You are on page 1of 231

Igrając

z szefem
Copyright ©
Ewa Maciejczuk
Wydawnictwo NieZwykłe
Oświęcim 2021
Wszelkie Prawa Zastrzeżone
All rights reserved

Redakcja:
Katarzyna Moch
Korekta:
Anna Grabowska
Katarzyna Olchowy
Redakcja techniczna:
Mateusz Bartel
Projekt okładki:
Paulina Klimek

www.wydawnictwoniezwykle.pl

Numer ISBN: 978-83-8178-526-6


SPIS TREŚCI

Rozdział pierwszy
Rozdział drugi
Rozdział trzeci
Rozdział czwarty
Rozdział piąty
Rozdział szósty
Rozdział siódmy
Rozdział ósmy
Rozdział dziewiąty
Rozdział dziesiąty
Rozdział jedenasty
Rozdział dwunasty
Rozdział trzynasty
Rozdział czternasty
Rozdział piętnasty
Rozdział szesnasty
Rozdział siedemnasty
Rozdział osiemnasty
Rozdział dziewiętnasty
Rozdział dwudziesty
Rozdział dwudziesty pierwszy
Rozdział dwudziesty drugi
Rozdział dwudziesty trzeci
Rozdział dwudziesty czwarty
Rozdział dwudziesty piąty
Rozdział dwudziesty szósty
Rozdział dwudziesty siódmy
Rozdział dwudziesty ósmy
Rozdział dwudziesty dziewiąty
Rozdział trzydziesty
Rozdział trzydziesty pierwszy
Rozdział trzydziesty drugi
Rozdział trzydziesty trzeci
Rozdział trzydziesty czwarty
Rozdział trzydziesty piąty
Rozdział trzydziesty szósty
Rozdział trzydziesty siódmy
Rozdział trzydziesty ósmy
Rozdział trzydziesty dziewiąty
Rozdział czterdziesty
Rozdział czterdziesty pierwszy
Rozdział czterdziesty drugi
Rozdział czterdziesty trzeci
Rozdział czterdziesty czwarty
Rozdział czterdziesty piąty
Podziękowania
Rozdział pierwszy

Londyn, Anglia

Dziś był ważny dla mnie dzień, miałam wkroczyć w nowy etap życia.
Londyn przywitał mnie ciepłym, wrześniowym porankiem. Wysiadłam
z metra i miałam dosłownie parę kroków do przejścia, aby znaleźć się
pod Devil’s House. To tam miałam spróbować sił jako sekretarka.
Marzyłam, by zostać projektantką strojów wieczorowych, lecz ojciec był
zdania, że to nie jest praca dla jego ukochanej córeczki i zmusił mnie do
studiowania zarządzania na MAP (Marketing&Advertising&Promotion).
Planował, bym kiedyś przejęła jego działalność zajmującą się reklamą.
Brian Hall był magnatem w świecie reklamy w Anglii, a jego firma
Neoled zarabiała miliony. Nie zgadzając się z opinią ojca, postanowiłam,
że chcę sama coś osiągnąć. Skończyło się to kłótnią i w przypływie
emocji wyprowadziłam się do przyjaciółki, Blanki Lee.
Pod Devil’s House zjawiłam się pół godziny wcześniej, bo nie
wypadało się spóźnić pierwszego dnia do pracy. Może nie była to posada
marzeń, lecz pierwszy krok do samodzielności. Nie mogę wybrzydzać, bo
to i tak cud, że dostałam stanowisko sekretarki w takim miejscu bez
żadnego doświadczenia zawodowego. Brak kasy zmusił mnie do
przyjęcia posady, bo ojciec od razu zablokował moją kartę kredytową.
Pewnie łudził się, że wrócę z opuszczoną głową do rodzinnego domu,
jednak na to byłam zbyt dumna oraz zdeterminowana.
Gdyby matka żyła, nigdy by do tego nie dopuściła i stałaby za mną
murem. Nadal nie pogodziłam się z jej śmiercią, pomimo że nie żyje już
od pięciu lat. Choroba nie miała litości i bezdusznie opanowała ciało
mojej matki, wyduszając z niej życie.
Budynek Devil’s House był cały z szarego, przydymionego szkła i miał
co najmniej piętnaście pięter. Zżerał mnie stres przed pierwszym dniem,
bo nie mogłam sobie pozwolić na porażkę. Ubrana w białą koszulę oraz
ołówkową, grafitową spódnicę weszłam do surowo, lecz gustownie
urządzonego lobby. Z każdym krokiem szpilki dudniły w rytm mojego
serca. W duchu modliłam się, by przypadkiem się nie potknąć. Szpilki nie
były moim ulubionym obuwiem, ale dziś chciałam wyglądać
profesjonalnie i z klasą. Wiadomo, pierwsze wrażenie jest
najważniejsze. Podeszłam do recepcji, gdzie siedział siwiejący
mężczyzna, który przeglądał gazetę.
– Dzień dobry, nazywam się Olivia Hall i mam się zgłosić na dzień
próbny jako sekretarka.
Zaczęłam się stresować, a moje dłonie pocić. Po raz kolejny nerwowo
wygładziłam spódnicę, ściskając czarną kopertówkę, gdy mężczyzna
podniósł na mnie znudzony wzrok.
– Dzień dobry, tak, mam panią na liście. Musi pani pojechać windą na
piętnaste piętro. Tam już panią pokierują, dokąd iść. – Mężczyzna
uśmiechnął się życzliwie, a po kilku sekundach wskazał, gdzie znajduje
się winda.
– Dobrze, dziękuję bardzo za informację, miłego dnia – powiedziałam,
po czym ruszyłam w kierunku, który wskazał.
Wcisnęłam guzik wzywający windę, która po krótkiej chwili zjechała
na parter. Na szczęście nikogo w niej nie było. Przeglądając się
w lustrze, które zdobiło całą jedną ścianę windy, zauważyłam, że jestem
trochę blada i ostatni raz sprawdziłam, czy mój ubiór jest nieskazitelny.
Przygładziłam niesforne włosy, które wyszły spod ciasnego koka
i pomalowałam usta ulubionym bezbarwnym błyszczykiem, gdy
znudzony głos obwieścił piętnaste piętro. Drzwi się rozsunęły, ukazując
przestronne lobby.
Stała tam wielka kanapa, a obok niej szklany stolik, na którym leżało
pełno kolorowych pism o modzie i najnowszych trendach. Pod ścianą
z mlecznej szyby stały dwa biurka i tylko jedno było zajęte przez ładną
blondynkę. Kobieta podniosła głowę, gdy do niej podeszłam.
– Dzień dobry, nazywam się Olivia Hall. Przyszłam na dzień próbny –
oznajmiłam. Dziewczyna zlustrowała mnie wzrokiem z góry na dół. –
Źle się ubrałam? – zapytałam niepewnie.
– Nie, jest dobrze – odpowiedziała, kręcąc głową. – Jestem Kate, miło
mi cię poznać. Na wieszaku możesz zostawić płaszcz, a za plecami masz
biurko. – Wskazała na wieszak, który stał przy windzie i którego
wcześniej nie zauważyłam.
Czując wzrok Kate na plecach, stresowałam się jeszcze bardziej.
Miałam nieodparte wrażenie, że jej nie polubię. Zazwyczaj nie oceniam
nikogo pochopnie. Ale czasami tak jest, spotykamy kogoś i od razu
wiemy, że go nie polubimy. Taką osobą wydawała mi się Kate i coś mnie
od niej wyraźnie odpychało.
Nasze biurka były identyczne, zrobione z pięknego, lśniącego
bukowego drewna, a nie jakiejś taniej, tandetnej imitacji. Do dyspozycji
miałam laptopa ze znanym logiem ugryzionego jabłka oraz organizer
z długopisami i ołówkami z logo Devil’s House. Na biurku leżała cała
sterta przeróżnych teczek, których wolałam nie przeglądać bez
wyraźnego pozwolenia.
Miałam zapytać Kate, czym mam się zająć w pierwszej kolejności, gdy
jej telefon zadzwonił. Odebrała po pierwszym sygnale, naciskając
przycisk na aparacie.
– Jest ta nowa dziewczyna? – zapytał męski głos przez zestaw
głośnomówiący.
– Tak, prezesie – odparła Kate. Spojrzała prosto na mnie, a ja
zastygłam, przysłuchując się ich wymianie zdań.
– Chcę espresso i sprawozdanie finansowe za ostatni Fashion Week.
Mężczyzna nie używał zwrotów grzecznościowych przy wydawaniu
poleceń i miał szorstki, władczy głos, wręcz nieprzyjemny.
Ciekawe, czy wszystkich tak traktuje, czy tylko Kate.
– Za drzwiami jest kuchnia, zrób espresso bez cukru w czarnej
filiżance. Z serwetką na spodeczku. Poradzisz sobie? – W jej słowniku
też brakowało takich słów jak „proszę”, „dziękuję”. Albo się uczy od
szefa, albo tutaj wszyscy są mało empatyczni.
– Tak, myślę, że tak. – Zerwałam się na równe nogi, po czym niemalże
biegiem ruszyłam do kuchni.
Była malutka, lecz znajdowało się w niej wszystko, co potrzebne.
Przygotowanie kawy zajęło mi chwilę. Przeklętych serwetek nigdzie nie
mogłam znaleźć i zachodziłam w głowę, po co komu serwetka na
spodeczku. W końcu znalazłam je pod blatem wraz z pudełkiem małych,
czekoladowych ciasteczek. Położyłam na talerzyk jedno, a drugim się
poczęstowałam, jak przystało na łasucha.
– Co tak długo? Już myślałam, że do kawiarni poszłaś po tę kawę. –
Kate była zła.
Zajęło mi to może ze trzy minuty. Nie rozumiem, o co jej chodzi, ale
nie chciałam pierwszego dnia się sprzeczać. Bez słowa wzięła ode mnie
filiżankę i z teczką pod pachą weszła do gabinetu prezesa za ścianą ze
szkła.
Zdążyłam usiąść w swoim fotelu, gdy dziewczyna wyszła z gabinetu
z wypiekami na twarzy, a jej oczy ciskały gromy prosto we mnie.
– Zapamiętaj raz na zawsze, jak prezes coś chce, ma to mieć na już
i nie jada ciastek.
Serio? Pieklił się o to, że kawę dostał dwie minuty później?
– Przepraszam, to się więcej nie powtórzy – wymamrotałam, choć nie
wiem, za co przepraszałam. Ale nie powiedziałam tego na głos, by nie
dolewać oliwy do ognia. Moja pierwsza praca zapowiadała się po prostu
rewelacyjnie. Wszyscy w tej firmie zachowywali się, jakby połknęli kij
i stanął im w dupie.
– Weź te papiery. – Dziewczyna podała mi teczkę. – Zjedź na ósme
piętro i daj je Marko. Zabierz od niego nowe projekty do akceptacji. Tylko
żeby pół dnia ci to nie zajęło.
Już rozumiem swoje zadanie w tej firmie. Myślałam, że będę
pracowała za biurkiem, a jestem chłopcem na posyłki Kate oraz
tajemniczego prezesa. Jeszcze te przeklęte szpilki. Gdybym wiedziała, to
bym założyła buty do biegania albo wrotki.
Przewróciłam oczami, będąc w windzie, gdzie nikt nie widział
i westchnęłam ciężko. Wychodząc, zaczepiłam nogą o wykładzinę
i poleciałam na łeb, na szyję. Papiery się rozsypały na wszystkie strony.
– Kurwa! – zaklęłam pod nosem. Jakiś facet podał mi rękę, by pomóc
mi wstać. – Dziękuję panu bardzo – powiedziałam zażenowana moją
wywrotką. Przystojny mężczyzna uśmiechał się, pokazując rząd
równych, śnieżnobiałych zębów. Nie mogłam oderwać oczu od jego
twarzy, nie był jakiś mega przystojny, ale miał śliczny odcień oczu, ni to
szary, ni to niebieski i dodatkowo blond czuprynę roztarganą na
wszystkie strony, jakby dopiero wstał i się nie czesał.
– Nic ci się nie stało? Pewnie jesteś nową sekretarką Alexa? – zapytał.
Skąd on to wiedział? Wcześniejsze sekretarki też były aż tak niezdarne
jak ja? Czy Kate uprzedziła, że się zjawię?
– Nie, nic, dziękuję, to przez pośpiech i te przeklęte szpilki. Gdybym
wiedziała, włożyłabym inne buty. – Uśmiechnęłam się nieśmiało. – Mam
papiery dla Marko i potrzebuję projektów do akceptacji dla prezesa. –
Szybko zbierałam porozrzucane kartki, szukając wzrokiem Marko, jakby
miał mi się zaraz objawić.
– Marko to ja. – Mężczyzna cały czas się uśmiechał i przyglądał, jak
chaotycznie biegam, zbierając papiery do teczki.
– Proszę, to dla ciebie. – Wręczyłam Marko teczkę, w której upchałam
wszystkie dokumenty zebrane z podłogi. – Mogę prosić o moje papiery?
Mężczyzna dał mi różową teczkę z projektami dla prezesa. Wziął ją
z biurka, przy którym siedziała jakaś kobieta, z którą rozmawiał, zanim
wtargnęłam na ich piętro.
– Ładny kolor. – Zaśmiałam się. Ciekawe, jaką minę będzie miał
tajemniczy prezes. Jeśli ciasteczko mu przeszkadzało, to kolorem teczki też
nie będzie zachwycony. – Jestem Olivia, bo chyba się nie przedstawiłam.
– Podałam rękę mężczyźnie. – Muszę już biec na górę, jeśli chcę tutaj
dłużej popracować.
– Lubię droczyć się z Alexem – stwierdził Marko, ściskając moją dłoń
delikatnie, lecz stanowczo. – Mam nadzieję, że jeszcze się spotkamy –
dodał, gdy wchodziłam do windy, nie spuszczając ze mnie wzroku. –
Powodzenia, Olivio.
– Dziękuję, Marko.
Powodzenia? Czy jest mi to potrzebne? Bardziej jakiś motorek w tyłku,
bym spełniła czasowe limity.
Jadąc windą, masowałam obolałe kolana, jak nic jutro będą wyglądać
jak dwa kartofle. Na górze już na szczęście nie było wykładziny, która by
mnie zaatakowała. Podałam teczkę Kate, która nawet na mnie nie
spojrzała, i musiałam choć na chwilę usiąść, by złapać oddech.
– Na czwartym piętrze jest księgowość, idź i przynieś papiery do
zatwierdzenia – rozkazała Kate. Cały dzień wydawała mi polecenia
w tym stylu.
Pierwszy dzień w pracy zleciał nie wiadomo kiedy. Nie miałam czasu
na nudę czy sprawdzanie zegarka. Przez osiem godzin Kate poganiała
mnie tam i z powrotem. Jak nie po jakieś dokumenty, to po lunch dla
prezesa czy kawę. Moja praca była raczej zajęciem dla gońca, a nie
sekretarki.
Wiedziałam, że jutro będę musiała się inaczej ubrać. Bieganie
w szpilkach Louboutina było koszmarem. Nim się obejrzałam, wracałam
metrem do mieszkania Blanki, ciesząc się, że dzień w biurze dobiegł
końca.
Rozdział drugi

– Hej, wróciłam! – krzyknęłam od progu, zamykając drzwi wejściowe.


Przywitał mnie czarny kot Max, mrucząc głośno i wbijając we mnie
ciemne ślepia. Jak co dzień otarł mi się o nogi, zostawiając ścieżkę
z kłaków. To zwykły dachowiec przygarnięty z ulicy, gdy jeszcze był
małym, słodkim kociakiem. Ogłoszenia na portalach społecznościowych
i słupach nic nie dały. Blanka nie miała serca oddawać go do schroniska,
więc gdy nikt się po niego nie zgłosił, znalazł u niej dom.
Zdjęłam szpilki, po czym od razu poczułam natychmiastową ulgę. Nogi
miałam spuchnięte jak dwie bele, a kostek nie było widać. Sprawdziłam
we wszystkich pomieszczeniach, lecz Blanki nigdzie nie było. Położyłam
się na kanapie, włączając telewizor, by się zrelaksować po ciężkim dniu.
Skakałam po kanałach, ale nic mnie nie zaciekawiło. Musiałam przysnąć,
bo zerwałam się zdezorientowana, nie wiedząc, gdzie jestem i co mnie
obudziło.
– Hej, jesteś już? Jak minął ci pierwszy dzień w pracy? – zapytała
Blanka, wchodząc do salonu. Usiadła obok mnie na kanapie. – Nie
chciałam cię obudzić, sorki, przeciąg był i drzwi trzasnęły.
No tak, teraz już wiem, co to był za wystrzał, a jednak mi się to nie śniło.
W moim rodzinnym domu wszystkie drzwi miały samozamykacz i nie
było opcji, żeby któreś trzasnęły. Mój ojciec lubił wszystkie gadżety,
a jak jeszcze dawały ciszę i spokój, to już w ogóle musiał je mieć za każde
pieniądze. Blanka nie miała tego szczęścia, by wychowywać się w bogatej
rodzinie, za to ma obydwoje rodziców, czego jej zawsze zazdrościłam.
Po śmierci mojej matki ojciec wpadł w wir pracy i zmienił się nie do
poznania, a nasze relacje znacznie się ochłodziły.
– Było nawet dobrze, niedługo będę mogła ci oddać wszystkie
pieniądze – odrzekłam zawstydzona. Zorientowałam się, że ojciec
zablokował mi karty, gdy poszłam z przyjaciółką do sklepu po nasze
ulubione wino. Miałam taką sytuację pierwszy raz w życiu, jeszcze nigdy
tyle wstydu się nie najadłam jak tamtego dnia. Blanka oczywiście
zapłaciła za moje zakupy i od tamtego czasu utrzymuje mnie. Podjęłam
pracę i niedługo będę mogła jej wszystko oddać. Do ojca wrócić nie chcę,
a tym bardziej prosić go o pieniądze. Musiałabym przyznać mu rację
i przystać na jego warunki, a nie chcę żyć tak jak wcześniej w klatce,
złotej, to fakt, ale klatka to jednak klatka. Co mi po pieniądzach ojca, jak
w każdy możliwy sposób mnie ograniczał i narzucał swoje zdanie na
każdym kroku?
– Weź mi tu nie chrzań, Oli! Ty też byś to dla mnie zrobiła.
Opowiadaj, jak ci minął dzień, a w piątek opijemy w jakimś klubie twoją
nową robotę. – Blanka zdążyła się nakręcić i myślami już była na
imprezie.
Chwilę musiałam się zastanowić, co, do diabła, mam jej powiedzieć. Jeśli
jej powiem, że Kate zrobiła sobie ze mnie chłopca na posyłki, ganiając po
całym budynku, będzie mi wierciła dziurę w brzuchu, bym już tam nie
wracała, a bez doświadczenia zawodowego znów będę kilka miesięcy
szukać nowej pracy.
– Było w porządku. Pracuję z dziewczyną, która ma na imię Kate i jest
drugą sekretarką prezesa, ale raczej przyjaciółkami nie zostaniemy. Nie
wiem, coś w niej jest, co mnie odpycha. Nie chcę jej z góry oceniać, ale
jakieś takie mam przeczucie. Biuro znajduje się na ostatnim piętrze, skąd
mamy super widok na cały Londyn, i jest bardzo duże. Dzień zleciał mi
szybko, nim się obejrzałam, już wracałam do domu.
Nie ma co więcej opowiadać, co miałam jeszcze dodać? Że prezes nie lubi
na nic czekać? Że nie lubi ciastek? Albo że wydaje się ostatnim dupkiem,
z tego co wywnioskowałam po jego telefonie do Kate?
– A ten cały prezes to przystojniak czy pasztet z kasą? – zapytała
Blanka, szczerząc zęby i szturchając mnie kolanem.
Blanka spotykała się tylko z facetami, dzięki którym miała korzyści
materialne. Nieważne, czy przystojny, czy nie, ważne, żeby jej kupował,
co tylko chciała i ją utrzymywał. Innymi słowy, kręciła ze sponsorami
i nigdy nie miała problemów, by znaleźć kolejnego naiwnego faceta,
który nawet nie zauważał, że jest wykorzystywany. Byli zauroczeni jej
czarem, który roztaczała wokół siebie w towarzystwie facetów. Nie
rozumiałam tego nigdy, bo ja nie posunęłabym się do takich rzeczy, ba,
nawet jakbym chciała, to bym tak nie potrafiła. Blanka to śliczna
dziewczyna, która z taką urodą i figurą mogłaby być modelką.
Zarabiałaby w ten sposób dużo kasy, niestety uważa, że to nie dla niej.
Nigdy nie była w stałym związku, zmienia facetów jak rękawiczki, gdy
tylko jej się znudzi lub znajdzie innego z zasobniejszym portfelem.
Ja dzięki tatusiowi nigdy z nikim dłużej się nie spotykałam, bo
skutecznie pozbywał się wszystkich adoratorów, najczęściej płacąc im
niemałe pieniądze, by mnie zostawili w spokoju. Zmuszał mnie do wielu
dodatkowych zajęć czy nauki kolejnego języka obcego, ale oczywiście
wszystko się odbywało w domu, żeby skutecznie odciąć mnie od
rówieśników, szczególnie płci męskiej. Blanka zawsze mogła przyjść do
mnie albo zostać na noc, a ojciec nie miał nic przeciwko, wręcz ją witał
z otwartymi ramionami. Miała to coś, co sprawiało, że potrafiła owinąć
sobie mojego ojca wokół małego palca. Gdyby tylko wiedział, w jakich
facetach gustuje, to zapewne żadne sztuczki by nie pomogły i jej także
nieodwracalnie zabroniłby odwiedzin w naszym domu.
– Nie wiem, nie widziałam go jeszcze. Przyszedł przede mną, a jak
kończyłam, to on jeszcze nie wychodził z biura – odpowiedziałam
zgodnie z prawdą. Ja również byłam ciekawa, jak ten tajemniczy prezes
wygląda. Na dobrą sprawę byłam tylko chłopcem na posyłki i nie byłam
na tyle ważna, żeby Kate mnie do niego dopuściła. Może i nie ma czego
żałować? Jeśli jest takim palantem, jakim się wydaje… – A co, szukasz
nowej, męskiej zabawki?
Blanka pokręciła głową i zaczęła się śmiać. W ostatniej chwili
zrobiłam unik, by nie dostać w głowę poduszką, którą we mnie rzuciła.
– Ty lepiej byś sobie taką znalazła, bo do końca życia będziesz
dziewicą. Do klasztoru jeszcze wstąpisz, a co gorsza, zawsze będziesz
musiała pracować. – Nie zamierzałam się z nią spierać, a tak zapewne by
to się skończyło. Na temat facetów i ich roli w związku mamy różne
zdania.
Blanka się bawiła i przebierała w facetach, a ja marzyłam o tym
jedynym mężczyźnie na całe życie. Ona nie wierzyła w takie „głupoty”.
Często śmiała się ze mnie z tego powodu, mówiąc, że jestem naiwna,
a tacy mężczyźni to istnieją tylko w bajkach.
– Dobranoc, Blanko. – Machnęłam tylko ręką, nie komentując tego.
Podniosłam się z kanapy i udałam do łazienki na szybki prysznic. Leżąc
w łóżku, zastanawiałam się nad przyszłością. Nie szło mi to za dobrze,
bo nawet nie wiedziałam, co mnie czeka jutro czy pojutrze, a co dopiero
za miesiąc czy rok. Nie wiedziałam, co życie dla mnie zaplanowało i jakie
jest moje przeznaczenie na tym wielkim świecie. Uważam jednak, że
każdy ma w swoim życiu misję do wykonania, a ja jestem dopiero
w trakcie jej poszukiwań.
Rozdział trzeci

KILKA DNI PÓŹNIEJ

W sobotę byłyśmy w The Sound na dyskotece. Jeszcze chyba nigdy się


tak dobrze nie bawiłam jak tam, opijając z Blanką mój pierwszy tydzień
w firmie. Przyjaciółka nie tylko świętowała moją nową pracę, lecz także
polowała na facetów z pełnymi kieszeniami i wcale się z tym nie kryła.
Cały wieczór korzystałyśmy z darmowych drinków, choć wcale nie byłam
tym faktem zadowolona. Blanka działała na facetów jak lep na muchy,
nie musiała się nawet starać, by mieć wielu adoratorów chętnych
postawić jej kieliszek wódki, wręcz nam je wciskali.
Pub The Sound znajdował się w samym centrum Londynu i cieszył się
dużą popularnością wśród osób chcących się dobrze zabawić oraz wypić.
Był to dwupoziomowy lokal z eleganckim wystrojem, na dole znajdował
się duży parkiet oraz minibar, a w górnej sali drugi, większy bar, obok
którego stały duże, białe kanapy ze stolikami pośrodku. Wystrój był
bardzo nowoczesny, a współgrając ze światłami, tworzył bardzo
przyjemny, zachęcający do zabawy klimat.
Na piętrze ludzie leniwie popijali drinki, kiwając głowami, stukając
stopami w rytm muzyki i przekrzykując się tym bardziej, im wyższy był
ich stan upojenia. Wolałam spędzić aktywnie ten wieczór, więc
wybrałam parter, na którym wytańczyłam się za wszystkie czasy, a gdy
nogi odmówiły mi posłuszeństwa, usiadłam na kanapie i popijałam
drinka za drinkiem, bujając się w takt muzyki. Zrywałam się na parkiet
jedynie przy swoich ulubionych kawałkach.
Dyskotekę opuściłyśmy nad ranem kompletnie pijane, zmęczone i nie
tak eleganckie jak przyszłyśmy, ale za to w świetnych humorach. Powrót
do mieszkania trwał całą wieczność, bo co zrobiłyśmy dwa kroki
w przód, to potem trzy w tył. Śpiewałyśmy na całe gardło Love Me Like
You Do Ellie Goulding. Buty niosłyśmy w rękach, nie mogąc już
wytrzymać na wysokich obcasach. Wpadałyśmy na siebie co chwilę,
śmiejąc się na całe gardło. Blanka wpadła na pomysł, żeby wracać przez
Buckingham Palace, bo tamtędy miało być szybciej i przyjemniej. Jej
pomysł kosztował nas dodatkową godzinę spaceru, a do mieszkania
weszłyśmy dopiero około siódmej rano. Padłam od razu na łóżko
i zasnęłam, gdy tylko świat przestał wirować.
Obudził mnie straszny ból głowy i natychmiast pobiegłam do łazienki
zwymiotować. Opłukałam twarz zimną wodą, a po chwili przepłukałam
usta płynem do jamy ustnej. Uzbrojona w tabletki przeciwbólowe udałam
się do kuchni. Nigdy nie miałam kaca, to straszne uczucie i miałam
wrażenie, że głupia głowa zaraz mi wybuchnie. Połknęłam dwie tabletki
naraz, popijając lodowatą wodą z butelki, aż zmroziło mi mózg.
Blanka leżała w salonie na kanapie z ręcznikiem na głowie, wyglądając
o niebo lepiej niż ja.
– Nigdy więcej, zaraz umrę. – Padłam obok Blanki, ściszając telewizor,
bo te dźwięki reklam świdrowały mi w mózgu, jakby chciały zrobić
dziurę. Blanka siedziała z telefonem w ręce i zawzięcie coś pisała,
poruszając kciukami z szybkością światła.
– Oj tam, po pierwszym razie też tak mówiłam. Wczoraj faktycznie
upodliłyśmy się troszkę za mocno – stwierdziła. – W piątek można
zrobić powtórkę – dodała po chwili, nie przestając jeździć kciukami po
ekranie telefonu. Nagle zaczęła się śmiać, a ja spojrzałam na nią, pukając
się w czoło. Niestety nie pomyślałam, co robię. Tabletki jeszcze nie
zaczęły działać, aż syknęłam z bólu zła sama na siebie.
– O nie! Jeśli o mnie chodzi, to alkoholowi mówię stanowcze nie. –
Wzdrygnęłam się na samą myśl, a mdłości powróciły. – Z czego tak się
śmiejesz? – Uśmiech nie schodził Blance z twarzy i nie byłam pewna, czy
w ogóle mnie słuchała. – Słuchasz, co do ciebie mówię?
– Tak, tak, mam podzielną uwagę. Pamiętasz tego bruneta w garniaku?
Kupił nam malibu, a później poszłam z nim zatańczyć.
To był wręcz taniec godowy, pomyślałam, ale na głos nie
skomentowałam, by nie nakręcać przyjaciółki jeszcze bardziej.
– No pamiętam. To on do ciebie pisze? – zapytałam, ale już po minie
Blanki wiedziałam, że mam rację.
– Tak, ma na imię James. Jest właścicielem sieci sklepów meblowych,
no i sam ma niezły sprzęt. – Zrobiła rozmarzoną minę, a ja
przewróciłam oczami.
Teraz już wiem, gdzie zniknęła na piętnaście minut. Wszędzie jej
szukałam, a jak mówiła, że była w łazience, to jej nie uwierzyłam. Teraz
wychodzi na to, że mówiła prawdę, jedynie nie dodała, że nie była tam
sama i co robiła.
– Bleee, jesteś obrzydliwa. Zabezpieczyłaś się chociaż? – zapytałam
zażenowana jej otwartością na te tematy.
Wolałam sobie tego nie wyobrażać, ale przypominając sobie, jak
tańczyli ze sobą, mimowolnie przeleciało mi przez głowę, co mogli tam
robić. Nie wiem, kto kogo w tym tańcu uwodził, ale chyba obydwoje
siebie nawzajem.
– Oczywiście. Zabezpieczenie to podstawa, bez tego do niczego by nie
doszło. Nie planuję w ogóle być matką, bo się do tego nie nadaję –
odparła stanowczo, krzywiąc się przy tym.
Jedno dobre w tym wszystkim, że pamięta o zabezpieczeniu, gdy jest
zaślepiona seksem. Nie pochwalam takiego zachowania, ale nie
wypowiadam się na głos. Moja przyjaciółka jest dorosła, lecz martwię się
o nią jak o siostrę. Mimo wszystko każdy ma własny plan na życie i ja to
szanuję.
Kiedyś chcę mieć dziecko, a może nawet kilka małych brzdąców, lecz
dopiero jak będę pewna swojego męża i będę wiedzieć, że to ten do
końca życia. Może i jestem staromodna, ale tak zostałam wychowana,
takie wartości wpoili mi rodzice i zamierzam się ich trzymać.
– Idę poleżeć, głowa mi pęka pomimo tabletek, a jutro muszę jakoś
wyglądać w pracy. – Teraz bliżej mi do menela niż do normalnego
człowieka, pomyślałam. Blanka pomachała mi, pisząc SMS-a i nic nie
odpowiedziała zaślepiona telefonem.
Musiałam od niej uciec, bo wiedziałam, że gdy tylko oderwie się od
telefonu, zacznie opowiadać wszystko ze szczegółami, a w moim stanie
nim doszłaby do połowy historii, już bym miała głowę w ubikacji. Nie na
mój żołądek teraz takie rzeczy. Musiałam najpierw jednak iść pod
prysznic, a w szczególności umyć włosy, śmierdziały dymem
z papierosów i od samego zapachu mnie mdliło. Nie wiem, jak można
palić, przecież to okropnie cuchnie. W końcu świeża i pachnąca, ubrana
w piżamę w serduszka wtuliłam się w poduszkę, po czym zamknęłam
oczy, przekręcając się co jakiś czas, póki sen mnie nie zmorzył.
Rano wstałam wyspana jak młody bóg, czułam się świetnie, a przede
wszystkim po kacu nie było już śladu. Wybrałam z szafy prostą, kremową
sukienkę, która ładnie podkreślała moją talię oraz nie za duży biust.
Kończyła się przed kolanem, wyglądałam w niej jak milion dolców.
Dobrałam do niej sandałki na płaskiej podeszwie, które wciągałam na
stopy, wspominając swój pierwszy dzień w pracy. Uśmiechając się do
siebie, zaplotłam warkocz i zauważyłam, że moje ciemnobrązowe włosy
lekko straciły blask i czas najwyższy udać się do fryzjera na kurację.
Makijaż jak zwykle zrobiłam delikatny i po trzydziestu minutach byłam
gotowa do wyjścia.
Miałam jeszcze parę minut do rozpoczęcia pracy, więc postanowiłam
wstąpić do małej cukierni znajdującej się naprzeciwko Devil’s House po
pączki do kawy na śniadanie. Wczoraj nie jadłam kolacji i żołądek powoli
dopominał się jedzenia. Stałam w kolejce do kasy, gdy nagle jakiś facet
trącił mnie w ramię i oblał prawie całą zawartością swojej kawy. Moja
śliczna sukienka została strasznie poplamiona, a ja już nie miałam czasu,
by wrócić do domu i się przebrać.
Kurwa!, zaklęłam w myślach, oceniając skalę zniszczeń na ubraniu.
Co ja teraz zrobię?
– Nie zauważyłem pani, przepraszam bardzo. Zapłacę za pralnię. –
Mężczyzna przepraszał co drugie słowo. Nie docierało do mnie, co
mówił, bo pochłaniałam go wzrokiem i śliniłam się jak idiotka.
Co za facet!
Metr dziewięćdziesiąt na moje oko, brunet ze śnieżnobiałymi zębami,
z lekkim zarostem, ciemnymi oczami i włosami…
O Boże, a co za usta…
Moje libido się rozszalało na sam jego widok, a serce zabiło szybciej.
Co się ze mną dzieje? Nigdy nie zgłupiałam tak na widok faceta, to do
mnie niepodobne!
– Wszystko w porządku, proszę pani? – Mężczyzna patrzył na mnie
z politowaniem, gdy ja śliniłam się i gapiłam na niego jak na ósmy cud
świata. Czekał na odpowiedź, a ja jak kretynka pożerałam go wzrokiem,
zwilżając usta, które nagle wyschły i były szorstkie niczym papier.
– Tak, tak, nie musi pan płacić za pralnię. To tylko sukienka. –
Mężczyzna jeszcze raz przeprosił i po kilku sekundach wyszedł
z cukierni.
Jak ja się doprowadzę do porządku? Szlag by to!
Spojrzałam na zegarek, już późno zważywszy na to, że jeszcze muszę
spróbować zetrzeć te plamy z kawy. Zapłaciłam za pączki, po czym
prawie biegiem ruszyłam do pracy, by się nie spóźnić. Miałam już swoją
plakietkę, więc tylko pokazałam ją portierowi, który machnął ręką, bym
szła dalej. Gdy dojechałam na górę, Kate jeszcze nie było. Przemknęłam
do kuchni, by spróbować doprowadzić się do porządku, na szczęście
kawa puściła i cała zeszła z sukienki, lecz woda wyschnąć musiała już
sama.
Stos papierów leżał na moim biurku, czekając na ogarnięcie. Za
pomocą jednej teczki wachlowałam sukienkę, by szybciej wyschła,
natomiast z drugiej wyciągnęłam zamówienia na materiały i różne
dodatki. Odpowiedziałam też na kilka wiadomości, które czekały w mojej
skrzynce mailowej.
Dziwne, już prawie dziewiąta, a Kate nie ma, coś się musiało stać.
Kate zawsze była w pracy dużo wcześniej niż ja. Chociaż nie
przepadamy za sobą, zaczęłam się martwić. W środę zaspałam
i spóźniłam się dosłownie piętnaście minut, za co Kate zjechała mnie
z góry na dół. Od tamtego czasu staram się przychodzić jak najwcześniej.
Sukienka już na szczęście wyschła, nie było śladu po porannym
incydencie w cukierni. Robiąc sobie kawę w kuchni, wróciłam myślami
do mężczyzny, którego dziś spotkałam. Jeszcze żaden facet nigdy tak na
mnie nie zadziałał, owszem, widziałam wielu przystojniaków, ale nie
mieli tego czegoś, co on. Był jak grom z jasnego nieba albo tornado,
które nagle przeszło przez moją głowę, robiąc mi sieczkę z mózgu.
Dźwięk telefonu Kate wyrwał mnie z fantazji o nieznajomym.
Niepewnie podeszłam do jej biurka, rozglądając się, jakby ktoś mnie
obserwował. Nie wiedziałam, czy odebrać, czy nie, lecz jej nie było, więc
z wahaniem podniosłam słuchawkę.
– Halo? – Wiedziałam, że to prezes. Dla niego był zarezerwowany
specjalny dzwonek, by Kate od razu mogła się zabić o wszystko, byle
tylko odebrać telefon.
– Gdzie Kate?! – warknął na mnie bez żadnego dzień dobry.
Jak zwykle uprzejmy, pomyślałam z ironią.
– Kate jeszcze nie ma w pracy, panie prezesie. – Nie wiedziałam, co
powiedzieć, więc zdecydowałam się na prawdę.
– Przynieś mi kawę! – rozkazał.
Przyjemniaczek, nie ma co.
Odłożył słuchawkę, nim zdążyłam cokolwiek odpowiedzieć. Mając
nauczkę z pierwszego dnia, poleciałam jak najszybciej do kuchni, by
zrobić jak zwykle podwójne espresso w filiżance, którą już rano
naszykowałam. Prezes pił zawsze to samo i tylko w jednej filiżance,
koniecznie z serwetką na talerzyku. Codziennie wybierałam inny kolor
serwetki, sama nie wiem, dlaczego tak robiłam, ale skoro zależało mu na
tej serwetce, to kładłam ją na spodeczku.
Niepewnie zapukałam do drzwi jego pokoju i weszłam.
– Dzień dobry. – Zatrzymałam się jak wryta w progu, zszokowana na
widok prezesa.
Kurwa mać! Nie, to chyba jakaś ukryta kamera…
Zaklęłam w myślach… To on… Mężczyzna z cukierni. Wyobrażałam
sobie prezesa i byłam ciekawa, jak wygląda, ale byłam pewna, że to jakiś
starszy facet, mniej więcej w wieku mojego ojca. Zawsze go miałam za
totalnego dupka, a ten człowiek z cukierni wydawał się całkiem inny.
Teraz się okazuje, że to jedna i ta sama osoba i w dodatku pracuję dla niej
już drugi tydzień.
Rozdział czwarty

– Dzień dobry, widzę, że udało się doprać sukienkę. – Prezes uśmiechał


się zza biurka, mimo że w pierwszej chwili też widać było zaskoczenie na
jego twarzy na mój widok w jego gabinecie.
– Tak, udało się. Proszę… – Postawiłam przed nim kawę na biurku,
ręce mi się zatrzęsły, aż filiżanka zabrzęczała pomimo serwetki. – Pana
kawa – dodałam niemalże szeptem, zmuszając się, by na niego spojrzeć.
Boże, ale mi wstyd, on widział, jak się śliniłam przez niego.
Prezes popatrzył na mnie, potem na kawę, po czym znowu się
uśmiechnął. Chciałam wyjść, a raczej uciec stamtąd i znaleźć się jak
najdalej od niego.
– Poczekaj – rozkazał, wskazując na fotel. – Chcę z tobą porozmawiać.
Teraz to ja byłam zszokowana i zaciekawiona, co on może chcieć ode
mnie. Kate wchodziła i wychodziła z biura, nigdy nie była u prezesa
dłużej niż minutę. Z każdą chwilą burzył wszystko, co o nim myślałam,
nim weszłam do tego gabinetu.
A może to ja zmieniłam o nim zdanie ze względu na urodę?
Usiadłam w fotelu naprzeciwko jego biurka, czekając, aż się odezwie,
a on się tylko przyglądał, pocierając usta kciukiem. Skupiłam się na jego
wargach i aż niechcący westchnęłam. Niestety to usłyszał i jeszcze
szerzej się uśmiechnął.
– Chcę ci coś zaproponować – powiedział spokojnie. Cooo? Dobrze
usłyszałam? Matko, co za usta i te duże, ciemne oczy, rozmarzyłam się.
Czy chce mi zaproponować to, o czym myślę?
– Nie ma to nic związanego z tym, o czym zapewne myślisz –
stwierdził sucho, a ja spaliłam się ze wstydu.
Weź się w garść, Olivia, bo żałosna jesteś, skarciłam się w myślach.
– To może prezes w końcu wyjaśni, w czym rzecz.
Przestał się uśmiechać w odpowiedzi. Chyba przegięłam, ale nie
zamierzałam się skurczyć pod jego wzrokiem, który nagle stał się zimny
jak lód na Grenlandii.
– Skoro Kate nie zjawiła się dziś w pracy, to ty zajmiesz jej miejsce.
Ona już nie ma po co tutaj wracać. Nie potrzebuję ludzi
nieodpowiedzialnych, wystaw jej świadectwo pracy. – Przesunął teczkę
po biurku w moją stronę. – Zrób to na podstawie tych dokumentów,
wpisz porzucenie pracy, a jak skończysz, przynieś mi do podpisu.
Powiadom Williama z działu kadr, żeby zatrudnił nową sekretarkę. Na
trzynastą umów mnie z Marko i zamów dwa steki średnio wysmażone –
wyrzucał z siebie polecenia niczym karabin maszynowy.
– Dobrze, panie prezesie. – Wstałam, biorąc teczkę z papierami Kate,
a po kilku sekundach wyszłam z biura zirytowana własnym
zachowaniem.
Jednak jest dupkiem, za jakiego go miałam. Przez chwilę myślałam, że go
źle oceniłam, ale okazuje się, że się nie myliłam.
W pierwszej kolejności umówiłam Marko na lunch z prezesem
i zamówiłam im steki z pobliskiej restauracji.
Jak, u licha, mam jej wystawić świadectwo pracy?
Nigdy tego nie robiłam, na szczęście z pomocą przyszedł mi internet,
gdzie znalazłam wzór. Z danych, które były w teczce, stworzyłam
świadectwo pracy i pozostało mi tylko znaleźć numer wewnętrzny do
Williama. W kalendarzu Kate były wszystkie działy wewnętrzne, więc po
chwili wybrałam numer Williama i poinformowałam go, że musi
zatrudnić nową sekretarkę. Wzdychał raz za razem, lecz się zgodził
wystawić ogłoszenie. Po jego wzdychaniu domyśliłam się, że często musi
to robić i w sumie przestaję się dziwić, skoro już i ja poznałam prezesa
i dowiedziałam się, jak nieprzyjemnym jest pracodawcą. Sprawdziłam
jeszcze raz, czy na pewno nie zrobiłam żadnego błędu i po paru
minutach nieśmiało zapukałam do gabinetu prezesa.
– Wejść – usłyszałam zza drzwi gburowaty głos.
– Lunch zamówiony, Marko i William poinformowani. – Podeszłam do
biurka i wręczyłam prezesowi teczkę. – A tutaj, proszę, świadectwo Kate,
coś jeszcze mam zrobić? – Też chciałam iść na lunch. Przez to wszystko,
co się dziś działo, nic nie jadłam, a pączki teraz to za mało i zostaną
ewentualnie na deser.
– Kawę tylko – odpowiedział niegrzecznie, jak na dupka przystało.
Widziałam, jak mi się przyglądał i kąciki jego ust delikatnie drgnęły
w uśmiechu, lecz skutecznie kamuflował się i szybko na powrót skrył się
za maską dupka bez żadnego wyrazu.
Serce mu stanie od takiej ilości kofeiny, przemknęło mi przez myśl.
Minutę później znowu zapukałam do drzwi i usłyszałam takie samo
„wejść”. Postawiłam kawę przed nim, a on nawet nie spojrzał, nie
mówiąc już o jakimkolwiek „dziękuję”.
Niewdzięczny dupek, znowu pomyślałam.
– Czy mogę już iść na lunch? – zapytałam i dopiero wtedy spojrzał na
mnie łaskawie, przenosząc wzrok z monitora.
– A dlaczego nie zamówiłaś sobie do biura? – zapytał lodowatym
tonem nagle zły, tylko nie wiedziałam dlaczego na mnie i nic nie
odpowiedziałam zszokowana jego wybuchem. – Póki nie ma drugiej
sekretarki, nie ma wychodzenia na miasto w godzinach pracy.
Właśnie wszedł na wyższy poziom „dupka” na mojej liście i poważnie
zaczynałam się zastanawiać, czy kiedykolwiek ktoś inny traktował mnie
tak niesprawiedliwie i czy nie powinnam mu się odgryźć tym samym, po
czym rzucić tę pracę i poszukać czegoś innego.
– Nie wiedziałam, że muszę zostać w biurze – warknęłam zła, nie
odwracając oczu nawet pod naciskiem jego wzroku. – Dobrze, nie było
pytania, panie prezesie. – Odwróciłam się na pięcie i wyszłam z jego
biura. Jakby się dało, to trzasnęłabym drzwiami, by zademonstrować
swoje niezadowolenie.
Zamówiłam sobie z firmowej stołówki lunch, który okazał się
wyborny. Niby prosty kotlet z serem i pieczarkami, a od razu skradł moje
serce. Kończyłam jedzenie, gdy na piętrze zjawił się Marko, który
pomachał mi wesoło, po czym poszedł do gabinetu prezesa i nawet nie
zapukał. Każdy zestresowany wchodził na teren prezesa, a Marko był
jedyną osobą, która się nie denerwowała jego obecnością, nie wiem, na
czym polegały ich układy, jeśli takowe mieli. Polubiłam go od
pierwszego dnia, Marko to był człowiek z sercem na dłoni, każdemu
zawsze pomagał. Nigdy nie widziałam go nieuśmiechniętego, całkowite
przeciwieństwo prezesa.
Przywieźli steki, więc szybko wyłożyłam je na talerze i zaniosłam do
prezesa po kolejnym „wejść”. Mężczyźni zawzięcie dyskutowali o jakiejś
nowej kolekcji, którą Devil’s House chce wypuścić.
Zbierałam puste filiżanki po kawie, gdy nagle Marko powiedział do
prezesa:
– Jesteś palantem, Alex.
Filiżanki zabrzęczały mi na tacy.
– Przepraszam – burknęłam.
Prezes jak nic zaraz go zwolni lub wybuchnie, więc lepiej się
ewakuować czym prędzej, lecz do moich uszu przez drzwi dobiegł
śmiech, co mnie zszokowało i zaintrygowało zarazem.
W końcu wybiła szesnasta i mogłam iść do domu. Marko z prezesem
dalej byli w gabinecie, a gdy się ubierałam, wyszli, śmiejąc się w głos.
– Olivio, zanim wyjdziesz, możesz przyjść do mnie na chwilę? –
zapytał prezes, nie spuszczając ze mnie wzroku.
Marko wzruszył ramionami, jakby chciał powiedzieć, że on nic nie wie
i pożegnał się, machając dłonią. Ja byłam zszokowana zmianą nastroju
prezesa i tym, jak się do mnie zwrócił, a raczej omamów słuchowych nie
mam.
Udałam się za nim do jego gabinetu, zastanawiając się, co on, u licha,
jeszcze ode mnie chce? Szybko zrobiłam rachunek sumienia, czy o czymś
nie zapomniałam przez przypadek, ale nic mi nie przychodziło do głowy.
– Pojutrze muszę lecieć do Paryża, niedługo tam organizujemy pokaz
naszej nowej kolekcji. Wyjazd potrwa około tygodnia i chcę, byś ze mną
poleciała. Pokrywam wszystkie koszty oraz obiecuję dobrą premię. –
Prezes jak zwykle przeszedł od razu do konkretów.
Nie miałam w zasadzie żadnych planów, ale tego się nie
spodziewałam. Po co ja mu tam jestem potrzebna? Chociaż premia by się
przydała na spłatę Blanki. Wiedziałam, że się oszukuję, bo mimo że jest
dupkiem, nie potrafię mu odmówić. Na dokładkę teraz, gdy mi się
przygląda z tym zadziornym uśmiechem, przepadłam z kretesem i wiem,
że robi to specjalnie.
– A dlaczego by nie? Mogę jechać. – Chęć poznania go bliżej wygrała.
Prezes kiwnął głową i wsadził mi w dłonie teczkę, którą wziął z biurka.
– Super. W teczce znajdują się wszystkie wytyczne i dokumenty
potrzebne do rezerwacji hotelu i biletów. Jutro się tym zajmij, premia
w wysokości pięciu tysięcy funtów będzie przelana na twoje konto
bankowe jeszcze dzisiaj. To już wszystko, możesz iść do domu, Olivio.
– Do jutra – odpowiedziałam i niemal w podskokach wyszłam z biura.
Pięć tysięcy za znoszenie dupka przez tydzień? Myślałam, że dostanę
maksymalnie z tysiąc. Za taką kasę mogę od razu zabrać się za szukanie
mieszkania do wynajęcia i w końcu w pełni się usamodzielnię.
Blanka wyjechała na tydzień do rodziców, więc po powrocie do
mieszkania zabrałam się za pakowanie walizki i byłam tym faktem
bardzo podekscytowana. Nigdy nie byłam w Paryżu.
Tyran może da mi trochę czasu wolnego, bym mogła pozwiedzać lub sam
będzie chciał to ze mną zrobić? Chociaż jeśli będzie się zachowywać jak
dupek, to nie chcę, by ze mną łaził... Ta, jasne, kogo ja oszukuję?
Nawet moja podświadomość się ze mnie śmieje. Przystojny jest
nieziemsko, ale to dupek, nawet nie wiem, co mnie do niego ciągnie.
Dociskając górę walizki, która się buntowała, przycięłam sobie palec
suwakiem, aż wrzasnęłam.
– Ałaaa! Wcale tak dużo nie napchałam… No może jednak dużo? Ale
skąd mam wiedzieć, co mi się przyda albo jak będę musiała wyglądać? –
gadałam sama do siebie. W końcu udało mi się zamknąć tę przeklętą
walizkę.
Usiadłam w kuchni i uzbrojona w komputer, kanapkę oraz herbatę
przeglądałam ogłoszenia, lecz wszystkie mieszkania w okolicy Devil’s
House były strasznie drogie. Tylko jedno ogłoszenie było na moją
kieszeń, więc napisałam krótką wiadomość w sprawie dostępności
mieszkania i zostawiłam numer telefonu, by wynajmujący mógł się ze
mną skontaktować.
Matko, jak już późno się zrobiło, pomyślałam, gdy zatrzasnęłam
laptopa i spojrzałam na zegarek, który wisiał w kuchni. Poszłam do
łazienki, by się odstresować w wannie pełnej gęstej piany i gorącej wody
parzącej ciało. Wciągnęłam na siebie koszulkę do spania i ustawiłam
budzik. Wtuliłam się w poduszkę, marząc już o Paryżu i układając
w głowie scenariusze, które na pewno się nie wydarzą.
Rozdział piąty

Na moim biurku w pracy znalazłam ładne, czarne pudełko z kokardą i z


przyczepioną karteczką – „rekompensata za zniszczenie sukienki”.
Bilecik nie był podpisany, ale to musiało być od prezesa, byłam tego
pewna. Z uśmiechem na ustach trzęsącymi rękami uchyliłam wieko
pudełeczka, a w nim ujrzałam olśniewającą, czerwoną suknię, aż
pisnęłam z zachwytu. Uwielbiam sukienki, a ta była wyjątkowo piękna,
z delikatnego materiału, lekko błyszczącego.
Spojrzałam na zegarek i poszłam do kuchni, by zrobić kawę dla
prezesa. Zaraz będzie po nią dzwonił. Trochę poznałam już jego
przyzwyczajenia i zawsze mniej więcej o tych samych godzinach pił
podwójne espresso.
Dziś wybrałam czerwoną serwetkę w niemalże takim samym odcieniu
jak moja nowa sukienka. Ustawiłam filiżankę na tacy i po kilku minutach
wyszłam z kuchni, uważając, by nie wylać kawy. Zapukałam i czekałam,
aż standardowo powie „wejść” tym swoim gburowatym głosem. Gdy
weszłam, prezes właśnie odkładał słuchawkę na aparat. Zszokowany
spojrzał na mnie, ale kąciki ust delikatnie mu drgnęły na mój widok.
– Dzień dobry, Olivio, właśnie miałem do ciebie dzwonić – stwierdził,
widząc kawę.
– Dzień dobry, prezesie. Dziękuję za sukienkę, nie trzeba było, tamtą
wypiorę i będzie jak nowa. – Uśmiechnęłam się nieśmiało, stawiając
filiżankę na jego biurku.
– To tylko sukienka, Olivio – odrzekł, odwzajemniając mój uśmiech,
czym byłam mocno zdziwiona, lecz było to miłe zaskoczenie. – Dziękuję
za kawę.
Chyba śnię lub mi się przesłyszało, nigdy nie był dla mnie tak miły. Skąd
ta przemiana? To przez ten wyjazd do Paryża? Czy w końcu nie wstał lewą
nogą?
Wiadomo, że taka współpraca bardziej mi się podoba niż wrogie
spojrzenia, lecz jeszcze wczoraj nie pomyślałabym, że go na to stać.
– Proszę bardzo – odrzekłam nieśmiało, gdy minął pierwszy szok i w
końcu mój mózg odnalazł połączenie z językiem. – Czy jest coś, czym
mam się zająć w pierwszej kolejności, panie prezesie?
– Zarezerwuj wszystko do Paryża, a później zadzwoń do Marko, niech
każe przynieść projekty z próbkami tkanin, jak będą już gotowe. Na
trzynastą zamów lunch, jakąś sałatkę z kurczakiem. Nie zapomnij też
sobie zamówić. – Uśmiechnął się chytrze, po czym kontynuował, jakby
nawet nie pomyślał, jaką papkę mi robi z mózgu tymi uśmiechami. –
Zadzwoń także do Williama i zapytaj, czy znalazł już drugą sekretarkę.
Jak na razie to wszystko, Olivio.
– Dobrze, panie prezesie, już się robi – powiedziałam, wychodząc
z gabinetu.
Skąd nastąpiła w nim taka przemiana, to nie wiem, ale to było dość
podejrzane i musiało mieć drugie dno, nikt się nie zmienia z dnia na
dzień.
Zrobiłam sobie latte i w końcu zabrałam się za robotę. W teczce
znajdowały się wytyczne w sprawie Paryża, między innymi podróż
musiała się odbyć pierwszą klasą, a hotel wybrał też nie byle jaki. Z tego,
co znalazłam w sieci, wynikało, że to najdroższy ze wszystkich. Był
ulokowany w samym centrum i jeśli będę miała czas, by zwiedzać,
wszędzie będzie dobry dojazd, z czego bardzo się ucieszyłam. Coraz
bardziej podobał mi się ten wyjazd.
Przed samym lunchem pomocnik Marko przyniósł wszystko, o co
prosiłam, więc gdy przywieźli nasze sałatki, zapukałam do drzwi
prezesa. Nie usłyszałam „wejść”, w związku z czym czekałam, nie
wiedząc, co zrobić. Po chwili prezes otworzył mi, pokazując gestem, bym
weszła do gabinetu. Kontynuował rozmowę przez telefon i wskazał
kanapę, na której usiadłam.
– Alice, ale powiedz mi, po co ci kolejna sukienka? Już ci się szafa nie
domyka… Dobrze, pogadam z Marko… Też cię kocham – skończył
rozmowę telefoniczną.
Chciałam zostawić wszystko i wyjść, ale bez słowa złapał mnie za
ramię i wskazał fotel, bym się przesiadła, co niechętnie uczyniłam.
Poczułam dziwne ciepło w miejscu, w którym nasza skóra się zetknęła,
lecz po tym, co usłyszałam, miałam wrażenie, jakby ktoś wylał na mnie
kubeł zimnej wody. Jak mogłam sądzić, że taki facet nie ma kobiety,
i robić sobie złudne nadzieje?
Humor zepsuł mi się momentalnie i zrobiło mi się przykro, byłam zła
na siebie.
– Dziękuję za sałatkę. Załatwiłaś wszystko? – Prezes usiadł w swoim
fotelu, a ja wzięłam się w garść, przełykając wielką gulę, która od razu
urosła mi w gardle.
– Tak, panie prezesie, w zielonej teczce ma pan bilety oraz rezerwacje
na hotel. William powiedział, że jeszcze nie ma odpowiedniej
kandydatki, ale jest umówiony na przyszły tydzień z dziewczyną, która
ma najlepsze kwalifikacje. W białej teczce natomiast jest wszystko od
Marko.
Nawet na mnie nie spojrzał i nic nie powiedział, na powrót był
zimnym dupkiem. Wstałam z zamiarem wyjścia, już nie próbował mnie
zatrzymywać, i wróciłam do swojego biurka. Straciłam ochotę na sałatkę,
więc wzięłam ją z blatu i zaniosłam do lodówki w kuchni.
Ale ja głupia jestem, jak mogłam sądzić, że kiedyś coś mnie połączy
z Alexandrem? Nie dawał żadnych sygnałów, że mu się podobam albo jest
mną zainteresowany, a jedynie ja sama się nakręciłam jak głupia
nastolatka.
Obiecałam sobie zachowywać się profesjonalnie i nie myśleć więcej
o prezesie, by wziąć się w garść i zająć robotą.
Moim zadaniem było między innymi pozyskiwanie nowych klientów
i właśnie dostałam e-maila od największej firmy odzieżowej w Stanach
Zjednoczonych, która zajmuje się sprzedażą sukien wieczorowych
i ślubnych. Napisali, że są zainteresowani współpracą z Devil’s House.
Wow!
Wydrukowałam e-maila i z pośpiechu nie zapukałam do prezesa, po
prostu wbiegłam, chcąc jak najszybciej podzielić się z nim tą informacją.
Spojrzał na mnie jak na wariatkę.
Co tam, niech myśli, co chce.
– Przepraszam państwa na chwilkę – powiedział do monitora i dopiero
po krótkiej chwili spojrzał na mnie, biorąc głęboki haust powietrza.
Zły to mało powiedziane, on był na mnie wkurwiony za to, że
niechcący przerwałam mu wideokonferencję. Nadepnęłam mu na odcisk,
widziałam, jak się niemal gotuje w środku.
– Od kiedy możesz tutaj wchodzić bez pukania? – zapytał groźnie,
mrużąc oczy. – Mam nadzieję, że to coś ważnego, Olivio. – Jakby wzrok
mógł zabijać, już bym padła trupem. Odruchowo zrobiłam krok w tył, by
zwiększyć dystans między nami.
– Ja przepraszam bardzo, panie prezesie – odparłam nieśmiało.
Policzki mnie piekły ze wstydu i zażenowania. – Dostałam e-maila
i chciałam od razu go prezesowi pokazać. – Podałam mu kartkę
trzęsącymi się rękami, a jego oczy z każdą linijką stawały się coraz
większe.
– Jak tego dokonałaś? – zapytał tylko, patrząc mi prosto w oczy
ciemnym, brązowym wzrokiem, w którym już nie było śladu po złości.
– Wiedziałam, że z pracownikami się nie dogadam i trochę
nakłamałam, by dostać numer do właściciela. Gdy już się z nim
skontaktowałam, zaczęłam negocjować. Zgodził się na współpracę
z nami na próbę, ale nie wiedziałam, czy mnie spławia, czy mówi serio.
Mimo wszystko wysłałam im ofertę, a dziś odpisali – wyjaśniłam
pośpiesznie, próbując coś wyczytać z jego oczu, ale miał na twarzy tę
swoją maskę, która nie przepuszczała żadnych emocji.
– Od kilku lat staramy się nawiązać z nimi współpracę, ale wszystkie
nasze oferty odrzucali. Jestem z ciebie dumny, Olivio. –
Niespodziewanie podszedł do mnie i pocałował w policzek. Stałam jak
sparaliżowana, będąc w szoku. – Przepraszam, nie powinienem.
– Nic nie szkodzi, panie prezesie, też się cieszę z tego kontraktu. Nie
przeszkadzam już panu i przepraszam, że weszłam bez pukania –
odpowiedziałam niemalże szeptem. Już nie był na mnie zły, uśmiechał
się od ucha do ucha i tylko machnął ręką na znak, że nic się nie stało.
Poprawił marynarkę i wrócił do wideokonferencji, podczas gdy
wychodziłam z gabinetu.
Resztę dnia spędziłam na pracy przy komputerze, szukałam kolejnych
firm, z którymi moglibyśmy współpracować. Czas leciał mi dziś
wyjątkowo szybko, nim się obejrzałam, była godzina szesnasta i mogłam
wyjść z biura.
Wracając metrem, analizowałam dzisiejszy dzień, a raczej zmienność
nastrojów Alexandra, ale nic nie rozumiałam z jego zachowania. Raz był
miły, potrafił się uśmiechnąć, i to oblicze poznałam dzisiaj, a za chwilę
okazywał się dupkiem i naciągał na twarz maskę, która była
nieprzenikniona i nie dało się z niej nic wyczytać. Nie pojmuję jego
zachowania, a przede wszystkim tego, co mnie do niego ciągnie
i dlaczego analizuję każdy jego ruch. Nie powinnam się wdawać z nim
w żadne relacje, bo to mój szef. Jeszcze nie słyszałam, by komukolwiek
takie układy wyszły na dobre. No ale ma kobietę, więc tym bardziej
muszę trzymać się od niego z daleka.
W podłym humorze dotarłam do mieszkania Blanki, a gdy tylko
zdjęłam w przedpokoju buty, udałam się do kuchni i nalałam sobie
kieliszek wina, który wypiłam niemalże jednym haustem. Jeszcze raz
sprawdziłam, czy wszystko spakowałam na podróż i odbyłam krótką
rozmowę z Blanką, informując ją o moim wyjeździe służbowym do
Paryża. O wyprowadzce na razie jej nie mówiłam, bo jeszcze nie
oddzwonili do mnie z ogłoszenia. Uzupełniłam kieliszek, z którym
udałam się na kanapę w salonie. Włączyłam pierwszy lepszy kanał
muzyczny. Tępo patrząc w ekran, pozwoliłam, by myśli leniwie błądziły
po mojej głowie. Dopiłam drugą lampkę, a gdy wstałam, lekko zakręciło
mi się w głowie, lecz za sprawą alkoholu humor od razu mi się poprawił.
Chichocząc pod nosem, odstawiłam puste naczynie do zmywarki.
W łazience zmyłam wacikami makijaż i wzięłam prysznic. Włożyłam
koszulkę i majtki, a po chwili w sypialni ustawiłam budzik na rano
i wtuliłam się w pachnącą pościel, kończąc dzień z postanowieniem, że
muszę sobie darować Alexandra Devila i traktować go jak zwykłego
szefa. Już miałam iść spać, gdy telefon zabrzęczał, obwieszczając
przyjście SMS-a. Zaklęłam pod nosem, niechętnie wstając po urządzenie,
które ładowało się na komodzie. Wiadomość przyszła z nieznanego mi
numeru.
„Gdzie mam jutro po ciebie podjechać? Alexander”.
Byłam pewna, że po prostu spotkamy się na miejscu, więc
odpowiedziałam:
„Proszę się nie kłopotać, przyjadę sama na lotnisko”.
Odpisał prawie natychmiast:
„Nie wygłupiaj się, to żaden problem. Gdzie podjechać?”.
Jak zwykle to on dyktował warunki, więc wysłałam mu adres i jeszcze
chwilę czekałam, ale że nic już nie napisał, położyłam się z powrotem do
łóżka.
Rozdział szósty

