You are on page 1of 275

Barwy walki

Mieczysaw Moczar

Spis treci
Ojciec ....................................................................................................................................................... 3 Renegat.................................................................................................................................................. 11 Gazeciarz ............................................................................................................................................... 13 Granica .................................................................................................................................................. 18 Krok przed puapk................................................................................................................................ 25 Kirpiczny i jego batalion ..................................................................................................................... 29 Spod chopskich strzech ........................................................................................................................ 34 Pierwszy zrzut ........................................................................................................................................ 44 czniczka .............................................................................................................................................. 49 Janusz z parczewskich lasw .............................................................................................................. 56 Dwie siostry ........................................................................................................................................... 60 Dentelmeni z cichego zaktka ............................................................................................................. 68 Najlepiej spojrze sobie w oczy ............................................................................................................. 76 Partyzancka ciotka ............................................................................................................................. 78 Wspomnienia o Janku Sawiskim ........................................................................................................ 81 Lena twierdza ....................................................................................................................................... 89 Na wiadukcie ......................................................................................................................................... 93 Z odsiecz .............................................................................................................................................. 97 Bj pod Rblowem .............................................................................................................................. 102 Nowa jednostka w Lubartowie ............................................................................................................ 109 Poegnanie .......................................................................................................................................... 115 Wyjazd na Kielecczyzn ....................................................................................................................... 121 Spotkanie z Antkiem ........................................................................................................................ 126 U witwcw ....................................................................................................................................... 130 Noc i poranek ...................................................................................................................................... 134

Spadochroniarze .................................................................................................................................. 142 Pocig .................................................................................................................................................. 148 Towarzysz Chrust wrd partyzantw ................................................................................................ 154 Stporkw ........................................................................................................................................... 164 Partyzancki sd .................................................................................................................................... 169 Kontratak ............................................................................................................................................. 172 Spotkanie z Brygad witokrzysk ................................................................................................... 179 Duy zrzut ............................................................................................................................................ 188 Partyzanckie niadanie ........................................................................................................................ 193 Nadszed dzie..................................................................................................................................... 195

Powstalimy jako Partia, w okresie kiedy Polska leaa w grobie hitlerowskiej okupacji. Powstalimy do walki i wyrolimy z walki z okupantem niemieckim. U podstaw Niepodlegoci Odrodzonej Polski ley krew i le koci tysicy polegych w tej walce czonkw naszej Partii i onierzy, ktrzy walczyli pod naszymi narodowymi sztandarami. Wiesaw (Z przemwienia na I Zjedzie PPR, wygoszonego w dniu 6 grudnia 1945 roku)

Ojciec
W rodowisku, w ktrym wyrosem, moje pokolenie uczyo si historii z ustnego przekazu ojcw. W chwilach zadumy opowiadali nam wasne i naszych dziadkw dzieje, a ich sowa zapaday w nas, jak majowy deszcz w gleb. Oni nakazali nam zdejmowa z szacunkiem czapki na widok starca w powstaczym mundurze z 1863 r. Z ich rozmyla i wtpliwoci, buntu, cierpie i nigdy nie gasncej wiary rodzio si nasze jutro. Marzenia i walka szy co dzie pod rk z naszymi ojcami w uporczywym poszukiwaniu drogi godnej czowieka. W tym trudnym marszu wpajali w nas poczucie honoru, umiowanie narodu i naszego kraju, szacunek dla przyjaci, obowizek niesienia im pomocy, gotowo do powice dla wielkich spraw. Zaszczepione przez ojcw cechy, pozwoliy nam stawi czoa najstraszniejszej z burz, jakie przewaliy si przez nasz ziemi, uchroniy przed zaamaniem jak piorunochron chopsk chat przed spaleniem. Memu ojcu - w hodzie, z umiowania i szacunku powicam pierwsze kartki mego zapisu.

Kiedy byem chopcem, czsto zlecano mi, bym w czasie posiedzenia komrki partyjnej strzeg obradujcych, bym bacznie uwaa, czy nie krc si w pobliu szpicle, czy nu kto z przybyych bdcy pod opiek Defy nie przywlk ich za sob. Pamitam, jak bardzo byem zadowolony z tej roli. Zdawaem sobie spraw, e bya ona dowodem zaufania, jakim obdarzy mnie ojciec i jego przyjaciele. Wszyscy oni byli robotnikami. Czuem i wiedziaem, e spord siedzcych przy stole ludzi, szlachetnych, niezmiernie bojowych, ze spokojem i wiar rozprawiajcych o koniecznoci walki - bez ktrej, jak twierdzili, nie mona oczekiwa odejcia tych, ktrzy rodz ndz i zacofanie - wielu jutro, lub pojutrze pjdzie do wizienia. Defa staraa si o to, by rodzina aresztowanego komunisty ya w ndzy i cigym lku. Podziwiaem ich za to, e taka perspektywa nie odstraszaa od konspiracyjnej dziaalnoci i walki, e wrcz przeciwnie-mobilizowaa i bardziej zobowizywaa. Dlatego te szczeglnym szacunkiem obdarzaem ojca, mimo e draem o jego los. Jemu chciabym na wstpie tej ksiki powici kilka sw. Ojciec mj po wybuchu pierwszej wojny wiatowej zosta przez zaborcw internowany w gb Rosji, tak zreszt jak wielu innych kolejarzy. Kiedy wraz z ojcem i matk wyjedalimy w nieznane z dzkiej dzielnicy Karolew - miaem zaledwie kilka miesicy. Urodziem si 25 grudnia 1913 roku. Po paru latach, gdzie na pocztku 1920 roku, ojciec wrci z nami na stare miecie - do Karolewa - do rodziny matki z domu Wierzbickich. Miaem ju wtedy lat sze, a siostra, ktra urodzia si podczas naszego pobytu w Petersburgu, dopiero kilka miesicy. Do odzi powrcilimy bardzo biedni i osieroceni - bez matki. Siostr zabraa na wychowanie babcia i ciotki, ja pozostaem przy ojcu. Pewnego dnia w 1920 roku do naszego mieszkania wtargna policja. Bez adnych wyjanie zakuto ojca w kajdany i zabrano, nie mwic dokd. Biegaem, may jeszcze wtedy berbe - po rnych urzdach, komisariatach, by wreszcie dowiedzie si, e zosta osadzony w obozie koncentracyjnym w Dbiu pod Krakowem. Ojciec by rewolucjonist. Nie kry swych przekona. Spowodowao to jego internowanie w obozie wraz z wielu innymi ludmi o lewicowych pogldach. Teraz mieszkam wic sam. Nasza parterowa, niewielka - cztery metry na cztery - izba, tu przy bramie, bya diabelnie zimna. Pod podog goa ziemia, a tu za cian nigdy nie zamykana brama. Mimo to lubiem swoje mieszkanie. Przesza jesie, po niej zima. Po siedmiu miesicach pobytu w obozie ojciec mj zosta zwolniony. Pewnego dnia niespodziewanie zjawi si na progu mieszkania. Trudno opisa, jak bardzo si ucieszyem! Kiedy jednak zaczem mu si uwanie przyglda, wyda mi si jakby nie ten sam - jakby to nie by mj ojciec, ktrego mi przed miesicami zabrano. Patrzyem na niego i pakaem, a on zrozumia dlaczego, gaska mnie po gowie, tuli do siebie i paka. Jeszcze przecie tak niedawno by silnym, postawnym mczyzn. Teraz sta przede mn zmizerowany, wychudzony, way nie wicej ni pidziesit kilo. W nowym domu niepodzielnie panowaa ndza. Wdzieraa si wszystkimi szczelinami, panoszya bezlitonie. Najsmaczniejszym jedzeniem - cho i tego nie mielimy pod dostatkiem - byy pieczone w popielniku ziemniaki. Nie kupowaem ich zreszt, lecz zbieraem na kartoflisku, po wykopkach. Pn jesieni i w zimie, dochodzia do nich kiszona kapusta. Dua beczka tej naszej jedynej

witaminy staa na progu mieszkania, przycinita dwudziestokilowym kamieniem, na ktrym leao czyste, biae ptno.

Ojciec po pobycie w obozie dugi czas nie mg odzyska si. Spalimy w jednym ku. Widziaem, e przez wiele tygodni nie mg zasn; wstawa wic w nocy i mi machork. Dym snu si po uspokojonej cisz izbie, nad kiem, jak poranna mga nad k. W rozmowach ze mn niechtnie wraca do wspomnie z obozu. Jeli nawet pytaem, nie podtrzymywa tematu. - Co ci bd mwi dziecko jeste - odpowiada. Wiosn ojciec nieco wydobrza. Jednake do pracy na kolei, gdzie przepracowa osiemnacie lat, nie zosta ju przyjty. Po wielu staraniach zacz pracowa sezonowo pocztkowo jako ciela, potem w wodocigach i budownictwie. Od tego czasu nasza okrutna bieda zelaa nieco. W komodzie znalaz si chleb, smalec, sonina, w piwnicy za ziemniaki. Jesieni, gdy roboty sezonowe koczyy si trzeba byo ponownie zaciska pasa. Ojciec, pozbawiony monoci zarobkowania, korzysta jedynie z tzw. zapomogi. Byy to grosze, z ktrych trudno byo y a umrze te nie pozwalay. Do szkoy chodziem boso a do pnej jesieni, prawie do pierwszych patkw niegu. A kiedy ju spad nieg, lub kiedy przymrozek ci ziemi, wtedy zakadaem trepy, podbite parcianym pasem. Musiay wystarczy na ca zim. Podobna bieda panowaa u wszystkich innych mieszkacw naszej kamienicy. Tylko w nielicznych kolejarskich rodzinach oprcz chleba by przez okrgy rok smalec. Z okresu, kiedy miaem ju dwanacie lat, przypominam sobie pewne drobne, ale dla mnie jake wane wydarzenie. W letni wieczr, rozbawiony - jak wszystkie inne dzieciaki - podwrkow zabaw, wpadem jak bomba do domu i... osupiaem. Ojciec lea na ku. Na komodzie, tu nad jego gow staa lampa naftowa rzucajca mde wiato na jego twarz. Spod okularw w drucianej oprawie, po twarzy ciurkiem pyny zy na trzyman w rku ksik. Kiedy tak niespodziewanie zjawiem si przed nim, zmiesza si. Robi wraenie kogo, komu nagle przerwano zadum, marzenia, kogo sposzono. Odoy szybko ksik i w tym modzieczym niemal zakopotaniu zacz szuka swego machorkowego, ocierajc ukradkiem zy. Zdumiony, ale jak zawsze peen szacunku, podszedem bliej i wziem do rki odoon ksik. By to jaki sentymentalny romans. - No wiesz, tato! - zawoaem, troch rozbawiony. Chciaem mu dalej powiedzie, e niepotrzebnie rozrzewnia si nad tego typu powieci, ale ojciec przerwa mi i sam zacz si usprawiedliwia. - Widzisz, kiedy czytam, to zawsze przeywam. Ju taki jestem, synu. Lubi tak mylami powdrowa w dalekie strony, odlege czasy. Przypominam sobie wtedy o swoich stronach. Myl, e wszyscy to czyni. Usiadem na ku obok ojca i w tej dziwnej atmosferze, przesiknitej intymnoci, przypomniaem mu z nieukrywanym alem, e nigdy dotd nic mi o sobie nie powiedzia. - Mama, to wiem - mwiem - pochodzia std, z Karolewa. Pracowaa jako przdka u Koeniga. Ja te si tu urodziem. A ty?

- Ojciec zapali nastpnego papierosa, zacign si gboko i po chwili niechtnie z wolna zacz wspomina: - C mam ci o sobie powiedzie? ycie moje nie byo bogate. Urodziem si, synu, koo Hajnwki, tu za Bugiem. Z mojej rodzinnej wsi mona byo do Bugu kamieniem dorzuci. Kiedy byem dwa lata starszy od ciebie, pozostawiem swj dom i poszedem w nieznany mi wiat. To wszystko. Reszt znasz. - Jak to? Poszede w wiat? - domagaem si wyjanie. - Dokd poszede?... No, dokd? Ja nic nie wiem, a ty wmawiasz, e znam reszt twego ycia!. Ojciec wierci si i wzdycha, ale ja nie ustpowaem. - Suchaj wic dalej. Jako chopiec czternastoletni pasaem krow na ojcowinie, na nieduym kawaku ziemi, lecym z dala od zagrody. Krowa, skubic traw, powoli dreptaa coraz dalej, a ja z zapartym tchem czytaem ksik i automatycznie posuwaem si za ni. Mylami byem w innym wiecie. Nagle poczuem, jak bat oplt mi szyj, zaraz potem bl sparaliowa mnie cakowicie. Znw bat ze wistem przeci powietrze i po raz drugi, potem trzeci ci plecy, szyj, policzki. W gowie mi si zakrcio. Pamitam, e straciem przytomno. Chyba nie na dugo, bo kiedy si ocknem, zobaczyem stojcego nade mn, rozjuszonego ze zoci, wiejskiego bogacza. ajdak wyzywa mnie najgorszymi sowami, jakie mu lina na jzyk przyniosa, potem szarpn za rami i popdzi przed sob do mego domu. Weszlimy na podwrze. Z chaty wybiega rozdygotana matka i gorco, ze zami w oczach, zacza prosi tego obuza, aby mi przebaczy, bo przecie jestem jeszcze dzieckiem. Szlochaa, a on brutalnie jej odpowiada i grozi batem. Krew mi uderzya do gowy! Byem przekonany, e powinienem co zrobi, e nie wolno mi patrze bezradnie na jej zy. Mogem oczywicie rzuci si na niego. Dabym sobie z nim rad. Pomylaem jednak o matce, na ktrej mgby si zemci. Machnem wic tylko rk i odszedem. Zapanowaa chwila ciszy, w czasie ktrej mylaem intensywnie: dokd ojciec poszed? A on mwi dalej: - Wiesz, gdzie poszedem?... No? W stron horyzontu. Tak, w stron horyzontu - doda. - I od tego czasu waciwie nie powrciem ju do domu. Zaczem pracowa w Puszczy Biaowieskiej koo Hajnwki, przy zwzce drzewa. Robota bya niezmiernie cika. Potem, ju jako prawie dorosy chopiec, awansowaem i otrzymaem prac na kolei wskotorowej. Zostaem kolejarzem. - A co w tym czasie dziao si u ciebie w domu? Nigdy tam nie pojechae? - Owszem, odwiedzaem kilkakrotnie swj dom rodzinny, matk, ale odjedaem zwykle jeszcze tego samego dnia. Widzisz, baem si samego siebie - e nie potrafi nad sob zapanowa. On tam przecie dalej mieszka. Wolaem go nie widzie, byem ju silnym mczyzn... Jak widzisz, znalazo si moje miejsce urodzenia. Proste to, jak dwa plus dwa to cztery. Jestem z pochodzenia wieniakiem, a teraz ju robotnikiem.

- No tak - odpowiedziaem, zadowolony. Wreszcie dowiedziaem si czego o tobie. Ciesz si z tego, bo kady z moich kolegw mwi co o swoim ojcu, a ja dotd zawsze milczaem. Ojciec spojrza na mnie ciepo. Takiego spojrzenia jeszcze u niego nie widziaem. Byo to jakby nowe odkrycie ojca, ktre zapisao si gboko w pamici dwunastoletniego syna. Pniej, po paru latach, przeyem jeszcze jedn podobn chwil. Byo to w dniu 1 maja. W przeddzie tego wita, razem z koleg, weszlimy na szczyt komina nieczynnej cegielni i umocowalimy na nim duy, czerwony sztandar. Schodzc, wyrywalimy z muru haki, aeby uniemoliwi wejcie innym. Rano, w dniu wita klasy robotniczej, czerwony sztandar powiewa nad okolic. Wywoaem ojca z mieszkania i pokazaem mu, jak tam w dali opocze na wietrze. Ojciec popatrzy, pomrucza i powiada: - No, zrobiy jakie zuchy! Ho, ho! - Jakie tam znowu zuchy - pospieszyem z wyjanieniem - to ja z koleg zawiesilimy. I straacy na pewno go nie zdejm, bo powycigalimy haki z komina. Ojciec uj mnie wwczas za gow, tak po ojcowsku, i wycaowa. Przez wiele nastpnych dni czerwony sztandar powiewa nad cegielni. Nie byo sposobu, aby go zdj. W tym samym - 1926 - roku ojciec zosta ponownie aresztowany i osadzony, tym razem w wizieniu w odzi, przy ulicy Kopernika. Potem wywieziono go do wizienia w Sieradzu. Ojca zabrali z domu w biay dzie, w niedziel i nawet nie pozwolili mi si z nim poegna. Kiedy mimo zakazu podbiegem, aby go pocaowa, dostaem takiego szturchaca, e nie mogem ju drugi raz prbowa. Przez dwa lata, raz w miesicu nosiem do wizienia tzw. wawk, na ktr pienidze otrzymywaem od jednego robotnika. Pracowa on razem z moim ojcem jako ciela. Mwi mi, e s to pienidze przeznaczone na pomoc dla winiw politycznych i e zbieraj je robotnicy. Na drog mojego ycia wtargna znw niesamowita bieda. Miaem wwczas, jak ju wspomniaem, dwanacie lat. Byem wic troch starszy i bardziej dowiadczony. Codziennie raniutko wstawaem i biegem do cegielni, gdzie przez dwie godziny obracaem na grzbiet dwa tysice cegie, aby prdzej przesychay. Potem szedem do szkoy, a po obiedzie znw wracaem do cegielni. Tam, do pnego wieczora, sprztaem wyschnit ju ceg, przewoziem taczk pod szop i ustawiaem w kozy. Za tysic cegie otrzymywaem osiemdziesit groszy zapaty. Nie starczao to nawet na kilo cukru. Wieczorem, ledwo powczc nogami, szedem do swego mieszkania przy bramie, robiem w nim porzdek, potem gotowaem sobie barszcz, lub tak zwan wodziank. Po prostu na wrzc wod kadem yk smalcu, troch soli i pokruszony stary chleb. Byo to dla mnie najbardziej luksusowe na owe czasy jedzenie. Min rok od chwili aresztowania ojca. Pewnego dnia, lekarz szkolny bada wszystkich uczniw. Zorientowaem si, e po chwili zacz bada mnie dokadniej ni innych, stuka, puka, kaza zakaszle, potem zabra mnie na przewietlenie puc. Po kilku dniach miaem przyj ponownie do Kasy Chorych, gdzie przyjmowa swoich pacjentw. Tu

znw kaza mi si rozebra. Bada, osuchiwa, potem oglda klisz. W pewnej chwili rozpocz ze mn rozmow. - Synku, gdzie twj ojciec pracuje? - Nigdzie - odpowiedziaem, patrzc mu w oczy. - Jak to, nigdzie? - No, nigdzie - powtrzyem. - A matka? - Matka zmara ju dawno. - Aha... Jeste sam, czy masz rodzestwo? - Mam siostr, ktra wychowuje si u babci. - A dlaczego ojciec nie pracuje? - Bo ju blisko dwa lata siedzi w wizieniu. - W wizieniu siedzi!... Czy moesz mi powiedzie, za co? Zastanawiaem si przez chwil, jak mam mu odpowiedzie. W kocu odparem krtko: - Za polityk. - Za polityk - powtrzy. - To znaczy, za komun? - Chyba tak. Siedzi w Sieradzu, w komunie. - Hm - mrukn doktor, po raz ktry tam. Z bezradn min pokiwa gow i ju mnie o nic wicej nie pyta, tylko na zakoczenie wizyty rzek: - Posuchaj mnie, synu. Z tob nie jest dobrze. Masz zajte obydwa szczyty i potrzebna ci jest natychmiastowa opieka. Rozumiesz mnie? - Rozumiem - odparem. - Powiniene przynajmniej na kilka miesicy wyjecha gdzie na wie. Potrzebne ci mleko, jaja, wiee powietrze... Mwi to bezbarwnie, jakby bez przekonania. Z tonacji gosu mogem si domyli, e takie zalecenia przekazuje dzi nie po raz pierwszy, e powtrzy je jeszcze wiele razy. Suchoty czyniy wwczas wrd modych ludzi spustoszenie. Umiechnem si do lekarza, mwic, e jako tam bdzie i wyszedem. Byem niespokojny. Zatroskana twarz doktora staa mi przed oczyma. Przerazia mnie. Po powrocie do domu zaczem powanie zastanawia si nad tym, co mi lekarz powiedzia. Wiedziaem przecie, e kadej wiosny lub jesieni, wielu moich rwienikw umierao na grulic. Schodzilimy si wtedy przy trumnie

i przed dwie noce, w ogromnym zaduchu, piewalimy pieni aobne od zmroku, do rana. Takie byy zwyczaje. Pewnego wieczoru odwiedzi mnie Bojszczuk, dobry kolega ojca, ktry mieszka w domu naprzeciwko. By to dom drugiego Szera, brata naszego gospodarza. - No, co u ciebie sycha? - zagadn. - Nie widziaem ci ju z tydzie. Wygldasz mi na zmartwionego. - Mam troch kopotw - odpowiedziaem. - Przed paru dniami lekarz stwierdzi, e z moimi pucami nie jest dobrze. Kaza mi wyjecha na wie, najlepiej byoby na poudnie. - Na poudnie, mwisz... A masz ty kogo na wsi? - Nikogo. Pan przecie o tym wie najlepiej. - No tak. Wiem, e nie masz nikogo. Ale dam ci dobr rad - rzek po namyle. - Musisz pi bardzo duo kwasu z kapusty. To jest jedyny dostpny dla nas rodek, zawierajcy wiele witaminy C. Rozumiesz? Od tego czasu Bojszczuk oraz Krc, kolega ojca mieszkajcy w tym samym domu, troszczyli si o to, aby kwasu z kapusty nie brakowao mi nawet w lecie. Wreszcie ojciec wyszed z wizienia i ponownie zacz pracowa jako ciela w wodocigach. Bieda pomau ustpowaa. Zaczem pracowa. Majc czternacie lat, zarabiaem tygodniowo 11 z 60 groszy. Nie byo to zbyt wiele, ale dla nas niewtpliwie co znaczyo. Pniej dostaem si do duej fabryki. J. A. Grousleita, w ktrej zarabiaem ju okoo trzydziestu zotych tygodniowo. Trwao to jednak krtko. Grousleit splajtowa. Zostaem bez pracy. W tym samym czasie zmar mj ojciec. Byo mi bardzo ciko. W 1935 r. dostaem wezwanie na komisj wojskow. Lekarze badali mnie do gruntownie, wypytywali, na co chorowaem. Powiedziaem im o tym, co stwierdzi kiedy szkolny lekarz, badajc moje puca. Zabrano mnie do innego pomieszczenia na przewietlenie. Zdjcie wykazao, e s wprawdzie rzeczywicie due zwapnienia, ale organizm sam si z tym upora i do suby wojskowej jestem zdolny. Otrzymaem kategori A. Bez lekarskich bada wiedziaem, e mog otrzyma tylko tak, a nie inn kategori. Czuem si dobrze, byem chopcem silnym, wysportowanym, od kilku lat ju ciko pracowaem w fabryce. Smutne dni bezgranicznej biedy, chorb i zmartwie, przeplatay chwile radoci i zabaw organizowanych na nasz robotnicz miar; bez salonw i frakw, ale z gorcym sercem i modziecz werw. Okolice wok mojej kamienicy, prawnie przynalenej do pana Szera, podziurawione byy dziesitkami rnej wielkoci glinianek, powstaych przy cegielniach tego Szera, Szulca, Belofa. Ta pierwsza, bya ju od wielu lat nieczynna, ale za to jej glinianka uchodzia za najstarsz, najwiksz, no i oczywicie najbardziej zaabion. Kiedy przyszed czas abich godw rechotay wok domu Szera jak optane. Poczwszy od w. Jana, bo niby od tego dnia mona byo

si kpa, otwieralimy sezon pywacki. W gliniance, w ktrej najczciej kpalimy si, szlam zalega miejscami po kostki. adniejszy brzeg - porosy traw zajli, nie respektujcy regu dentelmestwa chopcy, ten gorszy odstpilimy dziewcztom. Kpay si najczciej w koszulach. Kiedy przepywalimy na ich stron, z piskiem wyskakiway z wody. Pozostaway tylko te, ktre miay na sobie uszyte przez siebie kostiumy. W wodzie, ktra od poruszonego szlamu przybieraa kolor mlecznej kawy, popisywalimy si przed dziewczynami swymi skromnymi umiejtnociami; chodzilimy na rkach, nurkowalimy dugo pod wod, niczym poawiacze pere. Starsi od nas chwytali modszych, brali ich za gow i wsadzali do wody. By to swoisty sposb zalecania si do dziewczt, ktre miay podziwia zrczno i si kawalerw. Bywao jednak, e trzech i wicej modych sponiewieranych chopcw, dobrao si do starszaka, a wtedy tylko interwencja dziewczt ratowaa go przed opresj. Kady chwyta, gdzie mg - za nog, rk, gow i nie baczc, e ofiara ju ledwie yje, cign pod wod. Zabawy te miay niewtpliwie jeden walor. Wszyscy nauczyli si pywa. Pewnego razu, jeden z dorosych chopcw, zamieszkay na ulicy Radwaskiej, chcc zaimponowa dziewczynom - da nurka z brzegu. Dugo nie wychodzi z pytkiej wody. Kiedy go wycignlimy, by nieprzytomny. Rozoylimy go na trawie. Po kilku minutach wrci do przytomnoci, ale dalej lea, nie ruszajc ani nog, ani rk. Pniej okazao si, e gow uderzy tak silnie o pytkie dno glinianki, e zama krgosup. Mino wiele godzin, nim przyjechao pogotowie i zabrao go do szpitala. Wypadek ten sta si przestrog dla innych.

Obok domu, w ktrym urodziem si i mieszkaem, przebiegaa boczna linia kolejowa, ktr rzadko jedziy pocigi. Nazywalimy j Plantami. W wiosenne wieczory gromadami spacerowalimy po tych naszych plantach i przy akompaniamencie rechotu ab, piewalimy najnowsze szlagiery. Ostatnie przeboje, wydawane w formie ksieczek, mona byo zakupi w kadym kiosku, lub od krccego si wrd przechodniw gazeciarza, ktry namitnie i bez przerwy reklamowa zawarto swych ksieczek. Orkiestry uliczne gray rwnie ostatnie przeboje i nie tylko na centralnych ulicach. Zaglday rwnie na przedmiecia odzi, gdzie cieszyy si duym powaaniem. Dom nasz, otoczony by z trzech stron komrkami. Podwrze ucielone byo ubit szlak. Polewalimy je wod, a kiedy ju dostatecznie uleaa si, na podwrku zalega jedna twarda skorupa, ktra przypominaa polep stosowan w dworskich czworakach, w ktrych zamieszkiwali robotnicy folwarczni. W rogu podwrza sta spory wychodek, przeznaczony dla ponad 400 mieszkacw. Na rodku za studnia, z tward, niesamowicie tust wod. Komisja sanitarna wkraczaa tu tylko wtedy, gdy wybuchaa epidemia. Latem, a czasem ju w maju, w ciepe noce z soboty na niedziel organizowalimy zabaw dla mieszkacw kamienicy. Kto mia gramofon i mieszka od podwrza, poproszony, otwiera okno, kierowa tub gramofonu na zewntrz, i muzyka rozlegaa si na ca kamienic. Najbardziej znanymi wwczas piosenkarzami byli: Mieczysaw Fogg, Stefan Witas, Tadeusz Faliszewski, Zofia Terne, Hanka Ordonwna. Pocztkowo wsuchiwalimy si tylko w pync z tuby melodi. Stan bezruchu nie trwa jednak dugo. Ju po chwili dwiki muzyki i piewu zachcay wszystkich do taca. Kto wic potrafi jako tako porusza rytmicznie nogami, szuka partnerki, by przy wietle ksiyca i gwiazd taczy z ni walca, tango lub poleczk. Oberek te by nierzadkim gociem na muzycznej, podwrkowej zabawie. Nikt si tam nikomu nie przyglda, nikt nie zwraca uwagi, czy taczysz dobrze, czy le. Bywao, e

kiedy bractwo na dobre si rozbawio, a godzina bya ju pna, znuony waciciel gramofonu ogasza, e woli i spa, ni siedzie w oknie i obsugiwa nas za darmo, e gra ju ostatni kawaek i na tym bdzie koniec. Jeden kawaek znaczyo jedna krtkograjca pyta. Zagroeni przerwaniem zabawy, zbieralimy si gromad na rodku podwrza i prosilimy go, by przegra nam jeszcze cho kilka pyt, e bdziemy mu za to bardzo wdziczni. Obiecywalimy mu zote gry, prezent z wiartki na przysz sobot. Nie szczdzilimy mu pochlebstw. Orientowalimy si doskonale, e pozytywny wynik naszych prb uzaleniony bdzie przede wszystkim od nastroju gospodyni, a nie gospodarza. Sypalimy wic pod jej adresem najbardziej wyszukane komplementy. Gdy w kocu i to nie pomogo i gramofon zamilk, wwczas na studni podwrzowej zasiada stary emeryt kolejowy Frankowski, ze swoj rwnie star, sfatygowan harmoni, a obok jego syn z bbnem i rozpoczyna si nowy etap podwrzowej zabawy. C to bya za wspaniaa muzyka! Stary Frankowski rzpoli coraz to nowe ostre kawaki, a zmczone bractwo taczyo zamaszycie i bez pamici. Zabawy, spacery, piewy, byy waciwie nasz jedyn rozrywk, tani i weso. Takie pojcia jak dom kultury, wietlica, domy modzieowe - wwczas nie istniay. Bawilimy si po prostu na podwrzach i kach, z rzadka tylko w mieszkaniach, ale wtedy najczciej przy otwartych oknach, bo nikt przed nikim zabawy nie ukrywa. Czas pyn jak rzeka. Mijay tygodnie, miesice i ata, a wraz z nimi zmieniao si wszystko dookoa. Miejsce mojego zmarego ojca i jego rwienikw zajlimy my - modzi. Miaem wtedy 23 lata. W roku 1936 ulicami odzi maszerowao sto tysicy robotnikw. Maszerowali piewajc, e bj to bdzie ostatni. Bya to tak ogromna ludzka lawina, zorganizowana, zdyscyplinowana, e mimo woli szedem wwczas jako porzdkowy pochodu - dreszcze mn potrzsay z wraenia, jak tych spod Grunwaldu, kiedy piewali Bogurodzic przed generalnym atakiem na Krzyakw. Podobne dreszcze nawiedzaj mnie rwnie dzi, kiedy w okolicznociach dla nas podniosych ogromna masa ludzi piewa Rot i Midzynarodwk.

Renegat
W latach trzydziestych, w okresie ponownego oywienia gospodarczego, ktre do Polski przez mg zagldno, w rodowiskach robotniczych miasta odzi ycie byo naprawd biedne, z dnia na dzie biedniejsze, a bywao tak biednie, e naprawd nie byo co woy do przysowiowego garnka. Pragnlimy po prostu przey, co nie byo atwe przy zarobkach 10-20 z tygodniowo dla rodziny obarczonej dziemi. Fabryki szy dwa lub trzy dni w tygodniu. Rodzio si natarczywe pytanie, czy rzeczywicie tak ma by, a jeeli nie, jeeli moe by inaczej, co naley robi, aby byo lepiej. Myl, e w Polsce robotnik mgby decydowa o kraju, o jego losach, kbia si jedynie w marzeniach. Nikt w tych latach trzydziestych nie mg przewidzie, e za 4 lata Polska legnie w gruzach, e z jej ywej tkanki wyrwanych zostanie 6 milionw istnie, e za 10 lat ponownie si odrodzi jako pastwo robotniczo-chopskie, a hitleryzm i wraz z nim woski faszyzm i militarystyczna Japonia zostanie zdruzgotana. Ludzie pracy pragnli i marzyli o lepszym i pewniejszym jutrze swego kraju, cho w ich szeregach krzyoway si sprzeczne pogldy. Jedni prezentowali ruch lewicowo - radykalny, inni siy

spoeczne lewego skrzyda centrystw, nie zgadzajcych si z rewolucyjn lewic. Siy te cieray si ze sob, ale jak historia uczy, nie bya to walka za wszelk cen. W zmaganiach o lepsze jutro przewodzili komunici i pacili tak cen, jak wymagay .obiektywnie warunki. Nigdy nie pytali, czy aby nie za wiele ona od nich wymaga. Bywao jednak i tak, e kto przestraszy si, gdy trzeba byo postawi krok dalej i rejterowa z frontu walki. Znam tego rodzaju przypadki. Bywao, e czonek Partii, kiedy byo mu trudno, kiedy mia zapaci wiksz cen, na pewno du, bardzo du, cofa si, ba - przyklk. Stawa si po prostu renegatem.

W latach 1935-37 pracowaem w fabryce Eitingona, Kierownikiem dziau wykaczalni by Reder, kiedy czonek KPP. Po aresztowaniu podpisa zobowizanie, e ju nigdy nie bdzie komunist i prosi o darowanie mu winy. Stchrzy, opuci nasze szeregi. Zosta potpiony i odrzucony przez bliskie mu dotd otoczenie. Jego znajomi - czonkowie Partii - kiedy zobaczyli gdziekolwiek Redera, schodzili mu z drogi. A jak on sam si zachowywa? Pamitam, kiedy w 35 roku przyjmowa mnie do pracy, w pierwszym rzdzie zapyta, czy nale do organizacji, a jeeli tak, to do jakiej? Odpowiedziaem mu, oczywicie e nale. Chcia natychmiast skoczy ze mn rozmow. Kiedy szybko dorzuciem - wiedzc o tym, e to renegat -e owszem nale, ale do... tu wymieniem niewinn organizacj co oczywicie nie byo prawd, to jakby w inn skr wlaz. - Tak! Powiada, to bardzo adnie, moe pan ju od poniedziaku podj prac. Po chwili doda: nie ma powodw zwleka z zatrudnieniem. I zaraz poleci podmajstrowi, by mnie natychmiast zatrudni. Zachowanie pana Redera jake dobitnie potwierdza tez, e ten kto raz wkroczy na drog zdrady i stawa si politycznym renegatem, ten bdzie tpi ludzi zacnych, postpowych a zaakceptuje i przygarnie do siebie rnego rodzaju szuje, lizusw, jamnikw, ktre krci si bd wok jego nogi. Wiadomo nie od dzi, e jeeli kto ma za sob pustk, a co gorsze nieuczciwe zachowanie si, niewaciwe postpowanie w stosunku do ludzi, ten nigdy nie cierpi nikogo, kto moe poszczyci si swoj naleyt, moraln postaw, tak jakiej domagaa si niejedna wana chwila. Reder przelk si, kiedy powiedziaem, e nale do organizacji. Zakada i susznie, e jestem czonkiem lewicowej organizacji politycznej. Kiedy kamic powiedziaem, e chodzi o niewinny chr, nie ukrywa zadowolenia, chocia wiadomo, e sam z chrem nie mia nic wsplnego. Pniej, w skomplikowanych czasach wojny i po wojnie poznaem wielu podobnych Rederw. W innych to byo okolicznociach. Oni rwnie jak Reder podpisali deklaracj lojalnoci wobec sanacyjnej policji. Niektrzy z nich wyemigrowali z kraju, poniewa dotychczasowe ich kontakty z ludmi Partii i ruchu lewicowego zostay stanowczo zerwane. Opinia o renegacie cigna si za nim wszdzie, dokd by nie poszed.

Wiele na ten temat mog powiedzie - byli bereziacy. Niewielu ich ju pozostao. Jutro bdzie ich jeszcze mniej. Ale ci, ktrzy yj winni czu si zobowizani, by nakreli wierne sylwetki ludzi, ich zachowanie si, postaw w warunkach trudnych, moe nawet bardzo trudnych, cho nie najtrudniejszych, takich, jakie stworzya okupacja. Nie wiem, czy Rumiski pozostawi na temat ten co w zapisie, a mia wiele do napisania o ludziach, o ich wzlotach i upadkach. Zamknito go w Berezie jako studenta politechniki. By, jak towarzysze opowiadaj, niezmiernie czupurny, tote policja dawaa mu, jak to si popularnie mwio, solidnie

w ko. Nie osabio go to na duchu. Bolek by zawsze zadziornym i takim pozosta do koca swojego bogatego ycia. Nieustpliwym, pobudzajcym zmuszajcym do rozsdku. Wiele na temat renegatw moe powiedzie Burski Aleksander, jeden z najbardziej gnbionych winiw Berezy. Pozosta nieprzejednany, pewny siebie i sprawy, o ktr walczy. Burski trzymany by w Berezie od wrzenia 35 do marca 1937 roku tj. ponad 600 dni, w tym w karcerze 40 dni. Jeeli nie napisa dotd o Berezie i ludziach, to powinien to uczyni. Niech mode pokolenie uczy si najwspanialszej sztuki - by sob.

Gazeciarz
Wiea w lewo, tak... Teraz konik i szach! - Szach?... Szach to jeszcze nie koniec... - mrucza pod nosem atakowany, starajc si nie traci kontenansu. - Zaraz odpowiem... odpowiem... Gdy kto z grajcych wymawia sowo szach, kibice oywiali si jak na komend. Jeli ktry z nich, znudzony monotoni gry, oderwa wzrok od szachownicy, a nawet odszed na bok, teraz czym prdzej powraca na swe stanowisko, by nie tylko zbada sytuacj, ale - jak wszyscy kibice to czyni ustosunkowa si do niej w sowach. Wnet te rozpoczynaa si wymiana zda. - Nic strasznego na razie nie widz - mwi pierwszy. - No, no, wcale niewesoo - zaprzecza mu drugi. - Teraz konia batem... Wtrca si trzeci, czwarty, potem caa reszta. - Ech, ko! Trzeba pomyle! - Nie ruszaj tego! Czowieku, co robisz? - O, masz ju! Zaso si, Ignasiu! - Czekaj, czekaj, z tego szacha nic nie wyjdzie. Niech on nie straszy babki dziadkiem... Szukajcy rozwizania - niech to bdzie, powiedzmy, Igna - obrzuca doradcw wzrokiem dalekim od podziki, potem stara si powrci do swych wasnych koncepcji. Grajcym trudno byo si jednak uwolni od kibicw i ich nieustannych komentarzy. W nieduej celi znajdowao si cznie siedemnastu dorosych ludzi, a kady z nich stara si wykaza, e na szachach zna si niele. Mniej wicej co godzin zmieniay si zreszt role: kibic stawa si grajcym, grajcy kibicem. Uwagi nie ustaway, sabo tylko lub roso oywienie, z jakim je wypowiadano. Gra toczya si dalej, byle zabi czas.

Dni upyway jeden za drugim. Tu, w wizieniu, wszystkie one byy do siebie podobne, cho oczywicie staralimy si urozmaica je dyskusjami, zdobywaniem wiedzy, a wreszcie mizern rozrywk. Na wiecie jednak zachodziy w tym czasie gwatowne zmiany, a chocia dbano troskliwie o to, bymy wieci stamtd mieli jak najmniej, mimo wszystko docieray one do nas. Niekiedy w sposb do dziwny. Oto na szachownicy grona sytuacja krla, a wrd obserwatorw zmaga niemale gorczka z tego powodu, bo ile kombinacji, tyle zda. I w tym wanie momencie ktry z towarzyszy podrywa si, jak gdyby oblano go zimn wod. - Ciszej, cii...! Co syszaem! W celi naraz jakby makiem zasia, ale z zewntrz nie dochodz adne niezwyke odgosy. - Co sysza? - pyta wreszcie kto szeptem. - Cicho! Stoimy wic nadal bez sowa, czujni na kade drgnienie fal powietrza. Patrzymy jednoczenie w zakratowane okno, jak gdyby chcc przywoa wzrokiem to, co by moe zasuguje na wicej ni na zwyk uwag. Ale dochodzi nas tylko jednostajny, lekki poszum - sabe echo ycia niewielkiego miasta, w ktrym najokazalszym budynkiem byo wanie wizienie. czyca syna z tego na ca Polsk. Napicie sabnie, ale kto przykada do ucha do i zmieniony wyraz jego twarzy znowu kae wszystkim zamieni si w such. Teraz dopiero, skd z daleka, dobiega nas gos o charakterystycznym, wysokim brzmieniu. Gos gazeciarza, naszego przyjaciela. Mwimy, ledwie poruszajc wargami: - Co on wykrzykuje? - Psiakrew, nic nie mona zrozumie! - Zaczekajcie chwil, chyba idzie w naszym kierunku... - Na pewno przyjdzie! Istotnie, tego bylimy pewni. Ten chopiec musia przyj. Nie wyobraalimy sobie, aby stao si inaczej. Gos roznosiciela gazet zblia si. - To dodatek nadzwyczajny - wyszepta kto obdarzony najlepszym suchem. - Dodatek nadzwyczajny gazety, a wic jakie wane wydarzenie. Inna rzecz, e wydawanie takich dodatkw byo do czstym obyczajem wacicieli pism ratujcych si przed deficytem. Ktrego dnia, na przykad, nad wieczorem rozlecieli si po odzi gazeciarze z jednokartkowymi nadzwyczajnymi dodatkami, na ktrych bodaj p strony zajmowa grony napis

Wojna. Ludziska, majcy jeszcze w pamici owe czasy, kiedy o wypowiedzeniu wojny dowiadywano si co najmniej na dwa dni naprzd, i to wanie poprzez pras, rozchwytywali gazet. Kadego jednak nabywc spotykao rozczarowanie, raczej chyba przyjemne, bo oto pod zowieszczym tytuem znajdowa si podtytu, wydrukowany odpowiednio mniejszymi czcionkami i zaopatrzony znakiem zapytania: ... gospodarcza z Niemcami? Poniej nastpowa komunikat o jakich polsko-niemieckich negocjacjach handlowych. Teraz by jednak rok 1939 i wydawcy gazet nie mogli ju narzeka na brak politycznych sensacji. Rozzuchwalony Hitler dostarcza ich a nadto. Gos gazeciarza stawa si coraz bardziej wyrany. dzkim zwyczajem okrela on dodatek nadzwyczajny mianem ekstratelegramy. Zaczlimy ju wychwytywa pojedyncze sowa: - Ekstratelegramaaa! Dodatek nadzwyczaaa...! Odpowied marszaka Rydza-migeee...! Nie oddamy ani guziii...! Wiedzielimy, e teraz chopiec znajdzie jakie dogodne miejsce, z ktrego bdzie si stara przekaza nam tre dodatku. By on ciekaw postaci. Otrzymawszy porcj gazet, bieg uliczkami czycy, sprzedawa temu i owemu, lecz stara si jak najwczeniej dotrze pod wizienie. Gdy pozostao mu ju niewiele egzemplarzy, przestawa zwraca uwag nawet na tych, ktrzy szarpali go za ubranie. Bieg wanie do nas, aby podzieli si nowinami, choby tylko pokrtce, o tyle zreszt, o ile mg to zrobi. Mimo wszystko dla ludzi odizolowanych od wiata caymi miesicami, a przecie przywykych do wertowania prasy, traktujcych to niemal jako co w rodzaju poywienia, i taka namiastka znaczya wiele. Czyme dla nas by wwczas ten chopiec, jake wiele znaczyo kade jego sowo!... Trudno byo si zorientowa, kiedy gazeciarz cytuje gazetowy tekst, a kiedy wygasza wasny komentarz, niemniej otrzymywalimy wiadomoci niemal z pierwszej rki. - Nie boimy si Hitlera! Dostanie szko, jak zacznie wojn! Ekstratelegraaa...! Wieci te podekscytoway nas. Zdawalimy sobie dobrze spraw z powagi sytuacji, wiedzielimy, e wojna moe wybuchn nawet lada chwila. W zachowaniu samej suby wiziennej objawiao si zdenerwowanie, przebkiwano wrd niej nawet o powszechnej amnestii, co nie mogo by przez nas traktowane inaczej jak objaw szczeglnego napicia. Hitlerowska agresja stawaa si coraz bardziej realna, aczkolwiek - jak mawia starszy przodownik suby wiziennej - Niemcy straszyli nas jedynie, a na wojn nie mogli si zdecydowa, gdy Polski bali si jak ognia. Mielimy inne zdanie i w tej kwestii. Starsi towarzysze twierdzili, a mieli pen po temu racj, e polityka Becka i Rydza prowadzi Polsk na skraj przepaci. Sanacyjna klika gotowa bya raczej zdradzi kraj, ni przyj pomoc ze Wschodu, jedyn realn pomoc. Hitler doskonale w tym si orientowa i wiedzia, e jeli w tej sytuacji uderzy na Polsk, zastanie j osamotnion. Wynik wojny mona byo uwaa z gry za przesdzony, lecz przecie z walki, gdyby do niej doszo, rezygnowa nie byo wolno. - Ekstratelegraaa...!

Woanie cicho. Gazeciarz, wyczerpawszy nowiny, odchodzi spod wizienia. Machalimy do niego rkami, cho niemoliwe byo, aby mg dostrzec nasze pozdrowienia. Z pewnoci jednak wiedzia, e to czynimy; kto skonny do metafor powiedziaby, e widzia nas w tej chwili oczami duszy. Zdarzao si podczas wojny, i lotnik, zrzuciwszy nam na umwione miejsce ostatni worek amunicji, byska na poegnanie wiatami pozycyjnymi. Wtedy, tak jak stalimy, unosilimy w gr donie, chocia pilot nie mg dostrzec w morzu ciemnoci ani nas, ani tym bardziej naszych gestw. On jednak wiedzia, e go pozdrawiamy, odczuwa to. W przestrzeni spotykay si nasze myli i byy to spotkania tak, zdawaoby si, naturalne, jak spojrzenia yczliwych sobie ludzi. W takiej chwili ludzie silnie odczuwali wzajemn wsplnot; wydawao si, e sycha sowa rzucanych ku sobie pozdrowie. Gos czyckiego gazeciarza nieraz jeszcze dociera do naszej celi. Dla niego samego brzmia on zapewne zawsze jednakowo, my syszelimy go poprzez pryzmat naszych nastrojw, a wic przernie, odczytywalimy w nim raz nadziej, innym razem zwtpienie lub trwog. Nadszed w kocu dzie, w ktrym zamilk. Dobieg nas wtedy nieznany nam dotd jeszcze odgos: huk bomb. By 1 wrzenia 1939 roku. Samoloty niemieckie nie ominy rwnie czycy. Wrd oglnego podniecenia i zdenerwowania, jakie wtedy zapanoway, rozesza si pogoska o zwalnianiu winiw. Nie wszyscy z nas oczekiwali tak pomylnego rozwizania, jednake nawet pesymistom trudno byo ukry nadziej, optymici za widzieli ju siebie w onierskich mundurach i z karabinem w doni. Gdy drzwi celi otworzyy si ze zwykym zgrzytem, lecz o niezwykej porze, wszyscy zwrcili si ku nim peni oczekiwania. Na progu stan nasz klucznik, istne monstrum, majce dwa metry wzrostu, ponure oblicze i kabkowate nogi, na ktrych stpa tak oryginalnie, e nazywano go powszechnie Bocianem. - Wychodzi! Wszyscy ruszyli szybko na korytarz. Pady niecierpliwe pytania: - Czy na wolno, panie starszy? Wychodzimy na wolno? Bocian nie zdradza adnej chci do jakichkolwiek wyjanie i w odpowiedzi usyszelimy tylko lakoniczny rozkaz: - Za mn! Rozwizania, ktre nastpio, nie oczekiwa chyba nikt. Z pierwszego pitra, gdzie siedzielimy, przeprowadzono nas na pitro... trzecie i tam zamknito w nowej celi, pozbawionej nawet siennikw. Za posanie suy nam teraz miaa cementowa posadzka. Wszelki optymizm rozwia si od razu. W rozmowach i mylach wci powracay natrtne pytania: Co zamierzaj z nami zrobi? Dlaczego wyprowadzono nas winiw politycznych, na poddasze? Czy po to, aby atwiej dosigy nas bomby?...

Faszystowskie oddziay, mimo bohaterskiego oporu naszych onierzy, rway w gb Polski, autor szumnych sw o guziku ucieka wraz ze sw wit do Zaleszczyk, my za, ludzie gotowi, jak onierze do wszelkich powice; pozostawalimy bezsilni. Ledwie tylko wstawa dzie, odzyway si syreny alarmowe. Oznaczao to, e wrg atakowa nieustannie. Jak si jednak przedstawiaa sytuacja wojenna, nie wiedzielimy. Chyba wtedy wanie najbardziej odczuwalimy brak naszego maego przyjaciela, gazeciarza z czyckich ulic. Wyczekiwalimy go za dnia o kadej godzinie, lecz nie pojawia si i nie pojawi ju nigdy. Moe go po prostu nie moglimy ju usysze... 5 wrzenia wieczorem zdawao si, e o nas zapomniano, nie otrzymalimy bowiem kolacji, nie wyprowadzono nas na wychd. Kto tylko zajrza do celi przez judasza, drzwi jednak nie otworzy, nie rzek nawet sowa. Nasze zaniepokojenie wzrastao. Nadchodzca noc nie przyniosa tym razem ciszy. Na wiziennym dziedzicu zapanowa ruch. Nastpnego dnia nie byo apelu, nie pojawi si take nikt z poywieniem. Na poszatkowanym kratami ekranie okienka mona byo zaobserwowa tylko malekie fragmenty pochodu uciekajcej przed hitlerowcami ludnoci. Trwa ju w peni tragiczny wrzeniowy exodus. Gdy na uderzenia w drzwi nie nastpowaa adna reakcja z korytarza, zaczlimy si domyla, i sytuacja pogorszya si do tego stopnia, e stra uznaa za stosowne opuci budynek i pozostawia winiw na asce losu. Z ulic dobiegao nas nawoywanie: Komunici, rozbijajcie wizienie! Wychodcie! Dopadlimy drzwi, ktre pod silnym naporem zatrzeszczay, a w kocu ustpiy z zawiasw. Co rychlej opucilimy ponury gmach. Na szosie, jak okiem sign, szy cae tumy z najrniejszych stron, z miast i wsi. Wkrtce i my, winiowie polityczni z czycy, utonlimy w tej ludzkiej rzece. Maego sprzedawc gazet z czycy wspominaem czsto w dni okupacji, szczeglnie wtedy, gdy zdarzao mi si przyby do Warszawy i widziaem biegajcych po chodnikach chopcw z gazetami. Peni werwy, sprytu i, mimo wszystko, zawsze specyficznego warszawskiego humoru, traktujcy sprzeda gazet w okupacyjnych warunkach jako uboczne zajcie, ktre dawao mono wzgldnie swobodnego przebywania na ulicach, byli oni zjawiskiem tak charakterystycznym, e nie sposb byo wyobrazi sobie bez nich obrazu miasta. Wielu z nich w tych dniach, gdy sowo apanka rozbrzmiewao niejednokrotnie kilka razy dziennie, stawao si prawdziwymi bohaterami. Kiedy jechalimy tramwajem, baczni na wszystko, co dziao si wok nas, szczeglnie ostroni, jak zawsze, gdy miao si przy sobie bro. Na chodnikach przechodnie czujnie rozgldajcy si wok, od czasu do czasu znienawidzone hitlerowskie mundury. Nage na stopie tramwaju skoczy w penym biegu modziutki chopaczyna - gazeciarz. Obejrzawszy si za siebie zawoa: - Ludzie, zatrzymajcie tramwaj! Przy rogu Chmielnej apanka! Wprawny skok na ziemi i chopiec znika, w tramwaju za to jak w ulu: motorniczy hamuje, poderwani ostrzeeniem pasaerowie rzucaj si do wyj. Mino nie wicej jak dziesi sekund, a tramwaj znw ruszy sw tras w kierunku Chmielnej, lecz ju - pusty. Jak si pniej dowiedzielimy,

hitlerowcy rzeczywicie chwytali tam do bud, kogo si dao; wagony tramwajowe oprniali przy tej okazji cakowicie. Innym razem ujrzaem kilku gazeciarzy, ktrzy wymachujc pachtami pism biegli ca niemal szerokoci ulicy. Gazet jednak nie sprzedawali, nie mieli bynajmniej zamiaru tego robi. Rozgldajc si na prawo i lewo rzucali przechodniom ostrzegawcze nawoywania: - Do bram! Ucieka! Niemcy jad! apanka! Trudno powiedzie, ilu Polakw zdoao si wwczas ukry, pewne jest, e dzieci te wielu ludziom zaoszczdziy cierpie lub ocaliy ycie. Ktrego dnia, rwnie w Warszawie, zobaczyem grup hitlerowcw pastwicych si nieludzko nad zwokami dwunastoletniego moe gazeciarza. C mg uczyni ten chopiec, i wzbudzi a taki wybuch gniewu faszystowskich bandytw? Moe by to czyn na skal niewielk, z pewnoci jednak by on czynem bohaterskim. Przeciw potnemu wrogowi stano bowiem bezbronne dziecko polskie. I chocia chopiec nie y, jego mordercy mogli ju liczy dni swego istnienia. Nard, ktry mia takie dzieci, mona byo przemoc podbi, lecz nie mona go byo zmusi do ulegoci, do rezygnacji z walki i ostatecznego zwycistwa. Przypomniaem sobie wtedy gazeciarza z czycy. Pomylaem, e znalaz on zapewne swe miejsce w toczcej si walce, a jeli nie mg bd nie umia jeszcze tego uczyni, miejsce to zaj z pewnoci kto inny z tysicy synw polskiego ludu.

Granica
Grudzie 1942 roku by ju za pasem. Zima, wchodzca wanie do historii pod mianem stalingradzkiej, bya sroga i hitlerowcy, bronic si przed wymylonym przez siebie generaem Mrozem, rozpoczli energiczn zbirk ciepej odziey dla swej armii. Gromadzono futra, buty z cholewami, kouchy. Oczywicie zbirka ta, noszca wszelkie symptomy kradziey, uwzgldnia przede wszystkim polskich mieszkacw odzi. Hitlerowcy zatrzymywali przechodniw, kobiety, mczyzn, a nawet dzieci wprost na rodku ulicy, zabierajc, co uwaali za stosowne. Jeeli zdarzyo si, e kto z grabionych okaza choby najmniejsze niezadowolenie, bito go do krwi i obrzucano obelgami, wrd ktrych polska winia wysuwaa si oczywicie na pierwsze miejsce. Niemieckie wojska pod Stalingradem otoczy ju stalowy piercie radzieckich oddziaw, co w hitlerowcach wzbudzao strach, ale i wcieko. Najmniejszy protest przeciwko grabiey traktowano wic niczym zamach na walczcy wrd rosyjskich mrozw Wehrmacht, jak gdyby polskie winie winne byy temu, e Hitler dostaje pod Stalingradem historyczne lanie. W tym to wanie czasie zostalimy wraz z towarzyszem Ignasiem - tak brzmia organizacyjny pseudonim Ignacego Logi-Sowiskiego - wezwani z odzi do Warszawy przez Komitet Centralny PPR i Dowdztwo Gwne GL.

Po spotkaniu z kierownictwem spodziewalimy si wiele, przede wszystkim jednak ciy na nas obowizek zdania relacji ze wszystkiego, co dziao si w odzi w ostatnim okresie, z uwzgldnieniem dziaalnoci dzkiej organizacji. Sprawa nie daaby si zamkn w jakim suchym sprawozdaniu i w tym wzgldzie bylimy obaj jednakowego zdania. Postanowilimy wic przedstawi wszystko jak najprociej, scharakteryzowa postaw ludzi i ich czyny nie pomijajc nikogo z naszych szeregw, tym bardziej e praca wielu dzkich aktywistw, prowadzona w niezwykle cikich warunkach, zasugiwaa na prawdziwy podziw. Dziki nim wanie Polska Partia Robotnicza urosa w hitlerowskim Warthegau na czoow si polityczn, a Gwardia Ludowa staa si jedyn aktywnie dziaajc konspiracyjn organizacj zbrojn. Wyruszajc wic teraz z Ignasiem do Warszawy moglimy z czystym sumieniem powiedzie towarzyszom z kierownictwa, e jeli w cigu niespena roku zrobio si w odzi, i w caym nowo powstaym Obwodzie, sporo, to wanie dziki robotniczemu aktywowi dzkiemu, rekrutujcemu si w wikszoci z czonkw i sympatykw dawnej KPP, a majcemu silne oparcie w masach robotniczych. Przyczywszy d do Reichu, hitlerowcy starali si wszelkimi siami i rodkami wyry na niej swe pitno. Niemieckie mundury; niemiecki jzyk na ulicach, wycznie niemieckie napisy, szmaty ze swastyk wywieszane przy byle okazji - wszystko to mogo sprawia wraenie, e wymylona w Berlinie nazwa Litzmannstadt znajduje jakie uzasadnienie. W rzeczywistoci byo inaczej. Hitlerowcy wysiedlili co prawda w sposb brutalny spor cz mieszkacw miasta, szczeglnie z jego centrum, ale zmuszeni byli zapewni fabrykom si robocz. O ile wic stanowiska kierownicze zajli Niemcy, to robotnicze zaogi fabryk pozostay polskie. Proletariat dzki y i stara si walczy przeciw okupantowi. Ju w roku 1940 powstaj tu pierwsze orodki ruchu wrd robotnikw. Powstaj one ywioowo, nie s zorganizowane na wiksz skal, niemniej daj wiadectwo patriotyzmu dzkiej klasy robotniczej. Pamita przy tym naley, e wskutek nieustannych akcji gestapo, wspomaganego usilnie przez dzkich volksdeutschw, ktrzy dobrze znali teren i ludzi, a ktrych przecie w odzi byo wiele tysicy, kadra dziaaczy robotniczych, szczeglnie komunistycznych i jednolito-frontowych, wykruszya si bd przez aresztowania, bd przez przymusowe ucieczki, bdce nastpstwem dekonspiracji. Ludzi majcych nieatw w dzkich warunkach umiejtno organizowania ruchu oporu pozostao niewiele, a gdy przychodzio do dziaania, musieli oni zachowywa szczegln ostrono. Podziemie dzkie musiao by gbsze ni gdzie indziej; atwiej tu byo o szpicla i prowokatora, trudniej byo zachowa wszelkie niezbdne warunki konspiracji. Szczeglne niebezpieczestwo, zwaszcza w okresie niemieckich zwycistw, grozio wanie ze strony volksdeutschw. Wrd nich byo wiele ndznych indywiduw, gotowych do popenienia najwikszych drastw, jeli tylko gestapo tego zadao. Niemniej, w miar upywu czasu, indywidualne podziemne poczynania robotnikw polskich zastpuje dziaalno grupek i grup. Akcj ich integracji w celu dziaalnoci zorganizowanej zaczyna prowadzi Komitet Sabotaowy, w skad ktrego weszli byli czonkowie KPP, m. in. Tadeusz Gbski i Leon Koczaski. W drugiej poowie roku 1940, po wybuch wojny radziecko-niemieckiej, grupy oporu rozwijaj si coraz bardziej. Wtedy wanie powrciem do odzi. Towarzysze, ktrych spotkaem, i ktrzy poinformowali mnie o sytuacji w miecie, podkrelali konieczno jednoczenia rozproszonych wrd robotnikw zakonspirowanych grup oporu.

Wkrtce zawizaa si organizacja pod nazw Front Walki za Nasz i Wasz Wolno. Mona powiedzie, e w nazwie tej zawarty by program naszego dziaania. Organizacja, trafiajc na podatny grunt, rozwijaa si stosunkowo szybko. W grudniu 1941 roku mielimy ju kontakty organizacyjne we wszystkich dzielnicach odzi. Wydawalimy ju wwczas wasn gazetk pod identyczn co organizacja nazw. Bylimy jeszcze zbyt sabi, aby przystpi do stosowania wyszych form ruchu oporu, wystarczajco jednak silni, by stopniowo rozwija akcj sabotaow w fabrykach. Jej zasig powiksza si z tygodnia na tydzie, osigajc szczeglne nasilenie w takich zakadach, jak Scheibler, Horak, Gayer, Ettingon, Schweikert, Allart-Rousseau, Widzewska Manufaktura. Nasza aktywno skierowana bya gwnie na te fabryki, ktre kooperoway z hitlerowsk machin wojenn. Wiosn roku 1942 udao si nam poprzez jednego z naszych aktywnych towarzyszy, Bronka (Bronisaw Znojka), nawiza czno z Warszaw. On te pierwszy przynis nam wiadomo o powstaniu Polskiej Partii Robotniczej. W kilka dni pniej z polecenia Ignasia uda si do stolicy stary nasz towarzysz, byy wizie Berezy, Ceniek (Czesaw Szymaski). Jego zadanie polegao na nawizaniu bezporedniego kontaktu z kierownictwem PPR. Oczekiwany w napiciu Ceniek powrci bodaj po dwch tygodniach, przynoszc nam jak najbardziej pomylne nowiny. Powstanie Partii stao si faktem. Byo to dla nas wielkie wydarzenie. Wicej nawet. Do tej pory dziaalimy nieledwie w izolacji. Wierzylimy w sens naszych poczyna; tylko walka moga przyspieszy nadejcie wyzwolenia. Ale przecie nie moglimy nie widzie naszej saboci ani te nie odczuwa osamotnienia. Nie moglimy nie zadawa sobie pytania: co dalej, nie zawsze umiejc na nie odpowiedzie. Powstanie Partii, obejmujcej w imi jednej niezomnej idei cay kraj, byo dla nas przeomem. Stalimy si teraz czci zorganizowanej, potniejcej z dnia na dzie siy. Wraz z tym rosa i nasza moc. Prowadzona przez nas walka uzyskiwaa niewzruszone oparcie i okrelony cel. Moglimy by teraz pewni, e walka ta pjdzie we waciwym kierunku, przybierze nowe formy, nabierze rozmachu. Perspektywa ukazywaa cel ostateczny: wypdzenie wroga, zwycistwo, wyzwolenie. Odtd takie pojcia jak walka, zwycistwo i wolno utosamiay si zawsze w naszych mylach ze sowem Partia. Organizacja nasza przystpia w caoci do PPR. Aktyw Frontu sta si kocem organizacji partyjnej. Pierwszym sekretarzem Obwodu dzkiego PPR wybralimy Ignasia - Log-Sowiskiego. Czesaw Szymaski ponownie zosta wysany do Warszawy. Tym razem przyby wraz z nim do odzi przedstawiciel Komitetu Centralnego, tow. Olek - Aleksander Kowalski. W czasie rozmw postawi przed nami spraw powoania do ycia na terenie Obwodu zbrojnej organizacji partii - Gwardii Ludowej. Dowiedzielimy si przy okazji bliszych szczegw o pierwszych oddziaach GL, ktre wyruszyy ju w pole i przeprowadzay akcje przeciw okupantowi. Partyzantka bya istotnie nakazem chwili, lecz w naszym Obwodzie do zorganizowania oddziaw byo jeszcze daleko. Rozpoczlimy od samych podstaw, od tworzenia na terenie odzi pierwszych

jednostek organizacyjnych: sztabu miejskiego, komend dzielnicowych i wreszcie jednostek bojowych. Powoli przenosilimy take dziaalno poza d. Pragnienie dokonania jakiej akcji na wiksz skal, wanie w odzi lub w jej okolicach, tu pod bokiem tak pewnych siebie Niemcw, przepajao nas tak silnie, e podjlimy wkrtce decyzj wykolejenia jakiego transportu wojskowego. Przyzna musz, e nasz zapa przewysza znacznie skromne moliwoci. Nie dysponowalimy adnym materiaem wybuchowym i nie udao si nam go zdoby. Postanowilimy w kocu zastosowa elazn yk z klinem, ktra, naszym zdaniem, musiaa spowodowa katastrof. yk t wyku znajomy kowal za gettem. Ponad pmetrowej dugoci, o wadze szesnastu kilogramw, wygldaa wrcz imponujco i napawaa wiar w powodzenie akcji. Byo nas siedmiu: Loga-Sowiski, Ciesielski, Swajda, Jagielski, Znojek, Stpie i ja. Cae nasze uzbrojenie stanowiy trzy pistolety. Wyruszylimy wieczorem i peni ufnoci zaklinowalimy pod Pabianicami tor kolejowy. Teraz naleao czeka na wynik. Oddaliwszy si jakie dwiecie metrw od szyn, zamienilimy si w such. Wkrtce posyszelimy charakterystyczne dudnienie i w ciemnoci ukazay si reflektory nie jednego, lecz dwch pocigw. Jeden rzut oka wystarczy, aby zorientowa si, e pocigi bd musiay si min nie gdzie inaczej tylko wanie przy zaklinowanym miejscu. Wstrzymalimy oddechy w oczekiwaniu niechybnej katastrofy. Widzielimy ju niemal, jak pocig z Pabianic do odzi wpada na yk, wylatuje z szyn, pada na drugi tor i wykoleja pocig biegncy obok. Koa lokomotywy ju s na niebezpiecznym punkcie i - mijaj go, niestety, bez efektu. Moe tylko lokomotywa zasapaa ciej wskutek oporu, moe pocig zwolni nieco, ale mimo to pojecha dalej. Natychmiastowe ogldziny szyn pozwoliy nam stwierdzi, e nasza wymylna puapka okazaa si zbyt saba. Pniej, ilekro dokonywalimy kolejwek, bdcych prawdziwym postrachem hitlerowcw, przypominaa mi si zawsze niefortunna yka. Prawd mwic, o pierwszej porace zadecydowa brak dowiadczenia, a moe przy tym zbytni entuzjazm. Faktem jest, e odtd staralimy si postpowa znacznie rozwaniej. W miar upywu czasu dziaalno dzkiej GL przybieraa coraz wiksze rozmiary. W samej odzi przeprowadzalimy coraz mielsze akcje sabotaowe i tzw. eksy. Zaczlimy take dziaa coraz szerzej w terenie. Pierwsze grupy GL powstay w Ozorkowie, Zgierzu, Pabianicach, czycy, na terenie okrgu pockiego, potem sigalimy do Kutna, Wocawka i Poznania. Liczba gwardzistw urosa ju w setki. Wszystko to dziao si na ziemiach przyczonych do Rzeszy, ktre hitlerowcy starali si gruntownie opanowa. Po utworzeniu tzw. Generalnej Guberni nie omieszkali odgrodzi jej od swego wielkoniemieckiego Reichu pilnie strzeonym pasem granicznym. Miaa to by bariera skutecznie dzielca okupowany kraj, skutecznie te izolujca Warthegau od wszelkich polskich wpyww, szczeglnie od wpyww ruchu oporu. W gruncie rzeczy iluzoryczna bya to bariera, czego niezbity dowd stanowia dziaalno PPR, dla ktrej sztuczny twr w postaci granicy Rzeszy waciwie nie istnia, co najwyej stanowi mg w okrelonych warunkach pewn przeszkod.

Wanie teraz, w listopadzie 1942 roku, mielimy wraz z Ignasiem przeszkod t pokona. d dzieli od Warszawy odlego stosunkowo niewielka, ale w warunkach okupacyjnych dotarcie do stolicy stanowio prawdziw wypraw, i to wypraw niebezpieczn, pomijajc nawet sam nielegalno nas obu w oczach Niemcw. O podry kolejowej przez teren Reichu nie byo mowy; gestapo kontrolowao pocigi bezustannie, prcz tego istniaa jeszcze kontrola graniczna, ktra istotnie stanowia zapor dla takich jak my wycieczkowiczw. Pozostawao wic przej przez zielon granic, jak to czynilimy zwykle w naszych kontaktach z Warszaw. Jeden z dogodniejszych punktw przejciowych znajdowa si we wsi Dbrwka, lecej tu nad lini graniczn, lecz ju na terenie Guberni. Mieszkaa tam rodzina Znojkw, bliscy nam towarzysze. Tras t przebywao si w ten sposb, i z odzi do Tuszyna jechao si tramwajem podmiejskim, a pniej, korzystajc z lenej osony, maszerowao si w kierunku Dbrwki, przy czym oczywicie marsz ten musia by ostrony i nie wiadomo byo, jak dugo potrwa i jak si skoczy. Prawd mwic, niebezpieczestwo grozio na kadym kroku choby ze strony osiadych wok odzi Niemcw. Wyboru jednak nie mielimy, zreszt na drodze do Dbrwki nie zdarzy si dotd aden wypadek i uwaalimy j za wzgldnie pewn. Prowadzeni przez przewodniczk, mod dziewczyn, Wiesi, zostawilimy ju Tuszyn poza sob i omijajc wszelkie ludzkie siedziby idziemy naprzd w tempie do powolnym. Niemniej kilometrw ubywa, granica jest coraz bliej. W miar posuwania si ku niej teren staje si nierwny. Falisto terenu utrudnia marsz, ale z drugiej strony sprzyja nam, dajc pewn oson przed obserwacj andarmskich patroli. Wreszcie ostatnie ju kilometry do linii granicznej. Za ni wymarzona Dbrwka, ktrej osignicie rwna si finaowi podstawowego etapu podry. U Znojkw oczekiway nas dokumenty, tam te mielimy znale wypoczynek. Pniej pozostawao ju tylko przebycie niewielkiej stosunkowo odlegoci do stacji kolejowej Baby, skd do Warszawy mielimy wyruszy pocigiem. Uwag mamy coraz bardziej napit, przestajemy nawet rozmawia z sob, od czasu do czasu tylko rzucamy urywane zdania. Na prawo od nas ley wie Mkoszyn, naleca do Grodeutsches Reich Hitlera, Dbrwka pooona jest na wprost nas. Przestrze do celu dzielimy ju na setki metrw. Na razie wszdzie panuje spokj; pola pokrywaj nierwne pachty zwilgotniaego niegu. Nie zapominajc o ostronoci, jeszcze w ostatniej chacie przy granicy zapytalimy gospodyni, czy w pobliu nie ma Niemcw. Odpowiedziaa nam, e tego dnia ich nie widziaa. Uradowani pomylnym obrotem sprawy, ruszylimy w kierunku wzgrza, na ktrym znajdowao si gospodarstwo matki Znojka. I oto w tym momencie dolatuje naszych uszu trzask wystrzaw. Nie s gone; oddano je chyba z pistoletu. Zdetonowani stajemy. Kto strzela, skd i - najwaniejsze - do kogo? Ogldamy si wok, nie dostrzegamy jednak nikogo; pagrki ograniczaj zreszt nasze pole widzenia.

- Nie ma na co czeka - odzywa si Igna. - Pdmy do lasku. Niewielki las z modej brzezinki rozciga si przed nami ju na terenie Gubernatorstwa. Przebiegamy szybko lini graniczn, kryjc si wrd drzew. Do Dbrwki mamy std niedaleko. Droga wiedzie najpierw midzy wzgrzami, ale potem trzeba, niestety, na nie wej. Czy i laskiem, mylc ewentualny pocig, i dotrze do wsi z innej strony, czy te pj drog najkrtsz? Nieco zdyszani, wychodzimy z lasku i kierujemy si wprost na Dbrwk. Nie widzc nadal nikogo, nastrajamy si optymistycznie. Pokonujc do strome wzniesienie, jestemy ju peni dobrych myli. Widocznie Niemcom nie chciao si za nami goni, tym razem zrezygnowali pewnie z oww. Do wsi jeszcze kilkaset metrw. I oto, gdy jestemy ju niemal u szczytu grki, wistaj nam koo uszu pociski a w sekund pniej syszymy zowieszcze terkotanie kaemw. Ogie przyciska nas do ziemi, ale nie rzucamy si na ni, bowiem wida nas teraz jak na doni. Jeden rzut oka wystarcza, aby dojrze byski na pobliskim wzniesieniu. Tam wanie s Niemcy. Straciwszy nas z oczu, zajli moliwie najbardziej dogodne stanowisko i oczekiwali tylko, kiedy si pojawimy, przypuszczajc, e im nie umkniemy. Kule bzykaj wok jak rozzoszczone bki. Pdzimy na wycigi z nimi w kierunku domostw. Oby tylko ktry z hitlerowcw nie dosign nas seri... Na szczcie odlego robi swoje i udaje si nam dopa zabudowa. Tu czujemy si bezpieczni przed karabinami Niemcw ze wzgrza, ale dugie serie strzaw zaalarmoway przecie ca sie andarmskich posterunkw, szczeglnie ten najsilniejszy, z pobliskiego Serocka. Wiemy, e moemy lada chwila znale si w matni. Kluczymy wrd zabudowa, lecz, tak czy inaczej, w Dbrwce pozosta nie moemy. Najwaniejsza teraz sprawa to dokumenty. Do domu matuli wpadlimy ledwo ywi. Tu wanie znajduj si dokumenty i gdyby nawet teraz koguty, jak nazywano andarmw, dosigy nas, jaka tam rada chyba by si znalaza. Towarzysze nie zawodz. Jestemy spokojniejsi, cho pocig zapewne trwa, a nasze lady s zbyt wyrane. Rankiem, okrnymi drogami, trafiamy wreszcie na stacj Baby, rozgldajc si bacznie na prawo i lewo. Jestemy tak znueni naszym wczorajszym marszobiegiem, e gdyby mona byo, pooylibymy si gdziekolwiek. Co chwila jednak pojawia si niemiecki mundur i wewntrzny nakaz cuci nas od razu. Naraz wrd krccych si po stacji ludzi migna sylwetka o charakterystycznych mikkich, sprystych ruchach. Znaem j skd. By to mczyzna w cyklistwce, z workiem pod pach. Przystan, odwrcony do nas. Nie mogc odgadn, kim jest, zaszedem go z boku. Pierwsze, co zobaczyem, to dugi sumiasty ws. Poznaem jednoczenie i profil. - Igna! - zawoaem. - To przecie... Mczyzna drgn i odwrci twarz w nasz stron. - Kogo widz! Igna! Mietek! Bodajby was!

By to nasz stary towarzysz z odzi, do wrzenia wiziony w czycy, Aleksander Burski. Radoci ze spotkania byo co niemiara. Byo ono bardzo podane, bowiem Alek, dowiadczony organizator KPP, znany dziaacz, by partii bardzo potrzebny. Pniej peni wiele eksponowanych funkcji partyjnych, m. in. by sekretarzem Komitetu Czstochowsko-Radomszczaskiego Okrgu PPR. Nadjecha wreszcie upragniony pocig. Stajemy w korytarzu, tu przy drzwiach. Jeszcze ostatnia chwila napicia i koa zaczynaj si toczy po szynach. Umiechamy si do siebie. Najgorsze przeszo. Wraca nam dobre samopoczucie. Warszawa, mimo swastyk i hitlerowskich mundurw, jest inna ni d, nie wywiera tak przygnbiajcego wraenia. Nawet twarze zwykych przechodniw wygldaj inaczej. Niemcy s tu bardziej czujni, Polacy nie tak wyndzniali i zgaszeni. Przede wszystkim za nie panoszy si tak wszechwadnie jzyk niemiecki. Niebawem rozstalimy si z Ignasiem. On poszed pod wskazany adres na przyjazdwk, gdzie mia nawiza kontakt z towarzyszami z kierownictwa, ja za ruszyem na ulic elazn. Mieszkaa tam siostra Partykowej, naszej dzkiej ciotki. Gdy wyjedalimy z odzi, Partykowa prosia nas, by jej siostr koniecznie odwiedzi. - To stara komunistka - mwia. - Ona z pewnoci bezczynnie nie siedzi, zwaszcza teraz. Nazywa si Mikoajczykowa, zapamitajcie! Moe si wam bardzo przyda. Teraz wanie pospieszyem speni obietnic dan Partykowej. Drzwi otworzya mi starsza ju, korpulentna niewiasta. Wyjaniem cel swej wizyty, ale Mikoajczykowa, bo ona to wanie mnie powitaa, pocza mnie indagowa w sposb, ktry mnie nieco zaskoczy. Na wszystkie jednak pytania odpowiadaem wida dobrze, bowiem jej twarz rozjaniaa si coraz bardziej. W trakcie naszej rozmowy do przedpokoju wszed z gbi mieszkania jaki pan w okularach. Dowiedziawszy si, e przybywam z odzi, pocz z wyran ciekawoci rozpytywa o wszystko, co si tam dziao. Miaem o czym opowiada, wic wszystko w sumie zajo nam troch czasu. W kocu mczyzna w okularach oddali si, ja za poegnaem si z Mikoajczykow w jak najlepszym nastroju. Zapraszaa mnie, abym wstpi do niej, jak tylko bd mia wicej czasu. Igna tymczasem tego jeszcze dnia spotka si z tow. Nowotk. Jak mi po powrocie zakomunikowa, nastpnego dnia zostalimy obaj umwieni z towarzyszami z kierownictwa na chaup, to znaczy w pewnym mieszkaniu. Mona wyobrazi sobie moje zdumienie, gdy trafiem do tego samego domu na elaznej, gdzie byem dnia poprzedniego. Zdumienie moje wzroso jeszcze bardziej, gdy stanlimy obydwaj przed drzwiami mieszkania... Mikoajczykowej. - To tu? - zapytaem Ignasia z niedowierzeniem. Potwierdzi. Przywitaem si z Mikoajczykow jak ze star znajom, co z kolei zdziwio Ignasia. Weszlimy do pokoju. Znajdowao si tam dwch mczyzn, z ktrych jeden by wanie panem w okularach,

mym rozmwc z wczorajszego dnia. Jak si okazao, by to Witold - Franciszek Jwiak, ktry przyj nas wraz z towarzyszem Starym - Marcelim Nowotk, pierwszym sekretarzem KC. Jak mi po jakim czasie wyzna Witold, w dniu, w ktrym zawitaem po raz pierwszy do mieszkania Mikoajczykowej, odbywao si tam akurat posiedzenie kierownictwa PPR. Doprawdy, racj miaa ciotka Partykowa, mwic, e jej siostra z pewnoci bezczynnie nie siedzi. Po pewnej chwili z innego pokoju wszed tow. Wiesaw, ktry wwczas peni funkcj sekretarza komitetu warszawskiego i wchodzi w skad kierownictwa partii. Po wysuchaniu sprawozdania o sytuacji w odzi i na terenie Warthegau towarzysze Nowotko, Wiesaw i Witold przeszli do sprawy organizowania na naszym terenie wyszej formy walki oddziaw partyzanckich z okupantem. W innych Obwodach oddziay partyzanckie Gwardii Ludowej ju dziaay. Mwiono take o koniecznoci rozpoczcia szerokiej akcji przeciw transportom wojskowym. Kady wykolejony pocig by bezporednim ciosem w hitlerowski Wehrmacht, i to ciosem szczeglnie celnym i cikim. Opowiedzielimy, e zwrcilimy ju uwag na konieczno walki z niemieckim transportem, e zorganizowalimy nawet pewien wypad z uyciem specjalnie skonstruowanej yki. Towarzysze docenili nasze chci, ale nie omieszkali nas skrytykowa. Tow. Wiesaw powiedzia wprost, e gdybymy si dobrze do akcji przygotowali, to jej rezultaty z pewnoci byyby inne.

Kilka dni pniej wracamy do skutej hackenkreutzem odzi. Znw przecinamy hitlerowski kordon, sztuczn przeszkod, ktr wrg na prno chcia rozdzieli nasz ziemi. Jest jeszcze dzie, gdy na horyzoncie wyrastaj przed nami kominy umczonego miasta, ktrego polskie serce bi nie przestao.

Krok przed puapk


Sprawa utworzenia oddziau partyzanckiego, trudna przede wszystkim ze wzgldu na konieczno wyposaenia onierzy we waciwe uzbrojenie, wymagaa niemao zabiegw. Oczywicie oddzia taki mg wyruszy do walki dopiero wiosn, tereny dzkie nie wchodziy przy tym w rachub z powodu braku wikszych kompleksw lenych, ktre byy niezbdnym warunkiem do prowadzenia dziaa. Dogodn pod tym wzgldem sytuacj w naszym Obwodzie mia okrg pocki, gdzie ludowa partyzantka dziaaa do koca wojny. Pierwszy nasz dzki oddzia, w ktrego zorganizowanie najwicej bodaj wysiku i entuzjazmu wkada szef sztabu Obwodu GL, Ceniek Szymaski, wyruszy mia wanie w Pockie; brana bya take pod uwag Puszcza Kampinoska. Z pocztkiem kwietnia 1943 roku byo ju wszystko o tyle zaawansowane, i zaczlimy rozwaa kwesti przyszego terenu operacyjnego. Nie wszystko jednak przebiegao zgodnie z zamiarami.

Trudno byo wyobrazi sobie, by nasze poczynania nie spotkay si z przeciwdziaaniem okupanta, dla ktrego ruch lewicowy by niebezpieczny szczeglnie. Gestapo dzkie miao za o tyle uatwione zadanie, i byo dobrze zorientowane w terenie wskutek pomocy wielu miejscowych volksdeutschw i dziki kartotekom dziaaczy lewicowych, pozostawionych w 1939 roku z premedytacj przez dzk defensyw. Powstanie Polskiej Partii Robotniczej byo w oczach gestapo wystpieniem zorganizowanej i najbardziej niebezpiecznej dla hitleryzmu siy. Wielcy i mali gestapowcy zdali sobie spraw, e komunici ruszyli do energicznej i bezkompromisowej walki, ktr prowadzi bd uparcie i na coraz szerszym froncie. Musielimy liczy si z tym, e gestapo rozpocznie przeciw nam kontrofensyw, i to przy uyciu wszelkich moliwych rodkw. Przy szybkim rozwoju naszego ruchu szczegln grob przedstawiaa wroga infiltracja. Gdy organizacja podziemna obejmowaa coraz wiksz liczb ludzi, nieatwo byo uchroni si przed nasanym hitlerowskim agentem. Zwracalimy na to uwag i jest bezsporn prawd, i czujno wrd czonkw partii permanentnie wzrastaa. Staralimy si zachowywa maksymaln ostrono, ale gestapo uderzyo pewnego dnia, i to celnie. Jak si pniej okazao, gestapo posuyo si w tym przypadku prowokatorem, byym agentem sanacyjnej defensywy. Pamitam, bya to jedna z kwietniowych niedziel 1943 roku, tego roku, ktry jasno ju zarysowa perspektyw wojny. Stalingrad zachwia hitlerowskimi Niemcami. Tej niedzieli, rankiem, przekazano mi wiadomo o aresztowaniu jednego z naszych aktywistw, Jzefa Bednarka z dzielnicy Grnej. Nie mogem si spodziewa, e jest to pocztek zakrojonej szeroko wsypy. Majc jednak ze przeczucia, postanowiem nie traci czasu i bezzwocznie skontaktowa si z innymi towarzyszami, aby ostrzec ich przed niebezpieczestwem. Opuciem dom Partykw, w ktrym od duszego czasu mieszkaem, postanawiajc przede wszystkim uda si na Chojny, do Werki Wedmanowej. Sami Partykowie zajli si powiadomieniem Tadka Gbskiego, Stasia Gobiowskiego, rodziny Strycharskich, Janka Lewandowskiego, Bolka Fausta, Ludwika Londowskiego i innych na Piaskach zamieszkaych towarzyszy. Szczegln pomoc okaza wtedy nasz modzieowiec Tadek Partyka i Krystyna Mikoajczyk. Werka, podobnie jak jej m Adam, naleaa do naszych czoowych dziaaczy. Bya czonkiem komitetu dzkiego. Adam Wedman zajmowa si kolportaem konspiracyjnej prasy, do czego trzeba byo mie i nie byle jaki spryt, i stalowe nerwy. Spotykaem si z Wedmanami czsto, przygldaem si ich cikiemu codziennemu bytowaniu, podziwiajc jednoczenie ich nieustanny zapa i powicenie dla walki z wrogiem. Naleeli oni do tych ludzi, ktrzy zwykli nie cofa si przed najbardziej nawet trudnymi zadaniami. Widzieli jasno wielki sens swej podziemnej pracy w szeregach PPR ju wwczas, gdy jake wielu jeszcze naszych rodakw wtpio w istnienie siy zdolnej do pokonania hitleryzmu.

