Professional Documents
Culture Documents
Budzę się, nie mając pojęcia, gdzie jestem, wokół panuje zupełna ciemność.
Nie wiem, co się dzieje, przez chwilę nie czuję swojego ciała, jednak gdy
próbuję się poruszyć, piecze mnie każdy mięsień. Tak jakby ktoś właśnie
mnie podpalał. Krzyczę żałośnie i głośno, a ból jeszcze bardziej wzrasta.
Zaraz umrę, przysięgam, że tak właśnie się czuję.
– Jeśli przestaniesz się ruszać, przestanie cię boleć.
Słyszę czyjś głos i zamieram. Jednak mówiący ma rację, nie boli, już
nie boli. Staram się nawet nie oddychać zbyt głęboko, byle tylko nie poczuć
tego ponownie.
Teraz słyszę kroki. Otwieram szeroko oczy, choć nawet to sprawia mi
piekielny ból.
– Teraz posłuchaj. – Mężczyzna jest bardzo blisko. – Jeśli będziesz
grzeczna, nic ci się nie stanie. Ten ból niedługo minie i będziesz mogła się
poruszać. Nie zapominaj o nim jednak nigdy, gdyż każdy twój najmniejszy
błąd sprawi, że będę musiał zadać ci ten ból osobiście, a wtedy, nawet
w bezruchu, będziesz go czuła. – Ten głos… Wiem, do kogo należy, to
Ian. – Spędzimy tu razem trochę czasu, więc zdążę ci opowiedzieć, w co się
wpakowałaś, ale jeszcze nie teraz. Poczekam, aż będziesz w pełni
świadoma. Teraz zaśniesz, laleczko, a gdy się obudzisz, nie będzie już
boleć. – Czuję, jak zaczynam powoli odpływać, chyba coś mi podał. –
Jedna mała rada, zanim zamkniesz oczy. Nie próbuj się stawiać, bo zaboli
naprawdę.
Znów zasypiam…
Oślepia mnie jasne światło. Unoszę się, zasłaniając oczy dłonią. Światło
gaśnie, ale na pewno nie jestem tu sama. Milczę.
– Wstawaj.
Okruchy nadziei, że to wszystko mi się śniło, właśnie zniknęły.
Podnoszę się z łóżka, ale nic nie widzę, mimo to robię krok do przodu.
Wpadam na coś. Na niego. Chcę się cofnąć, ale łapie mnie mocno. Jeszcze
raz próbuję wyrwać się z jego uścisku, za co obrywam mocnego klapsa
w lewy pośladek. Już się nie ruszam. Po prostu stoję i cała trzęsę się ze
strachu.
Jego dłonie zaczynają błądzić po moim ciele. Nieśpiesznie przesuwa
palce po ramionach, zjeżdża po nich niżej, łapiąc za dłonie. Podnosi je
i kładzie na swoich barkach. Chciałabym je zabrać, ale boję się jego reakcji.
Znów mnie dotyka, najpierw talii, później bioder, zatrzymuje się na
pośladkach. Wbijam paznokcie w jego ramiona, ale on tylko się z tego
śmieje, odpowiadając mi podobnym gestem na mojej pupie. Boli. Puszczam
go, odruchowo łapiąc za dłonie.
– Nieładnie. – Rzuca mnie na łóżko, brzuchem do materaca, po czym od
razu na mnie wchodzi. – Myślałem, że jesteś bystrzejsza. Chcesz się
stawiać? – syczy mi do ucha. – Masz robić to, co ci każę, a kiedy nic nie
mówię, masz domyślić się, czego od ciebie oczekuję. Trzy miesiące to
naprawdę bardzo mało, laleczko, nie zmuszaj mnie do używania siły. Bądź
grzeczna, to nawet tak bardzo cię nie zaboli. Rozumiesz?
– Tak! – krzyczę przez łzy.
– Gówno rozumiesz! – Odwraca mnie na plecy i ściska mocno moją
szyję. – Zapytałem, czy rozumiesz! Masz odpowiadać pełnym zdaniem!
– Tak, panie.
Puszcza mnie i wstaje. Odwracam się na bok, próbując złapać oddech.
Kaszlę i zaczynam panikować, przez co czuję palenie w klatce piersiowej.
Zapala się światło. Siadam na łóżku, a Ian staje naprzeciwko mnie.
Unoszę głowę i w milczeniu obserwuję, jak rozpina białą koszulę. Robi to
nieśpiesznie, przez co boję się jeszcze bardziej. Nie wiem, co teraz planuje.
Zgwałcić mnie? A może po prostu chce jeszcze bardziej mnie nastraszyć?
– Masz być posłuszna. – Rzuca koszulę na podłogę. – Wierz mi, to dla
twojego dobra. Lepiej dla ciebie, jeśli zostaniesz sprzedana komuś, kto
będzie cię dobrze traktował. Wstań. – Robię, co każe, i staję tuż przed nim.
Mój nos niemal dotyka jego klatki piersiowej, a ja nie mogę się cofnąć, bo
tuż za mną stoi łóżko. – Odwróć się. – Kiedy staję tyłem do niego, kładzie
dłonie na moich biodrach i powoli unosi koszulkę. – Ręce do góry –
nakazuje spokojnym głosem, a gdy tylko wykonuję jego polecenie,
pozbawia mnie jedynego okrycia. – Uklęknij na łóżku.
Kilka łez spływa mi po policzkach, ale walczę sama ze sobą, żeby nie
wydać z siebie ani jednego dźwięku. Klękam, układając pośladki na
piętach, i opuszczam głowę. Modlę się o ratunek albo o śmierć. Gdyby nie
strach przed torturami, jakie mogą mnie spotkać, krzyczałabym, rzuciłabym
się na niego i zaryzykowała własnym życiem, byle tylko stąd uciec. Jednak
jestem tchórzem. Łkam cicho, kiedy jego palce dotykają moich pleców.
Zaciskam mocno zęby, gdy czuję je na swoich pośladkach, a zaraz później
na piersiach. Jego ciało napiera na moje, a dłonie coraz boleśniej zaciskają
się na moim biuście. Kilkukrotnie szczypie i ciągnie za sutki, aż w końcu
nie wytrzymuję i zaczynam głośno płakać. Ian jednak nic sobie z tego nie
robi. Kontynuuje, a jego dotyk staje się coraz bardziej uporczywy. Po
chwili nie wiem, czy płaczę z bólu, czy z bezsilności.
– Widzisz, potrafisz być grzeczna – szepcze mi do ucha.
Jedną ręką obejmuje mnie mocno w pasie i dociska do siebie tak, że
czuję na plecach twardość jego penisa. Drugą rękę kładzie na moim
podbrzuszu i schodzi w dół. Gdy tylko jego palce dotykają mojej
łechtaczki, próbuję mu się wyrwać, ale nie jestem w stanie nawet się
poruszyć.
– Proszę, przestań! – łkam żałośnie, znów próbując uwolnić się od jego
dotyku.
– Rozłóż szerzej nogi – rozkazuje, nic sobie nie robiąc z mojego
błagania.
Kręcę głową i choć wiem, że nie mogę mu się przeciwstawić, to i tak to
robię. Nie pozwolę mu na to. Nie dotknie mnie tam, nie ma prawa.
Puszcza mnie, a ja oddycham z ulgą, ale trwa to dosłownie sekundę.
W brutalny sposób zostaję ściągnięta z łóżka. Wszystko dzieje się tak
szybko, że częściowo tracę kontakt z rzeczywistością. Czuję kilka
szarpnięć, ale łzy sprawiają, że nic nie widzę. Kiedy tylko się uspokajam,
dociera do mnie, że moje ręce są zablokowane i uwieszone na czymś nad
moją głową. Po chwili uświadamiam sobie, że całe moje ciało jest
maksymalnie wyciągnięte. Ledwo dotykam stopami podłogi, a mięśnie rąk
zaczynają dawać o sobie znać. Patrzę przed siebie i zauważam Iana,
trzymającego w ręku przedmiot, który napawa mnie strachem. Wciągam
głośno powietrze i otwieram szeroko oczy. Otwieram usta, żeby błagać
o wybaczenie, ale on w tym samym momencie bierze zamach, a skórzany
pejcz uderza w moje udo. Piszczę, bo przeszywający ból sprawia, że czuję,
jakby przeciął mi skórę. Zanim udaje mi się złapać oddech, on wykonuje
drugi zamach, uderzając o drugie udo.
– Proszę! To boli! – Trzecie uderzenie trafia prosto w mój brzuch. –
Boże! Przestań! – Unoszę głowę, ale nie widzę go przed sobą. Nagle
okropny ból rozchodzi się po moich pośladkach. – Proszę!
