You are on page 1of 116

Tajemnica

Gór Bucegi
Radu Cinamar









Rozdział 1 W WIZJERZE BEZPIECZEŃSTWA PAŃSTWA

Rozdział 2 DEPARTAMENT ZERO

Rozdział 3 PIERWSZA KONFRONTACJA: GŁĘBOKIE ZŁO

Rozdział 4 DRUGA KONFRONTACJA: ISTOTNE INFORMACJE

Rozdział 5 WIELKIE ODKRYCIE





























Rozdział l
DLA BEZPIECZEŃSTWA PAŃSTWA

Nie chcę przedłużać ani dramatyzować narracji wydarzeń w tej książce, ubierając
ją w wypolerowany płaszcz eleganckiego stylu literackiego i właśnie z tego powodu nie
chcę uznać hipotetycznej wartości artystycznej tekstu. Moim zamiarem jest jak
najprostsze i zwięzłe przedstawienie pewnych faktów i wydarzeń, które mają
przytłaczające znaczenie dla mojego kraju i dla jego ludu, ponieważ jest już wiele oznak i
dowodów, że ta skrywana „trucizna” ma tendencję do coraz szerszego rozlewania się.
Podobną opinię popiera wiele innych osób zajmujących wysokie stanowiska w aparacie
administracyjnym, gospodarczym, religijnym i kulturalnym kraju. Obecnie uważana jest
za największą tajemnicę państwową w Rumunii, a ze względu na charakter powiązań i
spotkań, jakie miały miejsce z czołowymi przedstawicielami głównych potęg
państwowych na świecie, może być nawet najstraszniejszą tajemnicą świata, ale intuicja
podpowiada mi, że znajomość faktów, które zostaną przedstawione w tej książce, z
konieczności będzie stanowić sam w sobie niezwykły jakościowy skok w istnieniu
ludzkości, co ostatecznie zburzy gruby mur kamuflażu, odkrywając kłamstwa
podtrzymywane przez czynniki odpowiedzialne i okultystyczne interesy pewnych
organizacji i osób w kraju i za granicą.
Dlatego jest możliwe, że moja opowieść będzie miała czasem niemal surowy,
nieszlachetny charakter, zbliżony do dziennikarskiego stylu, a nawet przypadku, ale
uważam, że ten sposób wypowiedzi jest najwłaściwszy, aby pokazać czytelnikom pewne
wyjątkowe aspekty, nawet te „zakulisowe” w tajnym świecie polityki, byłego systemu
bezpieczeństwa państwa i obecnego rumuńskiego wywiadu (SRI). Moim celem jest
stopniowe i chronologiczne ujawnienie złożonej serii wydarzeń, faktów, realiów i
korelacji, które w opinii mojej i innych kompetentnych ludzi mają ogromne znaczenie
dla przyszłości kraju. W rzeczywistości jest to biografia (aktualizowana do 2003 roku)
postaci, która jest prawdziwa, ale wielu może pomyśleć, że jest legendą lub książką
przygodową typu SF. Pozwalam sobie na ostrzeżenie czytelnika od samego początku,
aby nie wpadł w tanią pajęczynę wątpliwości i nieufności, ale najpierw dokładnie poznał
i ocenił fakty i prawdy, które przedstawię i dopiero na końcu wyciągnął wnioski jakie
uzna za stosowne.
Miałem niezwykłą okazję spotkać się z bohaterem moich opowieści i muszę
szczerze przyznać, że nie podjąłbym decyzji o napisaniu tej książki, gdyby on sam nie
popychał mnie wielokrotnie w tym kierunku. Długie rozmowy, które z nim odbyłem w
różnych tajnych miejscach, przekonały mnie o istnieniu pewnych nieoczekiwanych
rzeczywistości, co później, w różnych sytuacjach, miałem okazję zweryfikować. Ale tym
co w najwyższym stopniu zadecydowało o decyzji, było szokujące odkrycie rok temu w
górach Bucegi (w sierpniu 2003), do którego również miałem częściowo wgląd dzięki
niezwykłemu zbiegowi okoliczności, który ułatwiła interwencja bohatera książki. Teraz
wiem, widziałem, dotknąłem tego co tam było. Teraz mogę powiedzieć, że mam przegląd
prawdziwej historii Rumunii, a nawet całej planety od zarania dziejów. Relatywnie
trudno będzie odpowiednio oddać zdziwienie, zdenerwowanie, a nawet panikę tych
nielicznych osób, które miały do tego dostęp. Mogę teraz powiedzieć, że to był dopiero
początek odkrycia, bo nie miałem dostępu do wszystkich elementów, nie mogłem
zobaczyć wszystkiego, ale ten, który kierował wszystkimi badaniami i który też
umożliwił mi niespodziewaną szansę zobaczenia miejsca, w którym dokonano
epokowego odkrycia, opowiedział mi o jego niezwykłej naturze.
Ale nie spieszmy się. Opiszę wszystko we właściwym czasie, tak jak to się działo.
Mogę jednak śmiało powiedzieć, że niewątpliwie oznaczało to przełom zarówno w
moich koncepcjach, jak i w realizacji całego przedsięwzięcia. Proszę czytelnika o
cierpliwość i pozwolenie abym mógł najpierw przedstawić wątek przewodni, który
doprowadził do niezwykłego odkrycia w górach Bucegi.
W istocie wątek ten przedstawia bardzo tajemniczą i frapującą postać bohatera
książki, z którym skomplikowany mechanizm przeznaczenia związał mnie w dziwny
sposób. Z łatwych do zrozumienia powodów zmienię jego imię.
Znam Cezara Brada od prawie pięciu lat, w tym czasie kilkakrotnie się z nim spotkałem i
rozmawiałem, przekonując się o sile i niezwykłym charakterze tego człowieka. Jego
bardzo szczególna pozycja w skomplikowanym mechanizmie władzy państwowej czyni
go jeszcze bardziej wiarygodnym w tym, co ujawnił mi we fragmentaryczny, ale bardzo
zwięzły i spójny sposób podczas kilku spotkań, które z nim odbyłem, nawet jeśli czasami
z różnych powodów spotkania te były niemal „w biegu”.
Nadal pozostaje tajemnicą dlaczego wybrał akurat mnie do opisania faktów i
przedstawienia ich innym ludziom. Być może wynikało to w dużej mierze z powagi i
zainteresowania jakie zawsze okazywałem temu co mówił. Są kwestie, które z trudem
mogą być „przetrawione” przez umysł zwykłego człowieka. Ale czasy, w których żyjemy
są same w sobie bardzo szczególne, więc to co wcześniej wydawało mi się snem lub
aktem przepełnionej wyobraźni, okazuje się teraz całkowicie możliwe.
Pod koniec naszego ostatniego spotkania Cezar spokojnie i obojętnie powiedział
mi, że decyzja o napisaniu i opublikowaniu informacji, które mi przekazał, należy
wyłącznie do mnie. Czułem, że spoczywa na moich barkach wielka odpowiedzialność i
przyznaję, że od tego momentu minął prawie rok zanim udało mi się wyjaśnić wszystkie
aspekty, podsumować fakty w kolejności w jakiej zostały zaprezentowane, a przede
wszystkim po to, aby je jak najbardziej klarownie przedstawić. Chciałem jak
najdokładniej odtworzyć sekwencję wydarzeń i relacji Cezara Brada, używając prawie
tych samych słów, którymi mi je opowiedział. Zachęcał mnie w sposób prosty i
naturalny do wydania tej książki i miałem wtedy wyraźne wrażenie, że nawet jeśli ze
strachu lub z innych powodów nie zrobiłbym tego, o co mnie prosił i nie napisał jej,
Cezar spokojnie zaakceptowałby ten fakt i niewątpliwie znalazłby inny sposób na
realizację swego zamiaru.

Dziwne narodziny

W szpitalu położniczym w F... dyżurował tylko dr Nenu. Obie salowe w pośpiechu
przygotowały stół do porodu. Młoda kobieta o prostym, ale przyjemnym wyglądzie
została wprowadzona na salę kilka minut wcześniej, ponieważ już zaczęły się skurcze.
Nie krzyczała, ale bardzo się bała. Znudzone nieco rutyną zajęć i trochę zmęczone po
długiej nocy, którą zaczął przezwyciężać świt, dwie pielęgniarki nie zwracały na nią
specjalnej uwagi. W latach siedemdziesiątych byliśmy w pełnym rozkwicie
komunistycznego tak zwanego „wielostronnego rozwoju”, kiedy wszystko było ludem i
wszystko było dla ludu i panowała taka demagogiczna „równość ” i „sprawiedliwość ”, że
nie można już było odróżnić krzesła od człowieka.
Wezwany w końcu po kilku godzinach porodu, które dla przyszłej matki
wydawały się niekończącymi się wiekami, dr Nenu, zmęczony, spojrzał na kartę
pacjenta: powód hospitalizacji - pęknięcie worka z płynem owodniowym, stan ogólny
dobry, normalne napięcie, rzadkie skurcze macicy, małe rozszerzenie. Wydawało się, że
wszystko toczy się zgodnie z naturalnym biegiem zwykłego porodu.
Reflektując się, że patrzy bardziej na dokument niż na pacjenta, lekarz podszedł
do stołu porodowego, potrząsając głową na myśl, że zmęczenie płata mu figle, czyniąc go
nieostrożnym. Nie miał jeszcze wtedy pojęcia jak szybko znikną senność i apatia.
Rzucił szybkie spojrzenie, od razu przechodząc do kolejnego etapu porodu.
Rozszerzenie odpowiednio się zwiększyło i doktor Nenu ucieszył się, że skalpel nie
będzie potrzebny. Przy ostatnich i najbardziej bolesnych skurczach matki, najpierw
pojawiła się główka dziecka, a następnie delikatne, posłuszne ciało. Lekarz ostrożnie
złapał go za ręce, pomagając mu wyjść. Pierwszym problemem okazał się rozmiar
pępowiny. Przez kilka chwil stał oszołomiony, ponieważ jej długość znacznie
przekraczała zwykłe normy: mierzyła prawie 1,5 m. Ale czas był cenny i poród musiał
się dobrze skończyć. Otrząsnął się ze zdumienia, wyjął nożyczki z rąk pielęgniarki i
przyłożył do pępowiny. Chciał ją przeciąć, jak robił to setki razy w swojej karierze
lekarza, ale ostrza nożyczek tylko się po niej ślizgały! Lekarz patrzył, nie mogąc w to
uwierzyć, podczas gdy pielęgniarki zamarły w bezruchu. W ciągu kilku sekund wymienił
dwie pary nożyczek, ale z tym samym skutkiem. Pępowiny nie można było przeciąć. Była
niezwykle elastyczna jak kawałek najtwardszej gumy.
Dr Nenu miał wieloletnie doświadczenie medyczne i umiał kontrolować swoje
emocje. Precyzyjnymi ruchami chwycił skalpel i kilkakrotnie mocno przycisnął go do
pępowiny, aż ta w końcu ustąpiła i usłyszał pierwszy krzyk życia.
Dziecko było pulchnym chłopcem, z niezwykle wyraźnymi i rozluźnionymi
rysami twarzy i bardzo dziwną pępowiną.
Stało się to o świcie pewnego wiosennego dnia 1970 roku.
Potem nastąpiły pewne wydarzenia.
- Amalio, natychmiast zadzwoń do pułkownika i powiedz mu, żeby jak najszybciej
przybył do szpitala - polecił lekarz. Następnie zwrócił się do drugiej pielęgniarki i
powiedział:
- Chronisz pępowinę, ja dbam o kobietę. Pokaż mi jej akta.
Pułkownik Datcu przybył do szpitala po około dwudziestu minutach. Odbył
krótką rozmowę z dr Nenu, po której dużo rozmawiał przez telefon z jednym z
przełożonych w Bukareszcie. W południe przed oddziałem porodowym F... pojawiła się
czarna limuzyna na rządowych numerach, z której wysiadło dwóch milczących
„sztywniaków” w cywilu. Jeden z nich trzymał dyplomatkę.
Dr Nenu, pułkownik Datcu i dwaj cywile rozmawiali przez około pół godziny w
szpitalnym gabinecie. Nenu wypełnił formularz, który podstawili mu ci dwaj z
Securitate, po czym poproszono go, aby chwilę zaczekał za drzwiami. Po kilku minutach
mężczyźni wyszli, a pułkownik zwrócił się do lekarza, który zdradzał zaniepokojenie:
- My jesteśmy za „mali”, Nenu! To była akurat jedna z pierwszych tajnych
instrukcji, które otrzymałem po awansie. W takich sytuacjach muszę przestrzegać
bardzo rygorystycznej i tajnej procedury. Jeśli idzie o Ciebie, to nic szczególnego się
dzisiaj nie wydarzyło i nie zauważyłeś nic nadzwyczajnego. Rozumiesz, prawda?
Pułkownik Datcu w zamyśleniu zapalił papierosa. Po kilku chwilach, nie patrząc
na lekarza, powiedział:
- Jest jeszcze coś. Chłopiec nie ma żadnej osobistej dokumentacji medycznej. I
nigdy jej nie miał. Natychmiast ją zniszcz. Nic o tym porodzie nie może pozostać w
archiwach! Reszta, wierz mi, jest zbyt skomplikowana, abyś się nią interesował.
I poklepując go przyjaźnie po ramieniu, pułkownik Datcu opuścił szpital. Dr Nenu
patrzył za nim tępym wzrokiem, podczas gdy w salonie, niczego nieświadoma matka
czule przytulała swoje nowo narodzone dziecko.





Niezwykłe zdolności

Mały Cezar nie wiedział nic o poświęconej mu szczególnej uwadze i oczywiście
nie znał sposobu, w jaki był nadzorowany przez Securitate. W młodym wieku nie mógł
zrozumieć, dlaczego jest ważnym przedmiotem zainteresowania i to samo można
powiedzieć o jego rodzicach, którzy niczego nie podejrzewali w tej kwestii. Dziecko
urodziło się normalnie (matce nie powiedziano, co się wydarzyło na oddziale
położniczym), a kolejne miesiące nie wniosły nic niezwykłego do prostego, skromnego
domu rodzinnego Bradów.
Jednak z biegiem czasu w zachowaniu dziecka zaczęły pojawiać się drobne
dziwactwa, takie jak to, że w ogóle nie płakał i układał palce w pewnych dziwnych
pozycjach, dotykając lub zginając je na różne sposoby, w sekwencjach, które co pewien
czas powtarzały się. Jego rodzice obserwowali go zarówno ze zdziwieniem jak i ze
spokojem. Zdrowy rozsądek sugerował im, że nie może być nic złego w nieco dziwnej
gestykulacji dziecka. Wręcz przeciwnie nawet, przez pewien czas z prawdziwą
przyjemnością patrzyli na igraszki jego małych paluszków, zabawę bardzo elegancką,
którą Cezar prowadził bardzo naturalnie. Czasami dziecko pozostawało bez ruchu przez
kilka minut. Potem znów ten sam układ palców, które albo splatały się w krąg, albo
kolejno dotykały kciuka, w ustalonych pozycjach. Ale rodzice Cezara byli bardzo
zadowoleni, że maluch nie płakał i nie sprawiał im kłopotów w nocy ani nie cierpiał
jeszcze na żadną chorobę.
Czas jednak ukradkiem zasiał w ich duszach ziarno niepokoju, które nieco
zakłóciło spokój ich codziennego życia. Mały Cezar miał rok i nie wypowiedział jeszcze
ani słowa. Problem nie był jednak zbyt poważny, takie przypadki zdarzały się już
wcześniej, ale rodzice już rozważali zabranie dziecka do logopedy.
Kiedy Cezar ukończył rok, do drzwi zapukali dwaj wysocy mężczyźni o szarych
oczach, ze spojrzeniem zimnym jak lód. Poza nieeleganckimi manierami i sztucznie
uprzejmym tonem w rozmowie z rodzicami Cezara można było łatwo wyczuć brak
tolerancji na ewentualny opór oraz cichą, ale oczywistą groźbą odwetu w przypadku,
gdyby rodzice nie wykonali „rozkazów z góry”. Przedstawili się jako członkowie
specjalnego departamentu Securitate. Ich gesty były niby swobodne, a jednak
wzbudzały u słuchających lęk.
W tamtych czasach komunistyczna Securitate była już dobrze znana ze swoich
metod działania i zastraszania, ale w przypadku Bradów ich sposób postępowania
przybrał nieco bardziej humanitarny styl. Wizyta była krótka i praktycznie składała się z
monologu dwóch mężczyzn, podczas gdy rodzice Cezara stali z zakłopotanymi minami.
Główny przekaz stanowiło to, że Bradowie byli zobligowani ściśle przestrzegać
otrzymanych instrukcji. Poinformowano ich, że na ich syna zwracają uwagę pewne
istotne czynniki związane z ważnymi interesami państwa, o których nie musieli
wiedzieć. Spoczywa na nich obowiązek natychmiastowego, bezpośredniego, czyli bez
żadnych pośredników (obaj nalegali na ten warunek) poinformowania o jakimkolwiek
niezwykłym elemencie, który może pojawić się w zachowaniu dziecka. Dostali formularz
do wypełnienia, po czym każde z nich napisało oświadczenie wyrażające zgodzę na
postawione żądania. W tym samym oświadczeniu wymagano comiesięcznego raportu,
który musieli składać pułkownikowi Datcu. Nie wolno im było zadawać żadnych pytań
ani nie mieli dociekać powodów tych żądań. Ostatecznie jednak, jako rodzaj
„rekompensaty” za dziwną sytuację jaka została im narzucona praktycznie siłą,
zaoferowano im „specjalne odszkodowanie” finansowe, całkiem spore jak na tamte
czasy, które mieli otrzymywać regularnie co miesiąc. Zaraz potem obaj panowie oddalili
się.
W tym miejscu muszę wspomnieć o kilku kwestiach, które mogą rzucić nieco
światła na zachowanie rodziców Cezara.
Nicolae Brad miał ponad 30 lat i był znany jako człowiek spokojny, sumienny w
pracy (był urzędnikiem w ratuszu). Posłuszny, był w stanie pójść na pewne
kompromisy, które wyciszyłyby jego psychikę. Zapewne tajna służba wywiadowcza
miała już jego portret psychologiczny i prawidłowo oceniła jego wewnętrzne skłonności,
bo jak się później okazało, głównym celem rekompensaty pieniężnej było
wyeliminowanie potencjalnych przyszłych skarg i zapewnienie szczerej współpracy
pana Brada. Rzeczywiście, psychologowie prawidłowo ocenili jego profil emocjonalny,
ponieważ wykazano, że jest wrażliwy na punkcie materialnego bezpieczeństwa, plasując
je nawet wyżej od czynników natury moralnej. To był „kompromis” Nicolae Brada, a jego
pozyskanie dla sprawy Securitate było stosunkowo łatwe.
Pan Brad i jego żona Smaranda byli biegunowo różni.
Młoda matka Cezara miała romantyczny i wrażliwy charakter, a materialna strona życia
niewiele dla niej znaczyła. Od dzieciństwa jej pasją było rysowanie, więc spędzała długie
godziny oddając się pasji szkicowania szerokiej gamy tematów, które spontanicznie ją
zainspirowały. Niestety nie potrafiła wygenerować energii potrzebnej do stawienia
czoła życiu, a konfliktowe sytuacje sprawiały, że zawsze cierpiała. Sytuacja w jej rodzinie
stała się zatem dość napięta gdy została niejako zmuszona do „szpiegowania” własnego
dziecka. W swojej cichej, ale bezradnej odmowie wolałaby mieć męża po swojej stronie,
ale szybko wybrała praktyczne rozwiązanie, nie powodujące żadnych komplikacji.
-W końcu nie jesteśmy proszeni o zrobienie niczego złego - powtarzał Nicolae,
aby ją uspokoić. Nie wiemy nawet, czego się spodziewać. Czas wszystko wyjaśni,
konkludował zwykle filozoficznie.
Był to w rzeczywistości moment początku separacji między obojgiem
małżonków. Niekoniecznie fizycznej, bardziej emocjonalnej.
Cezar Brad nie powiedział ani słowa, dopóki nie skończył trzech lat i dwóch
miesięcy. Jego rodzice obawiali się, że może być niedorozwinięty, ale szybko
uzmysłowili sobie, że to raczej niemożliwe, gdyż dziecko śmiało się, czasem krzyczało,
coś tam paplało. To prawda, takie sytuacje były dość rzadkie, ale wystarczające, aby
upewnić ich, że jego zaburzenie, jeśli w ogóle, nie było patologią.
Pułkownika Datcu spotkali w miesiąc po spotkaniu z dwoma funkcjonariuszami
bezpieki, kiedy - zgodnie z podpisaną umową - musieli go odwiedzić i przedstawić mu
raport. Wydał im się człowiekiem życzliwym, poważnym, a nawet wyrozumiałym,
sprawiającym wrażenie, że robi to co robi tylko dlatego, że to do niego należy. Swoją
misję wypełniał jednak sumiennie, szczegółowo omawiając z rodzicami zachowanie
dziecka i dokładnie notując wszystko co o nim opowiadali. Co miesiąc osobiście
przekazywał pieniądze dla Nicolae Brada. Pod koniec każdego spotkania nie omieszkał
też zawsze dodać:
- Nie rozmawiaj z nikim o tych sprawach, a zwłaszcza nie chodź z dzieckiem do
lekarza na konsultacje. Jeśli pojawią się problemy, najpierw zadzwoń do mnie, a ja
podejmę niezbędne kroki.
Do trzeciego roku życia dziecko nie chorowało, co jest rzadkim przypadkiem, ale
to nieco ułatwiało jego rodzicom zadanie, aby omijać szpital i najpierw powiadamiać
służbę bezpieczeństwa. Mniej więcej w tym wieku nastąpiła pierwsza poważna zmiana
w relacjach między rodzicami Cezara.
Powiedział mi, że jego matka miała wielką pasję do rysowania, a jej talent był pod
tym względem oczywisty. W głębi duszy chciałaby malować, ale oznaczałoby to
komplikacje finansowe, potrzebę posiadania specjalnej pracowni, czas i nie tylko. Swoją
pasję ograniczyła więc do prostych szkiców, które rozweselały jej chwile samotności.
Zachowywała swoje rysunki w domu, czasami przypinając najlepsze z nich do ścian.
Wisiały tam aż spadły lub sama je zmieniła. Smaranda miała też skłonność do tworzenia
abstrakcyjnych rysunków, które łączyły linie, okręgi lub krzywe we wzorach pozornie
zupełnie przypadkowych. Mówiła mężowi, że takie rysunki sprawiały, że czuła się
bardzo spontaniczna i wolna, co miało działać na nią orzeźwiająco.
Pewnego dnia Smaranda Brad narysowała serię prostych, koncentrycznych
okręgów na środku białej kartki szkicownika. Żartowała, porównując swoje dzieło do
tarczy strzelniczej. Kartkę z narysowanymi kręgami, które ułożyły się niemal idealnie
przypięła na ścianie w pokoju.
Wszystko zaczęło się kilka godzin później, kiedy zobaczyła Cezara siedzącego
wpatrzonego w rysunek, w całkowitym bezruchu, bez mrugnięcia powieką. Chociaż nie
było to naturalne, jego matka nie przywiązała dużej wagi do tego zdarzenia, nadal
zajmując się sprawami domowymi. Ale kiedy Nicolae Brad przyszedł z pracy, dziecko
nadal siedziało przed rysunkiem, całkowicie ciche i bez ruchu. Zjawisko było dość
dziwne: trzyletnie dziecko siedzące na łóżku i gapiące się godzinami na irytująco prosty
rysunek, podczas gdy jego matka u jego boku załamuje ręce, cicho szlochając i nie
wiedząc co robić. Próbowała odepchnąć go od rysunku, a nawet zerwała kartkę ze
ściany, ale bezskutecznie. Dziecko zaniepokojone zaczynało głośno krzyczeć. Dwoje
rodziców patrzyło na siebie przez dłuższą chwilę w milczeniu. W końcu ojciec Cezara
powiedział:
- Pora dać im znać. Kto wie, co będzie dalej?!
- Zaczekaj! Smaranda krzyknęła zatroskana. Powinniśmy dać temu trochę więcej
czasu. Może to tylko jakieś dziecięce dziwactwo.
Ledwo go przekonała, żeby jeszcze niczego nie ujawniać. Zaniepokojeni, resztę
dnia spędzili na wypróbowywaniu różnych metod, aby odwrócić uwagę Cezara od
rysunku. Mieli jeszcze nadzieję, że w ten sposób zachowanie chłopca powróci do normy,
ale wszystkie ich próby zawodziły. Gdy tylko się zaniepokoił, Cezar zaczynał krzyczeć i
płakać i nie było sposobu, aby go uciszyć. W końcu poddali się, obserwując go z
niedowierzaniem, że coś takiego było w ogóle możliwe. Ich dziecko wpatrywało się w
rysunek, nie ruszając się ani nie mrugając powiekami. Nic nie jadł i nie okazywał oznak
głodu. Nic dookoła nie było w stanie wytrącić go ze stanu pełnej koncentracji na
rysunku.
Około dziesiątej wieczorem Nicolae Brad zadzwonił do pułkownika Datcu i
opowiedział mu o sytuacji. Pułkownik Datcu poinstruował ich, aby nie panikowali ani
nie robili niczego, dopóki on sam nie przyjedzie do nich wraz z kilkoma upoważnionymi
osobami. Rzeczywiście, około szóstej rano przybyło trzech mężczyzn z pułkownikiem
Datcu. Dwóch z nich było z Securitate i miało ten sam charakterystyczny wygląd: twarze
bez wyrazu, eleganckie garnitury, chłodne spojrzenia. Trzecia osoba zadziwiła rodziców,
ponieważ był starcem o azjatyckich rysach, krótkiej białej brodzie i lekko pochylonym
chodzie. Do jednego ze strażników zwracał się po angielsku. Pułkownik Datcu
przedstawił go jako „chińskiego naukowca”, eksperta od takich przypadków, doradzając
obojgu rodzicom, aby się nie martwili.
Chiński lekarz uważnie obserwował Cezara, zmierzył jego puls, badał w
szczególny sposób jego dłoń, przyłożył własną do jego głowy i dwa palce pośrodku czoła
ale tak, aby nie wejść w pole widzenia dziecka. W trakcie tego Cezar pozostawał
całkowicie nieruchomy i głęboko pochłonięty wiszącym przed nim rysunkiem. Lekarz
powiedział coś po angielsku i opuścił dom drobnymi, szybkimi krokami.
- Wszystko w porządku, ale nie wolno mu przeszkadzać - powiedział jeden z
dwóch ochroniarzy. Jesteśmy w kontakcie z pułkownikiem Datcu.
Zaraz potem wyszli.
Rodzice czuli się jak pionki w niezrozumiałej grze lecz okoliczności nie dawały im
pola do manewru. Zmartwieni i wyraźnie uderzeni dziwnym zachowaniem własnego
dziecka, bardzo zmęczeni, pozostali przy nim. Dopiero następnego dnia w południe, po
prawie 24 godzinach, Cezar dał pierwsze oznaki, że chce wstać. Dziecko nadal było
pochłonięte sobą, ale przynajmniej łapczywie jadło. Rodzice odetchnęli z ulgą i
powiadomili pułkownika.
To był początek serii specyficznych wydarzeń, które pozostawiły trwały ślad na
życiu Cezara. Jego rodzice Nicolae i Smaranda Brad zeszli na dalszy plan ponieważ jego
życie wewnętrzne i niezwykłe przeżycia, przez które przeszedł, a o niektórych osobiście
mi opowiedział abym mógł je tu opisać, głęboko naznaczyły jego przeznaczenie.
Po tym niezwykłym wydarzeniu Cezar często „zagłębiał” się w sobie i przez kilka
minut z rzędu potrafił pozostawać całkowicie nieruchomo z zamkniętymi oczami.
Zdarzało się to w najbardziej nieoczekiwanych momentach dnia, nawet podczas zabawy.
Pewnego razu, kiedy matka go karmiła, nagle zamknął oczy i pozostał tak przez ponad
dziesięć minut, po czym nadal zaczął jeść jakby nic się nie stało. Te zachowania stały się
już stałymi elementami zwykłego życia i rodzice przyzwyczaili się do nich, choć nie
rozumieli przyczyn i nie mogli uzyskać żadnych wyjaśnień ponieważ do tego czasu Cezar
nie powiedział jeszcze ani słowa.
Zmiana nastąpiła dwa miesiące po zdarzeniu z rysunkiem, kiedy po raz pierwszy
w życiu Cezar przemówił. Jego słowa sprawiły, że nagle wszyscy w domu osłupieli, ze
zdumieniem obserwując zarówno łatwość i klarowność z jaką wypowiadał słowa, jak i
dojrzałość jego myśli.
Tego dnia krewni, bardzo kochający dziecko, odwiedzili Bradów. Będąc
odludkiem, malec szukał miejsca, w którym mógłby zostać przez chwilę sam. Cezar
zamknął oczy, ale zewsząd wokół dochodził gwar rozmów. Było za dużo hałasu i za dużo
pytań. Wszyscy się martwili o niego i chociaż nie był non stop w centrum uwagi, samo
przygotowanie posiłku powodowało duży harmider, rozmowy, śmiech, zgiełk. W końcu
przyszli aby przyprowadzić go do pokoju w którym zastawiono stół. Pieszczony i tulony,
Cezar zawołał:
- Chcę pomyśleć!
Pominę tu zaskoczenie jakie słowa te wywołały na wszystkich dookoła. Cezar
zaczął mówić płynnie i bez żadnych trudności. Wyczuwalna była wielka dojrzałość w
wypowiadanych słowach. W wieku czterech lat omawiał tematy, które intrygowały
także dorosłych. Jednym z problemów, nad którymi lubił się skupiać był umysł. „Skąd
biorą się myśli?”, „Dokąd idą?”, „Z czego są zrobione?”, „Dlaczego wszyscy ludzie nie
myślą podobnie?”. To tylko kilka z najczęściej formułowanych pytań, jakie Cezar
zadawał ku zdziwieniu otaczających go osób. Jego biedni rodzice na próżno szukali
odpowiedzi. Nie wiedząc co mu odpowiedzieć, odciągali go ku zabawie, zmieniali temat
ale Cezar pozostawał zdeterminowany. Zamiast wykonywać zwykłe czynności dziecka
w jego wieku, wolał zagłębiać się w swoich myślach. Co dziwne, chociaż często proszono
go aby opowiedział co czuje i myśli w tych chwilach, uparcie odmawiał nie tylko
wyjaśnień, ale jakiejkolwiek odpowiedzi. W bardzo rzadkich przypadkach mawiał, że po
zamknięciu oczu czuł się tak, jakby nagle opuszczał pokój, ale nie wiedział jak mówić o
miejscu do którego się udawał, ani jak mógłby je opisać słowami.
Do czasu ukończenia sześciu lat Cezar był raz do roku odwiedzany przez dwóch
mężczyzn z Securitate w towarzystwie tajemniczego chińskiego lekarza. Ten ostatni
przeprowadzał badanie doraźne, zawsze kiwając głową z zadowoleniem. Patrzył w oczy
chłopca swoim ognistym spojrzeniem. Cezar powiedział mi, że bardzo dobrze pamięta
ten niemal bezosobowy, twardy i głęboko enigmatyczny wygląd małego człowieczka
stojącego przed nim z ledwo zarysowanym uśmiechem na twarzy. Miał się z nim spotkać
po kilku latach i nieoczekiwanie nauczyć się od niego wielu tajemnic życia, gdyż
przeznaczenie połączyło ich dwóch w bardzo kompleksowy sposób. Prawdopodobnie
nigdy się nie dowiemy, co myślał dr Xien patrząc na Cezara lub jak interpretował jego
niezwykłe zdolności. Ale wiemy na pewno, że później odegrał niezwykle ważną rolę w
życiu chłopca i że trafnie wyczuł jego wyjątkowe zdolności. Prawdopodobnie sam miał
nadprzyrodzone moce, a wyniki osiągnięte przez Cezara, jako jego ucznia tylko tego
dowiodły.
Dr Xien miał kilka lat później odegrać decydującą rolę w specjalnym szkoleniu
chłopca. Nie mam dodatkowych informacji o tej enigmatycznej postaci ale z nielicznych
danych przekazanych mi przez Cezara zrozumiałem, że w tamtym czasie Ceausescu,
ówczesny dyktator Rumunii, był bardzo zainteresowany pewnym tajnym programem
szkolenia parapsychologicznego i wykorzystaniem tej dziedziny w ściśle tajnych
operacjach o znaczeniu narodowym. Wydaje się że to pewne osiągnięcia w dziedzinie
wywiadu, zwróciły jego uwagę na intensywne badania i eksperymenty
parapsychologiczne prowadzone w tym czasie przez USA i ZSRR. Zarządził więc
powołanie w ramach Służby Bezpieczeństwa specjalnego oddziału zajmującego się
odkrywaniem, edukacją i rozwojem osób o niezwykłych zdolnościach. Nakaz ten objęty
był klauzulą najwyższej tajności. O ile nie napotkano szczególnych trudności w
utrzymaniu oddziału w tajemnicy ze względu na stosowanie hierarchicznej metody
blokowania informacji, to nadal pozostawało wiele do zrobienia w zakresie personelu i
wyposażenia technicznego. Jak w przypadku prawie każdej inicjatywy komunistycznej,
postęp bardzo kulał jeśli chodzi o inwestycje, a zwłaszcza gdy sprawa dotyczyła
dziedziny, o której niewiele wiedziano. Nie jest do końca jasne czemu w planach
Ceausescu ta nowa parapsychologiczna linia działania miała służyć ale można
domniemywać, że chodziło mu głównie o wykorzystanie metod manipulacji
psychologicznej i wywierania wpływu na masy do utrzymania władzy dyktatorskiej
oraz, w mniejszym stopniu, dla celów obrony narodowej czy też nawet rozwiązywania
konfliktów zewnętrznych.
Ceausescu zarządził utworzenie nowego departamentu w 1968 roku, czyli krótko
po objęciu władzy, dzięki czemu mógł osiągnąć maksymalne korzyści ze swojej,
naówczas rosnącej popularności na Zachodzie. Jego powszechny sukces dyplomatyczny
wynikał z dwóch zasadniczych powodów: niemal jawnej wrogości do współpracy z
Moskwą oraz sprzeciwu wobec udziału w zbrojnej interwencji w słynnej „Praskiej
Wiośnie” 1968 roku.
Wtedy jednak rozkaz Ceausescu, aby utworzyć specjalny wydział do prowadzenia
badań i eksperymentów na tematy dotyczące para-zdolności był tak samo ciekawy co
kontrowersyjny w niektórych aspektach. Można też dojść do wniosku, że on sam
bardziej rozważał taki pomysł, który siedział mu gdzieś z tyłu głowy aniżeli umieszczał
go wysoko na liście priorytetów. Niemniej, podobnie jak każda przebiegła osobowość o
paranoicznym usposobieniu, Ceausescu chciał za wszelką cenę stworzyć sobie pewne i
bezpieczne otoczenie, które zapewniłoby mu bezsporną, niekwestionowaną hegemonię.
Oczywiście nie mógł rozwinąć wszystkich swoich różnych pomysłów w tym samym
stopniu, ale wracał do każdego z nich, doprowadzając to, co jeszcze niedawno było tylko
pąkiem do promiennego rozkwitu.
W 1968 r. rumuńskie Securitate stanęło w obliczu ściśle tajnego rozkazu, który
wymykał się przyjętym standardom. Rozkaz był datowany na 28 sierpnia, zawierał
osobisty podpis Ceausescu i, co niezwykle rzadkie, towarzyszyły mu osobiste notatki.
Dekret przewidywał powołanie specjalnego wydziału zwanego Departamentem Zero,
działającego niezależnie od innych działów i jednostek Służby Securitate w tamtych
czasach i podlegającego bezpośrednio Prezydentowi oraz Szefowi Służby
Bezpieczeństwa (Notatka Ceausescu zwracała uwagę zarówno na ściśle tajny charakter
rozkazu, jak i na sposób, w jaki należy go wykonać). Jednak oprócz bardzo lapidarnych
uwag na temat personelu i minimalnych wskazań co do kierunków działań - które
dotyczyły metody rekrutacji i nadzoru przyszłych obiektów - dekret nie zawierał
dodatkowych informacji. Postawił on ówczesną strukturę zarządzania służby Securitate
w trudnej sytuacji, ponieważ z jednej strony dotyczył stosunkowo nowej i
niesprawdzonej dziedziny a z drugiej nie pozwalał na prowadzenie standardowej
procedury finansowania ze względu na stopień utajnienia.
We wczesnym okresie funkcjonowania Departamentu Zero, Ceausescu został
poproszony o zgodę na współpracę z innym państwem, które miało pewne tradycje w
tej dziedzinie, z Chinami. Wzajemne stosunki dyplomatyczne układały się w miarę
dobrze i w 1972 roku władze obu krajów zgodziły się na nieco dziwną wymianę: dr Xien
miał przez 15 lat kierować i technicznie porządkować strukturę rumuńskiego
Departamentu, podczas gdy Ceausescu zobowiązał się finansować w tym samym okresie
stypendia dla 100 chińskich studentów w Rumunii. Chiny zaproponowały również
udostępnienie pracownikom Departamentu Zero (DZ) niektórych wyników swoich
doświadczeń w dziedzinie parapsychologii, a także innych użytecznych sposobów
prowadzenia zajęć, kładąc tym samym podwaliny pod jedno z najbardziej tajnych i
groźnych pól strategicznej aktywności Rumunii: kontrolę umysłu.
Cezar Brad był jednym z pierwszych zwerbowanych i zarejestrowanych przez DZ.
Jednak ani dr Xien ani kierownicy wydziału, którzy otrzymywali pisemne raporty od
jego rodziców nie znali szczegółów subtelnych doświadczeń dziecka, to znaczy tych o
charakterze wewnętrznym, których Cezar nikomu nie zdradzał. System przyjęty przez
zespół do spraw działań DZ obejmował najpierw okres „sondowania” i utrzymywania
„obiektu” pod obserwacją, a dopiero po tym, jak naprawdę wykazał się wyjątkowymi
para-zdolnościami umysłowymi, zostawał włączany do struktury wydziału.
Czasami to „sondowanie” i weryfikacja trwały lata, jak miało to miejsce w
przypadku Cezara, innym razem „obiekt” był integrowany natychmiast po
zweryfikowaniu otrzymanych informacji.
Cezar stworzył własne pole psychicznych eksperymentów, w którym lubił
„nurkować” coraz głębiej i z którego wracał wzbogacony o niezwykłe doznania. Nie był
to jego własny świat, bo wtedy można by pomyśleć, że Cezar szukał schronienia, ze
względu na hipotetyczne trudności w adaptacji umysłowej, a nawet pewien rodzaj
wyobcowania psychicznego. Prawda była inna. Sam fakt, że nie możemy zrozumieć tego,
co wykracza daleko poza nasze obecne możliwości, nie oznacza, że ta rzecz, istota,
zachowanie lub doświadczenie jest aspektem negatywnym i nagannym lub, tym
bardziej, nie istnieje.
Przypadek Cezara Brada był dziwny. Wtedy niewiele z tego rozumiano i
akceptowano nawet wśród personelu DZ. Pasował jednak do wzorca wymaganego przy
rekrutacjach.
Muszę wyznać, że osobiście znam tylko niektóre z tych zdumiewających osiągnięć
i doświadczeń Cezara z jego najmłodszych lat swojego dzieciństwa. Ogólnie rzecz biorąc,
mimo iż uważam się za otwartego i obytego człowieka, historie Cezara znacznie
przekraczały moją wyobraźnię. Wielokrotnie słuchałem z niezwykłym zaciekawieniem,
jak opowiadał mi o swoich doświadczeniach i wiem, że absolutnie nie był ani
niestabilnym emocjonalnie człowiekiem, ani pisarzem SF, ani paranoikiem. Dla tych,
którzy mają pewną wiedzę na tematy ezoteryczne, którzy nadal zajmują kluczowe
stanowiska w strukturach państwa lub mają dostęp do ściśle tajnych informacji i
archiwów, szybka identyfikacja głównych elementów historii zawartej w tej książce nie
będzie trudna. Ale co do reszty czyli dla większości ludzi, którzy są praktycznie odcięci
od prawdziwych informacji i niemal na stałe poddawani lawinie sprzecznych danych i
historii, posiadanie spójnego, zdroworozsądkowego poglądu wydaje się niemożliwe.
Dzięki mojemu stanowisku doradcy rządowego, które piastowałem kilka lat temu,
mogłem przeprowadzić dyskretne badania i na podstawie własnych obserwacji i intuicji
przekonać się, że Cezar Brad był postacią wyjątkową.
Skromność, z jaką opowiadał mi o swoich doświadczeniach i doznaniach czy
wymowne „incydenty”, których sam byłem świadkiem w jego obecności stopniowo
przekonały mnie do uznania rzeczywistości, w której istnieją ludzie, którzy znacznie
przekraczają nasze standardy koncepcyjne i mentalne. Jeśli tak zdecydują, to mogą
nawet zmieniać losy innych mocą swoich para-zdolności.
Niezaprzeczalnym dowodem zdolności Cezara było nasze pierwsze spotkanie, o
które poprosił kilka lat temu. Było ono efektem skomplikowanych ustaleń między
zaufanymi osobami, ale jego główny cel pozostawał dla mnie tajemnicą. Z resztą byłem
ledwo świadomy istnienia Departamentu Zero w ramach dzisiejszej Rumuńskiej Służbie
Wywiadowczej (RIS). Na miejsce spotkania przyjechałem prosto z pracy jednym z
samochodów instytucji. Była noc i padał deszcz więc zostałem w aucie rozmawiając z
kierowcą. Po kilku minutach drzwi samochodu otworzyły się i z pominięciem
formalności Cezar usiadł obok mnie na tylnym siedzeniu i zaczął mówić przyjaźnie i
bardzo spokojnie, przechodząc od razu do rzeczy. Szybko wciągnął mnie temat rozmowy
i dopiero po kilku minutach zdałem sobie sprawę, że kierowca, nie proszony przez
nikogo, uruchomił silnik i ruszył przed siebie. Gdy znaleźliśmy się przed hotelem Sofitel,
w którym Cezar zarezerwował pokój, wyraziłem swoje zdumienie z powodu tej
samowolki. Gdy szliśmy do jego pokoju, Cezar powiedział mi, że w niektórych
przypadkach słowa okazują się bezużyteczne, podczas gdy sam umysł, dobrze
kontrolowany i oczyszczony z zewnętrznych zakłóceń, może oddziaływać równie
skutecznie. Innymi słowy, podał mi w pigułce zasady telepatii. Na początku myślałem, że
żartuje ale zaraz wyjaśnił mi jak to uczynił: w tej samej chwili gdy się przywitał i usiadł
obok mnie w samochodzie, wysłał kierowcy mentalną instrukcję uruchomienia silnika i
skierowania się do określonego celu. Przekonany, że usłyszał słowną instrukcję,
kierowca wykonał ją.
- Kiedy trening jest intensywny i wytrwały, telepatyczny przekaz myśli nie stanowi
problemu - powiedział Cezar uśmiechając się.
Gdy znaleźliśmy się w jego pokoju narysował na kartce pewien schemat,
jednocześnie udzielając wyjaśnień:
- Załóżmy, że osoba A znajduje się w społeczności innych ludzi. Jego myśli, które nie
są silne, mieszają się z myślami innych, tworząc rodzaj „mentalnej mgły” złożonej
zwykle z myśli słabych, nieprecyzyjnych i ubogo zdefiniowanych, będących zaledwie
fragmentami powierzchownych idei. Można więc powiedzieć, że każda z tych osób żyje
we względnej izolacji w świecie mentalnym, który jest jej własnym, ale mimo to podlega
w większym lub mniejszym stopniu, w zależności od posiadanej wrażliwości, wpływom
myśli otaczających ją osób.
Najczęściej postrzega te zewnętrzne wpływy nieświadomie, jako zmiany nastroju
psychicznego lub wewnętrznego stanu umysłu. Dlatego użyłem określenia „mentalna
mgła”, ponieważ na tym poziomie ludzie nie „widzą” siebie nawzajem, tak jak statki
pływające po zamglonym morzu.







MENTALNA „MGŁA”





Cezar milczał przez chwilę, rysując kolejny diagram.
- Ale jeśli wtedy jakaś osoba wyśle bardzo skoncentrowaną myśl, to będzie ona
przypominać skupioną wiązkę światła, promień lasera - dodał. - Jeśli teraz osoba ta
skieruje swój promień mentalny z dużą precyzją w inną osobę B, wtedy adresat
„zobaczy” mentalnie tę wiązkę jako silne światło przeszywające otaczającą „mgłę”, jak
błysk z latarni morskiej. Proces jest zatem prosty, ale wymaga starannego szkolenia.




KONCENTRACJA MENTALNA






- Ale co miałeś na myśli mówiąc o „oczyszczeniu” umysłu? - zapytałem z
uzasadnioną niewinnością, ponieważ wyjaśnienia, których mi udzielał, były dla mnie
nowością.
- W rzeczywistości - wyjaśnił chętnie Cezar - to, co nazywamy mentalnością lub
umysłem, jest bardzo złożoną i subtelną tkanką pełniącą wiele funkcji, skompilowaną z
różnych częstotliwości wibracji. Niektórzy nazywają te pasma częstotliwości
zdolnościami lub mocami. Ponieważ nie wszyscy ludzie mają te same moce, poziom ich
osiągnięć także będzie różny. Na przykład osoba A ma łatwość skupiania się podczas
nauki, B umie dobrze kontrolować swoje emocje, osoba C natomiast ma znacznie lepszą
pamięć niż inni ludzie, ale wszystko to, to tylko niewielka część potencjału, który mamy
do dyspozycji, a mimo to cechy te wyróżniają się z otaczającej ich umysłowej
przeciętności, chociaż nie są jeszcze dopracowane i odpowiednio wykształcone.
Stosując określone metody treningowe, zdolności umysłowe człowieka można
znacznie rozwinąć, co w konsekwencji sprawi, że będzie działał bardzo wydajnie. To
właśnie nazywam „oczyszczeniem”. Mówiąc metaforycznie, umysł zrzuca warstwę myśli
wtórnych, często wypaczonych przez niskie pobudki, które są albo puste, bez treści albo
słabe.
Ci, którzy potrafią w ten sposób „oczyścić” swój umysł, mogą osiągnąć niezwykłą
siłę psychiczną. Ich umysł może wtedy łatwo przebić mentalną „mgłę” mas, jak strzała
przecina dym. Dopiero od tego poziomu w górę ludzie dowiadują się, że umysł, jako
subtelna forma energii jest wyższy od materii, którą w konsekwencji może ujarzmić i
kontrolować. W ten sposób pojawiają się zdolności paranormalne. Jednak wymagają one
również wysokiej indywidualnej świadomości, jako że wtedy poważnie wzrasta kwestia
odpowiedzialności.
Nadprzyrodzone moce mogą powodować u jednostek samolubne i aroganckie
działania, które bardzo skomplikują ich los. Podobnie, gdy rzucisz piłką w ścianę, piłka
odbije się z tą samą siłą. Dlatego należy postępować dojrzale, bacząc na tych, którzy są
wokół, a nie tylko na własny interes. Niestety niektórzy ludzie rozwijają takie zdolności,
aby realizować egoistyczne cele lub służyć wąskim grupom interesów. W niektórych
przypadkach problem staje się jeszcze poważniejszy, gdy agendą jest wpływanie na
masy dla uzyskania władzy i absolutnej kontroli.
To jest właśnie powód, dla którego chciałem się z tobą spotkać. Chcę ujawnić te
prawdy i ty możesz pomóc w ich upublicznieniu.
Byłem zadziwiony tym, co usłyszałem. W ciągu zaledwie kilkudziesięciu minut
skonfrontowałem się z ideami i pojęciami, o których istnieniu nie miałem żadnego
pojęcia. Część mnie była negatywnie poruszona, obawiałem się, że może zostałem
wystawiony na szyderstwa. Cały scenariusz był nieco fantasmagoryczny: za szybko, za
dużo, zbyt nieoczekiwanie.
Ostatecznie jednak dominującym impulsem było pełne zaufanie do Cezara Brada
i szczera chęć zaoferowanie bezwarunkowej współpracy. Mężczyznę przede mną
otaczała tajemnicza pewność siebie i wewnętrzny spokój, które przepędzały niemal
każdy podszept protestu, rodzący się z mojego stereotypowego rozumowania,
otwierając mi w ten sposób drogę do tajemniczego królestwa, które budziło moją
fascynację.
Cezar nie chciał tracić ani minuty na bezużyteczne rozmowy i przydługie
wprowadzenia. W ten sposób dał mi wyraźny znak niezachwianej determinacji w tym,
co zamierzał zrobić, przechodząc do rzeczy bez owijania w bawełnę. Ani przez chwilę
nie odczuwałem obowiązku ani presji by przyjąć jego propozycję. Miało to dla mnie
decydujące znaczenie. Cezar Brad miał między innymi niesamowitą zdolność
zaszczepiania entuzjazmu dla konkretnej sprawy i przyciągania uwagi ludzi, ale było to
bezsprzecznie spontaniczne i całkowicie naturalne z jego strony. Subtelny blask jakim
emanował w bardzo przyjemny sposób przepełniał duszę.
Nie mogę już się doczekać, kiedy opiszę niesamowite wydarzenia, które nastąpiły
później lecz moja „misja” musi być realizowana stopniowo, gdyż w przeciwnym razie
istnieje ryzyko, że wzbudzę podejrzenia w umyśle czytelnika, który zostałby
wystawiony na chaos pozornie niezwiązanych ze sobą faktów. Wrócę więc do
chronologicznego przedstawiania głównych zdarzeń z życia Cezara Brada, aby czytelnik
mógł lepiej zrozumieć, w jaki sposób udało mu się odkryć naturę, cele i metody działania
niektórych okultystycznych postaci i organizacji działających na poziomie globalnym,
które ukradkiem zarzuciły swą sieć na Rumunię i co, jak się dowiemy z kolejnych stron,
miało doprowadzić do spektakularnej zdarzeń, a głównym bohaterem dramatu miał
zostać sam Cezar.
Jak wspomniałem wcześniej, punktem kulminacyjnym stało się zdumiewające
odkrycie w górach Bucegi, w które zaangażowanych jest obecnie kilka krajów, na czele z
Rumunią i USA. Moja wiedza na ten temat skłania mnie do stwierdzenia, że zaraz po
wielkim odkryciu w 2003 roku stosunki dyplomatyczne między Rumunią a USA stały się
bardzo złożone, a ich równowaga dość krucha. Sytuacja ta wynikała z napięć
wywołanych sprzecznymi intencjami w następstwie odkrycia. Intencje te dotyczyły
między innymi samej kondycji rasy ludzkiej. W miesiącach, które nastąpiły po tym
wydarzeniu, napięcie zostało załagodzone poprzez wspólny plan działania opracowany
na najwyższych szczeblach dyplomacji obu państw.
W odpowiednim momencie opiszę to w szczegółach. Póki co powiem tylko, że
porozumienie między Rumunią a USA nie było wygodne dla pewnych sił politycznych w
naszym kraju, tych o bardziej postępowym charakterze. Doprowadziło to do dalszych
napięć, a nawet spowodowało radykalną transformację opinii na rumuńskiej scenie
politycznej.
Informacje z ostatniej chwili, które dotarły do mnie tuż przed oddaniem książki
do druku potwierdziły moje przyszłe spotkanie, które odbędzie się z Cezarem Bradem
prawie rok po ostatnim, podczas którego poznam dodatkowe piorunujące i poufne dane
związane z „wielką wyprawą” Cezara wraz z mieszanym zespołem rumuńsko-
amerykańskim, w związku z odkryciem w górach Bucegi. Chociaż posiadam już główne
dane dotyczące wyprawy, wolałbym raczej nie uprzedzać i opisać wszystko w sposób
spójny i szczegółowy po uzyskaniu dalszych cennych informacji. Uważam ten krok za
konieczny, bo ludzie mają prawo poznać prawdę historyczną, dowiedzieć się kto chciał
nią manipulować przez dziesięciolecia i z jakiego powodu.
To jest wątek przewodni tej książki. Niezależnie od tego, czy zarezonuje on w
świadomości ludzi, czy przeciwnie, spotka się z ironią i powątpiewaniem, jestem
głęboko przekonany, że zaangażowanie w napisanie i opublikowanie tej książki ma
głęboki sens. Co najmniej pobudzi ludzką świadomość, pojawią się pytania o okultyzm, o
subtelne wymiary samowiedzy.


W wieku siedmiu lat posłano Cezara do szkoły, ale tam nie wyróżniał się z
żadnego przedmiotu. Był normalnym uczniem z przeciętnymi wynikami. Nic nie
zdradzało jego zainteresowań ani przemyśleń, a jego oceny były raczej
odzwierciedleniem tego, co słyszał i zapamiętał w klasie, ponieważ prawie nigdy nie
uczył się w domu. Jednak gdy Cezar był w trzeciej klasie, pewnego razu jego głęboko
zaniepokojona i zdziwiona nauczycielka wezwała rodziców do szkoły. Chciała się
dowiedzieć, czy zauważyli coś niezwykłego w zachowaniu chłopca. Zarówno Nicolae, jak
i Smaranda stanowczo zaprzeczyli, tak jak polecili im panowie z Securitate. Następnie
nauczycielka opowiedziała zdarzenie.
Ponieważ pewnego razu musiała poprawić kilka prac pisemnych, zadała uczniom
nauczenie się na pamięć kilkuzwrotkowego wiersza, który wcześniej przeczytała klasie
na głos. Wkrótce potem zauważyła, że podczas gdy wszyscy inni uczyli się, Cezar patrzył
w okno. Zwróciła mu uwagę lecz po kilku minutach spostrzegła, że chłopiec nadal nie
uczy się wiersza.
- Cezar! Wstań! - warknęła na dziecko. Dlaczego nie uczysz się wiersza jak
wszyscy inni?
Chłopiec nie wydawał się wcale onieśmielony groźnym tonem nauczycielki. Był
spokojny i opanowany.
- Ale ja już go znam - odparł cichym głosem.
- Co to znaczy, że już go znasz? Dlaczego kłamiesz?
- Ja nie kłamię. Słyszałem, jak Pani go czytała - odparł
Nauczycielka podrażniona tupetem dziecka ale też nieco zaciekawiona, kazała mu
wyrecytować wiersz przed klasą. Cezar powiedział cały wiersz bezbłędnie.
- Myślałam, że nauczył się go wcześniej, w domu. Ale to była nowa lekcja, a poza
tym, jak wiecie, chłopiec nie jest nadgorliwy w nauce - kontynuowała podekscytowana
kobieta. - Następnie kazałam mu wyrecytować dwa inne wiersze, których nie było w
podręczniku i które mu wcześniej raz przeczytałam. Wysłuchawszy, powtórzył je
bezbłędnie, bez zająknięcia.
I dlatego chciałam się z państwem zobaczyć i porozmawiać, bo nigdy wcześniej
czegoś takiego nie widziałam.

Wkrótce jednak o incydencie zapomniano. Cezar powiedział mi, że bardzo szybko
dostrzegł minusy niepospolitego zachowania się wśród ludzi, ponieważ narażał się na
nękanie, ciekawość i zazdrość, głównie ze strony przyjaciół.
- Nawet w tak młodym wieku czułem, że bardzo ważne jest, aby nie zwracać na
siebie uwagi. Były inne rzeczy, o wiele ważniejsze, które wymagały mojej pełnej
koncentracji, kiedy wracałem do domu, do mojego pokoju - powiedział mi z
enigmatycznym uśmiechem.
Miał na myśli swoje tajemnicze, subtelne doświadczenia, których doznawał, gdy
zanurzał się głęboko w sobie, z dala od zewnętrznych wpływów. Jego rodzice już dawno
przestali męczyć go pytaniami o jego sposób bycia. Wydawało im się to już normalne,
podobnie jak comiesięczne raporty i niespodziewane wizyty Securitate.
Do czasu ukończenia dziesiątego roku życia, otaczający go ludzie mieli jeszcze
tylko jedną okazję, by spojrzeć na Cezara jak na niezwykłą istotę. Dał wtedy swojej cioci
odwiedzającej Bradów specjalne ostrzeżenie. Cezar nie wiedział o jej przyjeździe, ale
kiedy wrócił do domu i spojrzał na nią, stanął jak oszołomiony i patrzył przez kobietę
jakby na przestrzał. Wszyscy zauważyli, że coś jest nie tak i zapytali go, czy źle się nie
czuje ale chłopiec nie odpowiedział i zaraz czmychnął do swojego pokoju. Dopiero
wieczorem, niespokojny, zapytał ciotkę kiedy ta wraca do Bukaresztu. Dowiedziawszy
się, że kupiła bilet kolejowy na następny dzień, nieco się uspokoił. Jednak poprosił ją,
aby nie podróżowała samochodem, na co niemal nikt z obecnych nie zwrócił uwagi.