W niedziel, ktr wspominam, w mieszkaniu Wedmanw miao si odby posiedzenie komitetu. Miao na nie przyby kilku towarzyszy, w tym Stefan Przybyszewski, ktry po odejciu Ignasia do Warszawy by pierwszym sekretarzem Obwodu. Dowiedziawszy si o aresztowaniu Jzka Bednarka,

byego czonka KPP, a obecnie czonka kierownictwa dzielnicy Grniak, pomylaem, e im wczeniej skontaktuj si z Wedmanami, tym lepiej bdzie. Nie tracc wic czasu popieszyem na Chojny. Wedmanowie mieszkali w maej kamienicy. Zbliywszy si do bramy, rozejrzaem si wok staranniej ni zwykle, ale na ulicy, jak zawsze we wczesne niedzielne przedpoudnie, wida byo niewielu przechodniw. Nic podejrzanego nie zwrcio mojej uwagi. Wszedem w bram. Na widocznym std podwrzu zobaczyem ma Ad, siedmioletni chyba wwczas creczk Wedmanw. Dziecko jak gdyby czekao na mnie, nie zwrciem na to jednak uwagi i spokojnie skierowaem si po schodach w gr. Naraz usyszaem za sob tupot dziecicych ng i ciche nawoywanie: Chrzestny! Chrzestny! Tak wanie nazywaa mnie Ada. Przystanem niemal u drzwi mieszkania Wedmanw. Obejrzaem si za siebie i ujrzaem jasn gwk Ady. Dziecko zapao mnie za marynark, jak gdyby w obawie, e rusz dalej przed siebie. Nie umiechao si, twarz miao pen lku. - Dzie dobry - odezwaem si pierwszy. - Pjdziesz ze mn? Dziewczynka pooya palec na ustach. - Cicho! - wyszeptaa. - Cicho! - Co si stao? - zapytaem, czujc ogarniajcy mnie niepokj. A wic i tutaj musiao co zaj. Ada pocza mnie cign za rk w d schodw. Postpiem za ni i po chwili powtrzyem pytanie: - Co si stao? - Nie chod do nas... Tam s Niemcy... Uniosem gow, ale na klatce panowaa cisza. Zmuszajc si do spokoju, schodziem stopie po stopniu w d. - Niemcy s u was w mieszkaniu? - Tak, ju od rana. Coraz bardziej przyspieszaem kroku. Pomylaem, e skoro gestapo zastawio puapk w mieszkaniu, nie mogo nie pozostawi kontroli w samej bramie. Jeli hitlerowcy tak postpili, kady mg wej swobodnie do kamienicy, ale o wyjciu mowy ju by nie mogo. - Niemcy s tylko u was? - zapytaem dziewczynk. - Tak, tylko u nas. - W bramie ich nie ma? Ada potrzsna przeczco gow. Nie byo co traci czasu. Wymieniem jeszcze kilka zda z moj ma wybawicielk. Wyjania mi, e gestapowcy wpadli do mieszkania, sterroryzowali rodzicw, ustawili ich pod cian, sami za czekaj

na dalsze ofiary. Nieszczcie chciao, e wkrtce nadszed Wadek - Stefan Przybyszewski i wpad w zastawione sida. Puapka dziaaa. Gestapowcy popenili jednak jeden bd: nie chcc, aby dziecko byo wiadkiem zncania si nad rodzicami, wygnali je z mieszkania. Nie przypuszczali, e maa bdzie w stanie ostrzec kogokolwiek. Poleciwszy Adzie zwraca piln uwag na znajomych i uprzedza ich przed niebezpieczestwem, udaem si, jak tylko mogem najszybciej, na Rokicie, gdzie mieszka Bronek - Bronisaw Znojek, jeden z naszych czoowych aktywistw. Mj niepokj wzmaga si z kad minut. Okazao si, e by usprawiedliwiony. Do domu Znojkw ju nie wchodziem. Rozpytujc ostronie ssiadw, dowiedziaem si tylko tyle, e i tam gestapo zarzucio sw sie. Po jakim czasie zorientowaem si w sytuacji. Bya bardzo za. Liczba aresztowanych sza, niestety, w dziesitki. Wrd nich byli nasi najaktywniejsi dziaacze. Gestapowcy mogli mwi o sukcesie. Odnieli go wskutek tego, e mimo naszej niewtpliwie wzmoonej czujnoci w szeregi organizacji wkrad si prowokator. Po poznaniu kilku towarzyszy i ich miejsc zamieszkania da impuls potnemu aparatowi gestapo. Jeszcze tej samej niedzieli udao mi si skontaktowa z paroma towarzyszami, ktrych gestapo nie dosigo. Byli to Tadzio Gbski, czonek kierownictwa dzkiej organizacji PPR, Ceniek Szymaski, szef sztabu Obwodu GL, Lena Jaronowska, czonek komitetu dzkiego, i Zapaa, sekretarz jednego z komitetw dzielnicowych. Postanowilimy przerwa na razie wszelk czno organizacyjn i opuci dotychczasowe miejsca zamieszkania. Zdawalimy sobie spraw, e gestapo bdzie nas ledzi szczeglnie gorliwie; trzeba byo bra pod uwag rwnie to, e hitlerowcy zastosuj dla wymuszenia zezna najbardziej bestialskie tortury, wobec ktrych kto mg przecie ulec. Musielimy zakonspirowa si gbiej, sta si bardziej ostroni w dziaaniu. Zadanie takie postawilimy przed tymi wszystkimi czonkami dzkiej organizacji PPR, ktrzy, mimo spalenia, uszli przed gestapo. Udao nam si wkrtce otrzyma pierwsze wiadomoci o losie aresztowanych towarzyszy. W wikszoci przewieziono ich do osawionej dzkiej katowni gestapowskiej, znajdujcej si przy ulicy Szterlinga. Wera Wedman mczona bya straszliwie. Tortury stopniowo nasilano, pragnc za wszelk cen wydrze zeznania od bohaterskiej kobiety. Na prno. Ugia si tylko przed sob, przed sw wasn ludzk saboci. Bojc si, e nie przetrzyma bestialstw, popenia w swej celi samobjstwo. Wierna do ostatka crka klasy robotniczej odesza mylc o innych, o tych, ktrzy pozostali, by dalej prowadzi walk. Na podobny czyn zdobya si maltretowana nieludzko Adela Jaronowska. Po dugich godzinach katusz owiadczya nagle oprawcom, e wskae dokadnie miejsce, gdzie spotykaa si z towarzyszami, jeli tylko zostanie wyprowadzona na ulice odzi. Gestapowcy zdecydowali si na to. Dzielna robotnica dugo wodzia z sob hitlerowcw. Gdy okazali ju najwysze zdenerwowanie, wyrwaa si im i rzucia

pod koa nadjedajcego tramwaju. Nie udao jej si zapaci najwyszej ceny. Poranion przywieli gestapowcy ponownie do wizienia, by natychmiast wyadowa sw zemst. Mimo trudnych warunkw udao si nam ju po paru dniach zwoa zebranie kierowniczego aktywu. Naleao przystpi znw do dziaania. Radzilimy wtedy nad rnymi sprawami, przede wszystkim nad skontaktowaniem si z Warszaw oraz nad wymarszem oddziau partyzanckiego. dzka organizacja PPR nie poddawaa si. Rozpoczyna si nowy rozdzia w jej dziaalnoci. Niewzruszonym dla niej oparciem byli robotnicy. Mimo hitlerowskich represji i stale realnego niebezpieczestwa - przed aktywistami i organizatorami partyjnymi stay otworem setki robotniczych mieszka, gdzie dzielono si z nimi ostatni kromk chleba, mwiono jak do najbliszych o kadej radoci i kadej trosce. Niewyczerpane rdo si moralnych i materialnych - oto czym bya dla partii dzka klasa robotnicza.

Kirpiczny i jego batalion


O walce Lubelszczyzny, tej prawdziwej kolebki ruchu partyzanckiego, o pierwszych dziaajcych tam oddziaach Gwardii Ludowej kryy po caej okupowanej Polsce prawdziwie legendy. Byo bezspornym faktem, e wanie tam ruch partyzancki rozwin si w cigu roku 1942 na szerok skal. Walki przeciwko hitlerowcom rozpoczli i kontynuowali coraz mielej gwardzici, mimo i pierwsze ich oddziay weszy do akcji dopiero w okresie od kwietnia do czerwca 1942 roku. Bdc jeszcze w odzi, o Lubelszczynie syszaem wiele. Opowiadali o niej czsto w rnych okolicznociach szeregowi czonkowie naszych organizacji. Robotnicy odzi czy Pabianic, gdy si z nimi zetknem, wprost domagali si wiadomoci o walce GL na Lubelszczynie, tak o powodzeniach jak i stratach. Modzie odzi, Zgierza, Kutna, Piotrkowa, ilekro nawizywaa kontakty z organizatorami modzieowymi, zapytywaa przede wszystkim o wieci z Lubelszczyzny. Jak rosn oddziay Gwardii? Czy to prawda, e Niemcy wiej przed nimi? Czy maj ju nawet wasn artyleri? oto pytania, jakie zadawano. Modzi dali tworzenia oddziaw partyzanckich, walki na wzr Lubelszczyzny. We wszystkich dyskusjach, ktre odbyway si w fabrykach, mieszkaniach i na ulicy, wydarzenia midzy Wis a Bugiem byy przedmiotem nie tylko rozwaa, ale i serdecznych westchnie, rdem nadziei. Z kadym miesicem partyzantka na Lubelszczynie stawaa si coraz bardziej porywajcym przykadem dla ujarzmionego kraju. Pamitam, jak dzkie dziewczta - Romana RomanowiczJanicowa, Hala Rusinowicz-Siedlikowa i Mirosawa Pikniewska - tworzyy piosenk dla partyzantw Lubelszczyzny. Zawieraa ona midzy innymi takie sowa: Rami przy ramieniu we wsplnym deniu Maszeruje starzec przy modzianie...

Dziewczta te znay wwczas oddziay partyzanckie tylko ze syszenia i wyobrani, lecz kiedy w maju 1943 roku przybyem w Lubelskie, ujrzaem w oddziale Grzegorza Korczyskiego rzeczywicie obok modziutkich twarzy szesnastoletnich chopcw pomarszczone ju oblicza ludzi starszych, obok gstych czupryn gowy yse lub pokryte siwizn. Legenda znajdowaa swe potwierdzenie. Przyzna trzeba, e wiele z tych wieci, ktre wdroway po Polsce, byo przesadnych. Przyczynili si do tego w niemaym stopniu kolejarze, nie zawsze dysponujcy materiaem z pierwszej rki, powtarzajcy najczciej przypadkowo zasyszane wiadomoci. Std te i partyzancka artyleria, i partyzanckie czogi. Jakkolwiek gwardzici mogli si niejednym poszczyci, a tak potnego uzbrojenia nie mieli. Zreszt w warunkach naszej partyzantki dziaa i czogi sprawiayby raczej kopot. Obwd II obejmowa mniej wicej tereny dawnego wojewdztwa lubelskiego. Od wiosny 1942 roku z trzech maych oddziakw powsta cay szereg partyzanckich oddziaw lenych i jednostek garnizonowych. Z tych pierwszych najwiksz rol odgrywaa grupa operacyjna dowodzona przez Grzegorza Korczyskiego, liczca okoo 300 partyzantw. Grupa ta miaa ju za sob wiele efektownych akcji bojowych, w tym zacite bitwy z hitlerowcami, ktrym wizaa coraz powaniejsze siy. Prcz niej dziaao na Lubelszczynie szereg rnych, mniejszych lub wikszych, oddziaw. Oglna liczba onierzy w oddziaach lenych i grupach wypadowych GL zbliaa si wwczas do tysica. Liczba ta, moe na pierwszy rzut oka nawet niewysoka, w warunkach partyzanckich bya znaczna. Do tego dochodzio zreszt okoo ptora tysica gwardzistw w tzw. jednostkach garnizonowych, w jednostkach dokonujcych wypadw z miejscowoci, w ktrych gwardzici zamieszkiwali. W cigu wic jednego tylko roku partia zdoaa wyku na Lubelszczynie potny or, ktry zadawa okupantowi ciosy coraz cisze. Z nadejciem wiosny 1943 roku oddziay lene wzmagay sw aktywno. Jednoczenie zaczto tworzy nowe oddziay. Walka oywiaa si, przybieraa nowe formy i obejmowaa coraz to nowe obszary. Niemcy zmuszeni ju byli wprowadza do akcji oddziay nawet wielotysiczne. Jakie to miao znaczenie w okresie, gdy sytuacja Niemcw na froncie wschodnim stawaa si z kadym dniem cisza, nie potrzeba dodawa. Dziaania zbrojne zaczy przybiera charakter nieustannie nkajcej hitlerowskiego okupanta wojny partyzanckiej. Po przybyciu na Lubelszczyzn, wsplnie z towarzyszami Hilarym Chechowskim i Janem Sawiskim, zawitalimy najpierw do oddziau Grzegorza w lasy janowskie, aby omwi tam sytuacj i perspektywy rozwoju walki, krtko mwic, aby zastanowi si, co robi dalej. Wszyscy bylimy zdania, e w tamtej fazie swego rozwoju nasz ruch partyzancki wymaga sprawniejszego dowodzenia w skali Obwodu, co pozwalaoby take na lepsze wykorzystanie si, jakie posiadalimy. Przykad oddziau Grzegorza by wystarczajco wymowny. Postanowilimy w kocu do rozproszone i dziaajce czsto w odosobnieniu oddziay i oddziaki zorganizowa w wiksze jednostki operacyjne, dziaajce pod jednolitym dowdztwem. Miay to by ju bataliony Gwardii Ludowej. Pierwszy taki batalion powsta na terenie pnocnej Lubelszczyzny, jego dowdc za zosta towarzysz Kirpiczny - Jan Hood. Spotkalimy si z nim i jego partyzantami wraz z Tyfusem - Sawiskim w lasach parczewskich. Gdy zaproponowalimy mu objcie dowdztwa pierwszego lubelskiego batalionu Gwardii Ludowej,

achn si i wida byo, e ma szczer ochot zaprotestowa przeciwko propozycji. By czowiekiem niezwykle skromnym i ta wanie cecha wybijaa si szczeglnie w jego charakterze. Tak si jednak zoyo, e po oficjalnym niejako oznajmieniu o nominacji wzniosy si okrzyki na jego cze. Wszyscy, przede wszystkim jego onierze, rzucili si jeden przez drugiego do skadania gratulacji i Kirpiczny rozoy w kocu rce w gecie bezradnoci. - Odpowiedzialno wielka - odezwa si, przekrzykujc gwar - a gdy jest odpowiedzialno, pojawiaj si i kopoty... Mia to by swego rodzaju wykrt, ale wtedy zewszd rozlegy si gosy starych partyzantw, ktrzy z Janem Hoodem od duszego ju czasu przypiekali Niemcom skr. - Dajcie spokj, towarzyszu, jakie tam kopoty? - Nie martwcie si, Kirpiczny, postaramy si, aby nasz batalion nie by najgorszy! - Aby zawsze by pierwszy, w numeracji i w boju! Kirpiczny rozglda si po twarzach swych onierzy nie bez zadowolenia. Wida byo, e satysfakcja bierze gr nad skromnoci, bya to jednak satysfakcja szczeglna: rado z uznania, jakim otaczali go partyzanci, z ktrymi zdy przey niejedn ju cik chwil. Jan Hood mia w tym czasie 34 lata. Urodzony we wsi Rusiy w powiecie wodawskim, od szesnastego roku ycia wsppracowa z KPP. Wkrtce po powoaniu go do wojska zostaje skazany na 8 lat twierdzy za dziaalno rewolucyjn wrd onierzy. Na rok przed wybuchem wojny wrci do rodzinnych stron, a gdy na nasz ziemi wtargn wrg, kroczy od wsi do wsi i wzywa nadbuaskich chopw do walki. Biedota wiejska, wrd ktrej dziaa, dobrze znaa jego sowa: Tylko walka moe nas uchroni przed zagad. Gdy powstaje partia, Kirpiczny wstpuje wraz z setkami innych w jej szeregi i wkrtce staje si jednym z przywdcw dziaalnoci antyhitlerowskiej. Wiosn 1942 roku on wanie, wraz z Kazikiem Sidorem i Teodorem Albrechtem - Fiodorem, organizuje jeden z pierwszych oddziaw partyzanckich. Do nowo powstaego batalionu przydzielono okoo 160 ludzi. Uzbrojenie - w warunkach partyzanckich byo to normalne - mielimy niejednolite. Prcz rnego typu karabinw dysponowalimy zaledwie kilkoma pistoletami maszynowymi produkcji czeskiej. Nazywalimy je artobliwie czeskimi fujarkami. Dla wzmocnienia siy ognia batalionu przydzielono wic 2 cekaemy oraz 6 erkaemw polskich i niemieckich. Jak na owe czasy byo to uzbrojenie bardzo silne. Midzy sob nazywalimy je szataskim. Podobao nam si to krtkie i pene dynamizmu okrelenie. Gdy bro zostaa ju przydzielona, zapytalimy Kirpicznego, czy zadowolony jest ze swej jednostki i jej uzbrojenia. Umiechn si niewyranie, podcign pas, poprawi sobie wiszc na szyi lornetk. Wida byo, e jest zakopotany i odpowied nie przychodzi mu atwo. Wreszcie odezwa si: - Pytacie mnie, towarzysze, czy jestem zadowolony. Skamabym, gdybym powiedzia, e zadowolony nie jestem. Ale mam do was, towarzysze, prob...

Pomylaem, nie bez strachu, e Kirpiczny zada teraz przynajmniej jeszcze jednego cekaemu. Kady cekaem liczy si naprawd na wag zota; moe nawet niekiedy by od zota cenniejszy. Niejednokrotnie wanie cekaem decydowa o wyniku potnych nawet star; gdy Niemcy napotykali na jego ogie, natychmiast nabierali respektu, choby ich siy przewaay znacznie nad siami partyzantw. Oddzia partyzancki dysponujcy w roku 1943 dwoma cikimi kaemami notowany by bardzo wysoko. Lubelszczyzna w tym czasie miaa w ogle nie wicej ni pi cekaemw. - C to za proba? - zapytaem Kirpicznego z najwysz ciekawoci. - Nie dawajcie mi dwch cekaemw, wystarczy mi jeden. Drugi dajcie innej jednostce. Osupielimy nieledwie, bowiem tego rodzaju dania wypowiedzianego przez partyzanta, szczeglnie przez dowdc partyzanckiego, jako ywo dotd nie syszelimy nigdy. Spogldalimy na siebie bez sowa dusz chwil. Milczenie przerwa wreszcie Janek Tyfus, z weso nutk w gosie: - Ech, ty Kirpiczny, Kirpiczny! Co ty sobie mylisz? Na zabaw dano ci te dwa cekaemy, co? Jak, bracie, w krtkim czasie z pomoc tych cekaemw nie uzbroisz setki nowych ludzi, to kiepski z ciebie bdzie dowdca! Kirpiczny znw si achn. - Czy ci powiedziaem, e bd dobrym dowdc? Sawiski pooy do na ramieniu Kirpicznego uspokajajcym gestem. - Czy bdziesz dobrym, czy zym - odrzek - to bdzie oczywicie w duej mierze uzalenione od ciebie. Pozwl nam jednak wierzy, e bdziesz dowdc dobrym. Mamy chyba do tego prawo. Nie ceregiel si wic. Przecie dlatego dajemy ci dwa cekaemy, a nie jeden, bo duo sobie po nich w twych rkach obiecujemy. Powiem ci szczerze, e nawet bardzo duo, wicej ni sobie wyobraasz. Mimo to Kirpiczny upiera si nadal: dwch cekaemw nie wemie za adn cen. Nawet gdy sami onierze jego batalionu tumaczyli mu, e lepiej przecie jest mie w oddziale wiksz si ognia, Kirpiczny spokojnie odpowiada, e nie maj racji. - Wy nie wtrcajcie si zreszt lepiej - dorzuci z pozornym niezadowoleniem. - Czy to wypada? Caa rzecz polegaa na tym, e Kirpiczny nie chcia nadwera naszego ubogiego stanu uzbrojenia, rozumiejc dobrze, jak wielkie znaczenie i dla dowdztwa, i dla oddziaw ma jeden ciki kaem. Dugo wic jeszcze tego dnia przekonywalimy dzielnego partyzanta, zaleao nam bowiem, aby wanie pierwszy nasz batalion uzbrojony by moliwie dobrze. Wreszcie zgodzi si. Odetchnlimy, ale powiem szczerze, e wraz z Jankiem napracowalimy si tego dnia setnie, wicej ni kiedykolwiek. Bezporednio po uformowaniu si batalion otrzyma szereg zada ujtych w formie rozkazu. Mowa bya w nim przede wszystkim o przesuniciu dziaa na tereny nadbuaskie w celu nawizania kontaktw z oddziaami partyzantw radzieckich. Batalion przeprowadzi mia mobilizacj chtnych do wstpienia w szeregi Gwardii Ludowej. Wanym zadaniem byo wyegzekwowanie broni,

znajdujcej si w chatach wiejskich, niezalenie od tego, do jakiej organizacji ona naleaa. Uwaalimy, e wszelka bro - karabiny, granaty, erkaemy - ma niszczy wroga, a nie, owinita w szmaty, lee w jakich zakamarkach. Do zada operacyjnych batalionu Kirpicznego naleao oczyszczenie powiatu wodawskiego z niewielkich placwek niemieckich stacjonujcych po gminach. Akcja obj miaa take pnocn cz powiatu chemskiego. Zapoznawszy si z rozkazem, Kirpiczny zebra nastpnego dnia swoj jednostk, omwi marszrut z poszczeglnymi dowdcami kompanii i wyruszy na wskazane tereny. Po poegnaniu dugo stalimy na brzegu lasw parczewskich, patrzc za oddalajcymi si partyzantami. Wymienialimy z sob zdania niewiele znaczce, kady z nas myla jednak o czym zupenie innym. Kiedy spoglda si na map, odlego spod parczewskich lasw do Bugu wydaje si niewielka. Po prostu kilkadziesit kilometrw. Nam jednake wydawao si wwczas, e to przestrze ogromna, e na odlege obszary lece nad Bugiem wysalimy ca potn armi, aby rozprawia si ze znienawidzonym wrogiem. Wydawao si nam, e jestemy wiadkami narodzin wielkiego zrywu, e rozpocz si dla nas, a tym samym i dla hitlerowcw, nowy okres miertelnych zmaga. Gdy na horyzoncie znikny ostatnie sylwetki maszerujcych chopcw, smutek rozstania zastpio poczucie siy. Raniej zrobio si nam na duszy. Wierzylimy w powodzenie. Ju po niedugim czasie od chwili wymarszu batalionu pierwsi cznicy od Kirpicznego donieli nam o nawizaniu nad Bugiem kontaktu z radzieckimi oddziaami partyzanckimi. Akcje batalionu nastpoway jedna po drugiej. Na dziesitkach kilometrw pozrzynano supy telegraficzne, poniszczono czno telefoniczn, a posterunki Niemcw i granatowej policji w gminach i wsiach opuszczay w popiechu swe dotychczasowe miejsca postoju. Tylko w dzie mogy one jeszcze przebywa we wsiach, i to rwnie pod warunkiem zachowania ostronoci. Noc naleaa do partyzantw. 1 batalion Gwardii Ludowej zlikwidowa stay posterunek kolejowy w okolicach Wodawy, ktry zaatakowany zosta w chwili, kiedy nastpowaa zmiana warty. W walce w jednej ze wsi batalion zlikwidowa 11 esesmanw, zabito rwnie komendanta SS. Na szosie Wodawa-Sosnowiec rozbito samochd z Niemcami. Partyzanci opiekowali si take, i to nader gorliwie, transportem wroga, wysadzajc wiele pocigw. Na linii Chem-Wodawa zniszczono na przykad most kolejowy wraz z przejedajcym po nim pocigiem penym onierzy hitlerowskich. Kirpiczny donosi rwnie, e oddziay partyzantw radzieckich wspomagaj go w bro, e przyobiecano mu nawet prezent w postaci trotylu. Z wiadomoci tej bylimy szczeglnie zadowoleni. Bro i rodki wybuchowe byy nadal przedmiotem, wok ktrego dyskutowalimy bodaj najwicej na wszystkich szczeblach naszej dziaalnoci, od dowdztwa obwodu do najmniejszej partyzanckiej grupy. Wkrtce Kirpiczny otrzyma swj obiecany prezent.

Przybycie batalionu Gwardii Ludowej na tereny powiatu wodawskiego i chemskiego sprawio, e ludno tamtejsza pocza chtnie i bardziej masowo wcza si do walki. Kirpiczny budzi do czynu coraz to nowe obszary. Tak wic dziaalno 1 batalionu GL w krtkim czasie wyzwolia na ziemiach, gdzie operowa, wiele drzemicych si. Zahartowaa w walce setki modych ludzi. Partyzanci zdobyli sobie wszdzie uznanie i szacunek chopw, ktrzy widzieli w nich dzielnych swych obrocw przed terrorem hitlerowcw i napadami rnego rodzaju elementw bandyckich, usiujcych rabowa wsie. Uzbrojenie batalionu stawao si z kadym dniem silniejsze. Dwa cekaemy, o ktrych bya ju mowa, a ktre sprawiy kiedy tyle kopotu Kirpicznemu i nam, otrzymay teraz specjalne wozy, stay si wic synnymi taczankami. Hitlerowcy w promieniu dziesitkw kilometrw ze strachem je wspominali. Z towarzyszem Janem Hoodem spotykaem si z racji swych obowizkw czsto. Niestety, nadszed dzie, gdy ujrzaem go po raz ostatni. Byo to na pocztku stycznia 1944 roku, tu po moim przyjedzie z Warszawy. Zorganizowalimy wwczas w Borejowie dwudniow odpraw, na ktr przybyo wielu aktywnych dziaaczy Obwodu, wrd nich Kirpiczny. Po dwch dniach wraca wraz z innymi towarzyszami w swoje strony, nie wiedzc, e w Ostrowcu hitlerowska andarmeria przygotowaa zasadzk. Po krtkiej walce partyzanci, a byo ich kilkunastu, postanowili przedrze si na wschd, lecz pod Kolechowicami zaatakowani zostali znw przez andarmw ogniem broni maszynowej. Jan Hood - Kirpiczny - jeden z najbardziej wsawionych bojownikw Lubelszczyzny, pad w tym nierwnym boju. 1 batalion Gwardii Ludowej, przez niego dowodzony, nazwano jego imieniem, wkrtce za z tego batalionu wyrosa potna Brygada Armii Ludowej im. Hooda. Lata pyn jak rzeka; czas zaciera minione dni i zdarzenia. Tam, gdzie kiedy batalion Kirpicznego wyrbywa drogi wolnoci, yj spokojnie tysice ludzi. Czy wszyscy z nich, szczeglnie modzi, maj w pamici imi Jana Hooda, wiedz, kim by i jak mnie walczy?

Spod chopskich strzech


Min rok, a moe i wicej, gdy po raz pierwszy pewien mieszkaniec nadbuaskiej wsi przyjecha do oddziau partyzanckiego furmank wyadowan po brzegi kartoflami. Od tego czasu sta si on niejako gwnym dostawc tego tak bardzo wanego produktu dla stacjonujcych w okolicy oddziaw AL. Doprawdy, ziemniaki znaczyy dla nas bardzo wiele. Uwaalimy wwczas, e jeli s kartofle, to bieda niewiele nam zrobi. Kartofel moe by smaony, upieczony, ugotowany w mundurku, w pancerzyku do mleka, do grzybw, do kapusty, w ogle kartofel to cudo. Partyzanci Lubelszczyzny odnosili si do swych dostawcw z szacunkiem takim, e trudno to sowami okreli, jak do wszystkich zreszt mieszkacw biednych najczciej wsi, w ktrych chopi yli ciko,

wegetowali raczej, a mimo to nie odmawiali nigdy pomocy partyzantom, naszym chopcom - jak zwykli mawia. W tym wanie tkwia gwna sia rozwoju ruchu partyzanckiego, ktry rodzi si wrd biednych, wrd nich rozwija, nabiera mocy i promieniowa na miasta i miasteczka, na wsie i osady. Zawsze wie najbiedniejsza, wwczas kiedy potrzebna bya pomoc i rada, okazywaa walczcym onierzom najwicej serca. Stworzya si wanie taka sytuacja, e gdy ktry z partyzantw zjawi si pod chopsk strzech w Tymienicy, w Rudce, w Jamach, Jedlance czy innej wsi, czu si niczym we wasnym domu. Zmieniano mu bielizn, dawano do jedzenia, co tylko znalazo si w gospodarstwie, a gdy gospodarze bywali zajci prac, go sam krci si koo kuchni. Midzy partyzantami GL a ludnoci lubelskich wsi istniaa jak najcilejsza wi, serdeczne, szczere zbratanie. To prawda historyczna, cho dzi prno jej szuka w historycznych dokumentach. O tym, co jest zwyk spraw codziennoci, dokumentw na og si nie sporzdza. A przecie one to wanie - zwyke sprawy, ktre ycie codzienne na fali swej nioso - decydoway o walce, o jej zasigu i powodzeniu. Mieszkacy wsi karmili, ostrzegali oraz mobilizowali swych najbliszych do walki, rannymi za troskliwie si zajmowali. Konia z rzdem temu, kto wyczyta w dokumentach, w sprawozdaniach lub raportach o wyej wspomnianych sprawach. Osobicie pisaem kiedy w dokumencie: Porucznik Sosna natychmiast wyruszy do swej brygady. Dalsze czekanie na terenie bd uwaa za sabota i odpowiednio ukarz. Nigdzie natomiast, w adnym z dokumentw, nie odtworzyem szczegw pewnej nocy, kiedy strzelanina trwajca ju od kilkunastu godzin zmuszaa nas do szybkiego manewrowania, odskakiwania od wroga i atakowania go znowu w miejscu, gdzie si tego najmniej spodziewa. Tej nocy byem chory. Miaem wysok temperatur. W pewnej chwili, w czasie szybkiego marszu, podszed do mnie por. Sosna i wspar mnie swoim ramieniem przepraszajc jednoczenie. Gdyby kto chcia dzisiaj odtworzy rzeczywisto tamtych dni, musiaby pojecha do wsi, do ludzi i rozmawia z nimi. Jest to sprawa niezmiernie wana, a jednoczenie skomplikowana, zawia, wymagajca nie ksigowych, lecz ludzi gboko zaangaowanych. Ksigowi nie umieszcz na mapie wsi, o ktrych wspominaem, a to z tej prostej przyczyny, e czsto nie byo w nich w cisym tego sowa znaczeniu organizacji partyjnej, ktra by pozostawia protok ze swego posiedzenia. A tymczasem wsie te byy naszymi twierdzami, nazywano je wsiami peperowskimi. Te peperowskie wsie walczyy, cierpiay, po prostu giny w ogniu. Mimo - jak wspomniaem - e nie byo w nich czonkw partii, oficjalnie przyjtych w jej szeregi. Do wsi tych przywoono rannych, chorych, potrzebujcych opieki. Mieszkacy wsi lubelskiej, od Wisy po Bug, mieli rwnie yczliwy stosunek do rozbitkw-onierzy radzieckich, ktrych wielu znalazo si tam wwczas i potrzebowao szczeglnie duo yczliwoci i serca. Pomocy mogli im wtedy udzieli tylko prawdziwi przyjaciele, bowiem prawdziwych przyjaci poznaje si w biedzie. Dziao si to w pierwszych tygodniach wojny Niemiec ze Zwizkiem Radzieckim. Armia hitlerowska gotowaa si do tej wojny z przeraajc wprost dokadnoci. Wehrmacht gromadzi swe siy duszy czas. Mieszkacy Lubelszczyzny z niepokojem obserwowali, jak noc

i dniem nadcigay one na przedpola zbliajcego si, nie spotykanego w historii wojen uderzenia. Jak byo ono potne, mwi same liczby. Z 21 na 22 czerwca o godzinie 3.00 rano runa na Zwizek Radziecki lawina 190 dywizji, wliczajc w to wojska satelitw Niemiec. Ponad 3500 czogw ruszyo naprzd, ponad 4000 samolotw z bombami wystartowao na wschd. Moe kto kiedy opisze ten tragiczny, historyczny poranek z 21 na 22 czerwca 1941 roku. Hitlerowskim armiom udao si ju w pierwszych dniach natarcia przeama obron radzieck. Przeama obrcz w postaci pasa, na ktrym nagromadzono ogromn ilo wojska. Pka ona we wszystkich miejscach natarcia wojsk hitlerowskich i w konsekwencji na wschd pocz posuwa si szybkimi zagonami ofensywny pochd niemieckiej machiny wojennej. Ju w miesic po wybuchu wojny hitlerowskie oddziay znajdoway si od 400 do 600 kilometrw na wschd od granicy. Walki toczyy si w rejonach Leningradu, Smoleska, Kijowa. Szef sztabu generalnego niemieckich wojsk ldowych genera Halder owiadczy wwczas oficjalnie: ...Nie bdzie przesad, jeeli powiem, e kampania przeciwko Rosji zostaa w zasadzie wygrana w cigu 14 dni... W przededniu rocznicy Wielkiej Rewolucji Padziernikowej Niemcy znaleli si na przedpolach Moskwy. Hitlerowski minister propagandy, Goebbels, poleci niemieckim dziennikom zarezerwowa miejsce na zamieszczenie nadzwyczajnej wiadomoci o upadku Moskwy. Wydrukowano ju nawet plakat o zajciu radzieckiej stolicy. Stao si co, co wstrzsno umysami, co trudno byo sobie wyobrazi. Nard nasz przyjmowa napywajce z radzieckiego frontu wiadomoci z najwysz trwog. Mieszkacy wsi i miast, ludzie pracy... Wszyscy! Nawet ci, ktrzy ustosunkowani byli do Zwizku Radzieckiego jak najbardziej negatywnie, pytali: co si stanie jutro? Zapanowaa trwoga. Przecie nadziej by Zwizek Radziecki, jego sia materialna i moralna. I co si stao? Prawd mwic, wielu komunistw, ktrzy przepojeni byli nadziej, a nawet przekonani, e wojna hitlerowskich Niemiec ze Zwizkiem Radzieckim to niewtpliwie koniec hitleryzmu, teraz bezradni stali wobec tragicznych faktw. Setki tysicy onierzy radzieckich, zamanych na duchu, znalazo si w okreniu i w niewoli. Tysice bkao si na zapleczu olbrzymiego frontu, wrd poncych wsi i miast. Ale armia radziecka ustpujc pod naporem dywizji hitlerowskich nie pozwolia pokona si ostatecznie. W najtrudniejszych dniach, w beznadziejnej ju - zdawaoby si - sytuacji, komunici radzieccy postanowili stworzy drugi front, nie przewidziany przez Hitlera i jego generaw - partyzancki front na hitlerowskim zapleczu. By to front niezwyky, trudny do okrelenia na mapie. A jeeli ju przeciwnik musia to uczyni, wwczas zatacza na mapie due krgi, a w nich mniejsze, a potem jeszcze mniejsze, i mwi: O! Tu wanie dziaaj partyzanci.

Radzieckie oddziay partyzanckie, w niedugim ju czasie day o sobie zna na caym ogromnym obszarze, zajtym przez Wehrmacht i jego sojusznikw. Pojawiy si one wkrtce take na ziemi lubelskiej. Pierwsze z nich powstay z onierzy i oficerw radzieckich, ktrzy po rozbiciu ich nadgranicznych oddziaw i dywizji przeszli przez Bug na polsk ziemi i tu znaleli przyjaci, ktrzy ich nakarmili i udzielili pomocy. Potem za wycigano skd si dao bro, w ktr onierze radzieccy si uzbrajali. I tak wanie powstaway pierwsze oddziay, skadajce si z Polakw i radzieckich obywateli, wrd ktrych znani byli na Lubelszczynie tacy dzielni dowdcy partyzanccy, jak: Maksimow - kpt. Rajewski, Waka - Jan apin, Wasyl Woodin, Miszka Tatar - Michai Atamanow, Fiedia - Teodor Albrecht i inni. Starsi mieszkacy lubelskich wsi wspominaj ich nieraz, gdy czas pozwala na snucie wspomnie, gdy wieczorami pada na pola deszcz lub nieg. Wspomina ich take uczca si w szkoach modzie. Walczyli o swoj i nasz wolno. Nie ugili si przed wrogiem, w najtrudniejszych dniach nie stracili wiary w zwycistwo. Wojna pod Moskw, Leningradem i Stalingradem pochona setki tysicy istnie ludzkich. I dalej niosa groz na duych poaciach ziemi radzieckiej.

Pewnego dnia dostawca ziemniakw zgotowa partyzantom swego rodzaju niespodziank. Owiadczy mianowicie, e znudzia mu si funkcja, jak dotychczas peni w garnizonie, postanowi wic przyczy si do oddziau i wyruszy wraz z nim. Perswadowano mu, e jego zamiar nie ma sensu, poniewa bardziej potrzebny jest wanie w garnizonie. To, co robi obecnie, byo aktualnie waniejsze anieli najlepsza choby jego suba w oddziale. Jest garnizon, bd niewtpliwie oddziay. A jeeli garnizonu nie bdzie - to klapa, aden oddzia nie ma prawa bytu. - Poza tym, skoro ju mwimy otwarcie - tumaczy dowdca oddziau - to powiem wam, e nie mamy za wiele broni. Skd j wzi i dla was? - Aha, broni nie macie dla mnie... - z ukrytym przeksem powiedzia dostawca ziemniakw, prawie e wychowawca dowdcy oddziau.

I wszystko, co byo dotychczas powiedziane o roli, jak spenia garnizon, przestao istnie, natomiast bro, e jej nie ma, e wanie nie ma jej dla niego, staa si przedmiotem gwnym. Kiedy nasz znajomy zjawi si pniej znw w oddziale, aby dostarczy ziemniaki, przywiz ze sob rwnie dobrze utrzymany karabin i kilkanacie naboi. Nie omieszka demonstrowa swego uzbrojenia kademu, kogo tylko z partyzantw napotka. - No i co teraz powiecie? - zwrci si do swych modszych towarzyszy. - Gadalicie, e brak karabinu, a teraz jest karabin, to i przeszkody nie ma. Szkoda nawet mwi. Do mam tego waszego garnizonu - podkreli.

Nadszed dowdca oddziau. - Przyjechaem do was z ziemniakami ostatni raz - oznajmi Stary (tak go zwyklimy nazywa) stanowczo. - Teraz bdzie to robi kto inny. Ju go wyznaczyem, a ja zostaj z wami. Wyrzuci z siebie te sowa szybko, jak gdyby obawiajc si, e ich tok zostanie przerwany. Miao to zarazem wiadczy o jego zdecydowaniu i pewnoci co do pozytywnego zaatwienia sprawy. Nie warto powraca do dyskusji, perswazje nie pomog - staray si dopowiedzie jego oczy, ale gdy mody dowdca - mieszkaniec ssiedniej wsi znad Bugu - popatrzy w nie chwil, Stary zaniepokoi si wyranie. Ju otwiera usta, by mwi dalej, lecz dowdca doszed sam do wniosku, e tym razem naley wyrazi zgod. Spodobaa mu si konsekwencja w postpowaniu Starego, prawdziwie chopski upr, taki co to powiedziaem i basta. - C... skoro tak energicznie nacierasz, zosta z nami - rzek wreszcie mody, dwudziestoletni moe dowdca. Stary bardzo si ucieszy, syszc t decyzj, zakrci si na picie i znikn jak kamfora. Czas bieg naprzd. Nowy onierz partyzantki uczestniczy w wielu potyczkach z Niemcami, spisywa si dobrze w marszach, organizowa zasadzki. Czu si w oddziale niele, lecz im by dalej od rodzinnych stron i od swych najbliszych, tym silniej odczuwa za nimi tsknot. Oczywicie nie dawa tego po sobie pozna, ale ktrego wieczoru, gdy nad lenym obozowiskiem zalega cisza, odszuka wrd drzew swego modego przyjaciela i dowdc, podszed do niego i niby od niechcenia pocz wypytywa o wieci z jego wsi. - Spokojnie tam w Tymienicy, w Jamach?... Nie byo czasami aresztowa, pacyfikacji?... Czy w ogle s jakie wiadomoci z naszych stron?... A moe i z Tymienicy s jakie wiadomoci? Wszystkie te pytania wypyway rwnie z niepokoju o los rodzinnej wsi Starego. Pamitam dobrze, e Tymienic i okoliczne wsie nawiedzali ostatnio wasowcy, ktrzy wobec ludnoci zachowywali si rwnie okrutnie jak hitlerowcy. Ich bestialstwo ujawniao si szczeglnie pod wpywem alkoholu, a o to, by im go nie zabrako przed najciem jakiej osady, troszczyli si gorliwie ich hitlerowscy rozkazodawcy. - Mino ju par tygodni, jak jestem z wami, a nie mog zapomnie, jak kiedy wpadli do wsi. Skra cierpa na ich widok... Na sam myl, e w tej chwili hitlerowcy i wasowcy mog przebywa wanie w Tymienicy, Stary poruszy si niespokojnie. - Widzisz - odpar mody dowdca. - Namawialimy ci, aby pozosta w garnizonie, u siebie, a ty rwa si do oddziau. Teraz si rozklejasz... Stary milcza chwil. Potem rzek: - Rozklejam si? Za ostro powiedziane, za ostro... To wzruszenie. Nie uwaasz chyba, e... Teraz dowdca przerwa:

- Nie, nie uwaam, wiem natomiast, e jeste takim czowiekiem, jakich wanie osobicie, jako mody czowiek, ceni, jakich nam potrzeba. A tacy cierpi najbardziej. Stary spojrza na dowdc, ktry nie wytrzyma wzroku i doda: - Powtarzam twoje sowa sprzed kilku lat. - Podobasz mi si i twoje pogldy rwnie - odrzek Stary. - Zreszt, zawsze mi si podobae... Dowdca odszed, Stary pozosta sam na sam ze swymi mylami i na pewno dalej podziwia swego dowdc, modego chopca z ssiedniej wsi, ktrego rozkazw on, mczyzna pod pidziesitk, co z niejednego pieca chleb jad, z przyjemnoci teraz sucha. Hitleryzm, rozptawszy wojn, narzuci podbitym przez siebie krajom, szczeglnie za Polsce, najokrutniejsze rygory. Miay one na celu zama wszelki opr nie zorganizowanego spoeczestwa i zmusi je do absolutnej ulegoci. Z tej to wanie przyczyny na naszej ziemi wrg koncentrowa wszelkiego rodzaju wykolejone, najbardziej zepsute moralnie elementy. Naleeli do nich w swej wikszoci tzw. wasowcy, ktrych Niemcy zachcali do coraz wikszych okruciestw wobec ludnoci polskiej. Jak to czsto bywao, starali si oni prowadzi przy tym podwjn gr. Wasowcy mieli pomc im w eksterminacji narodu polskiego, rwnoczenie za hitlerowscy spece od wojny psychologicznej gosili na rne moliwe sposoby - w sowie drukowanym, w plakacie, w filmie - e jeli Polacy dalej sucha si bd komunistw i rozwija swoj szkodliw dziaalno przeciwko Niemcom, ktrzy walcz z bolszewikami, to grozi im wszystkim bdzie ten oto dobrze znany przedstawiciel bolszewikw. Bestialstwa wasowskich odakw Polacy tumaczyli sobie jednak tym, e s to zdeprawowane wyrzutki; przecie oddanie si ich na sub Niemcom mwio samo za siebie. Fakt ten nie wymaga adnych dodatkowych argumentw. Hitlerowcy rozbudzali w nich najdziksze instynkty, umieli je zreszt wyzwala w szeregach swych wasnych wojsk (do wspomnie gestapo, oddziay SS, SA), jak rwnie u wielu tych, ktrych udao im si skoni do walki po swojej stronie. Mwi si niekiedy o okruciestwie wojen w staroytnoci. Szczebel okruciestwa, jaki osignli hitlerowcy, nie by znany w historii. Pod tym wzgldem czowiek nie znajdowa si bliej zwierzcia od czasw pitekantropw. Stary niewiele mia czasu na rozmylania. Podobnie jak innych partyzantw pochony go biece sprawy, a byo ich niemao. Moe zreszt stara si o to, aby odsun od siebie ze myli. Najczciej okazywa wesoo, ale byway chwile, kiedy mona byo zauway u niego napyw nostalgii. Traci wwczas wyranie na minie i szuka rozmwcw. Starego lubiano w oddziale. Jego opanowanie, w najtrudniejszych nawet chwilach, wzbudzao podziw wrd modszych przyjaci. Mimo e zblia si ju do pidziesitki, wyglda modo, by krzepkim mczyzn. Niekiedy znajdujc si w dobrym nastroju, przyjanie obejmowa ramieniem tego lub innego partyzanta. Nieatwo byo czasem wyzwoli si z tego ucisku. - Widzisz, synu - mia si wtedy - poradzi sobie ze mn nieatwo...

- Gdyby Stary ucisn w zoci, koci by pogruchota - mawiali modzi i silni partyzanci. Stary czy w sobie opanowanie i spokj z duym osobistym urokiem, ktry torowa mu drog do serca kadego, z kim si zetkn. Suchano go bardzo chtnie, a narratorem by znakomitym, jak to czsto bywa ze starszymi mieszkacami wsi. Gdy wic Stary o czym opowiada, wszyscy, szczeglnie modsi, nastawiali pilnie uszu. Stary za rozwija jaki temat, nagle milk na chwil, a wwczas nie byo takiego, kogo nie ogarnoby napicie. Co powie dalej? Stary lubi opowiada. Trzeba byo tylko stworzy mu odpowiedni atmosfer. Chtnie siga pamici w lata swej modoci, szczeglnie za czsto wspomina swe przeycia z okresu rewolucji i wojny domowej w Rosji, kiedy by jeszcze modym chopcem. Ktrego wieczoru, przy partyzanckim ognisku, Stary zaj si znw tym wanie tematem. Najpierw chrzkn raz i drugi, by zwrci na siebie uwag, a gdy ju wszystkie oczy zwrciy si na jego owietlon pomieniami twarz i harmonista nacisn gdzie pod dziesitym krzakiem ostatni klawisz swego wymczonego instrumentu, powiedzia: - Opowiem wam dzisiaj pewne wydarzenie o orkiestrze. O orkiestrze, ktrej zawdziczam ycie. Wrd zebranych przeszed szmer zaciekawienia. - Dziwicie si, e co takiego byo? Posuchajcie. To wszystko prawda... i Stary, usadowiwszy si wygodniej, rozpocz: - Wybucha wielka rewolucja i cay carat upad jak zmurszae, zamane wichrem drzewo. Ale zwycistwo rewolucji wcale nie byo takie pewne. O, nie... Rozpocza si w Rosji wojna domowa, cika, pustoszca cay kraj. Brat rodzony przeciw bratu wystpowa. Jeden suy u czerwonych, drugi u biaych. Brat z bratem, wie ze wsi bia si na mier i ycie. Nastay takie czasy, e trudno mwi. Wielu dobrych ludzi zgino, a ginli dlatego, e byli ludmi dobrymi. Jak wiele ludzi yo dlatego tylko, e byli ludmi zymi. Tak byo... ... Rewolucja zastaa mnie w Azji, dokadnie w Turkiestanie. Suyem wtedy w orkiestrze pukowej, a byem w puku, ktry sta po stronie biaych. onierze myleli i mwili swoje, ale jeszcze do czynu nie przeszli. Nasz puk sta w biednej wsi. Par dni by spokj, a tu naraz, pewnego ranka, poderwaa wszystkich na nogi wcieka strzelanina. Kulomioty waliy wokoo bez przerwy, coraz goniej. Rwetes zrobi si straszny, oficerowie w samych koszulach biegali tam i z powrotem, wrzeszczc jeden do drugiego: Co to jest? Co to ma znaczy? Kto strzela? Czerwoni? Czerwoni? ... A tu strzelanina jeszcze silniejsza, patrze, ten i tamten ju ley we krwi, padaj oficerowie, cakiem potracili gowy. ... Strach to okropna rzecz, a jak ogarnie mas ludzi, to ju cakiem le. Nie powiem, bymy my, onierze, kul si nie bali, ale czerwonych tomy si na pewno bali mniej ni nasi oficerowie. Na sowo czerwoni dosownie drgawek dostawali. ... Dowdca puku, najwikszy ze wszystkich ajdak, ukry si za studzienn cembrowin i trzsc portkami odmawia pacierze. Teraz Pana Boga na ratunek wzywa, a tak bi onierzy po pysku, ino

huczao. Kiedy si pojawi, nawet oficerom ydki latay. Pier wypina, a na piersi zawsze ordery. Teraz a miech czowieka zbiera, jak ten tyran nieludzki przylepi si do cembrowiny i tak ze strachu dygota, e sycha byo, jak mu te ordery dzwoni. I tylko bekota. ... Kule wistaj i wistaj. Wszyscymy ju w gow zachodzili, kto moe w nas tak pra... Kto przerwa w tym miejscu Staremu artem: - Mwicie, e wszyscy trzli portkami, a nie mwicie, jak si sami czulicie... Stary ani nie odwrci gowy. - Pytasz, jak si ja czuem? A powiem ci, e tak jak wszyscy. Kula to kula, nie pyta, kto ty taki. Choby to i nawet strzelali czerwoni, znaczy bolszewicy. Jak to w yciu jest, to wiecie. Cho byli oni dla nas swoi i z nimi bymy nie przepadli, to jednakowo, gdzie drwa rbi, tam i wiry lec. A w ogle, na wojnie, jak na wojnie. On mi brat, ja mu brat, a powiesz jakie gupstwo i zanim si spostrzeesz, to na tumaczenie za pno. Wojna to wojna, porzdku nie ma, baagan... Kady, kto ma nad tob najmniejsz przewag, moe by twoim prokuratorem i sdzi moe by zarazem. Rnie to w tamtej wojnie bywao. A ty si zastanw, jak jest teraz i jak si tu czujesz, kiedy ci kulki przelatuj nad samym bem. ... A prawd mwic, czy uwaacie, e tylko wtedy czowiek przestaje by czowiekiem? Trzeba myle zawsze, eby cakiem gowy nie straci... ... I tutaj rzecz caa. Tylko nasz kapelmistrz w tym caym baaganie i rwetesie gowy nie straci. aden z oficerw ani pomyla, eby w ogle co zorganizowa, a ten gowy nie straci, chocia by tylko majstrem od muzyki. Sowa nie powiedzia, tylko oczami spoglda i zebra nas orkiestrantw, tych rzecz jasna, ktrych mia jeszcze pod rk, i z trwog w gosie, jakby nas na mier posya, kaza gra Boe, cara chrani. ebycie widzieli, jak on wyglda, jakie mia spojrzenie. Co to bya za melodia? To by carski hymn, e to niby wzywa si Boga, aby chroni i wspomaga cara. Dlaczego to akurat kaza gra? Ja nie wiem, a i kapelmistrz te pewnie nie wiedzia, dlaczego. Chyba nic mu innego do gowy nie przyszo, ale dziwi si temu nie ma co. ... Podnielimy nasze trby i trbki, ledwie trafilimy do ustnikw, ale melodia jako si zacza i coraz bya mocniejsza. Dlimy ju z caych si, za siebie i za kolegw, tych, co to po rnych dziurach w tym czasie si pochowali.

... Suchajcie, co si teraz nie dzieje. My gramy, a tu nasi oficerowie zaczli wyskakiwa ze swoich schowkw. Ju nawet kul si nie boj. - C wy, swoocz taka i nietaka, robicie? - woaj. - Co wy gracie? Chcecie, eby nas czerwoni wymordowali od razu? To prowokacja! Muzykanci to bolszewicy, wiedz, co robi. Zdrada! Wystrzela! Rzuci si na nas pierwszy, potem drugi i dziesity. Wrzeszcz po matuszce, szarpi za instrumenty. Ale dla nas dowdca kapelmistrz, on daje rozkazy. Kapelmistrz blady, ale macha rk. No to dmuchamy, tyle e coraz sabiej, bo przeszkadzaj. Stary przerwa, umiechn si do siebie. Po chwili odrywajc si od tematu, rzuci:

- Musicie wiedzie, e dobra muzyka, dobra melodia, to nie byle co. Nieraz ci skrzyda przyprawi, myle pomaga, a bywa, e i za pocieknie... - Rozkrochmali si Stary i filozofuje - odezwa si kto. - Mw lepiej, co byo dalej. - Mw, Stary, mw - przyszo natychmiast poparcie kilkunastu gosw. - Co byo dalej? - powtrzy Stary w zastanowieniu. - Bg wie, co byo dalej, co by z nami zrobili rozwcieczeni do biaej gorczki oficerowie. Ju nas opluli, poszarpali, zaczli bi, a jeden zapa za nagan. A tu nagle strzelanina zacza wygasa i nastaa cisza. Tak si zrobio cicho, jak w Wigili na polach. Oficerowie jakby zastygli przy nas, a potem zaczli si jeden po drugim budzi jak ze snu. Na ich policzki wrcia krew, oczy im poweselay. Zrozumieli wreszcie, e co si stao dla nich dobrego. Niepewnie jeszcze zaczli si nawoywa. Usyszelimy, e chc si porozumie ze strzelajcym do nas wojskiem. Pobiego tam w jaki czas potem paru oficerw. Spojrzaem na cembrowin, ale pukownika ju tam nie byo. Ulotni si. Dopiero pniej zobaczylimy go, jak w zapitym pod szyj mundurze, z orderami na piersi, sta z godn min, czekajc na oficerw z nie znanego nam biaogwardyjskiego puku, ktry si zabka i mylc, e ma z bolszewikami do czynienia, napdzi nam strachu. ...Wszystko si wyjanio, oficerowie obu pukw usiedli przy stoach, a my suchalimy tylko, jak nasi chwalili si przed swoimi gomi, jakiego to oni wietnego fortelu uyli, aby ostrza przerwa. Moglimy na ogie odpowiedzie ogniem, ale poszlimy po rozum do gowy - woali. - Gdyby po hymnie ostrzau nie przerwano, ruszylibymy do ataku. I biada wam, wy... ...Przybysze, ju mocno podpici, pochwalili naszych oficerw, a dowdca puku, ten spod cembrowiny, krania z radoci i dumy. Pili szklank za szklank na jego cze, za jego mdr gow, za mier czerwonych, za prawdziwych oficerw, za cara, za kobiety, za wszystko, co im w tej chwili do zamroczonej gowy przyszo. A mymy myleli: Ech, poszlibycie wy do ataku, gdyby ostrzau nie przerwano... Wy! ...Gdy ju sobie dobrze .podpili, wtedy dowdca, ten spod cembrowiny, wsta nagle, nad swoj pier i wrzasn, aby natychmiast przyszli do niego muzykanci. Muzykanci, takie syny, gdzie jestecie? - zaczli wszyscy oficerowie. - Gra tutaj zaraz naszemu dowdcy! Wy b... Wy d... Wy s... Wy! ...Zebralimy si tego dnia drugi raz. Teraz ju wszyscy. Nasz kapelmistrz stan przed pukownikiem sztywno, ale co o nim myla, to tylko sam wiedzia. Pukownik co zabekota, a z tego bekotu wynikao, e niby orkiestra ma gra. Patrzylimy na t spit tp mord, za kapelmistrz popatrzy na nas. - Trzeba, koledzy, jeszcze raz t melodi powtrzy - mwi cicho i spokojnie. Zagralimy znw Boe cara chrani i tyle mielimy uciechy, e spici oficerowie musieli powsta z aw, ale adnemu nie przyszo to atwo. Co ktry si unis, rzucao nim o ziemi. Na tym Stary zakoczy sw opowie. Proszono go, jak zawsze, aby opowiada dalej, ale nikt nic nie wskra. Wycignwszy z ogniska duego, upieczonego dobrze buraka, pocz go z apetytem zajada.

Partyzantom nic innego nie zostao, jak tylko komentowa opowiadanie. A komentarzy byo sporo i miay one najrniejsz tre. Zwykle kady czowiek inaczej interpretuje to, co usysza lub przeczyta, a jest to z pewnoci zaleta. Mie wasne zdanie to dua rzecz. W dodatku mdre zdanie. Pewnego dnia oddzia wyruszy na pnoc. Stary nie ukrywa zadowolenia. - Wszdzie sprzyjaj partyzantom, ale w moich stronach najlepiej ich szanuj - oznajmi. - Dobrze robicie. - Troch przesadzacie - powiedzia kto. - Tsknicie za swoimi stronami i wszystko. Stary porusza chwil szczkami, way w mylach odpowied. - Moe i racja - przyzna wreszcie. - Czowiek jak ten pies przywizuje si do swej chaupy, do wsi, do ludzi... Nieraz przychodzi czas, e masz tego wszystkiego dosy, poszedby cholera wie gdzie, ale gowa jedno, a serce drugie i siedzisz na starych mieciach albo na nie wracasz... Oddzia maszerowa nocami, na dzie zatrzymywa si we wsiach. Na kwatery wybierano zwykle pomieszczenie najbardziej bezpieczne; na skraju wsi, pod lasem, pod krzewami. Zawsze rozstawiano posterunki, a ubezpieczenia wzmacniali mieszkacy wsi - czonkowie garnizonu GL bd po prostu przyjaciele. Nadejcie hitlerowcw nie mogo zaskoczy oddziau. To bya zasada gwna, ktrej naleao przestrzega. Gdy do wsi, gdzie stacjonowa oddzia, przybyli obcy, musieli pozosta w niej a do odejcia oddziau. Dotyczyo to rwnie tak zwanych szmuglerw - handlarzy ywnoci. Ci notabene nigdy nie przejawiali z tego powodu niezadowolenia. Rozumieli, e partyzanci dziaaj nie tylko we wasnej obronie, ale i w ich rwnie. Te partyzanckie porzdki zaakceptowane byy przez og szmuglerw, odgrywajcych w latach okupacji niewtpliwie pozytywn rol. Byli to prawdziwi ywiciele polskich miast. Gdyby kto umia dzi to odtworzy? Po kilku nocach marszu, podczas ktrego rozbito posterunek andarmerii, pocinano rzdy telefonicznych supw i ostrzelano niemiecki samochd na szosie, oddzia przyby w okolice Ostrowca. Na jego zapleczu rozpocieray si lasy parczewskie. Wok nich leay znane dobrze partyzantom wsie: Rudka, Jedlanka, Tymienica, Jamy i wiele innych. Wsie te byy niejednokrotnie napadane przez hitlerowcw, ale ich dzielni mieszkacy, opuciwszy je na krtko, powracali do nich. Czsto musieli domostwa odbudowywa z niczego, lecz ziemi swej nie porzucili. Dowdca oddziau zoy przeoonym meldunek o wykonaniu powierzonych mu zada. Potem nastpia oglna informacja. Stary tymczasem wdycha pen piersi powietrze. Od strony jego wsi wia lekki wiatr. Czu jego wo... Gdy dowiedzia si, e w Tymienicy panuje spokj, a w jego domu wszyscy s zdrowi, nie potrafi ukry radoci. - Myl, e trzeba by pojecha po kartofle - zwrci si troch niepewnie do dowdcy. - Przydadz si, dawno nie jedlimy dobrych ziemniakw. Moe trafi si i co innego?

- Jedcie - zgodzi si dowdca. - Przydadz si i ziemniaki, i wszystko, co przywieziecie. Przy okazji przekacie pozdrowienia dla waszych i naszych bliskich. Ktrego dnia do nich zawitamy. Powiedzcie te naszej matuli, tej, wiecie, ktra ma trzy crki, e niezadugo ju wstpimy do niej... Matula, ktr wspomina dowdca, bya urocz, starsz ju chopk. Rodzina klepaa bied, lecz ilekro zawitali do niej partyzanci, gocia ich chtnie. Crki, mode dziewczta, potrafiy piknie piewa. Szczeglnie dobrze wypadao owo trio w popularnej wwczas piosence, zaczynajcej si od sw Polesia czar... Stary zaprzg konia i ruszy w drog. Do swojej wsi mia niedaleko.

Pierwszy zrzut
9 wrzenia 1943 roku lasy parczewskie zaroiy si jak nigdy dotd od partyzanckiej braci. Bya to najwiksza dotd koncentracja oddziaw Gwardii Ludowej na Lubelszczynie. Po raz pierwszy spotkali si wwczas rwnie wysi dowdcy i czonkowie sztabu Gwardii Ludowej pnocnej i poudniowej Lubelszczyzny. Z poudniowej Lubelszczyzny przybyli Grab - Jan Wyderkowski, szef sztabu Obwodu GL, Kot - Stanisaw Szot, jeden z pierwszych organizatorw partii i GL na Lubelszczynie, Przepirka - Edward Gronczewski, Cie - Bolesaw Kowalski, Bogdan Aleksander Szymaski, wszyscy trzej znakomici dowdcy oddziaw. Z pnocy obecni byli Kazik Kazimierz Sidor, czonek sztabu Obwodu, Franek - Franciszek Woliski, dowdca okrgu 4, Kolka Mikoaj Meluch, Stach - Stanisaw Gaju, i wielu innych dowdcw, organizatorw partii oraz onierzy Gwardii Ludowej. Na koncentracj przybyli take Dugi Janek - Hilary Chechowski, przedstawiciel KC PPR, Janek Sawiski, sekretarz komitetu obwodowego, i Grzegorz Korczyski, jeden z naszych najstarszych partyzantw, dowdca grupy operacyjnej i zastpca dowdcy Obwodu GL. To pierwsze bezporednie w lasach parczewskich zetknicie si ze sob dowdcw, organizatorw partii i Gwardii Ludowej byo nader poyteczne, chocia wszyscy na og wiele o sobie syszeli (syszaa zreszt ju wtedy o wszystkich caa Lubelszczyzna). Bezporednie spotkania i rozmowy wywary niemay wpyw nie tylko-na osobiste stosunki dowdcw, ale i na ycie organizacji w ogle. Ile znaczya sama wymiana dowiadcze! Pniej, po dekoncentracji oddziaw, raz zadzierzgnita serdeczna przyja przetrwaa wiele burz i trudnych chwil. Jednym z najwaniejszych tematw, omawianych podczas pamitnego wrzeniowego spotkania Pnocy z Poudniem, bya sprawa mordu dokonanego pod Borowem. Tam wanie, 9 sierpnia 1943 roku, partyzanci Gwardii Ludowej, oczekujc zrzutu, zostali znienacka napadnici przez band NSZ-owcw pod wodz Zba i wymordowani. Ohydna ta zbrodnia wstrzsna polskim spoeczestwem. Wrd ludnoci Lubelszczyzny rozbudzi si pomienny gniew przeciwko bratobjcom z NSZ. Chopi domagali si wrcz odwetu, w oddziaach partyzanckich a wrzao. Wtedy to przecie powstaa pie, ktr piewano po wsiach od Bugu do Wisy, zaczynajca si od sw: Dziewity dzie sierpnia niech kady pamita...

Tragiczne wydarzenie naleao omwi z szerokim aktywem, by wsplnie nakreli plany naszego dziaania. Chodzio o zahamowanie na przyszo bandyckich akcji NSZ. Oczywicie, na tory walki odwetowej wej nam nie byo wolno. Zgodnie z wytycznymi partii unikalimy walki bratobjczej, czsto nawet za wysok cen, powicajc wszystkie swoje siy zmaganiom z okupantem, co byo naszym naczelnym zadaniem. Wierzylimy, e zdradzieckich mordercw spod Borowa i tak dosignie sprawiedliwo, e przede wszystkim kara spotka organizatorw zbrodni, mocodawcw zbrodniarzy. Sprawa Borowa bya smutna i bolesna, lecz przecie nie tylko o niej mwilimy w trakcie naszego spotkania. ycie partyzanckie przypominao kalejdoskopowe wprost obrazy; rnorodnie ukada nasze dni czas, przynoszc, jedne po drugich, chwile dobre i ze. Dzie 9 wrzenia 1943 roku by dniem nadziei i oczekiwania. Ewunia, znana doskonale wrd partyzantw Lubelszczyzny, przywioza nam do lasw parczewskich wiadomo, e w nocy z 9 na 10 wrzenia midzy godzin 22.30 a 2.00 na teren naszego obozowiska zostanie dokonany pierwszy zrzut broni. Wiadomo ta lotem byskawicy rozniosa si wrd partyzantw. - Zrzut broni!... Bro!... Bro!... Ach, bracie!... - syszao si raz po raz, a oczy onierzy a pony przy tych sowach. Nie byo z pewnoci nikogo, kto na wie o zrzucie nie odczuwaby radoci. Nie mona jednak powiedzie, aby obok entuzjazmu nie pojawiay si rwnie wtpliwoci, i to uzasadnione. Wiadomo o majcym nastpi zrzucie otrzymywalimy z Warszawy nieraz, ale jak dotd koczyo si wszystko na tumaczeniach, dlaczego zapowiadany zrzut nie nastpi. Raz byo to niedogodne miejsce na zrzut, najczciej za przeszkadzay ze warunki atmosferyczne. Trzeba byo godzi si z tym i gd broni zaspokaja czciowo zdobyczami na wrogu. Gdy wic pierwsza fala radoci mina, onierzy zacz opanowywa nastrj zwtpienia. - A jeli znw nie przylec? Bo to mao razy wprowadzali nas w bd? - mwi kto. - Wanie - popiera go inny. - Znw im chmurki przeszkodz. Jaki mody partyzant pociesza przyjaci: - Przylec, mwi wam. Na pewno dzi przylec! - A ty skd wiesz? - Tak sobie myl. Wyszo, e przylec... - Dobre masz myli. O swoich tego nie mog powiedzie. - A ja mwi: dzi przylec na pewno. - Jak bdzie pochmurne niebo, to te przylec? - Dzi bdzie ysy, murowane, i na pewno bdzie wieci. Mog si nawet zaoy, e dzi ysy bdzie po naszej stronie.

- Dobra, trzymam zakad. O co? - Sze pestek do Visa... - Zgoda. Ale punkt druga dajesz pestki bez gadania. Cho zrzutu kady pragn gorco, pesymistw bya zdecydowana wikszo. Ewunia po raz setny chyba zapewniaa partyzantw, e tym razem adna sia nie stanie ju zrzutowi na przeszkodzie. - Dzi noc przylec na pewno, jak dwa razy dwa... - A skd Ewunia wie, e na pewno? Dasz gwarancj, Ewuniu, e dzisiaj? Dziewczynie na pacz si zbierao. - Gwarancji nie daj, ale wiem i kwita. Tym razem miaa pene prawo upiera si przy swoim. Witold, szef Sztabu Gwnego GL, poleci upewni nas, e samolot zrzutu dokona. Do odbioru trzeba byo przygotowa si dobrze, gdy poza adunkiem mieli by rwnie zrzuceni na spadochronach ludzie. Pod wieczr dopiero odczytano partyzantom oficjalny komunikat, goszcy, e samolot zrzuci bro i dwoje ludzi, ktrych w czasie ldowania nie wolno ani na chwil straci z oczu. Komunikat mwi rwnie o tym, e spadochroniarzami naley zaopiekowa si pieczoowicie, a po dwch - trzech dniach w towarzystwie czniczek Ewuni i Marysi Sidor wyekspediowa do Warszawy. Komunikat podawa take instrukcj, jak naley przygotowa si do przyjcia zrzutu. Midzy innymi na polanie Ochoa (serce lasw parczewskich) naleao od godziny 22.30 wieczorem do 2.00 w nocy pali dziewi ognisk rozoonych na wzr litery M oraz odpowiednio zabezpieczy teren. W nastrojach onierzy znw nastpiy zmiany. Optymici przewaali teraz zdecydowanie. Przygotowania zrobiono na medal. Wok polany Ochoa rozstawiono onierzy. Przy dziewiciu stertach chrustu, nasyconego naft, czuwao po dwch partyzantw, gotowych w kadej chwili wznieci ogie. Zwiadowcy wyruszyli gboko w teren, szczeglnie w kierunku Lubartowa, gdzie stacjonowa garnizon wojsk niemieckich, oraz pod Parczew. W tych wanie okolicach naleao szczeglnie zbada sytuacj, poniewa wszystkie ataki, jakie Niemcy organizowali przeciwko nam w lasach parczewskich, miay swe punkty wyjciowe wanie w Lubartowie i Parczewie. Stacjonujce tam jednostki hitlerowskie znajdoway si zawsze w gotowoci bojowej, tote kady ruch nieprzyjaciela w tych rejonach ledzilimy z najwiksz czujnoci. Wieczorem, gdy rozpoznanie donioso, e nie dostrzego nic podejrzanego, nasze tak napite dotd nerwy rozluniy si wreszcie. Opanowao nas przyjemne znuenie. Mikki mech, niebo pogodne, gwiazdy i spokojne oczekiwanie. Mao przeywalimy w owym czasie takich wanie chwil. Noc zapowiadaa si adnie. Na nieboskonie pojawi si ysy, idc powoli sw odwieczn drog. Tego urzdnika nieba, jak go nazwano, traktowalimy na og jako sojusznika; bywao jednak, e posyano mu rwnie soczyste kltwy, gdy wieci niepotrzebnie. Kiedy za mocno dokucza swym blaskiem, okrelalimy go niedwuznacznym mianem kapusia. Tego jednak wieczoru ksiycowe wiato sprzyjao nam jak najbardziej i ysy zebra wiele komplementw.

Zbliaa si z wolna oznaczona godzina. Gwardzici zajli uprzednio wyznaczone dla nich stanowiska. Kilkudziesiciu z nich pocwaowao na koniach w rne strony, by przy cianie lasu zaj pozycje dogodne do obserwacji samolotw i zrzutw, w szczeglnoci spadochroniarzy. Rozpalono te dziewi maych ognisk. Tak zorganizowany odbir zrzutu urga w zasadzie ostronoci, szczeglnie na terenie Polski, lecz niestety nie dysponowalimy wtedy radiostacj, w taki wic tylko sposb mona byo zrzut przyj. Pniej, w 1944 roku, gdy mielimy ju bezporedni czno z przyjacimi o kadej porze dnia i nocy, zarzucilimy ten sposb odbierania broni. Ogniska rozpalono dopiero wwczas, kiedy samolot - wedug nadesanej instrukcji - zbliy si ju do miejsca zrzutu. Siedzc przy rozpalonych ogniskach czekalimy na przylot krowy, ktr jeeli ju raz syszao si nietrudno byo rozpozna po jej charakterystycznym warkocie. Nasuchiwalimy czujnie w obawie, by nie dobiego nas wycie bojowej niemieckiej maszyny. Nie mniej obawialimy si te zwykego jednopatowca rozpoznawczego typu Storch, nazywanego przez nas Suchym, bowiem wyglda rzeczywicie niczym oskubany ptak. Czsto wylatywa noc i trajkocc patrolowa asy wanie w poszukiwaniu ognisk. Gdyby nas zauway, a o to nie byo trudno, zamiast workw z broni otrzymalibymy co najwyej wizk granatw, a nastpnego dnia mielibymy hitlerowcw na karku. Suchy by niebezpiecznym wrogiem. Chopcy piekli przy ogniskach kartofle. Tego wieczoru w partyzancki rarytas szczeglnie im smakowa. Mina pnoc. Gdzie z bardzo daleka dolecia nas w pewnej chwili jaki pomruk. To wzmaga si, to milk. Partyzanci szeptem dzielili si spostrzeeniami. - Syszysz? - Sysz, leci. - Nasz? - Nasz. Potem z domi przy uszach wszyscy niecierpliwie owili dolatujce spod nieba dwiki, lecz te w kocu ucichy. Znw zapanowaa cisza. Las tylko szumia i mocniej biy serca. Kt nie przey takich chwil oczekiwania, gdy sekundy wydaj si wiecznoci? Jedynie wtedy czowiek zdolny jest odczuwa, jak istniejcy zawsze poza nim czas staje si niemal dotykalny. Kto nie wytrzyma. - I dokd to cholerne czekanie? - Przyleci. Jest niedaleko - uspokaja Franek Woliski, wieczny optymista. - A ce to taki pewny? - nerwowo zapyta Sawiski.

- Wal palcem o palec i zawsze trafiam - zamia si Woliski. - To co chyba znaczy. - Gdyby nawet gow w sosn trafi, to tyle tylko z tego wyniknie, e jak maj przylecie, przylec, a jak nie, to nie. Kropka - odrzek Tyfus. - Byway takie chwile w Hiszpanii - mwi cicho dalej - gdy mwiono nam. onierzom, i pomoc nadejdzie zaraz, tylko jej patrze. A ci, co tak powiadali, sami nie wierzyli w nadejcie pomocy. Wiedzieli, e znikd i nigdy adna pomoc nie nadejdzie. onierzom jednak mwili inaczej i sami rozumiecie, dlaczego. - Jest!... Sycha!... - przerwa nagle Woliski. - Syszycie? Wszyscy teraz mieli such tak wyczulony, e bez trudu usyszeli cichutk jeszcze muzyk silnikw. Z kad sekund rozbrzmiewaa ona goniej. - Na pewno nasz? - Ale naturalnie! To nasza kochana dobra krwka, szkoda mwi. - Wikszy pomie! - pada komenda. Podsycone naft ogniska buchny strzelistymi pomieniami w gr. Jedno, drugie, pite... Na polanie zrobio si jasno jak w dzie. Nagle blask ognia na moment owietli ptasi ksztat na niebie. Na skrzydach i na ogonie ujrzelimy migocce wiateka. - Nasz! Douglas! Pozna nas! Hura! Podrzucano w gr czapki. onierze cieszyli si jak dzieci. Samolot zrobi rund rozpoznawcz nad lasami, potem posypay si zrzuty. Pierwszy... drugi... trzeci... czwarty... Na pierwszym i drugim spadochronie nietrudno byo rozpozna koyszce si sylwetki ludzi. Szybko zbliay si ku ziemi. Pierwszy szczliwie ldowa tu przy nas: zderzy si z ziemi w samym rodku dziewiciu rozpalonych ognisk. Gdy dobiegalimy do gocia z nieba, on sta ju z automatem gotowym do strzau, wzywajc nas do podania hasa. Po serdecznym przywitaniu spadochroniarz wskaza nam doni niebo, wymawiajc kilkakrotnie imi Rita. Poniewa rosyjskim wada nietgo, zrozumielimy tylko, e drugim spadochroniarzem jest kobieta. Staralimy si naszego gocia uspokoi, zapewniajc go, e wszystko jest w naleytym porzdku i e Rita rwnie bezpiecznie wyldowaa. Z ldowaniem nie znanej nam Rity sprawa przedstawiaa si jednak gorzej ni przypuszczalimy. Ju nad drzewami nagy poryw wiatru ponis spad ochroniark w gb lasu. Grozio to niebezpiecznym zetkniciem z drzewami, bowiem opadanie na spadochronie jest mimo wszystko do szybkie. Nie tracc ani chwili, rozbieglimy si po lesie. - Rita! Rita! - rozbrzmieway wszdzie nawoywania. Ale Rita milczaa, nie dajc znaku ycia. Poszukiwania, ktre ciemno utrudniaa niepomiernie, trway kilka godzin. Ogarn nas ju strach o los nie znanej nam, a przecie tak bliskiej, odwanej kobiety. Moga zaczepi nogami o ga i zawisn na niej gow w d, a w takiej pozycji traci si przytomno szybko. Moga uderzy silnie o pie, nawet wpa w jaki wykrot, moga zama nog... Zdenerwowanie ogarniao nas w coraz wikszym stopniu.

Dopiero koo godziny czwartej czy pitej nad ranem skd z wysoka dobiego uszu przeszukujcych las onierzy ciche woanie. Nasuchujc pilnie dotarli wreszcie do jednego z drzew, w ktrego konarach znajdowaa si spadochroniarka. Bya zupenie niewidoczna. Chopcy, nie zwlekajc ani chwili, rozpalili pod sosn ognisko z bardzo suchych gazi - aby jak najmniej dymu unosio si do gry - i zaczli zrcznie wspina si ku grze. Po pewnych trudach udao im si dobrn do Rity i szczliwie opuci j na ziemi. Jak si okazao, linki spadochronu zaczepiy o rozoyste gazie i kobieta zawisa w powietrzu. Na skok nie moga si zdecydowa, odlego od ziemi bya zbyt wielka. Kiedy bohaterka tej przygody stana na ziemi, umiechna si przyjanie i pozdrowia nas w swoim ojczystym jzyku: - Rot Front! Odpowiedzielimy jej rnie: po polsku Dzie dobry, po rosyjsku zdrawstwujtie i podobnymi jak ona sowami - Rot Front. Na pytanie o samopoczucie odrzeka po niemiecku i rosyjsku, e nic jej nie dolega. Z rozmowy z przybyymi gomi dowiedzielimy si, e mczyzna jest Czechem, a kobieta Niemk. Po polsku oboje nie umieli, po rosyjsku mwili sabo. Cho nikt z nas nie zna dobrze ani czeskiego, ani niemieckiego, rozumielimy si nawzajem doskonale. A byo przecie o czym mwi... Par spadochroniarzy po trzech dniach pobytu w oddziaach Gwardii Ludowej - zgodnie z rozkazem odesalimy do Warszawy. Na przyjazdwk towarzysza Witolda odwiozy goci bezpiecznie Ewunia i Marysia. Po trzech miesicach, bdc na odprawie w Warszawie, dowiedziaem si, e oboje skierowano w ich rodzinne strony, do Czechosowacji i Niemiec. Zrzut przynis nam oczywicie bro: dwanacie pistoletw automatycznych i amunicj. Rado z podarunku bya ogromna. Cz uzbrojenia otrzymaa pnocna, cz poudniowa Lubelszczyzna. Dzi, z perspektywy czasu, mona rnie ocenia liczb zrzucanych nam peemw. Wyglda ona skromnie, to prawda. Dla dobra sprawy przydaoby si znacznie wicej automatw, ale wwczas by to dla nas doprawdy pikny, powiedziabym historyczny, prezent. Niebawem radzieckie pepesze, ktre przywdroway do nas wrzeniow noc ponad lini frontu, zagrzmiay na lubelskiej ziemi, niosc mier hitlerowcom.

czniczka
Kad karteczk przysan skd do sztabu Obwodu nazywalimy zwykle raportem lub meldunkiem. Na takiej karteczce, czsto niemiosiernie sfatygowanej, skrelone byy zdania, ktre nie zawsze jasno wyraay myli toczce si do gowy piszcego. Kto jednak zna ttno ycia organizacji i bra udzia

w jej akcjach, rozumia doskonale tre kadego takiego wistka, choby bya ona oddana w najwikszych skrtach. Bya to zawsze sformuowana lepiej lub gorzej syntetyczna prawda chwili, wierny obraz rzeczywistoci. Owe raporty i meldunki mwiy nam o dziaalnoci mniejszych lub wikszych grup, o ich rozlicznych kopotach i trudnociach, a jednoczenie o nadziei pokadanej w jutrze. Raz donosiy one o bezsilnoci, innym razem o powodzeniu w walce z okupantem. Z poszczeglnych sw, a nawet - powiedziabym - z ksztatu poszczeglnych liter, mona byo wyczyta gradacj radoci lub zwtpienia, zwycistwa lub poraki. Raporty mwiy nam o zasadniczych sprawach, ktrymi wwczas ylimy. Niektre z nich donosiy o wsppracy onierzy Gwardii Ludowej, pniej Armii Ludowej, z onierzami Batalionw Chopskich i Armii Krajowej, inne powiadamiay o bolesnych walkach bratobjczych, ktrych - niestety - wiele byo na Lubelszczynie. adna organizacja, dziaajca w dodatku w tak trudnych, jak nasze, warunkach, nie mogaby prowadzi walki, nie dysponujc moliwie wszechstronnym zasobem informacji o wszystkim, co dzieje si w terenie. Ruch raportw i meldunkw by wic bardzo oywiony. Zabezpieczali go nasi bohaterscy cznicy, przenoszcy sprawnie, w okrelonym czasie, niezbdne wiadomoci z dou do gry i odpowiednie dyspozycje z gry w d. Nie przesadz, jeli powiem, e nasi cznicy speniali funkcj arterii w organizmie partii i Gwardii Ludowej. Dla historycznej cisoci dodam, e w 99 procentach cznikami naszymi byy kobiety. Kobietom mimo wszystko atwiej byo wykonywa to bardzo wane i odpowiedzialne, a jednoczenie niezwykle niebezpieczne zadanie. Jedn z tych bohaterskich kobiet, znan nie tylko przez wikszo partyzantw Lubelszczyzny, ale rwnie przez ludno wielu wsi, bya Stasia. Stasi uwaalimy za jedn z najlepszych czniczek na terenie walczcej Lubelszczyzny. Nasi chopcy wielokrotnie j wspominali, nie nazywajc jej inaczej, jak odwana dziewczyna. Opinia taka o-czniczce bya w naszych lenych szeregach najwysz form uznania. Stasia nigdy nie powiedziaa, e tak lub inn paczk uwaa za niebezpieczn, zbyt cik lub zbyt du. A przecie paczki byway zwykle wanie niebezpieczne, due i cikie - z broni i amunicj. Ilekro zwrcono si do niej, choby nie wiadomo jak zmczonej marszem, z zapytaniem, czy zdoa odby now wdrwk, Stasia nigdy nie odmawiaa. Uznawaa, e jeli wymagana jest jej pomoc, sprawa widocznie jest wana i pilna. Nie godzia si wic na adne wzgldy wobec siebie. Z uporem i arliwoci wyjaniaa, e nie odczuwa zmczenia, e zadanie jest proste, e nie ma nad czym dyskutowa i czasu traci nie wolno. - Jestem z wami i wiem, co do mnie naley - mwia. - Po c te wahania? Nie krpujcie si, towarzysze, mwcie, o co chodzi! Jako dam sobie rad... Kiedy w takich chwilach patrzyo si na Stasi, trudno byo nie odczuwa w stosunku do niej jakiej wasnej winy. Wzajemny rachunek pozostawa nie uregulowany. Zreszt dotyczyo to nie tylko

Stasi, ale rwnie innych czniczek. Czsto bylimy dla nich na pewno za mao wyrozumiali, wojna narzucaa jednak wasne prawa. Gdy ktry z przeoonych powiedzia od czasu do czasu Stasi, e jest z niej zadowolony, sprawiao jej to ogromn rado. Kady onierz cieszy si, gdy jego dowdca - oczywicie, jeli ma on dla tego dowdcy szacunek i zaufanie - powie mu kilka sw uznania. Wtedy, jak powiadaj, mona z takim onierzem gry przesuwa. A Stasia bya przecie onierzem kadrowym. Z nas wszystkich najlepiej bodaj potrafi oceni trud, wkadany przez Stasi w jej codzienn robot, Janek Sawiski - Tyfus, sekretarz Lubelskiego Obwodu PPR. By to stary dziaacz, czowiek znany na Lubelszczynie. Nazywa on zwykle Stasi najwspanialszym chodakiem, jakiego spotka podczas dugotrwaej ju pracy konspiracyjnej. - Znaem - mawia Janek do Stasi - niemao dobrych chodakw, i to w rnych okresach. Miaem mono podziwia odwag czniczek w Polsce, w Hiszpanii, we Francji. Ale takiej jak ty, Stasiu, daj sowo, nie widziaem. Nie widziaem! Stasia suchaa takich wypowiedzi zawsze z zakopotan min. - Czy ty wiesz, dziewczyno, e gdybymy mieli wicej lepszych cznikw w Hiszpanii, to chyba inaczej potoczyyby si losy caej wojny? - dodawa Janek z przejciem. Kto wie? Jan Sawiski, ongi polski emigrant we Francji, zosta ju w modoci czonkiem Komunistycznej Partii Francji. Za dziaalno rewolucyjn wtrcono go do wizienia. Gdy wybucha wojna domowa w Hiszpanii, Sawiski pospieszy w szeregi walczcych demokratw i zosta z czasem zastpc dowdcy batalionu. Do Polski powrci podczas okupacji z Niemiec, dokd zesano go na przymusowe roboty. By on bardzo ciekaw i sympatyczn postaci. Na og ludzie, zastanawiajc si nad czym, milcz w skupieniu. Janek Tyfus lubi myle gono nawet wwczas, gdy chodzio o sprawy zasadnicze. Leao to ju w jego charakterze, otwartym, bezporednim, prostolinijnym, i niezmiernie sprzyjao oglnej atmosferze wzajemnej szczeroci i zaufania. Poza tym Janek by urodzonym narratorem i nie byo wrd nas nikogo, kto nie suchaby z zainteresowaniem jego oryginalnych rozmw z samym sob. Z racji swych gawdziarskich zdolnoci Janek by niezastpionym wprost towarzyszem w czasie spokoju, zwaszcza w wieczorne godziny. Dzie leny jest krtszy, soce znika wrd drzew, nim jeszcze skryje si za horyzont. Partyzancki wieczr rozpoczyna si wczeniej, jeli w gr nie wchodzio akurat jakie bojowe zadanie. Inna rzecz, e takich spokojnych wieczorw nie mielimy zbyt wiele. Subiektywno w odczuwaniu czasu niejednokrotnie a dziwi. W bardziej skomplikowanych, szczeglnie trudnych momentach ycia minuty zdaj si urasta w kwadranse i godziny. Zastanawiajce wydawa si moe, e nam, ktrym ustawiczne napicie i zmienne sytuacje przysparzay tak wiele emocji i trudw, i kady tskni za wypoczynkiem, najbardziej mimo wszystko duyy si owe godziny spdzane przy ogniskach. Wtedy wanie najchtniej suchalimy opowiada Janka i czas naturalnie przyspiesza swj bieg.

Janek, nawiasem mwic, lubi, aby go do opowiadania skania probami. Nigdy nam jednak nie odmawia. Niejednokrotnie na przykad dopiero po duszej wymianie zda spostrzega, i kto naciga go na wspomnienia. Do wspomnie zreszt najczciej powraca. Przemierzy kawa wiata, poza Polsk doskonale zna Francj, walczy w Hiszpanii, mia wic co opowiada. Mimo wszystko nietrudno byo dostrzec, e jego wspomnienia kr najczciej wok rodzinnych stron i dotycz spraw, wydawaoby si, bardzo odlegych od tych, ktre aktualnie nas zajmoway. Wszyscy na og tego rodzaju opowieci najchtniej suchali. Stwarzay one zawsze specyficzny nastrj, ktremu ulega kady. Janek bardzo lubi Stasi i swego sentymentu do niej wcale nie ukrywa, ale i na jej temat potrafi przecie poartowa. Kiedy, gdy Stasia znw ruszya w dalek drog, Janek dugo patrzy za odchodzc dziewczyn. Twarz mia powan, sdzilimy wic, e powie take co powanego, a on, jak gdyby nigdy nic, umiecha si i mwi: - Ta dziewczyna rzeczywicie pdzi, jakby jej kto propeller zainstalowa... Istotnie, Stasia chodzia bardzo szybko, jak gdyby al jej byo umykajcego bezpowrotnie czasu. Janek, zawsze wesoy, potrafi zarazi wesooci innych. Nikt si te na niego nigdy nie obraa, nawet wtedy, gdy dowcip by soczysty i skierowany pod adresem ktrego z nas. Pseudonim Janka - Tyfus - brzmia nader oryginalnie, zwaszcza w porwnaniu z wikszoci partyzanckich pseudonimw, czsto do grnolotnych. Waciwie jednak nie nazwa on siebie tak sam... Rzecz polegaa na tym, e Janek naduywa sowa tyfus, traktujc je jako synonim przernych innych okrele. Kiedy wita dawno nie widzianego przyjaciela, woa zawsze w uniesieniu: Ach ty, tyfusie, gdzie si tak dugo podziewae? Gdy chcia kogo skl, te nazywa go tyfusem. Zdaje si, e po prostu zastpi tyfusem tak popularn u nas choler. Jego powiedzonko znane byo wszdzie, nawet w Warszawie, i w kocu nadano Jankowi przydomek Tyfus. Pozdrwcie i serdecznie uciskajcie Tyfusa - prosili chopcy odchodzce w drog czniczki. Jak si czuje towarzysz Tyfus ? - zapytywano je na drugim kracu Lubelszczyzny. Towarzysz Tyfus by przez wszystkich bardzo ubiany. Jeli chwilowo przebywa w innym ni my terenie, dosownie tsknilimy za nim, liczc dni do jego powrotu. Ile to razy - pamitam - siedzc przy ognisku w lesie razem z Jankiem Chechowskim, Grzegorzem Korczyskim, Kazikiem Sidorem, Stanisawem Szotem, Grabem i dziesitkami partyzantw, wspominalimy Tyfusa, ktrego byo nam akurat brak. A kiedy Tyfus znw przychodzi z drogi - mimo swej tuszy (way okoo 100 kg) by on rwnie niezym chodakiem - od razu wszyscy modnieli, miny rozpogadzay si, pojawia si umiech. cznicy przybywali do nas z rnych stron. Ewunia - Stasia Siedlecka, i Marysia - Maria Sidor, nosiy z Warszawy wieci od kierownictwa; inne dziewczta uatwiay kontakty z Lublinem, Wodaw, Puawami, Lubartowem. Stasia przybya tego dnia wczesnym rankiem z lasw lipskich, przywoc stamtd najnowsze wieci. Drog z okolic Janowa i Kranika do lasw parczewskich potrafia przeby w cigu jednej doby.