Tej nocy pierwszy raz śniłam o Alexandrze i jego oczach. Cały czas
uśmiechał się do mnie, a gdy już miał mnie pocałować, budzik zaczął
dzwonić natrętnie, wyrywając mnie ze snu.
No tak, czas wstawać i się ogarniać, bo samolot nie poczeka.
Wypiłam na szybko kawę i włożyłam białe dresy i trampki. W podróży
lubiłam mieć wygodne ubrania, które w żaden sposób nie krępowały
moich ruchów i nie musiałam się przejmować, jak siedzę, by
przypadkiem nie pokazać zbyt dużo innym osobom podróżującym.
Jak zwykle podkreśliłam tylko rzęsy i zrobiłam kreskę czarną kredką,
a usta przeciągnęłam bezbarwnym błyszczykiem. Włosy zebrałam
w staranny kucyk, lecz po chwili mi powychodziły, standardowo
najwięcej przy skroniach. Co bym nie robiła, i tak się ułożą, jak chcą,
więc nie zamierzałam się smarować żelami. Wiedziałam, że to nie ma
sensu, a poza tym nie lubiłam sklejonych włosów.
Telefon wibrował zawzięcie na blacie w kuchni. Zerwałam się biegiem,
by zdążyć odebrać. Wpadając na krzesło, nabiłam sobie siniaka na udzie.
– Halo? – Nawet nie spojrzałam, kto dzwoni, zajęta masowaniem uda.
– Czekam pod blokiem – prezes jak zwykle przechodził do sedna, nie
marnując czasu.
– Dobrze, już schodzę. – Rozłączyłam się i pośpiesznie wyszłam
z mieszkania, by nie musiał zbyt długo na mnie czekać. Taszczyłam
wielką walizkę, więc gdy dotarłam na parking pod blokiem, cała się
zdyszałam i spociłam. Wzrokiem odnalazłam Alexandra, który opierał
się o auto. Zaśmiałam się na jego widok.
– Podobnie się ubraliśmy – zauważyłam, lustrując go spojrzeniem
z góry na dół.
Prezes popatrzył to na mnie, to na siebie i także wybuchnął śmiechem,
zauważając podobieństwo w strojach, które wybraliśmy na podróż.
– Faktycznie, choć dresy nie pasują mi tak bardzo jak tobie – zauważył
śmiało. – Matko kochana, całe mieszkanie spakowałaś? – zapytał, gdy
wziął moją walizkę, by włożyć ją do bagażnika.
Może faktycznie zabrałam trochę za dużo rzeczy, ale lepiej wziąć za
dużo niż za mało. Lubię mieć wybór i nie martwić się, że nie mam co
wciągnąć na tyłek, więc zazwyczaj w podróż biorę więcej, niż faktycznie
później wkładam.
– Tylko najpotrzebniejsze rzeczy – odpowiedziałam z uśmiechem. –
Pana żona pewnie też tyle zabiera ze sobą.
Czy ja to powiedziałam na głos?
Jak zwykle najpierw mówię, później myślę. Nie zdenerwował się
jednak moim pytaniem, tylko bez słowa otworzył drzwi od strony
pasażera, bym wsiadła, po czym obszedł audi i usiadł za kierownicą.
– Nie mam żony. Skąd ten pomysł? – odezwał się w końcu, odpalając
silnik, który przyjemnie zamruczał. Włączył GPS, ustawiając trasę na
lotnisko, dopiero wtedy zwrócił na mnie uwagę i spojrzał.
– Wczoraj jak prezes rozmawiał przez telefon, założyłam, że z żoną
pan rozmawia. – Jak nic zaraz wybuchnie i będzie miał rację, że nie
powinnam podsłuchiwać jego prywatnych rozmów. Było to niegrzeczne
z mojej strony. Zamyślił się pewnie, zastanawiając się, o czym mówię,
gdy nagle wybuchł śmiechem, aż się wystraszyłam i podskoczyłam na
siedzeniu. Był to szczery śmiech, taki jak kiedyś słyszałam, kiedy był
w gabinecie z Marko. Jeszcze nigdy nie był przy mnie taki wesoły.
– Mówisz o Alice? To moja siostra. Nie mam czasu na dziewczyny,
a tym bardziej na żonę, Olivio. Jakbyś nie zauważyła, całymi dniami
siedzę w biurze. – Nie ma dziewczyny ani żony przez brak czasu? To trochę
smutne, że woli pracę od drugiej połówki. – A ty, Olivio, masz kogoś? –
zapytał niespodziewanie.
Naprawdę go to interesuje, czy po prostu chce rewanżu za ziarnko z jego
życia prywatnego?
Biłam się z myślami, wszystko, co wczoraj postanowiłam, legło
w gruzach. Wiedząc, że jest singlem, bezkarnie mogę się na niego ślinić.
Dał mi do zrozumienia, że nie jest zainteresowany związkami, może to
i dobrze, że przyciąganie jest jednostronne. To mój szef, nie powinny
nas łączyć inne relacje niż służbowe. Po raz kolejny się zastanawiałam,
czy dobrze zrobiłam, przyjmując ofertę wyjazdu do Paryża.
– Nie, nie mam, panie prezesie – odparłam zgodnie z prawdą, gdy
natrętnie się na mnie gapił, czekając na odpowiedź.
– Taka śliczna dziewczyna i sama? – spytał z niedowierzaniem, kręcąc
głową. Policzki mi spłonęły czerwienią, odwróciłam głowę w stronę
szyby, udając, że patrzę na budynki, które mijaliśmy w drodze na
lotnisko. Czułam jego wzrok na sobie, ale nie odezwałam się już ani
słowem, póki nie dojechaliśmy na miejsce. Nie wiedziałam, jak
zareagować na jego słowa, więc wybrałam milczenie.
Gdy dojechaliśmy na lotnisko, zatrzymał auto na parkingu pod samym
wejściem i wypakował z bagażnika nasze bagaże, on w zasadzie miał
tylko małą torbę podróżną. Chciałam wziąć od niego moją walizkę i gdy
nasze dłonie się zetknęły, poczułam, jakby prąd przeskakiwał między
nami. Aż głośno wciągnęłam powietrze.
– Nie wygłupiaj się, poniosę twoją szafę podróżną – powiedział
stanowczo, lecz w jego oczach tańczyły wesołe iskierki. Uśmiech nie
schodził mu z twarzy, miał dobry humor, a mnie trochę peszył i nie
wiedziałam, jak mam się zachowywać w jego obecności.
– To prezes niech się nie wygłupia, dam sobie radę – odburknęłam,
a on tylko spojrzał na mnie wzrokiem nieuznającym sprzeciwu.
– Umówmy się, że poza pracą darujesz sobie tego „prezesa”. Mów do
mnie Alex lub Alexander, jak tam wolisz. A walizkę wezmę ja i to nie
podlega negocjacji.
– Dobrze – powiedziałam tylko zrezygnowana, nie chcąc się
sprzeczać. Skoro chce robić za bagażowego, to okej, jego sprawa.
Korzystając z tego, że nie dzieli nas już tylko skrzynia biegów,
wycofałam się i szłam dwa kroki za nim. Musiałam się zdystansować. Nie
wiedziałam, co myśleć. Czułam się skołowana. Nie do takiego prezesa
byłam przyzwyczajona, jakby w jednym człowieku znajdowały się dwie
osoby o różnych twarzach. Wcześniej uważałam, że zakłada maskę,
a dzisiaj uważam, że ten człowiek nie ma maski, tylko rozdwojenie jaźni,
co mnie przerażało i szokowało zarazem. Prezes był dupkiem
nieznoszącym sprzeciwu, a samym wzrokiem potrafił spowodować, że
się człowiek kurczył i uciekał gdzie pieprz rośnie. Natomiast Alexander
wydawał się wesoły, szczery i taki ludzki. Czy może być w jednej osobie
tyle sprzeczności? Ja nie potrafiłam raz zachowywać się jak Olivia, a za
chwilę jak jakaś inna osoba. Nagle zatrzymał się i wpadłam na jego
plecy, pochłonięta myślami.
– Przepraszam – burknęłam.
– Usiądźmy. Mamy jeszcze pół godziny do lotu – powiedział, stawiając
walizki obok siedzeń. – Chcesz coś do jedzenia lub picia? – zapytał.
Pokręciłam tylko głową, a on podszedł do automatu i kupił dwie wody,
mimo że nic nie chciałam. Wręczył mi jedną butelkę, siadając obok mnie,
i odkręcił swoją.
– Dziękuję – powiedziałam. Zaczęłam się bawić suwakiem od walizki,
nie wiedząc, co ze sobą zrobić i nagle żałując tego wyjazdu.
– Uraziłem cię? – zapytał po krótkiej chwili, przyglądając mi się.
– Nie – odparłam krótko, wzdychając.
– To w czym problem? – dopytywał, nie dając za wygraną.
Czemu nagle stał się taki spostrzegawczy? Zawsze miał mnie w dupie
i nie miałam takiego mętliku w głowie.
– Odpowiesz mi na pytanie, Olivio? – Złapał mnie za brodę,
zmuszając, bym spojrzała mu w oczy.
Co mam mu powiedzieć? Że mi się podoba, ale nie orientuję się już w jego
humorach, osobach czy co to on tam gra.
– Po prostu nie rozumiem twojego zachowania, Alexandrze. Jesteś
zupełnie inny niż zwykle – wymamrotałam w końcu pod naciskiem jego
nieustępliwego spojrzenia.
Potarł kciukiem moją wargę, patrząc mi prosto w oczy. Byłam
zahipnotyzowana, nie mogłam odwrócić od niego wzroku. Zamknął
powieki, opuścił rękę i westchnął głośno, zostawiając gorący ślad na
mojej wardze, którą od razu mimowolnie przejechałam czubkiem języka.
– Olivio, w pracy muszę trzymać ludzi krótko, stąd moje zachowanie.
Ludzie nie traktowaliby mnie poważnie, gdybym z każdym był na stopie
koleżeńskiej. Teraz jestem po prostu sobą, taki jaki jestem dla rodziny
i przyjaciół. – Kiwnęłam głową, że zrozumiałam, ale nie chciałam drążyć
dalej tematu i go wypytywać, więc nie odezwałam się ani słowem. – Daj
mi swój bilet, Olivio – powiedział, wzdychając. Podałam mu z torebki
kopertę, w której był mój bilet i rezerwacja pokoju. – Dlaczego twój jest
na klasę ekonomiczną? – Był zły, to zachowanie znałam i to był właśnie
prezes.
– Dlatego że prezes nie mówił, że mają być dwa na pierwszą klasę,
a ekonomiczne są o połowę tańsze – warknęłam, automatycznie zła na
niego, nie rozumiejąc nawet dlaczego.
Skąd miałam wiedzieć, że chce zrobić sobie ze mnie atrakcję w czasie
lotu? Zawsze trzymał mnie na dystans, więc byłam pewna, że to mu będzie
na rękę.
– Kurwa! – zaklął i zabrał bilety. Poszedł najpewniej do kasy
biletowej. Wrócił po piętnastu minutach już w dużo lepszym humorze. –
Przepraszam, że się uniosłem, nie chciałem – rzekł szczerze, podając mi
bilet. – Proszę, nowy.
Gdy wzięłam od niego bilet na pierwszą klasę, wywołali nasz lot.
Ruszyliśmy w stronę odpraw bagażowych. Niedługo później siedzieliśmy
już w samolocie, zajmując miejsca, które były napisane na kartach
pokładowych. Pierwsza klasa miała pierwszeństwo przy wsiadaniu
i wysiadaniu z samolotu. Plusem była także większa przestrzeń, dzięki
której bez problemu mogliśmy rozciągnąć nogi.
Stewardesy skakały wokół Alexandra, spełniając jego zachcianki, gdy
tylko samolot wzbił się w powietrze. Jego kaprysom nie było końca, nie
mogłam już tego słuchać, więc założyłam słuchawki. Muzyka
momentalnie mnie odprężyła. Poczułam się lepiej sama ze sobą i swoimi
myślami, a tych ostatnich miałam niemało.
Rozdział siódmy

Prawie cały lot przespałam, więc nie byłam zmuszona do rozmów


z Alexandrem, a na lotnisku w Paryżu czekał na nas wynajęty samochód.
Przy kierowcy także darował sobie rozmowy ze mną. Nie dopuścił mnie
do mojej walizki, a po zameldowaniu nas w hotelu zaniósł ją do mojego
pokoju, po czym sam udał się do swojego apartamentu, który znajdował
się dokładnie naprzeciw mojego.
Poszłam pod prysznic i nie zdążyłam się ubrać, gdy usłyszałam
pukanie do drzwi. Owinęłam się ręcznikiem i poszłam otworzyć,
upewniając się, że materiał zasłania najważniejsze części mojego ciała.
Alexander nic nie powiedział na mój widok, tylko stał i gapił się na mnie,
a jego wzrok wędrował z góry na dół po całym moim ciele.
– Przyszedłem omówić najbliższe dni, ale chyba nie jest to
odpowiednia pora. – Uśmiech nie schodził mu z twarzy, a ja miałam
ochotę przewrócić oczami. Nigdy nie miałam faceta, ale pod tym
względem wiedziałam, że każdy jest taki sam. – Jak się ogarniesz, to
przyjdź do mnie, za pół godziny będzie kolacja.
– Dobrze, ubiorę się i przyjdę. – Zamknęłam mu drzwi przed nosem,
nie czekając na to, czy coś jeszcze ma do powiedzenia.
W walizce znalazłam czarną sukienkę, do której miałam włożyć czarne
szpilki. Wysuszyłam też włosy, układając je w kok. Makijaż zrobiłam
standardowo delikatny.
Dwadzieścia minut później już pukałam do drzwi Alexandra. Nie tylko
ja się wystroiłam, on miał na sobie czarny, dopasowany garnitur, a w
jego śnieżnobiałej koszuli rozpięte były dwa guziki przy szyi.
– Dobry wieczór, panno Olivio. Zapraszam. – Podał mi rękę, którą
chwyciłam, po czym zaprowadził mnie do stołu w salonie. – Ślicznie
wyglądasz. – Uśmiechnęłam się nieśmiało. Postanowiłam dobrze się
tutaj bawić i wyluzować, skoro miałam mieć do czynienia z lepszą
połową Alexandra. Postawiłam wszystko na jedną kartę, by wziąć
wszystko, co zgotował dla mnie los, bez względu na cenę, jaką będę
musiała zapłacić po powrocie do Londynu.
– Dziękuję panu. Pan też wygląda bardzo elegancko – oświadczyłam
formalnie.
– Cieszę się, że już masz lepszy humor – zauważył, całując mnie
w dłoń i po kilku sekundach odsunął krzesło, bym mogła usiąść. – Wino?
Szampan? – zapytał, zaglądając do lodówki na alkohol i przeglądając jej
zawartość.
– Wino poproszę.
Alexander nalał mi kieliszek czerwonego wina i sam zajął miejsce po
drugiej stronie stołu.
– Plan jest taki, że musimy jechać do fabryki tkanin, do szwalni oraz
do organizatora naszego pokazu i na to wszystko jest cały tydzień. Mamy
czas wolny popołudniami, więc możemy pozwiedzać, jeśli masz ochotę,
lub po prostu korzystać z oferty hotelu.
– Nigdy nie byłam w Paryżu – wyznałam szczerze. – Planowałam
w wolnym czasie pozwiedzać, ale nie myślałam, że będziesz chciał mi
towarzyszyć, Alexandrze.
– Już byłem tutaj kilka razy, więc mogę robić za twojego przewodnika.
Ktoś zapukał, przerywając nam rozmowę. Alexander poszedł otworzyć
drzwi, po drodze przejeżdżając ręką po moim nagim ramieniu, co
spowodowało ciarki na całym moim ciele. Nigdy tak nie reagowałam na
czyjś dotyk. To nieznane, lecz przyjemne uczucie może było
zarezerwowane aż do czasu, gdy przeznaczenie postawi na mojej drodze
Alexandra?
Upiłam trochę czerwonego wina, które było bardzo dobre. Kelner
postawił przede mną stek z purée ziemniaczanym i bukietem warzyw do
tego.
– Mam nadzieję, że lubisz steki? – zapytał Alexander nieśmiało jak
nigdy.
– Tak, lubię – odpowiedziałam, cały czas na niego patrząc, póki kelner
nie wyszedł z apartamentu, zostawiając nas samych.
Podczas kolacji nie spuszczaliśmy z siebie wzroku, co jakiś czas
wtrącając jedynie uwagi co do jedzenia, które było wyborne. Powoli się
rozluźniałam i czułam bardzo dobrze w towarzystwie Alexandra,
jakbyśmy się znali od wieków, a nie kilku tygodni. Nie zachowywał się
jak szef, a ja dzięki temu mogłam go poznać lepiej.
Włączył muzykę, która wypełniła cały jego apartament i podszedł do
mnie z wyciągniętą dłonią.
– Zatańczysz ze mną?
Wstałam, przytrzymując jego dłoń, która niemalże paliła mnie
w miejscu, w którym nasza skóra się stykała. Alexander bardzo dobrze
tańczył, na szczęście też kiedyś uczęszczałam na lekcje z tańca
towarzyskiego, więc dotrzymywałam mu kroku. Gdy pierwsza piosenka
dobiegła końca, nadal nie wypuszczał mnie z objęć, kołysząc się ze mną
w ramionach.
– Dobrze tańczysz – stwierdził, przerywając ciszę, jaka zapanowała
między nami.
– Kiedyś chodziłam na lekcje tańca. – Uśmiechnęłam się nieśmiało,
patrząc mu prosto w oczy.
Nienawidziłam tych lekcji. Ojciec mnie do nich zmuszał, a teraz widzę, że
było warto. Ciekawe, co u niego. Od mojej wyprowadzki nie odzywał się do
mnie, ale w sumie ja też nie dzwoniłam. Po powrocie muszę to zrobić.
Ciążyło mi coraz bardziej, że byliśmy skłóceni.
Wtuliłam się w ramię Alexandra. Wciąż się kołysaliśmy w rytm
muzyki. Było mi bardzo przyjemnie w jego ramionach i jak dla mnie ta
chwila mogłaby trwać wiecznie. Niestety kolejna piosenka bezlitośnie się
skończyła i czar prysł.
– Dziękuję za kolację i taniec – odrzekłam i pocałowałam Alexandra
w policzek, lecz mnie przytrzymał i pewnie złożył usta na moich, całując
coraz namiętniej, gdy nie sprzeciwiałam się i oddawałam jego
pocałunek.
– Marzyłem o tym od dnia, w którym stanęłaś w drzwiach mojego
gabinetu. Jak oblizywałaś wargi, patrząc na mnie, niewiele brakowało,
bym się na ciebie rzucił.
– To dlaczego się powstrzymywałeś?
Tak! Jednak nie tylko on mi się podoba, ale ja jemu też!
Szczerzyłam się do niego jak głupia. Byłam w siódmym niebie.
– Moją żelazną zasadą w polityce firmy jest to, że współpracownicy
nie mogą się do siebie zbliżać. Właśnie ją złamałem. – Alexander tak
samo się szczerzył, a w jego oczach skakały radosne iskierki. Pocałował
mnie w czubek głowy, przytulając się mocniej. Mimo że byłam
w wysokich szpilkach, to i tak był ode mnie wyższy. – Chyba będę musiał
zmienić ten zapis.
O tak! Jak dla mnie to od razu może skreślić ten punkt.
Prezes był ostatnim dupkiem, ale Alexander to facet, w którym
mogłabym się zakochać. Miałam obawy, by tutaj przyjechać, a teraz się
cieszę z takiego obrotu sprawy i w moim brzuchu zagnieździło się stado
motyli. Jeszcze dwie piosenki się tak kołysaliśmy, a Alexander co chwilę
całował mnie czule w czubek głowy. Czułam się bezpiecznie w jego
objęciach i szczęśliwa, choć wcale się tego nie spodziewałam. Gdyby
jeszcze wczoraj ktoś mi powiedział, że tak się potoczy między mną
a Alexandrem, w życiu bym nie uwierzyła. Od tego kołysania zaczęłam
ziewać jak niemowlę, choć się powstrzymywałam.
– Nudzę panią? – zapytał Alexander z uśmiechem. Mruknęłam,
zaprzeczając. – Chodź, położymy cię spać, długa podróż za nami, a jutro
musimy rano wstać. – Zaprowadził mnie do mojego pokoju, na dobranoc
delikatnie złożył pocałunek na moich ustach, powodując szeroki uśmiech
na mojej twarzy. – Zamknij drzwi – upomniał mnie jeszcze i wyszedł,
zostawiając mnie samą.
Zmyłam makijaż i po chwili przebrałam się w piżamę i rozczesałam
włosy. Leżąc w hotelowym łóżku, rozmyślałam o naszej kolacji oraz
o tym, jak się potoczyła. Cieszyłam się jak głupia sama do siebie.
Jasne, że Alexander podobał mi się od czasu, kiedy spotkałam go
w cukierni, ale przez to jak się ostatnimi czasy zachowywał, wybiłam go
sobie z głowy. Teraz wszystko wróciło ze zdwojoną siłą, gdy pokazał mi
swoją ludzką stronę. Czy, jak wrócimy do Londynu, nic się nie zmieni? Czy
wszystko zmieni się o sto osiemdziesiąt stopni? Żartował o tych firmowych
zasadach? Czy jednak będę musiała wybierać: albo Alexander, albo praca?
Mam do niego dużo pytań, ale teraz chyba nie jest najlepszy moment.
Poczekam i zobaczę, jak to wszystko się ułoży.
Uśmiechałam się sama do siebie, w pełni zadowolona z kolacji
i potarłam usta, które jeszcze chwilę temu całował Alexander. Zasnęłam
nawet nie wiem kiedy, z wieloma pytaniami w głowie i bez żadnej
odpowiedzi.
Rozdział ósmy

Zostałam brutalnie obudzona przez budzik w telefonie. Chcąc nie chcąc,


musiałam wstać i się ubrać po szybkim prysznicu. Na dziś wybrałam
biały komplet plus sandałki na małym obcasie. Włosy miałam skręcone
po wczorajszym koku, więc upięłam tylko górę spinką i zrobiłam
delikatny makijaż, który dopełnił wszystko. Przeglądając się w lustrze,
stwierdziłam, że wyglądam perfekcyjnie i jestem gotowa na nadchodzący
dzień.
W pokoju przepakowałam wszystkie najpotrzebniejsze rzeczy do
mniejszej torebki. Upewniając się, że wszystko mam, zeszłam na dół do
kawiarni. Dzień bez kawy to dzień stracony i póki jej nie wypiłam, nie
byłam w stanie funkcjonować i myśleć wydajnie.
Złożyłam zamówienie i przeglądałam telefon, czekając przy stoliku, aż
kelnerka przyniesie filiżankę.
– Dzień dobry. – Alexander zaszedł mnie od tyłu, całując w czubek
głowy. – Zamówiłaś już sobie kawę?
– Dzień dobry. Tak, jakbym wiedziała, że tak wcześnie wstaniesz, też
bym ci zamówiła – odpowiedziałam z uśmiechem. Gdy go zobaczyłam,
poczułam się, jakbym miała całe stado motyli w brzuchu, i to było coś
niespodziewanego. Czy już zawsze będę tak reagować na jego widok? –
Nowe perfumy? – zapytałam.
Nie wiedziałam, co to za perfumy, ale dało się wyczuć nutkę piżma
i coś cytrusowego, pachniały bardzo ładnie, tak świeżo. Nigdy ich nie
wyczułam od Alexandra, więc musiał to być nowy zapach.
– Nie szkodzi, zamówię sobie – powiedział, ignorując moje pytanie.
Poszedł do baru po kawę, a ja schowałam telefon. Nie dostałam żadnej
wiadomości od Blanki, a ojciec też się nie odzywał. Ciekawe, co by
powiedział o Alexandrze. Jednego jestem pewna: imponowałoby mu, że ma
własną firmę, ale za to, że spotyka się z jego córeczką, na pewno dostałby
wykład. Mógłby się ze mną widywać u nas w domu tylko w obecności ojca.
Ojciec może nie siedziałby z nami non stop, ale musiałby być w domu.
Dlatego nigdy nie miałam faceta, bo wiedziałam, z czym to się wiąże.
Wstydu bym się najadła co niemiara, a później by uciekł i tyle bym go
widziała.
Alexander wrócił do stolika, przerywając moje rozmyślania, a za nim
kelnerka z naszymi kawami i dwoma pączkami na talerzykach.
– Jakie mamy plany na dzisiaj, panie prezesie? – zapytałam.
Kelnerka sobie poszła, wcześniej przesadnie nachylając się przed
Alexandrem i eksponując wielkie, sztuczne cycki. On nawet nie zwrócił
na nią uwagi, co było dla mnie szokiem, bo każdy facet lubił patrzeć na
piersi. Moje są małe, to i pokazywać nie mam co, nawet jakbym chciała.
– Najpierw pojedziemy do szwalni, która jest na samym końcu Paryża,
a po spotkaniu możemy iść na jakiś obiad na mieście lub coś pozwiedzać.
– Dzień zapowiadał się świetnie, a pogoda też miała dziś dopisać według
prognozy.
– Super. Może być – odpowiedziałam i upiłam trochę kawy. Nadal
dręczyłam się tym, jak będzie to wszystko wyglądało, więc po prostu
zapytałam Alexandra: – Po powrocie do Londynu mam szukać nowej
pracy? – Spuściłam wzrok, bawiąc się palcami u rąk i czekając na jego
odpowiedź.
– Co? Dlaczego niby? – Był zły i zszokowany. – Chcesz odejść
z Devil’s House, bo cię pocałowałem?
– Wczoraj powiedziałeś, że polityka firmy nie pozwala na związki,
więc jeśli mam wybrać, to wybieram ciebie.
O matko!
Nim to wypowiedziałam do końca, to już było mi głupio, a teraz
policzki aż piekły mnie z zażenowania.
– Kotek, to moja firma i będę robił, co mi się żywnie podoba. Zapis
mogę zmienić w każdej chwili. – Wzdychał, nie spuszczając ze mnie
wzroku. – Nie ma takiej opcji, żebyś się zwolniła. Wiem, że
zachowywałem się jak dupek, ale dla ciebie obiecuję się zmienić. Ciężkie
tematy wybierasz z rana, możemy ustalić wszystko wieczorem?
Humor od razu mi się poprawił i już miałam w głowie małą listę tego,
o co chciałabym go zapytać, ale miał rację, to nie była odpowiednia pora
na takie tematy.
– Tak, oczywiście.
Dopiłam kawę i poprosiłam kelnerkę o spakowanie pączków. Nigdy nie
jadłam tak wcześnie rano, a teraz przy Alexandrze już na pewno nic nie
przełknę.
Obiecał się dla mnie zmienić, czy to znaczy, że będzie dla mnie
Alexandrem już zawsze, a nie tylko przez ten tydzień? Prezes tak po prostu
zniknie?
Złapał mnie za rękę, po czym poprowadził do samochodu
zaparkowanego pod hotelem. Było to zupełnie inne auto niż to, którym
wczoraj przyjechaliśmy z lotniska. Tym razem Alexander prowadził
i przez całą drogę nie rozmawialiśmy, każde zatopione było we własnych
myślach.
Jeśli mamy ze sobą pracować, muszę nauczyć się oddzielać życie
prywatne od zawodowego, Alexander już to potrafi, a ja niestety jestem na
początku drogi.
Po dwóch godzinach byliśmy na miejscu, w szwalni zachowywałam
dystans od Alexandra. Przez godzinę właściciel oprowadzał nas po
firmie i opowiadał, jak idzie szycie kolekcji dla Devil’s House, z jakich
materiałów tworzone są kreacje, skąd zamawia produkty i tym podobne.
Dostaliśmy także próbki tkanin dla Marko i jakąś teczkę z adresami, skąd
pochodzą materiały.
Moim zadaniem było notowanie wszystkiego. Dało się odczuć po
przekroczeniu progu, że Alexander zmienił się w prezesa, bił od niego
profesjonalizm, ale niestety również tak dobrze mi znany chłód. Nie
zwrócił na mnie uwagi ani razu, zero uśmiechu, nawet na mnie nie
spojrzał. Pewnie już tak będzie wyglądała nasza wspólna praca.
Alexander nie przestawał wypytywać właściciela szwalni o najmniejsze
pierdoły, a ja już miałam dosyć. Nie radziłam sobie z myślami, tak samo
jak po przyjeździe do Paryża, i najchętniej uciekłabym gdzie pieprz
rośnie, lecz niestety nie mogłam i musiałam czekać, aż w końcu
opuścimy tę przeklętą szwalnię.
Wyszliśmy stamtąd dopiero po trzech godzinach, a dla mnie trwało to
jak wieczność. Mój humor znacznie się pogorszył.
– Jedziemy na obiad? Nic dzisiaj nie jadłaś – zauważył Alexander.
Zniknął prezes, od razu mówił innym tonem i w końcu zwrócił na
mnie uwagę, ale mi już chciało się płakać. Nie podobało mi się to, jak się
zmieniał, po prostu tego nie rozumiałam.
– Nie jestem głodna. Możemy wrócić do hotelu?
Wszystkiego mi się odechciało. Czułam, że łzy, które zebrały mi się
pod powiekami, zaraz się poleją niekontrolowanie.
Nawet nic nie skomentował, tylko odpalił silnik, ustawił GPS, wbijając
adres hotelu, i wyjechał z parkingu szwalni.
Walczyłam ze łzami. Nie chciałam, by widział, co się dzieje w mojej
głowie. Mimo że spodziewałam się, że tak może być, realność mnie
przerosła, oszukiwałam samą siebie, że dam radę, ale nie podołałam
i nigdy nie dam rady tego znieść. Jestem zbyt emocjonalna i nie potrafię
grać czy udawać. Zabolało mnie to, jak nagle się zmienił, gdy ja chciałam
widzieć w nim tylko tego Alexandra z wczorajszej kolacji. Miałam złudne
nadzieje, że tak będzie, a dzisiejszy dzień pokazał mi, jak bardzo się
myliłam i popełniłam błąd, zbliżając się do niego. Ta przeklęta chemia
między nami była jednak zbyt silna. Wystarczyło, by się uśmiechnął, a w
mojej głowie powstawała papka, która nie myślała wcale, zadając ciosy
prosto w naiwne serce.
Rozdział dziewiąty

Dojechaliśmy na parking hotelu, wysiadłam pierwsza i nie oglądając się


za siebie, poszłam do swojego pokoju. Usiadłam na łóżku i tama puściła,
łzy wylewały się strumieniami, wszystkie moje emocje z dziś i wczoraj
wzięły górę.
Jak mogłam go dopuścić tak blisko siebie? To nie jest facet dla mnie. To
było z góry przesądzone, ale ciągnęło mnie do niego od początku. Wcześniej
udawało mi się go ignorować, bo był dupkiem, ale po wczorajszej kolacji
nic już nie będzie takie samo.
Usłyszałam ciche pukanie do drzwi. Pewnie Alexander, bo któżby
inny? Otarłam twarz z łez, ale nie wstałam, by otworzyć. Klamka się
poruszyła i drzwi się otworzyły. Zapomniałam przekręcić klucz w zamku.
Alexander od razu mnie przytulił.
– Ale ze mnie kretyn… – stwierdził. – Nie chciałem cię skrzywdzić ani
urazić w żaden sposób. Od razu powinniśmy porozmawiać, nim cię
pocałowałem pierwszy raz. Samolubnie kierowałem się tylko swoimi
pragnieniami. Porozmawiasz ze mną teraz?
Wielka gula urosła mi w gardle i nie byłam w stanie wydusić z siebie
ani słowa. Znów potok łez wezbrał, gdy zawzięcie pociągałam nosem.
Alexander wyjął chusteczki z wewnętrznej kieszeni marynarki i włożył
mi w ręce.
– Dobrze, to najpierw ja powiem, jak ja to widzę. Dobrze? Może tak
być? – Byłam w stanie kiwnąć tylko głową, że się zgadzam, więc
kontynuował: – Tylko raz byłem w stałym związku, to było jakieś pięć lat
temu. Nie pracowałem z moją partnerką i nie musiałem zwracać uwagi
na to, jak się zachowuję w pracy. Dopiero budowałem pozycję Devil’s
House na rynku. Pracowałem dużo i zawsze wychodziłem rano
i wracałem wieczorem. W naszą pierwszą rocznicę wróciłem wcześniej
do domu, z pięknym bukietem w ręce, i zastałem ją w łóżku z innym
facetem. Okazało się, że od samego początku mnie zdradzała. Wtedy coś
we mnie pękło, straciłem zaufanie do ludzi, nie chciałem być z nikim,
dopóki nie stanęłaś mi na drodze, i to dosłownie. Myślałem, że już
z nikim nie będę chciał być, długo walczyłem sam ze sobą, by dać ci
spokój, ten wyjazd był pretekstem, żebyś ze mną jechała. Do wczoraj
nawet nie byłem pewny, czy w ogóle mam u ciebie jakąkolwiek szansę po
tym, jak cię traktowałem. Nie zdziwiłbym się, gdybyś po prostu mnie
spoliczkowała, gdy cię pocałowałem. Musisz mnie nauczyć, czego ode
mnie oczekujesz, bo teraz widzę, że sam nie dam rady. Nie chcę, byś
musiała w pracy udawać, że nic nas nie łączy. Załatwię wszystko, by było
dobrze, bo o twojej rezygnacji nie chcę słyszeć. Jeśli przeginam lub coś
źle robię, musisz mi o tym mówić. Chcę, by nam wyszło, ale nic na siłę
nie zrobię, jeśli powiesz, że nie chcesz spróbować ze mną być. Po
powrocie do Londynu nie będzie tak samo, pewnie sama wiesz,
nieważne, co zdecydujesz.
Tego się po nim nie spodziewałam, nie sądziłam, że aż tak się przede
mną otworzy. Jego wyznanie rozwiało dużo moich wątpliwości, a w
zasadzie praktycznie wszystkie i poczułam się odrobinę lepiej. Cały czas
przytulał mnie, głaszcząc po głowie. Ja tylko go słuchałam, nie chcąc mu
przerywać. Łzy przestały lecieć mi z oczu, a w jego ramionach czułam się
bezpiecznie.
– Jak wchodzisz w rolę prezesa, jesteś dupkiem, Alexandrze. Nie
rozumiem wtedy twojego zachowania, choć to twoje oblicze, które
najlepiej poznałam jak do tej pory. Niczego cię nie nauczę, bo sama nie
wiem, jak powinien wyglądać związek dwojga ludzi. Mój ojciec już
zadbał o to, bym nie miała żadnego faceta. Musimy obydwoje się
prowadzić i mówić, czego kto oczekuje, i być przede wszystkim szczerzy.
Gdybyś tutaj nie przyszedł i nie powiedział tego, co powiedziałeś,
pewnie postawiłabym na tobie krzyżyk. To by był błąd, który pewnie bym
zrozumiała, jakby było już za późno. – Westchnęłam ciężko. – Dziś
przytłoczyły mnie emocje i to, z jaką łatwością zmieniasz się w innego
człowieka, nawet w stosunku do mnie. Nie oczekuję od ciebie ogłaszania
przed całym światem, że jesteśmy razem, dopiero zaczynamy wspólnie
raczkować. Zabolało mnie to, że nawet nie spojrzałeś na mnie,
traktowałeś jak powietrze, którego się nie widzi. – Spojrzałam na niego
z żalem. – Nauczę się profesjonalnie zachowywać w pracy, ale musisz mi
w tym pomóc i mnie nauczyć. To moja pierwsza praca i nie byłam z niej
zadowolona. Była po prostu środkiem do celu, a dzięki tobie nie chcę
teraz innej. – Alexander mi nie przerywał, tylko czekał, aż skończę. –
Tak samo mam obawy, że możesz po powrocie mnie odrzucić i nie wiem,
czy wtedy sobie poradzę. Gdy zachowywałeś się jak dupek, było mi
łatwiej cię ignorować, ale teraz już nie będę umiała.
Po wyznaniu wszystkiego zrobiło mi się lżej na sercu. Jeszcze z nikim
nie byłam tak szczera jak teraz z Alexandrem, ja również postaram się,
by nam wyszło. Nic nie mówił, więc spojrzałam na niego i pogłaskałam
po policzku. Widziałam ból wypisany w jego oczach. Pierwszy raz to ja
go pocałowałam. Po burzy zawsze wychodzi słońce i mam nadzieję, że ta
rozmowa była tą przysłowiową burzą, a teraz będzie już tylko lepiej.
– Zmienię się, obiecuję. Wiem, że można mówić dużo, ale udowodnię
ci to czynami. Cieszę się, że mi o tym wszystkim powiedziałaś, to wiele
dla mnie znaczy. – Alexander nieustannie kołysał mnie w ramionach.
Straciłam rachubę, ile czasu tak siedzieliśmy, gdy najzwyczajniej
w świecie zaburczało mi w brzuchu. – Nic dziś nie jadłaś, musimy cię
nakarmić – stwierdził surowo.
Poszliśmy do pokoju Alexandra, gdzie zamówił dla nas kolację.
Włączył piosenkę, która leniwie płynęła z głośników pochowanych
w całym apartamencie. Miało się wrażenie, że muzyka jest wszędzie.
Z kieliszkiem czerwonego wina usiadłam na kanapie, rozglądając się
po pomieszczeniu niewidzącym od łez wzrokiem, gdy Alexander poszedł
się przebrać. Zdążyłam się uspokoić i doprowadzić do porządku.
Musiałam przemyśleć na spokojnie wszystko, co mi dziś powiedział.
To pewnie było okropne przeżycie zastać swoją dziewczynę w łóżku
z innym. Nigdy nie doświadczyłam takich rzeczy, mogłam się tylko
domyślać, jak się musiał czuć. Jeszcze nie wie, że jestem dziewicą, ale jak
mam mu to powiedzieć? Tak po prostu? Mieliśmy być ze sobą szczerzy, ale
nie mam pojęcia, jak to zrobić…
– Coś jeszcze cię gryzie? – zapytał. – Pytaj po prostu, jeśli coś chcesz
wiedzieć. – Pokręciłam głową, zaprzeczając, po czym poklepałam
kanapę, by usiadł obok. Wtuliłam się w jego ramię, słuchając powolnego
bicia jego serca. Pocałował mnie w czoło. Ubrany w dresy wyglądał jak
zwykły człowiek, a nie prezes największej firmy odzieżowej w Londynie.
A od wczoraj był po prostu moim facetem, a ja jego dziewczyną.
Poszedł otworzyć drzwi, kiedy obsługa przyniosła naszą kolację.
Do moich nozdrzy doleciał smakowity zapach i jak na zawołanie
znowu zaburczało mi w brzuchu. Uzbrojona w kieliszek udałam się do
jadalni, w której obsługa rozkładała dla nas dania. Od razu nałożyłam
sobie wszystkiego po trochu i zaczęłam jeść, nawet nie wiedziałam, że
byłam aż taka głodna. Gdy zaspokoiłam w końcu apetyt, zapytałam
Alexandra:
– Opowiesz mi coś o swojej rodzinie? Masz siostrę Alice, tak? –
Odsunęłam od siebie talerz.
– Zgadza się, mam siostrę, która jest nieokiełznana i szalona na swój
sposób, dużo imprezuje i korzysta z życia – wyjaśnił i po chwili
kontynuował: – Mój tata jest policjantem, a mama przedszkolanką,
jeszcze mam brata, którego już znasz, Marko.
Marko to jego brat? W życiu bym nie powiedziała.
– W ogóle nie jesteście podobni, ale teraz już wiem, dlaczego jako
jedyny nie ma do ciebie dystansu i nie boi się wejść do twojego gabinetu.
– Uśmiechnęłam się na myśl o tym, jak Marko zawsze lubi być złośliwy
wobec brata, oczywiście nie przy samym zainteresowanym.
– Dzięki Bogu, ja jestem przystojniejszy. – Alexander wypiął klatkę
piersiową, udając, że jest z siebie dumny. Parsknęłam śmiechem. – A ty
masz rodzeństwo? – spytał.
– Nie, jestem jedynaczką. Moja mama nie żyje, a ojciec prowadzi
własną firmę, ale czy się polubicie, tego nie wiem. – Uśmiechnęłam się
na samą myśl, jak dwóch magnatów londyńskich firm będzie się mierzyć
w walce o mnie. – Aktualnie nie mamy ze sobą kontaktu.
– Przykro mi – rzekł szczerze Alexander. Jego oczy były portalem
duszy, teraz już mogłam z nich czytać.
– Powinieneś się cieszyć, bo dzięki temu poznałam ciebie. –
Westchnęłam, znów tęskniąc za ojcem. – Może tak miało być i nie stało
się to bez przyczyny. Jest uparty, ale to mój ojciec. Po powrocie do
Londynu planowałam do niego zadzwonić, by się z nim pogodzić.
Tylko czy będzie w ogóle chciał ze mną rozmawiać? Tego się dowiem
dopiero za parę dni. Oczywiście, że mi go brakowało, jest moim ojcem i nikt
mi już nie pozostał.
– No to się cieszę, że tak się stało. Mam nadzieję, że się już najadłaś. –
Uśmiechnął się chytrze i wstał od stołu, powoli szedł w moją stronę. Co
on kombinuje?
Wyciągnął dłoń, którą chwyciłam. Wpił się ustami w moje usta, jego
oddech zmieszał się z moim. Nie przerywając pocałunku, zarzucił sobie
na szyję moje ramiona i powoli zjechał dłońmi na moją talię, a potem na
pośladki. Nagle wziął mnie na ręce, aż pisnęłam, nie spodziewając się
takiego obrotu sytuacji.
– Ciii, kotek, bo zaraz klapsa dostaniesz. – Uśmiechnął się,
przygryzając delikatnie moją wargę.
Czy on mówi poważnie?
Delikatnie klepnął mnie w pupę i uciszył mój pisk kolejnym
pocałunkiem. Zaniósł mnie do sypialni i delikatnie położył na swoim
łóżku.
Kurwa!
Przez brak doświadczenia nie domyśliłam się wcześniej, co planuje.
– Nie brałam prysznica. – Zerwałam się na równe nogi, nim zdążył
mnie zatrzymać. Pobiegłam do pierwszych lepszych drzwi, za którymi
okazało się, że to łazienka.
I co teraz? Co robić?
Zaczęłam panikować. Ochlapałam twarz zimną wodą, by się trochę
opanować. Usiadłam na ubikacji, chowając twarz w dłoniach.
Nie mogę się tutaj ukrywać całą wieczność. Pragnę Alexandra i chcę się
z nim kochać, ale boję się pierwszego razu. Słyszałam opowieści, że to
strasznie boli, a on o niczym nie wie.
Wstałam z toalety w momencie, gdy zapukał. Wzięłam głęboki oddech,
przekręcając zamek i stanęłam przed Alexandrem, który miał
zmartwioną minę, bo nie wiedział, co się dzieje.
– Wszystko dobrze, Olivio?
– Nie. Musimy porozmawiać.
Nie byłam w stanie patrzeć mu w oczy, więc mówiłam do moich dłoni,
które wykręcałam w każdą możliwą stronę. Zawsze tak robiłam, gdy się
stresowałam tak jak w tym momencie, do tego byłam zażenowana i było
mi wstyd.
Alexander usiadł, klepiąc łóżko obok, a ja nie mogłam się ruszyć, więc
pociągnął mnie za rękę tak, że usiadłam mu na kolanach.
– No to porozmawiajmy. – Złapał mnie za brodę, by spojrzeć mi
w oczy. – Zrobiłem coś, co ci się nie spodobało? Myślałem, że od dawna
chcesz się ze mną kochać. Przeliczyłem się? To dla ciebie za szybko?
Było mi wstyd, nigdy nie odbywałam takiej rozmowy. Nie wiedziałam,
od czego zacząć. Znowu spuściłam wzrok. Pragnęłam mu powiedzieć,
lecz to jedno słowo – „dziewica” – nie chciało mi przejść przez gardło.
– Tak… – wymamrotałam tylko.
– Kotuś, co tak? Spójrz mi w oczy, nie chowaj się przede mną. Lubię na
nie patrzeć, są takie piękne.
Zmusiłam się, by podnieść głowę i zwrócić na niego wzrok, wzięłam
głęboki oddech.
– Ja nigdy tego nie robiłam, nie umiem... – Policzki mnie piekły
niemiłosiernie. Dlaczego to jest takie żenujące?
– Chcesz mi powiedzieć, że w dwudziestym pierwszym wieku są
jeszcze jakieś dziewice? – Nie dowierzał, lecz uśmiechnął się, a mój
wstyd sięgnął zenitu. – Żaden miły chłopak nie zawrócił ci w głowie na
tyle, byś mu oddała swój wianuszek?
– Mówiłam ci, że nigdy nie byłam w żadnym związku – wyszeptałam.
Alexander się uśmiechał, a ja miałam ochotę go trzepnąć. Co w tym
było śmiesznego?
– W dzisiejszych czasach ludzie się pieprzą, jak tylko mają ochotę, nie
muszą być w związkach. Niestety raczej jest przewaga takich ludzi.
Miał rację, wystarczyło popatrzeć na Blankę. Dawno wybiłam sobie
facetów z głowy, więc nie byłam taka jak moja przyjaciółka.
– Pieprzą? Cóż za słownictwo, panie prezesie. – Teraz to ja
wybuchnęłam śmiechem, nie spodziewałam się po nim takich słów,
a napięcie powoli ze mnie schodziło, gdy już wiedział.
– Nie zawsze jestem grzeczny. Chodź pod prysznic, skoro tak chciałaś.
Zerwałam się z jego kolan zszokowana. Tym razem był przygotowany,
że mogę uciekać, złapał mnie i przerzucił sobie przez ramię, jakbym nic
nie ważyła.
Piszczałam, ale nie przejmował się, a za to dostałam kolejnego klapsa
w pupę. Postawił mnie dopiero, jak wszedł razem ze mną pod prysznic
i odkręcił kran. Woda była lodowata, zapiszczałam kolejny raz, ale tym
razem uciszył mnie pocałunkiem. Nie pomyślał, by najpierw nas
rozebrać, więc mokre ubrania przyległy do nas jak druga skóra.
Pieścił moją pupę, delikatnie ją pocierając i ściskając na przemian.
Językiem wdarł się do moich ust, nieustępliwie ocierając się o mój. Nasze
języki tańczyły zgodnie w jednym rytmie. Przerwał tylko na chwilę, by
zdjąć mi biustonosz, wypuszczając tym samym moje małe piersi na
wolność. Całował i podgryzał mi szyję, aż poczułam przyjemne dreszcze
na całym ciele. Po chwili nieśpiesznie zdjął moje spodnie. Stałam przed
nim w samych koronkowych stringach. Delikatnie pocierał łechtaczkę
przez delikatny materiał, a mój oddech przyśpieszył, gdyż byłam już
napalona i spragniona jego dotyku. Gdy przestał, poczułam pustkę. Nie
rozumiałam, co się stało.
Rozdział dziesiąty

Alexander szybko się rozebrał i wylał odrobinę jaśminowego żelu na


gąbkę, myjąc mnie całą i nie omijając nawet kawałka skóry. Mój wzrok
zatrzymał się najpierw na jego umięśnionej klacie, a później na penisie.
Jest wielki. Niemożliwe, by się zmieścił, niby jak?
Odruchowo chciałam go dotknąć, ale zatrzymałam się w połowie
drogi. Alexander chwycił moją dłoń i zacisnął ją na penisie. Poruszając
moją ręką w górę i w dół, pokazywał mi, jak mam się z nim obchodzić.
Był delikatny i przyjemny w dotyku, a zarazem twardy. Z zachwytem
obserwowałam twarz Alexandra i jego oczy, które pod wpływem
pieszczoty pociemniały, a oddech przyśpieszył.
– Jeśli nie chcesz, bym doszedł, to przestań – odezwał się
zachrypniętym głosem. Nie chciałam przerwać, widziałam, jak mu jest
dobrze. Jego oddech stał się jeszcze szybszy, powieki się zacisnęły,
rozchylone usta łapczywie wciągały powietrze. Po chwili z główki penisa
wylała mi się na dłoń lepka, ciepła sperma, a ciałem Alexandra
wstrząsnął orgazm. Otworzył oczy i spojrzał na mnie.
– Dziękuję – wychrypiał, wpijając się w moje usta i wlewając całe
pożądanie w ten pocałunek.
Umył się szybko i nawet nie wiem kiedy moje stringi wylądowały pod
naszymi stopami. Wyszedł pierwszy spod prysznica, przytrzymując dla
mnie ręcznik, w który mnie owinął, a drugi okręcił wokół własnych
bioder.
– Chodź, jestem ci winny orgazm – powiedział. Ruszyłam za nim do
sypialni.
Cała rozpalona położyłam się na środku łóżka, czekając na to, co
nadejdzie. Namiętnie mnie całował, wkładając język do ust i nieustannie
pieszcząc dłońmi. Od ocierania się o jego ciało stwardniały mi sutki.
Pociągnął lekko za jeden z nich, by za chwilę rolować go między palcami.
Drugą pierś lekko podgryzał, aż poczułam wilgoć między nogami, a plecy
wygięłam w łuk, prosząc o więcej. Bezwstydnie jęczałam, nie czując
skrępowania. Alexander powoli schodził coraz niżej, całując, pieszcząc
i podgryzając moje ciało, które stało się wrażliwe na każde jego
najdelikatniejsze muśnięcie. Rozsunął mi nogi, ukazując moją cipkę
w całej okazałości. Nim zdążyłam się zakryć, Alexander zaczął mnie tam
całować. Językiem leniwie przesuwał po mojej łechtaczce po to, by za
chwilę włożyć go we mnie. Później znów lizał i ssał łechtaczkę,
wkładając we mnie palec, którym naciskał ukryty we mnie guziczek.
Delikatnie masował mnie i rozciągał. Ponownie wygięłam plecy w łuk,
a przez moje ciało przeszedł przyjemny dreszcz. Czułam się, jakbym
miała się rozpaść na milion kawałeczków, a gwiazdy stanęły mi przed
oczami. Zamknęłam oczy przyjemnie odprężona, kiedy Alexander zawisł
nade mną, szturchając mnie główką penisa w brzuch. Pocałował mnie,
poczułam swój własny smak, nie było to obrzydliwe, ale smaczne też nie.
– Olivio, jesteś pewna, że chcesz się ze mną kochać? Za sekundę już
nie będę mógł się powstrzymać… – zapytał, patrząc mi prosto w źrenice.
Oczy mu błyszczały z podniecenia i seksownie je mrużył.
Myślałam, że już to robimy i nie potrzeba mu więcej zapewnień.
– Tak, kochanie, zrób to, nie dawaj mi się zastanawiać –
odpowiedziałam cichutko.
W jego oczach dostrzegłam... miłość? Podziw?
– Będę delikatny, obiecuję.
Rozerwał foliową paczuszkę, wprawnym ruchem założył kondoma
i delikatnie potarł główką penisa moją cipkę, rozpalając mnie na nowo.
Całował mnie namiętnie, odwracając moją uwagę od tego, co za chwilę
miał zrobić. Jednym płynnym, mocnym ruchem wszedł we mnie,
rozrywając moją błonę dziewiczą. Faktycznie bolało, ale nie był to ból
nie do wytrzymania.
– Wszystko dobrze? – zapytał z troską w głosie, wisząc nade mną
w bezruchu, bym przyzwyczaiła się do wypełnienia.
– Tak, nie przerywaj.
Bardzo powoli zaczął poruszać się w przód i w tył. Na początku było to
dziwne uczucie, ale jak już przywykłam do jego obecności, zrobiło się
przyjemnie. Po chwili w moim ciele znów zebrało się uczucie
rozpadania, a orgazm był bardzo blisko. Moje ciało drżało
niekontrolowanie przy kolejnym orgazmie, a zaraz za mną doszedł i on,
opadając twarzą na poduszkę. Gdy wyjął ze mnie penisa, poczułam nagłą
pustkę po miłym wypełnieniu. Zawiązał kondoma i rzucił go na dywanik
obok łóżka. Nasze oddechy się uspokajały i wyrównywały, gdy leżeliśmy
wtuleni w siebie.
Byłam tak przyjemnie zmęczona, czułam się bezpiecznie w jego
ramionach. Wiedziałam, że nie pozwoli, by stała mi się krzywda i bardzo
się cieszyłam, że nie spanikowałam i nie uciekłam do swojego pokoju.
Wymamrotałam coś niezrozumiale i zasnęłam w jego objęciach, wtulając
głowę w jego ramię, gdy mnie po niej głaskał.
Obudziłam się rano przez sekundę zdezorientowana, nie wiedząc,
gdzie jestem. Alexander z uśmiechem przyglądał mi się, cały czas
głaszcząc po głowie. Sprawił, że mój pierwszy raz był wyjątkowy,
a przede wszystkim troszczył się, by było mi dobrze i udało mu się to.
– Dzień dobry – powiedziałam, uśmiechając się od ucha do ucha.
– Dzień dobry, malutka, nic cię nie boli?
Czy coś mnie boli? Nie, raczej nie, jeszcze nigdy tak dobrze się nie
czułam, pomyślałam.
– Wszystko dobrze, ale jestem głodna jak wilk. – Wstałam, bo
musiałam zrobić siusiu. Dostrzegłam na pościeli ślady utraty mojego
dziewictwa. – Chyba trzeba będzie zmienić pościel. – Uśmiech nie
schodził mi z twarzy, gdy szłam do łazienki. Postanowiłam od razu
wziąć prysznic. Alexander wcześniej musiał wziąć nasze ubrania spod
prysznica, bo nic nie było.
Szybko się umyłam, a w szafce znalazłam jednorazową szczoteczkę,
więc mogłam wyszorować zęby. Suchych ubrań niestety nie miałam, bo
wczorajszy komplet nadawał się już tylko do prania. Owinęłam się
ręcznikiem hotelowym i wyszłam z łazienki. Alexander nadal leżał
w łóżku, kiedy wróciłam do sypialni.
– Nie mam w co się ubrać, a po hotelu w ręczniku nie będę chodzić,
żeby ludzi nie straszyć. Możesz mi przynieść z mojego pokoju jakieś
ciuchy z walizki? – Nie odpowiedział, tylko tak samo jak ja szczerzył się
jak głupi do sera, rozciągając się na łóżku ze skrzyżowanymi rękami pod
głową. – No co? – zapytałam w końcu, śmiejąc się.
– Wyglądasz inaczej – stwierdził. Czułam się inaczej, ale w wyglądzie
nie widziałam żadnej różnicy. – Pójdę, pójdę. Jakbym nie wiedział, że
wczoraj przeżyłaś swój pierwszy raz, to nie pozwoliłbym ci się wcale
ubierać. Nie wyszłabyś z łóżka, póki bym się tobą nie nasycił… Czyli
nigdy. – Spaliłam buraka, czy on musiał tak otwarcie o wszystkim gadać?
Czasami mógłby się ugryźć w język i nie mówić wcale. Na szczęście już
nic nie skomentował, tylko wstał i po chwili się ubrał, a ja podeszłam do
lustra. Pocałował mnie w głowę, zachodząc mnie od tyłu. Przytulił się,
patrząc na moje odbicie. – Jesteś piękna i tylko moja. – Uśmiechnęłam
się. Odwróciłam się, by mu spojrzeć prosto w oczy, w które tak lubiłam
patrzeć.
– Tylko twoja – powiedziałam i go pocałowałam.
– Śniadanie będzie za dwadzieścia minut – wymruczał mi do ust.
Wyszedł z sypialni, zostawiając mnie samą. Przeglądałam się w lustrze
z każdej strony, ale nie widziałam żadnej zmiany poza tą, którą czułam
w sercu i głowie.
Niestety nie byliśmy w Paryżu na wakacjach i po śniadaniu musieliśmy
pojechać do firmy, która zajmuje się organizacją pokazu kolekcji Devil’s
House, który miał się odbyć w przyszłym miesiącu. W tym roku zyski
z niego miały być przekazane na cele charytatywne. Alexander
powiedział mi, że tym razem będą zbierali na dzieci, które są w śpiączce.
Urósł w moich oczach jeszcze bardziej. Miał wielkie serce, nie musiał,
a jednak dzielił się z innymi.
Prezes na czas pracy wrócił, ale tym razem nie opuszczał mnie na krok
i cały czas trzymał za rękę lub przytulał, łapiąc mnie w talii. Gdy już
dopiął wszystko na przysłowiowy ostatni guzik, mogliśmy spędzić resztę
dnia razem. Zaproponował, byśmy zjedli obiad w restauracji pod wieżą
Eiffla, a później weszli na sam szczyt, by zobaczyć Paryż z góry.
Oczywiście się zgodziłam, czułam się szczęśliwa, a jakbym mogła latać,
uniosłabym się wysoko do chmur. Alexander też cały czas się uśmiechał
i całował mnie co chwilę, jakby sprawdzał, czy na pewno jestem i nie
uciekłam.
Po drodze zatrzymał auto pod jubilerem, gdzie dostałam od niego
śliczną platynową bransoletkę, jak to stwierdził: „Dla uczczenia wejścia
w dorosłe życie”, czym mnie rozśmieszył do łez i sam śmiał się razem ze
mną. Rano wybrał dla mnie sukienkę w cekiny, a że było słonecznie,
świeciłam się jak choinka na Boże Narodzenie. Dobrze, że nie dobrał mi
do niej jaskrawych szpilek, bo jeszcze by mnie ludzie pomylili z przynętą
na ryby.
W połowie drogi na szczyt wieży Eiffla już zwątpiłam, że dotrę na
samą górę. Stwierdziliśmy, że wejdziemy schodami zamiast wjechać
windą, by móc dłużej podziwiać widoki. Alexander potrafił zmotywować
kobietę, a jego pomysłom nie było końca. Najpierw wymyślił, że jeśli
wdrapię się na kolejne piętro, dostanę całusa, którego oczywiście
dostałam. Piętro wyżej powiedział, że ma dla mnie niespodziankę, ale
dopiero na następnym dowiem się jaką. Niespodzianką miał być seks. Na
każdym kolejnym piętrze szeptał mi do ucha, co i jak ze mną zrobi po
powrocie do hotelu. W ten sposób, gdy doszliśmy na sam szczyt, miałam
już przemoczoną bieliznę i wypieki na twarzy nie tyle z wysiłku, co
podniecenia.
Na szczęście zejście zajęło nam dużo mniej czasu i nim się obejrzałam,
zdzieraliśmy z siebie ubrania w apartamencie Alexandra. Nawet nie
doszliśmy do sypialni, a już w salonie byliśmy nadzy i dyszeliśmy
z podniecenia. Tym razem to ja byłam na górze, mogłam obserwować
Alexandra i ustalić rytm, w jakim się kochaliśmy. W takiej pozycji czułam
go całego głęboko w sobie, co bardzo mi odpowiadało. Wypełniał mnie
cały. Rękami delikatnie ściskał i pocierał moje pośladki. Po krótkiej
chwili padłam na jego klatę, wycieńczona po kolejnym orgazmie.
Leżeliśmy w bezruchu, aż nasze oddechy się uspokoiły, a serca nie biły
już jak szalone. Gdy w mojej torebce rozdzwonił się telefon, niechętnie
po niego poszłam, zbierając po drodze części garderoby, które po
zamknięciu drzwi od apartamentu rzucaliśmy, gdzie popadnie.
Rozdział jedenasty

Na telefonie wyświetlił się numer, którego nie znałam. Po odebraniu


okazało się, że to właściciel mieszkania, które chciałam wynająć.
Umówiłam się z nim na przyszły tydzień, gdy tylko wrócę do Londynu.
Gdy skończyłam rozmowę, ubrałam się i poszłam szukać Alexandra.
Zdążył już włożyć dresy i czekał na mnie w jadalni, w której obsługa
rozstawiała kolację.
– Odpowiedzieli na moje ogłoszenie. W przyszłym tygodniu idę
obejrzeć mieszkanie, które chcę wynająć – poinformowałam Alexandra,
gdy usiadłam przy stole i nałożyłam sobie posiłek na talerz.
– A co z tym mieszkaniem, z którego cię odbierałem? – zapytał
zdziwiony.
No tak, nie wiedział, że to mieszkanie Blanki. Krótko się znamy i nie
rozmawialiśmy na ten temat. Można powiedzieć, że dopiero teraz się
poznajemy, a wcześniej bywaliśmy ze sobą tylko w pracy, w osobnych
pomieszczeniach.
– Mieszkam u przyjaciółki, przygarnęła mnie po tym, jak się
pokłóciłam z ojcem i wyprowadziłam z rodzinnego domu.
– Czyli to z ojcem to świeża sprawa? – Coś mu się nie zgadzało,
widziałam to w jego spojrzeniu. Wie, że nie mam kontaktu z ojcem, ale
nie mówiłam, kiedy to się stało i w jakich okolicznościach.
– Tak, wprowadziłam się do przyjaciółki jakiś miesiąc temu, czas
najwyższy wynieść się na swoje. – Blanka nigdy nie miała nic przeciwko,
bym została u niej, ale jej styl życia jest zupełnie inny niż mój, no i teraz
mnie stać, by wziąć pełną odpowiedzialność za własne życie.
– Powiesz mi, o co się pokłóciłaś z ojcem, czy to za bardzo prywatna
sprawa?
W sumie nie miałam nic do ukrycia, więc opowiedziałam mu całą
historię o tym, jak ojciec kolejny raz zmuszał mnie do pracy u niego i jak
w końcu przelała się czara goryczy. Opowiedziałam także, jak znalazłam
się u Alexandra w firmie, kiedy ojciec zostawił mnie bez grosza, zapewne
myśląc, że wrócę do niego i postawi na swoim.
Alexander nie był w stanie słuchać tego na trzeźwo. Nalał sobie
whisky, a mi białego wina. Jeszcze nigdy nie widziałam, by pił coś
mocniejszego niż wino. Z każdą minutą mojej opowieści był coraz
bardziej wkurwiony, aż mu knykcie, którymi kurczowo trzymał szklankę,
zbielały, lecz wysłuchał wszystkiego, nie przerywając mi, póki nie
skończyłam.
– Nie będę się wypowiadał o twoim ojcu, choć dużo ciśnie mi się na
usta w tym momencie. Niestety nie jest to nic dobrego. Cieszę się jedynie
z takiego obrotu sprawy, bo mogłem na ciebie wpaść, a teraz jesteś ze
mną. – Wypił resztę whisky na raz. – Mam mieszkanie obok Devil’s
House, ucieszyłbym się bardzo, jakbyś ze mną zamieszkała, nie
musiałbym się z tobą rozstawać ani na chwilę. – Niepewnie patrzył na
mnie, obserwując moją reakcję, a mnie po prostu zatkało.
Co? Chyba sobie żartuje, nie będę jego utrzymanką. Całe życie byłam
utrzymywana przez ojca i to się skończyło, jak się skończyło, a przede
wszystkim uważam, że to zbyt szybko.
– Dziękuję za propozycję, ale uważam, że to nie jest dobry pomysł.
Ledwo się znamy, a jednak zamieszkanie razem to duży krok naprzód
w związku. Nie chcę być znowu na czyimś utrzymaniu – wyjaśniłam
najdelikatniej jak umiałam, by go nie urazić. Alexander nie był
zadowolony z mojej decyzji, ale miałam nadzieję, że to uszanuje.
– Daj spokój, to właśnie dobry sposób, by się poznać lepiej, a jak nie
chcesz mieszkać za darmo, możemy się umówić, że wynajmiesz u mnie
pokój. Będę odliczać ci od pensji połowę czynszu, co ty na to? –
zaproponował chytrze. Zaczęłam się śmiać niekontrolowanie, lecz gdy
na niego spojrzałam, od razu mi przeszło i się powstrzymałam.
Nie mogę z nim zamieszkać, a on musi to zrozumieć.
– Kochanie, to dla mnie za szybko, daj mi, nie wiem, chociaż miesiąc,
dwa na podjęcie decyzji i wrócimy do tematu, okej? – zasugerowałam, by
zyskać na czasie. Alexander podniósł ręce w geście poddania, a ja się
ucieszyłam, że zrozumiał i poczeka aż będę gotowa z nim zamieszkać.
– Dobrze, poczekam, ale nie zamierzam się tak łatwo poddać. Będę
próbował cię przekonać do tego, byś ze mną zamieszkała. – Uśmiechnął
się podejrzanie.
Coś musi knuć, widzę to w jego oczach. Nie będę dopytywać, bo wiem, że
jak sam nie zechce, to nic nie powie.
Po kolacji Alexander musiał iść trochę popracować. Ostatnio
zaniedbywał firmę, bo byliśmy zajęci sobą, a nie chciałam mu
przeszkadzać, więc poszłam do swojego pokoju, by zadzwonić do Blanki.
Już kilka dni nie rozmawiałyśmy i strasznie tęskniłam za tą małą
wariatką. Odebrała po trzech sygnałach.
– Halo? – usłyszałam w słuchawce.
– Hej, to ja – przywitałam się z przyjaciółką.
– Już myślałam, że cię zamordował w tym Paryżu. – Zaśmiała się do
telefonu.
– Jak widać nie. Żałuj, że cię tutaj nie ma. Paryż jest piękny.
– Paryż czy ten twój pan prezes? Jaki on jest? – Naśmiewała się ze
mnie, a zarazem zaczynała wypytywanie.
Opowiedziałam jej o Paryżu i jak tutaj jest pięknie. Nie byłaby sobą,
gdyby nie zapytała o Alexandra. Chociaż kluczyłam i nie chciałam jej nic
przez telefon powiedzieć, to i tak podstępnie wyciągnęła ode mnie
wszystko, co chciała wiedzieć. Miała ze mnie niezły ubaw, gdy ją
zapytałam, czy miała przy utracie dziewictwa takie same odczucia jak ja,
śmiała się do rozpuku.
Nawrzeszczała na mnie, gdy się przyznałam, że jestem umówiona na
obejrzenie mieszkania. Tak samo jak Alexander uważała, że to
niepotrzebny wydatek, bo mam gdzie mieszkać i nie powinnam się od
niej wyprowadzać, lecz ja chciałam się w pełni usamodzielnić.
Blanka poinformowała mnie też, że jej ojciec jest chory na raka.
Bardzo mnie to zasmuciło, lubię jej rodziców. Zawsze miałam z nimi
dobry kontakt, a w dzieciństwie często mnie zabierali ze sobą na ich
rodzinne wycieczki. Ryczałyśmy jak małe dzieci podczas rozmawiania
o tym. Prosiłam, żeby ich wyściskała ode mnie i przekazała, że niedługo
ich odwiedzę.
– Muszę kończyć, odezwę się, jak wrócę – pożegnałam się
z przyjaciółką. Alexander od pięciu minut stał w drzwiach, nie wiedząc
zapewne, co się dzieje, że widzi mnie zapłakaną.
– Szukałem cię wszędzie. Dlaczego uciekasz? Co się stało? – martwił
się, poznałam po jego spojrzeniu. Był kochanym i najlepszym
mężczyzną, z jakim mogłabym być. Uzależniał mnie od siebie z każdym
dniem. Moje serce biło szybciej na jego widok, był moim facetem,
przyjacielem i kochankiem w jednym. Czułam, że się w nim zakochuję,
ale nie powiem mu tego pierwsza, nie chcę go wystraszyć. Nigdy nie
byłam zakochana, ale tego uczucia jestem pewna jak niczego innego na
świecie. Otarłam łzy wierzchem dłoni. Jak mógł mnie tak szybko uzależnić
od siebie?
Alexander ciągle stał w drzwiach. Kiedy podeszłam do niego, dało się
wyczuć jego jaśminowy żel, włosy miał lekko wilgotne po prysznicu.
Wpiłam się w jego usta, przytrzymując mu głowę i lekko pociągając za
włosy. Nie opierał się, pozwolił mi przejąć inicjatywę. Popchnęłam go
delikatnie, by oparł się o drzwi, a sama kucnęłam, ściągając z niego
spodnie od dresu razem z bokserkami. Nigdy tego nie robiłam, ale
chciałam spróbować.
– Co robisz? – zapytał. Oczy zrobiły mu się wielkie jak spodki.
– Ciii – odpowiedziałam tylko, by nie zaczął zbędnej dyskusji.
Powoli wzięłam do ust samą główkę penisa, była gładka i bardzo
delikatna. Wargami zasłoniłam zęby, by niechcący nie zahaczyć.
Poruszałam głową powoli w przód i w tył, biorąc go coraz głębiej. Lekko
zaciskając usta, dołączyłam rękę i w jednym tempie delikatnie
masowałam jądra.
Alexander położył dłonie na mojej głowie, nacierając biodrami
i wpychając głębiej penisa do moich ust. Zabrał ręce, po czym kurczowo
przytrzymywał się drzwi, odrzucając głowę w tył. Oddech mu
przyspieszał, miał zamknięte oczy. Otworzył je tylko na sekundę
i ujrzałam w nich miłość i pożądanie.
– Zaraz dojdę. Przestań, jeśli nie chcesz, bym skończył w twojej
ślicznej buzi – wymamrotał niewyraźnie, pochłonięty tym, co robiłam,
a jednocześnie powstrzymując nadchodzący wielkimi krokami orgazm.
Chciałam spróbować, jak on smakuje, więc zacisnęłam mocniej wargi,
przyspieszając i biorąc go głębiej, aż poczułam, że główka penisa dotyka
ściany mojego gardła. Gorąca sperma zaczęła wlewać mi się prosto do
niego. Nie nadążałam łykać, więc wylewała mi się kącikami ust. To, co mi
się nie zmieściło, wytarłam palcem i oblizałam, nie roniąc ani kropli jego
gorącego nasienia.
Mhmm, w przeciwieństwie do mnie smakował pysznie.
– Jesteś niesamowita – rzekł Alexander z dumą. – Nie masz odruchu
wymiotnego – stwierdził zszokowany. – Nigdy nie robiłaś loda?
– Nie, nigdy, to był pierwszy raz – odparłam hardo. Byłam z siebie
zadowolona, że potrafię sprawić mu przyjemność.
Wcale nie było to takie trudne, a wręcz warte poświęcenia, biorąc pod
uwagę, jak bardzo go to uszczęśliwiło. Mnie też sprawiło dużą
przyjemność „robienie loda”, jak to powiedział, więc na pewno nie był to
pierwszy i ostatni raz. Gdy mnie pocałował, od razu się skrzywił.
– Bleee! Smakuje okropnie. – Poprowadził mnie do łóżka, rozsunął
uda na boki i w sekundę rozerwał moje koronkowe stringi. – Mam
nadzieję, że nie byłaś do nich przywiązana.
Wpił się ustami w moją cipkę. Nie zajęło mu długo doprowadzenie
mnie na sam szczyt rozkoszy. Nieprzerwanie lizał i ssał moją łechtaczkę.
Pieścił raz mocniej, raz lżej, aż wiłam się z rozkoszy, rozpadając się na
kawałki i jęcząc niewyraźnie jego imię i jak mi jest dobrze.
Rozdział dwunasty

