Professional Documents
Culture Documents
z szefem
Copyright ©
Ewa Maciejczuk
Wydawnictwo NieZwykłe
Oświęcim 2021
Wszelkie Prawa Zastrzeżone
All rights reserved
Redakcja:
Katarzyna Moch
Korekta:
Anna Grabowska
Katarzyna Olchowy
Redakcja techniczna:
Mateusz Bartel
Projekt okładki:
Paulina Klimek
www.wydawnictwoniezwykle.pl
Rozdział pierwszy
Rozdział drugi
Rozdział trzeci
Rozdział czwarty
Rozdział piąty
Rozdział szósty
Rozdział siódmy
Rozdział ósmy
Rozdział dziewiąty
Rozdział dziesiąty
Rozdział jedenasty
Rozdział dwunasty
Rozdział trzynasty
Rozdział czternasty
Rozdział piętnasty
Rozdział szesnasty
Rozdział siedemnasty
Rozdział osiemnasty
Rozdział dziewiętnasty
Rozdział dwudziesty
Rozdział dwudziesty pierwszy
Rozdział dwudziesty drugi
Rozdział dwudziesty trzeci
Rozdział dwudziesty czwarty
Rozdział dwudziesty piąty
Rozdział dwudziesty szósty
Rozdział dwudziesty siódmy
Rozdział dwudziesty ósmy
Rozdział dwudziesty dziewiąty
Rozdział trzydziesty
Rozdział trzydziesty pierwszy
Rozdział trzydziesty drugi
Rozdział trzydziesty trzeci
Rozdział trzydziesty czwarty
Rozdział trzydziesty piąty
Rozdział trzydziesty szósty
Rozdział trzydziesty siódmy
Rozdział trzydziesty ósmy
Rozdział trzydziesty dziewiąty
Rozdział czterdziesty
Rozdział czterdziesty pierwszy
Rozdział czterdziesty drugi
Rozdział czterdziesty trzeci
Rozdział czterdziesty czwarty
Rozdział czterdziesty piąty
Podziękowania
Rozdział pierwszy
Londyn, Anglia
Dziś był ważny dla mnie dzień, miałam wkroczyć w nowy etap życia.
Londyn przywitał mnie ciepłym, wrześniowym porankiem. Wysiadłam
z metra i miałam dosłownie parę kroków do przejścia, aby znaleźć się
pod Devil’s House. To tam miałam spróbować sił jako sekretarka.
Marzyłam, by zostać projektantką strojów wieczorowych, lecz ojciec był
zdania, że to nie jest praca dla jego ukochanej córeczki i zmusił mnie do
studiowania zarządzania na MAP (Marketing&Advertising&Promotion).
Planował, bym kiedyś przejęła jego działalność zajmującą się reklamą.
Brian Hall był magnatem w świecie reklamy w Anglii, a jego firma
Neoled zarabiała miliony. Nie zgadzając się z opinią ojca, postanowiłam,
że chcę sama coś osiągnąć. Skończyło się to kłótnią i w przypływie
emocji wyprowadziłam się do przyjaciółki, Blanki Lee.
Pod Devil’s House zjawiłam się pół godziny wcześniej, bo nie
wypadało się spóźnić pierwszego dnia do pracy. Może nie była to posada
marzeń, lecz pierwszy krok do samodzielności. Nie mogę wybrzydzać, bo
to i tak cud, że dostałam stanowisko sekretarki w takim miejscu bez
żadnego doświadczenia zawodowego. Brak kasy zmusił mnie do
przyjęcia posady, bo ojciec od razu zablokował moją kartę kredytową.
Pewnie łudził się, że wrócę z opuszczoną głową do rodzinnego domu,
jednak na to byłam zbyt dumna oraz zdeterminowana.
Gdyby matka żyła, nigdy by do tego nie dopuściła i stałaby za mną
murem. Nadal nie pogodziłam się z jej śmiercią, pomimo że nie żyje już
od pięciu lat. Choroba nie miała litości i bezdusznie opanowała ciało
mojej matki, wyduszając z niej życie.
Budynek Devil’s House był cały z szarego, przydymionego szkła i miał
co najmniej piętnaście pięter. Zżerał mnie stres przed pierwszym dniem,
bo nie mogłam sobie pozwolić na porażkę. Ubrana w białą koszulę oraz
ołówkową, grafitową spódnicę weszłam do surowo, lecz gustownie
urządzonego lobby. Z każdym krokiem szpilki dudniły w rytm mojego
serca. W duchu modliłam się, by przypadkiem się nie potknąć. Szpilki nie
były moim ulubionym obuwiem, ale dziś chciałam wyglądać
profesjonalnie i z klasą. Wiadomo, pierwsze wrażenie jest
najważniejsze. Podeszłam do recepcji, gdzie siedział siwiejący
mężczyzna, który przeglądał gazetę.
– Dzień dobry, nazywam się Olivia Hall i mam się zgłosić na dzień
próbny jako sekretarka.
Zaczęłam się stresować, a moje dłonie pocić. Po raz kolejny nerwowo
wygładziłam spódnicę, ściskając czarną kopertówkę, gdy mężczyzna
podniósł na mnie znudzony wzrok.
– Dzień dobry, tak, mam panią na liście. Musi pani pojechać windą na
piętnaste piętro. Tam już panią pokierują, dokąd iść. – Mężczyzna
uśmiechnął się życzliwie, a po kilku sekundach wskazał, gdzie znajduje
się winda.
– Dobrze, dziękuję bardzo za informację, miłego dnia – powiedziałam,
po czym ruszyłam w kierunku, który wskazał.
Wcisnęłam guzik wzywający windę, która po krótkiej chwili zjechała
na parter. Na szczęście nikogo w niej nie było. Przeglądając się
w lustrze, które zdobiło całą jedną ścianę windy, zauważyłam, że jestem
trochę blada i ostatni raz sprawdziłam, czy mój ubiór jest nieskazitelny.
Przygładziłam niesforne włosy, które wyszły spod ciasnego koka
i pomalowałam usta ulubionym bezbarwnym błyszczykiem, gdy
znudzony głos obwieścił piętnaste piętro. Drzwi się rozsunęły, ukazując
przestronne lobby.
Stała tam wielka kanapa, a obok niej szklany stolik, na którym leżało
pełno kolorowych pism o modzie i najnowszych trendach. Pod ścianą
z mlecznej szyby stały dwa biurka i tylko jedno było zajęte przez ładną
blondynkę. Kobieta podniosła głowę, gdy do niej podeszłam.
– Dzień dobry, nazywam się Olivia Hall. Przyszłam na dzień próbny –
oznajmiłam. Dziewczyna zlustrowała mnie wzrokiem z góry na dół. –
Źle się ubrałam? – zapytałam niepewnie.
– Nie, jest dobrze – odpowiedziała, kręcąc głową. – Jestem Kate, miło
mi cię poznać. Na wieszaku możesz zostawić płaszcz, a za plecami masz
biurko. – Wskazała na wieszak, który stał przy windzie i którego
wcześniej nie zauważyłam.
Czując wzrok Kate na plecach, stresowałam się jeszcze bardziej.
Miałam nieodparte wrażenie, że jej nie polubię. Zazwyczaj nie oceniam
nikogo pochopnie. Ale czasami tak jest, spotykamy kogoś i od razu
wiemy, że go nie polubimy. Taką osobą wydawała mi się Kate i coś mnie
od niej wyraźnie odpychało.
Nasze biurka były identyczne, zrobione z pięknego, lśniącego
bukowego drewna, a nie jakiejś taniej, tandetnej imitacji. Do dyspozycji
miałam laptopa ze znanym logiem ugryzionego jabłka oraz organizer
z długopisami i ołówkami z logo Devil’s House. Na biurku leżała cała
sterta przeróżnych teczek, których wolałam nie przeglądać bez
wyraźnego pozwolenia.
Miałam zapytać Kate, czym mam się zająć w pierwszej kolejności, gdy
jej telefon zadzwonił. Odebrała po pierwszym sygnale, naciskając
przycisk na aparacie.
– Jest ta nowa dziewczyna? – zapytał męski głos przez zestaw
głośnomówiący.
– Tak, prezesie – odparła Kate. Spojrzała prosto na mnie, a ja
zastygłam, przysłuchując się ich wymianie zdań.
– Chcę espresso i sprawozdanie finansowe za ostatni Fashion Week.
Mężczyzna nie używał zwrotów grzecznościowych przy wydawaniu
poleceń i miał szorstki, władczy głos, wręcz nieprzyjemny.
Ciekawe, czy wszystkich tak traktuje, czy tylko Kate.
– Za drzwiami jest kuchnia, zrób espresso bez cukru w czarnej
filiżance. Z serwetką na spodeczku. Poradzisz sobie? – W jej słowniku
też brakowało takich słów jak „proszę”, „dziękuję”. Albo się uczy od
szefa, albo tutaj wszyscy są mało empatyczni.
– Tak, myślę, że tak. – Zerwałam się na równe nogi, po czym niemalże
biegiem ruszyłam do kuchni.
