Professional Documents
Culture Documents
Gór Bucegi
Radu Cinamar
Rozdział 1 W WIZJERZE BEZPIECZEŃSTWA PAŃSTWA
Rozdział 2 DEPARTAMENT ZERO
Rozdział 3 PIERWSZA KONFRONTACJA: GŁĘBOKIE ZŁO
Rozdział 4 DRUGA KONFRONTACJA: ISTOTNE INFORMACJE
Rozdział 5 WIELKIE ODKRYCIE
Rozdział l
DLA BEZPIECZEŃSTWA PAŃSTWA
Nie chcę przedłużać ani dramatyzować narracji wydarzeń w tej książce, ubierając
ją w wypolerowany płaszcz eleganckiego stylu literackiego i właśnie z tego powodu nie
chcę uznać hipotetycznej wartości artystycznej tekstu. Moim zamiarem jest jak
najprostsze i zwięzłe przedstawienie pewnych faktów i wydarzeń, które mają
przytłaczające znaczenie dla mojego kraju i dla jego ludu, ponieważ jest już wiele oznak i
dowodów, że ta skrywana „trucizna” ma tendencję do coraz szerszego rozlewania się.
Podobną opinię popiera wiele innych osób zajmujących wysokie stanowiska w aparacie
administracyjnym, gospodarczym, religijnym i kulturalnym kraju. Obecnie uważana jest
za największą tajemnicę państwową w Rumunii, a ze względu na charakter powiązań i
spotkań, jakie miały miejsce z czołowymi przedstawicielami głównych potęg
państwowych na świecie, może być nawet najstraszniejszą tajemnicą świata, ale intuicja
podpowiada mi, że znajomość faktów, które zostaną przedstawione w tej książce, z
konieczności będzie stanowić sam w sobie niezwykły jakościowy skok w istnieniu
ludzkości, co ostatecznie zburzy gruby mur kamuflażu, odkrywając kłamstwa
podtrzymywane przez czynniki odpowiedzialne i okultystyczne interesy pewnych
organizacji i osób w kraju i za granicą.
Dlatego jest możliwe, że moja opowieść będzie miała czasem niemal surowy,
nieszlachetny charakter, zbliżony do dziennikarskiego stylu, a nawet przypadku, ale
uważam, że ten sposób wypowiedzi jest najwłaściwszy, aby pokazać czytelnikom pewne
wyjątkowe aspekty, nawet te „zakulisowe” w tajnym świecie polityki, byłego systemu
bezpieczeństwa państwa i obecnego rumuńskiego wywiadu (SRI). Moim celem jest
stopniowe i chronologiczne ujawnienie złożonej serii wydarzeń, faktów, realiów i
korelacji, które w opinii mojej i innych kompetentnych ludzi mają ogromne znaczenie
dla przyszłości kraju. W rzeczywistości jest to biografia (aktualizowana do 2003 roku)
postaci, która jest prawdziwa, ale wielu może pomyśleć, że jest legendą lub książką
przygodową typu SF. Pozwalam sobie na ostrzeżenie czytelnika od samego początku,
aby nie wpadł w tanią pajęczynę wątpliwości i nieufności, ale najpierw dokładnie poznał
i ocenił fakty i prawdy, które przedstawię i dopiero na końcu wyciągnął wnioski jakie
uzna za stosowne.
Miałem niezwykłą okazję spotkać się z bohaterem moich opowieści i muszę
szczerze przyznać, że nie podjąłbym decyzji o napisaniu tej książki, gdyby on sam nie
popychał mnie wielokrotnie w tym kierunku. Długie rozmowy, które z nim odbyłem w
różnych tajnych miejscach, przekonały mnie o istnieniu pewnych nieoczekiwanych
rzeczywistości, co później, w różnych sytuacjach, miałem okazję zweryfikować. Ale tym
co w najwyższym stopniu zadecydowało o decyzji, było szokujące odkrycie rok temu w
górach Bucegi (w sierpniu 2003), do którego również miałem częściowo wgląd dzięki
niezwykłemu zbiegowi okoliczności, który ułatwiła interwencja bohatera książki. Teraz
wiem, widziałem, dotknąłem tego co tam było. Teraz mogę powiedzieć, że mam przegląd
prawdziwej historii Rumunii, a nawet całej planety od zarania dziejów. Relatywnie
trudno będzie odpowiednio oddać zdziwienie, zdenerwowanie, a nawet panikę tych
nielicznych osób, które miały do tego dostęp. Mogę teraz powiedzieć, że to był dopiero
początek odkrycia, bo nie miałem dostępu do wszystkich elementów, nie mogłem
zobaczyć wszystkiego, ale ten, który kierował wszystkimi badaniami i który też
umożliwił mi niespodziewaną szansę zobaczenia miejsca, w którym dokonano
epokowego odkrycia, opowiedział mi o jego niezwykłej naturze.
Ale nie spieszmy się. Opiszę wszystko we właściwym czasie, tak jak to się działo.
Mogę jednak śmiało powiedzieć, że niewątpliwie oznaczało to przełom zarówno w
moich koncepcjach, jak i w realizacji całego przedsięwzięcia. Proszę czytelnika o
cierpliwość i pozwolenie abym mógł najpierw przedstawić wątek przewodni, który
doprowadził do niezwykłego odkrycia w górach Bucegi.
W istocie wątek ten przedstawia bardzo tajemniczą i frapującą postać bohatera
książki, z którym skomplikowany mechanizm przeznaczenia związał mnie w dziwny
sposób. Z łatwych do zrozumienia powodów zmienię jego imię.
Znam Cezara Brada od prawie pięciu lat, w tym czasie kilkakrotnie się z nim spotkałem i
rozmawiałem, przekonując się o sile i niezwykłym charakterze tego człowieka. Jego
bardzo szczególna pozycja w skomplikowanym mechanizmie władzy państwowej czyni
go jeszcze bardziej wiarygodnym w tym, co ujawnił mi we fragmentaryczny, ale bardzo
zwięzły i spójny sposób podczas kilku spotkań, które z nim odbyłem, nawet jeśli czasami
z różnych powodów spotkania te były niemal „w biegu”.
Nadal pozostaje tajemnicą dlaczego wybrał akurat mnie do opisania faktów i
przedstawienia ich innym ludziom. Być może wynikało to w dużej mierze z powagi i
zainteresowania jakie zawsze okazywałem temu co mówił. Są kwestie, które z trudem
mogą być „przetrawione” przez umysł zwykłego człowieka. Ale czasy, w których żyjemy
są same w sobie bardzo szczególne, więc to co wcześniej wydawało mi się snem lub
aktem przepełnionej wyobraźni, okazuje się teraz całkowicie możliwe.
Pod koniec naszego ostatniego spotkania Cezar spokojnie i obojętnie powiedział
mi, że decyzja o napisaniu i opublikowaniu informacji, które mi przekazał, należy
wyłącznie do mnie. Czułem, że spoczywa na moich barkach wielka odpowiedzialność i
przyznaję, że od tego momentu minął prawie rok zanim udało mi się wyjaśnić wszystkie
aspekty, podsumować fakty w kolejności w jakiej zostały zaprezentowane, a przede
wszystkim po to, aby je jak najbardziej klarownie przedstawić. Chciałem jak
najdokładniej odtworzyć sekwencję wydarzeń i relacji Cezara Brada, używając prawie
tych samych słów, którymi mi je opowiedział. Zachęcał mnie w sposób prosty i
naturalny do wydania tej książki i miałem wtedy wyraźne wrażenie, że nawet jeśli ze
strachu lub z innych powodów nie zrobiłbym tego, o co mnie prosił i nie napisał jej,
Cezar spokojnie zaakceptowałby ten fakt i niewątpliwie znalazłby inny sposób na
realizację swego zamiaru.
Dziwne narodziny
W szpitalu położniczym w F... dyżurował tylko dr Nenu. Obie salowe w pośpiechu
przygotowały stół do porodu. Młoda kobieta o prostym, ale przyjemnym wyglądzie
została wprowadzona na salę kilka minut wcześniej, ponieważ już zaczęły się skurcze.
Nie krzyczała, ale bardzo się bała. Znudzone nieco rutyną zajęć i trochę zmęczone po
długiej nocy, którą zaczął przezwyciężać świt, dwie pielęgniarki nie zwracały na nią
specjalnej uwagi. W latach siedemdziesiątych byliśmy w pełnym rozkwicie
komunistycznego tak zwanego „wielostronnego rozwoju”, kiedy wszystko było ludem i
wszystko było dla ludu i panowała taka demagogiczna „równość ” i „sprawiedliwość ”, że
nie można już było odróżnić krzesła od człowieka.
Wezwany w końcu po kilku godzinach porodu, które dla przyszłej matki
wydawały się niekończącymi się wiekami, dr Nenu, zmęczony, spojrzał na kartę
pacjenta: powód hospitalizacji - pęknięcie worka z płynem owodniowym, stan ogólny
dobry, normalne napięcie, rzadkie skurcze macicy, małe rozszerzenie. Wydawało się, że
wszystko toczy się zgodnie z naturalnym biegiem zwykłego porodu.
Reflektując się, że patrzy bardziej na dokument niż na pacjenta, lekarz podszedł
do stołu porodowego, potrząsając głową na myśl, że zmęczenie płata mu figle, czyniąc go
nieostrożnym. Nie miał jeszcze wtedy pojęcia jak szybko znikną senność i apatia.
Rzucił szybkie spojrzenie, od razu przechodząc do kolejnego etapu porodu.
Rozszerzenie odpowiednio się zwiększyło i doktor Nenu ucieszył się, że skalpel nie
będzie potrzebny. Przy ostatnich i najbardziej bolesnych skurczach matki, najpierw
pojawiła się główka dziecka, a następnie delikatne, posłuszne ciało. Lekarz ostrożnie
złapał go za ręce, pomagając mu wyjść. Pierwszym problemem okazał się rozmiar
pępowiny. Przez kilka chwil stał oszołomiony, ponieważ jej długość znacznie
przekraczała zwykłe normy: mierzyła prawie 1,5 m. Ale czas był cenny i poród musiał
się dobrze skończyć. Otrząsnął się ze zdumienia, wyjął nożyczki z rąk pielęgniarki i
przyłożył do pępowiny. Chciał ją przeciąć, jak robił to setki razy w swojej karierze
lekarza, ale ostrza nożyczek tylko się po niej ślizgały! Lekarz patrzył, nie mogąc w to
uwierzyć, podczas gdy pielęgniarki zamarły w bezruchu. W ciągu kilku sekund wymienił
dwie pary nożyczek, ale z tym samym skutkiem. Pępowiny nie można było przeciąć. Była
niezwykle elastyczna jak kawałek najtwardszej gumy.
Dr Nenu miał wieloletnie doświadczenie medyczne i umiał kontrolować swoje
emocje. Precyzyjnymi ruchami chwycił skalpel i kilkakrotnie mocno przycisnął go do
pępowiny, aż ta w końcu ustąpiła i usłyszał pierwszy krzyk życia.
Dziecko było pulchnym chłopcem, z niezwykle wyraźnymi i rozluźnionymi
rysami twarzy i bardzo dziwną pępowiną.
Stało się to o świcie pewnego wiosennego dnia 1970 roku.
Potem nastąpiły pewne wydarzenia.
- Amalio, natychmiast zadzwoń do pułkownika i powiedz mu, żeby jak najszybciej
przybył do szpitala - polecił lekarz. Następnie zwrócił się do drugiej pielęgniarki i
powiedział:
- Chronisz pępowinę, ja dbam o kobietę. Pokaż mi jej akta.
Pułkownik Datcu przybył do szpitala po około dwudziestu minutach. Odbył
krótką rozmowę z dr Nenu, po której dużo rozmawiał przez telefon z jednym z
przełożonych w Bukareszcie. W południe przed oddziałem porodowym F... pojawiła się
czarna limuzyna na rządowych numerach, z której wysiadło dwóch milczących
„sztywniaków” w cywilu. Jeden z nich trzymał dyplomatkę.
Dr Nenu, pułkownik Datcu i dwaj cywile rozmawiali przez około pół godziny w
szpitalnym gabinecie. Nenu wypełnił formularz, który podstawili mu ci dwaj z
Securitate, po czym poproszono go, aby chwilę zaczekał za drzwiami. Po kilku minutach
mężczyźni wyszli, a pułkownik zwrócił się do lekarza, który zdradzał zaniepokojenie:
- My jesteśmy za „mali”, Nenu! To była akurat jedna z pierwszych tajnych
instrukcji, które otrzymałem po awansie. W takich sytuacjach muszę przestrzegać
bardzo rygorystycznej i tajnej procedury. Jeśli idzie o Ciebie, to nic szczególnego się
dzisiaj nie wydarzyło i nie zauważyłeś nic nadzwyczajnego. Rozumiesz, prawda?
Pułkownik Datcu w zamyśleniu zapalił papierosa. Po kilku chwilach, nie patrząc
na lekarza, powiedział:
- Jest jeszcze coś. Chłopiec nie ma żadnej osobistej dokumentacji medycznej. I
nigdy jej nie miał. Natychmiast ją zniszcz. Nic o tym porodzie nie może pozostać w
archiwach! Reszta, wierz mi, jest zbyt skomplikowana, abyś się nią interesował.
I poklepując go przyjaźnie po ramieniu, pułkownik Datcu opuścił szpital. Dr Nenu
patrzył za nim tępym wzrokiem, podczas gdy w salonie, niczego nieświadoma matka
czule przytulała swoje nowo narodzone dziecko.
Niezwykłe zdolności
Mały Cezar nie wiedział nic o poświęconej mu szczególnej uwadze i oczywiście
nie znał sposobu, w jaki był nadzorowany przez Securitate. W młodym wieku nie mógł
zrozumieć, dlaczego jest ważnym przedmiotem zainteresowania i to samo można
powiedzieć o jego rodzicach, którzy niczego nie podejrzewali w tej kwestii. Dziecko
urodziło się normalnie (matce nie powiedziano, co się wydarzyło na oddziale
położniczym), a kolejne miesiące nie wniosły nic niezwykłego do prostego, skromnego
domu rodzinnego Bradów.
Jednak z biegiem czasu w zachowaniu dziecka zaczęły pojawiać się drobne
dziwactwa, takie jak to, że w ogóle nie płakał i układał palce w pewnych dziwnych
pozycjach, dotykając lub zginając je na różne sposoby, w sekwencjach, które co pewien
czas powtarzały się. Jego rodzice obserwowali go zarówno ze zdziwieniem jak i ze
spokojem. Zdrowy rozsądek sugerował im, że nie może być nic złego w nieco dziwnej
gestykulacji dziecka. Wręcz przeciwnie nawet, przez pewien czas z prawdziwą
przyjemnością patrzyli na igraszki jego małych paluszków, zabawę bardzo elegancką,
którą Cezar prowadził bardzo naturalnie. Czasami dziecko pozostawało bez ruchu przez
kilka minut. Potem znów ten sam układ palców, które albo splatały się w krąg, albo
kolejno dotykały kciuka, w ustalonych pozycjach. Ale rodzice Cezara byli bardzo
zadowoleni, że maluch nie płakał i nie sprawiał im kłopotów w nocy ani nie cierpiał
jeszcze na żadną chorobę.
Czas jednak ukradkiem zasiał w ich duszach ziarno niepokoju, które nieco
zakłóciło spokój ich codziennego życia. Mały Cezar miał rok i nie wypowiedział jeszcze
ani słowa. Problem nie był jednak zbyt poważny, takie przypadki zdarzały się już
wcześniej, ale rodzice już rozważali zabranie dziecka do logopedy.
Kiedy Cezar ukończył rok, do drzwi zapukali dwaj wysocy mężczyźni o szarych
oczach, ze spojrzeniem zimnym jak lód. Poza nieeleganckimi manierami i sztucznie
uprzejmym tonem w rozmowie z rodzicami Cezara można było łatwo wyczuć brak
tolerancji na ewentualny opór oraz cichą, ale oczywistą groźbą odwetu w przypadku,
gdyby rodzice nie wykonali „rozkazów z góry”. Przedstawili się jako członkowie
specjalnego departamentu Securitate. Ich gesty były niby swobodne, a jednak
wzbudzały u słuchających lęk.
W tamtych czasach komunistyczna Securitate była już dobrze znana ze swoich
metod działania i zastraszania, ale w przypadku Bradów ich sposób postępowania
przybrał nieco bardziej humanitarny styl. Wizyta była krótka i praktycznie składała się z
monologu dwóch mężczyzn, podczas gdy rodzice Cezara stali z zakłopotanymi minami.
Główny przekaz stanowiło to, że Bradowie byli zobligowani ściśle przestrzegać
otrzymanych instrukcji. Poinformowano ich, że na ich syna zwracają uwagę pewne
istotne czynniki związane z ważnymi interesami państwa, o których nie musieli
wiedzieć. Spoczywa na nich obowiązek natychmiastowego, bezpośredniego, czyli bez
żadnych pośredników (obaj nalegali na ten warunek) poinformowania o jakimkolwiek
niezwykłym elemencie, który może pojawić się w zachowaniu dziecka. Dostali formularz
do wypełnienia, po czym każde z nich napisało oświadczenie wyrażające zgodzę na
postawione żądania. W tym samym oświadczeniu wymagano comiesięcznego raportu,
który musieli składać pułkownikowi Datcu. Nie wolno im było zadawać żadnych pytań
ani nie mieli dociekać powodów tych żądań. Ostatecznie jednak, jako rodzaj
„rekompensaty” za dziwną sytuację jaka została im narzucona praktycznie siłą,
zaoferowano im „specjalne odszkodowanie” finansowe, całkiem spore jak na tamte
czasy, które mieli otrzymywać regularnie co miesiąc. Zaraz potem obaj panowie oddalili
się.
W tym miejscu muszę wspomnieć o kilku kwestiach, które mogą rzucić nieco
światła na zachowanie rodziców Cezara.
Nicolae Brad miał ponad 30 lat i był znany jako człowiek spokojny, sumienny w
pracy (był urzędnikiem w ratuszu). Posłuszny, był w stanie pójść na pewne
kompromisy, które wyciszyłyby jego psychikę. Zapewne tajna służba wywiadowcza
miała już jego portret psychologiczny i prawidłowo oceniła jego wewnętrzne skłonności,
bo jak się później okazało, głównym celem rekompensaty pieniężnej było
wyeliminowanie potencjalnych przyszłych skarg i zapewnienie szczerej współpracy
pana Brada. Rzeczywiście, psychologowie prawidłowo ocenili jego profil emocjonalny,
ponieważ wykazano, że jest wrażliwy na punkcie materialnego bezpieczeństwa, plasując
je nawet wyżej od czynników natury moralnej. To był „kompromis” Nicolae Brada, a jego
pozyskanie dla sprawy Securitate było stosunkowo łatwe.
Pan Brad i jego żona Smaranda byli biegunowo różni.
Młoda matka Cezara miała romantyczny i wrażliwy charakter, a materialna strona życia
niewiele dla niej znaczyła. Od dzieciństwa jej pasją było rysowanie, więc spędzała długie
godziny oddając się pasji szkicowania szerokiej gamy tematów, które spontanicznie ją
zainspirowały. Niestety nie potrafiła wygenerować energii potrzebnej do stawienia
czoła życiu, a konfliktowe sytuacje sprawiały, że zawsze cierpiała. Sytuacja w jej rodzinie
stała się zatem dość napięta gdy została niejako zmuszona do „szpiegowania” własnego
dziecka. W swojej cichej, ale bezradnej odmowie wolałaby mieć męża po swojej stronie,
ale szybko wybrała praktyczne rozwiązanie, nie powodujące żadnych komplikacji.
-W końcu nie jesteśmy proszeni o zrobienie niczego złego - powtarzał Nicolae,
aby ją uspokoić. Nie wiemy nawet, czego się spodziewać. Czas wszystko wyjaśni,
konkludował zwykle filozoficznie.
Był to w rzeczywistości moment początku separacji między obojgiem
małżonków. Niekoniecznie fizycznej, bardziej emocjonalnej.
Cezar Brad nie powiedział ani słowa, dopóki nie skończył trzech lat i dwóch
miesięcy. Jego rodzice obawiali się, że może być niedorozwinięty, ale szybko
uzmysłowili sobie, że to raczej niemożliwe, gdyż dziecko śmiało się, czasem krzyczało,
coś tam paplało. To prawda, takie sytuacje były dość rzadkie, ale wystarczające, aby
upewnić ich, że jego zaburzenie, jeśli w ogóle, nie było patologią.
Pułkownika Datcu spotkali w miesiąc po spotkaniu z dwoma funkcjonariuszami
bezpieki, kiedy - zgodnie z podpisaną umową - musieli go odwiedzić i przedstawić mu
raport. Wydał im się człowiekiem życzliwym, poważnym, a nawet wyrozumiałym,
sprawiającym wrażenie, że robi to co robi tylko dlatego, że to do niego należy. Swoją
misję wypełniał jednak sumiennie, szczegółowo omawiając z rodzicami zachowanie
dziecka i dokładnie notując wszystko co o nim opowiadali. Co miesiąc osobiście
przekazywał pieniądze dla Nicolae Brada. Pod koniec każdego spotkania nie omieszkał
też zawsze dodać:
- Nie rozmawiaj z nikim o tych sprawach, a zwłaszcza nie chodź z dzieckiem do
lekarza na konsultacje. Jeśli pojawią się problemy, najpierw zadzwoń do mnie, a ja
podejmę niezbędne kroki.
Do trzeciego roku życia dziecko nie chorowało, co jest rzadkim przypadkiem, ale
to nieco ułatwiało jego rodzicom zadanie, aby omijać szpital i najpierw powiadamiać
służbę bezpieczeństwa. Mniej więcej w tym wieku nastąpiła pierwsza poważna zmiana
w relacjach między rodzicami Cezara.
Powiedział mi, że jego matka miała wielką pasję do rysowania, a jej talent był pod
tym względem oczywisty. W głębi duszy chciałaby malować, ale oznaczałoby to
komplikacje finansowe, potrzebę posiadania specjalnej pracowni, czas i nie tylko. Swoją
pasję ograniczyła więc do prostych szkiców, które rozweselały jej chwile samotności.
Zachowywała swoje rysunki w domu, czasami przypinając najlepsze z nich do ścian.
Wisiały tam aż spadły lub sama je zmieniła. Smaranda miała też skłonność do tworzenia
abstrakcyjnych rysunków, które łączyły linie, okręgi lub krzywe we wzorach pozornie
zupełnie przypadkowych. Mówiła mężowi, że takie rysunki sprawiały, że czuła się
bardzo spontaniczna i wolna, co miało działać na nią orzeźwiająco.
Pewnego dnia Smaranda Brad narysowała serię prostych, koncentrycznych
okręgów na środku białej kartki szkicownika. Żartowała, porównując swoje dzieło do
tarczy strzelniczej. Kartkę z narysowanymi kręgami, które ułożyły się niemal idealnie
przypięła na ścianie w pokoju.
Wszystko zaczęło się kilka godzin później, kiedy zobaczyła Cezara siedzącego
wpatrzonego w rysunek, w całkowitym bezruchu, bez mrugnięcia powieką. Chociaż nie
było to naturalne, jego matka nie przywiązała dużej wagi do tego zdarzenia, nadal
zajmując się sprawami domowymi. Ale kiedy Nicolae Brad przyszedł z pracy, dziecko
nadal siedziało przed rysunkiem, całkowicie ciche i bez ruchu. Zjawisko było dość
dziwne: trzyletnie dziecko siedzące na łóżku i gapiące się godzinami na irytująco prosty
rysunek, podczas gdy jego matka u jego boku załamuje ręce, cicho szlochając i nie
wiedząc co robić. Próbowała odepchnąć go od rysunku, a nawet zerwała kartkę ze
ściany, ale bezskutecznie. Dziecko zaniepokojone zaczynało głośno krzyczeć. Dwoje
rodziców patrzyło na siebie przez dłuższą chwilę w milczeniu. W końcu ojciec Cezara
powiedział:
- Pora dać im znać. Kto wie, co będzie dalej?!
- Zaczekaj! Smaranda krzyknęła zatroskana. Powinniśmy dać temu trochę więcej
czasu. Może to tylko jakieś dziecięce dziwactwo.
Ledwo go przekonała, żeby jeszcze niczego nie ujawniać. Zaniepokojeni, resztę
dnia spędzili na wypróbowywaniu różnych metod, aby odwrócić uwagę Cezara od
rysunku. Mieli jeszcze nadzieję, że w ten sposób zachowanie chłopca powróci do normy,
ale wszystkie ich próby zawodziły. Gdy tylko się zaniepokoił, Cezar zaczynał krzyczeć i
płakać i nie było sposobu, aby go uciszyć. W końcu poddali się, obserwując go z
niedowierzaniem, że coś takiego było w ogóle możliwe. Ich dziecko wpatrywało się w
rysunek, nie ruszając się ani nie mrugając powiekami. Nic nie jadł i nie okazywał oznak
głodu. Nic dookoła nie było w stanie wytrącić go ze stanu pełnej koncentracji na
rysunku.
Około dziesiątej wieczorem Nicolae Brad zadzwonił do pułkownika Datcu i
opowiedział mu o sytuacji. Pułkownik Datcu poinstruował ich, aby nie panikowali ani
nie robili niczego, dopóki on sam nie przyjedzie do nich wraz z kilkoma upoważnionymi
osobami. Rzeczywiście, około szóstej rano przybyło trzech mężczyzn z pułkownikiem
Datcu. Dwóch z nich było z Securitate i miało ten sam charakterystyczny wygląd: twarze
bez wyrazu, eleganckie garnitury, chłodne spojrzenia. Trzecia osoba zadziwiła rodziców,
ponieważ był starcem o azjatyckich rysach, krótkiej białej brodzie i lekko pochylonym
chodzie. Do jednego ze strażników zwracał się po angielsku. Pułkownik Datcu
przedstawił go jako „chińskiego naukowca”, eksperta od takich przypadków, doradzając
obojgu rodzicom, aby się nie martwili.
Chiński lekarz uważnie obserwował Cezara, zmierzył jego puls, badał w
szczególny sposób jego dłoń, przyłożył własną do jego głowy i dwa palce pośrodku czoła
ale tak, aby nie wejść w pole widzenia dziecka. W trakcie tego Cezar pozostawał
całkowicie nieruchomy i głęboko pochłonięty wiszącym przed nim rysunkiem. Lekarz
powiedział coś po angielsku i opuścił dom drobnymi, szybkimi krokami.
- Wszystko w porządku, ale nie wolno mu przeszkadzać - powiedział jeden z
dwóch ochroniarzy. Jesteśmy w kontakcie z pułkownikiem Datcu.
Zaraz potem wyszli.
Rodzice czuli się jak pionki w niezrozumiałej grze lecz okoliczności nie dawały im
pola do manewru. Zmartwieni i wyraźnie uderzeni dziwnym zachowaniem własnego
dziecka, bardzo zmęczeni, pozostali przy nim. Dopiero następnego dnia w południe, po
prawie 24 godzinach, Cezar dał pierwsze oznaki, że chce wstać. Dziecko nadal było
pochłonięte sobą, ale przynajmniej łapczywie jadło. Rodzice odetchnęli z ulgą i
powiadomili pułkownika.
To był początek serii specyficznych wydarzeń, które pozostawiły trwały ślad na
życiu Cezara. Jego rodzice Nicolae i Smaranda Brad zeszli na dalszy plan ponieważ jego
życie wewnętrzne i niezwykłe przeżycia, przez które przeszedł, a o niektórych osobiście
mi opowiedział abym mógł je tu opisać, głęboko naznaczyły jego przeznaczenie.
Po tym niezwykłym wydarzeniu Cezar często „zagłębiał” się w sobie i przez kilka
minut z rzędu potrafił pozostawać całkowicie nieruchomo z zamkniętymi oczami.
Zdarzało się to w najbardziej nieoczekiwanych momentach dnia, nawet podczas zabawy.
Pewnego razu, kiedy matka go karmiła, nagle zamknął oczy i pozostał tak przez ponad
dziesięć minut, po czym nadal zaczął jeść jakby nic się nie stało. Te zachowania stały się
już stałymi elementami zwykłego życia i rodzice przyzwyczaili się do nich, choć nie
rozumieli przyczyn i nie mogli uzyskać żadnych wyjaśnień ponieważ do tego czasu Cezar
nie powiedział jeszcze ani słowa.
