Professional Documents
Culture Documents
ISBN 978-83-751-5785-7
www.otwarte.eu
Zamówienia: Dział Handlowy, ul. Kościuszki 37, 30-105
Kraków, tel. (12) 61 99 569
Zapraszamy do księgarni internetowej Wydawnictwa
Znak, w której można kupić książki Wydawnictwa
Otwartego: www.znak.com.pl
woblink.com
Dla Carol Keith McWilliams
Drodzy Czytelnicy,
Maybe Someday to nie tylko książka. To
eksperyment, którym z radością chcielibyśmy się z
Wami podzielić.
Mieliśmy ogromną przyjemność współpracować ze
sobą podczas tworzenia ścieżki dźwiękowej
towarzyszącej tej opowieści. Staraliśmy się zapewnić
Wam jedyne w swoim rodzaju doświadczenie
czytelnicze.
Najlepiej słuchać piosenek wtedy, gdy ich teksty
pojawiają się w książce. Żeby to było możliwe, musicie
zeskanować kod, który znajduje się poniżej. Umożliwi
Wam on dostęp zarówno do piosenek, jak i do
dodatkowych materiałów, z których dowiecie się więcej
o naszej współpracy.
Dziękujemy, że zdecydowaliście się uczestniczyć w
tym projekcie. Był on dla nas, twórców, niesamowitym
przeżyciem. Mamy nadzieję, że będzie nim również dla
Was.
Colleen Hoover i Griffin Peterson
Sydney
Sydney
Ridge
Sydney
Puść mi SMS-a.
Mam pytanie.
Ja: Co to za pytanie?
Wrrr!
Ridge
Kurde, niezła jest. Naprawdę niezła. Brennan
zakocha się w tym tekście. Wiem, że będziemy musieli
podpisać z nią umowę i coś jej odpalić. Ale opłaca się,
zwłaszcza jeśli pozostałe teksty są tak dobre jak ten.
Pytanie tylko, czy Sydney zgodzi się nam pomóc.
Wyraźnie nie wierzy w swój talent. To jednak
najmniejsze z moich zmartwień. O wiele większym jest
to, jak przekonać ją do tego, żeby przysłała mi więcej
tekstów. Albo zgodziła się napisać je razem ze mną. Nie
wydaje mi się, żeby jej facet był tym zachwycony. Skoro
już o nim mowa, to w życiu nie widziałem większego
dupka. Wczoraj wieczorem wyszedł na balkon i całował
oraz tulił Sydney jak najtroskliwszy chłopak pod
słońcem. A potem, ledwie dziewczyna weszła do
mieszkania, pojawił się na balkonie z tą drugą laską.
Sydney pewnie akurat brała prysznic, bo tych dwoje
zachowywało się tak, jakby mieli włączony minutnik.
Laska otoczyła go nogami w pasie i zaczęła całować
szybciej, niż zdążyłem mrugnąć okiem. I to wcale nie
zdarzyło się pierwszy raz. Ciągle jestem świadkiem
takich scen.
Tak naprawdę nie do mnie należy informowanie
Sydney o tym, że jej chłopak pieprzy jej współlokatorkę.
A już na pewno nie napiszę jej o tym w SMS-ie. Ale
gdyby Maggie mnie zdradzała, oczywiście chciałbym
o tym wiedzieć. Po prostu nie znam Sydney jeszcze na
tyle dobrze, żeby mówić jej o takich rzeczach. A poza
tym osoby przekazujące złe wieści zwykle obwinia się
o wszystko. Zwłaszcza gdy zdradzana osoba nie chce
uwierzyć w to, że jest zdradzana. Mógłbym wysłać jej
anonimową wiadomość, ale ten dupek, jej chłopak,
pewnie by się z tego jakoś wy- tłumaczył.
Dlatego na razie będę milczał. To nie moja sprawa
i dopóki się lepiej nie poznamy, Sydney nie ma powodu,
żeby wierzyć moim słowom.
Telefon wibruje w mojej kieszeni. Wyjmuję go,
mając nadzieję, że to Sydney przysłała mi więcej
tekstów. Okazuje się jednak, że to SMS od Maggie.
Sydney
Ridge
Ja: O co chodzi?
Sydney: Mógłbyś wyjrzeć przez okno i powiedzieć
mi, czy coś podejrzanego dzieje się w moim
mieszkaniu?
Sydney
Głuchy?
Jak to?
Zaraz, naprawdę GŁUCHY?
Ale jak to możliwe? Przecież tyle razy
rozmawialiśmy...
Wracam pamięcią do tych dwóch tygodni naszej
znajomości i nie potrafię sobie przypomnieć choćby
jednej sytuacji, w której słyszałam jego głos.
Czy dlatego właśnie Bridgette myślała, że jestem
niesłysząca?
Gapię się w telefon, chcąc ukryć zakłopotanie. Nie do
końca wiem, co o tym myśleć. Nic nie poradzę na to, że
czuję się zdradzona. Kolejna pozycja, którą powinno się
dopisać do listy rzeczy, które zdołują Sydney w jej
urodziny. Nie dość, że nie powiedział mi, że mój chłopak
mnie zdradza, to jeszcze zapomniał wspomnieć, że jest
głuchy?