Była malutka, lecz znajdowało się w niej wszystko, co potrzebne.
Przygotowanie kawy zajęło mi chwilę. Przeklętych serwetek nigdzie nie
mogłam znaleźć i zachodziłam w głowę, po co komu serwetka na
spodeczku. W końcu znalazłam je pod blatem wraz z pudełkiem małych,
czekoladowych ciasteczek. Położyłam na talerzyk jedno, a drugim się
poczęstowałam, jak przystało na łasucha.
– Co tak długo? Już myślałam, że do kawiarni poszłaś po tę kawę. –
Kate była zła.
Zajęło mi to może ze trzy minuty. Nie rozumiem, o co jej chodzi, ale
nie chciałam pierwszego dnia się sprzeczać. Bez słowa wzięła ode mnie
filiżankę i z teczką pod pachą weszła do gabinetu prezesa za ścianą ze
szkła.
Zdążyłam usiąść w swoim fotelu, gdy dziewczyna wyszła z gabinetu
z wypiekami na twarzy, a jej oczy ciskały gromy prosto we mnie.
– Zapamiętaj raz na zawsze, jak prezes coś chce, ma to mieć na już
i nie jada ciastek.
Serio? Pieklił się o to, że kawę dostał dwie minuty później?
– Przepraszam, to się więcej nie powtórzy – wymamrotałam, choć nie
wiem, za co przepraszałam. Ale nie powiedziałam tego na głos, by nie
dolewać oliwy do ognia. Moja pierwsza praca zapowiadała się po prostu
rewelacyjnie. Wszyscy w tej firmie zachowywali się, jakby połknęli kij
i stanął im w dupie.
– Weź te papiery. – Dziewczyna podała mi teczkę. – Zjedź na ósme
piętro i daj je Marko. Zabierz od niego nowe projekty do akceptacji. Tylko
żeby pół dnia ci to nie zajęło.
Już rozumiem swoje zadanie w tej firmie. Myślałam, że będę
pracowała za biurkiem, a jestem chłopcem na posyłki Kate oraz
tajemniczego prezesa. Jeszcze te przeklęte szpilki. Gdybym wiedziała, to
bym założyła buty do biegania albo wrotki.
Przewróciłam oczami, będąc w windzie, gdzie nikt nie widział
i westchnęłam ciężko. Wychodząc, zaczepiłam nogą o wykładzinę
i poleciałam na łeb, na szyję. Papiery się rozsypały na wszystkie strony.
– Kurwa! – zaklęłam pod nosem. Jakiś facet podał mi rękę, by pomóc
mi wstać. – Dziękuję panu bardzo – powiedziałam zażenowana moją
wywrotką. Przystojny mężczyzna uśmiechał się, pokazując rząd
równych, śnieżnobiałych zębów. Nie mogłam oderwać oczu od jego
twarzy, nie był jakiś mega przystojny, ale miał śliczny odcień oczu, ni to
szary, ni to niebieski i dodatkowo blond czuprynę roztarganą na
wszystkie strony, jakby dopiero wstał i się nie czesał.
– Nic ci się nie stało? Pewnie jesteś nową sekretarką Alexa? – zapytał.
Skąd on to wiedział? Wcześniejsze sekretarki też były aż tak niezdarne
jak ja? Czy Kate uprzedziła, że się zjawię?
– Nie, nic, dziękuję, to przez pośpiech i te przeklęte szpilki. Gdybym
wiedziała, włożyłabym inne buty. – Uśmiechnęłam się nieśmiało. – Mam
papiery dla Marko i potrzebuję projektów do akceptacji dla prezesa. –
Szybko zbierałam porozrzucane kartki, szukając wzrokiem Marko, jakby
miał mi się zaraz objawić.
– Marko to ja. – Mężczyzna cały czas się uśmiechał i przyglądał, jak
chaotycznie biegam, zbierając papiery do teczki.
– Proszę, to dla ciebie. – Wręczyłam Marko teczkę, w której upchałam
wszystkie dokumenty zebrane z podłogi. – Mogę prosić o moje papiery?
Mężczyzna dał mi różową teczkę z projektami dla prezesa. Wziął ją
z biurka, przy którym siedziała jakaś kobieta, z którą rozmawiał, zanim
wtargnęłam na ich piętro.
– Ładny kolor. – Zaśmiałam się. Ciekawe, jaką minę będzie miał
tajemniczy prezes. Jeśli ciasteczko mu przeszkadzało, to kolorem teczki też
nie będzie zachwycony. – Jestem Olivia, bo chyba się nie przedstawiłam.
– Podałam rękę mężczyźnie. – Muszę już biec na górę, jeśli chcę tutaj
dłużej popracować.
– Lubię droczyć się z Alexem – stwierdził Marko, ściskając moją dłoń
delikatnie, lecz stanowczo. – Mam nadzieję, że jeszcze się spotkamy –
dodał, gdy wchodziłam do windy, nie spuszczając ze mnie wzroku. –
Powodzenia, Olivio.
– Dziękuję, Marko.
Powodzenia? Czy jest mi to potrzebne? Bardziej jakiś motorek w tyłku,
bym spełniła czasowe limity.
Jadąc windą, masowałam obolałe kolana, jak nic jutro będą wyglądać
jak dwa kartofle. Na górze już na szczęście nie było wykładziny, która by
mnie zaatakowała. Podałam teczkę Kate, która nawet na mnie nie
spojrzała, i musiałam choć na chwilę usiąść, by złapać oddech.
– Na czwartym piętrze jest księgowość, idź i przynieś papiery do
zatwierdzenia – rozkazała Kate. Cały dzień wydawała mi polecenia
w tym stylu.
Pierwszy dzień w pracy zleciał nie wiadomo kiedy. Nie miałam czasu
na nudę czy sprawdzanie zegarka. Przez osiem godzin Kate poganiała
mnie tam i z powrotem. Jak nie po jakieś dokumenty, to po lunch dla
prezesa czy kawę. Moja praca była raczej zajęciem dla gońca, a nie
sekretarki.
Wiedziałam, że jutro będę musiała się inaczej ubrać. Bieganie
w szpilkach Louboutina było koszmarem. Nim się obejrzałam, wracałam
metrem do mieszkania Blanki, ciesząc się, że dzień w biurze dobiegł
końca.
Rozdział drugi
Tej nocy pierwszy raz śniłam o Alexandrze i jego oczach. Cały czas
uśmiechał się do mnie, a gdy już miał mnie pocałować, budzik zaczął
dzwonić natrętnie, wyrywając mnie ze snu.
No tak, czas wstawać i się ogarniać, bo samolot nie poczeka.
Wypiłam na szybko kawę i włożyłam białe dresy i trampki. W podróży
lubiłam mieć wygodne ubrania, które w żaden sposób nie krępowały
moich ruchów i nie musiałam się przejmować, jak siedzę, by
przypadkiem nie pokazać zbyt dużo innym osobom podróżującym.
Jak zwykle podkreśliłam tylko rzęsy i zrobiłam kreskę czarną kredką,
a usta przeciągnęłam bezbarwnym błyszczykiem. Włosy zebrałam
w staranny kucyk, lecz po chwili mi powychodziły, standardowo
najwięcej przy skroniach. Co bym nie robiła, i tak się ułożą, jak chcą,
więc nie zamierzałam się smarować żelami. Wiedziałam, że to nie ma
sensu, a poza tym nie lubiłam sklejonych włosów.
Telefon wibrował zawzięcie na blacie w kuchni. Zerwałam się biegiem,
by zdążyć odebrać. Wpadając na krzesło, nabiłam sobie siniaka na udzie.
– Halo? – Nawet nie spojrzałam, kto dzwoni, zajęta masowaniem uda.
– Czekam pod blokiem – prezes jak zwykle przechodził do sedna, nie
marnując czasu.
– Dobrze, już schodzę. – Rozłączyłam się i pośpiesznie wyszłam
z mieszkania, by nie musiał zbyt długo na mnie czekać. Taszczyłam
wielką walizkę, więc gdy dotarłam na parking pod blokiem, cała się
zdyszałam i spociłam. Wzrokiem odnalazłam Alexandra, który opierał
się o auto. Zaśmiałam się na jego widok.
– Podobnie się ubraliśmy – zauważyłam, lustrując go spojrzeniem
z góry na dół.
Prezes popatrzył to na mnie, to na siebie i także wybuchnął śmiechem,
zauważając podobieństwo w strojach, które wybraliśmy na podróż.
– Faktycznie, choć dresy nie pasują mi tak bardzo jak tobie – zauważył
śmiało. – Matko kochana, całe mieszkanie spakowałaś? – zapytał, gdy
wziął moją walizkę, by włożyć ją do bagażnika.
Może faktycznie zabrałam trochę za dużo rzeczy, ale lepiej wziąć za
dużo niż za mało. Lubię mieć wybór i nie martwić się, że nie mam co
wciągnąć na tyłek, więc zazwyczaj w podróż biorę więcej, niż faktycznie
później wkładam.