Zmiana nastąpiła dwa miesiące po zdarzeniu z rysunkiem, kiedy po raz pierwszy
w życiu Cezar przemówił. Jego słowa sprawiły, że nagle wszyscy w domu osłupieli, ze
zdumieniem obserwując zarówno łatwość i klarowność z jaką wypowiadał słowa, jak i
dojrzałość jego myśli.
Tego dnia krewni, bardzo kochający dziecko, odwiedzili Bradów. Będąc
odludkiem, malec szukał miejsca, w którym mógłby zostać przez chwilę sam. Cezar
zamknął oczy, ale zewsząd wokół dochodził gwar rozmów. Było za dużo hałasu i za dużo
pytań. Wszyscy się martwili o niego i chociaż nie był non stop w centrum uwagi, samo
przygotowanie posiłku powodowało duży harmider, rozmowy, śmiech, zgiełk. W końcu
przyszli aby przyprowadzić go do pokoju w którym zastawiono stół. Pieszczony i tulony,
Cezar zawołał:
- Chcę pomyśleć!
Pominę tu zaskoczenie jakie słowa te wywołały na wszystkich dookoła. Cezar
zaczął mówić płynnie i bez żadnych trudności. Wyczuwalna była wielka dojrzałość w
wypowiadanych słowach. W wieku czterech lat omawiał tematy, które intrygowały
także dorosłych. Jednym z problemów, nad którymi lubił się skupiać był umysł. „Skąd
biorą się myśli?”, „Dokąd idą?”, „Z czego są zrobione?”, „Dlaczego wszyscy ludzie nie
myślą podobnie?”. To tylko kilka z najczęściej formułowanych pytań, jakie Cezar
zadawał ku zdziwieniu otaczających go osób. Jego biedni rodzice na próżno szukali
odpowiedzi. Nie wiedząc co mu odpowiedzieć, odciągali go ku zabawie, zmieniali temat
ale Cezar pozostawał zdeterminowany. Zamiast wykonywać zwykłe czynności dziecka
w jego wieku, wolał zagłębiać się w swoich myślach. Co dziwne, chociaż często proszono
go aby opowiedział co czuje i myśli w tych chwilach, uparcie odmawiał nie tylko
wyjaśnień, ale jakiejkolwiek odpowiedzi. W bardzo rzadkich przypadkach mawiał, że po
zamknięciu oczu czuł się tak, jakby nagle opuszczał pokój, ale nie wiedział jak mówić o
miejscu do którego się udawał, ani jak mógłby je opisać słowami.
Do czasu ukończenia sześciu lat Cezar był raz do roku odwiedzany przez dwóch
mężczyzn z Securitate w towarzystwie tajemniczego chińskiego lekarza. Ten ostatni
przeprowadzał badanie doraźne, zawsze kiwając głową z zadowoleniem. Patrzył w oczy
chłopca swoim ognistym spojrzeniem. Cezar powiedział mi, że bardzo dobrze pamięta
ten niemal bezosobowy, twardy i głęboko enigmatyczny wygląd małego człowieczka
stojącego przed nim z ledwo zarysowanym uśmiechem na twarzy. Miał się z nim spotkać
po kilku latach i nieoczekiwanie nauczyć się od niego wielu tajemnic życia, gdyż
przeznaczenie połączyło ich dwóch w bardzo kompleksowy sposób. Prawdopodobnie
nigdy się nie dowiemy, co myślał dr Xien patrząc na Cezara lub jak interpretował jego
niezwykłe zdolności. Ale wiemy na pewno, że później odegrał niezwykle ważną rolę w
życiu chłopca i że trafnie wyczuł jego wyjątkowe zdolności. Prawdopodobnie sam miał
nadprzyrodzone moce, a wyniki osiągnięte przez Cezara, jako jego ucznia tylko tego
dowiodły.
Dr Xien miał kilka lat później odegrać decydującą rolę w specjalnym szkoleniu
chłopca. Nie mam dodatkowych informacji o tej enigmatycznej postaci ale z nielicznych
danych przekazanych mi przez Cezara zrozumiałem, że w tamtym czasie Ceausescu,
ówczesny dyktator Rumunii, był bardzo zainteresowany pewnym tajnym programem
szkolenia parapsychologicznego i wykorzystaniem tej dziedziny w ściśle tajnych
operacjach o znaczeniu narodowym. Wydaje się że to pewne osiągnięcia w dziedzinie
wywiadu, zwróciły jego uwagę na intensywne badania i eksperymenty
parapsychologiczne prowadzone w tym czasie przez USA i ZSRR. Zarządził więc
powołanie w ramach Służby Bezpieczeństwa specjalnego oddziału zajmującego się
odkrywaniem, edukacją i rozwojem osób o niezwykłych zdolnościach. Nakaz ten objęty
był klauzulą najwyższej tajności. O ile nie napotkano szczególnych trudności w
utrzymaniu oddziału w tajemnicy ze względu na stosowanie hierarchicznej metody
blokowania informacji, to nadal pozostawało wiele do zrobienia w zakresie personelu i
wyposażenia technicznego. Jak w przypadku prawie każdej inicjatywy komunistycznej,
postęp bardzo kulał jeśli chodzi o inwestycje, a zwłaszcza gdy sprawa dotyczyła
dziedziny, o której niewiele wiedziano. Nie jest do końca jasne czemu w planach
Ceausescu ta nowa parapsychologiczna linia działania miała służyć ale można
domniemywać, że chodziło mu głównie o wykorzystanie metod manipulacji
psychologicznej i wywierania wpływu na masy do utrzymania władzy dyktatorskiej
oraz, w mniejszym stopniu, dla celów obrony narodowej czy też nawet rozwiązywania
konfliktów zewnętrznych.
Ceausescu zarządził utworzenie nowego departamentu w 1968 roku, czyli krótko
po objęciu władzy, dzięki czemu mógł osiągnąć maksymalne korzyści ze swojej,
naówczas rosnącej popularności na Zachodzie. Jego powszechny sukces dyplomatyczny
wynikał z dwóch zasadniczych powodów: niemal jawnej wrogości do współpracy z
Moskwą oraz sprzeciwu wobec udziału w zbrojnej interwencji w słynnej „Praskiej
Wiośnie” 1968 roku.
Wtedy jednak rozkaz Ceausescu, aby utworzyć specjalny wydział do prowadzenia
badań i eksperymentów na tematy dotyczące para-zdolności był tak samo ciekawy co
kontrowersyjny w niektórych aspektach. Można też dojść do wniosku, że on sam
bardziej rozważał taki pomysł, który siedział mu gdzieś z tyłu głowy aniżeli umieszczał
go wysoko na liście priorytetów. Niemniej, podobnie jak każda przebiegła osobowość o
paranoicznym usposobieniu, Ceausescu chciał za wszelką cenę stworzyć sobie pewne i
bezpieczne otoczenie, które zapewniłoby mu bezsporną, niekwestionowaną hegemonię.
Oczywiście nie mógł rozwinąć wszystkich swoich różnych pomysłów w tym samym
stopniu, ale wracał do każdego z nich, doprowadzając to, co jeszcze niedawno było tylko
pąkiem do promiennego rozkwitu.
W 1968 r. rumuńskie Securitate stanęło w obliczu ściśle tajnego rozkazu, który
wymykał się przyjętym standardom. Rozkaz był datowany na 28 sierpnia, zawierał
osobisty podpis Ceausescu i, co niezwykle rzadkie, towarzyszyły mu osobiste notatki.
Dekret przewidywał powołanie specjalnego wydziału zwanego Departamentem Zero,
działającego niezależnie od innych działów i jednostek Służby Securitate w tamtych
czasach i podlegającego bezpośrednio Prezydentowi oraz Szefowi Służby
Bezpieczeństwa (Notatka Ceausescu zwracała uwagę zarówno na ściśle tajny charakter
rozkazu, jak i na sposób, w jaki należy go wykonać). Jednak oprócz bardzo lapidarnych
uwag na temat personelu i minimalnych wskazań co do kierunków działań - które
dotyczyły metody rekrutacji i nadzoru przyszłych obiektów - dekret nie zawierał
dodatkowych informacji. Postawił on ówczesną strukturę zarządzania służby Securitate
w trudnej sytuacji, ponieważ z jednej strony dotyczył stosunkowo nowej i
niesprawdzonej dziedziny a z drugiej nie pozwalał na prowadzenie standardowej
procedury finansowania ze względu na stopień utajnienia.
We wczesnym okresie funkcjonowania Departamentu Zero, Ceausescu został
poproszony o zgodę na współpracę z innym państwem, które miało pewne tradycje w
tej dziedzinie, z Chinami. Wzajemne stosunki dyplomatyczne układały się w miarę
dobrze i w 1972 roku władze obu krajów zgodziły się na nieco dziwną wymianę: dr Xien
miał przez 15 lat kierować i technicznie porządkować strukturę rumuńskiego
Departamentu, podczas gdy Ceausescu zobowiązał się finansować w tym samym okresie
stypendia dla 100 chińskich studentów w Rumunii. Chiny zaproponowały również
udostępnienie pracownikom Departamentu Zero (DZ) niektórych wyników swoich
doświadczeń w dziedzinie parapsychologii, a także innych użytecznych sposobów
prowadzenia zajęć, kładąc tym samym podwaliny pod jedno z najbardziej tajnych i
groźnych pól strategicznej aktywności Rumunii: kontrolę umysłu.
Cezar Brad był jednym z pierwszych zwerbowanych i zarejestrowanych przez DZ.
Jednak ani dr Xien ani kierownicy wydziału, którzy otrzymywali pisemne raporty od
jego rodziców nie znali szczegółów subtelnych doświadczeń dziecka, to znaczy tych o
charakterze wewnętrznym, których Cezar nikomu nie zdradzał. System przyjęty przez
zespół do spraw działań DZ obejmował najpierw okres „sondowania” i utrzymywania
„obiektu” pod obserwacją, a dopiero po tym, jak naprawdę wykazał się wyjątkowymi
para-zdolnościami umysłowymi, zostawał włączany do struktury wydziału.
Czasami to „sondowanie” i weryfikacja trwały lata, jak miało to miejsce w
przypadku Cezara, innym razem „obiekt” był integrowany natychmiast po
zweryfikowaniu otrzymanych informacji.
Cezar stworzył własne pole psychicznych eksperymentów, w którym lubił
„nurkować” coraz głębiej i z którego wracał wzbogacony o niezwykłe doznania. Nie był
to jego własny świat, bo wtedy można by pomyśleć, że Cezar szukał schronienia, ze
względu na hipotetyczne trudności w adaptacji umysłowej, a nawet pewien rodzaj
wyobcowania psychicznego. Prawda była inna. Sam fakt, że nie możemy zrozumieć tego,
co wykracza daleko poza nasze obecne możliwości, nie oznacza, że ta rzecz, istota,
zachowanie lub doświadczenie jest aspektem negatywnym i nagannym lub, tym
bardziej, nie istnieje.
Przypadek Cezara Brada był dziwny. Wtedy niewiele z tego rozumiano i
akceptowano nawet wśród personelu DZ. Pasował jednak do wzorca wymaganego przy
rekrutacjach.
Muszę wyznać, że osobiście znam tylko niektóre z tych zdumiewających osiągnięć
i doświadczeń Cezara z jego najmłodszych lat swojego dzieciństwa. Ogólnie rzecz biorąc,
mimo iż uważam się za otwartego i obytego człowieka, historie Cezara znacznie
przekraczały moją wyobraźnię. Wielokrotnie słuchałem z niezwykłym zaciekawieniem,
jak opowiadał mi o swoich doświadczeniach i wiem, że absolutnie nie był ani
niestabilnym emocjonalnie człowiekiem, ani pisarzem SF, ani paranoikiem. Dla tych,
którzy mają pewną wiedzę na tematy ezoteryczne, którzy nadal zajmują kluczowe
stanowiska w strukturach państwa lub mają dostęp do ściśle tajnych informacji i
archiwów, szybka identyfikacja głównych elementów historii zawartej w tej książce nie
będzie trudna. Ale co do reszty czyli dla większości ludzi, którzy są praktycznie odcięci
od prawdziwych informacji i niemal na stałe poddawani lawinie sprzecznych danych i
historii, posiadanie spójnego, zdroworozsądkowego poglądu wydaje się niemożliwe.
Dzięki mojemu stanowisku doradcy rządowego, które piastowałem kilka lat temu,
mogłem przeprowadzić dyskretne badania i na podstawie własnych obserwacji i intuicji
przekonać się, że Cezar Brad był postacią wyjątkową.
Skromność, z jaką opowiadał mi o swoich doświadczeniach i doznaniach czy
wymowne „incydenty”, których sam byłem świadkiem w jego obecności stopniowo
przekonały mnie do uznania rzeczywistości, w której istnieją ludzie, którzy znacznie
przekraczają nasze standardy koncepcyjne i mentalne. Jeśli tak zdecydują, to mogą
nawet zmieniać losy innych mocą swoich para-zdolności.
Niezaprzeczalnym dowodem zdolności Cezara było nasze pierwsze spotkanie, o
które poprosił kilka lat temu. Było ono efektem skomplikowanych ustaleń między
zaufanymi osobami, ale jego główny cel pozostawał dla mnie tajemnicą. Z resztą byłem
ledwo świadomy istnienia Departamentu Zero w ramach dzisiejszej Rumuńskiej Służbie
Wywiadowczej (RIS). Na miejsce spotkania przyjechałem prosto z pracy jednym z
samochodów instytucji. Była noc i padał deszcz więc zostałem w aucie rozmawiając z
kierowcą. Po kilku minutach drzwi samochodu otworzyły się i z pominięciem
formalności Cezar usiadł obok mnie na tylnym siedzeniu i zaczął mówić przyjaźnie i
bardzo spokojnie, przechodząc od razu do rzeczy. Szybko wciągnął mnie temat rozmowy
i dopiero po kilku minutach zdałem sobie sprawę, że kierowca, nie proszony przez
nikogo, uruchomił silnik i ruszył przed siebie. Gdy znaleźliśmy się przed hotelem Sofitel,
w którym Cezar zarezerwował pokój, wyraziłem swoje zdumienie z powodu tej
samowolki. Gdy szliśmy do jego pokoju, Cezar powiedział mi, że w niektórych
przypadkach słowa okazują się bezużyteczne, podczas gdy sam umysł, dobrze
kontrolowany i oczyszczony z zewnętrznych zakłóceń, może oddziaływać równie
skutecznie. Innymi słowy, podał mi w pigułce zasady telepatii. Na początku myślałem, że
żartuje ale zaraz wyjaśnił mi jak to uczynił: w tej samej chwili gdy się przywitał i usiadł
obok mnie w samochodzie, wysłał kierowcy mentalną instrukcję uruchomienia silnika i
skierowania się do określonego celu. Przekonany, że usłyszał słowną instrukcję,
kierowca wykonał ją.
- Kiedy trening jest intensywny i wytrwały, telepatyczny przekaz myśli nie stanowi
problemu - powiedział Cezar uśmiechając się.
Gdy znaleźliśmy się w jego pokoju narysował na kartce pewien schemat,
jednocześnie udzielając wyjaśnień:
- Załóżmy, że osoba A znajduje się w społeczności innych ludzi. Jego myśli, które nie
są silne, mieszają się z myślami innych, tworząc rodzaj „mentalnej mgły” złożonej
zwykle z myśli słabych, nieprecyzyjnych i ubogo zdefiniowanych, będących zaledwie
fragmentami powierzchownych idei. Można więc powiedzieć, że każda z tych osób żyje
we względnej izolacji w świecie mentalnym, który jest jej własnym, ale mimo to podlega
w większym lub mniejszym stopniu, w zależności od posiadanej wrażliwości, wpływom
myśli otaczających ją osób.
Najczęściej postrzega te zewnętrzne wpływy nieświadomie, jako zmiany nastroju
psychicznego lub wewnętrznego stanu umysłu. Dlatego użyłem określenia „mentalna
mgła”, ponieważ na tym poziomie ludzie nie „widzą” siebie nawzajem, tak jak statki
pływające po zamglonym morzu.
MENTALNA „MGŁA”
Cezar milczał przez chwilę, rysując kolejny diagram.
- Ale jeśli wtedy jakaś osoba wyśle bardzo skoncentrowaną myśl, to będzie ona
przypominać skupioną wiązkę światła, promień lasera - dodał. - Jeśli teraz osoba ta
skieruje swój promień mentalny z dużą precyzją w inną osobę B, wtedy adresat
„zobaczy” mentalnie tę wiązkę jako silne światło przeszywające otaczającą „mgłę”, jak
błysk z latarni morskiej. Proces jest zatem prosty, ale wymaga starannego szkolenia.
KONCENTRACJA MENTALNA
- Ale co miałeś na myśli mówiąc o „oczyszczeniu” umysłu? - zapytałem z
uzasadnioną niewinnością, ponieważ wyjaśnienia, których mi udzielał, były dla mnie
nowością.
- W rzeczywistości - wyjaśnił chętnie Cezar - to, co nazywamy mentalnością lub
umysłem, jest bardzo złożoną i subtelną tkanką pełniącą wiele funkcji, skompilowaną z
różnych częstotliwości wibracji. Niektórzy nazywają te pasma częstotliwości
zdolnościami lub mocami. Ponieważ nie wszyscy ludzie mają te same moce, poziom ich
osiągnięć także będzie różny. Na przykład osoba A ma łatwość skupiania się podczas
nauki, B umie dobrze kontrolować swoje emocje, osoba C natomiast ma znacznie lepszą
pamięć niż inni ludzie, ale wszystko to, to tylko niewielka część potencjału, który mamy
do dyspozycji, a mimo to cechy te wyróżniają się z otaczającej ich umysłowej
przeciętności, chociaż nie są jeszcze dopracowane i odpowiednio wykształcone.
Stosując określone metody treningowe, zdolności umysłowe człowieka można
znacznie rozwinąć, co w konsekwencji sprawi, że będzie działał bardzo wydajnie. To
właśnie nazywam „oczyszczeniem”. Mówiąc metaforycznie, umysł zrzuca warstwę myśli
wtórnych, często wypaczonych przez niskie pobudki, które są albo puste, bez treści albo
słabe.
Ci, którzy potrafią w ten sposób „oczyścić” swój umysł, mogą osiągnąć niezwykłą
siłę psychiczną. Ich umysł może wtedy łatwo przebić mentalną „mgłę” mas, jak strzała
przecina dym. Dopiero od tego poziomu w górę ludzie dowiadują się, że umysł, jako
subtelna forma energii jest wyższy od materii, którą w konsekwencji może ujarzmić i
kontrolować. W ten sposób pojawiają się zdolności paranormalne. Jednak wymagają one
również wysokiej indywidualnej świadomości, jako że wtedy poważnie wzrasta kwestia
odpowiedzialności.
Nadprzyrodzone moce mogą powodować u jednostek samolubne i aroganckie
działania, które bardzo skomplikują ich los. Podobnie, gdy rzucisz piłką w ścianę, piłka
odbije się z tą samą siłą. Dlatego należy postępować dojrzale, bacząc na tych, którzy są
wokół, a nie tylko na własny interes. Niestety niektórzy ludzie rozwijają takie zdolności,
aby realizować egoistyczne cele lub służyć wąskim grupom interesów. W niektórych
przypadkach problem staje się jeszcze poważniejszy, gdy agendą jest wpływanie na
masy dla uzyskania władzy i absolutnej kontroli.
To jest właśnie powód, dla którego chciałem się z tobą spotkać. Chcę ujawnić te
prawdy i ty możesz pomóc w ich upublicznieniu.
Byłem zadziwiony tym, co usłyszałem. W ciągu zaledwie kilkudziesięciu minut
skonfrontowałem się z ideami i pojęciami, o których istnieniu nie miałem żadnego
pojęcia. Część mnie była negatywnie poruszona, obawiałem się, że może zostałem
wystawiony na szyderstwa. Cały scenariusz był nieco fantasmagoryczny: za szybko, za
dużo, zbyt nieoczekiwanie.
Ostatecznie jednak dominującym impulsem było pełne zaufanie do Cezara Brada
i szczera chęć zaoferowanie bezwarunkowej współpracy. Mężczyznę przede mną
otaczała tajemnicza pewność siebie i wewnętrzny spokój, które przepędzały niemal
każdy podszept protestu, rodzący się z mojego stereotypowego rozumowania,
otwierając mi w ten sposób drogę do tajemniczego królestwa, które budziło moją
fascynację.
Cezar nie chciał tracić ani minuty na bezużyteczne rozmowy i przydługie
wprowadzenia. W ten sposób dał mi wyraźny znak niezachwianej determinacji w tym,
co zamierzał zrobić, przechodząc do rzeczy bez owijania w bawełnę. Ani przez chwilę
nie odczuwałem obowiązku ani presji by przyjąć jego propozycję. Miało to dla mnie
decydujące znaczenie. Cezar Brad miał między innymi niesamowitą zdolność
zaszczepiania entuzjazmu dla konkretnej sprawy i przyciągania uwagi ludzi, ale było to
bezsprzecznie spontaniczne i całkowicie naturalne z jego strony. Subtelny blask jakim
emanował w bardzo przyjemny sposób przepełniał duszę.
Nie mogę już się doczekać, kiedy opiszę niesamowite wydarzenia, które nastąpiły
później lecz moja „misja” musi być realizowana stopniowo, gdyż w przeciwnym razie
istnieje ryzyko, że wzbudzę podejrzenia w umyśle czytelnika, który zostałby
wystawiony na chaos pozornie niezwiązanych ze sobą faktów. Wrócę więc do
chronologicznego przedstawiania głównych zdarzeń z życia Cezara Brada, aby czytelnik
mógł lepiej zrozumieć, w jaki sposób udało mu się odkryć naturę, cele i metody działania
niektórych okultystycznych postaci i organizacji działających na poziomie globalnym,
które ukradkiem zarzuciły swą sieć na Rumunię i co, jak się dowiemy z kolejnych stron,
miało doprowadzić do spektakularnej zdarzeń, a głównym bohaterem dramatu miał
zostać sam Cezar.
Jak wspomniałem wcześniej, punktem kulminacyjnym stało się zdumiewające
odkrycie w górach Bucegi, w które zaangażowanych jest obecnie kilka krajów, na czele z
Rumunią i USA. Moja wiedza na ten temat skłania mnie do stwierdzenia, że zaraz po
wielkim odkryciu w 2003 roku stosunki dyplomatyczne między Rumunią a USA stały się
bardzo złożone, a ich równowaga dość krucha. Sytuacja ta wynikała z napięć
wywołanych sprzecznymi intencjami w następstwie odkrycia. Intencje te dotyczyły
między innymi samej kondycji rasy ludzkiej. W miesiącach, które nastąpiły po tym
wydarzeniu, napięcie zostało załagodzone poprzez wspólny plan działania opracowany
na najwyższych szczeblach dyplomacji obu państw.
W odpowiednim momencie opiszę to w szczegółach. Póki co powiem tylko, że
porozumienie między Rumunią a USA nie było wygodne dla pewnych sił politycznych w
naszym kraju, tych o bardziej postępowym charakterze. Doprowadziło to do dalszych
napięć, a nawet spowodowało radykalną transformację opinii na rumuńskiej scenie
politycznej.
Informacje z ostatniej chwili, które dotarły do mnie tuż przed oddaniem książki
do druku potwierdziły moje przyszłe spotkanie, które odbędzie się z Cezarem Bradem
prawie rok po ostatnim, podczas którego poznam dodatkowe piorunujące i poufne dane
związane z „wielką wyprawą” Cezara wraz z mieszanym zespołem rumuńsko-
amerykańskim, w związku z odkryciem w górach Bucegi. Chociaż posiadam już główne
dane dotyczące wyprawy, wolałbym raczej nie uprzedzać i opisać wszystko w sposób
spójny i szczegółowy po uzyskaniu dalszych cennych informacji. Uważam ten krok za
konieczny, bo ludzie mają prawo poznać prawdę historyczną, dowiedzieć się kto chciał
nią manipulować przez dziesięciolecia i z jakiego powodu.
To jest wątek przewodni tej książki. Niezależnie od tego, czy zarezonuje on w
świadomości ludzi, czy przeciwnie, spotka się z ironią i powątpiewaniem, jestem
głęboko przekonany, że zaangażowanie w napisanie i opublikowanie tej książki ma
głęboki sens. Co najmniej pobudzi ludzką świadomość, pojawią się pytania o okultyzm, o
subtelne wymiary samowiedzy.
W wieku siedmiu lat posłano Cezara do szkoły, ale tam nie wyróżniał się z
żadnego przedmiotu. Był normalnym uczniem z przeciętnymi wynikami. Nic nie
zdradzało jego zainteresowań ani przemyśleń, a jego oceny były raczej
odzwierciedleniem tego, co słyszał i zapamiętał w klasie, ponieważ prawie nigdy nie
uczył się w domu. Jednak gdy Cezar był w trzeciej klasie, pewnego razu jego głęboko
zaniepokojona i zdziwiona nauczycielka wezwała rodziców do szkoły. Chciała się
dowiedzieć, czy zauważyli coś niezwykłego w zachowaniu chłopca. Zarówno Nicolae, jak
i Smaranda stanowczo zaprzeczyli, tak jak polecili im panowie z Securitate. Następnie
nauczycielka opowiedziała zdarzenie.
Ponieważ pewnego razu musiała poprawić kilka prac pisemnych, zadała uczniom
nauczenie się na pamięć kilkuzwrotkowego wiersza, który wcześniej przeczytała klasie
na głos. Wkrótce potem zauważyła, że podczas gdy wszyscy inni uczyli się, Cezar patrzył
w okno. Zwróciła mu uwagę lecz po kilku minutach spostrzegła, że chłopiec nadal nie
uczy się wiersza.
- Cezar! Wstań! - warknęła na dziecko. Dlaczego nie uczysz się wiersza jak
wszyscy inni?
Chłopiec nie wydawał się wcale onieśmielony groźnym tonem nauczycielki. Był
spokojny i opanowany.
- Ale ja już go znam - odparł cichym głosem.
- Co to znaczy, że już go znasz? Dlaczego kłamiesz?
- Ja nie kłamię. Słyszałem, jak Pani go czytała - odparł
Nauczycielka podrażniona tupetem dziecka ale też nieco zaciekawiona, kazała mu
wyrecytować wiersz przed klasą. Cezar powiedział cały wiersz bezbłędnie.
- Myślałam, że nauczył się go wcześniej, w domu. Ale to była nowa lekcja, a poza
tym, jak wiecie, chłopiec nie jest nadgorliwy w nauce - kontynuowała podekscytowana
kobieta. - Następnie kazałam mu wyrecytować dwa inne wiersze, których nie było w
podręczniku i które mu wcześniej raz przeczytałam. Wysłuchawszy, powtórzył je
bezbłędnie, bez zająknięcia.
I dlatego chciałam się z państwem zobaczyć i porozmawiać, bo nigdy wcześniej
czegoś takiego nie widziałam.
Wkrótce jednak o incydencie zapomniano. Cezar powiedział mi, że bardzo szybko
dostrzegł minusy niepospolitego zachowania się wśród ludzi, ponieważ narażał się na
nękanie, ciekawość i zazdrość, głównie ze strony przyjaciół.
- Nawet w tak młodym wieku czułem, że bardzo ważne jest, aby nie zwracać na
siebie uwagi. Były inne rzeczy, o wiele ważniejsze, które wymagały mojej pełnej
koncentracji, kiedy wracałem do domu, do mojego pokoju - powiedział mi z
enigmatycznym uśmiechem.
Miał na myśli swoje tajemnicze, subtelne doświadczenia, których doznawał, gdy
zanurzał się głęboko w sobie, z dala od zewnętrznych wpływów. Jego rodzice już dawno
przestali męczyć go pytaniami o jego sposób bycia. Wydawało im się to już normalne,
podobnie jak comiesięczne raporty i niespodziewane wizyty Securitate.
