Professional Documents
Culture Documents
IZABELLA RUSINOWA
SARATOGA-
YORKTOWN
1 7 7 7 — 1 7 8 1
Z DZIEJÓW W O J N Y
AMERYKAŃSKO-ANGIELSKIEJ
Wydawnictwo
Ministerstwa Obrony Narodowej
Warszawa 1984
Opracowanie graficzne serii: Jerzy Kępkiewicz
Ilustracje na obwolucie projektował: Zygmunt Zaradkiewicz
Redaktor: Halina Zyskowska
Redakcja map: Maria Stępniowska
Redaktor techniczny: Jadwiga Jegorow
ISBN 83-11-07057-1
WSTĘP
LEXINGTON I CONCORD
2
Relacja Johna B a k e r a , w: The Spirit of Seventy-Six, The
Story of the American Revolution as told by Participants, New
York 1968, s. 70—71.
walka została stoczona na łące w pobliżu osady. Nie
bardzo też wiadomo, kto pierwszy oddał strzał — kolo-
nista czy żołnierz angielski. Stąd też nie można jedno-
znacznie ustalić winnego rozpoczęcia działań zbrojnych
w Ameryce Północnej. Wiadomo natomiast, że w wy-
niku tych pierwszych strzałów pod Lexington 8 kolo-
nistów zabito, 10 raniono, a większość oddziału milicji
uciekła w stronę osady. Po stronie brytyjskiej 1 żoł-
nierz został ranny i postrzelono konia mjr. Pitcarinowi.
Następnie oddział płk. Smitha poszedł dalej, do Con-
cord, osady leżącej 6 mil na północny zachód od Lexing-
ton. W Concord koloniści przechowywali w magazy-
nach część swego zebranego w prowincji Massachusetts
wojskowego ekwipunku. Brytyjczycy doszli tam bez
większych przeszkód. Nikt nie stawiał oporu, gdy nisz-
czono broń i zapasy żywności. Potem żołnierze spokoj-
nie zjedli przyniesione w plecakach śniadanie. W tym
czasie miejscowa milicja, która na widok zbliżających
się żołnierzy przeszła przez most na drugą stronę rzeki,
wróciła do osady. Wtedy Brytyjczycy pierwsi otworzyli
ogień do 300—400-osobowej grupy uzbrojonych kolo-
nistów, raniąc 3 i zabijając 2 ludzi. Milicja też zaczęła
strzelać, zabijając 3 i raniąc 8 żołnierzy, po czym roz-
biegła się. Cała potyczka w Concord trwała około 5 mi-
nut.
W południe 19 kwietnia 1775 r. płk Smith uznał, że
jego misja została zakończona i rozkazał oddziałom wra-
cać do Bostonu.
Droga powrotna jednak nie była łatwa, bowiem pobli-
skie osady amerykańskie zostały już zmobilizowane do
walki. Milicja kolonialna ustawiała się pośpiesznie
wzdłuż drogi prowadzącej do Bostonu. Do maszerują-
cego oddziału brytyjskiego strzelano zza drzew, krza-
ków i domów. Brytyjczycy nie byli przygotowani do
walki w stylu prawie indiańskim. Idąc drogą po prostu
starali się również strzelać do ukrywających się mili-
cjantów. Tak doszli do osady Charlestown, gdzie czekały
na nich okręty wojenne, którymi przewieziono ich do
garnizonu w Bostonie.
W wyniku tych potyczek obie strony: angielska i ko-
loniści, poniosły straty; wedle amerykańskiego historyka
Aldena pierwsi mieli 73 zabitych i 174 rannych, nato-
miast Amerykanie 49 zabitych, 39 do 41 rannych i 5 za-
ginionych.
22 kwietnia 1775 r. prowincjonalne zgromadzenie ko-
lonii brytyjskiej Massachusetts na wieść o pierwszej
zbrojnej walce kolonistów z żołnierzami Metropolii na-
kazało werbunek 13 600 ludzi do milicji. Na dowódcę
sił kolonii powołano gen. Artemusa Warda, który miał
pewne doświadczenie wojskowe wyniesione z wcześniej-
szych wojen kolonialnych. Sąsiednie kolonie brytyjskie
obiecały przysłać Massachusetts posiłki: Rhode Island —
1500 ludzi, Connecticut — 1600 ludzi, New Hampshi-
re — 2000 ludzi. Wszystkie oddziały milicji miały zbie-
rać się wokół Bostonu, największego wówczas miasta
amerykańskiego, gdzie stacjonował liczący 3500 ludzi
garnizon angielski, a następnie przystąpić do jego opa-
nowywania.