Następne uderzenie sprawia, że zaczynam tracić przytomność. Niestety
nie w pełni, przez co ból wciąż jest nie do zniesienia. Nie mogę już płakać
czy błagać o litość. Nie mam siły otworzyć ust ani unieść głowy. Skóra pali
żywym ogniem, a mięśnie napinają się jeszcze bardziej, przygotowując się
na kolejny cios. Znów staje przede mną, widzę jego buty. Próbuję podnieść
głowę, ale nie mam na to siły. On to robi za mnie, chwytając mnie mocno
za brodę. Ten ból to nic w porównaniu z tym, co czuję w reszcie ciała.
– Chcesz mi coś powiedzieć.
Tak… Mam nadzieję, że zdechniesz w męczarniach, ty chory
sukinsynu.
– Przepraszam – odpowiadam z trudem. Patrzy na mnie wyczekująco,
a jego palce jeszcze mocniej zaciskają się na mojej brodzie. – Przepraszam,
panie.
– Mogłaś tego uniknąć, wiesz o tym, prawda?
Nie odpowiadam, nie mam siły. Puszcza mnie, bezwładnie opuszczam
głowę. Czekam, aż mnie uwolni, ale wcale tego nie robi. Słyszę kroki,
a chwilę później dźwięk zamykających się drzwi. Nie mam nawet siły, żeby
się rozpłakać. Zostawił mnie tu, w pozycji, w jakiej nie potrafię wytrzymać
za długo. Zaczynam błagać Boga o utratę przytomności. Mam wrażenie, że
moje ręce powoli odrywają się od reszty ciała, a skóra wciąż płonie.
Zamykam oczy, chcę zemdleć. Jestem wykończona, więc liczę, że mi się
uda, że nieświadomość zawładnie moim ciałem i umysłem. Tak bardzo tego
pragnę, że kiedy czuję, jak tracę przytomność, w duchu się uśmiecham.
Jestem coraz spokojniejsza. Nareszcie…
Nie wiem, gdzie dokładnie jestem. Dłonie wciąż mam unieruchomione, ale
już nie wiszę. Poruszam się powoli. Jestem na łóżku, ale ręce przywiązane
mam do czegoś nad głową. Skóra na nadgarstkach zaczyna piec w chwili,
w której odzyskuję świadomość. Krzyczę, choć wiem, że to mi nie pomoże.
Robię to, dopóki nie zdzieram sobie gardła, a to staje się bardzo szybko.
Nie pamiętam już, kiedy ostatnio coś piłam. Nie pamiętam też ostatniego
posiłku. Jestem wyczerpana psychicznie i fizycznie. Choć przebywam tu
stosunkowo niedługo, to czuję, jakbym spędziła wieki w tym potwornym
więzieniu. Pragnę umrzeć…
Ian zjawia się, kiedy ponownie zaczynam tracić przytomność. Staje
nade mną i uśmiecha się w przerażający sposób. Nie mam siły, żeby się
poruszyć, nie potrafię nawet otworzyć oczu. Po prostu czekam, aż zrobi to,
po co przyszedł.
Nieśpiesznie uwalnia moje ręce, które bezwładnie opadają wzdłuż ciała.
Wyciąga z kieszeni strzykawkę, a serce mi łomocze w piersi. Nie chcę tego,
co podano mi na początku.
– Proszę. – Nie wiem, czy powiedziałam to na głos, czy tylko miałam
taki zamiar. Świadomość zaczyna mnie opuszczać.
– Nie sądziłem, że jesteś aż tak słaba, laleczko – komentuje pod nosem,
po czym wbija igłę w moją szyję. – To powinno pomóc – dodaje, gdy
kończy.
Bierze krzesło i siada naprzeciwko mnie. Przygląda mi się
z zainteresowaniem, a ja nie potrafię się nawet poruszyć. Czuję smutek, gdy
zaczynam czuć się lepiej. Tak bardzo chciałabym odpłynąć i nie czuć tego,
co czuję. Z każdą kolejną chwilą wszystko staje się wyraźniejsze. Obraz,
dźwięk, ból…
– Wróciłaś? – pyta zadowolony. – Wierz mi, następnym razem będzie
gorzej. Dopóki się nie podporządkujesz, dopóty będziesz właśnie tak się
czuła. – Opiera ręce na kolanach i nachyla się w moją stronę. – Tak lub
gorzej.
– Jesteś potworem – szepczę z trudem.
Chce mi się pić. To pragnienie doprowadza mnie do szału, ale nie
poproszę go o wodę. Nie, kiedy wiem, że nie da mi jej tak po prostu.
Ian wstaje, rzuca mi ostrzegawcze spojrzenie i wychodzi bez słowa.
Czuję się lepiej, gdy go tu nie ma. Staram się usiąść na materacu, a kiedy
mi się to udaje, ostrożnie zsuwam się z niego i próbuję wstać. Nogi mnie
bolą, ale ignoruję to. Muszę się napić, żeby nie zwariować z pragnienia.
Gdy idę w stronę łazienki, przychodzi mi do głowy, że mógł odciąć wodę,
żeby mój pobyt tutaj stał się jeszcze większym koszmarem. Przez tę myśl
czuję się jeszcze gorzej, ale idę przed siebie, a raczej powłóczę nogami,
starając się nie stracić równowagi. W końcu jednak jestem na miejscu.
Jedną dłonią opieram się o umywalkę, a drugą wolno odkręcam kurek,
modląc się, żeby poleciała woda. Dzięki Bogu tak się dzieje, a ja od razu
pochylam się, nie myśląc nawet o znalezieniu jakiegoś naczynia. Piję do
momentu, w którym robi mi się niedobrze. Zakręcam wodę i prostuję się
wolno, a pierwszym, co widzę, jest moje odbicie w niewielkim lustrze.
Wyglądam przerażająco źle. Przypominam zombie, a ten widok sprawia, że
zaczynam cicho łkać, obiecując sobie, że nie rozpłaczę się kolejny raz. Nie
mogę tego zrobić.
Liczę się z tym, że już nigdy nie będę wolna. Do głowy przychodzi mi
myśl, że nie mam w takim razie nic do stracenia. Tylko nie wiem, co mam
z tym zrobić? Walczyć dla zasady i poczucia godności? Czy po prostu
odpuścić i robić to, co każe mi Ian? Wtedy chociaż nie przeżyję ponownie
tego koszmaru. Bólu, który wciąż rozchodzi się po moim ciele.
Paraliżującego strachu przed tym, co może jeszcze mi zrobić.
Boję się o Sofię. Jest mi wstyd, że tak mało o niej myślałam od
momentu, gdy tu trafiłam. Mam nadzieję, że chociaż ona będzie wolna.
Gdybym miała wybierać, która z nas się uratuje, bez wahania wybrałabym
ją. Martwię się, bo pewnie przeżywa ten sam koszmar, jeśli nie gorszy. Oby
potrafiła sobie poradzić. Znając jej charakter, zaczynam bać się o nią
jeszcze bardziej.
Wracam na łóżko i w skupieniu wpatruję się w drzwi. Czekam, aż Ian tu
wróci. Wolałabym, żeby się nie pojawiał, ale wiem przecież, że to
niemożliwe. Boję się tego, co znów wymyśli i tego, że ponownie się
przeciwstawię, przez co spotka mnie kolejna kara. To jest silniejsze ode
mnie, nie potrafię się wyłączyć, ale dociera do mnie, że to jedyne wyjście.
Wyłączyć się i przetrwać.
Mężczyzna wraca później, niż się spodziewałam. Jeśli myśli, że jego
nieobecność jest dla mnie karą, to bardzo grubo się myli. Owszem, wariuję
w tym zamknięciu, ale mimo wszystko wolę wariować w osamotnieniu. On
jedynie przyśpiesza to wszystko.
– Głodna? – pyta z szelmowskim uśmiechem.
Nie do końca wiem, co powinnam teraz powiedzieć. Z jednej strony
rzeczywiście jestem głodna, bo z wyjątkiem wody nie miałam niczego
w ustach już od dawna. Z drugiej jednak strony boję się tego, co zaserwuje
mi, gdy odpowiem twierdząco. Brak odpowiedzi z pewnością znów go
zdenerwuje. Zauważam cień zniecierpliwienia na jego twarzy, dlatego
kiwam potakująco głową, co wcale nie poprawia jego miny. Zaciskam zęby,
a w myślach odliczam do pięciu, przypominając sobie, co zrobił mi
ostatnio. Muszę być mądrzejsza.
– Tak, panie – mówię cicho, czując obrzydzenie, które ze wszystkich sił
staram się ukryć.