Ciotka Cezara, Emilia, miała następnego dnia wyjechać do Bukaresztu wraz ze
swoim bratem Nicolae Bradem żeby rozwikłać jakieś problemy rodzinne. Rankiem
okazało się, że paradoksalnie, zepsuł się zegar i nie uruchomił budzika. Zaspali więc i nie
zdążyli na pociąg. Ponieważ obecność Emilii w Bukareszcie była pilna, udało jej się
złapać „okazję” do stolicy. Zajęła w aucie ostatnie wolne miejsce. Ojciec Cezara wrócił do
domu i miał dojechać do niej następnym pociągiem. Zła wiadomość nadeszła na krótko
przed wyjazdem ojca na stację kolejową. Kierowca, który podwoził Emilię, miał
poważny wypadek pod Bukaresztem. Ze wszystkich pasażerów zginęła tylko Emilia.
Pozostali odnieśli obrażenia. Smaranda Brad jako jedyna przypomniała sobie radę, jakiej
dziwnie zachowujący się Cezar udzielił ciotce Emilii. Wspomniała też o tym w
comiesięcznym raporcie, lecz incydent ten, choć dość szczególny, został przyćmiony
czymś co było dla niej wielkim szokiem, a czego doświadczyła wkrótce.
Wydarzenie to miało na zawsze odebrać Cezara rodzinie.



Odłączenie

Cezar miał dziesięć lat, ale jego poziom spostrzegawczości, osądu i zachowania
znacznie ten wiek przekraczał. Dzieci z sąsiedztwa słabo go znały gdyż bardzo rzadko
się z nimi bawił. Traktowali go jak dziwaka i wymyślali o nim różne historie. Cezar nie
zwracał na to uwagi. Jego pasją było spędzanie całych godzin z zamkniętymi oczami,
tkwiąc głęboko w rzeczywistości, o której rodzice nie mieli pojęcia.
Słuchając, jego opowieści, poczułem, że to właściwy moment, aby spytać go o
doświadczenia, przez które przeszedł w tych absolutnie wyjątkowych chwilach, podczas
eksperymentów będących całkowicie poza zasięgiem zwykłych ludzi.
Cezar myślał przez kilka chwil, najwyraźniej szukając odpowiednich słów.
- Bardzo trudno jest opisać pewne rzeczywistości, które wymykają się
standardom logiki i rozumu dominującym obecnie zwłaszcza w zachodnim spojrzeniu
na życie. Te subtelne światy są dobrze odzwierciedlone w historiach hinduskich
mistyków opowiadających o swych duchowych doświadczeniach, tak bardzo
przypominających moje.
To był ten jedyny raz, kiedy Cezar opowiedział mi krótko o jednym ze swoich
tajemniczych stanów umysłu, który był tak dziwny, że niepojmowalny dla zwykłego
człowieka.
- Pewnego razu wróciłem do otaczającej mnie fizycznej rzeczywistości całkowicie
oszołomiony, przez kilka minut nie rozpoznając gdzie jestem – kontynuował. - Chociaż
oczy miałem otwarte, patrzyłem jak przez mgłę, nie dostrzegając konturów otaczających
mnie przedmiotów. Stopniowo, bardzo powoli zacząłem wracać do swojego
normalnego stanu i wtedy zrozumiałem bardzo wyraźnie, że istnieje pewien związek
pomiędzy umysłem a zmysłami. Zwykle dość trudno jest utracić kontakt z otaczającym
światem, to znaczy tak głęboko skupić się na swoim wnętrzu ażeby być w stanie
zignorować zewnętrzne impulsy sygnalizowane przez zmysły, ale dla mnie nie
stanowiło to problemu. Paradoksalnie, cała moja trudność polegała wówczas na tym aby
ponownie połączyć umysł i zmysły i ponownie zintegrować się z zewnętrznym
strumieniem informacji. Bez wątpienia widziałem bardzo dobrze, oczy miałem otwarte,
a nadal trudno było mi przystosować się do zwykłych warunków zewnętrznych. Aby
lepiej to zrozumieć, wyobraź sobie, że przez kilka lat mieszkałeś w światowej
metropolii, mając dostęp do bardzo wysokiego standardu życia. Splot okoliczności
sprawia, że nagle lądujesz na małej i opuszczonej wyspie na środku oceanu, gdzie
dominujący krajobraz stanowią skały i klify, a warunki życia są prymitywne. Przeskok
jest ogromny i dostosowanie się do niego zajmie trochę czasu. Uświadomiłem sobie
wtedy, że ludzki umysł jest ściśle powiązany z doznaniami cielesnymi, ale może uwolnić
się od nich, gdy się go kontroluje i podda pilnej praktyce. Bywało, że wpadałem w aż tak
głęboki trans, że moja mama musiała uderzać mnie kilka razy, abym wrócił do
rzeczywistości. Czasami, pozostając w euforycznej błogości, którą odczuwałem,
wychodząc z medytacji, szczerze starałem się wyjaśnić moim rodzicom, czym tak
naprawdę były te chwile, którym towarzyszyły bardzo wyrafinowane stany
świadomości. Niestety, słowa są zbyt ograniczone aby uchwycić bogactwo stanów
pełnych niuansów subtelnej rzeczywistości, o wiele ciekawszej od planu fizycznego.
Bardzo wzniesione subtelne światy nie mają odniesienia do świadomości planu
fizycznego. Raz jednak podjąłem się takiej próby wyjaśnienia słowami spostrzeżeń, jakie
miałem podczas medytacyjnego doświadczenia, ponieważ moi rodzice bardzo na to
nalegali. W rezultacie powiedziałem im, że jedynym skojarzeniem kształtów i kolorów,
które przyszło mi do głowy i które najlepiej odpowiadałoby opisowi tego wysoce
subtelnego świata, do którego miałem dostęp, był kraciasty wzór nieregularnie grubych
czerwonych i żółtych pasków na tle indygo. Byłem bardzo szczęśliwy, że zainspirowali
mnie do utworzeniu tych sugestywnych obrazów, które dokładnie oddawały cechy tego
świata, ale mój entuzjazm zniknął niemal natychmiast, gdy zauważyłem niedowierzające
i współczujące spojrzenia. Wtedy zdałem sobie sprawę, że jakakolwiek przymiarka do
opisania tamtej rzeczywistości nie może przynieść żadnego dobrego rezultatu.
Ignorancja jest strasznym ograniczeniem w ewolucji człowieka. Zrezygnowałem więc na
dobre z wszelkich prób wyjaśniania, bo było to praktycznie niemożliwe. Kiedy
wchodziłem w głęboką medytację i de facto uciekałem z tego świata, najbardziej
zauważalnym odczuciem, jakie dostrzegałem w takich chwilach, była ogromna swoboda
działania i wyraźne poczucie, że mogę zrozumieć tajemnicę każdego miejsca i zdarzenia
na tej planecie. Z czasem nauczyłem się odkrywać coraz odleglejsze krainy. Tylko nie
wyobrażaj sobie, że przypominało to podróż jakimś znanym środkiem transportu, choć
rzeczywiście, w tych momentach próbowałem sobie wyobrazić takie subtelne
doświadczenie na poziomie psychicznym i nasuwało mi się porównanie do lotu
statkiem kosmicznym w przestrzeni wszechświata - wtedy Cezar natychmiast
pochwycił moją myśl i skorygował mnie ze zrozumieniem - światy mentalny i
przyczynowy rządzą się innymi prawami, znacznie szerszymi od tych, które znamy na
poziomie planu fizycznego, planu naszego istnienia. To jednak nie jest tematem naszego
spotkania. Dodam jeszcze, że w moich podróżach przez subtelne wymiary nigdy nie
byłem sam. Stanowczo i precyzyjnie prowadziła mnie pewna siła, którą postrzegałem
jako gigantyczną, ale pełną miłości, która często wyjaśniała mi wiele tajemnic, na które
się natykałem. Dzięki tego rodzaju subtelnej „ochronie” udało mi się pomyślnie przejść
we wczesnych latach mojego dzieciństwa te doświadczenia psychiczne.
Cezar milczał przez chwilę. Zapragnąłem wtedy nagle z całego serca poznać te
tajemnice wyższych światów, które mogłyby dać mi realną odpowiedź na temat mojej
roli świecie. W mniej lub bardziej oczywisty sposób każdy z nas przynajmniej raz w
życiu odczuwał taki wewnętrzny impuls, ale w większości wypadków to przeznaczenie
decyduje o tym czy podążymy za nim czy nie. Jeśli chodzi o mnie, uważałem, że „głosem”
mojego przeznaczenia był sam Cezar Brad i bardzo chciałem dowiedzieć się od niego jak
najwięcej o różnych aspektach inicjacji.
W 1980 roku nastąpiła pierwsza poważna zmiana w życiu Cezara.
Sąsiedzi uważali rodzinę Bradów za „dziwną”, nie trzymującą z nikim kontaktów,
zamkniętą. O coś pytani, Bradowie zawsze udzielali wymijających odpowiedzi. Cezar
coraz więcej czasu spędzał w odosobnieniu w swoim pokoju, pogrążony w medytacjach.
Pewnego razu wydarzenia potoczyły się szybko, w stylu charakterystycznym dla
działań służby bezpieczeństwa państwa, którego aparat ucisku zyskał już szeroki
rozgłos.
Na początku stycznia tego roku, w spokojny zimowy dzień, kiedy wielkie,
puszyste płatki śniegu pokrywały lśniącą bielą miasteczko u podnóża gór, Cezar wrócił
ze szkoły w stanie wewnętrznego poddenerwowania, którego przyczyny nie potrafił
wyjaśnić. Nie zwlekając, jak prawie zawsze po powrocie do domu, wszedł do swego
pokoju i usiadł na łóżku ze skrzyżowanymi nogami w swojej ulubionej pozycji, aby wejść
w stan głębokiej medytacji. Znając jego nawyki, matka nie przeszkadzała mu,
powiedziała tylko, że wkrótce będzie obiad. To, co wydarzyło się w ciągu następnych
kilku godzin, wystawia na próbę ludzką wiarę. Postaram się jak najdokładniej to opisać,
używając tych samych słów, jakich użył Cezar opisując je po ponad dwudziestu latach.
- Wniknąłem dość szybko w ogrom przestrzeni mentalnej, która była mi już
wtedy znana i pogrążyłem się w kontemplacji abstrakcyjnych aspektów archetypowych
energii tego, co nazywamy „powietrzem”. Kiedy pogrążałem się w medytacji, świat
wokół mnie kompletnie się zmieniał. Zawsze otaczał mnie niewyczerpany strumień
energii i jednocześnie czułem się bardzo wolny, żądny wiedzy. Mówię tu o wiedzy
znacznie przewyższającej tę świecką, z którą spotykamy się w podręcznikach. Wiedza
naukowa sama w sobie jest dość ograniczona, zwłaszcza dlatego, że opiera się na
skutkach, nie rozumiejąc przyczyn. Ja mówię o tego rodzaju wiedzy, która nie jest
dyskursywna ale głęboko intuicyjna i duchowa. Wiedzy tej nie można zrozumieć
teoretycznie. Można ją posiąść tylko przez bezpośrednie doświadczenie.
Granice ciała fizycznego nie są już postrzegane przez świadomość, która zaczyna
wibrować, współgrając z tematem wybranym do medytacji. Byłem zanurzony we
wzniosłym świecie dźwięku, który dochodził zewsząd. Właściwie miałem raczej
odczucie rozświetlającego dźwięku pełnego czystej i niezwykle wyrafinowanej energii.
Ogólne wrażenie jakie wtedy odnotowałem, to nieskończony splendor. Nie umiem
ocenić ile czasu minęło od chwili gdy zanurzyłem się w tym oceanie dźwięku i światła,
ale nie mogło to być dłużej niż godzina.
Byłem ledwie świadomy swego ciała i otaczającego mnie świata. W pewnej chwili
poczułem lekkie drżenie stóp i delikatne kołysanie ciała fizycznego, które w dziwny
sposób mogłem obserwować z zewnątrz. Było to odczucie względnej niestabilności ale
nie martwiłem się tym ponieważ miewałem już wcześniej podobne doświadczenia.
Jednak coś było inaczej. Nie czułem już podparcia, jak gdybym nie siedział na
łóżku. Na wpół-świadomy uchyliłem powieki i zadrżałem, bo znajdowałem się w
powietrzu około pół metra nad łóżkiem. Nogi były skrzyżowane prawie jak w pozycji
wyjściowej ale lekko obniżone. Ciało kołysało się bardzo powoli w powietrzu, pozostając
mniej więcej w tym samym miejscu. Nie byłem przestraszony, bardziej podekscytowany
potężną emocją, którą odbierałem całym swoim bytem. Przyszło mi nawet na myśl, że w
przyszłości będę musiał bardzo dobrze kontrolować to zjawisko jeśli nie chcę
wywoływać w moim życiu poważnych problemów.
Kiedy się tak nad tym zastanawiałem, nagle moja mama otworzyła drzwi, żeby
zawołać mnie na obiad. Myślę, że łatwo sobie wyobrazić, co potem nastąpiło. Nie
zemdlała, ale potężnie się wystraszyła. Przywarła do ściany patrząc na mnie z
przerażeniem. Ja sam, nieco zaskoczony hałasem nagle otwieranych się drzwi i
stłumionym okrzykiem matki, powróciłem nieco gwałtowniej do normalnego stanu,
upadając na bok na łóżko. Poczułem niewyraźne uczucie mdłości i ból w karku.
Cezar opowiedział mi o tym wydarzeniu w sposób możliwie najprostszy i
naturalny, nie próbując wcale przekonywać mnie o prawdziwości historii. Jednocześnie
starał się, abym zrozumiał, że wiara w coś, nie jest zwykle bezpośrednim wynikiem
zaspokojenia banalnej ciekawości. Wyraźnie czułem, że gdybym wtedy poprosił o
dowód, spotkałbym się z grzeczną odmową.
Przy innej okazji Cezar wyjaśnił mi, że ci, którzy posiedli pewne paranormalne
zdolności i dogłębnie zrozumieli ich naturę, nigdy nie będą ich demonstrować z niskich
pobudek, dla egoistycznych celów. Ludzie ci nigdy nie będą zabiegać o to, żeby ich moce
zostały docenione ani dążyć do ulotnej sławy. Ponadto ci, którzy są naprawdę
autentyczni w swojej wiedzy, nie będą nalegać na przekonywanie niedowiarków czy
osób „ograniczonych” światem materii ponieważ prawdziwa wiara, aby była stabilna,
musi pochodzić z wnętrza.
Umysły większości ludzi są słabe i nieprzygotowane na szokujące zdarzenia. Aby
zniwelować tę ułomność, w większości przypadków przyjmują oni arogancką, ironiczną
postawę wobec tematów „zakazanych”, to znaczy tych, które leżą na granicy między
materialnością a subtelnymi sferami Kreacji. W rzeczywistości ich nieufność objawia się
brakiem chęci poznania, u podstaw którego leży głęboki strach przed nieznanym. Często
oszukują siebie i innych, twierdząc, że jeśli byliby świadkami takiej demonstracji
paranormalnych mocy, i nie byłoby to oszustwem, natychmiast uwierzyliby, że świat to
coś więcej niż tylko fizyczny byt. Doświadczenie jednak pokazuje, że w przypadku takiej
demonstracji, szok, na jaki narażony jest zwykły umysł, jest często zbyt nieoczekiwany i
za silny jak na jego niski poziom zrozumienia. Ogólnie rzecz biorąc, widzowie takich
pokazów reagują na dwa sposoby: albo nadal zaprzeczają, nawet gwałtownie, temu o co
właśnie poprosili, a potem ujrzeli na własne oczy, co czasami przeradza się w napady
histerii, albo uciekają się do chwilowej formalnej akceptacji, która w rzeczywistości jest
pozbawiona wewnętrznego przekonania. Ta akceptacja zostanie bardzo szybko
zastąpiona przez starą niewiarę i użyta jako mur psychicznej ochrony przed tym czego
nie można zrozumieć, a co mogłoby zakłócić codzienną monotonię ich życia.
Zrozumiałem więc, że to praktyka przynosi z czasem wiarę, ponieważ sam
wysiłek, jaki wtedy podejmujemy, jest już jej przejawem. W rzeczywistości ogromna
większość ludzi mocno w coś wierzy, ale ich wiara jest niewłaściwie ukierunkowana.
Dlatego wielu mocno wierzy, że nie wierzy i to wystarczy, aby otworzyć szeroko wrota
przeciwpowodziowe dla fali obaw, wątpliwości i uprzedzeń. W ten sposób sami
pozbawiają się zdolności ujrzenia rzeczy takimi, jakimi są. Ale największą wadą jest to,
że krępują swoje dusze nie zdając sobie z tego sprawy. Stają się powierzchowni,
emocjonalnie płascy, a ich uczucia „mdłe”, pozbawione pulsacji autentycznego
doświadczania. Najczęściej to sami ludzie ustanawiają limity własnego potencjału.
Smaranda Brad prawdopodobnie nie była jeszcze gotowa na to co zobaczyła tego
dnia. Jej zdolność rozumienia została wystawiona na ciężką próbę, ale wydaje się, że nie
miała wystarczająco siły by poradzić sobie z emocjami w obliczu spotkania z
nieznanym. Kiedy Nicolae Brad wrócił z pracy, opowiedziała mu o incydencie. Oboje
zgodzili się, że powinni natychmiast poinformować nową osobę kontaktową (pułkownik
Datcu został awansowany i przeniesiony do innego miasta).
Późną nocą pod dom zajechał samochód, z którego wysiadło dwóch
funkcjonariuszy Securitate. Tym razem doktora Xiena nie było z nimi. Wydarzenie, o
którym wspomniano w raporcie wymagało już zastosowania innej procedury. Pod
pretekstem specjalnej kontroli, której miał zostać poddany, agenci zabrali Cezara ze
sobą, wsadzili go do samochodu i odjechali w mrok nocy.
To był ostatni raz, kiedy Cezar Brad widział swoich rodziców.


Rozdział 2
DEPARTAMENT ZERO


W 1980 roku, trzynaście lat po utworzeniu tego „okultystycznego” wydziału
bezpieczeństwa państwowa w ramach Securitate, udało się skrystalizować politykę
prowadzącą do osiągnięcia celów, dla których jednostka została utworzona. O ile na
początku kaprys Ceausescu związany z utworzeniem wydziału spowodował wiele
zamieszania i sporo początkowych problemów organizacyjnych, to w latach
osiemdziesiątych XX wieku stworzono dość dobrze zdefiniowaną strukturę z
akceptowalną bazą materialną.
Faktycznie kwestia finansowania była „gorącym” tematem od samego początku,
ponieważ Ceausescu - pozornie niewytłumaczalnie - „zapomniał” sprecyzować jak je
zapewnić. Z drugiej strony nikt nie był na tyle odważny aby wspomnieć o tym problemie
w zamieszaniu pierwszych dni. W obliczu komunistycznego dyktatora każde takie
„wychylenie się” byłoby równoznaczne z niesubordynacją lub przynajmniej świadczyło
o braku kompetencji. Oba warianty oznaczały destrukcję kariery i wielkie problemy
egzystencjalne. Użyto więc metody finansowania, która była zwykle stosowana w
skrajnych przypadkach: powoływano się na bezwzględny rozkaz głowy państwa i
gromadzono fundusze wycofując pewne sumy pieniędzy z rezerw przeznaczonych na
inne dziedziny. Było to kompromisowe rozwiązanie stosowane przez pierwsze trzy lata
od utworzeniu wydziału.
Z biegiem czasu sytuacja zmieniała się na lepsze. Udostępniono dwie tajne bazy
operacyjne: jedną w pobliżu miasta B... , drugą w górach Retezat, niedaleko Doliny
Niedźwiedzi (nazwa zmieniona).
W związku z tym, że od czasu utworzenia departamentu systematycznie
rozrastała się baza logistyczna, od 1972 r. zastosowano nową taktykę gromadzenia
funduszy, polegającą na powtarzanych „dyplomatycznych” interwencjach u Ceausescu w
starannie wybranych momentach. Entuzjastycznie nastawiony do perspektyw jakie
mógł zagwarantować rozwój departamentu, wydał polecenie, aby DZ był finansowo
wspierany przez dwie „fikcyjne firmy” z Urugwaju. Firmy te były wymieniane w
oficjalnych dokumentach jako maklerzy naftowi, ale w rzeczywistości specjalizowały się
w praniu brudnych pieniędzy z transakcji latynoamerykańskiej mafii.
„Revita Unio” i „Nann & Co.” zapewniły Ceausescu bajeczne sumy. Zarządzał nimi
wówczas prawdziwy geniusz w tej dziedzinie, generał Mereş, którego miałem okazję
poznać osobiście. Jest on prawdopodobnie jedną z nielicznych osób, które trafnie
przewidziały - na długo przed końcowym etapem – schyłek systemu komunistycznego w
Europie a wraz z nim upadek Ceausescu, a ściślej, okoliczności, w jakich miało to
nastąpić.
- Zapamiętaj moje słowa, drogi Radu – powiedział kiedyś - istnieją pewne ukryte
siły, które podcinają korzenie tego ludu i sypią mu piasek w oczy podsuwając w centrum
uwagi Ceausescu z jego megalomańsko-maniakalnymi posunięciami ekonomicznymi ...i
nie działają one od wewnątrz. Osobiście zabezpieczyłem przyszłość swoją i mojej
rodziny. Nikt w Securitate nie wie tego wszystkiego, ale jestem zbyt dobrze
przygotowany abym się miał czegokolwiek obawiać. Nie sądzę, aby obecna sytuacja
potrwała dłużej niż dwa, trzy lata od teraz.
Rozmowa odbyła się w 1988 roku i muszę przyznać, że była nieco złowieszcza.
Generał w przypływie oratorskiego natchnienia prorokował wtedy, że Ceausescu nie
miał szans ujść „cało” przed gniewem ludu i że te same tajemne siły (których nie chciał
wtedy nazwać) potajemnie przygotowują nie tylko jego upadek, ale także stopniowe
przejęcie władzy w państwie.
Rozwój sytuacji politycznej i gospodarczej w kraju w pełni potwierdził
poprawność jego wizji. Mereş nagle zniknął w 1989 roku, na krótko przed Rewolucją.
Nie mógł wybrać lepszego momentu, ponieważ konwulsje, które dotknęły systemy
komunistyczne w ówczesnej Europie wschodniej nie pozostawiały dużo czasu na
przeprowadzanie rygorystycznych śledztw z poszanowaniem zwykłych procedur w celu
znalezienia „zdrajcy”. Generał Mereş polegał na swoich ogromnych wpływach i
tajemniczej sile, działając prawie zawsze zza kulis. Nigdy nie zdradził miejsca, w którym
schronił się wraz z rodziną. Był złożoną osobowością, bardzo silną i wpływową figurą,
poruszającą się praktycznie zawsze w cieniu.
Mimo, że byłem jedną z nielicznych osób, które miały dostęp do jego bliskiego
otoczenia, prawie nic nie wiedziałem ani o nim ani o jego bardzo dyskretnym życiu. Jego
instynkt samozachowawczy, wyrafinowane ego i wyjątkowa intuicja w biznesie
doprowadziły do niezwykłego sukcesu finansowego w zarządzaniu obiema firmami. Te
z kolei powstały dzięki jego bardzo silnym koneksjom na polu dyplomacji, do których,
dla osiągania różnych celów czasem odwoływał się sam Ceausescu.
Choć wtedy były tylko plotki, to teraz w wysokich kręgach władzy wiadomo już
na pewno, że to Mereş był tym, kto zadbał o otwarcie i zasilenie kontrowersyjnego konta
finansowego rodziny Ceausescu, którego wartość szacowano na około miliard dolarów.
Tylko generał i być może jeszcze dwie lub trzy inne osoby dokładnie znają zarówno
dokładną kwotę zdeponowaną na tym rachunku jak i jego obecną lokalizację.
Łatwo założyć, że generał Mereş mając całkowitą swobodę i zaufanie Ceausescu
do jego zarządzania dwiema widmowymi kompaniami w Urugwaju, nie ograniczył się
tylko do zasilenia osobistego konta dyktatora, ale również przelał spore sumy w
walucie do własnej kieszeni. Ceausescu mógł mieć tego świadomość, ale był to jedyny
przypadek, w którym nie podjął żadnych środków dyscyplinujących, ponieważ stawką
były jego własne interesy finansowe, a znalezienie równie odpowiedniego zastępstwa
byłoby trudnym i bardzo delikatnym zadaniem. Możemy zatem podejrzewać, że między
Mereşem i Ceauşescu doszło do pewnego rodzaju milczącej i wzajemnie korzystnej
umowy, w której nikt nikomu nie chciał nadepnąć na odcisk. Pozycja generała w
polityczno-ekonomicznej machinie państwa była wyjątkowa. Dla tych, którzy go znali,
był szarą eminencją. W pewnym sensie Meres był niezniszczalny i o ile wiem, był to
jedyny taki przypadek, który Ceausescu zaakceptował bez mrugnięcia okiem w całej
swojej karierze komunistycznego dyktatora.
Obecnie Meres najprawdopodobniej przeżywa swój złoty wiek na Balearach lub
gdzieś na Krecie, obserwując z daleka ze swym szyderczym uśmieszkiem pochód władzy
w Bukareszcie. Patrząc z innej perspektywy, Rumunia straciła człowieka o wyjątkowych
zdolnościach organizacyjnych i decyzyjnych. Generał mógł być jednym z głównych
filarów państwa, ale jednocześnie jest prawie pewne, że musiał znać pewne tajemnice,
które sprawiły że przedwcześnie „wybrał się na emeryturę”. Jego dyplomatyczna
intuicja i doświadczenie pomogły mu więc w znacznym stopniu wycofać się w
najbardziej dogodnym momencie.
Tak więc Ceausescu hojnie sfinansował DZ dzięki dwóm spółkom zagranicznym
zarządzanym przez Mereşa. Od 1968 do 1980 roku Departamentem Zero kierowało nie
mniej niż pięciu szefów, ale z nich wszystkich wyróżnił się tylko pułkownik Obadea
(mianowany w 1979 r.). Przepełniony duchem przedsiębiorczości i nowymi pomysłami
bardzo pomógł w ulepszeniu działalności działu. Ponieważ pole działania tej sekcji
Securitate było w tamtym czasie jeszcze bardzo niejasne i nikt nie miał w tym zakresie
wielu doświadczeń, Obadea miał wielką szansę na uzyskanie dużej swobody decyzyjnej i
działania pod przykrywką wielkiej tajemnicy państwowej. To pośrednio oznaczało, że
pozycja pułkownika w hierarchii władzy państwowej była nieco podobna do
ministerialnej, a ze względu na jego bardzo szczególne zaangażowanie w aparacie
bezpieczeństwa państwa, stanowisko to było teoretycznie nawet ważniejsze i jeszcze
bardziej wpływowe, przybliżając się do pozycji ministra stanu, choć bez możliwości
prowadzenia działalności politycznej.
Konstruując kierowany przez siebie wydział, Obadea kierował się prostą zasadą:
informacja musi być przekazywana bezpośrednio (z maksymalnie jednym
pośrednikiem), a operacje mają być planowane w szkieletowym sztabie. Jednocześnie
warunkiem było aby ci, którzy zostali wybrani do pracy w dziale byli profesjonalistami
w swoich dziedzinach.
Aby zrealizować te podstawowe idee, pułkownik rozumiał, że nie może iść na
kompromisy. Potrzebował specjalistycznego sprzętu oraz elitarnego oddziału
paramilitarnego specjalnie przeszkolonego do nietypowych interwencji.
Biorąc pod uwagę protokół związany z jego stanowiskiem, pułkownik Obadea był
jedną z nielicznych osób, które miały bezpośredni i natychmiastowy dostęp do
Ceausescu, niezależnie od okoliczności. Raporty były przedstawiane dyktatorowi przez
samego Obadeę i wręczane tego samego dnia, ponieważ - jako środek maksymalnego
zabezpieczenia - były pisane na maszynie w jednym egzemplarzu, a następnie
podpisywane i pieczętowane wyłącznie przez pułkownika.
Jego pozycja była tak silna, że nie musiał wyjaśniać swoich działań nikomu poza
Prezydentem Państwa i Szefem Securitate. Z drugiej strony miał prawo zwrócić się o
pomoc i wsparcie do dowolnej instytucji w kraju. Ustanowiono prywatną linię
telefoniczną między nim a Ceausescu, a informacje i raporty otrzymane z Departamentu
Zero były klasyfikowane jako TAJNE PAŃSTWOWE - klasa 5. Mieli do nich dostęp tylko
Ceausescu, Szef Bezpieczeństwa Państwa, Szef Sztabu Generalnego i sam Obadea.
Pułkownik na samym początku (zaraz po objęciu stanowiska szefa DZ)
przedstawił dyktatorowi listę szesnastu propozycji stanowiących konieczną
infrastrukturę dla sprawnego funkcjonowania wydziału. Ceausescu zatwierdził je
wszystkie.
Później jednak, kierując się swoją specyficzną przebiegłością i obawiając się, że
pozycja Obadei może stanowić niebezpieczny precedens, stworzył pewne „zawory
bezpieczeństwa”. I tak, pułkownik nie mógł już działać i interweniować we wszystkich
instytucjach w kraju, a tylko w tych których działalność wiązała się z kierowanym przez
niego departamentem, choć granice w tym wypadku nie były zbyt klarowne. Innym
ograniczeniem było to, że Obadea nie miał już dostępu do wszystkich tajemnic
państwowych a tylko do informacji niejawnych dotyczących jego własnego działu.
Musiał wreszcie zaakceptować na żądanie Szefa Bezpieczeństwa Państwa, kontrolę
tegoż, ale bez jego prawa do podejmowania decyzji, a jedynie dla celów sporządzania
raportów wyjaśniających do użytku Ceausescu.
Jednak ze względu na specyfikę pracy Departamentu te drobne „poprawki” nie
przeszkadzały pułkownikowi. Doskonałe wyniki w następnych latach świadczyły o jego
profesjonalizmie oraz umiejętności radzenia sobie z często skomplikowanymi relacjami
z podwładnymi.
Te nadzwyczajne środki bezpieczeństwa okazały się bardzo skuteczne nawet
kilka lat po rewolucji, co pokazało, że Departament Zero został założony na bardzo
solidnym fundamencie. Uważam, że akta Departamentu Zero były lepiej strzeżone niż
wojskowe czy wywiadu. Były one przedstawiane Ceausescu w formie, jak na poniższym
schemacie:



Po tym, jak głowa państwa zapoznała się z treścią raportu i przeprowadziła
podsumowującą dyskusję z Obadeą, akta były zabierane przez pułkownika i zamykane
w specjalnym sejfie w jego biurze, które znajdowało się u podnóża Valea Ursului, po
uprzednim opasaniu szerokim paskiem z czerwonej tektury i opieczętowaniu go
ołowianą plombą. Na tekturze było napisane:

OGRANICZONY DOSTĘP:
1. Prezydent kraju
2. Kierownik Działu Zero
3. Szef Bezpieczeństwa Państwa
Seria: Al-nr.9 (ARCHIWUM TAJNE) /


W gęstej sieci departamentów Securitate, Armii i Ministerstwa Spraw
Wewnętrznych Departament Zero jawił się niczym odrębna wyspa, zachodnia w swoim
wyglądzie i odbiegająca od innych instytucji swoją specyfiką.
Tak to wszystko wyglądało kiedy Cezar został przywieziony do tajnej bazy pod
B... w 1980 roku.
W porównaniu ze standardem życia w domu swoich rodziców miał tu dostęp do
pełnego komfortu i wyjątkowego wyposażenia technicznego. Projekt i wykonanie bazy
powierzono wyspecjalizowanej firmie ze Stanów Zjednoczonych, a technologię i sprzęt
zamówiono i sprowadzono z Holandii.
Kompleks został oddany do użytku prawie rok wcześniej, wkrótce po tym jak
pułkownik Obadea został mianowany szefem wydziału. Składał się z dwóch głównych
budynków: jeden dla personelu i do przeprowadzania rutynowych czynności oraz drugi,
większy i bardziej wyrafinowany, przeznaczony dla osób, które zostały wybrane i tu
przywiezione. W pierwszym było kilka mieszkań, kuchnia, stołówka i izolowane
laboratorium w którym przeprowadzano eksperymenty. Teren bazy otoczony był
wysokim betonowym ogrodzeniem, a dookoła niego dostęp był zabroniony i
patrolowany w promieniu stu metrów. Cały teren nosił wszelkie znamiona zwykłej
jednostki wojskowej, nie budząc specjalnego zainteresowania. Dostawy przychodziły
tylko raz w tygodniu aby kontakt ze światem zewnętrznym był jak najmniejszy.
Kiedy przybył Cezar, było tam już czterech innych badanych: troje dzieci i jeden
dorosły. Każdy z nich zajmował jeden z eleganckich apartamentów w głównym
budynku, który mogli opuszczać tylko w określonych godzinach. Harmonogram nie był
napięty, ale za to wymogi bezpieczeństwa bardzo surowe. Personel składał się z
dziesięciu osób, dziewięciu mężczyzn i 35-40-letniej kobiety, która była asystentką
tajemniczego doktora Xiena.
Na tych szczegółach jednak poprzestanę, chociaż Cezar dokładnie opisał mi bazę i
jej działalność. Dzięki sprzyjającemu zbiegowi okoliczności, pozwolono mi odwiedzić to
miejsce i muszę przyznać, że wywarło ono na mnie głębokie wrażenie. Chociaż baza nie
wyglądała już tak samo jak w latach 80., kontynuowała swą działalność w bardzo tajnym
reżimie.
Cezar spędził już pięć lat w tym zmilitaryzowanym kompleksie. Szybko
zrozumiał, że jego relacje z rodzicami zostały prawdopodobnie zerwane na zawsze, ale
przynajmniej miejsce to oferowało mu nieoczekiwane możliwości do rozwoju
specjalnych zdolności. Z innymi kolegami z zakładu spotykał się na ćwiczeniach
rekreacyjno-sportowych lub na specjalnych zajęciach prowadzonych przez dr Xiena.
Każdy z nich był obdarzony pewnymi mocami, które Cezar opisał mi krótko i z dużą
dozą humoru.
Na przykład jedno z dzieci, czternastoletni chłopiec, wyróżniało się tym, że jego
pępek miał średnicę około dziesięciu centymetrów i obejmował dużą część brzucha.
Niezależnie od pogody chłopiec nosił tylko parę cienkich bawełnianych spodni. Nazywał
się Eduard. Jego psychiczne promieniowanie było tak silne, że każdy wokół niego czuł
się nieco nieswojo, a nawet ogarniało go uczucie lęku niejasnego pochodzenia, który
szybko wręcz przytłaczał.
Tak było gdy Eduard był spokojny i zrelaksowany, ale jeśli z jakiegoś powodu
wpadł w złość, wokół jego ciała, a zwłaszcza głowy, widoczne były małe błyski, jak iskry.
W takich momentach przedmioty w jego bezpośrednim otoczeniu pękały lub wypaczały
się. Dlatego jego apartament wyposażony był głównie w przedmioty drewniane i
plastikowe, bo te łatwiej było wymieniać. W okresie letnim jego mieszkanie było
podłączone do specjalnego systemu chłodzenia powietrzem ponieważ chłopiec nie mógł
znieść temperatur przekraczających dwadzieścia stopni Celsjusza. Wariant z
klimatyzacją nie zdał egzaminu, ponieważ Eduard stwierdził, że chociaż powietrze jest
chłodne, nie ma swojego witalnego elementu, jest „martwe”, co powoduje więcej szkody
niż pożytku.
Główną paranormalną zdolnością chłopca była jego moc telekinetyczna, która
polegała na wprawianiu obiektów materialnych w ruch siłą woli, bez ich dotykania.
Eduard był w stanie podnosić przedmioty w powietrze, utrzymując ich pozycję lub
przemieszczać je przez kilka minut. Chociaż nie był pod wrażeniem możliwości swojego
kolegi, Cezar opowiedział mi o największym osiągnięciu Eduarda które nastąpiło po
głębokiej koncentracji, kiedy uformował i podniósł kulę wody, którą następnie
przesuwał po całym pokoju.
Inny chłopiec, Oktawian, niemal rówieśnik Cezara, nie wydawał się wyróżniać
niczym szczególnym. Jego zdolność należała jednak do wyjątkowych, ponieważ mógł w
szerokim zakresie przewidzieć wydarzenia, które miały nastąpić w okresie 10–20
godzin od chwili obecnej do przyszłości. Dowiedziałem się, że Oktawian stopniowo
poprawił swój wynik do 28 godzin, a jego przewidywania stawały się coraz bardziej
precyzyjne. Niemniej jednak, jak powiedział mi Cezar, nigdy nie był w stanie
przekroczyć tej granicy. Interesowano się nim szczególnie, co oznaczało, że chłopiec
cieszył się wyjątkowym traktowaniem. Nawet w czasie rekreacji, kiedy dzieci bawiły się,
towarzyszył mu stale „sztywny”, krzepki mężczyzna, którego zadaniem było pilnowanie,
by chłopiec nic nikomu z otoczenia nie przepowiadał. Ten środek ostrożności był na
wyrost, ponieważ Oktawian był samotnikiem, wciąż zamyślonym, czasami wręcz
apatycznym. Był szczupłej budowy ciała, oczy miał głęboko osadzone w oczodołach i
często pozostawał głęboko pogrążony w myślach, z dala od wszelkich zewnętrznych
wpływów. Cezar opisał go jako wyjątkowego chłopca, nawet wśród osób posiadających
moce paranormalne.
- Jego dziwna zdolność widzenia przyszłości nie była intuicyjna, jak bywa w
przypadku większości ludzi, którzy wróżą z kart czy fusów.
Wszystko co wydarza się w tym wszechświecie, każdy czyn, myśl, emocja lub
uczucie pozostaje wiernie „zarejestrowane” na pewnego rodzaju subtelnym „nośniku”,
wyjaśnił mi Cezar, odpowiadając w ten sposób na moje naturalnie nasuwające się
pytanie.
- Przez analogię, jest to „zapis”, który można porównać z tym, jak niektóre
migawki z czyjegoś życia zostają odzwierciedlone na kliszy fotograficznej aparatu.
Możliwe jest więc wtedy zaglądanie w przeszłość lub w przyszłość.
Teraz nieśmiało zainterweniowałem:
- Ale jak możliwa jest wizja przyszłości, skoro ta jeszcze się nie wydarzyła? -
Cezar uśmiechnął się lekko.
- Najwyraźniej twoja logika jest zdrowa. Prawdopodobnie jeszcze nie wiesz, że
czas sam w sobie jest złudzeniem. Istnieje oczywiście subtelna energia czasu, ale jest ona
specyficznie modulowana przez świadomość każdego z nas.
Na przykład ten sam przedział czasu - powiedzmy jedna godzina - jest
subiektywnie postrzegany przez różnych ludzi, ponieważ jednym czas płynie „wolno ”,
podczas gdy innym „szybko”. Jeszcze inni powiedzą, że„ czas minął w mgnieniu oka ”.
Postrzeganie jest różne, chociaż przedział czasu taki sam. Teraz wyobraź sobie, że ta
niezwykle subtelna forma energii, którą nazywasz czasem wygląda - mówiąc
metaforycznie - jak rozwinięta klisza fotograficzny.
Następnie Cezar narysował na papierze prosty diagram, aby wyjaśnienia, które
mi przedstawił były bardziej czytelne.
Pragnąłem poznawać nowe sekrety dotyczące pewnych rzeczywistości, które
dotychczas były dla mnie niedostępne. Zauważając moją szczerą postawę, Cezar
milcząco zgodził się poprowadzić mnie jak prawdziwy mistrz ku prawdziwej inicjacyjnej
wiedzy.



OŚ CZASU

zdarzenie

Obserwator


- Oś czasu jest ciągła, ale ludzie postrzegają ją jako podzieloną, wyrażoną
ilościowo w przeszłości i przyszłości. W potocznym sensie teraźniejszość jest względna,
ponieważ chwila obecna staje się za chwilę przeszłością. Z kolei chwila następna staje
się nową teraźniejszością, chociaż przed chwilą była to jeszcze przyszłość.
Będąc ciągłym, czas jest rozwiniętą „taśmą”. Ludzie żyją w tej właśnie „taśmie” i
identyfikują się z jej fragmentami. Nie postrzegają już całego pasma, które jest ciągłe,
lecz kawałki - przeszłość i przyszłość - ponieważ ich świadomość jest ograniczona tylko
do jednego lub drugiego.
Teraz załóżmy, że ta świadomość rozszerza się i rośnie jak ogromna kula
obejmując swoją percepcją i wiedzą prawie cały wszechświat. Ta ekspansja wystarczy,
aby pokonać barierę czasu, który wówczas postrzega się jako jednolitą całość, która jest
wiecznie obecna. Przeszłość i przyszłość tracą swój relatywny sens. Wtedy ten, kto
doświadcza tego poziomu świadomości, staje się jakby oderwanym obserwatorem z
bardzo dużym polem widzenia do swojej dyspozycji.
Analogicznie, powiedzmy, że jesteś turystą w mieście pełnym zabytków.
Przechadzasz się ulicami i po kolei odwiedzasz wszystkie ciekawe miejsca, bo nie ma
możliwości zwiedzenia wszystkiego na raz. Budynki, ludzie, samochody, drzewa
zasłaniają ci pole widzenia. Ale gdy tylko wzniesiesz się pionowo w górę na dużą
wysokość, na przykład w gondoli balonu, od razu widzisz całe miasto. Bez względu na to
jakiego obszaru lub budynku szukasz, masz do niego natychmiastowy dostęp ponieważ
całe życie i zgiełk miasta, choć podzielonego na różne obszary, jawi się Tobie jako całość
i jest oglądane jednocześnie. Mam nadzieję, że ta analogia jest wystarczająco opisowa,
abyś mógł jaśniej zrozumieć ten problem.
Podróżowanie w czasie to nic innego jak poszerzanie świadomości, która ma
wtedy dostęp do rzeczywistości energii czasu. Jest to trudne i niewiele osób potrafi to
perfekcyjnie opanować i kontrolować. Ale są też etapy pośrednie. Oktawian był na
jednym z nich. Niestety w 1984 roku został przeniesiony i od tamtej pory już go więcej
nie widziałem.
Chociaż zrozumiałem istotę wyjaśnień, nadal miałem kilka pytań. Na przykład nie
było dla mnie klarowne, w jaki sposób świadomość mogłaby się rozszerzyć, ani jak
aktem woli można było dostrzec pewien fragment czasu. Gdy tylko te problemy pojawiły
się w mojej głowie i przygotowywałem się do sformułowania pytania, Cezar już
odpowiadał:
- Aby naprawdę móc podróżować w czasie na poziomie świadomości, trzeba
szczególnie udoskonalić percepcję i poziom wiedzy. Kiedy czasowy „cel” zostanie
precyzyjnie ustalony na poziomie mentalnym, skupienie energii psychicznej na tym
obszarze wywoła proces rezonansu, dzięki któremu będziesz mógł efektywnie „żyć” w
tym przedziale czasowym i doskonale identyfikować się ze stanami, emocjami i cechami
tamtego czasu, trochę tak jak widz filmu, który w jakiś sposób staje się częścią jego
rzeczywistości. Innymi słowy, można widzieć, słyszeć, wąchać, smakować i dotykać
dokładnie tak, jak robiłoby się to normalnie w swoim własnym przedziale czasowym,
tyle, że odczuwane jest to tam i wtedy, ponieważ już się wydarzyło. Faktycznie daje to
pewność, że podróż w czasie była prawdziwym doświadczeniem a nie iluzorycznym
wytworem szalejącej wyobraźni.
Oczywiście ciało fizyczne także może podróżować w czasie, ale sposób, w jaki to
się osiąga indywidualnie wymaga bardziej złożonych wyjaśnień. Poza tym motywacja do
takiej podróży musi być bardzo solidna i poważna, bo w jej trakcie dochodzi do
poważnych zakłóceń.
Póki co byłem usatysfakcjonowany tymi wyjaśnieniami i w głębi duszy szczerze
postawiłem sobie za cel osobiście doświadczyć tych fascynujących rzeczywistości.

Podczas pobytu w bazie w B... Cezar poczynił niezwykłe postępy, rozwijając
swoje zdolności percepcji i subtelnego działania. Niektóre z jego niezwykłych przeżyć
duchowych były znane tajemniczemu doktorowi Xien, który z wielką kompetencją i
troską przez cały ten czas wskazywał Cezarowi drogę i prowadził gdy pojawiały się
trudności.
Dr Xien zniknął w tajemniczych okolicznościach wraz ze swoją asystentką
wkrótce po rewolucji 1989 roku i wydawało się, że nikt nie wiedział jak i dlaczego do
tego doszło. Oficjalnie mówiono, że długoletnia umowa o współpracy dobiegła końca.
Jestem pewien, że Cezar znał prawdę na ten temat, ale z jakiegoś powodu nie chciał
podawać mi szczegółów.
Kontakty Cezara z innymi lokatorami zakładu były bardzo rzadkie i miały
charakter okolicznościowy, a reguły w tym zakresie były bardzo rygorystyczne. W
rzeczywistości do początku 1986 roku był jedynym, który był przetrzymywany w tym
miejscu bez przeniesienia.
Żaden z tych, których zastał tam w 1980 roku, nie pozostał do jego wyjazdu. Z
biegiem czasu jego koledzy zostali wysłani do innych lokalizacji, ale przyczyny tych
transferów pozostały nieznane. W miejsce tych którzy wyjeżdżali, zawsze pojawiali się
inni, ale Cezar nie mógł się o nich za wiele dowiedzieć, ponieważ znowu dość szybko byli
przenoszeni.
Rok 1986 był punktem zwrotnym w życiu Cezara, a kulminacją stało się
niezwykłe przeżycie duchowe. Wydarzenia tamtego okresu były ściśle związane z
obecnością i działalnością szefa wydziału, płk Obadei, który bardzo cenił Cezara. Obaj
często omawiali różne kwestie związane z działalnością wydziału. Chłopak, chociaż był
nastolatkiem, nie odpowiadał w żadnej mierze zwykłym wzorcom osobowości i
dojrzałości jego wieku. Życie i doświadczenia w bazie w B… rozwijały się według innych
standardów, dużo wyższych niż te ze świata zewnętrznego. Miejsce to wydawało się
jakby należeć do świata równoległego, w którym prawa fizyki i idee jego mieszkańców
nie są już zgodne z jednogłośnie przyjętymi normami.
To prawda, że jako szef DZ pułkownik Obadea koncentrował się głównie na
kwestiach wojskowych, bezpieczeństwa, administracyjnych, a nawet politycznych, jeśli
chodzi o strukturę organizacyjną, którą kierował, ale znał też dokładnie wszystkie tajne
akta osobowe i z zainteresowaniem śledził działalność i osiągnięcia tych, którzy zostali
tam przywiezieni.
Obadea był w tamtym czasie jedną z nielicznych osób w Securitate
wyróżniających się wysokim stopniem moralności i otwartości umysłu. Jednocześnie był
bardzo biegły w gierkach politycznych. Potrafił stawić skutecznie czoła różnym siłom i
interesom, a późniejsze wydarzenia pokazały, że jego plany i idee zostały skutecznie
zrealizowane.
Ale po kolei. W 1986 roku Obadea popadł w konflikt z szefem bezpieczeństwa
państwa, któremu nie spodobała się niezależność departamentu i który przeprowadził
kilka bezzasadnych kontroli w bazach DZ, będących próbą stopniowego podważania
pozycji pułkownika w oczach Ceausescu. Tworzył on raporty, zawsze z negatywnymi
wnioskami, które potem przedstawiał dyktatorowi. Jego celem było usunięcie Obadei ze
stanowiska i zasymilowanie DZ z ogólną strukturą Securitate, co pozwoliłoby mu na
przejęcie władzy w departamencie. Jednak plan Szefa Bezpieczeństwa Państwa był
przejrzysty i pozbawiony finezji. Nawet Ceausescu, znany ze swojej podejrzliwości, nie
zwrócił na niego większej uwagi, choć napięcia pozostały. Dlatego Obadea musiał
działać ostrożnie i wykonać prawdziwy „slalom” aby spacyfikować swojego
hierarchicznego przełożonego - szefa generalnego Securitate.
W tym samym roku pułkownik podjął zaskakującą decyzję, aby Cezar odwiedził
swoją rodzinę, uzasadniając to tak zwaną „niestabilnością emocjonalną podmiotu,
wymagającą załagodzenia”.

- Właściwie - powiedział Cezar, uśmiechając się lekko - intencje Obadei były


zupełnie inne. Wizyta, którą miałem złożyć, była tylko przykrywką, odwróceniem uwagi
dla ukrycia dużo ważniejszych powodów. Mimo iż fizycznie odizolowany, bardzo dobrze
znałem sytuację mojej rodziny. Wiedziałem na przykład, że mój ojciec zginął dwa lata
wcześniej w niegroźnym wypadku, a matka dość ciężko znosiła tę stratę. Zastanawiasz
się pewnie, jak się o tym dowiedziałem, nie wychodząc z bazy i z nikim o tym nie
rozmawiając. Otóż ograniczone w swojej aktywności było wyłącznie moje ciało fizyczne,
natomiast wolność myśli i działania innych ciał subtelnych była bardzo duża.

Dostrzegając moje zdumienie, Cezar zaczął tłumaczyć z cierpliwością i


życzliwością:

- Twoje wątpliwości wynikają z nieznajomości podstawowych prawd. To tak,


jakbyś miał płaszcz pełen pieniędzy zaszytych w podszewce, o których nic nie wiesz i
wciąż mając na sobie ten płaszcz, każdego dnia żebrał na życie na rogu ulicy.

Myślę, że to już rozumiesz, iż nie jesteśmy wyłącznie ciałem fizycznym. Możesz to


sprawdzić doświadczalnie. Odkryjesz wtedy, że inne ciało, bardziej elastyczne i lżejsze
masz do swojej dyspozycji. Oczywiście, to ciało o znacznie bardziej subtelnej naturze od
fizycznego również podlega pewnym prawom i ograniczeniom, bo istnieją poziomy
naszej istoty, które są jeszcze bardziej wyrafinowane i subtelne niż to, ale w porównaniu
z ciałem fizycznym, znajduje się w wyższym wymiarze, który okultyści i wtajemniczeni
nazywają astralem.

Nabycie zdolności bycia świadomym własnego ciała astralnego, tak jak jesteś
świadomy fizycznego, jest dla niektórych ludzi łatwym procesem. Obejmuje pewien
stopień oczyszczenia i podniesienia świadomości do pewnego poziomu. Jest bardzo
wielu ludzi, którzy przeżyli przynajmniej jeden raz coś co nazywane jest w pracach
naukowych „świadomym podziałem astralnym” lub „doświadczeniem pozazmysłowym”.
Może się ono zdarzyć przypadkowo. Na przykład po silnym przeżyciu emocjonalnym lub
we śnie w fazie REM, kiedy przez krótsze lub dłuższe okresy jesteśmy świadomi, że
śnimy. Można też wywołać je aktem woli, ale jest to trudniejsze do osiągnięcia.
Niektórzy ludzie na wysokim stopniu rozwoju duchowego są doskonale świadomi
swojego ciała astralnego, nawet jeśli żyją i działają normalnie w ciele fizycznym. Wiąże
się to jednak z bardzo podwyższonym poziomem indywidualnego rozwoju świadomości,
o którym nie będziemy teraz mówić.

Są też tacy, którzy doświadczają „świadomego podziału astralnego” w celu


uzyskania informacji o okolicznościach, specjalnych miejscach lub by uzyskać do
takowych dostęp z powodu jakichś niskich lub samolubnych interesów. Metoda ta jest i
była stosowana z pewnym marginesem błędu w szpiegostwie wojskowym,
gospodarczym i politycznym przez wielkie światowe mocarstwa. Jednak ci, którzy
używają tej psychicznej mocy w sposób egoistyczny, stają w obliczu powtarzających się
niepowodzeń i stagnacji na niższych poziomach myślenia i zachowania, ponieważ
ignorują pewne podstawowe harmonijne prawo przyczyny i skutku.

Przez analogię, wygląda to tak samo jak gdyby rura, przez którą wcześniej
swobodnie przepływała woda, stopniowo zatykała się brudem, aż do całkowitego
ustania przepływu. Dlatego wielu z tych, którzy na początkowych etapach cieszyli się
różnymi mocami psychicznymi, które nabyli lub już posiadali, mogło z czasem zauważyć
ich stopniowe osłabienie, a w niektórych przypadkach utratę.

Powinno Ci to uświadomić w szczególności znaczenie odpowiedzialności w takich


przypadkach. Powinieneś wiedzieć, że z powodu ignorancji ludzie wolą zaprzeczać
faktom niewykrywalnym zmysłami czy bezpośrednim doświadczeniem. Nieliczni, którzy
się już nieco wznieśli, zdają sobie sprawę, że wolność działania jaką cieszą się w
świadomych stanach „podziału astralnego” muszą wykorzystać w sposób
konstruktywny, a nie egoistyczny. Można obserwować różne sfery życia codziennego,
jest też możliwość wglądu w sekrety, które inni pragną poznać, a nie mają takiej
możliwości.

Chociaż na płaszczyźnie astralnej istnieją, podobnie jak na planie fizycznym


pewne „bariery” blokujące dostęp do niektórych informacji, to jednak swoboda ruchu i
działania jest nieporównywalna z tą na planie fizycznym. Te przeszkody i bariery mają
zadanie dokonania selekcji pośród tych, którzy chcą poznać pewne tajemnice. Odbywa
się to zarówno metodą oceny ich charakterystycznej częstotliwości wibracji, jak i
towarzyszących intencji. Na poziomie astralnym ruch podlega całkowicie odmiennym
zasadom od tych znanych w świecie fizycznym. Jest wyzwalany aktem woli i zachodzi
albo z określoną prędkością - zwykle bardzo dużą - albo odbywa się niemal natychmiast
i to w dowolnym środowisku tej planety, czyli pod wodą, w powietrzu, pod ziemią czy na
jej powierzchni.

Bardziej szczególne w swej naturze są podróże w przestrzeni kosmicznej, do


innych planet i innych ciał niebieskich. Na pierwszym etapie, doświadczenia takie
powinno ograniczyć się do naszego Układu Słonecznego. Jednak na późniejszych, gdy
niektóre tajemne prawa wszechświata zostaną stopniowo przyswojone, podróże mogą
rozciągać się w dalsze rejony, umożliwiając eksplorację różnych obszarów galaktyki.
Jeśli chodzi o projekcje naszej indywidualnej świadomości na poziomie
międzygalaktycznym, jest ona możliwa za pomocą innych ciał, o wiele bardziej
subtelnych niż astralne, ale nie będziemy o tym teraz mówić.

Najbardziej zależy mi, abyś zrozumiał, że materia nie ma żadnego wpływu na


ruch ciała astralnego. Zamiast tego, ruch ten może być blokowany przez pewne subtelne
siły oraz byty działające w określonych „kluczowych obszarach” zarówno na poziomie
astralnym, jak i fizycznym, gdzie dostęp do informacji ma być ograniczony. Tego rodzaju
ograniczenie może pojawić się na przykład, gdy należy zapewnić ochronę skarbów,
magazynów o szczególnym charakterze, portali, lub bram szybkiego dostępu do innych
miejsc na planecie, a nawet do innych światów. W innych przypadkach astralne
„przeszkody” limitują dostęp do pewnych okultystycznych inicjacji i tajemnic które są
chronione przez specjalnie przywoływane istoty opiekuńcze. Nie należy ich
interpretować jako ograniczeń bezwzględnych lecz jako dotyczące głównie tych, którzy
nie są wystarczająco rozwinięci, a zatem nie są jeszcze gotowi do takiej konfrontacji -
wolni od zamiaru wykorzystania ich do celów egoistycznych. Można powiedzieć dużo
więcej o praktycznych sposobach zdobywania świadomych mocy „podziału astralnego”,
ale nadejdzie czas, kiedy będziemy mogli szczegółowo to poruszyć.

Teraz natomiast powiem Ci, że prawdziwym zamiarem pułkownika Obadei nie
było wysłanie mnie do miasta F.…, abym odwiedził matkę, ale zabranie mnie w bardzo
utajnioną podróż do klasztoru w Cernicy pod Bukaresztem. Rozumiesz, że w tamtych
czasach odwiedzanie instytucji religijnych przez najwyższych urzędników państwowych
lub wojskowych było bardzo niebezpieczne. Ateistyczny reżim komunistyczny na mocy
swej doktryny zabraniał takich rzeczy pod groźbą kar.
Nie wiedziałem nic o celu naszej podróży dopóki nie dotarliśmy do bram
klasztoru. Towarzyszył mi pułkownik Obadea. Podróżowaliśmy nocą, helikopterem z
bazy do Bukaresztu, następnie samochodem terenowym z Bukaresztu do Cernicy. Po
drodze pułkownik wyjaśnił mi, że chce abym spotkał się i porozmawiał z duchownym,
bardzo wyjątkowym księdzem, który, jak to ujął, jest prawdziwym świętym obdarzonym
wielką mocą i bożą łaską. Przy wejściu na dziedziniec klasztorny dostrzegłem wiele
samochodów pielgrzymów z całego kraju. Obadea powiedział, że w rzeczywistości
prawie wszyscy przybyli tam aby odbyć rozmowę z pustelnikiem o imieniu Arsen Boca.
Pułkownik zaaranżował nasze spotkanie już kilka dni wcześniej. Szliśmy zatem przez
dziedziniec klasztorny i kierowaliśmy się do celi ascety. Dostrzegłem dwóch ubranych
po cywilnemu strażników stojących po obu stronach drzwi celi. Ci dwaj mężczyźni byli
tam ze względów bezpieczeństwa, aby nam nikt przeszkadzał. Jeszcze nie świtało. Na
dworze było dość zimno. Kilku mnichów przemknęło pospiesznie i bezszelestnie przez
dziedziniec, prawdopodobnie zmierzając na poranne modlitwy. Przed wejściem do celi
Obadea rzekł do mnie:
- Jedyne, czego oczekuję od ciebie, to otwarcie pomówić z ojcem Arsenem.
Będziemy z nim sami. A ta rozmowa musi pozostać tajemnicą. Mamy wielu wrogów.


