You are on page 1of 234

Niania lekkich obyczajów

Zuzanna Arczyńska

Dlaczemu (2021)
F1o

WYDAWNICTWO DLACZEMU
 
www.dlaczemu.pl
Dyrektor wydawniczy: Anna Nowicka-Bala
Redaktor prowadzący: Marta Burzyńska
Redakcja i korekta językowa: Renata Kumala
(www.korektytekstu.pl) Projekt okładki: Agnieszka
Korzeniewska
Konwersja do wydania elektronicznego
P.U. OPCJA
WSZELKIE PRAWA ZASTRZEŻONE
WARSZAWA 2021
copyrightZuzanna Arczyńska 2021
Wydanie I
ISBN: 978-83-66521-17-9
Zapraszamy księgarnie i biblioteki do składania
zamówień hurtowychatrakcyjnymi rabatami.
Dodatkowe informacje dostępne pod adresem
kontakt@dlaczemu.pl.
F1o
Rozdział 1
Patrycja
Kochanie!
Zacznę od dobrych wieści. Radzimy sobie świetnie, choć
życie stanęło na głowie. Robimy wszystko, ogarnąć
sytuację. Nie jest łatwo, ale damy radę będziesz nas dumny.
Mamy cudowną sąsiadkę, która zajęła się naszymi dziećmi
sposób, jakiego sobie nawet nie potrafiliśmy wyobrazić.
Ewelina jest urodzoną organizatorką, świetną
opiekunką, wspaniale dba o edukację naszych dzieci.
Wyręcza nas tym trudnym czasie wielu sprawach.
Właściwie istnieje tylko jeden mały problem. Ona jest
dziewczyną do towarzystwa, no wiesz… dziwką. Tylko że
teraz nie jest ważne.proszę Cię, Damian, nie kłóćmy się na
ten temat! NieCię, więc nie decydujesz!
Kiedy wypływałeś morze, tego wielkiego mieszkania
strychu dopiero zwozili meble. Teraz mieszka nim nasza
Ewelinka. Studentka zarządzania. daję głowę, zarządzać
ona potrafi wszystkim, nawet naszą zwariowaną blokową
gromadką.
Alepoczątku. Jak Ci już mówiłam przez ten cholerny
satelitarny telefon, zanim nas rozłączyło, środę nagle
ogłosili, żeby nie wysyłać szkoły dzieci. Niby
jeszczeczwartek i piątek można było je posłać świetlicę, ale
miałyśmy dziewczynami mieszane uczucia. posłać? Na
świetlicę? Iza z Agą się wyluzowały,ich nastolatki same
mogły zostać w domu, tylko co z maluchami? Obie z Gośką
miałyśmy zagwozdkę,zrobić z naszym drobiazgiem.
chciałam wysyłać Brunonka Karolcię świetlicy tak długo,
jak się da, ale znasz Gochę. panikara. odkąd nie ma
Zygmunta, zanim cokolwiek zdecyduje, sra strachu, jak
mówi, każda decyzja to konsekwencje. Jej bliźniaki mogłyby
zostaćdomu, ale same, bo z Fabiankiem niczego dobrego
tego nie będzie. Nie wiem, jak można mieć tak różne dzieci
z tym samym chłopem,słowo daję. Osobno – każde anioł, a
bliźniaczki to nawet anioły bis! Ale komplecie… nic, tylko
współczuć.
Problem był poważny, trzeba było działać. Wiesz, jak my.
Zrobiłyśmy sobie każda siebie kawę, taką jak lubi,
zlazłyśmy się jak muchy przy tym naszym składkowym
białym stoliczku, go w tym roku jakoś tak wcześniej
wystawiłyśmy piwnicy ogródka kamienicą. Siedzimy
pomstujemy, na czym świat stoi. To znaczy Izka z Agniechą
mniej, bo ich smarki przecież większe, więc się same
ogarną, za to my z Gochą – czarna rozpacz. Ja to bym nawet
wolne dzieciaki wzięła, się końcu należy, ale wiesz, czy
mnie potem nie zwolnią? Albo jak zapłacą? Z nimi nigdy nie
wiadomo. Gośka to już całkiem z czarnej dupie, bo sama
została z trojgiem. Miała półtora etatu, ale weź i się wtedy
dziećmi zajmij. Ty wiesz, że ona ten towar w aptece po
dwudziestej rozkładała? Dzieci spać, a sama do roboty.
Istny cyborg!
Ale dość o Gośce. Siedzimy tak sobie i kawy nam ubywa.
Ani Aga, ani Iza nie proponują, że ich cudowne nastolatki
zajmą się naszymi maluchami, więc my też udajemy, na nie
wpadłyśmy. Kawa się kończy, przynajmniej
mnie, bo wiesz, że ja muszę gorącą, bo po zimnej mam
zgagę. Żadna nic nie mówi, żebyśmy zaraz wykładu nie
usłyszały o tym, że dzieci się dziećmi nie powinny
opiekować, to kategorycznie, kto weźmie to
odpowiedzialność?! Sam wiesz, takie brednie
przewrażliwionych mamusiek.
Przecież i mnie, i Ciebie starsze rodzeństwo wychowało i
jakoś żyjemy, no ale weź im w twarz powiedz, się zagotują.
nastolatki teraz nic nie muszą, co z nich wyrośnie? No więc
siedzimy i wymyślamy. Gośka już drze szaty, bo jak wyśle
dzieciaki do szkoły, to będą gadać, że zła matka, ale i tak
pójdą na świetlicę do końca tygodnia, bo nie ma wyjścia. Ja
myślę podobnie, bo wiesz, raty na samochód, raty na
mieszkanie… I jeszcze ten kredyt, co go wzięliśmy na
wakacje. No strach się bać. A tu się odzywa Ewelinka, która
w międzyczasie miseczką pranka przyszła dopasowuje
klamerki koloru skarpetek, żeby beżowe nie były przypięte
jedna zieloną, druga czerwoną, bo musi być ładnie. Wiesz,
Damian, michę prania to się robi, dopiero jak się dzieci ma.
ona nas tak ludzku: „dziewczyny, przecież się mogę
waszymi dziećmi zająć”. I sztos.
Izka tak się zakrztusiła, jej kawa nosem filiżanki wróciła.
Pierwszy raz życiu coś takiego widziałam, pamiętaj, w
domu starców widać sporo. Agniecha zrobiła oczy jak pięć
złotych, a my z Gochą… mordy się nam uśmiechnęły,
spojrzałyśmy po sobie i nagle przestała nam przeszkadzać
praca zarobkowa Ewelinki. (Ja to nawet postanowiłam, że
będę jej mówić „cześć”, jak spotkam ulicy. Przynajmniej
czasu, kiedy jej pomoc będzie dla nas niezbędna). Nie będę
Cię zapewniać, tak jest dobrze. Sam widzisz, rozmawiasz
dziećmi. Opowiadają wszystko bieżąco. Czy one są
nieszczęśliwe?
Damian, mam plan. Zmienię naszym życiu kilka rzeczy,
których przywykłeś. Ale zrobię tak, będziesz zadowolony.
Wszyscy będziemy.
Zobaczysz.
Kocham Cię. Zdjęcia jak zawsze w załączniku.
Patrycja.
F1o
Rozdział 2
Gośka
Tydzień wcześniej
Gośka jak co noc, gdy tylko wróciła wyczerpana z
drugiej pracy, szybko wzięła prysznic, zmyć siebie apteczne
zapachy. Kiedy już włożyła koszulę nocną do samej ziemi,
weszła do sypialni, jak zawsze padła na kolana i złożyła
ręce do modlitwy.
Dobry Boże!
Wiem, że jesteś konkretnym facetem, więc ja z Tobą
szczerze, jak zawsze, i bez owijania bawełnę. Dziękuję,
postawiłeś mojej drodze tę nierządnicę. Tak, wiem, że to
dar od Ciebie. Nie rozumiem wielu rzeczy, które się dzieją
moim życiu, zakładam, pewnie nie muszę. Przyjmuję z
pokorą. Nie rozumiem, dlaczego mąż udaje, że ja i dzieci
nie istniejemy, ale wierzę, że masz w związku z tym jakiś
plan. Może to gnój był, a ja, Twoim zdaniem, zasługuję
kogoś lepszego? końcu ateista. Może masz dla mnie lepszy
plan? Nigdy nie wiadomo. Dziękuję Ci, Stwórco, że
zauważyłeś, że jestem w sytuacji bez wyjścia i że je dla
mnie znalazłeś. Zwróć uwagę, że nie narzekam. Może, tak
naprawdę, to ja mam pomóc Ewelinie się nawrócić?
Wiem, niezbadane Twoje ścieżki. Chętnie będę Twoim
narzędziem.
Posługuj się mną, Panie. Wierzę, że wiesz, co robisz, i nie
neguję tego. Jestem dziś zmęczona i myśli mi się
rozbiegają, a tak dużo chcę Ci opowiedzieć.
To było ciekawe doświadczenie, targać piwnicy ten stary
stół kuchenny Patrycji krzesła górę. końcu wiemy, jak
mieszka nasza nowa sąsiadka, Ewelina. Miła z niej
dziewczyna i chce pomóc. Nie za darmo, ale za tyle, że
mnie stać, bo za dwie stówy tygodniowo opiekunki na osiem
godzin do trójki dzieci nie znajdę. raczej wolontariat niż
robota. Sam wiesz, jak wygląda rynek. Wiesz też, że
Zygmunt oszczędności z konta przelał gdzieś w siną dal i
nie mam co wybrzydzać. A swoją drogą, Boże, nigdy nie
wiadomo, komu dasz jaki talent. Taki mój ślubny, na
przykład, bajeruje jak polityk. Tyle razy mu uwierzyłam,
naiwna, a teraz płacę kredyty.
Za to ta nasza sąsiadka jest bardzo zorganizowaną
osobą. Ewelina migiem zrobiła siebie pokój dla dzieci,
nawet parę półek jakieś artykuły plastyczne sobie
zorganizowała. Tylko nie wiem, jak ona planuje mojego
Fabianka farbkami upilnować. Mnie się nie udaje. jaka
Patrycja szczęśliwa! Boże, ona wyglądała, jakby jej lat
ubyło. Targała górę te kredki, plasteliny, papiery do
drukarki, farby i nie wiadomo, co tam jeszcze, jakby miała
skrzydła, a to wszystko nic nie ważyło. I od razu zostawiła
kasę na fundusz plastyczny. Ja się po wypłacie dołożę. Za to
Aga z Izą pukały się w czoło. Migiem zniknęły z podwórka i
korytarza, ale i tak wiemy, że filowały przez wizjer u Izki.
Pewnie dyskutują, komu my planujemy oddać dzieci pod
opiekę. Świętoszki, Panie, jak faryzeusze, co to się na pokaz
modlili na rogach ulic, żeby wszyscy mogli podziwiać ich
pobożność. Same nie pomogły, a
Ewelinę oceniają. „Jaką miarą sądzicie, taką was
osądzą”, jak Twój syn ostrzegał, Boże.
Cokolwiek robi ta dziewczyna, nie wstydzi się tego. Nie
wiem dlaczego. Ja bym się wstydziła. A ona posadziła nas w
tej swojej różowobeżowej kuchni jak obrazka, nalała nam
soku szklanek wprost powiedziała:
„Dziewczyny, macie prawo mieć obawy. Trochę was życie
muru przycisnęło. Wiem, że nie macie wyjścia, dlatego
powiem o sobie parę słów, bo przecież prawie się nie
znamy. Nazywam się Ewelina Szczucka. Jestem studentką
ostatniego roku zarządzania dziewczyną towarzystwa. Nie
ukrywam tego. Pracuję piątki soboty powrocie uczelni,
późnym wieczorem w nocy. Ale pewnie wiecie, gdy włączam
nad ranem światło korytarzu, zawsze słychać ten dziwny
dźwięk, takie uciążliwe brzęczenie. Do tego wracam
taksówkami, więc to widać. I czasem trzaskam drzwiami, są
ciężkie. Jak się pół nocy przetańczyło, nad ranem sił już nie
ma, walczyć samozamykaczem. Nie jesteście głupie, żeby
się nie domyślić, robię. Nigdy jednak nie zabieram pracy
domu. Nie mam pojęcia dzieciach, ale nie widzę kolejki
chętnych pomocy. Ponieważ studiuję zaocznie pracuję
weekendy, prócz pisania magisterki nie mam innego zajęcia
tygodniu. dużo śpię, mało się ruszam przez muszę płacić
pilates, mi się boczki robią. Dzieci mnie zmotywują do
wstawania. Pieniądze was oddam pewnie schronisko,
którym dwa razy w tygodniu w ramach joggingu
wyprowadzam psy, bo to będą śmieszne sumy, ale za darmo
pracować nie będę, bo nikt normalny tak nie robi”.
To prawda, ona strasznie trzaska nocy, Boże. tu
właściwie chciałam, Panie, powiedzieć jej o zakonnicach i
zakonnikach, że oni bez pensji pracują, ale się ugryzłam
język, bo teraz, kiedy ich naprawdę potrzeba, to, szczerze
mówiąc, pomagają tylko samym sobie, zbierając dla siebie
pieniądze.
I po co miałam buzię otwierać? Żeby ją rozjuszyć? Sama
bym za dwie stówy tygodniowo z łóżka nie wstała. Widzisz
więc, Boże, że nie oceniam jej i nie osądzam, abyś mnie
nigdy nie osądził złą miarą, jaką mogłabym kogoś
skrzywdzić.
Jestem już padnięta, drogi Boże. Wybacz mi, resztę
opowiem kolejnej modlitwie. Stwórco, błagam, miej
baczenie moje dzieci, męża ukarz stosownie do wszystkich
jego wobec mnie przewinień, a naszej Ewelinie daj to,
czego jej potrzeba. Ja nie wiem, o co dla niej zabiegać, ale
Ty na pewno jesteś doskonale poinformowany i wiesz, jak
się jej odwdzięczyć za okazane mi dobro. O to Cię proszę
przez Twojego syna Jezusa Chrystusa. Amen.
F1o
Rozdział 3
Niania
Czwartek rozpoczął się dla Eweliny zupełnie inaczej niż
zwykle. Za pięć ósma Karolina i Bruno stali u niej pod
drzwiami, trzy minuty po nich pojawiły się jeszcze
bliźniaczki Fabianem. Chciała dać jakieś serki, którymi na
wszelki wypadek zapełniła lodówkę, ale banda była po
śniadaniu, w dodatku bardziej zainteresowana ogromnym
telewizorem w salonie niż zaplanowanym posiłkiem.
Dzieci były dla niej zupełnie obce, ale gdy tylko zaczęły
się odzywać, okazało się, matki kazały mówić niańki
„ciociu”. Miała więc pięcioro małolatów i marzyła, by
dospać jeszcze przynajmniej pół godzinki.
– Czy któreś z was chciałoby się jeszcze położyć i
pospać?
Dzieciarnia nie zareagowała pytanie, rozłażąc się jej
chacie jak stonka. Nikt nie był śpiący i to była ta zła
wiadomość.
Zebrała maluchy salonie sama oprowadziła mieszkaniu.
Nie wpuściła ich tylko sypialni, zasłaniając się
niepościelonym łóżkiem, do pokoju za sypialnią, który
wcześniej starannie zamknęła na klucz. Pokazała im za
przygotowany dla nich pokój plastyczny, wskazała toaletę,
kuchni naszykowała dwa kartony soków wraz z tacą
kubków. I właściwie od tego się zaczęło. Już chwili podłoga
kuchni dziecięce kapcie lepiły się koszmarnie tym, jak
Fabian nie trafił sokiem kubka, tylko tacę i podłogę. Gdy
Bożena, jedna bliźniaczek, krzyknęła niego, uważał,
chłopiec podskoczył strachu lub zaskoczenia oblał się
gęstym, słodkim ulepkiem. Nic fajnego. Soki kartonu: zero,
dzieci: jeden pomyślała Ewelina. Lekcja z samodzielności
nie była dobrym rozwiązaniem. Kobieta od razu skreśliła w
głowie wszystkie złe pomysły. Odtąd sama nalewała picie.
Bożena z kluczem na szyi pomaszerowała do swojego
mieszkania po suche spodnie dla brata. Nie znalazła.
Przyniosła więc od piżamy. Malec postanowił, przebierze
się sam. Gdy już włożył spodnie piżamy, stwierdził, mógłby
iść spać, więc Ewelina wysłała do swojej sypialni.
Nie wyłapała, że „mógłby” i „chciałby” to dwa różne
słowa.
Pozostałe dzieci zaprowadziła pokoju materiałami
plastycznymi.
Kazała usiąść przy stole, rozdała kartki zleciła
narysowanie wiosny.
Naiwnie założyła, że będą tam siedziały i rysowały.
Zadowolona swojego pomysłu, poszła umyć podłogę
kuchni przy okazji zrobiła sobie kawę. Kiedy wracała pokoju
kubkiem czarnego, mocnego ożywczego napoju, zaniepokoił
dziwny dźwięk dochodzący z sypialni. Weszła cicho,
zazdroszcząc Fabianowi możliwości złapania kilku chwil
snu. Tylko że on nie spał. Koszmarny dzieciak siedział przy
toaletce i już zdążył pomalować sobie paznokcie lakierem
hybrydowym, który nie zaschnie bez lampy. Wyraźnie też
poczuła, spryskał się jej wszystkimi drogimi perfumami
naraz. Dźwięk, który wcześniej usłyszała, wydawały
właśnie obijające się o siebie szklane flakoniki
najdroższych na rynku perfum.
Mogłaby zamordować bachora! Zamiast tego wzięła
głęboki wdech, spokojnie wypuściła powietrze, odstawiła
gorącą kawę na toaletkę i chwyciwszy chłopca pod
pachami, zaniosła do łazienki, spróbować zmyć niego
nadmiar lakieru do paznokci.
Lekcja numer dwa brzmiała: nie wierzyć w zaspane
siedmiolatki. A gdyby jednak ulec chwilowej pokusie, nie
zostawiać ich sam sam z najmodniejszym zestawem
lakierów i drogimi perfumami.
Fabian pachniał nieznośnie. Jej drogie, markowe
perfumy nie służyły do tego, się nimi oblewać. Szczególnie
wszystkimi naraz. Postanowiła wykąpać małego, ale
uzmysłowiła sobie, że przecież nie ma go w co przebrać.
Drugi raz nie chciała prosić starszej siostry
przyniesienie ubrań, więc wszyscy będą musieli wytrzymać
ten zapach. Palce dzieciaka powycierała papierowym
ręcznikiem. Kiedy już wypuściła brzdąca z łazienki, wróciła
do sypialni swoją kawę. jej łóżku, białej pościeli, stały
kapciach bliźniaczki Bożena Bogusia próbowały walczyć jej
filiżankę kawą.
Jedna dziewczynek podniosła wysoko rękę lekko
ostudzonym już napojem, druga próbowała zabrać. Ewelina
szybko zarekwirowała filiżankę, z której już ktoś pił (i nie
była pewna, czy to ona, czy może któraś z bliźniaczek).
Potem kazała dzieciom natychmiast zejść i zdjąć brudną
pościel.
Ślady kapci, w których dzieci przyszły do niej z dołu
przez zamiatany raz w tygodniu korytarz, kalały jej
potrzebę posiadania nieskazitelnie białej bielizny
pościelowej.
W czasie, gdy Bogusia Bożena zdejmowały podeptane
poszwy, prędko przemknęła do kuchni, by w mikrofali
odgrzać sobie kawę. Naszykowała też czysty komplet
pościeli, ale nie planowała zakładać jej teraz. Lepiej było
nie spuszczać demonów z oczu. Po prostu chciała schować
wszystko pod kapą i zamknąć drzwi sypialni. końcu
wyrównała kołdrę poduszkę, okryła je narzutą w biało-
czarne wzorki, zgarnęła obie smarkule i zamknęła
sypialnię.
Mikrofalówka przypominała co chwila głośnym ping, że
w środku jest ciepła filiżanka. Ewelina skręciła chwilę
kuchni kawę zaraz była w dziecięcym pokoju.
Z niepokojem spojrzała na zegarek. Minęła dopiero
dziewiąta trzydzieści, a ona już miała ochotę spakować
dzieci w ładne pudełka, przykleić na wierzchu duże kokardy
i odesłać do Abu Dhabi, jak Garfield słodkiego Nermala.
Przy stole, tyłem wejścia, karnie siedziała Karolina.
Bliźniaczki usadowiły się jej prawej strony sięgnęły zaczęte
obrazki. Tuż przy dziewczynce z drugiej strony stał Fabian,
który uporczywie wpatrywał się w srebrną kredkę (tak
naprawdę szarą). Stał w kolejce, by ją dostać, bo to była ta
upragniona. Dziewczynce się jednak nie spieszyło. językiem
lekko wysuniętym w rogu ust kolorowała z zapałem kartkę.
Ewelina rozejrzała się i zamyśliła moment. chwili
zrozumiała, w pokoju brakuje drugiego chłopca.
– Gdzie jest twój brat? – zapytała Karolinę zaniepokojona
Ewelina.
– Chyba poszedł siku. Zobacz, ciociu, ja już kończę moją
wiosnę. Popatrz.
– Zaraz pooglądam wasze obrazki nawet zrobimy sobie
wystawę, tylko znajdę Brunonka.
Ruszyła stronę łazienki. Chłopiec pewno był tam
wcześniej, nie zamknął sedesu rozwinął papier do podłogi.
Teraz jednak łazienka była pusta. Znalazła go w kuchni.
Skuszony serkami, które proponowała z samego rana, stał
otwartych drzwiach lodówki, która właśnie zaczęła
wydawać ostrzegawcze dźwięki i go przestraszyła. W
każdej ręce trzymał jeden otwarty serek.
– Bruno, dlaczego nie zamykasz lodówki?
Chłopiec rozpłakał się bez ostrzeżenia. Ewelina zupełnie
nie rozumiała, co się wydarzyło. Kazała mu odstawić oba
serki na stół i nim zamknęła lodówkę, zauważyła jeszcze
dwa otwarte, innych smakach. Mały ryczał. Postawiła przed
nim dwa dodatkowe opakowania ze śladami palców w
środku.
– Czy po skorzystaniu z ubikacji umyłeś ręce? – zapytała,
na co zaryczany zasmarkaniec zaprzeczył, gwałtownie
kręcąc głową. – W takim razie proszę w tej chwili pójść do
łazienki, umyć ręce i wysmarkać nos. A potem wróć zjeść
serek – zarządziła.
– A po co mam myć ręce?
Pytanie chłopca zaskoczyło Ewelinę. Grzebała w
pamięci, by przypomnieć sobie, co ją przekonało, że po
wyjściu z toalety należy myć ręce. Pamiętała, że nie było
mowy, wejść przedszkolu powrotem sali zabaw, jeśli
najpierw nie umyło się rąk. Tylko że to było tak dawno
temu. Ten dzieciak był
– zerknęła ściągę lodówce w zerówce. Ciekawe, chociaż
właściwie koszmarne.
Chwyciła malca za ramię i zaprowadziła do łazienki.
Wycisnęła mu mydło z dozownika dłonie poczekała, umyje
rączki. Potem, zamiast do kuchni, zaprowadziła go do
pokoju i zapytała pozostałe dzieci:
– Kto wytłumaczy Brunonowi, dlaczego skorzystaniu
toalety należy umyć ręce? – Odpowiedziały jej cisza i
wzruszenie ramion. – Dobrze, później do tego wrócimy. Ktoś
chce serek? – Dzieci ochoczo poderwały się z krzeseł.
– To umyjcie ręce i zapraszam do kuchni.
– A obrazki? – zapytała Karolina, trzymając przed sobą
wykonane dzieło.
– Dobra, stop, najpierw obrazki. pierwsza. Bardzo ładna
łąka. Bardzo wiosenna. i kwiatki, fajne, brązowe. Ewelina
pochwaliła entuzjastycznie małą i usiadła przy stole.
– Ale to nie są kwiatki – wyjaśniło zadowolone z siebie
dziecko.
– Nie? co? Zbita tropu Ewelina nie miała pojęcia, czym
może być upstrzony trawnik.
– To są psie kupy z całej zimy. Te, które leżały pod
śniegiem, bo nikt ich nie sprzątał. Teraz je widać, bo śnieg
stopniał. Zobacz sama, ciocia. Wyjrzyj przez okno.
Dziewczynka wstała podeszła parapetu, kolejne dzieci
przemieszczały się nią. I jak, widzicie? zimą ich nie było.
Teraz dopiero je widać. – Zadowolona z siebie Karolina
palcem pokazywała trawnik
stojącej za nią gromadce. – I jeszcze tam, i tam. A u nas
w kamienicy nikt nie ma psa.
– Aha. Interesujące odezwała się zaskoczona Ewelina.
Ale proszę, wróćcie do stołu.
Dzieci ponownie całą gromadką zajęły miejsca na
krzesłach.
– Wiosna śmierdzi psią kupą. nie lubię wiosny, w parku
nie można biegać, jak się biega, się wdepnie, wtedy mama
krzyczy, buty cuchną – dokończyła swój wykład Karolina.
– Tak, faktycznie jest problem. gdzie można biegać
wiosną? –
Ewelina zrobiła minę, jakby ją to naprawdę obchodziło.
– Nie mam pojęcia, może na boisku? – zaryzykowała
odpowiedź Karolina.
– Nie! Boisko jest grania! zaprotestował Fabian. Do
biegania jest bieżnia.
– Ale w berka? Głupek – skwitowała powątpiewająco
Karolina.
– Wracamy obrazków. Kto następny? Bruno?
narysowałeś? –
Ewelina zmieniła temat, by uniknąć sporów między
podopiecznymi.
Chłopiec podniósł kartkę zapełnioną niebieskimi,
szarymi zielonymi kreskami.
– Nie zgadnę, to. chyba coś bardzo nowoczesnego.
Musisz mi opowiedzieć – zachęciła chłopca Ewelina.
– Tata mówił, jak jest wiosna, lód pęka morzu pływanie
jest bezpieczniejsze, bo lodowa góra nie popsuje statku.
Narysowałem, jak lód jest już w małych kawałkach. Żeby
tata szybko wrócił do domu.
– Świetny pomysł, Bruno, bezpieczny obrazek. Jak ty
dbasz o tatę! Czy on o tym wie? Musisz koniecznie pokazać
ten obrazek, to wyraz twojej troski. bym się autentycznie
wzruszyła. Fabian, ty narysowałeś? –
Ewelina spojrzała na podsuniętą jej kartkę. – To lody?
Marzy ci się spacer z lodami?
– Ciocia, ale ty się nie znasz. Nie, to nie są lody. Lody nie
mają kół. Ja bym chciał z tatą iść na gokarty. I to nie są lody,
tylko autka.
– tak, teraz widzę. Faktycznie, nie posypka, tylko koła.
Krzywo popatrzyłam – improwizowała, widząc
naburmuszoną minę małego. – Jak się tak przyjrzeć, to
masz rację, to gokarty.
Potem niania spojrzała na obrazki bliźniaczek. Były
niepokojąco podobne.
– A co to? Opowiedzcie. Może Bożenka.
– Ja zawsze mówię druga, niech ona powie pierwsza –
próbowała wymigać się dziewczynka.
– Dlaczego zawsze mówisz druga? – Zaintrygowana
odpowiedzią Ewelina nie chciała żadnych niejasności.
Wolała wyjaśnić wstępie uniknąć błędów.
– Nasza pani tak postanowiła. Żebyśmy się jej nie
mieszały. Bogusia pierwsza, a ja druga, chyba że
usiądziemy każda w innej części klasy. Ma być po kolei. Tak
jak jest w dzienniku. Inaczej jej się pomiesza i źle nam
wstawi oceny.
– I to działa? – zdziwiła się Ewelina. Nauczycielka
dziewczynek wydała się jej ograniczona tak bardzo, że nie
potrafiła tego ogarnąć.
– Nie wiem. – Dziewczynka wzruszyła ramionami. – Ale
ja zawsze mówię druga. Tak ma być.
– Słuchaj, nie szkoły. was jeszcze nie rozróżniam, ale
wymyślę inny sposób. Pierwsza odpowiada ta, którą
zapytam. Zapytałam ciebie. Co jest na twoim obrazku?
– To jest koszyczek z pisankami. To, co jest w nim w
środku. Jest baranek z cukru i jajka malowane, i biała
kiełbaska, i sól, i chleb, i szynka – wymieniała Bożenka.
– Świetnie. powiedzcie mi, dlaczego wasze obrazki do
siebie takie podobne?
– Bo tak ustaliłyśmy. Bogusia chciała narysować
kurczaczki i króliczki, ale przegrała – odpowiedziała
Bożenka.
– co przegrała? Dzieci Gośki wydawały się Ewelinie
coraz dziwniejsze.
– W kamień, papier, nożyce – wytłumaczyła Bożenka,
zadowolona z tego, że nie musi zawsze być druga.
– Aha. Bogusiu, dlaczego nie zdecydowałaś za siebie?
– Bo takie są zasady. Ma być tak samo, żeby nie było
niesprawiedliwie –
cierpliwie wyjaśniała Bogusia, wspomagając się
podpatrzonym gdzieś gestem ręki. Jej dłoń zataczała małe
kółka, jakby dziecko coś wymieniało.
– kto wymyślił takie zasady? Było dziwnie, ale robiło się
jeszcze dziwniej. Ewelina zaczęła się zastanawiać, w co
wdepnęła. To, co usłyszała, brzmiało jak fragment wydarty
ze środka chorego snu psychopaty.
– Tatuś – odpowiedziały chórem.
– Wiecie co, na szczęście tu nie ma waszego taty. To jest
mój dom i tutaj ja decyduję. znaczy, obowiązują takie
zasady, jakie sama wymyślę.
Posłuchajcie mnie. Każda was jest inna. Macie inne
myśli. Możecie mieć różne pragnienia marzenia. Jedna
może chcieć być malarką, druga kosmonautką. Każdy
człowiek różni się od drugiego i dlatego zasada taty jest
niesprawiedliwa. teraz nie musicie niczego ustalać. Nie
udawajcie, że jesteście takie same. Możecie być podobne
wyglądu, ale każda was jest inna w środku. Wasze mózgi
nie są takie same. Jeśli zobaczę dwie takie same prace,
każda z was będzie siedziała w innym końcu pokoju. Jasne?
– Dzieci pokiwały głowami. I proszę was, ubierajcie się
inaczej. ważne, żeby każda z was nosiła to, co lubi i kiedy
lubi. Dobrze? A teraz powiedzcie, wy też lubicie, podobnie
jak Fabian, chodzić z tatą na gokarty?
– Nigdy nie byłyśmy na gokartach – wyjaśniła szybko
Bogusia.
– Dlaczego? Ewelina zaczynała rozumieć, mogło dziać
się tym domu, nim opuścił go ojciec dzieci.
– Bo to nie jest zajęcie dla dziewczynek – pomogła
wyjaśnić Bożenka.
– Nie? A dlaczego?
– Nie wiesz, ciociu? Bo dziewczynki nie mogą szaleć. To
nie wypada. Mają być grzeczne i miłe. Mogą się trochę
pobawić, ale muszą mieć obowiązki, bo inaczej wyrosną
nich ladacznice. Mogą szyć ubranka dla lalek albo
haftować. I muszą gotować, sprzątać, prać…
– A kto to jest ladacznica? – dopytała Ewelina.
– Nie wiem, ale kiedy babcia Dorota tak mówi, to brzmi
jak brzydkie słowo
– wyjaśniła Bożenka.
– babcia, mama waszej mamy czy taty? drążyła
zniesmaczona opiekunka, domyślając się prawdy.
– Taty – odpowiedziała prędko dziewczynka. – A co?
– Nic. Tak pytam. Babcia jest stara, to gada głupie
rzeczy, bo się na niczym nie zna. – Ewelina w złości jednym
zdaniem podważyła cały autorytet babki.
– Mama waszej mamy też tak mówi? Też chce, żebyście
się czuły gorsze, głupsze i miały więcej obowiązków niż
chłopcy?
– Mama mamy mieszka jakąś koleżanką granicą rzadko
telefonuje.
Gdy dzwoni, zwykle kłócą się z mamą przez telefon. Tata
wtedy najczęściej wychodził i trzaskał drzwiami. No ale ona
przysyła fajne prezenty. Tylko że tata zawsze mówił, że to
nie dla dziewczynek, i oddawał je Fabianowi, a on jest mały
i wszystko psuje.
– Nie jestem mały! wrzasnął Fabian ruszył pięściami
siostrę.
Ewelina zatrzymała wyciągniętą ręką nie pozwoliła
podejść bliżej do dziewczynki, zapobiegając w ten sposób
nieuchronnej bijatyce.
– Oczywiście, że jesteś mały. Nie ma w tym nic złego. Nie
dyskutujemy z faktami. W tym pokoju jesteś większy tylko
od Brunona, ale on jest od ciebie młodszy. Twoim zdaniem
jesteś duży, Fabian? Niania mówiła spokojnie i zachowywała
kontakt wzrokowy z dzieckiem.
Broda Fabiana trzęsła się złości, jego oczy były pełne łez.
Wściekły mały chłopczyk, rozpuszczony przez ojca granic
możliwości był
wychowywany na małego bandytę. Ewelinie nie podobał
się ten widok.
– Idź lustra. Popatrz siebie poleciła niania. Jesteś mały.
jest fakt. Jak twój wiek, jest doskonale. Pewnie klasie jesteś
średni. Ale w porównaniu dziewczynek jesteś mały jeszcze
długo będziesz. Jeśli ktoś mówi inaczej, kłamie. One są
starsze o ponad dwa lata. I do tego są wysokie.
Nie co się wściekać. Bliźniaczki duże grzeczne. jesteś
mały i rozpuszczony, ale spróbujemy zmienić. teraz usiądź,
Fabian, bo rozmawiam twoją siostrą, to bardzo nieładnie
przerywać. takiego przysłała mama mamy?
– Mikroskop. lunetę oglądania gwiazd. wielkie klocki.
Bożenka wspominała zabawki z żalem.
– Same świetne rzeczy – skwitowała Ewelina.
– Tak, jeszcze gitarę i takie pianinko, ale Fabian
wszystko psuje, wszystko
– wyjaśniała dziewczynka.
– Bo jest mały? – uściśliła opiekunka.
– Tata mówi, to dlatego, on jest mały wtrąciła się
Bogusia. I jeszcze mówi, że trzeba mu wybaczyć i się nie
złościć. Ja w to nie wierzę. On to robi, jest psują! Niszczy,
rzuca, nie dba. Robi specjalnie. gitarę skoczył łóżka. nie był
przypadek. Jest małym, złośliwym fiutkiem. –
Dziewczynka prędko zasłoniła usta dłońmi zawstydzona
tym, co powiedziała.
– Powiem mamie! – wrzasnął Fabian i ruszył z pięściami
na drugą siostrę.
Ponownie powstrzymany ręką Eweliny, wrzeszczał już
tylko:
– Powiem babci, wszystko powiem! I powiem, że mnie
razem bijecie, będę płakał, a wy będziecie klęczeć na
grochu!
– Co będą robiły? – dopytała Ewelina.
– Będą klęczeć grochu! Tak! Babcia Dorota uszyła
poduszkę do klęczenia grochu emocjonował się malec.
Babcia mówi, to bez sensu, nie można bić dzieci. złe,
przecież trzeba wychowywać dziewczynki.
– A chłopców nie?
– A po co? Chłopcy wychowają się sami. Chłopcy są
mądrzy, duzi i silni.
– Serio? Wściekła Ewelina nie wytrzymała. A jesteś mały,
słaby i głupiutki. tego jesteś wrednym gnojkiem. Jeszcze
jeden taki wyskok z pięściami, załatwię klęczenie grochu
babki. wy się niczym nie martwcie. Niania spojrzała
bliźniaczki, których twarze wyrażały jednocześnie zachwyt
niepokój. I powiem wam coś jeszcze. Martyna
Wojciechowska startowała rajdzie Dakar. Kobiety też
ścigają się autami i biorą udział w fajnych imprezach. Jeśli
ktoś mówi inaczej, kłamie. Wszyscy ludzie równi. Nikt nie
jest mądrzejszy tylko dlatego, urodził się dziewczynką albo
chłopcem. To kłamstwo, że nie możecie bawić się i szaleć.
Możecie dokładnie to samo co chłopcy. Obiecuję wam, że
kiedy skończy się izolacja, pójdziemy razem gokarty.
Dobrze? Nie będzie żadnych kar. A wasz ojciec nie jest
dobrym człowiekiem, skoro hodował takiego potworka.
Fabian rozpłakał się z wściekłości. Krzyczał, w końcu
rzucił się na podłogę i nią kopał. Nikt nie zwracał niego
uwagi. Wpatrzone opiekunkę dziewczynki uśmiechały się
niepewnie. Ewelina nie wiedziała, czy cieszą się z tego, co
od niej usłyszały, czy może z tego, że ich brat rozpacza.
Założyła to pierwsze i omiotła wzrokiem stół.
Do obejrzenia została nowa praca Karoliny. czasie tej
całej rozmowy dziewczynka zagięła papier rysynkami
upstrzonego kupami trawnika, oderwała niepotrzebny
kawałek stworzyła piękną figurkę origami. Ewelina
przyjrzała się jej pracy i zapytała:
– Co zrobiłaś, Karola?
– Żurawia – odparła, odrobinę zawstydzona.
– Jest piękny i wiosenny. Gratuluję.
– Dziękuję. Tata mnie nauczył. Ciociu, czy tata Fabiana
uciekł, bo Fabian jest taki koszmarny?
– Nie, kochanie. Nikt normalny nie ucieka od swoich
dzieci.
– Tata nie uciekł. – Fabian przestał się awanturować i
usiadł na podłodze. –
On pojechał do Anglii do pracy, żeby kupić nam pięknego
dżipa do jeżdżenia na polowania. – Chłopiec bronił ojca.
– Ale twoja mama mówiła mojej, że nie dzwoni do was
wcale. – Karolina była dobrze poinformowana. – No to jak,
Bogusia, dzwoni?
– Nie. Dawno nie dzwonił. Bogusia nie próbowała
ściemniać. Była w trzeciej klasie i rozumiała, że w życiu
rodziców zaszły zmiany. Właściwie nie brakowało jej w
domu apodyktycznego tyrana, tylko jeszcze nie umiała tego
nazwać.
– Czyli was zostawił? – drążyła Karolina.
– Nie wiem. twój, jak płynie rejs, was zostawia? Bogusia
próbowała ułożyć sobie głowie to, wiedziała, tym, czego
mogła się domyślić.
– Nie. zawsze wiemy, kiedy wróci. Tata dzwoni pisze
listy, czasem nawet przysyła paczki. Trudno się z nim
rozmawia, bo często zrywa zasięg, a mama ciągle nie daje
nam dojść głosu, ale marynarze prostu na morzu. Mają taką
pracę. A wasz tata zablokował waszą mamę na fejsie. Moją
mamę też, i panią Izę, i Agnieszkę. Wasz tata nie chce,
żebyście wiedzieli, co on robi. Dlaczego? Co ma do ukrycia?
Fabian znowu się rozpłakał, tym razem jednak nie
krzyczał. Bogusia i Bożena chwyciły się za ręce. Ewelinie
zrobiło się nieswojo.
– Słuchajcie, to jest smutny temat i to są sprawy
dorosłych. Trzeba o nich porozmawiać rodzicami. Wstała
stołu, wyjęła komody paczkę chusteczek rzuciła na stół.
Fabian, wytrzyj nos. Proponuję, żebyśmy teraz dla odmiany
sobie obejrzeli film o kupie.
– Ble! zareagował Bruno, choć minę miał zachwyconą.
Wstał stołu razem z resztą dzieci i razem ruszyli do salonu.
– Chcecie wiedzieć, dlaczego kupie? Otóż zauważyłam,
niektórzy z was nie wiedzą, dlaczego skorzystaniu toalety
należy umyć ręce. Mam taką serię angielskich filmów
dokumentalnych one pokazują bakterie, zanieczyszczenia
różne eksperymenty naukowe. Trochę jesteście to za mali,
ale uwierzcie mi, jest dobry mądry film. obejrzeniu zawsze
będziecie pamiętać o tym, by umyć łapki, gdy skorzystacie z
kibelka.
Po filmie była bajka, potem masa solna jakoś zleciało
piętnastej.
Kiedy obie matki pojawiły się, by odebrać swoje
pociechy, Ewelina miała dla nich tylko jedną wiadomość.
– Zapraszam do mnie na dwudziestą pierwszą. I nie chcę
słyszeć o żadnych karach donosach. W tym momencie
spojrzała wymownie Gośkę, a Patrycja ze zdziwienia aż
otworzyła usta.
F1o
Rozdział 4
Gośka
Wieczorem Gośka klękała przy łóżku, płacząc i się
modląc: Kochany Panie Boże!
Nie pamiętam, żebym się tak przed ludźmi jak dziś
wstydziła. było straszne, ale najgorszy wcale nie był wstyd.
Mój Fabianek był najbardziej nieznośny wszystkich
dzieci Ewelinki.
Wiedziałam, że tak będzie. Zyga rozpuszczał go ponad
wszelką miarę, ale to, co dziś usłyszałam, było okropnie
niesprawiedliwe. Dobrze, że nie musiałam przyjąć tego
trzeźwo, pewnie nie zapanowałabym nad wściekłością.
Nasza niania polała nam pięćdziesiątce, potem drugiej,
gdy zapytałyśmy, jak było, orzekła autorytarnie, że
tłamsimy córki. Nie my obie z Patrycją, ale z Zygą jego
matką. Mówiła to, ja wiem: każda z bliźniaczek jest inna i
nie możemy wymagać, by udawały, że zgadzają się we
wszystkim, lub ustalały wspólne zdanie. to nieludzkie
wymagać kolejności odpowiadania. Tylko dobrze wiesz,
Boże, ja nigdy niczego takiego moich dzieci nie
wymagałam. Nie wiedziałam ani praktyce tresowania moich
dzieci szkole, ani tym, ten tępy fiutek, mój mąż, zmuszał
moje córki do klęczenia na grochu. Kiedy wróciłam do
domu z góry, najpierw porozmawiałam z dziećmi.
Panie! Wiedziałeś tym, Zyga każe Bogusi Bożence
klęczeć na grochu, gdy naskarży nie Fabian, nie pozwoliłeś
znaleźć tego narzędzia tortur, kiedy sprzątałam?! wiem,
pracuję dużo, właściwie za dużo. Moje dzieci mają przez
sporo obowiązków, ale już postanowiłam.
Koniec pracą aptece. Jeden etat musi wystarczyć. Moje
córki zostały przez ich ojca przemienione w klony. Babka
zmuszała je do tkania makatek, haftowania jakichś
bzdurnych napisów stylu „szanuj męża swego, mogłaś mieć
gorszego” prania rękach ręczników zimnej wodzie, je
zahartować przyszłość. Ich młodszy brat stale terroryzował.
one nie powiedziały mnie, swojej matce, ani słowa, babka
wmawiała, że dziewczynki muszą być ładne, karne
posłuszne, to sprawa między nimi, babcią Dorotą tatą.
gdyby Zyga molestował? Też mi tym nie powiedziały?!
Moje dzieci, moje kochane, cudowne dzieci. Ten kretyn,
mój mąż, jego matka wychowywali za moimi plecami, jak
chcieli, ja się niczego nie domyśliłam, byłam pracy! Ciągle
byłam robocie, ktoś musiał
zarobić wódkę, żeby Zyga mógł pić podczas wyjazdu
polowania z kolesiami! czy oni tam kiedykolwiek coś
upolowali? Banda bogatych pijaków, chlejących do
nieprzytomności i wymachujących nabitymi lufami.
Jutro wniosę sprawę rozwód. Wiem, uznajesz rozwód,
gdy jego przyczyną jest zdrada, reszta wymysł kleru. Nie
wiem, czy Zyga mnie zdradza, ale uważam, mam prawo
rozstania. Zajrzyj moje serce.
Sprawdź. Bądź sprawiedliwy. Wiesz, że przed rodziną
ukrywa się ten, kto ją skrzywdził. Zyga myśli, że się przede
mną schował, ale nic z tego. Jeśli nie z niego, ściągnę
alimenty z jego matki. Jest zamożna, może się przez to
obrazi i przestanie wtrącać. To by było nawet dobrze.
Muszę mieć na życie dla dzieci i muszę zająć się córkami,
bo nie mogą być całe życie niewolnicami mężczyzn.
Synkiem też, rośnie tyrana psychopatę. Dobrze, Patrycja,
zamiast oceniać, próbowała mnie pocieszać.
Będę mówiła dzieciom prawdę, Boże. Nawet najgorszą, o
ich ojcu.
Niech wiedzą, od nas uciekł, ode mnie, własnej matki.
Już dawno powinnam im to powiedzieć, żeby nie usłyszały o
tym od dzieci sąsiadów. Na dobry początek zmian przyniosę
garażu zabawki, które moja mama przysyłała zawsze dla
dziewczynek podwójnie, Zyga uznawał za nieodpowiednie,
jak wszystko, co pochodziło od mojej mamy. Jedne pozwolił
zniszczyć Fabiankowi, a resztę kazał schować: „bo za
dużo śmieci w domu i nie co dzieci rozpuszczać”.
Przytargam syntezator gitarę. Niech próbują swoich sił. Tak
bardzo płakały, gdy Fabianek skoczył na tamtą gitarę z
łóżka zupełnie połamał. Fabian bywa koszmarnym egoistą
ma się za lepszego, bo jest chłopcem. To sprawka jego ojca.
Tak dużo muszę naprawić.
Potrzebuję mądrości sił. Pozwoliłam, naszym życiem
kierował tyran.
Radykalny prawicowiec, do tego hipokryta, ateusz.
jeszcze jego pokręcona matka. Zagalopowali się,
przemeblowali życie, zdemolowali ideały wprowadzili
fanatyzm. Moje dzieci pogubiły się swoim świecie.
Nie zgadzam się na to!
Boże, ja, ty wiemy, w życiu ważna jest równowaga.
Pozwól mi zachować rozsądek nie oddalić się Ciebie, gdy
będę dokonywać tych zmian. Ważna jest dla mnie wiara
Ciebie, ale nie katolicki fanatyzm.
Wierzę, jesteś bez względu to, jaką wyznajemy religię.
Póki przed nami komunia, myślę, też wiele zmian. Nie chcę
wychować niewolnic i oenerowca. Tak nie będzie, Boże.
Obiecuje to sobie i Tobie.
Wesprzyj mnie, nie mam już siły płakać. Jak można być
wrogiem własnych dzieci? Jak można jedne katować,
drugim kazać sprawować kontrolę nad karą? kim żyłam
przez tyle lat? Wybacz ślepotę.
Zawiniłam, bo pracowałam za dużo. Pomóż mi. Bez męża
sobie poradzę, ale nie bez Ciebie. Wysłuchaj mnie pociesz,
kto inny zrobi dla mnie?
Kocham Cię, Stwórco. Usłysz tę, modlitwę, zanoszę
przed oblicze Twojego majestatu, korzystając
wstawiennictwa Twojego syna Jezusa Chrystusa. Amen.
Gośka wolno wstała kolan, poszła pokoju dzieci we
wszystkich telefonach zablokowała numer do teściowej.
Potem napisała na Messengerze do swojej mamy, ją kocha,
poszła spać. Nim zasnęła, opracowywała w głowie nowy
plan na życie. Chciała zacząć od wyrzucenia ludzkich
śmieci.
F1o
Rozdział 5
Niania
Tym razem przygotowała się lepiej. Zanim jeszcze dzieci
dotarły do niej na górę, rano wyniosła starannie
posegregowane śmieci. Przy śmietniku spotkała Gośkę.
Worki pod oczami sąsiadki mówiły dużo, ale jeszcze więcej
mówiło to, planowała wyrzucić. Stała przy otwartym koszu
odpadki bio, w jednej ręce trzymając nożyczki, a w drugiej –
długi, wąski i płaski pikowany worek z grochem. Już miała
go rozciąć i wysypać zawartość, kiedy Ewelina wykazała się
trzeźwością umysłu.
– Cześć, Gosia. Masz ze sobą może telefon?
– Cześć. Słuchaj, Ewelina, nie myśl mnie źle. Zmieszana
nadal zawstydzona Gośka razu zaczęła się tłumaczyć, ale
Ewelina machnęła tylko ręką. Nie mam, został kuchni stole,
co? Potrzebujesz zadzwonić?
– niczego nie potrzebuję, ale tobie może się przydać
zdjęcie tego narzędzia tortur, zanim je zniszczysz.
– Nie pomyślałam. Masz rację, sfotografuję to świństwo.
– Położyła worek na klapie śmietnika i odwróciła się w
stronę domu.
– Czekaj, nie musisz iść. Ja zrobię zdjęcia. Potrzymaj to
przed sobą, żeby było widać, jakie jest duże, że ktoś
zaplanował to od razu do karania dwójki dzieci. Ewelina
zrobiła kilka zdjęć przysunęła się bliżej. Dobra. Teraz
rozetnij, żebym złapała ten suchy groch w środku.
Ewelina instruowała, a Gośka pomagała robić zdjęcia.
Materiał dowodowy zbierał się sam, pęczniał podobnie jak
niechęć kobiety świętojebliwej teściowej, krzywdzicielki
własnych wnuczek. Kiedy skończyły, ruszyły razem do
klatki. Milczały. Żadne słowa ten temat nie były teraz
potrzebne.
Gośka czuła wdzięczność za tę ciszę.
Dzieci przyszły na ósmą. Bogusia i Bożenka wyglądały
tego dnia zupełnie inaczej. Ta pierwsza miała na sobie
sukienkę, a jej włosy były rozpuszczone, druga miała
zapleciony koszyk z warkoczy, a ubrała się w miękkie
sztruksowe ogrodniczki. razu zapytały, czy dziś też będzie
naukowy film. Miał być.
Dokument bakteriach brudzie toalecie wywarł malcach
naprawdę duże wrażenie. Dzieciom podobało się, mogły się
czegoś dowiedzieć z telewizji. był znak, pomysły Eweliny
idą dobrym, wychowawczym kierunku.
Trochę się wahała, gdy wybierała dla malców kolejny
program naukowy, ale pamiętała doskonale tym, kiedy
sama była dzieckiem, koszmarnie nudziła się szkole. Dużo
ciekawsze było wtedy wszystko inne, choćby mrówki
regularnie psujące elewację domu, którym dorastała.
Miłość do mrówek została jej zresztą dłużej. Jej formikaria
były tej chwili schowane przed wzrokiem dzieci pokoju
zamkniętym klucz. Ulubione
zwierzątka Eweliny nie powodowały alergii ani
bałaganu. Żwirek nie był
potrzebny. jednak zajmowały jej czas uwagę. Chciała
zarazić malców swoją fascynacją. Najpierw pokaże im film,
a potem spróbują razem nakarmić kilka kolonii.
Dzieci Partycji niemal się spóźniły, więc ich matka też
pewnie miała ciężki poranek. Ewelina patrzyła niechęcią
dziecięce kapcie ciemnymi spodami postanowiła, musi
zmienić, czuć się komfortowo we własnym domu. Z
przykrością patrzyła wczoraj na własną pościel, podeptaną
czarnymi stopami, gdy wkładała ją do pralki. Potrzebowała
rozmiarów obuwia wszystkich dzieci. Szybko wyjęła szafki
starą zasłonę prysznicową od Patrycji, schowaną brudnych
prac, rozpostarła na podłodze. Matki to jednak mają swoje
patenty na wszystko, choćby i na bałagan. Potem wspólnie z
dziećmi rozrobiła farby, następnie pozwoliła pokolorować
własne stopy. Każde dziecko odbiło ślad nóżki na
podsuniętym przez nią podpisanym papierze. Potem
dowolnie odbijały kolorowe rączki i stopy na kartkach.
Kiedy wyszła pokoju, odłożyć wyschnięcia potrzebne jej
kartoniki, dzieci wymyśliły sobie nową zabawę. Brunon i
Fabian leżeli na plecach na podłodze, a różnokolorowe
ślady ich stóp były już odbite na ścianie. Na podłodze
walały się porzucone pośpiechu kapcie skarpetki. Karolina
cierpliwie nakładała pędzlem farbę na stopy to jednego, to
drugiego chłopca. Sama nie omieszkała odbić białej
powierzchni śladów własnych rąk. Ewelina, gdy wróciła,
oniemiała. Nigdy nie przyszłoby jej do głowy, żeby
pomalować komuś ścianę, ale końcu nie były dzieci
wychowywane przez jej matkę. Bogusia i Bożenka
odczuwały dyskomfort. Widać było, że niepokoi je to, co się
dzieje, ale nie potrafiły zapobiec katastrofie. Zabrakło siły
przebicia, by powstrzymać tę zabawę. Obie wyglądały tak,
jakby miały się rozpłakać. Bały się kary. Ewelina wkurzyła
się nie dzieci, lecz kretyna, który tak skrzywdził. Potem
uśmiechnęła się najpromienniej, jak tylko mogła tej
sytuacji, i zapytała:
– A wy co? Wasze łapki i stópki też powinny być na
ścianie na pamiątkę!
Chłopcy, zróbcie miejsce, nie jesteście sami. Dziewczynki
też chcą zostawić ślady na ścianie. Jaki piękny pomysł. Ta
biała ściana była taka smutna.
Zdumienie ulga, które odmalowały się twarzach
bliźniaczek, zapadły niani serce. Obiecała sobie, zrobi
wszystko, będzie mogła, żeby te dzieci jakiś cudowny
sposób przywrócić tego, sama uważała za normalność.
– Ciocia, jak teraz założymy skarpetki? zapytała
Karolina, która jako jedyna nie stała na zasłonce
prysznicowej, tylko na panelach i niewiele sobie z tego
robiła. Ewelina myślała. Najlepsza byłaby rolka z folią na
podłodze, ale nie miała takiej. W końcu wymyśliła.
– To całkiem proste. Rozwinę przed wami cudowny
dywan do łazienki. Po kolei wejdziecie do brodzika i
umyjecie stopy. Potem je wytrzecie i włożycie skarpetki.
Okay?
– Masz cudowny dywan? Latający? Fabian wyraźnie
zainteresował się tematem.
– Nie latający, tylko gilgający. Sami zobaczycie.
Odbijajcie nóżki. Tam, na końcu ściany, jest jeszcze dużo
miejsca.
Ewelina skorzystała tego, kapcie dzieci walają się
podłodze –
zebrała je, włożyła pralkosuszarki, wrzuciła kapsułkę
nastawiła szybki program. Potem niania wyszła schowka
korytarzu rolkę grubej raufazy, która została jej remoncie
mieszkania. łazience przycisnęła końcówkę koszem na
pranie i rozwinęła rulon do przedpokoju. Tam przecięła
kawałek i zrobiła zakręt, potem przeciągnęła gruby papier
przez całą długość korytarza, wreszcie odcięła resztę rolki,
koniec przygniotła ozdobnym stoperem do drzwi – sową
wypełnioną piaskiem.
Biały dywan wyglądał kusząco, ale ściana stanowczo nie
była jeszcze gotowa.
– Słuchajcie, jest pięknie. – Ewelina pochwaliła małych
artystów. – Tylko czegoś jeszcze brakuje. byście
powiedzieli, gdyby każde zrobiło jeszcze dużo kolorowych
rączek tak wysoko, jak tylko sięgnie? Tylko nie jedna
drugiej. co? Wstawajcie podłogi najpierw farba ręce.
Karolina już zaczęła. potem umyjemy ręce prawdziwym
płynem bakteriobójczym. Chcecie?
Wszyscy chcieli. Ewelina cierpliwie nakładała farbę na
kolejno wyciągane do niej łapki. Bogusia Bożenka odbijały
swoje najwyżej, niżej Karolina, a pod nią – Fabian z
Brunem. Po jakiejś godzinie tubki z farbą były już prawie
puste, dzieciaki nadal miały ochotę zabawę. Dopiero gdy
ostatnia wyciśnięta do końca tuba znalazła się w worku na
śmieci, dzieciaki usiadły na podłodze, by podziwiać swoją
pracę.
– Byliście świetni. Jesteście ekipą medal. Muszę was
koniecznie nagrodzić – pochwaliła zadowoloną bandę. – Ale
przed nagrodą wszyscy po kolei umyją dłonie i stopy. Tylko
ustalmy jakąś kolejność. Może alfabetyczną.
Po kolei, które z was byłoby pierwsze według alfabetu?
– Ja! – Bogusia szybko się zorientowała w sytuacji.
– Świetnie. Bogusia pierwsza, a kto potem? Bożenka czy
Bruno?
– Ja, bo „o” jest przed „r” – wytłumaczyła Bożenka.
– Tak, czyli: Bogusia, Bożenka, Bruno, potem Fabian, a
na końcu Karolina.
To się świetnie składa, że Karolina jest ostatnia, bo
chciałam, żeby mi zrobiła coś z origami. Nawet specjalnie
naszykowałam kwadratowe kartki. Karolina, chciałabyś?
Dziewczynka przytaknęła. Usiadła przy stole, lecz nim
sięgnęła sztywnymi od farb palcami papier, Ewelina
położyła stole paczkę mokrych chusteczek. Tym razem
Gośki. Kolejny boski patent matki. Mała szybko usuwała
nadmiar farby. Chłopcy poszli w jej ślady. Wkrótce na stole
została góra brudnych mokrych chusteczek.
– Słuchajcie, robimy tak: magicznym, gilgającym
dywanem idziecie do łazienki. Tam najpierw umyjcie łapki
w umywalce. Potem podwińcie nogawki spodni jak najwyżej
umyjcie stópki brodziku. Następnie czyste stopy wycieramy
papierowym ręcznikiem. Kiedy stopy już będą suche,
spodnie
odwijamy i zakładamy skarpety, dopiero wtedy można
sobie zdezynfekować łapki. Wszyscy rozumieją?
Bogusia pomaszerowała łazienki, Karolina zaczęła
składać papier, a Fabian próbował naśladować. Zwolniła
bez słowa pokazywała każdą czynność. Korzystając z okazji,
Ewelina zrobiła dzieciom herbatę do dzbanka.