– Tylko najpotrzebniejsze rzeczy – odpowiedziałam z uśmiechem. –
Pana żona pewnie też tyle zabiera ze sobą.
Czy ja to powiedziałam na głos?
Jak zwykle najpierw mówię, później myślę. Nie zdenerwował się
jednak moim pytaniem, tylko bez słowa otworzył drzwi od strony
pasażera, bym wsiadła, po czym obszedł audi i usiadł za kierownicą.
– Nie mam żony. Skąd ten pomysł? – odezwał się w końcu, odpalając
silnik, który przyjemnie zamruczał. Włączył GPS, ustawiając trasę na
lotnisko, dopiero wtedy zwrócił na mnie uwagę i spojrzał.
– Wczoraj jak prezes rozmawiał przez telefon, założyłam, że z żoną
pan rozmawia. – Jak nic zaraz wybuchnie i będzie miał rację, że nie
powinnam podsłuchiwać jego prywatnych rozmów. Było to niegrzeczne
z mojej strony. Zamyślił się pewnie, zastanawiając się, o czym mówię,
gdy nagle wybuchł śmiechem, aż się wystraszyłam i podskoczyłam na
siedzeniu. Był to szczery śmiech, taki jak kiedyś słyszałam, kiedy był
w gabinecie z Marko. Jeszcze nigdy nie był przy mnie taki wesoły.
– Mówisz o Alice? To moja siostra. Nie mam czasu na dziewczyny,
a tym bardziej na żonę, Olivio. Jakbyś nie zauważyła, całymi dniami
siedzę w biurze. – Nie ma dziewczyny ani żony przez brak czasu? To trochę
smutne, że woli pracę od drugiej połówki. – A ty, Olivio, masz kogoś? –
zapytał niespodziewanie.
Naprawdę go to interesuje, czy po prostu chce rewanżu za ziarnko z jego
życia prywatnego?
Biłam się z myślami, wszystko, co wczoraj postanowiłam, legło
w gruzach. Wiedząc, że jest singlem, bezkarnie mogę się na niego ślinić.
Dał mi do zrozumienia, że nie jest zainteresowany związkami, może to
i dobrze, że przyciąganie jest jednostronne. To mój szef, nie powinny
nas łączyć inne relacje niż służbowe. Po raz kolejny się zastanawiałam,
czy dobrze zrobiłam, przyjmując ofertę wyjazdu do Paryża.
– Nie, nie mam, panie prezesie – odparłam zgodnie z prawdą, gdy
natrętnie się na mnie gapił, czekając na odpowiedź.
– Taka śliczna dziewczyna i sama? – spytał z niedowierzaniem, kręcąc
głową. Policzki mi spłonęły czerwienią, odwróciłam głowę w stronę
szyby, udając, że patrzę na budynki, które mijaliśmy w drodze na
lotnisko. Czułam jego wzrok na sobie, ale nie odezwałam się już ani
słowem, póki nie dojechaliśmy na miejsce. Nie wiedziałam, jak
zareagować na jego słowa, więc wybrałam milczenie.
Gdy dojechaliśmy na lotnisko, zatrzymał auto na parkingu pod samym
wejściem i wypakował z bagażnika nasze bagaże, on w zasadzie miał
tylko małą torbę podróżną. Chciałam wziąć od niego moją walizkę i gdy
nasze dłonie się zetknęły, poczułam, jakby prąd przeskakiwał między
nami. Aż głośno wciągnęłam powietrze.
– Nie wygłupiaj się, poniosę twoją szafę podróżną – powiedział
stanowczo, lecz w jego oczach tańczyły wesołe iskierki. Uśmiech nie
schodził mu z twarzy, miał dobry humor, a mnie trochę peszył i nie
wiedziałam, jak mam się zachowywać w jego obecności.
– To prezes niech się nie wygłupia, dam sobie radę – odburknęłam,
a on tylko spojrzał na mnie wzrokiem nieuznającym sprzeciwu.
– Umówmy się, że poza pracą darujesz sobie tego „prezesa”. Mów do
mnie Alex lub Alexander, jak tam wolisz. A walizkę wezmę ja i to nie
podlega negocjacji.
– Dobrze – powiedziałam tylko zrezygnowana, nie chcąc się
sprzeczać. Skoro chce robić za bagażowego, to okej, jego sprawa.
Korzystając z tego, że nie dzieli nas już tylko skrzynia biegów,
wycofałam się i szłam dwa kroki za nim. Musiałam się zdystansować. Nie
wiedziałam, co myśleć. Czułam się skołowana. Nie do takiego prezesa
byłam przyzwyczajona, jakby w jednym człowieku znajdowały się dwie
osoby o różnych twarzach. Wcześniej uważałam, że zakłada maskę,
a dzisiaj uważam, że ten człowiek nie ma maski, tylko rozdwojenie jaźni,
co mnie przerażało i szokowało zarazem. Prezes był dupkiem
nieznoszącym sprzeciwu, a samym wzrokiem potrafił spowodować, że
się człowiek kurczył i uciekał gdzie pieprz rośnie. Natomiast Alexander
wydawał się wesoły, szczery i taki ludzki. Czy może być w jednej osobie
tyle sprzeczności? Ja nie potrafiłam raz zachowywać się jak Olivia, a za
chwilę jak jakaś inna osoba. Nagle zatrzymał się i wpadłam na jego
plecy, pochłonięta myślami.
– Przepraszam – burknęłam.
– Usiądźmy. Mamy jeszcze pół godziny do lotu – powiedział, stawiając
walizki obok siedzeń. – Chcesz coś do jedzenia lub picia? – zapytał.
Pokręciłam tylko głową, a on podszedł do automatu i kupił dwie wody,
mimo że nic nie chciałam. Wręczył mi jedną butelkę, siadając obok mnie,
i odkręcił swoją.
– Dziękuję – powiedziałam. Zaczęłam się bawić suwakiem od walizki,
nie wiedząc, co ze sobą zrobić i nagle żałując tego wyjazdu.
– Uraziłem cię? – zapytał po krótkiej chwili, przyglądając mi się.
– Nie – odparłam krótko, wzdychając.
– To w czym problem? – dopytywał, nie dając za wygraną.
Czemu nagle stał się taki spostrzegawczy? Zawsze miał mnie w dupie
i nie miałam takiego mętliku w głowie.
– Odpowiesz mi na pytanie, Olivio? – Złapał mnie za brodę,
zmuszając, bym spojrzała mu w oczy.
Co mam mu powiedzieć? Że mi się podoba, ale nie orientuję się już w jego
humorach, osobach czy co to on tam gra.
– Po prostu nie rozumiem twojego zachowania, Alexandrze. Jesteś
zupełnie inny niż zwykle – wymamrotałam w końcu pod naciskiem jego
nieustępliwego spojrzenia.
Potarł kciukiem moją wargę, patrząc mi prosto w oczy. Byłam
zahipnotyzowana, nie mogłam odwrócić od niego wzroku. Zamknął
powieki, opuścił rękę i westchnął głośno, zostawiając gorący ślad na
mojej wardze, którą od razu mimowolnie przejechałam czubkiem języka.
– Olivio, w pracy muszę trzymać ludzi krótko, stąd moje zachowanie.
Ludzie nie traktowaliby mnie poważnie, gdybym z każdym był na stopie
koleżeńskiej. Teraz jestem po prostu sobą, taki jaki jestem dla rodziny
i przyjaciół. – Kiwnęłam głową, że zrozumiałam, ale nie chciałam drążyć
dalej tematu i go wypytywać, więc nie odezwałam się ani słowem. – Daj
mi swój bilet, Olivio – powiedział, wzdychając. Podałam mu z torebki
kopertę, w której był mój bilet i rezerwacja pokoju. – Dlaczego twój jest
na klasę ekonomiczną? – Był zły, to zachowanie znałam i to był właśnie
prezes.
– Dlatego że prezes nie mówił, że mają być dwa na pierwszą klasę,
a ekonomiczne są o połowę tańsze – warknęłam, automatycznie zła na
niego, nie rozumiejąc nawet dlaczego.
Skąd miałam wiedzieć, że chce zrobić sobie ze mnie atrakcję w czasie
lotu? Zawsze trzymał mnie na dystans, więc byłam pewna, że to mu będzie
na rękę.
– Kurwa! – zaklął i zabrał bilety. Poszedł najpewniej do kasy
biletowej. Wrócił po piętnastu minutach już w dużo lepszym humorze. –
Przepraszam, że się uniosłem, nie chciałem – rzekł szczerze, podając mi
bilet. – Proszę, nowy.
Gdy wzięłam od niego bilet na pierwszą klasę, wywołali nasz lot.
Ruszyliśmy w stronę odpraw bagażowych. Niedługo później siedzieliśmy
już w samolocie, zajmując miejsca, które były napisane na kartach
pokładowych. Pierwsza klasa miała pierwszeństwo przy wsiadaniu
i wysiadaniu z samolotu. Plusem była także większa przestrzeń, dzięki
której bez problemu mogliśmy rozciągnąć nogi.