Zgodziłem się milcząco.

Pułkownik był inteligentnym i zdolnym człowiekiem, który umiał poruszać się
po „meandrach” systemu narzuconego przez Ceausescu, a intuicja słusznie mu
podpowiadała, że dni dyktatury były policzone.
To było w 1986 roku.
Pułkownik wykazywał dużą zdolność pozostawiania wrażenia dobrej roboty na
stanowisku szefa wydziału, jak i równoległym przygotowywaniu gruntu pod
„transformację”. Był szefem wydziału przez siedem lat, co było rzadkim przypadkiem jak
na ówczesne standardy. Nie chciał zrobić żadnego niewłaściwego ruchu, gdy w całym
kraju tliła się nadzieja na nowy początek. Wszelkie działania musiały być planowane w
najdrobniejszych szczegółach i przeprowadzane z niezwykłą rozwagą. Zmiana, na którą
liczyli prawie wszyscy, zarówno ludność jak i niektórzy politycy i wojskowi, była
nieuchronna, ale musiała nastąpić przy zachowaniu maksymalnej ostrożności, aby nie
zakończyła się porażką. Konspirowanie w małych grupach było szalenie niebezpieczne.
Nikomu nie można było ufać.
Obadea miał pewne pole do manewru dzięki specyfice Departamentu Zero. To
pole, jeśli wykorzystane inteligentnie, mogło okazać się przydatne. Pułkownik nie miał
ani aspiracji politycznych ani nie parł do dóbr materialnych. Najbardziej interesowała go
„przemiana” oraz utrzymanie i rozwój wydziału któremu patronował. Miał swoją
praktyczną wizję wydarzeń, a wykazując wielki respekt i zaufanie do zjawisk
okultystycznych, starał się połączyć rzeczywistość planu fizycznego z subtelnymi
metodami działania.
Ostrożnie analizował każdy ruch aby nie okazał się jego ostatnim. W jego sytuacji,
to nie pozycja była na szli, lecz życie. Nie mógł sobie pozwolić na żaden błąd mimo że
jego stosunki z Ceausescu były całkiem poprawne, Wiedział, że dyktator nie pomyślałby
dwa razy gdyby jego intencje miały zostać ujawnione.
- Wilki zawsze grasują - mawiał.
Założenie Obadei było dość proste: gdyby pojawiły się jakieś głosy komentarzy
lub niewygodne pytania na temat wizyty w Cernicy, uzasadniałby wszystko specyfiką
działania wydziału, powołując się na ściśle tajne „testy” i „eksperymenty”. Gdyby jednak
poszło gładko, tajemnica naszej rozmowy z ojcem Arsenem Boca pozostałaby znana
tylko trzem osobom.
Pustelnik zmarł trzy lata później, w 1989 roku, na krótko przed Rewolucją.
Oznaczało to, że byłem jedynym, który znał sekret, ale jednocześnie stanowiłem
„zablokowane” źródło dostępu dla świata zewnętrznego. Oczywiście w przypadku
wszczęcia ewentualnego dochodzenia w sprawie, wcale nie byłoby łatwo lecz
pułkownikowi ta opcja wydawała się najmniej niebezpieczna.
Chciałbym tu również zwrócić uwagę na fakt, że Obadei zajęło aż sześć lat zanim
zyskałem jego pełne zaufanie. Jestem pewien, że uważnie przestudiował wszystkie
dokumenty na mój temat, które sprokurował doktor Xien. Obserwował dyskretnie moje
zachowanie w różnych sytuacjach, a nawet pośrednio sam poddawał mnie testom.
Staje się też chyba jasne dlaczego, w przeciwieństwie do wszystkich moich kolegów,
nigdy nie zostałem przeniesiony z bazy w B ...
To właśnie w Cernicy intuicyjnie wyczułem, że Obadea zamierza przygotować
mnie potajemnie do jakichś przyszłych zadań. Sprzyjał jego planom fakt, że osobiście go
lubiłem i ceniłem za szczerość i życzliwość.
Historia Cezara wywołała niespodziewany dreszcz w moim ciele. Ja również
słyszałem o Arsenie Boca, wielkim świętym i ojcu spowiedniku z klasztoru Sambata w
Ardeal i wiedziałem, że był prześladowany przez system komunistyczny. Legendy o jego
boskiej łasce i mocach od dawna zataczały szerokie kręgi w kraju, ale były tłumione
przez panującą ideologię komunistycznymi metodami. Aby ludzie nie przychodzili
tłumnie do pustelnika po jego błogosławieństwa, władze potajemnie przenosiły go z
miejsca na miejsce lub umieszczały straże w klasztorze, uniemożliwiając mu spotkania z
ludźmi. W bardzo rzadkich przypadkach o. Arsen był również przenoszony do Cernicy.
Plotka głosiła, że sporadyczna obecność pustelnika w tym świętym miejscu
spowodowana była interwencjami niektórych ówczesnych polityków a nawet wyższych
urzędników, aby także oni sami mogli odwiedzić go i odbyć rozmowę na osobności, nie
narażając się na ryzyko. Ale nawet jeśli to nie politycy przenieśli Arsena Boca do Cernicy
pod Bukaresztem, to jednak powszechnie było wiadomo, że przez lata wielokrotnie
odbywali z nim tajne spotkania i prywatne rozmowy.
Nieco inaczej sytuacja wyglądała w przypadku wizyty Cezara i pułkownika. To
nie Cezar zabiegał o spotkanie i to nie on chciał się od zakonnika dowiedzieć czegoś
szczególnego. Chłopak miał już za sobą kilka bardzo głębokich duchowych przeżyć,
które pustelnik zauważył od razu gdy tylko na Cezara spojrzał.

- Z pewnością spotkanie to było jednym z najdziwniejszych i najbardziej
tajemniczych spotkań w historii - Cezar powrócił do wątku swojej opowieści -
rzeczywiście, o świcie tego dnia sytuacja na Cernicy była dość dziwna. Nikt nie wiedział,
co się dzieje, kto się zjawił ani co miało nastąpić.
To względne poruszenie pojawiło się na zewnątrz, wśród tych, którzy czekali na
pozwolenie wejścia do klasztoru. Podsycane było plotkami. Później dowiedziałem się, że
w pewnym momencie ludzi ogarnęła trwoga na pogłoskę, że ojciec Arsen może zostać
aresztowany i zabrany.

Psychika mas jest wysoce niestabilna i bardzo responsywna. Niektóre osoby i
organizacje okultystyczne znają precyzyjne metody wywierania wpływu na poglądy i
nastroje mas już na poziomie werbalnym. W rzeczywistości to właśnie na tej
charakterystyce względnej nieświadomości mas ludzkich oparte są teorie dywersji,
rozpowszechniania plotek i manipulacji. Jeśli dodatkowo są one wspierane przez
manipulujące urządzenia techniczne, na przykład poprzez emisję pewnych długości fal
na określonych częstotliwościach, wówczas efekty są niemal gwarantowane. Nie należy
z tego wnioskować, że w psychice mas nie ma miejsca na spontaniczność. Problem jest
jednak o wiele bardziej złożony, ponieważ skutki metod manipulacji stosowanych na
poziomie fizycznym mogą zostać skutecznie unicestwione przez pewne działania o
czysto duchowym charakterze, zwłaszcza gdy są one wykonywane w grupie przez
możliwie największą liczbę ludzi. O ile w przypadku wrogiej manipulacji, ludzie
zamieniają się w pewnym stopniu w automaty, czysto mechanicznie wykonujące swoje
czynności a ich umysły stają się bezwładne, to w wyniku pozytywnego i głęboko
dobroczynnego oddziaływania duchowego, prowadzonego różnymi metodami
inicjacyjnymi, można cieszyć się wspaniałą wolnością i otwartością indywidualnych
horyzontów. Ludzie zaczynają wtedy naprawdę rozumieć fundamentalne znaczenie
wolnej woli. I właśnie na to jest skierowany atak złowrogich organizacji
okultystycznych: tłumienie wszelkimi możliwymi środkami wolnej woli człowieka i
zdolności dogłębnego poznawania siebie.
Jeśli zechcesz przeanalizować przynajmniej część obecnego systemu rządzenia i
dystrybucji informacji na świecie, przekonasz się, że wszystko ma na celu stłumienie i
ograniczenie jednostki, a nie otwieranie dróg do wolności i wiedzy, jak to przewrotnie
głosi wiele kłamliwych sloganów. Lecz nie chciałbym akurat teraz rozwijać tego
ważkiego tematu, od którego ostatecznie zależy przyszłość ludzkości. Później podam ci
jeszcze dodatkowe szczegóły, które pozwolą ci lepiej pojąć złożoność tego systemu
dominacji nad światem. Na razie wystarczy powiedzieć, że „mikrobem”, który wywołuje
śmiertelną chorobę ludzkości jest ignorancja, skrupulatnie podsycana przez niektóre
wywrotowe organizacje okultystyczne, a także brak indywidualnej woli pokonania tej
choroby. Ale wrócę teraz do tego, co mówiłem o spotkaniu z ojcem Arsenem Boca. -
Bardzo skupiony na swojej historii, Cezar poprawił się na krześle i kontynuował –

- To była tylko dygresja na temat ludzi rozpowszechniających fałszywe
informacje. Prawda była dużo prostsza. Nie opowiem ci o samej rozmowie, którą wtedy
odbyłem z ojcem Arsenem. Trwała ona w rzeczywistości ponad trzy godziny. Pułkownik
poznał kilka rzeczy na temat swojej przyszłości. Stopniowo też zrzucał ukształtowaną
przez lata maskę zawodowej sztywności. Ale powiem Ci, że Arsen Boca należał do tej
kategorii mędrców, którzy choć fizycznie na ziemi są już duchowo w niebie. Ten
człowiek naprawdę wywarł na mnie potężne wrażenie. Wszystkie moje zdolności oraz
moce, które dotąd widziałem u innych były niczym w obliczu czystej, boskiej wielkości,
którą on emanował. Jego świętość oraz niezwykła moc przenikania umysłu i duszy
człowieka wręcz obezwładniały. Wyzwalał radość i inspirację do pełnego i
dobrowolnego oddania się poznaniu. To uczucie było niewysłowione, rezonowało z
najgłębszym duchowym źródłem pochodzenia naszej istoty, która jest wieczna, czysta i
niezniszczalna.
Mówiąc metaforycznie, jeśli porównasz kroczenie ścieżką wiodącą do
tajemniczego źródła naszej istoty do kopania studni, to możesz powiedzieć, że zimna,
klarowna woda, do której dotrzesz, jest wodą życia, którą będziesz pił w wieczności.
Arsen Boca wywierał subtelny wpływ na spontaniczne odczuwanie obecności tej wody
w głębi istoty na długo przed tym, zanim się do niej dotarło. Rodziło się w tobie
wszechogarniające uczucie miłości i oddania, co było najlepszym dowodem
autentyczności poziomu duchowego i łaski, jakie osiągnął pustelnik. Ponieważ
posiadałem dar kompleksowego odczuwania ludzi których spotykałem, bardzo szybko
wykryłem najdrobniejsze niuanse niezwykłego promieniowania psychicznego o. Arsena.
Jego wiedza była tak głęboka, że najczęściej wyzwalała u tych, którzy stali przed nim
bardzo realne doświadczenie duchowego uwolnienia, swoistego katharsis, choć takie
emocje mogą przejawiać się w stopniu zależnym od poziomu osoby. Uczucie, którego
tam doznałem po wejściu do jego celi, było uczuciem niesamowitej głębi wiedzy
zespolonej z czystą miłością.
Jednak nie chcę wchodzić głębiej w abstrakcyjny obszar obserwacji
metafizycznych, ponieważ nie sądzę, aby to było dla ciebie zbyt pomocne na tym etapie.
Nie jestem także pewien, czy możesz to już w pełni zrozumieć. Zwykle czas na takie
sprawy przychodzi, gdy wykonasz już kilka kroków w tym kierunku. Jednak większość
ludzi tak mocno tkwi w swojej codziennej rutynie, że takie idee jak związek między
wiedzą a miłością stają się dla nich kompletnie głupie i szalone. W najlepszym wypadku
możesz spodziewać się komentarza że się mylisz. Powołując się jeszcze raz na
wcześniejszy przykład, ci ludzie praktycznie umierają z pragnienia, ale o tym nie wiedzą.
Ojciec Arsen był żywym przykładem człowieka, który w istocie żył zanurzony w
najczystszym szczęściu. W zależności od stopnia indywidualnego zrozumienia i
wrażliwości, osoby wokół niego mogły doświadczyć okruchów tej bezkresnej radości
tak jak kamerton wibruje w bliskości fortepianu dźwiękiem o tej samej częstotliwości.
Subtelne, dobroczynne oddziaływanie, cierpliwość i współczucie mogą
przemienić nawet najmroczniejsze dusze. Jeśli chodzi o pułkownika Obadeę, prawie od
samego początku rezonował on z tajemniczym wpływem ojca Arsena. Z bezgraniczną
życzliwością Arsen Boca poradził mu, co zrobić, aby uniknąć gwałtownych wydarzeń.
Jeśli chodzi o mnie, jak tylko wszedłem do celi, zauważyłem, że przez długi czas
ojciec Arsen w ogóle nie patrzył w moją stronę, jakby mnie nie dostrzegał. Po półtorej
godzinie, gdy pułkownik z podziwem wysłuchiwał słów świętego, ojciec Arsen zwrócił
się do mnie i rzekł, że w moim przypadku nie musi mi mówić nic szczególnego, bo już
znalazłem drogę do światła i otrzymam pomoc. Mam podążać dalej bez wahania.
Następnie jasno nam powiedział jak mamy współpracować, aby odnieść sukces w
naszych przyszłych działaniach, które okażą się bardzo ważne, gdy na światło dzienne
wyjdą dowody, odkryte prawie dwadzieścia lat od tego czasu i oszołomią cały świat.
Chociaż byłem w stanie głębokiego wewnętrznego skupienia, silny dreszcz
ogarnął moje ciało w momencie, gdy ojciec wypowiedział przepowiednię. Wywołało to
w moim umyśle bardzo złożoną reakcję…
Tutaj Cezar zatrzymał się na chwilę w zamyśleniu. Ja stałem się trochę spięty.
- Czy to znaczy, że o. Arsen także mówił o mnie, to znaczy o tym, że mnie
spotkasz, że mi to wszystko opowiesz i że zaproponujesz mi wydanie książki o tych
wydarzeniach? - Zapytałem Cezara.
Uśmiechnął się lekko, ale nadal był skupiony.
- Powiedział, że najpierw znajdziemy odpowiednie metody zasiewu, a następnie
wyhodujemy i rozwiniemy kwiaty duchowej przemiany tego ludu. Tak, sprecyzował, że
zostaną opublikowane informacje, które będą odgrywać ważną rolę w tym procesie. Ale
drugorzędne kwestie, takie jak wybór ciebie i inne elementy wokół, wynikały z mojej
własnej inicjatywy przy realizacji tego planu.
- Czy wspomniał cokolwiek o wielkim odkryciu, które zostanie dokonane i jego
lokalizacji? – nalegałem
- Żadnych detali. Powiedział tylko, że na pewno będzie to miało miejsce w
naszym kraju i towarzyszył temu będzie tak szeroki rozdźwięk, że nie musimy znać
dodatkowych szczegółów. Kilkakrotnie natomiast powtarzał, że będzie toczyła się
zaciekła walka. Nie wiem, co miał na myśli.

Mogę powiedzieć już teraz, że prognozy ojca Arsena były bardzo precyzyjne. Jak
zobaczymy później, niesamowitego odkrycia dokonano w 2003 roku, siedemnaście lat
od tego pamiętnego spotkania w klasztorze w Cernicy. Skutecznie wstrząsnęło ono
politycznymi, naukowymi i religijnymi fundamentami dzisiejszej największej potęgi -
Stanów Zjednoczonych. Natychmiast stało się najpilniej strzeżoną tajemnicą świata.
Rozgorzała zaciekła walka dyplomatyczna i pojawiła się potężna presja polityczna,
ponieważ Rumunia chciała, aby odkrycie zostało przedstawione całemu światu. Biorąc
pod uwagę swoją specyfikę, odkrycie poważnie zagrażało także polityczno-
ideologicznym wpływom Watykanu oraz niszczyło nie tylko antropologiczne dogmaty
współczesnej nauki lecz także poglądy na temat historii naszej planety i całej ludzkości.
Kiedy Cezar opowiadał mi o swojej rozmowie z Arsenem Boca, nie wiedział
jeszcze nic o naturze, miejscu ani czasie odkrycia, do którego miało dojść, ponieważ
nasza rozmowa miała miejsce na początku 2002 roku. Gwałtowny bieg wydarzeń oraz
niesamowite powiązania i ośrodki decyzyjne, które wyszły na jaw w związku z tym
epokowym odkryciem dają mi teraz, kiedy znam wszystkie elementy, możliwość
uzyskania kompleksowej wizji kombinacji wszystkich zaangażowanych sił. Stało się ono
centralnym punktem, pierwszą bardzo ważną „stacją” na drodze do nowej ludzkiej
świadomości. Tym bardziej niezwykły i sugestywny wydaje się fakt, że stało się to w
Rumunii.
Jak zostanie wykazane na następnych stronach, odkrycie jest zaledwie
„przedsionkiem” do jeszcze bardziej szokujących realiów, które Cezar wraz z zespołem
ekspertów składającym się z przedstawicieli USA i Rumunii badał podczas rocznej
„wielkiej wyprawy” (od października 2003 do lipca 2004). Ponieważ byłem na miejscu
odkrycia, znam jego ogólny charakter oraz miejsce ekspedycji. Wiem, że Cezar wkrótce
się ze mną skontaktuje i dowiem się wszystkich niezbędnych szczegółów chociaż wciąż
kwestia publikacji tych informacji stoi pod dużym znakiem zapytania.
Początkowo państwo rumuńskie chciało ogłosić to odkrycie całemu światu i
udostępnić je badaczom. Uznano, że nie jest to kwestia interesu narodowego ale
globalnego. Zakulisowa walka, która natychmiast rozgorzała aby zapobiec ujawnieniu
tych informacji o wyjątkowym znaczeniu dla ludzkości, rozpoczęła się po gwałtownej
interwencji USA. Rozmowy na szczeblu dyplomacji, ważenie plusów i minusów,
składanie obietnic i rzucanie gróźb trwało około dwóch miesięcy (sierpień-wrzesień
2003). W następstwie ultra tajnego porozumienia, podpisanego pomiędzy dwoma
państwami, Rumunia zobowiązała się nie informować całego świata o odkryciu na
swoim terytorium. Prawdopodobnie m.in. przyjęcie Rumunii do NATO, które nastąpiło
w pośpiechu wiosną 2004 r., było częścią tajnego pakietu „rekompensat” za tę decyzję.
Pewnikiem w tym kontekście wydaje się instalacja w najbliższych latach amerykańskich
baz wojskowych na terytorium Rumunii celem wzmocnienia osłony wokół gór Bucegi.
Wszystko jest bardzo skomplikowane i tajne. Nie znam jeszcze szczegółów dotyczących
korzyści uzyskanych przez nasz kraj w stosunkach dwustronnych z USA, ale pojawiły się
już oznaki życzliwości na najwyższym szczeblu dyplomacji. Mimo wszystko
amerykańskie operacje zakulisowe muszą być prowadzone bardzo ostrożnie, aby nie
wywoływać zbyt wcześnie pytań ze strony innych państw i mocarstw świata, które
potrafią dostrzec, choć może nie rozumieją zainteresowania Ameryki Rumunią. Cisza na
temat tego odkrycia jest praktycznie totalna. Nigdy wcześniej nie byłem świadkiem
czegoś takiego. Większą część zadania ochrony tajemnicy wzięli na siebie Amerykanie.
Poszczególne elementy opiszę w odpowiednim momencie, ale z góry mogę powiedzieć,
że nie ma żadnego dokumentu, czy to na papierze, taśmie, kliszy czy jakimkolwiek
innym nośniku, który opuściłby miejsce odkrycia. Zbudowano imponujący ogromny
podziemny hangar do przechowywania i obsługi sprzętu technicznego i wszystkich
dowodów, wyglądający jak prawdziwa, w pełni wyposażona fabryka. Zgodnie z moimi
informacjami, Rumunia nie zobowiązała się ostatecznie do zachowania tajemnicy
wielkiego odkrycia. Warunki są mi na razie nieznane. Stosowaną obecnie metodą walki z
próbami uzyskania choćby szczątkowych informacji jest dezinformacja i brak
jakichkolwiek materialnych dowodów. Nie jest to łatwe zadanie, ale o ile wiem, do tej
pory przynosi oczekiwane rezultaty. Jednak moim zdaniem taki stan rzeczy nie może
potrwać długo. Przyjrzymy się wszystkim szczegółom jak będę opisywał poszczególne
fazy, które stopniowo doprowadziły do tego wyjątkowego odkrycia na terytorium
Rumunii.

-Chodziło o to, aby nie wykonać żadnego błędnego ruchu w momencie, gdy
dyktator zacznie czuć się zagrożony - kontynuował Cezar. - Ojciec Arsen wyjawił nam
wtedy, że Ceausescu odwiedził go potajemnie dwukrotnie, przy zachowaniu wszelkich
środków bezpieczeństwa. Ostatni raz pojawił się tam kilka miesięcy temu. Chciał poznać
przyszłość swej władzy w państwie, ponieważ pojawiały się już niepokojące oznaki
niestabilności politycznej, gospodarczej i społecznej zarówno w kraju, jak i w innych
państwach bloku komunistycznego. Pustelnik powiedział mu wtedy, że jeśli nadal
będzie rządził krajem tymi samymi nieludzkimi metodami, grozi mu nagła i gwałtowna
śmierć. Dowiedziawszy się o tym, Ceausescu strasznie się zdenerwował, dostał ataku
histerii, który nie zrobił jednak żadnego wrażenia na Arsenie Boca. Pogroził ojcu i
wyszedł wściekły. Zakonnik wyjawił nam, że wiedział, iż chcieli go zabić i że podłe
działania w tym kierunku zaczęły się zaraz po spotkaniu, które odbył z dyktatorem.
Powiedział nam też, że niedługo opuści on ziemię i pójdzie do Królestwa Ojca
Niebieskiego. Miałoby to się stać na skutek niecnego spisku prowadzącego do otrucia go.
Nikt jednak nie zapobiegnie temu, bo to jest czas , w którym jego misja na Ziemi dobiega
końca.
Następnie wyjął ze skrzyni grubą i bardzo zniszczoną księgę napisaną w
starożytnej grece, pochodzącą od chrześcijańskich świętych z Góry Athos. Tutaj -
kontynuował ojciec Arsen - można znaleźć opis jadowitej hydry, która wszelkimi
sposobami dąży do przeszkodzenia światłu i woli Bożej. Musisz mądrze stawić czoła
temu zagrożeniu, a mądrość zostanie dana tobie i wielu innym, aby wykorzenić Zło.
Zobaczysz i zrozumiesz brud wokół siebie: w pracy, w sklepach, w instytucjach państwa,
jego kierownictwie, a zwłaszcza w polityce. Niestety zakradnie się on także do kościoła,
kalając tam niektóre dusze. Ludzie prawie stracą nadzieję. Tylko ci, którzy zachowają
swoją prawdziwą wiarę, zostaną zbawieni, a chwała Boża zstąpi na nich.
Następnie ojciec Arsen rozwinął temat mówiąc, że to „diabelskie dzieło” nie jest
czymś, co pojawiło się dopiero w naszych czasach, ale trwa od starożytności, setki, a
nawet tysiące lat, powoli przygotowując grunt pod ostateczną rozgrywkę. „Diabelski
plan” jest drobiazgowo przemyślany, a dzięki sile pieniądza i występków, wśród których
najważniejsze to kłamstwo, hipokryzja, intryga i morderstwo ci, którzy go realizują,
zbliżają się do swego głównego celu, którym jest kontrola i dominacja nad całym
światem.
Tutaj ojciec Arsen rzekł coś, czego się nie spodziewaliśmy, a co do pewnego
stopnia nas zszokowało. Powiedział, że paradoksalnie i w niedługim czasie uwaga
świata skieruje się na nasz kraj, ze względu na niezwykłe zmiany, które będą miały
miejsce i określone znaki, które znacznie przekroczą ograniczoną możliwość rozumienia
materialistycznej wiedzy. Arsen Boca podkreślił również, że to będzie zgodne z wolą
Bożą, ponieważ wszystko jest cykliczne i musi wrócić do miejsca, w którym się zaczęło.

Słuchałem Cezara z całkowitym zmieszaniem, ponieważ jego relacja była
nielogiczna i skłoniłaby każdego zwykłego człowieka do zachowania rezerwy. Jeśli o
mnie chodzi, pomimo wielkiego zaufania do Cezara i jego uczciwości, twierdzenia te z
trudem mieściły mi się w głowie. Po pierwsze nie miałem żadnego punktu odniesienia
aby je zrozumieć i zaakceptować. Po drugie moja wiara nie była jeszcze na tyle silna,
więc początkowo skłonny byłem postrzegać przepowiednie ojca Arsena jako nietrafione
i fantasmagoryczne. Jednak gdzieś w głębi mego serca tliło się światełko, które dawało
nadzieję i podnoszący na duchu wewnętrzny dreszcz emocji na myśl o czasie, który miał
nastąpić.
Pozornie incydentalnie, po tym, czego dowiedziałem się od Cezara miałem okazję
przeczytać kilka broszur, które dotyczyły tego samego tematu i zostały napisane przez
różnych autorów. Z pewnym smutkiem skonstatowałem, że podczas marginalnych
dyskusji na te tematy z różnymi osobistościami Bukaresztu czy przedstawicielami
rumuńskiej elity intelektualnej dawało się zauważyć w większości ironiczną postawę, a
w najlepszym wypadku obojętność. Oczywiście nie można liczyć, że te przepowiednie
natychmiast wybudzą z duchowego odrętwienia tych, którzy są zniewoleni luksusem,
bogactwem, wpływami i władzą. Ale wciąż jest szansa, że przynajmniej część z nich zada
sobie podstawowe pytania dotyczące sposobu życia i natury tego co czynią na tym
świecie. Innymi słowy, wciąż jest szansa, że staną się bardziej odpowiedzialni, bo
odwieczną prawdą jest, że do zmiany warunków istnienia narodu konieczna jest przede
wszystkim przemiana świadomości poszczególnych jego członków. Można to osiągnąć
poprzez wyższą wizję postrzegania istnienia, określoną przez zasady i ideały zupełnie
odmienne od tych nieczystych, niegodnych, podłych. Głównymi drogami do osiągnięcia
szybkiej transformacji stanu świadomości są miłość i altruizm w ich czystej formie. Dla
wrażliwych ludzi czystego serca i szczodrych intencji ta prosta obserwacja jest
naturalnym fundamentem ich wiary, ale dla dumnych, materialistów i egocentryków
taka idea może być co najwyżej żartem, jeśli nie oznaką „nieprzystosowania do
otaczającej rzeczywistości” ze strony tych, którzy jej hołdują. Po pierwsze, kochanie
całym sercem i pomaganie bliźnim gdy są w potrzebie, bez proszenia o nic w zamian,
jest sprzeczne z ich wyobrażeniami o życiu i wartościami, którym służą. Praktycznie
rzecz biorąc, Bóg i rzeczy święte nie znajdują miejsca w ich życiu. Większość z nich
postrzega kwestie związane z sektami, religiami, kościołem i ogólnie elementami
duchowymi jako pewnego rodzaju „amortyzację”, rodzaj niezbędnego czynnika dla
zachowania równowagi społecznej.

Kiedy wciąż zastanawiałem się nad tymi kwestiami, Cezar wrócił do wypowiedzi:
- Ojciec Arsen zwięźle wypunktował główne problemy, które pojawią się w
najbliższej przyszłości w Rumunii, ale radził nam abyśmy nie schodzili z drogi, którą
podjęliśmy, niezależnie od trudności jakie napotkamy. Uderzyło mnie wtedy, że zawsze
mówił w liczbie mnogiej o tym, co powinienem zrobić ja wraz z Obadeą, jakby to była
naturalna rzecz. Przyszłość miała potwierdzić, że miał całkowitą rację. Zakończył nasze
spotkanie nagłym stwierdzeniem, patrząc pułkownikowi prosto w oczy: „Cieszę się, że
twoje serce jest pełne wiary i że wypełniłeś moje wezwanie ze swojego snu. Bóg i Jego
chwała niech będą z wami!”
Po naszym wyjeździe pułkownik Obadea wyjaśnił mi, że tydzień wcześniej miał
bardzo dziwny sen, w którym ojciec Arsen ukazał mu się otoczony oślepiającym
blaskiem, wzywając go stanowczo wraz ze mną do klasztoru w Cernicy.
Poczułem wtedy tę potrzebę i szczególną wiarę w swoim sercu a także stan
delikatnego szczęścia, który nigdy mnie nie opuścił. Tajne szkolenie w bazie w B…
przygotowywało mnie do wydarzeń, które miały nadejść w moim życiu w ciągu
następnych piętnastu lat.

Następnie Cezar przerwał swoją relację, ponieważ otrzymał ważny telefon,
wzywający go pilnie w określone miejsce. Rozstałem się z nim z poczuciem, że
wkroczyłem w niezbadaną sferę, pełną tajemnic i bardzo ważną w kontekście
zbliżających się wydarzeń. Przyswoiłem sobie niejako „w biegu”, na ile pozwalał na to
mój własny poziom zrozumienia, tę mnogość informacji jaka do mnie napłynęła i
wyciągałem wnioski. Gdy coś nie było jasne, zapisywałem to na kartce papieru, aby do
tego wrócić na następnym spotkaniu.
Minęło kilka miesięcy od naszej ostatniej rozmowy, podczas których ustaliłem
główne zagadnienia, a nawet zacząłem tworzyć zarys książki. Przeczytałem też kilka
pozycji na tematy ezoteryczne, zachowując ambiwalentną postawę w ocenie zawartych
tam idei. W ten sposób stopniowo porządkowałem bazę danych, segregując informacje
według stopnia ich oryginalności, tajemniczości, tworząc skarbnicę bezcennego
bogactwa dla wszystkich, którzy mogą być zainteresowani zgłębieniem tematu.

Do czerwca 2003 roku miałem jeszcze dwa spotkania z Cezarem. Treść historii
usłyszanych przy tych okazjach jest zdecydowanie najjaskrawszym dowodem na
potrzebę napisania tej książki. Prawdę mówiąc, uważam te dwie rundy rozmów, kiedy
Cezar ujawnił mi niesamowite prawdy o okultystycznych metodach dominacji nad
światem za najbardziej ekscytujące ze wszystkich. Jednocześnie mogłem też znacznie
głębiej zrozumieć subtelne niuanse dobra i zła, coś, co do tej pory całkowicie
ignorowałem. Wszystkie moralne i psychologiczne implikacje, które przedstawię na
następnych stronach, zostały wyrażone przez Cezara z cierpliwością i wytrwałością,
nawet gdy często prosiłem o dodatkowe wyjaśnienia, ponieważ uważał, że te aspekty są
sednem przesłania, które pragnął przekazać wszystkim ludziom. Z kolei ja byłem zdania,
że biorąc pod uwagę zarówno kontekst narodowy jak i globalny w tamtym czasie,
szczegółowe przedstawienie niektórych planów i działań przerażającej organizacji
okultystycznej było moralnym obowiązkiem i naturalną motywacją do działania.
Moim zdaniem ludzie muszą wiedzieć i być ostrzeżeni o ogromnym zagrożeniu,
jakie stwarza Organizacja. O zagrożeniu, które rozprzestrzenia się na całym świecie jak
plaga. Muszą być poinformowani o metodach przez nią stosowanych, ponieważ
przejawiają się one w życiu codziennym.
Muszą wiedzieć, że jest sposób w jaki można zdusić wszelkie spiski, machinacje i
intrygi , których jedynym celem jest tłumienie każdej tendencji dążenia do wolności.
Ludzie są różni. Różnie czują, myślą i działają. Dlatego informacje, które przedstawię
poniżej jednych uczynią ostrożnymi, wątpiącymi, ironizującymi lub obojętnymi, innymi
natomiast dogłębnie wstrząsną i sprawią, że dostrzegą oni tajniki najstraszliwszej
zarazy, organizacji okultystycznej zwanej masonerią. Podobnie jak ciężka choroba, zżera
ona ciało ludzkości, grożąc jej całkowitą anihilacją.
Światowa masoneria używa jako grota włóczni metody „trendu opinii”. Celuje tą
włócznią w dowolnym kierunku, wszędzie tam gdzie jej interesy są zagrożone. Jednak to
samo narzędzie może i musi zostać obrócone i użyte przeciwko agresorowi. Gdy dojdzie
się do właściwego i głębokiego zrozumienia rzeczywistości, która tylko dla pozoru
odziana jest w piękne szaty, wolność myśli i działania ludzi stanie się źródłem
prawdziwego szczęścia. W rzeczywistości ta wolność myśli i działania jest
najpotężniejszym zagrożeniem dla masonerii, ponieważ pozwala ludziom zdać sobie
sprawę z warunków własnej egzystencji jak i ze sposobu w jaki zbudowane jest
współczesne społeczeństwo. Wolność myśli i działań ludzi nieuchronnie
doprowadziłaby do zdemaskowania i upadku ogromnej piramidy kłamstw, intryg i
fałszywych idei, które były pieczołowicie konstruowane przez masonerię od pokoleń. To
konieczne „przebudzenie” ludzkości do rzeczywistości w której się znajduje, idzie w
parze z wielką przemianą i przejściem całej planety w nową erę duchowej prawdy i
wiedzy.




Rozdział 3
PIERWSZA KONFRONTACJA: GŁĘBOKIE ZŁO


Lata poprzedzające rewolucję 1989 roku to czas intensywnych przygotowań i
testów dla Cezara. Odbywały się one w specjalnym reżimie pracy, narzuconym przez
pułkownika Obadeę. Oprócz eksperymentów program obejmował zajęcia z ekonomii,
polityki i socjologii współczesnej. Ponadto pułkownik zaczął przyznawać Cezarowi
pewien stopień swobody, a nawet wpływów w bazie, przydzielając mu pewne zadania,
które na początku były stosunkowo proste.
- W głębi duszy pułkownik był szczerym i prawym człowiekiem - powiedział mi
Cezar. - Naprawdę chciał dobra kraju i narodu rumuńskiego, dlatego starał się stworzyć
pewne „luki” w systemie komunistycznym, który niemal dusił ludzkie życie. Podobnie
jak ja, Obadea był pod wielkim wrażeniem spotkania z ojcem Arsenem i był
zdeterminowany, aby zastosować się do rad pustelnika.
Już w 1988 roku pułkownik wyjaśnił mi strukturę i cele całego wydziału a także
swoje pomysły na tajne działania dotyczące przygotowania upadku Ceausescu. Chociaż
nie był osamotniony w swoich przygotowaniach do zmiany reżimu, pułkownik Obadea
wolał wnosić swój wkład wyłącznie w ramach funkcjonowania swojego departamentu.
Wkrótce zdałem sobie sprawę z przyczyny. Pułkownik był otoczony potencjalnymi
„ludzkimi zagrożeniami”, ponieważ każda osoba, od szeregowca po szefa sztabu czy
nawet ministra, mogła być zdrajcą lub źródłem wycieku informacji. Byli oczywiście
ludzie, do których można było mieć względne zaufanie, a Obadea miał niemal bezbłędną
intuicję co do ludzi, z którymi współpracował. Był wspierany przez takich
współpracowników, miał doradców, łączników, wpływy i autorytet, ale utrzymywał
relacje z otoczeniem tylko na poziomie, który mógłbym nazwać „peryferyjnym”, nie
dając im dostępu do sedna sprawy czy planowanej akcji.
Chcąc być jak najbardziej efektywnym, pułkownik Obadea zdał sobie sprawę, że
nie może w pojedynkę realizować swoich planów. W rzeczywistości nie miał na to czasu,
ponieważ kierowanie oddziałem wymagało ciężkiej pracy. Dlatego potrzebował kogoś,
komu mógłby w pełni zaufać, kogoś nieprzekupnego, oddanego szlachetnej idei i
trzymającego się z dala od zakulisowych rozgrywek. Pomysł wyszkolenia takiego
współpracownika przyszedł mu do głowy kilka lat wcześniej, kiedy zauważył, że
większość osób przybywających do bazy to dzieci. Po długich obserwacjach Obadea
uznał, że spełniałem jego kryteria. Tak więc w latach poprzedzających Rewolucję
znacznie zintensyfikował moje szkolenie. Mógłbym też powiedzieć, że związek między
nami zaczął wykraczać poza zwykłe relacje przełożony-podwładny, ponieważ wchodził
na bardziej wrażliwe poziomy duszy. W rzeczywistości przerodził się w otwartą
przyjaźń pełną zaufania i wzajemnego szacunku. W zasadzie nie było między nami
różnicy zdań ani rozbieżności co do celów ani pomysłów ich realizacji.
Jednak musieliśmy być bardzo czujni, bo w czasach niestabilności, terroru i
korupcji niespodzianki pojawiały się z najmniej oczekiwanej strony.
Na poziomie bezpieczeństwa państwa wzmacniała się tendencja zmierzająca do
wchłonięcia DZ, ponieważ, chociaż był częścią jednego systemu, posiadał autonomię,
która drażniła dumę niektórych ludzi. Pułkownik Obadea wiedział jednak aż za dobrze,
że „rozpuszczenie” departamentu w innych strukturach Securitate automatycznie
doprowadziłoby do jego „upolitycznienia” a w konsekwencji zmniejszenia skuteczności
wykonywanych przez siebie działań. Co więcej, na zarządzanie departamentem
zyskałyby wpływ zewnętrzne czynniki polityczne, a korupcją przesiąknąłby do korzeni.
Znaczenie DZ bardzo wzrosło, zwłaszcza z powodu serii zadziwiających odkryć,
które miały miejsce w ostatnich latach w różnych częściach kraju, o których mogę teraz
mówić tylko ogólnikowo. Oprócz prowadzenia badań parapsychologicznych na
uzdolnionych osobach i pełnienia roli „żłobka” dla dzieci o zdolnościach
paranormalnych, DZ przejął również badania i ściśle tajne interwencje w kluczowych
sprawach o znaczeniu strategicznym i naukowym. W tym celu stworzono ogromną bazę
danych i powołano paramilitarny zespół interwencyjny wyposażony w
najnowocześniejszy sprzęt.
Gdy występował przypadek tzw. „czerwonego kodu”, uruchamiano alarm, a
interwencja była bardzo szybka. Cel był realizowany w kilku błyskawicznych krokach:
przemieszczenie się do odpowiedniej lokalizacji, zabezpieczenie terenu, rozpoznanie
specyfiki odkrycia, przeprowadzenie wstępnej analizy naukowej i zamknięcie obszaru.
Interwencje „czerwonego kodu”, które z pewnego punktu widzenia są najbardziej
spektakularne, mają miejsce dopiero po pewnych wstępnych ustaleniach, aby uniknąć
wysyłania elitarnego korpusu na misje w mniej ważnych sprawach. Akcje te stanowią
wielką tajemnicę państwową, dlatego ustalone są pewne standardowe procedury
dotyczące zaangażowania osób należących do specjalnej grupy interwencyjnej.
Z biegiem czasu zaczęło dochodzić do różnych ataków ze strony niektórych
polityków, a nawet rozpowszechniania fałszywych doniesień dotyczących działalności
departamentu, na które zwracano uwagę Ceauşescu, ale takie działania podkreślały
zaletę ograniczenia dostępu do informacji do trzech osób (płk. Obadea, dyktator, szef
Securitate), szybko wykazując oszustwo, stąd próby usunięcia Obadei z powodu jego
rzekomej niekompetencji kończyły się niepowodzeniem. „Amatorzy” nigdy nie mogli
zbudować realnego scenariusza taktycznego z tego prostego powodu, że wycieki
informacji prawie nie istniały, dlatego musieli wymyślać historie i kłamać.
Naciskany z wielu stron (najbardziej jadowity spisek wyszedł wówczas od
ówczesnego szefa Securitate), będąc w coraz bardziej opłakanym położeniu z powodu
niepokojących informacji o możliwym upadku bloku wschodniego w Europie, Ceausescu
mógł łatwo podjąć niefortunną decyzję. Dlatego pułkownik zadbał aby przedstawić mu
najważniejsze odkrycia oraz inne kluczowe i tajne elementy w bardzo jasnym, szczerym
i prostym świetle. To przekonało głowę państwa do dalszego zapewniania mu swobody
działania. Po rozwiązaniu problemu zaufania ze strony Ceausescu, Obadea mógł skupić
się na starannych przygotowaniach do okresu przejściowego, który nastąpi po zmianie
reżimu. Wiedział już, że to tylko kwestia czasu.

Począwszy od lata 1989 r. pułkownika Obadea działał już bardzo gorączkowo. Ja


sam mogłem go spotkać zaledwie kilka razy przed końcem roku.
Chociaż nie miałem dostępu do informacji z zewnątrz, intuicja podpowiadała mi, że na
szczeblu krajowym szykuje się coś bardzo ważnego. Ale są to kwestie, które już dobrze
znasz, więc nie ma sensu wchodzić teraz w szczegóły. Dlatego skupię się obecnie
głównie na opisie metod działania departamentu.
Gdy dochodzi do bardzo ważnego odkrycia, informacje otrzymywane są
niezwykle szybko, ponieważ w takich przypadkach pierwszymi instytucjami, z którymi
należy się kontaktować są policja i rumuński wywiad (SRI). Zgodnie z bardzo
rygorystycznym protokołem, który jasno określa charakter odkryć i ich wagę, następuje
weryfikacja. Następnie natychmiast powiadamiany jest DZ, a nasze zespoły wysyłane są
na dany obszar. Jest bardzo jasna procedura dotycząca działań, jakie należy podjąć w
takich przypadkach. Począwszy od 1988 r. sam wchodziłem w skład głównego zespołu
interwencyjnego, przenosząc się z nim do różnych miejsc, do których zostaliśmy
wezwani. Moje członkostwo w zespole było wynikiem rozkazu samego pułkownika
Obadei, a rola polegała na ocenie stopnia zagrożenia w przypadku ważnych odkryć i
zasugerowaniu konkretnej procedury śledztwa w całkowicie bezpiecznych warunkach.
W głównej drużynie był także kapitan Securitate, który działał jako jej dowódca i
który musiał podejmować niezbędne decyzje na miejscu, po przedstawieniu moich
wniosków. Gdy sytuacja była bardzo nietypowa, natychmiast zgłaszał ten fakt do
pułkownika Obadei i czekał na jego decyzję.
Nasz zespół składał się również z trzech bardzo dobrze wyszkolonych żołnierzy z
oddziałów elitarnych, którzy działali jako osłona w toczącym się dochodzeniu. Dostępny
był też drugi zespół składający się przeważnie z czterech członków, naukowców i
badaczy, ale ich liczba mogła się wahać w zależności od kategorii odkrycia. To oni
wchodzili później w obręb obszaru wyznaczającego granicę odkrycia i przeprowadzali
pierwszą, całościową naukową analizę znalezionych tam obiektów. Trzeci i ostatni
zespół składał się z personelu wojskowego, którego zadaniem było zapewnienie
bezpieczeństwa obszaru, jego zamknięcie i niezbędna logistyka. W zależności od wagi
odkrycia informowano również pułkownika Obadeę, który przybywał na miejsce tak
szybko, jak to możliwe.
Czasami jednak mogą pojawić się nieprzewidziane zdarzenia. Na przykład w
1981 r., gdy nie istniał jeszcze system interwencji zespołowej, a procedury operacyjne
nie były opracowane, DZ został poproszony o interwencję na obszarze górskim w
pobliżu przełomu Buzau na łuku pasma górskiego Karpat. Był to bardzo odległy i słabo
zaludniony obszar.
Dwóch braci alpinistów trenowało, wspinając się na wysoką, odosobnioną skałę.
Ściana była bardzo stroma a w górnej części tworzyła coś w rodzaju wnęki co było
prawdziwym wyzwaniem dla alpinistów. Jeden z braci wspiął się na około trzy czwarte
wysokości i tam zauważył dziwne znaki wyryte w kamieniu, prawie całkowicie
zniszczone upływem czasu. Kiedy dotarł na szczyt wąskiej platformy skalnej, schylił się i
podniósł bardzo dziwny żółty przedmiot, który wyglądał jak łańcuch. W następnej chwili
nagle zniknął, pozostawiając brata z oniemiałym wyrazem twarzy u podnóża skały.
Zaalarmowano lokalną milicję, powiadomiono także o zdarzeniu rodziców braci
w Braili. Początkowo funkcjonariusze podejrzewali, że ten, kto ich wezwał, żartuje.
Grozili mu nawet, sądząc że się z nich nabija. Ale ojciec braci, sam były alpinista, wspiął
się na skałę, podniósł przedmiot i natychmiast zniknął na oczach ponad dziesięciu
świadków. Sprawa przybrała niebezpieczny obrót. Kilku oficerów Securitate z
Bukaresztu przybyło natychmiast na miejsce zdarzenia.
Tego samego wieczoru wezwano DZ. Oddział wojskowy zamknął obszar w
promieniu stu metrów wokół skały. Członkowie innego zespołu Securitate zajęli się
dezinformowaniem mieszkańców wioski i uspokajaniem naocznych świadków.
Poznałem wszystkie te szczegóły ze ściśle tajnych akt wydarzenia, które
dokładnie przejrzałem już po rewolucji. Dwadzieścia lat temu nie miałem jeszcze
dostępu do takich danych, ponieważ byłem tylko dzieckiem, które niedługo wcześniej
przywiezione zostało do bazy w B..... Mimo to wydaje się, że niektóre elementy
ujawniono w prasie wiele lat po tym wydarzeniu, być może ze względu na fakt, że na
miejscu było obecnych kilku polityków i naukowców. Tego rodzaju zdarzenia, podczas
których informacji nie można całkowicie zablokować, są rejestrowane pod specjalnym
kodem i nazywane „zdarzeniami typu K”. Są to zwykle sytuacje ekstremalne,
nieprzewidywalne lub generujące różne dalsze komplikacje.
W ciągu następnych dni helikopter skanował obszar wokół skały. Ów przedmiot
okazał się w rzeczywistości czymś w rodzaju dźwigni zakotwiczonej w skale lecz nikt nie
był w stanie wyjaśnić kto, jak i po co ją wykonał. Napis na ścianie skały pozostał również
zagadką, choć liczne zdjęcia znaków zostały powysyłane do analizy do najbardziej
wyspecjalizowanych ośrodków w kraju i na świecie. Chociaż istniały pewne
podobieństwa w kształcie, nie można było ustalić wyraźnej zgodności z żadnym ze
starożytnych pism.
Miałem dostęp do wszystkich zdjęć zrobionych pod różnymi kątami i mogłem na
własne oczy przekonać się, że te znaki mają rzeczywiście dziwny charakter. Wydawały
się bardzo stare, ale nadal czytelne, choć w dużej mierze pokryte mchem.
Brak doświadczenia oraz presja wywołana paniką były powodem podjęcia przez
odpowiedzialne osoby decyzji o wysadzeniu skały. Później okazało się, że był to rozkaz
wydany przez najwyższych urzędników z Bukaresztu.
Obecnie, dwadzieścia lat po incydencie teren jest całkowicie „czysty”. Dwóch
zaginionych mężczyzn nigdy się nie odnalazło. Co ciekawe, po wysadzeniu skały, na jej
miejscu utrzymywał się jasnozielony półprzezroczysty kontur przypominający parę.
Jednak po kilku dniach zniknął.
To tylko jeden z wielu przykładów „zdarzeń typu K” istniejących w archiwach DZ.
Mają one duże znaczenie, a zawarte w nich informacje są tajne. Istnieje wiele innych
zdarzeń, które można zaliczyć do kategorii „K”, zwłaszcza incydenty, które miały miejsce
po 1992 r.
Cezar opowiedział mi jeszcze o dwóch innych niesamowitych przypadkach, ale
poprosił abym nie wspominał o nich w książce, ponieważ dotyczyły rumuńskich
zasobów ziemskich i dlatego zaklasyfikowano je jako tajemnicę państwową.


„Skok” po rewolucji


- Paradoksalnie, na funkcjonowanie Departamentu Zero podmuch Rewolucji nie
wywarł niemal żadnego wpływu - kontynuował Cezar, wracając do głównych wydarzeń
z tamtego okresu swgo życia - mogły być ku temu dwa powody. Z jednej strony niemal
doskonała izolacja i autonomia, jaką pułkownik zapewnił departamentowi, z drugiej
strony, od dawna wyczuwano tu już nieuchronność odsunięcia Ceausescu od władzy,
chociaż nigdy nie wyrażano tego otwarcie. Jednak nie pora aby mówić teraz o
okultystycznej stronie przewrotu 1989 roku w Rumunii. Wspominam o tym, bo wraz z
nastaniem dekady po rewolucji, wkroczyłem w nowe etap życia.
Wiosną 1990 roku, kilka miesięcy po zmianie władzy, po raz pierwszy zostałem
przeniesiony z B… do Valea Ursului, w pobliżu góry G… w rejonie masywu Retezat. W
odróżnieniu od bazy, w której spędziłem dziesięć lat mojego życia, ta miała dwa
dodatkowe poziomy pod ziemią, posiadała najnowocześniejszy sprzęt i bardzo dobrze
wyszkolony personel.
Pod koniec roku pułkownik zdradził mi, że doktor Xien opuścił Rumunię z
przyczyn niezależnych od jego woli. To była smuta wiadomość. Doktor Xien prowadził
mnie przez skomplikowany labirynt wiedzy o rzeczywistościach, których istnienia
zwykli ludzie nawet nie podejrzewają. Stosował bardzo dziwne i różnorodne metody,
ale zawsze działał w ciszy. Był niezwykle kompetentnym przewodnikiem duchowym,
służąc pomocą w wielu trudnych sytuacjach. W rzeczywistości była to wyjątkowa, wręcz
magiczna postać, o której niewiele wiedziały nawet rumuńskie służby, choć stale go
obserwowały.
Nagłe i pozornie niewytłumaczalne zniknięcie doktora Xien wywołało
zauważalną zmianę w moim życiu. Miałem dwadzieścia jeden lat i duże doświadczenie w
pracy w departamencie. Do tego dochodziły pewne moje zdolności psychiczne, które
pozwalały mi radzić sobie w wielu delikatnych i niebezpiecznych sytuacjach. Biorąc pod
uwagę te argumenty a jednocześnie dobrze pamiętając radę, której udzielił mu prawie
pięć lat wcześniej ojciec Arsen, pułkownik Obadea zaproponował mi techniczne
kierownictwo nad Departamentem Zero. Wiedziałem, że pułkownik od dawna rozważał
taki ruch. Przyjąłem ofertę bez wahania.
Nowe stanowisko dawało mi bardzo silną pozycję. Moim jedynym i
bezpośrednim zwierzchnikiem był pułkownik Obadea, a nad nim tylko głowa państwa
(choć do pewnego stopnia także szef służby bezpieczeństwa). Prawdopodobnie, abym
mógł objąć to stanowisko, pułkownik musiał wykonać wiele zakulisowych manewrów.
Finansowanie departamentu, to duży sukces prowadzonej przez niego polityki,
w wyniku której podmiot ten był pod wieloma względami „niewidzialny” wśród innych
jednostek wywiadu. Nie było żadnych archiwów zewnętrznych, żadnych akt czy
informacji poza samym wydziałem – jedynym dowodem jego istnienia. Wszystko było
scentralizowane w bazie w Valea Ursului, do której dostęp mieli wyłącznie upoważnieni
pracownicy. Dlatego prawie nikt o nim nie wiedział, a tym bardziej nie znana była jego
lokalizacja.
Poza uczestnictwem w „zdarzeniach typu K”, moja nominacja wiązała się z
wieloma wyjazdami w różne rejony kraju. Limuzyna, dwóch ochroniarzy i na
bezpośrednią prośbę helikopter, który był własnością wydziału, były zawsze do mojej
dyspozycji.
W 1992 r. unormowane zostały stosunki między DZ a Prezydentem. Po śmierci
Ceausescu prawie nikt nie wiedział o istnieniu departamentu, więc głowa państwa
zażądała natychmiastowego, całkowitego podporządkowania i upolitycznienia DZ w
niewypowiedzianej, ale oczywistej intencji posiadania scentralizowanej kontroli nad
wszystkimi strukturami rumuńskiego wywiadu.
Towarzyszyłem pułkownikowi Obadei w jego tajnym spotkaniu z Prezydentem.
Trwało ponad cztery godziny. Szef państwa chciał nawet zmienić strukturę resortu i
połączyć DZ z kilkoma innymi sekcjami odziedziczonymi po czasach dyktatury. Jednak
po przedstawieniu niektórych szokujących realiów, które zostały wtedy ujawnione wraz
z ich poważnymi implikacjami dla politycznej i gospodarczej stabilności kraju,
zdumienie Prezydenta pozostawiło pole do porozumienia, podobnego do tego sprzed
rewolucji, z zastrzeżeniem, że Szef rumuńskich służb wywiadowczych miał również
dysponować dostępem do informacji. Rozmowa z tym ostatnim odbyła się miesiąc
później i nie przysporzyła żadnych problemów. Wręcz przeciwnie, przyniosła nawet
pewne usprawnienia administracyjno - proceduralne.
Jedną z propozycji było utworzenie sekcji pełniącej funkcję „bufora” pomiędzy
służbami wywiadowczymi a Departamentem Zero. W rzeczywistości sekcja ta
funkcjonuje obecnie jako jednostka zbierająca i porządkująca konkretne informacje
dotyczące tajnego sektora dziwnych odkryć i wydarzeń. Ponieważ nie wszystkie takie
informacje i zdarzenia leżały w gestii Departamentu Zero, niektóre z nich były
przekierowywane do innych działów rumuńskich służb wywiadowczych. Sekcja „bufor”
otrzymała nazwę „Komisji ds. analizy nietypowych zdarzeń” i działała w oparciu o
wspólne kadry, czyli pracowników rumuńskich służb wywiadowczych i Departamentu
Zero. Zdecydowano jednak, że to jeden z naszych pracowników zostanie kierownikiem
sekcji ze względu na wymaganą fachowość w tej dziedzinie. I to ja otrzymałem to
stanowisko, jako rozszerzenie dotychczasowego, na poziomie Departamentu Zero.
Szef rumuńskich służb wywiadowczych protestował początkowo, wskazując na
mój młody wiek, będący znacznie poniżej oficjalnie ustalonych standardów. Słusznie
argumentował, że jest nie do pomyślenia, aby taka młoda osoba skutecznie prowadziła
tak zakrojone działania, lecz pułkownik Obadea ostatecznie go uspokoił, biorąc całą
odpowiedzialność na siebie.
Ze względu na mój szczególny status oraz bezpośredni dostęp do wielkich
tajemnic państwowych, potrzebowałem maksymalnej swobody działania, wykraczającej
nawet ponad immunitet parlamentarny. Ponieważ moje funkcje nie zostały
upolitycznione, moja akredytacja swobodnego i bezwzględnego dostępu wymagała
specjalnego identyfikatora podpisanego osobiście przez Prezydenta i opatrzonego
kodem DZ/A-0 […] z numeracją zależną od liczby osób, którym takowe wydano.
Posiadaczy takich „kart dostępu” jest bardzo niewielu i należą oni do najbardziej
utajnionych struktur rumuńskiego wywiadu i armii.
W latach 1992–1993 przejrzałem wszystkie akta wydziału, aby uzyskać aktualne
informacje o stanie rzeczy. Przyjrzałem się uważnie najbardziej tajnym przypadkom i
udałem się do dobrze ukrytych, niesamowitych miejsc. Jednak jest to nadal
przedmiotem domeny, której nie można jeszcze ujawniać.
Siedzibę założyłem w bazie w Valea Ursului. Powołałem równoległy, drugi
specjalny zespół interwencyjny do spraw mniejszej wagi. Do 2001 roku udało nam się
skonsolidować partnerskie stosunki z rumuńskimi służbami wywiadowczymi i
przekazaliśmy niezbędne informacje Najwyższej Radzie Obrony Narodowej (SCND).
Pułkownik Obadea w pełni mi ufał i mimo, iż wielkimi krokami zbliżał się do emerytury,
był nadal zaangażowany i bardzo zadowolony ze sposobu, w jaki funkcjonował wydział.
Awansował do stopnia generała rumuńskich służb wywiadowczych (SRI) i mógł
powiedzieć, że wiele z jego planów urzeczywistniło się.