Wystarczy spojrze na map: Rzeczyca, Zakrzwek, Bychawa, Piaski Lubelskie, Zawieprzyce, Ostrw, lasy parczewskie. Potworny szmat drogi na piesz wdrwk, zwaszcza dla kobiety, a tymczasem ona drog t pokonywaa w cigu jednej nocy! Na tej dziewczynie nigdy nie zna byo zmczenia. Tym razem rwnie referowaa, co sycha wrd chopcw, ile zorganizowano akcji, jakie byy ich rezultaty. Gos jej posmutnia: s ranni. Stasia bya czniczk, zajmujc si nie tylko przenoszeniem karteczek, ktre jej dorczano w oddziaach i garnizonach. Umiaa take dokadnie przedstawi aktualn sytuacj. Nie trzeba jej byo nawet przypomina, aby idc na pnoc lub na poudnie wdepna po drodze do naszych placwek, przekazujc im ustne wieci dotyczce dziaalnoci organizacji. Przynosia nam rwnie pilne zapotrzebowania z terenu na bro czy uzupenienie w ludziach, a wreszcie pras i literatur. W tych cigych wdrwkach tak si zahartowaa, e zdawao nam si, i jej koskie zdrowie - bo tak czsto je okrelalimy - bdzie i jej, i nam suyo a do koca wojny. Lecz tego dnia Stasia najwyraniej bardzo le si czua. Znalazszy okazj do rozmowy, zapytaem j, co jej dolega. Odpowied bya do wykrtna: drobiazg, za kilka dni bdzie jak zawsze zdrowa. Pomylaem sobie, e to pewnie jaka babska sprawa i e z tego powodu nie wypada Stasi o nic ju wypytywa. Nastpnego dnia ujrzaem j jednake z grymasem blu na twarzy. Tak zawsze ywa, sza ze wsi do lasu, ledwo powczc nogami. Bez adnych ceregieli zadaem od niej, by powiedziaa, co jej waciwie jest. - Nic takiego - odpowiedziaa. - Zreszt c wy mi pomoecie? - Znajdziemy rad na pewno - nalegaem. - Powiedz tyko, Stasiu! Przywieziemy ci lekarza ze szpitala, jeli bdzie trzeba. Przywieziemy go, choby si! Stasia wykrcaa si dalej. Tym razem jednak ju z mniejszym uporem. - Dokucza mi to bardzo, ale jak wam to powiedzie? - rzeka z wahaniem. Wida byo, e wstydzi si czego. Przez chwil oczekiwalimy na dalsze sowa, ale na prno. Gupia sytuacja. Do rozmowy wtrci si Kazik Sidor: - Jak ty si Boga nie boisz? czniczka, partyzantka! Komu w takim razie powiesz, jeeli nam nie chcesz? Chyba zreszt wiesz, e jestem troch lekarzem... Stasia spojrzaa z umiechem na Kazika. - Ach! Z ciebie taki lekarz, jak ze mnie agronom! Ju nam si zdawao, e dziewczyna zdradzi sw tajemnic, lecz znw zacia si i teraz adne ju perswazje nie pomagay. Doszlimy w kocu do wniosku, e trzeba o wszystkim powiedzie Jankowi, moe ten j przekona. Szybko odszukalimy Tyfusa i poinformowalimy go o rozmowie ze Stasi. Janek filozoficznie krci gow.

- To dopiero dziewczyna! - mrucza pod nosem do siebie. Uparta jak osio. C jej tam takiego doskwiera? Zaproponowaem mu, aby nie zwlekajc odszuka Stasi i postara si przekona j o potrzebie wyjawienia prawdy. Uczyni to. Niewiele upyno czasu, a ujrzaem midzy krzakami Janka powracajcego z diabelnie zatroskan min. - Co si dowiedziae? Tyfus machn rk, po czym usiad pod sosn i zacz nam wyjania tajemnic Stasi. Wyjanienia te poprzedzi jednak tak przeraajco dugim wstpem, e nic w kocu nie zrozumielimy. - Mwe wyranie, o co chodzi! Moe Stasia jest w ciy? - przerwa mu wreszcie Kazik. Janek spojrza na niego spod oka. - Tobie tylko cia w gowie, Tyfusie! Ty sobie w ogle z niczego nie zdajesz sprawy. Ot prosz was... Mwi z takim wyrazem twarzy, e mona si tylko byo spodziewa Bg wie czego. - Gadaj, co tam zobaczy! Janek zoy swoje ogromne donie. - Stacha ma, o widzicie, taki wrzd! Sam nie wiem, jak ta dziewczyna moe to w ogle wytrzyma i nie poskary si nikomu... - Bo taki z ciebie polityczny wychowawca, e ludzie nie maj do nas zaufania - odgryz si Kazik. - Nie kpij! To wrzodzisko moe dziewczyn zamczy. Porad lepiej, co tu teraz zrobi. - Co zrobi? - wtrciem. - Przecie Kazik jest po trosze lekarzem, a ty w Hiszpanii te amputowae niejedn nog, a nawet podobno gowy. Prosta rzecz: wsplnie z Kazikiem przeprowadzicie operacj.

Janek spojrza na mnie, przypominajc sobie swoje opowieci o tym, jak to onierze bez gw, rk i ng maszerowali przez Pireneje. Ale na dowcipy nie byo teraz czasu. Pomylawszy chwil, zgodzi si przeprowadzi operacj razem z Kazikiem. Nie aowalimy chirurgom wdki do mycia rk. Wkrtce byli ju gotowi. Z litrem kontyngentwki dla dezynfekcji udali si w kierunku oczekujcej trwonie na swj los Stasi. A ona wicej si pewnie lkaa ich lekarskich umiejtnoci ni blu. Operacja trwaa nawet niedugo, a e jej przebieg by udany, najlepiej wiadczy wygld Janka, zadowolonego niepomiernie. Przygotowalimy Jankowi wiadro ciepej wody, by jak najprdzej si umy. Rozemiany, perorowa:

- Powiadam wam, towarzysze, jak przycisnem, to dalibg lawa z krateru! Niech ci twj doktor powie, jak ta historia przebiegaa - tu spojrza z przeksem na Kazika. - Strasznie on si napracowa... - Nie widziaem potrzeby miesza si do operacji, tak si do niej sam arliwie zabrae - tumaczy si Sidor. - Zadowoliem si funkcj asystenta. Zreszt przyznaj, zrobie to ze znajomoci rzeczy. - Ach wy, tyfusy, pirenejskie pioruny! - wykrzykiwa Janek, oblewany strumieniami wody. - Ju wy bycie potrafili co zrobi! Fakt, e dziewczynie jest lej, trzeba tylko teraz o ni troch zadba. Stasia prdko przychodzia do zdrowia. Ju po kilku dniach w wspaniay chodak znw przemierza Lubelszczyzn. Ostatni raz rozmawialimy ze Stasi przed jej wyjazdem do Warszawy. Wysana zostaa przez nas z raportem razem z inn jeszcze czniczk. Wwczas to stao si nieszczcie. W Siedlcach nikczemni zdrajcy wskazali Stasi i jej towarzyszk hitlerowskiej andarmerii. andarmi aresztowali dziewczta i od tej chwili zagin po nich wszelki lad. W marcu 1944 roku w kolonii Kaznw zgin Janek Tyfus. Razem z nim polegli Bolesaw Kwiatek i Jzef Ozo. Wszyscy trzej padli od kul Niemcw. Z nie wyjanionych wwczas dla nas przyczyn hitlerowcy przybyli nagle do Kaznowa i znienacka otoczyli dom, w ktrym przebywali nasi towarzysze. Poniewa mieli oni dwa automaty, walka trwaa dugo. W kocu jednak dom zosta podpalony, a kilkanacie metrw od niego zabici zostali Janek, Bolek i Jzef. Skoczya si wojna. Przegldajc kiedy w Lublinie rne dokumenty dotyczce okresu okupacji, znalazem taki oto raport w rkopisie, wysany w czasie okupacji do jednego z czonkw wyszej instancji pewnej organizacji.

733/II m.p. 10. III. 44 Bank Handlowy Oddzia Dyskonta Weksli W m-cu lutym 1944 r. zaobserwowano wzmoony ruch wszelkich organizacji. Szczegln ruchliwo objawiay oddziay PPR, ktre w caym powiecie rozpoczy akcj rekwizycji odziey, obuwia, pienidzy i co si da, poza tym z powodu braku zrzutw i oglnie odczuwanego braku broni i amunicji szukaj broni i mundurw WP. Propaganda PPR wzmoga si i sprawio to, e og wyobraa sobie komun rozros do niebywaych rozmiarw. Fama o oddziaach bolszewickich, ktre przeszy Bug i operuj w powiecie, wstrzymaa cakowicie opr przeciw komunistom. W rzeczywistoci zza Bugu przyby oddzia komunistw, okoo 150 uzbrojonych prawie wycznie w automaty. Ruchliwo maych oddziaw dwoia ich siy w oczach ludnoci. Oddziay AK przysiaday w kcie, bojc si ruszy. Ta biernoci brak oporu podniecia bandy. Grabieom i zabjstwom, zdawao si, koca nie bdzie. Moje usiowania, by jednostki czoowe PPR uziemi, nie

osigny skutku, bo nie mona swych si zdemaskowa. Cel uwica rodki - chwyciem si ostatecznoci - napuciem przyjaci jednych na drugich. W czasie akcji andarmerii w kol. Kaznw zabici zostali komunici Ozo Jzef z Tara - d-ca bojwki PPR, Kwiatek Bolesaw z Klementynowa - czonek Wojewdzkiej Rady Narodowej, i Tyfus - d-ca okrgu lubelskosiedleckiego. Spalono dom, w ktrym bya machina. W Lubartowie i okolicy aresztowano okoo 20 komunistw...

Ten napisany na bankowym formularzu dokument wstrzsn mn. Przez pitnacie lat byem pewny, e towarzysze Tyfus, Bolek i Jzef zginli w boju, tak jak gino wielu innych - jedni w walce nawizanej z Niemcami, drudzy znw w okolicznociach nie sprzyjajcych, przypadkowych. Sprawa si jednak wyjania. Nasi towarzysze zginli przez Do. W czasie okupacji zamieszka w Lubartowie i jako oddelegowany do AK czonek NSZ peni tam swe zaszczytne funkcje. Setki i tysice mieszkacw Lubelszczyzny cenio Stasi i Jana Sawiskiego jak swych najbliszych. Niech wic wiedz, kto przyczyni si do ich mierci. Niech jednoczenie przypomn sobie postacie tych wspaniaych ludzi, tak bardzo miujcych swj kraj, gotowych zawsze do najwikszych dla niego trudw i wyrzecze.

Janusz z parczewskich lasw


Po odmaszerowaniu w nadbuaskie okolice 1 batalionu GL dowdztwo Obwodu poczo tworzy nastpne bataliony jako zwarte bojowe jednostki. Powstay wic wkrtce bataliony dowodzone przez Ora - Wadysawa Skrzypka, Przepirk - Edwarda Gronczewskiego i innych. Wrd nich ruszy rwnie do akcji 6 batalion. Jego dowdc mianowano Jana Daduna - Janusza. Porucznik Janusz przyby do naszych szeregw niedawno, zaledwie przed kilkoma miesicami, po ucieczce z hitlerowskiego obozu jecw. W tym krtkim jednak czasie zdy ju wzi udzia w caym szeregu bitew i potyczek z hitlerowcami. W walce odznacza si nie tylko odwag i brawur, ktre cechoway kadego niemal partyzanta, ale take nadzwyczajnym wprost sprytem i przebiegoci. Cechy te nieraz pozwalay mu znajdowa wyjcie nawet z bardzo trudnych sytuacji. W warunkach partyzanckich odgrywao to rol szczegln; przemylny fortel dawa czsto niebywae rezultaty. Gwardzici umieli to oceni. Janusz cieszy si wic wielk sympati onierzy. Prcz tego jako mieszkaca Lubelszczyzny, syna gajowego z lasw parczewskich, darzono go penym zaufaniem. By czowiekiem znanym, swoim, co znaczyo wwczas wiele, szczeglnie dla gwardzistw, rekrutujcych si z elementu wiejskiego. Janusz przyj wiadomo o nominacji z nie ukrywanym wzruszeniem. Byo to dla niego prawdziwe przeycie. Zdaniem dowdztwa, na stopie oficera GL zasuy sobie w peni. Moglimy by pewni, e z obowizkw, bynajmniej nieatwych, wywie si jak najlepiej.

Nowo sformowany batalion liczy okoo 120 ludzi. Uzbrojenie mia sabsze ni oddzia Kirpicznego. Nie otrzyma ju na przykad dwch cekaemw, tylko jeden, i to ostatni, jakim dysponowalimy. - O drugi postaramy si rycho - zapewni Janusz. I mona byo sowom tym wierzy. Rejon dziaania 6 batalionu nie by rozlegy. Obejmowa okolice Parczewa, Lubartowa i Ostrowa. Jednake Niemcy zgromadzili tam znaczne siy. Janusz mia wic sytuacj nieatw. Zadanie oddziau, sprecyzowane w rozkazie dowdztwa Obwodu, polegao przede wszystkim na przeprowadzeniu mobilizacji onierzy na poudnie od Lubartowa i w okolicach Lublina, nastpnie za na niszczeniu posterunkw hitlerowcw i granatowej policji, rozmieszczonych w terenie. Zadaniem najwaniejszym byo wycinicie posterunku niemieckiego i policji polskiej z Ostrowa oraz zniszczenie siedziby gestapo i andarmerii w Parczewie. Ta ostatnia akcja, szczeglnie niebezpieczna, oznaczaa praktycznie atak na miasto, wiadomo byo bowiem z gry, e Niemcy broni si bd zaciekle i w niejednym chyba punkcie. Janusz by dowdc ambitnym, a e powana cz batalionu skadaa si z onierzy ostrzelanych, a wic i dowiadczonych, i wcale nie lkliwych, oddzia ju w pierwszych dniach pobytu w okolicach Lubartowa stoczy szereg potyczek z hitlerowcami. Janusz umia wykorzystywa ruchliwo, co w efekcie nie tylko zaskakiwao Niemcw, ale rwnie dawao nieze skutki propagandowe. Sdzc, e maj do czynienia z siami daleko powaniejszymi, ni byo w rzeczywistoci, wpadali niemal w panik. Janusz tymczasem, majc na uwadze akcje na Ostrw i Parczew, rozglda si przede wszystkim za uzbrojeniem, gwnie za broni maszynow, zwielokrotniajc niepomiernie si ognia. Zdoby ju co nieco w starciach z hitlerowcami, nie zapewniao to jednake stuprocentowego powodzenia. Pewnego dnia dowiedzia si, e jeden z garnizonw akowskich dysponuje dwoma erkaemami, spoczywajcymi oczywicie, zgodnie z wytycznymi Komendy Gwnej AK, spokojnym snem pod jak stodo. Janusz waha si nieco, w kocu jednak postanowi erkaemy zarekwirowa, przynajmniej na czas akcji. Jak byo do przewidzenia, wrd AK-owcw powstao jednak z tego powodu niezadowolenie. Nikomu przecie nie byo atwo rozstawa si z broni, szczeglnie tak cenn. Ale ju po kilku godzinach, jak donosi nam Janusz, atmosfera si oczycia. AK-owcy i gwardzici doszli wsplnie do wniosku, e waciwie czas najwyszy, aby erkaemy zostay wyprbowane na Niemcach. Janusz owiadczy przy tym, e ta ogniowa prba odbdzie si ju dnia nastpnego, po wtre za zobowiza si zwrci bro natychmiast, jeli garnizon AK bdzie jej potrzebowa do przeprowadzenia jakiej akcji ze swej strony. - Jeli to nastpi - doda - gotw jestem wypoyczy wam i nasz bro, jeeli ni, rzecz jasna, nie pogardzicie. Dzi wy nam, a jutro my wam, jeli tylko bdzie tak chciaa yciowa konieczno... Sowami o yciowej koniecznoci koczy si meldunek Janusza Jakkolwiek nie bylimy w pierwszej chwili zachwyceni ow poyczk, nie moglimy nie przyzna mu racji. Dwa erkaemy mogy w pewnych okolicznociach sta si elementem decydujcym o powodzeniu caego przedsiwzicia. Wkrtce - by to ju bodaj lipiec - posterunek andarmerii w Ostrowiu, mieszczcy si w solidnym murowanym domu, otrzyma od Janusza swego rodzaju ultimatum, wyraone w formie pisma z nagwkiem Gwardia Ludowa. Z treci pisma niedwuznacznie wynikao, e andarmi i policjanci

maj si dobrowolnie, a przy tym natychmiast, wynie z Ostrowa. Jeli to nie nastpi w przewidzianym terminie - gosio pismo - oddziay Gwardii Ludowej zmuszone bd do uycia siy, ktr dysponuj w stopniu gwarantujcym zdruzgotanie wszelkiego oporu. Trudno powiedzie, jak wygldaa debata hitlerowcw nad treci pisma Janusza, mona jednak przypuci, e do ostoi okupanta zawita tego dnia strach. Komendant placwki, oficer niemiecki, postanowi mimo wszystko wytrwa. By moe strach przed przeoonymi okaza si wikszy ni strach przed partyzantami. Ustpowanie z miasta bez boju nie mogo zakoczy si dla Niemcw pochwa ze strony ich dowdztwa. Obwarowani wic tylko jeszcze bardziej w swej twierdzy andarmi oczekiwali ataku. Poniewa ten nie nastpi jednak tak szybko, jak sobie hitlerowcy wyobraali, grob zlekcewayli oni na tyle, e poczli rozpowiada mieszkacom Ostrowa, e nikogo si nie lkaj, a ultymatywne pismo partyzantw jest zwyk przechwak. Tego tylko Januszowi brakowao. Pewnego wieczoru batalion wszed do miasta i zaatakowa siedzib Niemcw. Wkrtce w budynku nie byo ju ani jednego okna, w ktrym tkwiby cho kawaek szka. Ale wezwaniom do poddania si odpowiadaa cisza. Tylko z rzadka zagra niemiecki empi, dajc zna, e Niemcy zdecydowali si na obron. Oczywicie, granatowi policjanci poddaliby si gwardzistom z pewnoci, lecz nie byli w stanie tego uczyni. Gdyby ktokolwiek z nich podnis si tylko, lecy obok niego Niemiec wpakowaby w sojusznika pierwsz kul. Zdobywanie solidnego budynku ze wzgldu na doskonae uzbrojenie jego zaogi przedstawiao zbyt wielkie ryzyko. Taktyka Janusza polegaa wic na nastraszeniu Niemcw, przekonaniu ich, e maj do czynienia z gron i realn si, przed ktr mog uj cao tylko wtedy, gdy opuszcz Ostrw dobrowolnie. Obok placwki miecia si spora mleczarnia, z ktrej kadego miesica przewoono do Lubartowa tony masa, poerane tam przez hitlerowcw i przernych ich sugusw - faszystw wgierskich, otewskich, litewskich oraz wasowcw. Na oczach andarmw mleczarni t zniszczono, i to tak doszcztnie, e nie pozostaa z niej nawet najmniejsza rubka. - To im chyba na razie wystarczy - zdecydowa Janusz. - Nastpnego wieczoru odwiedzimy ich znw. Nad ranem ju partyzanci oddali jeszcze kilka serii do okien oblonego domu i powrcili do lasw parczewskich, oczekujc reakcji Niemcw. Ci jednak wzili si do umacniania swego orodka obrony, dajc tym samym do zrozumienia, e nadal nie s skonni opuci miasta. Nastpnego wieczoru batalion Janusza wyruszy wic znw do Ostrowa, a my wsplnie z nim. Chodzio o to, aby wytyczony sobie cel osign bezwzgldnie. Tak wanie przecie, a nie inn drog Gwardia Ludowa zdobywaa respekt wroga i szacunek narodu. Niemcy zablokowali si jak poprzednio. Nasz napr by jednak silniejszy. Silny ogie i wrzucane do wntrza domu granaty zmusiy hitlerowcw do cakowitego milczenia. Nie odezwa si ju teraz ani jeden empi. Jakie ponieli oni straty, nie dowiedzielimy si dokadnie. Rano przybyy do Ostrowa niemieckie posiki, po to jednak tylko, aby zapewni andarmom bezpieczne wyjcie z miasta i zabra rannych. Ostrw zosta od Niemcw uwolniony. Do lipca 1944 roku, a wic do wyzwolenia Lubelszczyzny, nie by ju przez nich zajmowany na stae miejsce pobytu.

6 batalion wykona bojowe zadanie. Ostrw Lubelski odegra w naszym partyzanckim yciu powan rol i dzi nazwa tego miasteczka jest niejednokrotnie wymieniana w rnych dokumentach i relacjach z lat okupacji. Jego dzielni mieszkacy godni s tego, aby ich pikna postawa w okresie okupacji bya znana i historykom, i modziey. Batalion Janusza stan teraz w obliczu kolejnej akcji, a mianowicie zaatakowania dzielnicy niemieckiej w Parczewie. Sukces w Ostrowiu doda gwardzistom animuszu. Wszyscy poczuli si wicej warci, bardziej silni i zdecydowani. Byo to zwyke zjawisko. Po kadej udanej akcji wstpowa w nas nowy duch; w gorcych dyskusjach dowodzono, e akcj mona byo przedsiwzi wczeniej, e zbyt dugo tolerujemy Niemcw, e czas na rozwinit walk. Bdca nastpstwem zwycistwa fala uniesienia stopniowo opadaa, lecz nastrj ni wywoany nie rozwiewa si dugo i mia znaczenie zasadnicze dla dalszych zamierze. Do przeprowadzenia akcji w Parczewie przygotowalimy si gruntowniej ni uprzednio, poniewa i miasto byo wiksze, i stacjonujcy w nim hitlerowcy stanowili znaczniejsz ni w Ostrowiu si. Batalion Janusza zasilio wielu dobrych, dowiadczonych gwardzistw, takich na przykad jak Gaju, Kolka, Edek, penicych sub w oddziale sztabu Obwodu. Dobrano take starannie uzbrojenie, zgromadzono niezbdne wiadomoci. Wszystko przemawiao za tym, e akcja uda si i Niemcom przetrzepiemy skr tam, gdzie si tego wcale nie spodziewali. Batalion wyruszy na akcj przed wieczorem. Z niecierpliwoci oczekiwalimy ranka, ktry musia przynie nam nowiny. Oczekiwalimy oczywicie nowin pomylnych. Czasami zdarzao si rnie; niekiedy jeden onierz powodowa przez zwyk nieostrono dotkliwe dla nas straty. Z samego rana przyby do naszego lenego miejsca postoju pierwszy patrol z meldunkiem. Meldunek nie podawa jeszcze szczegw, lecz stwierdza oglnie, e wszystko poszo dobrze, a strat gwardzici nie ponieli. Bractwo radowao si bardziej, ni zwyky to czyni dzieci przy choince. Niebawem pojawi si i sam Janusz. Prostujc sw szczup posta, meldowa, e niespodziewanie zaatakowani hitlerowcy przez pene trzy godziny trzymani byli w szachu. Nasz ogie zmusi ich do cakowitego milczenia. W miecie spalono tartak wraz z zapasami drzewa. - Wszyscymy cali! - zakoczy Janusz swj raport. Na jego adnej, niemal dziewczcej twarzy pojawi si umiech. C, mia si z czego cieszy. ciskalimy serdecznie i jego, i Kolk, i Stacha, i kolejno wszystkich gwardzistw, uradowanych sukcesem tak samo jak ich dowdca. - Teraz bodaj na Siedlce! - woa ktry z partyzantw. - Pjdziemy i na Lublin! - dorzuci inny. Rzeczywicie, kademu z nas wydawao si tego dnia, e jestemy ju niemal potg, zdoln wykurzy Niemcw z ich najsilniejszych orodkw.

Nawiasem mwic, o zbrojnym wypadzie do ktrego z wikszych miast Janusz myla wiele. Midzy innymi rozwaana bya sprawa zaatakowania obozu mierci na Majdanku i uwolnienia przebywajcych tam winiw, lecz zamiar ten bez pomocy organizacji AK miasta Lublina i przy naszych aktualnych moliwociach musia by odoony na plan dalszy. Tak czy inaczej, hitlerowcy odczuli ju nasz si. Ujrzeli j rwnie mieszkacy Lubelszczyzny i w niejednym sercu, zatrwoonym jeszcze, pojawiy si wtedy nowe nadzieje. Echa akcji na Ostrw i Parczew rozeszy si daleko. Pod dowdztwem Janusza 6 batalion GL na Lubelszczynie stoczy niejeden jeszcze bj. Sam za peen inwencji dowdca planowa przedsiwzicia coraz powaniejsze. Ten prawdziwy partyzancki bohater zgin niestety, gdy zda ku pnocnej Lubelszczynie dla rozwinicia tam ruchu oporu. Zdarzyo si to pod koniec roku 1943. Gdy gwardzici nocowali we wsi pod Bia Podlask, jaki zdrajca donis o ich pobycie grasujcej w okolicy bandzie NSZ. NSZ-owcy napadli na picych, potem poddali ich torturom. Nad wykopan mogi Janusz stoczy ostatni sw walk, rzucajc si z goymi rkami na herszta bandytw. Strza zakoczy jego ycie, lecz nie przekreli czynu.

Dwie siostry
Na rozcigajcej si midzy Wis i Bugiem rwninie lubelskiej wyrasta spord tysicy wsi wiele penych uroku miast i miasteczek. Niejedno z nich stao si podczas okupacji ogniskiem, wok ktrego coraz szerzej rozpalaa si walka przeciwko wrogowi. Niejedno mona by okreli mianem organizatora tej walki; miano to w peni jest zasuone. Nazywalimy czsto takie miasta i miasteczka oazami. Jak do pustynnej oazy, gdzie oczekuj strawa, woda i wypoczynek, zdaj wdrowne karawany, tak do owych osiedli podali w trudnych chwilach organizatorzy ruchu oporu i partyzanci. Oczywicie, hitlerowcy okrelali je inaczej. Dla nich byy one rozsadnikami komunizmu, ostojami bandytyzmu. Starali si wic nie szczdzi swej opieki mieszkacom miast Lubelszczyzny w postaci umocnionych garnizonw, ktrych dowdcy i oficerowie mieli wadz nad miejscow ludnoci. Wadz doprawdy absolutn. Wyraaa si ona midzy innymi w tym, e kadego, kto im si nie podoba, mogli pozbawi ycia - powiesi lub zastrzeli na miejscu, przed nikim si nie tumaczc z tych morderstw. Mogli przeprowadza masowe aresztowania, apanki, obojtnie gdzie i kiedy. Krtko mwic, mogli dokonywa wszelkich zbrodni, czyni to wszystko, co jest najgorsze, najbardziej otrowskie, wszystko, co moe wymyli faszysta, indywiduum yjce psychicznie ju w wiecie raczej zwierzcym, a przy tym majce nieograniczon wadz zwycizcy. Wrd miast i miasteczek Lubelszczyzny szczeglnie znane w czasie okupacji byy - poza, oczywicie, Lublinem - Kranik, Lubartw i Ostrw, nazywany przez partyzantw i samych mieszkacw Lubelszczyzny Paryem Pnocy. Tkwio w tej nazwie co z konkurencji z Leningradem. Zasuguje te na przypomnienie i uwag osiedle Rzeczyca - nie bdce miastem czy miasteczkiem, lecz po prostu du wsi. Partyzanci okrelali j mianem Maej Moskwy. Wspominam Rzeczyc dlatego, e jej

mieszkacy odegrali na poudniu Lubelszczyzny wielk rol w walce z okupantem. Rzeczyca znana bya nie tylko na Lubelszczynie, lecz w caym kraju. Z tego te powodu, jeli jaki podrny zapyta w pocigu swego ssiada, jak waciwie nazywa si wie, ktr partyzanci okrelaj mianem Maej Moskwy albo te, ktre to miasteczko nazywane jest Paryem, indagowany spoglda uwanie na pytajcego. Co mogo by przyczyn, e kto interesuje si miejscowoci powszechnie znan? I gdy nasuna si jaka wtpliwo co do intencji ciekawskiego, wwczas rozmowa z nim w najlepszym przypadku dobiegaa koca. Sdz, e miejscowoci, ktre tu wspominam, jak rwnie wiele innych, zasuguj cakowicie na zainteresowanie nawet uniwersytetw. Dobrze staoby si, gdyby na przykad modzi magistranci powicali swoje prace badaniom tych wszystkich miejscowoci Lubelszczyzny, ktre w czasie okupacji widniay na mapie, naszej partyzanckiej mapie, jako oazy dla chorych, rannych i spragnionych, na hitlerowskich za mapach widniay jako gniazda bandytw. Myl, e prace takie przyniosyby korzyci nam wszystkim, szczeglnie za modziey, ktra permanentnie poszukuje rdowych wiadomoci o wydarzeniach minionej wojny. Modzie pragnie wiedzie jak najwicej o swojej wsi, swoim miecie i swoim kraju. Chce wiedzie jak najwicej o swych najbliszych. A jest przecie o czym mwi, jest o czym pamita...

W szkicu tym pragn wspomnie o miecie Lubartowie, w ktrym Polska Partia Robotnicza miaa podczas okupacji silne wpywy. Miaa za te wpywy nie dlatego, e jej szeregi byy tam liczne, lecz dlatego przede wszystkim, e wrd mieszkacw Lubartowa znajdowao si bardzo wielu sympatykw partii. To byli jej sojusznicy, przy czym mam tu na uwadze ludzi w jakim stopniu czynnych, wspomagajcych parti w jej poczynaniach, zaangaowanych w organizowaniu walki wyzwoleczej. Posiadanie przez parti tak wielu sympatykw i przyjaci w Lubartowie stanowio przede wszystkim zasug komunistw, dziaaczy lewicowych z lat midzywojennych. Wbrew rodzimej reakcji, gotowej przeciwko komunistom choby z samym diabem spk podpisa, pierwsi podnieli oni do najwyszej rangi haso bezwzgldnej walki z okupantem. Wrd komunistw z Lubartowa hasu temu szczegln wierno okazaa rodzina Tomasiakw.

Rodzin Tomasiakw poznaem bliej dziki Kazikowi Sidorowi. Byo to w pierwszych dniach maja 1943 roku. Pamitam, przybylimy w odwiedziny do Tomasiakw pnym wieczorem. Polakom o tej porze nie wolno byo znajdowa si poza domem, chyba e kto dysponowa specjaln przepustk. Mymy co prawda takich przepustek nie mieli, jednake znajdowalimy si za to w posiadaniu przepustek swoistych - dobrych, nabitych pistoletw. Gowa rodziny, Jan Tomasiak, rewolucjonista jeszcze z 1905 roku, spokojnie cho badawczo zmierzy nas spojrzeniem. Wydawao mi si, e duej zatrzyma wzrok na nie znanych mu jeszcze przybyszach. Matka, Wadysawa Tomasiak, mimo pnej godziny krztaa si jak kada matka po izbie i powiedziabym, e nie zwrcia na nas uwagi. Troch mnie to nawet zdziwio. Pniej dopiero uwiadomiem sobie, e Tomasiakowa wiedziaa, e gocie - jak zwykle, tak i teraz - maj z pewnoci

sporo kopotw i z niektrymi z nich przybyli do jej crki, Irki, ktra z kolei, jak to zawsze czynia, zatrudni swych najbliszych w rodzinie, przede wszystkim modsz siostr Ew. Nie zapomni te z pewnoci o tym, aby przydzieli kawaek dobrej roboty swym znajomym, dziaaczom antyhitlerowskiego ruchu. Warto wspomnie, e przy rodzinie Tomasiakw wychowywao si wyrwane z getta dziecko - maa Haneczka. Irka i Ewa wprost ubstwiay dziecko i otaczay je najserdeczniejsz opiek, chcc mu zastpi rodzicw. Starzy Tomasiakowie traktowali Hani jak wasn wnuczk i rzeczywicie czuli si jej dziadkami. Pocztkowo byli w kopocie, gdy trzeba byo wytumaczy, czyj jest ona creczk, potem po prostu owiadczali, e Hania jest dzieckiem innej jeszcze ich crki, znajdujcej si poza domem. Rodzin Tomasiakw odwiedzaem jeszcze kilkakrotnie, szczeglnie wwczas, gdy chcielimy si dowiedzie o stan zdrowia rannych, ktrymi opiekowaa si Irka. Jedni z nich znajdowali si na tak zwanych melinach, inni leeli w szpitalu, w ktrym Irka pracowaa jako pielgniarka od kilku ju lat.

Przy okazji spotka prosilimy Irk o leki dla chorych, ktrych wielu rozlokowano we wsiach pooonych wok lasw parczewskich. Byway dni, e mielimy sporo cierpicych na przezibienia, szkorbut, rany, czerwonk, wierzb. Trudne warunki partyzanckiego ycia sprzyjay przernym chorobom. Irka zmuszona bya przeprowadza - na ma oczywicie skal - swego rodzaju ekspropriacj potrzebnych nam lekarstw. Spisywaa si dzielnie. Niezalenie od tych trudnych zada, Irka od momentu powstania partii w Lubartowie penia funkcj czniczki. Za jej porednictwem utrzymywano kontakty ze Sztabem Gwnym Armii Ludowej w Warszawie. Niejednokrotnie wyjedaa do Warszawy wysyana przez I sekretarza PPR i zarazem dowdc Obwodu Lubelskiego GL Michaa Wojtowicza - Zygmunta. Dzielny ten dziaacz partii zosta w pocztkach kwietnia 1943 roku zabity przez hitlerowcw na dworcu kolejowym w Lublinie. Bya to ogromna strata dla organizacji lubelskiej. Przyjacielem Zygmunta by jeden z pierwszych organizatorw PPR na Lubelszczynie, Kazik Sidor. Gdy 2 maja 1943 roku poznaem we wsi Rudka Kazika, przystojnego, miego czowieka, ongi studenta medycyny, jego rodzina miaa ju za sob straszliw tragedi, o ktrej by moe wspomni kiedy sam Kazik, cho trudno powiedzie, czy to nastpi. Byo to zdarzenie tak wstrzsajce, e nieatwo bdzie o nim pisa, zwaszcza Kazikowi. Irka bya adn dziewczyn o ujmujcej powierzchownoci. Jej sposb bycia wiadczy o duej kulturze wewntrznej. Okazywana przez ni yczliwo dla ludzi przysparzaa jej wielu przyjaci. Bya ona kobiet mod, miaa zaledwie 24 lata, jednake jej pogldy ideowo-polityczne uzna mona byo za ustabilizowane. Nic wic dziwnego, e partyzanci - a znaa ich jako pielgniarka bardzo wielu darzyli j szacunkiem i zaufaniem. Bya ubiana powszechnie, a ceniono jej zalety i jako czonka partii, i jako czowieka. Oczywicie, trafiali si i tacy, ktrzy, nie mic wyjawi Irce swych uczu, byli w niej po prostu zakochani.

Doda tu mona, e nie brakowao take wielbicieli Ewie, modszej od Irki o jakie cztery lata, ale chyba od niej pikniejszej. Ewa, nawiasem mwic, zachowywaa si nader wstrzemiliwie wobec adorujcych j konkurentw. Modsz z sistr cechowaa niezwyka odwaga i stanowczo. Jeeli przyrzeka co zaatwi, mona byo by spokojnym o rezultaty. W ogle Irka i Ewa, dwie bojowniczki partii, byy uosobieniem prawoci, mioci i szacunku do czowieka, wraliwoci na zo, a jednoczenie radoci ycia i optymizmu. Atmosfera, ktr obie siostry umiay stwarza wok siebie, powodowaa, e ten i w z partyzantw mniej lub wicej zgrabnie stara si nadal o ich wzgldy. Irka, jak kada kulturalna i mdra dziewczyna, odpowiadaa adoratorom umiechem, ale na tym si zawsze koczyo. Pojawi si jednak w kocu, jak zwykle bywa, w wybrany. Okaza si nim radiotelegrafista Mietek, ktrego w ostatnich dniach kwietnia zrzucono w rejonie lasw parczewskich. Nie majc kontaktu, Mietek bka si po lesie w okolicy wsi Orzechw i dopiero nad ranem spotka jakiego czowieka idcego traktem. Spadochroniarz ukry si za drzewem, obserwujc go i zastanawiajc si, czy zwrci si do niego. Traf chcia, e idcym by stary komunista z Orzechowa, Tkaczuk, ktry okaza si sprytniejszy od Mietka. Dostrzeg go, lecz przeszed obok spokojnie, a oddaliwszy si, zaszed go z tyu. Manewr uda si Tkaczukowi jak najbardziej i zaskoczony radiotelegrafista zacz si tumaczy, e jest swoim czowiekiem i e znalaz si na tym miejscu przypadkowo. Tkaczuka to nie zadowolio. Pocz wypytywa Mietka, dajc absolutnie prawdziwych odpowiedzi. - Jeli nie bdziesz mwi prawdy, potraktuj ci jak hitlerowskiego szpiega. - Nie jestem szpiegiem - zaprotestowa Mietek. - Kto tam wie, kim jeste...-spojrzenie Tkaczuka stao si jeszcze bardziej surowe, jednoczenie jednak stary komunista ywi nadziej, e mody i przystojny nieznajomy moe by przyjacielem, a nie wrogiem. - Mw, kim jeste! Rewolwer w rkach Tkaczuka okaza si w tym przypadku pozytywnym argumentem. Mietek uzna, e na pewno ma do czynienia z kim z ruchu oporu. Zreszt twarz Tkaczuka, jego otwarte spojrzenie skaniay do szczeroci. - Jestem Mietek - wyzna w kocu - wychowanek Politechniki Lwowskiej, czonek KZMP, a teraz czonek partii. Kim jestem? Ot, po prostu spadem dzisiaj z nieba. - W jaki sposb to udowodnisz, bracie? - W jaki sposb? W prosty sposb. Zaprowadz was do spadochronu. Ukryem go niedaleko... Tkaczuk w kocu uwierzy, rewolwer powdrowa z powrotem do kieszeni. O przybyszu zameldowano Sidorowi, ktry z kolei przy pomocy Irki ulokowa Mietka w Lubartowie, dajc mu tam mono wykonywania swoich obowizkw. Tak Irka poznaa Mietka.

Pewnego wieczoru - byo to w pierwszych dniach czerwca - siedzielimy u Tomasiakw przy kawie zboowej. Rozmowa potoczya si w pewnej chwili wok przyszoci. Widzielimy si ju w wolnej Polsce, marzenia uniosy nas na chwil w inny, lepszy wiat. Irka znaa ju swe miejsce w tym wiecie, w wolnej Polsce - chciaa zosta lekarzem. Jak wspomniaem, bya ona pielgniark, ale wyleczya niejednego partyzanta, ofiarnie i umiejtnie pielgnowaa na przykad Franka Woliskiego, jednego z pierwszych dowdcw GL na terenach pnocnej Lubelszczyzny. Kady z obecnych mia na temat przyszoci co do powiedzenia. Od czasu do czasu zerkaa na Ew, ktra nie moga oderwa oczu od Kazika. Wida byo, e ywi do niego du sympati. Kazik nie odwzajemnia spojrze. By surowy, niedostpny, nawet dla uroczej Ewuni. Gdy ju nacieszylimy si przysz Polsk i gdy ostatnia kromka chleba znikna ze stou, jak gdyby mimochodem wspomniaem, e mamy znw sporo kopotw, kopotw duych i maych. W ten sposb przystpiem do omwienia zasadniczego celu naszej wizyty. - Kopoty? - Irka uniosa brwi. - Jeli co si w ogle pragnie robi, zawsze trafiaj si kopoty. Po dalszej wymianie zda wyjanilimy wreszcie, jakie to kopoty mielimy na myli i o jak pomoc nam chodzi. Chodzio za o wyszukanie lokalu na redakcj pisma. Zamierzalimy bowiem wydawa pismo i choby w nakadzie kilkuset egzemplarzy wysya w teren. Ludzie byli spragnieni prawdziwych wiadomoci z frontu i kraju. - Redaktora i technika w jednej osobie ju mamy - wyjanilimy. - Brak nam natomiast lokalu i maszyny do pisania. Inaczej mwic, mamy ju bat, brakuje nam zaledwie konia i wozu. Irka zamylia si. Nie mwic nic, wstaa od stou i zakrztna si koo kuchni. Nie nagabywalimy jej, rozmowa przesza na inny temat. I moe na tym zakoczylibymy odwiedziny, gdyby Irka sama nie powrcia do poruszonej przez nas sprawy. - Myl, e bdzie mona co zrobi - owiadczya. - Na pewno bdzie mona co zrobi. Odpowiem wam za dwa, trzy dni... Potem, mwic ni to do nas, ni to do siebie, wspomniaa, e dopomoe nam z pewnoci Biskupowa, dzielna kobieta i dziaaczka partyjna. Irka miaa z ni rozmawia jeszcze tego samego dnia. - A gdzie macie tego redaktora? - zapytaa nagle. - Redaktor jest i naszym zdaniem zupenie niezy. Jeli ju bdziesz miaa dla niego miejsce, daj nam zna. Przylemy go do ciebie. Nazywa si bdzie Bolek i tak ci si przedstawi. Powracalimy z Kazikiem na rowerach w kierunku Ostrowa ju pn noc. - Jak sdzisz? - zwrciem si do Kazika - Bdzie mona w Lubartowie zorganizowa melin dla Bolka? - Nie mam adnych wtpliwoci - odpowiedzia Sidor. - Jeli Irena powiedziaa, e to zaatwi, mona by pewnym. To czowiek niezawodny; ma i autorytet, i znajomoci.

Irka wyszukaa rzeczywicie siedzib dla redaktora. Po kilku dniach przyby do niej Bolek - Alef Bolkowiak, aby tworzy najgroniejsz amunicj: odezwy i gazetki. Siedzib t byo poddasze u Biskupowej.

Warunki pracy byy tam bardzo cikie. Gdy pewnego dnia odwiedziem Bolka, nadziwi si nie mogem, jak on je w ogle fizycznie wytrzymuje. W czasie dnia na poddaszu byo niesamowicie gorco, rozpalona socem blacha buchaa wprost arem. Dopiero wieczorem mona byo tam odetchn. Niemniej praca sza naprzd. W krtkim czasie popyny w teren z naszej redakcji i drukarni pierwsze wiadomoci o toczcej si na frontach walce przeciwko hitleryzmowi oraz wiadomoci z Polski i o Polsce. Gazetka nosia tytu Trybuna Ziemi Lubelskiej. Bolek krtko zreszt przebywa w Lubartowie. Nie tylko oczywicie z tej racji, e nie by w stanie dugo wytrzyma pod piekieln blach. Po paru tygodniach sta si on wdrownym redaktorem, raz tu, raz tam drukujcym sowo prawdy. Szo ono od wsi do wsi, dodajc mieszkacom Lubelszczyzny odwagi, wzywajc ich do walki, to znaczy do ycia.

Wspominaem ju o Mietku-radiotelegraficie, ktry pewnego dnia znalaz si w domu Tomasiakw. Jego obowizki polegay na przekazywaniu wiadomoci o wrogu, szczeglnie o kolejowych i drogowych transportach wojskowych. Wiadomoci tych dostarcza mu gwnie Murzyn - Ryszard Postowicz zbierajcy dane wrd kolejarzy, przed ktrymi hitlerowcy nie mogli nic ukry, choby si o to jak najbardziej starali. Informacje, przekazywane przez Mietka do sztabu wojsk radzieckich, miay du wag. Wyobramy sobie, na przykad, e sztab otrzyma informacj nastpujcej treci: W dniu 27 sierpnia 1943 roku o godzinie 20.15, w kierunku Lublin - Chem - Kowel przejecha transport czogw. Zauwaono emblemat trjkta - kolor niebieski. Ten sam emblemat notowano w dniu 22 sierpnia na tej samej trasie. Polscy kolejarze przypuszczaj, e jest to 10 dywizja, ktra przybywa z Hanoweru. Wiadomo tego rodzaju jest wprost bezcenna. Dowdca wikszego zgrupowania, a z kolei okrelonego odcinka frontu, otrzyma szybkie i dokadne dane o przeciwniku, ktre pozwoliy na dalsze zorientowanie si w jego sile i brakach, odnotowanych w innym czasie i w innych walkach. Mietek systematycznie przekazywa wiadomoci, lecz ostrono nakazywaa przerwanie ich na jaki czas. Stacje radiopelengacyjne, a tych Niemcy mieli sporo, zdolne byy okreli miejsce pracy tajnej radiostacji, a za pomoc samolotw i specjalnego aparatu zlokalizowa nawet dom, w ktrym si ona znajdowaa. Tak wic radiostacja Mietka zamilka. Mietek uda si do Lublina, na inn melin, aparatura nadawcza pozostaa za w mieszkaniu Tomasiakw. Dlaczego? Trudno na to pytanie odpowiedzie. ycie szo naprzd, z kadym dniem bogatsze we wraenia, coraz bardziej niebezpieczne. Irka miaa pene rce obowizkw, z ktrych wywizywaa si, jak dawniej, bez zarzutu. Tyle tylko moe, e jej myli pochaniaa teraz mio do Mietka. To wzajemne uczucie byo szczere i gbokie, co wynika zreszt z pniejszego listu Ireny.

Nieszczcie nadeszo pewnego listopadowego dnia. W mieszkaniu Tomasiakw zjawili si gestapowcy. Przeprowadzona przez nich rewizja nie daa wynikw, niemniej i Iren, i Ew aresztowano i osadzono w wizieniu na Zamku w Lublinie. Przypadek zrzdzi, e gdy gestapo dokonywao rewizji w domu Tomasiakw, Kazik Sidor i Bolek Kwiatek kierowali tam wanie swe kroki. Zorientowali si na szczcie, co si wici, i do domu nie weszli. Wysali tylko chopca, ktry zrelacjonowa im pniej, co zaszo u Tomasiakw. Wie o wypadku bardzo nas wszystkich zmartwia. Jednoczenie niepokoi nas fakt, e nie zdoalimy ustali przyczyny aresztowa. Po dzi dzie pozostaa ona nie wyjaniona. W kocu grudnia gestapo pojawio si znw u Tomasiakw. Tym razem hitlerowcy przybyli wraz z Mietkiem-radzist. Tomasiaka nie byo wwczas w domu. Wyjecha do Warszawy, jak mwia Tomasiakowa. Mietek by straszliwie pobity. Po prostu nie mona go byo pozna. Sta przed ni z zakneblowanymi ustami. Zamany paka. Potem zbliy si do fotografii Irki, spojrza na ni. Nic nie mwi, nie mg mwi. W tym momencie dopad do niego ktry z gestapowcw, gwatownie szarpic nim i wypchn na podwrze. Potem wszyscy ruszyli ku stodole. Tam wanie znajdowaa si radiostacja. Teraz j znaleziono... Tomasiakow rwnie aresztowano tego dnia i odwieziono do wizienia w Lublinie. Wrg rozbi pikn rodzin polskich komunistw. Czas pyn dalej. Bywao tak, e dzie czy noc cigna si powoli, leniwie; innym znw razem chciao si ulatujce godziny przeduy. Niekiedy od zapadajcego zmroku lub nadchodzcego witu zaleao istnienie, ycie. Hitlerowskie armie, cho gromione raz po raz przez Armi Radzieck, byy jeszcze silne i prne. Mogy one niejednego jeszcze przeciwnika powali na kolana. Dla naszego narodu stanowiy one si niebezpieczn i zowrog. Tote kada nasza wiadomo o zwycistwie nad hitlerowcami obiegaa lotem byskawicy cay kraj, docieraa wszdzie, rwnie do chat Lubelszczyzny. Przenikaa przez wizienne mury. Irka pracowaa take w wizieniu jako pielgniarka, niosc opiek katowanym, pomagajc im w trudnych chwilach zachowa si godnie. Kady, ktokolwiek zetkn si z ni, ywi mg do niej tylko szacunek i wdziczno. Niezomn postaw wobec oprawcw zachoway i ona, i Ewa. Dwie dzielne siostry pozostay wierne partii i ojczynie. Pozostay wierne do koca. W lutym 1944 roku skazano je na kar mierci. Przyjy wyrok spokojnie i z godnoci. Wspominaj o tym w swych ostatnich listach. Oto ich tre:

Dla naszej Mateki od Ireny i Ewy. Lublin, 15.II.1944 r. Zamek, cela 35 Mateko!

Pamitaj o tym, e nie wolno jest nam paka ani rozpacza. Musisz by silna i znie to wszystko, aby kiedy mc powtrzy, co i jak byo, innym. My nie wiemy, co bdzie z nami, niemniej idziemy z dumnie podniesion gow. A Ty kiedy te bdziesz z nas dumna, prawda? Ju moesz ni by, nam nie zabraknie odwagi na pewno. Jeszcze raz bardzo prosz Ci znie, cokolwiek by si stao, ze spokojem takim jak my. Chocia t drog cauj Ci bardzo, bardzo mocno, a Ty ucauj innych, ktrzy na to zasuguj. Pa, mateko Bd zdrowa i yj, bo masz dla kogo. Twoja Irena Gdyby Bg pozwoli Ci, Kochana, widzie jeszcze Mietka, opowiedz Jemu, jak byo z nami, e jeszcze dzisiaj wierz, e musimy przey i zwyciy na pewno. Doczekamy i zwyciymy. Powiedz Mu o tym, e nie mam do Niego alu i On do mnie te nie powinien mie. Dzi wiem, jak bardzo Go ceni i kocham. Jest naprawd kochanym chopakiem. Powiedz Mu to wszystko, e myl o Nim zawsze i bd mylaa... Irena Ucauj Staruszka, powiedz mu, e jemu zawdziczamy nasz dzisiejsz postaw i godnie przyjmujemy, jak przystao na jego crki, z ktrych moe by do koca ycia dumny. Irena i Ewa Nastpny list, z dnia 16.II.1944 r., pisze tylko Ewa: Najdrosza mamo! Bd zdrowa i mna. Musisz koniecznie przetrwa. Wiesz, e masz dla kogo y. Wspomnij t malek istot Hank. Ona Ci zastpi nas. Zreszt syn i crka, Staruszek. Widzisz? Czekaj Ci obowizki. Bdziesz musiaa opowiada o nas. My nie aujemy niczego, tak m usiao si sta. Kochana! Los ten jest ciki i sodki zarazem. Zostawiam Ci te papiery, jak bdziesz moga, to wemiesz ze sob. Tylko nie pacz, bo bdzie nam ciko. Cauj Ci tysic razy, a Ty ucauj wszystkich. Do ostatniej chwili myl o moich Kochanych, och, ojczulek, chciaybymy Go widzie. Trzymaj si mocno i dzielnie. Czekaj na Ciebie, pamitaj. Ewa 17 lutego pisz Irena i Ewa: Kochane nasze Helu i Kaziu! W lad za tamtym pisz do Was drugi list. Naley dzisiaj odwoa niektre rzeczy, a mianowicie: Nie trzeba wysya tych szpargaw, jak okulary, poczochy i inne, o ktre prosiam przedtem. Nas, to znaczy mnie ju nie bdzie wtedy, kiedy bdziecie czyta ten list. Lecz nasza mateka zostaje i o niej musicie pamita koniecznie.

Przysyajcie zamiast trzech - jedn, tylko obfitsz i bardziej urozmaicon. Liczc si z tym, e ona jest chora i nie ma absolutnie apetytu, a przy tym naprawd nieszczliwa. My idziemy pierwsze, to zawsze jest lej. A ona biedna jeszcze dzisiaj o niczym nie wie. Nie moemy odbiera jej odrobiny nadziei, jak ma. Niemniej wyobraam sobie, jak bardzo odczuje to, jak si dowie nagiej prawdy. My idziemy w lad za Stef, gupstwo, nam wszystko jedno. Gorzej tym, ktrzy musz przey rozstanie si z nami, prawda? Kochane, nie martwcie si o nas, przyjmujemy to, jak Nam przystao, ze stoickim spokojem i godnoci. Szkoda, e tak si ukada, tak bardzo chciaam si jeszcze widzie z Wami, to znaczy ze Staruszkiem i Tadzikiem, z Tob Helu, ale co zrobi? Trudno. Kochana, wdziczna Ci jestem za wszystko, co byo i co bdzie, bo wierz w to, e nie zapomnicie o tej, ktra tu zostaje. Moe Bg jej pozwoli wrci do Was; to Wam opowie wszystko. Wicej nie mam co pisa, bo co moe myle czowiek bez jutra? Kochana, poegnaj wszystkich ode mnie. ycz Wam wszystkiego dobrego. Cauj mocno. Irena Kochane! Ja te pisz kilka sw na koniec. Wic przyczam si do proby Ireny i bardzo prosz, ebycie byy tak dobre. Wanie najwicej al mi Matki. Ona nawet nie przypuszcza czego podobnego. My niczego nie aujemy, bo wiemy, za co idziemy. Tak musi by. Nas nie bdzie, ale bdzie co, na co czekaymy i to jest dla nas nagrod za wszystko. Niczego wicej nie pragn. Wy bdziecie oglday To Co. Poegnajcie ode mnie TADKA, powiedz, eby si nie martwi, bo nie warto. Niech pamita, e ma jeszcze rodzicw. Ucaujcie Haneczk. Jestecie kochane, ecie si zaopiekoway Ni. No egnajcie, bdcie zdrowe, wspominajcie czasem nas, nic wicej... Ewa

Irena i Ewa, dwie siostry - jake pikne postacie w naszym antyhitlerowskim ruchu - zostay rozstrzelane. Zamordowano rwnie Mietka. By moe, kto zajmie si bliej histori, ktr wspominam. Moe zanurzy si w minionym czasie i wydobdzie z zapomnienia szlachetne imiona, nakreli obraz skromnych, lecz nieugitych, szlachetnych i wielkich onierzy wolnoci.

Dentelmeni z cichego zaktka


Lubelszczyzna dugo bya dla hitlerowcw rezerwuarem ywnoci, z ktrego czerpali oni obficie. Jednake ju latem 1943 roku, w odpowiedzi na apel Komitetu Centralnego PPR, wszystkie organizacje partyjne oraz garnizony Gwardii Ludowej na Lubelszczynie, jak zreszt rwnie na innych terenach okupowanego kraju, energicznie zabray si do pracy, w rny sposb rozpowszechniajc

wrd chopw tre apelu, streszczajcego si w hale: nie pozwlcie okupantowi zbiera kontyngentw zboa i misa! Napisy i ulotki takiej wanie treci pojawiay si we wszystkich wsiach Lubelszczyzny. Nad t te spraw radzia w sierpniu organizacja partyjna w gminie Firlej. Przybyem na posiedzenie organizacji wraz z kilkoma towarzyszami celem udzielenia firlejskiej organizacji pomocy, o ktr zwrcia si ona uprzednio do kierownictwa Obwodu. Pnym wieczorem, gdy si ju wszyscy zebrali, jeden z miejscowych towarzyszy zagai posiedzenie tymi sowami: - Partia zaleca nam wszystkim walk z rabunkiem ywnoci przez okupanta i w walce tej uczestniczy patriotyczna ludno wiejska w coraz szerszym stopniu, chocia okupant stosuje wobec chopw ostre represje. Tymczasem, jak nam wszystkim wiadomo, niedaleko od naszej gminy, w lasach kozowieckich, znajduje si duy majtek hrabiego Zamojskiego, z ktrego to majtku Niemcy czerpi ywno jak z dobrze zaadowanego spichrza. Jak nas informuj robotnicy rolni i leni, coraz czciej bywaj tam hitlerowcy z Lubartowa i Lublina, nie wyczajc gestapowcw i esesmanw. Chopi pracujcy w majtku powiadaj, e Niemcy s tam bardzo mile widziani tak przez samego pana hrabiego, jak i zamieszkujcych u niego przernych obszarnikw, ktrzy cignli do bezpiecznego dla nich zaktka z rnych stron naszego kraju. S tam wic panie i panowie, bardzo podobno nieszczliwi. Kiedy jednak Niemcy u nich goszcz, w paacu nie tylko nie jest smutno, ale gwarno i wesoo. Brzcz kielichy, gra muzyka, sycha piosenki polskie i niemieckie na przemian. Podobno najbardziej tam lubian piosenk polsk jest Rano, rano, raniusieko, rano po rosie..., bo gdy wszyscy Niemcy s ju dostatecznie obarci i opici, rozpoczynaj wdrwk po stodoach i stajniach... - Oczywicie razem z nieszczliwymi paniami - doda kto z obecnych. Niestety, bya to prawda. Komitywa goszczcych w majtku Zamojskiego osb z hitlerowcami dosza ju do stanu, ktry wzbudza szczere oburzenie ludnoci. Chodzio jednak przede wszystkim o kwesti dostaw kontyngentowych dla Niemcw. Hrabia stara si wyciska z pracujcych u niego robotnikw jak najwicej, by dostawy zwiksza, gdy rzecz polegaa wanie na tym, aby Niemcom da jak najmniej lub w ogle nie da nic. Miejscowi chopi - cign mwca - prosz nas o pomoc, bo trudno ju to wszystko w sumie znie, my za z kolei zwracamy si do was, towarzysze z kierownictwa, poniewa o wasnych siach pomocy tej nie jestemy w stanie udzieli. Obecnie sytuacja jest taka: apel KC gosi, by Niemcom kontyngentu nie da. I susznie. Ale do zrealizowania tego hasa potrzebne jest dziaanie, poniewa w majtku Zamojskiego robotnicy otrzymali od nieszczliwych panw po prostu rozkaz, aby omoty z dobrych tegorocznych plonw przeprowadzi jak najszybciej. Gdy robotnicy zapytali, po co ten nadzwyczajny popiech w mceniu, panowie rozoyli rce. Trudno, kochani, trudno - powiadaj. - Sia wysza, co robi? Mog by przykre konsekwencje i dla nas, i dla was, jeli Niemcy nie otrzymaj tego, co chc. Te argumenty naszych panw podtrzymyway panie, szczebiocc: Takie to czasy, kochani! Da trzeba i bdzie spokj w naszym zaktku...

Nasuchalimy si tej nocy wiele o cikim yciu obszarnikw i trudnych dla nich czasach w ich cichych zaktkach. Zapada decyzja dziaania. witao ju, gdy towarzysze z firlejskiego garnizonu odchodzili do domw, aby przygotowa si do wyprawy.

W odwiedziny do paacu Zamojskich wybierao si niewielu gwardzistw, wszystkiego moe dwudziestu kilku. Wrd nich Janek Sawiski, Franek Woliski - dowdca okrgu pnocnej Lubelszczyzny; Kazik Sidor, Kolka - Mikoaj Meluch, mieszkaniec wsi Jamy, jeden z pierwszych gwardzistw; Stach i jego brat Czesaw, mieszkacy wsi Rudka, rwnie jedni z pierwszych partyzantw GL; Leszek Marzenta i inni, wszyscy odwani, dzielni chopcy. Mona byo z nimi - jak to si mwi - gry przesuwa. Nie zwlekajc, siedlimy na dostarczone nam przez garnizon rowery i ruszylimy gsiego naprzd. Droga bya piaszczysta, tote nasze metalowe rumaki skrzypiay tak paczliwie, jak gdyby kto im krzywd wyrzdza. Jako jednak kilometrw ubywao. Na horyzoncie ukazaa si wreszcie ciana lasu kozowieckiego. Porusza si nad ni maleki punkcik. Gdymy go rozpoznali, zaniepokoi nas. - Spjrz, Mietek - odezwa si do mnie Kazik.- Ten obuz nad lasem ju z samego rana wisi.- Tak, to Suchy patroluje okolice - odezwa si Kolka - Trzeba si go wystrzega. Suchy - Storch, latajc na rozpoznanie oddziaw partyzanckich, czsto otwiera ogie do podejrzanych ludzi na kach i pastwiskach. Niebezpieczny by rwnie dla oddziaw lenych, ktrych miejsce pobytu rozpoznawa po dymach z ognisk, wznoszcych si nad wierzchoki drzew.

Zwikszywszy tempo jazdy, ledzilimy bacznie ruchy Suchego, brzczcego monotonnie w powietrzu. Janek Tyfus sapa na rowerze jak parowa maszyna, zwrcilimy mu wic uwag, by zachowywa si troch ciszej, bo Suchy moe go dosysze. Hitlerowski lotnik nie dostrzeg nas jednak, cho niewtpliwie znajdowalimy si w jego polu widzenia. By moe zajo go w tym czasie co innego. Gdy przybylimy do majtku, wrzaa tam ju praca. Huczay mocarnie, sypao si obficie polskie zboe. Aby Niemcy mieli dobry chleb. Dziki oglnej krztaninie moglimy spokojnie, a wic i dokadnie, obejrze zabudowania i dokona podziau zada. Kilku towarzyszy otrzymao rozkaz przerwania linii telefonicznej oraz zatrzymania w gwnym budynku wszystkich tam obecnych; inni wyruszyli do pozostaych obiektw. My za, to znaczy Janek, Kazik, Franek i ja, ruszylimy w stron bramy, przez ktr weszlimy na obszerny podwrzec. W gbi ujrzelimy paacow werand. Mimo i byo jeszcze stosunkowo wczenie, okoo dziesitej, przy stolikach siedziao chyba kilkadziesit w sumie osb. Grano, jak si zorientowalimy, w bryda, popijajc przy tym zachwalan gono kaw ze mietank. Panie wybuchay raz po raz beztroskim miechem, ktry perlicie odbija od chrapliwego, cikiego odgosu mocarni. Dugo stalimy, obserwujc bez sowa rozbawione towarzystwo, i przysuchujc si melodiom najnowszych niemieckich szlagierw. Nie zwracano na nas uwagi, a gdy wreszcie nas zauwaono, nie

wywoao to, o dziwo, adnego poruszenia. Jaka niewiasta nadal piewaa solo, pozostae panie prowadziy oywion konwersacj. Wszyscy byli odziani do lekko, piknie opaleni, wypielgnowani. Wreszcie jeden z panw, ubrany w nieskazitelnie biae spodenki, lecz bez koszuli, unis si z krzesa i podszed do nas wolnym krokiem. Nie witajc si wcale, ju z daleka rozpocz dziwn dla nas peror: - Co prawda do dawno ju nie bylicie u nas, panowie - mwi, cedzc kade sowo. - Mimo to musz wam powiedzie, e tak robi nie wolno. Pojawiacie si nagle, ni std, ni zowd, bez zapowiedzi... Przecie musi by, panowie, jaki porzdek, dyscyplina! Chocia traktuj was jak goci, o czym niejednokrotnie ju si przekonalicie, i jestem nawet bardzo rad, widzc was w tych trudnych czasach zawsze gotowych do czynu, niemniej bd zmuszony zwrci waszemu komendantowi ostr uwag, poniewa o dyscyplinie zapomina nam nie wolno. Porzdek musi by, panowie! Pouczajc nas, jak powinnimy si zachowywa w trudnych wojennych czasach., hrabia zbliy si i obj nas wadczym spojrzeniem. Widocznie oczekiwa od nas jakiej odpowiedzi, ale widzc, e si nie odzywamy, kontynuowa swj wywd: - Tak, tak, panowie, trudne s dzi czasy, a mimo wszystko tak nie mona. Zreszt ja ju niejednokrotnie wspominaem waszemu komendantowi o tym. Tak, panowie... Urwa w tym miejscu. Zabrako mu wida konceptu. - Rzeczywicie, moe nie wszystko jest w porzdku z naszej strony - odezwa si kto z nas niemiaym gosem. - Prosimy o wybaczenie... - Zakcilimy pastwu spokj - dorzuciem rwnie niemiao - ale... - Bez adnego ale! - wrzasn nagle pan hrabia, na ktrego nasza udana pokora podziaaa z miejsca. - Co to ma znaczy, panowie, to wasze ale?! Co to w ogle za sposb mwienia onierzy do swych... (nie dopowiedzia - przeoonych). Co podobnego! Znw mu zabrako sw, tym razem z oburzenia, wic rozoy tylko rce w wymownym gecie, skarc si niemo na sw krzywd. Nastpia przerwa w rozmowie, w czasie ktrej podniecony hrabia, chcc si wyadowa, kilka razy wspi si na palce. Ale si zagalopowa - pomylaem. - Gdybymy byli nawet tymi, za ktrych nas wzi, to znaczy AKowcami, to rwnie z nimi nie wolno byo mu tak rozmawia. Na tego rodzaju ton mogli sobie jednak pozwoli nasi panowie z tej przyczyny, e byli pewni siebie dziki bliskim osobistym zwizkom z rnymi komendantami. Nie przedstawialimy si naszemu miemu rozmwcy. Bylimy ciekawi jego dalszego zachowania, przypadek jednak zrzdzi, e hrabia sam rozpozna, kim w rzeczywistoci jestemy. W pewnej chwili, gdy znw zacz nas karci, coraz surowiej i goniej, znieruchomia nagle i wyrane dotd sowa zamieniy si w jego ustach w zupenie niezrozumiay bekot. Potem pocz miota si jak toncy, ktry w niebezpieczestwie zdobywa si na ogromny wysiek i wyskakuje z wody, by

zawoa o ratunek. Hrabia wprawdzie nie krzykn ratunku, wystka ledwie witam panw, ale jego gos by doprawdy gosem czowieka, ktrego ogarna naga trwoga. Rozbawione dotd panie na werandzie ucichy naraz i spojrzay w nasz stron z wyranym niepokojem. Dziwne dwiki wydobywajce si z garda hrabiego podziaay na nie alarmujco. Myl, e wszyscy ci, ktrzy w czasie okupacji brali udzia w walce z Niemcami, atwo odgadn, z jakiego to powodu ogarn hrabiego miertelny niemal strach. Wywoay go skromne dwie litery GL, wyszyte przez dziewczta z biednej wsi nadbuaskiej, a widniejce na naszych mundurach i tak pno przez hrabiego zauwaone. Te dwie litery zakcay spokj naszym wrogom, nie pozwoliy okupantowi bezkarnie strzela do naszych matek, pacyfikowa polskich wsi, pali naszych chat. Teraz na ich widok zaama si pan hrabia. Mino dobrych kilka minut, nim doszed on wreszcie na tyle do siebie, e pewniej ju wyrazi swj zachwyt z powodu naszej wizyty. Wysiliwszy si, oznajmi doniolejszym gosem, aby go syszano na werandzie: Witam panw z Gwardii Ludowej. Z werandy odpowiedziay na to dwa czy trzy lkliwe gosy. Aaa... witamy... witamy panw z Gwardii Ludowej!

Po paru sekundach przy stolikach zawrzao. Jedni nerwowo wstawali, nie wiedzc, co maj ze sob zrobi, szczeglnie ze swymi rkami, ktrymi - z braku odpowiedniego ubrania - wymachiwali bezadnie. Inni znw stali wronici w ziemi, niezdecydowani, co im czyni wypada. - Jezus, Maria! Co teraz z nami bdzie? -szeptay wystraszone panie. Szept rs w coraz goniejsze lamenty i hrabia, mimo strachu, jakim by sam przejty, postanowi zdoby si na prb uspokojenia swego towarzystwa. - Prosz si nie przeraa, moi pastwo! Ci panowie s panami z Gwardii Ludowej, prawdziwymi onierzami naszych czasw. Zreszt wiadomo nam wszystkim, jak bardzo okupanci boj si GL... Przerwalimy te obudne komplementy pytaniem. - Kto jest wacicielem tej posiadoci? - To ja peni obowizki waciciela. Czym mog panom suy? - odezwa si nasz znajomy spod furtki i doda szybko, zataczajc rk pkole: - Wszystko, co znajduje si w naszym posiadaniu, jest rwnie do panw dyspozycji. - Ciekawi jestemy, co jest w waszym posiadaniu i co z tego moemy dosta do naszej dyspozycji? odezwa si Janek. - Niewiele, panowie, niewiele - popieszy z odpowiedzi hrabia. - Jestemy, podobnie jak wy, bied podszyci, nie wiemy, co przyniesie nam jutro. Wojna jest straszna, dla nas i dla was. Zreszt dla panw to nie nowo, c bd mwi? Moe Bg da, e si to wkrtce zmieni... Pastwo tu zebrani cign - rwnie oczekuj wolnoci. Rodziny ich porozrzucane s po caym wiecie i nie wiadomo, czy je kiedy zobacz....

Zebrani jak na komend oblekli swe twarze w surow ao. Pracujca dotychczas mocarnie gono w tym momencie jkny i umilky.- Zapanowaa cisza. Towarzystwo skierowao wzrok w stron ogromnej stodoy, gdzie Maciek, Janek i inni gwardzici rozprawiali si z mocarniami, przerywajc - przynajmniej na ten rok - ich prac dla hitlerowcw. Po chwili Staszek i Maciek melduj o wykonaniu zadania. - Zboa jest bardzo duo - owiadczyli. - Sporo ju wymcono i podobno dzi, jak mwi robotnicy, ma by odstawione Niemcom. Janie pastwo goni robotnikw ju od kilku dni, bo chce dotrzyma sowa faszystom. Spojrzelimy pytajco na hrabiego. - No c robi, prosz panw? - teraz dziedzic wartko wyrzuca z siebie sowa. - Czy chcielimy nasze polskie zboe odda okupantowi? Czy wy mylicie, panowie, e my ich mniej nienawidzimy ni wy? Czy w ogle istnieje jaki Polak, ktry by nie paa nienawici do Niemcw? - A przychodz oni do was? - przerwaem ten potok retorycznych pyta. - Nie wiem, jak to mam zrozumie? - odpar pan hrabia zmieszany. - Po prostu: czy przychodz do was Niemcy? - powtrzyem. Pan hrabia trawi pytanie w milczeniu. Odpowied przychodzia mu nieatwo. - Powiedzcie miao: przychodz do was Niemcy czy nie? - No... No... - jka si pan hrabia i wreszcie wykrztusi: - Przychodz, prosz panw, ale czy my, tak samo jak wszyscy inni, moemy zapobiec, aby do nas nie przychodzili? Powiedzcie, panowie, sami... Przecie oni s, prosz panw, tacy, e my, prosz panw, co... C my, prosz panw? - Niepotrzebnie pan si denerwuje - powiedzia Kazik. - Po prostu pytamy, czy przychodz do was Niemcy i jeli przychodz, to przecie gowy panu nie urwiemy, ani o tym nie mylimy. - No, nie mamy na to rady! - wyrzuci jednym tchem pan hrabia. - Przychodz! Zreszt panowie z Gwardii Ludowej sami o tym najlepiej wiedz, jeeli ju o to pytaj. Ja mog doda, e Niemcy s zwykymi wandalami, ktrych ca dusz nienawidzimy! A nasze panie! Prosz! - hrabia zwrci si w stron pa. - Panie bd askawe powiedzie, co myl o Niemcach! - Och! Nie wspominajmy o tym! - jkna jedna z kobiet. - Nie wspominajmy o tym, panowie! Wstrt mnie ogarnia na sam o nich myl... - Prosz panw, jacy to ludzie bez duszy, pascy, wulgarni - odezwaa si wykwintna blondynka. Kiedy oni przychodz, kryjemy si przed nimi, gdzie tylko mona. - Ale oni was szukaj i chyba zawsze znajduj - powiedzia kto z nas ze miechem. Szczere to wyznanie wywoao w gronie trutniw konsternacj. Panie opuciy oczta. - Panie hrabio! A ile macie tutaj sztuk broni? - rzuci niby od niechcenia Sawiski.

Takie pytanie si rzeczy cisno si na usta, poniewa postawa hrabiego w pierwszych minutach naszej znajomoci wiadczya o tym, e jest on albo oficjalnym komendantem tego rejonu, moe i AK (chocia tego nie wiedziaem na pewno), albo te oficjalnie, jak wielu obszarnikw w okresie okupacji, spenia funkcj wyznaczon mu przez NSZ. Z dowiadczenia wiedzielimy, e wszdzie tam, gdzie tego typu ludzie przesiadywali, stanowili orodek, przy ktrego pomocy obezwadniono setki uczciwych Polakw, z premedytacj utrzymujc ich z broni u nogi. Bardziej bojowych i rozumnych AK-owcw, pragncych wyrwa si z sieci tego rodzaju mtw, w sposb czsto wyrafinowany oddawano bez skrupuw w rce tzw. sdu podziemnego, ktrego ponure wyroki byy nastpnie powszechnie ogaszane. Hrabia poszarza na twarzy. - Ja... ja... nie rozumiem, o co panowie pytaj - chwil sycza i bekota co pod nosem, w kocu nie bardzo jasno okreli, e w majtku poniewiera si co, jeszcze z roku 1939, ale on nie jest w stanie dokadnie wyjani, co to waciwie jest. - A moe nam powiecie, jak to wyglda? - pomagalimy hrabiemu. - Moe to erkaemy lub cekaemy? Moe zwyke karabiny? - Nie, nie mog panom wyjani, ale wiem, e to nie jest to, o co panowie pytacie. Albo, zaraz, zaraz... - zastanawia si, mruc oczy i marszczc jednoczenie czoo. - To bdzie chyba to, co panowie ostatnio wymienili... Nie moglimy opanowa miechu. - Karabiny? - podpowiedzia kto. - Tak, tak! To bd wanie karabiny. - Jaki ma pan stopie: porucznika, kapitana? - zapytaem. - Ja? - Oczywicie, e nie kto inny, tylko wanie pan. Przecie mog o to zapyta, prawda? - dodaem grzecznie. - Porucznik - wykrztusi po namyle hrabia. - Co jest w takim razie prawd: czy to, e jestecie porucznikiem, czy to, e na karabinach si nie znacie i nie potraficie ich rozrni? Na twarzy hrabiego odbio si pomieszane ze zoci zakopotanie. - Bardzo przepraszam, panowie, ale jestem tak zaskoczony wasz wizyt i waszymi pytaniami; e mi po prostu krci si w gowie. Doprawdy nie jestem w stanie si skupi. - A jak u was z pienidzmi? - zapyta Kazik. - Jestecie przecie zamoni, zaprzeczy temu nie moecie. Na pienidze, ktre posiadacie, nigdy sami nie pracowalicie. Tymczasem esesmanw, jak nam wiadomo, upijacie drogim winem i likierami, piewacie niemieckie szlagiery do rana, jednym sowem,

pomagacie i umilacie ycie Niemcom, a tymczasem onierze Gwardii Ludowej i Armii Krajowej przymieraj czsto godem, maj rannych, musz dopomaga wielu matkom polegych... Cisza, ktra zapanowaa po wypowiedzi Kazika, trwaaby zapewne bez koca, gdybymy nie przerwali jej zwizym owiadczeniem: nakadamy na cae towarzystwo kontrybucj, niedu oczywicie, bo tylko w wysokoci 100 tysicy zotych. Po tych sowach mimo wyranego zdenerwowania pierwszy odezwa si hrabia: - Prosz panw, ja pienidzy... nie mam, w dodatku tak wielkiej sumy! Mwi szczerze. Ale, jeli panowie sobie tego ycz, pjd do domu i oddam panom wszystko, co posiadam. Ile bdzie tego nie wiem. Gocinny gospodarz udzi si widocznie, e w poszukiwaniu pienidzy pozostawimy mu woln rk, na jego jednak nieszczcie towarzyszyli mu trzej gwardzici i nie spuszczajc go z oka pomogli mu znale 260 grali, czyli rwne 130 tysicy zotych, a przy okazji rwnie dwa erkaemy i pi dobrze utrzymanych karabinw. - To wszystko, co posiadamy - rzek hrabia - i, prawd mwic, ciesz si, e pienidze i t bro oddaj w odpowiednie rce. Lej mi teraz, mwi szczerze. - Niech go kule bij! - mrukn pod nosem Janek. - Jaki to lis... Cho wytworne towarzystwo uwaao, e 260 grali oraz bro cakowicie nas zadowoli i majtek opucimy, nie przerywalimy akcji. Nasze zadanie polegao na cakowitym zlikwidowaniu niemieckoobszarniczej bazy. Gdy ju przeprowadzilimy dokadne rozpoznanie caego terenu, poprosilimy jeszcze gospodarzy, aby, jeli mog, poczstowali nas niadaniem. - Z najwiksz chci! Prosimy, prosimy! - odezway si liczne gosy. - Jeeli panowie pozwol, przygotujemy zaraz. Wkrtce poproszono nas do jadalni, gdzie na duym, prostoktnym stole pojawio si pi czy sze litrw tawego bimbru oraz grube paty soniny i pokrajany chleb. - Prosimy si rozgoci - zapraszay nas panie. - Niech si panowie nie krpuj, prosimy, prosimy! Czym chata bogata, tym rada. Go w dom, Bg w dom, jak mwili nasi ojcowie, prawda? Po tych sowach usune gospodynie nalay nam po szklance dymicego, buraczanego bimbru. Aromat tego szlachetnego trunku wypeni komnat bez reszty. Panie nadal zapraszay nas do uczty. Spojrzelimy po sobie znaczco i z kolei my poprosilimy grzecznie panie, by zechciay pierwsze skorzysta z bimbru. - Ale panowie s gomi - wymawiay si jedna za drug. - Prosz si nami nie krpowa. - Dobre obyczaje nie pozwalaj nam pi pierwszym. Zechc panie wypi, czekamy!

Panie jak zahipnotyzowane wycigay rce po cuchnce bimbrem szklanki. Panowie na ten widok skrzywili twarze z wyranym niesmakiem.- Nie martwcie si - powiedzia kto z nas. - Wy nastpni w kolejce. Ale kobiety, miast pi, poczy jedna po drugiej stawia szklanki z bimbrem z powrotem na stole. Zaprotestowalimy energicznie: tak nie mona, to nieadnie, to po prostu obraanie goci. - Wypijcie! - sykn hrabia. Ronic zy i kaszlc wychyliy szklanki. Panowie zwracali nam cicho uwag: - Jak tak mona, panowie! To nie po dentelmesku! Przecie to s jednak damy. - A to jest po dentelmesku? - odezwa si Janek i wskaza palcem w stron okna, przez ktre wida byo wozy napenione butlami win i likierw, wdlin, szynkami i baleronami, ktre nasi onierze wynieli z magazynw. - Wy uwaacie - powiedzia jeden z towarzyszy - e GL-owcy bd pi wasz parszywy bimber. Nas czstujecie bimbrem, ale jak wida, dla Niemcw macie co innego. I powiadacie, e go w dom, Bg w dom, czym chata bogata, tym rada! Jak wam nie wstyd? Stali teraz ze spuszczonymi gowami, niczym zodzieje zapani na gorcym uczynku. Cae towarzystwo zapoznalimy z rozkazem Gwardii Ludowej, ktrego tre brzmiaa niedwuznacznie: Likwidujemy spelunk (bo tak trzeba byo to okreli), w ktrej dotychczas bylicie gospodarzami! W cigu 24 godzin musicie j opuci! Jeeli tego nie uczynicie, zostan w stosunku do was wycignite konsekwencje! Zegnani ponurym milczeniem, opucilimy majtek. Nie mcono ju w nim dla Niemcw zboa. Dentelmeni z cichego zaktka wynieli si do innych folwarkw. Wielu z nich osiedlio si w Borowie nad Sanem, w majtku, w ktrym goci mjr Zb dowdca oddziau NSZ, morderca 26 gwardzistw pod Borowem.

Najlepiej spojrze sobie w oczy


Wojna nie rozpieszcza, ma swoje surowe, czsto antyludzkie prawa. Od duszego czasu nie znany mi osobicie osobnik drczy mnie pismami, w ktrych pozwala sobie na coraz bardziej nieodpowiedzialne sformuowania. Postanowiem wic cign go do lasu si i zobaczy co to za jeden: mody, stary, zielony, zepsuty, inteligentny. Spojrzenie sobie w oczy daje zwykle wicej, anieli stos dokumentw. Miaem nieodpart ch zobaczenia tego, ktry najpierw przysa wiele pism, a w ostatnim pozwoli sobie nawet grozi mi mierci.

W przysanej do mnie korespondencji stwierdza ni mniej ni wicej, e jest dowdc pow. Wodawa i Parczew i e nikt nie ma prawa bez jego wiedzy na ww. terenie... itd. itd. mieszne to byo, ale niestety niekiedy bywao niebezpieczne. Dotychczas lekcewayem wysyane do mnie pogrki. Teraz zapragnem go wreszcie zobaczy. Przecie tak bezkarnie nie mona byo pozwoli by groono mi mierci, wyrokami. Poleciem wic Kolce - Meluchowi, ktry peni funkcj oficera do mojej dyspozycji, aeby wzi kilku chopcw i przywiz nie znanego nam natrta do lasw parczewskich. Nastpnego dnia nad ranem Kolka zameldowa, e rozkaz zosta wykonany. Przywieziono go - zgodnie z wszelkimi w tamtych czasach reguami - z powizanymi rkami. Teraz, gdy znalaz si ju w lesie, mona go byo rozwiza. Zreszt, mimo wszystko, nie traktowaem go jako wroga. Patrzc na przybyego, zapytaem Kolk, ktrego intuicj bardzo sobie ceniem. - Co o nim moesz powiedzie? Kolka. Zastanawia si przez chwil, wreszcie zamrucza: - Trudno co powiedzie, rozmawia z nami nie chce, ani sowa przez drog z siebie nie wydusi. Sdz, e to facet zdyscyplinowany, ale politycznie zielony. Oczywicie i tacy te s groni - doda. - No wic przygotuj go do niadania, chc z nim o wielu sprawach porozmawia. Pniej, kiedy ju dzie rozbysn nad lasami Lubelszczyzny, taka mniej wicej potoczya si rozmowa. Zaczem pierwszy. Chciaem was pozna. Pozna swego natrtnego przeciwnika, ktry przysya mi listy, grozi mierci. Nie miaem innych moliwoci, wic kazaem was tu sprowadzi si - no i oczywicie poczstowa niadaniem. - Wic ja mam zje z panem niadanie? - Oczywicie! Po to m.in. kazaem pana przywie. C w tym zego pan widzi? - Pan kpi ze mnie. Pan mnie tu kaza przywie, eby mnie zlikwidowa. Przecie jestem pana wrogiem. - Uwaa pan, e nie mamy nic innego do roboty, tylko wyciga z ek wczorajszych nauczycieli i rozstrzeliwa ich. Kto panu takich bredni nakad do gowy? Na jakim wiecie pan yje? Jeeli spotka pan AL-owca, ktry niewaciwie zachowywa si, prosz go wskaza, to go ukarz. Pan wysya rnego rodzaju pogrki, a ostatnio nawet wyroki. Nie wstyd panu? Nauczyciel! Nie chce pan ze mn je niadanie, to trudno. Skieruj pana na rozmow z oficerem AL, pochodzi z tych samych stron co pan (por. Wrzos Glinka - peni funkcj oficera przy Sztabie Obwodu). Po obiedzie por. Glinka zreferowa mi swoje impresje, ktre w zasadzie potwierdzay opinie Kolki przekazane rano: niezy, niezepsuty, lecz politycznie kompletnie zielony. Poszedem wic do niego z przyjanie wycignit rk. - No wic, na do widzenia powiem panu, niech pan wemie dwa konie, wz i jedzie sobie do domu. Najblisza droga biegnie tdy - wskazaem rk. Przybyy patrzy na mnie z niedowierzaniem i lkiem. Po namyle spyta mnie z ca brutalnoci, czy tam bdzie zorganizowana zasadzka.

- Jeeli tam bdzie zasadzka, to jed pan inn drog, zreszt nie mamy zamiaru pana odprowadza. Konie zabierzemy z paskiego miejsca zamieszkania innym razem. Przybyy wsiad niezdecydowanie na wz i odjecha moe dwiecie, trzysta metrw, nie mwic nawet do widzenia. Po chwili jednak konie zatrzyma, powrci do mnie i rzek: - Prosz pana - jeeli rzeczywicie jestecie takimi, jakimi was w tym krtkim czasie poznaem, to dla mnie jest to zakrt yciowy. Ucisnem mu rk mwic, e wicej mi nie trzeba. - Do zobaczenia. Przybyy wsiad na wz i pojecha w swoje strony. Po kilku dniach otrzymaem odpis rozkazu, wydanego przez naszego znajomego, o ktrym mowa bya, e jeeli oddziay Armii Ludowej na terenie naszych wsi bd potrzeboway ywnoci, opatrzenia rannych itd. - rozkazuje przyj z natychmiastow pomoc. A mnie osobicie przysa widelec z yk stanowic dla niego dotd cenn pamitk - niby talizman - jeszcze z wojny 1920 r., ktre otrzyma od ojca. Ju jako stary partyzant, dowdca Obwodu, trzymajc ten widelec z yk w rku i rozkaz wydany przez niego - ludzka sprawa - ezka mi si wyrwaa z oka i zasolia wiatrem city policzek. Wzruszyem si.

