przed sob oczy pene ciepe j sympatii, lekko rozbawione, to prawda, lecz serdeczne i mie. Panie Juliuszu odezwa si agodny, cho nosowy i troch zgrzytliwy gos o co te spor my ze sob rozmawiamy? Przecie przyszedem tu, by przynie panu jego zgub to mwic w eszeni zniszczony, stary pugilares. Kalodont pochwyci skrzany przedmiot, otworzy go, lecz pohamowa si w por. Moe to wr a a moe i zwyky obuz, ale tak wobec niego nie wypada Prosz sprawdzi, czy wszystko jest w porzdku i na miejscu rzek wyrozumiale pan w mel niku i Kalodont poczu, e oblewa si rumiecem wstydu a po nasad siwych wosw. Ja nie dlatego wybka tylko wie pan? Tam s legitymacje dowody Wiem, wiem. Sam sprawdziem. Dowd osobisty, koncesja na sprzeda komisow czasopism z p rzedsibiorstwa kolportaowego, legitymacja krzya Grunwaldu pierwszej klasy i dwiecie czternacie zotych gotwk. Tak, tak, wszystko jest. Kalodont straci do reszty orientacj. Ten agodny, starszy pan o przyjaznym gosie rozm awia z nim jak nauczyciel z uczniem, o ktrym wszystko wie. Poczu si naraz jak gracz w warcaby, ktry zosta z jednym jedynym pionkiem wobec nieubaganego szeregu damek pr zeciwnika. Jak to si stao? pomyla ze zmczeniem przecie ja nie puciem ani tyci Przecie nikt nic istotnego nie wyrzek w tej rozmowie? Jasnym byo, e teraz nic ju nie pozostaje oprcz szczeroci lub kompletnego milczenia. Wybra to drugie. Dzikuj rzek wno i nastroszy si jak stary puchacz; postanowi nie pisn wicej sowa, kada sylaba wy si nagle zdradzieck puapk. Prosz rzek pogodnie pan w meloniku i to jeszcze chciaem panu powiedzie, e byem wypadku na Dworcu Wschodnim. Wiem dobrze, e ZY nie zabi Mechciskiego. Ja te wiem! chcia krzykn Kalodont, lecz ugryz si w por w jzyk. Te sowa oznacza Dlaczego pan milczy, panie Juliuszu? rzek pan w meloniku, umiechajc si nieco smutni . Chyba ju pan w to nie wtpi, e ma pan przed sob przyjaciela. I sprzymierzeca. Nie wtpi! chcia zawoa Kalodont, szybko jednak doszed do wniosku, e aczkolwiek wi , to jednak nie ma zielonego pojcia, dlaczego w to wierzy. Nie zna teorii intuicjo nizmu. To wszystko rzek pan w meloniku po duszej chwili, po czym powiedzia do przechodzce elnerki: Pragnbym zapaci, jeli mona? Kalodont bbni palcami po stole. Czu si nader gupio i niewyranie. Nagle spojrza spode na swego rozmwc. Zdecydowa si i rzek: Dobrze. Zamelduj o tym, gdzie trzeba Od ra czu niezrczno tych sw. Pan w meloniku umiechn si. Dzikuj rzek ciepo i serdecznie znaczy si, e wszy prawda? Aha doda bybym zapomnia Czy ma pan cho jedn tubk? Zdumienie, przestrach, dezorientacja, podziw, duma, zadowolenie, wylewno i wiele j eszcze najrniejszych uczu skbio si na obliczu Kalodonta jak na twarzy przepracowaneg

ktora mimicznego, ktremu si pomieszay role. Z chaosu tego wyprowadzi go dwik wasnego u ukadajcego si w sowo: Mam W chwil potem ogarna go rozpacz. Wszystko stracon ygnacj wszystko przepado! Teraz ma mnie w rku. Znakomicie rzek pan w meloniku. Juliuszu Kalodont! doda uroczycie nie potrzebu a pana zapewnia, e w tej chwili staem si sygnatariuszem pana witej tajemnicy Uczyn , jakby chcia powsta od stolika. Zaraz szepn drcym gosem Kalodont, apic go za rk teraz, gdy ju wszystko zos est mi pan winien pewne wyjanienia. Jak si pan o tym dowiedzia, e nazywam si Kwiatek? Pan w meloniku uj do Kalodonta gestem kojcej pociechy. Kwestia czystego przypadku k cicho i tkliwie zawsze czytam rubryk w gazetach, w ktrej urzdy stanu cywilnego pod aj oficjalnie do wiadomoci publicznej zmiany nazwisk. Ot, tak, z niewinnej ciekawoc i. Zawsze zastanawiao mnie, dlaczego czowiek nazwiskiem Baran zmienia swe nazwisko na Baranowski, upodobaem sobie wyjtkowo rozwizywanie tych zagadek. Niegdy, przed la ty, zaraz po wojnie, przykuo m uwag obwieszczenie do niecodzienne. Niejaki pan Julius z Kwiatek zmieni nazwisko na Juliusz Kalodont. Interesujce, prawda, zwaszcza dla czo wieka dociekliwego, ja za gos pana w meloniku zadwicza pokorn skruch nie mog s kiej przywary dociekliwoci! Pomylaem sobie, e co si kryje za tym, e fakt zamiany pac go wie woni rodzimych pl i k nazwiska Kwiatek na surowe i nader zagadkowe nazwisko K dont musi kry w sobie tre gbok i niepospolit. Nastpnie przypomniaem sobie, i w cz acji mwio si sporo tu i wdzie o bardzo dzielnym czowieku, ktry fabrykowa podrczne b kieszonkowe w tubkach po pacie do zbw marki Kalodont. Po czym doszedem do wniosku, e k ten, o ile przey wojn, ma suszne powody do dumy i e winien spotka si z gorc wdzi go narodu, o wolno ktrego tak dzielnie walczy. I to sobie jeszcze pomylaem, e pozost nim zapewne silne przywizanie do swego wojennego pseudonimu z owych dni chway, ow ianych dymem eksplozji i zapachem prochu, tak silne, e pod jego wpywem skonny byby w yrzec si piknego, rodowego nazwiska Kwiatek i pozosta ju do koca dni swoich przy twar dym, wojennym, jake drogim mnemu sercu nazwisku Kalodont Oczy Juliusza Kalodonta lniy wzruszeniem, do jego ciskaa z uniesieniem spoczywajc na blacie stolika rk pana w me u. Tak, tak szepn w upojeniu Juliusz Kalodont. To tak byo! Kwiatek wydawao mi si bojowe Nie mogem ju do niego przywykn Po tym wszystkim, co si wtedy dziao, zostae wsze Kalodontem A wic ma pan jeszcze tubk? spyta ponownie pan w meloniku gosem cichym, lecz stanowc ym. Mam rzek Kalodont, tym razem w peni wiadomoci. Doskonale. Przyda si. Posuy znw celom szlachetnym. By moe, e ju niebawem oskot zbrzmi znw w obronie susznej sprawy Tymczasem do widzenia! Dam wkrtce zna o sobie. To rzekszy, cisn mocno do Kalodonta, wsta i oddali si. Kalodont dojrza jeszcze zn mie ulicznym melonik. Wtedy przyszo mu do gowy, e powiedzia wszystko, za nie dowiedzi a si niczego. Nawet nazwiska czowieka, z ktrym tak dugo rozmawia i ktrego zdy pol dczuwa jednak z tego powodu ani przykroci, ani konfuzji, gdy w gruncie rzeczy, w pr aktyce yciowej, by niewiadomym intuicjonist. 3

Istnieje w Europie specjalna kategoria bazarw o tradycjach bogatych i problematyc e skomplikowanej. S to place ze starzyzn. Europa jest ich pena, kada bowiem wartociow a cywilizacja zawiera w sobie kult rzeczy starych, ktrego poj nie mog cywilizacje mod e i prymitywne. Takie bazary ze starzyzn nazywaj si rozmaicie w rnych miejscach: w Pa ryu marche aux puces, w Rosji tokuczka, a w Krakowie tandeta, czy je za malowniczo ywicie, jest to malowniczo bardzo wyjtkowego gatunku, dostpna przede wszystkim naturo m poetyckim i duchom penym wyobrani, abstrahujc od tego, czy dusze takie zamieszkuj ciaa artystw, czy te drobnych urzdnikw, sprzedawcw misa czy piewakw, albowiem wiad st, e spiritus flat ubi vult. W Warszawie taki bazar ze starzyzn nosi nazw ciuchw i stanowi unikat wrd swych odpow ednikw z innych miast Europy. Jest jak gdyby groteskowym paradoksem, przewrotnym a rtem, wesoym dziwolgiem, albowiem stanowi uwaga! kuni mody! Mody? zdziwi si w obcych stron, ciekaw nowych obyczajw jake to moe by? Przywyklimy u nas na takich ba arach grzeba si wrd znoszonej odziey i skwapliwie odczyszczonego obuwia, wrd postrz ch tomw starych ksiek, wrd zardzewiaych zamkw i kluczy, sczerniaych nakry stoowyc lany o obtuczonych fragmentach, wrd kalekich instrumentw muzycznych, archaicznych kl

atek na ptactwo, guchoniemych zegarw i pozytywek, poplamionych litografii i na poy zbutwiaych tkanin A u was, w Warszawie, moda? Ot tak. Warszawskie ciuchy stanowi cen rum i wylgarni mody i elegancji, co prawda ekscentrycznej i ograniczonej do kilku tysicy wyznawcw obojga pci, niemniej jednak mody autentycznej. Czym si to tumaczy? pyta dalej zdumiony przybysz, a wtedy machn z rezygnacj rk. Nie potrafi pisa traktat istoryczno ekonomicznych. Nie jestem w stanie wytumaczy jak to si dzieje, e odzie, ysana zagranicy od wzbogaconych krewnych dla maopolskich wieniakw i kurpiowskich drw ali, trafia do stolicy na ciuchy i dyktuje mod. Daleko istotniejsz ni czynniki ekon omiczne wydaje mi si metafizyka gustw. Nie wiem, czy tak jest dobrze, czy tak jest le, ale wiem, e tak jest. Wiem, e niewielki, niechlujny, peen kurzu i bota placyk na Pradze, pomidzy kostropatymi murami dwch ponurych czynszwek, zmienia si w pogodne w iosenne przedpoudnie w feeri kolorw, w festyn barwnych materii, w eldorado tkanin i kroju, w niezgbion akademi targw i okrzykw, zacht i wyjanie, sprzeczek i zachwyt rozsdne skdind mode kobiety, o ktrych ywotnoci uczuciowej danym mi byo przekona s braaj si w jednokomrkowe pierwotniaki, wkraczajc w zaklty krg obwieszonych achami s nw lub sunc wzdu rzdw rozcignitych na ziemi sukien i bielizny: tak przeobraone nie nie odpowiada na pytania ani nie reaguj prawidowo, wedug opisw gatunku homo sapiens: jedynym przejawem bytowania tych ameb staj si wtedy ceglaste wypieki na policzkach , nieprzytomny wzrok i chrypicy jk na widok cyklamenowego sweterka z miciutkiej ween ki.

Marta wesza na ciuchy bram od strony Zbkowskiej. Czwartek pomylaa z zadowoleniem dzie na zakupy. I wczenie. Psiako przypomniaa sobie o koleance, z ktr si umwi o Ewy i zapomniaam na mier. O czym ja myl? Wprost z ciasnego chodnika ulicy wchodzio w dugi pasa pomidzy girlandami z sukiennych bamboszy. Jak zawsze, tak i tym razem p otkna si o elazny zawr od bramy, wbity midzy kocie by wejcia, z trudem odzyskaa r twardym, wyboistym bruku i od razu skrcia w prawo, co znamionowao star bywalczyni ciu chw. Cigna si tu duga i wska uliczka pomidzy kramami, budami, straganami. Z prawej y wisiaa gotowa twrczo cHalupniczych krawcw: ciemne, le skrojone garnitury, spodnie, ryczesy, jesionki, paszcze. Przed obwieszonymi odzie hakami i wieszadami przystawali modziecy w cyklistwkach, o czerstwych, zdradzajcych caodzienny kontakt z przyrod obl czach; sztywnymi od puga i wide palcami dotykali i mitosili tandetne tkaniny udajc z nawcw. Chod tu, to ci ubior na wesele! Ty, gospodarz, przesu si, to ci tak wyszyku narzeczona nie pozna woali do nich tdzy, barczyci sprzedawcy o rozbieganych oczach w czerwonych twarzach, odziani w wysokie glansowane buty i oficerskie, kamgarnowe bryczesy. Po lewej stronie stay rzdem kryte grubo czarn pap budy z ciuchami, obwies zone teraz na wiosn lekkimi marynarkami z tropiku lub gabardyny, cienkimi, popeli nowymi wiatrwkami i spodniami z drelichu lub sztruksu. Z ciemnej x gbi bud, spoza n awarstwionych parawanw achw byszczay czujne oczy sprzedawczy i dochodzia wo czosnku ebasy z kapust na gorco. Marta zatrzymaa si przy obuwiu, ktrego pene byy trzy budy: leao pozornie bezadnie r cone, w wielkich stertach, przewanie amerykaskiej produkcji, o przesadnie wskiej, w yduonej stopie. Oczy Marty zapony podaniem: odczuwaa sta potrzeb obuwia. Z beza ycigna nieomylnie pantofel. Ile za te czarne pytki? spytaa; pantofel by adny, pr wy, z nie wytartego zamszu, pozbawiony niemal obcasa, zgodnie z obowizujc mod. Czter ysta pidziesit odpowiedziaa zezowata handlarka, okutana w zwoje chust mimo gorcej po ody. Drogo rzeka Marta z ostentacyjn pogard za takie ciachane, zuyte trepy! D rogo r achna si opryskliwie handlarka bo pani na nie nie kupcowa. Od razu wida. uniosa w gr nosek i z min uraonej krlowej, ruchem penym obrazy, postawia pantofel osie. Ju same nie wiedz, ile maj chcie szepna scenicznym szeptem na gowie staj i bardzo wymalowana blondyna o wygldzie zamonej dentystki, sunca tu za Mart, uja od antofel. Ile? spytaa twardo handlark. Ta spojrzaa na ni bystro. Tak eby kupi? eufnie. Ile? powtrzya blondyna. Czterysta powiedziaa handlarka dla pani eby ek Zobaczymy, czy pasuj rzeka blondyna i zsuna sanda z lewej nogi. Zaraz, dam l ka handlarka i zacza grzeba w worku, chytrze schowanym na dnie kramu, co trwao bardzo dugo; na stosie bowiem leay wycznie pojedyncze egzemplarze od pary. Witoldowi by si dobay pomylaa Marta, odchodzc od kramu. Te mam o czym myle zgania si natych Troch dalej stay budy kunierskie pene skrek futerkowych mimo pnej wiosny. Obok uwija si przygodni sprzedawcy, tak zwani rczniacy, ktrych caym majtkiem by przewieszony prz z rami bamek taniutkiego futerka, kupon sukna, paszcz lub para spodni. Po ile te ko

ty? spyta grubawy tramwajarz podchodzc do smutnego, chuderlawego rczniaka w beowym b erecie na czubku ysej gowy, trzymajcego w rku wziutki, do wyleniay konierz futrzan ak umiechn si yczliwie i wymieni cen. Drogo rzek tramwajarz, zawrci na picie jak psy rzuci za nim melancholijnie rczniak i zawoa wielkim gosem: Prawdziwa wyd kazja po, sezonie! Komu? Komu? Tum gstnia tu w ciasnym przejciu pomidzy krajow cz wiska a waciwymi ciuchami: na lewo i w gbi cigny si kramy i stoiska z rodzim odzie icz i fabryczn; w bezadnych stosach leay na ziemi stare, zuyte ubrania, odczyszczone o bysku uywane obuwie, pociel, artykuy mydlarskie. Sprzedawcy siedzieli w pozach len iwych, spogldali zoliwie ku swej wieniaczej przewanie klienteli, przetkanej wczgami go wojewdztwa, zaopatrujcymi si tutaj w garderob, i przerywali rozgrywane na niskich stokach partie tysica lub szedziesit sze, by rzuci uwag pod adresem ewentualn nic dla pana, obywatelu. Same luksusowe artykuy co wskazywao, jak mao im zaley na by e jakich obrotach handlowych. Na prawo, jak cenne jdro w otoku poledniejszej upiny tubylczych wytworw, wrd odrapanych i bezokiennych cian szczytowych rozciga si centra placyk z ciuchami. Ciepo przygrzewajce soce sao swe radosne promienie wprost na dug rzdy siedzcych kobiet o gowach zbrojnych w perkalowe chustki, stosowne kapelusze z gazet, czepki pywackie lub zgoa brudnawe chusteczki do nosa, zmuszone przy pomocy zwizanych w cztery rogi supekw do udawania czepkw. Wszystkie niemal ciuchary byy star e i grube, niektre hojnie uszminkowane tanimi kosmetykami; w wygldzie ich krya si ja ka cecha wsplna: w specyficzny, warszawski ksztat warg, wymodelowanych w dugoletniej praktyce pyskwek, mw i wymyla; wszystkie te zdaway si mie jednakowe, mimo rnic ko , wyksztacone w byskawicznym dostrzeganiu i taksowaniu zbliajcego si klienta. Siedzia na niskich stokach, skrzynkach, krzesekach za szerokimi, zbitymi z prostych desec zek i palikw ladami, pokrytymi pakowym papierem. Na ladach, nisko przy ziemi, kbio s i nieprawdopodobne bogactwo barw i kolorw, faktur i ksztatw rozrzuconej pozornie w n ieporzdne sterty odziey: suknie, od balowych, mienicych si taft, po pcienne, jaskrawe plawki, spdnice w egzotyczne wzory, koszule, cardigany, sweterki, bielizna rczniki, kostiumy kpielowe, trykotowe wdzianka, szorty, pasiaste skarpetki, obuwie, wiatrwk i o oryginalnym kroju, dziwaczne dzianiny, mankiety z napisami i rysunkami, tkan iny pene malowanek w palmy, instrumenty muzyczne lub by zwierzce, mskie marynarki w krzyczcych odcieniach, spodnie, krawaty o fantasmagorycznych deseniach. Wrd gwnego nu rtu wio si sporo odng: stosy guzikw, zamkw byskawicznych, pasmanteria, zagraniczne pa ierosy, przybory toaletowe, grzebienie i szczotki do wosw w oprawach z plastyku, yl etki, kosmetyki, kremy, paczki z herbat, kaw, puszki z mlekiem w proszku, guma do u cia, wreszcie lekarstwa, zastrzyki, specyfiki. Pomidzy rzdami przewala si gsty tum po hylajcy si co chwila ku ziemi i grzebicy w rozrzuconych skarbach, uwijali si rczniacy , sprzedawcy gorcego jada, dwigajcy oburcz dymice, blaszane wiadra, lub handlarki pie zywem z koszami penymi sodkich malanek i strucli. Policzki Marty zapony podnieceniem araz przy pierwszym zetkniciu z tym nccym chaosem. Zatrzymaa si przed strzpem rozoo a ziemi ceraty, na ktrej spoczyway czci do mikroskopw, stare lornetki, okulary, apara ty fotograficzne sprzed pwiecza oraz rwniutko uoone szeregi tombakowych piercionkw z ralikowymi oczkami, szkiekami i niebieskimi kamyczkami. Oczywicie nawet w przypywie najostrzejszego rozstroju nerwowego nie nabyaby takiego piercionka ani lornetki, lecz wiedziaa, e miejsce i chwila surowo nakazuj zatrzyma si przy wszystkim i oglda ystko. Na tym polega urok kupowania na ciuchach: przychodzio si po spdnic, a wychodzi z pajacykiem dziecinnym dla creczki ssiadw bo akurat by taki adny i tani prawdziwa o azja! Pani z Warszawy? posyszaa obok siebie szyderczy i napastliwy gos; odwrcia si cz sowa te adresowane byy do niewysokiej kobiety w cynobrowym, szecioktnym berecie wc kowym z pomponem i w deszczowym paszczu w kratk, przypominajcym powoczk od chopskiej ierzyny; pani ta pokazywaa wanie jakiej rczniarce trzymany kurczowo w rku kostium z f ntastycznego tropiku, chcc go widocznie sprzeda. Nie, z yrardowa odpara niemiao berecie z pomponem. To co mi pani opowiada o sercu? rzeka tonem perswazji rczniacz ka. Tylko w Warszawie ludzie maj chore serca, bo szybko yj. Na prowincji ludzie maj zdrowe serca. Powietrze, wie Ros! Komu dobry, gorcy ros? rozleg si tu obok Ma z grubo uszminkowanych warg modej dziewczyny o nieprzecitnie zadartym nosie, z pa pierosem pomidzy krwawo lakierowanymi paznokciami; krzyk poparty by ston, md woni r dobywajc si z nakrytego drewnian pokryw kuba Co pani tam ma? zagadna Mart jak a w wojskowym paszczu, o rozrzuconych strkach siwych wosw, wskazujc na koszyk Marty. Miejsce na zakupy umiechna si Marta. Stara machna rk z rozczarowaniem. Handlowan itno zamylia si Marta tu wszyscy ogarnici s namitnoci kupowania i sprzedawa

andlu pasjonuje ich wicej ni przedmioty transakcji, ni zysk nawet. Polacy obudzili si, jak zawsze, zbyt pno. Dopiero w czasie ostatniej wojny odnaleli w sobie pasj i ta lent do handlowania. Tymczasem mina ju dawno era, gdy namitno do handlu tworzya wiel cywilizacje i imperia Spdnica w czarno te spirale wywiaa jej z gowy teoretyczne a. Co za wzr! jkna z zachwytu waciwie przyszam tu po spdnic.;. usiowaa s leg si w niej surowy gos sumienia jak megafon z oszklonej budki kontrolnej na dworc u masz bardzo dobr spdnic na lato. Potrzebny ci jest kostium kpielowy i bluzka. Masz tylko trzysta zotych na to, wic, prosz ci, bez szaleczych gestw, dobrze? Nie moga ak oderwa wzroku od spdnicy. Witoldowi na pewno by si podobaa pomylaa ze smutkiem ua dotkliw przykro, e Witold nigdy jej w tej spdnicy nie ujrzy. To stara penicylina zleg si obok kobiecy gos peen cwaniackich intonacji. Marta odwrcia si z zainteresowa m: nad ho, tg kobiet o urowanych policzkach i hojnie potraktowanych wod utlenion w ochyla si szczupy, mody czowiek, podajc jej dwie fiolki z lekiem. Dostaem j w zes dniu mwi cicho, jakby wstydzc si transakcji. Handlarka sylabizowaa: Trzydziesty a Przeterminowana. Ale par zotych mog panu za ni da. Ale broni si niemiao mod po terminie to nic nie znaczy, niech mi pani wierzy Ju mnie pan nie bdzie uczy umi na si szeroko handlarka. Mnie ju nawet aptekarz nie wyroluje. Daty po angielsku czyt am jak Churchill Marta nie moga powstrzyma umiechu, co pozwolio jej oderwa si od spdnicy. Suna wolno wzdu gwnej alei: tu i wdzie migay znajome twarze modych plast aktorek. Marta wymieniaa ukony jak na modnej promenadzie. Marto! zawoa na jej wido synny malarz, laureat tegorocznej nagrody pastwowej, przymierzajcy letni bluzeczk zd obn na piersiach w hawajski pejza jak si to pani podoba? Wspaniae! zawoaa Marta na autoportret. Umiechnli si do siebie. Przypominasz trapera w dziewiczej puszczy atrzyma Mart smuky mody czowiek; wosy mia jasne, krtko cite nad czoem. Jak si cieszya si Marta. Czego szukasz? Wszystkiego, na co starczy mi forsy rzek z pogodn m stoicyzmem Marek. Ale ty, Marto, zupenie jak stary, dowiadczony traper Obserwuj ci od paru minut. Suniesz wolno naprzd, twarz skupiona, oko sokole, od czasu do czas u pochylasz si i trzask! W rku trzepoce ci jaka niezawodnie cudowna zdobycz, genial ny sweterek, fantastyczny ciuch. Strzelasz bez puda. To si nazywa oko! Marta rozemi aa si. Dobrze rzeka z uznaniem piknie to uje. No, cze, Marek, bo nie mam cza ek przytrzyma j za rami i spojrza jej prosto w oczy nie pytasz o Zenona? O Zenona? arta zarumienia si lekko prawda Co tam u was sycha, na AWFie? Pozdrw serdecznie Ze ode mnie dodaa opanowanym gosem. Boj si rzek Marek, zapalajc papierosa e Zen ok Facet pije wdk, rozumiesz? Rozumiem rzeka Marta, zaspiona ale boj si, e ni stanie mu pomc. Trudno umiechn si troch drwico Marek nie ma rady Jako si b wygrzeba. Jeszcze miesic, jeszcze dwa i wrci do siebie. Oczywicie rzeka Marta w az na sezon hokejowy wrci do siebie. Zobaczysz, wszystko bdzie w porzdku, bdzie gra j ak wirtuoz. O to wam tylko zreszt chodzi, przyznaj si, stary klubowy szowinisto. N o, to cze powiedzia trzymaj si. Czoem rzeka Marta i zawrcia na picie. Dwa pieniach miosnych pomylaa z odrobin alu; w skrytoci ducha odczuwaa niezadowoleni , e dwa miesice to za mao. Dosza do koca alejki i zawrcia sunc wzdu przeciwlegeg Pochylia si nagle nad stert bielizny, pochwycia rbek czego biaego i spod spodu wyci kostium kpielowy z nylonu. Za stert siedziaa ogromna, stara przekupka o baniastych piersiach, jedzca dymicy klops z pyzami z blaszanego talerza; lnice tuszczem, szklis te pyzy i brzowy, gsty sos pachniay wulgarnie, lecz pocigajco i Marta poczua gd i n k rwnoczenie. Ile to kosztuje, ten kostium spytaa Marta gosem obojtnym, jakby wyrz tym pytaniem przysug przekupce. Co pani za rnica odpara pogodnie ciucharka, ktrej midzyczasie odbio i tak pani nie kupi. Kto wie powiedziaa do zagadkowo Marta. powiedziaa ciucharka, patrzc z sympati na Mart pani nie z tych, co kupuj takie drogi rzeczy. Zabrzmiao to jak pena uznania pochwaa, niemal pochlebstwo. Ale tak dla cie kawoci, ile umiechna si Marta. Pitk rzeka ciuchara. Pi stw westchna ikna rzecz powiedziaa ciuchara jak kto ma dziadki, to niedrogo, a jak kto nie ma, t chyba e drogo przy czym znw si jej odbio. Powinna pani unika cikostrawnych potr Marta z trosk. Taki klops to dla pani samobjstwo. Spojrzaa z nagan na klops z pyza i i powdrowaa dalej. Nic ju dzi nie kupi pomylaa z alem albo drogo, albo nie t e. Przy ssiednim stojaku z marynarkami jaki bardzo mody czowiek, chudy i o ogromnym n osie, targowa si zajadle o gabardynow marynark kawowego koloru. Za ten ach? miota t szmat chce pani cztery z dwjk? Sprzedawczyni uniosa w gr brwi, co nadao jej s spoconej twarzy wyraz bolesnego rozmodlenia. Ju powiedziaa zabierajc marynark z r dzieca nie ma o czym mwi. Nie sprzeda si, nie kupi si, rozejdziemy si, nie zrobi si

eresu, do widzenia. I nie cztery z dwjk, tylko czterysta osiemdziesit, o! Cztery z czwrk to moja ostatnia cena! krzykn dramatycznie modzieniec, wyrywajc jej nagym ru marynark z ramion; byskawicznie zaoy j na siebie i jkn: Rkawy za krtkie, za ci ach Co ja robi. Ja zwariowaem! Za taki kaftanik czterysta czterdzieci! O, zgrozo! Po co ja si uparem na ten mie? Popatrz, Janek, powiedz, jak ona ley, ten szajs? zwrci o opartego o stojak kolegi, ktry w niedbaej pozie pali papierosa, lustrujc marynark w zrokiem penym nie skrywanego obrzydzenia. Sprzedawczyni zrcznie zdara marynark z ram ion mierzcego. Co pan brudzi, co pan dotyka! powiedziaa, otrzepujc marynark jak po rdowatym. Czterysta siedemdziesit, chce pan? Ucho od ledzia wtrci si flegmatycz ek, po czym nieoczekiwanie, byskawicznym gestem wydar marynark z rk sprzedawczyni ja bym za ni czterech stw te nie da. Bd powany, frajerze zwrci si do modzieca o i patrz przytomnie. O, tutaj! Sprzedawczyni, facet o wielkim nosie, Marta i jesz cze kilku bezinteresownych obserwatorw pochylio si nad marynark, ktrej rkawy Janek ze kn ze sob. Widzisz? spyta oskarycielsko Janek. Widz bkn niepewnie facet o dostrzeg nic szczeglnego, lecz domylajc si jakiej wakiej finty taktycznej, przytwier na wyczucie. Co pan widzi? Co pan widzi? rozdara si agresywnie sprzedawczyni dwa p ikne rkawy i cudn gabardyn, to pan widzi! Marta rwnie nie bya w stanie nic dostrze wa do trawy! hukn z oburzeniem Janek nie widzi pani, e jeden rkaw jest janiejszy, rugi ciemniejszy! Jasne! rykn modzian z wielkim nosem jeden innego koloru, ebym t skona! To koniec Chod, Janek, idziemy. Marta wpatrywaa si w rkawy a do blu tczw e moga zauway adnej midzy nimi rnicy. Zapanowaa martwa, pena tragizmu cisza; po ch zleg si leciutko, ledwie dostrzegalnie niespokojny gos sprzedawczyni: Moe troch przy rudzony, ten z prawej Marynarka nowiutka, prosto z paczki Trzeba odczyci. Byo to jed ak trbienie na odwrt; obydwu modziecom bysy oczy i rozdy si nozdrza poczuli wie ronnym murze, przez ktry naleao si wedrze i zgnie resztki oporu. Za ten wybrakowan ducik mog da najwyej trzysta osiemdziesit rzek lekcewaco modzieniec o wielkim no ign po bratersku prawic do Janka. Dzikuj ci, stary, wierny przyjacielu doda ze w iem e mi otworzy oczy. Janek splun z pogard. I tego bym nie da owiadczy n czwrk. Moe j pan wzi, chce pan? rzeka niemiao sprzedawczyni: bya na progu zaa tery rzek twardo Janek i po krzyku. Do mam tych igraszek. Gowa mnie boli. Czterys dwadziecia bronia si sabo sprzedawczyni. Modzieniec o ogromnym nosie wyj z kieszen ery stuzotowe banknoty i woy sprzedawczyni do rki. Janek uj marynark z godnoci wy kamerdynera w dwa palce i poda mu do naoenia: modzieniec naoy, zapi i obcign j bie. Ach! jak ley! zawoa z zachwytem Janek ley jak zoto! Nie mwiam umiech zedawczyni a wy yy bycie z czowieka wypruli za te par groszy. I tak oddaj j bez za , eby by pocztek Kupcowa rzek Janek z dojrzaym umiechem na swym wieym, osiemn liczu niech nie bd ojcem moich dzieci, jeeli pani nie trafia przynajmniej dwch stw tej marynarce. A jak nawet? oburzya si sprzedawczyni to co? Nie wolno? Za tyle szu mu? Obojtnie, stwa nam zostaa rzek modzieniec z wielkim nosem i tak przeznaczye tych na letni wytworno, a obleciaa za czterysta. Chod, Janeczku, trzeba spryska t ma ark. Ukonili si grzecznie sprzedawczyni i odeszli. Sprzedawczyni zawoaa starego czo ka z dymicym kubem, zadaa flakw, po czym przysiada nad blaszan misk gstej brzowo erzchu ktrej pyway oka tuszczu i pachncy, zielonkawy majeranek. A taki krawat ile? ytaa j na odchodnym Marta. Dziewidziesit odpara sprzedawczyni, nie odrywajc si Nawet niedrogi westchna Marta i pomylaa: Witoldowi na pewno by si podoba. Ogarn eraliwy smutek, e nie ma na wiecie nikogo, komu mogaby kupowa takie krawaty, za jedyn czowiek, ktry umiaby gust jej waciwie oceni, przesya jej koleeskie, chodne pozdr Niech pani da ten krawat rozleg si za Mart mody, wesoy gos. Marta odwrcia si, za ni sta wysoki, szczupy modzieniec o uderzajco adnej twarzy, m t twarz? zastanowia si Marta moe z reklam angielskiej brylantyny Pani zrezygnowaa z tego krawata, prawda? skoni si szarmancko modzieniec. Prawda rzeka z alem Marta niestety, za drogi! Ale podoba si pani ten krawat, no nie? umiechn si modzian, ukazujc pikne zby, iowanym kunsztem pikne niebieskie oczy. Bardzo westchna Marta przepadam za takimi krawatami. Krawat by z bladotego fula esolutkie szarobkitne niezapominajki. C za wsplnota gustw! zawoa z entuzjazmem modzieniec. Jake si ciesz, e si W istocie umiechna si Marta to bardzo pocieszajce. Obrzucia modzieca yczli , podoba si jej jego garnitur z oliwkowej gabardyny, aczkolwiek brzowy krawat w cyt rynowe stoki wydawa si ju zbyt krzyczcy. Daleko takiemu do wesoej elegancji Witolda

nywaa mimo woli nie ta klasa. Skonia lekko gow na poegnanie i postpia par krok dawczy. Zaraz, zaraz! zawoa modzieniec; wydoby z kieszeni sto zotych i poda jedz i sprzedawczyni. Dych reszty, ale szybko! rzuci, po czym porwa krawat i wsun do ki eni. Prosz pani! podskoczy za Mart jeszcze co.. Marta zatrzymaa si. Sucham ziaa nie bez umiechu; taka koleeska uprzejmo w gosie nie moga uchodzi za zacht, za kokieteri, pyna z samej atmosfery ciuchw, gdzie daleko idce rozmowy midzy niezna ymi s dozwolone, czste i oglnie przyjte. Tote nie bez zdziwienia odnalaza Marta w so h podchodzcego do niej modzieca zupenie nowy ton. Tak bardzo, od dawna, pragn pani na zacz, wyjmujc z kieszeni krawat i przyciskajc go do serca szczliwy przypadek gust rozumie pani? Czybym zachcia go czymkolwiek do tak zaawansowanych zwierze? Umiechna si, by pokry rozbawienie. Naprawd? rzeka Marta uwielbiam spenia pr owiedziaa te sowa bezwiednie, zaskoczona w chwil potem ich nie przewidzian dwuznaczn oci. adne, na pozr wraliwe wargi modzieca cigny si w nieco zbyt poufay umiech zapach zdobyczy, jego bogate dowiadczenie mwio mu w tej chwili, e sprawa jest atwiejs za, ni przypuszcza. No, widzi pani rzek tonem, w ktrym zadwiczaa porozumiewawcza acka brawura chc pani zrobi przyjemno, pozwol pani spenia me pragnienia. Najwiksz ienie, jakie mam, to takie, ebymy si ju dzi nie rozstawali, czarujca blondynko ;,T nie pomylaa Marta z czuoci e te tacy tpi faceci jeszcze yj, a nawet potrafi ubra przypomniaa sobie deklaracj, zoon niedawno panu Kalodontowi. Najokrutniej za tpi takich mydlanych idiotw o powczystym spojrzeniu pomylaa mciwie takich najpi w powiecie. Takich pewnych, e nie ma dziewczyny, ktrej by nie mogli mie. Za te ich zniszczenia, jakie siej wrd biednych stenotypistek i niemiaych modystek Mylc tak min tak dyskretnej kokieterii, e Jerzym Meteorem owadn zachwyt bez reszty. Co za ciz a! pomyla z rozkosz i ju ugotowana, ju j mam na widelcu! W Kamerze pkn z c , nie mona powiedzie. No, c, ma si te warunki Przejrza si przelotnie, lecz z dum, zonym obok na supie od latarni lusterku, obcign marynark, poprawi dugimi palcami o b nawych paznokciach wze krawata pod szyj i uj Mart lekkim, lecz poufaym gestem pod r ta uwolnia si zrcznie, ale nie mroco i rzeka z wystudiowanym wahaniem: Nie wiem, cz am si to dzi uda Ale wszak ycie si dzisiaj nie koczy dodaa z przecigan afektacj Dzi, dzi, dzi zanuci Meteor wszystko si zrobi, aby ch bya. Ale my si przecie jeszcze nie znamy zawoaa z podejrzan naiwnoci Marta. Kochana rozczuli si Meteor w duchu niebo! Zupenie wiey towar, dopiero startuje ie Std takie naturalne odruchy: Racja powiedzia ze skruch Meteor pani pozwoli, edstawi: dyrektor Chaciak jestem. Dyrektor? Od czego? zawoaa z szacunkiem Marta moe od kolei? Bo ja mam, dyrektorze, jednego kuzyna na kolei Strasznie si tam na niego w robocie zawzili, to moe pan dyre ktor by co pomg? Nie rzek z godnoci Meteor. Jestem dyrektorem fabryki odzieowej. Te rzeczy, rozumi ani, zawsze co do ubrania wskoczy tym, co s ze mn dobrze. A pani doda jak si nazyw Danusia rzeka Marta ale woaj na mnie Irm. Irma mam na drugie, wie pan A dalej umiechn si sprytnie Meteor. Po co dalej rzeka zagadkowo Marta: w sowach jej byo tyle uwodzicielskiej przystpno e Jerzy Meteor poczu bog pewno zdobywcy, ktry ju niebawem stanie si posiadaczem. omyla z gbok satysfakcj ale wie, czego chce. Ciemni nazwisko, znaczy si leci na po czy numer. Moe matka? Szli rodkowym przejciem, zwracajc na siebie powszechn uwag: stanowili nader dorodn pa Pensjonarki z teczkami, o nieporzdnie rozrzuconych wosach myszkujce na, ciuchach w poszukiwaniu tanich okazji, guzikw, klamerek, tasiemek do wasnorcznych przerbek aszk i obuwia, obrzucay Meteora spojrzeniami penymi palcej ciekawoci i uznania. Ostateczn ie mylaa nie bez upodobania Marta na pierwszy rzut oka jest bardzo przystojny. Lubi pokazywa si z przystojnymi mczyznami. Wystarczyo jednak przyjrze si uwaniej tej pa by szybko doj do wniosku, e skadaa si z dwch gatunkw. Nie jestemy jednej krwi, ja pling umiechna si w duchu Marta, lecz byo jej troch wstyd. Panno Irmo zacz Meteor a moe pani Irmo? Pani powiedziaa powanie Marta. A m w Warszawie? zainteresowa si Meteor. W W o to co? rzeka arogancko Marta. Rozumiem rzek Meteor pojtnie dopiero co po rozwo e, prawda? Niezupenie rzeka Marta z wyrafinowanym umiechem na wargach ale mniej wi j. Jasne rzek Meteor zrzucio si jarzmo nieznonego okrutnika. Nie rozumia pani te tal, co? A teraz kto moe pani czegokolwiek zabroni, prawda? y nie umiera westchn jak mia m na imi? Witold powiedziaa Marta bezwiednie, szybko, nieoczekiwanie dla

bie samej; zachmurzya si i pomylaa: Co za idiotyczne arty i zacia wargi z urazy. ak ja ucieszy si gono Meteor; byo to jedno z najcelniejszych zagra w jego podrczny emecum uwodziciela, paragraf numer jeden rozdziau Rozwdki, chwyt, jego zdaniem, bardz o efektywny i obosieczny. Meteor uwaa, e osiga przy jego pomocy znakomite rezultaty: takie samo imi dziaao pobudliwie i przypieszajco zarwno na rozwdki mciwe, jak i se ntalne. Najgorsze powiedziaa Marta, przyzwyczajajc si powoli do towarzystwa tego fa ceta e niczego nie kupiam. A czego pani szuka? spyta Meteor; i znw nowy ton zabrz w jego gosie: ton rzeczowego, szybkiego porozumienia, jakiego uywaj midzy sob fachowc y jednakiej specjalnoci. Przede wszystkim kostiumu kpielowego powiedziaa z trosk Ma ta widziaam jeden, wspaniay, ale o wiele za drogi. O! zawoa naraz ciszonym gose r niech pani patrzy! Wycign palec i pochyli si ku Marcie: wzrok Marty powdrowa z smukym palcem o podejrzanej czystoci paznokciu, ktry wskazywa kroczc rodkiem midzy i ciuchar star kobiet. Bya to bardzo stara kobieta, potwornej tuszy, przelewajca sw p nn otyo z nogi na nog za kadym, z trudem stawianym krokiem: jej brudna spdnica, owij chorobliwie szeroki zad, mogaby, rozwinita, zastpowa kurtyn w teatrze; czarna bluzka z taniego, krajowego mulinu nie bya w stanie utrzyma ciko zwisajcych w d, ogromnyc rsi; mimo tej zamazanej rozlewnoci ksztatw twarz miaa wyjtkowo wyrazist, nacechowan im bolesnym smutkiem, za ktrym wielcy wodzowie, mowie stanu i przywdcy kryj zazwyczaj sw przebieg mdro. Wie pani, kto to jest? spyta Meteor. Nie rzeka Marta. T chw rzek tajemniczym szeptem Meteor to ona tu rzdzi. Jej sowo jest tu prawem. Sama e handluje, ale ustala ceny i wszystko. Pijaczka a mio. Wszystko zaatwia przy wdce. Najtsza gowa i mzg tego caego interesu. Ciekawe rzeka cicho Marta; poczua smak t zoci dziaajcej na wyobrani i spojrzaa przychylniejszym wzrokiem na swego towarzysza., awet taki Chaciak pomylaa potrafi czasem by interesujcy. Skd pan o tym wie? s eor uczyni charakterystyczny gest gow i ramieniem. Zna si te rzeczy powiedzia pr jestem odzieowiec. Ustalam plany, kieruj produkcj, robi harmonogramy. Musz wiedzie, c si dzieje na rynku. Jaka zoliwa ironia zabrzmiaa w jego gosie i Marta podchwycia chmiast. Na rynku w Przasnyszu albo w Nowym Targu powiedziaa porozumiewawczym umie chem: wiedziaa co nieco o kanaach, ktrymi wdruje na warszawskie ciuchy odzie z pacze rzesyanych przez Polakw z zagranicy dla ubogich krewnych na odlegej prowincji. Kozac zka pomyla Meteor wcale nie taka naiwna. Po raz pierwszy przyszo mu do gowy, e od a ostronoci nie zawadzi. Chociaby rzek z umiechem. PojecHaaby pani kiedy ze mn ysza, pani Irmo, na pewno by si pani nie oszukaa. le by pani na tym nie wysza Dzie do ry, pani Sabino zawoa gosem penym poufaego uszanowania, gdy mijali Krlow Ciuchw odpowiedziaa nie patrzc stara kobieta, po czym uniosa leniwie gow, spojrzaa na Met a i umiechna si askawie, odsaniajc dwa pene rzdy sczerniaych ze staroci, masywny h zbw. Niech pani prowadzi rzuci Meteor Marcie gdzie jest ten kostium kpielowy? S jemy zahandlowa, moe mi si co uda wykrci. Marta odwrcia si i po kilku chwilach p niskiej lady, na ktrej lea biay kostium. O, to rozumiem rzeka na ich widok ciuchar mczyzn zupenie inna mowa. Pan kupi dla narzeczonej ten kostium, no nie? Okazja, dru giego takiego nie znajdzie pan w Warszawie. Ile? spyta zimno Meteor. Dla pana czt erysta pidziesit. Przecie nie woy pani takiego kostiumu na siebie rzek Meteor do odrzucajc z bezbrzen pogard kostium na stos achw biay kolor dobry na wesele, a ni pla. Marta milczaa, z trudem ukrywajc podliwo: nie umiaa zdoby si na taktyk w ego kostiumu. Nie ma pani czego kolorowego, zamiast tego welonu do pierwszej komu nii? drwi Meteor. Co pan opowiada obruszya si ciuchara taki inteligentny czowie tak le mwi Ubraby pan moe t pikn dziewczyn w czarny kostium? eby wygldaa jak ka Caa Jastarnia zwariuje, jak j zobaczy w tym kostiumie, zobaczy pan Ja znowu nie po trzebuj rzek Meteor z warszawsk niechci eby mi Jastarnia wariowaa za moj kobiet e mi te kwiaty. Ju powiedziaa ciuchara, przekonana tym argumentem czterysta dwadzi ecia. Niech pan bierze i szcz Boe! Do widzenia rzek Meteor, rozcigajc niemoliw tni sylab; uj Mart pod rami, zmuszajc j do odejcia. Kiedy ciuchara znika im z ocz a tumem, Meteor zatrzyma j i rzek: Kostium w dech. Ile chce pani za niego da? Mar wiedziaa: Mam przy sobie trzysta zotych, a chc jeszcze trafi jak tani bluzk. Po ek Meteor, obrzucajc Mart powczystym spojrzeniem szkoda wypuci ten kostium z rki. ie ma powiedziaa Marta ostro; jaki instynkt podpowiedzia Meteorowi, e ten numer nie przejdzie. Poczu si kompletnie zdezorientowany. Tak dobrze ju szo pomyla a teraz ardo? Nic nie rozumiem Ostatecznie rzeka Marta mog zrezygnowa z bluzki. Niech fors rzek Meteor z byskiem, jaki zapala si w oku myliwca na widok uchodzcej zwierz i czeka tu na mnie. Tylko niech si pani nie nasuwa na oczy. Marta wyja trzysta zot

ch i wrczya Meteorowi, ktry szybkim krokiem przelizn si w tumie ku ciucharze. Marta w widoku roztasowanych u jej stp letnich sukienek. Meteor obejrza si raz jeszcze, c zy Marta go nie widzi, i pochyli si ku ciucharze. Trzysta pidziesit zotych na rk wa wicej rzek tonem, ktry zmusi ciuchar do zastanowienia; wydoby portfel, wyj z n iesit zotych i dooy je do trzystu zotych Marty. Trzysta siedemdziesit zacza z hara, lecz Meteor pooy zapowiedzian sum i wzi bezapelacyjnym ruchem kostium. Ciuchar achna rk i chuchna z zadowoleniem na pienidze. Na tak babk powiedziaa tonem d tak pan za mao si pruje. Inni daliby za ni majtek. Moe ma racj ta gidia rozmyl ierzajc ku Marcie; zatrzyma si na chwil, wyj z portfela sto zotych, woy je do kie uszy naprzd. Prosz rzek, podchodzc do Marty oto kostium. Marta oblaa si psem oniuszki oczu. A oto reszta doda Meteor, przy czym bardzo wprawi ucho pochwycioby l ciutk nutk melancholijnego alu w jego gosie. Nie! zawoaa Marta z niedowierzaniem dwiecie zotych pan da? Nie, to niemoliwe. Przecie nie jest pan cudotwrc? Psst zyoy palec do ust to nie ja. To Sabina. Krlowa Ciuchw. To jej pani zawdzicza to k le o tym nikomu ani sowa. Czu si w tej chwili szlachetny jak nigdy w yciu, chocia bo ao go bardzo, e wiat cay i ta kobieta nie dowiedz si nigdy o jego szlachetnoci i ofi oci. Przez chwil myla gorczkowo, jak by jej da dyskretnie do zrozumienia, e dopac powstrzyma si przed tym, co mu mwio, e kobieta ta cierpi na jaki organiczny wstrt d zentw, ktrego on, Meteor, nie pojmowa, lecz wyczuwa, i najmniejsza aluzja, uchylajca ka tajemnicy, zepsuje wszystko. S takie uspokoi si wszystko zrobi, a nic za to nie zm. Jeszcze si obraaj, jak im da. Honorowe! Wyobraam sobie, jak bdzie pani wygld stiumie rzek, cofajc si o krok i obejmujc sylwetk Marty spojrzeniem znawcy. Zbudow jest pani jak Rita Hayworth. Moe troch nisza, ale figura cmokn bajka! Marzenie! R brana musi by pani cudo Prawda? Marta opara wyzywajco rk na smukym biodrze, wysu jczyk do przodu gestem modelki. Wszyscy tak mwi. Puszcza si pomyla Meteor; do e przyszo, e te oglne referencje mog odnosi si do wygldu Marty na play. To, co wzi wajc kokieteri, ucieszyo go: wierzy wprawdzie bezgranicznie we wasne siy, ale wola, byo atwiej. Co si ze mn dzieje? pomyla z zakopotaniem co ja robi? Nigdy w yci waem w babki, a tu, w locie, woyem w ten interes sto pidziesit zotych. adnej jeszc udao si ze mnie wyszarpa tyle pienidzy, a tu, zdaje si, to w ogle nie byo potrzebne zejesz si, drogi chopcze, zaczynasz robi gupstwa i to najgorsze, bo finansowe. A pro os rudowosej Rity rzek Meteor, przychodzc do siebie po tych wytrcajcych z rwnowagi leksjach mam znajomego z prywatnym kinem w domu. Daje seanse dla znajomych. Pani Irmo, mwi pani, tam jest co zobaczy. Musi pani kiedy przyj. Zwaszcza na takie fil lko dla dorosych. Oczywicie, z chci rzeka Marta i dodaa po chwili: Na dzisiaj, iuchw. Czy pan zostaje? Skde znowu rzek Meteor, obrzucajc Mart spojrzeniem numer iecia osiem ze swego bogatego repertuaru: spojrzenie to mwio: Jak tak moga postpi? m wyrzutem. No, to chodmy rzeka Marta; zastanawiajc si nad sytuacj. Na Zbkowskiej, zatoczonej pieszcym si we wszystkie kierunki tumem, Meteor usiowa, n znale takswk. Pan dokd? spytaa Marta. Przed siebie rzek smutno Meteor. W s an dojedzie zadecydowaa Marta rzucajc si ku przystankowi, na ktry nadjecHal wanie t waj linii 4. Na przystanku wrza gwatowny bj o wejcie do zatoczonego elektrowozu, ktre o trzy wagony przestarzaego typu zdaway si pka w szwach. Marta wowym ruchem wcisna topie, po czym, pchnita potnie now falang mionikw jazdy tramwajowej, wpyna na p to Meteor run w najgorszy wir walki. Tratujc bezkompromisowo kobiety, starcw i niemo wlta uchwyci si jakiego prta, ktry okaza si wdk, trzyman kurczowo przez pewnego zawieszonego na zewntrznej cianie wagonu. Puszczaj si pan! krzykn ze zgroz chopa s si zamie, do cholery! Ale byo ju za pno: tramwaj ruszy i Meteor, mokry ze strach lansowa przez par chwil na wygitym niebezpiecznie bambusie, dopki stojcy pod nim na s topniu krzepcy modziecy z ceratowymi teczkami pod pachami nie wbili go na platform przy pomocy kilku zrcznych, cho bolesnych uderze ramionami w poladki. Ciko pracujc b mi przebi si do Marty, poprawi konierzyk dwoma palcami i chronic krawat przed tulc s niego, umazan czekolad i katarem buzi dwuletniej dziewczynki, trzymanej obok przez spoconego tatusia na rku, rzek z gorycz: Tego si po pani nie spodziewaem, pani Irmo Tak nie mona, tak bez uprzedzenia Za bilety prosz! rozleg si przy nich gos niski a to barczystej konduktorki w zuchowato przekrzywionej czapce na z natury kdzierz awych i jeszcze suto karbowanych wosach. Ospowata, grubo uszminkowana twarz kondu ktorki rozjania si nie skrywanym zachwytem na widok Meteora. Meteor wyj zotwk, poda ktorce i powiedzia: Dwa prosz. Konduktorka urwaa bilety jak w transie, wzia pieni ie patrzc na nie i nie odrywajc olnionych oczu od Meteora, co gorsza za przestaa kom

letnie funkcjonowa i nie ruszaa si z miejsca. Wida byo, e pikno Meteora wywara na rzsajce wraenie. Pani Irmo zacz Meteor, lecz urwa, zaniepokojony baranim wzrokie ktorki: sprawiao mu to, oczywicie, znaczn przyjemno, taki uderzajcy dowd powodzenia, yz si tylko, czy Marta zauwaa go i docenia; ba si jednak komplikacji, mogcych wynikn ego stanu rzeczy. Taki wyposz pomyla o konduktorce ale zna si na mczyznach. I aw, jasne? rzek apodyktycznie do Marty, dyskontujc w ten sposb zachwyt konduktorki. Marta kiwna niewyranie gow, co mogo oznacza i tak, i nie; konduktorka ockna si, s Mart najprzd z nienawici, potem z pogard, na koniec ze zdziwieniem, ktre mwio, e nduktorka, dziewczyna jak szstka, poj nie moe, jak taki wspaniay mczyzna dostrzega w e takie blade baracho jak Marta, skoro tyle jest medalowych kobiet wokoo i w pobliu . Po czym ruszya do tyu wagonu, domagajc si opryskliwie opat za bilety i wszczynajc t zy awantury w cigu paru sekund. Przy Mariensztacie Marta zacza przepycha si do przodu i wysiada po cikich zmaganiach wsppasaerami, ktrzy czynili wszystko, by jej w tym przeszkodzi. Za ni wyrwa si z t ju zmity Meteor i rzek z cichym alem: Nie odpowiedziaa mi pani Idziemy rzeka os rta napij si kawy. Poszli w d, wrd zielonych gazonw przy wiadukcie. Maa kawiarenka przy ksigarni, na rynku mariensztackim, pena bya drewnianych foteli o szerokich porczach. Siedziao si w nich bardzo wygodnie, przygldajc si z upodobaniem ariensztackim kamieniczkom w kolorze wypalanej cegy, co byo dostateczn rekompensat z a z kaw. Meteor by milczcy i skupiony. Czemu pan nic nie mwi? spytaa Marta. Ni zyzna si Meteor. Moe jest pan godny? spytaa yczliwie Marta. I to te rzek Me go zapraszam pani na obiad. Poczu si znw w siodle: dziewczyna zacza nareszcie mwi zrozumiaych aluzji. Prosz tu chwil zaczeka, zaraz co zmontujemy rzek szybko, wst szed w kierunku bufetu, gdzie gono, tak by Marta syszaa, spyta o telefon. Zaniknwszy w kabinie telefonicznej Meteor zdj suchawk, lecz nie zada sobie nawet i trudu nakrcen a numeru: sta po prostu przez par chwil i pali papierosa. Marta zastanawiaa si: Pokaz si z takim na ulicy? Nie bardzo wypada. Na ciuchach jeszcze, ale w miecie? Natomia st jaka uprzejmo mu si naley za ten kostium wietnie to zaatwi. A zreszt, chyba ma hodzi na obiady z kim mi si ywnie podoba, no nie? Jestem penoletnia, stanu wolnego i nie mam nikogo, komu naleayby si sprawozdania, z kim i gdzie byam I naraz poczua si nieszczliwa, e nie ma nikogo, komu trzeba by byo skada takie sprawozdania. eby kto byt pomylaa, czujc si bardzo skrzywdzona, ale zaraz te przypomniaa sobie, e wyst by znalaz si taki mczyzna, i to j troch pocieszyo. Zenon pomylaa chociaby myl, e musiaaby skada sprawozdania takiemu Chaciakowi, ogarna j panika. Wtedy uwi obie, na czym polega jej krzywda: na tym, e sprawozdania takie chciaaby skada wycznie Witoldowi Halskiemu, a tego wanie nie moe. Idziemy rzek Meteor wracajc ju zapacone. Dokd? spytaa Marta. Jestemy zap kie przyjcie do jednego z moich przyjaci. Przed chwil mwiem z nim telefonicznie. Do cego mczyzny? zdziwia si surowo Marta.. Pani Irmo Meteor skrzywi poufale swe ad po co to certolenie? Przecie jest pani rwna babka, no nie? Czy ja pani ustawiam na jaki zy numer, czy wygldam na takiego? Godzina jest pierwsza po poudniu, maksymalna przyzwoito zachowana, a pan; si amie? Chyba ze to arty? Idziemy rzeka Marta z na yzj. Rzeczywicie, pierwsza godzina pomylaa a w ogle nie potrzebuj si przed nik 4

Ju! zawoa Lowa Zylbersztajn, otwierajc z impetem drzwi gabinetu. Filip Merynos odwrci si od okna i wgnit papierosa w popielniczk. Przepraszam, e tak nagie i bez meldowania stropi si na moment Lowa ale ju! Zaczyn i! Co ju? spyta Merynos, nie zdradzajc adnego wzruszenia. Ju powtrzy po raz trzeci Zylbersztajn. Popoudniowa prasa przynosi dzi wiadomo Na pierwszych stronach. Dzi w nocy id plakaty na miasto. Panie prezesie, chwycio! W szyscy ju wiedz! Jutro caa Polska ogarnita zostanie dz ogldania tego meczu! Caa sp Warszawa yje w gorczce! Podniecenie owadno Low bez reszty, oczy mu byszczay, nos yobraa pan sobie, panie prezesie, najlepsza jedenastka wiata w swej szczytowej for mie, tu, na warszawskim stadionie! Ma pan pojcie, co to bdzie za mecz? wida byo, e w tej chwili sportowiec wypar doszcztnie czowieka interesw z duszy Zylbersztajna. Uspokj si rzek niechtnie Merynos. Twoja jedenastka wisi mi u przerwa naraz, n bliej miejsca, gdzie mu wisi jedenastka. Ty, Lowa rzek z przestrog w gosie, ciemni

jc na twarzy nie zapominaj si! To nie zabawa w pik, tylko gruba, powana afera! Na me ze bdziesz mia czas pniej! Susznie zreflektowa si Lowa tak jest. Jego twarz zmienia wyraz jak za dotknici odziejskiej rdki. W porzdku, panie prezesie, w porzdeczku uspokaja. Niech ja ni drowych dzieci, jak pan prezes zaraz nie bdzie ze mnie zadowolony. Co jest? spyta krtko Merynos. Nie jest le twarz Lowy bya samym zasuonym zadowoleniem. Pan prezes da mi zaraz tr zieci tysicy zotych i zobaczy pan, co za rado Na co ci? rzuci Merynos. Zylbersztajn zakoysa gow z mdr melancholi. Ja panu powiem, panie prezesie rzek to niemodne, ale ja jestem przesdny czowiek. Zabobonny jak ciemny wieniak, tfu, na psa urok I ja wierz, e jak co idzie, to idzie od pocztku, e jak co si szczliwie z to fartuje si od razu wycign z kieszeni papierosy i poczstowa Merynosa. Niech pa ali, panie prezesie, Siewiernaja Palmyra, bardzo dobre, ustnikowe. Sztangici przywi eli z Moskwy w zeszym tygodniu adne kilkadziesit pudeek, to si pali Co ci si tak fartuje? spyta spokojnie Merynos, biorc papierosa. A sof, niech pan odpuka, panie prezesie, na psa urok zastrzeg si ostronie Lowa. N trzeba o tym za duo mwi. Do, e si wiedzie od pocztku, i da Bg, bdzie tak do koca PISie tysic biletw od rki wyrzuci wreszcie z siebie. Merynos gwizdn ze zrozumieniem. I za to chcesz trzydzieci kawakw? Niewsko..: zast si. Oj, panie prezesie, niech pan bdzie czowiekiem! Trzeba da ludziom y! Tam jest w PIS jeden kozaczek, co ma doskok do wydrukowanych biletw. Tylko dzisiaj, bo jutro bil ety id dalej do pancernej kasy i przechodz ju na rozdzielnik. PIS zabiera od nich rc e. Ten kozaczek te chce co trafi na tym wielkim tachlu i przyszed do mnie w wielkiej tajemnicy. Chce po prostu podgrandzi tysic sztuk. Mwi, e ma na to swj sposb, e ten er mu przejdzie. A zreszt co to mnie obchodzi, jak on to zrobi, my od niego bierze my obojtnie zawsze taki tysic, nie? Lowa pochyli si ku Merynosowi i doda niedbaym s tem: On chce po trzydziestaku od sztuki. Tanio jak kartofle, czyst okazja. Powied ziaem mu, e bior. Dobrze zrobiem, prawda, nie wolno puci nawet takiego przypadkowego umeru, nie? Bdzie na rozruch. Na pewno spucimy po stwie! A ty? spyta wesoo Merynos a ile ty masz na boku z tego trzydziestaka? No, powiedz, Lowa, staremu kumplowi! Oj achn si Lowa co za nieodpowiedzialne arty, panie prezesie? cmokn z pogard ikimi powiekami czujne oczy. Ja potrzebuj lecie na te par zotych, jak ja jestem na by procent przy wielkim interesie Ju, nie mamy o czym mwi, moemy najwyej tego nie za ia. Bdzie bezpieczniej. Dlaczego? rzek swobodnie Merynos oczywicie, e bierzemy. Masz racj, jak idzie, to ie ze wszystkich stron. CRZZ zablatowane, a teraz jeszcze z PISu co wskoczyo. Tylko zastanowi si skd ja ci teraz fors wezm? Aniela! krzykn podchodzc do drzwi i otw na ocie. Wesza Aniela. Gdzie jest ten wyskrobek. Meteor? spyta Merynos. Aniela wytara rce w fartuch. Ten oniter, ten koci glut, ten lamus? przytakna z satysfakcj cholera go wie, gdzie go d iabli nios, parszywca? Powiedzia, e jedzie na ciuchy i zaraz wraca. A mwiam mu, e pan prezes go bdzie potrzebowa. Nic, tylko by poniterowa, lala zasrana! Ju dobrze Meryn s powstrzyma Aniel, ktra przejawiaa ch dalszego przemawiania. Jak przyjdzie, niech d razu zamelduje. Nogi mu powyrywam, tej ajzie, to raz na zawsze bdzie na miejscu, jak go si potrzebuje Co tam si dzieje? wskaza na korytarz, z ktrego koca dobiegay kie wybuchy basowego miechu. To ten drugi baran. Kruszyna powiedziaa Aniela czyta ksik i tak si cieszy. Niech tu przyjdzie rzek Merynos. Aniela wysza. Rozumiesz ynos do Zylbersztajna ten wszarz Meteor jako dyrektor musi oficjalnie podpisa pod jcie forsy z konta spdzielni Woreczek. Bo ja mam u siebie w kasie jakie pitnacie ty ylko. Niech bdzie rzek do spiesznie Zylbersztajn reszt dopacimy, jak dostaniemy na rk. Merynos spojrza przecigle na Low; wsta, otworzy niewielk kas ogniotrwa m z ktw pokoju, i z domi wewntrz kasy, nie odwracajc si do Zylbersztajna, odliczy t ieci pisetek. Tak zrobimy, panie prezesie rzek z nazbyt gorczkow elokwencj Zylbe , kadc pienidze do kieszeni e ja przyjad z biletami, a pan ju bdzie mia reszt, d ie si spotkamy? W Kopciuszku rzek Merynos. W dech rzek spiesznie Lowa, wychod asem Do widzenia! Czuwaj pozdrowi go ze zoliwym umiechem Merynos. Wierz mi, synec omyla z upodobaniem e wyrzygasz te par zotych, ktre dzi na mnie trafisz przy tej t

kcji Oddasz je przy oglnym rozrachunku, a to tylko dlatego, eby mia nauczk, e takieg zefa jak ja si nie roluje Na og Filip Merynos nalea do szefw, ktrzy wiadomie pozw towa na drobne sumy: uwaa, e system ten przywizuje ludzi i wzmaga ich wierno. Wszed Kruszyna; w rku mia cienk ksieczk. Z czego si tak cieszysz? spyta Meryno ruszyna poda mu ksik. Przygody Kozioka Matoka przeczyta Merynos. Genialne Kruszyna skona mona ze miechu! Ty idioto pomyla zafrasowany Merynos lubi ci mnie nigdy nie okradniesz, ale z dwojga zego wol ju tego zodzieja Low Jego rozumiem, iebie nie.

Ogromne imieniny mwi Meteor w takswce, ktr zapa na Krakowskim Przedmieciu mn czy pani, jaka zabawa. Pysznie rzeka Marta lubi niezamierzone imprezy. A co to za dzie zainteresowaa si. Czwartek rzek wyjaniajco Meteor Alberta. Poczua si zkolwiek dzielnice, w jakie zagbiaa si takswka, obudziy w niej na nowo czujno. Takswka zatrzymaa si naprzeciw odrapanej kamienicy przy ulicy Krochmalnej. Mart targ na niepewno: w tej chwili zapragna wycofa si z tego wszystkiego. Ale nie byo jak tworzy grzecznie drzwiczki takswki i powiedzia: Prosz bardzo, tdy Spodziewa si ienica ta nie kryje w sobie pensji dla dorastajcych dziewczt pomylaa z rezygnacj. N bez zdumienia skonstatowaa, przeszedszy podwrze, e znajduje si w wielkim garau; tu i zie krcili si ludzie w przetuszczonych kombinezonach, nie zwracajc na nich uwagi. Pik a sceneria do filmw sensacyjnych dodaa w duchu. Weszli elaznymi, krtymi schodami na gr i minwszy hal warsztatow znaleli si w kanto edsibiorstwa. Prosz usi rzek Meteor i zaczeka chwil, dobrze? Dobrze odpar ie s imieniny? dodaa. Zrobi si umiechn si do bezczelnie Meteor wszystko po Wyszed z kantoru i zszed schodami w d: w odlegym kcie garau sta Wilga nad uniesion iwkowego humbera; umazany Paciuk grzeba w rodku, z twarz we wntrznociach silnika. Al rzek Meteor ywo mam do ciebie powany romans. Pozwl na chwil. wieca to gupstwo do Paciuka, ktry donosi co ze rodka ale co zrobimy z trzonkiem zaworu z tej prowadn icy? Alu powtrzy z naciskiem Meteor nie moesz na chwil? Czego chcesz? rzek cajc na Meteora swe wyblake oczy nie widzisz, e jestem zajty? Meteor odprowadzi go bok. Chc, eby zrobi obiad rzek patrzc z napiciem w twarz Wilgi. I co ma by: czy kura w potrawce? spyta zimno Wilga ju czy za godzin doda bez irytacji, po czy ainteresowa si: Zwariowae? Nie zaprzeczy Meteor, zreflektowa si i dorzuci: yczna historia Straciem w locie sto pidziesit zotych, nie liczc drobnych kosztw. rzek Wilga to musi by kobieta, skoro mwisz z alem o pienidzach. Na achy nie au ci znam, a wdki nie pijesz. Zgade rzek Meteor. Wic czego chcesz? spyta Wilg mam i nie poycz ci ani grosza. Mam pienidze rzek z roztargnieniem Meteor ale nie em, co z ni robi? Raz wydaje si, e mona j od razu cign do ka, a za chwil zacho na zetempwka arystokratycznego pochodzenia. Ju jestem zupenie gupi. Powiedziaem jej, j zawioz na imieniny. I dokd j zawioze? spyta Wilga z lekkim umieszkiem. Tu w zamyleniu. Umieszek zgas na obliczu Wilgi; Zwariowae?. spyta po raz drugi i c oe, ebym ja ci wyprawi imieniny? Nie mnie broni si sabo Meteor ale pom co! z t dziwk rzek cicho, lecz twardo Wilga. Nie mam teraz gowy do takich rzeczy. Preze jakby si dowiedzia, co ty teraz wyrabiasz, toby ci pogaska. Na Prnej nastrj oble n szwanc przygody Alu rzek bagalnie Meteor dokd z ni pjd? Pomyl, co ja jej m Targaj j do swego mieszkania rzek obojtnie Wilga ale ju! Do tej nory? w gosie zadwiczaa rozpacz przecie wiesz, jak ja mieszkam Modzi przedsibiorcy odzieowi ni j mieszka z przydziau, wiesz chyba doda z gorycz eby wiedzia, ile zdrowia mnie zanim j tu przywaszowaem? Co ja jej teraz powiem? Chod, ja to zaatwi od rki rzek wycierajc w czyst szmatk minimalnie przybrudzone, zdobne w zote sygnety donie, po cz ym ruszy w stron schodw. Pamitaj! woa Meteor, biegnc za nim ja nazywam si Cha tor Witold Chaciak! Marta ogldaa z zainteresowaniem puchary, nagrody, emblematy i fotografie, gdy drzw i si otworzyy i wszed Meteor w towarzystwie jakiego pana o wyblakej, obwisej twarzy, dzianego w szary, nieskazitelnie czysty fartuch roboczy, jakiego uywaj przy pracy krelarze i laboranci. W wyciciu fartucha tkwi wze zwizanej na szyi jedwabnej chustki oloru bordo w biae grochy. Pani Irma zacz do niezrcznie Meteor. Wilga jestem ami Wilga. Wiem o tym rzeka Marta inynier Albert Wilga, prawda? Tu ciany o panu m Rozjaniajcy wszystko wokoo umiech zagoci na chwil na jej twarzy; umiech ten wystarc w skonstruowanej z betonu i stali duszy Alberta Wilgi rozlega si gucha, niezrozumi aa detonacja, jakiej nie przypomina sobie od czasw rzewnego dziecistwa. Co za kobieta

! zawoao co w sercu Wilgi i po raz pierwszy w yciu da ponie si uczuciu zdumienia , gdy pomyla: .Skd tak kobieta do tego mydlanego Apolla? Co ona w nim widzi? Mj zna y, pan dyrektor Chaciak rzek uprzejmie Wilga pozwoli sobie zaprosi pani do mnie. Pr sz bardzo. Czym chata bogata Dzikuj rzeka Marta jest mi bardzo przykro, e Ba ifikowany facet o wygldzie bohatera przedwojennych romansw kryminalnych. Otwieraj chat przerwa z poufaym humorem Meteor, ktry poczu, e sprawy zaczynaj przybiera do . Wilga zdj fartuch, powiesi go na wieszaku i rozwiza fular w grochy. Pod spodem mia ni nagann dwurzdwk i pikowany biaym hafcikiem krawat. Gdy poprawia wze krawata upierc na przegubie ktrej byszcza drogi, zoty zegarek, Marta pomylaa, e z dwojga zego wol owcigliw przestarzao jego elegancji ni krzykliwy styl Chaciaka. Pani wybaczy rze ale nie byem przygotowany na tak czarujc wizyt. Skd ta wytworno? zdziwi si Me ony tonem Wilgi co si z nim stao? To ja prosz o wybaczenie rzeka Marta a wraz rektor Chaciak. Najechalimy pana niespodziewanie, chcc zoy yczenia, a tu okazuje si, ie obchodzi pan imienin. Ostatnie sowa wypowiedziaa tonem gorzkiego wyrzutu pod ad resem Meteora. Niemniej rzek z namaszczeniem Wilga chwila jest uroczysta. Prosz b rdzo to mwic odsun czerwon kotar i otworzy wyjtym z kieszeni, oryginalnym klucze ste drzwi. Prowadziy one do niewielkiego przedpokoju penego wieszade z jelenich rogw ; za przedpokojem byy nowe drzwi, otwarte i prowadzce do obszernego, przeadowanego meblami pomieszczenia. Meble byy stanowczo w dobrym gatunku: stoowy chippendale z dodatkiem piknej sekretery z ranego drzewa, empirowej kozetki i cikich, skrzanych fot li; na cianach ptna mistrzw polskiej szkoy batalistycznej, z nieodmiennym motywem uan na koniu, biorcego dzbanek z rk wiejskiej hoej dziewczyny lub przesyajcego dziewczyn ie szelmowskie pocaunki. Pomidzy obrazami widniay ozdobne plakiety wielkich firm au tomobilowych, jak AlfaRomeo, HispanoSuiza, RollsRoyce oraz starannie oprawione, pr nne zdjcia z rajdw, salonw wystawowych. Rne drobiazgi, jak srebrne przyciski na biurk o w formie samochodw wycigowych, reklamowe kalendarze i prospekty firm benzynowych , noe do papieru z etykietami fabryk opon uosabiay panujcego tu wszdzie ducha automo bilizmu. Najbardziej charakterystyczn cech tego pokoju byo, e nie posiada on wcale ok ien; jedynie starannie zamknite drzwi widniay w jednej ze cian. Prosz usi rzek Wilga do Marty, wyjmujc tac z trunkami z chippendaleowskiego kre ym mog pani suy? spyta z galanteri biae wino, likier mitowy z wod sodow, sok kropl wermutu? Tu wcale nie jest duszno, mimo e nie ma okien rzeka do naiwnie Mart rozgldajc si ciekawie wokoo. Umiejtnie przeprowadzona klimatyzacja umiechn si ie jak w kawiarniach na MDMie. To budownictwo dzisiaj rzek Meteor tonem inteligentn ego lekcewaenia, jak sdzi; usiowa si w ten sposb wczy do rozmowy, czu, e co mu Dyrektorze rzek do niego z nie skrywan nonszalancj Wilga zostawimy pani sam na chw Tu s czasopisma wskaza Marcie stos zagranicznych czasopism automobilowych, rozrzuc onych na sekreterze, po czym wyszed wraz z Meteorem do kantorku, No i co? spyta z niepokojem Meteor. Dawaj fors rzek Wilga. Paciuk pojedzie do Delikatesw po wdli nki, owoce, keksy i zrobimy jak przeksk.. Alkohol mam. Meteor wycign z wahaniem dw zotych. Wicej nie mam zacz niepewnie dorzu co, Alu, ja dzi pusty Ty ebra stpliwie Wilga dawaj pi stw. I tak nadziany jeste, szmaciarzu, po dziurki od nosa. W i nie pijesz, kobiety ci jeszcze dopacaj. Jak raz si znajdzie taka, na ktr trzeba co yoy, to si amiesz, wszarzu? Meteor wycign jeszcze trzysta zotych, twarz mia skr Ani grosza wicej jkn. Ty? doda Wilga jak ty si nazywasz, bo zapomniaem? Ch eor dyrektor Chaciak. Moe to za skromnie, takie nazwisko? zaspi si nagle moe nal iedzie, e Herojewski? Na przykad: Alfons Herojewski. Bardzo adne nazwisko. Dobra rod zina, od razu wida. Z wskich ust Wilgi doby si dwik, podobny do zgrzytu piowanego, zewiaego elaza. Meteor spojrza na z przeraeniem nie sysza dotd nigdy, takiego, d jednak wesoy miech, jakim inynier Albert Wilga nie mia si od wielu lat. Meteor wrci do Marty, za Wilga zszed na d, gdzie wyda jakie instrukcje Paciukowi, p ch ten obtar pakuami donie, narzuci paszcz na pnag pier i wyjecHal z garau w rozk kodzie. Wilga wrci do mieszkania. Poka pastwu co interesujcego rzek prosz trjk do garau, w ktrego odlegym kcie Wilga zapali arwki, dobywajc z mroku staro iolecik typu czenko. Nie widz w tym nic nadzwyczajnego popieszy z ujawnieniem swej inii Meteor stary, szmelcowy grat. Co za cudo! zawoaa Marta z entuzjazmem. Podoba si pani? spyta Wilga i poczu, jakby serce mu kto naoliwi smarem najwyszego gatunku; stanowi si nad tym, czy takie uczucie koo serca nazywa si wanie tkliwoci, o ktre yta. To muzealny eksponat rzek Wilga na wag zota. Wspaniay! klasna w doni

im samego im pana Zygmunta Podfilipskiego! Waciwie cakiem adny zmieni front Meteo razu mi si wyda interesujcy. Jerzy Meteor nie nadawa si, jak wida, na samotnego, w nego sobie opozycjonist. Ten Podfilipski zainteresowa si bliej lubi takie auta? M si co dla niego postara, prawda, Alu? Podfilipski jest postaci literack rzeka su rta. Czytaa to pani? szepn zachwycony Wilga to moja ulubiona lektura. Gupie ar zi si Meteor to ja to te musz wiedzie, e to ksika. Nadrabia niby dowcipem, ale wstyd. Wrcili na gr, za po kilkunastu minutach Paciuk wynis z rozklekotanej kody kilka ci kietw, ktre zanis do obwieszonego rogami przedpokoju. Wilga przetransportowa wszystko na st i rozpakowa. Rozkosze stou musz mie charakter kosmopolityczny mwi przy t rancuskie sardynki, wgierskie wino, polska szynka, palestyskie pomaracze, ser szwaj carski Ale robiony w kraju wtrci Meteor. Pan nie czuje poezji, panie Chaciak rze wyrzutem Marta. Albo ser, albo poezja mrukn z uraz Meteor. Dyrektor Chaciak to in elekt wiey rzek Wilga z wyran ironi. Nie pojmuje, ile poezji kryje si w serze. O wraenia jednoznaczne i jest wraliwy tylko na rzeczy jaskrawe, mocne, bezwzgldne. Moe mog pomc? poprosia Marta Wilg prosz mi pozwoli w czym pomc, r Oczywicie r rza w szare, promienne oczy Marty. Jego prawa powieka zacza drga szybko i czstotliwie , co oznaczao wielkie wzruszenie. Podszed do zamknitych drzwi w cianie, otworzy je z klucza i zapali wiato, po czym puci Mart przodem. Za drzwiami bya niewielka alkowa, pena mebli, wrd ktrych Marta zdoaa zauway szerokie, francuskie ko i obszern kol Z alkowy prowadziy drzwi do maej, wzorowo czystej kuchni i ssiedniej azienki; obydwa pomieszczenia rwnie pozbawione byy okien. W kuchni Wilga zoy narcze zapasw na stol Marta cigna z haczyka czyst cierk, ktr przepasaa si zamiast fartuszka. Uroczo to zabrzmiao w jego ustach tak dziwacznie, e Marta spona rumiecem, za Wilga przeraz Wiecie co? rzek Meteor wezm wz i pojad po pyty. Ty, Alu, masz same jakie Tos Krainy umiechu. To adna muzyka. Panowie, widz, szykuj jak wiksz hulank? sp a. Wilga powiedzia: Takie improwizacje s niezapomniane. To racja przyznaa Marta i omylaa: Ostatecznie przed nikim nie potrzebuj si tumaczy. Ma nie mam, a tu jest c wnie Z tym starszym panem przyjemnie si rozmawia, inteligentny facet. We, we rzek eoczekiwan, skwapliw uczynnoci Wilga niech ci Paciuk da kod. Meteor wyszed, za ilga wzili si z zapaem do przyrzdzania kcanapek. Marta przechodzia co chwila do stoow go, ustawiajc pmiski na stole; czua si tu coraz bardziej swobodnie. Mijajc za ktrym m alkow zauwaya, e w grze, nad kiem, widnieje niewielka plama dziennego wiata: by ienko. Dlaczego tak wysoko? Dlaczego takie mae? Co przez nie wida? przebiego jej prz z myl, lecz zapomniaa o tym w wirze przygotowa. PrzyjecHal Meteor, i ze stoowego rozlegy si dwiki: Cest si bon Co? zawoa Mete kuchni pani Irmo, muzyka, nie? Mucha nie siada Jaka nieautentyczna skrzywi si Wi prawdziwa paryska piosenka jest inna. Chevalier, Jzefina Baker Wspomnienia o rwien kach, panie inynierze rzek uszczypliwie Meteor, zapalajc papierosa. Za pana czasw t bya muzyka: Dzi ta Baker to stara raszpla. Nie liczy si. To by faul pomylaa Mar idok tej bezpardonowej walki tak nie mona. Wilga umiechn si wziutko; nie wyglda ego. Dyrektor Chaciak powiedzia naley do modych zdobywcw, ktrzy nie wiedz, e p zy licz si bez wzgldu na czas i wiek. Takich nazywano kiedy barbarzycami, prawda, pan i Irmo? Prawda przyznaa Marta, nie kryjc uznania dla tej celnej riposty. Meteor wy cofa si bez sowa do stoowego i nastawi now pyt: rozlega si powolna, sodkawo g to ci si podoba? Nazywa si po parysku: Moulin Rouge spyta Meteor wchodzcego do st Wilg. To jest paryskie tylko z nazwy rzek z pogard Wilga ale ty tego nigdy nie zr zumiesz. Racja wyrwao si Marcie. Pani lubi paryskie piosenki? spyta Wilga. Prz m za nimi rzeka Marta. Wilga pogrzeba chwil w przegrdkach pod adapterem i wycign p andrynkowego bostona, zaoy swoj i z gonika rozlega si melodia wstrzsajca tragiczn politoci. A Paris dans chaque faubourg piewa gardowy, peen wyczule, mimo pozorn gos kobiecy. Mart przej dreszcz, oczy jej zaszkliy si; znaa dobrze t pyt i zawsze na ni wzruszeniem: nie mona byo nie kiwa potakujco gow w rytm tego przeszywajcego To stare rzek Wilga, gdy pyta skoczya si sprzed trzydziestu blisko lat. Takie ja k z przeksem Meteor. Prosz do stou powiedziaa Marta i przestraszya si. Przepraszam rzeka do Wilgi z. Uroczo umiechn si Wilga ma pani w sobie jaki nieporwnany wdzik. Moe dla e jestem bardzo godna. Cay dzie na ciuchach. Gdzie wdka? zawoa Meteor no, n Wilga spojrza na z chodnym umiechem. Skd ten zapa do alkoholu, panie Chaciak? spy aczej si yje po wdce brawurowa Meteor na rowo. Prawda, pani Irmo? Nie wiem po

arta, nakadajc sobie spory pat pachncej szynki. Wilga poszed do kuchni, skd przynis piknie zamroone butelki wdki: czyst eksportow i tarniwk. Pani pozwoli? spyta, si z butelk w rku nad Mart. Oczywicie rzek szybko Meteor. Lej, Alu. Dzi yjem przyzwalajco gow, gdy usta miaa zakorkowane olbrzymi rzodkiewk. No, eby nam si d ao! Meteor wznis kieliszek; Marta przekna i wzniosa swj, po czym wszyscy wypili. k z przesadnym rozczarowaniem Meteor do Marty tak nie mona. Tutaj, w tym lokalu, p ije si cae kieliszki, eb w eb, rwnorwno i al pari, a nie po poowie. Bdziemy si z a pani gniewa Panie Witoldzie rzeka Marta musz wpierw co zje. W odku mam i od razu. Witold si teraz nazywa pomyla z mciw satysfakcj Wilga. Wituchna r ani Irma bdzie pia tak, jak na to bdzie miaa ochot. Rozumiesz? Nie rozumiem upiera eteor; pierwszy kieliszek spo mieni mu od razu uszy albo si jest dobrym kumplem, al bo si nie jest My ludzie trunkowi Jak zabawa, to zabawa. Nerki i wtroby, naplewat, ma my w gruzach, ale za to co emy z ycia mieli. No, Alu, repetuj! Wilga nala dwa kieli i, nie zbliajc si do Marty. adujemy! zawoa Meteor podnieconym gosem pani Irmo, rta uniosa kieliszek i wypia tym razem do koca: zimna wdka smakowaa jej, nie czua inn ch skutkw poza przyjemnym podnieceniem. Rozleg si dzwonek. Wilga wsta i wyszed. Irma Meteor przysun si szybko do Marty, nalewajc jej kieliszek no, a teraz ze mn. Tak ty Obrzuci j spojrzeniem numer siedemdziesit cztery, jednym z zupenie niezawodnych. yrektorze zachichotaa Marta nie tak od razu. Musz si przyzwyczai. Przyzwyczaja s my pniej rzek Meteor; nozdrza mu drgny uwodzicielsko, gdy sdzi, e to podoba si szed Wilga i rzuci pk kluczy na sekreter; Marta skojarzya to szybko z cisz, jaka zapa owaa za cian, spoza ktrej dochodzio dotd ciche, lecz nieustanne dudnienie warsztatu. tra godzina? spytaa Marta. Czwarta rzek Wilga, spogldajc na zotego longinesa. na Marta. Nie pno, adne pno! zawoa Meteor i zerwa si z krzesa; nastawi now gy si podrywajce, synkopowane dwiki szybkiego swinga. Zataczymy rzek wadczo Met jc do Marty i unoszc j niemal z krzesa. Waciwie pomylaa Marta i tak miaam j og tu zosta jeszcze godzink. Wilga usiad na porczy skrzanego klubzesla z kieliszkiem rku i obserwowa taczcych. Podoba si ta skakanka, co? rzek Meteor, przycigajc Ma siebie. Ba Ba Baczumia podpiewywa gono. Marta taczya dobrze, lecz niechtnie mona odsuna si zdecydowanie od Meteora tego si tak nie taczy I w ogle, nie uwa idiotyczne, takie solowe wystpy, gdy pan inynier prnuje? Jak ona si zmienia? zas si tpo Meteor na ciuchach bya zupenie inna Alu rzek nagle Meteor zostawimy rm na chwil. Mam do ciebie mski interes Prosz bardzo rzeka Marta niech si pano rpuj. Od paru minut frapowaa j mocno nowa kombinacja z sardynki i sera na jednej kan apce, nie potrzebowaa nikogo do tych eksperymentalnych dowiadcze. Wilga i Meteor wy szli do przedpokoju. Marta odetchna z ulg i przysuna ku sobie sardynki. Dalej szepn Meteor, wskazujc w przedpokoju drugie drzwi. Wyszli do kantoru i Meteor zasun starannie kotar, asekurujc si przed podsuchem. Ty, Alu zacz jeste kol zimno Wilga. Jeste stary kumpel czy nie? nalega Meteor jeste czy nie jeste? Za em rzek be jednoznacznych enuncjacji Wilga to co? To spywaj std. Jed do kina, na a spacer do Wilanowa, dokd chcesz mwi szybko Meteor. Ja tu z ni zostan. Na dwie go ny, nie duej. Powiesz, e nagy telefon, tak eby si nie trokna. Ja tu j jeszcze troc potem zreferuj i cze,. No, jak? Zaatwione? Wilga spojrza przecigle swymi wyblakym ami na Meteora. No? denerwowa si Meteor; pot zalni mu na gadkim czole. Nie rze Wilga. Oszalae? krzykn Meteor reformator si znalaz! Armia Zbawienia! Od kiedy akie rzeczy? Dobroczyca ludzkoci! Palant jeste rzek beznamitnie Wilga i zamknij obrze? A teraz uwaaj: to ty si poegnasz niebawem i pjdziesz std na zbit mord Mete siad ze zdumienia na biurku, patrzy niemo przez chwil na Wilg, po czym wybuch cienkim , piskliwym miechem. Nie? Trzymajcie mnie! Nie mog! zachystywa si. Alu pcha si n Ty capie! Po raz pierwszy od lat ci si zachciao? Wilga patrzy na beznamitnie, zimn namylajc si widocznie. Czekaj powiedzia po chwili zrobimy inaczej. Zostajesz i za my obaj Pogodzimy si umiechn si jako lepko, odsaniajc zke od tytoniu, szerok alecik? Meteor przesta si mia i zastanowi si powanie. Sam boi si, e nie zaatwi trafnie potrzebuje kogo do pomocy, stary paralityk. Nie najgorsza myl rzek Meteo robione. Daj apk na zgod. Tylko musisz mi pomc podla j naleycie, bo bez wdki nie po emy. Podlej, podlej pomyla Wilga i ciebie, pacanie, tak podlej, e ci przez t ocuc. Wrcili do stoowego. Marta koczya wanie piknie zbudowan kanapk. Music! zawoa please! zwrci si do samego siebie; wyczy adapter i wczy radio; przez chwil kr zym obwieci: Zostajemy w ojczynie! Z gonika rozleg si sygna, zapowiadajcy orki

Polskiego Radia i zapowied foxtrota pod nazw Orient Express Tra la la la la la r i si Meteor, podpiewujc rozgonie, ale zaraz zmitygowa si, e nie jest w dobrym toni i rodzime orkiestry. Ten Cajmer rzek z niesmakiem taka rbanka. Wilga otworzy k Pani Irmo rzek najwyszy czas skosztowa czego rzeczywicie dobrego. Wyj butel & Walker, flaszk woskiego wermutu i sok pomaraczowy. May cocktailik ucieszy si Marta nie oponowaa. Miaa ochot na alkohol, smakowa jej dzisiaj i nic nie wskazywao na to, e wypicie jeszcze paru kieliszkw moe mie dla niej ze skutki. Klawo powiedzia warszawsku dawaj pan te cuda! O, tak ci kocham! zawoa Meteor rwna babka! Alu, po jednym ginie na pocztek. Wilga nala, Marta nie wymawiaa si; piekielnie mocny, lec z adnie pachncy trunek smakowa dobrze, policzki Marty porowiay. Meteor nala szybko p eszcze jednym kieliszku. Hola zastopowaa go Marta spokojnie, drogi przyjacielu. A moe teraz wermuciku? spyta Wilga z umiechem podkad przecie pani ma, prawda? Dobre sardynki, nie? Co francuskie, to francuskie doda z lekk melancholi. Mj ukochany kr j Co dla dojrzaych panw rzek Meteor rentierzy, morda ich twarz, emeryci Meteo goniej, wypi swj gin i ju prawie krzycza. Dyrektorze rzeka Marta do Meteora n uwaa. Ten gin to mocna wdka. Z kopytem. Kto ma uwaa? oburzy si Meteor ja? Co dl naczy taka flacha, nie, Alu? Jasne przytwierdzi Wilga co to znaczy dla takiego kiz iora, jak Witu Chaciak. No, to lu! Marta wzniosa kieliszek i umoczya wargi. Fe, Irm a! zawoa Meteor amiesz si? Nie ami si rzeka Marta ale nie chc wermutu. N . Prosz bardzo popieszy z galanteri Wilga i zmieni kieliszek tarniwka, eksporto ? Czym mog suy? Ten gin rzeka Marta z wahaniem; gin wydawa jej si najmniej nieb . Gorco! zawoa Meteor; wsta i zdj marynark, po czym zwrci si do Marty i spy rawda? Marta wzruszya ramionami. Taka pikna pogoda rzeka szkoda czasu na siedzen w tych cianach. Poszlibymy na spacer To potem rzek Meteor z uspokajajcym gestem pr j doni, jakiego uywaj wytrawni handlarze przy targowaniu si potem wemiemy wzek, koc i hajda! Pojedziemy si przespa na zielon trawk. Nie wszyscy mrukna Marta; zaczyn to wszystko. Lubisz takie majweczki, autka, te rzeczy? wierka Meteor, obejmujc Mart iasno ramieniem i nie syszc tego, co ona mwi. No, wdka stygnie rzek Wilga, wznosz liszek. Co si tak podpalasz, stary kole rzek wesoo Meteor, jego pikne, modre oczy ieray coraz bardziej szklistego, porcelanowego wyrazu taki figlarz si z ciebie, na raz zrobi. A ofert Dzidziaszewskiego wzgardzie, chi, chi, chi przypomnia sobie. Dz iaszewski, ten ginekolog popieszy poinformowa Mart. Wiesz, Irma, my to jestemy ob eni. adnych wpadek z nami, nic si nie bj, jakby co, to od razu pomoc lekarska wietni rzeka Marta, sztywniejc; odesza j nawet ochota do jakiej citej repliki. Wstaa i z i do radia. Meteor wsta rwnie i podszed do niej. No, taczymy rzek hecujemy si babka jeste doszed do wniosku i klepn Mart poniej plecw. Panie dyrektorze rze rta mj narzeczony rozwaliby panu makwk, gdybym mu o tym powiedziaa. Nie na nas tak mowy Meteor wzd pier, pewny w tej chwili swej nadludzkiej siy nie takich kozakw, wj narzeczony, odwoono spod mojej rki do szpitala Zostaw t gadk, dziewczyno, bd pow y chopcy z talentem, nie znasz mnie jeszcze Tu! zawoa wskazujc oczami na napity, ci utki musku ramienia patrz, jaki kop tu siedzi. Widz rzeka flegmatycznie Marta a zej wyobraam sobie, bo zobaczy mona niewiele. Co to za narzeczony? przypomnia sobie podejrzliwie Meteor przecie jeste dopiero co po rozwodzie? To co? zawoaa ktliwi nie wolno mi mie narzeczonego? Moe nie mam prawa? Pan mi nie pozwoli? Nazywa si zg bia si naraz w decyzjach: chciaa powiedzie Witold, ale uznaa, e opis Zenona bdzie ba iej celowy w tych warunkach; wobec tego nie powiedziaa nic. Kieliszeczek ginu? za proponowa Wilga, ktry siedzia w pozie przychylnie zainteresowanego tym wszystkim ob serwatora. Z chci rzeka Marta; wdka nie czynia na niej wikszego wraenia, uznaa iej bdzie ustpowa taktycznie na tym polu; poza tym poczua przypyw penej uraz melancho ii na wspomnienie Witolda. Gorco rzek Meteor cigajc krawat i rozpinajc szeroko ko a chudej piersi. Mam! krzykn nagle genialny pomys! Robimy pla! Irma, rozbieraj s ie masz ten kostium, co ci kupiem? Dyrektorze rzeka Marta powoli moe troch lodu n , nie? Pikna idea odezwa si nieoczekiwanie Wilga pani musi by zbudowana jak bogin Prawdziwa nimfa albo oczko wyej. Diana Wszyscy si rozbieraj! Meteora ogarn entuzj szyscy! cha, cha, cha! zatoczy si naraz ze miechu Irma, skonasz z radoci, jak zobac ysz Alusia po sportowemu No, ju! Do widzenia rzeka Marta twardo moe panowie mnie wyprowadz, dobrze? W domu czekaj na mnie liczne obowizki. Meteor zmruy oczy, naga b alno zarysowaa mu si w odtych wargach. Siostrzyczko powiedzia tonem cwaniackiej k a kawa? A keksy? Zostawisz to bez pocztku? A kostium, ktry ci odpaliem? To za darmo , co? Bardzo dzikuj za kostium umiechna si pojednawczo Marta za wyrzdzon grze

k zimno i obraliwie Meteor cHaa nie grzeczno. Z choinki si panienka urwaa? Taki ko za dwie stwy? Dopacio si co nieco Ach, tak? rzeka bez specjalnego zdziwienia Mar winnam si bya tego domyla. Otworzya koszyk i wyja kostium. Prosz wrczya bia owi i poprosz o dwiecie zotych z powrotem. Mam nadziej, e jako dowiadczony przedsi a odzieowy sprzeda pan go z odpowiednim zyskiem. Nie lubi takich rozmw u mnie w dom u skrzywi si z niesmakiem Wilga groszowe zagadnienia. Cudo rzek Meteor, zapomina wszystkim i ujmujc rozpostarty kostium w dwa palce no, Irma, bez gupich kawaw Rozbi raj si, musz zobaczy, jak bdziesz w tym wyglda. Po co tu przysza, do cholery? roz si naraz nie wiesz moe, co? Jak tu sza, to nie bya taka dziewica, wiedziaa, po co z! Wituchna umiechn si krzywo Wilga chod na chwil, musz ci co powiedzie Prz a i ukoni si do lekcewaco, po czym wycign Meteora do kantoru zamykajc za sob s O czym oni mwi? zagryza wargi Marta, zostawszy sama niewesoo Ale si wpakowaam, oria! Podesza do drzwi, pochylajc ucho ku dziurce od klucza, lecz nic nie byo sycha n stary baran moe si okaza jeszcze groniejszy od tego mydlanego idioty zaspia si inajc sobie, nag zmian frontu Wilgi. Zebraa wszystkie swe rzeczy, poprawia wosy i uj zyczek w rk. Ty, Jurek rzek Wilga, gdy znaleli si w kantorze nie idzie, co? Musi pj zape e Meteor jeszcze par wdek i zostaw reszt mnie. Je chciaa, to dalej te musi chcie e, to w mach i po goym tyku uczyni rk niepewny gest bicia. Ty patafianie Wilga na pogardliwie jeszcze par wdek i bdziesz zupenie drtwy. I tak ledwie si trzymasz gach. Tu trzeba inaczej r zastanowi si. Jak? spyta Meteor z powtpiewaniem. Na ronie Wilga, obserwujc bacznie Meteora. Mona i tak przyzna Meteor ale nie trzeba, ci zachci Wilga trzeba jej da czym w gow i cze. Czemu nie zgodzi si Meteo ie papierosa i ruszy ciko w stron drzwi. Zaczekaj powstrzyma go Wilga wic ty tak? Mog rzek z pijack obojtnoci Meteor i postpi jeszcze krok, po czym przysia u i rzek: Nie mog Nigdy tak nie robiem Ja nie potrafi, Alu. Ty ajzo w gosie ie rozczarowanie a jak chcesz? Moe ci j przytrzyma, zwiza? rzuci szybko, nie rezy Ty stary otrze wytrzewia na chwil Meteor to ty taki? Alu, Alu, nie wiedziaem taka cholerna winia? e tak lubisz e to ci dopiero bierze, e inaczej ci nie bawi omnie, jasno, jak czowiek, ktry dopiero co wszystko zrozumia. Kady ma swoje sposoby mrukn Wilga i ysn z nienawistn zazdroci w stron Meteora, ktry nie zauway tego s od rzek Meteor jako to ustawimy. Co bdzie. Wrcili do pokoju. No, Alu rzek przyjanie Meteor lej god A ty, Irma odwrci i niedobry umiech skrzywi mu rysy twarzy do tego jordanowskiego ogrdka Przesta mi stawia zakonnic, znamy si na tych sztosach. Wszystkie jestecie dobre. Nagym ruchem w rwa jej koszyk z rki i odrzuci, po czym chwyci j wp, lepkimi, mokrymi wargami cauj warzy i zszarpujc jednoczenie bluzk z jej piersi. Wilga przysun si nieznacznie od ty W tej chwili rozleg si ostry, przecigy dzwonek. Meteor puci Mart, za Wilga wypad z ania, otwierajc na ocie wszystkie drzwi, doskoczy do okna w warsztacie i spojrza w d o prezes! krzykn wskro wszystkich pomieszcze do Meteora chod no tu, Jurek! Meteo ad i wytrzewia momentalnie, odepchn Mart i pobieg do Wilgi. Zejd otworzy rzek czasem zaatwi z t Tylko przytomnie rzek bagalnie Meteor; w oczach mi przestrac no ku elaznym schodom, poprawiajc wycignit ze spodni w czasie szamotania koszul. Wilg wrci do stoowego i chwyci Mart za rk. Ty dziwko rzek cicho i zimno sied spo hcesz jeszcze poy troch Rozumiesz? Pchn j mocno w otwarte drzwi alkowy, ktre zatr i i zamkn na klucz. Marta zatoczya si na ko; przysiada na brzeku i przetara rk erwszy tego dnia poczua paraliujce przeraenie. W zamglonej trwog wyobrani ujrzaa nar nie wiadomo dlaczego, biae, jarzce si oczy. Po raz pierwszy w yciu nie zlka si tych zu i po raz pierwszy zapragna je ujrze z bliska, obok siebie. Wstaa i teraz dopiero uwiadomia, sobie plam dziennego wiata na grze. Szybko wesza na ko, zbliajc si umieszczonego okienka: byo ono mocno okratowane od zewntrz. Ju chciaa wej wyej, by aczy, co jest za tym oknem, gdy posyszaa za drzwiami gon rozmow. Zesza z ka i os si do drzwi.