Przerażony wydarzeniami gubernator kolonii Conne-
cticut, pragnąc zapobiec dalszym walkom, proponował
mediację. Gen. Gage jednak domagał się złożenia przez
kolonistów broni i podporządkowania się zarządzeniom
władzy, którą reprezentował. Sam gen. Gage nie chciał
ryzykować dalszych strat w ludziach i, wysyłając do
Londynu raport o wypadkach, czekał zarówno na ins-
trukcje, jak i na posiłki mające wzmocnić jego nie-
liczny garnizon bostoński.
Potyczki pod Lexington i Concord w kolonii Massa-
chusetts wywołały olbrzymi oddźwięk zarówno w trzy-
nastu koloniach angielskich położonych na zachodnim
wybrzeżu Atlantyku, jak i w Wielkiej Brytanii. Oto
bowiem zostali zaatakowani obywatele angielscy przez
zawodowe oddziały armii brytyjskiej. Polała się krew
i istniejący od kilku lat między Metropolią a jej za-
morskimi prowincjami konflikt konstytucyjny prze-
kształcił się w konflikt zbrojny. Koloniści domagali się
poszanowania swych praw i wolności. Korona natomiast
pragnęła bardziej niż dotychczas podporządkować sobie
swoich poddanych. Środki, jakie zastosowała, wywołały
wśród kolonistów poczucie zagrożenia, co z kolei po-
ciągnęło za sobą upowszechnienie w społeczeństwie ko-
lonialnym chęci stawiania oporu władzy angielskiej.
Konsekwencją tych pierwszych zbrojnych starć mię-
dzy kolonistami a żołnierzami brytyjskimi było — na
razie gromadzenie sił przez obie strony.
Wysyłane przez bostoński komitet korespondencyjny
(Committee of Correspondence) listy okólne do innych
komitetów kolonialnych mówiły nie tylko o pierwszej
przelanej krwi amerykańskiej, ale i o potrzebie wspól-
nego działania przeciwko rządowi londyńskiemu. Są-
dzono, że akcja zjednoczonych w wystąpieniach kolonii
wymusi pewne ustępstwa ze strony rządu. Nie wyklu-
czano demonstracji zbrojnej. Zaczęto powszechnie two-
rzyć i szkolić oddziały milicji, zbierać broń, żywność,
kobiety przygotowywały opatrunki; szykowano się do
kolejnej, gdyby zaszła taka konieczność, walki.
Milicja z kolonii Nowa Anglia powoli zaczęła gro-
madzić się pod Bostonbm. W mieście tym stacjonowały
główne siły angielskie wraz z dowództwem, które też
czyniło przygotowania do ewentualnego ataku na od-
działy kolonistów.
BUNKER HILL
5
Warren-Adams, Being Chiefly a Correspondence among
John Adams, Samuel Adams and James Warren, Collections of
the Massachusetts Historical Society, t. LXXIII, Boston 1917, s. 282.
kolonistami a oddziałami brytyjskimi błyskawicznie, jak
na ówczesne możliwości komunikacyjne, rozeszła się
w koloniach, wywołując nie tylko szok, ale i chęć od-
wetu.
Pewna filadelfijska dama pisała w tym czasie do swe-
go przyjaciela: „Wszyscy ludzie w mieście są pod bro-
nią. Nic innego nie słyszy się teraz na naszych ulicach,
jak trąbki, werble i powszechny okrzyk «Amerykanie do
broni!»" 6 Podobnie było i w innych miastach.
-W atmosferze powszechnego zbrojenia się i począt-
kowych starć z Anglikami 10 maja 1775 r. rozpoczął
w Filadelfii obrady II Kongres Kontynentalny. Więk-
szość delegatów przybyła nań pod eskortą milicji kolo-
nialnej. Delegaci II Kongresu Kontynentalnego, począt-
kowo zaskoczeni sytuacją polityczną kolonii, stawali
przed coraz to nowymi faktami. Nadchodzące do Ame-
ryki wiadomości o marcowych aktach parlamentu bry-
tyjskiego, zabraniających kolonistom handlu i rybołów-
stwa, wywołały w Kongresie długą debatę nad jednym
tylko problemem: pokój czy wojna. W wyniku długiej
dyskusji i rozbieżnych zdań ogłoszono 26 maja 1775 r.,
że kolonie „muszą być natychmiast gotowe do obrony" 7 .
Na początku czerwca uchwalono, że oddziały zebrane
pod Bostonem tworzą Armię Kontynentalną, a po deba-
cie 14 czerwca 1775 r. Kongres Kontynentalny zalecił
organizowanie we wszystkich prowincjach południowych
kompanii strzeleckich, mających służyć jeden rok.