Nim się obejrzałam, nasz pobyt w Paryżu dobiegł końca i leżałam


w łóżku w mieszkaniu Blanki, analizując wszystko, co tam się wydarzyło.
Tydzień w mieście miłości minął niczym jeden dzień. Jednego jestem
pewna, Paryż na zawsze pozostanie w moim sercu i nigdy nie zapomnę
tego wyjazdu. Odmienił mnie i moje życie o sto osiemdziesiąt stopni. Nie
żałuję decyzji o pojechaniu i tego, że zbliżyliśmy się z Alexandrem,
mimo że to mój szef, któremu oddałam nie tylko dziewictwo, ale też
serce.
Alexander zmienił się w stosunku do mnie nie do poznania, stał się
uroczy, kochający, troskliwy i opiekuńczy. Uczynił mnie kobietą i myślę,
że się w nim zakochałam po uszy. Cały czas mam przed oczami jego
uśmiech i to, jak na mnie patrzy, jak mnie czule dotyka i łaknie mojej
bliskości.
Przez połowę ostatniej nocy w Paryżu rozmawialiśmy
i wspominaliśmy swoje dzieciństwo. Nigdy nie czułam się aż tak dobrze
i swobodnie w towarzystwie drugiej osoby. Były to luźne rozmowy dające
możliwość poznania się lepiej. Jasne, z Blanką miałam bardzo dobre
relacje, ale to nie było to samo. Z nim to było coś wyjątkowego i łączyła
nas zupełnie inna relacja niż przyjaciół.
Rozstaliśmy się dosłownie trzy godziny temu, a ja już za nim
tęskniłam, więc napisałam do niego SMS-a.
„Dobranoc, panie prezesie”.
Nie musiałam długo czekać, by dostać odpowiedź.
„Dobranoc, tęsknię”.
Uśmiechałam się do telefonu jak głupia nastolatka, która przechodzi
swoje pierwsze zakochanie.
Zmęczona po podróży natychmiast zasnęłam, obudził mnie dopiero
budzik o piątej rano, dzwoniąc natrętnie. Przed ósmą byłam już pod
budynkiem Devil’s House. Zdążyłam jeszcze zajść do cukierni po mini
pączki i tym razem nikt mnie nie oblał kawą. Uśmiechnęłam się w duchu
na tamto wspomnienie, gdy pierwszy raz spotkałam Alexandra. To było
tak niedawno, a miałam wrażenie, że wieki temu. Teraz wszystko było
inaczej, nigdy bym się nie spodziewała, że moje życie zmieni się w tak
krótkim czasie.
Winda zatrzymała się na ostatnim piętrze, gdzie mieściło się biuro. Już
myślałam, że nigdy nie dojedzie, przestępowałam z nogi na nogę, nie
mogąc się doczekać spotkania z Alexandrem po nocy spędzonej osobno.
Gdy drzwi windy się rozsunęły, stanęłam w progu jak wryta, nie wierząc
w to, co widzę.
Dwie blondynki wstały na mój widok.
– Dzień dobry – powiedziały razem jak zsynchronizowane.
Nie znałam żadnej z nich, nigdy ich nawet nie widziałam. Byłam
zdezorientowana. William miał znaleźć jedną sekretarkę, a nie dwie.
Moje biurko było zajęte, a to mogło oznaczać tylko jedno. Alexander
twierdził, że chce ze mną nadal pracować, a tu taka niespodzianka. Mógł
mi powiedzieć w oczy, że mam odejść, a nie postawić mnie przed faktem
dokonanym. Wkurzyłam się maksymalnie i poczułam upokorzona
i wykorzystana.
– Dzień dobry. Prezes jest u siebie? – zapytałam blondynek smutnym
głosem.
– Tak – odpowiedziały zgodnie.
– Była pani umówiona? – zapytała blondyna numer jeden, zatrzymując
mnie przy biurku.
– Nie, ja tutaj pracuję.
Obie popatrzyły na mnie, jakbym oszalała.
– Muszę prezesa uprzedzić, jeśli chce pani się z nim widzieć.
Słucham? To już przesada, ale okej, jego firma, jego zasady.
– Dobrze, proszę dzwonić – odpowiedziałam coraz bardziej
poirytowana. – Jestem Olivia Hall.
Blondynka numer dwa pobladła? Czy tylko mi się wydaje?
– Bardzo panią przepraszam, jesteśmy tutaj pierwszy dzień. Nie
wiedziałyśmy, że to pani jest Olivią Hall – dziewczynie plątał się język
i gadała nieskładnie, zerkając w stronę drugiej sekretarki, jakby szukała
pomocy.
No i? Niby skąd miałyby mnie znać? Alexander mnie zapowiedział?
– Proszę iść, to się więcej nie powtórzy. Zrobić pani kawy? – Kobieta
wzięła się w końcu w garść.
Ja pierdolę, cyrk na kółkach. Co się tutaj dzieje?
– Nie, dziękuję – odrzekłam i zapukałam do drzwi Alexandra.
Prezes wrócił na swoje salony i burknął „wejść”, wywołując uśmiech
na mojej twarzy. Nic się nie zmieniło w tej kwestii. Siedział schowany
pod biurkiem, szukając czegoś w najniższej szufladzie, więc nie wiedział,
że to ja weszłam do gabinetu.
– Dzień dobry, panie prezesie – powiedziałam głosem wypranym
z emocji.
Dopiero na dźwięk mojego głosu podniósł głowę spod blatu.
W gabinecie stało drugie biurko, którego wcześniej tutaj nie było.
Podeszłam bliżej i oparłam się rękami o to pierwsze, prowokacyjnie się
nachylając. Wzrok Alexandra momentalnie zjechał na mój biust i tam
zatrzymał się na dłużej.
– Dzień dobry, kochanie. Ślicznie wyglądasz. – Wstał z fotela i chciał
mnie pocałować, ale się odsunęłam, a jako że dzielił nas mebel, nie
udało mu się to.
– Kiedy zamierzałeś mi powiedzieć, że mnie zwalniasz? – zapytałam
prosto z mostu. Spojrzał na mnie, jakby nie wiedział, o co chodzi,
i jakbym oszalała. No nie, wszyscy mnie mają za wariatkę?
– Kto ci nagadał takich głupot? Teraz tutaj będziesz ze mną pracować,
bym miał cię na oku i nie musiał się z tobą rozstawać. – Wskazał na
nowy mebel. – Tylko trochę zmienią ci się obowiązki, po to są tamte
dziewczyny. – Obszedł swoje biurko, nie spuszczając ze mnie wzroku
drapieżnika. – Będę miał cię zawsze w zasięgu ręki. – Oblizał usta i w
końcu mnie pocałował, gdy już mnie złapał. – Tęskniłem.
– Czyli teraz mam być twoją prywatną biurową zabawką? – spytałam,
łapiąc go za marynarkę i przyciągając do siebie, by jeszcze raz mnie
pocałował. – Ja też tęskniłam. – Dałam mu całusa i się odsunęłam, by
nie rzucić się na niego w biurze. – Mieliśmy się zachowywać w pracy
profesjonalnie – upomniałam go, przygryzając wargę. – To co, skoro
jednak jeszcze tutaj pracuję, to może zrobię kawę i opowiesz mi o moich
nowych obowiązkach?
Westchnął, po czym niechętnie wrócił na swój fotel, gdyż brutalnie
sprowadziłam go na ziemię.
– Dziś po pracy wracamy do mnie i bez dyskusji – oznajmił
z uśmiechem, otwierając jakąś teczkę z dokumentami. – Kawę zrobi nam
jedna z sekretarek, nie musisz mi już jej robić, chyba że w domu
i najlepiej z lodem. – Tryskał dobrym humorem, aż miło było na niego
popatrzeć.
– Póki tutaj pracuję, nikt poza mną nie będzie ci robić kawy, a na lody
możemy iść w porze lunchu. – Zmysłowo oblizałam usta, by jeszcze
bardziej go sprowokować, a on tylko zmrużył oczy, poprawiając się na
fotelu.
Kiedy się taka stałam?
Wyszłam z gabinetu zrobić dla nas kawę. Obie blondynki wstały ze
swoich miejsc jak oparzone.
– Nie musicie wstawać na mój widok – stwierdziłam, idąc w stronę
kuchni. Przekręciłam oczami. Co on im o mnie nagadał? Wzruszyłam
ramionami, w sumie chyba nawet nie chcę wiedzieć.
W kuchni jak nigdy lśniło czystością. Rzadko tutaj sprzątałam, nie
miałam na to czasu. Chwilę mi zajęło, nim wszystko znalazłam, bo nowe
pracowniczki poprzestawiały rzeczy. Wróciłam po paru minutach z kawą
do gabinetu Alexandra, a raczej do naszego gabinetu. Czy się kiedyś
przyzwyczaję? Postawiłam przed Alexandrem podwójne espresso na
spodeczku z czerwoną serwetką.
– Pańska kawa, panie prezesie. – Uśmiechnęłam się i specjalnie
nachyliłam, pokazując w całej okazałości dekolt, do którego
automatycznie powędrowały oczy Alexandra.
– Dziękuję. Tak z ciekawości zapytam, od czego zależny jest kolor
serwetki? Zawsze dajesz mi różne, a prawie nigdy nie dostaję na drugi
dzień tego samego.
Parsknęłam śmiechem, siadając przy moim nowym biurku.
O wszystkim pomyślał, nawet żeby moje rzeczy tutaj przynieśli, to miło
z jego strony.
– Jak przyszłam do pracy, Kate ze trzy razy upominała mnie, bym nie
zapomniała o serwetce. Zawsze mnie intrygowało, po co ci serwetka.
Zapamiętałam też, że nie jesz ciastek do kawy po tym, jak mnie Kate
zjechała. Teraz już wiem, że wolisz lody. – Znowu wybuchnęłam
śmiechem. – Na początku nie przywiązywałam do tego wagi, ale później,
jak dostałam od ciebie sukienkę, to dałam ci serwetkę w tym samym
kolorze, co ona. Nieraz zależało to od humoru czy po prostu kaprysu,
a dziś, dlaczego taki kolor, a nie inny, musisz sam sobie odpowiedzieć. –
Patrzył to na mnie, to na serwetkę, i tak kilka razy, aż chyba zrozumiał.
– Czerwona serwetka… Czerwona róża symbolizuje miłość.
A serwetka?
Pokiwałam głową, a on tylko podszedł i wpił się w moje usta.
Namiętnie mnie pocałował, z błyskiem w oczach chwytając w dłonie
moją twarz.
– Najchętniej porwałbym cię do domu, do mojego łóżka.
– Może później ci się to uda, jak będziesz grzecznym chłopcem –
zażartowałam, włączając komputer.
Nie było teraz czasu na wyznawanie miłości ani pocałunki. Niestety
nie byliśmy już w Paryżu i musieliśmy wziąć się w garść. Chcąc nie
chcąc, każde z nas wzięło się za swoje obowiązki, co jakiś czas
wymieniając jedynie spojrzenia. Odpisałam na wszystkie maile
zalegające w mojej skrzynce pocztowej, znalazłam kilka firm, którym
wysłałam naszą ofertę, a w tym czasie Alexander wykonał kilkanaście
telefonów i odbył wideokonferencję. Po jej zakończeniu podszedł do
mnie i dał mi całusa. Spojrzałam na niego zaskoczona, lecz nic nie
odpowiedział, tylko się uśmiechnął i ruszył w kierunku swojego biurka,
a ja wróciłam do pracy.
Rozdział trzynasty

Blondyna numer jeden weszła do pokoju z jakąś teczką. To nie do mnie


przyszła, więc zabrałam się za szukanie kalendarza, w którym wszystko
zapisywałam, a który wcześniej należał do Kate.
– Nie wiesz, że się puka, zanim się wejdzie do czyjegoś gabinetu?! –
Alexander podniósł głos, patrząc morderczym wzrokiem na sekretarkę.
Podskoczyłam na fotelu, a terminarz, który znalazłam w biurku,
z hukiem wylądował na podłodze.
Już pierwszego dnia nadepnęła mu na odcisk, tak jak ja z ciastkiem, ale
na mnie nigdy nie krzyknął, więc byłam zszokowana jego zachowaniem.
Dziewczyna zbladła i patrzyła to na mnie, to na Alexandra, wyduszając
jedynie: „Przepraszam, panie prezesie, to się już nie powtórzy”. Położyła
teczkę na jego biurku i wyszła ze łzami w oczach.
Alexander tylko pokręcił głową, przeglądając papiery, które
przyniosła. Wróciłam do przeglądania szuflad. Nie zamierzałam się
wtrącać ani mówić, jak ma traktować swoich pracowników. Niech sobie
sam radzi, w końcu to jego firma. Poza tym też jestem jego podwładną
i nie wypada mi go pouczać.
Podszedł do mnie po kilku minutach i usiadł naprzeciwko, podając mi
dokumenty, więc uniosłam na niego wzrok i odłożyłam na blat teczki
z fakturami, które przed chwilą wyjęłam z szuflady.
– Twoja nowa umowa, przeczytaj, czy warunki ci odpowiadają. Jeśli
coś ci się nie spodoba, możemy zrobić korektę – rzekł Alexander i wrócił
do pracy, liczył coś i notował w kalendarzu.
Wzięłam umowę i zaczęłam ją czytać. Przeczytałam całą trzy razy, by
sprawdzić, czy dobrze widzę. Oszalał jak nic! Chce zrobić ze mnie
kierowniczkę i dać mi dziesięć procent zarobków firmy tylko dlatego, że
jesteśmy razem? Ja i kierowniczka, dobre sobie, ani się nie nadaję, ani tego
nie chcę.
Umowy oczywiście nie podpisałam, tylko zdenerwowana wrzuciłam ją
do niszczarki. Alexander przerwał stukanie w klawiaturę, spojrzał na
mnie z uniesionymi brwiami w momencie, gdy zaplotłam ręce na
piersiach. Dobrą chwilę patrzyliśmy na siebie, mierząc się wzrokiem.
– Czy to była twoja umowa o pracę? – zapytał tylko.
– Tak, nie zgadzam się z nią – odparłam ze złością. – To, że bzykam
się z tobą, nie uprawnia mnie do dziesięciu procent z zarobków Devil’s
House. Nie nadaję się na kierownika i nawet nie zapytałeś, czy tego chcę.
Nie mam doświadczenia i to nie jest dla mnie. – Rozbroił mnie,
szczerząc zęby. Dopiero teraz dotarło do mnie, co powiedziałam. – Nie
śmiej się ze mnie!
Przestał się śmiać i nacisnął przycisk na telefonie, który stał na jego
biurku. Po jednym sygnale odezwała się blondi numer dwa:
– Tak, panie prezesie?
Nadal siedziałam z założonymi rękami. Patrzyliśmy na siebie, on
rozbawiony, a ja poirytowana.
– Przynieś od Williama jeszcze jedną umowę dla pani Olivii Hall. –
Rozłączył się z triumfalnym uśmiechem.
– Kolejną też podrę – ostrzegłam. – I wszystkie, które będą tak głupio
i niepoważnie napisane.
– Coś ci wytłumaczę. Jako kierownik w mojej firmie będziesz mi
pomagać, dzięki temu będę mógł szybko wracać z tobą do domu.
Będziemy mieli więcej czasu na bzykanie się, jak to pięknie ujęłaś.
Awans nie jest za bzykanie się ze mną, a za twoją pracę. Zarobki muszą
być adekwatne do stanowiska. Doświadczenie zdobędziesz, pracując ze
mną, wszystkiego cię nauczę.
Oj, Alex, kręcisz aż miło, ale nie ze mną takie sztuczki.
– Nie zamydlisz mi oczu bzykankiem, nawet jeśli było to zajebiste
bzykanie – powiedziałam prowokacyjnie, a Alexandrowi opadła szczęka
i aż zapomniał, o czym rozmawialiśmy.
– Hmmm, zajebiste, mówisz? – Już podnosił się z fotela, gdy do drzwi
ktoś zapukał, zapewne blondi numer dwa. Szybko się uwinęła. – Wejść! –
warknął zły, że mu przerwano. Dziewczyna bez słowa położyła kolejną
teczkę i czym prędzej wyszła z gabinetu. – Dopiero dzisiaj pokażę ci
zajebiste bzykanko – obiecał.
Alexander zrobił kilka kopii mojej umowy na wypadek, gdybym
podarła kolejną i dopiero wtedy usiadł na fotelu naprzeciwko mnie.
Dzieliło nas tylko moje biurko.
– A może zagramy? Jeśli ja wygram, podpiszesz umowę, a jeśli ty
wygrasz, sama ustalisz, co w niej będzie. Co ty na to? – zasugerował
chytrze, gładząc kciukiem swoją dolną wargę, przez co skupiłam wzrok
na jego ustach. Poprawiłam się na siedzeniu, biorąc się w garść.
Hmmm, szanse są fifty-fifty. Jeszcze zależy, w co chce zagrać.
– A w co chciałbyś zagrać? – zapytałam, czując jego podstęp. Zbyt
podejrzanie się uśmiechał.
– Jak to w co? W najlepszą grę strategiczną dla dorosłych. Podejmiesz
rękawicę czy pękasz, malutka? – Brał mnie pod włos.
Nadal nie wiedziałam, jaką zabawę miał na myśli, ale w gry
strategiczne byłam kiepska, więc moje szanse na wygraną zmalały.
Aczkolwiek nie dam mu satysfakcji, lubię rywalizację.
– Podejmuję wyzwanie, co to za gra? – spytałam ostrożnie, nie
wiedząc, na co się zgadzam.
Oj, będę tego żałować.
Wyszczerzył zęby i wziął głęboki wdech. Podsunął mi po blacie biurka
kolejną umowę i nie spuszczając ze mnie wzroku, wyjaśnił:
– Gramy do trzech, a gra to papier, kamień, nożyce.
– To ma być gra strategiczna dla dorosłych? – Śmiałam się do
rozpuku. Nie wierzyłam, że akurat to przyszło mu do głowy.
Ale sobie wymyślił. No to się zabawmy, pomyślałam.
– Gramy? – Wyszczerzył zęby.
– Gramy – odparłam, przygotowując się do bitwy roku.
– Raz… dwa… trzy… – Pokazał kamień, a ja nożyce. – Przegrałaś,
kotek.
Zauważyłam, pomyślałam i pokazałam mu język jak małe dziecko.
– Raz… dwa… trzy… – wyliczał po raz kolejny.
Ha! Tym razem ja wygrałam, pokazując nożyce, podczas gdy on
pokazał papier.
– Wygrałaś! Teraz, proszę państwa, decydujące starcie. – Alexander
wczuł się w rolę komentatora, a ja przygryzłam wargę, modląc się
o wygraną.
– Raz… dwaaa… trzy…
Kurwa!
– Papier nakrywa kamień i tak oto, proszę państwa, wygrałem!
Taaaaak! – krzyknął, a ja uderzyłam czołem w blat biurka, przeklinając
pod nosem przegraną. – Gratuluję awansu, pani kierownik. –
Podniosłam głowę. Alexander stał, triumfalnie się uśmiechając,
z wyciągniętą dłonią, którą uścisnęłam. Niespodziewanie pociągnął mnie
i pocałował namiętnie. Podał mi umowę do podpisania, a ja niewiele
myśląc, podarłam ją i pokazałam mu język.
W końcu skończą mu się te przeklęte umowy.
Zacmokał głośno i pogroził mi palcem jak małemu dziecku, a ja znów
wystawiłam język, jak na dorosłą kobietę (nie) przystało.
– Jak jeszcze raz pokażesz mi język, to ci go odgryzę lub inaczej go
zajmę. – Uśmiechnął się, kręcąc głową i wziął z biurka kolejny papier. –
Przegrałaś, podpisujesz umowę. Porwiesz ją, a dostaniesz klapsa i już
dzisiaj nie posiedzisz na tym ślicznym tyłeczku – zagroził z uśmiechem
na ustach.
No to się zaraz przekonamy, pomyślałam. Wzięłam długopis dla
niepoznaki, a jak już był pewien, że podpiszę, porwałam na kawałeczki
kolejny dokument.
– Dużo jeszcze masz tych papierków? – Chciałam go sprowokować.
Dokąd on idzie?
Byłam zdezorientowana, gdy podszedł do drzwi. Był tam jakiś panel,
którego wcześniej nie zauważyłam, coś ponaciskał, złapał za klamkę, ale
drzwi się nie otworzyły.
Przegięłam pałę, jak nic jest na mnie zły.
Niewzruszony zbliżył się do mnie i gestem kazał mi wstać. Nachylił
mnie tak, że leżałam twarzą na biurku.
– Mówiłem, jakie czekają cię konsekwencje. Nie posłuchałaś mnie.
Byłam skołowana, nie widziałam jego twarzy i nie wiedziałam, czy
mówił serio, czy tylko się ze mną przekomarzał.
– Przepraszam, już nie będę się z tobą droczyć – wyjąkałam
zdezorientowana.
– Hmmm… Droczyć, mówisz? – wyszeptał mi do ucha, trzymając moje
ręce z tyłu za nadgarstki. Stopą rozszerzył mi nogi, a wolną ręką
podciągnął moją śliwkową sukienkę aż na brzuch. – Śliczną masz tę
pupkę. – Pogładził jeden pośladek, a za chwilę… Plask! Uderzył mnie
w drugi, zakrywając mi usta dłonią, bym głośno nie krzyknęła. – Ciiii, bo
cię usłyszą. – Pomasował mój pośladek, by uśmierzyć ból. Oddech mi
przyśpieszył, gdy klepął w drugi pośladek i za chwilę znów masował. –
Kiedyś dobiorę się do tego tyłeczka.
Co?!
Nie ma takiej opcji. Od razu się spięłam na samą myśl i chciałam się
wyrwać, lecz jego uścisk był mocny. Usłyszałam dźwięk rozpinanego
rozporka. Alexander odsunął moje stringi na bok i wsadził we mnie
palec. Poruszając nim delikatnie, rozpalił mnie do granic możliwości.
Poddałam się jego pieszczocie od razu.
– Hmmm, jaka mokra. – Palec zastąpił penisem, wchodził we mnie
mocno i głęboko raz za razem.
Papiery zaczęły spadać z biurka, ale nie zwracał na to uwagi. W tej
pozycji idealnie uderzał w guziczek, który znaleźć umiał tylko on.
Czułam nadchodzący orgazm, gdy nagle się zatrzymał.
Co? Dlaczego to zrobił?
Szczytowanie odeszło w niepamięć, a po chwili Alexander ponownie
zaczął się we mnie poruszać. Gdy kolejny orgazm nadciągał, on znów
znieruchomiał i powtarzał to jeszcze dwa razy.
Kurwa! Robi to specjalnie, jestem tego pewna!
Chciałam mu się wyrwać, ale mi nie pozwolił.
– Podpiszesz umowę? – zapytał, przejeżdżając zębami po mojej
małżowinie usznej i powodując tym samym gęsią skórkę na całym moim
ciele.
Byłam już zirytowana, nie grał fair, ale też nie postępowałby tak,
gdybym go nie sprowokowała. Znał moje ciało lepiej niż ja sama i czuł,
kiedy przed orgazmem mocniej się na nim zaciskam.
– Tak – wysapałam. Spełnienie nadciągało ze zdwojoną siłą, lecz tym
razem Alexander już nie przerwał, a wręcz przyspieszył i doszedł razem
ze mną. Jeszcze nigdy nie miałam tak silnego orgazmu. Nogi mi się
ugięły i dobrze, że mnie przytrzymał, bo jak nic obydwoje byśmy
wylądowali na podłodze.
Upewnił się, że już stoję o własnych siłach, więc po chwili poszedł do
łazienki wyrzucić prezerwatywę. Otworzył drzwi na panelu, po czym
z biurka wziął już trzecią kopię umowy. Położył ją na moim biurku
i pozbierał wszystkie dokumenty, które pospadały na podłogę.
Siedziałam z założonymi rękami zła na niego.
– Nie grałeś fair – przerwałam ciszę. Westchnęłam tylko i podpisałam
tę durną umowę. – Proszę. – Podałam mu ją.
– Chciałem zauważyć, że ty też nie grałaś fair, ale wiesz co? Cieszę
się, że wiem już, jak skutecznie mam cię przekonywać do moich decyzji –
odparł z wrednym uśmieszkiem na ustach.
Chciałam rzucić w niego gumką do ścierania, ale nie trafiłam, robił
szybkie uniki. Musieliśmy w końcu wziąć się za pracę, jeśli chcieliśmy
wyjść przed nocą. Przeciągnął fotel, po czym usiadł obok mnie, niemal
stykając się ze mną ramionami. Pokazywał mi różne programy
i wpisywał hasła, bym miała do nich dostęp, tłumacząc, do czego każda
strona jest potrzebna. Wyjaśnił mi, jakie są moje nowe obowiązki jako
kierownika Devil’s House. Było tego tak dużo, że połowa od razu
wyleciała mi z głowy, chociaż naprawdę starałam się wszystko
zapamiętać. Przekonywał mnie, że praca ta w praktyce jest łatwiejsza niż
w teorii, ale szczerze w to wątpiłam.
Na koniec dnia byłam zmęczona fizycznie i psychicznie. Marzyłam
tylko o tym, by wziąć długi, gorący prysznic i położyć się spać.
Rozdział czternasty

Następnego dnia niewyspani weszliśmy do biura. Alexander nie


odpuszczał i tę noc spędziliśmy u niego w mieszkaniu. Miałam wrażenie,
że obserwuje nas każdy mijany przez nas pracownik. Nie wiem, czy
rozeszła się wieść, że jesteśmy razem, czy o moim awansie, czy po
prostu chodziło o to, że przyszliśmy do pracy, trzymając się za ręce jak
para nastolatków. Alexander albo nie widział tych wszystkich spojrzeń,
albo zwyczajnie go to nie obchodziło, mnie w zasadzie też nie, ale i tak
czułam się osaczona. W końcu w windzie zostaliśmy sami, bo reszta
nagle czegoś szukała w torebkach lub kieszeniach spodni, lub ot tak
wybrała schody. Parsknęłam śmiechem z zaistniałej sytuacji. Alexander
spojrzał na mnie z uniesioną brwią, lecz tylko pokręciłam głową, dając
mu do zrozumienia, że to nic ważnego. Brakowało mi kofeiny
w krwiobiegu i już nie mogłam się doczekać, aż wreszcie wypiję
porządną, dużą kawę. Po wyjściu z windy na naszym piętrze już miałam
skręcić do kuchni, by przygotować nam gorące napoje, gdy nagle
usłyszałam głos Alexandra i zatrzymałam się w połowie drogi.
– Gdzie jest Maya? – zapytał blondynkę numer dwa i dopiero teraz
zauważyłam, że jest sama.
– Nie wiem, panie prezesie, nie przyszła do pracy – odparła
spanikowana dziewczyna.
Maya? Ciekawe, jak ma na imię blondynka numer dwa. Nie miałam
z nimi do czynienia i nawet nie zapytałam, jak się nazywają.
Alexander nic już nie powiedział, tylko wszedł do gabinetu, a ja
poszłam do kuchni. Gdy wracałam z kawą na tacy w ręku, dziewczyna
zerwała się, by otworzyć mi drzwi. Dyskretnie spojrzałam na jej
plakietkę.
– Dziękuję, Emmo – powiedziałam i uśmiechnęłam się do niej.
Postawiłam filiżankę przed Alexandrem i zabrałam się za sprawdzanie
jego kalendarza, czy przypadkiem dziś lub jutro nie ma żadnego ważnego
spotkania. Było to jedno z moich nowych zadań, miałam pilnować jego
spotkań, wideoczatów i wyjazdów służbowych.
Stukałam paznokciami w blat biurka, czekając, aż komputer się włączy,
gdy usłyszałam głos Emmy dochodzący z telefonu Alexandra:
– Panie prezesie, pan Marko przyszedł do pana.
Marko rzadko zjawiał się na górze, wolał siedzieć wśród tkanin
i kartek, rysując nowe projekty.
– Niech wejdzie – odparł Alexander.
Drzwi się otworzyły prawie w tej samej chwili i Marko wszedł do
środka. Spojrzał zdziwiony na mnie, potem na Alexandra, lecz nie
skomentował.
– Czemu zawdzięczamy twoją wizytę, bracie? – zapytał Alexander
rzeczowo. W pracy zawsze przechodził od razu do sedna, nie tracąc
czasu.
– Jest problem, bracie. – Marko spojrzał na mnie wymownie.
– Zostawić was samych? – Od razu podniosłam się z krzesła. Nie
wiem, po co Marko przyszedł, ale odniosłam wrażenie, że to może być
prywatna rozmowa i nie chce mnie tutaj.
– Marko, ja i Olivia jesteśmy razem, więc jeśli to problem firmowy,
możesz mówić.
Zamarłam w połowie drogi do drzwi, nie wiedząc, co zrobić. Alexander
usiadł z bratem na sofie pod oknem, a ja obserwowałam, jak się mierzą
wzrokiem.
– Serio? Super – ucieszył się Marko i wyściskał Alexandra. Podszedł
do mnie, przytulając jak siostrę i pociągnął mnie na kanapę, bym usiadła
między nimi.
Mam nadzieję, że nie robi sobie ze mnie tarczy przed bratem.
– Dobra, dobra, koniec tych uścisków i dotykania, chyba nie po to tu
przyszedłeś – skarcił go Alexander, przyciągając mnie do siebie
i automatycznie głaszcząc dyskretnie po ręce. Wzruszyłam ramionami.
Alexander lubił zaznaczać swój teren, ale mi to wcale nie przeszkadzało.
Wręcz było mi miło, że tak się zachowywał w stosunku do mnie.
– No tak, jak mówiłem, mamy problem, chodzi o najnowszą kolekcję,
tę na imprezę charytatywną w Paryżu, co ma się odbyć za dwa tygodnie –
wyjaśnił w końcu Marko.
– Człowieku, mówże, w czym problem – popędził brata Alexander.
– Ktoś splagiatował moje projekty, Alex. Modex je wypuścił.
– Co, kurwa?! – Aż podskoczyłam na kanapie, gdy Alexander się
wydarł. Jeszcze nigdy nie widziałam go tak wkurzonego. – Jak to się
mogło, kurwa, stać?!
– Nie wiem, w tym problem. Ja im ich nie wysyłałem, wszystkie szkice
i projekty są u mnie w biurze zamknięte na klucz. Nie ma w mojej
pracowni żadnej nowej osoby, która by się odważyła na coś takiego. Nie
wiem po prostu, jak to się stało. Odkryłem to dziś w najnowszym
katalogu, który odebrałem z portierni. Przyszedłem od razu do ciebie,
sam zobacz. – Z teczki wyjął katalogi i pokazał zdjęcia ślicznych modelek
w sukniach.
– Ja pierdolę, masz znaleźć odpowiedzialną za to osobę! Albo nie,
pójdę tam z tobą i to załatwię! Tylko co teraz? Nie zdążysz stworzyć
nowej kolekcji w jedną noc – zauważył Alexander.
– No nie. Ostatnią kolekcję tworzyłem miesiąc. – Marko siedział
załamany na kanapie, a Alexander krążył po całym gabinecie w tę i z
powrotem, kląc pod nosem.
Ja mam swoje rysunki, kiedyś je wzięłam do pracy z myślą, że może je
pokażę Marko i będę razem z nim projektować. Wcześniej właśnie to
chciałam robić, ale Paryż zmienił wszystko. Nikomu ich nie
pokazywałam, nawet nie wiem, czy się nadają, ale może lepsze to niż
nic. Wstałam z kanapy, by wziąć z najniższej szuflady biurka teczkę
z projektami i podałam ją Alexandrowi.
– Co to? – zapytał zdziwiony i uniósł brwi.
– Projekty. Swego czasu chciałam zostać projektantem. Nikt ich nigdy
nie widział, może się wam przydadzą – powiedziałam niepewnie. Marko
wyrwał teczkę Alexandrowi z dłoni i rozłożył moje rysunki na stole.
Żaden się nie odzywał, a mi ręce zaczęły się pocić ze stresu.
– To są na pewno twoje projekty i nikt ich nie widział? – przemówił
w końcu Marko po dłuższej chwili.
– Stworzyłam je na studiach. Mówiłam już, że nikt – odparłam,
czekając na ich ocenę moich prac.
– Kochanie, one są świetne, dlaczego nigdy mi ich nie pokazałaś? –
Alexander złapał mnie w tali i zaczął okręcać. Całował mnie namiętnie,
nie zwracając uwagi na Marko.
– Są lepsze niż te, które mi ukradli. – Marko też uśmiechał się od ucha
do ucha.
– Zapomniałam o nich po prostu. Cieszę się, że wam się podobają,
wykorzystajcie je. – Super, że są tak zadowoleni, że aż zrobią z moich
rysunków suknie. Może bym wróciła do projektowania, nie w ramach pracy,
ale w wolnych chwilach? Kiedyś relaksowało mnie szkicowanie i lubiłam to
robić.
– Zdążycie z szyciem? – zapytał Alexander, patrząc na Marko.
– Myślę, że tak, tylko pozostaje problem, kto mógł splagiatować
projekty, żeby tego nie zrobił więcej. Jak chcesz to rozwiązać?
– Mam pewien pomysł, zrobimy zebranie dla twoich ludzi. –
Alexander włożył marynarkę, zapiął guziki i wziął katalog, który
przyniósł nasz projektant. Ruszył w stronę drzwi, a Marko zaraz za nim.
Ciekawe, jak to rozegra. Znając Alexandra, cały dział będzie miał
przejebane. Już im współczuję.
Schowałam swoje projekty do teczki, którą położyłam na biurku
Alexandra i poszłam do kuchni zrobić dla nas po kawie. Alexander długo
nie wracał. Zabrałam się za porównywanie cen tkanin i dodatków
w dwóch hurtowniach, byłam na końcówce, gdy Alex wreszcie wrócił do
gabinetu.
– Jak poszło? Już wiecie kto to? – zapytałam, gdy nic się nie
odzywając, usiadł za biurkiem.
– Nie, ale niedługo się dowiem. Dostali warunek ode mnie, jeśli
wydadzą, kto to zrobił, to wyleci tylko ta osoba, a jeśli nie, to jutro
zostaną wywaleni wszyscy.
Tam pracuje około dziesięciu osób plus Marko, w ten sposób firma
zostanie bez jednego działu. Kto mu wszystko uszyje i zrealizuje?
– Ale jak wywalisz wszystkich, to kto przygotuje kolekcję? Marko sam
nie da rady wszystkiego zrobić – próbowałam przemówić mu do rozumu,
mimo że miałam nie wtrącać się w zarządzanie firmą.
– Wszyscy dostaną w świadectwie pracy wpis o podejrzeniu o kradzież,
więc nikt takiego świadectwa nie przedstawi nowemu pracodawcy. No
chyba że się przebranżowi. Obstawiam, że maks za godzinę już będzie
wiadomo, kto za to odpowiada. Osoba, która okaże się lojalna i pierwsza
wskaże winnego, dostanie premię w wysokości pół miliona funtów.
Alexander ma chyba więcej pieniędzy niż rozumu.
– Pół miliona to dużo kasy – stwierdziłam. Nie rozumiałam jego toku
myślenia.
– Tak, dużo, ale więcej straciłbym za plagiat, gdyby Modex mnie
pozwał. Przede wszystkim straciłbym zaufanie współpracowników,
z którymi mamy kontrakty, a to już jest bezcenne.
– Masz rację – odpowiedziałam, nie kontynuując tematu. No tak,
o tym nie pomyślałam.
Wróciłam do pracy, stwierdzając, że Alexander raczej wie, co robi.
Miałam tylko nadzieję, że nie będzie żałował decyzji podjętych
impulsywnie.
Rozdział piętnasty

Alexander nie mylił się. Nie minęło czterdzieści minut, a już pierwsza
osoba przyszła donieść, kto zrobił zdjęcia projektów Marko. Dziewczyna
tłumaczyła się, że jest samotną matką i pieniądze są jej potrzebne, nie
może sobie pozwolić na stratę pracy. Rozumiałam, czym się kierowała.
Zastanawiało mnie tylko, czy i tak sama nie będzie musiała się zwolnić.
Nikt nie lubił kapusiów, a było pewne, że po całej firmie rozniesie się,
kto wydał współpracownika. Dla Alexandra było to dobre, bo już
wiedział, kto za tym stoi i nikt więcej nie odważy się czegoś takiego
powtórzyć. W ciągu kolejnej godziny przyszły jeszcze dwie osoby,
wskazując tę samą kobietę… Megan Jones.
Nie znałam pracowników Marko. Kilka razy byłam w jego pracowni
i może spotkałam Megan, ale teraz nie mogłam jej skojarzyć po samym
imieniu i nazwisku.
– Wezwij Marko i Megan Jones – rozkazał lodowatym głosem
Alexander do telefonu.
Oho, zaraz się zacznie!
Nie wiem, jakie Marko ma podejście do swoich podwładnych, ale
Alexander nie był przyjemny dla nikogo poza mną i swoim bratem. Inni
pracownicy nie mieli dla niego większego znaczenia. Bez problemu
wymieniał jednego człowieka na drugiego.
Pracować w Devil’s House chciał każdy, to duża prestiżowa firma, no
i zarobki wysokie. Można by powiedzieć, że dla tych, którzy pracowali
w Devil’s House, później wszędzie w branży modowej drzwi stały
otworem.
Alexander stukał palcami w biurko, czekając na Marko i Megan, a ja
próbowałam się skupić na odpisywaniu na maile. W całym gabinecie
rozległ się dźwięk telefonu Alexandra. Zastanawiałam się, czy zostać,
czy uciekać, ale teraz już było na to za późno.
– Panie prezesie, pan Marko i pani Megan Jones do pana. Wpuścić? –
To nie głos Emmy. Pewnie mamy kolejną nową sekretarkę, pomyślałam.
– Niech wejdą – odpowiedział sucho Alexander.
Po chwili drzwi się otworzyły i weszli Marko z Megan. Jak ją
zobaczyłam, od razu skojarzyłam. To ona mi kiedyś przynosiła papiery,
gdy Kate nie przyszła do pracy i Alexander łaskawie kazał innym
przynosić mi wszystko, co potrzebne, bym nie biegała po całym budynku.
– Wzywałeś nas – powiedział Marko jak gdyby nigdy nic obojętnym
tonem, a Megan tylko burknęła pod nosem „Dzień dobry”. Patrzyła
wszędzie, tylko nie na nas. Nie była głupia, wiedziała, co zaraz się
stanie.
– Tak, usiądźcie. – Alexander był nadzwyczaj opanowany. Siedział
rozparty na fotelu i przyglądał się Megan, aż ich oczy się spotkały.
Dziewczyna jednak od razu spuściła wzrok, wyglądała jak winna i cała jej
postawa ciała o tym świadczyła. – Megan, zapytam tylko raz: dlaczego to
zrobiłaś? – Alexander mówił cicho, niewiele głośniej od szeptu.
W gabinecie zapanowało milczenie, słychać było nawet muchę, która
odbijała się od okna. Megan zakryła twarz rękami. Płakała przeraźliwie,
nie mogłam na to patrzeć. Marko odsunął się z obrzydzeniem na drugi
koniec kanapy, a dziewczyna już by padła trupem, gdyby Alexander mógł
zabijać wzrokiem. – Nie weźmiesz mnie na litość. Jeśli skończyłaś już
lamentować, to mów, dlaczego to zrobiłaś. Nie mam całego dnia – rzekł
lodowatym tonem.
Zszokowana wciągnęłam głośno powietrze. Nigdy nie wtrącałam się
do tego, jak Alexander zarządza firmą, ale teraz byłam na niego zła,
wręcz wkurwiona. Czemu tak traktuje drugiego człowieka? To nieludzkie.
Źle zrobiła, to fakt, ale jednak każdemu należy się szacunek. Jak może
wymagać szacunku, skoro innym go nie okazuje?
– U mojej córki wykryto raka mózgu, potrzebowałam dużo pieniędzy
na leczenie. Przepraszam, nie znalazłam innego wyjścia. – Zawyła
jeszcze głośniej, a po kilku sekundach padła na kolana przed biurkiem
Alexandra. – Proszę, niech pan mnie nie zwalnia. Potrzebuję tej pracy.
– Chyba sobie ze mnie żartujesz?! Zamiast przyjść do mnie zapytać
o pożyczkę, to mnie okradłaś, bo inaczej tego nazwać nie można –
krzyczał na dziewczynę, która się skuliła w pozycji embrionalnej, a mi
się zrobiło niedobrze.
Nie, tego, kurwa, za wiele. Jego zachowanie jest karygodne!
Teoretycznie już skończyłam pracę, więc zebrałam swoje rzeczy
i wyszłam z gabinetu, nie oglądając się na nikogo. Nie zamierzałam na to
patrzeć, a tym bardziej tego popierać. Przegiął, i to ostro, teraz nic nie
tłumaczyło jego zachowania. Lepiej by było, gdyby do mnie nie dzwonił.
Musiałam ochłonąć i w tym momencie nie chciałam na niego patrzeć ani
go słuchać.
Wróciłam do mieszkania Blanki, po drodze kupując wino. Myślałam, że
wypijemy razem, ale standardowo nie było jej w domu.
Sama opróżniłam całą butelkę i się najebałam. Miałam wypić tylko
jedną lampkę, ale co pomyślałam o Alexandrze, to mi ciśnienie skakało,
więc musiałam napić się kolejnej.
Spojrzałam w kierunku, z którego dochodziło brzęczenie telefonu. Był
w torebce. Na bank dzwonił Alexander. Nawet się nie ruszyłam, by po
niego iść, ale nie przestawał dzwonić.
Kurwa, czy nie rozumie aluzji, że nie chcę z nim rozmawiać?
Udało mi się zejść z taboretu w kuchni i w ślimaczym tempie poszłam
po torebkę, wpadając na stolik, który stał na mojej drodze.
– Ała, kurwa! – Jak nic będzie siniak. – Halo? – odebrałam telefon,
nawet nie patrząc, kto dzwoni.
– Dlaczego wyszłaś bez słowa i nie zaczekałaś na mnie? – warknął
cicho Alexander.
Serio, on jest zły na mnie? Zachował się nawet nie jak dupek,
a największy kutas świata i jeszcze ma do mnie pretensje?
– Bo taki miałam kaprys. Nie chce mi się z tobą rozmawiać, a tym
bardziej patrzeć na ciebie, dupku – wybełkotałam. Wino plątało mi język,
ale dodawało również odwagi. Na trzeźwo na pewno bym mu tego nie
powiedziała.
– Piłaś? – zapytał wściekły.
– Nie twój interes, jestem po pracy i mogę robić wszystko, na co mam
ochotę. Do jutra, panie prezesie. – Rozłączyłam się, nie dając mu dojść
do słowa. Wyłączyłam telefon, by już więcej nie dzwonił. Uważając, by
znów nie wpaść na stolik, poszłam do łóżka, przytrzymując się ściany.
Tak, łóżko było najlepszym wyjściem w tym momencie. No, może nie
do końca, bo wszystko wokół mnie wirowało.
Ha, ha, ha, czuję się, jakbym była na karuzeli, która nie przestaje się
kręcić.
Długo nie mogłam zasnąć, przekręcając się z boku na bok. Ze złością
kolejny raz uklepałam poduszkę i ułożyłam się wygodnie. Pozostało mi
czekać, aż w końcu zmorzy mnie sen.
Rozdział szesnasty

Brutalnie wyrwana ze snu przez budzik, który wydzwaniał natrętnie na


szafce nocnej, złapałam się za uszy, by stłumić dźwięk. Matko kochana,
czy on zawsze był taki głośny? Głupia głowa zaraz mi odpadnie.
Wyłączyłam go czym prędzej, żeby więcej mnie nie katował. Niechętnie
podniosłam się i po kilku minutach wstałam z łóżka, przeciągając się, by
rozruszać zastygłe po nocy mięśnie. Wzięłam z łazienki tabletki
przeciwbólowe i popiłam je kawą. Dziś postawiłam na spodnie w kant
i białą bluzkę, na którą założyłam czarną marynarkę.
Tabletki w samą porę zaczęły działać, gdyż musiałam już wychodzić na
metro. Na parkingu pod blokiem stało zaparkowane audi, o które opierał
się Alexander bez żadnego wyrazu na twarzy. Chciałam przejść obok
niego jak gdyby nigdy nic, ale złapał mnie za rękę i nie pozwolił odejść.
– Dzień dobry – powiedział chłodno, zmuszając mnie, bym na niego
spojrzała. Był zły, w tym samym momencie przypomniałam sobie
o telefonie i co mu wczoraj powiedziałam. Cóż, należało mu się. –
Zawiozę cię do pracy i porozmawiamy. – Mierzyliśmy się wzrokiem, aż
w końcu mnie puścił, po czym obszedł auto i otworzył drzwi od strony
pasażera, pewny, że wejdę do środka. Nie wiem, czy mam na to ochotę. –
Jak nie wsiądziesz, to sam cię zapakuję – ostrzegł, przewidując moje
zamiary.
A spróbowałbyś, zadrwiłam z niego w myślach. Raz się żyje.
Obeszłam samochód dookoła, lecz zamiast do niego wsiąść, ominęłam
go i udałam się w stronę przystanku. Alexander ruszył za mną, więc
zaczęłam biec, ale niestety w szpilkach trochę ciężko zaszaleć i już po
chwili mnie złapał, przerzucił sobie przez ramię i klepnął w tyłek.
– Puść mnie! – zapiszczałam. Teraz to on nie słuchał, po prostu
wsadził mnie do auta i zapiął mi pas. – Nie mam ochoty z tobą
rozmawiać – burczałam obrażona jak małe dziecko.
– Zawsze będziesz z byle powodu uciekać i się upijać? Nie wspominam
już o tym, jak mnie potraktowałaś. Wyłączyłaś telefon, martwiłem się.
Nie wiem nawet, pod jakim numerem mieszkasz, bo tak to już wczoraj
bym był u ciebie.
No tak, nigdy go nie zaprosiłam do środka, ale to nie moje mieszkanie.
Wcześniej nie przeszkadzało mu, że nie wie dokładnie, gdzie mieszkam
i zostawia mnie tylko pod blokiem.
– Nazywasz byle powodem twoje karygodne zachowanie? Nigdy się
nie wtrącałam, jak kierujesz firmą i traktujesz ludzi, ale wczoraj
przegiąłeś pałę, Alexandrze. Tak się nie robi drugiemu człowiekowi. –
Wciągnęłam głośno powietrze, po czym kontynuowałam: – I nie, nie
będę więcej pić, jeśli insynuujesz, że stanę się alkoholiczką. Wczoraj
dopiero drugi raz w życiu się upiłam i raczej nie zamierzam tego
powtarzać. – Proszę bardzo, sam chciał rozmawiać.
Alexander wyraźnie się zmieszał i nie wiedział, co powiedzieć.
Otwierał i zamykał usta, jakby słowa nie chciały mu przejść przez gardło.
– A jak według ciebie powinienem się zachować? – wydusił z siebie
w końcu po dłuższej chwili.
– Palisz za sobą mosty, Alexandrze. Upokorzyłeś ją przed nami
i potraktowałeś jak śmiecia. Kobiet tak się nie traktuje, nie zapominaj, że
ciebie też jedna wydała na świat. Zamiast robić sobie z niej wroga, lepiej
by było, jakbyś dał jej drugą szansę na jakichś rygorystycznych
warunkach. Błagała, byś jej nie wyrzucał, a ty miałeś to w dupie. Nieraz
danie drugiej szansy jest błędem, ale zdarza się, że to dobra inwestycja
w człowieka. Ludzie się zmieniają, nie mierz wszystkich jedną miarą,
nawet jeśli zrobiła coś raz, nie oznacza, że zrobi i drugi. Ojciec zawsze
mi powtarzał, że firma to ludzie, bez nich i ich zadowolenia niczego nie
osiągniesz, więc trzeba ich szanować i o nich dbać. – Byłam na niego
wściekła i przestałam panować nad tym, co mówiłam. – Jakbyś miał
dobry kontakt z pracownikami, to zamiast dawać ludziom pieniądze za
donoszenie na siebie nawzajem, mógłbyś przekazać te pieniądze na
leczenie jej córki. Wolała cię okraść, niż przyjść prosić o pomoc, to
powinno dać ci do myślenia i powinieneś wyciągnąć wnioski. – Ciskałam
w jego stronę gromami z oczu, ale jeśli miało coś do niego dotrzeć,
musiałam być z nim brutalnie szczera. – Owszem, ze strachu ludzie będą
cię szanować w twojej obecności, ale czy to znaczy, że masz być z tego
dumny? Nie lepiej jakby cię szanowali za to, co robisz i kim jesteś?
Pracujemy razem, ja cię szanuję, mimo że się ciebie nie boję. –
Spojrzałam na niego, a jego twarz nie przedstawiała żadnego wyrazu. –
Przepraszam cię za moje wczorajsze zachowanie, ucieczka była lepsza od
kłótni, a tak zapewne by się skończyło, bo już dawno nikt mnie do tego
stopnia nie wyprowadził z równowagi. – Wygarnęłam mu wszystko, co
mi leżało na sercu. Czekałam, aż wybuchnie, lecz nic takiego nie
następowało. Alexander cały czas tylko kiwał głową, zastanawiając się
chyba nad tym, co usłyszał. Chociaż już dawno dojechaliśmy pod Devil’s
House, wciąż siedzieliśmy w samochodzie.
– Może i masz rację, ale może też jej nie masz. Ludzie się zmieniają,
owszem, ale nie da się zmienić w sobie wszystkiego. Jeśli będę dla
wszystkich kumplem, a nie szefem, zaczną robić, co chcą, a to jest praca,
a nie spotkania koleżeńskie. Częściowo przyznaję ci rację, poniosło
mnie, postaram się to naprawić, ale niczego nie obiecuję. – Westchnął
głośno. – Mam tylko prośbę do ciebie, nie uciekaj bez pożegnania, już
wolę, byś mi w złości wszystko wytknęła.
– Dobrze – obiecałam na zakończenie rozmowy. Wysiedliśmy z auta,
po czym ruszyliśmy w stronę budynku Devil’s House, a Alexander złapał
mnie w pasie, przyciągając do siebie. Nadal byłam na niego wkurzona,
lecz nie chciałam robić scen. Nic nie powiedziałam ani się nie
odsunęłam, bo mimo złości mi też brakowało jego dotyku i bliskości.
Alexander chyba nie do końca zrozumiał, co mu chciałam przekazać.
Wiem, że niczego od razu nie zmieni, ale może chociaż spróbuje małymi
kroczkami. Może jestem naiwna, ale wierzę w niego i wiem, że stać go na to,
wystarczy trochę chęci z jego strony.
Gdy dotarliśmy na nasze piętro, jak co dzień zaparzyłam kawę. Idąc
z tacą do gabinetu, zauważyłam kolejną nową sekretarkę. Jak tak dalej
pójdzie, to nie będzie w Londynie kobiety, która by nie pracowała jako
sekretarka Alexandra.
– Dziękuję – powiedział, gdy postawiłam przed nim espresso.
Włączyłam komputer i w międzyczasie, kiedy się uruchamiał,
przeglądałam kalendarz Alexandra ze spotkaniami.
– Za godzinę masz wideokonferencję z organizatorami z Paryża –
rzekłam. Nic więcej nie miał dziś zaplanowanego.
– Okej, dzięki – odparł tylko. Zalogowałam się na pocztę
i odpowiedziałam na dwa e-maile, byłam w trakcie odpisywania na
trzeci, gdy usłyszałam głos Alexandra: – Mary, połącz mnie, proszę,
z Megan Jones.
Zdziwiona spojrzałam na Alexandra, chyba pierwszy raz tak
„poprawnie” odezwał się do sekretarki, zazwyczaj tylko wydawał
rozkazy. Niby obiecał naprawić to, jak potraktował Megan, ale byłam
ciekawa, co wymyślił. I czy Megan w ogóle da mu szansę po tym, jak ją
potraktował?
– Panie prezesie, pani Megan powiedziała, że nie chce z panem
rozmawiać – odpowiedziała po dłużej chwili sekretarka przez zestaw
głośnomówiący stojący na biurku Alexandra.
– Dzwoń do skutku. Powiedz, że mam dla niej propozycję. Poproś,
żeby przyszła do mnie, jeśli tylko będzie mogła. Dziękuję, Mary –
podziękował Alexander, po czym spojrzał na mnie, a ja się
uśmiechnęłam. Jak na niego to duża zmiana. Już samo zwracanie się do
pracowniczki w ten sposób musiało być dla niego trudne, bo nigdy nie
praktykował bycia miłym.
– Dobrze, panie prezesie – zgodziła się Mary.
Alexander przycisnął guzik na telefonie i w gabinecie zapanowała
cisza. Otworzył teczkę, z której wyjął jakiś plik papierów.
– Jaką masz propozycję dla Megan? – zapytałam, nie mogąc się
opanować. Ciekawość mnie zżerała, a on tylko pokręcił głową.
– Dowiesz się, jeśli przyjdzie. – Posłał mi buziaka w powietrzu, a ja
udałam, że go łapię i przykładam do ust.
Alexander właśnie odbywał wideokonferencję, w której opowiadał
o nowej kolekcji stworzonej przeze mnie. Było to duże wydarzenie, a do
tego cały dochód miał być przeznaczony na cele charytatywne, więc
chciał, by wszystko zostało dopięte na ostatni guzik.
W porze lunchu przyszedł do nas William z działu kadr, który był także
doradcą finansowym Alexandra.
– Williamie, chciałbym, żebyś zorganizował program wsparcia dla
naszych pracowników. Jak ktoś będzie potrzebował pomocy finansowej,
niech przyjdzie do ciebie po pożyczkę, ma być nieoprocentowana.
Będziesz wyliczał realne raty, które będą potrącane z wypłaty.
– Alexander, jesteś tego pewien? A co, jeśli ktoś pożyczy od ciebie
dużą sumę i nie przyjdzie więcej do pracy? Chcesz narazić firmę na takie
straty? – William był w szoku i patrzył na Alexandra jak na człowieka,
który oszalał.
– To ułóż umowę tak, żeby nie mogło do tego dojść. Myślę, że to
bardziej zatrzyma u nas pracowników, niż spowoduje, że będą brali forsę
i uciekali.
Alexander chyba nie chce, by się powtórzyła taka sytuacja jak z Megan,
która wolała go okraść, zamiast poprosić o pożyczkę. Pracownicy na tym
zyskają, bo kto by nie wolał wziąć nieoprocentowaną pożyczkę niż
oprocentowaną w banku? Alexander nie zyska na tym nic poza stałymi
pracownikami i zamrożeniem pieniędzy na jakiś czas.
Nie wiem, ile on właściwie ma na koncie. Nigdy mnie to nie
interesowało, ale skoro wymyślił coś takiego, musi go być stać.
– Ja to odradzam, ale skoro tak chcesz, tak będzie. Do jutra najpóźniej
prześlę ci próbną umowę i opracuję plan, jak wdrożyć to w życie. –
Wzdychał na sam fakt, że pewnie dojdzie mu dużo dodatkowej pracy. –
Myślałeś, jaką kwotę chcesz przeznaczyć na ten cel? – William wyraźnie
był niezadowolony z pomysłu Alexandra, ale musiał spełniać zachcianki
szefa.
– Nie wiem, jakie będzie zainteresowanie takimi pożyczkami –
zamyślił się na chwilę, grzebiąc w swoim lunchu. – Niech na początek
będzie w puli milion funtów, jeśli będzie zapotrzebowanie na większą
sumę, wtedy zdecydujemy, co dalej. Będziemy ustalać to na bieżąco.
– Nie wiem, co w ciebie wstąpiło, Alexandrze, ale chyba oszalałeś. –
William spojrzał na mnie, idąc tropem wzroku swojego szefa. Nagle go
olśniło. – To twoja sprawka, co?
Moja?
– To jego pomysł, nie mój – wyjaśniłam.
Nie miałam z tym nic wspólnego. Dlaczego uważał, że ja na to
wpadłam?
Po jego minie poznałam, że mi nie uwierzył, więc niech myśli sobie, co
chce. Ja, tak samo jak on, wypełniałam w pracy polecenia Alexandra.
Wzruszyłam tylko ramionami, zebrałam talerze i wyszłam do kuchni,
a gdy wróciłam po paru minutach z kawą i pączkami, Williama już nie
było.
– Może w weekend byśmy uczcili twój awans? Poszlibyśmy do jakiejś
fajnej restauracji na kolację – zaproponował nagle Alexander znad sterty
dokumentów.
– Jasne, super pomysł – ucieszyłam się.
Będę musiała kupić sobie jakąś nową sukienkę, bo w szafie nie mam nic
odpowiedniego na takie wyjście. Może wyciągnę Blankę na zakupy? Dawno
nie spędzałyśmy ze sobą czasu. Mimo że mieszkamy razem, wcale się nie
widujemy. Wyciągnęłam telefon z torby i napisałam Blance SMS-a:
„Zarezerwuj piątek dla mnie”.
Odpowiedź przyszła prawie natychmiast:
„Jasne, a co będziemy robić?”.
Zadowolona szybko wystukałam wiadomość:
„Zajmiemy się naszym wyglądem, zakupami i pogadankami”.
Odpisała od razu:
„Super, już nie mogę się doczekać :*”.
Tęskniłam za nią. Kiedyś byłyśmy nierozłączne, teraz kontakt nam
osłabł, ona była wiecznie zajęta facetami i imprezami, a ja jak nie
w pracy, to z Alexandrem. Blanka zazwyczaj przebywała w mieszkaniu
do południa, a ja wracałam z pracy wieczorem lub przesiadywałam
u Alexandra.
Moje włosy też już się proszą o fryzjera. Tak, to jest dobry pomysł.
– W piątek idę z przyjaciółką na te wszystkie pierdoły dla kobiet, więc
spotkamy się dopiero na kolacji – oświadczyłam Alexandrowi.
– Pewnie, idź, zaszalej. Potrzebujesz jakichś pieniędzy?
Słucham? Już tyle razy mówiłam, że chcę być niezależna.
– Nie, jako kierownik już zarabiam za dużo – burknęłam. Wkurzył
mnie, nie chciałam, by był moim sponsorem lub mnie utrzymywał.
– Nie zamierzałem cię urazić, kochanie. Dziewczyny dużo wydają na te
swoje pierdoły, a twoja pensja kierownicza jeszcze nie wpłynęła ci na
konto. – Zaśmiał się.
No tak, fakt, że dopiero co zostałam kierowniczką, ale wcześniej też nie
miałam małej wypłaty. I dostałam premię za Paryż, więc stać mnie na
fryzjera czy manikiurzystkę.
– Wezmę pożyczkę w twojej firmie – odgryzłam się.
– Ty nie będziesz musiała jej oddawać.
Nie zdążyłam nic odpowiedzieć, bo przerwał nam telefon Alexandra.
– Panie prezesie, pani Megan Jones prosi o spotkanie –
poinformowała Emma.
A jednak przyszła.
Wstałam, żeby wyjść z gabinetu i dać im wolną chwilę.
– Niech wejdzie – odpowiedział do telefonu. – A ty dokąd się
wybierasz? – zwrócił się tym razem do mnie.
– Chyba powinniście to załatwić sami.
– Dzień dobry – przywitała się Megan, wchodząc do naszego gabinetu
w tym samym momencie.
– Dzień dobry – odparliśmy równocześnie.
– Zostań, chcę, byś była obecna przy tej rozmowie, Olivio.
Obie zdziwione spojrzałyśmy na Alexandra.
Usiadłam przy swoim biurku, a Alexander wskazał gestem, by Megan
rozgościła się na kanapie. O dziwo, usiadł obok niej, a nie przy biurku,
jak zawsze podczas rozmów z pracownikami, czym zaznaczał swoją
wyższość. Nie wiem, co planował, i nie spodobało mi się, że znalazł się
tak blisko niej.
– Dziękuję, że jednak zgodziła się pani przyjść – oznajmił Alexander
formalnym tonem.
– Nie miałam za bardzo wyjścia. Od rana pana sekretarka wydzwaniała
i zapełniła mi całą skrzynkę wiadomościami – stwierdziła gorzko
kobieta.
– Przemyślałem wszystko i chciałem panią przeprosić za moje
zachowanie. – Alexander spojrzał na mnie i się uśmiechnął – Olivia
wylała na mnie wiadro pomyj, jak ja na panią, i dotarło do mnie, że źle
zrobiłem.
Megan także na mnie popatrzyła i delikatnie się uśmiechnęła. Nie
wiedziałam, jak mam na to zareagować.
– Mógł mi pan to powiedzieć przez telefon. – Jej ton nadal był chłodny
w stosunku do byłego szefa, ale już nie patrzyła na niego tak wrogo jak
od wejścia.
– Tak, mogłem, lecz wolałem osobiście. Wspomniała pani wczoraj, że
ma chorą córkę, dlatego skopiowała pani projekty Marko. – Dziewczyna
tylko skinęła głową, mając łzy w oczach. – Te projekty miały być na
pokaz charytatywny. – W jego głosie nie było słychać pretensji,
stwierdził po prostu fakt. – Chciałbym zorganizować też taki pokaz dla
pani córki, a cały dochód przeznaczyć na jej leczenie – dodał po chwili.
Widziałam faktury za wcześniejsze pokazy, wiedziałam, że poniesie duże
koszta. Megan zalała się łzami, dziękując raz za razem. – To nie
wszystko. Jeśli pani chce, może pani wrócić do Devil’s House, ale na
innych warunkach, przynajmniej do czasu, kiedy znowu pani zaufamy, że
taka sytuacja się nie powtórzy. – Przemawiał przez niego człowiek, a nie
prezes. Posłuchał mojej rady, byłam z niego dumna. Taka osoba jak
Alexander nigdy nie robi niczego wbrew sobie, ale dla mnie zmieniał się
nie do poznania.
– Jakie warunki ma pan na myśli? – zapytała Megan. Alexander
uśmiechnął się do niej łagodnie.
– Nie będzie pani miała dostępu do projektów i będzie pani pracować
wyłącznie na półproduktach lub co tam Marko zleci do wykonania –
wyjaśnił.
Dziewczyna zerwała się i pocałowała go w policzek. Zdębiałam
i wkurwiłam się w tym samym momencie. Alexander od razu delikatnie,
acz stanowczo odsunął ją od siebie i spojrzał na mnie niepewnie.
– Proszę więcej tego nie robić, szczególnie przy mojej dziewczynie –
skarcił Megan, zaznaczając jednocześnie, że już kogoś ma i nie jest nią
zainteresowany. Kobieta zawstydziła się i zerknęła na mnie kątem oka.
– Przepraszam, to się więcej nie powtórzy. Nie myślałam, że tyle pan
dla mnie zrobi, chociaż ja zrobiłam panu świństwo. Ma pan moje słowo,
że więcej pana nie zawiodę i zrobię wszystko, jeśli tylko znajdzie się
sposób, by się panu odwdzięczyć. – Megan podeszła do mnie i szepnęła
mi na ucho, tak by Alexander nie usłyszał: – Wiem, że to pani zasługa.
Dziękuję, niech Bóg panią błogosławi. Jest pani najlepszym, co go
spotkało.
Przytuliła mnie i jeszcze raz nam podziękowała, zanim opuściła
gabinet. Gdy tylko drzwi się zamknęły, Alexander podszedł do mnie
niepewnie i zaczął się tłumaczyć:
– Nie denerwuj się. Nie wiedziałem, że mnie pocałuje. To dlatego
trzymam pracowników na dystans, a raczej trzymałem – stwierdził
gorzko, przytulając się do mnie. Złość już mi przeszła, ale postanowiłam
się z nim trochę podroczyć.
– A to już wcześniej dziewczyny w pracy cię całowały? – zapytałam,
udając, że nadal się złoszczę.
– Nie, oczywiście, że nie. Miałem na myśli, że jeśli nie jesteś surowy,
to ludzie stają się bardziej zuchwali. – Alexander przewrócił oczami,
podszedł do biurka i schował laptopa do torby, a dokumenty do teczki.
– Już się nie gniewam, ale następnym razem oczy ci wydrapię, jak
dopuścisz do czegoś takiego. A tej, co się odważy cię dotknąć, włosy
powyrywam – Uśmiechnęłam się i też zaczęłam wrzucać swoje rzeczy do
torebki, zbierając się do wyjścia z pracy.
Rozdział siedemnasty