Kawiarnia Kopciuszek przeywaa ongi wielkie dni. Bya ulubionym miejscem spotka bohemy przetykanej macherami z czarnej giedy oraz przyjacimi i przyjacikami artystw. Byy ak czasy, gdy sam fakt istnienia owietlonej i ogrzanej zim kawiarni stanowi w Warsz awie dostateczny powd do radoci; czasy, gdy niektre nocne lokale w Alejach Jerozoli mskich, prowadzce latem otwarte ogrdki, zdobyy sobie wiatow saw ksiycem wiszcym n jak lampion w koronce z wypalonych murw, zawieszonych nad gowami zgliszcz, zwglony

ch, pustych otworw okiennych, w ktrych rozpity by srebrzysty granat letniego nieba. Obecnie Kopciuszek lea na uboczu wielkich szlakw rozrywkowych, bohema przeniosa si g e indziej, czarnogiedziarze wymarli na nierentowno swego zawodu. Bywali wic tu zmart wieni niepowodzeniami w maestwie urzdnicy, kryjce si przed nadmiarem popularnoci par iosne, zmczeni wdrwk pijacy, ktrym jest wszystko jedno, gdzie si awanturuj czy zasy oczc wosy w czarnej kawie, lub nieobyci prowincjusze. Od czasu do czasu oklejaa lic zne stoliki wycieczka wiejskich, za ciepo ubranych i zmordowanych caodziennym ugan ianiem si po miecie dzieci, rozlewajcych po blatach sztucznie barwion lemoniad. Lowa Zylbersztajn poderwa si od stolika na widok wchodzcego Merynosa. Masz? spyta M rynos, siadajc przy stoliku. Mam rzek Lowa, stawiajc na kolana modn torb ze wisk . Wyj niewielk paczk. Merynos wycign rk, Lowa cofn swoj odruchowo i spon krw y umiech zagoci na twarzy Merynosa. Lowa powiedzia stary druhu, boisz si da? Ni mi? Co pan, panie prezesie bkn Lowa pod nosem i wrczy Merynosowi pakiet. Z pie est gorzej rzek Merynos, bawic si pakietem wyobra sobie, e ten wszarz Meteor nie z i si dotd w biurze. Ale nie bj si, Lowa Merynos umiechn si z askawym Szyderstwe oszukamy. Pojedziemy razem do Wilgi, dobrze? Wilga ma na pewno u siebie wolne pit nacie patykw. Jedmy rzek nerwowo Lowa zaraz Ju jedziemy Merynos spojrza n : trudno si byo domyli, czy wzrok ten wyraa pogard, czy rozbawienie. Na ulicy w maym wandererze siedzia Kruszyna za kierownic i kona ze miechu czytajc Ko a Matoka. Merynos i Lowa wsiedli. Kruszyna zapuci motor i wanderer potoczy si Marsza sk ku Krlewskiej. Majowy dzie chyli si ku kocowi, gdy Merynos stan przed zamknitym wejciem do garay. zane powietrze wisiao wrd murw, przesycone benzynow woni. Zmierzch gstnia powoli. D si otworzyy i ukaza si w nich Jerzy Meteor, gorczkowo poprawiajcy wycignite ze spod y koszuli. Ach, tak rzek Merynos z umiechem, na widok ktrego Meteora pokrya gsia s od pit a po czubek gowy to ty tutaj, syneczku Nooo, dobrze. Meteor zacz co bka ach oblaz mu jzyk, zmieniajc go w kawaek skatego koka. Merynos min Meteora, wszed h schodach na gr, a nastpnie do mieszkania. Ach, tak powtrzy na widok zastawionego ou, trunkw, rozrzuconych pyt panowie wituj. Moe jaki balecik? Seans popoudniowy, zie damy, mona wiedzie? Wilga sta oparty o kredens, z rkami skrzyowanymi na piersiac , palc papierosa. Ju spawione rzek zimno i spokojnie. Z ust Meteora wydar si zda krzyk, ktremu towarzyszy peen pytajcej trwogi wzrok wbity w Wilg. Merynos nie zwrci to uwagi; odwrci si do Meteora i rzek spokojnie, dobitnie, zimno: Meteor, ty gwniarz , tyle razy ci mwiem, e nie wolno ci wychodzi na cay dzie z biura. Po czym podszed bliej i uderzy Meteora otwart doni w twarz, dwa razy, tam i z powrotem, w oba policz ki. Rozlego si donone klanicie. Meteor jkn piskliwie, gono i zatoczy si na st mu czerwieni, w ktrej wyranie wida byo blade lady palcw Merynosa. Meteor, gnoju m kontynuowa spokojnie Merynos teraz nadchodzi par dni, jakich nie byo jeszcze w twoj ej zodziejskiej i ptackiej karierze. Jak mi jeszcze raz zapajacujesz, jak dzisiaj, z dziwkami, to wierz mi, e si ju nie podniesiesz. Panie prezesie panie prezesie z ota Meteor: trwoga, bl, upokorzenie paralioway mu myli i mow. Nie wiedzia, co si dz z Mart, i umiera z przeraenia na myl, co by si stao, gdyby Merynos odkry jej obecno e inynierze rzek Merynos, odwracajc si do Wilgi czy ma pan u siebie pitnacie tysi gotwk? Wilga pomyla chwil, przecigajc odpowied i jakby liczc w pamici; w istoci tycznie pooenie i kombinowa, co lepiej si opaca: da pienidze czy wymwi si. Mam ie, spojrzawszy ulotnie na drzwi, za ktrymi siedziaa Marta. Potrzebna mi jest ta d robnostka rzek Merynos, zapalajc papierosa do jutra. Przez tego achudr, malowanego yrektora od siedmiu boleci wskaza na zmit posta Meteora nie mogem dzi podj for Jest w tym i pana wina, inynierze umiechn si, wskazujc oczami st. W dzie pows dziewczyny i to tak rano Wilga poczu przykre uczucie mdlcego strachu na myl o swym gociu w alkowie. Co by to byo, gdyby teraz zacza krzycze? pomyla i poczu, jak d ark; spojrza prosto w ciemne, nabrzmiae najgorszymi moliwociami oczy Merynosa i po r az pierwszy w yciu dozna uczucia paniki. Mam powtrzy skwapliwie za chwil je panu esowi dam. Wyj z dolnej szuflady sekretery ma elazn kasetk, otworzy i zacz licz A oto zastaw rzek agodnie Merynos, wrzucajc do kasetki niewielki pakiet pierwszy ty sic biletw na niedzielny mecz. Zostan na razie u pana, inynierze, jasne? doda tonem ozkazu. Blade wargi Wilgi stay si sine, Meteor jkn, zamykajc oczy. To koniec! po ski omdlenia gdzie ona jest? Czy syszy, czy sucha? Merynos podszed do krzesa, na kt wisiaa marynarka Meteora, cign j gwatownie i cisn Meteorowi. Ubiera si i jazd e! Wielka narada produkcyjna. Zaczynamy robot na penych obrotach. Pan te, inynierze

doda nieco uprzejmiej, lecz w sposb nie znoszcy sprzeciwu. Oczywicie rzek cicho Wi . Meteor powlk si ku schodom jak skopany pies. Wilga wychodzc zatrzasn na amen drzwi d mieszkania.

W opartym o drzwi alkowy uchu Marty zadwiczaa martwa, przeraliwa cisza. Marta szarpna raz jeszcze klamk, cho wiedziaa, e jest to bezcelowe. Na dole rozleg si szum motoru w prowadzanego z garau auta. adna historia pomylaa Marta; czua wyrane oszoomienie jestem? Jakie dziwki, jaki Meteor, jakie bilety na mecz. Pitnacie tysicy zotych to bnostka! Jaki prezes bijcy jakiego dyrektora po twarzy, sdzc z odgosw. Co si dziej o wita? Gdzie ja wsikam? Byo co w gosie owego prezesa co powstrzymao Mart od wo w pierwszej chwili, zdawaa sobie teraz dokadnie z tego spraw. Pniej za zrozumiaa, wnienie swej obecnoci mogoby tylko pogorszy jej pooenie. Trzeba dziaa pomylaa, o siebie musz co przedsiwzi. Znalaza butelk z wod lawendow na toalecie inyniera i przetara sobie mocno skronie. Ot orzya drzwi prowadzce do kuchni i azienki: miaa do dyspozycji do znaczn przestrze ak na osob podstpnie uwizion. Mama bdzie si strasznie niepokoi na myl o tym zy czach bo Witold nawet si nie dowie Co za los! W kuchni znalaza troch ososia, nie na zty keks i gotow herbat. Nalaa sobie szklank herbaty i popijaa, gryzc keks i mylc wnie. Wzrok jej pad na kuchenny taboret. Rzucia keks, chwycia taboret i pobiega do a lkowy. Szybkimi ruchami przysuna ko do ciany z okienkiem w grze i postawia na ku o czym uja w rk cik, mosin popielniczk i wspia si na gr. Szyba w okienku by od razu pod uderzeniem popielniczki. Marta oczycia okienko z odamkw szka i wsuna go ie daleko midzy kraty. Oczom jej ukazay si zgruzowane, wypalony, zarose dziesicioletn im zielskiem wntrznoci jakiego fabrycznego gmachu. Z ponurych, poczerniaych, zasnutyc h rdz pogitych szyn, elaznych kominw, sztolni i przepaci ziao tak pustk i opuszczen strach chwyci Mart za gardo. Zesza z taboretu, pooya si skulona na ku i rozpak

Wilga zamkn za sob bram garau i wsiad do auta, ktre wyprowadzi na ulic. Na ulicy M pchn brutalnie Meteora w stron auta Wilgi, sam za wsiad do maego wanderera, ktry rus rzodem. Meteor usiad obok Wilgi; wz ich potoczy si za autem Merynosa. I co teraz? spyta Wilga znad kierownicy, nie patrzc na Meteora. Meteor zdawa si wra a do siebie. Trzeba si jej jak najszybciej pozby, Alu rzek drcym jeszcze gose r ze strachu. A tobie co przyszo do gowy, eby powiedzie, e dziwki spawione? rzuci e ktliwie trza j byo wykopa na zbity pysk przy prezesie. Wiedziaem, e jeste dur rzek zimno, lecz niezbyt pewnie Wilga ale nie, e taki. Wiesz, e Merynos nie znosi t akich rzeczy Jaki jest wraliwy na konspiracj i czujno. A ta idiotka zaczaby si jesz tawia i gotowe nieszczcie. Co ty narobi, ty chamie! U mnie w domu! Teraz ona, jak j p isz, poleci prosto na milicj i masz bukiet! Ja? gos Meteora przeszed znw podejrzany dygotem ty, Alu To tobie zachciao si do niej twardo zabra. Ja chciaem agodnie, na eszt milicj to ja chc i mog pocieszy si naraz buczucznie wolno mi mota dziewcz Nie ma jeszcze takiej ustawy, e nie wolno. Sama przysza na gr, za wosy jej nie cign Ucho mi zrobi milicja. Ale prezes? O Jezus, o Jezus. Prezes by nas zabi, gdyby co takiego! Ty bydlaku! krzykn ze wstrtem Wilga ale e u mnie w domu takie rzeczy, to nie obchodzi! U mnie w domu, w mieszkaniu czowieka o nieskazitelnej opinii, takie kwiaty. Ale najgorsze, kretynie Wilga ciszy gos e ona wszystko syszaa. Dlatego t cho siedziaa. Wilga dozna skurczu serca przy sformuowaniu tej najgorszej z prawd. P omyl, gdyby Merynos si o tym dowiedzia? Co by to byo? Tak, nie ma wtpliwoci. On nie z tych, co si patyczkuj w takich wypadkach. Oj! jkn Wilga, odrywajc lew rk od kier chwytajc si za serce ja ju jestem za stary na takie hece. W moim mieszkaniu! Ty suk insynu, co ty narobi zakoczy z gorc nienawici. Wyglda teraz jak stary wyleniay k, z ktrego nagle opady resztki zwierzcej godnoci. Ojej! Zostaw zajcza Meteor. stamy o tym myle. Co wymylimy potem. Niech ona na razie tam siedzi. Nie ma innej rad rzek chodniej Wilga, jakby przezwyciajc kryzys moe nie wiem jak krzycze, nikt j nie usyszy. W warsztatach w ogle nic nie sycha, nawet eby w mieszkaniu strzelali. Pjd pa do hotelu zadecydowa. Obydwa auta zajecHaly na ulic Prn i zaparkoway przy chodniku. Ulica bya mao owietlo ypenia j ciepy, majowy zmrok. Serce mi nawala poskary si Wilga, wchodzc ciko W gabinecie ujrzeli Kruszyn, siedzcego w fotelu przed niskim stolikiem, na ktrym pit rzy si stos blankietw firmowych oraz ogromne narcza stempli i piecztek. Zylbersztajn sta oparty o cian, za Merynos siedzia na biurku, trzymajc w rku jak kartk. Jure

os do Meteora z podejrzan sodycz siadaj i suchaj, bo to wane. Meteor usiad na por tela przy Kruszynie. Zaczo si rzek Merynos, wyjmujc z kieszeni Express Wieczorny ju tu jest o mecz szej stronie. Dzi w nocy id plakaty na miasto, za jutro rano ty, Jurek, zaatwisz pie rwsze uderzenie. Meteor przekn lin. Poczu si troch pewniej. Potrzebuj mnie pomyla. Jurek Merynos zszed z biurka i zbliy si do Meteora nie miej do mnie alu, e ci a dla ciebie jak ojciec, no nie? Taaak rzek Meteor, spuszczajc wzrok ja wiem, panie prezesie, ale tak nie wolno kr gowa si troch, po raz pierwszy manifestujc uraz jak obraony pieszczoszek rodziny; uzn e moe ju sobie pozwoli na pretensje, gotw zreszt w kadej chwili do cakowitej potul gdyby tylko twarz Merynosa ciemniaa. Jureczku, rzek Merynos ju dobrze. Daj pitk wycign rk do Meteora zdenerwo o. Wic suchaj: jutro rano idziesz do CRZZtu, pokj numer trzysta dwanacie przeczyta rzymanej w rku kartki. Mieci si tam Wydzia Imprez i Widowisk. Zapytasz o obywatela i nspektora Jana Wczeniaka i powiesz mu, e jeste z Centralnego Zarzdu Przemysu Fujarkow ego. Jest to facet zblatowany i ustawiony, nie masz z nim ju nic do omwienia prcz t echnicznego montau caego interesu. Poniewa oni dzi w nocy pracuj nad zasadami rozdzie lnika, wic nic nie moemy jeszcze zdecydowa, co i jak. W kadym razie umowa stoi, e ten Wczeniak jutro ci powie, ile sztuk bdzie mg dla nas wykrci. Oczywicie, musisz si z targowa. Zreszt, co ja mam ci mwi, Meteor, wszyscy wiemy, e masz eb na afery, uczy c e trzeba. Fakt, e idziesz na pierwsze uderzenie w tej wielkiej sprawie, mwi sam za siebie. Ostatnie sowa wypowiedzia Merynos z tak dyskretnym, lecz przejmujcym patos em, e wszyscy pokiwali z uznaniem gowami i poczuli si lekko wzruszeni, patrzc na Met eora jak na wiernego marszaka cesarza rozpoczynajcego wielk bitw i ruszajcego na pier wsz redut. Najbardziej wzruszony by sam Meteor, co przejawio si natychmiast w jego po stawie: zapada pier Meteora nabrzmiaa melancholijnym bohaterstwem idcych w pierwszym szeregu stracecw. Zaatwi si, panie prezesie rzek Meteor gosem skromnym i cichym, w ktrym mimo to dw iezomno. Spokojna gowa, zrobi si. Temu Wczeniakowi powiesz, e jeste z CZPFu kontynuowa Merynos on ju bdzie wiedz lisz z nim, jak on woli: czy na telefon, czy na detaliczne podsyanie zapotrzebowa, czy na hurt. Robert pi tu dzisiaj i od samego rana bdzie mia przygotowan ca porcj Tak jest, panie prezesie wtrci subicie Kruszyna, wstajc z piecztk w rku jak z strzau muszkietem i siadajc z powrotem. ca porcj blankietw na zapotrzebowania koczy Merynos kwitujc kiwniciem gowy go Ty, Lowa, i pan, inynierze, stawicie si jutro rano do wypisywania blankietw. Robert , uwaaj, cay wydzia biletowy i gwardia maj by na kotwicy w okrelonym miejscu, eby mo ch byo mie w kadej chwili pod rk. Wyj z kieszeni paczk banknotw i da Kruszynie, u po par zotych gratyfikacji dla kadego z gwardii za jutrzejsz gotowo. No, panowie nos stan na rodku pokoju i powid wzrokiem po wszystkich ycz wam jutro powodzenia. Wyglda w tej chwili jak wielki wdz i wszyscy poczuli si jeszcze bardziej wzruszeni. Merynos podszed do kadego i ucisn kademu mocno do. Inynier Wilga bkn co niewy wargi; czarne oczy Zylbersztajna zwilgotniay, za brwi uniosy si w gr, zakoysa gow hn: Oj z tsknym i cwanym, nieporwnanym smtkiem; Kruszyna spojrza w oczy Merynosa ym, tpym przywizaniem, ktre pozwala wodzom broni najbardziej straconych pozycji; Met eor usiowa wykrzesa z siebie troch zawadiackiej wiernoci, ktra tak podoba si wodzom: a zreszt w tej chwili o Marcie i o tym, e chciaby kiedy jej pokaza, jak bardzo jest p waany i szanowany przez tych tu czterech ludzi, ktrych on, Meteor, uwaa za najwikszy ch w wiecie kozakw. Nagle Merynos zatar rce, co przeamao si w jego postawie, twarz ia wyraz; splun trzy razy nader obficie na pikny kosztowny dywan i rzek: No, chopak Z fartem. eby si nie polizn. Po czym sign do biblioteki po wdk. 5

Suchaj rzeka Olimpia Szuwar, poprawiajc pieczoowicie wargi id. Niestety, musz j ny! dodaa, przyklkajc raz jeszcze przy ku i poprawiajc troskliwym ruchem kodr pr u Halskiego tak chtnie bym tu jeszcze zostaa, ale musz. Dzi czwartek, trzeba zaatwi wne sprawy handlowe. Kto przecie musi pomyle o dniu jutrzejszym, prawda? Pojawiy si z owu pomaracze w Delikatesach, pol jutro Marcysi do kolejki po par kilo.

Po czym znw usiada na krawdzi ka, pochylia si i przytulia pachncy policzek do wyc krytego mikkim, jasnym zarostem policzka Witolda. Witold spojrza w jej wielkie, baw atne oczy i pogadzi jej do. Chtnie bym ci pocaowa rzek ale nie chc psu art twych warg. Osigna to w drodze usilnej pracy twrczej. Gdyby bya rozmalowana Te c edziaa Olimpia dowodz, e wracasz szybko do zdrowia. Piknym, zalotnym umiechem pokr . Zakochani mczyni nie zwaaj na szmink pomylaa z gorycz. O co ja si bij? Pr ia z gry przegrana. On mnie nigdy nie pokocha. Po raz pierwszy poczua niechtne zmczen ie. Wstaa i wyja z torebki malutki flakonik perfum. Aha powiedziaa tonem swobodnym wesoym, przechylajc flakonik na otwart do, ktr przecieraa smuk szyj za uszami niaam ci o tym powiedzie Telefonowaa do mnie dzi w poudnie panna Majewska z zapytanie o stan twego zdrowia. Bardzo to adnie z jej strony, prawda? Halski spojrza leniwi e na Olimpie. Oczywicie rzek spokojnie bardzo adnie. Znaczy si, e pamita o star jomych. Kochana Marta. I co jej powiedziaa? spyta obojtnie. Och, wszystko rzeka niedbale Olimpia. e czujesz si lepiej, e niele ju wygldasz. Podzikowaam jej te s za to, e uatwia nam odnalezienie si w labiryncie wielkiego miasta. Oczywicie dzikowa i w twoim imieniu Jestem ci za to nieskoczenie wdziczny rzek ze sodycz Halski. ieoceniona. Mona ci zaufa nawet swe wasne poczucie taktu. Ciesz si, e to dostrzegas iechna si Olimpia. Nie potrzebuj chyba dodawa, e panna Marta prosia mnie o przekaz ci najserdeczniejszych ukonw. Zrozumiae umiechn si Halski. Dzikuj ci, Olimpi ziwym skarbem. Olimpia obcigna krtki, rozcity po bokach akiet modnego kostiumu w sz k krat oraz poprawia opalow bluzk z wysokim konierzykiem, spitym cyzelowan w srebrz sz. Jaka pikna pomyla Halski, patrzc z podziwem na Olimpie ale to nie to. Rzeczy impia Szuwar wygldaa piknie i trudno byo poj, dlaczego nie stanowi ona tego dla dokto a Witolda Halskiego. A wic tymczasem, kochanie rzeka Olimpia bd jutro rano. Cze zek Halski. Nigdy nie pyta, jak to si dzieje, e ma wolny wstp do szpitala o kadej por e, poza oficjalnymi okresami odwiedzin; wiedzia, e dla Olimpii Szuwar ograniczenia nigdy nie stanowi przeszkd. Olimpia wysza i w chwil potem wesza niska, przysadzista pielgniarka. Pachnie u pana doktora powiedziaa z filuternym umiechem na pyzatej, obsypanej krostami twarzy. Pa chnie przyzna Halski ale to nie to. Co znaczy nie to? zainteresowaa si pielgni wielbiaa zwierzenia o charakterze miosnorodzinnym. Siostro Leokadio rzek Halski n mog tego pani wytumaczy. Jestem lekarzem i brak mi daru wysawiania si. Ale mam w domu powie pod tytuem: Porwana w dzie lubu. Jak wyzdrowiej i puszcz mnie std, to odwi przynios ten romans w darze. Dowie si pani z niego o tym wszystkim, czego nie potr afi wypowiedzie. Siostra Leokadia nie przestawaa krzta si, poprawia pocieli, porz arstw na nocnej szafce. Chyba ju niedugo pan std wyjdzie powiedziaa. Doktor Moczk owiedzia, e jeli bdzie si pan spokojnie zachowywa, dobrze prowadzi i jeli ograniczy wizyty tej pani, ktra dopiero co wysza Co znaczy ogranicz? spyta niemiao Halski. a Leokadia zmruya mae, lecz wesoe jasne oczko. Panie doktorze umiechna si, ods tur mocnych krtkich zbw takie odwiedziny po par godzin w zamknitym pokoju toby i zdr wego zmczyy. Nieszczcie! jkn Halski znaczy si, e jestem na ustach caego szp Tylko nie przesadzajmy uspokoia go siostra Leokadia doktor Moezko powiedzia, e ja wszystko dobrze pjdzie, to bdzie pan mg ju wsta pojutrze, znaczy si w sobot. A wyj pan za dziesi dni. Przynie co panu? Nie, dzikuj rzek opryskliwie Halski te pl si na siostr doda z chopicym dsem. Nie ma za co rzeka przyjanie siostra Leok rajc na ocie okno i wpuszczajc wiee powietrze z zazielenionego ogrodu. Ja pana dokt rozumiem dodaa wychodzc taka pikna kobieta Rozlego si pukanie do drzwi. Marta! strzelio co w sercu Halskiego. W kocu! A jedn Prosz zawoa, walczc z wasnym gosem. Drzwi si otworzyy i stan w nich Kolanko. ho. Panie Edwinie! ucieszy si Halski po chwili, gdy si uspokoi strasznie dawno pana n widziaem zacz i zatrzyma si w p zdania. Kolanko zbliy si do ka i usiad obok na krzele. Wyglda na starszego o dziesi lat wdki na zapadych oczach, nie ogolone policzki, szare bruzdy wok ust, ziemista cera; znika dawna schludno i dostatnio jego ubioru. Niewiey, przepocony, rozpity konierz uli khaki i rozluniony krawat w tym samym kolorze dopeniay obrazu zaniedbania. Rzeczywicie rzek Kolanko dawno u pana nie byem. Pomylaem sobie, e trzeba pana o Jak pan si czuje, doktorze? spyta, bdzc wzrokiem po suficie, ku, lekarstwach, tw lskiego i znw po suficie i oknie. Halski unis si, podcign w gr poduszk i usiad. Nie najgorzej rzek z trosk

panie Edwinie? Nie wiem, jak panu wyrazi moje wspczucie. Zdaj sobie przecie spraw z t go, czym by dla pana ten chopiec. To straszne! To pan ju wie wszystko? Kolanko spojrza spode ba na Halskiego. Wiem. Czytaem dzisiejsze gazety. Byo o tym w sprawozdaniu z tej narady kontrolerw s poecznych. Aha! Szkoda tego chopca, jaka szkoda. Czytaem ten jego reporta o ZYM. wietny artyku. Od u zrozumiaem, o co chodzi. To by majstersztyk, gmatwa spraw, a jednoczenie j wyjania sztuka. Kolanko westchn ciko, z trudem, jakby unosi co przygniatajcego mu piersi. To nie o isa ten artyku rzek chrzkajc chrypliwie. A kto? zdumia si Halski. Ja. Halski poruszy si niespokojnie. Jak to? zacz niepewnie przecie w gazetach pisano e ten artyku Moliwe rzek zmczonym gosem Kolanko ale ja napisaem ten artyku. To dlaczego pan teraz? Bo Dziarski mwi, e nie powinienem si ujawnia. eby unikn ewentualnego niebezpiecze w ogle dla dobra ledztwa. Dziarski, ten porucznik, wie pan? Wiem. Pisz o nim dzi sporo w porannej prasie. Staje si popularny. Czyli Halski sign papierosy sprawy stoj jasno: ZY zabi z zemsty reportera Wirusa. I pan uwaa to za os tateczne wyjanienie tej ponurej zagadki? Kolanko wzruszy ramionami. Sam nie wiem rzek tpo, bezradnie straciem si w tym ws im. Moe i tak byo naprawd. I pan w to wierzy? Halski unis si na ku. Poczu w sobie naraz energi ozdrowieca a i optymizm, magazynujce si w organizmie po przezwycieniu choroby, w okresie przymu sowej bezczynnoci. I pan w to wierzy, w te bzdury? zawoa z przekonaniem czyby zap ia pan o naszych rozmowach? Przecie my dwaj pierwsi zwrcilimy na to uwag i chyba nada l wierzymy w nasze pierwsze rozwaania, no nie? Kolanko wyglda na czowieka, ktremu mylenie sprawia fizyczny bl. Chyba tak rzek z wahaniem zreszt nie wiem Pan, doktorze, nie zna wszystkich szcz wie pan o wszystkim. Wypad pan z kursu przez t chorob. Moe Dziarski ma troch racji. Ja myl i myl od trzech dni i nic nie mog wymyli. Gubi si. Tyle tu jest poszlak, l i, a wrd tej pltaniny ley trup Kubusia Taki, jakim go widziaem tam, na Oczki Potar golon brod ruchem penym rozpaczy i rezygnacji. Halski westchn gboko i poda mu papierosy. Nie rzek stanowczo tego nie zrobi Z kto inny. Moe rzek Kolanko, zapalajc papierosa i zacigajc si chciwie ale kto? Jego mato enie objo biernie, pochliwie twarz Halskiego. Boj si powiedzia po chwili tak nagl akim szeptem, e Halskiemu zabio niespokojnie serce. Boj si powtrzy na wp paczl ajc si wokoo syszy pan, boj si Boj si, eby mi nie wbili stuczonej butelki w oc nie przejecHal yletk po twarzy! Sam nie wiem kto ani kiedy Jestem jeszcze bardzo saby pomyla z niechci Halski ocierajc pot z czoa. W tym pasj, ktra odbia si na jego bladym czole. Musi by kto, komu potrzebna bya mier irusa, reportera, ktry za duo wiedzia. Zgadza si pan z Dziarskim, ktry rozumuje tak samo rzek z niechtn obojtnoci Kola o dla Dziarskiego ZY jest owym kim, komu Kubu przeszkadza. Niech pan powie temu swojemu Dziarskiemu, e jest mato owiadczy zimno Halski; ceglas e rumiece wystpiy mu na chude policzki. Przecie mae dziecko nawet domyli si, e Z turalnym sprzymierzecem walczcego z chuligastwem dziennikarza i vice versa. Kolanko pochyli si ku Halskiemu. Powiem co panu rzek rozgldajc si wokoo, jakby i podsuchania: w oczach mia niesamowite byski, usta skrzywiy mu si brzydko, tchrzliw powiem co panu powtrzy niech pan posucha Kubu wcale nie by na tropie ZEGO, tyl Ja o tym wiem. Na pewno! Kto to jest Kudaty? spyta Halski gosem penym napicia. Nie wiem wzruszy ramionami Kolanko, popadajc w poprzedni tpot jaki warszawski o ster. Mwi pan o tym Dziarskiemu? spyta Halski twardo. Nie rzek Kolanko zajkliwie po co? Ja si boj! krzykn nagle penym gosem i uni si boj, rozumie pan? Ja nie chc mie nic wicej z tym wsplnego! Taki Kudaty moe wszy

znw zniy gos, oddychajc ciko. Troch nieadnie mrukn Halski. Jeli Kubu goni za tym Kudatym, a Dziarski o tym le myli, e to ZY. Ja nic nie chc wiedzie szepn Kolanko, pochylajc gow. Niech sobie milicja sama o Kudatego. Beze mnie. Dziarski nie jest mato, zapewniam pana, doktorzy spojrza nat arczywie w twarz Halskiego. To on inspirowa ten fatalny artyku. Po co ja napisaem t en artyku? Po co ja napisaem zapa si naraz za gow jak stara zawodzca kobieta. Po co pan go napisa? spyta chodno Halski, zapalajc papierosa. Daem si zwie Dziarskiemu zacz szybko, tonem niepotrzebnych zwierze Kolanko a p pocztku rozumiaem jego zamiary. Dziarski chcia zwabi ZEGO w poblie Siupki, tego kol rza, ktry zoy obciajce dla ZEGO zeznania, i aresztowa go. Dziarski marzy o areszto GO. Dla niego ZY jest zwykym obuzem, najwikszego kalibru chuliganem. Dziarski gwide n jego motywy postpowania, interesuje go wycznie formalnoprawny punkt widzenia. Im ZY jest sawniejszy i popularniejszy, tym bardziej Dziarski pragnie go mie. Bezduszny formalista! krzykn Kolanko; wsta i zacz szybko chodzi po dugim, wskim pokoju. Bezduszny formalista powtrzy Halski. Cholera, zniszczy wszystko! Tacy s najgorsi, i bezduszni, tpi biurokraci, niewolnicy litery prawa, systematyczne kuky ukadajce yci e w drewnian kostk paragrafw, klasyfikacji, wystruganych okrele i poj. Zniszczy wszy o, otrzyna, parweniusz, arywista na pewno jest wprost z awansu, z gminnego posteru nku, z guchej wsi, tpak obkuty na podrcznikach, gupiec, kretyn cholera! Halski czu, k narasta w nim trujce zdenerwowanie, straszny, bezsilny gniew za rzeczy niepewne , mtne, nie sprawdzone, pyncy z niepenej wiedzy, z przymusowej bezczynnoci. Ale prze ie jest prasa! podnis gos a do krzyku. S jacy faceci nad nim! Nie wolno dopuci y taki Dziarski zmarnowa tak wspania rzecz! eby w imi martwych formu popeni krzycz wiedliwo! eby ukara kogo, kto godny jest odznacze za swj upr i za sw odwag! Pan n tego dopuci! Ja nie mog na to pozwoli! Musimy walczy, syszy pan, Kolanko? Trzeba si Kolanko przystan przy ku i spojrza na Halskiego. W oczach mia strach. Woy rce w skuli si, przygarbi i rzek cicho: Beze mnie! Ja ju o nic nie walcz. Nie mam ochoty dn walk. Ale Dziarskiemu to pan pomaga, co? krzykn Halski unoszc si na wypronych ramionach ze pan dla niego artykuy, po ktrych zabijaj panu najbliszych ludzi! Dobry z pana num er. Kolanko. Bystro przenika pan zamiary tamtego milicyjnego automatu, a robi pa n dla niego najbrudniejsz robot! I to z jakimi skutkami! Powinszowa. Kolanko opar si plecami o cian i unis gow w gr, jakby szuka czego na suficie. W arny aktor w roli mczennika. Mylaem rzek zduszonym gosem e ten artyku pomoe Z o napisaem. I naraz skurczy si, zgi, unis trzsce si, rozcapierzone rce do skro kliwym, amicym si gosem: Dosy! Syszy pan? Dosy! Nie chc o tym myle, mwi, wied Uczyni p obrotu i usiad nieoczekiwanie na ku Halskiego. Halski poklepa go po plecac dobrze, ju dobrze rzek agodnie nie bdziemy o tym wicej mwi. Przez par chwil panowaa mczca cisza; spoza okna i z korytarza dobiegay szmery szpital nego popoudnia. Kolanko czu, e si dusi: cisza ta nabrzmiaa bya ostentacyjnym, niezas m wspczuciem. Gorczkowo szuka w mylach sw, tematu, wtku rozmowy. A panna Majewska nagle odwiedzia pana, doktorze? Nie odpar Halski przysaa tylko dwukrotnie pozdr ia przez osob trzeci doda po chwili, jakby chcc osabi dranic sucho zaprzeczeni u naraz, jak opuszcza go energia i optymizm, ch dziaania i wola walki. Lea znw na wz , spocony i wyczerpany, jak saby rekonwalescent, ktry przeceni swoje siy. Doskwierao mu lepkie gorco ng pod kodr. Czybym znw mia gorczk? pomyla z przykrym znuen No, to do widzenia rzek nagle Kolanko, wstajc. Pjd ju sobie. Na pewno jest pan z , panie Witoldzie. Ta nago bya ucieczk; po urwaniu si rozmowy na temat Marty nie po tawao ju nic. Dzikuj rzek Halski za odwiedziny. Prosz o mnie nie zapomina, pan e doda serdeczniej. Kolanko wyszed, szybko i niezrcznie. Halski lea wyczerpany, odmawiajc sobie leniwie mylenia. Wrd sinych cian separatki g powoli zmierzch: przez otwarte okno wpadao coraz wicej cieni. Zapal wiato, poczytam t och pomyla Halski, nie chciao mu si jednak siga do nocnej szafki. Stan, spowodowa ow, ustpowa chodnej, wilgotnej saboci i wyczerpaniu. Do drzwi rozlego si niemiae to to moe by? pomyla z niechci Halski chyba nie gocie? Siostra Leokadia nie puka siaj dzie bez przyj. Prosz! zawoa. Drzwi uchyliy si wolno i na progu stana j oku posta. Czy tu ley doktor Halski? spytaa posta zdejmujc co z gowy. To ja czym mog suy? Posta zbliya si i powiedziaa uroczystym, cho niepewnym gosem: mnie sobie pan doktor przypomina? Widzielimy si tylko raz. Halski nacisn guzik nocne

j lampki: jasny snop wiata przeci pokj. Przypominam sobie rzek z uprzejmym umiec ski. Poznalimy si w komisariacie i nazywa si pan Kalodont. Takiego nazwiska nie zap omina si. Prosz, niech pan siada. Dzikuj rzek Juliusz Kalodont, siadajc na brzek ; w gosie jego, mimo wyranej ulgi, by jaki smutek i powaga. Czemu zawdziczam pask spyta Halski. To trudno tak od razu zacz Kalodont, po czym nabra tchu i rzek z rackim popiechem: Chciaem si pana spyta, gdzie jest Marta? Jak to? rzek spokojnie Halski gdzie jest Marta? A skd ja mog o tym wiedzie? sil aakcentowa zaimek ja, ujawniajc w ten sposb ca moc swej urazy i swych rozczarowa. Na twarzy Kalodonta odbio si zmieszanie. Pokrci gow, bardzo zmartwiony. A kto ma w wiedzie mrukn do napastliwie, po czym doda niepewnie: Ja sobie tak pomylaem, e wiedzie, panie doktorze. Niech si pan nie gniewa, ale tak sobie pomylaem. Nie gniewam si rzek bez umiechu Halski ale co si stao? Wanie nie wiem rzek strapiony Kalodont to tylko, e Marta znika. Jak to znika? Tak to. Od samego rana. Wie pan, my jestemy ssiadami, widujemy si par razy dziennie. A od rana Marty nie ma. Pod wieczr przysza do mnie starsza pani Majewska i radzia si, co robi. Marta wysza raniutko, powiedziaa, e ma wolny dzie i e jedzie na ciuchy. przepada jak kamie w wod. Pani Majewska chciaa ju i na milicj, ale jej jeszcze pora eby si wstrzymaa do jutra, a sam tu, do pana doktora. Bo z wami modymi to nigdy nic nie wiadomo, jednego dnia tak, a drugiego inaczej. Nie rozumiem rzek sztywno Halski co ja mog mie z tym wsplnego? No, no! Kalodont unis filuternie do gry trzyman w rku lask i pogrozi ni Halskie e niech pan doktor nie opowiada Tydzie temu kcilicie si, bo Marta chodzia jak struta le cocie potem robili, to Bg was tam wie. W gowie Halskiego zaszumiao i zawirowao, jakby kto puci w niej gigantycznych rozmiar aruzel w ruch. Unis si na ku, przetar czoo rbkiem kodry i rzek: Panie Kalodon osta? Przecie dzi nie wolno odwiedza chorych? Kalodont sapn ze skruch. Powiedziaem, e jestem paskim wujem z Zakroczymia. e specj przyjecHalem. Wpucili. Halski odrzuci nagym ruchem kodr. Wolno, wolniutko przekadajc nogi przez krawd k lodont wsta. Oczy Halskiego zasnu fioletowy deszcz osabienia: ciko przechylajc korpus opar lecc do przodu gow na rkach. Po czym powoli, z ogromnym wysikiem, dwign si liwych nogach. Sta przez sekund, zachwia si i pochwyci wycignit szybko pomocn rk na ktrej opar si i wyprostowa. Wuju rzek z zacitym umiechem na wychudej, lni warzy. Bdziemy musieli si std ruszy. W miasto. Trzeba si rozejrze za t dziewczyn. a jednak bardzo mnie tu wszyscy polubili i upieraj si, ebym jeszcze zosta, przeto mog by trudnoci z otrzymaniem mych rzeczy z przechowalni szpitalnej. Dlatego przywiezi e mi pan jakie achy, dobrze? Kalodont poczu, e co go gniecie w doku ze wzruszenia. Kochaj si jak w kinie pomy biey jej z pomoc, jak ten Rodryg. Tylko e mow przy tym maj tak jak tward, z kpink docznie taka ju dzi moda, eby te rzeczy bez krzyku, bez paczu i zaklinania. Rzek: Z i si. Tylko czy to panu doktorowi nie zaszkodzi? To si okae rzek Halski i usiad na ku. Nawet w spodniach od piamy i w koszulce gimnastycznej na wychudych piersiach wyglda jak dugi, smuky i cienki rycerz z Manczy, z romansu Cervantesa.

Witold Halski lea na wznak mobilizujc w sobie wszystkie siy przy pomocy najniezawodn iejszych instrumentw: marze i nadziei gdy rozlego si ciche pukanie do drzwi. Stan w ch Juliusz Kalodont z niewielkim tumoczkiem w rku. Szybko pan to zaatwi rzek Halsk uznaniem. Powiedziaem na dole, e nios winiowy placek z Zakroczymia rzek Kalodont, yszany ju si do mnie przyzwyczaili w tej dyurce. Siedzi tam taki starszy, powany doz orca. Mafia starych ludzi rzek Halski. Starsi panowie i starsze panie zczeni s ja potnym wzem solidarnoci. Nadaje im to cechy zorganizowanej wsplnoty. Zauwayem to wi otnie. I co teraz? spyta Kalodont jak robimy dalej? Halski usiad na ku i rozwi : byy tam spodnie, koszula, pulower i jaka stara, drelichowa wiatrwka. Z obuwia nic i rzek ze skruch Kalodont. Moje na pewno nie bdzie pasowa. Nie szkodzi rzek po Halski pjd w rannych pantoflach. Maj, ciepo. Ubra si przy pomocy Kalodonta: wszyst byo na o wiele za krtkie. Modnie rzek z rezygnacj Halski spodnie a la rybackie, kuse. I co teraz? nalega Kalodont niespokojnie. Ma pan pienidze na takswk? spyt ki. Mam rzek Kalodont. To niech pan zaczeka na mnie na rogu Nowogrodzkiej i CHalu biskiego. Reszt zaatwi sam. Kalodont obrzuci Halskiego penym troski spojrzeniem i w

ed niechtnie. Halski usiad na ku i odpoczywa przez dobre dziesi minut. Po czym nac anie dugi, szpitalny szlafrok i ruszy ku drzwiom. Pierwsze kroki byy sam mk. Oderwa rce od porczy ka i sun przez dugi pokj, ton dmiernego wysiku. Nie dojd tuko mu si pod zwilgotniaym czoem. Sztywne, amliwe n ek, drtwota staww i wiotko mini skaday si razem na potworn koalicj niemoliwoci serca: jej wpywy obezwadniay ciao i dusz. Nie, nie, to niemoliwe zachysn si ro ieomal na krzeso przy drzwiach. Wrc. Zrezygnuj. Nie mog sformuowa pochliwie wn ychmiast zagryz a do krwi grn warg. Dwign si i otworzy drzwi; przeraliwie dugi a do schodw. To niemoliwe! Nie przejd. Upadn. Wyprostowa si, opar praw rk na za lew zamkn za sob drzwi. Gdzie jest siostra Leokadia pomyla z czujn uwag i lemem nie spostrzeg nawet, kiedy przeby par krokw, trzymajc si ciany. Drzwi jego pok oddalay si jak rodzinne, bezpieczne molo. Na korytarzu panowa niezmcony spokj. Nagym przechyem korpusu do przodu osign wycignitymi rkami stojcy pod cian wzek szpital oenia chorych na opatrunki lub spacery. Pchn go lekko przed siebie, znajdujc znaczn u lg w tym oparciu. Wzek zaskrzypia dononie. Serce Halskiego zabio: puci wzek, apic ie ciany. Z sali opatrunkowej wysza nieznajoma pielgniarka; spojrzaa na szlafrok Hal skiego i umiechna si. Nie za forsowne takie wieczorne spacery? spytaa. Halski zmag z rozdygotanymi wargami: wprawi je w nerwowe drenie widok biaego fartucha, wynurzajc ego si znienacka. Musz si troch przej przed snem umiechn si z trudem. Pielgn ozumieniem. Nowe metody powiedziaa chory ma jak najwczeniej chodzi. Dzi widziaam jednemu pacjentowi kazano samemu zej ze stou po operacji lepej kiszki. Raz jeszcze umiechna si przyjanie i odesza. Halski popatrzy z kujc zazdroci na pewne, szybk nieadnych ng. Umiechn si i znw nie zauway, kiedy przeby par krokw. Bl w biodra mu najbardziej, zdawa si ustpowa. No, schody wykrzykn w duchu jak eglarz na wido onego ldu. Jeszcze jeden duszy krok i pochwyci drcymi domi balustrad szerokich sch ed sob mia jedno pitro prowadzcych w d stopni. Za pierwszym krokiem przeszy Halskiego nieprawdopodobny bl pit. A zgi si, przyciskaj balustrady szczkajce zby. Zimny pot skropli mu si wzdu krgosupa. Nastpny krok, d a p wiadomie, bola ju o wiele mniej, raczej dokucza, ni bola. Natomiast ogarn go Trzyma si teraz kurczowo jak w spazmie balustrady, nie tyle po to, aby posuwa si na przd, ile aby nie upa. W ten sposb osign ppitro. Tu przysiad na chwil na parape okna, zrzuci szlafrok i zostawi go w okiennej wnce. Teraz trzeba szybciej pomyla d acko i ruszy znw w d. Nie zwaajc na stopy, prbowa schodzi normalnie, nie przystaj stopniu. Ostatnie kilka stopni przeby w ten sposb, po czym otworzy drzwi wejciowe s zpitalnego pawilonu. Pachnce wiee powietrze, zaczerpnite gboko, wnikno do kadej ko anizmu: wraz z mocnym, penym oddechem Halski poczu jakby inwazj optymizmu. Jako to bd ie pomyla z nag otuch: pyna z nie odcyfrowanych tajemnic jego ciaa, w ktre si ie wsuchiwa i skd nie dochodziy go adne odgosy zaamujcej saboci. Puci drzwi i z iwie; od teraz nie mia si czego trzyma, o co oprze, mg liczy tylko na wasne siy. A uporczywie naprzd. Dochodzc do bramy przypieszy kroku krew ucieka mu z warg, w uszac czu szum, w gowie co mu si niebezpiecznie skbio. Upadn pomyla z trwog. Snop dyurk zblia si jednak stale. Halski nacisn ostatnie dwignie zasobw ywotnoci, jak wiy. Jeszcze trzy kroki, jeszcze dwa, jeszcze krok i przekroczy bram. O kilkanacie m etrw dalej, na rogu, widniaa sylwetka Kalodonta. Na widok wynurzajcego si z bramy Ha lskiego Kalodont podbieg do, sapic ciko z emocji. Podtrzyma go w chwili, gdy Halski, niajc si, opar si ciko ramieniem o szpitalny mur. Dokd teraz? spyta Kalodont po minucie w takswce. Tego dobrze nie wiem rzek Hals warz jego bielaa kredowo w ciemnym wntrzu auta. Klucze od mego mieszkania i pienidz e zostay tam ruchem gowy wskaza szpital. adna historia rzek Kalodont i poda szo swj adres. To bya prawdziwa ucieczka pomyla Halski ze zwyciskim umiechem przed k ed Olimpi? Gdy wchodzili wolniutko do schludnego pokoiku z kuchni, pachncego mit, suszon macierz ank i dyskretnie smaon sonin, Juliusz Kalodont rzek do przeraonej Heleny Lipiskiej: pociotek z Zakroczymia, pani Lipiska. Mia wypadek. Musimy si nim zaopiekowa! Omszaa Helena Lipiska pokiwaa kilkakro roztrzsion, siwiutk gow i szepna par razy: Mat ko te motocykle bezzbnymi usty i z godn uwagi przenikliwoci. Nastpnie wrczya Kalod i list, ktry p godziny temu wsunity zosta za czysto wymyty prg tego chdogiego domost List nie nosi adnego podpisu i zawiera tylko dwa lakoniczne zdania: Byem u pana, kio sk zamknity. Jutro, w pitek, o godzinie dziesitej park Ujazdowski, placyk dziecicych zabaw, awka po lewej stronie. Kalodont sta z listem w rku, marszczc srogo brwi, co c

zyni zawsze, gdy w najbliszej przyszoci zarysowyway si przygody; Halski spoczywa wyg ie na pluszowej otomanie koloru mchu i usiowa porozumie si z kanarkami, ktrych a trzy klatki wisiay w bezporednim ssiedztwie. Panie Juliuszu rzek nieoczekiwanie Halski skoro ju los zwiza nas ze sob, musz p nem odsoni wszystko. Wyruszyem na poszukiwanie Marty, ktr kocham, to prawda. Ale cele m numer dwa, nie mniej wakim od pierwszego, jest dla mnie odnalezienie czowieka zw anego w Warszawie ZYM. Mam mu niezwykle wane rzeczy do powiedzenia. Gnbi mnie za prz ewiadczenie, e sprawa Marty wie si jako ze spraw tego czowieka. Mnstwo rzeczy na t uje. I chocia Juliusz Kalodont zdy si ju nieco przyzwyczai do niedbaego tonu, jakim dokt told Halski zwyk by skada najistotniejsze owiadczenia, to jednak tym razem list wypad mu z rki na podog. Kalodont schyli si i dziki temu skutecznie ukry zmieszanie. 6

W pogodny, majowy poranek park Ujazdowski jest miejscem, w ktrym goci rado i wesele. Ciepe, lecz nie palce soce, ktre ju tyle widziao, znw jak tyle razy i tylu pokolen ci serdecznie kolorowe piki i bki, wiecznie uciekajce przed bijcym je patyczkiem kka, hulajnogi, taczki, kubeki, foremki, szpadelki, grabie i mae, dwukoowe rowery, na ktr ych zawzicie pedaujce postacie z wysunitym z wysiku i uwagi jzykiem migaj wrd roz j ciby. Okrzyki: Prosz pani, on si bije! Mamusiu, siusiu! Kto gra w komrki do wyn a? Jurek, ogrek, kiebasa i sznurek! Ciociu, ona wysadza na mnie jzyk! padaj ze ws h stron. Tu i wdzie sycha uroczyste i tajemnicze zaklcia liczenia przed gr w chowaneg o, w berka kucanego lub zamawianego: Entele pentele siki siaj, rapete papete kno t. Albo: Ene due likie fakic, torb bue sme smakie, deus deus kosmateus deus deus b aks. Gdzieniegdzie wybucha rozdzierajce kanie, akt rozpaczy wobec nie na czas zsun itych majteczek lub nie rozpitych w por spodenek. Kolory, wieo policzkw, ust i ocz ch wiosny, mleka, czekolady i zgrzanych zdrow, bieganin ciaek dziecicych wypeniaj kra obraz. Samotny mody mczyzna wycign nogi przed siebie, woy wygodnie rce w kieszenie i um tego wszystkiego: mia smag, ju troch opalon twarz o chudych policzkach i prostym, ks tatnym nosie, na ktrym tkwiy przeciwsoneczne okulary z nylonu. Przyglda si z uwag c grajcym w zok. Kade pokolenie dziesiciolatkw ma swoj ulubion gr, zrodzon z nigdy rpanych z chopicej pomysowoci: przez ostatnie lata utrzymywaa si bezkonkurencyjnie zawie tak zwana zoka, rozrywka raczej mao skomplikowana, polegajca na podrzucaniu n og wczkowego pompona, obcionego oowian plomb. Za moich czasw wspomina rzewnie ych okularach nie znalimy tego. Grywalimy w klisze, w cajtki, w kukso, guzikbola, w noe, jak ci tam Chopcy, grajcy w zok, zbliali si ku jego awce: wszyscy mieli ok u lat, ubrani byli w krtkie spodenki, do sfatygowane swetry i za due buty, jeden z n ich podrzuca zok kocem takiego za duego buta chyba po raz pidziesity i reszta podzi o, liczc razy w napitym skupieniu. Wreszcie chopiec wycign si w chybionym kopniciu opada na ziemi. Zbili si natychmiast w szamoczc, rozkrzyczan i popychajc gromadk, o to, kto ma podrzuca nastpny. Barczysty blondynek o kartoflowatym nosie pochwyci z ok i wrzuci j do kieszeni. Ty, Zdzisiek zawoa do tego, ktry podrzuca ostatni dzie! Aha rzek obojtnie Zdzisiek, chudy i nie domyty brunecik o niadej cerze. Ch z Grochowa opowiadali, e ZY da tam wczoraj znowu popd rnym kozakom. Taki wycisk im s rawi, e a cholera. Z twarzy mczyzny w ciemnych okularach znik umiech. Ja krzyk blondynek sam bd za takiego ZEGO, jak pary nabior! Wycign nagle chopice, lecz ramiona, i pchn silnie jednego z najbliej stojcych, mniejszego od siebie i widocznie sabszego chopca. No, ju! Zjedaj, bo ci skotuj krzykn ze miechem. Pchnity p ne ogrodzenie trawnika i upad, wszyscy wybuchnli Haaliwym, okrutnym, chopicym mieche tylko poszkodowany nie przejawia zbytniej radoci. Wreszcie poszli przed siebie nie sforn, rozkoysan gromadk, krzyczc, odskakujc na boki ciskajc kamykami w gr i zn do siebie w ciasne, chopice rozhowory. Przecie ja nie byem wczoraj na Grochowie? zdu ia si mczyzna w ciemnych okularach. To stanowczo staje si niemoliwe. Sam ju nic ni m i nikt, zdaje si, nie rozumie, o co chodzi. rodkiem alei wrd powych gwek, kek, kokard na warkoczykach i hulajng kroczy powoli wany starzec w maciejwce i w alpagowej kurtce, z biaym jak mleko wsem na twarzy rum ianej jak choinkowe jabko, wymachujcy wesoo lask i rozdajcy na prawo i lewo pieszczot liwe prztyczki w wilgotne noski, wzgldnie serdeczne uszczypnicia w hoe policzki. St

arzec dobi do awki, na ktrej siedzia mczyzna w ciemnych okularach, i spocz obok. Dzie dobry rzek ten ostatni nie odwracajc si ku przybyemu i nie zmieniajc ani na wej pozycji co sycha? Sycha mnstwo rzek dowiadczony w konspiracji Kalodont zabierajc si z naton uwa zubka odlegego klonu. Jest pan oskarony o nowe morderstwo. Wiem o tym rzek niedbale mczyzna w ciemnych okularach. To nic nowego. I jak pan myli z tego wybrn? Tego nic wiem. Nie jestem bohaterem sensacyjnej powieci, ebym wszystko bez puda wie dzia. Ale myl, e oliwa sprawiedliwa zawsze na wierzch wypywa. Susznie. Nauczy si pan chyba tego tu, od nich. Kalodont wskaza na kcce si zawzi , ktre oskaray si wzajemnie o oszustwa przy grze w przerywane wojsko. Moliwe. I co jeszcze? Poznaem pana w meloniku. Kto to jest? Sprzymierzeniec. Jak si nazywa? Nie wiem Kalodont poczu lekk kontuzj. Bardzo dobrze pochwali mczyzna w ciemnych okularach. Jest pan nieocenionym wsppr ikiem. I co jeszcze? Marta Chyba zostaa porwana! Mczyzna w ciemnych okularach wsta, usiad, obrci si cakiem ku Kalodontowi i zapa g Jak to? krzykn niemal. Tak to rzek do zgryliwie Kalodont wczoraj rano pojecHaa na ciuchy i nie ma jej d az. Pani Majewska zawiadomia ju milicj. Panie Juliuszu rzek mczyzna w ciemnych okularach cicho, lecz z naciskiem. Wszystko zaczyna si bardzo le dzia. Tu, przed chwil, miaem dowody tego, jak si mnie faszywie umie, na opak pojmuje to, co robi. Chopcy bawili si, a potem jeden drugiego tak jak o, nieadnie, pchn, krzyczc, e chce by mn. Czy ja na to zasuyem? I teraz Marta Wsta i chcia odej. Kalodont zapa go za marynark. Siadaj pan, szefie powiedzia z ym wyrzutem wprawdzie jestem zy wsppracownik, ale zawaHal si jeszcze przez chwil. u to powiedzie? zastanowi si z zaenowaniem ostatecznie to s rywale. W kadym r ziaem si paru ciekawych rzeczy rzek ogldnie wiem, kto napisa ten artyku o panu, i do tego faceta dojcie. Ten artyku zacz mczyzna w ciemnych okularach przecie Nie rzek Kalodont to wszystko jest zupenie inaczej. Dzi w nocy dowiedziaem si I opowiedzia, jak jest naprawd. Skd pan to wszystko wie? spyta mczyzna w ciemnych arach, gdy Kalodont skoczy od kogo? Kto panu to powiedzia? Kalodont rysowa jakie e oresy kocem laski na piasku. Doktor Halski rzek Kalodont, decydujc si nagle. Nie tem pewien, czy pan wie, kto to jest? Wiem odpar tamten i jaki metaliczny ton zadwi za w jego gosie. Skd pan do niego? Spa dzi u mnie rzek tonem skruchy Kalodont. Marty zaszedem do niego. Zapada cisza pena nie wypowiedzianych treci. Ten Halski ba dzo pragnie z panem porozmawia rzek z rezygnacj Kalodont. Nie wiedziaem, czy pan i mu pan o mnie? naga pasja zadygotaa w gosie mczyzny w ciemnych okularach. Panie dont Nad awk zawisa nagle groba. Nie rzek cichutko, lecz bez strachu Kalodont; co ponie za ciemnymi okularami, lecz jako si teraz nie ba to on cay czas mwi o pa trzymuje, e pan mu ocali ycie. Uwielbia pana. Twierdzi, e ma panu jakie bardzo wane r eczy do powiedzenia. Marzy o spotkaniu z panem. Ja wiem, e to dziwne, ale tak jak o jest I znw nabrzmiaa niedopowiedzeniami cisza zawisa w powietrzu nad t awk, jak wysepk milczenia wrd oceanu rozkrzyczanej dziecicoci. Niech pan si zgodzi rzek K niemal bagalnie. Dobrze rozlego si naraz spokojnie i agodnie porozmawiam z nim w zorem. On jest, zdaje si, po cikiej chorobie, prawda? Tak szepn Kalodont, patrzc icznoci w ciemnozielone szka pan jest..: Chcia powiedzie mnstwo bardzo serdeczny cz mczyzna w okularach wsta i przerwa. Teraz trzeba poszuka tej dziewczyny rzek i li si bez poegnania szybkim, sprystym krokiem. Kalodont zdy jednak zauway, jak os hem omin biegnce niezrcznie, prosto pod nogi, dziecko.

Przechodzc obok Poczty Gwnej Olimpia Szuwar nie moga si oprze pokusie. Jak bdzie wo elefon, to tak pomylaa i wesza do rodka Byo mnstwo wolnych kabin telefonicznych. a korzysta, pki czas upewniaa si w swych zamiarach. Gdy Witold wyjdzie ze szpitala, skoczy si moja nieograniczona kontrola nad tymi sprawami. Trzeba dziaa. Na razie jes

zcze mog je dowolnie tasowa i ustawia, pki czas. Znalaza w notesie numer i, wprawia uch tarcz. Czy mog prosi pann Majewsk? powiedziaa, naciskajc guzik automatu. A i? rozleg si mski, troch opryskliwy gos w suchawce. Znajoma zawaHaa si Olimpi sprawie? indagowa gos. Osobistej Olimpia poczua si niepewnie. Skd pani dzwoni awa si urzdowo natarczywy. Prosz pana zacza Olimpia, zamierzajc powiedzie co o. Ci woni pomylaa ze zoci co oni sobie myl? Prosz pani odezwa si gos Majewskiej nie ma od dwch dni w biurze. Jestemy bardzo zaniepokojeni, gdy nie ma j ej take w domu. Wanie jest tu u nas jej matka. Moe pani jest w stanie udzieli nam jak ich informacji, co si stao z pann Majewsk? Niestety rzucia Olimpia zaskoczona t re Przepraszam I powiesia suchawk. Szybko wysza z Poczty Gwnej i zatrzymaa taks na Nowogrodzkiej rzucia szoferowi. Wesza na teren szpitala jak zawsze bez trudu. D ochodzc do pokoju Halskiego ujrzaa niecodzienny ruch w tej odlegej czci korytarza. Se rce zabio jej gwatownie. Co si stao? pomylaa z trwog. Przed otwartymi drzwiami p si paru lekarzy, wchodzc i wychodzc, pielgniarze, siostry, posugacze szpitalni w uni formach dyskutowali rozgonie. Olimpia zbliya si ostronie do pyzatej, przysadzistej pi lgniarki, znanej jej z widzenia. Przepraszam bardzo rzeka niemiao co si stao? C doktorem Halskim? Pielgniarka, spojrzaa na ni tak, jakby chciaa krzykn: O, wietni i przysza! Pohamowaa si jednak, zmruya oczy i powiedziaa: Jeli nic pani nie wie, zy, e nie maczaa pani w tym palcw. W czym? spytaa Olimpia z przestrachem, wznoszc szyi: jej przeraenie byo szczere. Doktor Halski znik dzi w nocy w dziwny sposb rz pielgniarka. Wanie zawiadomilimy milicj. Chocia dodaa z umiechem skaniam si iu, e sprawa nie jest grona. Znamy takie wypadki samowolnych wycieczek pacjentw. Ty lko kto mu dostarczy ubranie? Przyznam si, e podejrzewaam pani. Przeraenie ustpowa li piknej twarzy Olimpii. Nie wiem rzeka Olimpia lekko schrypym gosem, z trudem in upokorzenia nawet nie chc si domyla. Siostro dodaa z pogodnym umiechem, ktry j wiele; zwrcia ku pielgniarce swe bawatne, wielkie oczy, na dnie ktrych bya rezygna . Siostro powtrzya oto dwa kilo pomaracz wrczya trzyman w rku torb pielgni obdarowa jakiego chorego. Najlepiej jakiego niskiego bruneta, ktry nie potrafi si um echa. Odwrcia si bez poegnania i odesza. Idc ykaa zy.

Jerzy Meteor wyszed z bramy swego domu po nocy le spdzonej, penej koszmarw, wrd kt aczyy twarze Merynosa, Wilgi, Marty i jego wasne oblicze. Na supach ulicznych rowiay elkie plakaty, goszce kanciastymi, ogromnymi literami bardzo czarnego koloru mecz pikarski Polska Wgry. Przed supami gromadzili si ludzie, gapic si i czytajc raz po szczegy afisza, i gryzc wargi z podniecenia. Rzut oka na taki obrazek wystarczy, by poj, e podziemny wstrzs unis wiat kibicw sportowych Warszawy w przestworza marze i izja biletu na te zawody przesoni im w cigu dni najbliszych wszystko innej rodzin i prac, niedomagania zdrowia i troski miosne. Na rogu Marszakowskiej zapa takswk, ktr opuci na Krakowskim Przedmieciu, przed Ak . Wolnym krokiem ruszy w ulic Kopernika i po paru chwilach przystan przed gmachem Ce ntralnej Rady Zwizkw Zawodowych. Spojrza z odraz na wykute w spatynowanym brzie godo nstytucji herb pracy: obramiony kosami mot wszed do rodka i znalaz si w duym, ja ardzo czystym hallu. Przy wejciu na schody widniaa ka portiera z napisem: Informacja auway jednak wiszc z lewej strony tablic orientacyjn, przystan przed ni i zabra s go jej studiowania. Nie bez susznoci uwaa, e w misji, jak peni, naley unika zbdn idocznie jednak portier ywi jakie zadawnione urazy do sowa pisanego i uwaa, e wity kiem jest pomaga kademu zagubionemu w gszczu tablicy orientacyjnej, przeto opuci lk liy si do Meteora. Obywatel co uwaa? spyta uprzejmie; by to niewielki, miy staru lapa jego marynarki barwia si rozetkami odznacze. Ju mam rzek zapewniajco Meteor a nic nie mia dzikuj! A o jaki wydzia chodzi nalega uczynny portier. O Wydzia nia i Pac rzek na od czepnego Meteor, gdy szuka wydziau Imprez i Widowisk i wani momencie wyoni go z odmtw tablicy. Pierwsze pitro rzek portier, uradowany widz na co si mczy samemu, kiedy ja wszystko powiem. Dzikuj rzek Meteor uprzejmie a jest u was? A jest rzek portier ze zdziwieniem na lewo. Meteor skoni si z gracj zy po chodniku koloru bordo ku windzie: Wydzia Imprez i Widowisk mieci si na czwartym pitrze. Obywatelu posysza z tyu zaraz, zaraz! Portier bieg za nim. Z wind b or, po czym rzek z przyjacielskim umiechem: Sucham was, obywatelu? mylc: Cholera! i na niego nie ma! Obywatelu portier dotkn yczliwie klapy marynarki Meteora a cze wy szukacie w Zatrudnieniu i Pacach? A, takie rzeczy rzek wymijajco Meteor chc s

o dowiedzie. Bo widzicie portier puka przyjanie zasuszonym palcem w pier Meteora est jeden towarzysz z tego wydziau, to moe on was poinformuje. Po co czas traci? Me teor umiechn si, jakby go zby bolay: z prawej strony schodw sta opasy facet o cien yi i zastanawiajcym nosie, dugim, penym garbkw i wygi, zakoczonym kwadracikiem z bru porodku. Towarzyszu Putko rzek portier tu jeden obywatel chcia si u pana poinform w sprawie waszego wydziau. Sucham rzek chodno obywatel Putko nie przestajc je ka serem. Nie wiem, czy pan bdzie w stanie zacz Meteor; szuka gorczkowo w mylach ja interesu do Wydziau Zatrudnienia i Pac. Na pewno rzek z przekonaniem Putko. O co w m chodzi? Nalea najwidoczniej do ludzi, ktrzy nie przyjmuj moliwoci, e istniej na rzeczy, o ktrych nie mogliby udzieli informacji. Chodzi mi zacz niepewnie Meteor atk pac dla przemysu skandrycznego. Pokj dwiecie siedemdziesit cztery rzek Putko czowieka, dla ktrego ycie nie ma tajemnic. Ja te tam id. Zaraz was zaprowadz. Met oczu, e koszula lepi mu si do plecw. Macie opracowan siatk takiego przemysu? spy z trudem lin; usiowa sobie gorczkowo przypomnie uyt przed chwil nazw. Jasne r kim przekonaniem, e Meteor o mao co nie uwierzy w rzeczywisty byt wymylonego na pocz ekaniu przemysu. Sam j opracowaem tydzie temu kontynuowa spokojnie Putko, poprawia hemicznym owkiem zsuwajcy si z kanapki ser od tygodnia ley i czeka na was. Dziwiem awet, e nikt od was po ni nie przychodzi. Meteor kiwa gow z rezygnacj, ktr Putko odziw i uznanie. No, widzicie, obywatelu ucieszy si portier ju macie zaatwione. ju tu przychodzili, prawda? spyta Meteora Putko; skoczy kanapk i zacz czyci sob ucho. Nnnnie zajkn si Meteor to mj zastpca. Taki jeden Chaciak. O, to, to eniem Putko, gdy nalea take do ludzi, ktrym wszystkie rachunki si zgadzaj. Chaciak ten. Znam go doskonale. Taki gruby brunet. Tak przyzna bez krzty oporu Meteor bar dzo gruby i bardzo ciemny. Byo mu ju wszystko jedno: godzi si na wspautorstwo Putki zy opracowywaniu dalszych tworw wyobrani w tym festiwalu mitomastwa. Obywatelu rzek Meteor z nag nadziej w gosie, przypominajc sobie co z lektury tablicy orientacyjnej do was zaraz si zgosz. Jeszcze tylko musz wstpi do Wydziau Kontaktw Midzynarodowy uj, nie fatygujcie si, znajd. Drugie pitro rzek Putko a wy tam do kogo? Mam ta ych znajomych w gosie Meteora zadra desperacki bunt; wskoczy na schody jak premiowan y chart, krzyczc w biegu: Na drugie windy nie trzeba! He, he, he zamia si przyja ortier a na pierwsze chcia jecha. Mody, to i postrzelony. Meteor sadzi bez wytchnienia schodami wysanymi chodnikiem koloru bordo; wzdu schodw c igna si pionowo okrga, wygita cianka z zielonkawego, karbowanego szka podzielonego zliczone kwadraty. Dyszc ciko osign czwarte pitro i znalaz si w przestronnym koryt kolorze bawarki, rytmicznie usianym biaymi drzwiami. Przed jednym z pokojw czeka tum ludzi i Meteor poszed bez wahania w tamtym kierunku. Na drzwiach wisiaa tabliczka : Wydzia Imprez i Widowisk. Jest tu jaka kolejka? spyta pierwszego z brzegu faceta o co? odpar zapytany wchodzi si, i zostawia zapotrzebowanie. I ju. A potem cholera si wie, czy si dostanie, czy nie. To czego tu ludzie stoj? interesowa si Meteor. e drogi rzek facet jak tylko si u nas ludzie dowiedzieli o meczu, to mao co nie zde molowali referatu socjalnego. U nas na zakadzie robi blisko trzy tysice chopa i kady chce i na mecz. Zapowiedzieli, ebym bez biletw nie przychodzi z powrotem. To ja si b j wraca i ci tu wszyscy wskaza rk wokoo mniej wicej tak samo Niektrzy s ze zj anych, gdzie i po dziesi tysicy ludzi tyra. Nawalaj si wraca bez biletw, wcale im si dziwi. Ci tam wskaza na zamknite drzwi pokoju mwi, e zawiadomi miejsca pracy o ale kwoty. To ja wol na t kwot poczeka. ebym nawet mia nocowa do koca tygodnia na t noleum. Taki mecz! Meteor przepchn si przez oblegajcych, otworzy drzwi i wszed do p ju; by to bardzo jasny pokj, zalany socem. Przy biurkach siedziay mode dziewczyny o r zrzuconych wosach i rozlatanych rkach, przy stoliku w kcie jaki facet o wygldzie wone o obraca korb powielacza, tonc w odmtach formularzy i blankietw, za reszt pokoju wyp li krzyczcy, kccy si, wygraajcy sobie wzajemnie i bijcy si w piersi ludzie, ktrzy i poza tym w otwartych drzwiach, prowadzcych z obu stron tego pokoju do dwch innych pokojw. Nigdy nie dostajemy, jak pragn zdrowia, towarzyszu kierowniku! Jestem z or odka krwiodawcw, panie naczelniku, tym razem musimy otrzyma cho par biletw, suchajcie o tu si dzieje? Czy na was nie ma sposobu? Gdzie sprawiedliwo! Ja z tego zrobi spraw obywatelu! Ja to postawi na Radzie Zakadowej! Po linii zwizkowej nie dajecie, to j ak dajecie, do cholery jasnej? rozlegao si ze wszech stron. Meteor podszed do jedne j z dziewczyn, ogarn j uwodzicielskim spojrzeniem i spyta aksamitnym gosem, patrzc je dugo w oczy: Czy mgbym mwi z inspektorem Wczeniakiem? Dziewczyna wygldaa jak o ienia ziemi i uroda Meteora nie docieraa do niej w ogle. Tam wskazaa palcem na nast

y pokj i zapada znw w trans przekadania jakich papierw z miejsca na miejsce. Meteor w zed do wskazanego pokoju: wypenia go gsty opar papierosowego dymu; wrd mgie i blask tay si jakie postacie wok stolika z karafk wody i na tle biurowych szaf. Meteor zorie towa si, e mody, wysoki i tgi mczyzna jest tu orodkiem powszechnej natarczywoci: o y ode bezceremonialnie kilku petentw i spyta: Inspektor Wczeniak? gosem chodnym, zujcym i nie znoszcym sprzeciwu, jednym sowem takim gosem, jakim zafrapowa mona kade urzdnika w kadym biurze wiata. Mody mczyzna odwrci si ku niemu, ukazujc twarz sze tojn, zdobn w dwa grube pieprzyki, co nadawao jej znami mskiej urodziwoci. Spojrza s wo na Meteora i spyta, bynajmniej nie wytrcony z rwnowagi: Co jest? Ja z Centralneg o Zarzdu Przemysu Fujarkowego zacz Meteor. Dyrektor Kapuza jestem wszed naraz m h jaki niski, bardzo tgi blondyn o trzech podbrdkach i w skrzanym paszczu panie insp ktorze kochany, o co tyle ceregieli robicie? O te par biletw? perswadowa Wczeniakowi , nie zwaajc na Meteora. Bardzo mi przyjemnie Wczeniak ucisn do dyrektora Kapuz nie mamy rozdzielnika, dyrektorze, ale o was pomylimy. Na pewno otrzymacie. Co z naczy otrzymamy? zdenerwowa si dyrektor Kapuza. Dwa bilety na szeset osb? Jak zesz azem. My mamy naszych korespondentw terenowych! My napiszemy do prasy! Trudno ochd yranie Wczeniak wszystko wedug rozdzielnika. Ja nie decyduj sam, rozumie pan, tylko komisja. Inspektorze dyrektor Kapuza rozpyn si w nieoczekiwanym umiechu, ktry zwi ilo podbrdkw do siedmiu my robimy radioaparaty, rozumiecie? Jak trzeba jaki talonik to bez wikszego kopotu. Panie Wczeniak rzek Meteor lekcewaco i co? Dugo tak b obi, towarzyszu rzek Wczeniak widzicie, jaka robota. Urwanie gowy! Inspektorze d ktor Kapuza wepchn si znw przed Meteora i wspi si na palce, zbliajc swe podbrdki czeniaka. Kolego Wczeniak rozlego si od drzwi i jaki facet w rozchestanej koszuli ski poda Wczeniakowi narcza papierw tu macie te wykazy. Dzikuj rzek grzecznie o dyrektora Kapuzy zrobi si, dyrektorze, jako to bdzie. Oderwa delikatnie dyrektora Kapuz od swego ucha. Towarzyszu Klajn! zawoa do kogo w gbi pokoju powiedzcie pr czcemu, e zaraz wrc. A wy co? zwrci si do starszej pani o zazawionym spojrzeniu, mu jaki wypeniony formularz; zerkn na formularz i dorzuci: W porzdku. Zaatwione. i, obywatelko, przylemy wam wasz kwot. Pani rozjania si w szczliwym umiechu i k, powachlowawszy si chwil formularzem, rzuci go na st midzy materiay do gazetki ci , ktre w chwil potem zmit na podog jeden z wonych, oczyszczajc miejsce pod stert lonych blankietw. Co za urwanie gowy westchn Wczeniak, po czym doda w stron Mete wy zaczekajcie na korytarzu, w kolejce Musi by w kocu jaki porzdek. Wypowiadajc te zaakcentowa w tak wyrany sposb co porozumiewawczego, czcego go z Meteorem, e ten o i poczu skurcz odka ze strachu. Co za pacan! pomyla Meteor jak on to robi gup ma. Wyszed bez sowa na korytarz i oddali si od czekajcego pod drzwiami tumu. Po chwi drzwi si otworzyy i stan w nich Wczeniak. Zmiujcie si, towarzysze zawoa z umi rozrywanego przez wielbicieli pucie czowieka na chwil samotnoci. Inaczej nie bd m jonowa. Meteor wycofa si na schody i za chwil Wczeniak znalaz si przy nim. Chod mijajc Meteora: szybko schodzi po schodach. Meteor szed za nim, nic nie mwic. Obserwo wa ze zoliw radoci chd i ruchy Wczeniaka, zdradzajce gupca. Tacy jak on myla hodz w niedziel rano z cizi na spacer i to wymagajc, by go trzymaa pod rk. Przypomn si naraz zamknita Marta i zaspi signie na arty. Na dole obok windy znajdowaa si ma ekalnia: porodku sta stolik i trzy wygodne fotele. Wczeniak usiad i rzek, wycigajc r Meteora: Pan pozwoli, Wczeniak jestem Nie wyglda pan rzek z roztargnieniem Meteor try myla coraz intensywniej o Marcie i o tym, jak bardzo mu si podoba. Bardzo mi prz yjemnie, panie Wczeniak zreflektowa si po sekundzie Herojewski jestem Skupi si zy w twarz Wczeniaka; o takich facetach stare kobiety mwi z uwielbieniem, e jest to p ikny mczyzna, bo ile mu da zje, to mu mao. wietnie si pan opali zdecydowa si yskiego zblienia Meteor. Jeszcze z Zakopanego, z marca rzek nie bez zadowolenia Wc zeniak i doda: Do rzeczy, panie dyrektorze, bo widzia pan, jaki tam na grze myn. P z rzek Meteor sucham pana. To pan ma mi chyba co do powiedzenia, nie? Rozpar si ie w fotelu, skrzyowa dugie nogi odsaniajc bajeczne skarpetki i drogi zamsz obuwia, p o czym poczstowa Wczeniaka camelem z wieo odpiecztowanej paczki. Wczeniak unis si dajc mu ognia. Jeszcze nie mamy rozdzielnika rzek. Jestem zastpc przewodniczcego k sji, tak e wszystko bdzie okej! Zaryzykowa obce sowo liczc, e zaimponuje czym wres temu kolorowemu, pewnemu siebie dandysowi. I co pan ode mnie potrzebuje? spyta Me teor. Zapotrzebowanka rzek Wczeniak to wszystko. Ze stempelkiem, rzecz jasna, adni napisane, z piecztk Zaatwione rzek Meteor od jutra przez dwa dni zgasza si b ludzie z takimi zapotrzebowaniami, e si pan nie bdziesz mia ich co wstydzi. Najwysza

Izba Kontroli nie znajdzie w nich bdu, a Komisja Specjalna zachwyci si ich schludny m wygldem. Kady z facetw posteruje wprost do pana i zawsze powie: To zapotrzebowanie z wykazu, eby nikt takiego zapotrzebowania nie zachachmci gdzie do akt na wieczne od poczywanie, dobrze? Tak jest rzek Wczeniak mowy nie ma o takim niedopatrzeniu. My jestemy sprawn instytucj, tpimy biurokracj i nie mamy zalegoci. Tu ma pan wykaz eor, wyjmujc z wewntrznej kieszeni marynarki kopert sto pidziesit pozycji. adnie, czeniak wyj z koperty zoony w czworo arkusz maszynopisu. Zakad Dowiadczalny Badani erek czyta pgosem Spdzielnia Pracy Pierzyna, Centrala Sprztu Pogrzebowego, In ii, Spdzielnia Powronicza Ciciwa, Gwne Biuro Pomiarw Lici. Wszystko wzorowe przed i zakady pracy. Ale Mamusiu! jkn naraz nie, to chyba niemoliwe, kolego towarzysz chcecie pitnacie tysicy sztuk? Mrteor zacign si camelem. Tak, chcemy powiedzi e i pan nam da, panie Wczeniak. Ale jak to zrobi? bkn Wczeniak. Przecie ja n zieli stu biletw Spdzielni Pracy Modzierz, kiedy Zjednoczenie Budowlane nr 2, w ktr acuje par tysicy osb, otrzyma co najwyej trzydzieci! Tyle biletw nie wykrcimy. Pan zeniak Meteor pochyli si nad stolikiem pan jest bardzo inteligentny czowiek, to wid od razu. Jak pan zaatwi, to pana rzecz, ale nie chce mi si wierzy, eby taka zdolna j ednostka jak pan nie zechciaa na tym meczu trafi swoich stu tysicy patykw. Taka okaz ja zdarza si tylko raz na dziesiciolecie, niech pan o tym pamita. Ode mnie dostaje pan maksymaln pomoc techniczn, reszty musi dokona poncy w panu wity ogie przedsibi Tylko przebj, mody czowieku! Sto tysicy szepn Wczeniak: byo to dwa razy tyle, kowo zaoferowano przecie to wszystko nie miao by na tak duo Sam trafi tyle samo numerze pomyla Meteor a wtedy zawiec dziewczynie fors w oczy i musi by moja. S nie Wczeniak rzek szybko Meteor yciowa szansa. Nie wolno jej zmarnowa. Tu ma pan nu er telefonu napisa szybko numer telefonu Wilgi na wydartej z notesu kartce i poda Wczeniakowi bd dzi cay dzie pod tym numerem. Jakie trudnoci, pytania, niech pan o dzwoni. Jutro zaczynamy, prawda? Prawda wyszepta Wczeniak patrzc tpo na Meteora, kt wsta i zapi marynark. Schowaj pan ten wykaz, do cholery! rzek Meteor. Gdyby co, azu telefon. Pamitajcie, Wczeniak! to rzekszy skierowa si ku wyjciu. Wczeniak sied le tpo w fotelu, gdy Meteor wszed do gwnego hallu. Obywatelu posysza za sob star odwrci si, z lki umiechn si do yczliwie portier. Zaatwilicie? spyta. A Meteor szybko przeszed Krakowskim do witokrzyskiej i wszed do kawiarni Nowy wiat. Sp za na zegarek: dochodzia jedenasta. Zamkn si w kabinie telefonicznej i nakrci numer. nie prezesie powiedzia, usyszawszy gos Merynosa ju. Zaatwione. Daem mu stw, jak okn liwk bez puda. Bardzo dobrze pochwali Merynos. Aha! rzek Meteor mocujc ten Wczeniak prosi mnie, ebym cay dzie czeka na telefon, bo nigdy nic nie wiadomo. cet ma jakie wasne kombinacje, o ktrych nie chce mwi. Wobec tego daem mu telefon Alus a i teraz od razu tam jad. Dobrze zrobiem, nie? Bardzo dobrze rzek z uznaniem Meryn os nie jeste drtwy, Jureczku. A Alu? gos Meteora zaama si ze zdenerwowania j na grze, czy u siebie? Tu, u nas rzek Merynos zaraz go pol na Krochmaln, eby zy biuro. Tylko nie umorusajcie si tam od rana, bo wam wdka jeszcze od wczoraj zost aa doda z ojcowsk pobaliwoci. Meteor opar si o cian, odetchn gboko z ogrom ot z czoa, po czym odwiesi suchawk bez sowa poegnania. Wyobraenie Marty, przeladowa rzez Wilg, podczas gdy on ciko pracuje, zmieniao mu przez ostatnie par minut ycie w p eko. Filip Merynos nie wiedzia o tym, tote zanim odoy suchawk, zdziwi si nieco z go braku form u ugrzecznionego na og Meteora. Meteor nie mg zapa takswki, zdecydowa si wic na autobus, w ktrym kci si na pra obrani chostan obrazem ubiegajcego go Wilgi. Wszed spiesznie do garau, gdzie zasta ra, siedzcego na stercie opon i pijcego piwo. le spaem poskary si Wilga; wyglda na zmczonego i nastrojonego pojednawczo czowieka. Daj klucze rzek cicho Meteor. Za w to, Jurek rzek rwnie cicho Wilga. I niech ona si std zabiera. Tylko bez krzyku! bra, dobra rzek Meteor najprzd musz z ni porozmawia. Czu narastajcego w sobie u i dostrzega zwycistwo: widok kompletnie wyeliminowanego z konkurencji Wilgi pokr zepi go znakomicie. Wszed na gr, otworzy ostronie biuro i drzwi od mieszkania, ktre zamkn nastpnie za wy, w ktrym cay czas palio si wiato, wyglda jak pobojowisko. Meteor zbliy si cic ych podeszwach do drzwi alkowy i przyoy ucho: nie dochodzi stamtd aden szmer. pi je pomyla albo jest w kuchni. Szybko przekrci klucz i nagym pchniciem otworzy drz eciw w wygodnym fotelu siedziaa Marta, spogldajc na bystro i czujnie. Bya ubrana, umy ta, wywieona, obok na komodzie staa filianka herbaty i talerzyk z kanapkami, na kola nach Marty leaa otwarta ksika. Natomiast sama alkowa wygldaa jak po najciu wrogich

ych upu i bezmylnych zniszcze: firanki poobrywane, ko rozbebeszone, szafa otwarta na ie, bielizna wyrzucona na podog, krzesa wywrcone pord stuczonej w drobny mak ludowe amiki. Meteor gwizdn z podziwu i rzek rozgldajc si: Dzie dobry. To pani tak to wsz ? Dzie dobry rzeka pogodnie Marta i przyznaa chtnie: Tak, ja. Po czym dostrzega w spojrzeniu Meteora wyjania: Mciam si. Niech pan sobie jeszcze obejrzy azienk i k Wzorowy obraz dewastacji, skoro wzi pod uwag, e jestem tylko kobieta i czuj si lekko niezdrowa. Wie pan, co to dewastacja, panie Chaciak? Irmo rzek Meteor gosem powanym chc z tob porozmawia. Bardzo chtnie ucieszya si Marta tu jest do nudno. Je jca ksika, jak znalazam, nosi tytu: O racjonalnym zuyciu paliw pynnych i jest dzi szego przyjaciela, inyniera Alberta Wilgi. Albowiem Handbuch des Autorennfahrers z 1939 roku, ktry lea na nocnej szafce, nie uzna pan chyba za fascynujc lektur, prawda? Ju wol rzecz o paliwach. Czytajc uwanie, mona w tym dziele znale elementy autobiogra zne, a nawet nutki zwierze, tym bardziej gdy zna si autora z bezporednich kontaktw t owarzyskich. Irma przerwa ten potok wymowy Meteor; czu si coraz niepewniej, wszystk o, o czym zamierza mwi, ulotnio mu si bezpowrotnie z gowy. Irma powtrzy ja ch ie co wanego, co, czego nigdy nie mwiem nikomu. Prosz rzeka Marta niech si p panie Chaciak. Zao si, e bdzie to jaka rewelacja z dziedziny galanteryjnoodzieowe No, niech mnie pan nie trzyma duej w niepewnoci. Irma zawoa zrozpaczony sw niezr eteor ty jeste fajna dziewczyna! Tak mwi wtrcia skromnie Marta, spuszczajc oczy ie chc panu przeszkadza. Irmo gos Meteora zaama si piskliwie jeste fajna, jes e taka, jak trzeba Przekonaem si o tym wczoraj. Wiesz, e ja te jestem swj chopak, a iewczyna, ktra mnie zaapie, bdzie miaa du pociech. Wierz mi I wybacz te wczorajsze y, nie gniewaj si, posuchaj: co ty na to, ebymy tak pobrali si? Marta wstaa, wyra koczona. Niech mi pan da papierosa powiedziaa, a nastpnie wyja camela z ofiarowanej sobie paczki. Panie Chaciak rzeka, zapalajc zapak prosz mnie natychmiast std wy y pan? Sysz rzek Meteor, aczkolwiek sprawia wraenie czowieka, ktry niczego nie s ma, posuchaj mnie, to nie s proste sprawy. Tylko w ten sposb wszystko moe si dobrze s koczy. Naprawd rzek sabo, zapltawszy si we wasne myli, ktrych ba si wypowiedz nie s proste sprawy rzeka Marta nerwowo. Odwrcia si; zrozumiaa, e to, czego leciu tych sowach dotknli, stanowi o caej sytuacji. Irma rzek cicho Meteor wszystko wc aj syszaa, prawda? Tak rzeka cicho Marta. No, widzisz rzek biernie Meteor ni go wyjcia. Musisz zosta moj on. Tym bardziej e ja tego bardzo chc. By to jaki ak eroci i uczucia w gosie Meteora, gdy wypowiada ostatnie zdanie; Marta spojrzaa na prz yjaniej. Ale narobilimy rzeka delikatnie, biorc tym samym na siebie cz winy za t ne pooenie. Jeste fantastyczna babka! rzek Meteor z uwielbieniem. Po czym usiedli o ok siebie na ku, splatajc bezradnie rce na kolanach i wpatrujc si z rezygnacj w z odog. Z przedpokoju dao si sysze gone pukanie i Meteor skoczy na rwne nogi. Podbieg do d uchyli je. Do ciebie telefon rzek niemiao Wilga. Jaki facet prosi towarzysza Her kiego. To ty, nie? Meteor zamkn za sob drzwi i podbieg do telefonu. Tu Herojewski woa. Tu Wczeniak usysza szybki, nerwowy szept niech pan zaraz przyjeda. Wana pana na gr? spyta przytomnie Meteor. Nie zastrzeg si popiesznie Wczeniak. Gd Ju mam! Jest taki bar zielarski koo kocioa, przy Paacu Staszica, wie pan? Wiem. Ta Dobrze? Jestem za pi minut. Rzuci suchawk i krzykn do Wilgi Wz! Masz dla mnie kod rzek potulnie Wilga. Meteor spojrza z wahaniem na kotar zasaniajc drzwi do m ia, machn rozpaczliwie rk i skoczy ku schodom. Wilga zamkn starannie drzwi od mieszk a, schowa klucz do kieszeni i zasun kotar. Rozklekotana koda pdzia szerok jezdni witokrzyskiej pord ogromnych, nowych, jeszcz tynkowanych gmachw. Po paru minutach Meteor zaparkowa wz za pomnikiem Kopernika, pr zeszed przez jezdni i wszed do maego, czystego sklepu, w ktrym stay trzy stoliczki. P chniao mit, szawi i rumiankiem. Meteor usiad przy stoliku i poprosi o co na nerki. nka w biaym fartuchu przyniosa mu filiank parujcego, wonnego pynu o mocnym, zioowym achu. Meteor spojrza nerwowo po raz dziesity na zegarek: od telefonu upyno ju p god za odlego z gmachu CRZZtu do baru zielarskiego mona byo przeby w cigu trzech minu wolno cierpki, tawy pyn, udajc, e mu smakuje. Wszed Wczeniak i Meteor podnis si. a czekam rzek ostro chodmy. Bar zielarski by zbyt ciasny na poufne rozmowy. Wczen wyszed bez sowa. Nie chciabym si krci po ulicy rzek cicho mog mnie zobaczy. drug stron Krakowskiego i weszli w Obon; minwszy budynek Teatru Polskiego zeszli ku D ynasom. Co jest? spyta Meteor. Wczeniak przysiad na wystajcym murku. Meteor spojr a z pogard i rzek: No? Wczeniak westchn i zacz mwi. Mwi dugo, mtnie i abs

. Meteor nie mg poj, o co mu chodzi. Panie Wczeniak przerwa mu. Co si z panem co panu chodzi? Towarzyszu Herojewski zacz od nowa Wczeniak, z tym samym gorczkowy byskiem w tpych, piwnych oczach, z jakim zaczyna przedtem ja wam dam te dziesi tysi . One u mnie ju le. Dostaem je zaraz po waszym wyjciu. Jakie dziesi tysicy, do ch zdenerwowa si Meteor; myl jego uciekaa co chwila ku Marcie od tych zawiych kombinacji ogarnitego defraudacyjnym szaem Wczeniaka. No, te, ktre dostaem rzek niepewnie W k. A wy mi dacie zaraz pienidze Przede wszystkim Meteor otrzsn si ca si wol adne dziesi, tylko pitnacie tysicy. Tak umawialimy si, kolego, nie? Po wtre ad o rki, dopki nie dostan ostatniego biletu. A w ogle, po choler ecie mnie tu cigali ak? Wczeniak rozejrza si ostronie na boki, chocia ulica bya zupenie pusta. Nutri ajemniczym szeptem, przycigajc Meteora za klapy ku sobie nutrie i bobry botne. Mwi t panu w zaufaniu. Cae pienidze, jakie zarobi na tym meczu, aduj w ferm hodowlan. Sre e lisy, te rzeczy. Od razu pryskam na Ziemie Odzyskane Co za idiota! zastanowi si n e bez podziwu Meteor; zaczyna si powoli orientowa w gszczu kretyskich zamysw Wczeni igantyczny patafian! Zwi go w cigu dwch dni od chwili wyjazdu z Warszawy. A zreszt C o mnie obchodzi? Ja i tak std wyjedam. Na dugo. Zaraz po tym meczu. Z Irm westchn sznie na sam myl o czym takim. Mog szuka towarzysza Herojewskiego. Panie Wczenia wardo nie dostanie pan ani grosza przed sobot. eby panu przypadkiem nie przyszo do gowy pryska do tego czasu. Wyobraa pan sobie, co za klops by pan narobi? W sobot wiec zr, prosz bardzo Da pan ostatni parti biletw i otrzyma pan sto kawakw na rk. I mo a na zbity pysk, dokd si panu ywnie podoba. Herojewski Wczeniak dysza ciko, zb warz do twarzy Meteora ja panu daj dziesi tysicy sztuk, a pan mi nie ufa! Jakie dzi si tysicy spyta Meteor z napiciem: wizja Marty zblada, ockn si w nim rycerz mat m do rozdziau pierwsz parti. Dziesi tysicy sztuk Wprost z kasy pancernej rzek ch Wczeniak i tym razem sowa jego zaczy ukada si w jaki logiczny cig na pierwszy ro Dziesi tysicy biletw, rozumie pan, prosto do rki Le teraz u mnie, na grze Taka pa a drcymi rkami rozmiary i to chc panu od razu odpali Hurtem Da mi pan te sto pi trzebowa i ja postaram si jeszcze dzi o paraf komisji. Jak pan to zrobi? zaintereso a si bystro Meteor wsteczna parafa? Po wydaniu biletw? Zrobi zgrzytn Wczeniak, jelonkow rkawiczk tgi, spocony kark. Moja rzecz, jak to zrobi. Meteor zapali nerw apierosa. To prawda pomyla szybko jego rzecz, jak to zrobi. Ja bior bilety i koniec Co za fart! Prezes mnie ozoci. Zgoda rzek Meteor za p godziny przyjedaj do p zie po bilety i otrzymuje pan na rk dwadziecia pi tysicy. Co! kark Wczeniaka nab czy nabiegy mu krwi dwadziecia pi tysicy za taki sprawny obrt? Za trzy czwarte odd towaru jedna czwarta forsy! Szukaj pan gdzie indziej frajerw! To nie ze mn! Panie Wczeniak Meteor umiechn si zimno po co ta mowa? Jak ja panu dam wicej, to si pa . Widz to po paskich zodziejskich oczach. Znam si na takich obuzach jak pan. I co wte dy? Zasypa, nie? Ja zostaj z uniewanionymi biletami i z ujawnion afer na bie, a pan m a par zotych w rku i jedzie na nutrie. Hodowa bobry, co? I w ogle radz si panu ze mn kci, bo to niezdrowo. Chce pan da hurtem, to dobrze, nie, to nie. W sobot da mi pan ostatni parti biletw i dostaje pan reszt forsy gotwk do kieszeni. adnych innych tach midzy nami nie bdzie. Wczeniak wpatrywa si w Meteora lekko zbaraniaymi oczami: celn asno tego rozumowania ogupiy go do reszty. Dobrze rzek po chwili niech pan przy z ludzi i wszystkie zapotrzebowania. Trzeba si zastanowi, jak im wyda tak pak. W kady razie niech przyjedaj ju, pki jest baagan w biurze. Dobra rzek Meteor to rozu az mwi pan jak powany czowiek. Przyl zaraz kilku facetw. Zrobi tam na grze u pana t ocio, e bdzie mona wynie pianino bez pozwolenia, a nie tylko tak paczuszk. Ale za zemia si gupio Wczeniak i doda tonem zwierze: Panie Herojewski! Trzy lata czekaem zabaw u tych tam wskaza gow kierunek, w ktrym znajdowa si gmach CRZZtu skombino s, udawaem towarzysza i marzyem o takiej zabawie. I o duej forsie. Siedziaem na akad emiach, klaskaem, krzyczaem co trzeba, niech yje i precz. I przez cay czas kombinowae m, jak by tu ich uderzy na takie sto tysicy. No i s. Sztukno si ich, co?

