Professional Documents
Culture Documents
W HOŁDZIE
KATALONII
W HOŁDZIE KATALONII
Tekst jest wierną kopią gdyńskiego wydania z 1990 roku wydawnictwa ATEXT.
W tekście pominięte zostały przypisy. W celu ich odszukania proszę sięgnąć do oryginału.
ROZDZIAŁ PIERWSZY
Pan Pitcairn nie podaje nam w jaki sposób i kiedy stało się
wiadomo, że POUM posiadała dziesiątki cekaemów i kilkaset ka-
rabinów. Podałem szacunkowo ilość broni, która znajdowała się
w trzech głównych budynkach POUM — około osiemdziesięciu
karabinów, parę granatów i ani jednego cekaemu; czyh mniej wię-
cej tyle, ile potrzeba do uzbrojenia wart, które wówczas każda
partia polityczna wystawiała w swoim budynku. Musi wydać się
dziwne, że później, po likwidacji POUM i po przejęciu wszyst-
kich budynków, te tysiące sztuk broni nigdy nie ujrzały światła
dziennego; zwłaszcza czołgi i działa polowe, czyń uzbrojenie nie
nadające się do ukrycia pod korcem. Przedstawione dwie relacje
dowodzą jednak przede wszystkim zupełnego braku znajomości
miejscowych warunków. Zdaniem Pitcairna POUM uprowadziła
czołgi „z koszar". Nie podaje on, z których koszar. Żołnierze
przebywający w Barcelonie (w owym czasie było ich stosunkowo
niewielu, gdyż wstrzymano bezpośredni nabór do partyjnych mili-
cji) kwaterowali w Koszarach im. Lenina wraz z dużo większą ńczbą
oddziałów Armii Republikańskiej. Pan Pitcairn pragnie, abyśmy
uwierzyli, że POUM kradła czołgi mając błogosławieństwo Armii
Republikańskiej. Podobnie sprawa wygląda z „magazynami", w
których ukrywano 75-milimetrowe działa. Nie ma ani słowa o
tym, gdzie te „magazyny" się znajdowały. Natomiast baterie dział
strzelających na Plaża de Espańa pojawiły się w wielu relacjach
prasowych. Sądzę jednak, że z całą pewnością można stwierdzić,
iż nie istniały one nigdy. Ani razu, jak już wcześniej wspomniałem,
nie słyszałem odgłosu ognia artyleryjskiego, choć byłem oddalony od
Plaża de Espańa mniej więcej o milę. Kilka dni później roz-
glądałem się po tym placu i na żadnym budynku nie udało mi
się zauważyć śladów po armatnich pociskach. Ponadto, naoczny
świadek, który był przez cały okres walk w sąsiedztwie, oświadczył,
że nigdy nie było tam dział. (Nawiasem mówiąc historyjka o upro-
wadzonych działach mogła pochodzić od Antonowa-Owsinko, ra-
dzieckiego konsula generalnego. W każdym razie opowiedział on ją
znanemu dziennikarzowi angielskiemu, który potem opublikował tę
wiadomość w pewnym tygodniku. Antonowa-Owsinko dosięgnęła
później czystka. Jaki ona miała związek z jego prawdomównością,
nie wiem.) Prawda oczywiście jest taka, że historyjki o czołgach,
działach polowych i tak dalej wymyślano wyłącznie dlatego, iż
trudno jest w inny sposób dopasować dużą skalę barcelońskich walk
do skromnych liczebnie szeregów POUM. Trzeba było ogłosić, że
całą winę za zamieszki ponosi POUM i, że ta mało znacząca, pozba-
wiona poparcia partia miała — według Inprecora — „tylko kilka
tysięcy członków". Chcąc zatem, aby obydwie relacje brzmiały
wiarygodnie, należało stworzyć pozory, że uzbrojenie POUM nie
różniło się od wyposażenia nowoczesnej armii.