Do czasu ukończenia dziesiątego roku życia, otaczający go ludzie mieli jeszcze
tylko jedną okazję, by spojrzeć na Cezara jak na niezwykłą istotę. Dał wtedy swojej cioci
odwiedzającej Bradów specjalne ostrzeżenie. Cezar nie wiedział o jej przyjeździe, ale
kiedy wrócił do domu i spojrzał na nią, stanął jak oszołomiony i patrzył przez kobietę
jakby na przestrzał. Wszyscy zauważyli, że coś jest nie tak i zapytali go, czy źle się nie
czuje ale chłopiec nie odpowiedział i zaraz czmychnął do swojego pokoju. Dopiero
wieczorem, niespokojny, zapytał ciotkę kiedy ta wraca do Bukaresztu. Dowiedziawszy
się, że kupiła bilet kolejowy na następny dzień, nieco się uspokoił. Jednak poprosił ją,
aby nie podróżowała samochodem, na co niemal nikt z obecnych nie zwrócił uwagi.
Ciotka Cezara, Emilia, miała następnego dnia wyjechać do Bukaresztu wraz ze
swoim bratem Nicolae Bradem żeby rozwikłać jakieś problemy rodzinne. Rankiem
okazało się, że paradoksalnie, zepsuł się zegar i nie uruchomił budzika. Zaspali więc i nie
zdążyli na pociąg. Ponieważ obecność Emilii w Bukareszcie była pilna, udało jej się
złapać „okazję” do stolicy. Zajęła w aucie ostatnie wolne miejsce. Ojciec Cezara wrócił do
domu i miał dojechać do niej następnym pociągiem. Zła wiadomość nadeszła na krótko
przed wyjazdem ojca na stację kolejową. Kierowca, który podwoził Emilię, miał
poważny wypadek pod Bukaresztem. Ze wszystkich pasażerów zginęła tylko Emilia.
Pozostali odnieśli obrażenia. Smaranda Brad jako jedyna przypomniała sobie radę, jakiej
dziwnie zachowujący się Cezar udzielił ciotce Emilii. Wspomniała też o tym w
comiesięcznym raporcie, lecz incydent ten, choć dość szczególny, został przyćmiony
czymś co było dla niej wielkim szokiem, a czego doświadczyła wkrótce.
Wydarzenie to miało na zawsze odebrać Cezara rodzinie.
Odłączenie
Cezar miał dziesięć lat, ale jego poziom spostrzegawczości, osądu i zachowania
znacznie ten wiek przekraczał. Dzieci z sąsiedztwa słabo go znały gdyż bardzo rzadko
się z nimi bawił. Traktowali go jak dziwaka i wymyślali o nim różne historie. Cezar nie
zwracał na to uwagi. Jego pasją było spędzanie całych godzin z zamkniętymi oczami,
tkwiąc głęboko w rzeczywistości, o której rodzice nie mieli pojęcia.
Słuchając, jego opowieści, poczułem, że to właściwy moment, aby spytać go o
doświadczenia, przez które przeszedł w tych absolutnie wyjątkowych chwilach, podczas
eksperymentów będących całkowicie poza zasięgiem zwykłych ludzi.
Cezar myślał przez kilka chwil, najwyraźniej szukając odpowiednich słów.
- Bardzo trudno jest opisać pewne rzeczywistości, które wymykają się
standardom logiki i rozumu dominującym obecnie zwłaszcza w zachodnim spojrzeniu
na życie. Te subtelne światy są dobrze odzwierciedlone w historiach hinduskich
mistyków opowiadających o swych duchowych doświadczeniach, tak bardzo
przypominających moje.
To był ten jedyny raz, kiedy Cezar opowiedział mi krótko o jednym ze swoich
tajemniczych stanów umysłu, który był tak dziwny, że niepojmowalny dla zwykłego
człowieka.
- Pewnego razu wróciłem do otaczającej mnie fizycznej rzeczywistości całkowicie
oszołomiony, przez kilka minut nie rozpoznając gdzie jestem – kontynuował. - Chociaż
oczy miałem otwarte, patrzyłem jak przez mgłę, nie dostrzegając konturów otaczających
mnie przedmiotów. Stopniowo, bardzo powoli zacząłem wracać do swojego
normalnego stanu i wtedy zrozumiałem bardzo wyraźnie, że istnieje pewien związek
pomiędzy umysłem a zmysłami. Zwykle dość trudno jest utracić kontakt z otaczającym
światem, to znaczy tak głęboko skupić się na swoim wnętrzu ażeby być w stanie
zignorować zewnętrzne impulsy sygnalizowane przez zmysły, ale dla mnie nie
stanowiło to problemu. Paradoksalnie, cała moja trudność polegała wówczas na tym aby
ponownie połączyć umysł i zmysły i ponownie zintegrować się z zewnętrznym
strumieniem informacji. Bez wątpienia widziałem bardzo dobrze, oczy miałem otwarte,
a nadal trudno było mi przystosować się do zwykłych warunków zewnętrznych. Aby
lepiej to zrozumieć, wyobraź sobie, że przez kilka lat mieszkałeś w światowej
metropolii, mając dostęp do bardzo wysokiego standardu życia. Splot okoliczności
sprawia, że nagle lądujesz na małej i opuszczonej wyspie na środku oceanu, gdzie
dominujący krajobraz stanowią skały i klify, a warunki życia są prymitywne. Przeskok
jest ogromny i dostosowanie się do niego zajmie trochę czasu. Uświadomiłem sobie
wtedy, że ludzki umysł jest ściśle powiązany z doznaniami cielesnymi, ale może uwolnić
się od nich, gdy się go kontroluje i podda pilnej praktyce. Bywało, że wpadałem w aż tak
głęboki trans, że moja mama musiała uderzać mnie kilka razy, abym wrócił do
rzeczywistości. Czasami, pozostając w euforycznej błogości, którą odczuwałem,
wychodząc z medytacji, szczerze starałem się wyjaśnić moim rodzicom, czym tak
naprawdę były te chwile, którym towarzyszyły bardzo wyrafinowane stany
świadomości. Niestety, słowa są zbyt ograniczone aby uchwycić bogactwo stanów
pełnych niuansów subtelnej rzeczywistości, o wiele ciekawszej od planu fizycznego.
Bardzo wzniesione subtelne światy nie mają odniesienia do świadomości planu
fizycznego. Raz jednak podjąłem się takiej próby wyjaśnienia słowami spostrzeżeń, jakie
miałem podczas medytacyjnego doświadczenia, ponieważ moi rodzice bardzo na to
nalegali. W rezultacie powiedziałem im, że jedynym skojarzeniem kształtów i kolorów,
które przyszło mi do głowy i które najlepiej odpowiadałoby opisowi tego wysoce
subtelnego świata, do którego miałem dostęp, był kraciasty wzór nieregularnie grubych
czerwonych i żółtych pasków na tle indygo. Byłem bardzo szczęśliwy, że zainspirowali
mnie do utworzeniu tych sugestywnych obrazów, które dokładnie oddawały cechy tego
świata, ale mój entuzjazm zniknął niemal natychmiast, gdy zauważyłem niedowierzające
i współczujące spojrzenia. Wtedy zdałem sobie sprawę, że jakakolwiek przymiarka do
opisania tamtej rzeczywistości nie może przynieść żadnego dobrego rezultatu.
Ignorancja jest strasznym ograniczeniem w ewolucji człowieka. Zrezygnowałem więc na
dobre z wszelkich prób wyjaśniania, bo było to praktycznie niemożliwe. Kiedy
wchodziłem w głęboką medytację i de facto uciekałem z tego świata, najbardziej
zauważalnym odczuciem, jakie dostrzegałem w takich chwilach, była ogromna swoboda
działania i wyraźne poczucie, że mogę zrozumieć tajemnicę każdego miejsca i zdarzenia
na tej planecie. Z czasem nauczyłem się odkrywać coraz odleglejsze krainy. Tylko nie
wyobrażaj sobie, że przypominało to podróż jakimś znanym środkiem transportu, choć
rzeczywiście, w tych momentach próbowałem sobie wyobrazić takie subtelne
doświadczenie na poziomie psychicznym i nasuwało mi się porównanie do lotu
statkiem kosmicznym w przestrzeni wszechświata - wtedy Cezar natychmiast
pochwycił moją myśl i skorygował mnie ze zrozumieniem - światy mentalny i
przyczynowy rządzą się innymi prawami, znacznie szerszymi od tych, które znamy na
poziomie planu fizycznego, planu naszego istnienia. To jednak nie jest tematem naszego
spotkania. Dodam jeszcze, że w moich podróżach przez subtelne wymiary nigdy nie
byłem sam. Stanowczo i precyzyjnie prowadziła mnie pewna siła, którą postrzegałem
jako gigantyczną, ale pełną miłości, która często wyjaśniała mi wiele tajemnic, na które
się natykałem. Dzięki tego rodzaju subtelnej „ochronie” udało mi się pomyślnie przejść
we wczesnych latach mojego dzieciństwa te doświadczenia psychiczne.
Cezar milczał przez chwilę. Zapragnąłem wtedy nagle z całego serca poznać te
tajemnice wyższych światów, które mogłyby dać mi realną odpowiedź na temat mojej
roli świecie. W mniej lub bardziej oczywisty sposób każdy z nas przynajmniej raz w
życiu odczuwał taki wewnętrzny impuls, ale w większości wypadków to przeznaczenie
decyduje o tym czy podążymy za nim czy nie. Jeśli chodzi o mnie, uważałem, że „głosem”
mojego przeznaczenia był sam Cezar Brad i bardzo chciałem dowiedzieć się od niego jak
najwięcej o różnych aspektach inicjacji.
W 1980 roku nastąpiła pierwsza poważna zmiana w życiu Cezara.
Sąsiedzi uważali rodzinę Bradów za „dziwną”, nie trzymującą z nikim kontaktów,
zamkniętą. O coś pytani, Bradowie zawsze udzielali wymijających odpowiedzi. Cezar
coraz więcej czasu spędzał w odosobnieniu w swoim pokoju, pogrążony w medytacjach.
Pewnego razu wydarzenia potoczyły się szybko, w stylu charakterystycznym dla
działań służby bezpieczeństwa państwa, którego aparat ucisku zyskał już szeroki
rozgłos.
Na początku stycznia tego roku, w spokojny zimowy dzień, kiedy wielkie,
puszyste płatki śniegu pokrywały lśniącą bielą miasteczko u podnóża gór, Cezar wrócił
ze szkoły w stanie wewnętrznego poddenerwowania, którego przyczyny nie potrafił
wyjaśnić. Nie zwlekając, jak prawie zawsze po powrocie do domu, wszedł do swego
pokoju i usiadł na łóżku ze skrzyżowanymi nogami w swojej ulubionej pozycji, aby wejść
w stan głębokiej medytacji. Znając jego nawyki, matka nie przeszkadzała mu,
powiedziała tylko, że wkrótce będzie obiad. To, co wydarzyło się w ciągu następnych
kilku godzin, wystawia na próbę ludzką wiarę. Postaram się jak najdokładniej to opisać,
używając tych samych słów, jakich użył Cezar opisując je po ponad dwudziestu latach.
- Wniknąłem dość szybko w ogrom przestrzeni mentalnej, która była mi już
wtedy znana i pogrążyłem się w kontemplacji abstrakcyjnych aspektów archetypowych
energii tego, co nazywamy „powietrzem”. Kiedy pogrążałem się w medytacji, świat
wokół mnie kompletnie się zmieniał. Zawsze otaczał mnie niewyczerpany strumień
energii i jednocześnie czułem się bardzo wolny, żądny wiedzy. Mówię tu o wiedzy
znacznie przewyższającej tę świecką, z którą spotykamy się w podręcznikach. Wiedza
naukowa sama w sobie jest dość ograniczona, zwłaszcza dlatego, że opiera się na
skutkach, nie rozumiejąc przyczyn. Ja mówię o tego rodzaju wiedzy, która nie jest
dyskursywna ale głęboko intuicyjna i duchowa. Wiedzy tej nie można zrozumieć
teoretycznie. Można ją posiąść tylko przez bezpośrednie doświadczenie.
Granice ciała fizycznego nie są już postrzegane przez świadomość, która zaczyna
wibrować, współgrając z tematem wybranym do medytacji. Byłem zanurzony we
wzniosłym świecie dźwięku, który dochodził zewsząd. Właściwie miałem raczej
odczucie rozświetlającego dźwięku pełnego czystej i niezwykle wyrafinowanej energii.
Ogólne wrażenie jakie wtedy odnotowałem, to nieskończony splendor. Nie umiem
ocenić ile czasu minęło od chwili gdy zanurzyłem się w tym oceanie dźwięku i światła,
ale nie mogło to być dłużej niż godzina.
Byłem ledwie świadomy swego ciała i otaczającego mnie świata. W pewnej chwili
poczułem lekkie drżenie stóp i delikatne kołysanie ciała fizycznego, które w dziwny
sposób mogłem obserwować z zewnątrz. Było to odczucie względnej niestabilności ale
nie martwiłem się tym ponieważ miewałem już wcześniej podobne doświadczenia.
Jednak coś było inaczej. Nie czułem już podparcia, jak gdybym nie siedział na
łóżku. Na wpół-świadomy uchyliłem powieki i zadrżałem, bo znajdowałem się w
powietrzu około pół metra nad łóżkiem. Nogi były skrzyżowane prawie jak w pozycji
wyjściowej ale lekko obniżone. Ciało kołysało się bardzo powoli w powietrzu, pozostając
mniej więcej w tym samym miejscu. Nie byłem przestraszony, bardziej podekscytowany
potężną emocją, którą odbierałem całym swoim bytem. Przyszło mi nawet na myśl, że w
przyszłości będę musiał bardzo dobrze kontrolować to zjawisko jeśli nie chcę
wywoływać w moim życiu poważnych problemów.
Kiedy się tak nad tym zastanawiałem, nagle moja mama otworzyła drzwi, żeby
zawołać mnie na obiad. Myślę, że łatwo sobie wyobrazić, co potem nastąpiło. Nie
zemdlała, ale potężnie się wystraszyła. Przywarła do ściany patrząc na mnie z
przerażeniem. Ja sam, nieco zaskoczony hałasem nagle otwieranych się drzwi i
stłumionym okrzykiem matki, powróciłem nieco gwałtowniej do normalnego stanu,
upadając na bok na łóżko. Poczułem niewyraźne uczucie mdłości i ból w karku.
Cezar opowiedział mi o tym wydarzeniu w sposób możliwie najprostszy i
naturalny, nie próbując wcale przekonywać mnie o prawdziwości historii. Jednocześnie
starał się, abym zrozumiał, że wiara w coś, nie jest zwykle bezpośrednim wynikiem
zaspokojenia banalnej ciekawości. Wyraźnie czułem, że gdybym wtedy poprosił o
dowód, spotkałbym się z grzeczną odmową.
Przy innej okazji Cezar wyjaśnił mi, że ci, którzy posiedli pewne paranormalne
zdolności i dogłębnie zrozumieli ich naturę, nigdy nie będą ich demonstrować z niskich
pobudek, dla egoistycznych celów. Ludzie ci nigdy nie będą zabiegać o to, żeby ich moce
zostały docenione ani dążyć do ulotnej sławy. Ponadto ci, którzy są naprawdę
autentyczni w swojej wiedzy, nie będą nalegać na przekonywanie niedowiarków czy
osób „ograniczonych” światem materii ponieważ prawdziwa wiara, aby była stabilna,
musi pochodzić z wnętrza.
Umysły większości ludzi są słabe i nieprzygotowane na szokujące zdarzenia. Aby
zniwelować tę ułomność, w większości przypadków przyjmują oni arogancką, ironiczną
postawę wobec tematów „zakazanych”, to znaczy tych, które leżą na granicy między
materialnością a subtelnymi sferami Kreacji. W rzeczywistości ich nieufność objawia się
brakiem chęci poznania, u podstaw którego leży głęboki strach przed nieznanym. Często
oszukują siebie i innych, twierdząc, że jeśli byliby świadkami takiej demonstracji
paranormalnych mocy, i nie byłoby to oszustwem, natychmiast uwierzyliby, że świat to
coś więcej niż tylko fizyczny byt. Doświadczenie jednak pokazuje, że w przypadku takiej
demonstracji, szok, na jaki narażony jest zwykły umysł, jest często zbyt nieoczekiwany i
za silny jak na jego niski poziom zrozumienia. Ogólnie rzecz biorąc, widzowie takich
pokazów reagują na dwa sposoby: albo nadal zaprzeczają, nawet gwałtownie, temu o co
właśnie poprosili, a potem ujrzeli na własne oczy, co czasami przeradza się w napady
histerii, albo uciekają się do chwilowej formalnej akceptacji, która w rzeczywistości jest
pozbawiona wewnętrznego przekonania. Ta akceptacja zostanie bardzo szybko
zastąpiona przez starą niewiarę i użyta jako mur psychicznej ochrony przed tym czego
nie można zrozumieć, a co mogłoby zakłócić codzienną monotonię ich życia.
Zrozumiałem więc, że to praktyka przynosi z czasem wiarę, ponieważ sam
wysiłek, jaki wtedy podejmujemy, jest już jej przejawem. W rzeczywistości ogromna
większość ludzi mocno w coś wierzy, ale ich wiara jest niewłaściwie ukierunkowana.
Dlatego wielu mocno wierzy, że nie wierzy i to wystarczy, aby otworzyć szeroko wrota
przeciwpowodziowe dla fali obaw, wątpliwości i uprzedzeń. W ten sposób sami
pozbawiają się zdolności ujrzenia rzeczy takimi, jakimi są. Ale największą wadą jest to,
że krępują swoje dusze nie zdając sobie z tego sprawy. Stają się powierzchowni,
emocjonalnie płascy, a ich uczucia „mdłe”, pozbawione pulsacji autentycznego
doświadczania. Najczęściej to sami ludzie ustanawiają limity własnego potencjału.
Smaranda Brad prawdopodobnie nie była jeszcze gotowa na to co zobaczyła tego
dnia. Jej zdolność rozumienia została wystawiona na ciężką próbę, ale wydaje się, że nie
miała wystarczająco siły by poradzić sobie z emocjami w obliczu spotkania z
nieznanym. Kiedy Nicolae Brad wrócił z pracy, opowiedziała mu o incydencie. Oboje
zgodzili się, że powinni natychmiast poinformować nową osobę kontaktową (pułkownik
Datcu został awansowany i przeniesiony do innego miasta).
Późną nocą pod dom zajechał samochód, z którego wysiadło dwóch
funkcjonariuszy Securitate. Tym razem doktora Xiena nie było z nimi. Wydarzenie, o
którym wspomniano w raporcie wymagało już zastosowania innej procedury. Pod
pretekstem specjalnej kontroli, której miał zostać poddany, agenci zabrali Cezara ze
sobą, wsadzili go do samochodu i odjechali w mrok nocy.
To był ostatni raz, kiedy Cezar Brad widział swoich rodziców.
Rozdział 2
DEPARTAMENT ZERO
W 1980 roku, trzynaście lat po utworzeniu tego „okultystycznego” wydziału
bezpieczeństwa państwowa w ramach Securitate, udało się skrystalizować politykę
prowadzącą do osiągnięcia celów, dla których jednostka została utworzona. O ile na
początku kaprys Ceausescu związany z utworzeniem wydziału spowodował wiele
zamieszania i sporo początkowych problemów organizacyjnych, to w latach
osiemdziesiątych XX wieku stworzono dość dobrze zdefiniowaną strukturę z
akceptowalną bazą materialną.
Faktycznie kwestia finansowania była „gorącym” tematem od samego początku,
ponieważ Ceausescu - pozornie niewytłumaczalnie - „zapomniał” sprecyzować jak je
zapewnić. Z drugiej strony nikt nie był na tyle odważny aby wspomnieć o tym problemie
w zamieszaniu pierwszych dni. W obliczu komunistycznego dyktatora każde takie
„wychylenie się” byłoby równoznaczne z niesubordynacją lub przynajmniej świadczyło
o braku kompetencji. Oba warianty oznaczały destrukcję kariery i wielkie problemy
egzystencjalne. Użyto więc metody finansowania, która była zwykle stosowana w
skrajnych przypadkach: powoływano się na bezwzględny rozkaz głowy państwa i
gromadzono fundusze wycofując pewne sumy pieniędzy z rezerw przeznaczonych na
inne dziedziny. Było to kompromisowe rozwiązanie stosowane przez pierwsze trzy lata
od utworzeniu wydziału.
Z biegiem czasu sytuacja zmieniała się na lepsze. Udostępniono dwie tajne bazy
operacyjne: jedną w pobliżu miasta B... , drugą w górach Retezat, niedaleko Doliny
Niedźwiedzi (nazwa zmieniona).
W związku z tym, że od czasu utworzenia departamentu systematycznie
rozrastała się baza logistyczna, od 1972 r. zastosowano nową taktykę gromadzenia
funduszy, polegającą na powtarzanych „dyplomatycznych” interwencjach u Ceausescu w
starannie wybranych momentach. Entuzjastycznie nastawiony do perspektyw jakie
mógł zagwarantować rozwój departamentu, wydał polecenie, aby DZ był finansowo
wspierany przez dwie „fikcyjne firmy” z Urugwaju. Firmy te były wymieniane w
oficjalnych dokumentach jako maklerzy naftowi, ale w rzeczywistości specjalizowały się
w praniu brudnych pieniędzy z transakcji latynoamerykańskiej mafii.
„Revita Unio” i „Nann & Co.” zapewniły Ceausescu bajeczne sumy. Zarządzał nimi
wówczas prawdziwy geniusz w tej dziedzinie, generał Mereş, którego miałem okazję
poznać osobiście. Jest on prawdopodobnie jedną z nielicznych osób, które trafnie
przewidziały - na długo przed końcowym etapem – schyłek systemu komunistycznego w
Europie a wraz z nim upadek Ceausescu, a ściślej, okoliczności, w jakich miało to
nastąpić.
- Zapamiętaj moje słowa, drogi Radu – powiedział kiedyś - istnieją pewne ukryte
siły, które podcinają korzenie tego ludu i sypią mu piasek w oczy podsuwając w centrum
uwagi Ceausescu z jego megalomańsko-maniakalnymi posunięciami ekonomicznymi ...i
nie działają one od wewnątrz. Osobiście zabezpieczyłem przyszłość swoją i mojej
rodziny. Nikt w Securitate nie wie tego wszystkiego, ale jestem zbyt dobrze
przygotowany abym się miał czegokolwiek obawiać. Nie sądzę, aby obecna sytuacja
potrwała dłużej niż dwa, trzy lata od teraz.
Rozmowa odbyła się w 1988 roku i muszę przyznać, że była nieco złowieszcza.
Generał w przypływie oratorskiego natchnienia prorokował wtedy, że Ceausescu nie
miał szans ujść „cało” przed gniewem ludu i że te same tajemne siły (których nie chciał
wtedy nazwać) potajemnie przygotowują nie tylko jego upadek, ale także stopniowe
przejęcie władzy w państwie.
Rozwój sytuacji politycznej i gospodarczej w kraju w pełni potwierdził
poprawność jego wizji. Mereş nagle zniknął w 1989 roku, na krótko przed Rewolucją.
Nie mógł wybrać lepszego momentu, ponieważ konwulsje, które dotknęły systemy
komunistyczne w ówczesnej Europie wschodniej nie pozostawiały dużo czasu na
przeprowadzanie rygorystycznych śledztw z poszanowaniem zwykłych procedur w celu
znalezienia „zdrajcy”. Generał Mereş polegał na swoich ogromnych wpływach i
tajemniczej sile, działając prawie zawsze zza kulis. Nigdy nie zdradził miejsca, w którym
schronił się wraz z rodziną. Był złożoną osobowością, bardzo silną i wpływową figurą,
poruszającą się praktycznie zawsze w cieniu.
Mimo, że byłem jedną z nielicznych osób, które miały dostęp do jego bliskiego
otoczenia, prawie nic nie wiedziałem ani o nim ani o jego bardzo dyskretnym życiu. Jego
instynkt samozachowawczy, wyrafinowane ego i wyjątkowa intuicja w biznesie
doprowadziły do niezwykłego sukcesu finansowego w zarządzaniu obiema firmami. Te
z kolei powstały dzięki jego bardzo silnym koneksjom na polu dyplomacji, do których,
dla osiągania różnych celów czasem odwoływał się sam Ceausescu.
Choć wtedy były tylko plotki, to teraz w wysokich kręgach władzy wiadomo już
na pewno, że to Mereş był tym, kto zadbał o otwarcie i zasilenie kontrowersyjnego konta
finansowego rodziny Ceausescu, którego wartość szacowano na około miliard dolarów.
Tylko generał i być może jeszcze dwie lub trzy inne osoby dokładnie znają zarówno
dokładną kwotę zdeponowaną na tym rachunku jak i jego obecną lokalizację.
Łatwo założyć, że generał Mereş mając całkowitą swobodę i zaufanie Ceausescu
do jego zarządzania dwiema widmowymi kompaniami w Urugwaju, nie ograniczył się
tylko do zasilenia osobistego konta dyktatora, ale również przelał spore sumy w
walucie do własnej kieszeni. Ceausescu mógł mieć tego świadomość, ale był to jedyny
przypadek, w którym nie podjął żadnych środków dyscyplinujących, ponieważ stawką
były jego własne interesy finansowe, a znalezienie równie odpowiedniego zastępstwa
byłoby trudnym i bardzo delikatnym zadaniem. Możemy zatem podejrzewać, że między
Mereşem i Ceauşescu doszło do pewnego rodzaju milczącej i wzajemnie korzystnej
umowy, w której nikt nikomu nie chciał nadepnąć na odcisk. Pozycja generała w
polityczno-ekonomicznej machinie państwa była wyjątkowa. Dla tych, którzy go znali,
był szarą eminencją. W pewnym sensie Meres był niezniszczalny i o ile wiem, był to
jedyny taki przypadek, który Ceausescu zaakceptował bez mrugnięcia okiem w całej
swojej karierze komunistycznego dyktatora.
Obecnie Meres najprawdopodobniej przeżywa swój złoty wiek na Balearach lub
gdzieś na Krecie, obserwując z daleka ze swym szyderczym uśmieszkiem pochód władzy
w Bukareszcie. Patrząc z innej perspektywy, Rumunia straciła człowieka o wyjątkowych
zdolnościach organizacyjnych i decyzyjnych. Generał mógł być jednym z głównych
filarów państwa, ale jednocześnie jest prawie pewne, że musiał znać pewne tajemnice,
które sprawiły że przedwcześnie „wybrał się na emeryturę”. Jego dyplomatyczna
intuicja i doświadczenie pomogły mu więc w znacznym stopniu wycofać się w
najbardziej dogodnym momencie.
Tak więc Ceausescu hojnie sfinansował DZ dzięki dwóm spółkom zagranicznym
zarządzanym przez Mereşa. Od 1968 do 1980 roku Departamentem Zero kierowało nie
mniej niż pięciu szefów, ale z nich wszystkich wyróżnił się tylko pułkownik Obadea
(mianowany w 1979 r.). Przepełniony duchem przedsiębiorczości i nowymi pomysłami
bardzo pomógł w ulepszeniu działalności działu. Ponieważ pole działania tej sekcji
Securitate było w tamtym czasie jeszcze bardzo niejasne i nikt nie miał w tym zakresie
wielu doświadczeń, Obadea miał wielką szansę na uzyskanie dużej swobody decyzyjnej i
działania pod przykrywką wielkiej tajemnicy państwowej. To pośrednio oznaczało, że
pozycja pułkownika w hierarchii władzy państwowej była nieco podobna do
ministerialnej, a ze względu na jego bardzo szczególne zaangażowanie w aparacie
bezpieczeństwa państwa, stanowisko to było teoretycznie nawet ważniejsze i jeszcze
bardziej wpływowe, przybliżając się do pozycji ministra stanu, choć bez możliwości
prowadzenia działalności politycznej.
Konstruując kierowany przez siebie wydział, Obadea kierował się prostą zasadą:
informacja musi być przekazywana bezpośrednio (z maksymalnie jednym
pośrednikiem), a operacje mają być planowane w szkieletowym sztabie. Jednocześnie
warunkiem było aby ci, którzy zostali wybrani do pracy w dziale byli profesjonalistami
w swoich dziedzinach.
Aby zrealizować te podstawowe idee, pułkownik rozumiał, że nie może iść na
kompromisy. Potrzebował specjalistycznego sprzętu oraz elitarnego oddziału
paramilitarnego specjalnie przeszkolonego do nietypowych interwencji.