Teatry przed wielk premier i sztaby przed decydujc bitw znaj doskonale nastrj, jaki owa w gabinecie prezesa Filipa Merynosa w lokalu spdzielni Woreczek. Pozornie jest to nastrj kompletnego zamieszania, lecz tylko pozornie: bowiem gorczkowa, lecz pena o ptymizmu i nadziei dziaalno sprawia wraenie kracowego rozgardiaszu. W ten sposb objaw a si dynamika dziaajcych si, ktr mdrzy wodzowie umiej trzewo ocenia, opanowywa i nim momencie przetworzy w kocowe zwycistwo. Filip Merynos, siedzcy spokojnie za biur kiem i palcy papierosa, spoglda okiem dobrego gospodarza na szamoczcych si wrd blank

, kwitw i piecztek Kruszyn i Aniel, podczas gdy Lowa Zylbersztajn z mozoem wystukiwa eksty zapotrzebowa na maszynie do pisania. Starczy wam blankietw? spyta Merynos Kru szyn, podpiewujcego wesoo piosenk Jasne soneczko pno dzi wstao Chyba starczy k nie, to skocz do tego drukarza na Pask. Dostuka na lewo jeszcze par sztuk. W tej c hwili drzwi otworzyy si bez pukania i stan w nich Jerzy Meteor w pozie triumfatora. Wszyscy od razu zrozumieli, e przywiz on nowy sukces i e zasuone powodzenie spyn pracowit trzdk, albowiem zbona pilno popaca i bez pracy nie ma koaczy. W kichy! zameldowa z entuzjazmem Meteor panie prezesie, pozwalam sobie donie; dzie i tysicy podunych kartonikw, opatrzonych legalnym znakiem wodnym i uprawniajcych do jrzenia meczu PolskaWgry, jest w tej chwili do odebrania! Za kady z tych podunych pas kw papieru agenci nasi uzyskaj w niedziel po sto zotych bez trudu, o ile nie wicej! Jeste genialny hochsztapler. Jurek! zawoa rozpromieniony Merynos. Zylbersztajn poki wa gow: Co ty mwisz. Jurek? Aniela powiedziaa patrzc z uznaniem na Metcora: Pop aki dzyndzel, zamanego grosza by za niego nie da, a tak potrafi zaatwi Kruszyna nic n e powiedzia, tylko westchn jak miech i klepn przyjacielsko Meteora w plecy, spod ktr pieszczot Meteor ugi si i zakaszla niebezpiecznie. Ty chamie wychrypia bez uraz uszyny twoje arty Ten Wczeniak to drewniak rzek po chwili Meteor, siadajc na biurku Merynosa i zapala jc papierosa. Chce pryska, urywa si. Jego sprawa, prawda, panie prezesie? Nas tylko obchodzi, eby nas nie obsmyczy i dlatego mam mu dzisiaj da tylko dwadziecia pi patyk a reszt w sobot, kiedy zasunie nam dodatkowe pi tysicy sztuk. Dobrze zaatwione? Cudownie rzek Merynos. Caego pitnastaka wykrcie? Panowie rzek uroczycie, ws emy panami rynku. Mona si nie spodziewa adnej konkurencji tote cen wywoawcz biletu amy na sto pidziesit zotych! W niedziel przed poudniem dojdzie ona prawdopodobnie do tych trzystu, na zasadzie ekonomicznego prawa poday i popytu! A wtedy obliczy byskaw icznie w pamici po odliczeniu kosztw, okoo dwch milionw wpynie do tej kasy wskaza falnie kas ogniotrwa w kcie pokoju. Przez chwil zastyg w tym hieratycznym gecie, za wszyscy znieruchomieli jak chr w grec kiej tragedii wok bohatera. Panie prezesie ockn si pierwszy Meteor trzeba organizowa odbir. Niech jedzie Kru z facetami z wydziau biletowego albo z gwardii. Ja pruj do Wilgi Jestem uwizany do tamtego telefonu, to jest jedyny kontakt z Wczeniakiem popieszy z wyjanieniem i kasz ln nerwowo. Dobra rzek Merynos. Podpisz tylko przekaz na fors dla tego Wczeniaka i powiedz dok nie Kruszynie, co i jak ma robi. Wyj z biurka ksieczk czekow spdzielni Woreczek na dwadziecia pi tysicy. Robert rzek do Kruszyny podejmiesz pienidze po drodze temu Wczeniakowi. Tylko rozerwij przy nim paczk i sprawd, czy to bilety, pamitaj! Meteor pochyli si z Kruszyn nad stolikiem i rysowa mu plan wejcia do gmachu CRZZtu i o Wydziau Imprez i Widowisk. Tu zaparkujesz chevroleta wskazywa. Pjdziecie od razu na gr. Gdyby portier was zahaczy, to powiesz, e idziecie po bilety Prawd trzeba mwi u Tam cign tumy z zapotrzebowaniami, wikszych trudnoci nie bdzie. Ju powiedzia n, kadc ostatni kropk. Wszystkie zapotrzebowania gotowe. Pakuj je. Robert wsta, pr ign si, podszed do okna i zapali papierosa. Co si czowiek naharuje za te par gro iwajc smtnie gow i dubic w nosie a co si nadenerwuje Jurek rzek Merynos do Meteora, ktry zabiera si do wyjcia ile ostatecznie przyrze Wczeniakowi za wszystko? Sto tysicy rzek Meteor. Dasz mu pidziesit rzek Merynos z askawym umiechem i tak bdzie szczliwy. Powi urencja wypucia duo towaru na miasto i e numer nie wyszed. Niech si procesuje z obywa elem Kudatym, jak mu si nie podoba. askawy umiech zmieni si naraz na jego twarzy w mas takiego okruciestwa, e poowa radoci z odniesionego sukcesu opucia serce Meteora. dyby si nie urywa doda z mdrym umiechem Merynos dostaby ca fors, bo mgby s da. Ale skoro chce pryska, to my nie bdziemy zaopatrywa w rodki pienine malwersanta, y narazi pastwo na straty. Nie pomoemy mu w ucieczce przed karzcym ramieniem sprawie dliwoci.

Meteor wstpi na obiad, a nastpnie pojecHal do Wilgi. Przez cay czas obiadu zastanawi a si, jak by tu przywie Marcie co ciepego do zjedzenia; sdzi, e taki dowd troskli mnstwo korzyci w efekcie. Nic jednak nie wymyli, wobec czego kupi dwadziecia wieych tek i pojecHal na Krochmaln.

W garau odnalaz Wilg. Nie ten sam czowiek pomyla Meteor na jego widok z niepokoje biad, Alu? spyta z koleesk troskliwoci. Nie odpar Wilga nie mam apetytu. znika gdzie zimna, wielkopaska obojtno, wyglda teraz na zbankrutowanego sklepikarza mu zabrano spokojn przyszo. Co ci si stao? zdenerwowa si Meteor. Czego robisz edie? Przecie nikt ci jeszcze gowy nie urwa. Meteor rzek Wilga ja ju jestem zmc a caa afera moe si smutno skoczy, a ja ju nie mam si na ucieczki, na zmiany miejsc z eszkania, na zaczynanie wszystkiego od nowa. Id, napij si kielicha, to ci dobrze z robi rzek drwico Meteor. Wszystko bdzie w porzdku, Alu, zobaczysz. A z t Irm to i. Wilga spojrza na Meteora: co z dawnej lodowatej ironii byso w jego wyblakych ocz . I obudzisz si z rk w nocniku rzek zoliwie. No, chod, za si! zaperzy s o to? Nie sta mnie na on? Nawet na najadniejsz? Wilga nie odpowiedzia i powlk si rem na gr. Marta siedziaa tym razem w stoowym i jada pomaracze, korzystajc z rozszerzonej przest rzeni yciowej. Wstaa z fotela, gdy weszli do pokoju: w postawie jej nie byo owego n onszalanckiego humoru, z jakim powitaa Meteora przed poudniem. Wygldaa na zmczon, wyc erpan nerwowo, skonn do pertraktacji. Panie inynierze rzeka pierwsza prosz mnie uci. Wilga przekn lin i rzek z resztk dawnej wytwornoci: Gdyby to zaleao od teor do patetycznie nie pjdziesz std przed poniedziakiem. Za w poniedziaek wyjed szawy. Ty i ja. Wemiemy cichy lub w jakim maym miasteczku, w drewnianej wiejskiej ka pliczce. W oczach Marty przeraenie zmieszao si z rozbawieniem. Niech pan nie bdzie zieckiem, panie Chaciak zacza. Panie Meteor poprawi Wilga czas nareszcie skocz i. Wszystko jedno rzeka Marta. Tobie nie moe by wszystko jedno, jak si nazywam! wa jej ze szlachetnym oburzeniem Meteor. Jest mi absolutnie wszystko jedno rzeka M arta i niech pan wreszcie zrozumie, e ja mam star matk, ktra rozchoruje si ze zmartw enia i niepokoju o mnie. Trudno rzek Meteor z determinacj. A moe? Zastanowi si iwoci skontaktowania Marty ze star matk przed wyjazdem. To by j bardzo do mnie przywi pomyla. I mam narzeczonego, ktry jak pana dopadnie, panie Chaciak, to bdzie pan musi a szuka fragmentw swej osoby po caej Warszawie! zakoczya Marta niezrczn grob. ch to my dymamy rzek wulgarnie Meteor. O, Boe! westchna Marta z rozpacz, usiad eznadziejnie rce. Pucie mnie std! krzykna naraz gono, podrywajc si na nowo. spokoi! rzek ostro Wilga, po czym spojrza bojaliwie na drzwi. Irma zacz Meteor t pertraktacji a gdybym ci puci, to co? Przysigam zawoaa Marta e nic mnie wic zi. Zapomn o was i o tym wszystkim, co tu byo I co tu syszaam. Natychmiast po wyjciu tej bramy. Jak mylisz, Alu? Meteor spojrza pytajco na Wilg. Nic nie myl rze czym nie chc myle. To twoja sprawa. W tej chwili rozleg si ostry dzwonek do drzwi. W lga poszed, by otworzy, zapominajc w zdenerwowaniu zamkn drzwi od stoowego. Na progu tan Robert Kruszyna, dziercy oburcz spory pakiet, owinity szczelnie szarym papierem i mocno obwizany sznurami: jeden rg pakietu by naderwany, jakby w celu zbadania jego zawartoci. No, czego pan si guzdrze, inynierze? zawoa Kruszyna z weso niecierpli eraj pan, rce mi mdlej Pakiet by czworoktny, wielkoci sporego patefonu i widocznie . Co? Jak? Co to jest? Po co to? wybka Wilga cofajc si zaskoczony, zapominajc zamk wi od mieszkania. W gbi Meteor sta nieruchomo, zmieniony w tak zwany sup soli. Pan p rezes kaza przywie tutaj powiedzia Kruszyna, wyranie zadowolony z gadko zaatwionej wy prezes powiedzia, e razem z t tu dych ma pan inynier teraz jedenacie tysicy szt do soboty urwa nagle, spostrzegszy Mart, ktra staa nieco z boku. Zwolni kroku, ale mg si ju cofn: zwali ciko pakiet na st, pomidzy resztki wczorajszej uczty, i op ronnie ramionami, jakby pragnc go osoni. Co to? rzek ogupiay gocie? Malekie r si pan wybra! Ostatnie sowa skierowane byy nie wiadomo do kogo, do Wilgi czy do Met eora, za na twarzy Kruszyny odbia si wytona praca myli. Pani to ja skd znam rz Aha przypomnia sobie. Co ona tu robi? odwrci si zdezorientowany do Wilgi. S bu zacz szybko i nerwowo Meteor to caa historia i nie ma teraz na ni czasu. Do n masz trzyma jzyk za zbami. Nikomu, syszysz, nawet prezesowi Meteor podszed do Krus y i schwyci go kurczowo za klap. Zrozum, Bobu, to dla dobra sprawy mwi tonem arli erswazji. Dla nas wszystkich. eby si cay tachel uda. Jak teraz zaczniemy sobie wszys tko wyjania, to by potracimy. Prezes musi mie woln gow, nie mona mu jej niczym zapr bu, rozumiesz? Rozumiem rzek Kruszyna ale nie bardzo. Co w tym jest nie tego. Ja b lety przywiozem. Cholera! pokiwa gow kompletnie otumaniony. Skd ona si tu wzia? ze! rzuci nagle, zapi marynark i skierowa si ku wyjciu. W chwili gdy chcia uj hyliy si same, jakby uprzedzajc go; otwieray si wolniutko, niemiao i w szparze ukaza najpierw okrga czapka z trbk, herbem poczty, a potem spocona, wsata twarz. Powoli w z

wikszajcej si szparze stana caa posta w rozpitym mundurze, z wielk torb na biodrz wyky warszawski listonosz: w wycignitej do przodu z ostron uprzejmoci rce, gestem c a, ktry nie chce przeszkadza, podawa w przestrze pokoju jakie ofrankowane czasopismo w banderoli, mwic stereotypowo: Prenumerata, panie dyrektorze, nowy numer Sprzga. zyna zacz si cofa do tyu, jak przed wynurzajcym si z ciemnoci posgiem Komandora. Z sza, naga, potwornie cika, krtka i brzemienna w groz. Rozerwa j krzyk Marty. Prosz pana! Prosz pana! krzyczaa przejmujco, zachystujc si szybkoci wyrzuconyc sw po milicj! Milicja! Niech pan ucieka! Pomocy! Po milicj! Po mil Ostatni wyraz uwiz w doni Meteora, spadajcej na jej usta, drug rk Meteor pochwyci j wp, cisnc kurczowo do siebie. Wtedy na wysokoci zadania stan take Kruszyna: tygrysi kokiem osign drzwi, wycign do przodu rami i szarpn potnie ku sobie. Listonosz po dek pokoju jak wessany przez elektroluks, potkn si i upad przy stole. Kruszyna przes adzi jednym susem korytarzyk, zasun kotar, zatrzasn drzwi od kantoru, a nastpnie od wego. Genialnie, Bobu dysza ciko Meteor; puci Mart, ktra osuna si na fotel b czole inyniera Wilgi widniay grube krople potu, jego blade oczy wyaziy z orbit jak u olbrzymiej, nadtej z przeraenia aby. Listonosz gramoli si niezgrabnie, usiad na pod ze i zacz mwi cicho, jednostajnie, miarowo: Panie dyrektorze, przepraszam, ja nie wi edziaem, ja czowiek sumienny, drzwi byy otwarte, szukaem pana inyniera w biurze, chci aem dorczy osobicie, drzwi byy otwarte, pan dyrektor tak adnie zeszym razem mylae odda przesyk do rki, drzwi byy otwarte zeszym razem pan dyrektor czstowa mnie wd m, Antoni Pajk, pan dyrektor sobie przypomina? Przesta trzeszcze! wrzasn Kruszyna istonosz Antoni Pajk zamilk pywy ze strachu. I co teraz? spyta Meteor; czu si j oszony ptak: wydawao mu si, e ju nigdy w yciu nie bdzie wiedzia, co ma uczyni za ch ilga wyj chustk i otar pot z czoa: w gecie tym bya zapowied nadcigajcej histerii, dziwo! Nagle co przeistoczyo si w postawie Wilgi: nieporadna, zamana sylwetka pocza s prostowa, sztywnie dawny beznamitny, opanowany inynier Albert Wilga oy, jak gdyby p wpywem przecigajcych huraganowo przez ten pokj wypadkw, Jak tak dalej pjdzie powi z lodowatym humorem to trzeba bdzie si zastanowi nad statutem wiziennym i podzieli t mieszkanie na cele. Robert zwrci si rozkazujco do Kruszyny zabieraj go std! wsk listonosza Pajka. Nic nie chc o nim wiedzie. Zrb z nim, co chcesz, co uwaasz za sto owne, tu on nie moe zosta. Do mam kopotu z ni wskaza na Mart. I to tu pooy a stole pakiecie te lepiej zabierz. Ten lokal ju jest spalony. Pojad sam do prezesa i powiem mu o tym. Nie! krzykn przeraliwie Meteor: twarz skurczya mu si w panice wspomnienie Merynosa, gotw by na wszystko, byle nie na rozmow ze swym szefem. Mam p omys! zawoa szybko, z nadziej w gosie. Irma! Do siebie! krzykn rozkazujco: po rt z fotela i nagym, brutalnym ruchem pchn j do alkowy, zatrzaskujc za ni drzwi na k z. Chodcie rzek do Wilgi i Kruszyny. Wyszli we trjk do kantoru, zamykajc za sob s nie Pajka. Warsztaty byy ju puste, z garay dochodziy sabe szmery, za oknem zaczyna s chy majowy wieczr. Zrobimy tak rzek Meteor, ykajc gorczkowo lin tego listonosz odliwi si. Trudno. Nie teraz rzek chodno Wilga wszystko po niedzieli. Jak tamte sp awy zaatwi si pomylnie, to oddamy tych dwoje Kudatemu. Niech o nich decyduje. Innej r ady nie ma. Racja rzek Kruszyna teraz nie czas na drobnostki. Kudatemu? uwiadomi ie naraz, przy spnionym refleksie, ca groz tej propozycji; przypomnia sobie mier Ku Wirusa i gorcy pot zwily mu plecy. Po co od razu Kudatemu wyszepta Kruszyna. O otem rzek gorczkowo Meteor na razie, Bobu, zabierz tego listonosza do mnie. Zrobimy z niego tumok i zoymy go u mnie, na grze. Do niedzieli. Prawda? szuka oczami u Wilg aprobaty tego rozwizania. Susznie rzek Wilga. I bilety te tam. Tam bdzie bezpie j. Tu mog szuka tego listonosza. Wida byo, e pragnie si pozby biletw za wszelk c jd Irm zamia si nerwowo Meteor nie, nie. Bilety nie mog by tam, gdzie on. Ja mog ie wraca do domu, co tam mam, par koszul tylko. A z tym listonoszem moe by jaka niepr zewidziana draka i bilety przepadn. Do tego nie mona dopuci w Meteorze ockn si prz orca. Bilety zawieziemy na Prn, nie ma rady. Co ju powiemy prezesowi. A Irm zabior o rano. Znajd dla niej jak melin, nie bj si, Alu, ja mam jeszcze mety w Warszawie. a rzek Kruszyna dobrze mwisz, Jurek. Masz par ludzi ze sob, Bobu? spyta Meteo ek Kruszyna siedz w chevrolecie. To ju. Idziemy wiza! rzek Meteor i grdyka pods u w chudej szyi. Weszli do pokoju. Na ich widok Antoni Pajk, ktry sta przy stole w postawie skazaneg o na mier, cofn si pod cian. Syneczku rzek do Robert Kruszyna podchodzc: poch rzodu gow i wycign przed siebie otwart do ruchem perswazji. Syneczku powtrzy iechem, odsaniajc krtkie, mocne zby jak bdziesz si zachowywa spokojnie, to nic ci

nie stanie. Panie! zawoa z nieoczekiwan godnoci Antoni Pajk uprzedzam pana, e astwowym urzdnikiem pocztowym na subie! e za napad na penicego sub funkcjonariusz pan surowo! To mwic zasoni si torb pen listw, jakby insygnium swego znaczenia. uszyny spady Pajkowi na kark, zdary mu z ramion symboliczn torb i rzuciy w kt. Listy zsypay si po pododze. Ludzie czekaj na te listy! zawoa wielkim gosem Antoni Paj mooona! Aaaaarhh! tamszony, gardowy skowyt zakoczy to szlachetne woanie. Na drzwia alkowy rozleg si oszalay omot drobnych pici Marty. Rcznik! Firanki! Obrus! dar a prdko! Przysiad na Pajku, podczas gdy Meteor otworzy drzwi do alkowy, odepchn g ie Mart i chwyci j w krpujcy ucisk. Wilga wyszarpywa bielizn pocielow z szafy. Po ntoni Pajk lea piknie zakneblowany na pododze: z biaego tumoka sterczay tylko nogi ych, przewiewnych sandakach. Jad przygotowa mieszkanie. Bd na was czeka przed bram i Meteor i wyskoczy z pokoju. Po chwili da si sysze szum motoru rozklekotanej kody arakterystyczny stukot jej zdezelowanej karoserii. Wprowad chevroleta do garau, to go zniesiemy rzek Wilga do Kruszyny, wskazujc na opakowanego Pajka. Kruszyna zbieg na d. Niebawem mocny warkot buldogowatej ciarwki, wtaczajcej si wolno do garau, roz pod podog warsztatu. Kruszyna wrci na gr i ciko stkajc przerzuci sobie bezwadne rami; oparta ramieniem o framug drzwi od alkowy Marta zakrya usta ruchem penym groz y, jakby powstrzymujc okrzyk przeraenia. Na dole Kruszyna wrzuci Pajka na elazn platform z tyu wozu i nakry go brudn plandek zym wskoczy raz jeszcze na gr po bilety, ktre uoy starannie pod aweczk lory. Pan ze rzek do Wilgi, ktry zszed na d ale kto z tym poleci? Ja musz zaraz na Prn. dii zsadziem z wozu, po co maj wiedzie. Pol ich tramwajem na Wilcz, to zaczekaj prze ram, razem z Meteorem. Zaraz ci kogo dam rzek do skwapliwie Wilga i ruszy w stron go, owietlonego kta garau, gdzie krcili si jacy ludzie. Kitwaszewski powiedzia p chod no tu! Od pracujcych w kcie przy oponach oderwa si wysoki, chudy mczyzna w j, siatkowej koszulce i wytuszczonej cyklistwce na gowie; typowym dla mechanikw ruch em ociera rce o ty wieccych od smarw, drelichowych spodni. Sucham pana inyniera? grzecznieniem. Zrobisz dwa kursy na tej chevrolecie rzek Wilga, wskazujc ciarwk cz i na Prn. Na Wilczej bdzie czeka przed bram pan Meteor, znasz go, prawda? Znam akn Kitwaszewski. Co to? spyta Wilga wdk pie? Tycityci rzek wzgardliwie co nic. Niecay litr na trzech. Hmmmm zatroska si Wilga i puci ciebie teraz na k nie inynierze w pmroku garau wida byo, jak lnica twarz Kitwaszewskiego zbiega si zone zmarszczki cwaniackiego umiechu nie ma o czym mwi. Co to znaczy taka kropla? I to kto ma zastrzeenia, pan inynier, taki fachowiec! Ju dobrze rzek Wilga siadaj ed. Kitwaszewski podszed do chevroleta, wspi si lekko i wprawnie do szoferki i zapu otor. Kruszyna wszed na stopie i poda mu dokadny adres, a nastpnie wybieg przed bram zaja! gwizdn przez zby. Od grupki modych ludzi, palcych papierosy wok elaznej lat derwa si niewysoki facet. Kruszyna rzuci mu par szybkich zda, po ktrych Szaja kiwn , robim rzd i idziem std rzek Szaja, wracajc do swych ludzi: gwardia wsadzia rce w szenie i ruszya w stron ulicy elaznej rozkoysanym krokiem. Robert Kruszyna wrci na gr. Wilga siedzia w fotelu palc papierosa i wpatrujc si w M tojc cigle nieruchomo w framudze drzwi do alkowy. W oczach Wilgi pony nie znane dotd uszynie byski. Robert rzek Wilga wolno po tych wszystkich przykrociach, jakich doz alimy od tej pani, czy nie naley si nam jaka rekompensata? Rekompensata? spyta Kru na nieporadnie, gdy nic rozumia tego sowa. Ja myl rzek Wilga i prawa grna powie drga z niebywaym przypieszeniem. Ja myl, Robert, e ty jeste rwny chop i prawdzi I wiesz, ile si czowiek nacierpi w yciu od tych dziwek. Ile ci krzywd wyrzdz, ile nu merw zrobi, ile razy ci wystawi tykiem do wiatru, byle tylko kto inny takiej podleci. To racja przyzna Kruszyna suszna mowa, panie inynierze Westchn rozgonie na czego, o czym wola nie mwi. Marta cofna si za prg, oczy rozszerzyy si jej z przer razu wiedziaa, do czego zmierza ten spezy, wyblaky, straszliwy facet. Nagym ruchem za trzasna za sob drzwi i byskawicznie zacza pcha co cisze sprzty alkowy w ich stron to bdzie? Co to bdzie? Jak ja dygotao w jej rozpalonym przeraeniem mzgu. Nie mogo ohydniejszego od strasznej zapowiedzi, ktra drgaa w gosie Wilgi. Cha, cha, cha zami si Wilga, jakby podniecony akcj Marty, jego ysa czaszka pokrya si purpur syszysz, aduje si? Dziewica si znalaza! Rzeczywicie przytakn Kruszyna rozbawiony co now sposb certowania si, cha, cha, cha. Wszystko pic i fotomonta. No. Robert, do dziea! zakomenderowa Wilga i krzykn: Ty, Ala w krainie czarw! Druga Nina! Otwieraj oraz amieniem w drzwi. Meble odsuny si z lekkim chrobotem nawet pod tym pchniciem. To pan inynier chce tak na si? Na chama? domyli si dopiero Kruszyna. Co nie tego Czyt

rainie czarw? To fajna knypa, nie? zacz naraz z duym nakadem zainteresowania. Zupe ezmylnie wpar si potnym barkiem w drzwi, dlatego tylko, e gdy kto co robi, Robert a musia pomaga, bo tak ju mia natur: rozleg si Haas rozsuwanych sprztw i drzwi p u. W kcie pokoju staa Marta z cik popielniczk z brzu w rkach. Jeli ktry zac o policzkach pyny jej zy, wielkie i byszczce jak srebrzysty groch. Bobu! rzek c zejmujco Wilga ap j! Sun przed siebie nienaturalnie sztywny, prosty jak ruchomy so lodu, oczy szkliy mu si niebiesko jak w halucynacji. Zetnijcie mi gow szepna Mar zsensownie. Cha, cha, cha zamia si serdecznie Kruszyna po co takie rzeczy? Od razu gow? Zupenie jak Krlowa Kierw w .Ali. Wida byo, e myli jego bawi cigle przy o lekturze. Taaak powiedziaa goniej Marta, zwracajc si wyranie do Kruszyny tylko te ciasteczka z napisem Zjedz mnie, ktre pomagaj w kadej sytuacji? To pani czytaa rainie czarw? ucieszy si Kruszyna. Oczywicie, e czytaam rzeka Marta, ykajc hana ksika umiechna si tak promiennie i zniewalajco, e Kruszyna a przetar oczy a: w umiechu tym dojrza bowiem naraz Al i Biaego Krlika, Susa, Ksiniczk, Zajca Ma lusznika i Krla Kierowego jednym sowem to wszystko, za czym tskni, a czego nigdy nie widzia ani w swym utraconym dziecistwie, ani te nigdy pniej. Ten podwieczorek zac bko zupenie jak w yciu A Kubusia Puchatka czytaa pani? spyta niemiao, nie wier tka tak bratni dusz w wiecie penym obcoci. Czytaam westchna Marta. Uwielbiam pouchego. Inynier Albert Wilga szed przez alkow krokiem lunatyka: znalazszy si obok arty nie zatrzyma si, lecz szed somnambulicznie dalej w stron kuchni jak strzaa, ktra chybia celu i porusza si bezuytecznie w przestrzeni. Prosz pani Robert Kruszyna st w postawie penej nieokrelonych emocji, zaciskajc i otwierajc donie ruchem czowieka, k y ma mnstwo do powiedzenia i dlatego nie wie, co mwi, od czego zacz ja chciabym z p pogada, bo widzi pani, ja to strasznie lubi i zawsze to czytam. To takie ciekawe um iechn si dziecico i takie adne. liczne! Oczy jego zetkny si ze wzrokiem Marty erwszy w yciu Robert Kruszyna znalaz zrozumienie dla tych spraw i dla swoich uczu w oczach dorosego czowieka. Ja teraz musz i rzek popiesznie ale wrc tu Posta adamy, dobrze? Tak strasznie si ciesz, e pogadamy, dobra? Dobra umiechna si ciep niech pan szybko wraca. Inynierze zawoa Kruszyna jad na Prn. Z kuchni nie do dwik. Inynier Albert Wilga sta przy zlewie i dra na caym ciele jak w ataku febry. Os nia szansa zawioda, wraz z odejciem Kruszyny koczyo si wszystko. Sam nie dokona nigdy tego, czego pragn optaczo, mimo strachu, przez ca ostatni dob. Opanowa si, zapal a i wszed do alkowy. Dobrze rzeki sucho odwioz ci. Wyszli razem z mieszkania i W a zamkn je starannie na klucz. Na dole wyprowadzi z garau oliwkowego humbera. Innej maszyny nie byo pod rk.

wietny wz pomyla Geniek migo, przyhamowujc lekko na skrzyowaniu Jasnej i wito zesny, jasny wieczr, sygnay wietlne skrzyowania gray piknie, stonymi kolorami, na t ch murw. Geniek pogadzi z uczuciem kierownic chausso na: wz by pusty, zupenie nowy paru dni Genkowi znw dolega stuczony przed picioma tygodniami obojczyk; mimo e Geniek wrci do pracy, uywano go raczej do przeprowadzania pustych autobusw z zajezdni do z ajezdni lub na wymiany, w miejsce uszkodzonych w kursie wozw. Jazda pustymi autob usami na nie utartych trasach dostarczaa specyficznych przyjemnoci. W dugim wntrzu a utobusu pachniao wieym lakierem, farb i nowiutkimi obiciami siedze z imitacji skry. G niek czyta gdzie, e lotnicy i marynarze wierz w dusz statku czy samolotu, mwi o swyc aszynach czy parowcach, e s dobre lub zoliwe, odwane, przyjazne albo wrogie ludziom. autobusami jest tak samo pomyla maj dusz. Jak ten na przykad. Wyjtkowo sympatycz k. JecHal wolno, spokojnie, rozgldajc si niefrasobliwie na boki spoza przestronnego wizjera przedniej szyby chaussona. Wyjedajc z Jasnej w ulic Zgoda dostrzeg dugi szereg aut osobowych, stojcych za dworn rolejbusami przed trjktnym sercem miasta placykiem na skrzyowaniu Brackiej, Szpital nej i Chmielnej. Ulica bya tu wska, ruch pojazdw duy, miejsce oywione. Przejazd zamknity by na chwil przez regulujce ruch sygnay, za trolejbusy na przystank czyniy dodatkowy zator. Geniek zwolni, przyhamowa i przystan tu za lnic piaskowym em warszaw; pomidzy autobus a jezdni zdoaa si jeszcze wlizn malutka dekawka. Lew awi woln, nie pieszc si do zajcia lepszego w szeregu miejsca i respektujc grzecznie episy. Zdarzenia na jezdni mieszcz si w sekundach lub w zgoa dziesitnych czciach sekundy. Ki dy i jak Geniek migo dostrzeg nadcigajce nieszczcie, kiedy zrozumia w byskawicznym u, co si dzieje czy dzia bdzie tego nie sposb sprecyzowa. Przytomno umysu niektr

sprawia, e wiedz oni o uamek sekundy wczeniej i z nieomyln dokadnoci to, co nastp iutki bysk chwili. Ktem oka Geniek dojrza lecc z niedozwolon szybkoci od strony uli enkiewicza buldogowat ciarwk marki Chevrolet: jej paska, okratowana maska migna w , krtki, krzepki ksztat wozu wbi si w wolny pas lewej strony ulicy, gwacc wszelkie pr wida ruchu, po czym dao si sysze wycie cigncych si po asfalcie, unieruchomionych op hevrolet skapotowa gwatownie, zarzuci szerokim ukiem po chodniku, rozleg si straszny rzyk, chevrolet spi si w dziwacznym podrzucie jak ko przed przeszkod i wyrwa, despera ko lawirujc, w gstw ruszajcych do przodu pojazdw. Na bruku chodnika, pomidzy sklepem ptycznym a sklepem z bielizn, pozosta trup modej dziewczyny o odraajco rozrzuconych n ogach. Wrd uruchomionego odlegym sygnaem potoku aut zaczy si plta gorczkowo biegnce pos etrze rozebrzmiao krzykiem, tumultem, woaniem. W ten, rozpaczliwy Haas wdaro si bucze nie potnego klaksonu. To trbi Eugeniusz migo. Przez uamek sekundy zbiega do serca k pada mu zason na oczy, jego zblada, staa pod wraeniem wypadku twarz skurczya si, od mgy przeraenia renice zalniy zimn, straszliw wciekoci. Kadc si caym cia uwolni autobus z gstwy pojazdw; potny ksztat chaussona zadygota z wysiku i run z o przodu. Wczony klakson rycza gniewnie jak nieubagany mciciel. Oczy kierowcw i przec odniw rozszerzyy si szalecz emocj na widok tego ruszajcego w pocig olbrzyma, balkon kna domw nabiegy gapiami, ulica jakby znieruchomiaa. Chausson przewali si przez skrzy wanie i ulica spyna gstymi i szybkimi potoczkami toczcych si ku lecej dziewczynie jak skra ludzka krwi po ciciu chirurgicznym lancetem. Po to, aby w tych warunkach dokona akrobatycznej wolty cikim autobusem, trzeba by ni e lada kierowc. Eugeniusz migo by nim, ale nafosforyzowana przeraeniem twarz nad kier ownic buldogowatego chevroleta naleaa take do doskonaego kierowcy, a ponadto zuchwaeg i wyzbytego skrupuw. Resztki alkoholu zniky z czujnego spojrzenia ulicznego drapiec y, pozostaa sama wola walki i ujcia pocigowi za wszelk cen. Albowiem szofer Kitwaszew ski wiedzia dobrze, e tak czy inaczej pocig za nim ju si rozpocz, nie wiedzia tylko jak i na czym go goni. Jednym naciniciem gazu przeskoczy zamknite czerwonym wiatem A eje Jerozolimskie, kluczc pomidzy hamujcymi zgrzytliwie tramwajami, i rzuci si w Kruc z. Przeci mu drog wynurzajcy si z Nowogrodzkiej powolnie pykajcy cignik z trzema pr pami; w ogarnitym walk umyle Kitwaszewskiego bysa przez uamek sekundy rozpaczliwa kon eczno rozjechania przyczep. Powcign si jednak i zwolni. W dech! pomyla w pani z szoferki i chwytajc jednym spojrzeniem zamknite za nim sznurem pojazdw Aleje Jero zolimskie teraz piorunem na Wilcz! Nie zdy nawet doprowadzi tej myli do koca, gdy zecznej rzeki ulicznego ruchu rozleg si ryk potnego klaksonu i z rzeki tej wynurzy si niepojtym sposobem autobus, prujcy w poprzek nurt jezdni jak eb czerwonokremowego wi eloryba. Goni na chaussonie. Na pewno milicja w rodku pomyla Kitwaszewski i zy um chyli mu grn warg nad yskajcymi zbami. Wpar si w ciemno szoferki, nacisn gaz i batycznym skrtem ostatni przyczep, powodujc karkoomne zarzucenie nadjedajcego z prz ej strony trolejbusu. Z trolejbusu wychyli si blady jak mier kierowca i trzs rkami z mykajcym w gb Kruczej Kitwaszewskim. W uamek sekundy potem kierowca trolejbusu musia byskawicznie cofn gow, chronic j przed leccym jak tornado chaussonem, ktry otar s o zdrtwiay ze zgrozy trolejbus. W wskie ulice! tuko si po gowie Kitwaszewskiego ykouj, drania! Nagym wiraem omit naronik Hoej, zarzucajc gboko tylnymi koami n zymujcy si na odgos rozptanych motorw przechodnie a przysiedli z przeraenia, widzc, ty chevroleta przepywa o milimetry od ciany naronego domu, lecz nie zdyli jeszcze uni rzygitych paniczn emocj korpusw, gdy duga, czerwonokremowa masa chaussona wwalia si ira z oskotem szyb w oknach. Autobus jakby si wygi czarodziejskim sposobem i opyn z tak e niektrzy przechodnie na Kruczej przetarli oczy w oszoomieniu i przysigali pote m, i widzieli gumowy autobus, zwijajcy si w fantastyczne elipsy jak szale w rkach ch iskich tancerzy. Pcha mnie w wskie ulice, sukinsyn! zgrzytn Geniek migo: czu si li wronity w autobus kadym nerwem, wydawao mu si, e to ogromne cielsko wozu zdolne je t do gimnastycznych porusze wedug jego woli. lepa furia ustpia w nim miejsca stalowym , zatrzanitym jak kajdanki decyzjom. Nie prynie! myla Geniek i sama zawzito wyp od nastroszonych wsikw po przymruone bolesnym napiciem oczy. Ty chevroleta mign w k isku Marszakowskiej. Geniek wczy rozdzierajcy klakson i gdy chevrolet, siejc popoch, toczy karkoomny uk wok skrzyowania Poznaskiej i Hoej, potny chausson w uamek sek wypeni to samo skrzyowanie, zmiatajc cay ruch uliczny pod ciany domw. Upiorna chwila szy, a w chwil potem popoch i zamieszanie cigny si w kilwaterze tego niesamowitego po gu jak w rozbetanej rub transatlantyku wodzie. Mokry strach dawi Kitwaszewskiego, gdy

tylko ryk autobusowego klaksonu wypenia ulic, rozdziera szum motoru i dygot pdzcego ozu: ten klakson, potny jak bojowe surmy i nioscy daleko wie o czym niezwykym, mia obr stron, gdy otwiera przed nim drog, lecz jednoczenie donosi, e kto tam z tyu w jego, Kitwaszewskiego, przeznaczenie mocnymi zbami i pazurami i nie ustpi, pki nie zwyciy lub nie zginie. I chocia Kitwaszewski by czowiekiem uszytym z najodporniejszyc h materiaw, to przecie ten ryk rozartej pogoni pru w nim szczeln impregnacj odwagi, ci popoch w sercu, miesza myl, przyciemnia widzenie, suszy gardo ze liny i wily k potem cae ciao. Leci po rogach jak szatan! pomyla z udrk moe go tak na szybko ozcigaa si zawia siatka uliczek, w ktrych szybko grozia katastrof temu przede wszy kto by si do mej uciek. Przyhamowa z dzikim gwizdem opon i nagle, nieoczekiwanie ob racajc wz w miejscu jak na upiornej, filmowej grotesce, wystrzeli w Pikn, w stron MDM Zmylony autobus wpad w Lwowsk. Geniek zakl plugawo, zawis na hamulcu, jak w transie wrzuci tylny bieg, cofn chaussona o par metrw, zmieni byskawicznie biegi i wbi si y ciarwki rozmaza si ju zupenie w perspektywie ulicy, rozpacz skrzywia wargi Genka i nog w gaz, a nasad prawej doni w klakson i pomkn jak rozjuszony so. Poza szybami usu przesuway si odrtwiae ulice, nienaturalne jak szum w uszach podczas szaleczej jaz dy. Zator z trolejbusw na rogu Mokotowskiej wyoni znw ty ciarwki przed rozpalonymi, ukujcymi oczami Genka. Smagnity rykiem klaksonu chevrolet rzuci si midzy trolejbusy i pomkn ku Alejom. Geniek zamkn oczy i wykona dwa natchnione zamachy koem kierownicy: eden ostro w lewo, drugi ostro w prawo. Wielki chausson przelecia, jakby nagle zm ieniony rdk magiczn w zeppelin, ponad trawnikiem placyku i wsun si mikkim pdem w jce od strony Belwederu auta osobowe na skrcie przy Alejach stoczyy si bezadnie w prz raon gromadk na widok wybuchajcej z Piknej obkanej gonitwy Tu si od niego nie ods bko wyszepta zbielaymi wargami Kitwaszewski tylko na szosie Jak go teraz zastawi rzykn drcy widocznym ju zwycistwem Geniek. elazna lora buldogowatego chevroleta zbli coraz bardziej pod wytonym naporem pocigu, widzia ju wyranie naderwany, opoczcy bre budy. Plac Trzech Krzyy przelecia jak zuda, jak wyrzucona si odrodkow gondola karuze ciarwka opyna oywiony naronik Nowego wiatu z uczepionym na niewidzialnym holu, o s z tyu, ogromnym autobusem. Na wiadukcie i na mocie nie byo duego ruchu. Geniek pocz u, jak nerwy i yy wyduaj mu si i cz z przewodami silnika i spojeniami podwozia T yla gorczkowo kochany wz. Ma dusz! Teraz nie zawiedzie Ostry skrt przy zejciu z a zyngtona przy Francuskiej ku nadwilaskiemu bulwarowi, ktry zwrotny chevrolet pokona przy pomocy samobjczego niemal salta, zdawa si nie do pokonania dla autobusu przez uamek sekundy wydawao si, ze wira ten wysadzi chaussona w powietrze. To koniec zapa si w zdrtwiaym mzgu Genka, tu by kres wszelkich moliwoci. Lecz nie nie wytracajc szybkoci autobus, obdarzony dusz, zwin si w niesamowitym koowrocie jak kolorowy, dzie icy bk, i stoczy si ku Wile. Twarz wychylonego z szoferki Kitwaszewskiego cia si w obdnej tpoty Jak on to zrobi!? skakao mu w mzgu nie! To chyba sen! Konwulsyjne okryy mu policzki i powieki, unis si niemal z siedzenia i wbi praw pit a do dechy. chevroleta zachrobota zym pomrukiem wyciskanej za wszelk cen osiemdziesitki, buldogo waty ksztat lecia przez ciepe, ciemne powietrze. Z tyu, w pudle cikiego chaussona Gen ek migo modli si Teraz! Kochany! Najdroszy! Teraz! Tylko ty moesz! przemawia do o przedmiotu, ktry oy naraz w jego rkach, y jego sercem, mzgiem, unerwieniem. Autobu ygota w miertelnym wysiku, co w silniku zdawao si nabrzmiewa jak w karku mocarnego at ety, zrywajcego si do ostatniej rundy No! dysza ciko Kitwaszewski w ciemnociach s ki no, jeszcze troch! Odsuwamy si, ju, odrywamy! Kochany! baga Geniek mj! N granica zmagania, o ktrej nigdy nie wiadomo, gdzie i kiedy si koczy, napia si na rwn asfalcie Miedzeszyskiego Wau. Jeszcze moment i jak w pojedynku na rk gdy po dugich mi nutach rwnorzdnoci jeden z walczcych naderwie nieugito przeciwnej doni, tak ciki, remowy chausson metr za metrem, dyszc ostatnim spiciem si, zblia si do pdzcej cia za metrem, wolno, nieustpliwie, w straszliwej, ostatniej walce. Po czym rozleg si skowyt hamulcw, buldogowaty chevrolet polizn si dugim, wielometrowym pasmem na lustrz szosy jak rozpdzony chopak na lizgawce z kauy przed szko, zarzuci kilka razy na st w poprzek szosy z byskawicznie otwartej szoferki wyskoczya jaka ciemna posta, ucieka jca ku czarnym, grzskim zrbom wilanego brzegu. Geniek migo zahamowa z szatask zrc czy z wozu w d W prawej doni trzyma potny francuski klucz. Zbieg kilka krokw po ur nasypie i przystan dyszc ciko. Seledynwy wieczr kad si mgawymi smugami, wraz z c szczy, na nadrzeczne kpy i krzewy. Wok cigny si ciemne, szumice gi, wartki nurt w Wisy lni i ciemnia w dole. Brodzc po wieej, mokrej trawie i wilgotnym piasku, wrci nie na gr. Od strony Kpy Gocawskiej i lotniska Aeroklubu wida byo nieliczne wiata w

o, po drugiej stronie rzeki, jarzyo si wielkie miasto na tle fioletowego nieba, mi gocce milionem cieni wrd miliona wiate i przekrelone krech ogromnego wieowca porod idzy Genkiem a miastem nie sposb byo odnale nikogo. Obejrza z bliska ciarwk, kiwajc z zakopotaniem gow i ocierajc chustk twarz z rz Na drzwiczkach szoferki gdzie bielej zazwyczaj goda lub napisy, okrelajce przynaleno zu do instytucji, urzdu lub firmy, nie byo nic. Numer rejestracyjny tez mc na razi e nie mwi, poza jego kategori przemysow Co tu zrobi? myla Geniek z trosk eby lownicz to zacignbym go do komisariatu Moe tam jest? zreflektowa si. Unis breze skoczy na platform na jej rodku wida byo co przekrytego brudn plandek. Geniek z wpr zuci plandek. Na elaznej pododze lory spoczywa skrpowany powoczkami i przecieradam k. Geniek zapali drcymi rkami zapak jej migotliwe wiateko wyonio beowe sanday, r zakneblowanego listonosza. Uwolniony z knebla Antoni Pajk trzs dugo gow w nieprzytomnym tiku by oszoomiony tys derze bezwadnej czaszki o elazn podog platformy podczas szaleczej jazdy, tpy bl a liwie poobijane na wiraach ciao Milicjaaaa! wybekota pierwsze sowo Panie starszy ta gorczkowo Geniek co to wszystko znaczy, jak pragn y? Kto pana tak urzdzi? Mil ! histeryzowa na dobre Pajk pomoooocy! dar si na cae gardo Kolego mitygowa eniek popatrz, ja te mam mundurek! Ty masz mundurek i ja mam mundurek. Nie wiedzi a, jak rozmawia z tym optanym strachem i blem czowiekiem, jka si bezmylnie. Pomg i wyj z platformy na szos. Ujrzawszy agodny krajobraz wieczorny Pajk uspokoi si troc apieroooosa wyjka. Geniek poda mu paczk Giewontw i zapaki. Pajk zapali, zacign ek pewniejszym tonem, trzsc rkami: Na milicj, panie szofer! Tam jest jedna dziewczyn ! Ci obuzi, ktrzy mnie tak j chyba zamorduj! Gdzie? wrzasn Geniek. Ja poka! zacz dre na caym ciele. Odwrci si od Genka i opar czoo o kant platformy. Co zr i? szepta Genick. Wskoczy raz jeszcze na platform chevroleta w poszukiwaniu liny i g rzebic w ciemnociach wydoby jak cik paczk. Wycign j na mde wiato Wau Miedz ie, szczelnie opakowany i obwizany pakiet wielkoci patefonu. Co to moe by? zainteres owa si Geniek; dostrzeg naderwany rg, rozchyli go, zanurzy rk i wycign bloczek p nikw w banderoli. Forsa? przemkno mu przez zgorczkowany mzg. Nie Za wskie. Zap z rk, gdy je zapala, w tym pomyczku zdoa odczyta na kartoniku sowa: PolskaWgr bi gwatownie nie trzeba byo wyjanie. Tysic mtnych rozezna skbio mu si pod cza hany, tak wyrywa! zajaniao mu w gowie wielkim zrozumieniem nie mg da si zapa. wa. Niedzielny mecz! Co dla nas! Geniek migo by przytomny w warszawskim jzyku przym nik ten oznacza najszybsz zdolno kojarzenia, czyli najwysz klas intelektualn. Siad n! zawoa do Pajka jedziemy! Zgasi wiata w autobusie i zamkn starannie motor, orzy szoferk chevroleta. Za dwadziecia minut musz tu by z powrotem po wz pomyla skiej, jest komisariat zacz znowu Pajk. Kolego powiedzia Genick nie bj nic. Za esz skada zeznania. Po siedmiu minutach buldogowaty chevrolet wjeda ostronie w ulic Wiejsk. Antoni Pajk, uczony bogatym dowiadczeniem tego wieczoru, nie pyta ju o nic.

O, bramy warszawskie! Kade wielkie miasto ma w swej architekturze szczeg pewien, temu tylko miastu waciwy, w nim tylko urastajcy do obyczajowego symbolu. Nie znaczy to wcale, e dany motyw o dnale mona w tym miecie wycznie. Dachy, na przykad, s w kadym miecie, a przecie eraj jakiego specjalnego wyrazu, okrelaj ycie, zdarzenia, nastroje, istnieje caa o ni h literatura, im powicona sztuka. W Warszawie szczegem takim jest brama. Czy nie ma k amienic z bramami poza Warszaw? S. Chyba wszdzie, lecz tylko w Warszawie brania dom u okrelia jako ycie kilku pokole. O, bramy warszawskie! C mog wam teraz powici, ja, szukajcy ledwie uchwytnych cieniw ikarz? Gar chaotycznych wspomnie. Nie z mego owka spyn mog powane, czcigodne o wa y. Wiem tylko, e w waszym chodnym pmroku, wrd waszych miesznych i pretensjonalnych s katerii i pseudorenesansowych gzymsw odnajdywalimy nasze Dzikie Pola. My, chopcy z piter, nasze pierwsze siniaki i pierwsz krew z nosa, pierwszy hazard i zapamitanie w grze w chowanego, w czarnego luda, w sidemk. Pniej odnajdywalimy na waszych cianach pierwszy gryzcy humor nieprzyzwoitych napisw, jeszcze pniej szukalimy pierwszej wiedz y o dorosym yciu w ciemnociach waszych katw, za elaznymi, dbowymi lub szklanymi drzwi mi, poznajc tam pierwszy zawrt gowy po pierwszym papierosie, pierwsze starannie skr ywane obrzydzenie po pierwszym haucie wdki, pierwsz sodycz po pierwszym pocaunku. Jes zcze pniej byycie wiadkami, o, bramy warszawskie! naszych westchnie i wyzna, naszych

rterowskich rozpaczy i zakl, jakich pene byy dugie, nocne rozmowy po powrocie z kina czy z wieczorynki, gdy rka dugo spoczywaa na dzwonku, nie naciskajc go w obawie prze d przedwczesn interwencj stra tego rozespanego Neptuna bram warszawskich, wynurzajce o si z ciemnego niebytu w zbroi z koucha. Nie zawsze te byycie scen lekkoskrzydych f wielkomiejskich i beztroskich popisw farmazonw, sprzedajcych w waszym cieniu sztuc zne brylanty naiwnym wieniakom. Zdarzyo si wam osoni swoim mrokiem niejedn tragedi, jeden bysk noa gas w waszych odmtach, niejeden straszliwy krzyk odbi si w was echem, aguszajc chlust kwasu solnego wyerajcego oczy niewiernego kochanka, niejeden cichy jk osuwajcej si ofiary rozleg si wraz z brzkiem spadajcej na wasz bruk flaszki po octow j esencji. A nadszed czas, gdy staycie si ostatnim schronieniem w walce ulicznej, kie dy pytki wasz tunelik stanowi nieraz bogosawiestwo dla kluczcego i uciekajcego przed rzemoc gonicych zbirw. I jak wszystko w tym dziwnym miecie, tak wy, bramy warszawski e, wkroczyycie wprost z miesznoci i ndz, w najszczytniejsze bohaterstwo bez pz, kotur i wzniosych sw, raczej z lekko wulgarnym krzykiem, tak jak to si czyni w Warszawie. Juliusz Kalodont wrci w poudnie do domu i zbliy si do kanapy, na ktrej lea Halski, znie odziany w za mae, za krtkie i za wskie szaty. Panie doktorze powiedzia uprzedzajc wszelkie pytania powiem panu co, w co pan nie wierzy. Marta wrcia! Jest tu? krzykn Halski unoszc si na okciu. Nie Kalodont spuci wzrok: ba si, e to, co powie, bdzie bazeskie, nieprzekonywaj ajce na art wobec tego okrzyku. Wieczorem rzek wreszcie zobaczy si pan ze ZYM. Halski usiad na kanapie. Nie wstyd si panu nabija z chorego czowieka? rzek z wyrzu . Mwi prawd rzek Kalodont tak prosto i tak bezradnie, e Halski skoczy na rwne nogi by za chwil opa z grymasem blu na brzeg kanapy. Daleko mu byo jeszcze do sprystoci koniecznej przy tak gwatownych reakcjach. Wieczorem doktor Witold Halski siedzia w kiosku Juliusza Kalodonta i odpowiada na opryskliwe uwagi klientw, ktrzy wyraali si mao yczliwie o nieobecnym kierowniku tego rzedsibiorstwa. Mog panu da Przyjacik mwi do jakiego cholerycznego nabywcy w e bo nie wiem, gdzie ley Przegld Chemigraficzny, a tego pana, co sprzedaje, na razie nie ma. Wyszed kupi maso. Przyjacik mam w domu denerwowa si czowiek w skrze i pan wypcha temu, co schodzi z posterunku po maso i lekceway klientw. Zanim si odd rzuci jeszcze kilka zelywych napomknie o panu Juliuszu Kalodoncie. Kalodont przybieg po pgodzinie i rzek, oddychajc szybko: Ju. Niech pan idzie. Hoa acie. Czeka na pana w bramie! Serce uderzyo Halskiemu o ebra: teraz, kiedy ta nie d o wiary fantastyka ostatnich miesicy i dzisiejsze, na pozr blagierskie owiadczenie Kalodonta miay si sta prawd, realnym faktem, konkretn rzeczywistoci, dotykalnym czo em teraz uwierzy nagle i bez adnych roztrzsali czy uzasadnie. Poczu emocj, dostarcz ieoczekiwanych si wycieczonemu organizmowi. A co z Mart? zgasi w sobie natychmiast ado pytaniem, ktre byo monotonnym refrenem caego dnia. atwiej jednak byo ulega emocjom, ni osign bram przy ulicy Hoej. Odlego bya naz czymkolwiek jecha, dostatecznie jednak daleka, by stanowi dla Halskiego mordercz w ypraw. Ruszy wolno z kiosku, odprowadzany penym obaw spojrzeniem Kalodonta, opierajc si ostronie na jednej z jego lasek. Gdy po pitnastu minutach dobi do oznaczonej bra my, czu si jak po za gorcej kpieli. Serce bio mu nieregularnie i duszco, czu pulsowanie w skroniach i bl w krzyu; wilgotn a sabo spowijaa cae ciao jak mokry rcznik. Zatrzyma si na chwil, odetchn gbok wreszcie przekroczy elazny prg bramy. Bya to stara brama: ciemnawa i odrapana, woniejca zapuszczon klatk frontowych schodw, starym drzewem porczy, kocimi odchodami. Umieszczona wysoko, saba arwka le i mtnie o etlaa sklepienie, w dole snuy si poblaski padajce tu z okien oficyn w podwrzu. Pogita blaszana skrzynka pocztowa, oszklona tablica z list lokatorw, kilka administracyj nych obwieszcze, odarte z farby i tynkw stiuki zacieray si w mgle pokrgego sklepien gbi janiaa czworoktna szyba mieszkania dozorcy. Odrzwia z grubego drzewa, krzywe i w yduone, poatane byy elazn blach, jedno ich skrzydo, zamknite, rzucao gboki cie , podczas gdy drugie, otwarte, wpuszczao wte wiata uliczne; w ten sposb wntrze bramy zbite byo w skomplikowanej grze czarniejszych i janiejszych pasm i rozwidnie jak ku nsztownie podzielona wiatocieniem scena. Brama bya pusta. Halski stan niepewnie na rodku, oparty o lask, i rozglda si z uwag W tym zawiym pmroku bardziej wyczuwa, ni dostrzega pustk; tysice wtpliwoci i zgr

ziy si w nim natychmiast. Wyjrza na podwrze, byo rwnie puste, upstrzone wiatami mi ktrych przez otwarte okna dobiegay odgosy krztajcych si przed kolacj gospody. Wrc my i przystan zafrapowany melodi rozbrzmiewajc niezbyt gono, lecz wyranie, z jakieg a w jednym z tych okien. Bya to dziwaczna melodia, a raczej melodyjka: przykuwajca , wica, chocia cicha i nie narzucajca si uwadze, raczej drca uwag gdzie pod pok suchacza, ktry nie zdaje sobie sprawy, e sucha, i to jak sucha; szybki walczyk zmien ia niepokojco takt, przechodzc co chwila w szybciutkiego foxtrota, brzmia bardzo sko cznie, wrcz podrywajco, a zarazem przeraliwie smutno, ze zdumiewajc melancholi, jaka nie si w wielkich miastach, na ulicach i w jego studniastych, wielkomiejskich pod wrkach. Halski cofa si powoli, urzeczony t melodyjk; gdy doszed w ten sposb do rodk cznotawej bramy, odwrci si wolno, aby wyj na ulic. Jego rozszerzone z zaskoczenia ie doszy jednak do prostoktnej, jasnej plamy otwartej czci odrzwi: po drodze u wizy w najciemniejszym kcie bramy, w ktrym jarzya si para wietlistych, biaych oczu jakby zaw eszonych w prni, bytujcych w oderwaniu od nie istniejcej twarzy, gowy, postaci. Po se kundzie wahania Halski postpi krok ku tym oczom; trzymay go one na uwizi, czu si jak otnik, ktry wpad w krg nieprzyjacielskich reflektorw i nie moe si wyswobodzi z ich b o, wietlistego ucisku. Pana tu przecie nie byo? rzek cicho; byo to pytanie najmniej w tej chwili wane, a bardziej drczce. Byem. Cay czas rzek ZY rwnie cicho. Byy to pierwsze sowa tego czowieka, jakie u i; poczu silne wypieki na policzkach i omot wasnego serca tak sobie bowiem zawsze w yobraa jego gos i akcent: niski, mocny, dwiczny, peen intonacji w rozcignitej z koz pogardliw manier na pierwszej sylabie sowa byem. Jednoczenie owa drca muzyczka z p asilia si jakby, wchodzia midzy nich w tawy pmrok bramy, owijaa ich jak namalowan wanym ptnie to jarmarcznego fotografa: jej nostalgiczna skoczno nie zaguszaa niczego a wyjaskrawiaa niesamowicie wszystko dokoa t bram, ten pmrok, te oczy, te sowa. Gdzie jest Marta? spyta twardo Halski; wraz z tym imieniem padajcym w ciemno poczu ak ustpuje ze trwona emocja: uwiadomi sobie nieodwoaln hierarchi wanoci spraw. Dlaczego pan jej nie szuka? rzek ZY. Jakie nieadne, niedopuszczalne szyderstwo tkwi w tym pytaniu, ktre spowodowao, e reflektory biaych oczu jakby przygasy, stropione na gym wstydem. Ledwie trzymam si na nogach. rzek cicho Halski. Ja wiem, e powinienem opar si niem o cian; melodyjka jakby stracia na swej smutnej dynamice, przesza w obmierze i r ozlaze, tandetnie ckliwe solo skrzypcowe. Biae oczy nie drgny z miejsca, podtrzymujca , pomocna rka nie wynurzya si Halskiemu z ciemnoci. To po co pan wyazi ze szpitala? pado bezlitonie. To byo moim obowizkiem rzek Halski a zreszt podnis gos nie potrzebuj si Jasne. Nie potrzebuje pan. Ma pan prawo. Niech pan posucha Halski oderwa si od ciany i uczyni krok naprzd. Nikt z nas dw a adnych praw do tej dziewczyny. Nikt. Ani pan, ani ja. Ani pan? biae oczy jarzyy si identycznie jak przed chwil, lecz w niskim, dwicznym drgna ledwie dosyszalna nadzieja. Ani ja rzek stanowczo Halski. Kto moe mie jakie prawa do Marty? Te prawa doda bdziemy sobie teraz zdobywa. Wanie teraz. Ale pan j kocha? niski, dwiczny gos z cienia nabra chropawej zaczepnoci prawda? pan powie. Z gasncej muzyczki wyskoczyo naraz z zabawnym smutkiem solo klarnetowe i zabrzmiao jak pojkiwania tragicznego klowna. Czy ta pyta nie skoczy si nigdy? pomyla Halski, ki rozpaczy czy ja j kocham? Czy j kocham? tak silnie i prawdziwie, e mog to powiadc y w tej bramie, w tych ciemnociach, na tle tej melodii, wobec tych oczu? Takie prz ywiadczenia maj moc cyrografu, pisane s wasn krwi, ich odpowiedzialno nasika czym ejszym jak banda na broczcej ranie. Tu nie ma artw, tu nie wystarcz sowa, jake atwo wiadane wobec Olimpii, Kolanki, Kalodonta, nawet samego siebie. Tu trzeba poprze sowo gotowoci na wszystko. Tu stoi czowiek, ktry ma prawo do rzeczy ostatecznych i je st w stanie czyni takie rzeczy. Boe! czy ta pyta nie skoczy si nigdy? W muzyce szala erkusja, wybijajca z zapamita si podrywajcy rytm. Kocham j rzek Halski. Biae oczy zgasy. Panie Halski rozleg si bardzo niski chropowaty gos z kta czy p e pan moe ju zosta w tej bramie? Zdarzaj si takie rzeczy ludziom, ktrzy zbyt wczen taj z ka po cikiej chorobie.

Wiem rzek spokojnie Halski ale dlaczego pan jej nie szuka? W tej chwili do bramy wbieg jaki chopak gwidc rozgonie. Wpad na Halskiego, przysta nt, mrukn: Przepraszam wymin go i pobieg ku podwrzu, ogldajc si za siebie, w oczu, jak jaka rka pociga go delikatnie z osmuonego wiatem ulicznym przejcia w ciem Stoi pan w przejciu posysza bardzo cichy gos. Rozejrza si za oczami, lecz oczu przy m nie byo, natomiast ysna na sekund zapaka i rozarzy si ognik papierosa, dobywajc awe kontury twarzy z ciemnoci. Chce pan zapali? zapyta! ZY. Chc rzek Halski i papierosa. Szukam jej rzek ZY byem dzi cay dzie na ciuchach. Dusiem takiego jednego kombi przedawc plamoznikw, wie pan, jednego z tych przy rozkadanych sklepikach. On wie, c o si tam dzieje, ale tym razem nie umia mi nic powiedzie. Wczoraj by duy ruch na plac u. Melodia urwaa si. Jaka to bya duga pyta pomyla Halski i poczu ostry al, e si coraz bardziej brakowao mu tej muzyczki, jak nagle zasmakowanego narkotyku. Wiedziaem, e ten lad z ciuchw bdzie niepewny, i dlatego chciaem si z panem spotka o dwie gowy, to nie jedna. Pan j kocha? spyta nagle Halski, ostro i niegrzecznie. Biae oczy rozjarzyy si niebezpiecznie tu przy twarzy Halskiego. Nie paski zasrany in eres rzek wulgarnie ZY. Nie mj? zdziwi si gupio Halski. Zreszt dobrze. Nie mwmy o tym. Mwmy rzek ZY ze sztuczn niedbaoci, ktra najwicej kosztuje. Dlaczego mamy nie , ja tak nie potrafi. Dla mnie mio to wtedy, jak bierze si dziewczyn za co i do k am si na innych rzeczach. To chyba dlatego wystawa pan po nocach przed bram Frascati, bo si pan nie zna na in nych rzeczach w gosie Halskiego bya serdeczna, ciepa, ujmujca ironia. Jak pan nie u ie kama. Wystawaem rzek ZY i jakby mgieka przysonia mu na uamek sekundy wietlisto oczu aru kama. Lubi t dziewczyn i wcz si po nocach po Warszawie. Dlaczego miaem nie wy Tak wanie zaczyna si mio. Moliwe. Ale mio to co innego. To caowanie si, lub, rne inne rzeczy. Jakie takie o rki. A to? Sam nie wiem, co to takiego A mimo to chce mi pan pomc w szukaniu tej dziewczyny? zapyta drcym z napicia gose ski. Wraz z tymi sowami co przesuwao si niewidocznie, lecz bardzo wyranie, w ciemnoci ch bramy rodzi si nowy ukad stosunkw, nowy stan faktyczny. Chwil trwaa cika, przygn a cisza, piecztowana rozarzajcymi si purpurowo ognikami chciwie palonych papierosw. Chc rzek z prostot ZY. Gos zmik mu, zniky ze resztki zaczepnoci. Co dwie g powtrzy bezmylnie. Po to si z panem spotkaem. Pan w ogle potrzebuje sprzymierzeca zaatakowa Halski, odrzucajc papierosa. Oddech r a mu si w piersiach z podniecenia. Potrzebuj. Stale przyzna ZY. Chocia mam za sob pana Kalodonta i innych. Wie pan zacz arliwie Halski. Ja od tak dawna myl o panu, panie Jak panu na imi Heniek rzek po prostu, bez adnej pozy ZY. Halski zawaHal si: byo to tak zwyke i pospolite, to imi i ten sposb, w jaki zostao wy owiedziane, e co zaamao si w jego koncepcji. Pan potrzebuje sprzymierzeca zacz z mniejszym zapaem; nie mg jako odnale i zebra tych wszystkich sw, ktre z tak sw a wobec Kolanki. Rzeczywisto odbarwiaa i zuboaa tamte tyrady, a jednoczenie wnosia ki smak namacalnoci, ktrego nigdy nie byo w wizjach, rozmylaniach i rozmowach o ZYM. Zwaszcza w tej sytuacji oywi si naraz Halski. Ten Dziarski chce pana mie za wszelk Nie bdzie mnie mia rzek lekcewaco ZY. A zreszt co ja mu zrobiem? Ja nie pope rzeczy, o ktre mnie oskaraj. Wiem rzek Halski; poczu, e wraca mu arliwe przejcie si tym wszystkim wiem. Ja j o pana stronie. Jestem z panem. Ten Dziarski chcia mnie przycign, mwi Kolance, e ja nam na panu, e pana odkryem. To prawda. Ja pierwszy zorientowaem si w tym, co pan ro bi. I jestem po pana stronie od pocztku. arliwo tych sw tak bya przekonujca, e b rzone oczy zagodniay, ciemniay. Zreszt doda z przejciem Halski zawdziczam pan ie pan wtedy do szpitala. Nie! szarpn si ZY, powstrzymujc jakby si cisnce mu si na usta sowa. Jak to nie? rzek niepewnie Halski. Trudno mu byo w tej chwili gra, udawa. Wiedzia ze, e to nie ZY przywiz go do szpitala. Nie, nie i nie! rzek z rozdranieniem ZY, w gosie jego bya najzwyklejsza ktliwo

try nie ma racji i wie o tym nic mi pan nie zawdzicza. Zjawiem si o kilka chwil za p . Zreszt nie wiedziaem, e to wanie pana lej To by przypadek, e si nad panem poch m zaraz pryska, gdy kto nadchodzi z tyu. Ten, ktry odwiz pana do szpitala w gosi rzmiaa ulga. Halski umiechn si w ciemnociach: teraz nic ju nie stao na drodze do przyjani. A kto to by ten facet? spyta tonem wsplnika. Sam chciabym wiedzie rzek ZY jaki facet w meloniku. Kalodont z nim rozmawia i t e, kto to jest. Musi by duy kozak. Halski westchn ciko i opar si o cian. Co panu jest? zaniepokoi si ZY. le Halski. Z ciemnego kta oderwaa si posta, dopada jednym skokiem maej aweczki przed m zkaniem dozorcy, uniosa j i nieuchwytnie szybkim ruchem postawia koo Halskiego. Dzik j wyszepta Halski, siadajc ciko: mimo nagej saboci na blad, spocon twarz wypyn ia dla piekielnej zrcznoci ruchw tej niewysokiej, ciemnej postaci. Moe wody? zatros a si ZY. Nie trzeba rzek Halski. Obserwowa z napiciem sylwetk ZEGO w mtnym wi k go sobie wyobraaem pomyla. ZY siad przy Halskim z rkami w kieszeniach. Trzeba owi zacz. W tej chwili otworzyy si drzwi mieszkania dozorcy i wynurzya si z nich p tarej kobiety. Co tam z t awk? zajazgota swarliwy gos to nie Ogrd Saski! Odstaw miejsce. Ciociu rzek ZY pojednawczo koledze zrobio si sabo. Zaraz przynios z p . Sabo, cholera! ujadaa dozorczyni wam, pijakom, zawsze sabo. Ale do wdki macie s ? Halski umiechn si do swego towarzysza, taki sam umiech rozjani such, cignit zuli si naraz naprawd kolegami, warszawska strka zacisna midzy nimi jaki supe. Dla ie ona? Tego nikt nigdy w takich wypadkach nie wie. Idziemy rzek Halski. ZY pochwyci awk i postawi j przed strk. Ma pani powi , co? Co za ludzie w tej Warszawie? Stao si co tej parszywej awce, e na niej kto usia Ma pani, niech si ni pani naje. Dozorczyni mruczaa co o zodziejach i rzyganiu, ale u cicho, pod nosem. Halski wyszed na ulic i przysiad ciko na wsporniku z lanego elaz jaki zdobi kad bram. W tej samej chwili przed bram zahamowaa ostro, ze zgrzytem hamul cw, buldogowata ciarwka. Z szoferki wyskoczy przystojny facet w mundurze szofera MPK i zawoa do wychodzcego z bramy ZEGO: Szefie! Tu! wskazujc na zakryt brezentow bu rm ciarwki. Halski odwrci si, zdezorientowany, ku ZEMU: na twarzy tego ostatniego n cienia zdumienia. Brezent odchyli si i wyjrzaa spod niego sarmacka, wsata twarz pod maciejwk. Niech pan go podsadzi, szefie rzek szybko Kalodont, wskazujc na Halskieg . Nim zdoa si obejrze, Halski znalaz si w lorze, podsadzony wprawnie, cho szorstko, ez silne ramiona ZEGO i Genka migy. W ciemnociach platformy siedziaa na aweczce posta udzka, pochylona, z twarz ukryt w doniach. Halski czu si oszoomiony: szybko wydarze wno dziaania tych ludzi, za nade wszystko dziwaczny stosunek, czcy szofera MPK i sta o, emerytowanego kioskarza z widmowym postrachem Warszawy przekraczay jego najmiel sze rojenia. Myla prdko i gwatownie, lecz myli jego nie mogy ju nady za tym, co s Rnica pomidzy porannym owiadczeniem Kalodonta a ujrzeniem tego Kalodonta w roli podw dnego ZEGO naleaa do rewelacji, wywoujcych szum w gowie. Tymczasem nic byo sekundy do stracenia: mody szofer referowa co ZEMU cicho i szybko, o jakim wypadku, pocigu, wskazywa na zrozpaczon posta w kcie i na lecy porodku spo et. Powoli Halski zaczyna pojmowa. Poda mnstwa dodatkowych wyjanie, gnbiy go niez ytania: a kto? a kiedy? a skd? a dlaczego? dusi je jednak w sobie, gdy rozumia, e lu zie ci w tej chwili potrzebuj od niego czego, jakiej pomocy. To moe by Marta wtrc z gosem sabym, lecz jasnym myl, e Oczywicie rzek ZY jedziemy tam. Ale co z tami, jak pan myli? zwrci si bezporednio do Halskiego. Halski poczu, jak duma rozpi mu schorowane piersi. ZY pyta go, co czyni, radzi si jego. Witolda Halskiego, jak postpi w wakiej, by moe decydujcej sprawie. Te bilety! poj naraz w byskawicznym ratunek! Myl rzek w natchnieniu, ykajc z trudem lin e przekaemy je w odpow rskiemu. To bdzie sensacyjne pocignicie z naszej strony, prawda? Wspaniale! wykrzyk n cicho ZY genialna myl, doktorze! Wida byo, e od razu poj wielostronno taki zyci ze wypywajce.. Co za facet! pomyla niemal tkliwie Halski teraz rozumiem, sk o sukcesy. Czaszka pracuje! Dugo nie trzeba mu niczego tumaczy. Szofer MPK i Kalodon t chonli kade sowo tego krtkiego dialogu: ich zdolno kojarzenia ustpowaa jednak kw cjom ZEGO i Halskiego. Kto to jest ten nowy facet? myla z sympati Geniek; Halski po a mu si na pierwszy rzut oka, nie warto tedy byo o nic pyta, zwaszcza na widok tej ko mitywy ze ZYM. Nic nie rozumiem? gryz si nieco Juliusz Kalodont, ta komitywa po pgo nnej rozmowie drania go troch i naruszaa jego prerogatywy drugiej po szefie osoby w zespole. Przekaemy Z naszej strony Co si dzieje? denerwowa si na wspomnienie s

ZY podsun si w stron siedzcej w gbi postaci i uj j delikatnie za rami. Panie jaaaa! zacz krzycze Antoni Pajk w nowym napadzie histerii, lecz na widok biaych oczu ZEGO gos jego cich powoli, jak w suchowisku radiowym. Tak rzek ZY widz, e jes y. Wos nie zginie z paskich wsw, jeli zaprowadzi nas pan tam, gdzie siedzi ta dziewcz yna. Dobrze rzek grzecznie Antoni Pajk, tak spokojnie, jak na codziennej odprawie listonoszw przed obchodem rejonu. By bardzo zadowolony, e nie musi skada adnych zezna Wylej mnie chyba z roboty mrukn Geniek migo, przesiadajc si do szoferki wraz z Paj ostawiem nowiutki autobus bez opieki, cholera! ebym tylko zdy, zanim okoliczni wocia przerobi go na stodo. ZY pooy rk na splecionych doniach Witolda Halskiego. D ni std, ni zowd. Kalodont poczu wzruszenie, ciskajce mu gardo, chocia nie mia najmn ego pojcia dlaczego. Ciarwka ruszya gwatownie, blask latarni wlecia pod ciemno bre Na doni ZEGO zalni czerwonawym byskiem ogromny brylant. Od tego si zaczo rzek cicho Halski, wskazujc na sygnet. Aha rzek ZY rwnie c si zaczo. Opowiem kiedy panu o tym. To jest pamitka po wielkim grzechu. Ciarwka przed skrzyowaniem. Marszakowska rzek Kalodont, uchylajc brezent. Poprzez Haas mia , dzwonki tramwajowe, zbity szum pojazdw, ruch uliczny i tysic odgosw dobiega uszu Ha lskiego z otwartego okna mijanego naronego domu skoczna i smutna melodyjka, upior nie zabawna, nostalgiczna, wielkomiejska. Zaczyna si pomyla Halski. ycie zawirowao ego z niewytumaczaln szybkoci.

Oliwkowy humber wjecHal z cichutkim szmerem do garau. Wilga zostawi kluczyki w auc ie i wszed wolno na gr. Garae byy ciemne i puste, sycha byo odgos rzadko spadajcy wody z nieszczelnie zakrconego kranu w kcie. Nie zapalajc wiata przeszed przez pusty warsztat; odblask jasnej nocy kad si tu na stoach i narzdziach brudnawymi pasmami pop rzez okopcone, kwadratowe szybki. S ludzie, ktrzy boj si pustych, ciemnych wntrz in er Wilga nie nalea do nich. Zapali papierosa i przystan na chwil; nastpnie wszed do oru i otworzy drzwi od mieszkania. Porodku pobojowiska na skrzanym fotelu leaa Marta i spaa. Cienie zmczenia i zdenerwowania kady si, mimo snu, na jej policzkach, delikat ny, perlisty pot lni na jej czole i nad grn warg. W pokoju byo niewypowiedzianie dusz o. Wilga nie zamkn adnych drzwi za sob. Spojrza na Mart z nienawici i podszed do s laz szklank, wyla z niej resztk herbaty na podog, spuka wod sodow z syfonu i nala poowy czystego ginu, ktry wypi wolno, ze smakiem. Obrzuci ponownie dugim spojrzeniem Mart, lecz zawarta w nim nienawi jakby lekko stpiaa. Wdka smakowaa mu jak nigdy w y Nala sobie powtrnie, niemal pen szklank. Gin, jak si okazuje, naley pi szybko i w ociach zanotowa w pamici nowo nabyt mdro yciow. Wypi i poczu nie znan dotd raci si w yciu na niepicie wdki pomyla, dumny z nowej maksymy i nala znowu. Ze zdu em stwierdzi, e nigdy jeszcze nie doznawa tak wietnych alkoholowych rozkoszy, jak w tej chwili. Tyle lat. Tyle zmarnowanych lat drczy si wyrzutami, zapominajc o oceana wdki, jakie w yciu wypi; zdawao mu si, e dopiero teraz, w tej chwili poznaje smak i s czcie ukryte w tym ognistym pynie. Machinalnie przekrci gak radia: z gonika rozleg zna i smutna zarazem muzyczka, ktra bardzo mu si spodobaa. Marta drgna nerwowo i obud zia si: jednym spojrzeniem ogarna sytuacj. Wilga podnosi do ust pen szklank wdki. a Mart bez nienawici, lecz z obraliw pogard. Marta nie baa si, czua tylko przeogrom zenie. I znw ta kuka tutaj pomylaa z obezwadniajcym znueniem. Na dole rozleg si przytumiony Haas wjedajcego do garau rozklekotanego auta, po czym kie kroki na schodach i w drzwiach stan Meteor. Alu! krzykn co si dzieje? Gdzie ansport? Wilga spojrza na wesoo. Co znaczy gdzie? Kitwaszewski pojecHal z tym wszys tkim. Moe si z nim rozmin? Czekaem godzin przed bram na Wilczej zawoa Meteor nie byo zapali nerwowo papierosa. Zga to radio! wrzasn naraz histerycznie; prze , jakby przedrzeniajcy klarnet pdzi po synkopach skocznej i smutnej melodyjki jak w optaczym majufesie. Nalej sobie kielicha rzek pogodnie Wilga, podsuwajc Meteorowi g n. Wyjtkowo smaczna wdka. Na dole rozleg si ciki, znajomy szum motoru chevroleta i Meteor skoczy na hal warszta ow, do okna. Kitwaszewski! wykrzykn i rzuci si ku schodom. Zastanowio go, e prze garay ku schodom idzie kilka postaci, a nie jedna. Pewnie ludzie z gwardii pomyla c si mogo sta? Zeskakiwa po dwa stopnie w d po krtych, wskich schodach. Po chwili ano pi postaci, z ktrych pierwsza cigna bezwadny tuw Jerzego Meteora za cienk, ynark, zamsz jego wytwornego obuwia zdziera si o drzazgi zniszczonej podogi warsztat u. Tdy rzek idcy przodem Antoni Pajk, odbieg go wszelki strach, doznawa nawet nie nego wraenia susznoci swego postpowania, szed mci si za ponienie pocztowej godnoc

zawoa z gbi mieszkania Wilga kto przyjecHal? Na progu stoowego stan ZY z wleczo dodze, bezwadnym Meteorem w spuszczonej do dou rce. Szed powoli na rodek pokoju, z oc ami wbitymi w Mart. W oczach tych nie byo nic, poza przeraliw biaoci. Marta zerwaa i przy szyi, na twarzy jej zabysa rado. Biae oczy ciemniay a do odcienia agodnej sz po raz pierwszy w yciu ZY sta twarz w twarz z Mart i w momencie tym Marta nie baa si Dziwne, skbione uczucia wypeniy mu dusz, przyszo jak jasny, soneczny szlak zamigo z w jego wyobrani. Puci Meteora, ktry grzmotn o podog jak gabardynowy worek z kom n rce. W radio rozlego si niedobre, mczce solo skrzypcowe, sztuczne i ckliwe. Wito rzykna Marta zdawionym gosem; mina ZEGO i przypada do szczupej wychudzonej postaci nej, kusej, za krtkiej, za wskiej i za ciasnej odziey. Halski pochyli si nad Mart. Z dwrci si ku stojcemu za stoem Wildze. Inynier Albert Wilga wznis trzyman w rku, p ki. Prosit! rzek jasnym, wesoym gosem tylko pana tu brakowao do kompletu. Wanie obie, e i pan si zjawi. No i prosz Przytkn szklank do warg i przechyli gow do t rozjarzyy si jak topiona stal. Nieuchwytnym ruchem wypuci do przodu rami i wskie war i Alberta Wilgi pokryy si krwi, wdk i tuczonym szkem. W kantorze rozdzwoni si telefon. Stojcy na progu Geniek migo byskawicznie poderwa s k. Pana Herojewskiego! rozleg si mski gos szybko! Tu Wczeniak! Geniek oderwa cha, spojrza na ni, po czym spojrza poprzez przedpokj w mieszkanie, skd dochodziy krz ki, kotowanina, guche razy i skoczna, a zarazem smutna muzyczka, z ktrej wybijay si d iki przypieszajcej rytm perkusji. Przyoy znw suchawk do ucha i rzek: : Panie Wc cze nie teraz. Ma pan troch czasu. Najprzd tu nastpi rozwizanie. Pord trwa. Po czym zuci suchawk na wideki, doby z kieszeni scyzoryk, otworzy go i uj drut telefonu w r z posysza gos z przedpokoju: na progu sta Halski. Kto dzwoni? spyta szybko. J Poda nazwisko: Wczeniak rzek Geniek. Bardzo dobrze pochwali Halski. Funkcjonuj bez zarzutu. Geniek umiechn si: ten chudy, mizerny facet podoba mu si coraz wicej si jaki ad, jak organizacj w to wszystko, co, czego brakowao ich romantycznemu szef Telefonu niech pan nie rusza rzek Halski przyda si. Na progu stan ZY. Co jest? OddycHal najspokojniej pod socem, jakby dopiero co skoczy je lody. Nic rzek Hals kajc gorczkowo w ksice telefonicznej ju mam. Nakrci numer i rzek po chwili w s mog prosi porucznika Dziarskiego? Milcza par sekund, potem doda: To wana sprawa. mnie z nim poczy. Musz mu zoy bardzo wane owiadczenie. Na pewno jest w biurze. Moj sko? Mwi Halski. Doktor Witold Halski. Umiechn si do ZEGO i do Marty, ktra wraz z ontem stana na progu kantoru. Halo? rzuci w suchawk. Czy porucznik Dziarski? Tu r Witold Halski Gdzie pan teraz jest? rozleg si w suchawce spokojny, lecz energiczny gos poszukuj pana. W szpitalu panuje przekonanie, e pana porwano. Nieciso umiechn si Halski porwano kogo bardzo mi bliskiego, ale nie mnie. Wiem o tym leciutka niech pojawia si w energicznym gosie jestemy na trepie pann skiej. Niestety, pani Majewska zbyt pno zoya meldunek o znikniciu crki, std ta zwo Ciekawe? rzek Halski to znaczy, e wiecie, gdzie ja jestem. Bowiem Marta Majewska j est ze mn. Dla pewnoci, o ile bdzie pan mia trudnoci w skontaktowaniu si z nami, pros zapewni pani Majewska, e Marcie nie stanie si nic zego, mimo e raczej nie wrci na ra do domu. W suchawce zapanowaa cisza. Doktorze rzek porucznik Dziarski po chwili gosem, jaki obywa si zazwyczaj spoza przygryzionych wciekle warg boj si, e miesza si pan w nie je sprawy. Oczywicie rzek pogodnie Halski mieszam si. I Marta te. Ta biedna dziewczyna boi s aca do domu. Drczy j obawa, e bdziecie z niej dusi zeznania o ZYM. Co ma ZY wsplnego z porwaniem Marty? w gosie Dziarskiego nurtowaa podstpna, staran skrywana nadzieja. Nic z tego, panie, poruczniku, czego si pan spodziewa, co by pana uradowao. ZY nie porwa Marty. Przeciwnie. Uwolni j dziesi minut temu z rk bardzo osobliwych facetw., inni oni pana bardziej interesowa ni ZY Halski spojrza na sylwetk czowieka o biayc ach: sta oparty niedbale o biurko, palc papierosa i przysuchujc si z napiciem. Jaka samowita, sprona sia bia z jego niewysokiej postaci, z jego cigej, chudej twarzy. Czyli e pan, doktorze rzek wolno Dziarski jest razem ze ZYM. Nakry szczelnie tu nacisn nog dzwonek pod biurkiem i rzek cicho do sieranta Maciejaka, ktry natychmiast stan w drzwiach jego gabinetu: Stwierdzi numer, z ktrym jestem poczony! Maciejak o i bez sowa wyszed. Jestem rzek powanie Halski i pozostan, dopki wszystko si nie wyjani. Walka o sp

m miecie, rozumie pan, poruczniku? Wie pan, jak to cignie i urzeka, sam tkwi pan w tym po uszy. migo i Kalodont wpatrywali si w Halskiego jak urzeczeni. wietny facet! pomyla z uz m Geniek i nasz. Kalodont gadzi nerwowo wsy. Co? Miaem nosa? chwali si w duchu Ostrzegam pana rzek sztywno Dziarski e bdzie pan odpowiada przed sdem za te nume raz ze swym wsplnikiem. Za nielegalne dziaanie poza prawem i wbrew prawu. Za samosd i wymierzanie sprawiedliwoci na wasn rk. Bowiem wyobraam sobie, cocie nawyrabiali t gdzie teraz jestecie. Zgoda rzek z namaszczeniem Halski i zawoa: Niech pan nie odkada suchawki! Chcia eszcze z panem umwi w celu przekazania panu pakietu ze skradzionymi biletami na ni edzielny mecz PolskaWgry. Bdzie tego z par tysicy sztuk, tak na oko. Cooo? opanowany gos Dziarskiego zadra wyranie. Jeszcze pan nic nie wie o tym numerze? No, no! To wanie informujemy pana jako ci, ktrzy odkryli to brzydkie naduycie. Po co naraa skarb pastwa na tak strat, prawda? C aem zatrzyma te bilety dla znajomych, bo wyobraa pan sobie, jak ciko bdzie taki bilet dosta, ale ZY mi nie pozwala. Twierdzi, e trzeba by w porzdku i odda pastwu, co pas . Uwaa, e par tysicy znajomych, zaopatrzonych w skradzione bilety po spekulacyjnych cenach, moe narobi niepotrzebnego baaganu na tej powanej imprezie. ZY, jak pan wie, n ie znosi baaganu i nieporzdkw. W suchawce panowaa cisza. Wobec tego jutro otrzyma pan te bilety cign swobodnie Halski i prosz si nie faty byt uciliw indagacj tego, kto je panu przyniesie, gdy bdzie to przygodny posaniec, j opacony, wzity z ulicy chopak. A zatem do zobaczenia niebawem, poruczniku. Odoy suchawk. Idziemy rzek ZY, rzucajc niedopaek na podog za pi minut Dziarski zjawi si tu alarmow. Co z pocztylionem? spyta Kalodont. W tej chwili na progu zjawi si Antoni Pajk: na b odrze zwisaa mu z prawdziwie pocztow godnoci wielka, parcianoskrzana torba. Jad z rzek niezomnym gosem Pajk. Teraz nie moecie mnie porzuci. Ani milicja, ani ci tam za na mieszkanie Wilgi nie uwierz, e poznalimy si przypadkowo. Dla nich jestem ju w ym czowiekiem. A zreszt moe si przydam? umiechn si niemiao pod nieokrelonego tem bardzo sumienny pracownik to mwic, przycisn do siebie mocno torb, w ktrej lea pane przez Kruszyn, a teraz starannie pozbierane z podogi listy. No, to aduj si pan rzek migo do Pajka i wszyscy zbiegli na d. ZY wsadzi Mart na platform i pomg Ha a maszyna! westchn z zazdrosnym podziwem Geniek, przechodzc obok oliwkowego humbera . Kalodont i Pajk wdrapywali si, sapic, na platform. Geniek zapuci motor i chevrolet yjecHal wolno z bramy. Pod brezentem budy panowaa cisza, ZY czu zapach wosw siedzcej rzy nim Marty i brzydkie myli rozsadzay mu czaszk. Witold Halski gryz wargi w mczcym krpowaniu: mia Marcie tak wiele do powiedzenia, lecz wiedzia dobrze, co si dzieje ze ZYM. i adna sia na wiecie nie zmusiaby go teraz do mwienia. Marta zdawaa si oczeki h sw ze strony Halskiego, w kocu jednak zrezygnowaa z nich i poczua si znw bardzo ni czliwa, daleko bardziej, cho inaczej, ni w roli winia oblenego inyniera Wilgi. Wyj o ze swego koszyczka i powiedziaa: Prosz zobaczy, jaki wietny kostium kpielowy kupi na ciuchach. Byo to odezwanie si w przestrze, bez adresata, lecz kady, nie wyczajc , odnis wraenie, e skierowane zostao wanie do niego, dziki czemu nastrj poprawi s Cacy, cacy rzek pan Juliusz Kalodont, manipulujc przy pakiecie z biletami sprawied liwo nakazuje nam jednak zaopatrzy si w bilety na ten wspaniay mecz. Po jednym dla ka ego z nas, prawda, szefie? Taka okazja! Nie, panie Juliuszu rzek agodnie ZY musimy je zwrci. Ju nie przesadzajmy rzek z umiechem Halski po jednym moemy wzi. Prz by na meczu. Jestem przekonany, e bdziemy tam mieli mnstwo do roboty. Jest to nasz o bowizek spoeczny, prawda? Niewidzialny umiech rozjani wntrze budy; by to umiech z . Nie widzc si wzajemnie, umiechnli si wszyscy tak wanie, jak umiechaj si ludzie ciwoci swego postpowania i susznoci swych czynw, mimo pozorw wiadczcych przeciw nim

Dziarski potrzyma par sekund suchawk przy uchu, po czym odoy j wolno. Wszed Maciej rtk papieru w doni. In. Albert Wilga Warsztaty samochodowe Ulica Krochmalna pr na gos Dziarski. Wsta i rzek do stojcego przy oknie redaktora Edwina Kolanki: Jedzie pan ze mn? Kolanko pali papierosa w zamyleniu. To jednak Halski zacz i po chwil ar niezdecydowanie: Czy warto? Na pewno ju tam nikogo nie ma. Wemie pan ze sob kilku ludzi? upewni si. Nie rzek Dziarski pojedziemy we dwjk. Jad rzek niech

a byo, e wstyd kae mu przezwyciy strach. W dziesi minut potem czarny, lnicy lakierem citroen zatrzyma si na rogu elaznej i Kr malnej. Kolanko i Dziarski wysiedli, porucznik zamkn wz. Dziarski spojrza na zegarek ; dochodzio wp do dziesitej. Odnalaz dom, sprawdzi numer i szyld firmowy; brama bya roko otwarta. Wszed wolno i ostronie na podwrze. Kolanko posuwa si o krok z tyu. Cent alna partia garay otwarta bya na ocie pusta, ciemna, cicha. Dziarski wyj z kieszeni ln lampk elektryczn i snop biaego wiata przeci ciemno, skaczc po obszernej przes wego boksu. Ho, ho mrukn Dziarski: jaskrawy pas wiata wydoby z ciemnoci luksusow n. Dziarski podszed bliej. Humbcr odczyta mark auta i zajrza do rodka. Z prz ana Jussefa Ali Chassera umiechn si cicho. Nie rozumiem? rzek suncy za nim Kola c, nic machn rk Dziarski kka zaczynaj do siebie pasowa, krgi si zamykaj do ziej zagadkowo. W skaczcym wietle rcznego reflektora zalniy elazne, krte schody: Dzi ki zbliy si, posa w gr sup wiata, nasuchiwa przez chwil. Nie dobieg go aden spyta niechtnie Kolanko, wskazujc ruchem gowy schody. Nie rzek cicho Dziarski ni s tam nie wzywa. Jestemy ze suby porzdkowej i nie mamy nakazu rewizji. Wolnym krokie , rozgldajc si bacznie, opuci gara. Kolanko otar nieznacznie pot z czoa. Przesta s z odczuwa gbokie niezadowolenie. Co pcHalo go na gr, na schody, jaki nie zwalczony d oca instynkt zatruwa mu spokj. Ju byli tacy ciekawi uspokaja si i drczy jednocze taka ciekawo zaprowadzia w piach. Tej dziennikarze. Bolesny skurcz cisn mu serce.