Z drugiej strony nie miał przecież takiego
obowiązku. Ech... sama już nie wiem. Mimo wszystko
mam do niego żal.
To zależy od warg.
Patrzę na niego.
– Naprawdę?
Uśmiecha się i idzie do drzwi. Nie pozostaje mi nic
innego, jak ruszyć za nim.
Ridge
Kręci głową.
– Nie. Idę z tobą.
Cieszę się, że nie reaguje na moją głuchotę tak, jak
się spodziewałem. Większość osób czuje się nieswojo
w moim towarzystwie, nie wiedząc, jak się ze mną
komunikować. Najczęściej podnoszą głos i mówią
powoli i wyraźnie, tak jak Bridgette. Chyba myślą, że
jeśli będą się wydzierać, jakimś cudem ich usłyszę. To
jednak nic nie daje, no, może poza tym, że mam niezły
ubaw, kiedy mówią do mnie jak do idioty. Wiem, że nie
wynika to z ich braku szacunku do mnie. To zwykła
ignorancja. Do tego stopnia się przyzwyczaiłem, że
w ogóle nie zwracam na to uwagi.
Zwróciłem jednak uwagę na reakcję Sydney... bo
właściwie jej nie było. Kiedy się dowiedziała o mojej
głuchocie, po prostu usiadła na barku i dalej ze mną
rozmawiała, tyle że za pomocą SMS-ów. Na szczęście
szybko pisze.
Przechodzimy przez dziedziniec i stajemy przed jej
klatką schodową. Wchodzę po schodach, w pewnej
chwili jednak zauważam, że Sydney została na dole.
Sprawia wrażenie strasznie zdenerwowanej. Mam
wyrzuty sumienia, że w porę nie zdałem sobie sprawy
z tego, jakie to dla niej ciężkie przeżycie. Wiem, że
zapewne cierpi bardziej, niż to pokazuje. To musi być
straszne dowiedzieć się, że twoja najlepsza przyjaciółka
i twój chłopak ze sobą sypiają. A przecież minęło
zaledwie kilka godzin od chwili, gdy się o tym
przekonała. Wracam do niej, chwytam ją za rękę
i uśmiecham się uspokajająco. Wzdycha ciężko, po czym
idzie ze mną po schodach. Przed drzwiami klepie mnie
po ramieniu. Odwracam się do niej.
– Mogę tu zaczekać? – pyta. – Nie chcę ich widzieć.
Kiwam głową, zadowolony, że nie mam
najmniejszych problemów z czytaniem z ruchu jej warg.
– Ale jak zazgrzytasz o swoją kolebkę? – pyta.
A w każdym razie tak mi się wydaje. Wybucham
śmiechem, domyślając się, że tym razem nic nie
zrozumiałem. Widząc moje zmieszanie, powtarza raz
jeszcze, ale dalej nie rozumiem. Wyciągam telefon,
dzięki czemu może to napisać.
Pieprzysz ją?
Wybucham śmiechem.
Wzrusza ramionami i odkłada telefon. Przykłada
woreczek z lodem do moich ust.
– Warga ci spuchła – wyjaśnia.
Zaciskam palce na blacie. Czuję się skrępowany tą
sytuacją. Ona jednak najwyraźniej nie. Zastanawiam się,
co by na to wszystko powiedziała Maggie, gdyby nagle
stanęła w drzwiach.
Muszę to przerwać.
Sydney
Co takiego?
Podbiegam do komody i po raz pierwszy tego dnia
przeglądam się w lustrze. Na swoim czole widzę napis:
„Ktoś pisał po twoim czole”.
Ridge
O kurde.
Śmieję się nerwowo, próbując wziąć się w garść.
Kiwa głową.
Przeczytaj go
Odpowiadam:
Then I say,
Sydney
Przewraca oczami.
Kręci głową.
Kręcę głową.
Potakuje.
SOMETHING
Ridge: Ja też.
Przewraca oczami.
Ja: Proooszę! A czy mogę pstryknąć sobie z tobą
słit focię? Jestem w łóżku Ridge’a Lawsona!
Ridge
Sydney
Ridge
Sydney
*
– Nie, już się wprowadziła – mówi Bridgette.
Przytrzymując komórkę ramieniem, właśnie informuje
siostrę, że zajęłam wolną sypialnię. Całkowicie ignoruje
fakt, że znajduję się w tym samym pokoju.
Wiem, że wreszcie powinnam jej uświadomić, że nie
jestem głucha. Tak czy inaczej, powinna być trochę
ostrożniejsza. Skąd wie, że nie czytam z ruchu warg?
– Nie wiem, to znajoma Ridge’a. Żałuję, że go
posłuchałam, kiedy poprosił mnie, żebym wyszła na
deszcz i ją tu sprowadziła. Podobno chłopak ją wyrzucił
i nie miała się gdzie podziać.
Siada przy barku plecami do mnie. Przez chwilę
śmieje się ze słów swojej rozmówczyni.
– Mnie to mówisz? Widocznie lubi przygarniać
przybłędy.