Tak z grubsza wygląda ogólny obraz obecnej sytuacji w departamencie..
2002 był przełomowym rokiem, jeśli chodzi o moje zaangażowanie w bardzo
ważne wydarzenia i wynikające z nich głębokie implikacje zarówno na poziomie
krajowym, jak i globalnym, ale porozmawiamy o tym na naszym następnym spotkaniu,
ponieważ chodzi o to, abyśmy skupili się teraz przede wszystkim na głównym temacie,
który koniecznie wymaga ujawnienia.
Zrozumiesz, że rzeczywistość jest zupełnie inna od tej, jaka jest przedstawiana
ludziom.
Wziąłem głęboki oddech, jakbym właśnie wychodził z głębokiego transu. Nie
miałem pojęcia, co miało zostać ujawnione, ale czułem, że doszliśmy do sedna sprawy.
Cezar powiedział mi, że w rzeczywistości to jest właśnie ten główny powód, dla
którego chciał, żebym napisał tę książkę.

Spotkałem się z nim jeszcze tylko dwa razy. W tym czasie opisał mi szczegółowo
wydarzenia, które można uznać za kluczowe dla losów kraju.
Po raz ostatni spotkaliśmy się w czerwcu 2003 roku i wtedy ze zdumieniem
dowiedziałem się o tajemniczym miejscu w górach Bucegi, gdzie dwa miesiące później
dokonano przełomowego odkrycia. Mimo, że wydarzenia potem nabrały wielkiego
tempa, Cezar stworzył mi niespodziewaną okazję znalezienia się w miejscu odkrycia i
zobaczenia na własne oczy tajnej struktury wnętrza góry. Wymagało to specjalnych
starań z jego strony, a zwłaszcza ze strony generała Obadei w czasie, gdy sprawy
wymykały się już spod kontroli.
Ta decyzja o wezwaniu mnie tam niemal natychmiast po odkryciu, okazała się
bezcenna, ponieważ już kilka dni później wydarzenia przybrały niezwykle
skomplikowany obrót. Wynikało to z presji dyplomatycznej Stanów Zjednoczonych,
które żądały prawa do natychmiastowej obecności na miejscu ich w pełni wyposażonych
zespołów i zaawansowanej technologii. Od tego momentu nikt, bez upoważnienia
Prezydenta nie mógł przekroczyć barier bezpieczeństwa strzeżonych zarówno przez
żołnierzy rumuńskich, jak i amerykańskich. Dlatego myślę, że miałem wielkie szczęście,
a nawet zaszczyt, że mogłem zobaczyć na własne oczy to, co wielu ludziom wyda się
wprost niewiarygodne. W ciągu kilku godzin, które spędziłem w centralnym rejonie tego
ewenementu Cezar opowiedział mi pokrótce o wydarzeniach (niektóre z nich były
dramatyczne) związanych z odkryciem. Zwrócił mi krótko uwagę na konsekwencje,
jakie ono wywołało w swoim bezpośrednim następstwie, a także na główne stadia
interwencji USA w tej sprawie.
We wrześniu 2003 r. otrzymałem od niego więcej wiadomości za pośrednictwem
specjalnego kuriera, który organizował nasze spotkania w ostatnich latach. Przy tej
okazji kurier ułatwił mi rozmowę telefoniczną z Cezarem na prywatnej linii za pomocą
specjalnie zabezpieczonego telefonu. Cezar opowiedział mi wtedy o niektórych
konkretnych aspektach negocjacji rumuńsko-amerykańskich, o których niedawno się
dowiedział, oraz o tym, że za kilka dni ma wyruszyć na „wielką wyprawę”. Podał mi
ogólne dane na jej temat. Nie wiedział, jak długo potrwa ta wyprawa, ale obiecał
przekazać mi wszystkie szczegóły po powrocie. Po chwili wahania zasugerował, że w
zasadzie mam już wystarczającą ilość informacji, aby napisać i opublikować książkę
zawierającą najważniejsze przesłanie. Podobnie jak ja, uważał, że ludzie mają prawo
znać prawdziwą rzeczywistość i podejmować własne decyzje dotyczące swojej
przyszłości.
To był ostatni raz, kiedy miałem kontakt werbalny z Cezarem. Kilka tygodni temu,
prawie rok po tej rozmowie telefonicznej, a dokładnie w okresie, gdy pisałem ostatnią
część książki, otrzymałem sygnały o jego powrocie z „wielkiej wyprawy”. Bardzo
zelektryzowała mnie myśl o kolejnym spotkaniu, podczas którego mógłbym poznać
nowe elementy, których charakter, wierzyłem, był wyjątkowy.
Wróćmy jednak do relacji Cezara z wydarzeń podczas naszego przedostatniego
spotkania.
Fakty, które mi szczegółowo przedstawił, są bez wątpienia prawdziwą kopalnią
wiedzy o kulisach zorganizowanego globalnego wolnomularstwa. Koncepcja, ogólna
wizja, intencje i sposoby działania masonerii, o których Cezar opowiedział mi w
pamiętnej syntezie jego rozmowy z jednym z czołowych przedstawicieli tej światowej
organizacji, sprawiły, że zrozumiałem iż wyrażenie „wilk w owczej skórze” znakomicie
opisuje jej styl działania. Z drugiej strony, paradoksalnie, gdyby nie ta inicjatywa
masonów, nie wiem, kiedy i jak doszłoby do tego przełomowego odkrycia w górach
Bucegi.
Ścieżka przeznaczenia ludzkości bywa zbyt zawiła aby ludzki umysł mógł pojąć
całą jej złożoność. Czasami pozostaje nam jedynie możliwość ujrzenia poprzez analizę
retrospektywną oszałamiającej gmatwaniny zdarzeń, wzajemnych relacji istot ludzkich,
indywidualnych losów, zbiegów okoliczności, które splotły się po to, aby dać ostateczny
wynik, który można uznać za prawdziwy krok naprzód dla ludzkości. Nawet jeśli nie
potrafimy szczegółowo zrozumieć tych bardzo skomplikowanych kombinacji i działań
sił subtelnych, to możemy jednak zorientować się po efektach, jakie generują one w
określonych momentach determinowanych przez okoliczności. A te okoliczności to
konkretne warunki czasu i przestrzeni, które są konieczne do wywołania zdarzeń o
kluczowym znaczeniu, nawet na poziomie globalnym.

Kiedy ponownie spotkałem Cezara, kilka miesięcy po naszej ostatniej rozmowie,
podchwycił swoją opowieść dokładnie tam, gdzie skończył, jakby zrobił tylko krótką
przerwę na łyk wody.
- W maju 2002 roku byłem w bazie w Valea Ursului o kryptonimie „Alfa”. Był to
czas, kiedy głęboko pochłonęła mnie analiza tajnych akt wydziału, obejmujących ponad
dwudziestoletni okres badań i prac terenowych prowadzonych przez specjalne zespoły
interwencyjne.
Pewnego spokojnego popołudnia siedząc w biurze, pochłonięty lekturą,
odebrałem telefon na bezpośrednim łączu o maksymalnym statusie bezpieczeństwa od
generała Obadei. Byłem zaskoczony, ponieważ widzieliśmy się raptem dzień wcześniej,
a ta linia była zarezerwowana wyłącznie dla połączeń alarmowych i ściśle tajnych.
Ostrzegł mnie, że za kilka godzin bardzo ważna osoba zamierza złożyć mi wizytę. Zechce
porozmawiać na osobności. Lekko zmieszany ton głosu generała i mglisty sposób
sformułowania treści wiadomości również mnie zaskoczyły, ponieważ nigdy wcześniej
nie zauważyłem u niego żadnej z tych cech. Powiedział mi, że nie wie kim jest ta osoba i
że nie ma żadnych dodatkowych informacji poza tą, że prośba o spotkanie nadeszła z
rumuńskich służb wywiadu w wyniku interwencji rządu.
Człowiek, o którym mowa, był obcokrajowcem, ale znał Rumunię i biegle władał
rumuńskim. Wywiad rumuński wiedział tylko, że był członkiem bardzo prominentnej
loży masońskiej we Włoszech o wysokiej randze szlacheckiej i wielkich wpływach
finansowych w Rumunii. Jego powiązania polityczne musiały być również bardzo
potężne, skoro udało mu się przeniknąć przez „mur” rumuńskich służb wywiadowczych
i przedostać się do Departamentu Zero. Ale to skąd mnie znał, i jak dowiedział się o
istnieniu wydziału, i o tym, że byłem dyrektorem wykonawczym, pozostało tajemnicą.
Zrozumiałem, że siła wpływu tego człowieka musi być ogromna skoro przedarł się przez
całą hierarchię rządu i systemu bezpieczeństwa kraju, nawet nie ukrywając tego faktu.
Mogłem tylko czekać na rozmowę, nie znając jej celu.
W równaniu były same niewiadome poza szybkością, z jaką miało odbyć się
spotkanie. W swej głębi dostrzegłem uczucie niejasnego ciężaru i presji w związku z tą
osobą. Wtedy intuicyjnie uświadomiłem sobie po raz pierwszy charakter tego spotkania.
Miała to być trudna walka, ponieważ już odczuwałem „ciężkie” promieniowanie tej
istoty jako nieprzyjemną chmurę ukrywającą swe prawdziwe intencje.
Zostało kilka godzin do jego przybycia, więc wykorzystałem dostępny czas
zamykając się w pokoju i pogrążając w głębokiej medytacji, aby dowiedzieć się więcej o
tej osobie

Byłem zdumiony. Wiedziałem już, że Cezar ma specjalne moce psychiczne, o
których wspominał mi tylko mgliście, z dużą skromnością i w sposób jak najbardziej
naturalny. W mojej obecności objawił je dwa lub trzy razy w pewnych kluczowych
sytuacjach, aby pośrednio pokazać mi, że jego historia nie była fikcyjna. Chwile były tak
dobrane aby nie wywołać we mnie zbyt wielkiego wstrząsu. Nie wiedziałem jednak, że
ma on zdolność zbierania informacji podczas medytacji. Nie mogłem zrozumieć, jak to
możliwe. Chcąc dowiedzieć się więcej o tej tajemnicy, zapytałem go, jak może uzyskać
dostęp do informacji, o których wcześniej nic nie wiedział.
- Można powiedzieć, że subtelne pole wiedzy, które przywołuję podczas
medytacji, kiedy chcę uzyskać informacje, jest rodzajem rozległego eteru. Ale to nie jest
eter, do którego odwołuje się współczesna nauka - zaczął Cezar. - Z tej subtelnej
rzeczywistości pochodzą wszystkie rzeczy i zjawiska, wszelkie myśli i wszelka materia.
Ogólnie mówiąc, wszystkie informacje nabierają kształtu w świecie fizycznym. To z tego
praktycznie nieskończonego oceanu poszczególnych „kodów”, wszystkie nasze intencje,
myśli i idee stopniowo nabierają coraz wyraźniejszej formy by w końcu zacząć budzić
nasze zmysły już na poziomie percepcji zwykłej istoty w świecie fizycznym.
Wyobraź sobie na przykład masę unoszącej się pary. Składa się ona z oparów
wody złożonych z bardzo drobnych cząstek unoszących się w powietrzu. Jeśli ktoś
zacznie obniżać temperaturę, to opary wody będą się zamieniać w krople wody - to
znaczy będą w stanie połączonym gęstszym niż opary, które reprezentowały stan
gazowy wody. Jeśli jeszcze bardziej obniżymy temperaturę, wówczas woda w stanie
ciekłym zamieni się w lód, który jest materią stałą, najgęstszym z połączonych stanów.
Zasada jest prosta: te same atomy wody, początkowo występujące jako para,
zamieniają się w wyniku kolejnych przemian w lód. Na zasadzie analogii, każdy rodzaj
informacji, który przybiera kształt na poziomie fizycznym, podąża tą samą ścieżką: z
góry na dół. W swoim surowym stanie utajonym informacja jest niczym innym jak
pewną formą wibrującej energii, charakterystycznej dla każdego elementu. Subtelny
uniwersalny eter, o którym wspomniałem wcześniej, jest środowiskiem mieszczącym
nieskończoność idei, myśli, intencji i możliwości. Dlatego wszystko sprowadza się do
dostępu do informacji na odpowiednim poziomie wibracji, który jest częścią
nieskończonego oceanu energetycznych częstotliwości wibracji w eterze wszechświata.
Jest to najtrudniejsze do zrobienia, ponieważ przede wszystkim należy posiadać
odpowiedni poziom świadomości, aby być świadomym istnienia subtelnego,
uniwersalnego eteru, a także trzeba mieć zdolność bardzo dokładnego wybierania
docelowej częstotliwości drgań energetycznych spośród wielu dostępnych. -
Na kartce papieru Cezar zrobił rysunek, aby ułatwić zrozumienie.
- Skoncentrowany umysł, który jest dobrze przygotowany i oczyszczony z
błędnych i pasożytniczych myśli, ma zdolność przenikania subtelnych planów
manifestacji do poziomu uniwersalnego eteru, o którym wspomniałem, który
przypomina gigantyczną przestrzeń i obdarzony jest bardzo szczególną naturą.



Uprzedmiotowienie idei przyczynowych na poziomie planu fizycznego


Energie wibracyjne (określone „długości
fal”) wszechobejmującego subtelnego
eteru, które są źródłem-przyczyną
UNIWERSALNY SUBTELNY ETER wszelkich obiektywnych przejawów na
płaszczyznach Kreacji.

Kolejne plany manifestacji, coraz


bardziej zgrubne, w których źródła
energii-przyczyny zmniejszają swoje
wibracje, aż zmaterializują się na
poziomie planu fizycznego.

Płaszczyzna fizyczna, najgrubsza


(najniższa częstotliwość wibracji) w
hierarchii płaszczyzn manifestacji.


KONKRETYZACJA silny i skupiony umysł

POMYSŁÓW NA

POZIOM PLANU
FIZYCZNEGO



W tej niezwykle rozległej przestrzeni można zidentyfikować konkretny „ślad”
lub inaczej, określoną częstotliwość drgań dowolnego aspektu: istoty, przedmiotu lub
zjawiska, które mogą nas interesować. Prawdziwym wyzwaniem jest właściwy dobór
poszukiwanej częstotliwości drgań, podobnie jak podczas przesuwania suwaka w lewo i
w prawo na skali częstotliwości w poszukiwaniu stacji radiowej.
Być może zapytasz, jak umysł może wybrać tylko jedną konkretną
częstotliwość z nieskończonej liczby dostępnych. Proces jest prosty i oparty na
uniwersalnym prawie wibracji. Wszystko, co istnieje we wszechświecie i jest w
określony sposób zdefiniowane (czy to byt, przedmiot, zjawisko czy emocja) posiada
„odcisk” wibracji, specyficzny, niepowtarzalny „marker”, umożliwiający precyzyjną
identyfikację w dowolnym punkcie wszechświata. Jest to indywidualna długość fali,
bardzo przypominająca spiralę DNA, unikalną dla każdej istoty. Wystarczy tylko
„przełączyć przycisk” z jednej długości fali na tę odpowiednią długość, którą chce się
znaleźć. Jest to podstawowe prawo fizyki nazywane prawem rezonansu.
Oczywiście wszystko to wymaga długiej i solidnej praktyki, ale wyniki są
równie satysfakcjonujące, jak włożony wysiłek.
Nie uczyniłem nic innego poza wiernym zastosowaniem tej zasady, skupiając
się na „subtelnym obrazie” lub „długości fali” osoby, której się spodziewałem, nawet
jeśli nigdy wcześniej jej nie spotkałem i nic o niej nie wiedziałem poza informacjami,
które miałem od generała Obadei. Chociaż było ich niewiele, wystarczyły. Moja wola i
intensywne skupienie szybko ustanowiły niezbędne warunki rezonansu z „subtelnym
śladem” tej osoby.
Muszę jednak przyznać, że to zjawisko nie jest tak proste jak jego opis. Potrzeba
długiego okresu wymagającej praktyki, aby móc to zrobić oraz wysokiego poziomu
świadomości. Dokładność informacji jakie pozyskamy, zależy z jednej strony od jasności
własnego umysłu - który w takiej chwili powinien być nieruchomy jak tafla górskiego
stawu – a z drugiej strony od zdolności konfigurowania określonych warunków
rezonansu poprzez potężne przywołanie tego, co się chce wiedzieć. W tym momencie
następuje „dostrojenie się” (z większą lub mniejszą finezją) do określonej częstotliwości
drgań wywoływanej istoty. Jeśli ci się to uda, będziesz widział w sposób bezpośredni i
intuicyjny subtelny obraz tej osoby we wszystkich jej aspektach, nawet jeśli uważa, że
niektóre z nich nie są znane innym ludziom. Prawdą jest, jak już wspomniałem, że
problem jest bardziej złożony, ale najważniejsze jest to, że każdy człowiek, który ma
taką wolę i wytrwa, może tę moc uzyskać.
Ale wrócę do tej wizyty, za którą kryła się bardzo ważna tajemna przyczyna,
której początkowo mimo wszystko nie umiałem rozszyfrować.

Następnie Cezar szczegółowo opisał tajemnicze spotkanie w bazie „Alfa”, które
wstrząsnęło mną do głębi i stało się ostatecznym argumentem do napisania tej książki.

Aby narracja miała płynność i dla lepszego wyrażenia idei, powtórzę ją
dokładnie tak, jak wydarzyła się między Cezarem a tajemniczą postacią, członkiem
światowej elity masońskiej, w formie dialogu. Postaram się być jak najwierniejszy w
swoim przekazie, a nawet uchwycić pewne niuanse. Przepraszam czytelnika za wszelkie
niespójności językowe, które mogą się pojawić, ale treść dialogu, który ma nastąpić, jest
ważniejsza od jego formy.

Rozwiązanie kompromisowe


Około trzeciej po południu w bazie w Valea Ursului wylądował helikopter
rumuńskich służb specjalnych. Wyszedł z niego wysoki dżentelmen w czarnym
garniturze. Był opanowany i wyniosły. W prawej ręce trzymał laskę z rękojeścią z kości
słoniowej ze złotymi ornamentami. Twarz zdradzała twardy charakter, a z jego
zielonych oczu promieniował niezwykły chłód. Wrażenie to potęgowały zbyt
wysklepione i wyprofilowane brwi jak na mężczyznę w stosunkowo zaawansowanym
wieku.
Przedstawił się oficerom, którzy czekali na niego w bazie jako Signore Massini i
cierpliwie czekał na powiadomienie Cezara o jego przybyciu. Dystyngowany starszy pan
w wieku sześćdziesięciu pięciu lat, przyzwyczajony do życia w arystokratycznych
kręgach, o dostojnej manierze, wyniosły w zachowaniu, emanował dużą pewnością
siebie i sprawiał wrażenie osoby przyzwyczajonej do wydawania rozkazów. W
rzeczywistości był jednym z najwyższych rangą czcigodnych przywódców
najważniejszej loży masońskiej w Europie, a także członkiem najbardziej wpływowej
organizacji wolnomularskiej na poziomie światowym: Grupy Bilderberg.

Signore Massini został zaprowadzony na pierwsze piętro bazy, gdzie czekał na
niego Cezar. Po oficjalnym przywitaniu Cezar zaprosił go do pokoju protokolarnego, lecz
czcigodny zdecydowanie odmówił.
Styl, w jakim się wyrażał, był nieco pompatyczny, z lekkim archaicznym
zabarwieniem. W rzeczywistości Signore Massini pochodził z bardzo starej włoskiej
rodziny szlacheckiej wywodzącej się z linii królewskiej.
- Jestem pod wrażeniem i jednocześnie zachwycony pańską propozycją, ale
mam podstawowy przywilej ochrony przed możliwymi próbami wysłuchania i nagrania
naszej dyskusji. Byłbym bardzo wdzięczny, gdyby pan nie wziął tego gestu za atak na
swoją osobę, ale nie możemy zapominać, że mamy tu do czynienia z rumuńskimi
służbami wywiadowczymi - wyjaśnił czcigodny.
Cezar uśmiechnął się słabo. Nadal trudno było ocenić, czy to zwykły sposób
mówienia Signore Massiniego, czy też w jego słowach kryje się ironia. Druga możliwość
była bardziej prawdopodobna, ale Cezarowi to wcale nie przeszkadzało. Zamiast tego
odpowiedział z dobrą wolą.
- Rozumiem pańskie obawy, sir, i uważam, że są one do pewnego stopnia
uzasadnione. Ale baza ta dzięki swojemu statusowi zapewnia bardzo wysoki standard
bezpieczeństwa i pozostaje jedynie w relacji współpracy ze S.R.I., a to oznacza, że nie
podlega rumuńskiej służbie wywiadowczej. W pokoju protokolarnym możemy
rozmawiać swobodnie, bez żadnych obaw.
Jednak Signore Massini pozostał nieugięty. Grzecznie nalegał, aby dyskusja
odbyła się na zewnątrz, w dogodnej odległości od bazy. Stwierdził, że leży to w interesie
obu stron. Ponieważ prośba nie była wygórowana, Cezar wyraził zgodę.
Wybrano niewielką polanę znajdującą się około dwustu pięćdziesięciu metrów
od zabudowań. Na miejsce przyniesiono stół i dwa krzesła, a w pewnej odległości Cezar
rozlokował ośmiu żołnierzy wyspecjalizowanych w zabezpieczaniu ochrony. W
rzeczywistości byli oni członkami trzeciego specjalnego zespołu interwencyjnego do
„wydarzeń typu K”. Zainstalowano również nowoczesne elektroniczne urządzenie
zagłuszające.
Przygotowania trwały prawie godzinę. W tym czasie Signore Massini
wypowiedział zaledwie kilka zdań, uśmiechając się nieco kpiąco i ironicznie. Od czasu do
czasu spoglądał na Cezara, analizując go szybko i z wielką uwagą. Około czwartej po
południu zakończono przygotowania i obaj zasiedli przy stole na polanie.

Cezar wyznał mi, że z pewnego punktu widzenia sytuacja była dość dziwna.
Dżentelmen mający bardzo poważne wpływy w najwyższych kręgach politycznych
prosił o poufne spotkanie z dyrektorem wykonawczym najtajniejszego departamentu
rumuńskich służb specjalnych. Wszystkie „drzwi” zostały przed nim otwarte bez
wysiłku, wszystkie prośby zostały natychmiast zatwierdzone. Jaka może być zatem
natura tego tajemniczego wpływu, przenikającego najwyższe kręgi polityczne w
państwie? Jaki cel nagłej i tajnej wizyty Signore Massiniego, zważywszy że uniknął
ingerencji rumuńskich służb wywiadowczych, które de facto same go dowiozły
spotkanie? Czego tak naprawdę szukał?
Wyraźny rozkaz otrzymany od rządu zakazywał jakiejkolwiek ingerencji
rumuńskich służb w spotkanie powołując się na tajemnicę państwową w obszarze
działalności Departamentu Zero.
Mimo wszystko sytuacja była dość dziwna, bo stwarzała wrażenie ingerencji
zewnętrznej siły narzuconej państwu. Co więcej, rozmowa nie mogła być rejestrowana.
Z drugiej strony, nawet jeśli rumuńskie służby wywiadowcze dysponowały środkami
technicznymi umożliwiającymi podsłuchiwanie takich rozmów, przybycie czcigodnego
Massiniego zostało ogłoszone w pośpiechu, pozostawiając niewiele czasu na
przygotowanie tak delikatnej akcji. A biorąc pod uwagę wpływ, jaki Signore Massini
wydawał się mieć na najwyższym szczeblu politycznym w Rumunii, każde
niezadowolenie z jego strony mogło skutkować niekorzystnymi konsekwencjami dla
tych, którzy podjęliby taką decyzję w rumuńskich służbach specjalnych. Tak więc, choć
może się to wydawać dziwne, ale Signore Massiniemu udało się bez większego wysiłku
uzyskać w rekordowym czasie rozmowę, jaką chciał przeprowadzić z Cezarem na
własnych warunkach.
Konfrontacja między nimi miała okazać się jednym z najbardziej sensacyjnych
opisów głęboko ukrytych prawd, które w coraz wyraźniejszy sposób manifestują się w
codziennym życiu ludzi na całej planecie.



Test

- Przybyłem tutaj, aby odbyć z panem, panie Brad, niecodzienną rozmowę, w
szczególnych okolicznościach - powiedział czcigodny Massini, przechodząc od razu do
rzeczy. - Naszym zdaniem ludzie należą do jednej z dwóch kategorii: ci, którymi można
manipulować i kierować – czyli zdecydowana większość - oraz ci, którzy mają cnoty, są
obdarzeni pewnymi mocami i o bardzo silnej osobowości.
- Pozwoli pan, że wejdę w słowo, prosząc o wyjaśnienie - wtrącił Cezar z
pozorną naiwnością. - Czyją opinię reprezentuje pan tutaj?
Signore Massini uśmiechnął się szeroko, odchylając się ciężko na oparcie
krzesła. Cała jego postawa wyrażała dumną świadomość potęgi, której nie można
pokonać.
- Panie Brad, jest pan młodym mężczyzną w kwiecie wieku, zajmującym
stanowisko, które paradoksalnie jest symbolem więzienia dla wszystkich swobód
obywatelskich i daje jednocześnie satysfakcję dostępu do rzeczy, o których prawie nikt
nic nie wie. Taka pozycja nie jest łatwa do osiągnięcia ponieważ wymaga niezwykłych
zdolności wewnętrznych.
- Dziękuję - powiedział Cezar uprzejmie, ale ostrożnie.
- Jednak nawet dla tak bardzo utalentowanej osoby jak pan, wciąż jest wiele
rzeczy do nauczenia się, a niektóre z nich mogą być niezwykle atrakcyjne. Grupa, którą
reprezentuję, w imieniu której tu dziś przyjechałem, jest przedstawicielem najwyższego
porządku masońskiego i jest bardzo zainteresowana wynikiem dyskusji, którą teraz
prowadzimy.
- Wiem co nie co na temat masonerii - odrzekł Cezar. - Organizacja jest ściśle
zhierarchizowana, zgodnie z modelem piramidy, ma okultystyczne rytuały inicjacyjne, a
jej prawdziwe intencje są niejasne dla większości ludzi.
- Tych dwóch lub trzech zdań, które pan właśnie wypowiedział, nawet ja nie
sformułowałbym lepiej, mój drogi! - odpowiedział czcigodny Massini, śmiejąc się z
wyższością i nieco ironicznie. - Jestem mistrzem najpotężniejszej loży masońskiej na
świecie. I chociaż dla większości musi to pozostać dobrze strzeżoną tajemnicą, byłoby
zbyteczne ukrywanie tego przed panem, ponieważ temat, który chcę poruszyć wykracza
daleko poza wagę mojej okultystycznej pozycji. Wręcz przeciwnie, od samego początku
musi pan wiedzieć, z kim rozmawia.

Relacjonując spotkanie, Cezar powiedział mi, że to był ten właśnie moment, w
którym wyczuł cel rozmowy, a także ogólny schemat, w jakim ona się potoczy. W tym
momencie wiedział też, co zrobi dalej i jaką strategię zastosuje, aby dowiedzieć się jak
najwięcej i lepiej zrozumieć mechanizmy działania masonerii. W rzeczywistości miała to
być bitwa dwóch umysłów, walka uwagi, czujności, inteligencji i zdolności w słownej
konfrontacji pomysłów, planów, ofert i odpowiedzi, którą należało po mistrzowsku
zaaranżować, bo wchodzące w grę siły, a stąd dalsze konsekwencje mogły być kolosalne.
Początkowo Cezar postawił sobie za cel zbadać obszar, na którym już zauważył
słabości po stronie czcigodnego Massiniego: jego dumę i ego. Obie te cechy mogły
strategicznie osłabić jego czujność i siłę wewnętrzną.

- A więc pańska pozycja w loży jest jedną z najwyższych. Wiem, że trzeba
przejść pewne stopnie wtajemniczenia. Ich liczba to trzydzieści trzy.
- Grupa Bilderberg nie jest, ściśle mówiąc, lożą. Jest czymś dużo więcej, ale nie
muszę wchodzić w szczegóły. Rzeczywiście istnieje klasyfikacja na trzydzieści trzy
stopnie na poziomie lóż, które muszą charakteryzować się pewnymi jasnymi kryteriami,
ale musisz wiedzieć, że jest to tylko fasada dla świata zewnętrznego. Prawdziwa moc
znacznie wykracza poza trzydziesty trzeci stopień hierarchii i wiąże się z innymi
warunkami, które mogę ujawnić w pewnym momencie. Od ciebie zależy, czy będziesz
otwarty na taką sytuację.
Wyobraź sobie duży dom, Aby wyglądał jak najładniej, musi być elegancko
pomalowany z dużą dbałością o szczegóły. W drodze analogii byłyby to poziomy
inicjacji. Wielkie bogactwa i największe tajemnice kryją się jednak wewnątrz domu,
niewidoczne i znane tylko jego właścicielom, bardzo niewielu, którzy z ukrycia kierują
sprawnym funkcjonowaniem całego budynku: jego konserwacją, administracją i
dobrobytem. Do tego jednak nie jest konieczne, aby byli oni znani innym ludziom, a
także nie jest konieczne poznanie sposobów, w jakie działają.
Jesteś mądry i łatwo możesz zrozumieć, o co mi chodzi.

Cezar zauważył, że Signore Massini stopniowo przeszedł na bezpośrednią formę
zwracania się. Mogło to być zaletą, ponieważ zażyłość w dyskusji pozwala doprowadzić
do ujawnienia wielu tajemnic. Oczywiście ogromna różnica wieku między nimi również
przyczyniła się do tego rodzaju rozwiązania. Niewątpliwie Signore Massini wykazywał
zarówno wielką siłę życiową jak i psychiczną, co stanowiło kontrast dla jego szacownego
wieku.
Jego subtelne promieniowanie, dzięki któremu czcigodny zawsze był w stanie
zdominować zwykłych ludzi, przeważnie słabych lub z fizyczną lub umysłową
uciążliwością, bazowało na ogromnej dumie, arogancji i poczuciu wyższości,
prawdopodobnie uzasadnionych szlachetnością rodu. Dlatego niezależnie od zasług
Cezara i dobrych referencji, które, jak można było przypuszczać, były dobrze znane
elicie Grupy Bilderberg, czcigodny Massini nie mógł powściągnąć własnej dumy.

- Poprosiliśmy o to spotkanie, wykorzystując naszą moc i wpływy, ponieważ
jesteśmy w pełni świadomi twoich zdolności, które bardzo sobie cenimy, zwłaszcza
gdyby miały posłużyć naszym interesom.
Mówiąc to, czcigodny wykonał pierwszy ważny ruch w grze między nimi. Jak
się okaże, kluczenie okazuje się o wiele bardziej skomplikowane niż prosta i stosunkowo
bezpośrednia propozycja współpracy na najwyższym masońskim poziomie.

- Panie Massini, jeśli jest coś szczególnego co powinienem zrozumieć albo jeśli
jest jakiś problem, to proszę powiedzieć jasno od samego początku. Na przykład, jaki jest
główny powód, dla którego chce pan, żebym został członkiem grupy Bilderberg?
Postawa Signore Massiniego stała się nagle lodowata, a jego głos przybrał
bardzo ostry ton.
- Brad, czy to naprawdę dla ciebie problem? Czy wyobrażasz sobie, że masz
swobodę wyboru lub stawiania warunków? A kto ci powiedział, że zostaniesz członkiem
Grupy Bilderberg?! Czy masz pojęcie, kim naprawdę są jej członkowie i jakie są kryteria
dostępu na tym poziomie? Wiedz, że jesteś bardzo daleko od tej hierarchicznej pozycji, a
nawet więcej, nigdy nie będziesz w stanie być częścią bliskiego kręgu grupy z powodów,
które, gdybym ci ujawnił, wprawiłyby cię w całkowite osłupienie.
Nie są częścią tego świata.
Dlatego wróć, proszę na ziemię i zrozum, że propozycja, którą przedstawiłem,
dotyczy tego, że zostaniesz członkiem jednej z najwyższych lóż masońskich na świecie,
bezpośrednio podlegającej Grupie Bilderberg. Nasza organizacja mogłaby skorzystać z
twojego potencjału. Może fakt, że osobiście przyjechałem tutaj, aby odbyć z tobą tę
prywatną rozmowę sprawi, że zrozumiesz, że cię doceniamy.
Sądząc z posiadanych przez nas informacjach, muszę przyznać, że twoje moce i
zdolności są imponujące. Jak już mówiłem, jesteśmy zainteresowani współpracą z Tobą.
Na poziomie tej loży istnieje tajna rada, która przedstawia propozycje głównych
kierunków działań na świecie, a te są następnie analizowane przez Grupę Bilderberg. To
rodzaj pętli sprzężenia zwrotnego.
Mógłbyś być ważnym elementem tej rady i zdobyć wszystko, o czym
kiedykolwiek marzyłeś na tym świecie, dysponować wszystkim: bogactwem, ludźmi,
luksusem, prawami, a nawet rządami. Nic by cię nie ograniczało.
My nie negocjujemy, bo nasza oferta jest ogromna. Jaki byłby sens prowadzenia
niepotrzebnych dyskusji, kiedy sprawy są tak jasne? W rzeczywistości nie masz innego
wyboru, jak tylko zaakceptować współpracę.

Mówiąc to z niezachwianą pewnością siebie, czcigodny Massini wykonał
specyficzny gest wyciągniętą ręką, przecinając powietrze. Być może ktoś na miejscu
Cezara poczułby się onieśmielony, a nawet oszołomiony zarówno szybkością, z jaką
rozmowa posuwała się naprzód, jak i czekającymi na niego bajecznymi perspektywami.
Cezar zdradził mi, że to był krytyczny moment spotkania. Choć pozornie
wydawało się to skomplikowane, problem miał tylko dwa oczywiste rozwiązania. Mógł
przyjąć ofertę, która oznaczała członkostwo w organizacji masońskiej i szybki awans na
jej najwyższe szczeble, albo mógł ją odrzucić, co wywołałoby nieprzewidywalny łańcuch
niekorzystnych konsekwencji zarówno dla niego samego, jak i dla działalności
Departamentu Zero.
W tym momencie Cezar nie miał żadnych danych dotyczących najważniejszych
interesów na szczytach masonerii, , ale był żywo zainteresowany ich pozyskaniem, aby
zrozumieć okultystyczne motywy tej światowej organizacji i metody, jakimi dążyła do
osiągnięcia swoich celów.
Okoliczności wydawały mu się sprzyjające, a dyskusja doszła do punktu, w
którym krok po kroku mógł pokierować nią ku temu, co go interesowało, pobudzając
dumę i poczucie wszechwładzy, które przejawiał Signore Massini. Zadanie nie było
jednak łatwe, ponieważ czcigodny był bardzo zręcznym i przebiegłym rozmówcą o
wysokiej inteligencji i silnej psychice. Niestety, cechy te skierował w całkowicie złym
kierunku.
Cezar intuicyjnie wyczuwał, że gdyby natychmiast odrzucił propozycję, „gra”
zostałaby zakończona, a czcigodny wyszedłby bez próby przekonania go. Cezar nie
miałby szansy dowiedzieć się niczego więcej, a konsekwencje jego odmowy byłyby
nieprzewidywalne. Dlatego podjął decyzję, aby oszukać czujność gościa i pod
przykrywką akceptacji dowiedzieć się jak najwięcej o zakulisowych sprawach
światowego wolnomularstwa.
W pewnym sensie podjął się roli „tajnego kamikadze”, ale czuł się
wystarczająco pewny swoich zdolności radzenia sobie z każdą trudną sytuacją, która
mogłaby go spotkać.