Pan w meloniku szed Szerokim Dunajem do murw obronnych, przez chaos rusztowa i ster ty desek wykaczanego Barbakanu. Na ulicy Freta wszed do maej, nisko sklepionej rest auracyjki i usiad w kcie na do niewygodnym zydlu. Zjawi si kelner o wygldzie chorego piczk krajowca z egzotycznych powieci, u ktrego pan z parasolem zamwi marynowanego ia i schab z kapust. led by zanadto wymoczony, za to kawaek schabu przy koci pachnia etycznie pomidzy wzgrkami umajonych zielenin kartofli i wonnym trzsawiskiem pikantne j kapusty. Pan z parasolem spaaszowa to danie dzielnie i z energi, ktrej trudno byo s i domyli w jego wtej i raczej dystyngowanej postaci. Kelner, ofiara muchy tsetse, prz nis do wodnist kaw, po wypiciu ktrej pan z parasolem wyj z kieszeni jak ksik . Oderwa si od ksiki, gdy za okratowanymi szybkami stylowego okna zapada ju mrok. Ciek pomyla e wielka mistyfikacja literatury kryminalnej polega na braku luk w potoku w ypadkw. W powieciach tych dzieje si zawsze co, co wypywa z elazn logik strumienia z Tymczasem prawdziwe ycie pene jest luk, w ktrych si nic nie dzieje. Co przestaje si zia i nastpuje luka. Taka jak teraz Siedz i nie wiem, co dalej czyni? Std nieodparty niosek, e jedynym motorem wszelkich poszukiwa i detektywnych przedsiwzi moe by i jes ycznie wszechmocny przypadek! Schowa ksik do kieszeni, zapaci i wyszed. Pogoda zepsua si, chmury zwisay ciko, podwietlone un wielkiego miasta, zerwa si p wiatr. Upite jak wietliste kwiaty a cianach domw latarnie rzucay fioletowe blaski i c ienie. Ulice byy puste, mimo niezbyt pnej pory. Pan z parasolem min oparkanienie wie budw i wszed w ciemny, wyboisty wwz Nowomiejskiej: gbi jania rzsicie owietlony ogbiao jeszcze mrok ulicy, nieporzdnej i penej zakamarkw jak zaplecze obstawionej dek racjami sceny. Panie rozleg si cichy, lekko schrypy gos. Pan w meloniku odwrci si i, niedbale, lecz peen wewntrznej czujnoci: gos dobywa si z wnki wskiego uku okad i sieni, niezbyt dobrze widocznej spod desek, drabin, rusztowa. Panie powtrzy schry py gos, tym razem bardzo blisko, tu nad uchem kup pan ceg. W tej samej chwili pan eloniku zosta si wcignity midzy ubielone wapnem deski; cigle nie widzia postaci, kt ia te zastanawiajce sowa, natomiast na wysokoci swej twarzy, tu przed nosem, dostrzeg piknie opakowan w gazet ogromn ceg. Jeszcze moment, a zetknicie si cegy z jego nos nabra cech wstrzsajcego realizmu. Cofn si odruchowo, lecz mocna do trzymaa go za m na plecach, dzierc krzepko tym chwytem ca posta. Odwrci tedy twarz, ku osobliwemu sp dawcy i spyta: A co to kosztuje, ta cega? Z biaawych ciemnoci rusztowa wion odde y pewne pojcie o niedawnych przeyciach gastrycznych kupca. Dwadziecia zotych rzek rypy gos. Nawet niedrogo zdziwi si pan w meloniku; wyj bez sprzeciwu niebieskawy ot i poda w ciemno. Zgadza si rzek schrypy gos a to dla pana. Sowom tym tow czne wrczenie cegy, ktre lekko zachwiao postaci pana w meloniku; jednoczenie poczu, st wolny. Otrzepa ubranie z bezporedniego kontaktu z rusztowaniami, oddali si o dwa kroki i rzuci z odraz trzyman dotd w rku ceg w mietnisko najbliszej budowy. Po chw sza przy sobie schrypy gos. Panie mwi gos z akcentem groby podnie pan ceg! to kupione, tu jest przyzwoity interes. Pan w meloniku pochyli si i podnis ceg. Wz

hajc ciko powdrowa ku Rynkowi z nowym sprawunkiem w rku. Uszedszy ze dwadziecia kro sza przed sob lekki szmer i spoza koryta z rozrobionym wapnem wynurzya si duga, ciemn a sylwetka, ktra jednym skokiem przecia mu drog. Panie! posysza cienki, wiszczc sob kup pan ceg i duga, kocista apa, dzierca ogromn ceg tym razem bez opakow niemu z ciemnoci. Pan w meloniku ju chcia rozpocz pertraktacje; gdy nastpio co, na areagowa cichutkim gwizdem zdumionego podziwu. Z tyu, za plecami pana w meloniku r ozlego si ciche, lecz stanowcze woanie: Jasiu! Pu pana. Pan ju kupi ceg. Zagra osta cofna si sprawnie i bezgonie w cie cichych budw. C za solidne przedsibiors aniem pan w meloniku. Po czym ruszy w stron Rynku, porzucajc zaraz za rogiem kopotli wy nabytek. Zatoczy spory uk przez Zapiecek, Piwn i Szeroki Dunaj, po kilku minutach raz jeszcz e znalaz si koo Barbakanu i ruszy t sam drog w Nowomiejsk. Po chwili rozlego si t anie, kup pan ceg i znw da si wcign poza szalunek, a do wskiej sieni. Panie iec i przerwa: w niepewnych smugach mcego z oddalonego Rynku wiata dostrzeg, kogo ma rzed sob. To pan? rzek lekko zaskoczony. Czego si pan tu obija? Ju raz pan kupowa e? Chce pan jeszcze raz? Towaru nie brak. Dawaj fors! rzek cicho i zimno pan w mel oniku. Co ty? Chory? spyta raczej szyderczo chrypliwy gos. A moe ja mam ci troch wia odebra, achu? Prowizoryczna lampa na rusztowaniach Barbakanu zachybotaa w tej c hwili pod silnym podmuchem wiatru i mae oczka kupca rozszerzyy si strachem: w skpej powiacie lni czarno duy rewolwer. Jakbym ci teraz wadowa w bambuch, to nawet by nik ie sysza rzek pan w meloniku tonem pogodnym, wrcz artobliwym; istotnie, lufa rewolwe u tkwia dosownie w brzuchu kupca. No, dawaj dziadki! powtrzy wesoo pan w meloniku erajc si swobodnie, cho mocno we wnk wskiej bramy. Kupiec opuci jedn z wzniesionyc d pierwszym wraeniem rk, wyj z kieszeni dwadziecia zotych, zamacHal pojednawczo bankn tem i unis natychmiast rk do gry. Co ty? rzek pan w meloniku bd powany. Dwa luj wszystko, a do koca. Caodzienny targ. Kupiec ysn rozpaczliwie maymi oczkami. rzek bagalnie tak nie mona. Ja nie pracuj dla siebie, nie jestem inicjatywa prywat a. Ja skromny pracownik. Zatrudniony. Jak si wytumacz w wydziale? Przecie konkurencj i nie ma, tu wszystko monopol. Jak nie przynios czego, choby paru zotych, to mnie wy lej albo jeszcze gorzej. Co ty powiesz? zainteresowa si pan w meloniku i schowa rk ewolwerem do kieszeni marynarki w ten sposb, e lufa godzia cakiem wyranie w rozmwc, jakim wydziale pracujesz? Wydzia cegie rzek spiesznie kupiec detaliczna sprzeda eriaw budowlanych. No, to ju rzek flegmatycznie pan w meloniku dawaj fors! Kup y nieporzdny pczek zmitych banknotw z kieszeni i wrczy je panu w meloniku. Masz m nabrzmiaym niezasuon krzywd udaw si! Nie rozumiem podtrzyma taktownie konwe meloniku dlaczego tak mao bierzesz za ceg? Przecie taka cega z twoich rk warta jest najmniej stwk? Ja te tak uwaam rzek niechtnie kupiec ale szef wydziau nie poz icej. Mwi, e dwudziestaka kady chtnie da i nawet nie zawiadomi milicji. A jak nawet z awiadomi, to i tak bdzie maa draka i milicja nawet posterunkowego nie przyle, bo si nie opaci dla takich groszowych sum A nam si opaca per saldo. Pidziesiciu klientw p noc i ju mona y. Racja westchn pan w meloniku susznie. Gowa ten wasz szef, co tny czowiek. A tak przyzna schrypy gos bo ty, bracie, w tym swoim wolnym zawodzie o nie pocigniesz. Tylko praca zespoowa, tak w pojedynk nie mona. Kolektyw, ot, co! O rganizacja, monopol, skala. Dzi mnie zabierzesz kas, ja zamelduj, gdzie trzeba, raz jeszcze podskoczysz i jeszcze raz, melduneczki popyn i nawet si nie obejrzysz, jak ci Kudaty gdzie zachachmci. My ludzie Kudatego doda z dum w gosie narwiesz si cie. Racja rzek pan w meloniku z trosk sam bym si gdzie zapisa, do jakiej wiks tucji. Masz racj, kolego. Ty, nie gniewaj si na mnie, masz te par zotych i nic miej do mnie alu. Pozwolisz tylko, e swojego dwudziestaka wycofam? Sam rozumiesz, ze wz gldw prestiowych. Odda kupcowi pk banknotw i poczstowa go papierosem. Kupiec zaci skupiony namys odbi si na jego czole. Chod rzek po chwili poznam ci z jakimi l mog co dla ciebie zrobi. Wyszli z bramy i poszli w kierunku Rynku. Jasiu! zawoa ec w stron rusztowa, gdy mijali koryto z wapnem zaraz wracam, dobrze? Dobra dobieg go wiszczcy gos z ciemnoci. Wygld to ty masz w dech kupiec przyjrza si uwanie solem na emeryta Jak przedwojenny szopenfeldziarz. Zamaskowany jeste w kichy doda z uznaniem. Na Rynku hula wiatr ciepy, lecz nieprzyjemny: lampy koysay si gwatownie, wprawiajc w eustanny ruch bruki i mury. Z otwartych drzwi restauracji Pod Bazyliszkiem wytoczy si na ulic wysoki, chudy mczyzna w brudnej, siatkowej koszulce, w wytuszczonej cyklis twce na ciemieniu i w wieccych od smarw, drelichowych spodmach. By bardzo pijany, zat

acza si, lecz nie Haasowa. Przy wejciu w Zapiecek zbliy si od tyu do pana w meloni pca, po czym nagle rbn z caej siy tego ostatniego w plecy. Kupiec odwrci si raptown otw do awantury, lecz na widok pijanego skrzywi si tylko niechtnie, bez urazy i rzek: Ach ty, palancie! Ale si uperfumowa Czego chcesz, Kitwaszewski? Ty, Jumbo, poycz s k zabekota niewyranie, lecz cakiem do rzeczy Kitwaszewski jutro dostaniesz z powro . Mwi ci kontynuowa rozlewnie jaka u nas rozrba! Musz zaraz wraca do garau, kurz , tylko si troch nawalam. Ale daj czerwoca, nie bd wszarz, Jumbo, jutro ci oddam na p lacu, dobra? Zejd ze mnie, ndzarzu rzek Jumbo z godnoci Dostaniesz czerwoca, to brzuchu zapali. Nie widzisz, e jestem subowo, przy pracy? Z tym paralitykiem? zdzi wi si Kitwaszewski, wskazujc na pana w meloniku ja go skd znam, tego ciemniaka? za nowi si, peznc wzrokiem z pijackim wysikiem po postaci z parasolem. Aha! przypomni bie to ten od tego dracznego wozu, co u nas stoi. O, rany! przypomnia sobie co i z martwi si nie na arty musz wraca. Wilga mnie zabije, jak si dowie. Doskonale rz zekiwanie pan w meloniku jedziemy razem. Tez mam interes do Wilgi. Kitwaszewski, ap takswk A ty, Jumbo zwrci si do oniemiaego ze zdumienia kupca nie martw si. ich jak ty koowaem. To moja funkcja. Jestem inspektorem od lotnych kontroli, rozum iesz? O tobie pjdzie dzi raporcik zoto! Uczciwy, sumienny i odpowiedzialny pracowni k Przyjemnie, co? Moe jaki awansik, premia Jumbo skoni si z szacunkiem i wylewnie u n do pana w meloniku. Panie inspektorze wybka nie byem przygotowany Prosz kie , tak prywatnie, na kielicha Bdzie nam z Jasiem niewymownie mio Kitwaszewski zatrz yma przejedajc Piwn takswk. W takswce Kitwaszewski nie wyrzek sowa Dyscyplina growaa w nim nad zamroczeniem Po dz iesiciu minutach skrcili z elaznej w Krochmaln, na samym rogu rozminli si z czarnym, iskim citroenem mkncym na szeroko rozstawionych koach jak may, zawzity bullterner. Przed bram wanie przystana jaka takswka. Prosz si zatrzyma rzek szybko pan w ofera i zapaci, rzucajc bystre spojrzenie na takswk przed bram wyskoczya z mej w tej wili niezwykle barczysta posta, zatrzaskujc za sob nerwowo drzwiczki, po czym szybk o wbiega do bramy. Pan w meloniku wysiad za gramolcym si chwiejnie Kitwaszewskim, ktr y nie bardzo si nim interesowa. Kitwaszewski przeszed podwoi ze zataczajc si i znik w ciemnociach garay. Pan w meloniku posuwa si za nim w pewnej odlegoci i nader ostroni Po chwili z ciemnoci odlegego boksu dobieg go szum lejcej si wody i bekotliwe parskan e; domyli si od razu, ze to Kitwaszewski woy gow pod kran przed rozmow z Wilg. Pan w meloniku odnalaz w ciemnociach krte schody i ruszy cichutko w gr. Jak mnie tu fi, na tych schodach pomyla to koniec ze mn. Na grze rozleg si tupot bezadnych o jednak kroki jednego czowieka. Pan w meloniku otar pot z czoa i kilku byskawicznym i skokami z niebywa sprystoci osign szczyt schodw. Natychmiast tez uskoczy za ja na jednym ze stow przyrzdy i kluczc w ciemnociach warsztatu zblia si do jasnego pr a drzwi od kantoru. Przylgn caym tuowiem do ciany i nagym, lecz ostronym przerzutem ewin si przez prg, omit wszystkodostrzegajcym spojrzeniem pusty kantor i skoczy w o e drzwi od mieszkalnego przedpokoju. Serce bio mu gwatownie, zaczyna si teren niezna ny. Powoli, czujnie, wac kady oddech uczyni dwa kroki, wtuli si w kt pomidzy penym wieszakiem a wejciem do stoowego, nastpnie wysun bezszelestnie przed siebie gow w me iku, ta skra na jego chudej twarzy napia si jak na bbnie, dugi nos wytkn w pokj omylny radar, czarne, bystre oczy chony malujcy si widok. By to obraz peen groteskowej grozy. Porodku pobojowiska, wrd przewrconych cikich sp ielizny pocielowej i pyt gramofonowych, zmieszanych malowniczo z kanapkami z ososie m, ciastkami i butelkami po trunkach sta bez ruchu niezwykle barczysty mczyzna o zam anym bokserskim nosie, w pozie stanowicej przedziwny cocktail gestw rzeb antycznych z wciekoci ulicznika. Zastyg tak na chwil, wbijajc oczy w dwie postacie zawieszone mi w d, o stopach przywizanych do masywnych zwiecze chippendaleowskiego kredensu przy pomocy powoczek, rcznikw i obrusw. Szczuplejsza z postaci miaa twarz pokryt krwi z r itego nosa i czoa wida byo, ze twarz ta zainkasowaa seri niewybrednych uderze. Inyni Wilga nabrzmia sinofioletow barw na obliczu i rzzi ciko, nie zna byo jednak na nim lnie zego traktowania poza pokaleczonymi szkem ustami. Pomidzy nogami obydwu panw um ocowane byy wyrwane z duego terminarza kartki z wyranym, owkowym napisem. Pokwitowani za wesoy wieczr i rne arty wobec panny Majewskiej ZY Na stole leaa taka sama ka pisem Pokwitowanie za bilety na mecz ZY Robert Kruszyna sta jeszcze przez sekund nie uchomo, po czym rzuci si ku wiszcym Jednym szarpniciem oderwa obydwa korpusy od krede nsu, bezwadne nogi Meteora i Wilgi gucho plasny o podog. Kruszyna pochwyci obydwie k ki i skoczy w stron przedpokoju. Pan w meloniku przyklei si do ciany pod wieszakiem j

ak dua, czarna mucha, rozcapierzajc ramiona trzymany w prawym rku parasol zdawa si b wrysowany w cian; z chwil za gdy Kruszyna przeskoczy przedpokj, okrci si nieuchwyt nnym ruchem jak owijajca si w trzymany przez partnera szal hiszpaska tancerka, i wy ldowa w kantorze, otulony szczelnie w cik kotar z czerwonego sukna. Kruszyna rozlatan mi rkami zapa telefon i pan w meloniku wyty renice a do blu, by ujrze nakrcany n hodach rozlegy si niepewne kroki. Kruszyna odoy suchawk i za chwil do kantoru wszed ie Kitwaszewski. Panie Kruszyna zacz bojaliwie na widok Roberta. Gdzie ty si podz asz, Kitwaszewski? spyta drcym z napicia gosem Kruszyna czekaem na ciebie godzin wypadek zacz Kitwaszewski. Spuci oczy, wbi je w podog i urywanymi sowami opowiedz i stao. Gdy skoczy, unis wzrok i zblad jak ptno na widok pociemniaej twarzy Krusz o zmalaych, nieprzytomnych z wciekoci oczu. Chcia si cofn, lecz byo za pno: lewe ny trzymao go elaznym uchwytem za zmit w garci, siatkow koszulk. Ty sukinsynu! w zyna; jego potna, owosiona prawa pi wykonaa krtki zamach, rozleg si suchy trzask odbrdek, gowa Kitwaszewskiego podskoczya do gry jak wyrzucona z katapulty, za ni cae iao wygio si w nienaturalnym ruchu do tyu i Kitwaszewski, trzepoczc rozrzuconymi rami nami, run bez jku w kt kantoru. Kruszyna pochwyci suchawk i nakrci numer: mimo na idzyczasie binokli pan w meloniku nie mg dostrzec migajcych na tarczy cyfr. Aniela! rzuci Kruszyna w suchawk jest jeszcze prezes? i szybko doda: To niech na mnie cze za chwil bd! Cisn suchawk, zawaHal si sekund, skoczy znw do mieszkania, po ch telefonu, nakrci numer i zawoa: Panie prezesie! po czym szybko i chaotycznie opisa tuacj w mieszkaniu Wilgi. Co z nimi robi, na lito bosk, co z nimi zrobi? krzycza wk. Czy wezwa Pogotowie? Trzeba wia pomyla z niepokojem pan w meloniku ale ja bieg Kruszyn ostry, stanowczy gos Merynosa ani mi si wa, syszysz? Ale Jurek jest znie poharatany prbowa walczy Kruszyna. Inynier wyglda, jakby si mia juju prz k wezwiesz krzykn Merynos twardo to si milicja dowie! Nie wa si, rozumiesz? U i zaraz podelemy jakiego znajomego lekarza. Drzwi dobrze zamknij, syszysz? Tak jest r zek Kruszyna sabo: czu si zupenie zdruzgotany. Wolno odoy suchawk i poszed do mi an w meloniku wynurzy si ze zwojw kotary i rzuci si przez ciemny warsztat ku schodom. Nie zwaa ju na nic, bieg w ciemnociach potykajc si i tupic. Kruszyna wypad do kan przystan nasuchujc. Jest tu kto? krzykn gono: w gosie jego brzmia strach. Pa trafi na schody i stoczy si po ich elaznej spirali w d. Za sob sysza ju wyranie iegajcego w panicznej trwodze Kruszyny. W rodkowym boksie garau byo ciemno, cho oko w ykol. Wprost ze schodw pan w meloniku wbi si na szklist powierzchni jakiego auta. By wicznie namaca klamk wozu, otworzy drzwiczki i wskoczy do rodka. Przyzwyczajone po se kundzie do mroku oczy zaczy si orientowa w czarnym niebycie: ciko dyszc spoczywa na usowym siedzeniu drogiej limuzyny. Ju chcia opuci wz, gdy ze schodw stoczy si w cie szyna: pan w meloniku skuli si na pachncym kosztown skr obiciu, po czym bardziej czuj ni syszc zbliajc si pogo, stoczy si na podog wozu. Uspokojony cisz Kruszyna za rza si: w rodkowym garau nie byo nikogo. Podszed do humbera i otworzy drzwiczki przy erownicy. Zapali drug zapak i z okrzykiem radoci dojrza kluczyk, tkwicy w stacyjce. ychmiast wsiad i zapali motor: manipulujc przy zasysaczu wczy niechccy radio. Z go zlegy si tony skocznej, lecz smutnej muzyczki, przesyconej szybciutk, wielkomiejsk n ostalgi. Pan w meloniku odetchn rozpaczliwie gboko: mg sobie teraz na to pozwoli, t yczka zaguszaa westchnienia. Kruszyna wyprowadzi wz na ulic. Po paru minutach jazdy Kruszyna przyhamowa na ulicy Prnej. Ssiedni plac Grzybowski b y pusty, przewala si po nim niedobry, wrcz zoliwy, wiosenny wiatr. Kruszyna szybko wy iad i pobieg ku bramie. Pan w meloniku przyklkn i ostronie wystawi gow ponad suto owane oparcie siedzenia szofera. Gdy Kruszyna znik w bramie, pan w meloniku wysia d z auta. Podszed do bramy, na ktrej wrd licznych szyldw, wywieszek, tabliczek i ogo rzucaa si szczeglnie w oczy dua, emaliowana tablica obwieszczajca czerwonymi literami na zielonkawym tle: Spdzielnia Pracy WORECZEK Wyroby galanteryjne z mas plastycznych

Pan z parasolem stan przed tablic i zsun melonik lekko na czoo. Magiczne koo zamyka si szepn z zadowolonym umiechem. Poszczeglne trybiki zaczyn ebie pasowa. Rachunek zgadza si.

Po czym oddali si wolno w kierunku Marszakowskiej, postukujc parasolem. CZ SIDMA 1

Ranopalca jutrzenka uchylia powoli zason nocy znad Warszawy i wraz wyjecHaly na puste ulice jej rydwany pkate, tobrzowe polewaczki. JecHaly wolno, parskajc i szumic, z ay za nimi zagony mokrego, spienionego asfaltu jak tusta, czarnoziemna gleba, na k trej ju niebawem wzejdzie dzie wielkiego miasta, zakwitn ulicznym ruchem wielkomiejs kie godziny. Mikka, opaowa jasno kada si na pice okna i pachnce witem mury. W bramie pojawi si dozorca: przecign si, ziewn, otulajcy go mimo maja kouch rozch zujc dugie, biae kalesony. Na pustej ulicy zjawia si ciemna jak przecinek sylwetka: m dy tramwajarz szed rozkoysanym krokiem, gwidc z cicha; z jednej kieszeni sterczao mu pakowane w gazet niadanie, w drugiej parzya mu biodro butelka jak wspomnienie o noc y i o modej onie, ktra teraz, wrd rozkopanej pocieli, nie moe zasn, rozmylajc pe o tym, czy aby bdzie mu smakowa chleb ze liwkowymi powidami. Zza rogu wyszo czterech starszych robotnikw w cajgowych, podpitych pod szyj kurtkach i starych kaszkietach: pod pachami nieli mae, zniszczone teczki skrzane, z ktrych wystaway szyjki butelek z herbat. Szli miarowo, rozmawiajc cicho i powanie. Coraz wicej postaci wynurzao si z twieranych bram, wesoo dzwonicy tramwaj przetoczy si po szynach, pojazdy rozpoczynay sw caodzienn, zgiekliw gonitw. Wreszcie okoo smej pieszcy si niechtnie tum Pan Juliusz Kalodont otwiera swj kiosk, przeuwajc w duchu nocne zdarzenia: myl o nich wprawiaa go w radosne oszoomienie. Poza tym by niewyspany i niepokoi si, czy aby czc igodna Helena Lipiska poda Marcie i Halskiemu godne jego, Kalodonta, gocinnoci niada nie. Ledwie usiad na krzeseku i pocz porzdkowa wasne zadowolenie, gdy za witryn kio ozleg si miy, nosowy gos, oznajmiajcy uprzejmie: Dzie dobry Kalodont podskoczy j wodziu. Panie! zawoa i pan tu jest! Tylko mi pana brakowao Szybko wyskoczy z schwyci pana w meloniku za po czarnej, alpagowej marynarki. Nie puszcz pana owiadc tanowczo dopki Nie mam zamiaru ucieka przerwa mu z umiechem pan w meloniku. Odwrotnie, pragn z p m porozmawia. Przede wszystkim prosz przyj ode mnie gorce powinszowania za wczorajszy sukces. Jaki sukces? naburmuszy si Kalodont. Pan w meloniku umiechn si filuternie. Za s a gocinnych wystpach przy ulicy Krochmalnej rzek uprzejmie. Panie zacz Kalodont i nie wiedzia, co ma dalej powiedzie: ten may, czarny czowie raliowa go swoj wiedz z gry o wszystkim, zabija w nim koncept, tupet, a nawet natural swobod. Panie Juliuszu rzek powanie pan w meloniku prosz mnie posucha: teraz nie czas na ienia, ale ju niebawem nagadamy si do syta. Natomiast poprosz o tubki Tubki? powtrzy zbluffowany Kalodont ja Jak to? Nie wiem, czy mam je panu da. Panie Juliuszu powtrzy z ciep perswazj pan w meloniku to bardzo wane Dla was Kalodont chrzkn gronie i ju mia zasypa swego rozmwc mnstwem krzyowych pyta, gdy ku sign do wewntrznej kieszeni marynarki, skd doby dug, bia, opiecztowan kopert Panie Juliuszu zacz tonem tak uroczystym, e Kalodont zamilk, jakby powstrzymany nie idzialn, lecz delikatn doni, uniemoliwiajc mu wprawienie w ruch jzyka oto depozyt kadam w pana czcigodne rce. Jest pan jedynym czowiekiem w Warszawie, ktremu mog go po wierzy, albowiem ufam paskiej lojalnoci, ufam w pask uczciwo i niezomno, w pask dotrzymywania przyrzecze. Kierujc si tak sam wiar i tak sam ufnoci krlowa Anna zoya niegdy swj los w rce pana dArtagnan i jego przyjaci i, jak wiemy, nie zawiod ich w tym miejscu Kalodont spry si w poczuciu wdzicznoci i dumy za to porwnanie. i panie Juliuszu cign pan w meloniku w wypadku gdybym do niedzielnego wieczoru, do godziny wp do dziesitej, nie zgosi si po odbir tego dokumentu gos pana w meloniku amatycznie w takim wypadku nakadam na pana, Juliuszu Kalodont, obowizek rozpiecztow ania tej koperty w obecnoci dwojga osb Osobami tymi maj by: porucznik MicHal Dziarski i czowiek o biaych oczach, zwany ZYM! Coooo? wybekota Kalodont, oguszony nadmiarem rewelacyjnych zlece. Ci dwaj panowie, tylko ci dwaj panowie, i nieodzownie obydwaj ci panowie razem m aj by obecni, rami przy ramieniu, przy otwarciu tej koperty! Wiem, Juliuszu Kalodon t, e nie ma takiej siy, ktra byaby w stanie przeszkodzi panu w spenieniu mojej ostatn ej by moe woli

Nie ma szepn Kalodont wzruszony, sta przed panem w meloniku w postawie penej wznios i ciska z uniesieniem jego prawic. Czu, e ten niewielki czowieczek bliski mu jest ja brat, ktrego nie widziao si przez lata cae i o ktrym nie wie si nic prcz tego, jak lda. Ale dlaczego ostatniej? przerazi si nagle jak to? Nigdy nic nie wiadomo rzek z gbok mdroci pan w meloniku zwaszcza gdy wyruszam n spraw. O spokj w tym miecie W chwil potem spieszcy si wok przechodnie mogliby dostrzec, jak starzec w maciejwce, rumianej, sarmackiej twarzy i sumiastych wsach, wrcza niskiemu panu w meloniku dwi e tubki pasty do zbw marki Kalodont. Mogliby, rzecz jasna, gdyby nie spieszyli si tak bardzo i tak niechtnie, jak to jest zwyczajem urzdnikw w pobliu godziny smej. Poniew a za zwyczaje s najywotniejsz tkank naszego istnienia, a pasta do zbw stanowi zaled ospolity jego skadnik, przeto nikt, oczywicie, nie zwrci najmniejszej uwagi ani na t ubki, ani na dwch zajtych nimi starszych panw. 2

I co teraz? rzek przeraliwie cicho Zylbersztajn. Sta przed biurkiem Merynosa, blady i spocony, uszy pony mu purpur, pali apczywie papierosa. Merynos wpar si mocniej w fotel, kulc ramiona, jakby mu byo zimno. Twarz mia poszarza zna na niej byo nie przespan noc, pod oczami torbiasto zarysoway si zmczone powieki. ruszyna sta przy oknie, gryzc paznokcie. Jurek stkn z cicha co bdzie z Jurkiem? ko nie wykitowa. Ten lekarz w nocy kiwa nad nim gow. I co teraz? powtrzy Zylbersztajn histerycznie. I co teraz, panie prezesie? I co t raz? Merynos milcza. Patrzy niewidzcym wzrokiem przed siebie, bdzi spojrzeniem po Lowie, p pokoju, po przeciwlegej cianie i polsterowanych drzwiach. Jurek zawodzi z cicha Kr uszyna czy wytrzyma? Jureczek! Cholera! mwi bez podnoszenia gosu i bez wpadania w g niew jak ja tego sukinsyna, tego obuza namacam, to albo on, albo ja Jureczek nie p rzeyje On saby! I co teraz? powtrzy wolno Zylbersztajn, rozcigajc sylaby; nagle wrzasn: Co pan? s! Panie prezesie! przechyli si przez biurko, zapa mocn, owosion ap bark Merynos n nim silnie. Merynos uj w przegubie jego rk jak w elazne cgi i nie spojrzawszy naw Zylbersztajna rbn ni z caej siy o biurko. Zylbersztajn zblad jeszcze bardziej, lecz wet nie sykn. Zamknij jap rzek spokojnie Merynos, gosem opanowanym, rwnym nie widzisz, e myl rci si do Kruszyny zamknij si, bucu! Twj Jureczek zarobi sobie na baty. Niech no ty wyleczy si, to Kudaty z nim porozmawia. Wtedy dopiero pojedzie do szpitala albo o d razu do parku sztywnych. Tylko e te porachunki, to na pniej. Kruszyna umilk. Kudaty! wrzasn Zylbersztajn id pan do niego, panie prezesie! Nie zrobi, niech co zadziaa! Przecie tak nie moe by! Nie moe zgin taki pikny interes, azja! Takie pienidze! Zylbersztajn rzek wolno Merynos zamknij pysk. Co ja mam zamkn! Dlaczego ja mam zamkn gos Zylbersztajna drga ju wciekoci, n ur. Kto tu najgorzej si obsun? Ja czy pan? Czy moe obywatel Kudaty? Ja mog ju pak k i szczotk do zbw. Tego Wczeniaka bd mieli jutro, a mnie za dwa dni gos mu si z panice, ktra zaraz ustpia znw wciekoci: przechyli si przez biurko i wymachiwa wy ym, drcym palcem wskazujcym przed nosem prezesa Filipa Merynosa. Ale nie ze mn takie numery! Wszyscy pojedziecie ze mn do buraczkw, do opatek, do taczek! Zapa si za g rzystpie nagej rezygnacji: Dokd ja mam ucieka? zawodzi gdzie mona znikn? Dajc jcie mi moje pienidze! rozdar si wielkim krzykiem, przypominajc sobie w kocu najwan szy motyw swej rozpaczy. Ty wszarzu powiedzia Merynos z niedobrym umiechem twoje pienidze? A ile ju trafi ku? Na tym tysicu biletw, co mi je sprzeda po trzydziestaku? Wsplnik, morda twoja twa rz! Merynos unis si wolno z fotela, przecign si, a zatrzeszczay stawy, pochyli i powoli obszed biurko. No, powiedz, ty Na ile mnie na tym rbn? Ile ju masz odo boku, o czym nikt z nas tu nie wie, kiju parszywy! Przyzwoity czowieku! Zylbersztajn cofn si krok do tyu, potkn si i upad na stolik. Merynos podszed do chyli si nad nim, nie spieszc si uj go za klapy marynarki i podcign w gr z nieby o niewysoki, ale tgi i masywny, zdawa si by w tych potnych, misistych doniach opak

ciarem, unoszonym przez niezawodny dwig. Po czym postawi Low na nogi, puci uchwyt i m, mocnym zamachem otwartej doni uderzy go dwukrotnie, z obu stron, w twarz. Zylbe rsztajn zatoczy si z hukiem na szaf, ksigi handlowe zachybotay gwatownie na regaach, go blada twarz staa si kredowobiaa z wyranymi, czerwonymi ladami palcw na policzkach z grubymi kroplami potu na czole pod zmierzwionymi wosami. Zapacisz mi ty za to, ty sykn Zylbersztajn z nienaturaln powolnoci i w tej samej chwili Merynos skoczy k mu. Na jego twarzy, jak wypisany wyrok ostateczny, pulsoway ctki nieprzytomnej pas ji. Jak potny, skalny blok wpad midzy nich Kruszyna. Panie prezesie! szepta drcy ami niech si pan uspokoi, bagam pana, panie prezesie! Lowa! Ty nie bd taki kozak! Sy zysz? Panie prezesie! Lowa, wyno si std! Usiowa wypchn Low spod szafy do drzwi i z pokoju, ale Zylbersztajn miota si, apic konwulsyjnie za sprzty. Merynos znieruchomia, przecign jzykiem po zaschych wargach, obcign na sobie maryna rawi wosy. Pu go rzek ostro do Kruszyny niech tu zostanie. Odszed ku oknu, op apet i zapali papierosa. Zylbersztajn rzek patrzc w okno, tonem twardym, lecz spok jnym nie na teraz te dsy. Mamy jeden dzie czasu i tego dnia nie mona zmarnowa na spr zeczki. Potem porozmawiamy i uregulujemy nasze ale. Teraz pojedziesz do Wilgi i z orientujesz si, jak tam wyglda. W razie poruty nie rusz nic i wracaj. Jak mieszkan ie jest nie spalone, to powiedz Paciukowi, e Wilga wyjecHal na par dni za interesa mi i eby ci wpuci na gr. W stoowym stoi sekretera: wyam doln szuflad, wyjmij ela rzywie tutaj. W tej kasetce jest twj tysic biletw. Ty, Robert zwrci si po chwilowy yle do Kruszyny sprowad mi tu tego twojego Szaj, ale ju. No, chopcy rzuci jakby iej za p godziny macie by obydwaj tutaj na grze. W Kruszyn wstpio troch optymiz rsztajn poprawi zmaltretowany krawat i cho w postawie jego byo mnstwo urazy, zdawa si jednak uspokaja nieco. Ja id do Kudatego rzek Merynos. Sowa te podniosy Zylberszt i Kruszyn mocno na duchu. Ty, Lowa doda Merynos yczliwie uwaaj, dobra? Jakby si towa, e kto tam stoi na cynku, to w ogle nie wchod. Dobra rzek Lowa tonem przebac i niech pan koniecznie idzie do Kudatego, panie prezesie! On co poradzi, pomoe Na ewno rzek Merynos. Kruszyna i Zylbersztajn wyszli, za Merynos usiad za biurkiem, skreli par sw, woy zapiecztowa i zawoa: Aniela! Wesza Aniela. Merynos rzek: Zdejmuj fartuch. Zanie o do pani Szuwar, do sklepu. I nie ruszysz si bez odpowiedzi, syszysz? Dobra powie dziaa Aniela. Zdja fartuch, spod ktrego ukazaa si batystowa bluzka z nieprzecitn il ekowych plis i falbanek, wytara w fartuch rce, wzia list i wysza. Filip Merynos wyj zklonej biblioteczki butelk koniaku, wypi dwa kieliszki, jeden po drugim, po czym uoy si wygodnie w fotelu, przymykajc oczy. Wygldao na to, e ucina sobie krtk pokr emk w przerwie midzy zajciami. Byy to jednak pozory. Mzg prezesa Filipa Merynosa nie przestawa ani na chwil pracowa ciko i wytrwale wrd ohydnych przeklestw i straszliwy rze o zemcie.

Olimpia Szuwar, uniosa gow znad zagranicznego urnalu md. To ja rzeka sucham pa ni staa barczysta, mocno zbudowana kobieta redniego wzrostu, okoo czterdziestki: jej dua twarz o grubych rysach zdawaa si by uszyta z grubego juchtu, niebieskie oczy pa trzyy bezczelnie i czujnie, wargi miaa pocignite grubo szmink, a policzki obficie prz ysypane rem. Pani jest pani Szuwar? powtrzya Aniela, jakby chcc si dobrze upewni to ja umiechna si Olimpia i wstaa czym mog suy? Staa teraz za lad jak umi i, w postawie swobodnej, lecz uprzejmej. Aniela wpatrywaa si w ni nadal, dostateczn ie dugo, by Olimpia poczua niepokj. Czego moe chcie ta pomylaa Olimpia do rze poj, co zawiera si w badawczym wzroku tej kobiety, aczkolwiek czua wyranie mczc pre go. Pani jest bardzo pikna kobita rzeka nieoczekiwanie przybya, po czym otworzya m lowy zamek starej, czarnej, mocno zniszczonej torby i wyja z niej list w nie zaadr esowanej kopercie. To do pani powiedziaa Aniela od prezesa Merynosa. Olimpia spowaniaa i wzia list. ZawaHaa si chwil, ale zaraz odpiecztowaa go i przec niela nie ruszya si z miejsca. Dobrze powiedziaa Olimpia, wkadajc arkusik z powrotem do koperty dzikuj. Nie powiedziaa Aniela ma by odpowied. Olimpia usiada i umiechna si. Jej bawa ay tysicem lnie i odcieni: bya w tej chwili naprawd urocza. Odpowiem rzeka wolno i nie niepokoi, odpowiem. Prosz pani rzeka Aniela ja chc z pani pogada. Olimpia ukrya odruch zniecierpliw czym ta moe ze mn mwi? skrzywia si w duchu niechtnie. Twarz jej przybraa wyraz lecz odpychajcy, Sucham pani rzeka sztywno.

Aniela przysuna sobie bezceremonialnie zgrabny fotelik do lady, wyja z torby paczk e rzy i poczstowaa Olimpie Dzikuj wymwia si Olimpia. Aniela najpierw zapalia e ie wsadzia papierosa w szklan lufk. Co tam jest, w tym licie? spytaa Aniela swobodnie, lecz stanowczo. Na twarzy Olimpii odbio si oburzenie i zdumienie. Tylko bez tych min rzeka twardo Aniela. Niech pani odpowiada. Oburzenie, zdumienie, rezerwa j godno zawodziy wobec tej strasznej kobiety. Olimpia poczua si naraz bezradnie, pragna unikn ostrej wymiany zda, chocia nie wiedziaa d dlaczego: naleaa wszak do kobiet, ktre daj sobie rad w kadych warunkach i potrafi za e wymusi dla siebie szacunek. Prezes Merynos chce si ze mn zobaczy rzeka Olimpia c o, z nieoczekiwan ulegoci prosi mnie o spotkanie. Radz si pani z nim spotka rzzeka Aniela zimno. Co pani wyrabia za hece z tym cho dodaa od razu napastliwie. Jakie hece? z jakim chopem? bkna Olimpia zaskoczona. Czua, e si gwatownie rumie Ano z panem prezesem Merynosem cigna Aniela rwnym, nie znoszcym sprzeciwu tonem. pani nie bdzie opowiada. Ja te kobita i swoje w yciu przerzuciam. Czego ty, babo, sz ukasz? krzykna naraz przechylajc si ku Olimpii zapaa kawa mczyzny, e si w b na jego widok, chop jak ra, jak malowanie! I to czowiek! drugiego takiego szukaj w W arszawie, a nie znajdziesz, rk ma tak, e jak co wemie, to ju nie puci, to bdzie je zie boj si go, szanuj, prawdziwy hrabia, jak pragn porodzi, jak trzeba, to zabije, a jak trzeba, to miodem wysmaruje. A pani? spojrzaa na Olimpie wzrokiem, w ktrym bya niech, drwina i jeszcze co, pod ciarem czego Olimpia czua si najgorzej. Prosz pani zacza niepewnie Olimpia. Prosz pani! prosz pani! przedrzeniaa zjadliwie Aniela ja tam nieuczona, prosta ko a, ale troch numerw w yciu widziaam i wiem, co jest co warte. Takiemu chopu, jak pan prezes Merynos, tobym wszystkie brudy co dzie praa, piewaa przy tym i jeszcze si cies zya, jakby mnie nog posya po wdk. Jeszcze bym par zotych z drogi przyniosa. Czy pa Aniela rbna szerok, msk rk w lad, a podskoczyy adnie uoone saszetki z nylonu si ze sob poarli, wtedy w marcu, to prezes nawet na adn dziwk nie spojrza? Na adn, ani, palcem nawet nie tkn, nie istnia dla niego ten towar, chocia gdyby tylko podnis aznokie, to mgby mie dziesitki i to najlepszych w Warszawie. A on tylko pani tylko o ni, cay czas. Ale on twardy, mczyzna z honorem, wpierw by pani w ziemi wrosa, ni on b do pani przylecia prosi. Przez tyle czasu, rany Julek, tyle czasu bez tu Aniela ok relia z godn podziwu prostot, bez czego obywa si tak dugo prezes Merynos, wywoujc barw wstydu na czole i policzkach Olimpii. Ale ja wiem szeptaa gorczkowo Aniela ja wszystko wiem i wszystko widz, bo Urwaa nagle i wbia w Olimpie swe mae, gboko osadzone, niebieskie oczy. Natrtny ucis ych oczu sta si dla Olimpii nie do wytrzymania i nagle Olimpia poja wszystko: w ocza ch tych pona dzika, drczca zazdro, beznadziejn, niszczca serce zawi. Moga by ziwka pomylaa Olimpia mciwie, obraliwie mczyni lubi takie piknoci z wielkomie okw, takie wychowane na gotowanej kapucie heroiny z rogu. Rozumiem rzeka Olimpia pewnym gosem: powracaa jej naturalna, narzucajca dystans pew o siebie. Rozumiem powtrzya pani jest Aniela. Pan Merynos mwi mi o pani, e si ak troskliwie opiekuje. Mwi? stropia si Aniela t przemian w Olimpii tylko sama pani rozumie To, co my to midzy nami, dobra? upewnia si z trosk midzy nami kobitami, nasze babskie spraw no nie? Bo prezes nie lubi takich hopsztosw, jakby si dowiedzia, e wstawiam pani tak adk, to tak by mi baabuch zasun, ebym przez tydzie ze szpitala nie wysza. Mwi mi o pani podja z okrutn obojtnoci Olimpia. Nie mwi mi tylko, e bya p Aniela wstaa powoli i rozgniota papierosa o popielniczk z tak si, e szklana lufka p liwym, cichym trzaskiem. Jej oczy pony. A byam powiedziaa spokojnym, jasnym gosem jeden, jedyny. Dwanacie lat temu. To co, e byam? Nie pani zasrany interes, czy byam, czy nie. Odetchna gboko, jaki namitny, schrypy dwik pojawi si w jej gosie. tym nie wie cigna cicho e mnie wtedy nazywali Krlow Siekierek. A pan prezes Mer niejsza o to, o pana prezesa, ale ze mn to nie byo tak atwo. Wasnego ma omal pogrzeba zem na mier nie zatukam. Ale byy jakie imieniny, jakie hulki, jakie wdki i potem es mia to, co chcia Zaraz potem mi par fonarw nawtyka i te nie mam o to do niego al teraz jestem u niego za suc, ot co ostatnie sowa wypowiedziane zostay z tak nienawi napastliwoci, e Olimpia cofna si przeraona do tyu. Niech si pani nie boi rzeka z pogard Aniela, wycierajc umazany krwi, popioem i ok

mi szka palec o ty spdnicy ja to bym pani najchtniej znieksztacia tym wazonem t pi ale tego nie zrobi zapaa Olimpie za rk i wyszeptaa arliwie: Niech go pani zabie ech go pani sobie wemie! Tak bdzie lepiej dla niego. Olimpia patrzya zafascynowana w twarz z grubej skry, pokryt szmink i rem. Musiaa by naprawd adna pomylaa wspaniaomylnie kozacko adna. Nie boj si pani rzeka Olimpia a na dowd Nie skoczya, lecz uja suchawk stojcego na jednej z pek telefonu i nakrcia numer. rozlego si mskie gbokie: Halo? Filipie powiedziaa Olimpia otrzymaam wanie twj list. Chtnie si z tob spotkam. eraz do mnie? Owszem rzek spokojnie Merynos; cay pokj wirowa mu w oczach bd za nut! Olimpia odoya suchawk. Oto odpowied powiedziaa do Anieli. Pan Merynos z e. Zaatwione rzeka sztywno Aniela w porzdku. Odwrcia si szybko i wysza bez sowa ten sposb krya zy, ktre zalniy w ktach jej bezczelnych oczu. Uprzytomnia sobie bow ju wkrtce przestanie by nawet suc dla prezesa Filipa Merynosa.

Filip Merynos zbieg po schodach jak sztubak, zarzucajc tuowiem na ppitrach wok por dskakujc i gwidc. Nie pamita w tej chwili o niczym. W siedem minut potem wchodzi do sklepu. Olimpia siedziaa na niskim stoeczku nad rozoo nym Vogue i udawaa zatopion w lekturze i ilustracjach. Merynos zamkn za sob drzwi, O pia uniosa gow i wpatrywali si przez chwil w siebie intensywnie, z napiciem, bez sow Widzieli si po raz pierwszy od dwch miesicy. Dzie dobry rzeka Olimpia wstajc. Podesza do drzwi wejciowych i zamkna je na kluc zmawiamy na grze, dobrze? umiechna si niemiao. Jak chcesz rzek sztywno Meryno zenie i by na siebie wcieky. Na grze Merynos usiad w gbokim, skrzanym fotelu i zapali papierosa. Olimpia przysiad a brzeku tapczanu, opierajc okcie o umieszczon na kolanach wzorzyst poduszk. Sucham ci? rzeka powanie. Chciaem ci zada dwa pytania rzek Merynos lekko schrypym gosem. Jakie jest pierwsze? Czy chcesz wyj za mnie pojutrze za m? A drugie? Czy moesz mi poyczy do jutrzejszego wieczoru pidziesit tysicy zotych? Olimpia zatrzepotaa rzsami. Serce bio jej gwatownie. Czy mog ci z kolei zada dwa py ia? powiedziaa cicho. Prosz ci rzek rwnie cicho Merynos. Dlaczego chcesz, abym wysza za ciebie za m po tym wszystkim? Bo ci kocham. Po co ci s potrzebne te pienidze? Bowiem mog przy ich pomocy zdoby jutro okoo miliona zotych. W jaki sposb? Merynos zacign si gboko papierosem. Na to pytanie bd ci mg odpowiedzie wtedy d y odpowiesz na pierwsze z mych pyta rzek jeszcze ciszej i bardzo zawzicie. Olimpia ukrya twarz w doniach. Skronie jej pulsoway oszaamiajco, czua dzik emocj po nych w cigu sekund decyzji. Uniosa powoli pikn gow i ogarna Merynosa najwspanialszy swych bawatnych spojrze. W oczach jej bya ulego. Zostan twoj on powiedziaa wyranie moesz mi nic nie mwi. Domylam si wszystk Filip Merynos wsta z fotela i kry po duym pokoju jak ciemny tygrys, naadowany zwierz doci. Nieubagana drapieno bia z kadego jego ruchu. Zbliy si do tapczanu i usiad . Olimpio rzek tumic si gosu nie domylasz si niczego. Ale posuchaj Zawsze mar esz moj on w jednej z tych luksusowych willi, w rdborowie lub w Konstancinie, i e nas e dzieci bd dziemi prezesa Filipa Merynosa, szanowanego dziaacza gospodarczego, prze dsibiorcy i obywatela. Te marzenia si nie ziszcz. Pojutrze wyjedamy za granic. cile uciekamy. Czy zgadzasz si na to? Olimpia nic nie odpowiedziaa. Gryza nerwowo chusteczk, jakby na chwil przed wybuchem paczu. Te pienidze rzek Merynos, jak gdyby nie dostrzega milczenia Olimpii potrzebne mi s a dzi, na dzie, na par godzin zaledwie. Ja jestem bogatym czowiekiem, Olimpio obrci gwatownie ku Olimpii i chwyci j za rce bardzo bogatym czowiekiem. Mam duy majtek w

ch walutach i kosztownociach, ktry uda si razem z nami tam, za granic. mieszna suma p idziesiciu tysicy zotych potrzebna mi jest od razu, teraz, dl a zdobycia owych setek tysicy, ktre pokryj koszta naszego przejazdu. Zniy gos do poufnego szeptu: Mam w cinie pewnego czowieka, ktry nam wszystko zaatwi. Facet na wysokim stanowisku. W rod bdziemy w Kopenhadze. Zrozum, te par groszy, te pidziesit tysicy, to dlatego, eby ni awi si ju dzi w podejmowanie z konta spdzielni Woreczek, w patyczkowanie si z prze I nie chc ju niczego rozmienia, nie chc rusza waluty ani biuterii, rozumiesz? Pojmuj ci doskonale umiechna si sabo Olimpia. Przecie wiesz, e ja si znam n . I chocia nie domylam si niczego, jak mwisz to ufam ci. O niczym nie chc wiedzie i mnie nie obchodzi dodaa mocnym gosem, w ktrym dwiczao porozumienie i lojalno. Zdecydowanym ruchem wystaa, podesza do maego sekretarzyka i wysuna doln szuflad. Pch kko ciank szuflady i odsonia jej podwjne dno: na dole leay rwno uoone paczki pi nknotw. Bierz, ile potrzebujesz rzeka Olimpia. Merynos wsta, zbliy si do wyprostowanej Olimpii i uj j delikatnie za ramiona. Pochyl i z ogromn tkliwoci pocaowa j w usta. On mnie naprawd kocha pomylaa Olimpia. ej mioci nie wolno przej obojtnie. To zbyt cenna rzecz. Jak odrzucona od pestki upin igna jej przed oczyma twarz Witolda Halskiego. Westchna z ulg, jak daje pewno o dok u waciwego wyboru, ogarna j sodycz susznych postanowie. Przytulia si z oddaniem d a. Midzy nami rzek Merynos, odsuwajc j leciutko od siebie nie domylasz si nawet, nazywam si Filip Merynos. Niewane wiona Olimpia, z ustami tu przy ustach Merynosa yjemy w takiej epoce. C W jakiej epoce? W epoce, w ktrej o nazwisku ma dowiadujemy si czstokro dopiero przy otarzu. I te sze o prawdziwym. I nikt nie ma o to do nikogo pretensji.

Filip Merynos odetchn gboko, postawiwszy nog na ostatnim stopniu szeciu piter schod schody pomyla s jednak mczce. I po raz pierwszy dozna leciutkiego zadowolenia, iedziaek zerwie z tymi schodami na zawsze. Nie wszed do gabinetu, lecz poszed czystym, bielonym korytarzem a do koca i stan w ot artych drzwiach azienki. Na gazowej kuchence grza si czajnik z herbat, obok na puste j skrzynce siedziaa Aniela bez fartucha, czytajc gazet i palc papierosa. Uniosa oczy, spojrzaa w twarz Merynosa i od razu wiedziaa wszystko. Aniela rzek Merynos s ju wszyscy? S powiedziaa Aniela nie wstajc u Kruszyny. Suchaj powiedzia Merynos wyjmujc portfel z tylnej kieszeni spodni ka Kruszynie i ie przyj do mnie. Tu masz piset zotych. Pjdziesz do Lotu na Ho, wiesz, gdzie to j rzeka krtko Aniela. Kupisz tam dwa bilety na poniedziakowy ranny samolot do Szczecina. Ale eby nie wiem co, syszysz? Nie pokazuj mi si bez biletw, zrozumiaa? Jasne rzeka lekcewaco Aniela. Masz jeszcze dwiecie rzek Merynos, dodajc dwa czerwone banknoty do pisetki zblat rtiera, kasjerk, kogo chcesz, ale bilety musz by. Dobra rzeka krtko i niechtnie Aniela. Sama rozumiesz Merynos umiechn si nieszczerze e naley mi si troch wypoczynku paninie, no nie? Choby tydzie urlopu, prawda? Miodowy tydzie, co? rzucia z odpychajc drwin Aniela. Chociaby mrukn Merynos, ciemniejc na twarzy a ty mi, Aniela, nie szuraj, bo jeszc przed wyjazdem mog ci wzrok odebra. Po choler masz widzie wiat na sino, prawda? Odwrci si i poszed do swojego gabinetu. Aniela wycigna przed siebie szerokie, twarde ie. Przymkna oczy i wyobrazia sobie, e tu obok stoi Olimpia Szuwar, e ona, Aniela, za yka wolno, lecz szczelnie drzwi od azienki, a nastpnie dugo i ze smakiem dusi pikn ko biet, tamsi z drewnian moc jej bia, wynios szyj, amie kark i pogardliwym kopnici w kt mikk, wstrtn kuk. Teraz, kiedy Filip Merynos osign to, czego pragn, jedyny m bya nienawi, a jedynym marzeniem nieszczsny los tych dwojga. Otworzya oczy, spluna na rodek azienki i woya pienidze do zniszczonej torby z metalowym zamkiem. Po czym z woaa Kruszyn i wysza na schody. Na trzecim ppitrze mina wstpujcego wolno w gr niskiego pana w meloniku i z parasol . A ten karaluch do kogo? pomylaa czujnie, lecz kategoryczny ton Merynosa, jakim nak

aza jej zaatwi bilety, nie pozwoli jej na, dalsz ciekawo. Skd ja znam t posta? an w meloniku, ogarniajc Aniel nieuchwytnym, lecz badawczym spojrzeniem. Aha! ju ma m. To to dawna Krlowa Siekierek No, no, zaczyna si niele.

Kruszyna i Zylbersztajn weszli do gabinetu. Merynos siedzia za biurkiem. Masz bil ety, Lowa? spyta Merynos. Mam rzek Lowa: wyj z kieszeni pakiet i rzuci na biurko i jak tam jest? spyta Merynos. Spokojnie rzek Zylbersztajn. Paciuk funkcjonuje, w rsztaty na chodzie. Powiedziaem, co mi pan prezes kaza. Aha znaleli jeszcze skatowan ego do nieprzytomnoci Kitwaszewskiego w kantorze, ale Kitwaszewski twierdzi, e upi si w trupa i sam tak si ustawi o sprzty. A kto go tak obsmyczy? spyta Merynos. n niechtnie Kruszyna zupenie zapomniaem o tym panu prezesowi powiedzie. Wyprowadzi , skubany, z rwnowagi tym wszystkim i daem si ponie nerwom. Nie ma o czym mwi rz iechu Merynos. Wsta, wyszed zza biurka i stan na rodku pokoju. Chopcy rzek ciepo zostalimy we trjk. Trudno, nie ma rady. Ale ten numer z mecze oe nam wylecie z palcw, prawda? Prawda rzek, sabo Zylbersztajn tylko e na tym tysicu sztuk wskaza na lecy na iet majtku nie zrobimy. Jasne rzek Merynos powanie nie o to chodzi. Chodzi przede wszystkim o to, e zostal y we trjk. To jest wane. Nie rozumiem? rzek niezbyt bystro Kruszyna. Ja rozumiem rzek z twardym umiechem Lowa wiksza dola na kadego, to ma pan prezes myli, prawda? Tak rzek z namaszczeniem Merynos cay kusz, cay rajwoch dzielimy na trzy rwne cz Co mi z tego umiechn si z melancholi Zylbersztajn kiedy w domu czeka ju na mnie dwch smutnych panw. Ten Wczeniak na pewno ju powiedzia wszystko i po nitce do kbka t iono bez puda do pana Zylbersztajna. Otar rkawem blade, spocone czoo; by nie ogolony cer mia zielonkaw, wyglda jak po cikiej chorobie. Lowa umiechn si krzywo Merynos dziwnie si o ciebie nie boj i dziwnie jestem spo dasz sobie rad. Zwaszcza jak dostaniesz jutro wieczorem do rki ze dwiecie tysicy zot ch. Nie widz jeszcze tych dwustu tysicy rzek z szyderczym grymasem Zylbersztajn. Tak jest, panie prezesie rzek z szacunkiem, lecz do tpo Kruszyna; taka tpota bywa czciej nazywana zdrowym rozsdkiem ja te ich nie widz. Gdzie jest ten rajwoch? Jak go zapa? Merynos podszed do biurka, rozpiecztowa pakiet, wyj ze jeden bilet i pooy go, piec wygadzajc, na blacie: wski, rowo brzowy pasek sztywnego papieru lea rwniutko, j dokument, na politurowanym fornirze. Nastpnie Merynos otworzy szuflad i wyj plik pis towych banknotw w bankowej banderoli z grubym nadrukiem: 100, ktry zoy przesadnie os ym ruchem obok biletu. Lowa i Kruszyna wpatrywali si przez minut w milczeniu w te upozowane elementy nie znanej im jeszcze kombinacji. Robert rzek wolno Merynos, spogldajc na zegarek teraz jest godzina dwunasta. Pojed iesz na Prag, na Stalow, do tego zecera, ktry nam zaatwi zleceniowe blankiety. Pamita z ktry? Pamitam rzek Kruszyna nazywa si Cepurski. Tak rzek Merynos niech bdzie Cepurski. Powiesz temu Cepurskiemu bardzo prosto: Pan e Cepurski kochany, pan jeste czowiek inteligentny, wie pan, co to dzi znaczy par zot ych, prawda? Potem dasz mu ten bilet i powiesz: Tu masz pan wzr, po czym pokaesz mu z daleka t fors i powiesz: A tu pan widzisz dwadziecia tysicy zotych w ywej gotwce, Ot jak mi pan nastuka do jutra rana trzydzieci tysicy takich biletw, to te dwadziecia patykw nalee bdzie do pana. Wtedy ten Cepurski zacznie, e to nie takie proste, e za i; wybra, e za mao czasu na monta caej afery, e klisze, e znak wodny, e papier, edy ty mu powiesz: Cepurski, oszukaem pana. Ja mam w rku nie dwadziecia, ale czterdz ieci kawakw. To jest paska forsa. A jak pan to zaatwisz z drukarni, znakiem wodnym i kliszami, to pana gowa. Masz pan na to szesnacie godzin czasu. Ponad trzy tysice zo tych, za godzin, dobra norma pacy w drukarstwie, co? No, jak? Chce pan? Gwarantuj wa m, chopcy, e zechce Tylko bkn Zylbersztajn nie rozumiem, po co nam taka kupa biletw? Trzydzieci ty To proste Merynos poklepa Low serdecznie po pochylonych ze zmartwienia plecach. Po pierwsze, bo bdziemy je sprzedawali o wiele taniej. My uczciwi kupcy, lewe bilet y na pewno s u nas tasze ni prawdziwe.

Ale tam si zrobi bajzel na stadionie! cmokn z przeraonym zachwytem Kruszyna blisk wa razy tyle sprzedanych biletw! O, rany! Co za burdel! Zupenie susznie umiechn si Merynos i o to wanie chodzi. Ale trzeba przyj, ak ten Cepurski te bilety sknoci, to przez pierwsze kordony zawsze na nie puszcz. Obciach moe by dopiero przy bramach stadionu, a to ju nas nie dotyczy. Nie bierzemy gwarancji za to, czy nasi klienci dostan si na trybuny, czy nie. Plecy Zylbersztajna prostoway si wolno. Co pan jest, to pan jest, panie prezesie rz ek z zuchwaym podziwem ale na pewno pan nie jest gapa. No widzisz umiechn si Merynos jako to bdzie. Ale jak my rozprowadzimy tak mas biletw? zatroska si na nowo Zylbersztajn. O tym si zaraz przekonasz rzek Merynos, zapalajc papierosa. Robert, gdzie masz teg Szaj? Czeka u mnie w pokoju zerwa si Kruszyna przyprowadzi? Merynos skin twierdzco gow na otworzy polsterowane drzwi na ocie. Nie zwrci przy tym najmniejszej uwagi na fakt, e drzwi byy nie domknite, tym bardziej przeto nie mg zauway maej, czarnej postaci, bezszelestnie uskoczya w bok, w cie otwieranego na zewntrz, grubo obitego skr i wojok em skrzyda. Po chwili powrci z Szaj: Szaja wszed za Kruszyn i ujmujc klamk, aby zam i za sob, poczu leciutki, ledwie uchwytny opr; by jednak dostatecznie podniecony sw p rezentacj, jako te wspaniaymi, polsterowanymi drzwiami, by niezupene zatrzanicie si klamki przypisa czemu innemu poza wasnym, niezrcznym popiechem. Wic to jest Szaja rzek Merynos po chwili badawczego egzaminowania Szai przenikliwy m spojrzeniem. Szaja ukoni si grzecznie. Szajewski, do usug zasepleni nieznacznie i skoni si r e. Sta teraz na rodku pokoju pomidzy rozwalonym w fotelu Zylbersztajnem a opartym o biurko Kruszyn: Filip Merynos obchodzi go z wolna dookoa z rkami w kieszeniach spod ni, mierzc go taksujcym spojrzeniem jak premiowanego konia. Szaja poczu si jeszcze b ardziej stremowany ni przed wejciem. Suchaj, Szaja rzek bez adnych ceremonii Merynos. Wiem, e nie jeste drewniak, lec przeciwnie, nadajesz si do wszystkiego. Chcesz trafi sto tysicy zotych? Ostatnie sowa wypowiedzia szybko, obserwujc bacznie spod oka twarz Szai. By pewien, e wymieniona niebotyczna suma sprawi oszaamiajce wraenie na tym pospolitym, warszaws kim otrzyku w kratkowanej koszuli i drelichowych spodniach. Pomyli si jednak. Twarz Szai, moda i zniszczona, nie wyraaa nic poza ostronym zainteresowaniem, szczki trzym a mocno zwarte, dziki czemu przy ustach wystpowao brutalne zgrubienie, narastajce w c yniczny, zawzity grymas. Oooo! pomyla Merynos z penym uznania znawstwem ten to as! asa sama dla siebie! Zapewniona kariera w przyszoci, o ile nie zgnije w pierdlu. T wardy, zimny obuz, ktry podernie gardo wasnemu ojcu i bratu, jeli zajdzie potrzeba. K dy Morycowi do niego! Moryc by tylko zdolnym narwacem, a ten to dua posta. Szaja zaczeka, a Merynos pochyli gow nad zapalonym papierosem i wtedy dopiero przekn Wymieniona suma rzeczywicie przyprawia go o sekund zawrotu gowy, za facet proponujcy nie wyglda na rzucajcego sowa na wiatr. Szefie rzek Szaja z ledwo uchwytn, roztop unionoci poufaoci ja biedny chopak. Dla mnie kady grosz to dua rzecz, ale jak wi , to mocniejszy numer, prawda? Mwic stara si nie odsania bezzbnych dzise, jego z marszczya si w ujmujcym umiechu, gboko osadzone, jasne, zimne i bezczelne oczy stara si spoglda moliwie najprociej i najuczciwiej w oczy rozmwcy, manifestujc jako natr woj uczciwo i prostot. Prawda rzek twardo Merynos. Nie masz co si targowa ani mnie sondowa. Masz racj, bdzie mocny i ty go odstawisz. Bdziesz o wszystkim wiedzia, jak facet na kierownic zym stanowisku. Po nie ogolonych policzkach Szai przeleciay wypieki zmieszania. Ten to duy kozak po myla z szacunkiem o Merynosie to nie Kruszyna ani ci inni. Oho, ten to naczelnik, od razu wida. Kto to moe by? Moe sam Jego zmite, zniszczone policzki nabray rudo ej barwy z emocji, uszy mu zapony, nos pokry si potem. Co zmienio si ledwie dostrze e w jego postawie: znik ostatni cie poufaoci, zostaa sama, cakowita uniono. A wic polecenie od obywatela Kudatego, panowie zwrci si Merynos do wszystkich, cof si za biurko i opierajc stop o siedzenie fotela, za plecy o bibliotek ty, Kruszyna, aatwisz, co ci powiedziaem, a nastpnie stawiasz w trybie nagym cay wydzia biletowy na nogi. A ty, Szaja zatrzyma si chwil, umiechn si lekko i wyj papierosa z paczki ieszeni ty, Szaja, ogosisz wielk mobilizacj njprzytomniejszych i najrwniejszych w Wa szawie kozakw.

Zylbersztajn i Kruszyna wpatrzyli si w Merynosa pytajcym wzrokiem, Szaja umiechn si b zzbnie, gupio, a przy tym jako piekielnie chytrze. Zdawa si chwyta w locie nie wypowi dziane jeszcze myli tego potnego, ciemnego mczyzny. Po co taki szum? spyta z niep m Zylbersztajn. Wanie rzek niepewnie Kruszyna po co ten myn? Wydzia biletowy wystarczy, no nie? Nie rzek Merynos zapalajc papierosa na jutro nie wystarczy. Jutro musi startowa co najmniej dwustu albo i wicej kozakw, ktrzy zapewni ludziom z wydziau biletowego szybk przytomn robot. Jutro trzeba bdzie pracowa w locie i wanie dlatego musimy wflitowa idzy kordony najwikszych rozrabiakw na lewych biletach. Zmobilizujesz najlepszych l udzi, Szaja, na dzi, na dziesit wieczr i zbierzesz ich w ruinach tego gmachu PKO na rogu Marszakowskiej i witokrzyskiej. Tam zrobimy odpraw. Ja przyjd. Pan prezes? zawoa z najwyszym zdumieniem Kruszyna. Tak, ja rzek lodowato Merynos tym razem ja. W tych ruinach jest na dole, w podzie miach, ogromna haa. Tam ich zbierzesz, Szaja. Rozumiesz, o co mi chodzi? zwrci wzro k na Szaj. Obojtnie wszystko rzek Szaja kapuj maksymalnie i bez puda, panie prezesie. Mobili ja, najwiksze kosiory z caej Warszawy do ruin na witokrzysk, kady z nich zainkasuje p bilecie na jutrzejszy mecz, naley si domyla, nie? Jakby zgad rzek Merynos i pomyla: Szkoda, e tego rzezimieszka tak pno spotkae astpc umiechn si w duchu gorzko i odwanie a moe i lepiej, e si zjawi dopiero k on przecinaj yy swym picym wodzom i organizuj na nich niezawodne zasadzki w zmowie e strami prawa. Robert rzek wskazujc na Szaj daj mu jaki wz od Wilgi. eby nie jedzi tramwajam , pojed si troch przespa. Do mnie do chaty, rzecz jasna umiechn si zoliwie na w nia Zylbersztajna. Te tysic sztuk we ze sob doda wskazujc na pakiet z prawdziwymi etami sprzedajemy je jutro co najmniej po dwiecie zotych za jeden. W zalewie faszyw ych biletw te dobre bd na wag zota umiechn si jak chopiec z brzydkiego, lecz ud Zobaczycie, nasi ludzie bd sami ostrzega przed faszywymi biletami. Ubaw bdziemy mie i jutro nie z tej ziemi. Robert, to, co zrobi Cepurski, te przywieziesz do mnie, na Kp, a potem Urwa niezbyt nagle, przecigajc pierwsz sylab, i wzrok jego utkwiony w drzwiach zaostr zy si, nadajc caej twarzy wyraz czujny i grony. Wszyscy odwrcili gowy w kierunku spo enia Merynosa i ujrzeli wolniutko otwierajce si drzwi. Drzwi uchylay si coraz szerze j i szerzej, a wreszcie na progu stana niewysoka, wta posta w czarnej alpagowej maryn rce, w meloniku i z parasolem w rku. Posta ta uchylia grzecznie melonika, odsaniajc b szczc ysin nad t, kocist twarz, umiechnit z zakopotaniem waciwym niepozorn Czy mona? spytaa posta bardzo niemiao i bardzo uprzejmie. Pan do kogo? gos Merynosa zadwicza metalicznie w zupenej ciszy: w gosie tym ukryt tarannie ten sam niepokj, ktry wgryz si w serca wszystkich obecnych. W wiadomoci kad zarysoway si natychmiast drczce pytania: jak on si tu dosta? dlaczego nie syszelim zku naciskanej klamki? co on sysza? Kto to jest? Ja? zawaHal si nowo przybyy do spdzielni Woreczek. Dyrektora nie ma wyrwao si Zylbersztajnowi chory. Czego pan szuka? spyta obcesowo Merynos czego pan chce? Pan w meloniku zdawa si by askoczony tym pytaniem. Zreszt by nim w istocie. Nie mg przecie powiedzie, e chce od szystkich obecnych w rce milicji. Szuka gorczkowo w pamici analogicznej sceny z prze bogatego zasobu przeczytanej w yciu literatury kryminalnej i nie znajdowa niczego, co by pasowao do aktualnej sytuacji. Panie prezesie! krzykn nagle Kruszyna to przecie ten pan, ktry uratowa panu yci m kiermaszu. Merynos milcza chwil. Aach, to ten pan umiechn si krzywo i zapewne przyszed mn wiedzi, co? O, to wanie rzek agodnie pan z parasolem gnbi mnie bardzo brak nowin o paskim Merynos poczu niewytumaczalny, lecz wyrany lk. Czy mgbym pozna paskie nazwisko? anie i grzecznie bardzo bym pragn odwdziczy si panu za okazan mi wtedy pomoc. Oczywicie rzek pogodnie przybyy. Zapada cisza, naadowana niezrozumiaym napiciem: na, Zylbersztajn, Szaja poczuli si, sami nie wiedzie dlaczego, jak widzowie na sza rpicym nerwy spektaklu. Moje nazwisko rzek pan w meloniku brzmi Drobniak. Jonasz D robniak. Jak pan widzi, panie prezesie, imi nosz w pewnym sensie symboliczne. Sowom tym towarzyszy umiech tak dziwny, e sercem Filipa Merynosa targno nieokrelone, jeszc

e dziwniejsze przeraenie: lk taki zjawia si rzadko, albowiem pozwala nam przeczu nie znane nieszczcia, jakie przynosi ze sob niewytumaczalne krzyowanie si ludzkich drg, , przeznacze. Kochany panie Drobniak rzek Merynos z chci umwi si z panem na kaw w przyszym postaram si przynie panu jak mi pamitk w dowd wdzicznoci za okazan mi pomoc. przyzwoite sowa Merynos czu, e si uspokaja. Co za przywidzenia pomyla idiotyczne prostu miy, poczciwy staruszek. Nic nie wie, nic nie sysza. A teraz koczy z prz umiechem jestem, jak pan widzi, bardzo zajty. Praca, drogi przyjacielu. A wic moe p an powie, czego pan sobie yczy dzisiaj, kochany panie Drobniak? Jonasz Drobniak umiechn si, jakby przepraszajc, na prawo i lewo, zamruga powiekami i koni si lekko Merynosowi oraz reszcie obecnych. Po czym sign powolnym ruchem pod mary ark, jakby do kieszeni, w ktrej zazwyczaj nosi si dowd osobisty w celofanowej oprawc e. ycz sobie przede wszystkim rzek nosowym, lekko wzruszonym gosem abycie, panowie, ieli rce do gry i odwrcili si spokojnie do ciany. To mwic wydoby spod pachy ogromny, lnicy, czarno oksydowany browning typu Hiszpan 9, ego luf omit pokj, nie pomijajc nikogo z obecnych, gestem znamionujcym du wpraw w niu si tym przedmiotem. Jednoczenie usun si o jeden krok w bok, by nie sta na tle drz i, co znamionowao z kolei du przytomno umysu, jako e nigdy nie jestemy w stanie dob iedzie, co czai si za kadymi drzwiami. Efekt tych sw i gestw by, co tu duo mwi, silny. Szaja pierwszy poderwa obie rce w jasne oczy rozbiegy si rozpaczliwie na wszystkie strony, zniszczona twarz pokrya si bladoci, wida byo jednak, e nie przestaje na sekund kombinowa, jakby tu zmieni swe . Zylbersztajn oniemia, otworzy szeroko usta, czoo zalnio mu obfitym potem, wznis r gry jakby w przeogromnym zdumieniu. Najwolniej wznosi rce Filip Merynos: twarz mu pociemniaa, kark nabrzmia, oczy nabiegy zowrogo krwi, wida byo, e nie myli nawet o lacji. Jego te najbaczniej obmacywa wzrok Jonasza Drobniaka, ktry z poczciwego spoj rzenia biurowego safanduy przeistoczy si naraz w spojrzenie bystre, ciemne i wszyst kowidzce. Rewelacj stao si natomiast zachowanie si Roberta Kruszyny. Kruszyna nie podnis rk do . Uczyni dwa niezbyt popieszne kroki i stan tu przy Jonaszu Drobniaku w ten sposb, e fa rewolweru opara si o jego. Kruszyny, brzuch: nastpnie wiszc nad Drobniakiem masyw em swej niezwykle barczystej postaci, rozcapierzy praw do, uj ni bez trudu ca twar za Drobniaka, rzek bez specjalnej urazy, raczej z pobaliw drwin: Ty pluskwo! i wy ezbyt nawet silnie rami przed siebie. Jonasz Drobniak polecia jak wyrzucony z kata pulty w rg pokoju, gdzie efektownie upad, przewracajc krzeso; padajc przymkn w panic czy i na twarzy jego odbi si wyraz kracowej trwogi. Po chwili jakby uspokojony, lec m alowniczo w kcie unis ostronie powieki, rozejrza si ze zdumieniem wokoo i wyrzek za we sowa: Jeszcze tu jestemy? jakby nie wierzc w ten zwyky fakt oraz pomaca si ost po kieszeniach. Uspokoiwszy si rzek z wyrzutem, nie ruszajc si z podogi: To nieprawidowo, panie Kruszyna. Tak si nie robi. Mam do pana al za brak respektu d la stylu. Jak kto mwi: Rce do gry, to trzeba je grzecznie podnie. Tak jak, w ksik filmach. Merynosowi zdumienie odebrao mow, nie wiedzia, czy ma mia si, czy ba si cigle tkwi rawym rku Drobniaka rewolweru. Dylemat rozwiza znw Kruszyna. Uczyni par krokw w kier u lecego Drobniaka i nagym kopniciem wgnit mu do w podog. Grymas blu przelecia agle twarz lecego, rewolwer wysun si z poranionych palcw. Wtedy Szaja i Zylbersztajn zucili si w kt i lawina uderze i kopni zwalia si na Jonasza Drobniaka. Kruszyna schy i, podnis rewolwer i poda Merynosowi. Zostawcie go! krzykn Merynos i po chwili Jo Drobniak dwign si ciko, pprzytomnie na kolana, unoszc okrwawion, zsinia i opuch rzyma go cigle za klapy rozdartej marynarki. Co z nim zrobi, szefie? spyta sepleni wieszczo; oczy zbiegy mu si w jakie krzywe szparki, z ktrych ziao zwierzce okruciest Merynos bawi si rewolwerem. Na razie nic mrukn schowamy go dobrze. A jutro przeka go obywatelowi Kudatemu. Ten z nim porozmawia. Panie prezesie! zawoa rozpaczliwie Kruszyna, apic si oburcz za gow ten facet ie, a pan go chce jutro odda Kudatemu? Tak nie mona. Wanie dlatego, e ocali umiechn si z wysikiem Merynos oddamy go jutro, a nie ego premia. Przecie unieszkodliwilimy go jcza paczliwie Kruszyna dosta baty. Ma nauczk. To y. Takie baki to dosy!

Jonasz Drobniak stan na rozdygotanych kolanach i opar si ciko o cian. Jego obrzke nymi skrzepami usta zadrgay. Panowie powiedzia z trudem jeli nie wypucicie mnie s o jutra, przyjdzie tu po mnie ZY. Jutro ZY otworzy kopert z dokadnym adresem i opise m miejsca, w ktrym w tej chwili jestem. Rka Szai odruchowo pucia klap rozdartej marynarki. Zylbersztajn skrzywi si nieomal ko icznie. Twarz Merynosa pokrya si ctkami furii. Wyszed powolnym, strasznym ruchem zza biurka, zbliy si do Drobniaka i unis go za ubranie w gr. Taaak mi sowa w pobladych wargach to taaaak? No, to bd spokojny, ty sukinsynu. tro ju po nikogo nie przyjdzie. Przestanie przychodzi. Tym razem na zawsze! Odwrci n gym ruchem gow i krzykn do Kruszyny: Robert! Otwieraj! Kruszyna przyskoczy do jed e cian, przekrci klucz w biao lakierowanych drzwiach i otworzy je: by to rodzaj plaka du czy szafy ciennej nie bya ona gboka, lecz zamiast podogi czernia na dnie jaki o ednym szarpniciem Merynos wrzuci Drobniaka do szafy, przekrci klucz i schowa go do ki eszeni. Spoza lakierowanych drzwi dochodzio jeszcze przez chwil guche dudnienie spa dajcego w d ciaa. Ten lokal jest ju chyba spalony, panie prezesie? spyta zajkliwie Zylbersztajn, wska zujc palcem podog. Co ci przychodzi do gowy, Lowa? umiechn si swobodnie Merynos; schowa rewolwer Dro a do szuflady biurka i rzek z dawn askawoci i wzbudzajcym zaufanie opanowaniem: Sp ia Woreczek pracuje najnormalniej pod socem. I znw, raz jeszcze, wszyscy poczuli si uspokojeni tak niezachwian pewnoci siebie gw ntk wszelkich niemal sukcesw. 3

Kto jemu kae si tak bi? Konduktor w pocigu podmiejskim, gdy mu kto nie okae biletu i jeszcze przejawia skonn oci do awantury, macha rk z rezygnacj: niech si dyrekcja kolei bije i uera z chuligan m. Milicjant nie bije si, tylko spisuje protok, zatrzymuje, prowadzi co najwyej do k omisariatu. Z drugiej strony my, kozacy, kosiory lejemy si, bo chcemy, bo walczym y w ten sposb o wadz nad spokojnymi pacanami. Zaczepiony i napadnity bije si czasami, bo musi. Ale ten ZY? Nikt go nie napada, to on spada nie wiadomo skd, rzuca si, bije, leje, walczy z takim fanatyzmem, jakby z tego y, jakby na tym zarabia, jakby go kto obrazi, zely, obrabowa. Dlaczego on to robi? Ta tajemnica arliwego dziaania budzia zabobonny lk w sercach, dla ktrych nie byo taje nic grzechu. Czowiek bije si, gdy: albo ma na to ochot, albo co na tym zarabia, choci a przejazd tramwajem na gap, albo musi narzuci swoj wol bitemu, albo czuje si dotkni na honorze. To przecie takie proste i o te tylko rzeczy bij si ludzie w Warszawie, tak si kosz, lej, naparzaj, kotuj, kopc, wpylaj, kituj, spuszczaj sobie baty, wst e baki. Tylko z tych powodw i w takich wypadkach gotuje im si lepa, bestialska wcieko d czaszkami, tylko wtedy gotowi s pru, rani, ama, okalecza, zabija. Inaczej nie rusz et palcem, gdy w ich oczach kto pastwi si nad bezbronn ofiar. A ON? Dlaczego on si wt rca? I dlaczego, kiedy si wtrca, robi to tak jak oni nie z bezduszn, formaln, obojt tronoci stra publicznego adu, tylko wanie tak jak oni a do samego koca, a do k na twarzy chwilowego przeciwnika. Oni wiedz, dlaczego miad, ale on, ten ZY? Dlaczego ON to robi? Co go to wszystko obchodzi? Nie znajdowali odpowiedzi na to pytanie , kryo si w nim co dla nich niewytumaczalnego, a przez to niezwykle gronego. Co, co b dzio zabobonny lk.