Ian odwraca się i na moment znika z zasięgu mojego wzroku za
otwartymi drzwiami. Wychylam się nieznacznie, by zobaczyć, co się za
nimi znajduje. Jednak pomieszczenie jest niemal tak ciemne jak to,
w którym przebywam. Oświetlone tylko słabym żółtym światłem, co
pozwala mi dostrzec, że to korytarz. Mężczyzna wraca po kilku sekundach,
a w dłoniach trzyma tacę ze srebrną pokrywą. Nogą zatrzaskuje drzwi, po
czym podchodzi bliżej. Z drugiego końca pomieszczenia przyciąga
niewielki okrągły stolik, odkłada na niego tacę i znów odchodzi, tym razem
po krzesło, które stawia obok stolika. Rozsiada się na nim, zdejmuje
pokrywę i przygląda mi się z niepokojącą uwagą. Najpierw patrzę na jego
twarz, którą przysłania para z gorącego jedzenia, później zerkam niżej i na
widok normalnego posiłku mój żołądek daje o sobie znać. Dopiero teraz tak
naprawdę czuję głód. Głośno przełykam ślinę i zerkam na Iana, który wciąż
mi się przygląda.
– Czekasz na specjalne zaproszenie? – rzuca drwiąco.
Nie ruszam się jeszcze przez moment. W jego oczach dostrzegam błysk,
który powinien być dla mnie znakiem ostrzegawczym. Jestem niemal
pewna, że znów coś szykuje. Mimo nagłego spadku apetytu, schodzę
z łóżka i ostrożnie kroczę w kierunku mężczyzny. Opuszczam głowę, gdy
staję naprzeciwko niego, dopiero teraz orientując się, że krzesło jest tylko
jedno i to on na nim siedzi.
– Uklęknij – rozkazuje ostrym tonem.
Zerkam na niego, ale nie trwa to dłużej niż dwie sekundy. Znów czuję
się poniżona, ale nie to jest moim największym problemem. Klękam,
lądując niemal między jego nogami. Chcę się odsunąć, ale zanim robię
cokolwiek, on poprawia się na krześle, przesuwając się w moją stronę,
przez co teraz znajduję się w potrzasku jego nóg. Choć nie zaciska ich,
czuję się tak, jakby mnie dusił. Tuż przed sobą widzę jego rozporek, a gdy
unoszę głowę, wcale nie jest lepiej.
– Otwórz usta – wydaje kolejny rozkaz.
Obserwuję, jak bierze między palce kawałek mięsa i wolno kieruje je ku
moim wargom. Rozchylam je na tyle, by mógł włożyć między nie jedzenie,
ale gdy tylko zabiera dłoń, znów opuszczam głowę i wolno przeżuwam
mięso. Jest pyszne. Oczyma wyobraźni widzę, jak odpycham Iana i rzucam
się na talerz, pożerając jego zawartość, bez zwracania uwagi na dobre
maniery przy stole. Jednak nie mogę tego zrobić, dlatego bez najmniejszego
sprzeciwu przyjmuję każdy kęs, jaki mężczyzna wsuwa mi w usta, starając
się ani na moment nie nawiązać z nim kontaktu wzrokowego. Dopóki go
nie widzę, nie czuję się tak źle jak wtedy, gdy nasze spojrzenia się krzyżują.
Jednak w pewnym momencie unoszę wzrok i patrzę na niego – nie wiem,
co mnie podkusiło, ale żałuję od razu, chociaż jest już za późno. Łapie moją
brodę i pochyla się, a nasze twarze znajdują się nagle w zbyt małej
odległości.
– Z tymi sarnimi oczami z pewnością mogłabyś zostać modelką –
w jego głosie rozbrzmiewa rozbawienie i pogarda. – Ale jesteś tu w innym
celu, więc niewiele ci to pomoże.
Dopiero po jego słowach dochodzi do mnie, że nieświadomie zaczęłam
błagać go spojrzeniem. Niejednokrotnie to robiłam, wygląda na to, że
weszło mi to w nawyk.
– Nawet nie próbowałam.
– Nie próbuj niczego.
Wraca do swojej poprzedniej pozycji, zerka na talerz, później na mnie.
– Jeszcze? – pyta beznamiętnie.
– Nie, dziękuję. Już się najadłam.
Mężczyzna wstaje, więc robię to samo, a raczej próbuję to zrobić.
Wystarczy, że się poruszam, a jego dłoń naciska na moje ramię. Zadzieram
głowę, by na niego spojrzeć.
– Czy powiedziałem, że możesz wstać? – pyta ostro.
Kręcę głową, wzdychając przy tym cicho.
Wpatruję się w drewnianą podłogę, nie zwracając uwagi na Iana, który
zabiera meble na swoje miejsce. Dopiero, gdy jego buty znajdą się w polu
mojego widzenia, niechętnie przenoszę na niego wzrok.
– Wstań.
Robię to i staję tuż przed nim, od razu cofam się o krok, jakby to miało
mnie przed nim uchronić.
– Naprawdę szybko się uczysz.
– Nie mam wyjścia – szepczę.
– Zawsze mogłabyś się stawiać, dostarczyłabyś mi więcej rozrywki.
Uśmiecha się złowrogo, a moją jedyną myślą jest postanowienie, że nie
dostarczę mu jej już nigdy więcej. Muszę wierzyć, że moje życie nie jest
w pełni zależne od niego i ludzi, do których chce mnie wysłać. Zostaje mi
tylko nadzieja, a ona jest silniejsza od obietnic, które słyszę z ust Iana.
– Zabraliście mnie i moją przyjaciółkę, ale nie pomyśleliście o naszych
rodzicach – mówię na głos coś, co miało zostać jedynie w mojej głowie.
– Wystarczy, że będą przekonani o waszych castingach i sesjach przez
najbliższe trzy miesiące. Później kontakt się zerwie, a was już nikt nie
znajdzie – odpowiada złowrogo.
– Zamierzacie wysłać nas na Marsa? – ripostuję, choć wiem, że to może
być błąd.
Kącik jego ust unosi się na moment, ale szybko poważnieje.
– Zamierzamy wysłać was tam, gdzie nikomu nie przyjdzie do głowy
was szukać.
– Wszystko przemyśleliście.
– Mamy wprawę – odpowiada dumnie. – Kilka sesji zdjęciowych
i przejęcie waszych profili społecznościowych wystarczy.
Gryzę się w język, by nie powiedzieć niczego, co znów wytrąci go
z równowagi. Koduję sobie w głowie, że muszę przetrwać, być mądra. Jeśli
nie uda mi się stąd wydostać, może będę miała szansę zrobić to po
opuszczeniu tego miejsca? Muszę wytrwać.
Ian po chwili wychodzi, dając mi nadzieję, że dziś już nie wróci.
W pokoju, w którym mnie zamknął, nie ma okien, a w zaciemnionych
kątach zdają się skrywać potwory, które czekają na najlepszy moment do
ataku. Wyobraźnia zaczyna mnie przerażać. Czuję się jak mała
dziewczynka, która panicznie boi się ciemności. Kładę się do łóżka
i przykrywam kołdrą, zasłaniam nią nawet twarz, próbując powstrzymać
łzy. Nie mam pojęcia, jaka jest pora dnia, mogę jedynie wmówić sobie, że
jest noc i przyszedł czas na sen. Stał się dla mnie jedynym przyjacielem.
Rozdział 4
– Marino.
Zmysłowy szept wydaje się być wytworem mojej wyobraźni. Słyszę,
jak mruczę, będąc wciąż w półśnie. Poruszam się nieznacznie na materacu,
a w głowie mam zaskakujący spokój.
– Marino.
Tym razem już wiem, że to nie sen. W chwili, w której otwieram oczy,
wraca do mnie wszystko, co się wydarzyło. Ian siedzi obok mojego łóżka,
a na jego twarzy maluje się bezczelny uśmiech. Siadam gwałtownie
i rozglądam się dookoła, jakbym chciała upewnić się, że już się obudziłam.
Mężczyzna patrzy na mnie, a ja w końcu nabieram odwagi, by spojrzeć
na niego. Im dłużej milczy, tym większy lęk odczuwam. Znów ma tę minę,
jakby coś planował. Cokolwiek to jest, niech szybko się skończy.
– Wstań – rozkazuje cierpko.