Okultystyczna prawda organizacji masońskiej


- To, co mi pan mówi, jest bardzo ekscytujące, panie Massini; jednakże
chciałbym zrozumieć, jak to jest możliwe, że macie aż tak wielki wpływ. Muszę przyznać,
że uważam to za bardzo interesujące. - Zadowolony z tego zwrotu w rozmowie, Signore
Massini odpowiedział troskliwie, jakby wpadając w dość prostą „pułapkę” zastawioną
przez Cezara.
- Cóż, mój drogi, jest wiele sposobów zdobywania wpływów i jest to obszar,
który opanowaliśmy do perfekcji.
Najważniejsza cecha to cierpliwość. Nie można budować wielkich i eleganckich
pałaców, a następnie cieszyć się wszystkimi towarzyszącymi im przyjemnościami, jeśli
nie jest się wytrwałym, czujnym i przede wszystkim cierpliwym, nawet w obliczu
pozornej porażki. Potrzeba czasu, zanim wszystko się ułoży, a czasami może to potrwać
bardzo długo.
Nasi czcigodni mistrzowie z dawnych czasów mieli świetną ogólną wizję
ostatecznego rezultatu, do którego mamy coraz bliżej. Nie dążyli chciwie do podłych,
egoistycznych interesów, ale walczyli ze wszystkich sił, aby wzmocnić masońskie
fundamenty, dostosowując wytyczne do przebiegu ewolucji człowieka. W
rzeczywistości, dlaczego mieliby opiekować się tylko sobą i swoimi rodzinami? Czyż i
tak nie byli najbogatszymi i najlepszymi ze wszystkich ludzi? Czy nie złożyli przysięgi, że
będą sobie pomagać i wspierać się w potrzebie? Mogę powiedzieć, że byli oni
prawdziwymi architektami zasad rządzących dzisiejszym systemem społecznym. Ale na
razie nie mogę ujawnić zbyt wiele o tych „architektach”, którzy wymyślili cały plan już
kilka tysięcy lat temu, ponieważ jest to wielki sekret, o którym nie wiedzą nawet
wszyscy członkowie Grupy Bilderberg.
W czasach nam współczesnych, a mam tu na myśli ostatnie dwieście czy trzysta
lat, czcigodni mistrzowie nie robili nic innego, jak tylko stosowali w inteligentny sposób
podstawowe zasady, które zostały już ustalone i dostosowywali je do struktury swoich
czasów. Ich działania były ulepszane z każdym pokoleniem, jednocześnie zachowując tą
sam motywację i początkowe idee.
Musisz wiedzieć, że na szczycie naszej hierarchii są wyłącznie ludzie z rodów
królewskich, których rodowód można prześledzić w drzewach genealogicznych sprzed
setek, a nawet tysięcy lat. Przykładamy dużą wagę do tego, aby nie mieszać się z innymi
rasami. Jednak mimo wszystko zdarzały się wyjątki. Ale stopniowo udało nam się
wyeliminować geny recesywne.
- Mowa z pewnością o rodzinach królewskich w całej Europie i wielkich
bankierach ze schyłku średniowiecza? - zapytał Cezar, próbując przygotować grunt pod
więcej szczegółów w tej sprawie.
- Dokładnie. Nie byli rewolucjonistami. Nie hołdowali żadnej twardej ani
błyskotliwej ideologii ani żadnej konkretnej i zawiłej filozofii. Ich siła nigdy nie tkwiła w
ich ramionach ani w bystrym umyśle. Z ich szeregów nigdy nie wywodzili się
bohaterowie ani przywódcy społeczni. Zamiast tego szybko zrozumieli, że aby odnieść
sukces, potrzebują innego algorytmu pozwalającego czerpać energię z ludzkich sił,
decyzji i działań.
Byli uważnymi obserwatorami i od samego początku przedstawili kilka
istotnych uwag. Zauważyli na przykład, że życie wspólnotowe, niezależnie od tego, czy
jest zakorzenione w monarchiach, republikach, czy w jakimkolwiek innym rodzaju
rządzenia, opiera się na przywództwie. W tej rzeczywistości istnieją dwie grupy. Z jednej
strony masy lub motłoch, czyli większość ludzi, a z drugiej strony elita, która w ten czy
inny sposób stara się paść „stado”. Ta prosta obserwacja była podstawą, na której
zbudowali cały swój plan.
- Ale dlaczego było dla nich tak ważne, aby ludzie zostali podzieleni na te dwie
kategorie? - zapytał szybko Cezar.
Jako prawdziwy mistrz masoński, zainicjowany w Mroczne Sekrety Organizacji,
której był członkiem, Senior Massini zaczął ujawniać ideologiczny rdzeń masonerii
światowej.
- Ta rzeczywistość jest i była bardzo ważna ze względu na fakt, że między
dwiema grupami zawsze istniały sprzeczne interesy. Należało doprowadzić do sytuacji,
w której te sprzeczne interesy nigdy nie znikną całkowicie, czyli innymi słowy, aby nigdy
nie zapanował prawdziwy pokój między ludźmi. Aby tak było, należało podchodzić do
obu grup różnymi metodami i bez wiedzy.
Nasi iluminaci doprowadzili tę umiejętność do perfekcji. Mogli biegać z zającem
i polować z psem i nigdy nie zawiedli w tej podwójnej grze!
Cezar skorzystał z okazji, aby ponownie „wystawić piłeczkę”.
- Ale jak mogli to zrobić? – zapytał - Jakie były ich metody?
- Potrzebowali mocnych „dźwigni”, a u źródeł ich działań leżały tylko dwie:
pieniądze i niższa natura człowieka, która sprawia, że poddaje się on wszelkim
pokusom. To zawsze była udana kombinacja, ponieważ to, co nie było dobre w jednym
przypadku, było w drugim. W ten sposób ten „przepis” oparty na intrygach, kłamstwach,
pokusach i hipokryzji pozwolił naszym wpływom rozprzestrzenić się po całym globie.
W dzisiejszym świecie musimy oczywiście wziąć pod uwagę szereg innych
problemów. Do najważniejszych z nich należy liczba mieszkańców tej planety oraz
niezwykły postęp technologiczny. Zasadniczo jednak fundamenty naszej organizacji
masońskiej zostały położone dawno temu, są one tak mocne i tak głęboko zakorzenione
w świadomości ludzi, że pełne osiągnięcie naszego programu jest teraz tylko kwestią
czasu.
Signore Massini zakończył swój wykład z uśmiechem zadowolenia na twarzy i
zapalił długie cygaro. Oczywiście czekał jaki wpływ wywrą jego słowa na Cezara.
Aby jak najlepiej zagrać swoją rolę, Cezar zapytał:
- Ale nie rozumiem, jaki jest główny powód, dla którego ten ogromny wysiłek
był i jest czyniony przez tysiące, tysiące lat?
Zaciągając się powoli cygarem, Signore Massini spojrzał na Cezara przez
półprzymknięte powieki. W swojej bezgranicznej dumie uważał, że jego podejście
odniosło już pełny sukces. Z drugiej strony Cezar zdawał sobie sprawę, że ta błędna
opinia osłabiła czujność czcigodnego, powodując, że ruszył naprzód z nowymi i
bogatymi wyjaśnienia.
- Mój drogi, tutaj sprawy są naprawdę proste. Głównym powodem było i
zawsze będzie przejęcie władzy! Jak myślisz, co jeszcze moglibyśmy osiągnąć w tak
ogromnym czasie? No dalej, powiedz, nie wstydź się! Pieniądze? Prawie wszystkie
światowe finanse należą do nas, dzięki sieci bankowej, którą utkaliśmy przez kilka
ostatnich stuleci.
Odkąd początku rozkwitu cywilizacji chcieliśmy stworzyć system społeczny, w
którym ludzie będą w pełni zależni od swoich dochodów. Pieniądze, coraz więcej
pieniędzy! Ustalony pomysł, który miał być realizowany wszędzie. Ale żeby mieć
pieniądze, trzeba produkować, a żeby produkować, trzeba pracować. A praca wymaga
czasu. Utworzono więc równanie, które jest właściwie błędnym kołem, prawie
nierozwiązywalnym, ponieważ nigdy nie dotrzesz do końca.
W rezultacie ludzie pracowali dla nas do wyczerpania, zawsze wabieni mirażem
zdobywania coraz większej ilości pieniędzy, które w rzeczywistości są błyskawicznie
wydawane w szybkim tempie życia i przy jego wszelkiego rodzaju pokusach. Jednak bez
względu na to, ile się zarobi, prawdziwy majątek i większość pieniędzy jest w naszym
posiadaniu, przechowywana w naszych bankach lub inwestowana w różne tytuły
własności.
Nawet jeśli na świecie jest dziesięciu, czy setka bardzo bogatych ludzi, którzy
nie są częścią naszych lóż, to nie stanowią oni żadnego zagrożenia, ponieważ są to
odrębne jednostki, które nie dążą do dalekosiężnego celu. Oczywiście przyciągamy ich
do naszej Organizacji od początku ich błyskotliwej kariery, bo tym samym rośnie nasza
siła. Ci, którzy odrzucą naszą ofertę, nie mogą wytrzymać samodzielnie zbyt długo. Jeśli
w taki czy inny sposób staną się zagrożeniem, łączymy wysiłki, aby doprowadzić ich do
bankructwa, nawet ryzykując poniesienie strat po naszej stronie. Ale ogromna machina
finansowa, którą zbudowaliśmy, pozwala nam szybko przywrócić równowagę
finansową poprzez podwyżki w innym miejscu. Celem jest obalenie danej osoby. Kiedy
znajdzie się ona na skraju upadku i całkowitego załamania, zazwyczaj staramy się dać jej
drugą szansę. W większości przypadków to akceptuje. Potem oczywiście, ich prywatna
działalność odżywa w spektakularny sposób, ale w tym momencie muszą już spełniać
jasne warunki, które my ustalamy i których nie można ominąć.
Zawsze możemy zyskać, niezależnie od tego, czy jest to wpływowy polityk,
który wspiera nasze interesy, co jest najczęstszym i prawie najłatwiejszym do uzyskania
przypadkiem, czy też wielki biznesmen, którego pieniędzmi zarządzamy w większości
własnymi kanałami. Zależy nam więc na stworzeniu jak największej liczby takich
„błędnych kręgów”, na bazie których zbudowaliśmy nowoczesne społeczeństwo.
Utworzyliśmy tzw. „komórkę społeczną”, czyli rodzinę, którą związaliśmy z
nieskończonym zestawem zależności: praca, dom, wygody, samochody, pożyczki
bankowe i umowy długoterminowe, które czasami obejmują jedno lub dwa pokolenia.
Rolą „błędnego koła” jest uzależnienie ludzi, ponieważ kiedy to się dzieje,
przestają być wolni. Rolą „błędnych kręgów” jest tworzenie nałogu, bo gdy jest nałóg, to
jest brak wolności. Uzależnienie automatycznie pociąga za sobą swego rodzaju
zniewolenie, ograniczenie, a my potrzebujemy, aby ludzie byli jak najbardziej
ograniczeni i mechaniczni w swoich działaniach.
To był główny powód, dla której sukcesywnie narzuciliśmy pracę podzieloną na
tyle dziedzin i podobszarów ile się da. Jeśli wymóg pracy jest prosty, minimalny, ale
powtarzalny, człowiek szybko staje uległą i posłuszną maszyną - słucha tego, co się do
niego mówi i robi, co mu się każe.
Nie chcemy, aby ludzie za dużo myśleli. Myślenie może stać się niebezpieczne i
rodzić pomysły, które są sprzeczne z naszymi celami. Dlatego staraliśmy się rozszerzać
naszą kontrolę nad coraz większą liczbą populacji, nawet poza godzinami pracy - czyli w
czasie wolnym. W tym celu pozwoliliśmy aby technologia dotarła do rzesz ludzi z
urządzeniami, których brak wydawałby się nam dziś synonimem katastrofy: telewizor,
telefon, komputer. Nasz pomysł okazał się niesamowitym sukcesem, ponieważ oprócz
uzależnienia od tych środków technologicznych, dał nam również kontrolę nad
rozprzestrzenianiem się informacji.
Obecnie, ze względu na charakterystykę naszych czasów, informacja zajmuje
pierwsze miejsce jako narzędzie oddziaływania na świecie. Łatwo jest przewidzieć
następny krok - kontrolując instytucje medialne, pośrednio kontrolujemy treść i jakość
informacji. Dlatego jednym z naszych głównych celów było zdobycie kontroli nad
największymi trustami prasy, radia i telewizji na świecie.
- Czy sugeruje pan, że to wystarczyło, by przejąć kontrolę nad światem? - zapytał
Cezar.
- Oczywiście, że nie. Media były dostępne tylko na ograniczonym obszarze,
dlatego potrzebowaliśmy więcej środków dominacji, które byłyby kuszące dla mas.
Działaliśmy zza kulis niczym „szara eminencja”, popierając rozprzestrzenianie się
narkotyków, w szczególności syntetycznych. W pełni świadomi, że one, wraz z tytoniem,
alkoholem i kawą mogą zniszczyć ludzki organizm, celowo przeprowadziliśmy tak
zwaną kampanię „bez”, która tylko zwiększyła popyt na takie substancje. Stworzyliśmy
ogromne koncerny tytoniowe, alkoholowe i kawowe. Prawie wszyscy prezesi i
właściciele tych biznesowych gigantów są czcigodnymi członkami najwyższych rangą
lóż naszej organizacji - podsumował z pełną satysfakcją Signore Massini.
- Wszystko to wygląda jak skoordynowany atak na ludzkość – wtrącił Cezar.
Czcigodny odpowiedział nonszalancko, nie będąc wcale poruszonym:
- Mój drogi, już teraz trudno jest kontrolować i koordynować ponad sześć
miliardów ludzi. Musisz zrozumieć, że im bardziej rozproszony i zdezorientowany jest
tłum, tym łatwiej jest nim manewrować. Jeśli ponadto nie przekracza pewnej liczby,
sprawy są dość proste, biorąc pod uwagę technologię manipulacji umysłowej, która jest
obecnie dostępna.
Jak myślisz, jak ważne są miliony ludzi, którzy codziennie umierają, w większości
z powodu powikłań związanych z narkotykami…?
Czcigodny zatrzymał się na chwilę w swojej cynicznej prezentacji, najwyraźniej
zastanawiając się, co powie Cezarowi w następnej kolejności.
- Jednym z naszych głównych celów było położenie kresu wzrostowi liczby
ludności. Ponadto musieliśmy radykalnie zmniejszyć jej liczbę na świecie. Aby to zrobić,
potrzebowaliśmy metod, które mogłyby zabić dużą liczbę ludzi w bardzo krótkim czasie.
Finansowaliśmy ściśle tajne projekty badawcze dotyczące produkcji śmiercionośnych
wirusów. Niektóre eksperymenty się nie powiodły, ale inne przyniosły wyniki.
- Wyniki w postaci szkód wywołanych w sposób „naturalny”?
- Musimy spojrzeć na sprawę z praktycznego punktu widzenia. Tylko w ten
sposób możemy dokładnie osiągnąć nasze cele. Jeśli coś lub ktoś nam się sprzeciwia, nie
może długo opierać się naszym naciskom. Nasza „broń” jest niewidoczna i zawsze okryta
płaszczem humanitaryzmu, wykorzystując luki, które sami wbudowaliśmy w system i
które są w większości nieznane ludziom.
Naszym podstawowym ukrytym źródłem manipulacji jest Konstytucja Państwa.
Jej powstawanie to efekt wykorzystania mistrzowskiej sztuki manipulacji, dlatego
staraliśmy się, aby zawsze mieć przedstawiciela w tym procesie w każdym z wielkich
mocarstw świata. Konstytucje muszą przybierać ludzki kształt, wręcz pompatyczny i
stosunkowo skomplikowany, ale jednocześnie zakodować skuteczne środki kontroli i
osłabiania populacji.
Być może najbardziej rozpowszechnioną metodą, którą stworzyliśmy i pośrednio
utrzymywaliśmy w trwaniu są konflikty, rewolucje i wojny w różnych częściach świata.
Konfrontacje zbrojne zawsze były dla nas prawdziwym i ogromnym źródłem dochodu, a
także subtelnym środkiem sprawowania władzy na całym świecie.
Wykorzystujemy wszelkie trudności gospodarcze lub społeczne, szczególnie w
krajach słabiej rozwiniętych. Dzięki naszemu wpływowi bankowemu możemy działać
potajemnie na najwyższym szczeblu władzy w danym kraju i zrobić to samo z państwem
przeciwnika.
Nigdy nie angażujemy się po jednej ze stron, ponieważ wynik może być różny.
Zachęcając oba obozy do podjęcia działań, zyskamy bez względu na to, jak zakończy się
ich konflikt. Nasze czasy szczególnie sprzyjają konfliktom etnicznym lub gospodarczym.
Są one łatwe do „odpalenia”, trwają długo i szybko przyciągają liczne interesy ze strony
silniejszych, rywalizujących ze sobą państw. W końcu dana wojna staje się wojną między
wielkimi potęgami świata, a mniej wydarzeniem lokalnym.
Prawie wszystkie duże organizacje międzynarodowe, czy to polityczne, czy
wojskowe, mają masońskie korzenie. Nasi czcigodni zajmują w nich kluczowe
stanowiska i precyzyjnie realizują nasze plany. I jak już powiedziałem, jesteśmy bardzo
cierpliwi.
Temu kto umie czekać, czas otworzy wszystkie drzwi.
Powołanie ONZ i NATO, żeby wymienić tylko te dwa z naszych najbardziej
wpływowych „narzędzi”, stały się najbardziej trafionymi decyzjami z naszej strony.
- A jednak, Signore Massini, jest coś, czego nie do końca rozumiem - powiedział
Cezar, przybierając zirytowane spojrzenie. - Jak ktokolwiek mógłby uwierzyć, że to, co
najważniejsze na tym świecie, jest bezpośrednią konsekwencją planów i działań
organizacji masońskiej? To absurdalne i niewyobrażalne!
Signore Massini zaśmiał się serdecznie i zapalił kolejne cygaro. Po cichu oceniał
Cezara przez chmury niebieskiego dymu wirującego powoli w chłodnym górskim
powietrzu. Przez chwilę Cezar myślał, że swoimi ukrytymi intencjami przekroczył
granicę i że czcigodny odczytał jego plan. Ale jego obawy wkrótce zostały rozwiane.
- Mój drogi, to jeden z filarów naszej doktryny. Rzeczywiście, mój sposób
przedstawiania rzeczy sprawia, że wydają się one tak absurdalne i groteskowe, że
oskarżenia, które można by nam wysunąć, wydawałyby się całkowicie niedorzeczne!
W pewnym sensie jest to sedno naszej ideologii – „postępuj zgodnie z planem, ale
jednocześnie spraw, aby wyglądało, że działasz wbrew jemu”. Dzięki temu łatwiej
zrozumiesz, dlaczego nie chcemy uwagi mediów, zaszczytów, sławy ani publicznego
uznania. Wszystko to jest przejściowe. Nasz sukces polega na byciu grupą. Nasze
działania nie wynikają wyłącznie z indywidualnych interesów, ale są zawsze
skorelowane i jasno ukierunkowane. Wzajemne wsparcie i pełna dyskrecja są
podstawowymi składnikami naszego sukcesu. W rzeczywistości zasady i przysięga
naszego zakonu są bardzo surowe, a sankcje rygorystyczne.
Pewnie się zastanawiasz, co sprawia, że rozmawiam z tobą tak szczerze, bez
śladu strachu i z pewnością siebie. Czyniąc to, zapewniam, że wszystko dobrze oceniłem.
A może wyobrażasz sobie, że mając wszystkie te informacje, możesz je ujawnić całemu
światu? - Signore Massini zaśmiał się serdecznie, ale jego spojrzenie natychmiast stało
się lodowate. - Twoja moc i wpływy na zewnątrz są zerowe, panie Brad! Kiedy już stałeś
się obiektem naszej uwagi, nie możesz już od tego uciec. Zakres twoich możliwości jest
ograniczony - albo podążasz za nami bezwarunkowo, albo stajesz się persona non grata.
Pomyśl tylko, jesteś sam, odłączony od świata zewnętrznego i poddany reżimowi
maksymalnego bezpieczeństwa. Czy naprawdę uważasz, że trudno byłoby nam
spowodować twoje usunięcie, gdybyśmy naprawdę tego chcieli? Ale dlaczego
mielibyśmy to robić, skoro możesz przecież wspierać nasze plany? Ponadto dowiesz się
rzeczy, o których nawet nie śniłeś i będziesz cieszyć się absolutną nietykalnością.
Z pewnego punktu widzenia jesteś cenny, ale to, co cenne, musi udowodnić swoją
wartość. Dlatego, mój drogi, nie widzę absolutnie żadnego powodu, by ukrywać przed
tobą nasze zasady i metody. Byłoby to równoznaczne z uważaniem cię za zwykłego
śmiertelnika o słabym umyśle, a to nieprawda. Ponadto, nie chciałbym żebyś odniósł
wrażenie, że nasze podejście jest zbyt brutalne, chcę zatem okazać wzajemny szacunek i
poprowadzić tę dyskusję w cywilizowany sposób. Naprawdę chcę stworzyć pozory opcji
lub decyzji i dać Ci czas na przemyślenie. Ale powtarzam jeszcze raz, ponieważ to my
mamy moc, praktycznie masz tylko możliwość dołączenia do nas. Powinieneś o tym
pomyśleć.
Cóż mógłbyś uczynić? Kto by cię słuchał nie traktując jak szaleńca? Masoneria
zawsze była okultystyczna. Byłoby sprzeczne z naszymi prawdziwymi celami domagać
się uznania ojcostwa wszystkich wspaniałych idei, trendów społecznych i kulturowych,
ideologii czy planów wybiegających w przyszłość na całym świecie, mimo że jesteśmy
pomysłodawcami większości z nich. Zamiast tego zdecydowaliśmy się na dyskrecję,
tajemnicę, odosobnienie i kontakty zakulisowe. Jest niewiele osób, które słyszały
określenia „mason” lub „wolnomularz” i nawet jeśli słowa te gdzieś tam lekko rezonują,
nie mają pojęcia co mogą oznaczać w rzeczywistości. Pielęgnowanie tego sekretu dobrze
nam służy.
Biorąc pod uwagę te okoliczności, wyobraź sobie, że ktoś wychodzi na świat i
rozpowszechnia informacje, które właśnie ci przekazałem. Kto by mu uwierzył? Kto by
go w ogóle słuchał?
- Może mieć pan rację, ale proszę nie ignorować siły ogólnej tendencji, która może
zniszczyć wszystko co zbudowaliście do tej pory - powiedział Cezar ze zrozumieniem.
- Zdajemy sobie sprawę, że jest już wielu ludzi, zwłaszcza intelektualistów, którzy
przynajmniej częściowo znają prawdę o nas i których nie możemy już dłużej okłamywać,
lecz w porównaniu z resztą populacji, która została ogłupiona przez system społeczny,
który sami stworzyliśmy - a zwłaszcza przez system informacyjny, który prawie
całkowicie kontrolujemy - ci ludzie są naprawdę mniejszością. Co więcej, są rozpraszani
i zastraszani przez nasze pośrednie ostrzeżenia.
W obecnej sytuacji nawet jeśli niektórzy są świadomi naszych prawdziwych
intencji, wkrótce ich postawa staje się bierna, czują, że są bezsilni, pozbawieni
możliwości skutecznego działania. Następnie przyjmują rolę rozpaczającej ofiary -
„Wiem, ale co można zrobić? Mamy związane ręce. We wszystkim, co robimy, jesteśmy
kontrolowani i obserwowani, nie sądzę, by była jakakolwiek szansa.” - I w ten sposób
znaczna część populacji, która mogłaby nam stwarzać wielkie problemy złożyła broń
jeszcze zanim doszło do bitwy
Jeśli jednak mimo wszystko znajdzie się ktoś, kto próbuje nas zaatakować lub
ujawnić ignorantom prawdziwą naturę naszych działań, możemy uciec się do szerokiej
gamy sposobów na „uspokojenie” takiej osoby. Nasze reakcje są uważnie przemyślane i
opierają się na dogłębnym zrozumieniu psychologii człowieka. Jest to zwykle
realizowane poprzez wypuszczenie fałszywych informacji o tej osobie - jak już
mówiłem, mamy bardzo szczelną kontrolę nad mediami. Załóżmy, że treści te
publikowane są w wielu gazetach w kraju. Czytelnicy natrafiają na odpowiednią
fałszywą informację, która ma negatywne konotacje. Uderzenie jest skuteczne bez
względu na stanowcze zaprzeczenie, jakie ukaże się w imieniu oskarżonego w
następnych dniach. Po pierwsze, jest bardzo prawdopodobne, że ten sam czytelnik nie
przeczyta późniejszego dementi, i będzie pamiętał pierwotną informację. Chociaż treść
informacji jest nieprawdziwa, odbiór artykułu przez czytelnika pozostaje negatywny.
Musimy też zagospodarować w jak największym stopniu silną tendencję współczesnego
społeczeństwa, objawiającą się jego chorym pożądaniem sensacyjnych nagłówków,
ukazujących złe sytuacje i złe postacie. Doskonale zdajemy sobie sprawę z
destrukcyjnego wpływu takich sugestii na emocjonalną naturę człowieka. Wiemy, że złe
sugestie niszczą harmonijne struktury energetyczne aury i powodują subtelną formę
stresu na poziomie psychicznym. Wiemy też, że obniżają częstotliwość pozytywnych
spostrzeżeń i wpływają demobilizująco na dobroczynne odruchy człowieka, co
doskonale służy naszym intencjom, ponieważ wyczerpują ludzi, rozpraszają ich uwagę,
osłabiają czujność umysłu i odcinają od wewnętrznego westchnienia duszy. W ten
sposób osiągamy cel, do którego konsekwentnie dążyliśmy: zwiększenie entropii
społecznej. Śmiem nawet powiedzieć, że to my doprowadziliśmy tę umiejętność do
perfekcji.
Aby osiągnąć społeczną entropię, która wyzwala społeczny zamęt, zawsze
używamy sprzecznych wiadomości, często o złowieszczej, głęboko negatywnej treści.
Dofinansowujemy i promujemy prace skupione wokół plotkarskich i skandalizujących
tematów, które mają atrakcyjną nutę i przyciągają zainteresowanie słabych umysłów
poszukujących sensacji. To my zainicjowaliśmy ten projekt i zadbaliśmy o to, aby takie
artykuły redakcyjne mnożyły się i były akceptowane przez ludność, która obecnie już
uważa je za bardzo cenne.
System gospodarczy i społeczny, który narzuciliśmy, w dużym stopniu sprzyja
dysharmonii, stymulując nieuczciwą konkurencję i zachęcając do jak największej
konsumpcji towarów. Wszystko to jest ubrane w humanitarne uzasadnienie, które
polega na motywowaniu ludzi do przedarcia się przez „dżunglę życia” będącą dla nich
śmiertelnym zagrożeniem. W rzeczywistości ten bezsensowny niepokój i obsesja ludzi,
trwale trzymają ich pod presją, prowadząc do osłabienia autentycznych wartości
etyczno-moralnych i wypaczenia charakteru człowieka.
W pełni wykorzystujemy te pomysły i możliwości we wszystkich rodzajach
mediów. Mając tak silne wsparcie z ich strony, zachęcamy również do propagowania
anormalnych form seksualności oraz pornografii, co ostatecznie osiągnęło
niewiarygodny poziom. Zrobiliśmy tak bazując na naszych obserwacjach, że zarówno
siła i męskość mężczyzny, jak i wrażliwość i intuicja kobiety szybko się degenerują,
poddane takim oddziaływaniom. W takich okolicznościach natura ludzka staje się
niestabilna i całkowicie podatna na pokusy, a więc łatwa do manipulacji. Aby osiągnąć
nasze cele, opór musi być słaby.
Dlatego przedstawiamy ludziom atrakcyjne pomysły i możliwości, a następnie
wykorzystujemy ich słabości lub zapisy w umowach, które lekkomyślnie z nami
podpisali. Nowoczesne społeczeństwo idealnie pasuje do tego projektu. Biorąc pod
uwagę ogromny postęp technologiczny, na który przyzwoliliśmy, oferujemy coraz więcej
pokus, a ludzie łatwo wpadają w pułapkę zadowalania zmysłów. Doskonale zdajemy
sobie sprawę, że miażdży to ich wolę, a człowiek bez własnej woli pójdzie jak głupie
zwierzę drogą do rzeźni.
Zwracamy tu szczególną uwagę na młodych, ponieważ jeśli chcesz, aby drzewo
nie wydawało owoców, musisz zatruć sadzonkę. Za atrakcyjną maską przygody,
nasycamy młode pokolenie wszystkimi elementami, które mają podsycać złe tendencje.
Zachęcamy do nadawania filmów przedstawiających przemoc, horrorów, i tych
akcentujących sadyzm. Opieramy się na reklamie, która stała się sercem handlu. W ten
sposób ogromnie pomnożyliśmy skłonność ludzi do konsumpcji, która przybrała formę
współczesnej choroby. Chociaż nie potrzebują niczego konkretnego, podążają za pędem
do kupowania, konsumowania i ponownego kupowania, nawet niepotrzebnych rzeczy i
robienia zbędnych zapasów.
Istnieje ścisły związek między pokusą pieniądza a sposobem jego pozyskania. Nie
jest łatwo stać się bogatym, a w obecnym środowisku ekonomiczno-prawnym, które
narzuciliśmy, wręcz niemożliwe jest sięgnięcie po uczciwe metody. Dlatego niemal cała
grupa bogatych ludzi jest zła i zwyrodniała. Nieuczciwa i pokręcona natura bogatych
sprawia, że tworzą tajemnice, to rodzi wzajemne implikacje, pola do szantażu. Potrafimy
maksymalnie wykorzystać takie sytuacje, ponieważ sami jesteśmy architektami tej
metody .
- Jednak - zastanawiał się Cezar - myślę, że nie wszyscy ludzie reagują w ten
sposób. Co wówczas robicie, Signore Massini
Czcigodny obojętnie uniósł ramiona.
- Mało już takich zostało. Nie warto zwracać na nich uwagi. Weźmy na przykład
Rumunię. Umieszczenie naszych ludzi na kluczowych stanowiskach było bardzo łatwe,
ponieważ umiejętnie skorzystaliśmy z przejścia od reżimu totalitarnego (który również
został ustanowiony przez nas) do pozornego stanu wolności. Prawidłowo
przewidzieliśmy zachłanne i pozbawione skrupułów zachowanie osób cierpiących na
lęki i trudności. Tacy ludzie są jak spragnieni wędrowcy na środku Sahary, którzy
desperacko piją wodę w oazie, nie przejmując się w ogóle swoją nagością. Po rewolucji
w waszym kraju nie pozostało nam nic innego, jak tylko czekać, zachęcając do korupcji i
nęcąc Rumunów mirażem pieniędzy. Po tak długim okresie różnych trudności,
ograniczeń i długotrwałego cierpienia, było wysoce prawdopodobne, że Rumuni łatwo
padną ofiarą fali pokus. Rzeczywiście, prawie wszyscy wpadli w tę pułapkę. W tym
momencie ingerowaliśmy na szczeblu politycznym. Nie powinieneś się tym martwić,
ponieważ robimy to w prawie wszystkich krajach. Musimy mieć pewność, że główne
stanowiska w rządzie i parlamencie zajmują starzy ludzie, wielu z nich pozbawionych
kręgosłupa i łatwych do manipulowania. Z drugiej strony w dojrzałych i dynamicznych
bohaterach „zaszczepiliśmy” ziarna dumnego charakteru i fałszywego poczucia władzy.
Działając w ten sposób, podsycaliśmy ich egoistyczny, małostkowy i obłudny charakter.
Potrzebowaliśmy takich ludzi na kluczowych stanowiskach ze względu na ich apetyt
zarówno na brudne interesy, jak i determinację, by zrobić wszystko, aby zachować swoje
prerogatywy i pracę. Odnieśliśmy niemal całkowity sukces. Prawdę mówiąc, było to
całkiem łatwe, biorąc pod uwagę pragnienie pieniędzy i chciwość waszych polityków, a
wszystkim towarzyszyło tchórzostwo. Wszystkie te cechy czynią z nich garstkę podłych
postaci. Czujemy się bardzo dobrze w tej sytuacji, ale myślę, że teraz nie powinniśmy już
o tym mówić.
Cezar pośpiesznie skorzystał z tej krótkiej przerwy i zapytał:
- Po co to wszystko, Signore Massini? Jaki jest dokładnie ostateczny cel masonów?
Ze wszystkiego, co mi pan powiedział do tej pory, odnoszę wrażenie, że nic nie zostało
do osiągnięcia, a jednak wydaje się, że wytrwale dążycie do czegoś.
- Mój drogi przyjacielu, odpowiedź jest dość prosta. Kiedy król jest absolutnym
władcą swojego królestwa i ludu? Wtedy, gdy ma absolutną władzę. To dla nas kamień
węgielny. Wkrótce władza panowania nad całym światem będzie musiała skupić się w
naszych rękach. Mówiąc wprost, pragnienie władzy jest podstawową motywacją
wszystkich ludzi, którzy chcą do nas dołączyć: polityków, liderów i biznesmenów.
Przede wszystkim istnieje elita złożona z naszych czcigodnych iluminatów, której celem
jest przejęcie pełnej kontroli zarówno nad całym światem, jak i nad każdą osobą. Jest tak
wiele sposobów realizacji tego planu, że opisanie ich tobie zajęłoby mi zbyt wiele czasu.
Chciałbym jednak zaoferować kilka wyjaśnień. Będziesz w stanie zrozumieć resztę i
szybko się tego nauczyć wraz z integracją z zasadami i ideologią naszej organizacji.
Całkowity wpływ i kontrolę nad ludźmi osiągniemy tylko wtedy, gdy uda nam
się wszystko nadzorować. Zgromadzone siły i uprawnienia członków należących do
wszystkich naszych organizacji będą stopniowo prowadziły do takiego totalitaryzmu,
gdzie indywidualna wolność i autonomia będą nadzorowane od samego momentu
narodzin człowieka.
Aby się przekonać czy to zadziała, wymyśliliśmy jako zwykły eksperyment -
komunizm. Zauważyliśmy jednak, że ciągłe wady, cierpienie ludzi, a także kult jednostki,
który zawsze ciągnął się za przywódcami wszystkich krajów komunistycznych, tworzyły
pewne napięcia, a głównie umożliwiały rozszyfrowanie rzeczywistości niektórym
osobom, które mogły wtedy sprawiać kłopoty. System komunistyczny był odpowiedni
tylko przez pewien okres w ciągu kilku dziesięcioleci. Później stał się nieefektywny, a
nawet niebezpieczny dla naszych interesów. Kiedy to zrozumieliśmy, postanowiliśmy
zakończyć to doświadczenie i daliśmy zielone światło dla zmian politycznych.
Musieliśmy stworzyć iluzję „czegoś innego”, ale już wiedzieliśmy, że niczego nie da się
zmienić w jeden dzień. Spodziewaliśmy się zatem wielu mentalnych, ideowych
konwulsji społecznych.
Jesteśmy tymi, którzy podstępnie przeniknęli do głównych idei nowego ustroju
społecznego za pośrednictwem mediów, polityków i poprzez ciągłe tworzenie nowych i
nowych luk w systemie finansowym, zwłaszcza w celu nadwyrężenia relacji między
ludźmi a rządem. Dobrobyt nie powinien być stanem ogólnym. Potrzebujemy pewnej
warstwy skorumpowanych ludzi, którzy będą całkiem nieświadomie wspierać nasze
interesy. Wręcz przeciwnie, pozory zawsze każą im wierzyć, że to do nich należy
działanie i podejmowanie decyzji i że mają moc, którą my musimy wspierać, aby nie
pozwolić, by zaklęcie przestało działać.
To, co ci teraz mówię, jest ściśle tajne w masonerii. Nie myśl, że każdy członek
zna nasze tajemnice. Dostęp do naszych idei i celów jest możliwy tylko krok po kroku, a
informacje, które mają zostać ujawnione, są również uporządkowane w sekwencji
etapów, zgodnie z ich znaczeniem.
Z reguły działamy zawsze na trzech różnych poziomach, które jasno określają
obowiązki i status brata masońskiego. Chociaż z lotu ptaka poziomy te wydają się być
niezależnymi, nałożonymi na siebie warstwami, nadal zawierają pewne pierścienie
łączące, które mają kluczowe znaczenie dla zrozumienia, jakie są nasze plany na całym
świecie. Ale te łączące pierścienie są znane tylko naszym przywódcom, naszemu
Starszemu Bractwu.
Pierwsza ranga obejmuje tych, którzy niedawno dołączyli do naszych lóż
masońskich i nie są jeszcze na tyle ważni, abyśmy mogli powierzać im poważne zadania.
Są naszymi „robotnikami dziennymi”, tj. tymi, którzy wykonują wiele drobnych prac,
całkiem pożytecznych, jednak jako całość przygotowujących „grunt” pod nasze wielkie
uderzenia, takie jak pojawianie się różnych konfliktów zbrojnych, rewolucji,
niezdolności do spłaty długów państwowych, co jest częścią naszej ciężkiej artylerii i
strategią wykorzystywaną przez ważne osobistości w naszej organizacji.
Ale tak daleko idące działania pojawiają się dopiero, gdy „grunt” jest gotowy.
Najpierw jednak nasi „robotnicy dzienni” przez pewien czas muszą popracować pod
naszym przewodnictwem, w cieniu, nie znając dokładnie prawdziwego celu.
Osoby należące do tej rangi to w szczególności nowobogaccy, niezbyt „lotni”
intelektualnie, dążący do tytułów i uznania społecznego. Ogólnie rzecz biorąc, to snoby i
osoby naznaczone pewnymi kompleksami niższości, które chcą to nadrobić wyobrażając
sobie, że są częścią, a nawet tworzą wysoką i bogatą warstwę społeczną. Muszą być
dumni, obłudni i samolubni, z pewną niezależnością finansową, ale wciąż
niewystarczająco bogaci, żeby wciąż tliła się w nich ukryta tęsknota za prawdziwie
królewskim życiem. Ponadto istotne jest, aby pełnili stosunkowo ważne funkcje w
aparacie państwowym, ponieważ potrzebujemy kontroli dźwigni finansowych zarówno
na szczycie przywództwa, jak i na niskim szczeblu administracji lokalnej, czyli tam, gdzie
zaczyna się intryga. Dlatego przede wszystkim staramy się przyciągnąć do tej rangi
profesorów, prawników, lekarzy, inspektorów, burmistrzów i niektórych lokalnych
biznesmenów. Dla wszystkich tych ludzi stworzyliśmy motywacje, aby ich zwabić, a
następnie wykorzystać do naszych celów.
Jest kilka wybranych klubów, takich jak Rotary czy Lion’s, które dają im
złudzenie, że są częścią arystokracji w kraju, że są w czołówce społeczeństwa. W
rzeczywistości kluby te są jedynie złudzeniem, ostoją przed atakami zewnętrznymi,
ponieważ ich członkowie zaciekle walczą o utrzymanie swoich przywilejów i pozostanie
w strefie „high-life”. Działa na nich jak lep wykreowany wizerunek elitarnego grona, do
którego przenikają tylko dobrzy ludzie, reprezentujący „śmietankę” społeczną,
posiadający władzę i wpływy w różnych strukturach państwowych. To bardzo
atrakcyjny wizerunek, który utrzymujemy dzięki luksusowi oraz umożliwianiu wysokiej
rangi relacji i wsparciu finansowemu. Ale jeszcze raz podkreślam: wszystko to tworzy
zobowiązania.
Naszym celem jest generowanie ogromnych dysproporcji między warstwami
społecznymi, to znaczy ludźmi bardzo bogatymi i bardzo biednymi, bez wspierającego
elementu - klasy średniej. W ten sposób utrzymujemy ogólną atmosferę społeczną, która
każe ludziom wierzyć, że muszą nieustannie walczyć i gromadzić coraz więcej bogactwa.
To napięcie i niepokój wywołują strach. A dopóki istnieje strach, nie ma miejsca na pokój
czy duchowość. Dlatego chcemy zagrodzić każdą drogę wiodącą do dobra, harmonii i
prawdziwej wiary religijnej, która mogłaby zaszkodzić naszej władzy i kontroli.
- Co to ma znaczyć? - zapytał Cezar zirytowanym tonem. - Że w ogóle ma nie być
żadnej religii, chcecie ją podważyć?
- Religia? Przyjrzyj się dokładnie, co dzieje się obecnie na świecie. Zwróć uwagę
na nienawiść rasową, wypaczenia fanatycznych sekt w imię jednego, ale szczególnego
boga, niekończące się konflikty etniczne, które w większości opierają się na niezgodach
religijnych, korupcji i tchórzostwie kościoła chrześcijańskiego, prawosławnej dumie i
katolickiej manipulacji! Prawdą jest, że wszystko to zaaranżowaliśmy z cienia, zwłaszcza
wdrażając przewrotne intrygi i idee w pewnych kluczowych punktach utrzymywanych
przez mało stabilne jednostki i we właściwych momentach czasowych. W zamian
dajemy ludziom królestwo Uniwersalnego Architekta, który naprawdę może się nimi
zająć. Nazwijmy go Księciem Ciemności. To nie ma znaczenia.
Przede wszystkim musisz wytrwale podążać za własnym interesem we
wszystkim, co będziesz robił. Będzie to wymagało wielkiego wysiłku i zaangażowania,
czasem dość poważnego. Może to na przykład obejmować wyrzeczenie się swojej religii,
a nawet oddanie własnej duszy, ale za to zasmakujesz potęgi, bogactwa i niezwykłego
wpływu na wyższych szczeblach społeczeństwa.
- To interesujące - powiedział Cezar z subtelną i ironiczną nutą, wciąż zgodnie z
początkowym planem. - Kiedyś miałem inną filozofię, jednak to, co pan mówi, wydaje się
całkiem atrakcyjne.
- Nie myśl, że te fakty są znane wszystkim - powiedział z entuzjazmem czcigodny
Massini. - Powiedziałem ci o trzech podstawowych poziomach w naszej masońskiej
organizacji. Teraz rozumiesz, że pierwszy poziom „robotników dziennych” nie ma
dostępu do takich informacji, które dotyczą tajnych aspektów masonerii, zwłaszcza
naszych światowych planów. Jednak członkowie drugiego szczebla mają okazję poznać
niektóre z naszych międzynarodowych machinacji, dzięki czemu mogą bardziej
aktywnie angażować się w międzyrządowe wysiłki polityczne i są znacznie bardziej
wspierani przez nasze wpływowe loże. Są to zwłaszcza ci, dla których ustaliliśmy pewną
formę hierarchii w stopniach, aż do trzydziestego trzeciego. Pouczające jest
obserwowanie, jak ludzie są przywiązani do tytułów, funkcji i uznania, co skrupulatnie
wykorzystujemy.
Mason trzydziestego trzeciego stopnia może wydawać się kluczową postacią w
naszej ogólnej strukturze. Z biegiem czasu staraliśmy się rozpowszechniać taki pogląd,
że jest to sam szczyt w piramidalnej hierarchii. Jednak wyznam Ci, że drugi poziom to
dopiero początek światowej elity masońskiej. Ale trzymamy te rzeczy w tajemnicy, choć
pojawiają się plotki.
Musisz też wiedzieć, że ci, którzy tworzą wierzchołek piramidy nie mogą być
pozwani przez jakiekolwiek ciało, bez względu na jego naturę, z tego prostego powodu,
że stworzyliśmy prawie wszystkie z nich.
- To oznacza władzę decyzyjną na najwyższym szczeblu - przerwał Cezar w
zamyśleniu. - Jak to się jednak dzieje, że trzeci poziom masonerii, ten, o którym mówił
mi pan, że jest w rzeczywistości światową elitą masońską, mającą decydujący wpływ, nie
jest znany?
- My nie musimy być znani w sposób o jakim myślisz. My możemy zaistnieć w
społeczeństwie choćby poprzez dziedziczone tytuły szlacheckie lub jako wielcy
bankierzy prowadzący swoje interesy. Zawsze dbamy o to, aby być blisko akcji
charytatywnych, poprzez fundacje, które również do nas należą. Tak na prawdę te
fundacje pozwalają nam przesyłać duże kwoty pieniędzy pod pozorami legalności i
celów filantropijnych. W rzeczywistości to my mamy światowy monopol finansowy,
ponieważ kontrolujemy wszystkie rynki pieniężne. Projekt dominacji nad światem jest
perfekcyjnie opracowanym planem.
- Jak udało się wam kontrolować światowe finanse? - zapytał Cezar. - Nikt nie
może mieć przecież dostępu do wszystkich pieniędzy w obiegu!
- Pieniądze kontrolujemy w większości, ale rzeczywisty wpływ wywieramy
poprzez udzielanie kredytów, którymi praktycznie zmuszamy różne rządy świata do
działania na polu gospodarczym, a przez to i społecznym, na naszych warunkach. To jest
właściwie główny cel, dla którego powołaliśmy dwie największe instytucje finansowe
świata: Bank Światowy i Międzynarodowy Fundusz Walutowy (MFW).
Ale najważniejszym uderzeniem i zwycięstwem było zadłużenie Stanów
Zjednoczonych Ameryki, które teraz prawie całkowicie zależą od przyjętej przez nas
polityki finansowej. Jej istotą, jak wspomniałem, są oprocentowane pożyczki, a co za tym
idzie, powstałe wierzytelności oraz wszelkie inne formy zobowiązań lub koncesji. W ten
sposób kontrolujemy świat gospodarczy, prowadząc go w wybranym przez nas
kierunku.
Możemy stworzyć prawdziwy kryzys, a nawet upadłość, jeśli jesteśmy
zainteresowani uzyskaniem czegoś. Bankructwa państw są naszą specjalnością. Dają
nam praktycznie pośredni dostęp do przywództwa nad całymi narodami. Oczywiście z
wyprzedzeniem przygotowujemy i korelujemy te strategie ze strategiami dezinformacji
za pośrednictwem międzynarodowych mediów, które do nas należą. System ten okazał
się z czasem bardzo skuteczny i opanowaliśmy go do perfekcji. Jeśli ktoś wyrazi
sprzeciw, usunięcie go ze sceny społeczno-politycznej nie stanowi problemu dzięki
naszym wpływom, korupcji i systemowi finansowemu. Istnieją szczególne przypadki,
takie jak USA, w przypadku których nie możemy dopuścić do żadnych błędów, czy
działań spoza Organizacji. Dlatego każdy prezydent USA jest naszym wyborem i musi
być absolutnie wybitnym członkiem naszych lóż, często z drugiego poziomu.
Aby skutecznie ukryć stosowane przez nas manewry polityczno-finansowe,
użyliśmy najbardziej spektakularnego, a zarazem przezabawnego pomysłu, jaki udało
nam się zaimplementować tłumom w ciągu ostatnich dwustu lat. Jest to
prawdopodobnie jeden z naszych najcenniejszych trików, który zapewnił nam wielką
przewagę i nadal pozostaje dość wydajny w dzisiejszych czasach. Możesz być
zaskoczony, ale nazwa brzmi znajomo: demokracja! Sama koncepcja nie jest warta
uwagi, lecz nadal jest to bardzo istotny element w naszych planach i ma dużą
popularność. Głównym powodem jest to, że pozornie budzi w ludziach poczucie dumy i
siły, a w rzeczywistości wywołuje jedynie nienawiść i walkę, co stanowi świetny punkt
wyjścia do manipulacji. Tajne gry polityczne, wielkie interesy finansowe oraz władza są
pozornie w rękach wyborców. Musisz iść na drobne kompromisy, aby później cieszyć się
wszystkimi zaletami. Jaką korzyść czerpiemy z demokracji? Zwykle prowadzi do
rozdźwięku między warstwami społecznymi na szczeblu krajowym, a szerzej do
konfliktów między narodami. Idea, którą promujemy i która faktycznie ukrywa nasze
rzeczywiste plany i działania polega na iluzji wolnego wyboru dla każdego człowieka.
Ale gdy mamy do czynienia z dziesiątkami i setkami milionów różnych ludzi,
zestresowanych i zboczonych, ich tak zwany „wolny wybór” może być łatwo
pokierowany różnymi metodami. Burza musi szaleć, ale można wpłynąć na jej główny
kierunek, aby pewne obszary chronić a inne niszczyć.
Znaleźliśmy najłatwiejszy i najbezpieczniejszy sposób na osiągnięcie chaosu i
niezgody. Widzisz, tak polerowaliśmy demokrację pozorami dobroczynności i wartości
moralnych, że w rzeczywistości udało się ukryć jej rdzeń, który był fundamentem i który
z czasem jeszcze wzmocniliśmy: nienawiść między bliźnimi, ślepą walkę o łatwą i
efemeryczną władzę oraz brak jedności.
Łączenie się ludzi w ramach pozytywnych i korzystnych pomysłów lub koncepcji
jest dość niebezpieczne, ponieważ w ten sposób masy mogą stać się naprawdę potężne
w swoich działaniach, dlatego często staramy się jak najbardziej atomizować
społeczeństwa. Zasadniczo jest to powód, dla którego często silnie faworyzujemy różne
mniejszości, bo każda z nich ma swoje specyficzne, odmienne zainteresowania, kulturę i
przekonania religijne. Naszym ostatecznym celem jest doprowadzenie do zaniku
tradycji kulturowych i religijnych narodów w takim stopniu, żeby utraciły swą
tożsamość. Wtedy ludzie będą mogli być łatwo zasymilowani i kontrolowani w unikalnej
formie społecznej, która będzie oczywiście kierowana przez naszą światową elitę
masońską.
Jedną z głównych przeszkód, jaką napotykamy i którą musimy pokonać, są różne
wiekowe tradycje i sentyment ludzi do trwania przy nich. My staramy się stworzyć
jedno „stado zwierząt”, reagujące automatycznie. Dajesz im siano i wodę we właściwym
czasie, a oni wykonują bezwarunkowe zobowiązania. Aby to osiągnąć, tak jak
powiedziałem wcześniej, muszą zniknąć starożytne tradycje, prawdziwe wartości.
Symbole ludowe muszą zostać wyrwane z korzeniami i zapomniane.
Nowemu pokoleniu należy wypaczać dusze i zatruwać zmysły fałszywymi ideami,
kłamstwami i wszelkiego rodzaju nęcącymi toksynami. W większości nam się to udało.
Było to dość łatwe w przypadku Ameryki, ponieważ w zasadzie nie ma ona żadnej
tradycji. Jest to obecnie miejsce na Ziemi, w którym nasze plany zostały doskonale
zrealizowane - całkowite poddanie się systemowi społeczno-gospodarczemu z pełną
kontrolą i uciskiem finansowym. Wszystko to jest otoczone urokiem niezwykłych
technologii oraz śmieszną i arogancką ideą pierwszej potęgi światowej.
Ludzie potrzebują przekonania o fałszywej mocy. Nieświadomie pragną czegoś,
co da żywe wrażenie i wewnętrzne bezpieczeństwo. Utrzymujemy tę ideę supremacji w
umysłach Amerykanów, bo zapobiega ona buntowaniu się przeciwko systemowi. Poza
tym możemy czerpać stąd wielki użytek z próżności. Stają się oni mniej ostrożni i łatwi
w manipulacji, Amerykanie będą mogli stanąć na czele ofensywy w naszym planie
objęcia absolutnej władzy na Ziemi.
Cezar chciał poznać więcej szczegółów.
- Skoro to tylko blef, to dlaczego tak bardzo upieracie się na demokrację? -
zapytał.
- Demokracja, mój drogi, jest całkiem korzystną rzeczą. W rzeczywistości
umożliwia największe nadużycia i konflikty - odpowiedział Signore Massini. - Czyż nie
wiesz, że ludzie potrafili ginąć w imię demokracji? Wszystkie prawa i zasady obecnej
cywilizacji są skonstruowane zgodnie z prawami demokracji, prawda? Otóż pojawienie
się tego bieguna, jakim jest demokracja, zrodziło także możliwość przeciwstawienia się
tej idei i walki z demokracją. W ten sposób uzyskaliśmy konflikt. Konflikt to solidna
podstawa do rządzenia całym światem.
Pozwól, że przypomnę ci tutaj podstawową zasadę naszych masońskich
przepisów: „udzielajcie tajnego poparcia obu stronom, poprzez inteligentną taktykę w
polityce i gospodarce i wesprzyjcie każdego walczącego, aby osiągnąć sukces, do którego
dążycie”.
Termin i fałszywa koncepcja „demokracji” stały się tarczą dla wielu rządów, aby
mogły swobodnie działać, a tym samym chronić nasze interesy.
Większość krajów popadła w ogromne długi, starając się pokryć wydatki
zbrojeniowe mimo, że nie są zaangażowane w wojny. Dajemy im pożyczki, ale prosimy
rządy o poręczanie wieloma aktywami: kopalniami, lasami, liniami kolejowymi lub dość
ważnymi sektorami przemysłowymi. To dla nas główny sposób na stopniowe
przejmowanie bogactwa kraju i kontrolowanie jego mieszkańców.
- Nadal uważam, że demokracja to dobry pomysł, ale sposób jej stosowania
wydaje się wypaczony - odrzekł Cezar, ostrożnie odpowiadając czcigodnemu
Massiniemu.
- To rzeczywiście prawda. Koncepcja demokracji jest cenna tylko wtedy, gdy
cywilizacja osiągnęła już wysoki poziom zrozumienia i zastosowania tajemnic
wszechświata i życia. Ale nawet wtedy musi dotyczyć tylko niektórych ograniczonych
grup osób, które są desygnowane do podejmowania głównych decyzji w jakiejś
społeczności lub w całym kraju. Demokracja nie może zasadniczo istnieć w
niewypaczony sposób dla dużych mas ludzkich w strukturach heterogenicznych. Wiemy,
że oznacza ona realną koncepcję wyłącznie dla społeczeństw w których ludzie myślą i
działają ogólnie w tym samym kierunku i które mają wysoki poziom świadomości. Ale
ten przypadek nie odnosi się w ogóle do współczesnej cywilizacji.
- A co z kościołem? - wtrącił Cezar. - Nie ma na to żadnego wpływu? Wiem na
pewno, że masy naprawdę ufają Kościołowi i podążają za nim. - Senior Massini wykonał
nerwowy gest.
- Kościół chrześcijański jest jednym z naszych najbardziej niebezpiecznych
wrogów. Jego wpływ jest nadal dość duży, ale działamy wytrwale, aby go
zminimalizować. Z tego powodu naszą uwagę skupiamy głównie na młodym pokoleniu,
które staramy się zdezorientować swoimi pomysłami. Jesteśmy ukierunkowani głównie
na zaszczepienie w ludzkich umysłach idei wolności i demokracji, o których
wiedzieliśmy, że człowiek współczesnej cywilizacji nie może poprawnie zrozumieć i
wykorzystać. Wszyscy wokół mówią o wolności, demokracji i popierają je, ale prawie
nikt nie zastanawia się, jak pomimo dobrych intencji, humanitaryzmu i pragnienia
pokoju, które są wyrażane na całym świecie, przybywa wojen, konfliktów, napięć i
nieporozumień we wszystkich jego zakątkach. W ten sposób podnieśliśmy hipokryzję
klasy rządzącej do najwyższej rangi i w pełni wykorzystaliśmy tę sytuację.
Postawiliśmy również na brak zdrowego rozsądku, próżność i zarozumiałość
większości ludzi, którzy wyobrażają sobie, że bardzo dobrze rozumieją strukturę
demokracji i wolności słowa. Gdy pozwalamy im działać, przeciętni ludzie stają się
zarozumiali i potęgują to uczucie na dość absurdalną skalę. W swojej zaściankowej
egzystencji, wśród codziennych znojów, ludzie ulegają złudzeniu, że przywódcy
polityczni polegają na nich i na ich opinii. Dlatego politycy mają szansę sprawiać
wrażenie, że ich działalność jest kompetentna. W rzeczywistości, dzięki temu mogą
wywierać silny wpływ na wyborców, nakłaniając ich do wspierania nie własnych
potrzeb, a interesów przywódców, zwykle ukrytych pod urojonymi obietnicami i
pustosłowiem politycznym. W ten sposób chronią nas ci, których chcemy uciskać.
W przypadku gdy pojawi się zalążek oporu, musi on zostać natychmiast
wyeliminowany. Zwykle działamy dyskredytując za pomocą mediów. Kontynuujemy
nagonkę, która pomaga nam wzbudzić podejrzenia i nieufność ludzi wobec zachowania i
wypowiedzi danej osoby. Efekt jest taki, że w końcu nikt nigdy nie przyzna kredytu
zaufania komuś takiemu. Ponieważ nasze ataki są wytrwałe, doprawiane czarnym PR-
em, podmiot wkrótce czuje się winny tego co odważył się napisać lub powiedzieć. Będzie
uwięziony w życiu zawodowym i dyskryminowany w społeczeństwie, poczuje się
zmarginalizowany, aż w końcu ulegnie. Jeśli wyzbędzie się wigoru, jaki przejawiał na
początku i zapragnie „odzyskać” twarz, może czasami nawet zostać naszym partnerem.
Taki jest ogólny obraz stworzonego przez nas społeczeństwa: większość ludzi jest słaba
i tchórzliwa.
Jest niewielu, którzy opierają się naszym atakom i strategiom. Tacy ludzie
utrudniają nam działania, a co gorsza mogą zyskać uznanie i wsparcie społeczne.
Oznaczałoby to jedność i siłę we wspólnych celach, co właśnie próbujemy zablokować.
Co gorsza, niektórzy z tych ludzi i grup zapoznają się z pewnymi technikami
ezoterycznymi, które potem stosują, aby nam przeciwdziałać. Cóż, to prawda, że nasi
starsi bracia również używają tajnych technik perswazji i wpływu w celu uzyskania
konkretnych efektów na planie fizycznym. I bywa, że czasami jesteśmy zawstydzani, a
nawet blokowani w realizacji naszych planów przez przeciwne siły. Dlatego absolutnie
musimy przyciągać ludzi takich jak ty, którzy już osiągnęli niezwykłe moce. W zamian
jesteśmy gotowi zaoferować bardzo wiele. Tylko z nami będziesz mógł poczuć, że żyjesz
naprawdę.
- A czy w efekcie takich ataków na organizację masońską, nie dochodzi do
ujawnienia jej planów i intencji? - spytał Cezar, starając się uniknąć deklaracji.
- Niektórzy ludzie, którzy zdecydowanie sprzeciwiają się naszym planom, znają
prawdę o nas. Ponieważ zwykłe techniki anihilacji nie są tak skuteczne w takich
przypadkach, robimy sztuczkę. Wybieramy czcigodnych członków, szczególnie tych z
drugiego stopnia, i zachęcamy ich do przedstawiania ogółowi, za pośrednictwem
kontrolowanych przez nas mediów, niektórych aspektów Organizacji. Udzielają
wywiadów, piszą książki i artykuły, w których przedstawiane są jasne i ciemne strony
naszej działalności. Kierujemy się pewną zasadą proporcjonalności - jedna czwarta
prawdy i trzy czwarte fałszu. W związku z tym duża ilość danych, które wychodzą na
zewnątrz zawiera pewne prawdziwe informacje, którym i tak nie moglibyśmy
zaprzeczyć, a że są one ujawniane przez członków naszej organizacji, jak ktokolwiek
mógłby podejrzewać nas o ukrywanie czegoś, skoro sami je dobrowolnie udostępniamy?
Oczywiście te prawdziwe rzeczy są lekko „przypudrowane” i ozdabiane kłamstewkami,
aby nie przyciągały zbytniej uwagi i żeby przestano drążyć temat. Mamy z tego
konkretną korzyść, ponieważ nasi wrogowie nie mogą już przedstawiać prawdy, którą
my już opowiedzieliśmy w wypaczonej formie. Nawet jeśli spróbują zająć się innymi
dziedzinami naszej działalności, będziemy udawać niewinne, uciskane ofiary, a także
cieszyć się wsparciem niektórych wpływowych ludzi. Obecnie zaczęliśmy stosować tą
strategię, ponieważ zbliża się czas wyjścia się z cienia, którego kamuflaż do tej pory nam
służył. Ze względu na zaostrzający się konflikt pozostawanie w ukryciu byłoby teraz
bardziej kłopotliwe niż korzystne. Dlatego w ciągu ostatnich dwudziestu lat zaczęliśmy
nieco wychodzić na scenę, ukazując ziarna prawdy wśród wielu kłamstw. Wiemy bardzo
dobrze, że wielokrotne powtarzanie kłamstwa czyni z niego prawdę, a ludzie tracą
czujność.
Niemniej jednak zbliża się walka, ponieważ reakcja opinii publicznej staje się
nieoczekiwana. Musimy sprawiać wrażenie, że pomagamy ludziom i wspieramy ich w
potrzebie i bólu. Nasza główna uwaga, co lansują nasi politycy, wydaje się być bardzo
skupiona na bieżących problemach ludzi, wywołanych głównie przez światową recesję
gospodarczą, którą nasza organizacja naprawdę zawiaduje. Dlatego korzystając z
naszych „robotników dziennych”, o których właśnie ci wspominałem, próbujemy
sprawić wrażenie, że bardzo interesujemy się tymi aspektami i staramy się stawić im
czoła.
W rzeczywistości cały ten „teatrzyk w świetle reflektorów” ma tylko na celu
zdobycie uznania mas, abyśmy w najwłaściwszym momencie przejęli polityczne i
ekonomiczne przywództwo na całym świecie poprzez ustanowienie jednego rządu
światowego pod naszą bezpośrednią i całkowitą kontrolą. Musimy zatem zdobyć tak
duże zaufanie ludzi, jak to tylko możliwe, aby wywołać wrażenie naturalnej sekwencji
zdarzeń, które nadejdą, prowadząc do straszliwego kryzysu światowego. Wtedy
objawimy się w pełni jako zbawcy ludzkości, ponieważ dysponujemy środkami
finansowymi, które są do tego potrzebne.
Zasadniczo zadanie nie jest takie trudne, ponieważ czujność mas jest już
wystarczająco osłabiona przez inne strategie, które z powodzeniem stosujemy od
jakiegoś czasu: rutyna codziennej pracy, programy telewizyjne skonstruowane tak, aby
zaszczepić w ludzkiej podświadomości bierną postawę, brak oporu i wnikliwości,
narkotyki, chemizacja żywności, wszelkiego rodzaju choroby.
Mówiąc to, Signore Massini nagle rzucił okiem na elegancki, wysadzany
diamentami zegarek na swoim nadgarstku.
- No, wieczór już zapadł, a otoczenie staje się chłodne. Myślę, że czas kończyć -
powiedział czcigodny. - Liczymy na twoją niezwykłą zdolność przystosowania się.
Osobiście uważam, że bardzo jasno przedstawiłem ci podstawowe aspekty naszej
działalności. Dziś wieczorem wyjeżdżam do Amsterdamu, ponieważ muszę tam uporać
się z pewnymi problemami. Powiem również moim szanownym towarzyszom o
wrażeniu, jakie na mnie zrobiłeś.
Signore Massini patrzył przez kilka chwil życzliwie na Cezara.
- Wynik naszego spotkania oceniam jako pozytywny i oczekuję od ciebie
właściwej postawy. Było konieczne, abyś poznał większość prawd o organizacji, żeby
potem uniknąć wszelkich początkowych zahamowań. Wkrótce spotkamy się ponownie i
to będzie ważny moment. Mógłbym nawet powiedzieć, że będzie to dla ciebie trudny
test. Do tego czasu przygotujemy wszystko, co niezbędne, aby zintegrować Cię z naszą
organizacją.
Czcigodny Massini wstał, opierając się na swojej wspaniale inkrustowanej lasce.
Cezar odprowadził go do helikoptera.
Jego strategia wydawała się działać, ponieważ udało mu się przekonać Cezara
bez większego wysiłku. Prawdą jest jednak, że czcigodny Massini był tak pewny siebie,
tak dynamiczny w swoim podejściu i wyjaśnieniach, że akceptacja Cezara mogła być
praktycznie uważana za oczywistą. Subtelna siła czcigodnego była potężna i tylko
specjalna równowaga psychiczna Cezara oraz doskonała kontrola energii mentalnej
sprawiły, że z łatwością oparł się niesamowitemu, aktywnemu wpływowi jaki wielki
mason generował na potrzeby osiągania własnych celów.
Cezar wyznał mi, że w tamtych chwilach promieniowanie psychiczne
czcigodnego było tak potężne i dominujące, że bez wątpienia wywarłoby głęboki
hipnotyczny efekt na zwykłej osobie, niezdolnej do kontrolowania wyższych poziomów
mentalnych.
Dostrzegł w swojej aurze mocne uderzenia energii o głęboko negatywnej
wibracji, ale natychmiast przystąpił do sublimacji jej na wyższe poziomy swej istoty.
Stanowczy akt woli pozwolił mu utrzymać całkowitą kontrolę nad sytuacją i wykazać się
pełną świadomością w konfrontacji z Signore Massinim.

Być może czytelnik będzie miał skłonność do powierzchownego odbioru
znaczenia tego spotkania.
Teraz, gdy znam już całe tło tej sytuacji, mogę powiedzieć, że nawet dla Cezara
było całkowitym zaskoczeniem, gdy wreszcie odkrył prawdziwy powód rozmowy i jej
kunszt.
Niezwykła zdolność „balansowania na krawędzi” pozwoli Cezarowi stawić
czoła w czasie nadchodzących wydarzeń, w dramatycznej i napiętej sytuacji
wymagającej poważnych decyzji na szczeblu państwowym.


Rozdział 4
DRUGA KONFRONTACJA: ISTOTNE INFORMACJE


Kilka miesięcy po moim ostatnim spotkaniu z Cezarem, podczas którego ujawnił
mi zadziwiającą prawdę, którą usłyszał od czcigodnego Massiniego, skontaktowano się
ze mną z zaproszeniem na kolejne spotkanie. Był początek czerwca 2003 roku i miał to
być niezwykle ważny moment dla pogłębienia mojej wiedzy o światowej masonerii.
Relacja Cezara ze spotkania z Massinim pozostawiła pewne niejasności. Teraz rysowała
się możliwość uzyskania dodatkowych informacji.

W maju 2003 r. Signore Massini, zgodnie z obietnicą, zaprosił Cezara na drugie
spotkanie. Tym razem odbyło się ono w luksusowej willi w Bukareszcie, należącej do
centrum dyplomatycznego najwyższego szczebla jednego z najpotężniejszych krajów
świata. Podobnie jak za pierwszym razem Signore Massini zaawizował się poprzez
wysoko postawione osoby w państwie. Tym razem nie był to generał Obadea, a jeden z
sekretarzy stanu, wykonując polecenie ministra stanu.
To spotkanie było znacznie krótsze od poprzedniego. Składało się głównie z dość
dziwnej propozycji, którą Signore Massini złożył Cezarowi. Oferował mu pewne
niezwykłe informacje w zamian za zapewnienia kilku masonom poufnego dostępu do
miejsca, do którego te informacje miały zaprowadzić.
Stopniowo intencje Massiniego stawały się jasne.
Cezar dostrzegł, że powodem jego pierwszego spotkania było po prostu
przygotowanie go do zaakceptowania obecnej propozycji. Tak na to patrząc, było wielce
prawdopodobne, że wszystkie kuszące obietnice czcigodnego były zwykłą blagą, a ich
jedynym celem było zdobycie jego zaufania w celu umożliwienia masońskiej kontroli
nad tym, co mogło okazać się wielką tajemnicą państwową Rumunii. Nadchodzące
wydarzenia miały potwierdzić podejrzenia Cezara.
Ze względu na jego rangę w Departamencie Zero i fakt, że ten wydział był
jedynym, który był przygotowany i upoważniony do interwencji w „specjalnych”
sytuacjach, Cezar szybko zrozumiał główny powód, dla którego Massini go potrzebował.
Jak sam zauważył, czołowi przedstawiciele masonów na poziomie globalnym
mieli co prawda wielką władzę decyzyjną w każdym rządzie na planecie, ale ich wpływ
wciąż jeszcze nie mógł wyjść poza określone ramy. Mogli na przykład „fabrykować” i
wywoływać wojny między państwami czy napięcia społeczne, ale nie mogli ingerować w
pewne decyzje dotyczące struktury wewnętrznej i operacyjnej mechanizmów
bezpieczeństwa kraju. Innymi słowy, mogli łatwo wywołać konflikt na jednym czy
drugim kontynencie, ale nie mogli wymusić samej akcji militarnej.
Niezwykle ważna informacja, którą Massini przekazał Cezarowi, dotyczyła
pewnej lokalizacji w górach Bucegi, ale była niekompletna. Cezar dowiedział się od
czcigodnego, że było tam coś, czego nie można było zidentyfikować, nawet przy użyciu
najnowszej technologii. Cezar czuł, że Massini ma więcej informacji, ale zachowuje je dla
siebie. Chociaż nie wiedział dlaczego, rozumiał, że była to informacja niezwykłej wagi
dla przywódców masońskich, ponieważ wykorzystali swoje potężne wpływy, aby
uzyskać do niej dostęp. Było oczywiste, że nie mogli nawet pomyśleć o obcej akcji
wojskowej w Rumunii, bez względu na powód. Nawet gdyby wykorzystali do tego
konflikt terytorialny w Transylwanii, zajęłoby to dużo czasu i oznaczałoby wojnę,
zniszczenia, a przede wszystkim wielki europejski skandal dyplomatyczny. Najwyraźniej
masonom nie odpowiadał taki scenariusz.
Wniosek był jeden, że byli zainteresowani wykluczeniem zarówno siłowej
interwencji jak i pewnych osób z dostępu do tych informacji. Wyjaśniało to między
innymi, dlaczego Signore Massini po pierwsze tak nalegał, aby obydwa spotkania były
„ściśle tajne”, a po drugie dlaczego chciał się spotkać akurat i wyłącznie z Cezarem.
Uzasadnienie tego drugiego było proste: szukał odpowiedniej osoby na bardzo wysokim
decyzyjnym stanowisku. Osoba ta miała być kuszona wielkimi obietnicami, zdobywane
miało być jej zaufanie, a ostatecznie miała zaakceptować współpracę z masonami i
umożliwić im przejęcie pełnej kontroli nad pewną sprawą. Uważano, że Cezar był
idealnym wyborem dla tego planu, ale operacja kooptacji musiała nastąpić szybko, aby
nie dać Cezarowi zbyt wiele czasu na refleksję i uniknąć nieprzewidywalnych reakcji z
jego strony. Misja została prawdopodobnie uznana za niezwykle ważną dla światowej
masonerii i musiała się powieść. Dlatego wysłano ważnego przedstawiciela grupy
Bilderberg, eksperta w dziedzinie psychologii rekrutacji, który dodatkowo był
obdarzony pewnymi psychicznymi mocami oddziaływania na odległość. Cezar
wnioskował, że światowa masoneria dążyła do jak najszybszego przejęcia kontroli nad
tajną lokalizacją w górach Bucegi, i otoczenia jej całkowitą tajemnicą, nawet wobec
Bukaresztu. A to już był spacer po cienkim lodzie. Jak zawsze w przypadku wielkich
tajemnic państwowych, wycieki informacji mogły zagrozić całej akcji, ponieważ istniały
rywalizujące ze sobą formacje polityczne, które nie były w pełni kontrolowane przez
masonów. Dlatego operacja została uznana za szczególnie delikatną i niezwykle trudną
nawet dla samych masońskich mistrzów, którzy dodatkowo mieli ograniczony dostęp do
koordynacji działań badawczych na tym obszarze.
Tak więc wyglądała ogólna sytuacja, którą opisał mi Cezar na początku naszej
rozmowy.

W ostatnich miesiącach zastanawiałem się nad mnogością aspektów i implikacji
wynikających z pierwszego spotkania Cezara i Signore Massiniego. Groza, która mnie
ogarnęła, tłumaczyła w pewien sposób moją niezdolność do zrozumienia wszystkich
niuansów. Nie mając od kogo zaczerpnąć dodatkowych informacji, porządkowałem to co
już wiedziałem i wypunktowywałem niejasne zagadnienia, czekając na kolejne
spotkanie z Cezarem. Miało się ono okazać w tym względzie bardzo owocne. Dodatkowo,
miałem poznać tajemnicę czcigodnego masona.
Dyrektor techniczny Departamentu Zero zaprosił mnie zaledwie w dwa tygodnie
po jego ostatniej rozmowie z Massinim. Wyznał, że postanowił spotkać się ze mną jak
najszybciej, ponieważ zaczynało się bardzo dużo dziać i musi teraz poświęcić całą swoją
uwagę planowaniu przyszłych posunięć, bo sprawy mogą wymknąć się spod kontroli, a
to może przynieść niefortunne konsekwencje. Cezar nie był pewien, czy będzie miał w
najbliższej przyszłości czas i okazję widzieć się ze mną aby wszystko mi ujawnić,
zależało mu zatem aby upewnić się, że mam już niezbędne informacje potrzebne do
wydania książki.
Nadchodził trudny, nerwowy czas. Zbliżał się też moment wielkiego zdumienia.
Moje spotkanie z Cezarem, które poprzedziło wielkie wydarzenie z sierpnia 2003 roku
było „ciszą przed burzą”.