Partyzancka ciotka
Pomie walki ogarnia Lubelszczyzn coraz szerzej, niemniej trudno byo o to, aby w kadej wsi istniay organizacje partyjne bd garnizony GL czy pniej AL. Takich wsi, w ktrych nie mielimy organizacyjnego zaplecza, byy setki. Gdy jednak ktry z naszych oddziaw wytycza sw marszrut w jakimkolwiek kierunku, wsi tych wcale nie omija, traktujc je jako wsie przyjazne, swoje, i ustanawiajc w nich w razie potrzeby miejsce postoju. Dlaczego tak byo, atwo si domyli. Ludno wiejska, szczeglnie biedniejsza stanowia oparcie dla partyzantw. W kadej niemal wsi mona byo znale dwie lub trzy gospodynie, ktre byy dla nas szczeglnie uczynne. Ich domostwa staway si prawdziw oaz dla naszych oddziaw. Czulimy si tam jak w rodzinie, nic te dziwnego, e odwane te chopki, zwykle starsze ju gospodynie, nazywalimy matulami albo ciotkami. Rnice byy oczywicie tylko w nazwie. Takich matul i ciotek Lubelszczyzna miaa tysice. Nie byy one zwizane organizacyjnie z naszym ruchem. Pewnego razu zapytaem jedn z nich, czy naley do partii. Odpowiedziaa na to: Co mi tam nalee, przecie jestem z wami, a wy jestecie parti. Tak. Wiedzielimy, e sprawa jej ewidencyjnej przynalenoci do partii to tylko zwyka formalno. Zdarzao si czsto, e nasze matule i ciotki staway w obliczu powanego niebezpieczestwa. Przykadw mona by dawa wiele.

Kiedy pldrujcy w pewnej wsi Niemcy wpadli take do chaupy naszej partyzanckiej ciotki. Stanwszy na rodku izby, wodzili lepiami po obielonych cianach. Milczeli dugo, od czasu do czasu tylko spogldajc to na siebie, to znw na stojc w niemym oczekiwaniu ciotk. Intrygujce zachowanie odakw nie wryo nic dobrego. W pierwszej chwili ciotka pomylaa, e Niemcy maj ochot zabra jej dom na kwater, skoro tak pilnie przypatruj si pomieszczeniu. Zatrwoya si tym nie na arty, bo wanie miaa si o co ba. A moe kto o czym donis? - pomylaa z niepokojem. Moe Niemcy za chwil zapytaj wanie o bandytw? Szakali nie brakowao - pomagali oni okupantom w rny sposb. Wojna, niestety, czsto rodzia zdrad. Kobiecina przystana pod oknem, czujc, jak uginaj si pod ni kolana. Niemcy nie byli dla niej pierwszyzn; bywaa w przernych opresjach i zawsze radzia sobie jako. Czasem pomagao niadanie, czasem szklaneczka kontyngentwki. Teraz jednak sekundy wloky si w nieskoczono. Niemcy nadal widrowali wzrokiem ciany izby, co nigdy si nie zdarzao. Wreszcie jeden z nich odezwa si do kamrata, cedzc kad sylab: - Wiesz co, mein lieber, ta izba jest do ciekawa. Jest za maa. W stosunku do caego domu, stanowczo za maa. Widzisz? Drugi pokiwa gow i rozpocz spacer wzdu cian. - Tak - potwierdzi po chwili. - Ten dom na zewntrz wydaje si wikszy. - Wanie! - podchwyci pierwszy. - To chyba nie zudzenie. Mnie ju kto o podobnych historiach wspomina. Na wschodzie s one nagminne. Dlatego te kiedy przychodz do chaty, zawsze mierz j z zewntrz, a potem wewntrz. Nauka na wojnie nie idzie w las. Ciotka, ktra niele rozumiaa po niemiecku, syszc rozmow przybyych, struchlaa na dobre. Wielu Niemcw, i to chytrych andarmw, przewino si przez t izb, lecz aden z nich dotd nie zwraca uwagi na rzeczywiste dysproporcje w budowie chaty. Kiedy w chwil potem dowiadczony na wojnie Niemiec, niezrozumiale co do siebie mamroczc, skierowa swe kroki w stron okna, ciotka, zebrawszy si na odwag, zaproponowaa gociom niadanie z miodem i kontyngentwk. Za wszelk cen pragna przerwa niepodane ogldziny. Lecz Niemiec zachowywa si nadal tak, jak gdyby nie sysza pontnych propozycji. Wolnym krokiem podszed do okna i delikatnie odsunwszy na bok ciotk energicznym ruchem otworzy framug. Wszystko przepado - pomylaa ciotka. Niemiec wychyli gow na zewntrz, rozejrza si w jedn i drug stron, gono oznajmiajc, jaka odlego dzieli okno od krawdzi domu. Potem, wielce z siebie zadowolony, zamkn okno z trzaskiem. - Stimmt, mein lieber! Dom jest o wiele duszy ni ta izba. Tu jest co nie w porzdku. Teraz wszystko stracone - pomylaa ciotka.

Niemiec, nie zwaajc na gospodyni, pewnym krokiem podszed teraz do stojcej przy cianie szafy, obejrza j ze wszystkich stron, zajrza w szczelin oddzielajc szaf od ciany i rzuci w stron ciotki: - Powiedz nam: s tam ludzie?- Nein - odpowiedziaa miertelnie blada kobieta. Niemiec patrzy na ni badawczo, unisszy karabin. - Pamitaj, nie kam! S tam ludzie czy nie? Moe schowaa bandytw? - Nie, ludzi tam nie ma - odpowiedziaa ciotka. Niemiec odwrci si, podpar krawd szafy i prawie bez trudu odsun j od ciany. Twarz mia z, ale gdy spojrza w otwr, ktry zza szafy si wyoni, wybuchn gonym miechem. Drugi z hitlerowcw podbieg do niego i teraz obydwaj ju zanosili si od miechu. W izbie rozlego si mlaskanie i zza odsunitej szafy wychyli si rogaty krowi eb. agodne oczy ciotczynej krasuli spoglday na Niemcw bez wyrazu, widocznie jednak ich miech sta si dla niej jakim bodcem, bo uniosa gow i zaryczaa dononie. Zadudnio w izbie jak w studni. andarmi byli zachwyceni i zwrciwszy si do ciotki raz po raz klepali j po ramieniu. - Wspaniaa krowa! - Dobra z ciebie gospodyni! Niemiec, ktry tak bardzo doszukiwa si ukrytych ludzi, pocz nawet wyraa co w rodzaju przeprosin, a potem doda: - Boisz si, e ci krow zabierzemy? Nie martw si, niech tam zostanie. No, schon gut, gut... Chcc przekona kobiet, e mwi prawd, podszed do szafy i przysun j z powrotem do ciany, co krowa skwitowaa cichym porykiwaniem. Ciotka, rozradowana obrotem sprawy, przygotowaa dobre niadanie, wybijajc na patelni ostatnie jaja. Niemcy za zachowywali si do koca swej wizyty zupenie spokojnie. Nastpnego dnia ciotka przybya do lasu. Jej opowieci partyzanci suchali z najwysz ciekawoci, cho znali ju przebieg incydentu od tych, ktrych ona uchronia w zaimprowizowanej oborze. Zakoczenie jej opowiadania byo jednak nieco intrygujce. - Jednak i pord Niemcw s ludzie - powiedziaa. - Mogli wzi krow, a zostawili j w spokoju... Jeden z partyzantw, pochodzcy z tej samej wsi, w ktrej ciotka mieszkaa, odezwa si na to: - Ty, ciotka, filozofujesz, jak zawsze, po chopsku. Czy to o krow chodzio? - Ja nie filozofuj, synu - ciotka pokrcia gow. - To, co mwi, jest prawd... Przerne przygody i przerne kopoty przeyway nasze partyzanckie ciotki. Ich prawdziwie serdeczna, bezinteresowna pomoc dodawaa nam otuchy w najciszych dniach.

Lud Lubelszczyzny oddawa nam swe niespoyte siy.

Wspomnienia o Janku Sawiskim


Janka Sawiskiego, Tyfusa, znaem dobrze. Jego szczer dusz, jego kaprysy, smutki i radoci. Nie umia ukry ani dobrej, ani zej wiadomoci. Dostatecznie wic zdawaem sobie spraw, e nie powinienem lekceway - nawet da pozna po sobie - jego przeczu, do ktrych przykada zawsze szczegln uwag, a o ktrych opowiada nam czsto z ogromn pasj. W ogle wszystko co robi, czy mwi, wynikao z jego niezwykle wraliwej natury. Lubilimy go za to. Moe nawet wicej ni lubilimy. Zamiewalimy si czsto, kiedy relacjonowa nam, jak to we nie kto go goni lub kto przed nim ucieka. Kiedy sny w jego przekonaniu miay by zwiastunem za, mwi wwczas bardzo przekonywajcym tonem, e w najbliszych dniach musi by ostrony, bo nieraz si ju podobne sny jakie wczoraj lub dzi mia - sprawdziy. Janek znany by na Lubelszczynie ze swoich przeczuciowych sabostek, ktrych zreszt wcale nie ukrywa i byo mu z nimi dobrze. Zreszt, prawd mwic, wielu z nas - podobnie jak on - miewao najrozmaitsze przeczucia, ze, dobre, lecz czciej ze. Nie znaem czowieka, ktry by w czasie wojny nie kierowa si w swym postpowaniu czym, co mona by nazwa wyostrzonym instynktem. Gna on ci wanie w tym, a nie innym kierunku albo te od czego odpycha. Ja rwnie nie byem wolny od tych rnych przeczu i ludzkich saboci, ktrych w trudnych warunkach jest wiele. Tej nocy jednak zachowanie Janka zaniepokoio mnie. Do rana byo jeszcze daleko, a on, nie mogc zasn, to siada, to zrywa si i kry, podniecony mylami, i pomrukiwa, e nie wiadomo, co si dzisiaj jeszcze moe sta, bo w ogle przeczuwa ze rzeczy. Patrzyem na niego spod oka i zastanawiaem si, co bdzie pniej, za dnia, jeeli on ju w tej chwili chodzi jak naadowany trotylem. Zdawaem sobie jednak spraw, e ta choroba od czasu do czasu nawiedza i gnbi kadego z nas. Byway chwile, e tego rodzaju wyimaginowane przeczucie niczym wiek wbio ci si w gow, i po prostu nie sposb byo samemu si od niego uwolni. Nie znam takich, ktrzy by si mu oparli. Zapadaem i ja czasami na t chorob. Stosowaem wwczas jedyne lekarstwo, jakie istnieje, a mianowicie: zwracaem si o pomoc do bliskiego przyjaciela. Zwierzaem mu si z tego nieokrelonego bliej niepokoju, mwiem, e miota mn jaka wtpliwo, niczym nie uzasadniona, ktrej nie potrafi sobie wytumaczy. W normalnych warunkach okrela si to zym lub dobrym samopoczuciem, wpywem wyu lub niu, ale w czasie wojny partyzanckiej podlegalimy innym prawom. Aby uspokoi Janka, a jednoczenie zaznaczy, e nie tylko on ma przywilej na te nastroje, podzieliem si z nim wspomnieniem o rozmowie, jak przed kilkoma dniami przeprowadziem z naszym wsplnym przyjacielem, Frankiem - Witoldem, szefem Sztabu Gwnego AL w Warszawie.

Ot kiedy zostaem wezwany przez sztab GL do Warszawy, Witold poinformowa mnie o wanych sprawach, o ktrych niebawem dowiedzie mia si cay wiat. Na ziemi radzieckiej powstao Wojsko Polskie. Trudno dzi wyrazi nasz rado. Z kolei Witold zleci mi szereg zada postawionych przez kierownictwo partii i sztabu. Pniej, kiedy wyczerpalimy ju zasadnicze tematy, Witold opowiedzia mi o jednym ze swoich przey, ktrych w sposb racjonalny nie umia wytumaczy. - Niedawno temu - mwi - otrzymaem ze rde miarodajnych ostrzeenie, e kilku naszym czonkom partii grozi powane niebezpieczestwo. Aby temu zapobiec, i to jak najszybciej, musiaem koniecznie jeszcze tego dnia spotka si z jednym z zagroonych towarzyszy. Nie wiedziaem jednak, jak to zrobi, gdzie i przez kogo go uchwyci, bo nie znaem jego aktualnego punktu kontaktowego. Zreszt, jak wiadomo, kady z nas poza organizacyjnymi kontaktami posiada swoj wasn melin, o ktrej innym powie albo i nie. Ale i w tych melinach owego towarzysza nie byo ju od kilku tygodni. - I tak, prosz ja ciebie - cign dalej Witold - zastanawiaem si nad sytuacj. A w pewnej chwili moje myli i jego (jak si pniej okazao) naoyy si jakby na siebie. Nie wiem, co mn zawadno, ale postanowiem wyj z domu i i ul. elazn. Wyobra sobie, id jak gdyby bez celu, zafrasowany zymi wieciami, i nagle po prostu wchodzimy na siebie! Sam rozumiesz, jaki byem zdetonowany, a jednoczenie uszczliwiony tym spotkaniem. Spotkany towarzysz wyjani mi, e co nakazywao mu niezwocznie opuci melin, obierajc ten wanie odcinek ulicy. No i co ty, Mietek, na to? zakoczy Witold z umiechem. Janek wysucha uwanie powtrzonego przez mnie opowiadania, zaaprobowa je i nawet doda, e jemu rwnie co podobnego si wydarzyo... - Rosjanie powiadaj, e: nie poradzisz przeciw naturze. W tym powiedzeniu tkwi jaki sens. Jaka gboka prawda. A ty, nie przeywae takich chwil? - zwrci si do mnie, ju pogodny, rozmarzony wspomnieniem. - Przeywaem tak samo jak ty-odpowiedziaem. Kady z nas ma przecie swoje osobiste przeycia, chcesz, to posuchaj, opowiem ci o jednym. Ilekro ni mi si mj ojciec, to potem przez dwa, trzy dni byem niezmiernie czujny, spostrzegawczy, napity jak struna. Bo to by dla mnie sygna, i w najbliszym czasie powinienem by ostrony, e grozi mi niebezpieczestwo i niebawem spotkamy si z Niemcami. Kiedy ni mi si mj ojciec, to tak jakby mnie przed Szwabami ostrzega i chroni... Spojrzaem z pewnym niepokojem, bo widziaem, e cho sucha uwanie to jednoczenie przyglda mi si tak, jak on to potrafi. Potem umiechn si. Ju wiedziaem, e zlekceway to, co powiedziaem. I bdzie zaprzecza. - Nigdy mi jeszcze takich rzeczy nie mwie - rzek z powag - i wierz mi, nie chciabym ci w niczym dotkn. Ale odpowiedz mi, mj drogi, na jedno proste pytanie: z jakiej racji miaby tylko twj ojciec ostrzega swego syna? Czybycie obaj mieli na to jakie specjalne przywileje? - Umiechn si przyjanie, moe dla zagodzenia ostrego sensu swoich sw, mwic dalej: - Wiesz, dlaczego ci o to pytam? Bo tylu ojcw naszych partyzantw ziemi gryzie, wic czemu i oni swoich synw nie ostrzegli przed Niemcami? Przed grocym niebezpieczestwem? Gdyby tak byo, jak mwisz, to wszyscy nieyjcy ojcowie w por dawaliby synom jaki umowny znak, a wtedy oczywicie Niemcy by nas tylu nie natukli i nie byliby w ogle w stanie nas zaskoczy! A jednak zaskakuj, wiesz o tym dobrze.

Mwi bardzo serio i ani o tym pewnie nie mylc, nagle z uroczego gawdziarza przeobrazi si w surowego materialist, ktry niczym lew broni swoich pozycji. Doda jeszcze, e tego rodzaju przypadkw nie wolno traktowa powanie. - Dae mi dobr lekcj - odparem z wyrzutem. Co jak wykad ze szkolenia politycznego. Najpierw prowokujesz do zwierze, a potem zmieniasz si w agitatora. Spojrza na mnie z tak min, jakby przeprasza i prosi, abym si na niego nie obraa. Ale ktby potrafi si na niego obrazi! Janek by z nas wszystkich najwraliwszy, powiedziabym nawet, e przewraliwiony, ale kiedy sucha o czym, co przekraczao sfer dziaania piciu zmysw i podwaao jego wiatopogld, natychmiast zajmowa stanowisko obronne. Czyni to zreszt w sposb bardzo sympatyczny. Niekiedy zamiewalimy si, suchajc, jak uzasadnia przybyym z rnych stron partyzantom, e nie ma Boga, nie ma pieka ani nieba, e wszystko pynie, e materia zmienia tylko swoj posta itd. Mimo i pogldy wypowiadane przez Janka byy sprzeczne ze wiatopogldem jego suchaczy, to sposb przekazywania ich by tak delikatny, i nie obraa tych, ktrzy mieli inne przekonania. Teraz w rozmowie ze mn doszed pewnie do wniosku, e troch przeholowa, zakoczy wic swoje refleksje sowami: - Cholernie nie lubi, kiedy poruszamy temat, ktrego nijak nie mona rozgry. Kiedy tak si zastanawiam, dochodz do wniosku, e jestemy niezmiernie brutalni w goszeniu prawdy, e mier czowieka oznacza koniec jego egzystencji. Nikt nie lubi, jeeli mu si prosto i bez osonek powie, e pjdzie do ziemi, robaki go zjedz i koniec. Po rozmowie z Jankiem odszedem w las, na swoje samotne kontemplacje. Za mn jak cie, cho go tym razem o to nie prosiem, nawet nie powiadamiaem - ruszy Kolka - Meluch. Strzeg mnie, jak strzee nie tylko onierz, ale i przyjaciel. Taka to ju bowiem prawda, e przyjaci poznaje si tylko w biedzie, nieszczciu, niebezpieczestwie. W warunkach dobrobytu braknie kryteriw na okrelenie sowa tak wysokiej rangi jak przyja. Pamitam, jak pewnego razu pogrony w mylach szedem przez las. Oczywicie, sprawdziem przedtem dokadnie na mapie, dokd mog pj i ktrdy powinienem wrci. Wdrowaem ju z godzin albo i duej, kiedy na ktrym tam kilometrze wyroso nagle przede mn trzech mczyzn. W tonie i formie do stanowczej zapytali, kim jestem i co tu w ogle robi. Przyznam si, e byem zaskoczony. Nie znaem tych uzbrojonych modych ludzi. Ale co gorsza, oni rwnie mnie nie znali. C to za jedni? - mylaem - skd przyszli? Mog to by przyjaciele z garnizonu, ale mog by te i wrogowie. Spytaem wic tego, ktry sta najbliej: - Skd wy jestecie? Nie odpowiedzia, przyglda mi si tylko uwanie. Miaem przy sobie pistolet, automat PPS i lornetk. I kiedy tak zastanawiaem si, z kim waciwie mam do czynienia i jak zareagowa na to spotkanie, nagle usyszaem za sob gos por. Kolki: - Ej, wy! Ta trjka, tam... Rce do gry!

Wykonali jego rozkaz bez najmniejszego wahania. Wwczas Kolka podszed bliej i od razu rozpozna stojcych. Byli to jego znajomi znad Bugu. Naleeli do garnizonu AK z pow. wodawskiego i poszukiwali swego oddziau, ktry stacjonowa w tych okolicach. Nawizaa si midzy nami przyjacielska rozmowa, i zabralimy ich do nas na niadanie. Kolka - Meluch serdecznie si nimi zaj. Mwic szczerze, to ja wydaem rozkaz, w ktrym zabroniem dowdcom oddalania si bez ochrony. Wyszo wic na to, e nie wykonaem wasnego rozkazu. ycie jednak cigle nas uczyo, e co innego si wie, a co innego robi. Trjka AK-owcw znad Bugu wypytywaa nas, co nam wiadomo o Wojsku Polskim, ktre ju si formuje na ziemi radzieckiej. Wyjanilimy im, jakiej historycznej miary jest to wydarzenie i e naley si spodziewa, i w kraju wytworzy si nowa sytuacja. Od czasu do czasu lubiem by sam. Chocia przez kilka godzin. Byo to wprawdzie niezgodne z moj natur, ale napicia nerwowe - a byway okresy, e narastay one ogromnie - tak mnie niekiedy mczyy, i tak samotn chwil spokoju nazywaem opatrunkiem znkanej duszy. Kiedy siedziaem wtedy gdzie na uboczu, rzadko si zdarzyo, aby nawet kto bardzo mi bliski bez wanej ku temu przyczyny podszed i rozpocz ze mn rozmow. Wiedzieli, e jak ju nasyc si samotnoci, znowu powrc do nich, do swoich towarzyszy, ktrzy byli dla mnie zawsze najblisi i z ktrymi tylko mogem naprawd wypocz. Kiedy noc zastukalimy do okna chaty pewnego chopa z nadbuaskiej wsi, naszego starego przyjaciela. Spytaem go, czy bdziemy mogli w jego gocinnym domu troch si poywi. Nie od razu odpowiedzia. Wpuci nas do izby, a potem zacz mwi tak, jak potrafi to ludzie biedni, lecz mdrzy i dowiadczeni yciowo: - Wiecie, chopcy, co wam powiem? Dawno was ju nie widziaem, ale byem przekonany, e si znowu zobaczymy. Jak was dugo nie widz, rne gupie myli mi do gowy przychodz. Popatrzy na nas przyjanie. - Dawno ju nie bylicie u nas... bardzo dawno. Niejedn zdrowak moja stara za was odmwia. Co tu gada, ja te o was mylaem i te razem z ni mwiem zdrowaki, aeby wam si czasem nic zego nie przydarzyo. Zacz si nam teraz dopiero uwanie przyglda, jakby sprawdza, czy mamy wszystko na swoim miejscu. Bylimy tej nocy cholernie godni, ale stary jakby umylnie zwleka z odpowiedzi na moje pytanie. Nie rozumiem, dlaczego. - No, wiecie - rzek wreszcie zatroskanym gosem i umilk. Drapa si po ysinie, to znowu za uchem. Wyranie zastanawia si, co tu nam - godnym i zmczonym - odpowiedzie. W tym momencie zrozumiaem, e to co mia, to da ju innym, przechodzcym tak jak my t partyzanck drog. Mogli by nawet wczoraj, wstpili idc za Bug lub wracajc z tamtych stron. A tu masz, znw my, niby to przyjaciele, spadlimy na jego dom jak piorun z jasnego nieba. Biedny i zmartwiony, nie wie, jak i czym nas przyj... Po chwili stary rozjani si troch i rzek:

- No, rozgocie si, moe tam co nieco jeszcze si znajdzie. Rozoy rce bezradnym ruchem, zaraz jednak doda: - Ech, moja stara na pewno bdzie wiedziaa, co wam moe da. Spojrza na nas yczliwie i ojcowskim tonem dorzuci: - Wiecie co? Wody, to moecie, kochani, bra z naszej studni, ile chcecie. Parsknlimy wszyscy miechem, a on powiedzia serio: - Dobra nasza woda, z piasku. I mikka. Takiej, kochani, nigdzie nie znajdziecie. Trudne rany goi, a i do mycia myda nie trzeba. Kto z nas artem doda, e na pewno jeszcze mokra i zimna. - Miy nasz staruszku - odparem - wody to nam dzi nie brakuje. Mamy j i za koszul i w butach, bo liche. A zreszt, przecie tu nie Sahara, ebycie nas wod czstowali i jeszcze tak gorco zachcali do picia. Stary ju dawno z nami nie rozmawia i rad by teraz z okazji. A lubi sobie pogada o polityce. Mia wasny pogld na rne sprawy. Stany Zjednoczone i Angli uwaa za kraje niezmiernie bogate. Sowian okrela jako narody z du przyszoci. Rozprawia wic teraz dobrotliwym tonem o tej wodzie. - No, moi kochani, woda to w codziennym yciu rzecz tak wana, e ho! ho! Nigdy nie wolno jej lekceway. Pamitajcie o tym zwaszcza wy, partyzanci, bo mwi do was stary onierz, ktry z niejednego pieca chleb ju jad. Gdzie to czowiek ju nie by! Ale bez wody, to jak bez amunicji. Masz wod, to zagryziesz do niej byle co i idziesz dalej. A jeeli oprcz wody masz jeszcze troch mki, to ju w zasadzie grzech mwi o biedzie. To wam mwi stary onierz. Czego to ju czowiek nie widzia... Tak to stary gawdzi. Tymczasem jego ona - nazywalimy j wszyscy po prostu matul - nie mogc powcign ciekawoci, wzia ze stou lamp, podesza do mnie i owietlajc mnie od stp do gowy, przygldaa mi si uwanie. Musiaa stwierdzi, e wymizerniaem, wida to byo z jej twarzy, bo westchna z ubolewaniem. Odesza potem cicho i zacza si krzta w kuchni. A my, jak to my, zaczepialimy dalej starego. - Ci onierze z pierwszej wojny wiatowej, to jak wleli w okopach w gwno i boto, to trzy lata z nich nie wychodzili - drani ktry. Stary bardzo tego tematu nie lubi. Tote spojrza ostro na mwicego i odpowiedzia: - A skd ty to wiesz? Przecie jeszcze ciebie na wiecie nie byo? Ot jajo mdrzejsze od kury. Pomilcza chwil i doda, ju z serdecznoci w gosie:

- Mki troch mamy. Moja stara to bodaj spod ziemi wykopie. Soli te si troch znajdzie. Na pewno nie damy wam umrze z godu. Rozgocie si, jak stary zwyczaj wymaga. Ja troch popilnuj przed chaup. Znuonym ruchem zdejmowalimy bro z plecw. Wreszcie mona byo odetchn swobodnie, pen piersi, i ogrza si w ciepej chacie. Automaty z naadowanymi dyskami leay teraz w kcie. Matula tymczasem, nie prnujc ani chwili, cichuteko rozpalia ogie na kuchni i, na zachwalanej tak przez starego, dobrej wodzie z piaskowej gleby przygotowaa nam zacierki. Bya do nich przysmaana cebula, a i skwarek tu i wdzie si znalaz. C to bya za frajda, takie zacierki! Musz przyzna, e nieczsto zdarzao nam si tak jada. Mwic szczerze, po wojnie nigdy ju mi nic tak nie smakowao. Wiadomo, gd najlepszy kucharz.

Stary gospodarz i matula - nasi wierni przyjaciele, byli to wspaniali ludzie. Wspominam tak zreszt wszystkie nasze partyzanckie matki, ktre zwykle w milczeniu przyglday nam si zatroskanym matczynym wzrokiem. Byy dla nas jak najcenniejszy skarb i myl, e bez nich nie byoby walki! Nie sposb przecie si zmusza mieszkacw wsi, by podawali nam chleb i wod, by opiekowali si chorymi i rannymi. I jaka byaby to wwczas opieka. Z naszych matul emanowaa po prostu ogromna, szczera mio do nas, a szacunek, jakim je obdarzalimy, by z kolei dla nich najwiksz, najcenniejsz zapat. Kiedy matula powiedziaa ci, by odpocz w jej chacie, moge by wtedy absolutnie pewien, i bdziesz strzeony i bezpieczny, e spod ziemi ywno wycignie, nakarmi, ran opatrzy i sowo dobre powie. A jake wiele byo tych ran do opatrzenia, tych godnych do nakarmienia i obdartych do przyodziania. W cigu piciu i p lat trwajcej wojny miaem duo przyjaci - na wsi, w miasteczkach i w miastach. Znaem ndz, gd, pragnienie, mio i strach. Wiedziaem te, e tylko czowiek czowiekowi moe dopomc, moe natchn go nadziej, ktra jake czsto jest w yciu najsilniejszym motorem naszych poczyna. I wanie Janek by tym, ktry potrafi zarazi partyzantw nadziej, tak czsto bijc z jego twarzy, ze spojrzenia. Potrafi natchn ich przekonaniem, e warto i trzeba bi si z okupantem. Bo cho ponosilimy tu czy wdzie straty, to przecie i hitlerowcy je mieli take, a to powinno ich zmusi do jakich rozsdniejszych refleksji. Byy noce, kiedy rozmawialimy ze sob bardzo dugo. Janek po prostu odpowiada mi duchowo, tote zawsze mielimy sobie wzajemnie wiele do powiedzenia. Wraliwy i serdeczny, by przy tym zawsze sob, co byo ogromn zalet. W takich nocnych rozmowach nie byo midzy nami adnych zahamowa, adnych niedomwie. Nie dlatego, e tak si kiedy umwilimy, to by zreszt byo niemoliwe. Wynikao to, sdz, z tego, e obaj potrzebowalimy wzajemnej, szczerej wymiany myli. Tacy ju bylimy. Za wie, e gdzie zabito naszego chopca, e zgin w walce - rania nas gboko. Niejednokrotnie te stwierdzalimy, i ludzie yjcy stale w niebezpieczestwie i walczcy w sposb zorganizowany,

jak my, stanowi zwart i blisk sobie rodzin. Kanalia, ktra i w takiej sytuacji moe si niewtpliwie znale i dotkn, czasem bardzo bolenie, faktu tego nie zmieni. W warunkach dobrobytu zjawia si ona o wiele czciej. Powracam myl do tych naszych rozmw, prowadzonych w mrokach lasu, i do atmosfery, jaka im towarzyszya. W jednej z nich narodzio si opowiadanie, ktremu daem tytu: Kiedy bieda chwycia chodaka za gardo. Sowo chodak oznaczao zawodowego rewolucjonist, ktry wwczas zazwyczaj piechot - wdrowa po kraju. Dym z ogniska, nie zakcony najmniejszym powiewem, unosi si ku koronom sosen. W arze ogniska na samym spodzie dopiekay si - dochodziy, jak mwili niektrzy - biae, kruche, z biednej piaszczystej ziemi lubelsko-wodawskiej, ziemniaki. Dokoa ogniska powietrze przesycone byo apetyczn woni; dawaa ona poczucie sytoci. Dla nas, partyzantw, pachniao jak w najlepszej kuchni, a kto obcy, tdy przechodzc, komu w dodatku kiszki marsza gray, pomyla pewnie, e tu mieci si chyba co najmniej sztab partyzancki. Miaby racj. Przy ogniu kwaterowa sztab Obwodu II GL, grzejc si w jego cieple. Kady z nas w milczeniu oczyszcza ze spalenizny upieczony kartofel, posypywa sol i rozkoszowa si jego smakiem. Gdyby jednak kto uwanie nam si przyjrza, nietrudno byoby mu dostrzec i odczu, e myli wielu spord siedzcych przy ognisku wdroway hen, w minione lata, do rodzinnej wsi, do miasteczka lub dzielnicy miasta, zaglday do rodzinnego domu, do znajomych i towarzyszy broni. Warszawiakom pewnie marzya si zwyciska defilada naszych wojsk w stolicy, w tych dniach jeszcze ruchliwej, penej ycia - cho wkrtce miaa legn w gruzach. Zagadnem Janka, ktry drzemic w kucki pod drzewem wyglda jak wielki mors, czy nie chciaby opowiedzie nam czego ze swego ycia, tak bogatego w wydarzenia. Jak ju wspominaem, lubilimy, kiedy Janek opowiada. Potrafi snu umiejtnie ni minionych lat, wplatajc w ni najrniejsze wydarzenia. Fascynoway nas te opowieci. Zbudzony teraz przeze mnie, pomrucza troch, lecz nie da si dugo prosi. - Chcecie, to wam opowiem pewien fragment ze swego ycia. Byo to dawno temu, na kilka lat przed wojn, cilej mwic, jeszcze przed moim wyjazdem do Hiszpanii. Jak wiecie, jestem na wp wieniakiem, na wp robotnikiem. W tych latach, nie chwalc si, mogem siebie zaliczy do aktywistw partyjnych, tzw. chodakw. Wiadomo, e chodakami byli wycznie rewolucyjni robociarze, w dodatku spaleni, tzn. tacy, o ktrych Defa wiedziaa, e s komunistami. Oni te najczciej nie mogli znale pracy. yli wic w wielkiej biedzie, tak jak i caa ich rodzina, ktra cierpiaa z nimi razem. W takiej sytuacji raz zjade, a raz nie, bo nie miae co. Prawd mwic, tak wanie dziao si z aktywem Komunistycznej Partii Polski. Dlatego te kady z nas stara si mie swoj chat u robociarzy, ktrzy jeszcze jako tako wegetowali, a take i na wsi, wrd biednego chopstwa i robotnikw folwarcznych. W swojej chacie mona byo od czasu do czasu zakotwiczy si i kiedy ju kiszki marsza gray, poywi. Byway zreszt i takie, w ktrych moge tylko si przespa. O jedzeniu nie byo mowy, bo bieda zbyt mocno dawaa zna o sobie. Nie wolno byo gospodarzom zjada ostatniej kromki chleba; trzeba byo raczej im samym pomc. Wtedy te zwykle wkraczaa w nasze trudne ycie niezawodna MOPR. Dobra to bya organizacja!

Byway te okresy, kiedy miae nawet kilka chat, w ktrych moge co nieco zje i jeszcze biedniejszego od siebie towarzysza poywi. Nie wiem, jak bywao u innych czonkw partii, nie robotnikw; przypuszczam, e nie tak trudno... tak bardzo trudno, jak u nas. Oczywicie, rne byy tego przyczyny. Ale w rzeczy samej, robociarz zawsze szuka dla siebie schronienia i poratowania u robociarzy. Ja te, jako ten chodak, miewaem okresy, kiedy nie mogem narzeka na brak chaty. Prawda za bya taka, e w jednym domu dali mi je, w innym uprali koszul i czowiek jako pcha to ycie, czujc si potrzebny, nawet szczliwy. Biednemu do szczcia niewiele potrzeba. Lecz pewnego dnia jaka winia podrzucia policji donos. Policja zacza inwigilowa, zarwno mnie, jak i moich znajomych. W rezultacie musiaem na pewien czas zrezygnowa z wielu swoich kontaktw, aby nie naraa przyjaci na przykre konsekwencje. I od tej chwili bieda, wierny towarzysz mojej drogi, nie przestaa mnie odstpowa. Jan milcza dusz chwil, jak gdyby przypominajc sobie, co byo dalej, jakimi koleinami toczyy si dni jego ycia i walki. Pewnie szuka w pamici tych, ktre najmocniej w niej utkwiy. - No i co potem, Janku? Zabrali ci do ciupy czy do Berezy? - spyta kto. - Skde! Ani do ciupy, ani do Berezy! Przecie wiesz, e kiedy grozia mi Bereza, wyjechaem do Hiszpanii. A co, moe miaem czeka, a zamkn? Zawiesi gos; odniosem wraenie, e odczu pytanie jako prowokacj. Spojrza jako ostro w kierunku, skd gos go doszed, i wida byo, e rozwaa, zastanawia si, co byo tych sw przyczyn. Myla moe, e pytajcy zaczepia go i wyciga na zwierzenie, by je potem wymia z innymi - albo te uwaa, e wyjazd do Hiszpanii by aktem tchrzostwa, zwyk ucieczk. W kadym razie - sdzi pewnie Janek - tamten powinien by wiedzie, e wyjechaem, nie mogem wic siedzie w wizieniu. Po chwili jednak otrzsn si z tych myli, rozpogodzi si i mwi dalej, ju spokojnie: - Kiedy bieda wdziera si do twego domu i bierze ci za gardo, zmusza tym samym do intensywnego zastanowienia si, co masz dalej z sob robi. Zaczem wic rozmyla, jak si tej przekltej biedzie przeciwstawi. Policja ciga, bya tu, bya tam. Buty si podary, kieszenie puste. Przetrzsnem w pamici wszystkie moje moliwoci, ale nie znalazem nic ciekawego. Ani jednej osoby, ktra mogaby mi pomc. Ale kiedy tak rozmylaem, raptem przypomniaa mi si daleka kuzynka, jak pamitaem, nawet do sympatyczna, ktra ju od wielu lat pracowaa u bogatego fabrykanta. W pierwszym momencie nie potraktowaem tej myli powanie. U fabrykanta? Nie, to byoby zbyt ryzykowne. Ale myl uczepia si mnie i nie mogem ju sobie z ni poradzi. Wiecie, jak to bywa. Przywiadczylimy zgodnie, a Janek cign dalej: - Przez kilka dni zastanawiaem si: i czy nie i. Jak tu kuzynce wytumaczy, e ni std ni zowd u niej si zjawiem, chocia nigdy dotd nie interesowaem si ni. Po jakim czasie, kiedy ju dostatecznie oswoiem si z tymi mylami, postanowiem, mimo licznych wtpliwoci, e pjd. Najpierw, oczywicie, trzeba bdzie zorientowa si, w jakich warunkach ona yje i mieszka, zrobi, jak to mwi, rozpoznanie terenu, ktry, by moe, okae si bardzo poyteczny. Waciwie to nie

miaem nic do stracenia. Najwyej ona powie mi, e nie, e si boi swego pana, albo co innego wymyli. A jeeli dobrze pjdzie i dziewczyna si zgodzi, bd mia chat, moe nawet niez. Mimo e u fabrykanta. Ktry z nas wtrci, e: nad komisariatem zawsze najbezpieczniej. - A eby wiedzia, e to prawda - odpar Jan z oywieniem. - Ty - urwa, przyjrza si mwicemu i dokoczy: - ty jeste jeszcze za mody i znasz to powiedzenie tylko ze syszenia, ale jeeli zdarzy si, e bdziesz musia kry si przed policj, to o nim pamitaj. Chyba, e ci wczeniej szwaby znienacka ustrzel. Tu Janek splun, jakby mu czarny kot przelecia drog, i mrukn do siebie: - Nie, chyba ju nie bdzie trzeba nigdy tego robi. - Zmarszczy brwi, na czole mia gbok bruzd. - Moe za granic, jak ja to robiem. Ale nie w kraju. Nigdy ju w kraju! Popatrzy na nas i doda: - Sami rozumiecie. W Polsce, ktr wywojujemy, a potem bdziemy odbudowywa, policja gwardzistw ciga nie bdzie. Myl, e nigdy nie bdzie. - Mylisz? Jeste pewien? - spyta kto znienacka. Jan zaskoczony, chwil si zastanawia, potem jak przystao na starego chodaka-aktywist, odpar szczerze: - Widzisz kochany... Tak, ju bez adnych wtpliwoci, to ty do ycia nie podchod. Nie patrz bezkrytycznie na to lub owo. Pamitaj, e jeszcze moe by rnie. Rozumiesz? Potem si znw przez chwil namyla i cign dalej: - Osobicie wykluczam, aby w przyszej Polsce komunista musia ukrywa si przed organami cigania. Po chwili jednak doda: - Chocia cholera wie. Bo jeeli... Zreszt bez adnego jeeli. Armia Radziecka prze ju na Zachd, przy jej boku nasze wojsko. A potem? Potem my na Berlin.

Lena twierdza
Tego dnia gospodarz wczeniej ni zwykle zerwa si z ka, bo dzie dopiero wstawa. Sen mia tej nocy niespokojny i nim wsta na nogi, siedzia dusz chwil na krawdzi ka, starajc si kojarzy ledwie uchwytne reminiscencje nocnych godzin. Wyszedszy w kocu przed dom, przystan, rozgldajc si na wszystkie cztery strony wiata, potem machinalnie sign do kieszeni po woreczek naadowany zielon samosiejk. Nasypawszy kilka szczypt na kawaek gazety, pocz powoli skrca grube cygaro, nazywane oglnie dulem.

Wypalenie dula na czczo nie byo bynajmniej prost spraw. Ostry dym ciska krta, szczypa puca, wera si we wntrznoci, gdzie a do ci. Mimo to nawet dul przynosi kademu zawzitemu palaczowi sporo zadowolenia, tote po kilku szarpniciach twarz gospodarza pojaniaa. Wiatru nie byo i nad jego gow zawisa po chwili sinawa chmurka dymu, niosca mier, a w najlepszym przypadku gwatowne poraenie wszystkim owadom, ktre miay nieszczcie napotka j w locie. Dula nazywano te czsto muchobojem i trzeba przyzna, e okrelenie to nie byo przesadne. Za pomoc dulw partyzanci nieraz bronili si skutecznie przeciw atakom komarw. Gospodarz spoglda na budzc si wie, wsuchujc si w dobrze sobie znane odgosy. Kady z nich natychmiast by nieomylnie przeze rozszyfrowany. Wyszed wanie przed dom, by si im przysucha. Jakie wieci nios ze sob? Co mwi o nadchodzcym dniu? Tymczasem w chacie budzili si inni domownicy, a wrd nich Stasia, czniczka GL, ktra noc przybya do Zagajek, aby przekaza wane wiadomoci dla Mitki, dowdcy oddziau partyzanckiego. Pora bya ju zbyt pna na skontaktowanie si z Mitk, doradzono wic dziewczynie, aby zaczekaa do rana. Nie chciaa jednak traci czasu i mimo serdecznych zaprosze na niadanie i protestw ze strony domownikw, poegnaa ich i wysza. Koczcy swego dula gospodarz popatrzy na ni ze zdziwieniem. - C tak pdzisz, Stacha? Nie moesz zaczeka na niadanie? - odezwa si ojcowskim tonem. Dziewczyna podzikowaa. - Chopcy albo ju odeszli, albo odejd ze wsi niedugo, a ja musz zobaczy si z Mitk. Pdz! - Znajdziesz ich pod lasem - objani gospodarz. - Wiem, wiem! - Stasia skina doni i szybkim krokiem ruszya na drugi koniec Zagajek. - Chodzi jak fryga - mrukn do siebie chop nie bez uznania. Koguty piay po caej wsi hymn na cze wstajcego soca, ale gospodarz nie wraca do swego domu, jak gdyby nie sysza wcale nawoywania maonki. Wreszcie gdy stawao si ono coraz bardziej natarczywe, odburkn nie bez zoci, by mu nie przeszkadzano. Prusaki zawsze wyruszaj noc - myla - aby wanie nad ranem wpa znienacka. A dzisiaj we wsi s chopcy... Stary chop nie by czonkiem partii ani te onierzem Gwardii Ludowej. Nie by ani jednym, ani drugim formalnie, bowiem nie skada przysigi i nikt mu nie oznajmi, e do partii zosta przyjty. Ale w rzeczywistoci poczuwa si do takich samych obowizkw, jakie ciyy na czonkach partii i GLowcach. Std jego szczera troska o partyzantw, ktrzy przebywali jeszcze we wsi. Zna dobrze Zagajki, wiedzia te, jaki wrd setek odgosw, ktre go dobiegay, bdzie odgosem nowym, przyjaznym albo wrogim. Pierwszy pozostawa bez reakcji, w drugim przypadku naleao niezwocznie dziaa.

Wanie w tej chwili z koca wsi, spod lasu, dobiegy do jego uszu dwiki, ktre gospodarz zrozumia bez trudu: Stasia dotara ju do Mitki, partyzanci zbieraj si do drogi. Nie mina jednak nawet minuta, gdy usysza co, co musiao go zaniepokoi. Z drugiej strony wsi nadchodzi kto. Kroki byy cikie i - co najgorsze - byo ich wiele. Gospodarz wyszed na rodek drogi i stan jak wryty: tam gdzie droga braa swj pocztek, wida byo sylwetki ludzi. Czy to Niemcy? Fakt, i nie sycha byo szumu silnikw, zaprzeczaby temu raczej, hitlerowcy jednak mogli tym razem celowo nie dojeda do samej wsi. Gospodarz mia jeszcze wystarczajco dobry wzrok, aby mimo odlegoci rozpozna charakterystyczne hemy i sinawe mundury. Tak, to byli Niemcy! Bez namysu skoczy w podwrze. - Rany boskie, id Niemcy, a chopaki jeszcze we wsi! - zawoa do ony. - Co robi? Zd jeszcze? W tym momencie nad Zagajkami przelecia huk karabinowego wystrzau. Sposzone wrony poderway si z drzew, w domostwach kto yw wstawa na nogi. Przeraeni ludzie wyskakiwali z drzwi, uciekajc do przygotowanych na tak okazj bunkrw, ktre byy jedyn kryjwk przed oprawcami. Wie jak gdyby konwulsyjnie zadrgaa, potem nastaa w niej cisza. Poznikay nawet wiedzione instynktem kury, kaczki i gsi. Niemcy dotarli ju do pierwszych zagrd i swoim zwyczajem wzili si do pldrowania. Tymczasem partyzanci, zaalarmowani hukiem, zebrali si czym prdzej i ruszyli w kierunku lasu. Ale niemieccy szperacze zdyli ju ich zauway i rozpoczli ogie. Po paru minutach caa grupa hitlerowcw, podniecajc si okrzykiem: Banditen! Banditen! rozpocza regularny pocig. Gwardzistom pozostawao do pokonania kilkaset metrw otwartej przestrzeni i sytuacja stawaa si dla nich krytyczna. Liczebnie biorc, siy ich byy kilkakrotnie mniejsze od niemieckich i tylko las mg zmniejszy przewag wroga. - Chopcy, prdzej! - przynagla Mitka. - Jeszcze tylko troch wysiku! Nie biegn kup, rozsypa si! - doradza, widzc, e ten i w zaczyna traci gow. Partyzanci, a z nimi Stasia, wycigali nogi, jak tylko mogli, ale Niemcy zdawali sobie rwnie dobrze spraw z tego, e jeli uda si ciganym dotrze do lasu, sytuacja zmieni si zdecydowanie. Las by sojusznikiem partyzantw, tote hitlerowcy wzmogli tempo pocigu i gsto ognia. Gwardzici natomiast zwolnili. Odlego wyranie si zmniejszya. Ale oto i pierwsze drzewa. Las. Nieatwo nie pozwoli tu sobie na ma dygresj. W literaturze znajdujemy wiele wspaniaych utworw, sawicych pikno lasu jako szczeglnego daru natury. W okresie okupacji las otoczya nowa romantyka. Pamitam, e gdy modzi ludzie z miast spogldali na zielone plamy pokrywajce map, widzieli w mylach ponce ogniska, wok ktrych gromadzili si partyzanci. Las kojarzy si teraz z walk. Dla partyzantw za by domem, a gdy wymagaa tego potrzeba, stawa si twierdz. Nie bez powodu nazywano partyzantw lenymi ludmi, byli to wszake ludzie inni ni bohaterowie Rodziewiczwny. W przypadku, ktry opisuj, las by nadziej, ratunkiem. onierze Mitki, zdyszani, zmczeni, dopadli zbawczej zieleni. Przyzna trzeba, e niejeden z nich tak si zagalopowa, e Mitka

zmuszony by ingerowa bardzo stanowczo. Nie obyo si bez mocnych sw. Mitka, mody jeszcze mczyzna, by ju zbyt dowiadczony, aby nie wiedzie, i w aktualnej sytuacji rozsypka moe przynie korzy tylko nieprzyjacielowi. Tymczasem teraz, gdy przed Niemcami wyrosa ciana drzew, trzeba byo dziaa, i to zdecydowanie. - Podciga! Podciga! - nawoywa, wiedzc, e warunki s dla Niemcw bardzo nieprzyjazne. - Po co rwiesz, nie ogldajc si?! - krzykn na jednego z bardziej chyych partyzantw. - Zdysz jeszcze, a na razie przypieczemy frycom skr, trzeba ich zatrzyma. Opanowanie Mitki zrobio swoje. Powrcili ostatni, ci, ktrzy ukryli si najdalej. Ju wszyscy zajli wskazane przez dowdc stanowiska. Sycha byo trzask naciganych zamkw automatw. Mitka czeka jeszcze kilka sekund i wreszcie da komend: - Ognia! W kierunku biegncych Niemcw posypay si krtkie serie. Teraz Mitka zwrci sw poajank do wroga. - Dokd tak biegniecie, hycle? Gdzie si wam spieszy? Do grobu? Prosz bardzo! Ucita jak brzytw seria i rozpdzony hitlerowiec pad w traw. Ju pierwsze pociski pobudziy Niemcw do rozwagi i swj bieg zmienili w skoki. Ale i to okazao si zbyt ryzykowne, tote rycerze swastyki tracili coraz bardziej ch do ataku. Doszo wreszcie do tego, e wszyscy legli w szczerym polu, bojc si zarwno ataku, jak odwrotu, bowiem kade poruszenie grozio ca porcj oowiu. - To dopiero sytuacja! - odezwa si jeden z gwardzistw, lecych tu koo Mitki. - Pierwszorzdna! - Myl, e pierwszorzdna, bo taka by musiaa - beznamitnie odrzek Mitka, a poniewa Niemcy zupenie zaprzestali teraz ognia, odwrci twarz do partyzanta. - Zastanw si teraz: gdybymy uciekali jak zajce, sytuacja byaby inna. Chyba dobrze, e do tego nie doszo, prawda? Gwardzista nie odpowiedzia udajc, e pilnie wpatruje si w przedpole. Po chwili dopiero odezwa si do dowdcy: - Nie zawsze, jeeli si cofa, mona utrzyma porzdek... Ja zreszt dopiero pierwszy raz w bitwie... Mitka znw, jako stary ju partyzant, nie podtrzyma rozmowy. Doskonale rozumia nowicjusza. Na naleyt postaw w boju skadaj si rne czynniki, a jednym z nich, i to wanym, jest dowiadczenie. Nastpne jego sowa, skierowane do ssiadw, byy wypowiedziane ju w formie rozkazu: - Powiedz chopcom z lewej, a ty z prawej, aby po dwch z automatami odczogali si o sto metrw i tam zalegli. Reszta ley spokojnie i obserwuje Niemcw. Nie marnowa naboi, strzela tylko do celu. Soce szo w gr, przypiekajc coraz silniej plecy i gowy przywartych do ziemi hitlerowcw. Mitka nie sysza zapewne nigdy o starym wojennym fortelu, zastosowanym ongi przez Jagie na grunwaldzkim polu, tym wyej wic oceni mona jego pomysowo. Caa niemiecka ekspedycja

zostaa dosownie uziemiona ogniem zza ciany drzew. Jeli ktrykolwiek usiowa si tylko poruszy w przd lub w ty, natychmiast biegy ku niemu pociski. Ich ogie do niewidocznego przeciwnika natomiast nie na wiele si zda. Wreszcie Mitka da sygna do opuszczenia stanowisk. Partyzanci zupenie spokojnie odeszli w las. Hitlerowcy za, poleawszy jeszcze czas jaki na ziemi-matce, ruszyli z miejsca dopiero po dokadnym upewnieniu si o odejciu gwardzistw. Zebrawszy swych rannych i zabitych na wozy, z opuszczonymi gowami odjechali z Zagajek. Gospodarz, ktry pierwszy tego dnia spostrzeg ich nadejcie, znw wyszed na drog. Ujrza tylko plecy ostatniego z hitlerowcw. Pokiwa gow nie bez politowania, cho sam tego lipcowego dnia najad si sporo strachu. Potem za wzi si do skrcania dula, by bowiem namitnym palaczem.

Na wiadukcie
Droga z Lubelszczyzny do Warszawy bya tym razem wyjtkowo trudna. Na kadej stacji Niemcy wchodzili do pocigu, zagldali do wagonw i podejrzliwym wzrokiem mierzyli podrnych. Zaczepiali, rozpytywali skd, dokd. Miny mieli przy tym niepewne. Zdradzali wyrany niepokj, zdenerwowanie. Te przecigajce si postoje sprawiy, e pocig przyby do Warszawy z do duym opnieniem. Zazgrzytay wreszcie hamulce, parowz jak sfatygowany, wycieczony ko, ktry ju kroku dalej zrobi nie moe, stan na Dworcu Wschodnim, dyszc ciko. Po peronie krcia si gromada ludzi. Wszyscy zachowywali si normalnie. Nie zauwayem nic takiego, co mogoby stanowi powd do zaniepokojenia. Mimo to spogldaem z nieufnoci na ludzi, popiesznie opuszczajcych wagony. Uparcie poszukiwaem w tumie tych, na ktrych zawsze zwracao si najwiksz uwag. Spostrzegem ich wreszcie. andarmi przechadzali si po peronie. Upewnio mnie to, e nie naley spodziewa si apanki. Ruszyem wic spokojnym, pewnym krokiem ku wyjciu razem z tumem podrnych. Przez moment zastanawiaem si, czy wsiada do tramwaju, czy te i pieszo i dokd. Zdecydowaem, e tym razem nie pjd do ciotki Mikoajczykowej, jak to zwykle czyniem. Pojad na oliborz, do Stachy, u ktrej zawsze mona spotka kogo, z kim nie widziao si od miesicy. Dom Stachy by punktem zbornym dla PPR-owskiego i AL-owskiego aktywu nie tylko warszawskiego. Mona tam byo spotka towarzyszy z terenu, oczekujcych na kontakt z central, i przy okazji dowiedzie si, co sycha w innych czciach kraju. Wiosna tego roku zapowiadaa si wczesna. Ostatnie dni marca byy ciepe. W lubelskich lasach w najgbszych kniejach topniay niegi. Ziemia zaczynaa oddycha. ycie wstpowao do lasw; ju byo sycha wesoe ktnie ptactwa, ju rozlega si donony stukot dzicioa, jak werbel na powitanie nowego zacigu AL-owcw.

Z jednej strony serce roso, a z drugiej powikszay si kopoty. Chtnych do walki byo tysice, a moliwoci nasze, by da im uzbrojenie - ograniczone. W oddziaach mogli pozosta tylko ci, ktrzy przynieli bro ze sob. Innym mona byo na drog powrotn do domu da tylko nadziej, e i oni lada dzie dostan do rki karabin. Wiosenna noc w lesie, spokj, jaki jej towarzyszy - nastraja. Szczeglnie, gdy obowizki masz ju za sob i wiesz, e niebezpieczestwo nie zagraa. Masz wwczas wraenie, e nie ma okrutnej wojny. Siedzisz i gawdzisz. Starzy partyzanci opowiadaj modszym, jak to oni postpowali w rnych trudnych okolicznociach, przekazuj im stare onierskie prawdy. A to jak naley obchodzi si z broni, a to ktra z nich ma zalety, a ktra wady. artobliwie upominaj, e trzeba obchodzi si z ni ostronie, bo jak Pan Bg dopuci, to i z kija wypuci i e kada bro raz do roku sama strzela... Inni znw rozniecaj ognisko. Pomienie sycz, pn si ku grze, ku wierzchokom majestatycznych sosen. Drgajce cienie wyduaj si, to znw kurcz. W takich chwilach atmosfera bywa romantyczna, powiedziabym nawet - roztkliwiajca. Znkani caodziennym trudem starzy partyzanci zasiadaj wwczas pod upatrzonym drzewem i wsplnie ze swoimi modymi kolegami nuc... Melodia drga midzy drzewami i niesie z sob wspominki, reminiscencje dawnej lub dopiero co przeytej chwili. Niebawem wszyscy siedzcy pod drzewami wczaj si do nie dyrygowanego przez nikogo chru i pie pynie szeroko po lesie. W stolicy wiosna 1944 roku oczekiwana bya jak adna dotd. Mwio si wszdzie - w pocigu, na ulicy - e bdzie to ju ostatnia wiosna okupacji... Zmieni si te wygld warszawskiej ulicy. Byo rojno i gwarno. Przechodnie zachowali jednake dawn czujno, gotowi w kadej chwili przyspieszy kroki, znikn, zapa si pod ziemi na jeden okrzyk, jeden szept: apanka. Czujni byli nawet ci, ktrzy pozornie niefrasobliwie zatrzymywali si przed zachwalajcymi gono nowe osignicia techniki i chemii, osignicia, przy pomocy ktrych mona wietnie zacerowa dziuraw poczoch, czy te wywabi najbardziej uporczywe plamy na krawacie. Niektrzy zatrzymywali si z zainteresowaniem koo skromnie wygldajcego stolika, przy ktrym tasowano trzy karty. Waciciel przedsibiorstwa od czasu do czasu zerka na wszystkie strony, ocenia otaczajcych go gapiw i powtarza magiczne, zachcajce sowa: Za sto pac dwiecie! Czarna wygrywa, czerwona przegrywa! As pikowy odsania si zawsze tam, gdzie go rzucono. Mimo to amatorw byo niewielu. Od czasu do czasu kto tam wprawdzie kad od niechcenia stwk na wybran przez siebie kart i - o dziwo - wygrywa, ale byli to tak zwani swojacy, wsplnicy wystpujcy w charakterze przynty dla koem stojcych kibicw. Wreszcie znajdowa si kto naiwny, kto stawia setk, a niekiedy nawet i grala na zauwaonego przez siebie asa. Oczywicie przegrywa. Ale gdy roznamitnieni w poszukiwaniu nowego naiwnego szulerzy usyszeli sowo apanka, to niby sposzone stado saren ginli w bramach i wnkach najbliszych domw. Gdy niebezpieczestwo mino, wszystko wracao do stanu poprzedniego. Pod t sam bram, pod ktr niedawno grano w trzy karty, mona byo czasem usysze inne magiczne sowa. Ni to mwiono, ni to szeptano: Twarde, mikkie... twarde, mikkie.

Gdy pierwszy raz jaki facet w biaym konierzyku zanuci mi melodyjnie do ucha owo Twarde, mikkie... twarde, mikkie, spojrzaem na niego ze zdziwieniem. - O co mu waciwie chodzi? zapytaem idcego wwczas ze mn towarzysza. Wyjani mi, e osobnik ten kupuje dolary: zote lub papierowe. W tym midzy innymi przejawia si folklor okupacyjnej Warszawy. - I doda: - ycie w Warszawie pynie wieloma nurtami. Wrd nich jest rwnie i ten, z ktrym stykasz si na ulicy. Jedni wygrywaj na podwrkach stare polskie melodie, ktre niewtpliwie pomagaj ludziom y, zapomnie na chwil o blu, inni znw handluj. Dziki nim mona w miecie to i owo kupi. S rwnie - wyjania dalej - poszukiwacze naiwnych, amatorzy atwych zarobkw. Jak to zwykle w duym miecie. S wreszcie i pospolici szubrawcy, tacy na przykad szmalcownicy. Pewnego razu przyczepi si taki do jednej naszej towarzyszki. Chcia od niej pienidzy. Grozi, e jeli ich nie dostanie, to odda j w rce Niemcw. Wcignlimy hien do bramy. Dosta wtedy za swoje tak, e chyba popamita. W ogle caa ludno Warszawy, nie mwic ju o czonkach konspiracyjnych organizacji, z obrzydzeniem odnosi si do lumpw, okrelanych mianem szmalcownikw. I tak yje Warszawa. W ogromnym lesie kamienic nieustannie toczy si zacita, bezwzgldna walka z okupantem. Cigle jeszcze ginie nas wicej ni hitlerowcw, ale mimo ofiar i wielkich trudnoci walka przybiera na sile.

Warszawa w tych dniach bya dla nas jakby matk, ktra pomaga, suy dobr rad, wychowuje. Przekonanie to towarzyszyo nam cigle, czerpalimy ze otuch i si do walki z wrogiem. Czuem si jednak na jej ulicach nieswojo. Z niepokojem przechodziem obok hitlerowskich andarmw, ktrzy w kade j chwili mogli mnie zatrzyma i chcie wylegitymowa. Jak si zachowa, gdy do tego dojdzie? Miaem co prawda kennkart oraz zawiadczenie z pracy, ale byy to dokumenty faszywe. Pod wypisanym na nich adresem nikt nie mieszka, we wskazanej przez nie firmie nikt nie pracowa. Tego rodzaju dokumentami posugiwao si wwczas wielu towarzyszy. Bieda jednak w tym, e mj dokument by bardzo le i prymitywnie wykonany. Nawet kiedy sam na niego spojrzaem, to wzbudza we mnie powan nieufno. Cae szczcie, e nie miaem przyjemnoci legitymowania si, mimo e niejednokrotnie zdarzay si sytuacje, kiedy mylaem, e ju do tego dojdzie... Jechaem tedy do Stachy. Tego dnia hitlerowcy wzmocnili patrole. Ju nie po dwch, ale po piciu lub siedmiu kroczyli chodnikami z pistoletami maszynowymi gotowymi do strzau. Tramwaj dojeda wanie do rogu ulicy Miodowej i Krakowskiego Przedmiecia. Gdy spytaem stojcego obok mnie chopca, czy teraz powinienem wysi, eby dojecha na oliborz, przytakn. Tramwaj ju rusza, gdy wyskoczyem. Wetknity za pas pod koszul pistolet TT, ktry wiozem dla Witolda w prezencie, uwiera mnie niemiosiernie. Wszedem do bramy, aby przesun go na inne miejsce. Kiedy ponownie znalazem si na przystanku, zobaczyem znajom sylwetk. Ignac sta rozgldajc si na wszystkie strony. Widocznie czeka na kogo. - Co tu robisz, Ignac? - zagadnem go znienacka. - A, Mietek! Jak si masz? Kiedy przyjechae?

- Jad z dworca. - A dokd? - Wybieram si na oliborz. - Zaczekaj chwil. Spotkasz starego znajomego. Umwiony jestem z Wsikiem. Ju powinien tu by. - wietnie. Moe pojedziemy razem. Przyjechaem do Warszawy, bo przed dwoma dniami, 26 marca, odbyo si pierwsze posiedzenie Lubelskiej Rady Narodowej. Mam zamiar zakomunikowa o tym kierownictwu. Byo to chyba pierwsze w caym kraju posiedzenie przyszej terenowej wadzy ludowej. - Myl, e tak - przytakn Ignac. - Co sycha w Warszawie? Wszyscy zdrowi? - zapytaem ja z kolei. - Duo jest do opowiadania. Ale to potem - odrzek Ignac. - Wiesz, e Wsika, na ktrego czekamy, zabraem z odzi i jest on obecnie czonkiem specgrupy przy Sztabie Gwnym? Odwany, dobry chopak. Po chwili przyszed. Przywitalimy si serdecznie. Nie widziaem go ju od roku. Teraz wydawa mi si bardziej dojrzay. Zmnia. Po chwili rozmowy ruszylimy przed siebie. Ignac co tumaczy Wsikowi, ktry go uwanie sucha. Ja natomiast z zainteresowaniem przygldaem si otoczeniu. Interesujce byo tak patrze na przechodniw; jedni pieszyli gdzie, inni szli powoli, to przystajc, to zawracajc, jakby oczekiwali na kogo. Tak jak my przed chwil. Od czasu do czasu ocieralimy si niemal o gromady maszerujcych hitlerowskich odakw. - Co sycha w odzi? - zagadnem w pewnej chwili Wsika spostrzegszy, e instrukcja zostaa mu ju przekazana! Wsik zaspi si: - W odzi z dnia na dzie gorzej. Hitlerowcy stali si bardziej okrutni. Zreszt nie tylko w odzi, ale coraz bardziej okrutni s rwnie i w Warszawie. Szczeglnie ci, ktrzy swoje okruciestwo wykazywali od pierwszej chwili.- To jest zrozumiale. Nie maj ju nic do stracenia - powiedziaem. - To samo dzieje si rwnie i w terenie. Kamukw poj gorzak i wsplnie z nimi pal wsie, morduj dzieci, gwac kobiety. Przed kilkoma dniami spalili wie Jamy i wszystkich mieszkacw, ktrych w niej zastali. Im bliej koca, tym bardziej bd okrutni. Idc i rozmawiajc, animy si spostrzegli, kiedy znalelimy si na wiadukcie koo Dworca Gdaskiego. W dole rozleg si gwizd parowozu, zadudniy koa jadcego pocigu. Bylimy wanie w poowie wiaduktu, gdy usyszelimy za sob narastajcy warkot zbliajcego si samochodu. Obejrzaem si. Mercedes. Za chwil zrwna si z nami. W odkrytym, duym aucie siedziao z fujarkami na kolanach szeciu esesmanw. Obrzucili nas zimnym, wyniosym spojrzeniem. Gdzie w okolicach krzya poczuem mrwki. Samochd z szecioma zbirami powoli min nas i kilkadziesit krokw dalej zatrzyma si. Czterej esesmani, siedzcy z tyu, zaczli si jak gdyby poprawia na

siedzeniach. Patrzyli na nas spode ba. Serca to biy nam gwatownie, to znw zamieray. Liczylimy, e jeszcze jeden krok, a drzwiczki samochodu otworz si i usyszymy: Halt! Hnde hoch! Szlimy praw stron wiaduktu. Tu za niewysok, elazn porcz, kilka metrw niej, tory kolejowe. Tdy nie ma wyjcia. Lecz czowiek jest taki, e im bardziej ma skomplikowan i niebezpieczn sytuacj, tym bardziej potrafi, i to w mgnieniu oka, skoncentrowa swoje wszystkie siy, potrafi si podda takiej dyscyplinie, ktra w normalnych okolicznociach byaby zupenie niemoliwa. Szlimy wic na pozr spokojnie. Esesmani, niby to rozmawiajc, przygldali si nam uporczywie. - Co macie przy sobie? - zapyta szeptem Ignac. Wsik mia granat i pistolet, ja - nieszczsne TT, spoczywajce pod koszul za pasem. Wycignem z kieszeni wilgotn do i powoli wsunem pod marynark. - Trzeba wytrzyma nerwowo. Pierwsi nie zaczynamy - rzek Ignac. Odlego zmniejszaa si, esesmani dalej wpatrywali si w nas. Napicie wzrastao. Z naszej strony adnego gestu, ktry by mg zdradzi nasz niepokj. Rce trzymalimy na chodnym elazie, gotowym w kadej chwili do strzau... Do ostatniego strzau. W takiej sytuacji umie zawadn sob, to wielka sprawa. Najmniejszy nerwowy gest ktregokolwiek z nas grozi niebezpieczestwem. Szlimy wic, syszc bicie swych serc i tumaczc sobie w duchu, e cho waciwie sytuacja jest bez wyjcia, to moe jednak nie nastpi to najgorsze. Byle i dalej rwnym, pewnym krokiem... Kiedy wreszcie rozpoczniecie dziaa? Czy bdziecie strzela, dlatego e wam si nie podobamy, natychmiast, czy te zanim to uczynicie, zapytacie o ausweis? Kiedy to nastpi? - koatao w gowie. Esesmani byli rwnie czujni jak my, ledzili kady nasz ruch, kady nasz krok. Psychologiczne zmaganie midzy hitlerowcami, trzymajcymi w garci automaty, a trzema modymi ludmi, ktrzy bez adnych, przynajmniej widocznych, waha id z rkami w kieszeniach, osiga szczyt napicia. Kiedy si to skoczy? Od stojcego samochodu dzieli nas jeszcze kilkanacie krokw. Esesmani jakby czaj si do skoku. Patrzymy im prosto w twarze. Jeszcze moment, jeszcze jeden krok. By moe ostatni. Wtem staje si co, czegomy si nie spodziewali. Oficer niemiecki, ktry siedzi obok szofera, rzuca dwa sowa: Weiter fahren! Warczy silnik i samochd powoli si oddala. Chwyciem za porcz wiaduktu, cisnem j...

Z odsiecz

W ostatnich dniach kwietnia 1944 roku jednostki Armii Ludowej na Lubelszczynie dziaay w promieniu dziesitkw kilometrw, niszczc wasajcych si hitlerowcw, organizujc zasadzki, wysadzajc pocigi i mosty. Krtko mwic, oddziay partyzanckie AL byy w dobrej formie, co dla Niemcw, wobec zbliajcego si frontu, stanowio niebezpieczestwo coraz wiksze. Wiedzielimy, e ju od wielu dni Niemcy wzmacniaj swe garnizony w Lubartowie, Wodawie i Parczewie, lecz trudno nam byo odgadn, w jakim celu to robi. Wywiad miejscowych oddziaw AL, ktry zawsze dostarcza nam dokadnych wiadomoci, tym razem nie mg ustali, do czego zmierza wrg: czy myli on o obawie na wiksz skal, czy te pragnie w wikszym ni dotd stopniu ubezpiecza idce na front transporty wojska. Rozwizanie tej kwestii byo dla nas bardzo istotne, poczlimy wic zastanawia si powanie, w jaki sposb zasign jzyka. Dotychczas istniay dwa rda, z ktrych moglimy czerpa pewne wiadomoci o zamiarach wroga. Pierwszym z nich by nasz garnizon AL. Byli w nim chopi, robotnicy, kolejarze stykajcy si czsto z Niemcami, ktrzy przed swymi akcjami nieraz otwarcie mwili, e uderz na bandytw. Paplanina ta umoliwiaa nam zdobycie dostatecznych danych do rozpoznania hitlerowskich planw. W takich przypadkach przedsiwzita przez nich ofensywa na bandytw trafiaa w prni. To pierwsze rdo zwykle nam wystarczao, lecz tym razem, jak ju wspomniaem, garnizon Armii Ludowej nie by w stanie ustali celu koncentracji tak znacznej liczby niemieckich oddziaw. Postanowilimy wic sign do drugiego rda, ktrym byli jecy niemieccy. Uznalimy, e tym razem powinnimy uj oficera, bo on bdzie lepiej zorientowany w zamiarach hitlerowcw. Gestapowcom zaleao na zdobywaniu wiadomoci o nas w stopniu z pewnoci nie mniejszym, ni nam na zorientowaniu si w niemieckich planach. Wanie niedawno gestapowcy z Lubartowa i Parczewa wypucili w nasze tereny trjk zwerbowanych przez siebie ajdakw, ktrzy wasajc si po wsiach udawali guchoniemych, pilnie przy tym wysuchujc wieci na nasz temat. Tak si jednak zoyo, e wszyscy trzej szpicle zostali zatrzymani przez naszych onierzy jednego dnia. Po pewnej perswazji na temat niewaciwoci ich postpowania niemi przemwili, i to czysto po polsku, wyznajc, w jakim celu penetrowali okolic. Ujawnili przy tym swoje pseudonimy i ostatnie wytyczne z narady w gestapo. Gestapowcy byli do tego stopnia przezorni, e zaopatrzyli swych najemnikw nawet w szyfr wietlny dla samolotw niemieckich, ktre miay nas bombardowa w miejscach postoju. W tym samym mniej wicej czasie zdjlimy rwnie z posterunku na mocie kolejowym na rzece Tymienicy dwch onierzy niemieckich. Dwch innych zostao przy tym zabitych, dwaj zbiegli. Bya to dla naszych onierzy o tyle niecodzienna akcja, i posterunek ten mia specjalny bunkier, zabezpieczajcy zaog przed atakiem partyzantw. Pogoda bya w tym dniu wspaniaa, hitlerowcy wyszli wic z bunkra i wygrzewali si na socu. aden z nich nie zdawa sobie sprawy, e pod krzakami, niecae sto metrw od mostu, zajo stanowisko piciu AL-owcw. Mieli oni zamiar wyprbowa sw now, cichostrzeln bro, a nastpnie wysadzi most w powietrze. Tak zwana bezszumnaja wintowka - karabin z tumikiem - zdaa egzamin doskonale. Gdy jeden z faszystw, oparty o porcz mostu, w pewnym momencie upad na kolana, koledzy natychmiast si

nim zajli, nie przypuszczajc jeszcze, e dosiga go partyzancka kula. Ale za sekund zachwia si drugi, wic pozostali, ogarnici strachem, poczli ucieka. W poszukiwaniu ukrycia miotali si w rne strony. Pozostao ich wic przy yciu czterech. Dwaj, wycigajc nogi co si, oddalili si na bezpieczn odlego, pozostali pobiegli jednak w kierunku naszych strzelcw, ukrytych w krzakach, i oczywicie zostali wzici do niewoli. Od schwytanych dowiedzielimy si, e przybyli z Holandii. Jeden z nich, esesman, zezna, e hitlerowcy przygotowuj si od do dawna do przeprowadzenia na szerok skal obawy na partyzantw, lecz nie starcza im na to si. To, czego dotd dowiedzielimy si, zarwno od gestapowskich najemnikw, jak i od Niemcw z ochrony mostu, byo do mtne. Tak przedstawiay si sprawy przed dziesiciu, dwunastu dniami, lecz o ile do tej pory sytuacja ulega zmianie, nie moglimy stwierdzi. Tym bardziej wic zaleao nam na jecu, i to takim, ktry by co nieco wiedzia. Wtedy to wanie oddziay hitlerowskie w sile kilkuset ludzi zaatakoway Ostrw Lubelski, ktry praktycznie biorc by nasz siedzib. Poniewa od roku nie byo w nim ani Niemcw, ani granatowej policji, wadz sprawowa tu garnizon Armii Ludowej i Batalionw Chopskich. Gdy Niemcy wkroczyli do miasteczka, nastpia gwatowna strzelanina. Trwaa do dugo. Niemcy mieli kilku zabitych i rannych, lecz ywego hitlerowca, na ktrym tak bardzo nam zaleao, nie udao nam si schwyta. Nie schwytalimy jeca rwnie w innych zorganizowanych specjalnie w tym celu zasadzkach. Moglimy mwi o pechu. W pierwszych dniach maja 1944 roku oddziay Armii Ludowej, w sile okoo 800 onierzy i oficerw, dobrze uzbrojonych, opuciy lasy parczewskie i w dniu 10 maja, wczesnym rankiem, zatrzymay si we wsi Dbrwka, w okolicy lasw kozowieckich, na pograniczu powiatw lubartowskiego i puawskiego. Celem naszego marszu, zgodnie z wytycznymi kierownictwa, bya poudniowa Lubelszczyzna. Po raz pierwszy w historii ruchu partyzanckiego na Lubelszczynie w lasach parczewskich nie pozosta aden oddzia AL. Po zatrzymaniu si naszych oddziaw i sztabu Obwodu w Dbrwce, przebywajcy wrd nas od wielu dni gwny dowdca AL, genera Rola, postanowi tego jeszcze dnia wyjecha przy ich pomocy do Warszawy. Zastanawialimy si wanie, jak wyjazd ten zorganizowa, gdy do izby wszed sam genera. Syszc, o czym mwimy, powiedzia, e wyjedzie do Warszawy bez adnego szumu, przy pomocy miejscowych BCh-owcw, ktrych dobrze pozna. Bardzo si oni generaowi spodobali, a e jego zdaniem byli ludmi politycznie pewnymi, liczy na nich w zupenoci. Komendant miejscowej placwki Batalionw Chopskich wzi par koni i cichaczem, by nie wzbudza najmniejszych podejrze, wyruszy do najbliszej stacji kolejowej. Ciekawe, e nastpnego dnia pewna grupa ludzi, dysponujca radiostacj, rozgosia wiadomo, e gen. Rola, ktry od przeszo tygodnia znajdowa si w naszych oddziaach, zgin, przy czym znane miay by nawet okolicznoci, w jakich poleg.

Dzie przeszed spokojnie. Chopcy dobrze sobie podjedli, wypoczli i pod wieczr przygotowywali si do dalszego marszu na poudniowy zachd w kierunku wsi Amelin. Nastpnego dnia, ju w Amelinie, zdecydowalimy si zatrzyma, by zasign troch informacji. W okolicach tych istniaa do silna organizacja partyjna, silny by rwnie tutejszy garnizon Armii Ludowej. Jak poinformowali nas miejscowi towarzysze, bya tu rwnie dobrze pracujca organizacja BCh. Krcia si tutaj ponadto niewielka grupa umundurowanych AK-owcw, szukajcych kontaktu z Armi Ludow, by przej w jej szeregi. Dowdc tej grupy by por. Zbyszek. W godzinach poudniowych, gdy gwardzici zasiedli do zasuonego posiku, usyszelimy na wschodzie gwatown strzelanin. Sycha byo wyranie jazgot erkaemw i cekaemw. Chopcy poderwali si jak na komend, w skupieniu przysuchujc si odgosom strzaw i prbujc oceni odlego, jaka nas dzielia od miejsca, gdzie toczya si walka. Strzelanina stawaa si coraz gwatowniejsza, chwilami sycha byo huk rozrywajcych si granatw. Zorientowalimy si niebawem, e walka toczy si w odlegoci 7-8 kilometrw od miejsca naszego postoju, w okolicach lasw kozowieckich, tzn. w rejonie, z ktrego nasze oddziay przed kilkoma godzinami przybyy. Kto jednak i z kim walczy? Czy moe Niemcy napadli na wie, w ktrej ostatnio przebywalimy, i teraz j pacyfikuj? Moe po naszym odejciu zatrzyma si tam jaki oddzia Armii Ludowej przybyy z poudnia Lubelszczyzny i napotka hitlerowcw? Przychodziy nam rozmaite myli do gowy, lecz jakiekolwiek one byy, wypywa z nich w kocu jeden tylko wniosek: trzeba zbada, co si tam dzieje, a jeeli toczy si walka z Niemcami, wzi w niej udzia. Do natychmiastowego wymarszu na plac prawdopodobnego boju wyznaczylimy batalion kpt. Franka. Batalion ten liczy 150 ludzi, dobrze uzbrojonych w pistolety maszynowe i erkaemy. Kilku zwiadowcw siado na konie, inni onierze i oficerowie, m.in. por. Janek, kpt. Maciek i por. Kolka, po zaadowaniu zapasowej amunicji zajli miejsca na przygotowanych furmankach. W Amelinie pozostao okoo 650 onierzy z kpt. Zemst, por. Anatolem, por. Bolkiem i innymi oficerami. Ruszylimy co si w kierunku miejsca, gdzie toczya si bitwa. Pocztkowo jechalimy poln, chopsk drog, potem wrd drzew i krzeww. Strzelanina stawaa si coraz wyraniejsza, coraz goniej sycha byo terkot karabinw maszynowych. Po niespena pgodzinnej jedzie moglimy stwierdzi ju nieomylnie, e widoczna na horyzoncie Dbrwka, w ktrej ubiegej nocy kwaterowalimy, jest obecnie miejscem bitwy. Nasza kolumna skrcia natychmiast w lewo, w bardziej gste zarola lasu kozowieckiego. Konie przynaglano batami. Wiedzielimy z dowiadczenia, e kada minuta jest w takiej sytuacji niezwykle cenna. Po krtkim czasie ujrzelimy wyranie wie, a w niej charakterystyczne byski z luf. Od miejsca walki dzielio nas ju zaledwie p kilometra.

Teraz zatrzymalimy konie i zbliylimy si tu do skraju lasu. Wsparta lornet obserwacja pozwolia nam stwierdzi to tylko, e we wsi panowa niezwyky rwetes i e zgromadzio si tam sporo ludzi. Ze wsi te strzelay w stron lasu - w tej chwili coraz sabiej - erkaemy i cekaemy. Druga grupa strzelajcych znajdowaa si w lesie. Rozpoznalimy wic dwch przeciwnikw, nie wiedzielimy jednak, kim s ci ze wsi i kim ci z lasu. Bez tego za nie moglimy nic przedsiwzi. Nie tracc ani chwili, wysalimy druyn zwiadu z zadaniem maksymalnie szybkiego, ale i ostronego rozpoznania grupy znajdujcej si w lesie. Po kilkunastu minutach zwiadowcy powrcili z wieci, e grupa znajdujca si w lesie jest partyzanckim oddziaem ze zgrupowania partyzanckiego im. Chruszczowa, przybyym zza Bugu w sile okoo 200 dobrze uzbrojonych ludzi, we wsi natomiast znajduj si Niemcy. Oddzia im. Chruszczowa, dowodzony przez mjr. Czepig, by nam ju znany, poniewa cz tego oddziau z samym Czepig na czele przekroczya przed miesicem Bug i przybya do lasw parczewskich. Obecnie mjr Czepiga znajdowa si na poudniu Lubelszczyzny, gdzie wanie zdalimy i gdzie wkrtce rozgorze miay cikie walki z hitlerowcami, w ktrych Czepidze sdzone byo polec. Dowdca spotkanego oddziau, kdzierzawy lejtnant, owiadczy, e obecnie Niemcy przerwali ogie ze wsi i rzucili swe siy na skrzyda partyzantw, pragnc ich zaatakowa ze strony wschodniej. Zaadowalimy rannych radzieckich partyzantw na nasze furmanki, kierujc je do Amelina, nasi zwiadowcy za popdzili lasem na wschd, by zorientowa si w manewrze Niemcw. Po kilku minutach wymiana strzaw upewnia nas, e przewidywania lejtnanta byy trafne: Niemcy wtargnli do lasu. Nasi zwiadowcy wypatrzyli ich midzy drzewami i przywitali ogniem ze swych pepesz. Dobrze znalimy sab stron Niemcw. Nie zwlekajc wic ani chwili, rozsypalimy si w tyralier i biegiem ruszylimy w tamtym kierunku. Dowiadczenie minionych bitew podpowiadao nam, e w takiej sytuacji nie naley kry si za drzewami, lecz zaatakowa Niemcw bezporednio, i to jak najsilniejszym ogniem. Tak te uczynilimy. Niemcy, zaskoczeni naszym natarciem, rzucili si do ucieczki. Wielu z nich pado, wielu zostao rannych. Nie poprzestalimy na tym. Nasz zdecydowany pocig ostatecznie zadecydowa o wyniku walki i przekreli chytre plany hitlerowcw. Zmczeni, lecz z dumnie uniesionymi gowami, powrcilimy do reszty oddziau. Mimo strat, poniesionych w czasie samotnej walki, partyzanci radzieccy nie zaamali si na duchu, a nasza pomoc dodaa im si do dalszych walk. Wolnym marszem, nie spieszc si, ruszylimy w stron Amelina. W rozmowie z lejtnantem dowiedzielimy si, w jakich okolicznociach Niemcy zdoali zaskoczy oddzia, ktry, jak si okazao, zaledwie przed kilku dniami przekroczy Bug. Przybywszy do lasw parczewskich, partyzanci dowiedzieli si, e sztab Obwodu Armii Ludowej wraz z oddziaami wyruszy w stron lasw kozowieckich. Dowdca oddziau, nie namylajc si wiele, przy pomocy ludzi z garnizonu AL ruszy ich ladem.

Wanie rano partyzanci radzieccy dotarli do wsi Dbrwka, lecz nie znajc ani terenu, ani miejscowych stosunkw, dla ostronoci zatrzymali si na skraju lasu, przy wsi. Byo jeszcze wczenie, gdy kilku partyzantw z oddziau, udawszy si na poszukiwanie chleba, dowiedziao si od mieszkacw, e przed paru godzinami w nieznanym kierunku wyruszy z Dbrwki duy oddzia Armii Ludowej. Ledwie powrcili z t wiadomoci do swoich, kiedy do wsi wtargnli Niemcy. Wtedy wanie wywizaa si walka. Do Amelina przybylimy ju pod wieczr diabelnie zmczeni. Radzieccy i polscy onierze otrzymali zasuony posiek, po czym jak jeden m wycignli si wszyscy na puszystej trawie i zapadli w partyzancki sen, dziwny sen, czujny i peen oczekiwania. Rannymi, ktrzy przybyli wczeniej, zaopiekowali si nasi lekarze i nasze dzielne sanitariuszki. Trudny by miniony dzie, trudny by i wieczr, pozornie ju spokojny. Dzi, z perspektywy lat, musz podkreli, e proci ludzie, wychowani przez nasz parti, w cikich chwilach potrafi okazywa sobie wzajemnie wiele yczliwoci i serdecznoci. Prawd t raz jeszcze potwierdza Amelin. Po przybyciu oddziau radzieckiego mielimy cznie okoo tysica ludzi. Jednoczenie powanie wzrosa nasza sia ognia, poniewa przybya nam doskonaa bro - rusznice przeciwpancerne, erkaemy i pepesze. Czulimy si silni i bylimy silni, ale z drugiej strony wiedzielimy ju, e hitlerowcy zdecydowali si na zniszczenie naszych oddziaw i e walka z nimi bdzie cika. Cho atak niemiecki mg nastpi o kadej godzinie, postanowilimy tego wieczoru nie rusza si z miejsca i pozosta w Amelinie a do nastpnego dnia. Teren zajmowany przez oddzia by do dogodny i w razie potrzeby mona si byo w nim dugo utrzymywa. Rosy tu krzewy, zajmujce kilkaset hektarw. Do pozostania w Amelinie przyczyni si te nalot samolotw radzieckich, przypuszczalnie na Lublin, jak pozwalay nam sdzi widziane z daleka setki rakiet i wieccych jasno tzw. choinek. Czasami sycha byo stumione odlegoci wybuchy zrzucanych bomb. Sdzilimy, e po tak silnym nalocie Niemcom na pewno zrzednie mina i nastpnego dnia bdziemy mie spokj. Patrzc na dalekie choinki i syszc huk bomb, wyobraalimy sobie, e dzie wyzwolenia ju nadszed, e onierze radzieccy nacieraj na caym froncie. Nastrj uniesienia nie opuszcza nas jeszcze dugo. Pragnlimy idcej ku nam Armii Radzieckiej wyj naprzeciw z czystym sumieniem, z penym przewiadczeniem, e nielimy jej pomoc na naszym partyzanckim froncie. Jeli hitlerowcy wyobraali sobie, e oczyszcz swe frontowe zaplecze z oddziaw Armii Ludowej, popeniali jeszcze jeden niemay bd.