Zaciskam palce na pilocie, usiłując zwalczyć chęć
przyłożenia jej nim w głowę.
– Mówiłam ci, żebyś nie pytała mnie o Warrena –
mówi tymczasem dziewczyna i ciężko wzdycha. –
Dobrze wiesz, że mnie cholernie wkurza, ale... nie mogę
bez niego żyć.
Zaraz... Czy ja dobrze słyszałam? Czyżby Bridgette
wykazywała jakieś uczucia?
Ma szczęście, że lubię Warrena, inaczej już dawno
pilot wylądowałby na jej ślicznej główce. A poza tym
właśnie ktoś puka, na tyle głośno, by oderwać mnie od
planów zrobienia jej krzywdy.
Bridgette wstaje, odwraca się do mnie i pokazuje na
drzwi.
– KTOŚ... PUKA!
A potem, jak gdyby nigdy nic, idzie do swojego
pokoju.
Cóż za gościnność.
Podchodzę do drzwi, domyślając się, że
prawdopodobnie stoi za nimi Maggie. Kładę rękę na
klamce i staram się uspokoić oddech.
Raz kozie śmierć.
Otwieram i staję oko w oko z jedną
z najpiękniejszych kobiet, jakie kiedykolwiek widziałam.
Ma proste kruczoczarne włosy, które opadają na opalone
ramiona. Uśmiecha się do mnie. Wprost promienieje.
Kiedy widzę te jej piękne bielutkie ząbki, nie pozostaje
mi nic innego, jak odwzajemnić uśmiech, chociaż wcale
nie mam na to ochoty.
Miałam nadzieję, że okaże się brzydka jak noc. Sama
nie wiem czemu.
– Sydney? – pyta. To zaledwie jedno słowo, ale od
razu orientuję się, że podobnie jak Ridge jest
niesłysząca. Ale w odróżnieniu od niego mówi. I to
całkiem nieźle.
– Tak. A ty pewnie jesteś dziewczyną Ridge’a? –
odpowiadam z udawanym entuzjazmem. Chociaż
właściwie nie wiem, czy jest udawany. Jej radosne
usposobienie sprawia, że czuję się fantastycznie w jej
towarzystwie. Kto wie, może nawet trochę się cieszę, że
ją poznałam?
Dziwne.
Obejmuje mnie na powitanie. Zamykam drzwi, a ona
zdejmuje buty i podchodzi do lodówki.
– Ridge mi o tobie dużo opowiadał – mówi, po czym
wyjmuje z lodówki butelkę z wodą, a z szafki szklankę. –
To super, że pomagasz mu pokonać blokadę twórczą.
Biedak strasznie się stresował. – Wsypuje do szklanki
kostki lodu, a potem wlewa wodę. – Jak ci się tu
mieszka? Znosisz jakoś Bridgette? Warren zresztą też
czasami potrafi być upierdliwy. – Patrzy na mnie
wyczekująco, ja jednak wciąż nie mogę się otrząsnąć
z pierwszego wrażenia. Jest taka... Miła? Sympatyczna?
Pogodna?
Uśmiecham się do niej i opieram o blat kuchenny.
Zastanawiam się, jak się z nią komunikować. W końcu
uznaję, że skoro zachowuje się tak, jakby słyszała, będę
do niej mówić normalnie.
– Podoba mi się tu. Choć nigdy dotąd nie mieszkałam
z tyloma osobami, więc jeszcze trochę czasu minie,
zanim się przyzwyczaję.
Uśmiecha się i zakłada kosmyk włosów za ucho.
Wrr... Nawet uszy ma śliczne.
– To dobrze – odpowiada. – Ridge opowiadał mi, jak
beznadziejne miałaś urodziny, i że zabrał cię na tort, ale
coś mi się wydaje, że jednak odpowiednio ich nie
uczciłaś.
Mówiąc szczerze, nie podoba mi się, że wspomniał
jej o tym, że postawił mi tort urodzinowy. A nie podoba
mi się to dlatego, że chyba rzeczywiście mówi jej
o wszystkim. A także dlatego, że mnie nie mówi
o niczym. Z drugiej strony – niby dlaczego miałby mi
o czymkolwiek mówić?
Nie cierpię swoich uczuć. I nie cierpię swoich
wyrzutów sumienia. Jedne i drugie prowadzą ze sobą
ciągłą wojnę, a ja nie jestem pewna, ku czemu powinnam
się skłaniać.
– Musimy dzisiaj wyprawić ci urodziny – stwierdza
Maggie.
– My?
Kiwa głową.
– Tak. Ja, ty, Ridge i Warren, jeśli akurat nie jest
zajęty. Możemy też zaprosić Bridgette, choć to chyba nie
najlepszy pomysł. – Idzie w kierunku sypialni Ridge’a.
Przed drzwiami odwraca się do mnie. – Będziesz gotowa
za godzinę?
Wzruszam ramionami.
– Jasne.
Znika w pokoju. Stoję nieruchomo i nasłuchuję.
Właściwie dlaczego to robię?
Krzywię się, słysząc chichot Maggie.
Zapowiada się niezła zabawa.
Ridge
Sydney
Uśmiecha się.
Potakuje.
Ja: Dlaczego?