Biorąc pod uwagę protokół związany z jego stanowiskiem, pułkownik Obadea był
jedną z nielicznych osób, które miały bezpośredni i natychmiastowy dostęp do
Ceausescu, niezależnie od okoliczności. Raporty były przedstawiane dyktatorowi przez
samego Obadeę i wręczane tego samego dnia, ponieważ - jako środek maksymalnego
zabezpieczenia - były pisane na maszynie w jednym egzemplarzu, a następnie
podpisywane i pieczętowane wyłącznie przez pułkownika.
Jego pozycja była tak silna, że nie musiał wyjaśniać swoich działań nikomu poza
Prezydentem Państwa i Szefem Securitate. Z drugiej strony miał prawo zwrócić się o
pomoc i wsparcie do dowolnej instytucji w kraju. Ustanowiono prywatną linię
telefoniczną między nim a Ceausescu, a informacje i raporty otrzymane z Departamentu
Zero były klasyfikowane jako TAJNE PAŃSTWOWE - klasa 5. Mieli do nich dostęp tylko
Ceausescu, Szef Bezpieczeństwa Państwa, Szef Sztabu Generalnego i sam Obadea.
Pułkownik na samym początku (zaraz po objęciu stanowiska szefa DZ)
przedstawił dyktatorowi listę szesnastu propozycji stanowiących konieczną
infrastrukturę dla sprawnego funkcjonowania wydziału. Ceausescu zatwierdził je
wszystkie.
Później jednak, kierując się swoją specyficzną przebiegłością i obawiając się, że
pozycja Obadei może stanowić niebezpieczny precedens, stworzył pewne „zawory
bezpieczeństwa”. I tak, pułkownik nie mógł już działać i interweniować we wszystkich
instytucjach w kraju, a tylko w tych których działalność wiązała się z kierowanym przez
niego departamentem, choć granice w tym wypadku nie były zbyt klarowne. Innym
ograniczeniem było to, że Obadea nie miał już dostępu do wszystkich tajemnic
państwowych a tylko do informacji niejawnych dotyczących jego własnego działu.
Musiał wreszcie zaakceptować na żądanie Szefa Bezpieczeństwa Państwa, kontrolę
tegoż, ale bez jego prawa do podejmowania decyzji, a jedynie dla celów sporządzania
raportów wyjaśniających do użytku Ceausescu.
Jednak ze względu na specyfikę pracy Departamentu te drobne „poprawki” nie
przeszkadzały pułkownikowi. Doskonałe wyniki w następnych latach świadczyły o jego
profesjonalizmie oraz umiejętności radzenia sobie z często skomplikowanymi relacjami
z podwładnymi.
Te nadzwyczajne środki bezpieczeństwa okazały się bardzo skuteczne nawet
kilka lat po rewolucji, co pokazało, że Departament Zero został założony na bardzo
solidnym fundamencie. Uważam, że akta Departamentu Zero były lepiej strzeżone niż
wojskowe czy wywiadu. Były one przedstawiane Ceausescu w formie, jak na poniższym
schemacie:
Po tym, jak głowa państwa zapoznała się z treścią raportu i przeprowadziła
podsumowującą dyskusję z Obadeą, akta były zabierane przez pułkownika i zamykane
w specjalnym sejfie w jego biurze, które znajdowało się u podnóża Valea Ursului, po
uprzednim opasaniu szerokim paskiem z czerwonej tektury i opieczętowaniu go
ołowianą plombą. Na tekturze było napisane:
OGRANICZONY DOSTĘP:
1. Prezydent kraju
2. Kierownik Działu Zero
3. Szef Bezpieczeństwa Państwa
Seria: Al-nr.9 (ARCHIWUM TAJNE) /
W gęstej sieci departamentów Securitate, Armii i Ministerstwa Spraw
Wewnętrznych Departament Zero jawił się niczym odrębna wyspa, zachodnia w swoim
wyglądzie i odbiegająca od innych instytucji swoją specyfiką.
Tak to wszystko wyglądało kiedy Cezar został przywieziony do tajnej bazy pod
B... w 1980 roku.
W porównaniu ze standardem życia w domu swoich rodziców miał tu dostęp do
pełnego komfortu i wyjątkowego wyposażenia technicznego. Projekt i wykonanie bazy
powierzono wyspecjalizowanej firmie ze Stanów Zjednoczonych, a technologię i sprzęt
zamówiono i sprowadzono z Holandii.
Kompleks został oddany do użytku prawie rok wcześniej, wkrótce po tym jak
pułkownik Obadea został mianowany szefem wydziału. Składał się z dwóch głównych
budynków: jeden dla personelu i do przeprowadzania rutynowych czynności oraz drugi,
większy i bardziej wyrafinowany, przeznaczony dla osób, które zostały wybrane i tu
przywiezione. W pierwszym było kilka mieszkań, kuchnia, stołówka i izolowane
laboratorium w którym przeprowadzano eksperymenty. Teren bazy otoczony był
wysokim betonowym ogrodzeniem, a dookoła niego dostęp był zabroniony i
patrolowany w promieniu stu metrów. Cały teren nosił wszelkie znamiona zwykłej
jednostki wojskowej, nie budząc specjalnego zainteresowania. Dostawy przychodziły
tylko raz w tygodniu aby kontakt ze światem zewnętrznym był jak najmniejszy.
Kiedy przybył Cezar, było tam już czterech innych badanych: troje dzieci i jeden
dorosły. Każdy z nich zajmował jeden z eleganckich apartamentów w głównym
budynku, który mogli opuszczać tylko w określonych godzinach. Harmonogram nie był
napięty, ale za to wymogi bezpieczeństwa bardzo surowe. Personel składał się z
dziesięciu osób, dziewięciu mężczyzn i 35-40-letniej kobiety, która była asystentką
tajemniczego doktora Xiena.
Na tych szczegółach jednak poprzestanę, chociaż Cezar dokładnie opisał mi bazę i
jej działalność. Dzięki sprzyjającemu zbiegowi okoliczności, pozwolono mi odwiedzić to
miejsce i muszę przyznać, że wywarło ono na mnie głębokie wrażenie. Chociaż baza nie
wyglądała już tak samo jak w latach 80., kontynuowała swą działalność w bardzo tajnym
reżimie.
Cezar spędził już pięć lat w tym zmilitaryzowanym kompleksie. Szybko
zrozumiał, że jego relacje z rodzicami zostały prawdopodobnie zerwane na zawsze, ale
przynajmniej miejsce to oferowało mu nieoczekiwane możliwości do rozwoju
specjalnych zdolności. Z innymi kolegami z zakładu spotykał się na ćwiczeniach
rekreacyjno-sportowych lub na specjalnych zajęciach prowadzonych przez dr Xiena.
Każdy z nich był obdarzony pewnymi mocami, które Cezar opisał mi krótko i z dużą
dozą humoru.
Na przykład jedno z dzieci, czternastoletni chłopiec, wyróżniało się tym, że jego
pępek miał średnicę około dziesięciu centymetrów i obejmował dużą część brzucha.
Niezależnie od pogody chłopiec nosił tylko parę cienkich bawełnianych spodni. Nazywał
się Eduard. Jego psychiczne promieniowanie było tak silne, że każdy wokół niego czuł
się nieco nieswojo, a nawet ogarniało go uczucie lęku niejasnego pochodzenia, który
szybko wręcz przytłaczał.
Tak było gdy Eduard był spokojny i zrelaksowany, ale jeśli z jakiegoś powodu
wpadł w złość, wokół jego ciała, a zwłaszcza głowy, widoczne były małe błyski, jak iskry.
W takich momentach przedmioty w jego bezpośrednim otoczeniu pękały lub wypaczały
się. Dlatego jego apartament wyposażony był głównie w przedmioty drewniane i
plastikowe, bo te łatwiej było wymieniać. W okresie letnim jego mieszkanie było
podłączone do specjalnego systemu chłodzenia powietrzem ponieważ chłopiec nie mógł
znieść temperatur przekraczających dwadzieścia stopni Celsjusza. Wariant z
klimatyzacją nie zdał egzaminu, ponieważ Eduard stwierdził, że chociaż powietrze jest
chłodne, nie ma swojego witalnego elementu, jest „martwe”, co powoduje więcej szkody
niż pożytku.
Główną paranormalną zdolnością chłopca była jego moc telekinetyczna, która
polegała na wprawianiu obiektów materialnych w ruch siłą woli, bez ich dotykania.
Eduard był w stanie podnosić przedmioty w powietrze, utrzymując ich pozycję lub
przemieszczać je przez kilka minut. Chociaż nie był pod wrażeniem możliwości swojego
kolegi, Cezar opowiedział mi o największym osiągnięciu Eduarda które nastąpiło po
głębokiej koncentracji, kiedy uformował i podniósł kulę wody, którą następnie
przesuwał po całym pokoju.
Inny chłopiec, Oktawian, niemal rówieśnik Cezara, nie wydawał się wyróżniać
niczym szczególnym. Jego zdolność należała jednak do wyjątkowych, ponieważ mógł w
szerokim zakresie przewidzieć wydarzenia, które miały nastąpić w okresie 10–20
godzin od chwili obecnej do przyszłości. Dowiedziałem się, że Oktawian stopniowo
poprawił swój wynik do 28 godzin, a jego przewidywania stawały się coraz bardziej
precyzyjne. Niemniej jednak, jak powiedział mi Cezar, nigdy nie był w stanie
przekroczyć tej granicy. Interesowano się nim szczególnie, co oznaczało, że chłopiec
cieszył się wyjątkowym traktowaniem. Nawet w czasie rekreacji, kiedy dzieci bawiły się,
towarzyszył mu stale „sztywny”, krzepki mężczyzna, którego zadaniem było pilnowanie,
by chłopiec nic nikomu z otoczenia nie przepowiadał. Ten środek ostrożności był na
wyrost, ponieważ Oktawian był samotnikiem, wciąż zamyślonym, czasami wręcz
apatycznym. Był szczupłej budowy ciała, oczy miał głęboko osadzone w oczodołach i
często pozostawał głęboko pogrążony w myślach, z dala od wszelkich zewnętrznych
wpływów. Cezar opisał go jako wyjątkowego chłopca, nawet wśród osób posiadających
moce paranormalne.
- Jego dziwna zdolność widzenia przyszłości nie była intuicyjna, jak bywa w
przypadku większości ludzi, którzy wróżą z kart czy fusów.
Wszystko co wydarza się w tym wszechświecie, każdy czyn, myśl, emocja lub
uczucie pozostaje wiernie „zarejestrowane” na pewnego rodzaju subtelnym „nośniku”,
wyjaśnił mi Cezar, odpowiadając w ten sposób na moje naturalnie nasuwające się
pytanie.
- Przez analogię, jest to „zapis”, który można porównać z tym, jak niektóre
migawki z czyjegoś życia zostają odzwierciedlone na kliszy fotograficznej aparatu.
Możliwe jest więc wtedy zaglądanie w przeszłość lub w przyszłość.
Teraz nieśmiało zainterweniowałem:
- Ale jak możliwa jest wizja przyszłości, skoro ta jeszcze się nie wydarzyła? -
Cezar uśmiechnął się lekko.
- Najwyraźniej twoja logika jest zdrowa. Prawdopodobnie jeszcze nie wiesz, że
czas sam w sobie jest złudzeniem. Istnieje oczywiście subtelna energia czasu, ale jest ona
specyficznie modulowana przez świadomość każdego z nas.
Na przykład ten sam przedział czasu - powiedzmy jedna godzina - jest
subiektywnie postrzegany przez różnych ludzi, ponieważ jednym czas płynie „wolno ”,
podczas gdy innym „szybko”. Jeszcze inni powiedzą, że„ czas minął w mgnieniu oka ”.
Postrzeganie jest różne, chociaż przedział czasu taki sam. Teraz wyobraź sobie, że ta
niezwykle subtelna forma energii, którą nazywasz czasem wygląda - mówiąc
metaforycznie - jak rozwinięta klisza fotograficzny.
Następnie Cezar narysował na papierze prosty diagram, aby wyjaśnienia, które
mi przedstawił były bardziej czytelne.
Pragnąłem poznawać nowe sekrety dotyczące pewnych rzeczywistości, które
dotychczas były dla mnie niedostępne. Zauważając moją szczerą postawę, Cezar
milcząco zgodził się poprowadzić mnie jak prawdziwy mistrz ku prawdziwej inicjacyjnej
wiedzy.
OŚ CZASU
zdarzenie
Obserwator
- Oś czasu jest ciągła, ale ludzie postrzegają ją jako podzieloną, wyrażoną
ilościowo w przeszłości i przyszłości. W potocznym sensie teraźniejszość jest względna,
ponieważ chwila obecna staje się za chwilę przeszłością. Z kolei chwila następna staje
się nową teraźniejszością, chociaż przed chwilą była to jeszcze przyszłość.
Będąc ciągłym, czas jest rozwiniętą „taśmą”. Ludzie żyją w tej właśnie „taśmie” i
identyfikują się z jej fragmentami. Nie postrzegają już całego pasma, które jest ciągłe,
lecz kawałki - przeszłość i przyszłość - ponieważ ich świadomość jest ograniczona tylko
do jednego lub drugiego.
Teraz załóżmy, że ta świadomość rozszerza się i rośnie jak ogromna kula
obejmując swoją percepcją i wiedzą prawie cały wszechświat. Ta ekspansja wystarczy,
aby pokonać barierę czasu, który wówczas postrzega się jako jednolitą całość, która jest
wiecznie obecna. Przeszłość i przyszłość tracą swój relatywny sens. Wtedy ten, kto
doświadcza tego poziomu świadomości, staje się jakby oderwanym obserwatorem z
bardzo dużym polem widzenia do swojej dyspozycji.
Analogicznie, powiedzmy, że jesteś turystą w mieście pełnym zabytków.
Przechadzasz się ulicami i po kolei odwiedzasz wszystkie ciekawe miejsca, bo nie ma
możliwości zwiedzenia wszystkiego na raz. Budynki, ludzie, samochody, drzewa
zasłaniają ci pole widzenia. Ale gdy tylko wzniesiesz się pionowo w górę na dużą
wysokość, na przykład w gondoli balonu, od razu widzisz całe miasto. Bez względu na to
jakiego obszaru lub budynku szukasz, masz do niego natychmiastowy dostęp ponieważ
całe życie i zgiełk miasta, choć podzielonego na różne obszary, jawi się Tobie jako całość
i jest oglądane jednocześnie. Mam nadzieję, że ta analogia jest wystarczająco opisowa,
abyś mógł jaśniej zrozumieć ten problem.
Podróżowanie w czasie to nic innego jak poszerzanie świadomości, która ma
wtedy dostęp do rzeczywistości energii czasu. Jest to trudne i niewiele osób potrafi to
perfekcyjnie opanować i kontrolować. Ale są też etapy pośrednie. Oktawian był na
jednym z nich. Niestety w 1984 roku został przeniesiony i od tamtej pory już go więcej
nie widziałem.
Chociaż zrozumiałem istotę wyjaśnień, nadal miałem kilka pytań. Na przykład nie
było dla mnie klarowne, w jaki sposób świadomość mogłaby się rozszerzyć, ani jak
aktem woli można było dostrzec pewien fragment czasu. Gdy tylko te problemy pojawiły
się w mojej głowie i przygotowywałem się do sformułowania pytania, Cezar już
odpowiadał:
- Aby naprawdę móc podróżować w czasie na poziomie świadomości, trzeba
szczególnie udoskonalić percepcję i poziom wiedzy. Kiedy czasowy „cel” zostanie
precyzyjnie ustalony na poziomie mentalnym, skupienie energii psychicznej na tym
obszarze wywoła proces rezonansu, dzięki któremu będziesz mógł efektywnie „żyć” w
tym przedziale czasowym i doskonale identyfikować się ze stanami, emocjami i cechami
tamtego czasu, trochę tak jak widz filmu, który w jakiś sposób staje się częścią jego
rzeczywistości. Innymi słowy, można widzieć, słyszeć, wąchać, smakować i dotykać
dokładnie tak, jak robiłoby się to normalnie w swoim własnym przedziale czasowym,
tyle, że odczuwane jest to tam i wtedy, ponieważ już się wydarzyło. Faktycznie daje to
pewność, że podróż w czasie była prawdziwym doświadczeniem a nie iluzorycznym
wytworem szalejącej wyobraźni.
Oczywiście ciało fizyczne także może podróżować w czasie, ale sposób, w jaki to
się osiąga indywidualnie wymaga bardziej złożonych wyjaśnień. Poza tym motywacja do
takiej podróży musi być bardzo solidna i poważna, bo w jej trakcie dochodzi do
poważnych zakłóceń.
Póki co byłem usatysfakcjonowany tymi wyjaśnieniami i w głębi duszy szczerze
postawiłem sobie za cel osobiście doświadczyć tych fascynujących rzeczywistości.
Podczas pobytu w bazie w B... Cezar poczynił niezwykłe postępy, rozwijając
swoje zdolności percepcji i subtelnego działania. Niektóre z jego niezwykłych przeżyć
duchowych były znane tajemniczemu doktorowi Xien, który z wielką kompetencją i
troską przez cały ten czas wskazywał Cezarowi drogę i prowadził gdy pojawiały się
trudności.
Dr Xien zniknął w tajemniczych okolicznościach wraz ze swoją asystentką
wkrótce po rewolucji 1989 roku i wydawało się, że nikt nie wiedział jak i dlaczego do
tego doszło. Oficjalnie mówiono, że długoletnia umowa o współpracy dobiegła końca.
Jestem pewien, że Cezar znał prawdę na ten temat, ale z jakiegoś powodu nie chciał
podawać mi szczegółów.
Kontakty Cezara z innymi lokatorami zakładu były bardzo rzadkie i miały
charakter okolicznościowy, a reguły w tym zakresie były bardzo rygorystyczne. W
rzeczywistości do początku 1986 roku był jedynym, który był przetrzymywany w tym
miejscu bez przeniesienia.
Żaden z tych, których zastał tam w 1980 roku, nie pozostał do jego wyjazdu. Z
biegiem czasu jego koledzy zostali wysłani do innych lokalizacji, ale przyczyny tych
transferów pozostały nieznane. W miejsce tych którzy wyjeżdżali, zawsze pojawiali się
inni, ale Cezar nie mógł się o nich za wiele dowiedzieć, ponieważ znowu dość szybko byli
przenoszeni.
Rok 1986 był punktem zwrotnym w życiu Cezara, a kulminacją stało się
niezwykłe przeżycie duchowe. Wydarzenia tamtego okresu były ściśle związane z
obecnością i działalnością szefa wydziału, płk Obadei, który bardzo cenił Cezara. Obaj
często omawiali różne kwestie związane z działalnością wydziału. Chłopak, chociaż był
nastolatkiem, nie odpowiadał w żadnej mierze zwykłym wzorcom osobowości i
dojrzałości jego wieku. Życie i doświadczenia w bazie w B… rozwijały się według innych
standardów, dużo wyższych niż te ze świata zewnętrznego. Miejsce to wydawało się
jakby należeć do świata równoległego, w którym prawa fizyki i idee jego mieszkańców
nie są już zgodne z jednogłośnie przyjętymi normami.
To prawda, że jako szef DZ pułkownik Obadea koncentrował się głównie na
kwestiach wojskowych, bezpieczeństwa, administracyjnych, a nawet politycznych, jeśli
chodzi o strukturę organizacyjną, którą kierował, ale znał też dokładnie wszystkie tajne
akta osobowe i z zainteresowaniem śledził działalność i osiągnięcia tych, którzy zostali
tam przywiezieni.
Obadea był w tamtym czasie jedną z nielicznych osób w Securitate
wyróżniających się wysokim stopniem moralności i otwartości umysłu. Jednocześnie był
bardzo biegły w gierkach politycznych. Potrafił stawić skutecznie czoła różnym siłom i
interesom, a późniejsze wydarzenia pokazały, że jego plany i idee zostały skutecznie
zrealizowane.
Ale po kolei. W 1986 roku Obadea popadł w konflikt z szefem bezpieczeństwa
państwa, któremu nie spodobała się niezależność departamentu i który przeprowadził
kilka bezzasadnych kontroli w bazach DZ, będących próbą stopniowego podważania
pozycji pułkownika w oczach Ceausescu. Tworzył on raporty, zawsze z negatywnymi
wnioskami, które potem przedstawiał dyktatorowi. Jego celem było usunięcie Obadei ze
stanowiska i zasymilowanie DZ z ogólną strukturą Securitate, co pozwoliłoby mu na
przejęcie władzy w departamencie. Jednak plan Szefa Bezpieczeństwa Państwa był
przejrzysty i pozbawiony finezji. Nawet Ceausescu, znany ze swojej podejrzliwości, nie
zwrócił na niego większej uwagi, choć napięcia pozostały. Dlatego Obadea musiał
działać ostrożnie i wykonać prawdziwy „slalom” aby spacyfikować swojego
hierarchicznego przełożonego - szefa generalnego Securitate.
W tym samym roku pułkownik podjął zaskakującą decyzję, aby Cezar odwiedził
swoją rodzinę, uzasadniając to tak zwaną „niestabilnością emocjonalną podmiotu,
wymagającą załagodzenia”.
Nabycie zdolności bycia świadomym własnego ciała astralnego, tak jak jesteś
świadomy fizycznego, jest dla niektórych ludzi łatwym procesem. Obejmuje pewien
stopień oczyszczenia i podniesienia świadomości do pewnego poziomu. Jest bardzo
wielu ludzi, którzy przeżyli przynajmniej jeden raz coś co nazywane jest w pracach
naukowych „świadomym podziałem astralnym” lub „doświadczeniem pozazmysłowym”.
Może się ono zdarzyć przypadkowo. Na przykład po silnym przeżyciu emocjonalnym lub
we śnie w fazie REM, kiedy przez krótsze lub dłuższe okresy jesteśmy świadomi, że
śnimy. Można też wywołać je aktem woli, ale jest to trudniejsze do osiągnięcia.
Niektórzy ludzie na wysokim stopniu rozwoju duchowego są doskonale świadomi
swojego ciała astralnego, nawet jeśli żyją i działają normalnie w ciele fizycznym. Wiąże
się to jednak z bardzo podwyższonym poziomem indywidualnego rozwoju świadomości,
o którym nie będziemy teraz mówić.
Przez analogię, wygląda to tak samo jak gdyby rura, przez którą wcześniej
swobodnie przepływała woda, stopniowo zatykała się brudem, aż do całkowitego
ustania przepływu. Dlatego wielu z tych, którzy na początkowych etapach cieszyli się
różnymi mocami psychicznymi, które nabyli lub już posiadali, mogło z czasem zauważyć
ich stopniowe osłabienie, a w niektórych przypadkach utratę.
- Ludzie z Pentagonu nie mogli zrozumieć ani sensu tego dlaczego tunel skręcał
zygzakiem do centrum góry, ani znaczenia dwudziestu sześciu stopni kąta nachylenia
całej jego konstrukcji. Zespół znajdował się w płaszczyźnie równoległej do podłoża, a
półkulista blokada energetyczna znajdowała się na pionie odpowiadającym skałom
kalenicowym zwanym Babele. Właściwie, jak pokazały nasze pomiary oparte na danych
z Pentagonu, pion wychodził około czterdzieści metrów od Babeli, między nimi a
Sfinksem Bucegi.
Na innej kartce Cezar narysował następnie projekt konstrukcji.
- Signore Massini dał mi do zrozumienia, że same elementy wewnętrznej
sztucznej struktury z Bucegi nie wzbudziłyby szczególnego zainteresowania masońskiej
elity, gdyby nie fakt, że ich przedstawiciele z Pentagonu zauważyli, że półsferyczna
blokada energetyczna miała dokładnie taką samą częstotliwość i kształt, jak ta w innej
tajnej podziemnej strukturze, którą odkryto zaledwie kilka miesięcy wcześniej w
pobliżu Bagdadu.
Z powodów, których jeszcze nie znam, a których czcigodny Massini nie ujawnił
mi, elita masońska była niezwykle zainteresowana tajnymi danymi zarejestrowanymi
przez wojskowego satelitę szpiegowskiego dotyczącymi dziwnej struktury
energetycznej na irackiej ziemi. Wkrótce po jej odkryciu wybuchła wojna i Amerykanie
w atmosferze całkowitej tajemnicy mieli pełny dostęp do tego obszaru, podczas gdy
Irakijczycy o niczym nie wiedzieli.
Massini zdradził, że mimo wielkich starań, nie mogli przebić się przez ścianę
energetyczną, ale nie podał mi więcej szczegółów. Cała operacja była ściśle tajna.
Stwierdził, że to, co tam było, było związane z tajemniczą przeszłością naszej planety, ale
w pewnym sensie również z historią ich organizacji. Odczułem wtedy, że Signore
Massini ma inne informacje, może nawet jakieś dokumenty lub dowody, ale nie chciał ze
mną rozmawiać.
Fakt, że śledztwo Pentagonu wykazało podobieństwa danych między podziemną
strukturą w pobliżu Bagdadu a strukturą z wnętrza Gór Bucegi bardzo poruszył elitę
masońską. Jak zauważyłem, dużą część tego niepokoju, który początkowo niemal
przerodził się w panikę powodował fakt, że struktura - znacznie większa i bardziej
złożona niż ta w Iraku, znajdowała się akurat na tym terytorium, w Rumunii. Samo to
może wydawać się dość dziwne, ale łącząc to z pewnymi przepowiedniami dotyczącymi
przyszłości Rumunii, o których już rozmawialiśmy, będziesz w stanie uzyskać jaśniejszy
obraz tego, o co musiała się martwić elita masońska. Bez względu na to, jak bardzo
starają się to ukryć, ich działania i intencje pokazują coś przeciwnego. Pośpiech w
rozwiązywaniu problemu, podejmowane przez nich ryzyko i wyraźne pragnienie
uzyskania dostępu i kontroli nad strukturą to tylko kilka elementów, które wzmocniły
moje wewnętrzne przekonanie w tej kwestii.
Signore Massini udostępnił mi wszystkie bardzo tajne dane lokalizacyjne w
górach Bucegi, w tym najłatwiejszą i najszybszą drogę do tunelu. Wielką zagadką był
sposób, w jaki budowniczym udało się wykonać taką konstrukcję we wnętrzu góry, bez
połączenia z otoczeniem zewnętrznym. Obaj przyjęliśmy, że było to tak zrobione w celu
zmaksymalizowania ochrony struktury przed ewentualnym ujawnieniem. Jedynym
technologicznym wytłumaczeniem było to, że w jakiś sposób zakryli główne wejście do
tunelu po aktywowaniu ochronnej blokady energetycznej, co wymagałoby ogromnej
ilości kamienia, nie mówiąc o sprzęcie potrzebnym do takiej pracy. Massini dostarczył
mi również plan dotarcia do tunelu zaprojektowany przez specjalistów z Pentagonu.
Najwygodniejsze przebicie pod optymalnym kątem mogło nastąpić od frontu
góry, poczynając od zbocza w odległości około sześćdziesięciu siedemdziesięciu metrów
od pierwszej tamy energetycznej w głębi kamiennego masywu. Chociaż było to
najszybsze rozwiązanie, nadal istniała niedogodność związana z zaporą u wylotu tunelu.
Nie wiadomo było, czy się jej nie naruszy. Mimo że nie miała takiej samej częstotliwości
wibracji, jak duża półkulista tama energetyczna, nie było pewności, czy będzie można ją
obejść. Ominięcie jej byłoby możliwe, ale spowodowałoby większe problemy techniczne.
Druga opcja polegała na przebiciu się przez skałę, ale tym razem ukośnie, jakby
przechylając się nad tunelem, aby dostać się poza blokadę. Odległość wiercenia była
dłuższa, ponieważ trzeba było zachować pewien kąt natarcia, ale przynajmniej była
szansa na obejście tamy. Byłem sceptyczny wobec tego rozwiązania, ponieważ
wydawało mi się oczywiste, że starożytni, tworząc tę konstrukcję, z pewnością
zabezpieczyli się przed taką próbą. Jednak czcigodny zapewnił mnie o niezwykle
wyrafinowanym wsparciu technologicznym Armii Stanów Zjednoczonych, dysponującej
hiper-potężnym urządzeniem plazmowym sprzężonym z polem magnetycznym do
szybkiego wiercenia skał.