Tydzień zleciał nie wiem kiedy, ale fakt, dużo się działo wokół mnie. Po
obejrzeniu kawalerki zdecydowałam się ją wynająć. Może i była mała, ale
czego więcej potrzebowałam do szczęścia? Właściciel okazał się całkiem
sympatycznym starszym panem, który od progu powitał mnie z szerokim
uśmiechem, dając mi swobodę. Nie chodził za mną, a później
poczęstował kawą i uraczył opowieściami ze swojej młodości.
Z Alexandrem układało nam się coraz lepiej, współpraca szła dobrze
i mieliśmy fajne pomysły. Udało nam się zawrzeć kilka umów ze
sklepami z ekskluzywną odzieżą w Londynie, gdzie mieliśmy wystawić
najnowszą kolekcję. Potrafiliśmy ze sobą pracować, uzupełniając się
idealnie. Ustaliliśmy, że zachowamy w pracy dystans, co nie było
Alexandrowi na rękę, lecz w końcu niechętnie się zgodził, szanując moje
zdanie. Ukradkiem co jakiś czas spoglądaliśmy na siebie z uśmiechami na
twarzy. Czy mogło być lepiej? Chyba już nie. Byłam szczęśliwa, miałam
dobrą pracę, wynajęte, ale własne mieszkanie i zaczęłam żyć pełną
piersią.
W Paryżu na pokazie charytatywnym zebrali ponad dziesięć tysięcy
funtów, sprzedając kreacje mojego projektu. Byłam w szoku, gdy
zobaczyłam wyniki sprzedaży. Cieszyłam się jak małe dziecko,
szczególnie że sukienki były podpisane moim nazwiskiem. Alexander się
uparł, choć ja w tej chwili nie chciałam zajmować się projektowaniem.
Na e-maila dostawałam od różnych firm wiadomości, bym zrezygnowała
z Devil’s House i zatrudniła się u nich, a także niezliczoną ilość pochwał.
Byłam cholernie dumna z siebie oraz z Marko i jego ludzi za wykonanie
tego, co zrodziło się w mojej głowie.
W prezencie od mojego mężczyzny dostałam kosz czerwonych róż
i figurkę z wieżą Eiffla, by mi przypominała o pokazie i tym, jak się
zaczął nasz romans. Wieżyczka zajęła honorowe miejsce na szafce
nocnej, bym mogła na nią patrzeć, zasypiając i otwierając oczy.
Mimowolnie powodowała szeroki uśmiech na mojej twarzy,
a wspomnienia momentalnie przechodziły mi przed oczami niczym
w zwolnionym filmie.
Alexander nie był zadowolony, gdy wynajęłam kawalerkę i znów
powrócił temat mieszkania u niego. Próbował zajść mnie z każdej strony,
prosząc i uderzając w błagalną nutę, lecz potrzebowałam poczucia
odpowiedzialności za swoje życie, by udowodnić samej sobie, że potrafię
się utrzymać. Nie miałam dużo rzeczy u Blanki, więc nie musiałam
wynajmować auta do przeprowadzki. Przyjaciółka wszystko przewiozła
mi swoim samochodem, a później pomogła rozpakować pudła.
Kiedy już zostałam sama w mieszkaniu, zebrałam się w końcu na
odwagę, by spróbować pogodzić się z ojcem. Było to trudniejsze, niż
myślałam. Trzykrotnie dzwoniłam i się rozłączałam. Dopiero za
czwartym razem nie zdążyłam, bo odebrał telefon.
– Halo? – odezwał się, a ja nie byłam w stanie wydusić słowa. –
Olivio, to ty? – zapytał wyraźnie zmartwiony.
– Tak, to ja. Cześć, tato – odpowiedziałam w końcu roztrzęsionym
z emocji głosem.
– Coś się stało, że dzwonisz po tak długim czasie?
Przewróciłam oczami. No tak, myślał, że czegoś od niego chciałam,
skoro dzwoniłam po kilku tygodniach. Cały ojciec, nie zna
bezinteresowności. Wydaje mi się, że empatia umarła w nim razem
z moją matką.
– Nie, nic się nie stało, tato. Chciałam tylko zapytać, co u ciebie. –
Miło było go usłyszeć. Nie myślałam, że aż tak mi go brakowało.
– A jak ma być? Pusto bez ciebie w domu, zostałem sam jak palec. –
Ojciec wzdychał co chwilę, też nie wiedział, co ma mówić. Nie chciałam
się z nim kłócić i wypominać, że z jego winy się wyprowadziłam.
– Mogę cię odwiedzić? – zapytałam impulsywnie. Nie planowałam
tego wcześniej, lecz ten telefon wywołał we mnie wyrzuty sumienia
i tęsknotę za rodzinnym domem.
– Jasne, to też twój dom, córcia, nie musisz pytać o pozwolenie –
odparł cicho, niemal szeptem. Mimowolnie pociekły mi z oczu łzy, które
otarłam wierzchem dłoni, i pociągnęłam nosem.
– Muszę kończyć, przyjadę w przyszły weekend. Do zobaczenia,
tatusiu.
Ojciec również się pożegnał, mówiąc tylko „dobrze, pa”, po czym się
rozłączyłam.
Siedziałam na kanapie w moim nowym mieszkaniu, nagle czując się
bardzo samotna. Raz za razem pociągałam nosem, zastanawiając się, czy
kiedyś się wszystko ułoży. Jak ojciec pozna Alexandra, to czy polubią się
choć na tyle, by się nie pozabijać? Miałam teraz dwóch mężczyzn w sercu,
tylko każdego darzyłam inną miłością. Dwie tak ważne dla mnie osoby
o odmiennych charakterach. Dwóch władczych, twardo stąpających po
ziemi samców, którym na mnie zależało. Każdy jest prezesem innej
firmy i rządzi zupełnie inaczej. Posiadają wielkie serca, to ich łączy. Ja to
dostrzegałam i wiedziałam, jak do nich dotrzeć, bo znałam drogę do ich
dusz.
Wytarłam nos i przemyłam twarz zimną wodą w łazience, gdy
zadzwonił domofon.
To pewnie Blanka już przyjechała na babski dzień.
Podniosłam słuchawkę w przedpokoju, odgarniając puste, kartonowe
pudełka, które czekały na wyniesienie do śmieci.
– Już idę – powiedziałam i odłożyłam słuchawkę, nie czekając na
odpowiedź.
Zabrałam torebkę z szafki na buty i po chwili wyszłam z domu.
– Hej – przywitałam się, gdy wsiadłam do auta Blanki, zajmując
miejsce pasażera.
– Cześć. Co się stało? – Blanka od razu zauważyła, że płakałam. Nigdy
nie udaje mi się zatuszować tego faktu. Zawsze od razu mam nos jak
kartofel i wypieki na policzkach.
– Rozmawiałam przed chwilą z ojcem – wyjaśniłam. Blanka pokiwała
głową ze zrozumieniem.
– Znowu się pokłóciliście? – zapytała, patrząc na mnie. Pocieszająco
pogłaskała mnie po ramieniu.
– Nie, ale dopiero teraz zauważyłam, że mi go brakuje. – W wyobraźni
zobaczyłam ból w oczach ojca, gdy się wyprowadzałam, lecz postawą nic
wtedy nie okazywał i nie próbował mnie zatrzymać.
Blanka przytuliła mnie na tyle, na ile się dało w tak małym aucie
i spojrzała na mnie niepewnie, zastanawiając się, co ma ze mną zrobić.
Uruchomiła jednak silnik i powoli zaczęła opuszczać parking, by
wyjechać na ulicę.
– Nie dołuj się. Miałyśmy się dobrze bawić. – Blanka próbowała
odwrócić moją uwagę.
Ma rację, dziś miałam świętować, a co robię? Wyję jak małe dziecko i nie
potrafię wziąć się w garść.
– Już się ogarniam. To co, najpierw fryzjer? Spa? Zakupy? – zapytałam
przyjaciółkę. Blanka aż klasnęła w dłonie, lubiła takie wypady. Wcześniej
co tydzień zwiedzałyśmy wszystkie salony kosmetyczne i sklepy
odzieżowe, ale od kiedy wyprowadziłam się od ojca, pierwszy raz robimy
babski wypad na miasto. Teraz mieszkam sama, jestem niezależna, stać
mnie na takie rzeczy, no i mam też pretekst, by zaszaleć na całego.
– Zakupy, oczywiście. Jak rozleniwią nam się tyłki w spa, nie będzie
nam się już chciało chodzić po sklepach. – Blanka wyrwała mnie z moich
myśli.
– No to jedziemy tam, gdzie zawsze – stwierdziłam z entuzjazmem,
przywołując uśmiech na usta. Lubiłam zakupy, to było oczywiste. Która
kobieta nie lubiła wydawać pieniędzy na siebie i swoje zachcianki? – Już
to widzę, jak po spa zrezygnowałabyś z zakupów. – Zaśmiałam się.
Musieliby wszystkie sklepy na całym świecie pozamykać, także te
internetowe.
Może Blanka też by chciała iść z nami na kolację?
Fajnie by było mieć przy sobie dwie bliskie osoby jednocześnie.
Poznałaby w końcu Alexandra i zrozumiała, dlaczego jestem w nim
zakochana po uszy.
Jak nie kochać tak dobrego człowieka? Nigdy nie powiedziałam
Alexandrowi wprost, co do niego czuję, lecz on również nigdy mi tego nie
powiedział. Widzę miłość w jego oczach, gdy na mnie patrzy, to fakt.
Zmienia się dla mnie z dnia na dzień. To nie jest już człowiek, którego
poznałam przed wyjazdem do Paryża. Miło by było jednak usłyszeć te dwa
proste słowa: „kocham cię”.
Nie rozmawiałam z Alexandrem o kolacji poza ustaleniem, że na nią
idziemy, więc napisałam do niego SMS-a:
„Mogę zaprosić na kolację przyjaciółkę? Czy to ma być randka we
dwoje? Może Marko mógłby przyjść?”.
Kliknęłam „wyślij” na ekranie smartfona. Nie musiałam długo czekać
na odpowiedź, w końcu prawie nigdy nie rozstawał się z komórką.
„Jasne, zaproś. Pogadam z Marko”.
Uśmiechnęłam się do telefonu, jakby Alexander mógł to zobaczyć.
Wystukałam szybko następną wiadomość:
„Super, już nie mogę się doczekać :*”.
Blanka udała, że wymiotuje. Uważała, że miłość jest dla głupców, bo
sama nigdy się nie zakochała. Nawet nie pozwoliła nikomu się do siebie
zbliżyć. Nie widziałam też, by kiedykolwiek ktoś złamał jej serce, a tym
bardziej, by za kimś latała z motylkami w brzuchu, chociaż znamy się od
dziecka. W pewnym sensie było mi jej szkoda, bo miłość to dobre
i przyjemne uczucie. Sądzę, że każdy na nią zasługuje i nie powinien być
samotny, tylko na starość powinien siedzieć z miłością swojego życia na
kanapie i wspólnie oglądać telewizję.
– Dziś wieczorem mamy świętować mój awans i ogólnie opijać pracę.
Wpadniesz? – zapytałam, chowając telefon do torebki.
– Nie wiem, czy chce mi się patrzeć, jak się ślinisz do faceta –
zażartowała, a ja szturchnęłam ją w ramię, po czym kontynuowała,
naśmiewając się ze mnie: – Jak mogłabym nie przyjść na tak ważne dla
ciebie wydarzenie? – Blanka już parkowała przed naszym ulubionym
sklepem. Niemal w podskokach weszłyśmy do środka i spojrzeniami
przeskakiwałyśmy z wieszaka na wieszak, nie wiedząc, od czego zacząć
buszowanie wśród ciuchów.
– Dawno mnie tutaj nie było – stwierdziłam, podchodząc do ubrań
znajdujących się najbliżej drzwi frontowych.
– Najpierw musimy ubrać ciebie. Może jakąś seksowną sukienkę? –
Blanka już wpadła w wir zakupów i nie słuchała, co do niej mówiłam.
Zaczęła znosić mi do przymierzania sukienki jedną za drugą. Byłyśmy
stałymi klientkami, więc już na wejściu ekspedientki zacierały ręce,
skacząc wokół nas. Miały fałszywe uśmieszki, próbując wcisnąć nam jak
najwięcej strojów.
Po godzinie i stosie przymierzonych sukienek wybrałam czarną, długą
kreację z wycięciem do pępka, ozdobioną delikatnymi cekinami
w odcieniu takim samym jak sukienka. Ozdoby w połączeniu ze światłem
dodawały jej delikatnego blasku, na plecach zaś znajdowała się pajęcza
sieć z drobnych paseczków.
– Tak, ta jest ekstra. Wyglądasz super – stwierdziła Blanka, klaszcząc
w dłonie na mój widok, kiedy wyszłam z przymierzalni.
– Też tak uważam – odrzekłam z uśmiechem, okręcając się wokół
własnej osi, by zaprezentować się Blance z każdej strony.
Wyszukując mi stroje, Blanka odłożyła mały stosik dla siebie i już
siedziała w przymierzalni, podczas gdy ja odpoczywałam na kanapie.
– Nie za krótka? – zapytałam, kiedy Blanka wyszła z przymierzalni, by
pokazać mi się w pierwszej sukience, która ledwo zasłaniała jej tyłek.
– Ta to jest długa, w poprzedniej pół dupy mi wystawało – odparła
niewzruszona. Prawie wszystkie jej ciuchy tak wyglądały. Mówiła, że
faceci takie lubią najbardziej. Styl miałyśmy całkiem inny, ja wolałam
proste, skromne stroje, a ona zawsze ubierała się jak do klubu.
W następnym sklepie kupiłyśmy buty. Ja wybrałam klasyczne, czarne
szpilki średniej wysokości, a Blanka sandały na wielkiej platformie. Na
szczęście szybko nam poszło, bo upolowałyśmy obuwie niemal od razu,
stwierdzając, że pierwszy strzał jest najlepszy i nie ma co szukać dalej.
Kilka godzin spędziłyśmy w sklepie na przymierzaniu sukienek.
Następnym punktem na naszej liście było spa, w którym miło
spędziłyśmy czas i zrelaksowałyśmy się. Najpierw zrobiono nam masaż
na całe ciało z gorącej czekolady i maseczki z alg na twarz, a później
szereg zabiegów na dłonie i stopy, aż w końcu wylądowałyśmy w jacuzzi
z kieliszkiem szampana. Na sam koniec zostawiłyśmy sobie fryzjera
i zrobienie wieczorowego makijażu.
Blanka odwiozła mnie do mieszkania odprężoną i w dużo lepszym
humorze, niż miałam, gdy wychodziłam na zakupy. O dwudziestej
miałyśmy się spotkać w Red Rose, restauracji, którą wybrał dla nas
Alexander. Przesłałam Blance adres i przebrałam się w sukienkę, którą
kupiłam na dzisiejszą okazję.
Rozdział osiemnasty

O dziewiętnastej trzydzieści dostałam SMS-a od Alexandra, że już jest


pod blokiem i czeka na mnie, więc zamknęłam drzwi i zeszłam na dół,
prawie wybijając zęby na schodach, kiedy zahaczyłam obcasem
o sukienkę. Alex stał na parkingu podparty o swoje auto. Na mój widok
szczęka mu opadła, a oczy wyszły z orbit. Jednak opłacało się wydać pół
pensji na kieckę. Podeszłam do niego powoli, kręcąc biodrami
i przygryzając wargę, gdy nie spuszczał ze mnie wzroku.
– Dobry wieczór. Pięknie wyglądasz – wymruczał zmysłowo. Wpił się
w moje usta, całując namiętnie i przytrzymując w talii. Przez materiał
naszych ubrań wyczułam jego penisa, który wyraźnie się odznaczał.
– Dobry wieczór, pan też świetnie wygląda – wyszeptałam mu w usta,
gdy zjechał rękami na moje pośladki. Przyparł mnie do auta i zaczął
ocierać się o mnie twardym penisem.
Pierwszy raz widziałam Alexandra w smokingu. Zawsze chodził do
pracy w zwykłych garniturach, a po domu w dresach, więc też się dziś
wystroił, by świętować moje osiągnięcia. Jestem cholernie szczęśliwa
i sama nie wierzę w swoje szczęście. Mam wspaniałego faceta i, o Boże,
jak ja go kocham.
– Jedziemy? Bo jeszcze chwila i odwołam kolację, by zdjąć z ciebie
sukienkę i kochać się z tobą całą noc. – Alexander otworzył mi drzwi
a ja, zamiast wejść do samochodu, złapałam go za włosy i pocałowałam.
– Jedziemy. Cały dzień się szykowałam – odrzekłam. Alexander zrobił
smutną minkę, czym mnie rozbawił. Podał mi rękę, bym mogła wygodnie
wsiąść i pocałował wierzch mojej dłoni, jak przystało na dżentelmena
w smokingu. Obszedł auto, wsiadł za kierownicę i powoli wyjechał
z parkingu. W radiu leciała jakaś skoczna piosenka, której nie znałam,
aczkolwiek była przyjemna dla ucha i już po pierwszych nutach
mruczałam melodię pod nosem, tupiąc nogą w rytm.
– Daleko jest ta restauracja? – zapytałam, kiedy kawałek się skończył.
Nie kojarzyłam takiego miejsca jak Red Rose. Wcześniej odwiedzałam
prędzej kluby niż takie lokale, tylko z ojcem raz na jakiś czas jeździłam
na różne, nudne kolacje, które organizowała jego firma. Ale oni zwykle
wynajmowali sale weselne, bo w restauracji wszyscy by się nie zmieścili,
więc nie miałam okazji być w Red Rose, a przynajmniej sobie nie
przypominam.
– Nie, jakieś dziesięć minut autem. Nie byłaś tam nigdy? – spytał.
Spojrzał w moim kierunku na ułamek sekundy i z powrotem skupił się na
drodze.
– Nie, nie miałam z kim chodzić na kolacje. – Ojciec częściej bywał
w pracy niż w domu, a ja byłam zajęta nauką. Jedynie raz na rok z okazji
urodzin wybieraliśmy się razem do restauracji.
– No to musimy częściej wychodzić, by to nadrobić – stwierdził,
uśmiechając się i przejeżdżając czule ręką po mojej nodze.
Wjechaliśmy na ogromny parking. Wszędzie rosły krzaki czerwonych
róż, adekwatnie do nazwy restauracji. Obok parkingu zauważyłam ogród
z fontanną w kształcie łabędzia, dużą, drewnianą huśtawkę
z baldachimem z krzewów białej róży i mały plac zabaw dla dzieci.
– Pięknie tutaj – stwierdziłam, wysiadając z auta i ujmując dłoń
Alexandra, kiedy otworzył mi drzwi.
– Poczekaj, aż zobaczysz, jak jest w środku – odrzekł, przelotnie
cmokając mnie w policzek. Pewnie ruszyliśmy do restauracji, pokonując
kilka schodków.
Miał rację, w środku także było pięknie. Pomalowano ściany,
gustownie przeplatając je czerwienią i błękitem, a na stołach położono
śnieżnobiałe obrusy obszyte złotymi nićmi. Wszystko było dopracowane
w najmniejszych szczegółach i z niczym nie przesadzono. Projektant
odwalił kawał dobrej roboty. Z zachwytem rozglądałam się po całej sali,
gdy przy jednym ze stołów dostrzegłam Marko, który wstał na nasz
widok. Pocałował mnie w rękę niczym dżentelmen.
– Pięknie wyglądasz – stwierdził, lustrując mnie wzrokiem z góry na
dół. Okręcił mnie, by obejrzeć z każdej strony.
– Dziękuję – bąknęłam zawstydzona. Byłam przyzwyczajona do
komplementów Alexandra, natomiast te słyszane od innych nadal mnie
peszyły i czułam się niezręcznie. Marko odsunął dla mnie krzesło.
Dopiero gdy usiadłam, zajęli miejsca po obydwóch moich stronach.
Brakuje tylko Blanki, ale jak to ona, zawsze się spóźnia, pomyślałam,
spoglądając na zegarek w telefonie.
Kelner podszedł do naszego stolika, przedstawiając się i informując, że
będzie nas dziś obsługiwał.
Gdzie jest ta Blanka?
– Poprosimy butelkę Dom Pérignon Rosé i cztery kieliszki – złożył
zamówienie Alexander. – Twoja przyjaciółka przyjdzie? – zapytał po
odejściu kelnera, kładąc rękę na moim udzie pod stołem.
– Tak, tylko ona ma problem z punktualnością – odpowiedziałam,
automatycznie patrząc w stronę drzwi, by sprawdzić po raz kolejny, czy
nie idzie.
– Też jest tak piękna jak ty? – zapytał Marko, na co się roześmiałam. –
No co? W Devil’s House jest zakaz podrywania współpracowników, a ja
nigdzie nie wychodzę. Alex patrzy tylko na swojego siusiaka –
wytłumaczył się. Roześmialiśmy się z Alexandrem, a Marko zrobił
skwaszoną minę.
– Bracie, czuj się zwolniony z tego zakazu, tylko uważaj, gdzie
wkładasz siusiaka – odparł Alexander, nadal się naśmiewając.
– W końcu zmądrzałeś. Miałem cichą nadzieję, że to powiesz. – Marko
ucieszył się jak małe dziecko i bił brawo bratu, a ja nie wiedziałam, gdzie
mam oczy podziać i jak powinnam się zachować. Zażenowana ich
rozmową milczałam.
Alexander gładził pod stołem moją nogę, przesuwając się coraz wyżej.
Gdy kelner przyniósł szampana, walnęłam Alexa, by przestał, ale on
nawet nie zareagował. Nasze spojrzenia się spotkały, a kiedy trafnie
odczytał z moich oczu, że nie chcę, by to robił, bez słowa zabrał rękę.
Alexander otworzył szampana i nalał nam do kieliszków, ja natomiast
znowu spojrzałam na drzwi wejściowe. Blanki dalej nie było widać, już
powoli zaczynałam się denerwować, że coś jej się po drodze stało. Milion
czarnych myśli przeleciało mi przez głowę.
– Chciałbym wznieść toast za moją piękną i utalentowaną Olivię.
Dzień, w którym po raz pierwszy stanęła w progu mojego gabinetu,
odmienił moje życie. Jest najlepszym, co mogło mnie spotkać – wygłosił
Alexander z czułością w głosie, powodując gęsią skórkę na moim ciele
i potok łez szczęścia.
Nigdy nie lubiłam skupiać uwagi na sobie, czułam się po prostu
niezręcznie, lecz w tym momencie wcale mi to nie przeszkadzało, wręcz
przeciwnie, rozrywało mi serce z miłości do tego faceta.
– Dziękuję, bardzo mi miło, że tak uważasz. – Pocałowałam Alexandra
w policzek i upiłam łyk szampana po tym, jak delikatnie stuknęliśmy się
wszyscy kieliszkami. Marko się zakrztusił, więc klepałam go między
łopatkami, kiedy nagle spojrzał gdzieś za moimi plecami.
– Widzę, że zaczęliście beze mnie – usłyszałam głos Blanki. Na
szczęście nic jej się nie stało, odetchnęłam z ulgą.
– Tak to jest, jak się spóźniasz – skarciłam Blankę. – Poznajcie się…
– Co ty tu, kurwo, robisz?! – wykrzyczał nagle Alexander na pół
restauracji, a ja spojrzałam na niego zszokowana.
Słucham? Co się dzieje? Oni się znają?
Popatrzyłam po kolei na wszystkich zebranych, oniemiała wybuchem
mojego faceta. Blanka z Alexandrem sztyletowali się wzrokiem, a Marko
przyglądał się wszystkiemu z niesmakiem.
– Licz się ze słowami, kutasie – odgryzła się Blanka od razu.
– Dowiem się, o co chodzi? – zapytałam, ale nikt mnie nie słuchał.
Alexander patrzył na mnie tak samo jak na Blankę, jak na wroga.
Walnął pięścią w stół, aż wszystko, co na nim stało, zabrzęczało.
– Już wszystko, kurwa, rozumiem. Wysłałaś ją, by wydoiła mnie z kasy
tak samo jak ty, co? Mało ci, kurwa?! Widzę, że obie jesteście takie same.
Że co? Nie, nie wierzę, że to usłyszałam. Zatkało mnie i w pierwszej
chwili nie wiedziałam, co powiedzieć. Chwyciłam Alexandra za rękę, lecz
mnie odtrącił i odsunął się z obrzydzeniem.
– Nikt mnie nigdzie nie wysyłał i w dupie mam twoje pieniądze! Jak
możesz tak mówić?! – wykrzyczałam mu prosto w twarz, gdy mój mózg
już znalazł połączenie z językiem. Blanka odwróciła się, pokazując
Alexandrowi środkowy palec, po czym wyszła z restauracji.
– To za szampana. – Alexander rzucił banknoty na stół i tak samo
wyszedł, nawet na nas nie spoglądając.
– Przepraszam państwa, ale to porządny lokal i nie życzymy tu sobie
takich scen. Prosimy o opuszczenie restauracji – rzekł kelner spokojnie,
trzymając rachunek w ręce.
Wyszłam z lokalu razem z Marko i usiadłam na ławce, zalewając się
łzami. Makijaż spływał mi po całej twarzy, ale miałam to w dupie.
Jak on tak mógł? Naprawdę nie wie, że nie byłam z nim dla pieniędzy?
Marko siedział obok, przytulając mnie pocieszająco i nieprzerwanie
głaszcząc po ramieniu.
– Chodź, odwiozę cię do domu – zaproponował, a ja nie byłam
w stanie się poruszyć. Byłam zła, załamana i skołowana. Nigdy nie
pomyślałabym, że Alexander tak mnie potraktuje. Czułam się, jakby ktoś
przebił mój balonik szczęścia i obrzucił śmierdzącym błotem. – No
chodź, nie ma sensu tutaj siedzieć. Kupimy whisky i napijemy się. –
Wstał, podając mi ramię, które złapałam, i pozwoliłam się zaprowadzić
do auta. Włączył GPS-a, po czym mi go podał, bym wpisała adres. Bez
słowa wzięłam od niego urządzenie i zrobiłam to, o co prosił.
– Jest koło ciebie jakiś sklep? – zapytał, odkładając nawigację na swoje
miejsce.
– Tak – tylko tyle potrafiłam z siebie wydusić, bo jednocześnie
pociągałam nosem i chlipałam.
Jeszcze nikt mnie tak nie upokorzył. Nigdy bym nie pomyślała, że tak
bezpodstawnie mnie osądzi. Nawet nie słuchał, co mówiłam, tylko od razu
mnie skreślił. Zrobił ze mnie swojego wroga i łowcę majątków. Czy
kiedykolwiek dałam mu odczuć, że zależy mi tylko na kasie?
– Poczekaj, zaraz wracam. – Marko zatrzymał się pod sklepem,
przerywając moje rozmyślania.
Pokiwałam głową. Było mi wszystko jedno, mogłam tak siedzieć do
końca świata. Dotarło do mnie, że między mną a Alexandrem wszystko
skończone. Marko wrócił po dłuższej chwili i bez słowa wyjechał
z parkingu. Blok, w którym wynajmowałam mieszkanie, był ulicę dalej,
więc szybko wysiedliśmy z auta. Ciągnęłam nogę za nogą, by zmusić się
do chodzenia.
– Wejdź, proszę – powiedziałam, otwierając drzwi do kawalerki.
Marko usiadł na stołku barowym przy wyspie, która oddzielała pokój
od kuchni, a ja wyjęłam dwie szklanki, do których nalał nam whisky.
Pierwszą szklankę wychyliłam duszkiem. Alkohol przyjemnie piekł mnie
w gardło, odwracając moją uwagę od tego, co się działo w moim
wnętrzu, lecz tylko na chwilę. Alexander wyrwał mi serce i samolubnie
zabrał ze sobą, zostawiając mnie z bólem i żalem. Marko tak samo wypił
wszystko na raz i natychmiast uzupełnił nasze szklanki, gdy usiadłam
naprzeciw niego.
– Jak on mógł mnie tak potraktować, Marko? – zapytałam, wypijając
trochę bursztynowego płynu. – Nie wiedziałam o niczym. Nawet nie
przypuszczałam, że mogą się znać.
– Jak ją tylko zobaczyłem, wiedziałem, że tak to się skończy. Mój brat
bywa impulsywny, a przynajmniej od czasu, kiedy go wyrolowała –
stwierdził Marko, upijając łyk whisky.
– To ty też ją znasz? – zapytałam, nie mając pojęcia, co o tym
wszystkim myśleć. Wiedziałam, że Blanka wybierała facetów pod
względem zasobności portfela, ale też nigdy nie wnikałam w jej życie
prywatne. Za nic w świecie by mi nie przyszło do głowy, że Alexander
może być jednym z tych nieszczęśników, którymi się zabawiła.
– Powiedzmy. Widziałem ją kilka razy, jak była z Alexem. Nie znam
szczegółów, o nie byś musiała pytać jego.
Czyli tak jak przypuszczałam, byli kiedyś ze sobą. Układanka zaczęła
się łączyć w całość.
– Myślę, że Alexander już mnie osądził i nie chce mnie znać. Do
żadnej rozmowy nie dojdzie – stwierdziłam gorzko. Zalałam się kolejną
falą łez.
– Mała, daj mu czas na zrozumienie wszystkiego. On ją kochał, i to
bardzo. Chciał się jej oświadczyć, nawet kupił pierścionek zaręczynowy.
W ich pierwszą rocznicę zastał ją i jakiegoś starego faceta w jego łóżku,
gdy wrócił wcześniej do domu.
Kurwa! To o niej mi opowiadał w Paryżu.
– Jak byliśmy we Francji, wspominał mi, że zastał swoją dziewczynę
w łóżku z innym. Nie wdawał się w szczegóły, a ja nie pytałam, ale jak
tak o tym pomyślę, to żadne z nas chyba nigdy nie wypowiedziało jej
imienia, on swojej dziewczyny, a ja swojej przyjaciółki.
Marko dopił whisky i odezwał się dopiero, gdy nalał sobie kolejną
szklankę:
– Nikomu o tym nie mówił. Ja też dowiedziałem się przez przypadek.
Zażądała od niego miliona za milczenie. Za dużo wiedziała na temat
Devil’s House i przyszłych projektów, które mogliśmy przez nią stracić.
Opiewały na dużo większą kwotę, niż sobie zażyczyła. Gdyby poszła
z tymi projektami do konkurencji, mogłaby się za nami ciągnąć sprawa
o plagiat. Alexander oczywiście jej zapłacił. To były początki i nie
potrzebował skandali.
Wkurwiłam się. Blanka, owszem, lubiła pieniądze, ale nie sądziłam, że
może się posunąć tak daleko.
Jak mogła? Dlaczego? Forsa aż tyle dla niej znaczy?
– Blankę znam od dawna, w zasadzie od dziecka. Jej matka kolegowała
się z moją. – Upiłam łyk whisky i mówiłam dalej: – Nigdy mi nie
zależało na jego pieniądzach. Nawet nie chciałam zostać kierowniczką
Devil’s House. – Byłam już lekko pijana i zaczynałam bełkotać. Miałam
słabą głowę, wystarczyła mała ilość alkoholu, bym się upiła.
– Nie wiem, mała, co ci powiedzieć. Alexander zachował się dziś jak
dupek. Wiem, że będzie żałował tego, co zrobił. On cię kocha i widzę, że
ty jego też.
Nie mówi się takich rzeczy osobie, którą się kocha, pomyślałam.
– On mnie nie kocha, Marko – stwierdziłam gorzko, wzdychając.
Wypiłam resztę zawartości szklanki.
– Uwierz mi, że kocha. Dla nikogo nigdy nawet nie próbował się
zmienić. Megan mi o wszystkim opowiedziała. Wiem, że gdyby nie ty, na
pewno by do nas nie wróciła. Widzę, jak Alex na ciebie patrzy. Uwierz
mi, jest zakochany po uszy. Zresztą po twoich oczach też widać, że go
kochasz. Gdyby tak nie było, nie zabolałyby cię tak jego słowa, po prostu
miałabyś go w dupie.
Już dawno wiedziałam, że kocham Alexandra, chociaż do tej pory mu
tego nie wyznałam. Widziałam miłość w jego oczach, ale on też nigdy mi
tego nie powiedział. A teraz sama nie miałam pojęcia, co o tym
wszystkim myśleć.
– Będę się zbierał, mała. Pewnie jesteś zmęczona po tym, co dziś
przeszłaś. – Dopił whisky i pocałował mnie w czubek głowy jak siostrę.
– Chyba nie zamierzasz prowadzić w takim stanie? – wybełkotałam. Ja
byłam już podpita, a on niby wyglądał na trzeźwego, ale wolałam, by nie
prowadził samochodu po alkoholu.
– Nie, no co ty? Zamówię taksówkę, a auto odbiorę stąd jutro. –
Spojrzał na mnie z wypisanym na twarzy bólem. – Dobranoc, Olivio.
– Dobranoc, Marko – odpowiedziałam, gdy byliśmy już przy drzwiach.
Zamknęłam za nim i poszłam opłukać twarz zimną wodą, by nieco
otrzeźwieć. Na kąpiel nie miałam siły.
Rozdział dziewiętnasty

Gdzie rzuciłam tę przeklętą torebkę?


Zabiję Blankę! Jak ona mogła?!
No kurwa mać, gdzie jest ta jebana torebka?!
W końcu odnalazłam ją w kuchni na blacie i wygrzebałam z niej
telefon. Nie było żadnych połączeń ani SMS-ów. Żadne z nich nie
próbowało się ze mną skontaktować, co jeszcze bardziej mnie
rozwścieczyło. Wybrałam numer Blanki, lecz nie odbierała, a po kilku
sygnałach usłyszałam jej pocztę głosową.
– Kurwa!
Chciałam usłyszeć jej wersję i co ma do powiedzenia. Dzwoniłam
jeszcze dwukrotnie, ale za każdym razem odbierała automatyczna
sekretarka. Ewidentnie nie chciała ze mną rozmawiać i unikała mnie.
Nalałam sobie whisky, która została jeszcze w butelce, i wypiłam
jednym haustem. W szafce miałam też butelkę wina. Wzięłam ją
i usiadłam na kanapie, która po rozłożeniu pełniła także funkcję mojego
łóżka. Przerosło mnie to wszystko. Siedziałam więc, pijąc wino prosto
z butelki, bo nie widziałam nawet sensu, by nalewać sobie do kieliszka.
Łzy leciały mi z oczu jak szalone. Moje serce rozpadło się na kawałki.
Alexander wyrwał mi je i zdeptał jak śmiecia. Nic nie dawało mu
ukojenia.. Upiłam się jak szpadel i nawet nie pamiętałam, kiedy
zasnęłam ani ile wypiłam.
Cholerny budzik dzwoni i dzwoni, zapomniałam go wczoraj wyłączyć. Już
nie mam po co wstawać rano.
Głowa mi pękała, ale to nic w porównaniu z dziurą, w której kiedyś
było moje serce. Wyłączyłam budzik i próbowałam jeszcze raz zasnąć.
Nie udało się, przez piętnaście minut przekręcałam się z boku na bok, aż
w końcu ściągnęłam się z łóżka z mega kacem. Wypiłam pół butelki wody
na raz i łyknęłam dwie tabletki przeciwbólowe. Położyłam się skulona,
czekając, aż ból ustanie. Przez połowę dnia spoglądałam w jeden punkt,
nie myśląc o niczym, a łzy ciekły mi nieustannie, jakby nie miały końca.
Musiałam w końcu się ruszyć, bo pęcherz dawał już mocno o sobie znać.
Ledwo zdążyłam do łazienki. Umyłam ręce, po czym, zataczając się,
nadal pijana wróciłam do pokoju, w którym znalazłam pustą butelkę po
winie. Nie przypominałam sobie, bym wypiła całą, lecz śladów wina
nigdzie nie było, więc się nie rozlało. Na samą myśl o tak dużej ilości
alkoholu mnie zemdliło. Na szczęście zdążyłam pobiec do toalety
i zanurkować głową w muszlę klozetową.
Sukienka, którą miałam na sobie od wczoraj, była pognieciona,
poplamiona winem i, niestety, wymiocinami. Czułam od siebie zapach
zawartości mojego żołądka, więc czym prędzej się rozebrałam, by wziąć
zimny prysznic i choć trochę otrzeźwieć. W lustrze spojrzałam na siebie
tylko na ułamek sekundy. Wyglądałam koszmarnie, aż sama się
wystraszyłam swojego odbicia. Pod oczami, spuchniętymi i czerwonymi
od płaczu, miałam czarne ślady po rozmazanym makijażu. Włosy
sterczały mi w każdą stronę, sztywne od lakieru.
Ześlizgnęłam się po glazurze na podłogę, a tama łez po raz kolejny
niekontrolowanie puściła.
Przez tydzień na przemian albo płakałam, albo ciskałam przedmiotami
przez całe mieszkanie. Nie wyszłam na zewnątrz ani na krok, a jedynie
przez sklepy internetowe zamawiałam alkohol z dostawą do domu.
Następnego dnia po rozstaniu roztrzaskałam telefon, gdy Blanka nadal
nie odbierała, a wieczorem zbiłam lustro w łazience, bym nie musiała się
więcej w nim oglądać. Z dnia na dzień wariowałam coraz bardziej. Nic
nie koiło mojego bólu. Nie wiedziałam, co dalej. Nie trzeźwiałam od
kilku dni, już nawet straciłam rachubę, ile czasu minęło od naszego
rozstania. Nie wiedziałam, jaki jest dzień tygodnia czy miesiąca,
wszystko straciło dla mnie znaczenie. Upadłam i nie miałam siły się
podnieść, taplając się w swojej rozpaczy. Domofon dzwonił kilka razy
przez te dni, ale nawet się nie trudziłam, żeby wstać z łóżka i podnieść
słuchawkę.
Piekielne urządzenie w końcu przestało dzwonić. Nastała cisza
przerywana jedynie szczękaniem butelki, którą właśnie odstawiałam, by
złapać oddech. Pukanie do drzwi mnie zdziwiło.
– Nikogo nie ma – wybełkotałam albo może tylko pomyślałam.
– To ja, Marko, otwórz – usłyszałam zza drzwi.
Czego on ode mnie chce?
Podniosłam się z trudem i obciągnęłam koszulkę, która podwinęła mi
się pod same cycki. Była brudna, ale w dupie to miałam, jak wszelkie inne
rzeczy. Stopą przesuwałam wszystko, co leżało na mojej drodze, i po
chwili, zataczając się, doszłam do drzwi. Wpadając na nie,
zachichotałam i chyba straciłam przytomność, ale przed tym jeszcze
zdążyłam przekręcić klucz.
Rozdział dwudziesty

Obudził mnie jak zwykle pełny pęcherz. Spałam na kanapie, choć nie
przypominałam sobie, bym się na niej kładła. Ostatnio wiele się działo,
ale nawet już nie pamiętałam szczegółów. Potrafiłam zasnąć tam, gdzie
aktualnie siedziałam. Podniosłam się, nadal pijana, z zamiarem pójścia
do łazienki, gdy kątem oka zobaczyłam postać siedzącą przy wyspie
kuchennej, aż krzyknęłam ze strachu. Przetarłam oczy, nie dowierzając.
Matko boska, wiem, że się wczoraj nawaliłam, ale żeby aż tak?
– Spokojnie, to tylko ja – usłyszałam lub sobie wyobraziłam,
przywołując jego głos ze wspomnień.
Ja pierdolę, chyba przesadziłam z alkoholem i mam zwidy. Nie, to nie
może być on. No bo jak? Jakim cudem?
Udało mi się dotrzeć do łazienki i nie potknąć o nic, lecz musiałam
przytrzymywać się ściany, bo się zataczałam. Zrobiłam siusiu i weszłam
pod zimny prysznic, by otrzeźwieć i doprowadzić się do porządku na tyle,
na ile to było możliwe, zważywszy na mój stan. Nie wiem, ile wczoraj
wypiłam. W sumie od kilku dni nie rozstawałam się z butelką, a głowa
płatała mi już figle.
Gdy wyjdę z łazienki, jego nie będzie. Jak zawsze będę sama z butelką
i znów się upiję jakimś tanim sikaczem. Chyba muszę zamówić jakieś lepsze
wino, bo po tym coś złego dzieje się z moją głową.
Dokładnie się wytarłam, zrobiłam turban z ręcznika na głowie,
okryłam się szlafrokiem i wyszłam, nie przedłużając momentu
opuszczenia łazienki.
Po zimnym prysznicu otrzeźwiałam na tyle, by wiedzieć, co się wokół
mnie dzieje, ale wystarczy pół butelki i znów będę pijana jak szpadel.
Weszłam do kuchni, w której niewątpliwie ktoś posprzątał, bo ja już
dawno tego nie robiłam, a z tego, co pamiętałam, pomieszczenie
wyglądało jak po wojnie. W zlewie nie było pustych naczyń ani butelek
i dobiegł mnie odgłos pracującej zmywarki. Otworzyłam szafkę, by wyjąć
wszystko, czego potrzebowałam do przyrządzenia kawy, po czym
wstawiłam czajnik na gaz. To musiała być jego sprawka, bo przecież nie
krasnoludków, czyli jednak mi się nie przyśnił.
– Co ty tutaj robisz? – zapytałam lodowato, w końcu przerywając ciszę
i nie patrząc w jego stronę.
Nie byłam jednak pewna, czy nie jest czasem wymysłem mojej głowy.
Postanowiłam odstawić alkohol przynajmniej do wieczora. Niby czułam
jego wzrok na sobie, lecz nic się nie odzywał ani nie poruszał, gdy przez
sekundę kątem oka na niego spojrzałam.
– Sama nas wczoraj wpuściłaś – odezwał się w końcu.
Pamiętam jak przez mgłę, że domofon dzwonił, ale nie przypominam
sobie, bym kogokolwiek wpuszczała do środka. Miałam w pamięci jedną
wielką czarną dziurę nie tylko z wczoraj, ale i z ostatnich dni.
– Po co tu przyszedłeś?
Nawet nie patrzyłam na niego. Ręce mi się trzęsły przy każdej
czynności przez nadmiar alkoholu albo ze stresu, że on tutaj jest. Tylko
po co przyszedł? Podszedł i wyjął mi z rąk cukiernicę i łyżeczkę. Połowę
cukru już zdążyłam wysypać na blat i podłogę zamiast do kubka.
– Pytałam, po co przyszedłeś, Alexandrze. – Spojrzałam na niego
w końcu, mrużąc oczy, by sprawdzić, czy to faktycznie on. Chciał mnie
przytulić, ale go odepchnęłam, upewniając się, że naprawdę stoi koło
mnie. Na jego twarzy malował się ból, bo chyba nie spodziewał się mojej
reakcji. – Nie dotykaj mnie! – krzyknęłam, zwiększając dystans między
nami na tyle, na ile się dało w ciasnej kuchni. Podniósł ręce do góry
w geście poddania. Za bardzo mnie zranił, bym pozwoliła mu się dotknąć
jak gdyby nigdy nic.
Ma zamiar udawać, że nic się nie stało, a tamta przeklęta kolacja nie
miała miejsca?
Jednak musiałam się napić. Sięgnęłam do szafki, w której trzymałam
alkohol, ale była pusta.
Dupek wszystko wylał! Będę musiała teraz czekać, aż dowiozą ze sklepu
nowe wino. Kurwa mać! Zatrzasnęłam szafkę z impetem.
– Jestem tutaj od wczoraj. Przyjechałem z Marko. Byłaś kompletnie
pijana. Marko pojechał do domu, a ja położyłem cię spać i siedziałem
przy tobie całą noc – odpowiedział w końcu na moje pytanie, wracając na
stołek. Nie próbował mnie już dotknąć.
Miał minę zbitego psa, a moje serce mimo wszystko drgnęło. Zrobiło
mi się go żal. Powstrzymałam się jednak, by go nie przytulić, mając
w głowie to, jak mnie potraktował i miał w dupie przez te wszystkie dni.
To nadal bolało, a nie mogłam tego tak po prostu wymazać z pamięci.
Miałam pustkę w głowie. Niczego nie mogłam sobie przypomnieć
z wczorajszego dnia, a tym bardziej wieczora, ale pewnie mówił prawdę.
– Nikt cię o to nie prosił! – warknęłam. – Wyjdź z mojego mieszkania!
– Wskazałam palcem wyjście. Alexander nawet się nie ruszył, czym
jeszcze bardziej mnie rozjuszył. – Kurwa, głuchy jesteś?! Nie chcę cię
widzieć! – krzyczałam jak histeryczka, bojąc się, że zaraz się popłaczę na
jego oczach. Cały czas byłam na niego zła, wręcz wkurwiona.
Zostawił mnie. Miał w dupie, że wylałam przez niego miliony łez
i wypiłam morze alkoholu, a teraz siedzi tu jak gdyby nigdy nic.
– Proszę, wysłuchaj mnie, a później tak jak chcesz, wyjdę – powiedział
błagalnie ze spuszczonym wzrokiem.
– Nic nowego mi nie powiesz, Alexandrze, więc moja odpowiedź
brzmi „nie”. – On mnie nie słuchał, gdy ja próbowałam coś powiedzieć,
więc dlaczego miałabym go wysłuchiwać?
Wiele mnie kosztowało, by się nie rozpłakać. Nie da się odkochać
z dnia na dzień. Mimo tego, co mi zrobił, nadal go kochałam.
– Kocham cię, Olivio, nie skreślaj mnie. – Alexander padł przede mną
na kolana, zalewając się łzami. Byłam w szoku, nie spodziewałam się
takiego wyznania z jego ust. Niewiele myśląc, uklęknęłam obok niego
i płakałam razem z nim, czując się przytłoczona uczuciami.
– Jestem kretynem. Osądziłem cię niesprawiedliwie. Nie przyszło mi
do głowy zapytać cię o prawdę. Wtedy byłem pewien, że to jej intryga
i wstyd się przyznać, ale jeszcze wczoraj tak myślałem, póki nie dostałem
kilka razy w pysk od Marko. – Alexander niepewnie patrzył mi w oczy.
Próbował mnie dotknąć, ale przez moje spojrzenie zrezygnował
z westchnieniem. Widząc, że go słucham, kontynuował: – Opowiedział
mi wszystko. Zrozumiałem, że zraniłem najlepszą kobietę, jaką w życiu
spotkałem. Kotuś, tak bardzo cię przepraszam, wybacz mi, proszę. –
Zaciągnął się powietrzem i popatrzył na mnie. – Dotarło do mnie, że cię
kocham i nie chcę stracić. Zrobię wszystko, byś do mnie wróciła. – Ból
w jego oczach był nie do wytrzymania. Spuściłam wzrok, nie mogąc na to
patrzeć. – Marko przyjechał tu ze mną, bo wiedziałem, że po tym, co ci
zrobiłem, mi nie otworzysz. Gdy zobaczyłem cię kompletnie pijaną,
wszędzie wokół rozbite kawałki butelek, nie mogłem odejść i zostawić
cię samej. Bałem się, że przeze mnie zrobisz sobie krzywdę. – Wyciągnął
rękę w moją stronę, podejmując kolejną próbę. Tym razem go nie
odtrąciłam, więc chwycił mnie pewnie za dłoń. – Wiem, że nie chcesz
mnie znać, ale jeśli nie skreśliłaś mnie całkowicie, wiesz, gdzie mnie
szukać. Będę czekać na ciebie i walczyć każdego dnia, by cię odzyskać.
Nie byłam w stanie się odezwać ani na niego spojrzeć. Wstał,
pocałował mnie w czubek głowy i wyszedł, zamykając za sobą drzwi
wejściowe. Nie wiem, ile siedziałam na podłodze, zastanawiając się nad
jego słowami. Serce i rozum podpowiadały mi skrajnie co innego.
Czy będę potrafiła zapomnieć, jak mnie upokorzył?
Powinnam dać mu kolejną szansę?
Zaryzykować i czekać, aż kolejny raz złamie mi serce?
Kocha mnie, ja jego też…
W głowie toczyłam wewnętrzną walkę sama ze sobą, zastanawiając
się, co powinnam zrobić i czy jestem na to wszystko gotowa.
Rozdział dwudziesty pierwszy

Wstałam z podłogi, chwiejąc się na zdrętwiałych nogach. Spojrzałam na


zegarek, który wisiał na ścianie. Była dopiero trzynasta, więc Alexander
na pewno siedział w biurze. Rozprostowałam zesztywniałe kości,
rozmasowując łydki i kolana, bym mogła ustać na nogach i się nie
przewrócić. Zdecydowałam się dać Alexandrowi kolejną szansę. Nie chcę
już więcej cierpieć. Serce wygrało bitwę o niego.
Przebrałam się w dres, który był najszybszym do założenia
i najwygodniejszym ubiorem. Niby wytrzeźwiałam, ale wolałam nie
ryzykować i nie zakładać szpilek, zresztą chciałam jak najprędzej spotkać
się z Alexandrem. Niestety, w mieszkaniu nie zostało ani jedno lustro,
telefon też roztrzaskałam, więc musiałam się malować w odbiciu garnka,
żeby nie wystraszyć napotkanych ludzi swoim okropnym wyglądem. Nie
dało się wszystkiego zatuszować, ale lepsze to niż nic.
Wyszłam z mieszkania, pędząc na przystanek autobusowy, który
znajdował się nieopodal na moim osiedlu. Nawet nie miałam jak
zamówić taksówki.
Muszę w pierwszej kolejności kupić nowy telefon.
Do Devil’s House na szczęście nie było aż tak daleko. W takim stroju
ochroniarz mnie nie rozpoznał. Zostałam przez niego zatrzymana, by
okazać plakietkę, którą na szczęście zabrałam. Po jej obejrzeniu puścił
mnie dalej, tym samym nie marnując cennego czasu, który dzielił mnie
od spotkania z Alexandrem.
Winda jechała strasznie wolno albo tak mi tylko się wydawało. Kiedy
drzwi w końcu się otworzyły, od razu ruszyłam w stronę gabinetu
Alexandra. Jego sekretarki próbowały mnie zatrzymać, ale zdążyłam
wbiec do środka i rzucić mu się prosto w objęcia. Zanim zdążył się
zorientować, wskoczyłam mu na kolana i chwyciłam w dłonie jego twarz,
całując namiętnie. Alexander przyciągnął mnie do siebie,
odwzajemniając pocałunek.
– Też cię kocham, Alexandrze – wyszeptałam mu prosto w usta, gdy
tylko złapałam oddech. Bez słowa wpił się w moje usta, zatracając się
w pocałunku, który był pełen miłości. Ktoś zakaszlał, dając nam subtelny
znak o swojej obecności.
Cholera. Jak wbiegałam, nie zauważyłam nawet, że ktoś jest w gabinecie.
Oderwaliśmy się od siebie i zobaczyłam, że to Marko wraz z Megan.
Uśmiechali się od ucha do ucha, a ja spaliłam buraka, zawstydzona
i zakłopotana moim zachowaniem. Spojrzałam na Alexandra, ale on miał
ich gdzieś i nie spuszczał ze mnie błyszczącego wzroku.
– To ja nie będę już wam przeszkadzać – stwierdziłam, wstając z kolan
Alexandra. Chciałam dać nogę jak najszybciej, ale nadal byłam trzymana
przez Alexandra. Z zadowoloną miną zaniósł mnie siedzącą na jego
biodrach na wolną kanapę.
– Nigdy więcej cię nie puszczę – szepnął mi do ucha.
Marko z Megan nagle zainteresowali się jakimiś papierami, byle nie
patrzeć w naszym kierunku. Spojrzeli na nas, dopiero gdy Alexander się
do nich odezwał:
– Nie wiem, czy wiesz, Megan, ale Marko mi składa cotygodniowe
raporty. – Dziewczyna przytaknęła i zerknęła na mnie przez ułamek
sekundy, uśmiechając się. – I wspominał, że stworzyłaś projekty, które
mu się spodobały. Możemy je przygotować na następny miesiąc, by
zorganizować pokaz, z którego cały dochód będzie przeznaczony dla
twojej córki, tak jak obiecywałem.
Spojrzałam na Alexandra, byłam z niego cholernie dumna. Wtuliłam
się w jego ramię, a on automatycznie zaczął głaskać mnie czule po
plecach.
– Naprawdę? – Megan z początku nie wierzyła, była w szoku.
Alexander pokiwał głową, uśmiechając się do niej delikatnie. – Dziękuję!
– pisnęła ucieszona i dziękowała raz za razem.
– Nie ma jeszcze za co dziękować, Megan. Bierzcie się za pracę –
odrzekł wesoło Alex. Chciał się ich pozbyć, by zostać sam na sam ze
mną, za co byłam mu wdzięczna, bo wystarczająco już się napatrzyli.
Gdy wreszcie wyszli, skupił uwagę na mnie, przyciskając do siebie, jakby
sprawdzał, czy nadal jestem u niego na kolanach, po czym pocałował
czule w czoło.
– Dziękuję i przepraszam za wszystko – szepnął mi do ucha. Uniosłam
głowę, by spojrzeć mu w oczy, które tak uwielbiam.
– Nie wiedziałeś, że znam Blankę, tak samo jak ja nie wiedziałam, że
ty ją znasz – stwierdziłam ze smutkiem, odruchowo spuszczając wzrok.
Miałam świadomość, że musimy przebrnąć przez tę rozmowę, by móc iść
dalej, aczkolwiek nadal było to dla mnie bolesne. Nie chciałam
rozmawiać na temat tamtej kolacji, choć zdawałam sobie sprawę, że
czym prędzej to się stanie, tym lepiej. Alexander chwilę się zastanawiał
nad tym, co powiedziałam.
– Wystarczy pracy na dzisiaj. Porozmawiamy w domu –
zaproponował. – Co ty na to?
Przytaknęłam i wstałam z jego z kolan. Zebrał z biurka papiery
i laptopa, pakując wszystko do torby, a ja stałam i wykręcałam palce,
stresując się tym, jak przebiegnie nasza rozmowa.
Wyszliśmy z budynku, trzymając się za ręce. Czekała nas długa i ciężka
wymiana zdań, na którą ani trochę nie byłam przygotowana.
Pojechaliśmy do mieszkania Alexandra, nie odzywając się do siebie. Nie
wiem jak on, ale ja głowiłam się nad tym, co mam mu powiedzieć.
Martwiłam się, czy mi uwierzy i czy zdołamy się pogodzić.
Alexander mieszkał dwie ulice dalej od Devil’s House. Nim się
obejrzałam, już byliśmy na miejscu, a przekraczając próg jego
apartamentu, poczułam znajomy zapach i odrobinę się rozluźniłam.
W mieszkaniu Alexandra nic się nie zmieniło, było takie, jak
zapamiętałam.
– Czego się napijesz? – zapytał, gdy usiadłam w salonie na kanapie.
Na pewno niczego, co zawiera alkohol, przeleciało mi przez myśl.
– Wodę lub sok, jeśli masz – głos mi zadrżał, ale Alexander nie dał po
sobie znać, że zauważył.
Wrócił po chwili, niosąc dwie szklanki soku. Zazwyczaj po pracy pił
whisky lub brandy, a ja wino, ale skoro na tę chwilę robiłam za
abstynentkę, to widocznie on też zrezygnował z procentów. Usiadł obok
mnie, biorąc głęboki oddech. Od razu przyciągnął mnie do siebie, bym
przytuliła się do jego ramienia.
– Wiem, że cię skrzywdziłem, i to bardzo. Powiesz mi, jak mogę ci to
wynagrodzić? – spytał, patrząc z bólem prosto w moje oczy.
Stało się, nie ma co płakać nad rozlanym mlekiem.
– Nie da się tego wynagrodzić – stwierdziłam, spuszczając głowę. –
Nie ma takiej rzeczy, która by to zrekompensowała, jeśli pytasz o rzeczy
materialne. Możesz mi to wynagrodzić jedynie szczerością. – Alexander
złapał mnie za brodę, bym spoglądała mu w oczy.
– Zawsze jestem z tobą szczery, kotuś. Zrozumiałem, że moim
największym błędem jest to, że w sytuacjach stresowych nie słucham
nikogo. Bardzo cię przepraszam za to, co ci powiedziałem na tej kolacji.
Wcale tak nie myślę. Nie ma dla mnie usprawiedliwienia, zachowałem
się jak kawał chuja.
W sumie ma rację, nigdy z niczym mnie nie okłamał.
– Nie wiedziałam, że Blanka była tą dziewczyną, która cię zdradziła.
Do tej pory nie interesowałam się jej związkami i nie wypytywałam o nic.
Nasze matki się przyjaźniły, tak ją poznałam – przyznałam szczerze. –
Wiedziałam, że Blanka wybiera facetów pod względem zasobności
portfela. Nie pochwalałam tego nigdy, ale też nie ingerowałam,
uważając, że nie mam takiego prawa.
– Jak widać, mnie też tak wybrała – westchnął przeciągle. – Tylko
byłem głupi, nie widziałem, że mnie wykorzystuje. Dawałem jej
pieniądze na wszystko, co chciała. Cieszyłem się, myśląc, że dba o siebie
i kupuje rzeczy, by mi się podobać. Chciałem, by miała wszystko, czego
pragnie. Ale jej wymagania stawały się coraz większe, a ja się w niej
zakochałem, mimo że tylko rzucała mi ochłapy. – Spojrzałam na niego
smutno i jeszcze mocniej wtuliłam się w jego ramię, pociągając nosem,
podczas gdy on mówił dalej: – Chciałem się jej oświadczyć w naszą
pierwszą rocznicę, lecz wtedy zastałem ją w łóżku z innym. Początkowo
obwiniałem siebie, bo dużo pracowałem, myślałem, że ją zaniedbałem. –
Zamyślił się, wracając zapewne do tamtego okresu. Było mi go tak
cholernie szkoda. – Kiedy po kilku dniach przyszła, żądając miliona za
milczenie w sprawach firmy i nie tylko, zrozumiałem, że była ze mną
tylko dla pieniędzy. Byłem zły i zawiedziony, złamała mi serce, tak
cholernie mi na niej zależało. – Widziałam smutek w jego oczach. Wcale
nie było mi lekko, słuchając tego wszystkiego. Mogłam sobie jedynie
wyobrażać, co musiał przejść. – Wiedziałem, że nie mam sobie nic do
zarzucenia. Gdy odmówiłem wypłacenia pieniędzy, wymyśliła
kilkanaście ohydnych i kłamliwych faktów na mój temat. Złamałem się
i zapłaciłem jej dla świętego spokoju. Obiecała nigdy więcej nie stawać
na mojej drodze i faktycznie tak było, do czasu Red Rose.
Uwierzyłam Alexandrowi w każde słowo. Nie potrafiłam jedynie
zrozumieć Blanki. Jakim trzeba być okrutnym i pozbawionym skrupułów
nikczemnikiem, by zrobić coś takiego dla pieniędzy?
– Jesteś dobrym człowiekiem, Alexandrze, a takich najłatwiej
wykorzystać. Niestety, przekonałeś się o tym w najgorszy możliwy
sposób. Moja mama też była taką dobrą osobą i mówiła, że lepiej być
o jeden raz za dużo wykorzystanym, niż nie pomóc komuś, kto faktycznie
tego potrzebuje.
Mama pomagała wszystkim, nigdy nikomu nie odmówiła. Tęsknię za nią,
chciałabym chociaż raz jeszcze ją przytulić.
– Ja odciąłem się po tym od wszystkich i zaniedbałem firmę. Gdyby
Marko nie postawił mnie na nogi, już by mnie tutaj nie było – wyznał
smutno. Muszę zapamiętać, by przy okazji podziękować Marko. – W Red
Rose wszystko wróciło ze zdwojoną siłą. Pierwsze, co niestety przyszło
mi do głowy, to było to, że zmanipulowała cię, byś poszła w jej ślady.
Nie myślałem rozsądnie, wpadłem w amok. Byłem zły na ciebie, na
siebie, na cały świat. Wróciłem do domu i piłem. Pierwszy raz nie
poszedłem do pracy. Nie byłem w stanie się zmusić, by wziąć się w garść.
Nie mogłem jednak tak po prostu opuścić firmy, bo wielu ludzi by zostało
bez pracy i środków do życia. Pracowałem więc od rana do nocy, nie
dopuszczając do siebie nikogo. – Patrzył na mnie, głaskał i przytulał, a ja
cichutko pociągałam nosem. – Wczoraj wieczorem przyjechał do mnie
Marko. Kłóciliśmy się, i to strasznie, nie chciałem go słuchać. Krzyczał
i w końcu mi przywalił jak za dzieciaka. Otrzeźwiło mnie to. – Po raz
pierwszy delikatnie się uśmiechnął. – Wytknął mi wszystko w oczy,
a gdy zauważył, że nie walczę z nim w żaden sposób, opowiedział
o waszej rozmowie i zaciągnął mnie do ciebie. – Nie wiedziałam, czy
chciałam tego wszystkiego słuchać, ale to był jedyny sposób, by ruszyć
dalej. – Byłaś strasznie pijana. Kiedy otworzyłaś drzwi, od razu padłaś
na podłogę. Kazałem Marko wracać do domu, a sam zostałem z tobą.
Całą noc, gdy spałaś, obwiniałem się za twój stan i za wszystko, co cię
spotkało. Siedziałem przy tobie. Co chwilę sprawdzałem, czy oddychasz,
bo miałem milion czarnych myśli. – Wytarł moje łzy z policzków, po
czym opowiadał dalej: – Dotarło do mnie, że Marko ma rację, jestem
dupkiem niewartym ciebie, ale ty jednak przyszłaś do mnie mimo tego,
co ci zrobiłem. – Westchnął i pocałował mnie w czubek głowy. Kiedy
spojrzałam mu w oczy, były pełne bólu. Pogłaskał mnie po policzku.
Wszystkie emocje we mnie buzowały i prawie już sobie z nimi nie
radziłam. Nie przerywałam Alexandrowi, tylko słuchałam. Łzy ciekły mi
po twarzy, jakbym miała ich niezliczony zapas. Scałował je wszystkie
z moich policzków. – Nie płacz, proszę. Boli mnie fakt, że jestem winien
twoich łez. Nawet sobie nie wyobrażasz, jak mi z tym źle.
Usiadłam mu na kolanach, wtulając się w niego, a on objął mnie
ramieniem i przyciągnął do siebie.
– Najbardziej mnie zabolało, że posądziłeś mnie o to, że jestem z tobą
tylko dla pieniędzy. Nigdy mi na nich nie zależało, nie jestem
materialistką. Gdybym na to patrzyła, dalej mieszkałabym z ojcem na
jego warunkach i nie musiała robić nic poza pracą u niego, by później
przejąć jego firmę – wyznałam szczerze. Cała się w środku telepałam od
nadmiaru emocji. Serce waliło mi, jakby chciało wyskoczyć z piersi.
Potrzebowałam czasu, by ułożyć sobie to wszystko w głowie.
– Przepraszam, że tak niesłusznie cię osądziłem i nie słuchałem, co do
mnie mówiłaś. Dostałem nauczkę. Wybaczysz mi kiedyś? – spytał,
całując mnie po włosach co chwilę, jakby chciał mi wszystko
wynagrodzić. Darowałam mu już wtedy, gdy klęczeliśmy w moim
mieszkaniu w kuchni.
– Już ci wybaczyłam, bo cię kocham – rzekłam, patrząc mu prosto
w oczy i kładąc rękę w miejscu serca.
– Nie zasługuję na ciebie, ale będę o ciebie walczyć zawsze, bo też cię
kocham. Już w Paryżu się w tobie zakochałem, ale bałem się to wyznać…
Pocałowałam Alexandra, namiętnie przelewając w ten pocałunek całą
miłość i tęsknotę, a on odwzajemnił się tym samym.
Rozdział dwudziesty drugi

Alexander zaniósł mnie do swojej sypialni i od razu zaczął się ze mną


kochać, zmysłowo i powoli całując każdy centymetr mojego ciała.
Powtarzał raz za razem dwa słowa: „kocham cię”. Wszedł we mnie
delikatnie, nie przestając całować. Nie śpieszył się, bardziej chodziło mu
o bliskość. Całym sobą udowadniał swoją miłość, wypełniając mnie
ostrożnie, czym doprowadzał mnie do szaleństwa. Na moją twarz
spadały jego łzy. Starłam je ustami z jego policzków, tak jak on
wcześniej z moich. Byliśmy w naszej prywatnej bańce miłości. Nikt i nic
nie było w tym momencie ważniejsze niż my sami.
Jeszcze nigdy nie miałam tak intensywnego orgazmu. Doszliśmy
w tym samym momencie. Przytulaliśmy się, a nasze oddechy stawały się
wolniejsze. Moje serce wróciło na swoje miejsce i złożyło się w całość
dzięki jego uczuciu. Leżałam na jego umięśnionej klacie, słuchając bicia
serca, a on nie przestawał mnie głaskać po głowie, co bardzo lubiłam.
W jego ramionach czułam się kochana i bezpieczna. Wiedziałam, że
jestem dla niego wszystkim, tak samo jak on dla mnie.
– Wyjdź za mnie – rzekł nagle, całując mnie po włosach. Podniosłam
głowę, nie wierząc w to, co usłyszałam.
– Mówisz przez sen? – zapytałam głupio, spoglądając na niego.
– Nie, nie mówię przez sen. Pytam poważnie, czy zostaniesz moją
żoną.
Zaskoczył mnie tym pytaniem, nie wiedziałam, co odpowiedzieć.
– Tylko się ubiorę – stwierdziłam i się uśmiechnęłam.
– To nie jest jednoznaczna odpowiedź, Olivio – odparł, ale też się
uśmiechnął.
– Z intercyzą czy bez? – zażartowałam. Alexander od razu posmutniał,
widać było żal w jego oczach. – Przepraszam, to był żart, teraz widzę, że
głupi. – On serio pyta, a ja oczywiście nie pomyślałam, że mogę go zranić.
– Powiedziałbym, że dość sytuacyjny – oznajmił gorzko. Ja to dopiero
potrafię wszystko zniszczyć.
– Jak tak ładnie prosisz, to się zgadzam – rzekłam cichutko.
Kocham go, on mnie też, więc na co mamy czekać?
– Mówisz serio czy się nabijasz? – zapytał.
– Alexandrze Devilu, wyjdę za ciebie – wyjaśniłam poważnym tonem,
patrząc mu prosto w oczy. Na jego twarzy zagościł uśmiech od ucha do
ucha. Chwycił mnie za policzki, by wpić się w moje usta.
– Obiecuję cię kochać do końca moich dni – powiedział, kiedy w końcu
nasze oddechy się uspokoiły po szaleńczym pocałunku.
– Ja ciebie też, kochanie. – Cmoknęłam go w kącik ust.
Rano, gdy otworzyłam oczy, Alexandra nie było obok mnie. Nie
wiedziałam, która jest godzina i przede wszystkim, gdzie podziewał się
mój narzeczony. Tak, od wczoraj narzeczony. Wyszczerzyłam się sama
do siebie. Wczorajszy dzień nieoczekiwanie skończył się idealnie,
a tamta rozmowa, choć ciężka, pozwoliła nam ruszyć do przodu. Miałam
nadzieję, że teraz już będzie tylko lepiej. Obudziłam się w świetnym
humorze, wyspana jak nigdy. Przeciągnęłam się na wielkim łóżku,
a potem z garderoby, do której wchodziło się prosto z sypialni, zabrałam
czystą koszulkę Alexandra i spodnie dresowe, żeby włożyć coś na siebie
po prysznicu. Dres okazał się za duży, ale lepsze to niż nic.
W kuchni znalazłam Alexandra, akurat robił nam śniadanie, szukając
czegoś w szafkach. Widać było, że nie za często przebywa w tej części
mieszkania.
– Dzień dobry. Prezes nie wybiera się dziś do pracy? – zapytałam,
podchodząc, by zobaczyć, co smacznego przyrządza. Alexander też był
w dresie, a do pracy zawsze chodził w garniturze.
– Nie, nie chciałem cię budzić ani zostawiać samej, więc stwierdziłem,
że spędzimy dzień razem. Co ty na to?
Usiadłam przy stole, natomiast Alexander podał mi kawę i pocałował
w głowę.
– Opuszczasz się w pracy przeze mnie, ale nie będę narzekać –
zażartowałam.
– Dadzą sobie radę beze mnie, a ja bez ciebie nie. – Nałożył nam
jajecznicę i zasiadł do stołu. – Chciałbym o czymś z tobą porozmawiać –
rzekł po chwili, spoglądając na mnie niepewnie, czym mnie
zaintrygował.
– Dobrze, a o czym? – zapytałam, nie wiedząc, co miał na myśli.
– Chciałbym porozmawiać z twoim ojcem i poprosić o twoją rękę tak
jak należy – oświadczył poważnie, a mi przewróciło się coś w żołądku,
chociaż nie zdążyłam jeszcze nic zjeść. Tego to się nie spodziewałam.
Myślałam, że w tych czasach to przeżytek i kandydaci na męża już tak nie
robią.
– Chciałabym najpierw sama się z nim spotkać i pogodzić – odparłam,
ostrożnie dobierając słowa. Nie chciałam go urazić i wszczynać
niepotrzebne sprzeczki, szczególnie że się pogodziliśmy.
– Jasne, nie musimy się śpieszyć. Jeszcze nie dałem ci
najpiękniejszego pierścionka zaręczynowego. – Przewróciłam oczami,
a on uśmiechnął się psotnie. – No co? Pierścionek musi być. – Zebrał
nasze talerze i zaniósł je do zlewu. Po tych jego rewelacjach więcej
pogrzebałam w jedzeniu, niż zjadłam. Miałam nieodparte wrażenie, że
to nie był koniec rozmowy, i się nie myliłam. – Jest jeszcze jedna sprawa
– powiedział w końcu, gdy usiadł z powrotem przy stole. – Chciałbym
porozmawiać o intercyzie. – Spojrzał na mnie z wahaniem. Widać było,
że mu głupio i niechętnie porusza ten temat. Wszędzie, gdzie są
pieniądze, pojawia się ten sam problem. Przez intercyzę ludzie potrafili
rezygnować ze ślubu po to, by podzielić się pieniędzmi, a potem nie
potrafili dojść do porozumienia. Moi rodzice też mieli intercyzę, ale ich
to nie poróżniło. Ja również nie zamierzałam sprzeczać się o to, bo
uważałam, że nie warto.
– Podpiszę, co chcesz, jeśli będziesz dzięki temu spokojniejszy.
Nie zależy mi na jego pieniądzach. Po tym, co zrobiła mu Blanka,
rozumiem, czemu tego chce.
– Nie chcę intercyzy – powiedział w końcu, a ja już nie wiedziałam,
o co mu chodzi.
– Myślałam, że chcesz, więc w czym rzecz? – zdziwiłam się.
– To, co moje, po ślubie będzie także twoje. Pomyślałem, że może ty
chcesz podpisać intercyzę.
Ja? A niby po co? Nie potrzebuję takiego zabezpieczenia.
– Nie wnikam, ile masz zer na koncie, ale wiem, że w razie rozwodu
nie będziesz chciał zabrać mi wszystkiego, więc intercyza nie jest
potrzebna. Nawet gdyby ojciec wszystko mi przepisał. Zresztą nie będzie
żadnego rozwodu, prędzej oczy ci wydrapię, niż pozwolę odejść –
stwierdziłam szczerze, aż ścisnęło mi się serce na samą myśl, bym miała
znowu tak cierpieć. Jasne, pieniądze każdemu są potrzebne do życia, tak
było, jest i zawsze będzie, lecz ja zostałam wychowana na innych
wartościach.
– Za to też między innymi cię pokochałem. Nie patrzysz na korzyści
materialne. Jeszcze się z tobą nie ożeniłem, ale już wiem, że nigdy nie
dopuszczę, byś chciała wziąć ze mną rozwód. Cieszę się, że mamy takie
same zdanie na ten temat i sobie wyjaśniliśmy tę kwestię. Pozostała
kwestia twojej przeprowadzki. – Alexander, jakby mógł, to by załatwił
wszystko w jeden dzień.
– To, że się zgodziłam zostać twoją żoną w bliżej nieokreślonym
terminie, nie oznacza, że musimy od razu ze sobą zamieszkać. –
Pokręciłam głową i się roześmiałam.
Wynajęłam mieszkanie na rok, a zapłaciłam z góry za pół. Szkoda by się
zmarnowało.
– Masz rację, nie musimy, ale wczoraj obiecałem ci, że już więcej cię
nie puszczę i chcę dotrzymać danego słowa. – Uśmiechnął się chytrze,
biorąc mnie pod włos.
– To ja cię zwalniam z tej obietnicy – dałam mu się wciągnąć w tę
słowną potyczkę.
Szach i mat.
– Chcesz o to zagrać? – zapytał.
Nie bawię się już z nim w takie rzeczy.
– Nie ma nawet takiej opcji. Znów przegram – pisnęłam. Nie miałam
szczęścia do gier.
– To co, zamawiać firmę przeprowadzkową? – Był nieznośnym
uparciuchem. Wiedział, że mu w końcu ulegnę, szczególnie, gdy się
uśmiechał z tym błyskiem w oczach. Jak mogłam mu odmówić?
– Obejdzie się, nie mam za dużo rzeczy. Większość została w domu
mojego ojca. – Nie było sensu się spierać, i tak postawiłby na swoim,
zwłaszcza że nie za dobrze szły mi negocjacje z nim.
– To oznacza tak? – dopytywał się.
– Tak – odparłam krótko.
Warto było się zgodzić, by zobaczyć jego uśmiech i szczęście. Rzucił
się na mnie i przytulił, okręcając się ze mną w ramionach, po czym mnie
pocałował.
– To co, wezmę prysznic i jedziemy? – zapytał, jakby bał się, że zaraz
się rozmyślę. Prezes tak dużej firmy powinien być opanowany jak
pokerzysta, a Alexander zachowywał się jak w gorącej wodzie kąpany.
– Jasne. Jeszcze będziesz żałować tej decyzji – zażartowałam,
szczypiąc go delikatnie w pośladek.
– Na pewno nie. To jest najlepsza decyzja, jaką podjąłem w życiu –
odrzekł i zostawił mnie samą w kuchni. Stałam, uśmiechając się jak
wariatka i nie wierząc, że tak szybko zmienia się moje życie.
W kilka godzin zyskałam narzeczonego, z którym teraz mam zamieszkać.
Moje życie zmieniło się o sto osiemdziesiąt stopni. Wiem, że z nim będę
najszczęśliwszym człowiekiem na Ziemi.
Matko, czy to się dzieje naprawdę?
Rozdział dwudziesty trzeci