Bj pod Rblowem

Budzi si dzie 14 maja 1944 roku. Soce ledwie wychylao si zza widnokrgu, a ju nasza kompania gospodarcza przygotowywaa przy ogniskach posiek dla oddziaw. Trzymalimy si zasady, e jeeli ju zje niadanie, lepiej to uczyni wczeniej ni pniej, bowiem nie wiadomo byo nigdy, czy w ogle bdzie mona je zje. Ju po niadaniu, okoo dziewitej, zwiadowcy zameldowali, e od strony poudniowo-wschodniej, to znaczy od strony Lublina, zmierzaj w naszym kierunku powane siy niemieckie. Najprawdopodobniej nie znay one jeszcze miejsca naszego postoju, poniewa posuway si bardzo wolno i ostronie. Podylimy na skraj lasu, by przekona si, jak daleko od nas znajduje si nieprzyjaciel. By ju w zasigu lornet. Niemcy szli w nasz stron polnymi drogami. W odlegoci 200-300 metrw od lasku przebiegaa bita droga, ktr przesuwaa si piechota wraz z samochodami pancernymi. Kto, obserwujc ten widok po raz pierwszy, odnisby z pewnoci wraenie, e Niemcy jad na pewniaka, aby nas cakowicie rozgromi. Mymy byli innego oczywicie zdania i na spotkanie wroga przygotowalimy w lasku ameliskim obron. Niemcy, ktrych pierwsze strzay upewniy, e ci, za ktrymi oni goni, znajduj si wanie w tym lasku, zajli kilka opuszczonych zagrd midzy bit drog a laskiem. Zaobserwowalimy, e siy niemieckie z kad chwil wzrastay. Wczorajsza lekcja widocznie czego ich nauczya i dzi przygotowali si do walki lepiej. Znajc dobrze taktyk i psychik Niemcw, wiedzielimy, e lkaj si oni najmniejszych krzakw, z ktrych czyha moe na ich niebezpieczestwo. Zwykle przy rozpoczciu bitwy robili wiele haasu, by wpyn na nastroje naszych onierzy i zdezorientowa obron. Podobnie uczynili i tym razem. Ostra, gwatowna strzelanina z modzierzy, cekaemw i pistoletw maszynowych otworzya spotkanie. Tysice pociskw posypao si na ameliski lasek. Zastanowilimy si, w jaki sposb narzuci wrogowi nasz wasn taktyk walki i przej inicjatyw w swoje rce. Plan dziaania zosta szybko przedyskutowany. Przystpilimy do jego realizacji. Lasek, w ktrym przebywalimy, zaamywa si w pewnym miejscu na wschd pod ktem mniej wicej 80-90 stopni i cign si w kierunku bitej drogi w ten sposb, e jego rg, podobnie jak jego cypel poudniowy, znajdowa si nie dalej ni 100 metrw od szosy. Wykorzystalimy to, i silnie uzbrojone skrzyda otrzymay rozkaz zablokowania szosy rusznicami przeciwpancernymi i erkaemami z dwch stron, natomiast czoo naszej linii miao skierowa ca si ognia w rodek trjkta, gdzie skoncentrowane byy wojska niemieckie. Odcinek ten otrzyma dwa modzierze, ktre w tej walce odegra miay powan rol. Zwiadowcy i specjalni cznicy przez cay czas informowali nas o ruchach nieprzyjaciela i z chwil gdy skrzyda nasze zajy ju przewidziane przez nas stanowiska, rozpoczlimy natarcie ogniowe. Ogie z naszej strony by tak gwatowny, e Niemcy nie wytrzymali go i po dwch godzinach, podpaliwszy kilka chat, zaczli si wycofywa pod oson dymu za drog. Tak wic Niemcom nie udao si ani zastraszy nas, ani tym bardziej zepchn ze stanowisk.

Po wyparciu ich z zajmowanych pozycji nastpia krtka przerwa, ktr wykorzystalimy przede wszystkim na partyzancki pogrzeb naszych polegych towarzyszy. Wykopalimy mogiy. Gdy uwiadamialimy sobie, e jeszcze przed paroma godzinami rozmawialimy z tymi ludmi, a teraz sypiemy na ich twarze ziemi, pod ktr znikali na zawsze, zy same cisny si do oczu. Czulimy si jak gdyby ubosi o ich przyja, mocn, bo rozkwit w jake trudnych chwilach. Lecz walka toczya si dalej. Otrzymawszy posiki, Niemcy rozpoczli kontratak, my za z kolei przeszlimy do obrony. Zblia si zachd soca, nie byo wic sensu atakowa przeciwnika. Sytuacja nakazywaa przewleka walk do wieczora, by potem, pod oson ciemnoci, oderwa si od Niemcw. Gdy zapad ju wieczr, gwne nasze siy zebray si do wymarszu pod skuteczn oson erkaemw. Po przygotowaniu wozw, oczyszczeniu broni i zabezpieczeniu si w amunicj (kady AL-owiec majcy pepesz otrzyma 500-1000 sztuk amunicji) odeszli ze stanowisk ostatni nasi onierze. Jak zwykle w marszu, z wysunitym do daleko ubezpieczeniem przednim i tylnym, ruszylimy w kierunku poudniowo-zachodnim, w okolice Rblowa. Noc bya prawdziwie majowa, spokojna i ciepa. Wikszo AL-owcw sza pieszo tylko wwczas, kiedy wozy zjeday z pagrka, siada na nie kto mg, by przejecha cho kilkaset metrw i da odpoczynek strudzonym nogom. Koni mielimy ze sob nie mniej ni sto pidziesit, kolumna rozcigna si wic daleko. Naszych tysic ludzi wygldao w tym marszu na kilka tysicy. Caa potga. Noc majowa nie trwa dugo. Ledwie si rozpocznie, a ju na horyzoncie wida brzask zwiastujcy rychy ranek. Naleao si wic spieszy, by jak najdalej odskoczy od nieprzyjaciela, ktry, jak sdzilimy, mimo wszystko nie mg przepuci okazji zaatakowania i zniszczenia w bezlenym terenie wielkiego oddziau Armii Ludowej. Wiedzielimy, e bdziemy cigani, chcielimy wic zyska na odlegoci. Gdy nasta dzie, dotarlimy do osady Rblw. Wok zabudowa roztaczaa si pikna, wie zieleni pokryta dolina, obok niej rs may rblowski lasek. Kompania gospodarcza natychmiast zaja zabudowanie na wzgrzu, by si w nim zakrztn przede wszystkim nad przygotowaniem posiku dla onierzy. Godzina bya jeszcze do wczesna. Trawa perlia si ros, mienic si w promieniach soca jak kryszta. Powietrze byo wiee i rzekie. Po pewnym czasie na wzgrzu zadymiy kominy. Wiedzielimy, e za godzin lub dwie bdzie mona spoy posiek. Mimo ogromnego zmczenia po dwudniowych bojach z Niemcami, mimo duych strat onierze nasi nie tracili bojowego ducha. Nawet teraz, po uciliwym nocnym marszu, sycha byo melodie partyzanckich pieni. Najbardziej jednak znueni, szczeglnie modzi chopcy, rozoyli si pokotem na trawie, zapadajc natychmiast w kamienny sen.

Po pgodzinnym odpoczynku dowdcy batalionw otrzymali rozkaz rozlokowania oddziaw w dolinie pod cian lasu, gdzie partyzanci mieli oczyci i przygotowa bro, zaopatrzy si w zapasy amunicji do erkaemw, rusznic przeciwpancernych i karabinw. Niektrzy chopcy co prawda krzywili si, e otrzymali zbyt wiele amunicji, ale nie byo na to rady. Silniejsi brali nawet po tysic piset sztuk naboi do pepesz. Reszta zapasw amunicji zaadowana zostaa na dwa specjalnie do tego celu przeznaczone mocne wozy. Z kominw zabudowania, w ktrym rozkwaterowaa si kompania gospodarcza, unosi si jasny jak mga dymek, co wiadczyo o tym, e ognisko ju wygaszono i wkrtce bdziemy mogli spoy zasuony posiek. Panowa spokj. Jeden z naszych oficerw, por. Kolka, stary wyga, zawsze zapobiegliwy i ostrony, dosiad wanie swego wierzchowca i skierowa si na pastwisko z zamiarem zapdzenia do lasu pascych si na ce koni, gdy naraz w uszy nasze wdar si warkot silnikw. - Samoloty! - zawoa kto gono. Daleko na niebie zobaczylimy sylwetki dwch samolotw. Natychmiast wydano rozkaz: Kry si! Konie do lasu! Ani na sekund nie spuszczalimy z oka krcych do daleko jeszcze dwch maszyn, wiedzc, e wypatruj one nie kogo innego, ale wanie nas. Samoloty zataczay coraz blisze krgi i niebawem rozpoznalimy w nich myliwce. Nadlatyway z poudnia. Z pnocy pojawiy si dwie inne maszyny, zmierzajce rwnie w naszym kierunku. Zostalimy zauwaeni. Samoloty przeleciay nad naszym obozowiskiem, potem zatoczyy krg i lecc nisko, prawie nad wierzchokami drzew rblowskiego lasu, powrciy raz jeszcze, badajc teren. Teraz byo ju dla nas jasne, e za chwil rozpocznie si ich atak. Samoloty nabray wysokoci, nadal krc nad nami. Wyglday jak jastrzbie wypatrujce zdobyczy i gotowe do zadania gwatownego ciosu. Odczulimy niepokj, znany dobrze kademu onierzowi w czasie ataku powietrznego. W dodatku na taki atak nie bylimy jeszcze przygotowani tak, aby natychmiast na ogie odpowiedzie ogniem. Tymczasem myliwce weszy w nurkowanie. Wyjc przeraliwie, przeszy nastpnie do lotu koszcego i zaczy nas ostrzeliwa. Rozleg si take huk bomb. Atak trwa do czterdziestu minut. Wreszcie Niemcy, wyczerpawszy amunicj, wzili jeden po drugim kurs na pnocny wschd i niebawem zniknli nam z oczu. Teraz naleao si spodziewa wojsk hitlerowskich, ktre najprawdopodobniej poszukiway naszego oddziau przez cay ranek, a obecnie, po wykryciu nas przez samoloty, na pewno pieszyy zoy nam swoj wizyt. Dowdcy jednostek otrzymali rozkaz sprawdzenia wielkoci zadanych nam strat. Sdzilimy, e w cigu tych czterdziestu minut strzelaniny utracilimy dziesitki onierzy. Po sprawdzeniu okazao si jednak, e zabitych zostao tylko dwch AL-owcw, kilkunastu odnioso rany, ciko rannych nie byo. Prcz tego ogie samolotw oraz kilka bomb maego kalibru, zrzuconych na zabudowania, trafiy w naadowany wz z amunicj i granatami. Bardzo przykre byo rozpynicie si w nico upragnionego przez wszystkich niadania, bowiem zabudowanie na wzgrzu pono. Mimo wszystko

odetchnlimy. Po chwilowej depresji, ktra wkrada si w nasze szeregi, energia powracaa na nowo. Zdawalimy sobie jednak spraw, e by to dopiero pocztek, maa uwertura do majcych nastpi wydarze. Trzeba byo natychmiast zaj dobre stanowiska w lesie, ktry zosta przez nas dostatecznie rozpoznany. Musielimy by dobrze przygotowani na przyjcie wroga. Lasek rblowski by nieduy i jak si zorientowalimy, do trudny do obrony. Nie moglimy go jednak ani opuci, ani da si z niego wyprze. Gdyby tak si stao, byoby to dla nas cakowit klsk. Postanowilimy wic bi si tak, by Niemcw do lasku nie wpuci. Na poudnie od lasku cigny si krzaki, a za nimi szachownica pl pokryta kpami modych brzz, ktre p kilometra dalej powikszay si i tworzyy zwarty lasek. Na wschodzie rozcigao si pole porose ytem, owsem i kartoflami. Pnocna strona bya nam najbardziej znana, poniewa stamtd przywdrowalimy do rblowskiego lasu. Najbezpieczniejsza bya dla nas strona zachodnia, z ktrej dostp do lasu ze wzgldu na bagnisty teren by niezwykle trudny. Naleao przypuszcza, e stamtd nie zagraao nam adne niebezpieczestwo. Wobec tego tam wanie zostay skierowane nasze siy odwodowe wraz z rannymi i lekarzami. Przed zajciem pozycji odbya si z dowdcami jednostek narada, na ktrej ustalono, e kpt Zemsta, dowdca Brygady Pnocnej Lubelszczyzny, wraz z por. Bolkiem i por. Anatolem broni bd odcinka pnocnego; kpt Franek, dowdca Okrgu pnocnego, z kpt. Makiem, por. Jankiem i por. Kolk broni bd odcinka wschodniego, natomiast oddzia partyzantw radzieckich osoni odcinek poudniowy. Oficerowie i onierze zaczli rozchodzi si na wyznaczone pozycje. W tym wanie czasie nad lasem przeleciay dwa niemieckie samoloty, zawyy gronie nad wierzchokami drzew i oddaliy si. Niemal jednoczenie onierze donieli, e z pnocnej strony nadchodz hitlerowcy. Z pnocnego odcinka lasu wida byo jak na doni mas poruszajcych si Niemcw. Samoloty wci kryy nad wierzchokami drzew, wypatrujc nas pilnie. Postanowilimy da im teraz nauczk. Przy kolejnym ich nawrocie odezway si nasze erkaemy, ktrych ogie podziaa niby rdka czarodziejska; maszyny wzbiy si wysoko i kryy ju nie nad lasem, lecz nad polami, gdzie maszeroway kolumny niemieckie i gdzie leeli okopani Niemcy. Wkrtce na las posypay si pociski z modzierzy. Pocztkowo by to tylko pojedynczy ogie, lecz z kad chwil wzmaga si on, by wreszcie przej w siln kanonad cekaemw i modzierzy. Po godzinnej strzelaninie hitlerowcy ruszyli do natarcia na las z obydwu stron. Jak si jednak niedugo przekonalimy, byy to tylko ataki majce na celu lepsze rozpoznanie naszych si. Niemniej wrg zblia si wedug prawide taktyki: po przebiegniciu kilkudziesiciu metrw natychmiast, jak robi to wyszkoleni onierze, Niemcy padali, okopujc si. Pojawiali si po piciu, dziesiciu, biegli kilkanacie krokw, po czym padali na ziemi. Inni znw czogali si, a nasze milczenie dodawao im najprawdopodobniej animuszu i odwagi. Sdzili z pewnoci, e z tej strony las nie jest obsadzony przez bandytw i uda im si do niego wtargn.

Milczelimy nadal. Wszyscy dowdcy, oficerowie i onierze otrzymali kategoryczny rozkaz: nie strzela lekkomylnie na wiatr, nie marnowa niepotrzebnie amunicji, nie denerwowa si, lecz podpuci frycw jak najbliej, aby nasz ogie odnis skutek piorunujcy. Niemieckie modzierze przestay ostrzeliwa las, co dao nam do zrozumienia, e Niemcy bd si przygotowywa do szturmu. Zaczynay si szczeglnie gorce chwile. Hitlerowcy poczynali sobie coraz odwaniej. Zbliali si do lasu skokami, nie schylajc si ju nawet, jak czynili to poprzednio. Zachowywali si tak na obydwch odcinkach, pnocnym i wschodnim. Niebawem na odcinku pnocnym zerwali si do ataku z wielkim haasem, lecz tu przed samym lasem znw przywarli do ziemi. Odcinek ten zosta ju umocniony przez stu AL-owcw, ktrzy ze zmruonymi oczyma wyczekiwali rozkazu otwarcia ognia. Serca wszystkich biy niecierpliwie, kady pragn, by rozkaz ten pad jak najprdzej. Nastaa chwila zupenej ciszy i nagle Niemcy poderwali si, tym razem ju po to, by dobiec do samego lasu. Byo ich okoo trzystu-czterystu. Biegli aw, w hemach, z pistoletami maszynowymi w doniach. Ju byli zupenie blisko, gdy pada wreszcie komenda: Ognia! Tysice pociskw wyleciao wrogowi na spotkanie. Pewna cz Niemcw, gnana si ju nie odwagi, ale impetu, wpada do lasu. Rozpocza si walka wrcz, lecz trwaa ona zaledwie kilkadziesit sekund. AL-owcy rozstrzygnli j na sw korzy. Kto yw z Niemcw ucieka teraz bez broni, skd przed chwil przyby. Dziesitki onierzy niemieckich pado. Okazao si, e bijemy si z osawion SS-owsk dywizj Wiking, ktra specjalnie zostaa przysana na tereny Lubelszczyzny do tak zwanej pacyfikacji. Zadaniem jej byo rozgromienie Armii Ludowej. Nawiasem mwic, dywizja ta wypeni miaa swe zadanie przy wsppracy NSZ, ktrych dowdztwo wanie w ostatnich dniach wydao rozkaz bezwzgldnego likwidowania PPR-owcw i AL-owcw. Tak to hitlerowcy i NSZ-owcy wzajemnie wspomagali si w wcale z nami. Mimo krwawo odpartego ataku Niemcy nie zaniechali dalszej walki. Przybyli tu po to przecie, aby nas zniszczy. Ale zniszczenie tysica ludzi pragncych y nie byo bynajmniej atwym zadaniem. Hitlerowcy zdyli si ju o tym przekona. Po niedugim czasie do dua grupa esesmanw zerwaa si do ataku na odcinku pnocnozachodnim, chcc wedrze si do lasku i zdoby pozycje wrd drzew. Nasi chopcy i tutaj dobrze si sprawili. Nasilenie walki na tym odcinku w zasadzie take szybko mino. Znw zabito i raniono dziesitki hitlerowcw, setki za tych, ktrzy wycofali si z ostatniego boju, przylego do ziemi. Co prawda strzelali do nas, lecz my nie pozostawalimy im duni, sypic w nich granatami i pociskami z pepesz i erkaemw. Za chwil z radoci stwierdzilimy, e to zmaganie zakoczyo si naszym sukcesem. Teraz moglimy by przekonani, e do wieczora przetrzymamy w lasku, potem za nastanie noc, ktra miaa nalee do nas. Zerknlimy na zegarki, lecz niestety soce byo jeszcze wysoko, a przed nami pozostawa kawa dnia. Gdyby to byo w naszej mocy, z pewnoci zakrylibymy soce, by ciemno moga szybciej osoni ziemi i nas.

Zabitym Niemcom, lecym w naszym zasigu, AL-owcy zabierali bro, amunicj, granaty. Bya to dla nas cenna zdobycz. Inni towarzysze zabrali si do kopania mogi i grzebania naszych onierzy, ktrych pado kilkunastu. Rannych odnoszono do specjalnej kotliny w rodku lasu. Wrd nich by rwnie kpt. Kolka, ktremu kula przeszya lewe puco. Odczuwalimy silnie gd i pragnienie. Nie byo chyba wrd nas nikogo, kto by nie u kawakw gazek. Mizerny to by jednak prodek. Zdawalimy sobie spraw, e w cigu dnia bdziemy jeszcze toczy walk. Nie wykluczone byo, e Niemcy przypuszcz nawet silniejsze natarcie anieli poprzedniego dnia. Dlatego w szeregach naszych panowaa pena gotowo bojowa. Wszyscy byli na swoich miejscach i opuszczali je tylko za zezwoleniem lub na rozkaz dowdcw. Przez dugi czas panowaa cisza. Przerwa j w pewnym momencie silny ogie dzia i modzierzy. Niemcy postpowali podobnie jak na pocztku. W powietrzu zawyy pociski amice gazie rblowskiego lasu. Jednoczenie na niebie znw ukazay si dwa samoloty, krc wysoko nad nami. Dokonalimy przegrupowania si pod ogniem. Tymczasem obsugi rusznic przeciwpancernych z oddziau Czepigi przygotowyway si do naleytego powitania samolotw, ktre obniay lot, zamierzajc obrzuci nas bombami. Wytrawni partyzanci radzieccy wodzili po niebie dugimi lufami rusznic, oczekujc dogodnej chwili. Jeden tylko celny pocisk wystarcza do unieszkodliwienia powietrznego pirata. Zachowanie si obsug rusznic przeciwpancernych byo spokojne. Dopiero kiedy niemieccy piloci pozwolili sobie zbyt wiele, zniajc lot swych maszyn tu nad wierzchokami drzew, rusznice posay pociski w gr. Jeden z samolotw zosta trafiony i z mocno kopccym ogonem odlecia znad lasu. Poczulimy si jeszcze silniejsi: skoczya si niedosino powietrznego wroga. Rado z powodu uszkodzenia samolotu bya tym wiksza, e i druga maszyna oddalia si w lad za pierwsz. Samoloty wicej ju nie powrciy, mimo e Niemcy atakowali nas jeszcze czterokrotnie. Wszystkie te ataki koczyy si sromotn porak wroga, cho hitlerowcy niejednokrotnie wdzierali si do lasu i spotykali si z nami w walce wrcz. Na ataki odpowiadalimy z kolei kontratakami, ktre zadaway Niemcom due straty. Gdy zaistniaa pilna potrzeba dostarczenia rannym wody, po trzecim z kolei ataku zdobylimy szturmem ponc zagrod, gdzie znajdowaa si studnia. Wrg nie zdoby si ju na obron tego miejsca, cho na pewno zorientowa si, o co nam chodzi. Nadszed wreszcie wieczr. Gdzie po dziesitej odbya si ostateczna narada, na ktrej ustalono, e przebijemy si na poudnie nie caym oddziaem, lecz czonami. Pierwszy z nich stanowi mieli onierze najlepiej uzbrojeni, zdolni do przerwania ewentualnego okrenia. Z okrenia wyszlimy bez adnych strat. Podczas bitwy w lasku rblowskim zgino ponad 300 Niemcw z dywizji SS Wiking. Z naszej strony pado 26 AL-owcw, 36 za odnioso lejsze rany. Ranni, rozesani po garnizonach AL i BCh, powrcili wkrtce do zdrowia. Wielu z nich maszerowao pniej, ju w szeregach regularnych oddziaw Wojska Polskiego, na Koobrzeg i Berlin.

Nowa jednostka w Lubartowie


Pewnego dnia -byo to w kwietniu 1944 roku - otrzymalimy wiadomo od AL-owcw z garnizonu, e jednostka niemiecka, stacjonujca ju od duszego czasu w Lubartowie, opucia miasto, jej za miejsce zaj batalion wojsk wgierskich. Przybycie tego batalionu do Lubartowa wywoao wrd mieszkacw due poruszenie. Bd co bd byo to wwczas wydarzenie sporej wagi. Wrd ludnoci poczy kry przerne komentarze. Jedni mwili, e bdzie teraz z pewnoci lej, inni oceniali przyszo bardziej pesymistycznie, motywujc swj punkt widzenia wydarzeniami, jakie miay miejsce w przeszoci. Wypowiedzi brzmiay rnie, a czsto kcc si z sob wzajemnie, wzajemnie si jak gdyby uzupeniay. Oczywicie musielimy zaj wobec faktu przybycia nowej jednostki okrelone stanowisko, stanowisko w naszej sytuacji jak najbardziej rozsdne. Oceniajc opinie, krce wrd ludnoci, uznalimy, e jeden z wielu goszonych pogldw zawiera w sobie bezsporn ju racj: przybycie wgierskiej jednostki na Lubelszczyzn, do kolebki ruchu partyzanckiego, nic dobrego hitlerowcom nie wry. Przeciwnie. Fakt ten dowodzi niewtpliwie, e na froncie radzieckim otrzymaj oni cikie ciosy, cisze znacznie ni oglnie byo o tym wiadomo. Ta wanie, a nie inna przyczyna tkwia u podstaw wymiany jednostek wojskowych w Lubartowie, co zreszt potwierdzio si wkrtce. Poczynilimy starania o rozpoznanie wgierskiego batalionu. Niebawem otrzymalimy wiadomo, e znajduj si w nim oficerowie niemieccy. Nie zaskoczya nas ona, nie bya te to dla nas wiadomo za. Spotkalimy si z niczym innym, jak z przejawem stosowania zasady, ktr hitlerowcy stosowali konsekwentnie we wszystkich jednostkach wojsk okrelanych przez nich jako sojusznicze. Zasada ta, rzecz jasna, nie wynikaa z niczego innego, jak tylko z braku zaufania do owych sojusznikw. Co si tyczy oddziaw wgierskich, niejednokrotnie ju notowalimy fakty dobitnie o tym wiadczce. Ilo hitlerowskich oficerw w jakiej jednostce sprzymierzonych z Niemcami wojsk uzaleniona bya zwykle od nastrojw kadry oficerskiej tej jednostki. Gdy wic kadra ta przejawia choby najmniejsz niech do hitlerowcw - a o to z biegiem czasu byo coraz atwiej - to ci oczywicie wzmacniali sw wasn kadr, najczciej esesowsk, dowdztwo jednostki. Sama obecno hitlerowskich oficerw w okrelonej jednostce wojsk wobec nich sojuszniczych wskazywaa na brak zaufania do jej kadry dowdczej. Ilo za hitlerowcw bya zazwyczaj wprost proporcjonalna do zych nastrojw wrd sojuszniczych oficerw i onierzy. Im jednostka liczya ich wicej, tym nastroje byy w niej gorsze. Jeli za byo ich niewielu, oznaczao to, e hitlerowcy znaleli oparcie wrd oficerw-faszystw, ktrych oczywicie nie brakowao i wrd Wgrw, podobnie jak wrd innych sojusznikw hitlerowskich Niemiec: otyszw, Litwinw, Ukraicw, Sowakw. Faszyci bywali i wrd Polakw, a mam tu na myli NSZ-owcw, ktrzy na rwni z hitlerowcami przejawiali okruciestwo i bezwzgldno w mordowaniu uczciwych ludzi, antyhitlerowcw. W dziaalnoci rozpoznawczej, jak przedsiwzilimy, sprawa stosunkw midzy Wgrami i hitlerowcami zajmowaa istotne miejsce. Decyzje, ktre musielimy podj, uzalenione byy w znacznym stopniu od ich rozpoznania.

Lubartowski garnizon AL rozpocz zbieranie moliwie dokadnych wiadomoci o przybyszach. Naszych onierzy interesowa kady szczeg dotyczcy ich uprzednich dziaa, stan uzbrojenia i wyszkolenia oraz, oczywicie, nastrojw. Praca rozpoznawcza bya mudna. Wzili w niej udzia take AK-owcy i BCh-owcy. Dzielili si z nami swymi spostrzeeniami, niekiedy wystpowali nawet z propozycjami pewnych przedsiwzi. Wsplne zainteresowania i plany zbliay ludzi do siebie, niezalenie od tego, do jakiej organizacji naleeli. Trzeba bowiem powiedzie, e nic, adna informacja, aden te wany niezmiernie dokument nie zastpi bezporedniej rozmowy midzy ludmi, w ktrej to rozmowie kady bdzie mg wyuszczy swe racje i jak najlepiej je uzasadni. Ludzie o wysokich walorach moralnych, choby reprezentowali jak najbardziej skrajne pogldy, powinni stara si o rozwizywanie spornych kwestii w bezporednich spotkaniach, w szczerych rozmowach. Bywa, e jeden gest i jedno spojrzenie wyraaj wicej ni dziesitki notek i raportw. Wiadomoci o wgierskiej jednostce z Lubartowa przybywao z dnia na dzie. Chcielimy mie ich jak najwicej, aby wyrobi sobie o niej jak najbardziej suszne zdanie. Do pomocy naszej lubartowskiej organizacji wysalimy Ryszarda Postowicza - Murzyna. Mia on szerokie kontakty w wielu miastach Lubelszczyzny, szczeglnie w Lublinie i wanie w Lubartowie. Murzyn otrzyma polecenie jak najszybszego przekazywania zdobywanych informacji do sztabu obwodu. Bardzo powanie, jak zreszt zawsze, potraktowa swe zadanie i zabra si do niego nie zwlekajc. Nawiasem mwic mia ju za sob zadania bardziej zoone i wykonywa je ku naszemu zadowoleniu bez zarzutu. Murzyn wyjecha do Lubartowa i tam nawiza kontakt z onierzami garnizonu AL, ktry wykorzysta dla tej sprawy wszystkie swoje moliwoci. Nawizano nowe kontakty w celu zebrania informacji o wgierskim batalionie, uzyskane wiadomoci skrupulatnie konfrontowano. Czynili to take BCh-owcy i AK-owcy. Zabiegi Postowicza szy rwnie w kierunku nawizania osobistego kontaktu z wgierskimi oficerami w formie rozmw i udao mu si to osign. W nastpnym ju spotkaniu zdoa on zetkn si z nimi przy wsplnym stole. Rozpocza si coraz bardziej swobodna wymiana zda, w ktrej wiele miejsca zajo wspominanie przyjani polsko-wgierskiej, odnotowanej przez histori dla pokole. Wychylono pierwsze kieliszki, od ktrych Murzyn bynajmniej si nie odegnywa, a korzystajc z dobrej okazji stara si o to, aby uczestnicy spotkania za konierz nie wylewali. W miar te upywu czasu Wgrzy stawali si bardziej otwarci, zgodnie z powiedzeniem, co na myli, to i na jzyku, i Murzyn uzyska od swych rozmwcw szereg interesujcych nas bardzo wiadomoci o zamierzeniach hitlerowcw i prawdziwym stosunku Wgrw do hitleryzmu jako wsplnego naszego wroga. Wypito sporo wdki, sporo sobie powiedziano, a to, co mwili Wgrzy, pozwalao na snucie pomylnych prognoz. Murzyn mg wypi bardzo duo i nie skami, jeli powiem, e mgby wycign i cae wiadro wdki, gdyby oczywicie zachodzia taka konieczno. Miaa na to zapewne wpyw jego kondycja fizyczna, by bowiem potnie zbudowanym mczyzn, way za chyba ponad sto kilogramw. Dorwna mg mu tylko pod tym wzgldem Bolek, wacy notabene rwnie setk, z t moe wszake rnic, e Murzyn nie pi nigdy, kiedy nie naleao, gdy trzeba byo odpowiada za siebie i wykonywane zadania. Bolek natomiast zwyk by nie przestrzega tej zasady, szczeglnie po ktrym tam kieliszku z kolei. Bolek by czowiekiem nieskomplikowanym. W jego twarzy czytao si jak

w otwartej ksidze, cechoway go przy tym odwaga i energia. By dobrym onierzem, tyle e jeli zay ognistej wody ponad sw miar, zamienia si w innego ni zwykle Bolka. Unika nas wwczas niczym diabe wiconej wody, gdy jednak pojawia si wrd tych, ktrzy nas ywili, ktrzy byli naszym oparciem - wrd chopw, zaczyna, jak si to mwi, rozrabia.

Pewnego razu zdarzy si bardzo przykry wypadek. Bolek, podpiwszy sobie piset gramw za wiele, naruszy normy, ktre nas wszystkich bezwzgldnie i bez wyjtku obowizyway. Naruszy je za w takim stopniu, e cho lubilimy go za jego prostot i odwag, oddalimy go pod sd. Tylko interwencja mieszkacw wsi, ktrzy uprzednio wnieli na niego skarg, a teraz widzc, e tolerowa chuligastwa nie bdziemy w adnym wypadku, uratowaa go przed najsurowszym wymiarem kary. Najwaniejsze byo to, e po tym incydencie nie stracilimy zaufania u tych ktrzy nas ywili, ktrzy nieli nam pomoc, ktrzy nas kochali. Bolek za bardzo mocno przey to, co si stao. Pocz zmaga si ze swym zym duchem i w konsekwencji zwyciy. Pozosta tylko dobry, odwany i ofiarny onierz, ktry uczestniczy w wielu bitwach i godnie w nich si zachowa. Jak wspomniaem, Murzyn odznacza si siln budow ciaa, co si za tyczy cech jego charakteru, by miay, towarzyski, peen osobistego uroku. Moe gdzie gboko koataa w nim niespokojna dusza, lecz wiadoma dyscyplina umiaa ujarzmi wewntrzn anarchi i pragnc si wyzwala niespoyt energi kierowaa we waciwym kierunku. Jeli si przebywao z nim duszy czas, zapada w pami jako wzorowy onierz o duej inwencji, zwaszcza w zakresie zdobywania informacji o wrogu. By czowiekiem z charakterem. O dotrzymanie przeze danego sowa mona byo by spokojnym. Gdy otrzymywa jakie polecenie, z gry byo wiadomo, e nie doje i nie dopi, a wykona je dobrze i na czas. Murzyn sta si kiedy bohaterem niecodziennego wydarzenia. W Lubartowie peni funkcj dyrektora szpitala niejaki doktor Burke, z pochodzenia Ukrainiec, zagorzay sympatyk hitlerowcw. Pomaga im te, jak tylko potrafi, nie ukrywajc, e czyni to z najgbszego przekonania. Do szpitalnego personelu mawia, e gdy hitlerowcy wyzwol Ukrain, on tam dopiero zajmie nalene mu wysokie stanowisko. ajdacka postawa Burkego, krzywdy, jakie robi Polakom, wskazujc hitlerowcom, kto z nich jest jego zdaniem szczeglnie niebezpieczny, spowodoway, e wszystkie konspiracyjne organizacje - AK, BCh i AL - postanowiy unieszkodliwi faszyst. Polecenie to otrzyma Murzyn. Do pomocy przydzielono mu Stacha Gajusia i Jzefa Gruszczyka. Murzyn zabra si do wykonania zadania. Przeprowadzono obserwacj zachowania si Burkego, jego trybu ycia, dokonano rozpoznania w jego domu. Wreszcie, pewnego dnia, o do jeszcze wczesnej porze, pod dom Burkego zajecha samochd, z ktrego wysiado trzech mczyzn. Stach Gaju pozosta na ulicy, przy samochodzie, Murzyn za i Jzef Gruszczyk weszli do domu i zadzwonili. Drzwi si uchyliy, odezwaa si spoza nich jaka kobieta, zapytujc o cel przybycia.

- Geheime Staatspolizei. Gestapo - odrzek Murzyn, ktry dobrze zna niemiecki. - Otwiera, przychodzimy do doktora Burke. Drzwi stany natychmiast otworem. Burke spa jeszcze. Murzyn zbliywszy si do ka trci go lekko, wystarczyo to jednak, by lecy obudzi si natychmiast. - Co si stao? Kim panowie s? - rzuci nie bez strachu. - Gestapo. Ma pan wsta i ubra si. Jedziemy do Lublina - owiadczy Murzyn kategorycznym tonem. - Samochd czeka. - Do Lublina? - stkn Burke. - Po co do Lublina? - Dowie si pan na miejscu. Teraz niech si pan pospieszy. Ubierajc si, Burke tak gorco prosi o podanie mu przyczyny wyjazdu, i gestapowiec wyzna mu wreszcie, co na ten temat wiedzia: do lubelskiej centrali gestapo doszy wieci, jakoby Burke suy dwm panom. Sprzedawczyk zamieni si w sup soli. - Nie rozumiem - wyjka wreszcie. - Co to znaczy? - To znaczy - odpar Murzyn - e stara si pan pracowa i na korzy Niemcw, i na korzy komunistw. - Ale to nonsens! Jak mona mi co podobnego zarzuca? Jak zwalczam komunistw, to wy wiecie o tym najlepiej. Murzyn wzruszy ramionami. - Ja z gestapo pracuj cae lata! - woa dalej Burke. - Pan wie, ilu ja wykryem wrogw Rzeszy? Jeli pan nie wie, to ja panu to udowodni! - Mnie to w tej chwili nie obchodzi. Jeli pan ma jakie dokumenty, niech pan je z sob wemie, tyle panu mog pomc. W Lublinie wszystko si wyjani, tak czy inaczej - Murzyn podnis gos - prosz si pospieszy! - Takie zarzuty w stosunku do... - i tu nagle zaperzony Burke urwa. Wanie w tym momencie jego wzrok pad na stopy Murzyna. Partyzant spojrza w d i zakl w duchu. Mia wprawdzie na nogach do przyzwoite pbuty, ale spoza nogawek spodni wyzierao goe ciao. Nie zaoy skarpetek. Burkemu musiao to nasun wtpliwoci, niemniej jednak Murzyn nie zdetonowa si jego odkryciem i pocz jeszcze energiczniej przynagla go do opuszczenia mieszkania. Wyszli wreszcie na ulic, ale tutaj otr wyranie si ju ociga, rozgldajc si wok, zapewne w poszukiwaniu jakiej dla siebie pomocy. Murzyn, wygosiwszy jakie typowe niemieckie przeklestwo, uy przeto swej przewagi fizycznej i wcisn Burkego do samochodu. Stach ruszy penym gazem, aby jak najszybciej przeby centralne ulice Lubartowa i wjecha na drog prowadzc do Ostrowa, a dalej ju do lasw. Wewntrz wozu Murzyn wyj pistolet.

- A teraz - rzek ju po polsku - gb na kdk i nie rusza si. Burke zblad jak papier. Teraz by ju pewien, e sta si winiem partyzantw. Maskarada si skoczya. Stach prowadzi dobrze, traf jednak chcia, e w samym centrum miasta silnik Adlera, dobrze ju wysuony, naraz zaparska, zarechota, kaszln i - zamilk. Rozpaczliwe wysiki Stacha nie zdoay go uruchomi. Burke wiedzia dobrze, co czeka go za jego zbrodnie. Nie majc nic ju do stracenia, wykorzystujc ostatni szans, zdoby si na dziaanie. Zapawszy jedn rk za pistolet Murzyna, drug otworzy drzwiczki samochodu. Gdy partyzanci rzucili si na niego, zdoa si wyszarpn i wyskoczy na ulic. Podjcie waciwej decyzji w tej sytuacji nie byo spraw atw. Zasug Murzyna byo to, e podj j w uamku sekundy, naraajc si na maksymalne niebezpieczestwo. Wyskoczy z auta w lad za Burkem, pobieg za nim kilkadziesit krokw. Pady strzay. Jak zwykle w takich chwilach, ulica momentalnie opustoszaa. Burkego, przeladowc Polakw w Lubartowie, dosign sprawiedliwy wyrok. Sto metrw od jego zwok sta stary Adler, ktremu wida nie byo sdzone dotrze do partyzanckiej bazy. Po kilku dniach pobytu Postowicza w Lubartowie otrzymalimy od niego wiadomo, z ktrej wynikao, e istniej szanse przekonania Wgrw, aby przeszli na stron partyzantw i jeli nawet nie zrobiliby tego wszyscy, to czci z pewnoci uda si wyrwa do lasu wraz z broni. Murzyn sugerowa, e w takim wypadku moe powsta sytuacja, w ktrej trzeba bdzie przyj ze zbrojn pomoc tym, ktrzy nas zrozumiej. Bylimy bardzo zadowoleni, sprawa wesza na dobr drog. Postanowilimy przekaza za porednictwem naszego dzielnego wysannika list do Wgrw. Napisalimy go co rychlej, szczerze i prosto wyraajc nasze myli. Oto, jak brzmiaa jego tre:

Drodzy Wgrzy! Wiemy, e nie jest Wam przyjemnie suy tak okrutnemu wrogowi wszystkich narodw Europy, jakim jest hitleryzm. Wiemy rwnie, e szukacie okazji, aby porzuci szeregi wojsk tego tyrana, a bro skierowa przeciw niemu w obronie praw i wolnoci kadego narodu. W tym i swego, cierpicego rwnie. My, Polacy, przyjmiemy Was do oddziaw partyzanckich, walczcych od przeszo ju dwch lat, z wielk radoci. Niech szeregi naszej Armii Ludowej powiksz take Wgrzy dla walki o sw Ojczyzn na ziemiach polskich. Wzywam Was, Wgrzy! zabierajcie bro, ktr da Wam Hitler, i skierujcie j wraz z nami w tego potwora! Dajcie nam natychmiast odpowied, a my z naszej strony wylemy oddzia Armii Ludowej, ktry Was doprowadzi do baz partyzanckich, gdzie przebywamy walczc, peni zemsty za

okruciestwa, ktrych dokonuje hitleryzm nie tylko na naszych matkach, ale rwnie i na Waszych. Pozdrawiam Was, Wgrzy! Dowdca Armii Ludowej 29.4.44 roku (podpis dowdcy)

Z niecierpliwoci i peni nadziei oczekiwalimy dalszego przebiegu wydarze. Wkrtce otrzymalimy wiadomo o dorczeniu listu Wgrom. Murzyn zapewnia, e przyjli go oni z duym zainteresowaniem, zapytywali te, w tonie ni to wtpliwoci ni to nieufnoci, czy Armi Ludow naley utosamia z komunistyczn organizacj partyzanck. Wgrzy z pewnoci pragnli si upewni, z kim rzeczywicie maj do czynienia. Inaczej postpi nie mogli, tak te tumaczylimy sobie owe zapytania. Nikt nie postpiby inaczej, tote po omwieniu treci meldunku wysalimy do Lubartowa polecenie, aby nie zraano si tam wszelakimi wtpliwociami wgierskich onierzy, lecz eby zapewniono ich, i zwracaj si do nich wanie polscy komunici, polscy antyfaszyci, ktrzy organizuj jak najszerszy antyhitlerowski front. Bylimy bardzo ciekawi tego, co nastpi dalej. Przybycie do nas choby czci wgierskiego batalionu miaoby powane znaczenie; reperkusje tego faktu wykraczayby znacznie poza wzmocnienie naszych si. Wierzylimy w pomylny rozwj wypadkw, w pomylny dla nas i oczywicie dla wgierskich onierzy, dla ktrych perspektywa dalszego udziau w wojnie u boku hitlerowskiego Wehrmachtu musiaa by jak najbardziej ponura. Nagle, wczesnym ju rankiem, wcale nie wzywany, zjawi si u nas Murzyn. Dowiedzielimy si o jego przybyciu, nim jeszcze go ujrzelimy i przez kilka minut, ktre dzieliy nas od zetknicia si z nim, bylimy wszyscy bardzo podnieceni. Moe sprawa stana wreszcie na finiszu, moe wszystko potoczy si tak, jak przypuszczalimy?... Wreszcie zza drzew wyonia si rosa sylwetka. Przywitalimy si, starajc si odgadn ju z wyrazu twarzy Murzyna, co nowego nam przynosi. Min mia nietg. Wanie. - Dobre czy ze wiadomoci? - pado ju pierwsze pytanie. - Ze - lakonicznie stwierdzi Murzyn. Chwil milczenia przerwa sam przybysz: - Nic z tego wszystkiego w kocu nie wyszo, a mi al caych tych zabiegw i czasu. - Dlaczego? Wyjanij, w czym rzecz! Mw cilej! - odezwao si kilka gosw. Murzyn otar pot z czoa i karku; przeszed adny kawa drogi. Usiad wreszcie wrd nas. - Wszystko byo naprawd na dobrej drodze - powiedzia. - Moje meldunki znacie, wic nie bd ich powtarza. Wgrzy przyszliby do nas z pewnoci, zostaliby na miejscu najwyej jacy faszyci i tchrze. To i lepiej. Ale, jak myl, mieli pord siebie takiego ajdaka, ktry donis o wszystkim Niemcom. I dzisiaj w nocy, ech! - machn rk.

- Co dzi w nocy?- No wanie dzi w nocy zapakowali wszystkich Wgrw, cay batalion, do wagonw i wywieli z Lubartowa. Ale to od razu, alarm i do wagonw. To wszystko, o czym mog zameldowa. Ot, macie! Murzyn rozoy ramiona, jak gdyby tym gestem bezradnoci chcia si usprawiedliwi, wyrazi, e stara si jak najlepiej, nie wskra wszake nic. Dugo si zastanawialimy nad tym, co si stao, nie bylimy jednak w stanie nic sami wyjani. Najprawdopodobniej byo tak, jak sdzi Murzyn: w wgierskiej jednostce znalaz si zdrajca i to wanie stao si przyczyn, e opucia ona tak szybko Lubartw. Kto w trakcie naszych rozmw powiedzia: - Chyba jednak nasze wysiki nie poszy na marne. Zasialimy wrd tych Wgrw co najmniej ferment, a plony bdziemy moe zbiera w innym miejscu i w innym czasie... Bya to niewtpliwie suszna uwaga. Murzyn walczy nadal dzielnie w naszej partyzantce a do chwili wyzwolenia Lubelszczyzny. W Polsce Ludowej, jako czonek Partii, peni odpowiedzialne funkcje w walce o utrwalenie wadzy ludowej, o utrzymanie adu i porzdku w wolnej ojczynie. W r. 1951 niestety zgin tragicznie.

Poegnanie
Czerwiec 1944 roku. Na wielkiej, podmokej nieco polanie, lecej wrd rozlegych lasw lipskich, odbywa si przegld oddziaw Armii Ludowej. Tego dnia soce - tak przynajmniej nam si wydawao - byo szczeglnie dla nas askawe i hojnie rozsyao swe yciodajne promienie. onierze stali uzbrojeni. Ubrani byli rnie: jedni w mundury polskie lub niemieckie, inni w ubrania cywilne. Na wielu twarzach nietrudno byo dostrzec zmczenie, a nawet bl - byli wrd nas przecie i ranni, i chorzy - jednake mona byo mie pewno, e wszyscy partyzanci, nawet ci najbardziej utrudzeni, gotowi byli wykona kade bojowe zadanie. Po zakoczeniu przegldu, w trakcie ktrego specjaln uwag powicilimy uzbrojeniu, decydujcemu przecie o sile naszego uderzenia, nastpiy tak znane, bardzo osobiste, a nawet, powiedziabym, intymne rozmowy z partyzantami. Gdy podczas przegldu pytalimy onierza lub oficera nawet o to tylko, jak si czuje, kady odpowiada, e jest zdrw jak ryba, cho niejednego nocami drczy niemiosiernie kaszel, innym za szkorbut ar dzisa. Rozmowy indywidualne byy wic potrzebne bardzo, choby tylko po to, aby kademu da najlepsz rad na jego dolegliwoci. Przeprowadzalimy je w cztery oczy, nic nie ukrywajc, daway wic skutek. Cierpicy na kaszel Franek nosi odtd sweter nawet wtedy, gdy noce byy ciepe; prcz tego przesta w ogle pi

wdk. Maciek jad wicej cebuli i czosnku, aby uratowa dzisa, Jzek dosta mocne smarowanie, Stachowi usunito ropie.

Oczywicie prcz fizycznych dotykalimy w rozmowach take innych, bardziej bolesnych dolegliwoci, tak zwanych ludzkich. Te byy mniej dostrzegalne i trudniejsze niepomiernie do wyleczenia. Prbowalimy je przynajmniej agodzi jak serdeczn rad, zrozumieniem. Rozmawialimy take wiele o innych, oglnych sprawach, z ktrych, rzecz jasna, na pierwszy plan wysuway si aktualne wydarzenia. Front zblia si do Bugu. W cich noc odnosio si wraenie, e ziemia drga lekko od dalekich jeszcze wybuchw. Mwilimy, e wszystko jest ju bliej jak dalej, a skoro bliej, to tym mocniej trzeba bi hitlerowcw. Nasze rozmowy byy jak gdyby przedueniem przegldu i nadaway mu waciwie charakter jakiej wielkiej, wsplnej narady. Gdy skoczylimy je, skierowaem si w stron jaru. Mielimy co prawda wiele jeszcze spraw do omwienia z dowdcami oddziaw i czonkami sztabu, ale z premedytacj odoylimy je na czas poobiedni. Teraz kady chcia cho troch odpocz lub w samotnoci porozmyla. Kopotw w tym czasie mielimy niemao. Wrd partyzantw znajdowao si wielu rannych i konieczna bya dla nich szybka pomoc lekarska, w wikszoci wypadkw chirurgiczna. Nie mona byo liczy na odporno organizmw i autosugesti, ktre - nawiasem mwic - nieraz powodoway powrt do zdrowia i to w nieatwych przypadkach. Bywao, e partyzant z przestrzelonym pucem przychodzi do siebie niemale bez leczenia. Jednemu z onierzy pocisk wpad do ust i przebi na wylot szyj, lecz nie lea on ani jednego dnia, czu si dobrze. Nie zawsze jednak koczyo si tak szczliwie; ludzie cierpieli i cho cierpienia starali si znosi mnie, mieli prawo wymaga nalenej im pomocy. Trudnoci innego rodzaju stwarzaa haniebna postawa k reakcyjnych, gwnie NSZ, ktre w obliczu nadchodzcego wyzwolenia podjy ostr walk z PPR i AL. W tym wanie czasie wydano cay szereg odezw i rozkazw, nawoujcych do walki z nami, nam za nie wolno byo jej podejmowa. Dowdztwu AL zaleao na tym, by kady szeregowy onierz przekonany by o susznoci takiej postawy. Do pilnych spraw innej natury naleao scalenie z oddziaami AL oddziaw Batalionw Chopskich, przybyych na poudnie Lubelszczyzny, do lasw janowskich, z zamiarem wsplnej z nami walki przeciwko okupantowi. Z dowdcami silnych oddziaw partyzantki radzieckiej pozostawao ustalenie rozmiarw, miejsca i czasu akcji bojowych, co byo podstawowym warunkiem skutecznoci oglnych dziaa w obliczu zbliajcego si frontu. Najwaniejsz jednak, mimo wszystko, spraw byo w dalszym cigu uzbrojenie, a raczej dozbrojenie naszych oddziaw. W ruchu partyzanckim jest to w ogle problem podstawowy, dla nas za bro o tyle jeszcze wysuwaa si na plan pierwszy, i nasilenie walki szybko wzrastao.

Tymczasem uzupenia bro moglimy najwyej poprzez zdobywanie jej na wrogu, tak jak dziao si to w pocztkowym okresie rozwoju ludowej partyzantki. Zrzuty broni, na ktre czekaa w napiciu caa Lubelszczyzna, zostay wanie wstrzymane. Czas nagli. Kady dzie oczekiwania cign si w nieskoczono. Brak broni coraz bardziej ujemnie odbija si na ruchu partyzanckim nie tylko Lubelszczyzny. Zrzuty jednak nie nadchodziy. Dlaczego tak si dziao? Pewnego styczniowego dnia 1944 roku do lasw parczewskich, gdzie si znajdowaem, przybya czniczka z Warszawy z poleceniem natychmiastowego wyjazdu do Sztabu Gwnego AL. Nie zwlekajc ani chwili, wskoczyem w okolicach Parczewa do pocigu, a cilej mwic do parowozu, i ruszyem w kierunku stolicy. Maszynista i jego pomocnik nie zdziwili si zbytnio, cho byem intruzem, ale te zbytniego entuzjazmu na mj widok nie okazali. Gdy przejedalimy wrd lasw, maszynista pocz mrucze pod nosem sobie tylko zrozumiae sowa, wygldajce na modlitw, pomocnik rwnie niedbale si przeegna. - Boicie si czego? - zapytaem niby to ze zdziwieniem. - Czeg to znw? - Nie wie pan czego? - odrzek maszynista. - To cholerny kawa drogi, jedziesz i jedziesz, a tu w kadej chwili moe wybuchn mina i tender wali si na gow. Machnem lekcewaco rk. - Przesadza pan. Dziesitki razy jechaem tdy do Warszawy i nigdy dotd nie spotkaa mnie ta przyjemno. Zreszt partyzanci nie wysadzaj osobowych pocigw. Im nie chodzi o szmuglerw. Gdyby pan prowadzi wojskowy pocig, wtedy co innego. Moje tumaczenie nie przekonao maszynisty. - A pan myli, e oni wybieraj, co? Wywalaj i tuk wszystko, co tylko lata po szynach. Pomocnik maszynisty, bardziej zrwnowaony, nie zgodzi si z pogldem swego szefa. Jego zdaniem, partyzanci wiedzieli dobrze, jakie pocigi naleao likwidowa. Wsplnie udao si nam w kocu przekona strachem podszytego maszynist, przy czym jego pomocnik zastosowa lapidarn, lecz bardzo przekonujc argumentacj. - Jedzisz pan na tej trasie dugo? - pyta maszynist. - O, ju do dugo. - Wozisz pan wojskowe transporty? - Nie, nie wo. - A yjesz pan? - Co za pytanie! yj.

- No, widzisz pan! Ludzie z lasu wiedz, co robi. Jak si w kocu okazao, maszynista by czowiekiem cakiem do rzeczy i tylko panujca wrd wielu jeszcze ludzi psychoza, podsycana zreszt celowo przez hitlerowsk propagand, kazaa im myle o partyzantach walczcych z okupantem jako o ludziach dnych wszelkiego zniszczenia, nie zwaajcych na nic i na nikogo. Rozgada si w kocu, opowiedzia wiele ciekawych wydarze, jakich by bezporednim wiadkiem, wreszcie sam zaofiarowa si z pomoc dla mnie w przedostaniu si do celu mej podry. Po przyjedzie do Warszawy niezwocznie zameldowaem si u szefa Sztabu AL tow. Witolda. Niemal na samym wstpie rozmowy zakomunikowa mi mi niezmiernie wiadomo. - Nareszcie dostaniecie radiostacj, dziki ktrej bdziecie mieli bezporedni kontakt nawet z Moskw. Oznacza to, e otrzymacie drog zrzutw tyle broni, ile tylko trzeba do uzbrojenia onierzy garnizonu, pragncych wymaszerowa w pole. Skocz si wreszcie wasze kopoty. Trudno dzi opisa, jak bardzo uradowaa mnie ta wiadomo. Bro, ktr jake czsto nazywalimy w tamtych czasach rdem ycia, miaa oto ju za kilka dni popyn na tereny walczcej Lubelszczyzny. - Czy tym razem aby na pewno? - zapytaem z umylnie podkrelon nut wtpliwoci. - Nieraz ju powiadamiano nas o zrzutach... - Masz racj - przerwa Witold. - Tym razem jednak sprawa jest waciwie zaatwiona. Zreszt przekonasz si o tym sam ju za par dni. - Jeli tak bdzie, to doprawdy wietnie! Ciotka Mikoajczykowa, widzc nasze zadowolenie, uznaa, e tak pomyln wiadomo naley uczci kieliszkiem domowego ajerkoniaku.

Nastpnego dnia powracaem na Lubelszczyzn w radosnym nastroju. W drodze nie mylaem prawie o niczym innym, jak tylko o sytuacji, ktra powstanie po nawizaniu bezporedniego kontaktu z majcymi zaatwi spraw dostaw broni. Wyobraaem sobie, jaki entuzjazm ogarnie towarzyszy, gdy oznajmi im radosn wie. Rzeczywisto potwierdzia moje przypuszczenia. Pamitam, e ciskalimy sobie rce, gratulowalimy jeden drugiemu. W naszym pojciu rozpoczyna si na Lubelszczynie nowy etap walki. Armia Ludowa miaa zwielokrotni swe siy, aby wspomc Armi Radzieck, osabi bronicy si hitlerowski Wehrmacht, przybliy dzie wyzwolenia. Dziao si to wszystko w styczniu 1944 roku. Teraz za, po piciu przeszo miesicach, siedziaem na pniaku w janowskich lasach i z uczuciem goryczy wspomniaem nasze tak wielkie ongi nadzieje. Niestety, nie ziciy si one. Lubelszczyzna, mimo ogromnych naszych stara, broni nie otrzymaa, cho tym razem nie przeszkadzay ani, powiedzmy, ze warunki atmosferyczne, ani jaka niedokadna sygnalizacja wietlna.

O braku zrzutw zadecydoway zupenie inne przyczyny, niezalene ani od nas, ani tym bardziej od tych, ktrzy nieli nam pomoc, przyczyny godne rozwaenia dokadniejszego, ni to wydaje si celowe w tej ksice. Partyzantka nie przebiegaa po rach, nie wszystko byo takie, jakie by powinno. Rni byli wrd nas ludzie, rne te wyaniay si sprawy. Utar si zwyczaj, e jeli kto z nas, dowdca czy onierz, oddala si od innych, by poduma nad jakimi trapicymi go sprawami, nikt nie zakca mu spokoju. Zdziwiem si wic, gdy w pewnej chwili kto niespodziewanie trci mnie w rami. Uniosem gow i ujrzaem Janka Chechowskiego. - Jak si masz, Mietku? - zawoa. - Mylaem, e pisz... Ale si ukrye, nie mogem ci znale... Ucieszyem si, widzc znw Janka. Mino ju par miesicy od ostatniej rozmowy z nim. - Z Warszawy? - zapytaem. - Prosto z Warszawy - potwierdzi. - Dzi przyjechaem. - Z pewnoci masz ca kup nowych wiadomoci... Janek umiechn si. - Mnstwo. A niektre zainteresuj specjalnie ciebie. Usiad obok mnie. Oczekiwaem, e zacznie opowiada, tymczasem zagadn mnie sakramentalnym, co u ciebie sycha. - Co u mnie sycha? - powtrzyem. - Siedz tu i zastanawiam si nad tym i owym. Wiesz sam, e nadchodz gorce dni. Ostatnio mielimy tu par bitew z Niemcami. Pozwl jednak, e zanim ci o tym opowiem, powiesz co nieco ty. Co w Warszawie? Wszyscy cali, zdrowi? A jak na froncie? Janek rozgada si wreszcie na dobre. Suchaem go z tym wiksz ciekawoci, e wiadomoci mia, jak si to mwi, z pierwszej rki. Co byo najwaniejsze: front, wedug Janka, ju si ruszy. Z kolei przeszedem ja do zdawania relacji z tego, co dziao si ostatnio w obwodzie. Nie mona byo, oczywicie, pomin przy tym kwestii broni. Janek, odczuwszy gorycz w mym gosie, pocieszy mnie, e sprawy przybior wkrtce lepszy obrt. - Ale to ju ciebie nie bdzie bezporednio dotyczyo - doda nieoczekiwanie. - Dlaczego? - zdziwiem si. - Masz natychmiast zameldowa si w Warszawie, w KC. - Co si stao? - Dla ciebie co wanego - umiechn si Janek. - Obejmiesz Obwd Kielecki. Tu si ju koczy, a tam zaczyna by gorco. To wanie co dla ciebie. Wiadomo zaskoczya mnie nieco. Odczuem prawdziwy al na myl o rozstaniu z Lubelszczyzn, na ktrej spdziem wiele zych i dobrych dni i ktr przez kilkanacie miesicy partyzanckiego ycia szczerze pokochaem.

Wolnym krokiem ruszylimy w stron najbliszego ogniska. Janek mwi do mnie po drodze: - Przed wyjazdem musimy jeszcze omwi plan ldowania samolotu w lasach lipskich. Wybierze si nim do Moskwy liczna delegacja z kraju. Sprawa wana i towarzysze z KC s dobrej myli. - Wemiemy si do tego - powiedziaem. - Tymczasem chodmy co zje. Powiedziaem tak, aczkolwiek naraz przestaem odczuwa gd. Podniosem do ust kawaek misa. Ogie wciekle sycza na kipic na zup i strzela w gr, prszc popioem. Janek apetyt mia nieludzki. Nie dziwiem mu si: tego dnia przemaszerowa kawa drogi. Pniej, przy udziale Szota i Graba, rozpoczlimy na mapie poszukiwania ldowiska dla Douglasa. Dogodnych miejsc byo wiele, wybralimy najlepsze z nich. Omwilimy te organizacj przyjcia i startu samolotu. Tego jeszcze dnia odbya si specjalna narada sztabu obwodu, w ktrej uczestniczyli czonkowie sztabu i dowdcy kilku oddziaw. Zakomunikowaem obecnym, e z polecenia KC wyjedam do Warszawy. - Zobaczymy si znw z pewnoci wszyscy - zakoczyem - i to ju w wolnej Polsce. egnaem si z mymi wiernymi towarzyszami z prawdziwym wzruszeniem. Mao byo sw. Nie umielimy by wylewni. Z niewielkim towarzyszcym mi oddziaem ruszyem na pnoc, pozostawiajc za sob tak dobrze mi znane wsie i lasy. W powiecie puawskim zetknem si z pewnym oddziaem BCh. Dowiedziaem si wwczas, e przed paroma dniami zgin Anatol - Wodzimierz Gensiarski, dowiadczony i odwany oficer partyzancki, zastpca Bolka - Alefa-Bolkowiaka, dowdcy obwodowego oddziau specjalnego. Poleg podczas walki z siln grup hitlerowcw w aziskach. Raony pociskiem wroga odszed jeszcze jeden z bohaterw wyzwoleczej walki, przestao bi jeszcze jedno wierne partii do koca serce. Ale Anatol, cho zgin, nie by pokonany. Jego zwycistwo, zwycistwo ostatnie, byo ju kwesti miesicy. Po dwch dniach wdrwki przybyem do Warszawy i jak zwykle skierowaem si do ciotki Mikoajczykowej, przy pomocy ktrej najatwiej mona byo nawiza kontakt z towarzyszami z kierownictwa. Dziwne ogarniay mnie uczucia, gdy szedem ulicami Warszawy. Wczoraj jeszcze przebywaem tam, gdzie hitlerowcw spotka mona byo jedynie w walce, a tu wymijaem na chodniku kilku naraz uzbrojonych po zby andarmw. Czuem wyranie wzrastajce ttno. Nie byo atwo zachowa niezbdne opanowanie czy zdoby si na swego rodzaju swobod w zachowaniu, mogc uchodzi w oczach Niemcw za pewno siebie. Spieszyem si, chcc jak najszybciej znale si u ciotki, a jednoczenie co jaki czas przystawaem, aby spojrze to na tramwaj obwieszony pasaerami, to na czujne twarze przechodniw, to wreszcie c tu zaprzecza - na warszawianki. Okupacja nie potrafia zgasi ich uroku; co najwaniejsze - nie

stumia ich godnoci, eksponowaa j nawet. Hitlerowiec, ktry szuka ich oczu, znajdowa w nich tylko nienawi.

Wyjazd na Kielecczyzn
Z dnia na dzie nadchodziy nowe wiadomoci. W stolicy wzmaga si terror, mimo to ycie w miecie ttnio jak zawsze. Na terror odpowiadano nieustpliw, zacit walk. Mimo trudnych chwil nie brakowao warszawiakom i humoru. Hitleryzm wali si w gruzy i to dodawao otuchy wszystkim. By czerwiec 1944 roku. W tym czasie Armia Radziecka na caym niemal froncie wschodnim rozpocza dawno ju oczekiwan ofensyw. Komunikaty Kwatery Gwnej Hitlera nadal nazyway to taktycznym wyrwnaniem frontu, skrceniem jego linii. Jeszcze nawet w dniu 5 lipca komunikat Kwatery Gwnej Hitlera uspokaja, e na rodkowym odcinku frontu wschodniego, w celu lokalnego skrcenia go, zgodnie z planem, bez nacisku nieprzyjacielskiego, opuszczono miasto Kowel. O Moodeczno tocz si zacite walki... Kady rozumia doskonale, e hitlerowcy dostaj lanie. Ani wic krtackie, kamliwe komunikaty, ani wygraanie wiatu now tajemnicz broni, ktra miaa rzekomo zmieni radykalnie bieg wydarze, nie potrafiy zapobiec panicznym nastrojom wrd wasnych onierzy i gasi radoci uciemionych narodw. Marzenia setek milionw ludzi na wiecie, a szczeglnie nas, Polakw, lada dzie miay sta si rzeczywistoci. Wolno wielkimi krokami zbliaa si ku Polsce. Nasza partia zdawaa sobie spraw z tego, e ziemie polskie lada dzie stan si w caoci bezporednim zapleczem wielkiej, u schyku ju bdcej wojny i e hitleryzm bdzie dlatego coraz bardziej okrutny. W nowo powstajcej sytuacji wyaniay si nowe, trudne zadania, z ktrych najwaniejszym bya mobilizacja caego narodu do oczekujcej go walki. Daa temu wyraz Trybuna Wolnoci z dnia 5 czerwca 1944 r. w artykule Nasze stanowisko, w ktrym wyjaniano potrzeb zorganizowania wszystkich si obozu demokratycznego: Stoimy na stanowisku, e naczelnym hasem jest zjednoczenie, konsolidacja wszystkich si obozu demokratycznego nie dlatego, abymy chcieli eliminowa jakiekolwiek ugrupowania. Uwaamy, i w warunkach, w jakich znajduje si Polska, winien powsta szeroki front narodowy, obejmujcy wszystko, co stoi na stanowisku walki o wyzwolenie Polski. Ale przeciwdziaa bdziemy wszelkim prbom zepchnicia toczcej si walki na tory wewntrznych porachunkw i wojny domowej, przeciwdziaa bdziemy prbom wskrzeszenia dyktatury klik i elit, poniewa celem naszym jest Polska Demokratyczna, wolna od jarzma, w jakim ya przez okres midzywojennej niepodlegoci.

Przez ziemi polsk, mczon pi i p roku, miay si przetoczy jeszcze ogromne armie hitlerowskie. Frank grozi, zapowiadajc zmiany, e z miast polskich nie pozostanie kamie na kamieniu. W tym wanie czasie otrzymaem od szefa Sztabu AL, tow. Witolda, rozkaz wyjazdu w Kieleckie dla objcia stanowiska dowdcy tamtejszego obwodu AL. Oprcz mnie wyjeda tam wwczas Marian Janic. Po otrzymaniu instrukcji od tow. Witolda oraz niezbdnych danych od naszej organizacji w Kielcach wsiadem do pocigu na Dworcu Wschodnim i, naadowany dziesitkami rnych pomysw i koncepcji, wyjechaem do partyjnej siedziby Obwodu Kieleckiego - Ostrowca. Pocig, ktrym jechaem, by jak wszystkie inne zatoczony szmuglerami. Daremne byy wszelkie zakazy, groby i szykany wadz hitlerowskich, usiujcych wygodzi ludno miast. ywno pyna do orodkw miejskich nieustannie i rnymi drogami. Ten jedyny w swoim rodzaju podziemny handel kwit w caym kraju i wytwarza szczeglny klimat, czynic ze szmuglerw specjalny rodzaj ludzi, orientujcych si byskawicznie w nagle powstaej sytuacji i umiejcych si wymkn z zastawianych przez andarmw sieci. Przekupywanie Niemcw byo zjawiskiem bardzo czstym, naleao jednak umie ustali odpowiedni wysoko haraczu. Zawodowi szmuglerzy tak si wyspecjalizowali w tej sztuce, e jedno ich spojrzenie na wchodzcego do wagonu hitlerowca wystarczao, by oceni, jaka w tej chwili taryfa jest najbardziej wskazana. Chodzio o to, by Niemiec nie otrzyma, bro Boe, za duo, a jednoczenie, by by zadowolony ze stawki, jak okreli dla niego nie wybierany oczywicie starosta wagonu, ktry w takiej sytuacji ogasza: Panowie! Obecny kurs kosztuje nie pidziesit, nie czterdzieci, a tylko dwadziecia zociszy! Prosz uczciwie wkada w t oto czapk. Niemiec sta w korytarzu, udajc, e obserwuje krajobraz, w rzeczywistoci za zerkajc okiem do przedziau i w myli ju przeliczajc pienidze. Nawet czowiek obdarowany nadzwyczajn wyobrani i oczytany w hitlerowskich gazetach nie mgby dostrzec w nim nic z osawionego zdobywcy wiata. Magiczna czapka ruszaa tymczasem w wdrwk po wagonie i kady wkada do niej wyznaczon przez starost sum. Niewiele czasu upywao, a czapka powracaa do rk starosty, ktry przelicza znajdujce si w niej pienidze i wkada rwno uoone banknoty w wycignit ap Niemca. - Trzymaj, baranie, i spywaj std, gut? - Gut, gut - umiecha si hitlerowiec, nie rozumiejc, rzecz jasna, jakimi to komplementami obdarza go szmugler. apownictwo, kwitnce wrd niemieckich funkcjonariuszy coraz bujniej, byo widom oznak rozkadu hitlerowskiego reimu na okupowanych terenach, cho z drugiej strony, i to naley podkreli, krwawy terror wobec ludnoci polskiej bynajmniej nie sab, a w miar zbliania si frontu nawet narasta.

Ranek tego dnia by ciepy. Na wyblakym niebie nie wida byo jeszcze ani jednej chmurki. Nic te dziwnego, e zwabieni tak pogod podrni gromadnie wylegli na wskie stopnie mocno ju sfatygowanych wagonw. Z ciekawoci przygldaem si towarzyszom podry, pragnc zorientowa si w nastrojach miejscowej ludnoci, w sposobie jej mylenia, w obawach, wtpliwociach, nadziejach. Wagon kolejowy stwarza szczeglnie dogodne warunki dla tego rodzaju obserwacji. Obok mnie siedzia stary czowiek, najprawdopodobniej rolnik. Z zatroskan twarz spoglda na przesuwajcy si za oknami wagonu krajobraz. - Jak pan myli - odezwa si w pewnej chwili do mnie - czy Rosjanom wystarczy si, by Niemcw szybko przepchn przez Polsk? Popatrzyem na swego ssiada i krtk chwil zastanawiaem si nad jego pytaniem. Tak, wszyscy mielimy wwczas podobne troski. - Jak wynika z komunikatw - odpowiedziaem - Rosjanie nagromadzili sporo si. Gdybymy w dodatku im troch pomogli, myl, e wszystko przebiegoby szybko. - A kto by im tam nie chcia pomc? - odpar mj rozmwca ze zdziwieniem. - Daj Boe, eby tu byli ju jutro... Kady czeka tylko, eby Niemcw diabli wzili. Po chwili dorzuci: - Co prawda maj ludziska rne wtpliwoci, co to bdzie pniej, znaczy, jak to bdzie z wojn. Rosjan nikt z nas si nie boi, to swoi ludzie, ale Niemcy jeszcze silni... Obawa przed potg Niemiec, dugo przecie odnoszcych zwycistwa w caej Europie, bya jeszcze gboko zakorzeniona. Teren gubernatorstwa nasycany by w dodatku coraz wiksz iloci wojsk, gotujcych si do walki. W pamici wszystkich tkwi jeszcze wrzesie 1939 roku, robia rwnie swoje propaganda hitlerowska, szermujca wrd ludnoci wsi nawet proroctwami o nieuniknionym zwycistwie Hitlera. - A pan z jakich okolic? - zapytaem. - Ja? Ja od Batowa. - Myl, e na pewno mieszkaj tam rwnie i tacy, ktrzy o Rosjanach mwi inaczej ni pan. Gdyby zreszt tylko myleli, byoby jeszcze p biedy... Rolnik spojrza na mnie ciekawie. - Pan myli o tych bogatych batowiakach?... - Ot, chociaby o nich - potwierdziem. - Tak, ci to si na pewno boj Rosjan, ale co tam oni? Niewielu ich.

Oczekujce cay kraj wydarzenia intrygoway wszystkich. Prbowano odgadn, przewidzie sytuacj, jaka moe zaistnie w najbliszej przyszoci. Z uwag te przysuchiwaem si prowadzonej obok nas dyskusji. - Prosz pana - mwi jeden z pasaerw. - Przecie wida jak na doni, e caa ta machina trzeszczy i lada chwila runie. - Ma pan racj, e trzeszczy i e runie. Ale kiedy i gdzie runie, to nie jest dla nas obojtne. Pamita pan, co Frank powiedzia? - Pamitam, owszem, pamitam, ale pamitam te, co mwi Hitler. I co z tego wyszo? - Niemcy maj jeszcze si - stara si przekonywa oponent. - Czasami a si wierzy nie chce, e Rosjanie daj im takiego upnia. - Sami si do tego przyznaj. Niech pan tylko zajrzy do szmatawca albo posucha ich komunikatw. Nastrj oczekiwania, niepewno, prognozy i kalkulacje polityczne - oto co skadao si na klimat owego okresu. Obwd Kielecki nie rni si pod tym wzgldem od innych terenw i to nasuwao ju pewne myli. Trzeba byo wzmocni nadziej na szybsze wyzwolenie drog wzmoenia walki z okupantem, trzeba byo prowadzi jeszcze szersz prac polityczn wrd ludnoci. Trzeba... Liczba zada rosa szybko przy pobienej nawet analizie sytuacji. W wagonie stawao si duszno, tote mj ssiad zaproponowa mi, bymy wyszli na wiee powietrze. Nie czekajc zreszt na moj odpowied, ruszy w stron drzwi wagonu, ja za popieszyem za nim. Wcisnem si na zewntrzny, wylizgany ju stopie i rozejrzaem si po pocigu. Stopnie wszystkich wagonw byy przeadowane pasaerami. Wydawao si, e jest to jaki wycieczkowy pocig, jadcy w ulubione przez turystw okolice. Konduktor z trudem przepycha si od wagonu do wagonu, nie po to oczywicie, eby sprawdza bilety, lecz raczej eby ostrzega przed nalotami Niemcw. Pod samym Radomiem stary, sfatygowany parowz zacz niesamowicie sapa. Mia, zdaje si, do i pocig z trudem dobrn do dworca. Radomski peron zatoczony by ludmi. Kilku pasaerw wsiado i do naszego wagonu. - Panowie z Warszawy? - zapyta jeden z nich. - Z Warszawy. - Podobno Rosjanie zajli Modlin... - Mwi, e walki tocz si o Maw i Ciechanw... - Lublin podobno zdobyty... Sypali wiadomociami, ktre wanie w tym czasie podniecay mieszkacw Radomia. Nie byy to wiadomoci prawdziwe, ale w jaki sposb potwierdzay oczekiwania wszystkich. Wyraay zreszt nadziej, podnosiy ducha, budziy otuch, ktrej wszyscy tak bardzo potrzebowali. Niecise

informacje trzeba byo prostowa, nie burzc oczywicie nadziei, przeciwnie, mobilizujc do czynnego zwalczania okupanta. Wreszcie pocig ruszy ze stacji. Przez otwarte okna wagonw wtargny lepkie strzpki sadzy. Mj nowy ssiad zanis si kaszlem, kl przy tym maszynist. - Widzi pan - tumaczy, trzymajc si rk za piersi - z pucami u mnie niezupenie w porzdku. Zdarte ju... - Pan z Ostrowca? - zapytaem, kiedy min kolejny atak kaszlu. - Tak, z Ostrowca. A pan czym handluje? - Nieznajomy, nie czekajc na moje sowa, cign dalej: Chyba tytoniem, bo w tych stronach to najlepszy towar. - Tak, troch tytoniem i w ogle czym si da - powiedziaem. - Wie pan, jak to w handlu... - No tak, ja te kiedy troch handlowaem... Teraz nie mam na to czasu - pokrci gow. Zastanawiaem si przez dusz chwil nad rodzajem jego zajcia, ale wagon nie by najwaciwszym miejscem do bardziej szczerej wymiany zda. Tymczasem nieznajomy opisa mi stosunki, jakie panoway w Ostrowcu, udzieli cennych rad co do sposobu zachowania si w miecie, ostrzeg przed ewentualnymi niebezpieczestwami, jakie mogy tam Polakowi grozi. Byem mu za to wdziczny. Gdy dojedalimy ju do Ostrowca, mj ssiad usiad na awce, tu przy drzwiach. - Pozwoli pan, e ja teraz bd uwaa... - powiedzia, znaczco mrugnwszy okiem. Z uwag ledziem zbliajcy si budynek dworca kolejowego. - Jeli bd skaka przed stacj, to pan za mn... - poucza. Tego rodzaju przewodnik by mi wanie potrzebny. Oczekiwaem wic dalszych wskazwek, gotw w kadej chwili do ich wykonania. Tego dnia jednak obyo si bez niespodzianek. Dworzec by wprawdzie zapeniony tumem ludzi, ale nie byo wida oznak niepokoju. Pocig wtoczywszy si na stacj, zahamowa ze zgrzytem. Na peronie, wrd stosw przernych waliz, kufrw i tobow, nerwowymi krokami spacerowali umundurowani Niemcy, powracajcy z rnych miast wschodniej Europy. Wszystko sprawiao wraenie panicznej ucieczki przedstawicieli Herrenvolku. By to doprawdy widok nie mniej podnoszcy na duchu ni spotykane wszdzie objawy radoci na wie o zbliajcym si wyzwoleniu. - Uciekaj? - spytaem swego przygodnego przewodnika. Wzruszy ramionami. - A co, pan nie widzi?

Znajdujcy si na dworcu ostrowianie z ironi spogldali na toczcych si do wagonw nadludzi, ktrzy zachowywali si ordynarnie w stosunku do siebie samych. Zdrowi hitlerowcy nie zwracali adnej uwagi na rannych, nawet idcych o kulach. O miejscu w pocigu decydowao prawo siy, do ktrej uycia popycha strach. To bya doprawdy ucieczka, dzika, bezadna ucieczka. Pierwsze wraenia z Ostrowca byy wic jak najbardziej krzepice. Cieszy mnie zarwno widok umykajcych hitlerowcw, jak i optymistyczne nastroje pasaerw pocigu, stanowice przecie swego rodzaju odbicie nastrojw caego spoeczestwa tych stron. Przybywaem tu peen ufnoci, wierzc, e znajd ludzi, na ktrych mona bdzie liczy nawet w najgorszych dniach. Nieznajomy mczyzna, po udzieleniu mi kilku jeszcze wskazwek, zmiesza si z tumem i znik mi z oczu. Nie miaem o to do niego pretensji. Moe by jednym z tych, z ktrymi miaem teraz kontynuowa sw prac na tym terenie?

Spotkanie z Antkiem
Po przyjedzie do Ostrowca pierwszym towarzyszem, ktrego spotkaem na lokalu, by Antek Antoni Ratusiski, sekretarz Radomskiego Okrgu Polskiej Partii Robotniczej. Antek by czowiekiem modym, o korpulentnej, cho nie silnej, budowie ciaa, o spokojnym i otwartym spojrzeniu. Odczuwao si do ufno od pierwszej chwili. Ciotka, u ktrej zatrzymaem si, obserwowaa ukradkiem nasze powitanie, poczone z ceremoniaem poznawania si. Widoczne byo, e tego rodzaju wypadki nie byy dla niej nowoci. Kiedy ju stwierdzia, e wszystko przebiego w naleytym porzdku, zabraa si do nakrywania stou, na ktrym po chwili pojawi si wspaniale wypieczony chleb, maso i mleko. - Chleb jest mojego wypieku, maso te moje, wic jedzcie duo i nabierajcie si - zachcaa nas. W domu swoim urzdzia malek piekarni. Nie dla zarobku, ale by mie usprawiedliwienie dla duego ruchu, jaki panowa stale w mieszkaniu, ktre byo naszym lokalem. Mieszkanie ciotki znajdowao si na jednym ze wzgrz otaczajcych Ostrowiec. Byo w nim przytulnie, czysto i przyjemnie. Czulimy si zupenie jak u siebie w domu, tym bardziej e ciotka speniaa wietnie rol troskliwej gospodyni. Gdy skoczylimy je - zatara z zadowoleniem rce. - Teraz - powiedziaa - jestecie dobrze zatankowani i gotowi na dusz tras. Oznaczao to, e moemy rozpocz waciw rozmow. Aby w niej nie przeszkadza, ciotka usuna si dyskretnie z izby. - Duo takich ciotek macie? - zagadnem Antka.

- Sporo. Mieszkania ich to dla nas prawdziwe oazy. W ogle teren bardzo dobry. Mamy wspaniay aktyw, za kilka dni sam si zreszt przekonasz. Wiedziaem, e nie bya to przechwaka. Kielecczyzna od dawna ju bya twierdz partii. Wanie na jej terenie rozpocz bojowe dziaania pierwszy partyzancki oddzia GL Maego Franka - Franciszka Zubrzyckiego. Rwnie podziemna dziaalno bojowa tutejszych aktywistw zacza si bardzo wczenie. Ju w 1942 roku zorganizowano w uprzemysowionym Ostrowcu pitki sabotaowe Gwardii Ludowej, ktre mogy zapisa na swoje konto szereg pokanych sukcesw. W marcu 1943 roku wyruszy do walki pierwszy oddzia partyzancki im. Bartosza Gowackiego zorganizowany przez miejscowy aktyw i ju nastpnego dnia stoczy niedaleko Ostrowca walk z hitlerowsk andarmeri. W miastach gromadzono bro, by zasila ni powstajce oddziay lene, ktrych liczebno i sia wzrastay z kadym dniem. Coraz czciej niemieckie transporty wojskowe wylatyway w powietrze, rwaa si komunikacja kolejowa, nastpoway przerwy w pracy zakadw zbrojeniowych. Okupanta ogarniay lk i przeraenie, czego wyraz znajdujemy choby w referacie dowdcy SS i policji tzw. dystryktu radomskiego, Bttchera, wygoszonym w obecnoci generalnego gubernatora, Franka. Oto, co mwi ten kat Polakw w maju 1943 roku: Cay ruch terrorystyczny pochodzi od komunistw... Istnieje znakomicie pracujca suba wywiadowcza, majca do dyspozycji wszelkie techniczne orodki oraz szczeglnie dobrze pracujce kierownictwo wojskowe.

Oczywicie nasze organizacje rosy w si i staray si pracowa jak najlepiej, ale Niemcy widzieli nas znacznie silniejszymi, ni bylimy w istocie. Miao to swoje ze i dobre strony. Antek zwrci si do mnie z prob o najwaniejsze informacje z frontu. Cho komunikatw z ostatniej doby nie znaem, sprostowaem przy okazji szereg wiadomoci, ktre ludzka nadzieja i niecierpliwo puciy w obieg. - Tak, przykro, e jeszcze nie jest to prawd-powiedzia Antek. - Ale... nie bd o tym mwi ludziom, nie bd im odbiera radoci, na ktr tak czekali. To te podnosi na duchu, zagrzewa do walki... Patrzcie - pomylaem - jaki z Antka pedagog i psycholog. Robi na mnie istotnie wraenie dobrego wychowawcy. - Masz racj mwic, e rado jest co warta i e trzeba j uszanowa - powiedziaem. - Bywaj w yciu chwile, e jest ona jedyn wartoci. - Ciesz si, e mnie rozumiesz - odrzek Antek. Jego myl krya nadal wok frontu, bo po chwili zapyta: - Ile to bdzie kilometrw od Bugu do Wisy? Dwiecie? - Z hakiem - odpowiedziaem. Antek nadal kombinowa co w myli.

- Myl - odezwa si - e jak teraz szwabw popchn, na pewno dojd do Wisy. Prawda? - Sdz, e tak... I dlatego musimy si spieszy. Mona jeszcze bardzo duo zrobi. I trzeba. - Chyba tak... Kielecczyzna to pikny, ale i trudny teren. Wiesz chyba, e i tutaj NSZ nie pi, a jeeli front si zbliy, NSZ-owcy rozwciecz si jeszcze bardziej, a Niemcy im pomog. Ostatnio ponielimy due straty. O wielu morderstwach popenionych tu przez NSZ-owcw ju syszaem. Midzy innymi zabili oni na Kielecczynie mego przyjaciela z odzi Bolka - Leona Koczaskiego, sekretarza obwodu. - Tak, to byo ohydne morderstwo - westchn Antek. -Zgin nie tylko Bolek, ale i Orze, mody dwudziestoletni chopiec, i modszy jeszcze od niego, siedemnastoletni Leszek. A wiesz, e z Lubelszczyzny przyby na nasze tereny Zb? Powiniene go dobrze zna. - Zb jest na Kielecczynie? - zdziwiem si. - Mielimy ju tego ajdaka w swoich rkach - mwi Antek. - Zapa go oddzia Grala. I wyobracie sobie, e do wsi, w ktrej Gral przebywa, wtargnli nagle Niemcy. W zamieszaniu Zbowi udao si uciec. W ten sposb Niemcy oswobodzili go i otr znw sobie bezkarnie hasa. Antek nie zna szczegw caej tej historii. Postanowilimy zwrci si do Grala o zoenie dokadnego meldunku. - A jak wam si ukada z AK-owcami? - pytaem dalej. - Sytuacja jest do skomplikowana. Prbowalimy si z nimi dogada, nawiza kontakt, pokaza, e naszym wsplnym celem jest walka z Niemcami. Czasem znajdowalimy zrozumienie, czsto jednak spotykalimy si z obojtnoci, a nawet z wrogim nastawieniem... Do drzwi kto zapuka, po czym do izby wszed Wujo - Mieczysaw Rybkowski, szef sztabu Okrgu AL. Poprosilimy go do stou. Antek cign dalej: - Ostatnio jednak w szeregach AK daj si zauway przeogromne zmiany. Wydaje si, e coraz wicej AK-owcw przyznaje nam racj. Wielu z nich nie ukrywa wcale swoich pogldw i nawet je gono wyraa. Pewien mj znajomy jest czonkiem AK. Spotykamy si, rozmawiamy. On wie, e ja jestem PPR-owcem, ale to nam wcale nie przeszkadza w dyskusji. Bardzo czsto przyznaje mi racj, a nawet, jak mi si kiedy zwierzy, wspiera nas i pomaga. Na czym ta pomoc polega, nie wiem. Nigdy mi o tym nie mwi, a ja nie chciaem go nagabywa. Ktrego dnia dyskutowalimy nad komunikatami z frontu. By wtedy szczeglnie rozgorczkowany i przejty. Czyta pan ostatni Biuletyn Informacyjny? - zapyta. Nie, nie czytaem - odpowiedziaem zaskoczony jego podnieceniem. To doprawdy przechodzi ludzkie pojcie! - wymachiwa pici z oburzenia. - Co oni sobie myl? Gupcy, idioci, lepi! Kraj tonie we krwi, a oni...

Nie wiedziaem, co mia na myli. Te komunikaty z frontu, ktre czytaem ostatnio, byy jak najbardziej pomylne: Niemcy cofali si na caej linii, Armia Radziecka zadawaa okupantowi cios za ciosem, wojna zbliaa si do nieuchronnego koca. C wic, do licha, mogo tak bardzo rozwcieczy mojego znajomego, e po raz pierwszy w mojej obecnoci omieli si wyrazi swoj opini o przeoonych w tak ostrej formie? Prosz pana - mwi szybko - ja panu przynios ten komunikat, niech pan sam poczyta, niech pan si przekona, niech pan sam to oceni! Tego jeszcze dnia przynis mi w komunikat. Wanie ten - Antek podsun mi przed oczy arkusik zadrukowanego papieru. Spojrzaem na z ciekawoci i przeczytaem: ...Genera Mac Arthur poczyni dalsze postpy w wojnie na Pacyfiku... Rozemielimy si gorzko. - No c - odpowiedziaem - widocznie komu Pacyfik jest bardziej bliski ni wasny kraj. Kto wie zreszt, czy oni nie zaczynaj myle powanie o egzotycznych krainach... - Uwaam, e si wyprowadz do Australii? - zapyta artobliwie Antek. Po chwili zjawi si Zygmunt - Henryk Poowniak. Przedstawilimy si sobie i kontynuowalimy rozmow. Zygmunt, podobnie jak Antek, mia same cudowne wiadomoci z frontu i rwnie niezmiernie by ciekaw, ktre z nich s prawdziwe. Po ponownym wyjanieniu, e front jest za Bugiem i czeka nas jeszcze wiele cikich dni okupacji, powrcilimy do tematu Kielecczyzny. Dla nas sytuacja bya dostatecznie jasna. Wiedzielimy, e Armia Radziecka i ludowe Wojsko Polskie, a nie Anders na biaym koniu, wkrocz niebawem na ziemie polskie. Z tego faktu naleao ju wycign waciwe wnioski. Do niedawna jeszcze londyska propaganda wprowadzaa sporo zamieszania, dzi jej wpywy zmalay w znacznym stopniu. Ludzie zaczynali opiera swe wnioski nie na tym, co im mwiono z Londynu, lecz na wasnej wiadomoci. Dla ogromnej wikszoci AK-owcw wczorajsze koncepcje polityczne ich dowdztwa traciy sens. Si rzeczy wnioso to w umysy mas wtpliwoci. Poczy si one domaga nowego spojrzenia w jutro, zrewidowania dotychczasowych pogldw. Ale czas nie sta w miejscu, wydarzenia nastpoway jedno po drugim. Wsplnie wydany przez dowdztwa AK i NSZ rozkaz, bdcy swoistym wiadectwem przymierza gry obu organizacji, obala nadziej na wspprac z dowdztwem AK. Wiedzielimy o tym, e wrd ogromnej wikszoci oficerw AK pochodzcych ze wsi i maych miast, a w szczeglnoci w szeregach onierzy, rozkaz wydany przez Bora i egot jest z gorycz dyskutowany. Coraz czciej syszao si od AK-owcw powiedzenie: wyszo szydo z worka. Mona byo by pewnym, e rozbienoci, ktre powstay, bd si z dnia na dzie pogbia. Tak okrelalimy wwczas sytuacj istniejc w szeregach AK. Koczc nasz pierwsz rozmow, postanowilimy uczyni wszystko, aby nie dopuci do najmniejszych nawet star bratobjczych. Trzeba byo przeprowadzi gruntown analiz terenu w szerszym gronie towarzyszy, omwi wnioski i wyprbowa polityczn lini postpowania.