Dwch modych chopcw zatrzymuje si przed gmachem szkoy. To tu? pyta jeden z nich. owiada drugi. Ubrani s niemal jednakowo: obydwaj nosz wskie, drelichowe spodnie kha ki, czarne pulowery o podkasanych rkawach, z ktrych wystaj szczupe, lecz muskularne przedramiona. Jeden jest blondyn, a drugi brunet, czy ich jednaki, zuchway, pogardl iwy wyraz chudych twarzy i jednaka fryzura: krtko, pozornie niedbale przycite na ro dku gowy wosy. Id pierwszy, Jacek mwi brunet. Jacek spluwa i pcha drzwi mocn, kocist rk, ktrej opity jest skrzan opask, tak jakiej uywaj cyrkowi akrobaci. Za drzwiami s schody, z ielkiego hallu biegn szerokie korytarze pene drzwi, zdobnych w numery klas. Rozleg a si dzwonek i w chwil potem tum chopcw i dziewczt w rnym wieku wybiega na korytarz

dchodzi wona w czarnym fartuchu. Panowie sobie ycz? pyta. Chciabym si widzie z Bujnikwn z X klasy mwi brunet grzecznym tonem. Jestem jej bratem ciotecznym. Mam dl a niej polecenie z domu. Wona patrzy nieufnie, lecz rusza w gb jasnego korytarza i wchodzi do jednej z klas. Po chwili w perspektywie korytarza ukazuje si sylwetka dziewczca i zblia si szybko ku modziecom w czarnych swetrach. Jacek! woa cicho l zatynka na widok blondyna i niepokj bka si na jej wieej twarzy, lni w czyciutkich o co ty tu robisz? Teraz! O tej porze? Twarz Jacka krzywi si z modziecz fanfaronad. ieraj si, Krystyna mwi Jacek idziemy do kina. Mamy bilety na poranek do Palladium. dziesz z nami. Jak to? broni si z obaw Krystyna mam lekcje do drugiej. Koniec tu a ze mn nie najlepiej. Nie mog robi takich numerw. Moe to i racja prbuje brunet. Jacek, zostaw j, sprzedamy trzeci bilet i po kopocie. Nie wtrcaj si mwi Jacek K est rwna. Wie, e jak ja mwi, e idziemy, to idziemy. Czekaj usiuje zyska na czasi a pjd do wychowawczyni, moe mnie zwolni? Zaraz co wymyl. wietna myl mwi brun godnie. Sprbuj, Krystyna. Byle spokojnie dodaje, rozgldajc si niepewnie wokoo. Krysi podchodzi do stojcej w gbi korytarza modej nauczycielki o gadko cignitych do tyu jej luna sukienka i zaokrglona z przodu sylwetka wskazuj na zaawansowany powany stan . Krysia przedkada jej co, lecz nauczycielka kiwa odmownie, cho z umiechem gow. Krysi wraca do czekajcych i mwi: Nic z tego Jacek wsadza midzy zby papierosa i owiadcz , to szlus, Krystyna. Koniec z nami. Cze. Moja dziewczyna nie moe mi robi takich num erw. Jak ja mwi, eby i, to si zabiera achy i idzie, a nie lata do nauczycielek. P rzuc krtko w stron bruneta: Chod! Brunet wzrusza bezradnie ramionami i wychodzi za ackiem, ktry nie spoglda nawet na stojc w wypiekach i zach Krystyn. Na ulicy brunet m : Zaatwiem ci, co mogem, prawda, Jacek? Ten numer z bratem ciotecznym by na medal, n ie? Od razu uwierzya. Prawda mwi Jacek nie twoja wina. A zreszt ja lach kad na stko dodaje ze znudzeniem, pakujc obie rce w kieszenie. Trzeba si gdzie urwa, prze ci, gdzie za granic, tam gdzie wolno taczy, jak si chce, gdzie ci nie mwi, e obu , bikiniarz, gdzie ci wszystko wolno. Dosy mam tego jczenia matki i gupich mw ojca. Urw si, zobaczysz, tylko jeszcze tak im si wszystkim zapisz, e mnie tu popamitaj. Zw za ta Krystyna. Jej si zdaje, e ja bez niej y nie mog, a sama si amie na takiej drob tce. e ja tylko z ni mog! Brunet chrzka, jakby chcc powiedzie, e moe to i racja, mwi nic. Nie id do kina owiadcza nagie Jacek, urywajc w p zdania, ktre miao br : bez Krystyny id sam, a dwa bilety sprzedaj. Brunet wyciga rk. No, to cze by z ulg. Czoem odpowiada Jacek i idzie wolnym, spacerowym krokiem przed siebie. Idzie szerok ulic, po czym skrca w przecznic i wstpuje do brudnawego baru. Zamawia pi wo i wypija na stojco, nastpnie zamawia du wdk i wychyla j ze smakiem. Po chwili pro o jeszcze jedn, paci i wychodzi. Idzie wolno, okra kilka blokw, przemierza par ulic i znw znajduje si przed szko. Drzwi s otwarte, grupki dzieci opuszczaj gmach. Jacek prz staje i czeka: wie dobrze w tej chwili, e czeka na Krystyn, i nie usiuje nawet tego w sobie samym zaprzeczy. W drzwiach staje jasnowosa nauczycielka o zaokrglonej pos taci w lunej sukni, po czym rusza na ulic. Jacek znajduje si jednym skokiem przy ni ej. Staje przed ni i spoglda prosto w jej jasne, stanowcze oczy, patrzce chodno, lec z bez niepokoju w jego chud, z, adn twarz. Ty cholero! syczy przez zby Jacek , e nie mona psu innym przyjemnoci! Po czym uderza j mocno w twarz. Uderzenie rzuca auczycielk do tyu: przez sekund chwieje si na nogach, potyka si o co i pada. Biae pl nieprzytomnej furii wiruj w oczach Jacka: nagym pchniciem nogi kopie wypuky brzuch lecej kobiety. Syszy straszny jk, widzi mnstwo bladych, przeraonych twarzy dziecicyc modzieczych wokoo, a wrd nich bia, sta jak wobec krwawego ulicznego wypadku, zn wog twarz Krystyny. Wtedy czuje wstrtne zadowolenie i zaczyna ucieka. Masz, masz myl o Krystynie. Zobacz, jak ja potrafi! Dla mnie nie ma obciachu, wszystko zrobi. Bie gnie lekko, peen rozkoszy na myl o uwielbieniu, jakie mu si za to wszystko od Kryst yny naley. Nie obawia si pogoni. Gdy przebiega ktr z kolei jezdni, hamuje nagle, tu y nim, rozklekotana koda, upstrzona plamami zdartego, zielonego lakieru. Z wozu w ychyla si bezzbnie umiechnita twarz Szai. pieszysz si, Jacek rzuca wesoo Szaja rodka, to ci podrzuc. Jacek wskakuje do auta. Ty, uwaaj pochyla si ku niemu Sza piknego szykuje si na dzi wieczr i na jutro. Mam dla ciebie bilet na mecz! Klawo ro jania si Jacek ciesz si, nie masz pojcia. Zupenie zapomina, co stao si dziesi Musisz mi tylko cign za trzydziestu przytomnych z twojego Mokotowa mwi Szaja wszys dostan bilety. Bd spokojny odpowiada Jacek zaatwi. Nareszcie jaka zabawa umi bo ju tak byo nudno. Kapelusze, pulowery, skarpetki, damska bielizna, uroczo uoone szaliki i krawaty, k

amizelki upozowane na niklowanych prtach, oszklone szafy pene sukien, paszczy i gar niturw, cignce si dugimi rzdami wzdu niskich hal. Opase supy, oboone lnic im jaj jarzeniowe wiato. Szaja lawiruje wprawnie w gstym tumie kupujcych. Nic nie uchodz jego bystrym, rozbieganym renicom. Wzdu frontowej ciany gmachu cignie si potne pas ego w stalowe wizania szka. Staje przy tej szklistej paszczynie i spoglda na wibrujce w dole Aleje Jerozolimskie. Jest sobotnie popoudnie, ulica pulsuje mrwcz ywotnoci. Ro kopane posesje z naronika Brackiej spoczywaj w chaosie uprztanych gruzw i zwoonego po d budowy materiau. Zewszd, z Kruczej i z gbi Brackiej, rosn nowe domy. Szaja wciska si w gruby w toczcych si do ruchomych schodw ludzi: jedzie wolno w gr nerwowo w nieustannym namyle spkane wargi: tu i wdzie odupana warstwa dykty ukazuje czarne od smarw korbowody i przekadnie w mechanizmie ruchomych schodw. Na grze nieus tajca defilada przesuwajcych si jak w szybko jadcej kamerze dywanw, artykuw sportowy firanek, elektroluksw, yrandoli, rcznikw, obuwia. Szaja zbiega po dwa stopnie w d, n dolne pitra. Ze wszech stron najedaj kolorowe opakowania myde, kosmetykw, past do z wiruj nazwy: proszek Uroda, krem Halina, szko, szklanki, spodki, tace, kubki, fajans, porcelana. Takie tempo lizgania si wzrokiem po bogactwie rzeczywistoci oszaamia, otpi a ale nie Szaj. Szaja ani na chwil nie traci orientacji, pywa z byskawiczn szybkoci okiem i wiadomoci po rzeczach i ukadach rzeczy, nie przestajc rejestrowa najdrobnie ych faktw, nie zaniedbujc wycigania wnioskw. Wysuwa nagle palec przed siebie: S! Na ych si poziomo wzdu frontowej ciany rurach centralnego ogrzewania siedzi piciu modych facetw w kraciastych koszulach, z widocznymi spod nich koszulkami gimnastycznymi: wosy maj lnice i odczesane w nawisy pukiel na czoo, twarze znudzone. Co jest? m a podchodzc. Nudno mwi jeden z modziecw. Izio proponuje, eby zdj t ganic wiszc obok czerwon ganic pianow i eby popdzi troch klientw z Cedetu. Straszny o Izia, co? Ciekawe mwi Izio, dubic w nosie ile by si wylao z takiego baku? W ta ganicy to pynu jak w gliniance. eby to bya wdka, to nikt by mnie nie utrzyma wzdy iko czwarty z modziecw wszyscy tacy goli, e trzeba bdzie chyba zacz pracowa. pcy, spokojnie umiecha si bezzbnie Szaja tylko bez paniki. Dobry wujaszek przyszed. Jeszcze dzisiaj wam wskoczy par zotych, a jutro kady ma ode mnie bilet na mecz. Twa rze znudzonych modziecw spinaj si radosn emocj. Szaja pochyla si, wszyscy zbijaj s n kupk, w rodku ktrej sycha seplenicy gos Szai. Po chwili Szaja zmierza ku wyjciu. Lustro z kwadratowych tafelek oddziela dwie ub ikacje: damsk i msk. Szaja przyglda si sobie przez chwil, zblia twarz do lustra i wy ka brudnymi paznokciami spor biaaw krost z podbrdka. W lustrzanej tafelce odbijaj si stacie dwch facetw w popelinowych wiatrwkach, siedzcych na przeciwlegej balustradzie. Na co czekacie, kozaki? pyta Szaja, odwracajc si i podchodzc. Na Boen i na Dank den z siedzcych, czeszc szarym od upieu grzebieniem jasne wosy. Chcecie zaapa par i bilet na jutro? umiecha si Szaja. Maaasz mwi z marzycielskim niedowierzaniem y si po co te drtwe pytania? Z damskiej toalety wychodz dwie modziutkie, bardzo usz inkowane dziewczyny w jaskrawych spdnicach. Szaja informuje szybko i krtko, po czy m koczy: Dzi, o dziesitej! Siksy mwi do dziewczyn ten, ktry si czesa dzisiaj Jazda do domu. Jutro rwnie, towarzyszki, nie funkcjonujemy, ponimajecie? Interesy . Bolo i ja dostalimy robot koczy, wskazujc na siedzcego obok koleg. Przecie prz pjdziemy dzisiaj do kina! mwi zaczepnym tonem jedna z dziewczyn. Boena, zamknij jap dobrze? odzywa si milczcy dotd Bolo i suchaj, co do ciebie mwi twj pan i wadca. j std, ale ju, w podskokach! Chod, Danka mwi Boena, wzruszajc ramionami nie oni w Warszawie. Inteligentni dobiegacze, ndzny ich los, nawet na kino nie maj. Znajd s i tacy, co maj. Na kino i na krem w barze owocowym dodaje z rzeczowym utsknieniem D anka. Sam mioci nie mon y, tym bardziej e nawet nie ma gdzie. atki, cay czas c Czyni pogardliwy ruch podbrdkiem, wskazujc obydwu zalotnikw. Skocz, Danka, t mow zy wciekle Bolo bo ci tu, przy ludziach, przypalantuj w mach! Szaja przykada palce o czoa gestem lekcewacego poegnania, dajc tym do zrozumienia, e nie chce si miesza rzeczek rodzinnych, po czym rusza na schody. Po paru chwilach mijaj go szybko oby dwie dziewczyny. Panno Boeno, panno Danko woa cicho Szaja moe si tak umwimy na k a jutro, co? Panie zasuguj na luksus, taka uroda domaga si oprawy. Dziewczyny patrz troch zdezorientowane. Na dole Szaja podchodzi do zaparkowanej koo CDTu rozklekotan ej kody. Dokd podwie panie? pyta szarmancko. Dziewczta wsiadaj do auta bez chwili nia. Na spacerek mwi Boena, po czym pochyla si do ucha Danki i szepcze: To rozumie , facet elegancki, inteligentny, z samochodem. Na pewno jaki artysta.

Zasnute chmurami, wiosenne niebo przeciera si tu i wdzie nad Ochot, tu i wdzie przewi ecaj okna gorcego, majowego bkitu. Powietrze jest ciepe, suche, duszce. Wyleniay tra k pomidzy budowami, zdeptany i poszarzay, przedstawia obraz rezygnacji: zielone ki eki wieej trawy wschodz tu daremnie, gin natychmiast i bezgonie jak pchane w odmt p anej bitwy stracecze, milczce puki. Na trawniku chopcy graj w szmaciank; siedz stare biety, cerujce skarpetki swych ziciw i pilnujce przetaczajcych si na miesznych, pt nych nkach wnukw w brudnych majtkach, z nadgryzion i wytarzan w kurzu malan buk w e rozcignite na wznak postacie murarzy o twarzach nakrytych czapkami lub gazetami, w ypoczywajcych przed powrotem do domu po niewinnej, sobotniej wiartce wdki. W najdal szym rogu szerokiej paszczyzny trawnika grupka szesnastoletnich wyrostkw gra w gaz d. Jest to gra rwnie hazardowa, jak nieskomplikowana: rysuje si na ziemi dug lini, na linii niewielki, wski prostokcik, nastpnie gracze ustawiaj si o dziesi krokw przed rzucaj w jej kierunku zotwkowymi monetami. Wszystkie zotwki zagarnia ten, kto rzuci najbliej linii, jeli moneta przekroczy lini, rzut uznany jest za spalony i gracz tr aci stawk, jeli za kto trafi w prostokcik wtedy inkasuje dodatkowo po pi zotych o tkich zawodnikw. Gra toczy si przy akompaniamencie wyzwisk, krzykliwoci i przechwaek. Uwaaj, Wacek, j ak was teraz zrobi na klawo! Renia mi nawet nie drgnie! Ty, gram z tob na makuta! O rubla na boku. Kozak, myli, e jelenia zapa! Tylko bez tych zmyek! Makut to ty jest urodzenia. Chopaki! Jaki rzut! Sama linia! Ale was obsuyem! Zotwki lec w powiet rzucane niezawodnie wytrenowanymi domi, zataczaj wymierzone, pewne uki, szybko s pod oszone, podawane, znikaj w kieszeniach zwycizcw, przetaczaj si przy zmianach banknotw na bilon z rki do rki, z kieszeni do kieszeni. Nie opodal przewraca si z baku na bok lecy na zakurzonej trawie rosy robotnik budowl any. Wypi par kieliszkw po zejciu z budowy i chce si przespa, zanim pjdzie do domu, na nie pieklia si, e przychodzi na gazie. Wymwk ma doskona, powie, e musia zosta iu, ale chce si przespa za wszelk cen, by zabi snem lady alkoholu w oddechu i w gosi Rozpi koszul na wochatej piersi, nakry twarz Expressem, lecz sen nie przychodzi. Dra ostre, krzykliwe gosy grajcych. Zamiast snu wpada mu na rozpostart gazet za daleko wyrzucona zotwka. Unosi si, siada, strca gazet, podrzuca zotwk na wielkiej, otwarte . Panie, rzu pan monet woa jeden z grajcych. Nie moecie uwaa, taka wasza mama robotnik aby ludziom przeszkadza. Haasy i Haasy! Dziadziu woa drugi oddaj rubl nie twj. I w ogle, won std, stary mieciu, bo ci czym dmuchn Co tu? Letnia sypialni szawy czy jak? Robotnik trzewieje, wstaje i rusza ku grupce wyrostkw. Jest wyszy po nad gow od najwyszego z nich, wida od razu, e uczyniby miazg z kadego w pojedynczym ciu. Chopaki cofaj si, lecz w postawie ich nie ma strachu, przeciwnie jest jaka gron wesoo, jakie okrutne zadowolenie: w gromadzie nie boj si nikogo, a w tej chwili wied ju dobrze, e znaleli atw ofiar nieoczekiwanej zabawy. Rozbijaj tylko sw grupk, roz , otaczaj nadcigajcego mczyzn rozrzuconym pkolem. Kolego mwi jeden z nich szyd pokojnie do domu. Pki moesz o wasnych siach, dobrze? Po co mamy nawrzuca ci par kamie i i mie potem przykroci? Po co masz zdrowie traci? Ty, kiju w oko kopany, morda two ja twarz! W tych pozornie uspokajajcych sowach jest zaczepka, prowokacja, wyzwanie , milion obelg i morze obrazy. Robotnika ogarnia furia: wdka, zmczenie i uraza prz ymiewaj mu wzrok. Zwalnia kroku, nie jest to jednak wahanie czy przestrach, lecz c hwila wyboru przed wciekym atakiem. Potnym skokiem rzuca si do przodu, celujc caym c w najwyszego z przeciwnikw. Oczywicie trafia w prni. Jednoczenie pierwszy, niewie amie trafia go w ty gowy. Robotnik zatrzymuje si na rozkoysanych nogach, maca rk go enosi palce do oczu. Na palcach jest krew. Ty bucu drtwy! woa jaki chopak z szeroki go krgu, schylajc si wolno po kamie i nie spuszczajc jednoczenie robotnika z oka no hod! Chod tu! Dlaczego nie idziesz? Zama si, skubany mieje si inny. Ma dosy. si miej, straszliwie, szyderczo, zwycisko. Ze wszystkich stron zaczynaj naraz pada k mienie, ale rzucane lekko, z nieznonie lekcewac pobaliwoci, jak na pomiewisko pada obotnika, nie uderzajc we. Robotnik odwraca si, kadzie rce do kieszeni i odchodzi. Oc zy ma zaszklone bezsiln pasj, w gardle dawi go gorycz pognbionej susznoci, stamszone rzez bezkarn przemoc. Tatusiu padaj za nim gosy zmie w domu gacie! May kamie lekko w poladek jak poniajcy kopniak. Schodzc z trawnika mija stojc na wyboistej jez ni, odrapan z lakieru kod. Drzwiczki kody otwieraj si, Szaja wychodzi z auta i idzie aprzeciw tyralierze chopakw z kamieniami. W wtej sylwetce Szai jest co, co sprawia, e napita ciciwa tyraliery miknie, amie pada, w postawach chopcw zjawia si wahanie i niepewno. Do tych igraszek! woa we

Po chwili wok Szai narasta zbita bezadnie gromadka, toczca si i popychajca, aby lep sysze: najmniejszy i najsabszy pta si rozpaczliwie wok gromadki, obiegajc j ze ws h stron i usiujc dosta si do rodka wszyscy go odpychaj, kopi i nikt nie sucha jeg e. Szaja mwi co szybko i gromadka rozpryskuje si na wszystkie strony z krzykiem dzik iej radoci. Wacek! drze si ktry w biegu wskocz zaraz po mnie! Pruj tylko do domu co przedtem wtrzchn! Pojedziemy razem.

Godziny przedwieczorne s ciepe i parne. W wieych, wiosennych krzakach i gach Czerniak wskiego Portu pachnie majow wilgoci. W zielonych grotach o niskich, liciastych skle pieniach, w gorcych gniazdach z czystego, mikkiego piasku i suchych traw le rozwalon e postacie w kpielwkach, z gowami opartymi o ona dziewczt. Sycha powolne organki, sn z leniw chrapliwoci melodi tanga Czy pamitasz t letni przygod. Siedzca na piask a w podkasanej wysoko spdnicy i samym tylko biustonoszu nalewa z cichym bulgotem wdk do blaszanego kubka. Masz, Karol, napij si mwi z czuoci do jednego z lec osi si na okciu i pije, ykajc powoli, po czym siga po papierosa. Dziewczyna w rowy stonoszu zapala mu usunie zapak. Karol przypala i mwi zamiast podzikowania: Odpalan si, Frania, dobrze? Spa mi si chce. Baldachim z krzeww rozchyla si i w grze ukazuje si bezzbny umiech Szai. No, rebiata Szaja do tych sielanek! Jest robota! I to jaka! Leniwie rozwalone postacie w kpiel kach oywaj, unosz si w gr, siadaj, suchaj. Karol wstaje, przeciga si: ma krtkie grubych ydkach i szerok, muskularn pier z nieadnie zagojon, szkaratn blizn nad wt ojny, Szaja mwi Karol jestem tam z chopakami o dziesitej. Twarz Szai znika, sycha chwil warkot zapuszczanego motoru. Karol schodzi na kamienisty brzeg i skacze w s pokojn, zasta, mtn wod achy, wprawiajc w poruszenie tczowe plamy brudu na jej powi . Frania narzuca bluzk na wypeniony obfitymi piersiami biustonosz i zapina spdnic. C zyni to niechtnie, lecz wie, i s sprawy w yciu mczyzny, majce pierwszestwo przed mi I e od tego nie ma apelacji, za prba przeciwstawienia si lub nawet zwyky objaw nieza dowolenia z jej strony moe skoczy si utrat zba lub sin obwdk pod okiem.

Z drewnianych kuchennych schodw, zakurzonych, o starych, wgitych stopniach, cuchncy ch kocimi odchodami, wchodzi si przez wyjte z zawiasw drzwi do ciemnego korytarza r ozczonkowanego na pojedyncze pokoje, ongi duego mieszkania. Jest tu ciemno. Suchotn icza arwka wyania jedynie co znaczniejsze przeszkody, jak przewrcon bali, blaszan wa nk dla niemowlt, jakie rury, resztki wyrzuconych sprztw, skrzynie na wgiel, wyymaczk abin i dziecicy wzek. Szaja naciska lekko klamk ostatnich drzwi w gbi korytarza i prz staje na progu. Do duy pokj owietlony jest zwisajc nisko nad okrgym stoem lamp i wiesistych kbach papierosowego dymu. Sprzty znikaj poza niebieskawoszarym oparem, zn ad stou w bezporednim snopie wiata lampy stercz korpusy siedzcych i pochylonych do pr odu mczyzn, oflankowanych z tyu i z gry przez licznych obserwatorw. Wszyscy pal bez p zerwy. Pomidzy pochylonymi mczyznami rozciga si na stole zielonkawy wojskowy koc, na ktrym le zwitki banknotw i garcie bilonu oraz rozrzucone bezadnie, co chwila zbierane w tali, tasowane i rozdawane karty. Nikt nie zauwaa Szai, ktry podchodzi cicho do stou. Szaja staje nad odwrconym do plec ami, chudym modziecem o spoconej, pryszczatej twarzy i wyranie drcych, tobrzowych tyny brudnych palcach. Przykryem mwi pryszczaty. Nie wygupiaj si. Kipa mwi ost zcy naprzeciw chopak o muskularnej szyi, bardzo czarnych wosach i maych, czarnych oc zach w smagej, wesoej twarzy ju zaczynasz swoje numery? Otwarcie w ciemno i znw dubl a, i jeszcze go raz? Co, lecisz na du? Mylisz, e z garda wyrwiesz, jak ci nie idzie karta? Czekolada syczy pryszczaty przypalajc acuszkowo dygoccymi palcami nowego pap erosa od koczcego si niedopaka jestem ci co winien? Masz co u mnie? Nie, prawda? To mknij jap i graj, a jak nie chcesz gra, to aduj do kieszeni te par groszy, co dzi za i pryskaj. Bez ciebie te si potoczy. A ja gram za swoje pienidze i wolno mi tak gra, jak mi si podoba, rozumiesz? Zy skurcz krzywi wargi ciemnego chopaka. Nie skacz do mnie z tak mow, Kipa, dobrze? Bo zarobisz w oko, chamie parszywy! Na zaapanego z t ob nie siadam, nie przyszedem ci tu wyrywa tych twoich mierdzcych, szulerskich pienic . No ju, Czekoladka mieje si pojednawczo opasy mczyzna w rednim wieku o wiecce twarzy, siedzcy na trzecim rku. Nie masz racji. Kipa gra za swoj fors i jego prawo g ra, jak chce. Ja wiem, e ty, Czekolada, nie lecisz na te par zotych, a Kipa leci, bo jest profesjona i wie, e dzi musi gra na chama. Bo szuflady tu sobie nie zmontuje m eje si szeroko, z odcieniem groby opasy, yskajcy zowrogo okiem na chude, gitkie rce

zczatego. Za przytomni ludzie siedz! Wszyscy wokoo miej si. Kipa te si umiecha jszczerzej, palce lataj mu wok papierosa. To jasne mwi Czekolada z ostentacyjn pog z zawodowcem tak ju jest. Albo on mnie popruje, albo ja jego. Ale do koca. A szufl ady tu nam nie ustawi. Popamitaj to sobie, Kipuszka dodaje ze zym umiechem w stron p ryszczatego. Pryszczaty wzrusza ramionami. No, dawaj obrazki mwi opasy do trzymajce go tali czwartego partnera troch zawalczymy. Za ile otworzye, Kipuch? mieje si da. Za dwadziecia mwi zimno Kipa. Dla mnie czterdzieci umiecha si Czekolada. esit rzuca mikko Kipa, odsaniajc zepsute, czarne zby w zadowolonym umiechu. Wszyscy lkn, kibice pochylaj si nad grajcymi. Kozacka pula szepcze kto z tyu. Przed podniesieniem rozdanych piciu kart Kipa odwraca si i spoglda w gr. Widzi Szaj, iwa niechtnie gow, ale nie kryje kart przy sobie. Rozsuwa je leciutko, nieznacznie; s to: semka pik, krl kier, as karo, dziesitka trefl, krl trefl. Po czym zsuwa karty i kadzie je schludnie przed sob. Wchodzisz mwi do opasego. Jestem mwi opasy i enidze na rodek stou. Nastpna rka odpada. Czekolada patrzy dugo w karty, kadzie je n tole, zapala papierosa i mwi: Sto szedziesit w widno. Kipa odrzuca bez zmruenia ok I trzysta dla mnie. Opasy wzdycha ciko i ociera pot z czoa. Osiem dych zniszczyem cicho i odrzuca karty. Dobrze mwi Czekolada jestem. Ile? pyta Czekolad zmieniaj arty. Zdrw mwi Czekolada. Dwie mwi szybko Kipa: wyrzuca dziesitk i semk, zat z dwoma krlami. Chwalisz si mwi Kipa do Czekolady. Czekolada namyla si dugo. D a mwi wreszcie. I sto pidziesit mwi zimno i sztywno Kipa, nie ogldajc zmienion Te idiotyczne blefy! zgrzyta wciekle Czekolada ebym tak skona, e on nie ma nawet ki, ten mieciarz! Daem! wrzeszczy wreszcie, rozrzucajc na stole swoje karty w ktryc s trzy damy i dwie dziewitki. Damskiego fula widziaem! Kipa umiecha si nieludzko, wzicie, z okruciestwem opanowanych obsesj samobjcw; kadzie drce, brudne palce na ro onych kartach Czekolady i mwi spokojnie: Na razie jeste dobry. Ale spokojnie. Filu j. Brudne, zacone, drce palce ujmuj rogi kart, przesuwaj si delikatnie, z czuo iwie po ich powierzchni jak po skrze najdroszej, uwielbianej a do zatracenia kochan ki. Wolno, wolniutko odsania si krl kier za krlem treflowym, a dalej spiczasta kresk a asa karo. Lekko, leciutko naciskajc powierzchni karty Kipa odsania swj zakup: Szaj a powstrzymuje mimo woli oddech. Za asem karo ciemnieje jaka wypuka kreseczka: jes zcze chwila i odsania si as pikowy. Szaja syszy omot wasnego serca. Kipa zaciga si a ppka dymem z papierosa i muska ostatni kart; cay st, wiszcy wokoo ludzie, opar tyto szystko martwieje w przestrzeni. Spoza asa pikowego wyania si najpierw przeczucie, tak podniecajce, e opanowany, zimny Szaja ledwie moe usta w miejscu. Nagle jakby po wiew spronej emocji bije w twarz Szai: nagym ruchem Kipa wyrzuca karty na st. Oczko yej mwi walczc z dreniem gosu ful krlewski. Na kocu wachlarzyka piciu kart le rodaty krl karo. Dawaj pienidze. Czekolada! krzyczy ju teraz Kipa: na twarzy ma nie ziemskie uniesienie, nie zaley mu wcale na pienidzach, upaja go szczcie zwyciskiego h azardu. Wok sycha rozkrzyczany tumult. Powinien by czeka do trjki! Musia zaczep mia trjki, ten stary otr! Dlaczego Kipuch nie czeka do zdrowia? Panowie! rozlega si naraz mocny, cho seplenicy gos i jaka rka bije w sam rodek s rywajc pul to bya dua gra! Ale ja mam dla was wiksz! Sie masz, Szaja! rozlegaj ke tu wlaz? Szaja mwi par minut i wszyscy podrywaj si na nogi. Kipa i Czekolada ch godnie pienidze do kieszeni i nacigaj zerwane popiesznie z porczy krzesa marynarki. ech ci cholera wemie szepcze Kipa do Szai na ucho podrywasz mi jeleni, ty chamie! Nie bj nie umiecha si bez zbnie Szaja wrc jutro, tylko z wikszym sarmakiem. Za ry na miecie i wrc Zdysz ich jeszcze obsuy

Mieszkanie rozbrzmiewa muzyk. W najwikszym pokoju dywan zwinity jest z podogi i odrz ucony pod cian. Obok radia stoi prowizorycznie podczony adapter. Na tapczanie le dwa ski pene kanapek z serem, z jajkiem i z kiebas. Na stole stoj dwie butelki z najtasz k. Ca przestrze wypeniaj taczce pary i muzyka. Waciwie wszyscy tacz, z wyjtk h chopcw, ktrzy nieustannie pij wdk. Dziewczta s mode i bardzo adne: smuke, wiotkie, w bardzo kolorowych spdnicach, bluzka h, sweterkach, ze sterczcymi na boki rogami zrcznie uwizanych na szyjach, krtkich ch ustek. Fryzury dziewczt cechuje wystudiowany, kunsztowny chaos lub rwnie misterna, skomplikowana prostota: koskie ogony podwizane z tyu aksamitkami, krtko, krzywo str zyone czuprynki, odgarnite do tyu, nieregularne kosmyczki, strzechy starannie rozrz uconych, sterczcych na czubku gowy pasemek lub duga, spadajca gadko z czoa przez oko do ramienia zasona z gadko przyczesanych wosw. Pod nimi wiee twarze, szczupe i wski

krtkich noskach, brak szminki, ostentacyjna obojtno, przemdrzay, pozornie dojrzay u . Chopcy trzymaj rce w kieszeniach drelichowych spodni, obuci s przewanie w trampki l ub mokasyny, wosy maj krtkie i nieregularnie przycite, jakby po niedawnym pobycie w domu poprawczym: jest to najmodniejsze wrd chopcw uczesanie wedug modelu gowy aktora, grajcego przed kilku laty gwn rol w sztuce Tramwaj zwany podaniem. Adapter wycza automatycznie przegran pyt, muzyka koczy si, chopcy odchodz od swych rek bez sowa podziki, wszyscy zbiegaj si przy stosie pyt. Benny Goodman: Kalamazoo izuje entuzjastyczny gos, wymawiajc po polsku. W dech! Zobaczycie, jak tu posuwa te n perkusista, Gene Krupa, czy jak tam on? Jak bije, o rany! Daj lepiej tego Harr y Jamesa dopomina si inny gos. Ja chc Chattanooga prosi gos dziewczcy. Skoc t rozrywkow szmir do taca i daj co z prawdziwego jazzu mwi do tasujcego pyty cho omnych, oprawnych w gruby nylon okularach i w granatowym swetrze. A co chcesz, G rzegorz? pyta Leszek z odcieniem szacunku w gosie. Masz mwi Leszek, podajc Grzegor owi pyt to ci odpowiada? Na twarzy Grzegorza pojawia si wyraz rozmodlenia. Louis A mstrong czyta West End Blues. Cudo! Nastawia pyt, z gonika rozlega si pena no odia, prowadzona przez potn, czyst w tonie trbk, a potem przez chrapliwe nucenie, gar wy, niski piew bez sw. Grzegorz sucha w upojeniu, reszta towarzystwa z zainteresowan iem, lecz bez zbytniego zapau. Za mao biglu mwi jeden z chopcw. Grzegorz odwraca pogard. Znw padaj nazwy tacw i orkiestr. Count Basie One Oclock Jump czyta z z chopcw i puszcza pyt. Rozlega si muzyka z takim biglem, e wszystkim zaczynaj chodz ki po plecach: omiotaktowy, podrywajcy rytm w cigle narastajcych gradacjach zdaje si podnosi ciaa z ziemi, kra je prawom cienia, ekstatyczna, murzyska frenezja bije z cz ego dysku pyty, kadencje wewntrznego napicia wznosz si jak pulsowanie krwi w skroniac h, gejzery wybuchajcych z przedziwn precyzj dwikw trbek, puzonw, saksofonw, instru rkusyjnych uderzaj z tak si, e muzyka ta opanowuje bez reszty, wypenia sob uczucia i znania jak wzruszenie miosne, zapamitanie alkoholowe lub wszechwadna rado sportowego zwycistwa. Wok radia wszyscy tacz, mode twarze chopcw i dziewczt spite s nieocze uwanie skupione, co kontrastuje ze zwinn ruchliwoci ich ng, z wesoym bazestwem ruch stylu taca, wyraajcego rado pokolenia. Ale plsy cieszy si obserwujcy z zachwyt Leszek. Dobre! woa pogodzony i umiechnity Grzegorz dobry jazz wciela tsknoty nas generacji za odrobin ekscentrycznoci i zrcznoci, za poczuciem humoru i leniwym wdzik iem dodaje nie bez napuszonego upodobania dla wasnych sw. Ten Count Basie to kanona przyznaje Leszek, podrygujc w rytm muzyki. Ci Murzyni! Tylko oni tak potrafi! Muzyka koczy si i jednoczenie rozlega si dzwonek przy drzwiach. Magda zwraca si p Leszek do jednej z dziewczt rodzice? Ju? Okrge, czarne oczy Magdy s chodne i spo . Niemoliwe mwi Magda. Wykluczone. Nie przyjd przed dwunast. Id, Leszek, otwrz. podchodzi do drzwi i za chwil na progu duego pokoju staje Szaja. Halo umiecha si b zzbnie skacze si, jak widz, co? Zewszd witaj go przyjazne okrzyki: Cze, Szaja! dostaniesz kielicha. Posuchaj, jaki tu mamy nabj muzyki. Cacy, cacy mwi Szaja ja d was z propozycj. Mam dla was tak polk, e kij pooycie na swinga. Wyuszcza ostroni nader atrakcyjnie spraw, biorc pod uwag obecno obcych dziewczt. Ja id mwi jede z tych, ktrzy nie taczyli, lecz pili cay czas wdk; twarz ma spocon, czerwon, rozmaz lkoholem. Za nim paru innych siga po rozrzucone na tapczanie marynarki i wiatrwki, wikszo jednak nie rusza si spod cian. A ty nie idziesz, Kazik? pyta obojtnie Sza ty, Leszek? Nie, Szaja odpowiada troch wstydliwie, lecz stanowczo Leszek dostaem t e pyty tylko na dzi wieczr. Moe jutro doskocz na mecz, ale dzi nie mog. Wiesz, jak lubi. Jak chcecie Szaja wzrusza ramionami no, boys dodaje w stron zwerbowanych ziemy! Na schodach spoza zamknitych ju drzwi dobiega ich jeszcze kaskada ywioowej, murzyskie j radoci, bijca z fortepianowego boogiewoogie. Jeden z zwerbowanych zatrzymuje si na chwil, jakby mu czego byo al, jak kto postawiony wobec arcytrudnego wyboru. No, cho ju, Staszek woa Szaja. Staszek czyni peen dezorientacji gest w stron drzwi, jakby ch cia wrci, po czym macha z rezygnacj rk i zbiega za Szaj po schodach.

Ogromna, odrapana kamienica w rdmieciu naley do remanentw przeszoci pod kadym wzgl chodzi z pocztkw stulecia, nosi na sobie lady cikich obrae z powstania i remontw z szych lat po wojnie. Brudne, pene kamiennych resztek wietnoci frontowe schody upstr zone s szyldami i wywieszkami maych, cHalupniczych przedsibiorstw. Wysokie, zrujnow ane drzwi prowadz na kadym pitrze do ciemnych, ponurych mieszka. Takie drzwi otwiera Szai jaka ledwie widoczna w zagraconym korytarzu przygarbiona posta o niechlujnyc

h wosach i zgrzytliwym gosie zej, starej baby. Czy jest pan PorajZbski? pyta Szaja holera go wie, tego podleca trzeszczy wciekle stara kobieta na drugi raz dzwo pan trzy razy! Nie bd otwiera za tego obuza. Szaja naciska bez pukania klamk drzwi po prawej stronie, spoza ktrych dochodz przytu mione, liczne gosy. Za drzwiami jest may, niski i ciemny przedpokoik, zbudowany do mowym sposobem z goych cegie: pali si tu maszynka gazowa, na ktrej, wrd zatrzsienia i, starych skorup po jajkach i zeschej skrki po kiebasie, grzeje si nie myty od wiekw imbryk z kaw. Szaja pcha nog drugie drzwi i wchodzi pewnie do wysokiego, sabo owiet lonego i odrapanego z tapet pokoju. Jest to pokj nieznonie, mczco brudny i pretensjo nalny; w rogu zbudowany jest niezrcznie, jakby przez zwykego zduna, tani okap, poz ujcy na stylowy kominek z wielkopaskich siedzib: stoj na nim szczerbate i poutrcane kandelabry i pikny ongi, teraz poobijany, upstrzony przez muchy empirowy zegar o n a p odartym z emalii cyferblacie. Obok kominka widnieje zbity tandetnie z desek po krytych cerat may, domowy bar, peen stojcych tu od lat, zakurzonych, lepkich butelek po drogich, zagranicznych trunkach; pod cianami stoj dwa wyleniae, rozprute, lecz bardzo szerokie tapczany, na rodku niski st, wok stou ogromne, porozdzierane, pene k o wosia i wystajcych, krzywych spryn fotele. Na tapczanach wala si nie schowana, niec hlujna, zmita bielizna pocielowa, na stole stoj litrowe butelki z wdk wrd rozrzucony ogrkw, resztek szynki w papierze i odgitych puszek ze skumbri, byczkami i filetami le dziowymi, w kandelabrach pon wiece, na barze wieci si nocna lampka, nad jednym z tapc zanw wisi kuta w srebrze tarcza z herbem Poraj, ryngraf z orem i turecki kinda. Wok s ou peno ludzi: modzi mczyni, dziewczta, chopcy pij wdk duymi stopkami wrd prz piskw. Okna s szczelnie zamknite, panuje tu duszne gorco, przesycone woni tanich per fum, wikszo mczyzn paraduje w samych spodniach i koszulkach gimnastycznych, niektrzy ec zupenie go, spocon piersi, dziewczta maj porozpinane bluzki, jedna z nich pochyl ad muskularnym modziecem, siedzc na porczy fotela w samej tylko milanezowoniebieskie j kombinacji i w staniku. Niektre z dziewczt zapite s jednak szczelnie w swych sukie nkach, spogldaj sposzonym wzrokiem wokoo, pij niechtnie i mao, umiechaj si sztucz reaguj na nastrj wybuchowej, cho tpej wesooci. Ny? mwi Szaja, podchodzc do niskiego bruneta w wyjtej ze spodni koszuli, majstrujce o co przy radio jak idzie? A. Szaja umiecha si brunet nieszczeglnie. Miecio Usy sprowadzi troch wieego towaru z baru owocowego, ale s, jak widzisz, protesty. Trzeba bdzie kad z oddzielna targowa na chat. Ptaszyny nie chc plsa, balecik nie wychodzi rnowana sobota. Nie jest tak le umiecha si bezzbnie Szaja, wskazujc na rozebran d zyn. A ta mwi obojtnie brunet ta jest z pierwszej transzy. Sam Hrabia j sprowadza stay du narkoz, co chyba z p litra czerwonej na eb. To, jak widzisz, dziaa. A w og a jest bez pudla. Wiesz. Szaja, jak on te dziewczyny mota? U mnie w domu tak mow im wstawia, rozumiesz usidziemy przy kominku. Stara bro na cianach, wiece, nastrj, may odrczny bar. Siksa leci jak w dym na ten bar i na ten kominek, wyobraa sobie nie wi em co, co duego, a tu brunet zatacza rk wokoo rzyga si chce! Co ci si nie po si piknie modulowany gos za brunetem i przed Szaj staje wysoki, szczupy mczyzna o m , lecz zdartej twarzy, z ktrej wystaje ogromny, fascynujco wypuky nos; po obu stron ach nosa lni mae, rozbiegane, inteligentne oczka. Sie masz. Hrabia mwi Szaja. Ser . Szaja mwi Hrabia, zapinajc sztywnym, wytwornym gestem tandetn, niemiosiernie brudn i wywiecon marynark i poprawiajc pretensjonalnym, pseudowykwintnym ruchem brzydki, w ytuszczony i wystrzpiony krawat. Co, balecisko ci nie wychodzi? mieje si Szaja. S e zrobiem wzrusza ramionami Hrabia ptaszyny im daem, wdk przynieli, lokal jest, a e potrafi, patafiany, dziewczyn rozbiera, to ju nie moja wina. Cizie same im z majt ek nie wyskocz. Zreszt Hrabia umiecha si ja jestem ustawiony na noc. Odwraca si iga ramieniem modego, licznego chopca o wieej cerze i nie domytych rkach, zupenie p go, ktry klcza dotd przy odsonitym udzie siedzcej na porczy, prozebranej dziewczy ma bdne oczy, zalinione mdociami usta, spieczone wargi. Dudusiu mwi czule Hrabia pij tyle, prosz ci i cauje go namitnie w kark i w usta. Dosy tego! woa Szaja i jednym skokiem staje na tapczanie. Chopaki! krzyczy i wsz y odwracaj si ku niemu. Szaja mwi i po chwili niemal wszyscy mczyni wstaj, nacigaj e, dopinaj spodnie, kad marynarki. Muskularny facet pochyla si nad rozebran dziewczyn rozwalon teraz, w szerokim, pytkim fotelu. Zaraz wracam mwi i dodaje, groc jej pa m; a ty nie wa mi si ubiera. Bo zarobisz w ryo i bdzie pacz

Na MDMie idzie szerok aw dziesiciu wyrostkw w kolorowych koszulkach, tarasujc cay c

k. Na skraju chodnika przystaje zielona, odrapana koda i Szaja wyskakuje na trotu ar. Hofta! krzyczy: falanga wyrostkw amie si i otacza go natychmiast. Szaja mwi co ybko, nastpnie wyjmuje sto zotych i daje jednemu z nich. A to na kolacj, ebycie nie yli godni mwi, wskakujc z powrotem do auta i rusza z miejsca. Co kupujemy? pyta tr ymajcy banknot. God! krzyczy ktry. Nie! woa inny idziemy co zje! Racja chwili, pchajc si jeden przez drugiego, wtaczaj si do baru mlecznego, rozamujc kole o kasy, krzycz, wymylaj, wzbudzajc zaenowanie wrd goci i przeraenie na twarzach dz obsugi. Tu przy kasie stoi rosy onierz z Marynarki Wojennej. Jeden z wyrostkw usiuj epchn si przed niego. Marynarzowi nabrzmiewa ya na smagej szyi sterczcej krzepko z o rtego konierza munduru. Jednym szarpniciem silnej doni wyrywa wyrostka sprzed kasy i ciska go na przeciwleg cian. eby si nauczy porzdku, szczeniaku mwi spokojni hopaki milkn, uspokajaj si, kupi si w grupk, szepcz co midzy sob i wychodz z ba Jak nam nie pozwalaj je mruczy z uraz trzymajcy fors to id. Felek, kup dwa ra lek bierze banknot, w dwch skokach przesadza jezdni, wpada do sklepu spdzielczego ob ok kina Polonia i po chwili wraca z wdk. Chopcy wchodz w cie przewitowej bramy obok mlecznego; dwa mocne uderzenia nasad doni w dno butelki, korki lec w powietrze i s zyjki plitrwek szybko przechylaj si do ust. Po chwili butelki wdruj w kt, sycha b go szka. Z baru mlecznego wychodzi mody marynarz. Dziesi kocich postaci otacza go bys kawicznie na rodku ludnej, centralnej arterii miasta, w peni wielkomiejskich wiate w czesnego wieczoru; w kilka sekund pniej rosy marynarz ley na bruku, na nim siedzi je den z wyrostkw i kuje piciami w twarz, reszta chopakw pokrywa szczeln, zajad kopani ignity korpus w mundurze. Gowa marynarza bije za kadym uderzeniem gucho o bruk, otwar te oczy mtniej. Po kilku sekundach falanga wyrostkw rozpryskuje si z wrzaskiem na st rony. Dobry trening przed jutrem dyszy ciko ten, ktry bi, biegnc obok tego, ktry a pienidze.

Teren jest ogrodzony drewnianymi opotkami z nie heblowanych erdzi, zbitych w mae ro mby. Wprost z ulicy prowadzi brama: tandetnie wystrugane z desek i pomalowane na biao dwa supki maj imitowa kolumny, nad supkami pitrzy si jakie zwieczenie z przy a ksztat prymitywnej zorzy patykw. Pomidzy supami rozcignity jest czerwony transparen z napisem Przodownicy pracy dum narodu!, o do sfatygowanym po licznych deszczach i s tach wygldzie. Za bram cign si rzdy nowych, pachncych wieym drzewem i farb barak w gbi baraku dobiegaj dwiki orkiestry tanecznej. Przed bram w wietle rzadkich lamp ulicznych stoi grupka modziecw. Stasiek, idziemy? i niski, barczysty chopak w kanciastej marynarce. Idziemy mwi rwnie krpy pkaty i k iasty Stasiek jak nas wpuszcz. Musz wpuci mwi trzeci zabawa ludowa, a my lud. ie, to na si. Na szum. Taczy to mi si nie chce krzywi si wahajco Stasiek. Kto y? mwi z lekcewaeniem trzeci. Idzie si na zgryw. Na krawaty. Na krawaty! oywi ek w deseczk! Idziemy. Przekraczaj bram; nad omurowanym ceg wejciem do centralnego baraku wieci si w goym arwka. Poniej tkwi tablica z napisem: wietlica Hotelu Robotniczego Zjednoczenia Budo wlanego ZBW7. Mijaj czytelni o stolikach zarzuconych czasopismami, broszurami i szac hownicami. W korytarzach i w czytelni krci si mnstwo ludzi ubranych odwitnie, lecz pr osto, rozochocone pary drocz si gono. Trzech modziecw przystaje na progu gwnej sal tu duszno i kolorowo, na suficie krzyuj si sznury, z ktrych zwisaj strzpy rnobarwn buy, marszczona, jaskrawa krepa spowija arwki, girlandy i acuchy z glansowanego papie ru zdobi okna, w ktach wisz oplecione serpentynami lampiony. Na maym podium gra orki estra, zoona z twardo grzmicej perkusji, z leniwego pianina, nad ktrym kiwa si znudzo ny pianista, z rozlewnego akordeonu i niezmordowanego saksofonu. Wanie graj tango Ja k smutno mi bez ciebie, za skoczywszy rn od razu i zapamitale Czerwony autobus i z tem Wesoy pocig. Twarze taczcych mczyzn i kobiet lni potem i ywioow radoci, andetnie szminkowane, czym psuj jedynie naturalny urok swych jdrnych policzkw, wiksz o mczyzn ma oblicza kwadratowe o grubych, perkatych nosach, nacechowane specyficznym wyrazem chopskiej, zaczepnej przebiegoci, ktra wanie przeradza si w wielkomiejskie niactwo. Ubrani s w tanie garnitury z domw towarowych, nosz za szerokie, niezgrabne spodnie i zbyt due, byszczco wyczyszczone buty. Poniewa zabawa jest bezalkoholowa, przeto u kadego z panw atwo mona dostrzec podejrzane spcznienie marynarki na piersiac h lub w okolicy tylnej kieszeni spodni. Trzeba si zaprawi mwi Stasiek. Caa trjka rusza w stron stou na stojakach, pokryt ierowymi serwetkami, na ktrym stoj talerze z baleronem, serem, salcesonem i ledziem

. Bateria butelek z bugarskimi i krajowymi winami oraz flaszki owocowego wermutu otaczaj ze wszech stron jedzenie. Niech pani leje mwi Stasiek do starszej kobiety w biaym fartuchu, wskazujc na butelk z czerwonym winem. Bufetowa siga po kieliszki. Nie krzywi si drugi z modziecw i wskazuje palcem na szklanki od herbaty. Bufetowa um echa si i nalewa wino do szklanek, modziecy odpijaj poow, po czym jeden z nich wyjmuj z kieszeni butelk wdki, odbija bez enady korek i dolewa wdk do wina. Obywatelu m tro bufetowa tu wdki nie wolno! Wanie dlatego mwi spokojnie pkaty chopak tr o wypi, zniszczy i wont z ni. Powoli oprnia butelk i rzuca ostentacyjnie do oddalon o par krokw kosza do mieci: z kosza dochodzi brzk szka, widocznie przyjmuje on podob n przesyk nie po raz pierwszy tego wieczoru. Modziecy wychylaj szybko szklanki z ro nem, po czym przecieraj zazawione oczy: nieudolnie zmieszany alkohol ma piorunujcy wpyw na wiadomo. Krawaty! woa Stasiek i wyjmuje z kieszeni czarny, wski, poduny t. Kolego zatrzymuje przechodzcego obok, obcego faceta co chcecie za ten krawat? Szybkim gestem wyciga facetowi krawat z marynarki. Facet ma rozbawion, czerwon twar z, ktra powanieje, ciga si natychmiast w wyraz obrazy i zakopotania. Obywatelu za facet jak tak mona! Czarny przedmiocik trzepocze w rku Staka, odsaniajc stalowe o ze brzytwy jeden krtki gest i obcity krawat wdruje do jego kieszeni. Dwaj flankujcy Staka modziecy wybuchaj miechem. Facet blednie. Kazecki numer! zachystuje si jed ch. Pamitasz ten fajerwerk z drzewem w parku Skaryszewskim? woa drugi. To by numer Bufetowa krzyczy: Niech pan idzie po porzdkowych! Blady facet jest kompletnie os zoomiony, opiera si ciko o bufet, nie moe wydoby z siebie gosu. Trzej modziecy wbi tum: s ju teraz mocno zamroczeni alkoholem, ktry z sekundy na sekund przymiewa im wi mo i odbiera kontrol ruchw. Stasiek krzyczy jeden z nich tam! wskazuje rk prz na krzepkiego modego robotnika w tanim, wzorzystym, rzucajcym si w oczy krawacie, zdobnym w krzyczco jaskrawe kwadraty, elipsy, palmy, licie i kwiaty. Stasiek rusza bez chwili wahania we wskazanym kierunku. Ty mwi do modego robotnika daj ten kraw at! Mody robotnik jest lekko podchmielony, wesoy, nie bierze zaczepki na serio. Co ty, koowaty? mieje si i odpycha lekko Staka domi wielkimi jak bochny. Stasiek napie bliej, chwyta za krawat, ostrzem brzytwy przecina powietrze. Cicie wymierzone w kr awat, lecz skrzywiony przez alkoholowe zamroczenie gest mija si z celem i brzytwa tnie na ukos mod, spocon twarz robotnika, wrzyna si gboko w czoo, oczy, w ciao na ch. Na uamek sekundy zawisa cisza, wida biegnce szybko po rozpatanej twarzy nieszczci i gsta ma krwi chlusta wokoo. W tej samej sekundzie trzej barczyci modziecy bledn i zewiej. Z si ogarnitych szaem bawow wbijaj si w potworne zamieszanie, przewracaj czyny, pdz barakowym korytarzem, wypadaj ze wietlicy wprost na le owietlon ulic. I przed siebie, dyszc ciko, pdz nieustpliwie, jak najdalej, nie wiadomo dokd. Na jedne przecznic zastawia ich zielona, odrapana, rozklekotana koda, zza szyby wysuwa si bezzbny umiech Szai. Stasiek! woa Szaja i biegncy zatrzymuje si nieprzytomnie, dys e wistem. W zym kierunku prujecie! woa Szaja tam! wskazuje palcem kierunek rg owskiej i witokrzyskiej! O dziesitej! Po czym bez sowa odjeda. Trzej modziecy pop a sobie ubrania, ocieraj pot z twarzy i ruszaj szybkim krokiem we wskazanym przez Szaj kierunku. Po chwili przechodz w bieg, w coraz szybszy bieg. Sami nie wiedz, dl aczego biegn, bo przecie czasu maj jeszcze sporo, a nikt ich nie goni.

W Paradisie zabawa osiga punkt kulminacyjny. Szaja stoi na okrgym balkonie i spoglda krater parkietu: pod nim kbi si pary w zapamitaej rumbie, wstrzsajc gowami, o twa ozdartych pijackim miechem lub citych namiastkowym, dancingowym erotyzmem. Rumba ne gra Ruuumba ncegra! drze si perkusista szalejcej orkiestry, ktra temperamentem pokry wa nieumiejtno grania; perkusista dosta przed chwil pidziesit zotych od pijanego s i daje mu w zamian za to surogat kubaskoantylskich rytmw, wywijajc kulistymi karaibs kimi grzechotkami. Obok Szai jaki kompletnie pijany facet w rozdartej marynarce l eje z gry jasne piwo na taczcych. Nikt na to nie zwraca najmniejszej uwagi, z wyjtki em jakiej optanej rumb dziewczyny, ktra zadziera w zapamitaniu co chwila gow do gry zeszczy do lejcego: Prysznic! Prysznic! Prosz o oranad! Szaja schodzi wskimi schodami wrd luster: na dole w ciasnym barze, na tle kolorowyc h etykietek mitowego likieru, win i sodkich wdek, narasta awantura. Nikt nic nie wi e, o co chodzi, ale wszyscy s pewni, e zaraz si zacznie, w powietrzu wisi nieuchron na konieczno bicia si. Podstarzaa barmanka o farbowanych henn wosach i krwawo umalowa ych wargach rozglda si z niepokojem wokoo. Szaja szepcze co na ucho najbliej stojcemu chopakowi, ten kiwa gow i rusza w gb sali; pochyla si nad jaka lo, skd dochodz p

kobiece. Z loy podnosz si dwaj mczyni i nacigaj marynarki. Szaja przystaje przed s iem zastawionym licznymi butelkami po wdce i mnstwem flaszek z wod sodow: mwi co i tr ej mocno pijani faceci podnosz si chwiejnie, lecz natychmiast jeden z nich woa gono i bekotliwie: Rachunek! Panie ober! Ale ju, bo mi si bardzo spieszy! Szaja wraca do baru i co cicho mwi siedzcemu na krzeseku chopakowi o byczym karku: chopak siedzi z u iesionymi w gr barkami wok pochylonej gowy i stanowi jedn z si napdowych gotujcej i. Po sowach Szai spluwa obficie na podog, wstaje, rzuca pienidze na kontuar i wycho dzi. Na sal wchodzi wanie towarzystwo zoone z trzech adnych, wyzywajcych dziewczyn i h niskich, krzepkich blondynw w samodziaowych marynarkach. Szaja apie jednego z blo ndynw za rkaw i odciga na bok. Blondyn przygryza wargi w namyle, gadzi oburcz wosy i do swego towarzysza: Lutek, idziemy po czym dodaje w stron dziewczt: No, Hahisia, tymczasem,.. Panujcie si, siostry, dalej same. Dzi wieczr my z Lutkiem urywamy si. Nie ma rady. Zawracaj na picie i id ku schodom, dziewczta pozostaj same, oniemiae z dumienia i ze zoci. Szaja raz leszcze omiata spojrzeniem sal i wychodzi. Hebanowowos a barmanka oddycha z ulg: jej dugoletnie dowiadczenie i wyrobiony instynkt mwi jej, e awantura jako wypyna z baru; nie wie tylko, co to wszystko ma znaczy, i bardzo j ta n ewiedza mczy. Jadc wolno obdart kod w stron Alei Jerozolimskich Szaja mija grupki mczyzn, podaj am stron. Wygruzio si adne par sztuk myli z satysfakcj i zapala papierosa jak p y.

Bd! krzykn Kruszyna, podbiegajc do hamujcego humbera i pakujc gow w okienko sie! Cepurski obieca! Alemy si naharowali, zanim znalelimy wszystko do tych biletw! P ia si z nim koowaem. A jak si stawia! Siadaj rzek Merynos, otwierajc drzwiczki jedziemy. Kruszyna wsiad, odetchn ciko i zapali papierosa. W ulicznych wiatach wieczoru twarz u potem. By nie ogolony, krawat mia rozluniony przy zmitym, niewieym konierzyku prze onej koszuli, sine cienie zmczenia ciemniay mu w oczodoach i wok zamanego nosa. Ostat ie dwa dni odbiy si ciko na wygldzie Roberta Kruszyny. Merynos przypatrywa mu si c pod oka. Musisz troch odpocz, Bobu rzek serdecznie. Fala ciepa rozlaa si w pier ny: te sowa przyjaznej troskliwoci byy mu najlepsz nagrod za oddanie i wierno. Czy ytrzyma? myla zimno Merynos naprawd potrzebny jest dopiero na jutro. Oliwkowy humber zahamowa obok nowego gmachu PKO na Sienkiewicza. Kruszyna wysiad, za nim Merynos, zamykajc starannie auto. Przeszli Marszakowsk na skraju najwikszego placu w Europie do rogu Moniuszki: wok rozcigaa si ogromna przestrze pena sygnaw o wczych, niebieskich i czerwonych, oraz jaskrawych lamp w gbi, przy ktrych nocne zmi any ukaday asfaltow nawierzchni wok wielkiego wieowca, odbijajcego niebieskawo wia oru sw kremow okadzin. Ulica Moniuszki bya krtka, zabita parkanami z desek wok osta ruin, przeznaczonych do rozbirki: ogromne siedziby bankw, instytucji oszczdnociowyc h i towarzystw ubezpieczeniowych, czarne, wysokie, masywne, wznosiy tu swoje wypa lone ciany za przesadnie cikimi kolumnadami. Lada dzie miay znikn, i ustpujc plano udowie, jak resztki symbolw finansowej potgi z przedwczoraj. By to jeden z ostatnic h rezerwatw mroku i cienia wrd wielkomiejskiej, rozwietlonej paszczyzny najwikszego p acu w Europie. Merynos kopn krzywo wiszc furtk i wszed w chaos rozgruzowanego terenu. Przechyli prz b z zegarkiem ku smudze wiata, dochodzcej z ulicy: byo dziesi po dziesitej. Tu pus niepokoi si Kruszyna czyby Szaja nawali? Na pewno wchodzili od tamtej strony mruk kojnie Merynos. Wskaza palcem na skbion mas elbetonowego gmachu o rozdartych cianach ielkie, puste betonowe kondygnacje, wsparte cementowymi supami, przewiecay granatow ym niebem na wysokich pitrach, potne, zardzewiae szyny elazne stropw, stalowe belki i gmatwanina prtw zbrojeniowych wiza mieszay si w niesamowitych ukadach zniszczenia. M nos ruszy szybko przez gruzowisko w stron ruin, min nastrzpion oberwanymi stropami pr estrze, ktra ongi bya wielkim westybulem, i odnalaz szerokie, spkane, zamiecone ceg chody, prowadzce w d, do podziemia. Z dou dochodzia gucha, zbita wrzawa licznych gos erynos zwolni kroku, zapali papierosa, zacign si gboko i odrzuci wieo zapalonego w bok. Po czym zszed schodami na d. Ogromna haa przedstawiaa obraz kompletnej dewastacji; niegdy marmurowe ciany zupane b yy w proch lub spkane i wgite, zwalony sufit rozwiera si nad gowami w wyrwy, z ktryc wisay obrywy muru porose kosodrzewin zbrojeniowych prtw lub sterczay dziwacznie powyg nane wizania elazne, w pododze ziay gbokie, obszerne leje, odsaniajce jeszcze nisz

gnacje, pene spalonego szmelcu urzdze hydraulicznych. W lejach, wyrwach, dziurach, na zaomach ciennych, na elaznych belkach i szynach, w szczelinach muru, na usypiska ch cegie i kupach szmelcowego elastwa, na porosych dzik traw zwaach gruzw, wrd zar h zbroje, w spkanych stropach i na spalonych balustradach siedzieli ludzie. Kto da im dziesitki wieczek, jakie trzymali w doniach czy pomyla o tych wieczkach Szaja, c znalazy si one na zasadzie owej spontanicznej, praktycznej wynalazczoci tego Meryno s nie wiedzia. Do, e migotliwe pomyki wieczek kady tysice ulotnych cieni i blaskw i grube, kanciaste i nalane, lnice ciepem majowego wieczoru twarze, na ciemne i ja sne, byszczce brylantyn wosy, rysoway kontury oprychwek i beretw na gowach, zapala i w bezczelnych, zuchwaych, ciemnych i jasnych oczach, wydobyway zarysy dugich i krt kich, mocnych, zagitych i perkatych nosw, odbijay si w biaych, zdrowych, drapienych z ch, nieciy srebrzyste byski w podawanych szybko z rki do rki butelkach wdki, wzmacnia arzenie si dziesitkw papierosowych punktw, tlcych si w pmrocznej przestrzeni jak awe, witojaskie robaczki. Filip Merynos poczu nowy przypyw optymizmu. Szefie posy obok gos Szai moemy zaczyna? Odsun Szaj ramieniem i wystpi na sam rodek hali. sta, ogromna sylwetka bez twarzy werna si jak gruby, czarny wykrzyknik we wrzaw stumi nych gosw i wrzawa zacza rozpywa si w ciszy. Merynos sta nieruchomo i milcza, a gd enie to skoncentrowao na nim uwag wszystkich, kiedy stao si gniotce i nieznone, wzni mi wysoko w gr, zatoczy nim krg i krzykn: Warszawskie chopaki! Byo co tak przejmujcego w jego krzyku, co tak trafiajcego do serc tych ludzi, oblepia jcych ruiny wrd ognikw wieczek, e cisza staa si czua, mikka, bezdennie chonna, z nos poczu, e kady jego wyraz padnie tu jak ziarno w tust, rodn gleb. Nike echo podz ch ruin powtarzao sylaby: paki, paki, paki! Warszawska hofta! zawoa Merynos gosem niskim, przytumionym i arliwym jutro jest orachunku! Z pidziesiciu tysicy ludzi, ktrzy jutro przyjd na stadion, jeden musi tam osta! Na ziemi i bez ycia! Ma to by czowiek, ktry wam zatru ycie w tym miecie! Wiec to to jest? Jak zy warkot przetoczyo si po tumie sowo. Guchy harmider narasta ze wszech stron, ki dray w niecierpliwych doniach. Cisza! krzykn gono Merynos, tumic si swego gosu sprony wybuch nagromadzonej rgii. Cisza, bo nam tu kogo naprowadzicie. Jeszcze nie skoczyem. Jutro kady z was do stanie bilet na mecz. To prezent od obywatela Kudatego! Niech yje Kudaty! rozleg si przesiky alkoholem, entuzjastycznie pijacki wrzask; j e sekunda i wrzask rozbiegby si jak poar po zgromadzonym w jednym, miejscu chrucie, gdyby nie Szaja, ktry jednym skokiem znalaz si przy zapalecu: zerwa po drodze czapk z czyjej gowy i wpakowa j w rozdarte krzykiem usta. Tylko bez manifestacji! w dononym gosie Merynosa by gorzki, warszawski humor jeste w centrum miasta. I chocia milicja podzikuje nam jutro za wyrzdzon jej przysug, to t raz wolabym si z milicj nie kontaktowa. Prawda, koledzy? Rozemiane po cwaniacku: Tak jest! Na pewno! Jasne! przeleciao wzdu amfilady suc Pamitajcie, panowie gos Merynosa zabrzmia ironicznym pochlebstwem, jake wielbionym rzez tych tu ludzi e spoeczestwo patrzy na was! Macie uwolni Warszaw od gronego opr ka i dostaniecie jeszcze za to po bilecie na najciekawsz imprez sezonu! Bdziecie dz iaa zgodnie z prawem i w tym wasza sia! Prawo i suszno s po waszej stronie, a zatem kamie i kady metal, jakiego jutro uyjecie; bdzie dobry! Resztki pijackiego bekotu i wydzierania si, jakie dochodziy z odlegych rzdw, stumion ostay powag chwili, jaka naraz rozcigna swe panowanie nad wszystkimi. Powiao nieodwo ym, niemoliwym do uniknicia morderstwem. W tej chwili nie byo tu czowieka, ktry mgby zypuci, e ZY bdzie jeszcze jutro y. Decyzja, ktra teraz zapada, niemoliwa bya do za wszyscy wierzyli, e nie urodzi si jeszcze czowiek, ktry byby w stanie wymkn si i wydanemu tu, teraz, w tych ruinach i przy tych wieczkach, jaka naga, zaskakujca dy scyplina uja warchow i rozrabiakw w niewidzialne karby. Garda nabrzmiay dzikim, prze tewnym krzykiem, rodzcym si w piersiach wraz z wyczuwalnym ju w powietrzu zapachem krwi, nikt jednak nie wyda z siebie najcichszego zawoania. Skronie pulsoway, serce o motao o ebra, wyczuwao si, e nagromadzona tu zapalczywa aprobata musi znale jakie u jaki wyraz wobec zakazu krzyku. I naraz stojcy obok Szai niski, szczupy wyrostek o rozpomienionym spojrzeniu i z rkami w kieszeniach, chopiec niemal, wyj olniewajcym s afnoci ruchem praw rk z kieszeni, wznis j wolno do ust, wysun dwa palce, wsadzi gwizdn mocno, dugo, przeraliwie. Przez chwil w zasnutym dymem papierosowym powietrzu

wibrowa samotny, przecigy gwizd, po czym jakie inne dwa palce przytknite zostay do u t i drugie pasmo gwizdu sploto si z pierwszym, za w sekund pniej stropy i mury wypen i potnym, rozdzierajcym, wyrywajcym trzewia z emocji, spronym gwizdaniem. Merynos po li gow jak wzruszony swym sukcesem aktor na scenie, ktry zapomina o ukonach. Wtedy te pada pierwsza butelka po wdce: zatoczya mikki uk i rozbia si u stp Filipa Merynosa twardego, brutalnego, lecz oczywistego hodu. Zewszd zaczy pada flaszki, wiartki i p ki, agodnie, okrgo, jak bukiety kwiatw przerzucane przez sceniczn ramp, gwizd nasila cich i znw nasila w frenetycznym falowaniu, wyraajcym ostateczn gotowo. Wok Mery rzyo si coraz wicej szklistej stuczki. Im wicej butelek ldowao wokoo, tym bardziej nabiera na dzikoci i zapamitaniu. Stojcy w wietlistym otoku wdczanego szkliwa Filip erynos jak zwyciski toreador na zarzuconej hiszpaskimi kapeluszami arenie poczu prz ypyw szczerego wzruszenia. egna si wszak ze swoim wiatem.

Filip Merynos wszed do pokoju i Olimpia zamkna za nim starannie drzwi. Tu s bilety na poniedziakowy samolot rzek Merynos. Lecimy z samego rana, Olimpio. Rzuci na st dwa czarno zadrukowane zielone kartoniki, pokryte adnotacjami przy pomo cy kopiowego owka. Rozejrza si po duym pokoju i umiechn si z satysfakcj: pokj wy zas przeprowadzki, zewszd widniay otwarte szuflady, rozoone walizy, porozrzucane czci garderoby. Pakujesz si stwierdzi Merynos z umiechem; czu w tej chwili wielk mio do Olimpii ko, gotowo, zdecydowanie w dziaaniu, szybko w realizacji najbardziej ryzykownych i k wych zamierze. Nareszcie kobieta godna mnie pomyla z dum. Przycign Olimpie ku so aowa mocno w rozchylone, pachnce doskona szmink usta. Perowy peniuar rozchyli si n iach Olimpii, jej silne gibkie ciao przylgno mikko i nieustpliwie do postaci Merynosa . Merynosowi drgny nozdrza. Tak powiedziaa wolno Olimpia pakuj si. Ale nie wiem, czy z tob pojad. Jak to? Merynos zesztywnia z wraenia mylaem, e decyzja ju zapada? Zreszt g takiego okruciestwa, e Olimpie przeszy nagy dreszcz. Zreszt powtrzy przecigle duo wiesz, Olimpio. Za duo na to, aby si cofa. Twarz pokrya mu si szkaratnymi ct czy rozbiegy si zowrogo. Olimpia przysiada na tapczanie, w postawie jej bya rozpacz. Filipie zacza posuch nie jestem ju taka moda. Nie sta mnie na rozpoczynanie wszystkiego od nowa. Tu mam jak wasn baz, stoj na wasnych nogach, a za granic, tam bd niczym. Wierz w twoj le wiesz, w yciu wszystko jest moliwe, wszystko si moe zdarzy. Zostamy tutaj, wyjd z iebie za m wbrew wszystkiemu, bez wzgldu na jakiekolwiek okolicznoci. Ale zostamy tu. Tego si nie da zrobi rzek Merynos ochrypym gosem. Chyba masz do mnie zaufanie, wierzysz mi? szeptaa Olimpia; jej pikne oczy szukay wz roku Merynosa z zupenym oddaniem. Nie wierz nikomu rzek z trudem Merynos ale ty mnie nie zdradzisz. Zabibym ciebie i siebie. Wiem o tym rzeka prosto Olimpia nie zdradz ci. I nie dlatego, e si ciebie boj, latego, e mnie naprawd kochasz, a ja nie potrafi paci za mio zdrad. Pojedziesz rzek Merynos twardo na pewno pojedziesz. Nie ma o czym mwi. Nie wiem Olimpia potrzsna gow; umara twarz, twarz z niebytu, migna w jej wyobra Halski umiecHal si swymi jasnymi, kpicymi oczami. Nie wiem powtrzya Olimpia i oga zrokiem swe zasobne, wygodne mieszkanie: z kadego kta bia zamono, z kadego kta wyzi u Olimpii oczy Witolda Halskiego. Zosta tu dzisiaj szepna Olimpia, wstajc i przywie ajc znw caym ciaem do Merynosa stskniam si za tob. Zosta wiona niemiao, a ami ucho. Nie rzek za gono Merynos nie zostan. Jutro zostan, jak bdzie po wszystkim. Zbyt ciebie czekaem, eby twj powrt nie by penym triumfem. Teraz, tu wskaza rk rozgar oo to nie s warunki do wicenia naszego wielkiego wita. Prawdziwe szczcie zacznie enhadze, bo nie ma prawdziwego szczcia w tych rzeczach bez spokoju. Masz racj rzeka prosto Olimpia i ugryza go leciutko w koniuszek ucha, co oznaczao, sucha si go, lecz nie przestanie go poda. Albowiem Olimpia Szuwar wiedziaa dobrze, co wzbudza najwiksz rado w sercu mczyzny. Filip Merynos wypuci Olimpie z obj i rzek: Id si te pakowa ale nie odchodzi. o chwili, jakby tonem usprawiedliwienia jestem po cikiej pracy, bardzo zmczony prze wa, lecz w gosie jego i postawie byo jakby pragnienie wyzna. Co robi? spytaa cicho Olimpia, nie patrzc na. Pytanie to byo pomoc.

Pracowaem ciko rzek Merynos ochryple ustawiaem akcje na jutro Moi ludzie to naj warszawska ulia, wiesz? Ciko si z nimi pracuje. adna praca nie habi rzeka ze sztucznym humorem Olimpia ale kada praca mczy. Podesza do Merynosa i pocaowaa go wspaniaym gestem w czoo. Byo co macierzyskiego i zeszajcego w tym gecie i Merynos poczu, e sowa te nie s wycznie zrcznym frazesem. w nich caa koncepcja ycia, cudowna yciowa filozofia. Pochyli si z wdzicznoci ku do impii. W tej samej chwili zrozumia, w musi wyczy osob Olimpii Szuwar ze swych myli na nadchodzce dwadziecia cztery godziny, jeli chce ocali swe ycie tylko nagie ycie. Lowa Zylbersztain zsun dwa szerokie fotele i wstawi midzy nie krzeso. Merynos rzuci m przecierado, poduszk i koce i Lowa zabra si niezrcznie do przygotowywania posania. ynos wszed do azienki, wzi prysznic, po czym pooy si na tapczanie i pali papierosa rozebra si, umy w azience i wrci na swe legowisko. WzdycHal ciko, krcc si niespo e znajdujc dogodnego pooenia dla swego masywnego korpusu na stworzonej przez siebie konstrukcji. Tgie ramiona zoy pod czarn gow, szeroka pier w gimnastycznej koszulce sia mu si raz po raz melancholijnym stkniciem nad zasunitym kocem. Panie prezesie rzek cicho Lowa. Czego chcesz? rzek flegmatycznie Merynos. Jak pan myli, uda si jutro czy nie uda? Uda si. I co ja mam robi. Jak pan myli? Ja pana bardzo przepraszam unis si na okciu i spo stron tapczanu e panu gow zawracam. Ale ja chciabym si poradzi Mw, Lowa rzek agodnie Merynos: lea na wznak, z oczami wbitymi w sufit, zacigajc allmallem. Ja myl, panie prezesie, e jak to wszystko wystrzeli i jak zaapi moja dol, to trzeba ie si zamelinowa pki co, na par tygodni, gdzie na Mazurach Albo na zachodzie. Ja ma ani dobrego kumpla, on pomoe, tym bardziej e bd nadziany gos Zylbersztajna zabrzmia zycielsko. Zawsze te par groszy bdzie A w razie czego, o ile si tu nie uspokoi, to t rzeba bdzie pcha si na Berlin, no nie? Jak si ma par zotych, to wszystko mona, prawd panie prezesie? Prawda rzek cicho Merynos. A za granic to ja mam krewnych. Nie dadz mi zgin gos Zylbersztajna nabiera spokoj dowolenia byle te par zotych, oj, tylko eby mie te par groszy. pij, Lowa rzek agodnie Merynos musisz by jutro wypoczty. Ju pno. Dobranoc! Dobranoc, oj, dobranoc! rzek z trosk i powtpiewaniem Lowa. Merynos nacisn guzik i araczowe wiato nocnej lampy rozpyno si w mroku. Pokj wypeni si ciemnoci i nabr oli westchnieniami Lowy Zylbersztajna, ktry nie mg zasn. 4

Jonasz Drobniak uchyli ostronie prawe oko i nie dostrzeg nic. Uchyli powiek lew i rw nie dostrzeg nic. Wtedy zamkn oczy z rozpacz i otworzy oba naraz. Rwnie nic nie dost g. Ogarna go rozpacz jeszcze wiksza, lecz na jej dnie by ratunek. Skoro rozpaczam, wi j strawestowa z sukcesem podstawow tez racjonalistycznej filozofii. Teraz dopiero po zu upicy, rozsadzajcy gow bl w tyle czaszki. Jednoczenie poj kilka rzeczy naraz, nie wylecia w powietrze, e ockn si dopiero co z omdlenia i e nic nie widzi z nader p ostego powodu albowiem ley w kompletnych ciemnociach. Ostroniutko, z niezwyk delikatnoci, wac w mylach kady milimetr ruchu, sign rka marynarki. Wolniusieko, gotw w kadej sekundzie do natychmiastowego cofnicia, zanurzy donie w kieszeniach. Obydwie tubki leay spokojnie, wrcz beztrosko, na dnie marynarki . Cud pomyla Drobniak, przypominajc sobie wszystkie niedawne gwaty, dokonane na jego osobie prawdziwy cud! Miotano mn na wszystkie strony, bito i kopano, spadaem dugo w d jakiej tajemniczej sztolni i nie wybucho! Cud! Dwign si z trudem, stkn bole ite i potuczone koci bolay go niewymownie. W tym co jest nie przestawa filozofowa nie imi jednak znaczy bardzo wiele. Mona nawet napisa interesujcy, poparty przykadam z ycia traktat na temat imienia. O prezencie z imienia, jaki czyni rodzice maej, wi eo narodzonej istocie. Dobre imi to poowa powodzenia. Daje ono wyborn podstaw psychic zn dla przernych osigni, a nawet wyznacza w niejakim sensie losy ludzkie. Nawet najbr ydsza dziewczyna, nazywajc si na przykad Pamela dysponuje pewn szans yciow, ktrej est zwykym Haniom i Marysiom. Tote imi obowizuje i pomaga zarazem. W fakcie, i nazywa m si Jonasz, kryj si tajemnicze znaki. Nie ma takiej matni, z ktrej nie wyszedbym cao

Mj bibilijny imiennik zachowywa si w swoim czasie w paszczce wieloryba jak w dobrze urzdzonej wietlicy, czy nie? Nie mog by od niego gorszy. Przekrci si, jczc z bo iku, na bok i wyldowa na czworakach: pod domi i kolanami czu chropaw, zamiecon, ni t deskami podog, pen wiru i kruszyn cementu, jak na nie wykoczonych budowach. W tej ycji posun si z p metra do przodu: ostry wir podogi dar mu spodnie na kolanach. Wte wiejnie wsta i wydoby bez trudu zapaki z kieszeni. Pierwszy pomyk zgas szybko, drugi utrzyma si a do lekkiego sparzenia palcw. Pomieszczenie, w ktrym si znajdowa, byo n iasn, zbit z desek klitk, zupenie pozbawion wejcia, wyjcia, drzwi czy okien. W grze nia otwr sztolni, prowadzcej tu z wyszego pitra, z gabinetu prezesa spdzielni Worec padek agodzia okoliczno, e sztolnia bya pochya. Jak to jest zrobione? zastanawia ak aha! dozna momentalnego olnienia: przypomnia sobie nie wyremontowane pite pitr lokalem spdzielni, wypalone ciany, usiane lasem desek, grubych belek, wspornikw, pr zyciesi, cay labirynt oszalowa, ciasnych przej i zakamarkw. Rozumiem pokiwa z zado iem obola gow zlokalizowalimy pooenie, teraz trzeba si std wydosta. Nowa zapa yty z kieszeni zegarek, na ktrym dochodzia dziesita, nastpny za pomyk ujawni lecy ze melonik, a obok parasol. Ciepe wzruszenie zalao mu serce na widok tych przedmio tw. To dobra wrba rozradowa si i przypyw optymizmu kaza mu unie rzeko czoo d ykn: Auuu! i szybko pochyli je pokornie na nowo, uderzywszy si dotkliwie o jaki wy jcy fragment muru. W kadym razie pomyla, podnoszc parasol i kadc melonik na gow noci przey nie wypuciem z rk mych wiernych przyjaci. Raz jeszcze zapali zapak, przeszed w najdalszy kt klitki, rozpdzi si, nabra rozmachu i rbn ramieniem w jedn wego wizienia. Deski ani drgny, za Jonasz Drobniak zabra si z cikim westchnieniem d cierania zmaltretowanego barku. Przysiad na moment w kcie, po czym zerwa si i wyrzek pgosem: Tak jest! Nie ma inn . Trzeba ryzykowa. Wyj z kieszeni du chustk do nosa i scyzoryk, odci wziutki pas dszed do najwszej ciany klitki, przyklkn, pooy dugi strzp chustki na pododze, bk Kalodontu, odkrci zakrtk, zerwa kapsel i macajc ostronie w ciemnociach wysypa na lont. Po czym ostroniutko, mierzc kade poruszenie, zapali zapak, przytkn do lon chustki, zapa kurczowo parasol, nacisn w biegu melonik i skoczy w przeciwlegy kt kli , tulc si do ciany. Przez kilka sekund panowaa kompletna cisza i Jonasz Drobniak zak l nawet, gdy przyszo mu na myl, i lont zgas; ju zsuwa melonik ze zroszonego potem rozpocz wszystko od nowa, gdy rozlega si do gona detonacja i twarde nakrycie gowy Jonaszowi Drobniakowi na twarz a po staromodny, wysoki gumowy konierzyk. Mocowanie si z wasnym kapeluszem nie naley do rzeczy najzabawniejszych, zwaszcza gdy odbywa si w zupenie nieznanym terenie i w stanie lekkiego oszoomienia, wywoanego po blisk eksplozj. Jonasz Drobniak uj mocno sztywne rondo melonika i rwa je oburcz w gr e wypuszczajc z prawej doni parasola i zataczajc si z lekka. W ten sposb, nie wiedzc, rzecz jasna, o tym, dotar do naruszonej przez wybuch ciany. Uczyni jeszcze jeden kr ok i w tej samej chwili udao mu si odbi cz ronda z oczu. Czas by najwyszy po temu, dnoczenie nastpio kilka zawartych w dziesitej czci sekundy, mimo to niezwykle istotny h faktw: rczka kurczowo trzymanego parasola zaczepia si instynktownym, nieomylnym ge stem o framug z desek, ze zbielaych warg Jonasza Drobniaka wyrwa si peen grozy okrzyk : O, rany! za nieco niej odezwao si gderliwe urganie. Fakty te daway razem obraz za Drobniaka, wiszcego na wasnym parasolu na zewntrznej cianie szeciopitrowej kamieni y, podczas gdy pod Jonaszem Drobniakiem otwierao si pi piter przepaci, zakoczonej w e wwozem ulicy Prnej; urgliwy za gos z okna czwartego pitra, tu pod stopami zawiesz na wysokoci Drobniaka, obwieszcza: Czekajcie, gwniarze, pjd na gr i zern wam ty onw si im po nocy zachciewa, kalichlorkiem si bawi, jak na Wielkanoc! Ja wam dam huk i! Trzeba byo jednak dziaa i wybra jedn z drg: albo woa o ratunek, liczc na to, e s z okna przyjdzie natychmiast z pomoc, albo windowa si samemu w gr. Caa moc ducha Jo asza Drobniaka zestrzelia si w tej byskawicznej decyzji: walka toczya si nadal, nie c zas byo ucieka si do czyjejkolwiek pomocy! Ciko dyszc z wysiku i z przeraenia opar secesyjnym gzymsie okiennym czwartego pitra i czepiajc si pkajcymi paznokciami dekor acyjnych ozdobnoci i zwiecze fasady rozpocz mordercz wspinaczk. Jeszcze jedno przyci e trzymanego kurczowo parasola, jeszcze jeden uchwyt i Jonasz Drobniak usiad na w yrwanym przez eksplozj, postrzpionym w drzazgi kanciastym progu drewnianej klitki jak na grskiej przewieszce w Tatrach. Teraz dopiero zatrzs si z przeytej trwogi, nast ia zwyka reakcja odpronych po kracowym napiciu nerww. Po chwili patrzy ju zimno w sob, jak nieulky taternik. Bogosawiony niech bdzie styl secesyjny w architekturze a z naboestwem wszystkie te stiuki, gzymsy, wystroje, kamienne owoce, girlandy, lis

towie i rogi obfitoci nad oknami! Im zawdziczam ten niezapomniany spacer po pionow ej cianie w gr. Okazao si, e eksplozja miaa jeszcze inne skutki: kawa odupanej ki otwiera przejcie w las oszalowa, belek i przyciesi nie wyremontowanego pitego pitr a. Jonasz Drobniak uj mocniej Parasol, poprawi melonik, otrzepa spodnie, obcign schl ie akiet i ruszy przed siebie w nieznane, w labirynt ciasnych przej i zakamarkw. Bya to uciliwa wdrwka z rzdu wypraw przez groty, stare lochy, p zasypane studnie lu przeniknione, spltane dungle, mimo e odbywaa si na pitym pitrze warszawskiej kamieni Obijajc si dotkliwie w wziutkich przesmykach rusztowa, wciskajc si w ciemne cieniny owizorycznych omurowa, kulc si pod niskimi nawisami belek i wspornikw, skaczc akrobat ycznie przez jamy rozdartych podg, zginajc si pod trjktnymi kroksztynami z grubych pa i i przelizgujc si midzy linami grubych sznurw i strychowych wiza, Jonasz Drobniak d r wreszcie do wskich, poamanych schodw bez porczy. Oto by cel, tego szuka jakiej wiodcej na szste pitro ktr przeby mona bez mrocej krew w yach gimnastyki na w Schody skrzypiay niemiosiernie i Jonasz Drobniak odczuwa kade skrzypnicie jak wbijany wolno sztylet w wasne serce. Szed powoli, ostronie, z rozmysem i po paru chwilach s tan przed nie heblowanymi drzwiami z desek. Nacisn brzydk, elazn klamk, drzwi otwor z ordynarnym chrzstem nie oliwionych zawiasw. Drobniak przeoy najprzd jedn nog prze potem drug, wreszcie znalaz si cay w krtkim, ciemnym, wieo bielonym korytarzu. Byo upenie pusto i cicho, co za najwaniejsze: podog pokrywa do mikki chodnik z rogoy. skrca pod ktem prostym w lewo: na zakrcie otwarte byy drzwi do obszernej azienki, w trej palio si wiato. W azience, pomidzy wann a kuchenk gazow, stao polowe ko rzyakach brezentu, na ktrym spaa, oddychajc ciko, kobieta o grubej twarzy: Jonasz Dro niak spotka j rano na schodach, gdy szed do spdzielni Woreczek. Krlowa Siekierek tko Drobniak. Z polowego ka dochodzio jkliwe chrapanie gnbionego zymi snami czowiek ojca na pododze przy gowie picej plitrowa, niemal prna butelka po wdce i przewrc ek obok wyjaniay wszystko. Drobniak odnalaz klucz po wewntrznej stronie drzwi i zamk n za sob azienk, przekrcajc starannie klucz i chowajc go do kieszeni. Korytarz prze wid ku frontowemu wyjciu; stan przed polsterowanymi drzwiami gabinetu prezesa spdzi i Woreczek i nacisn delikatnie klamk. Drzwi byy zamknite na klucz. Drobniak sign tylnej kieszeni i wydoby pczek nieduych, stalowych drutw o precyzyjnie, nieomal kor onkowo pozaginanych kocach. Zsun melonik na ty gowy, wysun z uwag koniuszek jzyka si do roboty. Pot byszcza na tym czole pod melonikiem, wargi schy i krwawiy z nieustannego przygry ia, lecz zamek nie ustpowa. Palce Jonasza Drobniaka zmieniay co chwila stalowy drut , ruchy tych palcw: krtkie, skpe, nieuchwytne a wraliwe, subtelne, wyczulone na kade starcie si metalu o metal, przypominay gesty chirurga wirtuoza, w kocach tych palcw krya si bezbrzena wiedza o ledwie dostrzegalnych rnicach w ksztacie woskowatych form ali, o nie odcyfrowanych tajemnicach z zakresu otwierania i zamykania zamkw. Ta d robiazgowa, finezyjna walka z minimalnym skrzywieniem linii zagicia czy pyciutkieg o rowka w kawaku metalu nabieraa cech jakiego obrzdowego misterium dla wielkich wtaj emniczonych za Jonasz Drobniak, pochylony ku drzwiom, z oczami przymknitymi, wsucha ny w drgnienia wasnej rki i odsaniajcy z morderczym uporem tajemnice ycia cuhaltowego zatrzasku, zdawa si by arcykapanem tego kultu otwierania drzwi zamknitych. I nagle, jakby pod wpywem straszliwych zakl, a nie fizycznego dziaania, pokonany zamek szczkn lenie, cichutko, jkliwie, Drobniak wyprostowa si triumfalnie i polsterowane drzwi puc iy. Jonasz Drobniak wszed do sanktuarium spdzielni Woreczek. Zapali grne wiato i stan na rodku pokoju. Wolno, starannie, nic spieszc si, obejrz ko wokoo: szafy, stolik, biurko, okna, fotele, dywan. Podszed do biurka i otworzy s zuflad. Umiechn si na widok miej niespodzianki, wyj swj rewolwer i schowa go do k Raz jeszcze obszed pokj, pochylajc, si skrupulatnie nad kadym przedmiotem. Po czym za cign rolety, zamkn starannie drzwi, przekrcajc dwukrotnie w zamku pasujcy do stalo , zgasi grne wiato, zapali stojc na biurku lamp, wycign szeroko szuflady i zacz nie, systematycznie grzeba. Co chwila wyciga jaki papier, dokument, rachunek, zlecen ie, fracht, konosament, ktre skrztnie ukada w schludnie posegregowane stosiki na biu rku. Praca ta trwaa ponad godzin. Gdy wszystkie szuflady zostay dokadnie spenetrowan e, Jonasz Drobniak odetchn, otar rkawem czoo pod nie zdejmowanym cay czas melonikiem zapali papierosa. Zacign si gboko i spojrza na zegarek: byo pi po dwunastej. St k z segregatorami, ksigami handlowymi, skoroszytami i peen tkliwoci umiech zagoci mu wargach. Wprawnym ruchem zdj kilka grubych segregatorw i ksig, pooy je na biurku, z ad wygodnie za biurkiem i zacz wertowa je z ogromn wpraw i znawstwem. Coraz to siga

owe ksigi i nowe skoroszyty, czyta, sprawdza, bada, za kady gest, jakim przewraca st i wodzi palcem po kolumnach cyfr, saldach, kontach, debetach, mankach i przeniesi eniach znamionowa niebywaego specjalist i fachowca. UmiecHal si te coraz szerzej, cor z bardziej zadowolonym umiechem, jak kto, komu zgadzaj si najbardziej skomplikowane rachunki. Od czasu do czasu notowa co w swym rozoonym na boku notesie. Za kadym za ra em, gdy wzrok jego natyka si na tak proste na pozr sowa, jak: wydzia handlu cegami. a samochodowy, wydzia witamin z warg jego zrywao si westchnienie i cmokanie, oznacza najwyszy podziw. W pewnej chwili oderwa si od ksig i zamyli si gboko. Gdy ockn s o pad na stojcy na biurku aparat telefoniczny. Co to jest? zastanowi si przeczni awe, do jakiego telefonu? Rzeczywicie: na aparacie telefonicznym umocowany by przeczn ik starego typu maa, metalowa rczka do przekadania w bok lub w gr, tu za tarcz do nia numerw. Jonasz Drobniak wyszed z gabinetu i otworzy pozostae dwa pokoje. Nigdzie nie byo telefonu. Moe w warsztacie? Naprzeciwko? pomyla z uwag. Nie bez trudu otw rzwi po przeciwnej stronie klatki schodowej, prowadzce do fabryczki saszetek, tor ebek i drobiazgw z mas plastycznych, po czym zbada dokadnie jej obszerny, peen wonie jcych plastykiem zaktkw lokal. Na stole dyspozytora pracowni znalaz aparat: by to jed nak telefon o zupenie innym numerze i bez przecznika. Jonasz Drobniak wrci do gabinet u prezesa i zagbi si ponownie w handlowe ksigi. Magazyny spdzielni Woreczek, ul umer W podwrzu przeczyta wrcz na gos w jednej z adnotacji i serce zabio mu mocnie si zazwyczaj zdarza ksigowym przy pracy. I znw spojrzenie jego wyldowao przecigle na przeczniku telefonu. Wsta, poprawi melonik, uj parasol, uporzdkowa biurko i etaerk ato i opuci biuro. Ulica Bagno W podwrzu powtarza pgosem. 5

Warszawski kurz Warszawski kurz i py lat odbudowy Jeden z filozofw obliczy, e warszawiacy wdychali wtedy cztery cegy rocznie. Warszawi acy oddychali budow nie bya to metafora, lecz cika, zakurzona, ceglana i pylasta pra wda. Trzeba za bardzo kocha swe miasto, by odbudowywa je za cen wasnego oddechu. I mo dlatego Warszawa z pobojowiska gruzw i ruin staa si znw dawn Warszaw, wieczn Warsza sam Warszaw mimo nowych ksztatw ulic i konturw domw e warszawiacy powoali j do zy w jej ceglane ciao swj wasny, gorcy oddech. Ranek wsta tego dnia dziwny brzydki, pochmurny, duszny i wietrzny zarazem. Suchy, gorcy wiatr, podrywajcy tumany ulicznego kurzu, bi w twarze, smaga ostrymi drobinam i ceglanego i wapiennego pyu z budw, olepia, zamazywa i znieksztaca perspektywy ulic , wykrzywia proporcje. Ogromna rzesza kibicw sportowych zamartwiaa si t pogod od rana czyste, puste, niedzielne ulice wyglday odpychajco i wrogo. Kurz wirowa natrtnie i z uchwale na wysokoci ludzkich gw, otumania, mroczy. W tak pogod, wrd takiego wichru i rzeczy straszne, ktrych nie chc oglda czerwone, zapylone i zmczone oczy ludzkie. A przecie ta wroga, odpychajca aura okazaa si zupenie bezsilna wobec wielkiego, sport owego ewenementu. Od samego rana pocigi dalekobiene i podmiejskie wyrzucay mi dworc ach tumy pasaerw, w ktrych gestach, sowach, ruchach i spojrzeniach bya przemona w jtkowoci dnia i chwili. Rozmowy dotyczyy jednego tematu, cigle te same wyrazy przewi jay si w powietrzu, przy wskich kontuarach barw mlecznych, przy niadaniowych stolikac h w maych kawiarniach, przy kioskach gazetowych, na przystankach tramwajowych i a utobusowych oliborza i Ochoty, Targwka i Suewca. Polska Wgry! Faworyt nadchodzcych trzostw wiata, wgierska jedenastka, w walce z reprezentacj Polski na warszawskim bo isku! Jaki wynik? Jakie szans? Co bdzie mia do powiedzenia synny nasz prawy cznik, il z siebie da polski bramkarz, bezporedni obroca honoru tych barw i tych tumw. Mecz mia si rozpocz o wp do szstej, lecz gdyby wznie si nad Warszaw i spojrze w c i zbiorniki placw, ju od samego rana mona byo z atwoci zauway nieustajcy cig s ich mrwek w jednym i tym samym kierunku. Zewszd, ze wszech stron cigny pasemka mrwczy h karawan ku poudniowowschodniemu kracowi lewobrzenej Warszawy, gdzie zieleni si owal stadionu. Wraz z postpem czasu, gdy wskazwki suny ku oznaczonej godzinie, wziutkie pa semka i strugi grubiay, pczniay, przeistaczay si w potoki ludzkie, a potem w rwce, st zone w kamienistej cembrowinie ulic rzeki. Wielkie imprezy sportowe rozptuj siy nie obliczalne i zagadnienie organizacji tych imprez stanowi jeden z centralnych pro blemw wspczesnej cywilizacji i obyczajowoci. Spokojny, flegmatyczny referent Przedsib iorstwa Handlu Rzepakiem, chuderlawy i cierpicy w yciu codziennym na nerki, zmieni

a si w drodze na stadion w motoryczn czstk sfanatyzowanego tumu portowych kibicw. Utr ymanie w ryzach takiego tumu, ktry w zasadzie niczego zego nie czyni i nie wykracza przeciw prawu, jest zadaniem nie lada, zwaywszy, e tum ten, chocia zupenie wyzbyty n iecnych intencji, zawiera w sobie olbrzymi, amoraln dynamik, ktra w kadej chwili, bd z tego tumu wyzwolona, moe sta si dynamik niszczc. Z chwil gdy niewielka, twarda, a z brzowej skry pika staje si symbolem, godem i totemem, w ktrym zawarty jest adune atriotyzmu, pragnienia sukcesu, dzy wywyszenia si ponad innych, namitnych tsknot do z ycistwa i nabrzmiaego krzykiem podziwu setek tysicy garde wtedy rozptuj si w dusza dzkich siy nieprzewidziane, za masowo i potga wyrazu tych si na trybunach ogromnych s adionw budzi dreszcz przeraenia.