Opłukiwałam talerze, by wsadzić je do zmywarki, zanim zaschną


w zlewie, gdy nagle poczułam czyjś wzrok na plecach.
– Szybki jesteś – powiedziałam, będąc pewną, że to Alexander.
Odwróciłam się i aż upuściłam na podłogę mokry talerz. Stała przede
mną obca kobieta.
Kto to jest? I jak tu, do cholery, weszła? Czy to, kurwa, jakiś żart?
Opanowałam się i zaczęłam szybko zbierać potłuczone kawałki
naczynia.
– Dzień dobry. Nie chciałam pani wystraszyć – powiedziała kobieta
spokojnie, mając tak samo wielkie oczy jak ja. Była starsza ode mnie, ale
nie dużo, maksymalnie może z pięć lat.
– Dzień dobry – wydusiłam, gdy uporałam się z największymi
kawałkami talerza. W tej samej chwili do kuchni wszedł Alexander
ubrany w dżinsy i koszulkę z kołnierzykiem. Włosy miał całe
poczochrane, jeszcze mokre po prysznicu, a ja mimowolnie zagryzłam
wargę na jego widok. Lubiłam go w takim luźnym wydaniu.
Mój narzeczony to mega przystojny facet. Szczęściara ze mnie. Tylko co to
za baba?
– Dzień dobry, pani Scott – rzucił przelotnie do kobiety, a do mnie
powiedział: – Zostawić cię na pięć minut i już rozrabiasz. – Wyjął
szufelkę i zmiotkę spod zlewu i zebrał najmniejsze odłamki talerza. Obie
patrzyłyśmy to na siebie, to na Alexandra, ale wydawało mi się, że
z innych powodów. Nie wiedziałyśmy, o co chodzi, a on nie zauważył, że
jesteśmy skrępowane swoją obecnością. Wrzucił resztki naczynia do
kosza i w końcu na nas spojrzał z uniesioną brwią.
– Przepraszam, że tak weszłam bez pytania. Nie wiedziałam, że jest
pan w domu – pani Scott przemówiła pierwsza. Wreszcie do mnie
dotarło, że to musi być jego pomoc domowa. Kobieta pewnie ma klucze
do mieszkania, by w nim sprzątać, kiedy Alexander jest w Devil’s House.
– Nic nie szkodzi, pani Scott. My już wychodzimy, nie będziemy
przeszkadzać. Proszę naszykować parę wolnych półek w garderobie
i łazience – nakazał, a kobiecie szczęka opadła. Była w stanie tylko
kiwnąć głową. Wzruszyłam ramionami, gdy zdziwiona na mnie
spojrzała. – Możemy już iść? – zapytał Alexander, a ja pokiwałam. Objął
mnie w tali, całując w policzek, po czym ruszyliśmy w stronę drzwi.
– Pani Scott to twoja gosposia? – chciałam się upewnić.
Trochę młoda, zazwyczaj gosposiami są starsze kobiety, pomyślałam.
– Tak, nie powiedziała ci? – zdziwił się.
No jakoś nie…
– Nie zdążyła, bo wszedłeś. Była za bardzo zszokowana moim
widokiem i ja jej też – stwierdziłam.
Alexander roześmiał się w głos, a ja nie za bardzo wiedziałam
dlaczego.
– Pracuje u mnie jakieś cztery lata i aż do dzisiaj nie widziała kobiety
w moim mieszkaniu. Poza tym to już drugi raz w przeciągu kilku dni, jak
spotkała mnie w domu. A ty myślałaś, że sam sprzątam, i byłaś w szoku,
gdy okazało się, że tego nie robię? – naśmiewał się dalej. Miał bardzo
dobry humor, który mi także się udzielał. Jeszcze chyba nigdy nie
widziałam go tak szczęśliwego.
– Nie zastanawiałam się nad tym, kto ci pierze majtki. Bardziej mnie
zdziwiło, jak ona się dostała do środka i dopiero później się domyśliłam,
że pewnie ma klucze – wyjaśniłam, kiedy wsiadaliśmy do samochodu.
Alexander uszczypnął mnie w nos.
– Ona pierze teraz, a później będziesz ty. – Udawał poważnego, a na
widok mojej miny parsknął śmiechem.
– Masz dziś bardzo dobry humor – stwierdziłam, szczerząc się jak
głupia.
– Uczyniłaś mnie najszczęśliwszym człowiekiem na ziemi. Ty też
wyglądasz na zadowoloną.
– Bo jestem.
Alexander zaparkował pod moim blokiem. I tak już mieszkaliśmy
niedaleko, a teraz jeszcze będziemy się codziennie budzić obok siebie
i przebywać ze sobą cały czas.
Czy jesteśmy na to gotowi?
– Poradzisz sobie godzinkę sama? – zapytał, patrząc na mnie
niepewnie, a za jego uśmiechem coś się kryło.
– Jasne. A coś się stało, że mnie opuszczasz? – Myślałam, że pomoże
mi w pakowaniu. W końcu to on nalegał na moją przeprowadzkę.
– Muszę coś załatwić na mieście. Wrócę jak najszybciej. – Wyjął ze
schowka pudełko z telefonem i mi je wręczył. – Widziałem, że twój się
zepsuł. Ten jest moim zapasowym, ale lepsze to niż nic. Kupimy ci coś
porządniejszego jutro po pracy. – Pocałowałam go. To był człowiek,
który myślał o wszystkim.
– Dziękuję. Wracaj do mnie szybko. – Cmoknęłam go ponownie zaraz
po wyjściu z samochodu. Machałam mu, póki nie zniknął mi z pola
widzenia.
Poszłam na górę, a gdy tylko otworzyłam drzwi, buchnął na mnie
smród alkoholu i wysypujących się z kosza śmieci. Miałam odruch
wymiotny od samego odoru. Pierwsze, co zrobiłam, to pootwierałam
wszystkie okna i wyniosłam śmieci do kontenera przed blokiem.
Zabrałam się za pakowanie ubrań, w międzyczasie włączając telefon
i sprawdzając, czy Alexander nic nie napisał, ale nie było żadnej
wiadomości.
Na czerwonej sukience zauważyłam przypinkę, którą dostałam kiedyś
od ojca. Wzięłam komórkę i spontanicznie wpisałam jego numer
telefonu, który znałam na pamięć. Odebrał już po pierwszym sygnale,
jakby czekał na mój telefon.
– Brian Hall, słucham? – usłyszałam w głośniku komórki. No tak, nie
dzwoniłam ze swojego numeru.
– Cześć, tato.
– Olivio, coś się stało, że masz inny numer? – zdziwił się ojciec.
– Telefon mi się rozwalił i mam teraz pożyczony. Po prostu
zapomniałam zmienić kartę. – W myślach palnęłam się w głowę.
Pomyśli, że dzwonię, bo chcę nową komórkę lub kasę. Ojciec tylko mruknął
coś niezrozumiałego do słuchawki. – Mogę przyjechać do ciebie dzisiaj?
– spytałam cichutko.
– Za dwie godziny będę w domu – odpowiedział i zamilkł. Powinnam
się wyrobić z pakowaniem, stwierdziłam, patrząc na zegarek na ścianie.
– Dobrze, tatusiu, będę u ciebie za jakieś trzy godziny. – Nagle
usłyszałam dźwięk domofonu dobiegający z korytarza. Alexander pewnie
przyjechał. – Muszę kończyć, tato. Do zobaczenia.
– Do zobaczenia, córcia – odrzekł ojciec na pożegnanie.
Podeszłam do domofonu i wpuściłam Alexandra. Otworzyłam drzwi
i czekałam, aż wejdzie na moje piętro. Taszczył wielki bukiet czerwonych
róż, sapiąc z każdym pokonanym schodkiem.
Oszalał jak nic!
– To dla ciebie, kochanie – wysapał z uśmiechem, gdy w końcu udało
mu się wejść na moje piętro.
– Dziękuję, kochanie, są naprawdę piękne, ale obawiam się, że
przesadziłeś z ilością i ich nie uniosę.
Alexander zaśmiał się, kiedy ledwo się zmieścił w drzwiach z tym
ogromnym bukietem.
– Myślałem, że im więcej, tym lepiej – stwierdził, rozglądając się, co
z nimi zrobić. – Masz jakieś wiadro, kotuś?
– Nie zawsze więcej znaczy lepiej.
Znalazłam jakiś większy kubeł, a on wstawił do niego róże.
Nachyliłam się nad kwiatami, by je powąchać. Pachniały cudownie.
Wyprostowałam się i zobaczyłam, że Alexander klęczy przede mną
z małym pudełeczkiem w dłoni.
– Olivio Hall, czy zechcesz mnie uszczęśliwić i zostać moją żoną? –
zapytał poważnie. Nie mogłam oderwać wzroku od pięknego pierścionka
z platyny z dużym diamentem. Klęknęłam obok Alexandra, zalewając się
łzami, tym razem płakałam ze szczęścia.
– Tak! – wykrzyczałam z uśmiechem przez łzy. Alexander wsunął
pierścionek na mój palec serdeczny, całując mnie namiętnie, aż zabrakło
mi tchu.
– Dziękuję – powiedział, patrząc na mnie i mocno mnie przytulając.
– To ja dziękuję za to, że mnie pokochałeś, za te wspaniałe kwiaty
i jeszcze ładniejszy pierścionek.
Przytuliłam się do jego klaty, słuchając, jak mocniej bije mu serce.
Moje też waliło, jakby chciało się wyrwać z piersi. Byłam w siódmym
niebie, a jego oświadczyny nie mogłyby wyglądać lepiej. W życiu bym się
nie spodziewała, że Alexander tak od razu mi się oświadczy. Nawet nie
przypuszczałam, że to dlatego miał dziś taki wspaniały nastrój.
Olivia Devil, jak to pięknie brzmi.
Rozdział dwudziesty czwarty

Jechaliśmy do domu mojego ojca, a ja, bawiąc się moim pierścionkiem


zaręczynowym, wspominałam, jak się kochaliśmy zaraz po tym, gdy mi
się oświadczył. Alexander był delikatny, a zarazem władczy i lekko
brutalny. Pierwszy raz tak się zachowywał. Nie zdawałam sobie sprawy,
że aż tak mnie to podnieci i będę chciała to powtórzyć. Wszystko robił
z rozwagą, w żadną stronę nie przeginał, wprowadzając mnie na wyższy
poziom doznań. Ten człowiek potrafił sprawić kobiecie wielką rozkosz.
Odkrywał we mnie to, co najlepsze i był moim narzeczonym. Czego
chcieć więcej od życia?
Spojrzałam na Alexa i zauważyłam, że jeszcze trochę się dąsał.
Zaproponował, byśmy poszli na kolację, jednak umówiłam się już
z ojcem i nie chciałam kolejny raz go wystawiać.
Im bliżej byliśmy mojego domu rodzinnego, tym bardziej się
stresowałam. Standardowo zaczęłam wykręcać palce w każdą stronę. Nie
jechałam tylko po to, by się pogodzić z ojcem, ale zamierzałam też
poinformować go o istnieniu Alexandra i o tym, że się zaręczyliśmy.
Tylko żeby ojciec nie dostał zawału.
– Już prawie jesteśmy – oznajmiłam, wyrywając Alexa z zamyślenia.
– Na pewno nie chcesz, bym wszedł z tobą? – zapytał ponownie.
– Myślę, że ojciec mógłby tego nie przeżyć. Muszę iść sama, nie
gniewaj się, kochanie. – Nie chciałam, by się na mnie złościł, lecz
wolałam najpierw porozmawiać z ojcem, niż stawiać go w niezręcznej
sytuacji, która i tak będzie dla niego szokiem.
– Nie gniewam się. Myślałem, że może będzie ci łatwiej z moim
wsparciem – odpowiedział zawiedzionym głosem, którego nie udało mu
się ukryć.
Byłoby lepiej, to fakt, ale sama muszę to załatwić.
– To tutaj. – Wskazałam na bramę, za którą był podjazd do posiadłości
ojca.
– Duży ten dom – stwierdził, zatrzymując auto pod bramą.
– Stać go, to ma. Traktuje ten dom jak inwestycję. – Ojciec lubił się
afiszować, aczkolwiek zawsze byłam uczona, że pieniądze to nie
wszystko.
– Już teraz rozumiem, dlaczego nie patrzysz na kasę. Nie pochodzisz
z biednej czy przeciętnej rodziny. – Nie chciał mnie urazić, a stwierdził
po prostu fakt.
– To nie jest moje, tylko ojca, Alexandrze. Wyprowadzając się z domu,
zrezygnowałam z tego wszystkiego. – Chciałam, by to zrozumiał
i wiedział, w czym rzecz.
– Nie mam o to do ciebie żalu, a nawet się cieszę, że tak postąpiłaś –
oznajmił i dodał po chwili: – Zaczekam w aucie lub przyjadę po ciebie
później.
Jestem dużą dziewczynką i sobie poradzę, pomyślałam.
– Wrócę sama. Nie wiem, ile nam to zajmie. – Pocałowałam Alexandra
w policzek.
– Daj spokój, nie będziesz sama się tłukła metrem przez pół miasta.
Nawet nie ma takiej opcji, że się na to zgodzę!
Westchnęłam. Uparciuch za nic w świecie nie daje za wygraną.
– Dobrze, zadzwonię – powiedziałam, wysiadając z auta.
– Okej, będę czekał. – Odjechał, gdy szukałam kluczy w torebce.
Przekręciłam zamek w furtce. Dziwnie było mi tu przychodzić ze
świadomością, że już tutaj nie mieszkam i nigdy nie będę. Zawahałam się
przed drzwiami wejściowymi, lecz jednak zapukałam. Otworzyła mi
gosposia ojca.
– Dzień dobry, panno Olivio. Ojciec już na panią czeka – oznajmiła
kobieta formalnie.
– Dzień dobry – mruknęłam podenerwowana spotkaniem z ojcem.
Weszłam za nią do środka. Nic się tutaj nie zmieniło, było tak samo jak
w dniu mojej wyprowadzki.
– Pan Hall jest w salonie – oświadczyła gosposia, spoglądając na mnie
przez ramię. Udałam się w stronę pokoju, w którym siedział ojciec ze
szklanką whisky i przeglądał gazetę. – Podać coś do picia, panno Hall?
– Sok poproszę – odpowiedziałam i praktycznie w tym samym
momencie spotkałam wzrok ojca. – Cześć, tatusiu. – Uśmiechnęłam się
niepewnie i usiadłam na fotelu.
– Witaj, córeczko – ostrożnie przywitał się ojciec, nie spuszczając ze
mnie wzroku. – Dobrze wyglądasz – dodał, kiedy gosposia wróciła,
stawiając sok na stoliku i dyskretnie wyszła.
– Niestety, nie można tego powiedzieć o tobie, tato – stwierdziłam
gorzko, gdy mu się przyjrzałam.
Co się z nim stało?
Posiwiał i wyglądał jak człowiek zmęczony życiem. To na pewno moja
wina, bo tylko mu dołożyłam zmartwień tą przeprowadzką.
– Jestem trochę przemęczony, to wszystko. – Nie wiedziałam, co mam
powiedzieć. Upiłam łyk soku jabłkowego, by przeciągnąć moment
rozmowy na nieunikniony temat. – Coś się stało? – zapytał,
najwidoczniej nie wierzył w moją bezinteresowność.
– Nie, nic, tatusiu. Chciałam zobaczyć, czy wszystko u ciebie
w porządku, no i się pogodzić. Brakuje mi ciebie – wydusiłam z siebie na
jednym wydechu.
– Mi ciebie też – odparł ojciec niemal szeptem. – Wróć do domu. Nie
będę cię już zmuszał do pracy u mnie, jeśli tego nie chcesz.
Wiele musiało go kosztować to zdanie, lecz moje życie teraz wyglądało
inaczej. Upiłam kolejny łyk, by zyskać na czasie. Mój pierścionek
zaręczynowy uderzył o szklankę, która zabrzęczała głośno. Wzrok ojca
powędrował automatycznie w kierunku mojej dłoni.
Kurwa! Nie pomyślałam, żeby go zdjąć. Zaraz zaczną się pytania, a to
nie tak miało wyglądać.
Nigdy nie nosiłam pierścionków i ojciec doskonale o tym wiedział.
Robił coraz większe oczy, gdy domyślał się prawdy.
– Już chyba wiem, po co przyjechałaś, Olivio.
– Przyjechałam, by się pogodzić, tatusiu – grałam na zwłokę. Od razu
zrobiło mi się gorąco i zapragnęłam, żeby mój sok zmienił się w alkohol
i dodał mi odwagi. Wiedziałam, że ojciec już nie odpuści i będzie ciągnąć
mnie za język, aż wszystko wyśpiewam. Ręce mi się pociły. Czułam się
jak małe dziecko, które nabroiło i zaraz dostanie burę od ojca.
– A mi wygląda na to, że się zaręczyłaś, Olivio. Zgadłem? –
powiedział, przyglądając mi się podejrzliwie. Nie było sensu go
okłamywać, i tak musiał się o tym dowiedzieć. Planowałam delikatnie go
o tym poinformować i na pewno nie dzisiaj. Teraz pozostało tylko
wyłożyć karty na stół.
– Tak, dzisiaj. Bardzo go kocham, tatusiu. – Spuściłam głowę, nie
wytrzymując spojrzenia ojca. Pokiwał, ale zadowolony nie był.
– Zostanę dziadkiem?
Co?! Skąd ten pomysł?!
– Nie, w najbliższym czasie nie planuję zostać matką. Nawet nie
rozmawialiśmy na ten temat z Alexandrem – odpowiedziałam cichutko
zgodnie z prawdą.
– Olivio, małżeństwo to nie jednonocna zabawa. Jeśli nie jesteś
w ciąży, to co wam się tak śpieszy? – spytał łagodniejszym głosem. Był
moim ojcem, więc to oczywiste, że się o mnie martwił.
– Nie śpieszy nam się. Kochamy się i to wyszło spontanicznie. Nie
mamy jeszcze nawet terminu ani nic. – Podniosłam wzrok na ojca, złość
odeszła z jego oczu. Odetchnęłam z ulgą.
– Jesteś jak twoja matka, mądra i rozważna. My też szybko chcieliśmy
ślubu, lecz wtedy nie było nas stać. – Uśmiechał się, wspominając. Od
śmierci mamy rzadko o niej mówił.
– Alexander chce oficjalnie poprosić cię o moją rękę – wypaliłam
nagle. Palnęłam się w głowę w myślach.
Zaraz mi wypomni, że tylko po to przyjechałam, a prawda jest taka, że
dziś miał się o niczym nie dowiedzieć.
– Jesteś pewna, że to ten jedyny i go kochasz? – Ojciec cały czas mi się
przyglądał, ale jego oczy nic nie zdradzały.
Jakbym nie była pewna uczuć do Alexandra, to bym nie przyjęła
pierścionka, pomyślałam.
– Tak, to bardzo dobry człowiek i też mnie kocha. – Policzki mnie
piekły z zażenowania. Nigdy nie odbywałam takich rozmów z ojcem. Nie
przypuszczałam, że to będzie takie trudne, by opowiadać mu o swoich
uczuciach.
– Jeszcze jedno, córeczko, i już koniec tych ciężkich tematów. – Upił
whisky ze szklanki, nim odezwał się ponownie, a ja cierpliwie czekałam,
wykręcając dłonie. – Przepraszam, że tak się zachowywałem. Byłaś
nieszczęśliwa, a ja na siłę chciałem, żebyś przejęła firmę, dopiero jak
odeszłaś, zrozumiałem swój błąd. – Nigdy bym nie pomyślała, że będzie
go stać na takie słowa. Zbliżyłam się do niego i przytuliłam mocno. Po
policzkach pociekły mi łzy.
– Ja też przepraszam, że odeszłam, zamiast z tobą porozmawiać –
powiedziałam łamiącym się głosem, wypranym z emocji. Ojciec przytulił
mnie i starł łzy z mojej twarzy.
– Nie będę więcej stawał na drodze do twojego szczęścia, córcia, ale
będę musiał się upewnić, że ma dobre zamiary wobec ciebie. – Ojciec
kierował się moim dobrem. Całe życie ciężko pracował najpierw dla
mamy, a później dla mnie. Dopiero teraz to zrozumiałam.
– Dobrze. Poznasz go, kiedy tylko będziesz chciał – powiedziałam
i usiadłam na kanapie obok ojca, wtulając się w jego ramię.
– Opowiesz mi, co robiłaś przez ten cały czas i jak teraz wygląda twoje
życie? –- zapytał niezobowiązująco z uśmiechem na twarzy.
– Mieszkałam z Blanką, póki nie wynajęłam mieszkania. Pracuję
w Devil’s House, to firma Alexandra. Tak się poznaliśmy. – Nie ma co
więcej opowiadać. Blanka nie odzywała się od tamtej kolacji, ale nie
chciałam mieszać ojca w tę sprawę. Nie musiał wiedzieć wszystkiego.
– Czym się zajmujesz w jego firmie? – Dziwnie było mi rozmawiać
z ojcem jak za dawnych czasów.
– Najpierw byłam sekretarką, a teraz jestem kierowniczką. Jego firma
zajmuje się projektowaniem ubrań i pokazami mody – wyjaśniłam
z dumą, choć nie do końca wierzyłam Alexandrowi, że awans dostałam
za swoją pracę.
– Firma wymarzona dla takiej kobiety jak ty – stwierdził ojciec bez
uszczypliwości. Lubiłam kiedyś zakupy i projektowanie ciuchów, więc
stąd jego spostrzeżenie.
– Moje projekty wykorzystali na pokazie charytatywnym w Paryżu.
Kreacje dostały wiele pozytywnych recenzji – pochwaliłam się ojcu.
– Jestem z ciebie dumny – rzekł z uśmiechem. Mówił szczerze, a ja
w tym momencie byłam najszczęśliwszym człowiekiem na ziemi. Ten
dzień zapamiętam do końca życia.
Gosposia podała nam kolację, a my nadal rozmawialiśmy o naszych
pracach. Naprawdę mi go brakowało. Cieszę się, że udało nam się
pogodzić. Jedliśmy przepyszną kolację składającą się z sałatki ze
świeżych warzyw i łososia, a to dopełnione było sosem jogurtowym
i grzankami. Wspominaliśmy moje dzieciństwo, a później ojciec
opowiedział mi, jak poznał moją mamę. W życiu nie pomyślałabym, że
możemy tak miło spędzić dzień rozmawiając i śmiejąc się. Czułam się,
jakbym znów była małym dzieckiem wiodącym beztroskie życie bez
obowiązków i problemów. Nawet nie patrzyłam na zegar, liczyło się
tylko tu i teraz.
Nim się obejrzałam, było już bardzo późno. Zupełnie straciłam
poczucie czasu, siedząc z ojcem. Nie pozwalał mi wracać metrem.
Upierał się, bym przenocowała u niego, ale ja nie chciałam zostawiać
Alexandra samego, szczególnie dzisiaj. Pożegnałam się z ojcem,
obiecując, że niedługo go odwiedzę, lecz tym razem z Alexandrem, by
mogli się poznać. Za namową taty zabrałam auto, które należało kiedyś
do mnie.
W pojeździe w nozdrza uderzył mnie znajomy zapach, który zawsze
wąchałam. Była to woń białej róży. Usiadłam za kierownicą, zapięłam
pas i wyjęłam telefon z torebki, by napisać SMS-a do Alexandra:
„Wracam autem, niedługo będę, tęsknię”.
Jego odpowiedź przyszła od razu, jakby czekał na mojego SMS-a
z telefonem w ręku. Ucieszona pośpiesznie otworzyłam wiadomość:
„Uważaj na siebie, także tęsknię :*”.
Schowałam komórkę do torebki, odpaliłam silnik i ustawiłam w GPS-ie
adres mieszkania Alexandra, a następnie otworzyłam bramę pilotem,
który zawsze miałam przypięty do kluczyków. Zamknęłam ją za sobą
i wyjechałam na ulicę, włączając ulubioną stację w radiu.
Rozdział dwudziesty piąty

Czekała mnie godzina samotnej jazdy. Było dobrze po dwudziestej


drugiej. Londyn o tej porze nie był już tak zatłoczonym miastem. Moje
myśli błądziły leniwie, to był dzień pełen wrażeń. Rozmowa z ojcem
przebiegła zdecydowanie lepiej, niż zakładałam. Byłam pewna, że będzie
się darł i wywali mnie z domu, a tu taka miła niespodzianka. Zmienił się
bez dwóch zdań i miałam nadzieję, że takie relacje zostaną między nami
już na zawsze. Bałam się jedynie tego, czy zaakceptuje mojego
narzeczonego. Czy da mu się poznać? Oto jest pytanie.
Alexander przeszedł dzisiaj samego siebie, jego oświadczyny nie
mogłyby być lepsze. Która kobieta by nie chciała takiego faceta? Moje
życie mogłam nazwać idealnym, wszystko układało się coraz lepiej.
Niczego więcej mi nie brakowało do szczęścia.
Zaparkowałam volvo obok auta Alexandra i poszłam do od dziś
naszego apartamentu. Emocje opadły i czułam się wykończona fizycznie
i psychicznie całym dniem. Marzyłam, by wziąć gorącą kąpiel i przytulić
się do narzeczonego.
Weszłam do środka, rozglądając się za Alexandrem, lecz nigdzie go
nie widziałam. Rozebrałam się w przedpokoju i usłyszałam śmiech
kobiety. Alexander miał gości? Nic nie wspominał. Siedzieli w salonie,
popijając szampana. Dziewczyna uwieszona ramienia mojego faceta
uśmiechała się do niego, a mi aż krew zagotowała się w żyłach.
O co tu chodzi? Rano mi się oświadczył, a wieczorem spotyka się z inną
kobietą, która wiesza mu się na ramieniu? I nic z tym nie robi?
Ciśnienie w jednej chwili znacznie mi wzrosło. Nawet mnie nie
usłyszeli, kiedy weszłam do salonu.
– Dobry wieczór – przywitałam się chłodno, patrząc gniewnym
wzrokiem na dziewczynę. Podeszłam do niej z wyciągniętą dłonią
i przedstawiłam się: – Olivia, narzeczona Alexandra. – Mój facet wstał
i pocałował mnie w policzek, podczas gdy dziewczyna uścisnęła mi rękę.
– Alice, siostra Alexa – odparła, powstrzymując śmiech. Alexander też
się zaśmiał, całując mnie po raz kolejny i przytulając. Źle oceniłam
sytuację. Od razu zrobiło mi się strasznie głupio.– Zazdrośnica z tej
twojej narzeczonej, braciszku – wypaliła Alice, jakby mnie tutaj nie było.
– Moje serce bije tylko dla ciebie, kochanie – stwierdził Alex, ciągnąc
mnie za rękę na swoje kolana.
– Przepraszam, pomyliłam się – burknęłam tytułem przeprosin
w stronę Alice.
– Cieszę się, że jesteś zazdrosna – wyszeptał mi Alexander do ucha. –
To oznacza, że ci na mnie zależy.
– Pójdę po czysty kieliszek – rzekła Alice, patrząc na nas z zachwytem
wypisanym na twarzy. Chciała chyba dać nam chwilę dla siebie.
– Jak poszło u ojca? – wymruczał Alex, nie przestając mnie całować po
szyi. Dłońmi powoli błądził po moim udzie. Zaczynał grę wstępną.
Odchyliłam głowę, by ułatwić mu dostęp. Boże, jak ja lubię, gdy tak robi.
– Świetnie. Nie spodziewałam się, że tak dobrze pójdzie – wyjaśniłam
i za chwilę pocałowałam go czule, łapiąc za twarz. – Tęskniłam.
Alice wróciła i chrząknęła, by dać znać o swojej obecności.
– Zaraz sobie pójdę. Wytrzymacie ze mną jeszcze chwilę? – zapytała,
kręcąc głową z rozbawieniem i nalała szampana do kieliszków, po czym
nam je podała. – Wasze zdrowie, kochani.
– Dziękujemy – odpowiedzieliśmy jednocześnie, stukając się
kieliszkami.
– Pokaż pierścionek – poprosiła moja przyszła szwagierka.
Wyciągnęłam odpowiednią rękę, a Alice aż zagwizdała z wrażenia. – No,
no, braciszku, spisałeś się na medal. Jest piękny.
Pocałowałam narzeczonego, dziękując mu jeszcze raz za pierścionek.
– Od dwóch godzin próbuję go namówić, by wasz ślub odbył się
jeszcze w tym roku, a on cały czas gada, że najpierw musi to z tobą
omówić, bla bla bla… To co, masz coś przeciwko? Chętnie pomogę
w przygotowaniach. – Alice podskakiwała, patrząc na mnie błagalnym
wzrokiem i składając dłonie jak do modlitwy. – Słuchaj, da się ogarnąć
wszystko w miesiąc. Będzie już lato, można by zrobić wesele w ogrodzie
naszego rodzinnego domu. Biały, wielki namiot, wszędzie białe róże… –
rozpędzała się, trajkocząc jak najęta. Spojrzałam na Alexandra, by
sprawdzić, co on na to. Przewrócił oczami, a ja ledwo się opanowałam,
by nie wybuchnąć śmiechem.
– Nie słuchaj jej. Zrobimy tak, jak będziesz chciała i kiedy będziesz
chciała. To nasz ślub, decyzja należy do nas – szepnął mi do ucha, a jego
siostra jak nakręcona opowiadała o swojej wizji naszego ślubu,
gestykulując rękami.
– Zachodzące słońce doda klimatu, tylko to sobie wyobraźcie…
Alexander niecierpliwił się. Kilka razy próbował jej przerwać, lecz
nieskutecznie. Ale mi podobała się jej wizja.
Może by tak uszczęśliwić też Alice?, pomyślałam i uśmiechnęłam się do
przyszłej szwagierki.
– Alice, to nasz ślub! Nie pomyślałaś, że Olivia może chcieć czegoś
innego? Wywierasz na nią presję! – poirytowany Alexander zganił
siostrę, ale ona pokazała mu język i trajkotała dalej. Najwyraźniej na
rodzinę nie działał tak jak na pracowników.
– Podobają mi się twoje pomysły, Alice. Możemy tak zrobić, jeśli
Alexander też się zgadza.
Alice rzuciła się na mnie, całując w każdy policzek kilka razy
i przytulając z całych sił.
– Nie mogę oddychać – wysapałam, uśmiechając się od ucha do ucha.
– Super! – krzyknęła Alice, klaszcząc w dłonie. – Kochana jesteś, nie
to co mój brat sztywniak.
Alexander udał, że go uraziła i ma focha, a my prawie popłakałyśmy
się ze śmiechu z jego miny.
– Dobra, dobra, a teraz, jak już dostałaś, co chciałaś, to idź sobie,
Alice. Muszę nacieszyć się narzeczoną, zanim mi zaśnie.
Trzepnęłam go w ramię.
– Nieładnie tak wywalać gości, ale masz rację, braciszku. Późno już. –
Przekomarzanie się jest chyba czymś normalnym u rodzeństwa. Jestem
jedynaczką, więc nigdy tego nie doświadczyłam. Alice cmoknęła mnie na
pożegnanie, a potem Alex poszedł ją odprowadzić do drzwi.
Zamknęłam oczy dosłownie na sekundę i nawet nie wiem, jak to się
stało, ale zasnęłam. Obudziłam się w ubraniu, zdezorientowana nawet
nie wiedziałam, jak znalazłam się w sypialni. Wstałam z łóżka,
wychodząc na paluszkach, by nie obudzić Alexandra. Spojrzałam na
mojego narzeczonego, który spał spokojnie, lekko się uśmiechając przez
sen. Ciekawe, co mu się śni. Uśmiechnęłam się i ruszyłam w stronę
łazienki, gdzie wzięłam szybki prysznic. Owinięta w ręcznik udałam się
do garderoby, w której wszystkie moje ubrania były rozwieszone albo
poukładane na półkach. To pewnie sprawka pani Scott. Muszę pamiętać,
by jej podziękować. Włożyłam koszulę i spódnicę w kratę. Spojrzałam
w lustro, oceniając strój z każdej strony, i doszłam do wniosku, że
wyglądam jak niegrzeczna uczennica. Ciekawe, co by na to powiedział
Alexander. Zachichotałam pod nosem i poszłam do kuchni zobaczyć, czy
mamy coś na śniadanie.
Lodówka została dobrze zaopatrzona, najpewniej przez panią Scott.
Było wszystko, czego dusza zapragnie. Zrobiłam naleśniki z syropem
klonowym, a w międzyczasie kawa kończyła się nalewać. Alexander
zjawił się w kuchni świeżo po prysznicu, z jeszcze mokrymi włosami,
które sterczały mu na wszystkie strony.
– Dzień dobry. Pięknie pachnie – powiedział, całując mnie w czubek
głowy, jak to miał w zwyczaju.
– Lubisz naleśniki, czy chcesz coś innego? – spytałam niepewnie. Nie
znamy się zbyt długo i chyba powinnam wpierw zapytać, czy jest coś, czego
nie lubi.
– Lubię, i to bardzo.
Uśmiechnęłam się, bo ja też je uwielbiałam.
– Przepraszam, że wczoraj zasnęłam. Chciałam tylko na chwilę
zamknąć oczy. – Usiadłam przy stole, nakładając sobie naleśniki na
talerz.
– Zmęczona byłaś, to zasnęłaś. Nic się nie stało, przynajmniej się
wyspałaś. Niedługo i tak wszystko nadrobimy. – Przejechał ręką po
mojej nodze pod stołem. Uśmiechając się chytrze, pokazał rząd
śnieżnobiałych zębów.
– Jedz, bo ostygnie. – Złapałam go za krocze, głaszcząc, a po kilku
sekundach ścisnęłam je delikatnie. Penis od razu się naprężył
i stwardniał pod moim dotykiem.
– Wracamy do sypialni, natychmiast! – wysapał, patrząc zamglonym
wzrokiem pełnym pożądania. Złapał mnie za rękę, bym wstała i wpił się
w moje usta. Przerzucił mnie przez ramię, aż zapiszczałam zaskoczona.
Zaśmiał się, klepiąc mnie w pośladek i ruszył w stronę naszej sypialni.
– Spóźnimy się do pracy. – Wiedziałam, że w tym momencie
Alexandra to nie interesuje.
– Możemy wcale tam nie iść – wydyszał.
– Prezes nie da mi wolnego i mnie zwolni.
– Nie pozwolę mu na to – wysapał podniecony.
W sypialni Alexander już ściągał mi koszulę, nie przestając całować po
szyi. Pośpiesznie zaczęłam się szarpać z guzikiem w jego spodniach, aż
w końcu zsunęłam je wraz z bokserkami. Naprężony członek wyskoczył
na wolność, połyskując ejakulatem na główce. Chwyciłam go w dłoń,
poruszając w górę i w dół, a on stwardniał jeszcze bardziej. Alexander
zamruczał przeciągle, zadowolony z mojej pieszczoty. Pozbył się mojego
biustonosza, a następnie całował i ssał moje piersi na przemian.
Cichutko jęknęłam i kucnęłam przed Alexem, biorąc penisa do buzi.
Ssałam go delikatnie i jednocześnie mocno ściskałam dłonią, poruszając
rytmicznie.
– Starczy, nie chcę tak skończyć. Chcę go wsadzić w ciebie i poczuć
twoje ciepło. – Podał mi rękę, bym mogła wstać.
Położył mnie na łóżku i od razu ściągnął moje koronkowe stringi, a po
chwili wpił się ustami w łechtaczkę, lizał ją i ssał, raz delikatniej, raz
mocniej, rozpalając mnie do czerwoności. Plecy wygięły mi się
mimowolnie w łuk, gdy mocno wsadził we mnie palec. Byłam bliska
orgazmu, bo dołączył drugi palec, nacierając jeszcze bardziej na guzik,
który był we mnie i tylko on znał jego położenie. Dwa mocniejsze ruchy
jego dłonią i szczytowałam, krzycząc z rozkoszy. Nim spełnienie minęło,
założył gumkę i wszedł we mnie, tłumiąc moje krzyki ustami. Wchodził
we mnie do końca, rozpalając mnie i powodując, że moja cipka znów się
na nim zacisnęła, będąc na skraju orgazmu. Alexander przeturlał nas tak,
że teraz ja byłam na nim i pozwolił mi ustalać tempo. Przytrzymywał
mnie za pośladki i nakierowywał, bym mogła poczuć go całego w sobie.
Po minucie szaleństwa padłam na jego klatę zmęczona i targana
kolejnym orgazmem, który zrobił mi papkę z mózgu. Doszliśmy niemal
w tym samym momencie. Leżeliśmy, póki nasze oddechy się nie
wyrównały, a serca nie zwolniły rytmu.
– Mamy już zimne śniadanie, a tak się śpieszyłam, byś zdążył zjeść
ciepłe – stwierdziłam i się roześmiałam.
– Podgrzeję, a ty się przebierz, bo dziś nie skupię się na pracy. – Zdjął
prezerwatywę i wstał z łóżka, by wyrzucić ją do kosza w łazience.
Wszedł do garderoby, a ja mogłam przez chwilę podziwiać jego goły
tyłek. Szczęściara ze mnie. Mam przystojnego narzeczonego, który mnie
kocha i jestem z nim szczęśliwa. Wrócił ubrany w granatowy, idealnie
dopasowany garnitur, aż pożerałam go wzrokiem. Lubiłam patrzeć na
niego zarówno w ciuchach, jak i bez nich.
– Nie idziesz dziś do pracy? – Uniósł brew, przyłapując mnie na tym,
że się na niego ślinię. Pocałował mnie czule i nachylił się nade mną
wsparty na rękach.
– Idę, tylko nie mogę się podnieść – wyjaśniłam.
Roześmiał się, jakby usłyszał dobry dowcip.
– Czujesz się przerżnięta?
Spaliłam buraka, od razu nakrywając oczy ręką.
Boże, jak mi wstyd! Zaraz zapadnę się pod ziemię.
– Oj, nie musisz się mnie wstydzić. Masz piękne ciało, które
uwielbiam. Cieszę się, że cię zadowalam.
Poczułam, że materac się ugiął i usta Alexandra znalazły się na moich.
– Nie chowaj się przede mną. – Zdjął moją rękę, by spojrzeć mi
w oczy. – To, że było ci dobrze, to dla mnie największy komplement. –
W jego oczach dostrzegłam miłość. Podał mi rękę, bym mogła wstać
z łóżka.
– Za chwilę będę w kuchni – burknęłam cichutko nadal skrępowana,
a policzki paliły mnie żywym ogniem. Weszłam do łazienki pod zimny
strumień wody. Sama nagość mnie nie peszyła, ale uwagi Alexandra tak,
i to bardzo. Próbowałam ochłonąć po tej rozmowie, by móc spojrzeć mu
w oczy. Wytarłam się do sucha i wysuszyłam suszarką włosy, które
związałam w kucyk. Przeszłam do garderoby, z której wybrałam prostą,
czerwoną sukienkę za kolano. Piętnaście minut później weszłam do
kuchni, gdzie Alexander siedział już przy stole, a pani Scott podgrzewała
nasze śniadanie.
Ten to się umie ustawić, pomyślałam.
– Dzień dobry, pani Scott – przywitałam się z gosposią,
a narzeczonego pocałowałam i usiadłam obok niego przy stole.
– Dzień dobry – odpowiedziała pani Scott, uśmiechając się ciepło
i postawiła przed nami talerz z odgrzanymi naleśnikami.
– Co państwu przygotować na obiad? Może byśmy ustalili jakieś menu
na tydzień, to bym zrobiła zakupy? – zapytała pani Scott.
– Może pieczony kurczak z opiekanymi ziemniakami? – zaproponował
Alexander, spoglądając w moją stronę.
– Jak dla mnie może być. – Było mało dań, których bym nie zjadła.
– No to ustalone, a menu pani sama ułoży. Jest coś, czego nie lubisz,
Olivio?
– Nie jem podrobów i wszystkiego, co z nimi związane, a tak to chyba
wszystko.
Była to taka zwykła, codzienna rozmowa, których będzie więcej, odkąd
razem zamieszkaliśmy. Wszystko wydawało mi się nowe
i niespodziewane. O dziwo, dobrze się odnajdywałam w tej sytuacji.
Wcale nie czułam się skrępowana, tylko jak u siebie w domu, a nawet
lepiej, bo miałam przy sobie Alexandra.
Wstałam od stołu i zaniosłam brudne naczynia do zlewu. Czułam na
sobie spojrzenie mojego mężczyzny, więc prowokacyjnie zaczęłam
kołysać biodrami, by umilić mu widoki. Kiedy popatrzyłam przez ramię,
ujrzałam jego drapieżny, przymrużony wzrok. Puściłam mu oczko
i ostrożnie wsadziłam naczynia do zlewu, by niczego nie stłuc.
– Proszę to zostawić. Ja posprzątam, jak już państwo zjedzą –
oświadczyła pani Scott.
– To żaden problem – odparłam i ruszyłam w stronę drzwi szukać
swojej torebki. Alexander dołączył do mnie na korytarzu i przyparł do
ściany, całując jak szalony. Napierał na mnie sztywnym penisem,
ocierając się nim raz za razem. Jęknęłam mu w usta, ale musieliśmy
w końcu wyjść do pracy. Nie dość, że było już dobrze po dziewiątej, to
jeszcze tak dawno tam nie zawitałam, że pewnie roboty uzbierało się od
groma.
– Nie wytrzymam do wieczora – szepnął mi do ucha i z chytrym
uśmieszkiem otworzył drzwi, bym wyszła pierwsza. Klepnął mnie
w tyłek, aż zapiszczałam zaskoczona.
W biurze okazało się, że Alexander sobie także narobił zaległości
z powodu naszego kilkudniowego rozstania. Ciszę w gabinecie
przerywało tylko nasze wzdychanie co jakiś czas. Przez cały dzień
zerkaliśmy na siebie, lecz nie prowokowaliśmy się, by skupić się na
pracy. W porze lunchu streściłam Alexandrowi moje wczorajsze
spotkanie z ojcem. Bardzo się ucieszył, że udało nam się dojść do
porozumienia i odzyskałam ojca. Między kęsami sałatki z kurczakiem
zadzwoniłam do taty, by umówić się z nim na kolację u niego w domu.
Miałam tyle pracy, że dzień zleciał w ekspresowym tempie i chociaż
wyszliśmy dwie godziny później niż zwykle, nie ogarnęliśmy nawet
połowy roboty i czekały nas ciężkie dni, by to wszystko nadrobić.
Rozdział dwudziesty szósty

Prasa dowiedziała się o naszych zaręczynach i już z samego rana


zaatakowała nas pod Devil’s House setkami pytań, błyskając po oczach
fleszami aparatów. Sekretarki odebrały mnóstwo telefonów od gazet
i stacji telewizyjnych, lecz odmówiliśmy wszystkim, nie zgadzając się na
żaden wywiad. W sieci pojawiły się spekulacje dotyczące połączenia firm
Alexandra i mojego taty. No świetnie, ojciec oszaleje, jak się o tym dowie
z prasy, pomyślałam, krzywiąc się do monitora.
Oczywiście na mnie wylało się wiadro pomyj, że jestem pazerna na
kasę i mało mi majątku ojca. O Alexandrze pisali praktycznie to samo. Aż
zrobiło mi się niedobrze, czytając te obrzydliwe wymysły w brukowcach.
Po dwóch takich artykułach obiecałam sobie, że nigdy więcej nie
przeczytam nic na nasz temat. Masochistką nie jestem, a tam wszystko
było wyssane z palca.
Po powrocie do domu Alexander zaczął szukać dla nas ochroniarza.
Uważałam to za zbędne, bo dzień czy dwa i wszystkim się znudzi, gdy
znajdą sobie inny temat. Ale Alexander, jak to on, uparł się i już
wieczorem przeprowadzał rozmowy w zaciszu domowego gabinetu. Nie
mogła to być osoba tylko postawna, patrzył przede wszystkim na
doświadczenie zawodowe, dyplomy i tym podobne rzeczy. Kandydatów
miał wielu, więc wiedziałam, że trochę mu to zajmie. Nie pozostało mi
nic innego, jak po prostu odpuścić i pozwolić mu zatrudnić dla nas
ochronę.
W salonie uzbrojona w ołówek, kredki i papier szkicowałam nowe
projekty. Odprężało mnie to i pozwalało zabić czas, którego miałam pod
dostatkiem, kiedy mój narzeczony bawił się w casting. Moje myśli
błądziły leniwie bez ładu i składu, jakby mózg odpoczywał po ciężkim
dniu w biurze.
Niby nie ukrywaliśmy się z zaręczynami, ale też nie obwieściliśmy tego na
żadnych portalach społecznościowych. Skąd prasa się dowiedziała? To było
pytanie, na które zapewne nigdy nie poznamy odpowiedzi.
– Tutaj się schowałaś – wymruczał Alexander, całując mnie w czubek
głowy. – Co robisz, kochanie? – zapytał, spoglądając mi przez ramię na
arkusz papieru.
– Szkicuję. – Dorysowywałam koraliki na sukience i kończyłam detale,
które w projektach uważałam za najważniejsze. To one były
dopełnieniem nadającym całości tego efektu „wow”.
– Nie wiem, czy nie będziemy musieli się przeprowadzić – stwierdził,
wlewając sobie whisky z lodem do szklanki i po chwili usiadł obok mnie
przy stole.
– Dlaczego? Przez dziennikarzy? – spytałam zszokowana. Popada
w paranoję, najwyżej zrobią nam niekorzystne zdjęcia.
– Nie chodzi tylko o dziennikarzy, a o nasze bezpieczeństwo. Tutaj
ochrona nie może zamieszkać. Dom dużo łatwiej pilnować od
apartamentu.
– Chyba za bardzo panikujesz i ześwirowałeś – rzekłam łagodnie,
wstając i pakując się na jego kolana okrakiem, by móc patrzeć w te piękne
oczy.
– Może tak, może nie. Twoje bezpieczeństwo jest dla mnie
najważniejsze.
– Rób, jak uważasz, kochanie. – Uznałam, że nie ma sensu się z nim
spierać, bo to nic nie da. Wzruszyłam tylko ramionami i odpuściłam ten
temat. Schowałam rysunek do teczki i ruszyłam do kuchni, nie zwracając
uwagi na dąsanie Alexandra. – Może kolację? – zaproponowałam,
zaglądając do lodówki, by sprawdzić jej zawartość.
– Jestem głodny jak wilk, więc chętnie. Pomóc ci?
W lodówce było tyle produktów, że nie mogłam się zdecydować na nic
szybkiego i konkretnego.
– Możesz nakryć do stołu, jak chcesz pomóc. Omlety mogą być?
– Pewnie, zjem wszystko, co zrobisz. Napijesz się wina? – Przeglądał
akurat szafkę z alkoholami, która była w kuchni.
– Jasne – odparłam, trzepiąc jajka w misce.
Gdy zadzwonił domofon, Alexander ze zdziwioną miną poszedł
zobaczyć, kto to się dobija o tak późnej porze. Wrócił tym razem
z niesmakiem na twarzy i spojrzał na mnie przepraszającym wzrokiem.
– Mamy gości, kochanie – rzekł, zapraszając ich gestem do salonu. –
Moi rodzice przyszli.
O Boże! A ja nie jestem ogarnięta ani nic. Nerwowo wygładziłam
sukienkę, patrząc w dół, by sprawdzić, czy nigdzie się nie ubrudziłam
omletami.
– Dobry wieczór. Jestem Olivia Hall. – Podeszłam do nich i uścisnęłam
dłoń najpierw kobiety, a potem mężczyzny, uśmiechając się do nich
niepewnie.
Alexander przytulił mnie, dodając mi otuchy i ucałował we włosy.
– Spokojnie, kotuś – szepnął mi na ucho tak, by jego rodzice nie
usłyszeli. Wyczuł moje zdenerwowanie.
– Jestem Rebeka, a to Tom – matka Alexandra przedstawiła siebie
i swojego męża, który wyglądał na znudzonego.
– Robię omlety. Może zjedzą państwo z nami? – spytałam nerwowo.
– Dziękujemy, ale właśnie wracamy z kolacji. Zajechaliśmy, by
zapytać, czy nie wpadniecie do nas w sobotę na obiad. – Rebeka nie
spuszczała ze mnie wzroku, lustrując mnie z góry na dół, a moje policzki
od razu spłonęły czerwienią. Spojrzałam na Alexandra w celu
sprawdzenia, co on o tym myśli.
– Jasne – odparł krótko.
– No to zapraszamy na czternastą. – Matka Alexandra ucałowała nas
oboje w policzki, po czym ruszyła ze swoim mężem w stronę drzwi.
Alexander ich odprowadził, a ja wróciłam do przerwanej roboty, nie
wiedząc, co myśleć o ich nagłej, niezapowiedzianej wizycie. Gdy
nakładałam omlety na talerze, mój narzeczony wrócił do kuchni i usiadł
przy stole.
– Twoja mama wiedziała o naszych zaręczynach, czy dowiedziała się
z gazet? – zapytałam, także zasiadając do stołu.
– Wiedziała. Jak jechałem po pierścionek, to z nią rozmawiałem –
wyjaśnił Alexander, otwierając butelkę wina, a potem napełnił nam
kieliszki do połowy.
– O tyle dobrze. – Odetchnęłam z ulgą i wpakowałam kawałek omleta
do ust.
Zjedliśmy kolację, po czym ja poszłam się myć, a Alexander udał się do
gabinetu, by przejrzeć papiery i wyłonić ze wszystkich kandydatów
najlepszą osobę na naszego ochroniarza.
Po prysznicu przebrałam się w piżamkę i wygodnie ułożyłam na łóżku.
Nie doczekałam się na narzeczonego, niestety zasnęłam, zanim zjawił
się w sypialni.
Rozdział dwudziesty siódmy

Przebudziłam się, a Alexandra jeszcze nie było w łóżku. Budzik


wskazywał prawie trzecią w nocy. Co on jeszcze robi? Podniosłam się
z łóżka i przecierając oczy, włożyłam szlafrok. Wyszłam z sypialni, by
poszukać Alexa. Znalazłam go dopiero w gabinecie, jak spał na fotelu,
a przed nim na biurku leżał stos papierów, jednak po chwili rzuciły mi się
w oczy kolorowe listy.
Co to, kurwa, ma być?!
Wszystkie były adresowane do Alexandra i napisane literkami
wyciętymi z gazet. Ktoś mu groził, a ja nic o tym nie wiedziałam?! Żaden
list nie był podpisany, ale we wszystkich powtarzało się jedno: ktoś
żądał od niego dużych sum pieniędzy. Alexander obudził się nagle i po
kilku sekundach zamarł, gdy dostrzegł, co mam w rękach i jaką mam
minę.
– Kiedy zamierzałeś mi o tym powiedzieć? – zapytałam gniewnie. Już
wiedziałam, po co mu ochrona i czemu tak panikował. – Kiedy to
dostałeś?! – Z każdą sekundą irytowałam się coraz bardziej
i przestawałam nad tym panować.
– Nie chciałem cię martwić – wymamrotał zaspany, zabierając mi
kartki z rąk i schował je szybko do teczki, którą zamknął w biurku.
– Chyba sobie żartujesz?! – krzyknęłam. Chciał mnie przytulić, ale się
odsunęłam. Byłam na niego wściekła. Jak mógł zataić tak ważną rzecz?
– To nic takiego, kotuś, poradzę sobie. Teraz widzisz, że potrzebni
nam ochroniarze, by cię chronić.
Mnie chronić? To jemu grożą, a on martwi się o mnie?!
– Zgłaszałeś to na policję? – Zanim odpowiedział, już domyślałam się,
co powie.
– Nie i nie zamierzam tego nigdzie zgłaszać.
Spojrzałam na niego wkurwiona.
– Dlaczego? – Głupio robił, w końcu policja od tego była, takie miała
obowiązki.
– Wynająłem detektywa, to on wszystkim kieruje. Rano będzie z nami
ochrona dwadzieścia cztery godziny na dobę – wyjaśnił spokojnie.
Świetnie, pomyślałam, tego już za wiele. Trzasnęłam drzwiami od
gabinetu i poszłam nalać sobie whisky. Byłam tak zła, że na pewno już
dzisiaj nie zasnę.
Czyja to sprawka? Lista osób mogła być długa. Alexandrowi mogli
zazdrościć firmy i jej dochodów. Mógł to być człowiek, który pracował
w Devil’s House lub jakaś była kobieta, nie znam jego przeszłości.
W salonie włączyłam laptopa i upijałam whisky ze szklanki.
Postanowiłam popracować, by nadrobić zaległości, ale byłam
roztrzęsiona i topornie mi to szło. Poszłam do kuchni, by nalać sobie
kolejną porcję alkoholu. Tam zastałam Alexandra, który grzebał
w szafce. Bez słowa zrobiłam, co miałam zrobić, wróciłam przed
komputer i otworzyłam skrzynkę mailową. Dostałam kilka wiadomości,
między innymi od firm, z którymi współpracujemy, i od naszych
pracowników. Byłam łącznikiem między nimi a Alexandrem. W skrzynce
był też e-mail, którego adresu nie rozpoznałam. Z ciekawości kliknęłam
najpierw w nieznaną wiadomość.
– Ja pierdolę… Alexander, chodź tu natychmiast! – krzyknęłam
wstrząśnięta, a on wpadł do salonu, rozglądając się na prawo i lewo,
jakby kogoś szukał. Podsunęłam mu laptopa, by mógł przeczytać treść
maila:
„Pazerna suko! Przygotuj na poniedziałek trzy miliony euro
w najwyższych nominałach. Niedotrzymanie umowy poskutkuje
połączeniem twojego tatuśka z mamusią. Na pewno twój chłoptaś i tatuś
mają taką kasę, więc bez wykrętów i policji. W poniedziałek dostaniesz
wytyczne, gdzie zostawić walizkę z pieniędzmi”.
– Co to, kurwa, ma być?! – zawołałam wściekła. Ręce mi się trzęsły,
nie byłam w stanie podnieść szklanki. Alexander ze złości uderzył
pięścią w stolik, a ja krzyknęłam przerażona.
Zerwałam się na równe nogi, by biec do garderoby. Musiałam jechać
do ojca upewnić się, że żyje i wszystko u niego w porządku. Dochodziła
czwarta rano, ale miałam to gdzieś. W pośpiechu ściągałam piżamę
i zakładałam na siebie dresy niemal w tym samym czasie. Dlaczego ktoś
grozi mojej rodzinie? Nigdy nikomu nic nie zrobiłam, by ktoś mógł mieć do
mnie żal.
Alexander przyszedł do sypialni w momencie, gdy wychodziłam
z garderoby.
– To wszystko moja wina, przepraszam – rzekł z bólem w głosie.
Teraz nie jest czas na rozmowy, pomyślałam. Szybko zebrałam
ładowarkę, telefon i portfel do małego plecaka.
– Co robisz? Dokąd się wybierasz? – zapytał Alexander, obserwując,
jak biegam jak szalona po całej sypialni. Nie odpowiedziałam, więc po
chwili złapał mnie za ramiona, przyciągając do siebie, bym zwróciła na
niego uwagę. – Pytam, co robisz – powiedział stanowczo.
– Jadę do ojca! – warknęłam, wyswobadzając się z jego rąk.
– Poczekaj do rana. Piłaś, to raz, a dwa, nie myślisz racjonalnie.
Fakt, wypiłam szklankę whisky, ale nie obchodzi mnie to. Ulice są puste,
najwyżej dostanę mandat. Nie zważając na Alexandra, dalej wrzucałam
najpotrzebniejsze rzeczy do plecaka.
– Pojadę z tobą, tylko się przebiorę – stwierdził nagle, wchodząc do
garderoby. Po paru minutach wyszedł ubrany w dres i wybiegliśmy
z domu. Alexander kierował się w stronę swojego auta zaparkowanego
na podziemnym parkingu.
– Moim będzie szybciej. – Rzuciłam mu kluczyki do mojego volvo.
Przy jego wielkim audi SUV-ie moje auto gnało jak bolid.
– To twój samochód? – zdziwił się Alex. Volvo błysnęło światłami,
gdy nacisnął przycisk na kluczyku.
– A co, za mało kobiecy? – Usiadłam na miejscu dla pasażera
i zapięłam pas.
– No niezbyt. Bardziej bym cię widział w jakimś mini cooperze czy
czymś w tym stylu – odpowiedział. Roześmiałam się na samą myśl, jak
bym wyglądała w takim malutkim aucie.
– Lubię szybkie samochody i niekoniecznie małe, ale nie takie
wielbłądy jak twoje audi, kochanie – oznajmiłam, szczerząc się.
Chwilowo przestałam się stresować. Alexander spojrzał na mnie, udając
urażonego moją uwagą na temat jego samochodu.
– Moje audi nie jest wielbłądem. – Pokazał mi język i wyjechał na
drogę z podziemnego garażu. – Zaraz zobaczymy, co to twoje pudełko
potrafi i czy naprawdę jest takie szybkie.
Docisnął pedał gazu, wjeżdżając na autostradę. Przyśpieszenie wbiło
nas w fotele. Volvo zdecydowanie miało kopa. Wolałabym motocykl, ale
ojciec nigdy się nie zgodził, więc pozostało to tylko niespełnionym
marzeniem. Może teraz, gdy jestem niezależna, bym sobie kupiła? Ojciec
nie zrzędzi mi już nad głową i stać mnie na to. Tylko ciekawe, co by
Alexander powiedział.
– No, no, ma moc, to trzeba przyznać. Może i ja sprawię sobie takie na
urodziny – stwierdził Alex, zwalniając i zjeżdżając z autostrady.
– A kiedy je masz? – Do tej pory nie rozmawialiśmy na ten temat i nawet
nie wiem.
– W przyszły piątek – odparł i spojrzał na mnie, by zobaczyć moją
reakcję.
To już za chwilę, a ja nie mam ani prezentu, ani pomysłu, co dać
człowiekowi, który ma wszystko.
– Dlaczego nic wcześniej nie powiedziałeś? – zapytałam,
zastanawiając się nad prezentem, ale nic mi nie przychodziło do głowy.
– Nie pytałaś, to nie mówiłem – powiedział, głaszcząc mnie po nodze
jedną ręką.
– Co byś chciał dostać? – spytałam, choć wiedziałam, że i tak nie
dostanę odpowiedzi.
– Ty możesz być moim prezentem. – Popatrzył na mnie znacząco.
Jego członek zaczął być widoczny przez spodnie. Złapałam za niego, ale
Alexander zabrał moją dłoń.
– Nie teraz, bo spowoduję wypadek. – Skręcił w uliczkę.
– Taki prezent możesz mieć, kiedy chcesz, wystarczy powiedzieć. –
Jeszcze musimy minąć dwie ulice i będziemy na miejscu, pomyślałam.
Przygryzłam wargę. Im bliżej byliśmy, tym bardziej zaczynałam się znów
stresować, czy z ojcem wszystko w porządku. Mogłam zadzwonić, ale
wolałam sprawdzić na własne oczy. Spojrzałam na zegarek. Była prawie
piąta, a ojciec o szóstej wychodził do pracy, więc powinien być w domu.
Miałam nadzieję, że będzie i nic mu nie jest, a to wszystko to tylko głupi,
nieśmieszny żart.
Rozdział dwudziesty ósmy

Gdy podjechaliśmy pod bramę, wcisnęłam przycisk na pilocie, by ją


otworzyć. Alexander zaparkował pod samymi drzwiami. Nim zgasił
silnik, wypadłam z auta i pobiegłam prosto do domu, lecz nie zdążyłam
wsadzić klucza w zamek, bo zostałam powalona przez faceta, który
przystawił mi broń do głowy. Strach mnie sparaliżował, bałam się nawet
ruszyć, by nie pociągnął za spust.
– Kim jesteś? – zapytał, blokując mi ruchy kolanem, które wbijał
w plecy, kiedy chciałam się podnieść.
– Olivia Hall – wydusiłam cichutko ze ściśniętym gardłem. Kto to jest?
Mężczyzna zszedł ze mnie, schował broń i podał mi rękę.
– Przepraszam, panno Hall, nie spodziewaliśmy się pani o takiej
porze. Trochę wcześnie jak na odwiedziny u ojca – wytłumaczył się
facet, gdy się otrzepywałam. Spojrzałam na Alexandra, który leżał na
masce mojego volvo, trzymany przez drugiego ochroniarza ojca.
– Puść go – powiedział koleś, który mnie powalił. Goryl bez słowa
zrobił, co mu kazano, powiedział coś do rękawa, a następnie wraz
z drugim facetem wycofał się w głąb podwórka.
– Nic ci nie jest? – zapytał Alexander. Nie zdążyłam odpowiedzieć, bo
w drzwiach stanął ojciec, zaspany i w szlafroku. Bez słowa wpadłam
w jego ramiona, dziękując Bogu, że jest cały i zdrowy.
– Olivio, co się dzieje? Postawiłaś na nogi cały dom – stwierdził
ojciec, głaszcząc mnie po głowie. – Ty musisz być Alexander. –
Wyciągnął do niego dłoń za moimi plecami.
– Tak, proszę pana. Nazywam się Alexander Devil. Miło mi pana
poznać.
– Wejdźcie, proszę – zaprosił nas ojciec, gdy w końcu go puściłam.
Wzięłam Alexandra za rękę i pociągnęłam go do środka. W salonie ojciec
wyjął z szafki trzy szklanki i butelkę whisky. Napełnił naczynia i podał je
nam.
– Co się stało, Olivio? – ponowił pytanie ojciec, siadając na kanapie
naprzeciwko nas.
– Dostałam e-maila z pogróżkami. Alexander też dostał listy –
wypaliłam prosto z mostu, wtulając się w ramię Alexandra. Ojciec
obserwował nas, upił połowę whisky i w końcu się odezwał:
– Czego od was żądają? – Przeskakiwał wzrokiem ode mnie do
Alexandra.
– Pieniędzy, oczywiście. Zatrudniłem ochroniarzy, od dziś będą nas
ochraniać. Na wszelki wypadek mojej rodzinie też załatwiłem obstawę –
wyjaśnił Alexander, głaszcząc mnie po ramieniu. – Pieniądze nie są
problemem, ale pewnie jak zapłacę, pogróżki się nie skończą.
Ojciec pokiwał głową i wyciągnął telefon z kieszeni szlafroka.
– Barry, przyjdź proszę do salonu – rzekł do słuchawki i się rozłączył.
– Barry to mój kierownik ochrony. Dużo pieniędzy od was żądają?
– W moim przypadku żądali miliona, a Olivia dziś dostała e-maila,
w którym chcą trzech milionów euro do poniedziałku. Grozili, że pana
zabiją, dlatego tutaj przyjechaliśmy – wytłumaczył Alexander
w momencie, gdy Barry wszedł do salonu. To był ten ochroniarz, który
mnie powalił na ziemię przed wejściem do domu.
– Wzywał mnie pan – powiedział Barry rzeczowo, patrząc na mojego
ojca.
– Mamy problem. Usiądź z nami, chcemy poznać twoje zdanie. –
Ojciec wskazał fotel obok siebie. Zawsze dobrze traktował swoich
pracowników i im ufał, tego nauczyła go moja mama i to samo chciałam
wpoić Alexandrowi.
– Mojej córce i jej narzeczonemu grożą, żądając olbrzymich kwot. Co
byś im poradził? – spytał ojciec, poważnie spoglądając na swojego
ochroniarza. Barry zamyślił się, analizując wszystko, co usłyszał.
– Przede wszystkim radziłbym wynająć wykwalifikowaną ochronę.
Mogę uruchomić moje kontakty i spróbować się czegoś dowiedzieć. To
były listy? E-maile? Telefony? – Barry patrzył raz na mnie, raz na
mojego narzeczonego.
– E-maile – odparł Alexander.
– Jeśli e-maile, to ułatwia sprawę. Można spróbować namierzyć
komputer, z którego zostały wysłane. Kontaktowali się w celu odebrania
pieniędzy? – Ochroniarz analizował naszą sytuację.
– Tak, raz zadzwonili do biura. Torbę miałem zostawić w koszu na
śmieci w parku. Gdy zostawiałem pieniądze, byłem obserwowany. Nie
wiem, kto to był ani nie mam co do tego żadnych podejrzeń – powiedział
spokojnie Alexander, spoglądając na mnie niepewnie. Byłam w szoku
i popatrzyłam na niego ze złością.
Jak mógł to przede mną ukrywać i tak się narażać?! Musiał to zrobić
podczas naszego chwilowego rozstania lub jak jeszcze nie byliśmy parą.
Praktycznie zawsze przebywamy razem, więc nie wymknąłby się
niepostrzeżenie.
– Czyli albo ta sama osoba nadal wyciąga od pana kasę, albo to ktoś
inny – stwierdził Barry. Doszłam do takich samych wniosków.
– Ma pan te e-maile, bym mógł je zobaczyć i przeanalizować? – spytał
Barry.
– Tak, tylko potrzebuję komputera – odparł Alexander.
Wstałam nadal wściekła na narzeczonego i wzięłam laptopa ojca.
Udało mi się zalogować na pocztę, po czym wydrukowałam rzeczonego
e-maila. Podałam komputer Alexandrowi, by zrobił to samo. Po
wydrukowaniu podałam wszystkie papiery ochroniarzowi. Przez dłuższą
chwilę razem z ojcem analizowali wiadomości, nie kryjąc obrzydzenia.
– Składniowo wygląda na to, że wszystkie pisała jedna i ta sama
osoba. Ich wykonanie też jest takie samo. Ten ktoś prawdopodobnie was
zna. Macie jakieś typy? – wypytywał nas Barry.
Nie mam pojęcia, kto to może być. Nie mamy wspólnych znajomych, nie
licząc pracowników Devil’s House.
– Nie, nie mamy żadnych i w tym problem – odpowiedział mój
narzeczony.
– Kurwa! Wiem kto to! – wypaliłam nagle. Wszyscy popatrzyli na mnie
zaskoczeni. – Tylko jedną osobę znamy oboje… Ale nie wiem, czy to na
pewno ona. – Alexander aż zerwał się na równe nogi.
– Ona byłaby do tego zdolna. Wcześniej o tym nie pomyślałem, bo
tylko ja dostawałem wiadomości z groźbami! – warknął Alexander
wściekle.
– Olivio, o kim mówicie? – chciał wiedzieć ojciec.
– O Blance, tatusiu… Niedawno się okazało, że kiedyś była
z Alexandrem – wytłumaczyłam niepewnie. Nie chciałam mieszać w to
ojca, lecz chyba nie było innego wyjścia. Tata od razu się wściekł i cisnął
szklanką przez cały salon, aż roztrzaskała się o ścianę, zostawiając
plamę z alkoholu. To było do niego niepodobne, zawsze był opanowany
i nie robił takich rzeczy.
– Czy chodzi o Blankę Lee? – dopytywał się Barry, a ja pokiwałam
głową. Wymienili się z moim ojcem spojrzeniami i po kilku sekundach
zrozumiałam, o co chodzi.
– Tobie też groziła? – spytałam piskliwym głosem. Ojciec zmieszał się
i patrzył wszędzie, tylko nie na mnie. – Tato?
Wstał po kolejną szklankę i nalał sobie whisky. Wypił całą zawartość
na raz.
– I tak byś się pewnie w końcu dowiedziała – wyznał ojciec,
wzdychając. – Kiedyś przyszła do nas pod twoją nieobecność, byłaś na
zakupach. Upiłem się, tak cholernie brakowało mi twojej matki. Przyszła
niby do ciebie, lecz została na drinka. Nie wiem, jak to się stało, ale
wylądowaliśmy w łóżku. – Ojciec siedział załamany, nawet nie był
w stanie spojrzeć mi w oczy. Nie no, kurwa, to niemożliwe! Wkurwiłam
się nie tyle na tatę, co na Blankę. Jak ona mogła? Alexander, widząc moją
wściekłość, przytulił mnie i cały czas głaskał po knykciach. Tata
kontynuował swoją opowieść: – Wykorzystała mnie, a później musiałem
jej płacić za milczenie. W końcu się zbuntowałem, wtedy zaczęły
przychodzić pierwsze listy. Barry zbiera na nią papiery, ale nie mamy jak
na razie twardych dowodów, by cokolwiek jej zrobić, to cwana bestia.
Olivio, przepraszam, to twoja przyjaciółka, a ja z nią spałem, ale
przysięgam, nie wiem nawet, jak do tego doszło. Byłem kompletnie
pijany, a ona to wykorzystała.
Blanka już dawno nie jest moją przyjaciółką, a teraz to bym ją udusiła
gołymi rękami. Bezczelna suka.
– Tato, nie jestem zachwycona, ale to już kolejny przykład na to, że
jest bezwzględna i już dawno nie nazywam jej przyjaciółką. – Musiałam
się napić, więc wychyliłam zawartość szklanki i ponownie ją napełniłam.
Cała się trzęsłam ze złości. Czy ten dzień może być jeszcze gorszy?
– Nie mamy sto procent pewności, że to ona – powiedział Barry,
odzywając się po krótkiej ciszy, jaka zapanowała w salonie. Każdy był
zamyślony pewnie nad tym, czy to faktycznie sprawka Blanki. –
Aczkolwiek nie można tego bagatelizować. Przede wszystkim muszą
państwo mieć dobrą ochronę i bezpieczne miejsce, z którego łatwo
będzie was ochraniać.
– Czyli czeka nas przeprowadzka – załamałam się. – A co z pracą?
– Możemy pracować zdalnie, to akurat najmniejszy problem –
odpowiedział Alexander.
– Gdy będą państwo bezpieczni, można pomyśleć nad tym, jak ją
sprowokować, by sama się wkopała. Wtedy będziemy ją mieć w garści –
zaproponował Barry.
– To jest jakaś myśl. Lepsze to niż bezczynne siedzenie – poparłam
jego pomysł.
– Przeprowadźcie się tutaj choćby na jakiś czas – zasugerował nagle
ojciec. Podeszłam do niego i pocałowałam go w policzek, by mu
podziękować.
– Tutaj łatwo będzie was chronić, a jak jeszcze zwiększymy ochronę,
nie będzie opcji, by ktoś się dostał do środka – oznajmił Barry.
Spojrzałam na Alexandra, ale miał nieprzenikniony wyraz twarzy.
– Co ty na to, kochanie? – zapytałam. Od jakiegoś czasu tylko się
przysłuchiwał rozmowie.
– Jestem za, o ile nie będzie to problem, panie Hall – odpowiedział
w końcu Alexander. Wtuliłam się mocno w jego ramię. Wolałam zostać
tutaj, w moim domu, niż w tej sytuacji być w obcym miejscu.
– No to załatwione – skwitował ojciec, uśmiechając się na nasz widok.
– Będę potrzebował numeru telefonu do kierownika pana ochrony –
zwrócił się Barry do Alexandra.
– Dziś mają zacząć pierwszy dzień. Pojadę do apartamentu po rzeczy
i przywiozę panu ich personalia.
Chyba sobie żartuje, że sam tam pojedzie!, oburzyłam się w myślach.
– Nie powinien pan jechać sam – Barry podzielił moją myśl. Jego
Alexander na pewno posłucha.
– Barry, weź dwóch ludzi od nas i pojedź z Alexandrem, a reszta niech
zostanie ze mną i Olivią. Weźmiecie, co potrzeba, i wrócicie – wydał
polecenie ojciec, a ja odetchnęłam z ulgą. Spojrzałam na zegar,
dochodziła siódma.
– O której jedziemy do Neoled, panie Hall? – zapytał Barry, jakby
czytał mi w myślach.
– Dziś popracuję w domu.
Ochroniarz kiwnął głową na znak, że zrozumiał.
– Jak będzie pan gotowy, możemy ruszać – zwrócił się do Alexandra.
– Możemy jechać od razu. – Alexander pocałował mnie w głowę
i mocno przytulił. Nadal byłam roztrzęsiona z natłoku emocji.
– Będę czekać na pana na dworze – powiedział Barry, wychodząc
z salonu.
– Coś ci zabrać, kotuś? – Alexander także wstał z kanapy.
– Tylko laptopa i teczkę ze szkicami – poprosiłam, podciągając kolana
pod brodę.
Alexander przytaknął i wyszedł na zewnątrz, by dołączyć do
Barry’ego. Zostałam sama z ojcem. Zastanawiałam się, czy zapytać
o Blankę, ale sama nie wiedziałam, czy chcę wiedzieć więcej, niż do tej
pory usłyszałam.
– Alexander cię kocha i zrobi dla ciebie wszystko – stwierdził nagle
ojciec.
– Też go kocham, tatusiu. To bardzo dobry człowiek, mam nadzieję, że
się polubicie.
Tata usiadł w miejscu, gdzie jeszcze przed chwilą siedział mój
narzeczony, zagarnął mnie ramieniem i przytulił po ojcowsku.
– Już go lubię – odparł. – Cieszę się, że przyszliście z tym do mnie,
a jeszcze bardziej, że zamieszkacie ze mną. – W jego głosie słyszałam
szczerość. Cieszyłam się z przemiany ojca, a najbardziej z tego, że tak
szybko zaakceptował Alexandra, o co wcześniej się obawiałam.
Gosposia weszła do salonu i oboje spojrzeliśmy w jej kierunku.
Uśmiechnęła się ciepło na nasz widok. Nie była zdziwiona moją
obecnością. Słyszała tę rozmowę?
– Przygotowałam śniadanie, panie Hall – oznajmiła.
Jak na zawołanie zaburczało mi w brzuchu. Od wczoraj nie miałam
w ustach nic poza whisky. Usiedliśmy przy stole i natychmiast rzuciłam
się nakładać sobie wszystkiego po trochu, najpierw spróbowałam
jajecznicy.
– Pani Alison – zwrócił się ojciec do gosposi. – Moja córka
z narzeczonym zamieszkają z nami, więc proszę przygotować sypialnię,
by niczego im nie zabrakło. Ochrona także się zwiększy. Trzeba będzie
przygotować więcej pościeli w domu personelu. Proszę uwzględnić
większe zakupy. Jeśli czegoś zabraknie, proszę zamówić. – Ojciec jak
zawsze myślał o wszystkim.
– Dobrze, panie Hall. Zajmę się tym – odpowiedziała pani Alison
i zostawiła nas samych.
– Możemy ściągnąć tu też panią Scott, gosposię Alexandra,
i pokryjemy połowę wszystkich kosztów – zasugerowałam, kiedy
w końcu się najadłam. Nie pytałam Alexandra o zdanie, ale wiedziałam,
że nie będzie miał nic przeciwko.
– Nie wygłupiaj się, córcia, stać mnie na to – powiedział ojciec
urażony, kręcąc głową.
– To, że cię stać, nie oznacza, że musisz za wszystko płacić.
– To prawda, ale chcę to zrobić. Źle postąpiłem, zostawiając cię bez
pieniędzy, wypiąłem się na ciebie. Teraz będę mógł się choć trochę
zrehabilitować – wyjaśnił już łagodniejszym tonem.
– Nie mam do ciebie żalu. Tak musiało się stać. Gdyby nie ta sytuacja,
pewnie nigdy nie poznałabym Alexandra. – Byłam z tatą szczera. Kiedyś
zawsze mówiliśmy sobie prawdę i zwierzaliśmy się, ale to było jeszcze,
jak żyła mama. Chcę odbudować naszą relację, jeśli będzie to możliwe.
– Nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło. – Ojciec się
uśmiechnął. – Tutaj to powiedzenie sprawdziło się idealnie. Masz rację,
mojej gosposi przyda się pomoc, więc jeśli nie będzie mogła przyjść
wasza, zatrudnimy kogoś innego.
W ciszy jedliśmy śniadanie, a ja próbowałam poukładać sobie w głowie
cały ten bałagan, lecz było tego za dużo, poza tym whisky wcale nie
ułatwiała mi sprawy.
Sama już nie wiem, co o tym wszystkim myśleć. Jestem przerażona, ale
mam też wrażenie, że to nierealne, jakby nie dotyczyło mnie. Czy takie
rzeczy nie dzieją się tylko w filmach? Wszystko układało się perfekcyjnie,
żyłam w bańce mydlanej, do której dostępu bronił Alexander. Pewnie do tej
pory żyłabym w nieświadomości, gdybym nie weszła do jego gabinetu
w apartamencie. Chociaż nie, przeczytałabym tego przeklętego e-maila
jutro w pracy.
Rozdział dwudziesty dziewiąty