Zaniosła ją na stół do pokoju i poszła sprawdzić, jak
dziewczynce idzie mycie.
Jako jedyna była ubrana sukienkę właśnie próbowała siłą
naciągnąć na nogi rajstopy, co groziło ich pęknięciem.
– Poczekaj, Bogusiu. Zdejmij to. Coś ci pokażę. Rajstopki
są delikatne i nie wymagają siły, tylko sprytu. Niania wzięła
rajstopy rąk dziecka. Jeśli będziesz je ciągnęła, zrobi się
dziura i trzeba będzie je wyrzucić, a szkoda. Są ładne.
Kiedy nauczysz się nimi obchodzić, przestaną być
jednorazowe.
Zobacz. Najpierw zbierz sobie całą nogawkę w dłoni, do
samych paluszków. –
Demonstrowała Ewelina. Wtedy nich nie stoisz nie
ciągniesz. Teraz usiądź sobie krzesełku albo sedesie włóż
palce stopy samą końcówkę. Widzisz, teraz nie musisz
niczego ciągnąć ani podskakiwać.
Naciągnij sobie je powyżej kolana i zrób to samo z drugą
stopą. Nie śpiesz się.
Masz czas. Założę się, teraz już wszyscy pokoju robią
origami z Karoliną.
Dziewczynka posłusznie wykonywała polecenia.
– Jest świetnie – pochwaliła Ewelina. – Teraz naciągnij je
sobie do samego pasa, tylko nie szarp. Spokojnie. No i jak?
Łatwiej?
Mała uśmiechała się zadowolona. Ewelina usiadła rancie
brodzika i złapała kontakt wzrokowy z Bogusią.
– Słuchaj. Muszę ci powiedzieć coś ważnego. – Chwyciła
dziewczynkę za rękę. – Wiem, że jesteś bardzo
odpowiedzialną osobą. Podziwiam to. Myślę, że bardzo
przejęłaś się dziś malowaniem ściany przez maluchy,
zresztą twoja siostra też. Chcę, żebyś wiedziała, że nie
odpowiadasz za nikogo prócz siebie.
Rozumiesz? Brak reakcji pytanie Ewelina uznała
odpowiedź, więc kontynuowała. Bogusiu, nikt nigdy nie
powinien pociągać cię do odpowiedzialności coś, zrobił ktoś
inny. stosowanie odpowiedzialności zbiorowej jest zwykłym
przestępstwem. Dlatego nie będę się gniewać na ciebie,
jeśli narozrabia Bożenka, Karolina czy ktokolwiek inny.
Każde z was odpowiada za siebie. Zapamiętaj to i nigdy
się o to nie martw.
Nie moim domu. Jeśli narozrabiasz, pogadamy tym i ja.
będzie sprawa między nami i wyjaśnimy sobie wszystko, bo
się szanujemy. Inaczej nie ma o czy mówić. Nie bój się kary
za coś, na co nie masz wpływu. Mam nadzieję, że kiedyś
przestaniesz czuć lęk.
Puściła rękę Bożenki, a wtedy dziewczynka wstała i
objęła siedzącą nianię za szyję. Przytuliła ją i wyszeptała:
– Jesteś najlepsza, ciociu. Jesteś lepsza nawet od pani ze
stołówki, co daje dokładkę schabowego. Naprawdę.
Wzruszona Ewelina nie wiedziała powiedzieć. Dostała
emocjonalny prezent tam, gdzie się nie spodziewała.
Uśmiechnęła się głupkowato, hamując łzy wzruszenia, i
wstała. Dziewczynka wyszła z łazienki. Poszła do
salonu napić się herbaty. Gdy jej siostra tylko usłyszała,
łazienka się zwolniła, poszła się myć.
W pokoju dla dzieci panował spokój. Karolina, Bruno
Fabian robili wspólnie origami. Dokładnie tak jak
przypuszczała. Gotowe figurki zwierząt ustawiali przy
krawędzi stołu, jedną obok drugiej. Prace dziewczynki były
lepsze zwierzątek wykonanych przez chłopców. Karolina
miała wprawę, robiła to od dawna. Ćwiczyła z ojcem, a
potem także po jego wyjeździe. Mieli taką umowę, w
każdym tygodniu nieobecności taty Karolina stawiała na
parapecie jedną, najlepszą pracę. Ojciec dostawał zdjęcia
figurek w wiadomościach, które mailem wysyłały razem z
mamą. Z kolei Bruno spędzał
czas z tatą na gotowaniu. Malec nie miał teraz
możliwości się wykazać. Było mu trochę przykro, bo
zawsze, gdy chciał porozmawiać z ojcem przez telefon
satelitarny, matka go poganiała. Miał tyle do opowiedzenia,
ale tata nie mógł
go spokojnie wysłuchać, mama stale mówiła nieważnych
rzeczach.
Opowiadała o tym, że narozrabiał i czego się uczy. Sam
mógłby to powiedzieć ojcu, gdyby miał na to czas. Niestety,
czasem dysponowała matka i nie chciała się nim podzielić.
Ewelina spokojem słuchała, czym mówią dzieci.
Chciałaby pomóc Patrycji już dziś, ale jej praca była
ważniejsza. Wiedziała, że kiedy tylko odda dzieci, musi
zrobić się bóstwo pojawić dokładnie tam, gdzie jest
umówiona, bo w pewnych branżach praca nigdy się nie
kończy.
Bożenka wyszła z łazienki i Bruno wstał z ociąganiem od
stołu, bo przyszła jego kolej, żeby się umyć. Wtedy jego
siostra powiedziała niego jedno cudowne zdanie:
– Wybierzemy najlepszego twojego zwierzaka, Buniu,
wyślemy tacie na zdjęciu, chcesz? – Bunio chciał. Buzię
rozświetlił mu uśmiech.
Za Brunonem łazienki poszła Ewelina, nie wyobrażała
sobie, że sześciolatek sam sobie poradzi i nie wysmaruje
przy tym farbą całej łazienki.
Umyła malca wysłała do salonu, następnie nalała
herbaty. Teraz przyszła kolej na Fabiana. Chłopiec stanął w
drzwiach łazienki, wycelował w nią palcem i powiedział:
– Nie będziesz mnie myła. Jestem duży wiem, to zły
dotyk! Nie zgadzam się!
– W porządku, Fabian – zaczęła ostrożnie. – Umyj się
sam. Muszę cię o coś zapytać. Słuchaj, a jak ci malowałam
stopy i dłonie pędzelkiem, to też był zły dotyk?
– Nie.
– Cieszę się, że tak myślisz. Byłoby mi bardzo przykro,
gdybyś poczuł, że zmuszam cię czegoś, jest niewłaściwe.
Oczywiście masz prawo umyć się sam i nikt tego nie
neguje. Jeśli masz obawy, możemy też zostawić otwarte
drzwi. tu będę środku, żeby pomóc bez dotykania, trudno
jest jednocześnie namydlać stopy, trzymać odkręconą
słuchawkę prysznica nie nachlapać. leję wodę, robisz
resztę, nawet cię nie dotknę. Okay?
Możemy się tak umówić?
Chłopiec zastanowił się i pokiwał głową.
– Ale zostaw otwarte drzwi.
– Naturalnie.
Przyniosła kolejną wypełnioną piaskiem sowę
przycisnęła nią drzwi do ściany.
– Fabian, czy czujesz się teraz bezpiecznie? zapytała, on
przytaknął
ruchem głowy. Brudnymi rękami podwinął spodnie
wszedł prosto do brodzika. Czekał. Nie był przestraszony.
Potraktowała poważnie i zakorzeniony głęboko lęk przed
nieznanym skurczył się, dając chłopcu spokój.
Kiedy Fabian, zadowolony ze współpracy na własnych
warunkach, wyszedł
z łazienki, Karolina już stała pod drzwiami. Opiekuńcza
starsza siostra –
pomyślała niej Ewelina. Jeszcze nie dała się poznać
żadnej kiepskiej strony. Grzeczna, niby ufna, ale jakaś
wycofana.
– Karolina, poradzisz sobie, czy potrzymać ci prysznic.
– Potrzymać. Nie chcę sobie ochlapać spodni.
– to fajnie. Akurat jak skończymy, powinno przyjechać
wasze drugie śniadanie.
– Przyjechać? – dopytywała dziewczynka, podwijając
nogawki.
– Nie umiem piec. Zamówiłam dla was cieplutkie
drożdżówki z budyniem.
Lubisz takie?
– Lubię. Kiedyś tato i Bunio zrobili takie bułeczki z
jagodami. Były pyszne, ale mama mówi, się nich tyje
wyjaśniła, wchodząc brodzika, następnie usiadała i
wyciągnęła stopy w kierunku niani.
– W wieku mamy to po wszystkim się tyje. Pytałam, czym
was karmić, i mama nie miała żadnych wymagań. Uwierz
mi, drożdżówka raz na jakiś czas jeszcze nikogo nie zabiła.
Poza tym pomyśl, tak naprawdę nie pozostawiam wam
wyboru, prawda? Jesteście pod moją opieką, ja kasę drugie
śniadanie zamówiłam słodkie bułki. Nie było nic innego,
jakby mama pytała.
Nie powiedziała mi, że wy takich rzeczy nie jecie. To jej
wina.
– tak. Nie można wymagać innych tego, czego się
najpierw nie wytłumaczyło. Tak mówi tata. I zawsze
tłumaczy dwa razy. Żeby zapamiętać.
A jak zapomnisz, to nawet trzeci raz. I nie krzyczy, i się
nie złości.
– Fajny facet ten tata.
– Noo. Ale tabliczkę się wkurza. to już nawet nie chcę
nim rozmawiać, kiedy dzwoni, znowu będzie mnie pytał.
Później smutną minę, a ja nie umiem tego zapamiętać.
– Martwisz się, ojciec jest rozczarowany, nie umiesz
tabliczki na pamięć?
– Ciocia, ale to ciągle czytam, codziennie, i tak nie mogę
tego zapamiętać.
– Nie martw się, Karolina, coś wymyślimy. Nawet
gdybyśmy miały tę tabliczkę ułożyć całą z origami. Kiedyś
się w końcu uda.
Na tapczanie skórzanych fotelach siedziały dzieci.
Pałaszowały słodkie bułki i miały zadowolone miny. Ewelina
wybrała film o mrówkach. Pozbierała kubki po herbacie,
zasłoniła rolety i zrobiła kinowy klimat. Po chwili dzieci jak
zahipnotyzowane oglądały podróż mrówek ogniowych przez
Amerykę Południową, ich wojny, metody używania żądła,
pożeranie innych kolonii mrówek, a nawet jaszczurek i żab.
Od razu rzuciło się oczy, dzieci raczej nie oglądały
filmów przyrodniczych, a już na pewno nie w powiększeniu,
jakie gwarantował wielki telewizor niani, otrzymany
prezencie cudowny wieczór wyjątkowo hojnego gościa,
reżysera zagranicy. Wszystko to, żeby mogła docenić jego
pracę na bardzo dużym ekranie.
Mrówki zawładnęły myślami dzieci, więc Ewelina w tym
czasie przyniosła do pokoju deskę i nastawiła żelazko.
Miała w planie wyprasować sobie kuse i seksowne szmatki
wieczór. Nie przewidziała, kinowa atmosfera, którą
stworzyła, znacznie jej utrudni. Było zbyt ciemno. Zostawiła
deskę i żelazko w salonie, odsunęła je tylko na bok.
Pokrzątała się kilka chwil, aż w końcu przycupnęła na
podłokietniku fotela, na którym siedziała Karolina, i po raz
kolejny wsłuchała się mrożącą krew żyłach opowieść
strasznej śmierci i spustoszeniu, jakie pozostawiają za sobą
te owady, kiedy prą przed siebie przez dżunglę.
Kiedy film się skończył, spanikowana Bożenka spojrzała
deskę do prasowania.
– Ja cioci pomogę! – wyrwała się.
Ewelina ani myślała pozwolić dziecku prasować swoją
drogocenną odzież.
– Dziękuję, ale zrobię to sama. Lubię prasować.
– I nie gniewasz się, ciociu?
– Za co? – Ciśnienie podniosło się jej, zanim jeszcze
usłyszała odpowiedź.
– No, że nie zaproponowałam ci pomocy od razu.
Widzisz, ciociu, ja wiem, że jak się zauważy starszych
domowników, którzy coś robią, należy bezwzględnie
zaoferować pomoc. Tylko nie widziałam, jak przyniosłaś
deskę, bo siedziałam tyłem do drzwi.
– Bożenko, to jedna z cudownych mądrości taty?
– Nie, to babcia Dorota tak mówi.
– Babcia Dorota nie jest najlepszym przyjacielem dzieci,
kochanie. Tak bym to delikatnie ujęła. Jesteśmy u mnie w
domu, a ja nie wykorzystuję dzieci do pracy. Nie chodzi o
to, że nie powinniście mieć obowiązków. Fajnie jest też
umieć sobie wyprasować rzeczy, ale jesteś dzieckiem.
Dzieci nie muszą, jak ty to powiedziałaś? Bezwzględnie
oferować pomocy. Powiedz mamie, że babka gada takie
rzeczy, to zobaczysz, jak się na nią wkurzy – powiedziała
Ewelina, a zaniepokojony Fabian zmarszczył czoło. Albo
lepiej sama zrobię…
Podobał się wam film mrówkach? skierowała szybko
pytanie do wszystkich.
Dzieci przekrzykiwały się, potakując.
– W takim razie teraz pokażę wam moje zwierzątka.
– Ale ty nie masz zwierzątek, ciociu – zaprotestowała
niepewnie Karolina, a niania odpowiedziała jej uśmiechem i
zachęciła:
– Chodźcie ze mną.
Zaprowadziła dzieci do zamkniętego do tej pory pokoju.
Rozsunęła szklane drzwi specjalnie dla niej zrobionej szafy.
drzwiami stało kilka dużych formikariów. każdym nich
widać było pulsujące życie. Mrówki przemieszczały się i
tworzyły kolejne korytarze. Dzieci stały przed szafą. Ich
twarze wyrażały przeróżne uczucia. Brunon włożył palec
buzi od razu zrobił krok przodu. Bogusia przeciwnie.
Cofnęła się krok, jakby na wspomnienie żarłocznego
pochodu krwiożerczych bestii z obejrzanego przed chwilą
filmu. Karolina pokręciła głową odwróciła się stojącej boku
Eweliny.
– Ale, ciociu, takich zwierzątek nie można przytulić.
– Rybek też nie można wyjaśniła szybko. Kiedy byłam
mała, chorowałam zawsze, gdy zetknęłam się ślicznym
puchatym kotkiem czy pieskiem. Właściwie to chorowałam
nawet podczas spotkania z ciotką Kazią, która chodziła w
futrze. Mam alergię na sierść. Nie mogłam mieć puchatych
zwierzątek. Moja mama nie chciała mieć rybek, zupełnie
nie wiem dlaczego.
Ja, jak każde dziecko, bardzo pragnęłam mieć domu
jakieś zwierzątko.
Kiedyś odwiedzili mnie tata jego brat. co dzień mieszkali
daleko, nad morzem. Przyjechali żukiem, takim starym
busikiem. domu przyszli z taczką. Wiecie, co to taczka? Taki
wózek z jednym kółkiem z przodu. Poszli prosto podwórko.
Oni odwiedzali mnie tylko raz roku, podczas moich urodzin.
I wtedy, na tej taczce, przywieźli mi i podarowali ul. Tak
bardzo się cieszyłam! Mama pozwoliła postawić go w
ogrodzie. Ale kiedy tata i stryjek wyjechali, sprzedała mój
jakimś ludziom wsi, oni mieli pasiekę.
Powiedziała, nie mogę hodować pszczół, jak kogoś
użądlą, ludzie będą niej chcieli to pieniądze. Miałam swoje
zwierzątka tylko kilka godzin.
Na twarzach dzieci malował się smutek.
– To złe – odezwał się Fabian stanowczym głosem. –
Dlaczego twoja mama tak zrobiła?
– dlaczego twój tato zabrał dziewczynkom ich prezenty
babci i schował w garażu?
Fabian z trudem, ale zauważył podobieństwo.
– Nie wiem – odpowiedział.
– Ja też nie wiem, Fabciu. – Ewelina wyciągnęła rękę,
żeby pogłaskać go po głowie. Rozmyśliła się jednak,
wiedziała, jest przewrażliwiony na punkcie dotyku. Szybko
zwinęła dłoń w wyciągniętego do przybicia żółwika.
Malec się uśmiechnął. Dorośli czasem robią dziwne
rzeczy. Teraz jestem dorosła i mam swoje zwierzątka.
– Kochasz je? – Bogusia nie była chyba przekonana do
hodowania w domu owadów.
– Tak. W jakiś sposób je kocham. Jestem do nich
przywiązana i o nie dbam.
Kiedyś miałam ptasznika, takiego dużego pająka. Ale
kiedy umarł, bardzo płakałam. Teraz mam mnóstwo
mrówek i dziś jest ten dzień, kiedy powinnam je nakarmić.
Chcecie zobaczyć, jak się karmi mrówki?
– A mogę ci pomóc? Ale dlatego, że bardzo bym chciała,
a nie dlatego, że trzeba – wytłumaczyła się od razu
Bożenka.
– Bardzo się cieszę, że chcesz mi pomóc. Tylko że
jeszcze nigdy tego nie robiłaś i jeszcze nie potrafisz. Dziś ja
przygotuję im jedzenie i opowiem wam, jak się nimi
opiekować. następnym razem ktoś na pewno będzie
pomagał. Może zrobimy grafik, żeby każdy miał swoją
szansę.
Sięgnęła pomiędzy półki, pociągnęła za jedną z nich.
Wysunął się biały blat na rolkach. Pchnęła ukrytą nogę. Po
chwili delikatnie przeniosła na rozłożony stół pierwsze
formikarium. Wyjęła karmidełka, preparaty, pipety.
Rozmieszała z kroplą wody odrobinę hemoglobiny upuściła
pipetą zagłębienia w karmidełkach, potem zrobiła to samo z
odżywką białkową. Na koniec wyjęła maleńki pojemniczek z
miodem dla mrówek i umieściła na tackach naprawdę
symboliczną ilość. Dzieci w tym czasie z zaciekawieniem
oglądały mrówki z obu stron.
– Ciocia, daj więcej miodu, co? Całą kroplę daj. bym dała
więcej. One pewno lubią miód on jest zdrowy. Karolina
myślała, że niania oszczędza.
– Nie mogę, kochanie – tłumaczyła cierpliwie. – Miód jest
lepki. Gdybym dała im go więcej, mogłyby się posklejać. A
wtedy wiele z nich by umarło.
Miód to taka bardzo groźna pułapka. Kropla miodu
mogłaby zdziesiątkować populację.
– Co to znaczy? – spytał Bruno. Był zafascynowany
mieszaniem suszonej hemoglobiny z wodą i tym, że mrówki
będą jadły krew.
– To znaczy, że mogłoby mi zostać mało zwierzątek, bo
by umarły, i byłoby mi bardzo smutno. Pewnie bym wtedy
płakała.
– Naprawdę? – Fabian był poruszony tą wiadomością.
– Tak, Fabciu. Mrówki nie mają brodzika, mydełka i
ręcznika, żeby zmyć z siebie nadmiar klejącego się miodu
wyjaśniła. Gotowe! Najpierw nakarmimy ten gatunek,
potem inne. Czy widzicie różnice pomiędzy owadami?
– są maleńkie, te duże. Bruno wskazywał palcami, ale nie
dotykał
szyby.
– Właśnie tak pochwaliła chłopca. Umieściła kolejne
karmidło w następnym formikarium. – A inne różnice?
– Są czarne albo czerwonawe.
– Świetnie, Bruno. Jesteś spostrzegawczym
przyrodnikiem.
– dlaczego tamtym pojemniku jest coś? Ciekawski
chłopiec wskazał formikarium, które rzeczywiście różniło
się reszty. Leżały w nim jakieś części zamienne
komputerów, strasznie stara nokia, nawet duża płaska
bateria.
– Widzisz, Buniu, jest moja najnowsza hodowla. Jeszcze
nie końca wiem, jak się z nimi obchodzić. Sprowadziłam je
ze Stanów – tłumaczyła.
– Tam mieszka babcia – wtrącił Fabian – Ta od
prezentów.
Ewelina przemilczała związek babci, Stanów i
prezentów.
– Te owady są trochę inne. Mówią na nie „szalone
mrówki Rasberry’ego”.
– Dlaczego szalone? – jednocześnie zapytały Karolina i
Bożena.
– Bo to jest taki gatunek, który lubi prąd elektryczny.
Mówi się o nich, że mogą zjeść telefon. To nie jest tak do
końca prawda. Teraz każdy telefon jest tak zrobiony, że
mrówki nie dostaną się do środka. Za to mogą dostać się do
komputera albo laptopa poważnie uszkodzić. Stare telefony
też były narażone na pożarcie.
– Ale jak? Ciociu, przecież komputer jest duży, a one są
takie malutkie? –
Nawet najmłodszy Bruno nie był w stanie w to uwierzyć.
– Bo widzisz, one się wciskają w najmniejszą dziurkę, a
potem przegryzają kabelki, w których jest prąd. Ten prąd je
zwykle zabija, ale wtedy wydzielają taki feromon, specjalną
substancję, która woła inne mrówki, i razem psują to
połączenie. Wszystkie razem gryzą gryzą, tego robią spięcia
mają jakieś dziwne pole elektromagnetyczne. Naukowcy
jeszcze to badają. Ludzie wciąż mało o nich wiedzą. Ale
wiedzą, że najchętniej mieszkają w wielkich
klimatyzatorach. Znaleziono kiedyś Houston, tam, skąd
startują rakiety kosmiczne, i na lotnisku w Teksasie. To
mogłoby być bardzo niebezpieczne.
Te mrówki lubią pole elektromagnetyczne do niego lgną.
Kochają elektryczność. Chciałam, żeby się czuły jak w
domku, dlatego wrzuciłam im trochę elektrośmieci.
– Nie wiedziałam, są takie mrówki. Bogusia zaczęła
przyglądać się owadom z rosnącą ciekawością.
– Ja też usłyszałam o nich niedawno, a kupienie ich i
przetransportowanie było naprawdę trudne.
– Ciocia, gdyby wpuścić szkole sekretariatu, mogłyby
zniszczyć dziennik elektroniczny? spytała ostrożnie
Bogusia, ale dało się zauważyć, że miała jakiś niecny plan.
– Raczej nie, bo dziennik to tylko program. Poza tym
szkoda mrówek, bo by umarły, psując jedynie komputer.
Dziennik by został nietknięty. A dlaczego o to pytasz? Masz
w nim coś do ukrycia?
– Nie powiem, bo Fabian powtórzy mamie. –
Dziewczynka popatrzyła na brata z niechęcią.
– Rozumiem. Popatrzcie, jak spokojnie jedzą. Nikt się nie
pcha. To nie jest szkolna stołówka. Jest porządek, miło
popatrzeć. lubię porządek. Po innych zwierzętach zostają
kupy trawnikach, jak słusznie zauważyła Karolina. A po
mrówkach nie.
– Ale nie możesz ich przytulić – powtarzała jak mantrę
Karolina. – I one się do ciebie nie przywiążą, ciociu.
– Racja. Pewnie nawet nie wiedzą o moim istnieniu. Ale
rybki też by nie wiedziały. Nie jest dla mnie ważne.
widzieliście taki film przygodowy Ant-Man, którym
superbohater zamieniał się mrówkę? Dzieci przecząco
pokręciły głowami. Nie? to zaraz sobie włączymy. Spojrzę
tylko, gdzie można to legalnie obejrzeć. Tam są nawet
latające mrówki, jedna nazywa się Wanda, ale nich
opowiem wam innym razem. Włączę film i sobie
popatrzymy.
– my widziałyśmy Artura Minimki. Tam było dużo
robaków. było fajnie. Ale to było dawno i słabo pamiętam –
pochwaliła się Bogusia.
Po chwili całe towarzystwo znowu siedziało przed
wielkim telewizorem.
Tym razem, zamiast deski do prasowania, Ewelina
przyniosła sobie lampę UV
i duży lakierowany kuferek. Odsłoniła fragment rolety.
Tyle, światło z zewnątrz oświetliło dobrze jej fotel. Gdy
maluchy oglądały film, spokojnie i dokładnie pomalowała
sobie paznokcie.
Kiedy piętnastej dzieci poszły siebie, westchnęła.
Pomyślała, to świetnie, że odwołano dziś zajęcia na uczelni.
Zaczęła od długiej, relaksującej kąpieli z olejkami.
Szykowała się starannie. Wyrównała przed lustrem gęste,
czarne naturalne brwi, wysuszyła włosy i zakręciła je na
grubych fioletowych wałkach na rzepy.
Myślała dzisiejszej pracy. Miała pójść jako osoba
towarzysząca na spotkanie biznesowe. Zaprosił ją młody,
rokujący dyrektor finansowy jednego z działów ogromnej
firmie. Gośćmi mieli być Francuzi, ona tak słabo pamiętała
francuski z ogólniaka. Angielskiego używała stale przez
cały okres studiów, ale drugi język, no cóż, konał wolno,
nieużywany.
Właściwie nie myślała o kliencie. W umowach Eweliny
nigdy od razu nie było seksu. Jak dotąd dostała zaliczkę
konto właściwie miała udawać większe zainteresowanie
gośćmi niż zapraszającym, wyciągnąć nich biznesowe
informacje. tego zależała premia. To, czy pójdzie kimś do
łóżka, kimkolwiek, zależało zamożności klientów nie
oszukujmy się, od ich wyglądu zachowania. Dziewczyna
towarzystwa brała kasę za towarzystwo, czyli samą
obecność. Świetnie mówiła angielsku, była błyskotliwa,
zorientowana gospodarce polityce, rozmawiało się nią
przyjemnie, tego wyglądała wyjątkowo reprezentacyjnie.
Była chodzącą pokusą, ale seks kasowała niesamowite
pieniądze. Żyła tego ponad roku.
Jakiś czas temu zawalił się jej świat. Ukochany wyjechał
zagraniczny staż i słuch o nim zaginął. Norbert nie zostawił
jej jak Zyga, ojciec bliźniaczek i Fabiana, swoją rodzinę.
Norbert po prostu wyparował. Ani jego matka, ani siostra
nie wiedziały, stało się chłopakiem. Policja Portugalii
rozkładała ręce. Mówili, nigdy nie dotarł miejsca
przeznaczenia.
Podobno wcale nie było go w Lizbonie – mieście, o
którym marzył. A mówiła mu, że powinien lecieć
samolotem, zamiast tłuc się autem przez całą Europę.
Nie słuchał. Norbert nie wyobrażał sobie, że będzie się
poruszał komunikacją miejską. Żartowała, gdy zobaczy ruch
uliczny tak dużym mieście, szybko zrezygnuje z czterech
kółek. Wtedy tylko go to bawiło, ona natomiast zamartwiała
się śniła złe sny przerażających, ogromnych, drapieżnych
metropoliach, które kusiły naiwnych studentów nocnym
życiem i wypluwały to, co po nich zostało, kiedy czas
balangi się kończył.
Najpierw rozpaczała. Dzwoniła na policję, do ambasady,
prosiła o pomoc.
Matka siostra Norberta przyjęły wiadomość, zaginął,
jakby bezwolnie i nie zrobiły niczego. Ewelina prędko
odkryła, kiedy przedstawia się jako siostra Norberta,
załatwia więcej, niż kiedy mówi, jest jego narzeczoną.
Dzwoniła, płakała, pisała posty, uruchamiała wszelkie
znajomości sprzed lat.
Łapała się każdej nitki, która mogłaby doprowadzić do
kłębka, czyli jakiejkolwiek wiadomości losie chłopaka. tym
czasie straciła kontakt z matką Norberta. Kobieta zupełnie
zdziwaczała i nie chciała oglądać niedoszłej synowej.
Zrzuciła dziewczynę winę to, nie powstrzymała jej syna
przed wyjazdem na pechowy staż. Potem urwał się kontakt
w Mirelą. Siostra Norberta postanowiła wstąpić zakonu nic
nie odwiodłoby jej tego durnego planu. Była młoda, miała
pstro w głowie i przeżyła tragedię, a matka, zamiast jej
pomóc, pogrążyła się we własnym żalu. Ewelinie było żal
Mireli, która nagle doznała nawrócenia obiecała Bogu,
będzie służyć w zamian za odnalezienie się jej brata,
żywego lub martwego. Naiwność młodej dziewczyny miała
szybko zderzyć się ohydną rzeczywistością życia
pogardzanych i prześladowanych postulantek.
Kiedy poszukiwania nie przyniosły żadnego rezultatu,
przyszła faza druga.
Ewelina opijała samotność. Działo się krótko, wódka
wyraźnie jej nie służyła. W końcu dziewczyna zapragnęła
zmian. Sprzedała połówkę domu, w którym mieszkała sama
nagłej śmierci matki, stwierdziła, ma dość życia w małej
mieścinie, maleńkiej renty i nieregularnych alimentów od
ojca.
Skontaktowała się z nim i, przy jego pomocy, za
pieniądze ze sprzedaży domu kupiła sobie ciemne, ale duże
mieszkanie remontu strychu mieście.
Już wtedy miała bardzo zamożnego sponsora. Znalazła w
internecie.
Przerażało to, robiła, ale tak bardzo pragnęła zabić ból
sercu, że chwyciłaby się wszystkiego, tylko zapomnieć tym,
jak bardzo kochała Norberta.
Ojciec potępiał to, jak żyła, ale on mógł mieć gadania?
końcu spotykał tylko raz czy dwa razy roku. Powiedziała
mu, gdzie jego opinię, i na tym poprzestali. Wtedy, na
początku, Ewelina jeszcze nie umiała stawiać warunków,
ale powoli uczyła się negocjować. Zawsze była miła i
mierzyła bardzo wysoko. Jej ciemne mieszkanie
wyremontowało się niemalże w rozliczeniu za miłe
towarzystwo i stało się jasne i przyjazne. Wyrwała się z
wiochy, potem sięgnęła wyżej pracowała coraz mniej. Teraz
numer telefonu do Sweet Star, jak się nazwała, był jak
gwiazdkowy prezent. Krążył
jedynie wśród tych, którzy cele, powiedzmy,
reprezentacyjne wydawali bardzo dużo pieniędzy. Spędzała
weekendy w drogich hotelach, podróżowała
samolotem po świecie, a jednak chciała dokończyć
studia i w końcu zająć się czymś innym. Tylko wciąż jeszcze
nie wiedziała czym.
F1o
Rozdział 6
Patrycja
Kiedy już nastawiła pranie, zjadła dziećmi obiad zrobiła
sobie kawę, usiadła na kanapie i przysłuchiwała się, o czy
rozmawiają jej dzieci. Bawiły się w mrówki. Albo chciały
być mrówkami. Dziwne. Pewnie oglądały jakąś bajkę. Potem
chciały mieć mrówki pytały, czy mogą hodować w domu.
Kazała im spytać o to ojca. Taką miała metodę. Nawet
gdy Bruno był jeszcze tak malutki, kiedy oglądał bajki pytał,
wskazując palcem telewizor:
„Cy mogem tam pójść”, odpowiadała: „Oczywiście
kochanie, jeśli tatuś pozwoli”. Nim ojciec wrócił do domu
po miesiącach na morzu, Bruno już o niczym nie pamiętał.
Tym razem pytanie dzieci było dziwne, ale była zbyt
zmęczona, by z nimi rozmawiać. Siedziała i piła gorzką,
mocną kawę, która teoretycznie powinna postawić na nogi.
Nawet nie zauważyła, kiedy zasnęła.
Śniła pracy. Obie Kaśki miały wolne dzieci, Marzena
poszła na chorobowe, bo dysk jej wypadł. Zostały we dwie
na cały oddział od siódmej do piętnastej i tylko jedna na
nockę. Każda miała rano do umycia i ubrania po dziesięciu
mieszkańców. Wszystko byłoby dobrze, gdyby Marta co
chwilę nie próbowała zrobić sobie przerwy fajkę.
Ostatecznie Patrycja myła i ubierała dwanaście osób, za to
sprytna Marta – tylko osiem. Bolały ją plecy od dźwigania
nie chciała dłużej pracować tą dziewczyną. śnie napisała
skargę na koleżankę i ta skoczyła do niej z pazurami. Nic
przyjemnego. Potem jednak poczuła ciepło i sen się zmienił.
Przyśnił jej się urlop Grecji. Było jej dobrze czuła ten
cudowny brak pędu. Jak przez mgłę słyszała dzieci
rozmawiające mężem. Zrobiło się jej błogo. Było ciepło jak
plaży. Szczęście otulało niczym jej ulubiony polarowy koc,
który jeszcze długo wyjeździe Damiana pachniał jego
zapachem. Za to uwielbiała tę miękką rzecz. Kiedy dzieciaki
zorientowały się, że pled pachnie tatą, szybko go zabrały do
wspólnego pokoju.
Przebudzenie Patrycji ładowało się stopniowo, jak pliki
starych dyskietek. Teraz do jej świadomości wolno zaczęła
przebijać się informacja, że Damian jest morzu, ona domu,
jednak słyszy. Próbowała podnieść powieki, ale były takie
ciężkie. Kiedy jej się w końcu udało, zobaczyła jedyne
źródło światła salonie, swój otwarty laptop stojący na stole.
Przed nim siedziały dzieci i z pasją opowiadały ojcu o tym,
jak Ewelina karmiła krwią mrówki, które jedzą komputery.
Absurd.
Ani Bruno, ani Karolina nie wiedzieli, że matka się
obudziła. Twarz kobiety była ukryta w ciemności. Ciepło,
które ją otulało, pochodziło z koca, którym maluchy okryły
mamę, kiedy zasnęła. Rozczuliła się tym, jak bardzo nią
dbają. Damian słuchał ich historii całym sobą, cieszył się,
wypytywał.
Karolina opowiadała, uczyła brata składać origami,
malec pobiegł do pokoju i po chwili przyniósł swoje dzieło.
Z uśmiechem wysłuchiwał pochwał
ojca. Był siebie bardzo zadowolony. Karolina przytuliła
brata. Potem
opowiadali o stopach i dłoniach upstrzonych farbą,
odbitych na ścianie u niani i kiedy Patrycja pomyślała, że
trzeba będzie zapłacić Ewelinie za malowanie, połączenie
nagle się zerwało. To zdarzało się często. Brunon z poważną
miną popatrzył na siostrę i pozwolił sobie na wiele znaczący
komentarz:
– Mówiłem ci, z tatą trzeba rozmawiać bez mamy. Wtedy
jest prawdziwy.
– Zawsze jest prawdziwy, Buniu. Tylko że z mamą nigdy
się nie uśmiecha, bo ona opowiada o samych zmartwieniach
odpowiedziała Karolina.
Zamknęła laptopa matki wyciągnęła rękę brata. Chodź,
sprawdzimy, czy w książce o origami jest instrukcja, jak
zrobić mrówkę.
Po wyjściu dzieci z salonu Patrycja usiadła na kanapie.
Opuściła stopy na podłogę. Rozmasowała kark i wytarła
wilgotne oczy. Nie było tak najgorzej, ale bardzo daleko od
dobrze. Kiedy Damian był w domu, rozmawiali całymi
godzinami. Chciała mieć samo, kiedy mąż pływał, była
namiastka komfortu. Zapomniała, że dzieci potrzebują ojca
bardziej niż ona męża. Miała ogromne poczucie winy. ją
przytłoczyło. Pomyślała, gdy dzieci pójdą już spać, powinna
wyskoczyć lampkę wina Gośki. Iza Aga nie wchodziły grę,
obie boku dziwnie przyglądały się irracjonalnym ich
zdaniem wyczynom sąsiadek.
Sięgnęła po telefon i napisała do Gochy wiadomość, że
napiłaby się wina.
Odpowiedź była jednoznaczna. Gośka wieczorem
zaplanowała pisanie pozwu rozwodowego i musiała mieć
jasną głowę. Nie prosiła o pomoc, a to znaczyło, że końcu
jej się przelało, więc zamierzała pójść całość dać upust
emocjom.
Patrycja zawinięta koc poszła pokoju dzieci. Oddała
miękkie okrycie i dopiero wtedy zrozumiała, że pora
uruchomić piec, bo w domu jest dość zimno. Poszła kuchni,
zrobiła dzieciom czekoladę, potem zaczęła smażyć
naleśniki. Były dobre chandrę. Dzieciom smarowała
serkiem, nutellą albo dżemem. Sama wsuwała posypane
grubym cukrem, który aż chrzęścił w zębach jak miażdżone
szkło. Lubiła jeść je aż do zasłodzenia.
Weekend zbliżał się wielkimi krokami, a ona
potrzebowała wypoczynku.
F1o
Rozdział 7
Niania
Ewelina nie wróciła domu sobotę. Właściwie nikt prócz
Gośki nie zwrócił to uwagi. Odkąd została sama, przestała
wygłaszać cowieczorny monolog o trudach swojego dnia w
dwóch pracach do męża, który udawał, że słucha, oglądał
tym samym czasie telewizor, robiąc głośniej, by marudząca
baba nie przeszkadzała mu w odbiorze. Kiedy za bardzo
nadawała i oczekiwała jakiejkolwiek jego aktywności,
zwykle spławiał ją, mówiąc, że jest tak zmęczona, że na
pierwszy rzut oka widać, że musi odpocząć. Czasem
przełączał kanał kościelną telewizję mówił, musi się teraz
skupić, a wtedy ona sama szła spać, choć wiedziała, że gdy
zamknie za sobą sypialnię, Zyga ponownie włączy sport.
Teraz potrzebowała posłuchać własnego głosu po raz
kolejny przekonać samą siebie o patologii, do jakiej
doprowadzili jej mąż i teściowa.
Ale nie tylko potrzeba wygadania ciągnęła Gosię górę,
Eweliny.
Miała też niej inną sprawę. piątek nauczyciele wysłali
rodziców niepokojącą wiadomość. Dwa tygodnie wolnego
miały się okazać dwoma tygodniami pracy w domu,
oznaczało to, że będą musieć korzystać z laptopa, a tym w
domu zawsze zajmował się jej mąż.
Ewelina dotarła do domu grubo po dwudziestej. Już od
dawna było ciemno.
Wracała zaopatrzona w liczne torby z zakupami, które
wyszedłszy z taksówki, pozakładała na przedramię, jedną
po drugiej. Gośka wyszła na zewnątrz. Nie po czatowała
sąsiadkę przez pół dnia, żeby teraz przegapić. Stanęła
przed drzwiami klatki schodowej i zawołała:
– Pomóc ci się zabrać, Ewelino?
– Gosia? Z nieba mi spadłaś! Jasne. Chodź, weź część
tych toreb, bo będę musiała dwa razy obracać.
– Ciężkie? – Gosia wyszła w kapciach przed dom i
przemierzyła chodnik prowadzący do ulicy.
– Skąd! prawie wszystko ciuchy. Jakiś wariat sklepie
zapakował
każdą rzecz osobno.
– Marki mówią same za siebie. Zrobiłaś sobie zakupy jak
ta lala. – Gosia wzięła od Eweliny kilka torebek i przełożyła
je do lewej ręki, potem zabrała kolejne i zrobiła krok do
tyłu, by sąsiadka mogła zamknąć drzwi taksówki.
– A bo to wiemy, kiedy wszystko zamkną? – Ewelina
ruszyła pierwsza do klatki i szeroko otworzyła drzwi. – Cały
weekend słyszałam, że we Włoszech jest zona rossa[1].
– sumie nie wiadomo, czy cokolwiek zamkną. Gośka
tryskała niepoprawnym optymizmem.
– Ty to chyba telewizji nie oglądasz, co? A ja od wczoraj
widziałam kilka stacji francusku, nawet jakąś włoską,
uwierz mi, jeszcze trochę i będziemy mieć to samo!
– Co takiego się tam dzieje?
– Czerwone strefy, policja ulicach wyjścia domu tylko
pracy, lekarza i apteki. I duże zakupy raz w tygodniu. Jak ja
żałuję, że nie mam auta!
Dobrze, już wcześniej robiłam zakupy online, nie będę
się musiała przyzwyczajać.
Stanęły przed drzwiami Eweliny. Dziewczyna sięgnęła
dłonią ponad szafkę z gaśnicą, którą osobiście kazała sobie
zamontować przy drzwiach, wiedząc, że to jedyna droga
ucieczki. Wyjęła ukryty klucz. Weszła do środka i z ulgą
zsunęła buty. Gosia wsunęła się tuż za nią do mieszkania,
zdjęła kapcie, które przemoczyła drodze taksówki. Poszła
Eweliną sypialni tam pozwoliła sobie upuścić na podłogę
wszystkie niesione torby.
– Dziękuję, Gosiu. Powiedz, jak się stało, wypatrzyłaś
mnie przez okno?
– widzisz, właściwie na ciebie czekałam odpowiedziała
Gośka i zrobiło się jej troszkę głupio.
– Serio? – Ewelina była zdziwiona.
– Jakiś facet zostawił u mnie paczkę dla ciebie. Poczekaj
minutkę, to ci ją przyniosę.
– nie mogłabyś jutro? Słuchaj, jestem wypompowana…
Ewelina usiadła ciężko łóżku. Miałam przyjęcie tańcami
niemal rana.
Klientkę koksie, która nie musiała spać była tak
absorbująca, od wczoraj byłam w pracy. Potrzebuję
odpocząć.
– Klientkę? – Gośka zrobiła wielkie oczy. – Znaczy
kobietę?
– Uwierz mi, też byłam zdziwiona. Ewelina zrolowała
pończochy i podciągnęła nogi do siebie. – Do pracy
pojechałam z facetem, ale na miejscu priorytety finansowe
zwyciężyły. Uczymy się całe życie, prawda?
– Znaczy, ty, ty… kobietami też? Gośka łapała powietrze
jak świąteczny karp po wyjęciu z wanny.
– Gosia, gorszysz się czy dziwisz? nie wiem, jak ci tu
odpowiedzieć…
– Nie wiem. Chyba jestem w szoku.
– Nie rozumiem, dlaczego ma znaczenie? końcu tylko
praca. To prawda, to była moja pierwsza klientka, ale
panowie byli nieatrakcyjni i dużo mniej zamożni. to
Gabrielle cudowna, zadbana babeczka bardzo wypchanym
portfelu. Zapłaciła za dotrzymanie jej towarzystwa wczoraj i
dziś.
Bardzo dużo rozmawiałyśmy. Wiesz, myślę, że dobrzy
ludzie zdradzają z tego powodu, że czują się niekochani
albo zaniedbani. Źli mają za to na wszystko wywalone.
Gabrielle chyba dawno przestała dbać o swoją drugą
połowę. Nie robią niczego razem. przykład uwielbiają
zakupy, ale dawna robią je
osobno, choć kiedyś sprawiało im to tyle radości.
Uwielbiają też gotować, ale jedzą knajpach, jak karę.
Prawdę mówiąc, marnują swój czas. Nie doceniają się.
Szkoda, bo kiedyś podobno to była wielka miłość. Po długiej
i wyczerpującej rozmowie wybrałyśmy się dziś hotelowych
butików. Dla drogich klientów nadal wszystko jest otwarte,
nawet w soboty. Wystarczy, że płacisz. Mnóstwo czasu
spędziłyśmy prostu zakupach, które nie zapłaciłam ani
centa. po prostu prezenty. więcej, Gabrielle będzie w
mieście znowu za miesiąc i już jesteśmy umówione na
wspólny weekend. Jej firma będzie zachwycona, ona chce
ponownie przyjechać. Podobno polski oddział to same
młotki i nikt ich nie chce szkolić, a jej żona nie musi o
niczym wiedzieć.
– To ona jest mężatką? – Gosia ponownie okazała
zdumienie.
– Raczej jest żonata. u nich legalne dawna. Czy byłabyś
tak samo rozczarowana jej zdradą, gdyby miała męża, a nie
żonę? Ludzie zdradzają bez względu na płeć małżonka.
– Nie wiem. Gosia oparła się futrynę plecami
obserwowała, jak Ewelina coraz mocniej otula się kapą,
jakby miała zaraz usnąć. – Jak dla mnie świat posuwa się
przodu zbyt dużymi krokami. przestałam nim nadążać. Ale
nikogo nie oceniam. To nie moja sprawa.
– No popatrz, a ja bym chętnie opuściła średniowieczną
Europę. Przeniosła się gdzieś na zachód, może do
Hiszpanii. Albo lepiej do Portugalii. Kiedyś już miałam taki
plan.
– I co? Nie wyszło?
– Nie wiem, co się stało, Gosiu. Mój narzeczony pojechał
do Portugalii na staż. Miałam do niego dołączyć. Tylko że
do tej pory nie wiem, co się wtedy wydarzyło. Słuchaj,
padam na pysk, wpadnij jutro, co? Muszę odespać.
– Wstaniesz do dziesiątej? Czy przyjść później?
– Wszystko jedno, najwyżej mnie obudzisz.
Gośka wróciła domu wstrząśnięta zmieszana. Jej dzieci
katowały syntezator za zamkniętymi drzwiami swojego
pokoju. Hałas był niemożliwy, ale postanowiła znieść
dzielnie. końcu dziewczynki odzyskały swoje zabawki i
mogły się rozwijać. Dziwne było to, że Fabian ani na
moment nie dawał się przegonić pokoju. Pomyślała, może
szpieguje, donieść ojcu, ale chwili przestała przypisywać
dziecku złe zamiary. Chłopiec wiedział, że jeśli coś zepsuje,
matka mu tego nie daruje, i nie chciał wiedzieć, jaką
wymyśli dla niego karę, bo kary od mamy jeszcze w tym
domu nie było.
Właściwie nie miała zamiaru wnikać pracę Eweliny.
Sama wstydziła się takich zwykłych rzeczy, jak to, ma
teściową fanatyczkę że mąż ją zostawił. Tymczasem inni
ludzie nie przejmowali się tym, że żyli z prostytucji lub
mieli małżonka tej samej płci i jeszcze go zdradzali. W
głowie jej huczało od przemyśleń. Wciąż zastanawiała się,
czy jest nietolerancyjna, tak jak jej teściowa? A może jest
homofobem, podobnie jak jej mąż? Gryzło ją to i czuła silną
potrzebę pogadania z Bogiem, ale dzieci jeszcze nie spały,
więc nie było mowy tym, żeby mogła swobodnie, swoim
zwyczajem zamknąć się w sypialni i zrzucić z siebie ciężar
przemyśleń z tego dnia.
W końcu usiadła przed telewizorem, w którym bajki
grały dziś niemal od rana. Wyłączyła go, mamrocząc cicho:
błogosławiona cisza. Potem wzięła z półki encyklopedię,
której nie pozwoliła mężowi wyrzucić, miała piękną oprawę,
przeczytała niej, osoba tolerancyjna nie ktoś, kto
wszystkiemu przyklaskuje, człowiek, który nawet gdy się
coś nie podoba znosi to, każdy prawo być inny. Jej Zyga
miał prawo być idiotą, a teściowa – fanatyczką. I trzeba to
było w końcu nazwać po imieniu: jej matka lat mieszkała
kobietą. Może nie miała nią ślubu, może właśnie miała,
tylko nie powiedziała tym córce, tkwiącej związku z
homofobem, żeby nie narobić jej nieprzyjemności? Mama
miała dziewczynę.
Tak wyglądała rzeczywistość choć można było nazywać
koleżanką, przyjaciółką lub współlokatorką, Gośka wolała
znać prawdę. Nie powinno jej dziwić to, każdy żyje tak, jak
się podoba. Nie miała prawa nikogo oceniać. Sięgnęła po
telefon. Ostatnia wiadomość do mamy na Messengerze z
informacją: „Kocham Cię, mamo”, nie została jeszcze
odebrana. nic, pomyślała wysłała drugą treści: „Czy Twoja
przyjaciółka Barbara jest Twoją dziewczyną, czy żoną,
mamo? Pytam, może powinnam maju wysłać dwie kartki na
dzień matki, zamiast jednej”.
A potem uspokojona, poszła robić kolację.
Po dwunastu godzinach snu Ewelina przebudziła się
wypoczęta. Zrobiła sobie kawę, zalała musli zimnym
mlekiem pomaszerowała pod prysznic.
Namydlając piersi, wspominała igraszki z Gabrielle.
Pierwszy raz pracowała z kobietą musiała przyznać,
doświadczenie było przyjemne. Chyba nigdy nie było jej
robocie tak dobrze spontanicznie. i kasa była do
pozazdroszczenia. Przypomniała sobie wczorajszą minę
Gośki i uśmiechnęła się do własnych myśli. Pewnie gdy
tylko usłyszy ruch na górze, przyleci tu z obiecaną paczką,
choć głównym powodem będzie raczej niezaspokojona
ciekawość.
Nie musiała długo czekać. Jeszcze jadła swoje płatki, gdy
usłyszała trzy ciche puknięcia w drzwi i Gośka władowała
się jej do domu w kapciach tak samo brudnych od spodu jak
kapcie jej dzieci.
– Cześć! Właśnie miałam cię obudzić, gdy usłyszałam,
już krążysz i woda leci w łazience, to się nie spieszyłam.
Mam tę twoją paczkę.
Ewelina pokazała ruchem dłoni krzesło skończyła wolno
przeżuwać rodzynki i suszone banany. Gośka usiadła i
zapytała:
– Właściwie jak jest, ci towar miejscowego sklepu
przywieźli jak kurierem?
– Normalnie. Zapłaciłam dostawę. wcale nie jak
kurierem, tylko obsługa dostarczyła dopłatą zamknięciu
sklepu osiemnastej, dlatego prosiłam, żebyś ją odebrała.
– Czyli wiesz, co tam jest? – Gośka walczyła z
ciekawością.
– Jasne. Przecież kupiłam. Ewelina wycierała włosy
gruby jasny ręcznik.
– nie planujesz rozpakowania, żeby obejrzeć?
dopytywała ciekawska sąsiadka.
– Nie. Otworzę, jak dzieci przyjdą poniedziałek. Ewelina
jakby się z nią droczyła, nawet uśmiechnęła się pod nosem.
– To niespodzianka dla dzieci? – zapytała Gosia. –
Ewelina, proszę, nie rób dzieciom prezentów. I tak
zajmujesz się nimi za grosze!
– raczej dla mojego komfortu wyjaśniła, sięgając leżący
stole grzebień rzadkimi zębami, zaczęła wolno rozczesywać
włosy. Jak się przelecą po schodach w kapciach, to zawsze
muszę potem pastować podłogi.
Będą u mnie zmieniać swoje brudne kapcie na moje
czyste. Chcesz kawę czy się spieszysz?
– Piłam kawę, dzięki. Herbatę za to chętnie, bo wiesz, ja
na ciebie wczoraj czekałam, bo mam biznes – wyjaśniła
Gośka.
– Biznes, czyli można zarobić skwitowała Ewelina. Co się
stało?
Opowiadaj.
– Dostałam maila szkoły, właściwie trzy maile. Chodzi to,
od poniedziałku, czyli jutra, rusza zdalna edukacja naszej
szkole. Nikt jeszcze nie wie, jak to będzie wyglądać, ale
wydaje mi się, że nauczyciele by chcieli, żeby rodzice za
nich prowadzili lekcje. Do tego na początku wszystko ma
się dziać przez elektroniczny dziennik, ja naprawdę jestem
taką nogą, jeśli chodzi obsługę laptopa, nie robię nim nic,
prócz pisania dokumentów w pracy. Potrzebuję pomocy.
Jeszcze nie wiem w czym, ale na pewno już wiem, jeśli będę
musiała powrocie pracy uczyć własne dzieci, to grozi mi
ciężka nerwica.
– I dlatego chciałabyś, żeby zdjąć z ciebie ten ciężar?
– No tak. Tylko nie wiem, o co właściwie powinnam cię
poprosić. Na razie wiem, że trzeba odbierać pocztę w
Librusie, bo tam będą spływały wytyczne.
– W czym?
– W Librusie. Nienawidzę tego świństwa. Ten program
co roku każe mi się logować w nowe miejsca i stale wysyła
mi spam. Najpierw był tylko Librus, potem roku pojawiła
się jakaś nakładka czy dodatek Synergia, teraz Rodzina…
ciągle dostaję telefon jakieś artykuły zamiast informacji o
ocenach dzieci. Płacę dostęp telefonu wszystkich opcji
aplikacji mobilnej, a w zamian oni mi wysyłają linki do
głupio mądrych artykułów, na które nie mam czasu. Czy
rozmawiać z dziećmi o pieniądzach, ile pić wody i takie tam
odkrycia naukowe.
– Gosia, ale jak ja mogę pomóc, skoro nie wiesz, czego
oczekujesz?
– Mogłabyś zainstalować sobie ten Librus, odbierać
wiadomości i instrukcje, a potem mówić moim dzieciom, co
mają zrobić i gdzie?
– A potem pewnie jeszcze odesłać zadania?
– Nie wiem. Na razie nic nie wiem. To możliwe.
Pomyślałam, że one mają u ciebie dużo czasu. tego
przyzwyczajone uczyć się rano. Jeśli je
przestawię popołudnie, będzie ogromna zmiana. Gdyby
zaś szkoła wymagała, że musi je być widać, to skąd ja
wezmę trzy laptopy dla każdego dziecka? Albo chociaż
dwa?
– co się martwisz zapas? Słuchaj, poradzę sobie, twoje
dzieci też sobie poradzą, po prostu nie wpadaj w panikę.
Jakoś to będzie.
– Łatwo ci mówić, a ja wciąż czuję, że nawaliłam na całej
linii. Wzięłam na siebie tyle pracy, do tego wydawało się,
kiedy mnie nie ma, Zyga wszystko utrzymuje porządku. on
był prostu poganiaczem niewolników razem teściową
pokrzykiwali dziewczynki je gonili do roboty. Te lśniące
podłogi i umyte okna to praca dzieci, nie ojca i babki. A ja
go chwaliłam i głaskałam po główce. Nie mówię, że to źle,
że dzieci umieją sprzątać i chcą pomagać, ale ludzie, no bez
przesady!
– ty, Gośka, dobra jesteś. Ktoś kazał harować jak wół?
Pewnie nikt, sama wzięłaś siebie. Ktoś wymagał? Sama się
postanowiłaś zaharować, bo myślałaś, że chłop ci pomoże, a
on, standardowo, przerzucił to na innych. Faceci lepiej niż
my zarządzają pracą. Szukają frajera, który zrobi coś za
nich. Tylko kobiety wymagają od siebie tak dużo, no i
pracoholicy obu płci, ale mówimy normalnych ludziach.
Kobiety, jak udowodniono naukowo, są największymi
wrogami innych kobiet. Faceci się tak nie gnębią w pracy,
nie są też takimi potworami dla podwładnych. A baby ciągle
tylko: bo ja muszę. Gosia, zapamiętaj to: jesteś człowiekiem
i wszystko, co musisz, to umrzeć. No i podobno jeszcze
płacić podatki, ale nawet na to ludzie mają sposoby. Nie
jesteś cyborgiem. Widziałaś, z czego aktualnie baby się
śmieją na fejsie? Z tego, że jeśli nie umyją okien, to świąt
nie będzie, i jeszcze z tego, że Jezus przyjdzie sprawdzić,
czy okna czyste. Wiedzą, nie muszą, udostępniają lajkują,
dzień później idą kupić płyn szyb. już swój kupiłaś?
– Ja mam, bo mi po Bożym Narodzeniu został.
– A szyby masz brudne, czy myjesz je dla zasady, bo
wypada?
– To zależy, kto co uważa za brudne. – Gosia zamyśliła
się. – Kiedy moja mama czasowo mieszkała u swojej siostry
ciotecznej w Manchesterze, bardzo narzekała brud. Ciocia
Mania kupiła sobie dom on dwa lata stał pusty, nikt nim nie
mieszkał. tych dwóch latach mama się tam zatrzymała.
Niby tylko trochę, chciała bardzo Stanów, ale zabawiła
dwa miesiące. W ciągu tego czasu z samej wdzięczności
wypucowała im tę chatę od piwnicy strych, cztery łazienki,
rozumiesz, parter dwa piętra.
Opowiadała, że z tych firan, niepranych przez ponad dwa
lata, to kurz sypał
się wirował powietrzu jak śnieg. Zdjęła pokrowce mebli,
odświeżyła wszystko, pomyła nawet okna, bo te od ulicy
były tak zakurzone, że aż szare, a na ramach tych od
podwórza zaczynał rosnąć mech. No i wyobraź sobie jej
oburzenie, kiedy przyjechali ją odwiedzić i w żaden sposób
nie skomentowali porządku. Jakby nikt nie zauważył jej
pracy. Dopiero kiedy już wyjechała do USA, ktoś sąsiadów
pogratulował cioci Mani jednoosobowej ekipy sprzątającej i
chciał nawet numer do mamy, żeby ją zatrudnić. Oni
myśleli, że przez dwa lata ich nieobecności w domu nie było
nic do roboty, a mama co najwyżej przewietrzyła przed ich
przyjazdem.
– Twoja mama jest tak samo walnięta jak – skwitowała
Ewelina po wysłuchaniu tej historii.
– Naprawdę nie sądzę – westchnęła Gosia.
– Czemu?
– wiesz, mój ojciec nie żyje już piętnaście lat, co najmniej
od dziesięciu moja mama żyje w Stanach z kobietą. – Gośka
zaczerwieniła się po same koniuszki uszu. raz pierwszy
powiedziała głośno to, od lat sugerował jej mąż, nabijając
się w ten sposób odzierając znaczenia wszelkie kontakty
teściowej i jej córki.
Ewelina przyjrzała się jej badawczo.
– dlatego zachowywałaś się tak dziwnie, gdy usłyszałaś,
miałam klientkę, a nie klienta? – Uśmiechnęła się. – Wiesz
co? Każdy powinien mieć w pracy trochę luzu i zabawy.
Gabrielle to cudowna, rozrywkowa babeczka.
Nie ma się co gorszyć. Jest wolnym człowiekiem i robi,
co chce. Ty też jesteś wolna, twoja matka jest wolna. Każda
nas. Same wciskamy się ciasne ramy, pozwalamy dominację
patriarchatu, nie protestujemy, gdy ktoś nas krzywdzi, to
jest nasza odpowiedzialność, bo…
Drzwi otworzyły się, gdy nadal słychać było pukanie,
czym zamknęły się głośno.