Filip Merynos otworzy oczy i spojrza na zegarek: dochodzia sidma. Na zsunitych fotela ch chrapa ciko Lowa Zylbersztajn. Merynos wsta, woy szlafrok, przeszed do azienki, i, wzi prysznic i nastawi w kuchni wod na herbat. Czyni to wszystko spokojnie, nie si, a nawet pogwizdujc z cicha. Nastpnie wydoby z szafy w cianie adny, skrzany nese i oprni go z przyborw toaletowych: bya to spora, podrczna walizka z drogiej, tej stawi walizk na stole, po czym potrzsn tgim, zwisajcym spod koca ramieniem Lowy. Zyl sztajn poderwa si jak trapiony koszmarami, wystraszony chopak. Co jest? krzykn. iechn si Merynos wstawaj. Dzie dobry i do roboty. W tej chwili zadwicza telefon. s podnis suchawk. To ty, Bobu? Aha, aha umiechn si szeroko przyjedaj tutaj wk i rzuci ziewajcemu nerwowo Lowie: Bilety gotowe. Lowa wyskoczy sprycie spod k Po dziesiciu minutach w drzwiach stan Robert Kruszyna. By brudny, spocony, zmity po n ie przespanej nocy, lecz peen oywienia. Pak z biletami zostawiem w aucie powiedzia obra rzek Merynos aduj si. Robert, pod prysznic podszed do szafy i wyj z niej c wabn koszul, zmian bielizny i wiee skarpetki i przebieraj si rzek rzucajc bieli ie eby wyglda jak czowiek. Dzi niedziela. Kruszyna umiechn si z wdzicznoci Po kwadransie Kruszyna i Zylbersztajn wywieeni, o mokrych, przyczesanych wosach, pi li na stojco herbat. Macie t walizk powiedzia Merynos, podajc Lowie walizk z fors. Sprawa jest prosta: bierzecie humbera i jedziecie ju teraz na d, w poblie stad ionu, bo tam zamkn wszystkie dojcia dla ruchu koowego. Zaparkujecie wz w tych blokac h mieszkalnych na Przemysowej, wiesz, Robert, tam jest taki przewit i wjazd dla au t. Znam rzek bez namysu Kruszyna wiem bez puda. Pusto tam i spokojnie. To, to rynos skwapliwie tam zaparkujecie. O miejscu postoju mog wiedzie tylko koniki i lu dzie z wydziau biletowego. Bd przychodzi po bilety i stamtd roznosi na miasto. W ten posb urzdujecie w samym oku cyklonu. Kapujesz, Lowa? Jasne rzek Zylbersztajn. Caa rsa do tej walizki rzek raz jeszcze Merynos. Liczy bdziemy wieczorem. Aha, Robert, zanim si tam zagniedzicie, odpal Szai z piset biletw dla grupy uderzeniowej. I niech Szaja rozstawi swoj hoft w okolicach placu Grzybowskiego i niech nie daje nikomu b iletw bez cynku ode mnie. Ja tam przyjad. Zrozumiae? Wszystko proste? Jak drut rzek ruszyna. Jasne powtrzy Lowa i wzi walizk do rki. Merynos odprowadzi ich do drzwi. Panie prezesie rzek Kruszyna odwracajc si nagle o bdzie z tym facetem? Z tym maym, na grze? No, z tym Drobniakiem? Nic umiechn si os na razie niech tam siedzi. Jutro, jak ju bdzie po wszystkim, to z nim porozmawi amy. Moe uda mi si co dla niego zrobi. Jak przestanie si stawia. Lowa i Kruszyna zbiegli na d. Merynos wrci do pokoju i wyj now walizk z pawlacza. B zarny kufer lotniczy z drogiej, lnicej skry, obszerny i bardzo lekki. Merynos wrzuc i do troch bielizny, garnitur, przybory toaletowe Nastpnie zdj ze ciany spory obra ianie jania stalowy zawr wbudowanej kasy ogniotrwaej. Merynos otworzy zawr, wyj z k lik papierw wartociowych i wrzuci je do kufra. Nastpnie przynis ze spiarni dwie litr butelki wdki i woy je do kufra, midzy ubranie i bielizn. Zszed na d, wstawi kufe e siedzenie maego wanderera, zatrzasn za sob drzwiczki i ruszy ku miastu. Tornado kur zu uderzyo w przedni szyb auta.

Na ulicy wiroway smugi nie zamiecionego brudu i kupki mieci, kurz wgryza si w oczy. Cign na stadion rzek ZY, przecierajc osmagane powieki. Spoglda w perspektyw Alei: Cigny strugi ludzkie w jednym i tym samym kierunku. Geniek migo spojrza na zegarek. dopiero wp do dziesitej rzek z podziwem siedem godzin bd czeka na takim wietrzys lerni, fanatycy Musz si ju teraz adowa, jak chc co dzi widzie ze stojcych miej zrozumieniem ZY. Szefie rzek Geniek jak bdzie z t maszyn? Skoczy po ni? To w dech wzek, nowa Warszawa, ten kolega mi poyczy na dzisiaj. A silniczek moe si p

da dokoczy znaczco. Dobra rzek ZY skocz po ten wzek, zjed na d i zaparkuj h na Przemysowej. Wiesz, tam s takie przewity od ulicy. Pusto tam i spokojnie, a bl isko stadionu. Niech stoi i czeka. Wstp po Kompota i przyjed do Kalodonta. Pjdziemy razem na mecz.

Chopaki rzek Zylbersztajn do kilku konikw w nasunitych na oczy oprychwkach w brami bdrapanej kamienicy przy ulicy Mokotowskiej tu macie po pidziesit sztuk. Sprzedajec ie teraz spojrza na zegarek, dochodzia dziesita po sto zotych od sztuki. Za godzin kam na was na placu Zbawiciela, przed kocioem. Kto sprzeda swoje, przyjdzie po now transz. Biletw jest od metra, nie oszczdza, nie certowa si, adowa. I pracowa na ra uym promieniu od gwnych drg na stadion. Tam teraz rozcigaj kordony milicji i wojska. opiero ostatnie uderzenie zrobimy przy stadionie. Aha, jeszcze to, e baza jest w tych blokach na Przemysowej, niedaleko stadionu. Taka spokojna, zaciszna uliczka, wiecie gdzie? Co mamy nie wiedzie rzek kto z Morycem te tam pracowalimy. Dobr ylbersztajn ta wic baza tam, i to ruchoma. O, ta doda wychylajc si z bramy i wskazu na stojcego przy trotuarze oliwkowego humbera. Kurzawa runa im prosto w oczy, ktre dugo przecierali rkawami.

Maciejak rzek porucznik Dziarski my nic nie mamy wsplnego z organizacj tego meczu. Wobec tego pjdziemy sobie popatrze we trjk z Klusiskim, jako widzowie, dobra? Z mi panie poruczniku umiechn si Maciejak po cywilnemu, prawda? Oczywicie rzek Dzi enie niesubowo. A wic spojrza na zegarek: dochodzi wp do jedenastej teraz id co my si o pitej, tu, w biurze. Wemiemy citroena i zdymy na czas. Tylko ta pogoda zas owi si, podchodzc do okna moe zepsu cay mecz, nie?

Nie dochodzc do bramy Filip Merynos spotka Szaj. Panie prezesie rzek Szaja, zasani uniesionym konierzem od marynarki usta przed kurzem mam tu ludzi. Co z nimi robi? Ilu masz? spyta Merynos. Duo umiechn si bezzbnie Szaja i coraz to cign now od Kruszyny? Dostaem. To daj pierwszej setce bilety, niech si walcuj w poblie Alei Piknej i niech rozrabiaj. Koniki bd mogli lepiej pracowa w takim bardaku, rozumiesz? Rozumiem umiechn si poufale Szaja globus to pan ma, panie prezesie doda ze sz podziwem. Merynos spojrza na zegarek: zbliaa si jedenasta. Za godzin rzek puci dwiecie sztuk, a reszta, ilu by ich byo, zaczeka i pjdzie ze mn na ostatnie uderzen ie. Ty, Szaja, masz tam sta na cynku i nie rusza si wskaza rk szalet na placu Grzyb kim pjdziesz razem ze mn. Dobra rzek Szaja. Merynos wszed w bram. Szaja ruszy na cignce si za kocioem Wszystkich witych gruzowiska: na stosach cegie ach gruzu, sformowanych przez buldoery, siedziao mnstwo modych postaci w bandytkach, drelichowych kurtkach, beretach, kolorowych koszulach. Chopaki! krzykn Szaja i w m ig otoczony zosta przez ca legi czekajcych. Pierwsza wycieczka odchodzi zawoa Sz jmujc z kieszeni plik biletw i linic palce. Las rk wycign si apczywie w jego stro ie, koledzy, spokojnie umiechn si Szaja z jak lepk chytroci wprawdzie trafili unkt sprzeday biletw na najciekawsz imprez sezonu, to jednak zupeny gratis mgby was bardzo rozpuci. Po pi zotych od sztuki, taniej ni dla ZMP, panowie, taryfa ulgowa dla dzieci i modziey, ale zgodnie z przepisami. Zewszd powiay ku Szai piciozotowe papie , szarpane w drcych palcach przez zakurzony wiatr.

Filip Merynos wszed na gr i otworzy kluczem drzwi biura. Uderzy go z miejsca widok za mknitej azienki. Czyby Aniela jeszcze spaa? pomyla jak to moliwe? Otworzy drz binetu: gabinet wyglda tak samo jak wczoraj wieczorem, gdy go opuszcza. Wszystko jed no pomyla zdecydowanie tak czy inaczej, to trzeba zaatwi. Chwila saboci moe tu z sztowa. Wyszed z gabinetu, przeszed korytarz, skrci w jego odchodzce pod ktem prost mi, otworzy koczce je drzwi z nie heblowanych desek i zszed po wskich, skrzypicych n iosiernie, poamanych i drewnianych schodach w d. Odnajdujc bez wahania i nieomylnie w iw drog wrd lasu przyciesi, belek, wspornikw i pali pitego pitra, dotar do szczelni tej tarcicami klitki, przybudowanej do zewntrznej ciany kamienicy. Przystan, sign do lnej kieszeni spodni i wydoby duy rewolwer o niebieskawym poysku czarnej lufy. Po czym pewnym ruchem otworzy starannie zamaskowan klap w cianie przybudwki. Snop dzi ennego wiata wdar si do mrocznego, ciasnego wntrza. Merynos zblad, oczy rozbiegy mu wrogo klitka bya pusta. Od strony fasady domu jania wyrwany otwr. U dou ssiedniej widnia rozupany w drzazgi kawa deski, ale tego szczegu Merynos nie zauway. Oszaami

dumienie wypenio mu mzg. Uciek po rynnach? szepn biaymi wargami. Co za kozak! wyrwa? Nie mg odj wzroku od fascynujcej go dziury w cianie. Po chwili otrzsn s olwer, pobieg z powrotem na gr i wpad do gabinetu. Raz jeszcze omit wszystko badajcy przenikliwym spojrzeniem. Wtedy wanie z korytarza, z azienki, rozleg si straszny, stu iony zamknitymi drzwiami krzyk. Otworzy! krzyczaa Aniela otworzy! wya chrapliw epitym gosem, nabrzmiaym trwog, miotajcym plugawe przeklestwa i bijc wciekle picia mknite drzwi. Merynos skoczy w stron azienki, zatrzyma si jednak w p drogi. Jakby t nag myl podbieg do biurka i wysun szuflad rewolwer Jonasza Drobniaka znik. Filip wypad na korytarz, ale wrci raz jeszcze, spuci przecznik na aparacie telefonicznym i bieg ponownie. Otwrz! Filipie! Otwrz, prezes! bagaa oszalaym gosem Aniela W y draniu! Ja nic nie powiem Ja nie powiem, e pryskasz, e jedziesz, e samolot, e Szcze cin! Wadek, wierz mi ja ci kocham! Ja nawiej! Ja chc si ratowa! Nie daj mi zgin nos umiechn si krzywo, przetar doni czoo i wyszed z lokalu spdzielni Woreczek sob starannie drzwi od klatki schodowej. Sicher jest sicher szepn do siebie pgo czym splun na prg. Tym samym zamkn za sob peen chway rozdzia swego ycia i prosi we opiekucze, ciemne moce o dalsze aski. Szybko zbieg po schodach, wypad z bramy i wsiad do wanderera. Dziwne uczucie osacze nia przysiado mu na plecach i na karku, aczkolwiek nie mia w tej chwili adnego powo du do paniki. Gdzie moe by ta wesz w meloniku? tuko mu si gorczkowo w gowie eb dosta w rce! zgrzytn wciekle w bezsensownych marzeniach i zacisn swe wochate, m e na kierownicy. Zapuci motor, przejecHal kilkadziesit metrw Prn w stron Marszakow skrci w prawo, w zupenie wyburzon ulic Zieln. Samochd zakoysa si na wybojach upr uzowisk i zatrzyma si u stp wypalonej baszty Cedegrenu dawnej centrali telefonw. Mer ynos wysiad, wyj z auta czarny, poyskliwy kufer lotniczy z drogiej skry i ruszy okr przez rozbebeszone posesje i place budowy. Po chwili wkroczy od tyu na podwrze pose sji przy ulicy Bagno. Peno tu byo starego zomu szmelcowego, zardzewiae resztki elazny ch ek walay si po ktach wrd zwojw niepotrzebnych, przeartych pleni kabli, reszt roserii samochodowych dogoryway na kikutach botnikw. Kurzliwy wicher hula wrd tego cm ntarzyska, zacierajc kontury ksztatw tumanami rdzawego pyu. Merynos rozejrza si na ws ystkie strony, pochylajc gow w ochronie przed wichur: gdyby nie wiatr, byoby tu martw o i cicho. Dotar do budy ze starych, ciemnych desek, zdj kdk i znik za plugawymi drz mi z napisem: Spdzielnia WORECZEK Magazyny. W lecej bez k, czerwonobrzowej od rd rii prastarego forda, spoczywajcego jak kupka starego elastwa naprzeciw wejcia do m agazynu, rozleg si cichy chichot. Czyje czarne, bystre oczy o zaczerwienionych z ni ewyspania obwdkach rozbysy z triumfem, czyj nosowy gos szepn z najwysz satysfakcj zyj! Filip Merynos zbieg na d, przedar si przez pierwsz piwnic i uchyli cian. Rzuci k j ze dwa litry wdki i kopn drzwi przepierzenia. Kudaty! krzykn prezent dla c ato! W kcie na smrodliwym barogu rozlego si chrobotanie somianego siennika. Merynos zuci wdk na barg, skd rozleg si chrapliwy bekot radoci, i zamkn za sob drzwi p zasuw, a nastpnie rozpocz manipulacj przy cianie piwnicy obok ka. Po paru minutac czy jaki lewarek, wypada jedna z cegie i Merynos odsoni spor skrytk w murze piwnicz Otworzy na ocie kufer na ku i pocz do wrzuca caymi garciami rulony zotych mone kawych dolarw, mieszki ze zotymi koronami dentystycznymi, biuteri. Po czym zamkn kufe , wsun go pod ko, wyszed przez szpar w uchylonej cianie, ktr nastpnie skrupulatn ieg na gr, zaoy uwanie kdk na tgich drzwiach starej budy, rozejrza si raz jesz eg ku maemu wandererowi. Zapuci motor, lecz nie ruszy z miejsca. Gdzie moe by ta cz pluskwa, ten Drobniak? rozmyla gorczkowo. Niewielka, ciemna posta w meloniku stawaa dla Merynosa obsesj, czu j obok siebie jak zgni, drczc wo. Puci wreszcie wciekl cHal na ulic. Z wraka starego forda wygramolia si ciemna, niewielka posta w meloniku; Jonasz Drob niak przecign szeroko zdrtwiae koci. Aaauu ziewn rozgonie. Spojrza na zegare sta. Blisko dziesi godzin w tym pudle pomyla o wntrzu szmelcowego forda i spojrza rzk odraz. Przecign doni po piekcych od kurzu oczach. Walizk zostawi na dole p e pikny kuferek, lotniczy. Odetchn gboko, podszed do zamknitych na kdk drzwi, drutw z kieszeni, obejrza si za siebie i umiechn si z zadowoleniem. Cieszy si z w podrywajcego wok niego brudn zason. Kdka pucia od razu.

Szpital peen by odwiedzajcych, ubranych odwitnie, jak to w niedziel. Najmocniej prz aszam powiedziaa pikna, wytwornie odziana pani, zatrzymujc nisk, przysadzist i pyzat

ielgniark czy siostra poznaje mnie? Poznaj umiechna si siostra Leokadia pani oktora Halskiego. Wanie rzeka ze sztucznym umiechem Olimpia chciaam si o niego ie. Co si z nim stao? Nic powiedziaa uprzejmie siostra Leokadia telefonowa do na oraj. Twierdzi, e mia wan spraw do zaatwienia, e musia natychmiast opuci szpital, i ju lepiej i bardzo dzikuje za opiek. To wszystko? spytaa Olimpia, umiechajc si rdziej obojtn pobaliwoci, na jak sta jest czowieka w chwili, gdy morduje wasnorc jsodsze marzenia i najpromienniejsze nadzieje. To wszystko powiedziaa pielgniarka i dodaa: Bardzo pani przepraszam, ale piesz si na opatrunek. Olimpia Szuwar wysza na ulic. Trba powietrzna wzbijaa kurz uliczny na wysoko supw o niowych, szarpaa sieci trakcyjn pojazdw elektrycznych, da z gwizdem wzdu murw. Tak wida byo nigdzie. Chylc gow i zasaniajc rozpalone oczy Olimpia dotara pieszo do do etnia sukienka wygldaa jak osmagana brudnym piaskiem. W duym pokoju panowa jeszcze w ikszy nieporzdek ni wczoraj: walizy stay otworem wrd porozrzucanej odziey, obuwia, b izny. Szuflad nikt nie wsun z powrotem do szaf. Olimpia rzucia si na nie posany po no cy tapczan i wtulia gow w poduszk. Po chwili przewrcia si na wznak i powiedziaa go ebie samej: Olimpio, nie jedziesz! To szalestwo! Pomyl chodno i rozsdnie. Nie masz t am czego szuka. I nagle, po raz chyba setny w cigu tej doby, rozpakaa si. Gryzc wc mokr chusteczk powtarzaa przez zy: Zosta w tym samym miecie, gdzie on? Chodzi ty mi ulicami, ktrymi codziennie on z ni chodzi? A tam nowe ycie Chocia z Filipem, ale n we, inne Po chwili zy wyschy rwnie nagle, jak si zjawiy. Nie rzeka twardo i g ntymentalizowania, mazania si. Widocznie si starzej. Nie jad! Jak jest, tak jest, al e dziki Bogu z godu nie umieram. Niedoczekanie, eby jeden przystojny blondyn mia mi zniszczy to wszystko, co zdobyam dugoletni, cik prac.. Wstaa z tapczanu, zacza ia z waliz i odwiesza je do szafy.

Kiosk Juliusza Kalodonta tkwi jak dumna skaa w szerokim rozlewisku rzeki: wok kiosku pyny wartkie strumienie dcych na stadion ludzi; tu, na Wiejskiej, rozpoczynao si o przedpole stadionu. Juliusz Kalodont siedzia osowiay i bez humoru. Przygniatao go brzemi odpowiedzialnoci . Co chwila dotyka kieszeni na piersiach, w ktrej spoczywaa duga, biaa, zapiecztowana koperta. Kto zapuka nagle w zasonit ze wzgldu na wicher szybk: za witryn umiecHaa ojna twarz Genka migy. Panie K. rzek Geniek, gdy Kalodont odsun szybk nie widzi mpota? Gdzie on si podziewa, jak pragn zdrowia? Nie wiem rzek ponuro Kalodont. Co n taki kwany? zainteresowa si Geniek boi si pan o wynik? I tak nam wkroj te par g ch pan nie pacze, dobrzy s ci Wgrzy. Gorzej, e klops z pogod, trudno patrze przez tak wiatr. Ale ludzie mwi, e cichnie, taka gadka chodzi po ludziach. Sami meteorolodzy dzisiaj, wie pan, jak to w Warszawie. Moliwe rzek Kalodont bez zapau. No, panie st rszy rzek Geniek, spogldajc na zegarek: dochodzio wp do drugiej zjedam pod stad umowy, bo za godzin mog ju mnie tam z wozem nie puci. I zaraz wracam, randka z szefe m tu, u pana. A Kompota niech pan podkrci, jak si napatoczy. Geniek rozpyn si w tumie, za Juliusz Kalodont zatopi si znw w niewesoych rozmyl co bdzie, gdy pan w meloniku nie zjawi si do wieczora. Wypenienie jego dziwnego zl ecenia, tej ostatniej, jak j nazwa, woli, wydawao si Kalodontowi kwadratur koa. Do ok enka rozlego si nowe pukanie i Kalodont krzykn z gniewn niecierpliwoci: Nie trzeba byo to pukanie jakiego sprzedawcy lodw, na co wskazywa biay fartuch i skrzynka z loda mi, oparta w tej chwili o framug okienka kiosku. Wtedy lodziarz pochyli si do przod u i okienko wypenio si ksiycowym obliczem Fryderyka Kompota, obliczem umiechnitym se mentalnie w mikkim, puszystym obramowaniu wspaniaych bokobrodw. Panie Juliuszu zadu dni Kompot zapragnem zoy panu po drodze wyrazy uszanowania. Kalodont wyszed z ki stan przed Kompotem, przygldajc mu si z nie ukrywanym podziwem. Co pan z siebie zro wybka zaskoczony Kalodont. Rzeczywicie Fryderyk Kompot wyglda imponujco: ubrany by eskazitelnie biay kitel i sztywn czapk z napisem Lody TIRITOMBA, na potnym brzuchu w aa mu skrzynka lodwkowa na towar, zdobna w taki sam napis. Co to znaczy spyta Kalod ont, oskarycielsko wskazujc na napis. Jest to nowy gatunek lodw, jakie wymyliem, w o arciu o najszlachetniejsze receptury neapolitaskie umiechn si skromnie, lecz nie bez godnoci Kompot. Prosz, niech pan sprbuje. Wyj ze skrzynki spor, czekoladow kulk zku i poda Kalodontowi. Kalodont lizn i rzeki z niechtnym uznaniem: Dobre. Ale po co ta maskarada? Jak to? obruszy si Kompot w tak wielkim przedsiwziciu, jak dzisiej , trzeba dziaa chytrze, czy nie? Przebraem si, aby atwiej dociera w gstwin tumu, ecznika. A szef o tym wie? indagowa bezlitosny Kalodont. Chyba tak Fryderyk Kompo

t zarumieni si a po biaka swych poczciwych oczu. Mwiem Eugeniuszowi o mych zamiarac prosiem, aby poinformowa szefa No, no rzek Kalodont zagadkowo zobaczymy. W kady ie posuwaj pan na stadion.

Filip Merynos zaparkowa maego wanderera na rogu ulic Rozbrat i Grnolskiej. Zamkn sta nie wz i ruszy w kierunku azienkowskiej. Tu, na dole, poniej skarpy, wicher jakby mn iej dokucza. Na rogu Przemysowej Merynos skrci w przewity blokw mieszkalnych: cign asfaltowe alejki wrd gstych ywopotw, pomidzy elaznymi siatkami ogrodze, oddzielaj pasae podwrek. W jednym z alejkowych przesmykw sta oliwkowy humber przodem do wylot u, ulicy. Merynos podszed cicho i rzek do nie widzcego go, palcego spokojnie papiero sa Kruszyny: Ach, ty palancie! Kruszyna poderwa si na siedzeniu i obrci gwatownie. tak ustawiasz wz? strofowa go Merynos zawr natychmiast mask do podwrza, bucu! Ni zisz, e to przejciowa, pacanie niemyty, e w razie czego pryskasz od razu przez podwr ze na Fabryczn zamiast koowa si w tym przewicie? Ju si robi, panie prezesie bkn aciskajc starter. Merynos wsiad do auta: z tyu siedzia Lowa Zylbersztajn z t walizk lanach, na pododze samochodu leaa rozdarta popiesznie paka z lewymi biletami. Jak id zie, Lowa? spyta Merynos. Zylbersztajn otworzy bez sowa walizk: bya ona do poowy pe haotycznie powrzucanych stu i pidziesiciozotowych banknotw. Blisko trzy tysice ju rzek Lowa: oczy mia bdne od tej roboty. Koniki chodz jak na sznurkach odezwa si a, wyczajc motor; humber sta zwrcony mask ku podwrzu. Panie prezesie rzek Zylbe yobraa pan sobie ten burdel na stadionie, na trybunach? Wyobraam sobie rzek ze zol ciech Merynos zaraz tam pjd. Zblia si punki kulminacyjny tej zabawy. Wysiad z woz zuci, zatrzaskujc drzwiczki: Bd tu po ciebie za godzin, Robert. Pjdziesz ze mn na on. wietnie, panie prezesie umiechn si Kruszyna. Merynos odszed, za do wozu pode ch modych ludzi w oprychwkach. Tu jest forsa za zesz transz, panie naczelniku rzek en z nich, podajc przez okienko Zylbersztajnowi zwitek pogniecionych banknotw i pr osz o nastpn. Ze dwiecie sztuk. Dobra. Burasek rzek Zylbersztajn i spojrza na zeg dochodzia trzecia. Teraz moecie ju spuszcza po pidziesit od sztuki doda Lowa cie wicej, to wasze, ale cena wywoawcza piedziesitak. A ile dla ciebie. Wania? zwrci i do drugiego. Ze trzysta sztuk rzek Wania, spluwajc z zadowoleniem robota jak zo mwi panu, panie Kruszyna, jak yj nie widziaem takiego bajzlu przed stadionem. Zylbe sztajn otworzy walizk i cisn now fors do rodka.

Granatowa warszawa przejecHaa Mielnick do Czerniakowskiej, omijajc z dala kordony m ilicji. Czerniakowsk dotara do Przemysowej, zanurzya si w ywopotowe alejki blokw mi lnych, po czym przyhamowaa w wziutkiej zatoczce midzy ogrodzeniami, ukryta przed ok iem przechodniw. Geniek migo zgasi motor, zamkn wz i ruszy w stron ulicy Rozbrat. cie min trzech modych ludzi w oprychwkach, z rkami w kieszeniach odwitnych, granatow dwurzdwek. Moe bilecik? Trybunka? Tanio zagadn go w locie jeden z nich, lecz Geni pokiwa odmownie gow. Nie mg jednak powstrzyma umiechu. Sezon, co? rzuci mimocho zonik umiechn si po cwaniacki! Buras nielichy. Robota sezonowa. Trzeba par zotych i z okazji. Jak tu zapa tego Fredka? zastanawia si Geniek i ruszy w prawo, ku Grnolskiej. N kie proste: strumyki ludzkie grubiay ju w spore potoki nawet na tych bocznych ulic zkach. Marsz przeciw prdowi nastrcza due trudnoci, Geniek posuwa si powolnie i uci aprzd, witany niechtnymi, cho rozbawionymi spojrzeniami potrcajcych go ludzi, prcych o przodu niezbyt szybko, lecz nieodwoalnie, jak raz wprawiony w ruch gigantyczny pas transmisyjny. Eugeniuszu! posysza naraz. Unis gow i ujrza przed sob odzian l bry: fale ludzkie omyway ten korpus jak bia ska, gdy przystan, by powita Genka. zawoa migo z wyrzutem jak ty wygldasz? Co ty z siebie zrobi? Cyt! zahucza Fry t dononym szeptem ciiieho! Ucharakteryzowaem si, eby mnie trudniej byo pozna. Tak b lepiej. Sherlock Holmes zawsze tak robi, gdy rusza do boju z otrami. Raz nawet prz ebra si za wiekow staruszk Dobra, dobra zdenerwowa si Geniek skocz ju to gu i daj loda! I pruj ju na d. Ja id po szefa. Kr si koo kas, ju my ci tam znajdziem ym, co szef powie na t tambol doda wskazujc nowe szaty Kompota. Lody TIRITOMBA waniem odczyta napis na czapce Kompota i wzi z jego rk czekoladow kulk na patyku, kt zyoy do ust. Ty, Fredek, dobre wykrzykn z nagym entuzjazmem dasz mi troch dla A widzisz? ucieszy si Kompot. Po ile lody? spytaa jaka pani, zatrzymujc si p cie; par osb poszo od razu za jej przykadem. Nie teraz rzek z zakopotaniem Kompot mkn szybko skrzynk dystrybucja dopiero na stadionie

May wanderer otoczy piknym wiraem szalet na placu Grzybowskim. Szaja! krzykn Mary ychylajc si z wozu. Szaja wskoczy na stopie. Pchaj ca hewr na stadion! Ju! rozk s i melduj si na dole, na rogu Przemysowej. Ale tempo! Merynos doda gazu, Szaja zes koczy i pobieg ku gruzowisku za kocioem. Chopaki! krzykn ju! Anawa! Zaczyna s zd, z Hald i rozpadlin, z odpoczywajcej w niedziel koparki i z wagonikw wywrotek odr yway si mode, zwinne postacie i biegy ku Szai. Szaja stan na kupce cegie i wyj z k gruby pakiet biletw; wokoo zaroio si od wypronych, sztywnych jak dzidy ramion. Szaja nie traci jednak przytomnoci umysu. Panowie, wolnego zawoa z drwicym wyrzutem p . Nic za darmo, przypominam Wolno rozpiecztowa pakiet.

Nie wytrzymam rzek Antoni Pajk, wchodzc do pokoju pjd na ten mecz. Nigdzie pan zie rzek Halski z kanapy dopki wszystko nie bdzie szczliwie i a do koca zaatwio a pewno szukaj dzi pana po caym miecie. Jeszcze gdzie pana dopadn i gotowe nieszczci Oczywicie rzeka Marta od stou musimy tu przeczeka, Moe herbatki? spytaa czcig szaa Helena Lipisk; nic nie rozumiaa, co si tu dzieje, ale wiedziaa, e pan Kalodont goci i e trzeba o nich dba. Chodmy zrobi herbatk rzek Pajk z depresj i wyszed do kuchni. Chyba pjd na ten mecz rzek naraz Halski, unoszc si z kanapy; bya to kanapa ogromn uszowa, ciemnozielona, pena wdziku z czasw Modej Polski. Nigdzie nie pjdziesz powi iaa Marta; wstaa od stou i przysiada na kanapie jeste jeszcze za saby na te rozrywk Tak sdzisz? rzek Halski z przekor eee, chyba nie. W gosie jego zabrzmiao zniecie ienie. Ju zaczynasz? powiedziaa Marta ktliwie. Taki mecz zdarza si raz na dzie rozum zdenerwowa si Halski do ciebie nie dociera rzeczowa argumentacja. Marta poch ylia si nad nim. Pocauj mnie powiedziaa do rozkazujco. Halski uj gow Marty w li j do swojej twarzy jak owoc. No, widzisz rzek po duszej chwili, odrywajc wargi ej warg wcale nie jestem taki saby. Nie przejawia ju jednak chci opuszczenia kanapy dla adnego meczu.

Myl, e trzeba i rzek ZY. Kalodont wyszed z kiosku, zaoy pokryw z przodu i z . Wiatr troch przycich rzek Geniek i spojrza na zegarek: byo ju po czwartej. Ulica Wiejska zdawaa si by ulic ruchom. Tum gstnia z minuty na minut, sznury ludzi dnikami i jezdni. ZY. Kalodont i migo wczyli si w rzek ludzk. Pasae sejmowe zamknite byy przez kordony wojska, trzeba byo zatem posuwa si Wiejsk a Piknej. Szerokie, wyburzone przestrzenie przy wylocie ulicy Matejki zatoczone byy l udmi. Wiatr dawa si tu bardziej we znaki ni na osonitych murami ulicach. Wyobraam oczy tych, co czekaj od rana na stojakach, lub tych, co czekali na otwarcie bram stadionu rzek ZY. Zapalenie oczu murowane rzek Geniek przy tym kurzu. Co si eje? denerwowa si Kalodont, wycigajc szyj w kierunku Piknej ju korek? O tej godz o co bdzie o pitej? Rzeczywicie posuwanie si naprzd byo mocno utrudnione, tum g toku. Komu? Komu? rozlegao si tu i wdzie w tumie lewa grna za pidziesitaka. olna tylko pidziesit zete Komu, komu? Czuj, e jest w tym dzi jaki duy numer do ucha jaki wielki tachel biletami. Mimo naszej przedwczesnej interwencji. Dotarli wreszcie do pierwszego kordonu. Ulica bya osznurowana grubymi linami, uwiz anymi do drzew, i obstawiona wzdu wojskiem. Spoceni milicjanci w mundurach o rozpit ych konierzykach przecinali kilkoma rzdami ulic w poprzek, zamykajc szczelnie przejci e: twarze mieli mokre i zakurzone, pracowali ciko, wytrzymujc napr tumu. Ogromna fala ludzka nadcigajca Pikn od Alei, o wiele potniejsza ni dopyw z Wiejskiej, odrzucia jego towarzyszy do tyu, oddzielia ich od kordonu ruchom zapor. Komu? Komu? Trybunka jciwka Komu? rozlegao si coraz gciej w tumie: pod murem parku Ujazdowskiego tum a si, stay tu grupki handlujcych. Niskie, mode postacie w oprychwkacli, drelichowych anadyjkach, w beretach i kolorowych pulowerkach pod koszulami, o oczach rozpomien ionych byskawicznymi transakcjami, uwijay si szatasko zrcznie na prawo i lewo. Coraz to nowe gromady chtnych nabywcw otaczay konikw, nerwowo mit banknoty wdroway prdzi rkawy i do kieszeni, z rkaww wynurzay si zielonkawe lub brzowe pasemka biletw. Kom mu? rozbrzmiewao jak leitmotiv niesamowitej symfonii. Co masz? spyta szybko jaki s udent o roztargnionym wzroku i twarzy czerwonej z dzy nabycia biletu. Trybuna A. Osi emdziesit zotych sykn konik i powia biletem studentowi przed oczyma. Student wyj s nie zoone w portfelu sto zotych i poda konikowi z westchnieniem naogowca: oddawa w te chwili rwnowarto p miesica obiadw w studenckiej stowce za ten zielonkawy skrawek

. W rku konika zjawio si byskawicznie dwadziecia zotych reszty, ktre student pochwyc omkn przed siebie i wbi si w tum przy kordonach. U mnie solidna firma umiechn s ego chuda, trjktna twarz o dugim zwisajcym nosie graa zdenerwowaniem reszt wydaje s locie. Wziby si za jak uczciw robot sapn z pobaliwym umiechem na widok tej oci toczcy si do przodu, gruby facet o wygldzie rzemielnika. Urodziem si w niedzi n si po cwaniacki konik pracowa nie lubi. Uuuu Uch Uuuu uch rozlego si przy pierwszym kordonie: tum falowa, cofa si, na a si. Ze rodka ciby rozbrzmieway okrzyki: Ty, Janek, na si! No! Uuuu, uch! Na ch ze dubla. No, podeprzyj! Raaaz! Gromada lekko podchmielonych modziecw stanowia motor yczny napd cigle nawarstwiajcej si awicy ludzkiej. Ale myn! zachwycay si upojon gosy i ich waciciele wczali si wszystkimi siami w zamieszanie, Przestaby pan szum uszy si jaki facet w drelichowym paszczu, zwracajc si ku pkatemu wyrostkowi, ktrego ylantynowany pukiel stercza sztywno z toku. Co pan taki wygodny! warkn wyrostek i zuci w bok: Mietek, zrb temu panu miejsce. Rozleg si syk blu i wysoki facet krzykn y! ale nic wicej nie powiedzia, tylko sam zacz si przepycha z caej mocy do przodu. eni milicjanci o zakurzonych twarzach puszczali pojedynczo, za okazaniem biletu, przez wskie otwory midzy linami. ZY i migo przeszli wreszcie na drug stron: gorzej z Kalodontem, ktry grzeba do dugo w kieszeniach, zanim znalaz bilet. Mam, mwi pan i czcigodny starzec do trzymajcego go za po kaprala milicji o! nie mwiem! wyrwa e bilet z kieszeni, milicjant przepuci go, Kalodont poprawi ruchem penym odrazy i za razem godnoci swj schludny czesuczowy akiet, mocno nadwerony przez t szamotanin. Wijca si w d ulica Myliwieeka zdawaa si porusza, pyn w stron stadionu. Tum by ny, lecz bardzo liczny. W tym co jest rzek ZY. do Genka masz racj. Czuj w powiet fer Gdzie to si wszystko pomieci? doda rozgldajc si wokoo, po czym spojrza na z ina jest dopiero wp do pitej. Stadion podobno peen po brzegi powiedzia obok jaki go wzrostu facet, wczajc si do rozmowy syszaem, jak jeden oficer milicji mwi przy ie do jakiego starszego, majora czy jak tam. Cholera zasmuci si Geniek. Wzdu ulicy ay wzki z zeszorocznymi jabkami: przy wzkach uwijay si liczne postacie. Lemoniada! sodowa! Oranada! krzyczaa stojc nad koszem penym butelek kobieta w pasiastym demprz , przypominajcym trjkolorowy ogon francuskiego samolotu; w rozdartych woaniem ustac h zociy si liczne korony. Mania Zoty Zbek, sie masz? umiechn si do niej plecza rkami w kieszeniach, o wbitej w uniesione do gry barki niepokojco maej gowie odpal lach. Przynios ci po meczu. Tylko na miejscu. adnych zastaww ucia krtko kobieta ia papierosa. Przy azienkowskiej tum narasta znowu w potn, zbit aw; jeszcze grubszy kordon milic jska zamyka przejcia. ZY wlizn si gboko w cib, pocigajc za sob mige, ktry a rk Kalodonta. Tum narzeka gono na zmasowan zapor z milicji. Stoj jak kadeci pr elgniarek! Woa jaki zdenerwowany chuderlawy pan w kapeluszu potem si czowiek na s miejsce nie dostanie. Ale si pan pcha! protestowaa jaka nazbyt elegancko jak na t s tuacj ubrana pani: jej krtki, zadarty nos i pyskata tonacja gosu wskazyway na to, e n aley do kobiet bardzo samodzielnych. Ale si pan pcha! Co si pan tak pcha? Bo lubi par flegmatycznie napierajcy na ni od tyu tgi facet o wygldzie zamonego montera. B i, prosz pani. Kocham t robot. ZY powiewajc biletem sforsowa przejcie i pocign liusz Kalodont straci wiele ze swego wigoru i by niemal na skraju wyczerpania. Ale przyjemno dysza ciko, wyszarpujc nitki po straconych w cisku guzikach czesuczowej narki mecz midzypastwowy! Sportowa rozrywka! W tej chwili milicjanci i wojsko wybi li nagym atakiem wyrw w tumie, w ktr wjecHal trbicy oguszajco, ogromny autokar; z utokaru wyglday czarne czupryny i winiowe dresy pikarskie umiechnitych wgierskich ch Zewszd rozlegay si okrzyki pozdrowie, za jadcy tu za pierwszym autokar z reprezenta olski powitany zosta oguszajcym wyciem i gwizdami radoci. ZY, migo i Kalodont, niesi mocarnym przepywem tumu, zbliali si do bram stadionu.

Jestem rzek Szaja, wynurzajc si z tumu tu przed Merynosem, stojcym przy przepuci ym nerwowo papierosa. Dobra rzek Merynos odrzucajc p papierosa a gwardia? Caa ie rzek Szaja i wskaza nieznacznym ruchem gowy rozsiane wrd tumu postacie. Dobra y Merynos uwaaj, Szaja: ja id pierwszy z Kruszyn, ty z gwardi z tyu za nami. Masz t obre bilety, a lewe wyrzu, eby nie byo przypadkiem adnego obciachu poda Szai kilkana e biletw i gdyby co, to od razu bi omami, kastetami, czym kto ma. Zrozumiae? Jasne echn si bezzbnie Szaja zaraz za panem prezesem i panem Kruszyn pjdzie Olek Dokej, pszy mj rozpruwacz. Z noykiem, dobra? Wolno? Wolno rzek Merynos odwijajc wargi w ok

utnym umiechu dzi wszystko wolno. Wszed w uliczk, zbliy si do oliwkowego humbera i wyda ostatnie dyspozycje. Lowa p zia otwrz walizk! Zylbersztajn otworzy walizk: stuzotowe banknoty posypay si na . Nie jest le rzek zimno Merynos z pitnacie tysicy biletw poszo, co? Moe tr Lowa: wzrok mia pprzytomny, wargi brzydko spieczone, jak przy wysokiej gorczce. Ale okoo melona masz tutaj, nie? spyta Merynos, ukrywajc w kieszeni drenie rk. Chyba t ybekota Lowa. Walizka w tylne siedzenie rozkaza krtko Merynos i czekasz tu na mni Bd za p godziny. Robert, za mn! Kruszyna wyszed z auta, przecign si, a mu zatr yczne stawy, poprawi krawat i umiechn si z oddaniem wiernego paladyna, szczliwego z cnoci swego pana. No, panie prezesie powiedzia z fartem. Merynos i Kruszyna wyszl z przewitu. Jacek! Stasiek! gwizdn z cicha Szaja za mn! Olek! Za tymi panami zerokie plecy Merynosa. Niewidzialna kolczuga ze zwinnych, gibkich postaci rozcig na si w tumie wok tych plecw. Merynos i Kruszyna przebyli kordon na rogu azienkowskiej i wpynli na rozkoysany przy pyw gwnego dojcia do stadionu. Wielki masyw widocznych od tyu betonowych trybun, wiec rzdem zielonkawych okienek, rozpociera si nad stadionem. Spoza trybun dochodzi wulka niczny grzmot wciskajcych si na stadion tumw, dudnicy oskot, jak przewalanie si giga cznych cyklopw w sercu ziemi.

Porucznik MicHal Dziarski spojrza na zegarek: dochodzia pita. Wsta zza biurka i prze cign si. Rozlego si pukanie do drzwi i wszed Maciejak, a za nim Klusiski. No, idz ek Dziarski ju czas. W tej samej chwili drzwi otworzyy si gwatownie i bez pukania gabinetu wpad wysoki, szczupy kapitan milicji o twarzy raczej surowej mimo wypielgn owanego wsika. Towarzyszu Dziarski! krzykn wiecie, co si dzieje? Nie rzek sp ziarski co takiego? Jaka oberafera z biletami! O kilkanacie tysicy za duo sprzedany h, widocznie lewych biletw! Na stadionie sdny dzie! Mona si byo tego spodziewa r matycznie Dziarski, przysiadajc na biurku. Mona! Mona gorczkowa si kapitan to d ie nie zapobiegli temu? I co teraz? Wybaczcie umiechn si Dziarski ale to nie moja rawa, takie akcje prewencyjne. To rzecz Wydziau ledczoKryminalnego. Ci ze ledczego n ie lubi, ebym si wtrca w ich sprawy, powiedzieli mi to kiedy wyranie, wic si nie w czoraj uprzedzaem ich, e co si moe sta. Oddaem im skradzione w CRZZcie bilety, poda moje wyniki i obserwacje. Znw dali mi grzecznie do zrozumienia, ebym si nie wtrca, e oje chuligaskie historie to co innego, a ich naukowa praca to te co innego; i e te moje sprawy s bahe, a ich bardzo wane. Wic si nie wtrcam. I co teraz? I co teraz? a kapitan. Maciejak rzuci ostro Dziarski zostajemy. Postawi na nogi kompani alarm Na twarzy Maciejaka odbio si rozczarowanie. To co? spyta z alem nie pjdziemy na Na razie nie rzuci Dziarski. Klusiski! Chod no tu i uwaaj! Klusiski spojrza o oznaczao, e wbi si wzrokiem w twarz swego zwierzchnika i bardzo uwanie sucHal. 6

Tam stoi Kompot Geniek wskaza palcem potn bia posta: Kompot sta we wgbie kasach; cignce si tu wklsym pkolem wysokie ogrodzenie z tgich, elaznych sztachet f obszerny placyk przed gwnym wejciem na stadion. cisk by przeraajcy, dwa gwne nurty w azienkowsk z Czerniakowskiej i Myliwieckiej wpaday do tego rezerwuaru. Przez cias no obwarowane elaznymi zaporami bramy wali wolno, lecz nieustpliwie zbity, gsty tum: co chwila rozlegay si okrzyki blu, strachu, wrcz paniki, elazne zapory rozcinay ludzk zek jak wielkie falochrony, nieczue na napr ywych cia i ywych koci, natomiast odcisk bezlitonie sw elazn moc ha tyche ciaach i kociach. Jednoczenie przycichy na pewie wicher zerwa si od nowa, podrywajc ostry wirowaty py spod toczcych si ng. Autokary z zawodnikami podjecHaly do placyku; posuway si wolno, trbic rozgonie. Tum dzieli si na dwie czci, sprasowane ciasno na boki; obsuga porzdkowa otworzya du br ow, przez ktr autokary wjecHaly na teren stadionu; jednoczenie nawarstwiona przy wski ch wejciach awica wchodzcych rozlaa si szeroko wzdu sztachet ogrodzenia, usiujc pr si za autokarami przez otwart bram. Porzdkowi walczyli przez moment rozpaczliwie z n aporem tumu, po chwili jednak dali za wygran i ograniczyli si do pobienego w tych wa runkach sprawdzenia biletw; okazywao si zreszt, e zoa toczcych si ludzi wymachiwa on iloci biletw. Na twarzach porzdkowych malowao si baranie otumanienie: w aden spo mogli poj, co si tu dzieje wszyscy mieli bilety, a co byo wyranie nie w porzdku. W ten sposb przez kilka sekund placyk przerzedzi si: nie znaczy to, e opustosza, o ni

e, lecz gstwa tumu rozprya si na moment, tworzc ysinki luzu. Geniek migo zawoa: mpot ruszy ku niemu, torujc sobie bez wikszego wysiku drog. Wtedy wanie ZY odwrci noczenie odwrci si stojcy do plecami, oddalony zaledwie o dwa metry wysoki, barczysty mczyzna. Przez uamek sekundy mierzyli si wzrokiem. Oczy ZEGO z siwych i jasnych stay si przera iwie biae, tczwki jakby ucieky z ich wykroju. Twarz wysokiego mczyzny nabiega ciemn ujc si krwi. Nowak! wyrzuci z siebie chrapliwie Filip Merynos. Buchowicz! sykn ZY przez wskie sznurki bladych warg. Przez nastpn sekund wzrok i si i zwika, ich twarze spiy si klamr dzikiej, nie wygasej przez lata nienawici. Pr ent trwaa taka bezgona prba mocy, wydzierajce wntrznoci i dech z puc pasowanie si czarne, ponce spojrzenie Merynosa przygite zostao do ziemi i rozbite w perzyn z si, ej nikt poza przegrywajcym nie jest w stanie zauway ani odczu, a ktra przeliczona na jednostki mechaniczne zdolna jest druzgota miasta i popycha okrty. Oczy Filipa Mery nosa rozbiegy si jak poraone mierteln panik wojsko i spada na chwila trwogi ostatec chwila, w ktrej wszystko gnie si, amie, pka z oskotem, za ycie zasnuwa nieodwoalny abierajcy bezpowrotnie to, co wane i niewane, albowiem Filip Merynos nie ba, si nicze go: ani klski, ani mierci, tylko ba si tych oczu, za taki strach jest silniejszy od k lski i od mierci. Zacz si cofa. ZY postpi jeden krok do przodu, krok chwiejny i niepewny, jak krok ku spenieniu najd roszych marze. My, ludzie, znamy t sekund z relacji geniusza, ktry potrafi uwieczy, przekaza nam ze icie si Achillesa z Hektorem, w nieuchwytny bysk znikajcego czasu, zabierajcy ze sob arcie si dwch najwikszych na tej ziemi potg przyrodzonych wzajemnej woli unicestwien ia si ogarnitych paroksyzmem nienawici mczyzn. w geniusz wiedzia ju wtedy, w zarani zkich dziejw, e wszystkie odkrycia i zdobycze ludzkoci, ujarzmienie oceanw i wznosze nie wspaniaych cywilizacji, nie zawr w sobie czstki tej dzikiej mocarnej energii, j ak wyzwala w czowieku morderczy gniew, odlege o krok zabjstwo. Wiedzia o tym, jak w o lniewajcym blasku sekundy rodzi si nieuchronnie to, co musi si sta, a zarazem trwoga przed tym, co musi si sta. Wiedzia o tym i potrafi to nam przekaza. I znw, teraz, odb waoby si te wszystko wedug po wiek wiekw obowizujcego ludzi, homeryckiego kanonu, gd nie Robert Kruszyna. Robert Kruszyna pierwszy ze wszystkich wiadkw tej brzemiennej w tre chwili spostrzeg, co si dzieje. Odwrci si uamek sekundy wczeniej z bahego powodu, zacz: Panie pre razu poj, kogo ma przed sob. Dziaa w nim raczej instynkt ni rozeznanie, do, e nie a ani nie zawoa nikogo, nie zatrbi do ataku ani si nie ulk, lecz sam, byskawicznie ity do przodu adunkiem swego wiernego serca, eksplodujcego dynamitem przywizania i l ojalnoci, rzuci si bez sowa, jak zabjczy granat, na ZEGO. Jednoczenie Merynos odwrc skoczy w stron jezdni. Szaja krzykn przenikliwie: Chopaki! adowa! migo wbi si j a ZEGO, Kompot run caym ciarem do przodu, Kalodont zapa oburcz lask i zaprawi niewinnego czowieka, a potem Olka Dokeja, ktry odwrci si i ysn tak zowrogo zbam ec zmartwia i wrs w ziemi, za tum ludzi, zasilony nowym przypywem z ulicy, znw wype ym ciskiem pkolisty placyk. Ooo! Kozak! zapalio si w mzgu ZEGO jak sygna po pie rudem uniknitym ciosie: od razu rozpozna w Kruszynie mistrza, z jakim od lat nie m ia do czynienia. Mikkim zwodem tuowia wydar si jednak nawanicy krtkich, druzgoccych ze, a w sekund potem zbita, oblepiajca wszystko wokoo i paraliujca ruchy ciba uniemo aa walk. Ale tylko Kruszynie. Jakim cudem piekielny cios ZEGO, bez rozmachu ani pop arcia pici, ca si barku wbi si w wtrob Kruszyny wytaczajc mu reszt oddechu z o nie da si opisa. Wierny do ostatniej chwili Robert Kruszyna zmik, zawis w powietrzu, tracc oparcie w bezwadnych, szmacianych nogach, lecz nie pad, utrzymywany w pionie przez tum: jego blada, skrzywiona twarz zdawaa si umiecha gupio i nikt obok nie przyp szcza, e podpiera czowieka nieprzytomnego. Tote gdy nowy kontyngent przedar si przez grodzenia, za tok zela na chwil, bezwadne ciao Roberta Kruszyny osuno si na ziemi warz po wirze podjazdu. Czowiek zemdla! Pomocy! rozlegy si krzyki i tum znw zwa konanym Kruszyn. Jednoczenie dzikie krzyki rozebrzmiay o kilka krokw dalej, gdzie po tnej budowy lodziarz w biaym kitlu miota si, oklejony kilkunastu gibkimi i zwinnymi p ostaciami w oprychwkach i beretach; obok niego pracowa, dyszc ciko, siwowosy starzec, zadajcy na prawo i lewo zamaszyste razy przy pomocy zakoczonej czarn gum laski, ktr d iery oburcz jak koncerz. Lodziarz omota kbice si poniej jego barkw gowy w opryc skrzynk na lody, za dwiczne sowo TIRITOMBA, wymalowane na skrzynce, migao tylko jak k

anowe zawoanie bitewne Merynos przedziera si przez tum. Wykorzystywa swj wzrost i przekada ramiona ruchami prawnego pywaka, pyncego niemal w pozycji stojcej. W ten sposb dotar do ruin kocioa oczy na oblepione dzieciakami z caej dzielnicy stopnie i pobieg zrujnowan loggi w kie runku ulicy Rozbrat. To go zgubio tak przynajmniej pomyla sobie ZY, ktry go w tej i dostrzeg i przelizgn si jak wgorz do skraju ulicy. Za nim, dyszc ciko, pracowa tumie Geniek migo. W tej samej chwili rozpaczliwie rozgldajcy si Szaja ujrza ros Merynosa nad poziomem ulicy. Oiek Dokej! Jacek! Stasiek! za mn! lecz nikt nie przy bywa na jego woanie. Tum jak mordercze grzzawisko pochania wszelkie wysiki, kad pr zowanego dziaania. Przez krciutk chwil trwaa walka w duszy Szai; sign rk do kiesz ki na piersi: kiesze wypchana bya pienidzmi, zarobionymi tego dnia. O reszcie mojej fortuny dowiem si jutro zdecydowa z westchnieniem, po czym przystan, zmik, zaprze i z tumem. W chwil potem tum ponis go w kierunku bram stadionu; Szaja nie uczyni nawe gestu, by wpyn na zmian tego kierunku. Jedynie przepywajc koo miejsca, skd dochodz yki i gdzie ogromny lodziarz wali na prawo i lewo sw skrzynk, Szaja zasterowa niezna cznie, omijajc dyskretnie ukiem bjk. Co tam si dzieje? spyta toczcego si za ni opc si rzek obojtnie facet, zajty usilnym wyciganiem szerokich i ju naderwanych kl ego paszcza z gigantycznej wyymaczki, w jak si wplta. Cholera ich wie, o co. Jak za e w takim cisku. Szaja wycign z kieszeni dobry bilet. Bo te skandal z tym meczem! ykn co za organizacja, psia krew! Dopywajc do bramy wszcz awantur z upadajcym a porzdkowymi: Wy, obywatele, jestecie odpowiedzialni za ten skandal! Ludzie z bil etami nie mog si dosta! Co tu si dzieje? Mia oczywicie za sob cakowit aprobat g ujcego tumu i porzdkowi przepucili go pierwszego, bez trudu, wrcz z ulg, na stadion Merynos wdar si na zgruzowany naronik azienkowskiej i Rozbratu i bieg, potykajc si aach ceglanego usypiska. Obejrza si za siebie, lecz nie dostrzeg pogoni. Serce walio mii optaczo o ebra, wypeniony by cay paraliujcym wszelk myl strachem. Ba si bia ego bardziej ni biaych oczu, posiadajcych niepojt nad nim wadz, moc wypenienia go t Nie zdawa sobie nawet sprawy z tego, co nios mu te oczy: bl, nieszczcie czy mier, po ostu ba si ich, zamiera z przeraenia na ich widok, on, Filip Merynos, potny wadca sw wiata. Bieg dalej, aby dalej, lecz po chwili zwolni, przystan. Poprzez brudny, duszc opar strachu przebija pocza myl genialny, obkaczy pomys. Nie byo odrobiny czasu enia. Filip Merynos postpi chwiejnie dwa kroki ku wysokiemu fragmentowi nie zwalon ego muru i wskoczy na. Pod sob mia morze gw ludzkich. Sta tak przez chwil jak samot le na urwistym brzegu, wyranie widoczny z oddali. Na lewo, w gstwinie ludzkiej, dos trzeg smug rozpychanego tumu: jak zbetane pasmo wody za rub w farwaterze okrtu, rozw si za nim pogo. Filip Merynos umiechn si i pomyla: A jednak bd ryzykantem a do moja nieuleczalna wada. Czu, e strach miesza si w nim z czym silniejszym od strachu, z dz zwycistwa za wszelk, nawet za najohydniejsz cen. Bdc pewnym, e ZY go zauwa ic Rozbrat i znw przystan: ulica pena bya ludzi, lecz nie zatoczona. Merynos pobieg ko ku przewitom blokw mieszkalnych, roztrcajc gapiw na strony. Paday za nim okrzyki o urzenia, ktre wzmogy si a do pogrek wobec biegncych za nim dwch mczyzn. Merynos w alejki, szybko otworzy drzwiczki auta i wskoczy za kierownic. Jeden oszczdny ruch w ystarczy, aby niezawodny motor humbera zagra cichym, platynowym szmerem. Niezbyt s zybko, bezgonie oliwkowy wz wypyn do przodu w przejciowe podwrze. Z tyu hamowali w na szeroko rozstawionych nogach dwaj mczyni. Szefie! woa Geniek migo tu! Jed dopad do stojcej o alejk dalej warszawy, wskoczy do rodka i kopn starter. Zatoczy l w miejscu woltyerskie koo i wyprysn w pasa midzyuliczny, ku Fabrycznej. ZY otworzy iegu drzwiczki, wskoczy do auta i siad obok Genka,, W czarodziejskich doniach migy ma sywna warszawa nabieraa przedziwnej lotnoci; jak nieomylny ogar ruszya bez chwili w ahania po sobie tylko wiadomym ladzie. Podrywajca tumany kurzu wichura spada znw na jezdni, kocie by ulicy Fabrycznej wiroway w suchym, zamazanym powietrzu. Musia tdy! grzytn Geniek i warszawa poprua penym gazem, jakby na mtnych od pyu jezdniach pozosta ey trop oliwkowego humbera. Przy wylocie na Centralny Park ujrzeli w powej kurzawi e skrcajc w Ksic oliwkow limuzyn. Jeeeest szepn Geniek w upojeniu teraz si Lowa Zylbersztajn ockn si z oszoomienia mniej wicej w tym samym momencie. Co si st yta pprzytomnie. Jeszcze nic szepn przez zacinite wargi Merynos tylko e goni ? jkn Lowa i pochyli si z tylnego siedzenia ku prowadzcemu Merynosowi. Lowa pow cho Merynos teraz rozegra si najwiksza partia. Jak si uda, to Merynos nie skoczy, i si, pochyli jeszcze bardziej nad kierownic i otoczy piknym wiraem trudny naronik W kadym razie, Lowa doda z popieszn serdecznoci siedzimy razem w tym aucie. W jed

ucie. Zwizani ze sob na mier i ycie, rozumiesz, Lowa? A gdzie Robert? spyta Zylb n drcym gosem. Zosta rzek ponuro Merynos zdaje si, e go zaatwili na dobre Na szybko jest lepszy powiedzia Geniek na szosie zawsze mnie taki Humber wyro w miecie? Chyba mi si uda go zostawi! eby tylko do niego podlecia rzek ZY sp zy. Chyba nie bdzie strzela. W twarzy ZEGO byy ju tylko dwie poziome krechy: biae oczu i siny postronek bezkrwistych warg. Geniek spojrza ulotnie, z boku na t twar z i strach cisn mu yy. Mimo e bya to twarz przyjaciela Na rogu Alei i Nowego wiatu zepsuy si sygnay uliczne. W kwadracie skrzyowania torw t wajowych na wskiej, cylindrycznej wysepce sta regulujcy ruch milicjant: w mglistym tumanie kurzu, zamazujcym perspektywy uliczne i ksztaty pojazdw, migotao niepewnie c zerwone kko na szerokim, biao lakierowanym mankiecie. Ruch by tu niewielki, jak to w niedzielne popoudnie, i Merynos przemkn si w ostatnim momencie, gdy milicjant wznis u biay mankiet z czerwonym kokiem, zamykajc przejazd. Skrci w lewo, doda szybkoci, ym znw skrci w lewo, w Brack, zataczajc wielkie koo wok kompleksu szarych, rozoys hw bankowych i ministerialnych. Tam! zawoa ZY, wskazujc znikajc w Brackiej limuz Geniek migo pokaza, na co go sta w takich momentach: byskawicznie wychyli si do ty rawdzi ulic i unoszc niemal przednie koa w gr zawrci akrobatycznie wz w miejscu i stron placu Trzech Krzyy. Przetniemy! Akurat! sykn, blednc z napicia. Gdy wjechal rozjazd za szaletem, po oliwkowym humberze jednak nie byo ladu Oliwkowy humber sta chytrze przyczajony pomidzy ogromnymi biurowcami ministerstw na urawiej. Sied tu i nie ruszaj si! rzuci Merynos Lowie, otwierajc drzwiczki auta. par chwil wracam. Zaraz zobaczysz numer. Wysiad ostronie, rozgldajc si na wszystkie rony, po czym wynurzy si jeszcze ostroniej zza wga gmachu. Granatowa warszawa hamowaa wanie na rozjedzie za szaletem. Merynos wszed do urzdu pocztowego, pustego o tej porze: z jedynego otwartego okien ka ziewaa twarz dyurujcej urzdniczki. Schwyci po drodze ksik telefoniczn, zamkn , gorczkowo przewertowa strony, po czym nakrci numer. Z porucznikiem Dziarskim powi dzia, usyszawszy gos telefonistki w suchawce. Kto mwi? spytaa telefonistka. Su wardo Merynos. Rozleg si brzczyk czenia w wewntrznej centrali. Halo? odezwa si zdecydowanie warszawskim akcencie. Z porucznikiem Dziarskim prosz rzek Merynos. Je stem przy telefonie. Kto mwi? Moje nazwisko nic panu nie powie rzek Merynos opanow anym gosem, rozluniajc gorczkowo konierzyk na nabrzmiaej dzik emocj szyi powiedzm wam si Kowalski. Ale za to mam co dla pana. Czy chce pan dzi aresztowa ZEGO? Z drugi j strony drutu zadwiczaa cisza, duga cisza, w czasie ktrej, Merynos sysza dygot was serca i czu spywajcy wzdu krgosupa zimny pot. Cisza przeduaa si w wieczno, omd ie zjawio si naraz przy powiekach Merynosa, duszno i mdoci wypeniy mu gardo. Chc reszcie, jakby z niezmiernego oddalenia, gos Dziarskiego co pan proponuje, panie Kowalski? Szum w skroniach i konwulsyjne drenie rk i warg oznaczao teraz nerwowe od prenie. Resztk samokontroli Merynos opanowa gos i powiedzia: Niech mi pan da swj b dni numer i niech si pan nie rusza od telefonu. Choby mia pan tkwi przy nim ca noc. raz przerwa zimno Dziarski kto mi zarczy, e mnie pan nie wystawia do wiatru, panie Kowalski? Ja bd zakotwiczony tu, pod telefonem, na ca noc, a kto, panie Kowalski, wyk lei mi kilka brzydkich, niegodziwych hec gdzie indziej, nie? Susznie rzek Merynos wobec tego bd do pana telefonowa co p godziny. Chyba rozumie pan, e to nie taka prost sprawa wpdzi panu tego drania w rce? Rozumiem rzek Dziarski niech pan pisze nume elefonu, panie Kowalski. Merynos przycisn barkiem suchawk do ucha i zanotowa numer d mi palcami. Po chwili wyszed ostronie z poczty Teraz! pomyla Lowa Zylbersztajn, gdy Merynos opuci limuzyn. Przetar rozcapierzo ami spocon twarz, zwily nerwowo suche, spkane wargi. W gowie czu zamt, kadcy si t oczach. Dwign si z trudem, na tyle, na ile pozwala puap auta, unis wycieane skr wydoby t walizk. Otworzy j nie wiadomo po co, kilka banknotw wypado na podog, tanymi domi, i wtoczy z powrotem pod wieko walizki. Teraz! spi w sobie wol do wy czenia humbera: nacisn klamk i uchyli drzwiczki, po czym zatrzasn je nagle z powrotem i opad bezsilnie na poduszki siedzenia. Ja nie mog tego zrobi jkn bolenie na go d wpywem fizycznego cierpienia ja nie mog tego zrobi. Ja mog okra, oszuka na par wykantowa go, ale ja nie mog zrobi takiego wistwa. Ja nie umiem! skowyta gono, or zgitymi w szpony palcami czoo i twarz ja chciabym umie, a nie umiem! Robertowi te t zeba da, swj chop, przyjaciel Jak go zostawi bez grosza? Ja tak nie umiem za gardo i m Nie! Nie! Wi si na tylnym siedzeniu jak w ataku kurczw odka. Po chwili unis g mia zy wciekoci, upokorzenia, tpego, nieznonego alu. Trudno wyszepta ja tak

a nie mog tego zrobi. W wizjerze przedniej szyby ukazaa si sylwetka Merynosa. Lowa Z ylbersztajn unis szybko siedzenie i wpuci t walizk na dawne miejsce. Ogarn go l zy zdy zatrze wszystkie lady swej rozterki. Merynos wskoczy do wozu, wyprowadzi go na ulic, nacisn silnie gaz i po sekundzie mign tu przed mask granatowej warszawy, kad ym zakosem w prost, strzelist perspektyw Alei. Granatowa warszawa skoczya do przodu jak podcity w zad ko. Co pan robi krzykn w panice Zylbersztajn. Dobrze robi sa s nie bj nic. Po raz pierwszy od wielu godzin pomyla w tej chwili o Olimpii. Pojedz e! Musi pojecha a zgrzytn zbami pod wpywem tej nagej decyzji eby nie wiem co. Z ego! Zobaczymy, czy nie pojedzie? Tylko kiedy ja dzi do niej dotr? Jaka nostalgiczna struna zadwiczaa mu w sercu: byo to ledwie uchwytne uczucie rzewnej saboci i bezbron oci, takie samo, jakiego przez uamek chwili doznaj onierze ruszajcy z okopu na bagnet . Dotr otrzsn si na pewno wszystko bdzie dobrze. Musi by dobrze! Identycznie stkich onierzy wynurzajcych si z okopu na otwarte pole ostrzau. I naraz znw poczu si nym Merynosem: zapomnia na moment o poncych we wntrzu granatowej warszawy biaych ocza ch, tak jak onierze zapominaj o mierci

Oliwkowy humber pyn po jasnym asfalcie Alei jak nieziemska zjawa, dla ktrej nie istni eje granica szybkoci. Odrywa si jkn Geniek migo: na dugich, prostych trasach wa e miaa adnych szans. Po paru sekundach limuzyna znika z zasigu widzenia. Tote Geniek musia z caej siy wbi si w sprzgo i w hamulce, by za alej R zastopowa wyjc na o Oliwkowy humber sta przed paacykiem konserwatorium. Z otwartych okien paacyku docho dziy dwiki koncertu: wysokie gosy kobiece prowadziy nie koczce si pasae jakiego c kantaty. Z otwartych w biegu drzwiczek lizgajcej si jeszcze po jezdni warszawy oder wa si jaki cie leccy jak wyrzucony z procy pocisk prosto na oliwkow limuzyn. Humber i si z gracj w miejscu, jak w fantastycznym, uskrzydlonym piruecie, i wyprysn z powro tem w stron placu Trzech Krzyy. Z nadlatujcej natychmiast warszawy wycigno si pomocn ami migy i zagarno ciko dyszcego ZEGO w otwarte drzwiczki, na stopie. ZY wszed o ju na penym gazie, pochyli si z tylnego siedzenia nad ramieniem Genka. Nic nie roz umiem powiedzia urywanym z wysiku i z pasji gosem. Dlaczego on na nas czeka? Na skrzyowaniu Jerozolimskich z Nowym wiatem regulujcy ruch milicjant zastanowi si: go si tu krci ten luksusowiec? Moe to subowy wz i szofer tak sobie hasa przy niedziel ? Trzeba byo si spyta. Oliwkowy humber polecia tym razem prosto w Nowy wiat. Przed ul c Foksal przyhamowa i zwolni. Znw to samo? sykn Geniek wpatrzony a do blu w pas przed mask warszawy. Id rzuci ZY i wyskoczy z wozu. Tym razem nie byo pustej prze ni pomidzy nim a humberem jezdnia w tym ruchliwym punkcie pena bya pojazdw: stoczone na przystanku podugowate cielska autobusw, oblepione wsiadajcymi, jaka liczna wyciec zka rowerowa, uwijajca si wrd acucha samochodw posuwajcych si wolno, lecz nieustan bie strony. ZY par do przodu midzy autami i rowerami, owiany zapachem gazoliny i ro pnym dymem spalin z rur wylotowych chaussonw, reagujc instynktownie na blisko rozpdzo nych pojazdw, na nieustanne drganie oywionej jezdni. Zrywajcy si co chwila wraz z tu manami pyu wicher zaciera rozeznanie odlegoci, tu przed oczyma przesuway si ruchome y wozw, wykropkowane bocznymi sygnaami wiateek lub czerwonymi strzakami. Ju by o pi od oliwkowego humbera, ju lawirowa byskawicznie pomidzy ostatnim ptajcym si pod noga rowerzyst a przysadzist dekawk o pudekowej karoserii, gdy humber ruszy w stron Krakow kiego lekko, pynnie, bez szumu. Nic zgrzytn po chwili ZY, sadowic si obok Genka nimi Dojedajc do Miodowej Geniek zwolni. Nigdzie go nie widz rzek ze smutkiem. Oliw er znik bez ladu. Czekaaaaj szepn ZY drc wzrokiem przestrze za szyb warszawy. m Przedmieciu byo pusto, lecz przed kocioem w. Anny stao par aut i spora grupka odw ubranych postaci. lub rzek Geniek, idc za wzrokiem ZEGO. Jest krzykn ZY i w : uamek sekundy przedtem dostrzeg Merynosa wchodzcego do kocioa. W dwch skokach dopad ocznego wejcia i wbieg za nim; przedsionek by peen ludzi, skadajcych yczenia ubranej biao pannie modej i spoconemu panu modemu. ZY nie mg w aden sposb przedosta si n on przedsionka ani wej do wntrza kocioa, skd wychodzi wanie gsty orszak goci. W wicznie akcj w poprzek przedsionka i ruszy do przodu, roztrcajc bezceremonialnie awic gratulujcych. W przedsionku byo do mroczno, tote zanim si zorientowa, tkwi ju w ra duo wyszego od siebie pana modego: poczu askotanie jedwabnego, perowego krawata lub o na policzku, wasne czoo przytulone do sztywnego konierzyka i usysza uszczliwiony g owoeca: Alu! Popatrz, pan naczelnik te przyszed zoy nam yczenia. W chwil potem ie rce oblubienica, ciskajc gorco. ZY szybko uj adn dziewczyn wp, wycisn na j

i pikny pocaunek, ktrego charakter odbiega zdecydowanie od oglnie przyjtego stylu gra ulacji, i skoczy w tum, nie czekajc wyjanienia. Pan mody, stropiony pocztkowo, jako ie by pewny, czy ministerialni zwierzchnicy tak wanie powinni wyraa swj stosunek do u oczystoci zalubin swych podwadnych, uton w nowych powinszowaniach, za moda matka u si, e m jej ma w swym miejscu pracy tak mie wadze, i pomylaa, e jako dobra ona b si bliej zapozna z yciem zawodowym swego ma. ZY wszed do kocioa: barokowa, suto z opustoszaa ju z goci. Rozejrza si uwanie, lecz nigdzie nie dostrzeg sylwetki Meryno Opuszczajc koci przystan na chwil; ktem oka zauway co, co przykuo jego myl. W sczernia cian szarzao epitafium o na wp zatartych literach: kto, kto zmar w 1816 osi o westchnienie Cierpki dreszcz wstrzsn silnym ciaem ZEGO. Umiechn si, pokryw chwytajcy go za serce smutek. Ja te pomyla tak poprosz. O ile w ogle bd mia n d z kocioa i podszed do zaparkowanej przed dzwonnic warszawy. I co? rzuci niecier e Geniek. Nic. ZY wzruszy ociale ramionami nie ma Wycign z kieszeni papiero o Genkowi Merynos opuci koci w chwili, gdy ZY tam wbieg. Przesun si obok wykrcajcej wars ruchomym schodom. Kabina telefoniczna w hallu bya pusta, Merynos zamkn j za sob star annie i nakrci numer. Tu Kowalski rzek po chwili. No, jak tam? spyta cierpko Dz i. W porzdku rzek Merynos musi pan jeszcze czeka. Odoy suchawk, wyszed ost zbliy si do szklanych drzwi od strony Krakowskiego; o sto metrw od niego sta ZY, z n g opart o botnik granatowej warszawy, i pali nerwowo papierosa. Nieokrelony umieszek krzywi wydatne wargi Merynosa. Trzeba sprbowa na Brzeskiej pomyla na tamtych meta eszek taki pokrywa rwnie dobrze wyczerpanie, strach, jak i nadziej Oliwkowy humber wypoczywa w wskim przesmyku ulicy Senatorskiej, pomidzy Miodow i plac em Zamkowym. W rodku Lowa Zylbersztajn skrca si w mkach trwogi i niezdolnoci do czynu Dlaczego ja to robi gryz wasne palce. Kogo mi szkoda? Tego bandyty Merynosa? Niech go cholera wemie, tego obuza! Nigdy mnie nie znajdzie. A Kruszynie, bo to jest por zdny czowiek, sam mog odpali jego dol. Na co ja czekam? Nagle, od razu, uspokoi si umia, e boi si Merynosa. Trudno szepn z niesamowitym spokojem wszystko na nic. W m razie zostaw fors i urywaj si sam. Pki czas, kapujesz? Tu ustawia si jaka niedobra historia, jaki parszywy numer I znw zaskowytao mu co w sercu, szarpno za trzewia. stawi tak fors? Jak ja bym mia sumienie odej od takich pienidzy zawodzi a do ch rzy aucie wyrs potny korpus Merynosa. Merynos zapuci motor, wysun si na duej szyb ac Zamkowy, przemkn jak cie obok granatowej warszawy i piknym, kolistym wiraem wlecia na Miodow. ZY cisn papierosa i warszawa jak pies myliwski, odnajdujcy stracony na chw l lad, posza za tropem Oliwkowy humber sun bez wysiku przez most lskoDbrowski jakby bawic si niezmienn y sob a pdzc o trzysta metrw z tyu warszaw. Przelecia Zygmuntowsk i Targow do Zb o czym wjecHal w niezbyt szerok ulic, tak typow dla Pragi, jak bl nerek dla pijaka. Bya to ulica o nie wyrwnanym gabarycie domw, pena kocich bw, tanich knajp i kolejarzy z pobliskiego dworca, w jej rodku wznosi si szpital kolejowy w nieskazitelnie mikoaj ewskim stylu; nagie, odrapane ciany kamienic, pene okien, szczerzyy czarne czelucie bram prowadzcych na bogate w szczegy codziennego ycia podprka, na ktrych plakaty i ob ieszczenia ssiadoway zgodnie ze strojnymi w kolorowe bibuki i papierowe kwiecie otar zykami. W niedziel o tej porze charakter ulicy Brzeskiej okrelay posuwajce si niepewn ie wzdu i w poprzek chodnikw postacie w rzucajcych si w oczy spodniach: takie spodnie s uderzajco niezgrabne dziki tanioci materiau, opadaj nisko i szeroko na but i trzym j si na samym podbrzuszu, ujawniajc nieodmiennie grny skraj kalesonw lub dzyndzelek k oszuli Merynos zatrzyma wz, wyskoczy i wpad do jednej z knajp. Pomidzy przepierzeniami z lic ego drzewa i karbowanego szka byo tu peno dymu, Haasu, odorw. Merynos dopad do bufetu i zawoa: Jest tu telefon? Co pan? Chory? odpowiedzia rzeczowo jaki facet zza b Telefon u nas? Wida byo, e pytanie wprowadzio go w wymienity humor. Merynos wypad n lic i powieki zatrzepotay mu rozpaczliwie, poraone klsk od Zbkowskiej nadlatywaa w biegu granatowa warszawa. Nie zd! przemkno mu przez myl. Zdoa dostrzec, jak dr szawy otwieraj si w biegu, jak zawisa w nich ciemny, sprony do skoku ksztat i nagle ozleg si jkliwy zgrzyt, warszawa zawina, zakrcia si w miejscu jak ukszony przez b jaki przesiknity alkoholem gos rozdar si zorzeczeniami, tu spod k podnis si i nie jaki kompletnie pijany facet. W tej samej sekundzie ZY skoczy i uwiz w nie do po onania krzepkiej pltaninie kilkunastu ramion. Merynos dopad auta i humber wymkn si be zgonie w Kijowsk

ZY sta w ciemnawej bramie, przypasany do muru stalow obrcz napierajcych zewszd mocn ia. Blady i roztrzsiony Geniek migo krzykn z dynamiczn swad: Przecie nawet nie t parszywego moczymordy, do jasnej cholery! Nawet skra mu nie zesza z paznokcia! Ani go drasnem. Niech si nie pcha, umorusany, pod koa, jak ma rzygowiny na oczach! Jego powinni panowie uczy, skubanego! Obywatelu jaki prosto, lecz czysto odziany facet o twarzy pooranej, naznaczonej tu i wdzie naciciami niedzielnego golenia, pooy cik acowan rk na klapie marynarki Genka wy si nie gorczkujcie, obywatelu. Szofer jestec w kichy i tamten, skubany, powinien Bogu dzikowa, e pod was podlecia, a nie pod jaki ego sabszego kierowc. Ale al mamy do tego obywatela tu wskaza na ZEGO e skaka g bi. A tu dosy tego! rozkrzycza si krostowaty wyrostek w taniej koszuli my tu i t mamy cikie ycie na tej Brzeskiej! I takich jak ten wskaza na ZEGO zawsze zaatwimy wnie! ZY milcza, jedynie wski umieszek bka mu si na bladych wargach. Widzi pan Genka jaki chuderlawy facet w czyciutkiej koszuli bez konierzyka i w kamizelce pan jest rozsdny czowiek i musi pan zrozumie, e my tu, na Brzeskiej, mamy cikie ycie. Kn y, awantury, rozrby, a milicja czasem jest, a czasem nie ma. To, my tak jak ten ZY z Expressu sami zaatwiamy. Nasz Komitet Blokowy, zamiast kci si o klucz od gry c e wiesza bielizn, postanowi samemu radzi sobie z chuligastwem. U nas takie numery ni przeskakuj! przedar si ku ZEMU i Genkowi krpy, barczysty mczyzna w rednim wieku, itej na ty gowy czapce wonego ministerialnego nie ma tu dla nas silnych! Musi by nar szcie spokj na tej ulicy, do jasnej mierci! A takich ciapciakw jak ten pokiwa tg pi i pod nosem ZEMU ndzne jego oko to zawsze moemy usadzi! Ten ZY to gowa! rozwr aka tusta kobieta z dzieckiem na rku on pokaza, jak trzeba z takimi obuzami! Woln raaa ZEMU, podczas gdy rozbawiony niemowlak szarpa j za wosy i bi malutkimi pistkam czole. ZY poczu ciep fal wzruszenia. To jednak pomyla s ludzie, dla ktrych je . Dobrym przykadem, ktrzy chc mnie naladowa. Nie jak ci chopcy z parku, tylko jako d ze, tak jak ja bym tego chcia. Panowie bekota Geniek oszoomiony tym wszystkim bez zty jak wam to wytumaczy ZY umiecHal si teraz wyranie, cho dziwacznie i Genka o , e za chwil cay ten Komitet Blokowy wyleci w powietrze za jednym ruchem ZEGO. Prosz obywateli odezwa si naraz ZY spokojnym, jasnym gosem ja ju nie bd. Ja przyrzekam Byo co tak przekonujcego i szczerego w jego gosie, e przytrzymujce go ramiona opad eniek przetar oczy jak pijak, ktry rozmawia z jednym koleg, a widzi dwch. Ja si jesz ze zgosz do tego Komitetu Blokowego rzek pogodnie ZY porozmawiamy sobie o naszych w plnych sprawach doda nieco zagadkowo. Powid jarzcym si przeraliwie wzrokiem po twa wokoo, poprawi na sobie ubranie i tak jako dziwnie i nagle wylizn si poza krg otac h go kilkunastu postaci, e wszyscy poczuli si nader niewyranie: pojli bowiem naraz, e czowiek ten, gdyby chcia, mgby si ju dawno uwolni od ich naporu. Za nim wyszed z b Geniek migo. Wskoczyli do granatowego auta, ktre pomkno ku Kijowskiej. Kto to mg b tanowi si na gos barczysty wony. Nikt mu nie odpowiedzia, nie pado adne sowo, lecz cy myleli o tym samym, wstydzc si ujawni swe myli. Moe? Nie. Ale nie, to niemoliwe ady i najstarsi, najpowaniejsi czonkowie Komitetu Blokowego poczuli si naraz, nie wi adomo czemu, jak drcy uczniowie przed obliczem nauczyciela, wdziczni za to, e potraf i z szacunkiem oceni plony ich pracy Oliwkowy humber sta przy wylocie w Kijowsk. Zupenie jakby na nas czeka Geniek zagr argi a do krwi. On czeka na nas rzek ZY. Nie wiem tylko, co si za tym kryje. Hu popyn wolno w Kijowsk, ku Targowej, granatowa warszawa posza rwnie wolno, trzymajc s tyu w jakby ustalonej ju niepisan konwencj odlegoci. Nikt z przechodniw nie domyli te dwa auta czy piekielna wspzaleno obkanego pocigu, wspzaleno z gatunku tyc ob dwch miertelnych, znajcych si na wylot wrogw, ktrzy wiedz ju wszystko o sobie w e i wobec tego nie uciekaj si w walce do ndznych, prymitywnych chwytw, takich na prz ykad, jak zwyky, ordynarny pd a do zatraty tchu Humber lecia Targow z uwizan na niewidzialnym holu warszaw z tyu. Skrci w Lubelsk astpnie w Terespolska; w wietle chylcego si ku kocowi dnia przepyway za szybami aut e, peryferyjne ulice, pene zych brukw, krzywych domkw, brudnych potw, luno stojcych panych kamieniczek. Podrywajcy kurzaw wicher zmit ludzi do mieszka mimo niedzielnego wieczoru. Ulica Terespolska wpadaa w ogromn delt torw Dworca Wschodniego: rozlewisko nasypw, torowisk, trakcji, szyn, wiaduktw, wielkich, elaznych przse nad ulicami wsz stko to oflankowane pustymi, suchotniczymi kami, pokrytymi mieciem i star ceg, na kt h pasy si nieliczne kozy. W wielkich, nieregularnych wieloktach magazynw kolejowych, ogrodzonych betonowymi parkanami z rozpitym na grze drutem kolczastym, pitrzyy si po nad oparkanieniami kopiaste Haldy wgla, piramidy wiru lub stosy szpa i progw torowyc

h; w dali ciemniay przestawnie wza praskiego, zabudowania warsztatowe i dept, obrose lasem sygnaw, semaforw, supw trakcyjnych. Oliwkowy humber wjecHal bez wahania w t du uliczek, cieyn, przesmykw, kluczc zrcznie, z wytrawn znajomoci terenu. Na widok pok krtkim przsem mostowym przeczy w wysokim nasypie Merynos doda gazu, przelecia przez urowany wwz, zakrci zwinnie w prawo w cignc si u stp wau uliczk. Szybko wyskoczy dychajc gwatownie wspi si na nasyp: rozejrza si w prawo i w lewo znikd nie wida przeskoczy szybko pltanin przytorowych drutw, pobieg, potykajc si, po kamienistym, p wrnym torze, przesadzajc szyny, i przystan po drugiej stronie nasypu; Granatowa wars zawa podjedaa wolno do przeczy w nasypie, drzwiczki si uchyliy, ZY stan na stopni ozgldajc si z napiciem, lecz niepewnie, wokoo. Nowak! krzykn z gry Merynos. ZY poderwa byskawicznie gow: nad nim, w grze, na potnym nasypie czerniaa w szarym zu rosa posta. W tej samej sekundzie ZY skoczy wprost ze stopnia wozu na wa i pocz w na si pod gr. Merynos odwrci si i przebieg z powrotem przez tory. Z jego lewej stro migotay rnorakie wiateka i drgajcy poszum przelecia po drutach przy szynach. Na grz nasypie wicher d wiszczco, smagajc bolenie twarz i zawic oczy. Z lewej strony nadbi ig. Buchowicz! krzycza ZY. Ju wida byo jego gow, wynurzajc si z przeciwlegego zbocza nasypu. Pocig par z le z mocarnym przydechem. Merynos sta po drugiej stronie poczwrnego toru, oddalony o par metrw. Dwa odbicia! pomyla byskawicznie ZY zd! Zapa apczywie haust p i serce wspinaczce. Ogromna lokomotywa pczniaa czerni, zawieszona ju niemal wyczuwa lnie nad czoem, na ostatnim torze, tu przy Merynosie. Nowak! krzykn Merynos dzisiaj mi nie ujdziesz! To ocalio ZEGO. Prawa jego ydka napia si jak ciciwa do skoku; jednoczenie wstrzyma enie oka odbicie i krzykn: Buchowicz! Dzi ci zabij! Uamek sekundy, potem gorcy walec pdu wtoczy si midzy nich, przygniatajc obydwu sw m do ziemi. Nie zdybym pomyla ZY, chronic gow przed taranami rozpalonego powietr elsko popiesznego przetoczyo si natychmiast i po drugiej stronie torw nie byo nikogo. ZY przebieg tory i ujrza oliwkowego humbera, oddalajcego si powoli ku Podskarbiskiej Wrci z powrotem i zbieg z nasypu ku granatowej warszawie Jedzie znw do rdmiecia rzek Geniek, gdy widoczna z przodu oliwkowa limuzyna wyp t Poniatowskiego. Geniek obgryza dwa poamane paznokcie i by blady z wysiku. Jedziemy za nim szepn ZY musz go dzi mie i bd go dzi mia. Wszystko jedno gdzie. Ani ani w postawie nie byo krzty znuenia, naadowany by dynamiczn, drapien si. Geniek li otar si o niego ramieniem, jakby szukajc dla siebie nowych si i nowego zapasu odp ornoci w tym zetkniciu Niech si pan troch oderwie rzek sabo Lowa Zylbersztajn,. wpatrzony w tyln szyb troch za bardzo si zbliaj. Zaraz oderw si na dobre rzek z cikim przydechem sn gaz i humber pomkn po pustej o tej porze tamie mostu z nieprzepisow szybkoci. Po zwikszy jeszcze szybko, przemkn po wiadukcie nad alej Trzeciego Maja, z piekieln z skrci w Smoln, nastpnie w Nowy wiat, wydosta si znw w Aleje Jerozolimskie i przyham piero przy Marszakowskiej. Suchaj, Lowa Merynos obrci si do tyu wysiadaj i czek nie w Kopciuszku. Jak to? achn si Zylbersztajn: poczu tpy bl w kiszkach, jakby o od najbardziej koniecznych dla ycia organw. Tak to rzek twardo Merynos gdyby um rowadzi wz, zostawibym ci w aucie. Ale nie potrafisz. A afera wchodzi w decydujc faz n rk pod pach i wydoby z kabury na piersiach duy rewolwer o niebieskawym poysku luf repetowa, wpuci nabj w luf, sprawdzi bezpiecznik i schowa go z powrotem pod marynark wa pozielenia na zmitej, zmczonej twarzy. Albo ja, albo on rzek Merynos jasnym, pog dnym gosem, jakim czyta si bajki dzieciom. A pienidze? Walizka? wychrypia Lowa z tr dem przez spkane, spieczone gorczk wargi. Merynos umiechn si: Lowa, kochany, nie b obaczysz, bdzie dobrze. Zaczekasz na mnie w Kopciuszku, przyjd po ciebie za nieca god in. Zrozum, z tob jest nieklawo po tych cholernych dwch dniach, le si czujesz, nie mo g ci zostawi samego z tak fors, na nie? Gdyby prowadzi wz, to co innego, dabym ci fors w rodku, bo ci wierz, wiem, e by na mnie zaczeka. Racja rzek niespodziewani rsztajn. Merynos spojrza na krzywo, spod oka, ze zym zdumieniem: uwaa wasn argumenta a tak mao przekonujc, e naga kapitulacja Zylbersztajna wydaa mu si czym wysoce pode ym. Zylbersztajn nacisn klamk i wyszed niezdarnie z auta na chodnik. Minie i stawy mi sztywne, koci zdrtwiae i amliwe. Stan chwiejnie, wyprostowa si i ruszy przez szero

jak lunatyk, nie zwracajc uwagi na pojazdy. Oliwkowy humber ruszy wolno i zakrci w p rawo, w Marszakowsk. Lowa Zylbersztajn stan na skraju chodnika, zatoczy si, wycign siebie ramiona i zawoa przeraliwie za znikajc na zakrcie oliwkow limuzyn: Moje pi echodnie zaczli przystawa, odwraca si ku niemu. Pijany? Ale si umorusa! paday we i. Zylbersztajn opanowa si, spojrza spode ba wokoo i szybko, cho chybotliwie, wszed opciuszka. Na progu zatrzyma si przez sekund i obj zrozpaczonym wzrokiem pustaw, cie w kawiarni jak w nieomylnym olnieniu ujrza przed sob sw najblisz przyszo: dug dziny wyczekiwania nad wystyg kaw i kupk niedopakw w brudnej popielniczce, puste, pr odziny a do koca, a do chwili, gdy pochyli si nad nim kelnerka lub szatniarz i oprys kliwie powiadomi go o zamkniciu kawiarni, o tym, e trzeba si wynosi. A potem prne, na aremne godziny uporczywego, zabjczego spacerku przed zamknit kawiarni, idiotyczne no cne wyczekiwanie na co, czego nigdy nie bdzie, co nigdy nie nastpi. Nieeee otrzsn ej okropnej wizji prezes nie zrobi mi takiego wistwa. Przyjdzie do mnie, Wie, w ja kiej jestem sytuacji. Raz jeszcze ogarn kawiarni pustym, dawicym spojrzeniem, jak ska aniec ogldajcy z progu po raz pierwszy cel, w ktrej dopeni si jego los; wzdrygn si ity nagle lodowatym dreszczem, i pomyla: Warto by si napi kielicha po takim dniu. N rzykad duy starowin. Machinalnie sign do kieszeni i wydoby z niej dwa zote oraz tro onu. Gorca wilgo potu okleia mu plecy. Ja przecie nie mam przy sobie forsy! pomyla nice zostawiem portfel w tamtej marynarce! W domu! Nie mam nawet na kaw! Przed oczy ma zataczyy mu stamszone, wysypujce si spod wieka tej walizki banknoty. Cichy szloc rwa mu si w piersiach: przypomnia sobie, e naley mu si wier miliona zotych jego do rym gosem zamwi u niegrzecznej kelnerki butelk wody mineralnej Oliwkowy humber skrci z Marszakowskiej zaraz w prawo, w ulic Widok; podjecHal do jej koca, wykrci przodem do wylotu ulicy i zaparkowa za potami osaniajcymi roboty rozbi naronika Kruczej. W ten sposb auto widoczne byo tylko od strony wskiej, maej ulicy, za dobrze ukryte przed spojrzeniami z oywionego placyku za Centralnym Domem Towaro wym. Merynos zamkn starannie wz i obszed CDT od frontu. By tu do znaczny ruch, megaf nadaway nagrane na tamie sprawozdanie z meczu, grupki ludzi kupiy si wok gonikw n ch rykiem ogromnych tumw; Merynos zbada uwanie przestrze ulicy i nagle cofn si odru pod podcienia gmachu: przy Brackiej staa granatowa warszawa, obok niej krcili si n erwowo ZY i migo, rozgldajc si nieustannie wokoo. Merynos wrci na Krucz i zatrzym li woln dorok. Panie starszy rzek cicho do dorokarza, wskakujc na stopie tu ma sitaka. Wcisn mu banknot do rki. Dorokarz nie cofn rki, przyj banknot oraz spyt cho nie bez podejrzliwoci: A za co? By to stary, bardzo brudny dorokarz, bardzo cze wony na obrzkej, nalanej twarzy, ubrany w resztki dorokarskiej liberii i rud ze star oci, ongi granatow, okrg czapk; siedzc tak na wysokim kole krzywej, zdezelowanej d ad wychudym, przeraliwie smutnym koniem, wyglda na zabytek, i ktrym kto si le obsze u jeszcze odgrywa rol przedmiotu codziennego uytku, zamiast ofiarowa ciep, wygodn em turk w jakim muzeum. Widzisz pan ten samochd przy Brackiej? Merynos wskaza palcem w rszaw; dorokarz wyuska od razu wskazany przedmiot z morza szczegw ulicznych. Widz nie mam widzie. Podjedziesz pan do tych dwch panw, co si przy nim krc, i powiesz: czeka na panw ten pan i pokaesz pan na t bram wskaza dorokarzowi wejcie do CDT anowie nic mi za to nie zrobi? zastanowi si ostronie dorokarz bo to, wie pan, jak jest. Jeszcze si uciesz umiechn si krzywo Merynos. Trudno rzek filozoficznie chowa pidziesit zotych do kieszeni, zaci batem smtnego rumaka i zawoa: Wioooo! ynos zeskoczy ze stopnia i przystan pod nawisem ciany, wrd supw wejcia Czekaj rzek ZY do Genka, ktry szala z wciekoci, e tak go kto wykoowa na sz nic. Sam da zna, pokae si, to jego taktyka dzisiejsza. Wolno czapica doroka zatrzy si przy nich. Prrrr! woa dorokarz, cigajc lejce do tyu. Panie! krzykn do go? Wont! Saata! Dzieliworek! rykn Geniek z ca pogard warszawskiego szofera dla ego napdu ju ci tu nie widz, pijaku! A moe za tamtym panem tak si pan rozglda? arz, wskazujc biczyskiem wejcie do CDTu; natychmiast te zaci tak dotkliwie konia po z dzie, e ten skoczy do przodu jak wierzchowiec pod Somosierr. Tam! dar si ze sporej legoci przezorny dorokarz, wskazujc cigle batem CDT i wyrywajc z caych si przed sie przygnbiona szkapa wpada w niebezpieczny dla jej si i wieku galop. ZY spojrza we wska zanym kierunku: w pmroku wejcia ciemniaa rosa sylwetka z ognikiem chciwie palonego pa pierosa przy ustach. Widzc, e ZY go dostrzeg, Merynos skoczy w drzwi CDTu Merynos przedziera si przez zatoczony niedzieln klientel hali. Hali ten przedstawia obraz szczeglnego chaosu: Centralny Dom Towarowy znajdowa si od paru tygodni w stan ie przerbek i remontw, sprzeda prowadzona bya wycznie w kilku dziaach, za kawiarnia

ierwszym pitrze i restauracja na szstym byy nieczynne. Wok wej leay bezadnie uwap ki, caa ciana frontowa, z cignc si na niej wzdu gmachu platform kawiarni, zabita b mi, przejcia schodowe z piter zaoone byy szalunkiem, rusztowania wypeniay sztolni r ych schodw. Merynos wskoczy na stopie jadcego w gr pasa schodw, oklejonego ludmi, w li gdy ZY omiata z wejcia hali poszukujcym spojrzeniem. Dostrzeg Merynosa i wdar si ib, toczc si u wstpu na ruchome schody. Merynos jecHal o dziesi metrw nad nim: pr u niemu byo niemoliwoci. ZY unis twarz i umiechn si; Merynos zblad, lecz zaraz a twarzy a do apoplektycznej purpury. Na chwil zapomnia o strachu. Kpi sobie ze mnie , ten trup! pomyla z pasj, potne minie rk i ng zadray mu dz miadenia tej arzy. Co to moe by za puapka? myla gorczkowo ZY zreszt, co za rnica? Jad! os wypad ze schodw, roztrcajc tum. Nie byo chwili czasu do stracenia: ruchy jego nace howane byy nieomylnoci wietnie znajcego teren czowieka, w gowie mia uoony a do czegw plan. Tdy dysponowaa sprawnie pami zupenie tak samo, jak pokazywa wtedy . Tdy. wietny gmach! Idealny do tego rodzaju zabaw. ZY dostrzeg go w chwili, gdy znik a w kcie hali pitego pitra, w drzwiach zapasowych schodw wyjciowych. W trzech skokach dopad drzwi: za nimi cigna si naga, odrapana klatka schodowa w remoncie, o poobijanej , elaznej porczy: prowadzce na szste pitro schody zabite byy barier z uamkw desek . ZY wychyli si i spojrza w d: nikt nie zbiega po schodach, publiczno uywaa inny ch i wygodnych, na ktre prowadzio wyjcie z przeciwlegego koca hali. Spojrza raz jeszc e w gr i spostrzeg, e deski s wyamane, a drut odgity. Kto wbieg tdy przed chwil o. ZY bez wahania przesadzi barier z desek, rozamujc j do reszty. Na szstym pitrze byo ciemno i wilgotno, czu byo zaprawami tynkarskimi i wapnem. Ogrom na sala restauracji Stolica osonita bya szczelnie kotarami; mimo wszechstronnego oszk lenia szste pitro tono w ciemnociach, ktre w rodku, w westybulach, nabieray cikie niajcej ruchy gstoci. Merynos potar na uamek sekundy zapak i od razu odnalaz kabin niczn. Z tyu, na zapasowych schodach posysza trzask amanych desek. Zamkn si szczeln kabinie telefonicznej, raz jeszcze potar na sekund zapak i nakrci w ciemnociach nume Halo? odezwa si natychmiast gos Dziarskiego. Suchaj pan szepn gorczkowo Meryno pan przyjeda! Niech pan natychmiast obstawi wyjcia z podziemnych magazynw CDTu! Od s trony Kruczej! Odwiesi szybko suchawk i przywar do ciany kabiny, uchylajc bezgoni rzwi: w gstych ciemnociach westybulu porusza si kto cicho, z koci zrcznoci, lecz n e, jak w zupenie nieznanym terenie. Merynos poczu naraz przesuwajcy si obok kabiny t elefonicznej ksztat i sign pod marynark. Wysuwajc rewolwer przed siebie zrozumia, e moe strzela. Nie std pomyla o kabinie telefonicznej. Gdyby chybi, byaby to puap a, a szans trafienia byy minimalne. Wylizn si z kabiny i z wycignitym do przodu zbr w pistolet ramieniem ruszy w ciemno. Orientowa si szybko i trafnie. Tu s toalety eustannie musz wydosta si z tego przekltego korytarzyka. Na sal. Na gwn sal. Le natrafia na cian, a po chwili, macajc w nieprzeniknionym mroku, na szklane drzwi. Co zadygotao mu w krtani: A jeli on stoi w przejciu na sal? Zmysy nie mwiy mu w tej c ic, nawet instynkt milcza, jedynie strach w nim pracowa, wprawiajc w ruch wszystkie rezerwy wyczulonej ostronoci. Trzymajc si przeoon za siebie rk skrzyda szklanych zesun si przez wejcie, odgiwszy do tyu korpus: posuwa si teraz wolno, bokiem, szcze przywarszy plecami do ciany sali. Jego wycignita do przodu przy cianie prawa rka natr fia na przeszkod: bya to automatyczna kasa do bonowania dla kelnerw. Omin j mikko i z jakby zacz dostrzega poszczeglne zarysy elementw w ciemnociach: mrok by tu zreszt szy ni w czarnej przestrzeni westybulw, wyczuwao si zbit mas stolikw wokoo. Nowak! krzykn Merynos w ciemno. Nie byo odpowiedzi. Ten brak odpowiedzi zjey Merynosowi wosy na gowie. Zdao mu si na , e ZY jest tu obok, e za sekund jego elazne palce zewr si wok jego, Merynosa, sz y na olep w bok, potkn si o stolik i przewrci si. Dwign si na nogi nagle, nieoc zu przypyw niezwykego zaufania we wasne siy. Mam maszyn! myla gorczkowo i sam od mamusi. Co znacz! Nie dam si! A strzela nie mog. Mogem go wtedy zabi na nasypie, e on musi by aresztowany. Tak bdzie lepiej. Taka sensacja pokryje ucieczk i afer z bi letami, i wszystko. Tylko nie tra gowy! Tu chodzi o ycie z Olimpi, tam za granic. Jak go zabij, niewiele mi z tego przyjdzie, a jak im go oddam oho! Nowak! krzykn po raz drugi, gosem rozdygotanym strachem i namitn dz walki nie std! Tu ci zabij! Jak ci si to uda, Buchowicz doszed go z dalekich ciemnoci peen pasji gos ZEGO a e, to ja ciebie zabij. Tu. Dzisiaj! Z nagym opotem opada w d kotara, zakrywajca wschodni cian restauracji; zdarta siln

ionami, szarpnita z moc w bok i do dou, odsonia zmierzchajce niebo, pierwsze wiata ne i wielk reklam neonow Orbisu ponc to czerwon, to niebiesk barw na dachu ssie . Szeroki pat wiata wpad przez obszerne witryny, odsaniajc jezioro stolikw na niezwy dugiej, cigncej si przez ca przestrze gmachu sali: stoliki pokryte byy krzesami, nymi na nich nkami do gry, jak przy sprztaniu. W tej samej chwili pad pierwszy strza: rozjaniona niebieskim wiatem neonu ciana z szyby zarysowaa si i pka na duej powier e szklanym brzkiem. Filip Merynos nie wytrzyma nerwowo. To tak? pomyla ZY spluwa! robi? Albo on, albo ja. Umiechn si nawet z odcieniem melancholijnego zadowolenia: daw to pewne gwarancje, e ten, za kim goni, nie bdzie ju dalej ucieka. ZY przygi si w i wpad midzy stoliki, kluczy przez chwil jak pomidzy krzakami skbionego zagajnika wajc si ostronie, lecz nieznacznie, ku odlegej czci sali, ciemnej jeszcze, gbokiej ej, dokd nie docierao wte wiato luki w kotarach i gdzie czai si uzbrojony Merynos.