Stewardesy skakały wokół Alexandra, spełniając jego zachcianki, gdy
tylko samolot wzbił się w powietrze. Jego kaprysom nie było końca, nie
mogłam już tego słuchać, więc założyłam słuchawki. Muzyka
momentalnie mnie odprężyła. Poczułam się lepiej sama ze sobą i swoimi
myślami, a tych ostatnich miałam niemało.
Rozdział siódmy
Alexander nie mylił się. Nie minęło czterdzieści minut, a już pierwsza
osoba przyszła donieść, kto zrobił zdjęcia projektów Marko. Dziewczyna
tłumaczyła się, że jest samotną matką i pieniądze są jej potrzebne, nie
może sobie pozwolić na stratę pracy. Rozumiałam, czym się kierowała.
Zastanawiało mnie tylko, czy i tak sama nie będzie musiała się zwolnić.
Nikt nie lubił kapusiów, a było pewne, że po całej firmie rozniesie się,
kto wydał współpracownika. Dla Alexandra było to dobre, bo już
wiedział, kto za tym stoi i nikt więcej nie odważy się czegoś takiego
powtórzyć. W ciągu kolejnej godziny przyszły jeszcze dwie osoby,
wskazując tę samą kobietę… Megan Jones.
Nie znałam pracowników Marko. Kilka razy byłam w jego pracowni
i może spotkałam Megan, ale teraz nie mogłam jej skojarzyć po samym
imieniu i nazwisku.
– Wezwij Marko i Megan Jones – rozkazał lodowatym głosem
Alexander do telefonu.
Oho, zaraz się zacznie!
Nie wiem, jakie Marko ma podejście do swoich podwładnych, ale
Alexander nie był przyjemny dla nikogo poza mną i swoim bratem. Inni
pracownicy nie mieli dla niego większego znaczenia. Bez problemu
wymieniał jednego człowieka na drugiego.
Pracować w Devil’s House chciał każdy, to duża prestiżowa firma, no
i zarobki wysokie. Można by powiedzieć, że dla tych, którzy pracowali
w Devil’s House, później wszędzie w branży modowej drzwi stały
otworem.
Alexander stukał palcami w biurko, czekając na Marko i Megan, a ja
próbowałam się skupić na odpisywaniu na maile. W całym gabinecie
rozległ się dźwięk telefonu Alexandra. Zastanawiałam się, czy zostać,
czy uciekać, ale teraz już było na to za późno.
– Panie prezesie, pan Marko i pani Megan Jones do pana. Wpuścić? –
To nie głos Emmy. Pewnie mamy kolejną nową sekretarkę, pomyślałam.
– Niech wejdą – odpowiedział sucho Alexander.
Po chwili drzwi się otworzyły i weszli Marko z Megan. Jak ją
zobaczyłam, od razu skojarzyłam. To ona mi kiedyś przynosiła papiery,
gdy Kate nie przyszła do pracy i Alexander łaskawie kazał innym
przynosić mi wszystko, co potrzebne, bym nie biegała po całym budynku.
– Wzywałeś nas – powiedział Marko jak gdyby nigdy nic obojętnym
tonem, a Megan tylko burknęła pod nosem „Dzień dobry”. Patrzyła
wszędzie, tylko nie na nas. Nie była głupia, wiedziała, co zaraz się
stanie.
– Tak, usiądźcie. – Alexander był nadzwyczaj opanowany. Siedział
rozparty na fotelu i przyglądał się Megan, aż ich oczy się spotkały.
Dziewczyna jednak od razu spuściła wzrok, wyglądała jak winna i cała jej
postawa ciała o tym świadczyła. – Megan, zapytam tylko raz: dlaczego to
zrobiłaś? – Alexander mówił cicho, niewiele głośniej od szeptu.
W gabinecie zapanowało milczenie, słychać było nawet muchę, która
odbijała się od okna. Megan zakryła twarz rękami. Płakała przeraźliwie,
nie mogłam na to patrzeć. Marko odsunął się z obrzydzeniem na drugi
koniec kanapy, a dziewczyna już by padła trupem, gdyby Alexander mógł
zabijać wzrokiem. – Nie weźmiesz mnie na litość. Jeśli skończyłaś już
lamentować, to mów, dlaczego to zrobiłaś. Nie mam całego dnia – rzekł
lodowatym tonem.
Zszokowana wciągnęłam głośno powietrze. Nigdy nie wtrącałam się
do tego, jak Alexander zarządza firmą, ale teraz byłam na niego zła,
wręcz wkurwiona. Czemu tak traktuje drugiego człowieka? To nieludzkie.
Źle zrobiła, to fakt, ale jednak każdemu należy się szacunek. Jak może
wymagać szacunku, skoro innym go nie okazuje?
– U mojej córki wykryto raka mózgu, potrzebowałam dużo pieniędzy
na leczenie. Przepraszam, nie znalazłam innego wyjścia. – Zawyła
jeszcze głośniej, a po kilku sekundach padła na kolana przed biurkiem
Alexandra. – Proszę, niech pan mnie nie zwalnia. Potrzebuję tej pracy.
– Chyba sobie ze mnie żartujesz?! Zamiast przyjść do mnie zapytać
o pożyczkę, to mnie okradłaś, bo inaczej tego nazwać nie można –
krzyczał na dziewczynę, która się skuliła w pozycji embrionalnej, a mi
się zrobiło niedobrze.
Nie, tego, kurwa, za wiele. Jego zachowanie jest karygodne!
Teoretycznie już skończyłam pracę, więc zebrałam swoje rzeczy
i wyszłam z gabinetu, nie oglądając się na nikogo. Nie zamierzałam na to
patrzeć, a tym bardziej tego popierać. Przegiął, i to ostro, teraz nic nie
tłumaczyło jego zachowania. Lepiej by było, gdyby do mnie nie dzwonił.
Musiałam ochłonąć i w tym momencie nie chciałam na niego patrzeć ani
go słuchać.
Wróciłam do mieszkania Blanki, po drodze kupując wino. Myślałam, że
wypijemy razem, ale standardowo nie było jej w domu.
Sama opróżniłam całą butelkę i się najebałam. Miałam wypić tylko
jedną lampkę, ale co pomyślałam o Alexandrze, to mi ciśnienie skakało,
więc musiałam napić się kolejnej.
Spojrzałam w kierunku, z którego dochodziło brzęczenie telefonu. Był
w torebce. Na bank dzwonił Alexander. Nawet się nie ruszyłam, by po
niego iść, ale nie przestawał dzwonić.
Kurwa, czy nie rozumie aluzji, że nie chcę z nim rozmawiać?
Udało mi się zejść z taboretu w kuchni i w ślimaczym tempie poszłam
po torebkę, wpadając na stolik, który stał na mojej drodze.
– Ała, kurwa! – Jak nic będzie siniak. – Halo? – odebrałam telefon,
nawet nie patrząc, kto dzwoni.
– Dlaczego wyszłaś bez słowa i nie zaczekałaś na mnie? – warknął
cicho Alexander.
Serio, on jest zły na mnie? Zachował się nawet nie jak dupek,
a największy kutas świata i jeszcze ma do mnie pretensje?
– Bo taki miałam kaprys. Nie chce mi się z tobą rozmawiać, a tym
bardziej patrzeć na ciebie, dupku – wybełkotałam. Wino plątało mi język,
ale dodawało również odwagi. Na trzeźwo na pewno bym mu tego nie
powiedziała.
– Piłaś? – zapytał wściekły.
– Nie twój interes, jestem po pracy i mogę robić wszystko, na co mam
ochotę. Do jutra, panie prezesie. – Rozłączyłam się, nie dając mu dojść
do słowa. Wyłączyłam telefon, by już więcej nie dzwonił. Uważając, by
znów nie wpaść na stolik, poszłam do łóżka, przytrzymując się ściany.
Tak, łóżko było najlepszym wyjściem w tym momencie. No, może nie
do końca, bo wszystko wokół mnie wirowało.
Ha, ha, ha, czuję się, jakbym była na karuzeli, która nie przestaje się
kręcić.
Długo nie mogłam zasnąć, przekręcając się z boku na bok. Ze złością
kolejny raz uklepałam poduszkę i ułożyłam się wygodnie. Pozostało mi
czekać, aż w końcu zmorzy mnie sen.
Rozdział szesnasty
Tydzień zleciał nie wiem kiedy, ale fakt, dużo się działo wokół mnie. Po
obejrzeniu kawalerki zdecydowałam się ją wynająć. Może i była mała, ale
czego więcej potrzebowałam do szczęścia? Właściciel okazał się całkiem
sympatycznym starszym panem, który od progu powitał mnie z szerokim
uśmiechem, dając mi swobodę. Nie chodził za mną, a później
poczęstował kawą i uraczył opowieściami ze swojej młodości.