Ridge: Wyjaśnienie tego zajmie mi trochę czasu.
Ja: Nie szkodzi. Możesz mi o tym napisać
w domu na laptopie.
Ridge
Kiwa głową.
Sydney
Ridge
Sydney
Maybe someday
Kartka staje się w końcu nieczytelna, dlatego
otwieram notes i przepisuję wszystko na czysto. Ridge
w tym czasie nie gra. Kiedy w końcu unoszę wzrok,
pokazuje na kartkę. Chce przeczytać, co napisałam.
Kiwam głową.
Siada obok mnie na łóżku i pochyla się nad notesem.
Doskonale zdaję sobie sprawę z tego, że może się
domyślić, że ten tekst jest bardziej o nim niż o Hunterze.
Ogarnia mnie coraz większa panika. Przybliża do siebie
notes, ale wciąż leży on na moich kolanach. Ridge
przywiera do mnie ramieniem, a jego twarz jest tak
blisko, że czułby mój oddech na policzku... gdybym go
nie wstrzymywała. Podążam za jego wzrokiem
i przyglądam się słowom, które właśnie czyta.
MAYBE SOMEDAY
Przepraszam.
Sydney
Śmieję się.
Ja: To prawda.
Ridge: Nie masz pojęcia, jak wielką ulgę
przyniosła mi twoja wiadomość. Od chwili gdy
wyszedłem z twojego pokoju, czułem się tak,
jakby przygniatał mnie ciężar wszystkich
dziewięciu planet (bo Pluton na zawsze
pozostanie dla mnie planetą). Ulżyło mi dopiero
teraz, gdy okazało się, że nie nienawidzisz mnie,
nie jesteś na mnie zła i nie obmyślasz właśnie
okrutnej zemsty. Dziękuję.
Ja: Spokojnie. Kto powiedział, że nie obmyślam
okrutnej zemsty? ;–) Skoro już jesteśmy ze sobą
tacy szczerzy, to czy mogę ci zadać pytanie?
Ridge: Co ci mówiłem o pytaniu o to, czy można
zadać pytanie?
Ja: Jezu, nie wierzę, że cię pocałowałam. Jesteś
taki WKURZAJĄCY!
Ridge: LOL. Co to za pytanie?
Ja: Trochę się martwię. Wyraźnie mamy problem
z tym, że się sobie podobamy. Jak można to
zwalczyć? Chcę z tobą pisać piosenki, ale
podczas naszej współpracy zdarzały się chwile,
które za bardzo nie ucieszyłyby Maggie. Chyba
po prostu trudno mi się oprzeć, kiedy jestem
w szale twórczym. Chciałabym się dowiedzieć,
jak mogłabym zmniejszyć swoją atrakcyjność.
O ile to w ogóle możliwe.
Ridge: Na twoim miejscu postawiłbym na
egocentryzm. Jest bardzo nieatrakcyjny. Jak tak
dalej pójdzie, już za tydzień nie będę mógł znieść
twojego widoku.
Ja: Dobra. A co z twoją atrakcyjnością?
Opowiedz mi o czymś, co może mnie do ciebie
skutecznie zniechęcić.
Śmieje się.
Dziękuję
Ridge
Sydney
Ja: Nie.
Ridge: Czemu go wpuściłaś?
Ja: Chciałam wysłuchać jego przeprosin.
Ridge: I co? Przeprosił?
Ja: Tak.
Ridge: Nigdy więcej go nie wpuszczaj.
Ja: Nie planowałam tego. Nawiasem mówiąc,
zachowujesz się jak palant.
Ridge
Sydney
Patrzę na wiadomość.
Nienawidzę tego SMS-a.
Nienawidzę tego, że Maggie wie, że razem pisaliśmy.
Nienawidzę tego, że on jej wszystko mówi.
Chcę, żeby te chwile należały tylko do mnie
i Ridge’a, do nikogo więcej.
I’M IN TROUBLE
Ridge
Śmieje się.
Sydney
Wdech, wydech.
Uderzenie, uderzenie, przerwa.
Skurcz, rozkurcz.
Nie zdaję sobie sprawy, jak bardzo jestem spięta,
dopóki nie widzę moich białych kłykci trzymających
telefon. Nie ruszamy się przez chwilę. Staram się
wyrzucić obraz pięcioletniego Ridge’a z głowy.
Serce mi krwawi.
Ridge
*
O dziwo, Maggie i Sydney świetnie się razem bawią,
przygotowując składniki na chili con carne. Nie mogąc
tego znieść, wycofuję się do swojego pokoju pod
pretekstem nawału pracy. Najwyraźniej nie mam
zdolności aktorskich Sydney. Czuję się nieswojo za
każdym razem, kiedy Maggie mnie całuje, siada mi na
kolanach czy sunie zmysłowo palcami po mojej piersi.
W sumie to dość dziwne. W towarzystwie nigdy nie
okazuje mi uczuć tak otwarcie, więc albo znaczy
terytorium, albo już się dobrały z Sydney do butelki po
płynie do naczyń.
Maggie wchodzi do pokoju w chwili, gdy akurat
zamykam laptopa. Siada na skraju łóżka, a potem
pochyla się do mnie z kokieteryjnym uśmiechem.