– Mamo! Mamo, babcia przyszła! Ona kazała Bogusi i
Bożence klęczeć na grochu, bo podłogi nie są umyte, a
Bogusia kazała się jej bujać i teraz babcia chce zbić ją
pasem, a ona ucieka – wyrzucił z siebie Fabian i wszyscy
biegiem ruszyli na dół.
Kiedy Gośka stanęła szeroko otwartych drzwiach
mieszkania, jej teściowa właśnie zamierzała się skórzanym
pasem krzyczącą Bogusię.
Kobieta stała tyłem drzwi, dziecko kuliło się kącie.
Bożenka też się darła. Ewelina natychmiast uruchomiła
nagrywanie telefonie, Gośka wbiegła do środka i złapała w
locie świszczący pas.
– Co ty robisz?! – wrzasnęła i wyrwała dziarskiej
staruszce z ręki narzędzie kary.
– Oddaj ten pas tej chwili! Tylko ojca zabrakło, ta
smarkula, ta gówniara od razu pyskuje do mnie i nie
okazuje mi szacunku! Musi ponieść karę – krzyczała
staruszka.
W tym czasie skulonej podłodze Bogusi dołączyła
Bożenka i pocieszała płaczącą siostrę.
– Dlatego okładasz ją metalową sprzączką pasa?!
Staruszka zdziwieniem zauważyła wściekłość twarzy
synowej od razu ją zaatakowała:
– Dzieci trzeba wychowywać, a ciebie ciągle nie ma,
bezbożnico ty! Nic cię nie obchodzą! Ktoś musi to robić,
skoro Zygmunt wyjechał!
– Obchodzą mnie bardziej, niż myślisz. tej chwili oddaj
klucz od mieszkania! wynoś się, pieprznięta sadystko, nigdy
więcej nie
przychodź. To był twój pomysł, żeby zmuszać dzieci do
klęczenie na grochu, czy tego chorego narodowca?
– Jak tak możesz mówić własnym mężu!? Mój syn jest
patriotą! Jaki przykład dajesz dzieciom! dlaczego zwracasz
się mnie ty? Gdzie elementarne wychowanie i szacunek!?
– Kto wymyślił klęczenie grochu, pytam!? wrzasnęła
Gośka, nie podejrzewając nawet, że ma w sobie tyle
nagromadzonej wściekłości.
– To stara, dobra metoda. Zawsze działa. Mnie tak
wychowano i wyszłam na ludzi! – wrzeszczała wściekła
staruszka.
– Na kogo wyszłaś? Spójrz na siebie! Jesteś potworem!
Nigdy nie ukarałam moich dzieci, bijąc je albo znęcając się
nad nimi, ty suko z piekła rodem! –
Gosia szarpnęła torebkę teściowej przewieszoną na jej
ramieniu.
– Ratunku! Pomocy! Przemoc! krzyczała babka,
szarpnięta paskiem torebki.
Gosia wyjęła ze środka pęk kluczy, a torebkę puściła.
– Jaka przemoc? Chociaż nie zmyślaj, nawiedzona
wariatko. – Wypchnęła krzyczącą kobietę na korytarz, po
czym odpięła z pęku kluczy ten do swojego mieszkania,
resztę oddała teściowej. A teraz spieprzaj nie chcę więcej
widzieć tu twojej fałszywej twarzy.
– Policja! – krzyczała nadal matka jej męża.
– Policja to doskonały pomysł. Powinnam dawno na to
wpaść – wtrąciła się Ewelina, która tej pory stała milczeniu
ostatnim stopniu schodów i nagrywała całą scenę. Gosia,
dzwoń policję. Natychmiast. ważne.
Inaczej ona zrobi z ciebie wariatkę albo narkomankę.
– O! – podchwyciła stara. – Narkomanka, szalona
narkomanka! Właśnie! I co powiesz? zadrwiła babka
Dorota. Komu uwierzą? Poturbowanej staruszce czy
naćpanej miernocie, która nie umie wychować bożemu
dzieci?
– Ona niczego nie będzie mówiła. Mamy wszystko
nagrane –
poinformowała ją Ewelina wyjątkowo grzecznie.
– Nagrane? nagrane? Babka wycofywała się wzdłuż
korytarza do wyjścia.
– Wszystko – oświadczyła triumfująco Ewelina. – Każde
słowo.
Gośka wyciągnęła telefon i wybrała numer alarmowy.
– Dzień dobry, chciałam zgłosić napaść dziecko przemoc.
Podaję adres…
W tym momencie babka już zbiegała schodów. chwili
głośno trzasnęły drzwi kamienicy.
Policjanci rozgościli się w kuchni. Nie chcieli niczego do
picia, ale Ewelina przytomnie postawiła przed nimi
szklance nalała wody mineralnej.
Bożenka Fabian stali drzwiach. Dzieci mówiły jedno
przez drugie.
Roztrzęsiona Gośka siedziała na krześle z Bogusią na
kolanach. Na stole leżał
pas Zygmunta, który babka wzięła szuflady przedpokoju.
Dziewczynka wtuliła się w matkę, już nie płakała.
Funkcjonariusze prędko spisali zeznanie matki,
porozmawiali z małą. Fabian czuł się bohaterem, bo
życzliwy policjant pogłaskał go po głowie, gdy usłyszał, że
chłopiec pobiegł po pomoc. Dopiero na koniec Ewelina
pokazała policjantom całe zajście nakręcone telefonem.
– Musimy zabezpieczyć nośnik. – Policjant zwrócił się do
Eweliny.
– Ale nie oddam panu mojego telefonu. Bez niego nie
mogę pracować –
zaprotestowała.
– Nie potrzebuję telefonu, tylko kartę. obiecuję, dostanie
pani z powrotem.
– Obiecał pan. Mam tam rodzinne pamiątki, ta karta
musi do mnie wrócić.
– Proszę pani, osobiście dopilnuję, żeby pani wróciła.
Proszę się nie martwić. Dyżurny kazał zawieźć małoletnią
na obdukcję. Proszę z nami, pani Małgosiu. – Gośka
zawstydziła się i uśmiechnęła lekko. – Zawieziemy was i
przywieziemy was powrotem. Niebieską kartę mamy już
założoną. Ktoś inny pojedzie aresztować panią
Petrykowską.
– Aresztujecie babcię?! Fabian zareagował bardzo
entuzjastycznie. I pójdzie do więzienia?!
– Zamkniemy ją w areszcie i przesłuchamy. Jest
niedziela, więc nic się dziś nie wydarzy, a jutro zobaczymy.
Pani Małgosiu, czy ma pani z kim zostawić dzieci?
– Ja z nimi zostanę. – Ewelina położyła rękę na ramieniu
sąsiadki. – Jedź i załatw wszystko.
Kiedy Patrycja zobaczyła przez okno wychodzącą
kamienicy Gośkę z Bogusią w asyście policji, od razu
zapukała do jej drzwi. Chciała wyciągnąć informacje
pozostałych dzieci. Otworzyła jej Ewelina. Patrycja nawet
się ucieszyła na jej widok.
– robisz Gochy? zapytała szeptem, wtedy Ewelina szerzej
otworzyła drzwi.
– Dzieci pilnuję – odpowiedziała.
Patrycja weszła i usadowiły się przy stole w kuchni.
– Opowiadaj. Nie wierzę, że Gośka zrobiła coś złego. I
czemu zabrali ją z małą? Przez okno nie widziałam z którą.
– Nie słyszałaś awantury korytarzu? zdziwiła się
Ewelina, babka Petrykowska darła się przecież na całe
gardło.
– Nie. w niedzielę śpię oporu. Nawet południu. Mam
dobre zatyczki. Dzieci włączyły bajkę i chyba ominęła mnie
jakaś akcja – wyjaśniła sąsiadka.
– Nic przyjemnego, nie masz czego żałować. Gośka
wpadła mnie pogadać tym nowym pomyśle szkoły, żeby się
dzieci uczyły zdalnie, w
tym czasie jej teściowa przyszła w odwiedziny i tak zlała
Bogusię klamrą od paska, że mała ma ślady na ramieniu i
opuchliznę wzdłuż całej ręki. Dosięgła ją dwa razy, nim
Gocha wyrwała jej pas, ale gdybym ja zrobiła, stara małpa
dostałaby na odlew. – Niania, już bez emocji, opowiadała
Patrycji całą historię.
– I co? I co wtedy? – dopytywała sąsiadka.
– Wezwałyśmy policję. Przesłuchali nas, założyli
niebieską kartę, inni policjanci pojechali poszukać
moherówy. Ci, byli tutaj, zawieźli dziewczyny obdukcję. i
Gośka wpadła oko temu jednemu policjantowi.
– Skąd wiesz?
– jak powiedziała, się rozwodzi, chłop uciekł granicę, to
zamiast po nazwisku mówił do niej „pani Małgosiu”, a ona
się rumieniła jak babeczka w piekarniku. Jak tylko
powiedziała, że pracuje w ośrodku pomocy społecznej, razu
potraktowali jak znajomą. Gocha wyła razem małą, wiesz,
smutku bezsilności. Nie odpuści babce. Już się odgrażała,
że załatwi zakaz zbliżania. A jak jeszcze się okazało, że
nagrałam film…
– Nagrałaś film? – Patrycja weszła jej w słowo. – Kiedy?
To musiało trwać moment!
Ewelina przytaknęła i kontynuowała opowieść:
– Nie trwało długo, ale ja jestem przytomna babka.
Uruchomiłam kamerę jeszcze schodach, kiedy zbiegaliśmy
ode mnie Gochą Fabianem. Ja uruchamiam kamerę jednym
kliknięciem, to mi się czasem przydaje, gdy mam jakieś
informacje biznesowe zdobyć pracy. Wiesz, lepiej być
dobrze przygotowaną – wyjaśniła Ewelina.
– Rozumiem. Czyli co, Gośka zaraz wróci? – upewniała
się Patrycja.
– Nie wiem, nigdy nie byłam na obdukcji. – Ewelina
wzruszyła ramionami.
– Słuchaj, a o co jej chodziło z tą szkołą?
– Noo, to ty nie wiesz? Wasze dzieci mają mieć lekcje
przez komputer, nie wiemy jeszcze co i jak, ale może być
tak, że będą rano siadać przy kompie i uczyć się w ten
sposób. Gosia mówi, że ona tego sama nie ogarnie. Mam jej
pomóc. Dzieciaki przyjdą ze swoim laptopem, ja zobaczę, co
muszą zrobić, i przypilnuję, żeby wykonały wszystkie
polecenia.
– Ewelina, moje? Ogarniesz też moje? przecież jakoś
musi funkcjonować, nie?
– Spróbuję. nie wiem, jak ma być, bo troje dzieci Gosi,
ciebie dwoje. Jeden laptop ma Gosia. Ja mam jeden, więc
nie wiem, jak to będzie.
Może trzeba będzie kupić dzieciom słuchawki z
mikrofonem? No i myślę, że przyda się drukarka.
– Ale tak od razu? Może wytrzymają do wypłaty?
– Nie martw się na zapas. Ja w sumie mam drukarkę,
tylko że na studiach nie potrzebuję niczego kolorze, więc
póki nie będzie wielkich wymagań,
damy radę. Musicie z Gosią zapisać wasze loginy hasła.
Pociągnę tę szkołę. Może jak dzieci będą zajęte, szybciej
zleci czas nie będą się nudziły.
– Dobra, ja to naszykuję. Przyślę ci wszystkie dane przez
WhatsApp. I jak coś przyjdzie mailem, a będę w pracy, to na
przerwie sprawdzę. Słuchaj, a o co chodzi z tymi
mrówkami? Moje dzieci zwariowały na punkcie mrówek.
– Jak wpadniesz kiedyś na górę, to ci pokażę.
– Ogarnę te hasła i wpadnę wieczorem, dobrze? Może
być trochę później, jak położę dzieci?
– Jasne, jeśli przed dwudziestą trzecią, to spoko, potem
lubię mieć ciszę.
Patrycja wróciła do siebie, a Ewelina na kanapę, gdzie
wcześniej razem z Bożenką Fabianem oglądała bajkę.
Zastanawiała się, jak wszystko połączyć całość. Jeszcze nie
wiedziała, będzie trzeba robić, ale była przekonana, że nic
nie może być aż tak trudnego, żeby ona nie mogła sobie z
tym poradzić. Właściwie głowy przyszedł jej nowy, dobry
plan. Dopiero kiełkował, ale wydawał się coraz
wyraźniejszy.
A gdyby tak napisać magisterkę o zarządzaniu zasobami
ludzkimi w czasie koronawirusa? Może nie będzie
łatwiejszego tematu. Miała do opieki pięcioro dzieci. Zaraz
miał dojść jej obowiązek szkolny dla całej grupy, Bruno był
w zerówce, Fabian w pierwszej klasie, Karolina w drugiej,
bliźnięta w trzeciej. może być coś fajnego interesującego.
Musiała tylko skontaktować się promotorką. Tak. będzie
łatwe ciekawe, musi tylko ustalić to z matkami, użyć
inicjałów dzieci zamiast imion, gdyby im coś nie pasowało.
Można śmiało zacząć opowiadać, jakie wyzwania stoją
przed matkami, jakie przed płatną opiekunką. się musi
udać. prostu codziennie coś napisze, a gotową pracę, którą
kupiła, wyrzuci do śmietnika.
Wkrótce Gośka wróciła z rewelacjami. Miły policjant
nazywał się Kajetan, a jego koledzy wołali niego Kajtek.
Niby nic takiego, ale tej chwili ta wiadomość najbardziej
zaprzątała głowę Gochy. Pan był sympatyczny i okazał
Bogusi więcej ciepła troski niż jej własny ojciec, który
przestał się nią interesować z dnia na dzień.
F1o
Rozdział 8
Gośka
Kochany Panie Boże!
To był koszmarny dzień. Ta stara prukwa, matka Zygi, do
której już nigdy w życiu nie powiem mamo, wpadła mojego
domu dwa razy uderzyła Bogusię paskiem tego chuja. Boże,
nawet nie wiedziałam, tam jest pasek! Fabian przybiegł po
mnie na górę, zabrałam jej pas, a potem okazało się,
przytomna Ewelina wszystko nagrała, wtedy wezwałam
policję.
Przystojny sympatyczny ten pan Kajetan, imienia tego
drugiego policjanta nawet nie pamiętam. jaki pomocny!
Zawiózł nas obdukcję, pogadał z lekarzem, potem
zadzwonił mnie opowiedział kilka ciekawych rzeczy. Ty to
na pewno wiesz, bo przecież jesteś wszechwiedzący, ale ja
nic nie wiedziałam. przykład powiedział mi, babka
wymeldowała się już miesiąc temu, bo ma kupiony bilet do
Zygmunta. To wymeldowanie sprawiło, że zamiast ją
wypuścić, żeby czekała na sprawę w domu, zamknęli ją na
noc i sprawa będzie jutro rano. Boją się, że taki delikwent
bez meldunku może im zwiać i będą musieli go szukać.
Sprytnie to sobie rozwiązali. Nawet mi się to podoba.
Niestety nie mogę tam być powiedzieć, myślę jej
postępowaniu, a szkoda, bo miałam nadzieję, że od razu
załatwię sobie zakaz zbliżania. Nic z tego. Trudno, ale za to
wyrok będzie szybko, i już nie będzie tak miło.
Bogusia była dzielna. Postawiła się babce. Nie
pochwalam pyskowania, ale czuję, że stara nie zostawiła jej
wyboru. Ale chyba najgorsze stało się potem.
Zadzwonił Zyga, babka sobie zażyczyła, żeby
powiadomić, jest w areszcie. Nie dzwonił trzech miesięcy.
Wcale nie chciałam rozmawiać, więc nie odebrałam.
Naszykowałam sobie telefon nagrywania, gdy zadzwonił
ponownie, odebrałam Skypie laptopie, ale najpierw
zawołałam dzieci. Próbował odgonić ekranu porozmawiać
tylko ze mną. Wykręciłam się. Wiedziałam, że chce się
dowiedzieć, co z jego matką.
Powiedziałam, że nie mam mu nic do powiedzenia,
zostawiłam go z dziećmi, a wtedy Fabian zapytał, dlaczego
nas zostawił. Zyga kłamał kręcił. Wciąż wmawiał młodemu,
przecież musi zarobić dżipa wtedy Bożenka powiedziała
wprost, jest kłamcą, nas zostawił, babka siedzi w więzieniu
i najlepiej by było, żeby tam została, a potem odeszła od
monitora.
Wściekły, wrzeszczał, że ma w tej chwili wrócić. Nie
wróciła i pokazała język w stronę laptopa. Potem Bogusia
rozpięła bluzę pokazała siniak na ramieniu pękniętą klamry
paska skórę obojczyku. Powiedziała do niego: „Zrobiła to
twoja matka”. Fabian płakał. Był taki rozczarowany ojcem.
Podeszłam powiedziałam: „Może zechcesz wyjaśnić swoim
dzieciom, dlaczego ich babka wybiera się do ciebie, a nie
one?”, a wtedy Zyga się wyłączył. Potem nękał mnie SMS-
ami, mam natychmiast wziąć prawnika i wyciągnąć jego
matkę z aresztu. Groził mi, a ja robiłam screeny i
wrzucałam sobie do chmury, żeby wydrukować w pracy.
Nie zapomnę wyrazu twarzy moich dzieci. Łez płynących
twarzy Fabiana. Wściekłości Bożenki żalu Bogusi. są mądre
dzieci. Może nie powinnam tego mówić, ale mit złotego ojca
minął. Nie dobrego taty.
Nawet zapatrzony w niego Fabian wie, że to kłamca.
Dzieci nie wiedziały, że babka wybiera się Zygmunta.
Powiedziałam prawdę sposób, który był dla nich bardzo
bolesny. Ale powiedz, Ojcze Niebieski, jaki sposób byłby do
przyjęcia? Miałam własnym dzieciom kłamać w twarz jak
ich podły stary?
Wiesz, nie umiem, słabo kłamię uważam, nie warto. było
wstrząsające, patrzeć, jak Bożenka wstaje i wychodzi, a
ojciec wrzeszczy na nią. Mała, kiedy wiedziała, że on tego
nie widzi, pokazała mu faka tuż po tym, jak pokazała język.
Właściwie byłam niej dumna. Koniec szarymi myszami.
Moje dzieci muszą walczyć o swoje.
Jutro po sprawie ma do mnie zadzwonić Kajetan.
Obiecał, że dowie się, jak było. Będę wiedziała, zanim
przyjdą papiery. Mam nadzieję, jej taką grzywnę wymierzą,
się osmarka. tej koszmarnej rozmowie Zygą zrobiłam
dzieciom cynamonowe bułeczki. Tym razem nie robiłam ich
z nimi, tylko sama. Potrzebowałam porozmyślać. Potem
ugotowałam kisiel, naszykowałam obiad jutro, na koniec
rozłożyłam kanapę salonie i włączyłam nową baśń. Wszyscy
się walnęliśmy ze sporą ilością poduszek pod głowami,
każdy jak naleśnik zawinięty w swój koc. I kiedy bajka i
bułeczki się skończyły, nadal przytulaliśmy się nawet
próbowaliśmy rozmawiać. To było trudne, ale się udało.
Najważniejsze, że dzieciaki wiedzą, że je kocham i że mogą
na mnie liczyć. Moje dzieci są jakieś doroślejsze i
mądrzejsze, Boże.
Zrobiło się przykro, ich ojciec ważniejszą uważa swoją
matkę niż nas, ale zacisnęły tylko zęby. Pogodziły się tym,
Zyga zrezygnował ze wspólnego życia. Może nawet odczuły
ulgę. Bożenka wprost pokazała, że go nie szanuje. Ale jak
tu się dziwić, skoro krzywdził je psychicznie tyle czasu.
Podziwiam własne dzieci. Dziękuję za nie, Stwórco.
Dałeś cudowny dar. Zawsze będę za wdzięczna. Teraz
jeszcze obdarzaj mądrością i chroń od złych ludzi, a z
resztą też poradzimy sobie świetnie z Twoją pomocą.
Kocham Cię, Boże. Tak dobrze, że ktoś mnie słucha.
Zanoszę tę modlitwę do Ciebie przez Twojego syna Jezusa
Chrystusa. Amen.
F1o
Rozdział 9
Patrycja
Damian, ale się porobiło! Nie uwierzysz! Wiem, zawsze
mówisz, że najpierw chcesz wiedzieć, w domu, dopiero
potem plotki, ale rozmawiałeś z dziećmi, więc jesteś na
bieżąco. Zacznę od plotek. Matka Zygi nieprędko wyjdzie z
więzienia. Zdziwiłeś się, prawda? Założę się o loda, że
szczena do ziemi opadła. Dobra, nie muszę się zakładać.
Wiesz, ja jestem lodziara pasjonatka, po prostu tęsknię i za
tobą, i za twoim ptakiem też.
Ale wróćmy teściowej Gośki. Baba wpadła nich chwilę w
niedzielę i zlała pasem Bogusię. Gdzie była matka? –
zapytasz. No, na górze, u Eweliny, bo wiesz, teraz dzieci
muszą się uczyć przez komputer, to mamy znowu dużo
załatwiania. Ewelina ma łeb nie parady. Jak tylko zbiegły z
Gośką z góry, zaalarmowane przez Fabiana, że babka leje
Bogusię, od razu zaczęła kręcić film telefonem. I chwała
Bogu i partii, jak mawiał mój stary za życia. Film bardzo się
przydał. Na sali sądowej ta durna i dumna baba zaczęła
pouczać sędzinę wciskać jej, Bóg się nie może mylić i
dziewczynki trzeba bić. swoją drogą, dlaczego tylko
dziewczynki?
Wszystkiego dowiedziałam się potem od Gochy,
opowiedziała nam, co jej ten policjant powtórzył. Babka
mogła dostać wyrok zawiasach, serio, ale tak wnerwiła
sędzinę tym swoim pieprzeniem karności, uległości i
posłuszeństwie dziewczynek i o wszystkich niedostatkach
jej wnuczek, jakie to leniwe i pyskate. A do tego nawet
przez moment nie okazała skruchy. Mało tego! Powiedziała,
że policja nie miała prawa się wtrącać w wychowywanie
tych dzieci, bo ona tu jest karzącą ręką ojca, który niestety
wyjechał, pewnie na stałe, sama się niego wybiera. to jej
sędzina zmontowała wyrok bez zawiasów. Dostała
piętnaście miesięcy znęcanie się nad dzieckiem.
Obciążyła się jeszcze opowiadaniem klęczeniu grochu,
dwudziestym pierwszym wieku, wyobrażasz sobie?
Widzisz?! Słusznie mówią, że pokorne ciele dwie matki ssie.
A jak ktoś jest mądrzejszy od cara, Boga i sądownictwa, to
beknie. Bilecik Zygmunta przepadnie. wiesz co? by się nie
stało, gdyby nie fakt, że stara Petrykowska wymeldowała
się z własnego mieszania, żeby nie płacić śmieci miesiąc
przed wyjazdem. Ogarniasz? Z
chciwości! Żal jej było pięciu dych na rachunek za
niesegregowane i sprawę miała od razu, zamiast w
normalnym czasie. Nikt jej nic nie poradził i ukręciła sobie
pętlę. Do tego Gośka się wkurwiła i zablokowała Zygę
wszędzie, gdzie mogła, złożyła papiery rozwodowe i podała
na nich adres do mieszkania starej Petrykowskiej. Nikt
żadnej poczty tam nie odbierze. Gość się nawet nie dowie,
kiedy będzie rozwiedziony. Może co najwyżej maile do niej
pisać, ale czy Gośka będzie chciała je otwierać, tego nie
wiem. No, ale do rzeczy. Oboje wiemy, jeśli Zygmunt kogoś
nie zablokował, tylko Ciebie, więc bądź
dobrym kolegą i uprzejmie mu donieś, co się stało. Niech
chociaż wie, czemu matka telefonu przez piętnaście
miesięcy nie odbierze.
A tak poza tym, robocie sraczka. Oddziałowa chciała
nam wydać maseczki, żeby było bezpiecznie, zwiększyć
ilość rękawiczek osobę na
zmianę, ale jej dyrektorka nie pozwoliła, nie podstawy
prawnej, że musi to zrobić. Za to kupiła po pralkosuszarce
na każde piętro, a w pralni w piwnicy kazała zrobić pokoje.
Pralkosuszarki nie działają, bo budynek ma tak starą
instalację, że kiedy włączysz suszenie, wywala prąd nie
tylko na piętrze, ale w całym skrzydle. Mamy tylko prać i
rozwieszać pranie na krzesłach na korytarzach. Mieszkańcy
na wózkach nie mogą przez to dojechać na stołówkę, ale co
ją to obchodzi? Mogą zjeść w pokojach. Najlepiej, żeby z
nich wcale nie wychodzili, – jak mówi śmierdzą starymi
ludźmi. Jak jej nienawidzę, starej prukwy! Niektórzy ludzie
mocno minęli się z powołaniem.
Dzieci w porządku. Kochają mrówki. Też Cię to dziwi?
Brunon uczy się od Karoliny składać origami. Jak się nam
jakoś rozwinie sytuacja, opowiem więcej. razie zdemolowali
Ewelinie ścianę, cała jest kolorowe stopy i dłonie. Ale
Ewelina nie chciała kasy malowanie, jej się taka ściana
podoba. Trzymaj się. wiesz co? Postanowiłam, rozmowy
wideo będą raczej dla dzieci. Bardziej ich potrzebują są
wtedy szczęśliwsze. nie znaczy, że nie tęsknię. Kocham Cię.
Twoja Patrycja.
F1o
Rozdział 10
Niania
Kapcie pasowały i się sprawdziły. Trzeba było jeszcze
pozaznaczać je w taki sposób, żeby dzieciom się nie myliły.
Ewelina nie miała na to pomysłu i tu z pomocą przyszły jej
Bogusia Bożenką, które nie raz pierwszy musiały odróżniać
swoje rzeczy.
– Ciocia, a masz guziki? – zapytała Bożenka.
– A po co? – W pamięci Eweliny tkwiła informacja, że
kiedyś miała taki mały przybornik do szycia, a w nim kilka
guzików na wszelki wypadek. Nie pamiętała, niestety, gdzie
przeprowadzce schowała pudełeczko. Mogło być wszędzie,
bo ona właściwie nigdy niczego nie szyła.
– Każdy sobie wybierze ładne dwa guziki przyszyje
swoich kapci, wtedy od razu będzie widać, które są czyje.
– Doskonały pomysł, ale nie mam guzików. Igła nitka też
się zapodziały.
– To ja przyniosę z domu, pójdziemy z Bogusią, dobrze?
– Tylko zmieńcie kapcie i pamiętajcie, żeby zamknąć
drzwi do mieszkania.
Dziewczynki wyszły, Ewelina sprawdziła, czy szkoła
przysłała jakieś wiadomości. razie była jedna, zerówki
Brunona. Chłopiec usiadł obok niani, potem pobrali pliki i
malec pobiegł uruchomić drukarkę. Po chwili jego zadania
leżały wydrukowane stole, on sam zabrał się kolorowania
obrazków. Fabian trochę zazdrościł, na kartkach były
piękne samochody trzeba było nie tylko pokolorować, ale
też zaznaczyć, w których miejscach ilustracje się od siebie
różnią. Nie poprosił o drugi komplet, bo przecież zadania
były dla zerówki, a on był już dumnym pierwszoklasistą, ale
Ewelina i tak wydrukowała dla niego obrazki.
Bożenka wróciła, niosąc dużą puszkę, która podczas
potrząsania robiła mnóstwo hałasu. To przykuło uwagę
wszystkich siedzących przy stole dzieci.
Karolina wstała podeszła Bożeny. Chwilę potem
otworzyła puszkę i wysypała na stół mnóstwo kolorowych
guzików. Za siostrą do pokoju weszła Bogusia, dłoniach
trzymała drewniane piętrowe pudełko przybory do szycia.
Chłopcy całą uwagę skupili guzikach. Duże małe, kolorowe,
z dziurkami na stopce. Każde dzieci szukało dla siebie
czegoś ładnego.
Brunon pierwszy znalazł dwa jednakowe interesujące
guziki. Były niebieskie miały kształt półtoracentymetrowej
kredki. Przyniósł na wyciągniętej dłoni do Eweliny i
powiedział tylko:
– Te!
– I co teraz, dziewczyny? Bunio już ma. – Ewelina
zwróciła się bliźniaczek.
– „Igła nitka, rączek para, naprawimy szkodę zaraz”. –
Bogusia zacytowała wierszyk Naprawimy misia Czesława
Janczarskiego, uśmiechnęła się i
otworzyła pudełko. – Chodź, Buniu, dam ci igłę i
niebieską nitkę.
– Ale ja nie umiem szyć! – zaprotestował malec.
– zaraz się nauczysz. łatwe. Każdy musi umieć przyszyć
guzik.
Pokażę ci. – Wyjęła szpulkę niebieskiej nici, nawlekła
igłę, zawiązała supełek i przeciągnęła nić spodu
materiałowej części kapcia. Popatrz, już się trzyma. Ułożyć
kredkę rysikiem do ciebie czy do podłogi? A może jedną
tak, a drugą odwrotnie?
– Odwrotnie. – Bruno podał dziewczynce pierwszy guzik,
a ona przewlekła igłę przez dziurkę i podała mu całość.
– Teraz ty. Najpierw drugą dziurkę, potem wbij kapeć,
złap igłę z drugiej strony i pociągnij.
Dzieci cierpliwie przyszywały guziki, Ewelina dyskretnie
włączyła kamerę i uwieczniła całe zajście, by zrobić prezent
ich mamom. W tym czasie Fabian wybrał guziki dla siebie.
Miały wierzchu wzorek, który udawał
pancerz żółwia. Były oliwkowozielone zamiast dziurek
miały kształt grzybka. Taki guzik łatwiej było przyszyć. Tym
razem Bożenka nawlekła nitkę i podała bratu. Jego guziki
miały być z boku, a nie na środku kapci jak u Bruna.
Karolina wybrała bardzo duże guziki, które na turkusowym
tle miały coś w rodzaju złotego herbu. Dziewczynka
próbowała sama przymocować je do kapci. Kiedy Bruno
skończył przyszywać swoje, włożył kapcie nogi i wrócił do
kolorowanki, którą dostał z zerówki. Fabianowi poplątała
się nitka i trzeba było odciąć. Nie zniechęcił się, tylko
zaczął nowa. końcu skończyła także Karolina. Dopiero
wtedy Bożenka i Bogusia oznaczyły swoje kapcie. Pierwsza
wybrała drobne, okrągłe guziczki naszyła pięć na każdym
kapciu, tworząc kwiatek. Druga zrobiła guzików noski oczy.
Jej kapcie wyglądały jak małe kosmiczne zwierzątka.
Ewelina, zadowolona nakręconego filmu, wyłączyła
telefon. Ponownie sprawdziła wiadomości. Tym razem
dostała informację, że lekcje dla Karoliny będą prowadzone
jutra. Wychowawczyni Fabiana prosiła, żeby dzieci
przeczytały czytankę, nauczyły się płynnie czytać wypisały
niej wszystkie słowa, które zawierają „ż” wymienne „g”.
Fabian nie miał ze sobą czytanki. Razem z siostrami poszedł
do mieszkania po książkę i zeszyt.
Dziewczynki wzięły przybory do szycia i guziki, które
wcześniej z radością i hałasem wsypały puszki. Lekcji dla
bliźniaczek nie było. to szkolny informatyk prosił, założyć
każdemu dziecku konto Gmail, zainstalować platformę
Classroom spróbować dodać się klas poszczególnych
przedmiotów. Platforma miała być testowana końca
tygodnia, lekcje zdalne niej powinny według planu
rozpocząć się dopiero kolejny poniedziałek.
Wracające mieszkania dole dzieci wbiegły mieszkania
Eweliny podenerwowane.
– Biją się! – Fabian oczywiście z wrażenia nie zmienił
kapci.
– Kto? – Ewelinie do głowy nie przyszło, że ktokolwiek
mógłby się bić.
– Mateusz i Kaśka od cioci Izy – wyjaśniła Bożena. –
Chyba chcą drzwi z futryny wyrwać! Może trzeba
zadzwonić na policję?
– Może trzeba, kochanie. Jednak najpierw tam zejdę
rzuciła Ewelina i prędko zbiegła piętro niżej.
Przez drzwi dokładnie było słychać awanturę.
Dziewczyna klęła i piszczała.
Chłopak bluzgał niesamowicie. Stanęła pod drzwiami
kilka razy nacisnęła dzwonek, robiąc okropny hałas. Kiedy
dźwięk dzwonka ucichł, drzwiami zapanowała cisza.
Światło mignęło wizjerze. Ewelina usłyszała zgrzyt
przekręcanego klucza i drzwi odrobinę się otworzyły.
– Dzień dobry. Potrzebuję numer telefonu do twojej
mamy – zwróciła się do wystającej zza drzwi buzi
nastolatki, której włosy sterczały każdy w inną stronę.
– Ale ja nie wiem, czy mogę dać pani ten numer. –
Dziewczyna wcale się nie wahała, już podjęła decyzję, nie
numeru Ewelinie. Mama może sobie nie życzyć.
– Rozumiem. Zadzwoń mamy zapytaj. poczekam.
Naprawdę mi zależy.
Drzwi otworzyły się szeroko. Obok Kasi stanął Mateusz,
wyższy niej prawie o głowę, z czterema czerwonymi
śladami palców odbitymi na lewym policzku.
– Sąsiadka, przepraszamy. Nie trzeba nigdzie dzwonić
próbował
załagodzić sytuację. Pokłóciliśmy się ten cholerny
laptop, poniosło nas, ale już się uspokajamy. Naprawdę nie
trzeba informować o tym mamy. To się nie powtórzy. Proszę
nam zaufać. Będziemy się już zachowywali jak należy.
– Zaufać? – roześmiała się. – Mateusz, kiedy ja zacznę
ufać zupełnie obcym piętnastolatkom, będzie znaczyło,
mam zaawansowanego Alzheimera.
Proszę, zadzwońcie do mamy, bo mam do niej biznes.
– Chyba jednak nie – zaprotestowała Kaśka. – Sorry, ale
nie chcemy mieć problemów, mama wpadająca jak burza
nie jest moje spełnienie marzeń.
– Okay. Ewelina już miała się odwrócić, kiedy Mateusz
zwrócił się do niej:
– Sąsiadka, ale serio, nie denerwuj się, tu już będzie
spokój. Kaśka się tak głupio zachowuje, się jej wydaje,
konsekwencje znikną, nie zostaną tylko odsunięte w czasie.
Ona młoda jest i głupia.
– Nazwałeś zarabianie pieniędzy konsekwencjami?
Dziwny jesteś. Oboje jesteście dziwni. – Teraz Ewelina
zaskoczyła oboje nastolatków. Udało się jej przykuć ich
uwagę.
– Jakich pieniędzy? zdziwiła się Kaśka zamrugała
energicznie, a Mateusz przypatrywał się sąsiadce z
otwartymi ustami.
– Za pilnowanie dzieci. Potrzebuję jutro pojechać
taksówką na pocztę. Tam teraz wpuszczają pojedynczo, a
przed pocztą stoi kolejka. Mam bardzo ważną
rzecz załatwienia. Nie mogę zostawić piątki dzieci nawet
te, mam nadzieję, pół godziny, bo nie wiadomo, co im
przyjdzie do głowy. Poza tym czas może się przedłużyć.
Chciałam zapytać waszą matkę, czy nie moglibyście mnie
przez pół godziny zastąpić.
– Aha! A ja myślałem…
– chcę donieść jej, się tłuczecie? co, ona tego nie wie?
Albo się beze mnie nie dowie? Dzieci z naprzeciwka
słyszały, powiedzą swojej matce, a ona na pewno wbije
szpilę waszej, wiadomo, z odpowiednią troską.
– Nie, one się przyjaźnią. – Kaśka wydawała się zupełnie
nieświadoma.
– Serio? Ale gdy małe dzieci potrzebowały opieki, wasza
mama nie zaproponowała, że wy pomożecie. Teraz, odkąd
ich dzieci są u mnie, patrzy na Gośkę góry, zresztą Patrycję
też. dupy taka przyjaźń, gdy się komuś przykleja łatkę.
Tymczasem mamy górze centrum zarządzania
kryzysowego, ogarniamy platformy nauki, mamy miniszkołę
świetnie sobie radzimy, wy? Pewnie wiedza szkoły przyszła
mailem, z nią robicie?
– No co ty, sąsiadka, przestań. Niech nas zmuszą –
prychnęła Kaśka. – Nic nie robimy.
– Zmuszą. Właściwie matka was zmusi. końcu ona też
dostaje te informacje, nawet jeśli o tym jeszcze nie wie. W
końcu się dowie i nie będzie zachwycona, że nie
odezwaliście się ani słowem i macie zaległości.
– Tylko że my jesteśmy w innej podstawówce, nie w tej
według rejonizacji.
W pierwszej klasie, jak szliśmy do szkoły, poszliśmy u
siebie i tak już zostało, mimo się przeprowadziliśmy. nas tak
nie będzie. Dziewczynka poprawiła rozczochrane włosy.
– dlatego sądzisz, ominie was zdalna nauka podczas
epidemii? No dziwna z ciebie osóbka. Dobra, uciekam, bo
dzieci same. A z mamą pogadam, jak wróci, albo dam
zarobić tej młodej z parteru. Na razie. – Ewelina po dwa
stopnie wbiegała do siebie na strych, a nim dotarła do
mieszkania, usłyszała jeszcze, jak Mateusz mówi do Kaśki:
– Ona się myli, nie jesteś dziwna, tylko kompletnie
pojebana, kretynko. A laptop jest dziś mój. – Potem drzwi
się zatrzasnęły.
Fabian oczywiście nawet nie otworzył czytanki.
Ponieważ wszyscy przy stole wpatrywali się w niego i czuł
się stremowany, najpierw tekst przeczytała Ewelina, potem
Bożenka, a następnie Karolina. W końcu sam bohater usiadł
przed książką. Znał już ze słuchu to, co miał odczytać.
Sylabizował, ale szło mu całkiem nieźle. Potem Brunon
chciał spróbować, choć nie znał jeszcze wszystkich literek.
Uznał, to nie może być trudne. Bardzo się starał i wszyscy
kibicowali. Fabian przeczytał czytankę jeszcze raz, żeby
poprawić kolegę, na koniec wszystkie dzieci pomogły
wyszukać wybrane słowa zgodnie poleceniem. Tylko pisać
musiał sam.
Sfotografowany telefonem zeszyt został zamknięty i
Ewelina wysłała mailem plik zadaniem. Właściwie szkołę
miała dziś ogarniętą. Opowiedziała
dzieciom o tym, że ma już prawie gotowy grafik
karmienia mrówek. Trzeba było tylko wylosować kolejność.
– Jest was pięcioro. Od poniedziałku do piątku jest pięć
dni. Każdy karmi mrówki raz tygodniu. mówię które, czym
jak. tu mamy kostkę, wyrzucamy oczka ustawiamy
kolejność. Dawaj Karolina, pierwsza. –
Dziewczynka wyrzuciła piątkę. Super, twój jest piątek,
jest piąty. Kto teraz? Fabian?
– Ja na końcu!
– Dobra, jak chcesz. Bogusia? Cztery, czyli czwartek,
świetnie. Teraz Bruno? Dwa. To będzie wtorek. – Dzieci
kolejno rzucały kostką. – Bożena?
Sześć? Nie mamy sześciu dni, odpadasz koniec kolejki,
Fabian, twoja kolej. Dwa już było. Na koniec kolejki. Znowu
Bożenka. Trzy, środa. Fabciu, nie musisz już rzucać, został
wolny tylko poniedziałek. – Chłopiec z radości aż
podskoczył przy stole.
– Ja wiedziałem, że warto być ostatnim, bo babcia Dorota
mówiła kiedyś, że ostatni będą pierwszymi i jestem
pierwszy. Widzicie, udało się!
– twoja babcia jest więzieniu! skomentował Bruno
odrobinę złośliwie.
– Nie w więzieniu, tylko w areszcie – poprawił kolegę
Fabian. – Jak ktoś chce być bandziorem, sam sobie wybrał,
gdzie chce być zakończył
filozoficznie rozmowę. – Ciocia, czy mogę nakarmić
mrówki?
– Najpierw sami zjemy drugie śniadanie. Słuchajcie.
Wymyśliłam, że będziemy wspólnie szykowali jedzenie. Dziś
zrobimy sobie na śniadanie hot dogi.
– Ale parówki niezdrowe! zaprotestowała Bogusia.
Wszyscy tak mówią.
– Wszyscy to bardzo obszerne słowo. A z parówkami to
wcale nie jest taka prosta sprawa.
– Jak to? – zapytała Bogusia, która nie przepadała za
parówkami, więc fakt, że miały szkodzić, zawsze działał na
jej korzyść.
– To, powiedziałaś, bardzo duże uogólnienie. Właściwie
rynek jest zalany kiepskim jedzeniem. różne parówki. tanie,
supermarketów, serio mają nieciekawy skład i nie ma w
nich niczego dobrego. Ale ja kupiłam dla nas bardzo zdrowe
parówki. Mam telefonie taką apkę, czyli program, który
pokazuje, czy jedzenie, które chcę kupić, jest zdrowe czy
nie.
Chodźmy do kuchni. Sami sprawdzicie, jakie mamy
parówki.
Dzieci z hałasem odsunęły krzesła i przeszły do kuchni.
Po chwili aplikacja podała skład produktu i pokazała trzy
zielone i jedną żółtą buźkę.
– Czy to jest dobrze? – zapytała nieufnie Bogusia.
– Tak, ta żółta buźka to sól. Popatrzcie. Ani jednej
skrzywionej czerwonej buzi. A co do soli, to po prostu nie
wolno jej nadużywać. Ale nie wolno też zmuszać nikogo do
jedzenia rzeczy, których nie lubi, więc chociaż parówki są
z szynki, na wszelki wypadek mam też coś innego. –
Bogusia odetchnęła. –
Czy ktoś rezygnuje z parówki?
– Ja chętnie zjem coś innego. – Ośmielona dziewczynka
zachowała się jak prawdziwa dyplomatka.
– Dobrze, twój hot dog będzie kabanosem. Lubisz
kabanosy? Mała przytaknęła. – W takim razie najpierw
wszyscy myją ręce, a potem do roboty.
Ewelina coraz bardziej lubiła tę pracę. Dzieci naprawdę
były cudowne, jeśli się na pozwalało. Podejmowały
wyzwania, chętnie z radością robiły nowe rzeczy. Tak
bardzo różniły się od wiecznie narzekających dorosłych.
Pierwszy dzień niby-szkoły skończył się szybko. Bruno
czytał prawie jak Fabian, kapcie były oznaczone, a hot dogi
wszystkim sprawiły radość. Coraz częściej myślała o tym,
że tak mogłoby zostać, że dzieci, które nie chodzą do szkoły,
są po prostu szczęśliwe.
Wieczorem drzwi Eweliny zapukała Iza. Zachowywała
dystans i zadzierała nosa. Nie miała też ochoty wejść do
środka.
– Pani coś chciała ode mnie? – Sprawiała wrażenie
bojowo nastawionej.
– Jejku, to my jesteśmy na pani? – zdziwiła się Ewelina,
lecz nie dała dojść do głosu sąsiadce. – Miałam sprawę, to
prawda. Poprosiłam dzieciaki o numer telefonu, ale uznały,
bez pani pozwolenia nie mogą go dać. sumie słusznie. –
Ewelina podkreśliła słowo „pani” i miała dziką frajdę. –
Chciałam dać zarobić parę złotych, miałam planach wyjść
pocztę i potrzebowałam kogoś dzieci krótki czas. Już
załatwiłam sobie inaczej. Do głowy by mi nie przyszło dać
im pracę, nie spytawszy ich mamy o zgodę.
– Aha. Iza spodziewała się skargi awanturę. Sądziła,
Ewelina po prostu oszukała jej nastolatki. Tak jak
przypuszczała niania, Gośka już doniosła Izie, że jej
dzieciaki tłukły się tak skutecznie, że aż drżały wejściowe
drzwi. Iza okłamała sąsiadkę jak zwykle, gdy chodziło jej
młodzież.
Próbowała uspokoić Gosię, tłumacząc, to była tylko
wojna poduszki i nikomu nie stała się krzywda. Nie
wiedziała jednak, że Ewelina widziała palce odbite na
policzku Mateusza. Słyszała za to, że młoda sąsiadka jest
prędka do wzywania policji i nie ma z tym najmniejszych
problemów.
– jak pani młodzież radzi sobie instalowaniem platform
zdalnego nauczania? – zmieniła temat Ewelina, by dać do
myślenia sąsiadce. – Wciąż mają nadzieję, lekcji nie będzie,
co? W delikatny sposób zasugerowała matce, że dzieje się
coś, o czym ona nie wie. – Fabian i Bruno już dziś dostali
materiał przerobienia. Zajęcia Karoliny ruszają jutro,
bliźniaczki mają mieć szkołę online przyszłego
poniedziałku, razie wyślą jakieś materiały opracowania. u
pani ósmoklasiści. Niedługo egzamin.
Ciekawe, jak poradzą sobie sami? Będzie miała pani
dużo dodatkowej pracy, pani Izo. Kolejny etat we własnym
domu.
Izabela poczerwieniała na twarzy. Nie miała pojęcia o
zdalnych zajęciach.
W ogóle nie miała zwyczaju interesować się szkołą
dzieci. Tym zawsze
zajmował się jej mąż, teraz został czasowo zawieszony
czynnościach i mieszkał pięć kilometrów za miastem, u
swojej matki.
– Właściwie nie wiem – przyznała po chwili. – Misio się
tym zajmuje, a on się wyprowadził. Zadzwonię męża się
dowiem. Nie mam czasu te wszystkie pierdoły.
– Rozumiem. Ewelina postanowiła wyciągnąć niej rękę.
Jakby co, mamy górze centrum kryzysowe. Ogarniam
pięcioro, więc dodatkowa dwójka też się zmieści. finansowo
pewno się dogadamy. Dziękuję, że pani przyszła.
– Oj, dajmy już spokój tymi paniami roześmiała się
sztucznie Iza. –
Myślałam, że mnie chcesz opieprzać, że się Kaśka z
Mateuszem pobili.
– Opieprzać? to twoja wina? Nie żartuj. Słuchaj,
przemyśl sobie tę szkołę. Może dzieciaki będą potrzebowały
pomocy.
– Muszę najpierw zadzwonić męża. razie czego się
odezwę. ja uciekam. – Iza odwróciła się, i prędko zbiegła ze
schodów.
Ewelina uśmiechnęła się pod nosem. Nie lubiła Izy.
Kobieta dała się poznać z najgorszej strony. Trudno. Fajnie
było utrzeć nosa sztywniaczce. Prędko policzyła, ile kasy
będzie dodatkowych dzieci, potem pomyślała, w kamienicy
zostało jeszcze jedno dziecko, nastolatka parteru źle
dopasowanych okularach. Ale na kolejne dzieci trzeba się
było przygotować, prędko zainstalowała się w łóżku z
laptopem i po chwili oglądała na Allegro słuchawki. Na
razie po prostu zamówiła pięć par, dostała na nie
sympatyczny rabat i garść gadżetów. To już coś. Policzyła,
że jeśli lekcje Fabiana i Brunona będą wyglądały tak jak
dziś, laptop będzie potrzebny Karolinie i bliźniakom, a
ponieważ w każdym domu był jeden, nie sądziła, że będą z
tym jakiekolwiek problemy. wszelki wypadek zamówiła
jeszcze przejściówkę, która miała rozdzielić dźwięk laptopa
dwie pary słuchawek. Będzie trudniej, jeśli Bożenka i
Bogusia będą pisały coś wspólnie w czasie rzeczywistym. W
końcu i na to znajdzie sposób. Tymczasem musiała
poszukać sobie randki, czy raczej pracy weekend.
Ostatecznie zawsze mogła zrobić striptiz online.
Sympatycznie by było nie musieć wychodzić z domu.
F1o
Rozdział 11
Iza
Jak oni strasznie wkurzali. Oboje. Niby duże dzieci,
nastolatki, a zostawione same, zamiast się ogarnąć sobie
pomagać, nieustannie toczyli boje. Mateusz był nerwowy z
natury, a Kaśka dodatkowo stale go wkurzała.
Nie potrafiła przejść obok, żeby nie podnieść bratu
ciśnienia. Zawsze znalazła coś, żeby na niego naskarżyć lub
wbić mu szpilę, którą mogła go skrzywdzić.
On nie był jej dłużny. Często robił jej siniaki ramionach,
premedytacją potrafił też niszczyć jej rzeczy. Czasem
złośliwie je chował i śmiał się, gdy ich szukała. Nastolatki
piekła rodem jakoś funkcjonowały, dopóki ojciec je godził.
Kiedy kolejnym cichym tygodniu wyprowadził się teściowej,
dzieci jakby dostały szału. Stawały rzęsach, się skrzywdzić
jak najbardziej bezmyślny i okrutny sposób. Miłosz nie
reagował, bo go przecież nie było. W końcu czara goryczy
się przelała. Iza miała już dość. Wiedziała, że musi niego
zadzwonić, chociaż nie miała to ochoty. Weszła do pokoju
stołowego bojowym krokiem wyłączyła nastolatkom
telewizor. Od razu oboje zerwali się, by opuścić pokój.
– Siadać oboje! warknęła jak sierżant kacu. Młodzi
znudzonymi minami usiedli z powrotem na swoich
miejscach. Kaśka od razu zaplotła ręce na piersiach.
Potrzebowała tarczy. Mam was dość! Obojga! Mam dosyć
ciągłych kłótni, bijatyk awantur. Dzwonię ojca. Opowiem o
wszystkim, co tu wyrabiacie – zagroziła, a nastolatki nawet
nie drgnęły, jakby obojętność przyspawała do twarzy same,
znudzone miny. Po prostu dłużej tego nie wytrzymam!
– No to masz problem – mruknął Mateusz.
– I potrzebujesz lekarza, skoro masz nie wytrzymać –
skwitowała Kaśka. –
Bo jeszcze coś ci się stanie.
Iza spurpurowiała twarzy. Miała ochotę zabić oba
potwory, wyszczekane, bezczelne i przekraczające wszelkie
granice.
– to się doigraliście! wrzasnęła, poszła sypialni
zatrzasnęła za sobą drzwi.
Mateusz wstał, podszedł po odłożonego przez matkę
pilota. Wracając, bez słowa przybił siostrze piątkę.
– Wytrzymamy – szepnął i włączył telewizor.
– Zrób głośniej. Zobaczmy końcu, się dzieje, kiedy mama
nie wytrzymuje. Zawsze byłam ciekawa, co się wtedy stanie
– mruknęła Kaśka do brata przewróciła oczami. Chłopak
cynicznym uśmiechem ustach jeszcze o dwie kreski
zwiększył głośność odbiornika, a siostrze rzucił paczkę
stoperów.
Iza płakała z niemocy. Położyła się na łóżku w sypialni i
zwinięta w kłębek ryczała w poduszkę, aż zrobiły się na niej
czarne plamy z tuszu do rzęs. Miała
tak strasznie dość! Kiedyś było inaczej. Kiedyś nie łykała
garściami dolomitu, który lekarka przepisała jej na nerwicę
i stan wyczerpania fizycznego. No tak, ale wtedy miała
wsparcie. Wnerwiało ją ono co prawda, ale nie aż tak jak jej
własne nastoletnie potwory.
Miłosz, jej mąż, był typem jak dla niej wyjątkowo
irytującym. Spokojny, czasem nazbyt, łagodził wszelkie
konflikty domu. Był jak piankowy materac, miękki
amortyzujący. Ale było nim coś, strasznie ją denerwowało.
Iza marzyła tym, żeby jej facet miał sobie więcej
stanowczości, odrobinę charyzmy, gniewu i dzikości. Żeby
czasem przyparł ją do ściany, szepcząc jakieś świństwa,
albo żeby chociaż wymusił
pierwszeństwo przekroczył prędkość więcej niż dziesięć
kilometrów na godzinę, zamiast powtarzać, wiezie swoje
skarby, które najcenniejsze, więc nie zamierza szarżować.
Niby mądre, ale… nudne jak herbatka u cioci.
Brakowało jej w życiu emocji, a on nie robił nic, by jej
ich dostarczyć. Fakt, mógł o tym nie wiedzieć, bo niby skąd,
skoro o tym nie mówiła, ale ona miała już dość gadania,
chciała poczuć coś nowego. i miała coś zupełnie nowego:
bezradność, samotność i niechęć ze strony pyskatych
potworów. Nie chciała, żeby Misio nią wszystko omawiał,
wkurzała się, gdy stale coś pytał uzgadniał. Czy nie mógł
sam podejmować decyzji? Wydawał się jej momentami tak
bezwolny, a nawet ślamazarny. Źle go oceniała jako żona. A
przecież nie chciał niczego złego. Był feministą, partnerem,
liczył się jej zdaniem. Teraz nawet nie dzwonił i było jej
smutno.
Co tego, świetnie wyglądał, skoro był taką ciapą?
Przecież taką aparycją postawą mógłby być bardziej męski
stanowczy. Jak w powieściach. A nie takie ciepłe kluchy czy
flaki z olejem. Tak bardzo starała się wkurzyć, nawet
skrzywdzić, byle tylko zobaczyć, potrafi pokazać kły jak
wilczy samiec alfa. A on, cóż. Najpierw ze stoickim
spokojem znosił
jej fochy, potem starał się coraz bardziej, ale nie tę
stronę, którą oczekiwała. W końcu powiedział spokojnym
niskim głosem, że ma jej dość, że powinna się zastanowić
nad swoim absurdalnym postępowaniem, a potem
wyprowadził się do matki. Po szesnastu latach. Bez słowa
wyjaśnienia. No ale co tu jeszcze można było wyjaśnić?
Teraz domu panował totalny chaos. Izie nie miał kto
pomóc, dzieci zachowywały się tak, jakby były opętane i
codziennie wychodziły z siebie po to, żeby tylko podnieść
matce ciśnienie. Dobrze, nie demolowały chaty.
Prócz tych drzwi, o których Gośka mówiła, że chcą je z
ościeżnicy wyrwać.
Co było robić? Usiadła na sypialnianym łóżku,
podciągnęła kolana niemal pod brodę i sięgnęła po
komórkę, leżącą na szafce nocnej. Wybrała numer po raz
pierwszy spanikowana rozłączyła się. Poczekała, ale nie
oddzwonił.
Mogłaby wtedy skłamać, przez przypadek wybrała jego
numer, później powiedzieć, że to w sumie dobrze, że
zadzwonił, bo mógłby zdyscyplinować dzieci. Nie wyszło.
Wybrała numer raz drugi. Odezwał się trzecim dzwonku.
– Halo. – Jego głos zabrzmiał oschle i bezosobowo.
– Iza, zajęty jesteś? zaszczebiotała pociągnęła nosem. Jej
zdaniem powinien już rozpoznać, że płakała, i zacząć ją
pocieszać. W końcu od tego
ma się męża, prawda?
– To zależy. Mów, o co chodzi.
Łagodny ton męża nie uspokajał jej wcale. Właściwie
przyszło jej do głowy, strzelić focha się rozłączyć, ale
obawiała się, skoro już ją zostawił, uzna jej telefon za
nieważny. Musiała coś w końcu powiedzieć.
– Chodzi o dzieci. Nie zabrałbyś ich na weekend? Muszę
od nich odpocząć.
– Iza przygotowywała sobie wstęp przed zalewem
lamentu.
– Interesujące mruknął Miłosz, Izie przypomniało się, jak
lubiła to mruczenie, zwłaszcza wtedy, gdy powodowało
wibrację gdzieś w okolicy jej ucha. Włoski jej rękach karku
podniosły się samą myśl tym. –
Dlaczego chcesz odpocząć od własnych dzieci? – Nie
pomagał jej.
– nie przestają się kłócić, bić, poniewierać obrażać, do
tego zachowują się w stosunku do mnie jak opętane
potwory – wyrzuciła z siebie i miała nadzieję na rychłą
interwencję.
– Nie przesadzaj. To w końcu tylko dzieci. Poradzisz
sobie. Jesteś dorosła i jesteś ich matką. – I tyle było z
mruczenia. Zamieniło się w suchą, logiczną instrukcję
obsługi, szkoda tylko, że w jakimś eskimoskim języku.
– Czyli nie weźmiesz ich weekend? Mam powiedzieć, ich
nie chcesz? – Zagrała nieczysto. – Nie potrzebujesz ich? Już
cię nie interesują? –
Próbowała z innej strony.
– Nie histeryzuj nie wyolbrzymiaj. Mamy mądre
nastolatki. One nie pozwolą się zmanipulować, tym
bardziej. Prócz tego codziennie rozmawiamy, jestem
bieżąco. Zrozum, nie mam gdzie położyć spać tej dwójki, bo
po godzinach remontuję mamie dom. Mamy wszędzie kurz.
To bez sensu. Twój pomysł jest zły. Poza tym naraża mamę.
I jeszcze jedna sprawa.
Szkoła. Iza, czy wiesz, Mati Kaś muszą się uczyć, czy
dzieci też masz już, jak na mnie, wyjebane?
– wiesz! oburzyła się. Jak coś wymyślisz! tym też
chciałam pogadać.
– No to mów, słucham.
– Wiesz, Patrycja Gośka tak się ustawiły, cwaniary,
wysyłają swoje dzieci górę tej… wiesz wymruczała
końcówkę niezadowolonym tonem.
– Do ślicznej. Hmm – mruknął. – No i co z tego dla nas
wynika? Albo dla naszych dzieci, bo ani Patrycja, ani Gośka
moich dzieci nie wychowują, jeśli pamiętasz.
– Jak tak możesz? – Iza zagotowała się, wściekła na to, że
jej osobisty mąż, chociaż czasowo zawieszony w
czynnościach, ma czelność zwracać uwagę na inną babkę.