Z Alexandrem układało nam się coraz lepiej, współpraca szła dobrze
i mieliśmy fajne pomysły. Udało nam się zawrzeć kilka umów ze
sklepami z ekskluzywną odzieżą w Londynie, gdzie mieliśmy wystawić
najnowszą kolekcję. Potrafiliśmy ze sobą pracować, uzupełniając się
idealnie. Ustaliliśmy, że zachowamy w pracy dystans, co nie było
Alexandrowi na rękę, lecz w końcu niechętnie się zgodził, szanując moje
zdanie. Ukradkiem co jakiś czas spoglądaliśmy na siebie z uśmiechami na
twarzy. Czy mogło być lepiej? Chyba już nie. Byłam szczęśliwa, miałam
dobrą pracę, wynajęte, ale własne mieszkanie i zaczęłam żyć pełną
piersią.
W Paryżu na pokazie charytatywnym zebrali ponad dziesięć tysięcy
funtów, sprzedając kreacje mojego projektu. Byłam w szoku, gdy
zobaczyłam wyniki sprzedaży. Cieszyłam się jak małe dziecko,
szczególnie że sukienki były podpisane moim nazwiskiem. Alexander się
uparł, choć ja w tej chwili nie chciałam zajmować się projektowaniem.
Na e-maila dostawałam od różnych firm wiadomości, bym zrezygnowała
z Devil’s House i zatrudniła się u nich, a także niezliczoną ilość pochwał.
Byłam cholernie dumna z siebie oraz z Marko i jego ludzi za wykonanie
tego, co zrodziło się w mojej głowie.
W prezencie od mojego mężczyzny dostałam kosz czerwonych róż
i figurkę z wieżą Eiffla, by mi przypominała o pokazie i tym, jak się
zaczął nasz romans. Wieżyczka zajęła honorowe miejsce na szafce
nocnej, bym mogła na nią patrzeć, zasypiając i otwierając oczy.
Mimowolnie powodowała szeroki uśmiech na mojej twarzy,
a wspomnienia momentalnie przechodziły mi przed oczami niczym
w zwolnionym filmie.
Alexander nie był zadowolony, gdy wynajęłam kawalerkę i znów
powrócił temat mieszkania u niego. Próbował zajść mnie z każdej strony,
prosząc i uderzając w błagalną nutę, lecz potrzebowałam poczucia
odpowiedzialności za swoje życie, by udowodnić samej sobie, że potrafię
się utrzymać. Nie miałam dużo rzeczy u Blanki, więc nie musiałam
wynajmować auta do przeprowadzki. Przyjaciółka wszystko przewiozła
mi swoim samochodem, a później pomogła rozpakować pudła.
Kiedy już zostałam sama w mieszkaniu, zebrałam się w końcu na
odwagę, by spróbować pogodzić się z ojcem. Było to trudniejsze, niż
myślałam. Trzykrotnie dzwoniłam i się rozłączałam. Dopiero za
czwartym razem nie zdążyłam, bo odebrał telefon.
– Halo? – odezwał się, a ja nie byłam w stanie wydusić słowa. –
Olivio, to ty? – zapytał wyraźnie zmartwiony.
– Tak, to ja. Cześć, tato – odpowiedziałam w końcu roztrzęsionym
z emocji głosem.
– Coś się stało, że dzwonisz po tak długim czasie?
Przewróciłam oczami. No tak, myślał, że czegoś od niego chciałam,
skoro dzwoniłam po kilku tygodniach. Cały ojciec, nie zna
bezinteresowności. Wydaje mi się, że empatia umarła w nim razem
z moją matką.
– Nie, nic się nie stało, tato. Chciałam tylko zapytać, co u ciebie. –
Miło było go usłyszeć. Nie myślałam, że aż tak mi go brakowało.
– A jak ma być? Pusto bez ciebie w domu, zostałem sam jak palec. –
Ojciec wzdychał co chwilę, też nie wiedział, co ma mówić. Nie chciałam
się z nim kłócić i wypominać, że z jego winy się wyprowadziłam.
– Mogę cię odwiedzić? – zapytałam impulsywnie. Nie planowałam
tego wcześniej, lecz ten telefon wywołał we mnie wyrzuty sumienia
i tęsknotę za rodzinnym domem.
– Jasne, to też twój dom, córcia, nie musisz pytać o pozwolenie –
odparł cicho, niemal szeptem. Mimowolnie pociekły mi z oczu łzy, które
otarłam wierzchem dłoni, i pociągnęłam nosem.
– Muszę kończyć, przyjadę w przyszły weekend. Do zobaczenia,
tatusiu.
Ojciec również się pożegnał, mówiąc tylko „dobrze, pa”, po czym się
rozłączyłam.
Siedziałam na kanapie w moim nowym mieszkaniu, nagle czując się
bardzo samotna. Raz za razem pociągałam nosem, zastanawiając się, czy
kiedyś się wszystko ułoży. Jak ojciec pozna Alexandra, to czy polubią się
choć na tyle, by się nie pozabijać? Miałam teraz dwóch mężczyzn w sercu,
tylko każdego darzyłam inną miłością. Dwie tak ważne dla mnie osoby
o odmiennych charakterach. Dwóch władczych, twardo stąpających po
ziemi samców, którym na mnie zależało. Każdy jest prezesem innej
firmy i rządzi zupełnie inaczej. Posiadają wielkie serca, to ich łączy. Ja to
dostrzegałam i wiedziałam, jak do nich dotrzeć, bo znałam drogę do ich
dusz.
Wytarłam nos i przemyłam twarz zimną wodą w łazience, gdy
zadzwonił domofon.
To pewnie Blanka już przyjechała na babski dzień.
Podniosłam słuchawkę w przedpokoju, odgarniając puste, kartonowe
pudełka, które czekały na wyniesienie do śmieci.
– Już idę – powiedziałam i odłożyłam słuchawkę, nie czekając na
odpowiedź.
Zabrałam torebkę z szafki na buty i po chwili wyszłam z domu.
– Hej – przywitałam się, gdy wsiadłam do auta Blanki, zajmując
miejsce pasażera.
– Cześć. Co się stało? – Blanka od razu zauważyła, że płakałam. Nigdy
nie udaje mi się zatuszować tego faktu. Zawsze od razu mam nos jak
kartofel i wypieki na policzkach.
– Rozmawiałam przed chwilą z ojcem – wyjaśniłam. Blanka pokiwała
głową ze zrozumieniem.
– Znowu się pokłóciliście? – zapytała, patrząc na mnie. Pocieszająco
pogłaskała mnie po ramieniu.
– Nie, ale dopiero teraz zauważyłam, że mi go brakuje. – W wyobraźni
zobaczyłam ból w oczach ojca, gdy się wyprowadzałam, lecz postawą nic
wtedy nie okazywał i nie próbował mnie zatrzymać.
Blanka przytuliła mnie na tyle, na ile się dało w tak małym aucie
i spojrzała na mnie niepewnie, zastanawiając się, co ma ze mną zrobić.
Uruchomiła jednak silnik i powoli zaczęła opuszczać parking, by
wyjechać na ulicę.
– Nie dołuj się. Miałyśmy się dobrze bawić. – Blanka próbowała
odwrócić moją uwagę.
Ma rację, dziś miałam świętować, a co robię? Wyję jak małe dziecko i nie
potrafię wziąć się w garść.
– Już się ogarniam. To co, najpierw fryzjer? Spa? Zakupy? – zapytałam
przyjaciółkę. Blanka aż klasnęła w dłonie, lubiła takie wypady. Wcześniej
co tydzień zwiedzałyśmy wszystkie salony kosmetyczne i sklepy
odzieżowe, ale od kiedy wyprowadziłam się od ojca, pierwszy raz robimy
babski wypad na miasto. Teraz mieszkam sama, jestem niezależna, stać
mnie na takie rzeczy, no i mam też pretekst, by zaszaleć na całego.
– Zakupy, oczywiście. Jak rozleniwią nam się tyłki w spa, nie będzie
nam się już chciało chodzić po sklepach. – Blanka wyrwała mnie z moich
myśli.
– No to jedziemy tam, gdzie zawsze – stwierdziłam z entuzjazmem,
przywołując uśmiech na usta. Lubiłam zakupy, to było oczywiste. Która
kobieta nie lubiła wydawać pieniędzy na siebie i swoje zachcianki? – Już
to widzę, jak po spa zrezygnowałabyś z zakupów. – Zaśmiałam się.
Musieliby wszystkie sklepy na całym świecie pozamykać, także te
internetowe.
Może Blanka też by chciała iść z nami na kolację?
Fajnie by było mieć przy sobie dwie bliskie osoby jednocześnie.
Poznałaby w końcu Alexandra i zrozumiała, dlaczego jestem w nim
zakochana po uszy.
Jak nie kochać tak dobrego człowieka? Nigdy nie powiedziałam
Alexandrowi wprost, co do niego czuję, lecz on również nigdy mi tego nie
powiedział. Widzę miłość w jego oczach, gdy na mnie patrzy, to fakt.
Zmienia się dla mnie z dnia na dzień. To nie jest już człowiek, którego
poznałam przed wyjazdem do Paryża. Miło by było jednak usłyszeć te dwa
proste słowa: „kocham cię”.