Odkładam laptopa i odwzajemniam uśmiech.
Gramoli się na moje kolana, po czym siada twarzą do
mnie. Unosi brwi i przekrzywia głowę.
– Gapiłeś się na jej tyłek.
O cholera.
Miałem nadzieję, że ta chwila nie nastąpi.
Śmieję się i przyciągam Maggie do siebie.
W następnej chwili puszczam ją i zaczynam migać.
– Kiedy wyszedłem z pokoju, akurat wypinała pupę
prosto na mnie. Jestem tylko facetem. Faceci zwracają
uwagę na takie rzeczy.
Całuję ją w usta. Już się nie uśmiecha.
– Jest bardzo sympatyczna – miga. – I ładna. Do tego
zabawna. I utalentowana. I...
Jej słowa sprawiają, że czuję się jak ostatni drań.
Chwytam ją za ręce.
– Nie jest tobą – migam. – Żadna ci nie dorówna,
Maggie. Nigdy.
Uśmiecha się z powątpiewaniem. Kładzie dłonie na
mojej twarzy, a potem przenosi je na szyję. Pochyla się
i przyciska usta do moich warg z taką siłą, jakby chciała
odegnać strach.
Strach, który poczuła przeze mnie.
Całuję ją ze wszystkich sił, próbując sprawić, żeby
zapomniała o swoich zmartwieniach. Ostatnia rzecz,
jakiej potrzebuje, to dodatkowy stres.
Mimo to kiedy odrywa się ode mnie, pełna jest
negatywnych emocji, które przez pięć lat pomagałem jej
zagłuszyć.
– Ridge... – waha się chwilę, a potem spuszcza wzrok
i wzdycha ciężko. Serce mi się kraje, gdy widzę, jak
bardzo jest zaniepokojona. Unosi wzrok i patrzy mi
w oczy. – Czy powiedziałeś jej o mnie? Czy wie?
Przygląda mi się badawczo, szukając w moich oczach
odpowiedzi na pytanie, którego nie powinna była
zadawać.
Naprawdę tak słabo mnie zna?
– Na miłość boską, Maggie! Oczywiście, że nie. Niby
dlaczego miałbym jej o tym powiedzieć? W końcu to
twoja prywatna sprawa. Bez twojej zgody nigdy tego nie
zrobię.
Jej oczy wypełniają się łzami. Mruga gwałtownie
powiekami. Opieram głowę na zagłówku. Ta dziewczyna
nie ma pojęcia, jak daleko bym za nią poszedł.
Patrzę jej w oczy.
– Na koniec świata... – migam, rozpoczynając nasze
ulubione powiedzenie.
Na jej twarzy pojawia się niewesoły uśmiech.
– I z powrotem – kończy.
16
Sydney
Ridge
Sydney
Jesteśmy w poczekalni.
To znaczy Warren i ja. Ridge od godziny siedzi przy
Maggie. Przez cały ten czas Warren nie odezwał się do
mnie ani słowem.
Dlatego ja też się do niego nie odzywam. Pewnie ma
jakiś powód, ale naprawdę nie jestem w nastroju, żeby
się bronić. W końcu nie zrobiłam mu nic złego.
Garbię się na krześle i otwieram wyszukiwarkę
w telefonie. Chcę się dowiedzieć, o czym Warren mówił
dyspozytorce z pogotowia.
Wpisuję „CFRD” i wciskam „enter”. Moją uwagę
przyciąga już pierwszy wynik: cukrzyca związana
z mukowiscydozą.
Klikam link, ale prowadzi mnie on tylko do różnych
typów cukrzycy. To mi nic nie wyjaśnia. Słyszałam
o mukowiscydozie, ale nie tyle, żeby wiedzieć, co to
oznacza dla Maggie. Klikam więc link z napisem:
„Czym jest mukowiscydoza?”. W następnej chwili serce
zaczyna mi mocno bić, a w oczach stają łzy.
Ciężka choroba genetyczna zagrażająca życiu.
Nieuleczalna.
Średnia życia z mukowiscydozą: trzydzieści pięć lat.
Nie mogę dalej czytać. Płaczę. Płaczę nad Maggie,
ale i nad Ridge’em.
Kiedy zamykam wyszukiwarkę w telefonie, mój
wzrok pada na rękę. Wciąż znajdują się na niej słowa,
które napisał Ridge. Jeszcze ich nie czytałam.
Ridge
Sydney
Sydney
Ridge
Sydney
Ridge
Ridge,
nie miałam zamiaru czytać Twoich prywatnych
wiadomości, ale kiedy otworzyłam laptopa, po prostu
pojawiły się przed moimi oczami. Przeczytałam je
wszystkie i bardzo teraz tego żałuję. Proszę, zanim do
mnie przyjedziesz, daj mi trochę czasu, żebym to
wszystko przemyślała. Skontaktuję się z Tobą za kilka
dni.
Maggie
Za kilka dni?
Ona chyba żartuje. Nie ma mowy, żebym tyle
wytrzymał. Będzie dobrze, jeśli uda mi się dotrwać do
końca tego dnia.