– faktów jeszcze nikt nie umarł skwitował. Nawet ty.
rzeczy, Bella. Co dla nas z tego wynika?
– Ewelina prowadzi punkt interwencji kryzysowej dla
dzieci sąsiadów.
Gocha Pati jej płacą. Mają nosie szkołę. ona im wszystko
ogarnąć. Jakąś korespondencję z nauczycielami, czy co oni
tam jeszcze chcą.
Zaproponowała mi, żeby Kaśkę Matiego też wysłać niej,
inaczej zdemolują mieszkanie, tak się tłuką.
– Drogo? – zapytał konkretnie, zamiast rozwodzić się nad
jej historią.
– Podobno nie. Nie wiem. Nie pytałam. Wiesz, oni są w
ósmej klasie. Będą mieli egzamin. Nie mogą nic nie robić,
tak będzie, jeśli zostawimy bez nadzoru. pracujemy. Kto ich
przypilnuje? Może nie jest taki zły pomysł? – tłumaczyła.
– Mateusz będzie szczęśliwy. Ślini się na jej widok,
odkąd się wprowadziła
– skomentował ciepłym głosem, jakby przeżywał sercowe
rozterki swojego syna. Iza zaskoczona wiadomością głośno
wciągnęła powietrze.
– A jeśli ona go wykorzysta?! – rzuciła teatralnym
szeptem do słuchawki.
Miłosz się roześmiał.
– Zastanów się, ty gadasz, Bella. Ile dajesz
kieszonkowego? –
zapytał, jakby nie wiedział.
– No stówę, jak ustaliliśmy – przypomniała na wypadek,
gdyby pomyślał, że zmieniła to za jego placami.
– Wiesz, ile lat Mati by musiał na nią oszczędzać? Uwierz
mi, nie stać go.
Miałem niedawno takiego klienta, który sprzedawał u
mnie furę i mówił, że Sweet Star najgorętsza sztuka
mieście, ale nie stać. Brał to auto sporo kasy. Nie biedował.
Niech lepiej Mateusz zostanie przy swoich fantazjach
szczenięcym zauroczeniu. Ona nie robi nikomu przysług i
grzeczności. jej praca wyjaśnił. Natomiast Mati pewno
bardzo będzie się starał, żeby jej zaimponować, więc da z
siebie wszystko, dlatego to dobry pomysł. Kaś powinna, jak
zawsze, poddać się rywalizacji. Młody będzie zakuwać dla
szpanu, a młoda nie będzie chciała zostać w tyle. Przyślij mi
numer telefonu do tej Eweliny, a ja wszystko załatwię,
łącznie z finansami.
– Nie mam. – Wcale nie chciała dawać mu tego numeru,
więc ucieszyła się, że go nie ma.
– Nie to nie. Poproszę Gochę albo Patrycję – żachnął się.
– Misiu, ale naprawdę nie mam tłumaczyła. Ona chciała
dzieci mój telefon, ale Kaś i Mati uznali, że Ewelina chce na
nich naskarżyć, dlatego jej go nie dali. Ja naprawdę nie
mam. Jeśli poczekasz, jutro podejdę i zapytam.
Dziś już jest za późno.
– Dobra, odpuść, sam to załatwię – mruknął. – Coś
jeszcze?
– może byś pogadał dziećmi, żeby przestały się szarpać
jak wściekłe psy? Mam tego serdecznie dość. Jeszcze
trochę i rzucą się sobie do gardeł.
– Poradzisz sobie. W końcu jesteś ich matką. Coś
jeszcze? – Iza nie lubiła, kiedy był zasadniczy i konkretny.
Wcale nie chciał słuchać o jej problemach.
To było dla niej coś nowego.
– Nie, nic. Mamę pozdrów. To cześć. – Westchnęła i
rozłączyła się.
Telefon do męża w niczym jej nie pomógł. Miała
nadzieję, że Misio chociaż nakrzyczy na nastolatki, ale
przecież on nigdy nie krzyczał. On rozwiązywał
problemy. Jasna cholera! Postanowiła olać buntujące się
nastolatki zrobić sobie wieczór dla siebie. Wychodząc z
sypialni, trafiła na okropnie uciążliwy hałas telewizora
odtwarzającego reklamy. Dzieci nie było pokoju.
Wkurzona, wyłączyła odbiornik pomaszerowała zrobić
sobie maseczkę.
Łazienka była zajęta. Zmieniła zdanie i poszła do kuchni,
by przyłożyć sobie lód spuchnięte płaczu oczy. Nie miał jej
kto przytulić, było jej źle i zaczęła tęsknić za szerokimi
ramionami męża. Zawsze pocieszał ją lepiej niż tak zwane
przyjaciółki. Tak dobrze ją znał i rozumiał. Kiedy tak
siedziała w ciszy przy stole, przykładając kostki lodu pod
oczami, czuła łzy spływające po szyi razem roztopioną
zimną wodą. końcu dotarła niej wstrząsająca myśl, sama
jest sobie winna. Trzeba było rozmawiać, zamiast strzelać
fochy. Tłumaczyć, zamiast ostentacyjnie okazywać niechęć.
przeprosić, kiedy jeszcze było można. Przegięła. Tylko jak
teraz odkręcić? Chyba potrzebowała się wygadać. Wzięła
butelkę wina z barku i pomaszerowała w kapciach piętro
niżej, Agnieszki, która kiedy tylko zobaczyła, Iza trzyma w
ręce, szerzej otworzyła drzwi.
F1o
Rozdział 12
Agnieszka
Właściwie dziś chciała upić się sama, po cichu, jak
zwykle z niepewności, samotności strachu, ale postanowiła
nie mierzyć się wzrokiem z niezadowoloną młodą. Miała
dość zgryźliwych komentarzy starej jak na swoje lata,
wrednej nastolatki. Natalia rozsiadła się przed telewizorem
w stołowym, ale stale czujnie wodziła oczami matką, którą
ciągnęło do laptopa, zajrzeć swoją randkową stronę
zobaczyć, czy ktoś już polubił, pokochał, a może nawet od
razu chce się hajtać, narwaniec cudowny, romantyk.
Wizyta Izki, do tego z winem, była Adze bardzo na rękę.
Chciała zostawić młodą telewizorem, sama zabrać
koleżankę, laptopa flachę kuchni.
Nawet już zaczęła podnosić ten drugi ze stołu.
– Zostaw! – warknęła Natalia ostrzegawczo, na co Aga
odrobinę zbiegła się w sobie. – Powiedziałam, nie ruszaj!
– co? próbowała fuknąć córkę. Usiadła fotelu chciwie
wpatrywała się w leżące na stole urządzenie.
– Ten laptop nigdzie stąd nie pójdzie, jasne? On się
nigdzie nie wybiera –
wypowiedziała bardzo wolno wyraźnie, tak jak czasem
ludzie mówią do obcokrajowców z nadzieją, że wtedy
zrozumieją.
– Jasne, jasne wymruczała matka, niespokojnie uciekając
oczami przed karcącym wzrokiem córki.
Iza stanęła w przejściu pomiędzy salonem a
przedpokojem i obserwowała sytuację. tym domu nigdy nie
było wiadomo, kto kogo przywołuje do porządku.
– Zimna wojna, widzę skomentowała Iza kierunku
Natalki takim głosem, jakby miała w planie ją
utemperować, lecz chwilę potem uśmiechnęła się do
młodej. – No jak tam, Cerber?
– Podła robota, ciotka, mówię ci. Albo ja tego upilnuję,
albo ona wszystko z chaty sprzeda dla swojego kolejnego
amerykańskiego majora – wytłumaczyła szybko swoje
zachowanie. – Nie uwierzysz, ciocia, jaka mama jest
przebiegła.
Gdy odcięłam jej sieć, zwiała na dworzec, bo tam jest
darmowe Wi-Fi, żeby ten obleśny cwaniak naciągał ją na
dużą kasę. Zabierz ją do kuchni, spój jak trzeba, ale własny
telefon trzymaj w kieszeni, bo zaraz ci się podepnie. I nie
podawaj jej hasła do Wi-Fi, już się wam wszystkim próbuje
podpiąć, skubana.
Jest jak na haju. Wiesz, ona jest zawsze albo zabujana,
albo zrozpaczona, bo musi czuć pasję. Chyba pastę, he, he.
– Agniecha, co ty znowu odpierdalasz? – zapytała Iza,
jakby zupełnie nie znała tematu.
– Niczego nie odpierdalam zaprotestowała. Ludziom
czasem trzeba pomagać. Przyjaciel potrzebował pomocy
tłumaczyła się zbyt prędko i
mętnie, ktokolwiek to uwierzył. Zastawić telewizor
drobiazg, w ciągu dwóch dni bez telewizora nikt nie umrze,
a on zaraz i tak by zwrócił.
– Przyjaciel, powiadasz. co robi ten przyjaciel? Iza
uderzyła czułą nutę, Agnieszka uwielbiała opowiadać tym,
czym zajmują się jej wykreowani przez internet przyjaciele.
– Niedługo zjeżdża z frontu. Biedny, ma już dość wojny,
swoje przeżył. –
Zrobiła taką minę, jakby jej matkę właśnie zabiła
cegłówka, która spadła z sufitu w drewnianym kościele. –
Wiesz, wojna to straszna rzecz… – Otarła się o całą
martyrologię znaną jej apeli podstawówce, niemal czuła w
powietrzu zawodzenie: „ludzie, ludzie, nie gińcie, wojna
zginąć ma”.
Zrobiła teatralną pauzę. A taki dobry człowiek, pragnie
spokoju, spacerów i czułości. Chce mieć dom, normalność,
wciąż pyta o Natalię, jakby już o nią dbał. Może będzie
miała fajnego ojca?
Córka środkowym palcem najpierw odsunęła dolną
powiekę, pokazać niedowierzanie, chwilę potem udała,
wkłada sobie gardła i wymiotuje. Mdliło ją od fantazji
matki, która mówiła dalej:
– naprawdę szczerze się nas troszczy. Jemu zależy.
Obiecał, jak tylko zamknie swoje sprawy w USA, zaraz się
tu przeprowadzi.
– Sama słyszysz, ciotka. Mama jest niereformowalna.
Który to już raz? To jest jak atak biegunki. Jak ją dopadnie,
to nim doleci do celu, wysprzeda się jak ostatnia frajerka.
Ale mnie nie zapytała, czy chcę tu podstarzałego tatuśka,
który będzie próbował mnie kąpać zaglądać w majtki. Chce
obcego chłopa te dwa pokoje ściągnąć! Niech do Ameryki
cwaniak zaprosi.
Tylko że on, tak w realu, pewnie kisi się gdzieś na
Podkarpaciu i zasiłek mu się właśnie kończy, a kury jaj nie
niosą. Widziałam dokument o armii takich trolli, to siedzą
przed kompem bajerują naiwniaczki. Normalnie biznes taki!
Oni tam są osiem godzin w pracy. Mama też oglądała, ale
nic z tego nie wyniosła! Masakra! Widzisz, ciocia, najlepiej
już zacznij robić notatki, ucz się. Jeszcze trochę i matka
bogaczka będzie się pławić w jego złocie. – Natalia kpiła
bez litości, a Agnieszka kurczyła się w fotelu jak sfilcowany
sweter. –
Zobacz, jak ona się o mnie troszczy, ani słowa o
własnych potrzebach. Mama się poświęca, godzinami na
serwisach randkowych siedzi, szuka mi dobrego tatusia.
Robi to dla mnie, a ja tego wcale nie doceniam! Ależ ze
mnie zimna suka! Nie chcę oddać zasłużonemu generałowi
telewizora straszę, że zadzwonię policję, kiedy obok domu
zaczyna łazić szmaciara od chwilówek. Nie chcę
afgańskiego złota ani siedzieć na kolankach fałszywego
amerykańca. Och! Zła ja, ukamienować mnie! Znowu
złamałam mamie życie!
Który już raz tym roku? Nawet nie wiesz, ciocia, jak
trudno jest być matką dla własnej matki.
– I ty, Aga, serio wierzysz, że jakiś obcy chłop, który
wytrzymuje z tobą na czacie i zupełnie cię nie zna, po
prostu będzie cię kochał? – Iza popukała się w głowę. Nie
raz pierwszy otwarcie krytykowała sąsiadkę jej
nieograniczoną i niezmąconą myśleniem naiwność.
– Właśnie – westchnęła Agnieszka rozanielona i dopiero
wtedy dotarły do niej sarkastyczne uwagi córki.
– Widzisz, ciocia, trzy razy dziennie powtarzam, mama
jest niereformowalna, nieuleczalna powinna mieć sądowy
zakaz korzystania z internetu. Trzeba jej wrzucić
ustawienie fabryczne, na tym oprogramowaniu jedziemy
prosto do bramki numer jeden o nazwie bocian.
– Aga jest ciąży?! Oczy Izy zdumienia zyskały bajkowy,
okrągły kształt.
– co ty? Przez internet się jeszcze, szczęście, nie
zachodzi. Nie miałaś wudeżetów?
Natalka przyjemnością opracowywała dużego okrągłego
lizaka. Wydało się Izie niesmaczne. Przez chwilę nasunęły
się jej pornograficzne skojarzenia, które szybko odsunęła
od siebie. Uznała, że w tej dziedzinie życia tęskni za mężem
bardziej, niż jest skłonna przed sobą przyznać. Przyjrzała
się Natalce raz jeszcze. było mądre dziecko. Pyskate, ale
całkiem fajne. W
dodatku zabujane w jej syneczku. Tylko że przy
Mateuszu Natalia zapominała języka gębie. Jakoś myśl, to
może być pierwsza dziewczyna jej cudownego synka, taka
wulgarnie wydymająca usta zabawiająca się z lizakiem…
Chyba wolała myśleć o tym, że jej Matiego nie stać na
latawicę z góry, ale może przynajmniej opętany myślą o
Ewelinie nie wpadnie na to, że na dole czeka Natalka,
dawna nim zakochana, lecz porównaniu z dorosłą kobietą
mało interesująca.
– Chodziło mi o kolejną chwilówkę – wyjaśniła młoda.
– no tak, reklamy, teraz rozumiem. Moja matka nie
potrzebowała wudeżetów, powiedziała, było powiedzenia.
Nikt nie mieszał to szkoły i jakoś żyję.
Przez pamięć Izy przemknęła sytuacja, gdy pomagała
matce wyciągać pościel przed maglowaniem. W telewizorze
leciała Ośmiornica[2], a Corrado Cattani szalał rozpaczy,
skrzywdzono jego dziecko. Starsza siostra Izy, nie
rozumiejąc, się dzieje ekranie, zapytała wtedy: „Mamo, co
to znaczy: zgwałcił?”. Matka spojrzała nią niepokojem.
Zaczerwieniła się po czubek nosa, wzięła głęboki oddech
odpowiedział sposób jak najbardziej dla niej sensowny i
nowoczesny: „Pamiętasz, Monisiu, jak mama ci tłumaczyła,
czym jest stosunek?”. Monika nie odpowiedziała, bo nie
mogła przypomnieć sobie takiej rozmowy, ale wszelki
wypadek skinęła głową.
„Więc gwałt to taki stosunek, kiedy ktoś go nie chce”,
wyjaśniła matka. Po tej rozmowie Monika Izą zachodziły
głowę, to takiego ten stosunek. W
końcu zapytały innych dziewczynek na trzepaku.
Oczywiście okazało się, że stosunek to zwykłe ruchanie, a
gwałt jest wtedy, kiedy dziewczyny nie chcą się ruchać po
dobroci. Koszmarne obecnie wspomnienie tego, co za
dzieciaka było dla niej normalnością, chwilę wybiło z
rozmowy, ale Natalia nie odpuszczała.
– Stąd się pewnie wzięły takie psycholki jak mama, co to
szukają frajerów w sieci i same wpadają we własne sidła.
Od tego nauczania babkowego, co to z daleka od lekarzy,
aptek i czystej wody. Gusła, czary, zabobony i szklanka
wody zamiast. Fuj. Wiesz, co powiedziała psychiatra mamy?
Ona jest fajna, ta lekarka wyjaśniła Natalia. To sensowna
baba jest, mówię ci, mogłabym
mieć taką matkę. Ona nie oddałaby zastaw telewizora.
Nie! Więc ona powiedziała mamie wprost: Agnieszko, nie
możesz kochać kogoś, kto od tygodnia czy dwóch nawija ci
makaron na uszy. To jest wymysł, nie miłość.
Jesteś dorosła i powinnaś doskonale to rozumieć. Ale jak
sama wiesz, ciociu, mama nienawidzi psychiatrów, więc ich
nie słucha.
– Dla twojej mamy takie gadanie za mało. Ona tak
bardzo pragnie, by ktoś ją kochał, że popada w desperację.
Na szczęście ma ciebie i jak na razie nie próbuje cię
przehandlować na narządy, żeby ratować kogoś obcego.
Resztę jakoś ogarniemy. – Iza spróbowała się uśmiechnąć
szeroko. – Zgarniam Agę bez laptopa do kuchni. Pościel jej,
co? – poprosiła. – I zmień hasło do Wi-Fi.
Iza przeszła do kuchni, a Agnieszka wstała z fotela i
posłusznie poczłapała za nią. Nim klapnęła stołem
gospodyni, wyjęła szuflady korkociąg i wolno wkręciła w
korek metalowy świder.
– Aga, ciebie to na tydzień zostawić bez nadzoru i zaraz
masz nowe długi i same kłopoty. Dobrze, że dziecko masz
mądre, bo przez tych oszustów już byś pod mostem
mieszkała. Myśl czasem, dziewczyno, myśl, proszę. Zakupy
chociaż zrobiłaś? – Aga tylko potaknęła głową. – Podaj
lampki do wina. Ja tu po pomoc przychodzę i wsparcie, a
tymczasem ciebie znowu trzeba ratować.
Babo, czy chociaż raz to ja się mogę wyżalić?
– Zawsze możesz. Ja nie potrzebuje twojej atencji. To
Natalia stale się żali.
Jak tylko wejdziesz, ona najpierw wyleje ciebie swoje
gorzkie żale jak pomyje, a potem zawsze już wisimy na
mnie. Ja tego wcale nie potrzebuję. Ja bym wolała
posłuchać, ty też masz problemy. Jej oczy spotkały
zdziwiony wzrok Izy. Nie, wcale nie życzę źle, tylko tak dla
równowagi.
– To nie wina dziecka, że matka jest wariatką –
podsumowała Izka i rozlała wino kieliszków. Zanim głowy
przyszedł jej jakikolwiek toast, wytrąbiła połowę
zawartości. – Co znowu nawywijałaś?
– Niczego nie nawywijałam. w tym domu tylko oddychać
mogę samodzielnie. Smoczyca czuwa. – Sięgnęła po swój
kieliszek i przechyliła go z przyjemnością. Odezwał się
Dżordżpol. nie powiem, tęskniłam.
Minęło już z pół roku, jak go zablokowałam. Nic się nie
zmienił. Nawet mnie nie poznał, zmieniłam profilowe.
wiesz, pisał mnie tak, jakby się znowu zakochał.
Identycznie pisał jak wtedy. Prawie do słowa, tylko szybciej,
ja już wiedziałam, będzie dalej. Właściwie dużo nie
potrzebował pożyczyć. Co to jest dwieście pięćdziesiąt
euro? To nie tysiąc czy dwa.
– Aga, a teraz pomyśl logicznie. Ile zarabiasz? – zapytała
Iza, bo właściwie od dawna ją to ciekawiło.
– Prawie trójkę odkąd jestem zastępcą kierowniczki, ale
wiesz, to wcale nie jest dobrze, to zabiorą alimenty
funduszu przyszłym roku –
odpowiedziała dość wyczerpująco Agnieszka, dumą
zmartwieniem w głosie jednocześnie.
– Więc kiedy obcy chłop chce pożyczyć trzecią część
twojej wypłaty, to jest spoko, ale jak córka prosi o
słuchawki za dwie stówy, to ryja drzesz. No ile
ona cię o nie prosi? – przypomniała Iza. – Trzy miesiące?
– Ale to tylko pożyczka. On odda! – Agnieszka
zapewniała samą siebie.
– ci niczego nie odda, frajerko. Nigdy nie było takiego
planu. Obudź
się, Aga. Dziecko masz, a na obce chuje chcesz kasę
wyrzucać! Pojebało cię?!
– wykrzyczała Iza i zrobiło jej się lepiej. Na bok odsuwała
myśl, że potrzebuje rady, jak się Misiem pogodzić. Dzieci.
Agniecha, mamy dzieci.
Inwestuj w dziecko, a nie w obcego ciula! A ona to co?
Od macochy? Spójrz na swoją Natalkę. Pięćset plus
bierzesz, państwo alimenty płaci, ty jej dwie stówy żałujesz,
ty kutwo. Za to obcemu chłopu oddasz bez żalu.
Aga usiadła na bordowej wykładzinie w kącie przy
lodówce i zwinęła się w ciasny kłębek. Czubkami palców
kopnęła lekko drzwi kuchni, żeby się przymknęły.
– Ciii… Poznałam kogoś prawdziwego – wyszeptała to
tak, by dźwięk nie przebił się poza kuchnię. Wypiła do dna
zawartość lampki. – Nie z Ameryki.
Z Ukrainy. Rozwozi u nas w markecie towar wózkiem
widłowym.
– I? – Iza wyciągnęła do niej rękę z butelką i uzupełniła
najpierw kieliszek Agi, a potem swój.
– Co i? – spytała Agnieszka.
– No, co dalej? Nazywa się jakoś, wygląda? Zęby swoje
ma jeszcze? Leci na ciebie?
– Nazywa się, nazywa. Wołają niego Sasza, więc pewnie
będzie Aleksander. Nie wiem, jak wygląda, wszyscy
maskach chodzą, nie widać. Duży chłop. Wysoki. Nowy jest.
nie go przyjmowałam, tylko szefowa. Dopiero drugi tydzień
pracuje. Sprawdzę, jak będę mogła, i nie będę się cykać,
mnie tej ciekawości złapią. Wesoły gość, żartuje, dużo się
śmieje. I wiesz co?
– Hmm? – Iza spodziewała się jakiejś irracjonalnej
bomby.
– Jego oczy się ciągle uśmiechają. Ma naprawdę dobre
oczy. Łagodne.
– Ważne, że nie chce pożyczyć pieniędzy. I tego się
trzymajmy. Poza tym najpierw sprawdź, czy nie ma żony i
dzieci, żebyś potem nie płakała. A teraz mi powiedz, kiedy
ty planujesz się dogadać z Eweliną na pilnowanie zdalnej
szkoły Natalki? My już mamy wszystko omówione, a ty dalej
w czarnej dupie.
Dane przekazujemy, udostępniamy. No, chyba sama
codziennie będziesz robić młodą program, żeby nie miała
zaległości. Mnie zabiłby powrót do Pana Tadeusza w formie
innej niż płynna. Nawet kinowa mnie nudzi. Musisz to sobie
koniecznie ogarnąć, jak nie, zostaniesz kompletnie bez
wolnego czasu dla siebie.
W taki sposób Iza często zostawała bohaterką Agi. W
porę mówiła jej, co należy zrobić. Nie oddawać zastaw
telewizora, nie brać chwilówki, nie umawiać się „do
grobowej deski” amerykańskimi majorami, którzy marzyli
właśnie o niej przez wszystkie lata ich życia, nie wysyłać im
tysiąca złotych. Nie robić tego nawet wtedy, gdy ma to być
kasa na ratowanie dwóch afrykańskich wielodzietnych
rodzin. Nie słuchać tym, w fabryce
diamentów był wypadek, te kobiety, których mężowie
poszkodowani, teraz muszą nakarmić czymś swoje dzieci.
Nie wierzyć, że niestety major w tym momencie nie może
inaczej pomóc tym rodzinom, przecież musi pomóc, to jego
ludzie, sprawa honorowa. tak trzeba. Już teraz, zaraz,
zanim jeszcze te zatopione w złocie diamenty przyjdą
kurierem, żeby było na wspólne życie, teraz Agniesia spiąć
dupę, tysiąc złotych choćby spod ziemi wykopać, załatwić
bez słowa i przesłać.
Takie historie zdarzały się często. Kiedy Aga już nie
myślała, Natalka dzwoniła po Izę. Iza tłumaczyła i
zastanawiała się, jak można być tak bardzo naiwnym i
niezaradnym życiowo jak Aga i mieć co jeść.
Kiedy już trochę sponiewierała poczuła się lepsza, sama
zaczęła opowiadać:
– Słuchaj, ja muszę szybko mojego Miłosza odzyskać.
– Tę marudę rozmemłaną? Przecież on nie ma nawet
własnego zdania. Bez ciebie by do kibla nie trafił. Po co? –
Aga cytowała tylko słowa Izy, ale i tak trafiła na mrożący
wzrok koleżanki. – Będziesz się nudzić. A przecież ty masz
tyle energii i potrzebujesz porządnej dawki emocji.
– Gówna, nie emocji. Potrzebuję powrotem swojego
chłopa. On utrzymuje dzieciaki ryzach. Wprowadza
porządek. Mam nim spokój.
Wolę mieć w domu niż teściowej. Nie mam się kogo
przytulić. No dobra. Przesadzałam. życiu nie zawsze się to,
się chce. Mnie się trafił zbyt ugodowy chłop, mogłam trafić
lepiej, ale przecież było dobrze. Nie miałam tak najgorzej.
Nie wiem tylko, jak go tu znowu ściągnąć.
– Jak pomyślimy, wymyślimy. Polej jeszcze. Może udawaj,
masz romans?
F1o
Rozdział 13
Niania
Ewelina wiedziała, Agnieszka jest dziwna, ale nie
spodziewała się po północy telefonu nachlanej baby
parteru. Powiedziała, chętnie porozmawia normalnej porze,
wyłączyła telefon. Wybita snu, spała kiepsko i nerwowo,
śnił jej się Norbert. Spacerował w parku z obcą kobietą.
Właściwie chciała poczuć, że jej to już nie dotyczy, że to
zamknięty rozdział, ale szła parą leniwie podążającą wąską
uliczką nie słyszała, czym rozmawiają. Patrzyła odrobiną
zawiści roześmianą kobietę zazdrość kumulowała się jak
ciężka chmura. Sen zaniepokoił. Przypomniał, że kiedyś jej
życiu istniała miłość była siłą napędzającą wszystko. Potem
zastąpiła ją bezradność o sinych ustach, wyrzucająca co
kilka chwil słowa: nie wiem. Nie lubiła niepewności, która
była jak popękane paznokcie i rozdwojone włosy brzydka
nieciekawa. Nie chciała więcej się nią mierzyć, ani trafić na
nią gdziekolwiek w swoim życiu. Wolała wiedzieć. Nie miała
przyjaciół, lecz klientów, ojciec był dla niej niemal obcy.
Nawiązywanie relacji sprawiało, narażała się przeżywanie
tego samego bólu, przez który długo nie mogła myśleć, jeść
i spać. Pozbierała się i nie chciała do tego wracać, tej walki
wiatrakami, telefonów ambasad, oczekiwania na wieści ze
szpitali, na cokolwiek. Czekanie zabijało powoli. A ona
chciała żyć.
Mimo wszystko.
To dlatego nie wstała na czas. Budzik nie zadzwonił albo
wyłączyła go w półśnie, sądząc, że niczego nie musi.
Obudziło ją pukanie do drzwi. Wpuściła malców schowała
się łazience, ale zanim zrobiła, wszystkie dzieci widziały ją
w bladoróżowym kigurumi, w którym wyglądała jak smok,
miała ogon, miniskrzydełka, a nawet białe kolce, które
zaczynały się na kapturze, a kończyły z ogonem. To był żart.
Dostała je kiedyś od Norberta na gwiazdkę jako mało
seksowną piżamkę, w której można było paradować bez
szlafroka.
Ciuch długo leżał w szafie nieużywany. Odnalazł się
podczas przeprowadzki i od tamtej pory bardzo polubiła
miękkość ciepło swojego kigurumi, choć wyglądała nim jak
dziecko. Kiedy zamknęła sobą drzwi, usłyszała, że
gromadka wcale nie poszła pokoju. Owszem, dzieci zmieniły
kapcie, ale stały pod drzwiami i czekały, aż się ubierze, bo
musiały koniecznie jeszcze raz obejrzeć jej piżamę.
Kiedy już wyszła zaprezentowała swój kostium spania,
wzbudziła w malcach euforię.
– Jesteś smokiem! – cieszył się Bruno. – Różowym,
babskim smokiem! Ale świetniście! Fajursko! Ja też chcę
taką piżamę, tylko dla chłopaka. Powiem o tym mojej
mamie.
– Dobrze, fajnie, się wam podoba. Pogłaskała malca
głowie. A teraz szybciutko sprawdzimy, czy przyszły dla was
jakieś lekcje, prędko je odrobimy, odeślemy razem zrobimy
coś fajnego. przykład sałatkę na
drugie śniadanie. Wiemy, że w tej dziedzinie wymiatasz,
Buniu, więc będziesz szefem kuchni.
Bruno spojrzał na nią z uwielbieniem w oczach.
– Ale ty jesteś fajowa, ciocia, wiesz?
– No staram się, smyku. Chodź, wydrukujemy twoje
szlaczki. – Poszli do pokoju, który powodu przyniesionych
zeszytów zaczynał przypominać klasę. Lekcje dla Bruna
przyszły jeszcze niedzielę wieczorem. Drukarka wypluła
trzy kartki. Malec sięgnął po kredki i usiadł przy stole.
Fabian znowu odrobinę zazdrościł ładnej kolorowanki,
wyszukiwania różnic na obrazkach i szlaczków. Sam dostał
do przeczytania kolejną czytankę, którą jak poprzednio
wszyscy czytali po kolei, nawet oderwany od kolorowania
Bruno.
Potem Fabian musiał policzyć przykłady z tabliczki
mnożenia do dwudziestu.
Karolina patrzyła niepokojem zakładkę tabliczką, którą
Fabcio dostał
od niani. Wiedziała, dziś mają rozpocząć się także jej
lekcje.
Zdenerwowana, gryzła paznokieć kciuka. Oboje z
Buniem często zastygali z palcami w buzi, mieli też mocno
ogryzione paznokcie.
Kiedy obaj malcy byli już zajęci, a lekcje Karoliny nie
okazały się niczym skomplikowanym należało tylko
przeczytać temat przyrody uzupełnić ćwiczenie, co zajęło
im raptem dwadzieścia minut – znudzone bezczynnością
bliźniaczki poszły pooglądać telewizję. Żeby nie był to
stracony czas, niania włączyła im film na postawie baśni
Andersena, bo skoro jego utwory były w kanonie lektur dla
trzeciej klasy, to zawsze mogło się im to przydać.
Ewelina cały czas zastanawiała się, jak nauczyć oporną
sprawy pamięciowe Karolinę koszmarnej tabliczki
mnożenia. końcu, kiedy wszystkie lekcje były już
skończone, stół sprzątnięty, zawołała Bogusię i Bożenkę do
wspólnej zabawy. Kazała wszystkim dzieciom wysoko
podwinąć rękawy. Nie podciągnąć, tylko podwinąć, więc
pomagały sobie nawzajem. Na stole wylądowała duża
butelka, której był tani balsam ciała paczka z mąką
ziemniaczaną. Wspólnie zrobili ciastolinę, podzielili na
wiele fragmentów, które pofarbowali na różne kolory przy
pomocy farbek do jajek.
Zaczęła się zabawa z tabliczką. Żeby Fabian przyswoił
tabliczkę na pamięć, wystarczało ją powtórzyć. Jednak w
głowie Karoliny taki ślad pamięciowy nie zostawał długo. jej
przypadku były potrzebne dodatkowe bodźce.
Razem zrobili kolorowe kulki, następnie układali je w
rzędach, trzy słupki po trzy kulki. Karolina notowała wyniki
i przerysowywała zadania na ścianę, tuż nad stópkami i
rączkami, które ją zdobiły. W tym celu wchodziła na krzesło,
dostała też kolorowe markery. Wszyscy powtarzali głośno
każde zadanie, a nawet próbowali wymyślać rymowanki i
śpiewać. Kiedy Fabian zorientował
się, że tabliczkę do dwudziestu umie nawet Bruno,
poklepał go po plecach jak starszy brat. Tak naprawdę nikt
prócz Eweliny i Karoliny nie wiedział, czemu miała służyć ta
zabawa. Na koniec z ciastoliny powstały figurki, które
zostały uwiecznione na kilku elektronicznych fotografiach i
ustawione na parapecie.
Po umyciu rąk cała banda pomaszerowała kuchni, której
zrobiło się ciasno. Gdy jedli, wszyscy bez problemu mieścili
się przy stole. Teraz jednak potrzebne było miejsce pracy
nie było już tak komfortowo. Ponieważ bliźniaczki chciały
obejrzeć bajkę do końca, wróciły przed telewizor. Bruno,
Fabian Karolina usiedli stołem gotowi, zrobić śniadanie
sałatkę.
Ewelina wyjmowała stół produkty. Puszki tuńczykiem,
kukurydzą, czerwoną fasolą, a także majonez, por i dwie
paczki chińskich zupek.
– Uwielbiam chińskie zupki, ale mama mówi, że to
niezdrowe – westchnęła Karolina. – Sprawdzimy je
telefonem jak parówki? – poprosiła zrezygnowana.
– Dlaczego to, co dobre, zawsze jest na czarnej liście
mamy?
– Nie będziemy jeść całej zupki. Wykorzystamy tylko
makaron. Makaron jest zdrowy. Plan jest taki: chłopcy
otwierają wszystkie puszki całą zawartość, bez odcedzania,
wrzucają do dużej miski. W tym czasie Karolina mocno
pogniecie makaron wysypie do miski, ale najpierw wyrzuci
torebeczki z przyprawami. Ja pokroję pora. Robienie tej
sałatki jest bajecznie proste, bo tak naprawdę niczego nie
trzeba umieć. Gotowi?
Dzieci zabrały się pracy. Kolejne produkty lądowały
misce. Potem zostały wymieszane Karolina wrzuciła całości
dwie ogromne łyżki majonezu.
– Mogę spróbować? – Fabian zawisł nad miską z łyżką w
ręce.
– Możesz, ale teraz to nie jest smaczne – uprzedziła go
niania.
– To po co zrobiliśmy niedobrą sałatkę? – Bruno nie był
zadowolony.
– Ależ ona jest smaczna, Buniu, tylko twarda. Odstawimy
teraz na godzinkę pójdziemy coś pooglądać, w tym czasie
makaron wypije całą wilgoć i stanie się miękki i pyszny, a
wtedy będziesz bardzo zadowolony z tej sałatki.
– Ale nie dodaliśmy żadnych przypraw. – Brunon nie
odpuszczał.
– Uwierz mi, naprawdę nie trzeba. Majonez jest
wystarczająco przyprawiony. Ale jeśli za godzinę uznasz, że
trzeba coś poprawić, nie będę oponować.
– Opo… co? – dopytał zdziwiony Fabian.
– Oponować. To takie słowo pochodzące od opozycji,
czyli przeciwników.
Nie będę się sprzeciwiała. Nie będę stała do ciebie w
opozycji. Rozumiesz?
– Prawie. Opony w kuchni by mi się nie podobały –
podsumował Fabian.
– Nic dziwnego wtrąciła Karolina. One śmierdzą gumą.
Fuj. Cała piwnica śmierdzi gumą, od kiedy mama zostawiła
tam zimówki. Mówi, że nie będzie płaciła za
przechowywanie. Ciekawe, co na to powie tata, jak wróci.
– No co ty, do tego czasu mama je gdzieś schowa. Wiesz,
jak mówi: „Za tydzień wraca tata, już dziś być błysk”. Bruno
był wnikliwym obserwatorem rzeczywistości. – Mama na
pewno coś wymyśli.
Kiedy seans salonie dobiegł końca, dzieci spokojnie
zabierały się za śniadanie, pukanie do drzwi przerwało na
moment ich radosny gwar. Ewelina zostawiła malców
kuchni przy stole poszła otworzyć. drzwiami stała trójka
nastolatków. Mateusz przewodził.
– Cześć, sąsiadko. Tato dzwonił powiedział, jak tylko
przyjdą jakieś nowe wiadomości ze szkoły, mamy się u
ciebie zameldować. No to jesteśmy.
– Wejdźcie. Jak stoimy ze sprzętem? – Wpuściła bandę do
przedpokoju, a oni zdjęli buty i w skarpetkach posuwali się
w głąb mieszkania. Rozglądali się ciekawie.
– Każdy nas swój, więc nie kłopotu. prawda znaczy, że
Kaśka dostała laptop mamy i jest fuksiarą, ale za to musi go
jej oddawać po południu, he he. – Mateusz pierwszy raz
stanął obok Eweliny, gdy nie była w szpilkach, wydał się
sobie nadzwyczaj wysoki. Zawsze byłaś taką kruszynką? –
zapytał odrobinę zbyt poufałym tonem, a ona, zauważywszy
tani podryw, zlekceważyła uwagę nastolatka i zwróciła się
do wszystkich.
– Na drugie śniadanie się spóźniliście. Zrobiliśmy dziś
pyszną sałatkę, ale was nie było w planie, sorry. Zapraszam
do pokoju, pokażcie, co przyszło.
Kaśka prędko ulokowała się szczycie stołu, Natalia
poczekała, aż Mateusz zajmie miejsce, i usiadła obok niego.
To siostra Mateusza pierwsza pokazała Ewelinie wiadomość
szkoły. Miała założony przez szkołę nowy adres mailowy i
do zainstalowania platformę Teams. Tak jak mówił Mateusz,
oboje byli zupełnie innej podstawówce niż reszta dzieci.
Niania pomogła obojgu zainstalować narzędzie,
dopilnowała zmiany haseł kazała dołączyć do
poszczególnych grup przedmiotowych.
Natalia miała założyć konto Gmail i zainstalować
Classroom, podobnie jak bliźniaczki. Ewelina pilnie
spisywała wszystkie dane do notesu. Ta platforma podobała
się jej bardziej niż poprzednia. zalogowaniu nastolatki
otrzymywały kolejne komunikaty wiadomości. Właściwie
wszystkie dotyczyły tego, wystartują lada chwila. Natalia
dostała wiadomość o kolejnej lekturze do przeczytania i
westchnęła ciężko. Zemsta Fredry zupełnie jej nie
pociągała.
– Nie znasz się skwitowała Ewelina, gdy Natalia
odebrała już wyrazy współczucia od Kaśki. Dziewczyny były
rówieśnicami, jednak Kasię rodzice posłali szkoły rok
wcześniej, razem Mateuszem. Ona już skończyła omawiać
tę lekturę, lecz nie dało się ukryć, że też się przy niej
nudziła. – Jak mogłaś się nudzić przy takiej dobrej komedii,
Kaśka? Nie zalewaj!
– To dlatego, że język jest jakiś taki obcy. Stary i do pieca
– skomentował
Mateusz i już po minie Eweliny widział, że nie trafił.
– Czego nie zrozumiałeś? Ale tak konkretnie? Podaj
przykłady. – Ewelina lubiła dyskutować, miała nadzieję na
logiczną wymianę argumentów.
– Nie wiem. Zapomniałem. To było rok temu – wymigał
się od odpowiedzi.
– Wiecie co, bo wy macie nastawienie do dupy. Też tak
miałam, a potem mi się trafił dobry polonista. Dramat
gatunek wystawiany scenie. Tekst musi być oddany wiernie,
a to, co jest w didaskaliach, czyli tych dodatkowych
opisach, ma być po prostu widać. Oglądaliście tę cudowną
Zemstę, zrobioną na zamku z białego wapienia w
Ogrodzieńcu? Nie? – Młodzież zaprzeczyła, kręcąc głowami.
Nie wpadliście to, zamiast się mordować, można obejrzeć
spektakl, w którym niczego nie brakuje? No co wy? Kaśka,
ty ponoć
jesteś megabystrzacha, twój ojciec tak twierdzi. Serio?
Jeszcze nie odkryliście audiobooków i teatru telewizji?
– Czyli jak obejrzę ten teatr, to mam z bańki? – zapytała z
niedowierzaniem Natalia.
– Pewnie, mała. Ewelina spojrzała dziewczynę z
niezadowoleniem zmarszczyła brwi. – Słuchaj, ile lat nosisz
te okulary? – zapytała, przyglądając się brzydkim
oprawkom.
– Bo ja wiem? Jakoś w wakacje zgubiłam poprzednie w
piasku na plaży, ale to będzie parę lat wstecz, pewnie ze
dwa i pół. Albo trzy i pół.
– Kto ci wybrał te koszmarne oprawki? – uściśliła
Ewelina.
– No jak to kto? Mama. Miały być tanie. Musiały.
– Daj je. Ewelina wyciągnęła rękę po chwili jej dłoni
leżały koszmarne okulary Natalki. Sprawdziła, czy dzieci
nie wyszły z kuchni. Nie potrzebowała więcej świadków.
Położyła okulary stole rzuciła nie grubym albumem
zdjęciami miejscowych zabytków. Gdy podniosła książkę,
zauważyła, skutek nie jest taki, jakiego oczekiwała.
Cholera, miały pęknąć oprawki, nie szkła. Wzięła ręki
okulary, złamała je dokładnie na pół i patrząc na Natalię,
powiedziała:
– A teraz zapamiętaj wersję dla mamy: musiałaś odłożyć
okulary na stół, bo tak się uśmiałaś, oglądając Zemstę, że
aż zaparowały od śmiechu, i wtedy ta okropna Ewelina,
czyli ja, posadziła na nich swój tyłek, a one tego po prostu
nie wytrzymały.
– Śliczny tyłek – dodał Mateusz, ale jego komentarz
został zignorowany.
– Powiedz też mamie, zobowiązałam się zapłacić twoje
nowe oprawki, ale musi sama zapłacić szkła. ma sens, te
szkła już tak wymagały wymiany, były porysowane pewnie
dawno nie pasują. Załatw receptę szkła razem pójdziemy
wybrać coś ładnego, nie możesz wyglądać jak niedorobiona
sowa, mając taką śliczną buzię.
Natalia przyglądała się Ewelinie z mieszaniną podziwu i
zdziwienia.
– Dlaczego to robisz? – zapytała nieufnie dziewczyna.
– gdy matka kupiła koszmarne okulary, ojciec litościwie
je rozdeptał. Uwierz mi, źle wyglądam w okularach. Gorzej
od ciebie. Po prostu mi nie pasują. Nosiłam soczewki, teraz
już nie muszę. będziesz wyglądała pięknie w małych,
ślicznych, jasnych okularkach.
– Ale jak ja mam teraz bez nich funkcjonować? – zapytała
Natalia.
– Nie możesz. Dlatego matka musi się streścić. Dobra,
smarujcie do salonu i poszukajcie Zemsty na Netflixie.
Obejrzyjcie ją sobie, a ja ogarnę kuchnię po śniadaniu
zorganizuję maluchy. Pewnie jak usłyszą, oglądacie coś dla
dorosłych, to też będą chciały.
– Ale, sąsiadka… – zaprotestował Mateusz – my z Kachą
mamy już Zemstę za sobą.
– to egzamin przed sobą. Mateusz, nie wierz, gdy mówią,
tego egzaminu nie będzie. są świry. Dziś szefowie nauki
praw dzieci są sekciarzami na międzynarodową skalę. Oni
wam nie odpuszczą, bez względu na to, jaki będzie rozwój
epidemii. Musicie powtórzyć materiał. Znasz lepszy sposób
na powtórki niż gapienie się w telewizor?
– Nie przekonałaś mnie. Ale niech będzie, czego się nie
robi dla pięknych pań. – Mateusz westchnął, a Ewelina
parsknęła śmiechem.
– Mateusz, powiem to raz i nie będę powtarzać. Jesteś
bez szans. Odpuść. –
Ewelina próbowała pozbawić go złudzeń.
– cię tylko komplementuję, zasługujesz to, więc się
przyzwyczaj –
ofuknął ją.
– Jak sobie chcesz. mnie spływa. teraz smarujcie salonu

wydała polecenie i wyszła do kuchni.
W kuchni wszystkie miski i sztućce zostały umyte i
wytarte. Tego Ewelina się nie spodziewała. Sama
zapakowałaby wszystko zmywarki. Dzieciaki siedziały
dookoła stołu i czekały na pochwałę.
– co się stało, kruszynki moje? Kto tak pięknie pozmywał
po śniadaniu? Ewelina stawiała Bogusię Bożenkę ich
wypracowywane przez babkę karne podporządkowanie, ale
się pomyliła.
– Karolina pozmywała. Fabian Bruno wytarli miski
sztućce. My tylko wstawiłyśmy szklane miski do zlewu, żeby
ktoś nie upuścił.
– Jak was nagrodzić? zastanawiała się głośno niania,
czym otworzyła górną szafkę wyjęła niej pudełko rafaello.
Otworzyła opakowanie wysypała zawartość stół. Część
słodyczy podzieliła pomiędzy pięcioro dzieci, resztę
zgarnęła opakowania. Słuchajcie, nastolatki będą oglądały
śmieszny teatr dla dorosłych. Nie ma przeciwwskazań,
żebyście też oglądali, ale kto nie ochoty telewizję, może
sobie porysować albo nawet polepić z plasteliny. Chyba że
macie jakąś fajną książkę z baśniami, to mogę wam głośno
poczytać. Co wy na to?
– Fabian ma fajną książkę z bajkami. Nazywa się Baśnie
narodów Związku Radzieckiego. Dostał od taty, to kiedyś
była jego książka –
zaproponowała Bożenka.
– Znacie w niej wszystkie bajki? – upewniła się niania.
– znam wszystkie, przeczytałam sama. Fabianowi tata
przeczytał
dwie, a Bogusia nie lubi czytać – pochwaliła się
zadowolona Bożenka.
– Dobra, zmień kapcie śmigaj książkę, poczytamy
zdecydowała Ewelina.
Bożenka prędko ruszyła po książkę. Do pokoju weszła
Natalia.
– Sąsiadka, masz jakiś koc? – zapytała. – Tak mi jakoś
chłodno, gdy siedzę bez ruchu. Zmarznę, nim ten teatr na
dobre się zacznie.
Ewelina wstała i poszła do szafy, z której wyjęła miękki
szary koc i podała nastolatce. Ta podziękowała i wróciła do
salonu. To nasunęło niani zupełnie
nowy pomysł. Przyniosła z sypialni poduszki, pufa, worek
sako oraz zagłówki i rozrzuciła je na podłodze. Sama
umościła się na worku i gdy tylko Bożenka wróciła książką,
zaczęła głośno czytać bajkę. godzinie Bruno Fabian spali.
F1o
Rozdział 14
Natalia
Kochany pamiętniku!
Jak dobrze, jesteś kompie, mogę sobie powiększyć literki
i widzieć, piszę. Nie mam chwilowo okularów. Jutro mama
umówić wizytę. Ewelina złamała celowo, uważała,
wyglądam nich koszmarnie. Nawet nie wiedziałam, jak jej
za to podziękować. Mama jojczy cały dzień, jaki wydatek,
napisałam jej wiadomość przez Messengera, gdy była
jeszcze robocie, ale szczęście ciotka Izka rozmawiała nią
podczas przerwy wypomniała jej majora, generała,
pułkownika innych cudownych naciągaczy. Po tym mama
trochę odpuściła. Teraz zdycha, bo nogi ją bolą po pracy.
Idzie się ciotce Izie pożalić. Niech idzie, będzie spokój.
Właściwie lubię tę Ewelinę. Mama mówi, że to zdzira,
ale lepsza zdzira po twojej stronie niż naiwna altruistka
zakochująca się bez rozumu obcych chłopach. Nie powiem
jej tego. Pewnie i tak wie, jaka jest beznadziejna.
Miałam dziś okazję być cwaniarą. Zamiast czytać
Zemstę, obejrzałam spektakl. Może być. Ale najfajniejsze
było to, się działo trakcie oglądania. Wcale nie było mi
chłodno. Po prostu kiedy jesteś pod kocem, nie widać, co
robisz. Mateusz podoba mi się od dawna. Chciałam, żeby w
końcu zwrócił mnie uwagę. zrobiłam to. Okryłam się kocem
Eweliny, trochę spadło na niego, więc się przysunęłam, a
gdy byłam już blisko, położyłam mu rękę na udzie. Zdziwił
się. Tak bardzo wolno, jak w kreskówkach, obrócił do mnie
głowę i patrzył pytającym wzrokiem, a ja nic. Udawałam, że
nic się nie dzieje. i oglądaliśmy sobie Zemstę, ale chyba nie
myśleliśmy niej wcale. końcu położył swoją rękę mojej
zrobiło się ciepło na sercu. Pomyślałam, że dobrze było
zrobić pierwszy krok, teraz tylko musimy porozmawiać.
Wtedy Mateusz naciągnął na siebie fragment koca i gdy tak
o tym myślałam, przesunął moją dłoń górę swojego uda na
rozporek.
Spanikowałam, gdy poczułam pod palcami, że mu stoi.
Przycisnął moją rękę, ale nie mną takie numery. Zabrałam
ją. Nie wiem, czy się wkurzył, ale moim zdaniem chciał za
dużo. Po chwili poczułam, że jego dłoń ląduje nade mną,
obejmuje niby kanapę, ale zagarnął mnie, przytulił
ramieniem i zaczął się bawić ramiączkiem mojego
biustonosza. Pod kocem oczywiście.
Świntuch. Dotykał mojej piersi złapałam za rękę dopiero
wtedy, gdy włożył ją stanik. za dużo, wiadomo. Kiedy teatr
się skończył, oboje mieliśmy wypieki. Pomyślałam sobie, że
pożegnam się i wyjdę, wtedy on wybiegnie za mną i
pogadamy. Chciałam oddać Ewelinie koc, ale syknął
tylko: „Zostaw!”. Zabrałam swojego laptopa,
podziękowałam wróciłam do domu. A on nic. Nawet nie
wstał. Nie wyszedł za mną. Nie spojrzał.
Po południu mijaliśmy się na schodach. On szedł do
piwnicy, ja wracałam z koszem prania z suszarni. Myślałam,
że pogadamy, a on przebiegł obok mnie, a gdy już się
minęliśmy, powiedział: „Mam dla ciebie fuchę, obciągnij mi
gruchę”. I po love story. Cham.
Dlaczego zakochałam się idiocie? Może jestem prostu
zdrowo rąbnięta, jak moja matka? Tego nie wie nikt. Co
zrobić? Najgorsze, że mi się pod tym kocem podobało tak
bardzo, że majty były mokre. Mateuszowi też się podobało,
bo mu stanął. Może on się wstydzi? Może wcale go nie
ośmieliłam?
Jak się tego dowiedzieć?
F1o
Rozdział 15
Gosia
Zawsze, gdy wracała z pracy pieszo, wlokąc się krok za
krokiem, objuczona siatami pełnymi zakupów, myślała źle
swoim już byłym. Dla Zygi było kosmicznym problemem
zawieźć ją raz w tygodniu na duże zakupy i zawsze, w
absolutnie każdą sobotę toczyli boje, bo on chciał spać do
dwunastej, a ona na dwunastą miała już mieć gotową zupę.
Pan i hrabia przynajmniej dwa razy w tygodniu, w weekend,
jadł jak u mamusi dwudaniowy obiad. Wściekłość, jaka ją
wtedy ogarniała, psuła jej nastrój na pół dnia albo i dłużej.
Teraz też była zła. Pozwoliła na to, by przed wyjazdem Zyga
spieniężył ich samochód.
Pieniądze ze sprzedaży wyparowały na nieznane jej
konto. Jemu się przydały, ona została niczym. Takie były
uroki posiadania wspólnego konta, co próbowała naprawić
razu, gdy okazało się, z jej wypłaty też przywłaszczył sobie
co nieco. Fakt, Gośka nie potrafiła prowadzić, ale gdyby
nawet do głowy jej przyszło zapisać się na kurs i zrobić
prawo jazdy, pewnie długo nie kupiłaby sobie samochodu.
Niosła dwie pełne torby i obiecywała sobie po raz
kolejny, że kupi plecak albo jeżdżący wózek zakupy
ogromną torbą. Cokolwiek, ułatwi jej życie. Na domiar
złego, bolał ją kręgosłup, a na środku przejścia dla pieszych
rozdzwonił się Messenger jej telefonie. Nie było szansy,
odebrać to połączenie. Nie miała wolej ręki, aparat tonął
gdzieś wewnętrznych kieszeniach torby. Telefon długo
dzwonił. Szła wciąż towarzyszyła jej uciążliwa melodyjka.
Martwiła się, jest spóźniona będzie musiała tłumaczyć się
Ewelinie. Kiedy jednak doszła domu zadzwoniła domofonem
do sąsiadki, by ją poinformować, że już jest, w głosie
Eweliny nie było zniecierpliwienia.
Zanim weszła schodach, dzieci już zbiegły otworzyły
mieszkanie.
Weszła, odstawiła torby zakupami bok od razu pobiegła
toalety.
Umyła ręce, lecz wiedziała, że zaraz będzie to robiła
kolejny raz. Wrzuciła do prania maseczkę, śmietnika
gumowe rękawiczki zaczęła rozpakowywać sprawunki. W
tym czasie Bożenka nastawiła wodę na herbatę i
przygotowała kubki. Bogusia wyjęła lodówki talerz
naleśnikami nastawiła patelnię, żeby przysmażyć. Fabian
pomagał jej chować szafkach lodówce wypakowywane
rzeczy. Potem razem z synkiem poszła ponownie umyć ręce.
Zużywali tak dużo mydła płynie, zamiast kupować
kolejne małe opakowanie, zamówiła pięciolitrowy pojemnik
Allegro. Wyszło taniej i starczy na długo.
Dopiero gdy jedli obiad, przypomniała sobie
nieodebranym połączeniu.
Wygrzebała torebki telefon sprawdziła, kto dzwonił. była
mama. W
końcu odebrała jej wiadomości. Gośka ucieszyła się, ale
stwierdziła, że najpierw zje. Od razu po posiłku postanowiła
oddzwonić. Usiadła wygodnie w fotelu, zaopatrzona
herbatę, spróbowała się połączyć. słuchawce zamiast głosu
matki usłyszała zupełnie inną osobę.
– Hallo, Meg. Barbara speaking. Honey, your mum is in
hospital[3].
Krew odpłynęła Gośce twarzy. Nie miała ojca lat, jej
matka miała życie, którym córka nic nie wiedziała, teraz,
gdy Gosia postanowiła to zmienić, wszystko zawisło na
włosku.
– Wait, please! Barbara, wait, need
twohref="#p162">minutes[4]. – Gosia, przewrażliwiona
akcji babką, kazała dzieciom zamknąć się w mieszkaniu, a
sama wybiegła na korytarz. Dopadła do drzwi Eweliny i
znów poprosiła Barbarę czas. Ewelina, pomóż mi, proszę
zawołała, gdy już wdarła się do mieszkania bez pukania.
Ewelina właśnie ćwiczyła na karimacie rozłożonej podłodze.
Dzwoni dziewczyna mojej mamy. Mówi po angielsku, a ja
tak niewiele pamiętam. Ona powiedziała, że moja mama
jest w szpitalu! Pomóż mi ją zrozumieć. Proszę cię.
– Usiądź, Gosia. Nie denerwuj się. – Sąsiadka wstała z
podłogi i sięgnęła po aparat Gośki.
– Mam ją na linii. Dam na głośnik. Dowiedz się, proszę,
co się stało. – Obie usiadły na kanapie w salonie.
– Dobrze, spokojnie. Ewelina przywitała się,
przedstawiła dość swobodnie rozmawiając, uzyskała
odpowiedzi na kluczowe pytania. – Barbara mówi, że twoja
mama jest po operacji serca. Wszczepili jej kardiowerter.
Jeśli jej serce się zatrzyma, ale będzie migotało, prąd z
urządzenia sprawi, że serce wróci do prawidłowego rytmu.
To taka reanimacja od środka. Operacja była trudna i mama
zniosła ją źle. Stan mamy wciąż jest ciężki, ale stabilny.
Teraz dochodzi siebie. Potrzebuje czasu. Barbara odebrała
twoją wiadomość w telefonie mamy, ale początkowo nie
wiedziała, w niej jest, nie chciała denerwować twojej mamy.
Dopiero potem przetłumaczyła wiadomość, zrobiło jej się
miło postanowiła zadzwonić, chociaż Krystyna nie chciała
cię niepokoić.
– Rozumiem. Czy ona jest żoną mojej mamy? Proszę,
zapytaj ją. – Ewelina spełniła prośbę.
– Krystyna Barbara zaręczone. Planowały ślub lato, ale
operacja i COVID pokrzyżowały plany. razie ważniejsze
ceremonii jest zdrowie twojej mamy. Obie będą
zachwycone, jeśli zechcesz się pojawić na ślubie,
oczywiście wtedy, kiedy epidemia już zniknie. Jeśli się
zdecydujesz, wyślą ci zaproszenie i opłacą podróż. Obie
marzą o tym, żeby spotkać twoje dzieci.
– Wow, super. Fajnie może być na ślubie własnej mamy.
Okay, dziękuję ci.
Bez ciebie strasznie bym się motała. Podziękuj Basi to,
zadzwoniła.
Niech uściska mamę i pozostańmy w kontakcie. I niech
napiszą, kiedy mama wyjdzie, to się zdzwonimy.
Ewelina zakończyła grzecznie rozmowę. Wyłączyła
telefon i dopiero wtedy Gośka przeprosiła ją, że wlazła jak
krowa bez pytania i cała w panice.
– porządku. Nic się nie stało, na przyszłość pukaj.
Słuchaj, twoje dziewczynki się wybierają do komunii. Dziś
dostałaś wiadomość na dziennik elektroniczny. Umówmy
się, że sama sobie dopilnujesz religii. Nie znam się
na tym i nie chcę się znać. Jeśli mają coś do nauki, niech
się po prostu uczą, są do tego warunki. Mogą dostać
zatyczki do uszu, jeśli potrzebują ciszy, jutro powinny
przyjść też słuchawki, podobno nieźle wygłuszają.
– Nie ma sprawy. Ewelina, ja to sobie ogarnę. Nie wiem,
czy komunie się odbędą, bo kto to wie, co się do maja
stanie z tym wirusem. Tylko wiesz, dla mnie to nie jest
priorytet. To dzieci nim są. Ich zdrowie. Uważam, że Bóg
nie jest świrem i nie wymaga ode mnie głupich rzeczy.