15 czerwca powołał na stanowisko dowódcy Armii Kon-
tynentalnej zamożnego delegata z Wirginii — Jerzego
Waszyngtona, nadając mu równocześnie stopień gene-
rała. Wyznaczono też czterech innych podległych mu ge-
neraiow: Arteinusa Warda, Charlesa Lee, Philipa Schuy-
iera i Israela Putnama. Określono także wysokość żołdu
dla oficerów i żołnierzy.
6
(w) The Spirit oj Seventy-Six, op. cit., s. 94.
7
Journals of Continental Congress, Washington 1908, t. 2, s. 65.
Kontynuując przygotowania wojenne Kongres Kon-
tynentalny zalecił 18 lipca wszystkim mężczyznom od
16 do 60 roku życia wstępowanie do kompanii milicji,
składających się z 1 kapitana, 2 poruczników, 4 sier-
żantów, 4 kaprali, 1 pisarza, 1 dobosza, 1 fifra (gra-
jącego na piszczałce) i 68 żołnierzy, z tym jedynie za-
strzeżeniem, iż oficerów powyżej stopnia kapitana mają
wybierać zgromadzenia prowincjonalne. Inne stopnie
wojskowe w milicji nadawano w trakcie tworzenia się
oddziału. Jedna czwarta milicji prowincjonalnej powin-
na była pełnić służbę w charakterze minute-menów.
Każda kolonia miała sama uzbroić i wyposażyć milicję
oraz budować okręty strzegące portów i wybrzeża mor-
skiego.
Aby zapewnić kontrcilę wprowadzania w życie po-
stanowień Kongresu, powołano w koloniach tzw. Ko-
mitety Bezpieczeństwa, którymi w większości stały się
dawne Komitety Dozoru. Ustanowienie wspólnej armii
przez przedstawicieli 13 kolonii brytyjskich w Ameryce
Północnej wpłynęło nie tylko na zacieśnianie unii mię-
dzy koloniami — tworzenie własnych sił obronnych
świadczyło także o zwycięstwie sił radykalnych po obu
stronach oceanu.
Następstwem pierwszych potyczek zbrojnych było nie
tylko zorganizowanie armii złożonej z kolonistów dla
obrony swoich praw przed zakusami brytyjskimi, lecz
także próba opanowania sąsiedniej Kanady. Chciano
zlikwidować zagrożenie Bostonu ze strony garnizonu
brytyjskiego z Quebec oraz stworzyć jednolity blok ko-
lonii brytyjskich w Ameryce Północnej.
PIERWSZY ROK WOJNY
WYPRAWA KANADYJSKA
OBLĘŻENIE BOSTONU
Gen. Benedict
Arnold
Adm. Richard Howe
11
The Works of John Adams, Boston 1869, t. 7, s. 163.
były zabronione. Gen. Waszyngton starał się także likwi-
dować animozje występujące między przybyłymi z róż-
nych regionów oddziałami.
Oprócz tradycyjnej piechoty Waszyngton i jego sztab
starali się tworzyć i inne rodzaje broni: artylerię, za
którą odpowiadał Henry Knox, po 1777 r. niewielkie od-
działy kawalerii oraz, przy pomocy przybyłych oficerów
zagranicznych, służby inżynieryjne. Trudno jest ustalić
liczebność oddziałów kontynentalnych, gdyż dane archi-
walne są niepełne, a wiele poleceń Kongresu, wysyła-
nych do gubernatorów prowincji, nigdy nie zostało wy-
konanych. Żołd płacono nieregularnie. Oddziałami po-
mocniczymi Armii Kontynentalnej teoretycznie była
milicja prowincjonalna. Teoretycznie, gdyż w niewielu
przypadkach udawało się dowódcom wykorzystywać po-
tencjalne możliwości milicji. Zgodnie z tradycją kolo-
nialną, każdy mężczyzna od 16 do 60 roku życia powi-
nien w razie potrzeby bronić swej osady i prowincji.
Ale farmerzy nie zawsze chcieli i umieli to czynić. Naj-
bardziej aktywnym elementem zazwyczaj byli ludzie
zamieszkujący pogranicze osadnicze, gdzie konflikty
z Indianami zmuszały ich do wspólnego działania
w razie zagrożenia. Od początku 1775 r. w różnych
prowincjach powoływano do służby milicję na okres od
3 do 6 miesięcy. Specjalnie dla tworzących się oddzia-
łów milicji Thomas Pickering z Salem (Massachusetts),
przygotował instrukcję musztry, z licznymi ilustracja-
mi, pt. An Easy Plan of Discipline for Militia. Instruk-
cja ta przez pewien czas służyła też Armii Kontynen-
talnej do szkolenia rekrutów. Autor oparł się na regu-
laminach musztry British Manuel Exercise, wyd.
w 1764 r. (tzw. The Sixty Fourth). Inne podręczniki mu-
sztry zaczęły ukazywać się później w Filadelfii.