W pierwszej chwili nie reaguję. Powtarzam sobie w myślach, że
cokolwiek się wydarzy, nie mogę zrobić niczego, czym sprowadzę na siebie
kłopoty. Wytrzymam, ile będzie trzeba. Muszę. Nim się poruszę, Ian unosi
się i jednym gestem zrzuca ze mnie kołdrę. Ten ruch sprawia, że
przerażenie odbiera mi zdolność myślenia. Zamiast wstać, by jeszcze
bardziej mu się nie narazić, kulę się, podciągając nogi tak, że kolana mam
tuż pod brodą. Mrużę oczy, oczekując na karę, ale zupełnie nic się nie
dzieje. Bardzo ostrożnie unoszę powieki i zerkam na mężczyznę, który stoi
wyprostowany nade mną i przygląda mi się, nie ukrywając rozbawienia.
– Wstań – powtarza leniwie.
Nie zastanawiam się ani chwili dłużej. Zsuwam się z łóżka, nie chcąc
ryzykować zepsucia jego dobrego nastroju. Prostuję się i tym razem
powstrzymuję od zrobienia kroku w tył.
– Odwróć się – kolejny rozkaz pada z jego ust, a głos ma wciąż jakby
znudzony.
Ukrywając zaskoczenie, odwracam się tyłem do niego i napinam
wszystkie mięśnie, bo wciąż nie wiem, co chce mi zrobić tym razem.
– Dziś opowiem ci o tym, co takiego może cię spotkać w tym domu –
szepcze złowieszczo do mojego ucha. – Chcesz posłuchać?
– A czy mam jakieś wyjście? – pytam drżącym głosem.
– Mamy wrócić do lekcji prawidłowego odpowiadania na moje pytania?
Myślałem, że w tej kwestii nauczyłaś się mnie zadowalać.
Przełykam ślinę i próbuję powstrzymać lekkie drżenie ciała. Strach
wywołany tym, gdzie się znalazłam, jest niczym w porównaniu do lęku,
jaki budzi we mnie jego obecność. Szczególnie gdy jest tak bardzo blisko
mnie. Jego oddech drażni płatek mojego ucha, a świadomość, że nasze ciała
znajdują się w centymetrowej odległości od siebie, pogarsza moje
samopoczucie na tyle, bym nie potrafiła skupić się na niczym, co mogłoby
odwrócić choć trochę moją uwagę.
– Tak, panie – odpowiadam przez zaciśnięte gardło.
Za każdym razem, gdy wypowiadam to przeklęte słowo, czuję, jakbym
miała zwymiotować.
– Hmmm… – mruczy, wywołując ciarki na moim ciele. – Dobrze –
dodaje po chwili z aprobatą. – Jeśli uda ci się przejść pierwszy etap,
zmienisz tę norę na coś bardziej… przyzwoitego.
– Czym jest pierwszy etap? – pytam zaniepokojona.
Nie odpowiada. Nie rusza się, nie robi dosłownie nic. Sekundy mijają,
a my stoimy w bezruchu. Czekałam, aż mi odpowie, ale w końcu dociera do
mnie, gdzie popełniłam błąd. Znowu.
– Czym jest pierwszy etap, panie?
– Tym – szepcze i zaciska dłonie na mojej talii. – Wystarczy, że
będziesz grzeczna, a dostaniesz pokój z oknami. Musisz nauczyć się żyć
w domu, do jakiego najprawdopodobniej trafisz. Musisz nauczyć się
wszystkiego.
Z trudem przełykam ślinę. Gryzę się w język, bo znów mam ochotę
powiedzieć mu coś, za co z pewnością zostałabym ukarana. Nie dam mu tej
satysfakcji. Niezależnie od tego, ile będę musiała tu być, jak długo będę
musiała przebywać z tym świrem, nie narażę się mu. Czuję, że później
łatwiej będzie mi się wydostać. Jeśli wszystko dobrze rozumiem, trafię do
jakiegoś domu i przy odrobinie szczęścia nie będę żyła w zamknięciu,
w którym jestem teraz. Skoro trafię do miejsca, z którego prawdopodobnie
będę mogła uciec, muszę przetrwać czas, gdy skazana jestem na tego
mężczyznę.
– A teraz… – Puścił mnie i odszedł. – Zobaczysz, co dla ciebie
przygotowałem na pobyt tutaj.
Odwracam się za jego głosem i nagle całe pomieszczenie zostałje
rozświetlone. Na suficie rozbłyskują małe okrągłe światełka, ujawniając to,
co dotąd kryło się w mroku. Wciągam głośno powietrze i intuicyjne robię
kilka kroków do tyłu. Dostrzegam drewnianą belę zawieszoną na suficie, do
której byłam przywiązana. Dalej, na ścianie, umieszczone zostały
przerażające narzędzia, z pewnością służące do tortur. Rozpoznaję jedynie
pejcz, jednak to nie on przeraża mnie najbardziej. Podłużny przedmiot,
którego kolce zauważam nawet z tej odległości, sprawia, że zaczyna
brakować mi tchu. Odwracam głowę, jednak to nie pomaga, bo widzę deskę
z kajdanami, a obok niej coś w rodzaju fotela, na którym umieszczone
zostały łańcuchy.
– Co to jest? – pytam przez łzy.
Nie zwracam się do niego, pytam samą siebie, jakbym mogła
odpowiedzieć na to pytanie.
– Myślałaś, że ostatnia kara była najgorsza? – drwi.
Zerkam na niego, ale szybko urywam ten kontakt. Jest zadowolony, a ja
czuję się tak, jakbym za chwilę miała stracić przytomność. Nie umiem
ukryć strachu, który zawładnął każdą komórką mojego ciała. Czuję jego
zapach, smak, staje się niemal namacalny.
– Podejdź. – Ian odzywa się po chwili, a na jego twarzy maluje się
surowy wyraz.
Moje nogi drżą, gdy stawiam kolejne kroki. Choć dzieląca nas
odległość nie jest duża, mam wrażenie, że nie zdołam jej pokonać. Jednak
mężczyzna rusza mi naprzeciw, zatrzymuję się tuż przy nim i patrzę mu
błagalnie w oczy. Zaskakuje mnie, gdy przejeżdża wierzchem dłoni po
moim policzku, unosi nieco kącik ust, ale jego oczy jasno dają do
zrozumienia, że ten gest nie ma nic wspólnego z delikatnością. Jest raczej
czymś w rodzaju znaku, że w jego głowie czai się mrok, jaki zamierza
dopuścić do głosu. Myśl, że nie mogę nic z tym zrobić, doprowadza mnie
do szaleństwa. Nie chcę płakać, ale łzy same wymykają mi się spod
powiek. Nie chcę pokazywać, jak bardzo się go boję, ale on dokładnie to
widzi.
– Usiądź – rozkazuje, wskazując fotel z łańcuchami.
Nie poruszam się, patrzę na niego i chyba przestaję oddychać.
– Wiesz, że jeśli sama tego nie zrobisz, będę musiał cię wyręczyć?
Jestem miły, dopóki nikt mi się nie stawia. Daję ci możliwość naprawienia
swoich błędów, ale to szybko może się skończyć. I wierz mi, lepiej dla
ciebie, żebyś jak najprędzej zaakceptowała swój los.
– Co chcesz zrobić? – pytam przerażona i cofam się o dwa kroki.
Wyraz twarzy Iana zmienia się diametralnie w ciągu ułamka sekundy.
Nagle opuszcza mnie cały zdrowy rozsądek. Rzucam się do ucieczki, nie
zastanawiając się nad konsekwencjami. Wiem, że gdy mężczyzna tu
przychodzi, nie zamyka za sobą drzwi, więc biegnę prosto do nich.
Skręcam w lewo i pokonuję ciągnący się w nieskończoność korytarz, ani
razu nie odwracając się za siebie. Na jego końcu dociera do mnie, że źle
skręciłam i znajduję się w pułapce bez wyjścia. Wpadam na ścianę i ze
łzami w oczach odwracam się do idącego w moim kierunku Iana. Nie
śpieszy się, idzie wolno, bo wie, że nigdzie nie ucieknę. Osuwam się na
podłogę i zaczynam płakać, bo rozumiem, że po tym, co zrobiłam, nie
uniknę kary.
– Proszę – łkam, gdy mężczyzna staje naprzeciwko mnie. – Nie rób mi
krzywdy.
– Wstań – syczy przez zaciśnięte zęby. – A tak dobrze ci szło – mówi
z dezaprobatą, gdy wykonuję jego rozkaz. – Idziemy.
Nie dotyka mnie, przepuszcza mnie przodem, a ja z trudnością stawiam
kroki. Czuję, że w każdej chwili może zaatakować. Teraz lub gdy zamknie
za sobą drzwi do mojego więzienia. W środku gwałtownie odwracam się
w jego stronę. Obserwuję, jak podchodzi do mnie z tym mrożącym krew
w żyłach wyrazem twarzy. Całe moje ciało napina się, a klatka piersiowa
unosi się i opada gwałtownie. Zaciskam pięści, decydując się na walkę, bo
tylko to mi pozostało. Skoro nie potrafiłam być posłuszna, muszę stanąć
oko w oko z diabłem.