Objaśnienia dotyczące inicjacji

Ciesząc się, że mogłem wypełnić luki w moim zrozumieniu problemu masonerii,
zapytałem dlaczego masoni i ci, którzy do nich dołączają, całkowicie świadomie
wybierają zło. Wiedziałem, że w obecnych czasach ludzkość ma tendencję do moralnego
i duchowego staczania się, ale byłem jednocześnie przekonany, że dobro zatriumfuje.
- Fundamentalną cechą egzystencji jest wolna wola. – Z dużą powagą wyjaśnił mi
Cezar. - Struktura istoty ludzkiej zawiera w sobie zarówno dobro, jak i zło. Można
powiedzieć, że w człowieku współistnieją ze sobą dwie natury: wyższa i niższa. Ważne
jest, która z nich się w nas obudzi i wzmocni.
Pewnie teraz zapytasz mnie, czym jest dobro, a czym zło. Nie chcę zatracić się w
wywodach filozoficznych, ale powiem ci zasadniczo, że dobro można rozumieć jako brak
zła. Oczywiście, kierując się tą samą logiką, zło to brak dobra.
Sądzę, że nie jest dla ciebie nowością, że chrześcijaństwo łączy te dwa aspekty w
niebo i piekło. Poza subtelnymi płaszczyznami manifestacji, z którymi związane są niebo
i piekło - lub ogólnie rzecz biorąc dobro i zło - te dwa przeciwieństwa można znaleźć w
wielu przejawach codziennego życia człowieka. Dlatego niektórzy ludzie żyjący w nędzy,
nie przez przypadek nazywają swoje życie piekłem, podczas gdy inni, będąc bardzo
szczęśliwymi, uważają swoje życie za raj. Oczywiste jest, że w zależności od dokonanego
wyboru, człowiek może iść, mówiąc metaforycznie, do piekła lub do raju. Jeśli ktoś
zdecyduje się czynić zło, bez wątpienia pójdzie do piekła, a wtedy, w pewnym sensie,
piekło się przez niego objawi. Promieniowanie i wpływ takiej osoby staną się złe, a to
zabierze ją z królestwa dobra i szczęścia.
Ci, którzy wybierają zło nie rozumieją, że sens życia polega na poprawianiu siebie
i zaciekle walczą z dobrem, harmonią, miłością i pięknem. Warto jednak zawsze
pamiętać, że człowiek ma całkowitą swobodę wyboru między tymi dwoma
skrajnościami. Nikt nie jest do niczego zmuszany. To wyłącznie wybór. Tutaj, oczywiście,
osobiste przeznaczenie i pewne bardzo głębokie podświadome skłonności mają też
wielki wpływ, ale nawet jeśli siła i determinacja tych impulsów wydaje się być
niezwyciężona, wciąż pozostaje pewien procent wolnej woli. Ona nigdy nie znika
całkowicie. Gdyby tak się stało, istota ludzka byłaby tylko marionetką w rękach jakichś
niejasnych sił zewnętrznych. Dlatego nawet w najbardziej dramatycznych sytuacjach
ludzie mają wolny wybór. Mogą wybrać dobro, a zatem nieoczekiwaną szansę. Stąd,
krok po kroku, mogą na nowo rozpocząć swoje życie, wychodząc z zupełnie innego
paradygmatu.
Co więcej, każdy wybór dobra wymaga poświęcenia. Czy słyszałeś kiedykolwiek o
kimś, kto poświęcił się, by czynić zło? Zło jest zawsze łatwe do zrobienia i opiera się na
bezwładności, powolności i lenistwie, ponieważ nie oznacza żadnego wysiłku. Dlatego
mówi się, że bardzo łatwo jest wyrządzić krzywdę, ale bardzo trudno jest czynić dobro.
Główną ideą, którą chcę, żebyś zrozumiał, jest to, że kiedy człowiek „poświęca” swoją
nieudolność i działa w sposób harmonijny, zmierza do innego stanu życia. Ewoluuje,
ponieważ poświęca się, co oznacza, że rezygnuje z tego, co gorsze, aby uzyskać dostęp do
tego, co lepsze. Mimo to wielu ludzi nie ma tej wewnętrznej siły, która jest potrzebna,
aby zrezygnować ze swoich szkodliwych nawyków, dlatego na poziomie globalnym
istnieje rosnąca tendencja do regresu ku większemu złu i perwersji.
- To znaczy - wtrąciłem - że elita masońska używa dokładnie tej bezwładności,
lenistwa i mentalnej niejasności, która charakteryzuje większość ludzi, aby kontrolować
światową populację!
- To prawda. Masoni z łatwością manipulują tą energią, która objawia się u
większości ludzi na bardzo niskich poziomach wibracji jako brak reakcji, powolność,
bezwładność. Oni w takich sytuacjach praktycznie generują niemal rzeczywisty stan
zbiorowej „senności”, który najlepiej służy ich interesom. Bardzo ważne jest, abyś
poprawnie zrozumiał tę ich metodę.
Przeważnie te działania - które w pewnych bardzo wysokich kręgach masońskich
obejmują rytuały czarnej magii - są podejmowane na odległość, a ci, którzy są otwarci na
tego rodzaju energie, które są uciążliwe i wiążą - łatwo stają się ofiarami i zapadają w
dziwny sen. Mam tu na myśli nie tylko fizyczne zjawisko snu, ale także pewien stan, w
którym ludzie są „przejmowani”, w którym stają się bardzo ulegli i zachowują się jak
marionetki. Są to idealne warunki, w których można nimi sterować i prowadzić bez
stawianego oporu. Jest to jeden z głównych celów masońskich - dążenie do tego, aby ten
stan zaistniał na całym poziomie planetarnym.
Z innej perspektywy patrząc, musicie być świadomi, że ten „sen”, przez który
przechodzą istoty ludzkie, jest sposobem ochrony dla sił zła, które go używają, aby
bronić przed ujawnieniem pewnych duchowych prawd. Jeśli uważnie zaobserwujesz jak
ludzie reagują gdy mają do czynienia z bardzo wzniosłymi, duchowymi aspektami ich
życia i ewolucji, z zaskoczeniem zauważysz, że większość z nich doświadcza dziwnej
senności, a ten rodzaj bezwładności wyklucza jakiekolwiek lepsze zrozumienie.
- Jak mówiłeś do tej pory – powiedziałem - widzę, że organizacja masońska jest
autorem wszystkich znaczących posunięć społecznych, mających na celu dzielenie i
efektywną kontrolę narodów. Powiedziałbym, że zaciekle atakują wszystko, co jest
duchowe, autentyczne lub wzniosłe, dążąc w ten sposób do przekształcenia ludzkości w
jakiś żyjący mechanizm, którym mogą operować zgodnie z własną wolą. – Byłem
przygnębiony. Bezsilna wściekłość dusiła moją istotę i nie mogłem znaleźć na nią
antidotum. Widząc mój stan, Cezar odezwał się z wielką życzliwością.
- Masz rację w tym, co powiedziałeś. Niestety, ludzie stają się „robotami”,
słuchając tylko wydawanych rozkazów i precyzyjnie je wykonując. Jednak musisz zdać
sobie sprawę, że siła dobra jest przeogromna i każde działanie w tym zakresie może
okazać się niezwykle skuteczne. Zawsze jest nadzieja. Musisz tylko wiedzieć, jak je
podsycać z wielką wiarą i czystością. To wyostrzy twoją uwagę i pomoże ci działać we
właściwy sposób. Pamiętaj, że nawet masoni mają swoje słabości.
- Właśnie miałem cię zapytać - odpowiedziałem. - W ostatnich miesiącach
próbowałem badać ten temat i z zaskoczeniem zauważyłem, że istnieją nieporozumienia
między lożami na całym świecie. Jeśli to prawda, oznacza to, że oni sami są podzieleni.
Cezar uśmiechnął się ze współczuciem.
- Jedną ze sztuczek elity masońskiej jest pozostawianie wrażenia, że dwie lub
więcej lóż walczy ze sobą. W rzeczywistości, na szczycie swojej piramidalnej struktury,
wielcy masońscy mistrzowie, którzy tworzą rządzącą elitę światową, rozumieją się
doskonale. Chodzi o to, aby robić zamieszanie i wprowadzać w błąd, ponieważ wiedzą,
że w ten sposób mogą oszukać czujność zwykłych ludzi. W rzeczywistości jest to
diaboliczna mistyfikacja. Ten, kto jej ulegnie będzie deprecjonował jedną lożę, myśląc, że
nie jest właściwa, faworyzował inną, który uzna za dobrą. Ale to są tylko pozory,
ponieważ w rzeczywistości masoneria jest i pozostaje taka sama, bez względu na
sztuczki, jakie stosuje. Musisz mieć wiarę i wytrwać w swoich dobroczynnych
działaniach. W końcu nawet siły zła muszą podporządkować się dobru.
Ale jedną z największych tajemnic we wszechświecie jest ukryta rola, jaką siły zła
odgrywają w kontekście ewolucji, w sposobie, w jaki zło plasuje się w planach
stworzenia.
Zaniemówiłem ze zdziwienia. Jak większość ludzi wiedziałem, że białe jest białe,
a czarne jest czarne. Teraz powiedziano mi, że w rzeczywistości istnieje relacja między
tymi skrajnościami.
- Co masz na myśli? Że nawet zło ma wartość w naszym życiu? - Zapytałem.
- Bardzo dużą. Aby poprawnie zrozumieć ten aspekt, musisz mieć otwarty i wolny
od uprzedzeń umysł. Fanatyzm, zwłaszcza religijny lub ideologiczny, nie idzie w parze z
ewolucją duchową.
Po cichu się zgodziłem.
- Zauważ, że dopiero gdy we wszechświecie pojawią się zarówno dobro jak i zło,
pojawiają się warunki do przeprowadzenia testu wolnej woli. Człowiek często wybiera
zło ponieważ jest ono częścią jego autodestrukcyjnej natury. Wybór zła oznacza wybór
walki ze sobą, co ostatecznie prowadzi do samozniszczenia. Pogłębia to tajemniczy
związek między dobrem a złem, ponieważ pokazuje, że siły zła mają ukryty cel we
wszechświecie, a także w życiu każdego człowieka.
Nie wiem, w jakim stopniu znasz idee dotyczące istoty bytu i postępu duchowego,
ale powiem ci, że celem ewolucji człowieka jest powrót do pierwotnego, czysto
duchowego źródła – miejsca skąd pochodzi. Wyobraź sobie teraz, że to źródło jest samo
w sobie wieczną rzeczywistością wzniosłego szczęścia, którego każdy pragnie. Ten
powrót istoty do duchowych początków musi być w pełni świadomy i wolny od
wszelkich niższych pokus, wszystkiego, co mogłoby oznaczać iluzję, lęk, uprzedzenia.
Jeśli dobrze zrozumiesz ten aspekt, będziesz mógł powiedzieć, że rozumiesz dlaczego
zło jest potrzebne w stworzeniu.
Byłem trochę zdezorientowany, ponieważ nie docierałem jeszcze do istoty
problemu. Cezar bardzo cierpliwie kontynuował:
- Gdyby zło nie istniało, nie mógłbyś zdać sobie sprawy z konieczności powrotu
do źródła. Włóczyłbyś się bez końca po kto wie jakich zakątkach wszechświata. Zło w
planie stworzenia wszechświata służy głównie do testowania istot ludzkich. W ten
sposób sprawdzany jest poziom wiedzy, ewolucja duchowa i zdolność kochania każdej
istoty. Na postawie dokonywanych wyborów można określić, czy przeszedłeś test życia,
czy nie.
-Podobnie jak egzaminy na uniwersytecie - zauważyłem.
- Dokładnie. Tak samo jak te lub te na polu zawodowym. Jedyna różnica polega na
tym, że podczas gdy te pierwsze są iluzoryczne i efemeryczne - będąc częścią
ograniczonej domeny czasoprzestrzennej - życiowe testy i egzaminy mają znaczenie
duchowe i stanowią etapy o wielkim znaczeniu w naszej osobistej ewolucji. Pomyślne
przejście jednego z tego rodzaju testów może oznaczać ważne zwycięstwo w walce o
dominację nad niższą naturą istoty ludzkiej. Takie zwycięstwo może zamanifestować się
w zwiększonej zdolności rozumienia pewnych subtelnych aspektów życia, skutkując
stopniowym przebudzeniem duchowej dojrzałości i w wielu innych korzystnych i
pozytywnych aspektach.
Cezar zrobił sobie krótką przerwę, zostawiając mi trochę czasu na przemyślenia i
refleksję. Chciałem się upewnić, że rozumiem.
- Co jest dokładnie testowane i jak możemy rozpoznać te testy? - spytałem,
dostrzegając nowy kierunek, w jakim zmierza ta rozmowa.
- Większość egzaminów życiowych wystawia na próbę twoją wiarę i stan
świadomości. Często, z powodu swojej ignorancji, ludzie traktują te testy jako wielkie
nieszczęścia, jako coś strasznego lub wyrządzoną im krzywdę, która sprawia, że chwieją
się na nogach. W tych przypadkach zło przejawia się głównie w celu wypróbowania i
oczyszczenia tych istot ludzkich. Podczas ewolucji nikt nie może uciec od różnego
rodzaju testów, lekcji i egzaminów życiowych. Praktycznie rzecz biorąc, te testy są naszą
własną konfrontacją z siłami zła, które są częścią demonicznych i szatańskich planów
stworzenia. Dotyczy to zarówno jednostek, jak i par, społeczności, a nawet narodów.
- Ale - powiedziałem - często pomagają nam inni, gdy przechodzimy trudne
chwile lub gdy prosimy ich o radę w bardzo skomplikowanym problemie życiowym. Kto
zatem przechodzi test, my czy ci, którzy nam pomagają?
- Musisz mieć świadomość, że pomaganie nie oznacza zmuszania. Można komuś
doradzić i poprowadzić we właściwym kierunku, ale ten ktoś nadal ma własny wybór.
Wykonywanie swojej wolnej woli, posiadanie możliwości wyboru oznacza, że człowiek
jest świadomy i odpowiedzialny za swoją wolność. Człowiekowi można pomagać,
wspierać go, szturchać, ale poza tym wszystkim leży jego wolność wyboru między
dostępnymi opcjami. Jeśli osoba ta byłaby zmuszona podążać określoną ścieżką, nawet
jeśli byłaby głęboko korzystna, wówczas jej wolność zostaje faktycznie odebrana.
Dlatego bardzo ważne jest, aby istota ludzka miała prawo wyboru. Na jego jakość będzie
wpływał stopień świadomości i wnikliwości tej istoty.
Teraz już wiesz wystarczająco dużo o zaangażowaniu masonów na poziomie
globalnym i jesteś świadomy straszliwej walki dobra ze złem na tej planecie. Mimo
wszystko możesz w każdej chwili wybrać, po której stronie chcesz być. Jeśli wybierzesz
dobro i konsekwentnie będziesz działać w tym kierunku, wytrwasz w walce z planami
masońskimi. To samo dotyczy wszystkich innych osób, tylko że większość z nich nawet
nie zna prawdy o tym, czym w rzeczywistości jest ich plan.
Co więcej, sposób, w jaki działają siły zła jest tak przebiegły, że przedostają się
wszędzie tam, gdzie znajdą żyzną glebę, wszędzie tam, gdzie pojawia się słabe lub
skażone sumienie. Taka słabość objawia się na przykład, gdy ktoś głośno lansuje teorię,
że otaczają nas tylko spiski, manipulacje i zakulisowe gry, podczas gdy tak naprawdę nic
takiego nie istnieje, wszystko jest w porządku i odbywa się zgodnie z prawami natury. W
rzeczywistości takie zachowanie jest typowe dla osoby napastowanej przez wiele
demonicznych wpływów, które zmuszają ją do przestrzegania ich zasad. Jeśli ta
konkretna osoba należy do elity intelektualnej lub jeśli jest naukowcem, pisarzem lub
felietonistą, to tym lepiej dla masońskich planów. Niefortunna opinia takiej osoby, o
której można powiedzieć, że ma pewien autorytet intelektualny, może mieć negatywny
wpływ na koncepcje wszystkich innych ludzi.
Prawdopodobnie wiesz, że jednym z największych zwycięstw Szatana jest
przekonanie ludzi, że diabła nie ma, że sam Szatan nie istnieje. Jest to więc taki sam
szablon, według którego funkcjonują organizacje masońskie, pozostawiając wrażenie, że
robią i życzą tylko dobra. Podczas gdy wszystko jest maską, ponieważ w rzeczywistości
są oni mniej lub bardziej jawnie przeciwni dobru, wierze i duchowości.
- Nie rozumiem, jak to jest możliwe, aby ludzie żyli w tym wielkim spisku i nie
byli świadomi jego istnienia! - Zawołałem.
- Dlaczego jesteś zaskoczony? Nawet ty jeszcze do niedawna żyłeś, nie wiedząc
nawet o masonach i ich straszliwych planach. Prawdopodobnie widziałeś, że wiele
rzeczy jest nie tak, ale nie podchodziłeś do sprawy w dojrzalszy sposób. Teraz znasz
prawdę, a twoja dobra natura sprawia, że chcesz się wznieść i podzielić tą informacją z
innymi. Masz do tego niezwykłą okazję, publikując to, co ci do tej pory powiedziałem.
Pierwszym krokiem, jaki należy podjąć, jest zwrócenie uwagi opinii publicznej na
otaczającą rzeczywistość. To tak, jakbyś bił w dzwony w niedzielę w mieście, które
jeszcze śpi. Ludzie będą się stopniowo budzić i pytać o więcej szczegółów. Zaczną
zwracać większą uwagę na to, co dzieje się wokół nich, a nawet na całym świecie, bo
będą mieć już znaczne zasoby informacji. Ich czujność będzie pierwszym i bardzo
bolesnym ciosem dla masonów, gdyż czujną istotę znacznie trudniej oszukać,
zmanipulować i kontrolować. Następnie uformuje się cały nurt tej samej opinii. W ten
sposób większość planów i inicjatyw masońskich ma szansę zostać zniszczona jeszcze w
zarodku.
Cezar spojrzał na mnie uważnie, aby sprawdzić, czy nadążam.
- Reakcje ludzi wydają się być bardzo słabe - powiedziałem - zastanawiam się, jak
zamierzamy osiągnąć to, co zaplanowaliśmy.
- Większość przepowiedni mówi, że w końcu dobre siły zwyciężą. Z drugiej
strony walka jest niezwykle trudna. Masoni, jak okropna hydra, są tymi, którzy kierują
wszystkimi demonicznymi orientacjami, które oddziałują na ludzi na tej planecie.
Na przykład w Rumunii, szczególnie ostatnio, masoni zachowują się tak, jak im
się podoba. Biedni ludzie są ignorowani i manipulowani. Gdyby ta hydra została
pokonana, moglibyśmy być świadkami bardzo szybkiej regeneracji całej planety.
Niestety ogromna większość ludzi z Zachodu nie dostrzega manipulacji, choć niektóre z
nich są naprawdę oczywiste. Apatyczni i samolubni, w większości raczej izolują się w
dziwnej miejskiej „hibernacji”, naiwnie myśląc, że są panami własnego życia. Nawet jeśli
dowiedzą się o diabelskich działaniach masonów, są w stanie temu zaprzeczać lub
polegać na tych, którzy głoszą przeciwne opinie. Co więcej, nieświadomie podążają za
demonicznymi trendami, które są stale zasilane przez masonerię poprzez uwolnioną
muzykę rockową, narkotyki, alkohol, tytoń i materialistyczne poglądy. W tych
warunkach stopniowej, ale pewnej degradacji człowieka, który w ten sposób traci
własną wolę i determinację, masonom łatwo jest wypełniać swoje plany.
Cezar nagle ucichł. To była dość długa przerwa, w której oboje pozostawaliśmy z
naszymi myślami.
W końcu zaczął znowu mówić, ale mogłem poczuć w jego głosie lekki cień
smutku.
- Niestety sytuacja wygląda podobnie w naszym kraju. Ludzie śpią. Albo raczej są
nieprzytomni. Mimo że niektóre fundamentalne problemy dotyczące masonów i ich
planów na świecie były już ujawniane, dramatyczna senność i inercja ludzi została tak
silnie wzmocniona, że niewielu w to wierzy. To straszna rzeczywistość. Zasłyszana
wiedza wydaje im się tak okropna i niewiarygodna, że działając pod podświadomym
impulsem strachu i samoobrony, woleliby raczej uwierzyć, że może sytuacja nie jest tak
tragiczna, jak się wydaje. Sądzą, że być może tego rodzaju informacje to tylko
oczernianie i atak z nie wiadomo jakich powodów na bliżej nieokreślone siły. Dlatego
raczej zamykają się we własnej skorupie i nadal pozostają w stanie hibernacji. Ten stan
jest gorszy niż wtedy, gdy nie mieli pojęcia o tych demonicznych planach, ponieważ
wiedzieć i nadal nie reagować to wielkie tchórzostwo i duże odstępstwo od najbardziej
elementarnego kodeksu moralnego. W takiej sytuacji głupcem jest nie ten, kto nie wie,
ale ten kto wie i nie postępuje odpowiednio. Dlatego pierwszym i najważniejszym
etapem jest przebudzenie sumienia ludzi z tego potwornego uśpienia. Jeśli nie
oprzytomnieją, nigdy nie zrozumieją, dlaczego ich standard życia jest tak niski lub
dlaczego tak wiele niewytłumaczalnych rzeczy dzieje się każdego dnia.
W większości przypadków esencja działań masonerii skrywa się pod
okultystyczną symboliką.
To był jeden z niejasnych punktów, które chciałem wyjaśnić z Cezarem, ponieważ
już miałem pierwsze własne przemyślenia, ale nadal potrzebowałem dalszych
wskazówek. Skorzystałem z tej okazji i zapytałem:
- Czy po to używają pewnych symboli w rytuałach, aby wpłynąć na rezultaty
swych demonicznych planów?
- Rzeczywiście istnieją pewne symbole masońskie, które są bardzo dobrze znane,
takie jak cyrkiel i węgielnica. Jednak inne są znacznie bardziej okultystyczne. Na
przykład piramida z „wszechwidzącym okiem” na szczycie nie znalazła się na banknocie
jednodolarowym przez przypadek. Obok symboli, bardzo ważne dla wyznawców lóż
masońskich są motta masonów, ale te są już mniej znane. Na przykład na tym samym
jednodolarowym banknocie znajduje się łacińskie motto „E Pluribus Unum”, które z
grubsza oznacza „przez chaos do porządku”, co może dużo sugerować. Jeśli
przeanalizujesz bieżący rozwój sytuacji na świecie, a także w Rumunii z perspektywy
społecznej, ekonomicznej i politycznej, z łatwością zrozumiesz, jak zorganizowany jest
ten chaos, aby stopniowo zapewnić ustanowienie Nowego Porządku Świata, który nie
jest zwany Nowym Porządkiem Masońskim - żeby ignoranci nie wiedzieli, kim są jego
twórcy - tylko Nowym Porządkiem.
Inną zasadą, którą masoni ściśle stosują, zwłaszcza w lożach masońskich i ich
„Bractwie”, jest imperatyw, który mówi: „Wszyscy za jednego i jeden za wszystkich”.
Może się to wydawać dziwne, ale musisz wiedzieć, że ich posłuszeństwo zapewnia im
jedność a także znaczną siłę i trwałość. Gdyby ludzie w Rumunii lub gdziekolwiek indziej
na świecie wykazywali taką samą determinację, taką samą siłę działania i to samo
zaangażowanie, jak w przypadku masonów, ale oczywiście zorientowane na dobro,
wówczas obecna sytuacja ludzkości lub przynajmniej jej części byłaby zupełnie inna.
Ale… i ten następny aspekt jest również bardzo ważny, podczas gdy zwykły
człowiek zawsze ma możliwość wyboru, za masonami stoją głębokie demoniczne siły,
które odciskają na każdym w ich organizacji pewien stempel terroru, postawy
podporządkowania, jak w wojsku. To sprawia, że ci, którzy działają w tych masońskich
grupach lub lożach, są nieustępliwi w swoich decyzjach. W porządku masońskim nie
potrzebne jest pojęcie rozkazu, ponieważ w momencie inicjacji, kiedy zostają
przyjmowani do organizacji, składają straszliwą przysięgę i przechodzą przez
przewrotny rytuał, w którym zobowiązują się do całkowitego posłuszeństwa, godząc się
nawet na bycie zabitym, jeśli postąpiliby inaczej.
- Oznacza to, że poza swoimi działaniami na planie fizycznym masoni stosują
również pewne okultystyczne metody i rytuały, które są uosobieniem zła. - Upewniłem
się.
- Są one nieodłączną częścią ich systemu, ale tylko od pewnego poziomu w górę.
Złowrogie rytuały i inwokacje są realizowane tylko przez tych członków, którzy osiągną
bardzo wysoką rangę lub pozycję w loży. Zwykle ujawniane informacje o masonerii nie
podkreślają subtelnego lub paranormalnego oddziaływania, jaki ta gigantyczna sfera
wpływu złej grupy wywiera na tych, którzy do niej dołączają. Dlatego dla zwykłego
człowieka, który dowiaduje się o niej pewnych prawd, masoneria jest raczej grupą
wzajemnej pomocy, lub czymś w rodzaju bandy oszustów.
Dołączenie do masonów przynosi silne negatywne skutki. Wywołuje rezonans z
charakterystycznymi cechami grupy. W rzeczywistości ta fuzja powoduje głębokie
negatywne zmiany w aurze istoty i w porównaniu do stanu, jaki miała przed
przystąpieniem, zła orientacja wprowadzona przez masonerię będzie wyraźnie
widoczna.
- A jak wyjaśnisz ich niesamowitą moc w podstawowych dziedzinach
współczesnego życia, takich jak ekonomia i polityka? - Zapytałem.
- Naprawdę masoni są teraz jedną z najpotężniejszych grup. Mógłbym nawet
powiedzieć, że jest to jedyna okultystyczna grupa z celami politycznymi. Wszystkie inne
organizacje okultystyczne ograniczają się zwykle do kwestii duchowych. Nie zajmują się
polityką, ponieważ ich zdaniem te rzeczy są efemeryczne. Jednak w przypadku masonów
sytuacja jest inna.
Bardzo duży nacisk kładą na zaangażowanie polityczne, aby ci, którzy do nich
dołączą, stawali się źródłem nacisku i wywierania wpływu na rzesze ludzi. To
demoniczne oddziaływanie prowadzi do „łamania dusz” tych, którzy wchodzą do ich
grup. To naturalne, że masoni postępują w ten sposób, ponieważ oferowane przez nich
okultystyczne inicjacje mają zablokować wrażliwość i rozwój duszy. Gdyby dusza takiej
osoby przebudziła się, nie można by nią już dłużej manipulować i zmuszać do realizacji
licznych ewidentnie wrogich i demonicznych działań. Dlatego cechy takie jak
szlachetność czy współczucie są całkowicie nieznane masonowi, bo z ich powodu nie
byłby w stanie wykonywać tego co robi. Poprzez okultystyczny rytuał inicjacji u tego,
kto wchodzi do organizacji, zostają one wyrugowane poprzez zawarcie paktu z siłami
ciemności. Niestety, w większości przypadków istota nie jest nawet świadoma skutków
tego strasznego wydarzenia, w którym uczestniczy.
Kiedy elita masońska awansuje członka loży na bardzo wysokie i ważne
stanowisko w organizacji, stosuje subtelne kryteria do oceny, czy osoba ta dostatecznie
zmieniła się w demonicznym kierunku.
Trochę później - po moim pierwszym spotkaniu z Signore Massinim - sam
odkryłem większość prawd o masonach. To prawie niewiarygodne, jak wiele ludzkiej
nędzy może znajdować się na szczycie hierarchicznej piramidy. Ale dzięki ich
niezwykłemu bogactwu, powiązaniom, wpływom i kontroli na całym świecie wszystko
wygląda błyszcząco i szlachetnie.
Biorąc pod uwagę fakt, że są ekspertami w testowaniu tych, którzy do nich
przychodzą lub tych, których awansują na bardzo wysokie stanowiska organizacji,
naiwnością było z mojej strony sądzić, że udało mi się oszukać Massiniego, gdy
udawałem, że zaakceptowałem jego propozycję przyłączenia i współpracy. Stary
człowiek był bardzo sprytny. Nawet niesamowite informacje, które mi przekazał,
dotyczące ich metod i działań, były częścią testu a raczej „pułapki”, którą na mnie
zastawili. Najprawdopodobniej już dobrze wiedział przed spotkaniem, że nigdy nie
przyjmę jego propozycji. Rzeczywiście, nie otarłem się nigdy o ich zgniłe standardy i
miałem już wystarczającą siłę duchową i rozeznanie, aby zdać sobie sprawę z
odrażającej prawdy o nich. Niemniej jednak, jak zobaczysz, karta, którą ze mną grali,
była o wiele ważniejsza i musieli zaryzykować, ale zrobili to w bardzo złożony sposób.
Masoni nie są głupcami. Wręcz przeciwnie, posiadają wielką inteligencję, tyle, że
ma ona przewrotną, diabelską naturę i służy do realizacji złych planów. Często używają
okultystycznych energii natury, ale tylko tych bardzo niskich. Nie przypadkowo są - jak
już ci powiedziałem - jedyną okultystyczną grupą o interesach politycznych.
A więc głupcami nie są, ale w pewnych ekstremalnych sytuacjach mogą udawać,
że jest inaczej, jeśli akurat im się to przyda w osiągnięciu celu. Tak było w przypadku
moich dwóch spotkań z Signore Massinim. Jest wielce prawdopodobne, że czcigodny,
jeszcze zanim mnie zobaczył, „widział” w myślach całą tę rozmowę, która się potem
odbyła – mówię o pierwszym spotkaniu. Właściwie to jego przemówienie, ten monolog,
potwierdza moją teorię. Wiedział dokładnie, co mi powiedzieć, jak się zachować, jak
zaproponować mi współpracę i jak mnie kusić, żebym się zgodził. Ale przede wszystkim
wiedział, jak sprawić, żebym uwierzył, że go oszukałem, pozwalając mu myśleć, że się
zgodziłem. Więc wiedział, że kłamię, tylko że ja nie byłem tego świadom.
Dopiero po kilku tygodniach, zaskoczony, dowiedziałem się prawdy za
pośrednictwem tajnych kanałów SRI. Wydaje się, że Massini snobistycznie chwalił się
swoim spotkaniem ze mną z pewnymi wysoko postawionymi osobistościami
politycznymi w hierarchii europejskiej i w ten sposób dotarło do mnie, jakie są
prawdziwe powody naszego pierwszego spotkania. Ale pytania pozostawały. Skoro
wiedział, że go okłamuję i udaję, że jestem po ich stronie, dlaczego nadal szedł w tę
maskaradę, mówiąc mi nawet, że zamierza mnie odwiedzić po raz drugi, żeby dać mi
znać o czymś niezwykle ważnym?
Swoją rolę, na pierwszym spotkaniu, odegrał znakomicie.
Mówiąc mi te wszystkie zdumiewające prawdy o masonach, praktycznie zmusił
mnie do użycia „strategii kłamstwa”, której sam oczekiwał. Musiałem być przekonany, że
kupił kłamstwo, że aprobuję jego plany.
Jednak jak bardzo był złożony ten jego okultystyczny plan? Do czego masoni
dążyli tak zaciekle, że byli gotowi nawet zaakceptować fałsz z mojej strony? Oznaczało
to, że ich cel musiał być naprawdę ważny. Jednym z pierwszych wniosków, jakie
wyciągnąłem, było to, że w pewnym sensie byłem głównym pionkiem w tej bardzo
tajemniczej sprawie, o której nic nie wiedziałem. Wyglądało na to, że jeśli nadal będą
szukać pomocy w sprawie, która ich interesowała, nie będą mogli liczyć na nikogo
innego poza mną.
Ale co to było?
Ze względu na charakter działalności, którą tak długo prowadziłem w
Departamencie Zero, podejrzewałem, że ich zainteresowanie wiązało się z
wyjątkowością zjawisk paranormalnych, do których dostęp miały wyłącznie moje
operacyjne zespoły interwencyjne. Oznaczać to mogło na przykład, że chcieli uzyskać
dostęp do jakiejś tajemnicy państwowej, o której nawet ja nie wiedziałem, ale do której
wiedzieli, że jestem jedyną drogą ze względu na moją szczególną pozycję w wydziale.
To były jedyne wnioski, jakie można było wyciągnąć z postawy czcigodnego Massiniego.
Było widać, że aby osiągając swój cel, tym razem był skłonny pójść na całość,
zaryzykować wszystko. Ale co powodowało, że najwięksi masoni świata z tak wielkim
zainteresowaniem zwrócili oczy na Rumunię?
Znałem kilka proroctw, które pod koniec ubiegłego wieku wypowiedzieli dwaj
wielcy chrześcijańscy święci. Opowiadali o przyszłości Rumunii w kontekście
przyszłości całego świata.
Dowiedziałem się również o istnieniu ściśle tajnego, bardzo cennego zwoju z
wielkiej biblioteki Watykanu, który mówi o tej samej sprawie dotyczącej terytorium
Rumunii i o niewyobrażalnym wyzwaniu dla mentalności i ego światowych mocarstw.
W tajnych archiwach wiedeńskiego muzeum historycznego z kolei, znajduje się
bardzo stary dokument opisujący odległą przeszłość bajecznej, historycznej cywilizacji,
która zamieszkiwała terytorium naszego kraju. Tak więc były przekazy pochodzące z
różnych źródeł, z których dwa są bardzo stare, odnoszące się mniej więcej do podobnej
kwestii. Dlatego trudno było uwierzyć, że mamy do czynienia na przykład z oszustwem.
Poza tym łączy je wiele innych aspektów. Na przykład proroctwa mówią, że to tylko
kwestia kilku lat, zanim pojawią się znaki, które zwrócą uwagę na to terytorium.
Trzeba też mieć świadomość, że masoni przykładają ogromną wagę do Rumunii,
ponieważ od dawna również znają przepowiednie dotyczące najbliższej przyszłości
Rumunii i wiedzą że największym problemem dla nich na poziomie globalnym będzie
właśnie to miejsce. Z tego powodu są bardzo uważni i zainteresowani tym, co dzieje się
w naszym kraju.
To tłumaczy tworzenie różnych dziwnych, organizacji sponsorowanych
bajecznymi sumami. Udaje się przyciągnąć do nich wszelkiego rodzaju naiwnych,
spragnionych łatwych pieniędzy ludzi, gotowych zaprzedać swoje dusze, by stać się
częścią tak zwanego wyższego społeczeństwa. Głównym celem tych mini-organizacji jest
blokowanie wszelkich prób duchowego rozwoju ludzi czy normalności społeczno-
ekonomicznej, stwarzając jednocześnie fałszywe wrażenie, że ich działalność jest
ukierunkowana na rozwiązanie tych problemów. Z tych powodów, kiedy dowiedziałem
się o przebiegłości planu wymyślonego przez elitę grupy Bilderberg, zestawiłem
wszystkie te aspekty.
Poza tym znałem również kilka sekretnych elementów dotyczących przyszłości
tego narodu, o których dowiedziałem się od ojca Arsena Boca ponad piętnaście lat temu.
Ten, kto ma minimum zdrowego rozsądku, klarownego osądu i pewnej intuicji,
praktycznie nie może nie zauważyć, w jak często zdumiewający i złożony sposób spełnia
się większość proroctw.
Opierając się na tym, co już wiedziałem i widząc uporczywość działań
Massiniego, doszedłem do wniosku, że sytuacja jest niezwykle ważna zarówno dla
masonów jak i dla kraju. Jednak nie miałem wielkiego wyboru, jak tylko czekać na moje
następne spotkanie z czcigodnym. Praktycznie nie miało to żadnego znaczenia, czy ich
okłamywałam, czy nie, ponieważ i tak nie dotrzymaliby swoich ekstrawaganckich
obietnic. Im chodziło naprawdę o to, żebym dał im dostęp do czegoś, o czym w tamtej
chwili nic nie wiedziałem.
Sprawa była bardzo delikatna, skoro nie mogli sobie pozwolić na interwencję u
dużo wyżej postawionych osób z większą siłą decyzyjną, takich jak politycy i wpływowi
ludzie we władzach państwowych. Jeśli dodatkowo żądali dyskrecji i dochowania
tajemnicy, nawet wobec tych, z którymi spiskowali większość swoich intryg, oznaczało
to, że sytuacja jest ekstremalna. Drugie spotkanie miało potwierdzić moje podejrzenia.
Władze polityczne państwa zostały pominięte.
- Też zadawałem sobie to pytanie, dlaczego czcigodny nie zdecydował się
interweniować w tej sprawie za pośrednictwem wysokich kanałów dyplomatycznych -
powiedziałem. - Rozumiem, że elita masońska chciała uniknąć rozgłosu, ale z drugiej
strony bezpośredni rozkaz z góry pozwoliłby im obejść się bez zawiłego spotkania
Signore Massiniego z tobą, tym bardziej, że w twoim przypadku nie mogli nawet być
pewni, jaki będzie ostateczny wynik, podczas gdy w razie bezpośredniej interwencji
rządu mogliby uzyskać dostęp do czego by tylko chcieli bardzo łatwo i szybko.
- Twoje spostrzeżenia są poprawne, ale nie zapominaj, że nawet oni mają pewne
granice wpływów, różne, w zależności od kraju. Prawdopodobnie uważali ten wariant za
niepewny w przypadku Rumunii, chociaż faktycznie, byłoby to dużo prostsze. Gdyby
wybrali tę opcję, mieliby dostęp, ale nie mieliby kontroli nad tym, czym są
zainteresowani, a Signore Massini podczas naszego drugiego spotkania bardzo
precyzyjnie określił warunki naszej współpracy. Powiedział, że będą mieli tam swoich
ludzi, z którymi muszę ściśle współpracować, na zasadach ustalonych przez elitę
masońską. Gdyby zaangażowali w to polityków, sprawy nie mogłyby potoczyć się tak
samo z powodu próżności ludzi lub nieprzewidywalnych reakcji władzy państwowej.
Dlatego było dla mnie całkiem jasne, że pod tym względem nie chcą nic ryzykować.
Najważniejsza była dla nich całkowita tajemnica. Dlatego wybrali trudniejszą i bardziej
skomplikowaną opcję skontaktowania się ze mną, próbę przekonania mnie, a następnie
werbunku w swoje szeregi. Korzystali z kanałów dyplomatycznych tylko po to, aby
szybko dotrzeć i uniknąć pytań ze strony innych wysoko postawionych osób.
W każdym razie, ich wpływ i zaangażowanie w politykę kraju jest na tyle duże, że
mogą nawet blokować wszelkie niewygodne pogłoski. Co więcej, wszelkie ich interesy
przemawiają za tym, aby utrzymywać ten naród na niewiarygodnym poziomie biedy i
ignorancji. Wiesz, że powiedział to sam czcigodny Massini. Ich bardzo przebiegła
polityka zmierza do ekonomicznego wysysania rumuńskiego narodu i doprowadzenia
go do stanu całkowitej zależności, poprzez między innymi udzielanie
wysokooprocentowanych kredytów, tworzących monstrualne zobowiązania. Niestety w
większości przypadków im się to udaje. Jeśli sytuacja będzie się tak dalej rozwijać i nie
nastąpi przebudzenie odpowiedzialnych ludzi, możliwe jest, że ten stan będzie trwać, a
nawet nasilać się.
Właśnie dlatego mówiłem, że bardzo ważne jest, aby ludzie poznali przyczyny,
które determinują tę sytuację zarówno w kraju, jak i na świecie. Wtedy można być
pewnym, że ci, którzy mają otwarte umysły, będą w stanie obudzić innych. To będzie jak
efekt lawinowy. Trzeba osiągnąć tylko punkt krytyczny, około 5% ludności kraju, dalej
postęp będzie wykładniczy, jak w przypadku śnieżnej kuli.
Z powodu braku wiedzy, wielu ludzi mimowolnie wykonuje dyrektywy
masonerii, nawet nie podejrzewając, że w ten sposób „grają do własnej bramki”.
Bardzo zdradliwe są też ich gierki z wykorzystaniem intruzów. Metoda intruzów -
jako mięsa armatniego - jest bardzo stara i często stosowana w masońskim sposobie
osiągania swoich celów. Dzięki temu zawsze mogą zaprzeczyć, że ponoszą jakąkolwiek
odpowiedzialność. Obwinione zostanie pośrednie źródło.

Odetchnąłem głęboko i wyprostowałem się w fotelu. Ta informacja wydawała się
prawie niewiarygodna, ale nie mogłem zaprzeczyć, że jest w niej oczywista prawda. W
głębi duszy wierzyłem, że nadal musi być droga do zwycięstwa, mimo, że cierpienie
przytłacza. Dlatego gorąco zapytałem Cezara:
- Sprawy są teraz całkiem jasne, ale zastanawiam się, jakie mogłyby być najlepsze
sposoby zneutralizowania złowrogiej siły i demonicznych planów Masonów? - Czułem,
że Cezar jest rad z mojej postawy.
- To dobry początek - powiedział z uśmiechem. - Najbardziej praktycznym
sposobem, przy obecnym stanie rzeczy, jest przede wszystkim ujawnienie masońskiego
zła wszystkim ludziom - albo twarzą w twarz, albo przez opublikowanie wszystkiego
tego co ci opowiedziałem. W ten sposób powstanie wspólny front tych, którzy nie są
zaangażowani w grupy masońskie, co doprowadzi do ujawnienie ich wielu planów i
działań.
Ich działania oczywiście były i nadal są bardzo podstępne i zorientowane na
blokowanie genialnych pomysłów, niezwykłych wynalazków i wszelkich odkryć, które
mogłyby poprawić jakość życia w Rumunii. Od nich wychodzą instrukcje, jak
przeciwdziałać wynalazczości, a także jak prześladować wynalazcę, doprowadzając go
do stanu totalnej stagnacji, zestresowania i bezradności. Dlatego wielu woli opuścić kraj
i wykorzystać swój potencjał intelektualny w innych częściach świata. W pewnym sensie
jest to wyjątkowa sytuacja, z którą nie wydaje mi się, żebyś się spotkał w innych krajach.
Chociaż masoni z definicji dążą do promowania braku wartości i eliminowania
wyjątkowych istot ludzkich, które mają inicjatywę i korzystne oddziaływanie, to
powiedziałbym, że w naszym kraju ten plan jest realizowany najefektywniej. Co więcej,
sytuacja polityczna i ekonomiczna dowodzi, że masoni robią wszystko, co w ich mocy,
aby promować ludzi „bez kręgosłupa”, skorumpowanych, a nawet wytworzyć ogólną
atmosferę korupcji, aby zapewnić sukces swym brudnym rozgrywkom.
Wyobraź sobie, gdyby na kluczowych stanowiskach w państwie znaleźli się ludzie
uparci, dobrej woli. Odmówiliby udziału w zakulisowych masońskich intrygach, które,
jak dobrze wiesz, prowadzą w dzisiejszych czasach do przejęcia ekonomiczno-
politycznego kraju. Ci dobrzy ludzie nie podążaliby za wskazaniami masonerii, a
wkrótce w życiu każdego nastąpiłaby wielka odmiana.
Jest natomiast wręcz odwrotnie. Sprawy nie idą w tym kierunku - chociaż od lat
są czynione próby, zmiany, przetasowania, składane są obietnice – wyraźnie widać
oblicze wpływów masońskich, czyli rozmyślne utrzymywanie w kraju bardzo napiętego
stanu, ukrywanie prawdy, hipokryzja. Im szybciej ludzie staną się bardziej świadomi
planów masonów, tym szybciej im się przeciwstawią.
Publiczne ujawnienie. Ekspozycja, to bardzo przydatne narzędzie w walce z nimi.
Już teraz większość ich działań jest czytelna dla wielu. Podam jeden przykład – drenaż
mózgów z Rumunii - sposób, w jaki masoni manipulują ludźmi. Jest wielu, którzy
zauważyli ten exodus, wyrażali swoje zaniepokojenie, ale nadal nie znają prawdziwej
przyczyny „wycieku” rumuńskiego intelektu za granice. Nie wiedząc nic lub prawie nic o
masonach, wyjaśniają to biedą i chęcią wzbogacenia się tych o wielkich zdolnościach
intelektualnych, którzy wyjeżdżają do pracy za granicą. Jednak gdy taka sytuacja ciągnie
się przez wiele lat, należałoby spojrzeć na problem z innej perspektywy. Rzeczywistość
jest taka, że masoni często wabią ludzi o wyjątkowych zdolnościach intelektualnych do
kuszącego, łatwego życia, bez obaw o jutro, w zachodnich instytutach lub firmach
badawczych. W ten sposób setki i tysiące utalentowanych umysłów wyjeżdża z Rumunii,
a masoni radzą nad realizacją swego nikczemnego planu unicestwienia duchowego
przebudzenia, które musi nastąpić w tym kraju, i w którym ci co wyjechali mogliby
odegrać przewodnią rolę. To duchowe przebudzenie jest dziś kluczowe, ponieważ
pozwoli ludziom uświadomić sobie sens ich życia w tych trudnych okolicznościach. Da
ludziom siłę, by znieść zmiany, które nadejdą w okresie, przez który Rumunia
przechodzi teraz, i pozwoli im pozostać tam gdzie są, aby pomóc przebudzić się innym.
Exodus tych wyjątkowych istot ludzkich może to duchowe przebudzenie opóźnić.
Stop jest tym cenniejszy im więcej w nim metalu szlachetnego. Gdy ilość ta
maleje, to spada wartość materiału i jego wytrzymałość.
- Sugerujesz, że ostatecznie masoni mogą wygrać? Zapytałem, lekko
zaniepokojony.
- Powiedziałem, że duchowe przebudzenie tego narodu może być trochę
opóźnione, ale nastąpi bez wątpienia, nawet jeśli zaciekle będą próbować je zniweczyć.
Duchowa przemiana jest nieuchronna, nawet jeśli niektórzy sceptycy rezonują z
negatywnymi pomysłami masonów i głośno wyrażają swoje wątpliwości, że nam się nie
uda. Ta wywrotowa, diabelska polityka ma odebrać nadzieję i zaufanie do niezwykłych i
dobroczynnych sił tego ludu, aż cały naród zostanie tej nadziei pozbawiony na zawsze.
Kiedy duża masa ludzi kultywuje i pielęgnuje z entuzjazmem głęboko pozytywną
i wzniosłą ideę, myśląc o niej twórczo i pozytywnie, tworzy to gigantyczny prąd
duchowej siły, który przyspiesza urzeczywistnienie zbiorowych dążeń, generuje
ogromną falę energii, co może być kluczowym momentem transformacji narodu.
Dotyczy to z resztą każdej populacji świata.
Byłoby wspaniale, gdyby ludzie wybudzili się z „głębokiego snu” narzuconego
przez masonów i zaczęli działać przytomnie i stanowczo, z właściwym rozeznaniem
ogólnej sytuacji.
Straszne jest, gdy masom zostaje zaszczepiona negatywna idea. Zasada rezonansu
działa identycznie, lecz natura nadmiernie wzmacnianej energii jest głęboko
destrukcyjna i szkodliwa. Rodzi stan stagnacji, braku nadziei, zaufania, a co gorsza,
będąc mocno skażoną, rozleniwia i demotywuje. A to są idealne warunki dla szatańskich
machinacji.
Dlatego gdy tylko ujawnią się pewne osoby lub grupy duchowe obnażające
prawdę o ich planach i światowych poczynaniach, masoni reagują natychmiast
niezwykle agresywnie poprzez środki masowego przekazu. Próbują ich zniszczyć
wyrafinowaną manipulacją, bazując na naiwności zwykłych ludzi.
- Tak, byłem również zdumiony ich przebiegłością w manipulowaniu ludźmi,
zwłaszcza po tym, jak powiedziałeś mi o kompleksowym planie czcigodnego Massiniego
- skomentowałem.
- To potworne, co może wymyślić demoniczna inteligencja - zgodził się Cezar, a
ponieważ miał ograniczony czas, przeszedł do relacji rozmowy, którą odbył z
czcigodnym masonem.

Panika w Pentagonie

- Moje drugie spotkanie z Signore Massinim przywróciło nieco równowagę.
Chociaż dalej toczyło się w konwencji „kotka i myszki”, byłem teraz przynajmniej
świadomy prawdziwych intencji czcigodnego, a on o tym nie wiedział. Moja niewielka
przewaga pozwalała mi zachować większą czujność. Musiałem działać bardzo
roztropnie aby nie zakłócić tej kruchej równowagi. Gdybym na przykład okazał
oburzenie i zagroził ujawnieniem wszystkiego na najwyższym szczeblu państwowym,
najprawdopodobniej zostałbym natychmiast usunięty ze swojego stanowiska. To po
pierwsze rodziłoby nieprzewidywalne konsekwencje dalszych posunięć masonerii przy
realizacji ich celu, po drugie, mogło mnie kosztować życie.
Ja tak naprawdę nie istnieję w tym kraju. Moje jedyne akta, to te w biurze
generała Obadei. Nie mam żadnych koneksji politycznych, stosunków dyplomatycznych,
interesów finansowych ani zobowiązań społecznych. To bardzo szczególna sytuacja,
która ma wiele zalet, ale wiąże się również z pewnym ryzykiem. Zaletą jest to, że mam
dostęp do najważniejszych danych i tajemnic państwowych dotyczących pewnych
specjalnych odkryć i wydarzeń, które mają miejsce w kraju. Przez „specjalne odkrycia”
rozumiem te, które są nieznanej natury, przynajmniej z punktu widzenia dzisiejszej
nauki. Wadą jest to, że nie mam żadnego innego wsparcia poza generałem Obadeą, który
zbliża się do emerytury. Chociaż nie mam wrogów personalnych, ponieważ departament
jest bardzo dobrze ukryty i utrzymywany w tajemnicy, nadal jest to „terytorium sporne”,
które może zostać przejęte przez rumuńskie służby wywiadowcze. I wtedy może to
oznaczać problemy.
Zatem skandal nie był rozwiązaniem. Jestem zainteresowany pomaganiem temu
krajowi, a nie przepuszczaniem wartościowych okazji, które się pojawiają. Zapewne
znalezienie mojego następcy nie byłoby trudnym zadaniem dla czcigodnego - pomimo
sprzeciwu generała Obadei - ale oznaczałoby to więcej niepokoju, niepewności i
powodowałoby nieokreślone opóźnienie w działaniu. Sądzę, że ta ostatnia możliwość
najbardziej masonom przeszkadzała.
- Ale dlaczego taki pośpiech, i do czego? - zapytałem z oczywistym
zainteresowaniem.
- Zaraz ci powiem, ale miej świadomość, że ani ja, ani nawet elita masońska -
przynajmniej z tego, co się zorientowałem - nie znamy zbyt wielu szczegółów.
- O ile rozumiem - powiedziałem - wygląda na to, że zaakceptowali rozwiązanie
kompromisowe: nie chcą cię w swoich szeregach, chociaż deklarują coś przeciwnego, ale
nie są też skłonni komplikować sytuacji i ryzykować prawdziwego skandalu, usuwając
cię ze stanowiska.
- Tak, jasne jest, że mogli już wsadzić na moje miejsce swojego człowieka. To
całkowicie i natychmiast rozwiązałoby pewne problemy. Wydaje się jednak, że o ile
mogliby spowodować moje usunięcie, to chyba nadal brakuje im „przełożenia”, aby
zastąpić mnie kimkolwiek zechcą. Postanowili więc skorzystać z tego kompromisowego
rozwiązania i korygować je na bieżąco.
- Kto aktualnie decyduje o zmianach na stanowiskach w DZ? - Zapytałem
nieśmiało. – Jeśli się zna kanały dyplomatyczne, nie powinno być problemem ustalenie
kto pociąga za sznurki. Niestety moje stanowisko w rządzie nie daje mi dostępu do tego
typu informacji.
W pokoju zapanowała ciężka cisza. Po czym Cezar odpowiedział cichym głosem:
- Zostawmy to. Fakt, że wpływ czcigodnego Massiniego nie gwarantował
załatwienia sprawy tak, jak tego oczekiwał, pokazuje nam, że nie wszyscy ludzie są
skorumpowani. To miła konstatacja.
Prawdopodobnie po naszej pierwszej konfrontacji, kiedy zgłosił swoje wnioski
grupie Bilderberg, Massini zaproponował kontynuację pierwotnego planu, który choć
stosunkowo ryzykowny dla masonów, wciąż miał przewagę szybkości działania i
wprowadzał mnie w błąd. Jednak ja w międzyczasie dowiedziałem się o grach
czcigodnego i zmodyfikowałem swój pierwotny plan. O ile na pierwszym spotkaniu
postanowiłem zagrać w ich grę, nie odrzucając współpracy, to na drugim, znając już ich
zdradzieckie zamiary, postanowiłem udawać tylko do czasu, aż dojdę do tego, co ich
naprawdę interesuje, po czym zablokować im dostęp, ujawniając wszystko na
najwyższym szczeblu państwowym. Było to w istocie ryzyko, na jakie byli narażeni, ale,
jak już mówiłem, odłożyli je na bok.
- Mówiąc krótko, kości zostały rzucone - powiedziałem, bardzo zainteresowany
tym, co powiedział mi Cezar.
- Tak - odpowiedział z uśmiechem. - Kiedy miesiąc temu powiedziano mi, że
czcigodny Massini znowu mnie odwiedzi, wiedziałem, że nadszedł punkt kulminacyjny.
Ci ludzie nigdy nie robią niczego bez powodu. Dlatego spodziewałem się, że Signore
Massini w końcu ujawni mi sedno sprawy. Fakt, że ponownie zapowiedział swoją wizytę,
uświadomił mi, że na szczycie swojego forum decyzyjnego zdecydowali się pójść dalej w
kwestii, która dotyczyła mnie bezpośrednio, po przygotowaniu gruntu na pierwszym
spotkaniu.
Wielki Mason tym razem zorganizował spotkanie w luksusowej willi zagranicznej
dyplomacji, gdzie były doskonałe systemy bezpieczeństwa. Byłem więc przekonany, że
to, czego się dowiem, będzie bardzo ważne.
Drżąc z niecierpliwości, ponaglałem Cezara, aby mówił dalej. Nieco rozbawiony,
kontynuował:
- Spotkanie nie trwało długo, może trochę mniej niż godzinę. Muszę jednak
wyznać, że informacja, którą przekazał mi Signore Massini, wprawiła mnie w zdumienie.
Po raz kolejny mogłem przekonać się o ogromnych wpływach, jakie masoneria posiada
w najwyższych organach państwowych na świecie, jak głęboko je infiltruje, posiadając
dostęp do wiedzy o ogromnym znaczeniu dla rodzaju ludzkiego i jego bezpieczeństwa.
Co więcej, masoni chcą kontrolować i manipulować tą ultra-tajną informacją, aby jak
najszybciej zrealizować swój diabelski plan kontroli i dominacji nad całą planetą.
Spotkałem czcigodnego w willi. Po kilku minutach przyjaznej rozmowy i żartów,
w czasie której potwierdziłem w zawoalowanej formie chęć przyłączenia się do ich
elitarnej organizacji, Signore Massini od razu przeszedł do tematu zgodnie ze swoim
zwyczajem.
Powiedział mi wtedy, że ma ultra tajne informacje, które pochodzą prosto z
Pentagonu i że dotyczą one konkretnego miejsca w Rumunii. Wyznał, że grupa
Bilderberg ma przedstawicieli w najważniejszych organach politycznych, gospodarczych
i obronnych USA, oraz w najbliższym otoczeniu samego prezydenta. Ponad
amerykańskim prezydentem jednakże, istnieją jeszcze pewne bardzo wpływowe kręgi,
których siła wynika z interesów i relacji z niektórymi najważniejszymi osobistościami,
przywódcami państw i bankierami na poziomie międzynarodowym. Wreszcie, nawet
poza tymi bardzo potężnymi grupami masońskimi, istnieją trzy elitarne formacje, które
nadzorują rozwój życia naukowego i technologii na planecie, orientację światowej
gospodarki oraz ustalanie prądów i trendów politycznych w różnych obszarach świata.
Przede wszystkim jest to grupa Bilderberg, a w niej trzy osoby, które mają najwyższą
władzę decyzyjną w zakresie najważniejszych działań i idei realizowanych globalnie.
Tutaj zauważyłem pewną niepewność u Signore Massiniego, jakby zastanawiał
się, czy powinien coś jeszcze powiedzieć, czy nie. Czułem, że mógł to być niezwykle
ważny element, który odsłaniałby fundamentalną tajemnicę masonerii. Po krótkim
wahaniu czcigodny Massini zrezygnował z zamiaru jego ujawnienia, kontynuując
rozmowę o ultra-sekretnych danych z Pentagonu.
Powiedział, że każde znaczące odkrycie na planecie, natychmiast skupia uwagę
światowej elity.
Tak było również w przypadku tajemniczego odkrycia na terytorium Rumunii.

Pentagon prowadzi jednocześnie kilka tajnych wojskowych i geodezyjnych
programów szpiegowskich i w tym celu zainwestował ogromne pieniądze w
technologię, która znacznie przewyższa współczesną wiedzę naukową. Źródła tej
technologii, wyprzedzającej o około dwadzieścia lat dzisiejsze możliwości, należą do
najpilniej strzeżonych tajemnic na świecie.
Pentagon posiada kilka satelitów geostacjonarnych, które mają ustalone
precyzyjne zadania obserwacyjne. W 2002 r. jeden z tych satelitów, korzystający z
technologii bionicznej i fal kształtowych zauważył pewną strukturę, która znajduje się w
górzystym obszarze Rumunii, a dokładniej w pewnym miejscu w Bucegi. Początkowo
sądzono, że jest to swoista formacja krasowa. Signore Massini ujawnił, że specjaliści z
tajnego działu analizy danych poinformowali jednak później swoich przełożonych, że
istnieją trzy elementy, które budzą duże wątpliwości co do zarejestrowanych danych z
tego obszaru.
Po pierwsze pusta przestrzeń, która została zidentyfikowana wewnątrz góry, nie
miała związku z zewnętrzem, ale zaczynała się bezpośrednio z wnętrza góry, w pewnej
odległości od jej zbocza.
Po drugie, miała kształt tunelu, który na podstawie zarejestrowanych danych
wydawał się być bardzo regularny i nagle skręcał w stronę środka góry pod kątem 26
stopni. Do tego trajektoria tunelu była idealnie równa. W stosunku do podstawy góry,
używanej jako punkt odniesienia, tunel zaczynał się na około jednej trzeciej wysokości,
ale ciągnął się w idealnie poziomej płaszczyźnie.
Trzeci element wydał się jednak najbardziej osobliwy ekipie z Pentagonu.
Skanowanie satelitarne góry ujawniło istnienie dwóch blokad podziemnej struktury
wewnątrz litego kamienia, które ograniczały jej początek i koniec. Czcigodny pokazał mi
wtedy kserokopię wydruku komputerowego szkicu dziwnej konstrukcji wewnątrz góry,
pełnego liczb i danych. Owe blokady zostały zaznaczone na czerwono, a czcigodny
wyjaśnił mi, że „odrzuciły” one wszelkie próby sondowania i analizy, jakby chroniły
czegoś w tym miejscu.
- Mogły to być blokady energetyczne - powiedziałem jednym tchem, zdumiony
tym, co usłyszałem.
- Doszli do tego samego wniosku - powiedział Cezar - po wyeliminowaniu kolejno
wszystkich innych możliwości, w tym możliwych zakłóceń, metali lub innych
kompozytów. Ale to sprawiło, że zaczęli rozważać bardziej delikatną kwestię…
- Prawdopodobnie, kto stworzył całą konstrukcję, prawda? - Szybko zapytałem.
- Tak, byli bardzo poruszeni tymi danymi i natychmiast podnieśli poziom
bezpieczeństwa na maksymalny. Pierwsza tama energetyczna, ta na początku tunelu,
była prosta jak ściana i blokowała dostęp do wejścia. Ale druga blokada była ogromna,
jak kopuła lub półkula usytuowana na przeciwległym końcu tunelu, blisko środka góry.
Czcigodny Massini przyznał, że to z pewnością musiało być coś niezwykle ważnego do
czego prowadził tunel i jednocześnie było to bardzo dobrze chronione.
Narysuję Ci diagram, który widziałem, ale o wiele prostszy, abyś mógł mieć
jaśniejszy obraz tego, co tam znaleziono.
Milczałem, patrząc ze zdumieniem jak Cezar precyzyjnie rysuje przybliżony
schemat dziwnej struktury znalezionej w Bucegi.




- Ludzie z Pentagonu nie mogli zrozumieć ani sensu tego dlaczego tunel skręcał
zygzakiem do centrum góry, ani znaczenia dwudziestu sześciu stopni kąta nachylenia
całej jego konstrukcji. Zespół znajdował się w płaszczyźnie równoległej do podłoża, a
półkulista blokada energetyczna znajdowała się na pionie odpowiadającym skałom
kalenicowym zwanym Babele. Właściwie, jak pokazały nasze pomiary oparte na danych
z Pentagonu, pion wychodził około czterdzieści metrów od Babeli, między nimi a
Sfinksem Bucegi.
Na innej kartce Cezar narysował następnie projekt konstrukcji.
- Signore Massini dał mi do zrozumienia, że same elementy wewnętrznej
sztucznej struktury z Bucegi nie wzbudziłyby szczególnego zainteresowania masońskiej
elity, gdyby nie fakt, że ich przedstawiciele z Pentagonu zauważyli, że półsferyczna
blokada energetyczna miała dokładnie taką samą częstotliwość i kształt, jak ta w innej
tajnej podziemnej strukturze, którą odkryto zaledwie kilka miesięcy wcześniej w
pobliżu Bagdadu.
Z powodów, których jeszcze nie znam, a których czcigodny Massini nie ujawnił
mi, elita masońska była niezwykle zainteresowana tajnymi danymi zarejestrowanymi
przez wojskowego satelitę szpiegowskiego dotyczącymi dziwnej struktury
energetycznej na irackiej ziemi. Wkrótce po jej odkryciu wybuchła wojna i Amerykanie
w atmosferze całkowitej tajemnicy mieli pełny dostęp do tego obszaru, podczas gdy
Irakijczycy o niczym nie wiedzieli.