SFINKS - GÓRA BUCEGI
Metodą tą, uwzględniając czas na niezbędne przygotowania do wiercenia wstępnego,
można było dotrzeć do ściany tunelu w mniej niż dwa dni. Uzgodniliśmy więc, że
najpierw wypróbujemy pierwszy wariant, a jeżeli nam się nie uda, wykonamy
bezpośrednie wiercenie do bariery energetycznej.
Jednak cała operacja musiała zostać przeprowadzona w jak największej
tajemnicy. Czcigodny zapewniał nam środki techniczne, resztę mieliśmy zorganizować
tak, aby wszystko wyglądało na rutynową misję Departamentu Zero.
Co więcej, jednym z kluczowych warunków narzuconych przez czcigodnego
masona było to, aby Prezydentowi i rumuńskim służbom wywiadowczym wysłać
fałszywy raport o „zwykłym” odkryciu struktury krasowej.
Signore Massini chciał również sprowadzić specjalny zespół ze Stanów
Zjednoczonych, który wraz z kilkoma przedstawicielami elity masońskiej towarzyszyłby
nam podczas operacji. Nie zgodziłem się na to żądanie, argumentując brakiem
możliwości zapobieżenia wyciekowi informacji, ale zaproponowałem obecność tych
ekip zaraz po przedostaniu się do tunelu. W rzeczywistości nie byłoby problemu z
zapewnieniem ścisłego bezpieczeństwa, nawet w przypadku obecności zespołu
amerykańskiego, ale celowo wyolbrzymiłem możliwość wyjawienia tajemnicy, wiedząc,
że jest to wrażliwy punkt dla masonów.
Oczywiście nie chciałem, żeby weszli do wnętrza góry razem ze mną, ponieważ
wolałem przed podjęciem decyzji najpierw sam się przekonać, o co w tym wszystkim
chodzi i co tam znajdę. Zapowiadało się, że sytuacja będzie bardzo napięta, ze zbyt
wieloma niewiadomymi. Dlatego w każdej chwili mogła okazać się dla nas
nieprzewidywalna, a nawet groźna.
Podstawowym etapem było jednak wejście do tunelu, a następnie do półkulistej blokady
energetycznej.
BABELE - GÓRY BUCEGI
W tym celu musiałem pozostawić czcigodnego z wrażeniem, że jestem otwarty i
współpracuję, ponieważ to on zapewniał niezbędne środki techniczne.
Jego presja jest wyraźna, ale z drugiej strony ma ograniczone pole działania z
powodu chęci zachowania absolutnej tajemnicy. Ewidentnie nikt z nas nie wie, co tam
jest, ale jak wspominałem wcześniej, wyczuwam, że czcigodny zna jakiś szczególny
aspekt, którego mi nie ujawnił, nad którym chce mieć osobistą kontrolę. W ten sposób
odczytuję jego naleganie, by być tam w momencie dotarcia do tunelu.
Czułem się, jakbym śnił. Miało wydarzyć się coś niezwykle ważnego, a wydawało
się, że wszystko było niemal surrealistyczne.
- Nie powiedziałeś o tym nikomu? - zapytałem Cezara.
- Rozmawiałem w cztery oczy z generałem Obadeą - odpowiedział. - Jest jedynym,
który zna wszystkie szczegóły tej sprawy. Zgodziliśmy się wspólnie odłożyć ujawnienie
tej akcji wyższym czynnikom państwowym, ponieważ w przeciwnym razie reakcja elity
masońskiej mogłaby być nieprzewidywalna. Nie chcieliśmy ryzykować, zwłaszcza, że
potrzebowaliśmy zaawansowanej technologii, którą chcieli nam zaoferować. Wiązało się
to z bezpieczeństwem narodowym i zależnie od tego co mieliśmy odkryć, potencjalnie
mieliśmy przed sobą największą tajemnicę państwową. Nie mogliśmy sobie pozwolić na
nierozważne kroki.
Obserwowałem Cezara. Bardzo dziwny los tego człowieka uzmysławiał mi
złożoność stosunków i interesów międzyludzkich na tym świecie. Wszyscy pełnimy rolę
różnego rodzaju „przekaźników”, mniej lub bardziej wyrafinowanie i poprawnie
przekazujących „informacje” życia. Złożoność sytuacji, połączona z bliskością
kluczowego momentu odkrycia, sprawiła, że poczułem niespodziewane dreszcze bardzo
intensywnych emocji.
Na jakim etapie jest teraz akcja? - Zapytałem. W głębi duszy miałem potajemną
nadzieję, że może po odkryciu uda mi się zobaczyć tajemniczą strukturę.
Obserwując moje myśli, Cezar odrzekł:
- Na razie jesteśmy w trakcie przygotowań i muszę tym kierować z wielką uwagą.
Przede wszystkim zabezpieczyłem obszar, na szczęście dla nas trudno dostępny i
stosunkowo słabo zaludniony. Poprosiłem również o pomoc wojsko, organizując nawet
mini-obóz na zewnątrz obszaru, który wyodrębniliśmy i odizolowaliśmy wraz z moim
zespołem specjalistów. Zapewniłem ochronę tego miejsca, sprowadzając prawie dwustu
żołnierzy. Zbudowano małą drogę dojazdową, a strefę otoczono drutem kolczastym.
Zaaranżowałem też ponad trzydzieści budek strażniczych. Wewnątrz założyłem drugi
pierścień zabezpieczający wykonany przez trzeci zespół wydziału.
Na prowizorycznej drodze znajdują się dwie strefy dostępu, a pomiędzy nimi
punkty kontrolne. Tym razem logistyka jest duża i złożona, bo wszystko może potrwać
kilka tygodni. Generał Obadea zajął się relacjami z Ministerstwem Sił Zbrojnych i
poprosił o ich wsparcie. Dostarczono wojskowe namioty obozowe i zamontowano
przekaźniki komunikacyjne. Chciałem, żeby wszystko wyglądało jak ćwiczenia
wojskowe. Cała operacja będzie prawdopodobnie gotowa w ciągu najbliższych kilku
tygodni. Pod koniec lipca nadchodzi sprzęt do wiercenia plazmowego. Potem nie
pozostanie nic innego, jak tylko wbić się w górę.
Chociaż nikt nie ma wstępu na teren wydzielony bez pozwolenia generała Obadei
lub mojego, załatwię to tak, abyś mógł zobaczyć co tam odkryjemy. Oczywiście, jeśli
wszystko pójdzie zgodnie z planem. Jest jeszcze kilka innych szczegółów, ale nie są one
aż tak istotne. Wiesz już wszystko co najważniejsze.
Planuje się, że pierwsze odwierty zewnętrzne rozpoczną się w ostatnich dniach
lipca. Do tego czasu już się nie zobaczymy, bo wydarzenia przyspieszą, a ich specyfika
będzie wymagać mojej tam stałej obecności. Ale tak jak obiecałem, zadzwonię, gdy tylko
wszystko będzie bezpieczne i dobrze przygotowane.
Z tymi słowami Cezar wstał z fotela i pożegnał się. Rozstaliśmy się, mając
nadzieję, że wkrótce dojdzie do ponownego spotkania, już w nadzwyczajnych
okolicznościach.
Wolałem wrócić do domu pieszo. Moja wyobraźnia atakowała mnie mnogością
możliwych scenariuszy, a złożoność intrygi niemal przyprawiła mnie o ból głowy. Tej
nocy zasnąłem rozmyślając o tajemniczej cywilizacji, która wybudowała taką strukturę
we wnętrzu góry, dowodząc swego technologicznego zaawansowania.
Kim oni byli?
Z jak starożytnych czasów pochodzi ich przesłanie?
Nie byłem jednak w stanie wyobrazić sobie ogromnej niespodzianki, która w
sercu gór czekała na ujawnienie przez dziesiątki tysięcy lat...
ROZDZIAŁ 5
WIELKIE ODKRYCIE
Po tym spotkaniu z Cezarem mój umysł był zajęty głównie rozwiązywaniem
tajemnicy struktury, która została zidentyfikowana w Bucegi. Marzyłem o możliwości
uczestniczenia we wszystkich operacjach wstępnych oraz w momencie samego
przebicia się do tunelu, ale wiedziałem, że nie będzie to możliwe. Musiałem się
zadowolić perspektywą krótkiego dostępu do miejsca wielkiego odkrycia, o ile
oczywiście nie dojdzie do jakichś komplikacji.
Przez półtora miesiąca od naszego ostatniego spotkania gorączkowo czekałem, aż
Cezar się ze mną skontaktuje. Wymyślałem różnego rodzaju scenariusze. Praktycznie
każda chwila wypełniona była intensywnym pragnieniem dotarcia w to miejsce w
górach. Całkowicie ufałem Cezarowi i wiedziałem, że zrobi wszystko, co możliwe, aby
ułatwić mi dostęp do tego obszaru.
Byłem również świadomy napięcia, które towarzyszyło jemu i generałowi Obadei
z powodu bardzo skomplikowanych spraw zakulisowych. To, co działo się w górach,
było naprawdę poważne. Dotyczyło nie tylko kwestii bezpieczeństwa narodowego, ale
także sytuacji całego rodzaju ludzkiego, co było widoczne zwłaszcza po stopniu
zainteresowania tematem światowych elit masońskich.
Cezar musiał działać nie budząc podejrzeń Massiniego a także bacznie uważać
aby nie doszło do „przecieku” informacji. Jego plan obejmował poinformowanie
przywódców politycznych, ale tylko w ściśle określonym momencie.
Tajna baza w górach
Długo oczekiwana chwila nadeszła wkrótce po połowie sierpnia. W słoneczny
poranek skontaktowano się ze mną zwykłymi kanałami, chociaż szybko zauważyłem, że
środki ostrożności były znacznie surowsze. Nie będę wchodził w szczegóły, ponieważ
nie są one zbyt interesujące.
Zaraz po obiedzie dotarłem do jednej z tajnych baz wojskowych położonych u
podnóża gór, skąd zostałem zabrany helikopterem Departamentu Zero w towarzystwie
dwóch uzbrojonych żołnierzy w specjalnym umundurowaniu. Żaden z żołnierzy nie
odezwał się do mnie w czasie podróży. Zmiany pojazdów i „opiekunów” następowały
szybko, po bardzo krótkich rozkazach. Mimo iż znałem powody, podjęte środki
bezpieczeństwa wydawały mi się przesadzone, jednak szybko uzmysłowiłem sobie, że to
nie ja oceniam stawkę całej operacji i że powinienem uważać się za szczęściarza, że
zaproponowano mi tę wyjątkową okazję.
Brałem udział w tym, co uważałem za prawdopodobnie najważniejsze odkrycie
współczesności. Fakt, że zostałem wezwany przez Cezara i że środki bezpieczeństwa
były tak wyjątkowe, utwierdził mnie w przekonaniu, że odkryto coś niezwykle ważnego.
Zastanawiałem się nad faktem, że chociaż większość ludzi nadal żyje swoim
codziennym, przyziemnym życiem, to odkrycie to może radykalnie zmienić koncepcje
wszystkich, w bardzo krótkim czasie.
Uśmiechając się gorzko, zreflektowałem się, że w warunkach obecnego świata
moje pomysły były prawdopodobnie zbyt idealistyczne. Aby przeprowadzić taką
transformację, która wymaga rzetelnej analizy i zrozumienia zarówno przeszłości
ludzkości, jak i głębokiego sensu życia, potrzeba zręcznej dyplomacji, inteligencji i
szlachetnych cnót, aby przebrnąć przez wiele przeszkód natury mentalnej i materialnej,
które wciąż „blokują” masy ludzkie.
Pogrążony w myślach, prawie nie zauważyłem opadania helikoptera, który
zbliżał się do nowej bazy zbudowanej w górach. Moje refleksje prysnęły jak za
dotknięciem czarodziejskiej różdżki na widok tego co ujrzałem kilkadziesiąt metrów
pode mną. Chociaż byłem trochę zaznajomiony z wojskowymi operacjami taktycznymi i
techniką używaną w takich sytuacjach, to, co wtedy zobaczyłem, przerosło wszelkie
wyobrażenia.
Po pierwsze, obserwowałem dużą liczbę żołnierzy amerykańskich. Było
oczywiste, że byli Amerykanami ze względu na oznaczenia na ich terenowych pojazdach
wojskowych, a także masywne konstrukcje ukryte pod plandekami z flagą USA.
Widziałem też jedyną dość szeroką drogę prowadzącą z doliny przez las. Były też dwa
pierścienie wojskowe, które zabezpieczały dostęp do bazy. Wyglądały jak jakieś bardzo
szerokie granice, z których każda prawie domykała okrąg wokół dużego wejścia w
skalistej ścianie góry. Pomiędzy dwoma pierścieniami bezpieczeństwa znajdowały się
ciężarówki wojskowe, kilka samochodów terenowych i kilka pojazdów, których kształtu
i przeznaczenia nie mogłem łatwo zidentyfikować. Oszacowałem, że w tych dwóch
pierścieniach było około dwustu żołnierzy. Ci z kręgu wewnętrznego nosili specjalne
czarne mundury, a ci z zewnętrznego zwykłe. Każdy z nich miał pistolet automatyczny, a
odległość między nimi wynosiła zaledwie kilka metrów. Widziałem, że baraki żołnierzy
były umieszczone między pierścieniami zabezpieczającymi, a te dla zespołu specjalnego
znajdowały się tuż za drugim pierścieniem. Droga była blokowana podwójnymi
masywnymi barierami na każdym pierścieniu i podwójnymi strażami z każdej strony.
Powiedziałbym, że między pierścieniami była odległość około pięćdziesięciu metrów.
Wyglądało, że aktywność była szalona, obserwowałem ciągłe przemieszczanie się w tę i
z powrotem między dwoma kwaterami głównymi.
Moje obserwacje przerwało lądowanie helikoptera na głównym obwodzie, za
drugim pierścieniem bezpieczeństwa. Wysiadłem i natychmiast dostałem asystę dwóch
żołnierzy, tym razem Amerykanów. Odeszliśmy tylko około dwudziestu metrów od
helikoptera, gdy doszło dwóch członków zespołu specjalnego. Kazano mi się zatrzymać i
staliśmy całą piątką przez około godzinę. Najwyraźniej czekali na rozkaz, aby mnie
przejąć.
Dopiero wtedy naprawdę zacząłem dostrzegać rozmiar prowadzonej operacji i
zdawać sobie sprawę z jej wyjątkowego znaczenia. Początkowo zdziwił mnie sposób, w
jaki mnie traktują. Nie dlatego, żebym poczuł się urażony, ale z powodu niemal
niewiarygodnej surowości, z jaką prowadzono wszystkie czynności w bazie. Spojrzałem
na moich czterech „opiekunów” z szacunkiem, ponieważ przez godzinę nie wykonali
żadnego gestu i nie wypowiedzieli słowa. Tak niewzruszeni, sprawiali wrażenie raczej
robotów niż ludzi. Spróbowałem zagadnąć o powód, dla którego czekaliśmy, ale było to
jak rozmowa z czterema posągami. Wtedy zdałem sobie sprawę, że rozkazy były
niezwykle surowe i przestałem zadawać pytania, niecierpliwie czekając na przyjście
Cezara.
Wykorzystałem to jako okazję do obserwowania tego, co się wokół mnie dzieje.
Emocje, które czułem, odkąd wyjechałem z Bukaresztu, były teraz wzmocnione. Byłem
w zasadzie mniej niż 100 metrów od celu moich marzeń, nadziei i przypuszczeń, od
fenomenalnego odkrycia, które mogło czekać tysiące lat na ujawnienie. Dreszczyk
„nieznanego” unoszącego się w powietrzu zdawał się ogarniać całą bazę, w tajemniczy
sposób zaszczepiając w każdej tamtejszej osobie szczególną, poważną aurę tajemniczego
wewnętrznego skupienia.
Przede mną, trochę na prawo, było duże wejście w górze do tunelu. Widziałem
nowoczesny system oświetlenia, który został zamontowany przy wejściu i ciągnął się
przez całą długość tunelu. Niestety duży namiot i dwa ultranowoczesne modułowe
budynki w kształcie półkuli przesłaniały mi widok. W tym samym rejonie co ja stało
kilka amerykańskich jeepów. Po mojej lewej stronie znajdowały się dwie ogromne
konstrukcje, każda przykryta plandeką, której kształt zdawał się wskazywać na duże
skrzynie o nieznanej zawartości. Wejście do tunelu było zablokowane przez szeroką
metalową barierę, która była strzeżona z każdej strony przez dwóch żołnierzy
amerykańskich. Ich mundury sugerowały, że należeli do elitarnych marines.
Ale to, co szczególnie przykuło moją uwagę, to olbrzymi hangar wydrążony w
górskiej skale, który znajdował się na prawo od strzeżonego tunelu. Był ogromny,
wysoki na około dziesięć metrów i, o ile wiem, głęboki na około pięćdziesiąt. Był
doskonale wykonany, z wykończonymi ścianami i nienagannie zakrzywionym
sklepieniem. Zastanawiałem się, jakiej technologii użyto, skoro udało im się zbudować
wszystko, co mogłem zobaczyć w około miesiąc. Jakież było moje zdumienie, gdy
dowiedziałem się, że wiercenie hangaru trwało zaledwie jeden dzień. Wewnątrz, po
jednej stronie piętrzyło się wiele skrzyń, a po drugiej były trzy specjalne konstrukcje,
wyglądające jak długie komory, które służyć mogły, jak sądzę, do przeprowadzania
badań i analiz. W hangarze panowało poruszenie, widziałem wielu ludzi w białych
kitlach wchodzących i wychodzących z tych mini-laboratoriów w pośpiechu, niosących
w rękach różne przedmioty lub papiery. Zarówno na środku hangaru, jak i na zewnątrz,
blisko wejścia do tunelu, widziałem kilka małych pojazdów elektrycznych, którymi
niektórzy się poruszali. Ani tunel, ani hangar nie miały drzwi przesuwnych,
prawdopodobnie z powodu trudności konstrukcyjnych i dlatego, że nie były jeszcze
potrzebne. Hangar miał jednak zamknięcie kurtynowe wykonany z półprzezroczystego
materiału, obniżone do jednej czwartej wysokości wejścia. System oświetlenia był
bezbłędny i zauważyłem dwa duże generatory działające gdzieś poniżej na zboczu góry.
Znajdowały się między dwoma pierścieniami bezpieczeństwa.
W pewnej odległości od dużego namiotu, po mojej lewej stronie, stał rząd
nowoczesnych baraków, a za nimi kilka dużych namiotów, które z pewnością były
noclegowniami dla pracowników naukowych i wojska, ale nie zauważyłem niczego, co
przypominałoby miejsce, w którym przygotowywano jedzenie i doszedłem do wniosku,
że codziennie przywożono je ciężarówką, prawdopodobnie pod ścisłą ochroną. Później
dowiedziałem się, że kuchnia znajdowała się kilka kilometrów poniżej i że grupa
żołnierzy ze specjalnego zespołu Departamentu Zero przywoziła jedzenie dla tych w
bazie. To rozwiązanie zostało wybrane w celu ograniczenia ruchów peryferyjnych
personelu i rozwiązania problemu bezpieczeństwa. Każda grupa żołnierzy jadła osobno
w swoich barakach. W centralnym obwodzie jedzenie było podawane w dużym
namiocie wojskowym dla żołnierzy rumuńskich i amerykańskich, a także dla zespołów
badawczych. Dowiedziałem się, że Amerykanie przywieźli własne jedzenie i kucharzy,
ale zostali oni wysłani do kuchni u podnóża góry wraz z rumuńskimi.
Dwie półkuliste konstrukcje były rezydencjami personelu rumuńskiego i
amerykańskiego. Później Cezar powiedział mi, że w jednej z nich, mniejszej, mieszkali on
i generał Obadea. W drugim ulokowano dwóch generałów z Pentagonu i doradcę do
spraw bezpieczeństwa narodowego z Waszyngtonu. Te bardzo ergonomiczne budynki
wyglądały bardziej jak stacje badawcze z innych planet i dawały przyjemne poczucie
komfortu i dużego bezpieczeństwa. Materiał, z którego zostały wykonane, był biały i
obszyty heksagonalnymi kształtami. U góry znajdował się szeroki, ciemnoniebieskiego
pas. Na tej listwie ułożono rodzaj ogromnych diod świecących, które, powiedziano mi,
po zapaleniu w nocy, tworzą spokojną i bardzo piękną atmosferę.
Przez chwilę obserwowałem aktywność na obwodzie. Wszyscy poruszali się
szybko i wydawało się, że dokładnie wiedzą, co mają zrobić. Od czasu do czasu
przyjeżdżał lub wyjeżdżał jeep. Niektórzy żołnierze rozładowywali coś ze skrzyń pod
plandeką. Niestety odległość i przeszkody nie pozwoliły mi dokładnie spojrzeć na
przenoszone obiekty. Nadal byłem zaskoczony relatywnie dużą liczbą Amerykanów,
ponieważ Cezar dawał mi do zrozumienia, że będzie tylko zespół do manewrowania
wiertłem plazmowym.
Dokładnie w chwili, gdy zaczynałem przyjmować różne założenia dotyczące tej
kwestii, jeden z rumuńskich żołnierzy przede mną przyłożył dłoń do prawego ucha,
wysłuchał uważnie i powiedział kilka słów. Zaraz po tym ruszyliśmy w stronę ciemnego
wejścia do tunelu, który w miarę zbliżania robił się coraz większy i groźny.
Zatrzymaliśmy się w tej samej formacji obok jednego z dwóch półkulistych budynków,
zaledwie kilka metrów od tunelu. Moje serce mocno waliło. Za szeroką barierą,
strzeżoną przez dwóch nieugiętych amerykańskich żołnierzy, kryła się być może
najstraszniejsza tajemnica na planecie.
Co takiego wydarzyło się w ciągu półtora miesiąca od mojej ostatniej rozmowy z
Cezarem?
Co tam odkryto?
Zauważyłem wtedy, że przed tunelem i wewnątrz niego, na pasie o szerokości
około dwóch metrów, znajdowała się rowkowana guma, na której ustawiono kilka
pojazdów elektrycznych produkcji amerykańskiej. Widziałem teraz wnętrze tunelu,
słabo oświetlone przez neony umieszczone na suficie i ścianach bocznych, ale tunel
zakręcił w lewo już po dziesięciu metrach, więc więcej nie mogłem zobaczyć.
Wtedy pojawił się Cezar. Wyjechał z tunelu, prowadząc jeden z pojazdów
elektrycznych. Obok niego siedział starszy, siwowłosy mężczyzna o mocnych i
zdecydowanych rysach.
Obaj byli poważni i milczący. Kiedy Cezar wysiadł obok mnie, czterej żołnierze
zasalutowali i dyskretnie się oddalili. Generał Obadea, patrzył na mnie surowym
spojrzeniem przez kilka chwil. Uścisnął mi mocno rękę i po kilku uprzejmych słowach
odszedł w kierunku półkulistego budynku. Było dla mnie oczywiste, że wiedział o mnie
wszystko od Cezara i zgodził się, żebym tam został przywieziony. Ten ruch był
prawdopodobnie częścią ich planu ujawnienia działań Masona i czuli, że ja też
powinienem tam być. Mimo iż byłem jedynie maleńkim trybikiem tej wielkiej machiny,
byłem bardzo szczęśliwy, że dostałem tę niezwykłą szansę, gotów z całą
odpowiedzialnością wykonać zadanie, którego się podjąłem.
Wielka galeria
- Sytuacja jest dość krytyczna - rzekł Cezar, bardzo zaniepokojony. - Relacje z
Signore Massinim stają się coraz bardziej napięte, ale jeszcze poważniejsze jest to, że o
wszystkim wiedzą najwyższe władze w państwie. Spodziewaliśmy się tego, ale nie aż tak
szybko. Naszym zamiarem było przedstawienie wszystkich danych w korzystniejszym
momencie. Teraz sytuacja jest bardzo napięta zarówno wewnętrznie jak i zewnętrznie.
Niewiele wiesz o tym, co wydarzyło się w ostatnim miesiącu. Chodź, zapoznam
cię z przebiegiem głównych zdarzeń, gdy będziemy przechodzić przez tunel -
powiedział, kierując się w stronę wejścia. Nie wzięliśmy żadnego z pojazdów
elektrycznych. W ten sposób zaoszczędziliśmy trochę czasu aby Cezar mógł mi
opowiedzieć, jak potoczyły się wydarzenia. Ponadto miałem okazję przyjrzeć się
wszystkiemu bliżej i bardziej szczegółowo.
Tunel został „wybrukowany” grubą gumową podłogą. Po obu jego stronach była
tylko skała. Przy wejściu i jeszcze kilka metrów dalej znajdowała się woda, ale za
łagodnym skrętem w lewo, około dziesięciu metrów od wejścia, było już sucho. Byłem
zdumiony precyzją wiercenia, a zwłaszcza wykończeniem ścian, które wyglądały jak
oszlifowane. Białe światło cudownie podkreślało kolory różnych formacji geologicznych,
dyskretnie oświetlając wnętrze tunelu w nierealnej grze światła i cienia. Odgłos naszych
kroków był stłumiony przez gumową podłogę i panowała tajemnicza, ale bardzo
ekscytująca atmosfera. Było trochę zimno jak na to, jak się ubrałem, ale Cezar
powiedział, że to nie potrwa długo.
- Początkowo - powiedział Cezar - maszyna wierciła ulegając dziwnej dewiacji
pola magnetycznego. Wkrótce zauważyliśmy błąd, więc poprawiliśmy jej trajektorię.
Spójrz, tutaj - powiedział, zatrzymując się przy lekkim uskoku tunelu w lewo.
Zatrzymaliśmy się i mogłem zobaczyć galerię. Za uskokiem ciągnęła się w
idealnie prostej linii przez około pięćdziesiąt metrów, jak tunel metra, może troszkę
szersza. Na końcu tego odcinka, w sercu góry, zobaczyłem coś przypominającego
ogromną bramę, która wyglądała, jakby suwała się w lewo, zasłaniając teraz mniej niż
jedną czwartą szerokości galerii. Stało też dwóch uzbrojonych żołnierzy, a miejsce to
było bardzo dobrze oświetlone na całym obwodzie tunelu. Tuż przed wielkim wejściem
do innej galerii, którą już dostrzegałem, również zauważyłem jeszcze jedno wąskie ale
długie wgłębienie po prawej stronie. Właśnie tego wejścia strzegły owe ogromne
przesuwane drzwi. Wiedziałem wtedy, że to początek przygody, wielkiego odkrycia.
Przypomniałem sobie schemat, który Cezar nakreślił na naszym ostatnim spotkaniu i
zdałem sobie sprawę, że był dokładnie taki, jak to, co teraz widziałem przede mną,
przynajmniej jeśli chodzi o to, co było związane z umiejscowieniem tajemniczej galerii
wewnątrz góry.
- Byłem zdumiony technologią, którą przywieźli ze sobą Amerykanie - powiedział
Cezar. – Maszyna używana do wiercenia, sama, nie jest duża ale wymaga specjalnego
wyposażenia dla osób wokół niej. To coś w rodzaju osprzętu antyradiacyjnego. Ja też
miałem na sobie jeden z tych specjalnych kombinezonów i bardzo uważnie
obserwowałem wiercenie. Spektakl, który pojawia się za soczewkami zawierającymi
specjalną substancję ochronną jest niewiarygodny. Widać, jak skała topi się pod
strumieniem plazmy, a w rzeczywistości staje się po prostu bardzo elastyczna, blisko
punktu płynności i jest natychmiast modelowana w kolisty kształt przez ciśnienie pola
magnetycznego, które również kieruje strumieniem plazmy. Nie ma kurzu, gruz jest
znikomy, a prędkość wiercenia jest ogromna jak na taką pracę. Odległość od wejścia do
żołnierzy, których tam widzisz, została pokonana w zaledwie pięć godzin. Potem
wszystko wygląda tak czysto, jakby było wypolerowane. Gumowa podłoga i oświetlenie
zostały przygotowane przy wejściu jeszcze przed wyjęciem wiertarki z tunelu.