– Nie zbliżaj się – warczę, czym wywołuję u niego głośny, teatralny
śmiech.
– Żartujesz sobie? – pyta równie rozbawiony, co wściekły.
Cofam się, aż moje plecy uderzają o ścianę.
– Daj mi spokój.
– Dam, kiedy tylko z tobą skończę.
Impuls każe mi się bronić, więc unoszę ręce, próbując odepchnąć
mężczyznę, który staje naprzeciwko mnie. Ten chwyta je w nadgarstkach
bez najmniejszego wysiłku i dociska swoje ciało do mojego.
– Chcesz walczyć? – pyta przeciągle. – Dobrze.
Jedną dłonią wciąż przytrzymuje moje ręce, a palce drugiej zaciska mi
na szyi, blokując dostęp powietrza.
– Podoba ci się? – warczy, naciskając na mnie ciałem.
– Proszę.
Nie mogę oddychać i gdy już myślę, że za chwilę stracę przytomność,
Ian mnie puszcza, jakby wyczuł, że czekam na omdlenie, które teraz byłoby
dla mnie ratunkiem. Ciągnie mnie za sobą i choć próbuję mu się wyrwać,
nie robi to na nim najmniejszego wrażenia. Jest zbyt silny, bym miała z nim
jakiekolwiek szanse. Popycha mnie na fotel, na którym wcześniej kazał mi
usiąść. Ustawia mnie tak, że klęczę na skórzanym materiale, przodem do
oparcia, z którego Ian zabiera łańcuchy, owijając je wokół moich
nadgarstków. Szarpię się, ale to w ogóle nie pomaga. Po chwili mam
zablokowane nogi, a cała chęć walki ucieka. Łkam cicho, wiedząc, że już
nic mi nie pomoże. Mężczyzna staje tuż obok mnie. Przechylam głowę
w jego kierunku i zauważam, że zza paska wyciąga nóż. Wysuwa ostrze
z pochwy, następnie kieruje je w moją stronę.
– Może nie wygląda, ale potrafi zrobić krzywdę – mówi ochrypłym
głosem, gdy patrzę w jego oczy. – Jeden ruch, a zostawię ci pamiątkę po
tym dniu na całe życie.
Znika z zasięgu mojego wzroku, ustawiając się tuż za mną. Nagle czuję
jego dłonie na plecach i od razu się spinam. Ostrze zaczyna przejeżdżać po
materiale mojej koszulki, która po chwili opada na fotel. Ian odcina na
końcu ramiączka, zupełnie pozbawiając mnie okrycia. Unoszę głowę, gdy
słyszę ruch, aby wiedzieć, na co teraz się przygotować. Mężczyzna staje
przy ścianie, na której zawieszone są przedmioty przerażające mnie na tyle,
bym szukała ratunku.
– Proszę… panie – szepczę.
– Zastanawiam się, którą z tych rzeczy powinnaś poznać najpierw. –
Udaje zamyślonego.
– Błagam! Przepraszam, już więcej tego nie zrobię! – krzyczę
spanikowana, wciąż licząc na to, że skończy się tylko na strachu. –
Przepraszam – powtarzam drżącym głosem.
Ian łapie za pejcz, który na tle pozostałych przedmiotów może i nie
wygląda tak strasznie, ale sam w sobie jest wystarczająco przerażający, by
jego widok w dłoni mężczyzny wywołał u mnie kolejne łzy.
– Ile? – pyta chyba sam siebie.
Dopiero gdy unosi wzrok z pejcza i rzuca mi pytające spojrzenie,
rozumiem, że czeka na odpowiedź.
– Zero.
Mężczyzna uśmiecha się ironicznie, ale ten uśmiech znika z jego twarzy
tak szybko, jak szybko się pojawił.
– Zastanówmy się… – mówi wolno, chodząc wokół mojego
zablokowanego ciała. – Szło ci naprawdę dobrze, ale postanowiłaś
wszystko spieprzyć. Twoja niesubordynacja musi być ukarana. –
Zatrzymuje się za mną, przejeżdżając paskami pejcza po moich
pośladkach. – Może powinienem sprawdzić, jak wiele potrafisz znieść.
Nie wytrzymuję. Jego przeciąganie sprawia, że mam ochotę krzyczeć
i nagle jestem mu wdzięczna, że mnie związał. Gdyby nie skrępowane ręce,
najprawdopodobniej znów rzuciłabym się na niego.
– Po prostu to zrób – cedzę przez zaciśnięte zęby. – Przestań się znęcać.
To jeszcze gorsze niż ból. Gdy tak mnie okrąża, przeciągając wszystko
w nieskończoność, strach rozsadza mi głowę.
– Jak sobie życzysz.
Gdy tylko kończy zdanie, pejcz uderza o mój pośladek, wywołując ból,
który przeszywa całe ciało. Krzyczę, a zanim ból ustaje, nadchodzi kolejny
cios. Po nim jest następny i następny. Zaciskam mocno zęby, próbując
wyłączyć myśli. Skupiam się tylko na jednej – za chwilę wszystko się
skończy.
– Pięknie.
Jego głos dochodzi do mnie jakby z daleka, choć mężczyzna stoi tuż
przy mnie. Pośladki i uda pieką, jakby stały w płomieniach. Ian uwalnia
mnie z łańcuchów, ale ja nie jestem w stanie nawet drgnąć. Boję się, że
każdy najmniejszy ruch wywoła jeszcze większe cierpienie.
– Wstań – rzuca nieznoszącym sprzeciwu tonem.
Zaciskam szczękę i mrużę oczy, zmuszając się do podniesienia z fotela.
Gdy moje stopy dotykają podłogi, prostuję się i zadzieram głowę. Bardzo
wolno unoszę powieki i patrzę na mężczyznę, który przygląda mi się
w sposób, w jaki często na mnie patrzy. Jakby mnie oceniał.
– Odwróć się.
Bez sekundy zastanowienia odwracam się tyłem do niego. Wątpię, że
może spotkać mnie coś gorszego niż to, co wydarzyło się przed chwilą. Ian
staje tuż za mną, a jego dłoń przejeżdża po moim pośladku.
– Warto było? – szepcze do mojego ucha.
– Nie – odpowiadam cicho.
Nie było. Mogłam przewidzieć, że próba ucieczki źle się skończy.
– Masz mi coś do powiedzenia?
Jego dotyk rozprasza mnie, a on ani na chwilę nie przestaje tego robić.
Nie sprawia mi tym bólu, przynajmniej nie fizycznego. Chciałabym, żeby
przestał, dlatego odkładam dumę na bok. Nie ma dla niej miejsca.
– Przepraszam, panie – odpowiadam z udawaną skruchą.
– Grzeczna dziewczynka.
Kiedy odchodzi, czuję niewielką ulgę. Zerkam w jego stronę, modląc
się w duchu, żeby opuścił ten pokój i pozwolił mi na chwilę samotności.
Jednak on nie podchodzi do drzwi, a do mojego łóżka. Kiwa głową na znak,
bym do niego podeszła. Niepewnie stawiam każdy krok, a kiedy znajduję
się tuż obok, dostrzegam na materacu dwie pary kajdanek.
– To nie koniec twojej kary – odzywa się, gdy zauważa, na czym
spoczął mój wzrok. – Nie zamierzam ci pobłażać. Więcej nie popełnisz tego
błędu.
– I tak tego nie zrobię – mówię błagalnym tonem.
– Wierzę ci, laleczko. Mimo wszystko, nie zamierzam naginać reguł.
Żadne z nas więcej się nie odzywa. Ian popycha mnie na łóżko, a kiedy
tylko moja głowa znajduje się na poduszce, on blokuje mi ręce, zapinając
kajdanki o zagłówek. Jestem unieruchomiona, mogę jedynie ułożyć
ramiona tak, by całkiem nie zdrętwiały. Patrzę na niego z odrazą, gdy
prostuje się i taksuje moje nagie ciało. Moje spojrzenie wywołuje w nim
kolejny ironiczny uśmiech. Gdy wydaje mi się, że chce coś powiedzieć,
mężczyzna odwraca się i idzie w stronę drzwi. Znika za nimi, a ja czuję
niewielką ulgę. Choć jestem uwięziona, lepiej znoszę to w samotności.
Pozostaje mi jedynie modlić się o szybki sen, który choć na chwilę wyrwie
mnie z tego koszmaru. Zamykam oczy, próbując nie myśleć o niczym, bo
wtedy nie uda mi się zasnąć. Jednak zamiast tego wracam wspomnieniami
do dnia, kiedy razem z Sofią postanowiłyśmy zgłosić się na ten przeklęty
casting. Byłyśmy podniecone wizją, jaką roztaczało przed nami ogłoszenie.