Odpowiedzialny za Armię Kontynentalną i teore-
tycznie milicję był Jerzy Waszyngton. Wykazywał on
dużo zdrowego rozsądku, nie załamywał się w momen-
tach klęsk. Nazywano go ameryknńskim Fabiusem, któ-
ry krył się ciągle przed brytyjskim Hannibalem dążą-
cym do rozstrzygającej bitwy. Mimo że więcej bitew
przegrał niż wygrał, w sumie odniósł zwycięstwo. Jego
powaga, skromność dobrze wpływały na morale tych,
którym na sercu leżała sprawa amerykańska.
Do pomocy mu w dowodzeniu armią Kongres wyzna-
czył także innych generałów. Wśród nich najwyższy
stopniem w początkowym okresie wojny był Charles
Lee (1731—1782), Anglik, o sporym doświadczeniu woj-
skowym (otrzymał nawet stopień generała w Polsce).
Uprzejmy, o dużych ambicjach,nie zawsze byt lojalny.
Następnym był Horatio Gates (1728—1806), również,
jak Lee, przez lata służył w armii brytyjskiej, gdzie
dosłużył się stopnia majora. Przy Waszyngtonie począt-
kowo pełnił funkcje generała adiutanta, ponieważ po-
siadał doświadczenie w administracji wojskowej. Ocenia
się obu tych generałów jako dowódców średniej klasy,
chociaż niektórzy historycy twierdzą, że byli raczej sła-
bymi. Natomiast opinia głosi, że George Waszyngton
i Nathanael Greene przewyższali Anglików. Henry
Knox miał duże doświadczenie jako oficer i organizator
artylerii, a „Mad"-Anthony Wayne, odznaczał się
brawurą i umiał przekonywać żołnierzy co do potrzeby
takich a nie innych działań. Daniel Morgan i Benedict
Arnold dobrze spisywali się jako dowódcy niewielkich
oddziałów. Inni generałowie amerykańscy nie byli tak
dobrzy lub mieli mniej szczęścia (np. Philip Schuyler
czy John Sullivan) lub też w ogóle nie nadawali się na
te stanowiska. Tutaj trzeba dodać, że oficerowie ame-
rykańscy nie byli zawodowcami z wyszkoleniem woj-
skowym. Dowodzenia i prowadzenia walk uczyli się
w trakcie działań w latach 1775—1782, stąd też ich licz-
ne błędy i w konsekwencji przedłużanie się tych dzia-
łań na kontynencie amerykańskim.
DRUGI ROK WOJNY
TRENTON
13
J. R. A 1 d e n, The War of the Revolution, New York 1952,
s. 272.
14
P. M a c k e y , The War for America 1775—1783, Cambridge,
Mass., 1964, s. 281.
BRANDYWINE
CERMANTOWN
Amerykański strzelec
Kwalifikowanie do udziału w kampanii wojennej
Atak na fort Moultrie
SOJUSZ FRANCUSKI
15
D. S. F r e e r a a n , George Washington, t. 4, s. 372.
a Wayne — z centrum. Po stronie brytyjskiej atakiem
dowodził gen. Clinton, starając się przebić przez linie
amerykańskiej piechoty. Walczono zaciekle, mimo obez-
władniającego upału.
Bitwa zakończyła się około godz. 6.00 po południu.
Gen. Clinton, chociaż 16 jego dział strzelało jeszcze w kie-
runku pozycji amerykańskich, nakazał swoim ludziom
odwrót na wschód. Następnego dnia, 29 czerwca, połą-
czył się z oddziałem Knyphausena w Middletown.
30 czerwca Brytyjczycy załadowali się na czekające
na nich statki transportowe i okręty wojenne w Sandy
Hook i 5 lipca 1778 r. dopłynęli do miasta Nowy Jork.
Obie strony donosiły swym władzom o odniesionym
zwycięstwie. Amerykanie stracili 365 ludzi; 72 zabitych,
161 rannych i 132 zaginionych. Straty Clintona szacuje
się na 358 żołnierzy. Do tego trzeba dodać od 400 do 600
dezerterów, którzy przyszli do Filadelfii przed 6 czerw-
ca. Historycy podkreślają waleczność i odwagę obu stron.