Ojciec poszedł do gabinetu popracować, a ja zaopatrzona w kawę


siedziałam w salonie, czekając na powrót Alexandra. Z każdą minutą mój
niepokój wzrastał. Próbowałam się skupić na oglądaniu telewizji, ale nic
z tego nie wychodziło, co chwilę podchodziłam do okna, by sprawdzić,
czy przypadkiem nie przyjechali, a ja nie zauważyłam.
– Nareszcie! – pisnęłam zdenerwowana na widok Alexandra.
Zerwałam się z kanapy i podbiegłam, rzucając mu się na szyję i tuląc
z całej siły.
– Też się cieszę, że cię widzę – wymruczał mi do ust i pocałował mnie
delikatnie.
– Chodź, pokażę ci mój pokój. To tam będziemy spać.
Chwycił walizkę za rączkę, a ja pociągnęłam go za sobą. Zabrał ze sobą
chyba całą szafę i gabinet, a mówią, że to kobiety nie mają umiaru
w pakowaniu się.
– Tęskniłem. – Delikatnie klepnął mnie w tyłek.
– Ja też i martwiłam się strasznie – powiedziałam, wchodząc do
naszego pokoju. Pani Alison właśnie dokładała dodatkową pościel dla
Alexandra. – Tutaj będziemy spali, a tam jest nasza łazienka. –
Wskazałam na wejście najbliżej okna. – Za tymi drzwiami zaś mamy
garderobę.
Mój pokój był dużo większy od kawalerki, którą wynajmowałam,
i niezmiernie go lubiłam. Sama go urządziłam od A do Z. W tym miejscu
znajdował się mój azyl, w którym potrafiłam spędzać całe dnie.
– Ładnie tutaj – stwierdził Alex, stawiając walizkę na podłodze
i rozglądając się po całym pokoju.
– Jest pan głodny? – zapytała gosposia, spoglądając na Alexandra.
– Coś bym zjadł, jeśli to nie kłopot. – Mój narzeczony najwyraźniej
czuł się tu obco i był skrępowany nowym otoczeniem.
– To żaden problem. Proszę zostawić walizkę, rozpakuję ją, gdy będzie
pan jadł śniadanie – odpowiedziała gosposia i udała się do łazienki ze
świeżymi ręcznikami.
– Dziękuję – rzekł Alexander, kiedy kobieta wychodziła z pokoju, by
przygotować mu posiłek.
– Mamy jedno biurko. Trzeba będzie pomyśleć o drugim. Chyba że
przejmiemy do pracy salon, ale tutaj przynajmniej nikt nie będzie nam
przeszkadzał. – Zauważyłam, że wszystkie moje rzeczy były na swoim
miejscu. Po mojej wyprowadzce nic się tutaj nie zmieniło.
– To nie problem, zaraz zamówię coś odpowiedniego. – Alexander
uśmiechnął się niepewnie i przytulił do mnie, zaciągając się zapachem
mojego waniliowego szamponu.
– Chodź, pokażę ci resztę domu. – Złapałam go za rękę i wyszliśmy na
zewnątrz. Otworzyłam kolejne drzwi na lewo od mojej sypialni. – Tutaj
mamy siłownię, a tam jest gabinet taty. – Wskazałam wejście do
następnego pomieszczenia. – Później ci go pokażę, nie chcę mu
przeszkadzać. – Przeszliśmy przez szklane drzwi na taras. – Taras jak
taras, nie ma co tutaj zwiedzać. Jeszcze dół nam został. – Zeszliśmy
schodami do pokoju gościnnego. – Mała sypialnia dla gości. Dziwne, że
ojciec nie kazał położyć cię tutaj. – Zaśmiałam się. – Tu też jest łazienka
i garderoba, jak w każdym pomieszczeniu w tym domu. Salon już
widziałeś. – Alexander nic nie mówił, tylko pozwalał się oprowadzać. –
A tu mamy taką ogólną łazienkę dla nas i obsługi. – Wskazałam kolejne
drzwi. – Tam jest sypialnia taty, której nie będziemy zwiedzać. – Została
tylko jadalnia z kuchnią, do której po chwili się udaliśmy. – Zawsze tu
trafisz po zapachu. Siadaj, jedz, póki ciepłe.
Poszłam jeszcze zrobić sobie i Alexandrowi kawę.
– Duży ten wasz dom – stwierdził.
– Duży, to prawda, ale czuj się jak u siebie. – Postawiłam przed nim
kubek i usiadłam obok przy stole. – Może pani Scott przyszłaby tu na
jakiś czas pomagać pani Alison? Mogłaby tutaj zamieszkać, gdyby
chciała. Na tyłach jest drugi dom dla personelu i ochrony –
zaproponowałam.
– Dobry pomysł, zadzwonię do niej, żeby zapytać. Jeśli nie będzie
chciała, zatrudnię kogoś innego – oświadczył i wgryzł się w smażony
boczek, żując go z błogą miną. – Byłem z Barrym w tym domku. Ma
zarządzać ochroną, którą zatrudniłem, ustaliliśmy też zasady – dodał,
gdy już przełknął to, co miał w ustach.
Dobre posunięcie, pomyślałam. Barry zna się na swojej robocie, skoro
pracuje u mojego ojca.
– A co z naszą pracą? Nie zmieniłeś zdania? – zapytałam. Ja to ja, beze
mnie firma sobie poradzi, ale Alexander jednak musi tam bywać.
– Nie, tak jak mówiłem, będziemy pracować zdalnie. Poradzą sobie
jakiś czas bez nas. Reszty przypilnuje Marko, już z nim rozmawiałem. –
Alexander tak samo jak mój ojciec zawsze myślał o wszystkim, jedynie ja
byłam roztrzepana i niezorganizowana.
Tylko jak długo miałoby to trwać? Nie chcę być zamknięta w klatce,
złotej, co prawda, ale jednak klatce. Dopiłam kawę i podniosłam się, by
zanieść kubek do zlewu.
– Idę na siłownię, a ty zjedz na spokojnie. – Pocałowałam go
w policzek i poszłam do sypialni, by przebrać się w dresy. Związałam
włosy w kucyk i ruszyłam do siłowni.
Tego mi brakowało, zaniedbałam się pod względem kondycji. Kiedyś
codziennie biegałam. Warto by było do tego wrócić, pomyślałam.
Włączyłam szybką muzykę, która zaczęła wydobywać się z głośników
rozmieszczonych w całym pomieszczeniu, i ruszyłam truchtem po
bieżni, stopniowo zwiększając tempo. Po godzinie byłam zlana potem,
ale czułam się świetnie. Gdy przyszedł Alexander, zmniejszyłam tempo
z powrotem do truchtu, a potem do marszu.
– Rozmawiałem z twoim ojcem – powiedział to takim tonem, że aż się
przeraziłam i prawie spadłam z bieżni. Wyłączyłam maszynę i zeszłam
z niej, wycierając ręcznikiem pot z twarzy.
– Powiedział coś, co ci się nie spodobało, czy był niemiły? – spytałam
niepewnie. Może jego dobroć i zmiana były chwilowe? W sumie nawet bym
się nie zdziwiła. – Powiesz mi, o czym rozmawialiście? – niecierpliwiłam
się.
– Poprosiłem go o twoją rękę – oznajmił.
Tego się nie spodziewałam.
– I co? – Jak mi zaraz nie powie, pójdę do ojca i wyduszę z niego
informacje.
– Zgodził się, ale nalegał, bym namówił cię do przejęcia jego firmy, by
nie przepadła, a wszyscy wiemy, że nie chcesz tego zrobić. Postawił
mnie trochę między młotem a kowadłem, bo powiedziałem, że
porozmawiam z tobą – wydusił z siebie w końcu i chyba mu ulżyło, że
ma to za sobą.
No nie, tego już było za wiele! Ojciec tak samo jak ja nie odpuszczał
nigdy!
Minęłam Alexandra i ruszyłam zapukać do gabinetu ojca, po czym
weszłam, nie czekając na zaproszenie.
– Widzę, że już ci powiedział. – Ojciec siedział z zadowoloną miną.
– Alexander, pozwól tutaj na chwilę! – krzyknęłam, wychylając się na
korytarz w stronę siłowni, z której mój narzeczony nadal nie wyszedł. –
Siadaj. – Zwróciłam się do niego chłodno, gdy się zjawił. Byłam zła na te
układziki za moimi plecami. Wzięłam głęboki oddech, by się uspokoić. –
Tato, już wiele razy przerabialiśmy temat Neoled. To nie jest coś, co chcę
robić…
– Neoled? To pana firma? – przerwał mi podekscytowany Alexander,
zwracając się do mojego ojca, który kiwnął głową. – To największa firma
w Londynie! – powiedział z dumą w głosie.
No tak, i co z tego? Nie rozumiałam tego podziwu dla wielkich firm,
chyba tylko faceci tak mieli.
– Mogę kontynuować? – zapytałam szorstko, a oni zgodnie pokiwali
głowami i nic już nie mówili, skupiając uwagę na mnie. – Wiem,
dlaczego chcesz bym przejęła Neoled. Bo to twoje drugie dziecko, bo
twoi ludzie, bla, bla, bla… – Przerabialiśmy to już nie raz, nie dwa
i znałam gadki ojca na pamięć. – Moja propozycja jest taka: będę nadal
pracować w Devil’s House i robić to, co robię, ale żeby i ciebie zadowolić,
połączymy nasze firmy. Będę właścicielką, ale dopiero po twojej śmierci,
a Devil’s House będzie nadal należało do Alexandra. Będziemy ci
pomagać w twojej firmie, ale nadal będziesz nią zarządzać. Na
połączeniu skorzystają obie marki. – Patrzyłam to na jednego, to na
drugiego, lecz nic nie powiedzieli ani nie zbuntowali się, więc
kontynuowałam: – Neoled będzie mógł robić świetlne reklamy na
pokazy, a Devil’s House wyprodukuje dla wszystkich pracowników stroje
z reklamą obu zakładów. Dwie tak duże firmy trafią do większej ilości
potencjalnych klientów. Łącząc dochody obu przedsiębiorstw, wszystko
będzie możliwe do zrealizowania. Nie wnikałam w wasze zarobki, ale
zakładam, że nie są to małe kwoty.
Ojciec z Alexandrem sztyletowali się spojrzeniami, myśląc nad tym, co
powiedziałam, i wszystko kalkulując. Wypiłam wodę ze szklanki ojca
i usiadłam, czekając, aż któryś się w końcu odezwie. To się nazywa
kompromis, albo się dogadają, albo ja umywam ręce od wszystkiego.
– Moja firma ma kapitał wynoszący około czterdziestu milionów
funtów. Nie mam pojęcia, co moglibyśmy wnieść w pańską firmę, poza
tym, co zaproponowała Olivia – zwrócił się Alexander do mojego ojca,
przerywając ciszę, jaka zapanowała w gabinecie po moim długim
przemówieniu.
Skoro ojciec chciał, bym przejęła firmę, to niech kombinuje. Sama na
pewno jej nie poprowadzę. Nie nadaję się do tego i nie mam o tym zielonego
pojęcia.
– Twoja firma zajmuje się pokazami i modą, tak? – zapytał ojciec,
masując skroń.
– Tak, od projektu po wykonanie i organizację – wyjaśnił Alexander.
Ojciec się zamyślił, rytmicznie pukając palcami w blat biurka.
– Bylibyśmy w stanie wykorzystać nasze maszyny tnące do tworzenia
szablonów i moglibyśmy otworzyć osobną linię dla dzieci, by
wykorzystać to, co mamy my i wy. Neoled opracowałby ledy do odzieży.
Dziecko przyciskałoby guzik i tak podświetlałby się lub mrugał ten
element, w którym znajdowałyby się ledy. Neoled ma trochę większy
kapitał w tym momencie, jakieś sto pięćdziesiąt milionów, więc to my
zainwestowalibyśmy w maszyny i co tam będzie potrzebne.
Matko kochana, obaj mają tyle kasy, że moje dwadzieścia tysięcy na
koncie to nic w porównaniu z nimi. Poza tym obecnie moim największym
zmartwieniem jest to, że dostajemy pogróżki, a nie jakieś firmy i ich
kapitały. No i jest jeszcze kwestia prezentu dla Alexandra, ale to już pikuś.
– Czyli co, łączycie siły? – zapytałam w celu upewnienia się.
– Ja nie widzę przeszkód, aczkolwiek decyzja należy do pana. –
Alexander spojrzał na ojca. – Ja nic nie ryzykuję, wchodząc w spółkę.
– Jeśli to jest jedyny warunek, Olivio, to też się zgadzam, lecz póki nie
macie ślubu, a Alexander mówił, że nie zamierzacie sporządzić
intercyzy, chcę zaznaczenia w postaci umowy o rozdzielności
majątkowej firm. Każdy wydatek musi być potwierdzony przez nas
wszystkich pisemnie.
Ojciec mi ufa, ale nie zna jeszcze Alexandra, to zrozumiałe z jego strony.
– Dobry pomysł – stwierdził Alexander.
– No to spółka – rzekłam i podałam wszystkim rękę. To powinno
załatwić sprawę. W końcu będę miała święty spokój z przejęciem firmy ojca.
Jak w powiedzeniu, i wilk syty, i owca cała. – Idę pod prysznic –
oświadczyłam, po czym wyszłam z gabinetu, zostawiając ich samych.
Prezent… Co mam mu kupić?
Cała lepiłam się od potu i śmierdziałam. Myjąc się, nadal nie
przychodziło mi do głowy, co mogłabym podarować Alexandrowi. To nie
jest proste kupić coś, co nie będzie banalne ani przewidywalne.
Rozdział trzydziesty

Wiem. Wycieczka! W Paryżu tak dobrze się bawiliśmy, wpadłam wreszcie


na pomysł, co sprezentować Alexowi. Stojąc w bieliźnie w garderobie,
wyczułam ruch za plecami. Gdy się odwróciłam, zauważyłam Alexandra,
który stał z otwartymi ustami, przyglądając się oczami wielkimi jak
spodki. Przełknął ślinę, zjeżdżając wzrokiem z biustu na moje
koronkowe majteczki i pończochy.
– Podziwia pan? – zapytałam figlarnie. Podeszłam do niego, ale nie na
tyle blisko, by mógł mnie dotknąć.
– Pożera wzrokiem – odpowiedział, wykonując krok w moją stronę.
Cofałam się, aż wpadłam na kanapę, która stała na środku garderoby.
Alexander popchnął mnie delikatnie, żebym usiadła. Podciągnął mi
kolana pod brodę i rozsunął uda na boki. Oblizał się, patrząc drapieżnym
wzrokiem. – Mam ochotę cię wylizać – zamruczał, padając na kolana, po
czym przeciągnął nosem po moich koronkowych stringach w miejscu
łechtaczki. – Pięknie pachniesz.
Wystarczyła chwila i dwa słowa, a moje majtki już były mokre. Pieścił
mnie językiem przez materiał bielizny, a ja się wiłam pod jego dotykiem.
Byłam maksymalnie podniecona i jęczałam cichutko. Alexander odchylił
stringi, wpijając się całymi ustami w moją cipkę. Lizał ją i ssał na
przemian, po czym włożył we mnie palec, delikatnie go zginając. O
matko, ale mi dobrze!
– Wejdź we mnie, proszę – jęknęłam. Byłam bliska orgazmu,
potrzebowałam go w sobie.
– Ufasz mi? – zapytał nagle, nie przestając nacierać palcem na moją
cipkę.
– Jak nikomu – odparłam. Teraz to mógł ze mną zrobić, co tylko
chciał. Nie kontrolowałam umysłu i nie myślałam o niczym innym, jak
o przyjemnych doznaniach, które mi fundował.
– Wstań i się pochyl – rozkazał, zaś po moim ciele przeszedł dreszcz
podniecenia od barwy jego głosu.
Rozpiął rozporek, a penis pod jego dotykiem wydłużył się i zgrubiał.
Oblizałam spierzchnięte usta, wyobrażając sobie jego smak na języku.
Wykonując polecenie, nachyliłam się i wypięłam pupę w stronę
Alexandra. Stopą rozsunął mi nogi, bym klękała na kanapie w większym
rozkroku. Usłyszałam charakterystyczny dźwięk rozrywania materiału.
Gładził moje pośladki i ugniatał na przemian, zostawiając mokre
pocałunki. Dłonią przejechał po mojej cipce, aż jęknęłam głośno.
– Proszę… – jęknęłam cicho. Myślałam, że zwariuję, jak mnie zaraz
nie wypełni, a on wszystko niemiłosiernie przedłużał.
– Mam nadzieję, że te majteczki nie były twoimi ulubionymi – rzekł,
wchodząc delikatnie w moją cipkę. Gdy dostał się do środka cały, zastygł,
bym się przyzwyczaiła do jego rozmiarów. Poruszał się bardzo powoli.
Wypięłam się ku Alexandrowi, by poczuć go głębiej w sobie, lecz mnie
przytrzymał, nie pozwalając mi przejąć kontroli. Odczucia miałam
całkiem inne niż zwykle, było dużo przyjemniej. Zerwałam się
spanikowana, kiedy zorientowałam się, co jest grane.
Kurwa!
– Spokojnie, kochanie, wyjmę, zanim dojdę – szepnął mi do ucha,
pociągając za nie zębami.
Tarcie ciał było dużo przyjemniejsze niż z prezerwatywą. Doznania
były tak intensywne, że po chwili jęczałam przyciśnięta do kanapy,
przeżywając swój najlepszy orgazm w życiu. W oczach stanęły mi
gwiazdy, a ciało zrobiło się cudownie wiotkie. Zostałam powalona przez
siłę spełnienia. Alexander w ostatniej chwili złapał mnie, bym nie
gruchnęła jak długa na podłogę.
– Weź go do buzi – wysapał, trzymając główkę penisa na wysokości
moich ust.
Niestety smakował mną. Alexander przytrzymywał moją głowę i po
chwili ssania jego męskości poczułam pierwsze krople nasienia na
języku, gdy wylewał się strumieniem wprost do mojego gardła.
Wyssałam go do końca, nie roniąc ani kropli. Mój narzeczony miał
w oczach dziką satysfakcję i miłość. Uwielbiałam go obserwować, kiedy
dochodził, jęcząc moje imię. Cieszyłam się, że potrafię uszczęśliwić
faceta, który niedługo miał się stać moim mężem. Otarłam usta
i wyszczerzyłam zęby, gdy Alexander podał mi rękę, by pomóc wstać.
– Kocham cię – powiedział ochrypłym głosem, całując mnie miękkimi
wargami.
– Ja ciebie też – wymruczałam prosto w jego usta.
Ubrałam się szybko i usiadłam przed laptopem, by przejrzeć wycieczki,
korzystając z okazji, że Alexander brał prysznic. Spodobała mi się oferta
wczasów na Barbadosie. Wakacje na wyspie, którą z każdej strony
otaczał ocean, mogłyby być niezapomnianym przeżyciem. Wykupiłam od
razu pakiet all inclusive. Wydrukowałam potwierdzenie zapłaty i bilety,
które schowałam do koperty. Akurat ją zaklejałam, gdy Alexander
zakradł się cichutko i pocałował mnie w głowę. Podskoczyłam
wystraszona i upuściłam kopertę. Alexander był szybszy i podniósł ją
z podłogi. Prawie serce mi stanęło. Nie chciałam, by odkrył mój prezent
urodzinowy.
– Byłaś tak skupiona, że nie zauważyłaś, że do ciebie mówię. Co to? –
zapytał, oglądając kopertę z każdej strony. Nic nie było na niej napisane
i na szczęście nie prześwitywała.
– Kartka urodzinowa – skłamałam gładko. Podał mi kopertę, odwrócił
się na pięcie i ruszył w stronę garderoby.
– Nie umiesz kłamać – stwierdził, nim zniknął w środku.
Myślałam, że całkiem niezła w tym jestem. Wzruszyłam ramionami
i schowałam kopertę do teczki z moimi szkicami. Do niej tylko ja mogłam
zaglądać.
W jadalni pomogliśmy pani Alison nakrywać do stołu. Przygotowała
dla nas kaczkę z opiekanymi ziemniakami i bukiet surówek. Pachniało
wyśmienicie, aż ślinka ciekła. Ojciec wybrał wino, a ja przyniosłam
kieliszki, podczas gdy Alexander nadal pomagał pani Alison. Byłam
w szoku, bo raczej był przyzwyczajony do tego, że każdy skacze wokół
niego, a on tylko rozkazuje. Nie zauważyłam jednak, by się zmuszał,
wyglądało, że chętnie pomagał i nie miał z tym problemu.
W końcu wszyscy wygłodniali rzuciliśmy się na kaczkę. Kończyliśmy
obiad, kiedy do domu przyszedł Barry ze zmartwioną miną.
– Coś się stało, Barry? – zapytał ojciec na jego widok.
– Uruchomiłem kontakty w policji, by dowiedzieć się jak najwięcej
o Blance Lee. Dziś zadzwonił mój dobry kolega i poinformował mnie
o jej śmierci. – Że co, kurwa?! Wciągnęłam głośno powietrze, a Barry
tylko spojrzał na nas po kolei i kontynuował: – Podcięto jej gardło. Ślady
świadczą o tym, że narzędziem zbrodni był nóż myśliwski. Wczoraj
wieczorem jakiś biegacz przypadkiem natknął się na jej ciało w pobliżu
Richmond Park i zawiadomił policję.
Zerwałam się z krzesła i pobiegłam do toalety dla obsługi, która była
najbliżej. Zwymiotowałam całą zawartość żołądka, ledwo zdążając
otworzyć sedes. Przepłukałam usta zimną wodą. Dopiero po paru
minutach byłam gotowa, by wrócić do jadalni i usiąść na swoje miejsce.
– W porządku, kotuś? – zapytał Alexander z troską w głosie, zwracając
uwagę wszystkich na mnie.
– Tak – odpowiedziałam i odsunęłam talerz. Na pewno już nic nie
przełknę.
– Mają podejrzanego? – spytał ojciec.
– Nie. Wygląda to na czystą robotę. Sprawca nie zostawił żadnych
odcisków palców, narzędzia zbrodni też nie znaleziono. To najwyraźniej
sprawka płatnego zabójcy. Jeszcze nie widziałem morderstwa bez
zostawienia jakichkolwiek śladów, jak w tym przypadku. – Barry
westchnął głośno.
Kurwa! Nie prowadziła idealnego życia, ale kto mógł się posunąć do
czegoś takiego? Nie mogłam w to uwierzyć.
– Jeśli to ona wysyłała te listy, to w poniedziałek nikt się do was nie
odezwie w sprawie haraczu, ale jeżeli to nie ona, będziemy musieli
szukać dalej. Radziłbym, żeby nikt z państwa nie opuszczał domu. –
Barry był śmiertelnie poważny, a ja znów zaczęłam się trząść ze strachu.
Alexander to zauważył i pocieszająco ścisnął mi dłoń pod stołem. –
Musimy ustalić, czy sprawy nie są powiązane, a tylko w domu będziecie
mieli stuprocentowe bezpieczeństwo.
Barry miał rację, ale jeśli to nie ona wysyłała te pogróżki, to kto mógł to
robić? Musiała za tym stać osoba, która znała mnie, Alexandra i mojego
ojca, innego logicznego wyjaśnienia nie widzę. Kolejnym pytaniem jest, kto
zlecił zabójstwo Blanki i dlaczego to zrobił. Niewyjaśnione pytania
piętrzyły się z dnia na dzień, a nie poznaliśmy odpowiedzi na żadne
z nich.
Barry wyszedł, zostawiając nas samych w jadalni. Popatrzyłam na
wszystkich i tak samo jak ja byli przerażeni i skołowani. Co teraz?, tłukło
mi się po głowie non stop to samo pytanie.
– Jeśli Blanka nie maczała w tym palców, to będziemy mieli większy
problem w ustaleniu, czyja to sprawka – stwierdził Alexander. Głos mu
drżał. Mimo że próbował być silny za nas oboje, jego także przerosła ta
sytuacja. – Pana listy na pewno były od niej? – spytał, a mój ojciec
pokiwał głową.
– Ale nasze listy muszą być od kogoś, kto nas dobrze zna –
oznajmiłam, powtarzając kolejny raz to samo.
– Najgorsze jest to, że nie mam pojęcia, kto to mógłby być, jeśli nie
stała za tym Blanka – powiedział Alexander, łapiąc się za głowę. – Na
pewno chodzi im o pieniądze, ale czy tylko o nie?
Siedziałam i myślałam, kto mógłby maczać w tym palce, ale miałam
pustkę w głowie. Przez prasę każdy wiedział o naszych zaręczynach i jakby
ktoś dobrze pogrzebał, to by znalazł reportaże o moich rodzicach. Po
śmierci matki było mnóstwo artykułów ze spekulacjami, dlaczego umarła,
więc to nie była żadna poszlaka. Naszą trójkę łączyły na pewno pieniądze.
Moje zaręczyny z Alexandrem połączyły dwie duże firmy, a nasz kapitał się
zwiększył, i to mogło dosyć mocno razić w oczy. Zawiść pracownika raczej
odpadała. Nikt by nie łączył nas wszystkich, gdyby to była sprawka
pracownika jednej z firm. Ojciec jest pewny, że jego listy były od Blanki, ale
osoba, która pisała do mnie, wiedziała o śmierci mojej mamy i groziła mi
zabiciem ojca, a nie Alexandra. Kurwa mać, dobija mnie ta niewiedza i nie
mam pomysłów. Jeśli to nie była Blanka, to kogo z naszego otoczenia byłoby
stać na zabójcę? Podejrzewam, że nie dostał małej kwoty. Głowa mnie
rozbolała, a odpowiedzi nie znalazłam i raczej prędko jej nie poznam.
– Idę się położyć – powiedziałam, przerywając ciszę, która panowała
od dłuższego czasu w jadalni.
– Też się położę – stwierdził Alexander i ruszył za mną do pokoju.
Nagle przypomniało mi się o czymś.
– Musimy odwołać kolację u twoich rodziców. Nie ma co ryzykować
i ich także narażać.
– Masz rację – mruknął, wchodząc za mną po schodach. – Zajmę się
tym.
Rozdział trzydziesty pierwszy

W nocy dręczyły mnie koszmary. Wstałam z jeszcze większym bólem


głowy i opuchniętymi oczami. Wyglądałam fatalnie, przez co prawie
wystraszyłam się swojego odbicia w lustrze. Alexandra nie było w łóżku,
choć zegarek wskazywał siódmą rano. Ubrałam się i łyknęłam dwie
tabletki przeciwbólowe, a później zeszłam na dół, by poszukać
narzeczonego. Pracował w salonie przy laptopie, otoczony stertą
papierów, znad których podniósł wzrok, kiedy weszłam do salonu.
– Dzień dobry. Chcesz kawę? – zapytałam, całując go w policzek.
– Dzień dobry. Tak, poproszę, kochanie. – Chwycił mnie za dłoń
i przyciągnął do siebie, by ucałować.
Przeszłam z salonu do kuchni, gdzie podstawiłam pod ekspres dwa
kubki i wyjrzałam przez okno, które wychodziło na podjazd. Od strony
bramy za krzakiem chował się jakiś zamaskowany człowiek z bronią
w ręku.
– Alexander, biegiem do gabinetu ojca! – krzyknęłam spanikowana
i czym prędzej wyskoczyłam z kuchni, podczas gdy Alexander biegł
w moją stronę. Złapał mnie za rękę i razem pobiegliśmy na górę,
przeskakując po dwa stopnie naraz. Usłyszałam huk od strony drzwi,
które chwilę później uderzyły o podłogę.
Kurwa! Dostali się do domu!
Dopadłam do drzwi, a ojciec patrzył na nas zdziwiony, ale też już
zdążył się poderwać z fotela, zaalarmowany hukiem.
– Do panic roomu, biegiem! – wrzasnęłam. Ojciec zerwał się, by
otworzyć przejście ukryte za regałem z książkami. Gdy tylko weszliśmy
do środka, zabezpieczył je od wewnątrz. Osunęłam się na podłogę obok
Alexandra, który przytulił mnie mocno do piersi. Do panic roomu nikt nie
mógł wejść, jeśli ktoś już był w środku. Pokój został wyposażony we
wszystko, co potrzebne do przeżycia przez kilka dni. Był także
dźwiękoszczelny i ani my nic nie słyszeliśmy z zewnątrz, ani nikt nie
mógł usłyszeć nas. To ojciec, z myślą o naszym bezpieczeństwie,
uwzględnił go w projekcie domu, jednak nie musieliśmy z niego
korzystać aż do dzisiaj.
Ojciec uruchomił komputer, klnąc co chwilę, i przesłał obraz ze
wszystkich kamer na wielki ekran, który zajmował prawie całą ścianę za
biurkiem.
– Ja pierdolę! To jest egzekucja! – krzyknęłam, łapiąc się za głowę,
gdy zobaczyłam, co się dzieje na ekranie. Z przerażenia zamknęłam
oczy.
– Co to, kurwa, ma być? – Ojciec rwał sobie włosy z głowy.
– Kurwa! Wybili wszystkich! Co do jednego! – Alexander krążył po
pomieszczeniu w tę i z powrotem.
Ojciec przeskakiwał z kamery na kamerę, powiększając obraz. Nogi się
pode mną uginały z każdym kolejnym. Nasza ochrona liczyła piętnaście
osób i wszyscy nie żyli. Ciała leżały wszędzie, w ogrodzie, w domu
pracowników i w naszym. Ochroniarze, najwidoczniej chcąc nas ratować,
weszli do domu i spoczęli w nim na wieki. Napastników było dwa razy
więcej niż ich. Wszyscy bandyci mieli na twarzach kominiarki, przez co
nikogo nie dało się rozpoznać.
– Tato, powiększ obraz z twojego gabinetu – powiedziałam
roztrzęsionym głosem i zbliżyłam się. Nikt poza mną i ojcem nie
wiedział o panic roomie, który nie był nawet naniesiony na plany
budynku. – Zobaczcie, ta kurwa czegoś szuka! – Wskazałam palcem na
ekran. Facet w kominiarce przerzucał papiery na biurku i przeglądał
wszystkie szuflady, wyrzucając ich zawartość na podłogę. – Czego on
tam szuka? – zdziwiłam się i popatrzyłam na ojca, który pobladł,
wpisując jakieś kody. – Tato, czego oni od nas chcą? – wypytywałam go
raz za razem.
Ojciec zdalnie restartował wszystkie komputery, które były w domu
i zabezpieczał je hasłem. To była technologia niedostępna dla zwykłych
ludzi, ale on nie był przeciętnym zjadaczem chleba.
– Tego, czego szuka, na pewno tam nie znajdzie – odpowiedział przez
zaciśnięte zęby.
Cała się trzęsłam, stałam tylko dzięki Alexandrowi, który mnie trzymał
w swoich ramionach, nie pozwalając upaść.
– Ja pierdolę, tato! Zabili gosposię i całą naszą ochronę nie bez
powodu! – warczałam zła na ojca. Ewidentnie nie chciał nam czegoś
zdradzić.
Na ekranie widzieliśmy, jak włamywacze przewracają cały dom do
góry nogami, szukając czegoś konkretnego. Tylko czego?
– Tego szukają – rzekł w końcu ojciec, pokazując nam drewniany
krzyżyk, który miał zawieszony na szyi. Gdy go rozłożył na części,
okazało się, że w środku był mały, przenośny dysk.
– Co jest na nim takiego ważnego? – zapytałam.
– Wszystko – wyjaśnił, chowając krzyżyk pod koszulką i sprawdzając,
czy go nie widać.
– Możesz jaśniej? – oburzyłam się jego lakonicznością.
– Wszystkie hasła, począwszy od kont bankowych, a skończywszy na
polisach. Mając ten dysk, można wypłacić wszystkie nasze pieniądze.
Upoważnienia, spis majątku, nasze dane, metryki – wyliczał ojciec na
palcach. – W domu nie ma żadnych wartościowych papierów. Wszystkie
zniszczyłem, gdy przeniosłem dane na tego pendrive’a.
Nogi całkiem się pode mną ugięły. Klęczałam na podłodze, płacząc jak
małe dziecko. Nie potrafiłam się uspokoić, mimo że Alexander uklęknął
obok, przytulając mnie i szepcząc pocieszająco do ucha. Załamałam się.
Ktoś chce nas zabić i o mały włos by mu się to udało, a wszystko przez
pieniądze.
– Można z tego pokoju dzwonić? – zapytał Alexander.
– Zresetowałem wszystkie komputery w domu i zabezpieczyłem
hasłem. Możesz spróbować się połączyć przez Skype’a lub Messengera.
Internet odciąłem w całym domu oprócz tego pomieszczenia. Możemy
sterować telefonami i kamerami przez ten komputer. Dzwoń, tylko nie
zdradzaj nikomu, gdzie jesteśmy – odpowiedział ojciec, zwalniając fotel
Alexandrowi.
– To nie potrwa długo. Zaraz do ciebie wrócę – wyszeptał mi do ucha
i wstał, by usiąść do komputera. – No dalej, odbieraj… Dzięki Bogu.
Marko, posłuchaj mnie uważnie. Jedź do rodziców i zabierz ich i Alice
w bezpieczne miejsce. Nie mówcie nikomu, gdzie jesteście.
– Co się dzieje? – zdenerwował się Marko.
– Nie teraz, Marko. Pośpiesz się! – warknął na brata Alexander.
– Ale gdzie jesteś?
– Nie mogę powiedzieć, zrób, co kazałem. Muszę kończyć. Uważajcie
na siebie i nigdzie się po drodze nie zatrzymujcie. – Alexander rozłączył
się, wrócił do mnie i mocno przytulił.
Cała się trzęsłam, nie mogłam tego opanować. Ojciec przyniósł koc
i butelkę whisky, którą postawił na stoliku obok kanapy. W panic roomie
było wszystko, co potrzebne do przetrwania kilku dni. Oprócz komputera
i skomplikowanych urządzeń, które umiał obsługiwać tylko mój tata,
była tam jeszcze miniaturowa ubikacja i szafka z zapasem suchego
prowiantu. Ojciec szybko wrócił przed ekran komputera, a tymczasem
Alexander okrył mnie kocykiem i podał otwartą butelkę, z której upiłam
trochę piekącego płynu.
– Nie, to niemożliwe… Barry żyje! – zawołał ojciec po kilku minutach,
przerywając ciszę.
Przerzucił obraz z jednej z kamer na duży ekran. Barry ukrywał się
w krzakach przy domu pracowników. Gdy zaczął się pomału zakradać do
środka, ojciec zmienił kamerę, podążając za nim. Ochroniarz ostrożnie
chodził z pomieszczenia do pomieszczenia. W domku dla pracowników
nie było żadnego bandyty, ale on nie mógł o tym wiedzieć. Z szafy
wyciągnął naboje i broń, na którą nałożył tłumik, i włożył na siebie
kamizelkę kuloodporną. Na panelu powciskał jakieś guziki, zapewne
wzywając policję. Wyszedł na podwórko uzbrojony po zęby.
W nerwach patrzyliśmy na ekran. Kurczowo ściskałam dłoń Alexandra,
ale on się tym nie przejmował i nawet nie krzywił z bólu. Ojciec
przeskakiwał z kamery na kamerę, idąc wraz za Barrym. Na podwórku
naliczyłam pięciu zbrodniarzy. Teren był duży, więc stali w dużych
odstępach od siebie, obserwując wszystko dookoła. Do najbliższego
bandziora, który znajdował się niedaleko domku dla pracowników, Barry
zakradł się od tyłu i zaciągnął go w krzaki zasłaniające nam widok. Nie
wiedzieliśmy, co tam się dzieje. Barry wyszedł zza rośliny po chwili,
trzymając jakiś przedmiot w dłoniach. Z daleka nie można było określić,
co to jest. Nasz ochroniarz ostrożnie zbliżył się do kolejnego mężczyzny,
przerzucając mu przez szyję tajemniczy przedmiot. Pociągnął go
w stronę ogrodzenia poza zasięg wzroku innych. Bandyta walczył
o oddech, ale na próżno. Niedługo później padł na ziemię pozbawiony
życia. Trzech stało na środku podwórka, więc Barry nie mógł podejść
niezauważony. Czaił się na kolejnego. Już miał wychodzić z kryjówki,
gdy nagle jeden z nich się odwrócił i ruszył prosto w jego stronę.
Knykcie mi zbielały od trzymania rąk zaciśniętych w pięści.
Spojrzałam na Alexandra, a on z zaciśniętą szczęką patrzył na to, co się
działo na ekranie, ojciec natomiast trzymał ręce na głowie i coś mruczał
pod nosem.
Bandzior był o krok od Barry’ego, który wyskoczył z krzaków.
Wymienili kilka ciosów, jednak nasz ochroniarz okazał się lepszy. Zdołał
złapać przeciwnika za głowę i mocno ją przekręcić. Przestępca padł na
ziemię ze skręconym karkiem. Sytuacja zwróciła uwagę pozostałych
mężczyzn, którzy wycelowali broń w Barry’ego, lecz on też zdążył
wyciągnąć pistolet z kabury. Po kilku wystrzałach wszyscy trzej padli na
glebę.
– Kurwa! Ja pierdolę! Kurwa mać! – przekrzykiwaliśmy się nawzajem,
obserwując rozwój wydarzeń.
Barry był naszą ostatnią nadzieją. Ojciec załamany schował twarz
w dłoniach, rycząc jak zranione zwierzę.
– Patrzcie! – zawołał nagle Alexander, wskazując na ekran.
Do Barry’ego zbliżał się komandos. Mieliśmy powiększony podgląd
z kamery, która nie rejestrowała obrazu koło bramy, więc nie
wiedzieliśmy, że przyjechała brygada antyterrorystyczna. Żołnierz
nachylił się nad Barrym, sprawdzając funkcje życiowe. Dopiero teraz
zauważyliśmy, że żyje, ale trzyma się za postrzelone ramię, a krew
przecieka mu przez palce. Komandos pomógł mu się podnieść, po czym
wyszli za bramę, gdzie stały radiowozy policyjne.
Bandyci znajdujący się w domu zdążyli się zorientować, że zostali
otoczeni kordonem policyjnym. Biegali w popłochu od okna do okna, ale
nie mieli innej drogi ucieczki niż przez bramę.
Przez dziesięć minut nic się nie działo, a potem w bramie
zauważyliśmy komandosa z megafonem. W panic roomie nie słyszeliśmy
komunikatów ani rozmów morderców, którzy zebrali się w salonie
i gestykulowali zawzięcie rękami. A nam nie pozostało nic innego, jak
czekać, aż ten horror się skończy.
Rozdział trzydziesty drugi

Dopiero po godzinie komandosi wykonali pierwszy ruch, grupując się


przy bramie. Na dachach większych aut leżeli snajperzy, obserwując
przez lunety, co się dzieje. Żołnierze w szyku bojowym ruszyli w stronę
drzwi wejściowych. Pierwsi szli z tarczami, drudzy z karabinami.
Wszyscy mieli na sobie maski gazowe.
Ojciec przełączył obraz na kamerę z korytarza i ujrzeliśmy, jak przez
drzwi wpadło kilka metalowych puszek, z których wydobywały się kłęby
szarego dymu. Odruchowo zmrużyłam oczy, by lepiej widzieć, ale nic to
nie dawało, nie mogłam rozegnać mgły zza ekranu.
Trzech komandosów zostało przy drzwiach, uniemożliwiając
przestępcom ewentualną ucieczkę, a reszta podzieliła się na grupki
i przeczesywała pomieszczenie za pomieszczeniem. W całym domu nie
było nic widać poza charakterystycznymi błyskami z broni, które
świadczyły o oddaniu strzału. Obgryzłam wszystkie paznokcie ze
strachu. Oczy miałam suche, bo już nie miałam czym płakać, a w gardle
czułam wielką gulę, której nie mogłam przełknąć. Zastanawiałam się,
kiedy i czy w ogóle będziemy mogli bezpiecznie wyjść z panic roomu.
W domku dla służących był komputer z dostępem do kamer,
zabezpieczony hasłem, które znali tylko Barry i mój ojciec. Może po
wszystkim Barry domyśli się, że gdzieś się ukryliśmy, i przejrzy obrazy
z kamer, żeby nas zlokalizować. Przynajmniej taką miałam nadzieję.
Po dziesięciu minutach chyba było po wszystkim, bo ustały rozbłyski
z broni, lecz dym nadal nie opadł do końca i nie widzieliśmy, co się
dzieje w domu.
Komandosi wyszli na zewnątrz z jednym z bandytów, który był zakuty
w kajdanki, aczkolwiek nie przestawali celować do niego z broni. Pod
bramą jeden z wojskowych popchnął przestępcę, przewracając go, by
leżał twarzą w trawie. Barry z barkiem owiniętym bandażami zaczął
kopać mężczyznę po brzuchu i żebrach tak długo, póki ktoś go nie
powstrzymał. Po dłuższej chwili pojawił się dowódca, o ile się nie mylę.
Stał nad zbirem, mówiąc coś i gestykulując zawzięcie. Nawet jakbym
umiała czytać z ruchu warg, niczego bym się nie dowiedziała, bo mówił
zbyt szybko. Wskazał palcem na jeden z wozów, po czym dwóch
komandosów złapało przestępcę pod pachy i zaciągnęło w tamtym
kierunku.
Ojciec zmniejszył obraz, następnie przeskakiwał po każdej działającej
kamerze w domu. Dym powoli opadał, ukazując widoki, których nigdy nie
zapomnę. Wszędzie krew, poszarpane ciała i wszystko rozwalone
w drobny mak. Kałuże z czerwonej posoki zalewały całą podłogę.
Tego było za wiele i mój żołądek nie wytrzymał. Wybiegłam do
malutkiej toalety i zwymiotowałam żółcią. Moim ostatnim posiłkiem był
wczorajszy obiad, który też wyrzygałam, a dzisiaj nie miałam w ustach
nic poza małym łykiem whisky. Palił mnie cały przełyk. Wypłukałam
usta i ostatnie, co pamiętałam, to, jak Alexander niósł mnie na kanapę.
Zemdlałam z natłoku wydarzeń. Ocknęłam się z zimnym okładem na
czole. Alexander klęczał koło kanapy, przyglądając mi się ze zmartwioną
miną.
– Lepiej się czujesz? – zapytał niepewnie z troską w głosie.
– Tak, już mi lepiej – wychrypiałam, ledwo wydobywając głos
z przepalonego gardła. Pogłaskałam Alexandra czule po policzku
i spojrzałam w smutne oczy. – Długo byłam nieprzytomna? – zapytałam.
– Jakieś dziesięć minut – odpowiedział, przymykając oczy.
Ojciec siedział z zakrytą twarzą. Chciałam zapytać, czy wszystko
w porządku, ale sama wiedziałam, że nic nie było w porządku. Usiadłam
powoli i poklepałam miejsce obok siebie, by Alexander je zajął. Wtuliłam
się w jego ramiona, cichutko łkając. Mijała minuta za minutą, godzina za
godziną. Straciłam rachubę, ile czasu tak siedzieliśmy. Nagle usłyszałam
dźwięk dobywający się z komputera. Zerwałam się na równe nogi
wystraszona.
– Spokojnie – uspokajał mnie narzeczony, głaszcząc po głowie raz za
razem. Ojciec coś nacisnął i zrobiło się cicho.
– Barry! – krzyknęłam, wskazując na duży ekran.
– Jesteśmy cali – rzekł ojciec do komputera.
– Dzięki Bogu – odparł Barry, łapiąc się za serce. – Możecie wyjść
z domu. Czekam na was pod bramą. Tylko niczego nie dotykajcie – dodał
i się rozłączył.
– Barry wiedział o panic roomie? – zapytałam ojca.
– Nie, nikt nie wiedział. Prześledził kamery i zapewne zobaczył, że
zniknęliśmy za ścianą. Wiedział, jak się połączyć z tym komputerem, bo
kiedyś mu podałem kod dostępu w razie takiej sytuacji, z tym że nie
wiedział, do którego to komputera. – Uściskałam ojca mocno. Zawsze był
przygotowany na każdą ewentualność i to dzięki niemu przeżyliśmy.
– Jak zwykle myślisz o wszystkim, tato – powiedziałam cicho,
odrywając się od niego. Po chwili Alexander podał ojcu rękę, a ten złapał
go w niedźwiedzi uścisk, klepiąc po plecach.
Rozdział trzydziesty trzeci

Ojciec odbezpieczył drzwi i razem z Alexandrem zaparli się z całej siły,


by je odsunąć. Okazało się, że ciało jednego z bandziorów zatarasowało
wyjście. Kiedy weszłam do gabinetu, kątem oka zauważyłam jeszcze dwa
zmasakrowane ciała z dziurami w głowach, widocznymi nawet pomimo
kominiarek. Żółć podeszła mi do gardła, więc ręką zakryłam usta, by nie
zwymiotować. Bądź silna, Olivio, powtarzałam sobie raz za razem
w myślach jak mantrę.
– Nie patrz. – Alexander zakrył mi oczy i próbował wziąć mnie na ręce
niczym rycerz na białym koniu.
– Dam radę – wypaliłam przez zęby, które zaciskałam, by się nie
zrzygać.
Na ekranie wszystko wyglądało jak straszny film, a ujrzenie tego na
żywo okazało się jeszcze gorsze. To przekraczało wszelkie wyobrażenia.
Uświadomiłam sobie, że nie da się przygotować na takie widoki,
a psychika człowiekowi natychmiast siada. Alexander prowadził mnie,
próbując zasłaniać ciała. Nie chciałam na to patrzeć, lecz oczy mnie nie
słuchały, mimowolnie patrzyłam tam, gdzie nie powinnam. Wyszliśmy
na trawnik przed domem po chyba całej wieczności, bo staraliśmy się
niczego nie dotykać. Musieliśmy lawirować między ciałami i całym
bałaganem, jaki panował w domu. Alexander razem z ojcem od razu
zwymiotowali. Na widok wymiocin mnie także zgięło, ale miałam tylko
suche torsje, już wcześniej pozbyłam się całej zawartości żołądka.
Przybiegli do nas ratownicy medyczni i zaprowadzili do karetek
pogotowia, które stały za ogrodzeniem posiadłości. Było mi wszystko
jedno, dokąd mnie ciągnęli. Miałam już dość i modliłam się, by ten
przeklęty dzień się skończył. Wiedziałam jednak, że to niemożliwe
i teraz mieli zacząć nas katować pytaniami, by wypełnić swoje procedury.
Pragnęłam tylko kąpieli i wtulenia się w mojego narzeczonego w ciszy
i spokoju.
– Nic mi nie jest – powtarzałam jak mantrę, mając złudną nadzieję, że
dadzą mi spokój. Ale nikt mnie nie słuchał. Lekarz świecił mi latarką po
oczach, podczas gdy ratownik medyczny mierzył ciśnienie. Zadawali
setki pytań, na które odpowiadałam tylko „tak” i „nie”. Wypuścili mnie
dopiero po kilkudziesięciu minutach, a następnie dla odmiany policja
wsadziła mnie do radiowozu i zadawała pytania, nagrywając każde moje
słowo. Musiałam opowiedzieć wszystko, co zapamiętałam. Byłam tak
maglowana przez dobrą godzinę, dużo pytań się powtarzało, z tym że
były trochę inaczej sformułowane. Mimo szoku starałam się odpowiadać
ze szczegółami.
Policja nie skończyła swoich działań na terenie naszego domu. Zwłoki
nadal leżały wszędzie, a my nie mogliśmy nawet wejść, by zabrać
kluczyki do samochodu czy jakieś czyste ubrania.
Stałam, czekając, aż wypuszczą z radiowozów Alexandra i mojego
ojca. Policja zabroniła nam wyjeżdżać z Londynu, ale obiecała dać
porządną ochronę. Barry podszedł do mnie, a ja go przytuliłam
i dziękowałam raz za razem, zalewając się potokiem łez w jego
ramionach.
– To moja praca, panno Hall. Cieszę się, że nic wam nie jest –
powiedział, gdy go w końcu puściłam.
– Co teraz będzie, Barry? – zapytałam, szukając pocieszenia.
– Nie wiem, panienko. Na razie nadal nie jesteście bezpieczni, jednak
mam nadzieję, że przycisną tego śmiecia i wyjawi, kto jest jego
zleceniodawcą. – Pocieszenie to było marne, ale Barry po prostu był ze
mną szczery.
– Już po wszystkim – stwierdził Alexander, który wyszedł właśnie
z radiowozu i od razu złapał mnie w swoje muskularne ramiona.
Przytulał mnie i całował, jakby chciał odgonić wszystko, co złe. Cieszę
się, że go mam. Bez niego bym sobie nie poradziła z tym całym
pierdolnikiem. W jego ramionach czułam się bezpieczna i wiedziałam, że
zrobi wszystko, co w jego mocy, by mnie chronić za wszelką cenę.
– Dziękuję ci za wszystko, Barry. Będę ci wdzięczny do końca życia za
uratowanie nas – powiedział Alexander i uścisnął Barry’emu dłoń.
– To moja praca, panie Devil – powtórzył Barry, lekko się uśmiechając.
Ojciec jako ostatni wyszedł z radiowozu. Wszyscy spojrzeliśmy w jego
kierunku. Przez ten dzień jeszcze bardziej posiwiał i postarzał się
o dobrych parę lat. Przytulił Barry’ego jak starego kumpla, dziękując mu
za poświęcenie dla nas, po czym objął także mnie i Alexandra.
Dziennikarze zjawili się nie wiadomo skąd. Jak hieny czekali, by
dorwać swoją padlinę. Policja skutecznie ich blokowała, ale jak zwęszyli
trop, będą czekać, choćby mieli stać tutaj całą noc. Nie dało się od razu
wynająć domu czy mieszkania, które nie zdradzałoby naszego pobytu, bo
dziennikarze na pewno pojechaliby za nami. Nasze prywatne piekło
stanowiło dla nich wielką sensację. Zrobiliby wszystko, by mieć artykuł
na pierwszą stronę. Eskortowani przez policję udaliśmy się do
apartamentowca Alexandra. Policjanci mieli nas od teraz ochraniać
dwadzieścia cztery godziny na dobę, póki sprawa się nie wyjaśni.
Dziennikarze oczywiście pojechali za nami, a jeszcze więcej czekało ich
pod apartamentem, do którego na szczęście nie mieli wstępu.
Całą drogę żadne z nas się nie odzywało przez obecność policjanta,
który nas eskortował. Barry obszedł cały apartament, sprawdzając, czy
jesteśmy tutaj bezpieczni, a potem dał nam zielone światło, że możemy
wejść do środka. Policjant został pod drzwiami wejściowymi, a drugi
dołączył do niego niedługo później. Zasiedli na krzesłach, które
przyniósł dla nich Barry. Dopiero w mieszkaniu zostaliśmy bez osób
trzecich. Alexander wziął z kuchni whisky, a ja szklanki, po czym
usiedliśmy w salonie. Ojciec pierwszy przerwał ciszę, mówiąc gorzko:
– Myślę, że nawet jeśli listy były od Blanki, to czegoś takiego by nie
zorganizowała. – Rozejrzał się po wszystkich i kontynuował: – To
musiał być ktoś, kto ma forsy jak lodu i kontakty, a ona raczej jest za
cienka w uszach. – Ojciec wściekle walnął pięścią w oparcie narożnika.
– Przeanalizujmy wszystko po kolei. Może nam się coś rozjaśni
i wspólnie poskładamy to w całość – zaproponował Barry. – Ja niestety
zorientowałem się dopiero, jak jebnęły drzwi wejściowe, a wszyscy, co
patrolowali podwórko, już nie żyli. Była to cicha robota. Żaden nie
zdążył ostrzec innych przez radio. Wdarli się równocześnie do obu
domów. Zdążyłem się schować w ostatniej chwili w krzakach. Strzelali
do wszystkiego, co się ruszało, jak do kaczek. Mieli przewagę liczebną,
a ja zostałem sam. Nie wiedziałem, co z wami, ale nie dało rady wejść do
domu. Miałem tylko nadzieję, że się ukryliście. – Nasz ochroniarz był
załamany. Schował twarz w dłonie i pokręcił głową, jakby chciał z niej
wyrzucić tamten obraz.
– Widzieliśmy wszystko na kamerach, Barry – odrzekł cicho ojciec,
klepiąc go pocieszająco po ramieniu.
– Byłam w kuchni zrobić kawę i na szczęście spojrzałam przez okno.
Skradali się po podwórku. Krzyknęłam do Alexandra i pobiegliśmy do
gabinetu ojca, by schować się dosłownie w ostatniej chwili. Resztę już
tylko widzieliśmy na ekranie i nie mogliśmy nic zrobić. – Obrazy w mojej
głowie przelatywały jak na zwolnionym filmie. To był horror, który
jeszcze się nie skończył. Nie wiem, jak długo to potrwa, ale mam nadzieję
na szczęśliwe zakończenie.
– Policjantom udało się coś wyciągnąć z napastnika? Ktoś nas
poinformuje? Masz jakieś podejrzenia? – pytał ojciec, a Barry tylko
smutno kręcił głową na każde zadane pytanie.
– Panie Hall, to nie jest takie proste. Zorganizują mu piekło na ziemi,
ale nie wiadomo, kiedy się złamie, bo to, że się złamie, jest pewne.
Każdy w końcu pęka, a przy takim zamachu terrorystycznym będą używać
wszelkich metod, jakie może pan sobie wyobrazić.
Ja to już nie chcę sobie niczego wyobrażać, pomyślałam. Mam dość
i najchętniej poszłabym spać.
– Przyszli po pieniądze, po to przeszukiwali cały dom. Ludzie
sprzedadzą własną matkę za parę pensów, więc wyznaczmy nagrodę za
wskazanie chuja, który to zlecił – stwierdził Alexander, biorąc mnie
w ramiona. – Dziennikarzy mamy pod nosem. Wystarczy tylko do nich
zejść i jeszcze dziś poleci nasze oświadczenie.
– To mogłoby pomóc – przyznał Barry. – Aczkolwiek może lepiej
będzie poczekać parę dni, aż tamten kutas się złamie.
– Może się złamie, a może nie. Nie możemy siedzieć bezczynnie na
tykającej bombie. Nie jest też pewne, czy w ogóle wie, kto to zlecił. Chcę
jak najszybciej skończyć ten koszmar. – Podzielałam zdanie Alexandra.
Może i zbiedniejemy o parę milionów, ale za to będziemy mogli żyć
normalnie, nie bojąc się własnego cienia.
– Myślę, że Alexander ma rację. To nie zaszkodzi, a może pomóc.
Zaczniemy od miliona, a następnie z dnia na dzień nagroda będzie rosła
o kolejny milion. Nie wierzę, że w końcu nikt się nie złamie. Wolę stracić
parę milionów, niż narażać życie nas wszystkich, czekając, aż policja się
dowie, co to za skurwiel. – Ojciec był zły i załamany, a to niedobre
połączenie.
Wszyscy jesteśmy zdesperowani, ale mój ojciec ma przewagę w postaci
kapitału. Bandyci przyszli po kasę, a nie wyszli z naszego domu nawet żywi.
Zleceniodawca także został z niczym. On sam się nie zgłosi, to oczywiste,
jednak może znajdzie się osoba, która coś o tym wie i go wyda. Niektórzy
nigdy nawet na oczy nie widzieli takiej sumy pieniędzy. Milion funtów
mógłby kogoś ustawić na całe życie, gdyby dobrze go zainwestował.
– To działamy? Ja mogę iść do dziennikarzy – zaoferował Alexander,
podnosząc się z narożnika i poprawiając ubranie.
– Nie ma na co czekać – stwierdził gorzko ojciec.
Barry chyba nie do końca się z nami zgadzał, ale nie wypowiadał się
więcej na ten temat. Po krótkiej chwili Alexander wyszedł
z apartamentu, zostawiając nas samych.
– Barry, jak myślisz, jest jakaś realna szansa, że to się nigdy nie
powtórzy? Choćby jak złapią tego, który to zlecił? – zapytałam pełna
obaw.
– Panienko, nigdy nie ma takiej pewności, zwłaszcza gdy w grę
wchodzą ogromne pieniądze.
– No to jak możemy się lepiej zabezpieczyć?
Barry myślał przez moment, nim odpowiedział na moje pytanie:
– W domu pana Halla są wszystkie znane mi zabezpieczenia. Nic
więcej nie przychodzi mi do głowy. Można by się skontaktować z firmą,
która zajmuje się zabezpieczeniami domów, może mają jakieś jeszcze
nowsze technologie. Z domu nie da się zrobić fortecy otoczonej fosą,
chyba że zbudujecie go wyspie. Można pomyśleć o psach wyszkolonych
jak te policyjne.
O właśnie! Kto wie, czy nie tego nam dziś zabrakło?
– Faktycznie, psy. Może w tym kierunku powinniśmy pomyśleć. Trzy
psy mogłyby skutecznie pomóc. Mają dobry słuch, do nich się nie
podejdzie niezauważenie, sprawnie atakują i są dużo szybsze od ludzi –
stwierdziłam, wyliczając na palcach. – Można gdzieś kupić takie psy?
Nigdy nie słyszałam, by ktoś takiego wyszkolonego psa kupował, ale może
jest gdzieś hodowla?
– To są psy szkolone od szczeniaka i rzadko który spełnia wymagania
psa policyjnego. Oczywiście są rasy, które mają większe predyspozycje,
jednak to nie oznacza, że każdy pies się nada. Policyjne psy na
emeryturze zazwyczaj przechodzą do domu swojego ludzkiego partnera.
Wydaje mi się, że nie da się ich odkupić. Łatwiej będzie skombinować
szczeniaka i wynająć tresera, który będzie z nim pracował – potwierdził
moje domysły Barry.
Wrócił Alexander z nic niemówiącą miną, a my spojrzeliśmy
w kierunku drzwi wejściowych.
– Zaraz puszczą mnie w wiadomościach – oświadczył i włączył
telewizor na odpowiednim kanale.
Dziennikarka właśnie zaczynała mówić:
– Mamy wiadomość z ostatniej chwili. Jak dziś podawaliśmy, miał
miejsce atak terrorystyczny na willę Briana Halla, milionera
mieszkającego w Londynie. Zięć Briana Halla, który także był w centrum
zamachu, wydał oświadczenie wyłącznie dla naszej stacji.
Na ekranie zobaczyliśmy Alexandra stojącego wśród błysku fleszy
aparatów, któremu reporterka podsunęła mikrofon pod nos i kiwnięciem
głowy zachęciła go do mówienia.
– Dobry wieczór. Nazywam się Alexander Devil i, jak państwo już
wiedzą, dziś zostaliśmy zaatakowani w domu mojego przyszłego teścia.
Nie jestem tutaj, by opowiadać o zamachu. Postanowiliśmy wyznaczyć
nagrodę w wysokości miliona funtów za potwierdzoną informację na
temat tego, kto zlecił atak. Gwarantujemy anonimowość. Proszę dzwonić
z wszelkimi informacjami pod numer telefonu: +442036427520. To na
razie wszystko. Dziękuję. – Dalej już mówiła dziennikarka, komentując
wypowiedź Alexandra.
Marzyłam, by ten przeklęty dzień się skończył i okazał tylko
koszmarnym snem.
– To był ciężki dzień dla nas wszystkich. Pokażę wam, gdzie możecie
spać – odezwał się Alexander do Barry’ego i mojego ojca.
Poszli, zostawiając mnie samą. Nie miałam nawet siły się podnieść,
a powieki same mi opadały. Byłam psychicznie i fizycznie wymęczona do
granic. Ciało odmawiało mi posłuszeństwa. Głowa niemal eksplodowała
od natłoku myśli i zmartwień.
– Kąpiel i łóżko? – zaproponował Alexander, kiedy wrócił. Kiwnęłam
tylko głową. Podał mi rękę i razem ruszyliśmy do naszej sypialni, z której
wchodziło się do łazienki.
Usiadłam na łóżku, dłońmi przecierając twarz, podczas gdy Alexander
poszedł napełnić wannę. Usłyszałam szum wody dobiegający z łazienki.
Alex zjawił się po kilku minutach. Kucnął koło łóżka, kładąc głowę na
moich kolanach, a ja automatycznie zaczęłam go czule po niej głaskać.
Nie musieliśmy nic mówić, wystarczało nam, że byliśmy razem. Nie
wiem, ile czasu tak tkwiliśmy, ale w końcu Alexander podniósł na mnie
wzrok i przyciągnął do siebie. Tulił mnie i całował, jakby jutra miało nie
być.
– Kocham cię – wyszeptałam, oddając pocałunek.
Wzięliśmy wspólną kąpiel w wannie pełnej miękkiej piany o zapachu
olejku herbacianego, który wlał Alexander. Relaksowaliśmy się przed
snem, ale wiedziałam, że mój narzeczony także ma w głowie gonitwę
myśli i tak samo jak ja próbuje sobie wszystko poukładać. Wyszliśmy
z wanny dopiero, gdy woda ostygła, a skóra na naszych dłoniach
i stopach się zmarszczyła. Przebrałam się w koszulkę i wtulona w pierś
mojego mężczyzny próbowałam zasnąć, lecz sen długo nie chciał
nadejść. Cichutko pochlipywałam, póki mnie nie zmorzyło.
Rozdział trzydziesty czwarty