To miał być nasz najwspanialszy czas, a okazał się horrorem, którego
stałyśmy się bohaterkami. Dopiero teraz dociera do mnie, jakie to wszystko
było nielogiczne. Te wszystkie badania, których nie rozumiałyśmy. Brak
wielu szczegółów, podstawowych informacji, za to wiele dziwnych
wymogów. Byłyśmy tak cholernie ślepe. Nasza głupota i chęć wyrwania się
z domowego więzienia, zaprowadziły nas do piekła, z którego nie ma już
wyjścia. Choć wciąż mam nadzieję, że uda mi się je znaleźć.
Rozdział 5
Nie wiem nawet, kiedy usnęłam. Jednak gdy tylko otwieram oczy, wstaję
z łóżka. Obawa o to, że Ian zaatakuje, gdy będę spała, skutecznie pomaga
mi w rozbudzeniu. Odważnie podchodzę do ściany, na której wiszą
narzędzia tortur, jakich nie chcę nigdy poznać na własnej skórze. Nie wiem,
czy uległość wystarczy, bym nie doświadczyła tego, co może mi zrobić ten
mężczyzna. Nie mam nawet pojęcia, jak nazywają się te rzeczy.
Z wyjątkiem kajdan i pejczy, wszystko jest dla mnie zupełnie obce.
Chciałabym, żeby tak zostało. Przejeżdżam palcami po kolcach,
ozdabiających niewielką skórzaną deskę, i nawet to uczucie wzbudza we
mnie lęk.
– Lepiej, żebyś na to nie zasłużyła.
Podskakuję na ostry głos mężczyzny i gwałtownie odwracam się w jego
stronę. Kładzie właśnie talerz na stoliku, ale skupia spojrzenie jedynie na
mnie.
– Chciałam tylko… chciałam... – jąkam się.
– Chciałaś zaspokoić swoją ciekawość – mówi za mnie. Podchodzi
i zaciska palce na mojej brodzie. – Mogę ci w tym pomóc.
– Nie! – rzucam spanikowana.
– Spokojnie, laleczko.
Zsuwa ze mnie koszulkę, znów odsłaniając nagie ciało. Sięga po coś za
moimi plecami, po czym pokazuje mi skórzane kajdany, a po chwili blokuje
mi nimi dłonie. Patrzę na to, jakbym obserwowała wszystko z boku. Ian
znów po coś sięga, ale nie pozwala mi zobaczyć, co to takiego. Odwraca
mnie tyłem do siebie, po czym zakłada na mój brzuch skórzany pasek,
którym oplata także moje uda, tuż przy ich złączeniu.
– Nic ci nie zrobię – szepcze mi do ucha, gdy drżę ze strachu.
To mnie nie uspokaja. Żałuję, że tu podeszłam i sprowadziłam na siebie
to wszystko. Mogłam zostać w łóżku i może nic by się nie stało. Teraz
jednak jest już za późno.
Ian sunie palcami po moich ramionach, wywołując dreszcze, zarówno
przyjemne, jak i obezwładniające. Mój oddech staje się nierówny, a bicie
serca zdaje się być jedynym dźwiękiem roznoszącym się po całym
pomieszczeniu.
– Boisz się?
Oddech mężczyzny owiewa mi kark, na którym po chwili spoczywają
jego usta. Teraz zaczynam tracić zmysły. Jeśli zaraz nie stanie się coś złego,
zacznę uważać, że to sen, w którym Ian jest miły i czuły.
– Tak – odpowiadam drżącym głosem.
– Niepotrzebnie.
Odchodzi ode mnie i staje tuż przy ścianie, przyglądając się dokładnie
wszystkim przedmiotom. Po chwili sięga po jeden z nich. Jest to coś, co
przypomina pejcz, z tą różnicą, że nie jest zakończony paskami, a podłużną
deską, otoczoną skórzanym materiałem. Mężczyzna staje przede mną,
unosząc przyrząd przed moją twarzą. Najpierw naciska na brodę, zmuszając
mnie, bym na niego patrzyła. Gdy widzi, że nie zamierzam opuszczać
głowy, przesuwa deską niżej, zatrzymując się na piersiach.
– Gotowa? – pyta przerażająco poważnie.
W odpowiedzi kręcę głową. Ian uśmiecha się nieznacznie, po czym
przesuwa przyrząd dalej, przejeżdżając po moich złączonych dłoniach,
zatrzymuje się na biodrze i wtedy uderza. Mrużę oczy, jakbym czekała na
większy ból, ale uświadamiam sobie, że choć nie było to przyjemne, wcale
nie bolało. Znów otwieram oczy, posyłając mężczyźnie zaskoczone
spojrzenie. Odwraca się i sięga po to, czego najbardziej się bałam. Rzecz
tak podobną do poprzedniej względem kształtu, ale jednocześnie tak
odmienną. Zamiast gładkiej powierzchni, zdobią ją małe kolce.
– Tą klepką można zrobić krzywdę – informuje jakby zamyślony,
przesuwając kolcami po moim biodrze. – Można, ale nie twierdzę, że ci ją
zrobię – dodaje, widząc moje przerażenie.
Przełykam głośno ślinę, kiedy kolce wciąż drażnią moje ciało. Robiąc
to, Ian nie spuszcza ze mnie przenikliwego spojrzenia, co sprawia, że
denerwuję się jeszcze bardziej. W końcu odkłada klepkę i wsuwa palce pod
skórzane paski na moich udach, przyciągając mnie tym samym do siebie.
Odruchowo kładę dłonie na jego torsie, by nie stracić równowagi przez
gwałtowny gest mężczyzny.
– Gratulacje. Udało ci się.
– Co takiego? – pytam zdezorientowana.
– Uniknąć kary.
Przypominam sobie jego ostatnią groźbę, kiedy ostrzegał, że jeszcze ze
mną nie skończył, że mam zbierać siły na dalszą część kary. Czuję jakąś
ulgę, bo jestem przekonana, że nie spodobałoby mi się to, co mógłby mi
zrobić.
Po chwili Ian uwalnia mnie z kajdan i pasków, odkłada je na miejsce.
Podchodzi do drzwi i zerka na mnie przez ramię.
– Zjedz coś – mówi bezbarwnie.
Przez dłuższą chwilę stoję w bezruchu, próbując poukładać sobie
wszystko w głowie. Niewiele jednak rozumiem, a im bardziej się skupiam,
tym większą mam pustkę w głowie. Zrezygnowana zabieram się do posiłku,
choć teraz nie jestem głodna.
Kilka godzin później decyduję się na kąpiel. Nie wykluczam, że spotka
mnie przez to kara, bo przecież mam robić to, co on mi każe, ale mimo
wszystko ryzykuję. Potrzebuję kąpieli.
Zanurzam się w gorącej wodzie pełnej piany i zamykam oczy. Czuję się
brudna przez jego dotyk i choć wiem, że woda nie zmyje tego rodzaju
brudu, staram się zrobić cokolwiek, by tylko pomóc sobie w zapomnieniu
wydarzeń z ostatnich dni. Że był moment, w którym byłam bardziej
ciekawa niż przerażona. Jedynie strach wydaje się słuszną emocją, na jaką
mogę sobie pozwalać. Nigdy nie powinnam czuć niczego poza nim.
Myślami wracam do chwil, kiedy byłam szczęśliwa. To przykre, że było
ich tak niewiele. Tak naprawdę nigdy nie potrafiłam cieszyć się życiem,
jakie otrzymałam od losu. Zawsze brakowało mi czegoś, co wypełniłoby
pustkę w moim sercu, z którą chyba się urodziłam. Jako dziecko nie miałam
powodów do zmartwień, ale mimo to nie byłam szczęśliwą dziewczynką.
Oczywiście, śmiałam się, bawiłam z innymi dziećmi, nie płakałam i nie
byłam wycofana. Jednak kiedy o tym myślę, uważam, że nawet wtedy było
ze mną coś nie tak. Wtedy tego nie widziałam, w gruncie rzeczy rozumiem
to właśnie teraz. Wygląda jednak na to, że tej pustki już nic nigdy nie
wypełni. Bo przecież zostałam skazana na los, na który być może
zasłużyłam. Sama nie wierzę, że przyszło mi to do głowy. Z drugiej jednak
strony, nigdy nie byłam wdzięczna rodzicom za to, że zapewnili mi
spokojną przyszłość. Widziałam jedynie minusy sytuacji, w jakiej mnie
postawili. A przecież ich decyzja miała pomóc mi w życiu. Nienawidziłam
ich firmy i wszystkiego, co się z nią wiązało. Chciałam uciec i skończyłam
jako niewolnica w rękach diabła. Niewolnica, którą ma oddać po
przeszkoleniu kolejnemu potworowi. Gdybym mogła cofnąć czas, nie
zdecydowałabym się na to wszystko. Pragnęłam poznać świat, zostać kimś,
a skończę jako nikt. Czy jednak zasłużyłam sobie na taki potworny los?