Czytając relacje o barcelońskich wydarzeniach w komunistycz-
nej prasie nie można się oprzeć wrażeniu, że były one świadomie
obliczone na nieznajomość faktów wśród czytelników i ich głównym
celem było wywołanie uprzedzeń. Stąd też wzięła się na przy-
kład taka informacja podana przez Pitcairna w Daily Worker z
11 maja, że „powstanie zostało stłumione przez Armię Republi-
kańską". Chodzi tu o to, ażeby osoby nie zorientowane nabrały
przekonania, iż wszyscy w Katalonii byli wrogo nastawieni wo-
bec „trocksistów". Armia Republikańska pozostawała jednak neu-
tralna przez cały czas trwania walk; wiedział o tym w Barcelonie
każdy i aż trudno uwierzyć, aby pan Pitcairn nie zdawał sobie
z tego sprawy. Poza tym komunistyczne gazety żonglowały liczbą
zabitych i rannych w celu nadania zamieszkom przesadnego znacze-
nia. Diaz, Sekretarz Generalny Komunistycznej Partii Hiszpanii,
szeroko cytowany przez komunistyczne pisma podał, że zginęło 900
osób, a 2500 zostało rannych. Kataloński minister propagandy,
którego trudno posądzić o zaniżanie liczby ofiar oznajmił, że wy-
nosiła ona odpowiednio 400 i 1000 osób. Partia komunistyczna
podwajała dane i dodawała jeszcze na wszelki wypadek kilkaset
osób.
Zagraniczne gazety kapitalistyczne wskazywały najczęściej na
anarchistów jako sprawców walk. Kilka pism przyjęło jednak ko-
munistyczną wersję wydarzeń. Należała do nich między innymi an-
gielska News Chronicie, której korespondent John Langdon-Davies
był w owym czasie w Barcelonie. Oto fragmenty jego artykułu:
„TROCKISTOWSKĄ REWOLTA
.. To nie było anarchistyczne powstanie. Mamy do czynienia
z udaremnionym puczem «trockistowskiej» POUM działającej za
pośrednictwem kontrolowanych przez nią organizacji <Przyjaciół
Durrutiego i Libertariańskiej Młodzieży... Do tragedii doszło w
poniedziałek po południu, kiedy rząd wysłał oddziały uzbrojonej
pohcji do centrali telefonicznej, aby rozbroiły obsługujących ją
pracowników, będących w większości członkami CNT, Występu-
jące od pewnego czasu poważne zakłócenia w pracy tej centrali
miały posmak skandalu. Przed budynkami pocztowymi na Plaża
de Catalunya zebrał się duży tłum. Tymczasem członkowie CNT,
wycofując się z piętra na piętro ku dachowi, stawiali opór... Sytua-
cja była niejasna, jednakże rozeszła się pogłoska, że rząd wystąpił
przeciw anarchistom... Po zapadnięciu zmroku wszystkie ośrodki
robotnicze i budynki rządowe były zabarykadowane, a o dziesiątej
padły pierwsze strzały i rozdzwoniły się dzwonki pierwszych sani-
tarek, które wyjechały na ulice. O świcie strzelanina objęła całą
Barcelonę... Kiedy nastał dzień i liczba poległych przekroczyła 100
osób, można było podjąć próbę ustalenia, co się stało. Anarchiści z
CNT i socjaliści z UGT nie «wyszli na ulicę w pełnym tego słowa
znaczeniu. Pozostając za barykadami, po prostu uważnie śledzili
rozwój wypadków i uznali, że mają prawo brać pod ogień każ-
dego uzbrojonego człowieka, który pojawi się na ulicy... Głównymi
sprawcami strzelaniny byli jak zwykle pacos — ukryci pojedynczy
żołnierze, najczęściej faszyści, strzelający z dachów nawet nie do
jakichś konkretnych celów, ale wyłącznie po to, by przyczynić
się do wzrostu powszechnej paniki... Jednakże w środę wieczorem
zaczęło być jasne, kto stoi za tą rewoltą. Wszystkie ściany zostały
pokryte plakatami podżegającymi do natychmiastowego wzniece-
nia rewolucji i do zabijania republikańskich oraz socjalistycznych
przywódców. Plakaty te były podpisane przez «Przyjaciół Durru-
tiego». We wtorek rano anarchistyczny dziennik odciął się od nich,
natomiast gazeta POUM, La Batalia, przedrukowała ten apel nie
szczędząc mu pochwał. Agents piovocateurs, posługując się tą wy-
wrotową organizacją doprowadzili do przelewu krwi w Barcelonie,
w pierwszym mieście Hiszpanii."