– Słuszny wniosek, ale mówię tym, wiadomość
katechetki, która dostałaś, jest wyjątkowo nieprzyjemna,
więc bym wyciągnęła konsekwencje.
– Jak to nieprzyjemna?
– Wiesz, właściwie sama tego nie rozumiem. Oficjalną
drogą, przez szkolny dziennik, dostałaś wiadomość pełną
gróźb i żądanie od jakiejś pindy, że masz się stawić księdza,
jak nie, twoich dzieci nie dopuszczą do komunii. Nie będę
zgadywać, ale pewnie chodzi o twoją teściową i jej nagły
wyrok. tak marginesie, wysłałabym wiadomość dyrekcji i
zapytałabym, jak możliwe, ktoś szkoły prostu chamsko cię
szantażuje. Niech ją wywalą, kretynkę.
– Przemyślę to. Właściwie wcale mnie nie dziwi, nie
chcesz mieć nic wspólnego z tym kościołem. Czasem myślę,
że nie ma większego wrzodu na dupie niż religia jako
instytucja.
– tego komentować nie będę. Jestem obok, więc nie
wypada –
próbowała zakończyć temat Ewelina.
– Jak to obok? Znaczy, że co? Jesteś apostatką? –
dociekała Gosia.
– Ależ skąd! proste, nigdy nie miałam niczego wspólnego
z kościołem. Moja matka była nich zrażona. Nie mam nawet
chrztu. to dobrze, kiedy już masz, nawet jeśli się nich
wypiszesz, końca życia figurujesz w ich statystykach jako
członek tej religii.
– Aha… I co, tak żyjesz bez świąt? Nie smutno ci?
– Dlaczego miałoby być smutno? Pomyśl, przecież święta
nic innego, jak kolejne światowe dni handlu. Obchodzi się
je nawet w krajach, w których nie chrześcijaństwa. Nie
rozumiem, jak można świętować umowne narodziny Boga w
dniu, w którym inne religie dużo wcześniej czciły
narodzenie swoich bogów tylko dlatego, to dzień
przesilenia zimowego.
Gosia, ilość pogańskich rytuałów tak zwanych
chrześcijańskich religiach jest dla mnie przytłaczająca.
Kiedy jest wolne, cieszę się z wolnego. Kiedy są promocje,
robię zakupy. Ale nie wyrzucam potem reklamówek z
kiełbasą, bo goście nie przejedli. Nie wpadam w przesadę.
Żyję normalnie, nie potrzebuję dwa razy do roku udawać
duchowości, by wziąć kredyt na zachcianki.
– No tak. No tak. – Gośka zamyśliła się. Zamilkła na
moment i wyciągnęła wniosek, na który wpaść mogła tylko
ona. – Czyli nie trzeba cię pojednać, bo ty prostu nie
wierzysz! Zachowywała się, jakby dokonała odkrycia. –
Teraz rozumiem, dlaczego bzykasz się za kasę!
– Dlaczego to robię twoim zdaniem? – Ewelina była
wyraźnie rozbawiona.
– Bo twoje mierniki moralne są elastyczne! Nie masz
solidnej podstawy –
stwierdziła Gosia, przekonana o swojej nieomylności.
– Elastyczne? – zdziwiła się Ewelina. – Praca to praca. A
od tej dodatkowo nie płaci się podatków. Właściwie to dość
ciekawie powiedziane, choć ja sama twierdzę, moralność
kościoła jest akurat skrajną niemoralnością, ale co zrobić?
Walczyć tysiącletnią tradycją? Oni mają dużo
doświadczenia.
Prowadzili burdele, handlowali niewolnikami, teraz też
im się zdarza, głównie dziećmi, do tego pedofilię mają na
najwyższym poziomie i jeszcze są ponad prawem. I walcz tu
z takimi.
– Jasne, rozumiem. Wiesz, ja nie lubię tego kościoła. On
ma za dużo wad i strasznie się wcina wszystko. Chcą
nadzorować każdy aspekt życia i hodują sobie sekciarzy. Za
to lubię Boga. W oderwaniu od instytucji to może być
zupełnie spoko gość. No i wierzę, że on mnie słucha.
Zawsze gadam do niego przed snem – wyznała i odrobinę
się zawstydziła. – Pewnie pomyślisz, że to placebo, ale mi
pomaga.
– Spoko, Gosia. Każdy swój pomysł życie. Byle byśmy
sobie nawzajem nie mówili, jak mamy żyć. Słuchaj, mogę
jeszcze czymś pomóc? Odwołali mi spacery z psami ze
schroniska i mam mało ruchu. Muszę dbać swoje ciało, to
moje narzędzie pracy. Jeśli niczego już nie potrzebujesz,
wrócę do ćwiczeń. Potrzebuję solidnie się spocić.
– Oczywiście. Już uciekam. I raz jeszcze ci dziękuję.
Mogłam pójść z tym do Izy, ale ile było gadania mamie… ty
nie oceniasz rozumiesz. –
Wstała, kiedy Ewelina ruszyła nią, odprowadzić do
drzwi, Gośka uścisnęła ją mocno i serdecznie.
Po wyjściu sąsiadki przez głowę niani przebiegła myśl,
że od bardzo dawna nikt jej tak po prostu nie przytulał.
Prócz dzieci.
F1o
Rozdział 16
Agnieszka
Wspięła się po schodach, choć nogi wchodziły jej w tyłek
po całym dniu biegania po markecie. Brakowało ludzi do
pracy. Kobiety z małymi dziećmi wzięły wolne i nie
wiadomo, kiedy wrócą. Obsługa podzieliła się na tych, co
rozumieją, na tych, nie bardzo. Ona jako zastępca
kierowniczki miała teraz wyjątkowo przerąbane. Pracowała
fakturzystkę, magazyniera, wykładała towar, a nawet
siedziała w kasie. Miała dość. Po pracy wróciła do domu
pieszo, dwunastu godzinach biegania. teraz, zamiast
siedzieć z nogami stole, żeby odpoczęły, maszerowała Izki.
Fakt, gadała nią przez telefon czasie przerwy śniadaniowej,
musiała się poskarżyć na wypadek z okularami Natalki, ale
wydarzyło się coś jeszcze.
Kiedy Kaśka wpuściła ją do domu, poszła do kuchni. Izka
robiła ciasto na pierogi. Farsz stał misce stole pachniał.
Zagniatanie słabo jej szło, dopiero zaczęła, a już miała pod
górkę.
– Czemu wzięłaś mąkę? zapytała zdziwiona Agnieszka,
patrząc na opakowanie.
– A co jest z nią nie tak? – Iza próbowała odsunąć
przedramieniem grzywkę spadającą na oczy.
– Wiesz co, ale jesteś ciemna masa, Izka. Jakbyś
własnego chłopa słuchała, byś życiu nie miała tak pod
górkę. Kaaaśkaa! krzyknęła w kierunku przedpokoju młoda
chwili pojawiła się drzwiach. Oświeć mamę. Z jakiej mąki
tata robi pierogi?
– No z pięćsetpięćdziesiątki, jak zawsze. Albo kupuje
taką, która ma napis
„pierogowa”. A co?
– Nic. Matka lepi czterystapiątki, to zimną wodą. Czemu
jej nie powiedziałaś, jak to się robi?
– nie pytała. Pewnie jej nikt nie powiedział, warto
rozmawiać. –
Młoda obróciła się na pięcie i wyszła.
– Weź wywal. Zadzwonię Natalki, niech przyniesie nam
mąkę na pierogi. Nastaw czajnik wodą. Pomogę ci, sieroto,
ty zawsze pomagasz. Agnieszka była bardzo zadowolona
takiego obrotu sytuacji.
Rzadko czuła się tak dobrze jak dziś. Zwykle Iza była
górą, dziś okazało się, że ma dwie lewe ręce do pierogów,
głodne dzieci i pomocy znikąd.
Tymczasem górze pojawiła się Natalia mąką. Drzwi
otworzył jej Mateusz. Żadne z nich nie było z tego powodu
szczęśliwe.
– Mąkę przyniosłam – powiedziała cicho.
– Wejdź zrobił jej miejsce przejściu, ale chwili zmienił
zdanie i lekko przycisnął do ściany. Nawet nie próbowała
się odsunąć, podniosła głowę, on uśmiechał się bezczelnie.
Lekko dotknęła w pasie, wtedy
chłopak odskoczył, jakby jej śmiałość to było dla niego
zbyt dużo. Obdarzyła go kpiącym uśmiechem i weszła do
kuchni. Jeden do zera dla niej. Znów go zaskoczyła.
– Co robicie? – zapytała, widząc sąsiadkę sprzątającą
jakąś breję.
– Nauczę Izę robić pierogi, bo kiepsko jej idzie –
pochwaliła się matka.
– Fajnie. To się przydaje. Może mnie też kiedyś nauczysz,
co?
Agnieszka, słysząc to, uśmiechnęła się do córki
szczęśliwa.
– Jasne, najlepiej w niedzielę. Tylko wyślij mi SMS z
przypomnieniem do roboty, żebym zrobiła zakupy
powiedziała z zapałem zabrała się do porządkowania stołu
po swojemu.
– Jak było Eweliny, Natalia? zapytała Iza. Weź coś
opowiedz, bo Mateusz i Kaśka nie chcą ze mną gadać.
– Normalnie, ciocia. Sensowna babka, ta Ewelina. I nie
odpuszcza. Kazała nam obejrzeć Zemstę. Mnie, muszę,
Kaśce Matiemu, warto sobie lektury przypomnieć przed
egzaminem. całkiem dobry sposób. Tak sobie pomyślałam…
Może nam jutro pozwoli obejrzeć Quo vadis? Zapytam.
Ponoć to moja lektura rok, ale będzie potrzebna niedługo.
Aha, podobno zamówiła słuchawki do zdalnych lekcji, a
maluchy dostają tylko polecenia do wykonania. Może się
nam przydadzą, te słuchawki. Mamy już zainstalowane
platformy, ale szkole Kaśki Matiego jest inna niż naszej.
Szkoły obiecują, że coś się tam będzie działo, ale kto to wie.
Pójdę i zapytam Kaśkę, co myśli tym oglądaniu Quo vadis.
Odwróciła się pięcie poszła do pokoju nastolatków, który
był dokładnie nad jej własnym.
– Iza, czemu właściwie dzieci nie chcą tobą gadać?
Agnieszka otworzyła torebkę mąką wysypała na stolnicę,
dorzuciła trochę soli i zrobiła dołek, do którego wlała
gorącą wodę.
– Nadążysz za nimi? Skąd mam wiedzieć? Ciągle mnie
prowokują, ja ryja drę, a oni się obrażają. I tak odkąd ich
ojciec się wyniósł. Czasem myślę, że to zemsta za
wyprowadzkę Miłosza. Jakbym miała diabły, nie dzieci.
Tylko teraz mamy jakąś eskalację, nie wiem czemu. Stale
zimna wojna. A przecież ja się nie kazałam Misiowi
wyprowadzać.
– Myślisz, mają pretensję? Agnieszka spokojnie mieszała
wodę z mąką, od czasu do czasu strząsając zbyt gorącą
masę z palców.
– Nie myślę. Wiem. Dlatego mówiłam ci, go wszelką cenę
muszę odzyskać. przemyślałam ten twój pomysł, udawać
romans. jest kompletnie do bani. Ani nie mam z kim, ani to
się nie uda. Aż tak kłamać to nawet ja nie umiem. A co tam
u ciebie?
– Słuchaj, wiem, jak wygląda ten fajny Ukrainiec.
Uśmiechnęła się zadowolona. Podejrzałam zdjęcie CV
pochwaliła się Agnieszka. A potem mieliśmy razem przerwę
śniadaniową jeszcze widziałam, jak wychodząc roboty,
zdejmował maseczkę. Pytałaś, czy zęby. przodu ma.
– I co? Fajny? – dopytywała Iza, zeskrobując resztki
zaschniętego ciasta z paznokci.
– No, niczego sobie. Ale mnie chyba nie lubi. Naszykuj
wałek, co? –
poprosiła Aga, energicznymi ruchami zagniatając ciasto.
– I dolej mi tu łyżkę oleju.
– Dlaczego cię nie lubi? – dopytywała Iza.
– Bo nie miałam dziś ludzi i posadziłam go za kasą. Nie
był zadowolony. –
Westchnęła ciężko. – Może to był błąd?
– Gościa od rozwożenia towaru? Zwariowałaś?! To on ma
kwalifikacje? –
Izie wydawało się, że to kompletne szaleństwo.
– Jasne, ma! Przecież bym się nie narażała! Wiesz, ile
harówki mnie kosztowało zostanie kierowniczką? Nie chcę
znowu jebać na kasie i nie mieć czasu na siku. On ma nawet
jakieś tam ich studia. Tylko weź to zrozum, jak u nas
przyjmują CV na sztukę. Nazwa tej szkoły jest napisana tą
ich czcionką, taką ruską. Ale mniejsza o to… Posadziłam go
za kasą i stałam nad nim, no bo ktoś musi przyuczyć, on tak
się denerwował, tak się pocił, jedynie liczenie pieniędzy
szło mu bez zarzutu. Wcale nie musiał czytać na kasie, ile
ma wydać. Niczego nie podglądał. Facet liczy kesz jak
maszyna!
– Chociaż to dobre. Może diler jakiś albo z mafii? –
zastanawiała się głośno Iza.
– No, ty. Okazało się, on był kasjerem banku. Zapytałam,
gdy piliśmy kawę na przerwie. Mówię ci, to desperat, jak ja.
Zrobił uprawnienia na paleciak to, żeby znaleźć pracę
fizyczną Polsce. Wiesz, u nas na wózku magazynie zarobi
więcej niż tam stanowisku opowiedziała, kończąc wyrabiać
ciasto. Izka patrzyła zazdrością pewne ruchy ładny efekt
pracy. Aga rozsypała kolejną porcję mąki na stolnicę.
– Czyli głupi nie jest. A rodzinę jakąś ma? – Iza chciała
od razu wiedzieć, w co pakuje się jej nierozsądna sąsiadka.
I nie planowała przerywać jej pracy swymi zbyt długimi
pauzami. Aga pracowała i gadała. Iza mogła ograniczyć się
do podglądania i podziwiania.
– Nie wiem. W CV o tym nie ma ani słowa. Martwię się,
że mnie znielubił
za tę kasę – dręczyła się Aga. – Ale powiedziałam mu, że
kasjerom płacimy lepiej niż tym, co rozwożą towar. To
chyba ważne dla niego.
– Czyli masz jakiś postęp. Fajowo. trzymasz się dala
farbowanych Amerykanów? – upewniała się Iza.
– Oj, przestań! Sasza jest miejscu. Widzę go, mogę
nawet dotknąć, byleby wyglądało, to przypadkiem. Mamy
końca tygodnia samą zmianę. Jak chcesz go sobie
pooglądać, to możemy się umówić, że o jakiejś porze będę
go trenowała w kasie, tylko powiedz kiedy.
– W tym tygodniu pracujemy w tym samym czasie. Może
w przyszłym, jak będziesz miała popołudniówki? to działaj,
dziewczyno, działaj! Iza zagrzewała Agę do walki, patrząc z
przyjemnością, jak farsz znika z miski i
prędko powstają równiutkie, napakowane pierożki. – A ja
nadal nie wiem, jak zmusić Misia do powrotu.
– dlatego, chcesz właśnie zmusić. Nie zachęcić, nie
przekonać i nie sprawić, sam będzie chciał. Iza, zastanów
się. Myślisz, ja bym chciała wysłać pieniądze komuś, kto by
mnie do tego zmuszał? Moja Natalia ma trochę racji. Ci
ludzie dają mi coś, za co jestem im wdzięczna. I dlatego ja
chcę im pomóc.
– Czyli muszę sprawić, żeby Miłosz sam chciał do mnie
wrócić. No ale jak?
Mogę kupić spokój dzieci, dając pierogi, ale nie kupię
tak Misia. Tak bardzo za nim tęsknię.
– mu powiedz! podsumowała Aga. I nastaw duży garnek
do połowy wypełniony wodą i z łyżką soli.
Iza wyjęła wysoki gar z szafki.
– Nie taki. Niski z szerokim dnem. nie zapomnij łyżce
oleju, o pokrywce, chyba że nie oszczędzasz gazu –
instruowała Agnieszka.
– reszty zwariowałaś?! Teraz gdy się wyniósł? Teraz ja
muszę mu pokazać, nie jest do niczego potrzebny oburzyła
się Iza, wykonując polecenia jedno po drugim.
– Ale to kłamstwo. Bez niego nawet nie umiesz zrobić
pierogów. Zawsze on robił ciasto, a ty farsz. Razem
działacie jak zespół, osobno potrafisz tylko połowę. Jak już
nastawisz wodę, to posiekaj, co tam lubicie: cebulkę,
kiełbasę czy boczek, i już możesz zacząć smażyć.
– No i co? Mam napisać do niego podanie o powrót do
domu? Albo kajać się prochu czy popiele drzeć szaty, albo
raczej szmaty? do mnie nie pasuje. Iza wzruszyła
ramionami. Wyjęła lodówki cebulę oraz boczek i odrobinę
się zamyśliła. Po chwili zdjęła łuski z cebuli, wrzuciła je do
kosza, sięgnęła po deskę i przystąpiła do krojenia.
– Wiesz co, Iza? dużo kombinujesz. Zastanów się, czego
naprawdę chcesz? Zapisz to sobie gdzieś, przemyśl, ułóż
plan, cokolwiek. Tylko już nie kręć, bo to się źle skończyło
za pierwszym razem i drugi raz na pewno będzie wyglądało
bardzo podobnie. Gdybyś go miała zdobyć po raz pierwszy,
jak byś to zrobiła?
Olejki cebuli zaczęły unosić się powietrzu. Dotarły nosów
oczu obu kobiet, powodując nieznośne pieczenie.
– Nie wiem. – Iza ponownie się zamyśliła i w końcu
uzmysłowiła sobie coś ważnego. – To on się o mnie starał.
Jej łzy kapały deskę krojenia. kuchni weszła Kaśka
nastawiła czajnik elektryczny. Kobiety zamilkły. Obie matki
wycierały twarzy łzy.
Dziewczyna zakręciła się, udała, że tego nie widzi, a
potem poszła do łazienki.
– teraz równouprawnienie masz, możesz rwać, ile się
podoba.
Powodzenia – kontynuowała Aga, wyskrobując łyżeczką
farsz z miski.
– Tylko czy umiem? głośno zastanawiała się Iza,
pocierając podrażnione oczy.
– Iza, ja nie wiem, co ty umiesz, ale przeczytałaś chyba
połowę romansów z miejskiej biblioteki, tego masz czytnik
pełen erotyków, żeby nikt nie widział, co za świństewka
czytasz, więc jak nie ty, to kto?
Kaśka wróciła do kuchni. Zalała szklany dzbanek z
zieloną herbatą do pełna wrzątkiem, wrzuciła dwa plasterki
cytryny, postawiła na tacy razem z trzema kubkami i
ruszyła do pokoju, który dzieliła z bratem.
F1o
Rozdział 17
Nastolatki
Kasia postawiła dzbanek na stole, cicho zamknęła za
sobą drzwi i odwróciła się do Mateusza, który udawał, że
się przeciąga, ziewa i że wcale nie chciał
właśnie przenieść swojego ramienia oparcia tapczanu
siedzącą niebezpiecznie blisko Natalię.
– Zjebaliśmy to, brat – zwróciła się do Mateusza.
– Chyba ty – warknął w odpowiedzi. Źle było mieć pokój
z siostrą, kiedy miało się ochotę na cokolwiek sam na sam z
sąsiadką. – Weź mi lepiej nalej herbaty.
– Sam sobie nalej, głąbie. potem może kopsnij się kuchni
sam zobacz, jak wygląda. Matka ryczy nad pierogami,
ciotka Agnieszka jej towarzyszy. Wykończyliśmy nerwowo
do tego ona zupełnie niczego nie zrozumiała. Ona jest jakaś
ograniczona. Musimy zbastować, bo gotowa sobie krzywdę
zrobić, jeśli nie przestaniemy. Podała Natalce pełen kubek.
Mateusz, chcąc nie chcąc, po herbatę musiał wstać.
– Nie pieprz. Bella wszystko naprawić, ona zjebała.
Koniec i kropka. Nie odpuszczę jej – zarzekał się, dzwoniąc
łyżeczką.
Natalia studziła gorącą herbatę, dmuchając w jej
powierzchnię. Robiła przy tym taki fajny dzióbek, Mateusz
odrobinę się rozczulił. Jednak bez okularów to była bardzo
fajna dziewczyna.
– Mateusz, co zrobiła wasza mama? zapytała Natalia,
przerywając na chwilę dmuchanie.
– Naczytała się jakichś pornoli jej odbiło. Zatruła tacie
życie. Stroiła fochy, zachowywała się jak dziwadło, aż w
końcu tata wziął nas na spacer, na którym powiedział, że
wszyscy widzimy, co ona wyczynia i sorry, ale on nie
wytrzyma z nią ani jednego dnia dłużej. Matka ma się
ogarnąć, pozbierać, a on się wtedy zastanowi, co dalej. A że
nasza Bella jest niegramotna, to pewnie do tej pory nie wie,
co chodzi. Nasi starzy naprawdę dobrym małżeństwem.
Szkoda zmarnować przez głupie książki. Zresztą długo nie
czailiśmy bazy, aż Kacha dobrała się do czytnika matki –
wyjaśnił Mateusz.
– Ależ ona wie! Oczywiście, wie. tego jeszcze żałuje!
zawołała entuzjastycznie Natalia. Im się zawsze wydaje, jak
przymkną drzwi do kuchni, gdy piją, nie słychać, mówią. po
prawdzie już pierwszej butelce przekrzykują się tak, nawet
balkonie słychać. Gdybyście spytali wcześniej, bym wam
powiedziała. Ciotka Iza strasznie chce odzyskać waszego
tatę, tylko że nie wie, jak ma się za to zabrać.
– Myślicie, dlatego płacze? Kaśka była przejęta stanem
mamy. Po prostu dziś jeszcze nie dali jej wiwatu, mieli
dopiero dokuczyć jej po kolacji, kiedy już zjedzą
nieszczęsne pierogi. Tymczasem ona już się
rozkleiła i dziewczynie zrobiło się żal matki. – Nasza
Bella musi mieć już fest dość.
– Tak? To pomyśl o tacie, który po godzinach jebie za
frajer remont u babci tylko dlatego, chce niej pomieszkać,
dać mamie czas. Babcia nie toleruje rozwodów. Separacja
rodziców jest dla niej jak wrzód dupie –
tłumaczył Natalce i zastanawiał się, czy może przy tym
złapać ją za rękę, czy też będzie to wyglądało idiotycznie.
Albo czy powinien teraz usiąść naprawdę blisko, czy grozi
rozlaniem jej herbaty. Matka robiła ojca idiotę tu, a babka
robi to samo tam. To on ma przejebane. A mama niech
sobie popłacze, nic jej nie będzie. Dobrze wiesz, że Bella to
sceniara. A bywa, że i aktoreczka.
– Nie możesz po prostu zadzwonić do ojca i mu
powiedzieć, żeby wrócił? –
Natalia właściwie nie chciała się wtrącać, pragnęła
tylko, żeby nie zapomnieli, że tam jest.
– Zwariowałaś, Natka? Wtedy nic się nie zmieni. Kara
być długa i uciążliwa. Bella musi przeprosić Misia.
Nagnoiła, to niech po sobie sprząta, a nie tylko pieprzy, że
w życiu zawsze ponosi się konsekwencje. Ja to chętnie
zobaczę – zarządził Mateusz, a Kaśka przytaknęła bez
słowa. – Gramy w dupę biskupa? Chłopak wyjął szuflady
talię kart spoglądał pytająco na jedną, to na drugą
dziewczynę.
– to bym się właściwie musiała wykąpać mruknęła Kaśka
miała nadzieję, że ją oboje z Natalią zniechęcą.
– racja, racja, wali spod pach niemożliwie. Niech Bella
sobie zapisze, że ci się dezodorant skończył, bo znowu
zapomni. I trzymaj się z dala od mojego. Won pod prysznic,
śmierdząca królewno. – Mateusz roześmiał się, a jego
siostra wyciągnęła szafy ciuchy zmianę wyszła pokoju,
zamykając drzwi.
Dopiero teraz chłopak był zadowolony. Spławił siostrę
został sam z sąsiadką. Widział, że Natalia chce coś
powiedzieć, ale ją uprzedził. Przyłożył
swój palec wskazujący jej warg, nakazać jej milczenie,
potem obrysował nim usta dziewczyny. Miało być
romantycznie. Widział w jakimś filmie. Wyszło trochę
niezgrabnie. Wziął od niej kubek i odstawił go na stół.
– A z tobą, to bym pograł w pokera. Najchętniej
rozbieranego – wymruczał, usiadł bardzo blisko położył
rękę jej karku. Nie poczuł oporu. –
Ewentualnie butelkę. Tylko nie mam butelki. Jak myślisz,
chyba możemy założyć, że wypadło na ciebie?
Przysunął się do dziewczyny jeszcze bliżej i delikatnie
pocałował ją w usta.
Nie odsunęła się, więc spróbował drugi raz.
– Dlaczego nie otwierasz ust? zapytał szeptem tak blisko
jej ucha, że włoski na karku stanęły jej dęba. Potem
pocałował ją jeszcze raz i tym razem udało się spotkać jej
język. Oboje odrobinę niepewni, ale zaciekawieni udawali
odważniejszych niż rzeczywistości byli. Jak mogłaś zostawić
mnie pod tym kocem takiego napalonego? Nie mogłem się
stamtąd ruszyć. – I wtedy Mateusz mocno złapał niewielką
pierś Natalki i ścisnął, sprawiając jej ból.
– Pojebało cię! wyrzuciła siebie półgłosem, właściwie
wysyczała z wściekłością i wstała, gwałtownie go
odpychając. Mateusz nie spodziewał się tego i rąbnął tyłem
głowy w róg szafy stojącej tuż przy tapczanie, na którym
siedzieli. – To boli, ty durny pojebie! A może ja cię kopnę w
jaja i zobaczysz, jak to fajnie! Pojebany fiut! Psychol! Jesteś
pierdolonym sadystą.
Natalia złapała klamkę wyszła przedpokoju. Miała
oczach łzy bólu złości. Rzuciła szybkie „do widzenia” stronę
kuchni wyszła na korytarz. Zbiegła schodach, nie zapalając
światła, wyjęła kieszeni dżinsów klucz od mieszkania. Nim
włożyła go do zamka, Mateusz stał za nią i mocno
obejmował pasie. Był przejęty, mówił szybko przyciszonym
głosem:
– Sorry, sorry, Natka, sorry. Jestem ostatnim frajerem,
Natka. Posłuchaj.
Ja… Też robię to pierwszy raz. Widziałem to kiedyś w
porno i myślałem, że będzie fajne. Przepraszam. Nie wiem,
dlaczego robimy to, co robimy, ale nie chcę przestać.
Wybacz mi. Nigdy nie zrobię ci krzywdy. Obiecuję.
– Zostaw mnie, Mateusz – odpowiedziała głośno. – Chcę
iść do domu.
Włożyła klucz do zamka i przekręciła go.
– Dobrze. Więc cię puszczę, chociaż zajebiście jest cię
trzymać. Natka, ja naprawdę przepraszam. Nie chciałem
sprawić ci bólu. Uwierz mi. – Puścił ją, a dziewczyna, nie
oglądając się, otworzyła drzwi do mieszkania. Zrobiła krok
do przodu i zapaliła światło. Gdy się obróciła, by zamknąć
drzwi, zauważyła, że po szyi Mateusza spływa krew.
– Krwawisz – zauważyła, przestraszona.
– Co? – Mateusz cofnął się nieco.
– Kiedy uderzyłeś o szafę, rozpieprzyłeś sobie ten pusty
łeb. Wejdź. Trzeba to umyć.
Wzięła go za rękę jak dziecko i zaprowadziła do łazienki.
Usiadł na brzegu niedużej wanny. W jego mieszkaniu już
dawno jej nie było. Standard lokalu piętro wyżej był
zdecydowanie wyższy. Matka stale zarządzała jakieś
remonty i zmiany. Poza tym choć mieszkali dokładnie piętro
wyżej, mieli o jeden pokój więcej. Sypialnia rodziców
znajdowała się nad korytarzem wejściem do klatki
schodowej, nie była duża, raczej wąska długa, ale
zapewniała im komfort. Niby tak samo, a jednak inaczej.
Tu było naprawdę czysto, ale wszystko pamiętało
poprzednią epokę.
Wydawało się, w tym mieszkaniu nie niczego
nowoczesnego. Nawet tapeta przedpokoju przypominała
starą, brzydką boazerię. Mateusz nawet nie chciał sobie
wyobrażać, jak może wyglądać pokój dziewczyny. Z drugiej
strony nie było jego siostry, matka Natalii często pracowała
późna, zostawiając jej wolną chatę.
Dziewczyna nie wiedziała, jak się zabrać za opatrywanie
rany, zerwała więc dużo papieru toaletowego wytarła nim
szyję Mateusza. Potem rozgarnęła włosy znalazła
skaleczenie. Skóra pękła niegroźnie, ale rany głowie zwykle
krwawią bardzo obficie. Niestety, nie miał kto tym
powiedzieć
nastolatce. Nalała na papier trochę rywanolu z butelki i
delikatnie przycisnęła do rany. Krew nadal płynęła, a ona
zaczęła stopniowo wpadać w panikę.
– Trzeba zawołać pogotowie. pewno trzeba zszyć. Trzy
szwy powinny załatwić sprawę stwierdziła bez cienia
wątpliwości, jakby się na tym znała.
– No co ty. Niemożliwe. – Chłopak bagatelizował sprawę.
– Natka, przecież to prawie nie boli. Zaraz się zasklepi tylko
siniak zostanie. Będę miał
pamiątkę po tym, że zachowałem się jak kretyn.
– Może jesteś szoku adrenalina tak działa, nie czujesz
bólu?
Pomyślałeś o tym?
– Może jestem szoku, pierwszy raz całowałem laskę. i
powinienem dostać mordzie, nie dostałem. Mam łeb rozbity
własne życzenie. Posłuchaj, naprawdę znam lepszy sposób
niż szycie. Pocałuj mnie, a krew pewno odpłynie głowy
zaraz zrobi się strup. powinno zadziałać.
– Jak to odpłynie? – Natalia nie połapała się, o co chodzi
chłopakowi.
– Normalnie, dół. Już dziś sprawdzałaś. Był naprawdę
bardzo zadowolony. Uśmiechał się. Natalia lekko się
zmieszała, kiedy końcu zrozumiała sens jego słów. Nie
chciałem cię zawstydzić. było bardzo fajne. Natka, bez
sensu się stresujesz, naprawdę nic nie jest. Daj ten papier. –
Wziął od niej całą rolkę, nawinął trochę na dłoń i przycisnął
do rany.
Odłożył papier i wolną ręką zagarnął dziewczynę. Stała
teraz pomiędzy jego udami, on trzymał kciukiem
wetkniętym szlufkę dżinsów tuż nad krzyżem, obejmując
ramieniem pasie. Powiedz, się nie gniewasz. –
Dziewczyna uparcie milczała. Okay. Dziś schodach
piwnicy zachowałem się jak ostatni cham. Więcej się tak nie
odezwę. Bella nie umie się przyznać do błędów, nie ja.
Przepraszam. Byłaś dla mnie miła i było fajnie, ale się
pogubiłem, bo nie wiedziałem co myśleć. Myślałem o tobie
źle i to było bez sensu, bo nie stało się nic, czego bym nie
pragnął. Nadal nie wiem co myśleć, ale nie chcę przestać
tego robić. Sama zaczęłaś, powiedz, co dalej?
– Dalej już nic, Mateusz. Chciałam, żebyś zwrócił mnie
uwagę.
Podobałeś mi się. Chciałam z tobą chodzić. Teraz już nic
od ciebie nie chcę.
– Dlaczego? Bo sprawiłem ci ból?
– To chyba jasne. Poza tym to podniecenie nakręca twoją
ciekawość. A to znaczy, że to wcale nie muszę być ja. To
może być każda. Chciałam być dla ciebie wyjątkowa i
ważna. Ale to tak nie działa. Przynajmniej już wiesz.
– I tak się stało. Jesteś ważna i zwróciłaś moją uwagę –
zapewnił ją.
– Nie stało się. Jestem pierwsza, więc powiesz wszystko,
żeby dalej eksperymentować. na końcu wyzwiesz mnie
szmat, zachowasz się jak wtedy schodach pochwalisz się
kolegom. Nie zaprzeczaj. naszym wieku to norma. Prawda?
Puścił szlufkę jej paska. Zrobiła krok tyłu Mateusz wstał.
tym momencie Natalia czuła się przy nim jak krasnal.
Zastanawiał się, czy się go
boi. Wyszła do przedpokoju, a on za nią.
– Pójdę już. Ale powiedz coś jeszcze, Natalia. Dlaczego ci
się właściwie spodobałem?
– wydawało się, jesteś taki jak twój tata. Mądry, dobry i
opiekuńczy.
– Natka, ja nie mogę jeszcze taki być, ja mam dopiero
piętnaście lat. Jak to sobie wyobrażasz? Przede mną nauka
tego wszystkiego, co on już od dawna umie. ma trzydzieści
siedem lat, już prawie starość. Ale dzięki za szczerość.
przepraszam. Zasłużyłem ten rozbity łeb. Wiesz co? Już
trzymał rękę klamce. Ja bym się nie pochwalił kolegom.
Ojciec wytłumaczył dawno temu, w intymności ważne jest
zaufanie. jest świętością. Możesz oczywiście nie wierzyć,
jasne. nawet zrozumiałe.
Jeszcze raz cię przepraszam.
Poszedł. Zamknął sobą drzwi. Natalia zmywała jego
krew wanny i płakała. To nie miało tak być. Miała mieć
kogoś, kto będzie się nią opiekował, tymczasem nie wyszło.
Może to i lepiej, że stało się to teraz niż potem.
F1o
Rozdział 18
John
Stale pracował nad tym, by przypomnieć sobie
cokolwiek. Myślał o tym już rano, patrząc lustro, kiedy golił
swoją twarz. Starannie omijał bliznę, bo wciąż jeszcze
przeszkadzała, pewnie już tak zostanie. Podśpiewywał sobie
Let it be Beatlesów. Czuł się wtedy pokrzepiony i wierzący.
Musiał wierzyć.
Jego terapia wolno posuwała się naprzód. Antoinette
stawała na rzęsach, żeby mu pomóc. Włączała mu
angielskie kreskówki, dziecięce piosenki i wspierała od
początku leczenia.
Od kiedy odzyskał przytomność w szpitalu, minęło już
dużo czasu. Lawina zasypała go w Pirenejach. Ratownicy
nigdy nie dotarliby do niego, gdyby nie pies. Nawet nie
szukaliby tam, gdzie zniosła sunąca góry wolno, lecz
nieustępliwie ogromna masa śmiercionośnego śniegu.
Zapadł hipotermię. Miał połamane nogi żebra, liczne
odmrożenia i głowę rozbitą tak, że blizny pozostały nawet
na policzku. Nikt nie rozumiał, skąd wziął się górach bez
sprzętu, kompletnie nieprzygotowany źle ubrany. W
śpiączce był przez kilka miesięcy. Kiedy po ocknięciu się
usłyszał
język francuski, nie zareagował. Dopiero angielski
sprawił, nawiązano z nim kontakt. Szukali informacji o nim
w brytyjskim konsulacie. Pracownicy szpitala rozsyłali
wiadomości odnalezionym człowieku amnezją wśród
anglojęzycznych znajomych. Szpital poinformował jego
uratowaniu nawet policję brytyjską. Niestety, nikt go nie
znał. Nikt nie szukał.
Wołali na niego John, bo złapali go na nuceniu Beatlesów
razem z radiem.
Przestał być dla nich obcy. Leczyli go, pozszywali,
poskładali połamane nogi, ale i tak nadal nie wiedział sobie
wiele. Rozumiał, próbowali przekazać mu lekarze. Ustalili,
że nieźle zna anatomię człowieka i ma szeroką wiedzę
ogólną, ale słabo kojarzy mapę Wielkiej Brytanii. Ze
szpitala trafił do kliniki rehabilitacyjnej. nowa uczył się
chodzić. Tam poznał Antoinette.
Była psychoterapeutką. Czasami wydawało się, kobieta
mówi po angielsku lepiej niego. Zadawała podchwytliwe
pytania. Wierzyła, że pourazowa amnezja wsteczna kiedyś
się cofnie. Że hipokamp Johna wróci do normy po wypadku
i traumie. Niestety, okres rehabilitacji się kończył, a oni
nadal nie wiedzieli nic. Jedynym postępem był fakt, udało
się opanować język francuski takiej mierze,
porozumiewanie stało się prostsze. Jego mózg był w stanie
się uczyć.
Antoinette była sama. Lubiła swoje drobne dziwactwa,
kochała nad życie swoją białouchą marmozetę, która była
jej pieszczochem i maskotką. Czasem nawet w torbie
zabierała ze sobą małpkę do pracy. Zwierzątko początkowo
nie schodziło z szafy. Z czasem, zaciekawione i zachęcone
przysmakiem, zaczęło pojawiać się biurku, nawet kilka razy
przebiegło pędem przez kolana Johna. Mężczyzna
zastanawiał się, czy łatwiej byłoby oswoić to zwierzę, czy tę
samotną z wyboru kobietę. Myślał o niej z sympatią, ale nie
czuł się gotowy
na związek. Był powypadkowym wrakiem dziurą
pamięci, bez pracy i świadomości, czy potrafi coś, co
mogłoby mu pomóc się utrzymać.
Tego dnia był jej ostatnim pacjentem terapii. tym, jak
wyrzucił z siebie frustrację, spowodowaną niewiedzą swój
temat, poszedł
odprowadzić terapeutkę auta. Jeździła fiatem, John miał
nich jakiś sentyment. Małpka, zamknięta w przestronnej
torbie kobiety, drapała w grubą skórę. Terapeutka
uspokajała ją, nonsensownie głaszcząc torbę. Nim wsiadła
do auta, zapytała mężczyznę, czy zjadłby z nią kolację.
– Nie mogę – odpowiedział. – Nie miałbym czym za nią
zapłacić. Przecież wiesz.
– Ale ja chciałam zaprosić cię do siebie. – Zrobiło się jej
niezręcznie. Źle znosiła odmowę. Lubiła tego faceta
bardziej, niż była gotowa przyznać się przed samą sobą.
– Chcesz mnie, życiowego rozbitka, wpuścić do swojego
życia? Nie znasz mnie. jeśli jestem mordercą albo
psychopatą? próbował zasiać niej wątpliwość. Była
wykształcona, dobrze sytuowana, on nie miał nawet
nazwiska.
– Nie jesteś. Chyba wiem tobie dokładnie tyle, ile sam.
Nie boję się ciebie i wiem czego się spodziewać. Chcesz ze
mną zjeść kolację czy nie?
– Chętnie. Skoro się nie boisz. – Uśmiechnął się do
terapeutki.
– W takim razie przyjadę po ciebie przed dwudziestą.
Nie wiedział, co o tym myśleć. Była dla niego dobra. Była
też sporo starsza i pewno miała jakieś oczekiwania. Jakie,
dowiedział się wieczorem, gdy przyjechała niego zwiewnej
sukience. Była wyjątkowo elegancko ubrana, tymczasem
nie miał nawet własnych ciuchów. ubranie, w którym
chodził na co dzień, dostał od szpitala, który poprosił o nie
Francuski Czerwony Krzyż. Wiedział, kobiety rzadko
zakładały takie rzeczy dla siebie. To miała być pokusa nie
do odparcia. Antoinette chciała go uwieść.
Uniform pani psycholog, lekarza duszy, zniknął. Pojawiły
się zwiewne pasy długiej, romantycznej sukienki
rozporkami odsłaniającymi koronkę pończoch. Szpilki i
dekolt. Usta błyszczące od różowej pomadki i podkręcone,
wytuszowane rzęsy. Takiej jej jeszcze nie widział. Nie
pamiętał, kiedy uprawiał seks. Nie wiedział, czy gdzieś
kogoś ma. Czy ktoś za nim tęskni. Był
za przekonany, z całą pewnością chce zostać kochankiem
tej kobiety.
Pozwolił jej się nakarmić i gadać o mało ważnych
rzeczach. Potem zatańczył
z nią i nie wahał się, gdy podała mu usta. Zapytał o
drogę do sypialni. Weszli tam razem, trzymając się za ręce.
W absolutnej ciszy John, wsłuchany jedynie w jej oddech i
bicie własnego serca, rozebrał Antoinette. Jej skóra była
jasna, zupełnie nieopalona. Miała miękkie kształty, rude
włosy łonowe, tak różne od hebanowej czerni głowie, małe
znamię tuż pod lewą piersią.
Przypomniało siedzącego lwa. Waleczna Antoinette. Tak
długo pomagała mu osiągnąć spokój. Teraz on pomoże jej
osiągnąć spełnienie. Pieścił ustami jej sutki. Piękne piersi
zachwycały go, jakby były pierwsze, które widział.
Przecież nie pamiętał innych. Innych ciał, zapachów,
innych kobiet. Miał w głowie tylko ją. Niecierpliwiła się.
Zdarła z niego koszulkę i przewróciła go
na plecy. Nerwowymi ruchami rozpinała spodnie. Kiedy
zdejmowała je, jej uwagę przykuły blizny po śrubach,
którymi łączono pogruchotane kości nóg.
Rozczuliła się. Opuszkami palców gładziła pokrytą
bliznami skórę. Ale jej celem nie były jego nogi. ślad
spodniami podłogę poszybowały bokserki po chwili
terapeutka podziwiała nagą męskość swojego pacjenta.
Zawisła nad nią i złapawszy wzrokiem jego spragnione
spojrzenie, chwyciła u nasady i włożyła sobie głęboko w
usta. Zadrżał. Zniecierpliwiona, uklękła na nim okrakiem i
pocierała główką penisa swoją mokrą szparkę. Nie
próbował
jej zatrzymać, napawał wzrok piękną, dojrzałą dzikuską
czekał. Cicho szeptał, jaka jest zachwycająca. Zachęcał ją
do dalszej zabawy. Chciał dawać więcej, ale ona
postanowiła sama brać według swego upodobania. Kiedy
spytał o zabezpieczenie, mruknęła tylko, że nie potrzeba, a
potem nagle i bez ostrzeżenia wbiła się jego pal samego
końca. Nim oswoił się z cudownym uczuciem dopasowania,
Antoinette odchyliła się do tyłu i zaczęła kołysać, unosząc
się nieznacznie i wypychając do przodu biodra. Leniwy ruch
wolno potęgował przyjemność sprawiał, w uszach Johna
dudniła krew.
Chciał sięgnąć do piersi kobiety, ale były za daleko, a
ona udaremniała każdą jego próbę zmiany pozycji,
popychając go z powrotem na poduszkę. W końcu skupił się
jedynie odczuwaniu patrzeniu, było co patrzeć. Jego
kochanka włożyła ust palce, potem zaczęła rytmicznie
pocierać nimi swoją mokrą perełkę tak długo, aż zacisnęła
się na nim mocno i spotęgowała doznania mężczyzny.
gardłowym jękiem opadła łóżko tuż obok Johna, pocałowała
go w usta i wyrzuciła z siebie:
– A teraz zerżnij mnie na wylot.
Nie czekał, uklęknął, chwycił ją za biodra i z pasją wziął
od tyłu. Raz po raz wdzierał się w jej ciepło i sypialnię
wypełnił dźwięk klaskania, gdy stykała się ze sobą ich naga,
mokra skóra. Sięgnął jej podbrzusza znalazł palcami
koralik, który odpowiednio pobudzony sprawił, że
Antoinette szczytowała raz jeszcze, razem z nim.
Oboje, wyczerpani spełnieni, padli pościel. Byli spoceni,
mokrzy.
Przytuleni łyżeczkę, zasnęli. Kobieta przed snem
pomyślała, było to koszmarnie nieetyczne zawodowo.
Mężczyzna – że nie ma pojęcia, jak wróci na noc do ośrodka
rehabilitacyjnego. Nie wrócił.
Rano, kiedy jedli śniadanie, Antoinette sięgnęła po
telefon i zafascynowana tym, co się jej przypomniało,
zaczęła ostrożnie:
– Nie wiem, czy wiesz, ale angielski chyba nie jest jedyny
język, jaki znasz.
– Skąd taki pomysł, kochanie? – Jej odkrycie pobudziło
ciekawość Johna.
– Posłuchaj, nagrałam coś bardzo interesującego,
właśnie mówiłeś w nocy. – Naszykowała nagranie. – Nie
wiem, co to znaczy. Nie znam takiego języka. Może to ci coś
przypomni, kochanie.
Uruchomione urządzenie wyrzuciło z siebie głos Johna
mówiący dziwnym trzeszczącym językiem: „Przestań,
Ewelina, proszę”. Antoinette spojrzała na Johna i włączyła
nagranie jeszcze raz: „Przestań, Ewelina, proszę”.
– Wiesz, to znaczy? Rozumiesz to? dopytywała, on wstał
gwałtownie, twarz mu pobielała, po czym zemdlony
runął na stół.
F1o
Rozdział 19
Patrycja
Kochanie!
Dni uciekają jak szalone. Nasza zdalna szkoła się nieźle.
końcu dołączyły dzieciaki Izy Agi. Małe początku się
buntowały. Miały już wypracowany jakiś rytm i trochę się
pozmieniało. Opowiem ci o czymś, ale jak się wygadasz, to
ręka, noga…
Ewelina wzięła sobie za punkt honoru, że choćby się
waliło i paliło, nauczy Karolinę tabliczki mnożenia. Mnie się
nie udało, ty tylko ją denerwowałeś, bo wymagałeś, nie
umiałeś pomóc, ona podeszła tego kreatywnie. Jakoś się
dogadała z Gośką i jej dziewczynki przytargały na górę
gitarę i syntezator.
Wiem, wiem, ja też współczuję hałasu. Jednak nie ma to
jak wychowywanie dzieci bez grających zabawek, ale wiesz
co? Pomysł był świetny. To, że przy okazji kawał tabliczki
umie Bruno, to skutek uboczny, bo on chyba nie bardzo wie,
co umie, ale jak to się przydaje!
Karolina pewno zna już pamięć tabliczkę pięćdziesięciu,
prócz tego dzieci układają swoje piosenki, uczą się nut
nawet znienawidzonej muzyki Karola dostała szóstkę, bo
Ewelina wysłała temu głuchemu cieciowi filmik, jak nasza
córka gra syntezatorze jedną ręką śpiewa piosenkę o sześć
razy siedem, jakoś to tak leciało: „sześć razy siedem, nie
wiem, no nie wiem, rano nie pamiętałam tego przykładu
trudnego, teraz wiem, czterdzieści dwa, tyle plamek
dalmatyńczyk ma”.
Nie wiem, ile jeszcze podobnych rzeczy dzieci musiały
wymyślić, ale postęp jest tak widoczny, że podziwiam
metody Eweliny i zapewniam cię, nie mogłam dokonać
lepszego wyboru. Prócz tego dzieci sprawdzają w
smartfonie Eweliny, w specjalnej aplikacji, czy jedzą zdrowe
rzeczy, wspólnie przygotowują drugie śniadania nie
wychodzą toalety, nim nie umyją rąk.
Do tego co sobota proszą o świeże ręczniki. Karmią
mrówki Eweliny stynką, suszoną krwią i miodem, jeżdżą na
zmianę na stacjonarnym rowerze, a w tym tygodniu mają
jeszcze tańczyć zumbę. One się nie nudzą, lekcje ogarniają
błyskawicznie, to, przychodzi, nie zajmuje dużo czasu. tego
oglądają telewizję, ale nie tak bez sensu. pewno widziały
Zemstę, Opowieść wigilijną, Ogniem mieczem, Pana
Tadeusza baśnie Andersena.
Same lektury, kiedyś się przyda. Ewelina nie pozwoliła
słuchać audiobooka Kamienie na szaniec, bo są na to za
mali. Wiem o tym, bo Bunio mi się poskarżył, ale od razu
wzięłam jej stronę.
To u dzieci. A u mnie? Tęsknię. Ależ ja bym wsiadła na
Ciebie! Nawet nie masz pojęcia. Wiesz, co robię nim zasnę?
Jasne, że wiesz. Jestem taka mokra wieczorami, myślę
wtedy Tobie. Odliczam dni Twojego powrotu.
Brakuje mi gadania, przytulania i Twojego języka w
moim uchu. Bardzo.
Wirtualnie Cię przytulam.
Twoja Patrycja.
PS. A może ja nie powinnam pisać tych wszystkich
świństewek, co?
F1o
Rozdział 20
Iza
Odkąd Natalia napisała do Kasi wiadomość, że obie
matki płakały tylko i wyłącznie powodu cebuli, siekanej
pierogów, Iza miała domu przerąbane jeszcze bardziej.
Najpierw zniknął jej ulubiony lakier do paznokci.
Potem okazało się, Iza nie ani jednej całej pary rajstop
pracy z samego rana musiała biegać sąsiadkach, coś
pożyczyć, była przekonana, że miała kupione na zapas, bo
ona zawsze miała trzy pary rajstop schowane na czarną
godzinę. Poza tym córunia, urzędująca na jej komputerze,
powyrzucała jej ważne rzeczy z pulpitu, głównie dokumenty
z pracy, wysłane przez Izę siebie biura, żeby dokończyć
godzinach. Kaśka stwierdziła, był tam koszmarny bałagan,
więc posprzątała. szczęście dane wylądowały koszu, tego
smarkata nie opróżniła. domiar złego wciąż toczyli wojnę
jedzenie. Mateusz krytykował każdy obiad, wytykał
matce, że gotuje niezdrowe, tłuste rzeczy, że nie dba o
witaminy i brakuje jej umiejętności doprawiania potraw.
Każdy sos nazywał tłustą breją, każdy makaron był
niedosolony, ryż rozgotowany, ziemniaki zbyt sypkie.
Marudził pełen etat, krytykował nawet margarynę
chleba. Kiedy już postanowiła wybaczyć nastolatkom
charakterystyczny dla tego wieku okres buntu, Kaśka wbiła
gwóźdź trumny. Własna córka kazała jej się odchudzać!
Powiedziała: takim dupskiem sobie mamusia chłopa nie
znajdzie”. Bezczelna małpa! Jakby Iza szukała!
Nie szukała, ale też nie wiedziała, jak odzyskać męża.
końcu pod pozorem porozmawiania szkole umówiła się
Eweliną. Poszła niej, niosąc talerzyk faworków grubo
posypanych cukrem pudrem, które tylko udawały domowe,
tak naprawdę kupowała w cukierni tuż obok biura.
Chwilę potem wracała domu, zachciało się jej herbaty
rumem, u sąsiadki nie było takiego alkoholu. Kiedy końcu
rozgościła się kuchni Eweliny szklanką pachnącej rumem
herbaty, dowiedziała się, z lekcji online na razie jest tylko
polski i matematyka, a reszta przychodzi w formie zadań
samodzielnej pracy. chwili miała przed sobą już tylko
połowę szklanki. Piła sama, bo niania twierdziła, że alkohol
ma za dużo kalorii.
W końcu cisza zaczęła dokuczać Izie, już nie wiedziała, o
co jeszcze spytać, w dodatku zrobiło jej się głupio, siedzi
sąsiadki, popijając własny alkohol, nabrała więc powietrza i
wyrzuciła z siebie:
– Ewelina, słuchaj… Ja jestem ci wdzięczna, że pilnujesz
szkoły młodych, ale mam poważniejszy kłopot nie mogę
sobie nim poradzić. Potrzebuję rady fachowca. Pewnie
powinnam iść psychologa, ale… Jak ci to powiedzieć… Ja
już doskonale wiem, co zrobiłam źle. Teraz chcę to
naprawić, więc nie będę płacić za wyciąganie wniosków,
które samodzielnie ogarnęłam.
– Iza, ale orientujesz się, ja zupełnie nie wiem, czym do
mnie mówisz? Ewelina próbowała się domyślić, czego chce
emocjonalnie chwiejna babka, ale jej nie wychodziło, bo
wciąż miała za mało danych.
– Wiem, jasne, wiem. Już tłumaczę. Otóż mój mąż mnie
zostawił. To pewnie zauważyłaś, już jakiś czas nie mieszka.
oczywiście moja wina. On po prostu miał już dość. Tak
konkretnie to miał dość mnie. Dałam mu tak popalić, że jak
to przemyślałam, to już mu się nie dziwię. Tylko że jest mi
bez niego źle i bardzo chcę go odzyskać.
– Więc o tym powiedz. najprostsze najlepsze
rozwiązanie. Nie widzę problemu. Ewelina właściwie
marzyła, żeby Iza już sobie poszła.
Chciała wrócić do czytania książki.
– Może i tak, ale obawiam się utraty pozycji.
– Nie pojmuję.
– Bo widzisz, my mamy takie partnerstwo idealne. Nawet
bym powiedziała: książkowe. Miłosz zawsze traktował mnie
jednocześnie jak równorzędną partnerkę i jak księżniczkę.
Mogłam być dziwką i świętą jednocześnie, jak u Umberto
Eco, i to było cudowne. To było cenne i wypracowywaliśmy
to przez lata. Opiekował się mną, kiedy było to potrzebne,
ale nigdy nie podejmował samodzielnych decyzji kwestiach
naszej rodziny. Takich facetów dziś brakuje. Krzyczą
zwykle, skoro chciałyśmy równości, to mamy mieć równość
każdej dziedzinie życia, nawet tam, gdzie zwyczajnie
brakuje nam fizycznej siły. Mój Miłosz nigdy taki nie był.
Miałam za dobrze i sodówka uderzyła mi do głowy. Boję się,
że jak się przyznam, że próbowałam nim manipulować, to
może się okazać, że zechce wrócić, ale na zupełnie innych
warunkach. Czy w związku z tym możesz mi
podpowiedzieć, jak go skutecznie i szybko uwieść?
– Jasne, ale nie rozwiąże twoich problemów. Myślę,
powinnaś się przyznać, że głupio zrobiłaś. Przeprosić i
poprosić, żeby wrócił i dał ci szansę to wszystko
uporządkować. Serio. Uwiedzenie faceta jest łatwe. To
przywiązanie do siebie jest trudne. Oni chcą być uwodzeni,
rzadko się bronią. Zastanów się Iza, uwiedziesz go i co
dalej? Bzykniecie się i on wróci do siebie. O to ci chodzi?
– Nie. Ale kiedy uwiodę, będę mogła nim porozmawiać w
chwili, która będzie dla mnie idealna, powiedzieć wszystko,
mam do powiedzenia. W końcu go przeproszę. Ale nie chcę
zaczynać od przeprosin.
– Właściwie, to powinnam ci poradzić, żebyś okazała
zaufanie mężowi, o którym masz tak dobre zdanie. Tylko że
wiem, że nie posłuchasz. Wiesz, że nie ceruje się pończoch
dratwą, prawda?
– To ktoś jeszcze ceruje pończochy? No przestań –
żachnęła się Iza i krótko roześmiała. – Co chcesz mi
powiedzieć?
– Pomogę uwieść męża, ale jeśli skutki będą opłakane,
nie biorę to odpowiedzialności. Chcesz zacząć dupy strony?
Spoko, twoja sprawa.
Uprzedziłam cię, że najpierw trzeba wyprać brudy, ale
twoja wola. Jeśli twój chłop jest mądry, będziemy mieć
drogę przez mękę, on się będzie bronił
przed uwiedzeniem. ja się nie dziwię. Nikt nie chce się
czuć wykorzystywany, ty chcesz przede wszystkim
wykorzystać. Jeśli go przelecisz pozostanie niesmak, może
się okazać, nie czego
ratować. Masz tę świadomość? – Spojrzała na Izę, a ta
przytaknęła bez słowa.
– To teraz powiedz mi, co nabroiłaś?
– Chciałam, żeby mój mąż był bardziej męski, władczy.
Żeby było w nim trochę agresji, pasji. No nie powiem,
poczytałam trochę erotyków i chciałam mieć lepiej.
Zaczęłam mieć głupie wymagania i serio mu dokuczać.
– A było źle? – dopytywała Ewelina.
– Nie. Właśnie nie – westchnęła Iza – Tylko że chciałam
emocji. I teraz mi głupio.
– I zamiast porozmawiać o swoich fantazjach z mężem i
powiedzieć mu, że chcesz spróbować czegoś nowego, co
wymyśliłaś? – Ewelina patrzyła z coraz większym
zdumieniem dorosłą kobietę, specjalistkę robienia głupich
rzeczy.
– Stale wkurzałam, żeby sprowokować do agresji. Iza
zwiesiła głowę i dodała:
– Ale tak na maksa. Bez taryfy ulgowej.
– Jesteś jebnięta, wiesz? A gdyby stracił cierpliwość i cię
uderzył? Nikt nie jest stali. Nie przyszło do głowy, on sobie
nie wybaczył, gdyby uderzył swoją kobietę? Albo że
ostatecznie sama byś mu tego nie wybaczyła i do końca
życia miałabyś o to żal? Iza! Fantazje są cudowne wtedy,
kiedy się o tym rozmawia. Już sama taka rozmowa jest jak
gra wstępna. Nie ma niczego pozytywnego tym, ktoś robi
wszystko tylko to, druga osoba uwolniła z siebie
wkurwionego potwora, który się broni. Twój mąż naprawdę
musi być rozsądnym facetem, się wyprowadził. nie
sądziłam, jesteś taka lekkomyślna.
Iza rozpłakała się. Oparła łokcie stole, schowała twarz
dłoniach i ryczała.
– Nie płacz już. Poradzimy coś. Uprawialiście kiedyś seks
przez telefon?
Zdziwiona Iza podniosła głowę. Tusz rzęs spływał jej
policzkach i prezentowała się jak postać z horroru.
Pociągnęła nosem raz i drugi.