Chciałam jedynie spełnić marzenia o lepszym życiu, o możliwości
decydowania o sobie. Może i zachowałam się nieodpowiedzialnie, ale nie
jestem winna temu, co mnie spotkało.
Cichy dźwięk wyrywa mnie z myśli, uchylam powieki i spotykam się ze
skupionym spojrzeniem Iana. Cholera.
– Przepraszam – rzucam od razu.
Kuca obok i wyciąga dłoń. Dopiero po chwili orientuję się, że wskazuje
nią gąbkę, leżącą na brzegu wanny. Sięgam po nią niepewnie, nie mając
pojęcia, co z nią zrobić. Patrzę na mężczyznę pytająco, a wtedy on zabiera
mi gąbkę z dłoni i zanurza ją w wodzie. Sztywnieję od razu, gdy szorstki
materiał sunie po mojej nodze. Poruszam się, kiedy gąbkę zastępuje dłoń
Iana zaciskająca się na moim udzie. Chwytam brzegi wanny, chcąc wyjść
z niej jak najszybciej, ale on mi na to nie pozwala.
– Zostań tak i leż grzecznie – mówi ostrzegawczym tonem.
Po raz kolejny wywołuje drżenie mojego ciała i sprawia, że mój oddech
staje się ciężki. Układam głowę na brzegu wanny i zamykam oczy, tak
jakby miało mi to pomóc się uspokoić. Dłoń mężczyzny znajduje się
niebezpiecznie blisko miejsca, w jakim nie chcę jej czuć. Jeszcze mocniej
zaciskam oczy, modląc się w duchu, by mnie tam nie dotknął.
– Usiądź – nakazuje głosem nieznoszącym sprzeciwu.
Odrywam plecy od wanny i prostuję się, następnie bardzo niechętnie
otwieram oczy. Ian puszcza moje udo i znów sięga po gąbkę, którą zaczyna
masować mi ramiona, później plecy, a kiedy kończy, przenosi się na przód
i dotyka nią piersi. Napinam się tak bardzo, że zaczyna mnie to boleć, ale
nie jestem w stanie nic zrobić. Zagryzam dolną wargę, uświadamiając to
sobie dopiero, gdy czuję metaliczny smak.
– Rozchyl nogi.
Choć słyszę jego rozkaz, nie potrafię go wykonać. Nawet nie chodzi
o to, że nie chcę tego zrobić. Jestem tak bardzo sparaliżowana, że nie mogę
nawet mrugnąć.
– Mam ci w tym pomóc? – pyta przeciągle mężczyzna.
Gdy znów nic nie robię, kładzie dłoń na moim kolanie i przyciąga je do
siebie. Gąbką zaczyna zjeżdżać z moich piersi niżej, aż do wzgórka
łonowego. Niedługo później puszcza ją i przygląda mi się zamyślony.
Patrzę na niego, jakbym widziała go po raz pierwszy. Nie mam pojęcia, co
teraz zrobi, a to jest najgorsze. Kładzie dłoń między moimi piersiami
i naciska, dając mi tym sygnał, że mam się położyć. Gdy tylko układam
głowę na brzegu wanny, palce mężczyzny zaciskają się na moim sutku. Nie
robi tego mocno, ale to wystarczy, bym zaczęła poruszać się nerwowo,
jakbym chciała zrzucić z siebie jego dłoń. Jakby to było w ogóle możliwe.
Powstrzymuje mnie, układając drugą dłoń między moimi nogami. Wciągam
głośno powietrze, ale od razu przestaję się ruszać. Palce na mojej piersi
zaciskają się jeszcze mocniej.
– To ten rodzaj bólu, który musisz polubić – odzywa się szorstko. –
A to – zaczyna, przesuwając palcami wzdłuż mojej łechtaczki – ten rodzaj
przyjemności, za który masz być wdzięczna.
Wszystko we mnie płonie. Chcę uciekać, a jednocześnie zostać w tym
samym miejscu. Chcę prosić, żeby przestał, ale tak naprawdę pragnę czegoś
wręcz przeciwnego.
– Panie – wyduszam z trudem.
Ian nie odpowiada. Zaczyna masować moją łechtaczkę zdecydowanym
ruchem, a głośny, niechciany jęk wyrywa się z moich ust. Boże, zaraz
oszaleję. Czerwony alarm w głowie każe mi nie dopuścić do tego, bym
poczuła jakąkolwiek przyjemność, ale nie potrafię go posłuchać.
– Patrz na mnie – rzuca surowo, gdy zaciskam mocno powieki.
Wstyd i niepokojące pragnienie rozrywają moje ciało, a widok jego
skupionej twarzy wszystko potęguje.
– Nie, proszę – jęczę, czując gorąco w podbrzuszu.
– Ani się waż zamykać oczy – warczy, jeszcze mocniej naciskając na
łechtaczkę.
– Panie…
Chcę powiedzieć, żeby przestał, żeby tego nie robił. Chcę oszukać samą
siebie, ale jestem zbyt słaba. Obezwładniona przez dotyk i spojrzenie
mężczyzny, który doskonale wie, co teraz siedzi mi w głowie. Widzę to
w jego oczach. Jest dumny z tego, że mnie złamał, bo nie potrafię zmusić
się do sprzeciwu.
Wszystkie mięśnie zaciskają się i poruszają moim ciałem, nad którym
tracę kontrolę. Nie potrafię utrzymać nawet głowy, bo staje się nagle zbyt
ciężka. Ian puszcza moją pierś i zaciska palce na moich policzkach.
– Patrz na mnie – warczy.
W tym samym momencie dochodzi do tego, czego będę wstydzić się do
końca życia. Szczytuję. Tak mocno i intensywnie, że na moment tracę
kontakt ze światem. Jednak świadomość wraca szybciej, niżbym tego
chciała. Ian prostuje się, a w jego oczach maluje się duma. Za to w moich
jest już jedynie wstyd.
– Przyniosę ci coś do ubrania – informuje szorstko, po czym zostawia
mnie samą.
Mam ochotę zanurzyć się w wannie i utopić. Niestety brakuje mi
odwagi, by zdecydować się na taki ruch. Samotna łza spływa mi po
policzku, ale nie pozwalam sobie na kolejne. Nie mogę tego zrobić. Biorę
kilka głębokich wdechów, mając świadomość, że on tu zaraz wróci i będę
zmuszona spojrzeć mu w oczy. Wychodzę z wody, owijam się ręcznikiem
i staję przed lustrem. Patrzę na swoje odbicie z pogardą, doskonale zdając
sobie sprawę z tego, że kolejna część mnie została właśnie złamana i to
tylko moja wina. Powinnam walczyć, a poddałam się. Zbyt szybko.
Ian wraca, kładzie czerwony materiał na blacie i cofa się do drzwi.
Opiera się o futrynę, krzyżując ręce na klatce piersiowej i wpatruje się we
mnie. To wystarczy, bym zaczęła drżeć. Tym razem nie wynika to ze
strachu, a z poczucia poniżenia. Zaciskam zęby i zrzucam z siebie ręcznik,
starając się nie zwracać uwagi na mężczyznę. Wkładam koszulkę, którą
przyniósł, i staję naprzeciwko niego, czekając na kolejny jego ruch. Kładzie
dłoń na moim policzku, następnie zbiera mokre kosmyki włosów z ramion
i kiwa do mnie głową na znak, że mam wyjść z łazienki.
Przechodzę przez pokój, zatrzymując się dopiero przed łóżkiem. Chcę
się odwrócić, ale ciało mężczyzny styka się z moim. Przykłada usta do
mojego ucha i szepcze:
– Dobranoc, laleczko.
Nim się orientuję, dociska do mojej twarzy materiał, a już po chwili
zaczynam widzieć jedynie ciemność.
Rozdział 8
Przypominam sobie wszystko, nim otwieram oczy. Boję się unieść powieki,
ale zbieram w sobie odwagę i robię to bardzo ostrożnie. Leżę na łóżku. Jest
zdecydowanie większe od tego, na którym spałam do tej pory. Niepewnie
wstaję i rozglądam się dookoła. Znajduję się w prawdziwej sypialni, a ten
widok sprawia, że zaczynam zastanawiać się, co właściwie się wydarzyło.