Nie rozmawiałam z Alexandrem o kolacji poza ustaleniem, że na nią
idziemy, więc napisałam do niego SMS-a:
„Mogę zaprosić na kolację przyjaciółkę? Czy to ma być randka we
dwoje? Może Marko mógłby przyjść?”.
Kliknęłam „wyślij” na ekranie smartfona. Nie musiałam długo czekać
na odpowiedź, w końcu prawie nigdy nie rozstawał się z komórką.
„Jasne, zaproś. Pogadam z Marko”.
Uśmiechnęłam się do telefonu, jakby Alexander mógł to zobaczyć.
Wystukałam szybko następną wiadomość:
„Super, już nie mogę się doczekać :*”.
Blanka udała, że wymiotuje. Uważała, że miłość jest dla głupców, bo
sama nigdy się nie zakochała. Nawet nie pozwoliła nikomu się do siebie
zbliżyć. Nie widziałam też, by kiedykolwiek ktoś złamał jej serce, a tym
bardziej, by za kimś latała z motylkami w brzuchu, chociaż znamy się od
dziecka. W pewnym sensie było mi jej szkoda, bo miłość to dobre
i przyjemne uczucie. Sądzę, że każdy na nią zasługuje i nie powinien być
samotny, tylko na starość powinien siedzieć z miłością swojego życia na
kanapie i wspólnie oglądać telewizję.
– Dziś wieczorem mamy świętować mój awans i ogólnie opijać pracę.
Wpadniesz? – zapytałam, chowając telefon do torebki.
– Nie wiem, czy chce mi się patrzeć, jak się ślinisz do faceta –
zażartowała, a ja szturchnęłam ją w ramię, po czym kontynuowała,
naśmiewając się ze mnie: – Jak mogłabym nie przyjść na tak ważne dla
ciebie wydarzenie? – Blanka już parkowała przed naszym ulubionym
sklepem. Niemal w podskokach weszłyśmy do środka i spojrzeniami
przeskakiwałyśmy z wieszaka na wieszak, nie wiedząc, od czego zacząć
buszowanie wśród ciuchów.
– Dawno mnie tutaj nie było – stwierdziłam, podchodząc do ubrań
znajdujących się najbliżej drzwi frontowych.
– Najpierw musimy ubrać ciebie. Może jakąś seksowną sukienkę? –
Blanka już wpadła w wir zakupów i nie słuchała, co do niej mówiłam.
Zaczęła znosić mi do przymierzania sukienki jedną za drugą. Byłyśmy
stałymi klientkami, więc już na wejściu ekspedientki zacierały ręce,
skacząc wokół nas. Miały fałszywe uśmieszki, próbując wcisnąć nam jak
najwięcej strojów.
Po godzinie i stosie przymierzonych sukienek wybrałam czarną, długą
kreację z wycięciem do pępka, ozdobioną delikatnymi cekinami
w odcieniu takim samym jak sukienka. Ozdoby w połączeniu ze światłem
dodawały jej delikatnego blasku, na plecach zaś znajdowała się pajęcza
sieć z drobnych paseczków.
– Tak, ta jest ekstra. Wyglądasz super – stwierdziła Blanka, klaszcząc
w dłonie na mój widok, kiedy wyszłam z przymierzalni.
– Też tak uważam – odrzekłam z uśmiechem, okręcając się wokół
własnej osi, by zaprezentować się Blance z każdej strony.
Wyszukując mi stroje, Blanka odłożyła mały stosik dla siebie i już
siedziała w przymierzalni, podczas gdy ja odpoczywałam na kanapie.
– Nie za krótka? – zapytałam, kiedy Blanka wyszła z przymierzalni, by
pokazać mi się w pierwszej sukience, która ledwo zasłaniała jej tyłek.
– Ta to jest długa, w poprzedniej pół dupy mi wystawało – odparła
niewzruszona. Prawie wszystkie jej ciuchy tak wyglądały. Mówiła, że
faceci takie lubią najbardziej. Styl miałyśmy całkiem inny, ja wolałam
proste, skromne stroje, a ona zawsze ubierała się jak do klubu.
W następnym sklepie kupiłyśmy buty. Ja wybrałam klasyczne, czarne
szpilki średniej wysokości, a Blanka sandały na wielkiej platformie. Na
szczęście szybko nam poszło, bo upolowałyśmy obuwie niemal od razu,
stwierdzając, że pierwszy strzał jest najlepszy i nie ma co szukać dalej.
Kilka godzin spędziłyśmy w sklepie na przymierzaniu sukienek.
Następnym punktem na naszej liście było spa, w którym miło
spędziłyśmy czas i zrelaksowałyśmy się. Najpierw zrobiono nam masaż
na całe ciało z gorącej czekolady i maseczki z alg na twarz, a później
szereg zabiegów na dłonie i stopy, aż w końcu wylądowałyśmy w jacuzzi
z kieliszkiem szampana. Na sam koniec zostawiłyśmy sobie fryzjera
i zrobienie wieczorowego makijażu.
Blanka odwiozła mnie do mieszkania odprężoną i w dużo lepszym
humorze, niż miałam, gdy wychodziłam na zakupy. O dwudziestej
miałyśmy się spotkać w Red Rose, restauracji, którą wybrał dla nas
Alexander. Przesłałam Blance adres i przebrałam się w sukienkę, którą
kupiłam na dzisiejszą okazję.
Rozdział osiemnasty
Obudził mnie jak zwykle pełny pęcherz. Spałam na kanapie, choć nie
przypominałam sobie, bym się na niej kładła. Ostatnio wiele się działo,
ale nawet już nie pamiętałam szczegółów. Potrafiłam zasnąć tam, gdzie
aktualnie siedziałam. Podniosłam się, nadal pijana, z zamiarem pójścia
do łazienki, gdy kątem oka zobaczyłam postać siedzącą przy wyspie
kuchennej, aż krzyknęłam ze strachu. Przetarłam oczy, nie dowierzając.
Matko boska, wiem, że się wczoraj nawaliłam, ale żeby aż tak?
– Spokojnie, to tylko ja – usłyszałam lub sobie wyobraziłam,
przywołując jego głos ze wspomnień.
Ja pierdolę, chyba przesadziłam z alkoholem i mam zwidy. Nie, to nie
może być on. No bo jak? Jakim cudem?
Udało mi się dotrzeć do łazienki i nie potknąć o nic, lecz musiałam
przytrzymywać się ściany, bo się zataczałam. Zrobiłam siusiu i weszłam
pod zimny prysznic, by otrzeźwieć i doprowadzić się do porządku na tyle,
na ile to było możliwe, zważywszy na mój stan. Nie wiem, ile wczoraj
wypiłam. W sumie od kilku dni nie rozstawałam się z butelką, a głowa
płatała mi już figle.
Gdy wyjdę z łazienki, jego nie będzie. Jak zawsze będę sama z butelką
i znów się upiję jakimś tanim sikaczem. Chyba muszę zamówić jakieś lepsze
wino, bo po tym coś złego dzieje się z moją głową.
Dokładnie się wytarłam, zrobiłam turban z ręcznika na głowie,
okryłam się szlafrokiem i wyszłam, nie przedłużając momentu
opuszczenia łazienki.
Po zimnym prysznicu otrzeźwiałam na tyle, by wiedzieć, co się wokół
mnie dzieje, ale wystarczy pół butelki i znów będę pijana jak szpadel.
Weszłam do kuchni, w której niewątpliwie ktoś posprzątał, bo ja już
dawno tego nie robiłam, a z tego, co pamiętałam, pomieszczenie
wyglądało jak po wojnie. W zlewie nie było pustych naczyń ani butelek
i dobiegł mnie odgłos pracującej zmywarki. Otworzyłam szafkę, by wyjąć
wszystko, czego potrzebowałam do przyrządzenia kawy, po czym
wstawiłam czajnik na gaz. To musiała być jego sprawka, bo przecież nie
krasnoludków, czyli jednak mi się nie przyśnił.
– Co ty tutaj robisz? – zapytałam lodowato, w końcu przerywając ciszę
i nie patrząc w jego stronę.
Nie byłam jednak pewna, czy nie jest czasem wymysłem mojej głowy.
Postanowiłam odstawić alkohol przynajmniej do wieczora. Niby czułam
jego wzrok na sobie, lecz nic się nie odzywał ani nie poruszał, gdy przez
sekundę kątem oka na niego spojrzałam.
– Sama nas wczoraj wpuściłaś – odezwał się w końcu.
Pamiętam jak przez mgłę, że domofon dzwonił, ale nie przypominam
sobie, bym kogokolwiek wpuszczała do środka. Miałam w pamięci jedną
wielką czarną dziurę nie tylko z wczoraj, ale i z ostatnich dni.
– Po co tu przyszedłeś?
Nawet nie patrzyłam na niego. Ręce mi się trzęsły przy każdej
czynności przez nadmiar alkoholu albo ze stresu, że on tutaj jest. Tylko
po co przyszedł? Podszedł i wyjął mi z rąk cukiernicę i łyżeczkę. Połowę
cukru już zdążyłam wysypać na blat i podłogę zamiast do kubka.