W nocy miałam koszmary. Śniło mi się, że zostałam porwana


i zakneblowana. Bandyta przywiązał mnie do drzewa i przystawił mi
pistolet do głowy, głośno się śmiejąc. Nakręcał się moim strachem, gdy
ostrym czubkiem noża ranił mi nogi. Znałam ten śmiech, choć nie
mogłam sobie przypomnieć, do kogo należał. Przeszedł mnie dreszcz
i oblały mnie zimne poty, drżałam nieopanowanie. Bandzior pociągnął
za spust, a ja zobaczyłam błysk z wystrzelonego pistoletu w zwolnionym
tempie.
– Nie! – krzyknęłam przeciągle na całe gardło, siadając półprzytomna.
– Ciii, kochanie, to tylko zły sen. – Alexander jak anioł stróż od razu
był przy mnie, mocno tuląc w masywnych ramionach. – Jesteśmy
bezpieczni w domu. – Położyłam się wtulona w ramię Alexandra, gdy
faktycznie rozpoznałam naszą sypialnię. Po dobrej chwili usnęłam,
wsłuchując się w powolne bicie jego serca. Nie przestawał mnie głaskać
po głowie, szepcząc mi czułe słówka do ucha, póki znowu nie zasnęłam.
Reszta nocy minęła mi spokojnie, ale mimo to koszmar odbił się na
moim humorze następnego dnia i był jednym słowem parszywy.
Od wydarzeń w domu mojego ojca minęło kilka dni, a my wciąż
byliśmy zamknięci w apartamencie całkowicie odcięci od świata. Nagroda
wzrosła do dziesięciu milionów funtów, ale nadal nie wiedzieliśmy, kto
był zleceniodawcą. Miałam problemy ze snem i coraz częściej
wspomagałam się alkoholem i lekami nasennymi. W dzień się
zamartwiałam, zaś w nocy miałam koszmary senne. Czułam się
niewyspana, a co za tym idzie, byłam drażliwa i wystarczał mały
zapalnik, bym wybuchła. Sama nie do końca rozumiałam, co się ze mną
dzieje. Większość czynności wykonywałam automatycznie jak robot
i wszyscy poza Alexandrem schodzili mi z drogi. Tylko on potrafił mnie
uspokoić i ugłaskać, jednak przez pracę nie mógł ze mną siedzieć cały
czas.
Robota szła mi jak krew z nosa, a ojciec i Alexander uciekali przed
codziennymi zmartwieniami właśnie w pracę. Barry nadal z nami
mieszkał, czuwając nad naszym bezpieczeństwem. Wykonywał miliony
telefonów, pozostając w kontakcie z policją. Był naszym łącznikiem ze
stróżami prawa. Bandzior, który przeżył, nic nie wyjawił, a na drugi
dzień od zamachu popełnił samobójstwo, wieszając się na zrobionym
z ubrań sznurze, który przywiązał do rury. Mimo szybkiej reanimacji
zmarł na miejscu. Byliśmy w sytuacji do dupy. Nie wiedzieliśmy, co
mamy robić, a śledztwo utknęło w martwym punkcie.
Gdy policja skończyła działania w moim rodzinnym domu, ojciec
zatrudnił ekipę naprawczą, która miała zrobić generalny remont
i zmienić całą aranżację wnętrz. Spotkał się z przedstawicielem firmy
zajmującej się zabezpieczeniami w domach i ustalił, że zainstalują nowe
technologie, a stare ulepszą.
Kupiliśmy też cztery psy, które już są tresowane, a gdy tylko będą
gotowe, przejdziemy szkolenie z ich „obsługi”. Ustaliliśmy, że
zamieszkamy wszyscy razem już na stałe, bo mieszkania nie da się
zabezpieczyć tak dobrze jak domu. A ojciec nie będzie czuł się samotny
i ułatwi nam to współpracę, jak już połączymy firmy.
Ślub musieliśmy przełożyć do czasu, aż uznamy to za bezpieczne.
Alice była niepocieszona, lecz rozumiała naszą sytuację. Rodzice
Alexandra wrócili do swojego domu, ale dostali od nas ochroniarzy, na
których tylko narzekali, bo wszędzie za nimi chodzili. Alice na początku
była chroniona przez kobietę, jednak ta już po pierwszym tygodniu
zrezygnowała z pracy. Moja przyszła szwagierka dała jej w kość
zakupami i lataniem po różnych krajach, a kobiecina miała lęk wysokości
i chorobę lokomocyjną do kompletu. Faceci też wymiękali, ale ich
bajerowała tak, że skakali wokół niej, nawet jak byli na nią źli i mieli jej
dosyć.
Miałam już po dziurki w nosie siedzenia w domu i tej całej
przymusowej izolacji. Ojciec z Alexandrem byli od rana zamknięci
w gabinecie, a Barry rozmawiał w sypialni przez telefon. Krążyłam po
kuchni w poszukiwaniu czegoś dobrego do jedzenia. Przekopałam
wszystko w szafkach i lodówce, ale nie znalazłam nic, na co bym miała
ochotę. Wszystko bym oddała za jakąś eklerkę, pomyślałam. Tak, mam
ochotę na eklerkę i chcę ją zjeść teraz! Cukiernia jest dosłownie pięć minut
drogi stąd. W sumie nic się nie stanie, jak wyjdę na dziesięć minut. Nawet
nie zauważą, że mnie nie ma. Tylko jak przejść obok policjantów, którzy
siedzą pod naszymi drzwiami? Na pewno jeden pójdzie za mną do garażu.
Jak wsiądę do auta, już mnie nie zatrzyma, a trochę adrenaliny mi się
przyda. Dosyć mam już tego nudzenia się i chodzenia tylko po mieszkaniu.
Było duże, aczkolwiek nie na tyle, bym się już nie znudziła, zwiedzając
pomieszczenia. Kto nie ryzykuje, nie pije szampana. Chwyciłam kluczyki
i zaczęłam obracać je w dłoni. Spojrzałam w głąb apartamentu, ale nie
było nikogo, kto by mnie powstrzymał.
Pierwsza część planu była aż za prosta. Pod drzwiami siedział tylko
jeden policjant. Zerwał się zszokowany na mój widok.
– Idę tylko do auta po papiery. Za sekundę wracam – skłamałam i nie
oglądając się za siebie, ruszyłam w stronę schodów. Nie chciałam czekać
na windę.
– Nie może pani opuszczać mieszkania! – zawołał za mną, gdy
pierwszy szok mu minął.
– Zaraz wrócę – powtórzyłam, przyśpieszając kroku. Policjant nie
mógł zostawić apartamentu bez opieki, ale też nie mógł puścić mnie
samej.
Zastanawiając się, gdzie się podział drugi funkcjonariusz, zbiegałam
po schodach po dwa stopnie. Zostawiłam za sobą rozdartego mężczyznę,
który nie wiedział, czy ma zostać, czy ruszyć za mną. Ostatecznie wybrał
to pierwsze, a ja wykorzystałam okazję. Policjanci pilnujący naszego
bezpieczeństwa nie byli wszystkowiedzącymi robotami, na pewno nie
przewidzieli, że ktoś może opuścić apartament, szczególnie że od kilku
dni nikt z nas nie wychodził.
Biegiem pokonałam odległość do mojego volvo w obawie, że ktoś
może mnie powstrzymać. Odpaliłam silnik, równocześnie wciskając
pedał w podłogę. We wstecznym lusterku zauważyłam ruch. Drugi
policjant biegł w moją stronę, machając rękami, ale na szczęście szlaban
już był w górze, kiedy wystrzeliłam z piskiem opon niczym pocisk. Żaden
człowiek nie mógł równać się z szybkością auta. Uśmiechałam się
z satysfakcją, że udało mi się wyjechać z podziemnego garażu. Deszcz
zalewał ulice, a wycieraczki nie nadążały zbierać wody z szyby. Mój
samochód, dość charakterystyczny i nietrudny do zauważenia, miał
wbudowany czujnik do namierzania, więc gdy mijałam radiowóz na
jednej z londyńskich ulic, wystraszyłam się, że to mnie już szukają. Na
szczęście pojechał dalej, odetchnęłam z ulgą.
Rozdział trzydziesty piąty

Pojechałam do cukierni w pobliżu Devil’s House, lecz tam nie było


miejsca na samochód, więc zaparkowałam uliczkę dalej. Deszcz padał
gęsto, ale na szczęście zawsze w bagażniku miałam parasolkę na takie
okazje. Zgasiłam silnik, obeszłam auto i nachyliłam się do bagażnika
w poszukiwaniu przedmiotu. W tym samym momencie ktoś zaszedł mnie
od tyłu i złapał za talię, przyciskając szmatę do nosa i ust. Instynktownie
wstrzymałam oddech, próbując się wyrwać, jednak napastnik trzymał
mnie mocno. Mimowolnie wzięłam oddech, wciągając powietrze ze
środkiem usypiającym do płuc. Nogi mi się ugięły pod własnym
ciężarem.
Ocknęłam się oblana kubłem zimnej wody. Śmierdziało stęchlizną
i wilgocią. Zapewne znalazłam się w jakiejś piwnicy, a mój koszmar stał
się rzeczywistością. Płócienny worek nasiąknięty zimną wodą przyległ
do mojej twarzy. Zostałam pozbawiona zmysłu wzroku, ale za to
wyostrzył mi się słuch. Szorstkie liny nieprzyjemnie wbijały mi się
w przeguby rąk, raniąc je. Szarpałam się z całych sił, próbując się
uwolnić. Było to daremne, bo ktoś mocno przywiązał mnie do krzesła
i liny ani nie drgnęły.
– Rozwiąż mnie! – krzyknęłam. Moje serce waliło ze strachu jak
szalone. – Czego ode mnie chcesz?! – Nie dostałam odpowiedzi, choć
słyszałam, że nie jestem w pomieszczeniu sama. Nieprzerwanie
szarpałam się z liną, raniąc sobie nadgarstki oraz kostki u nóg.
Usłyszałam kroki zbliżające się w moim kierunku i głośne sapanie. – Nie
rób mi krzywdy, proszę… Dostaniesz tyle kasy, ile chcesz, tylko mnie
wypuść! Zapomnę o wszystkim, nic nikomu nie powiem, obiecuję –
lamentowałam, błagając o litość. Byłam bezbronna i skazana na jego
łaskę. Słyszałam przyśpieszony oddech, chociaż cały czas milczał.
Jaka jestem głupia! Po co uciekałam z domu? Alexander i ojciec teraz na
pewno szaleją ze strachu.
Szarpałam się z całych sił, ale na próżno. Potrząsałam głową, by
zwalić worek, lecz także bezskutecznie. Na dekolcie poczułam coś
metalowego i zamarłam sparaliżowana ze strachu.
– Nie rób tego, błagam… – prosiłam i płakałam, ale oprawca nie
słuchał. Zimne dreszcze przeszły mi po ciele, gdy usłyszałam dźwięk
przecinania materiału. Po chwili mój biustonosz także podzielił los
koszulki. Oddech napastnika stał się płytki i szybki, a do mnie docierało,
że mam do czynienia ze zboczeńcem, który chce obejrzeć swoją ofiarę. –
Błagam, nie rób tego… Jestem w ciąży – skłamałam. Miałam nadzieję, że
okaże litość, lecz był potworem. Nie poprzestał na koszulce
i biustonoszu, naciął także moje spodnie dresowe i rozerwał.
W pierwszym odruchu chciałam złączyć uda, ale liny skutecznie mi to
uniemożliwiały. Nie drgnęły, chociaż szarpałam się z całych sił. – Nie!
Proszę, zlituj się, powiedz tylko, czego chcesz… – Płakałam, jednak
mężczyzna nie przestawał mnie dotykać, ściskać piersi i pociągać za
sutki.
Usiadł na mnie okrakiem, a ja, korzystając z okazji, postanowiłam
uderzyć go głową. Nie zamierzałam poddać się bez walki. Mężczyzna
spadł ze mnie z głuchym plaskiem. Runęłam na niego, zakręciło mi się
w głowie, aczkolwiek mrugałam szybko, by tylko nie stracić
przytomności. Krzesło nie wytrzymało obciążenia i roztrzaskało się
z głośnym zgrzytem. Choć nadal miałam związane ręce, na nogach liny
się poluźniły i po chwili uwolniłam je. Worek spadł mi z głowy i nim
mężczyzna naciągnął go z powrotem, przez ułamek sekundy widziałam
jego twarz, przeżywając największy szok w życiu.
– Nie wierzę! Dlaczego?!– krzyknęłam, gdy się otrząsnęłam. – Czego
od nas chcesz?! Nic ci nie zrobiliśmy! Ufałam ci!
Ogłuszył mnie uderzeniem w głowę, po którym straciłam
przytomność. Ocknęłam się z workiem na głowie i twarzą na posadzce.
Leżałam na brzuchu z wykręconymi rękami, które aż mnie piekły z bólu.
– Zostaw mnie, to boli! – wrzasnęłam przerażona, kiedy szarpnął za
włosy.
– Zerżnę cię tak, że od razu wyplujesz tego bachora na podłogę –
powiedział i wepchnął we mnie kutasa. Zacisnęłam zęby i się szarpałam,
lecz był silniejszy. Bez problemów przycisnął mnie do zimnej posadzki.
Nie byłam podniecona i przez suchość w pochwie miałam wrażenie,
jakby jego penis był owinięty papierem ściernym i bezlitośnie zdzierał
wszystko wewnątrz mnie. Wyrywał mi włosy i bił wszędzie tam, gdzie
tylko mógł sięgnąć parszywymi łapskami. Nie przestawał mnie posuwać.
– Alexander cię zabije! – spróbowałam gróźb, łkając, a on się jedynie
roześmiał. W duchu modliłam się, bym nie straciła przytomności, tylko
wykorzystała każdą nadarzającą się okazję do ucieczki.
– Alexander może mnie w dupę pocałować, a teraz zamknij ryj, kurwo!
– Wyjął ze mnie kutasa, nagle powodując jeszcze większy ból. Miałam
nadzieję, że to już koniec i spróbowałam wstać, by uciekać. Kopnął mnie
w żebra, pozbawiając powietrza. Upadając słyszałam, jak mi pękają. –
Jeszcze nie skończyłem. Gdzie ty się wybierasz, mała kurewko? Stąd nie
ma ucieczki! – warknął mi groźnie do ucha, a następnie przyszpilił
swoim ciężarem do podłogi.
Krzyczałam, więc dostałam z pięści w tył głowy.
Bez ostrzeżenia wszedł między moje pośladki. Ból był ostry, jakby
mnie nacinał tępym nożem. Lepka ciecz spływała mi po udach, a całe
ciało emanowało bólem. Modliłam się, by to się skończyło. Pastwił się
nade mną, wkładając kutasa, gdzie się tylko dało. Pchał mocno, przy
okazji zdzierając mi skórę z policzka, ponieważ leżałam twarzą na
betonowej posadzce. Sapał głośno, a mi zbierało się na wymioty.
W końcu spuścił się we mnie, a ja zwymiotowałam na podłogę. Miałam
tylko nadzieję, że wreszcie da mi spokój. Jego nasienie wymieszane
z krwią spływało między moimi nogami i czułam się zbrukana jak zwykła
szmata. Łkałam cichutko, marszcząc nos od smrodu moich wymiocin.
Posadził mnie, mierząc z broni w głowę. Patrzył w moją stronę
nienawistnym wzrokiem. Nadal nie wiedziałam, o co mu chodzi. Nigdy
nic mu nie zrobiłam. Nie założył mi worka na głowę, bo to i tak już było
bezcelowe. Rozpoznałam go od razu, dlatego nie odzywał się do mnie,
dopóki materiał nie spadł mi z głowy. Myślał, że mu się upiecze i nigdy
się nie dowiem, że to on.
– Zgnijesz w więzieniu, Marko – wysyczałam przez zaciśnięte zęby,
plując w jego stronę z obrzydzeniem. – Na nic ci pieniądze. Nie uchronią
cię, i tak bekniesz za to, co mi zrobiłeś. Mogę ci to obiecać. – Śmiał się
jak z najlepszego dowcipu, a mnie oblał zimny pot.
– Dzięki pieniądzom mojego braciszka i twojego tatuśka szybciej mnie
tutaj nie będzie, niż mnie znajdą. – Nadal śmiał się szyderczo,
wymachując bronią w powietrzu.
– Masz na sumieniu wiele żyć. Zrobiłeś to wszystko tylko dla kasy.
Jesteś żałosny!
– Nie doszłoby do tego, gdyby ta kurwa zdobyła kody. Dawała dupy
jakiemuś ochroniarzowi i głupia się w nim zakochała. – Przewrócił
oczami i je zmrużył, po chwili jednak kontynuował, jakby od dawna
czekał na to, by się komuś pochwalić: – Odmówiła współpracy, więc
poderżnąłem jej gardło, a ty dostaniesz kulkę w łeb, jak dostanę swoje
pieniądze. Możesz mi podziękować, że nie będziesz się krztusić własną
krwią jak nasza kochana Blania. Ale wcześniej cię zerżnę, aż oczy ci się
wywalą na drugą stronę. Wasze zasrane życia mam w dupie, chcę tylko
waszej kasy. – On jest obłąkany i pełen nienawiści, pomyślałam. –
Wkurwiłem się, kiedy zobaczyłem na biurku Williama twoją umowę.
Przyszłaś do naszej firmy jak zwykła kurwa, jakich wiele, udając
niewiniątko. Zakręciłaś dupą, a mój braciszek od razu dał ci dziesięć
procent za to, że cię posuwa, podczas gdy ja dostawałem ochłapy za
ciężką pracę. – Podszedł, patrząc nienawistnym wzrokiem, i mnie opluł.
Ciepła ślina ściekała mi po policzku, ale obawiałam się gorszych rzeczy
niż oplucie. Odwróciłam wzrok i zacisnęłam zęby, czekając na uderzenie,
lecz na szczęście zaczął spacerować nerwowo i wylewać swoje żale: –
Najpierw chciałem go zniszczyć, udostępniając projekty. Miał się
skompromitować. Długo musiałem grać i udawać, ale uratowałaś mu
dupę, niszcząc mój genialny plan. – Nie patrzyłam na niego, by go nie
nakręcać, chociaż wszystko się we mnie gotowało, z trudem gryzłam się
w język. Powtarzałam sobie w myślach: Dasz radę, Olivia, nie prowokuj
go. Nie masz z nim szans. – Gdy się dowiedziałem, że śpisz na forsie,
zapragnąłem zabrać wszystko twojemu staremu, ale debile nie potrafili
was zajebać. Nic nie szło po mojej myśli. Dopiero dzisiaj mi się udało, od
dawna czekałem na taką okazję. Nikt mnie nie będzie podejrzewał,
wyjadę daleko, a ty już dawno będziesz martwa. – Zaśmiał się szyderczo,
a ja pohamowałam się, zgrzytając zębami, by nie zwymiotować
z obrzydzenia. On jest popierdolony na maksa! – Wymyślę bajeczkę
o wyjeździe, a oni łykną wszystko jak młode pelikany.
Z jednym ma rację. Nikt go nie będzie podejrzewać. Ja sama nigdy
w życiu bym go o nic nie posądziła, w końcu to brat Alexandra. Ale okazał
się szczwanym lisem, który wszystko sobie przemyślał.
– Nie ujdzie ci to na sucho, Marko! Mój ojciec nie odpuści, póki cię nie
znajdzie. Całe życie będziesz uciekał, aż potkniesz się któregoś dnia… –
wypaliłam, zanim ugryzłam się w język.
Próbowałam wyciągnąć ręce z lin, nie zwracając jego uwagi, gdy nagle
na ścianie wyczułam popękane, poszczerbione cegły. Gdyby udało mi się
zaczepić linę o cegłę, może poluźniłabym węzeł.
Marko nie spuszczał ze mnie wzroku, póki nie wyciągnął z kieszeni
telefonu. Po którejś próbie udało mi się zaczepić sznur o cegły, tnąc przy
tym skórę na rękach. Mimowolnie syknęłam, a on spojrzał na mnie.
– Co tam kombinujesz? – Podszedł i uderzył mnie z całej siły w twarz,
aż się przewróciłam i syknęłam z bólu.– Zrobimy ci pamiątkowe zdjęcie
dla Alexandra i twojego starego. Co ty na to, mała? – Nachylił się, by
mnie posadzić i szarpnięciem wyswobodził mi rękę z poluźnionych
więzów.
Teraz albo nigdy, pomyślałam.
Szybko się podniosłam i rzuciłam na broń, którą miał w dłoni.
Zaskoczony nawet nie próbował mi jej wyrwać. Gdy uświadomił sobie, że
zabrałam mu pistolet, ruszył na mnie, ale pociągnęłam za spust
i trafiłam go w bark.
– Ty kurwo! – z krzykiem runął na posadzkę.
– Kolejna będzie w serce, jeśli się do mnie zbliżysz – powiedziałam,
opuszczając pistolet na wysokość jego klatki piersiowej. – Daj mi swój
telefon. Pchnij go po podłodze. – Wyciągnęłam wolną rękę w jego
stronę. Serce waliło mi, jakby miało się wyrwać z piersi. Robiło mi się
słabo i czarno przed oczami, walczyłam sama ze sobą. Jak teraz zemdleję,
zabije mnie od razu. Ta myśl pozwalała mi utrzymywać się na nogach. –
Głuchy jesteś?! Dawaj ten pierdolony telefon! – Przeładowałam pistolet.
Dziękuję Bogu, że kiedyś potajemnie ochroniarz ojca nauczył mnie obsługi
broni. Strzelaliśmy do puszek, by zabić nudę. Ojciec nigdy się o tym nie
dowiedział, a teraz ta wiedza może uratować mi życie. Marko patrzył
zszokowany, trzymając się za bark z przeciekającą krwią między palcami.
– Co, zdziwiony jesteś? – zadrwiłam z niego. Teraz ja gorzko się
zaśmiałam. – Tak, wiem, jak się posługiwać bronią, a za sekundę
wpakuję ci kulkę i sama wezmę ten jebany telefon. – Spojrzał na mnie
i widząc, że nie żartuję, wyjął z kieszeni komórkę i pchnął ją w moim
kierunku.
Wzięłam głęboki oddech, by opanować nerwy i odszukałam numer
Alexandra, nie spuszczając wzroku z Marko. Alex odebrał po pierwszym
sygnale.
– Marko, masz jakieś wieści o Olivii? – zapytał od razu. W jego głosie
słyszałam strach i panikę. Głos mu się łamał, nigdy nie słyszałam
u niego czegoś takiego.
– To ja – powiedziałam. Po drugiej stronie zapanowała
kilkusekundowa cisza.
– Jesteś cała? Gdzie jesteś? Marko jest z tobą? – zadawał pytania
z szybkością karabinu maszynowego, zaciągając się głośno powietrzem.
– To Marko stał za tym wszystkim – wyjaśniłam gorzko, patrząc
nienawistnie na mojego oprawcę. Po drugiej stronie usłyszałam tylko
ciszę.
– Zabiję chuja gołymi rękami, jeśli jeszcze żyje – powiedział w końcu
Alexander lodowatym głosem, aż mi włosy na rękach stanęły dęba –
Jesteś cała? – Nie, nie jestem, ale nie chcę go martwić, pomyślałam.
Wystraszyłam go już wystarczająco.
–Tak – odparłam zwięźle.
– Już jedziemy po ciebie, nie rozłączaj się. Namierzyliśmy telefon,
z którego dzwonisz. Zaraz będziemy. – Dobrze było go usłyszeć.
Marzyłam tylko o tym, by mnie stąd zabrał.
– Okej. Pośpieszcie się – poprosiłam, czując się coraz gorzej.
Wiedziałam, że długo nie wytrzymam. Było mi słabo, a stanie sprawiało
ból. Na pewno miałam co najmniej jedno połamane żebro. Czułam je
przy każdym urywanym oddechu. Gdy spojrzałam na nogi, na całej ich
długości miałam krew, choć chyba już przestała się sączyć. Adrenalina
powoli opadała, a ból wzrastał ze zdwojoną siłą. Patrzyłam na Marko,
który siedział, tamując krwawienie z rany postrzałowej, ale nawet nie
było mi go żal. Zasługiwał na jeszcze więcej bólu,
– Jesteś tam? – usłyszałam w słuchawce, aż podskoczyłam
wystraszona.
– Tak – wysapałam cichutko. Każdy oddech sprawiał mi ból.
– Trzymaj się, kochanie, zaraz będziemy.
Stałam oparta o ścianę by się nie przewrócić. Alexandrze, pośpiesz się,
poganiałam go w myślach, modląc się, bym dała radę.
Rozdział trzydziesty szósty

Usłyszałam, jak ktoś z potężną siłą walił w metalowe drzwi do czasu, aż


zamek puścił. W pierwszej chwili się wystraszyłam i krzyknęłam
przerażona nagłym hukiem. Zacisnęłam mocniej palec na spuście
w gotowości do strzału, ale się opamiętałam. Jest, przyszedł po mnie!
Alexander tu jest, pomyślałam. Gdy drzwi się uchyliły, od razu namierzył
mnie wzrokiem i zbladł na mój widok. Ryknął wściekle i rzucił się na
brata, okładając go pięściami i kopiąc.
– Zabiję cię, skurwielu! – krzyczał bez przerwy, nie przestając okładać
Marko, wokół którego przybywało krwi.
Ojciec wziął mnie w objęcia, wyjął mi z rąk broń i z obrzydzeniem na
twarzy rzucił ją na posadzkę. Wtuliłam się w niego, chlipiąc cichutko.
– Panie Devil, proszę iść do panienki Olivii. – Barry złapał Alexandra
za ramiona. Mój narzeczony wpadł w szał, nie słuchał Barry’ego
i próbował mu się wyrywać. Marko leżał skulony, plując krwią oraz
zębami, które wybił mu brat.
– Ja się tym zajmę, Alex! – wrzasnął Barry, trzymając go z całych sił.
Dopiero po paru sekundach Alexander opamiętał się i przyszedł do mnie.
W jego oczach dostrzegłam ból przeplatany z gniewem. Ostrożnie mnie
przytulił, chowając twarz w moich włosach i zanosząc się płaczem.
– Przepraszam, kochanie, nigdy sobie tego nie wybaczę. Przepraszam
za wszystko, to moja wina – powtarzał Alexander raz za razem,
zakładając na mnie swoją bluzę od dresu i zakrywając tym samym moje
poszarpane ubrania. Wtuliłam się w niego, ostatkiem sił wieszając się
całym moim ciężarem. Nie miałam siły stać, ból emanował z każdego
centymetra mojego ciała. Próbowałam być twarda, by nie dokładać
narzeczonemu jeszcze więcej zmartwień. Liczyło się tylko to, że
znajdował się przy mnie i byłam już bezpieczna w jego objęciach.
Do moich uszu dobiegł krzyk Marko, gdy Barry boleśnie wykręcił mu
rękę.
– To za moich ludzi – usłyszeliśmy trzask kości, którą złamał Barry,
i rozdzierający krzyk bólu Marko.
– Pierdolcie się wszyscy! – warknął Marko, patrząc na mnie
i Alexandra. – Szkoda, że nie udało się was zajebać raz na zawsze.
– Przykro mi – rzucił ironicznie Alexander i cały się spiął.
– To za zamach, kutasie. – Barry opluł go, po czym złapał za zdrową
rękę. Trzask… Pękła kolejna kość Marko. – A to za panienkę Olivię –
dodał lodowato. Jeśli wcześniej Marko krzyczał, to było to nic
w porównaniu z tym, jak nasz ochroniarz zgniótł mu jądra butem. Marko
darł się, aż zemdlał.
– Słabo mi… – wydusiłam ostatkiem sił. Było to ostatnie, co
zapamiętałam, nim i ja straciłam przytomność.
Wszystko wokół pikało nieznośnie. Próbowałam otworzyć oczy, ale
były jak z ołowiu. Znowu spadałam w ciemność. Nie!
– Długo jeszcze będzie nieprzytomna? – Alexander jest tu ze mną. Nie
usłyszałam odpowiedzi, bo ponownie odpłynęłam.
– Córcia, wróć do nas. – Tatusiu, jestem tutaj, słyszę cię. Byłam zbyt
słaba, by się wydostać z ciemnej otchłani.
– Jedź do domu, ja z nią posiedzę – Kto to jest? Głos znajomy, ale nie
wiedziałam, do kogo należał. Kolejny raz przegrałam walkę z czarną
dziurą, która mnie pochłonęła.
Pip, pip, pip, pip… Znów to przeklęte pikanie. Miałam już tego dość.
Myślałam, że znowu zasnę, ale tym razem otworzyłam oczy i zmrużyłam
je, chroniąc przed światłem jarzeniówek. Pikanie nie ustępowało,
drażniąc mi uszy. Powoli przekręciłam głowę i spojrzałam na rękę,
w której tkwił wenflon, przez który do moich żył spływała kroplówka.
Ostrożnie zwróciłam wzrok w przeciwną stronę i ujrzałam śpiącego na
krześle Alexandra, z głową opartą na moim łóżku szpitalnym. Byłam
słaba. Miałam problem z podniesieniem ręki, ale powoli udało mi się
dotknąć narzeczonego. Obudził się i popatrzył na mnie zmęczonym
wzrokiem.
– Olivia! Boże, kochanie, wróciłaś do mnie – wydusił z zaciśniętym
gardłem, łapiąc mnie za rękę. Na szczęście uśmiech nie sprawił mi bólu.
Alexander wcisnął niewielki guzik przy moim łóżku. – Dzięki Bogu, że
się obudziłaś. – Pociekły mu łzy, które starłam delikatnie. Miał
kilkudniowy zarost, jakby dawno się nie golił. Całował mnie po dłoni,
jakby nie wierzył, że się ocknęłam.
– Nie płacz, jestem tutaj, żyję, kochanie – wychrypiałam przez bolące
gardło.
Drzwi się otworzyły i weszła lekarka, brunetka o ciepłych,
orzechowych oczach. Stanęła koło mojego łóżka.
– Dobry wieczór, panno Hall. Nazywam się Brooke Connor i jestem
pani lekarzem prowadzącym. Cieszę się, że się pani wybudziła. Zbadam
panią, a później wyjaśnię wszystko i odpowiem na pytania, jeśli będzie
pani jakieś miała. – Kiwnęłam głową na znak, że się zgadzam. – Myślę,
że lepiej będzie, jak pan wyjdzie – zwróciła się do Alexandra.
– Nie ma mowy, nigdzie nie idę – oznajmił stanowczo. Odsunął się,
robiąc lekarce miejsce przy łóżku. Kobieta pokręciła głową, ale nie
spierała się z Alexandrem, tylko zabrała za badanie. Świeciła mi latarką
po oczach, zginała raz ręce, raz nogi. Wszędzie miałam żółte siniaki,
a Alexander przełykał ślinę z miną zbitego psa, gdy na nie patrzył.
Skrzywiłam się z bólu, kiedy lekarka ucisnęła w okolicach żeber.
– Jeszcze całkowicie się nie zrosły, ale jesteśmy na dobrej drodze –
powiedziała, łapiąc mnie za głowę i przekręcając ją raz w lewo, raz
w prawo. – Dotknie pani palcem nosa? – zapytała, a ja z trudem
podniosłam rękę. – A teraz drugą ręką. – Wykonałam polecenie, męcząc
się, jakbym pokonała maraton. Podeszła do moich stóp i przejechała
długopisem po ich podbiciu, a ja mimowolnie nimi poruszyłam
i zachichotałam. Przykryła mnie pościelą i zapisała coś na karcie przy
łóżku. Po chwili odwiesiła ją i spojrzała na mnie. – Zacznę od początku…
Została pani przywieziona karetką szesnaście dni temu i była
utrzymywana w śpiączce farmakologicznej przez dwa tygodnie Ja
pierdolę! Szesnaście dni leżałam nieprzytomna jak kłoda? – Obrażenia,
jakie pani odniosła, to połamane trzy żebra, na szczęście żaden odłamek
nie przebił płuc. Ładnie się zrastają, jednak dla pewności rano zrobimy
prześwietlenie. Liczne krwiaki, które były powierzchowne, już prawie
zniknęły. – Słuchałam lekarki, ale wiedziałam, że najgorsze przed nami.
Alexander zaciskał pięści, słuchając uważnie pani doktor, która
kontynuowała: – Badanie ginekologiczne wykazało liczne obtarcia
pochwy i pęknięty odbyt, który lekarz musiał zszyć. Z jego raportu
wynika, że wszystko ładnie się goi, ale po wyjściu będzie pani musiała
przejść badania kontrolne. Wszystkie zalecenia będą umieszczone
w wypisie. – Nie mogłam tego słuchać, na szczęście kobieta skończyła
wyliczać obrażenia. Kolor twarzy Alexandra zmienił się teraz
z czerwonego na biały.
– Kiedy mogę opuścić szpital, pani doktor? – zapytałam. Chciałam już
być w domu, by wtulić się w ramiona narzeczonego i móc zapomnieć
o tym koszmarze, który się wydarzył.
– Jak będzie pani miała dobre wyniki, to pojutrze dostanie pani wypis,
ale musi pani grzecznie leżeć w łóżku i mieć kogoś, kto się panią zajmie.
– Kiwnęłam głową. Byłam zmęczona i zachciało mi się spać. Może to
wina leków, a może mój organizm potrzebował restartu. – Jutro do pani
zajrzę, a teraz niech pani odpoczywa. – Lekarka wyszła, zostawiając nas
samych.
Alexander siedział ze spuszczoną głową, chowając twarz w dłoniach,
podczas gdy ja walczyłam ze snem.
– Już dobrze – szepnęłam. Alexander podniósł wzrok pełen łez.
– Kurwa, nic nie jest dobrze! To nie ty powinnaś mnie pocieszać, tylko
ja ciebie! Mój brat zgotował ci piekło przeze mnie! Dla głupich
pieniędzy! Powinienem go zabić w tej piwnicy i zostawić, by zgnił. Nigdy
sobie tego nie wybaczę – załkał przygnieciony przez ogrom emocji.
Nie wiedziałam, co mam powiedzieć. Jednego jestem pewna, Alexander
nie musi czuć się za to odpowiedzialny.
– To moja wina, Alexandrze. Gdybym nie uciekła, nic takiego by się
nie stało. Nie obwiniaj się, tylko mnie przytul. – Łóżko nie jest duże, ale
zmieścimy się oboje, pomyślałam. Przesunęłam się, robiąc mu miejsce, by
się położył.
– Porozmawiamy kiedy indziej – wymamrotał cichutko, ocierając
policzki dłonią. – Jesteś słaba, potrzebujesz odpoczynku. Posiedzę przy
tobie, nie chcę ci niechcący zadać dodatkowego bólu przez sen. – Był
załamany i zły na siebie, a ja nie mogłam go nawet przytulić, by
pocieszyć.
– Teraz potrzebuję jedynie snu w twoich ramionach. Proszę, nie
odmawiaj – poprosiłam.
– No dobrze – zgodził się niechętnie, jednak wiedziałam, że ucieknie,
gdy tylko zasnę.
Obudziłam się z samego rana, a Alexandra przy mnie nie było. Czułam
się już głodna i spragniona. Jak na zawołanie drzwi się otworzyły, po
czym zobaczyłam narzeczonego skradającego się z kubkiem kawy.
– Dzień dobry – przywitałam się.
Wystraszył się, zamykając za sobą drzwi.
– Dzień dobry. Obudziłem cię? – zapytał, siadając obok mnie. Zapach
kawy unosił się w całym pokoju. Zauważyłam, że jest w dużo lepszym
humorze niż wczoraj.
– Nie. Sama się obudziłam – powiedziałam. Z uśmiechem
obserwowałam, jak nachyla się i całuje mnie w czoło.
– Jak się czujesz? – Jego piękna twarz spochmurniała. Wzięłam
głębszy oddech. Oddychało mi się o wiele lepiej. Poruszyłam rękami
i nogami, co też o wiele łatwiej mi poszło, więc w porównaniu z wczoraj
było rewelacyjnie.
– Dobrze, tylko chce mi się jeść i pić – odparłam. Jak na zawołanie
zaburczało mi w brzuchu.
– Zaraz pani doktor będzie robiła obchód. Nie wiem, czy możesz jeść –
stwierdził Alexander zmartwiony. – Zupa może być? Pójdę ci kupić. –
Postawił kubek z kawą na szafce. – Zaraz wrócę – rzucił przy drzwiach
i wyszedł, znowu zostawiając mnie samą.
Leżałam, patrząc w sufit. Nie było tutaj nic, na czym można by
zawiesić oko. Po chwili zjawiła się lekarka z notatnikiem w dłoni.
– Dzień dobry, panno Hall. Jak się dziś czujemy? – zapytała
z uśmiechem, sprawdzając jakieś liczby na monitorach i notując.
– Dobrze, tylko jestem głodna – odpowiedziałam. Nie byłam w stanie
o niczym innym myśleć.
– Pani narzeczony już pytał. Może pani wypić samą wodę z zupy, ale
bardzo powoli. Chciałabym, żeby spróbowała pani usiąść na łóżku. Da
pani radę, jeśli pomogę? – Wyciągnęła dłoń w moją stronę.
– Spróbuję. – Chwyciłam lekarkę za rękę i z wielkim trudem udało mi
się, lecz czułam się jak po zejściu z karuzeli. – Kręci mi się w głowie –
powiedziałam, gdy lekarka pomogła mi się z powrotem położyć.
– To dlatego, że długo pani leży. Wyjmiemy cewnik i proszę próbować
wstawać z pomocą narzeczonego. Jeśli będzie pani leżeć jeszcze dłużej,
może dojść do zaniku mięśni i nie obędzie się bez pomocy rehabilitanta
– stwierdziła rzeczowo kobieta. – Boli panią coś? Potrzebne będą leki? –
Spoglądała w moją kartę na łóżku i coś dopisywała.
– Obejdzie się. Żebra czuję, chociaż bardziej dokuczliwie niż boleśnie
– odparłam. Właśnie wszedł Alexander, a ślinka mi ciekła na samą myśl
o zupie.
– Dobrze, zaraz przyjdzie do pani pielęgniarka. Tylko powoli z tą zupą
– przypomniała i wyszła z sali.
Alexander podstawił mi stolik, otworzył pudełko z zupą i podał łyżkę.
Pomógł mi usiąść na łóżku i poprawił poduszki.
Ten wspaniały mężczyzna niedługo będzie moim mężem. Jak go nie
kochać? Opiekuje się mną, jest tu ze mną, choć nie może patrzeć na moje
poranione ciało. Ma wyrzuty sumienia, a ja nie mam pojęcia, co zrobić, by
poprawić mu humor. Sama mam mętlik w głowie. Za to, co się stało, sama
jestem sobie winna, a on obwinia siebie. Wiem, że ten koszmar będzie
powracał w moich snach. Nie wiem, czy dam radę być silna za nas
obydwoje, jednak postaram się z całych sił, bo on jest tego wart i zrobię dla
niego wszystko.
– Boże, ale jestem głodna – powiedziałam, wracając do
teraźniejszości. Złowiłam łyżką makaron i dmuchałam zawzięcie, by go
ostudzić. Wpakowałam łyżkę do ust i się poparzyłam w język.
– Powoli, kotuś. Nikt ci nie zabierze, przypominam ci, że miałaś pić
samą wodę – zganił mnie z uśmiechem. Upił kawę z kubka i przyglądał
się, jak jem. Wiem, że maskuje się przede mną, bo jego uśmiech nie dotarł
do oczu, które nadal są smutne. Nie może się załamać, nie pozwolę mu na
to. Będę silna za nas oboje, pomimo że sama mam poszarpaną psychikę
i czuję się paskudnie.
– Wiem, ale to takie dobre. – Zupa smakowała mi jak najlepsze danie
świata. Niby byłam głodna jak wilk, a zjadłam tylko kilka łyżek i już
czułam się pełna. Najwyraźniej miałam ściśnięty żołądek. Odsunęłam
stolik i wytarłam buzię serwetką. – Najadłam się – oznajmiłam.
– Napijesz się wody? – zapytał, podając mi butelkę z dziubkiem, czym
mnie rozczulił. Pomyślał o wszystkim, jak zawsze.
– Nie, napiłam się zupy. – Ze ściśniętym gardłem opadłam na
poduszki, zmęczona jak po maratonie. Pielęgniarka cicho zapukała
i weszła do sali. – Zostawisz nas na chwilkę? – zapytałam Alexandra.
Nie chciałam, by na to patrzył.
– Dzień dobry. Wyjmę pani cewnik – rzekła kobieta, zakładając
gumowe rękawiczki na dłonie, gdy nie zwracaliśmy na nią uwagi.
– Dobrze – rzekł tylko i wyszedł. Spojrzałam na niego smutno Czuję,
że się oddala i go tracę. Mam nadzieję, że to chwilowe i przetrwamy
wspólnie kryzys. Siła miłości jest najmocniejszym węzłem dwojga ludzi.
Wiem, że nasz jest mocno związany i nigdy nie pozwolę na jego
poluzowanie. Marko mnie upokorzył i zbrukał moje ciało, ale... Nie, nie
myśl o tym, Olivio!
Wyjęcie cewnika nie należało do przyjemności, ale na szczęście
pielęgniarce szybko poszło. Podziękowałam jej, kiedy minęła się
w drzwiach z Alexandrem.
Chcąc nie chcąc, musieliśmy porozmawiać, ale nie wiedziałam, od
czego zacząć. Uważałam, że bez tego nie pójdziemy dalej. Wzięłam
głęboki oddech, by rozpocząć rozmowę, ale Alexander zaczął pierwszy,
smutno patrząc na kubek z kawą:
– Gdy zapukała policja i powiedziała, że uciekłaś autem, myślałem, że
umrę ze strachu. Byłem zły na ciebie, na siebie, na wszystkich… –
Spojrzał na mnie z bólem wypisanym na twarzy i wzrokiem pełnym żalu.
– Przepraszam – wymamrotałam tylko. Nagle zabrakło mi języka
w gębie. Widok Alexandra powodował ściśnięcie serca, a w gardle urosła
mi wielka gula, której nie mogłam przełknąć. Powstrzymywałam się, by
nie zacząć płakać. Chcę być silna dla niego. Muszę być silna!, kołatało mi
się po głowie cały czas.
– Olivio, on zachował się jak potwór, a w dodatku to mój brat, a raczej
był nim – rzekł z obrzydzeniem. Jak to „był”? Nie chciałam mu
przerywać, a Alexander mówił dalej: – Dzwoniłem wszędzie, szukając
cię. Twój ojciec ogłosił w mediach, że zniknęłaś. Odchodziliśmy od
zmysłów. Policja szybko namierzyła twoje auto, ale ciebie nie było i nikt
cię nie widział. Wiedzieliśmy z wywiadu policji, że do żadnego sklepu nie
weszłaś. Nie znaleziono śladów ani nic, jakbyś ot tak wyparowała. –
Pstryknął palcami. Wszystko to ciążyło mu na sercu, a wyłącznie ja
byłam temu winna i czułam się z tym paskudnie. Schował twarz
w dłoniach.
– Padał deszcz, w bagażniku miałam parasolkę – niemal wyszeptałam,
ale nawet nie spojrzał na mnie, więc opowiadałam dalej: – Przytknął mi
do twarzy nasiąkniętą czymś szmatę i zemdlałam. Ocknęłam się dopiero
w piwnicy – wyjaśniłam, by uzupełnić to, czego nie wiedział.
Nigdy się nie dowie, co tam się dokładnie wydarzyło. Niepotrzebne mu to.
Nie chcę, by się obwiniał jeszcze bardziej. Nie okazuję tego, jak naprawdę
to przeżywam w głębi serca. Czuję się jak kurwa. Marko upokorzył mnie
w najgorszy sposób, w jaki można upokorzyć kobietę.
– Za nic w świecie bym go nie podejrzewał. Kurwa, nie wiem, co
w niego wstąpiło. Nie usprawiedliwiam go, bo to nie jest do
usprawiedliwienia. Rodzice są załamani. Nawiasem mówiąc, była tutaj
moja siostra. – Układanka się ułożyła. To głos Alice słyszałam, gdy
miałam przebłyski i próbowałam się obudzić.
– Kazała ci iść do domu – powiedziałam, a Alexander popatrzył na
mnie zszokowany.
– Skąd to wiesz? – zapytał z uniesionymi brwiami.
– Były momenty, że słyszałam różne rzeczy, ale nie mogłam otworzyć
oczu. – Wzruszyłam ramionami. Wtedy nie miałam pewności, czy to
działo się naprawdę, czy tylko w mojej głowie.
Gdy usłyszeliśmy pukanie, od razu przerwaliśmy rozmowę. Ojciec
stanął w drzwiach, uśmiechając się na mój widok. W jego oczach
dostrzegłam ulgę, która zapewne była wywołana moim wybudzeniem.
– Witaj, córciu. Jak się czujesz? – spytał.
Kiedy dostrzegł Alexandra, jego wyraz twarzy diametralnie się
zmienił, jakby zjadł kwaśną cytrynę.
O co tu chodzi? Coś jest na rzeczy, tylko jeszcze nie wiem co.
– Hej, tato. Dobrze już. Fajnie, że przyszedłeś – oznajmiłam, bacznie
przyglądając się ojcu. Alexander też nie tryskał entuzjazmem na jego
widok. – Co się dzieje? – spytałam, patrząc raz na tatę, raz na mojego
narzeczonego. Sztyletowali się wzrokiem, nic nie mówiąc. – Czekam –
popędziłam obydwóch. Żaden z nich się nie kwapił, by cokolwiek mi
wyjaśnić.
– Zostawię was samych. – Alexander zamierzał wyjść z pokoju. Więc
chodzi o ojca, domyśliłam się.
– Ani się waż, siadaj – rozkazałam, celując palcem na krzesło.
Posłusznie usiadł, ale patrzył wszędzie, byle nie na mnie i mojego ojca.
– To skoro nikt nie chce mi powiedzieć, pozwólcie, że sama zgadnę. Co
wy na to? – zapytałam wściekła, na zmianę mierząc wzrokiem obu
mężczyzn.
– To nic ważnego, a ty nie możesz się denerwować. – Ojciec wyglądał
na zakłopotanego, a mój facet za wszelką cenę patrzył gdzie indziej. A to
na swoje spodnie, zdejmując z nich pyłek, który był widoczny tylko dla
niego, a to za okno szpitalne, a to pod nogi.
– Nic ważnego? To dlaczego Alexander jest zmieszany, a ty wściekły
na niego?! – podniosłam głos. – Masz do niego pretensje za to, co się
stało? – warknęłam na ojca, który poczerwieniał ze złości.
– Olivio, twój ojciec ma akurat rację w tej kwestii. – Alexander
w końcu na mnie spojrzał ze smutkiem.
Słucham?! Chyba ich popierdoliło!
– To nie jest wina Alexandra i nie masz prawa go winić! – pogroziłam
ojcu palcem jak małemu dziecku.
– Olivio… – zaczął ojciec, lecz weszłam mu w słowo:
– Nie, tato, teraz to ty mnie posłuchasz. – Wciągnęłam głośno
powietrze. – Guzik mnie obchodzi, co tam sobie ubzdurałeś. Alexander
o niczym nie wiedział i nie miał na to wpływu. Ja go nie winię, a ty tym
bardziej nie powinieneś. A teraz proszę, żebyś sobie poszedł. Przemyśl
swoje zachowanie, bo wstyd mi za ciebie.
Opadłam na poduszki, zamykając oczy. Oddychałam ciężko jak po
przebiegnięciu maratonu. Starałam się brać głębokie wdechy, by się
uspokoić, ale byłam tak wkurwiona, że się nie udawało.
Jeśli nie akceptuje Alexandra, to straci i mnie. Mam gdzieś, czy
przegięłam teraz, czy nie. Nie pozwolę, by go obwiniał, i będę stała za nim
murem.
Drzwi trzasnęły i po kilku sekundach otworzyłam oczy. Ojca nie było,
a Alexander siedział, przyglądając mi się niepewnie. Czeka, aż mi
przejdzie wkurw. Typowy facet. Woli przeczekać, niż wyrwać się o minutę
za wcześnie.
– No co? – zapytałam w końcu.
– Kocham cię – wyznał, a cała złość mi przeszła i wyszczerzyłam
zęby.
– Ja ciebie też, kochanie. – Uważałam, że temat ojca został zamknięty
i nie chciałam już o tym rozmawiać. – Chyba dawno się nie goliłeś? –
stwierdziłam, patrząc na jego zarost, a on pogładził się po policzku.
– Kilka dni. Nie chciałem cię opuszczać na dłużej, niż to było
konieczne. – Atmosfera się oczyściła, choć wiedziałam, że ta sprawa na
pewno jeszcze powróci.
– Idź się wyśpij i ogarnij przede wszystkim, a jutro przyjedź po mnie.
– Wyglądał jak człowiek po ciężkiej chorobie. Był nieogolony,
w pomiętej koszuli, w ogóle nie przypominał prezesa.
– Mnie też wywalasz? – zapytał niezadowolony.
– Tak, idź się ogarnij, a ja się zdrzemnę – oświadczyłam. Pocałował
mnie w czoło i wyszedł z pokoju.
Gdy tylko drzwi się zamknęły, powoli przekręciłam się na ten bok,
który nie bolał i zamknęłam oczy, czekając, aż Morfeusz weźmie mnie
w swoje objęcia.
Rozdział trzydziesty siódmy

Po porannym obchodzie lekarka stwierdziła, że ze mną wszystko dobrze


i dziś mogę wrócić do domu. Musiałam jeszcze poczekać na przeklęty
wypis, a najchętniej uciekłabym jak najprędzej. Czas dłużył mi się, kiedy
patrzyłam tylko na puste ściany. Czułam się już na siłach, by iść sama
pod prysznic. Umyta, odświeżona i pełna czystej energii byłam gotowa
na powrót do domu. Dziwne, że Alexander jeszcze nie przyjechał, ale może
potrzebuje odpoczynku. W końcu tyle dni tutaj spędził. Wycierałam mokre
ciało, gdy nagle zostałam sparaliżowana przez myśl. Może chce mnie
zostawić? Wczoraj był taki przybity, a ja go wygnałam do domu. Kurwa!
Nie chciałam źle… Nie, na pewno by mnie nie zostawił… Alexander mnie
kocha, ja jego też.
Kiedy wróciłam z łazienki, w pokoju na krześle siedział ojciec. Nie
spodziewałam się go tutaj, szczególnie po wczoraj, jak mu nagadałam.
– Cześć, tato – przywitałam się ostrożnie, chcąc wybadać jego nastrój.
– Witaj, córciu. Widzę, że już ci lepiej. – Ojciec wstał i podał mi kubek
z kawą, której aromat rozchodził się po całym pokoju.
– O wiele lepiej – odpowiedziałam, upijając łyk napoju. Hmmm,
pyszna, pomyślałam. Ojciec wiedział, jaką kawę lubię.
– Miałaś rację. Źle osądziłem Alexandra, ale to tylko dlatego, że się
o ciebie boję – wypalił nagle, biorąc głęboki oddech. Byłam w szoku,
miło mnie zaskoczył.
– Wyłącznie ja ponoszę odpowiedzialność za swoją bezmyślność.
Może to nie zabrzmi dobrze, ale dzięki temu nasze piekło się skończyło…
– Pukanie przerwało nam tak ważną rozmowę. Odruchowo spojrzałam
w stronę drzwi, gdzie już stało dwóch policjantów.
– Dzień dobry. Panna Hall? – zapytał jeden z funkcjonariuszy,
wchodząc bez zaproszenia.
– Tak, to ja – odpowiedziałam automatycznie.
– Jestem aspirant Davies – przedstawił się i wskazał czapką na kolegę.
– A to aspirant Thomas. Możemy zadać pani kilka pytań na osobności? –
Davies popatrzył najpierw na mnie, a później znacząco na ojca, który już
zdążył podnieść się i ruszyć w kierunku wyjścia z pokoju.
– W czym mogę panom pomóc? – zapytałam zrezygnowana. To była
ostatnia rzecz, na jaką miałam ochotę w tym momencie.
Aspirant Davies czekał, aż drzwi za moim ojcem się zamkną. Usiadłam
na łóżku, czekając na pytania. Wiedziałam już, jak to się odbywa i że nie
będzie to krótka rozmowa, musiałam ją ścierpieć.
– Tak jak mówiłem, mamy kilka pytań dotyczących wydarzeń sprzed
osiemnastu dni. – Kiwnęłam głową na znak, że zrozumiałam, podczas
gdy aspirant Thomas wyjął notes i długopis, by spisać moje zeznania. –
Czy może pani opowiedzieć wszystko, co pamięta z tamtego czasu?
I znów zaczyna się horror. Chciałabym już zamknąć tamten rozdział.
Wystarcza mi piekło, które się toczy w mojej głowie.
– Jak zapewne panowie wiedzą, zostaliśmy napadnięci w domu mojego
ojca. Potem zamieszkaliśmy w apartamencie mojego narzeczonego,
Alexandra Devila. Tamtego dnia uciekłam z mieszkania i pojechałam do
cukierni. Padał deszcz, a gdy chciałam wziąć parasolkę z bagażnika, ktoś
przytknął mi do twarzy ścierkę nasączoną jakimś środkiem nasennym.
Wtedy jeszcze nie wiedziałam, że to Marko Devil. Straciłam
przytomność. Ocknęłam się w piwnicy przywiązana do krzesła, nie
wiedziałam, gdzie jestem. Miałam worek na głowie, ale śmierdziało
wilgocią i brudem. Marko usiadł mi na kolanach, jednak udało mi się
uderzyć go głową. Krzesło, na którym siedziałam, się połamało, a worek
spadł mi z głowy, wtedy go rozpoznałam. Później mnie gwałcił, bił,
kopał… – To było gorsze niż słuchanie lekarki mówiącej o moich
obrażeniach. Wszystko przelatywało mi przez głowę jak w zwolnionym
filmie. Mimowolnie łzy pociekły mi po policzkach, a w gardle urosła
wielka gula. Nie chciałam sobie tego przypominać, a co dopiero
opowiadać dwóm obcym ludziom, jakie piekło przeżyłam.
– Wszystko w porządku? – zapytał aspirant Davies z troską w głosie.
Nie, kurwa! Nic nie jest w porządku.
– Tak – skłamałam. Kontynuowałam, biorąc głęboki wdech i ocierając
łzy chusteczką, którą dostałam od aspiranta Thomasa: – Gdy w końcu
skończył, siedziałam przy ścianie, z której wystawały cegły.
Spróbowałam się uwolnić. – Pociągnęłam głośno nosem. Musiałam
wyglądać żałośnie, sądząc po ich minach. – Marko siedział z bronią
i telefonem w ręce. Chciał zrobić mi zdjęcie, żądając okupu. Groził, że
i tak mnie zabije, tak jak Blankę Lee, a sam ucieknie. Bałam się, ale nie
chciałam się poddać. – Zebrało mi się na wymioty, jednak udało się
przełknąć żółć, która podeszła mi do ust. – Marko zorientował się, że coś
kombinuję, więc podszedł i po raz kolejny uderzył mnie w twarz. Kiedy
chciał mnie podnieść, wyszarpał moją rękę z poluzowanych lin. Wtedy
zabrałam mu broń i postrzeliłam go w bark. Rozkazałam, by oddał
telefon i tak zadzwoniłam do mojego narzeczonego, Alexandra Devila.
Nie pamiętam nic więcej, wiem tylko, że straciłam przytomność, gdy
przyjechał – skończyłam niemal szeptem, chlipiąc i pociągając nosem.
To wszystko było w wielkim skrócie, ciężko opisać słowami piekło, które
przeżyłam. Aspirant Thomas zawzięcie notował w swoim notesie,
spisując moje zeznania.
– Marko Devil zeznał całkiem co innego. Nie obejdzie się bez procesu
sądowego – stwierdził aspirant Davies, a we mnie się krew zagotowała.
– Słucham?! – oburzyłam się. Nie no, kurwa, niemożliwe! – Myśli pan,
że kłamię i sama sobie to wszystko zrobiłam?! – pisnęłam zirytowana.
Tego było za wiele. Patrzyłam gniewnie na jednego i drugiego policjanta,
nie wierząc własnym uszom.
– Tak między nami, ja mu nie wierzę, tylko pani, a dokumentacja
szpitalna mówi sama za siebie. Musi pani zrozumieć, jak to wygląda, to
jest słowo przeciw słowu. Jego obrażenia też są dotkliwe, ale
z doświadczenia wiem, że kobieta pani postury nie dałaby rady tego
dokonać. – To była sprawka Alexandra i Barry’ego. Marko nie wyjawił im,
kto to zrobił? No to ja im też tego nie powiem.
– Ja go tylko postrzeliłam w bark, gdy chciał mnie ponownie
zaatakować – odparłam nadal zła.
– Skontaktuję się z panią, jeśli będziemy mieli więcej pytań. Proszę
także o telefon, gdyby pani sobie coś przypomniała. – Aspirant Davies
wręczył mi wizytówkę w momencie, gdy aspirant Thomas zamknął
notatnik. – Dużo zdrowia życzę. – Wyszli, salutując mi na pożegnanie.
– Do widzenia – burknęłam pod nosem.
Było już późne popołudnie, gdy lekarka przyniosła mój wypis
z zaleceniami. Ojciec był ze mną przez cały ten czas, tylko Alexander
zapadł się pod ziemię. Nie przyszedł do szpitala, a kiedy dzwoniłam
z telefonu taty, nie odbierał. Kilkakrotnie próbowałam się z nim
połączyć, jednak wiecznie odbierała tylko poczta głosowa. Zostawiłam
mu wiadomość, by oddzwonił, lecz nie zrobił tego, więc chcąc nie chcąc,
pojechałam z ojcem do jego domu, w którym remont już się zakończył.
Nie dawało mi spokoju, dlaczego Alexander nie przyjechał i nie było
z nim kontaktu. To do niego niepodobne. Gdy zapytałam ojca, czy
rozmawiał jeszcze z Alexandrem, zaprzeczył. Miałam czarne myśli, ale
bez komórki czy komputera niczego nie mogłam się dowiedzieć.
W zasadzie nie wiedziałam nawet, co się stało z moją torebką i autem,
chociaż miałam to w tym momencie w dupie.
W domu ojca już od wjazdu widać było zmiany. Wstawili podwójną
bramę z kolcami, które po wpisaniu kodu lub naciśnięciu odpowiedniego
guzika na pilocie chowały się, zaś po podwórku biegały cztery owczarki
niemieckie. Ochrona została podwojona, czaiła się na każdym kroku.
W oknach i drzwiach domu zamontowali rolety antywłamaniowe.
Wszystkim sterowało się za pomocą paneli umieszczonych w każdym
pokoju. Dodatkowo po zainstalowaniu aplikacji i wpisaniu hasła, które
znali tylko mój ojciec i Barry, można było też sterować poprzez telefon.
Wystrój całkowicie się zmienił w tych pomieszczeniach, w których
rozegrał się nasz horror. W moim pokoju było wszystko po staremu
i bardzo się z tego powodu ucieszyłam.
Próbowałam się skontaktować z Alexandrem w każdy możliwy sposób,
nawet dzwoniłam do biura, ale dowiedziałam się, że od tygodnia nie
przychodził do pracy. To było dziwne, nigdy nie zaniedbywał Devil’s
House. Martwiłam się coraz bardziej i bałam się, że coś mu się stało.
Kręciłam się po pokoju, czekając, aż ten jebany telefon zadzwoni.
Torebkę znalazłam w moim pokoju, a auto stało w garażu. Gdzie jesteś,
Alexandrze?, powtarzałam w myślach raz za razem. Gdybym tylko mogła,
wsiadłabym w samochód i pojechała do naszego apartamentu, jednak
wiedziałam, że ojciec nie wypuści mnie z domu, bo powinnam leżeć
i odpoczywać.
Rozdział trzydziesty ósmy

Ginekolog miał mnie odwiedzić za niecałe pół godziny. Poszłam więc się
umyć i przebrać w czystą bieliznę i ubrania. Będąc w garderobie,
usłyszałam pukanie do drzwi. Doktor Clarke zjawił się punktualnie,
pomyślałam. Powolnym krokiem ruszyłam do sypialni, by otworzyć. Ale
to nie doktor stał w drzwiach, a Alexander, chwiejąc się, podtrzymywany
przez mojego ojca w pasie.
– Przyprowadziłem go, chociaż nie wiem, czy dobrze zrobiłem –
oznajmił ojciec, wykręcając głowę w drugą stronę. – Wali jak z gorzelni
– prychnął.
Odetchnęłam z ulgą, że nic mu nie było i mimo wszystko ucieszyłam
się na jego widok. Był pijany, ale jednak cały i zdrowy.
– Dziś prawie nie piłem – wybełkotał mój narzeczony. Nie
wiedziałam, czy się śmiać, czy go walnąć. Pomogłam ojcu zaciągnąć go
na moje łóżko, na którym od razu zasnął, mrucząc pod nosem „kocham
cię, Olivio”. Uśmiechnęłam się, słysząc to, i spojrzałam na ojca, który
z czułością patrzył na nas, lecz niczego nie skomentował.
– Doktor Clarke czeka na dole – poinformował mnie ojciec, kręcąc
głową, kiedy jego wzrok zatrzymał się na Alexandrze.
– Dziękuję, że go sprowadziłeś, choć nie wiem, czy mam ochotę go
teraz zabić, czy się cieszyć, że się znalazł.
Poklepał mnie pocieszająco po ramieniu i przytulił po ojcowsku.
– Między mną i twoją matką też nie zawsze się układało. Wszyscy
dużo przeszliśmy, nie bądź dla niego zbyt surowa. To dobry człowiek,
Olivio. – Zdziwiły mnie słowa ojca, po których od razu opuścił mój
pokój. Nie rozumiałam tych jego zmian w stosunku do Alexandra.
Wiedziałam, że chce dla mnie dobrze, ale tego, jak postępował, w ogóle
nie pojmowałam.
– Dzień dobry, panie doktorze – przywitałam się, kiedy zeszłam na dół
do kuchni, w której siedział doktor ze szklanką wody podaną przez naszą
nową gosposię.
– Dzień dobry, panno Olivio. Jestem doktor Clarke. – Mężczyzna
wstał, wyciągając w moją stronę dłoń, którą uścisnęłam na powitanie.
Wskazałam mu drogę do sypialni gościnnej, bo w mojej spał pijany
Alexander. Lekarz usiadł na kanapie, wyjmując laptopa i jakieś papiery
z teczki.
– W czym mogę pani pomóc? – zapytał uprzejmie, skupiając całą
uwagę na mnie. Wykręcałam palce w każdą stronę. Była to kolejna obca
osoba, której musiałam powiedzieć o gwałcie. To wcale nie stawało się
prostsze. Jakby same sprawy ginekologiczne nie były dość krępujące,
pomyślałam ironicznie.
– Zostałam zgwałcona i musieli mnie zszyć, więc chciałabym, żeby
pan sprawdził, czy wszystko się zrosło – powiedziałam szybko na
wydechu, by mieć to jak najszybciej za sobą. Doktor pokiwał głową,
wyjmując z teczki pudełko i stertę papierów. Obserwowałam każdy jego
ruch.
– Rozumiem. Proszę, by najpierw zrobiła pani test ciążowy. Wystarczy
nasikać na patyk.
Kurwa mać! Nie, nie mogę nosić dziecka tego potwora! To niemożliwe!
Boże, proszę, nie rób mi tego!
Gdybym nie siedziała, to nogi by się pode mną ugięły.
– Czy pan myśli, że mogę być w ciąży? – zapytałam głupio piskliwym
głosem.
– Nie dowiemy się, póki nie zrobi pani testu – odrzekł doktor
spokojnie, podając mi pudełeczko. Ręce mi się trzęsły, gdy go brałam. –
Ten test jest w dziewięćdziesięciu procentach wiarygodny, wszystko
zależy od stężenia hormonu hCG, który jest produkowany w trakcie ciąży
przez zarodek. Istnieje też test z krwi, ale ten możemy przeprowadzić
u mnie w przychodni. – Nie docierała do mnie połowa z tego, co mówił.
Jak zahipnotyzowana wstałam z miejsca z testem w ręku i udałam się do
łazienki, modląc się w duchu, by wyszedł negatywny.
Nasikałam na patyczek, umyłam ręce, a kiedy wróciłam do sypialni,
bez słowa podałam doktorowi test.
– Musimy chwilkę poczekać na wynik – powiedział, odkładając test na
stolik. Nie odrywałam wzroku od patyczka, gdy ginekolog w końcu go
podniósł bez żadnego wyrazu na twarzy. – Wyszedł negatywnie –
oznajmił, a ja odetchnęłam z ulgą. Dzięki ci, Boże! – Kiedy doszło do
gwałtu? Wie pani, ile dni minęło? – Wpisywał coś do laptopa, poruszając
szybko palcami.
– Osiemnaście.
Doktor kiwnął głową na znak, że zrozumiał, nie przerywając pisania
na komputerze.
– Myślę, że nie ma sensu powtarzanie testu. Po tylu dniach już by
wykrył ciążę. Ma pani regularne miesiączki? – W końcu spojrzał na mnie,
przestając pisać.
– Tak, co dwadzieścia sześć dni, a krwawienie trwa od czterech do
pięciu dni – odpowiedziałam cichutko zażenowana.
– Dobrze. Proszę się rozebrać – powiedział. Taktownie nie patrzył,
kiedy ściągałam całą dolną część odzieży. Położyłam się na łóżku.
Założył rękawiczki i wtedy dopiero podszedł do mnie bliżej. Ugięłam
nogi w kolanach, a doktor dotykał mnie delikatnie, pytając co chwilę, czy
boli. Nie bolało, bardziej czułam się skrępowana. Nie byłam
przyzwyczajona do tego, że ktoś inny niż Alexander mnie tam oglądał. –
Proszę się ubrać – nakazał, gdy skończył badanie.
Kiedy ja się ubierałam, doktor zanotował coś na komputerze i schował
rzeczy do teczki. Usiadłam na kanapie, a mężczyzna dopiero wtedy
spojrzał w moją stronę, by porozmawiać ze mną o wyniku badania.
– Wszystkie szwy ładnie się zagoiły. Ktoś wykonał kawał dobrej
roboty. Nie widzę żadnych zgrubień i nie powinna pani ich odczuwać
przy stosunku z partnerem, choć radziłbym jeszcze się wstrzymać.
Przynajmniej dwa tygodnie, tak dla pewności. Jak już mówiłem, uważam,
że test wyszedł wiarygodny, ale jakby się zdarzyło, że pani nie dostanie
miesiączki, proszę zgłosić się do mnie. Czy ma pani jeszcze jakieś
pytania?
– Chciałabym zacząć brać tabletki antykoncepcyjne. Czy mógłby mi
pan je przepisać? – Przypomniało mi się, jak przyjemnie było kochać się
z Alexandrem bez prezerwatywy i chciałabym to powtórzyć, lecz bez
ryzyka zajścia w ciążę. Nie byłam jeszcze gotowa na macierzyństwo.
– Tak, oczywiście, nie ma problemu. Stosowała już je pani kiedyś? –
zapytał ginekolog, wyjmując plik recept i długopis.
– Nie, nigdy – odpowiedziałam szczerze.
– Dobrze, więc pierwszą tabletkę musi pani połknąć pierwszego dnia
miesiączki. Tabletki bierze się codziennie o tych samych godzinach. Nie
dają stu procent pewności, a jakieś dziewięćdziesiąt dziewięć – ostrzegł
ginekolog, wypisując receptę.
– Będę pamiętać. Ustawię sobie alarm – powiedziałam, biorąc receptę
od doktora, gdy skończył ją wypisywać. – Ile się należy za pana
poświęcony czas? – zapytałam, sięgając po portfel.
– Pani ojciec opłacił już wizytę. – Wstał i podał mi rękę, którą
uścisnęłam, kiwając głową. Odprowadziłam go do drzwi.
– Dziękuję za wizytę – rzekłam na pożegnanie.
– Do zobaczenia, panno Hall. Zdrówka życzę.
Ochroniarz kiwnął mi głową na znak, że dalej to on odprowadzi
doktora.
Z mętlikiem w głowie poszłam do mojej sypialni, z której buchnął na
mnie smród alkoholu wypitego przez Alexandra. Powstrzymując odruch
wymiotny, otworzyłam okno i wzięłam z łazienki miskę, którą
postawiłam pod łóżkiem. Lepiej niech rzyga do miski niż na dywan,
pomyślałam. Kręciło mnie w nosie od tego odoru. Z biurka wzięłam
teczkę z projektami, czyste kartki i ołówki. Na wdechu wyszłam z pokoju.
Musiałam zająć czymś głowę, by nie myśleć o tym wszystkim, co się
stało.
Wizyta doktora też trochę wytrąciła mnie z równowagi. Ale kolejne
pytanie brzmi: dlaczego Alexander tak się upił? Miałam w głowie chaos
i nie wiedziałam, jak sobie to wszystko poukładać. Ale czy nie prościej
byłoby rzucić wszystko w niepamięć i po prostu nie myśleć o tym? Dalej żyć
normalnie? Nic, co zrobię, nie zmieni tamtych wydarzeń. Nie mam
magicznego zmieniacza czasu… Spać dzisiaj z Alexandrem na pewno nie
będę, za bardzo cuchnie, pomyślałam, kręcąc głową.
Skierowałam się najpierw do gabinetu ojca. Gdy usłyszałam „proszę”,
zajrzałam, uchylając drzwi.
– Mogę na chwilę? – zapytałam.
– Jasne. Co tam? – odparł ojciec, lekko się uśmiechając. Zamknął
laptopa i skupił całą uwagę na mnie.
– Chciałam przeprosić za moje zachowanie w szpitalu. Nie powinnam
była tak na ciebie naskakiwać – wyjaśniłam. Od tamtego czasu gryzło
mnie sumienie, zwłaszcza że tata tak się starał.
– Nie masz za co przepraszać. Miałaś rację. Nie mogę ingerować
w twoje życie, ale wiedz, że dla mnie nadal jesteś małą dziewczynką,
o którą się martwię. – Chyba każdy rodzic tak postępuje. Następnym
razem muszę wziąć na to poprawkę, zanim ojca ochrzanię za cokolwiek.
– Dziękuję, że go przywiozłeś. Zdaję sobie sprawę, że zrobiłeś to
wyłącznie dla mnie. – Mimo wszystko wiem, że ojciec akceptuje Alexandra
i pogodził się z tym, że będzie moim mężem.
– Po drodze dużo się od niego dowiedziałem. Słowa pijanego to myśli
trzeźwego. – Teraz to mnie zaintrygował.
– Co takiego ci powiedział? – Miałam nadzieję, że nie coś, za co
później będę się wstydzić.
– Wszystko to, co już wiesz. Odda za ciebie życie i choć wie, że nie jest
ciebie wart, to będzie walczył o wasz związek do samego końca, bo cię
kocha. – Odetchnęłam z ulgą. Miałam dużo gorsze wyobrażenia na temat
tego, co mógł mu naopowiadać. Ale jak to nie był wart? On naprawdę
przeżył to wszystko, co się stało. Nie mam pojęcia, jak go pocieszyć i co
powinnam zrobić, by wiedział, że ma we mnie wsparcie. Ja wiem, że z nim
przezwyciężę wszystko. Czasem będziemy mieć pod górkę, ale przebrniemy
przez to razem, bo się kochamy.
– Nie znalazłabym lepszego kandydata na męża, tato – stwierdziłam
zgodnie ze swymi myślami.
Rozdział trzydziesty dziewiąty