Kiedy szliśmy w stronę dużej galerii, Cezar powiedział mi, że na początku wiercili
w innym miejscu góry, aby ominąć barierę energetyczną przy wejściu do głównego
tunelu. Wybrano wyższe miejsce na zboczu, około trzysta metrów od miejsca, w którym
znajdował się obóz. Prace trwały przez kilka dni, ponieważ odległość do tunelu była
większa, a wyłom nie odbywał się w płaszczyźnie poziomej, co wymagało technicznie
trudniejszych procedur. W końcu dotarli do ściany tunelu, ale wszelkie próby jej
naruszenia okazały się bezowocne. Nie poddawała się strumieniowi plazmy ani polu
magnetycznemu. Dlatego musieli porzucić tę opcję i zaślepić wejście do wywierconej
właśnie galerii.
Wrócili do punktu wyjścia i rozpoczęli plan przełamania zbocza w kierunku
bariery energetycznej. Wiercenie było monitorowane w każdym momencie i
skorelowane z odległością do obszaru energetycznego. Kilka metrów przed barierą
dotarliśmy do początku galerii, którą teraz widzisz, więc wszystko, co zostało wtedy do
zrobienia, to połączenie dwóch tuneli - wyjaśnił Cezar.
W międzyczasie dotarliśmy do wejścia, którego pilnowało dwóch żołnierzy
jednostek specjalnych.
Według munduru i insygniów, jeden był Rumunem, a drugi Amerykaninem.
Żołnierze zasalutowali Cezarowi, który podszedł do budki kilka metrów w lewo.
Amerykański żołnierz wszedł do budki, w której prawdopodobnie był pulpit
sterowniczy, ponieważ w ciągu kilku sekund, z niszy wysunęło się metalowe,
przegubowe ramię, na końcu którego znajdowało się skomplikowane urządzenie. Cezar
przysunął je na wysokość swojego oka i po kolejnych kilku sekundach usłyszał krótki
dźwięk dostępu.
- Podjęliśmy wszelkie niezbędne środki ostrożności - powiedział, wracając obok
mnie. - Mój odcisk tęczówki został przeanalizowany i przechowywany jako informacja o
kodzie. System bezpieczeństwa nie reaguje, dopóki promień lasera nie odczyta tęczówki
mojej lub generała Obadei. Teraz na przykład dezaktywowano bardzo skomplikowany
system czujników laserowych, który został ustawiony tutaj przy wejściu. Jest
niewidoczny, ale gdybyśmy przeszli bez tego, automatycznie uruchomiłby alarm w
bazie. Odmówiliśmy odciskania tęczówek amerykańskich generałów i nalegaliśmy,
abyśmy jako jedyni mieli dostęp do Wielkiej Galerii. To wtedy pojawiły się pierwsze
problemy - powiedział w zamyśleniu.
Zauważyłem, że budka miała przedłużenie poza bramę w Wielkiej Galerii. Tam
również był czytnik tęczówki. Cezar powiedział mi, że tamten jest przeznaczony do
powrotu.
Dowiedziałem się też, że Cezar mógł również dezaktywować system
bezpieczeństwa równolegle do odczytu tęczówki, umieszczając dłoń w specjalnym
skanerze. Ta metoda była używana, gdy musieli wykonać wiele transferów przez Wielką
Galerię.
Cezar przeszedł jeszcze kilka metrów, a potem zaczął mi wyjaśniać.
- Bariera energetyczna była tutaj… w tym rejonie. Zasadniczo była to projekcja
elektryczna, ale nie mogliśmy zrozumieć, jak została wykonana. Nie mogliśmy również
zobaczyć, jak to możliwe, że ta bariera istniała nieprzerwanie przez tysiące lat. Nie
znamy jej źródła ani środków technologicznych, które ją stworzyły. Zasadniczo, poza
tym, że udało nam się przez nią przejść, wcale nie jesteśmy dużo mądrzejsi. Jednak
przekroczenie jej wiąże się z tragicznym incydentem.
Stałem za Cezarem, patrząc na sufit galerii, w miejscu, gdzie zostało wykonane
połączenie z wielkim tunelem. W rzeczywistości w skale góry był odcinek kilku metrów
galerii, który był szerszy niż tunel wydrążony przez amerykańskie wiertło. W tej sekcji
ściany nie były wykończone. Co więcej, ten obszar galerii miał około sześciu metrów
długości i nie był okrągły, ale miał przekrój kwadratu. Połączenie między dwiema
galeriami wykonano na poziomie gruntu, wyrównując uskok od naszej galerii do tej
starożytnej, której wymiary były znacznie większe. Różnica poziomów wynosiła około
metra, a przejście było doskonale widoczne. Wiercenie było prawie koncentryczne ze
starożytną galerią, ale nikt nie potrafi wyjaśnić, jak to jest możliwe, że stary tunel nagle
zaczynał się od wnętrza góry, a była to ewidentnie sztuczna konstrukcja. Możliwość
zaślepienia wstępnego, pomocniczego „otworu konstrukcyjnego” na odcinku ponad
sześćdziesięciu metrów była mało wiarygodna, ponieważ wszędzie była identyczna
struktura skały.
Zapytałem Cezara, co się stało, gdy doszli do bariery energetycznej.
- Akurat rozmawiałem z generałem Obadeą i generałami z Pentagonu o pewnych
kwestiach bezpieczeństwa w obozie, gdy poinformowano nas, że doszło do połączenia
dwóch galerii. Zanim tam dotarliśmy, żołnierze zaczęli wyciągać „plazmę” z galerii. Trzy
osoby z pierwszego zespołu Departamentu Zero zakradły się do środka, aby zobaczyć
nowo odkryte miejsce. To był duży błąd, zignorowali procedury. Przeskoczyli ponad
metrowy uskok między dwiema galeriami i zaczęli badać czterometrowy obwód, o
którym wiedzieli, że jest bezpieczny, tuż przed niewidzialną barierą energetyczną.
Niestety, nikt nie potrafił wyjaśnić, co stało się potem. Najprawdopodobniej ta trójka
podeszła zbyt blisko bariery, ponieważ kilka sekund później usłyszano dziwny, ale
potężny dźwięk, jakby zwarcia. Znaleźliśmy ich leżących u podstawy bariery, ich ciała
były dziwnie wykrzywione, jakby ograniczone niewidzialną krawędzią ściany. Wszyscy
trzej nie żyli. Lekarze stwierdzili natychmiastową śmierć przez zatrzymanie akcji serca.
To wywołało panikę, mimo że staraliśmy się załatwić tę sprawę. Jak się okazało, panika
była silniejsza wśród amerykańskiego personelu, a wynikała z faktu, że ich początkowe
obawy zaczęły się spełniać.
W tamtym momencie praktycznie nie mieliśmy szans na wejście do starożytnej
galerii. Boczne wiercenie nie powiodło się, a teraz bariera energetyczna wydawała się
przeszkodą nie do pokonania.
Signore Massini był cały czas obecny. Poprosił mnie o opinię. W tym czasie nie
było jeszcze amerykańskiego oddziału komandosów. Byli tylko specjaliści zajmujący się
urządzeniem wiertniczym, zespół badaczy, dwóch generałów z Pentagonu, doradca
prezydenta i przedstawiciele Signore Massiniego, którzy, nawiasem mówiąc, nadal tu są.
Nie jestem nawet pewien, czy prezydent USA został powiadomiony o tej operacji. To
była ich całkiem wewnętrzna sprawa, z której starali się uzyskać wszystkie możliwe
profity. Czcigodny wiedział więcej o początkach tego odkrycia i, o ile się zorientowałem,
wiedział również o co najmniej jednej rzeczy, która była w dużej sali, ale wkrótce do
tego dojdziemy.
Mason był powściągliwy w demonstrowaniu swej niecierpliwości. W tamtej
chwili mogłem jeszcze nakazać ich usunięcie z tego terenu, ale to nie rozwiązałoby
niczego poza jeszcze większym skomplikowaniem wydarzeń. Wpływy Signore
Massiniego ostatecznie doprowadziłyby do zastąpienia mnie i generała Obadei w
kierowaniu operacją, na którą jeszcze nie zwrócono uwagi władzy politycznej.
Oczywiście mieliśmy wszelkie potrzebne uzasadnienia i okoliczności łagodzące, ale
lepiej, żeby informacje pochodziły od nas, a nie od obcych.
Jednak całkowicie nieprzewidziany element radykalnie zmienił sytuację i
sprawił, że sprawy zaczęły toczyć się w bardzo niebezpiecznym kierunku. Mam jednak
nadzieję, że te napięcia nie przekroczą pewnego punktu krytycznego, ponieważ trudno
przewidzieć co może się wtedy wydarzyć.
Cezar podszedł do ogromnej kamiennej bramy, która strzegła wejścia do Wielkiej
Galerii. Zbliżył się do lewej ściany tunelu, gdzie była wsunięta brama, i powiedział do
mnie:
- Teraz jesteś dokładnie w miejscu, w którym znajduje się bariera energetyczna,
kiedy jest aktywowana. Czy widzisz coś na ścianie obok mnie?
Przyjrzałem się uważnie i zauważyłem osadzony w nierównej skale dość duży,
kwadratowy kształt długości około dwudziestu centymetrów, z precyzyjnie
narysowanym na nim trójkątem równobocznym, wierzchołkiem do góry.
- To jest „klucz ”pozostawiony nam przez tych, którzy to zbudowali. Bez niego
bylibyśmy całkowicie bezradni. Po śmierci trzech żołnierzy doszedłem dokładnie tu,
gdzie teraz stoisz. Rozglądając się uważnie dookoła, zauważyłem ten panel z trójkątnym
symbolem. Wtedy galerię blokowała ogromna kamienna brama. Stałem bardzo blisko
bariery energetycznej i jakieś dwa metry przed bramą, tak samo, jak teraz. Jak widzisz,
kwadratowy panel znajduje się pomiędzy barierą energetyczną a kamienną bramą.
Oczywiście przypuszczałem, że jego funkcją było otwieranie bramy. Ale jak mam do
niego dotrzeć, skoro drogę blokuje ściana energii?
Patrzyłem ze zdumieniem. Dwóch żołnierzy już dawno weszło do budki,
zostawiając nas samych przy wejściu do tajemniczego starożytnego korytarza. Byłem
głęboko poruszony dreszczem odkrywania tajemnic sprzed tysięcy lat, które teraz były
mi stopniowo ujawniane. Z powodu podekscytowania moje ciało wydawało się lżejsze, a
słowa Cezara docierały do moich uszu nieco wyblakłe. Jednak uzyskałem niezwykłą
klarowność i wszystko zrozumiałem bardzo szybko, intuicyjnie.
- To była kwestia częstotliwości wibracji - powiedziałem, dziwiąc się, jak
spokojnie wypowiedziałem te słowa. Cezar spojrzał na mnie zaskoczony.
- Dokładnie - potwierdził. Szukając rozwiązania, zamknąłem oczy i skupiłem się
na energetycznej tamie. Po chwili poczułem, że jest „żywa”, ale w bardzo szczególny
sposób, którego nie mogłem wytłumaczyć obecnym. Tylko czcigodny mógłby to
prawdopodobnie zrozumieć, ale akurat jego chciałem trzymać z dala od naszych
tajemnic.
Czułem, że między mną a energią bariery jest pewna „kompatybilność”, coś w
rodzaju wzajemnej sympatii i że pomyślnie przeszedłem „osobisty test wibracji”. Nie
mogłem wyjść z podziwu jak wyjątkowy stopień rozwoju technologicznego i duchowego
mieli ci, którzy ustanowili ten prawdziwy „próg” weryfikacji energii, którego obecna
nauka nie jest w stanie nawet sobie wyobrazić, nie mówiąc już o faktycznym osiągnięciu.
Następnie podniosłem z ziemi kilka kamieni i rzuciłem je w kierunku
niewidzialnej bariery. Gdy tylko kamienie jej dotknęły, zamieniły się w drobny proszek,
który spadał na ziemię, tworząc linię prostą. Poprosiłem o inne przedmioty wykonane z
metalu, plastiku, drewna lub skóry. Wniosek był jasny. Wszystko co było substancją
amorficzną było natychmiast zamieniane w proszek, a wszystko, co było materią
organiczną, odbijało się, chyba że miało wysoką indywidualną częstotliwość wibracji.
Przekazałem pył do laboratorium do analizy, a następnie lekko dotknąłem ręką
niewidzialnej powierzchni bariery. Poczułem tylko delikatne mrowienie na skórze,
bardzo przyjemne, więc całym ciałem ruszyłem do przodu, przechodząc na drugą
stronę. Miała około jednego centymetra grubości.
Patrzyłem na zdumione twarze amerykańskich urzędników i kilku członków
mojego zespołu, którzy pozostali po drugiej stronie bariery. Podszedłem do ściany i
nacisnąłem trójkąt na kamiennym kwadracie, ten, na który teraz patrzysz. Właściwie
wystarczyło go dotknąć. Kamienna brama, której widać teraz tylko niewielką część,
natychmiast zaczęła się płynnie i prawie bezgłośnie przesuwać w lewo i zatrzymała się
w swoim obecnym położeniu. To był moment, w którym wszyscy po raz pierwszy
zobaczyliśmy Wielką Galerię, chwila intensywnych emocji. Byliśmy zszokowani, że była
oświetlona tak, jak teraz, bez żadnego źródła światła, przynajmniej żadnego
konwencjonalnego źródła światła, jakie znamy.
Cezar zrobił krótką przerwę.
Byłem oszołomiony, zaglądając do Wielkiej Galerii i dopiero w tej chwili
uzmysłowiłem sobie, że faktycznie, nie ma źródła światła. Zbyt pochłonięty tym, co
mówił mi Cezar i własnymi obserwacjami dotyczącymi połączenia między dwiema
galeriami, sądziłem, że światło w Wielkiej Galerii również pochodzi z systemu
oświetlenia, który został zainstalowany w nowo wywierconym tunelu. Pokusiłem się o
stwierdzenie, że pochodzić ono może z niezwykłego materiału pokrywającego ściany
galerii. To światło było mniej intensywne od tego w tunelu, bardzo przyjemne i
odprężające, zarówno psychicznie jak i fizycznie.
- Byliśmy pod wielkim wrażeniem rozmiaru korytarza, koloru i wzoru materiału,
z którego jest wykonany - kontynuował Cezar. – Stąd ledwo widać jego koniec, ale po
około trzystu metrach tunel nagle skręca w prawo. Zaraz sam się przekonasz, ale wrócę
jeszcze do bariery. Ponownie wtedy dotknąłem wypolerowanego trójkąta, a brama
cofnęła się i zamknęła dostęp. Dopiero po ponownym otwarciu bramy, przekraczając
linię energetycznej ściany, zauważyłem, że została ona zdezaktywowana. Tak więc ta
unikalna sekwencja usunęła barierę energetyczną i jednocześnie otworzyła kamienną
bramę Galerii.
Później, po dokładnym zaznaczeniu obszaru, w którym działała bariera
przeprowadziłem jeszcze kilka eksperymentów. Generał Obadea podszedł i palcem
dotknął jej niewidzialnej powierzchni. Nic poważnego mu się nie stało, poza tym, że miał
zawroty głowy i nudności. Doradcę prezydenta natomiast brutalnie rzuciło na ziemię,
mimo że jego kontakt z barierą był minimalny. Doszedł do siebie pod okiem lekarza.
Więcej chętnych nie znalazłem.
Trzej żołnierze, którzy zginęli, prawdopodobnie mieli jednoczesny kontakt na
większej powierzchni ciała, co okazało się dla nich dawką śmiertelną.
Zaobserwowaliśmy też takie zjawisko, że ludzie nie mogą zbyt długo przebywać
w niewidzialnej strefie pomiędzy zamkniętą bramą a ścianą energetyczną. Czyli ci,
których „nie przepuszcza” ściana, nie mogą pozostać tam zbyt długo. Próbowaliśmy z
kilkoma żołnierzami i po tym, jak zamknęliśmy bramę i aktywowaliśmy barierę
energetyczną, powiedzieli, że czuli się tak, jakby się dusili i ten stan się pogłębiał.
Dlatego musieliśmy zostawić otwarte, barierę energetyczną oraz bramę, ale jak już
widziałeś, umieściliśmy dwóch strażników i zainstalowaliśmy alarm, aby uniemożliwić
nieautoryzowany dostęp do Galerii. System identyfikacji tęczówki resetuje się po pięciu
sekundach, co wystarczy, aby przekroczyć linię bariery i tor ślizgowy bramy.
Podejdź do mnie. Chcę ci pokazać, jak działa brama.
Cezar lekko dotknął kamiennego kwadratu. Ogromna brama, o grubości około
trzydziestu centymetrów i tej samej wysokości co Wielka Galeria - ponad sześć metrów -
sunęła bardzo płynnie dzięki mechanizmowi zębatemu, którego nie mogłem dostrzec.
Gdy brama całkowicie zakryła wejście, zauważyłem, że jest perfekcyjnie wykończona,
wypolerowana i bez żadnych inskrypcji na powierzchni. Niczym olbrzymia kamienna
ściana, niemal błyszcząca i prawdopodobnie ważąca ponad dwie tony.
Co jednak sprawiało, że poruszała się tak płynnie i lekko?
Szukając odpowiedzi na to pytanie i badając dolną krawędź wielkich wrót,
poczułem, że zaczyna mi się ciężko oddychać i że mam zawroty głowy. Cezar, który
uważnie mi się przyglądał, natychmiast otworzył bramę, a przykre uczucie zniknęło
równie nagle, jak się pojawiło. Odczytał informację z moich oczu.
- Nie wiem, od czego zależy to konkretne zjawisko. Jest to prawdopodobnie
rodzaj interakcji między powierzchnią bramy, gdy jest zamknięta, a barierą
energetyczną, oddziałującej na wszelkie organizmy znajdujące się w tej pośredniej
strefie.
Nie udało nam się też rozszyfrować tajemnicy efektu „płynięcia” bramy. Jeśli
przyjrzysz się uważnie, zobaczysz, że kiedy przesuwa się w prawo, popycha tę kamienną
płytę, która pokrywa podłogę na szerokości wrót. Gdy przesuwa się w lewo, ta
polerowana płyta kamienna wraca, przyklejona do krawędzi wrót, jakby popychana
sprężyną. Nie sądzę jednak, żeby to w ten sposób działało, bo wszystko odbywa się w
sposób zdecydowanie zbyt płynny i cichy. To musi być zupełnie inna technologia.
Amerykańscy generałowie zaproponowali, żeby rozbić kamienny próg, aby
zobaczyć, co jest pod spodem, ale odrzuciliśmy ten pomysł. Wydał się nam dziecinny.
Uważnie przyjrzałem się ścieżce ślizgowej wrót. Łączenie było niezwykle
precyzyjne i bardzo dobrze wykończone. Nic nie mogło się przez nie przedostać, a pod
spodem nie było nic widać. Precyzyjnie wymodelowana brama po prostu „wychodziła” z
lewej ściany galerii i sunęła na prawą ścianę, gdzie się z nią łączyła, pasując idealnie.
- Podczas wykonywania tych eksperymentów, po tym, jak już
zdezaktywowaliśmy barierę energetyczną, jeden z żołnierzy przyszedł nas
poinformować, że amerykańscy technicy proszą nas o pilne przybycie do bazy -
powiedział Cezar. – Mieli jakieś wyjątkowe informacje. - Jeden z dwóch amerykańskich
generałów i generał Obadea szybko wyszli na zewnątrz, kierując się do centrum
interpretacji danych technicznych. Niedługo potem powiedzieli mi, że o dziwo, zaraz po
dezaktywacji pierwszej tamy energetycznej przy wejściu do Wielkiej Galerii, olbrzymia
półkulista tarcza na drugim jej końcu nagle się aktywowała, wchodząc na wyższy
poziom wibracji i emitując silne promieniowanie.
Opowiadając, Cezar podszedł w budki żołnierzy.
- Chodźmy teraz - powiedział. - Czas wejść do Wielkiej Galerii. Zobaczysz
wszystko, co ci powiedziałem.
Cezar ponownie wykonał procedurę rozpoznawania tęczówki. Przekroczyliśmy
bramę, wchodząc po raz pierwszy na ten dziwny i bardzo szczególny teren starożytnego
tunelu. Za nami dwaj żołnierze w milczeniu zajęli swoje wartownicze stanowiska.
Przy wejściu do Wielkiej Galerii stały dwa pojazdy elektryczne, ale woleliśmy iść
pieszo, żeby Cezar miał czas kontynuować opowieść.
Podczas gdy mówił, rozglądałem się z uwagą. Na pierwszy rzut oka można było
założyć, że ściany i podłoga są wykonane z idealnie obrobionej skały. Zbliżyłem się do
lewej ściany. Dotykając jej, wyczuwałem, że jest pokryta materiałem, jakby
syntetycznym. Jednocześnie jednak pozostawało dziwne wrażenie, że ma w sobie coś
organicznego. Miał kolor oleisty, z zielonymi i ciemnoniebieskimi refleksami.
Nieregularne linie powodowały wrażenie fal. Kiedy się poruszaliśmy, paski również
zmieniały położenie, szerokość i kolor, ale działo się to bardzo płynnie, pozostawiając
wrażenie, że był to tylko względny efekt naszych ruchów w stosunku do ściany. Odcienie
kolorów miały głęboko relaksujący wpływ na psychikę i znacząco zmieniały naszą
percepcję odległości. Kiedy powiedziałem o tym Cezarowi, stwierdził:
- To samo zauważyliśmy. Nawet zmierzyliśmy całkowitą długość galerii a
następnie różne jej odcinki, umieszczając kilka znaków na bokach.
Rzeczywiście, po prawej stronie galerii można było zobaczyć znaczniki,
wskazujące odległość w metrach i jardach od wejścia do tunelu. Zauważyłem też, że
materiał był szorstki w dotyku i nie można go było zarysować.
Cezar powiedział mi, że materiał ten nie poddawał się jakimkolwiek próbom
tłuczenia, dziurawienia, zarysowania czy przecięcia, niezależnie od tego, jak ostry był
użyty przedmiot. Co więcej, i co dziwne, płomienie ognia lub pochodni były przezeń
wchłaniane, więc praktycznie był też niepalny. Amerykańscy naukowcy nie mogą nic
powiedzieć na jego temat, ponieważ nie mają żadnej próbki. Jedyne, co ustalili to to, że
materiał jest dziwnym połączeniem substancji organicznej i nieorganicznej, ale sposób,
w jaki jest zorganizowany w swojej wewnętrznej strukturze, wciąż pozostaje dla nich
tajemnicą.
Na znaczniku, który wskazywał dwieście osiemdziesiąt metrów, galeria nagle
skręciła w prawo pod ostrym kątem. Przyczyny takiej trajektorii również pozostawały
niewyjaśnione.
W znacznej odległości mogłem dostrzec niebieskie migotanie podobne do
gwiazdy. Widząc moje rozemocjonowanie, Cezar uśmiechnął się:
- Tam kończy się nasza wędrówka. Ale, według danych, które obecnie posiadam,
jest to zarazem początek czegoś o wiele potężniejszego. Technologia, która pozwala nam
na wgląd to tych danych jest kolosalna, ale niestety nie do wszystkiego będziesz miał
dostęp. Zrozumiesz to lepiej, kiedy dotrzemy do Sali Projekcyjnej, bo taką temu miejscu
nadaliśmy nazwę.
- To znaczy, że Amerykanie też się tam dostali? - Zapytałem.
- Gdy tylko udało mi się rozwiązać problem z pierwszą barierą energetyczną,
Signore Massini natychmiast chciał dostać się do wielkiej sali. Powołałem się na
zwiększone ryzyko, śmierć trzech żołnierzy, a także konieczność zastosowania
rygorystycznego systemu bezpieczeństwa, który musiał być zainstalowany przy wejściu
do głównego korytarza. Nie spodobało mu się to, ale nie miał większego wyboru.
Starałem się zyskać jak najwięcej czasu, ale przede wszystkim chciałem wejść do dużej
sali bez towarzyszącego mi masona. Nie wiedziałem czego tam szukają, ale miałem
nadzieję, że zorientuję się, gdy tylko tam wejdę i sprawdzę co zawiera.
Dane satelitarne wykazywały istnienie ogromnej przestrzeni na końcu galerii, ale
była ona również chroniona barierą.
Podczas przerwy, korzystając z nieobecności w tunelu Amerykanów i Signore
Massiniego, wsiadłem do pojazdu elektrycznego i sam ruszyłem tym opuszczonym od
ponad pięćdziesięciu tysięcy lat korytarzem w stronę tej poświaty, którą widzisz tam
przed sobą. To migotanie, jest tylko odbiciem części ogromnej energetycznej tarczy
ochronnej wielkiej sali. Jak zauważysz, na końcu galeria „robi” kolejny ostry zakręt.
W duchu miałem nadzieję, że uda mi się pokonać tę barierę tak samo jak
pierwszą. Kiedy tam dotarłem, oniemiałem. Galeria, którą teraz wędrujemy, nagle
otworzyła się w ogromną halę w samym sercu góry, z olbrzymią półkulistą tarczą
energetyczną. Ta tarcza wypełniała halę wraz ze wszystkim, co w niej było. Majestat
budowli przekraczał ludzkie wyobrażenie, ale właśnie wtedy, gdy zacząłem się
przygotowywać do znalezienia sposobu wejścia do środka, zostałem pilnie wezwany do
bazy.
Wiadomość, którą miałem wkrótce usłyszeć, wszystko komplikowała. To był
krytyczny moment, którego nigdy bym nie przewidział.
Wielkie napięcie dyplomatyczne
- Wróciłem do bazy tak szybko, jak tylko mogłem i wszedłem do pokoju
Amerykanów, gdzie czekał również generał Obadea - mówił dalej Cezar. - Doszło do
nieoczekiwanego zdarzenia, które rujnowało wszystkie plany, nasze i Signore
Massiniego. Czcigodny siedział na krześle z tyłu pokoju, pogrążony w myślach.
Prawdopodobnie analizował zaistniałą sytuację i rozważał nowe posunięcia.
- Czy rumuńska prasa czegoś się dowiedziała? – Próbowałem zgadnąć.
- To było coś znacznie gorszego. Pamiętasz, jak czcigodny opowiadał mi o
odkryciu, którego dokonali pod Bagdadem? Że również istniała energetyczna bariera,
której nie można było przekroczyć i była identyczna jak ta tutaj?
Skinąłem głową. Odkrycie Amerykanów nie było wcale przypadkowe, ale było
wynikiem wskazówek dostarczonych przez tego samego wojskowego satelitę
szpiegowskiego, który ujawnił istnienie struktury wewnątrz gór Bucegi.
- Cóż, - ciągnął Cezar - amerykański doradca ds. Bezpieczeństwa Narodowego
otrzymał ultra tajny faks, w którym informowano go, że tarcza energetyczna w
podziemiach Bagdadu nagle aktywowała się i zaczęła pulsować z dużą częstotliwością.
Zdumiewającą informacją było to, że pojawił się hologram, stopniowo ukazujący Europę,
potem jej część południowo-wschodnią, następnie terytorium Rumunii, później góry
Bucegi i wreszcie podziemną konstrukcję z korytarzem Wielkiej Galerii oraz półkulistą
tarczą energetyczną, która mocno pulsowała. Było zatem oczywiste, że te dwie
energetyczne konstrukcje w tajemniczy sposób komunikowały się ze sobą i że aktywacja
jednej z nich doprowadziła do aktywacji drugiej. Kto wie, może na całym świecie istnieje
sieć tego typu podziemnych struktur.
Zła wiadomość była taka, że prezydent USA został poinformowany o tym
wydarzeniu i natychmiast nawiązał za pośrednictwem służb specjalnych kontakt
dyplomatyczny z Rumunią.
W ciągu zaledwie kilku minut cała operacja została ujawniona. Zapowiedziano
rychłe przybycie komisji państwowej z Bukaresztu, aby przyjrzeć się i ocenić sytuację.
Byłem tak pochłonięty tym, co mówił mi Cezar, że nawet nie zdawałem sobie
sprawy, że przystanąłem. Do ostatniego zakrętu mieliśmy jeszcze jakieś sto metrów, a
poświata z tarczy energetycznej, odbijająca się w ścianach Wielkiej Galerii, była znacznie
intensywniejsza.