Porucznik MicHal Dziarski odoy wolno suchawk, wycign si wygodnie w fotelu i zapali sa. Takie napuszczanie pomyla leniwie moe si czasem rewelacyjnie skoczy. Ostatec c nie ryzykuj. I nagle skoczy na rwne nogi, przesadzi lekko plczce si pod nogami krzeso, otworzy d i krzykn: Maciejak! Dwudziestu ludzi, trzy samochody i mj citroen! Klusiski! Do mnie ! W pokoju zagotowao si. Dziarski cofn si do siebie, otworzy szuflad, wyj z niej du lum i woy je do kabury pod marynark. To dowodzi umiechn si w duchu e odczuwam przeciwnika. Na podwrzu rozleg si warkot aut. Dziarski zbieg po schodach, za nim Klusiski. Macieja k wczy motor krzepkiego citroena. Z dyurnych pomieszcze wysypywali si milicjanci, prz rzucajc w biegu automaty przez plecy i wskakujc popiesznie na trzy zwrotne, szarozi elone willysy. Wartownicy otworzyli bramy, Maciejak wyprysn do przodu wczajc syren. P zechodnie zaczli przystawa, oglda si, pojazdy zjeday na boki, ustpujc miejsca na

Szarawa, pena przedmiotw ciemno wokoo. ZY sun do przodu, wiedziony szstym zmysem o spuszczone ramiona jak pozornie ociae polipy mtwy gotowe byy w kadej chwili do elek rycznego spicia w byskawicznym ataku. Oczy dryy ciemnoci, kad odlego, mierzyy g ony instynkt pez przed nim zza wga stosu stolikw i krzese, obmacujc nieomylnie szaro rn przestrze; za nim nastpowa nieuchwytnie szybki przechy gibkiego korpusu, cichy, ko ci skok i ZY gin znw w rozgardiaszu stolikw. Sun lewym bokiem, frontow cian sali erce utkwio mu w gardle, stopujc oddech na uamek sekundy: o, nie! to nie wzrok, to nie oczy, nie uszy i such, to raczej zmys dotyku, jaki ledwo wyczuwalny, falisty po wiew powietrza, muskajcy skr twarzy, powiedzia mu o tej bliskoci. Zamar, zastyg w mi cu bez tchu, w mzgu waliy mu moty dzikiej energii, ktr trzeba byo teraz opanowa, wt celowe, nieomylne dziaanie: moment wymaga chodnej precyzji, wymierzenia celownika, by nie spudowa, by ten jeden jedyny skok nie min si z celem i nie kosztowa ycia. Pr dzony cudownym radarem wasnego instynktu ZY obraca si powoli, nieznacznie w miejscu, jak wiea strzelnicza krownika przed salw. Zgi si i skoczy. Kopnity w locie stolik z z piramid krzese na podog, lewa rka ZEGO uchwycia strzp marynarki Merynosa, za p wina si do morderczego uppercuta w ciemnoci. Cios wylecia z napitego a do mki bark nie trafi w szczk. Uderzony z si mechanicznego taranu w pier Merynos zatoczy si na um dla orkiestry: zadwiczay zapomniane przez perkusist czynele. ZY potkn si i upad padajc chwyci jedno z sypicych si wokoo, roztrconych z si stolikw i krzese i rbn kierunku miedzianego dwiku czyneli. Jednoczenie Merynos zacz strzela. Bach! Bach! h! rozdara ciemnoci krtka seria. ZY lea pod stolikiem, kryjc gow w resztki krzes strzeli jeszcze raz. Zabi! dysza ciko: strach wydusi ze wszelk myl poza pragn miastowego uwolnienia si od strasznej groby, czajcej si za kadym milimetrem szecienny ciemnoci. Zaaaabi! dusi si dz mordu i wasn, paniczn, nieprzytomn trwog. Pr dostrzeg biay, jarzcy si bysk oczu leccego na w ciemnociach ZEGO i teraz, czogaj m dla orkiestry, myla ju tylko o wyzwalajcym mordzie lub o wyzwalajcej ucieczce. Peza idzy stolikami, starajc si zebra rozpierzche myli. Czy ten Dziarski ju jest? usi wo w mylach mozaik misternej kombinacji. A moe? zawoao co w nim tak dononie, e nogi a moe ju? Koniec? Przylgn do osony ze spitrzonych krzese j zawoa z arliw Nowak? Buchowicz odezwa si w mroku jasny z wciekoci gos ZEGO nie martw si, ja yj. To ty tu dzi zostaniesz, bd spokojny.

Merynos opar si ciko o cian. ciana uchylia si i o mao nie upad do tyu: wahadow e do kuchni otworzyy przed Merynosem nieoczekiwane perspektywy. Naga myl jak byskawi ca rozdara ciemn trwog. Tdy! zawoa zbawczy pomys tak jest! Pamitam, to tu. B ili w dzie, kiedy da si namwi znajomemu dyrektorowi CDTu na dokadne zwiedzenie cae hu. Drzwi zamkny si za nim bezgonie. W ogromnej hali kuchennej nie byo tak ciemno jak na sali: biae kafle cian i biae koty pozwalay atwiej odrni bryy przedmiotw. Mery du odnalaz centralnie pooon obudow wind. Zbliy si do nich i ostronie naciskajc za aznych, okutych na krzy sztabami drzwi: obie windy byy otwarte. Merynos odetchn gboko przesun jzykiem po zeschych wargach i otar rkawem brudny pot z czoa: oddaby w tej i par lat ycia za jedno gbokie zacignicie si papierosem. Jeli si uda myla ter yzyjnie to bd mia wszystko tak, jak zaplanowaem, jak tego chc. A jeli nie, to zastr go tu przy windach. Musz trafi, przy wietle i z odlegoci piciu krokw. Otworzy na o drzwi obydwu wind: jeden szyb by pusty, w drugim Merynos obmaca atwo wyczuwalne pu do towarowego dwigu. Wrci ostronie do drzwi, uchyli je bezgonie i wyjrza w wrog, emno sali. Po czym wycign przed siebie rewolwer i wystrzeli dwa razy w mrok. Skoczy ychmiast do kuchni, podnoszc po drodze jednym ruchem lewarki wszystkich kontaktw p rzy drzwiach. Ogromna kuchnia rozbysa wiatami. Merynos wtuli si midzy dwa potne ko a sztywno wyprostowany w wskiej szczelinie poza uniesionymi, olbrzymimi pokrywami; uzbrojona rka draa mu lekko, gdy wycign j oszczdnym gestem przed, siebie. Wahadow koysay si w obydwie strony jak upiorny metronom, jedyny element ruchu w tej przeral iwej statycznej ciszy. Po chwili drzwi zatrzymay si, ujte pewn rk od strony sali, uka ujc czarny prostokt wejcia: w wejciu stan ZY. Palec Merynosa zadygota lekko na cyng eraz mg nastpi koniec, fina wielkiej gry. Ale Merynos by graczem na jeszcze wiksz s wielkie gry. Nie! migno mu przed oczami: zrozumia w tej sekundzie, jak nigdy dotd, msta nie naley do kategorii wielkich zwycistw. Uciek! pomyla ZY tylko ktrdy? za w kierunku wind: podbieg ku obudowaniu i pochyli si nad pustym szybem naoliwione stalowe liny giny w dole, w czarnej, wskiej przepaci szeciu piter gmachu i dwch pit dziemia. Bez chwili zastanowienia wszed do puda towarowego dwigu i zamkn za sob elaz drzwi. Merynos poruszy si, chcc wyj ze swej szczeliny. W tej samej chwili drzwi si ot orzyy i ZY wyszed z windy, za Merynos cofn si w panice, wrzucony w szpar omotem w rca. Czyby bya zepsuta? Wyczona? pomyla Merynos z rozpacz. ZY pochyli si nad po czym nagle, pewnym ruchem uchwyci stalow lin, zawis nad czarn otchani czworoktne olni i pocz zsuwa si w d. Merynos wyszed ze swej kryjwki: zataczajc si na chwiejn h podszed do wind. Drcymi rkami wyj papierosy z kieszeni podartej marynarki i szuka ej zapaek. Nie mia ich w kieszeniach, musia je gdzie zgubi. Na brudnej pododze porzuc nej przez ZEGO windy leao w kcie pudeko zapaek. Merynos wszed do windy, pochyli si pudeko: byo w nim par zapaek. Prostujc si poczu oszaamiajcy zawrt gowy, caa kre u ku nogom. Opar si ciko o cian dwigu, walczc z ogarniajcym go omdleniem. Gdy si jecHaa powoli w d. Niezgrabnymi, szybkimi ruchami roztrzsionych doni, tumic napywa do krtani mdoci przeraenia, zdy jeszcze zmieni magazynek w rewolwerze. Na dole panowa pmrok. Sabe, kratowane arwki, umieszczone w rogach bielonych, piwniczn ch cian ogromnych magazynw, wyaniay z ciemnoci kopiaste sterty odziey, way skrzynek przerniejszego kalibru, poustawianych rwniutko beczek, pude kartonowych, koszw, pleci onek. Unosia si tu mocna, kombinowana wo wieych ubra, naftaliny, owocw i myda. ZY no nie koczcymi si korytarzami wrd opakowanych fortepianw i ogromnych skrzy z napisa stronie! Szko, z ktrych sterczay kaki ostruyn i wiechcie somy. Posysza szmer zje cofn si szybko do tyu, usiujc podbiec do wyjcia z szybu; nie byo to takie proste, odnale od razu wieo przebytych cieek w tym labiryncie. Szmer windy ucich i ZY nie s nic. Instynktownie pochyli si, czajc si poza barykad z dziecicych wzkw. Daleko, w p j perspektywie przejcia midzy murem z bel materiaw a cian z pudeek z obuwiem, mign , wysoka sylwetka z rewolwerem w rku. ZY rzuci si bez szmeru do przodu: obieg bezgon naronik z zapasw tekstylnych i skrci w prawo. Bach! Bach! Bach! rozlegy si trzy s a potem szybki tupot ng. ZY wskoczy w gsty las szczotek do zamiatania, cigncy si po oym piwnicznym murem, i po sekundzie puci si w pogo za tupotem. Oszalay strachem Mery os strzeli jeszcze dwa razy i bieg dyszc ciko, zaniedbujc wszystkie rodki ostronoc ewo zamajaczya wielka, pionowa paszczyzna elaznej bramy magazynu: Merynos dopad jej byskawicznie, jak w natchnieniu rozsun elazne zawory i zasuwy, otworzy bram szeroko n ocie i przysiad w czarnym mroku jej skrzyda: rewolwer lata mu w rku jak w ataku hist rii. ZY dobieg do pustej przestrzeni przed bram i ujrza jasno rozwietlony ulicznymi w atami pat nieba nad sob. Bez chwili namysu skoczy w otwr bramy; bieg szybko, dugim,

im krokiem. Przed nim cigno si ze trzydzieci metrw pochyego wjazdu dla ciarowych a hodzcego do poziomu ulicy. ZY zaczerpn mocny haust wieego powietrza i pobieg w gr. omyla z niechci znw cay koowrt od nowa. Ale do koca. A go zagoni na mier. W osysza z tyu, za sob, odgosy zeskakujcych z poziomu ulicy na ukon kostk pochyego dzi. Obejrza si: byli to uzbrojeni milicjanci. Wstrzyma bieg i wolno, ocierajc tuste od dwigowego smaru rce o spodnie, wszed pod gr. W grze, w wylocie wjazdu, na tle czar ej, szklistej i poyskliwej masy Centralnego Domu Towarowego staa na szeroko rozsta wionych nogach szczupa, niewysoka posta. Nareszcie rzek porucznik MicHal Dziarski spotkalimy si. Po czym uprzejmym, lecz nowczym gestem wskaza ZEMU otwarte drzwiczki czarnego citroena, przy ktrych sta siera nt Maciejak. Auto przy chodniku oraz droga do obstawione byy szpalerem milicjantw, za ktrym toczy si, tum gapiw. ZY umiechn si mimo woli: pochlebiay mu te rodki a wsiad do auta. 7

Filip Merynos wprowadzi oliwkowego humbera tyem w podwrze. W do ciasnej bramie zgi z zak, wcisn botnik i niebezpiecznie zawadzi podwoziem o wystajcy z nierwnego bruku bra y kamie. Wyj t walizk spod tylnego siedzenia, zamkn wz i zadzwoni do drzwi Olim Olimpia otworzya i Merynos wszed bez sowa na gr. W pokoju byo czysto sprztnite, mi rzytulne wiato nocnej lampki rozjanio wygodny pmrok. Merynos stan na rodku pokoju. Jak ty wygldasz? szepna Olimpia, ogarniajc go przeraonym spojrzeniem. W istocie prezes Filip Merynos wyglda strasznie. Rozdarta marynarka i koszula odsan iay goe ciao, spodnie mia na kolanach poszarpane i wytarzane w biaym pyle, twarz pokr yta bya sinym obrzkiem i grub warstw zastarzaego kurzu, w ktrym ciekajcy kroplisty brudne smugi, pasma i bruzdy. Tu jest prawie milion zotych rzek Merynos rzucajc t walizk na st te pienid ziesz? Zrozum, Filipie zacza Olimpia; setki sw, pyta, wtpliwoci cisny jej si na war w takich momentach nie wiedziaa, od czego rozpocz. Wszystkie skrupulatnie przygoto wane w samotnych rozmylaniach tumaczenia i perswazje rozpyny si naraz nie wiadomo gdz e. Trudno rzek Merynos nie czekajc na odpowied ja jad. Musz jecha. Suchaj, Olimpi zwolisz mi si u ciebie umy? Jak moesz o to pyta? rzeka Olimpia z gorzkim wyrzutem; w jej wielkich, bawatnych oc ach bysy zy. Wesza do azienki i odkrcia krany. Rozleg si mocny szum spadajcej do y. Merynos rozebra si i przeszed do azienki. Olimpia wrcia do pokoju i pochylia si nad zachmanionej odziey. Machinalnie pocza j otrzepywa i rozprostowywa. Po chwili wyja y szczotk, ig, nici i wczya elektryczne elazko. Oczy jej znw zwilgotniay. Z azien zio pluskanie si i zapach gorcej pary. Po kilkunastu minutach wszed Merynos, owinity w paszcz kpielowy, rzuci si na tapczan i zapali papierosa. W chwil potem zasn z zap m papierosem w ustach: napite do niemoliwoci przez tyle godzin nerwy odmwiy wreszcie posuszestwa. Olimpia delikatnym ruchem wyja mu papierosa z ust. Pod powiekami czua ci le zy. Oto jest czowiek mylaa ktry mnie bardzo potrzebuje. Kocha mnie i potrzebuj Po dwch godzinach Olimpia dotkna lekko ramienia Merynosa. Filipie powiedziaa prze szam, e ci budz, ale moe masz co pilnego do zaatwienia? Zasne tak nieoczekiwanie. Co? Jak? Merynos gwatownie otrzsn si ze snu: po sekundzie oczy jego wypeniy si zujnoci. Nie denerwuj si rzeka agodnie Olimpia. Jeli nic nie masz do zaatwienia, to poci zostaniesz na noc. Merynos zerwa si, przecign, przysiad na tapczanie i rozejrza si za papierosami. J wdziwym skarbem, Olimpio powiedzia powanie. Tak ju mwi kto do mnie pomylaa Oli sowa Witolda byy ironi, a te s gbokim przekonaniem. Musz i jeszcze do biura stajc a nocy nie spdz u ciebie. Nie mog. Pewni ludzie wiedz o nas zbyt wiele. Rozumiem rzeka Olimpia tu s twoje rzeczy. Na krzele leao odczyszczone i prowizorycznie pocerowane ubranie. Na zoonych porzdnie, odprasowanych spodniach lni niebieskawym poyskiem duy, czarny rewolwer. Niska, obszerna piwnica, cignca si zaomami, zatoczona starym szmelcem i wszelkiego ro

dzaju mieciem, pena bya sinawego dymu i swdu eksplozji. Skulony w odlegym kcie Jonasz Drobniak oderwa raz jeszcze gow od ziemi i pobieg ku przeciwlegej cianie, gdzie grzmo n przed chwil wybuch. Duszca wo prochu tamowaa oddech i wgryzaa si w oczy, lecz ci ostaa nie naruszona. Cholera! zakl pgosem Drobniak znw nie tu! Gdzie to moe b k na Ty gowy i raz jeszcze sign po notes. Tu musi co by, w tej piwnicy pomyla adomo ktry tego dnia. W notesie widniay dane wypisane z ksig handlowych spdzielni Wor czek: jakie daty i potne sumy inwestycyjne, wydatkowane na przebudow magazynw spdzi na specjalne przekopy instalacji telefonicznych. Tu gdzie musi by jaka kryjwka gryz i Drobniak. Po raz nie wiadomo ktry rozpocz mudny marsz wzdu murw piwnicy, opukujc olb rewolweru. Zatrzyma si na chwil w miejscu, w ktrym oddwik wyda mu si nieco inn kieszeni i wyj rozdart tubk Kalodontu: na jej dnie pozostao jeszcze troch wybuchow ateriau. Nie pomyla dosy tej zabawy. ON i tak musi tu niebawem przyj. A poza tym na zegarek zblia si chwila, w ktrej zacznie dziaa Juliusz Kalodont. Na barkach tego zielnego starca spoczywa teraz ogromna odpowiedzialno. Czy j udwignie? Czy aby wiadom o jej ciaru nie sparaliuje mu ruchw? Za ja umiechn si w duchu jestem po pro nic nie jadem od blisko trzydziestu godzin. Tak mona tylko w sensacyjnych powieciac h. Trzeba zatem co zje. Otrzepa si z kurzu, zgasi wiato i opuci piwnic, zamykajc j starannie na kdk. N u Grzybowskim znalaz jeszcze otwarty kiosk ze sodyczami, w ktrym wypi butelk mineraln ej wody pod nazw Dbrwka oraz zakupi trzy paczki toruskich piernikw w ksztacie serd Nastpnie przeszed na ulic Prn i dobytym z kieszeni kawakiem kredy napisa wielkimi l mi na emaliowanym zielonkawoczerwonym szyldzie spdzielni Woreczek: Uwaga, ZY! Czekam magazynach oraz wyranie wyrysowa numer bramy przy ulicy Bagno. Wszed do bramy i na mu rze, przy wejciu na klatk schodow, napisa: Uwaga, poruczniku! Czekam w magazynach prz y ulicy Bagno Wychodzc z bramy zatrzyma si jeszcze na chwil i powtrzy obydwa napisy rotuarze, tu przed bram. Po czym wrci na ulic Bagno, wsiad do dobrze znajomej, okalec aej karoserii starego forda i wymoci sobie wygodne miejsce, chrupic ze smakiem nieco ju podstarzae toruskie serduszka. Doznawa nawet czego w rodzaju wygodnego spokoju, m imo e bolaa go kada kosteczka. W dwie godziny potem na progu piwnicy stana wysoka, ciemna posta. Wprawnie zdja kdk ika w czeluciach starych schodw. Jonasz Drobniak nawet nie drgn. Zadowolony umieszek rzebieg mu po wargach: by to umiech czowieka, ktremu zgadza si ostatnie i ostateczne odsumowanie. A teraz szepn kolej na nastpnych panw. Zblia si chwila waszego wej cen, panowie.

Nie ma obywatela porucznika Dziarskiego rzek obojtnie milicjant w biurze przepuste k Komendy Stoecznej MO. Jaaaak to nie ma? wybka Juliusz Kalodont; wyglda niepokojco wosy mia zmierzwi k przekrzywion, wzrok dziki, czesuczow marynark nader pomit: wida byo od razu, e b w sprawach rwnie doniosych, jak gwatownych i e mnstwo wysiku kosztowao go to, by zna wa si teraz wanie w tym tu miejscu. I co teraz bdzie? powtrzy z akcentem rozpacz niepokoju przecie jest ju po wp do dziewitej? Faktycznie przyzna milicjant, z wyran skonnoci do ziewania w gosie godzina si wp do dziewitej. I wczoraj byo tak samo o tej porze, i jutro tak bdzie cign, zdr ym samym wiar w filozoficzn tez, wedug ktrej nic si na wiecie nie zmienia. Panie! zawoa Kalodont ale przecie tam kto musi by! Jaki dyurny! Tam? zdziwi si spokojnie milicjant to znaczy gdzie? U porucznika Dziarskiego! w gosie Kalodonta zadrgaa nadcigajca awantura. Panie! wpychajc gow w okienko tu chodzi o ycie ludzkie! Milicjant spojrza na Kalodonta z niechci. Wyjm pan gow rzek zimno; po czym doda : Zawsze chodzi p ycie ludzkie. Tak czy inaczej. Uj jednak suchawk wewntrznego te u i powiedzia: Tu biuro przepustek. Obywatelu inspektorze, jaki obywatel do porucz nika Dziarskiego. Mwi, e Po chwili pooy suchawk. Dowd osobisty prosz rzek odont sign nerwowo do kieszeni i natrafi na list, ktry parzy mu palce. Wycign dow ant wypisywa dugo przepustk, wreszcie zjawi si drugi milicjant i zaprowadzi Kalodonta do pokoju na pitrze. Po drodze, na schodach, Kalodont ukada gorczkowo powitalne sowa, z jakimi zwrci si do Dziarskiego, tak aby nie hamowa w niczym szybkoci dziaania poru cznika, a jednoczenie wyjani mu moliwie dokadnie i wyczerpujco istot rzeczy. Martwi m tylko, e najprawdopodobniej nie zdy powiedzie wszystkiego, gdy porucznik Dziarski z erwie si do akcji jak motor na ulu, nie baczc na zasadnicze klauzule ostatniej woli

Jonasza Drobniaka dotyczce ZEGO. W pokoju na pitrze siedzia za biurkiem zaywny, gruba wy facet w samodziaowej marynarce i bez krawata, czyszczcy starannie szklan lufk. Pa n do porucznika Dziarskiego? spyta Kalodonta. Tak, tak przytwierdzi skwapliwie Kal odont bardzo pilna sprawa To niech pan siada rzek obojtnie grubawy. Kalodont usiad mia wraenie, e list przepala mu marynark. Kilkakrotnie unosi gow, chcc co powiedzi grubawy facet nie zdradza ochoty do rozmowy, Kalodont za gryz wasny jzyk, wiedzc dobr ej e jest on o par milimetrw za dugi, podczas gdy sytuacja wymagaa maksymalnej dyskre cji. Tote sapa ciko i ociera kraciast chustk kroplisty pot z czoa. Wydawao mu si, anie nie skoczy si nigdy. Co on moe robi, ten Dziarski? myla nerwowo gdzie jest o tym, jak wiele przeszkd i trudnoci dzieli go od prawidowego wypenienia ostatniej woli Jonasza Drobniaka, ogarniao go bezbrzene znuenie i rezygnacja. 8 t w

Nazwisko? spyta Dziarski. Nowak. Imi? Henryk. Lat? Trzydzieci dwa. Mieszka? Anin. Soneczna cztery. No, tak powiedzia Dziarski i poczu nage skrpowanie. Nie wiedzia, o co dalej pyta. przestraszy si, gdy poj, e taki brak inwencji w ledztwie zdarza mu si po raz pier yciu. Ale to jest bardzo niecodzienne ledztwo usiowa pocieszy si. Suchajcie, Nowak zacz Dziarski ci na was podejrzenia o dwa zabjstwa i ogromn Oczywicie, jestecie aresztowani. Wytoczy si wam proces z oskarenia publicznego. Mwi am to od razu, eby nie byo midzy nami nieporozumie. ebycie nie wyobraali sobie, e t ie przejciowe zatrzymanie czy mae przesuchanie dla wyjanieni. Jestem uprawomocniony d o osadzenia was w wizieniu bez nakazu sdu. ZY spoglda na Dziarskiego chodno, lecz nie wrogo. Rozumiem rzek po chwili i mam na prob. Sucham rzek sztywno Dziarski. Czy mgbym si tu gdzie umy? Dziarski spojrza na niechtnie. Trudno jednak byo odmwi: ZY by cay w kurzu i w brud arz mia zalepion grub warstw zapylonego potu, ubranie wiecio pasami smarw z dwigowy n, rce pokryte mia grubymi plamami brudnej oliwy. Tak rzek krtko Dziarski i zadzwoni. Na progu stan starszy sierant Maciejak. Sie zek Dziarski zaprowadcie aresztowanego do umywalni. ZY wyszed za Maciejakiem; Dziarski wsta i podszed do okna. W dali na pnocnym wschodzi , gdzie za Wis nad eraniem, oboki zaczynay rowie: wiosenny wieczr nis rozpogodz drywajcy wiatr ucich. To by znaczek poczty okupacyjnej z czasw pierwszej wojny, o ile sobie, przypominam myla Dziarski, zapalajc wolno papierosa pamitam, toczy si o t aczek dugi i skomplikowany spr. Dopiero dokadne badanie zbkowania dostarczyo jakich p wniejszych dowodw. Pamitam, jak si nad tym mczyem. My, filatelici, musimy tak drobiaz owo i ostronie, z nieskoczon cierpliwoci. W tym sens naszych zamiowa. ZY wrci do pokoju i Dziarski usiad za biurkiem. Wpatrywa, si dugo w twarz ZEGO i w jasne oczy. Ani twarz, ani te oczy nie wzbudzay w nim sympatii. Porucznik MicHal Dziarski kocHal nade wszystko ad ad serc i umysw, jak i ad ludzkich spoecznoci. Wi orco, e wszelkie siy w wiecie i w czowieku musz by poddane porzdkujcej wadzy rozu praw. Czowiek siedzcy naprzeciw by akumulatorem siy, energii, i Dziarski, im duej we i wpatrywa, tym lepiej pojmowa przyczyny jego niewiarygodnych zwycistw. Rozumia, w ja ki sposb by w stanie osiga rzeczy na pozr niemoliwe, siga po fizyczne triumfy zdawa nieosigalne. Z intuicj wyuska z tej twarzy i z tego niewysokiego, szczupego korpusu p ierwiastek dzikiej, drapienej mocy, element z pogranicza siy materialnej i napi duch owych, ktry stanowi prawdziwe rdo przewag tego czowieka, ktry czyni go niepokonanym najsilniejszych, dla caych watah wrogw. MicHal Dziarski rozumia to wszystko, ale te go nie pochwala; nie ywi zaufania do tego rodzaju kumulacji ywotnoci, posdza j logi o odwieczn wywrotowo w stosunku do swych ideaw adu i porzdku, wietrzy w niej nieus niebezpieczestwo dla tych wartoci. Ostre, drce, nieokrelonego koloru oczy Dziarskiego

opukiway bez uznania siedzcy naprzeciw potencja czynw, lizgay si obojtnie po kszta latce piersiowej i silnych, cho nie potnych ramionach ZEGO, wpyny znw na twarz i ut arzcych si odcieniami biaoci oczach. Po chwili ZY spuci wzrok. Nie mg wytrzyma te bowego przenikliwego spojrzenia stay za tym spojrzeniem potgi ludzkiej myli, organi zujcej ycie. Ciekawe pomyla ZY w zmieszaniu e te zawsze rozmylam o pokonywaniu o czy mog pokona, czy musz przegra. A przecie chyba mona inaczej? Ja nie zabiem odezwa si naraz, nieoczekiwanie, ZY. Powiedzia to cicho, jakby nie dania. Czego on nie dopowiedzia? pomyla z emocj Dziarski jakiego wyrazu zabrako w tym zd Chciabym w to wierzy rzek bardzo opryskliwie ale bdziecie musieli tego dowie prze . Zarwno fakty, jak i poszlaki, a nade wszystko pewne zeznania wiadcz powanie przeci wko wam. Dobrze rzek ZY dowiod. Jest wiadek wypadku, ktry stwierdzi, e Mechciski wpad Taki nieduy umiechn si zgryliwie Dziarski w meloniku? Z parasolem, co? Ten rzek ponuro ZY tylko nie wiem, gdzie go szuka. A pan, widz, te co nieco wi Wiem rzek Dziarski wiem, na przykad, e z drugim morderstwem bdzie o wiele trudnie Chyba e postaracie si o jakie alibi Dziarski urwa nagle: uwiadomi sobie, e mimo w suwa ZEMU rodki obrony. Alibi? jakby rumieniec wypyn na smage policzki ZEGO o to bdzie trudniej. Przeci ierzy mi pan, e tej nocy staem do pna przed pewn bram na Frascati. Jak niemal codzien ie zreszt. Uwierz rzek sucho Dziarski syszaem co o tych milczcych serenadach. Ale sd moe y. Czy pan prowadzi ledztwo? spyta ZY; zupenie nowy ton zjawi si w jego gosie, ton ktry z nowymi siami angauje si w rozgrywk. Jak najbardziej rzek zimno Dziarski, kryjc starannie niepokj wasze zeznania bd s e. Jestem nie w formie pomyla z trosk czybym da mu czym pozna, e jestem troc Istotnie, dotd to wszystko wyglda na interesujc rozmow, a nie na ledztwo. Prosz tedy zanotowa rzek dobitnie ZY e wiem, kto napisa w fatalny artyku w E zornym. Tote gdybym chcia si mci, zamordowabym redaktora Edwina Kolank. Ostatnie arwi przerysowanym sarkazmem, po czym zamilk. Dziarski umiechn si bez ironii. Suchajcie, Nowak : powiedzia wrcz serdecznie t o, co mwicie, jest bardzo mie i pene wdziku, ale chyba nie jestecie dzieckiem i zdaje cie sobie spraw z tego, e s to argumenty zupenie bezwartociowe. Mityczny wiadek i log czne rozumowanie s to nader wte rodki obrony w procesach o zabjstwo. Odnajdcie mi fac ta w meloniku, zmucie go do zoenia przychylnych dla was zezna i przekonajcie mnie, e przed zabjstwem Jakuba Wirusa wiedzielicie o tym, kto napisa ten artyku. Nie wiem, j ak moglibycie tego wszystkiego dokona, nie wyobraam sobie tego. Tymczasem za trup te go reportera i zeznania kolejarza Siupki s dowodami rzeczowymi, niemoliwymi do prz ekrelenia. ZY spuci oczy po raz drugi. Czu si jak szermierz, ktry zrozumia naraz, e po prostu iej umie od swego przeciwnika. Nowak rzek Dziarski po chwili czy wiecie, co oznacza dla mnie wasze aresztowanie? Nie zdumia si ZY: zaskoczya go nowa nuta w gosie Dziarskiego, jaki ton rozmowy br obco w tym pokoju, nad tym biurkiem, w tej sytuacji. Oznacza awans i pochway rzek prosto Dziarski popularno i bardzo cenne poczucie sp nego obowizku. Zadowolenie z udanej prcy. Nie sdcie wic ani przez chwil, e bd wam jestem dla was w jaki sposb yczliwy. Porzucie t myl i takie nadzieje. Nas wszystko d ieli, a nic nie czy. Po co on to mwi? skupi si w intensywnym myleniu ZY i nagle zdecydowa si na atak. wszystko? rzek z nieoczekiwanym umiechem. Po raz pierwszy tego wieczoru porucznik MicHal Dziarski umkn spojrzeniem w bok. To s pozory rzek po chwili oschle. Mog wam wytumaczy, e to s tylko pozory. Czy ficie zrozumie, co to jest praworzdno? Postaram si rzek ZY z prostot. Wiecie, w zorganizowanym spoeczestwie jest tylko jedno jedyne prawo i tylko ono ob owizuje,. Im cilej organizujemy spoeczestwo dla skutecznej walki o rozwj, o coraz to epsze ycie, tym bardziej stanowczo przestrzega musimy jednoci i wycznoci prawa, obowi jcego nas wszystkich. I na tym polega praworzdno. Rozumiecie? Rozumiem rzek ZY. Wpatrywa si w Dziarskiego z wyrazem takiego zasuchania, e wzrok

zafascynowa porucznika. Co drgno w duszy Dziarskiego. To dlaczego wasze czyny s zaprzeczeniem tych jasnych i prostych prawd! krzykn niema l Dziarski. Jak to rozumiecie, to musicie take zrozumie, e u nas w kraju nie ma mie jsca na prywatn inicjatyw w zakresie prawi, e to jest wanie amanie praworzdnoci, t mierzanie sprawiedliwoci na wasn rk, e jest jedno jedyne prawo, obowizujce wszystki e s ludzie powoani do chronienia tego prawa! Natomiast amanie go, nawet w najlepszy ch intencjach, bdzie z ca surowoci karane! Napastnik i awanturnik, dziaajcy, jak mu ydaje, w celach szlachetnych, pozostaje w wietle prawa awanturnikiem i napastniki em, niweczcym spokj publiczny. I wy, Nowak, jako taki bdziecie sdzeni i mam nadziej s rowo ukarani. To jednak rzek wolno i w zamyleniu ZY pan wierzy w moje dobre intencje. Nigdy bym ego nie przypuszcza. Spodziewaem si, e ma mnie pan za zwykego obuza. Miaem mrukn Dziarski ale potem zmieniem zdanie. Zreszt to nie ma nic do rzeczy. s teraz za niezwykego obuza, jeli ju koniecznie chcecie wiedzie, za co was mam. Nie, nie i nie! krzykn naraz ZY wznoszc zwinity kuak, ktry zawis nad biurkiem n rzed rbniciem w blat. Przepraszam rzek po chwili ze szczer skruch prosz mi wyba Zapominacie si napomnia go surowo Dziarski. Chciabym co panu wytumaczy rzek nagle, cho z wahaniem, ZY nie jestem tylko pew nie pan zrozumie? Postaram si rzek prosto Dziarski, poj naraz, e zblia si powoli do tego, do czego omie od pocztku tej rozmowy: najbardziej w tej chwili pragn zwierze siedzcego naprzec iw czowieka. Widzi pan zacz ZY marszczc czoo w wysiku trafnego formuowania przetrawionych w s dawna, lecz nigdy nie uzewntrznianych myli czytaem niegdy tak ksik o rnych taj h na Sycylii, o tajemniczych zwizkach, ktre zowi si w Neapolu camorr, o dawnych obycz ajach korsykaskich, opartych na prawie vendetty. By moe, e duo z tego nie rozumiaem, y moe, e niektre rzeczy pojem le, ale widzi pan, ja, zanim zaczem to, co robiem, m w sobie i szukaem. Czego szukaem? Wiem dobrze czego, chocia nie potrafi tego panu powiedzie, nie wiem, jak to si nazywa. Wszystko, co wiem, wiem z przygodnie czytan ych ksiek, z filmw. Mao razy udao mi si w yciu rozmawia z ludmi, od ktrych mgby zy, co wzi. Ot ja czytaem o tych mafiach, camorrach i vendettach i doszedem do wnio s to rzeczy ze, bardzo niedobre. Susznie wyrwao si Dziarskiemu. Nie wiem cign ZY czy ja waciwie oceniam to wszystko, zaraz panu powiem jak. Ot si, e te mafie i camorry stwarzaj wasne jakie prawo i wykorzystujc sw sprysto i dziaaj skuteczniej ni ciki aparat policyjny i sdowy. atwiej dokona jest skrytobjst zeprowadzi prawidowy proces, prawda? Prawda mrukn Dziarski; drania go ta suszno rozumowania. Zawsze przy tym mona powiedzie, e taka mafia broni interesw pokrzywdzonych, ale to j est tylko maskowanie okruciestwa szlachetnymi frazesami, no nie? W istocie takie wymierzanie sprawiedliwoci na wasn rk, owe vendetty i obyczaj samowolnej zemsty wydaj mi si czym bardzo gronym dla spoeczestwa. To jest to, czego ja si nauczyem z tej ksi A wic dlaczego prowadzi pan identyczn dziaalno w Warszawie? spyta cicho i dobitn rski; natychmiast te, gdy wypowiedzia te sowa, poj po raz pierwszy ich niesuszno, p ak nagle i tak wyrazicie, e o mao co nie uderzy si doni w czoo, gestem czowieka pr wykrzykn: Ale ze mnie zakuty eb! Dziki temu nie zauway, e to dziwne ledztwo nab ej cech towarzyskich. Tego zawsze najbardziej si obawiaem rzek cicho ZY; patrzy Dziarskiemu w oczy prost jasno i uczciwie jak czowiek, ktry nie ma nic do ukrycia i ktry bardzo mocno wierzy w to, co mwi. Zawsze doda jeszcze ciszej obawiaem si, e to, co czyni, uwaane egulowanie prywatnych porachunkw. Tymczasem ja prowadziem dziaalno wychowawcz. Czy rwnie w celach wychowawczych goni pan dzi czowieka przez cae miasto? spyta t ziarski. Nie rzek rwnie twardo ZY dzi goniem tego czowieka, by uregulowa pewne porachun e porachunki wi si cile z moj dziaalnoci wychowawcz. Ciekawe rzek wymijajco Dziarski, gdy nie wiedzia, co powiedzie. Niech pan posucha rzek ZY, kadc rk na blacie biurka. Pan wie bardzo duo o pra iem bardzo duo o ludziach. Wie pan rwnie dobrze jak ja, e w tej chwili mnstwo jest w Warszawie ZYCH ludzi. Takich zych jak ja, takich, ktrzy napadaj, bij, awanturuj si, pastuj niewinnych przechodniw na ulicach z najrozmaitszych przyczyn. Nazywa si ich

chuliganami, chocia przyznam si panu, e ja nie wiem, gdzie i kiedy koczy si chuligan, a zaczyna si zwyky bandyta, i czy facet, ktry odrzyna drugiemu facetowi noykiem pal ce, bo taka mu przyjdzie po pijacku fantazja, to chuligan czy zbj? Ot chuligastwo je st wrzodem i pan o tym wie najlepiej. Ten wrzd leczy si rozmaitymi sposobami: wiksz o z nich wydaje mi si bardzo nieskuteczna. Urzdza si konferencje, radz nad tym pedago zy, nauczyciele, psychologowie, prawnicy, milicjanci, specjalici od wietlic i leka rze. Czy mog zapali papierosa? spyta nagle. Prosz rzek Dziarski, wyrwany z zasuchania; nie mg si oprze wpywowi tych zda sem niezrcznych, lecz jake penych treci. Poda ZEMU paczk Sportw i zapaki. ZY za ia Dziarskiemu, ktry rwnie sign do paczki. Niech pan mwi rzek Dziarski. Ja te nad tym duo mylaem, och, nie ma pan pojcia, jak duo nagy skurcz przelecia ZEGO nie wiem nawet, czy to mona nazwa myleniem, t mk Nie jestem pewien, czy pa ie, ale kady taki zy czowiek, kady obuz, chuligan, a nawet bandyta ma w yciu chwil, dy chce wrci do ludzi. Ta chwila wicej jest warta ZY pochyli si arliwie nad biurki ic Dziarskiego napiciem gosu i spojrzenia wicej znaczy ni setki wietlic, ni mili wawczych pogadanek, ni najbardziej ponura cela wizienna. Taki moment nachodzi kadeg o z tych zych ludzi z najrniejszych przyczyn. Bywa tak, e pokocha si dziewczyn i wted Albo tak, e zobaczy si na ulicy dziecko i pomyli si, e samemu te by si chciao takie Albo zajdzie si kiedy do kolegi, ktry akurat ley po przyjciu z pracy na tapczanie, w mikkich pantoflach, czyta gazet, a ona podaje mu wieutk jajecznic. Czsto bywa to st przed kar, ktry spadnie na czowieka nieoczekiwanie, bez specjalnych powodw, tylko ta k znienacka podejdzie pod serce i pod gardo i zatrzsie caym ciaem. Mog te by ale to ane Wane jest to, e ja, czowiek prosty, nieuczony, postanowiem warszawskim chopakom aga w osigniciu takiej chwili, takiego momentu. Bo trzeba panu wiedzie, poruczniku, e ten moment najczciej przychodzi wtedy, gdy si solidnie otrzyma po krzyach. Kiedy cho pczyk tak poszoruje troch zbami po bruku, zainkasuje kilka obcasw w brzuch i w oczy , przeley par dni w szpitalu, to wtedy zaczyna kombinowa, e najlepiej opaca si zaprze ta. Dziarski pali milczco. ZY zacign si gboko i rzek: S tacy, ktrzy takiej chwili dy. Tych trzeba tpi. S tacy, ktrzy moment taki lekcewa, pomijaj, zgniot w sobie, ut drwinach i w wdce. Tych te trzeba tpi, takim wietlice ju nic nie pomog. Ale tym mod ym najmodszym, co to wkraczaj na warszawsk ulic z siedemnastoma latami w miniach i z deaem kopyta w sercu, ktrzy wierz, e najwaniejsz rzecz w yciu jest uderzy tak, aby ny ju si nie podnis, tym trzeba da szans. Trzeba ich wychowywa. Na wasnej skrze mu ekona o tym, e nie ma silnych, e najwikszy kozak znajdzie lepszego od siebie. Wie pa n w gosie ZEGO zadwiczaa gorycz bolao mnie zawsze najbardziej, gdy tum pyskowa: e! Stary byk, a takiego modego kopci! Ale tak trzeba, niech mi pan wierzy, poruczn iku, tak trzeba! ZY unis si, wyprostowa, po czym zawis nad biurkiem na szeroko rozs ionych rkach: twarz jego nosia wyraz tak skupionego przeywania wasnych sw, e wydawa ena cierpienia. Zawoa penym, mocnym gosem: Robiem tak, aby tamci, ktrych biem, wi nie robili, co robili przedtem! Tylko wtedy miao to jaki sens. Pewny jestem, e w om iu wypadkach na dziesi udao mi si osign mj cel. Wolabym zabi takiego drania! kr puci go z przewiadczeniem, e jutro zacznie od nowa! Bzdury! rzek zimno Dziarski mwicie bzdury urwa nagle, jakby hamujc si poniewcz ozna przez sekund uczucia zupenej dezorientacji: to ju nie byo badanie, to nie bya na et rozmow. To bya dyskusja. A skd wy to wszystko tak dobrze wiecie? spyta po chwili starajc si przybra ton lodowatej wyszoci. Taki z was psycholog? Takie macie wypraco ane teorie? zadrwi impertynencko. Psycholog nie psycholog rzek ZY ale widzi pan, co tu duo gada, ja jestem jednym z ch. Zabrzmiao to tak bezporednio i szczerze, e Dziarski znw straci si na chwil. Wyszarpn czki nowego papierosa i zapali. ZY usiad z rkami splecionymi midzy kolanami, kiwajc s lekko jak (stary, spracowany drwal. C to za brednie? drczyo Dziarskiego to to par edztwa. Nowak rzek Dziarski po chwili mam do was prob. Tak rzek ZY w zamyleniu sucham pana? Mwic o przyczynach, ktre powoduj w moment zastanowienia w yciu kadego czowieka, p co Pamitacie? Czy moecie mi teraz wyjawi t ostatni przyczyn? To Dziarski zawaHa trzy uporczywie w ognik obracanego w palcach papierosa to nie naley do ledztwa zako y zmienionym gosem, po raz pierwszy nadajc pitno nieoficjalnoci tej rozmowie.

Mog rzek ZY z prostot to s wyrzuty sumienia, ta przyczyna. Pochyli gow i ukry j w doniach. Siedzia w ten sposb przez chwil; linia jego pochyl arku i wgitych ramion rysowaa si tak bezbrzen rozpacz, e Dziarski poczu skurcz serc o za histerie! usiowa wmwi w siebie niesmak, lecz natychmiast obla si rumiecem za a. Dlaczego niszcz w sobie bez ustanku co, czego zniszczy si nie da? pomyla, wc mego siebie. W postawie ZEGO nie byo histerii byo cierpienie. Gdy unis twarz, oczy m a przygase i dwie cikie bruzdy obiy mu policzki wok ust. Z twarzy tej bio jakie ucie nigdy nie zmazanej winy. To straszne! pomyla Dziarski ze zgroz. ycie tego cz a musi by w gruncie rzeczy piekem. Tylko dlaczego? I dlaczego nie zauwayem dotd tych bruzd? W czterdziestym smym roku ZY zacz mwi i Dziarski poczu zimny dreszcz wzruszenia, u mrowiem po plecach: taki dreszcz zjawia si zawsze, gdy w powietrzu zawisaj rzecz y wielkie, niepowtarzalne, gdy powiew niezwykoci poprzedza majce pa za chwil sowa cztku czterdziestego smego roku powtrzy ZY byem jednym z najsynniejszych kosior Teraz rozumie pan, poruczniku, e ta przechwaka ma pokrycie, e sta mnie na to, aby by kozakiem na du skal, czym wicej ni lokaln saw peryferyjnej dzielnicy, prawda? Nale do hofty Buchowicza: bya to synna banda, szeroko zakrojony gang, dziaajcy na podmie jskich liniach kolejowych, zajmujcy si gwnie rozprowadzaniem bimbru, taszego od monop olowej wdki, oraz mnstwem innych, drobniejszych, lecz rwnie dochodowych numerw. Nie ma co ukrywa, to byo moje rodowisko, nie znalazem si w nim na skutek jakich upadkw, iem w nim od najwczeniejszego dziecistwa. Jestem synem maego handlarza kiebasami, mj jciec by biednym czowiekiem, ale na pewno nieuczciwym w najprostszym sensie tego so wa: zawsze zamieszany by w tysice malutkich szwindli i siucht i organicznie zwizany z ow lotn mas ubogich kombinatorw, faktorw, porednikw, kanciarzy i aferzystw, oble hopskie jarmarki i wielkomiejskie place targowe. Od najwczeniejszej modoci yem w atmo ferze uwielbienia dla siy pici i okruciestwa, ktre nazywano w tym rodowisku mskoci snych, zagraconych mieszkaniach Brdna i Pelcowizny, Szmulek i Targwka odbywao si wsz ystko na oczach dziecka: krwawe orgie pijackie i najbrutalniejsza mio, przewijali s i synni owego czasu bandyci i paserzy ta moja rodzina, grzska warstwa pprzestpcw s ia dla nich idealn gleb, na ktrej rosy ich czyny. Mj ojciec chodzi nieustannie pijan w chwilach gdy mnie nie bi, bra mnie na kolana i zionc wdk piewa mi ulubion swoj o uanie, ktry wrci na urlop do domu, zaproszony zosta na wesele i wymordowa kawaleryj k szabl cay lubny orszak, poniewa poczu si czym uraony. Caa ta historia miaa jak ngi na Czerniakowskiej ulicy, za uoona w piosenk stanowia jeden z hymnw warszawskieg ynsztoka; musz przyzna, e w tym czasie czynia na mnie ogromne wraenie i kad uroczyst zinn, imieniny czy chrzciny, uwaaem za cakowicie nieudan, o ile nie koczya si rozpr i Pogotowiem. W takim klimacie rosem i wyrosem na nieodrodne dziecko, krew z krwi i ko z koci swego rodowiska. Od dziecistwa nosiem w sobie talent do bicia, wielki, ni przecitny talent! Czy mam panu to tumaczy, poruczniku? Boj si, e mi si nie uda tego ani, skd i dlaczego wiem, jak to si robi. Po prostu umiem to robi, tak jak inni potra fi malowa obrazy, pisa wiersze lub piknie piewa. ZY umiechn si z rodzajem gory m, wstydliwym zaenowaniem. Do, e gdy osignem wiek dwudziestu piciu lat, cieszyem ecitn saw w tym zakresie. Mj ojciec by ze mnie dumny, ludzie si mnie bali, za niekt przyjaci od serca tumaczyli mi wrd pijackich czuoci, e nie mog zrozumie, dlaczego etnych zyskw z tego swojego talentu. Bo, widzi pan, poruczniku, ja miaem wstrt do r ozboju i wstrt do zodziejstwa kocHalem wycznie rozrb. Bjka a do ostatecznych kons i, awantura, rzucenie przeciwnika na ziemi i wymuszenie na nim zupenej kapitulacji oto; co mnie brao. Mogem zabi czowieka, nie dla korzyci, ale dlatego, e nie chcia dda mojej woli. Praska hewra uwaaa mnie w gruncie rzeczy za dziwaka, ale nie okazyw aa tego, bojc si mnie; nie miecio im si w gowie, e facet, ktry moe mie wszystko, sem na papierosy. I dopiero Wadek Buchowicz zrozumia, o co chodzi, i dlatego potra fi mnie waciwie wykorzysta. ZY zatrzyma si na chwil, zapali papierosa i odwrci go ogniem ku zagbieniu doni. Z razy i kontynuowa bez zachty ze strony Dziarskiego: Buchowicz to bya gwiazda. To by as. Pochodzi gdzie z Siekierek, z samego serca dung warszawskiego wiata przestpczego. Na Pradze pojawi si zaraz po wojnie i wypyn od raz a synnej aferze z rembertowskim bimbrem. Buchowicz nosi w sobie rwnie wielki talent: by to geniusz organizacji. Spotkalimy si kiedy na jakiej pijatyce, na imieninach jed nego z jego ludzi: pilimy przez dwa dni wdk w maym, krzywym domku gdzie na Kawczyski za nad ranem trzeciego dnia Buchowicz wyrzuci wszystkich kopniakami z mieszkania

i powiedzia do mnie: Razem moemy dokona duych wery. Ja pomyl, ty zrobisz. No, co? Z Zgodziem si. Wypilimy ca wdk, jaka bya w mieszkaniu, i pooylimy si spa. Nazaju i jako wierni, oddani sobie przyjaciele. Buchowicz by nieco starszy ode mnie. I duo sprytniejszy. Wiedzia, jak naley ze mn pos tpowa. Wiedziaem o tym, e zajmowa si kadym moliwym wistwem, od zwykego rabunku d etylowego alkoholu, ale w te sprawy mnie nie wciga. By to okres, gdy Buchowicz mont owa wielk sie szantaw i wymusze: ambicj jego byo stworzenie misternego gangu o char ze terrorystycznym, sprawujcego tyraskie rzdy w caym wiecie przestpczym Pragi, kontro ujcego targowiska, jarmarki, handel misem z nielegalnego uboju, dostaw bimbru do mi asta, czarn gied, drobnych spekulantw walutowych, owocarskie i transportowe kombinac je, wszelakie brudne tachle rozmaitych aferzystw. By to plan miay i wielki, trzeba p rzyzna, e zapaliem si do niego. To bya dla mnie robota, rozumie pan, poruczniku? W g duszy gardziem tymi ludmi i sprawiao mi prawdziw rozkosz katowanie opornych, zdziera nie z nich okupu i haraczu, zmuszanie ich za pomoc okruciestw do bezwzgldnego posusz estwa. Ju wkrtce zasynem na Pradze jako wsplnik i prawa rka Buchowicza. Buchowicz n drobnostkowy: zawsze podkrela nasz rwnorzdno, nie zgrywa szefa, mimo e by mzgiem sibiorstwa i kierowa mn. Dlaczego tak postpowa? Przede wszystkim dlatego, e si mnie Ten zwierzco silny, okrutny mczyzna, niepohamowany, gwatowny i dziki, ktry zabicie cz wieka traktowa na rwni z wypiciem kieliszka wdki, ba si mnie od pierwszej chwili, gdy mnie ujrza. Dlaczego? Tego nie potrafi wytumaczy, wiem tylko, e gdy na niego patrzye , czuem, e ogarnia go jakie wewntrzne drenie. Nigdy nie mg wytrzyma mego wzroku, za ucieka gdzie spojrzeniem, nie patrzy mi prosto w oczy. Powtarza mi czsto przy wdce: ciebie nie rozumiem, syszysz? Nie mog zrozumie, e nie lecisz na fors, e nie chcesz w y, rzdzenia? To bya prawda nie podaem niczego z tych rzeczy. Gdy kto mi si bezpo ko w oko przeciwstawi, podaem z piekieln si zwycistwa nad nim; ale nigdy nie myla aby rzdzi moim wiatem. Pragnem tylko chway, uwielbienia, taniej, czoobitnej potulno e strony rozmwcw, objaww owej specyficznej, obuzerskiej popularnoci, w ktrej mieszaj cze i obawa mczyzn, bojaliwe i zalotne spojrzenia dziewczt, naga cisza, zalegajca s , gdy wchodziem tam rozkoysanym krokiem na czele grupki podchmielonych kumpli. Wys tarczya mi sawa, awantura i to, e yem w ojczynie. Niech mnie pan le nie zrozumie, po zniku umiechn si melancholijnie ZY. Ja nie naduywam wielkich sw. Moj ojczyzn ryferyjne uliczki o rozdartych brukach, moj ojczyzn byy woniejce kapust, brudne schod y plugawych praskich kamienic, tanie bary o przepierzeniach z dykty i ciepe, ciem ne wntrza praskich straganw na bazarach w tych budach graem w karty, piem wdk, kocH m dziewczta, paliem papierosy w czasie nie koczcych si warszawskich gadek i mw, w bo pomidzy tymi straganami biem si, zwyciaem, pynem przez swoj modo. To jest moj potrafi gdzie indziej y i dlatego chyba kocham j. Natomiast Wadek Buchowicz poda z namitnoci pienidzy i wadzy i moe dlatego postanowi mnie w kocu zabi. Widocznie nie go wszystkiego majc przy sobie jako przyjaciela czowieka, ktrego si miertelnie ba, na widok ktrego mik jak stara szmata. Nawet rozumiem go dobrze, chocia ja nigdy si nikog o nie baem. Okazja? ZY umiechn si krzywo i naraz umiech ten przeszed w w specyficzny grymas ia i mki, jakby na wspomnienie tamtych straszliwych spraw. Okazja nadarzya si zupeni e nieoczekiwanie. Zaczo si tak: jechalimy pijani we czterech z Dworca Wschodniego do Karczewa, na jakie ogromne pijastwo, na imieniny do jednego z potentatw czarnego r ynku misnego. Buchowicz, ja i jeszcze dwch ludzi ze stray przybocznej Buchowicza. W podmiejskim pocigu elektrycznym rozrabialimy na caego: awantura, picie wdki, cay wag on dla nas, rzyganie w kt zna pan te rzeczy, poruczniku, co? Oczywicie nikt nie mia odwagi nam si przeciwstawi, nasz wygld mwi za siebie; ludzie umykali chykiem z przepe onego wagonu, konduktor omin go z daleka. Byem bardzo pijany i zdolny do wszystkieg o, Buchowicz trci mnie w pewnej chwili i powiedzia: Ty, Heniek, popatrz, jaka w dech laleczka. Spojrzaem we wskazanym kierunku: na awce siedziaa liczna, moda kobieta, obo niej mody mczyzna, obserwujcy nas z tumion rozwanym strachem wciekoci w oczac jakie amerykaskie ciuchy po wojsku, przerobione na cywilne ubranie, jakich peno byo w tym czasie z wszystkich Czerwonych Krzyy i innych instytucji dobroczynnych. Sp ojrzaem na tego faceta, oczy zetkny si i mimo zamroczenia wdk odnalazem w nich co, woao we mnie wstyd i niepohamowan dz awantury zarazem; Powiedziaem do Buchowicza: Z z si, e j pocauj przy tym pacanie? Buchowicz umiechn si jako niedobrze. Trzymam d. Wtedy nie rozumiaem, e to bya prowokacja, zagraa we mnie szalecza, nieprzytomna a cja zwykego obuza. Zataczajc si podszedem do awki, na ktrej siedziaa ta kobieta. W

ie wszyscy zdrtwieli, pamitam to dobrze, chocia wtenczas nie rozumiaem, dlaczego tak byo. Ja w ogle wszystko pamitam, a do ostatniego szczegu, mimo wdki ZY pochyli gow i ukry j ponownie w doniach. W pokoju byo ju zupenie ciemno, lecz nie zapala wiata: w mikkim mroku, na tle wypenionego rozpogodzonym, wieczornym niebem okna rysowaa si pochylona w mce gowa. Po chwili ZY unis bielejc chorobliw, mcz Pamitam, pochyliem si nad ni bekoczc co mwia nafosforyzowana cierpieniem twar ona zerwaa si z miejsca. Wtedy nawet nie zauwayem, e bya w ciy. Dopiero dugie l h rozmyla, gdy miliony razy odtwarzaem sobie t scen, cierpic jak potpieniec, zarysow i i to z nieubagan dokadnoci. Naparem bliej, lecz przede mn stan ten mczyzna w ciuchach. Gdy tak sta, czekajc na atak, nie mogem mimo wdki nie zauway, e by bez r z nogi. Sta oparty o kule, z jednym pustym rkawem, i czeka, sam nie wiedzc na co Z ty , za sob miaem Buchowicza, ktry krzykn do owego mczyzny: Ty! P czowieka! Won st j w ofiar ycia, po co tacy yj? Wtedy ten facet odepchn mnie zdrow rk: a zachwia trudem utrzyma si na swej kuli. Wszystko, co dziao si potem, pamitani a do blu. Um si, kobieta krzykna i upada, zaczo strasznie paka jakie mae dziecko, poza tym s o oguszajcy omot tych starych, zdezelowanych wagonw elektrycznych, jakie chodziy wted y na podmiejskich liniach. Podszedem do faceta, ktry usiowa zastawi si swoim szczude odrzuciem je jak zapak, uderzyem go dwa razy w twarz Upad na awk Wtedy chwyciem g nie i wlokem po pododze w przejciu midzy awkami, kopic co chwila i odrywajc jego sam do, czepiajc si rozpaczliwie awek Nikt wokoo nawet nie drgn Spojrzaem jeszcze w arzach i wydao mi si, e tym wszystkim ludziom pkaj skronie z niesamowitej, ohydnej tr wogi W takim szpalerze straszliwych, milczcych przeklestw dowlokem tego Czowieka do w yjcia Wie pan, te stare, przedwojenne wagony nie domykay si nawet, jecHaly bez zsunit ych drzwi Uniosem go jak szmacian lalk i cisnem w uciekajc za rozpdzonym wagonem c estrze Zapa si konwulsyjnie sw jedyn rk za uchwyt przy drzwiach Pochyliem si na si o kanty cian gow i ujrzaem jego oczy Zostay we mnie na cae ycie, nigdy ju nie ch dwiga w sobie, w mym sercu, tych przeraonych, penych niezrozumiaego alu i mskiej, zsilnej, okrutnej wciekoci oczu Ogarna mnie szumica mga rozbestwienia. Zaczem odr alce od uchwytu, ama je, druzgota. Zawis na sekund w powietrzu, lecz jeszcze, wylatuj z wagonu, uchwyci gumowy, wytarty prg w wejciu. Wtedy zaczem depta i miady obcasa iedne, zsiniae, kurczowo czepiajce si resztek ycia i ju sztywniejce palce. Rozleg si aszny krzyk, ktry sysz teraz tak samo jak wtedy i ktrego ju nigdy nie przestan sysze j samej chwili pocig wpad na stacj w Jzefowie. Zna pan te masywne betonowe perony, d o ktrych przylega niemal szczelnie bok wagonu Tego wieczoru pomidzy jednym z wagonw a peronem drgaa okropna, krwawa, galaretowata brya zmasakrowanego ludzkiego ciaa. ZY pochyli gow i unis j, na nieruchomej, wygadzonej udrk twarzy spyway dwie wi Buchowicz wypchn mnie z wagonu mwi dalej sztywnym, drewnianym z wyczerpania gosem. padlimy ze stacji, nikt nas nie zatrzymywa. W tej chwili zdolni bylimy zreszt do roz prawienia si z plutonem milicji, taka le przelana krew wciga w bagno podych czynw a d koca. Buchowicz zapa na szosie jakie auto i za grub fors kaza szoferowi jecha da K wa. W aucie okazao si, e mam przedziurawion praw rk, ktra krwawia obficie; gdy wlo ego za kurtk, wbi mi si w do jaki krzy czy medal, czy inne odznaczenie wojskowe z po ania, jakie nosi on w klapie. W ataku furii nie czuem blu. Kazaem zatrzyma auto. Usio ali mnie przekona, e lepiej zaczeka a do Karczewa; wtedy bez sowa okrwawion rk zap owicza za gardo. Zatrzymali wz, wysiadem w szczerym polu i kazaem im jecha precz. Prz ez dwie godziny koowaem gdzie za Otwockiem po zimnych, jesiennych ryskach i lasach. Wstpiem na stacj w Otwocku, gdzie opatrzono mi rk. Mwiono tam duo o zabjstwie w Jz Walczc rozpaczliwie z nerwami wytrzymaem do koca opatrunku. Po czym poszedem pieszo wzdu torw kolejowych do Jzefowa Na stacji w Jzefowie, mimo upywu godzin, cigle jes kbi si dyszcy dz samosdu tum. Wmieszaem si w ten tum, zmagajc si w sobie z f ! Ja to zrobiem!, ktra rwaa mi serce i usta. Dopiero kiedy przy spisywaniu protokow p zez milicjantw dowiedziaem si nazwiska i adresu zabitego, co si we mnie uciszyo, zamk zatrzasno raz na zawsze. Wiedziaem, co mam czyni, aczkolwiek nie potrafiem tego wten czas wyrazi sowami. Ile nieszcz dzieje si dlatego, e nie potrafimy czego wyrazi awda, poruczniku? ZY umiechn si sabym, zrezygnowanym umiechem ciko chorego czowieka. Dziarski milcz Ta kobieta, jego ona cign ZY mieszkaa w widrze. Przez trzy dni kryem nocami e byo jej, leaa w szpitalu. Na szczcie nie poronia. Po trzech dniach wrcia do domu. cze przez tydzie snuem si w deszczowe, listopadowe noce pod jej oknami, zanim udao m i si zasta j sam. Bez wahania, prosto z botnistej kauy, wkroczyem na werand. Siedz

koju przy stole, pod sab lamp, na biednych, skulonych ramionach miaa narzucon czarn, kow chustk. Wie pan, te podwarszawskie liche, drewniane wille, letniskowe mieszkan ia, zimne i nieadne, a tak cenne i pomocne w owych latach, gdy Warszawa leaa w gruz ach. Zapukaem cichutko w okno, serce rozsadzao mi piersi. Nie dosyszaa albo wzia to z dzwonienie deszczu o szyby. Nacisnem klamk, drzwi byy otwarte. Wszedem cicho do poko ju i staem; z paszcza mego ciekay strugi listopadowej ulewy wprost na schludnie wypa stowan podog. Wtedy wstaa, odwrcia si i ujrzaa mnie. Zblada z przeraenia i usiad ele, przyciskajc rce pod sercem do wyranie zaokrglonego brzucha. Widziaem, jak rysy j j rozpywaj si w omdlewajcej trwodze, ogarn mnie paniczny lk, e za chwil zemdleje, przytomno, stanie si z ni co strasznego. Za ja nie mogem wydoby z siebie sowa, gar wypenione wrzcym oowiem rozpaczy. Tymczasem ona zdawaa si przychodzi do siebie po pie wszym szoku. Co jakby zrozumienie byso w jej szeroko rozwartych oczach, szkaratne wy pieki zmieszanych uczu wystpiy jej na twarz i szyj. Usiadem bez pytania na krzele, gd po raz pierwszy w yciu ugiy si pode mn kolana. Wyjem z kieszeni rewolwer i pooyem na stole. Nawet nie drgna na widok broni. Ze straszliwym trudem, amic sobie jzyk o sy laby, powiedziaem: Nie potrafi i na milicj. Nie umiem. Niech pani strzela! ycie za Przez chwil patrzya na mnie tak dziko, e przenikna mnie dziwna bogo: poczuem pewno pozostay mi sekundy, e ju zaraz skoczy si moja mka. Lecz nagle ukrya twarz w donia krzykna: Niej Nie! Oderwaa rce od twarzy, oczy miaa suche i rozpalone, na czole cegl e plamy..Nie! krzykna pan nie potrafi si odda w rce milicji, a ja nie potrafi za mo e niczego tak w yciu nie pragnam, jak w tej chwili zabi pana! I zacza strasznie ie Wiem, jak dugo siedziaem, suchajc jej paczu, ktry zdziera mi pateczkami skr z rpa wntrznoci, nie wiem te, jak to si stao, e w kocu wstaem, zbliyem si do niej o wosach. Cofna si gwatownie, konwulsyjnie, jak przed dotkniciem trdowatego. kajc ycznie mwia: Miaam tylko jego. Teraz nie mam nikogo. Chc wyjecha std! Syszy pan! agle rozdzierajco chc std wyjecha! eby moje dziecko tu si nie urodzio! eby urodzi najdalej std! Nie wiem, skd wziy si w moich ustach te sowa. Powtarzaem agodnie: N ni uspokoi, na lito bosk! Niech si pani uspokoi, to moe pani zaszkodzi Zerwaa si worzya szal, pogrzebaa w niej i wyja jaki przedmiot, ktry wcisna mi do rki. Niec rzeda kaa musz mie pienidze na wyjazd. Spojrzaem na w przedmiot: by to wspania czystej wody brylant. Jutro powiedziaem, kadc piercie na stole bdzie pani miaa pienidze. Kobieta krzykna histerycznie. Nie! Nie! Niech pan to zabierze! Ja nie chc ego mie u siebie! Ten piercie przynosi same nieszczcia! Ja wiem o tym! Od chwili gdy go mam, dziej si rzeczy straszne! Do! Do! Musz si go pozby! Znw opada na krzes rtych na stole ramionach. Zostawiem piercie i wymknem si z pokoju. Wydao mi si naiw rzesdem pozbywanie si tak cennej biuterii, nie wierzyem w takie zabobony. Na dworze staem dugo w strugach deszczu jak oczadziay. Byo mi bardzo smutno i bardzo le, doznae uczu, jakie nigdy przedtem nie pojawiy si we mnie. Ogarn mnie tak skowyczcy, szarpi l, e stao si co, co si odsta nie moe, czego nie jestem w stanie cofn, zmieni, odw w o mokre, zimne, olize drewno latarnianego supa. Tego wieczoru byem u Buchowicza i zadaem miliona zotych gotwk. Powiedzia, e nie ma od rk, i spyta, na co s mi potrzebne pienidze. Powiedziaem mu otwarcie, na co. Powied ia z dziwnym umieszkiem, na ktry nie zwrciem wtedy uwagi: Ja ci t spraw zaatwi. P o, pnym wieczorem. Nazajutrz po poudniu pojecHalem do widra. Byo ju ciemno, gdy zbliyem si do jej domku derzyo mnie od razu, e drzwi od werandy byy otwarte, za w pokoju ciemno. W uszach mi zaszumiao, przeskoczyem bez najmniejszych rodkw ostronoci pot willi, przesadziem b rad werandy i wpadem do pokoju. Drcymi rkami odnalazem kontakt. Zapalona lampa ukaza obiet w czarnej chustce na ramionach, lec na stole W jej plecach tkwi tani sprynowy ewnianej rczce. Czarna wczka chustki zrudziaa od krwi. We mnie zapalio si co i zgaso natychmiast, jak przy przepalaniu si spiralek w elektry cznym piecyku. Jaki straszliwy, martwy spokj wypeni mi serce. Rozejrzaem si po pokoj ktry nosi lady rabunku, zgasiem wiato i wyszedem. Staem si sprawc zbyt wielkiej i cz, by da si ponie uczuciom. Trzeba byo myle. Myle i dziaa. W dwie godziny potem odnalazem w jednej z praskich knajp czowieka z bandy Buchowic za, ktry znany by ze swego zamiowania do drewnianych sprynowych noy. Siedzia przy za ym piwem stole, jad cynaderki z kasz i koczy wanie p litra wdki. Na palcu migota dem blaskw wspaniay brylant. Nawet umiechnem si wtedy, musiaem bowiem przyzna racj ednej kobiecie, woajcej, e s klejnoty przynoszce nieszczcie. Musia to by straszliw , ten ktry przylepi mi si do warg, gdy ludzie rozstpowali si przede mn w panice, za

emu za kontuarem kelnerowi wypada butelka ze zmartwiaej doni. Podszedem do pijcego wd by to mody, silny mczyzna, typowy warszawski zbir, zbudowany jak kamienny atleta, o skrze hipopotama, wyzbyty skrupuw, nikczemny i ywotny jak gad. Wywoaem go na ciemne odwrze za knajp; poszed za mn, jakby nie obawiajc si mojej wrogoci; mia mnie za swe a podwrzu by jaki gobnik koo ustpu, pamitam, jaki pniak do rbania drzewa Nie, ni oe pan resztk tego czowieka zobaczy dzi jeszcze, jak ebrze w kurzu i bocie jarmarkw ch podwarszawskich miasteczkach. Zabraem mu tylko piercie oraz jedn rk i jedn nog. domi wyrwaem mu rami ze stawu, po czym siekier, na owym pniaku, dugo miadyem mu ko uda, dopki nie pozosta zgnojony strzp ludzki, odbywajcy caoyciow kar za sw podo Dziarski wzdrygn si: przed oczyma mia trzsce si, biae w ciemnoci donie ZEGO. W j co takiego, co nakazywao wiar w najstraszliwsze okruciestwo. Pozosta Buchowicz cign ZY sprytny Buchowicz, ktry mia mnie w rku, gdy drugie y pewnych pozorach, take spado automatycznie na mnie. Na tym polega plan Buchowicza : omota mnie nierozerwaln sieci czynw nikczemnych, wpdzi mnie w puapk z dokonanych ni, z ktrej nie ma wyjcia, w ktrej zdany bd na jego, Buchowicza, nieodzown pomoc. W t n sposb usiowa zniweczy swj strach przede mn. Udaoby mu si to, gdybym tego wieczoru dnie z jego przewidywaniami, sign po wdk. Ale ja signem po niego. Zlk si i umkn z knajpy, w ktrej go wreszcie dopadem. Przez podesanego czowieka umwi si ze mn w n w pewnym miejscu. Poszedem tam, ufny w m moc nad nim. Buchowicz zagra na caego: mia p rzy sobie czterech uzbrojonych w noe, omy i elazne rurki ludzi. Bez sowa rzucili si n a mnie. Broniem si przez par chwil, lecz walka ta musiaa si skoczy moj klsk. Star przede mn nie opucia jednak Buchowicza a do koca, a do chwili, gdy pochyli si nade sprawdzi, czy yj. Zrobi to zbyt popiesznie, strach jeszcze w nim nie wygas. Kopn m zybko, na poegnanie, dwa razy w twarz, sdzc, e kopie trupa. Ale ja yem: gdy ocknem oczogaem do ulicznej latarni, wiedziaem ju, e bd y, mimo i nazajutrz jaka gazeta ubryce wypadkw o znalezieniu dogorywajcego czowieka pod latarni na peryferyjnej ulic y. W tym momencie nawet umiech skrzywi mi zmasakrowane wargi, albowiem przypomniaem sobie, e mam w kieszeni w fatalny brylant. Wydao mi si naraz, e mymi ranami i m krwi rzeamaem jego fataln moc. ZY pooy do na blacie biurka, a na jej serdecznym palcu skrzy si wspaniay brylant. ie westchnienie przepyno nad biurkiem. Kiedy po trzech miesicach wyszedem ze szpitala cign ZY Buchowicz gdzie znik. go, po czym wyjecHalem na Ziemie Odzyskane. Pracowaem ptora roku jako robotnik roln y. Bardzo duo, czytaem, usiowaem uczy si. I mylaem mam za sob cae bezsenne tygod niku! W czasie tych nocy pojem sens ludzkiego wspycia, zrozumiaem, e nie mona regul raw wiata par najsprawniejszych nawet ramion. Potem wrciem do Warszawy i pracowaem ja ko niewykwalifikowany robotnik budowlany. Byem maym, szarym, milczcym czowiekiem, ni e spotkaem nigdy nikogo ze wiadkw mej dawnej, moojeckiej sawy. Ale Warszawa to wielki e miasto, za wielkie miasto odbiera spokj. Rezygnacja i pokuta, ktre stanowiy tre meg ycia na wsi, zawiody kompletnie, w Warszawie. Ja kocham to miasto, poruczniku, za mio pobudza do dziaania, stwarza czyny. Wtedy rozpoczem to, o czym pan wie. ZY wsta. Sta przez chwil sztywno wyprostowany w mikkim mroku gabinetu, na tle zawarte go w oknie warszawskiego nieba. Myl, e to, co robiem, byo suszn konsekwencj mego ycia powiedzia prosto. Wie e auj jej i nie wyrzekam si jej. To wszystko. Skoczy mwi i usiad. Dziarski zapali lamp na biurku: ostre wiato silnej arwki roz zy czci. W rodkowej, jasnej, siedzia ZY. Na jego twarzy malowao si kracowe wyczerpa Zabilicie czowieka rzek cicho Dziarski, walczc z ochrypoci gosu po dugim milcz ZY zwiesi bezradnie gow. Czy tego te nie aujecie? rzek brutalnie, bezlitonie Dziarski. Gowa ZEGO opada j j, jak na bezpowrotnie zwiotczaej szyi. Inwalid! Kalek pastwi si nad nim Dziarski. Czowieka, ktry si nie mg przed wa hyd swych sw, nienawidzi w tej chwili swego przechodzcego w falset gosu, a mimo to ni mg powstrzyma si od ich wypowiedzenia. Przetar chustk spocone czoo i zapali drcy i papierosa. Odetchn gboko. Przez dug chwil milczenia opanowywa si, si woli przy Czowiek, ktrego cigalicie dzisiaj, to Buchowicz, prawda? spyta swym zwykym gosem Tak rzek ZY. Czyli, e zawaHal si, olnia go pewna myl. Czy syszelicie kiedy o Kudatym? s Syszaem rzek zmczonym gosem ZY rozumiem, o co panu chodzi. Przypuszcza pan, e i Kudaty to ta sama osoba. Moliwe. I ja o tym mylaem. Tylko e gdybym ruszy na odkryc

e tej zagadki, zapltabym si od nowa w brudne macki przestpczych gangw i rynsztokowych band. Tymczasem, prosz to zrozumie, poruczniku ja nie tylko spaem na siennikach pie rwszych w Warszawie hoteli robotniczych jako skromny, wiecznie zmczony murarz w p rzepoconym pod drelichem swetrze. Ja chciaem tam spa i chciaem pracowa przy cegach. K udaty to czowiek obracajcy si na pewno w zakonspirowanej sferze dzisiejszego luksusu . Warszawa to wielkie miasto. Buchowicz ucieka dzi przede mn w wytwornej, oliwkowej limuzynie. Marki Humber, jak powiedzia szofer, ktry ze mn jecHal w warszawie. Szofer migo rzuci Dziarski prawda? Humber, mwicie? umiechn si jak kto, kto i wrd spltanych cieyn wkracza z powrotem na dobrze sobie znan drog. Nowak rzek stajc do rozprawy bdziecie osadzeni w wizieniu Aha doda, przypominajc co sobie jeszcze, czego chce jeden z paskich najwierniejszych ludzi. Przylecia tu zaraz po aresztowaniu pana. Z moich ludzi? rzek bez zmruenia powieki ZY. Ja nie mam adnych ludzi. A pan Juliusz Kalodont, ktry czeka za tamtymi drzwiami! Po co zjawi si tu, jak nie po to, by ratowa uwizionego przyjaciela! Zwizki midzy ludmi ujawniaj si automatyczni takich chwilach, panie ZY. Rozumuje pan bezbdnie rzek ZY bez urazy. Co zrobi Dziarski podszed do drzwi . Prosz rzek w przestrze drugiego pokoju pan do mnie, prawda? Juliusz Kalodont unis si z krzesa, wycign zdumionym ruchem lask przed siebie i wpat w Dziarskiego zbaraniaym wzrokiem. To pan by tu? Cay czas? wyjka wreszcie. Oczywicie rzek swobodnie Dziarski pan pozwoli Kalodont przekroczy prg i zachwia si na nogach na widok siedzcego przed biurkiem ZEGO Sta jak uosobienie bezbrzenego zdumienia, laska dygotaa mu w drcej doni. Za zagroone ycie ludzkie, na ktre powoywa si pan w biurze przepustek, jest tu, jak dobrze zabezpieczone zakoczy drwico Dziarski. Geniusz! wykrzykn nagle Kalodont cienkim, zmienionym gosem, chwytajc z trudem oddec geniusz! Prawdziwy geniusz! Dziarski poczu si nieswojo, ZY spojrza z napiciem na Kalodonta. Geniusz! woa Kalodont, wodzc kocem laski od Dziarskiego do ZEGO i z powrotem, jakb ich za pomoc obitego czarn gum szpica geniusz! Przewidzia wszystko! Wy dwaj! Razem! Genialne! Co to ma znaczy? spyta oschle Dziarski. Kto przewidzia wszystko? spyta cicho ZY. Oczy Kalodonta utkwiy troch nieprzytomnie w przestrzeni: przykucn nieznacznie i poka zujc rk odlego od podogi, mwi jakby do nikogo, jak w transie: Kto? Pytacie kto? niski, ciemny, w meloniku, z parasolem Zapada gucha cisza. ZY unis si powoli z krzesa. Dziarski chrzkn nerwowo. A pan! krzykn Kalodont do Dziarskiego nagle i niegrzecznie niech si panu nie zdaje e wszystko pan wie oczy rozsierdzonego starca wrciy do rzeczywistoci i miotay gniew e byski. Nie przybyem tu, aby ratowa ycie tego pana wskaza na ZEGO ale rozpo e szamotanie si z wasn marynark, zakoczone gwatownym wyszarpniciem z niej biaej kop ktr rzuci na biurko. To jest dla panw! zawoa dla was obu! Taka bya wola nadaw to czyta razem! Po czym doda rwnie tragicznie, jak zagadkowo: Oby tylko nie byo pno! Biaa koperta pada pomidzy Dziarskiego i ZEGO. By jaki tajemniczy nakaz w dziwnych so h Kalodonta, ktry nie pozwoli adnemu z nich wycign rki po list. Dziarski wsta bez s przeszed na wsk stron prostokta biurka. ZY stan za nim. Niech pan odpiecztuje te ek ZY. Dziarski rozerwa kopert. ZY pochyli si nad nim i czyta przez rami porucznik usz Kalodont poczu wilgo pod powiekami i ucisk w gardle: chwila bya wielka, tak wie lka, e zmiky mu kolana i przysiad na krzele. List zawiera trzy zdania, napisane maym, niezwykle wyranym i czytelnym pismem. Na k ocu widnia napisany blokowymi literami bardzo dokadny adres. Podpis brzmia: Jonasz D robniak. Dziarski rzuci list na biurko, woy obie rce w kieszenie, odwrci si, uczyni par kr rzy oknie. I co? szarpno co sercem Kalodonta co byo w tym licie? Na co on czeka? Chcia sign po arkusik papieru, lecz nie by w stanie wycign rki: emocja paraliowa ZY podszed cicho do Dziarskiego i stan tu Za nim. Poruczniku! szepn. Dziarski nie odpowiedzia. Zdawa si wpatrywa w wieczr za oknem, lecz oczy mia pprzym Poruczniku szepn mikko ZY to moja ostatnia szansa. Jutro rozpyn si na dugie

nym murem. Niech mi pan pozwoli Wrc do pana z Buchowiczem. Wtedy moje ycie odnajdzie swj sens. Zabije go pan rzek ochrypym, cikim gosem Dziarski. Nie zabij rzek cicho ZY. Przysigam panu. Niech pan idzie rzek porucznik Micha! Dziarski, ziewn nerwowo i przetar domi obu z. Gdy si odwrci. ZEGO nie byo w pokoju. Jednym skokiem dopad telefonu i poderwa su Wartownia! krzykn prosz wypuci wychodzcego ode mnie obywatela! Juliusz Kalodont unis si z miejsca wolno, z niezwyka godnoci. Niepewnym krokiem czow a wzruszonego zbliy si do Dziarskiego, wycign przed siebie obie rce i uj porucznik miona, potrzsajc nim mocno. Nie mg doby z siebie sowa, tedy ca sw patetyczn serde gsi. Przecie nie przyszed pan tu ratowa tego czowieka rzek Dziarski zgryliwie, w ironi. Uciek w ten sposb przed niebezpiecznym askotaniem w gardle, ktre drczyo go aru chwil. Juliusz Kalodont umiechn si tak ciepo, jakby o tym wiedzia. Nagym, lecz delikatnym ruchem Dziarski usun donie Kalodonta ze swych ramion i szarpn rzwi, krzyczc: Maciejak! Klusiski Inspektorze! Kompania alarmowa! Auta! Obstawi cay plac Grzybowski i wyloty ulic Prnej. Bagno, Krlewskiej. Granicznej! Maciejak, mj cit roen Jedzie pan? obrci si byskawicznie ku Kalodontowi. Nie odpar Kalodont jestem ju troch zmczony Chcia powiedzie za stary, lecz tki kawalerskiej fantazji. W gruncie rzeczy czu si w tej chwili jak stara, sfatygo wana, gumowa poduszka, ktra z sykiem gbokiego zadowolenia wypuszcza napompowane w n i powietrze wielkich emocji wzrusze.

W pogitej, postrzpionej tamie okna starego forda zamajaczya ciemna posta. Jonasz Dro bniak ockn si z czujnej, cho rozklejajcej pdrzemki. Szybko przechyli rk z zegarki ej smudze wiata z odlegego okna mieszkania na pierwszym pitrze oficyny: zbliao si wp edenastej. .Co z Kalodontem? pomyla Drobniak a nu mu si nie udao? To cikie zadan na naoyem. Moe za cikie? Moe niewykonalne? Posta manipulowaa par sekund przy kdce: zdjwszy j zanurzya si w czarn czelu piw dw. Drobniak wygrzeba si ze starej, grzechoczcej karoserii i postpi ku wejciu do piw y. Na lewo, od strony bramy, nadbiega jaki szybki, niewysoki cie. Drobniak cofn si za wielk szpul starego kabla. To tu rzek cicho w sekund potem, gdy cie przesuwa si obok niego. Cie rozpyn si w czarnych zaomach zagraconego podwrza rwnie szybko i nieoczekiwanie, zaskakujco zabrzmiaa informacja Drobniaka. Z ciemnoci rozjarzyy si biae, przezroczyst oczy. Drobniak zadra. Ciesz si, e nareszcie mam mono poznania pana rzek, pokrywajc wyszukan uprzejmo : wystpi ze swej kryjwki, uchyli lekko, lecz grzecznie, melonika. Widz, e otrzyma sam por dane dotyczce spdzielni Woreczek I jej kierownictwa doda od razu a gdzi porucznik Dziarski? To jest przede wszystkim moja sprawa, a nie porucznika Dziarskiego rzek oschle ZY. Prosz bardzo zgodzi si bez trudu Drobniak Tylko, widzi pan, ten facet, tam na dole jest uzbrojony. Wiem o tym rzek ZY strzela dzisiaj kilka razy do mnie. Wobec tego owiadczy Drobniak z grzecznym ukonem nie na o czym mwi. Prosz pana b rzepuci przodem ZEGO ruchem penym powcigliwego wykwintu pan pozwoli. ZY pchn drzwi magazynu i postawi ostronie nog na stopniu wiodcym w d schodw.