Relacja ta nie w pełni zgadza się z wersją komunistyczną, którą
cytowałem wcześniej, ale nawet i ona nie jest wolna od sprzecz-
ności. Zrazu wydarzenie to przedstawiano jako „trockistowską
rewoltę", by później podać, że jego przyczyną był atak dokonany
na budynek centrali, i że panowało powszechne przekonanie, iż
rząd „wystąpił przeciw" anarchistom. W mieście wzniesiono bary-
kady, za którymi stanęli członkowie CNT i UGT. Dwa dni później
pojawia się podżegający plakat (w rzeczywistości była to ulotka),
co daje podstawę do stwierdzenia, że zapoczątkował on zamieszki
— skutek poprzedza przyczynę. Ale i tu nie uniknięto poważnych
przeinaczeń. Langdon-Davies nazywa „Przyjaciół Durrutiego" i
„Libertariańską Młodzież" „organizacjami kontrolowanymi przez
POUM". Tymczasem obydwie były organizacjami anarchistycz-
nymi i nic je z POUM nie łączyło. „Libertariańską Młodzież" była
młodzieżową ligą anarchistów, odpowiednikiem JSU w przypadku
PSUC. „Przyjaciele Durrutiego" była niewielką organizacją działa-
jącą w ramach PAI, wrogo nastawioną wobec POUM. Jak wynika z
moich ustaleń, przypadki podwójnego członkostwa nie zdarzyły się.
Równie bliskie prawdy byłoby nazwanie Ligi Socjalistycznej „orga-
nizacją kontrolowaną" przez Brytyjską Partię Liberalną. Czyżby
Langdon-Davies o tym nie wiedział? Jeśli tak, to powinien był z
większą ostrożnością pisać o tych bardzo zawiłych sprawach.
Nie zamierzam negować dobrych intencji Langdona-Daviesa;
opuścił on jednak Barcelonę — według powszechnej opinii — w
chwili ustania walk, czyli właśnie w momencie, kiedy miał moż-
liwość poważnego przystąpienia do zbierania informacji; można
też w jego całej relacji napotkać dowody, że przyjął on oficjalną
wersję o „trockistowskiej rewolcie", nie zadając sobie trudu jej
sprawdzenia. Można je nawet znaleźć w cytowanym przeze mnie
fragmencie. „Po zapadnięciu zmroku" przystąpiono do wznoszenia
barykad, a „o dziesiątej" padają pierwsze strzały. Tak nie mógł
napisać naoczny świadek. Wynikałoby z tego, że zwykle najpierw
się czeka, aby przeciwnik zbudował barykadę, a później się do
niego strzela. Odnosi się zatem wrażenie, że upłynęło kilka godzin
od czasu wzniesienia barykad, do czasu otwarcia ognia, podczas
gdy w rzeczywistości było oczywiście na odwrót. Zarówno ja sam,
jak i wiele innych osób byliśmy świadkami pierwszych salw wcze-
snym popołudniem. I wreszcie pojedynczy żołnierze, „najczęściej
faszyści", strzelający z dachów. Langdon-Davies nie wyjaśnia,
skąd dowiedział się, że byli faszystami. Można przypuszczać, że
nie wspinał się na dachy i nie pytał ich o to. Powtarza on po
prostu informacje, które mu podano i nie kwestionuje ich, ponie-
waż są zgodne z oficjalną wersją. Prawdę powiedziawszy, autor
poprzez niebaczne powołanie się na początku swojego artykułu na
Ministerstwo Propagandy ujawnia jedno prawdopodobne źródło, z
którego czerpał większość wiadomości. Zagraniczni dziennikarze w
Hiszpanii byli bez reszty zdani na łaskę Ministerstwa Propagandy,
choć zdawałoby się, że nazwa tej instytucji powinna być dostatecz-
nym ostrzeżeniem. Ministrowi propagandy tak bardzo zależało
na podaniu bezstronnej relacji o barcelońskich wypadkach, jak
— powiedzmy — niegdyś lordowi Carsonowi na przedstawieniu
obiektywnych informacji dotyczących dublińskiego powstania w
1916 roku.
Wymieniłem powody, dla których komunistyczna wersja bar-
celońskich wydarzeń nie może być traktowana poważnie. Pora
bym teraz napisał coś o głównym oskarżeniu, że POUM była tajną
faszystowską organizacją na żołdzie Franco i Hitlera.