You are on page 1of 1

Rzecz dziaa si na krtko przed moj przeprowadzk do Krakowa, gdy tylko sia bezwadu trzymaa mnie jeszcze w Bodzentynie.

Sercem i umysem byem ju w miecie krlw, zwolniony w kocu z irytujcych intelektualnych kajdanw, czyli szkoy ciy mi jeszcze troszk list elazny, nadany mi moc prawa, ktrym byy matury, jednak nie przywizywaem do niego szczeglnej wagi. Gdy do ostatecznego oswobodzenia pozostaa mi jeden, ostatni egzamin, do ktrego przygotowany byem dobrze, odetchnem pen piersi. Dni upyway mi cicho i bogo, wionce ciepym, letnim wiatrem z poudnia, brzczce niby muchy. Cakowicie ju oderwany od przyziemnych witokrzyskich problemw rozmylaem, pisaem i pochaniaem Rilkego, nareszcie majc do czasu na wszystko. Przelizgujc si swobodnie midzy wierszami, a zagadnieniami z dziedziny antropologii kultury, podsycany poetyk niemieckiego klasyka, nie zwracaem ju uwagi na nic, co mogoby mie jakikolwiek zwizek z t nieszczsn ziemi, ktra tak zatrua mi modziecze myli, a do ktrej wskutek wiadomoci rychego rozstania zaczynaem nawet odczuwa pewien sentyment. Naiwny, delikatny sentyment kraju lat dziecinnych witokrzyskie zaczo mi dzicielin paa, a nazywane hucznie grami pagrki koi oczy zieleni stokw. W tym utopijnym stanie migna mi wiadomo, ktr petitem zarejestrowaem pomidzy wierszem a niadaniem. We wsi mojej kobieta jaka wpada do studni i utona, podejrzewane samobjstwo przeczytaem na ktrym portalu informacyjnym. W maych miejscowociach mier jest zawsze wielkim wydarzeniem w spoecznoci, w ktrej wszyscy znaj wszystkich, kady zgon, czy naturalny, czy nie, wywouje wzburzenie spowodowane wyamaniem kafelka z dugiej mozaiki twarzy, ktr mija si co dzie w sklepie, kociele czy u fryzjera. Kady pogrzeb to procesja gromadzca wikszo mieszkacw, a kada mier jest roztrzsana, omawiana i rozpamitywana na dugi czas w przd, a do nastpnej tragedii, ktra zastpiaby poprzedni. Upajano si pkniciem codziennej atmosfery maomiasteczkowego marazmu, sycono uszy coraz bardziej pikantnymi plotkami, niejedn flaszk i niejednym przeklestwem kwitujc ycie nieboszczyka. Nie dla mnie byy te rytuay jako element napywowy, silnie podejrzany, a w dodatku z wasnej woli odcity od ycia lokalnego, byem omijany szerokim ukiem, a ssiadom ledwo udawao si wykrztusi wymuszone dzie dobry. Nie przejem si wic mierci bliej niezidentyfikowanej pani kompletnie, omotany w dodatku mulinem sielankowej atmosfery ostatnich dni. Nie znajc personaliw denatki, nie miaem te pojcia, kt to mg by. Mgbym zapewne zasign jzyka w kasie lokalnego sklepu, ale nie chciao mi si. Kim by denatka nie bya, mj kontakt z ni prawdopodobnie ogranicza si do tego, e przynajmniej raz w yciu j widziaem. I tyle. Wobec nieskoczonego kolau mierci, wywietlanego dzie w dzie w wiadomociach, ta jedna wicej nie wydaa mi si niczym szczeglnym. Wspomniane personalia poznaem dwa dni pniej, wracajc ze sklepu. Na tablicy, na ktrej zwyczajowo kocielny wywiesza nekrologi, widniaa jedna, jedyna kartka, plamic brudne deski blaskiem bieli. Zwykle nie zerkaem nawet w tamt stron, jednak, wiedziony zwyczajn ciekawoci, wzmoon dodatkowo tragicznymi okolicznociami mierci, zbliyem si i odczytaem nazwisko. Byo mi znane. Musiao by mi znane, poniewa jego nieprzecitna pospolito przykleia je przynajmniej dziesiciu osobom, ktre widywaem tu i wdzie. Istotne byo imi. Przyczepione do lokomotywy nazwiska naleao bowiem do mojej koleanki, chodzcej ze mn do tego samego, kieleckiego liceum, z ktr czasami jedziem autobusem. Szybki rzut okiem na wiek - 53 lata uspokoi mnie. Co jednak tkno. Wrciem do domu i zerknem na tablic facebooka rzeczonej koleanki - gdy ujrzaem dugie kolumny kondolencji, zrobio mi si przykro utopiona w studni pani bya jej matk. Tak wic, wyjtkowo, mier dotkna i mnie. Dotkna naley to powiedzie bardzo, ale to bardzo okrn drog. Poza nikym kontaktem utrzymywanym od czasu do czasu na przerwach w szkole, oraz kilkoma pgodzinnymi rozmowami w drodze do niej, Anka bya osob cakowicie mi nieznan. Wiedziaem o niej tyle, co i nic na maturze pisaa geografi, miaa jakiego chopaka, nigdy nie czytaa Potopu, miaa gupi siostr, nie lubia swojej wychowawczyni i nie znosia jedzi autobusem w deszczu. Nie byem nawet pewny, gdzie mieszka, znajc jedynie bliej nieokrelony kierunek, w ktrym oddalaa si od przystanku. A jednak zrobio mi si przykro, poniewa mier, dotykajca kogo znajomego, jest w naturalny i truistyczny sposb bardziej przejmujca. Wrciem do lektury Rilkego, jednak jego pisanie o mierci wci przypominao mi o zdarzeniu. Pomylaem, e musi by jej trudno wiedziaem, e ma do zdania, tak samo jak i ja, jeszcze jeden egzamin, ktrego w dodatku si obawiaa. Ostatecznie jednak, prozaiczne przejcie Rilkego od mierci do mioci, wtrcio mnie z powrotem w ciche strumyki sielanki.

You might also like