Poniewa sprawa bya bardzo wana, Antek, Zygmunt i Wujo zobowizali si w najbliszych dniach gruntownie j przygotowa i zreferowa na najbliszym posiedzeniu, ktre miao si odby z udziaem sekretarza Obwodu i czonka KC, Dugiego Janka - Chechowskiego, szefa sztabu obwodu Wilicza - Eugeniusza Iwaczyka, czonka sztabu obwodu Mariana Janica i innych towarzyszy. Jedno z najwaniejszych postanowie, ktre wkrtce zapady, dotyczyo zorganizowania na terenie obwodu duych jednostek partyzanckich - brygad. Niebawem powstaa 1 Brygada Ziemi Kieleckiej, wkrtce potem dwie nastpne, a z setek onierzy radzieckich, ktre w rnych okolicznociach wyzwalalimy i przyjmowalimy do naszych oddziaw, utworzono dwie mieszane, polsko-radzieckie brygady - 10 i 11. Byy one w peni podporzdkowane dowdztwu obwodu AL. Wczesnym latem 1944 roku walka na Kielecczynie wesza w nowe stadium i gdy w lipcu ruszya kolejna ofensywa radziecka, cofajcy si za Wis wrg mocno odczu zadawane mu przez nas ciosy.

U witwcw
Byo ju dobrze po poudniu, kiedy postanowiem wyruszy w drog. Wiadomoci, ktre miaem o witowcach, byy na tyle pewne, e nie powinienem - pomylaem sobie - zwleka. Musz przede wszystkim zapozna si ze swoim zastpc. Nie znaem rwnie innych dziaaczy witu, a wrd nich Roga, ktry peni funkcj organizatora politycznego. Trzeba wic i do nich jak najprdzej pomylaem. I zaraz gono powiedziaem: - No to wyruszam w drog! - Dokd? - spyta Antek. - Na inspekcj - odpowiedziaem p artem, p serio. Pniej poprosiem towarzyszy, by mi przygotowano chopca-przewodnika, z ktrym zaraz, nie zwlekajc, rusz w kierunku Iy. - Szkoda czasu - dodaem. Antek zauway filozoficznie, e czas, jak mwi przysowie, bywa bd to wielkim przyjacielem, bd te wrogiem czowieka. Zaley od tego, jak dany ci czas wygrasz, jak nim zadysponujesz... Nastpnie Antek powiedzia mi: - Dobrze robisz, e do nich jedziesz. Chocia z drugiej strony, jako gospodarz, proponuj, eby troch odpocz. Propozycj Antka potraktowaem jako przejaw yczliwej troski gospodarza, ale z niej nie skorzystaem. I czy to dziwne? Bylimy wtedy jeszcze tak modzi, e adnego zmczenia nie odczuwalimy. Rozsypia si w tak por? Wydawao mi si wwczas, e byoby to nie na miejscu. Zanim poegnalimy si, przypomniaem jeszcze swoim rozmwcom, e za kilka dni przyjedzie do nich z Warszawy towarzysz Marian, ktry bdzie si na pewno legitymowa dokumentem kolejarza.

- Gdybym do tego czasu jeszcze nie powrci, bo i tak moe si zdarzy, to prosz si nim zaopiekowa i powiedzie mu, gdzie jestem i e lada dzie wrc albo dam mu zna, co ma dalej robi. Soce miao jeszcze kawa drogi na widnokrgu, kiedy wyszlimy z przedmie Ostrowca. cznikiem by mody chopiec, ktry niby przemytnik znad granicy zna wszystkie cieki lene i polne. Mia te wielu znajomych na trasie. Szlimy przez teren zupenie mi nie znany, a przecie odnosiem wraenie, jak gdybym ju kiedy szed t drog, obok tej wierzby, albo te t poln miedz, obok tej wanie gruszy, ktr mijalimy... Jakie dobre, przyjazne myli towarzyszyy mi w tej drodze. Zdawao mi si niekiedy, e i t, i tamt chat ju kiedy widziaem. Krajobraz by swj, jakby znany mi, i nawet pies, ktry zaszczeka w zagrodzie, zdawa mi si by jaki znajomy. Coraz raniej przemierzalimy miedze, cieki i drogi. Mijalimy wsie i osady... A kiedy od czasu do czasu wstpowalimy do chaty, by zaczerpn nieco wiadomoci, co sycha we wsi i okolicy, wszdzie przyjmowano nas gocinnie, przyjanie, tak samo jak w kolebce ruchu partyzanckiego na Lubelszczynie lub jak w moim rodzinnym miecie odzi. Wszdzie ta sama serdeczno i troska. Zasypywano nas te pytaniami o partyzanckie powodzenie w walce z okupantem. Pytano o swoich bliskich, czy yje Wacek, co sycha u Bolka, ktrego ranili i teraz leczy si gdzie - gdzie? lepiej nie mwmy o tym! - u swoich, u dobrych ludzi... A kiedy gospodarze otrzymali ju yczliwe odpowiedzi na swoje pytania, zaczynali z innej beczki, interesoway ich teraz tematy bardziej zasadnicze: - No, a jak wy, towarzyszu, sdzicie, czy Niemcy dugo bd nas jeszcze mordowali? Czy wreszcie przyjd Ruskie? A jak ju przyjd te Ruskie, to jak bdzie z ziemi? Czy bd kochozy? A czy wy naprawd chcecie ziemi da chopom? I czy ta ziemia bdzie nam dana tak jak w hipotece? Albo: - Czy aby Rosjanom wystarczy si, eby kiedy dojd do Wisy, i dalej na zachd, na Berlin? A co bdzie, jak si spotkaj Ruscy z Amerykanami? Pyta takich byo cae mnstwo, wystarczyyby one jako temat do rozmowy na duo, duo godzin, a czasu byo niewiele. Mwilimy wic gospodarzom, e o tych sprawach porozmawiamy kiedy duej, lecz dzi, niestety, nie mamy czasu i musimy i dalej. Mamy pilne zadanie do spenienia. Odchodzc mwiem: - Pamitajcie, nie wolno nam zapomina, e hitlerowcy bd w stosunku do nas jeszcze bardziej bezwzgldni, kiedy bd musieli opuszcza nasz kraj. A na to si zanosi. - Tak, tak - odpowiadali gospodarze. - Rozumiemy to. Gdzieby nie! - Jest takie chopskie powiedzenie - wtrci jeden z gospodarzy - e kiedy szczura nadepniesz na ogon, to nie zapomnij nadepn i na eb, bo ci moe krzywd zrobi. Hitlerowcom ba te jeszcze nie przydeptano, to niejedn krzywd mog nam jeszcze wyrzdzi.

Wczesnym rankiem, sfatygowani, dobilimy do kierownictwa witu, ktre znajdowao si we wsi Borsuki, skd pochodzi Mieczysaw wiostek - Rg. By on, jak ju wspomniaem, jednym z politycznych przywdcw organizacji. Zastaem go w domu u ojca. Popatrzylimy na siebie i od razu nabraem pewnoci, e znalazem si wrd przyjaci. Powiedziaem, kim jestem, i wyjawiem cel przybycia do ich witowskiego garnizonu. Ranek by jeszcze wczesny, kiedy matka Roga zaprosia nas na niadanie. Zabralimy si do jedzenia. Matka Roga co chwila pytaa nas, czy jeszcze dola barszczu z duego sagana i czy chleba dokroi. Nie odmawiaem. Stary wiostek, umiechajc si lekko, przypatrywa mi si uwanie i wypytywa flegmatycznie, co sycha na szerokim wiecie. Miao si wraenie, e pyta nie dlatego, i nie wie i nie widzi, co si wok niego dzieje, ale po prostu chce si tylko utwierdzi w swoich przekonaniach, sprawdzi swj punkt widzenia. A moe tylko na swj sposb bada mnie i wyrabia sobie o mnie zdanie? Rozmawiajc ze starym nietrudno byo dostrzec, e jest czowiekiem wiele wiedzcym, politycznie zaangaowanym. ona kilka razy mitygowaa go, prosia, eby przesta napastowa - jak mwia - gocia. - A dy daby ju spokj - karcia go. - Widzisz, e go zdroony. Niech se odpocznie. A ty mniej gadaj, lepiej bdzie, jak posuchamy, co pan nam powie. Ojciec Roga za kadym razem niby to przyjmowa uwag matki, lecz po chwili z premedytacj zapomina o niej i znowu wszczyna dyskusj. Dziewczta za: Wandeczka, najstarsza, dwudziestodwuletnia, oraz Janka i Ola, modsze od niej, usugiway nam przy niadaniu i przyjanie strzelay oczyma w nasz stron. Wanda bya dziewczyn z duym wdzikiem. Penia odpowiedzialn funkcj w organizacji wit. Spogldajc na ni nie wtpiem, e do tej dziewczyny wielu chopcw smali cholewy, ale byem przekonany, e na pewno jest nieatwa dla zalotnikw. Taki to by wanie typ dziewczyny. Znaa j modzie w okolicy, poniewa ju od trzech lat prowadzia komplety tajnego nauczania, bya w tych trudnych chwilach wychowawc i organizatorem wiejskiej modziey. Po niadaniu omwilimy z ojcem Roga wiele interesujcych go spraw. Niezmiernie by dociekliwy. W garnizonie witowskim cieszy si powaaniem jako czowiek, ktry duo widzia i zna granice koniecznoci oraz tolerancji. Jednym sowem - autorytet w swoim rodowisku. Matula wiostkowa, ktra sw yciow mdroci caej rodzinie suya, bya spokojna i dobra. Od czasu do czasu zerkaa w nasz stron, a w spojrzeniu tym wyczuwao si trosk. Potem Rg zapozna mnie z sytuacj w organizacji. Wspomnia midzy innymi o okresie, kiedy to ukazaa si pierwsza gazetka pod nazw wit. Opowiada, jak to wwczas w okolicach Iy niektrzy zdbieli, e tu wanie, na tych terenach, zalga si komuna, jak zarzdzono poszukiwania, eby ustali, kto i co, skd si to wzio. wit jednak nie zosta zdekonspirowany, a do waciwego momentu.

Jeszcze tego samego dnia, po obiedzie, przybyo do stodoy wiostkw wielu witowcw, a midzy innymi szef sztabu obwodu AL kpt. Eugeniusz Iwaczyk - Stary Jakub, Wilicz, Tadeusz Maj okietek, dowdca oddziau wit, ktry ju od kwietnia stacjonowa w lesie i stoczy ju wiele potyczek z Niemcami, Dulka - Adam Bakalarczyk, szef zwiadu oddziau, Czesaw Karwiski Bohun, dowdca rejonu wit w Rzeczniowie, Topr - Stanisaw Chmurzyski, czonek zespou redagujcego gazetk wit, Kalwin - Franciszek Zieliski, dowdca jednego z plutonw, Edward Simbierowicz - Mi z placwki Sienno, Jan Kozik - Szela z Jasieca, Stefan Gronostaj - Grab z Iy, Wacaw Maj - Semen z Rzeczniowa, Sylwester Wtrobiski - Wieniawa, dziaacz organizacji, i Wolny - Tadeusz Chomo, jeden z pierwszych organizatorw witu z Brodw Ieckich. Posiedzenie zagai Rg - wiostek, mwic o zadaniach organizacji wit, jej zamierzeniach, uzbrojeniu, liczebnoci i innych sprawach. A byo co podsumowa. Organizacja obejmowaa duy krg aktywu. Miaa w swoich szeregach sporo inteligencji wiejskiej, bardzo zaangaowanej politycznie. Najwaniejsze, e cieszya si autorytetem wrd mieszkacw wsi, a to decydowao o dalszym rozwoju organizacji i o powodzeniu w walce z okupantem. Wieczorem odbyo si nastpne zebranie - tym razem ju u Zieliskiego - na ktrym obecny by aktyw najbliszego garnizonu, no i w tej liczbie stary wiostek oraz jego crka Wanda. Na tym zebraniu, w stodole naadowanej po brzegi witowcami, mwilimy ju o naszych zadaniach i o trudnociach, ktre nam niewtpliwie bd jeszcze towarzyszyy. Szczeglnie podkrelona zostaa najwaniejsza w tym czasie sprawa - niedopuszczenie do walk bratobjczych. Naleao uruchomi w tym celu wszystkie siy polityczne, wykorzystujc znajomoci, jakie mielimy wrd przeciwnikw, aeby stawk t wygra. Atmosfera bya tak ciepa i bojowa zarazem, e kiedy zakoczylimy zebranie, kto zaintonowa i wszyscy obecni zaczli piewa piosenk: Do broni wszyscy, nasze wojsko idzie... Patrzyem na obecnych i czuem, e znajduj si w gronie przyjaci, ktrzy wybrali swoj wasn drog. Ludzie ci wiadomie wkroczyli w szeregi AL, a wielu z nich do partii - przede wszystkim organizatorzy. Pomylaem sobie wwczas, e kiedy bdziemy tworzy nastpn brygad Armii Ludowej, co nastpi przecie niedugo, to damy jej nazw wit. Byem przekonany, e trzeba nam z t nazw i tradycj doj do koca wojny, albowiem mieci si w niej ogromny adunek siy, wiary i politycznego romantyzmu. Uwaaem, e trzeba nam uszanowa wysiek witowcw i dum, jaka im towarzyszya przez dugi czas, trzeba uzna ich dorobek polityczny zdobyty w okresie tworzenia organizacji, ktra pniej opanowaa teren, a nastpnie wkroczya w szeregi naszej partii i Armii Ludowej. Po tym wydarzeniu potoczyy si inne: na pocztku sierpnia 1944 r. powstaa 2 Brygada AL wit, ktra obok 1 Brygady im. Ziemi Kieleckiej, 3 Brygady im. gen. Bema, 10 Brygady Zwycistwo i 11 Brygady Wolno daa si porzdnie we znaki okupantowi. Brygada wit stoczya wiele bitew, wysadzia dziesitki pocigw. Dowdcami brygady byli: mjr Tadeusz Maj - okietek, a pniej kpt. Tadeusz cki - Orkan.

O niektrych akcjach bojowych witowskiej jednostki bd jeszcze pisa w nastpnych rozdziaach. Inne zostay opisane we wspomnieniach, ktre wydali ju witowcy. Za bitwy stoczone z okupantem 2 Brygada AL wit odznaczona zostaa Krzyem Grunwaldu III klasy. Na szlakach walki z okupantem 2 Brygada wit niosa haso, ktre nam towarzyszyo ju wtedy na obradach u Zieliskiego: nie dopuci do walki bratobjczej. Cieszylimy si bardzo, kiedy na ciekach partyzanckich spotykalimy nowych sojusznikw, nowych przyjaci. Pamitam, pewnej nocy spotkalimy po raz pierwszy oddzia BCh pod dowdztwem Oki, jego zastpc politycznym by wwczas bardzo sympatyczny, rozumny, a jednoczenie romantyczny chopski dziaacz modzieowy - Wadek Owczarek - Bula Matari. Bardzo mi si spodoba ten jego egzotyczny pseudonim. Od pierwszej chwili spotkania stalimy si przyjacimi. Bula Matari przypomina mi Szota z Lubelszczyzny, mojego zastpc, ktrego nazwalimy Chrystusem. Szot stale namawia wszystkich do walki z okupantem. Natomiast Bula Matari nazwany zosta Misjonarzem, bo - jak powiadano - nie tylko agitowa do walki z hitleryzmem, lecz take krzewi ide walki dobra ze zem. Uoy nawet podobno na ten temat co w rodzaju dziesiciorga przykaza, cay katechizm.. Przyjemnie si z nim rozmawiao, nawet wwczas gdy nie byo w jakiej sprawie penej zgodnoci pogldw. Bo by to i jest do dzi zawzity przeciwnik za - jak to sam na swj sposb okreli, szczery, uczciwy dziaacz chopski, prawy onierz, patriota, ktry w latach okupacyjnych zmaga szuka wci susznej drogi dla siebie i innych, wychowywa innych, wychowujc zarazem sam siebie. Cieszy si za to szacunkiem, zaufaniem nie tylko wrd partyzantw, lecz take wrd tych, ktrzy partyzantk wspierali. Wanie to wzajemne zaufanie, zdobywane w toku pracy i walki, stao si te gwn podstaw politycznych i bojowych sukcesw witu.

Noc i poranek
Marsz. Podobny jeden drugiemu i zawsze inny partyzancki marsz. Oddzia wyciga si w dug, coraz dusz kolumn. Kilometry wchodz w nogi. Soce znia si do linii horyzontu, lecz niejednemu ju wydaje si, e zawiso nieruchomo na niebie. Rzadko kto zwraca uwag na pejza; zmczenie obleka go w szaro i monotoni. Wreszcie jednak, utrudzeni, uszarpani po prostu, ale wszyscy, docieramy do wytknitego celu. Tym razem ustalonym z gry miejscem postoju jest wie Radkowice. Marsz da si wszystkim we znaki, kady czu w butach ow, ale oglny nastrj by dobry. Ten i w prbowa nawet artowa. Co byo tego przyczyn, nietrudno si domyli. Lipiec 1944 roku, szczeglnie ostatnia jego dekada, to okres, w ktrym wierzono powszechnie, e do zakoczenia wojny zostao niewiele ju dni. Ofensywa radziecka para od wschodu jak taran i ostateczny fina nie wydawa si doprawdy wcale odlegy.

Okolice, ktre przemierzalimy, nie byy przez nas rozpoznawane zbyt dobrze, zwaszcza w ostatnich dniach, z ktrych kady gortszy by od poprzedniego. Jednostki Wehrmachtu, wstrzsanego frontowymi uderzeniami, przewalay si po Kielecczynie raz w jedn, raz w drug stron, to na wschd, to na zachd. O marszrutach nieprzyjacielskich oddziaw wiedzie oczywicie nie moglimy, trudno byo nawet rozezna si, kiedy ruchy tych oddziaw s celowe, kiedy za chaotyczne. Sytuacja ta kazaa nam maksymalnie koncentrowa czujno w kadej godzinie. Rwnie teraz, po osigniciu miejsca postoju, musielimy pamita o lapidarnej, lecz bardzo mdrej maksymie naszych ojcw: Strzeonego, Pan Bg strzee. Nasz wywiad otrzyma polecenie zwikszenia promienia swego dziaania do okrelonego obszaru, ktrego granice gwarantoway nam bezpieczestwo. Obszar ten naleao bada sumiennie i nieustannie, szczeglnie noc. Synteza rozkazu dla zwiadu bya w tych warunkach prosta: we wszystkich miejscowociach oraz na wszystkich drogach okrelonego terenu nie moe dzia si nic bez naszej wiedzy. Kade poruszenie wrogw i przyjaci musi by sygnalizowane dowdztwu jak najszybciej i jak najdokadniej. Kto nie pi, aby spa mg kto... Zwiad zapewni mia oddziaowi odpoczynek. Jednake koniec marszu nie oznacza jeszcze spokoju i mino troch czasu, nim spokj ten pocz wreszcie ogarnia obozowisko. Nadszed ju pierwszy meldunek Sokoa, dowdcy oddziau rozpoznawczego: w okolicach miejsca postoju nic godnego uwagi. Tre meldunku bya wicej ni optymistyczna. wiadomo, e w promieniu kilku, a nawet kilkunastu kilometrw rozpoznanie dziaa skutecznie, chronic oddzia przed wszelkimi niespodziankami, wprawiaa niemale w bogostan. Obowizki jednak maj zwykle to do siebie, e mno si niebywale. Tak byo i obecnie. Jedne z nich stanowiy oczywist kontynuacj zwykych czynnoci, inne znw pojawiy si same, nagle i nieoczekiwanie wyskakiway, powiedziabym - z zakamarkw dogasajcego dnia. Pord krztaniny i wymiany zda nie spostrzeglimy nawet, jak powietrze nasycio si wilgoci i chodem. Zapada zmierzch. Z wolna cicho wszystko, kady wkracza powoli w swj wasny wiat, w ktrym wiele miejsca zajmoway teraz w wikszoci przypadkw czynnoci do prozaiczne, cho wane. Ledwie tylko rozpryo si ciao, a myl odbiega od wsplnych spraw, daway zna o sobie tak stare, jak i zdobyte w ostatnim dniu nagniotki. Ich zoliwo zdawaa si dowodzi, e nogi s szczeglnie wan czci ciaa. Zdjcie obuwia mniej lub wicej skutecznie osabiao t dolegliwo, ale objawiaa si take druga z maych plag partyzanckiego ywota: wszy. W cigu dnia trudno byo je podejrzewa o istnienie, teraz dopiero rozpoczynay sw bieganin po ciele, bieganin rwnie skomplikowan jak lipcowe wdrwki hitlerowcw po Kielecczynie. W tym wypadku o antidotum byo trudno. W naszym obozowisku sycha byo rozmowy ju tylko gdzieniegdzie. Zaatwiwszy ostatnie sprawy, szukaem wraz z paroma innymi towarzyszami kawaka ziemi, na ktrym mona by wycign zmczone ciao. Znalelimy si akurat w pobliu Bystrego, ktry lea na wilgotnej trawie, nie dajc jednak pozna, e nas widzi i syszy. Dreptalimy w miejscu przez chwil niezdecydowani, jako trudno byo z podjciem decyzji. Nie chcielimy mu przeszkadza, a rwnoczenie sama obecno Bystrego zachcaa nas do pozostania wanie tutaj. Lubilimy go.

- Bystry smacznie usn - odezwaem si, siadajc wreszcie na ziemi.

- Ale skde, towarzyszu! - zareagowa natychmiast Bystry gosem czowieka wyrwanego bynajmniej nie ze snu. Szybko i ton tej krtkiej repliki oznaczay swego rodzaju protest przeciwko temu, e niby obwiniaem go o sen, gdy inni byli jeszcze na nogach. Chciaem si jako usprawiedliwi za swe sowa, ktre mogy by poczytane jako forma zaczepki. - Myl, e noc bdzie spokojna - powiedziaem - i rzetelnie wypocz mona bez obawy... Bystry podtrzyma rozmow. - Nie spaem wcale, ale gdybym nawet usn, to absolutnie nie z tego powodu, e noc bdzie taka czy inna. I najgorsza noc mnie nie przerazi. Powiem wam szczerze: ostatnimi czasy w ogle trudno mi usn... Nie wiem, czy wam wiadomo... Urwa nagle, ale nie zdyem jeszcze zebra myli, gdy dorzuci: - Miaem chopaka... Dwa te sowa pozwoliy mi ju uprzytomni sobie wszystko. Chodzio o syna Bystrego. Kto opowiada mi ju, e w pierwszych dniach czerwca tego roku, skadajca si z dwunastu bodaj osb grupa specjalna AL zostaa rozpoznana przez Niemcw i znienacka zaatakowana. Grupa ta bronia szpitala partyzanckiego. Mimo zaskoczenia i kilkakrotnej przewagi wroga nasi onierze walczyli bohatersko. W boju zginli jednak Ken - Jzef Guliski, dowdca grupy, i doktor Korol, lekarz z Kijowa, oficer radziecki; rany odnieli o - Edmund Kwasek, Pantera - Kazimierz Maj i inni ALowcy. W cikiej tej walce poleg take Gorcy - Zdzich Stanik, syn Bystrego. Zrobio mi si przykro. Zakciem towarzyszowi spokj, ktry, by moe, by mu akurat bardzo potrzebny. Ale Bystry nie umilk. - ...W Ostrowcu dziaa wrd modziey, z czasem zacz bra coraz czciej udzia w akcjach. Zawsze mi mwiono, e jest chopcem ambitnym, koleeskim, mdrym, miaym. Sami rozumiecie, jak wiele to dla mnie znaczyo, miaem prawo do dumy z syna. Ale te zaczem si o niego ba, bardzo si baem. Gdy powraca z akcji zdrw, zadowolony, rozemiany, nie mogem opanowa radoci. Cieszyem si razem z nim. Z zapaem opowiada mi zawsze, e wietnie si wszystko udao, e hitlerowcy wiali i ginli od kul AL-owskiej specgrupy, do ktrej nalea i w ktrej go bardzo ceniono. Entuzjazm, z jakim Zdzich powraca z akcji, dziaa i na mnie. Prawd mwic, ten jego zapa ceniem nawet. Jednake przychodziy chwile, e wanie wtedy, gdy z uniesieniem wspomina jak akcj, ogarnia mnie lk. Przygldaem mu si uwanie i z coraz wikszym niepokojem. Chopak mia zaledwie szesnacie lat, a mier bya ju dla niego prawie zwyk rzecz. Przecie za kadym razem, kiedy wychodzi na akcj, stawa oko w oko ze mierci i sam musia zabija. Ludzie ginli, prawda, ale on by jeszcze taki mody i przed nim byo cae ycie...

Milczelimy. - ...Ktrego dnia nie wrci - cign Bystry. - Byem wtedy poza domem, w oddziale Grala pod Staszowem. Matka, coraz bardziej niespokojna, dowiedziaa si w kocu, e specgrupa Zdzicha stoczya bitw i w tej bitwie zgino piciu andarmw. Ale o tym, e poleg nasz chopak, nie chciano jej powiedzie, oszczdzano kobiet. Znalazem si w tym czasie znw w domu, ale nie dowiedziaem si o losie Zdzicha, czuem tylko co niedobrego, nerwy nie daway zasn. Wieczorami czekaem, kiedy wreszcie usysz za drzwiami znajome kroki. Nie przychodzi. Prosiem najbliszych znajomych, aby mi powiedzieli prawd, choby bya najgorsza. Wreszcie wyzna mi wszystko Antek, sekretarz okrgu. Opowiedzia, jak si to stao. Wyjechali od ciotki Lipiskiej spod Ostrowca i nad ranem podcignli do wsi Wola Grjecka, w ktrej znajdowa si szpital AL. Niemcy zjawili si niespodziewanie od strony Bodzechowa w biay dzie. Otoczyli naszych. Zdzich porwa si do walki, jak zawsze... Gos Bystrego zaama si. W ciemnoci nie sposb byo rozezna twarzy towarzyszy. Byo jednak wiadomo, jakie si na nich odmalowuj uczucia. Nikt nie odzywa si nadal ani sowem. Po duszej dopiero chwili usyszelimy znw gos Bystrego. By ju opanowany. - Chyba rozumiecie, e wiadomo o Zdzichu mao nie zwalia mnie z ng, jeszcze gorzej byo z matk... Dopiero po paru dniach zebraem jako siy, musiaem przecie przyj jej z pomoc, bo, jak kada z matek, cierpiaa strasznie. Zdawao si niekiedy, e nie przeyje ciosu. Nie mogem zostawi jej samej. S momenty, kiedy nie sposb y samemu. Stao si w kocu tak, e postanowilimy i do oddziau we dwjk, razem. Tylko w ten sposb, poprzez lepsz prac dla partii moglimy jako odepchn cay ten koszmar. Opucilimy dom z on i razem przyszlimy do oddziau. Ona jest teraz tutaj, razem ze mn, tak jak ja siedzi gdzie niedaleko i z pewnoci te nie zmruya oka. al mi jej serdecznie. Jak to kobieta, gbiej przeywa wszystko... Bystry nie skoczy jeszcze. Jak gdyby usprawiedliwiajc si, e zbyt wiele mwi o swym nieszczciu, doda: - Dobrze wiem, e mier mojego chopaka to jeszcze jedna spord milionw ofiar. Ale wszyscy opakujemy tych, co polegli, i kady z osobna opakuje przecie swego najbliszego. Sami to wiecie... Wybaczcie... Nie odzywalimy si nadal, nikt nawet nie zwrci uwagi na zbdno ostatnich sw Bystrego, cho moe warto byo to uczyni. Trudno w takiej sytuacji pociesza, nawet przyjaciela. Najbardziej ciepe, mdre, spod samego serca pynce sowa czsto nie dorwnuj milczeniu. Cisza, jaka zapanowaa, bya wic chyba najlepszym wyrazem naszych uczu. Wszyscy wzruszeni do gbi leelimy bez najmniejszego ruchu, spogldajc w rozjanione ksiycem niebo. Nasz partyzancki ysy tej nocy kapowa niemiosiernie. Mylelimy wszyscy o tym samym. Bystry wraz z on przybyli do partyzantki, aby zapomnie o nieszczciu, oddali je od siebie. To bya prawda, a raczej jedna jej strona, bowiem prawd byo take i to, e poszli drog partii, by

pamita o polegym synu, ale pamita inaczej. Tego za trzeba byo si nauczy. Czy postpili susznie, przedkadajc dziaanie nad bezpodne aobne medytacje - miaa pokaza przyszo. T drog wskazaa im partia. Wierzyli oboje, e bya to jedyna droga. Rne mogy by rozwizania, jak rni byli ludzie, ich pogldy i charaktery. W naszej grupce nie byo ju mowy o spaniu. Tu i wdzie janiay co chwila gwiazdki arzcych si duli. Miny jednak dugie minuty, nim kto kaszln, kto inny rzuci jakie zdanie. Nastrj, wywoany opowieci Bystrego, rozadowywa si powoli. - Czowiek wytrzyma wicej ni przypuszcza - odezwa si pgosem jak gdyby do siebie Zapora Wadysaw Kowalski, jeden z organizatorw partii na Kielecczynie. W jego ustach sowa te miay szczegln wymow. Hitlerowcy wymordowali Zaporze ca rodzin i to w sposb wicej ni bestialski, podpalajc dom, w ktrym przebywaa jego ona i czworo maych dzieci w wieku od dwch do dziesiciu lat. Nikczemni zbrodniarze nie pozwolili nikomu wyj z poogi, a gdy matka z najmodszym dzieckiem na rku, poparzona, w najwikszej, jak moe przey czowiek, rozpaczy wybiega na prg poncego domu, posali w ni i dziecko seri strzaw. Czas mija, czowiek szuka samego siebie i swej dalszej drogi do ycia. Znalaz j w walce. I nie chodzio o to, by szuka w niej zapomnienia, ale by walczc - pamita. - Diabelska noc! - zawyrokowa w kocu stanowczo kto z lecych. - Wieczorem ledwo co nogi wlokem za sob, marzyem o spaniu, a teraz ani w zb. Po prostu nie chce mi si spa. - Czy Niemcy bd si cofa do Berlina wedug jakiego planu, czy te w baaganie? - zagadn kto drugi, tym razem z innej beczki. Ten temat zapa. Chtnych do dyskusji byo wielu. Rozmowa oywia si, nie mogo ju by mowy o nie. Ta bezsenna noc miaa jednak i swoje niezaprzeczalne walory. Zasiedli jeden obok drugiego Chechowski, Iwaczyk, Sobczyski, Janie, Stanik, Wadysaw Kowalski i inni. Mona byo teraz w spokoju wyrazi pogld na wiele bardzo nas obchodzcych spraw, skonfrontowa go ze zdaniem innych. Nie planowana, swobodna pogawdka nocna zmienia si w narad. I najczciej zdarzao si tak, e tego rodzaju niezamierzona wymiana zda w czasie bezsennej nocy dawaa pocztek wielu nowym koncepcjom. Roztrzsano je wnikliwie. Jedne nie wytrzymyway krytyki, inne za to staway si wytycznymi dziaania. Rne byway te nocne partyzantw rozmowy. Nie mwilimy zreszt tylko o sprawach powanych. Zdarzay si rwnie anegdoty, swoisty dokument czasu i jego ludzi, dokument wartociowy, cho na og rzadko brany pod uwag. Tej wanie nocy usyszelimy opowie o przygodzie Stanisawa cibora, penicego funkcj, jak si to okrela, zaopatrzeniowca przy sztabie obwodu AL. cibor by robotnikiem z Ostrowca, z dzielnicy Denkwek. Kiedy nalea do Armii Krajowej, gdy dowiedzia si jednak o istnieniu na terenie Ostrowca organizacji PPR, skontaktowa si z towarzyszami i wstpi do partii. Zaj si zaopatrzeniem AL-owcw w okrgu ostrowieckim. W terenie, gdzie czsto z racji swej funkcji przebywa, cieszy si duym powaaniem ze wzgldu na odwag i zdrowy rozsdek.

W czasie wojny niejedna wiejska chata przechowywaa cae dziesitki partyzantw i zbiegych z niewoli onierzy radzieckich. Tak byo choby z domem Werki Szyndler, tak byo te z domem rodzicw Albiny Gobek, tak byo z domami naszych wszystkich nie zapomnianych ciotek, prawdziwych bohaterek ruchu oporu. Do ich mieszka mona byo o kadej porze dnia i nocy przyprowadzi rannego onierza, a dozna on zawsze opieki doprawdy matczynej. Stach cibor zorganizowa wiele takich punktw, niezalenie od tego mia za zadanie zaopatrywa ukrywanych rannych przede wszystkim w ywno. e mimo rozwinitego nielegalnego handlu realizacja tego zadania nie zawsze gadko przechodzia, wiadczyy sowa samego Stacha. - Najwicej i najlepszej ywnoci byo w bogatych gospodarstwach - mwi. - W biedniejszych trafiao si i tak, e chop sam nie mia co do gby woy, no to o kupnie mowy nie byo. Bogatych chopw i ich umysy znaem jak swoj wasn kiesze, a i oni znali mnie take niezgorzej. Wiedzieli, kim byem i kim jestem, do jakiej organizacji nale, wiedzieli nawet, dla kogo tej ywnoci potrzebuj. Niektrym to nawet nie przeszkadzao, byleby pacio si dobrze. Ale bywali tacy, ktrzy, jeli nam nawet za pienidze pomagali, to zwykle dziki fortelom. Przychodz ja raz do jednego z bogatych chopw. Mwi, e chc kupi dla rannych troch jaj, masa, sera, cebuli. Gospodarz kiwa gow, ale przy nim stoi gospodyni heretyk-baba, szczeglnie dla nas mao yczliwa. Jajka? Maso? Ser? - krzyczy i trzepocze rkami. - Nic innego je nie mog? Ano nie mog - mwi. - Chorzy, ranni. A skd tego wzi?! - wrzeszczy baba. - W chaupie ani jednego jajka, a o male to nawet szkoda gada. Taka bida nastaa, e dziecki o suchym chlebie siedz! Nie pierwszy raz syszaem tak odpowied. Szkoda - powiadam do trajkoczcej gospodyni. - Liczyem na was specjalnie. Jeszcze przecie wczoraj rozmawialimy ze sob, e wanie u was dostan jajka i maso. Co wy? Ja mwiam? - znw si uniosa, cho rzeczywicie umawiaem si z ni. Chop cay czas milcza. Wyranie wystraszony, nawet nie prbowa przeczy kamstwom maonki. Ta za rozwcieklia si na dobre, ledwie zdoaem jej przerwa. Jak nic nie macie, to si mwi trudno. Bd musia i dalej, nie ma rady. Ale tymczasem zostawi u was ten worek, bo si nie chc z nim po wsi krci. Tylko go czasem nie ruszajcie - przestrzegaem bo moe by nieszczcie. Najlepiej wsun ja go pod ko. Nie czekajc na zgod gospodarzy, a raczej gospodyni, delikatnie, z namaszczeniem, wsunem pod ko worek, do ktrego przedtem woyem dwie cegy. Zwyke dwie cegy. Jezu, Maryjo! - jkna baba. - A co wy mi tam kadziecie pod ko? Nic takiego. Dwie cegieki trotylu. Nie chc z nim si wczy. Jak dostan ywno, to przyjd i zabior. Czego dwie cegieki? Jak ecie to powiedzieli?

Trotylu - wyjaniem spokojnie. Gospodyni wybauszya oczy. A co to ten trotyl? - wystkaa. Nie wiesz, co to trotyl? - zwrci si do ony gospodarz z lekk wymwk w gosie, chcc pokaza, e i on w tym domu ma prawo gosu. Cichaje, gupi! - gospodyni tak spojrzaa na maonka, e ten momentalnie odsun si pod cian. No i co to ten trotyl? Ja musz wiedzie! Trotyl to tak jakby proch, tylko tysic razy silniejszy - tumacz. Jezu, proch! - jkna baba tak aonie, a mi si jej al zrobio. Tysic razy silniejszy od prochu - powtarzam. - Takie dwie cegieki wystarcz, eby rozwali par pocigw na miazg. Straszna to sia, ale nie bjcie si. Jak nie bdziecie dotyka, samo nie wybuchnie. Baba, widz, zbielaa jak sufit, a ja myl sobie: no, par mendli jajek i ze dwa kilo masa pknie, szkoda mwi. Nie bjcie si nic, tylko spokojnie si zachowujcie - mwiem powanym tonem. - Nie haasujcie, a do ka w ogle nie podchodcie. Ja tu gdzie pod wieczr, moe w nocy, ale wczenie, cign, to i moje cegieki zabior. Ale teraz musz poszuka jedzenia, nie ma rady. Pjd do innych, moe sprzedadz. Zabierajc si z wielkim szumem do wyjcia zdyem zauway, e gospodarz stuka si palcem w czoo. Tak to wymownie, chocia bez sowa, pokazywa swojej krlowej, e gupio postpuje. Pewnie trotyl doda mu odwagi. Zapaem ju za klamk. Potrzymaem j troch w rku, bo za moimi plecami panowaa jeszcze cisza. Ale wreszcie rozleg si gos. Mwi gospodarz. Poczekajcie no! Odwrciem tylko gow. Tu nie mona byo si zdradzi nawet ruchem. Suchajcie, a ile wy tych tam jajek chcecie? Moe si par znajdzie... Jajek ile? - zastanowiem si. - Ano kopa wystarczy. Gospodyni zachwiaa si na nogach. Kopa bdzie dosy - mwiem dalej - i ze trzy kilo masa, sera troch, cebuli, ile macie, i czosnku. I czosnku! - jkna. Kuak skroba si chwil po gowie niezdecydowany ostatecznie, wobec czego schyliem si i poprawiem lecy pod kiem worek. To przewayo. Gospodarz podj decyzj: Nie wiem, co tam bdzie i ile tam bdzie, ale co tam pewnie bdzie.

Mwi nawet, jak na niego, stanowczym gosem. Oczywicie co tam byo. Dostaem wszystko, zapaciem i delikatnie, aby moi gospodarze nie rozczarowali si, zabraem cegy spod ka. Wyrzuciem je dopiero za wsi. Tak zakoczy Stach cibor swe opowiadanie, stanowice maleki przyczynek historyczny, jakiego nie sposb znale w adnej powanej pracy. C jednak moe lepiej odda atmosfer tamtych dni?...

Wschodnia poa nieba pocza si rozjania. Teraz ju naprawd nie warto byo myle o nie. Por wypoczynku wyznaczao nam soce i oto ledwie wit wyostrzy kontury drzew, przyby Sok, by zoy pierwszy dzienny raport. - Wszdzie panuje spokj... W odlegoci kilku kilometrw kwateruje oddzia Armii Krajowej... - Co za oddzia? Sok wyjani i doda: - W tym oddziale jest wielu znajomych chopcw. Warto by zorganizowa spotkanie. Pikny jest ranek lipcowy w lesie i z pewnoci kady z budzcych si partyzantw znalaz choby chwil, by go podziwia. Wanie przed kilku dniami rozkaz dowdztwa Obwodu III powoa do ycia 1 Brygad AL im. Ziemi Kieleckiej. Ta wanie brygada budzia si teraz ze snu. Obok starych weteranw partyzanckiego rzemiosa krztali si nowi, w wikszoci modzi onierze. Wstawao nad nimi soce, wskazujc im szlak walki. Zawieszone na sznurze pudo gonika zaskrzypiao. Uregulowany odbiornik pozwoli na odebranie porannego komunikatu Oberkommando der Wehrmacht. Gos spikera by do zgaszony. Jak si dowiedzielimy, wojska niemieckie zajy nowe pozycje znacznie dogodniejsze pod wzgldem taktycznym i znajdujce si od poprzednich bardziej na... zachd. Cay komunikat ywo przypomina powtarzane w niezliczonych dowcipach komunikaty austriackie z pierwszej wojny wiatowej: Po zwyciskim boju wojska nasze cofny si na z gry upatrzone pozycje. Soce byo ju wysoko, gdy podjecha do nas konny zwiadowca. Nieco podniecony meldowa o zblianiu si Niemcw. - Skd id i w jakim kierunku? - pado pytanie. - Jad od strony niadki na Radkowice. Wydano rozkazy. Partyzanci Armii Ludowej ruszyli na stanowiska. Droga, ktr posuwali si hitlerowcy, bya piaszczysta i konie wloky si z trudem, dwigajc na swych grzbietach wyranie zmczonych jedcw. Za nimi zday nakryte plandekami wozy i dziao przeciwpancerne. Niemcy wygldali, ndznie. Byli brudni, nie ogoleni, zmczeni. Mao przypominali tych, o ktrych noc opowiada Zapora. Dziesitki partyzanckich luf skierowao si we wroga. Czekano na rozkaz.

Kolumna toczya si naprzd. Zwierzta byy bardziej czujne od ludzi. Konie strzygy uszami, jak gdyby przeczuwajc niebezpieczestwo. Wynik bitwy przesdzony zosta - bez przesady - w dziesiciu najwyej sekundach. Po pierwszej salwie utworzyy si dwie fale. Jedn tworzyli uciekajcy hitlerowcy, drug partyzanci. Fale zbliyy si i z wolna stopiy w jedn. Tylko pojedyncze odpryski - samotni jedcy - niknli w dali. Po zakoczeniu walki powracalimy tu obok domostw Radkowie. Mieszkacy wsi wybiegli ku nam, wynoszc wod do ugaszenia pragnienia. Walka bya krtka, lecz tempo miaa ostre, z wdzicznoci wic dzikowalimy za pami. Wracalimy z pl do lasu, gdzie ju bilansowano starcie. Saldo mielimy dodatnie, bez adnych strat. Wszyscy byli zdrowi. Z hitlerowcw natomiast ci tylko wyszli cao, ktrych poniosy wystraszone konie. Ze zdobytej broni najwicej satysfakcji przynioso nam dziao. Byo zupenie dobre i moglimy aowa tylko, e nie skierujemy go przeciwko jego poprzednim wacicielom. W naszych warunkach stanowioby ono jednak tylko przeszkod, wcignlimy je wic do lasu i po wyjciu zamka pozostawilimy na pastw rdzy. Usiedlimy pod drzewami, prawie w tym samym miejscu, gdzie spdzilimy noc, bogatsi o przeycia, ktre pami zanotowaa na zawsze.

Spadochroniarze
W okolicach wsi Rakw, Smykw i Chacza, pooonych w wojewdztwie kieleckim, zrzuceni zostali spadochroniarze. Wiadomo ta ucieszya niezmiernie kierowniczy aktyw partyjny Obwodu Kieleckiego, poniewa fakt zrzutu by jak gdyby zwiastunem nowej, oczywicie lepszej sytuacji. ywiono nadziej na radiostacj, za pomoc ktrej bdzie mona kontaktowa si z przyjacimi, na bro, ktrej oczekiwano lata cae; radowano si myl o spotkaniu z onierzami regularnej polskiej armii, ktrych wwczas okrelano potocznie wojskiem generaa Berlinga. Pojawienie si spadochroniarzy, w chwili gdy Armia Polska przy boku swego potnego sojusznika, Armii Radzieckiej, wkraczaa na tereny Lubelszczyzny, budzio nadzieje na ryche wyzwolenie ujarzmionego kraju. Napawao nas to zrozumia i du radoci. Jednoczenie oczekiwa naleao, e na ziemi kieleckiej bd toczyy si w najbliszym czasie powane walki. Przybyym spadochroniarzom powicilimy wiele miejsca w naszych rozmowach. Przyzna jednak musz, e obok zadowolenia pojawiay si niekiedy pewne obawy odnonie ich waciwej orientacji w naszych warunkach, w warunkach okupowanego kraju. Dotychczasowe dowiadczenia mwiy nam, e mona byo partii - jedynemu organizatorowi bezwzgldnej walki z okupantem - bardzo dopomc w pokonywaniu znacznych i jake skomplikowanych trudnoci, ale take - pod wpywem wyimaginowanych i innych racji, goszonych czsto przez ludzi le poinformowanych - bardzo a bardzo zaszkodzi. Czy wic przybysze zza frontu

zdawali sobie spraw z roli partii, z jej miejsca w toczcej si walce? Z wielu powika wynikajcych z sytuacji na terenach, na ktrych szala hitlerowski terror? Ze stosunku si reakcyjnych do partii?... Wtpliwoci nasze zostay jednak teraz jak gdyby podwaone, jeli nie, nawet w duej mierze, pokonane przez dwa historyczne wydarzenia, ktre warto tu przypomnie. Pierwsze z nich to przybycie w maju 1944 roku na ziemi radzieck delegacji KRN, w ktrej skad wchodzili: pukownik Marek - wwczas czonek kierownictwa naszej partii i jednoczenie czonek Sztabu Gwnego AL, pniejszy czonek Biura Politycznego KC PZPR i minister Obrony Narodowej; Edward Osbka-Morawski - przedstawiciel RPPS, pniejszy premier Rzdu Tymczasowego, oraz Kazik Siodr, pniejszy wojewoda lubelski. Delegacja KRN wyruszya z Warszawy w dniu 16 marca 1944 r. i tego jeszcze dnia dotara w okolice lasw parczewskich, do jednej z baz partyzanckich. Tu przyjlimy j czym chata bogata. Potem trzeba byo zabezpieczy jej dalszy marsz na wschd. Ci z naszych oficerw, ktrzy znali przybyszw i cel ich misji, zabiegali o to, by im towarzyszy i zabezpieczy dalszy marsz. Nie wszyscy oczywicie mogli tego zaszczytu dostpi. Na dowdcw oddziau specjalnego - wyznaczeni zostali Marzta i Mitka. Dowodzony przez nich oddzia osania delegatw w ich dalszej drodze za Bug. W pierwszych dniach kwietnia oddzia powrci zza Bugu, a dowdcy zameldowali, e zadanie swoje wykonali pomylnie. Teraz, w lipcu, bylimy cakowicie przewiadczeni, e delegacja spenia ju swoj misj: wyjaniaa i przekonaa wielu odpowiedzialnych towarzyszy, naszych przyjaci, majcych moliwoci podjcia decyzji, e partia nasza i jej zbrojne rami Armia Ludowa potrzebuj w tak wanych chwilach szczeglnie uzbrojenia. Drugim wydarzeniem historycznym, ksztatujcym nasze zadanie o przybyych zza frontu, by marsz Armii Radzieckiej i walczcego u jej boku Odrodzonego Wojska Polskiego. Fakt ten sta si bezsporny. Wybi on swoje yciodajne pitno na nas, przebywajcych na lewym brzegu Wisy. Z duym i zrozumiaym zainteresowaniem oczekiwalimy wic wiadomoci o grupie spadochroniarzy, ktr dowodzi major Maks. Ciekawi bylimy przede wszystkim jej zachowania si w terenie. Wieci nadchodziy rne i byo ich coraz wicej, zarwno z garnizonw AL, jak i od naszych przyjaci z Batalionw Chopskich. Jedne byy przyjemne, inne, niestety, do niepokojce. Sprawa bya zbyt wana, aby traci czas na zwok. Postanowilimy tedy wraz z Jankiem i Marianem uda si na poudnie, aby zapozna si osobicie z przybyszami i warunkami, w jakich dziaali. Gdy przygotowalimy si ju wszyscy trzej do wyjcia, pojawia si niespodziewanie przed nami doktor Anka. - Dokd si wybieracie? - zawoaa nie bez zdziwienia. Gdy wyjanilimy jej nasz zamiar, pocza prosi, bymy zabrali j z sob. - Wiem, e ma tam by koncentracja oddziaw, wic jako szef suby zdrowia przy sztabie obwodu musz w niej uczestniczy. Tam moje miejsce, a nie tu, w chaupie. Dugo jeszcze mam tutaj siedzie? Przyznalimy jej absolutn racj.

- Jeste chocia gotowa? Ale oczywicie! - wykrzykna Anka uszczliwionym gosem. - Mog i w tej chwili! Bya to druga poowa lipca 1944 roku. Dni byy przepikne, noce ciepe, wielk wic przyjemno sprawia nam nocny marsz przez zroszone ki, przez upione wsie i lasy. A wiadomo, e do prawego brzegu Wisy dobiy ju wojska radzieckie i polskie, znakomicie polepszaa nasze samopoczucie. Umczona ziemia polska witaa ju nie jutrzenk, lecz peny wschd soca wolnoci. Szlimy naprzd w najweselszym nastroju, ywo omawiajc najbliszy rozwj sytuacji wojennej. Oczywicie, upadek hitlerowcw by ju przesdzony, gdzie jednak i kiedy ostatecznie on nastpi, nie moglimy wiedzie. Nasze prognozy byy rozmaite. Dyskutowalimy zawzicie, jak czynia to w owym czasie znakomita wikszo Polakw, a warto podkreli, e dyskusje na ten temat miay wtedy swoj wag i swoj rol. Nie bya to bynajmniej rzecz baha, jak mogoby si to dzi wydawa. Zdawalimy sobie spraw, e teraz, kiedy ju sycha byo oddech sojuszniczej armii, kiedy ju po prawej stronie Wisy budoway si zrby nowej Polski, my, peperowcy, alowcy, powinnimy uczyni wszystko, aeby pod kierownictwem partii zmobilizowa wszystkie zdrowe siy narodu do walki z okupantem: uczyni wszystko, aby uniemoliwi reakcji rozpalania walk bratobjczych. Dlatego te powiedzielimy sobie tej nocy, zdajc na poudnie Kielecczyzny, e jako komunici postaramy si naleycie speni swj obowizek.

Chopcy z nieba... W odniesieniu do skoczkw spadochronowych uywalimy ciepych i zwykle nieco romantycznych okrele. Wszyscy obdarzalimy ich sympati, ja za osobicie miaem do tego o tyle istotne powody, e na moim wasnym spadochronowym koncie odnotowaem ju dziewi skokw, pi dziennych i cztery nocne. Brakowa mi wic tylko jeden jedyny skok, abym mg otrzyma upragniony tytu instruktora spadochronowego. Uprawnienia spadochroniarstwa, tej piknej dyscypliny sportu, szczeglnie wtedy, gdy si ma dwadziecia kilka lat, to po prostu niebywaa frajda. Oczywicie, pierwszy skok to przeycie due, dla osobnika zbyt wraliwego bardzo nawet due, ale pniej, gdy powiedzie si raz i drugi, co rozpiera ci piersi, gdy czujesz si, jakby cay wiat patrzy na ciebie i podziwia tylko ciebie. Sam siebie podziwiasz w mylach. Przypominam sobie, jak pewnego majowego dnia miaem wykona dziewity z kolei skok. Zbliaa si noc, byo ju gdzie koo dwudziestej drugiej. Instruktor mj - mody, energiczny lotnik - skontrolowa wyposaenie i nie znalazszy usterek oznajmi gotowo do lotu. Po chwili silnik zagada po swojemu, samolot ruszy. Obaj, jak przystao na modych ludzi, z piosenk na ustach wyruszylimy w ciemn, obsypan gwiazdami przestrze. Na wysokociomierzu wskazwka przesuwaa si naprzd, znalelimy si wreszcie na wysokoci 800 metrw. Wyej ju nie szlimy, skok nastpi mia z 600 metrw. Za chwil warkot silnika ciszy si, samolot agodnie rozpocz opadanie.

Pomylaem sobie, e trzeba si zebra w gar. Czas by ju najwyszy. Gdy przegapi si moment napicia, mona mie trudnoci z samym sob. Wypadniesz, jak to mwi, z oyska. Widziaem, e teraz lotnik, ktry za mn siedzia, trci mnie w plecy i da zna, e znajdujemy si ju nad miejscem ldowania. Potem trci po raz drugi. Teraz trzeba si bdzie skupia na tyle, aby na skrzydo wyj swobodnie i z gracj. W nastpne j ju fazie poo praw rk na lewym przedramieniu, skocz w ciemn otcha i poczn liczy: sto jeden, sto dwa, sto trzy... Potem dam rozkaz prawemu ramieniu, pocign uchwyt, za sekund wstrzs. Skoczy si napicie. Spojrz w gr, gdzie rozpostrze si biay baldachim, z rozkosz. Tak miao by, a stao si inaczej. Tego dnia, cile mwic tej nocy, nie byem w najlepszej formie. Skok! Sto jeden, sto dwa, sto trzy - i po zerwaniu klamry gwnego spadochronu z lewego ramienia tak gwatownie pooyem do na spadochronie zapasowym, e ten po prostu wyfrun z pokrowca, nim jeszcze czasza gwnego zdoaa si porzdnie rozwin. Szczciem nic si nie spltao i opadem na dwch spadochronach, gowic si nad sposobem wytumaczenia tego, bd co bd duego spadochroniarskiego faux pas. Mj przyjaciel, jak gdyby domylajc si stanu mych uczu, zrobi wok mnie liczn rund honorow. Wiedziaem, cho nie mogem tego widzie, e na pewno macha ku mnie rk. Podszed wreszcie do ldowania. Kiedy dzikowaem mu pniej za lot, umiechn si znaczco. Mia to by komentarz do mego zachowania: a jednak nerwy zawiody, a to mankament u skoczka powany, w dodatku u skoczka po tylu ju prbach... Zrozumiaem ten umiech dobrze. Sowa, ktre po nim nastpiy, byy doprawdy zbdnym ju dodatkiem: - Co niedobrze dzi z tob... - Przesadzasz! - achnem si nawet, lecz mj sprzeciw wypad do niepewnie. Spadochroniarz nie powinien da ponosi si nerwom, musi by zawsze w dobrej kondycji.

Zblialimy si do celu podry. W pewnym momencie ukaza si na drodze umundurowany jedziec, ktrego nie znaem. W siodle trzyma si dobrze, jego sylwetka wiadczya o silnej budowie ciaa. Podjecha do bryczki, w ktrej siedzielimy i zapyta, kto z nas jest pukownikiem Mietkiem. Po krtkiej wymianie wyjaniajcych zda nieznajomy oficer zameldowa, e jest majorem Maksem i e przed kilkoma dniami przyby wraz z kilkudziesicioma ludmi w celu wykonania wanego zadania. Szczeglnie na uwadze mia-jak stwierdzi - zorganizowanie brygady. Przywitalimy si wic z majorem Maksem yczliwie, ciskajc sobie mocno, po partyzancku prawice. Jak zwykle w tego rodzaju okolicznociach wymieniajc zdawkowe raczej zdania z nowym znajomym, mylelimy o czym innym: staralimy si wyrobi sobie o nim jakie zdanie, oceni go. To samo zreszt czyni niewtpliwie on w stosunku do nas. W tych czasach bywao, e kady z nas w pierwszej minucie rozmowy wytwarza sobie zdania o nowym, poznanym przed chwil towarzyszu.

Ta wanie minuta, w ktrej rodz si okrelone wraenia, gboko zapada w pamici, na dugo, niekiedy na zawsze.

Maks zrobi na nas dobre wraenie. Wida byo, e jest starszym partyzantem, ktry jad chleb z niejednego pieca, e jest zarazem dowdc. I to zdanie wanie stao si jak gdyby metryk, wiadectwem tosamoci Maksa, pozwalajcym na wyjanienie wielu spraw. Rozmowa nie trwaa tym razem dugo. Mielimy zamiar zwrci si teraz do Zygmunta, Wuja, Grala, Wrzosa, Brzozy, ktrzy w tych okolicach przeprowadzali mobilizacj do szeregw 1 Brygady AL, aby zorientowali nas ze swej strony w sytuacji. Podzikowalimy wic Maksowi za informacje o nim oraz jego chopcach i umwilimy si z nim na dzie nastpny. Maks odmeldowa si i powrci do wsi. - C o nim mylisz? - zapytaem Janka. Janek, z natury powcigliwy w ocenie nie znanych mu ludzi, milcza chwil. - Trudno mi jeszcze powiedzie, co o nim myl - rzek wreszcie. - Z oczu patrzy mu dobrze, partyzanckie rzemioso, jak wida, opanowa niele. Ale wiesz, jak to bywa w naszych czasach, nie to decyduje w ostatecznym rachunku. A o tym innym trudno w tej chwili co powiedzie. Jutro dowiemy si wicej, pogadamy z nim jeszcze. Marian podziela zdanie Janka. Doda tylko, e niepokoi go pewien fakt: Maks w ogle nie napomkn, nawet w pytaniu, o partii. A przecie aktywista takiej miary powinien wanie od tego zacz. - Odmy wic nasze rozwaania do jutra - odezwaem si. - Teraz pchajmy si do brygady. Czekaj tam na nas. Brygada kwaterowaa w Smykowie. Bya to niewielka wie pooona wrd lasw na pnocny zachd od Chaczy. Przez wie pyna leniwym nurtem rzeka Czarna. Gdy przybylimy do Smykowa, byo ju dobrze po pnocy, ale nikt we wsi nie spa, panowa tu ruch i oywienie. Dwie godziny temu brygada jako pierwsza na Kielecczynie otrzymaa powany zrzut broni. Rado tedy wrd partyzantw bya ogromna. Przewoono worki z miejsca zrzutu do wsi i tu rozpakowywano, dzielono bro midzy partyzantw, ktrzy j zaraz czycili i przestrzeliwali po piwnicach. Razem z broni, amunicj i materiaem wybuchowym brygada otrzymaa te gazety z Lublina i wiksz ilo egzemplarzy Manifestu Lipcowego. Bya to cenna amunicja dla naszego aparatu politycznego. Rozprowadzono j niezwocznie przez cznikw do naszych komrek terenowych. Wkrtce po naszym przybyciu zjawi si dowdca brygady, Zygmunt, i dwaj dowdcy batalionw Brzoza i Gral. Po zameldowaniu si opowiedzieli nam o aktualnej, miejscowej sytuacji, o stanie brygady, a najwicej o otrzymanym zrzucie. Zygmunt z przejciem opowiada o przebiegu zrzutu, o iloci otrzymanej broni, o jej podziale. Wida byo, e w naszych oficerw wstpi nowy duch. Obiecywano sobie wiele po uzbrojeniu oddziaw w nowoczesn bro.

Zaczo wita. W brzasku budzcego si letniego dnia wida byo partyzantw, szorujcych nad rzek rce, zasmarowane wazelin po oczyszczeniu broni. Nastpnego dnia spotkalimy si ponownie z Maksem, ktry przyby do Smykowa. Pniej zapoznalimy si z onierzami jego oddziau, ubranymi w polskie mundury, wymienicie uzbrojonymi. Swym wygldem budzili due zainteresowanie wrd mieszkacw wsi oraz czonkw rnych organizacji. Oglnie biorc, we wsiach, o ktrych wspominam, wanie w zwizku z ldowaniem oddziau Maksa spodziewano si lada dzie nadejcia Wojska Polskiego i Armii Radzieckiej. Oddzia ten traktowano jako rekonesans nacierajcych wojsk. Rozmowy, ktre przeprowadzilimy w oddziale, przekonay nas, e mamy do czynienia z dobrymi onierzami, waciwie pojmujcych konieczno walk z okupantem, przekonanymi o rychym zwycistwie nad hitleryzmem i powstaniu ludowej Polski. Takie byo credo polityczne oddziau Maksa, dla nas powd do najgbszego zadowolenia, uwaalimy, e obecnie naleao zorientowa przybyych w specyfice terenu, na ktrym si znaleli, przede wszystkim w szeregu zjawisk o podou spoeczno-politycznym. Musieli, prdzej czy pniej, zetkn si z nimi i waciwie je oceni, aby uchroni si przed wieloma niespodziankami, nawet przed niebezpieczestwem. Tego dnia dugo wyjanialimy Maksowi aktualn sytuacj w okupowanym kraju. Potem z kolei Maks wyjani nam, jakie otrzyma polecenia i od kogo przed swym odlotem na Kielecczyzn. Stwierdzi, e jego oddzia przyby po to, aby bi hitlerowcw, ktrzy wszdzie, gdzie dotarli, pozostawili cmentarzysko i zgliszcza. - Mymy, towarzysze - mwi Maks - nie odpoczywali za Bugiem. Bilimy hitlerowcw, gdzie si dao i czym si dao. Tak, drodzy towarzysze, duni wobec kraju nie jestemy. Walczylimy z okupantem na rwni z wami...Sowa te wypowiedziane byy prosto i przekonywajco, ale w tej chwili nie naleay one do sprawy, mimo e zawieray niewtpliw prawd. Nam chodzio o chwil obecn, o dzie dzisiejszy i jutrzejszy, o to, by organizowa nowe siy do walki z okupantem. Maks by, zdaje si, troch zawiedziony, e nie moe rozwin swych myli, dotyczcych przeszoci, ale uwanie sucha, co mu proponujemy. Nasza propozycja brzmiaa za nastpujco: - Wprawdzie nie znamy was dostatecznie, towarzyszu Maks, ale, majc na uwadze fakt przysania was tutaj na czele tak doskonaego oddziau, uwaamy, e mona mie do was pene zaufanie. Moecie si okaza bardzo pomocni. Proponujemy wam wic stanowisko szefa sztabu obwodu lub te zastpcy dowdcy obwodu. Co si za tyczy waszego oddziau, przybdzie on w okrelonym dniu na wyznaczone miejsce, gdzie ulegnie przegrupowaniu. Macie wielu onierzy doskonale wyszkolonych, powinni oni wzmocni nasze oddziay. Rozoylimy map na trawie i oznaczylimy miejsce, na ktre przyby mia oddzia. Maks nie spoglda na map z entuzjazmem. Propozycja niezbyt mu zapewne odpowiadaa, cho z punktu widzenia powodzenia naszej walki bya niewtpliwie propozycj najkorzystniejsz. Po duszej chwili j mwi, wyjaniajc, e osobicie ma wiele wad, e jest czowiekiem trudnym, porywczym, e o tym, aby komu podlega, przed wyjazdem mu nie wspominano.

Janek przerwa mu dalsze wywody. - Suchaj, Maks! Z tego, co powiedziae, naley rozumie, e chciaby wojowa na wasn rk, co? Pamitaj, e tego robi nie wolno, tym bardziej w naszych warunkach. Musisz poj, e tu, w kraju, od wielu ju lat dziaa partia. Ona kieruje nami, ca walk. Bez partii nic dobrego tu nie zrobisz. Maks wysucha naszych rad. W kocu, cho chyba nadal nie przekonany, zgodzi si jednak na nasz plan. Rozmowy znalazy w kocu swj fina. Fina - obiektywnie rozpatrujc - najbardziej rozsdny i waciwy. Bylimy zadowoleni. Niebawem, w pierwszych dniach sierpnia, tak jak byo to umwione, przybylimy na wyznaczone miejsce, spodziewajc si nadejcia oddziau Maksa, nazwanego Brygad Grunwald. W miejscu tym znajdowaa si 1 Brygada AL, ktrej dowdc by kpt Zygmunt, dotychczasowy dowdca okrgu, jeden z pierwszych organizatorw GL na Kielecczynie. Maks nie zjawi si, niestety. Pniej dopiero dowiedzielimy si, e po szeregu akcji w okolicach Staszowa Brygada Grunwald nawizaa bezporedni czno z oddziaami Armii Radzieckiej, operujcymi na tzw. przyczku sandomierskim, ju po lewej stronie Wisy. Po kilku dniach brygada przesza lini frontu. aowalimy, e si tak stao. Udzia brygady Maksa, ze wzgldu na jej warto bojow, w naszych dalszych walkach partyzanckich na Kielecczynie byby bardzo cenny. Tak czy inaczej Brygada Grunwald pozostawia po sobie w czasie swego stosunkowo krtkiego, bo miesicznego pobytu na Kielecczynie dobre imi. Przeprowadzia niejedn udan akcj, ktr mogli si susznie chlubi i onierze oddziau Maksa, dzielni chopcy z nieba, i on sam jako partyzancki dowdca.

Pocig
By sierpie 1944 roku. Duy oddzia AL odpoczywa na piaszczystej lenej drodze. onierze pozdejmowali buty, aby da chwil wytchnienia utrudzonym nogom. - Najgorzej jak si ma but z miasta, a nog ze wsi - narzekali ci, ktrzy w dugim marszu najbardziej pokaleczyli sobie nogi. W gorcej dyskusji ustalono ostatecznie, e ludzko gnbiona jest szczeglnie przez dwa podstawowe nieszczcia: ciasne buty i... dziurawy zb. Ten za daje si we znaki zwaszcza wwczas, gdy zaboli w lesie. Tym razem najbardziej jednak dolegay wszystkim nowe buty. Przed dwoma dniami zdobylimy na Niemcach pokane zapasy i kady mg zaopatrzy si w to, czego potrzebowa. Obuwie okazao si

artykuem najbardziej atrakcyjnym. Ale do wszystkiego nowego trzeba si przyzwyczai, szczeglnie do... butw, zwaszcza e niektrzy wicej myleli o elegancji ni o wygodzie. Kiedy jeden z oficerw narzeka na obuwie, usiowaem go przekona, e nie tyle buty s winne, ile on sam. - Rzu do diaba te oficerki z wysokim podbiciem i ciasne jak cika cholera! We sobie but mocny i wygodny - namawiaem. Popatrzy z alem na swoje nogi pokiwa gow. - Takie fantastyczne buty wymieni, towarzyszu? Pod wieczr musia ju i boso, a oficerki dwiga na ramieniu, Mczennik ten bardziej przypomina witego Obolaego ni onierza-partyzanta. W marszu nocnym, kiedy kady korze rani stopy, elegant kl na czym wiat stoi, rozstawia po ktach wszystkich, ale oficerek pozby si nie chcia. Grunt to fantazja, oficerskie buty i ten mundur z wyogami. A za czyme to wreszcie panny miaby i sznurem? Wozy, naadowane broni i amunicj, wolno posuway si lenym duktem. Tego dnia oddzia AL, wkroczy w nowy rejon. Tu, na terenie lasw winiej Gry, miaa by przeprowadzona szeroka mobilizacja garnizonw celem uzupenienia stanu brygad. Teren ten obralimy jednoczenie jako baz dla sztabu Obwodu. Na piset metrw przed torem kolejowym oddzia zwolni. Tylko zwiad popdzi naprzd, aby poszukiwa najdogodniejszych przej. Postj trwa niedugo. Dowdca zwiadu, porucznik Sok, zameldowa wkrtce, e okoo kilometra w lewo znajduje si normalny przejazd kolejowy, przez ktry furmanki mog bez trudu przejecha. Nie zwlekajc, wyruszylimy we wskazanym kierunku. Wedug relacji Sokoa przy przejedzie znajdowaa si budka drnika kolejowego, skd kilometrowy odcinek polskiej drogi prowadzi do lasu. Przed samym torem zatrzymalimy si na krtki postj. Trzeba byo jeszcze raz posucha, popatrze, zasign jzyka u przygodnego znajomego. Zreszt nie musielimy si pieszy, niebezpieczestwo ze strony Niemcw nie grozio. Dla hitlerowcw by to okres bardzo trudny. W tym czasie czciej musieli przed nami ucieka, ni za nami goni. Nie dalej jak przed kilku dniami spucilimy Niemcom i wasowcom takie lanie, e prawdopodobnie nie zdyli si jeszcze pozbiera. Przy tej wanie okazji zdobylimy dziao i kilka wozw z butami, prowiantem, amunicj i broni. Po zbadaniu terenu furmanki zaadowane broni i amunicj ruszyy w dalsz drog. Wypuszczalimy je maymi grupkami co kilka minut. Oddzia pozosta nadal w lesie.

Zanim wszystkie wozy przetoczyy si przez tory, wraz z Jankiem Chechowskim, Marianem Janicem i Mietkiem Rogiem postanowilimy zajrze do budki drnika, ktry ze stoickim spokojem przyglda si caej przeprawie, pykajc z fajeczki zaadowanej winiowymi limi, oryginaln, cho mao przyjemn w uyciu, namiastk tytoniu. Na linii Kielce - Skarysko, bo tam wanie znajdowalimy si, ruch kolejowy by do oywiony. - Nieraz bywa tak - opowiada drnik - e jeszcze nie zdysz wej po osobowym do budki, a ju z drugiej strony leci naadowany ciki. Ale zdarza si i tak, e caymi godzinami na linii panuje spokj, jak makiem zasia. - A co ostatnio Niemcy wo? - Wiadomo, czego najwicej: czogi, samochody, armaty, onierze. - Spojrza z podziwem na nasz bro. - Ale te panowie uzbrojeni! Ho, ho! Takich partyzantw jeszcze nie widziaem. - Warto byoby wyprbowa t nasz bro. C wy na to staruszku? - spytaem. Drnik zastanawia si przez chwil. - Dlaczego nie? - odrzek. - Mona sprbowa. Ale przecie, powiem wam szczerze, strzelacie do nich ju nie od dzi, a oni jak byli w naszym kraju, tak s. Sami, panowie, Niemcom nie dacie rady. Trzeba duej siy, takiej, jak maj Ruscy. - Wiadomo! Ale jak my pomoemy Rosjanom, to i szybciej Niemcw przegoni. Wszyscy powinnimy im pomc. Kolejarze te, nie? To moje pytanie skierowane do drnika brzmiao moe zbyt obcesowo, chciaem wic je uzupeni, ale kolejarz przerwa mi: - Pewnie, e tak. I pomagamy! Jakbym wiedzia panie, e tego... to pewnie, e mona by co pokombinowa. W rozmowie ze starym zawitaa nam myl, e waciwie moglibymy sprbowa zablokowa t tak wan dla Niemcw lini kolejow. W budce zjawi si akurat porucznik Sok. Dalimy mu polecenie, aby szybko dogoni Grala, Wrzosa i Brzoz i zawrci ze stu onierzy i kilku minerw.

Sok, nie zwlekajc, dosiad konia i popdzi w stron gincych ju w oddali oddziaw. My tymczasem nadal gawdzilimy z kolejarzem. Jego obserwacje byy bardzo interesujce. Stary zauway na przykad zmian nastrojw wrd przejedajcych tdy onierzy niemieckich. - Teraz ju skoczyy si piewy - mwi. - Boj si tego Wschodu jak diabe wiconej wody. To ju nie jest, panowie, ten sodat, ktrym chcia Hitler wiat zawojowa. Nieraz w nocy siedz, przygldam si przejedajcym pocigom i nie wiem: wojsko czy nie wojsko jedzie? Brudno, ciemno, cicho. A kiedy! Kiedy, jak jechali, to ich na kilometr sycha byo. Wrzeszczeli Hajli, hajlo, a si wiatr robi. Tak, tak. Dzisiaj ju s inni...

Na rozmowie czas min tak szybko, e nie spostrzeglimy nawet, a ju chopcy zameldowali swoje przybycie. Poniewa chtnych do wywaania pocigu byo duo, przybyli wic rwnie dowdcy brygad i batalionw: okietek, Orkan, Zygmunt, Gral, Brzoza, Wrzos, nawet nasz szef suby zdrowia, .dzielna doktor Anka, ktrej zabranialimy zazwyczaj udziau w tego rodzaju eskapadach, nie wytrzymaa i posza wraz z nami. Powiedzielimy drnikowi, e najlepiej byoby, aby opuci swj posterunek. - Na tym odcinku i takie pocigi dzi i jutro chodzi nie bd - wyjanilimy. - Jeeli tak trzeba, to pjd - zgodzi si stary. - A was niech Bg ma w opiece. Chcia ruszy w stron lasu, ale zatrzymalimy go. - Nie trzeba tak szybko, zostacie na razie z nami. Potem ju, jak wam bdzie wygodniej... Drnik popatrzy chwil i machn rk. Pozosta. Bylimy radzi, e sam si na to zdecydowa. Tak czy inaczej musiaby pozosta z nami, bowiem w tych okolicznociach nie moglimy pozwoli mu odej. Chopcy przynieli ze sob trotyl i wszystkie potrzebne akcesoria. Cay oddzia skry si w lesie. Rozpoczlimy przygotowania. Minerzy pod kierownictwem por. Jzka wykonali swe zadanie fachowo i skrupulatnie. Sznury Bickforda przecignite zostay z toru kolejowego do lasu. Ich koce leay teraz u stp zaczajonych gwardzistw. Fizylierzy i erkaemici rozoyli si wzdu toru, tworzc dugi, lecz niewidoczny szereg. Z ust do ust podawano szeptem meldunek: gotowe! W centrum tej linii znaleli si minerzy z por. Jzkiem. Kilkanacie metrw w prawo za nimi leeli onierze ze swymi dugimi rusznicami przeciwpancernymi. Zadanie ich polegao przede wszystkim na ostrzelaniu parowozu. Gdyby si okazao, e w skadzie pocigu bd cysterny, mieli je oczywicie natychmiast rozbi. Wkrtce wycignlimy si na wilgotnej ziemi, gotowi do akcji. Czekalimy na pocig. Przyjedzie czy nie przyjedzie? A jeeli przyjedzie, to z ktrej strony? Oby tak przyjecha z zachodu! Oby od strony Kielc! Oby przyjecha ten, ktry jedzie na front. Ostatni raz by sobie tutaj postka... Takie byy nasze myli.

Leelimy w pitk pod wysokim drzewem: Janek Chechowski, Marian Janiec , Jurand Wadysaw Sobczyski, Rg - Mieczysaw wiostek i ja. Obok rosy karowate krzaki jaowca. Pogoda bya przeliczna. Soce przez cay dzie pieko tak, jak tylko w ostatnich dniach lipca dopieka potrafi. Nad torami kolejowymi wznosio si ogrzane powietrze i drgajc znieksztacao obraz horyzontu.

Po drugiej stronie toru, kilometr od nas, rs na wzgrzu wysokopienny las. Jego cian widzielimy jak na doni. W pewnej chwili cisz zakci daleki, charakterystyczny odgos, a w kilka sekund pniej do uszu dolecia przytumiony gwizd lokomotywy.

Pocig zblia si. To byo pewne. Nie wiedzielimy jeszcze, z ktrej strony nadjedzie, i rne o tym byy zdania. Ale i na to pytanie mielimy ju wkrtce odpowied. Byo tak, jak sobie yczylimy: pocig szed z zachodu na wschd. Po cikim sapaniu lokomotywy mona byo wnioskowa, e jest solidnie obciony. Wycofalimy si kilkanacie metrw w gb lasu, do linii natarcia, i przylgnlimy do ziemi. Mocniej cisnlimy bro maszynow, ktr jeszcze przed kilkunastu godzinami zrzucili nam radzieccy przyjaciele. Wanie z t broni nadszed do nas dwa dni temu list od Nataszy, robotnicy w radzieckiej fabryce zbrojeniowej. Pisaa nam:

Towarzysze partyzanci! lemy wam gorce pozdrowienia i yczenia sukcesw w walce z hitlerowsk besti.

Listy od Kati lub Nataszy, znajdowane w workach z broni i amunicj, sprawiay nam zawsze wielk rado. Mylano o nas nie tylko tutaj, w naszym kraju, ale i daleko, daleko, gdzie wykuwa si or zwycistwa.

Sapanie lokomotywy stawao si coraz goniejsze. Rytmiczn prac maszyny syszelimy coraz wyraniej. Pocig zblia si do ostatniego nieduego zakrtu... Jeszcze chwila i ujrzelimy parowz, cigncy za sob dugi rzd zaadowanych towarowych wagonw. Transport szed w stron Wisy. Zacisnlimy zby. Nie, tego pocigu nie dostaniecie, diaby przeklte. Lokomotywa, wyrzucajc gste kby dymu, szybko zbliaa si do miejsca zasadzki. Maszynista, wsparty okciem o krawd okna, patrzy przed siebie. Jeszcze krtka chwila i na spotkanie stkajcego parowozu wybiega maa iskierka. Sekunda, i powietrze rozdar ogromny huk. Czarna maszyna zarya si w ziemi i stoczya z toru. Jeszcze nie zamar piekielny odgos pitrzcych si wagonw, niesamowity zgrzyt cierajcego si z sob elastwa, gdy pada komenda: - Ognia!

Jak lawina posypa si ow w stron wagonw. Z gonym hukiem pado kilka pojedynczych strzaw z rusznic przeciwpancernych, wycelowanych w pkate cysterny. Skoczylimy do zaadowanych samochodami platform. Tu i wdzie odzyway si jeszcze pojedyncze wystrzay, zadudnia rusznica lub krtk urywan seri warkn erkaem. Wreszcie ucicho wszystko - bitwa bya skoczona. Partyzanci przeszukali wagony. Znaleziono midzy innymi radiostacj, ywno, mundury, bro krtk i maszynow. Wszystko to zaadowano na wozy. - Podpali pocig! Buchny w gr pomienie ogarniajc dugi rzd wagonw. Ogie szala jak burza, zwaszcza przy cysternach, poncych niczym pochodnie. Kby dymu z palcego si pocigu przysoniy horyzont. Gdy opuszczalimy pole bitwy, kierujc swe kroki do lasu na wzgrzu, gigantyczny nasz fajerwerk jeszcze trwa. Kolejarz-drnik wyruszy wraz z nami. W drodze, rozpamitujc wieo przeyte emocje, z najwikszym uznaniem wyraali si partyzanci o rusznicach przeciwpancernych. Pierwsz tak rusznic otrzymalimy jeszcze w grudniu 1943 roku od towarzyszy radzieckich z oddziau kapitana Czepigi, ktry z pierwsz czci swego oddziau przyby na Lubelszczyzn w grudniu 1943 r. i skierowa si na poudnie, w lasy janowskie. Druga cz przybya w kwietniu 1944 roku i ju w maju tego roku braa wraz z AL-owcami udzia w bitwie pod Rblowem. Walorw radzieckiej rusznicy, jak j nazywalimy, peteeru, wwczas jeszcze nie znalimy. Towarzysze radzieccy bardzo j jednak chwalili. Wierzylimy ich sowom, ale wyprbowa now bro-chcielimy sami. Kolka zwrci si ktrego dnia do mnie z prob o zezwolenie na wyprbowanie tak zachwalanej broni. - Gdzie chcesz prbowa? - zapytaem. - Dobrze byoby postrzela do parowozu. - Strzelaj - zgodziem si. Zadowolony wyruszy w okolicy Parczewa, zasiad tam przy torze i oczekiwa. Wreszcie na linii Parczew - Lubartw pojawi si samotny pocig. Kolka wycelowa w jego podbrzusze i pocign za jzyk spustowy, raz, dwa, trzy. Rozleg si potny huk i w chwil pniej da si sysze gony syk ulatujcej w powietrze pary. Oson lokomotywy peteer przebija jak papier. Od tej chwili rusznica zdobya u nas gorcych i zapalczywych zwolennikw. Pniej niejeden raz mielimy okazj stwierdzi, e jest ona naprawd wspania broni.

Pewnego razu Niemcy rozpoczli przeciwko naszym oddziaom obaw. Wtargnli nawet do lasu i posuwali si w gb, co byo o tyle niezwyke, e na og lasu Niemcy bali si jak ognia. Wystarczyo w zasadzie solidnie ich ostrzela spord drzew, aby ostudzi zapa w zarodku. Podobnie byo w czasie owej obawy. Niemcy pocztkowo z tupetem weszli do lasu, ale ju przy pierwszym zderzeniu si z nami przylgnli do ziemi, po czym bezsensownie poczli sa tysice pociskw. Tak wypado, e aby zaj Niemcw od tyu, musielimy przej drog, przy ktrej oni utknli. Trudno jednak byo to uczyni, bo droga znajdowaa si pod nieustannym ostrzaem cekaemu. Wwczas to przypomnielimy sobie o peteerze. Chopcy podczogali si jak mona byo najbliej do gniazda cekaemu i stwierdzili, e ukryty on jest za grubym pniem drzewa. Ale i w tej sytuacji rusznica okazaa si niezawodna. Z lufy wycelowanej w rodek pniaka posypaa si seria strzaw i zowrogi cekaem zamilk. Droga bya wolna. Mona byo spa Niemcom na karki. Nieraz jeszcze zreszt rusznice dowiody swej niezawodnoci i wszechstronnoci. Opluway take, i to celnie, czogi, a nawet samoloty hitlerowskie. Kiedy znalelimy si na przeciwlegym skraju lasu, nasz znajomy drnik zapyta, czy moe ju odej. - A czy byoby to dla pana najlepsze wyjcie? - zapytaem. - Moe i nie, ale sprbuj... Dam sobie rad - zapewni. - Szczliwej drogi! Poegnalimy si serdecznie, wyraajc nadziej szybkiego spotkania. Niebo pokrywa dym z poncego pocigu.

Towarzysz Chrust wrd partyzantw


Tego sierpniowego poranka wczeniej ni zwykle rozbysy w lesie ogniska. Kompania gospodarcza, ktra poprzedniego dnia wieczorem wyruszya do gocinnych kieleckich wsi po prowiant, wrcia ju do obozu. Gdyby w tej chwili pojawi si samolot, mgby nam strachu napdzi, ale ostatnimi czasy prawie si to nie zdarzao. Dwupatowce niemieckie bay si pokazywa nad lasem, a samoloty bojowe miay teraz inne, pilniejsze zadania, bya to ju bowiem poowa 1944 roku. Do niadania byo jeszcze daleko, a ju do sztabu zaczy napywa meldunki z oddziaw o wykonaniu zada i o ruchach wroga. Stanem z kilkoma towarzyszami pod rozoystym drzewem i rozmawialimy gono na temat uzyskanych informacji. W pobliu nas rozsiada si na trawie grupa onierzy. To towarzysz Chrust, sekretarz komitetu PPR z rejonu koneckiego, rozpocz swoj porann prelekcj polityczn. ciszylimy wic gos, nie chcc, aby sekretarz, ktrego bardzo cenilimy, albo ktry z onierzy dostrzeg w naszym zachowaniu brak szacunku dla pracy politycznej. Po chwili kilku towarzyszy podeszo do chopcw, ktrzy obstpili kocio, chcc sprawdzi, czy kawa woowiny pochodzcy z jakiej leciwej krowy uleg wreszcie zmikczeniu, a ja wraz z ca grupk poszlimy w stron Chrusta.