Massini zdradził, że mimo wielkich starań, nie mogli przebić się przez ścianę
energetyczną, ale nie podał mi więcej szczegółów. Cała operacja była ściśle tajna.
Stwierdził, że to, co tam było, było związane z tajemniczą przeszłością naszej planety, ale
w pewnym sensie również z historią ich organizacji. Odczułem wtedy, że Signore
Massini ma inne informacje, może nawet jakieś dokumenty lub dowody, ale nie chciał ze
mną rozmawiać.
Fakt, że śledztwo Pentagonu wykazało podobieństwa danych między podziemną
strukturą w pobliżu Bagdadu a strukturą z wnętrza Gór Bucegi bardzo poruszył elitę
masońską. Jak zauważyłem, dużą część tego niepokoju, który początkowo niemal
przerodził się w panikę powodował fakt, że struktura - znacznie większa i bardziej
złożona niż ta w Iraku, znajdowała się akurat na tym terytorium, w Rumunii. Samo to
może wydawać się dość dziwne, ale łącząc to z pewnymi przepowiedniami dotyczącymi
przyszłości Rumunii, o których już rozmawialiśmy, będziesz w stanie uzyskać jaśniejszy
obraz tego, o co musiała się martwić elita masońska. Bez względu na to, jak bardzo
starają się to ukryć, ich działania i intencje pokazują coś przeciwnego. Pośpiech w
rozwiązywaniu problemu, podejmowane przez nich ryzyko i wyraźne pragnienie
uzyskania dostępu i kontroli nad strukturą to tylko kilka elementów, które wzmocniły
moje wewnętrzne przekonanie w tej kwestii.
Signore Massini udostępnił mi wszystkie bardzo tajne dane lokalizacyjne w
górach Bucegi, w tym najłatwiejszą i najszybszą drogę do tunelu. Wielką zagadką był
sposób, w jaki budowniczym udało się wykonać taką konstrukcję we wnętrzu góry, bez
połączenia z otoczeniem zewnętrznym. Obaj przyjęliśmy, że było to tak zrobione w celu
zmaksymalizowania ochrony struktury przed ewentualnym ujawnieniem. Jedynym
technologicznym wytłumaczeniem było to, że w jakiś sposób zakryli główne wejście do
tunelu po aktywowaniu ochronnej blokady energetycznej, co wymagałoby ogromnej
ilości kamienia, nie mówiąc o sprzęcie potrzebnym do takiej pracy. Massini dostarczył
mi również plan dotarcia do tunelu zaprojektowany przez specjalistów z Pentagonu.
Najwygodniejsze przebicie pod optymalnym kątem mogło nastąpić od frontu
góry, poczynając od zbocza w odległości około sześćdziesięciu siedemdziesięciu metrów
od pierwszej tamy energetycznej w głębi kamiennego masywu. Chociaż było to
najszybsze rozwiązanie, nadal istniała niedogodność związana z zaporą u wylotu tunelu.
Nie wiadomo było, czy się jej nie naruszy. Mimo że nie miała takiej samej częstotliwości
wibracji, jak duża półkulista tama energetyczna, nie było pewności, czy będzie można ją
obejść. Ominięcie jej byłoby możliwe, ale spowodowałoby większe problemy techniczne.
Druga opcja polegała na przebiciu się przez skałę, ale tym razem ukośnie, jakby
przechylając się nad tunelem, aby dostać się poza blokadę. Odległość wiercenia była
dłuższa, ponieważ trzeba było zachować pewien kąt natarcia, ale przynajmniej była
szansa na obejście tamy. Byłem sceptyczny wobec tego rozwiązania, ponieważ
wydawało mi się oczywiste, że starożytni, tworząc tę konstrukcję, z pewnością
zabezpieczyli się przed taką próbą. Jednak czcigodny zapewnił mnie o niezwykle
wyrafinowanym wsparciu technologicznym Armii Stanów Zjednoczonych, dysponującej
hiper-potężnym urządzeniem plazmowym sprzężonym z polem magnetycznym do
szybkiego wiercenia skał.


SFINKS - GÓRA BUCEGI




Metodą tą, uwzględniając czas na niezbędne przygotowania do wiercenia wstępnego,
można było dotrzeć do ściany tunelu w mniej niż dwa dni. Uzgodniliśmy więc, że
najpierw wypróbujemy pierwszy wariant, a jeżeli nam się nie uda, wykonamy
bezpośrednie wiercenie do bariery energetycznej.
Jednak cała operacja musiała zostać przeprowadzona w jak największej
tajemnicy. Czcigodny zapewniał nam środki techniczne, resztę mieliśmy zorganizować
tak, aby wszystko wyglądało na rutynową misję Departamentu Zero.
Co więcej, jednym z kluczowych warunków narzuconych przez czcigodnego
masona było to, aby Prezydentowi i rumuńskim służbom wywiadowczym wysłać
fałszywy raport o „zwykłym” odkryciu struktury krasowej.
Signore Massini chciał również sprowadzić specjalny zespół ze Stanów
Zjednoczonych, który wraz z kilkoma przedstawicielami elity masońskiej towarzyszyłby
nam podczas operacji. Nie zgodziłem się na to żądanie, argumentując brakiem
możliwości zapobieżenia wyciekowi informacji, ale zaproponowałem obecność tych
ekip zaraz po przedostaniu się do tunelu. W rzeczywistości nie byłoby problemu z
zapewnieniem ścisłego bezpieczeństwa, nawet w przypadku obecności zespołu
amerykańskiego, ale celowo wyolbrzymiłem możliwość wyjawienia tajemnicy, wiedząc,
że jest to wrażliwy punkt dla masonów.
Oczywiście nie chciałem, żeby weszli do wnętrza góry razem ze mną, ponieważ
wolałem przed podjęciem decyzji najpierw sam się przekonać, o co w tym wszystkim
chodzi i co tam znajdę. Zapowiadało się, że sytuacja będzie bardzo napięta, ze zbyt
wieloma niewiadomymi. Dlatego w każdej chwili mogła okazać się dla nas
nieprzewidywalna, a nawet groźna.
Podstawowym etapem było jednak wejście do tunelu, a następnie do półkulistej blokady
energetycznej.


BABELE - GÓRY BUCEGI





W tym celu musiałem pozostawić czcigodnego z wrażeniem, że jestem otwarty i
współpracuję, ponieważ to on zapewniał niezbędne środki techniczne.
Jego presja jest wyraźna, ale z drugiej strony ma ograniczone pole działania z
powodu chęci zachowania absolutnej tajemnicy. Ewidentnie nikt z nas nie wie, co tam
jest, ale jak wspominałem wcześniej, wyczuwam, że czcigodny zna jakiś szczególny
aspekt, którego mi nie ujawnił, nad którym chce mieć osobistą kontrolę. W ten sposób
odczytuję jego naleganie, by być tam w momencie dotarcia do tunelu.

Czułem się, jakbym śnił. Miało wydarzyć się coś niezwykle ważnego, a wydawało
się, że wszystko było niemal surrealistyczne.
- Nie powiedziałeś o tym nikomu? - zapytałem Cezara.
- Rozmawiałem w cztery oczy z generałem Obadeą - odpowiedział. - Jest jedynym,
który zna wszystkie szczegóły tej sprawy. Zgodziliśmy się wspólnie odłożyć ujawnienie
tej akcji wyższym czynnikom państwowym, ponieważ w przeciwnym razie reakcja elity
masońskiej mogłaby być nieprzewidywalna. Nie chcieliśmy ryzykować, zwłaszcza, że
potrzebowaliśmy zaawansowanej technologii, którą chcieli nam zaoferować. Wiązało się
to z bezpieczeństwem narodowym i zależnie od tego co mieliśmy odkryć, potencjalnie
mieliśmy przed sobą największą tajemnicę państwową. Nie mogliśmy sobie pozwolić na
nierozważne kroki.

Obserwowałem Cezara. Bardzo dziwny los tego człowieka uzmysławiał mi
złożoność stosunków i interesów międzyludzkich na tym świecie. Wszyscy pełnimy rolę
różnego rodzaju „przekaźników”, mniej lub bardziej wyrafinowanie i poprawnie
przekazujących „informacje” życia. Złożoność sytuacji, połączona z bliskością
kluczowego momentu odkrycia, sprawiła, że poczułem niespodziewane dreszcze bardzo
intensywnych emocji.
Na jakim etapie jest teraz akcja? - Zapytałem. W głębi duszy miałem potajemną
nadzieję, że może po odkryciu uda mi się zobaczyć tajemniczą strukturę.
Obserwując moje myśli, Cezar odrzekł:
- Na razie jesteśmy w trakcie przygotowań i muszę tym kierować z wielką uwagą.
Przede wszystkim zabezpieczyłem obszar, na szczęście dla nas trudno dostępny i
stosunkowo słabo zaludniony. Poprosiłem również o pomoc wojsko, organizując nawet
mini-obóz na zewnątrz obszaru, który wyodrębniliśmy i odizolowaliśmy wraz z moim
zespołem specjalistów. Zapewniłem ochronę tego miejsca, sprowadzając prawie dwustu
żołnierzy. Zbudowano małą drogę dojazdową, a strefę otoczono drutem kolczastym.
Zaaranżowałem też ponad trzydzieści budek strażniczych. Wewnątrz założyłem drugi
pierścień zabezpieczający wykonany przez trzeci zespół wydziału.
Na prowizorycznej drodze znajdują się dwie strefy dostępu, a pomiędzy nimi
punkty kontrolne. Tym razem logistyka jest duża i złożona, bo wszystko może potrwać
kilka tygodni. Generał Obadea zajął się relacjami z Ministerstwem Sił Zbrojnych i
poprosił o ich wsparcie. Dostarczono wojskowe namioty obozowe i zamontowano
przekaźniki komunikacyjne. Chciałem, żeby wszystko wyglądało jak ćwiczenia
wojskowe. Cała operacja będzie prawdopodobnie gotowa w ciągu najbliższych kilku
tygodni. Pod koniec lipca nadchodzi sprzęt do wiercenia plazmowego. Potem nie
pozostanie nic innego, jak tylko wbić się w górę.
Chociaż nikt nie ma wstępu na teren wydzielony bez pozwolenia generała Obadei
lub mojego, załatwię to tak, abyś mógł zobaczyć co tam odkryjemy. Oczywiście, jeśli
wszystko pójdzie zgodnie z planem. Jest jeszcze kilka innych szczegółów, ale nie są one
aż tak istotne. Wiesz już wszystko co najważniejsze.
Planuje się, że pierwsze odwierty zewnętrzne rozpoczną się w ostatnich dniach
lipca. Do tego czasu już się nie zobaczymy, bo wydarzenia przyspieszą, a ich specyfika
będzie wymagać mojej tam stałej obecności. Ale tak jak obiecałem, zadzwonię, gdy tylko
wszystko będzie bezpieczne i dobrze przygotowane.

Z tymi słowami Cezar wstał z fotela i pożegnał się. Rozstaliśmy się, mając
nadzieję, że wkrótce dojdzie do ponownego spotkania, już w nadzwyczajnych
okolicznościach.
Wolałem wrócić do domu pieszo. Moja wyobraźnia atakowała mnie mnogością
możliwych scenariuszy, a złożoność intrygi niemal przyprawiła mnie o ból głowy. Tej
nocy zasnąłem rozmyślając o tajemniczej cywilizacji, która wybudowała taką strukturę
we wnętrzu góry, dowodząc swego technologicznego zaawansowania.
Kim oni byli?
Z jak starożytnych czasów pochodzi ich przesłanie?
Nie byłem jednak w stanie wyobrazić sobie ogromnej niespodzianki, która w
sercu gór czekała na ujawnienie przez dziesiątki tysięcy lat...



ROZDZIAŁ 5
WIELKIE ODKRYCIE


Po tym spotkaniu z Cezarem mój umysł był zajęty głównie rozwiązywaniem
tajemnicy struktury, która została zidentyfikowana w Bucegi. Marzyłem o możliwości
uczestniczenia we wszystkich operacjach wstępnych oraz w momencie samego
przebicia się do tunelu, ale wiedziałem, że nie będzie to możliwe. Musiałem się
zadowolić perspektywą krótkiego dostępu do miejsca wielkiego odkrycia, o ile
oczywiście nie dojdzie do jakichś komplikacji.
Przez półtora miesiąca od naszego ostatniego spotkania gorączkowo czekałem, aż
Cezar się ze mną skontaktuje. Wymyślałem różnego rodzaju scenariusze. Praktycznie
każda chwila wypełniona była intensywnym pragnieniem dotarcia w to miejsce w
górach. Całkowicie ufałem Cezarowi i wiedziałem, że zrobi wszystko, co możliwe, aby
ułatwić mi dostęp do tego obszaru.
Byłem również świadomy napięcia, które towarzyszyło jemu i generałowi Obadei
z powodu bardzo skomplikowanych spraw zakulisowych. To, co działo się w górach,
było naprawdę poważne. Dotyczyło nie tylko kwestii bezpieczeństwa narodowego, ale
także sytuacji całego rodzaju ludzkiego, co było widoczne zwłaszcza po stopniu
zainteresowania tematem światowych elit masońskich.
Cezar musiał działać nie budząc podejrzeń Massiniego a także bacznie uważać
aby nie doszło do „przecieku” informacji. Jego plan obejmował poinformowanie
przywódców politycznych, ale tylko w ściśle określonym momencie.

Tajna baza w górach

Długo oczekiwana chwila nadeszła wkrótce po połowie sierpnia. W słoneczny
poranek skontaktowano się ze mną zwykłymi kanałami, chociaż szybko zauważyłem, że
środki ostrożności były znacznie surowsze. Nie będę wchodził w szczegóły, ponieważ
nie są one zbyt interesujące.
Zaraz po obiedzie dotarłem do jednej z tajnych baz wojskowych położonych u
podnóża gór, skąd zostałem zabrany helikopterem Departamentu Zero w towarzystwie
dwóch uzbrojonych żołnierzy w specjalnym umundurowaniu. Żaden z żołnierzy nie
odezwał się do mnie w czasie podróży. Zmiany pojazdów i „opiekunów” następowały
szybko, po bardzo krótkich rozkazach. Mimo iż znałem powody, podjęte środki
bezpieczeństwa wydawały mi się przesadzone, jednak szybko uzmysłowiłem sobie, że to
nie ja oceniam stawkę całej operacji i że powinienem uważać się za szczęściarza, że
zaproponowano mi tę wyjątkową okazję.
Brałem udział w tym, co uważałem za prawdopodobnie najważniejsze odkrycie
współczesności. Fakt, że zostałem wezwany przez Cezara i że środki bezpieczeństwa
były tak wyjątkowe, utwierdził mnie w przekonaniu, że odkryto coś niezwykle ważnego.
Zastanawiałem się nad faktem, że chociaż większość ludzi nadal żyje swoim
codziennym, przyziemnym życiem, to odkrycie to może radykalnie zmienić koncepcje
wszystkich, w bardzo krótkim czasie.
Uśmiechając się gorzko, zreflektowałem się, że w warunkach obecnego świata
moje pomysły były prawdopodobnie zbyt idealistyczne. Aby przeprowadzić taką
transformację, która wymaga rzetelnej analizy i zrozumienia zarówno przeszłości
ludzkości, jak i głębokiego sensu życia, potrzeba zręcznej dyplomacji, inteligencji i
szlachetnych cnót, aby przebrnąć przez wiele przeszkód natury mentalnej i materialnej,
które wciąż „blokują” masy ludzkie.
Pogrążony w myślach, prawie nie zauważyłem opadania helikoptera, który
zbliżał się do nowej bazy zbudowanej w górach. Moje refleksje prysnęły jak za
dotknięciem czarodziejskiej różdżki na widok tego co ujrzałem kilkadziesiąt metrów
pode mną. Chociaż byłem trochę zaznajomiony z wojskowymi operacjami taktycznymi i
techniką używaną w takich sytuacjach, to, co wtedy zobaczyłem, przerosło wszelkie
wyobrażenia.
Po pierwsze, obserwowałem dużą liczbę żołnierzy amerykańskich. Było
oczywiste, że byli Amerykanami ze względu na oznaczenia na ich terenowych pojazdach
wojskowych, a także masywne konstrukcje ukryte pod plandekami z flagą USA.
Widziałem też jedyną dość szeroką drogę prowadzącą z doliny przez las. Były też dwa
pierścienie wojskowe, które zabezpieczały dostęp do bazy. Wyglądały jak jakieś bardzo
szerokie granice, z których każda prawie domykała okrąg wokół dużego wejścia w
skalistej ścianie góry. Pomiędzy dwoma pierścieniami bezpieczeństwa znajdowały się
ciężarówki wojskowe, kilka samochodów terenowych i kilka pojazdów, których kształtu
i przeznaczenia nie mogłem łatwo zidentyfikować. Oszacowałem, że w tych dwóch
pierścieniach było około dwustu żołnierzy. Ci z kręgu wewnętrznego nosili specjalne
czarne mundury, a ci z zewnętrznego zwykłe. Każdy z nich miał pistolet automatyczny, a
odległość między nimi wynosiła zaledwie kilka metrów. Widziałem, że baraki żołnierzy
były umieszczone między pierścieniami zabezpieczającymi, a te dla zespołu specjalnego
znajdowały się tuż za drugim pierścieniem. Droga była blokowana podwójnymi
masywnymi barierami na każdym pierścieniu i podwójnymi strażami z każdej strony.
Powiedziałbym, że między pierścieniami była odległość około pięćdziesięciu metrów.
Wyglądało, że aktywność była szalona, obserwowałem ciągłe przemieszczanie się w tę i
z powrotem między dwoma kwaterami głównymi.
Moje obserwacje przerwało lądowanie helikoptera na głównym obwodzie, za
drugim pierścieniem bezpieczeństwa. Wysiadłem i natychmiast dostałem asystę dwóch
żołnierzy, tym razem Amerykanów. Odeszliśmy tylko około dwudziestu metrów od
helikoptera, gdy doszło dwóch członków zespołu specjalnego. Kazano mi się zatrzymać i
staliśmy całą piątką przez około godzinę. Najwyraźniej czekali na rozkaz, aby mnie
przejąć.
Dopiero wtedy naprawdę zacząłem dostrzegać rozmiar prowadzonej operacji i
zdawać sobie sprawę z jej wyjątkowego znaczenia. Początkowo zdziwił mnie sposób, w
jaki mnie traktują. Nie dlatego, żebym poczuł się urażony, ale z powodu niemal
niewiarygodnej surowości, z jaką prowadzono wszystkie czynności w bazie. Spojrzałem
na moich czterech „opiekunów” z szacunkiem, ponieważ przez godzinę nie wykonali
żadnego gestu i nie wypowiedzieli słowa. Tak niewzruszeni, sprawiali wrażenie raczej
robotów niż ludzi. Spróbowałem zagadnąć o powód, dla którego czekaliśmy, ale było to
jak rozmowa z czterema posągami. Wtedy zdałem sobie sprawę, że rozkazy były
niezwykle surowe i przestałem zadawać pytania, niecierpliwie czekając na przyjście
Cezara.
Wykorzystałem to jako okazję do obserwowania tego, co się wokół mnie dzieje.
Emocje, które czułem, odkąd wyjechałem z Bukaresztu, były teraz wzmocnione. Byłem
w zasadzie mniej niż 100 metrów od celu moich marzeń, nadziei i przypuszczeń, od
fenomenalnego odkrycia, które mogło czekać tysiące lat na ujawnienie. Dreszczyk
„nieznanego” unoszącego się w powietrzu zdawał się ogarniać całą bazę, w tajemniczy
sposób zaszczepiając w każdej tamtejszej osobie szczególną, poważną aurę tajemniczego
wewnętrznego skupienia.
Przede mną, trochę na prawo, było duże wejście w górze do tunelu. Widziałem
nowoczesny system oświetlenia, który został zamontowany przy wejściu i ciągnął się
przez całą długość tunelu. Niestety duży namiot i dwa ultranowoczesne modułowe
budynki w kształcie półkuli przesłaniały mi widok. W tym samym rejonie co ja stało
kilka amerykańskich jeepów. Po mojej lewej stronie znajdowały się dwie ogromne
konstrukcje, każda przykryta plandeką, której kształt zdawał się wskazywać na duże
skrzynie o nieznanej zawartości. Wejście do tunelu było zablokowane przez szeroką
metalową barierę, która była strzeżona z każdej strony przez dwóch żołnierzy
amerykańskich. Ich mundury sugerowały, że należeli do elitarnych marines.
Ale to, co szczególnie przykuło moją uwagę, to olbrzymi hangar wydrążony w
górskiej skale, który znajdował się na prawo od strzeżonego tunelu. Był ogromny,
wysoki na około dziesięć metrów i, o ile wiem, głęboki na około pięćdziesiąt. Był
doskonale wykonany, z wykończonymi ścianami i nienagannie zakrzywionym
sklepieniem. Zastanawiałem się, jakiej technologii użyto, skoro udało im się zbudować
wszystko, co mogłem zobaczyć w około miesiąc. Jakież było moje zdumienie, gdy
dowiedziałem się, że wiercenie hangaru trwało zaledwie jeden dzień. Wewnątrz, po
jednej stronie piętrzyło się wiele skrzyń, a po drugiej były trzy specjalne konstrukcje,
wyglądające jak długie komory, które służyć mogły, jak sądzę, do przeprowadzania
badań i analiz. W hangarze panowało poruszenie, widziałem wielu ludzi w białych
kitlach wchodzących i wychodzących z tych mini-laboratoriów w pośpiechu, niosących
w rękach różne przedmioty lub papiery. Zarówno na środku hangaru, jak i na zewnątrz,
blisko wejścia do tunelu, widziałem kilka małych pojazdów elektrycznych, którymi
niektórzy się poruszali. Ani tunel, ani hangar nie miały drzwi przesuwnych,
prawdopodobnie z powodu trudności konstrukcyjnych i dlatego, że nie były jeszcze
potrzebne. Hangar miał jednak zamknięcie kurtynowe wykonany z półprzezroczystego
materiału, obniżone do jednej czwartej wysokości wejścia. System oświetlenia był
bezbłędny i zauważyłem dwa duże generatory działające gdzieś poniżej na zboczu góry.
Znajdowały się między dwoma pierścieniami bezpieczeństwa.
W pewnej odległości od dużego namiotu, po mojej lewej stronie, stał rząd
nowoczesnych baraków, a za nimi kilka dużych namiotów, które z pewnością były
noclegowniami dla pracowników naukowych i wojska, ale nie zauważyłem niczego, co
przypominałoby miejsce, w którym przygotowywano jedzenie i doszedłem do wniosku,
że codziennie przywożono je ciężarówką, prawdopodobnie pod ścisłą ochroną. Później
dowiedziałem się, że kuchnia znajdowała się kilka kilometrów poniżej i że grupa
żołnierzy ze specjalnego zespołu Departamentu Zero przywoziła jedzenie dla tych w
bazie. To rozwiązanie zostało wybrane w celu ograniczenia ruchów peryferyjnych
personelu i rozwiązania problemu bezpieczeństwa. Każda grupa żołnierzy jadła osobno
w swoich barakach. W centralnym obwodzie jedzenie było podawane w dużym
namiocie wojskowym dla żołnierzy rumuńskich i amerykańskich, a także dla zespołów
badawczych. Dowiedziałem się, że Amerykanie przywieźli własne jedzenie i kucharzy,
ale zostali oni wysłani do kuchni u podnóża góry wraz z rumuńskimi.
Dwie półkuliste konstrukcje były rezydencjami personelu rumuńskiego i
amerykańskiego. Później Cezar powiedział mi, że w jednej z nich, mniejszej, mieszkali on
i generał Obadea. W drugim ulokowano dwóch generałów z Pentagonu i doradcę do
spraw bezpieczeństwa narodowego z Waszyngtonu. Te bardzo ergonomiczne budynki
wyglądały bardziej jak stacje badawcze z innych planet i dawały przyjemne poczucie
komfortu i dużego bezpieczeństwa. Materiał, z którego zostały wykonane, był biały i
obszyty heksagonalnymi kształtami. U góry znajdował się szeroki, ciemnoniebieskiego
pas. Na tej listwie ułożono rodzaj ogromnych diod świecących, które, powiedziano mi,
po zapaleniu w nocy, tworzą spokojną i bardzo piękną atmosferę.
Przez chwilę obserwowałem aktywność na obwodzie. Wszyscy poruszali się
szybko i wydawało się, że dokładnie wiedzą, co mają zrobić. Od czasu do czasu
przyjeżdżał lub wyjeżdżał jeep. Niektórzy żołnierze rozładowywali coś ze skrzyń pod
plandeką. Niestety odległość i przeszkody nie pozwoliły mi dokładnie spojrzeć na
przenoszone obiekty. Nadal byłem zaskoczony relatywnie dużą liczbą Amerykanów,
ponieważ Cezar dawał mi do zrozumienia, że będzie tylko zespół do manewrowania
wiertłem plazmowym.
Dokładnie w chwili, gdy zaczynałem przyjmować różne założenia dotyczące tej
kwestii, jeden z rumuńskich żołnierzy przede mną przyłożył dłoń do prawego ucha,
wysłuchał uważnie i powiedział kilka słów. Zaraz po tym ruszyliśmy w stronę ciemnego
wejścia do tunelu, który w miarę zbliżania robił się coraz większy i groźny.
Zatrzymaliśmy się w tej samej formacji obok jednego z dwóch półkulistych budynków,
zaledwie kilka metrów od tunelu. Moje serce mocno waliło. Za szeroką barierą,
strzeżoną przez dwóch nieugiętych amerykańskich żołnierzy, kryła się być może
najstraszniejsza tajemnica na planecie.
Co takiego wydarzyło się w ciągu półtora miesiąca od mojej ostatniej rozmowy z
Cezarem?
Co tam odkryto?
Zauważyłem wtedy, że przed tunelem i wewnątrz niego, na pasie o szerokości
około dwóch metrów, znajdowała się rowkowana guma, na której ustawiono kilka
pojazdów elektrycznych produkcji amerykańskiej. Widziałem teraz wnętrze tunelu,
słabo oświetlone przez neony umieszczone na suficie i ścianach bocznych, ale tunel
zakręcił w lewo już po dziesięciu metrach, więc więcej nie mogłem zobaczyć.
Wtedy pojawił się Cezar. Wyjechał z tunelu, prowadząc jeden z pojazdów
elektrycznych. Obok niego siedział starszy, siwowłosy mężczyzna o mocnych i
zdecydowanych rysach.
Obaj byli poważni i milczący. Kiedy Cezar wysiadł obok mnie, czterej żołnierze
zasalutowali i dyskretnie się oddalili. Generał Obadea, patrzył na mnie surowym
spojrzeniem przez kilka chwil. Uścisnął mi mocno rękę i po kilku uprzejmych słowach
odszedł w kierunku półkulistego budynku. Było dla mnie oczywiste, że wiedział o mnie
wszystko od Cezara i zgodził się, żebym tam został przywieziony. Ten ruch był
prawdopodobnie częścią ich planu ujawnienia działań Masona i czuli, że ja też
powinienem tam być. Mimo iż byłem jedynie maleńkim trybikiem tej wielkiej machiny,
byłem bardzo szczęśliwy, że dostałem tę niezwykłą szansę, gotów z całą
odpowiedzialnością wykonać zadanie, którego się podjąłem.

Wielka galeria

- Sytuacja jest dość krytyczna - rzekł Cezar, bardzo zaniepokojony. - Relacje z
Signore Massinim stają się coraz bardziej napięte, ale jeszcze poważniejsze jest to, że o
wszystkim wiedzą najwyższe władze w państwie. Spodziewaliśmy się tego, ale nie aż tak
szybko. Naszym zamiarem było przedstawienie wszystkich danych w korzystniejszym
momencie. Teraz sytuacja jest bardzo napięta zarówno wewnętrznie jak i zewnętrznie.
Niewiele wiesz o tym, co wydarzyło się w ostatnim miesiącu. Chodź, zapoznam
cię z przebiegiem głównych zdarzeń, gdy będziemy przechodzić przez tunel -
powiedział, kierując się w stronę wejścia. Nie wzięliśmy żadnego z pojazdów
elektrycznych. W ten sposób zaoszczędziliśmy trochę czasu aby Cezar mógł mi
opowiedzieć, jak potoczyły się wydarzenia. Ponadto miałem okazję przyjrzeć się
wszystkiemu bliżej i bardziej szczegółowo.
Tunel został „wybrukowany” grubą gumową podłogą. Po obu jego stronach była
tylko skała. Przy wejściu i jeszcze kilka metrów dalej znajdowała się woda, ale za
łagodnym skrętem w lewo, około dziesięciu metrów od wejścia, było już sucho. Byłem
zdumiony precyzją wiercenia, a zwłaszcza wykończeniem ścian, które wyglądały jak
oszlifowane. Białe światło cudownie podkreślało kolory różnych formacji geologicznych,
dyskretnie oświetlając wnętrze tunelu w nierealnej grze światła i cienia. Odgłos naszych
kroków był stłumiony przez gumową podłogę i panowała tajemnicza, ale bardzo
ekscytująca atmosfera. Było trochę zimno jak na to, jak się ubrałem, ale Cezar
powiedział, że to nie potrwa długo.
- Początkowo - powiedział Cezar - maszyna wierciła ulegając dziwnej dewiacji
pola magnetycznego. Wkrótce zauważyliśmy błąd, więc poprawiliśmy jej trajektorię.
Spójrz, tutaj - powiedział, zatrzymując się przy lekkim uskoku tunelu w lewo.
Zatrzymaliśmy się i mogłem zobaczyć galerię. Za uskokiem ciągnęła się w
idealnie prostej linii przez około pięćdziesiąt metrów, jak tunel metra, może troszkę
szersza. Na końcu tego odcinka, w sercu góry, zobaczyłem coś przypominającego
ogromną bramę, która wyglądała, jakby suwała się w lewo, zasłaniając teraz mniej niż
jedną czwartą szerokości galerii. Stało też dwóch uzbrojonych żołnierzy, a miejsce to
było bardzo dobrze oświetlone na całym obwodzie tunelu. Tuż przed wielkim wejściem
do innej galerii, którą już dostrzegałem, również zauważyłem jeszcze jedno wąskie ale
długie wgłębienie po prawej stronie. Właśnie tego wejścia strzegły owe ogromne
przesuwane drzwi. Wiedziałem wtedy, że to początek przygody, wielkiego odkrycia.
Przypomniałem sobie schemat, który Cezar nakreślił na naszym ostatnim spotkaniu i
zdałem sobie sprawę, że był dokładnie taki, jak to, co teraz widziałem przede mną,
przynajmniej jeśli chodzi o to, co było związane z umiejscowieniem tajemniczej galerii
wewnątrz góry.
- Byłem zdumiony technologią, którą przywieźli ze sobą Amerykanie - powiedział
Cezar. – Maszyna używana do wiercenia, sama, nie jest duża ale wymaga specjalnego
wyposażenia dla osób wokół niej. To coś w rodzaju osprzętu antyradiacyjnego. Ja też
miałem na sobie jeden z tych specjalnych kombinezonów i bardzo uważnie
obserwowałem wiercenie. Spektakl, który pojawia się za soczewkami zawierającymi
specjalną substancję ochronną jest niewiarygodny. Widać, jak skała topi się pod
strumieniem plazmy, a w rzeczywistości staje się po prostu bardzo elastyczna, blisko
punktu płynności i jest natychmiast modelowana w kolisty kształt przez ciśnienie pola
magnetycznego, które również kieruje strumieniem plazmy. Nie ma kurzu, gruz jest
znikomy, a prędkość wiercenia jest ogromna jak na taką pracę. Odległość od wejścia do
żołnierzy, których tam widzisz, została pokonana w zaledwie pięć godzin. Potem
wszystko wygląda tak czysto, jakby było wypolerowane. Gumowa podłoga i oświetlenie
zostały przygotowane przy wejściu jeszcze przed wyjęciem wiertarki z tunelu.
Kiedy szliśmy w stronę dużej galerii, Cezar powiedział mi, że na początku wiercili
w innym miejscu góry, aby ominąć barierę energetyczną przy wejściu do głównego
tunelu. Wybrano wyższe miejsce na zboczu, około trzysta metrów od miejsca, w którym
znajdował się obóz. Prace trwały przez kilka dni, ponieważ odległość do tunelu była
większa, a wyłom nie odbywał się w płaszczyźnie poziomej, co wymagało technicznie
trudniejszych procedur. W końcu dotarli do ściany tunelu, ale wszelkie próby jej
naruszenia okazały się bezowocne. Nie poddawała się strumieniowi plazmy ani polu
magnetycznemu. Dlatego musieli porzucić tę opcję i zaślepić wejście do wywierconej
właśnie galerii.
Wrócili do punktu wyjścia i rozpoczęli plan przełamania zbocza w kierunku
bariery energetycznej. Wiercenie było monitorowane w każdym momencie i
skorelowane z odległością do obszaru energetycznego. Kilka metrów przed barierą
dotarliśmy do początku galerii, którą teraz widzisz, więc wszystko, co zostało wtedy do
zrobienia, to połączenie dwóch tuneli - wyjaśnił Cezar.

W międzyczasie dotarliśmy do wejścia, którego pilnowało dwóch żołnierzy
jednostek specjalnych.
Według munduru i insygniów, jeden był Rumunem, a drugi Amerykaninem.
Żołnierze zasalutowali Cezarowi, który podszedł do budki kilka metrów w lewo.
Amerykański żołnierz wszedł do budki, w której prawdopodobnie był pulpit
sterowniczy, ponieważ w ciągu kilku sekund, z niszy wysunęło się metalowe,
przegubowe ramię, na końcu którego znajdowało się skomplikowane urządzenie. Cezar
przysunął je na wysokość swojego oka i po kolejnych kilku sekundach usłyszał krótki
dźwięk dostępu.

- Podjęliśmy wszelkie niezbędne środki ostrożności - powiedział, wracając obok
mnie. - Mój odcisk tęczówki został przeanalizowany i przechowywany jako informacja o
kodzie. System bezpieczeństwa nie reaguje, dopóki promień lasera nie odczyta tęczówki
mojej lub generała Obadei. Teraz na przykład dezaktywowano bardzo skomplikowany
system czujników laserowych, który został ustawiony tutaj przy wejściu. Jest
niewidoczny, ale gdybyśmy przeszli bez tego, automatycznie uruchomiłby alarm w
bazie. Odmówiliśmy odciskania tęczówek amerykańskich generałów i nalegaliśmy,
abyśmy jako jedyni mieli dostęp do Wielkiej Galerii. To wtedy pojawiły się pierwsze
problemy - powiedział w zamyśleniu.

Zauważyłem, że budka miała przedłużenie poza bramę w Wielkiej Galerii. Tam
również był czytnik tęczówki. Cezar powiedział mi, że tamten jest przeznaczony do
powrotu.
Dowiedziałem się też, że Cezar mógł również dezaktywować system
bezpieczeństwa równolegle do odczytu tęczówki, umieszczając dłoń w specjalnym
skanerze. Ta metoda była używana, gdy musieli wykonać wiele transferów przez Wielką
Galerię.
Cezar przeszedł jeszcze kilka metrów, a potem zaczął mi wyjaśniać.

- Bariera energetyczna była tutaj… w tym rejonie. Zasadniczo była to projekcja
elektryczna, ale nie mogliśmy zrozumieć, jak została wykonana. Nie mogliśmy również
zobaczyć, jak to możliwe, że ta bariera istniała nieprzerwanie przez tysiące lat. Nie
znamy jej źródła ani środków technologicznych, które ją stworzyły. Zasadniczo, poza
tym, że udało nam się przez nią przejść, wcale nie jesteśmy dużo mądrzejsi. Jednak
przekroczenie jej wiąże się z tragicznym incydentem.

Stałem za Cezarem, patrząc na sufit galerii, w miejscu, gdzie zostało wykonane
połączenie z wielkim tunelem. W rzeczywistości w skale góry był odcinek kilku metrów
galerii, który był szerszy niż tunel wydrążony przez amerykańskie wiertło. W tej sekcji
ściany nie były wykończone. Co więcej, ten obszar galerii miał około sześciu metrów
długości i nie był okrągły, ale miał przekrój kwadratu. Połączenie między dwiema
galeriami wykonano na poziomie gruntu, wyrównując uskok od naszej galerii do tej
starożytnej, której wymiary były znacznie większe. Różnica poziomów wynosiła około
metra, a przejście było doskonale widoczne. Wiercenie było prawie koncentryczne ze
starożytną galerią, ale nikt nie potrafi wyjaśnić, jak to jest możliwe, że stary tunel nagle
zaczynał się od wnętrza góry, a była to ewidentnie sztuczna konstrukcja. Możliwość
zaślepienia wstępnego, pomocniczego „otworu konstrukcyjnego” na odcinku ponad
sześćdziesięciu metrów była mało wiarygodna, ponieważ wszędzie była identyczna
struktura skały.

Zapytałem Cezara, co się stało, gdy doszli do bariery energetycznej.
- Akurat rozmawiałem z generałem Obadeą i generałami z Pentagonu o pewnych
kwestiach bezpieczeństwa w obozie, gdy poinformowano nas, że doszło do połączenia
dwóch galerii. Zanim tam dotarliśmy, żołnierze zaczęli wyciągać „plazmę” z galerii. Trzy
osoby z pierwszego zespołu Departamentu Zero zakradły się do środka, aby zobaczyć
nowo odkryte miejsce. To był duży błąd, zignorowali procedury. Przeskoczyli ponad
metrowy uskok między dwiema galeriami i zaczęli badać czterometrowy obwód, o
którym wiedzieli, że jest bezpieczny, tuż przed niewidzialną barierą energetyczną.
Niestety, nikt nie potrafił wyjaśnić, co stało się potem. Najprawdopodobniej ta trójka
podeszła zbyt blisko bariery, ponieważ kilka sekund później usłyszano dziwny, ale
potężny dźwięk, jakby zwarcia. Znaleźliśmy ich leżących u podstawy bariery, ich ciała
były dziwnie wykrzywione, jakby ograniczone niewidzialną krawędzią ściany. Wszyscy
trzej nie żyli. Lekarze stwierdzili natychmiastową śmierć przez zatrzymanie akcji serca.
To wywołało panikę, mimo że staraliśmy się załatwić tę sprawę. Jak się okazało, panika
była silniejsza wśród amerykańskiego personelu, a wynikała z faktu, że ich początkowe
obawy zaczęły się spełniać.
W tamtym momencie praktycznie nie mieliśmy szans na wejście do starożytnej
galerii. Boczne wiercenie nie powiodło się, a teraz bariera energetyczna wydawała się
przeszkodą nie do pokonania.
Signore Massini był cały czas obecny. Poprosił mnie o opinię. W tym czasie nie
było jeszcze amerykańskiego oddziału komandosów. Byli tylko specjaliści zajmujący się
urządzeniem wiertniczym, zespół badaczy, dwóch generałów z Pentagonu, doradca
prezydenta i przedstawiciele Signore Massiniego, którzy, nawiasem mówiąc, nadal tu są.
Nie jestem nawet pewien, czy prezydent USA został powiadomiony o tej operacji. To
była ich całkiem wewnętrzna sprawa, z której starali się uzyskać wszystkie możliwe
profity. Czcigodny wiedział więcej o początkach tego odkrycia i, o ile się zorientowałem,
wiedział również o co najmniej jednej rzeczy, która była w dużej sali, ale wkrótce do
tego dojdziemy.
Mason był powściągliwy w demonstrowaniu swej niecierpliwości. W tamtej
chwili mogłem jeszcze nakazać ich usunięcie z tego terenu, ale to nie rozwiązałoby
niczego poza jeszcze większym skomplikowaniem wydarzeń. Wpływy Signore
Massiniego ostatecznie doprowadziłyby do zastąpienia mnie i generała Obadei w
kierowaniu operacją, na którą jeszcze nie zwrócono uwagi władzy politycznej.
Oczywiście mieliśmy wszelkie potrzebne uzasadnienia i okoliczności łagodzące, ale
lepiej, żeby informacje pochodziły od nas, a nie od obcych.
Jednak całkowicie nieprzewidziany element radykalnie zmienił sytuację i
sprawił, że sprawy zaczęły toczyć się w bardzo niebezpiecznym kierunku. Mam jednak
nadzieję, że te napięcia nie przekroczą pewnego punktu krytycznego, ponieważ trudno
przewidzieć co może się wtedy wydarzyć.
Cezar podszedł do ogromnej kamiennej bramy, która strzegła wejścia do Wielkiej
Galerii. Zbliżył się do lewej ściany tunelu, gdzie była wsunięta brama, i powiedział do
mnie:
- Teraz jesteś dokładnie w miejscu, w którym znajduje się bariera energetyczna,
kiedy jest aktywowana. Czy widzisz coś na ścianie obok mnie?
Przyjrzałem się uważnie i zauważyłem osadzony w nierównej skale dość duży,
kwadratowy kształt długości około dwudziestu centymetrów, z precyzyjnie
narysowanym na nim trójkątem równobocznym, wierzchołkiem do góry.
- To jest „klucz ”pozostawiony nam przez tych, którzy to zbudowali. Bez niego
bylibyśmy całkowicie bezradni. Po śmierci trzech żołnierzy doszedłem dokładnie tu,
gdzie teraz stoisz. Rozglądając się uważnie dookoła, zauważyłem ten panel z trójkątnym
symbolem. Wtedy galerię blokowała ogromna kamienna brama. Stałem bardzo blisko
bariery energetycznej i jakieś dwa metry przed bramą, tak samo, jak teraz. Jak widzisz,
kwadratowy panel znajduje się pomiędzy barierą energetyczną a kamienną bramą.
Oczywiście przypuszczałem, że jego funkcją było otwieranie bramy. Ale jak mam do
niego dotrzeć, skoro drogę blokuje ściana energii?

Patrzyłem ze zdumieniem. Dwóch żołnierzy już dawno weszło do budki,
zostawiając nas samych przy wejściu do tajemniczego starożytnego korytarza. Byłem
głęboko poruszony dreszczem odkrywania tajemnic sprzed tysięcy lat, które teraz były
mi stopniowo ujawniane. Z powodu podekscytowania moje ciało wydawało się lżejsze, a
słowa Cezara docierały do moich uszu nieco wyblakłe. Jednak uzyskałem niezwykłą
klarowność i wszystko zrozumiałem bardzo szybko, intuicyjnie.
- To była kwestia częstotliwości wibracji - powiedziałem, dziwiąc się, jak
spokojnie wypowiedziałem te słowa. Cezar spojrzał na mnie zaskoczony.
- Dokładnie - potwierdził. Szukając rozwiązania, zamknąłem oczy i skupiłem się
na energetycznej tamie. Po chwili poczułem, że jest „żywa”, ale w bardzo szczególny
sposób, którego nie mogłem wytłumaczyć obecnym. Tylko czcigodny mógłby to
prawdopodobnie zrozumieć, ale akurat jego chciałem trzymać z dala od naszych
tajemnic.
Czułem, że między mną a energią bariery jest pewna „kompatybilność”, coś w
rodzaju wzajemnej sympatii i że pomyślnie przeszedłem „osobisty test wibracji”. Nie
mogłem wyjść z podziwu jak wyjątkowy stopień rozwoju technologicznego i duchowego
mieli ci, którzy ustanowili ten prawdziwy „próg” weryfikacji energii, którego obecna
nauka nie jest w stanie nawet sobie wyobrazić, nie mówiąc już o faktycznym osiągnięciu.
Następnie podniosłem z ziemi kilka kamieni i rzuciłem je w kierunku
niewidzialnej bariery. Gdy tylko kamienie jej dotknęły, zamieniły się w drobny proszek,
który spadał na ziemię, tworząc linię prostą. Poprosiłem o inne przedmioty wykonane z
metalu, plastiku, drewna lub skóry. Wniosek był jasny. Wszystko co było substancją
amorficzną było natychmiast zamieniane w proszek, a wszystko, co było materią
organiczną, odbijało się, chyba że miało wysoką indywidualną częstotliwość wibracji.
Przekazałem pył do laboratorium do analizy, a następnie lekko dotknąłem ręką
niewidzialnej powierzchni bariery. Poczułem tylko delikatne mrowienie na skórze,
bardzo przyjemne, więc całym ciałem ruszyłem do przodu, przechodząc na drugą
stronę. Miała około jednego centymetra grubości.
Patrzyłem na zdumione twarze amerykańskich urzędników i kilku członków
mojego zespołu, którzy pozostali po drugiej stronie bariery. Podszedłem do ściany i
nacisnąłem trójkąt na kamiennym kwadracie, ten, na który teraz patrzysz. Właściwie
wystarczyło go dotknąć. Kamienna brama, której widać teraz tylko niewielką część,
natychmiast zaczęła się płynnie i prawie bezgłośnie przesuwać w lewo i zatrzymała się
w swoim obecnym położeniu. To był moment, w którym wszyscy po raz pierwszy
zobaczyliśmy Wielką Galerię, chwila intensywnych emocji. Byliśmy zszokowani, że była
oświetlona tak, jak teraz, bez żadnego źródła światła, przynajmniej żadnego
konwencjonalnego źródła światła, jakie znamy.
Cezar zrobił krótką przerwę.
Byłem oszołomiony, zaglądając do Wielkiej Galerii i dopiero w tej chwili
uzmysłowiłem sobie, że faktycznie, nie ma źródła światła. Zbyt pochłonięty tym, co
mówił mi Cezar i własnymi obserwacjami dotyczącymi połączenia między dwiema
galeriami, sądziłem, że światło w Wielkiej Galerii również pochodzi z systemu
oświetlenia, który został zainstalowany w nowo wywierconym tunelu. Pokusiłem się o
stwierdzenie, że pochodzić ono może z niezwykłego materiału pokrywającego ściany
galerii. To światło było mniej intensywne od tego w tunelu, bardzo przyjemne i
odprężające, zarówno psychicznie jak i fizycznie.

- Byliśmy pod wielkim wrażeniem rozmiaru korytarza, koloru i wzoru materiału,
z którego jest wykonany - kontynuował Cezar. – Stąd ledwo widać jego koniec, ale po
około trzystu metrach tunel nagle skręca w prawo. Zaraz sam się przekonasz, ale wrócę
jeszcze do bariery. Ponownie wtedy dotknąłem wypolerowanego trójkąta, a brama
cofnęła się i zamknęła dostęp. Dopiero po ponownym otwarciu bramy, przekraczając
linię energetycznej ściany, zauważyłem, że została ona zdezaktywowana. Tak więc ta
unikalna sekwencja usunęła barierę energetyczną i jednocześnie otworzyła kamienną
bramę Galerii.
Później, po dokładnym zaznaczeniu obszaru, w którym działała bariera
przeprowadziłem jeszcze kilka eksperymentów. Generał Obadea podszedł i palcem
dotknął jej niewidzialnej powierzchni. Nic poważnego mu się nie stało, poza tym, że miał
zawroty głowy i nudności. Doradcę prezydenta natomiast brutalnie rzuciło na ziemię,
mimo że jego kontakt z barierą był minimalny. Doszedł do siebie pod okiem lekarza.
Więcej chętnych nie znalazłem.
Trzej żołnierze, którzy zginęli, prawdopodobnie mieli jednoczesny kontakt na
większej powierzchni ciała, co okazało się dla nich dawką śmiertelną.
Zaobserwowaliśmy też takie zjawisko, że ludzie nie mogą zbyt długo przebywać
w niewidzialnej strefie pomiędzy zamkniętą bramą a ścianą energetyczną. Czyli ci,
których „nie przepuszcza” ściana, nie mogą pozostać tam zbyt długo. Próbowaliśmy z
kilkoma żołnierzami i po tym, jak zamknęliśmy bramę i aktywowaliśmy barierę
energetyczną, powiedzieli, że czuli się tak, jakby się dusili i ten stan się pogłębiał.
Dlatego musieliśmy zostawić otwarte, barierę energetyczną oraz bramę, ale jak już
widziałeś, umieściliśmy dwóch strażników i zainstalowaliśmy alarm, aby uniemożliwić
nieautoryzowany dostęp do Galerii. System identyfikacji tęczówki resetuje się po pięciu
sekundach, co wystarczy, aby przekroczyć linię bariery i tor ślizgowy bramy.
Podejdź do mnie. Chcę ci pokazać, jak działa brama.

Cezar lekko dotknął kamiennego kwadratu. Ogromna brama, o grubości około
trzydziestu centymetrów i tej samej wysokości co Wielka Galeria - ponad sześć metrów -
sunęła bardzo płynnie dzięki mechanizmowi zębatemu, którego nie mogłem dostrzec.
Gdy brama całkowicie zakryła wejście, zauważyłem, że jest perfekcyjnie wykończona,
wypolerowana i bez żadnych inskrypcji na powierzchni. Niczym olbrzymia kamienna
ściana, niemal błyszcząca i prawdopodobnie ważąca ponad dwie tony.
Co jednak sprawiało, że poruszała się tak płynnie i lekko?
Szukając odpowiedzi na to pytanie i badając dolną krawędź wielkich wrót,
poczułem, że zaczyna mi się ciężko oddychać i że mam zawroty głowy. Cezar, który
uważnie mi się przyglądał, natychmiast otworzył bramę, a przykre uczucie zniknęło
równie nagle, jak się pojawiło. Odczytał informację z moich oczu.

- Nie wiem, od czego zależy to konkretne zjawisko. Jest to prawdopodobnie
rodzaj interakcji między powierzchnią bramy, gdy jest zamknięta, a barierą
energetyczną, oddziałującej na wszelkie organizmy znajdujące się w tej pośredniej
strefie.
Nie udało nam się też rozszyfrować tajemnicy efektu „płynięcia” bramy. Jeśli
przyjrzysz się uważnie, zobaczysz, że kiedy przesuwa się w prawo, popycha tę kamienną
płytę, która pokrywa podłogę na szerokości wrót. Gdy przesuwa się w lewo, ta
polerowana płyta kamienna wraca, przyklejona do krawędzi wrót, jakby popychana
sprężyną. Nie sądzę jednak, żeby to w ten sposób działało, bo wszystko odbywa się w
sposób zdecydowanie zbyt płynny i cichy. To musi być zupełnie inna technologia.
Amerykańscy generałowie zaproponowali, żeby rozbić kamienny próg, aby
zobaczyć, co jest pod spodem, ale odrzuciliśmy ten pomysł. Wydał się nam dziecinny.

Uważnie przyjrzałem się ścieżce ślizgowej wrót. Łączenie było niezwykle
precyzyjne i bardzo dobrze wykończone. Nic nie mogło się przez nie przedostać, a pod
spodem nie było nic widać. Precyzyjnie wymodelowana brama po prostu „wychodziła” z
lewej ściany galerii i sunęła na prawą ścianę, gdzie się z nią łączyła, pasując idealnie.

- Podczas wykonywania tych eksperymentów, po tym, jak już
zdezaktywowaliśmy barierę energetyczną, jeden z żołnierzy przyszedł nas
poinformować, że amerykańscy technicy proszą nas o pilne przybycie do bazy -
powiedział Cezar. – Mieli jakieś wyjątkowe informacje. - Jeden z dwóch amerykańskich
generałów i generał Obadea szybko wyszli na zewnątrz, kierując się do centrum
interpretacji danych technicznych. Niedługo potem powiedzieli mi, że o dziwo, zaraz po
dezaktywacji pierwszej tamy energetycznej przy wejściu do Wielkiej Galerii, olbrzymia
półkulista tarcza na drugim jej końcu nagle się aktywowała, wchodząc na wyższy
poziom wibracji i emitując silne promieniowanie.
Opowiadając, Cezar podszedł w budki żołnierzy.
- Chodźmy teraz - powiedział. - Czas wejść do Wielkiej Galerii. Zobaczysz
wszystko, co ci powiedziałem.

Cezar ponownie wykonał procedurę rozpoznawania tęczówki. Przekroczyliśmy
bramę, wchodząc po raz pierwszy na ten dziwny i bardzo szczególny teren starożytnego
tunelu. Za nami dwaj żołnierze w milczeniu zajęli swoje wartownicze stanowiska.
Przy wejściu do Wielkiej Galerii stały dwa pojazdy elektryczne, ale woleliśmy iść
pieszo, żeby Cezar miał czas kontynuować opowieść.
Podczas gdy mówił, rozglądałem się z uwagą. Na pierwszy rzut oka można było
założyć, że ściany i podłoga są wykonane z idealnie obrobionej skały. Zbliżyłem się do
lewej ściany. Dotykając jej, wyczuwałem, że jest pokryta materiałem, jakby
syntetycznym. Jednocześnie jednak pozostawało dziwne wrażenie, że ma w sobie coś
organicznego. Miał kolor oleisty, z zielonymi i ciemnoniebieskimi refleksami.
Nieregularne linie powodowały wrażenie fal. Kiedy się poruszaliśmy, paski również
zmieniały położenie, szerokość i kolor, ale działo się to bardzo płynnie, pozostawiając
wrażenie, że był to tylko względny efekt naszych ruchów w stosunku do ściany. Odcienie
kolorów miały głęboko relaksujący wpływ na psychikę i znacząco zmieniały naszą
percepcję odległości. Kiedy powiedziałem o tym Cezarowi, stwierdził:
- To samo zauważyliśmy. Nawet zmierzyliśmy całkowitą długość galerii a
następnie różne jej odcinki, umieszczając kilka znaków na bokach.

Rzeczywiście, po prawej stronie galerii można było zobaczyć znaczniki,
wskazujące odległość w metrach i jardach od wejścia do tunelu. Zauważyłem też, że
materiał był szorstki w dotyku i nie można go było zarysować.
Cezar powiedział mi, że materiał ten nie poddawał się jakimkolwiek próbom
tłuczenia, dziurawienia, zarysowania czy przecięcia, niezależnie od tego, jak ostry był
użyty przedmiot. Co więcej, i co dziwne, płomienie ognia lub pochodni były przezeń
wchłaniane, więc praktycznie był też niepalny. Amerykańscy naukowcy nie mogą nic
powiedzieć na jego temat, ponieważ nie mają żadnej próbki. Jedyne, co ustalili to to, że
materiał jest dziwnym połączeniem substancji organicznej i nieorganicznej, ale sposób,
w jaki jest zorganizowany w swojej wewnętrznej strukturze, wciąż pozostaje dla nich
tajemnicą.
Na znaczniku, który wskazywał dwieście osiemdziesiąt metrów, galeria nagle
skręciła w prawo pod ostrym kątem. Przyczyny takiej trajektorii również pozostawały
niewyjaśnione.
W znacznej odległości mogłem dostrzec niebieskie migotanie podobne do
gwiazdy. Widząc moje rozemocjonowanie, Cezar uśmiechnął się:
- Tam kończy się nasza wędrówka. Ale, według danych, które obecnie posiadam,
jest to zarazem początek czegoś o wiele potężniejszego. Technologia, która pozwala nam
na wgląd to tych danych jest kolosalna, ale niestety nie do wszystkiego będziesz miał
dostęp. Zrozumiesz to lepiej, kiedy dotrzemy do Sali Projekcyjnej, bo taką temu miejscu
nadaliśmy nazwę.
- To znaczy, że Amerykanie też się tam dostali? - Zapytałem.
- Gdy tylko udało mi się rozwiązać problem z pierwszą barierą energetyczną,
Signore Massini natychmiast chciał dostać się do wielkiej sali. Powołałem się na
zwiększone ryzyko, śmierć trzech żołnierzy, a także konieczność zastosowania
rygorystycznego systemu bezpieczeństwa, który musiał być zainstalowany przy wejściu
do głównego korytarza. Nie spodobało mu się to, ale nie miał większego wyboru.
Starałem się zyskać jak najwięcej czasu, ale przede wszystkim chciałem wejść do dużej
sali bez towarzyszącego mi masona. Nie wiedziałem czego tam szukają, ale miałem
nadzieję, że zorientuję się, gdy tylko tam wejdę i sprawdzę co zawiera.
Dane satelitarne wykazywały istnienie ogromnej przestrzeni na końcu galerii, ale
była ona również chroniona barierą.
Podczas przerwy, korzystając z nieobecności w tunelu Amerykanów i Signore
Massiniego, wsiadłem do pojazdu elektrycznego i sam ruszyłem tym opuszczonym od
ponad pięćdziesięciu tysięcy lat korytarzem w stronę tej poświaty, którą widzisz tam
przed sobą. To migotanie, jest tylko odbiciem części ogromnej energetycznej tarczy
ochronnej wielkiej sali. Jak zauważysz, na końcu galeria „robi” kolejny ostry zakręt.
W duchu miałem nadzieję, że uda mi się pokonać tę barierę tak samo jak
pierwszą. Kiedy tam dotarłem, oniemiałem. Galeria, którą teraz wędrujemy, nagle
otworzyła się w ogromną halę w samym sercu góry, z olbrzymią półkulistą tarczą
energetyczną. Ta tarcza wypełniała halę wraz ze wszystkim, co w niej było. Majestat
budowli przekraczał ludzkie wyobrażenie, ale właśnie wtedy, gdy zacząłem się
przygotowywać do znalezienia sposobu wejścia do środka, zostałem pilnie wezwany do
bazy.
Wiadomość, którą miałem wkrótce usłyszeć, wszystko komplikowała. To był
krytyczny moment, którego nigdy bym nie przewidział.


Wielkie napięcie dyplomatyczne


- Wróciłem do bazy tak szybko, jak tylko mogłem i wszedłem do pokoju
Amerykanów, gdzie czekał również generał Obadea - mówił dalej Cezar. - Doszło do
nieoczekiwanego zdarzenia, które rujnowało wszystkie plany, nasze i Signore
Massiniego. Czcigodny siedział na krześle z tyłu pokoju, pogrążony w myślach.
Prawdopodobnie analizował zaistniałą sytuację i rozważał nowe posunięcia.
- Czy rumuńska prasa czegoś się dowiedziała? – Próbowałem zgadnąć.
- To było coś znacznie gorszego. Pamiętasz, jak czcigodny opowiadał mi o
odkryciu, którego dokonali pod Bagdadem? Że również istniała energetyczna bariera,
której nie można było przekroczyć i była identyczna jak ta tutaj?
Skinąłem głową. Odkrycie Amerykanów nie było wcale przypadkowe, ale było
wynikiem wskazówek dostarczonych przez tego samego wojskowego satelitę
szpiegowskiego, który ujawnił istnienie struktury wewnątrz gór Bucegi.
- Cóż, - ciągnął Cezar - amerykański doradca ds. Bezpieczeństwa Narodowego
otrzymał ultra tajny faks, w którym informowano go, że tarcza energetyczna w
podziemiach Bagdadu nagle aktywowała się i zaczęła pulsować z dużą częstotliwością.
Zdumiewającą informacją było to, że pojawił się hologram, stopniowo ukazujący Europę,
potem jej część południowo-wschodnią, następnie terytorium Rumunii, później góry
Bucegi i wreszcie podziemną konstrukcję z korytarzem Wielkiej Galerii oraz półkulistą
tarczą energetyczną, która mocno pulsowała. Było zatem oczywiste, że te dwie
energetyczne konstrukcje w tajemniczy sposób komunikowały się ze sobą i że aktywacja
jednej z nich doprowadziła do aktywacji drugiej. Kto wie, może na całym świecie istnieje
sieć tego typu podziemnych struktur.
Zła wiadomość była taka, że prezydent USA został poinformowany o tym
wydarzeniu i natychmiast nawiązał za pośrednictwem służb specjalnych kontakt
dyplomatyczny z Rumunią.
W ciągu zaledwie kilku minut cała operacja została ujawniona. Zapowiedziano
rychłe przybycie komisji państwowej z Bukaresztu, aby przyjrzeć się i ocenić sytuację.