Rzucam torbę w kierunku swojego pokoju.
W najbliższym czasie nie będzie mi potrzebna. Opieram
się łokciami o barek i zgniatam kartkę w ręce. A potem
gapię się na laptopa stojącego przede mną.
Cholerny komputer.
Dlaczego nie zabezpieczyłem go hasłem? Dlaczego
wziąłem go ze sobą do szpitala? Dlaczego wszystkiego
nie skasowałem? Dlaczego w ogóle coś pisałem do
Sydney?
Nigdy jeszcze tak bardzo nie nienawidziłem
zwykłego przedmiotu. Zatrzaskuję klapę i z całych sił
walę w niego pięścią. Chciałbym móc usłyszeć jego
trzask. Chciałbym móc usłyszeć odgłos, jaki towarzyszy
mojemu waleniu w niego pięścią. Chciałbym usłyszeć,
jak pęka podobnie jak moje serce.
Wyprostowuję się, po czym podnoszę laptopa
i uderzam nim o blat. Kątem oka widzę Warrena
wychodzącego z pokoju, jestem jednak tak wkurzony, że
nic mnie nie obchodzi hałas, jaki robię. Dalej uderzam
komputerem o blat, ale nie zmniejsza to w niczym
nienawiści, jaką do niego czuję, ani nie przynosi
satysfakcjonujących mnie zniszczeń. Warren podchodzi
do szafki kuchennej. Wyciąga z niej coś i podchodzi do
mnie. Przerywam na chwilę i patrzę na niego. Podaje mi
młotek. Biorę go, a potem cofam się o krok i z całych sił
walę nim w laptopa. Tym razem na klapie pojawiają się
pęknięcia. Z każdym uderzeniem jest ich coraz więcej.
Od razu lepiej.
Uderzam młotkiem raz po raz i patrzę, jak kawałki
plastiku lecą na wszystkie strony. Przy okazji robię
strasznie dużo wgłębień w blacie, ale nic mnie to nie
obchodzi. Blat da się zawsze naprawić. Tego, co ten
komputer zrobił Maggie, nie.
Kiedy po laptopie zostaje już tylko wspomnienie,
odkładam młotek na blat. Ciężko dysząc, odwracam się,
osuwam na podłogę i opieram plecami o szafki.
Warren siada naprzeciwko mnie, opierając się
o ścianę.
– I co, lepiej? – miga.
Kręcę głową. Wcale nie czuję się lepiej, tylko gorzej.
Teraz już wiem, że to wcale nie na laptopa jestem
wściekły. Tak naprawdę jestem wściekły na siebie.
– Mogę ci jakoś pomóc?
Zastanawiam się chwilę. Odzyskam Maggie tylko
wtedy, gdy udowodnię jej, że już nic nie łączy mnie
z Sydney. Żeby to się udało, muszę zerwać wszelkie
kontakty z tą dziewczyną. Trudno będzie to zrobić,
mając ją w sąsiednim pokoju.
– Pomożesz Sydney w wyprowadzce? – migam. –
Jeszcze dzisiaj?
Warren patrzy na mnie z rozczarowaniem.
– Dzisiaj? Mieszkanie będzie gotowe do
wprowadzenia dopiero za trzy dni. Poza tym potrzebne
jej meble. Te, które zamówiliśmy dziś rano, zostaną
dostarczone dopiero w dniu przeprowadzki.
Wyjmuję z kieszeni portfel i wyciągam z niego kartę
kredytową.
– W takim razie zabierz ją do hotelu. Będę go opłacał
do chwili, gdy będzie mogła się wprowadzić do nowego
mieszkania. Muszę się jej pozbyć na wypadek, gdyby
Maggie wróciła. Sydney nie może tutaj zostać.
Warren bierze ode mnie kartę i przypatruje się jej
kilka chwil. Potem przenosi wzrok z powrotem na mnie.
– To naprawdę beznadziejne posunięcie, biorąc pod
uwagę, że to twoja wina. Nie oczekuj, że to ja jej
powiem, że ma się dzisiaj wyprowadzić. Jesteś jej winien
przynajmniej tyle.
Muszę powiedzieć, że reakcja Warrena jest dla mnie
sporym zaskoczeniem. Jeszcze wczoraj nienawidził
Sydney. Dzisiaj wydaje się ją chronić.
– Już jej napisałem, że musi się dzisiaj wyprowadzić.
Bądź tak dobry i zadbaj o to, żeby bez przeszkód
wprowadziła się do nowego mieszkania. Daj jej
wszystko, czego będzie potrzebowała. Jedzenie,
dodatkowe wyposażenie, wszystko, co będzie chciała.
Gdy się podnosimy, drzwi do pokoju Sydney się
otwierają. Wychodzi tyłem, ciągnąc za sobą dwie
walizki. Odwraca się i na mój widok zastyga w bezruchu.
Kiedy widzę łzy w jej oczach, dociera do mnie, jak
podle ją potraktowałem. Nie zasłużyła na to. Nie zrobiła
nic, co usprawiedliwiałoby moje postępowanie. Moje
wyrzuty sumienia przekonują mnie ostatecznie, że musi
się wyprowadzić. Dowodzą, że wciąż mi na niej zależy.