Chrust by na tym terenie znanym dziaaczem lewicowym ju w latach trzydziestych. Pniej, kiedy hitlerowcy wtargnli do naszego kraju, organizowa wraz z innymi robotnikami, byymi czonkami KPP - Stanisawem Kluskiem, Kazimierzem Czyem (zamordowany pniej przez gestapo), Tomkiem Staczykiem, Julianem Sebskim, Henrykiem Kozubskim, Antonim Wadysawem Staromyskim i wieloma innymi, koa Stowarzyszenia Przyjaci Zwizku Radzieckiego. W okresie tworzenia si Polskiej Partii Robotniczej ludzie ci dziaali we wsiach i maych miasteczkach, powoujc do ycia grupy partyjne, zmuszeni od razu do organizowania samoobrony przeciwko wrogom tworzcej si partii, ktrzy ju wwczas, w chwili jej powstawania, nie gardzili bezporedni walk z czonkami partii, a nawet z jej sympatykami. - ...by to dla nas niezmiernie trudny okres. Aktywistom naszym zagraa okupant i eneszetowiec usyszelimy podchodzc sowa Chrusta. Dzisiaj znajdujemy si ju na ktrym tam z kolei etapie rozwoju ruchu oporu, a moliwe nawet, e ju na ostatnim etapie zbrojnej i zorganizowanej walki z okupantem. Teraz ju wszyscy, nawet nasi polityczni przeciwnicy, zdaj sobie spraw z tego, e rozgromienie hitleryzmu nastpi lada dzie. Dla nikogo nie ulega to ju chyba najmniejszej wtpliwoci. Zreszt widzicie, co si wok nas dzieje. To ju nie s przecie ci sami Niemcy... Tak, to ju koniec... W tej chwili Chrust zobaczy nas i zawiesi gos. Wida byo, e jest zmieszany, jakbymy zapali go na gorcym uczynku. aden z nas nie odezwa si ani sowem, ale wszyscy wiedzielimy, dlaczego nasz prelegent tak si nagle stremowa. Po prostu doskonale wiedzia, jak my przedstawialimy ludziom spraw zakoczenia wojny. Nigdy nie staralimy si nikogo pociesza, wprost przeciwnie, stale podkrelalimy, e cudw nie naley si spodziewa, e hitlerowcw trzeba jeszcze bi, aby powali ich na kolana. Nie ukrywalimy, e s jeszcze dostatecznie silni, by zada nam wiele dotkliwych ciosw. Mwilimy o tym, by nie wprowadza ludzi w bd i nie demobilizowa ich. Niech wiedz, e czeka ich jeszcze wielki wysiek, e nim wywalcz sobie upragnion wolno, wiele jeszcze bd musieli przecierpie. Towarzysz Chrust mia na te sprawy nieco inne spojrzenie, ale nie podzielalimy jego punktu widzenia. Widzc teraz jego zmieszanie, oddalilimy si od grupki zasuchanych partyzantw, aby mu nie przeszkadza, ale on szybko zakoczy pogadank i odnalaz nas w lesie, nie zwiedziony tym, e nie robimy mu wyrzutw. - Wiecie, moi drodzy - zacz bez adnych wstpw - jak ciko jest naszym ludziom. Mieszkacy biednych kieleckich wsi te goni ju resztkami si. Przecie trzeba ich jako podtrzymywa na duchu. Jeli zapewnimy ich, e to ju naprawd niedugo potrwa, bdzie im chocia troch lej... Jestem pewien, e czasami ludzie maj dosy surowych prawd, a chcieliby usysze cho jedno sowo pociechy... Taki wanie by Chrust. Czowiek, z ktrego oczu bia wprost mio do ludzi i bezgraniczne do nich zaufanie. Ta nadmierna ufno przysparzaa mu zreszt - a czasem i caej organizacji - sporo kopotw. Podchodzc bez adnych uprzedze do kadego, trafia czasem na jednostki bardzo nam dalekie, a nawet wrogie. Pniej, kiedy si na kim sparzy, cierpia bardzo, tak e nie moglimy

nawet mie do niego alu, a w dodatku wychodzi przecie ze susznego zaoenia, e naley stale rozszerza front walki, a wic take wrd przeciwnikw szuka sojusznikw. Chrust popenia pomyki, ale czy nie popeniali ich ci, ktrzy uwaali, e wrd naszych przeciwnikw politycznych nie ma ludzi wartociowych, mylcych, skonnych przyzna nam racj, jeli potrafimy j dostatecznie jasno wyoy? Zanim zosta na stae w lesie, Chrust, jak wielu innych odpowiedzialnych aktywistw partii, odwiedza systematycznie oddziay partyzanckie. Jeli chodzio o jego prac polityczn, nie byy mu w stanie przeszkodzi adne niebezpieczestwa, adne trudnoci. Szczeglnie troszczy si o tych najmodszych, ktrzy niedawno przyszli do oddziau. Mona bez przesady powiedzie, e by dla nich najlepszym ojcem i przyjacielem. Mia te wielki dar posugiwania si w pracy politycznej takimi argumentami, ktre musiay trafi do kadego i kadego przekona, co nie byo proste w czasach, kiedy zdarzao si, e najblisi ssiedzi z jednej wsi strzelali do siebie w walce bratobjczej. Dyskutujc z ludmi trzeba byo umie podway ich ugruntowane ju niekiedy i utrwalone pogldy. Pracownik polityczny, chcc osign rezultaty, musia wzbogaca stale argumenty, ktrymi si posugiwa, i stale rozszerza swoje horyzonty mylowe. W roku 1944, kiedy wsie kieleckie pene byy hitlerowcw, a o fur ziemniakw czy o krow trzeba byo niekiedy toczy z Niemcami cae boje, Chrust, podobnie zreszt jak wielu innych aktywistw, zosta u nas na stae jako aktywista polityczny, co w rodzaju oficera politycznego, w 1 Brygadzie im. Ziemi Kieleckiej. Kiedy pewnego razu zapytaem go, czy jest zadowolony z funkcji, jak peni, odpowiedzia mi bez chwili wahania: Nawet bardzo. Jest to praca odpowiedzialna, dziki niej mog si stale styka z ywymi, autentycznymi ludmi i y problemami, ktrymi oni yj. Chrust by czowiekiem niezmiernie wraliwym i wiem, e duo musia wkada wysiku w to, aby ukry t swoj wraliwo. Trzeba go byo dobrze zna, aby dostrzec, e pod mask opanowania, a nawet dobrego humoru, ukrywa jakie kopoty. Tylko wtajemniczeni wiedzieli, e ten szlachetny, kochajcy ludzi czowiek mia jakby dwie natury. Na zewntrz by silny, z przekonaniem i z zapaem uczy ludzi, jak naley pokonywa trudnoci i radzi sobie w najbardziej nawet nie sprzyjajcych okolicznociach; ale czasami sam zaamywa si wewntrznie i cho nie dawa tego po sobie pozna, potrzebowa ludzkiej yczliwoci i pomocy. Wanie przed kilkoma dniami Chrust sta si mimowolnym wiadkiem przykrego dla nas wypadku, ktry wywar na wszystkich, a na nim szczeglnie, due wraenie. A wypadek by nastpujcy: Byo to 16 sierpnia 1944 roku. Ju od duszego czasu pogoda bya wspaniaa. Wygrzewalimy w przyjaznych promieniach soca nasze obolae, owrzodzone, poranione przez wierzb i wszy ciaa. Gdy czowiekowi co takiego dolega, wasne ciao wydaje si jakie obce, drtwe. Od kilku ju dni szli zewszd do oddziaw partyzanckich radoni, uszczliwieni modzi chopcy, a wraz z nimi i starsi onierze z garnizonw. Organizacja konecka rwnie przysaa nam dziesiciu ochotnikw ze swego garnizonu.

Oczywicie przybyych naleao od razu przeszkoli, a przede wszystkim nauczy ich obchodzi si z broni maszynow (radzieckie pepesze, niemieckie empi), ktrej w tym czasie mielimy ju duo. i wanie w czasie czyszczenia broni, kiedy onierze z garnizonu w skupieniu wsuchiwali si w to, co o tej wymarzonej broni, o jej walorach i wadach mwi instruktor, pad nagle strza, a cilej mwic, dwa strzay, z empi. Wrd siedzcych pkolem partyzantw zapanowaa zowroga cisza. Dwch alowcw, dopiero co rozemianych i dyskutujcych, pado na ziemi. Obydwa pociski z empi trafiy w Aleksandra Szstk, przeszyy mu klatk piersiow i jeden z nich ugodzi w serce siedzcego obok Ignacego Fitaliego. Fitali zdy jeszcze wyszepta kilka sw i pad martwy. By to dojrzay ju mczyzna, mniej wicej czterdziestoletni, odlewnik, tak jak jego ojciec i dziad, a take znany i ceniony dziaacz na terenie powiatu koneckiego. Aleksander Szstka zosta ciko ranny. Doktor Anka udzielia mu pierwszej pomocy i skierowaa do ciotki Skibiny we wsi Wsosz. Szstka lea tam przez duszy czas pod opiek doktor Grkowej ze szpitala w Koskich. Pniej doktor Grkowa umiecia Szstk w szpitalu, na oddziale zakanym, nie informujc oczywicie dyrektora szpitala o waciwej przyczynie jego choroby. Dziki serdecznej opiece doktor Grkowej, ktrej syn zgin w walce z okupantem, suc w oddziaach AK, Szstka zosta uratowany. Chrust uczestniczy w szkoleniu, a nawet mia obowizek zwracania uwagi na bezpieczestwo ludzi, poniewa wiadomo byo, e bro, szczeglnie niemieckie empi, bywa czsto kapryna. Po tym, co si stao, poczu si odpowiedzialnym za wszystko. Uzna, e nie speni swego obowizku. Komisja powoana do zbadania przyczyn wypadku stwierdzia midzy innymi i jego win. Byo to orzeczenie wychowawcze, profilaktyczne, majce zmusi ludzi do wikszej ostronoci na przyszo. A w rzeczy samej by to przecie wypadek, jakich w czasie okupacji mielimy wiele, gwnie wanie z niemieckimi empi. Chrust, ten niezmordowany w pracy, a fizycznie wty chopiec, zaama si w cigu jednej chwili. Nie mogc sobie znale miejsca, bka si roztrzsiony po lesie, wyranie unikajc ludzi. Zaleao mi bardzo na nim. Wiedziaem, e natychmiast potrzebna mu jest przyjazna pomoc i e to przede wszystkim ja powinienem mu jej udzieli. Nie zwracajc pozornie uwagi na Chrusta, poszedem do lasu i usiadem pod wysok sosn. Chrust widocznie wyczu, e to jego sprawa skierowaa mnie tu, z dala od ludzi, bo w pewnej chwili zauwayem go w pobliu, wrd drzew. Waha si przez chwil, a potem zacz si do mnie wolno zblia. Spojrzaem na jego zmizerowan twarz, drobn sylwetk, ktra staa si jak gdyby jeszcze wtlejsza, i co cisno mnie za serce. Poprosiem go, aby usiad obok mnie. Siedzielimy tak chwil w milczeniu. Pierwszy odezwa si Chrust. - I co... co ja mam teraz zrobi? - wyjka zgnbiony.

- Co masz zrobi? Stao si nieszczcie i na to ju nie ma rady. Przede wszystkim ci modzi, ktrzy dopiero co do nas przyszli, bd gboko przeywa ten wypadek. Dostali gorzk lekcj, jak nie naley obchodzi si z broni, zapamitaj chyba na zawsze, e lufy nie naley kierowa w stron czowieka, niezalenie od tego, czy jest w niej pocisk, czy nie. Na pewno nie nauczono ich tego wczeniej. I tak przygniata nas do ziemi masa rnych codziennych kopotw, to jeszcze te niedogi nam ich przysparzaj. Nie tak dawno przecie, w czasie nocnego marszu, jeden z tych niedawno przybyych partyzantw przewrci si o korze - automat oczywicie mia niezabezpieczony - spowodowa wystrza i jeszcze jedna ofiara nam przybya... Jeeli nie wprowadzimy elaznej dyscypliny w tych sprawach, to oni bd si zabija, a my bdziemy ich opakiwa. Takie bd konsekwencje naszego niedbalstwa... A ty zamiast wzi si w kup, jak na komunist przystao, rozkrochmalie si jak stara baba i uwaasz, e tylko ty masz przywilej na cierpienie. Chrust spojrza na mnie wygasym wzrokiem, w ktrym zacza si ju tli jaka iskierka. Ruszyo go, tego si nie spodziewa. - O jakim przywileju mwisz? Mylaem, e ty mnie najlepiej zrozumiesz... - Rozumiem ci dostatecznie dobrze - odpowiedziaem - ale obawiam si, e ty lepiej rozumiesz siebie ni innych. Widziaem, e mimo stanu psychicznego, w jakim znalaz si Chrust, musz z nim rozmawia stanowczo, surowo, a nawet karcco. - A to twoje wasanie si po lesie ze spuszczon gow, to co to ma waciwie znaczy? - mwiem dalej. - Czy to nie jest wanie przywilej? A to, e ten - jak on si nazywa? - Kosiorkiewicz, ktry spowodowa nieszczliwy wypadek, snuje si teraz za tob jak cie w poszukiwaniu bratniej duszy, to ci nic nie obchodzi? Przecie wiesz, e to by tragiczny wypadek, a nie umylna wina. Jak mam sobie tumaczy to twoje zachowanie si? Taki z ciebie jest wychowawca, sekretarz komitetu powiatowego? I bdziesz mi jeszcze mwi, e ja ciebie nie rozumiem! A ty niby wszystko rozumiesz, prawda? Chrust spojrza na mnie, jak gdyby zamierza mi co wyjani, ale zrezygnowa. Z uwag sucha teraz tego, co mwi. - Na pewno jest ci ciko... Mog ci suy tylko jedn rad: trzeba wszystko pozostawi czasowi. Trudnych chwil i ty, i ja mielimy wiele. Ale jedno jest pewne: czas i dobry przyjaciel, a przyjaci masz przecie wielu, pomog ci wybrn z najtrudniejszych nawet sytuacji. Znowu zapada cisza. Siedzielimy chwil obok siebie, patrzc na koyszce si w lekkim wietrze wierzchoki sosen, po czym Chrust wsta i poszed wolnym krokiem w kierunku obozu. W nie lepszym nastroju jak Chrust znajdowa si Wadysaw Kosiorkiewicz, czowiek niezmiernie prawy, stary komunista, jeden z organizatorw GL, a potem AL. On to wanie niechccy spowodowa mier swojego kolegi. Teraz szuka jakiego oparcia, zrozumienia u innych, czeka, eby kto wyszed mu naprzeciw. Zauwayli to nasi partyzanci i wzili go na powan rozmow.

- Jak bdziesz tak, przyjacielu, od okrglaka do okrglaka spacerowa - i innych drzew, jak ci wiadomo, w lesie nie ma - to moe ci si w gowie zakrci i bdziemy mieli z tob kopot - powiedzia ktry. - W tych czasach trudno jest czasem okreli, kto winny, a kto niewinny. Ale ciebie w adnym wypadku winowajc z premedytacj nazwa nie mona... odezwa si drugi. - Przecie ja znam bro i umiem si z ni obchodzi, wic jak to si stao, e mi wtedy wypalia? Nie mog sobie tego darowa. - Kosiorkiewicz nie mg wyzwoli si od drczcego go problemu. Czowiek robi si wprost nieprzytomny widzc tak wielk ilo broni. Zapomina si wtedy o wszystkim... i stao si... Partyzanci jak gdyby nie syszeli tego, co mwi Kosiorkiewicz. - Dzi w nocy idziemy na zasadzk - odezwa si najstarszy z nich. - Zwiad garnizonu donis nam, e mamy szans utuc wiksz ilo Niemcw. Przygotuj si, Wadek, dobrze na t akcj. Wieczorem wyruszamy. - Chcecie mnie wzi ze sob? - spyta Kosiorkiewicz z niedowierzaniem. - A co ty mylae, e wrcisz ju do domu? Przecie wojna jeszcze si nie skoczya. A Chrust po rozmowie ze mn jakby si ockn. Jeszcze dugo pewno nie mg si z sob upora, ale zewntrznie ju si opanowa. Pracowa z zapaem, jak kwoka o pisklta dba o swoich podopiecznych, a ju szczeglnie czsto mona go byo spotka w towarzystwie Wadka Kosiorkiewicza. Wsplnie przeyte nieszczcie bardzo ich do siebie zbliyo.

Dramatyczne wydarzenia, o ktrych wspomniaem, a takich i im podobnych nie szczdziy nam lata okupacji, powodoway, e ludzie zmieniali si z dnia na dzie. To prawda, bylimy coraz dojrzalsi jako onierze, ale jednoczenie stawalimy si bardziej nerwowi, mniej zrwnowaeni. Nie zawsze zreszt zdawalimy sobie spraw ze zmian, jakie zachodziy w naszej psychice. Czasem nadmiernie lekcewaylimy niebezpieczestwo, czasem znw wyolbrzymialimy je. Pewnego razu, pamitam, w czasie bitwy, ktra trwaa trzy dni, Niemcy ostrzeliwali nas szrapnelami, co dawao zudzenie, e nieprzyjaciel znajduje si tu-tu. Jeden z odpowiedzialnych ludzi z terenu, ktry przebywa akurat w naszej brygadzie, nie wytrzyma nerwowo i zacz nas po prostu baga, abymy poprosili przez radiostacj o rozpoczcie ofensywy, bo inaczej wszyscy zginiemy. Musielimy uy bardzo ostrych sw, aby doprowadzi go do jakiej takiej rwnowagi psychicznej. Mwi si powszechnie, e cierpienie uszlachetnia, e czowiek przez due C rodzi si w warunkach trudnych, w zagraajcych yciu sytuacjach. Ale przecie bywa i odwrotnie... Czsto w takich wanie cikich warunkach ludzie odczowieczaj si, staj si podli i mali. Ile razy bywao tak, e ci, ktrych kiedy cenilimy i darzylimy szacunkiem, przestawali dla nas w pewnej chwili istnie, po prostu nie byli ju godni szacunku. Dlatego te postawa moralna partyzantw bya przedmiotem naszej nieustannej troski, dlatego te rola czonkw naszej partii - wychowawcw w szeregach GL, a potem AL - bya dua i odpowiedzialna.

Tragiczny wypadek z broni wydarzy si ju do dawno temu, a tego dnia, kiedy to podczas porannej prelekcji Chrust podtrzymywa na duchu onierzy, obiecujc im rychy koniec wojny, partyzanci obsiedli go wieczorem przy ognisku i zaczli prosi, aby opowiedzia im wydarzenia, ktre miay miejsce przed czterema i p laty we wsiach: Huciska, Skoby i Krlewiec. - Tak, bya to pamitna noc, po ktrej nastpi niezwykle, okrutny dzie, jak mwi sowa ballady skobowskiej - powiedzia w zadumie Chrust. - Niemcy rozstrzelali wwczas wielu mczyzn. A dziao si to wszystko w trzy, cztery miesice po zakoczeniu przez wojska hitlerowskie dziaa wojennych na ziemi polskiej. Hitlerowcy, ktrzy odnaleli sporo dokumentw, pozostawionych przez aparat sanacji, dniami i nocami poszukiwali polskich oficerw. Niemal codziennie wpadali do ktrej wsi, zbierali wszystkich jej mieszkacw, rozstrzeliwali kogo na oczach ludzi i grozili, e w razie jakiegokolwiek oporu wszystkich spotka to samo. Po najrniejszych grobach, wymachiwaniu pistoletem przed twarzami pobladych kobiet i przeraonych dzieci nastpowa zwykle istny stek wyzwisk, skierowanych pod adresem Polakw w ogle. Sowa polnische Schiee powtarzay si przy tym bez przerwy. - Mj ojciec opowiada mi - wtrci jeden z modziutkich partyzantw - e ju w czasie pierwszej wojny wiatowej Niemcy lubowali si w okrelaniu nas obelywymi sowami. Dziwne, e robi to nawet teraz, w przededniu swojej niechybnej klski. Ju tyle nienawici do nich nagromadzio si u wszystkich narodw... myl, e jak si ona na nich zwali, to chyba jako nard przestan w ogle istnie. My Polacy mamy dosy powodw, aeby ich take obrzuca obelgami, a mimo to nie robimy tego. Ja na przykad nie syszaem, eby kto z nas powiedzia na Niemca, e jest gwnem niemieckim czy ajnem niemieckim, mimo e to przecie najgorsi zbrodniarze... Wspominam o tym dlatego, e hitlerowcy grasuj w naszym kraju ju przez tyle lat, a nasi towarzysze z kierownictwa, choby towarzysz Chrust, stale nam mwi, e przyjdzie taki dzie, kiedy nard niemiecki zrozumie, kto jest jego wrogiem, przepdzi swoj buruazj i bdzie nam przyjacielem. Tego to ju naprawd nie potrafi zrozumie i przyznam si, e nawet nie myl si nad tym powanie zastanawia, bo jeszcze doszoby do tego, e zamiast strzela do hitlerowcw, zaczbym ich przekonywa, by stali si naszymi przyjacimi... - Mody chopak wypali jak z karabinu i rozejrza si dokoa, szukajc wsparcia u innych. - Do tematu, ktry poruszye - odezwa si Chrust - powrcimy w odpowiednim czasie. Sdz, e uda mi si wytumaczy tobie i innym, na czym polega pogld komunistw na t spraw. Masz racj, rzeczywicie jestemy przekonani, e kiedy nard niemiecki rozprawi si ze swoj buruazj, to na pewno stanie si naszym przyjacielem. A teraz bd jednak kontynuowa swoj opowie... Ot w tym wanie czasie na Kielecczynie przebywa major Wojska Polskiego, Dobrzaski, oficer naszej kawalerii, ktra w bitwach wrzeniowych w 1939 roku wykazaa si bezprzykadnym bohaterstwem. Bohaterstwo to wynikao niewtpliwie z mioci do ziemi ojczystej, z przywizania do narodu. I byo to chyba niezalene od tego, co ci uani, o ktrych nieraz mwilimy z przymrueniem oka, politycznie sob reprezentowali. Przywizanie do swego narodu, do ziemi ojczystej w chwilach dla ojczyzny niebezpiecznych jest si, ktrej niepodobna w peni okreli. Jest to problem, ktry wiecznie chyba bdzie przedmiotem dyskusji i sporw. W kadym razie s to treci ycia naszego narodu, godne przekazania nastpnym pokoleniom... Tak wic kiedy mimo powice naszego onierza i oficera Warszawa ulega, Henryk Dobrzaski ze swym maym oddziaem odwanych, jak ich w naszych stronach wwczas nazywano, nie zoy broni, lecz przedosta si w lasy kieleckie i wraz z tutejszymi

ludmi kontynuowa walk rozpoczt we wrzeniu 1939 roku. Dzisiaj walk t prowadzimy my partyzanci i nawet moemy sobie pogratulowa, e stalimy si dla Niemcw niebezpiecznym przeciwnikiem. Zdobylimy w walce wiele dowiadcze, ktrych tamci jeszcze nie mieli. No choby taka umiejtno odrywania si od nieprzyjaciela, byskawicznego znikania mu z oczu, jeli zachodzi taka potrzeba, aby potem zaatakowa go znienacka, kiedy najmniej si tego spodziewa. Dobrzaskiego nazwano majorem Hubalem. Moliwie zreszt, e sam wybra sobie taki pseudonim. O onierzach jego oddziau mwio si hubalowcy albo hubalczycy. Do nas, komunistw, docieray wtedy rne sdy o Hubalu. Jedni mwili, e Hubal to zwyky awanturnik, samozwaniec, inni szeptali, e jest on prawdopodobnie zwizany z komunistami, a wrd mieszkacw okolicznych wsi, ktrzy karmili onierzy kampanii wrzeniowej i chronili ich przed Niemcami, panowaa inna opinia. Uwaano po prostu, e hubalczycy to wierni polscy onierze, ktrzy postanowili, e nie zo broni dopty, dopki wrg nie opuci naszej ziemi. Mino ju kilka miesicy od kapitulacji Warszawy, Kielecczanie jeszcze przed hitlerowcami nie skapitulowali. Co noc wydawao im si, e sysz warkot angielskich i francuskich samolotw. Fakt, e mijay tygodnie, a Niemcy nadal panoszyli si w Polsce, tumaczono sobie tym, e lotnicy nie otrzymali jeszcze rozkazu zbombardowania niemieckich obiektw wojskowych, e na razie polscy sojusznicy demonstruj swoj si, chcc w ten sposb przywoa hitlerowcw do porzdku, ale jeli to nie pomoe, uderz. Marzenia o odwecie rozkoysay si w sercach kieleckich ludzi, budzc w nich dz czynu. W takim wanie momencie, jakby na zawoanie, pojawi si w tych stronach Hubal wraz ze swoim oddziaem. Mieszkacy ziemi kieleckiej gotowi byli zapaci najwysz cen, aby tylko umoliwi hubalczykom walk z wrogiem... Tacy ju my jestemy - mwi w zadumie Chrust. - Zreszt nie podejmuj si przekaza wam tego wszystkiego tak, jak to wwczas wygldao. Myl, e kiedy, w wolnym ju kraju, lepiej przekae to wszystko kto, kto rwnie jak my kocha i rozumie swj nard. Nigdy nie zapomn, jak gonym echem rozniosa si na Kielecczynie wiadomo, e hubalczycy w ostatnim dniu marca 1940 roku zorganizowali mia zasadzk na hitlerowcw zdajcych do wsi Chlewiska i Skoby. ebycie widzieli, jak radonie mieszkacy okolicznych wsi przeywali wsplnie z hubalczykami to bez precedensu, jak na nowe czasy, wydarzenie. W bitwie, jaka si wywizaa, hubalczycy osignli wspaniae zwycistwo. Pado w niej a kilkudziesiciu hitlerowcw. Hubalczycy mwili potem, e nawet jaki genera hitlerowski znalaz si w wielkich tarapatach i niewiele brakowao, aby i on zgin. Dopiero w kilkanacie godzin po bitwie, kiedy wszyscy nieco ochonli, zaczto sobie powoli zdawa spraw z nastpstw, jakie to wszystko moe za sob pocign. Ten i w zacz przebkiwa o moliwoci pacyfikacji okolicznych wsi, potem wszystkim wydawao si to ju niemal pewne. We wsiach rozpoczy si przygotowania do walki o ycie... Chrust zamilk na chwil, oczy mu byszczay, by wyranie znuony. Po raz ktry z kolei przeywa chwile sprzed kilku lat. Wszyscy wiedzielimy, e Chrust mia wrd hubalczykw znajomych, a nawet przyjaci, z okolic Stporkowa. Wiedzielimy te, e Chrust si atwo mczy, poniewa ju od lat chorowa na grulic. Choroba szybko si rozwijaa, jak to zwykle bywa w niedostatku i biedzie. Jedynym dostpnym lekarstwem w naszych warunkach, jedyn witamin, by w tym czasie kwas z kiszonej kapusty, tote Chrust wypija go codziennie spore iloci. Stale nam zreszt powtarza, e tylko to trzyma go przy yciu, i kademu chudzielcowi poleca kwasow kuracj.

W czasie przerwy wrd suchajcych, a bya to przewanie modzie, nastpia ywa wymiana zda. Zastanawiano si, czy Hubal susznie postpi organizujc zasadzk na hitlerowcw. Wszyscy bez wyjtku stanli po stronie Hubala. Mwiono o nim jako o wietnym, godnym pamici onierzu. - Hubal nie wiedzia przecie, e droga walki zbrojnej zostanie na pewien czas zamknita powiedzia ktry z partyzantw. - Wrzesie skoczy si niedawno, mia wic prawo oczekiwa, e lada dzie co si stanie, e Anglia i Francja rusz przeciwko Niemcom. Nie zdawa sobie sprawy, e jest sam. - A komu by wtedy przyszo na myl - podtrzyma go kto inny - e hitlerowcy w cigu niespena miesica, poprzez Holandi, Belgi i Luksemburg, wkrocz do Francji i zajm Pary. I to wkrocz niemal bez boju. Do Francji! Pomylcie, przecie to bya potga militarna! Chrust take namitnie broni hubalczykw, nazywa ich wspaniaymi, bez reszty oddanymi swemu narodowi onierzami. Robi to z takim zapaem, e po prostu nie sysza wypowiedzi, ktre mogyby podway jego sdy. - Zreszt jak mona ich inaczej ocenia - mwi podekscytowany - jeeli w naszych wczesnych warunkach musieli oni zapaci najwysz cen za walk o swj kraj i swj nard. A pacili t najwysz cen dlatego, e przywiecaa im, jeeli ju nie wiara w zwycistwo, to na pewno nadzieja na zwycistwo. Pniej dopiero czas podnis t nadziej do rangi wiary... - Nie byo dla nich innej drogi, jeeli postanowili zemci si za nasze zy, za wszystkie bezecestwa, jakie popeniay na naszej ziemi te rozwcieczone bestie z trupimi czaszkami - przerwa Chrustowi ktry z modych. Teraz nastpia cisza. Wszyscy czekali, by Chrust wrci do przerwanej opowieci. Jako zacz po chwili mwi: - Ot w odpowiedzi na ten niespodziewany atak, w ktrym ponieli powane straty, hitlerowcy ogosili na niektrych terenach Kielecczyzny, a szczeglnie na tych, o ktrych wspomniaem, stan wyjtkowy. Wiadomo ta natychmiast dotara do chaup mieszkacw ziemi eromskiego. Wwczas wiadomo ju byo, co oznaczaj sowa stan wyjtkowy. Noc mczyni zaczli kopa gbokie schowki w stodoach i oborach. Ziemi wynoszono workami daleko w pole, aby nie zostawi adnych ladw. Przygotowywano sobie kryjwki, aby w momencie nadejcia Niemcw znikn im z oczu. Oczywicie, najgroniejsze niebezpieczestwo zawiso nad mieszkacami wsi przyjanie do oddziau Hubala ustosunkowanych, nad ludmi, ktrzy ich ywili i strzegli jak wasnych synw. Dlatego te tamtejsi mczyni, mimo przygotowanych kryjwek, bali si nocowa w swoich obejciach, szli na noc w pole albo do lasu i stamtd obserwowali drogi, czy nie pojawi si na nich reflektory niemieckich samochodw. Stan napicia trwa przez kilka dni. Natura ludzka ma jednak to do siebie, e czas usypia niepokj. Kiedy od bitwy min tydzie, a w okolicy nic nowego nie zaszo, ludzie zaczli y normalnym yciem. Robicie z igy widy - mwili chopi do swych kobiet, zawsze czujnych w niebezpiecznych chwilach. - Po co marzn w polu, kiedy mona przespa si w domu. Wart tylko trzeba wystawi, eby czuwaa. Niemcy przecie z nieba nie spadn. Po ziemi a. Jeli nawet my ich nie zobaczymy, to przecie psy poczuj. A zreszt przyszed ju kwiecie, trzeba wyj w pole, zasia pszenic, kartofle zasadzi, koo ula pochodzi... Czy wy, baby, tego nie rozumiecie? Chleba trzeba mie duo, i to nie tylko dla siebie, ale i rodzinie w miecie dopomc. Kto to wszystko zrobi?

I tak chopi ze wsi Skoby postanowili pozosta w swoich domach. Kobiety, jak umiay, broniy swego, ale nic nie pomogo. Na kieleckiego chopa, ktry si uprze, trudno znale rad. Zreszt sami o sobie mwi, szczeglnie kiedy sobie wypij, e s twardzi jak ski. Cisza, ktra przez kilka dni panowaa we wsiach, zwioda wszystkich. A w tym czasie hitlerowcy przygotowywali w Kielcach masowe morderstwo, ktre miao porazi okoliczne wsie i przekona ludzi, ca Kieleccyzn, e nie ma innej drogi, jak tylko sucha i wykonywa polecenia hitlerowcw, jak tylko baga ich o lito. Ta metoda, ktr przez dugi czas stosowali hitlerowcy jako zwycizcy, bya zudn metod. Wiadomo przecie, e gwat rodzi mciciela... Nadesza noc z 10 na 11 kwietnia 1940 roku. Noc, jak mwi kobiety ze wsi Skoby, bya ciemna i bezgwiezdna. Nad ranem opady mgy i ziemi pokry srebrzysty szron, ktry zwiastowa, e poranek, a potem dzie, bdzie soneczny. I w t wanie noc nad mieszkacami wsi Skoby zawiso miertelne niebezpieczestwo. Oddziay SS i andarmerii bezszelestnie, jak drapiene zwierzta, zbliay si do swych ofiar, by je znienacka zaskoczy. Wie jeszcze gboko spaa, tylko z kilku kominw dym wzbija si pionowo do gry, zwiastujc, e w tych chatach kobiety krztaj si ju koo kuchni. Na pewno wychodziy co chwila na drog i nadsuchiway, czy nic nie zakca porannej ciszy, ale mimo to nie usyszay, kiedy modzi hitlerowcy (karna ekspedycja skadaa si z dziewitnasto i dwudziestoletnich Niemcw) zbliyli si do wsi. Nie dostrzegli ich te mczyni, ktrzy stali na warcie. Nie zaszczeka ani jeden pies. Wszystko rozegrao si w cigu kilkunastu minut. Hitlerowcy wtargnli do wszystkich zagrd jednoczenie. Wszystkich mczyzn, rwnie tych, ktrym udao si schowa na strychach czy w jakich gospodarskich zakamarkach, zbili do nieprzytomnoci, a potem rozstrzelali w miejscowoci Rzucowo, pooonej obok Skobw. Zgino wtedy dwustu szesnastu mczyzn... - Chrust powiedzia to z wielkim wysikiem. - Rzucowo to wie, w ktrej si urodziem doda. - Moja wie. Mieszka w niej wielu bardzo dobrych ludzi. W ogle na Kielecczynie yj dobrzy ludzie. Zreszt, co wam bd mwi... Nie bd wam te opowiada, co si pniej dziao we wsi Skoby i w caej okolicy. Podobno przez trzy dni kobiety i dzieci wycigay z roww ciaa swoich najbliszych. Za kadym razem przyjedali hitlerowcy, bili paczce kobiety i zmuszali je do ponownego przysypywania cia ziemi... Tak, ale nie mog ju o tym... Rozumiecie... Kiedy kto opisze to lepiej ni ja. Chc jeszcze tylko doda, e Niemcy, zanim popenili to ohydne morderstwo, posegregowali mczyzn. Dorosych i modzie powyej czternastu lat ustawili po prawej stronie, a maych chopcw odsunli na lewo. Jednake wiele dzieci uczepio si ojcowskiej kapoty i nawet bite kolbami nie chciay si od niej oderwa. Byo wic sporo wypadkw, e rozstrzelano ojca wraz z maym dzieckiem. Od tego czasu w naszych stronach powiadaj - cign cicho Chrust - e kiedy doyjesz wolnoci i bdziesz szed lub jecha drog z Przysuchy do Szydowca, to w pobliu Rzucowa zatrzymaj si chwil, tam gdzie obok szosy znajduj si groby dwustu szesnastu mczyzn ze wsi Skoby, zamordowanych noc z 10 na 11 kwietnia. Razem z nimi le nieletni chopcy, ktrzy nawet w chwili mierci nie chcieli opuci swoich ojcw. W nastpnych latach we wsi Skoby i w okolicy powstay smutne, pikne ballady, mwice o tragedii, ktra si tam rozegraa. Jeeli kto z was bdzie w tych stronach, to radz niech wstpi do Skob i posucha... Chrust umilk. Cisza a dzwonia w uszach. Wreszcie przerwa j ktry ze suchaczy: - Zmczye nas, drogi towarzyszu Chrust, swoj opowieci. A i ty wygldasz, jakby ci z krzya zdjto...

Hubal zgin w walce z hitlerowcami w nocy z 29 na 30 kwietnia 1940 roku w Anielinie nad Pilic. Chrust zmar w lutym 1950 roku. Peni on funkcj sekretarza PZPR w Opocznie.

Idc ladem piknego hasa, jakie rzucone zostao przez pierwszego sekretarza naszej partii, towarzysza Wiesawa, w dniu 29 listopada 1958 roku- Tysic szk na Tysiclecie, Wojska Ochrony Pogranicza, skadajc hod pomordowanym mieszkacom wsi Skoby, wybudoway tam pikn, chyba jedn z najpikniejszych szk w Polsce; uczszczaj do niej dzieciaki tych dzieci, ktre byy wiadkami strasznych dni z okresu hitlerowskiej okupacji.

Stporkw
Niniejsze wspomnienie powicam mieszkacom Stporkowa, maego miasteczka ziemi kieleckiej i jego okolic. Stanowio ono jedno z tysica szkaratnych wiate zapalonych na mapie naszej ojczystej ziemi, ktre daway wiadectwo tej prawdzie, e w najtrudniejszych dla kraju czasach, komunici stawali w pierwszych szeregach walki o jego niepodlego, o jego samodzielny byt. Na tym przykadzie chc rwnie przypomnie, e organizowanie ruchu oporu, w jake skomplikowanych warunkach, nie zawsze sprowadzao si do gotowego do strzau karabinu, czy podoonej miny, ale e powstaway czasem sytuacje, pozwalajce zada wrogowi bolesny cios innymi rodkami, bardziej zoonymi. Wspomnienia moje powicam mieszkacom Stporkowa i jego okolic, nie tylko w uznaniu za ich ofiarno, za krew przelan w obronie naszej ziemi, ale rwnie po to, by unaoczni, jak stare tradycje walki przechodz z pokolenia na pokolenie, jak odywaj w trudnych dla narodu chwilach. W starych kronikach z lat 1660-1670 mona przeczyta, e w okolicach dzisiejszego Stporkowa powsta okrg odlewniczy, nazwany Staropolskim Okrgiem Przemysowym - zreszt do dzi tak go jeszcze okrelamy. O istnieniu wsi Stporkowa wczesne kroniki milcz. Rozwijajcy si przemys zosta niemal doszcztnie zniszczony w czasie pustoszcego Polsk potopu szwedzkiego. Pniejsi kronikarze nie wspominaj ju wicej o tym okrgu. Dopiero w pocztkach XVIII wieku przemys metalowy ponownie zawita w te strony. Wielkie piece wypieray przestarzae kunie i dymarki. Produkcja wielkiego pieca w Stporkowie dawaa wwczas cztery tysice cetnarw surwki rocznie i zajmowaa trzecie miejsce w caym Zagbiu Staropolskim. Wielki piec dostarcza surwki wszystkim okolicznym fryszerkom. Rud elaza czerpano z wasnych kopal w okolicy Stporkowa. Do dzi istniej kopalnie rudy w powiecie koneckim, chocia cz z nich przestaa ju by opacalna.

W roku 1876 wielki piec zosta przebudowany i Stporkw sta si najwiksz odlewni w Krlestwie Polskim, przewyszajc swym technicznym wyposaeniem wszystkie inne. W roku 1887 produkcja huty Stporkw wynosia ju cztery tysice ton, a zatrudnionych w niej byo okoo omiuset robotnikw i rzemielnikw. Wraz z rozwojem huty rozwijao si te osiedle robotnicze, ktre w roku 1905 liczyo okoo siedmiuset rodzin. W tym wanie czasie Stporkw staje si orodkiem ruchu rewolucyjnego. W hucie wybuchaj pierwsze strajki wspierajce proletariat Warszawy, odzi, Zagbia. Policja carska krwawo rozprawia si z ich organizatorami. Wielu zesano na Sybir. yje dzi jeszcze jeden z byych zesacw - stary rewolucjonista Franciszek Romanowski. Wielu powdrowao do wizie. Dla zastraszenia budzcych si do walki robociarzy, powieszono na szubienicy Wincentego Oka, znanego dziaaczarewolucjonist. W roku 1919 na terenie Stporkowa powstaje - jako jedna z pierwszych w kraju - komrka Komunistycznej Partii Robotniczej Polski. Od tego czasu wiele razy kominy huty przestaway dymi, oznajmiajc caej okolicy, e w Stporkowie robotnicy znowu podjli walk. W roku 1936 przez cay kraj przelewa si potna fala strajkw. Robotnicy ze Stporkowa uczestnicz w niej aktywnie. Nastpuj aresztowania. Wielu organizatorw walki odsiadywao dugie miesice w Berezie Kartuskiej, lub po kilka lat w wizieniach. Nadszed rok 1939. Wrzesie. Hordy hitlerowskie wdary si na nasz ziemi i mimo oporu jaki stawia nard, przewaliy si w krwawym pochodzie przez nasz kraj. Mieszkacy Stporkowa z trwog wsuchiwali si w odgosy boju toczcego si koo Krosnej i ze strachem oczekiwali chwili, kiedy wejd do ich osiedla ludzie, ktrzy - jak wie niosa - chodz w czapkach z trupimi czaszkami. Okolice Stporkowa nie przecinay gwne szlaki. Dlatego okupant hitlerowski zawita w te strony dopiero po pewnym czasie. Mieszkacy Stporkowa, nieco pniej ni mieszkacy wielkich miast, zobaczyli esesmanw, butnych, bezwzgldnych, upojonych zwycistwem, ktrzy rozpoczli tu swoj dziaalno od masowych aresztowa i pacyfikacji. Wielu mieszkacw Stporkowa, szczeglnie o pogldach lewicowych, zarejestrowanych w kartotekach sanacyjnej policji, pozostawionych w wikszoci okupantowi - zbiego przed nadchodzcymi Niemcami. Po kilku tygodniach zaczli wraca w swoje rodzinne strony. Nie wszyscy robili to oficjalnie. Wielu byych komunistw nie ujawniao swego powrotu i od pierwszych niemal dni okupacji zaczo prowadzi ycie nielegalne. Oni to, w odpowiedzi na gwat okupanta, tworz rne lewicowe kka, pniej organizacja PPR oraz jej zbrojne rami GL. Wielu mieszkacw Stporkowa i okolic suyo w oddziaach partyzanckich GL, AL, BCh i AK. Niektrzy, jak np. Wadysaw Ogonowski i Marian wiercz oraz wielu innych, polegli w lasach. Wacaw Goliski zosta spalony w domu, w ktrym broni si do ostatniego naboju. Poleg rwnie w lesie czonek ZWZ Gut. Niemcy podpalili jego rodzinny dom, w ktrym spona jego ona i dzieci. Hitlerowcy powszechnie stosowali tego rodzaju praktyki. Celowali w tym szczeglnie modzi wyznawcy Fhrera. Ich twarzy moje pokolenie nigdy nie zapomni. Z sadystyczn satysfakcj zabijali

Polakw i palili ich domy. Wielu mieszkacw okolicy Stporkowa zgino w obozach mierci i katowniach gestapo. Wczesn wiosn 1944 roku, kiedy armie hitlerowskie stay na linii Pskw - Witebsk - Homel - Sarny uck - Tarnopol, Niemcy przygotowywali popiesznie punkty oporu, budowali magazyny i lotniska na swoim, jeszcze wwczas gbokim zapleczu, na polskiej ziemi. Zdawali sobie chyba ju wtedy spraw, e walka z nacierajc armi radzieck, a przy jej boku ludowego Wojska Polskiego przesunie si nad Bug, potem nad Wis, a pniej jeszcze dalej na Zachd. Nikogo z mieszkacw Stporkowa nie zdziwio, kiedy pewnego dnia stacj kolejow Nieka oraz przylege do niej tereny objli w bezporedni nadzr Niemcy. Odsunli oni wszystkich Polakw od dotychczas penionych funkcji. Do okolicznych miejscowoci przybyy nowe oddziay hitlerowskie. Zadaniem Niemcw bya ochrona linii kolejowych, ktrymi codziennie przyjeday na front wschodni setki wagonw, naadowanych amunicj i sprztem wojennym. Wzmocniono siy Wehrmachtu oraz wasowcw, wyjtkowo niebezpiecznych bestii, rozlokowane zostay w Stporkowie. W pobliskiej Czarnieckiej Grze usadowia si andarmeria i oddziay SS. W Czarnej - oddziay wgierskie, a w Hucisku - Wehrmacht. W Uroczej, w Duraczowie, w Baszkowie i w Woowie stacjonowali wasowcy. W miejscowociach tych oddziay okupacyjne nie miay spokoju, walka z nimi narastaa z kadym dniem. Tu warto sprostowa pewn legend. Nieprawd jest, jakoby mona byo kupi karabin od wasowca lub Wgra. Takiej transakcji nie zarejestrowaem w czasie okupacji. Owszem, miay miejsce rozmowy z jednostk wgiersk na lubelszczynie, wspominam o tym w innym rozdziale. Pewnego dnia, byo to w sierpniu 1944 r. wywiad Przemysawa (Ogonowski), opierajc si na wiadomociach uzyskanych od mieszkacw Stporkowa, szczeglnie od kolejarzy, ustali, e faszystowskie magazyny broni rozlokowane w okolicy stacji Nieka, s przepenione amunicj. Mieszkacy tego rejonu domagali si od partyzantw, eby przedsiwzili w tej sprawie odpowiednie kroki. Domagano si zniszczenia magazynw naadowanych bombami i amunicj. Przemysaw otrzyma polecenie dokadnego zbadania terenu. - Sprawa bya duej wagi. Zgadzalimy si z opini mieszkacw Stporkowa, ale wiedzielimy jednoczenie, e przeprowadzenie akcji wymaga skrupulatnych przygotowa. Rozpocza si mudna praca rozpoznawcza. Wiadomo, e dobre rozpoznanie, to co najmniej poowa sukcesu. Trzeba byo skrupulatnie zbada teren wok pooonych w lesie magazynw, zmierzy niemal kady odcinek toru biegncego w gb lasu. Wysadzenie mocno pilnowanych obiektw nie byo spraw prost. Bylimy wwczas na etapie tworzenia brygad. Potrzebna nam bya bro. Podjlimy decyzj, e magazyny niemieckie naley bezwzgldnie zniszczy. Pozosta problem, jak tego dokona. Nieatwy w sytuacji ogromnego nasycenia okolicy siami zbrojnymi okupanta. A mimo to wyjcie znalelimy. Do lasu przybyli cznicy ze Stporkowa, Woowa i Mokrej i owiadczyli, e na bocznicy koo magazynw stoi dugi pocig z dwoma lokomotywami, zaadowany amunicj. Niemcy, dla zamaskowania nakryli go zieleni. Najprawdopodobniej przygotowany by do odjazdu na wschd. Gdyby tak mona byo zrzuci go z szyn... Jakie byoby to wspaniae. Kademu z nas wiroway takie wanie myli po gowie. Wysadzi go, niech si rwie.

Sztab Obwodu AL mieci si wwczas w lasach winiej Gry. Bylimy, jak wspomniaem, na etapie tworzenia duych jednostek partyzanckich. - Pniej mielimy 5 Brygad, a w nich okoo 2800 ludzi. Teraz suchalimy relacji przybyych z terenu mieszkacw - czonkw AL. Pochylalimy si nad rozoon na trawie map w skali jeden do stu i nad szkicem, na ktrym starannie narysowane byo miejsce postoju zamaskowanego zieleni pocigu oraz miejsca, gdzie znajdoway si magazyny amunicji. Obliczalimy odlego, rozwaalimy, ile to bdzie kilometrw na przeaj, ile ciekami, a ile drog: t, tamt, inn. Gono zastanawialimy si, szukajc najbardziej przemylanych sposobw. Przecie tak bardzo nam wszystkim na tym zaleao. Kady z nas, podwiadomie zdawa sobie spraw, ile istnie ludzkich pozostanie przy yciu, jeeli pocig ten nie dostarczy amunicji na front, a magazyny wylec w powietrze. Najlepszym wyjciem byoby podej do strzeonego pocigu i przyoy do podbrzusza jego wagonw cho kilka kilogramw trotylu. W tym czasie nie mielimy go jeszcze za wiele, ale na t akcj wystarczyoby niewtpliwie, tym bardziej, e przed kilkoma dniami otrzymalimy zrzuty. Sprawa staa tak: jeeli nie wykonamy tej akcji dzi, to jutro moe by ju za pno. Pocig odejdzie na front, ktry w tym czasie ustabilizowa si ju nad Wis. Zdawalimy sobie spraw, e zamar on na jaki czas, e przyjaciele z Wielkiej Ziemi musz podcign ogromne siy do rozstrzygajcej bitwy. A jednoczenie kady z nas pragn, by ten czas by jak najkrtszy. Chcielimy go skrci. Rozwaajc nad sposobem zniszczenia hitlerowskiego arsenau, nie wolno nam byo zapomina, e wok mieszkaj ludzie, ktrzy mog podczas eksplozji ponie powane straty. Obiekcja ta pocztkowo wrcz sparaliowaa nasze myli. Co robi? Jeeli nawet uda nam si wysadzi pocig, po ktrym nastpi przysowiowa Sodoma i Gomora, wwczas mieszkacy bd mieli do nas uzasadnion pretensj, e stali si ofiarami naszych poczyna. Jak wytumaczysz miejscowym chopom, e amunicja, ktra posiaa mier i zniszczenie w ich domostwach, zabiaby sto, lub tysice razy wicej naszych przyjaci na froncie. Towarzysze z garnizonu, ktrzy do nas przyszli: Jan Fital ps. Lesznik z Krosnej, Jzef Jedynak z Gosani oraz jeden z kolejarzy - zaczli nas uspokaja, przekonywa, e rodziny ktrym mogoby zagrozi najmniejsze niebezpieczestwo opuszcz w okrelonym czasie swoje domy i e o nich nie naley si martwi. To bdzie nalee ju do garnizonu. Ich zapewnienia zmieniy nasze nastroje. Wtpliwoci powoli topniay. Nadal jednak powstawa problem, jaka metoda bdzie najskuteczniejsza. W pewnej chwili, kto rzuci myl; zwrci si do frontu, niech oni... Co oni? zapytaem czepiajc si sowa oni. Rodzia si fantastyczna myl: No, niech po prostu zbombarduj wskazane przez nas obiekty. Po namyle pomys spodoba si wszystkim i od razu sta si gwnym przedmiotem rozwaa. Kto nawet wyrazi nadziej, e moe zrobi to polscy lotnicy. Znaj teren, atwiej trafi. Nadchodzi wit. Pierwsze jego promienie lekko dotykay ziemi, topiy si w niej niby krople deszczu. Zbudzone przez nadchodzcych cznikw nieznone i nie lubiane sroki, skrzeczay nieprzyjemnie. Jedni uwaali, e jest to dobra wrba, inni za twierdzili, e jak to paskudztwo zaczyna skrzecze, to znaczy, e w powietrzu wisi co zego. Chopskie te wrby rodziy si z przesdw. Teraz naleao skomunikowa si z Lublinem. Wezwaem wic Sasz (obecnie kierownika kochozu w Iwanowskiej Obasti), ktry zjawi si natychmiast i patrzc swymi niemal dziecinnymi oczyma, czeka na polecenie.

- Siadaj Sasza. Masz tu rysunek i map. Przyjrzyj si temu dokadnie. A kiedy ju poapiesz si, co powiniene przekaza - to powiedz. Po chwili Sasza owiadczy, e wszystko rozumie. - No, jeeli dobrze rozumiesz to powiedz, co widzisz na tym rysunku? - zapytaem. - Rysunek ten dotyczy tych oto okolic. Sasza zatoczy palcem krg na mapie i powtrzy - o, tych! - No, oczywicie masz racj. To jest wanie ten kawaek mapy. Naley tylko doda, e miejsca zakrelone oznaczaj magazyny i pocig z amunicj, ktre jeszcze dzisiaj rano powinny by zbombardowane - rozumiesz? - Wsio charaszo ponimaju - odpowiedzia Sasza z byskiem w oczach. - W takim razie masz tu tekst i przeka go bardzo dokadnie, bo musi to by absolutna jasno. Rozumiesz? Nikt tym razem lotnikom nie rozpali ogniska i nie wskae miejsca, gdzie maj zrzuci bomby. Musz to zrobi w dzie i na podstawie dokadnego rozpoznania terenu. Wszelkie znaki, szczeglnie tego kilometra kwadratowego podaj kilkakrotnie, aeby nie byo adnych niejasnoci. A kiedy ju przekaesz cay tekst i sprawdzisz, e zosta dobrze odczytany, to dodaj jeszcze nastpujce zdanie: Jeeli bd jakie wtpliwoci, to jeszcze przed wylotem samolotw zapytajcie nas o wyjanienie. Zapisz to sobie.

Wkrtce Sasza wrci zadowolony i zameldowa nam, e jego kolega wszystko dobrze zrozumia. Soce wzbio si ju do wysoko. W pewnej chwili - bya chyba godzina dziesita - na lazurowej tafli nieba, ukazay si dwa szturmowe Iy. Niemcy bali si ich bardzo i nazywali Czarn mierci. Czyby to one - przemkno przez myl. Nie, chyba nie. Lec po prostu z jakim innym zadaniem i to wszystko. Mog to by samoloty rozpoznawcze, lub para myliwcw wyzywajca Niemcw na pojedynek. Bylimy ju wiadkami takiego widowiska te. A lotnicy jakby wiedzieli, e cieszymy si ich przylotem, bo wpadali w okienka pomidzy drzewami, to znw znikali na horyzoncie. Zaczlimy si w pewnej chwili denerwowa, e samoloty nie maj nic wsplnego z wysan przez nas depesz, gdy nagle... Potna detonacja wstrzsna powietrzem, potem nastpna i znw nastpna. Po chwili syszao si ju tylko jedno pasmo grzmotw, ktre przez kilka godzin wstrzsao okolic. Wygldao to tak obiecujco, jak gdyby ruszy front. A moe wanie ruszy? Myl taka, cho zwodna, poniosa nas wszystkich. W kilka dni pniej kierownictwo garnizonu przekazao nam szczegowe relacje. Nad stacj Nieka pojawiy si najpierw dwa radzieckie samoloty szturmowe, ktre zatoczyy koo i poleciay w stron Koskich. Wkrtce zawrciy i skieroway swj lot wzdu linii kolejowej. Ludzie, ktrzy widzieli samoloty odnieli wraenie, e lotnicy dobrze wiedz, po co zoyli tu wizyt. Samoloty pokrciy si jeszcze przez kilka chwil po bkitnym niebie i nagle obniyy swj lot. Zaterkotay karabiny maszynowe, granaty. Wrd wasowcw patrolujcych na torach kolejowych powsta niesamowity popoch. Lotnicy obrzucili naadowany amunicj transport bombami zapalajcymi - i to wanie spowodowao potn eksplozj. Poar w mgnieniu oka ogarn dziesitki wagonw. Wkrtce nastpiy nowe wybuchy tak potne, e rozsadzay podwozia wagonw. Cikie koa leciay, niby wyrzucane z procy kamienie, kilkaset metrw, wbijay si w ziemi. Pociski artyleryjskie rozryway si wok, siejc panik wrd hitlerowcw.

Bombardowanie oraz kilkaset pociskw, ktre eksplodoway w okolicy zniszczyy stacj kolejow Nieka oraz fabryk czci wagonw. Spono nie mniej ni pi pocigw z amunicj oraz magazyny na terenie Huty Stporkw, w ktrych stay zrabowane na wschodzie maszyny. Spono kilkanacie samochodw ciarowych oraz tysic ton benzyny. I co najwaniejsze - zniszczone zostay na odcinku blisko kilometra picioliniowe tory kolejowe oraz bocznica prowadzca do magazynw amunicyjnych. W czasie eksplozji trwajcych okoo szeciu godzin zgino kilkudziesiciu hitlerowcw. Ludno nie liczya si z wasnymi stratami, cho byy one niemae. Spono wiele domw. To jednak, co si dziao przez tych kilka godzin, umocnio w ludziach nadziej na ryche wyzwolenie. Strat w ludziach nie byo. Uprzedzeni opucili na czas swoje domostwa. Natomiast wrd okupantw zapanowa okres cakowitej dezorganizacji. Niektrzy myleli, podobnie jak my w lesie, e rozpoczy si ju dziaania ofensywne na froncie.

Partyzancki sd
Wojna w ogle, a wojna partyzancka w szczeglnoci stwarza warunki, w ktrych charaktery ludzkie poddawane s nieustannie najtrudniejszym prbom. Jeli partyzant nie zdaje egzaminu, jeli ulega sabociom, czekaj go rne konsekwencje. Jedn z nich jest partyzancki sd. Sdzenie onierza-partyzanta za popenione przestpstwo nie byo spraw atw, prost, tym bardziej gdy nie ama on w punktach zasadniczych regulaminu suby partyzanckiej, gdy nie miao wyranych znamion sprzeniewierzenia si solidarnoci partyzanckiej czy zdrady, i wydawao si wobec okrutnych przejaww wojny tylko mao znaczcym wykroczeniem, jak gdyby wykroczeniem cywilnym. Czsto jednak przewinienie byo tylko na pozr mao znaczce. W rzeczywistoci mogo ono, zwaszcza gdy nie likwidowao si go w por, urasta do miary przestpstwa i grozi powanymi konsekwencjami, godzcymi w podstawy zwartoci oddziau i jego mocy bojowej. Wane byo niezmiernie i to rwnie, e dokonane przewinienie godzi mogo w opini onierzy AL. Kady wystpek odbija si echem wrd ludnoci. Zdarzyo si, powiedzmy, e ktry z partyzantw zaj si drobiem w jakim gospodarstwie. Mwiono wtedy: Sam tego nie robi, pewnie mu kazano, bo kto by zjad sam trzy gsi, a on tyle zabra. Gdy wic pada jakakolwiek skarga ze strony ludnoci, poszukiwano winnych natychmiast i oddawano pod sd w trybie przyspieszonym. Bywao, e stosowano i najsurowszy wymiar kary. Wie polska wiedziaa, e PPR i jej zbrojne rami - Armia Ludowa - nie toleruj gwatu. Zazwyczaj kadego dnia rano czonkowie sztabu oraz dowdcy poszczeglnych jednostek stacjonujcych przy sztabie zdawali na odprawie relacje z ostatniego okresu. Dowdca jednostki zwiadowczej informowa o sytuacji istniejcej w terenie, na ktrym si znajdowalimy; dowdca jednostki bezpieczestwa mwi o nastrojach panujcych w oddziaach; dowdca jednostki aprowizacyjnej omawia stan zaopatrzenia, to znaczy ilo zapasw i aktualny jadospis. Szef jednostki sanitarnej informowa znw o stanie zdrowia rannych i chorych, o rodzaju lekw i ywnoci, ktre

naleaoby uzyska. Szef sztabu przedstawia obecnym sytuacj panujc w jednostkach stacjonujcych na innych terenach i wytyczne dowdztwa. Radiotelegrafista w kocu referowa nowoci zdobyte przez siebie w eterze. Tego dnia zaabsorbowaa nas midzy innymi niewielkiej na pozr wagi, niemniej niecodzienna sprawa. Szef bezpieczestwa, kpt Jurand, zameldowa o zdarzeniu, jakie miao miejsce poprzedniego dnia: oto jeden ze starych, o dobrej opinii partyzantw (nazwijmy go tutaj Henrykiem, przebywajc wraz z oddziaem we wsi, zabra pewnej dziewczynie piercionek. Wezwano Henryka do sztabu. - Jestecie partyzantem Armii Ludowej, czy tak? - pado pierwsze pytanie. - Tak jest. - Oczy Henryka wyraay szczere zdziwienie z powodu tak oczywistego pytania. - I, trzeba przyzna, dobrym partyzantem - doda badajcy Henryka czonek sztabu. - A jednak doszy do nas o tobie ze wieci... - Nie rozumiem... - wyjka partyzant. - O jakich wieciach mowa?... Zdaje mi si, e... - Pozwl, e my najpierw powiemy, co nam si zdaje... A wic zdaje nam si, e jeeli zabierasz piercionek dziewczynie, to pewnie ju piercionek ktry tam z kolei. Prawda, czy nie? - Jak Boga kocham, pierwszy raz! - wykrzykn psowy jak winia Henryk. - Nigdy nic podobnego... - Nie przerywaj... Skoro dzi bierzesz piercionek, ktry ci si spodoba, a jutro, by moe, bdziesz bra inne rzeczy, to pojutrze z pewnoci pjdziesz do wsi i powiesz: No, dawaj, chopie, co tam masz dobrego i wartociowego... Przecie jako stary partyzant wiesz sam, ile mielimy kopotw z rnego rodzaju mtami. Wierzy mi si nie chce, e trzeba zaliczy do nich i ciebie... - To nieprawda! Nigdy! - wybuchn partyzant. - Nieprawda? Wiemy, e zabrae dziewczynie piercionek. - Niechaj tu skonam, jeli ukradem... - Wic to ona ci go podarowaa? - Sowa pytajcego brzmiay sarkastycznie. - Nie. - Henryk zacisn usta. - Wic? - Sam go sobie woyem na palec... Bo... bo to chopaki maj swoje dziewczyny i od tych dziewczyn maj takie talizmany, co to przynosz szczcie... I ja te chciaem mie od dziewczyny taki talizman... Wziem. Wziem bez nijakiego gwatu i nijakiej niewoli... Ona nic nie mwia, nie bronia... Nie jestem winien. - Wic gdyby ci daa w pysk, wtedy dopiero poczuby si winny, tak? Henryk zamilk. Po duszej chwili prowadzcy badanie powiedzia:

- Zostaniesz za to oddany pod sd. Pod partyzancki sd... Henryk podnis oczy. Minie jego twarzy wyranie drgay. Sta z opuszczonymi ramionami, lekko przygarbiony. ywy obraz kracowego przygnbienia. Patrzylimy na t bezradn w tej chwili posta, jake niepodobn do tej, ktr znalimy z trudnych akcji i bitew. Wszyscy przecie lubili Henryka i za odwag, i za koleestwo. - To na razie wszystko - odezwa si szef sztabu. - Chciaem ci jeszcze uprzedzi, e sdzi ci bd twoi koledzy. Bo tylko oni, wanie twoi koledzy i towarzysze broni, maj prawo ci sdzi. Mamy nadziej, e sdzi ci bd surowo, ale sprawiedliwie... - Surowo na pewno, to ja wiem, ale czy sprawiedliwie? - mrukn pod nosem Henryk. - Dlaczego pewien jeste, e osdz ci surowo, a wtpisz, e sprawiedliwie? - Wiadomo, wojna... Sdy s krtkie... - odpar z rezygnacj partyzant. - Hm... Dwa lata jeste w oddziaach i nic oprcz dobrego nie mona byo o tobie powiedzie. Cieszysz si opini dobrego onierza. Dlatego mylimy, e towarzysze, ktrzy bd ci sdzi, oka si w stosunku do ciebie wyrozumiali. - Moliwe, e bd wyrozumiali, nie przecz, ale ja ich dobrze znam. Wolabym, eby sdzi mnie sztab. Prosz o to. - Nie. Sdzi ci bd koledzy. To wszystko. W skad sdu zostali powoani starzy partyzanci - oficer, podoficer i szeregowiec, ktry - tak jak i sdzony - nie z jednego pieca chleb jedli. Wezwany do sztabu zesp sdziw otrzyma od kpt. Juranda krtk informacj o zajciu, jakie miao miejsce, a sdziowie po wysuchaniu jej owiadczyli, e marudzi nie bd i niezwocznie przystpi do dziea. - Pamitajcie: bdcie obiektywni i sprawiedliwi - powiedzia do nich szef sztabu. Pod wysok, strzelist sosn, z dala od obozowego gwaru, ju od godziny trwaa rozprawa sdowa, w ktrej w charakterze obserwatora uczestniczy starszy oficer sztabu. onierze w oddziaach wiedzieli zarwno o popenionym przez Henryka przestpstwie i o powoaniu sdu dla rozpatrzenia tej sprawy, jak rwnie o tym, e teraz wanie odbywa si ta niezwyka w yciu partyzanckim rozprawa sdu pod sosenk. Z dala wida byo pod drzewem siedzcych w kucki piciu partyzantw... W oddziaach przejci rozpraw onierze ywo midzy sob dyskutowali, przedstawiajc swoje wasne wyroki. W pewnej chwili zauwaylimy, jak trjka sdziw powstaa z miejsca, domylilimy si, e sd uda si na narad... Pod sosn, z gow wtulon w kolana, pozosta samotny Henryk. Czeka na wyrok. Przedstawiciel sztabu, ktry w charakterze obserwatora uczestniczy w rozprawie, tak nam zreferowa jej przebieg: Rozprawa miaa charakter bardzo rzeczowy. Sd tak przycisn Henryka do muru, e ten przygotowany by ju na najgorsze. Po naradzie sdziowie wrcili pod sosn, a przewodniczcy, poleciwszy oskaronemu wsta, powanym gosem owiadczy:

- Armia Ludowa jest dumna, e ma dobrych onierzy, wiadomych celu, o ktry walcz. Jednym z takich onierzy jest szeregowiec Henryk. Ale Armia Ludowa nie moe i nie bdzie tolerowa adnych chuligaskich wybrykw, godzcych w jej honor i dobre imi. Dowdztwo przy kadej okazji przypomina nam, e jeli wie, jeli masy pracujce nie bd razem z nami, to my, partyzanci, nie mamy tu nic do roboty... I o tym przede wszystkim powinien pamita partyzant Henryk. A mimo to dopuci si powanego przestpstwa. Sd partyzancki w skadzie obecnych tu towarzyszy, rozpatrzywszy spraw oskaronego szeregowca Henryka, postanowi: Partyzant Henryk uda si do wsi, zwrci poszkodowanej dziewczynie piercionek, a ponadto przyniesie od niej kartk z odpowiednim pokwitowaniem odbioru jej wasnoci i t kartk przedoy swojemu dowdcy... Zarwno sd, jak towarzysze spoza grona sdu mimo wszystko do partyzanta Henryka nie stracili zaufania i wiedz, e nie tylko nie postpi on ju tak, jak postpi, ale wzorowym zachowaniem i odwag w walce zmae wkrtce pami swego wystpku. Poniewa obdarzamy Henryka zaufaniem, uda si on do wsi sam, bez adnej eskorty...

Widzielimy, jak Henryk dugo jeszcze sta przy ogromnej sonie, pod ktr go sdzono. O czym wtedy myla, nie dowiedzielimy si jednak nigdy. - Co sdzicie o wyroku? - zapyta nas Janek Chechowski. - Zdaje si, e wyrok by mdry... Wanie mdry: dostatecznie surowy, sprawiedliwy i wychowawczy. Nade wszystko wanie wychowawczy... Henryk nie przesta by wzorowym partyzantem i dobrym towarzyszem w bitwie i na biwaku. Przeciwnie, wida byo wyranie jego usilne starania o odzyskanie dobrego imienia. Udao mu si to rycho. Po jakim czasie nawet awansowa.

Kontratak
Jesieni 1944 roku w lasach w rejonie winiej Gry przebyway liczne i dobrze uzbrojone oddziay Armii Ludowej. Ich dziaalno dawaa si hitlerowcom mocno we znaki. Wylatyway w powietrze pocigi i mosty, we wsiach i na drogach atakowano oddziay niemieckie, rozbijano garnizony andarmerii, paraliowano ruch transportw. W tej sytuacji lada dzie moglimy oczekiwa kontrakcji okupanta, ktry przecie w trosce o swe wasne bezpieczestwo nie mg nas tolerowa. W istocie, ju wkrtce otrzymalimy informacje, e hitlerowskie dowdztwo rozpoczo powane przygotowania ofensywne przeciwko naszej partyzanckiej bazie. Z wiadomoci, ktre kadego dnia przesyano nam do sztabu, wynikao, e wok lasw koneckich i lasw samsonowskich Niemcy gromadz powane siy. Jednoczenie nasz wywiad donosi, e najprawdopodobniej skieruj si oni na Odrow i Samsonw, eby std uderzy na bolszewikw, jak hitlerowcy nazywali nasze partyzanckie oddziay.

Byo jasne, e przygotowywaa si przeciwko nam obawa, i to obawa na powan skal. Wadze hitlerowskie nie mogy ju znie istniejcego stanu rzeczy i powziy decyzj rozpoczcia generalnej ofensywy przeciwko partyzantom. W powietrzu zapachniao prochem. Nie moglimy oczywicie czeka na wroga z zaoonymi rkoma. Trzeba byo przygotowa si, i to dobrze, na jego powitanie. Zabralimy si solidnie do roboty. Caa bro zostaa dokadnie przejrzana. Kady partyzant otrzyma spory zapas amunicji: sabsi fizycznie po 500 sztuk, silniejsi po 1000. Szczeglnie dobrze zaopatrywali si w amunicj nasi erkaemici, penicy sub przy sztabie obwodu. Wszyscy oni byli doskonaymi partyzantami, znanymi z dzielnoci onierzami. Takim by Przemysaw - Stefan Ogonowski, takimi byli Bonifacy Jedynak i Henryk Pitek. Przedyskutowalimy kilka koncepcji obrony. W rezultacie doszlimy do wniosku, e lasw winiej Gry nie wolno nam opuci. Wychodzilimy z zaoenia, e skoro Niemcy decyduj si rzuci przeciwko nam due siy, to bitw powinnimy przyj tylko w lesie. Jeli wytrzymamy kilkakrotne uderzenie, tym samym wygramy bitw, a wytrzyma uderzenie silniejszego nieprzyjaciela moglimy jedynie w lesie. W rejonie winiej Gry las by duy i wygodny do przyjcia walki. Zamiary wroga byy dla nas dostatecznie jasne. Chcia on nas wyprze z lasu, by uderzy na polach i we wsiach, to znaczy tam, gdzie mg mie nad nami zdecydowan przewag i gdzie, jak sdzi, mg szybko rozprawi si z naszymi oddziaami. Niemcy pieszyli si z rozpoczciem dziaa, bowiem w sukurs przyszy im frontowe jednostki. Front jednak wymaga armatniego misa i wypoyczone wojska musiay jak najprdzej wrci na pierwsz lini. Nasze zadanie polegao nie tylko na przetrzymaniu natarcia, ale rwnie i na tym, aby na skrzydach poprowadzi dziaania zaczepne. Chcielimy w ten sposb zdezorientowa Niemcw, spowodowa w ich szeregach zamieszanie, a w konsekwencji zmusi ich ewentualnie do zmiany planu dziaa lub do zwtpienia w sens walki. Waciwe siy Armii Ludowej, a wic nasze, brygady, nie znajdoway si w tym czasie w lasach winiej Gry, lecz byy rozlokowane na innych terenach, co znacznie utrudniao nam przygotowanie kontruderzenia. Siy, ktrymi dysponowalimy na miejscu, byy niewspmiernie mae w stosunku do si przygotowujcego si do ofensywy wroga. Drog radiow powiadomilimy wic brygady znajdujce si najbliej naszego miejsca postoju o spodziewanym uderzeniu wroga. Byy to 10 Brygada AL, Pobieda, i 11 Brygada AL, Swoboda. Otrzymay one rozkaz, by najpniej do rana nastpnego dnia przybyy w lasy winiej Gry. Jednoczenie 1, 2 i 3 brygady AL, ktre w tym czasie stacjonoway do daleko od naszego miejsca postoju, miay wzmc dziaalno zaczepn, atakowa Niemcw na swoich terenach, wiza tam maksymalnie ich siy. Kompania zwiadu otrzymaa tego dnia zadanie rozpoznania liczebnoci, skadu i miejsca postoju gwnych si wroga. Skad jednostek nie by dla nas obojtny. W oddziaach niemieckich byli przecie rwnie faszyci wgierscy i sowaccy oraz wasowcy. Musielimy wiedzie, z kim i na jakim odcinku moemy si spotka.

Zwiadowcy przez cay dzie badali sytuacj we wsiach pooonych wok lasu. Wieczorem porucznik Sok zameldowa, e due oddziay Niemcw przybyy do Odrowa i Samsonowa. Wiadomoci te najzupeniej pokryway si z danymi otrzymanymi poprzednio z garnizonu. Jedno nas zaniepokoio: zwiadowcy donosili mianowicie, e Niemcy usadowili si rwnie we wsi Szaasy, to znaczy prawie pod naszym bokiem, i nawet zaczli tam si okopywa. Wie Szaasy leaa tu obok lasw. Mieszkacy te j wsi, widzc zbliajcych si Niemcw, uciekli z caym swoim dobytkiem do lasu. W ten sposb przyby nam jeszcze jeden powany obowizek musielimy si zaopiekowa kobietami, dziemi, starcami. Wszyscy oni szukali schronienia przez rozbestwionymi hitlerowcami. Starsi wieniacy wymknli si ze wsi ju wwczas, kiedy weszli do niej Niemcy. Z tego, co opowiadali, wynikao, e hitlerowcy czyni popieszne przygotowania do walki i e odgraaj si, i wszystkich bolszewikw wystrzelaj co do nogi. Kilku staruszkw przyszo do nas pobitych. Niemcy wraz z pijanymi kamukami i faszystami wgierskimi usiowali bowiem wymusi od nich batogami informacje o naszych siach. Z kad godzin plany hitlerowcw staway si dla nas coraz bardziej jasne.

O koncentracji niemieckich si wok naszego lasu powiadomilimy dowdztwo Wojska Polskiego w Lublinie. W odpowiedzi otrzymalimy polecenie, by na bieco informowa Lublin o sytuacji i jednoczenie zastanowi si nad tym, jakiego rodzaju pomoc bdzie nam najbardziej potrzebna. Nad ranem do lasw koneckich cigny wiksze siy Armii Ludowej. Byy to 10 i 11 Brygady AL. Przyby take pierwszy batalion 1 Brygady AL im Ziemi Kieleckiej. onierze przymaszerowali zmczeni, droga bya bowiem uciliwa i niebezpieczna. Na odpoczynek udali si jednak dopiero po przegldzie broni i uzupenieniu amunicji. Od samego rana pracowa rwnie w okolicach nasz zwiad, obserwujc ruchy wojsk niemieckich i co pewien czas informujc nas o swoich spostrzeeniach. Warto podkreli, e partyzant, ktry przekazywa obserwacje o nieprzyjacielu, musia by onierzem dojrzaym cakowicie, penym odwagi, inicjatywy i sprytu, obdarzonym rwnie takimi cechami, jak spostrzegawczo i szybki refleks. Musia take doskonale zna nieprzyjaciela. onierz suby rozpoznania regularnych wojsk, zwiadowca jest specjalnie dobierany, nastpnie dugo szkolony, nim przystpi do wykonywania zada bojowych. Zwiadowca partyzancki szkoli si od razu w dziaaniu, a kto wie, czy nie bywa zwykle w bardziej skomplikowanych sytuacjach. O ile bowiem regularna armia dysponuje rnorodnymi rodkami rozpoznania, to zwiadowcy partyzanccy stanowi jedyne oczy i uszy dowdztwa i kada dostarczona przez nich wiadomo o nieprzyjacielu musi by stuprocentowo pewna. Panikarskie spojrzenie na sytuacj lub zlekcewaenie nieprzyjaciela, wzgldnie niedokadne zbadanie jego si, mogo w naszych warunkach przynie nieobliczalne nastpstwa. Nasz Sok mia w swym oddziale wytrawnych partyzantw, ktrzy byli doskonaymi znawcami zwiadu. Dowiedli tego ju nieraz, a i obecnie ich meldunki pozwalay nam na dobr orientacj w siach i zamiarach hitlerowcw.

Zapasy prowiantu, a wic chleb, cebula i sonina, zostay w duej czci rozdane midzy onierzy. Naleao wtpi, czy otrzymamy obiad, a liczylimy si z tym, e samopoczucie naszych chopcw bdzie lepsze, jeeli lec pod dbem lub sosn od czasu do czasu zjedz kawaek chleba ze sonin. W naszych przewidywaniach wychodzilimy z zaoenia, e jeeli Niemcy nie zaatakuj nas do poudnia, to walka rozpocznie si dopiero nastpnego dnia o wicie. Do wieczora Niemcy nie podjli rzeczywicie akcji zaczepnej. W takiej sytuacji trzeba byo samemu przystpi do dziaania. W nocy podeszlimy pod Szaasy, by z samego rana niespodziewanym atakiem zaskoczy Niemcw. Widzielimy, e nasze natarcie odbierze Niemcom poczucie pewnoci siebie, narobi sporo zamieszania i w rezultacie, by moe, zmusi ich do zmiany taktyki. O wicie dosignlimy grup Niemcw przed zabudowaniami wiejskimi. Odlego do nich wynosia nie wicej ni 300 metrw. Sypnlimy gradem oowiu z kilkunastu erkaemw i kilkudziesiciu automatw. Nasz ogie wywoa prawdziwy popoch. Niemcy pochowali si, gdzie tylko mogli, i dopiero po pewnym czasie rozpoczli chaotyczn strzelanin w stron lasu. Bezadny ogie utwierdzi nas w przekonaniu, e oddzia niemiecki nie czuje si zbyt pewnie i nie potrafi nas naleycie rozpozna. Oczywicie hitlerowcy byli silni i dobrze uzbrojeni, ale wykona swoje zadanie mogli tylko wwczas, gdyby znali nasze siy i ich rozmieszczenie i gdybymy okazali si mao odporni na ewentualny atak. Prawdopodobnie ich strzelanina miaa wanie na celu blisze zorientowanie si co do nas, ale mymy ani myleli o odkrywaniu naszych kart. Niemcy nie przerywali ognia a do godzin popoudniowych, ale ogie ten nie wyrzdzi nam adnych szkd. Pozwoli natomiast zbada dokadniej ogniow si oddziau stacjonujcego w Szaasach. Z kolei trzeba byo rozpozna inne odcinki obsadzone przez Niemcw. W zwizku z tym w okolice Odrowa wysane zostay plutony specjalne. Miay one zebra informacje o liczebnoci si Niemcw i skadzie narodowociowym oddziaw. Prcz dziaalnoci rozpoznawczej plutony te miay wykonywa zadanie dywersyjne, nkajc hitlerowcw nagymi wypadami, prowadzonymi na rnych odcinkach lenego frontu. Bya to w maej skali wojna szarpana, majca dezorientowa Niemcw, sia w ich szeregach chaos i panik, opnia planowan przeciwko nam akcj. Odlego od naszego miejsca postoju do Odrowa wynosia lasem okoo 8 kilometrw. Po kilku godzinach, a wic ju po poudniu, usyszelimy z tamtej strony siln strzelanin. Najwidoczniej nasi chopcy dawali ju Niemcom bobu, std te wycignlimy z kolei wniosek, e znajdujcy si tam hitlerowcy nie czekali na swych kamratw ze wsi Szaasy i sami prbowali wtargn do lasu. Wiadomo ta nie bya zbyt pocieszajca. Nie znalimy oczywicie dokadnie niemieckiego planu. Moe oddziay stacjonujce w Odrowu miay wanie pierwsze wkroczy do lasu, i dopiero teraz, za chwil, rusz ci z Szaasw? Tak ewentualno trzeba byo rwnie bra pod uwag. Daleka strzelanina nie cicha ani przez chwil; przybieraa nawet na sile. Spodziewalimy si, e lada moment przybdzie specjalny cznik, ktry przyniesie raport wyjaniajcy sytuacj. Nagle, tak jak przewidywalimy, we wsi Szaasy zagray silniki. - Czogi! - krzykn kto podnieconym gosem.

- Niczewo, niczewo, tawariszczi, imiejem dla niewo gastiniec - spokojnie odpowiedzia partyzant, Biaorus z 10 Brygady, ktrego swego czasu zabralimy z oddziau AK majora Wyrwy. Umiechn si i pieszczotliwie pogadzi kolb swej rusznicy przeciwpancernej. W kilka minut pniej od strony wsi Szaasy rzeczywicie pokazay si pezajce w stron lasu cztery czogi. Nie przejlimy si zbytnio ich widokiem. Po pierwsze, bylimy w lesie, po drugie, mielimy rusznice przeciwpancerne. Niemcy najprawdopodobniej nie zdawali sobie sprawy z tego, e na ich czogi mamy odpowiednie lekarstwo i e s wrd nas wytrawni specjalici, ktrzy potrafi skutecznie to lekarstwo zaaplikowa. Zwaszcza w 10 Brygadzie AL mielimy wielu starych, wytrawnych przeciwpancerniakw Iwanw jak ich nazywalimy, ktrzy ju z niejednego czogu gsienice zdejmowali. Na sam myl, e teraz znw maj okazj popisa si przed partyzantami swoj sztuk, z dostojestwem przygotowywali rusznice, po czym uoyli si wygodnie za nimi. Warkot silnikw czogowych narasta. Stalowe cielska byy coraz bliej. W chwil pniej z rusznic pady pierwsze strzay. Pociski przeciwpancerne wbiy si w stal jak w ciasto. Czogi drgny i przystany na chwil. Na ich spotkanie pobiega nowa seria pociskw. Z satysfakcj patrzylimy, jak hitlerowskie potwory, podziurawione pociskami, zawracaj i kryj si z powrotem we wsi. Hitlerowscy czogici nie zdobyli si na ryzyko bliszego podejcia do rusznic. A szkoda, bo z czogw zostaaby tylko kupa elaziwa. Okopani Niemcy, ktrzy zamierzali wyruszy za czogami do lasu, teraz ani myleli ju o wychylaniu gw z okopw. Najwidoczniej po to tylko, aby doda sobie animuszu, rozpoczli gwatown strzelanin w kierunku lasu. Utwierdzio to nas jeszcze bardziej w przekonaniu o ich niepewnoci. Na tym odcinku byo wic lepiej ni przewidywalimy. Wot frycy! - woa jeden z Iwanw. - Ani dumali szto eto szutki. Niet, brat ty moj, nie prajdiosz! Peteer oto peteer. On Tigra pierebiwajet... Tymczasem gdzie bardzo daleko na naszych tyach znw rozpocza si gwatowna strzelanina. Nadbieg cznik alarmujc, e od strony Odrowa posuwa si dua kolumna Niemcw, wasowcw i Wgrw i e nasze oddziay powitay j silnym ogniem. Poniewa strzelanina wzmagaa si, wysalimy w tamtym kierunku dwa bataliony z 10 i 11 Brygady. Miay one przyj z pomoc naszym oddziaom, powstrzymywa nacierajcego wroga i zaatakowa go od tyu, powodujc jak najwicej zamieszania. W takiej walce partyzanci nasi byli niezrwnanymi specjalistami. Niemcy, ktrzy znajdowali si pod Szaasami, korzystajc z chwilowego spokoju na ich odcinku, poczli si jeszcze bardziej wgryza w ziemi. Widocznie otrzymali rozkaz, by w razie naszego ataku utrzyma si na stanowiskach. - Ale my wam, fryce, damy! - pogrozi im na odlego Chechowski. - Saszka, pokr swoj radiostacj i zamelduj naszym w Lublinie o tych ajdakach - rozkazaem radiotelegraficie. - Przeka, e zagniedzilimy si pod wsi Szaasy i e potrzebujemy 4 modzierze, moliwie jak najszybciej. - Tak jest, towariszcz pakownik!

Do Lublina powdrowa specjalny telegram. Szczegowo informowalimy o naszej sytuacji i prosilimy o pomoc. Pod wieczr z okolic Odrowa przybyy oddziay specjalne meldujc, e do star z Niemcami doszo trzykrotnie, e hitlerowskich onierzy jest sporo, i e obecnie wycofuj si oni do swych baz wyjciowych. Tak zreszt postpowali Niemcy zawsze, gdy nocnej walki w lesie unikali. Naleao si jednak spodziewa, e nastpnego dnia natarcie nastpi o wicie, znacznie wczeniej. Tymczasem znw nawizalimy czno z Lublinem. Przyrzeczono nam, e jeszcze tej nocy otrzymamy konieczn dla nas bro. Razem z Douglasem miay przylecie rwnie Kukuruniki (nazywalimy je Gazeciarzami) - dwupatowe, lekkie samoloty, ktre w czasie odbierania przez nas zrzutu miay bombardowa pozycje Niemcw. Taka wiadomo mogaby doda nam otuchy nawet w najgorszej sytuacji. Czulimy, e nie jestemy sami. Niedaleko nas bya Armia Radziecka i regularne oddziay Wojska Polskiego. Na takich sojusznikw moglimy liczy w stu procentach. Ju po dziesitej wieczorem usyszelimy z daleka dobrze nam znane trajkotanie Gazeciarza. Natychmiast zapony ogniska. W chwil potem dobiego nas dudnienie silnikw Douglasa. Transportowy samolot dwukrotnie przelecia nad polan, lec moe o 2-3 kilometry od zajtej przez Niemcw wsi Szaasy. Ju w drugiej rundzie lotnicy zrzucili nam 4 worki. Potem, jak zawsze starym zwyczajem, na moment zapony wiateka na skrzydach i ogonie samolotu. W ten sposb zaoga daa nam zna, e skoczya sw prac i wraca ju do swej zafrontowej bazy. W tym czasie Gazeciarze zawzicie zatrajkotay nad wsi Szaasy. Raz po raz sycha byo lotnicze cekaemy i co chwila detonoway wrd Niemcw wizki granatw. - Wot, nasz U-2? im dajot! Smatr'itie, kak daleko letajet, chrabryj lotczyk! - mwili onierze 10 Brygady. Kady wybuch na hitlerowskich stanowiskach witany by w lesie entuzjastycznymi okrzykami. Partyzanci szybko oprniali zrzucone worki. Znalazy si w nich oczekiwane 4 modzierze oraz spora ilo pociskw. W oddziale sztabu obwodu mielimy kilku dobrze wyszkolonych modzierzystw. Celowao w tej sztuce szczeglnie dwch Gruzinw. Obydwaj byli roli i silni, przy tym niezwykle opanowani. Ich spokj udziela si innym onierzom, co - szczeglnie w trudnych chwilach - miao due znaczenie. Obydwaj Gruzini odpowiedzialni byli za rusznice przeciwpancerne. Sami nosili i obsugiwali cikie peteery, nie poprzestajc jedynie na tej broni. Kady z nich nosi przy sobie po 2-3 granaty i pistolet maszynowy PPS. Uzbrojenie obu byo wic imponujce. Tym wanie Gruzinom poleciem przygotowa modzierze i odpowiednie dla nich stanowiska ogniowe. Przed witem, kiedy byo jeszcze zupenie ciemno, jeden z nich zameldowa, e modzierze s gotowe do otwarcia ognia.

- Ze s gotowe, to si zgadzam - powiedziaem - ale jak zdylicie wybra dla nich stanowiska? Przecie jeszcze ciemno! - Towariszcz pakownik, ja ue wczera duma, szto kak by ja imie minomiot, toby jewo pastawi w etom miestie. Umiechnem si. Ten onierz umia o wszystkim pomyle zawczasu. Po rozmowie z Gruzinem wyszedem na skraj lasu, by rozejrze si w sytuacji i posucha, o czym mwi nasi chopcy. Jedni, zwinici w kbek, jeszcze drzemali, inni wpatrywali si w otaczajc ciemno. Wielu z nich nie byo jeszcze czonkami partii. Zgosili si do Armii Ludowej, by w jej szeregach pomci mier i gwat popeniony na matce, siostrze lub onie, by krwi za krew odpaci faszystom za swych bliskich. Byli wrd naszych onierzy rwnie BCh-owcy i AK-owcy. Wszyscy razem czuwali teraz jeden obok drugiego. Wiedziaem, e jeeli przyjdzie taka chwila, i trzeba bdzie rzuci ich do najbardziej trudnej walki, bd walczy mnie i z caym powiceniem. onierze przeczuwali, e przygotowujemy hitlerowcom jak niespodziank. Co prawda, nie. mwilimy im o tym, ale nocny odbir broni i popiech, z jakim j teraz gotowano do walki, wskazywa na to, e o wicie nastpi nasz atak. Nikt nie okazywa lku. Odwaga, z jak nasi onierze szli w bj, graniczya czsto nawet z szalestwem, z jakim lekkomylnym junactwem. Staralimy si tumaczy niestosowno takiego postpowania. Po to walczysz, by y, a nie umiera - mwilimy. Co tam mier, mier gupstwo, czowiek ani nie poczuje. Gorsza rana - odpowiadali poniektrzy. Bya to odpowied nader charakterystyczna. Partyzanci najwicej lkali si wanie kalectwa, szczeglnie bezsiy spowodowanej cik ran. W warunkach partyzantki znaczyo to czsto umiera powoli i bolenie. Mielimy co prawda dobrych lekarzy-chirurgw, jednak cikie postrzay niosy niekiedy takie cierpienia, e sami ranni dostrzeliwali si. Zdarzy si taki wypadek, e dowdca plutonu, otrzymawszy w czasie akcji postrza w czaszk, po dwu dniach straszliwych mczarni podczoga si niepostrzeenie do automatu i pozbawi si ycia. Zaczynao wita. Modzierzyci znaleli si na stanowiskach. Z mroku zaczy coraz wyraniej wyania si kontury chaup. Przed wsi wida ju byo krccych si Niemcw. - Obudzi wszystkich chopcw, podcign cekaemy, erkaemy - pady pierwsze rozkazy. - Modzierzyci gotowi? - Tak jest. - Ognia! W okopach wroga zakotowao si. W bezadnej ucieczce Niemcy rzucili si w stron szosy. Zagray erkaemy. - I po nich! - woali partyzanci. - I po nich!