Byłem tak pochłonięty tym, co mówił mi Cezar, że nawet nie zdawałem sobie
sprawy, że przystanąłem. Do ostatniego zakrętu mieliśmy jeszcze jakieś sto metrów, a
poświata z tarczy energetycznej, odbijająca się w ścianach Wielkiej Galerii, była znacznie
intensywniejsza.

- Czy chcieli przejąć kierownictwo polityczne? - Zapytałem niecierpliwie.
- Myślę, że rozważali początkowo taką opcję, ale sprawy pokomplikowały się
jeszcze bardziej, kiedy zobaczyli, o co w tym wszystkim chodzi. Spełniły się także moje
obawy, ponieważ nasi politycy, ci, którzy mieli prawo mieć dostęp do sprawy,
spanikowali. Było oczywiste, że nie potrafią stawić czoła wydarzeniom i że wszelkie
decyzje będą podejmowane w atmosferze wielkiej presji.
Generał Obadea został wezwany do Bukaresztu. To był krytyczny moment, który
zagrażał nawet istnieniu Departament Zero, a co najmniej jego niezależności. Generał
musiał wyjaśnić przyczynę ukrywania działań przed najwyższymi czynnikami w
państwie. Przed wyjazdem do stolicy, w rozmowie, w której brali udział członkowie
komisji z Bukaresztu, obaj z generałem postanowiliśmy ujawnić wszystkie aspekty,
intrygi i plany minionego roku, w tym moją relację z Signore Massinim. Najtrudniejszym
problemem było znalezienie właściwych osób do sporządzenia raportu o kluczowym
znaczeniu dla kraju, tak, by nie doszło do pełnego ujawnienia naszych intencji i
starannie budowanych planów, co mogło mieć konsekwencje dla bezpieczeństwa
narodowego. Reperkusje dla mnie i generała mogły być wręcz śmiertelne.
Ja utknąłem w bazie, a wszystkie prace zostały wstrzymane. Zespół amerykański
został odizolowany w namiocie, a ochronę tunelu przejęły specjalne oddziały
interwencyjne armii.
Napięcie dyplomatyczne rosło, ponieważ Waszyngton naciskał na kontakt z
generałami Pentagonu i doradcą prezydenta.
Wtedy nikt nie wiedział, co znajdowało się w wielkiej sali chronionej przez tarczę
energetyczną. Wszelkie inicjatywy i operacje badawcze zostały wstrzymane. Do bazy nie
wpuszczano nikogo poza patrolami. Nową sytuację koordynowało dwóch najwyższych
generałów armii rumuńskiej, którzy byli w stałym kontakcie z najwyższymi strukturami
politycznymi państwa. W tej niezwykle napiętej sytuacji jedynym, któremu udało się
„wymknąć” poza bazę na specjalny rozkaz z Bukaresztu, był Signore Massini. Nie
widziałem go od tamtego czasu, ale uwierz mi, w pełni rozpoznałem jego wpływ na
dalszy rozwój wypadków. Mam tu na myśli bardzo zaciętą, zakulisową walkę
dyplomatów rumuńskich i amerykańskich, a także charakter decyzji politycznych, które
zostały podjęte w związku z operacją w górach. Wszystko wydarzyło się bardzo szybko.
Od tamtych wydarzeń minęło zaledwie osiem dni.

Słuchając Cezara, byłem zaskoczony obrotem spraw, ale najdziwniejsze było w tej
chwili to, że nadal tam byłem, jakby nic o czym mi opowiadał się nie wydarzyło.
- Skoro ja tu teraz jestem, a tobie, o ile rozumiem, udało się dostać do Sali
Projekcyjnej, oznacza to, że generał Obadea odniósł sukces w Bukareszcie?
Cezar uśmiechnął się enigmatycznie.
- Generalnie odpowiedź jest twierdząca. Sukces polegał głównie na tym, że
trafiliśmy na ludzi prawych, kierujących się głębokim poczuciem patriotyzmu. Zwołano
nadzwyczajne posiedzenie Najwyższej Rady Obrony Narodowej (CSAT). Większość była
wstrząśnięta tym, czego się dowiedzieli. Wywołało to olbrzymią, spontaniczną falę
sympatii i współczucia dla generała i jego działań. Postanowiono natychmiast
kontynuować badania pod wyłącznym dowództwem generała i moim.
Jednak kryzys dyplomatyczny trwał nadal. Wojsku amerykańskiemu pozwolono
opuścić Rumunię następnego dnia, ale zespół naukowców i specjalistów, a także cała
logistyka i urządzenia pozostały na miejscu. Wtedy miałem wrażenie, że wszystko jest
już załatwione i byłem prawie zadowolony, że stało się tak, jak się stało. Dzięki temu nie
musiałem już udawać ani ulegać czcigodnemu członkowi elity masońskiej.
Niestety ich siła wpływu i presja wywierana kanałami dyplomatycznymi, były
ogromne.

Ja i Cezar dotarliśmy do końca korytarza, który znów gwałtownie skręcał, tym
razem w lewo i tylko na około cztery metry. Widok przed naszymi oczami był naprawdę
imponujący. Gigantyczna kopuła, którą tworzyła tarcza energetyczna, opalizowała
cudownym błękitem, nieustannie przecinanym intensywnymi, jasnymi błyskami.
Chociaż Cezar wspominał, że Sala Projekcyjna nie jest odcięta od zewnątrz bramą, jak w
przypadku wielkiej galerii, przez osłonę energetyczną nic nie można było zobaczyć.
Tak więc korytarz kończył się nagle ogromną przestrzenią, wydrążoną w górskiej
skale jak półkula. Od końca korytarza do osłony energetycznej było nie więcej niż
siedem lub osiem metrów, na których ustawione były cztery pojazdy elektryczne. Łuk
utworzony przez tarczę energetyczną zawierał się w półkulistej wnęce, ale zauważyłem,
że z tyłu przylegał do skalnej ściany. Oszacowałem, że odległość między łukiem tarczy a
sufitem kopuły wynosiła około dziesięciu metrów. Magiczne światło wytwarzane przez
tarczę odbijało się cudownymi iskierkami i cieniami na skalistych ścianach. Piękno i
wielkość tego obrazu wydawały się nieziemskie i napełniały moje serce zachwytem.
- Jak udało ci się dostać do środka? - Zapytałem Cezara, poruszony
intensywnością uroku tego miejsca.
- Okazało się to znacznie prostsze, niż można by się spodziewać. Ci, którzy
planowali całość, prawdopodobnie uznali pierwszą osłonę energetyczną za zasadniczy
„punkt testowy” dla potencjalnych przybyszów, oceniając, że wystarczy do zapewnienia
bezpieczeństwa całej konstrukcji. Muszę przyznać, że mieli rację. Nic nie mogło się
przedostać przez pierwszą tarczę energetyczną, o ile nie była to nadrzędna i głęboko
pozytywna świadomość. Skaliste otoczenie bardzo dobrze chroni zespół nawet przed
wybuchem jądrowym. Może to był powód, dla którego Wielka Galeria została
usytuowana głęboko w górach. Nie mam jednak pojęcia, jak technicznie było to możliwe.

- Kiedy z Bukaresztu przyszły nowe rozkazy, byłem bardzo zadowolony. Czułem,
że walka dopiero się zaczyna, ale przynajmniej miałem teraz ważne wsparcie od
czołowych polityków.
Tego samego dnia wszedłem do Sali Projekcyjnej, którą masz przed oczami.
Byłem sam, gdy odkrywałem niesamowitą tajemnicę, pozostającą w uśpieniu przez
pięćdziesiąt tysięcy lat. Trudno opisać, moje uczucia w tamtej chwili. Jest też kilka
aspektów, których nie mogę ci zdradzić.
- Wspomniałeś o konkretnej liczbie lat - przerwałem Cezarowi. – Skąd wiesz, że
jest to prawidłowe datowanie?
- To wynik analiz naukowych niektórych danych, które „oni” nam zostawili, a
które zobaczysz, gdy wejdziemy do sali.
Wszystkie opisane przeze mnie wydarzenia rozegrały się na przestrzeni
ostatniego tygodnia. Wiele z nich wydarzyło się bardzo szybko, a zwroty sytuacji były
czasami dramatyczne. Opowiem ci wszystko tutaj, przed wejściem do sali, ponieważ
potem będziesz już zauroczony tym, co ujrzysz.
Zatrzymaliśmy się na linii rozgraniczającej Wielką Galerię od gigantycznej hali
wewnątrz góry, w której znajdowała się półkulista tarcza energetyczna. Zafascynowany
słuchałem Cezara, obserwując egzotyczne iskierki na błękitnej powierzchni półkuli.

- Po podjęciu decyzji o kontynuowaniu badań pod kierownictwem Departamentu
Zero, kilkakrotnie wchodziłem do Sali Projekcyjnej i katalogowałem wszystko,
współpracując z naszym zespołem specjalistów. Następnego dnia jednak pierwsze
sprzeczne sygnały pojawiły się ze strony sił politycznych. Rozkazy, które następowały
jeden po drugim, odwołując się nawzajem, były albo stanowcze, albo wymijające i
dowodziły istnienia dużego napięcia. Podejrzewam, że rozgrywał się dramat realnej
bitwy.
Używając bezpiecznego łącza telefonicznego przesłałem wyniki naszego odkrycia
w Sali Projekcyjnej. Najwyraźniej to była iskra, która odpaliła „bombę”.
Generał Obadea powiedział mi dwa dni temu, po powrocie z Bukaresztu, że
członkowie CSAT nieustannie się spotykają i utrzymują z nami kontakt. Podjęli decyzję,
poprzedzoną wcześniejszą debatą i gruntowną analizą o upublicznieniu tego wielkiego
odkrycia w górach Rumunii całemu światu. Generał Obadea, który był członkiem CSAT,
walnie się przyczynił do uchwalenia deklaracji, jaką Rumunia miała ogłosić całemu
światu. Powiedział mi, że kilku członków CSAT wyraziło zdecydowany sprzeciw, ale byli
w mniejszości. Emocje były tak duże, że w pewnym momencie osoby te wstały i opuściły
salę obrad. Nieustannie podczas trwania spotkania CSAT przychodzili i wychodzili
doradcy Prezydenta, przekazując informacje z Biura Zewnętrznych Stosunków
Dyplomatycznych.
Kiedy amerykańscy dyplomaci zostali poinformowani, że Rumunia wygłosi
międzynarodowe oświadczenie o kluczowym znaczeniu dla całego świata, wszystko
obróciło się w chaos. Generał powiedział mi, że nigdy nie widział takiego pośpiechu i
paniki wśród dyplomatów. Nikt nie znał dokładnej przyczyny, ale wszyscy wyczuwali, że
dzieje się coś bardzo poważnego.
W pewnym momencie prezydent Rumunii został wezwany na bezpośrednią
rozmowę telefoniczną z Białym Domem. To była bardzo wyjątkowa i ściśle tajna
rozmowa. Potem długo się nie pojawiał, poinformował tylko wszystkich, że
amerykańska delegacja dyplomatyczna najwyższego szczebla jest już w drodze do
Bukaresztu.
Informacje rozprzestrzeniały się błyskawicznie. W ciągu kilku godzin
zablokowane zostały wszystkie transakcje finansowe, oraz zawieszone umowy między
państwem rumuńskim a międzynarodowymi organizacjami finansowymi.
W każdej chwili oczekiwano ogłoszenia stanu wyjątkowego na obszarach
górskich. Ministerstwo Obrony wydało rozkaz ogólnego stanu podwyższonej gotowości
dla oficerów. Chwile prawdziwej paniki, a nawet przerażenia ogarniały zaangażowanych
w tę operację, ponieważ nikt nie znał prawdziwej przyczyny tak dużego napięcia.
Rozmowy między urzędnikami amerykańskimi a rumuńskimi odbywały się bez
tłumacza. Były bardzo gwałtowne, obfitowały w groźby i wzajemne obelgi, dyplomaci
krzyczeli na siebie. Dobrze, że inne państwa świata nie dowiedziały się jeszcze o
problemie. Amerykanie wiedzieli doskonale, że znajdą się potężne kraje, które staną po
stronie Rumunii w podtrzymaniu jej deklaracji.
- Co miało znaleźć się w tej deklaracji? - Zapytałem zaciekawiony.
- Przede wszystkim zawierałaby najważniejsze dane z odkrycia dokonanego w
górach Bucegi, udostępniając dowody całemu światu, takie jak zdjęcia, filmy w celu
wyjaśnienia różnych aspektów związanych ze strukturą z wnętrza góry. Najwięksi
naukowcy mieli zostać zaproszeni do badań i poszukiwań, wszystkie zasoby zostałyby
zmobilizowane, aby rozwiązać liczne zagadki, przed którymi teraz stoimy.
Lecz najważniejszą kwestią miały być odkrycia dotyczące pradawnej przeszłości
rodzaju ludzkiego i prawdziwej historii, która została prawie w całości sfabrykowana.
Były jeszcze inne bardzo delikatne elementy, które mogę ci ujawnić tylko częściowo.
- Ale skąd „oni” to wszystko wiedzieli? - Zapytałem.
- Zaraz sam się przekonasz. Wykrzesaj z siebie odrobinę więcej cierpliwości.
Amerykanie zareagowali gwałtownie, ponieważ ta deklaracja zniszczyłaby ich
wpływy na planecie w ciągu sekundy. Co więcej, mogłoby to spowodować chaos
gospodarczy u nich, a może nawet w gospodarkach całego świata. Właściwie to był
główny powód, dla którego byli tak agresywni. Chcieli uniknąć paniki i niepokojów na
planecie. Jednak stracili z oczu fakt, że ten możliwy stan chaosu ludzkości mógł być
bezpośrednim rezultatem kłamstw i manipulacji, które były celowo podtrzymywane
przez stulecia przez klasy rządzące, a zwłaszcza przez organizację masońską.
Specjalnym kanałem dyplomatycznym otrzymano osobisty apel Papieża, w
którym zalecał wielką wstrzemięźliwość przed uczynieniem tego fundamentalnego
kroku dla rodzaju ludzkiego.
Watykan został poinformowany przez Amerykanów, ponieważ uznali, że będzie
ich potencjalnym sojusznikiem w blokowaniu ujawnienia. Co dziwne, chociaż
odtajnianie tych aspektów całemu światu znacznie zmniejszyłoby potęgę Stolicy
Apostolskiej i jego wpływ na wierzących chrześcijan, Papież nie zajął zdecydowanie
nieprzychylnego stanowiska, lecz zamiast tego wezwał do skrupulatnego
przeanalizowania zalet i wad deklaracji przed jej ogłoszeniem. Zapowiedział nawet, że
przekaże do dyspozycji państwa rumuńskiego pewne starożytne dokumenty z tajnych
archiwów watykańskich, które są bardzo ważne dla Rumunii i potwierdzają informacje
odkryte w górach.
Wreszcie, po prawie dwudziestu czterech godzinach dyskusji i obrad, osiągnięto
ostateczne porozumienie w sprawie współpracy rumuńsko-amerykańskiej, na
precyzyjnych warunkach równoważących interesy obu krajów. Nie mogę ci tych
warunków przedstawić, ale wiem, że stanowisko państwa rumuńskiego polegało na
odłożeniu ujawnienia lub stopniowym przedstawianiu go światu w przyszłości.
Następnego dnia, gdy sytuacja nieco się uspokoiła, zgodnie z umową o
współpracy między dwoma krajami, przybył natychmiast amerykański oddział
komandosów z całą niezbędną logistyką, którą widziałeś już w bazie. Dwaj generałowie i
doradca ds. Bezpieczeństwa Narodowego wrócili z nimi, prawdopodobnie mając bardzo
jasno określone zadania. Następnie w górze wywiercono ogromny hangar, który
odpowiednio zaaranżowano.
Zgodnie z przyjętym protokołem podjęto najsurowsze środki bezpieczeństwa,
ochrony i nadzoru, które dopracowano w kolejnych dniach. Dlatego nie będziesz miał
dostępu do niektórych rejonów w pokoju projekcyjnym, ale powiem ci pokrótce, co tam
znaleziono.

Sala Projekcyjna

Cezar skinął na mnie, abym ruszył do przodu. Wielka Galeria skończyła się nagle
w gigantycznym pomieszczeniu wewnątrz góry. Miało ono około 30 metrów wysokości i
100 metrów długości. Pokój projekcyjny, praktycznie zamknięty osłoną energetyczną,
miał mniejsze wymiary od całego pomieszczenia. Jego wysokość wynosiła około 20
metrów, może trochę więcej. Wydawał mi się olbrzymi. Od jednego końca hali do osłony
energetycznej było około siedmiu lub ośmiu metrów. Odcinek podejściowy wytyczały
dwa murki, będące przedłużeniem ścian galerii i o identycznej jak one strukturze, biegły
naprzód, aż do tarczy, na szerokości identycznej jak korytarz. Po obu stronach stały
cztery pojazdy elektryczne.
Szedłem podekscytowany przez ten krótki tor wyznaczony murkami. Wydawało
mi się, że to chwila prawdy. Miałem wkroczyć do samego serca tajemnicy skrywanej
przez dziesiątki tysięcy lat i znaleźć się wśród nielicznych, którzy mieli dostęp do
objawienia zagadki.
- Rolą tarczy energetycznej jest oddzielenie pomieszczenia, niczym ścianą, od
reszty górskiej wnęki, a także ochrona przed szkodliwymi wpływami z zewnątrz -
powiedział Cezar, zmuszając moje myśli do powrotu. - Jest tylko jeden punkt dostępu -
drzwi, tuż przed tobą.

Rzeczywiście, gdy tylko zbliżyliśmy się do ściany energetycznej, część tarczy,
ograniczonej dwoma murkami, najpierw stała się przezroczysta, a następnie całkowicie
zniknęła, zaznaczając w ten sposób dokładnie zarys wejścia o wysokości około pięciu
metrów. Weszliśmy do wielkiej sali, za nami tarcza znów stała się zwarta.

- W innych rejonach tarczy, które przetestowaliśmy, każda próba penetracji była
blokowana. Jakikolwiek organiczny lub nieorganiczny przedmiot, który jej dotykał, ani
nie ulegał zniszczeniu ani nie był w stanie jej przeniknąć.
Tarcza wyglądała jak idealna projekcja holograficzna, ale jej konsystencja była
czystą energią, pozostawiając takie samo wrażenie „życia”, jak materiał pokrywający
ściany galerii.
Wewnątrz powierzchnia tarczy nie była już niebieska, lecz złocisto-biała,
odbijając jasne światło, które wcale nie męczyło oczu. Zauważyłem, że w
przeciwieństwie do większej hali, w której się zawierał, pokój projekcyjny był prawie
okrągły. Mierzyłem wzrokiem ogromną przestrzeń, która wydawała mi się gigantyczna
jak kosmos z powodu dziwnego efektu optycznego.



WIDOK Z GÓRY




Podłoga została pokryta tym samym materiałem co w Wielkiej Galerii, ale tutaj
specjalne światło powodowało refleksy cudownych odcieni turkusu. Miałem wrażenie,
że jestem w innym świecie. Prawie nic, co tu widziałem, nie odpowiadało zwykłym
wartościom i wymiarom cywilizacji, w której żyłem i do których byłem przyzwyczajony.
Mój wzrok był skierowany od samego początku w głąb sali, diametralnie
naprzeciw miejsca, w którym staliśmy. W połowie obwodu osłona tworzyła wspólną
bryłę ze skalną ścianą góry i nie opadała już do samego poziomu podłogi, jak w
przedniej części, przez którą wszedłem, ale zakrzywiała się w formie kopuły na
wysokość około dziesięciu metrów nad ziemią, tak więc tylną połowę obwodu Sali
Projekcyjnej stanowiła kamienna górska ściana.
I właśnie w tej ścianie o wysokości około dwunastu stóp zobaczyłem trzy
ogromne otwory tuneli: jeden na wprost przede mną, a dwa pozostałe symetrycznie po
obu stronach. Były delikatnie oświetlone zielonym światłem. Z tej odległości nie mogłem
wyraźnie dostrzec szczegółów, chociaż widziałem inne urządzenia wokół każdego z
trzech tuneli. Mimo to zauważyłem, że każdy z nich był strzeżony przez dwóch
żołnierzy, tak jak przy wejściu do Wielkiej Galerii. Zdziwiony, skierowałem się w stronę
Cezara:
- Czy zainstalowałeś tutaj również systemy bezpieczeństwa? Czemu? Dokąd
prowadzą te tunele?
- To jest obszar, do którego nie masz dostępu. Jest to surowo zabronione na mocy
tajnego protokołu podpisanego między państwem rumuńskim a Stanami
Zjednoczonymi. Mogę ci podać kilka ogólnych informacji na ten temat, ale pewne rzeczy
powinny pozostać tajemnicą, przynajmniej przez jakiś czas.
Zacznijmy od tego - powiedział Cezar, wskazując gdzieś po mojej prawej stronie.

Obróciłem się i zobaczyłem szereg ogromnych stołów w kształcie litery T,
wykonanych z kamienia i ustawionych pod ścianą zgodnie z jej krzywizną. Żaden z tych
stołów nie miał mniej niż dwa metry wysokości. Różne niezrozumiałe znaki,
wyglądające na starożytne pismo strzałkowe, zostały wycięte trójwymiarowo na bokach
blatów stołów. Każdy blat miał jedną linię znaków. Pismo było skomplikowane, ale
zawierało również ogólne symbole, takie jak trójkąty i koła. Chociaż znaki nie były
pomalowane, były zauważalne dzięki niewielkiemu promieniowaniu świetlnemu, różnie
zabarwionemu dla każdego stołu.
Po każdej stronie sali stało ich po pięć sztuk. Na niektórych mogłem zobaczyć
różne obiekty o nieznanym przeznaczeniu. Przypominały narzędzia techniczne do celów
naukowych. Z wielu z nich wychodziły białe, półprzezroczyste przewody, spotykając się
w prostokątnych pudełkach umieszczonych na zewnątrz stołów i na podłodze. Pudełka
były wykonane z błyszczącego srebrnego metalu, którego nie można było zarysować.
Spróbowałem poruszyć jedno z nich, ale było dobrze przytwierdzone do podłogi.
Delikatne kable były niezwykle elastyczne i lekkie, a wewnątrz dało się dostrzec małe,
jasne impulsy, płynące po całej ich długości.


WIDOK Z BOKU




Dwa stoły były puste, pokryte cienką warstwą pomarańczowego pyłu. Cezar
powiedział mi, że pobrali z niego próbki, które zostały przesłane do wstępnej analizy do
laboratorium w bazie, ale nie otrzymali żadnych wyników.
Jednak prawdziwym zaskoczeniem był jeden element, który sprawił, że zespół
badawczy nadał temu ogromnemu pomieszczeniu miano „sali projekcyjnej”.
Kiedy przechodziłem obok jednego ze stołów, na jego powierzchni uruchomiła
się samoistnie projekcja holograficzna, przedstawiająca aspekty z pewnej dziedziny
naukowej. Trójwymiarowe kolorowe obrazy były doskonałe i bardzo duże, miały prawie
dwa i pół metra wysokości.
Ponieważ stoły były wysokie, nie mogłem zobaczyć, gdzie jest źródło projekcji
hologramu. Dowiedziałem się od Cezara, że prostokątna powierzchnia gładkich
kamiennych blatów miała pośrodku ciasny otwór o długości kilku centymetrów,
równoległy do dłuższego boku stołu. Stamtąd pojawiały się projekcje.
- Zastosowana technologia jest genialna - powiedział Cezar. - Projekcje pojawiają
się same, ale jednocześnie są interaktywne i zależą od tego, kto je ogląda i kto dotyka
paneli.
Podszedłem do stołu, przy którym znajdowały się trójnożne schodki wniesione
przez zespoły bazowe i wspiąłem się kilka stopni w górę, aż moje ciało znalazło się
powyżej blatu. Miał prawie pięć metrów długości i półtora metra szerokości. Pokryty był
jakby folią wykonaną z materiału przypominającego szkło, który był nieprzezroczysty i
ciemny. Widziałem, jak moja głowa i moje ciało odbijają się jak w lustrze na błyszczącej,
ciemnoniebieskiej powierzchni.


SALA PROJEKCYJNA



Blat został podzielony na kilka dużych kwadratów oznaczonych prostymi
poziomymi i pionowymi liniami, które tworzyły rodzaj ramek. Promienie, które
uformowały hologram, wyszły ze środkowej szczeliny w idealnie spójnej wiązce.
Najwyraźniej domeną tego stanowiska była biologia, ponieważ obrazy roślin i
zwierząt przewijały się przed moimi oczami, niektóre z nich były mi zupełnie nieznane.
Lekko dotknąłem jednego z największych paneli i hologram zaczął przedstawiać
anatomiczną budowę ludzkiego ciała. Właściwie szybko zdałem sobie sprawę, że to moje
ciało z powodu znamienia, które miałem na ramieniu. Chociaż się nie poruszałem,
widziałem holograficzne obrazy pewnych obszarów mojego ciała, obracające się w
sposób ciągły i pozwalające na obserwację pod różnymi kątami.
Gdy zdejmowałem palec z tego kwadratu, obrazy roślin i zwierząt powracały. Gdy
przesuwałem palec wewnątrz kwadratu, obraz przedstawiał wnętrze mojego ciała,
oferując w ten sposób projekcję moich narządów wewnętrznych zgodnie z położeniem
palca na powierzchni panelu. Zauważyłem, że poruszanie palcem w określony sposób
powiększa badany obszar.
Moje zdumienie było nieograniczone, gdy zwiększałem powiększenie, docierając
do niezwykle małych wymiarów, przechodząc nad pojedynczymi komórkami, ich jądrem
i docierając do obszaru molekularnego. Myślałem, że śnię, ale naprawdę zobaczyłem
cząsteczkę, która była częścią mojej własnej wątroby i została pokazana w ogromnym
powiększeniu.
W ciągu kilku chwil przekroczyłem nawet najśmielsze marzenia współczesnych
naukowców. Obraz przedstawiał rodzaj chmury energii, która nieustannie zmieniała
kolor, prawdopodobnie z powodu zmian energetycznych, które zachodziły w czasie
rzeczywistym, ale w różnych jej rejonach zauważałem rodzaj kondensacji. Pomyślałem,
że może to były łańcuchy molekularne. Kiedy powiększyłem obszar jądrowy, obraz
uchwycił jeden z atomów, ale stał się niestabilny. Potem zobaczyłem to, co uważałem za
atom, jako mglistą mgiełkę energetyczną z bardzo małym, jasnym środkiem.
Zdziwiony dotknąłem innych kwadratów. Za każdym razem, gdy dotykałem
jednego, świecił na pomarańczowo, a w jego wnętrzu pojawiały się znaki nieznanego
pisma. Zafascynowany przeszedłem przez kilka paneli, obserwując niesamowite
projekcje życia na innych ciałach niebieskich.
Zauważyłem, że gdy dotykałem jednocześnie powierzchni dwóch różnych paneli,
obraz holograficzny automatycznie nabierał specyfiki bardzo złożonej analizy naukowej,
prezentując cząsteczki DNA odpowiednich istot i stopień ich genetycznej zgodności.
Obrazom towarzyszyły boczne pionowe linie tego dziwnego pisma, które
prawdopodobnie były obserwacjami, komentarzami lub wskazówkami dotyczącymi
przeprowadzanej analizy.
Były one dynamiczne i przedstawiane w serii jako fazy mieszania się dwóch form
życia. W końcu najbardziej prawdopodobna zmutowana forma pojawiała się jako
rezultat kombinacji dwóch informacji genetycznych.

Zszedłem po schodkach, trzęsąc się. Mój umysł odmawiał spójnego myślenia. W
mojej głowie pojawiły się dziwne myśli, tak jakbym zaczynał kwestionować otaczającą
mnie rzeczywistość.
Zdając sobie sprawę z tego, co się ze mną dzieje, Cezar stopniowo opanowywał
moje paranoiczne tendencje, które zostały wywołane przez bardzo silny szok, jaki
odczułem w wyniku kontaktu z tak zaawansowaną technologią, do której uzyskałem
dostęp w bardzo krótkim czasie.
Po kilku minutach doszedłem do siebie
- Można tu spędzić lata bez nudy! - Zawołałem. - Prawie nie mogę uwierzyć, że
osiągnęli tak zaawansowany poziom technologiczny. Kim oni byli? Musisz przecież
wiedzieć.
Kiedy Cezar odpowiadał, był bardzo poważny.
- Choć może ci się to wydawać dziwne, ale jak dotąd nie mamy pojęcia. To tak,
jakby chcieli zostawić nam cały ten niezmierzony posag, ale nie mieli zamiaru się
ujawniać. Jedyne, czego możemy się domyślać, to to, że prawdopodobnie byli bardzo
wysocy. Nie możemy inaczej wyjaśnić gigantycznych rozmiarów niektórych obiektów
tutaj.
Możesz być jednak dumny, bo od pięćdziesięciu tysięcy lat jesteś pierwszym,
który wszedł tak głęboko w dziedzinę biologii. Byłem pod wrażeniem metody
krzyżowania gatunków. To ciekawe, ponieważ nasi badacze nie odkryli jeszcze metody
jednoczesnego dotykania dwóch kwadratów.
Prawdą jest, że musieliśmy zrobić wiele rzeczy w bardzo krótkim czasie. W końcu
minęło raptem pięć lub sześć dni, odkąd weszliśmy do tej sali i tylko trzy dni prawdziwej
nauki.

Poszliśmy dalej. Teraz jednak już szybciej przechodziłem koło kolejnych stołów,
ustawionych siedem metrów od tarczy energetycznej, ponieważ Cezar zwrócił uwagę, że
moja obecność w tej strefie ma limit czasowy. Poza tym fakt, że tam byłem, był
wynikiem specjalnej prośby generała Obadei, której nawet Cezar nie mógłby złożyć.

W sali projekcyjnej było pięciu Rumunów i trzech Amerykanów. Trzy gigantyczne
tunele z tyłu sali strzeżone były, każdy przez dwóch żołnierzy, podczas gdy dwóch
oficerów zapewniało ogólny nadzór nad pomieszczeniem.
- Instrukcja jest taka, że nie dotykają niczego, gdy są sami - wyjaśnił mi Cezar.
- Dobra, ale czego oni tutaj pilnują? A może bardziej, przed kim? - zapytałem.
- To jest protokół. Ponadto, jak już powiedziałem, są pewne kwestie, których nie
mogę ci zdradzić, ale mają związek z nadzwyczajnymi środkami bezpieczeństwa.
Kontynuowałem swoje pobieżne badania nad każdym stołem. Były projekcje z
fizyki, kosmologii, astronomii, architektury, technologii, religii i dziedziny
reprezentującej cechy kilku inteligentnych ras istot, które nie wyglądały całkowicie na
ludzkie. Szybko zrozumiałem, że informacje są tak obszerne, że wiele grup naukowców
potrzebowałoby kilku lat na ich ciągłe badanie bez obawy, że je zakończą.
Sprawiało to wrażenie wielkiej biblioteki Wszechświata, genialnie
zsyntetyzowanej przez enigmatyczną cywilizację, niezwykle zaawansowaną technicznie
i duchowo.

Udałem się na środek pomieszczenia, gdzie znajdowało się coś w rodzaju podium
o wysokości około dwóch i pół metra, z pięcioma stopniami ułatwiającymi dostęp do
jego powierzchni. Cała konstrukcja została wykonana z tego samego materiału, co w
Wielkiej Galerii. Wszedłem po schodach razem z Cezarem i dotarliśmy do urządzenia,
które wyglądało jak ekranowana okrągła kabina wykonana z przezroczystego materiału.
Miała trzy i pół metra wysokości i półtora metra szerokości. Właściwie była to połowa
cylindra z kilkoma skomplikowanymi instalacjami w środku. Rodzaj platformy
wybrzuszał się ze ściany w jednej trzeciej wysokości od podstawy, a niektóre metalowe
przewody z czujnikami na końcu zostały umieszczone wyżej.
- Doszliśmy do wniosku, że jest to instalacja do emisji mentalnej - powiedział
Cezar. – Możliwe, że wzmacniacz myśli lub prawdziwa „maszyna umysłu”. Jest wyraźnie
skonstruowana zgodnie z wymiarami jej twórców. Metalowe czujniki, które widzisz
wyżej, idealnie pasowałyby do głowy mężczyzny o wysokości trzech i pół metra, który
siedzi na platformie. Niestety nie miałem jeszcze możliwości poznania, jak to działa.
Konieczne są pewne przeróbki, ale wkrótce przyjedzie kilka amerykańskich pojazdów
transportowych, które przywiozą najnowszą technologię oraz zespoły specjalistów,
którzy będą mogli rozpocząć systematyczne badania całego tego miejsca.
- Czy wiesz, do jakiego celu mogli to wykorzystywać? - Zapytałem z wielkim
zainteresowaniem. – Wydaje się, że to było bardzo ważne, ponieważ znajduje się na
środku sali.
- To prawda, ale nie możemy jeszcze rozpoznać jego prawdziwego zastosowania.
Jest prawdopodobne, że osoba, która połączyła się z tymi czujnikami wewnątrz cylindra,
była w stanie kontrolować wielkie mentalne energie i odpowiednio je ukierunkowywać,
ale na razie nie mogę być tego pewien.

Zeszliśmy z platformy i poszliśmy dalej, zostawiając podest za sobą. Około
piętnastu metrów dalej, na tej samej linii środkowej, zobaczyłem coś, co można nazwać
panelem kontrolnym. Nie był zbyt duży, kwadratowy o boku około jednego metra i stał
na pojedynczej nodze wychodzącej z podłogi. Nie mogłem dobrze zobaczyć, co było na
górze, ponieważ to było dość wysokie. Podobnie jak wszystkie inne przedmioty w
pomieszczeniu, znajdował się nieco ponad moją głową.
Korzystając z kolejnych trójnożnych schodków, wszedłem kilka stopni w górę.
Byłem zdumiony sposobem, w jaki wszystko zostało tu połączone. Było to bardzo
skomplikowane, sprawiało wrażenie sieci płyt komputerowych, a to, co nazywamy
przyciskami, było reprezentowane przez różnokolorowe symbole geometryczne.
Zauważyłem głównie trójkąty, kwadraty i spirale. W środku panelu znajdowały się dwie
równoległe szczeliny. Ze szczelin wychodziły dwie dwudziestocentymetrowe metalowe
dźwignie. Obie znajdowały się w dolnej pozycji, u podstawy szczelin i było jasne, że
mogą się przesuwać w górę i w dół. Zwrócił moją uwagę duży kwadrat umieszczony po
prawej stronie panelu w dolnym rogu. Pośrodku umieszczono czerwony „guzik”,
oznaczony kółkiem i znacznie większy niż reszta znaków na tablicy. Przycisk o średnicy
około dziesięciu centymetrów otoczony był szeregiem skomplikowanych znaków, które
wydawały się być częścią tego samego nieznanego pisma. To był jedyny obszar na
tablicy, który zawierał takie znaki.
Cezar, który obserwował mnie z dołu, poprosił, abym unikał dotykania
czegokolwiek na tablicy, zwłaszcza czerwonego „guzika”, ale zasugerował przesunięcie
mojej dłoni nad kwadratem zawierającym okrąg.
Uczyniłem natychmiast to, o co mnie poprosił i przede mną pojawił się ogromny
holograficzny obraz. Znajdował się około dwóch metrów od tablicy i przedstawiał
Ziemię widzianą z odległości około dwudziestu pięciu kilometrów, z atmosfery. Byłem
wzruszony, gdy rozpoznałem łańcuch górski Karpat i jego specyficzną krzywiznę, ale ze
zdziwieniem zauważyłem przepływ ogromnych ilości wody w kierunku równin i pól, aż
w końcu ziemia zniknęła pod wodą.
Następnie na holograficzny obraz nałożył się rzut srebrnego panelu z dużym
czerwonym przyciskiem. Przycisk migał naprzemiennie. Zobaczyłem teraz, jak wielkie
strumienie wody, niczym gigantyczne rzeki, wypływają z każdego miejsca wewnątrz
terytorium, które obejmuje teraz całą Rumunię, dużą część Węgier i Ukrainę, płynąc w
kierunku gór i Platformy Transylwanii.
Obraz powiększył się i zobaczyłem, jak w krótkim czasie cała Rumunia stała się
praktycznie nowym morzem. Można było zobaczyć jedynie szczyty gór lub małe
fragmenty lądu jako wyspy.
W tym momencie hologram ponownie został przysłonięty projekcją czerwonego
guzika, z tym, że teraz nie mrugał. Zaraz potem po lewej stronie pojawiły się dwie
szczeliny z dźwigniami z planszy, uchwyty powoli zsuwały się w dół. Jednocześnie
zaobserwowałem, jak wody zaczęły się oddalać od terytorium naszego kraju, ale o dziwo
kierowały się na południe tylko do jednego punktu, który zlokalizowałem gdzieś w
masywie Retezat, najprawdopodobniej w górach Godeanu. Całe morze wody spłynęło do
ziemi w tym jednym miejscu i znowu terytorium Rumunii wydawało się suche, z
formacjami geologicznymi, które znamy dzisiaj. Jednak w rejonie krzywizny Karpat, w
pewnej odległości od nich na wschód, czyli na terenie dzisiejszej Vrancea, zauważyłem
ciemną szczelinę, której długość oceniłem na około trzydzieści kilometrów, ale nie
miałem pojęcia, co to było. Ponadto nie istniał obszar Delty, a w miejscu Morza Czarnego
był ogromny płaskowyż rozciągający się w kierunku Bliskiego Wschodu.
W tym momencie holograficzny obraz zniknął równie nagle, jak się pojawił.
Zdumiony spojrzałem na Cezara.
- Zostawili nam nawet „instrukcje”, prawda? - powiedział ze śmiechem. -
Procedura jest podobna jak dla wszystkich innych przycisków i poleceń na tablicy, ale
szczególnie chciałem, abyś zobaczył, co może się stać po dotknięciu czerwonego.
Najwyraźniej jednak istnieje system bezpieczeństwa. Zespół badawczy zidentyfikował
serię trzech skomplikowanych kroków, które należy wykonać na pulpicie sterowniczym,
aby naciśnięcie czerwonego przycisku spowodowało powódź i katastrofę, którą przez
chwilę oglądałeś. Sposób, w jaki „oni” nas uczą, jest bardzo praktyczny, łatwy i
intuicyjny.
Podejrzewamy, że te urządzenia utrzymują, w zupełnie nieznany nam dotąd
sposób, zasadniczą równowagę energetyczną obszaru tektonicznego Rumunii. Właśnie
widziałeś katastrofę, która może się zdarzyć, jeśli ta równowaga zostanie naruszona.
Zdumiony skinąłem głową.

Następnie przeszliśmy dalej w kierunku końca sali. Tam, za stołami w kształcie
litery T, zobaczyłem kilka wysokich metalowych urządzeń umieszczonych po bokach
pokoju. Wyglądały jak anteny, po bokach wyłaniały się różne metalowe gałęzie o
skomplikowanych kształtach. Cezar powiedział mi, że nikt nie zna przeznaczenia tych
rzeczy.

Około dziesięć metrów za panelem sterowania dotarliśmy do bardzo dużego
czworoboku wyznaczonego na ziemi, który był otoczony materiałem podłogi. Bok placu
mierzył trzy metry, a jego prawie gładka powierzchnia była złocisto-żółta. Pośrodku
znajdowała się mała kopułka o wysokości około piętnastu centymetrów ze szczeliną na
górze. Przed kopułą znajdowało się naczynie podobne do starożytnej amfory o
wysokości około pół metra.
- Zawartość amfory stanowi jeden z mocnych punktów odkrycia. - Cezar wyjaśnił.
- Osobiście uważam, że właśnie tego tak bardzo pragnął czcigodny Massini dla niego i
jego elity masońskiej.

Amfora nie miała żadnych wzorów ani napisów. Została wykonana ze specjalnego
czerwonawego metalu i nie miała uchwytów. Elegancka pokrywa nie pozwalała
zobaczyć zawartości. Cezar podniósł ją. Pochylając się do przodu, zobaczyłem wewnątrz
bardzo drobny, biały, świecący pył. Co ciekawe, wewnętrzne ściany dyskretnie
oświetlało niebieskie światło, które podkreślało niemal magiczne błyski białego pyłu.
- Próbka została przeanalizowana - wyjaśnił Cezar. - Amerykańscy badacze byli
zaskoczeni odkryciem, że reprezentuje ona nieznaną strukturę liniową kryształu
monatomowego złota. Jest to pochodna złota, które jest jasno białe, a atomy są
umieszczone w dwuwymiarowej sieci w przeciwieństwie do zwykłego złota, które jest
żółte i ma atomy umieszczone w sieci trójwymiarowej. Monoatomowy złoty pył,
zwłaszcza o bardzo wysokiej czystości, jest bardzo trudny do uzyskania, jak opisano w
niektórych starożytnych tekstach i kilku autentycznych alchemicznych wzmiankach z
Bliskiego Wschodu. Praktycznie rzecz biorąc, współczesna nauka nie byłaby w stanie
uzyskać niezwykle czystego monatomowego złota. Mimo to na żywych tkankach
zaobserwowano niesamowite efekty terapeutyczne, zwłaszcza w zakresie zdolności
regeneracyjnych. Dlatego wciąż istnieje kilka źródeł informacji dotyczących technologii
otrzymywania monatomowego złota. Amerykański naukowiec powiedział mi, że NASA
była tym bardzo zainteresowana i w badania zainwestowano ogromne sumy.
Do tej pory nigdy nie słyszałem o monatomowym złocie i jego użycie nie było dla
mnie zbyt jasne.
- Ale dlaczego niektóre osoby są tak zainteresowane tym pyłem? – zapytałem
Cezara. - Czy powiedziałeś Signore Massiniemu o jego istnieniu?
- Czcigodny wiedział o nim, zanim tu wszedł. Nie wiem skąd elita masońska miała
takie informacje, ale na pewno słyszała o tym przed tym odkryciem. Sam się
zastanawiałem, dlaczego Signore Massini był tak zainteresowany jego zdobyciem.
Rozmawiałem z naszymi naukowcami i Amerykanami, którzy wydawali się coś o tym
wiedzieć.
Powiedzieli mi, że w swojej czystej postaci silnie stymulował pewne przepływy i
wymianę energii na poziomie komórkowym, a szczególnie neuronalnym. Innymi słowy,
powoduje znacznie przyspieszony proces odmładzania. Powiedzieli, że teoretycznie
można by żyć w tym samym ciele fizycznym przez tysiące lat, jeśli okresowo
konsumowałoby się określoną ilość tego pyłu. Jest to oszałamiające i prawie
niewiarygodne przy obecnej mentalności, ale to wyjaśnia wiele zagadkowych aspektów
w historii ludzkości, jak niewiarygodnie długą ewolucję niektórych ważnych postaci, a
także ukryte intencje elity masońskiej.
Odjęło mi mowę ze zdziwienia. Stałem przygwożdżony, czekając na dalsze
wyjaśnienia od Cezara.
- Nowoczesna technologia nie pozwala nam uzyskać czystego monatomowego
pyłu złota, który jest potrzebny do rozpoczęcia ogólnego energetycznego procesu
odmładzania organizmu. Co więcej, wyniki laboratoryjne próbki wykazały, że atomy
złota nie tylko leżą w płaskiej sieci, ale są również połączone z atomami innego
pierwiastka, który jest nieznany na Ziemi. To komplikuje sytuację jeszcze bardziej,
ponieważ nie możemy wiedzieć, jakie inne cechy ma pył oprócz tych wymienionych w
starożytnych tekstach.

Cezar kazał mi stanąć na powierzchni placu, przed małą kopułką.
- To będzie jedna z największych niespodzianek, jakie będziesz mieć w tym
pokoju - zażartował.
Ze szczeliny kopułki wypłynął ogromny animowany hologram. Szybko
zrozumiałem, że ta projekcja dotyczy starożytnej historii ludzkości. Chociaż było to
krótkie przedstawienie, zawierało informacje dotyczące naszego ukrytego pochodzenia.
Wyraźnie zdałem sobie sprawę z błędu teorii ewolucji Darwina. Jego
podstawowym błędem nie było narzucenie idei, ale ignorancja – nieznajomość pewnych
konkretnych zdarzeń z odległej przeszłości. Wyjątkowa, inteligentna i intuicyjna synteza
wyraźnie mi to pokazała.
Pod wpływem emocji poczułem jak nogi wyginają się pode mną i padłem na
kolana, obserwując prawdziwe obrazy najważniejszych wydarzeń w historii Człowieka,
w tym jego prawdziwego pochodzenia, które do dziś wywołuje tak wiele sporów.
Wydarzenia zostały odtworzone dokładnie tak, jak wydarzyły się dziesiątki i setki
tysięcy lat temu.
Niestety, nie pozwolono mi opisać tego w tej książce. Był to warunek, o którego
uszanowanie poprosił mnie Cezar, aby nie złamać dwustronnej umowy między Rumunią
i USA
Szczerze przyznaję, że według mojego osądu dziewięćdziesiąt procent tego, co
jest dziś oficjalnie znane w historii ludzkości, jest fałszywe i sfabrykowane. To naprawdę
niewiarygodne, że to, co uważa się za prawdę, jest w większości kłamstwem. Z drugiej
strony, mity i legendy, uważane przez większość ludzi za wytwory wyobraźni, są niemal
w całości prawdziwe. Ta dziwna „inwersja” spowodowała wiele problemów i sporów
między ludźmi na przestrzeni czasu.
Pomysły i przypuszczenia większości archeologów i badaczy są błędne, mimo że
różne dowody są czasami tak oczywiste, że powinni zmienić swoje opinie. Niektóre z ich
„fantazji”, takie jak przezabawna teoria zniknięcia dinozaurów 65 milionów lat temu lub
uznanie, że stare kontynenty Atlantydy i Lemurii są mitem, legły teraz w gruzach,
ponieważ widziałem bardzo wyraźnie, wtedy i tam, jak rzeczy naprawdę się wydarzyły!
Jednak dla wielu badaczy prawdopodobnie wygodniej jest solidnie „spać”, zamiast
godzić się na wyzwanie nieznanego i przyznać się do swoich ograniczeń.
Od czasu do czasu, gdy dochodziło do niezwykłego momentu, projekcja
holograficzna zachowywała obraz zdarzenia, a w tle pojawiała się mapa nieba z
zaznaczonymi położeniami głównych gwiazd i konstelacji w tym momencie. Cezar
wyjaśnił mi, że okazało się to bardzo prostą metodą datowania historycznego, ponieważ
naukowcy nie mieli wtedy już więcej nic do roboty, jak tylko nałożyć pozycje ciał
niebieskich na ich bieżące położenie, uzyskując w ten sposób względne okresy, w
których wystąpiło dane wydarzenie.
Problem polegał na tym, że okres objęty projekcjami holograficznymi był
olbrzymi - kilkaset tysięcy lat, a precesyjny cykl Ziemi to 25 920 lat. Oznacza to, że
gwiazdy co ok. 26 000 lat wykonują pełny cykl na niebie i „wracają” w to samo
położenie. Kluczem było zatem prześledzenie projekcji holograficznej od początku do
końca, a następnie obliczenie, ile „lat platońskich” (cykli po około 26 000 lat każdy)
zostało w ten sposób zaznaczonych.
Możemy na przykład wyciągnąć wniosek, że konstrukcja w górach Bucegi została
zbudowana około 50-55 000 lat temu, ponieważ po tym jak został wyświetlony obraz
Wielkiej Galerii i głównego pomieszczenia, ze wszystkimi przedmiotami wewnątrz
takimi, jak je znaleźliśmy, mając w tle położenie konstelacji względem Ziemi, nastąpiły
jeszcze dwa pełne okresy precesyjne.
„Lekcje” były łatwe, a jednak niezwykle niepokojące w treści. Widziałem prawdę
o cywilizacji starożytnego Egiptu i sposobie, w jaki budowano tam wielkie budowle,
prawdę, która jest całkowicie odmienna od nonsensów, które obecnie „wiemy” o tej
kulturze.
Widziałem, co naprawdę wydarzyło się podczas potopu i gdzie były zarodki
ludzkiej cywilizacji, która nastała po wielkiej powodzi, która objęła terytorium Europy,
Azji i Afryki, ale nie pozwolono mi jeszcze ujawnić tych informacji, ponieważ dotyczą
pewnych faktów, które są zbyt szokujące dla mentalności i wiedzy współczesnego
człowieka.
Początkowo myślałem, że projekcja holograficzna pokaże mi przeszłość
ludzkości, począwszy od jej początków, aż po budowę zespołu w górach Bucegi. Potem
jednak ujrzałem projekcje przedstawiające główne historyczne zdarzenia ewolucyjne
różnych ras na naszej planecie aż do V wieku naszej ery. Oznaczało to, że albo giganci,
którzy zbudowali całą strukturę wewnątrz góry, byli mistrzami dostępu do klisz czasu,
albo - i ta sytuacja wydaje się bardziej prawdopodobna, ze względu na olbrzymi okres
czasu, który obejmuje projekcja holograficzna - w tajemniczy sposób „aktualizowali”
holograficzną bazę danych. Najwyraźniej ostatnia taka aktualizacja miała miejsce około
500 roku n.e. Nikt nie wiedział też, dlaczego akurat w tym czasie informacje historyczne
się skończyły.
Widziałem w dramatycznym biegu obrazów życie Jezusa i Jego ukrzyżowanie,
któremu niektórzy dziś zaprzeczają. Muszę powiedzieć, że wydarzyło się wtedy wiele
niesamowitych rzeczy, które są znacznie bardziej zdumiewające niż to, co przedstawiają
Ewangelie. Projekcje ujawniły również wiele osób, które uczestniczyły w ukrzyżowaniu
Jezusa na wzgórzu, ludzi, którzy nie byli z tamtego czasu, ale przybyli tam z innych
okresów historycznych. Te istoty ludzkie. które miały takie same ubrania jak obecni tam
Żydzi, posiadały zupełnie inne cechy antropologiczne i dlatego chowały twarze w
fałdach ubrań.
Hologram po kolei przedstawiał także życie i misje duchowe pewnych
wyjątkowych osób, które dowiodły, że posiadają niesamowite boskie dary. Osoby te
pochodziły z zamierzchłych czasów. W ten sposób widziałem czyny wielkich duchowych
reformatorów sprzed 18-20 000 lat, o których nic nie wiemy. Wtedy system społeczny i
rozmieszczenie ludzi na całej planecie były zupełnie inne od tego, co znamy dzisiaj.
Archeolodzy, antropolodzy i historycy powinni zdecydowanie zrewidować swoje
poglądy i koncepcje dotyczące tamtych czasów.
Wydarzeń, które wtedy widziałem, było tyle i zostały przedstawione w tak
zwarty sposób, że bez wątpienia potrzebowałbym kilkuset stron, żeby je chociaż
zgrubnie opisać.
Projekcja holograficzna trwała tylko półtorej godziny. Nawet dwaj oficerowie,
którzy czuwali nad bezpieczeństwem pomieszczenia, i sześciu wartowników
ustawionych przy wejściach do tuneli, wszyscy ze zdumieniem i w milczeniu
obserwowali przewijające się obrazy, choć zapewne nie był to pierwszy raz, kiedy to
widzieli.
Po zniknięciu hologramu stałem przez długi czas nieruchomo, patrząc tępo przed
siebie. W końcu Cezar powiedział mi, że czas wracać do bazy, ponieważ „wykorzystałem
limit”, do którego miałem dostęp w sali projekcyjnej. Spojrzałem przed siebie. Za
placem, na którym wciąż jeszcze stałem, około 30 metrów dalej, znajdowały się
gigantyczne, niemal przerażające otwory trzech tajemniczych tuneli w ścianie góry.
Przed każdym z nich, w odległości od siedmiu do ośmiu metrów, znajdował się panel
kontrolny podobny do tego dużego, umieszczonego centralnie, ale mniejszy.
Zapytałem Cezara, jaka niezwykła tajemnica kryje się za tymi trzema tunelami.
Wyjaśnił, że nie może ujawnić zbyt wiele na ten temat. Powiedział tylko, że to, czego
dowiedzieli się o gigantycznych górskich tunelach, wynikało z kilku projekcji
holograficznych z pulpitów sterowniczych każdego z nich. Jedynym aspektem, jaki mógł
ujawnić, było to, że trzy tunele biegły w kierunku trzech różnych obszarów Ziemi przez
tysiące kilometrów.
Lewy łączył się w sekretnym miejscu z Egiptem. To było obok Kairu na
płaskowyżu Gizy i znajdowało się pomiędzy Sfinksem a Wielką Piramidą. To miejsce nie
zostało jeszcze odkryte.
Prawy łączył się z podobną konstrukcją we wnętrzu góry położonej na
Płaskowyżu Tybetańskim. Ten był jednak mniejszy i niezbyt skomplikowany. Jego
wtórne rozgałęzienia prowadziły w kierunku obszaru pod Buzau, w pobliżu krzywizny
Karpat, a następnie w kierunku podziemi w Iraku, blisko Bagdadu. To ostatnie miało
również odgałęzienie wtórne, wiodące do płaskowyżu Gobi w Mongolii.
Zgodnie z tym, co powiedział mi Cezar, trzeci tunel, znajdujący się pośrodku sali
projekcyjnej, stanowi ogólnoświatową tajemnicę, którą Stany Zjednoczone chciały
zachować dla siebie.

W tamtym czasie ani Cezar, ani generał Obadea nie znali żadnych nowych
elementów rumuńsko-amerykańskiego porozumienia. Było jednak oczywiste, że
„wymiana” była korzystna dla obu stron. Znając straszny wpływ polityczny masonów i
wpływy Signore Massiniego na struktury polityczne obu krajów, można podejrzewać, że
będzie następować stopniowa próba „przejęcia” kontroli nad bazą przez „czynniki
zewnętrzne”.
Cezar powiedział mi, że w naszym systemie politycznym i administracyjnym są
bardzo ważne osoby, które na szczęście wiedzą o ohydnych praktykach masonów i
zdecydowanie sprzeciwiają się ich wpływowi, zwłaszcza jeśli chodzi o przejęcie
wielkiego odkrycia w górach Bucegi. Następnie powiedział mi, że centralny tunel
prowadzi do wnętrza, nawet poza skorupę Ziemi, ale nie podał dalszych szczegółów.
Cezar przyznał, że holograficzne przekazy odnoszące się do gigantycznej
konstrukcji we wnętrzu góry były prawie niewiarygodne, ale jednocześnie oferowały
możliwą odpowiedź na pochodzenie struktury, w której byliśmy, i tych, którzy ją
zbudowali.
Przed wyjściem z sali Cezar powiedział mi, że toczą się bardzo tajne i intensywne
przygotowania do pewnych wypraw: najpierw przez tunel do Egiptu, potem w kierunku
Tybetu, a na koniec wielka wyprawa do wnętrza Ziemi przez środkowy tunel.
W wyniku bezpośrednich dwustronnych rozmów rumuńsko-amerykańskich
postanowiono stworzyć szesnastoosobowy zespół - sześciu Amerykanów i dziesięciu
Rumunów. Dowództwo przydzielono Cezarowi, który w ten sposób awansował do
stopnia pułkownika. Wyjaśnił, że ranga jest ważna dla zespołu, zwłaszcza w kontekście
psychologicznym.
Wyprawa miała wyruszyć dopiero pod koniec września 2003 r. ponieważ
wymagała złożonych przygotowań. Cezar nie powiedział mi wiele o tunelach, ale
dowiedziałem się, że ich konstrukcja była inna niż Wielkiej Galerii. Nie powiedział mi
także nic o tym, jak będą się w nich poruszać, biorąc pod uwagę fakt, że mają do
pokonania tysiące kilometrów.

Mimo wszystko uważam jednak, że przedstawione tu fakty mogą być
przedmiotem głębokich refleksji, które przygotują nas na przyszłe wydarzenia. Z
oczywistych powodów celowo pominęliśmy podanie danych, które doprowadziłyby do
identyfikacji obszaru górskiego, na którym dokonano tego wielkiego odkrycia.

Rok po mojej wizycie w tamtym miejscu nadal mam w pamięci i sercu
przytłaczające wrażenia, których doświadczyłem podczas kilku godzin obecności w
niemal nierealnej atmosferze tajemniczej struktury wnętrza góry. Ponad tymi
wszystkimi ujawnieniami unosi się zagadka Czasu i mądrość tych, którym udało się go
kontrolować, cierpliwie czekając dziesiątki tysiącleci na moment, w którym poznamy
prawdę ...


KONIEC

You might also like