Bo mi zależy. Jezu, i to jak bardzo.
Odrywam od niej wzrok i spoglądam na Warrena.
– Dziękuję, że jej pomożesz – migam i idę do
swojego pokoju. Nie chcę patrzeć, jak Sydney odchodzi.
Nie wierzę w to, że w ciągu kilku godzin straciłem
zarówno ją, jak i Maggie. A jednak to prawda.
Warren chwyta mnie za ramię i zmusza do tego, bym
się odwrócił.
– Nie zamierzasz się z nią nawet pożegnać? – miga.
– Nie chcę się z nią żegnać, skoro tak naprawdę
wcale nie chcę, żeby odchodziła.
Wchodzę do siebie, ciesząc się, że przynajmniej nie
usłyszę odgłosu zamykanych drzwi. Chyba nie
wytrzymałbym tego.
Biorę telefon i wyciągam się na łóżku. Wybieram
numer Maggie i piszę SMS-a.
Sydney
Sydney
Ridge
Sydney
Że co, proszę?
Niby dlaczego interesuje się tym, czy jestem
w domu? Przecież nawet nie wie, gdzie mieszkam. Poza
tym dał mi jasno do zrozumienia, do kogo należy jego
serce, kiedy trzy tygodnie temu kazał mi się
wyprowadzić.
Ale jestem w domu i wbrew rozsądkowi chcę, żeby
o tym wiedział. Mam ochotę podać mu swój adres
i zaproponować, żeby przekonał się osobiście, czy jestem
w domu.
Wybieram jednak bezpieczniejszy wariant. Coś
bardziej lakonicznego.
Ja: Tak.
O Jezu!
Mam nadzieję, że pomylił. A może jednak liczę na
to, że nie pomylił? Trudno powiedzieć. Cieszę się, że jest
tutaj, ale równocześnie strasznie mnie to wkurza.
Targają mną sprzeczne uczucia. To strasznie
wyczerpujące.
Zrywam się z łóżka, wypadam z sypialni i biegnę do
drzwi. Wyglądam przez wizjer. Stoi na korytarzu.
Ridge
Sydney
Sydney,
jeszcze kilka miesięcy temu myśleliśmy, że mamy
wszystko poukładane. Ja byłem z dziewczyną, z którą
miałem spędzić całe życie, a Ty z facetem, który – jak
myślałaś – zasługuje na Ciebie.
Spójrz na nas w tej chwili.
Chcemy być wolni, żeby móc się kochać, ale na
przeszkodzie stoją nam nieodpowiedni czas
i lojalność. Oboje wiemy, czego chcemy, ale nie
wiemy, jak to osiągnąć. Czy raczej: kiedy to
osiągnąć. Szkoda, że wszystko nie jest już takie proste
jak wtedy, gdy miałem dziewiętnaście lat.
Moglibyśmy zaznaczyć odpowiednią datę
w kalendarzu i zacząć odliczać dni pozostałe do
mojego pojawienia się w drzwiach Twojego
mieszkania i początku naszego związku.
Nauczyłem się jednak, że sercu nie można
nakazać, kiedy, kogo i jak ma pokochać. Serce robi,
co chce. Od nas zależy najwyżej to, czy pozwolimy
naszemu życiu i głowie dogonić serce.
Wiem, że tego właśnie najbardziej chcesz. Czasu.
I chociaż bardzo pragnę zostać tutaj i pozwolić,
by sprawy między nami się rozwinęły, jest coś, czego
pragnę jeszcze bardziej. Pragnę, żebyś ze mną była,
a wiem, że to niemożliwe, jeśli będę Cię poganiał.
Domyślam się, dlaczego wczoraj wahałaś się, czy
mnie wpuścić: nie jesteś jeszcze na to gotowa. Być
może ja też nie. Zawsze twierdziłaś, że chcesz trochę
pobyć sama, a ostatnia rzecz, jakiej chcę, to
rozpoczynanie nowego związku, gdy ledwo
pogodziłem się z końcem związku z Maggie.
Nie wiem, kiedy będziesz gotowa, żeby ze mną
być. Może za miesiąc, a może za rok. Niezależnie od
tego, kiedy to nastąpi, chcę, żebyś wiedziała, że
jestem całkowicie pewien, że nam się uda. Po prostu
to wiem. Jeśli komuś na tym świecie ma się udać
znaleźć miłość, to właśnie nam.
Ridge
IT’S YOU
Ridge
Sydney
– Nie idę.
– A właśnie że idziesz – mówi Warren, strącając
moje nogi ze stolika. – Strasznie się nudzę. Bridgette
pracuje cały weekend, a Ridge robi Bóg wie co, z Bóg
wie kim.
Serce podchodzi mi do gardła i patrzę na niego
niepewnym wzrokiem.
Wybucha śmiechem.
– Wiedziałem, że się tym zainteresujesz. – Chwyta
mnie za ręce i podciąga na nogi. – Żartowałem. Ridge
siedzi w domu, pracując i tak jak ty rozczulając się nad
sobą. Szykuj się. Przysięgam, że jeśli dziś ze mną nie
wyjdziesz, zmuszę cię do tego, żebyś w moim
towarzystwie obejrzała pornosa.