Bitwa ta potwierdziła już duże stosunkowo umiejętności
żołnierzy kontynentalnych, szkolonych przez von Steu-
bena. Następstwem bitwy było odejście ze służby w woj-
sku kontynentalnym gen. Charlesa Lee, w wyniku nie-
porozumień z wodzem naczelnym.
Obie armie po wydarzeniach w Monmouth stanęły na
dawnych pozycjach: Brytyjczycy stacjonowali w mieś-
cie Nowy Jork, Amerykanie starali się ich tam blokować.
Wojna trwała.
We wrześniu 1778 r. admirał Howe zrezygnował ze
służby we flocie i powrócił do Anglii. Kiedy gen. Clinton
znalazł się z powrotem w Nowym Jorku, zgodnie z za-
leceniami władz królewskich rozpoczął przygotowania
do wysłania wojsk brytyjskich na teren kolonii połud-
niowych, zgodnie z dyspozycją Metropolii. Równocześnie
z przygotowaniami do wyprawy na południe gen. Clinton
starał się zabezpieczyć przed ewentualnym niebezpieczeń-
stwem, jakim dla garnizonu brytyjskiego w Nowym Jor-
ku byli Amerykanie, kontrolujący bieg rzeki Hudson.
Mieli oni tam dwa niewielkie forty: Stony Point i Ver-
plancks Point. Powyżej nich budowali trzeci, pod kierun-
kiem Tadeusza Kościuszki — West Point. Gen. Clinton
sądził, iż zajęcie tych fortów zmusi Waszyngtona do ob-
rony swych placówek i w rezultacie doprowadzi do bit-
wy z głównymi siłami stacjonującymi w okolicy White
Plains. Sam do działania zmobilizował się dopiero w pier-
wszej połowie 1779 r., kiedy to minęło zagrożenie miasta
Nowy Jork ze strony floty wojennej francuskiego admi-
rała d'Estainga.
W maju 1779 r., podczas gdy część armii brytyjskiej
przebywała już w prowincjach południowych, gen. Clin-
ton ruszył w górę rzeki Hudson z 6000 żołnierzy. Wa-
szyngton miał wtedy pod swymi rozkazami 8000 ludzi,
ale nie podjął walki. Niezadowolony z postępowania prze-
ciwnika gen. Clinton zajął dwa małe forty i wrócił do
Nowego Jorku. Latem 1779 r. doszło do niewielkich
walk o te forty. Przeszły one znowu w ręce Amerykanów.
Zgodnie z planem działania ustalonym w Londynie
gen. Clinton czynił przygotowania do ataku na prowin-
cje południowe. Najpierw postanowił zająć Georgię. Wie-
dział, że patrioci takiego posunięcia nie przewidzieli, to-
też liczył na szybki przebieg kampanii na tym terenie.
W końcu 1778 r. wysłano na statkach transportowych
3500 żołnierzy z garnizonu nowojorskiego. Dowodził nimi
ppłk Archibald Campbell. Towarzyszyć mu w wyprawie
miało 2000 żołnierzy przybyłych z miasta St. Augustine,
położonego na Florydzie, z płk. Augustinem Prevostem
na czele.
Patrioci na dalekim południu nie byli przygotowani do
odparcia sił brytyjskich. Poza walką o fort Sullivan
w porcie Charleston, nie byli jeszcze atakowani przez
wojska Korony. Milicją stanu Georgia dowodził
gen. m j r Robert Howe, ale liczba podległych mu ludzi —
700 żołnierzy kontynentalnych i 150 członków milicji —
była zbyt mała, aby obronić miasto Savannah. Niespo-
dziewanie dla patriotów, na dwa dni przed Bożym Na-
rodzeniem 1778 r . Brytyjczycy wylądowali w pobliżu
miasta, które zajęli 29 grudnia. Amerykanie w trakcie
obrony stracili 83 zabitych, ?53 żołnierzy dostało się do
niewoli, przepadły 3 statki stojące w porcie, spore za-
pasy żywności i 48 dział. 29 stycznia 1779 r. gen. Pre-
vost zajął inne miasto — Augustę. Teraz cała prowincja
Georgia stała się znowu kolonią brytyjską, a jej dawny
królewski gubernator objął na nowo władzę. Wielu mie-
szkańców zmuszano do składania przysięgi wierności,
ale niektórzy składali ją z własnej woli.
WOJNA NA POŁUDNIU
SAVANNAH
CHARLESTON
CAMDEN
Masakra osadników
w dolinie Wyoming
Marton przeprawia się
przez rzeką Pedee
ZWYCIĘSTWO SOJUSZNIKÓW
20 Relacja Johna Bakera, (w) The Spirit of Seventy-Six, op. cit., s 71.
BIBLIOGRAFIA