– Pytałam, po co przyszedłeś, Alexandrze. – Spojrzałam na niego
w końcu, mrużąc oczy, by sprawdzić, czy to faktycznie on. Chciał mnie
przytulić, ale go odepchnęłam, upewniając się, że naprawdę stoi koło
mnie. Na jego twarzy malował się ból, bo chyba nie spodziewał się mojej
reakcji. – Nie dotykaj mnie! – krzyknęłam, zwiększając dystans między
nami na tyle, na ile się dało w ciasnej kuchni. Podniósł ręce do góry
w geście poddania. Za bardzo mnie zranił, bym pozwoliła mu się dotknąć
jak gdyby nigdy nic.
Ma zamiar udawać, że nic się nie stało, a tamta przeklęta kolacja nie
miała miejsca?
Jednak musiałam się napić. Sięgnęłam do szafki, w której trzymałam
alkohol, ale była pusta.
Dupek wszystko wylał! Będę musiała teraz czekać, aż dowiozą ze sklepu
nowe wino. Kurwa mać! Zatrzasnęłam szafkę z impetem.
– Jestem tutaj od wczoraj. Przyjechałem z Marko. Byłaś kompletnie
pijana. Marko pojechał do domu, a ja położyłem cię spać i siedziałem
przy tobie całą noc – odpowiedział w końcu na moje pytanie, wracając na
stołek. Nie próbował mnie już dotknąć.
Miał minę zbitego psa, a moje serce mimo wszystko drgnęło. Zrobiło
mi się go żal. Powstrzymałam się jednak, by go nie przytulić, mając
w głowie to, jak mnie potraktował i miał w dupie przez te wszystkie dni.
To nadal bolało, a nie mogłam tego tak po prostu wymazać z pamięci.
Miałam pustkę w głowie. Niczego nie mogłam sobie przypomnieć
z wczorajszego dnia, a tym bardziej wieczora, ale pewnie mówił prawdę.
– Nikt cię o to nie prosił! – warknęłam. – Wyjdź z mojego mieszkania!
– Wskazałam palcem wyjście. Alexander nawet się nie ruszył, czym
jeszcze bardziej mnie rozjuszył. – Kurwa, głuchy jesteś?! Nie chcę cię
widzieć! – krzyczałam jak histeryczka, bojąc się, że zaraz się popłaczę na
jego oczach. Cały czas byłam na niego zła, wręcz wkurwiona.
Zostawił mnie. Miał w dupie, że wylałam przez niego miliony łez
i wypiłam morze alkoholu, a teraz siedzi tu jak gdyby nigdy nic.
– Proszę, wysłuchaj mnie, a później tak jak chcesz, wyjdę – powiedział
błagalnie ze spuszczonym wzrokiem.
– Nic nowego mi nie powiesz, Alexandrze, więc moja odpowiedź
brzmi „nie”. – On mnie nie słuchał, gdy ja próbowałam coś powiedzieć,
więc dlaczego miałabym go wysłuchiwać?
Wiele mnie kosztowało, by się nie rozpłakać. Nie da się odkochać
z dnia na dzień. Mimo tego, co mi zrobił, nadal go kochałam.
– Kocham cię, Olivio, nie skreślaj mnie. – Alexander padł przede mną
na kolana, zalewając się łzami. Byłam w szoku, nie spodziewałam się
takiego wyznania z jego ust. Niewiele myśląc, uklęknęłam obok niego
i płakałam razem z nim, czując się przytłoczona uczuciami.
– Jestem kretynem. Osądziłem cię niesprawiedliwie. Nie przyszło mi
do głowy zapytać cię o prawdę. Wtedy byłem pewien, że to jej intryga
i wstyd się przyznać, ale jeszcze wczoraj tak myślałem, póki nie dostałem
kilka razy w pysk od Marko. – Alexander niepewnie patrzył mi w oczy.
Próbował mnie dotknąć, ale przez moje spojrzenie zrezygnował
z westchnieniem. Widząc, że go słucham, kontynuował: – Opowiedział
mi wszystko. Zrozumiałem, że zraniłem najlepszą kobietę, jaką w życiu
spotkałem. Kotuś, tak bardzo cię przepraszam, wybacz mi, proszę. –
Zaciągnął się powietrzem i popatrzył na mnie. – Dotarło do mnie, że cię
kocham i nie chcę stracić. Zrobię wszystko, byś do mnie wróciła. – Ból
w jego oczach był nie do wytrzymania. Spuściłam wzrok, nie mogąc na to
patrzeć. – Marko przyjechał tu ze mną, bo wiedziałem, że po tym, co ci
zrobiłem, mi nie otworzysz. Gdy zobaczyłem cię kompletnie pijaną,
wszędzie wokół rozbite kawałki butelek, nie mogłem odejść i zostawić
cię samej. Bałem się, że przeze mnie zrobisz sobie krzywdę. – Wyciągnął
rękę w moją stronę, podejmując kolejną próbę. Tym razem go nie
odtrąciłam, więc chwycił mnie pewnie za dłoń. – Wiem, że nie chcesz
mnie znać, ale jeśli nie skreśliłaś mnie całkowicie, wiesz, gdzie mnie
szukać. Będę czekać na ciebie i walczyć każdego dnia, by cię odzyskać.
Nie byłam w stanie się odezwać ani na niego spojrzeć. Wstał,
pocałował mnie w czubek głowy i wyszedł, zamykając za sobą drzwi
wejściowe. Nie wiem, ile siedziałam na podłodze, zastanawiając się nad
jego słowami. Serce i rozum podpowiadały mi skrajnie co innego.
Czy będę potrafiła zapomnieć, jak mnie upokorzył?
Powinnam dać mu kolejną szansę?
Zaryzykować i czekać, aż kolejny raz złamie mi serce?
Kocha mnie, ja jego też…
W głowie toczyłam wewnętrzną walkę sama ze sobą, zastanawiając
się, co powinnam zrobić i czy jestem na to wszystko gotowa.
Rozdział dwudziesty pierwszy
Ginekolog miał mnie odwiedzić za niecałe pół godziny. Poszłam więc się
umyć i przebrać w czystą bieliznę i ubrania. Będąc w garderobie,
usłyszałam pukanie do drzwi. Doktor Clarke zjawił się punktualnie,
pomyślałam. Powolnym krokiem ruszyłam do sypialni, by otworzyć. Ale
to nie doktor stał w drzwiach, a Alexander, chwiejąc się, podtrzymywany
przez mojego ojca w pasie.
– Przyprowadziłem go, chociaż nie wiem, czy dobrze zrobiłem –
oznajmił ojciec, wykręcając głowę w drugą stronę. – Wali jak z gorzelni
– prychnął.
Odetchnęłam z ulgą, że nic mu nie było i mimo wszystko ucieszyłam
się na jego widok. Był pijany, ale jednak cały i zdrowy.
– Dziś prawie nie piłem – wybełkotał mój narzeczony. Nie
wiedziałam, czy się śmiać, czy go walnąć. Pomogłam ojcu zaciągnąć go
na moje łóżko, na którym od razu zasnął, mrucząc pod nosem „kocham
cię, Olivio”. Uśmiechnęłam się, słysząc to, i spojrzałam na ojca, który
z czułością patrzył na nas, lecz niczego nie skomentował.
– Doktor Clarke czeka na dole – poinformował mnie ojciec, kręcąc
głową, kiedy jego wzrok zatrzymał się na Alexandrze.
– Dziękuję, że go sprowadziłeś, choć nie wiem, czy mam ochotę go
teraz zabić, czy się cieszyć, że się znalazł.
Poklepał mnie pocieszająco po ramieniu i przytulił po ojcowsku.
– Między mną i twoją matką też nie zawsze się układało. Wszyscy
dużo przeszliśmy, nie bądź dla niego zbyt surowa. To dobry człowiek,
Olivio. – Zdziwiły mnie słowa ojca, po których od razu opuścił mój
pokój. Nie rozumiałam tych jego zmian w stosunku do Alexandra.
Wiedziałam, że chce dla mnie dobrze, ale tego, jak postępował, w ogóle
nie pojmowałam.
– Dzień dobry, panie doktorze – przywitałam się, kiedy zeszłam na dół
do kuchni, w której siedział doktor ze szklanką wody podaną przez naszą
nową gosposię.
– Dzień dobry, panno Olivio. Jestem doktor Clarke. – Mężczyzna
wstał, wyciągając w moją stronę dłoń, którą uścisnęłam na powitanie.
Wskazałam mu drogę do sypialni gościnnej, bo w mojej spał pijany
Alexander. Lekarz usiadł na kanapie, wyjmując laptopa i jakieś papiery
z teczki.
– W czym mogę pani pomóc? – zapytał uprzejmie, skupiając całą
uwagę na mnie. Wykręcałam palce w każdą stronę. Była to kolejna obca
osoba, której musiałam powiedzieć o gwałcie. To wcale nie stawało się
prostsze. Jakby same sprawy ginekologiczne nie były dość krępujące,
pomyślałam ironicznie.