Filip Merynos wcign w nozdrza przesike dymem eksplozji powietrze. Co si tu dzieje? ze zdumieniem graniczcym z lkiem. ZawaHal si chwil, wycign rewolwer i szed wolno, o e do piwnicy. Nie zapala wiata; zrcznie lawirujc w dobrze sobie znanym terenie dotar o ruchomej ciany, nacisn, uchyli j i stan jak wryty: w gbi piwnicy drzwi z dykty b lone, za na rodku siedzia Kudaty, zupenie pijany, grzebic si w rozdartej walizce z d iej, czarnej skry. Penymi garciami przerzuca zote monety, rulony banknotw dolarowych, biuteri, bawi si zotym zomem. Nieprzytomna, odbierajca wiadomo pasja zamigotaa w ynosa. Zapominajc o zasuniciu ciany postpi trzy kroki naprzd i stan przed Kudatym. Kudaty unis w gr mietnik swej twarzy i spojrza na Merynosa zmtniaymi, zazawionymi Nie byo w nich wrogoci. U a ek zabekota i wskaza gestem rki piwnic za ruchom cian bum bum U o ! uczyni rk gest, naladujcy pikujcy samolot, ostatnie, wiszczce dwiki miay im buch bomb. Przyjaznym ruchem wycign w gr napenion do poowy wdk szklank, ofiaruj

. Merynos sta przez sekund nieruchomo, jakby oszoomiony tym wszystkim, po czym bez sowa krtkim, potnym kopniciem wbi szklank z wdk w mae, zaronite czoo Kudatego yzcy pyn olepiy Kudatego, ale Merynos nie powtrzy ciosu. Kudaty dwign si na czw rozdzierajco, lecz bez wciekoci, jak plugawe, potne zwierz. Wtedy dopiero Merynos za kopa. Ku zaciekle silnymi nogami lec na ziemi mas ludzk, wgniata szko z rozbitej i w twarz i w oczy, miady z wciekym rozmachem podbrzusze i zaronit brudem szyj ofi daty jcza ohydnie, lecz w tym jkliwym wyciu nie byo adnej groby, adnego oporu. W sw ierzco infantylnej wiadomoci nie mg poj, dlaczego radosny fakt wojny i bombardowania zwoli w jego panu i wadcy tak maltretujc furi. Merynos oddycHal ciko, wiszczco, cz si zmczenie. Przystan na chwiejnych z wysiku nogach, pochyli si nad walizk i zacz o niej wysypane na podog kosztownoci. Kudaty wznosi ciko mas swego ogromnego ciaa na, czyszczc niezgrabnymi paluchami zmierzwione kudy z okruchw szka, jego sina, obrzk twarz umazana bya krwi. U a ek U a ek bekota z chrypliwym, tpym alem. Mery stowa. Wzrok jego pad na ruchom cian i Merynos cofn si chwiejnie do tyu. W rozchyl ny sta ZY,. a za nim Jonasz Drobniak. Merynos wznis byskawicznie trzymany cay czas w rku rewolwer i w tej samej chwili klcz ju i na p olepiony Kudaty przypad do jego rki, usiujc pocaowa j w ataku kaliba oddaczej pokory. Strza pad z poderwanej ku sufitowi lufy i jednoczenie ciemny ksztat wycignitej w fantastycznym skoku postaci przeci przestrze piwnicy. Najszybciej dziaaj impuls nie pomg Merynosowi do ustawienia na czas lufy i pocignicia cyngla: zanim je szcze poj, e rewolwer ucieka mu z doni wraz z wyamywanymi piekieln si palcami, pocz ajc eksplozj w gowie, jak gdyby granat wybuch mu tu przy podbrdku. Gdy ockn si, l wnicy. O trzy kroki, nad walizk z lnicej, czarnej skry sta ZY, wpatrzony we czujnie mi oczyma, w ktrych nie byo pasji, lecz jaka potworna, niezrozumiaa decyzja. Nad klcz ym z czarnymi apami przy okaleczaych oczach Kudatym sta Jonasz Drobniak, przyoywszy l f duego browninga do skudlonych strkw brudnego, siwego ba. Wadek Buchowicz rzek ZY wybieraj albo milicja, albo stoczysz tu ze mn ostatni po ek. Albo ty std wyjdziesz, albo ja! Chc ci zabi, a nie potrafi zabi czowieka, ktry roni si, nie walczy. Merynos rozumia wszystko z przeraliw jasnoci, mimo skrzepego gruza krwi i blu w roz szczce. Nie czu oszoomienia, natomiast czu z diabelsk wyrazistoci, jak wstrtne, le terkotanie strachu wypenia mu uszy, rozdziera serce na tysice drgajcych sprynek. U a ek! Uaek!. zawid rozpaczliwym, zwierzcym bekotem Kudaty. Merynos dwign si ciko w gr, powoli, na sztywnych rkach. Opierajc si o cian, ws na ziemi pod przeciwleg cian niebieskawy poysk lufy swego rewolweru. Odetchn boleni o i nie zdradzajc najmniejszym skurczem twarzy swych zamiarw run nagle, byskawicznie na ZEGO. Jego potna pi, wyrzucona prosto do przodu ca si ramienia, wyldowaa n ZY polecia do tyu, rbn gucho plecami o cian: w uamku sekundy, z jak nadludzk i faktw zwinnoci, wiedziony smym zmysem walki, ktry obdarzonym nim ludziom pozwala wi zie wszystko, co si dzieje, co jest i co stoi wszdzie tam, dokd nie mog sign zwiza unujc kolejnoci wypadkw oczy ZY przygi gow do piersi. Drobniak zamar na uamek si, e to koniec, e leccy na cian, oguszony ciosem ZY wyrnie gow o mur i osunie uty worek na ziemi. Stao si inaczej: cay szok zderzenia si wyrzuconej na cian postac ziy na siebie plecy, gowa ZEGO odgia si w mgnieniu oka do gry i gdy Merynos, w ktr opotaa jedyna myl: Od razu strzela! Od razu zabi!, rzuci si do przodu i schyli b e ku ziemi, sigajc po rewolwer suche, krtkie kopnicie w szczk o sile ciosu karabino kolby unioso go do gry z rozkrzyowanymi rkami i cisno na rodek piwnicy. Usiujca p si przy upadku do Merynosa natrafia na jedn z litrowych butelek po wdce; nie tracc p tomnoci poderwa si w bok, napi bicepsy plecw i opatek w straszliwym zamachu i miotn k z si armatniego strzau. Drobniak przylgn w lepej trwodze do ciany, nie odejmujc lufy od skroni Kudatego. ZY uczyni ledwie dostrzegalny skon gow, rozleg si brzk t szka i wielka butelka rozprysa si na przeciwlegej cianie w tysic okruszyn. Na twarzy GO mign umiech, oczy rozjarzyy mu si jakim cierpkim, zym szczciem, szczciem walk zacz cofa si w kt, w ktrym sta stolik z cikim, marmurowym blatem i krzeso. Drc i poderwa je z wciek si. I znw jaki czarodziejski zwd ciaa wkrci ZEGO w orbit ietrzu krzesa, tak e pocisk nawet go nie musn. Jonasz Drobniak skuli si przy cianie, ukajc osony za sterroryzowanym Kudatym. Merynos unis oburcz ciki stolik: z twarz u tem, zsinia i obrzk od uderze i ciosw, skrzywion straszliwym, brzydkim zmczeniem i m, wyglda jak miotajcy skaty cyklop Polifem. Wtedy wanie stao si co, czego nikt nig tem; syszc relacje o tym wielkim boju, nie mg poj. Odlego midzy ZYM a trzymajcy

k Merynosem wynosia zaledwie niecae pi krokw: nawet szybki jak myl skok nie mgby po yma ani unikn starcia z lecc w powietrzu bry stolika, o ile nie byby skokiem w bok, i po prostu unikiem. A jednak ZY skoczy do przodu w tej samej dziesitej czci sekundy, w ktrej Merynos wypchn stolik w przestrze. Pseudomarmurowy ciki blat grzmotn z og hukiem o ziemi, z kurzawy i pyu, ktry wypeni piwnic, wybysa jak grom pi ZEGO g oczy; efekt byskawicy, obok szybkoci ciosu, wzmocni blask ogromnego brylantu, prujce go krwawym ladem twarz Merynosa. Merynos zmik, zachwia si, odlecia do tyu; w tej sam chwili lewa rka ZEGO pochwycia go za wiejcy w powietrzu strzp krawata, przycigna ra zcze ku sobie i piekielny cios podbrdkowy wydar ze skrconego w mce ciaa resztk oddech i przytomnoci, wbijajc migotliwy brylant w doln szczk i rozrywajc j krwawo. Wielki, isty tuw prezesa Filipa Merynosa zwin si u stp ZEGO jak sflaczay zewok, ndzny i w rypicy zmasakrowanymi ustami jakie niezrozumiae sowa w brud piwnicznej podogi. W tej samej chwili rozleg si dzwonek telefonu. Zdrtwiay z wraenia Drobniak otrzsn s runujco szybkim, mocnym ciosem kolby rewolweru przygi klczcego Kudatego zupenie do z i i poderwa suchawk. Halo? rzuci zduszonym gosem, walczc z jego dreniem. Czy to spdzielnia Woreczek? rozleg si w suchawce niski, pikny gos kobiecy. Tak rzek Drobniak. Czy mog prosi prezesa Merynosa? spyta spokojny gos. Boj si rzek wolno Jonasz Drobniak e jest to w tej chwili niemoliwe. Nie szkodzi rzek gos kobiecy z niezmconym spokojem, wrcz z cich radoci rozumie u nie przeszkadza, prosz go nie niepokoi. Prosz mu tylko, w takim razie, powiedzie, e zdecydowaam si i jad z nim. Prezes Merynos bdzie ju wiedzia, o co chodzi Bardzo, melancholijny umiech zagoci na twarzy Jonasza Drobniaka. Milcza przez moment , po czym powiedzia: W porzdku. Powiem mu. Dzikuj rzek uprzejmy kobiecy gos i poczenie zostao przerwane. Kto to by? spyta ZY, dyszc ciko i ocierajc pot z czoa. Jaka kobieta rzek tpo, ze zmczeniem Drobniak. Do tego otra? zazgrzyta ZY; pochyli si nad Merynosem, wywlk go z kta i cisn g pen zota walizk. Ile krzywd ludzkich, ile zbrodni jest w tym majtku, tutaj! sykn Nowa furia narastaa mu w biaych oczach jak pczniejcy kb biaych, burzowych obokw, przewala si grzmot. Kopn lecego w brzuch, unis go, uj w jedn rk koniec krawata woli zaciska jedwabn ptl pod szyj Merynosa. Drobniak podbieg do ZEGO. Panie! rzu wnym gosem, chwytajc ZEGO za rami. Biae, puste, straszliwe oczy odwrciy si z wolna emu i Drobniak cofn si jak raony elektrycznoci, czujc zimn strug panicznej trwogi pa. Do tego dobrego, Nowak! rozleg si oschy, opryskliwy gos: ZY i Drobniak poderwali stron szpary w uchylonej cianie. Sta w niej porucznik MicHal Dziarski: za jego ple cami poyskiway oksydowane lufy milicyjnych automatw. Przyrzeklicie mi co, prawda? k z uraz Dziarski. Okazuje si jednak, e nie mona wam ufa. e lepiej jest samemu dop a wszystkiego. ZY puci Merynosa i cofn si pod cian. Rozlatanymi rkami wpycHal w spodnie koszul, si w czasie walki. Oto Wadek Buchowicz rzek do Dziarskiego, wskazujc na Merynosa. A oto obywatel Kudaty doda Jonasz Drobniak, wskazujc na brudn mas achmanw przy koni si grzecznie, lecz z godnoci Dziarskiemu, unoszc lekko melonik. A oto synny, nieuchwytny pan w meloniku rzek z podziwem Dziarski, przypatrujc si ba awczo Jonaszowi Drobniakowi od dawna marz o tym, aby pana aresztowa, gdy nie znosz k onkurencji. Najgorsze jest to tylko, e, jak dotd, nie miaem konkretnych powodw, aby to uczyni. Ale teraz O! zawoa nagle z zadowoleniem, wskazujc palcem na wielki czarny rewolwer typu Hiszpan 9. ktry tkwi cigle w doni Drobniaka. Czy ma pan pozwolenie na o? Nie rzek z agodnym umiechem Jonasz Drobniak ale to unis z niezmconym spokoje i wymierzy go wprost w pier Dziarskiego, ktry cofn si odruchowo to jest rekwizyt te alny. Nikt z tego nie jest w stanie wystrzeli zakoczy ze sodycz, odsaniajc komor jc brak magazynka, naboju w lufie oraz iglicy. EPILOG 1

W ten sposb koczy swj dugi wywd porucznik Dziarski mamy wszystkich. Lowa Zylber

dziaacz sportowy, sam odda si w rce wadz. Alberta Wilg i Jerzego Meteora znalelimy dnym ze szpitali warszawskich; dostali si tam za skierowaniem prywatnego lekarza; bez porednictwa Pogotowia oczywicie, zainteresujemy si jeszcze tymi powizaniami i t spraw. Roberta Kruszyn odnalelimy dziki Merynosowi, ktry nie przejawia skonnoci ku wie niezomnej i chtnie sypie swych podwadnych i wsplnikw. Bez trudu, na przykad, poin ormowa nas, dla kogo przeznaczony by drugi bilet samolotowy do Szczecina z dwch zna lezionych przy nim w czasie aresztowania. Ot prosz sobie wyobrazi, e by to bilet dla iejakiej Olimpii Szuwar, wacicielki sklepu z konfekcj. Mona si byo tgo domyli rzek niechtnie Halski uwaam to zreszt za szczeg be s kocHal si bez pomylnych rezultatw w pani Szuwar i wydaje mi si, e takie obciajce nia s po prostu zemst za nieodwzajemnion mio. Uwaam tak poszlak za nieistotn. Myl, e nie wie pan, poruczniku rzeka Marta z podejrzan sodycz w gosie dlaczeg lski tak uwaa? Pani Szuwar jest wielk sympati doktora. Raczej odwrotnie, o ile ja wiem mrukn Kolanko, strzepujc popi do popielniczki; wyg u duo lepiej, spokojniej, wida byo, e wraca powoli do rwnowagi po swych przejciach. Powinszowa takich znajomoci rzek zjadliwie Dziarski, patrzc z ironi na doktora: ni si przekona do Halskiego; mimo e pokj zawarty, wyranie nie ywi do upodobania. Nigdy nie wstydz si swych znajomoci rzek zaczepnie Halski ciekawi mnie wszyscy l pod socem. Wszyscy, bez wyjtkw. Ciekawi mrukna z ostentacyjnym przeksem Marta zwaszcza ludzie w spdnicach. Ale mwi pan, poruczniku rzek Juliusz Kalodont e akcja jeszcze trwa, prawda? Tak rzek Dziarski nie mamy jeszcze wszystkich. Na przykad taki Szajewski, szef gwa rdii Merynosa. Merynos, sypic hojnie, powiedzia nam nazwisko, ale to mao. Bliszych i nformacji o tym Szajewskim mgby udzieli Kruszyna, lecz ten wanie jest twardy, honorow y i lojalny wobec swych kolegw. Milczy jak grb. Przyznaje si do tego, e by przyboczny m adiutantem Merynosa, gotw jest ponie kar za to, w czym bra udzia, i to wszystko. al mi Kruszyny rzeka Marta. To by dobry czowiek. Dla tak zwanych nieostronych dziewczt umiechn si ironicznie Halski bardzo dobry m, jedyny! Marta spsowiaa i ju zamierzaa co powiedzie, gdy rozleg si nagle dudnicy gos Fryde ota. Szanowny panie odezwa si Kompot do siedzcego naprzeciw Klusiskiego czybym m iezwykego na czole? Przypatruje si pan z tak uwag temu miejscu? Klusiski spojrza na d kamizelki Kalodonta i rzek do Kompota: Nie, nic pan nie ma na zole. Przecie teraz nie moe pan widzie? zajkn si Kompot. Wanie e teraz dopi ich, cierpliw melancholi Klusiski. A co si stao z tym piknym oliwkowym humberem? spyta Geniek migo. Jeszcze stoi w naszych garaach jako dowd rzeczowy odpar Dziarski. Obywatelu poruczniku rzek niemiao starszy sierant Maciejak moe obywatel poruczni wi, aby go nam przydzielili, dobrze? To bdzie idealny wz dla systemu sygnalizacji zaj ulicznych wedug Maciejak zaci si i zarumieni. Sierant Maciejak jest racjonalizatorem wynalazc rzeki z umiechem Dziarski. Oprac niezmiernie ciekawy system sygnalizacji bjek, zaj, zaczepek, awantur, a nawet wyzwi sk. Staramy si usilnie, aby system ten uzyska aprobat naszych wadz i zosta wprowadzo y do praktyki milicyjnej. Wszyscy spojrzeli z uznaniem na sieranta, za skromny Maciejak sponi si jak panna przy umawianiu pierwszej randki. Zapado milczenie. Wszyscy myleli o tym samym. Dlaczego on nie przychodzi? westchna Marta, spogldajc na zegarek dlaczego si sp Wanie rzek niecierpliwy Kalodont co si z nim dzieje? Z ulicy rozlego si powolne, nieznaczne pykanie, jak odgos maych, starych lokomotyw, lecz nikt na to nie zwrci uwagi. Przepraszam za spnienie rozleg si w chwil potem miy, nosowy, zgrzytliwy, lecz pod jak spokojn wesooci gos. Prosz mi wybaczy, ale mj urlop skoczy si i musiae a przepustk. Wszyscy przetarli oczy, zamknli je, otworzyli i raz jeszcze przetarli, zdumieni f aktem, e oto porodku pokoju stoi Jonasz Drobniak, ktry wzi si tu nie wiadomo skd i k o wejcia nikt nie zauway. Niemniej sta oto, uchylajc grzecznie czarnego melonika, z p arasolem w rku, w gumowym konierzyku z wykadanymi rkami, kaniajc si lekko na prawo o z staromodnym, wytwornym wdzikiem. Panie poruczniku zwrci si niemiao do Dziarsk umiechajc si uprzejmie bd panu niepomiernie wdziczny za ostemplowanie mi przepustk Od razu, eby potem nie zapomnie. Bo wie pan, w godzinach subowych Pooy przed Dzia

krawek gsto zadrukowanego papieru. Nareszcie odezwaa si pierwsza Marta, tumic podniecenie w gosie czekamy tu na pan gromn niecierpliwoci. Tak przytwierdzi gorco Halski tylko pan jest nam w stanie wyjani pewne rzeczy. Dziarski spojrza z niesmakiem na Halskiego, lecz nic nie powiedzia. Moi drodzy rzek serdecznie Drobniak to wszystko wyglda na tak zwany benefis. Wieci e, co to jest benefis? Ja nie wiem przyzna si szczerze Geniek migo. Jonasz Drobniak podszed do migy i pooy mu rk na ramieniu. Benefis, mj chopcze t to ostatni wieczr wystpw popularnego aktora, na ktrym robi on publiczny bilans swy ch umiejtnoci i swego talentu. Oskaram was tedy Drobniak powrci znw na rodek pokoj owid palcem wokoo po wszystkich e zmuszacie mnie do urzdzenia mojego benefisu. Nie p zecz, benefisy s uroczystoci wzruszajc i przyjemn, ale? tu znw powid swymi cza gentnymi oczami i miy umiech rozcign mu t twarz. Ale? Skde znowu? Naprawd nie! rozlegy si zewszd zapewniajce gosy. A zreszt rzek Drobniak wszystko jedno. Mwcie, co chcecie wiedzie? Nie siada, l zy siedzcymi, wreszcie przystan obok Juliusza Kalodnta i ucisn go przyjanie za rami Waciwie rzek Kolanko chcemy wiedzie wszystko. Dobrze rzek Drobniak, upychajc powk papierosa w szklanej lufce opowiem wam. A wi si od tego, e otrzymaem dwa miesice urlopu. Miesic za ten rok i miesic za ubiegy. Wt postanowiem odnale ZEGO. Wszyscy pochylili gowy, gdy pado to sowo. Nikt nie mia dotd go wymwi. Udaem si tedy na poszukiwanie i znalazem Kudatego. Wszyscy odetchnli z ulg. Jonasz Drobniak osign jednym zdaniem to, nad czym mczyli si o: uzasadni pozytywny fakt swych poszukiwa, uzasadniajc tym samym uczucia, myli i dz iaania wszystkich tych ludzi w cigu ostatnich miesicy. Milczenie stao si tak napite, Jonasz Drobniak kontynuowa bez adnej zachty: Widzicie, moi drodzy, wielkie miasto pene jest tajemnych znakw i zawoa, ukrytych dla niewprawnego oka ladw i tropw; rozbrzmiewa w nim nieustanny zew, powoujcy do czynw t k samo jak Indianin w puszczy odczytuje nieomylnie znaki na korze drzewnej, wie, co oznacza kada zamana gazka, orientuje si dotykajc mchu, rozumie odgosy wodopoju i a niewyczuwalny dla obcego w borze, za wyznaczajcy jego czyny apel wiatrw, temperat ur, poszumu lici i zapachu ziemi tak samo czowiek wielkiego miasta yje w przebogate j sferze odczu, dozna i nakazw, utkanej z ruchu ulicznego, wielkomiejskich plotek, woni benzyny, nagwkw gazetowych, neonowych wiate, kawiarnianych rozmw i nastrojw, co ennej pracy wreszcie. Sfera ta okrela jego dziaanie. W chwili gdy zaczynaem mj urlop , w Warszawie rozpoczynaa si epopeja ZEGO. Nie mogem za ni nie pody. Reszta bya za ieem przypadku. Zanim jednak rozgadam si o ogromnej roli przypadku, wyjani wam pewne rzeczy, o ktrych nie wie nawet porucznik Dziarski tu Jonasz Drobniak skoni si niemi i ze skruch porucznikowi, jakby przepraszajc, e omieli si wiedzie wicej. Po czym z papierosa i mwi, chodzc w kko: Wiemy ju, e prawdziwe nazwisko Filipa Merynosa brzmi Wadysaw Buchowicz, prawda? Wiem y te, co robi zaraz po wojnie. Natomiast nie wiemy, co robi przed wojn, w czasie woj ny i po nieudanym zabjstwie Henryka Nowaka, gdy znik z Pragi. Ot Wadysaw Buchowicz by ynem maego urzdniczyny magistrackiego, czowieka niewielkiego nawet postur. Sw potn eksj fizyczn odziedziczy raczej po matce, ktra przewyszaa ma wzrostem o gow, za lo kilogramw. Byli to cisi, poczciwi ludzie, starajcy si wychowa jedynego syna na prz zwoitego czowieka i da mu wyksztacenie. Pocztkowo mieli mnstwo powodw do zadowolenia, gdy Wadek zdradza due zdolnoci umysowe, nauka przychodzia mu z atwoci, uczy si raz z postpami w nauce Wadek wyrabia w sobie swoist filozofi yciow: ju wtenczas dos wniosku, e droga uczciwoci i pracy zbyt jest okrna i kamienista i nazbyt wolno prow adzi ku powodzeniom, o ile w ogle ku nim prowadzi. Jeszcze w szkole redniej powzi pe wne postanowienie, ktre odtd realizowa skrupulatnie w yciu. Zaczo si od bilardu z gr kiem i taniego pokera, lecz rycho ju Wadek znalaz si na torze wycigowym, a potem w mr cznych, zadymionych kawiarenkach ulic Zotej, Zielnej i Wielkiej, w ktrych zbierali si zawodowi gracze w piramidk i karambola, szulerzy, paserzy, kombinatorzy wycigow i i zodziejscy notable. Reszty dokona wzrost i niewtpliwa przystojno modego Buchowicz : nader szybko znalazy si tanie kobiety i wdka, orgie pijackie w podrzdnych nocnych lokalach i pachnce wyzywajcymi perfumami pornograficzne przygody, tak bajecznie ur ocze dla osiemnastoletnich, silnych chopcw. Ta tandetna, lecz kolorowa uroda ycia s

prawia, e Wadek Buchowicz porzuci szko przed matur i opuci dom rodzinny bez sowa Dokona tego zerwania, trzeba to przyzna w wielkim stylu, bez awantury i gorszcych scen, ze spokojem dojrzaego czowieka, ktry doskonale wie, co ma w yciu do roboty, i rozumie, e tumaczenie tego rodzicom byoby traceniem czasu na czynno zupenie bezcelow ie biorc z domu nawet zapasowych skarpetek przenis si z urzdniczego mieszkanka w blok ach spdzielczych na oliborzu do jednej ze swych kochanek, mieszkajcej przy ulicy lisk iej. Pani ta, liczc z grubsza, starsza bya od Wadka o lat pitnacie, dziki czemu poo waliny pod jego przysz wiedz o kobietach. Po dwch miesicach wspycia Buchowicz, ucze , pobi j dotkliwie i wyrzuci z mieszkania, za po dwch nastpnych miesicach przyj j zdzajc do niewielkiego, zatrudniajcego kilka dziewczt przedsibiorstwa, ktre zdoa s czerpic hojnie z jej cennych wskazwek i dzielc z podziwu godn przenikliwoci jej dwa p koje z kuchni na dziesi separatek. Przez nastpny rok mody, przystojny, elegancko odzi any Buchowicz zdobywa sobie popularno w wiecie przestpczym wielkiej Warszawy. Znany y szeroko na ulicy elaznej i w jej dorzeczu jako Wadek Buhaj albo Wadek Lala, ktre to przydomki wiadczyy zarwno o estymie dla jego siy fizycznej i urody, jak i o sawie je go erotycznej tyzny. Uczy si techniki organizacyjnej wymusze, haraczw i okupw od Man ia Spryny, szefa sztabu synnego Papy Tasiemki, pija wdk u Joska na Mariaskiej z samy ojne Kowbojem, ongi przybocznym wielkiego Urke Nachalnika. Ju niebawem przestay mu jednak wystarcza sumy z kwitncego przedsibiorstwa oraz towarzyskie ocieranie si o po tentatw wiata zbrodni. Poda czego wikszego, jakich wielkich czynw, sawy w wielkim . Ockn si w nim ogromny, nie przeczuwany dotd talent wodza i organizatora, ktry wypen a mu gow tumem szumicych pomysw: kady z tych pomysw baga o realizacj, w kadym Buchowicz lea po caych dniach na tapczanie w jednej z separatek, sucHal bez przerwy nastawianej cigle od nowa pyty: I zawsze bdzie czego ci brak, w samotnoci bdzie kto si ni, myla intensywnie i marzy, zapominajc o tym nawet, e wycofuje w ten sposb dno z narzdzi pracy i obnia rentowno swego interesu. Rozmylania te przerwa wybuch woj y. Oczywicie Wadek Buchowicz nie stawi si na wezwanie do wojska, uwaa, e oglna mo ja go nie dotyczy, za mae przykroci z jego absencji w szeregach zostay atwo usunite p zy pomocy zwikszonego, ofiarnego i patriotycznego wysiku pracownic w jego zakadzie. Natomiast w czasie oblenia Warszawy, uciekajc przed bombardowaniem, trafi zupenie pr zypadkowo na Siekierki i tam ju pozosta. Nie wrci do rdmiecia. Znalaz sw ziemi ob Jonasz Drobniak zamilk na chwil. Wyrzuci paznokciem niedopaek z lufki. Wokoo siebie m ia byszczce emocj oczy, wpatrzone we jak w ekran, na ktrym przewija si zapierajcy d piersiach film. Siekierki nigdy nie cieszyy si w Warszawie dobr saw cign Jonasz Drobniak bya zaludniona specyficzn mieszanin drobnomieszczastwa i lumpenproietariatu, zamieszku jcy j ludek para si przewanie owymi interesujcymi profesjami z pogranicza pracy fizyc nej i kombinatorstwa. Sezonowi murarze i specjalici od kwaszenia kapusty mieszali si tam w maych, pwiejskich domkach ze zodziejaszkami i prostytutkami, piaskarze, wil ni przewonicy i badylarze ssiadowali przez prg z wamywaczami, pajczarzami i doliniarz ami, zwizani byli z nimi tysicem wsplnych interesw, wzw ssiedzkich, rodzinnych, tow kich, spowinowaceni ze sob i spokrewnieni tworzyli wielk, siekierzask famili, istny k lan, hulajcy bez pamici i wyrzynajcy si wzajemnie noami wrd imieninowych, pijackich tialstw, lecz spoisty, zamknity i niezwykle solidarny na zewntrz. Pomidzy krzywymi potami rzadko zabudowanych uliczek, na kocich bach botnistych brukw, wrd ciemnych noc dziay si tu rzeczy ponure i wielkie, za obierajce kartofle lub przyszywajce guziki d o spodni matki, ony i siostry z Siekierek rzadko odryway si od swej roboty na odgos strzaw rewolwerowych czy miertelnego krzyku dobijanego noami czowieka. Zachodzi pytan ie: w jaki sposb Buchowicz zakorzeni si w tym zamknitym rodowisku? Zoyo si na to k zyczyn. Po pierwsze: jego talent organizacyjny w tym wanie czasie Siekierki rozwij ay u siebie wielki przemys nielegalnego pdzenia wdki, tak dochodowy w czasie wojny; w warunkach okupacyjnego godu alkoholu rosa wielka fortuna Siekierek, Buchowicz zo rientowa si bardzo szybko w tych nieograniczonych moliwociach, nis ad i organizacj kie stosunki dziaajcych na wasn rk i zwalczajcych si wzajemnie bimbrowni, stworzy siekierzaskiego monopolu, kartelu, ktrego wpywy objy swym zasigiem pobliski Czerniak cay dolny Mokotw, Sadyb, Wilanw. Oczywicie, e pocztki byy trudne. Siekierki dopiero oceniy waciwie dziaalno Buchowicza, tote wstpem do kariery na Siekierkach byo co i a mianowicie przyczyna numer dwa, czyli cherchez la femme We Wadku Buchowiczu zako cHaa si bez pamici kobieta wpywowa, mao rzdzca wrcz Siekierkami i zwana powszechn iekierek. Miaa na imi Aniela, bya niegdy krzepk, bardzo adn dziewczyn lekkich obyc

ma, o wasnych siach, zawdziczajc to mocy i gwatownoci swego charakteru, dwigna si do roli wielkiej indywidualnoci w swej dzielnicy. Gdy Buchowicz zjawi si na Siekie rkach, Aniela bya ju po trzydziestce i po trzech maestwach; ostatnim jej mem by zna swej dzikoci i siy fizycznej bandyta nazwiskiem Jan Chaberek, skazany jeszcze prz ed wojn na doywotnie wizienie. Podczas wrzeniowego rozgardiaszu Chaberek uciek z wizi nia na witym Krzyu, pojawi si na krtko na Siekierkach, skatowa Aniel do nieprzytomn wzgldw czysto dydaktycznych, po czym zostawi jej duo pienidzy, zdobytych nie wiadomo jak, i znik gdzie na pi lat. Wanie w tym czasie pojawi si Buchowicz. Aniela zakocH a zabj w przybyszu, lecz im mocniej grya si w mio, tym bardziej odpycHaa Buchowicz ebie; udawaa zimn i nieprzystpn, co jest, jak wiadomo, jednym z najpowszechniej znan ych od zarania ludzkoci sposobw na wywoywanie podania u upragnionego mczyzny. Buchow z miejsca oceni sytuacj z przenikliwoci mdrego sutenera; od razu poj, e Aniela odd tysickrotnie cenniejsze usugi jako wsplniczka ni jako kochanka, tote uoy ich wzajem osunek a paszczynie zodziejskopieninych interesw. Byo to pocigniecie niezwykle chy enidze Anieli i wpywy Krlowej Siekierek stany do dyspozycji Buchowicza, jednoczenie mna i nie znajca poraek miosnych kobieta spalaa si w dzikiej, skrywanej mioci, podsy ej umiejtnie ostentacyjn, handlow obojtnoci jej przedmiotu uczu. Trwao to dwa lata, asie ktrych Buchowicz drgnieniem powieki nawet nie okaza najmniejszego zainteresow ania Aniel jako kobiet, za Aniela urzdzaa orgiastyczne libacje przy dwikach patefono h tang w stylu: Mj kochanek to bandyta, obuz, dra!, potem za wasnorcznie holowaa h bimbru i po oceanach wdki najpikniejsze dziewczta Siekierek do ka Wadka Buchowicza a w gruncie rzeczy prymitywna dziwka z tanich knajp Czerniakowskiej ulicy, rozron ita, jdrna Krlowa Siekierek, odkrywaa naraz przedziwny wiat trudnych i skomplikowany uczu, doznaa po raz pierwszy w yciu rozkoszy miosnej samoudrki, utona w upojnych odm nie spenionego szczcia. Poniewa nie moga przyku do siebie Buchowicza swym ciaem, pr uwaa go co dzie tysicem drobnych usug lojalnej wsplniczki, ktrych prawdziw tre Buc odczytywa bez trudu: umiecHal si tylko liczc pliki banknotw, pynce mu do kieszeni z spki. Ale co tu duo mwi, Aniela nie bya pozbawiona urokw, wrcz przeciwnie w ci oju penym tanich sprztw, ek i wysoko spitrzonych na nich betw, wrd rozrzuconych w wdk powietrzu gramofonowych tonw tanga: Ach, nie odchod ode mnie, nie daj czeka nadar mnie gorca, mikka skra jej piersi parzya wprost przez rozchestan bluzk i odsonit ocne, zgrabne uda urzekay palcym pasmem ciaa pomidzy kocem cielistej, jedwabnej poczo hy a podwinit z gorca spdnic, mae, jasne, osadzone gboko w chudej twarzy oczy rzuca yzywajce i fascynujce byski. Pewnego wieczoru Buchowicz zapomnia o swej taktyce. Naz ajutrz pastwi si nad Krlow Siekierek tak dugo, wytrwale i z takim rezultatem, e sp em dwa tygodnie w szpitalu. Wrcia stamtd jego bezwoln niewolnic. Dotd wiedziaa o jeg rodzie, o jego chytroci i kozackim sprycie; teraz dowiedziaa si o jego sile, nieoki eznanej gwatownoci i brutalnoci, o jego miosnej tynie: te za walory skaday si w ch na idea mczyzny. Odtd przylgna do na reszt ycia z guch zaciekoci tych pros erc, ktre id lepo za swymi ideaami na kad dol i na kadych warunkach. Ale Buchowicz otrzebowa jej wicej: by ju w tym czasie boyszczem Siekierek, opitym krwi i pienidzmi ako wsplniczka Aniela stracia dla sw warto, jako kochank odepchn j wulgarnie od s bec tego zostaa jego suc, a do chwili aresztowania w ostatni niedziel, W tyme mnie czasie, gdy Aniela leaa w szpitalu, zaistniaa trzecia przyczyna, ktra sprawia, e Siek erki usynowiy Buchowicza nieodwoalnie i raz na zawsze: w trakcie jakiego rozliczeni a z odbiorcami siekierzyskiego bimbru, ktre przerodzio si w ktni. Buchowicz zabi czowieka. To przypiecztowao jego saw i jego los: tylko zwizany cile ierkami mg chroni si skutecznie przed zemst przyjaci swej ofiary. Po wojnie, gdy skoczy si zoty okres nielegalnego pdzenia bimbru, Siekierki podupady m cno i stay si dla Buchowicza za mae, za ciasne. Przenis si na Prag. Co tam robi, wi opowiadania Henryka Nowaka. Oczywicie Nowak nie zna jeszcze szeregu wakich szczegw ie wiedzia na przykad, e Buchowicz spdza noce cae na marzeniach. Trawia go przedziwn nienasycona dza wadzy, rzdzenia, znaczenia, dyktowania swej woli, osobliwie skbiona z pasj jakiej chorobliwie pojtej popularnoci w swoim wiecie, w wiecie przestpstwa i zb ni. Lec na brudnym tapczanie, z butelk wdki na pododze pod rk, rozmyla caymi godz tym, jak by uj w elazne karby, zorganizowa i usystematyzowa cae to eldorado przestp i, ktre zakwito w pierwszych latach na ruinach Warszawy; wiedzia, e wrd brudnych gruz milionowej niegdy stolicy byszczy zota ya, ktr kto musi wygrzeba z bota i miecia gn. Czu si na siach dokona tego. Wpoi w siebie przekonanie, e jest jedynym przeznac do tego czowiekiem, jakim mesjaszem zbrodni, ktrego misja i posannictwo polega na o

drodzeniu warszawskiego kryminalnego rynsztoka w odbudowujcej si metropolii. Ku wie lkie, oszaamiajce plany, opracowywa drobiazgowo ich szczegy. Brakowao mu tylko olnie ej koncepcji, pomysu, ktry uruchomiby wszystko. Takie olnienie przyszo w kocu, bdc, zwykle, dzieem przypadku: w jednej z praskich met, w ohydnej, piwnicznej norze, w ktrej wrd zapleniaych zapasw prowadzonego dla fasady kolonialnego sklepiku pio si workach ze stch kasz, Buchowicz spotka Jana Chaberka. Chaberek by ju wtedy prawdziwy rakiem ludzkim, alkoholowym delirykiem o przestrzelonym podniebieniu, z ktrego us t dobywa si tylko chrapliwy, niewyrany bekot, ndznym strzpem dawnego zbja, przearty robami i wdk, zdolnym ju tylko do bestialskiego mordowania bezwolnych ofiar. Buchow icz patrza na Chaberka dugo i patrza na zagadkowo: w mzgu jego rodzi si plan giganty y, a tak misterny i tak miay, e blady przy nim wszystkie uprzednie kombinacje. Wycign haberka za wosy z mety, zawiz do Rembertowa na melin, za sam wkrtce potem znik z Pra bez ladu. W kilka miesicy pniej otwarty zosta przy ulicy Chmielnej w Warszawie sklep z plastyk ow galanteri, ktrego waciciel nazywa si Filip Merynos. By to wysoki, potnie zbudo a o ciemnej, misistej twarzy, ciemnych wosach i oczach. Ubiera si nienagannie i zach owywa powcigliwie, z nieco przesadn rezerw warszawskich businessmanw z powojennej ini jatywy prywatnej, pozujcych na towarzysk elit. Wkrtce zasyn jako rzutki i zdolny prz ibiorca, interesy jego rozwijay si znakomicie, sklep z Chmielnej znalaz zaplecze w m aej fabryczce przy ulicy Prnej, ktra rozpocza wydajn produkcj nylonowych torebek, p galanterii z mas plastycznych. Niebawem Filip Merynos zala Warszaw maymi saszetkami swego wyrobu, tak zwanymi kosmetyczkami, przepoi kad niemal warszawiank dz posiadan takiej saszetki, zyska sobie saw w koach fachowych, miano krla kosmetyczek i zbi pr m grube pienidze. Wszyscy wiedzieli dobrze i powtarzali na wszystkie strony o jeg o sukcesach, o cigych inwestycjach i rozwoju przedsibiorstwa: takie za plotki, umiejt nie rozpuszczane i dawkowane, przyczyniaj si raczej do zmtnienia atmosfery ni do wyj anienia czegokolwiek. Widoczno i przejrzysto spraw Filipa Merynosa ulega jeszcze wik mu zaciemnieniu, gdy Filip Merynos zupenie nieoczekiwanie, w dobie, kiedy inicjat ywa prywatna cieszya si penymi moliwociami rozwoju, przeksztaci swe przedsibiorstwo pdzielni pracy pod firm Woreczek. Mwiono wtedy o nim, e pieszy si troch zanadto, nie jeszcze popracowa na penych obrotach i przy penych zarobkach zamiast kontentowa si pensj prezesa spdzielni, cile okrelon statutem. Byy to, oczywicie wszystko bzd p Merynos wiedzia doskonale, co czyni, natomiast plotkujcy o nim gupcy nie wiedziel i nic. Nie wiedzieli na przykad o tym, e spdzielni Woreczek atwiej byo przeprowadza owa buchalteryjnie milionowe inwestycje, dokonywane w jej magazynach przy ulicy B agno, przeprowadza specjalne linie telefoniczne, rozkopywa na wasn rk unerwiony przew dami teren wok dawnej Centrali Telefonw dla skonstruowania ruchomej ciany w piwnicy, budowa kunsztowne zapadnie i sztolnie na nie wyremontowanym pitrze pewnej kamieni cy, e w spdzielni mona byo zatrudni szereg osb ze sztabu przybocznego na zasadzie pr ego Ausweisu; e spdzielnia moga bez podejrze prowadzi w swej buchalterii rachunki tak zwanego wydziau transportowego, ktry w rzeczywistoci by oddzielnym przedsibiorstwem ochodowym, dajcym milionowe zyski z obrotu kradzionymi autami lub z nielegalnych, skrywanych przed wadzami praktyk przy transakcjach zagranicznymi wozami, e wreszc ie za t firmow elewacj krya si druga buchalteria przedsibiorstwa Filipa Merynosa, w k ej figuroway kryptonimy takich wydziaw, jak wydzia biletowy, wydzia witamin, wydz cegami, wydzia wycieczek i wczasw, wydzia rozbierania Jonasz Drobniak umilk na chwil i zapali nowego papierosa. Umiechn si na widok chciwy spojrze, wbitych we ze wszystkich stron. Cisza bya taka, e nie sycha byo nawet odgo sta. Tak, tak pokiwa gow Jonasz Drobniak to bya wielka mafia, ogromny gang, zorganizo z podziwu godn precyzj. Jego fundament stanowia drobiazgowa analiza warunkw spoecznyc h tego miasta w tym czasie. Byy to lata, gdy przed spoecznoci dwigajcej si z ruin Wa awy stan grony problem chuligastwa. Problem ten rozrasta si do rozmiarw choroby spo j, prawdziwej klski, z kadym rokiem przybiera na masowoci. Wadysaw Buchowicz alias Fi ip Merynos dostrzeg w zgangrenowanej tkance obyczajowospoecznej chuligastwa idealn po wk dla rozwoju pasoytniczego, przestpczego organizmu. Dostrzeg to z niezwyk trafnoci z prawdziw genialnoci utrafi celnie w najczulszy punkt. Przystosowa zbrodni do wymog hwili, uwspczeni j, opar na rozeznaniu nowych warunkw spoecznych. Wielcy wamywacze u Szpicbrdki mieliby w dzisiejszej Warszawie niedue pole do popisu: banki s zbyt pi lnie strzeone, za do robotniczych mieszka na Starwce i MDMie nie ma po co si wamywa

omiast przed wojn nikt nie zrobiby fortuny na podrabianiu biletw na imprezy sportow e ani na szantaowaniu ulicznych owocarzy. Filip Merynos widzia to wszystko i uruch amia coraz to nowe wydziay, wypywajce z potrzeb chwili. W sabo owietlonych ulicach z ocztkw odbudowy kwit bujnie i dziko proceder obrabowywania z ubra zapnionych przechod iw. Stworzony przez Merynosa wydzia rozbierania usystematyzowa chaotyczne stosunki w tej dochodowej brany: odtd stosy cile wycenionej odziey zapeniay magazyny spdzieln ek, za okrzyk: Wyskakuj pan z ubrania!, rozlegajcy si w mrocznych zakamarkach zgruzo ych ulic, sta si raczej formu robocz ni gronym zawoaniem opryszka. Wiadomo byo pow e, e na ogromnych przestrzeniach jezior mazurskich, tego czarujcego rezerwatu tury stycznowakacyjnego peni stra zaledwie kilkunastu milicjantw, w takich warunkach otwi eraj si wspaniae perspektywy przed niewielk ekip silnych i obdarzonych fantazj funkcj nariuszy wydziau wycieczek i wczasw spdzielni Woreczek, ktrzy po kadej podry s pene samotnych kajakw i szukajcych odosobnienia na onie natury par urlopowiczw wraca j do warszawskiej centrali obadowani setkami aparatw fotograficznych, zegarkw, biuter ii i gotwki, zdobytych przy pomocy tak atwo dostpnych narzdzi pracy, jak kawaek oowia ego kabla, elazna rurka gazowa lub wprost drewniana paka. Po to za, by owocnie rozw ija przedsibiorstwo i tworzy coraz to nowe wydziay, Filip Merynos potrzebowa dwch ele entw: po pierwsze zawiesistego grzzawiska chuligaskiej masy, ktre byoby gleb dla je hodowli zbrodni, a jednoczenie zawsze penym rezerwuarem rekruta, zapleczem werbunk owym coraz to nowych warszawskich desperados dla rozwijajcego si gangu; po drugie jakiego symbolu, normujcego ycie uczuciowe i wiat poj i autorytetw warszawskiej uli huliganerii. W ten sposb powsta mit o obywatelu Kudatym. Umiejtnie skonstruowana wie, obmylone do ostatnich szczegw podanie poszo na Warszaw. Gdy spczniao, obroso ulicz gami i rynsztokowymi klechdami, nadszed moment dziaania. Pewnej ciemnej nocy Meryn os i Robert Kruszyna przywieli z Rembertowa pprzytomnego zwyrodnialca Jana Chaberka do piwnicy przy ulicy Bagno. W kilka dni potem miaa miejsce wielka zodziejska din tojra w jednym z barakw budowlanych przy ulicy Karolkowej. Autorytet obywatela Ku datego by ju w tych koach na tyle silny, e gdy ktry z ludzi Merynosa zaproponowa pr anie obywatelowi Kudatemu oskaronego o nielojalno zodzieja, wszyscy przystali na to z entuzjazmem. Podsdny uprowadzony zosta w nocy na ulic Bagno, skd zwoki jego wywiezio no nad ranem i porzucono na peryferyjnych kach za Dworcem Zachodnim. Odtd sawa obywa tela Kudatego nabraa cech kultu. Tajemnicza bezosobowo tej postaci, ktrej nikt nigdy nie widzia, a ktrej wyroki nacechowane byy tak bezwzgldnym, krwawym realizmem, podsy caa wiar w jej wszechmoc, urastaa w zabobonnych wyobraniach do rzdu zjawisk nadprzyro dzonych. Trzeba przyzna, e Filip Merynos wyreyserowa genialnie t krwaw oper. Chaberk roli obywatela Kudatego nie widzia nikt, prcz skazanych na mier i Roberta Kruszyny, ktry odczuwa przed nim obdny, przesdny strach. Ludzi, ktrzy mieli by tylko badani pr Kudatego, przyjmowa sam Merynos w zupenym odosobnieniu, nawet od Kruszyny. Przebie ra si wtedy, charakteryzowa umiejtnie i puszcza w ruch cay sztafa, ca sceneri z n ego filmu, jak stworzy w owej piwnicy przy ulicy Bagno. Nawiasem mwic, Filip Merynos popad w rodzaj schizofrenii i pod koniec sam ju dobrze nie wiedzia, kto jest obywa telem Kudatym, kto bandyt i morderc Chaberkiem, a kto Filipem Merynosem, prezesem s pdzielni Woreczek. Osobowoci te i wcielenia pomieszay si zreszt zupenie, jeli nie i Wadysawa Buchowicza, to na pewno w swych czynach, ktre w istocie byy czynami jedne go potencjau niemoralnoci i zbrodni. Jedno jest pewne: Buchowicz alias Merynos prz eywa najwspanialsze dni swego ycia za porednictwem stworzonego przez siebie mitu, oy ionej legendy, wypenianej codziennie ywym misem nowych decyzji odwieanej krwi okrutni mordowanych ofiar, rzdzi absolutnie przestpcz Warszaw. W ten sposb urzeczywistnia s stare sny o potdze, zaspokaja do syta swj gd znaczenia i swe bezbrzene pragnienie taj mniczej, zej sawy, albowiem pienidze i zdobycze materialne byy zawsze dla Buchowicza rodkiem, a nigdy celem cel za stanowio owo bezbrzene podanie ukrytej, tajemnej wsz mocy nad ludmi swojego rodowiska, spalajce go od wczesnej modoci. Gdy Filip Merynos o siga szczyty chway i potgi, na widowni wystpi Henryk Nowak jako ZY. Zjawi si znik ielkiego miasta, i od razu uderzy w podstaw zbudowanego przez Merynosa imperium, z rani najbardziej newralgiczny splot powiza tej kunsztownej budowli wyda nieubagan i uteczn wojn siom spoecznym stanowicym fundamenty jego wadztwa. Rzecz jasna, e Meryno ie mg zlekceway tego ataku. Pod sztandarem obywatela Kudatego rusza do walki, ktrej k lejne bitwy to porwanie Siupki i prowokacja z zeznaniami, majca na celu oskarenie ZEGO o morderstwo Mechciskiego, to kiermasz owocarski, na ktrym ZY mia zosta zabity l b unieszkodliwiony, to zamordowanie Kubusia Wirusa i skierowanie podejrze o t zbro

dni znw na ZEGO, to wielka mobilizacja warszawskiego chuligastwa do generalnej rozpr awy ze ZYM przed stadionem. Reszt znacie. Jonasz Drobniak umilk i zapada gucha cisza. Przez dobr minut wszyscy wstrzymywali odd ech: kady czu, e jasne, przejrzyste opowiadanie tego niepozornego czowieka skotuje mu si za chwil w gowie w nieporzdny nawa wrae, w chaotyczny natok myli i dlatego u zymujc oddech, przeduy t chwil jasnoci, klarownoci i penego rozumienia rzeczy. Dro ign po papieronic, ktra okazaa si pusta. To byo jakby hasem: zewszd wycigny s paczk papierosw, jak w cichym, wzruszajcym hodzie, skadanym przy pomocy najzwyklejsz ego z codziennych gestw. Jonasz Drobniak umiechn si bardzo serdecznie i wzi papieros pudeka Juliusza Kalodonta, mwic: Dzikuj panu, stary, drogi przyjacielu. Juliusz K dont a pokrania z radosnego zadowolenia, tak poczu si zaszczycony tym wyrnieniem. Wt te rozebrzmiaa wrzawa wyzwolonych z zasuchanego milczenia gosw. Wszyscy mwili naraz, jeden przez drugiego. Skd pan to wszystko wie? wybi si z oglnej wrzawy gos Witolda Halskiego i wszyscy u kli, gdy to proste i bezporednie pytanie najlepiej wyraao nurtujc wszystkich ciekawo Twarz Jonasza Drobniaka zabarwia si subtelnym humorem, jego dugi nos unis si z zabawn odnoci w gr. Skd wiem? powtrzy przyznam si, e odpowied na to pytanie przyjdzie mi z trudem. wsze dlatego chyba, e jestem z zawodu buchalterem i potrafi odczytywa najmisterniej zaksigowane tajemnice rnych przedsibiorstw. Po drugie za Jonasz Drobniak spuci w ochyli nos i zarumieni si: po szczytach jego kocistych, tych policzkw przebieg po iej wstydliwoci, jaka maluje si zazwyczaj na obliczach ludzi majcych mwi o swych cich ch umiowaniach, co do ktrych trapi ich cige wtpliwoci, czy aby nie zostan one poczy przez blinich za mieszn bahostk. Po drugie powtrzy dlatego, e jestem detekt Po czym unis powoli, ostronie gow, jakby obawiajc si wybuchu drwicej wesooci. Ale milczeli. O, brawo! zawoa cicho, lecz z uczuciem Fryderyk Kompot, westchnwszy przy tym romant ycznie a wic s jeszcze tacy? Jak to dobrze! Ja jestem rzek z gbok skrucha Jonasz Drobniak. Uwaam bowiem, e jest to zajcie i pasjonujce. Detektyw amator to taki czowiek, ktry wtrca si w cudze sprawy nie prosz ony, lecz w sposb taktowny. ycie wokoo nas pene jest dokd wiodcych tropw, albowiem e wokoo i codziennie dzieje si mnstwo ciekawych spraw. Ot s sto takie sprawy, ktre z yczaj jedni ludzie chc ukry przed drugimi. Tak ju jest, prosz pastwa, e nieustannie c ukrywamy przed innymi, poczwszy od krzywej opatki, ktr maskujemy mod, elegancj, specj lnie skrojonym ubraniem, poprzez nag sympati do ony swego przyjaciela, a po milionow efraudacj, ktrej maskowanie wymaga tak skomplikowanych czynnoci, e staj si one wrcz jonujce. Detektywi spdzaj swe ycie wanie wrd spraw ciekawych, staraj si je wykry u kady z nich posuguje si swoj metod. Sherlock Holmes, jak wiadomo Przepraszam, e panu przerywam rzek agodnie Dziarski. Wie pan, jak bardzo mnie te s rawy interesuj. Dlatego pragn pana od razu spyta o pask metod. Dobrze rzek zgodnie Drobniak powiem panu. Po przeczytaniu ogromnej sterty literat ury kryminalnej, po obejrzeniu wielkiej iloci filmw i po skrupulatnej analizie zdo bytej w ten sposb wiedzy doszedem do wniosku, e zarwno metoda dedukcyjna Sherlocka H olmesa, jak metoda racjonalistyczna Herculesa Poirot, jak metoda dowodw rzeczowyc h szkoy angielskiej, jak metoda psychologiczna doktora Zimmertuera, jak metoda sp irytualistyczna ojca Browna, e wszystkie te metody jednym sowem zdaj pomylnie egzami n, o ile maj po swojej stronie przypadek. Moja metoda jest prosta, polega bowiem na zaufaniu w bogactwo przejaww ycia. A wic mwic janiej w wszechmoc przypadku. Trudno mi si z tym zgodzi rzek sceptycznie Kolanko. Podwaa pan w ten sposb ca kryminalistyki. Co robi umiechn si przepraszajco Drobniak ale taka jest moja metoda. Jeli jedn pan o wzajemnym uzupenianiu si wiary w przypadek, z teori rzeczy ciekawych, ktrych p eno jest na kadym kroku, wtedy moe zrozumiemy si. ycie pene jest przypadkw i rzeczy kawych, za w wielkim miecie obydwa te czynniki ycia zwielokrotniaj si oszaamiajco. M Drobniak westchn dzikczynnie ile pasjonujcych rzeczy znale mona na wystawach f ycznych Porucznik MicHal Dziarski spojrza w tym miejscu nieco zbyt nagle w sufit, za redaktor Edwin Kolanko rozpocz baczny przegld swych paznokci jak kto, kogo nie dot yczy nic z tego, co si wanie mwi w autobusach i ciastkarniach Geniek migo pochy gow nad zapak, ktra ani rusz nie chciaa si zapali, za Fryderyk Kompot umiechn s , acz niezbyt mdrze w kioskach z pras i z tytoniem Juliusz Kalodont chrzkn kilka

a nastpnie nakry twarz chustk wielkoci nieduego przecierada, w ktr sika rozgon zrozumienia, e cierpi na dokuczliwy katar ile frapujcych historii dzieje si na ciuch ch Marta zarumienia si gwatownie i natychmiast przejawia gorczkowe zainteresowanie n z rczek swojego koszyczka, ktra skdind bya w zupenym porzdku w Kameralnej lski bada wanie swj obcas z tak uwag, jakby problematyka tego fragmentu obuwia stanow orodek jego pozazawodowych umiowa. Drobniak spowania i doda: A ile ciemnych, ponu a tym bardziej ciekawych spraw dzieje si w zatoczonych tramwajach i pocigach podmi ejskich, w barach mlecznych, na dworcach, przed kinami i w tanich, peryferyjnych knajpach. Wszystkim zrobio si naraz bardzo smutno i Jonasz Drobniak, jakby wykadajc oglne nastr oje, rzek powanie: Nie ma midzy nami czowieka, ktry sob i swym yciem potwierdza mo d. Po to, aby wiedzie, co si dziao ongi na Siekierkach, musiaem tam spdzi pewien cz iekawia mnie atmosfera tego miejsca, interesowaem si kryminalistyk, a wic szukaem kon aktu ze wiatem przestpczym. Ze ZYM byo inaczej: to on narzuci nam wszystkim kontakt z e sob, wyjaniajc tym samym doskonale rol przypadku w mojej metodzie. Pozorna tajemni czo i wszechobecno NowakaZEGO wywodzi si z niezmiernie realnego i konkretnego zjaw z powszechnoci awantury w Warszawie. W Warszawie peno jest awantury, mnstwo awantu ry, wszdzie awantura, poczwszy od pyskwek w ogonkach po mleko, poprzez wieczn wojn pa saerw z obsug rodkw komunikacyjnych, a do krwawych bijatyk w knajpach. Postronni wi ie unikaj na og bezporedniego angaowania si w awantury, natomiast ZY przeciwnie na kadym kroku interwencj. Std to wszystko I w ten sposb odpowiednio pojty przypadek oe si sta czstk oglnego planu. Wszyscy zamylili si gboko nad tymi sowami, a po chwili redaktor Edwin Kolanko powiedz ia cicho, powoli, lecz bardzo wyranie: Nieoceniony pan Drobniak! Co z dawnej, dziennikarskiej chway Edwina Kolanki zawiso po tych sowach w powietrzu i wszyscy poczuli si urzeczeni bezbdn trafnoci tego jedynego przymiotnika. Wcale nie musia go pan od razu aresztowa rzek Kalodont do wyzywajco do Dziarskieg adza od razu w wizieniu. Wanie rzek rwnie cakiem agresywnie Geniek migo taki czowiek? Co za czowiek Obywatele rzek spokojnie, lecz bardzo stanowczo Dziarski i wszyscy odnieli wraenie, e mimo pompatycznego pocztku padn tu za chwil sowa naprawd wakie obywatele, w t ie ja reprezentuj pastwo i prawo. Pastwo i prawo osadzio Henryka Nowaka w wizieniu. N as, to znaczy pastwo i prawo, trudno jest czstokro dobrze zrozumie: gstwa paragrafw i ustaw przesania w licznych wypadkach nasz mao efektown suszno postpowania. Czsto t zny blask pewnych gestw usuwa t suszno w cie. Natomiast bardzo atwo jest nas krytyko wiesza na nas psy. Ale my mamy racj, nasz racj. Jest to racja fundamentalna, na ktrej wznosz si trwae mury organizacji wspycia miedzy ludmi. Wszyscy pojli naraz, jak w olnieniu, t racj, ale nage wiato tego rozeznania i zrozum ia zgaso zaraz pod podmuchem niezliczonych zastrzee, ktre znw kademu przyszy na myl yscy spojrzeli na Jonasza Drobniaka, jakby szukajc u niego pomocy przeciw trudnym , susznym, a tak niechtnie przyjmowanym racjom porucznika Dziarskiego. Jonasz Drob niak milcza dugo, wreszcie rzek: Myl, e porucznik Dziarski ma suszno. Henryk Nowak przeby sw ekspiacj, a teraz mu r. Jedyna droga Hanryka Nowaka do nas wiedzie przez sal sdow i przez cel wizienn. In drogi nie ma. Niemniej ani na chwil nie wtpi, e wkrtce Henryk Nowak znajdzie si wr . Po czym skoni si uprzejmie wszystkim wokoo, uchyli melonika i znik tak nagle i nieo kiwanie, jak si pojawi. Wszyscy siedzieli skamieniali ze zdumienia; po chwili jak na komend rzucili si jeden przez drugiego do okna. Na dole pod nimi Jonasz Drobnia k wsiada do stojcego przy chodniku miesznego, staromodnego samochodziku typu kabrio let czenko, na widok ktrego Marta jkna: Mamo! Ja przecie znam ten wzek! Drobn sob starannie drzwiczki, wstawi parasol midzy kolana, raz jeszcze spojrza w gr, unis onik w swym penym starowieckiego wdziku pozdrowie niu, umiechn si z serdeczn przyja w oknach, pomacHal im tkliwie doni i przesa kilka poegnalnych pocaunkw. Po czym zapu tor. Dziwaczny pojazd zadra, wzdrygn si i zakoysa, wreszcie ruszy z miejsca, cign iropusz dymu z otworu na wod w przodzie maski oraz pykajc rozgonie jak mae, bardzo st re lokomotywy. Oddala si powoli w sinosoneczn tonacj warszawskiej majowej ulicy, skom ponowanej z barwy asfaltu, kurzu, bkitnego nieba i jasnych, nowych domw, lawirowa za bawnie pomidzy tramwajami, cignikami, autobusami, konnymi platformami i ciarowymi au tami. Niebawem trudno ju byo dojrze czarny melonik, sterczcy wysoko i sztywno nad os

obliw karoseri. Wszyscy odeszli od okien z nieokrelonym alem w sercach i zaraz potem zaczli si egna. ady odczuwa w tej chwili potrzeb samotnoci po to, aby w odosobnieniu pochwyci co bard o ulotnego, co, co przewija mu si przez gow i serce, co, co koniecznie trzeba w sobie umocni i przechowa. Jedynie porucznik MicHal Dziarski, nie uchodzc powszechnemu na strojowi, trapi si dodatkowo pewn myl. Musz mie tego Szajewskiego rzek w kocu o sieranta Maciejaka, gdy znaleli si na ulicy. A pan dokd? spyta po chwili Kolank stron? Kolanko zmiesza si lekko. Id na posiedzenie Kolegium Orzekajcego w mojej Dz nicowej Radzie Narodowej. Mam dzisiaj dyur doda z nieco wstydliwym umiechem. Zabrae si do pracy spoecznej, widzi pan Przecie nigdy nie wierzy pan w te metody wtrci nieco drwico. Uwaa pan zawsze, e ulic warszawsk naley wychowywa przy pomocy siln I uwaam tak nadal rzek niemiao Kolanko ale, widzi pan, bardzo pragn co robi w ty ie, a to jest na razie jedyne pole do dziaania. I powiedzmy to sobie szczerze dod a z brutaln bezceremonialnoci Halski, gdy Dziarski poegna si i odszed jedyny na r osb zemsty, co, panie Edwinie? W gruncie rzeczy skuteczniejszy ni pisanie antychul igaskich artykuw, ktrym wszyscy przyznaj suszno, ale ktre nie maj adnych nastps tanowczo Kolanko i jaki odblask dawnej drapienoci przemkn przez jego jasne oczy ma p n racj! 2

Orkiestra w barze Smakosz siedziaa na kocu dugiego, kiszkowatego pomieszczenia i ju o pitnastu minut graa monotonnie walczyka: Jak przygoda to tylko w Warszawie, w Wars zawie Orkiestra byo to okrelenie dumne dla wsplnych wysikw skrzywionego, chudego skr ka, grubego, niemiosiernie faszujcego akordeonisty i bbnisty o obliczu starego, spra cowanego konia. Niewysoki modzieniec w kraciastej koszuli pod popelinow wiatrwk z wen ianymi cigaczami przy konierzu i mankietach spoglda z pogard w stron tej trjki znud h ludzi, ktrym nawet nie chciao si przesta gra; wzrok jego obmacywa szperajco spoza ytknitego do ust duego kufla piwa pustaw salk i lnice mokrymi, szklanymi blatami sto Odstawi kufel na kontuar, przy ktrym sta, i umiechn si przymilnie do grubej bufetowe uwanie i skpo odsaniajc bezzbne dzisa. Gorco, co? powiedzia, seplenic lekko; lnej kieszeni spodni i przeczesa rzadkie, kdzierzawe wosy. Bufetowa wzruszya ramiona mi, nie zdradzajc chci do rozmowy. Jasne oczy modzieca nie straciy nic ze swej przymi lnoci, grzeczny umiech rozcign mu mod, zmit twarz. Przytkn znw kufel do ust i n ylanym na twarz piwem, potrcony ostro z tyu. Policzki mu si skurczyy, odwrci si bys znie, gotw do awantury, lecz po sekundzie bystrej, taksujcej obserwacji jeszcze pr zymilniejszy umiech wypyn mu na ruchliwe, skrzywione wargi. Jasiu! zawoa szybko masz? Przed nim sta mocno zbudowany, kanciasty facet w rednim wieku, zupenie pijany , w tanim, cajgowym ubraniu, z nowiutk, wielk teczk, spit przez rodek pasem z klamr: zystko w tej postaci mwio o jej niedawnym wynurzeniu si z odmtw najgbszej prowincji ost na warszawski urwisty brzeg., Przeeepraaaszam zabekota czowiek z teczk, wyciga rzed siebie rozkoysan, ogromn ap o brudnych palcach i czarno obwiedzionych paznokciac h przeeeeepraaszam szanownego pana! Jasiu zawoa serdecznie modzieniec kop lat ebie? Przeeepraaszam bekota przyjanie pijany z kim mamam przyyy jemno? Nie prz nam sobie. Jasiu gos modzieca nabra tonw czuej perswazji mnie nie pamitasz? Ty ieko, naprawd? Zupenie pijany doda wyjaniajco szybko i cicho w stron przygldajce ycznie tej scenie bufetowej. Starych kolegw nie poznaje. Co ta wdka robi z czowieka Zdecydowanym ruchem uj pijanego pod rami i pocign w stron odlegego stolika na rodk j sali. Pijany poszed bez oporu, przyciskajc reszt wiadomoci wypchan teczk do piersi rkiestra powtarzaa po raz osiemnasty refren: Jak przygoda to tylko w Warszawie, w Warszawie Przy stoliku modzieniec pochyli si nad pijanym. Zamw wiartk, Jasiu rz onywajc tkliwoci takie spotkanie Kelnerrr! rykn natychmiast pijany wiartecz e! Koleg spotkaem doda, uwiadamiajc pochylonego nad nim kelnera i jakby szukajc usp iedliwienia w jego opryskliwej twarzy: Skd ja ciebie, eeep, znam? zastanawia si po chwili, usiujc wbi si malanymi oczami w twarz modzieca o pustych dzisach. Jasiu czasu ten ostatni ktra godzina? Pijany odsun z wysikiem rkaw znad duego zegarka n egubie. sma wybekota nie dziewita. Mae, jasne oczka modzieca spowania idok zegarka. adny zegareczek rzek, seplenic silniej ze zdenerwowania. Jasiu, poka maszynk. Pijany pochyli gow i wycign niepewnie rk. Ja nie Ja powiedzia z g Ja to mj brat. Ju nie pamitasz? Modzieniec o zmitej twarzy rozejrza si: w tej chw

szed kelner z wdk i piwem, po czym rozla j wprawnie do dwch duych stopek. No, trza ek modzieniec, wznoszc stopk: zbada raz jeszcze rozlatanymi oczami cay lokal, ustawia skrupulatnie sw posta wobec towarzysza w ten sposb, e nikt nie mg widzie, co si dz przy ich stoliku; grdyka chodzia mu miarowo, caa szyja i twarz drgay w napiciu. Siu im zawoa pijany, przytykajc stopk z wdk do ust i rozlewajc pyn po brudnym, nie og podbrdku. No, daj blat, Jasiu, grabula rzek modzieniec, kadc obydwie donie na prz e z zegarkiem. Rrraz si yje! zabekota z entuzjazmem pijany orkiestra! adowa! pochyli si jeszcze niej, a bbnista bardziej do przodu, jak zdyszany waach, i nieco go ej odegrali po raz dwudziesty szsty Jak przygoda to tylko w Warszawie, w Warszawie Mo dzieniec w wiatrwce schowa zegarek do kieszeni i rozla resztk wdki. Twoje zdrowie, J siu rzek, po czym doda do chodno: No, zapa, bracie, czas do domu spa. Ja? z ty stawia. No, nie? Ty zamawia, kochany To bya twoja wdka T kolejka to nie moja a T kolejk ja nie, to ty. Nastpn ja, t ty No, Jasiu rzek, krzywic si brzydko ch przekomarza. Pa i koniec Ty tu do mnie nie z takim szumem! zaperzy si pijany postawi, ale drug wdk A ta to bya twoja wdka Modzieniec wsta i podcign spodn n si pijany, jakby nagle trzewiejc tylko bez tych warszawskich kantw! Przechyli stolik i wielk, niepewn ap schwyci modzieca za wiatrwk. Wtedy modzieniec przygi h i zaprawi pijanego tak zwanym baranem, czyli goym czoem w podbrdek, po czym z nageg o, balansujcego skrtu tuowia poprawi prawym barkiem w twarz. Pijany zwali si na stoli , przewracajc wdk i rozlewajc piwo. Modzieniec pobieg ku drzwiom. Tylko spokojnie! oaa tga bufetowa, wyskakujc z nieoczekiwan zwinnoci spoza kontuaru i byskawicznie z skujc drzwi. Panie Felu! krzykna po drodze do kelnera po milicj! Kelner wyskoc procy przez tylne wyjcie do kuchni i stamtd na podwrze. O co chodzi? umiechn si modzieniec, poprawiajc na sobie wiatrwk przecie go nawet nie uderzyem. Prosi na w mawia, a potem nie chce paci Jak tak mona? Pani kierowniczko pijany wygramoli si olika, cierajc rkawem piwn pian z twarzy po co od razu milicja? Ja nie taki Ja zap o e chciaem po sprawiedliwoci. Po co od razu milicja? Ja subowo, rozumie pani U mnie egitymacja w porzdeczku i delegacja jest On zna mojego brata, prawda? wskaza palcem modzieca, spogldajc na na poy z odraz, na p z nadziej. W tej chwili za szyb drz jant. Bufetowa otworzya i szybko zreferowaa spraw. Za mn rzek krtko milicjant. M ec wyszed za nim bez sowa protestu, z nikym umieszkiem pomidzy goymi dzisami. Dowd rzek do po piciu minutach dyurny podoficer w komisariacie na Piknej. Modzie wiatrwce wycign jak star, zatuszczon i postrzpion legitymacj. Dlaczego nie do doficer. Nie nosz przy sobie rzek z przymilnym umiechem modzieniec eby nie zgubi pan, panie przodowniku, potem takie trudnoci Jak tu jest? zeli si podoficer, wpatr si w nazwisko. Szmajewski rzek modzieniec spokojnie pisze wyranie Niewyranie! wie podoficer tu ta litera m zupenie zmazana. Nic nie wida! Szajewski, Szmajewski, c holera wie? Modzieniec wzruszy obojtnie ramionami. Moja wina, e le pisz rzek iedz, a pisa nie umi. Niech si naucz kaligrafowa Siada tam! krzykn podoficer e! Modzieniec usiad na odrapanej awce w kcie; milicjant, ktry go przyprowadzi, refe a co szybko zapisujcemu podoficerowi. Szmajewski rozleg si cichy szept w kcie aja. Bardzo dobry nagwek. Modzieniec w wiatrwce odwrci wolno, pogardliwie gow: pr siedzia barczysty, mody chopak o wycignitych przed siebie bardzo drugich nogach i sze rokiej, adnej twarzy modocianego alfonsa. Mia wystajce koci policzkowe, twarde, wypu czoo, jasne, draskie oczy i may podbrdek. Ubrany by w tandetne, wymite, przesadnie m dnie skrojone ubranie, bardzo brudn koszul z rozerwanym konierzykiem i taniutki, am erykaski krawat, bardzo szeroki i z nieudolnie wymalowan palm na beowym tle. Ty rze modzieniec w wiatrwce masz papierosa? Chopak wycign z kieszeni pojedynczego zgnie go eglarza i poda. Za co ci wi? spyta modzieniec w wiatrwce. A tam odpar go trjktna, przystojna twarz skrzywia si jak przed spluniciem nie wiem jeszcze, czy nie bd wiza. Bya dzi wieczr ze mn taka jedna parkieciara. Siedemnastka, moe nawet e lat. Chciaem j podoy pod frajera, ale zamaa si i urwaa z lokalu. Dopadem j na za kok, posaem kilka wich i wrzuciem par obcasw, std ta caa graczka. No i spyne ik rzek gono podoficer do milicjanta zaprowadcie ich do Dzielnicowej Rady Narodowej Na nocn sesj Kolegium Orzekajcego. No, wsta! rzuci w stron awki. Obydwaj siedzcy , chopak okaza si nie tylko barczysty, ale i wysoki. Ty szepn do niego modzieniec atrwce kikuj na mnie i zasuwaj to, co ja. Jeszcze dzi bdziesz na miecie, bez obciach u. Mucha nie siada W DRN byo mnstwo zakurzonych korytarzy i penych biurek pokojw. Milicjant pchn drzwi d niewielkiej salki, a raczej duego pokoju: ciany byy tu obwieszone plakatami i tran

sparentami, na rodku sta st nakryty zielonym suknem. Za stoem siedziay trzy osoby: sz zupa kobieta czterdziestu lat o delikatnej, zmczonej twarzy, ubrana prosto, lecz n ie bez pewnej elegancji; tgi zaywny mczyzna w rozpitej koszuli bez krawata, jego skat palce nosiy niezatarte lady starych zetkni z maszynami i smarami; trzecim by barczys ty, rudawy blondyn o jasnych oczach, w koszuli khaki pod marynark i krawacie tego koloru. Przy wskim boku stou siedziaa zmczona i ziewajca sekretarka. Milicjant Wjcik asalutowa, pooy na stole jakie papiery i do dugo referowa sprawy obydwu doprowadzo sprawozdaniu jego najczciej powtarzao si sowo pobicie. Gdy skoczy, siedzca przy ieta zwrcia si do modzieca w wiatrwce: Szmajewski, co macie na swoje usprawiedliwie ? Duo, prosz obywatelki przewodniczcej odpar natychmiast Szmajewski i rozpaka si Jak kto jest sam od szstego roku ycia, prosz obywateli! ka zaamujcym si gos i wstyd! Ja w okupacj jeszcze dla AL.u amunicj przez miasto nosiem, a teraz, w wolne j ojczynie, takie traktowanie. Czy to moja wina, e ojciec pijak, e matka na grulic um ara za sanacji? Kto mia mnie wychowywa? Ani wietlicy, ani adnej opieki. Koledzy przyj d, naucz pi wdk, maj ze wpywy i teraz taka haba! Przed sdem! Na co mi przyszo ak krztusi si ze zdumienia Jeszcze nie przed sdem rzeka agodnie przewodniczca p tu wanie jestemy, eby was uchroni od sdu. Aby wam, Szmajewski, pomc eby was ostrz nie jest za pno. Znikd si do czowieka nie wycignie pomocna do, obywatele : zawo wski ja wiem, e bdziem, ale czy to moja wina? Najprzd sanacja, potem wojna, okupacja nej wietlicy, adnej dobrej rady, adnej pomocy, od maego sam, samiuteki, bez spoeczes obok Co o tym sdzicie, towarzyszu Skowroski? zwrcia si przewodniczca do tgiego i mczyzna pochyli si do jej ucha i szepn co, na co przewodniczca skina potakujco edaktorze Kolanko? zwrcia si do rudawego blondyna. Kolanko przeglda zoone przez mi nta papiery. C rzek powoli uderzenie barkiem w twarz przeciwnika i powalenie go w en sposb dowodzi pewnej wprawy. Rzekbym, wrcz wytrawnej specjalizacji. Ze spokojnym , nieco sceptycznym znawstwem taksowa posta Szmajewskiego. Szmaja spojrza przelotni e, szybko, bystro na Kolank, oczy ich zetkny si, jakby z nie odcyfrowanych z bytu st rzed oczami Kolanki twarz Kubusia Wirusa. Moe jego te kto tak barkiem w twarz? Baran em w szczk? Mojego chopca! pomyla Kolanko ze skurczem rozpaczy w gardle. Ja jeste skierowaniem sprawy do sdu rzek ostro. Przewodniczca powiedziaa agodnie, zmczonym g : Jeszcze tym razem nie, obywatelu Kolanko. Trzeba raz jeszcze prbowa. Suchajcie, S zmajewski, udzielam wam napomnienia Zacza dugie, pene humanistycznego ciepa i prawd ej troski o czowieka przemwienie. Modzieniec w wiatrwce nazwiskiem Szmajewski sta w p ostawie penej skruchy. Po pgodzinie dwch modych ludzi szo ulic Mokotowsk. Trzymali rce w kieszeniach i pal apierosy; wokoo pachnia czerwcem i gazolin wieczr warszawskiej ulicy. Tym razem puci i mwi wolno Szmajewski ale drugim razem mog nie puci. Nie zawsze przelatuje ten ba . Drugi raz moe nie przeskoczy Tak, tak doda z akcentem rzewnych wspomnie w gosie w Warszawie kozaccy faceci, przy ktrych mona byo by spokojnym o kolegia, o sdy, o te wszystkie przeladowania. Ale zwinli ich, zaatwili i teraz czowiek obija si samotnie, jak ten azarz. Spojrza z uznaniem na kroczcego obok wysokiego i barczystego chopaka. Z ciebie kawa kozaka, synku rzek ebym mia takich czterech jak ty, to mona by ju czym pomyle. Bo, widzisz, gow trzeba, tu pukn si w czoo a nie na si. Co ta zmontowa, eby samemu si nie obsuwa, nie wkitowa, eby ty, synku, mg swojej owieczc pluch w ryo i eby ci za to nie targali po sdach. Wysoki chopak splun daleko niedop papierosa i rzek z penym podziwu szacunkiem: Kombinuj, Szmaja! Do takiego interesu ja obojtnie zawsze wsiadam. Szmaja wyj z kieszeni zegarek. Patafiany rzek z poga hc mnie sdzi za to, e nawtykaem frajerowi kilka trafnych w oko. Ale z tym mnie puszcz aj Unis zegarek wysoko w gr. Chopak spojrza na z uwielbieniem: od razu poj wsz e moesz liczy, bd spokojny rzek gosem, jakim mwi si do wodzw. 3

Redaktor Edwin Kolanko pchn wahadowe drzwi restauracji na MDMie. Wszed na ppitro, g stao kilka stolikw. Mimo przymionego wiata dostrzeg od razu Hawajk w towarzystwie Me tofelesa Dziury. Dobry wieczr rzek podchodzc. Hawajka z trudem opanowaa grymas niechci na twarzy. Wygldaa mizernie, ale adnie; lekk o podkrone oczy i cienie na policzkach dodaway jej uroku; ubrana bya z przesadn eleg ncj w nowe, wieo sprawione rzeczy.

Kup czasu pana nie widziaem, redaktorze ucieszy si Mefistofeles Dziura; by wyrani obrym humorze, zacina si lekko, co wiadczyo o odzyskanym spokoju ducha, jego wieo ogo ona twarz pachniaa pudrem i wod kwiatow. Co u pana sycha? Prosz, niech pan siada si kordialnie Kolank. Kolanko przysun sobie krzeso i usiad. Nic specjalnego rzek z roztargnieniem i wpat a si dugo, milczco w Hawajk. Patrzy tak dugo i tak milczco, e po pewnym czasie wsz ie wyczajc Kolanki, poczuli si zaenowani. I c nowego u pani? odezwa si Kolanko z nienaturaln zjadliwoci w gosie. Widz, najlepszym porzdku. Jest pani w znakomitej formie. Dziura opuci podniesiony wanie do ust ks i wbi wzrok w talerz z wiedeskim sznyclem o m jajkiem. Hawajka uniosa swe wielkie, ciemne oczy na Kolank i powiedziaa dobitnie, lecz cicho: Pan jest niedobrym czowiekiem. Mefisto zatrzepota powiekami. Wszyscy zmczeni tym upaem zacz popiesznie kady m boty. Kolanko poczu mczce wypieki na policzkach, uszy mu zapony. Wyj z kieszeni zoon s rtk papieru, rozoy j i wrczy Hawajce bez sowa. Bya to obramiona szerok, czarn ob . Nosz to przy sobie rzek Kolanko gosem zachrypym gdy tekst nie nadaje si, aby na miecie. Ale on chcia wanie taki tekst, wic kazaem wydrukowa. Myl, e sprawioby jemno e byby zadowolony gdyby si dowiedzia, e pani to przeczyta. Nekrolog brzmia: Jakub Wirus lat 22 wsppracownik Expressu Wieczornego zgin m arza. Hawajka nie moga oderwa oczu od obwiedzionego czarnym marginesem prostokta, twarz j ej skurczya si nieadnie: Mefistofeles Dziura uton wzrokiem w wystygych kartoflach i z krzepej marchewce. Hawajka podniosa powoli wzrok na Kolank. Oczy miaa pene ez. Pan jest niedobrym czow iem powtrzya niepewnie; po czym arliwym ruchem schwycia Kolank za rk. Pan musi z szepna napastliwie e dziewczyna nie moe by sama Rozumiem rzek Kolanko i umiechn si. W umiechu tym nie byo wybaczenia, lecz boles rda. Panie redaktorze rzek amicym si gosem Dziura niech pan jeszcze chwil zostanie. iszeczek Jest zapasowy. Szybko i niezrcznie rozla wdk z maej karafki do trzech kieliszkw, plamic obficie obr Nie teraz, Mefisto rzek agodnie Kolanko przyjd kiedy do pana i upijemy si serdec w tej knajpce zaraz obok, na Mokotowskiej, wie pan, u dawnego Dziadka Reakcjonis ty. Zoy pieczoowicie klepsydr i schowa j z delikatn skrupulatnoci do kieszeni od mary piersiach. Po czym skoni si lekko i wyszed. Po policzkach Hawajki pyny zy. Twarz miaa ju wyrwnan, spokojn. On jest niedobry czowiek powtrzya cicho. Dziura poszuka jej rki pod stoem: trzymaa je zoone na kolanach, jak wiejskie kobiety ginajce si pod nawaem trosk. Kochanie powiedzia, ciskajc wilgotn ze zdenerwowania do on nie jest szczliwy. gdy ju nie bdzie. A my Bdziemy Ja ci nie opuszcz. Ty jeste powany facet rzeka z uczuciem Hawajka nie tak jak inni Wiedziaa nawet, o jakich innych jej chodzi. Przez chwil rysowao mc, w jej duszy wyo braenie tych, ktrzy majc przy sobie szczcie goni za zupenie niezrozumiaymi dla kobi rtociami. Zaraz jednak wszystko to rozpyno si bezpowrotnie. Po chwili sowom jej towar yszy peen cakowitego oddania ucisk wilgotnej doni, ktry rozla wonny olej szczcia w mdrego fryzjera Mefistofelesa Dziury. 4

Ufff powiedziaa Marta, gdy znaleli si na ulicy co za dzie. Gowa mi pka od wrae zmowie z Jonaszem Drobniakiem i I co za wieczr rzek Halski oddychajc pen piersi; i marynark na ramiona. Nie chodno ci? zatroszczy si o Mart. Marta wyja lekki sweterek z koszyczka i narzucia go sobie na odsonite w wyciciu letni j, barwnej sukienki plecy. Wcale nie mam ochoty i do domu powiedziaa. Przecie jeste zmczona przypomnia jej rzeczowo Halski. To co? Szli wolno Nowym wiatem. Halski trzyma rce w kieszeniach i kopa przed sob puste pudek

od zapaek. Przesta powiedziaa Marta. Dlaczego? spyta Halski nie wolno mi przeszkadza w treningu Nie jeste pikarzem rzeka ktliwie Marta. Ale jeszcze mog zosta. Jak nie przestaniesz, to si tu poegnamy Marta zatrzymaa si na szerokim trotuarze na skrzyowaniu Alei Jerozolimskich. Na tle kolorowych sygnaw ulicznych, w ciepym powiet rzu wieczoru wygldaa wspaniale: Halski nie potrafiby nawet powiedzie, na czym ta wsp aniao polega, gdy twarz Marty bya zmczona caodziennym przebywaniem w miecie, za up tramwajach zmiy nieco i przybrudziy jej sukienk. Nowa kategoria uroku pomyla wi jskie zmczenie W interpretacji Marty nadaje si do penych aru opisw w miosnych poemat Dobrze, poegnamy si rzek spokojnie ale przedtem powiesz mi, kiedy wyjdziesz za mni za m? Nie wyjd za ciebie za m zacza Marta powanie dopki nie przestaniesz kopa pusty zapakach na reprezentacyjnych ulicach rdmiecia. Dobrze owiadczy Halski wobec tego przestan. Nie bd wicej kopa. Kopn ostatni raz jeszcze pudeko, ktre wleciao na jezdni, prosto pod koa ciarowego Widzisz rzek Halski na dowd, e ci nie okamuj. Nawet dobre wrby s po stronie Jakiej imprezy? Marta odwrcia gow, aby ukry umiech. Naszego maestwa rzek obojtnie Halski. Przeszli przez jezdni i szli milczc w kierunku placu Trzech Krzyy. Nie mam ochoty i do domu powiedziaa Marta. Moemy wstpi na kieliszek wdki zaproponowa uprzejmie Halski. Nie bdziesz dzi wicej pi! uniosa si Marta i tak wykazujesz skonnoci ku zym n Naogom? zdziwi si Halski skd ta liczba mnoga? A upr? zaperzya si Marta to nie nag? Racja rzek Halski przepraszam ci. Za co mnie przepraszasz? Nie bd wicej pi wdki. Nie wierz ci. Susznie. Nie powinna mi wierzy. To uczyni nasze maestwo czym zupenie wyjtkowym. Nie wyjd za ciebie rzeka oschle Marta. Dlaczego? zainteresowa si przyjanie Halski. Marta nie odpowiedziaa. Skrcia w Wiej wielkiej peluzie przed szarym gmachem, wznoszcym si na skraju Centralnego Parku, koysay si cienie jakich postaci na tle jasnej nocy: byli to pijani modzi chopcy. W g ej przestrzeni pustego trawnika rysoway si sceny z prastarego, otrzykowskiego roman su. Przed Frascati Marta powiedziaa: Nie chce mi si jeszcze wraca do domu. Chodmy na spa cer. Czyby jakie zmiany decyzji w sprawie maestwa? powiedzia z pobaliw artobliwoc Dranisz mnie powiedziaa Marta. Logika typowo kobieca westchn Halski. Skoro ci drani, powinna szuka ucieczki. Tak przyznaa Marta ale ci przecie kocham. Wida byo wyranie, e nie dostrzega adnych sprzecznoci w swych kolejnych deklaracjach. I dlatego nie chcesz wyj za mnie za m umiechn si I wyrozumiale Halski rozumie taje si proste i jasne. Nie zacza Marta, lecz przerwaa. Przecili Wiejsk i przeszli ulic Matejki do Alei. Chodmy do Doliny Szwajcarskiej rze Marta. Doskonale zgodzi si Halski chodmy do Doliny. agodna niecka Doliny Szwajcarskiej o okach pokrytych muraw leaa wrd paacykw ambasad, balustrad, tarasw i szerokich, kami h schodw. W dole byy alejki, awki i cichy basen, sadzawki, do ktrej pulchne, rzebione w cikim kamieniu, nagutkie dzieci o ramionkach gruboci koczyn tragarza fortepianw, s iedzc okrakiem na zmaltretowanych rybach i krokodylach, wyciskay mikkie fontanny wo dy z ich rzebionych pyskw. Marta i Halski usiedli na wiodcych w d stopniach, ktrymi obudowany by stawek. Marto rzek cicho Halski tu jest tak licznie, e musz ci powiedzie: kocham ci Gd nie powiedzia, zabrakoby czego w krajobrazie. Wierz ci rzeka Marta, patrzc podejrzliwie na Halskiego. Po czym rozemiaa si nagle Ty stary otrze siniaa si Marta do tej wojny.

Marto rzek powanie Halski po wojnie, zawierajc pokj, wyjania si mnstwo ukrytyc aw. Powiedz zatem, dlaczego jeste za i rozdraniona? Wcale nie jestem bronia si sabo Marta. Wanie e jeste. Skd wiesz? Mio niesie ze sob niewygod wraliwoci. Skoro ju ci kocham, wiem mniej wicej, co zieje. Szkoda westchna Marta trudno Kady, przechodzie dostrzee z atwoci, e roznosi ci zo. Nie tylko kochajcy mc To dlatego zacza Marta za te pozdrowienia Jakie pozdrowienia? nalega Halski mw wyranie. Te pozdrowienia, ktre przesyae mi przez Olimpie Szuwar Nie przesyaem ci adnych pozdrowie rzek stanowczo Halski to ty mi przesyaa zim pozdrowienia do szpitala doda oskarycielsko. Skrcaem si na szpitalnym ku z wci wych pozdrowieniach. Ja? zdziwia si niepomiernie Marta ja rewanowaam si tylko. Przecie nie wypadao hociaby najchodniejszych ukonw, gdy otrzymuje si pozdrowienia od chorego czowieka. Po rawne; grzeczne pozdrowienia Czym sobie na to zasuyam? gos Marty drgn gbok, gor Halski uj Mart za ramiona i obrci j delikatnie ku sobie. Mia w tej chwili jej czoo swoich ustach. Gupiutki historyku sztuki szepn nie znasz si nic a nic na sztuczkach. Czy nigdy n przyszo ci na myl, e s to intrygi Olimpii Szuwar, ktra powtarzaa je wielokrotnie, gdy bawiaa si ciebie? Przyszo szepna Marta ale jako nie, mogam w to uwierzy Uniosa szare oczy ku skiego. Co za galimatias w twych oczach rzek Halski z czuoci nic a nic nie mog s entowa, o czym teraz mylisz. To dobrze Marta umiechna si swym zniewalajcym umiechem. Myl teraz dodaa po ostatnio tak strasznie dugo trzeba czeka na termin lubu w Urzdzie Stanu Cywilnego, okropnie niemrawo tam pracuj. Skd wiesz? Chodziam si dowiadywa powiedziaa Marta tyle trzeba papierw, tyle trudnoci. Nie jcia, jaka biurokracja. Mnie si wydawao, e to bardzo atwo. Mnie te. A moe i atwo, ale ja chciaabym, eby byo jeszcze atwiej. I szybciej A tym gosie Marty znalazo si naraz mnstwo pocieszenia. myl, e mona ju zacz chodzi iczny kostium. Halski puci jej ramiona, pochyli si, zaspi i zapali papierosa. Wolabym rzek su jc zapalon jeszcze zapak do wody eby sprzedaa ten kostium. No wiesz? obruszya si Marta taki liczny kostium. Marto : rzek Halski z podejrzanym spokojem w gosie ze mn nie pjdziesz w tym kosti e na pla. Zapominasz, w jakich okolicznociach zdobya ten kostium. Posza do obcego, oznanego mczyzny do domu na wdk, naraajc si na to, co zreszt nastpio. Nic nie nastpio! zawoaa Marta wiesz o tym rwnie dobrze, jak ja. I nie do obcego do domu, tylko poszam i imieniny, na ktre zostaam zaproszona. I w ogle, nie wiedziaa m, e potrafisz by tak pryncypialny Zawsze mylaam, e jeste mdrym, zgodnym, wyrozumia ptykiem Do tych gupstw! rzek Halski. Przez chwil panowaa cisza. Po czym Marta powiedziaa wolno: Czy nigdy nie przyszo ci na myl, e poszam tam, gdy czuam do ciebie wielki al za pozdrowienia, przesyane mi za ednictwem kobiety, o ktr byam zazdrosna? Przyszo rzek niepewnie Halski, ale bya to nieprawda, gdy nigdy o czym takim nie po i teraz te nie czu si bynajmniej w zupenoci przekonany. Ale to nie to samo rzek p ili. Masz racj, to nie to samo powiedziaa pokornie Marta wiedzc, e sowami tymi wygrywa atecznie parti. Ja postpiam le. I znw przez chwil trwaa cisza. Z gry, z oddali dolatywa guchy, dudnicy poszum miasta Haas Warszawy rzeka Marta jaki niezrozumiay. Dla mnie Haas Warszawy jest inny rzek cicho Halski. Wczesne, poranne syreny znad W isy, z rzecznych statkw, z odlegych fabryk, dworcw i torw kolejowych. Zwrci si ku Marcie, uj jej gow w donie i pochyli sw twarz nad jej twarz.

Gdzie my jestemy? szepna Marta, jeszcze przy ustach Halskiego. Unieli powieki, nie odrywajc od siebie ust i policzkw. Wysoko nad nimi, od strony z awalonej wieymi budowami ulicy Szopena, rysowaa si murarska winda: jej prosty, kanci asty szalunek z desek wyrzyna si czarno na delikatnym seledynie nieba. Jestemy w Warszawie rzek cicho, lecz wyranie Halski. Warszawa, maj grudzie 1954

You might also like