– No co ty! My jesteśmy normalni. Czasem w
samochodzie w lesie. Dawno temu autobusie szkoły. Jak nie
dzieci, w kuchni. Ale przez telefon? Nie. Dlatego mi się
nudziło.
– Uwierz mi, normalni ludzie rozmawiają o swoich
potrzebach i realizują swoje fantazje. Taka zaryczana do
niczego się nie nadajesz. Jeszcze się znowu rozpłaczesz.
Zrobimy inaczej. Dziś będziemy uwodzić SMS-ami, jutro
możesz spróbować zadzwonić. Daj mi swój telefon.
– co? Sama niego napiszesz? Iza nie była przekonana
tego pomysłu.
– Ja tylko zacznę, potem możesz śmiało iść do domu i
robić sobie dobrze, zabawiając się nim zdalnie.
Zawstydzona Iza spojrzała sąsiadkę, zastanawiając się, jak
Ewelina może mówić bez skrępowania o masturbacji. –
Tylko nie odbieraj dziś. Wymów się, dzieci słyszą czy
cokolwiek. Dziś tylko literki. Pozwólmy mu zatęsknić.
Wzięła do ręki komórkę Izy i napisała krótką wiadomość:
„Nie mogę bez Ciebie spać. Pościel pachnie Tobą tak
bardzo, gdy się kładę, jest tak, jakbym chwilę miała poczuć
sobie Twoje ciepłe dłonie. Nie potrafię zmienić pościeli.
Pragnę tego zapachu. Łóżko mnie zdradza, przypominając
Twój cierpliwy dotyk. Na samą myśli robię się mokra. Tak
dawno nikt mnie nie dotykał, nie wypełniał. Tęsknię”.
– A teraz, cokolwiek napisze, flirtuj i podpuszczaj. Każde
świństewko jest mile widziane poinstruowała Izę, oddała jej
telefon wstała, dać do zrozumienia, pora już zakończyć
wizytę. Sąsiadka spojrzała ekran, zobaczyła wysłaną
wiadomość i spojrzała w oczy Eweliny.
– Skąd o tym wiesz? – zapytała z niedowierzaniem,
wstając. – Skąd wiesz, co czuję? Wzięła ręki pusty talerz
faworkach ruszyła do przedpokoju.
– Powiedzmy, kiedyś przez przeszłam mam dobrą
pamięć. Mój narzeczony zaginął bez wieści jakiś czas temu.
Telefon Izy zapikał, informując nadejściu wiadomości.
Podniosła do oczu i przeczytała głośno:
– „Nie pomyliłaś adresata?”. A to gnój bezczelny! To
jedyny facet w moim życiu! Jak on może?!
– Sprawdza, czy zostałaś jędzą, kogoś masz. Napisz mu,
to niemożliwe, bo w twoim życiu zawsze był tylko jeden
facet, który lizał twoją myszkę. Jeśli to robił, bo inaczej to
wtopa. I baw się dobrze. Bądź odważna.
Jutro wieczorem zadzwoń niego opowiedz mu, byś nim
zrobiła, gdyby był obok. Mów wolno, wyraźnie i pozwól mu
to sobie wyobrazić. Dasz radę, masz praktykę: dwoje dzieci,
lata seksu lekturę mnóstwa pornograficznych szmatławców.
Otworzyła drzwi wypuściła Izę na korytarz. – I pamiętaj, im
szybciej go przeprosisz i wszystko wyjaśnisz, tym krócej
oboje będziecie cierpieć. Przecież się kochacie. Szanuj to.
Schodząc po schodach, Iza zaczynała główkować. Nie
mogła tego zepsuć.
Musiała się postarać. Miłosz starał się o nią przez cały
okres szkoły i nigdy nie przestał przez te wspólne lata, aż
do momentu, gdy jej odbiło. Weszła do mieszkania, położyła
na stole w kuchni pusty talerzyk i poszła do sypialni. Nie
zwróciła uwagi na ciszę, wyłączony telewizor czy zajęte
dzieciaki. Dokuczali jej tak bardzo, że nie chciała ich
widzieć. Obiecała sobie, że się odgryzie, gdy tylko mąż
zechce wrócić do domu.
Poznała go w autobusie. Razem dojeżdżali do szkoły. Ona
do ekonomika, on technikum. Zaczął naukę rok wcześniej,
był niewiele starszy. Kiedy wsiadała autobusu razem grupą
ludzi, zwykle było już pełno, ona jesienią zimą była rano
nieprzytomna. Miłosz wsiadał dwa przystanki wcześniej.
Usłyszał, jak żaliła się koleżankom, chyba zmieni szkołę z
końcem semestru, bo dojazdy rujnują jej cały dzień.
Musiała wstawać bardzo wcześnie i źle to znosiła, wracała
późno i na nic nie miała czasu, a przecież blisko domu
miała szkołę, której mogła się przenieść. Nie chciał, by
przestała dojeżdżać. Lubił patrzeć, jak odgarnia swoją
mokrą włoszkę na boki, by loczki nie dotykały jej twarzy.
Kiedy wsiadała autobusu kolejnego ranka, powiedział
głośno: „Iza, zająłem ci miejsce”. Nie zareagowała, bo się
nie znali. Dopiero ktoś szturchnął i wskazał dłonią Miłosza,
on powtórzył. Przepuścił ją, wcale nie dlatego, że nie lubił
siedzieć przy oknie.
Po prostu chciał dać jej komfort, odciąć od
napierającego tłumu. Teraz miał ją tylko dla siebie, ona
nawet nie wiedziała, jak ten chłopak się nazywa.
Dopiero kiedy wysiedli, przedstawił się poprosił: „Nie
rezygnuj szkoły, obiecuję, że codziennie zajmę ci miejsce.
Możesz się o mnie oprzeć i przespać całe czterdzieści
minut. Codziennie przez najbliższe lata”. spała. Jeździli
razem szkoły przez cztery lata. Spędzili wspólnie jego jej
połowinki, a potem studniówki. Wtulona w jego ramię lub z
głową na jego piersi, dosypiała zimową porą mordercze
wstawanie w ciemności. Zaprzyjaźnili się, pokochali, a na
studia pojechali już jako zaręczona para.
Teraz musiała odkopać pamięci jakieś seksualne ekscesy,
coś, co mogłaby mu przypomnieć. Musiała tylko wytężyć
pamięć. Wyjęła z szuflady przy łóżku tabliczkę czekolady,
ułamała sobie pasek i czekała, co tym razem napisze jej
mąż.
F1o
Rozdział 21
Natalia
Kochany pamiętniku!
Odkąd porozmawiałam Mateuszem, jest dziwnie źle.
Chodzę do Eweliny tylko to, pokazać jej plan, zadania
odesłane rozwiązania.
Kiedy oglądaliśmy kolejne filmy, Mateusz przynosił koc.
Podawał mi go, a ja siadałam obok Kasi. Nie chciałam, żeby
był blisko. Myślałam, że w ten sposób uciekam, ale wcale
mnie nie gonił. Dziś usiadł środku kanapy. Mogłam zająć
dowolne miejsce, ale i tak byłby obok. Zawsze mogłam
wstać i wyjść. Podał mi koc, zawinęłam się w niego i
prawdę mówiąc, miałam mordercze zamiary. Nic się nie
stało. Prawie. Mati wziął mnie rękę.
Chciałam zabrać, ale popatrzył mnie tak łagodnie, tak
prosząco, że pozwoliłam ją trzymać przez cały film.
Myślałam tym, mi powiedział, tym, jak się tłumaczył. Nikt
mnie nigdy nie uderzył. Fakt, że sprawił mi ból, bardzo
mnie przestraszył. To nie tak, że Mateusz przestał mi się
podobać. Po prostu się wystraszyłam i nadal się boję, że
jeśli pozwolę mu się zbliżyć, nie tylko mnie zgwałci, ale
zrobi wyjątkowo brutalnie. W
końcu on i Kaśka stale się biją. Dobrze, że nie naciska.
Właściwie mogłabym go nadal unikać. Ale skoro nie goni,
uciekanie nie sensu, prawda? Nie chodzę już do Kaśki.
Wcześniej czasem robiłyśmy coś razem. Teraz, jak robi nam
paznokcie lampą i lakierami jej mamy, to mówię, że spoko,
ale u mnie.
Wtedy nie ma Mateusza, chamskich tekstów i lęku.
Podobno nie powiedział matce, że to ja rozwaliłam mu
głowę. Kazał się jej przestać interesować. Strasznie tyrają
ciotkę Izkę. Dziwna rodzina. swoją drogą, która nie jest
dziwna? Moja mama odpoczywa neta. Wykasowała profile w
serwisach randkowych. Zapytała, czy gdyby się umówiła na
randkę, nie mogłabym nocować u Kaśki, żeby ona miała
wolną chatę. Powiedziałam jej, nie. Niech się nie puszcza
pierwszej randce lat. Trzeba mieć odrobinę godności. Ale
obiecałam jej, nad kolejnymi się zastanowię. W
końcu dorosła kobieta. Chyba powinna mieć jakieś życie
seksualne.
Zapytałam, czy kupiła prezerwatywy, ona zrobiła się
czerwona jak truskawka. No i skończyła się dorosłość.
Mama to chodząca żenada, ale chyba w jej życiu coś się
zmienia. Ona się zmienia.
Nie rozumiem chemii. kłopot. Ewelina też tego nie
pojmuje. Rozumie Mateusz. A jeśli go poproszę o pomoc i to
zabrzmi dwuznacznie? A nawet jak nie zabrzmi, może tak
pomyśli? książka chemii jest napisana w taki sposób, że
zupełnie niczego z niej nie wynoszę. Mam nadzieję, że
chemia nigdy się niczego nie przyda. Czytam, czytam
równie dobrze mogłabym błoto przerabiać złoto przy
pomocy tarota. Czuję, jak poziom wiedzy niebezpiecznie
sięga dna, nie znam sposobu, przekonać samą siebie, to
chociaż odrobinę sensu. Kaśka nie pomoże, powinnam
poprosić Mateusza. Zrobię jutro Eweliny. Może przy
ludziach nie odmówi.
F1o
Rozdział 22
John
Na pewno nie był Johnem. Zakładał to już wcześniej.
Utrata tożsamości, jak mówiła Antoinette, przed nią inni
lekarze, nie mogła być spowodowana urazem głowy. Takie
rzeczy działy się tylko hollywoodzkich filmach. Co innego,
gdyby teraz nie zapamiętywał nowych rzeczy. Ale wiedział
się uczył. Przyczyną musiała być trauma. znaczyło, przeżył
coś tak strasznego, że jego mózg usunął w niebyt tę
koszmarną część wspomnień, a tym samym pozbawił go nie
tylko imienia i nazwiska, ale też podarował mu fałszywe
wspomnienia. Sprytny skubaniec. To z jego powodu przez
cały rok czuł się Johnem, Anglikiem niewielkiej wiedzy, więc
pewnie kiepskim wykształceniu. Wariatem, który poszedł w
góry w lichych butach i jesiennej kurtce którego porwała
stamtąd lawina, omal nie pozbawiając życia.
Czasem czuł się idiotą.
Ośrodek dbał, John miał wszystko to, niezbędne,
powrócić do zdrowia. Miał zbilansowaną dietę, dodatkowe
witaminy z grupy B, dużo snu i aktywność fizyczną.
Rehabilitacja dobiegała końca. Prawie już nie utykał.
Próbował nawet biegać, prawda truchtem, ale zawsze
był kolosalny postęp w stosunku do tego, jak poruszał się,
gdy po raz pierwszy pozwolono mu wstać z łóżka.
Bał się fugi dysocjacyjnej. Skoro mózg mógł
zasugerować, od dziecka kochał Beatlesów, tym bardziej
mógł się wyłączyć i sprawić, że znów pójdzie gdzieś góry
napyta sobie biedy podczas kilku godzin, których potem nie
będzie pamiętał. Nie wiedział, jak zapobiec kolejnej utracie
pamięci. Nosił przy sobie kartkę adresem kliniki,
nazwiskami lekarzy i kilkoma zdaniami o sobie, a tak
naprawdę coraz poważniej myślał, by zrobić sobie tatuaż,
choćby z henny, z numerem telefonu Antoinette.
Szukał wiedzy. Na razie przypomniał sobie, że jest
Polakiem. Wierzył, że Ewelina, którą wołał śnie, istnieje.
Oglądał mapy polskich miast, ale nic mu nie mówiły.
Słuchał polskich piosenek, ale nie pobudzało jego
hipokampa do działania. Jego głowa broniła się przed nim
samym. Wiedział, że polskim odpowiednikiem Johna jest
Jasiek lub Janek, ale nie potrafił się utożsamić z tym
imieniem.
Spędzał w internecie długie godziny. Na własną prośbę
poddał się hipnozie, lecz nadal niczego więcej się nie
dowiedział. Wiedział tylko, choć jego zdjęcie zostało
przekazane polskiej policji, nikt go nie szukał.
Czasami odwiedzał Antoinette. Kochali się, jedli,
rozmawiali. John coraz gorzej znosił jej marmozetę, która
ośmielona, zaglądała do talerza i chodziła stole. Tłumaczył
sobie, małpka jest siebie, on jest tylko gościem, więc nie
powinien jej odganiać. Potem przyznał przed samym sobą,
że to nie zwierzę jest problemem, lecz on sam i jego relacja
z kobietą. Już nie czuł się mężczyzną zdobywanym przez
kobietę. Był obiektem badań, nie chciał ciągle czuć się
przesłuchiwany. Coraz częściej czuł się niej jak na
terapii. Nie było tym nic dziwnego. Kobieta napisała
artykuł do medycznego pisma temat jego gadania przez sen
odkrycia, jego narodowość jest inna, niż początkowo
założono. był kolejny przykład na to, jak elastyczny jest
mózg jak radzi sobie trudnych warunkach. Jego przypadek
wzbudzał euforię środowisku psychiatrycznym. ten sposób
Antoinette zaciekawiła sobą medyczny światek, który żądny
nowych rewelacji, naciskał na nią. To właśnie dlatego stale
maglowała mężczyznę.
John potrzebował wiedzieć. Bolała utrata wspomnień,
jednocześnie obawiał się ich odzyskania. Nie wierzył to,
kreował jego mózg.
Lekceważył każdą sugestię, nie doszukiwał się niczego.
Czekał. Wydawało mu się, że to będzie jak przebłysk, jak
snop jasnego światła. Wyobrażał sobie, że nagle poczuje,
jakby Bóg otworzył przed nim drzwi, albo lepiej okno
dachowe, wlał przez nie prosto jego głowy strumień
zrozumienia i wspomnień, których moc nie będzie budziła
wątpliwości.
Tymczasem miał koszmary. Antoinette mówiła nich
polsku. Miś Uszatek ciągnął sankach dwa małe, głupiutkie
Króliczki, Prosiaczek krzyczał Ciocię Chrum-Chrum, budyń
jest gorący. śnie widział
piwnicę pełną półek słoikami, oświetloną dogasającą
świecą, rower bez kół zawieszony na ścianie. Nie mówiło
mu to nic, ale i tak terapeutka kazała mu wszystko
opowiedzieć i notowała nawet kolor ramy roweru, jakby
fantazje zmęczonego mózgu mogły mieć jakiś wpływ na
rzeczywistość. Nie wierzył w sny. Czuł po prostu zmęczenie.
Prócz tego nie zmieniło się nic.
Nie umiał sobie wyobrazić domu, rodziców, rodzeństwa.
Pustka przytłaczała go. A wiadomości o tym, co dzieje się w
jego kraju, przygnębiały go jeszcze bardziej. mieli
bezpieczny kawałek świata odcięty górami, zakaz
podróżowania, obostrzenia sanitarne, a tam wydawało się,
że wszystko dzieje się za późno i w końcu ktoś za to beknie,
pewnie zwykli ludzie, może jego rodzina. Starał się nie
zadręczać, ale odkąd dowiedział się, jest z Polski, czuł się z
dnia na dzień coraz gorzej, ogarniał go smutek i zwątpienie.
Próbował nawet wymyślić sobie jakąś własną historię,
ale nie szło to najlepiej. Tracił nadzieję, pewność siebie
chęć walki. Czuł się niepotrzebny.
F1o
Rozdział 23
Nastolatki
W pokoju dla dzieci mieszkaniu Eweliny trwały właśnie
poranne ćwiczenia tabliczki mnożenia. dziesiątej Bogusia
Bożenka miały mieć dwie godziny polskiego. Do tego czasu
warto było porobić coś fajnego, więc Karolina wysypała na
stół piasek kinetyczny i robiła z niego wyniki mnożenia, a
Fabian Bruno bardzo jej pomagali. Ich wiedza wykraczała
mocno poza program. Obaj opanowali już prawie całą
siódmą dziesiątkę i z tego powodu Fabian dostał szóstkę, a
Bruno – dużo złotych gwiazdek. Kiedy zaczynały się lekcje
zdalne, dzieci, które je miały, siadały przy toaletce w
sypialni Eweliny.
Tam miały spokój, we wspólnym pomieszczeniu było to
raczej trudno.
Dziś w kuchni zajęcia mieli Mateusz i Kasia. Natalia
jeszcze nie przyszła, za to maluchy od dawna miały
zrobione wszystkie lekcje.
Ewelina wyciągnęła rękę do Brunona i przypomniała mu,
że pora nakarmić mrówki. Dzieci pilnowały kolejki, ale
zwykle karmienie odbywało się dopiero przed samą
piętnastą, kiedy nastolatki szły już do swoich mieszkań.
Młodsze dzieci ustaliły po cichu, że w ten sposób nie będą
musiały z nikim dzielić się przyjemnym obowiązkiem.
Właśnie zaczęła się przerwa Mati Kasią zdjęli słuchawki
uszu.
Podekscytowany Bruno leciał nianią sypialni, Mateusz
zaciekawiony tym, się dzieje, wstał, przeciągnął się poszedł
nimi. sypialni Bożenka Bogusia siedziały już słuchawkach
czekały link do połączenia. Pierwszy raz był sypialni
Eweliny. Przeszedł przez pokój i zobaczył dużą szklaną
ścianę, właściwie drzwi do szafy, za którymi stało kilka
dużych formikariów.
Bruno, siedząc przy wysuwanym stole, wysypywał coś
małą szklaną płytkę. Ostrożnie mieszał pyłek kroplą wody,
powstałą mieszankę rozmieszczał pipetą czterech
zagłębieniach wielkości łebka szpilki, znajdujących się w
karmidełku rozmiaru znaczka pocztowego.
– O ja pierdolę – syknął. – Ale ty masz tu robactwa,
sąsiadka!
– Nie wyrażaj się bez potrzeby, Mateusz. Ja wiem, że
Bruno już to słyszał, ale jesteś tu wzorem dla chłopców,
więc trzymaj poziom – zganiła nastolatka Ewelina.
– Przepraszam. Tak mi się wymsknęło. – Skarcony,
postanowił zrobić dobre wrażenie, zwracając uwagę na
dzieciaka. – Brunon, ty tego nie słyszałeś. Co robisz, stary?
Opowiadaj.
– Karmię szalone mrówki.
– Szalone? Szalona to jest Ewelina, że je trzyma. Dziwne
hobby. I czemu niby one miałyby być szalone.
– Bo jak byś do nich włożył swojego laptopa, to już by
było po nim. Ciocia mówi, one kochają prąd tak bardzo,
psują elektryczne rzeczy –
tłumaczył Bruno umieszczał ostrożnie pół kropli
mieszanki w zagłębieniach płytek.
– Dałeś się nabrać, młody. Nie ma takich mrówek –
stwierdził autorytarnie Mateusz, jakby zjadł wszystkie
rozumy.
– Nieprawda – zaprotestował Bruno. – Ciocia nie kłamie.
Nie znasz się. Nic nie wiesz. Może mrówek ogniowych też
nie ma? Załóż się wyzwał go malec, odkładając bok pipetę,
wyciągnął dłoń nastolatka. Jak wygram, cały dzień będziesz
chodził na kolanach, a ja będę jeździł na twoich plecach. No
co, cykasz się?
– A co ja dostanę, jak wygram? – zapytał Mateusz.
– Zrobię dla ciebie w weekend wypasiony deser. Taki,
jakiego jeszcze nie jadłeś. Co, stoi?
Mateusz bez wahania podał malcowi rękę, Ewelina
przecięła zakład z uśmiechem na ustach.
– nie mówiłam? Czasem nie się kłócić. Dobry zakład
szybko wyjaśnia nieścisłości. Pogłaskała Brunona głowie.
No, masz jutro konia na cały dzień z wyjątkiem czasu, kiedy
będzie miał lekcje. Brawo. A ty
– zwróciła się do Matiego – sprawdź w internecie, czy
istnieją szalone mrówki Rasberry’ego. I cóż mi pozostaje,
Mateusz, życzę ci jutro cudownej zabawy w konia. –
Ewelina roześmiała się.
Nastolatek przewrócił oczami wyszedł pokoju. Bruno
uzupełnił wodę dla owadów, Ewelina pomogła włożyć
formikariów karmidełka i wspólnie zamknęli szklane drzwi
szafy. Kobieta zgarnęła szklane przybory, żeby zabrać je do
zmywania. Kiedy przechodziła z chłopcem przez sypialnię,
słyszała, jak Bożenka pięknie i głośno czyta tekst, który
dzieci omawiały od wczoraj.
Mateusz serfował sieci, szukając artykułu, który obali
tezę Eweliny, mówiącą o szalonych mrówkach. Nie
zamierzał się poddać, przecież mógł to być tylko naukowy
fejk. W końcu zdarzały się w każdej dziedzinie. Właściwie
wiedział już, przegrał. Nie przejął się tym bardzo. Chciał
dowiedzieć się czegoś więcej o hodowli owadów, ale
właśnie zaczynała się następna lekcja.
Wpisał się na listę obecności na fizyce i wiedział, że
zaraz przyjdzie gotowa notatka. Nie chciało mu się siedzieć
i czekać. Wstał i ruszył do pokoju dzieci, gdzie była
Ewelina. przedpokoju spotkał Natalię. Właśnie weszła.
Chciał
jej zapewnić komfort przestrzeń. Stanął pod ścianą, ją
przepuścić.
Wczoraj pozwoliła mu trzymać się za rękę i to, co czuł,
było dobre. Chciał z nią pogadać, ale nadal go unikała.
Przestała nawet przychodzić do Kaśki. Tak strasznie
żałował. Wcześniej czasem mu przeszkadzało, że Natalia
przesiaduje u jego siostry w ich wspólnym pokoju. Teraz
czuł dotkliwy brak.
– Proszę, przejdź powiedział, gdy mruknęła powitanie.
Poszła do Eweliny, a on ruszył za nią.
– Sąsiadka, cześć. Słuchaj, mam receptę na szkła. Byłam
z mamą u okulisty rano, bo miała na dziesiątą do roboty.
Jutro możemy się wybrać po okulary.
Albo nawet dziś, jeśli chcesz.
– A ty kiedy wolisz?
– Nie oszukujmy się. Jestem bez nich ślepawa i
bezradna. Rano posoliłam sobie herbatę – zaśmiała się z
samej siebie. – Wolałabym jak szybciej.
– Mateusz, jaką masz teraz lekcję? – zapytała Ewelina,
planując.
– Fizę, a potem dwa WF-y, a co? – Uśmiechnął się,
węsząc interes.
– Więc ogarniesz maluchy przez godzinkę, ja zamówię
taksówkę i pojedziemy z Natalią do optyka, okay? –
zaproponowała Ewelina.
– Jak dla mnie spoko, ale jutro zajmiesz młodego
marynarza do bólu, bo on na bank planuje jeździć mnie
przez siedem godzin. Wymyślisz coś? –
Mateusz rzucił Ewelinie błagalne spojrzenie.
– Ja pomogę tobie, a ty mnie. Sztama?
– I jeszcze opowiesz mi o mrówkach, dobra?
W odpowiedzi Ewelina kiwnęła głową, Mateusz
uśmiechnął się zadowolony.
– Wiesz, ona w chuj mrówek? zapytał Natalię, ona
pokręciła przecząco głową. – No to nie jestem sam w swojej
niewiedzy. Umowa stoi –
zwrócił się Eweliny. To zbierajcie się, laski. wybierz
mojej ulubionej sąsiadce najładniejsze okulary świecie,
jasne? Bez nich jest urocza, ale zawsze może być lepiej. być
szczęśliwa. Odwrócił się poszedł do kuchni, by
poinstruować Kaśkę, która właśnie w ramach fizyki, a
konkretnie tarcia, piłowała paznokcie, że ma go zawołać,
gdy zacznie się WF. Rozwiązał
prędko zadanie, sfotografował i odesłał nauczycielowi.
Kartkę zostawił
siostrze na stole. Kaśka prędko zrobiła jej zdjęcie i
wrzuciła na klasową grupę w Messengerze. Teraz wszyscy
mieli odfajkowane te czterdzieści pięć minut.
Ewelina zamówiła taksówkę, Natalia poszła włożyć buty.
Wróciła z kurtką przerzuconą przez ramię receptą kieszeni.
Nim taksówkarz zadzwonił, czeka, Ewelina miała już
nogach niebotycznie wysokie szpilki, na twarzy subtelny
makijaż. Natalia weszła jeszcze pokoju. Na podłodze
siedział Mateusz, obok niego Bruno Fabian, którzy usilnie
namawiali starszego kolegę, by włączył im film Ant-Man
albo chociaż jakiś o mrówkach ogniowych.
– Mateusz, nie wytłumaczyłbyś mi chemii? – zapytała
pełna obaw. Chłopak podniósł na nią wzrok i uśmiechnął
się.
– Chętnie, Natka. Bardzo chętnie. Jak wrócisz. – Natalia
zastanawiała się, co będzie chciał w zamian i czy jest to dla
niej dobry interes.
Gdy optyczka dobrała już oprawki i wzięła zaliczkę za
usługę ekspresową, usiadły salonie optycznym miejscu dla
gości. Ewelina nie kryła zadowolenia. Natalia nowych
okularach nie przypominała sowy. Zgodziła się też, żeby
wybrać fotochromy, które same się przyciemnią latem będą
dodatkowo chronić przed słońcem. Nastolatka była
podekscytowana i bardzo zadowolona.
– teraz gadaj tu. nawywijaliście Mateuszem, go unikasz?
Zdawało się, on się podoba. Odarłam ze złudzeń
poradziłam, żeby sobie poszukał kogoś swoim wieku.
Wydawało się, wszystko zmierza w dobrym kierunku, i co?
– Eee, nic – wykręcała się Natalia.
– Nie ma, że nic. Podoba ci się, prawda? – drążyła
Ewelina.
– Żadna tajemnica. Nawet on to wie. – Nastolatka
wiedziała, że nie pogada o tym z mamą. To mogła być dobra
rozmowa, ale nie miała do Eweliny aż tyle zaufania, by ot
tak zacząć się jej zwierzać.
– Co stało? Umiem być dyskretna. Może pomogę. Nie
będę cię oceniać –
zapewniła nastolatkę. – Nie jestem niczyją matką.
– Zmieniłam zdanie – westchnęła Natka.
– Szanuję to. A mogę wiedzieć dlaczego?
– Nie. Naprawdę wolałabym o tym nie mówić –
zapewniła.
– Natalia, jeśli cię skrzywdził, zabijemy gnoja, ale
najpierw wypatroszymy i nakarmimy jego własnym
nabiałem. Co się stało? – naciskała zaniepokojona niania.
– Podpuściłam go. Okay? A potem się wystraszyłam. I
wycofałam. Był dla mnie trochę zbyt brutalny. Nie chciał,
przeprosił, ale już się boję –
wyjaśniła dziewczyna.
– W porządku, rozumiem. Czy mogę ci jakoś pomóc? Bo
nie sądzę, żebyś o tym rozmawiała z mamą – dopytała
Ewelina.
– Nie. Posłuchaj, nie myśl nim źle, Mati nie jest groźny.
Serio. po prostu nie wiedział. Chciałby pociągnąć dalej, ale
nie naciska, nie osacza mnie. Chyba czeka, znowu zrobię
pierwszy krok tłumaczyła dość przekonująco.
– A zrobisz? – Ewelina była po prostu ciekawa.
– Czy ja wiem? Na razie nie mam odwagi. I on to szanuje
– odpowiedziała spokojnie.
– Gdybyś się poczuła zagrożona, daj mi znać. To ważne,
żebyś miała się do kogo zwrócić – powiedziała łagodnie
Ewelina.
– Dobrze. Wiesz, on nie jest zły – powtórzyła. Była
przekonana, że chłopiec nie skrzywdził jej z premedytacją.
– Wiem. Jest zwykłym napalony nastolatkiem. Jeszcze
niewiele wie ma prawo się mylić. Byle nie próbował niczego
na siłę. Cokolwiek się wydarzy, masz tego chcieć. Seks jest
zajebisty, ale wtedy, gdy oboje wiecie, że macie na to
ochotę. Masz prezerwatywy? – zapytała.
– Nie chciałam posunąć się tak daleko. Ale nie jestem
moją mamą.
Myślę o takich rzeczach i się nie wstydzę – wyjaśniła
Natalia.
– Lepiej mieć, niż nie mieć. Wiesz o tym, że jesteś
mądra. Jakby co, wal do mnie jak dym. teraz powiedz, jak
idzie nieszczęsna chemia? –
Ewelina wolno wycofywała się z sercowych tematów.
– Nijak, dlatego poprosiłam Mateusza, żeby mi to
wyjaśnił. Rany, schowaj mnie. – Odwróciła twarz od okna i
udawała, że nie widzi, co się za nim dzieje.
– moja wychowawczyni. koszmarnie wścibska baba,
taka, zbiera plotki o wszystkich i wbija im szpile. – Natalia
poczuła ogromny dyskomfort.
– A do tego ona mnie strasznie nie lubi i często mi
dokucza.
– Za późno, już zobaczyła cię przez szybę i wraca.
Przywitaj się tylko. Ja będę gadać. Zrobimy z niej taką
idiotkę, że zapamięta to na długo – zapewniła Ewelina.
Do salonu weszła młoda, wysoka kobieta okropnej
zielonej skórzanej kurtce złotymi zamkami. Wyglądała jak
mistrzyni kiczu poprzedniej epoki. W uszach dyndały jej
ogromne plastikowe kolczyki, na przedramieniu miała
mnóstwo plastikowych, dźwięczących bransoletek, na szyi
wielki, wysadzany cyrkoniami, koszmarnie tandetny
krucyfiks. Jej powieki pomalowane były zielono żółto.
Całości dopełniały tandetne zielone paznokcie.
– Dzień dobry powiedziała głośno od razu podeszła foteli
dla klientów, kompletnie lekceważąc optyczkę, która
przerwała pracę przy okularach nastolatki, sądząc, że to
kolejna klientka.
– Dzień dobry – przywitały się grzecznie Natalia i
Ewelina.
– Natalio, dlaczego nie uczestniczysz teraz zajęciach?
Jest pora szkoły. Co robisz w mieście o tej porze? To
niedopuszczalne – zwróciła się do nastolatki, która
odrobinę się uśmiechnęła rzuciła błagalne spojrzenie w
stronę sąsiadki. Ewelina nie pozwoliła nastolatce dojść do
głosu.
– Natalko, dlaczego pozwalasz, w miejscach publicznych
ktoś obcy odzywał się do ciebie tonem tak bardzo
pozbawionym szacunku? – zapytała głosem nieznoszącym
sprzeciwu. – Gdyby tatuś o tym usłyszał, byłaby wielka
awantura. – Ewelina modulowała głos, udając ton
nauczycielki. – A kim pani jest, że tak bezceremonialnie
przesłuchuje pani moją siostrę?
– Jestem wychowawczynią w jej klasie i zawsze sądziłam,
że Natalia jest jedynaczką. – Nauczycielka uśmiechnęła się
fałszywie, a jednak jej wrodzona ciekawość zwyciężyła.
Zmiana tonu była zauważalna. – Czyżbym aż tak się myliła?
Ewelina wstała, wypięła biust spojrzała rozmówczynię
wyższością, potem zrobiła dzióbek, cmoknęła
niezadowoleniem najpoważniej na świecie zapytała:
– jak pani sobie wyobraża? ksiądz biskup powie ambony,
ile dzieci spłodził tej diecezji? Droga pani, absurd, absurd!
Energicznie gestykulowała rękami. – No cóż, tatuś nie może
się nami obnosić tak jak pani swoją wiarą piersi, każde nas
inną mamusię. i nie jest specjalnie zgodne z ideą kościoła.
Niemniej jednak nie da się ukryć, że pani ton jest nie
przyjęcia stosunku naszej księżniczki. Wypraszamy to sobie.
Kategorycznie! Proszę natychmiast przemyśleć
skorygować! Nie
jesteśmy bez celu. Tatuś kazał zrobić Natalii nowe
okulary, proszę mi wierzyć, że ze zdaniem księdza biskupa
się nie dyskutuje.
– Och! Rozumiem. Nauczycielka położyła dłoń sercu.
Naturalnie.
Okulary taka ważna sprawa. Nie sądziłam, oczywiście,
Natalia wagaruje! To by mi do głowy nie przyszło –
tłumaczyła się. – Przecież zawsze jest moich lekcjach. tak
wyłącznie troski, wie pani… ściszyła głos, jakby miała
wyjawić wielki sekret – teraz wszędzie się można zarazić.
– Natalia ma teraz prócz szkolnych lekcji prywatne
zajęcia i korepetytorów.
Trzymamy rękę na pulsie i dbamy o wszystko. Proszę
nam zaufać, a na pewno spotkamy się kiedyś pałacu
biskupim. Dziękujemy troskę. Ewelina usiadła i przestała
zwracać uwagę na nauczycielkę. Po prostu sięgnęła po swój
telefon i zaczęła przeglądać wiadomości.
– ja się może pożegnam niepewnym głosem odprawiona
kobieta zwróciła się do dziewczynki. – Do zobaczenia w
szkole, Natalio. Do widzenia pani.
Natalia grzecznie odpowiedziała widzenia, Ewelina tylko
łaskawie skinęła głową. Gdy za nauczycielką zamknęły się
drzwi, nastolatka schowała twarz w dłoniach.
– Ja pierdolę, Ewelina. Ale nawywijałaś. Masz fantazję! –
Razem zaczęły się śmiać, a wtedy okazało się, że optyczka
nabija się razem z nimi.
– Jest pani nie do podrobienia! – zwróciła się do Eweliny.
– Jak to opowiem mojemu staremu, to się zleje ze śmiechu.
Szkoda, że jej pani nie powiedziała, że nosić taką zjadliwą
zieleń grzech. Już widzę, jak wyskakuje tej kiczowatej
skóry.
– Tandeciara, nie? – zapytała Ewelina.
– jeszcze nic dodała rozbawiona Natalia. Jej poprzednia
klasa opowiadała, jak dostali na wychowawcę, wytrzymała
miesiąc.
Strasznie się niej śmiali, przychodziła szkoły tak
pociętych dżinsach, że jej kłaki na piczy było widać.
– Żartujesz?! Ewelina była mocno zniesmaczona, ale tak
parsknęła śmiechem.
– Nie. Jak już wyzwali striptizerek gołodupców, potem
wykrzyczeli, jej pipkę widać, myśleli, dostaną zbiorową
naganę –
opowiadała Natalka. A dostali innego wychowawcę.
Nigdy więcej nie przyszła szkoły tamtych spodniach, ale tak
jest królową tandetnych miniówek i w każdy poniedziałek
zionie wódą jak smok.
– Masakra. Gdyby to opowiedział ktoś inny, bym nie
uwierzyła –
skwitowała Ewelina. Ale każda szkoła jakąś barwną
postać. Chyba zawsze tak było.
– Natalia, córko biskupa, przymierz okulary. – Optyczka,
nadal rozbawiona, zwróciła się do nastolatki. – A z tą gołą
pipką, to ja też o tym słyszałam. Syn sąsiada opowiadał,
sąsiad się śmiał, w jego czasach, żeby popatrzyć na goły
zadek, trzeba się było wysilić, a nie usiąść w pierwszej
ławce i upuścić
na podłogę długopis. za czasy… i jak się podoba?
zapytała Natalkę, pokazując jej lustro.
– Chyba nigdy nie czułam się taka ładna. Dziewczyna
była pozytywnie zaskoczona.
– Może końcu pora uwierzyć siebie, skoro już dobrze się
widzisz i wreszcie się sobie podobasz? powiedziała Ewelina
wyjęła portfel.
Zapłaciła całość, ale poprosiła, koszt rozpisać szkła
oprawki z robocizną. Nie chciała, żeby matka nastolatki
czuła się przez nią oszukana.
Zamiast wsiąść taksówki, postanowiły wrócić pieszo.
Natalia przeglądała się w witrynach sklepowych i cieszyła
się tak bardzo, że Ewelinie radowało się serce.
– No, to teraz cały świat jest twój?
– Wiesz, córki biskupów tak mają. Muszę tym powiedzieć
mamie.
Ciekawe, czy jej będzie śmiechu. Zrobię tak, żeby się
brechtała. Bo wiesz, jak ją ta baba zaczepi na jakiejś
wywiadówce, to żeby mama nie motała się w zeznaniach –
żartowała Natalia i rozsiewała swój cudowny nastrój.
Po powrocie zastały kuchni Kaśkę robiącą kanapki.
Mateusz studził
herbatę, a piątka dzieci w salonie oglądała film
Aquaman.
– Bjuti! – Kasia natychmiast pochwaliła nowe okularki
Natalki. – Bomba.
To kiedy paznokcie do koloru?
– Dogadamy się – odpowiedziała zadowolona Natalia, a
ponieważ zyskała dużo odwagi, więc zwróciła się do
Mateusza:
– To co, może przyniosę tę chemię?
– Jasne poczekam na ciebie przy stole.
Kiedy dziewczyna wróciła z książką i zeszytem, Mateusz
nie mógł oderwać od niej oczu. Otworzyła zadany temat, on
przyniósł kuchni swój laptop, wyszukał odpowiedni film i
wyjaśnił:
– ci dobrze wytłumaczy. Ten gość dobrze zna chemię. też
nie zaskoczyłem do razu.
Włączył film, a gdy już wspólnie oglądali, znowu wziął ją
za rękę. Kiedy filmik dobiegł końca, a ona zrozumiała
wszystko i wiedziała, czego oraz jak ma się nauczyć,
Mateusz zaproponował, by poszli do dzieci dokończyć z
nimi film. Na kanapie i fotelach nie było już miejsc do
siedzenia. Mateusz usiadł na podłodze i oparł się plecami o
ścianę, pociągnął Natalię za rękę, a ta usiadła pomiędzy
jego udami, opierając się plecami o tors chłopaka. Nie
wiedział, co zrobić z rękami. W końcu zdobył się na odwagę
i objął dziewczynę w pasie.
Zaakceptowała to i przykryła jego ręce swoimi. Oboje
byli bardzo spięci. Jego oddech pieścił jej ucho. Napięcie
było nieznośne. Mateusz nachylił się nad uchem Natalki i
zaczął szeptać:
– Kiedyś, dawno temu, kiedy byłem jeszcze zupełnym
małolatem, byliśmy z tatą sami domu. Ojciec wyszukał
internecie pokazał taki stary serial. Nie znałem go, pewnie
też nie znasz. Opowiada dawnych
czasach Ameryce. Może były lata sześćdziesiąte, może
później. Nie wiem. Ma tytuł Cudowne lata. Jest tam taki
dzieciak Kevin Arnold, główny bohater, jego dziewczyna
Winnie Cooper. Zdarzyło się, Kevin Winnie zasnęli przed
telewizorem zaspali szkoły. Kiedy szatni przed gimnastyką
Kevin tłumaczył kumplom, dlaczego się spóźnił, powiedział
wprost, że był u Winnie i zaspali. Jego koledzy od razu
pomyśleli, że on i jego dziewczyna uprawiali seks.
Poklepywali go po plecach, gratulując. Zrobiła się z tego
wielka, rozdmuchana afera. Plotka rozlała się całej szkole
jak szambo. Kevin nie zaprzeczył. wystarczyło. Zepsuł
reputację swojej dziewczynie. Dostał niej publicznie twarz.
Zawiódł jej zaufanie. Na koniec, nie rozumiejąc, co złego
zrobił, szukał wsparcia u ojca i dostał zjeby.
Tata pokazał mi ten odcinek, gdy byłem jeszcze zbyt
smarkaty, by się oglądać za laskami. Ale nauczył mnie
czegoś istotnego. Tego, czym jest dyskrecja i szacunek.
To, co i jak mówił Mateusz, sprawiło, że napięcie
seksualne puściło. Natalia się rozluźniła mogła spokojnie
obejrzeć końca film. Wiedziała już, że nawet jeśli
Mateuszowi na niej nie zależy, to przynajmniej nie opowie
nikomu o tym, że całowali się u niego w pokoju i że dotykali
się pod kocem, oglądając teatr telewizji. Zrobiło się jej
jakoś lepiej, lżej. Poprawiła się poczuła, że chłopak znowu
ma wzwód. Wcale jej to nie przeszkadzało. Po prostu czuła
się śliczna.
F1o
Rozdział 24
Patrycja
Damian!
Kochanie, nie wiem, jak zrobisz, ale musisz wrócić
domu.
Natychmiast. najbliższym porcie łap samolot wracaj.
Utknęłam. Nie żartuję. pracy jest korona. Zamknęli nas.
Nie wypuszczą. Mamy razie dwa potwierdzone przypadki.
Renia z zabiegowego pracowała w szpitalu i się zaraziła.
Pewnie SOR-ze. Pobierała krew tylko dwóm osobom, obu
leżącym, to nie mojego piętra. dwójkę zabrali szpitala
jednoimiennego. Nam zrobią pierwsze testy na początku
przyszłego tygodnia.
Nie wypuszczą nas. Stanowimy zagrożenie. Budynek jest
ogrodzony kordonem wojska. Mają nam dostarczać
wszystko przez specjalną śluzę.
Mieszkańcy się denerwują, ale my bardziej, to jakieś
niewolnictwo pracować całą dobę. Nikt nas nie zmieni.
Ludzie mają zakaz opuszczania pokoi. Już wcześniej było
nieciekawie, ale teraz jest prostu źle. Sklepik nie
funkcjonuje. Nie fajek. Nie można kupić niczego. Jest tylko
to, nam przywiozą. Nie mamy ani jednej pielęgniarki,
żadnego lekarza. Same opiekunki medyczne i kilka
udających takowe. Jesteśmy tylko dwie na piętrze, na górze
też są dwie, a na parterze trzy. Do tego trzy pokojowe, po
jednej na piętro. No i kuchnia. One też są zamknięte w
środku.
Damian, cokolwiek by się działo, ja dam radę, ale co z
dziećmi? Zadzwonię do Eweliny. Poproszę, żeby się nimi
zajęła, zapłacę, ile sobie zażyczy. Zrób, co możesz, żeby
wrócić. Proszę. takim długim okresie morzu bez
zachorowania pewno wpuściliby cię kraju bez kwarantanny.
Tylko ta podróż samolotem. No nie wiem.
Boję się. Wydawało mi się, że nas to nie dotknie. Nie
było tego w mieście.
Czułam się bezpiecznie. Nosimy maseczki. Bez przerwy
dezynfekujemy ręce.
Mamy więcej rękawiczek, ale co z tego? Wirus tu był i
pewnie jest na wielu sprzętach. Włączyłam lampę UVC
zabiegowym naszym piętrze, ale tu Reni nie było. Baby już
skaczą sobie do oczu. Jeśli to potrwa dłużej, zwariuję.
Nikt nam nic nie mówi. Nic nie wiemy prócz tego, stale
pokazują nas w TVN24.
Napisz coś, cokolwiek. Potrzebuję wsparcia, bardziej niż
myślisz. Martwię się. Karolinka zrozumie, ale co z
Brunonkiem? Damian, nie żartuję, martwię się tak, chyba
umrę strachu. Zadzwonię Eweliny razu po piętnastej, kiedy
zostaną u niej już tylko nasze dzieci. Powtarzam się, wiem,
ale nie rozumiem, jak mogli mnie tu zamknąć! Jestem na
nich zła! Po prostu panikuję. Wcale nie chcę tu być i trudno
jest mi się z tym pogodzić. Damian, to jest kurewsko
niesprawiedliwe. Nie chcę zachorować. A co, jeśli już mam
wirusa zaraziłam dzieci? Damian, przez cholerną chorobę
nie lubię własnej pracy. Nie godzę się na to. Mam w głowie
chaos i strach. Tak bardzo potrzebuję, żebyś mnie przytulił.
Życie jest zajebiście niesprawiedliwe. I nic na to nie mogę
poradzić.
Kocham. Twoja Pati.
F1o
Rozdział 25
Iza
Pończochy, sukienka z falbanką, a ciul, że letnia, Misio ją
lubi, a że dupa zmarznie, trudno, nie po raz pierwszy i nie
ostatni – planowała Iza. – Żadnych majtek, aha i depilacja.
Rany.
Trochę się zapuściła, gdy nie miała dla kogo o siebie
dbać. Do biura nosiła czarne rajstopy, więc kłaków na
nogach nie było widać. Nie miała dużo czasu.
Umówiła się na seks z własnym napalonym mężem, co
wcale nie było takie łatwe, przecież wszystko jest
zamknięte, teściowej trwa remont, w domu – wścibskie
dzieciaki. Miłosz miał podjechać po nią za pół godziny, a
ona miała jeszcze tyle do zrobienia.
Plan był taki: prysznic golenie zamiast depilacji, długi
płaszczyk na sukienkę, żeby goła dupa nie zmarzła zbyt
mocno.
Nie po to przez dwa dni pisała mu różne świństewka, a
potem przez dwa kolejne gadała, dyszała jęczała słuchawki,
żeby teraz zawalić sprawę.
Sprawdziła, czy kozaki na szpilkach są czyste, i była
gotowa.
Zbiegła ze schodów. Wsiadła do auta swojego męża i od
razu pocałowała go w usta.
– Pasy zapnij, Bella – rzucił jej chłodno zamiast dzień
dobry i zawiózł ją na działkę, tak jak się umówili. Otworzył
altankę puścił przodem. Mówił
niewiele. Kiedy tylko zamknął za sobą drzwi, rzucił:
– Będzie po mojemu.
A potem, kiedy uklękła tyłem do niego na śmierdzącym
wilgocią tapczanie i zadarła góry sukienkę, pokazując
pończochy brak majtek dodał
jeszcze:
– A potem porozmawiamy. Nie uciekniesz przed tym.
Usłyszała jeszcze rozpinanie zamka zamiast
oczekiwanych pieszczot poczuła głębokie wtargnięcie,
następnie dostała klapsa, po chwili drugiego. Skóra piekła,
ból zupełnie popsuł jej odczuwaną wcześniej przyjemność z
penetracji. Miłosz zachowywał się w sposób, jakiego dotąd
nie znała. Chwycił ją za włosy i mocno odciągnął do tyłu jej
głowę, dyskomfort Izy rósł z każdą chwilą. Chciała już tylko,
żeby szybko skończył, ale poczuła kolejne uderzenie i
następne. Szarpnęła się w geście protestu, ale przytrzymał
ją dostała kolejnego klapsa. Było jej źle. Nie tego
oczekiwała. Zacisnęła zęby poczuła, łzy same spływają
twarzy. Pociągnęła nosem. Na oparciu kanapy pojawiły się
krople łez. Zorientował się, żona płacze, prawie od razu.
Natychmiast ją puścił, odwrócił przodem do siebie i spojrzał
na rozmazaną twarz.
– Najgorszy seks ever, prawda? – powiedział, a Iza
rozpłakała się jeszcze bardziej. Nie tego chciałaś, Bella?
Nie tego próbowałaś mnie zmusić przez tak długi czas? No
popatrz, a teraz wcale ci się nie podoba – kpił z niej,
wyśmiewał, jednocześnie głaskał kobietę głowie. Przez
chwilę Iza poczuła przerażenie myśl, mógłby chcieć teraz
skończyć jej ustach.
Miłosz zauważył jej twarzy niepewność. Zapiął spodnie,
usiadł na cuchnącej wilgocią kanapie i posadził sobie na
kolanach szlochającą żonę. –
Znam cię jak zły szeląg, Bella. Nie okłamiesz mnie.
Przeczytałem, ile dałem radę, z tych twoich okropnych
książek. Ja taki nie jestem i nigdy nie będę. Co to frajda być
wyrachowanym skurwysynem? Wiem, ty też taka nie jesteś.
Nie zmusiłaś mnie tego. Uwodziłaś, owszem, ale był mój
plan.
Dokonałem takiego wyboru wyłącznie to, żeby pokazać,
wcale nie chcesz bydlaka, gwałciciela czy sadysty. Prawda,
nie chcesz? Iza, przełykając łzy, potakiwała głową. Wtuliła
się niego mocniej, ona przytulił i westchnął. No sama
powiedz, Bella, najgorszy seks życiu, co? I do tego bez
finału.
– Przepraszam, Misiu. W końcu wyrzuciła siebie przez
łzy. Miłosz, tak bardzo cię przepraszam. Emocji mi się
zachciało. Jestem durna – łkała.
– Nie jesteś durna. Lekkomyślna? Tak. Egoistyczna? Jak
wszyscy. Ale nie durna. Dlaczego mi nie zaufałaś? Dlaczego
nie porozmawialiśmy?
– Wstydziłam się.
– Mnie się wstydziłaś? Dwa razy razem rodziliśmy
dziecko! Babo! Ja bym poszedł na te twoje fantazje, choćby
po to, żebyś je sobie z głowy wybiła. Ja lubię twoje ciało,
wielbię je. Myślisz, że chciałbym ci przypinać klamerki na
tym pięknych cyckach? Albo posuwać fletem czy klarnetem
moją dziurkę?
Czytaj sobie, co chcesz, ale ja mam szacunek do twojego
pięknego ciała. Nie będę cię gwałcił, bił ani krzywdził
żaden sposób. Nie jestem pojebem. Ja cię kocham, Bella.
Chcesz próbować nowych rzeczy, ze mną tym rozmawiaj,
ale nie zgadzam się na wymianę partnerów ani na to, by
ktoś nas podglądał. Czy to jest dla ciebie jasne?
– Jasne. – Iza pociągnęła nosem. – Przepraszam.
– Akceptujesz to? – głaskał ją uspokajająco po plecach.
– Tak.
– Bez dyskusji i żadnych zastrzeżeń? – naciskał.
– Tak. Już nigdy tego nie zrobię – zarzekała się.
– Będziesz ze mną rozmawiać, zamiast doprowadzać
mnie do furii?
– Obiecuję. – Wiedziała, że obieca mu wszystko, byleby
wrócił do domu.
– Zobacz, babo, ile zmarnowałaś nam czasu. Nie szkoda
ci go? Dobrze ci było samej? – pytał, a przecież wiedział, że
dzieci zatruły jej życie, podobnie jak ona wcześniej jemu.
– Nie. Było okropnie. Ja tak nie chcę. Miłosz, wybacz mi.
Nie doceniałam cię. Przyzwyczaiłam się, mam dobrze.
Zepsułam wszystko. Jestem taką egoistką! Przeze mnie i
moją głupotę dzieci nie miały ojca przez prawie dwa
miesiące.
– Bella, ale bez histerii, proszę. Dzieciom nic nie będzie i
nic się nie stało.
To nie są przedszkolaki. Doskonale rozumieją, co się
dzieje.
– Miłosz, proszę cię, wróć domu. już nigdy nie będę
jędzą. Nie gniewaj się na mnie. Ukarałeś mnie. Zostawiłeś,
już wystarczy.
– Sama się ukarałaś. Jedźmy do domu, bo zimno tu. –
Puścił ją, by mogła wstać.
– Może najpierw pojedziemy po twoje rzeczy? – zapytała,
wycierając oczy.
– Nie trzeba. Mam wszystko w bagażniku. – Uśmiechnął
się zadowolony.
Wyjął z kieszeni klucze i gdy wyszli, zamknął drzwi
altanki.
– Serio? No proszę, kto by się domyślił – skwitowała,
ruszając przed siebie ścieżką.
– Miałaś nie być jędzą – zaśmiał się. – Uprzedzam cię,
Bella. Chcesz dostać klapsa w tyłek, to powiedz. Zrobię to
dla ciebie bez żadnej przyjemności. A gdy tylko wrócimy
domu, zamykamy się sypialni nie wychodzimy stamtąd
jutra. Masz zajebiste kozaki, jeśli zdejmiesz przedpokoju,
uduszę cię.
– Miłosz, a co dzieci sobie pomyślą? – spytała,
zawstydzona, wsiadając do samochodu.
– Że nadrabiamy zaległości – zaśmiał się ponownie. W
końcu zrobiło mu się dobrze. No proszę, pani świętoszko!
Chcesz się nastolatkom seksu tłumaczyć, pogięło cię? Niech
się nie interesują.
– Miłosz – pociągnęła nosem – to trzeba gdzieś gumki
kupić.
– Po co? – zdziwił się.
– to trutka bociany? odpowiedziała nonsensowne jej
zdaniem pytanie, ale szybko powściągnęła język i wyjaśniła:
– Potrzebujemy ich, już. Kiedy się wyprowadziłeś,
przestałam brać tabletki, nie były mi potrzebne.
– Grzeczna dziewczynka. Uruchomił silnik. Przynajmniej
nie planowałaś nikogo innego. A ja jak durny
przeprowadzałem śledztwo, gdzie i kogo masz, tak
odpieprzyło. Gdyby nie dzieci, życiu bym się nie domyślił,
że to wszystko przez te szmatławce, które czytasz. Kto to w
ogóle dopuszcza sprzedaży? swoją drogą, gdybym skończył
tobie w altance…
– Wiem. Mogła nam się trafić kinder niespodzianka –
podsumowała.
– Oj, Bella, Bella. Mielibyśmy pieluchy wszystko nowa.
Głowa siwieje, dupa szleje. Jeszcze nie zwariowałem. To by
dopiero było…
– A ja tak – powiedziała głośniej, niż chciała, a do tego
weszła mu w słowo.
– Co: tak? – Jej mąż wolał się upewnić, czy dobrze słyszy.
– A ja chciałabym mieć jeszcze jedno dziecko z tobą,
teraz – wyjaśniła Iza.
– Udam, że nie słyszałem o tej fantazji. Przynajmniej nie
dziś. Pogadajmy o tym innym razem, dobrze? To poważny
temat i nie można tego tak zostawić.
Masz jeszcze jakieś inne? – zapytał, lekko zaniepokojony.
– Zawsze chciałam zrobić laskę, gdy prowadzisz
samochód. Boże!
Powiedziałam głośno. Zakryła ręka usta, jakby chciała
cofnąć wypowiedziane słowa.
– Cudownie! Wspaniale! – Miłosz roześmiał się. – Tylko,
na Boga, nie dziś.
Będę cię trzymał słowo. Zabiorę cię przejażdżkę nocą,
jakieś peryferie, żebym nikogo nie rozjechał. To mi się
podoba. Pierwszy sensowny pomysł, zaraz po kozakach. A
teraz masz mi powiedzieć, że mnie kochasz, bo jak nie,
wracasz z buta do domu z gołą pupą – zagroził żartem.
– Miłosz, kocham cię tak bardzo, że nawet nie umiesz
sobie tego wyobrazić
– zapewniła, kładąc rękę na piersi.
– Mówisz tak, żeby nie drałować pieszo – droczył się i
spokojnie skręcił na stację paliw.
– Mówię tak, bo marzę, żebyś mi zrobił dobrze językiem
– odpowiedziała przekonującym głosem kiedy zobaczyła
jego zdumioną minę, końcu się roześmiała. – Wariacie. Jak
ja za tobą tęskniłam.
– No, mam nadzieję. Chociaż właściwie musisz to
udowodnić.
Naobiecywałaś. Teraz się wywiąż – podpuszczał.
– Z prawdziwą przyjemnością, Misiu. Z rozkoszą i nie
inaczej. – Włożyła do ust palec i oblizała go.
– Naleję paliwa, kupię gumki i wracam. – Wyskoczył z
auta jak oparzony i po krótkiej chwili był z powrotem.
Kiedy zapiął pas ruszył, Iza podwinęła sukienkę,
odsłaniając koronkę pończoch, włożyła sobie dłoń między
uda i westchnęła.
– Ale serio? – zapytał. – Teraz? Tyle lat prosiłem, żebyś
mi pokazała, jak to robisz, ale nie w aucie, Bella, babo! Ja
chciałem to widzieć – zaprotestował i docisnął gaz. Bardzo
spieszyło mu się do domu.
F1o
Rozdział 26
Ewelina
To był fajny dzień. Nastolatki Izy ogłosiły sukces. Ich
dręczenie matki na coś się przydało. Nie musiały wiedzieć,
jaki sposób Bella przekonywała męża do powrotu, choć
raczej nie było to tajemnicą. Mateusz był dyskretny.
Za Kaśka oświadczyła, rodzice zrobili sobie rano
śniadanie, oboje symulowali chorobę zgodnie wrócili
sypialni, zupełnie nie zwracając uwagi na własne dzieci.
Bruno jeździł na plecach Mateusza już drugi dzień z rzędu,
obojgu spodobała się zabawa. Natalia przyszła rano,
odbębniła swoje lekcje, a potem poprosiła o rozmowę w
cztery oczy.
– Kiedy opowiedziałam mamie o akcji z
wychowawczynią, rozpłakała się.
Nie chce ze mną gadać. Poradź mi, co powinnam zrobić.
– Nie wiem. Dlaczego myślisz, że musisz coś robić?
– Bo nie lubię, kiedy mama jest nieszczęśliwa. Po śmierci
babci bardzo się zmieniła. Kiedyś była bardzo
odpowiedzialna, a gdy zostałyśmy same, zaczęła sobie
szukać chłopa siłę zawsze kończyło się tym, ktoś chciał ją
naciągnąć pieniądze. Bardzo się tego nabijamy panią Izą,
ale jej wczorajsze łzy… Nie wiem, mam myśleć. Gdyby mnie
nakrzyczała, byłoby łatwiej. Pokłóciłybyśmy się i koniec.
– Natalia, nie martw się. Spróbuję porozmawiać twoją
mamą to wyjaśnić, w końcu to był mój pomysł.