- Wot frycy, kak udirajut! - cieszyli si onierze 10 i 11 Brygady. W p godziny pniej nasze oddziay wkraczay do wsi Szaasy, gdzie jeszcze dnia poprzedniego hitlerowcy uwaali si za panw sytuacji. Sympatyczny Misio, jak nazywalimy Edwarda Simbirowicza, oficera propagandy, wyda nowy komunikat. Szaasy byy jedn z najbiedniejszych wsi. Leaa ona pod samym lasem. Gleba bya tu piaszczysta, marna. Ale wioska ta oddaa nam wielkie usugi w czasie okupacji i zasuya sobie na to, by o niej pamita. Wanie takie biedne wsie byy w najciszych dla naszego narodu chwilach baz PPR, Gwardii i Armii Ludowej. Od dawna przygotowywana przez Niemcw obawa zakoczya si sromotnym ich fiaskiem. Z dokumentw znalezionych przy zabitym majorze, dowdcy oddziaw niemieckich, dowiedzielimy si, e Niemcy oceniali siy znajdujcej si na tych terenach bandy komunistycznej na 38 tysicy ludzi! Brali oni pod uwag rejon Kielce - Radom - Czstochowa. Dokumenty te mwiy rwnie o naszym wspdziaaniu z lotnictwem radzieckim. Oczywicie, nasze siy byy niemae, dochodziy do 3 tysicy ludzi. Okazao si jednak, e w oczach Niemcw mnoyy si a... dziesiciokrotnie!

Spotkanie z Brygad witokrzysk


Wojska radzieckie dotary do Wisy i zajy na jej lewym brzegu przyczki: sandomierski, w Chotczy naprzeciw Kazimierza oraz pod Wark. Walka z okupantem na terenie Kielecczyzny, ktra staa si teraz bezporednim zapleczem frontu, nabieraa z kadym dniem rozmachu. Z energi realizowalimy wytyczone przez parti zadanie: niszczylimy pocigi, wysadzalimy mosty, blokowalimy drogi. Na pocztku wrzenia 1944 roku mielimy ju na swym koncie ponad 100 wysadzonych pocigw. Wiele z nich zdobywalimy szturmem, a potem kompletnie je niszczylimy. Walczc z transportem wroga, unieszkodliwialimy take na mniejszy lub wikszy okres cae dziesitki mostw kolejowych i drogowych. W tym czasie oddziay Armii Ludowej stoczyy z hitlerowcami wiele potyczek i bitew. Kielecczyzna walczya o swe wyzwolenie. W szeregach AL panowa wietny duch bojowy. onierze starali si o to, aby ich jednostki przodoway w walce i aby zdobytego priorytetu nie utraci. Nie miao to nic wsplnego z jakim partykularyzmem i denia te ocenialimy jak najbardziej pozytywnie. Uzbrojenie AL-owcw byo bardzo dobre. We wszystkich jednostkach, to znaczy w piciu brygadach i oddziaach specjalnych, przydzielonych do sztabu obwodu, mielimy ponad 2000 sztuk broni maszynowej, w tym okoo 100 rusznic przeciwpancernych, nie mwic ju o znacznych ilociach granatw. Dysponowalimy take materiaem wybuchowym, co w partyzantce ma szczeglne znaczenie. Radiostacje zapewniay nam czno z dowdztwem Wojska Polskiego za Wis o kadej porze dnia i nocy.

Pewnego dnia doszy do sztabu obwodu z rnych stron wieci, e z okolic Gr witokrzyskich cign w nasz stron jakie dotd nie rozpoznane przez nikogo oddziay. Inne meldunki donosiy, i jest to jeden duy oddzia liczcy okoo 800 ludzi rnie poubieranych i uzbrojonych. Co do podawanej liczby mielimy pewne obiekcje, poniewa czsto zdarzao si, e 200-300 ludzi maszerujcych przez wie brano nawet za 600 i wicej. Nastpne meldunki stwierdzay ju, e oddzia ten maszeruje w biay dzie przez okolice, w ktrych wedug naszych danych znajdowao si duo Niemcw. Zastanawiao nas, dlaczego Niemcy w ogle nie reagowali na przemarsz oddziau. Czyby czu si on wrd hitlerowcw jak u siebie w domu? Dyskutowalimy dugo w sztabie obwodu, zastanawiajc si nad przedsiwziciem waciwych rodkw ostronoci z naszej strony. Najbardziej interesowaa nas kwestia, skd si w ogle tak powany oddzia zjawi, bowiem dotychczas o jego istnieniu w ogle nie syszelimy, mimo bardzo dobrego rozpoznania terenu. Owszem, znane nam byy drobne oddziay NSZ, ktre zamordoway kilku AL-owcw. Wspomina o tym Marian Janic w ksice Id partyzanci. Jednake oddzia liczcy osiemset ludzi to bya ju prawdziwa koncentracja. Po odebraniu z garnizonu AL dalszych wiadomoci doszlimy wsplnie do wniosku, e oddziaem tym s rzeczywicie skoncentrowane siy kieleckiego NSZ, ktrymi najprawdopodobniej dowodzi sawetny mjr Zb, morderca dziesitkw onierzy GL i AL.. To on spowodowa mier 28 gwardzistw pod Borowem. Wiedzielimy, e przycinity przez AL na Lubelszczynie przyby w Kieleckie. W maju zatrzyma go oddzia Grala, lecz niestety, do wsi, w ktrej Gral stacjonowa, wtargnli Niemcy i Zbowi udao si uj. Ktry z nastpnych meldunkw by niepokojcy: w oddziale Zba mieli znajdowa si take Niemcy. Jeli byo tak w rzeczywistoci, moglimy mie do czynienia z gronym wrogiem. Nie wykluczalimy i takiej moliwoci, e koncentracja NSZ miaa na celu wsplne z Niemcami uderzenie przeciwko nam. Trzeba byo zabezpieczy si dobrze przed wszelkimi niespodziankami. Do wszystkich jednostek AL. wysano specjalnych cznikw w celu przekazania im odpowiednich rozkazw. Oto tre jednego z nich:

M.p. 2. IX. 44 r. Do Por. Sosny Rozkaz 77 Natychmiast wyruszy w kierunku zachodnim w okolice Dobrzeszowa. We wsi Olszwka stacjonuje Il-gi Baon I-szej Brygady. W okolicznych wsiach skoncentroway si grupy NSZ. Naley by ostronym, II Baon 1-szej Brygady winien nawiza jak najcilejsz czno z I-sz i Il-g Brygad. Nie wolno da si sprowokowa w wypadku samoobrony. Faszystowskiej organizacji NSZ zaley na walce bratobjczej. My, uczciwi powstacy, potpiamy niecne czyny rodzimego faszyzmu. Wysyam Wam cznika z Ii-go Baonu Brygady, ktry Was poprowadzi.

Podpis D-cy

Wypadki nie daway na siebie czeka. Potoczyy si one nawet szybciej, anieli pocztkowo przewidywalimy. Meldunki z garnizonu, coraz bardziej dokadne, donosiy nam teraz, e grypa NSZ kieruje si na Zagnask.

Nasze miejsce postoju obralimy owego dnia na dwa do trzech kilometrw od osady Zagnask, znalelimy si wic prawie w sercu naszego domu - lasw winiej Gry. Zasuony wypoczynek naszych oddziaw przerway w pewnej chwili odgosy wystrzaw armatnich. Bez trudu stwierdzilimy, e ogie prowadzono z okolic Zagnaska. Sytuacja bya zupenie niejasna. Ogie artylerii wskazywa, e hitlerowcy wszczli walk z jakim oddziaem partyzanckim. Jaki jednak oddzia wchodzi w gr? Naszych oddziaw nie byo w pobliu, jeli za do Zagnaska przybyli NSZ-owcy, to dlaczego Niemcy ich ostrzeliwuj? Bralimy rwnie pod uwag moliwo pojawienia si tam 4 puku Armii Krajowej, dowodzonego przez Wyrw, jednake o ruchach tego oddziau bylimy przecie informowani. A moe nasz przeczulony garnizon wzi oddzia Wyrwy za NSZ-owcw i wprowadzi nas w bd swymi meldunkami? Tej ewentualnoci nie mona byo wykluczy. Po czterech salwach armatnich, oddanych, jak przypuszczalimy, z pocigu pancernego, nastpia duga, niczym nie zmcona cisza, jeszcze bardziej niepokojca i zagadkowa. Rzadko si dotychczas zdarzao, by po dziaach nie rozleg si gos karabinw i broni maszynowej. Musielimy co rychlej wyjani wszystko. Postanowilimy wysa w stron Zagnaska zwiadowcz grup fizylierw pod dowdztwem porucznika Sokoa, z zadaniem rozpoznania terenu, w szczeglnoci zbadania powodu strzelaniny. Chodzio tu o stwierdzenie, do kogo Niemcy otworzyli ogie. Jeeli pojawi si tam oddzia AK i Niemcy mu zagraali, nasi chopcy mieli niezwocznie skontaktowa si z dowdc tego oddziau i za jego zgod wczy si do walki, wysyajc jednoczenie do nas cznika. Gdyby zasza konieczno uycia w walce broni przeciwpancernej, Sok mia nam to zakomunikowa, bymy mogli pj na pomoc z rusznicami. Sok wysucha polece. Podalimy mu jeszcze do wiadomoci, e nasze siy przesuwamy w kierunku Zagnaska, by w razie potrzeby pomoc moga by szybsza, a wic i bardziej skuteczna. - Miej na uwadze - brzmiay nasze ostatnie sowa - e moe to by 4 puk AK, ale na wszelki wypadek bd ostrony i upewnij si dobrze, z kim mamy do czynienia... Sok oddali si niebawem w stron Zagnaska, a wkrtce i my ruszylimy w tym kierunku. W lesie nadal panowaa cisza. Nie dochodziy do nas adne odgosy boju. Maszerowalimy, jak przystao na dowiadczonych partyzantw, to znaczy z ubezpieczeniem.

Zbliajc si do skraju lasu, z daleka usyszelimy cikie sapanie lokomotywy. Za kilka chwil mielimy ju mono ujrze poprzez pnie drzew potny niemiecki pocig pancerny, najeony gotowymi do strzau lufami dzia. Trzeba przyzna, e taki stalowy kolos robi due wraenie, ale wiedzielimy te, e tego potwora mona oswoi, majc do dyspozycji trotyl i bro przeciwpancern. W spojrzeniach jakimi nasi partyzanci obrzucali pocig, byo wiele zainteresowania, lecz jeszcze wicej chci zalania opancerzonym hitlerowcom sada za skr. Ani cienia jakiejkolwiek obawy. Dowdcy poszczeglnych jednostek otrzymali rozkaz zatrzymania si w odlegoci kilkudziesiciu metrw od brzegu lasu, my za odeszlimy do ostatnich pniakw, by std przez lornetki obejrze teren. Na og wszdzie panowa spokj. Nie wida byo nic, co mogoby nas zaniepokoi lub zainteresowa, prcz, oczywicie, pocigu, ktry nadal sta na szynach i dysza. Na wprost nas leaa wie, do ktrej, jak przypuszczalimy, udali si nasi zwiadowcy. Na niej te skoncentrowalimy swoj obserwacj. Przez pewien czas szka lornet ukazyway tylko zamare w bezruchu zabudowania. Nagle w jasnych krgach soczewek zamigotay ludzkie sylwetki. Mona byo atwo rozpozna, e kilku ludzi oddala si, biegnc od wsi w stron lasu. Intuicja podpowiadaa nam, e to nasi. Istotnie, po chwili rozpoznalimy onierzy Sokoa. Samo ich zachowanie mwio, e stao si co niedobrego, cho poza nimi nie ujrzelimy nikogo, nie usyszelimy rwnie ani jednego strzau. W kadym razie przygotowalimy si do udzielenia im natychmiastowej pomocy. Jeszcze kilkadziesit metrw i zmczeni biegiem partyzanci dopadli drzew. Ujrzawszy nas, zatrzymali si. - Naszych morduj... NSZ-owcy... Byy to pierwsze sowa, ktre usyszelimy. Zdawaoby si, e wiadomo taka nie powinna nas zaskoczy, mimo to nie znalaz si wrd nas nikt, komu by w tym momencie nie zawrzaa w yach krew na dwik trzech zowrogich liter. A wic jednak NSZ... Po chwili odpoczynku zwiadowcy poczli spokojnie ju wyjania, co zaszo. Weszlimy do wsi i zgodnie ze wskazwkami pytamy pierwszych napotkanych ludzi z broni o ich dowdc. A wy kto?-zapytali. Jestemy z AL- powiadamy - i chcemy si widzie z waszym dowdc. Jeeli atakuj was Niemcy, pomoemy wam. Ledwiemy tylko zdyli to powiedzie, a ju otoczya nas caa grupa uzbrojonych ludzi. Zaczto naszym wykrca rce i odbiera bro. Mymy znaleli si z boku. Udao si nam odtrci napastnikw i uskoczy z powrotem. Nie byo na co czeka. Gdy rozbrajano Sokoa, sycha byo wrzaski: Do pukownika Bohuna go! Do pukownika! Zwiza mu rce! Tyle powiedzieli nam nasi zwiadowcy. Z ich sw wynikao jasno, e mamy do czynienia wanie z oddziaem NSZ, dowodzonym ju nie przez Zba, ale przez Bohuna. Postanowilimy oczywicie uwolni naszych partyzantw, niezalenie od tego, jak za to trzeba byoby zapaci cen. Bylimy pewni wyniku ewentualnego spotkania zbrojnego, niemniej, zgodnie z naszymi zasadami, postanowilimy wysa do NSZ-owcw naszych przedstawicieli z pismem nastpujcej treci:

Jeeli w cigu 5 minut od chwili otrzymania niniejszego pisma zatrzymani onierze i oficerowie AL nie zostan zwolnieni z wasn broni, oddzia NSZ ca si ognia Armii Ludowej zostanie zaatakowany, a rezultaty tego ataku bd przesdzone.

Oficerowie ze swymi oddziaami zajli wyznaczone stanowiska. Podcignlimy na nie erkaemy i rusznice. Rwnoczenie trzej nasi delegaci wyruszyli ku wsi, w ktrej znalaza si zgraja Bohuna. Na wynik poselstwa oczekiwalimy w napiciu, gnbia nas przy tym myl, czy przypadkiem nie wydajemy na mier jeszcze trzech naszych onierzy. NSZ-owcy nie respektowali z reguy nietykalnoci parlamentariuszy. Mina minuta, po niej druga i trzecia. Po stronie NSZ-owskiej panowaa cisza. Mijaa ju minuta pita. Moe nasze ultimatum stawiao spraw zbyt radykalnie, nawet jeli chodzio o sam okres czasu? Pi minut to bardzo niewiele... Moe znw, z drugiej strony, Bohun nie bdzie na nas zwaa, majc wsplne z Niemcami zadanie do wykonania?... Byo nad czym si zastanawia. Drczce myli napyway jedna po drugiej. Nagle kto radonie krzykn: - Id nasi! Wpatrzylimy si w wie. Rzeczywicie, wszyscy nasi zwiadowcy pojawili si w szkach lornet. Dostrzeglimy, e z oywieniem rozmawiaj z naszymi trzema wysannikami. Wrd onierzy zapanowaa oglna rado, wyraana w najbardziej rnorodnych formach, niemal po chopicemu. Dziwny to by widok, gdy brodaci, surowi partyzanci rzucali si nagle sobie w ramiona, by nastpnie zatoczy razem par kek. To nie byy jednak chyba tylko oznaki radoci z odzyskania przyjaci, towarzyszy broni, ale, sdz, rwnie z kapitulacji przeciwnika, ktry musia si ugi przed nami w uznaniu naszej mocy. Mimo wszystko naleao nie rezygnowa z czujnoci, dowdcy otrzymali wic rozkaz nieopuszczania stanowisk. Powrci Sok. By jeszcze zdenerwowany, ale bez zwoki przystpi do relacji. - Kiedy wkroczylimy do wsi - mwi - trudno byo si zorientowa, do kogo to przybylimy w goci. Bylimy jednak na tyle gapscy, a moe i zbyt pewni siebie, e szlimy swobodnie naprzd. Gdy spotkalimy pierwszych z owego oddziau, zapytalimy o ich dowdc. Popatrzyli na nas dziwnie i z kolei zapytali oni nas, Kim jestemy. Usyszawszy o AL. rozbiegli si momentalnie, a po niecaej minucie znalelimy si w ciasnym keczku. Pomylaem, e padlimy, i tak te byo. Tamci rzucili si na nas, wykrcajc rce i przygniatajc do ziemi. Stao si to tak szybko i niespodziewanie, e nie zdylimy nawet zareagowa. Nie wiem zreszt, czy opr zdaby si na co. Kilku towarzyszy, znajdujcych si dalej, wyrwao si i ucieko. NSZ-owcy pogonili za nimi, ale bez skutku, co nas waciwie uspokoio. Mielimy nadziej, e nas nie pozostawicie w ich rkach, chocia spogldajc na niemiecki pocig, zdawalimy sobie spraw, e nasz koniec moe by bliski. Leelimy powizani na

murawie, a tymczasem NSZ-owcy rozpoczli nad nami istny taniec wojenny, kopic nas, opluwajc i lc. Potem nagle taniec si urwa i kazano nam odej. Pomoc nadesza. Sok mao stosunkowo sw powici samemu zajciu, moe dlatego, e na pewno mia wyrzuty sumienia z powodu swej lekkomylnoci. Wicej natomiast zaj si opisem brygady Bohuna, szczeglnie jej uzbrojenia. Nie byo ono nadzwyczajne. - Moglibymy ich atwo przygwodzi - doda. - A to bardzo by im si przydao. Tak, moglibymy Bohuna atwo przygwodzi i ocali z pewnoci wiele istnie ludzkich, ktrym zagraay NSZ-owskie kule, ale z drugiej strony znalimy dobrze nakaz partii o unikaniu agresywnych posuni wobec oddziaw NSZ. Do bratobjczej walki nie moglimy wystpi, nawet jeli dochodzio do takich ekscesw jak napa na Sokoa i jego onierzy. Rozmawialimy jeszcze z Sokoem, gdy jeden z oficerw zameldowa o alarmie u bohunowcw i ich przygotowaniach do wymarszu. Za chwil ujrzelimy sami jak na doni, e brygada NSZ w biay dzie w bezporednim ssiedztwie hitlerowskiego pocigu pancernego, ustawia si w kolumn. Wkrtce kolumna ta, pod ochron niemieckich dzia, ruszya w nie znanym nam wwczas kierunku. Takie byo nasze wrzeniowe spotkanie z tzw. Brygad witokrzysk NSZ. Tajemnica czterech salw z pocigu pancernego bya wyjaniona. Dowdca jego zaogi, dostrzegszy liczn grup uzbrojonych ludzi, z odlegoci kilometra nie rnicych si niczym od partyzantw, nie namylajc si dugo da rozkaz otwarcia ognia. Uczyni to, mona powiedzie, profilaktycznie, na wszelki wypadek. Na to Bohun, nie zwlekajc ani chwili, wskoczy w swj samochd i popdzi do pocigu, jego ludzie za poczli powiewa przyjanie w stron hitlerowcw, czym tylko si dao: chustkami, workami, kocami. Niemcy poapali si teraz, e nie maj do czynienia ani z AL, ani z AK, a przybyy do pocigu Bohun ostatecznie wyjani spraw swym sojusznikom. Na atak przeciwko nam Bohun si nie zdecydowa nawet z poparciem niemieckich dzia kolejowych. Jego szczcie. Nie rezygnowa jednak z walki przeciw AL, gdy nadarzaa si po temu atwa okazja. Pokazaa to niedaleka przyszo. Nasze stanowisko w walce zbrojnej z najedc jasno precyzowa kolejny rozkaz, z dnia 5 wrzenia 1944 roku:

M.p. 5.IX.44 r. Rozkaz Nr 48 W terenie naley nawiza i utrzyma jak najcilejsz czno midzy oddziaami wojskowymi, niezalenie od ich przynalenoci do poszczeglnych brygad, wsppracowa i wzajemnie sobie pomaga. Dba o wzajemne bezpieczestwo i gdy potrzeba tego wymaga, przyj z pomoc zbrojn. Przystpi niezwocznie do jak najszerszej mobilizacji Narodu Polskiego w szeregi Wojska Polskiego, do walki z hitleryzmem. W adnym wypadku nie wolno ulec prowokacjom faszystowskiej organizacji NSZ i nie da si wcign do walki bratobjczej. Napadnita przez organizacj NSZ jednostka nie moe pierwsza odda strzau.

Mie przyjazny stosunek do AK i stara si wsppracowa z nimi w walce z Niemcami. Dowdca Obwodu AL nr 3

W kadej bitwie atakujcy ma zwykle przewag nad atakowanym. W tym przypadku oddawalimy t szans naszym wrogom. Czynilimy tak bynajmniej nie ze strachu przed nimi, lecz z penym przewiadczeniem o susznoci naszego postpowania. Wszelki wysiek zbrojny koncentrowa naleao na walce z okupantem. Im ten wysiek by wikszy, tym blisze byo wyzwolenie, tym mniej ofiar ponosi nasz uciemiony nard. Myl, e dumny moe by dzi kady onierz Gwardii i Armii Ludowej, e wanie dla tego celu oddawa sw ofiarno i swj trud. Co jednak dalej dziao si z Brygad witokrzysk? Caa organizacja partyjna obwodu i garnizony AL poinformowane zostay o pojawieniu si na Kielecczynie silnej grupy NSZ. Polecilimy ledzi jej ruchy i przekazywa natychmiast meldunki o jej dziaalnoci do najbliszych dowdztw AL i BCh. Zbyt dobrze ju znalimy NSZ, aby nie wzmc czujnoci. Niestety, ju jeden z pierwszych meldunkw by tragiczny. Oddzia Armii Ludowej, znajdujcy si w okolicy Woszczowej, dowodzony przez kpt. Biaego (Tadeusz Grochal), zaatakowany zosta przez hitlerowcw i wspdziaajcych z nimi NSZ-owcw. W walce tej polego 56 naszych towarzyszy. Wiadomo t, niczym jakie grone memento, przekazalimy natychmiast przez radio do wszystkich jednostek bojowych obwodu. Gdy zapad zmierzch, wart objli najlepsi, starzy partyzanci, na ktrych mona byo w peni polega. Oddziay zwiadowcze wyruszyy w teren. Nie wolno byo pali wesoego ognia. onierze byli smutni, nie sycha byo adnych pieni. Zdawao si, e przygnbienie zawiso w powietrzu jak chmura, z ktrej wydosta si nie sposb. Postanowilimy jeszcze tego wieczoru zebra organizacj partyjn, cilej mwic, jej egzekutyw, by omwi wszystkie te sprawy, ktre wynikay z aktualnej, tak trudnej sytuacji. ycie niejednokrotnie nam dowiodo, e w cikich chwilach, niekiedy penych depresji, omwienie trudnoci wanie na partyjnym forum pozwalao znale nam najlepsze wyjcie. Zebraniu naszemu przewodniczy przedstawiciel KC PPR, Dugi Janek - Hilary Chechowski. Ju wita zaczo, a narada nasza jeszcze trwaa. Zbyt wiele mielimy problemw do rozwizania. Nad ranem powrci jeden z wysanych przez nas w teren oddziaw, prowadzc z sob pozostaych przy yciu AL-owcw spod Woszczowej. By z nimi kpt. Biay, ktry przedstawi dokadnie przebieg wypadkw. Dowiedzielimy si o stoczonej bitwie i udziale w niej NSZ-owcw, jak rwnie o bestialskim wyczynie bohunowcw, ktrzy wymordowali naszych rannych onierzy, lecych w polowym szpitalu w jednym z nadlenictw.

Wiadomo bya wstrzsajca, lecz przyjlimy j ze wzgldnym spokojem. Zdawalimy sobie spraw, e nadchodz trudne dni. Czas mija, front zmierza do nieuchronnej eksplozji i hitlerowcy nasycali tereny przyfrontowe coraz wiksz liczb oddziaw. Musielimy przystosowa si do warunkw, na nowo zadysponowa naszymi siami. Nasz radiotelegrafista, Kolka, przekaza relacj o NSZ-owskich morderstwach do wadz centralnych w Lublinie. Nastpnego ju dnia rozgonia w Lublinie ogosia komunikat o wyczynach bandy Bohuna. Londyn natomiast przemilcza ten fakt dyskretnie, co podkrelalimy w rozmowach ze spotykanymi onierzami AK. Znajc przebieg wypadkw, zgadzali si najzupeniej z nami. i oto po paru dniach radiostacja londyska poinformowaa suchaczy o Brygadzie witokrzyskiej. Jednake nie byo w tym komunikacie mowy o mordach NSZ-owskich, lecz o... stoczeniu przez bohunowcw wielkiej bitwy z Niemcami na terenie wojewdztwa kieleckiego. Oburzenie nasze nie miao granic. Komunikat londyski podalimy do wiadomoci wszystkim AK-owcom na naszym terenie. Wywoa on wrd nich zdumienie i oburzenie nie mniejsze od naszego. Dziwna bya natomiast reakcja mjr. Wyrwy. Zabroni on po prostu swoim onierzom suchania radia tak w oddziaach AK, jak i w naszych oddziaach, dokd czsto zapraszalimy AK-owcw, jeli znajdowali si w pobliu, na wsplne wysuchanie komunikatw. Proponowalimy Wyrwie przeprowadzenie wsplnych rozmw na temat morderstw popenianych przez NSZ na Al-owcach, lecz Wyrwa milcza. Gdy wszystkie nasze zabiegi zawiody, skierowalimy do onierzy AK komunikat nastpujcej treci:

Armia Ludowa Dowdztwo Obwodu Nr 3 Komunikat do wszystkich walczcych onierzy na ziemiach Polski. W tragicznej chwili, gdy serce i umys czowieka nie jest zdolny poj okruciestw dokonanych przez najwikszego zbrodniarza na przestrzeni stuleci - Hitlera, kiedy wszystkie narody bez rnicy ras i przekona chwyciy za bro, by dobi dogorywajcego potwora niemieckiego - w Ojczynie naszej znalaza si grupa ludzi, ktra pragnie wskrzesi trupa faszystowskiego. onierze Armii Krajowej! Wasza krew przelewa si w obronie mordowanych ojcw i matek. Rany nasze s jeszcze nie zablinione po bojach, stoczonych dla dobra przyszej, potnej i demokratycznej Polski. I kiedy pene, picioletnie Wasze zmagania z najokrutniejszym wrogiem wiod Was do progu wolnoci, to kilka najpotworniejszych kreatur reprezentujcych czarn reakcj wsppracujc z Niemcami - Narodowe Siy Zbrojne rozpoczyna bratobjcz walk. Ludzie ci, wyzuci z sumienia i honoru, walk t prowadzili ju od dawna. Dzi jednak, widzc, e zasuonej kary unikn nie s wstanie, chwytaj si ostatecznoci. Siedzc wygodnie w cuchncym cielsku walcego si Niemca, podnosz bro zbryzgan krwi rodakw i zbjecki miecz pragn zanurzy znw w piersiach Polakw. onierze! W okolicy Woszczowej, w wiosce Rzbice, dnia 8 wrzenia banda krzyakw, patnych sugusw, pozostajcych na odzie pruskim, napada w zbrodniczy i podstpny

sposb oddzia Armii Ludowej. Atamaski Bohun i ponury Zb przy pomocy dwch tysicy Niemcw rozbroi onierzy i wymordowa Waszych kolegw, Waszych braci i ojcw, ktrych win byo tylko to, i walczyli o wolno i potg Polski.. 56-ciu Waszych kolegw pado z rk bratobjcw. Nie stawi si ju oni do apelu w wolnej. Waszym heroizmem wywalczonej Ojczynie. Nie zginli od kul Niemcw, do walki z ktrymi wyruszyli w pole, ale polegli od kul zbrodniarzy, pachokw i awanturnikw spod znaku NSZ. Cze i chwaa polegym bojownikom! Haba i mier agentom niemieckim! Dowdztwo Obwodu Nr 3 20 wrzenia 1944 r.

onierze AK przyjli ten komunikat z penym zrozumieniem, nie tajc swego gbokiego oburzenia na NSZ-owskich mordercw. Mjr Wyrwa natomiast znw mia do nas pretensje, e agitujemy onierzy AK bez jego zezwolenia, e uprawiamy polityk, a on z polityk nie chce mie nic wsplnego itp. Odezwa ta dotara do wielu setek AK-owcw. Kto mgby co prawda powiedzie, e jej efekty nie byy widoczne, e ostatecznie ani jedna kompania czy pluton z 4 puku AK nie przeszed do AL, lecz nie ulega wtpliwoci, e nasze dugie starania, ktre czynilimy przez wiele miesicy 1944 roku, starania, ktrych nasza ulotka bya jednym z ogniw, spowodoway z pewnoci to, i Wyrwie, a tym bardziej jego przeoonym, nie udao si mimo wszystko przeciwstawi AK-owcw AL-owcom. A chyba o to jednak im chodzio. Dziki naszym wysikom onierz i oficer AK nie widzia w AL-owcu wroga, lecz walczcego z okupantem swego brata, towarzysza broni. Trudno jest wic okreli w widomych efektach rezultaty naszych stara, ale byy one doprawdy ogromne. Grasujcy na Kielecczynie NSZ-owcy w zwalczaniu dziaaczy PPR chwytali si najbardziej nikczemnych metod. wiadectwem tego moe by zamordowanie Marii Klechy, komunistki, dzielnej bojowniczki antyhitlerowskiej. W znalezionym sprawozdaniu ppor. Ryszarda z NSZ, ktry prowadzi spraw tow. Klechy, czytamy:

Krtki stan sprawy. Na skutek przylegego Zapisku urzdowego p.por. Roberta (Karta Nr I) Egzekutywa Oddziau II Dowdztwa N.S.Z. podja w dniu 26.11.1944 akcj, w czasie ktrej zostaa zatrzymana w/w Klecha Maria, jako podejrzana o przynaleno i prac w komunistycznej organizacji PPR. Dochodzeniem ustaliem, e K. we wrzeniu 1943 czynnie zaangaowaa si w komunistycznej organizacji P.P.R. gdzie bya czniczk przy okrgu VIII melinowaa w swoim mieszkaniu okrgowcw, oraz udzielaa swego mieszkania na zebrania partyjne. Przyznaa si do caego szeregu kontaktw z komunistami w Czstochowie i Radomsku. Ponadto bya przeszkolon sanitariuszk i jako taka jedzia do oddziaw lenych P.P.R. gdzie robia opatrunki.

Opierajc si na caoksztacie ledztwa nabraem przekonania, e oskarona z ca wiadomoci naleaa do komunistycznej organizacji PPR, gdzie jako bardzo zaufana speniaa rne funkcje, przeto stawiam wniosek, aby j jako czynn komunistk i element bezwartociowy, a nawet bardzo szkodliwy dla Pastwa - zlikwidowa. Ryszard, ppor. Za : 5 Komunistka Klecha, z d. Paczyska Maria zostaa na skutek udowodnionej jej winy skazana na kar mierci. Wyrok wykonano w dniu 20.12.1944 r.

Jakie za byo zakoczenie historii Brygady witokrzyskiej? Gdy Armia Radziecka rozpocza ofensyw znad Wisy, bohunowcy cofali si rami w rami z hitlerowcami i pod ich opiek dotarli do Czechosowacji, a stamtd do Bawarii. Po rozgromieniu hitlerowskich Niemiec Bohun i Zb, nadal speniajc rol kondotierw, wynajli swych onierzy i siebie samych do amerykaskich kompanii wartowniczych na terenie Niemiec.

Duy zrzut
Byo to w sierpniu 1944 roku. Armia Radziecka, znuona ju dugotrwa ofensyw, zatrzymaa si nad Wis. Na Lubelszczynie, wtedy wyzwolonej ju spod hitlerowskiej okupacji, tworzyy si zacztki nowej, Ludowej Polski. W pozostaej czci kraju wci jeszcze jednak pozostawali hitlerowcy i walka z okupantem, zacita, nieubagana, trwaa nadal. Pochaniaa ona wiele ofiar, lecz prowadzona bya przecie w zgoa innych warunkach. Hitlerowskie Niemcy chyliy si ku upadkowi, a wynik wojny by w zasadzie ju rozstrzygnity. Przed sztabem naszego obwodu staway wci nowe problemy. Omawiano je na konferencjach, w ktrych zwykle brali udzia czonkowie sztabu: Chechowski, Janie, Sobczyski, Stanik, Mietek, Rg. Czsto przybywali take dowdcy brygad oraz ich zastpcy. W tym czasie najbardziej pilny wydawa si problem uzbrojenia nowych oddziaw szybko rozrastajcej si Armii Ludowej. Szeregi jej zwikszay si w takim tempie, e zaopatrywanie oddziaw w bro, zdobyt wasnymi rodkami, byoby daleko niewystarczajce. Wyjcie z sytuacji upatrywalimy w otrzymaniu duego zrzutu. W tym te kierunku poszy nasze starania. Sztab obwodu Kieleckiego dysponowa w tym czasie dwoma wietnie dziaajcymi radiostacjami, za pomoc ktrych moglimy o kadej porze dnia i nocy nawiza bezporedni kontakt z Lublinem, z kierownictwem Partii i Naczelnym Dowdztwem Wojska Polskiego. Saszka, radziecki spadochroniarz i nasz radzista, nawizywa czno z Lublinem w sposb niezawodny. W tej dziedzinie by to prawdziwy wirtuoz.

Gdy wic na posiedzeniu sztabu zapada decyzja w sprawie stara o nowy zrzut, wezwalimy Saszk. - Ja suszaju was, tawariszcz pakownik! - zameldowa si subicie osiemnastoletni partyzant. - Aparatura sprawna? - Sprawna, tawariszcz pakownik! - Moecie natychmiast poczy si z Lublinem? - W lubuju minutu. - Masz tu depesz i natychmiast nadaj j do Lublina. I... popro o odpowied! - Siejczas podzwaniu! - odpowiedzia Saszka swobodnie. Nawizanie cznoci radiowej z Lublinem wydawao mu si czym tak prostym, jak zatelefonowanie do przyjaciela w najbardziej spokojny czas. W szyfrowanej depeszy prosilimy o bro, trotyl, amunicj oraz o rodki medyczne. Nasze zapotrzebowanie obejmowao rwnie pras wydawan w Lublinie. Jednoczenie podalimy dokadnie miejsce odbioru oczekiwanego zrzutu oraz nasze sygnay, to znaczy ilo ognisk, ich rozoenie oraz kolor rakiet. Tym razem miay one by zielone. Lotnicy z kolei mieli zapali zielone wiata na skrzydach i ogonach samolotw. Par minut pniej Saszka wystukiwa ju na swej tajemniczej, mikroskopijnej maszynce szyfr. W dwie godziny pniej mia otrzyma definitywn odpowied. Punktualnie co do minuty, w okrelonym czasie, zasiad ponownie przy swoim warsztacie. Z uwag wsuchiwa si w jemu tylko znane, tajemnicze dwiki. Wreszcie zapa zaszyfrowany tekst depeszy i szybko pobieg z ni do Kolki - szyfranta. Obaj przeoyli w kocu dziwaczny tekst na ludzki jzyk. W pitnacie bodaj minut potem obaj zameldowali si w sztabie. Jestemy gotowi wysa samoloty dzi lub jutro. Uzaleniamy to od was. Prosimy o ponowne poczenie si z nami. Pozdrawiamy - brzmia tekst depeszy z Lublina. Postanowilimy nie zwleka i odebra zrzut jeszcze tego samego dnia, a raczej podczas najbliszej nocy. Godzina bya wczesna, mielimy przed sob cay dzie. Wysalimy odpowied do Lublina i rozpoczlimy przygotowania do odbioru zrzutu. Wielu naszych partyzantw dziesitki ju razy uczestniczyo przy zrzucie broni i odbir zrzutu traktowao jak chleb codzienny. Ale na nowicjuszach wiadomo o przylocie goci zza frontu zrobia olbrzymie wraenie. Nie byo im si co dziwi - akcja taka zawsze stanowia pewn atrakcj. Tego wanie dnia z garnizonu w Starachowicach miao przyby do nas sporo nowych partyzantw. Dla nich odbir broni mia si sta szczeglnie wielkim wydarzeniem, upamitniajcym niejako dzie przybycia do oddziau poow go. Wyznaczeni oficerowie przygotowali polan ze znajomoci rzeczy. Zbierano chrust i ukadano go w wyznaczonych miejscach. Starzy partyzanci pouczali przybyych do oddziaw towarzyszy o ich czynnociach w czasie zrzutu.

O godzinie 17 Saszka jeszcze raz nada depesz, powiadamiajc Lublin, e jestemy przygotowani do odbioru i e w terenie nie stwierdzono adnych podejrzanych ruchw nieprzyjaciela. W odpowiedzi nadesza wiadomo, e przybd take dwaj oficerowie, ktrzy przywioz dla nas pienidze na ewentualny zakup ywnoci.

Zapad ju zmrok, gdy nagle na skraju lasu rozleg si energiczny gos wartownika. - Stj! Kto idzie? Odpowiedziay rne gosy: - Swj! - Aktyw PPR ze Starachowic! - Ju nas patrol konny zatrzyma... Wartownik zna swe obowizki. - Jeden podej do rozpoznania! Przed grup cieni wysun si jaki mczyzna. - Jestem Suchy! Ze Starachowic. Kierownik komrki partyjnej... Wartownik wskaza mu drog w gb lasu. - Podejdcie tam, do tego ogniska. Reszta sta w miejscu! - zwrci si do pozostaych, ktrzy zamierzali ju pj w lad za przywdc. Zatrzymali si, wzruszajc ramionami na tak widoczny brak zaufania okazany im przez wartownika. Nie znali jeszcze naszych zasad, praw waciwie, surowszych niekiedy ni w regularnej armii. Suchy ruszy w naszym kierunku. Dugi Janek wsta od ogniska i serdecznie przywita si ze starym, dobrym znajomym. - A gdzie twoi ludzie z garnizonu? - zapyta. - Jak to gdzie? Tam, w lesie! Nie chc ich przepuci. Obstawa dzi u was jak w twierdzy. - Tak musi by. I to zwaszcza dzi wanie. Zreszt zaraz ich tu sprowadzimy... Suchy pocz mwi o sytuacji w Starachowicach i w Radomiu. - Ze szkopami musi by bardzo le - stwierdzi. - Granatowi policjanci wiej ze suby jak szczury z toncego okrtu. Oglnie mwi si, e koniec jest bliski. Niemcw w Radomiu i w Starachowicach jest jednak nadal sporo i codziennie ich tam przybywa. Przerzucaj wielu z zachodniego frontu, cigaj Wgrw i wasowcw, prbuj ata dziury, jak si da i czym si da...

- A nastroje wrd Niemcw i ich wasali? - Prosty onierz ma tej wojny ju powyej uszu. Ale trzymaj go za gb, e nawet pisn trudno. Nad Wis broni nie zo, szkoda gada, trzeba bdzie ich gna do Berlina. Na to wyglda... - Macie dane, jakie jednostki przybyy nad Wis? Suchy sign do kieszeni. - Mam spisane na kartce i nazwy jednostek, i ich emblematy. A oto plan ich rozlokowania... Jak si przekonalimy, dane zebrane przez Suchego stanowiy wietny materia do przesania za Wis. Do ogniska podesza wreszcie gromada AL-owcw, ktrzy przybyli z Suchym, a ktrych tak niespodziewanie dla nich zatrzyma wartownik. - Oto moja armia - przedstawi modych partyzantw Suchy. - Jest wrd nich rwnie podporucznik Chmura. Ju od dawna prosi mnie, by go wzi do oddziau. Niezy chopak. Chmura - podnis gos - pozwl no tu do nas! Mody, sympatyczny czowiek zjawi si natychmiast i po wojskowemu zameldowa swoje przybycie. Podczas rozmowy z Chmur - Bolesawem azarskim - doszlimy do wsplnego wniosku, e lepiej pasuje do niego mniej powany pseudonim, czyli po prostu Chmurka. Od tej chwili nazywalimy azarskiego porucznikiem Chmurk. W pewnej chwili zbliy si do nas Saszka i szepn mi na ucho, e rozmawia z Lublinem i otrzyma now szyfrwk. Z jej treci wynikao, e samoloty bd u nas okoo pnocy. Przylecie miay trzy Douglasy. Lublin yczy sobie, aby po odbiorze zrzutu poda przez radio ilo odebranych workw. Nowo przybyli z garnizonu towarzysze Suchego zostali oddani pod opiek starym AL-owskim wygom. Oni wanie powiadomili nowicjuszy, e tej nocy zostanie odebrany zrzut broni i e trzeba przygotowa si do wielkiej roboty. - Bdziecie zwozi worki i czyci bro. Frajda nie z tej ziemi! Na kadej pepeszy kilo smaru potrzebnego do kuchni! Dla adeptw partyzantki bya to wiadomo niemal zaskakujca. Nie przypuszczali wcale, e ju pierwszego dnia stan si uczestnikami tak interesujcej operacji, o ktrej dotd zaledwie syszeli. - Czy aby na pewno przylec? - upewniali si raz po raz. - Dlaczego mieliby nie przylecie? Tak zostao ustalone. - Ale wiecie... Front... Maj tam swoje kopoty... Zreszt Niemcy... - O Niemcw to ju si nie martwcie, niech si oni sami o siebie martwi - odpowiadali leni wyjadacze. Wreszcie, kiedy wszystkie ju wtpliwoci zostay rozwiane, ze zdwojon energi i gorliwoci przystpili wszyscy do wykonania swych zada.

Powoli zbliaa si pnoc. Milky oywione rozmowy, z uwag wsuchiwano si w odgosy, ktre niosa noc. Siedzielimy wpatrujc si w niky ar ogniska. Kady teraz myla o jednym i tym samym: Czy wszystko odbdzie si zgodnie z przewidywaniami? W pewnej chwili skd z daleka echo przynioso seri wystrzaw. - Bij z diektiara1 - kto prbowa okreli bliej bro, z ktrej prowadzono ogie. Jeli to by w istocie erkaem Diegtiariewa, nasi gdzie pozdrawiali hitlerowcw. Wsuchiwalimy si w echo wystrzaw, oczekujc kolejnej serii. Las milcza jednak, cisza dzwonia w uszach. Nareszcie! Gdzie nad wierzchokami drzew pojawi si przytumiony warkot silnikw lotniczych. Wzmaga si z kad chwil. Samoloty nadlatyway punktualnie. Zapony w okrelonych miejscach ogniska. Warkot silnikw sycha byo ju nad polan. Pierwszy samolot zapali zielone wiata, w odpowiedzi wystrzelilimy zielon rakiet. Teraz dopiero rozpoczo si widowisko, na ktre czekalimy z tak niecierpliwoci. Na polanie zrobio si jasno jak w dzie. Z daleka wida byo sylwetki naszych chopcw, ktrzy wpatrywali si w samoloty krce na ciemnym tle nieba. Ogniska pony, owietlajc las. Blask by tak potny, e wida go byo chyba w Starachowicach. Nie martwio to nas bynajmniej. To Niemcy mogli odczu lk. Samoloty zatoczyy pierwszy krg. Zaczo si! Pierwszy Douglas nadlecia znad lasu, obniy lot i zrzuci trzy worki. Za nim nadlecia drugi, potem trzeci. Na spadochronach wisiao ju dziewi, po chwili jedenacie... trzynacie workw... Nad nami zawili te na spadochronach dwaj ludzie. Ich ldowanie ledziy setki par oczu. Za chwil samoloty nadleciay ponownie i kady z nich rzuci znw po trzy worki. By to niezapomniany wprost widok. Dziesitki spadochronw rozkwitay na tle nieba jak fantastyczne grzyby. Zbliajc si ku ziemi, rosy coraz bardziej. Po czwartej i ostatniej rundzie samoloty zapaliy wiata pozycyjne, przeleciay jak cienie nad polan i poegnay nas. W odpowiedzi machalimy do nich rkoma, pozdrawiajc, yczc pomylnego powrotu i... nastpnych odwiedzin. Warkot silnikw oddala si, cich i wkrtce zamilk zupenie. Ogniska zostay zgaszone i tylko w wietle ksiyca bielay plamy spadochronw, rozrzuconych na polanie i na pobliskich drzewach. Trzeba byo wszystko pozbiera, poselekcjonowa, uoy i zaadowa. Chopcy rozbiegli si po polanie. Zorganizowana zawczasu praca przebiegaa szybko i sprawnie. adowano na furmanki bro, wypeniano je trotylem i amunicj. Tej nocy wystarczyo roboty dla wszystkich. Piotr i Stiepan,
1

Rczny karabin maszynowy konstrukcji Diegtiariewa, uywany wwczas w Armii Radzieckiej i ludowym Wojsku Polskim, a take przez polskich i radzieckich partyzantw.

ktrzy przybyli z tamtej strony, przygldali si pracy naszych onierzy z zainteresowaniem. Zapytalimy ich, czy wiedz, ile zrzucono nam workw. Niestety nie wiedzieli. Powiedzieli nam tylko, e przed odlotem proszono ich, abymy jeszcze dzi przesali odpowied, ile workw zdoalimy odebra. Zaczo si sprawdzanie. Kto ile workw widzia? Zgodnie okrelono ich ilo na 36, co oznaczao, e wszystkie worki dostay si w nasze rce. Teraz trzeba byo ju tylko powiadomi Lublin o pomylnym odebraniu zrzutu i przesa lotnikom partyzanckie podzikowanie. Zaatwi to, jak zwykle od rki, nasz niezastpiony arcymistrz eteru, Saszka. Midzy innymi otrzymalimy radiostacj, podarunek szczeglnie cenny. Postanowilimy przesa j do batalionu im. Bema, dziaajcego w rejonie Piotrkw - Radomsko - Czstochowa. Batalion mg w ten sposb nawizywa bezporedni czno radiow take z Lublinem. Radiostacj i szyfry przewioza do towarzyszy Burskiego i Boruty Helena Gregorek - Tereska, ktrej towarzyszy radiotelegrafista. O wicie wszystkie prace zwizane z odebraniem zrzutu byy ju cakowicie zakoczone. Z radoci patrzylimy na rozoone przed nami prawdziwe skarby, z gry okrelajc oddziay, ktre bd dozbrojone w pierwszej kolejnoci. Nowicjusze ze Starachowic tego dnia mieli podwjny powd do radoci: nie tylko uczestniczyli w ciekawej akcji, ale wanie w jej wyniku otrzymali doskonae pepesze wprost z fabryki broni i do tego po p tysica sztuk amunicji na kadego. Szczciarze! - mwili o nich starzy partyzanci. Mieli racj. Nie zawsze i nie wszdzie tak bywao.

Partyzanckie niadanie
Noc bya niesamowita. Wiatr z diabelsk si hasa po konarach, wyginajc w uk pnie najstarszych nawet drzewek. Chwilami zdawao si, e nie wytrzymaj one ogromnego naporu jego siy i lada moment pkn z trzaskiem. Takiej wichury nikt z partyzantw jeszcze nie przeywa w lesie. Wysokopienne sosny, pod ktrymi siedzieli partyzanci, stkay jak okrtowe maszty podczas szalejcej burzy. Czasami zdawao si, e drzewa utrzymuj si jedynie dziki temu, e podpieramy je naszymi ciaami. W rezultacie zmaga z potnym ywioem niejeden pie musia w kocu ulec. Od czasu do czasu gdzie niedaleko jaka sosna-starucha walia si na swych najbliszych ssiadw. Sycha byo dokoa trzask amanych gazi. Tej okropnej nocy pragnlimy tylko jednego: aby jak najrychlej nadszed wit, ktry zazwyczaj uspokaja rozszalae ze duchy, niosc z sob cisz, a z ni i wytchnienie.

Czas, jak zwykle w takich okolicznociach, wlk si powoli. Kiedy wpatrzeni w niebo oczekiwalimy ju pierwszych sygnaw przedwitu, okazywao si, e bya to dopiero godzina pierwsza. Noc zdawaa si wlec bez koca. Rozszalaa wichura musiaa chyba z caego wiata ciga nabrzmiae deszczem chmury, by tu wanie, nad lasami winiej Gry, wyla z nich na ziemi ca ich zawarto. Deszcz la tak niemiosiernie, e pachty namiotw, chronionych zdawaoby si przez rozoyste gazie drzew, zwiotczay i przylgny do ziemi. Od czasu do czasu czer nisko nawisych chmur przecina purpurowy zygzak byskawicy. W lad za ni przelewao si pord drzew guche dudnienie grzmotu. Wreszcie, po dugim oczekiwaniu, poprzez zwaliska chmur przedziera si zacz upragniony wit. Woda spywaa w d tysicem strumykw. Musielimy natychmiast zmieni miejsce postoju i wbrew przyjtym zasadom rozbi obz w miejscu bardziej otwartym, grzystym, z ktrego woda zdya ju odpyn. Rozkaz o przygotowaniu si do wymarszu spowodowa wrd partyzantw oywienie. Mokrzy i zzibnici potrzebowali bowiem ruchu. Najlepsi znawcy lasw winiej Gry, w szczeglnoci zwiadowcy, ktrzy wydeptali w nich dziesitki i setki cieek i znali je jak swoj wasn kiesze, zaproponowali kilka miejsc na nowy postj. Z wielu propozycji wybralimy oczywicie najlepsz. Pierwsza wyruszya kompania gospodarcza, ktrej zadaniem byo przygotowanie onierzom niadania. Za ni dopiero wyruszyy po pewnym czasie gwne siy. Pewna cz oddziau rozpoznawczego pozostaa na starym miejscu w oczekiwaniu na te grupy, ktre lada chwila miay powrci z operacji nazywanej wwczas walk o szyny. Dzie gboko ju przenikn w lasy winiej Gry, gdy oddziay wyruszyy na wyznaczone miejsce postoju. Humor wrd onierzy zacz si poprawia, mimo e kbiaste chmury, ktre szybko przewalay si nad wierzchokami drzew, nie zapowiaday w najbliszym czasie dobrej pogody. Oddziay posuway si wolno, a onierze, w doszcztnie rozmokych butach, mieli niemao pracy przy usuwaniu powalonych na drodze drzew. Trzeba byo oczyci drog dla furmanek naadowanych amunicj i trotylem oraz dla wymoszczonych som wozw z rannymi partyzantami. Gdy oddziay wolno posuway si poprzez las, onierze z kompanii gospodarczej od godziny ju niestrudzenie pracowali na nowym miejscu postoju. Jedni z nich dmuchali w ognisko, by wydoby z niego wikszy pomie, inni nosili wod i nalewali do wielkich kotw. Trzecia za grupa zbieraa grzyby, malaki, ktrych tu rosa taka ilo, e mona by je po prostu kosi. Kompania aprowizacyjna, mimo e partyzanci chtnie opowiadali sobie o niej kaway, cieszya si jednak zrozumiaym szacunkiem i powaaniem. Jej dowdca nawet w najbardziej chude dni posiada w specjalnym worku troch cebuli, soniny i inne frykasy przeznaczone dla rannych i chorych. Szanowalimy go za to. Cenilimy go jednak rwnie za due poczucie obowizkowoci. Nikt i nigdy nie musia przypomina, co powinien robi dowdca kompanii gospodarczej, poniewa on sam o wszystkim i o wszystkich najlepiej pamita. Zawsze te w odpowiednim czasie postara si o pomoc, jeeli sam nie mg sobie z trudnociami poradzi, a przyzna trzeba, e trudnoci tych mia sporo, bo nieatw byo rzecz ywi setki ludzi w warunkach wojny partyzanckiej.

I tym razem przygotowanie niadania poszo sprawnie. Oo zblianiu si nowego empe informowaa nas smakowita wo pynca z niewidocznych jeszcze kotw. Zapach wzmaga si. - Grzybki! - kto poruszywszy nozdrzami rozpozna znajom potraw. - Nie grzybki, a malaczki - poprawi inny. - Jaka rnica! Jak dobrze zrobione, z masem, pieprzem, cebul, to i malaczki smaczne.- Z masem, pieprzem, cebul! Gdzie teraz takie dostaniesz? Bd same malaczki... - Same malaki? Gsiej skrki dostaj! - Wsuniesz i ze swoj gsi skrk, nie martw si! - A co mam robi? Na swj szkorbut wolabym co prawda przyzwoit marchew. - A ja to nie mam szkorbutu? Mam szkorbut, a mimo to malaczki lubi. Jeli czek jest godny, to i suchy chleb jest mu frykasem. Oddziay rozlokoway si na nowym miejscu. Uporzdkowano bro i amunicj, po czym z ulg przystpiono do zdejmowania przemoczonego, rozczapanego obuwia. Obolae, zaczerwienione nogi mogy wreszcie wypocz po trudach marszu. Dowdca kompanii gospodarczej zameldowa, e niadanie jest gotowe. Starych malakw nie zbierano, tylko modziutkie, sam cymes. Z chlebem natomiast bya gorsza sprawa. Mimo e chronilimy go wszystkimi sposobami, zmk na papk. Ale o wyrzuceniu mowy nawet nie byo. Zmieszalimy malakow ma z mazi chlebow i tak powstaa nowa, oryginalna potrawa. Nie bya ona co prawda smaczna, ale zawieraa troch skadnikw odywczych, najwaniejsze za byo to, e wypeniaa odek. W lesie rozlego si pobrzkiwanie naczy. Jedzono w ciszy i skupieniu, gd nie sprzyja na og nawizywaniu towarzyskiej konwersacji. Wrg malaczkw ukoczy swoj porcj jako jeden z pierwszych i ukradkiem spoglda teraz w stron kuchni. Za marchwi z pewnoci nadal tskni, ale malaczkami te nie gardzi. Na tym partyzanckim niadaniu apetyt dopisywa kademu.

Nadszed dzie
Ostatni nasz partyzancki Nowy Rok mielimy wita w Ptkowicach nad rzek Kamienn, gdzie od pewnego czasu przebywa najczciej Dugi Janek. Codziennie zmienialimy nasz kwater,

przenoszc si ze wsi do wsi. Podyktowane to byo zrozumiaymi wzgldami ostronoci, bowiem teren lea w pobliu frontu i by silnie obsadzony przez hitlerowskie wojska. Z nadejciem zimy ruch partyzancki na Kielecczynie zmieni swj charakter, przystosowa si niejako do trudnych warunkw atmosferycznych. Gdy w lecie na plan pierwszy wysuwaa si zdecydowanie walka oddziaw lenych, teraz ciar dziaania przesun si do garnizonw AL. Zasadnicze nasze oddziay przeszy lini frontu 28 padziernika, pozostae musiay si rozdrobni, by w oparciu o garnizony przetrwa najciszy okres. Front by ju blisko, ssiadowa z Kielecczyzn, a w miejscach rozbudowanych nadwilaskich przyczkw przebiega ju przez tereny wojewdztwa kieleckiego. Oczekiwalimy nowego, potnego uderzenia, wiedzc, e tym razem pjdzie daleko na zachd. Nie wykluczalimy, e bdzie ono moe i ostatnim uderzeniem, ktre dobije hitleryzm. Nie moglimy jak odgadn najwaniejszego: kiedy to uderzenie nastpi. Byy wrd nas na ten temat najrniejsze opinie. Do Ptkowic przyszlimy ze wsi Skarbka, gdzie kwaterowalimy poprzedniej nocy u komendanta rejonu, Wadysawa Siepietowskiego. W gospodarstwie Szumlakw zebrao si nas czterech: Janek Chechowski, Marian Janic, Jzef Jarosz i ja. Cho zbliaa si noworoczna noc, mao zwracalimy na ni uwag, zaprztnici nawaem biecych spraw. W dodatku wiadomoci, ktre nadchodziy z terenu, nic nam dobrego nie wryy. Hitlerowskie odactwo, z dnia na dzie coraz bardziej ogarniane strachem, stawao si jednoczenie coraz bardziej agresywne i niebezpieczne. Kada nasza kwatera wymagaa pewnego zabezpieczenia na wypadek niespodziewanego najcia hitlerowcw. Podobnie jak gdzie indziej, rwnie w domu Szumlakw zabezpieczenie takie stanowi tak zwany bunkier, bdcy przemylnie urzdzon kryjwk, bunkier Szumlakw wyrnia si nawet sw oryginaln budow, co zwikszao znakomicie bezpieczestwo znajdujcych si w nim osb. Aby dotrze do niego, wchodzio si do stojcej na podwrzu szopy, gdzie w klepisku, pod kurnikiem, znajdowa si otwr osonity pokryw. Klapa ta, cho zamaskowana, moga zwrci uwag penetrujcych szop, lecz, gdyby nawet j odkryli, czekao ich rozczarowanie, bowiem pod klap znajdowao si ciasne pomieszczenie o cianach z desek, wygldajce na skrytk. Znajdowaa si tam istna rupieciarnia i nikt chyba nie domyliby si, e skrytka jest czym w rodzaju przedpokoju do bunkra. Jedna z jej cian odsuwaa si i wchodzio si wwczas do podziemnego tunelu, tunel ten na kocu rwnie by zabezpieczony ruchom cian i dopiero za ni mieci si waciwy bunkier, dugi na jakie trzy i p metra, z silnym drewnianym stropem, z ktrego na powierzchni ziemi wid przewd wentylacyjny. W bunkrze znajdoway si dwie prycze, skrzynia z broni i amunicj oraz nawet tak poyteczne dla pracy konspiracyjnej sprzty, jak maszyna do pisania i powielacz. Miejsce to istotnie zapewniao bezpieczestwo, jeli nie cakowicie, bo trudno byo wykluczy przypadki, to z pewnoci w bardzo wysokim stopniu. Jednak do bunkra udawalimy si z koniecznoci, bowiem jego wad, mimo przewodu wentylacyjnego, by saby dopyw powietrza. Po spdzonej w nim nocy czowiek czu si jak oczadziay. Trudno jednak byo domaga si od budowniczego, aby zainstalowa tam jeszcze pomp powietrzn. I bez tego bunkier braci Szumlakw zasugiwa na najwysze uznanie. Zasiedlimy w mieszkaniu, nie korzystajc na razie z bunkra, i zapomniawszy o takim dziwie jak wieczr sylwestrowy, pogrylimy si w dyskusji na najbardziej aktualne tematy.

Nadejcie nowego, 1945 roku, roku ostatecznego zwycistwa, zwiastoway nam katiusze, doskonale ju wwczas znane Niemcom. Strach przed si ich ognia by ogromny. Odgrywa tu rwnie sw rol czynnik psychiczny. Gdy Polak w rozmowie z Niemcem wspomnia o katiuszy, rozmowa natychmiast si urywaa. Niemiec mimo nagabywania nie chcia nic na ten temat mwi. Niekiedy tylko, gdy mia w czubie, wpada we wcieko albo te paka po prostu z niemocy. By pny wieczr, gdy ze wschodu dobiega nas kanonada. Od czasu gdy front osign Wis, znalimy ten gos radzieckiej potgi, tym jednak razem sia ognia bya wyjtkowo dua. By moe zwielokrotni j jeszcze w naszych uszach wschodni wiatr. Wyszlimy na podwrze. Huk wzmg si w mronym powietrzu jeszcze bardziej. Od czasu do czasu, niemal rytmicznie, drgaa ziemia. Wybuchay jednoczenie cae setki pociskw. Zdawao si, e w ziemi wali jaki gigantyczny mot. Ta nawaa ogniowa sprawiaa na nas potne wraenie, cho bylimy od niej do znacznie oddaleni. Mona wic byo wyobrazi sobie, co przeywali wwczas hitlerowcy, gotujcy si wanie do obchodu Nowego Roku. Stalimy pod rozgwiedonym niebem peni najradoniejszych uczu. - Moe ju si zaczo? - zastanawia si Marian. - Grzej porzdnie - oceni artylerzystw Jzef Jarosz. - Dawno ju powinno si zacz, kto wie, czy wanie nie teraz... - Chyba jednak jeszcze nie - rzuci Janek. - Wisa nie zamarza, woda pynie, a to zawsze przeszkadza. Co innego, gdyby stana, i to jeszcze z pmetrowy lodem. Mieliby si fryce z pyszna. - To te racja, ale jakkolwiek by byo, Rosjanie maj na odcinku stu kilometrw trzy przyczki, wic na lodowym mocie nie bardzo im chyba zaley - polemizowa kto. - Wystarczy im to do rozpoczcia. - A w dodatku taki Sylwester nadaje si na zaskoczenie wietnie. Niemcy najmniej chyba tego mogli si spodziewa... Teraz dopiero przypomnielimy sobie, e ju za nieca godzin nadejdzie Nowy Rok, a wraz z nim nowe nadzieje, tym razem ju tak bardzo realne. Dawno ju znalelimy si z powrotem w izbie, a kanonada trwaa nadal. Wrcilimy oczywicie do dyskusji o ofensywie, bo trudno byo o czym innym mwi w t jedyn, niezapomnian, sylwestrow noc. Orkiestra katiusz dawaa wietny, cho moe zbyt jednostajny, podkad muzyczny pod nasze wywody. - Dochodzi dwunasta - oznajmi w pewnej chwili gospodarz, Jan Szumlak. Spojrzelimy na zegarki. Jak zwykle, kady z nich wykazywa pewne odchylenia od rzeczywistego czasu, byy one jednak tym razem drobne. Do przeomu dwch lat brakoway ju tylko sekundy. Wstalimy z miejsc, aby zoy sobie wzajemne yczenia, gdy w tym momencie kanonada ucicha, jakby noem uci. Umiechnlimy si do siebie. - To chyba teraz jest punktualnie dwunasta - odezwa si Janek. - Za chwil zaczn pewnie na nowo, oczywicie, jeeli to ma by wicej anieli powitanie Nowego Roku.

W nasze uszy, ju przywyke do guchego dudnienia, wdara si teraz niezwyka wprost cisza. Tak wic godzinny co najmniej ogie radzieckiej artylerii okaza si rzeczywicie swoistym noworocznym podarkiem dla hitlerowcw, zapowiedzi jednoczenie tego, co miao ju rycho nastpi. Od tej pory front by spokojny. Dopiero 12 stycznia spokj ten przerway miliony pociskw, padajcych na hitlerowskie stanowiska. We wrzeniu 1939 roku nad Polsk nadcigna burza. Teraz burza ta osigaa swj kulminacyjny punkt, wanie nad Wis. Hitlerowska przemoc, pdzona setki kilometrw przez onierza radzieckiego i jego serdecznego przyjaciela znad Wisy, musiaa regulowa ostatecznie historyczny rachunek. Styczniowe dni byy pogodne, lecz syszelimy o tym tylko od naszych gospodarzy, bowiem czas spdzalimy w bunkrze Szumlakw, znw wsplnie z Dugim Jankiem, Marianem Janicem i Wickiem Jaroszem. wieym powietrzem cieszylimy si tylko noc, podziwiajc, jak potrafi by aromatyczne po cikim zaduchu bunkra. Sytuacja nie pozwalaa jednak na swobod. Koncentracja Niemcw na terenach przyfrontowych wzrosa ogromnie, niespodziewane obawy byy na porzdku dziennym. Hitlerowcom chodzio gwnie o si robocz do budowy umocnie nad Wis, apanki stay si wic nagminne. Pewnego razu Marian Janic, ktry zapuci si do daleko w celu zasignicia jzyka - chodzio gwnie o zbadanie nastrojw w oddziaach wgierskich i wasowskich dosta si do wsi, w ktrej wanie wszystkich mczyzn zabierano do robt przy budowie umocnie. Gdy dowiedzielimy si o tym, odczulimy zrozumiay niepokj, ale ju za kilka godzin otrzymalimy wiadomo, e Marian wraca wieczorem i e ma interesujce spostrzeenia. 12 stycznia, gdy ofensywa radziecka na przyczku sandomierskim ju si rozpocza, nie wiedzielimy jeszcze o tym. Czulimy jednak, e co wisi w powietrzu, bowiem poinformowano nas, e na poudniu jednostki niemieckie rozpoczy jakie ruchy. Jednake ju nastpnego dnia, wczesnym rankiem, otrzymalimy wiadomo o gwatownym wycofaniu si Niemcw. Na poudniu, w okolicach Sandomierza, front musia ruszy. Byo to jeszcze tylko przewidywanie, nie mielimy stuprocentowych danych o ofensywie, a w szczeglnoci o kierunkach gwnych uderze radzieckich. Tak czy inaczej naleao si przygotowa na wkroczenie wojsk wyzwoleczych, ktre, jak si pniej przekonalimy, w tym czasie amay przyfrontowe pasy umocnie. Wydalimy w zwizku z tym odpowiednie rozkazy do naszych jednostek. Jeden z nich mwi midzy innymi:

...Gdy tylko poka si czoowe oddziay wojska Polskiego zza Wisy lub oddziay Armii Czerwonej - dowdcy baonw i kompanii powinni natychmiast wej w kontakt z dowdcami czowek, udzieli im szczegowych informacji na podstawie danych, jakie bd w ich posiadaniu, i przydzieli czowkom z utworzonych sekcji przewodnikw, ktrzy mogliby niepostrzeenie przeprowadzi oddziay bocznymi drogami i lasami na tyy wroga w danym przez czowki kierunku...

16 stycznia wyjechalimy z Ptkowic do Tarowa, gdzie - jak nam zameldowano - wkroczyy pierwsze oddziay radzieckie. Spieszylimy co si na to spotkanie, nie dowierzajc sobie samym, e tak upragniona chwila wreszcie nadesza. Niemcw nie ujrzelimy ani na lekarstwo. Ludzie, spotykani po drodze i o nich zapytywani, machali tylko lekcewaco rkami. W oczach ich malowaa si rado z odzyskanej wolnoci. Dostalimy si nareszcie do Tarowa, gdzie mylami bylimy ju co najmniej od godziny. Gdy ujrzelimy pierwsze radzieckie mundury, rado cisna nam garda. Chwila niepowtarzalna. Chwila i cae wielkie przeycie. W osiedlu panowa jaki odwitny nastrj. Niemal co krok spotykao si widoki, ktrych nie sposb zapomnie. Oto jaka staruszka klka na ziemi, obja nogi radzieckiego onierza i trzymaa je bez sowa. Jej niema podzika za przyniesion wolno bya tak wymowna i tak przy tym wzruszajca, e przechodnie zagryzali wargi i ocierali zy. Nieco dalej may chopiec rzuci si na szyj jakiemu zdroonemu piechurowi, z trudem wydobywajc z siebie jedno tylko sowo: Bracie... Temu chopcu hitlerowcy zabili na jego oczach ojca. Ludzie wychodzili z potwornych nor, gdzie chronili si przez dugie dni przed rozjuszonymi hitlerowskimi bestiami. Wida byo, jak ich oczy z trudem znoszce nawet anemiczny blask zimowego soca rozgldaj si bacznie za onierskim mundurem, aby wyrzec choby jedno sowo podzikowania. Dalej inna znw scena. Nadchodzi drog radziecki onierzyk, mody, mizerny chopaczek, wygldajcy najwyej na czternacie lat, w ogromnych jak na niego buciorach i sigajcym kostek paszczu. Na ramieniu karabin, wikszy od jego waciciela. Typowy syn puku, zapewne sierota, przygarnity przez onierzy gdzie podczas ich wojennej wdrwki. Chopiec przystaje, zatrzymuje jakiego mczyzn i pyta: - Diadia, a do Berlina daleko? Kady, kto przeywa okupacj i tskni za wyzwoleniem, kreli z pewnoci w mylach obraz pierwszego dnia wolnoci taki, jaki uznawaa najpikniejszy. Namalowaem i ja dzie wyzwolenia w marzeniach. Przyzna musz, e to, co ujrzaem w maym, zabiedzonym osiedlu, dorwnywao memu wynionemu obrazowi. Nie byo to jakie subiektywne tylko odczucie, widziaem bowiem twarze innych ludzi, w ktrych wwczas mona byo czyta wszystko. Spotkalimy si z dowdc radzieckiej dywizji, pukownikiem, ktrego nazwiska ju nie pamitam. Po wzajemnym przedstawieniu si i serdecznym powitaniu zaproponowalimy mu oddanie do jego dyspozycji oddziau specjalnego, ktry by mg poprowadzi jednostk w kadym najdogodniejszym dla niej kierunku. Pukownik podzikowa z umiechem. Poprosiwszy nas do stou, rozoy map, poznaczon strzaami i strzakami. - Nasze wojska s ju za Kielcami - oznajmi. Nie moglimy ukry zdumienia. Takiego tempa natarcia nie spodziewalimy si. Gdy wyznalimy to pukownikowi, ten uzna za stosowne zorientowa nas w aktualnej sytuacji. Okazao si, e wiksze

oddziay radzieckie, po zdruzgotaniu frontowych linii niemieckich, wysuny si daleko naprzd, znacznie dalej, ni przypuszczalimy. - Co z Warszaw? Co z odzi? - zapytalimy pukownika w podnieceniu. - Poka nie znaju, no ja dumaju, szto ue niedogo. Moet byt zawtra, ili poslezawtra... Kak my ue paszli, to piered nami tolko Berlin. Trudno byo uwierzy: jutro, pojutrze... To bya muzyka, a nie zmczony gos radzieckiego oficera. Spotkanie nasze miao niezwykle serdeczny przebieg, bo te byo spotkaniem niezwykym: po wielu dugich miesicach oczekiwania spogldali sobie wprost w oczy wsptowarzysze w walce z hitleryzmem, onierze wojsk regularnych i partyzanci. Mielimy okazj jeszcze tego samego dnia oglda powitanie oddziaw radzieckich w Ptkowicach, gdzie ju urzdowaa i rada narodowa, i milicja, zorganizowana przez Janka Chechowskiego. Po zaatwieniu tu szeregu spraw, zwizanych gwnie z tworzeniem terenowej wadzy ludowej, wyruszylimy dnia nastpnego do wyzwolonego Ostrowca, gdzie rada narodowa urzdowaa ju rwnie. Spotkalimy tu wielu wsptowarzyszy walki, wrd nich Bystrego - Mariana Stanika, Zapor - Wadysawa Kowalskiego, Zygmunta - Henryka Poowniaka, Brzoz - Czesawa Boreckiego, Wadysawa Siepietowskiego i wielu innych dziaaczy partyzanckich. Swobodne poruszenie si po miecie, wzajemne spotkania i odwiedziny bez adnych ogranicze, polskie mundury noszone na ulicy, robotnicza milicja z opaskami - wszystko to wydawao si nam jeszcze jak gdyby nierealne. Myli nie naday za przemianami. Gdy one yy jeszcze dniem wczorajszym, mymy ju osignli nowy poranek. Trudno byo si przestawi; wiadczyy o tym nawet pewne odruchy, echo przyzwyczaje ludzi podziemnego frontu.

Po zaatwieniu najpilniejszych spraw organizacyjnych wyruszylimy z Chechowskim, Janicem, Poowniakiem i kilkoma innymi towarzyszami do Lublina dla nawizania kontaktu z przebywajcym tam kierownictwem centralnym partii. Aby jednak tam si dosta, trzeba byo uzyska swego rodzaju przepustki, ktre obowizyway kadego, a ktre wystawi mg odpowiedni urzd pastwowy. Okazao si, e w naszym przypadku kompetentne jest starostwo w Opatowie. Udalimy si wic tam i poczlimy szuka budynku starostwa. C to byy za czasy! W caym budynku ocala tylko jeden pokj, w tym pokoju za urzdowa jeden tylko czowiek: sam starosta opatowski. Mona sobie wyobrazi, co si tam dziao. Przyzna jednak musz, e w kadym razie nie byo adnych zbdnych biurokratycznych formalnoci. Interesant zaatwiany by od rki, z szybkoci nadzwyczajn. Rwnie i my otrzymalimy nasze delegacje bez trudu i natychmiast ruszylimy przez Sandomierz i Rozwadw do Lublina. Cz drogi odbywalimy samochodami, cz pocigiem. Tereny zawilaskie i tak dobrze mi znana Lubelszczyzna przedstawiay ju inny widok ni obszary nowo wyzwolone. Przede wszystkim zna byo wyranie miesice zagospodarowania, cho nie mino ich wiele. Przed naszymi oczami pocz przebiega jak gdyby kolorowy film, peen zupenie nowych dla nas scen, dla nas, ludzi chodzcych dotd wasnymi, innymi drogami. Pocigami jechalimy oczywicie bez biletw, cho kasy biletowe na stacjach Lubelszczyzny ju funkcjonoway. Obsuga pocigw tolerowaa nas, co uwaalimy za zupenie naturalne, jednake na

dworcu w Lublinie spotkaa nas niespodzianka: przy wyjciu zadano biletw. Gdy zaprotestowalimy, natychmiast wczya si do akcji stra kolejowa. Incydent ten mia o tyle dobr stron, i dziki niemu wanie kierownictwo nasze dowiedziao si, e delegacja z Obwodu Kieleckiego znalaza si w Lublinie. Ruszylimy w kocu ulicami Lublina do siedziby Komitetu Centralnego. Serca biy silnie na sam myl, e spotka mamy najbliszych towarzyszy w innych zupenie ni dotd warunkach, ju w Ludowej Polsce, o ktrej nilimy latami. Po drodze setki przechodniw. Wielu z nich spogldao na nas z yw ciekawoci. W kouchach, z kijami w rku, wygldalimy zapewne dziwnie na tle ustabilizowanego ju ycia wczesnej stolicy. Najwiksze jednak zainteresowanie wrd przechodniw wzbudza Janek Chechowski, ubrany w dugi kouch, z skatym kijem w rku i do zawadiack min. Milicjant strzegcy budynku KC wyszed nam na spotkanie i zapyta ostrym nieco tonem o przepustk. W Janka wstpi duch przekory. - Jak przepustk? - zdziwi si. - A skde to przyszlicie, chopie, e nie wiecie o przepustce? - odrzek milicjant. Janek, uznany w ten sposb za chopa, odwrci si od nas i zawoa: - Patrzcie no, co te komunisty wymyliy, przepustki jakie! Milicjant, mody, dziarski chopak, niedawny jeszcze partyzant, nie pozna si wida na arcie i w mig zawoa kolegw. - Jemu si komunici nie podobaj - owiadczy przybyym. - Ktremu? - Chyba wszystkim, ale temu najbardziej - tu wskaza palcem na Janka. Ogarna nas wesoo, cho szorstkie pocztkowo zachowanie milicjanta niezbyt nam si podobao. Przybyy komendant budynku szybko wyjani spraw. Janek nie omieszka oczywicie przy tej sposobnoci wygosi do milicjantw kilka sw, by wyrazi w nich swe niezadowolenie. Mielimy ochot artowa, jak nigdy dotd. Na twarzach ludzkich zagoci na trwae odnaleziony umiech. Weszlimy do budynku KC i niezadugo znalelimy si wraz z Jankiem Chechowskim w pokoju generalnego sekretarza partii. Zdalimy wsplnie tow. Wiesawowi relacj z naszego pobytu za frontem, z rozwoju dziaalnoci PPR i AL, z przebiegu caej walki o wyzwolenie, prowadzonej na Kielecczynie. Tow. Wiesaw sucha nas uwanie. Gdy skoczylimy, powiedzia:

- Mielicie trudne dni. Wiedzielimy o tym. Ale to ju za wami. Przed wami teraz porzdny kawa roboty. Jedcie do odzi.

Wrzesie 1939. Niemcy wkraczaj do polskiego miasta

Ojciec

Syn

Na gruzach rodzinnego domu

Warszawscy gazeciarze

apanka gazeciarzy

Marceli Nowotko Stary pierwszy sekretarz KC PPR

Pawe Finder

Ignacy Loga-Sowiski - Igna

Franciszek Jwiak - Witold

Wadysaw Gomuka - Wiesaw (zdjcie z lat okupacji)

Aleksander Burski - Julian

Czesaw Szymaski - Ceniek

Napis na murze w Ostrowcu witokrzyskim

Sztandar PPR z 1942 r. Trzyma go Janina Janic

Stanisaw Dziaek

Tadeusz Gbski

Ciotka Mikoajczykowa

Siedz od lewej: Bolesaw Kowalski, Mieczysaw Moczar, Franciszek Zwoliski

Stanisaw Gajek

Adela Jaronowska

Rodzina Wedmanw

Leon Koczaski

Zdzisaw Lisowski

Stanisaw Madej

Stefan Przybyszewski

Jan Szwajda

Bronisaw Znojek

Pocig na linii Dblin - ukw, wysadzony przez partyzantw z batalionu im. Jana Hooda

Hilary Chechowski - Dugi Janek

Jan Hood - Kirpiczny

Partyzanci z grupy operacyjnej im. Tadeusza Kociuszki

Grzegorz Korczyski - Grzegorz dowdca grupy operacyjnej im. Tadeusza Kociuszki, a nastpnie dowdca Obwodu II (w 1944 r.)

Partyzanci Gwardii Ludowej z batalionu Jana Hooda

Od prawej: Antoni Pale - Jastrzb i Micha Atamanow Miszka Tatar, dowdcy oddziaw partyzanckich

Maria Sidor - Marysia

Stanisawa Siedlecka - Ewunia

Bolesaw Bierut, przewodniczcy KRN

Oddzia partyzancki AL. Pod dowdztwem Bolesawa Kowalskiego Cienia

Edward Gronczewski - Przepirka

Jan Wyderkowski - Grab, czonek sztabu Obwodu II

Stanisaw Szot - Kot, czonek sztabu Obwodu II

Partyzanci AL. W lasach parczewskich. Wiosna 1944

Partyzanci z batalionu im. Jana Hooda

Oddzia partyzancki Zbigniewa Pietrzyka

Stanisawa Sternik Stasia

Jan Sawiski Tyfus, sekretarz PPR Obwodu II

Autor w lasach parczewskich, 1943

Teodor Albrecht Fiedia, czonek sztabu Obwodu II

Kazimierz Sidor kruk, czonek sztabu Obwodu II

Ignacy Borkowski - Wicek dowdca brygady AL

Wacaw Czyewski - Im, dowdca oddziau partyzanckiego oficer sztabu Obwodu II

Stefan Skrzypek - Sowik, dowdca oddziau partyzanckiego

Wacaw Rzga - Stefan, zastpca dowdcy brygady

Micha Wojtowicz - Zygmunt, pierwszy dowdca Obwodu II

Pawe Dbek - Pawe, dowdca okrgu lubelskiego

Stoj od lewej: Tadeusz Szymaski Lis, Feliks Kozera - Jdru' i Wadysaw Skrzypek - Orze

Kompania Armii Ludowej pod dowdztwem Jana Litki - Janka

Fotokopia z Gwardzisty, organu Gwardii Ludowej

Szaniec

Jan Dadun - Janusz

Franciszek Woliski - Franek

Partyzanci w Ostrowiu Lubelskim

Autor ze swym adiutantem

Poar w wytwrni pokadw kolejowych w Lipie na Lubelszczynie

Irka Tomasiak

Ewa Tomasiak

Fotokopia listu przesanego z wizienia przez Irk i Ew do matki

Fotokopia listu przesanego z wizienia przez Irk i Ew do matki

Fotokopia listu przesanego z wizienia przez Irk i Ew do matki

Od prawej: Wacaw Czyewski Im, Kazimierz Sidor Kruk i Ryszard Postowicz Murzyn

Oddzia AL. Pod dowdztwem Stanisawa Gajusia Stacha, w Rudce Starociaskiej

Dowdca Gwny AL. gen. Micha ymierski Rola

Oddzia GL w walce na terenie Lubelszczyzny

Obawa niemieckich oddziaw pacyfikacyjnych w Lubelskiem

Obawa niemieckich oddziaw pacyfikacyjnych w Lubelskiem

Stanisaw Glinka - Wrzos, oficer przy sztabie Obwodu II

Zygmunt Goawski - Niwa, organizator oddziaw partyzanckich, dziaacz konspiracyjnych rad narodowych, komendant BCh

AL-owcy w czasie koncentracji koo Huty Torobiaskiej

Niemcy w akcji (dokumentalne zdjcie niemieckie z walk pod Rblowem)

Stanowiska AL.-owcw

Partyzanci z Ostrowia Lubelskiego pod dowdztwem Jzefa Gruszczyka

Wodzimierz Gensiarski, dowdca oddziau partyzanckiego

Gustaw Alef-Bolkowiak, dowdca oddziau partyzanckiego

Zwiad 1 Brygady Armii Ludowej im. Ziemi Lubelskiej

W lasach ieckich, rok 1944. Od lewej: Antoni Radusiski Antek, Eugeniusz Iwaczyk Wilicz i Marian Stanik Bystry

Bolesaw Boruta - Hanicz, dowdca 3 Brygady im. gen. Bema

Lubelszczyzna. Wysiedlanie

Wysadzony pocig na linii Skarysko Kielce (1943)

Jeden z oddziaw partyzanckich AL na Kielecczynie. W rodku siedzi doktor Karol, lekarz partyzancki, oficer Armii Radzieckiej. Stoi w rodku (w berecie) Zdzisaw Stanik

Aleksander Skotnicki Zemsta, dowdca batalionu, w grupie partyzantw

Ryszard Nazarewicz - Stefan, czonek dowdztwa Brygady im. Bema

W lasach bodzechowskich, czerwiec 1944. Midzy innymi: M. Barya sekretarz III Obwodu PPR, H. Poowniak, W. Sobczyski i J. Rybkowski. Pierwszy od lewej siedzi Bystry - Stanik, obok Sok - Niewiadomski, Saszka stoi trzeci z lewej

Dziewczyna w polskich oddziaach partyzanckich

Partyzanci z 3 Brygady im. Gen. Bema: Jerzy Stelak =- Kruk, dowdca batalionu i Czesaw Kubik Pawe, dowdca 1 batalionu

Jzef Jarosz - Wicek, dowdca okrgu AL

Wasyl Wojczenko - Sasza, dowdca oddziau partyzanckiego

Marian Spychalski - Marek, czonek delegacji KRN, wrd onierzy 1 armii WP na ziemi radzieckiej

Jzef Sobiesiak - Maks, dowdca Brygady Grunwald

Czesaw Borecki - Brzoza, dowdca jednego z pierwszych oddziaw GL

Lasy kieleckie, 1944. Od lewej: Mieczysaw wiostek - Rg, Henryk Poowniak - Zygmunt, Feliks Adrian - Felek, Eugeniusz Iwaczyk -Wilicz

Pocig wysadzony przez partyzantw na Kielecczynie

Tadeusz Maj - okietek, dowdca 2 Brygady AL wit

Stefan Szymaski - Gral, dowdca 2 ba talionu

Grupa partyzantw z Brygady AL im. Ziemi Kieleckiej

Tadeusz cki - Orkan, szef sztabu 2 Brygady AL wit, pniej dowdca Brygady

Mieczysaw wiostek - Rg, jeden z organizatorw witu, pniej czonek sztabu Obwodu III

Maria i Jan wiostkowie

Egzekucja we wsi Raszki koo Radomia

Wadysaw Sobczyski Jurand

Bolesaw azarski Chmura, dowdca batalionu w 1 Brygadzie AL

Partyzanci z Brygady AL. wit

Oddzia partyzantw AL. Na Kielecczynie

Wanda wiostek

Spirydion Dziubiski - Zemsta, wsporganizator witu

Wadysaw Kowalski - Zapora, jeden z organizatorw PPR na Kielecczynie

Szef suby sanitarnej III Obwodu AL, dr Helena Wolf - Anka. Obok por. Bocian

Franciszka Chrabszcz, partyzancka ciotka z Zalezianki

Katarzyna Rokita, ciotka z Wiktoryna

Maria Klecha

Fotokopia sprawozdania oficera NSZ w sprawie Marii Klechy

Sztab III Obwodu AL. Stoj od lewej: kpt. Henryk Poowniak, pk Mieczysaw Moczar, Hilary Chechowski. W pozycji siedzcej pierwszy od prawej: Marian Janic, obok Spirydion Dziubiski

Jzef Niewiadomski - Sok dowdca zwiadu

Micha Jaworski, dowdca specgrupy minerw

Partyzanci z brygady AL pod dowdztwem Tierentija Nowaka - Piotra, na biwaku

Budynek dworcowy stacji kolejowej Stporkw

Transport amunicji dla frontu wschodniego zbombardowany przez samoloty radzieckie na stacji Stporkw

Zniszczony transport na stacji Stporkw

Nadludzie w akcji

Partyzanci Armii Ludowej

Partyzanci Armii Ludowej wkraczaj do Lublina. Od lewej: dowdca Obwodu II pk Grzegorz Korczyski - Grzegorz

Napis na murze (Warszawa, stycze 1944)

Dzie Zwycistwa 1945 r. Od lewej: komendant MO woj. dzkiego pk Borkowski, autor, dowdca garnizonu dzkiego gen. Furt

Odsonicie pomnika ku czci walk partyzanckich w Puawach

Spotkanie po latach. Autor i Wadysaw Kowalski Zapora

Autor

Opracowanie graficzne: Jan Rakoczy Autorzy zdj: Jzef Gruszczyk, Feliks Jarmu, Marian Nowak, Jerzy Tomaszewski, Tadeusz Wjcik Zdjcia ze swych zbiorw udostpnili: Jzef Gruszczyk, Stanisaw Glinka - Wrzos, Marian Janic, Kazimierz Karwacki, Tadeusz Mazur, Mikoaj Meluch, Mieczysaw Moczar, Jan Naumiuk (Kielce), Jan Naumiuk (Lublin), Andrzej Pierzchaa, Marian Stanik, Stefan Szczepaski, Jerzy Tomaszewski, Tadeusz Wjcik, Zakad Historii Partii przy KC PZPR, Komitet Wojewdzki PZPR - Kielce, Komitet Wojewdzki PZPR - Lublin, CAF Redaktorzy: Micha Wierzcho, Krystyna Juriewicz Redaktor techniczny Stanisaw Maecki Korekta: Zesp Copyright by Krajowa Agencja Wydawnicza KRAJOWA AGENCJA WYDAWNICZA RSW PRASA-KSIKA-RUCH WARSZAWA 1979 Wydanie dwunaste uzupenione. Nakad: 25.000+200 egz. w opr. brosz., 5.000+ 150 egz. w opr. tw. Objto: ark. wyd. 23,0, ark. druk. 27,75/A. Papier powlekany kl. V, 90 g B1 Skad, przygotowalni i druk ilustracji wykonay Zakady Graficzne Dom Sowa Polskiego. Druk tekstw i opraw wykonaa Drukarnia im. Rewolucji Padziernikowej. Warszawa, ul. Miska 65. Nr prod. XII-5/3109/78 Zam. 1740/78. C-43 Cena egz. w opr. brosz, z 70.-, w opr. twardej z 90.-

You might also like