Wyswobadzam dłonie z jego uścisku i idę do kuchni.
Wyjmuję kubek z szafki.
– Nie mam ochoty dziś wychodzić, Warren. Cały
dzień miałam zajęcia i tylko dzisiaj nie pracuję
wieczorem w bibliotece. Na pewno znajdziesz kogoś
innego, kto z tobą pójdzie.
Wyjmuję z lodówki karton soku i nalewam napój do
kubka. Opieram się o blat i piję łyk, patrząc na
nadąsanego Warrena. Wygląda naprawdę uroczo, kiedy
się dąsa, często więc podpuszczam go tylko po to, żeby
zobaczyć tę minę.
– Posłuchaj, Syd – mówi, wchodząc do kuchni.
Wysuwa spod barku stołek i siada. – Mogę być z tobą
brutalnie szczery?
Przewracam oczami.
– Tak jakbym mogła cię powstrzymać.
Kładzie ręce na blacie i pochyla się w moją stronę.
– Jesteś żałosna.
Parskam śmiechem.
– I to już wszystko? To ma być ta twoja brutalna
szczerość?
Kiwa głową.
– Jesteś żałosna. Podobnie jak Ridge. Od tej nocy,
kiedy dałem mu twój adres, zachowujecie się jak para
złamasów. Dla niego w tej chwili liczy się tylko praca
albo muzyka. Żadnych kawałów, nic. A ty? Za każdym
razem kiedy tu przychodzę, siedzisz nad książkami.
Nigdy nie wychodzisz. I nie chcesz już słuchać moich
historyjek o seksie.
– Nieprawda – przerywam mu. – Nigdy nie chciałam
ich słuchać.
– Nieważne – odpowiada, kręcąc głową. – I tak
jesteście żałośni. Wiem, że potrzebujesz czasu i tak
dalej, i tak dalej, ale to nie znaczy, że masz całymi
dniami rozpamiętywać swoje życie i tracić okazje do
zabawy. Ja w każdym razie chcę się bawić. Tyle że już
nie mam z kim, a wszystko to twoja wina, bo tylko ty
możesz wyrwać Ridge’a i siebie z tego depresyjnego
nastroju. Więc tak, jesteś żałosna. Jesteś żałosna,
żałosna, żałosna. A jeśli chcesz choć na kilka godzin
przestać taka być, musisz się przebrać i ze mną wyjść.
Trudno mi się z tym nie zgodzić. Rzeczywiście
jestem żałosna. Żałosna, żałosna, żałosna. Tylko Warren
potrafi tak prosto, a zarazem celnie opisać czyjś stan.
Wiem, że przez kilka ostatnich miesięcy zachowywałam
się po prostu beznadziejnie. To, że Ridge również, nie
stanowi dla mnie żadnej pociechy. W końcu jego
zachowanie wynika wyłącznie z tego, że wciąż czeka, aż
się przełamię i z nim skontaktuję.
Przypominam sobie ostatnie słowa jego listu:
Ridge
Sydney
HOLD ON TO YOU
Ridge
Sydney
LET IT BEGIN
So won’t you
Won’t you let it begin
So won’t you
Won’t you let it begin
So won’t you
Won’t you let it begin
So won’t you
Won’t you just say when
Ridge
Sydney
Ridge
TO CUDOWNE UCZUCIE
Patrząc na niego
Z oddali,
Pragnę być bliżej, niż mogę znieść.
Chcę go tutaj chcę
Może któregoś dnia kiedyś.
MOŻE KIEDYŚ
Refren:
Jeśli nie mogę być z tobą,
Czekał będę,
aż przyjdziesz,
Aż zabierzesz mnie gdzieś.
Może kiedyś.
Może kiedyś.
Refren:
Jeśli nie mogę być z tobą...
Refren:
Jeśli nie mogę być z tobą...
Nie komplikujmy,
Niech będzie prosto.
Ty pogadasz z ludźmi,
Ja wtopię się między nich.
I wiesz, że widzę,
Jak twoje spojrzenie
Podąża wciąż za mną.
*** And I must confess / My interest
Muszę przyznać,
Że fascynuje mnie,
Jak się poruszasz
W tej sukience.
KŁOPOTY
Nie komplikujmy,
Niech będzie prosto.
Ty pogadasz z ludźmi,
Ja wtopię się między nich.
I wiesz, że widzę,
Jak twoje spojrzenie
Podąża wciąż za mną.
Muszę przyznać,
Że fascynuje mnie,
Jak się poruszasz
W tej sukience.
Czuję się jak
Jedyny facet,
Na którego spojrzałaś.
I wiesz, że widzę,
Jak twoje spojrzenie
Podąża wciąż za mną.
Muszę przyznać,
Że fascynuje mnie,
Jak się poruszasz
W tej sukience.
TO TY
Że zabrałaś mnie
Do miejsc, o których marzyłem.
Pokazałaś mi
Wszystko, o czym kiedyś śniłem.
Wiesz, że to...
Wiesz, że to właśnie ty.
PRZY TOBIE
ZACZNIJMY