Planowała, że pójdzie do Agnieszki po osiemnastej, kiedy
kobieta wróci z pracy. Tymczasem obserwowała nastroje
napięcie budujące się pomiędzy Mateuszem Natką. było
ciekawe. Mogła podglądać nieśmiałą relację nastolatków.
Dystans, jaki utrzymywała dziewczyna, nienachalne
starania chłopca. Sama miała tyle lat co Mateusz, gdy
poznała Norberta. Jego rodzice wyjechali granicę pracy, on
siostrą zamieszkali babci, która mieszkała przeciwnej
stronie ulicy. Jejku, już prawie zapomniała, jak to było, gdy
latała nim, wyznawała miłość prosiła, został jej chłopakiem.
końcu się zgodził. Jaka była wtedy szczęśliwa! nostalgią
wspominała, jak całowali się trzepaku. było tak dawno
temu, jej szczeniackie zakochanie przetrwało przez cały
okres liceum i prawie połowę jej studiów, do czasu aż
zniknął. Potem kochała wspomnienia, ale to nie było dla
niej dobre. Musiała zostawić za sobą ból i żyć dalej.
Wiedziała o tym. I tak właśnie zrobiła. Teraz
zainteresowaniem obserwowała parę nastolatków,
zastanawiając się, czy będzie z tego coś dobrego.
Dzieciaki ociągały się z wychodzeniem. Mateusz i Kasia
chcieli zapewnić rodzicom intymność spokój, Natalia nie
marzyła powrocie pustego mieszkania. Maluchy Gosi
wymaszerowały domu zaraz trzeciej, oświadczając, dziś
mama wujek Kajtek, jak wołały policjanta, z którym
postanowiła się jednak spotkać ich mama, obiecali, razem
zrobią gofry. końcu, gdy zostały już tylko dzieci Patrycji,
zadzwonił telefon.
Ewelina pomyślała, Pati dla niej obiecane rękawiczki
zakładu i pewnie trzeba zejść po nie na dół. Odebrała i
zamarła.
– Ewelinko… – płakała do słuchawki Patrycja. – Mamy w
pracy COVID.
Odcięli nas – szlochała, przestraszona. – Dwie chore
osoby zabrali do szpitala jednoimiennego. Zamknęli DPS
otoczyli kordonem wojska. Mysz się nie prześlizgnie.
weekendzie zrobią nam testy, ale nie wiemy, kiedy nas
wypuszczą. Posłuchaj. Ja nie ma nikogo innego, kto mógłby
się zająć moimi dziećmi. Napisałam Damiana, ale jest
pełnym morzu, do najbliższego portu zawiną tydzień, tam
nie będą schodzić ląd, to jednak Chiny, duże ryzyko.
Zresztą, gdyby przyleciał samolotem, tak musiałby odbyć
dwutygodniową kwarantannę, ale gdzie? W domu? Jestem…
Jestem przerażona! Nie planowałam umierania ani
chorowania. Mam małe dzieci. Ewelina, proszę, zajmij się
moimi dziećmi. My zapłacimy, serio, ja już dziś zrobię ci
przelew. Napisz, ile potrzebujesz, nie będę się targowała.
– Patrycja, ale zwykle weekendy znikam całą noc.
Posłuchaj, pomogę, jak będę mogła. Rozumiem, że nie masz
do kogo się zwrócić, ale być może będę musiała zostawić je
na noc.
– Zadzwonię do Gośki. Weźmie je na jedną noc. Załatwię
to. Posłuchaj, nie mów jeszcze nikomu, że utknęłam. Muszę
porozmawiać z dziećmi, jakoś im to wytłumaczyć, tak żeby
się nie przestraszyły. Ale najpierw muszę przestać płakać.
Mogę zadzwonić do nich na Messengerze tak za godzinę? I
niech nie wyłączają laptopa, ich ojciec będzie się starał
więcej z nimi gadać. To ważne, żeby się nie bały.
– W porządku. Ogarnij się, a ja pomyślę nad jakimś
obiadem – uspokajała ją Ewelina.
– Nie trzeba. Zupa jest lodówce dwa dni. bigos słoiku,
aha w zamrażarce mam jeszcze schabowe, mielone i
krokiety. Jak mocno tęsknię, to dużo gotuję i potem mam
zapasy. Wystarczy to wszystko przynieść do ciebie.
Opróżnij lodówkę, zabierz wszystko i niech dzieci
powynoszą śmieci.
– Dobrze. Teraz są zajęte. Na razie kolorują taką
relaksacyjną malowankę, która zajmuje mnóstwo czasu.
Zrobimy to wszystko, co mówisz, po telefonie od ciebie.
Patrycja, nie rozpaczaj. Świat się nie zawalił, przejściowe
trudności. Dasz radę, rozumiesz? Masz dla kogo się starać.
– Wiem. Jesteś kochana, Ewelina. Nie wiem, bym bez
ciebie zrobiła.
Dziękuję ci.
– Tylko się nie rozklejaj. A przy dzieciach żadnych obaw.
Bohaterska mama musi ratować staruszków. się postaram,
żeby nie widziały żadnych niepokojących wiadomości. Tylko
pogadaj Gośką. Nie zapomnij. dbaj o siebie.
– Dbam. Daję słowo. Tylko nie wiem, w co mam się
ubrać.
– Spakuję jakieś rzeczy podrzucę pod DPS taksówką, ale
dopiero jak twoje dzieci pójdą spać. Jak je przekazać?
– Poszukaj tego żołnierza, co tam dowodzi. Powinni mi
przekazać ubrania bez kłopotu.
– Tak zrobię. teraz się ogarnij. Dzieci nie mogą wiedzieć,
płakałaś.
Damy radę. Podaj mój numer twojemu mężowi. Będzie
się mniej martwił.
Pati się rozłączyła, a Ewelina usiadła przy stale w kuchni
i schowała głowę w dłoniach. To, co przydarzyło się
Patrycji, było wystarczająco przerażające.
Nie było sposobu, by nie powiedzieć o tym Karolinie i
Brunonowi. Trzeba to jednak zrobić spokojnie, a ich matka
jest w stanie silnego wzburzenia i lęku.
Nikt nie planował, nagle bez zapowiedzi Ewelina
zostanie zastępczą matką dwójki dzieci. Nie chciała tego,
ale nie potrafiła sobie wyobrazić, co by się stało, gdyby
odmówiła. Wyjęła notes, sprawdziła, naszykowała do
oglądania dzieciom najbliższy tydzień, zaplanowała kilka
przesunięć.
Dołożyła całego Króla Lwa, miał pozytywny przekaz,
wywaliła listy Pocahontas, uznawszy, że ta lekcja historii
musi poczekać na lepsze czasy, bo za bardzo przygnębia,
postanowiła, zaangażuje maluchy wszystkie prace domowe,
żeby zająć im czas, by nie skupiały się na braku, który mógł
okazać się dotkliwy.
F1o
Rozdział 27
Agnieszka
Nogi wchodziły jej tyłek. Jejku, tak strasznie miała dość
tego dnia.
Czasem klienci dawali jej popalić bardziej niż robota,
dziś jednak prostu brak personelu spowodował, że robiła za
trzech. Marzyła o pełnej obsadzie i niespiesznej pracy, ale
jak dotąd stała na rzęsach na baczność i dawała z siebie
więcej niż sto procent. Zostało jeszcze kilkanaście minut
końca zmiany, pierwsi kasjerzy zaraz mieli podliczać
kasetki. Towaru do rozładowania było za dużo, stał
wszystkich przejściach lada moment należało zakończyć
dzisiejszą szaloną gonitwę. Skrzynia owocami nie była
znowu taka duża.
Agnieszka szarpnęła ją, przełożyć wózka półkę, poczuła
przeszywający ból kręgosłupa. Nie mogła się ani
wyprostować, ani schylić.
Zastygła dziwnej pozie. Zawyła bólu. Upuściła skrzynkę
zalała się łzami.
– Kierowniczka, tobie? Sasza natychmiast ruszył jej
pomoc.
Zamknął kasę przegnał zdziwionych klientów innej
kolejki.
Zaniepokojony, dobiegł niej, lecz nie wiedział, jak jej
pomóc. Nie rozumiał, co się dzieje.
– Plecy – jęczała. – Moje plecy. Przynieś z biura mój
telefon, taki złoty, jest w górnej szufladzie.
– Nie trzeba. – Podał jej swój.
Gdy Agnieszka, zgięta i obolała, dzwoniła po pogotowie,
na kolejną zmianę przyszła jej szefowa.
– Co ci jest? – zapytała Helena.
– Chyba dysk mi wyskoczył. Ból jest taki, że zaraz się
zsikam, a pogotowie nie przyjedzie. Nie mają wolnej
karetki. – Aga nawet mówiła z wysiłkiem.
– Zawiozę cię. – Zmartwiona szefowa próbowała nie
myśleć o brakach w obsadzie, ale pomóc swojej
najpilniejszej zastępczyni. – Że też to się musiało akurat
dziś przypałętać. Nieszczęście, Aga.
– Szefowa, nie trzeba. Ja kierowniczkę zawiozę –
zaoferował się Sasza. –
Przecież ja też teraz kończę.
– No dobrze, tylko przywieź mi jutro jej zwolnienie –
zgodziła się Helena.
– Jak ona się dostanie do auta?
– Jakoś pójdę. Agnieszka zagryzła zęby z ogromnym
cierpieniem na twarzy wyprostowała plecy.
– Przyniosę twoje rzeczy, zaparkuję obok drzwi pomogę.
bym cię zaniósł, kierowniczka. Ale to będzie bardziej bolało
– tłumaczył Sasza.
– pozbieram jej rzeczy, zabierz swoje leć auto zarządziła
Helena, kiedy Sasza poszedł, spojrzała swoją pracownicę ze
współczuciem. – Miałam to w zeszłym roku. Wylecz się,
bo będzie nawracać.
Muszę przyjąć nowych ludzi i nie mam pojęcia, kto ich
będzie szkolił.
– Do towaru kogoś przyjmij, Sasza już opanował kasę,
możesz mu zmienić angaż – poinformowała ja Agnieszka.
– Serio, jak to zrobiłaś? – zapytała zdziwiona szefowa.
– Ja? To cholernie zdolny bankowiec, on się tu będzie
marnował. Tylko mu nie mów. Torbę mam pod biurkiem,
telefon górnej szufladzie, kurtkę i buty w szafie. Będę
wolno szła w stronę wyjścia.
– W laczkach? Mokro jest – zwróciła jej uwagę Helena.
– Chcesz zmienić buty? Aga próbowała żartować. Nie
dam rady.
Zrozum. Odwróciła się kierunku wejścia to nim, nie
wyjściem planowała opuścić sklep.
Zdziwiony ochroniarz przyglądał się daleka, jak
Agnieszka czeka, by fotokomórka otworzyła je z tamtej
strony. Wolno posuwała się naprzód. Sasza zaparkował auto
przy samych drzwiach, wysiadł i otworzył dla niej
samochód.
To, musiała teraz zrobić, do niego wsiąść, spowodowało
taki ból, tak przenikliwe rwanie całych plecach,
promieniujące do kolana, łzy ciurkiem płynęły jej twarzy.
Nie zapięła pasów, opadła siedzenie pasażera i nie
wyobrażała sobie, że wysiądzie. Sasza zamknął drzwi i
zawiózł
ją pod izbę przyjęć. Pod szpital właśnie przyjechała
karetka, więc poprosił
ratowników pomoc. Razem przesadzili Agnieszkę wózek
zawieźli na SOR. Dopiero po godzinie, gdy obejrzał ją
lekarz, a pielęgniarka zaaplikowała zastrzyk, ból stał się na
tyle znośny, że wsiadła do auta mężczyzny i pozwoliła
zawieźć się do domu.
Natalia bardzo się niepokoiła. Mama nie wróciła z pracy,
było późno, a jej telefon był wyłączony. Wciąż myślała o
nieporozumieniu, które doprowadziło Agnieszkę płaczu. Nie
rozumiała, się dzieje. Zdenerwowana, chodziła od okna
okna. Gdy końcu zobaczyła, jakiś człowiek wyjmuje jej
mamę auta, nogą zamyka drzwi niesie do domu, prędko
włączyła brzęczyk domofonu i otworzyła mieszkanie.
Czekała. Po chwili mężczyzna z mamą rękach pojawił się
tuż przed nią bez słowa wszedł środka.
Agnieszka poprosiła Saszę, by zaniósł ją do stołowego i
posadził na tapczanie.
– Mamo, ci się stało? spytała zdziwiona Natalia.
Napuchnięte od płaczu oczy matki wyglądały jeszcze gorzej
niż poprzedniego dnia.
– Natalko, a dzień dobry? – strofowała ją matka. –
Nastaw wodę na herbatę i przywitaj się z moim kolegą z
pracy.
– Jasne, sorry. Dzień dobry panu.
– wcale nie jest dobry dzień powiedział miękko Sasza.
Mama ma chore plecy. Zawiozłem do szpitala. Ona dostała
zastrzyk. Cierpi bardzo, musi odpocząć. Natalia zauważyła,
Agnieszka jest zawstydzona troską mężczyzny.
Przypomniała sobie, jak podchmielona matka opowiadała
Izie o interesującym Ukraińcu z pracy, i postanowiła pomóc.
– Rozumiem. Proszę, niech pan usiądzie. Zrobię herbatę.
Próbowała wyjść do kuchni, ale głos mężczyzny ją
powstrzymał.
– Nie trzeba. Ja będę szedł – zaprotestował, ale słabo, co
dało dziewczynce nadzieję.
– Ale musi pan zostać wszystko opowiedzieć, mama nie
siły, inaczej będę się martwić rana. Pan pewno nic dziś nie
jadł. mama wczoraj zrobiła takie dobre kopytka gulasz.
Proszę zostać. Jak inaczej będziemy mogły zrewanżować się
za pomoc? – przekonywała Natalia.
– Dobrze. Przyniosę rzeczy mamy z auta, zapalę i wrócę
– zgodził się.
– Robi nam pan wielką przyjemność. ja zagrzeję obiad.
Wyszła do kuchni, nastawiła sos, a kopytka wysypała na
patelnię, po chwili wróciła do matki. Przyniosę koc, mamuś.
Prędko wyszła swojego pokoju i wróciła pledem, którym
okryła matce nogi. Wytrzymasz jeszcze trochę?
Nakarmię go. Miałaś rację, gdy opowiadałaś nim pani
Izie. Sprawia wrażenie fajnego. Bardzo cierpisz, co? Aga
tylko kiwnęła głową. –
Wytrzymaj jeszcze tylko trochę, potem pościelę łóżko,
zresztą sama też musisz coś zjeść, twoim gulaszem
naprawdę warto się pochwalić. będę gadała. Dobrze,
uciekam kuchni, mi się kopytka przypalą. Całe szczęście, że
mi wczoraj kazałaś przynieść buraczki z piwnicy – rzuciła
już w drzwiach i wyszła.
Agnieszka nigdy życiu nie usłyszała swojej córki tylu
pozytywnych rzeczy naraz. Pochwaliła jej gust dotyczący
wyboru faceta, a zawsze tylko się z niej śmiała. Doceniła jej
kuchnię i była wdzięczna za wysłanie jej po słoiki.
Do tego mocno trzymała jej stronę. Od bardzo dawna
Aga nie czuła, że są w jednej drużynie. Przez myśl jej
przeszło, ktoś podmienił jej buntowniczą nastolatkę i piękny
sen zaraz minie.
Tymczasem wrócił Sasza. Zdjął kurtkę, buty, rzeczy Agi
zostawił na szafce w przedpokoju poszedł umyć ręce. Potem
pomógł Agnieszce poprawić pozycję na tapczanie. Włożył
jej pod plecy dodatkową poduszkę i usiadł obok niej.
Ujmował ją opiekuńczością i troską.
Natalka przyniosła tacę herbatą. Chwilę potem podała
obiad, najpierw gościowi matce, dopiero potem przyniosła
talerz sobie. Usiadła zanim zabrała się do jedzenia,
zagadnęła:
– Nie przedstawiłam się. Jestem Natalia. bardzo
dziękuję, pan przywiózł mamę. Nigdy nie chorowała na
plecy. Martwiłam się, bo długo jej nie było nie mogłam się
niej dodzwonić, tymczasem mama była pod troskliwą
opieką.
– Jestem Sasza. Pracuję Agnieszką. Właściwie mieliśmy
już kończyć zmianę, kiedy się stało. Nie widziałem tego
kasy, ale wiem, twoja mama szarpnęła ciężką skrzynkę z
owocami i już nie mogła się wyprostować.
Ona mówiła, że jej dysk wyskoczył, a lekarz powiedział,
że to rwa kulszowa.
Trzeba wykupić zastrzyki. Nie byłem aptece. Chciałem
szybko przywieźć mamę do domu.
– Rozumiem. Poproszę ciotkę Izę, żeby wykupiła mamie
leki. Brakuje mi miesiąc do trzynastu lat. Nie mogę
wychodzić bez dorosłych. Albo poproszę Mateusza, on na
pewno poleci. I tak zrobił pan dla nas bardzo dużo. Ktoś
inny zadzwoniłby pogotowie poszedł domu. Dawno pan
przyjechał do Polski?
– Miesiąc temu – odpowiedział i dopiero wtedy zabrał się
za jedzenie.
– Niedługo. co, tęskni pan domem, żoną, dziećmi?
zapytała, ale musiała poczekać na odpowiedź, bo Sasza
jadł, więc zwróciła się do Agi:
– Mamo, robisz boski sos. Wymiatasz.
Agnieszka odpowiedziała uśmiechem, a ich gość pokiwał
z zadowoleniem głową.
– Prawda. Bardzo dobre. Tęsknię strasznie. ojcem mamą,
bratem, bratową i ich dzieckiem. Nawet za kotem.
– Jak możliwe, nie pan żony? Macie tam was same ślepe
kobiety? – Sasza roześmiał się. Nastolatka była wścibska,
ale w sympatyczny sposób.
– Natalia, to było tak, że ja i mój brat Sierjoża
kochaliśmy tę samą kobietę.
Ona wybrała jego i niech będą szczęśliwi. Trochę
czekałem. Pomyślałem, że może się im nie poukłada, ale
widzę, że się układa. Będą mieli drugie dziecko.
Nie ma już na co czekać.
– Rozumiem. I co, złamała panu serce?
– Chyba nie. Starała się tego nie zrobić. Kocham brata.
Ale już nie chciałem mieszkać nimi jednym domu.
Potrzebowałem pójść swoją stronę. On się zaopiekuje
rodzicami.
– To dobry brat. Ja nie mam rodzeństwa, bo moja mama
jest sama. Może byłabym dobrą siostrą? Kto to wie? –
zapytała, nie oczekując odpowiedzi. – A z rzeczy, które
musiał pan zostawić, czego jest panu najbardziej żal? Do
czego pan tęskni? – Małymi łykami popijała herbatę. Sasza
jadł wolno i zastanawiał
się długo.
– Brakuje mojego klubu strzeleckiego. Dokończył obiad i
podziękował. Jego czas się kończył. Zostało pół herbaty i
skończy się pretekst do wizyty. Agnieszka naprawdę
musiała w końcu trafić do łóżka.
– rany, takie strzelanie musi być fajne hobby zawołała
podekscytowana Natalia.
– Pewnie tak, ale ja nie strzelam z broni palnej, tylko z
łuku olimpijskiego.
To jest sport i taki sport bardzo lubię – wyjaśnił.
– Serio? Jak Robin Hood? Rewelacja. Chciałabym kiedyś
spróbować. –
Nastolatka rozmarzyła się. – To pewnie droga
przyjemność, co?
– Droga? Nie wiem, chyba nie. legalna. się załatwić, jeśli
mama pozwoli. Dziękuję wam za obiad. Było pyszne, a ty
jesteś fajna dziewczynka, ale ja muszę już uciekać. Aga, daj
mi to zwolnienie dla szefowej.
– Nie dali mi go, Sasza. Na SOR-ze nigdy nie dają. Muszę
jutro pójść do przychodni jeśli mnie przyjmą, spróbuję
załatwić. Oni teraz próbują wszystkich przez okno
diagnozować albo przez telefon. Jak zdobędę, to zadzwonię.
Przyjedziesz po nie, Sasza? Proszę, zapraszamy.
– Przyjadę. Może zakupy zrobię, jak Natalia sama do
sklepu iść nie może?
– Nie trzeba. Zrobiłam wczoraj. Posłuchaj, jesteś
prawdziwym przyjacielem. Dziękuję, mogę ciebie liczyć.
Jesteś nas zawsze mile widzianym gościem.
– Odpoczywaj, Aga. Dużo zdrowia. I zadzwoń, jak
będziesz coś wiedziała.
Do zobaczenia. – Wyszedł z dziewczynką do przedpokoju.
– Natalia, ja mam ze sobą swój łuk, jak mama się zgodzi, daj
znać. Postrzelamy powiedział
głośno, a dużo ciszej dodał:
– Zadzwoń, gdyby się jej pogorszyło. – I poszedł.
Nastolatka pomogła matce wstać i pójść pod prysznic.
Potem asystowała w kąpieli, choć Agnieszka czuła się
zawstydzona. Dziewczyna rozłożyła łóżko i kazała matce się
położyć. Zostawiła jej pilota i wyszła.
Najpierw poszła do Mateusza zapytać, czy wykupi
Agnieszce receptę. Gdy młody zapytał rodziców o
pozwolenie, Miłosz sam wziął od Natalii receptę i pojechał
do apteki. Potem nastolatka poszła do Eweliny, żeby jej
powiedzieć, że dziś nie będzie mogła pogadać z jej mamą.
To, zobaczyła, był dziwne. mieszkaniu Eweliny Karolina
Bruno śmigali już w piżamkach. Działo się coś, o czym
Ewelina obiecała powiedzieć dopiero jutro.
Schodząc parter, Natalia natknęła się Mateusza. Czekał
nią. Stał
tam tylko po to, by ją przytulić i powiedzieć jej, że
wszystko się ułoży. Zanim wypuścił ją z objęć, zdążył
jeszcze cmoknąć ją w czoło.
F1o
Rozdział 28
Gośka
Umiłowany Boże!
Lepiej mi, Panie. Psychicznie czuję się trochę jak
zakochana nastolatka.
Moje dzieci lubią spędzać czas z Kajetanem. Miałam się
nie umawiać, dopóki nie będę rozwodzie, ale szczerze
mówiąc, skoro sama ustaliłam takie obostrzenie, to sama
mogę je zdjąć. W końcu moje małżeństwo to przeszłość i
fikcja. Czasem robimy coś razem, całą piątką. Nigdy nie jest
tak, że dziewczynki dostają inne zadania niż Fabian. Dbamy
to oboje. Trochę gramy, głównie warcaby Piotrusia, ale
myślimy kupieniu innych gier.
Nikt nie przegania dzieci, by poszły do siebie, nie
wymagamy cudów. Dobrze mi. Wiem, to nie będzie takie
typowe. Nie da się teraz pójść do kina, nawet na spacerze
nie jest bezpiecznie. Ale damy radę.
Usłyszałam ostatnio pracy, Boże, jestem naiwna, sądząc,
wolny facet weźmie sobie na barki troje cudzych dzieci, i że
powinnam przestać się łudzić, bo nic z tego nie będzie.
Baby to jednak małpy, Stwórco. Zamiast się wspierać, tylko
patrzą, jak tej drugiej wetknąć szpilę. A właśnie że będę
miała nadzieję! niby dlaczego miałabym nie być szczęśliwa?
Kajtkowi nie przeszkadzają ani dzieci, ani to, mama
dziewczynę. Bardziej go interesuje, kiedy wyjdzie szpitala.
nikogo nie ocenia. Nie wyzywa.
Nawet ostatnio poszedł odwiedzić do więzienia moją
teściową, ale nie chciała się z nim widzieć. Podobno bardzo
się postarzała.
Zyga dzwonił znowu. Jeśli w domu są dzieci, kiedy
dzwoni, pozwalam im porozmawiać tatą. Właściwie trzeba
do tego zmuszać. Tylko on też jakoś nie jest tym zbytnio
zainteresowany. Chce gadać ze mną i tylko o tym, że mam
wyciągnąć jego matkę z paki. Czy ja jestem aniołem, Panie,
żebym na rozkaz wyprowadzała uciśnionych celi? Czasy
pierwszych chrześcijan minęły dwa tysiące lat temu.
Zresztą akurat stara Petrykowska nie jest prześladowana,
tylko ponosi konsekwencje.
Panie Boże, wysłałam do dyrektora szkoły i do kuratora
list, który przysłała mi katechetka, z prośbą o interwencję.
To głupie, ale oni nie mogą wyrzucić jej z pracy, chociaż by
chcieli, dopóki się biskup nie zgodzi. Ja chciałam tylko
przeprosin, ale machina biurokratyczna potoczyła się dalej.
Dobry Boże, dziękuję za to, żyje się lepiej. Miej opiece
moje dzieci i wybacz mi te moje mokre fantazje. Jestem
tylko człowiekiem i mam, jak wszyscy, swoje potrzeby. Ty
jesteś Bogiem, więc pewnością mnie rozumiesz.
Kocham Cię, Stwórco. Błogosław nam. Proszę Cię to
przez Twojego syna, mojego króla, Pana Jezusa. Amen.
F1o
Rozdział 29
John
Pływał z samego rana. Mięśnie zaczynały odczuwać
zmęczenie. Zastanawiał
się, czy wcześniej umiał pływać, czy jego ciało to
pamiętało, czy też nauczył
się tego dopiero tutaj. Podobne przemyślenia miał na
temat jazdy na rowerze.
Nie miał pojęcia, czy kiedykolwiek już robił, czy potrafi.
Tu, klinice, mógł sobie jedynie pokręcić na stacjonarnym, a
bardzo chciał spróbować gnać przed siebie. Poczuć, wiatr
wieje w twarz. Zmęczył się porządnie pływaniem. Wolał
pocić się wodzie niż bieżni, ale nogi musiały odzyskać
dawną sprawność.
Dopłynął drabinki chwycił się, następnie lekko zmrużył
oczy, by złapały ostrość na tarczy zegara. Dziewięćdziesiąt
minut żabką. Potrzebował
okularów. Kiepsko widział z daleka. Wyszedł z wody i
owinął się ręcznikiem, który był sztywny nieprzyjemny jak
krochmalone szpitalne prześcieradła.
Wytarł tylko twarz, lekko osuszył włosy i ruszył pod
prysznic. Uwielbiał ten moment, gdy mógł spłukać siebie
zapach chloru dostarczyć zmęczonym mięśniom
relaksującego ciepła.
Stanął pod dyszą z gorącą wodą w ciasnym
pomieszczeniu kąpielowym tak, że woda spływała na plecy,
tym czasie mydlił sobie tors ramiona.
Odwrócił się, by spłukać pianę, i wtedy, w jednym
momencie, zgasło światło, a woda zrobiła się lodowato
zimna. Strumień skumulowanego chłodu uderzył
Johna w pierś tak bardzo, aż zabrakło mu tchu. Cofnął
się i trafił plecami na ścianę. Zimno i ciemność jak zapadnia
wpuściły go prosto do dołu ze złymi wspomnieniami. Poczuł
gigantyczne przerażenie. Łapał powietrze jak karp wyjęty w
wanny przed świętami. Oddychał za szybko i za głęboko.
Osunął się po ścianie.
Awaria prądu trwała tylko kilka minut. wszystkim
pracownicy basenu znaleźli sinego zimna mężczyznę
skulonego podłodze, kolanami podciągniętymi pod brodę.
Mamrotał w obcym języku. Od razu zadzwonili po
Antoinette. Rozgrzali ciepłą wodą, ubrali odprowadzili
pokoju. Tam terapeutka położyła do łóżka, okryła
dodatkowym kocem, włączyła dyktafon i zapytała.
– John, opowiesz mi, co się wydarzyło?
– Nie jestem John. Nazywam się Norbert Młynarczyk.
Jestem studentem fizyki. Jechałem Lizbony półroczny staż
Erasmusa. Moja Ewelina prosiła, żebym poleciał, ale
chciałem mieć Portugalii samochód.
Pojechałem. W Pirenejach, na sporej wysokości, nagle
zauważyłem, że jakaś szalona kobieta jedzie dokładnie na
mnie. Gnała na czołówkę po moim pasie.
Droga była wąska, kręta i niebezpieczna, a ona dociskała
gaz do dechy, jakby sam diabeł ją gonił. Zjechałem, ile
mogłem, ale i tak oberwała mi lusterko i przerysowała cały
bok. Nawet się nie zatrzymała. Chciałem ocenić straty, więc
zatrzymałem się wysiadłem. Dopiero wtedy zobaczyłem,
przed czym uciekała. Z góry schodziła ogromna lawina. Nie
posuwała się prędko, ale była
potężna. Pamiętałem, trzeba uciekać bok. telewizji
mówili, by spróbować znaleźć się na jej skraju. Zacząłem
biec. Zawsze dobrze biegałem.
Kiedyś nawet Eweliną pobiegliśmy jakimś ulicznym
biegu charytatywnym, organizowanym na uczelni, by
wspomóc chorego profesora.
Kiedy się odwróciłem, usłyszawszy miażdżoną blachę,
auta już nie było, poleciało przepaść razem zwałami
śnieżnej brei. Przyspieszyłem, ale droga zakręcała zupełnie
nie tę stronę, śnieg już zaczął zasypywać mi nogi. Nie
chciałem, żeby mnie pogrzebał. Złapałem się powalonego
drzewa, które wlokła ze sobą biała masa. Trzymałem się
mocno, już nie stałem, przez moment było tak, jakbym
surfował lawinie. Potem drzewo zaczęło się zapadać i
obracać, a ja razem z nim. Starałem się jeszcze jakby
płynąć. Coś przygniotło mi nogi, bardzo bolało, próbowałem
wyrzucić do góry ręce. Było zimno, ciemno i chyba
gwałtownie spadałem. Pamiętam ból. I strach. I myśl, że
trzeba było posłuchać Eweliny. Potem pamiętam już tylko
szpital. Muszę zadzwonić do narzeczonej. I do domu. Muszę
im powiedzieć, że żyję. Proszę, Antoinette, pożycz mi
telefon.
– Oczywiście. – Podała mu dwie tabletki i kubek z wodą,
które wniosła do sali pielęgniarka. Połknij to. Przemarzłeś.
Nie możesz się przeziębić. Co spowodowało powrót
pamięci?
– Pewnie awaria prądu. Nagle wszystko się zmieniło.
Było przerażająco, zimno i ciemno. Jak pod lawiną. To
uruchomiło strach, a on odkurzył pamięć.
Wiem, kim jestem, pamiętam swoje życie. Wiem, co
lubię, co umiem i kogo kocham.
– Świetnie. Bardzo się cieszę. ogromny sukces. Teraz
pewno odzyskasz swoje życie. Ale najpierw odpocznij. Zaraz
zadzwonisz do domu. –
Wyłączyła dyktafon wyszła, zostawiając samego bez
telefonu. Czuł
ogarniające znużenie. Domyślił się, winne tabletki. Jak
miał
zadzwonić, skoro zasypiał? czym? tak. Antoinette.
Najpierw chciała opublikować wyniki badań, dopiero potem
powiadamiać choćby policję.
Suka.
F1o
Rozdział 30
Agnieszka
Budzik Natalii zadzwonił o zwykłej porze. Wstała i
zrobiła dwie szklanki herbaty. Jedną zaniosła matce do
pokoju i wróciła, żeby zrobić tosty. Pomogła mamie usiąść,
pod nos podstawiła śniadanie i usiadła naprzeciw niej.
– Jak się czujesz, mamo?
– Źle, Natka. Ale i tak lepiej niż wczoraj. Plecy mnie
mocno bolą, spałam kiepsko, ale wiem, że muszę wstać i iść
do przychodni.
– Mamo, nie wygłupiaj się, zadzwoń i zamów wizytę
domową. I tak musisz się umówić na wizytę pielęgniarki, bo
kto ci zastrzyki zrobi?
– Spróbuję się dodzwonić do przychodni. Idziesz zaraz
na lekcje?
– Właściwie, chciałam najpierw pogadać. Postawię sobie
laptopa, zgłoszę się liście obecności nie będę włączała
kamery. Jak będzie coś online, będę słyszała. Ewelina mi
pożyczyła słuchawki. I mam dla ciebie ten rachunek od
optyka. Rozlicz się z nią, dobra?
– Pewnie, kochanie. Pięknie wyglądasz, nie mogę się
napatrzeć. Pamiętam, jak babcia mnie nakrzyczała tamte
twoje oprawki. Ale dała bobu!
Była wściekła, że kupiłam najtańsze. Ale ja wiedziałam,
że ty rozumiesz, że kasa jest potrzebna na leczenie babci, a
nie na zachcianki.
– Mamo, dlaczego tak bardzo się zmieniłaś, gdy babcia
umarła? – zapytała Natalia, a gdy nie usłyszała odpowiedzi,
rozwinęła pytanie:
– Wcześniej byłaś normalna, zdyscyplinowana mądra.
Kiedy zabrakło twojej mamy, nie tylko tobie zawalił się
świat, mi też, a jednak zamiast mnie wspierać, zaczęłaś na
siłę szukać sobie faceta wśród obcych ludzi. Wiem, że od
dawna źle się ciebie odzywam, ale robisz takie głupie
rzeczy. Jestem dzieckiem, ale lepiej ciebie widzę
rzeczywistość. Dlaczego robisz?
Wytłumacz mi. Ja naprawdę dużo rozumiem.
– Tak, wiem. Tylko nie wiem, od czego zacząć. Bo to nie
jest tak, że ja cię nie słucham, córeczko. Słucham i słyszę.
Powiedziałaś niedawno ciotce Izce coś takiego, co
zabrzmiało, jakbyś to ty była moją matką. Za każdym
razem, gdy prosiłaś wizytę psychologa czy psychiatry, nigdy
nie chodziło o ciebie, zawsze to mnie chciałaś pomóc.
Myślisz, że nie wiem?
– co ty, mamo. Przecież nie jesteś głupia. Myślę, po
prostu się pogubiłaś.
– To możliwe. Czasem też tak myślę. Jestem, córuniu,
cholernie samotna.
Od zawsze. Urodziłam cię, gdy miałam siedemnaście lat
i jeszcze chodziłam do szkoły. Moja mama nigdy nie miała
mnie to żalu. Zawsze mnie wspierała. Była opoką.
Wychowywałyśmy cię obie przekonaniu, twoje dobro jest
dla nas najważniejsze. potem mamy zabrakło. Straciłam
moje jedyne oparcie, wraz nim wiarę siebie. Bałam się, ale
chciałam sobie
znaleźć kogoś, kto zapełni pustkę. Powie: „Robisz
dobrze” albo „To jest słuszne”. raz pierwszy życiu zaczęłam
myśleć sobie. Zapragnęłam kogoś mieć.
– Babcia ci na to nie pozwalała?
– Skąd! Mama wiele razy zachęcała, żebym sobie kogoś
poszukała. Ale się bałam. Miałam ciebie, i wydawało się,
tak będzie zawsze. ona powtarzała: „Kiedyś mnie zabraknie
zostaniesz sama”. i umarła. ja zaczęłam szukać. Tylko
cokolwiek robiłam, budziło twój gniew i sprzeciw. Nie
chciałaś się uśmiechać moich internetowych znajomych,
rzucałaś im w twarz, że próbują mnie wykorzystać i
naciągnąć. No i znikali powoli, jakby potwierdzając każdą
twoją teorię. Może uzależniłam się odrobinę atencji obcych
ludzi zaczepiających mnie słowami: „Witaj, piękna”. to miłe,
ja nigdy dla nikogo nie byłam piękna. Właściwie myślałam,
mną gardzisz, córeczko. to, jaki sposób chcę być
szczęśliwa, jest dla ciebie głupstwem, które trzeba
zniszczyć. Ale sposób, w jaki zachowałaś się wczoraj, kiedy
przywiózł mnie Sasza… Zaskoczyłaś mnie.
– Dlaczego? Zobaczyłam normalnego faceta, który cię
przywiózł chorą prosto ze szpitala, a nie musiał. Wniósł cię
do domu na rękach, choć nikt go o to nie prosił i nie
oczekiwał niczego. Był bezinteresowny. Do tego wiem, że on
ci się podoba, bo gadałaś o tym z ciotką Izą tak głośno, że
nie dało się nie słyszeć. Prawdziwy człowiek, krwi kości.
Nie udaje bogacza, nie udaje żołnierza. Jest sobą i
najwyraźniej cię lubi. Myślę, że tak jak ty długo był sam i
oboje jesteście podatni na zranienia. Ale to miły człowiek.
Będę się cieszyć, jeśli się z nim umówisz i odwołuję, co
powiedziałam o wolnej chacie. Tylko powiedz, zakwateruję
się Kaśki. Dla mnie frajda, chyba będę chodziła z
Mateuszem. Tak tylko mówię, żebyś się nie zdziwiła.
– Bądź mądra, córeczko. I dziękuję. Boję się, bo Sasza
może być tak samo interesowny jak inni. Wiesz ślub,
obywatelstwo i te sprawy.
– Mamo! Nikt ci się nie każe hajtać. Poza tym co to dla
niego za różnica, ukraińskie czy polskie. W końcu u nich też
jest Unia, prawda?
– Nawet nie wiem. Nie zrobiłabyś mi kawy? Bardzo
proszę.
– Zrobię. Poczekaj, nastawię wodę. – Wyszła do kuchni i
po chwili wróciła z filiżanką. Powiesz jeszcze jedną ważną
dla mnie rzecz? zapytała, stawiając przed matką parujący
napój.
– Spróbuję.
– Dlaczego płakałaś, gdy opowiedziałam o żarcie Eweliny
córką biskupa? Naprawdę miałyśmy tego ubaw, nawet
optyczka się śmiała. Nie rozumiem twoich łez i milczenia.
– Bo tak niewiele minęła się z prawdą. Kochanie, nie
wiem, kim był twój ojciec, ale kiedy miałam szesnaście lat,
pojechałam z koleżanką na Przystanek Jezus, organizowany
podczas Przystanku Woodstock w Kostrzynie. Mieliśmy
misję. Karmić głodnych chlebem dżemem stanowić
alternatywę dla barwnych krisznowców. Mieli się nami
opiekować klerycy, tymczasem ta
opieka kończyła się uwodzeniem. był jakiś zakład, kto
zaliczy więcej panienek. Byłam naiwna, dostałam mocnego
drinka. Nigdy wcześniej nie piłam alkoholu. Seks trwał
krótko. Podobno nawet nie był kleryk, tylko przebieraniec w
sutannie kolegi. Każdy kogoś udawał. On też. Ja poniosłam
konsekwencje. Dowiedziałam się tobie późno. Mama była
szoku.
Cieszyłyśmy się, że nie mam HIV. Powiedziałam jej
prawdę, bo co mi zostało.
Nigdy nie żałowałam, mam ciebie. Moja mama zawsze
cię kochała i wspierała nas obie. nigdy nie okazała mi, jest
rozczarowana. Była wsparciem dla mnie i ja też chciałabym
być taka dla ciebie. Ale nie umiem.
– Umiesz. Teraz wszystko rozumiem. Obiecaj mi coś,
dobrze, mamusiu? –
Zdziwiona Agnieszka podniosła oczy na dziecko. –
Obiecaj, że nawet jeśli z Saszą nie wyjdzie, nie będziesz
szukać miłości sieci. Zasługujesz na szczęście, a nie na stek
kłamstw i marnowanie czasu. Obiecujesz?
– Obiecuję, Natalko. I kocham cię, córeczko.
F1o
Rozdział 31
Norbert
Nie mógł się obudzić. Z trudem otwierał oczy. Pamiętał,
że już wie. I że nie zadzwonił Eweliny. Usiadł. stoliku leżały
jakieś papiery długopis.
Chwilę potem pojawiła się pielęgniarka. Wyjaśniła,
trzeba nowo wypełnić kwestionariusz osobowy. Kiedy
zapytała o imię nazwisko, zaprotestował. Naprawdę czuł, że
musi zadzwonić. Uspokajała go, mówiąc, że zdąży. Był coraz
bardziej zdenerwowany. Odmówił współpracy. Wstał i
poszedł do biura szefa kliniki. Chciał ominąć sekretarkę i
wtargnąć do środka, ale pracującej tam kobiety nie było.
Otworzył drzwi biura dyrektora i wszedł środka. Mężczyzna
dyktował list. Kobieta robiła notatki. Norbert się przywitał.
– Dzień dobry. – Dyrektor był zdziwiony najściem, ale
nastawiony bardzo przyjaźnie. – Jeszcze nie ma prasy. Jak
przyjadą, od razu damy znać. Bardzo się cieszymy z
powrotu pańskiej pamięci.
– Jakiej prasy? – zapytał zdezorientowany chłopak.
– No, dokładnie nie wiem, ale panna Antoinette już
wszystko zorganizowała. Jej sukces pana leczeniu pewno
odbije się echem w środowisku medycznym. Będziemy mieć
dobrą prasę więcej chętnych na terapię. To dobre dla
kliniki.
– Nie rozumiem, dlaczego jej sukcesem ma być awaria
prądu i oblanie mnie zimną wodą.
– Jak to dlaczego? Bo ona to zaplanowała? – zapytał,
wierząc naiwnie w to, co usłyszał od terapeutki.
– Bzdura. Antoinette kłamie – zaprotestował Norbert. –
To był przypadek i nie powiem prasie niczego innego.
Nawet nie było jej wtedy pracy.
Przyjechała z domu pół godziny po zdarzeniu.
– Rozumiem. Proszę wezwać mnie terapeutkę, ale niech
poczeka, dopóki nie skończymy rozmawiać – zwrócił się do
sekretarki i kobieta wyszła.
– W takim razie z czym pan do mnie przychodzi? Mogę
jakoś pomóc?
– Potrzebuje zadzwonić mojej narzeczonej do matki, one
nie wiedzą, że żyję – wyjaśnił.
– To oczywiste, a w czym problem? – Dyrektor
najwyraźniej nie wiedział, na co pozwalają sobie jego
pracownicy.
– tym, Antoinette najpierw mnie uśpiła wiele godzin,
chociaż prosiłem telefon, teraz przesłuchuje mnie jakaś
pielęgniarka z kwestionariuszem też nie pozwala nigdzie
zadzwonić, jej praca jest ważniejsza. Ja chętnie wypełnię,
co trzeba, ale muszę zadzwonić teraz, nie za godzinę albo
gdy pojawi się prasa. Moi bliscy nie mogą dowiedzieć się,
że żyję, telewizji. Chyba zależy wam, żebym powiedział,
pani terapeutka dokonała pierwszego odkrycia, gdy mnie
zaprosiła siebie
prywatnie, aby mnie uwieść. jest ode mnie starsza
dwanaście lat. Nie przypadkiem nagrała to, mówię śnie. Nie
wspomnę tym, już przypisała sobie sukces, jakim była
awaria prądu na basenie. Uważa pan, że to moralne?
– Rozumiem. Ja naprawdę pana rozumiem. To
nieprofesjonalne, bardzo. I nieetyczne. Zaraz porozmawiam
terapeutką. jeśli pan sobie nie życzy, to nie będzie żadnej
prasy – zapewniał poruszony dyrektor.
– Panie dyrektorze – tłumaczył Norbert. – Prasa jest mi
potrzebna. Muszę ogłosić jakąś zbiórkę pieniędzy, żebym
miał za co pojechać do domu. Ale nie pozwolę jej kłamać.
Czy mogę teraz skorzystać z pańskiego telefonu? Bardzo mi
zależy – poprosił.
– Oczywiście. Proszę wybrać zero dziewięć, żeby
połączenie wyszło poza klinikę, potem dwa zera dopiero
kierunkowy domu poinstruował go szef kliniki. Niech pan
sobie usiądzie. Sekretarka zaraz zrobi panu coś do picia.
Może być herbata? Norbert przytaknął chwilę potem
dyrektor opuścił własny gabinet, pozwalając chłopakowi
dzwonić, dokąd chciał.
Norbert wybrał numer, ale telefon Eweliny nie
odpowiadał. końcu zdecydował się zadzwonić matki. Nie
poznała go. Słabo słyszała. Była skołowana. Nie chciała dać
do telefonu siostry. Zachowywała się, jakby nie wierzyła, to
on. była dziwna rozmowa. mówił, żyje, że niedługo wróci,
ona tylko potakiwała. Matka już wcześniej słabo słyszała,
ale teraz miał wrażenie, jakby żyła gdzieś w swoim świecie.
Powtarzała tylko:
„Przyjedź, przyjedź, bo ja sama”. Jakby Mireli nie było w
domu. Martwił się.
Zapytał Ewelinę usłyszał, jej już dawno nie ma. Telefon
siostry wzbudził dodatkowy niepokój, automat twierdził, nie
takiego numeru. Znowu spróbował dodzwonić się do
Eweliny i tym razem w końcu uzyskał połączenie.
– Kto mówi? – usłyszał w słuchawce męski głos. – Bo ja z
zagranicy nie odbieram!
Norbert natychmiast przypomniał sobie ten głos, już
wiedział, kim rozmawia.
– Dzień dobry, panie Mietku! Norbert Młynarczyk się
kłania. Czy ja mogę porozmawiać z Eweliną?
– Chłopie! z tobą?! wykrzykną słuchawki jego niedoszły
teść. –
Żyjesz? Boże drogi! Chłopie! Żyjesz! – emocjonował się
starszy pan.
– Żyję, panie Mieciu, ale się otarłem śmierć, pogrzebała
mnie lawina, potem wszystko zapomniałam, a dziś rano
przypomniałem sobie swoje życie.
Dzwoniłem do swojej matki, ale coś z nią nie tak, jakby
nie wierzyła, że to ja.
Proszę mi pozwolić porozmawiać z Eweliną.
– chciałbym bardzo, chłopcze, ale wiesz, jak niej jest
stąd daleko.
Dostałem od niej ten telefon razem z numerem zaraz po
przeprowadzce. Sam wiesz. A… nie. Ty nic nie wiesz. Bo
ona dom po matce sprzedała. I ma teraz mieszkanie w
mieście.
– To świetnie, ale jak się z nią skontaktować? Ja tu
dzwonię z kliniki. Ten numer, się wyświetla, jest ośrodka
rehabilitacyjnego Francji.
Może mi pan podać numer do niej?
– Nie mogę, choć bardzo bym chciał. Dużo się zmieniło,
chłopcze. Długi czas nie było cię w jej życiu. Teraz numer
do niej jest na wagę złota. Nikomu nie mogę go dać. Muszę
najpierw zapytać. Ale wieczorem wsiądę w pociąg i pojadę
do niej. Chciała królika na obiad, to jej zawiozę przy okazji.
Opowiem jej wszystko. Ona sobie ten numer przepisze.
Będzie miała. A może ty byś do niej maila wysłał? Adres
mailowy ma od lat ten sam. – Szczucki popisał się dobrą
pamięcią.
– Zobaczę, da się zrobić. każdym razie, panie Mietku,
proszę jej powiedzieć, żeby ona chociaż wiedziała, ja żyję.
Jak zorganizuję jakieś pieniądze, wrócę. Muszę powiadomić
ambasadę pewnie policję. Panie Mietku, życzę zdrowia.
Może się jeszcze kiedyś spotkamy – zaczął się żegnać
Norbert.
– Ważne, żyjesz, chłopcze. ona tobą łez wylała… dorzucił
starszy pan, jakby uważał, że to wina chłopaka, że miał
wypadek.
– Domyślam się przerwał od razu, nim ten zaczął tyradę.
Do widzenia i wszystkiego dobrego.
Nic nie chciało się ułożyć tak, żeby było łatwo i prosto.
Kiedy wydawało mu się, teraz będzie już tylko lepiej,
kolejne kłody toczyły się pod jego nogi. Zniechęcił się. Do
gabinetu weszła sekretarka i przyniosła mu herbatę.
– Może mogę panu pomóc? zapytała. Dyrektor kazał
udzielić panu wszelkiej pomocy.
– Tak, bardzo proszę. Potrzebuję dostęp komputera
internetu. Muszę założyć sobie nowy adres mailowy wysłać
wiadomość. Nie mogę skontaktować się z moją narzeczoną.
I jeśli pani może… czy tę prasę da się przesunąć jutro?
Wolałbym, żeby Ewelina dowiedziała się ode mnie, że żyję,
a nie z telewizji.
– porządku. ja zapraszam pana siebie, sekretariatu.
Niech dyrektor już wolne biuro, nakrzyczał Antoinette
korytarzu. –
Norbert wstał i poszedł za kobietą, zajął jej miejsce przy
biurku. – Zostawię pana na chwilę. Szef zaraz wróci. Jeśli
coś będzie nie tak, za moment pomogę.
– Bardzo jest pani dla mnie uprzejma i parzy pani pyszną
herbatę. Dziękuję.
A potem założył nową skrzynkę mailową i napisał
wiadomość do Eweliny.
Kiedy skończył, był wykończony psychicznie. Wrócił
pokoju, gdzie zamiast napastliwej pielęgniarki pojawiła się
sekretarka szefa, która poczekała, wygodnie umości się
łóżku. Dopiero wtedy wysłuchała odpowiedzi na wszystkie
pytania kwestionariusza.
F1o
Rozdział 32
Ewelina
Dzieci Patrycji siedziały w pokoju i rozmawiały przez
laptopa z ojcem, który przebywał na statku gdzieś blisko
wybrzeża Chin. Niania była już zmęczona.
Przyzwyczajona spokoju samotności kobieta, teraz miała
domu szkraby, które co prawda bardzo lubiła, ale
zajmowanie się nimi zabierało jej dużo energii. Brakowało
jej ciszy. Lubiła muzykę, ale nie non stop. Ceniła kino, ale
nie znosiła telewizora, który stale tarabanił. Często czytała i
uczyła się w ciszy. Pisała też zupełnie nową pracę
dyplomową z zarządzania dziećmi podczas COVID-u.
Udało się jej jakoś utrzymać przed maluchami tajemnicy
powagę sytuacji, ale oczywiście musiała im powiedzieć, że
mama przez jakiś czas nie wróci. Patrycja Damian zmianę
dzwonili dzieci zajmowali je, by mogła ogarnąć swoje
zawodowe sprawy. Ponieważ poprzedni weekend wypadł jej
z grafiku z powodu odwołania imprezy firmowej, bardzo
liczyła na to, w ten będzie mogła popracować. szczęście
odezwała się niej Gabrielle. Umówiły się prywatnie, bez
bankietów imprez, które powodu epidemii nie były mile
widziane przez zarząd jej przedsiębiorstwa.
Weszła pokoju, gdy połączenie ojcem Karoliny Brunona
zastało zerwane. Dzieci wiedziały, że już pora szykować się
do kąpieli, ale wyprosiły czas na jedną niedługą bajkę.
Pukanie do drzwi nie zdziwiło Eweliny. Ostatnio stale ktoś
coś niej chciał czuła się trochę jak mrówka mrowisku, jak
część pewnej wspólnoty. Nigdy nie miała takiego silnego
uczucia przynależności grupy. było dziwne, ale dobre.
Poszła otworzyć. W
progu stał jej ojciec. Właściwie zwykle się zapowiadał.
Przyjeżdżał
wieczornym pociągiem, potem wracał nocnym siebie,
nad morze. Dziś nie był oczekiwany, ale tak ucieszyła się
jego widok. końcu był jej jedyną rodziną.
– Wejdź, tato – zaprosiła go do środka i oboje usiedli w
kuchni.
– Królika dla ciebie przywiozłem. Na dole było otwarte,
to nie dzwoniłem.
Mówiłaś, że dawno nie jadłaś, to stuknąłem go w łeb i do
torby. – Wyciągnął z plecaka reklamówkę. – Zamroź sobie.
– Bardzo dziękuję, że pamiętałeś. Ile ci się należy? –
zapytała, bo tak była wychowana, że nawet od ojca nie
chciała niczego za darmo.
– Daj spokój pieniędzmi. Dwie sprawy mam. Jedna
gorsza drugiej.
Zacznę swojej, jak rozpocznę tej drugiej, pierwszej już
nie załatwimy – tłumaczył ojciec.
– No dobrze, opowiadaj. Herbatę zrobię. – Ewelina
wstała.
– Kawę mi lepiej zrób – poprosił Mieczysław. –
Skarbówka mnie trzepie.
Udało mi się wyłowić ostatnio trochę bursztynu. Dał Bóg
Morza, że to akurat niebieski. Drogi jak zawsze.
– wiem, niebieski cena złota razy cztery. Chyba
wystawisz na aukcji, wtedy wiadomo, kosztuje dokładnie
tyle, ile jest dla kogoś wart –
głośno myślała Ewelina zastanawiała się, jakie szczęście,
jej ojciec, który pół życia klepał biedę, nauczył się na
starość wyławiać bursztyn.
– Tak, duża kasa, ale znalazłem coś jeszcze. Mam
kawałek z taką inkluzją, że środku jest jaszczurka. Wiesz,
dziecko, ile może być warte? pytał
raczej retorycznie, słodząc podaną kawę.
– Chyba nie wiem, ale przypuszczam, że to może być
duża bańka z hakiem.
Albo więcej. kupujący poda ostateczną cenę.
Potrzebujesz licytacji, najlepiej w USA. Tak będzie dla
ciebie najkorzystniej, tato.
– tak, wiem. myślę, to będą nawet dwie duże bańki, ale
w dolarach – uściślił ojciec.
– Musisz wywieźć granicę? tym mam pomóc?
dopytywała.
Wiedziała, trzeba robić dyskretnie. Zastanawiała się, czy
jest to w stanie zorganizować.
– Nie, córuś. Ten to bym potrzebował u ciebie zostawić i
to raczej na stałe niż przechowanie, u mnie strach. Wyjął
zza pazuchy przedmiot zawinięty w gazetę i położył na
stole. – Ja sobie tego nie zorganizuję. Języka nie znam.
Ludzi nie znam. Nie znam się na tym międzynarodowym
biznesie. I jeszcze pewnie zaraz by mnie kropnęli. Ja
jeszcze chcę pożyć. Zresztą, na co mi taki majątek? To dla
mnie niezbywalne, a do muzeum nie oddam, bo oni by
chcieli za dziękuję. Nie ma tak. Mnie nikt niczego za darmo
nie dał. Teraz mi się powodzi, dziecko, mam taki przypływ
gotówki, zmieniłem mieszkanie. Już nie będę węgla drewna
nosił, teraz, kochana, mam gaz.
Nowoczesność. I jeszcze kupiłem samochód. Jeżdżę
dookoła komina, bo nie prowadziłem niczego od czasów
żuka mego świętej pamięci brata. A wracając do skarbówki,
przyczepiają się, że ja im za mało podatków płacę. Jak
zawsze.
Dużo pracuję, zarabiam dużo mam. Ale weź to
wytłumacz. Nie moglibyśmy się umówić, dziecko, że ja od
ciebie jakąś darowiznę dostałem, co? Tak ze dwieście
tysięcy na przykład?
– Aż tyle? – Ewelina szczerze się zdziwiła.
– No to chociaż sto. Wiesz, jak zapytają, skąd ty masz, to
im powiem, że mogą cię w nos pocałować, bo od nierządu
się podatku nie płaci. A ty sobie kiedyś ten bursztyn
sprzedasz i będziesz mogła w diabły rzucić tę robotę.
– Dobrze, tato. Zapiszę sobie kalendarzu, w styczniu
dałam sto tysięcy. w lutym jeszcze pięćdziesiąt. Wstała,
podeszła kalendarza z kotami, wiszącego na lodówce.
Zapisała na kartach ze stycznia i lutego kwoty i słowo tata
zgodnie umową. Nie sprawy. ta druga rzecz do załatwienia?
– Ale usiądź, dziecko. Lepiej, żebyś siedziała. – Zrobiła, o
co ją poprosił. –
Widzisz. Zadzwonił dziś do ciebie Norbert. I
odebrałem…
Do kuchni weszła Karolina.
– Dobry wieczór – zwróciła się do siedzącego przy stole
mężczyzny. – Pan to chyba jest tatą cioci, co? – zapytała. –
Macie takie same oczy.
– Zgadłaś, kluseczko. Jestem jej tatą, a ty kim jesteś?
– Mam na imię Karolina. Trochę musimy z bratem u cioci
pomieszkać, bo tata jest morzu, mama musi uratować
dziadków DPS-u wyjaśniła i zwróciła się do niani. – Ciocia,
a kto się ma dziś pierwszy kąpać?
– Dzisiaj ty. – Ewelina oprzytomniała po szoku, jaki
zaserwował jej ojciec.
– Bunio niech coś sobie jeszcze poogląda.
Dziewczynka wyszła z kuchni, poszła po piżamkę, a
potem pomaszerowała do łazienki.
– Jesteś nianią, dziecko?
– Tato, co to ma za znaczenie? – prychnęła. –
Powiedziałeś przed chwilą, że dzwonił Norbert.
– A, tak. – Mężczyzna wrócił do tematu. – Jest w jakiejś
klinice we Francji.
Prawie umarł. Ale żyje. Dziś odzyskał pamięć. Chcesz do
niego telefon? Jest w odebranych.
Ewelina znowu sięgnęła po długopis i podeszła do
kalendarza, żeby zapisać numer, ojciec wyciągnął niej rękę
telefonem. Wzięła urządzenie, sprawnie odszukała
połączenie zagraniczne, następnie przepisała numer na
papier, dwa razy sprawdzając poprawność. Potem usiadła.
– Jeszcze raz powiedz, co mówił – zażądała.
– ledwo przeżył że była lawina. Dziś sobie wszystko
przypomniał.
Chciał twój telefon, ale nie dałem. Obiecałem, nie dam
nikomu.
Powiedziałem mu, że ty teraz w mieście mieszkasz, że
dużo się zmieniło i że może do niego zadzwonisz. I wiesz
co? Wtedy mi się przypomniało, że maila to ty masz ciągle
tego samego. Kazałem mu do ciebie napisać.
– Dobrze zrobiłeś, tato. Dziękuję. – Uścisnęła dłoń ojca. –
Bardzo dobrze.
Idealnie.