– Zostałam zgwałcona i musieli mnie zszyć, więc chciałabym, żeby
pan sprawdził, czy wszystko się zrosło – powiedziałam szybko na
wydechu, by mieć to jak najszybciej za sobą. Doktor pokiwał głową,
wyjmując z teczki pudełko i stertę papierów. Obserwowałam każdy jego
ruch.
– Rozumiem. Proszę, by najpierw zrobiła pani test ciążowy. Wystarczy
nasikać na patyk.
Kurwa mać! Nie, nie mogę nosić dziecka tego potwora! To niemożliwe!
Boże, proszę, nie rób mi tego!
Gdybym nie siedziała, to nogi by się pode mną ugięły.
– Czy pan myśli, że mogę być w ciąży? – zapytałam głupio piskliwym
głosem.
– Nie dowiemy się, póki nie zrobi pani testu – odrzekł doktor
spokojnie, podając mi pudełeczko. Ręce mi się trzęsły, gdy go brałam. –
Ten test jest w dziewięćdziesięciu procentach wiarygodny, wszystko
zależy od stężenia hormonu hCG, który jest produkowany w trakcie ciąży
przez zarodek. Istnieje też test z krwi, ale ten możemy przeprowadzić
u mnie w przychodni. – Nie docierała do mnie połowa z tego, co mówił.
Jak zahipnotyzowana wstałam z miejsca z testem w ręku i udałam się do
łazienki, modląc się w duchu, by wyszedł negatywny.
Nasikałam na patyczek, umyłam ręce, a kiedy wróciłam do sypialni,
bez słowa podałam doktorowi test.
– Musimy chwilkę poczekać na wynik – powiedział, odkładając test na
stolik. Nie odrywałam wzroku od patyczka, gdy ginekolog w końcu go
podniósł bez żadnego wyrazu na twarzy. – Wyszedł negatywnie –
oznajmił, a ja odetchnęłam z ulgą. Dzięki ci, Boże! – Kiedy doszło do
gwałtu? Wie pani, ile dni minęło? – Wpisywał coś do laptopa, poruszając
szybko palcami.
– Osiemnaście.
Doktor kiwnął głową na znak, że zrozumiał, nie przerywając pisania
na komputerze.
– Myślę, że nie ma sensu powtarzanie testu. Po tylu dniach już by
wykrył ciążę. Ma pani regularne miesiączki? – W końcu spojrzał na mnie,
przestając pisać.
– Tak, co dwadzieścia sześć dni, a krwawienie trwa od czterech do
pięciu dni – odpowiedziałam cichutko zażenowana.
– Dobrze. Proszę się rozebrać – powiedział. Taktownie nie patrzył,
kiedy ściągałam całą dolną część odzieży. Położyłam się na łóżku.
Założył rękawiczki i wtedy dopiero podszedł do mnie bliżej. Ugięłam
nogi w kolanach, a doktor dotykał mnie delikatnie, pytając co chwilę, czy
boli. Nie bolało, bardziej czułam się skrępowana. Nie byłam
przyzwyczajona do tego, że ktoś inny niż Alexander mnie tam oglądał. –
Proszę się ubrać – nakazał, gdy skończył badanie.
Kiedy ja się ubierałam, doktor zanotował coś na komputerze i schował
rzeczy do teczki. Usiadłam na kanapie, a mężczyzna dopiero wtedy
spojrzał w moją stronę, by porozmawiać ze mną o wyniku badania.
– Wszystkie szwy ładnie się zagoiły. Ktoś wykonał kawał dobrej
roboty. Nie widzę żadnych zgrubień i nie powinna pani ich odczuwać
przy stosunku z partnerem, choć radziłbym jeszcze się wstrzymać.
Przynajmniej dwa tygodnie, tak dla pewności. Jak już mówiłem, uważam,
że test wyszedł wiarygodny, ale jakby się zdarzyło, że pani nie dostanie
miesiączki, proszę zgłosić się do mnie. Czy ma pani jeszcze jakieś
pytania?
– Chciałabym zacząć brać tabletki antykoncepcyjne. Czy mógłby mi
pan je przepisać? – Przypomniało mi się, jak przyjemnie było kochać się
z Alexandrem bez prezerwatywy i chciałabym to powtórzyć, lecz bez
ryzyka zajścia w ciążę. Nie byłam jeszcze gotowa na macierzyństwo.
– Tak, oczywiście, nie ma problemu. Stosowała już je pani kiedyś? –
zapytał ginekolog, wyjmując plik recept i długopis.
– Nie, nigdy – odpowiedziałam szczerze.
– Dobrze, więc pierwszą tabletkę musi pani połknąć pierwszego dnia
miesiączki. Tabletki bierze się codziennie o tych samych godzinach. Nie
dają stu procent pewności, a jakieś dziewięćdziesiąt dziewięć – ostrzegł
ginekolog, wypisując receptę.
– Będę pamiętać. Ustawię sobie alarm – powiedziałam, biorąc receptę
od doktora, gdy skończył ją wypisywać. – Ile się należy za pana
poświęcony czas? – zapytałam, sięgając po portfel.
– Pani ojciec opłacił już wizytę. – Wstał i podał mi rękę, którą
uścisnęłam, kiwając głową. Odprowadziłam go do drzwi.
– Dziękuję za wizytę – rzekłam na pożegnanie.
– Do zobaczenia, panno Hall. Zdrówka życzę.
Ochroniarz kiwnął mi głową na znak, że dalej to on odprowadzi
doktora.
Z mętlikiem w głowie poszłam do mojej sypialni, z której buchnął na
mnie smród alkoholu wypitego przez Alexandra. Powstrzymując odruch
wymiotny, otworzyłam okno i wzięłam z łazienki miskę, którą
postawiłam pod łóżkiem. Lepiej niech rzyga do miski niż na dywan,
pomyślałam. Kręciło mnie w nosie od tego odoru. Z biurka wzięłam
teczkę z projektami, czyste kartki i ołówki. Na wdechu wyszłam z pokoju.
Musiałam zająć czymś głowę, by nie myśleć o tym wszystkim, co się
stało.
Wizyta doktora też trochę wytrąciła mnie z równowagi. Ale kolejne
pytanie brzmi: dlaczego Alexander tak się upił? Miałam w głowie chaos
i nie wiedziałam, jak sobie to wszystko poukładać. Ale czy nie prościej
byłoby rzucić wszystko w niepamięć i po prostu nie myśleć o tym? Dalej żyć
normalnie? Nic, co zrobię, nie zmieni tamtych wydarzeń. Nie mam
magicznego zmieniacza czasu… Spać dzisiaj z Alexandrem na pewno nie
będę, za bardzo cuchnie, pomyślałam, kręcąc głową.
Skierowałam się najpierw do gabinetu ojca. Gdy usłyszałam „proszę”,
zajrzałam, uchylając drzwi.
– Mogę na chwilę? – zapytałam.
– Jasne. Co tam? – odparł ojciec, lekko się uśmiechając. Zamknął
laptopa i skupił całą uwagę na mnie.
– Chciałam przeprosić za moje zachowanie w szpitalu. Nie powinnam
była tak na ciebie naskakiwać – wyjaśniłam. Od tamtego czasu gryzło
mnie sumienie, zwłaszcza że tata tak się starał.
– Nie masz za co przepraszać. Miałaś rację. Nie mogę ingerować
w twoje życie, ale wiedz, że dla mnie nadal jesteś małą dziewczynką,
o którą się martwię. – Chyba każdy rodzic tak postępuje. Następnym
razem muszę wziąć na to poprawkę, zanim ojca ochrzanię za cokolwiek.
– Dziękuję, że go przywiozłeś. Zdaję sobie sprawę, że zrobiłeś to
wyłącznie dla mnie. – Mimo wszystko wiem, że ojciec akceptuje Alexandra
i pogodził się z tym, że będzie moim mężem.
– Po drodze dużo się od niego dowiedziałem. Słowa pijanego to myśli
trzeźwego. – Teraz to mnie zaintrygował.
– Co takiego ci powiedział? – Miałam nadzieję, że nie coś, za co
później będę się wstydzić.
– Wszystko to, co już wiesz. Odda za ciebie życie i choć wie, że nie jest
ciebie wart, to będzie walczył o wasz związek do samego końca, bo cię
kocha. – Odetchnęłam z ulgą. Miałam dużo gorsze wyobrażenia na temat
tego, co mógł mu naopowiadać. Ale jak to nie był wart? On naprawdę
przeżył to wszystko, co się stało. Nie mam pojęcia, jak go pocieszyć i co
powinnam zrobić, by wiedział, że ma we mnie wsparcie. Ja wiem, że z nim
przezwyciężę wszystko. Czasem będziemy mieć pod górkę, ale przebrniemy
przez to razem, bo się kochamy.
– Nie znalazłabym lepszego kandydata na męża, tato – stwierdziłam
zgodnie ze swymi myślami.
Rozdział trzydziesty dziewiąty
Ewa Maciejczuk