- Czy chcieli przejąć kierownictwo polityczne? - Zapytałem niecierpliwie.
- Myślę, że rozważali początkowo taką opcję, ale sprawy pokomplikowały się
jeszcze bardziej, kiedy zobaczyli, o co w tym wszystkim chodzi. Spełniły się także moje
obawy, ponieważ nasi politycy, ci, którzy mieli prawo mieć dostęp do sprawy,
spanikowali. Było oczywiste, że nie potrafią stawić czoła wydarzeniom i że wszelkie
decyzje będą podejmowane w atmosferze wielkiej presji.
Generał Obadea został wezwany do Bukaresztu. To był krytyczny moment, który
zagrażał nawet istnieniu Departament Zero, a co najmniej jego niezależności. Generał
musiał wyjaśnić przyczynę ukrywania działań przed najwyższymi czynnikami w
państwie. Przed wyjazdem do stolicy, w rozmowie, w której brali udział członkowie
komisji z Bukaresztu, obaj z generałem postanowiliśmy ujawnić wszystkie aspekty,
intrygi i plany minionego roku, w tym moją relację z Signore Massinim. Najtrudniejszym
problemem było znalezienie właściwych osób do sporządzenia raportu o kluczowym
znaczeniu dla kraju, tak, by nie doszło do pełnego ujawnienia naszych intencji i
starannie budowanych planów, co mogło mieć konsekwencje dla bezpieczeństwa
narodowego. Reperkusje dla mnie i generała mogły być wręcz śmiertelne.
Ja utknąłem w bazie, a wszystkie prace zostały wstrzymane. Zespół amerykański
został odizolowany w namiocie, a ochronę tunelu przejęły specjalne oddziały
interwencyjne armii.
Napięcie dyplomatyczne rosło, ponieważ Waszyngton naciskał na kontakt z
generałami Pentagonu i doradcą prezydenta.
Wtedy nikt nie wiedział, co znajdowało się w wielkiej sali chronionej przez tarczę
energetyczną. Wszelkie inicjatywy i operacje badawcze zostały wstrzymane. Do bazy nie
wpuszczano nikogo poza patrolami. Nową sytuację koordynowało dwóch najwyższych
generałów armii rumuńskiej, którzy byli w stałym kontakcie z najwyższymi strukturami
politycznymi państwa. W tej niezwykle napiętej sytuacji jedynym, któremu udało się
„wymknąć” poza bazę na specjalny rozkaz z Bukaresztu, był Signore Massini. Nie
widziałem go od tamtego czasu, ale uwierz mi, w pełni rozpoznałem jego wpływ na
dalszy rozwój wypadków. Mam tu na myśli bardzo zaciętą, zakulisową walkę
dyplomatów rumuńskich i amerykańskich, a także charakter decyzji politycznych, które
zostały podjęte w związku z operacją w górach. Wszystko wydarzyło się bardzo szybko.
Od tamtych wydarzeń minęło zaledwie osiem dni.
Słuchając Cezara, byłem zaskoczony obrotem spraw, ale najdziwniejsze było w tej
chwili to, że nadal tam byłem, jakby nic o czym mi opowiadał się nie wydarzyło.
- Skoro ja tu teraz jestem, a tobie, o ile rozumiem, udało się dostać do Sali
Projekcyjnej, oznacza to, że generał Obadea odniósł sukces w Bukareszcie?
Cezar uśmiechnął się enigmatycznie.
- Generalnie odpowiedź jest twierdząca. Sukces polegał głównie na tym, że
trafiliśmy na ludzi prawych, kierujących się głębokim poczuciem patriotyzmu. Zwołano
nadzwyczajne posiedzenie Najwyższej Rady Obrony Narodowej (CSAT). Większość była
wstrząśnięta tym, czego się dowiedzieli. Wywołało to olbrzymią, spontaniczną falę
sympatii i współczucia dla generała i jego działań. Postanowiono natychmiast
kontynuować badania pod wyłącznym dowództwem generała i moim.
Jednak kryzys dyplomatyczny trwał nadal. Wojsku amerykańskiemu pozwolono
opuścić Rumunię następnego dnia, ale zespół naukowców i specjalistów, a także cała
logistyka i urządzenia pozostały na miejscu. Wtedy miałem wrażenie, że wszystko jest
już załatwione i byłem prawie zadowolony, że stało się tak, jak się stało. Dzięki temu nie
musiałem już udawać ani ulegać czcigodnemu członkowi elity masońskiej.
Niestety ich siła wpływu i presja wywierana kanałami dyplomatycznymi, były
ogromne.
Ja i Cezar dotarliśmy do końca korytarza, który znów gwałtownie skręcał, tym
razem w lewo i tylko na około cztery metry. Widok przed naszymi oczami był naprawdę
imponujący. Gigantyczna kopuła, którą tworzyła tarcza energetyczna, opalizowała
cudownym błękitem, nieustannie przecinanym intensywnymi, jasnymi błyskami.
Chociaż Cezar wspominał, że Sala Projekcyjna nie jest odcięta od zewnątrz bramą, jak w
przypadku wielkiej galerii, przez osłonę energetyczną nic nie można było zobaczyć.
Tak więc korytarz kończył się nagle ogromną przestrzenią, wydrążoną w górskiej
skale jak półkula. Od końca korytarza do osłony energetycznej było nie więcej niż
siedem lub osiem metrów, na których ustawione były cztery pojazdy elektryczne. Łuk
utworzony przez tarczę energetyczną zawierał się w półkulistej wnęce, ale zauważyłem,
że z tyłu przylegał do skalnej ściany. Oszacowałem, że odległość między łukiem tarczy a
sufitem kopuły wynosiła około dziesięciu metrów. Magiczne światło wytwarzane przez
tarczę odbijało się cudownymi iskierkami i cieniami na skalistych ścianach. Piękno i
wielkość tego obrazu wydawały się nieziemskie i napełniały moje serce zachwytem.
- Jak udało ci się dostać do środka? - Zapytałem Cezara, poruszony
intensywnością uroku tego miejsca.
- Okazało się to znacznie prostsze, niż można by się spodziewać. Ci, którzy
planowali całość, prawdopodobnie uznali pierwszą osłonę energetyczną za zasadniczy
„punkt testowy” dla potencjalnych przybyszów, oceniając, że wystarczy do zapewnienia
bezpieczeństwa całej konstrukcji. Muszę przyznać, że mieli rację. Nic nie mogło się
przedostać przez pierwszą tarczę energetyczną, o ile nie była to nadrzędna i głęboko
pozytywna świadomość. Skaliste otoczenie bardzo dobrze chroni zespół nawet przed
wybuchem jądrowym. Może to był powód, dla którego Wielka Galeria została
usytuowana głęboko w górach. Nie mam jednak pojęcia, jak technicznie było to możliwe.
- Kiedy z Bukaresztu przyszły nowe rozkazy, byłem bardzo zadowolony. Czułem,
że walka dopiero się zaczyna, ale przynajmniej miałem teraz ważne wsparcie od
czołowych polityków.
Tego samego dnia wszedłem do Sali Projekcyjnej, którą masz przed oczami.
Byłem sam, gdy odkrywałem niesamowitą tajemnicę, pozostającą w uśpieniu przez
pięćdziesiąt tysięcy lat. Trudno opisać, moje uczucia w tamtej chwili. Jest też kilka
aspektów, których nie mogę ci zdradzić.
- Wspomniałeś o konkretnej liczbie lat - przerwałem Cezarowi. – Skąd wiesz, że
jest to prawidłowe datowanie?
- To wynik analiz naukowych niektórych danych, które „oni” nam zostawili, a
które zobaczysz, gdy wejdziemy do sali.
Wszystkie opisane przeze mnie wydarzenia rozegrały się na przestrzeni
ostatniego tygodnia. Wiele z nich wydarzyło się bardzo szybko, a zwroty sytuacji były
czasami dramatyczne. Opowiem ci wszystko tutaj, przed wejściem do sali, ponieważ
potem będziesz już zauroczony tym, co ujrzysz.
Zatrzymaliśmy się na linii rozgraniczającej Wielką Galerię od gigantycznej hali
wewnątrz góry, w której znajdowała się półkulista tarcza energetyczna. Zafascynowany
słuchałem Cezara, obserwując egzotyczne iskierki na błękitnej powierzchni półkuli.
- Po podjęciu decyzji o kontynuowaniu badań pod kierownictwem Departamentu
Zero, kilkakrotnie wchodziłem do Sali Projekcyjnej i katalogowałem wszystko,
współpracując z naszym zespołem specjalistów. Następnego dnia jednak pierwsze
sprzeczne sygnały pojawiły się ze strony sił politycznych. Rozkazy, które następowały
jeden po drugim, odwołując się nawzajem, były albo stanowcze, albo wymijające i
dowodziły istnienia dużego napięcia. Podejrzewam, że rozgrywał się dramat realnej
bitwy.
Używając bezpiecznego łącza telefonicznego przesłałem wyniki naszego odkrycia
w Sali Projekcyjnej. Najwyraźniej to była iskra, która odpaliła „bombę”.
Generał Obadea powiedział mi dwa dni temu, po powrocie z Bukaresztu, że
członkowie CSAT nieustannie się spotykają i utrzymują z nami kontakt. Podjęli decyzję,
poprzedzoną wcześniejszą debatą i gruntowną analizą o upublicznieniu tego wielkiego
odkrycia w górach Rumunii całemu światu. Generał Obadea, który był członkiem CSAT,
walnie się przyczynił do uchwalenia deklaracji, jaką Rumunia miała ogłosić całemu
światu. Powiedział mi, że kilku członków CSAT wyraziło zdecydowany sprzeciw, ale byli
w mniejszości. Emocje były tak duże, że w pewnym momencie osoby te wstały i opuściły
salę obrad. Nieustannie podczas trwania spotkania CSAT przychodzili i wychodzili
doradcy Prezydenta, przekazując informacje z Biura Zewnętrznych Stosunków
Dyplomatycznych.
Kiedy amerykańscy dyplomaci zostali poinformowani, że Rumunia wygłosi
międzynarodowe oświadczenie o kluczowym znaczeniu dla całego świata, wszystko
obróciło się w chaos. Generał powiedział mi, że nigdy nie widział takiego pośpiechu i
paniki wśród dyplomatów. Nikt nie znał dokładnej przyczyny, ale wszyscy wyczuwali, że
dzieje się coś bardzo poważnego.
W pewnym momencie prezydent Rumunii został wezwany na bezpośrednią
rozmowę telefoniczną z Białym Domem. To była bardzo wyjątkowa i ściśle tajna
rozmowa. Potem długo się nie pojawiał, poinformował tylko wszystkich, że
amerykańska delegacja dyplomatyczna najwyższego szczebla jest już w drodze do
Bukaresztu.
Informacje rozprzestrzeniały się błyskawicznie. W ciągu kilku godzin
zablokowane zostały wszystkie transakcje finansowe, oraz zawieszone umowy między
państwem rumuńskim a międzynarodowymi organizacjami finansowymi.
W każdej chwili oczekiwano ogłoszenia stanu wyjątkowego na obszarach
górskich. Ministerstwo Obrony wydało rozkaz ogólnego stanu podwyższonej gotowości
dla oficerów. Chwile prawdziwej paniki, a nawet przerażenia ogarniały zaangażowanych
w tę operację, ponieważ nikt nie znał prawdziwej przyczyny tak dużego napięcia.
Rozmowy między urzędnikami amerykańskimi a rumuńskimi odbywały się bez
tłumacza. Były bardzo gwałtowne, obfitowały w groźby i wzajemne obelgi, dyplomaci
krzyczeli na siebie. Dobrze, że inne państwa świata nie dowiedziały się jeszcze o
problemie. Amerykanie wiedzieli doskonale, że znajdą się potężne kraje, które staną po
stronie Rumunii w podtrzymaniu jej deklaracji.
- Co miało znaleźć się w tej deklaracji? - Zapytałem zaciekawiony.
- Przede wszystkim zawierałaby najważniejsze dane z odkrycia dokonanego w
górach Bucegi, udostępniając dowody całemu światu, takie jak zdjęcia, filmy w celu
wyjaśnienia różnych aspektów związanych ze strukturą z wnętrza góry. Najwięksi
naukowcy mieli zostać zaproszeni do badań i poszukiwań, wszystkie zasoby zostałyby
zmobilizowane, aby rozwiązać liczne zagadki, przed którymi teraz stoimy.
Lecz najważniejszą kwestią miały być odkrycia dotyczące pradawnej przeszłości
rodzaju ludzkiego i prawdziwej historii, która została prawie w całości sfabrykowana.
Były jeszcze inne bardzo delikatne elementy, które mogę ci ujawnić tylko częściowo.
- Ale skąd „oni” to wszystko wiedzieli? - Zapytałem.
- Zaraz sam się przekonasz. Wykrzesaj z siebie odrobinę więcej cierpliwości.
Amerykanie zareagowali gwałtownie, ponieważ ta deklaracja zniszczyłaby ich
wpływy na planecie w ciągu sekundy. Co więcej, mogłoby to spowodować chaos
gospodarczy u nich, a może nawet w gospodarkach całego świata. Właściwie to był
główny powód, dla którego byli tak agresywni. Chcieli uniknąć paniki i niepokojów na
planecie. Jednak stracili z oczu fakt, że ten możliwy stan chaosu ludzkości mógł być
bezpośrednim rezultatem kłamstw i manipulacji, które były celowo podtrzymywane
przez stulecia przez klasy rządzące, a zwłaszcza przez organizację masońską.
Specjalnym kanałem dyplomatycznym otrzymano osobisty apel Papieża, w
którym zalecał wielką wstrzemięźliwość przed uczynieniem tego fundamentalnego
kroku dla rodzaju ludzkiego.
Watykan został poinformowany przez Amerykanów, ponieważ uznali, że będzie
ich potencjalnym sojusznikiem w blokowaniu ujawnienia. Co dziwne, chociaż
odtajnianie tych aspektów całemu światu znacznie zmniejszyłoby potęgę Stolicy
Apostolskiej i jego wpływ na wierzących chrześcijan, Papież nie zajął zdecydowanie
nieprzychylnego stanowiska, lecz zamiast tego wezwał do skrupulatnego
przeanalizowania zalet i wad deklaracji przed jej ogłoszeniem. Zapowiedział nawet, że
przekaże do dyspozycji państwa rumuńskiego pewne starożytne dokumenty z tajnych
archiwów watykańskich, które są bardzo ważne dla Rumunii i potwierdzają informacje
odkryte w górach.
Wreszcie, po prawie dwudziestu czterech godzinach dyskusji i obrad, osiągnięto
ostateczne porozumienie w sprawie współpracy rumuńsko-amerykańskiej, na
precyzyjnych warunkach równoważących interesy obu krajów. Nie mogę ci tych
warunków przedstawić, ale wiem, że stanowisko państwa rumuńskiego polegało na
odłożeniu ujawnienia lub stopniowym przedstawianiu go światu w przyszłości.
Następnego dnia, gdy sytuacja nieco się uspokoiła, zgodnie z umową o
współpracy między dwoma krajami, przybył natychmiast amerykański oddział
komandosów z całą niezbędną logistyką, którą widziałeś już w bazie. Dwaj generałowie i
doradca ds. Bezpieczeństwa Narodowego wrócili z nimi, prawdopodobnie mając bardzo
jasno określone zadania. Następnie w górze wywiercono ogromny hangar, który
odpowiednio zaaranżowano.
Zgodnie z przyjętym protokołem podjęto najsurowsze środki bezpieczeństwa,
ochrony i nadzoru, które dopracowano w kolejnych dniach. Dlatego nie będziesz miał
dostępu do niektórych rejonów w pokoju projekcyjnym, ale powiem ci pokrótce, co tam
znaleziono.
Sala Projekcyjna
Cezar skinął na mnie, abym ruszył do przodu. Wielka Galeria skończyła się nagle
w gigantycznym pomieszczeniu wewnątrz góry. Miało ono około 30 metrów wysokości i
100 metrów długości. Pokój projekcyjny, praktycznie zamknięty osłoną energetyczną,
miał mniejsze wymiary od całego pomieszczenia. Jego wysokość wynosiła około 20
metrów, może trochę więcej. Wydawał mi się olbrzymi. Od jednego końca hali do osłony
energetycznej było około siedmiu lub ośmiu metrów. Odcinek podejściowy wytyczały
dwa murki, będące przedłużeniem ścian galerii i o identycznej jak one strukturze, biegły
naprzód, aż do tarczy, na szerokości identycznej jak korytarz. Po obu stronach stały
cztery pojazdy elektryczne.
Szedłem podekscytowany przez ten krótki tor wyznaczony murkami. Wydawało
mi się, że to chwila prawdy. Miałem wkroczyć do samego serca tajemnicy skrywanej
przez dziesiątki tysięcy lat i znaleźć się wśród nielicznych, którzy mieli dostęp do
objawienia zagadki.
- Rolą tarczy energetycznej jest oddzielenie pomieszczenia, niczym ścianą, od
reszty górskiej wnęki, a także ochrona przed szkodliwymi wpływami z zewnątrz -
powiedział Cezar, zmuszając moje myśli do powrotu. - Jest tylko jeden punkt dostępu -
drzwi, tuż przed tobą.
Rzeczywiście, gdy tylko zbliżyliśmy się do ściany energetycznej, część tarczy,
ograniczonej dwoma murkami, najpierw stała się przezroczysta, a następnie całkowicie
zniknęła, zaznaczając w ten sposób dokładnie zarys wejścia o wysokości około pięciu
metrów. Weszliśmy do wielkiej sali, za nami tarcza znów stała się zwarta.
- W innych rejonach tarczy, które przetestowaliśmy, każda próba penetracji była
blokowana. Jakikolwiek organiczny lub nieorganiczny przedmiot, który jej dotykał, ani
nie ulegał zniszczeniu ani nie był w stanie jej przeniknąć.
Tarcza wyglądała jak idealna projekcja holograficzna, ale jej konsystencja była
czystą energią, pozostawiając takie samo wrażenie „życia”, jak materiał pokrywający
ściany galerii.
Wewnątrz powierzchnia tarczy nie była już niebieska, lecz złocisto-biała,
odbijając jasne światło, które wcale nie męczyło oczu. Zauważyłem, że w
przeciwieństwie do większej hali, w której się zawierał, pokój projekcyjny był prawie
okrągły. Mierzyłem wzrokiem ogromną przestrzeń, która wydawała mi się gigantyczna
jak kosmos z powodu dziwnego efektu optycznego.
WIDOK Z GÓRY
Podłoga została pokryta tym samym materiałem co w Wielkiej Galerii, ale tutaj
specjalne światło powodowało refleksy cudownych odcieni turkusu. Miałem wrażenie,
że jestem w innym świecie. Prawie nic, co tu widziałem, nie odpowiadało zwykłym
wartościom i wymiarom cywilizacji, w której żyłem i do których byłem przyzwyczajony.
Mój wzrok był skierowany od samego początku w głąb sali, diametralnie
naprzeciw miejsca, w którym staliśmy. W połowie obwodu osłona tworzyła wspólną
bryłę ze skalną ścianą góry i nie opadała już do samego poziomu podłogi, jak w
przedniej części, przez którą wszedłem, ale zakrzywiała się w formie kopuły na
wysokość około dziesięciu metrów nad ziemią, tak więc tylną połowę obwodu Sali
Projekcyjnej stanowiła kamienna górska ściana.
I właśnie w tej ścianie o wysokości około dwunastu stóp zobaczyłem trzy
ogromne otwory tuneli: jeden na wprost przede mną, a dwa pozostałe symetrycznie po
obu stronach. Były delikatnie oświetlone zielonym światłem. Z tej odległości nie mogłem
wyraźnie dostrzec szczegółów, chociaż widziałem inne urządzenia wokół każdego z
trzech tuneli. Mimo to zauważyłem, że każdy z nich był strzeżony przez dwóch
żołnierzy, tak jak przy wejściu do Wielkiej Galerii. Zdziwiony, skierowałem się w stronę
Cezara:
- Czy zainstalowałeś tutaj również systemy bezpieczeństwa? Czemu? Dokąd
prowadzą te tunele?
- To jest obszar, do którego nie masz dostępu. Jest to surowo zabronione na mocy
tajnego protokołu podpisanego między państwem rumuńskim a Stanami
Zjednoczonymi. Mogę ci podać kilka ogólnych informacji na ten temat, ale pewne rzeczy
powinny pozostać tajemnicą, przynajmniej przez jakiś czas.
Zacznijmy od tego - powiedział Cezar, wskazując gdzieś po mojej prawej stronie.
Obróciłem się i zobaczyłem szereg ogromnych stołów w kształcie litery T,
wykonanych z kamienia i ustawionych pod ścianą zgodnie z jej krzywizną. Żaden z tych
stołów nie miał mniej niż dwa metry wysokości. Różne niezrozumiałe znaki,
wyglądające na starożytne pismo strzałkowe, zostały wycięte trójwymiarowo na bokach
blatów stołów. Każdy blat miał jedną linię znaków. Pismo było skomplikowane, ale
zawierało również ogólne symbole, takie jak trójkąty i koła. Chociaż znaki nie były
pomalowane, były zauważalne dzięki niewielkiemu promieniowaniu świetlnemu, różnie
zabarwionemu dla każdego stołu.
Po każdej stronie sali stało ich po pięć sztuk. Na niektórych mogłem zobaczyć
różne obiekty o nieznanym przeznaczeniu. Przypominały narzędzia techniczne do celów
naukowych. Z wielu z nich wychodziły białe, półprzezroczyste przewody, spotykając się
w prostokątnych pudełkach umieszczonych na zewnątrz stołów i na podłodze. Pudełka
były wykonane z błyszczącego srebrnego metalu, którego nie można było zarysować.
Spróbowałem poruszyć jedno z nich, ale było dobrze przytwierdzone do podłogi.
Delikatne kable były niezwykle elastyczne i lekkie, a wewnątrz dało się dostrzec małe,
jasne impulsy, płynące po całej ich długości.
WIDOK Z BOKU
Dwa stoły były puste, pokryte cienką warstwą pomarańczowego pyłu. Cezar
powiedział mi, że pobrali z niego próbki, które zostały przesłane do wstępnej analizy do
laboratorium w bazie, ale nie otrzymali żadnych wyników.
Jednak prawdziwym zaskoczeniem był jeden element, który sprawił, że zespół
badawczy nadał temu ogromnemu pomieszczeniu miano „sali projekcyjnej”.
Kiedy przechodziłem obok jednego ze stołów, na jego powierzchni uruchomiła
się samoistnie projekcja holograficzna, przedstawiająca aspekty z pewnej dziedziny
naukowej. Trójwymiarowe kolorowe obrazy były doskonałe i bardzo duże, miały prawie
dwa i pół metra wysokości.
Ponieważ stoły były wysokie, nie mogłem zobaczyć, gdzie jest źródło projekcji
hologramu. Dowiedziałem się od Cezara, że prostokątna powierzchnia gładkich
kamiennych blatów miała pośrodku ciasny otwór o długości kilku centymetrów,
równoległy do dłuższego boku stołu. Stamtąd pojawiały się projekcje.
- Zastosowana technologia jest genialna - powiedział Cezar. - Projekcje pojawiają
się same, ale jednocześnie są interaktywne i zależą od tego, kto je ogląda i kto dotyka
paneli.
Podszedłem do stołu, przy którym znajdowały się trójnożne schodki wniesione
przez zespoły bazowe i wspiąłem się kilka stopni w górę, aż moje ciało znalazło się
powyżej blatu. Miał prawie pięć metrów długości i półtora metra szerokości. Pokryty był
jakby folią wykonaną z materiału przypominającego szkło, który był nieprzezroczysty i
ciemny. Widziałem, jak moja głowa i moje ciało odbijają się jak w lustrze na błyszczącej,
ciemnoniebieskiej powierzchni.
SALA PROJEKCYJNA
Blat został podzielony na kilka dużych kwadratów oznaczonych prostymi
poziomymi i pionowymi liniami, które tworzyły rodzaj ramek. Promienie, które
uformowały hologram, wyszły ze środkowej szczeliny w idealnie spójnej wiązce.
Najwyraźniej domeną tego stanowiska była biologia, ponieważ obrazy roślin i
zwierząt przewijały się przed moimi oczami, niektóre z nich były mi zupełnie nieznane.
Lekko dotknąłem jednego z największych paneli i hologram zaczął przedstawiać
anatomiczną budowę ludzkiego ciała. Właściwie szybko zdałem sobie sprawę, że to moje
ciało z powodu znamienia, które miałem na ramieniu. Chociaż się nie poruszałem,
widziałem holograficzne obrazy pewnych obszarów mojego ciała, obracające się w
sposób ciągły i pozwalające na obserwację pod różnymi kątami.
Gdy zdejmowałem palec z tego kwadratu, obrazy roślin i zwierząt powracały. Gdy
przesuwałem palec wewnątrz kwadratu, obraz przedstawiał wnętrze mojego ciała,
oferując w ten sposób projekcję moich narządów wewnętrznych zgodnie z położeniem
palca na powierzchni panelu. Zauważyłem, że poruszanie palcem w określony sposób
powiększa badany obszar.
Moje zdumienie było nieograniczone, gdy zwiększałem powiększenie, docierając
do niezwykle małych wymiarów, przechodząc nad pojedynczymi komórkami, ich jądrem
i docierając do obszaru molekularnego. Myślałem, że śnię, ale naprawdę zobaczyłem
cząsteczkę, która była częścią mojej własnej wątroby i została pokazana w ogromnym
powiększeniu.
W ciągu kilku chwil przekroczyłem nawet najśmielsze marzenia współczesnych
naukowców. Obraz przedstawiał rodzaj chmury energii, która nieustannie zmieniała
kolor, prawdopodobnie z powodu zmian energetycznych, które zachodziły w czasie
rzeczywistym, ale w różnych jej rejonach zauważałem rodzaj kondensacji. Pomyślałem,
że może to były łańcuchy molekularne. Kiedy powiększyłem obszar jądrowy, obraz
uchwycił jeden z atomów, ale stał się niestabilny. Potem zobaczyłem to, co uważałem za
atom, jako mglistą mgiełkę energetyczną z bardzo małym, jasnym środkiem.
Zdziwiony dotknąłem innych kwadratów. Za każdym razem, gdy dotykałem
jednego, świecił na pomarańczowo, a w jego wnętrzu pojawiały się znaki nieznanego
pisma. Zafascynowany przeszedłem przez kilka paneli, obserwując niesamowite
projekcje życia na innych ciałach niebieskich.
Zauważyłem, że gdy dotykałem jednocześnie powierzchni dwóch różnych paneli,
obraz holograficzny automatycznie nabierał specyfiki bardzo złożonej analizy naukowej,
prezentując cząsteczki DNA odpowiednich istot i stopień ich genetycznej zgodności.
Obrazom towarzyszyły boczne pionowe linie tego dziwnego pisma, które
prawdopodobnie były obserwacjami, komentarzami lub wskazówkami dotyczącymi
przeprowadzanej analizy.
Były one dynamiczne i przedstawiane w serii jako fazy mieszania się dwóch form
życia. W końcu najbardziej prawdopodobna zmutowana forma pojawiała się jako
rezultat kombinacji dwóch informacji genetycznych.
Zszedłem po schodkach, trzęsąc się. Mój umysł odmawiał spójnego myślenia. W
mojej głowie pojawiły się dziwne myśli, tak jakbym zaczynał kwestionować otaczającą
mnie rzeczywistość.
Zdając sobie sprawę z tego, co się ze mną dzieje, Cezar stopniowo opanowywał
moje paranoiczne tendencje, które zostały wywołane przez bardzo silny szok, jaki
odczułem w wyniku kontaktu z tak zaawansowaną technologią, do której uzyskałem
dostęp w bardzo krótkim czasie.
Po kilku minutach doszedłem do siebie
- Można tu spędzić lata bez nudy! - Zawołałem. - Prawie nie mogę uwierzyć, że
osiągnęli tak zaawansowany poziom technologiczny. Kim oni byli? Musisz przecież
wiedzieć.
Kiedy Cezar odpowiadał, był bardzo poważny.