– Jakby jeszcze dzwonił, powiedzieć mu coś? –
dopytywał.
– On już nie zadzwoni – zapewniła go. – Jestem duża,
sama umiem zadbać o swoje sprawy, a ty nie potrzebujesz
się za mnie tłumaczyć.
– Dobrze, dziecko. Niech tak będzie. Dziękuję za kawę.
Będę szedł zaraz, bo niedługo mam pociąg.
– Tato, dziękuję prezent. Schowam i kiedyś jakoś
sprzedam.
Zrobię z niego dobry użytek. Obiecuję.
– A, prezent! – przypomniał sobie. – Byłbym zapomniał.
Mam coś jeszcze dla ciebie. Zamówiłem z niebieskiego. –
Znów sięgnął za pazuchę i tym razem wyciągnął małe
pudełeczko. Za wszystkie urodziny, mnie nigdy nie było
przy tobie.
– Ale urodziny mam latem! zaprotestowała słabo,
podnosząc złocone kartonowe pudełeczko.
– Wiem, dziecko. Ale tym razem nich będę. Choćbym
miał taryfą przyjechać. Stać mnie. No, pójdę już. I fajnie, że
jesteś nianią. – Mieczysław
uściskał swoją córkę i pozwolił odprowadzić się do
drzwi. – To dobra praca –
dokończył myśl i wyszedł.
F1o
Rozdział 33
Natalia
Kochany pamiętniku!
Tak się porobiło, że nie wiem, od czego zacząć. Mama
jest chora. Leży w łóżku. Zarazić się nie można, bo bolą ją
plecy. Odwiedza ją fajny facet, który bardzo się jej podoba,
myślę, chyba będą sobą chodzić. Dziś, nim wyszedł,
pocałował ją w policzek. Mama bardzo to przeżywała,
bardziej niż ja, gdy pierwszy raz całowałam się Mateuszem.
Jak tak dalej będą się zastanawiali, nie ruszą miejsca przed
Wielkanocą. Dobrze, ta Wielkanoc blisko. Mama jest bardzo
samotna nigdy nikogo nie miała.
Powiedziała mi o tym, sama na to nie wpadłam. Zawsze
sobie wyobrażałam, że moim ojcem jest ktoś, kogo znała
dłużej niż jedno popołudnie. Biedna ta moja mama. Może w
końcu odżyje. Sasza jutro znowu przyjdzie. Obiecał, że
zrobi nam małe zakupy. Chyba prysnę Kaśki, żeby mieli
wolną chatę.
Daleko nie zajdą, bo mama ledwo się rusza, ale chociaż
pogadają. On ma mi pokazać, jak się strzela łuku. Wyszedł
balkon, zobaczył podwórko i stwierdził, że się nada, że
miejsca wystarczy. Tak mi się ten pomysł spodobał, że nie
wytrzymałam. Poleciałam do Kasi się pochwalić, a ta do
mnie taki tekst rzuciła, szczęka opadła jak Masce. Mówi,
żebym jej nie dręczyła brata, bo łazi zabujany, wpada na
ściany, a do tego tak się zamyśla, że się z nim dogadać nie
idzie. Ciągle się tylko ojcu zwierza coś tam szepczą po
kątach, ale Kaśka swoje wie. Ślepa nie jest. Kazałam jej nie
pieprzyć i powiedziałam, że bredzi. A ona na to, że zna
Matiego od urodzenia i że tak źle to z nim jeszcze nie było.
Kazała mi go odczarować.
Teraz się zakochał? nie wiem. Jakiś spóźniony refleks
ma, zawsze byłam obok. Miałam już iść, kiedy do pokoju
wszedł Mati. Autentycznie się ucieszył, aż mi się zrobiło
miło. Szukał sposobu, by porobić coś razem. Chciał
mi inkę zrobić. Zaproponował, by pograć w karty albo w
biznes. W końcu mu powiedziałam, że jest bardzo miły, ale
dziś nie mogę, bo muszę mamie zrobić kolację. Było mu
smutno. No to się wyrwałam, że w weekend będę z Saszą
strzelać łuku że jak chce… chciał. Odprowadził mnie pod
drzwi. I pocałował w policzek, jak Sasza mamę, więc teraz
ja też przeżywam.
Dużo z mamą rozmawiamy. Lepiej ją rozumiem. Myślę,
że ona znowu się zmienia. Tym razem na lepsze. To z tych
dobrych wiadomości. A z tych złych to już wiem, czemu
Eweliny mieszkają dzieci Nowaków. Ciotka Patrycja jest
uwięziona w robocie. Mają koronę. Jeszcze nie
powiedziałam mamie. Po co się martwić. Wersja dla dzieci
brzmi, ich mama pomaga ratować staruszków wróci, jak
skończy. tej pory nie baliśmy się wirusa. Teraz stanął jak
strach wróble nikomu się nie podoba. Wszędzie trąbią, że
rząd kłamie. Babcia, kiedy żyła, mówiła samo. Dorośli
żałośni.
Szczególnie gdy dać władzę. Zamiast robić dobre
rzeczy… ech, szkoda słów.
Zaliczyłam chemię. Serio. Baba mnie odpytywała przez
słuchawki, ja rozumiałam wszystko. Dostałam cztery plus. I
gratulacje od Mateusza, takie z buziakiem policzek. Chyba
zacznę włączać kamerę podczas lekcji online.
Chcę wszystkim pokazać moje piękne okulary.
F1o
Rozdział 34
Norbert
Na spotkaniu dziennikarzem był tylko i dyrektor kliniki.
Wszyscy siedzieli maskach rękawiczkach momentu, podano
aromatyczną herbatę. początku, nim redaktor zaczął
nagrywać, Norbert zapytał, czy udział w wywiadzie wiąże
się z jakimś wynagrodzeniem. Nie chciał wyjść na chciwca.
Wyjaśnił, że nie ma dokumentów ani pieniędzy. Nie ma
telefonu, a jego kontakt z rodziną niemal nie istnieje.
Dziennikarz wyjaśnił, że nie płacą za wywiady, to mała,
regionalna gazeta, ale ponieważ miał nadzieję na duży
odzew, przedruki poważniejszych czasopism potężne echo
w internecie, dlatego zaproponował, ogłosić zbiórkę
pieniędzy powrót Norberta domu. był dobry pomysł. Ludzie,
których wzruszyła ta historia, mogliby w jakiś sposób
pomóc człowiekowi, który grubo ponad rok nie znał własnej
tożsamości.
Potem rozmawiali popijali herbatę zrobioną przez miłą
sekretarkę. Nie obyło się bez pytań rolę Antoinette
odzyskiwaniu pamięci, ale dyrektor wyręczył Norberta
odpowiedział, tak wiele osób pomagało leczeniu,
rehabilitacji terapii, wymienienie tylko jednej osoby byłoby
dla pozostałych krzywdzące. Wiedział, nieetyczne
postępowanie kobiety, gdyby zostało ujawnione,
przyniosłoby jej więcej szkody karierze niż pożytku, nie
chciał jej zwalniać, w czasach epidemii trudno było o
zastępstwo.
Na koniec dziennikarz zrobił kilka zdjęć, obiecał też
wysłać dyrektorowi link do zbiórki, którą zorganizuje
gazeta. Pożegnał się i wyjechał. Artykuł był
gotowy już dwie godziny po jego wizycie. Niemal
natychmiast do dyrektora szpitala zgłosił się operator
komórkowy i zaproponował smartfon w zamian za reklamę.
Norbert wyraził zgodę i ten sam dziennikarz pojawił się
ponownie po kilku godzinach przedstawicielem firmy
telekomunikacyjnej, który oprócz telefonu paczki gadżetów
firmowych kolorach przywiózł mężczyźnie ciepłą kurtkę
logo firmy. Kilka zdjęć uścisk dłoni wystarczyły. Machina
ruszyła. Pojawiały się różne propozycje pomocy, ale przede
wszystkim stan konta ciągle rósł, zasilany kolejnymi
niewielkimi darowiznami zwykłych ludzi.
Norbert postanowił ponownie zadzwonić do matki. Czuł,
że trafił na lepszy dzień. Była trochę bardziej ogarnięta niż
wczoraj. Rozpłakała się do słuchawki. Przyjęła do
wiadomości, że jej syn żyje. Powiedziała mu też, że z Mirelą
nie da się rozmawiać. Że jej nie ma. Potem nabrała wody w
usta i nie chciała powiedzieć niczego więcej. Potwierdziła,
dom naprzeciwko, w którym Ewelina mieszkała z matką,
został sprzedany, a ona sama odjechała w wielkim stylu
pięknym samochodem. Zmartwił się. Rozum podpowiadał
mu, że nie powinien liczyć to, czekała niego tyle czasu.
Głupie serce miało jednak nadzieję, że Ewelina nadal jest
sama i nie będzie musiała nikogo dla niego porzucić.
Opowiedział matce, zbiera pieniądze powrót kraju.
Obiecał, że jutro znów zadzwoni. Potem wysłał SMS Mietka
Szczuckiego. Napisał
tylko, to jest jego numer telefonu, poprosił przekazanie
Ewelinie.
Potem zainstalował sobie pocztę w smartfonie i
zalogował się, by zobaczyć, czy Ewelina odpisała na jego
wiadomość. Zaskoczony, nie wierzył własnym oczom.
Program pocztowy poinformował go, że taki odbiorca nie
istnieje. Nie rozumiał, dlaczego tak się stało, przecież
Szczucki zapewniał go, że Ewelina nie zmieniła maila.
Przyglądał się wiadomości, wreszcie znalazł błąd.
Prędko skopiował wiadomość z folderu wysłane, wkleił ją
ponownie do nowej karty, uzupełnił o relację z dzisiejszego
dnia, podał swój numer telefonu, a na koniec wpisał
prawidłowy adres mailowy. Wysłał wiadomość. Teraz
pozostało mu czekać.
F1o
Rozdział 35
Ewelina
Wstawała z trudem. Właściwie powinna się cieszyć, bo
ojciec zrobił z niej wyjątkowo zamożną kobietę. prawda
musiała wszystko jeszcze zorganizować, poruszyć niebo
ziemię, nagłośnić aukcję wśród koneserów, przewieźć
bursztyn granicę, poszukać dobrego domu aukcyjnego, ale
z pewnością nie musiała już pracować jako prostytutka.
Właściwie wcale nie musiała już pracować. To powinno ją
cieszyć, nawet bardzo. Tymczasem po raz pierwszy czuła,
że dokonała w życiu złego wyboru.
Sobotni poranek nie wymagał od niej porannego
zrywania się, ale słyszała, że dzieci Patrycji już oglądają
telewizję, więc zwlekła się łóżka i pomaszerowała pod
prysznic. Potem ubrała się dres nastawiła wodę na kawę.
Wyjęła stół miski, płatki mleko. Brunon przydreptał kuchni,
kiedy usłyszał hałas odsuwanej szuflady ze sztućcami.
Podszedł do Eweliny i objął ją za szyję chudymi
ramionkami.
– Ciociu, czy ty jesteś smutna? – zapytał malec, kiedy już
ją puścił i usiadł
przy stole.
– Troszeczkę, Buniu, ale to normalne, nie można cały
czas być wesołym. –
Nasypała chłopcu trochę płatków do miski i podała
karton z mlekiem.
– chcę mleko falówki. Pokazał ręką kuchenkę
mikrofalową. –
Kubek na minutę. Mogę sam nastawić.
– nastaw pozwoliła i chłopiec ostrożnie nalał sobie mleka
do kubeczka.
– Tata też mówi, tak musi być. Musimy być weseli,
smutni.
Wszystkiego po trochu. To się nazywa emocje, wiesz? –
zapytał.
– Wiem, kochanie potwierdziła z zainteresowaniem
przyglądała się malcowi, który bardzo próbował jej pomóc.
– I mówi jeszcze, że wszyscy płaczą i nie trzeba się tego
wstydzić. I że on, kiedy nas tęskni, też płacze. Mama też
płacze. Ona mówi, to jej oczyszcza duszę. Wiesz, możesz
płakać nikt nie będzie się śmiał? –
zapytał z powagą.
– Naturalnie, Bruno. Nigdy bym nie przypuszczała, że
będziesz się śmiał, jeśli się rozpłaczę – zapewniła malca.
Bruno wyjął z mikrofalówki kubek z mlekiem i wlał
zawartość do swojej miseczki.
– My już dziś płakaliśmy, bo tęsknimy za mamą i tatą. U
ciebie jest fajnie, ciociu, ale to nie to samo. Ale jak chcesz,
to ja popłaczę razem z tobą jeszcze raz, po śniadaniu.
I wtedy Ewelina przestała panować nad łzami. Bruno,
gdy zobaczył, wdrapał się jej kolana, przytulił i oboje,
przytulając się, płakali tak
długo, do kuchni weszła Karolina. Dziewczynka podeszła
nich i pogłaskała po głowach.
– Już wam lepiej, moje skarby? zapytała tonem starej
maleńkiej. Co?
Dobrze już? – Wyszła i przyniosła z salonu ozdobny
kartonik z chusteczkami.
– Wydmuchajcie noski zjedzmy śniadanie. Buniu, nie
lubisz miękkich płatków. Mogę je zjeść? Nastawię ci nowe
mleko, dobrze. – Chłopiec puścił
Ewelinę i wydmuchał nos.
– I jak, ciocia? Pomogło? – zapytał wycierającą oczy
Ewelinę.
– Jasne! Naprawdę było to potrzebne, Bruno. Jesteś
świetny w pomaganiu płakaniu. Przybiła chłopcu piątkę
sięgnęła kolejną chusteczkę. – Jesteś niezwykły.
– Mam doświadczenie – poinformował ją z powagą. – Ale
nie mów o tym Fabianowi. On nie zrozumie – poprosił.
– A szkoda, bo jemu też by się pewnie przydało.
– Możliwe. On boksuje worek. Nie wiem, czy to działa,
ale każdy powinien mieć swój sposób – skwitował malec,
wsypując sobie płatki po raz kolejny.
Leniwy dzień przerywały wideo rozmowy, jedna z mamą,
a potem druga z tatą. Dzieci przyniosły sobie z mieszkania
zabawki, czyste piżamy, bo mama zawsze wymieniała w
sobotę, ręczniki. Potem posprzątali wspólnie mieszkanie.
Podlali kwiatki razem nakarmili mrówki. obiedzie Ewelina
wolno zaczęła szykować się pracy. Wyprasowała rzeczy,
zrobiła nowe paznokcie, czym wzbudziła zainteresowanie
Karoliny, jej matka zawsze miała je krótko obcięte i
pomalowane bezbarwną odżywką. Paznokcie obojga małych
Nowaków były koszmarnie obgryzione. Dopiero pewnym
czasie Ewelina odkryła dlaczego. Dzieci oglądały telewizję z
palcami w buzi i kiedy czuły emocje, prostu gryzły
paznokcie skórki dookoła. Postanowiła zwracać to uwagę,
ale już nie dziś. to obiecała Karolinie, jeśli jej paznokcie
urosną, będzie mogła pomalować, oczywiście zwykłym
lakierem, nie hybrydą.
W międzyczasie Ewelina nastawiła w piekarniku królika
od ojca. Ponieważ szła pracy kobietą, ta poprzednim razem
obdarowała wyjątkowo hojnie, postanowiła jakoś się
zrewanżować. Nie piekła ciast, ale zawsze robiła doskonałe
mięsa. Upiekła królika tak, jak nauczyła tego matka. Potem
przepakowała do pojemnika zabezpieczyła. Uznała, skoro
nie ma bankietu, Gabrielle doceni gest, że przyniosła ze
sobą coś dobrego. Starała się i miała nadzieję, że zostanie
to docenione.
Gośka przysłała Fabiana dzieci przed osiemnastą.
Chłopiec emocjonował się, dziś jest przyjęcie bez powodu.
Jego mama zrobiła galaretki i popcorn, kupiła nawet
prawdziwą pepsi. Ewelina uśmiechnęła się, pakując
reklamówki czyste piżamki, duże pudełko rafaello ogromną
czekoladę. Pomysł był fajny. Wspólnie Gośką ustaliły,
maluchom naprawdę przyda się kinderbal, nawet gdyby
miały najeść się słodkiego i paść ze zmęczenia.
Dopiero gdy przyszła pora wyjazdu Ewelina zadzwoniła
taksówkę, okazało się, że korporacje taksówkowe nie
pracują, a ona nie ma telefonu do ani jednego prywaciarza.
Nie chciała się spóźnić. Nie wiedziała robić, w końcu zeszła
Izy. Mateusz, który otworzył jej drzwi, gwizdnął jej widok.
– Mama jest?
– Migdalą się kuchni udają, razem gotują. Ileż można
nastawiać frytki – wyszeptał i zawołał głośno: – Maamoo!
Sąsiadka do ciebie!
Iza wyszła z kuchni z rumieńcami na policzkach i
uśmiechem od ucha do ucha. Zobaczyła odszykowaną
Ewelinę i nawet nie drgnęła jej powieka.
– Iza, masz może telefon jakiegoś niezrzeszonego
taksówkarza?
Korporacje stoją, a ja muszę być za piętnaście minut w
hotelu – wyjaśniła.
– Nie mam. Ale nie martw się, zdążysz. Leć rzeczy.
Zawieziemy cię.
Poczekamy na ciebie na dole – uspokoiła ją i zawołała w
kierunku kuchni:
– Misiu, jedziemy zawieźć sąsiadkę do pracy, ubieraj się.
Potem Iza otworzyła drzwi do pokoju dzieci i
poinformowała:
– Wasze frytki będą dziesięć minut, nie zapomnijcie ich
zdjąć, się spalą.
Miłosz prędko wsunął na nogi sportowe buty, podał
żonie płaszczyk. Kiedy zeszli auta, Eweliny jeszcze nie było,
więc Iza przypomniała mężowi szeptem do ucha:
– To gdzie dziś chcesz pojeździć? Coś ci obiecałam w
aucie, pamiętasz? –
Miłosz pocałował żonę w usta.
– Coś wymyślimy, Bella. Uwierz mi, będzie dobrze –
mruknął.
Ewelina pojawiła się ze sporą torbą. Wsiadła do auta i
wszyscy zapięli pasy.
Kiedy Miłosz ruszył, Iza odwróciła się do siedzącej z tyłu
sąsiadki.
– Zapytałabym, masz tej torbie, ale boję się usłyszeć
odpowiedź –
zażartowała.
– Nic strasznego. pieczeń królika odpowiedziała
zadowolona Ewelina. Iza, dziękuję wam, mnie podrzucicie.
hotelu pewno zamówią mi taryfę do domu, ale teraz
miałabym kłopot. Muszę w końcu kupić sobie auto. Coraz
trudniej jest się bez niego poruszać.
– co byś chciała kupić? zapytał Miłosz, który sprzedawał
używane samochody.
– No nie wiem, może jakąś małą toyotę? – zastanawiała
się głośno. – Nie potrzebuję niczego wielkiego.
– Pomyślę, rozejrzę się i podzwonię. Jak coś znajdę, dam
znać. Jak to się mówi, jak Kuba Bogu, tak Bóg Kubie.
Pomogłaś nam naprawić małżeństwo, wiem, bo Bella się
przyznała. No to teraz my pomożemy tobie.
– Ojej, to miłe, ale nie zrobiłam niczego wielkiego.
– Jasne dzieci Patrycji też wzięłaś siebie pewnie tylko to,
żeby zarobić – wyśmiał ją Miłosz. – Ewelina, serce się ma
albo się go nie ma. Nie ma innej opcji. Ktoś cię prosił o
zajęcie się maluchami? Z tego, co słyszałem, sama
zaproponowałaś pomoc Gośce i Patrycji. Nie świruj.
Pamiętaj, nas nie obchodzi, z czego żyjesz, tylko jakim
jesteś człowiekiem.
Zaparkował pod hotelem. Ewelina wysiadła
podziękowała. Była wzruszona. chyba nawet nie
potrzebowała małych ramionek Brunona, by wyrzucić
siebie emocje zbierające się pod powiekami łzy. Nie mogła
się teraz rozkleić. Miała perfekcyjny makijaż.
Weszła holu, podała nazwisko usłyszała numer pokoju.
Spokojnie ruszyła windy. Znała ten budynek. Wcisnęła
guzik pojechała do apartamentu Gabrielle. Zanim
dojechała, zerknęła jeszcze wyświetlacz telefonu. Przyszedł
mail. Otworzyła go niecierpliwie, by nie myśleć o nim w
pracy. Chciała tylko zerknąć, ale wiadomość była Norberta.
Przebiegła wzrokiem pierwszym akapicie. Drzwi windy
zatrzymały się, więc wysiadła, nie patrząc przed siebie.
Stanęła boku oparła się plecami o ścianę. wzrokiem wbitym
wyświetlacz rozpłakała się, czytając wiadomość od byłego
narzeczonego. Miała w sobie tak dużo emocji, tak różne
myśli kłębiły jej się w głowie. Nie mogła mu tego zrobić.
Nie mogła do niego wrócić. Przejrzała playlistę w
odpowiedzi wysłała jedynie link do piosenki.
Kiedy podniosła wzrok, zobaczyła, że Gabrielle stoi w
otwartych drzwiach, a przy niej jest jeszcze jedna kobieta.
Obie patrzyły na nią z niepokojem. Nie wiedziała, jak długo
tak stoją, jednak domyśliła się, telefon recepcji je uprzedził
i pewnie oczekiwały jej, dlatego nie słyszała otwieranych
drzwi.
– Sweet Star zwróciła się niej Gabrielle, używając jej
kiczowatego pseudonimu. – Nie płacz, maleńka. Wejdź,
zapraszamy. Poznaj moją żonę. To Camille. – Ewelina podała
dłoń pięknej kobiecie pochodzenia arabskiego.
Ewelinie zrobiło się nieswojo. Była umówiona jedną
kobietą. Sytuacja była niezręczna. końcu z nią Gabrielle
poprzednim razem zdradzała swoją żonę. Wytarła oczy.
Wiedziała, z makijażu zostało niewiele.
Próbowała się uśmiechać, ale nie wyszło to naturalnie.
Obie kobiety wzięły ją pod ramiona i posadziły pomiędzy
sobą na kanapie.
– Przepraszam, moje kochane, zaraz doprowadzę się
porządku.
Przyniosłam kolację, Gabrielle. Ojciec przywiózł mi
wczoraj królika. Żadnej masowej produkcji, zdrowe,
wiejskie mięso. Upiekłam go, chciałam sprawić ci
przyjemność. Proszę. – Podała gospodyni torbę z pieczenią.
Postawiona stole potrawa pachniała. Wzbudzała zachwyt
pobudzała apetyt.
– Serdecznie dziękuję. naprawdę niezwykłe. Gabrielle
wydawała się mocno poruszona. A teraz opowiedz nam, się
takiego wydarzyło, że płakałaś Sweet Star?
– Ależ Gabrielle. – Ewelina próbowała się uśmiechać. –
Nie jestem tu po to, żeby obarczać was swoimi problemami,
tylko to, sprawiać wam przyjemność.
– Już nam sprawiłaś przyjemność, maleńka. Przyszłaś
odezwała się Camille miękkim, niskim głosem. – Chciałyśmy
ci podziękować, bo zupełnie nieświadomie pomogłaś nam
naprawić nasze relacje. Byłyśmy dla siebie szorstkie i
oschłe. Przestałyśmy robić razem to, co wcześniej
sprawiało nam radość. Każda nas zmierzała swoją stronę, ty
pokazałaś Gabrielle, że można cieszyć się małych rzeczy.
życie powinno dawać radość. Z
koszmarnej pracy, jaką jest prostytucja, potrafiłaś
wyciągnąć maksimum zabawy. Pokazałaś jej, życie frajda.
ona wróciła domu i opowiedziała o tym, choć nie było jej
łatwo. Sweet Star, jesteś po to, żebyśmy ci mogły
podziękować. To wszystko. A skoro już tu jesteś i jest ci źle,
pozwól, żebyśmy cię chociaż wysłuchały.
– Moja piękna żona rację. Naleję nam wina
porozmawiajmy. Jakie wino podaje się do królika, kochanie?
– zapytała.
– Białe wytrawne, ale kogo obchodzi. Osobiście wolę
wszystkiego czerwone półsłodkie – odpowiedziała Camille. –
A dla ciebie jakie?
– Wszystko jedno. Dziewczyny, czy się mogę wami prostu
upić?
Nigdy życiu się nie upiłam, ale dziś stanowczo wymagam
resetu –
tłumaczyła Ewelina.
– Oczywiście, kochanie! Zaraz wymyślimy też sposób na
wszystkie twoje troski odpowiedziała szybko Gabrielle
przysunęła stolik jedzeniem i kieliszkami. – Nawet nie
wiesz, ile dobrego mogą zaplanować trzy wstawione
kobiety.
– W takim razie, zanim zacznę się żalić, najpierw
prezent. Camille, to nie jest dla mnie łatwe patrzeć w oczy.
Zwykle nie poznaję żadnych zdradzanych małżonków. Nie
mogę ci tego usunąć z pamięci, za to chce dać ci coś, jest
dla mnie cholernie ważne. Dostałam wczoraj ojca. Jest
ekskluzywne, drogie, cztery razy droższe złota bardzo
rzadkie. To bałtycki niebieski bursztyn. Tak rzadki, droga
Camille, jak ludzie, którzy wybaczają zdradę i jadą na
koniec świata poznać kogoś, kto ich skrzywdził, by mu za to
podziękować. Do mnie ten komplet zupełnie nie pasuje. Ja
jestem zwykłą dziewczyną. jesteś niezwykłą kobietą.
Ewelina wyjęła uszu kolczyki z niebieskiego bursztynu
oprawionego w białe złoto, a z szyi zdjęła długi, cienki
łańcuszek dopasowaną kompletu zawieszką kształcie
guzika nawet nawierconymi otworkami. To dla ciebie
Camille. –
Wyciągnęła rękę podała biżuterię zaskoczonej kobiecie. I
coś jeszcze.
Mam na imię Ewelina.
– Witaj, Ewelino – odpowiedziały kobiety solidarnie jak
na spotkaniu AA.
Spojrzały na siebie, chwyciły się za ręce i skupiły uwagę
na dziewczynie.
– Miałam kiedyś chłopaka. Bardzo kochałam. Długo
byliśmy razem.
Poznałam go, gdy byłam właściwie nieopierzoną
nastolatką. Byliśmy nierozłączni…
Ewelina opowiadała, kobiety słuchały. tym czasie
wyjadały miski królika palcami z zachwytem oblizywały
tłuszcz ściekający nich.
Otwierały butelkę za butelką i dwie godziny później,
kiedy Ewelina skończyła mówić o piosence, którą wysłała
Norbertowi po wyjściu z windy, była już tak
wstawiona, zaczęła śpiewać. potem zasnęła, płacząc
Camille przykryła ją kocem.
– Co robimy? – zapytała żonę podchmielona Gabrielle.
– Płacimy dług wdzięczności, kochanie. Trzeba jej
przywieźć tego dzieciaka. akcja już rozlała się fejsie.
Widziałyśmy rano –
odpowiedziała Camille. – Nie wiedziałyśmy tylko, że to
chłopiec Eweliny.
– Rób, co możesz. Sama widzisz, to dobre dziecko –
westchnęła Gabrielle i przytuliła się do żony. – I do tego ma
rację. Jesteś niezwykłą kobietą.
– Do dzieła, kochanie. Sfotografuj jej dokumenty,może
jest na nich adres. I sprawdź tego maila. Powiedziała, jest
nim numer telefonu. –
Trzeźwiejsza Camille przejęła stery.
– Zrobi się. Ty zorganizuj transport. Tyle możemy dla
nich zrobić. Resztę muszą wyjaśnić sobie sami.
F1o
Rozdział 36
Norbert
Płakał, gdy raz kolejny słuchał piosenki, którą zamiast
odpowiedzi wysłała mu Ewelina.
Nie chodziło o zbieżność zdarzeń, lecz to, nie sądził, po
tylu latach Ewelina nie zdobędzie się nawet zdawkowe
„Cześć”. Oczekiwał
chociażby: „Cieszę się, że żyjesz” albo „Poukładałam
sobie życie bez ciebie”.
Tymczasem po prostu było za późno. Cholera. Za późno
przypomniał sobie, kim jest. Muzyka dźwięczała w uszach.
Słowa dobijały. też upadł i zdradził. Nie wiedział, kim jest,
ale nie miało znaczenia. Nie chciał się tłumaczyć. Stało się i
nie można już tego zmienić, choćby się pragnęło całym
sercem. Nadal nie miał do niej numeru telefonu. Nie
wiedział, gdzie mieszka, a jej ojciec nie chciał mu pomóc.
Wiedział za to, że gdy będzie już w Polsce i wszędzie będzie
bliżej, wiele spraw po prostu zobaczy w innym świetle.
Może była jakaś szansa? W końcu bohater piosenki, którą
mu wysłała, prosił, by mu tę kobietę i miłość reanimować.
„za późno wysłałaś list
napisałaś w nim
że wszystko z nami jest
tak jak było dawniej
ty nie wiesz co ja tutaj przeżyłem
ty nie wiesz co ja tutaj robiłem
w tym czasie tyle razy upadłem
w tym czasie tyle razy zdradziłem
za późno (za późno)
już nie ma mnie (już nie ma)
mój listonosz wie (wieeee)
co ze mną jest
sto razy byłem twoim mordercą
sto razy wbiłem nóż w twoje serce
co wieczór stawiam świecę następną
co wieczór palę jedno twe zdjęcie
dopiero teraz wiem
że jeszcze żyjesz gdzieś
dopiero teraz wiem
że tak czekałaś na mnie…” [5]
Postanowił wysłać jej muzyczną odpowiedź. Wybrał tego
samego wykonawcę, wyszukał dwa linki.
Pierwszym utworem była piosenka o tytule Tobie
wybaczam, i to na tytule się skupił, miał nadzieję, że
dziewczyna zrozumie. Zawsze czytali w sobie jak w
otwartych księgach. To powinno być dla niej łatwe. Drugi
utwór miał tytuł
Nigdy nie mów na zawsze.
Nie napisał, że ją kocha, choć bardzo tego pragnął. Nie
wyjawił, że tęskni za nią jak wariat każdym mięśniem,
komórką czy włoskiem rękach.
Ewelina zawsze była dla niego ważna. Ważniejsza niż
matka siostra. Ona była jego przyszłością. Kiedy usłyszał,
że za późno wysłał wiadomość, poczuł
się, jakby ktoś chwycił go za gardło i zabrał mu oddech.
Czekał. Dyrektor przekazał informację dziennikarza, do
zbiórki wolno, ale stale dołączają kolejni darczyńcy. Miał już
na bilet samolotowy, ale nadal brakowało najważniejszego
dokumentów, bez nich nie mógł
podróżować. Jedyną opcją był samochód. Wtedy nikt
niczego nie sprawdzał. Ambasada miała w nosie, był
weekend, polska policja kazała wrócić kraju, wziąć matkę,
akt urodzenia pojawić się w miejscowym komisariacie.
Wszystko było wciąż planach, jednak Norbert nie umiał
sobie wyobrazić powrotu do miejsca, w którym nie będzie
jego narzeczonej. I wtedy zadzwonił telefon.
F1o
Rozdział 37
Natalia
Kochany pamiętniku!
To się w głowie nie mieści, ile dobrego może się
wydarzyć w ciągu jednego dnia! Tak jak się umówiliśmy,
przyjechał dziś Sasza. Przywiózł łuk. Jaka to fajna sprawa!
Bardzo mi się podobało. Strzelaliśmy do drzwi od szopy, no
nie żebyśmy od razu trafiali. Skąd. Sasza narysował kredą
tarczę i cieszyliśmy się, kiedy w nią trafialiśmy, reszta była
dziełem przypadku. Wszyscy sąsiedzi stali na balkonach i
oglądali. Prócz Eweliny, ale wiadomo, ona na strychu nie
ma balkonu. Pan Miłosz i ciotka Iza nam kibicowali, Kaśka
miała lekkiego focha, ale zaraz jej przeszło też przyszła
spróbować. Mama śmiała się tak, się popłakała śmiechu.
Było fajnie, wszystkie maluchy wylazły balkon u ciotki
Gośki, ona próbowała zagnać domu. Nie dawała rady, zaraz
któryś pryskał. Tata Mateusza włączył jakąś starą płytę z
taką fajną muzyką, wystawił głośnik na balkon i wszyscy
słuchali. Śmiali się z nas z Saszą, że co my tam wiemy o
Robin Hoodzie, jak nie słyszeliśmy zespołu Clannad.
Bawiliśmy się świetnie i długo. Tak długo, że w końcu
wszyscy przemarzli i pouciekali. Oprócz pana Miłosza, on
fajki palił balkonie, sobie z Saszą gadali, bo on też pali, a ja
z Kaśką i Matim strzelaliśmy. Ale mieliśmy emocje! I jeszcze
będziemy mieć zdjęcia! Te drzwi są teraz dziurawe jak sito.
Podobno się naprawić. Sasza obiecał. Może bez sensu,
skoro dalej chcemy do nich strzelać. Potem, gdy już
zostaliśmy sami, zadzwonił telefon Saszy i on odebrał.
Mówił szybko, dużo i po ukraińsku. Zadzwonił jego tata.
Sasza się ucieszył, bardzo się emocjonował. Pan Miłosz
razu zaczął
wszystko szeptem tłumaczyć ciotce Izie, ona napisała
mamie, Sasza powiedział swojemu ojcu. Mówił, że chyba
znalazł swoje miejsce na ziemi i kobietę, która jest drugą
połową jego serca. Mamie tego jeszcze nie powiedział, ale
przeciek poszedł.
Potem poszłam Kaśki Matiego kisiel, nas ciotka Iza
zawołała.
Tak naprawdę chodziło jej to, żeby do głowy nie przyszło
domu wracać. co ja, głupia jakaś? Jak Sasza już szedł auta,
poszłam go odprowadzić. Ewelina właśnie leciała ciotki
Patrycji jakimiś rzeczami.
Tłumaczyła się z obecności u niej, jakby jej rabowała
mieszkanie. Wariatka.
Wszyscy ją tu kochają. A co do Saszy, to podziękowałam
mu jeszcze raz, bo było świetnie, i poprosiłam, żeby uważał
na mamę, bo jej jeszcze nikt nigdy nie kochał. on zrozumiał.
Kiedy odjeżdżał, pomachałam mu, żeby wiedział, że go
lubię.
Właśnie wracałam do domu, gdy pojawił się jakiś pan z
blizną. Wysiadł z plecakiem z wielkiej terenówki, która
zawróciła z piskiem opon i odjechała.
F1o
Rozdział 38
Ewelina
Kac był ogromny i dotkliwy. Właściwie miała rano wrócić
do domu, odebrać od Gośki dzieciaki Patrycji przygotować
jakąś pomoc zdalny egzamin ósmoklasisty, który Mateusz i
Kasia mieli pisać od poniedziałku. Potem miała zaplanować
poniedziałkowe zajęcia, tak żeby dwójka miała jak najlepsze
warunki. Musiała też pomyśleć o obiedzie dla Karoliny i
Brunona, bo zapasy z lodówki ich mamy drastycznie się
skurczyły. Kiedy Camille zamówiła śniadanie, Ewelina
myślała, że umrze z bólu głowy. Nie wstydziła się braku
profesjonalizmu, bardzo żałowała, nie ze sobą niczego
przeciwbólowego. końcu doprowadziła się stanu jako takiej
przytomności umysłu, uściskała obie Francuzki, wiedząc,
powinny szykować się na samolot do domu, i zamówiła w
recepcji taryfę. Hotel miał na szczęście numery prywatnych
taksówkarzy. Kiedy się żegnały, Gabrielle zapewniała ją, że
wszystko się jeszcze ułoży, ale Ewelina nie wierzyła w ani
jedno słowo. To się nie mogło dobrze skończyć, nie dla niej,
która dokonała już tylu złych wyborów.
Wróciła do domu taksówką. Wyjrzała przez okno i
zobaczyła na podwórzu nastolatki strzelające łuku.
Wiedziała, będą przeżywać przez długi czas. Miała już
schodzić Gośki dzieci, ale odebrała połączenie od Patrycji.
Dziewczyna prosiła, żeby przywieźć jej trochę bielizny
podpaski.
Nie było co czekać, szanse złapanie taryfy były
niewielkie. Ewelina postanowiła dobrze przewietrzyć mózg.
Przebrała się w legginsy i dużą, jasną bluzę, włożyła
adidasy, wszelki wypadek wzięła kieszeni czapkę i
oczywiście maseczkę, bez niej jednorazowych rękawiczek
nikt teraz nie wychodził z domu.
Zeszła Gośki. Przywitała się, wytłumaczyła, dlaczego
musi wyjść, i obiecała, niedługo zabierze dzieci. Małgosia
zrozumieniem pokiwała głową, w jej domu pachniało. Piekła
ciasto i zapach rozlał się na cały korytarz.
Potem Ewelina otworzyła mieszkanie Patrycji zgodnie jej
wskazówkami zapakowała do plecaka to, czego
potrzebowała sąsiadka. Wychodząc, natknęła się Natalię
Saszę. Ewelina szybko wytłumaczyła się nastolatce z
myszkowania mieszkaniu sąsiadki. Razem opuścili
kamienicę. gotową paczką poszła do zamkniętego z powodu
kwarantanny DPS-u.
Droga zajęła jej więcej niż pół godziny. Wiało. Szła
wolno, maska na twarzy utrudniała jej oddychanie i szybciej
się męczyła. Zresztą nie musiała się spieszyć. Miasto
wyglądało jak wymarłe. Ulice były puste. Sygnalizacja
świetlna mrugała pomarańczowym światłem, nie miała kim
kierować. Ewelina zastanawiała się, jak będzie wyglądać
życie mieście, jeśli obostrzenia sanitarne szybko się nie
skończą. Było dziwnie pusto i to wywoływało smutek i
niepokój. Brak gwaru, ludzi, aut hałasów przygnębiał ją.
Czuła, jakby wokół rozlało się jakieś obce zło.
Na miejscu znalazła człowieka, który mógł przekazać
paczkę Patrycji. Jej sąsiadka czekała nią, stojąc oknie.
Wychyliła się krzyknęła tak, żeby wszyscy na zewnątrz
słyszeli, że dziękuje jej za serce, za opiekę nad dziećmi i za
wszystko. Publiczne podziękowanie zawstydziło Ewelinę.
Przez głowę przeleciała jej myśl, że ostatnio ciągle ludzie
jej za coś dziękują. Wciąż ktoś ją chwalił, a ona nie widziała
niczego specjalnego w tym, co robiła. Odrobinę się
wzruszyła. Facet od paczek poklepał ją serdecznie po
ramieniu.
– Takie mamy czasy, że bez dobrych ludzi nie dajemy
rady – powiedział, a ona pokiwała jedynie głową, nie chcąc
wdawać się w dyskusję.
Wracała, zastanawiając się nad tym, czy powinna
wyrzucić numery telefonu Norberta i może zacząć nowe
życie. Miała oszczędności. Ogromny majątek w bursztynie
obietnicę Camille, jeśli tylko zechce sprzedać, to
zorganizuje jej przelot licytację Dubaju. napawało
optymizmem, ale chciała czegoś więcej, niż tylko posiadać.
Wraz wiadomością Norberta powróciły niej uczucia
zagrzebane dotąd pod warstwą smutku żałoby.
Pragnienie bycia kochaną i tą jedyną odrodziło się jak
Feniks z popiołów. Bała się. Norbert żył, ale ona niego nie
zasługiwała. Nie teraz. Nie życiu, które wybrała. Usiadła na
ławce w parku. Ogromne, stare drzewa gięły się pod
naporem wiatru. Pomyślała, tak właśnie ludzie naginają się
do okoliczności. Od rana widziała ikonę z powiadomieniem,
że przyszedł nowy mail, ale bała się go otworzyć. Teraz
znalazła w sobie siłę. Nie pisał, wysłał
dwa linki. Uruchomiła jeden z nich.
Pierwszą reakcją był pusty śmiech. Jak on śmiał
cokolwiek jej wybaczać?
Nie było go. Nie istniał. Nie musiała brać pod uwagę!
Dopiero potem zrozumiała, to tylko część przekazu. Druga
piosenka też mogła być zrozumiana w różny sposób. Za to
razem tworzyły całość. Norbert był gotów zacząć początku.
Ale nie znał prawdy. Nie odpisała. Wstała ruszyła do domu.
Niebo zrobiło się sine od nisko sunących chmur.
Przyspieszyła, chciała zdążyć przed deszczem. Naciągnęła
głowę kaptur. Jeszcze prawie dwadzieścia minut i będzie w
domu. Zrobi coś szybkiego na kolację, przytuli do siebie
Bunia obejrzą jakąś bajkę. Reset. Potrzebowała przez
chwilę nie myśleć, bo to naprawdę było coraz bardziej
bolesne. Kłuło w serce.
F1o
Rozdział 39
Norbert
Facet, który wysiadł z pięknego niebieskiego jeepa
wranglera, najbardziej odjechanego wozu według Miłosza
jako sprzedawcy samochodów, zaczepiał
przed kamienicą potencjalną dziewczynę jego syna.
wszelki wypadek mężczyzna złapał bluzę zbiegł przed dom,
niby to, zapalić, ale po prawdzie dlatego, że czuł potrzebę
trzymania ręki na pulsie. Na zewnątrz już ciemniało, więc
nie wyobrażał sobie, zostawi dziewczynę samą kimś obcym.
Usiadł na murku ze starych polnych kamieni.
– No co tam, Natka? – zaczepił nastolatkę. – Zimno, do
domu wracaj.
Dziewczyna uśmiechnęła się i ruszyła w jego stronę.
Palił.
Człowiek z plecakiem ruszył za nią, ale gdy stanęła obok
Miłosza, wyminął
ją podszedł drzwi. Przez połowę twarzy przebiegała
blizna, która sprawiała, że wyglądał jak bandzior. Podszedł
do domofonu i wybrał piątkę, mieszkanie Eweliny. Tylko
przy piątce nie było wydrukowanego nazwiska.
Domofon nie odpowiadał, drzwi były zamknięte, a Miłosz
ani myślał wpuścić obcego do środka.
– Mówiłam właśnie temu panu, że Eweliny nie ma –
wyjaśniła Miłoszowi.
– Że poszła zanieść jakieś rzeczy ciotce Patrycji do
roboty. Dopiero co wyszła.
Mijałam ją na schodach. Pięć minut może minęło.
– co pan chce naszej Eweliny? Może jakoś pomożemy? –
zagadnął Miłosz. Wstał, włożył klucz zamka, otworzył
drzwi wpuścił
Natalię do środka, a następnie zamknął je, dając
rozmówcy do zrozumienia, że ta pomoc jest uzależniona od
wyniku konwersacji. – Jestem jej sąsiadem. Ona dba o nas,
a my o nią. Nazywam się Miłosz Bajka.
– Dzień dobry. Nazywam się Norbert Młynarczyk –
przedstawił się i podał
dłoń Miłoszowi. – I nawet gdybym chciał, nie mogę się
wylegitymować, bo moje dokument zaginęły w lawinie we
francuskich Pirenejach. Mam ze sobą tylko wypis kliniki
rehabilitacyjnej, której udało się ponad roku odzyskać
pamięć. Ten człowiek, który mnie przed chwilą wysadził,
przywiózł mnie Francji polecenie Gabrielle Camille.
podobno przyjaciółki mojej Ewci. Zapłaciły za wszystko, za
auto, obiad, ciuchy. Wiem od nich, że tu mieszka moja
narzeczona Ewelina Szczucka. Moja Ewcia. Chcę ją
odzyskać. Albo chociaż z nią porozmawiać. Ona już wie, że
żyję, tylko z nieznanych mi powodów nie chciała się ze mną
zobaczyć.
Miłosz natychmiast dostrzegł szerszy kontekst tej
sprawy. Rozumiał, dlaczego śliczna sąsiadka nie chce
widzieć mężczyzny, który kochał.
Otworzył drzwi i zaprosił Norberta do środka.
– Tak sobie myślę, że ty i ja powinniśmy się dzisiaj napić,
młody człowieku
– skwitował i dodał:
– Poza tym wszyscy chętnie usłyszymy tę historię.
Kiedy otworzył drzwi do mieszkania, od razu zawołał
żonę:
– Bella, naszykuj, złotko, dwa kieliszki wyjmij zimną
wódkę. I dziewczyny zgoń góry. Niech Aga Gosia zejdą, nasi
młodzi popilnują drobiazgu. Obiecuję, kochanie, że wszyscy
będą zachwyceni.
Iza nie dyskutowała. Wysłała Kaśkę i Mateusza do Gośki,
żeby popilnowali dzieci. Następnie zgarnęła Agnieszkę.
chwili zapach ciasta Gośki ponownie wypełnił cały dom.
Wszyscy siedzieli salonie Izy, odrobinę stłoczeni, młody
facet blizną policzku pił wódkę Miłoszem i opowiadał
historię bardzo podobną tej, którą poprzedniego wieczoru
usłyszały Gabrielle Camille. Tylko to była historia
mężczyzny z niepamięcią. Nie kobiety, która została sama
dała się ponieść rozpaczy po stracie miłości.
F1o
Rozdział 40
Ewelina
Kiedy przyszła po dzieci do Gosi, drzwi otworzyła jej
Natalia.
– Sąsiadka, idź, proszę, ciotki Izy. tu dziećmi mamy
konkurs talentów i świetnie się bawimy, a dorośli tam na
ciebie czekają.
Zdziwiona, zapukała drzwi naprzeciwko. Cokolwiek
chciała Iza, sama mogła podejść, mimo Ewelina
postanowiła spełnić dziwną prośbę.
Zapukała ponownie i weszła. Zdjęła buty i stanęła w
wejściu do salonu. Nikt nie zauważył jej przybycia. Zebrali
się wszyscy. Na stole stały dwa laptopy, na monitorze
jednego był Damian, a drugiego Patrycja. Tuż obok stało pół
dużej butelki wódki, flacha po winie i kieliszki. Impreza na
całego. Nie znała tylko tego łysego, który siedział do niej
tyłem.
Patrycja rusz wchodziła słowo Gośce, która opowiadała
tym, jak Ewelina pomogła ogarnąć początkowo dzieci,
potem szkołę podczas kwarantanny. Izka stanowczo
twierdziła, że gdyby nie Ewelina, rozpadłoby się ich
małżeństwo. Agnieszka mówiła o okularach i zmianach,
jakie zaszły w jej córce, a Gośka o tym, jak dzięki
wnikliwości niani odnalazła narzędzie tortur i
wyeliminowała życia rodzinnego przemocową babkę.
Opowiadała, jak Ewelina odkryła mechanizm
manipulowania dziewczynkami, potem pomogła rozprawić
się z babką, by dzieciom nie działa się krzywda. Damian nie
mógł wyjść z podziwu, jak jego Karolina przyswoiła
tabliczkę mnożenia.
Patrycja mówiła, że jest odcięta z powodu koronawirusa,
a Ewelina opiekuje się jej dziećmi. Wszyscy chwalili jej
organizację pracy, pomysły, dobre serce.
Ktoś nawet wspomniał o wyprowadzaniu psów i
wspieraniu schroniska przed pandemią.
Ewelina nigdy nie usłyszała sobie tylu dobrych rzeczy
naraz. trudem hamowała łzy. A potem usłyszała znajomy
głos, który powiedział:
– Francji nadal trwa zbiórka pieniędzy mój powrót,
tymczasem jestem dlatego, moja Ewcia uratowała
małżeństwo dwóch Francuzek.
Zupełnie nie rozumiem, dlaczego ona nie chce się ze
mną spotkać.
Od razu zorientowała się, kto siedzi tyłem. Zmylił ją brak
loków, w które kiedyś z pasją wkładała palce. Ale nigdy nie
zapomniała tego głosu.
– Dlatego, wśród tych wszystkich peanów moją cześć nie
ma informacji, zostałam luksusową prostytutką powiedziała
głośno i wszystkie oczy zwróciły się nią. Moi cudowni
sąsiedzi, jak prawdziwi przyjaciele, skupili się na plusach.
Zrobili ze mnie świętą. To bardzo fałszywy obraz,
Norbercie.
Cisza, jaka zapadła, dała myślenia przede wszystkim
Norbertowi.
Połączenie Damianem Patrycją szybko zniknęło ekranów.
Cokolwiek miała ukrycia Ewelina, jej sąsiedzi nie
zaprzeczali. Powiedzieli mu prawdę, najlepszą, ale nie całą.
Chcieli przed nim ukryć, uznali, że
jego dziewczyna zasługiwała szczęście. go zastanowiło.
Oni wszyscy naprawdę cenili. Wstał. Ruszył przedpokoju
wyciągnął niej ręce.
Nie wpadła jego objęcia, jak robiła kiedyś. Podała tylko
dłoń.
Uchwycił się tego, ile dostał.
– I co? Myślisz, że ja byłem święty? – zapytał publicznie.
Z tyłu na kanapie ktoś westchnął, mieli widownię, ale nie
robiło mu to różnicy. Za dużo miał jej do powiedzenia,
obawiał się, ucieknie. Mam udawać, nikogo nie miałem,
tylko dlatego, że nie wiedziałem, kim jestem? Ewcia, to
przecież ja.
Cały twój. Mówimy sobie wszystko, odkąd pamiętam.
Nie było mnie. Nie mam prawa niczego wymagać. Chcę
tylko zacząć od nowa. Bez żalu.
Wyglądała, jakby wyrwała się z marazmu. Podeszła bliżej
i dotknęła blizny na jego twarzy. To sprawiło, że zaczął
mówić dalej:
– Cały jestem taki połatany. Cudem przeżyłem. Nie
wiedziałem, dla kogo żyję. A teraz wszystko pamiętam.
Wybacz mi, że cię nie posłuchałem. Miałaś rację. Gdybym
wybrał samolot, jak chciałaś, nie zabrałbym nam tak wiele
wspólnego czasu. Nie sprawiłbym tyle bólu najbliższym.
Nie cierpiałabyś. Nie musiałabyś szukać mnie po świecie.
Camille opowiedziała mi, że podając się za Mirelę,
obdzwoniłaś Portugalię Hiszpanię, ja durny dałem się
złapać francuskiej lawinie. Ewcia, nie było mnie, ale nie
przestałem cię kochać. Nie znałem swojej tożsamości, ale
odkąd ją odzyskałem, marzę tylko o tym, byś mi pozwoliła
do siebie wrócić. Daj nam szansę.
– Nie wiem, czy potrafię – westchnęła. – Nie zasługuję na
ciebie.
– Pierdolenie wcięła się Gośka poparło zbiorowe
mruknięcie wyrażające akceptację. – Ty za dobra jesteś, i
tyle – zacytowała słowa, które usłyszała kiedyś Eweliny. I
tylko stosunku siebie masz takie wygórowane wymagania.
Zejdź na ziemię. Nie ma świętych. Zabieraj go na górę i
sobie pogadajcie. Dzieci przyjdą jutro rano w komplecie.
Ewelina cofnęła się w głąb korytarza, włożyła buty i
wyszła. Norbert ruszył
za nią, zgarniając po drodze swój plecak.
Kiedy wyszli, Miłosz nalał sobie kieliszek wódki, potem
wlał też paniom do lampek po winie, które się skończyło.
Nie piła tylko Agnieszka, bo brała leki.
– Wypijmy za to, żeby się poukładało. Zrobiliśmy, co
mogliśmy, jak mówi klasyk: reszta jest milczeniem. – A gdy
wypili, zapytał:
– I jak się wam podobała historia, moje drogie panie?
– Ewelina mówiła, kogoś miała wspomniała Gosia. I
miała mieszkać w Portugalii, ale nie wyszło, bo słuch po
nim zaginął. Pomyślałam, durna, że sobie wymyśliła
usprawiedliwienie.
– I mówiła, że pamięta, jak to jest czuć jego zapach w
pościeli i tęsknić –
uzupełniła Iza. – Przerąbane.
– Przerąbane powtórzyła Aga jak echo wstała. Idę domu,
koszmarnie bolą mnie plecy, muszę wziąć leki się położyć.
Ale
przypominam, że łóżko Eweliny jest dokładnie nad waszą
kuchnią, więc jakby się godzili, to napiszcie.
– I do mnie też – wyrwała się Gośka. – Idę ogarniać
hałastrę. Zwolnię też wasze nastolatki, może coś będą
jeszcze powtarzać przed próbnym egzaminem.
– Mati z Natką to raczej całowanie na schodach –
podsumował Miłosz. –
Taki wiek. Nie zazdroszczę im. A z drugiej strony… –
zastanawiał się chwilę
– całkiem fajnie było być nastolatkiem, nie Bella?
– Też pytanie? całować się autobusowych przystankach
deszczu.
Mamy tyle pięknych wspomnień. teraz wyobraź sobie,
miałbyś to wszystko zapomnieć. Tragedia.
Sąsiadki wyszły. Iza zgarnęła butelki po winie do kosza
ze szkłem, a puste lampki włożyła zmywarki. Zakręciła
flaszkę wódką zaniosła do lodówki. Miłosz palił na balkonie.
Usiadła na krześle w kuchni i nasłuchiwała.
Cisza budziła jej niepokój. Wszyscy tak bardzo chcieli,
żeby się poukładało.
Aga, leżąc łóżku pod kocem, opowiadała historię Eweliny
Norberta nastolatkom, które od Gośki trafiły do niej, bo
Natalia ogłosiła, że ma zapas popcornu. Wzruszała się tak,
że miała w oczach łzy.
Gosia zamknęła się w łazience i modliła, bezgłośnie
poruszając ustami.
Damian i Patrycja wymieniali wiadomości z życzeniami,
by było po prostu dobrze. Trzymali kciuki, zaklinali
rzeczywistość.
Tymczasem na górze Ewelina zdjęła z pawlacza karton,
wyjęła z niego dwa zakurzone, długo nieużywane kubki
umyła je, potem zrobiła nich herbatę. Była dobrej myśli.
Sulęcin 2020-07-23
F1o
Podziękowania
Na początku była piosenka, oczywiście ta cytowana. I
myśl: a gdyby zrobić z tego historię? Właśnie z tego, że już
jest za późno…
Tak, przyznaję, mam fisia na punkcie twórczości
Grzegorza Ciechowskiego i Republiki. każdej piosence
widzę potencjał powieść, ale tym razem doścignęła mnie
rzeczywistość. Przyszedł COVID życie zaczęło się zmieniać.
Pomysł nianię, która rozwiąże problemy sąsiadów, choć
będzie prostytutką, wymyśliliśmy wspólnie Domisem.
Bardzo za dziękuję.
Dziękuję także pomoc, czas komfort, jakim jest
możliwość nierobienia obiadu, bo się pisze. Mąż i dzieci
zawsze najbardziej obrywają, gdy pracuję, ale wybaczają mi
to, bo staram się im to jakoś wynagradzać (Miśki, kocham
Was).
Zostało tylko połączyć wszystko tak, razem historią
piosenki miało sens. I udało się!
Za konsultacje medyczne dziękuję serdecznie
nieocenionej Pani doktor Jolancie Walusiak-Skorupie.
Za cudowną wiedzę temat bursztynu składam
podziękowanie Beacie Zwierowicz (przepraszam, Ci nie
dawałam spać nocach) Piotrowi Sobaczyńskiemu, mistrzowi
z Galerii na Desce.
Muszę też koniecznie wspomnieć moim dobrym duchu
spraw policyjnych. Ewa Boimska jest dla mnie
niezastąpionym wręcz źródłem fachowych informacji. Bez
niej leżę, kwiczę i piszę bzdury.
Dziękuję Alkowi Rogozińskiemu Ani Kasiuk wiarę mnie
oraz wsparcie, Agacie Bizuk Magdzie Witkiewicz pomoc
starania, a wydawnictwu Dlaczemu za rewelacyjną
współpracę. Dziękuję wszystkim cudownym blogerkom,
które polubiły tę historię i chciały ją promować.
Dziękuję też wszystkim moim Czytelniczkom, a także
Czytelnikom, którzy bawili się mną świetnie, szukając
wiedzy temat tego, jak prać brudne pieniądze. Ostatecznie
słabo wykorzystałam tę wiedzę w tej powieści, ale ile było
zabawy! Oby te informacje nigdy nam się nie przydały!
Wszystkim, którzy dobrze mi życzą, zachęcają mnie do
pracy i trzymają za mnie kciuki, szczególnie
zaprzyjaźnionym Cztelnikom, wysyłam uściski i ukłony. Bez
Waszej pracy, bez nalegań nowe książki autorzy byliby w
czarnej d…
Kiedyś Was wszystkich gdzieś uściskam. Kiedy skończy
się COVID :) Zuza
F1o
Przypisy
[1] zona rossa (włoski) czerwona strefa, teren odcięty
przez policję i wojsko w celu zapobiegania
rozprzestrzenianiu się COVID-19.
[2] Ośmiornica ( La Piovra) – włoski serial kryminalny z
lat 1984-2001.
[3] Cześć Gosiu. Mówi Barbara. Kochanie, twoja
mamusia jest w szpitalu (angielski).
[4] Poczekaj, Barbara, poczekaj, potrzebuję dwie minuty
(angielski).
[5] Obywatel GC (Grzegorz Ciechowski), utwór pt.: Za
późno wysłałaś list, z albumu Obywatel świata.
Table of Contents
Tytulowa
Redakcyjna
Rozdział 1
Rozdział 2
Rozdział 3
Rozdział 4
Rozdział 5
Rozdział 6
Rozdział 7
Rozdział 8
Rozdział 9
Rozdział 10
Rozdział 11
Rozdział 12
Rozdział 13
Rozdział 14
Rozdział 15
Rozdział 16
Rozdział 17
Rozdział 18
Rozdział 19
Rozdział 20
Rozdział 21
Rozdział 22
Rozdział 23
Rozdział 24
Rozdział 25
Rozdział 26
Rozdział 27
Rozdział 28
Rozdział 29
Rozdział 30
Rozdział 31
Rozdział 32
Rozdział 33
Rozdział 34
Rozdział 35
Rozdział 36
Rozdział 37
Rozdział 38
Rozdział 39
Rozdział 40
Podziekowania
Przypisy

You might also like