Budzik obudził mnie o piątej rano. Dzisiejszą noc spędziłam w gościnnej


sypialni. Wyziewy ciała Alexandra były tak intensywne, że od samego
smrodu można się było upić pomimo otwartego okna. Wzięłam prysznic,
po czym włożyłam przygotowaną wczoraj różową sukienkę i sandałki
w tym samym odcieniu. Warkocz i lekki makijaż dopełniły dzieła. Byłam
gotowa na powrót do pracy po długiej przerwie. Nie chciałam więcej
siedzieć w domu i w kółko rozmyślać. Nic by mi to nie dało ani nie
zmieniło, a ja wcale bym się z tym dobrze nie czuła. W nocy miałam
koszmary, bo nie było obok mnie Alexandra, który skutecznie je
odganiał.
W kuchni zastałam ojca z kawą i poranną prasą w ręce. Nasza nowa
gosposia zawzięcie mieszała coś w garnkach. Pani Magda, bo tak miała
na imię, pochodziła z Polski. Pani Alison niestety nie miała tyle
szczęścia co my podczas zamachu i została zabita razem z naszą
ochroną.
– Dzień dobry – przywitałam się, wchodząc do kuchni.
– Dzień dobry – odparł ojciec, a zaraz za nim pani Magda. – Idziesz do
pracy? – zdziwił się, unosząc brew znad gazety.
– Tak, starczy tego leżakowania – wyjaśniłam i ruszyłam w stronę
ekspresu, by zrobić sobie i Alexandrowi kawę.
Dzięki Bogu, dostałam okres, dziękowałam w duchu.
Połknęłam tabletki antykoncepcyjne, które kupiła mi Magda po wizycie
lekarza. Od razu nastawiłam alarm w telefonie, by o nich nie zapominać.
Kawy były już gotowe, więc po kilku minutach postawiłam obie na stole
i ruszyłam na górę. Alexander na pewno jeszcze spał w najlepsze. Na
szczęście nie było już czuć alkoholu ani wymiocin, kiedy weszłam do
pokoju.
– Wstawaj, śpiochu. – Delikatnie potrząsnęłam go za ramię, ale nie
otwierał oczu, więc powtórzyłam trochę mocniej, aż w końcu się obudził.
– Dzień dobry. Co ty tutaj robisz? – zapytał zaspany, zamykając
z powrotem oczy. – Albo nadal śnię – mruknął pod nosem.
– Wstawaj do pracy, leniu. – Znowu nim potrząsnęłam, by nie zasnął.
– Nigdzie nie idę! – Skrzywił się i zakrył twarz poduszką.
– Jak nie wstaniesz, to wywrócę twoją firmę do góry nogami. – Za
bardzo mu na niej zależało, by się zgodził na coś takiego, a ostatnio
przez to wszystko, co się działo, zaniedbywał ją.
– Rób, co chcesz – odpowiedział, nakrywając się kołdrą. Wzięłam
szklankę, napełniłam ją w łazience zimną wodą i wylałam mu na głowę.
Poderwał się na równe nogi. – Hej, czemu to zrobiłaś?! I co ja tutaj
robię?!
No w końcu książę się obudził, pomyślałam ironicznie, przewracając
oczami.
– Nie chciałeś wstać i pozwoliłeś mi robić z firmą, co chcę, więc
stwierdziłam, że nadal śpisz i potrzeba ci bodźca, który cię postawi na
nogi – odpowiedziałam, uśmiechając się od ucha do ucha. Po głowie
nadal ściekała mu woda. – Poćwiczyłbyś, bo brzuszek ci rośnie. –
Ostatnio Alexander się zapuścił i nie był tak umięśniony jak kiedyś, ale
na szczęście wciąż przystojny.
– Nie miałem do tego głowy, a co do firmy, nadal uważam, że możesz
robić z nią, co chcesz. Na pewno nie zrobisz niczego, co by jej
zaszkodziło. – Zbliżał się do mnie z podstępnym uśmiechem. Zrobiłam
krok w tył, by mnie nie złapał.
– Już późno, bierz prysznic. Kawa i ja czekamy na dole. – Posmutniał,
a ja, kręcąc głową i uśmiechając się, zeszłam na dół.
– Córciu, jeśli jedziecie do pracy, to dwóch ochroniarzy pojedzie
z wami – poinformował mnie ojciec, gdy usiadłam przy stole w kuchni.
Skrzywiłam się i westchnęłam.
– Ale po co? Nie potrzebujemy niańki. – Nic nam już nie grozi, więc to
jest czysta paranoja ojca.
– Na wszelki wypadek i nie sprzeczaj się ze mną o to.
Wzniosłam oczy ku niebu. Wiedziałam, że i tak ich wyśle, choćby mieli
nas ścigać po całym mieście.
– Jasne – ucięłam rozmowę.
Po dziesięciu minutach jeszcze trochę skacowany Alexander zaszczycił
nas swoją obecnością. Ale był za to w czystym komplecie ubrań, świeży
i pachnący po prysznicu.
– Dzień dobry – powiedział do nas, a ojcu podał rękę, którą ten
uścisnął. Magda właśnie podawała śniadanie.
– Pani Magdo, czy mogłaby pani przygotować nam jakiś lunch do
pracy? – zapytałam. W firmie na pewno był armagedon i czekała kupa
roboty, będzie mi szkoda czasu na chodzenie po śniadanie.
– Oczywiście. Coś konkretnego panienka sobie życzy? – Spojrzała na
mnie niepewnie. Była nowa i jeszcze nie wiedziała, co lubimy i jakie
mamy zwyczaje żywieniowe.
– Kanapki i jakaś szybka sałatka? – Popatrzyłam na Alexandra, by
sprawdzić, czy jemu też to odpowiada.
– Może być – odparł tylko.
– Już robię – powiedziała gosposia, idąc w stronę kuchni.
Do pracy pojechaliśmy moim volvo, a ochrona jechała za nami
w dużym, czarnym samochodzie z przyciemnianymi szybami. Mieliśmy
godzinę drogi do Devil’s House. W milczeniu słuchaliśmy muzyki. Nie
miałam zamiaru pierwsza rozpoczynać rozmowy, szczególnie przed
pracą.
– Przepraszam, że nie odebrałem cię wczoraj ze szpitala – rzekł Alex
ze skruszoną miną.
– Widocznie miałeś ważniejsze sprawy na głowie – stwierdziłam
sarkastycznie.
– Piłem. Nawet nie wiem, jak się u was znalazłem – przyznał ze
wstydem. On się wstydził? To coś nowego.
– Mój ojciec przywiózł cię narąbanego w trzy dupy. – Mój humor
diametralnie się zmienił i byłam zła na Alexandra. Hormony mi szalały,
nic nie mogłam na to poradzić. Kobiety są takie z natury.
– Wszyscy mają do mnie pretensje, jakbym ja ci to zrobił. – Wszyscy?
To znaczy kto? Ścisnęłam mocniej kierownicę.
– Chciałeś chyba powiedzieć, że mój ojciec ma – odpowiedziałam
wściekle, przypominając sobie sytuację ze szpitala.
– Nie tylko. Moja rodzina też tak uważa.
Słucham? Niby co jego rodzina ma z tym wspólnego?
– W dupie mam, co wszyscy uważają, Alex! Powinieneś być ze mną,
gdy cię potrzebowałam! – Byłam rozdrażniona. Siedzenie z nim
w jednym pomieszczeniu w pracy już nie wydawało mi się dobrym
pomysłem.
– Skrzywdził cię i to moja wina. – Zaraz uduszę go za takie pierdolenie.
Zjechałam na pobocze, włączając światła awaryjne, by nie spowodować
wypadku.
– Chyba już sobie to wyjaśniliśmy… – zaczęłam, ale nagle ochroniarz
zapukał w okno, przerywając nam rozmowę. Opuściłam szybę i zła, że
nam przeszkadza, czekałam, aż wydusi z siebie, czego chce.
– Wszystko w porządku, panno Hall? – zapytał beznamiętnie.
– Tak, możesz już sobie iść – warknęłam, wyładowując się na nim.
Spojrzał na mnie zszokowany, lecz bez słowa wykonał polecenie.
Popatrzyłam wkurwiona na Alexandra, mrużąc oczy. – To ja powinnam
użalać się nad swoim losem, jednak wolę iść naprzód, zostawiając to, co
się stało, daleko za sobą. Tobie też radzę ogarnąć dupę i zachowywać się
jak chłop, a nie baba. – Byłam wściekła. Nie kontrolowałam już gniewu
i tego co, mówiłam, a raczej czego nie powinnam mówić.
– A niby co mam zrobić?! Możesz nosić w brzuchu dzieciaka z gwałtu!
Nie będę wychowywał bachora Marko! – Alexander też był zły, lecz to
było już lepsze niż zachowywanie się jak ciepłe kluchy.
– Gdybyś nie chlał i nie spał pijany jak bela, to byś wiedział. Był u nas
wczoraj ginekolog i wykluczył ciążę, a poza tym dostałam okres! –
Gdybym była w ciąży, też bym się nie podjęła wychowywania dziecka, które
codziennie by mi przypominało o tym, co się stało i do kogo należy.
Zapanowała cisza. Widocznie nie miał już nic do powiedzenia, więc
włączyłam kierunkowskaz i wjechałam na drogę, upewniwszy się, że nie
jedzie żadne auto. Ochrona ruszyła za nami jak cień. Jadąc, wzięłam
kilka głębszych oddechów, żeby się uspokoić. Kątem oka co chwilę
spoglądałam na Alexandra, ale zamknął się w świecie swoich własnych
myśli.
Rozdział czterdziesty

Zostawiając w samochodzie nasze prywatne problemy, wjechaliśmy


windą na odpowiednie piętro. Gdy tylko drzwi się rozsunęły, sekretarka
Emma zerwała się z krzesła, jakby zobaczyła ducha.
– Dzień dobry państwu – wyjąkała przerażona. Spojrzałam na nią
z uniesionymi brwiami. Pracujemy tutaj, więc nie wiem, skąd ten stres
i zdziwienie naszą obecnością.
– Dzień dobry, Emmo. Mogłabyś zrobić nam kawę i przynieść do
gabinetu? – Dziewczyna patrzyła na nas ze strachem w oczach. Nie
odpowiedziała na moje pytanie.
– Coś się stało? – zapytał Alexander, gdy stanęliśmy przy jej biurku,
zamiast iść do naszego gabinetu. Też zauważył, że coś było nie tak.
– Nie… Tak… Panie prezesie – wydukała. Czekaliśmy, aż wydusi
z siebie, co się stało. Patrzyła to na mnie, to na Alexandra i wykręcała
palce ze zdenerwowania. – Oni są w państwa gabinecie… Mówiłam, żeby
tego nie robili… Nie posłuchali. – Dziewczyna spuściła wzrok. Oni?
Alexander wpadł do gabinetu, a ja zaraz za nim. Na kanapie ujrzeliśmy
Williama z opuszczonymi do kostek spodniami i siedzącą na nim Mary
z sukienką podciągniętą pod cycki. Byli tak zajęci sobą, że nawet nie
zauważyli naszej obecności.
– Za to wam, kurwa, płacę? – spytał wściekły Alexander. Włosy na
rękach stanęły mi dęba w reakcji na jego lodowaty ton.
– Kurwa! Alexander! – odparł głupio William, zrywając się, by założyć
spodnie i zwalając przy tym Mary na podłogę.
Parsknęłam śmiechem. Alexander spojrzał na mnie przez ułamek
sekundy zdziwiony moim zachowaniem. Wzruszyłam ramionami. Jego
firma, jego pracownicy, grunt, że mojego biurka nie oznaczali.
W popłochu się ubierali, zbierając swoje rzeczy z podłogi.
– Alexander, to nie tak jak myślisz… – zaczął William, a Mary chciała
czmychnąć bokiem.
– Właśnie widzę! – warknął wkurwiony Alexander. Och, zaraz się
zacznie, pomyślałam. – Mary, zostań. Usiądź na kanapie, skoro tak ci się
podoba. Tylko na kanapie, a nie na Williamie – przypomniał chamsko.
Mary usiadła z policzkami czerwonymi jak burak, a William siedział
z rękami na twarzy. Przez Alexandra właśnie przemawia prezes dupek, a ja
wolę się nie wtrącać, bo i mi się zaraz dostanie. Do mnie się tak nie zwraca
i raczej bym tego nie zniosła.
– Jesteśmy zwolnieni? – wymamrotał William do swoich dłoni.
Spojrzałam na Alexandra, a on na mnie. Ciekawe, czy pamięta naszą
rozmowę po tym, jak wywalił Megan, i czy popełni znów ten sam błąd.
Usiadł za biurkiem, jak przystało na prezesa. Rozparty w fotelu,
zastanawiał się, co z nimi zrobić.
– Decyzja będzie zależała od was – powiedział po kilku minutach,
patrząc na winowajców. Spojrzeli na niego jak na wariata, nie
rozumiejąc, o co mu chodzi. – Macie dwie opcje. Pierwsza to zwolnienie
dyscyplinarne, a druga, jeśli chcecie zostać i dalej tutaj pracować, to
zrobienie czegoś dobrego dla Devil’s House. – Świetne zagranie,
pomyślałam. Uśmiechnęłam się do Alexandra. Dał im wybór. Kiedyś od
razu by nawrzeszczał i wywalił ich na zbity pysk, a tak teraz mogli
odpokutować za swój wybryk. Nie ma ludzi idealnych, każdy popełnia
błędy.
– Co masz na myśli przez zrobienie czegoś dobrego? – zapytał
William, podczas gdy Mary nadal zawstydzona strzepywała z sukienki
jakieś paprochy.
– To musicie sami wymyślić. – Alexander nadal miał surowy ton
głosu. – Proszę! – zawołał, kiedy usłyszeliśmy pukanie do drzwi.
Emma przyniosła kawę i wyszła czym prędzej, nie patrząc na nikogo.
Włączyłam swój komputer, a pozostali lustrowali się wzrokiem, próbując
odgadnąć wzajemnie swoje myśli.
– Łatwiej by było, gdybyś nam obciął pensje – stwierdził William. –
Albo gdyby Mary ci obciągnęła, jest w tym naprawdę dobra. – Zaśmiał
się bezczelnie. Mary spłonęła ze wstydu jak pochodnia.
Wkurwiłam się i wystrzeliłam zza biurka, by mu przywalić. Alexander
ruszył za mną, przytrzymując mnie, bym nie zrobiła niczego głupiego.
– Jak śmiesz?! Tak cię matka wychowała?! Mówić tak wulgarnie
o kobiecie?! Nie zapominaj, że ty też przyszedłeś na świat z łona kobiety!
– Dostałby w pysk, gdyby Alexander mnie nie powstrzymał. – Ciebie
propozycja Alexandra już nie dotyczy, Williamie! – warknęłam przez
zaciśnięte zęby. Perfidnie zaśmiał mi się w twarz, czym jeszcze bardziej
mnie rozzłościł.
– Hola, hola, malutka. Nie ty jesteś od takich decyzji w tej firmie –
odparł William. Malutka? Nie no, bezczelny typ i do tego burak.
– Słyszałeś, co powiedziała Olivia? Jako współwłaścicielka ma prawo
do wypierdolenia cię i ja ją w pełni popieram. Żegnamy cię, Williamie,
możesz iść.
William wstał, już nie było mu do śmiechu, gdy Alexander mnie
poparł.
– Byle baba, która ci obciągnęła, i już prowadzi cię za kutasa – odgryzł
się, po czym wyszedł z gabinetu. Teraz ja musiałam przytrzymać
Alexandra, by za nim nie ruszył.
– Nie warto – skwitowałam tylko. Mary tymczasem siedziała jak
trusia, patrząc na stopy. – Podobało ci się chociaż? – zapytałam
wściekle, dolewając oliwy do ognia. – Jeśli ty się nie szanujesz, nikt nie
będzie cię szanował. – Tego nauczyli mnie rodzice i dobrze na tym jak na
razie wychodzę. Usiedliśmy przy swoich biurkach.
– Ma pani rację. Popełniłam błąd, i to duży – burknęła zażenowana
Mary.
– Masz już jakiś pomysł? – zapytał ją Alexander, wyciągając papiery
z biurka i przygotowując się do pracy.
– Nie mam, panie prezesie.
Nie no, kolejna zachowuje się jak ciepła klucha. Jeszcze brakuje, by się
rozpłakała.
– Dobra, ja mam pomysł, bo zaraz cały dzień spędzimy, siedząc
bezczynnie. – Może to nie bardzo jest związane z propozycją Alexandra,
ale już wcześniej chodziła mi ta myśl po głowie i jest to szczytny cel. –
Zorganizujesz kolację z właścicielami różnych firm, im więcej, tym
lepiej. Znajdziesz fundację, która potrzebuje wsparcia, bo ma to być
kolacja charytatywna. Proste to nie będzie, ale wykonalne. Daję ci na
wszystko dwa tygodnie. Organizatorami będą Devil’s House i Neoled, te
dwie firmy pokryją koszty. Za dwa dni chcę, byś przedstawiła kosztorys.
Ma być ze smakiem, ale nie za miliony, by nie mijało się to z celem.
Lepiej byłoby przelać tę kwotę na konto fundacji, niż zebrać mniej, bo
wydamy fortunę na kolację. Wymyśl hasło przewodnie i wykaż się
kreatywnością.
Alexander podszedł do mnie i nachylił się, szepcząc mi do ucha:
– Lepszej żony nie mogłem sobie wybrać. Jestem z ciebie dumny. Masz
wielkie i dobre serduszko. – Pocałował mnie w policzek. – To bardzo
dobry pomysł. – Wrócił do swojego biurka. Mary nadal siedziała z miną
zbitego psa, choć to my wyciągaliśmy do niej rękę.
– Nie dam rady – wydusiła z siebie cichutko.
– Dasz, wystarczy trochę chęci – dodałam pocieszająco. Mary
pokręciła głową. Nawet nie chciała podjąć próby, od razu wywiesiła białą
flagę. Nie zamierzałam jej zmuszać. Sama musiała podjąć decyzję.
Zerwała się na nogi i wybiegła z gabinetu, a ja zszokowana spojrzałam
na Alexandra. On miał taką samą minę.
– Chyba nici z kolacji – podsumował.
– Sama ją zorganizuję. Już dawno o tym myślałam – przyznałam się.
– Pomogę ci – zaproponował, puszczając mi oczko.
– Super. Tylko teraz to nie wiem, za co mam się zabrać. – Papiery
leżały ułożone w wielką stertę, a jeszcze nawet nie sprawdziłam skrzynki
mailowej. Tam na pewno też było od groma wiadomości.
– Sama chciałaś przyjść do pracy. – Uśmiechnął się złośliwie, na co
pokazałam mu język.
Stwierdziłam, że zacznę od samego dołu, od najstarszych papierów,
a gdy będę w połowie, zabiorę się za e-maile. Kroczek po kroczku i może
się uda ogarnąć najpilniejsze sprawy. Na biurku Alexandra stos
dokumentów był dużo większy. Nie widziałam, by się przejął, aczkolwiek
miał wielkie doświadczenie w porównaniu ze mną i jemu o wiele szybciej
wszystko szło.
Rozdział czterdziesty pierwszy

Do lunchu próbowałam się przekopać przez e-maile, katalogi i inne


pierdoły, ale było tego tyle, że w domu też będę musiała posiedzieć
trochę, by wszystko nadrobić. Między kęsami kanapki odpisywałam na
wiadomości i wyszukiwałam potencjalnych, nowych klientów, wysyłając
im starą ofertę. Obecnie mieliśmy wakat na stanowisku projektanta.
– Myślałeś nad zastępstwem za Marko? – zapytałam niepewnie,
zerkając na Alexandra.
– Tak, w firmie nie ma nikogo odpowiedniego. Będziemy musieli
znaleźć też nowego księgowego i sekretarkę. – Westchnął posępnie.
– A myślałeś o Megan Jones? Jej projekty były dobre. Może by się
zgodziła? – zaproponowałam nieśmiało. Przez chwilę się zamyślił.
– Nie jestem pewien, czy sobie poradzi, ale skoro nie mamy nikogo
innego, mogłaby dla nas projektować. Wolałbym jednak zatrudnić
profesjonalistę. – Wrócił do przeglądania papierów, chyba uważając
temat za skończony.
Ja byłam za dawaniem szansy niesprawdzonym osobom, Alexander
widać nie do końca.
– Zawsze możemy mieć dwóch projektantów i rozwijać w ten sposób
ludzi. Ja też mogłaby projektować w wolnej chwili. Mam już kilka
szkiców, więc można by je połączyć z projektami Megan. Może wyszłoby
z tego coś fajnego. – Łącząc firmy, musimy też stać się trochę elastyczni
i próbować czegoś nowego, pomyślałam.
– Spróbować zawsze można. – Podniósł słuchawkę telefonu, wciskając
klawisz szybkiego wybierania. – Emmo, poproś do nas Megan Jones –
powiedział i odłożył słuchawkę na aparat. – Zobaczymy, co z tego
wyjdzie – mruknął pod nosem, a ja przewróciłam oczami. Jest taki prosty.
Jak już obrał kurs, to nie rozgląda się na boki. A Devil’s House stoi
w miejscu. Z jednej strony jest to marka bardzo ceniona, ale z drugiej
w ogóle się nie rozwija.
Dziesięć minut później zjawiła się Megan, pukając cicho do drzwi.
– Wzywali mnie państwo – rzekła nieśmiało, wchodząc do środka.
– Tak, usiądź proszę. – Alexander wskazał jej kanapę. – Twój pokaz
odniósł sukces. Gratulacje, widziałem sprawozdanie. – Całkiem o tym
zapomniałam. Pokaz był organizowany na rzecz walki jej córki z rakiem.
– Dziękuję – odparła dumnie. – Dzięki prezesowi nie muszę się
martwić o koszty leczenia córki. Do końca życia się państwu nie
odwdzięczę. – Patrzyła to na mnie, to na Alexandra, a ja, nie wiedząc,
jak się zachować, tylko się uśmiechnęłam.
– Sama stworzyłaś projekty i zorganizowałaś cały pokaz – zauważył
Alexander. – Ale nie o tym chcielibyśmy porozmawiać. – Megan kręciła
się niepewnie na siedzeniu. Pewnie się stresuje. Ostatnie rozmowy tutaj
nie były dla niej przyjemne. – Nadal szkicujesz nowe projekty? – zapytał,
nie przedłużając.
– Tak, w wolnym czasie, jeśli go mam – odpowiedziała. Jeszcze nie
poskładała wszystkiego w całość i widać było, że nie rozumiała intencji
swojego szefa.
– Chciałabyś projektować dla Devil’s House? I rozwijać się w tym
kierunku? – zaproponował Alexander.
Kiedy w końcu pojęła, w czym rzecz, niedowierzanie na jej twarzy
zmieniło się w szok.
– A co z Marko? – zdziwiła się. Spojrzałam na Alexandra. Jego twarz
nie przedstawiała żadnych emocji.
– Marko już tutaj nie pracuje – wyjaśnił zwięźle. – Zatrudnimy też
profesjonalistę. Później będziecie pracować razem i zobaczymy, co
z tego wyjdzie – oświadczył spokojnym tonem.
– To gdzie mam podpisać?
Parsknęłam śmiechem. Wiedziałam, że się zgodzi, to jest dla niej
szansa. Kto by odrzucił propozycję rozwoju?
– Super. Jak przygotujemy aneks do umowy, to na pewno dostaniesz
go do podpisu. Zarobki także będziesz miała większe. – Zamyślił się na
chwilę, po czym mówił dalej: – Proponuję podstawę taką, jaką masz
teraz, plus pięć procent od sprzedaży sukienek twojego projektu. –
Megan z uśmiechem od ucha do ucha prawie podskakiwała na kanapie ze
szczęścia.
– Czuje się, jakbym zaprzedała duszę diabłu – stwierdziła Megan.
Zakrztusiłam się, więc kawa, którą właśnie piłam, wylądowała na biurku.
Alexander zerwał się z fotela, żeby poklepać mnie między łopatkami.
– Coś w tym musi być. – Uśmiechnął się do Megan.
– Już, bo mi płuca obijesz – wychrypiałam, ścierając kawę z biurka.
Reszta dnia minęła nam na robocie, ale czas leciał jak szalony.
Zostaliśmy dłużej o jakieś trzy godziny, a i tak byliśmy daleko w lesie.
Spakowałam potrzebne papiery, by jeszcze później popracować.
Wychodząc z gabinetu, przeżyłam szok, bo zobaczyłam za biurkiem
Mary. Myślałam, że uciekła z pracy.
– Panno Hall, mogę prosić panią na chwilę?
Alexander też się zatrzymał zdziwiony i spoglądał to na mnie, to na
Mary, nie wiedząc, co się dzieje.
– Tak, jasne. Mów mi po imieniu. – Podeszłam do niej zaciekawiona.
– Znalazłam dwa miejsca, nie za drogie i odpowiednie na
zorganizowanie dużej kolacji, z tym że jedno jest poza Londynem.
Pomyślałam, że hasło mogłoby brzmieć „Warto pomagać” lub „Razem
możemy więcej”. Obdzwoniłam różne orkiestry i jedna nawet
zrezygnowała z opłaty, jeśli to szczytny cel. Jest znana i ma dobre opinie
na portalach społecznościowych. Zrobiłam też listę potencjalnych gości.
– Szczęka mi opadła. Zrobiła to wszystko w jeden dzień, a nawet w pół.
– No, no, jestem z ciebie dumna, Mary. Dobrze się spisałaś. –
Uśmiechnęłam się do niej. – Można też nawet połączyć jakoś te hasła
i wyjdzie jeszcze lepiej. Skompletuj dla mnie dokumenty, a jutro przejrzę
je na spokojnie. – Poklepałam ją po ramieniu, po czym udałam się
w stronę windy.
Nasza ochrona zerwała się na równe nogi z kanapy w holu i podążyła
za nami. Alexander cały czas nie spuszczał ze mnie wzroku.
– No co? – zapytałam w końcu, nie wiedząc, co tym razem może mu
chodzić po głowie.
– Jakim cudem zawsze widzisz w ludziach tylko dobro i potrafisz
wydobyć z nich to, co najlepsze? – zapytał z dumą w głosie. Wzruszyłam
ramionami, chwilę się nad tym zastanawiając.
– Tak zostałam wychowana. Staram się postępować jak moja mama,
ale mam też temperament po ojcu, przez co nie zawsze mi to wychodzi.
– Moja matka była magnesem, ludzie lgnęli do niej i ją uwielbiali. Tęsknię
za nią i marzę, by mnie przytuliła. Brakuje mi naszych rozmów. Była moją
matką i przyjaciółką w jednym, miałyśmy super kontakt. Jeśli będę miała
kiedyś dzieci, też chciałabym mieć z nimi taką więź. Alexander, widząc
moją zmianę humoru, przytulił mnie mocno, pogłaskał po ramieniu
i pocałował w czubek głowy, a ja wtuliłam się w jego ramię. Znał mnie
już bardzo dobrze i wiedział, czemu nagle posmutniałam. Chcę być
oparciem dla Alexandra, ale on także jest moim wsparciem. Kocham go
bezwarunkowo i wiem, że razem odegnamy nasze demony. Teraz nie było
czasu na ciężkie rozmowy, cieszyliśmy się po prostu swoją obecnością.
Gdybym miała zdefiniować miłość, bez wahania powiedziałabym, że to
wsparcie, oddanie, ten błysk w oku i tęsknota za drugą osobą, nawet jeśli
nie widziało się jej tylko przez ułamek sekundy. Coś takiego czułam
w stosunku do Alexandra i wiedziałam, że on też to czuje. A skąd
wiedziałam? Bo sam mnie tego wszystkiego nauczył.
Rozdział czterdziesty drugi

Usiadłam za kierownicą volvo, płynnie włączając się do ruchu


drogowego. Moje myśli błądziły gdzieś daleko w przeszłości.
Wspominałam dzieciństwo i mamę, która codziennie o nas dbała.
Przypomniałam sobie zapach i smak sernika, który dla nas piekła co
niedzielę. Przypomniałam sobie jej uśmiech i dumę w oczach. Bardzo się
z ojcem kochali. Niestety, przypomniałam sobie także jej chorobę,
pogrzeb i to, jak bardzo to wszystko przeżyliśmy. To po pogrzebie
zaczęliśmy się z ojcem oddalać, bo najwyraźniej zabrakło spoiwa
w postaci mamy.
– Opowiesz mi o niej kiedyś? – zapytał delikatnie Alexander.
– O kim? – zdziwiłam się wyrwana z zamyślenia.
– O twojej matce – wyjaśnił, a ja kiwnęłam głową. Alexander wyjął
telefon i westchnął, patrząc na ekran. Nie było słychać dzwonka, pewnie
miał ustawione same wibracje. – Alice wydzwania od tygodnia i męczy
mnie non stop – wyjaśnił pokrótce i kliknął ikonkę zielonej słuchawki. –
Halo? – powiedział znudzony. Musiała krzyczeć, bo odsunął komórkę od
ucha i przewrócił oczami. – Skończyłaś? Nie, nie rozmawiałem o tym
z Olivią… Tak… Nie, nie chcę robić wesela u rodziców… Bo nie, Alice!
Ciekawe, czemu ze mną o tym nie rozmawiał. Dlaczego nie chce urządzić
wesela u rodziców? Pewnie to coś związanego z Marko. „Wszyscy mają do
mnie pretensje, jakbym ja ci to zrobił… Moja rodzina też tak uważa”,
wróciłam pamięcią do jego słów z rana. Żołądek zacisnął mi się w wielki
supeł i zrobiło mi się tak cholernie przykro. Rodzice obwiniają go za czyny
Marko, Alexander ma przez to wyrzuty sumienia, a ja muszę nauczyć się
z tym żyć. Kurwa! Zacisnęłam mocno dłonie na kierownicy, by nie
zaczęły mi się trząść.
Rozmawiali jeszcze chwilę, aż w końcu Alexander pożegnał się
i schował telefon do schowka w samochodzie. Nie zamierzałam pierwsza
zaczynać rozmowy. Gdyby miał mi coś do powiedzenia, to prędzej czy
później by to zrobił. Nauczyłam się, że ciągnięcie go za język było bez
sensu.
Może nie jest pewny naszego ślubu i tylko spławiał Alice? Może wszystko
dzieje się dla niego za szybko? Przydałby się nam jakiś odpoczynek,
szczególnie po ostatnich wydarzeniach…
Ale ze mnie sklerotyczka! Klepnęłam się w czoło. Alexander spojrzał na
mnie jak na wariatkę.
– Co jest? Coś się stało? – zapytał z uniesionymi brwiami.
– Były twoje urodziny, a ja nawet nie dałam ci prezentu. – Kurwa! Jak
mogłam zapomnieć?!
– Ty jesteś moim największym prezentem od losu i mi w zupełności
wystarczasz. – Uśmiechnął się, posyłając mi buziaka w powietrzu. Przez
to wszystko, co się działo, na śmierć o tym zapomniałam i jestem na siebie
zła.
W domu pierwsze, co zrobiłam, to poszłam do pokoju po kopertę
z biletami, którą wyjęłam z teczki na projekty. W kuchni Alexander
akurat nalewał nam wino do kieliszków.
– To dla ciebie, kochanie. – Wręczyłam mu kopertę. Zdziwiony
obejrzał ją z każdej możliwej strony.
– Co to? – zapytał, rozrywając zaklejone brzegi.
– Twój prezent. Wszystkiego najlepszego – oznajmiłam, całując go
w policzek. Uśmiechnęłam się. Był o kolejny rok starszy, mój
dwudziestoośmioletni pan prezes. Pomimo czterech lat różnicy nieźle się
dogadywaliśmy. No przeważnie. Zaśmiałam się ze swoich myśli.
– To lecimy na Barbados. – Był szczerze zadowolony z prezentu, a w
oczach tańczyły mu radosne iskierki. – Nie musiałaś. – Pocałował mnie
namiętnie, ściskając ramionami, aż zabrakło mi tlenu.
Ojciec chrząknął, dając znak o swojej obecności. Oderwaliśmy się od
siebie, by zobaczyć, jak kręci głową i mruczy pod nosem „młodość”.
Szedł, by nalać sobie kieliszek wina.
– Cześć, tato. – Czułam się lekko zmieszana tym, że nas przyłapał.
– Dzień dobry – przywitał się Alexander, przeglądając bilety. –
Widział pan? Dostałem od Olivii wycieczkę – pochwalił się mojemu ojcu,
ciesząc się jak małe dziecko, a mi serce radowało się wraz z nim.
– Tak? A dokąd? – zapytał ojciec zainteresowany, zerkając na bilety,
które podał mu Alexander. Zagwizdał z wrażenia. – No, musiałeś być
bardzo grzeczny. – Zaśmiał się.
– Tato, to na jego dwudzieste ósme urodziny – wyjaśniłam, upijając
łyk wina.
– Tak? To ja też mam dla ciebie prezent. Poczekajcie chwilę, dzieciaki,
zaraz przyjdę – oznajmił tajemniczo i wyszedł z kuchni. Popatrzyliśmy
na siebie zaskoczeni.
– Wiesz, o co chodzi? – zapytał Alexander, a ja pokręciłam głową,
zastanawiając się, co ojciec wymyślił.
– Nie. A skąd miałabym wiedzieć?
Ojciec nie kazał nam długo na siebie czekać. Wrócił z jakąś teczką,
którą wręczył Alexandrowi. Ten otworzył ją i pobieżnie przeczytał jej
zawartość. Emocje na jego twarzy zmieniały się z sekundy na sekundę,
a oczy stawały się coraz większe z każdą przeczytaną linijką.
– Panie Hall, nie mogę tego przyjąć – stwierdził, próbując oddać ojcu
teczkę.
– Ależ możesz – odpowiedział tata radośnie. – To w sumie prezent dla
was obojga.
– Dowiem się co to? – spytałam jako jedyna niewtajemniczona.
Próbowałam zajrzeć Alexandrowi przez ramię i przeczytać treść
dokumentu, ale nie dałam rady, a ciekawość zżerała mnie od środka.
– Przepisałem na was Neoled. Ja już jestem stary. Skoro mam
zastępstwo, czas przejść na emeryturę – wytłumaczył ojciec spokojnie.
Słucham?! Uzgodniliśmy, że przejmiemy Neoled, ale dopiero po śmierci
ojca, nie teraz. Fakt, emerytura już od dawna mu się należy, ale, kurwa, nie
jestem na to gotowa. To wielka firma, a ja nie mam pojęcia o jej
prowadzeniu.
– To za dużo, panie Hall. Zresztą Olivia miała być jedynym
właścicielem pańskiej firmy – stwierdził Alexander.
– Olivia sama nie da rady poprowadzić firmy, a z tobą wiem, że jej nie
zaprzepaścicie, tylko wzniesiecie na wyższy poziom. – Tu ojciec miał
rację. Sama nie wzięłabym odpowiedzialności za tak dużą firmę, mimo że
studiowałam na MAP.
– Całkiem rezygnujesz z pracy? – zapytałam o dziwo spokojnie. Może
ostatnie wydarzenia tak na niego wpłynęły?
– Nie. Pomogę wam, ale chcę, żebyście głównie wy nią zarządzali. Jest
jeszcze coś… – Niepewnie podał mi drugą teczkę, której wcześniej nie
zauważyłam w jego rękach. Zdziwiona spojrzałam na ojca, po czym
otworzyłam ją i ujrzałam testament. Nogi mi się ugięły. W ostatniej
chwili Alexander mnie złapał, chroniąc przed upadkiem.
– Tato, czy ty…? – Te słowa nie chciały mi przejść przez gardło.
– Nie, jeszcze nie umieram. To tak na wszelki wypadek.
Odetchnęłam z ulgą, chowając dokument do teczki. Nawet go nie
przeczytałam.
– Zaraz to ja zejdę na zawał – wyznałam, wychylając całą zawartość
kieliszka na raz.
Alexander trzymał teczkę, którą dostał. Widać, że był rozdarty i bił się
z myślami, co powinien zrobić.
– Panie Hall, nadal uważam, że firma powinna należeć do Olivii. –
Spojrzał na mnie przenikliwie.
– Nie, albo z tobą, albo wcale – oznajmiłam poważnie, dolewając
sobie wina.
– Nie mamy ślubu. Co, jeśli kiedyś się rozwiedziemy? – zapytał
Alexander.
– Jeszcze się nie ożeniłeś, a już się chcesz rozwodzić? – wytknął mu
ojciec.
– Nie o to chodzi… Nikt dla mnie nigdy nic nie zrobił, nie dał, na
wszystko sam zapracowałem. Nawet moi rodzice po tej sytuacji z Marko
nie chcą mnie znać. – Westchnął z żalem. Przytuliłam go, by wiedział,
że ma we mnie wsparcie. – Tylko siostra przy mnie została. Olivia może
też kiedyś zechce odejść jak moja rodzina – wyznał, a ja przeżyłam szok.
– Masz nas i ja nigdzie się nie wybieram, nie zamierzam cię zostawiać
– oświadczyłam i przytuliłam go jeszcze mocniej, jakbym chciała skleić
wszystkie jego kawałki w całość. Mój ojciec zaskoczył mnie, biorąc nas
oboje w niedźwiedzi uścisk, a jego klepiąc po plecach.
– Traktuję cię jak syna, którego nigdy nie miałem, a także ufam Olivii
i jej wyborom – stwierdził ojciec, a ja nie spodziewałam się, że aż tak
akceptuje mojego narzeczonego. Byłam mile zaskoczona i cieszyłam się,
że wszystko układa się tak, jak powinno. Zawsze o czymś takim marzyłam.
Już niczego mi nie brakuje do szczęścia, bo wszystkie moje sny się spełniły.
Alexander ukrył twarz w dłoniach, kiedy wszyscy razem się
przytulaliśmy, stojąc na środku kuchni.
– Jesteście dla mnie tacy dobrzy, to dla mnie nowe i niespodziewane.
Wy też jesteście dla mnie ważni – wydusił cicho Alexander, ukrywając za
uśmiechem ogromne wzruszenie. – Dziękuję za wszystko, co dla mnie
zrobiliście. – Wziął ode mnie kieliszek wina. Po tym wszystkim
potrzebowałam procentów we krwi. Wyjęłam deskę serów i oliwki do
przegryzienia. W ciszy usiedliśmy wszyscy razem przy stole.
– To kiedy ten wasz ślub? Macie jakieś plany? – zagaił w końcu ojciec.
Alexander był nieobecny, zatopiony we własnych myślach.
– Mieliśmy, ale przez to, co się działo, wszystko uległo zmianie –
wytłumaczyłam, przegryzając oliwkę. – Siostra Alexandra miała zająć się
organizacją – dodałam, patrząc na mojego narzeczonego.
– Jeśli chcesz, Alice nadal może wszystko ogarnąć. Wystarczy słowo –
wtrącił Alexander.
– No to dobrze, że macie taką osobę. To spore odciążenie przy
szaleństwie weselnym. Może zaprosicie ją tutaj? Chętnie ją poznam –
zasugerował ojciec.
– W sumie czemu nie? – Pod stołem złapałam Alexandra za rękę.
– Będzie w siódmym niebie. – Uśmiechnął się, ściskając moją dłoń
delikatnie.
– Czas na staruszka – oznajmił ojciec.
Myślę, że po prostu chciał nas zostawić samych i dać nam trochę
prywatności. Alexander jest nieswój, ale właściwie mu się nie dziwię.
Ostatnio sporo nam się zwaliło na głowę i mieliśmy o czym myśleć.
Chcąc nie chcąc, musieliśmy nadrobić zaległości, szczególnie że
straciliśmy dwa duże kontrakty z powodu naszej nieobecności w pracy.
Przez dwie godziny pracowaliśmy nieprzerwanie, każde zajęte swoimi
obowiązkami.
– Ja już mam dosyć – stwierdził Alexander, zamykając laptopa. –
Marzę o kąpieli i położeniu się do łóżka. – Schował papiery do teczki.
– Mogę spełnić to marzenie – oznajmiłam, także kończąc pracę. Na
dziś wystarczy. Jak się postaramy, to nadrobimy zaległą robotę jeszcze
w tym tygodniu i wszystko wróci do normy.
– Jakaś propozycja? – zapytał dwuznacznie. Na seks miał ochotę
zawsze, jak każdy facet, aczkolwiek nie to akurat miałam na myśli.
– Możemy się poprzytulać. – Alexander uniósł brew, a ja się
uśmiechnęłam, przygryzając wargę. – Padnięta jestem. Mam też zakaz
od lekarza i okres, więc nici z zabawy. – Nie był zadowolony z mojej
odpowiedzi, ciągle tylko wzdychał, wchodząc po schodach do naszej
sypialni. Humor zmienia mu się jak w kalejdoskopie, a mówi się, że to
kobiety są zmienne.
– Ale ogólnie wszystko w porządku? – zapytał ni stąd, ni zowąd.
Dopiero po chwili się domyśliłam, że chodzi mu o wizytę lekarza.
– Tak, wszystko w porządku. – Rzuciłam swoje rzeczy na biurko
i poszłam pod prysznic. Potem szybko umyłam zęby, by zwolnić łazienkę
Alexandrowi. Usiadłam na łóżku, rozczesując włosy, nawet nie
wiedziałam, że aż tak mi urosły.
Nigdy nie miałam krótkich włosów, ale aż tak długich też nie.
Zaniedbałam je ostatnio. Już nie mam tyle czasu, by non stop latać między
fryzjerem a kosmetyczką. Kiedyś nie miałam narzeczonego ani połowy
firmy, a moje życie było nudne i monotonne, a przede wszystkim puste. To
dzięki Alexandrowi wiedziałam, że żyję, choć jednak przydałoby nam się
trochę mniej wrażeń.
Rozdział czterdziesty trzeci

Gdy wypuścili Marko ze szpitala, musieliśmy się zjawić na rozprawie


w sądzie. Jedynie Alexander mógł zrezygnować z zeznań z racji tego, że
byli braćmi. Zdecydował się jednak zeznawać, co nie spodobało się jego
rodzicom, którzy i tak byli przeciwko nam. Widziałam ich spojrzenia,
lecz starałam się nie zwracać uwagi. Alexander obrał taką samą taktykę.
Rozprawa trwała długo, a obrońca i oskarżyciel zadawali mnóstwo pytań,
szczególnie mi jako poszkodowanej. Dużo pytań było podchwytliwych
lub zadawanych tak samo, lecz w innej formie. Całą rozprawę siedziałam
zestresowana i tylko dzięki Alexandrowi dawałam radę, by nie uciec
stamtąd gdzie pieprz rośnie. Jeśli nie musiał, nie puszczał mojej ręki,
którą cały czas pocieszająco głaskał po knykciach. Wspierał mnie, mimo
że w nim tak samo krew wrzała ze złości.
Zapadł wyrok skazujący Marko Devila na dożywocie za siedemnaście
niewinnych dusz, które pozbawił życia, i za gwałt ze szczególnym
okrucieństwem. Uważałam, że sprawiedliwości stało się zadość i dostał
to, na co zasłużył.
Na rozprawie rodzice Alexandra, poza spojrzeniami w naszym
kierunku, zachowywali się, jakby nas nie znali. Dzień wcześniej dzwonili
do Alexandra, namawiając nas, byśmy zrezygnowali z zeznań. Marko był
ich ulubieńcem i wierzyli, że jest niewinny. Twierdzili, że wszystko sobie
wymyśliłam. Wywiązała się z tego ogromna awantura, w której padło
mnóstwo przykrych słów. W sądzie swoją postawą chciałam im pokazać,
że mam ich głęboko w dupie, a Alexander zawsze może liczyć na mnie
i mojego ojca. Gdy skazano Marko, pani Devil zawyła jak zranione
zwierzę, zwracając na siebie uwagę. Wyszła razem z ojcem Alexandra
i więcej już ich nie widzieliśmy. Przed gmachem sądu w końcu mogłam
odetchnąć z ulgą, wtulona w ramię mojego narzeczonego. Rozprawa była
ostatnim punktem na mojej liście, by móc zamknąć tamten rozdział
życia, a zacząć nowy, w którym miało być już tylko lepiej.
– Olivio, możemy porozmawiać? – pod budynkiem sądu usłyszałam
znajomy głos za plecami. Przeżyłam szok, widząc rodziców Blanki. Nie
zauważyłam ich w sądzie i nie wiedziałam, że byli na rozprawie.
– Tak, oczywiście, pani Lee – odparłam zrezygnowana. Alexander też
był zdziwiony, lecz nic nie mówił. Zapewne nigdy nie widział rodziców
swojej byłej dziewczyny, a raczej niedoszłej narzeczonej.
– Chcielibyśmy przeprosić za naszą córkę, nie tak ją wychowaliśmy.
Nie wiemy, co w nią wstąpiło. – Matka Blanki była wyraźnie załamana
i stała tylko dzięki wsparciu męża.
– Nie wiem, co mam państwu powiedzieć… – Szukałam odpowiednich
słów, ale miałam w głowie totalną pustkę. Było mi przykro z powodu
śmierci Blanki, bo tyle lat się przyjaźniłyśmy, lecz później się pogubiła
i stała zupełnie innym człowiekiem. Nigdy się już nie dowiemy, dlaczego
tak się stało.
– Państwa córka wyrządziła nam wiele złego. Nie powinniście
wywierać na Olivii presji, już dosyć przeszła – wtrącił się zły Alexander.
– Nie wiem, kim pan jest, ale nie powinien się pan wpieprzać w nie
swoje sprawy, skoro nie znał pan naszej córki. – Ojca Blanki też zaczęły
ponosić emocje.
– Raczej wy nie znaliście swojej córki, skoro nie wiecie, kim jestem –
odrzekł lodowato Alexander.
– To może nas pan oświeci? – Ojciec Blanki nie dawał za wygraną
mimo szoku, jaki malował się na jego twarzy.
– Wasza wspaniała córka naciągnęła mnie na milion funtów i o mało
jej się nie oświadczyłem. Pewnie zostałaby moją żoną, gdybym nie
przyłapał jej na zdradzie. – Alexander już się nie kontrolował.
– Wystarczy, Alex! – powiedziałam, łapiąc go za ramię, by się
opanował. Widziałam, że matka Blanki jeszcze bardziej pobladła.
Lubiłam pana i panią Lee i nie miałam do nich żalu za postępki ich córki.
Przepychanki i kłótnie na nic by się teraz nie zdały, Blanka nie żyła i już
nie mogła się wytłumaczyć ze swojego zachowania.
– Kłamiesz! – wykrzyknął ojciec Blanki, plując śliną wokół.
– Przeprosiny przyjęte, a teraz musimy już iść – zwróciłam się do
państwa Lee, odciągając narzeczonego na bok. – Kochanie, chodź. –
Pociągnęłam go delikatnie za rękę. – Wracajmy do domu.
– Dobrze.
Gdy doszliśmy do naszego auta, zdążył się opanować.
– Już po wszystkim. – Wtuliłam się w ramiona narzeczonego,
zaciągając się zapachem jego perfum.
– Po wszystkim – powtórzył, całując mnie w czubek głowy.
To był bardzo ciężki dzień, ale w końcu mogliśmy zacząć wszystko od
nowa, zamykając ten rozdział, którego żadne z nas nie chciało więcej
wspominać. Wszystkie przeżycia nas umocniły i połączyły jeszcze bardziej,
scalając niemal w całość. Przeszliśmy wspólnie daleką drogę przez piekło,
nim znaleźliśmy się w tym miejscu. Nie raz, nie dwa kłóciliśmy się, lecz
jednego jestem pewna: kochamy się mimo wszystko i oddalibyśmy za siebie
życie. Ostatnie wydarzenia były dla mnie jak rollercoaster, ale wyszłam
z nich jeszcze silniejsza. Stałam się taka dla nas. Alexander został moim
małym promykiem słońca. Chociaż nie spodziewałam się tej miłości, on
okazał się takim mężczyzną, jakiego szukałam na kandydata na męża i ojca
moich dzieci. Kocham go i oddałabym za niego życie, gdyby zaszła taka
potrzeba.
Rozdział czterdziesty czwarty

Wieczorem czekała nas kolacja charytatywna zorganizowana w całości


przez Mary. Dziewczyna wykonała kawał dobrej roboty i przekroczyła
moje oczekiwania. Wstyd się przyznać, ale nie spodziewałam się, że aż
tak dobrze sobie poradzi. Była kolejnym przykładem na to, że warto
dawać ludziom drugą szansę i nieraz wystarczy tylko trochę ich
nakierować. Udało jej się zaprosić dwudziestu właścicieli wielkich firm
z Londynu i okolic. Ich żony były wystrojone w piękne kreacje, ale i tak
moja sukienka projektu Megan wyróżniała się na tle innych. Była
przepiękna. Góra mieniła się cyrkoniami we wszystkich kolorach, a przy
biodrach przechodziła w pióra. Przód nóg miałam odkryty, więc nie
ograniczała ruchów. Z tyłu sukni ciągnął się tren z piór. W pierwszej
chwili, kiedy ją ujrzałam, zaniemówiłam z zachwytu i wyściskałam
Megan ze łzami w oczach. To była jej niespodzianka dla mnie. Nie
spodziewałam się, że specjalnie dla mnie zaprojektuje kreację. Byłam
pewna, że dostanę którąś z obecnej kolekcji Devil’s House.
Zaprzyjaźniony salon kosmetyczny zgodził się na wizytę u nas
w domu, więc miałam piękny makijaż wieczorowy i stylowy kok na
głowie. Alexander zaś włożył granatowy smoking, w którym wyglądał
nieziemsko. Nie było osoby, której wzroku byśmy nie przykuli. Kobiety
wzdychały na jego widok, a ja byłam dumna, że to mój narzeczony, który
nie zwracał uwagi na inne, tylko był zapatrzony we mnie.
– Mogę panią prosić do tańca? – Alexander wyrwał mnie z zamyślenia,
gdy siedzieliśmy przy stoliku dla organizatorów.
– Jakbym śmiała panu odmówić? – odparłam ironicznie, chwytając
jego dłoń. Ruszyliśmy w rytm melodii. Właśnie leciała powolna
piosenka, więc kołysaliśmy się wtuleni w siebie.
– Jesteś najwspanialszą osobą, jaką poznałem. Spójrz, to wszystko
dzięki tobie. – Wskazał ręką na stoły i zebranych ludzi, choć sam bankiet
nie był moją zasługą. – Czym sobie zasłużyłem na to, że jesteś ze mną?
– zapytał nagle, szepcząc mi do ucha. Oderwałam policzek od jego
ramienia, by spojrzeć mu w ciemne oczy.
– To samo mogę powiedzieć o tobie, kochanie. – Uśmiechnęłam się,
dalej kołysząc biodrami w rytm muzyki. – Nie taki diabeł straszny, jak go
malują.
– Jestem nikim, Olivio. Jestem zwykłym, szarym człowiekiem. – Był
smutny. Wiedziałam, że nadal miał wyrzuty sumienia, które wróciły po
rozprawie sądowej.
– Nigdy tak o sobie nie myśl, rozumiesz? Zabraniam ci! – Potarłam
jego policzek pocieszająco. – Jesteś bardzo dobrym człowiekiem
i niedługo będziesz moim mężem, a to zobowiązuje – zażartowałam, by
chociaż trochę poprawić mu humor. Piosenka zmieniła się na coś
szybszego, ale my dalej tańczyliśmy powoli, nie zważając na muzykę.
– Kocham cię, Olivio – powiedział, składając delikatny pocałunek na
moich ustach.
Dawno tak dobrze się nie bawiłam, zwłaszcza że Alexander po naszym
tańcu odzyskał humor i widziałam, że się zmienił. Wyglądał jak
człowiek, któremu ulżyło, bo zamknął za sobą pewien etap życia.
Wierzyłam także za niego, że nasze najlepsze dni nadchodzą i musi być
już tylko lepiej. Powtarzałam to jak mantrę cały czas, a może jedynie
chciałam to sobie wmówić?
Na koniec kolacji odbyło się uroczyste podsumowanie. Udało nam się
zebrać sto pięćdziesiąt cztery tysiące funtów na cele charytatywne. Nie
ma lepszego uczucia niż satysfakcja z pomocy potrzebującym.
Byłam cholernie dumna z Mary. Wszystko dopięła na ostatni guzik,
sama bym tego lepiej nie zorganizowała. Goście dopisali i widać było, że
świetnie się bawili, chwaląc Mary, kiedy tylko mieli okazję, żeby
zamienić z nią dwa słowa. Byłam także dumna z Megan, że
zaprojektowała piękną suknię i pomogła w organizacji kolacji. A przede
wszystkim z ofiarodawców, że okazali hojność i poświęcili prywatny
czas.
Stopy odpadały mi od wysokich szpilek, ale to nic, chciałam choć jeden
taniec zatańczyć z każdym z donatorów, by im podziękować.
– Wracamy? – zapytał Alexander, przejmując mnie od właściciela
firmy zajmującej się serwisem komputerowym.
– Dobrze. Jestem padnięta – wyznałam szczerze, kładąc głowę na jego
ramieniu. Kołysaliśmy się niemal w miejscu, ale mieliśmy to gdzieś. Dla
nas liczyła się jedynie wzajemna bliskość.
– Kąpiel i masaż? – zaproponował, kiedy lawirowaliśmy między
gośćmi, by dyskretnie urwać się z imprezy.
– Yhym – wymruczałam cicho. Oczy już same mi się zamykały. Gdy
tylko wsiedliśmy do taksówki, zasnęłam na ramieniu Alexandra, bo uśpił
mnie głaskaniem i całowaniem po włosach.
Rozdział czterdziesty piąty

POCZĄTEK NOWEGO ŻYCIA

Mimo burz, niepowodzeń i wszystkich przeciwności losu dziś miałam


wejść w nowy, nieznany etap życia. Byłam na to gotowa dzięki
Alexandrowi, który zmienił się nie do poznania od czasu naszego
pierwszego spotkania. Kochałam go i nie wyobrażałam sobie życia bez
niego. Był moim wsparciem, ostoją i przyjacielem, a już za chwilę stanie
się moim mężem. Skończy się życie Olivii Hall, a zacznie Olivii Devil,
którego nie mogłam się już doczekać mimo zdenerwowania. Pozytywny
stres dawał mi kopa i powodował szeroki uśmiech na moich ustach.
Makijażysta odwalił kawał dobrej roboty, wyglądałam olśniewająco.
Fryzjer upiął mi piękny, luźny warkocz i powpinał wsuwki z diamentami,
takimi samymi jak na całej śnieżnobiałej sukni, którą zaprojektowała dla
mnie Megan.
– Wyglądasz cudownie. Mama byłaby z ciebie dumna. – Ojciec
wycierał łzę, która spłynęła po jego policzku. – Ja jestem z ciebie dumny
– dodał, wyciągając pudełeczko z kieszeni marynarki. – Brakuje ci czegoś
starego, jak nakazuje tradycja. To po mamie. Miała go na sobie w dniu
naszego ślubu – oświadczył, kiedy otworzyłam pudełko trzęsącymi się
rękami. W środku był piękny naszyjnik delikatnie połyskujący złotem.
– Tato… On jest wspaniały – wydusiłam z siebie łamiącym się głosem,
przytulając mocno ojca.
– Tylko nie becz, bo wszystko zepsujesz – upomniała mnie Alice
z uśmiechem. – A ja mam coś niebieskiego i pożyczonego. – Wyjęła
z torby pudełko z niebieską podwiązką. – Siadaj, królewno – rozkazała.
Była dziś jeszcze bardziej nakręcona niż zawsze. – Nie zapomnij oddać –
przypomniała, puszczając do mnie oczko, i wciągnęła mi na nogę
podwiązkę. Przy okazji po raz chyba setny poprawiła moją suknię, by
leżała idealnie. – Suknia jest nowa, więc masz już wszystko. –
Uściskałam ją jak siostrę, której nigdy nie miałam.
– Dziękuję za wszystko, Alice… Za organizację wesela… Za to, że
jesteś…– jąkałam się wzruszona.
Rodzice odwrócili się od Alexandra jeszcze zanim skazano Marko,
tylko Alice stała za nami murem, tak samo jak mój ojciec. Kibicowali nam
i wspierali nas zawsze, gdy tego potrzebowaliśmy.
Zajechaliśmy pod kościół wynajętą limuzyną pięknie ustrojoną w białe
róże. Kościół był malutki i znajdował się na obrzeżach Londynu. Gości
nie mieliśmy dużo, same najbliższe osoby z naszego otoczenia. Media
dowiedziały się o naszym ślubie i jak hieny stały pod bramą, czając się na
choć jedno zdjęcie. The Times miał wyłączność za naszą zgodą, by
uczestniczyć w ceremonii, a całe środki ze sprzedaży miały być
przekazane na fundację dziecięcą walczącą z rdzeniowym zanikiem
mięśni.
Ojciec pomógł mi wysiąść z limuzyny, a Alice kolejny raz poprawiła
moją suknię, ucałowała mnie w policzek i poszła zająć miejsce u boku
nowego faceta, Josepha, z którym spotykała się od kilku tygodni. Alice
i Joseph byli naszymi świadkami. Przed wejściem do kościoła czekałam
razem z tatą, aż zagrają marsz weselny Wagnera. Przy pierwszych
dźwiękach ojciec poprowadził mnie dumnie w rytm melodii pod sam
ołtarz, gdzie czekał na mnie Alexander ubrany w czarny smoking,
w którym miał malutki kwiatuszek z mojej wiązanki ślubnej. Tata
pocałował mnie w czoło, oddając moją rękę Alexandrowi, który
uśmiechał się od ucha do ucha na mój widok.
– Jesteś piękna – powiedział, całując mnie w dłoń.
Kiedy ceremonia się zaczęła, trzymaliśmy się cały czas za ręce,
spoglądając na siebie ukradkiem. Złożyliśmy przysięgi małżeńskie, które
sami napisaliśmy. Swoją mogłam wyrecytować nawet obudzona w środku
nocy.
– Ja, Alexander Devil, ślubuję zostać przy tobie, Olivio Hall, nawet gdy
nie będę miał sił wypowiedzieć twojego imienia. Jestem gotowy oddać za
ciebie życie. Wytrę każdą łzę spływającą po twoim policzku, chyba że
będzie to łza szczęścia. Nie chcę być dla ciebie tylko mężem, lecz także
kochankiem i przyjacielem. Ślubuję zastąpić twojego anioła stróża, gdy
ten nawali lub utnie sobie drzemkę. Nigdy cię nie opuszczę i zawsze będę
przy tobie. Ofiarowuję ci moje serce i całego siebie wraz ze wszystkimi
wadami i zaletami. Nigdy nie cofnę tego, co dziś ci ślubuję – Alexander
jako pierwszy wypowiedział swoją przysięgę.
Jak nic zniszczyłam sobie makijaż. Łzy szczęścia same płynęły mi
z oczu.
– Ja, Olivia Hall, biorę sobie ciebie, Alexandrze Devilu, za męża.
Nieważne, jaki los nas spotka, ja zawsze będę przy tobie. Wybieram cię
świadomie jako najwspanialszego mężczyznę mojego życia. Będę dla
ciebie przyjaciółką, kochanką i wsparciem. Ślubuję ci miłość, wierność,
bezwarunkowe zaufanie i że cię nie opuszczę aż do śmierci. Zawsze
i wszędzie będę gotowa powtórzyć słowa tej przysięgi – wyrecytowałam
tekst, który znałam na pamięć.
Włożyliśmy sobie nawzajem platynowe obrączki na palce i ku uciesze
gości pocałowaliśmy się długo i namiętnie. Reszta mszy minęła
niespodziewanie szybko, a my co chwilę patrzyliśmy na siebie
z uśmiechami od ucha do ucha. Mój mąż, gdy tylko miał sposobność,
dyskretnie całował mnie w obrączkę na serdecznym palcu. Rozpierało
mnie szczęście. Wszak to był nasz najszczęśliwszy dzień w życiu.
Goście pod kościołem obrzucili nas ryżem i płatkami róż.
Otrzymaliśmy od nich mnóstwo życzeń i całusów. Największe
zaskoczenie sprawiła nam ostatnia para, która ustawiła się w kolejce, by
złożyć nam życzenia. Oboje z Alexandrem byliśmy w szoku. Prawie
dosłownie zbierałam szczękę z ziemi. W życiu bym się ich nie
spodziewała na naszym ślubie.
– Wiemy, że nie jesteśmy tutaj mile widziani… Nie zamierzamy się
z wami kłócić… Mimo wszystko chcemy życzyć wam szczęścia na nowej
drodze życia… – wyjąkała matka Alexandra. Jego rodzice stali przed
nami, jak gdyby nigdy nic się nie stało, i składali życzenia, a ja nie byłam
w stanie wydusić z siebie słowa. – Nie mogło nas zabraknąć na ślubie
naszego syna…
Chwilę mi zajęło, nim zorientowałam się, że stoję z otwartą buzią. Mój
mąż patrzył na nich z obrzydzeniem, a ja ścisnęłam go pocieszająco za
rękę.
– Macie rację. Nie jesteście tu mile widziani – warknął cicho, by nikt
z gości nie usłyszał. – Pora byście sobie poszli i nigdy więcej nie
pokazywali nam się na oczy.
– Synu… – zaczął mówić jego ojciec, lecz Alexander mu przerwał:
– Jestem waszym synem tylko, jak czegoś chcecie. Czego wam
potrzeba? Pieniędzy? Czy tym razem chodzi o Marko? – Był wściekły.
Rujnowali dzień, który powinien być najszczęśliwszy w naszym życiu.
– Musimy już jechać – powiedziałam, by dać im do zrozumienia, że nie
będziemy tracić na nich czasu. Odchodziliśmy w stronę karety, kiedy
ojciec Alexandra złapał mnie za rękę.
– Tobie dzieci zrobią to samo – rzekł gorzko mój, pożal się Boże, teść.
No nie, tego już za wiele!
– Myli się pan, bo ja nigdy nie opuszczę żadnego z naszych dzieci,
więc mi to nie grozi. Państwa już żegnamy – odgryzłam się, wyszarpując
rękę z jego uścisku. Szybko ruszyliśmy w stronę pięknej karety z dwoma
karymi fryzami.
Alexander pomógł mi wejść do środka i upchać moją suknię, która
ciągnęła się za mną chyba na kilometry. Udało mu się nie przytrzasnąć
jej drzwiczkami, po czym sam wsiadł z drugiej strony.
– Nie pozwól, by ten mały incydent zniszczył nasz dzień – poprosiłam
Alexandra, który miał minę, jakby połknął cytrynę.
– Przepraszam, już się biorę w garść. – Zaciągnął się głęboko
powietrzem. Przywołał uśmiech na twarz, od której nie mogłam oderwać
wzroku, jak przy naszym pierwszym spotkaniu. – Kocham cię – wyznał,
po czym namiętnie mnie pocałował, jakby jutra miało nie być.
Wyjechaliśmy karetą na ulicę. Końskie kopyta stukały rytmicznie
o asfalt. Uśmiechałam się, patrząc na Alexandra. Nigdy nie czułam się
szczęśliwsza. Mieliśmy miłość, którą planowaliśmy pielęgnować do
końca życia.
Podziękowania

Na wstępie chciałabym ogromnie podziękować moim czytelnikom, którzy


razem ze mną cierpliwie czekali, odliczając czas do premiery. Dziękuję za
wszystkie miłe słowa, które otrzymywałam i motywowały mnie do
dalszego pisania, wywołując uśmiech na mojej twarzy. Bez Was nie
byłoby mnie i moich powieści. Jestem zaszczycona, mogąc wciągnąć Was
w mój fikcyjny świat, który, mam nadzieję, oderwie Was od
rzeczywistości i będziecie się dobrze bawić przy lekturze.
K.N. Haner / Katarzyna Nowakowska – dziękuję Ci, Kasiu, za
wszystkie rady. To dzięki Tobie uwierzyłam w siebie i zmieniłam swoje
życie o sto osiemdziesiąt stopni, pisząc książki. Jesteś matką chrzestną
mojej powieści, moim mentorem i wzorem do naśladowania. Nigdy się
nie zmieniaj, taką Cię uwielbiamy.
S.G – dziękuję za wszystkie spędzone wspólnie lata i za wszystkie
przyszłe. Dziękuję za wiarę we mnie, motywację i namawianie do
wydania książki. Byłeś pierwszą osobą, która wiedziała, że coś skrobię,
i motywowałeś do dalszego pisania.
M.R i K.O – dziękuję za pierwsze opinie, rady i wsparcie.
M.CH – siostra, jesteś najlepsza i wiesz, za co Ci dziękuję.
Mojej armii patronatów – dziękuję za cierpliwość do mnie i moich
szalonych pomysłów. Zawsze mnie wspieracie dobrym słowem, gdy tego
potrzebuję. Rady każdej z Was były dla mnie bardzo pomocne
i wyznaczały kierunek. Dziękuję za Wasze zaangażowanie w promocję
książki i mnie samej, Wasza pomoc jest nieoceniona, za co po stokroć
dziękuję.
Recenzenci – dziękuję za poświęcenie czasu na przeczytanie
i zrecenzowanie mojej powieści. Mam nadzieję, że bawiliście się tak
dobrze jak ja podczas pisania.
Wydawnictwo NieZwykłe – dziękuję za danie mi szansy, by czytelnicy
mogli poznać moją debiutancką książkę. Dziękuję całemu sztabowi ludzi,
którzy pracowali przy „tworzeniu” książki.
Redaktorce i korektorce – dziękuję za cierpliwość w poprawianiu
tekstu oraz masę włożonej pracy i poświęconego czasu, by książka była
jak najlepsza.
Dziękuję rodzinie, przyjaciołom, znajomym za wiarę we mnie,
wsparcie i kibicowanie. Cieszę się, że Was mam i jesteście ze mną.
Podziękowania należą się także innym autorkom, które służyły mi radą
i doświadczeniem – już one wiedzą, kogo mam na myśli.

Ewa Maciejczuk

You might also like