- Choć może ci się to wydawać dziwne, ale jak dotąd nie mamy pojęcia. To tak,
jakby chcieli zostawić nam cały ten niezmierzony posag, ale nie mieli zamiaru się
ujawniać. Jedyne, czego możemy się domyślać, to to, że prawdopodobnie byli bardzo
wysocy. Nie możemy inaczej wyjaśnić gigantycznych rozmiarów niektórych obiektów
tutaj.
Możesz być jednak dumny, bo od pięćdziesięciu tysięcy lat jesteś pierwszym,
który wszedł tak głęboko w dziedzinę biologii. Byłem pod wrażeniem metody
krzyżowania gatunków. To ciekawe, ponieważ nasi badacze nie odkryli jeszcze metody
jednoczesnego dotykania dwóch kwadratów.
Prawdą jest, że musieliśmy zrobić wiele rzeczy w bardzo krótkim czasie. W końcu
minęło raptem pięć lub sześć dni, odkąd weszliśmy do tej sali i tylko trzy dni prawdziwej
nauki.
Poszliśmy dalej. Teraz jednak już szybciej przechodziłem koło kolejnych stołów,
ustawionych siedem metrów od tarczy energetycznej, ponieważ Cezar zwrócił uwagę, że
moja obecność w tej strefie ma limit czasowy. Poza tym fakt, że tam byłem, był
wynikiem specjalnej prośby generała Obadei, której nawet Cezar nie mógłby złożyć.
W sali projekcyjnej było pięciu Rumunów i trzech Amerykanów. Trzy gigantyczne
tunele z tyłu sali strzeżone były, każdy przez dwóch żołnierzy, podczas gdy dwóch
oficerów zapewniało ogólny nadzór nad pomieszczeniem.
- Instrukcja jest taka, że nie dotykają niczego, gdy są sami - wyjaśnił mi Cezar.
- Dobra, ale czego oni tutaj pilnują? A może bardziej, przed kim? - zapytałem.
- To jest protokół. Ponadto, jak już powiedziałem, są pewne kwestie, których nie
mogę ci zdradzić, ale mają związek z nadzwyczajnymi środkami bezpieczeństwa.
Kontynuowałem swoje pobieżne badania nad każdym stołem. Były projekcje z
fizyki, kosmologii, astronomii, architektury, technologii, religii i dziedziny
reprezentującej cechy kilku inteligentnych ras istot, które nie wyglądały całkowicie na
ludzkie. Szybko zrozumiałem, że informacje są tak obszerne, że wiele grup naukowców
potrzebowałoby kilku lat na ich ciągłe badanie bez obawy, że je zakończą.
Sprawiało to wrażenie wielkiej biblioteki Wszechświata, genialnie
zsyntetyzowanej przez enigmatyczną cywilizację, niezwykle zaawansowaną technicznie
i duchowo.
Udałem się na środek pomieszczenia, gdzie znajdowało się coś w rodzaju podium
o wysokości około dwóch i pół metra, z pięcioma stopniami ułatwiającymi dostęp do
jego powierzchni. Cała konstrukcja została wykonana z tego samego materiału, co w
Wielkiej Galerii. Wszedłem po schodach razem z Cezarem i dotarliśmy do urządzenia,
które wyglądało jak ekranowana okrągła kabina wykonana z przezroczystego materiału.
Miała trzy i pół metra wysokości i półtora metra szerokości. Właściwie była to połowa
cylindra z kilkoma skomplikowanymi instalacjami w środku. Rodzaj platformy
wybrzuszał się ze ściany w jednej trzeciej wysokości od podstawy, a niektóre metalowe
przewody z czujnikami na końcu zostały umieszczone wyżej.
- Doszliśmy do wniosku, że jest to instalacja do emisji mentalnej - powiedział
Cezar. – Możliwe, że wzmacniacz myśli lub prawdziwa „maszyna umysłu”. Jest wyraźnie
skonstruowana zgodnie z wymiarami jej twórców. Metalowe czujniki, które widzisz
wyżej, idealnie pasowałyby do głowy mężczyzny o wysokości trzech i pół metra, który
siedzi na platformie. Niestety nie miałem jeszcze możliwości poznania, jak to działa.
Konieczne są pewne przeróbki, ale wkrótce przyjedzie kilka amerykańskich pojazdów
transportowych, które przywiozą najnowszą technologię oraz zespoły specjalistów,
którzy będą mogli rozpocząć systematyczne badania całego tego miejsca.
- Czy wiesz, do jakiego celu mogli to wykorzystywać? - Zapytałem z wielkim
zainteresowaniem. – Wydaje się, że to było bardzo ważne, ponieważ znajduje się na
środku sali.
- To prawda, ale nie możemy jeszcze rozpoznać jego prawdziwego zastosowania.
Jest prawdopodobne, że osoba, która połączyła się z tymi czujnikami wewnątrz cylindra,
była w stanie kontrolować wielkie mentalne energie i odpowiednio je ukierunkowywać,
ale na razie nie mogę być tego pewien.
Zeszliśmy z platformy i poszliśmy dalej, zostawiając podest za sobą. Około
piętnastu metrów dalej, na tej samej linii środkowej, zobaczyłem coś, co można nazwać
panelem kontrolnym. Nie był zbyt duży, kwadratowy o boku około jednego metra i stał
na pojedynczej nodze wychodzącej z podłogi. Nie mogłem dobrze zobaczyć, co było na
górze, ponieważ to było dość wysokie. Podobnie jak wszystkie inne przedmioty w
pomieszczeniu, znajdował się nieco ponad moją głową.
Korzystając z kolejnych trójnożnych schodków, wszedłem kilka stopni w górę.
Byłem zdumiony sposobem, w jaki wszystko zostało tu połączone. Było to bardzo
skomplikowane, sprawiało wrażenie sieci płyt komputerowych, a to, co nazywamy
przyciskami, było reprezentowane przez różnokolorowe symbole geometryczne.
Zauważyłem głównie trójkąty, kwadraty i spirale. W środku panelu znajdowały się dwie
równoległe szczeliny. Ze szczelin wychodziły dwie dwudziestocentymetrowe metalowe
dźwignie. Obie znajdowały się w dolnej pozycji, u podstawy szczelin i było jasne, że
mogą się przesuwać w górę i w dół. Zwrócił moją uwagę duży kwadrat umieszczony po
prawej stronie panelu w dolnym rogu. Pośrodku umieszczono czerwony „guzik”,
oznaczony kółkiem i znacznie większy niż reszta znaków na tablicy. Przycisk o średnicy
około dziesięciu centymetrów otoczony był szeregiem skomplikowanych znaków, które
wydawały się być częścią tego samego nieznanego pisma. To był jedyny obszar na
tablicy, który zawierał takie znaki.
Cezar, który obserwował mnie z dołu, poprosił, abym unikał dotykania
czegokolwiek na tablicy, zwłaszcza czerwonego „guzika”, ale zasugerował przesunięcie
mojej dłoni nad kwadratem zawierającym okrąg.
Uczyniłem natychmiast to, o co mnie poprosił i przede mną pojawił się ogromny
holograficzny obraz. Znajdował się około dwóch metrów od tablicy i przedstawiał
Ziemię widzianą z odległości około dwudziestu pięciu kilometrów, z atmosfery. Byłem
wzruszony, gdy rozpoznałem łańcuch górski Karpat i jego specyficzną krzywiznę, ale ze
zdziwieniem zauważyłem przepływ ogromnych ilości wody w kierunku równin i pól, aż
w końcu ziemia zniknęła pod wodą.
Następnie na holograficzny obraz nałożył się rzut srebrnego panelu z dużym
czerwonym przyciskiem. Przycisk migał naprzemiennie. Zobaczyłem teraz, jak wielkie
strumienie wody, niczym gigantyczne rzeki, wypływają z każdego miejsca wewnątrz
terytorium, które obejmuje teraz całą Rumunię, dużą część Węgier i Ukrainę, płynąc w
kierunku gór i Platformy Transylwanii.
Obraz powiększył się i zobaczyłem, jak w krótkim czasie cała Rumunia stała się
praktycznie nowym morzem. Można było zobaczyć jedynie szczyty gór lub małe
fragmenty lądu jako wyspy.
W tym momencie hologram ponownie został przysłonięty projekcją czerwonego
guzika, z tym, że teraz nie mrugał. Zaraz potem po lewej stronie pojawiły się dwie
szczeliny z dźwigniami z planszy, uchwyty powoli zsuwały się w dół. Jednocześnie
zaobserwowałem, jak wody zaczęły się oddalać od terytorium naszego kraju, ale o dziwo
kierowały się na południe tylko do jednego punktu, który zlokalizowałem gdzieś w
masywie Retezat, najprawdopodobniej w górach Godeanu. Całe morze wody spłynęło do
ziemi w tym jednym miejscu i znowu terytorium Rumunii wydawało się suche, z
formacjami geologicznymi, które znamy dzisiaj. Jednak w rejonie krzywizny Karpat, w
pewnej odległości od nich na wschód, czyli na terenie dzisiejszej Vrancea, zauważyłem
ciemną szczelinę, której długość oceniłem na około trzydzieści kilometrów, ale nie
miałem pojęcia, co to było. Ponadto nie istniał obszar Delty, a w miejscu Morza Czarnego
był ogromny płaskowyż rozciągający się w kierunku Bliskiego Wschodu.
W tym momencie holograficzny obraz zniknął równie nagle, jak się pojawił.
Zdumiony spojrzałem na Cezara.
- Zostawili nam nawet „instrukcje”, prawda? - powiedział ze śmiechem. -
Procedura jest podobna jak dla wszystkich innych przycisków i poleceń na tablicy, ale
szczególnie chciałem, abyś zobaczył, co może się stać po dotknięciu czerwonego.
Najwyraźniej jednak istnieje system bezpieczeństwa. Zespół badawczy zidentyfikował
serię trzech skomplikowanych kroków, które należy wykonać na pulpicie sterowniczym,
aby naciśnięcie czerwonego przycisku spowodowało powódź i katastrofę, którą przez
chwilę oglądałeś. Sposób, w jaki „oni” nas uczą, jest bardzo praktyczny, łatwy i
intuicyjny.
Podejrzewamy, że te urządzenia utrzymują, w zupełnie nieznany nam dotąd
sposób, zasadniczą równowagę energetyczną obszaru tektonicznego Rumunii. Właśnie
widziałeś katastrofę, która może się zdarzyć, jeśli ta równowaga zostanie naruszona.
Zdumiony skinąłem głową.
Następnie przeszliśmy dalej w kierunku końca sali. Tam, za stołami w kształcie
litery T, zobaczyłem kilka wysokich metalowych urządzeń umieszczonych po bokach
pokoju. Wyglądały jak anteny, po bokach wyłaniały się różne metalowe gałęzie o
skomplikowanych kształtach. Cezar powiedział mi, że nikt nie zna przeznaczenia tych
rzeczy.
Około dziesięć metrów za panelem sterowania dotarliśmy do bardzo dużego
czworoboku wyznaczonego na ziemi, który był otoczony materiałem podłogi. Bok placu
mierzył trzy metry, a jego prawie gładka powierzchnia była złocisto-żółta. Pośrodku
znajdowała się mała kopułka o wysokości około piętnastu centymetrów ze szczeliną na
górze. Przed kopułą znajdowało się naczynie podobne do starożytnej amfory o
wysokości około pół metra.
- Zawartość amfory stanowi jeden z mocnych punktów odkrycia. - Cezar wyjaśnił.
- Osobiście uważam, że właśnie tego tak bardzo pragnął czcigodny Massini dla niego i
jego elity masońskiej.
Amfora nie miała żadnych wzorów ani napisów. Została wykonana ze specjalnego
czerwonawego metalu i nie miała uchwytów. Elegancka pokrywa nie pozwalała
zobaczyć zawartości. Cezar podniósł ją. Pochylając się do przodu, zobaczyłem wewnątrz
bardzo drobny, biały, świecący pył. Co ciekawe, wewnętrzne ściany dyskretnie
oświetlało niebieskie światło, które podkreślało niemal magiczne błyski białego pyłu.
- Próbka została przeanalizowana - wyjaśnił Cezar. - Amerykańscy badacze byli
zaskoczeni odkryciem, że reprezentuje ona nieznaną strukturę liniową kryształu
monatomowego złota. Jest to pochodna złota, które jest jasno białe, a atomy są
umieszczone w dwuwymiarowej sieci w przeciwieństwie do zwykłego złota, które jest
żółte i ma atomy umieszczone w sieci trójwymiarowej. Monoatomowy złoty pył,
zwłaszcza o bardzo wysokiej czystości, jest bardzo trudny do uzyskania, jak opisano w
niektórych starożytnych tekstach i kilku autentycznych alchemicznych wzmiankach z
Bliskiego Wschodu. Praktycznie rzecz biorąc, współczesna nauka nie byłaby w stanie
uzyskać niezwykle czystego monatomowego złota. Mimo to na żywych tkankach
zaobserwowano niesamowite efekty terapeutyczne, zwłaszcza w zakresie zdolności
regeneracyjnych. Dlatego wciąż istnieje kilka źródeł informacji dotyczących technologii
otrzymywania monatomowego złota. Amerykański naukowiec powiedział mi, że NASA
była tym bardzo zainteresowana i w badania zainwestowano ogromne sumy.
Do tej pory nigdy nie słyszałem o monatomowym złocie i jego użycie nie było dla
mnie zbyt jasne.
- Ale dlaczego niektóre osoby są tak zainteresowane tym pyłem? – zapytałem
Cezara. - Czy powiedziałeś Signore Massiniemu o jego istnieniu?
- Czcigodny wiedział o nim, zanim tu wszedł. Nie wiem skąd elita masońska miała
takie informacje, ale na pewno słyszała o tym przed tym odkryciem. Sam się
zastanawiałem, dlaczego Signore Massini był tak zainteresowany jego zdobyciem.
Rozmawiałem z naszymi naukowcami i Amerykanami, którzy wydawali się coś o tym
wiedzieć.
Powiedzieli mi, że w swojej czystej postaci silnie stymulował pewne przepływy i
wymianę energii na poziomie komórkowym, a szczególnie neuronalnym. Innymi słowy,
powoduje znacznie przyspieszony proces odmładzania. Powiedzieli, że teoretycznie
można by żyć w tym samym ciele fizycznym przez tysiące lat, jeśli okresowo
konsumowałoby się określoną ilość tego pyłu. Jest to oszałamiające i prawie
niewiarygodne przy obecnej mentalności, ale to wyjaśnia wiele zagadkowych aspektów
w historii ludzkości, jak niewiarygodnie długą ewolucję niektórych ważnych postaci, a
także ukryte intencje elity masońskiej.
Odjęło mi mowę ze zdziwienia. Stałem przygwożdżony, czekając na dalsze
wyjaśnienia od Cezara.
- Nowoczesna technologia nie pozwala nam uzyskać czystego monatomowego
pyłu złota, który jest potrzebny do rozpoczęcia ogólnego energetycznego procesu
odmładzania organizmu. Co więcej, wyniki laboratoryjne próbki wykazały, że atomy
złota nie tylko leżą w płaskiej sieci, ale są również połączone z atomami innego
pierwiastka, który jest nieznany na Ziemi. To komplikuje sytuację jeszcze bardziej,
ponieważ nie możemy wiedzieć, jakie inne cechy ma pył oprócz tych wymienionych w
starożytnych tekstach.
Cezar kazał mi stanąć na powierzchni placu, przed małą kopułką.
- To będzie jedna z największych niespodzianek, jakie będziesz mieć w tym
pokoju - zażartował.
Ze szczeliny kopułki wypłynął ogromny animowany hologram. Szybko
zrozumiałem, że ta projekcja dotyczy starożytnej historii ludzkości. Chociaż było to
krótkie przedstawienie, zawierało informacje dotyczące naszego ukrytego pochodzenia.
Wyraźnie zdałem sobie sprawę z błędu teorii ewolucji Darwina. Jego
podstawowym błędem nie było narzucenie idei, ale ignorancja – nieznajomość pewnych
konkretnych zdarzeń z odległej przeszłości. Wyjątkowa, inteligentna i intuicyjna synteza
wyraźnie mi to pokazała.
Pod wpływem emocji poczułem jak nogi wyginają się pode mną i padłem na
kolana, obserwując prawdziwe obrazy najważniejszych wydarzeń w historii Człowieka,
w tym jego prawdziwego pochodzenia, które do dziś wywołuje tak wiele sporów.
Wydarzenia zostały odtworzone dokładnie tak, jak wydarzyły się dziesiątki i setki
tysięcy lat temu.
Niestety, nie pozwolono mi opisać tego w tej książce. Był to warunek, o którego
uszanowanie poprosił mnie Cezar, aby nie złamać dwustronnej umowy między Rumunią
i USA
Szczerze przyznaję, że według mojego osądu dziewięćdziesiąt procent tego, co
jest dziś oficjalnie znane w historii ludzkości, jest fałszywe i sfabrykowane. To naprawdę
niewiarygodne, że to, co uważa się za prawdę, jest w większości kłamstwem. Z drugiej
strony, mity i legendy, uważane przez większość ludzi za wytwory wyobraźni, są niemal
w całości prawdziwe. Ta dziwna „inwersja” spowodowała wiele problemów i sporów
między ludźmi na przestrzeni czasu.
Pomysły i przypuszczenia większości archeologów i badaczy są błędne, mimo że
różne dowody są czasami tak oczywiste, że powinni zmienić swoje opinie. Niektóre z ich
„fantazji”, takie jak przezabawna teoria zniknięcia dinozaurów 65 milionów lat temu lub
uznanie, że stare kontynenty Atlantydy i Lemurii są mitem, legły teraz w gruzach,
ponieważ widziałem bardzo wyraźnie, wtedy i tam, jak rzeczy naprawdę się wydarzyły!
Jednak dla wielu badaczy prawdopodobnie wygodniej jest solidnie „spać”, zamiast
godzić się na wyzwanie nieznanego i przyznać się do swoich ograniczeń.
Od czasu do czasu, gdy dochodziło do niezwykłego momentu, projekcja
holograficzna zachowywała obraz zdarzenia, a w tle pojawiała się mapa nieba z
zaznaczonymi położeniami głównych gwiazd i konstelacji w tym momencie. Cezar
wyjaśnił mi, że okazało się to bardzo prostą metodą datowania historycznego, ponieważ
naukowcy nie mieli wtedy już więcej nic do roboty, jak tylko nałożyć pozycje ciał
niebieskich na ich bieżące położenie, uzyskując w ten sposób względne okresy, w
których wystąpiło dane wydarzenie.
Problem polegał na tym, że okres objęty projekcjami holograficznymi był
olbrzymi - kilkaset tysięcy lat, a precesyjny cykl Ziemi to 25 920 lat. Oznacza to, że
gwiazdy co ok. 26 000 lat wykonują pełny cykl na niebie i „wracają” w to samo
położenie. Kluczem było zatem prześledzenie projekcji holograficznej od początku do
końca, a następnie obliczenie, ile „lat platońskich” (cykli po około 26 000 lat każdy)
zostało w ten sposób zaznaczonych.
Możemy na przykład wyciągnąć wniosek, że konstrukcja w górach Bucegi została
zbudowana około 50-55 000 lat temu, ponieważ po tym jak został wyświetlony obraz
Wielkiej Galerii i głównego pomieszczenia, ze wszystkimi przedmiotami wewnątrz
takimi, jak je znaleźliśmy, mając w tle położenie konstelacji względem Ziemi, nastąpiły
jeszcze dwa pełne okresy precesyjne.
„Lekcje” były łatwe, a jednak niezwykle niepokojące w treści. Widziałem prawdę
o cywilizacji starożytnego Egiptu i sposobie, w jaki budowano tam wielkie budowle,
prawdę, która jest całkowicie odmienna od nonsensów, które obecnie „wiemy” o tej
kulturze.
Widziałem, co naprawdę wydarzyło się podczas potopu i gdzie były zarodki
ludzkiej cywilizacji, która nastała po wielkiej powodzi, która objęła terytorium Europy,
Azji i Afryki, ale nie pozwolono mi jeszcze ujawnić tych informacji, ponieważ dotyczą
pewnych faktów, które są zbyt szokujące dla mentalności i wiedzy współczesnego
człowieka.
Początkowo myślałem, że projekcja holograficzna pokaże mi przeszłość
ludzkości, począwszy od jej początków, aż po budowę zespołu w górach Bucegi. Potem
jednak ujrzałem projekcje przedstawiające główne historyczne zdarzenia ewolucyjne
różnych ras na naszej planecie aż do V wieku naszej ery. Oznaczało to, że albo giganci,
którzy zbudowali całą strukturę wewnątrz góry, byli mistrzami dostępu do klisz czasu,
albo - i ta sytuacja wydaje się bardziej prawdopodobna, ze względu na olbrzymi okres
czasu, który obejmuje projekcja holograficzna - w tajemniczy sposób „aktualizowali”
holograficzną bazę danych. Najwyraźniej ostatnia taka aktualizacja miała miejsce około
500 roku n.e. Nikt nie wiedział też, dlaczego akurat w tym czasie informacje historyczne
się skończyły.
Widziałem w dramatycznym biegu obrazów życie Jezusa i Jego ukrzyżowanie,
któremu niektórzy dziś zaprzeczają. Muszę powiedzieć, że wydarzyło się wtedy wiele
niesamowitych rzeczy, które są znacznie bardziej zdumiewające niż to, co przedstawiają
Ewangelie. Projekcje ujawniły również wiele osób, które uczestniczyły w ukrzyżowaniu
Jezusa na wzgórzu, ludzi, którzy nie byli z tamtego czasu, ale przybyli tam z innych
okresów historycznych. Te istoty ludzkie. które miały takie same ubrania jak obecni tam
Żydzi, posiadały zupełnie inne cechy antropologiczne i dlatego chowały twarze w
fałdach ubrań.
Hologram po kolei przedstawiał także życie i misje duchowe pewnych
wyjątkowych osób, które dowiodły, że posiadają niesamowite boskie dary. Osoby te
pochodziły z zamierzchłych czasów. W ten sposób widziałem czyny wielkich duchowych
reformatorów sprzed 18-20 000 lat, o których nic nie wiemy. Wtedy system społeczny i
rozmieszczenie ludzi na całej planecie były zupełnie inne od tego, co znamy dzisiaj.
Archeolodzy, antropolodzy i historycy powinni zdecydowanie zrewidować swoje
poglądy i koncepcje dotyczące tamtych czasów.
Wydarzeń, które wtedy widziałem, było tyle i zostały przedstawione w tak
zwarty sposób, że bez wątpienia potrzebowałbym kilkuset stron, żeby je chociaż
zgrubnie opisać.
Projekcja holograficzna trwała tylko półtorej godziny. Nawet dwaj oficerowie,
którzy czuwali nad bezpieczeństwem pomieszczenia, i sześciu wartowników
ustawionych przy wejściach do tuneli, wszyscy ze zdumieniem i w milczeniu
obserwowali przewijające się obrazy, choć zapewne nie był to pierwszy raz, kiedy to
widzieli.
Po zniknięciu hologramu stałem przez długi czas nieruchomo, patrząc tępo przed
siebie. W końcu Cezar powiedział mi, że czas wracać do bazy, ponieważ „wykorzystałem
limit”, do którego miałem dostęp w sali projekcyjnej. Spojrzałem przed siebie. Za
placem, na którym wciąż jeszcze stałem, około 30 metrów dalej, znajdowały się
gigantyczne, niemal przerażające otwory trzech tajemniczych tuneli w ścianie góry.
Przed każdym z nich, w odległości od siedmiu do ośmiu metrów, znajdował się panel
kontrolny podobny do tego dużego, umieszczonego centralnie, ale mniejszy.
Zapytałem Cezara, jaka niezwykła tajemnica kryje się za tymi trzema tunelami.
Wyjaśnił, że nie może ujawnić zbyt wiele na ten temat. Powiedział tylko, że to, czego
dowiedzieli się o gigantycznych górskich tunelach, wynikało z kilku projekcji
holograficznych z pulpitów sterowniczych każdego z nich. Jedynym aspektem, jaki mógł
ujawnić, było to, że trzy tunele biegły w kierunku trzech różnych obszarów Ziemi przez
tysiące kilometrów.
Lewy łączył się w sekretnym miejscu z Egiptem. To było obok Kairu na
płaskowyżu Gizy i znajdowało się pomiędzy Sfinksem a Wielką Piramidą. To miejsce nie
zostało jeszcze odkryte.
Prawy łączył się z podobną konstrukcją we wnętrzu góry położonej na
Płaskowyżu Tybetańskim. Ten był jednak mniejszy i niezbyt skomplikowany. Jego
wtórne rozgałęzienia prowadziły w kierunku obszaru pod Buzau, w pobliżu krzywizny
Karpat, a następnie w kierunku podziemi w Iraku, blisko Bagdadu. To ostatnie miało
również odgałęzienie wtórne, wiodące do płaskowyżu Gobi w Mongolii.
Zgodnie z tym, co powiedział mi Cezar, trzeci tunel, znajdujący się pośrodku sali
projekcyjnej, stanowi ogólnoświatową tajemnicę, którą Stany Zjednoczone chciały
zachować dla siebie.
W tamtym czasie ani Cezar, ani generał Obadea nie znali żadnych nowych
elementów rumuńsko-amerykańskiego porozumienia. Było jednak oczywiste, że
„wymiana” była korzystna dla obu stron. Znając straszny wpływ polityczny masonów i
wpływy Signore Massiniego na struktury polityczne obu krajów, można podejrzewać, że
będzie następować stopniowa próba „przejęcia” kontroli nad bazą przez „czynniki
zewnętrzne”.
Cezar powiedział mi, że w naszym systemie politycznym i administracyjnym są
bardzo ważne osoby, które na szczęście wiedzą o ohydnych praktykach masonów i
zdecydowanie sprzeciwiają się ich wpływowi, zwłaszcza jeśli chodzi o przejęcie
wielkiego odkrycia w górach Bucegi. Następnie powiedział mi, że centralny tunel
prowadzi do wnętrza, nawet poza skorupę Ziemi, ale nie podał dalszych szczegółów.
Cezar przyznał, że holograficzne przekazy odnoszące się do gigantycznej
konstrukcji we wnętrzu góry były prawie niewiarygodne, ale jednocześnie oferowały
możliwą odpowiedź na pochodzenie struktury, w której byliśmy, i tych, którzy ją
zbudowali.
Przed wyjściem z sali Cezar powiedział mi, że toczą się bardzo tajne i intensywne
przygotowania do pewnych wypraw: najpierw przez tunel do Egiptu, potem w kierunku
Tybetu, a na koniec wielka wyprawa do wnętrza Ziemi przez środkowy tunel.
W wyniku bezpośrednich dwustronnych rozmów rumuńsko-amerykańskich
postanowiono stworzyć szesnastoosobowy zespół - sześciu Amerykanów i dziesięciu
Rumunów. Dowództwo przydzielono Cezarowi, który w ten sposób awansował do
stopnia pułkownika. Wyjaśnił, że ranga jest ważna dla zespołu, zwłaszcza w kontekście
psychologicznym.
Wyprawa miała wyruszyć dopiero pod koniec września 2003 r. ponieważ
wymagała złożonych przygotowań. Cezar nie powiedział mi wiele o tunelach, ale
dowiedziałem się, że ich konstrukcja była inna niż Wielkiej Galerii. Nie powiedział mi
także nic o tym, jak będą się w nich poruszać, biorąc pod uwagę fakt, że mają do
pokonania tysiące kilometrów.
Mimo wszystko uważam jednak, że przedstawione tu fakty mogą być
przedmiotem głębokich refleksji, które przygotują nas na przyszłe wydarzenia. Z
oczywistych powodów celowo pominęliśmy podanie danych, które doprowadziłyby do
identyfikacji obszaru górskiego, na którym dokonano tego wielkiego odkrycia.
Rok po mojej wizycie w tamtym miejscu nadal mam w pamięci i sercu
przytłaczające wrażenia, których doświadczyłem podczas kilku godzin obecności w
niemal nierealnej atmosferze tajemniczej struktury wnętrza góry. Ponad tymi
wszystkimi ujawnieniami unosi się zagadka Czasu i mądrość tych, którym udało się go
kontrolować, cierpliwie czekając dziesiątki tysiącleci na moment, w którym poznamy
prawdę ...
KONIEC