Dlaczego tu jestem? Pokój jest surowy. Z wyjątkiem łóżka z białą pościelą,
znajduje się tu także szafa i komoda w kawowym odcieniu. Sypialnia
pozbawiona jest jakiegokolwiek ciepła, ale mimo to jest dużo lepsza od
miejsca, w którym przebywałam wcześniej. Kątem oka zauważam ruch
i dopiero teraz dostrzegam, że mam okno. Otwarte na oścież, przyciąga
mnie do siebie powiewem powietrza. Podchodzę do niego i odsuwam
falującą firankę. Przymykam oczy i zaciągam się kilkukrotnie świeżym
powietrzem. Boże, jak mi tego brakowało. Przed sobą mam niesamowity
krajobraz. Blisko budynku znajduje się las, zajmujący całą przestrzeń, jaką
jest dane mi zobaczyć. Nie wiem, gdzie jestem, ale z pewnością mój pokój
znajduje się wysoko. Pochylam się, by spojrzeć w dół, jednak od razu
zaczyna kręcić mi się w głowie. Mam lęk wysokości, o którym zdążyłam
już zapomnieć.
Na dźwięk otwierających się drzwi od razu odwracam się w ich stronę.
Czuję pewną ulgę, widząc Iana w wejściu. Lepszym złem jest znane zło.
– Co to za miejsce? – pytam niepewnie. – Wciąż jesteśmy w tym
samym budynku?
W odpowiedzi uśmiecha się w swój diabelski sposób, a ja od razu
zaciskam usta.
– Rozgość się, to twój nowy tymczasowy dom – informuje jedynie, po
czym wychodzi.
Krzywię się na dźwięk przekręcanego w drzwiach klucza. Po chwili
postanawiam sprawdzić, co znajduje się w tym miejscu. Najpierw
podchodzę do szafy, a na widok sukienek i koszulek, które ją wypełniają,
odbiera mi na moment mowę. Wciąż nie mogę zdecydować się, co
chciałabym założyć, ale mogę przynajmniej wybrać z rzeczy, które zostawił
dla mnie mężczyzna. Wszystkie ciuchy są krótkie, zbyt seksowne
i wulgarne, ale przynajmniej są. Szuflady w komodzie są puste, ale gdy
zamykam ostatnią, zauważam drzwi, których wcześniej tutaj nie
dostrzegłam. Otwieram je i odkrywam łazienkę. Na blacie znajdują się
kosmetyki, szczotka do włosów i szczoteczka do zębów. Obok, zaraz za
ubikacją, jest duża wanna, nad którą powieszono niewielką półkę. Stoi na
niej kilka płynów, leżą gąbka i maszynki. Wieszaki zdobią trzy białe
ręczniki różnej wielkości, a przy nich znajduje się także kabina
prysznicowa.
Nie mogę uwierzyć, że z dnia na dzień trafiłam do miejsca, które
w porównaniu do poprzedniego więzienia ma ludzkie warunki. Tak, to
wciąż cela, a ja wciąż jestem więźniem. Jeśli jednak miałabym się cały czas
zadręczać i skupiać jedynie na wadach mojej sytuacji, z pewnością już
dawno straciłabym resztki samej siebie i pozwoliłabym Ianowi odebrać mi
każdy skrawek duszy.
Nadchodzi wieczór. W końcu mogę określić porę dnia. Cały czas
wpatruję się w okno, czując się jak dziecko wpuszczone do wesołego
miasteczka. To zaskakujące, jak docenia się takie drobiazgi, kiedy się je
straci.
Do pokoju wchodzi Ian. Trzyma w dłoni klucz, a po chwili chowa go do
kieszeni.
– Możesz stąd wychodzić – informuje beznamiętnie. – Zamknięte jest
całe piętro. Chodź.
Podchodzę do niego, a kiedy jestem już naprzeciwko, mężczyzna
wychodzi na korytarz.
Idę więc za nim i rozglądam się zainteresowana tym, co znajduje się
wokół mnie.
– Na samym końcu masz kuchnię. Jest tu także biblioteka i mały salon –
tłumaczy, wskazując każde z drzwi.
– Czym sobie na to zasłużyłam? – pytam cicho.
– Przeszłaś pierwszy etap. Czas przygotować cię do warunków, które
czekają na ciebie po wszystkim.
W pierwszym odruchu zaciskam zęby, ale szybko się uspokajam
i postanawiam udawać, że wcale tego nie powiedział. Nie chcę o tym
myśleć. Nie teraz. Przystaję obok czarnych drzwi, wyróżniających się na tle
innych, których Ian nie wskazał, kiedy opowiadał o tym, co i gdzie się
znajduje.
– Co tu jest?
Mężczyzna zatrzymuje się i zerka na mnie z tajemniczym uśmiechem.
– Niedługo sama się przekonasz.
Tyle wystarczy, bym poczuła ucisk w żołądku. Ian rusza, więc kroczę za
nim i w końcu wchodzimy do kuchni. Zajmuje miejsce przy stole, a ja nie
wiem, co ze sobą zrobić. Choć obok niego leży drugie nakrycie, nie wierzę,
że to takie proste.
– Dziś zjesz ze mną.
Bardzo niepewnie podchodzę do niego i siadam tuż obok. Ian zaczyna
jeść, więc próbuję zrobić to samo. Czuję się tak, jakbym nie potrafiła
posługiwać się sztućcami i zapomniała, jak się przeżuwa. Mimo wszystko
biorę się w garść i sięgam po widelec, zatapiając go w kawałku pieczeni.
Choć nie patrzę na mężczyznę, wiem, że on patrzy na mnie. Jego spojrzenie
niemal wypala dziurę w moim policzku. W końcu nie wytrzymuję i zerkam
na niego.
– Mogę o coś zapytać?
– Jeśli wciąż będziesz zapominać o poprawnej formie zwracania się do
mnie, wrócisz do poprzedniego miejsca.
Zaskakuje mnie swoim ostrym tonem, na którego dźwięk od razu się
prostuję, a serce mi przyśpiesza.
– Przepraszam – rzucam zawstydzona. – Czy mogę o coś zapytać,
panie?
– Możesz.
– Skąd ta zmiana?
– Mówiłem ci już. Przeszłaś pierwszy etap – odpowiada znudzony.
Kiwam głową, wiedząc, że nic więcej z niego nie wyciągnę. Ian mówi
tylko tyle, ile chce powiedzieć, i nic nie jest w stanie sprawić, by
powiedział więcej. Czym był więc pierwszy etap? To pytanie ciśnie mi się
na usta, ale boję się odpowiedzi. Zastanawiam się także, ile etapów jeszcze
na mnie czeka i jak będą one wyglądać.
– Najadłaś się? – pyta, gdy odkładam sztućce.
– Tak, panie.
Mężczyzna wstaje od stołu, więc robię to samo. Wygląda na to, że
wracamy do mojej nowej sypialni.
– Piętro jest zamknięte. Jeśli kiedykolwiek przyjdzie ci do głowy próba
ucieczki, musisz wiedzieć dwie rzeczy. Pierwsza, nie zdołasz opuścić tego
budynku, szybko cię złapię. Druga, jeśli nawet z niego wyjdziesz, dalej nie
ma już dokąd biec – informuje bardzo surowo. – Mam opowiedzieć ci
o tym, co czeka cię, jeśli mimo wszystko postanowisz spróbować?
Gwałtownie kręcę głową. Nie chcę o tym słyszeć.
Wchodzę do sypialni, ale Ian nie rusza za mną. To dobrze, mogę
nacieszyć się samotnością. Od razu idę do łazienki, by wziąć szybki
prysznic. Po drodze zabieram jedną z koszulek, nie zwracając uwagi na
swój wybór – tak naprawdę wszystkie są takie same. Krótkie, wulgarne
i zupełnie nie w moim stylu. Zdążyłam się jednak do nich przyzwyczaić.
Kabina prysznicowa jest ogromna. Spokojnie zmieściłoby się tu
pięcioro ludzi. Korzystam z tego, odkręcam wodę i siadam w brodziku,
pozwalając spływać na mnie strumieniom wody z deszczownicy. Zginam
nogi i przyciągam kolana pod brodę. Zamykam oczy, nie chcąc myśleć
o tym, co się wydarzyło. Chociaż staram się ze wszystkich sił, to nie
potrafię wyrzucić z głowy wspomnień. Znów zastanawiam się, co dzieje się
z Sofią.
Po prysznicu wchodzę do łóżka, odwracam się na bok, by obserwować
widok zza okna. Im dłużej na niego patrzę, tym bardziej śpiąca się czuję.
Moje powieki nagle są zbyt ciężkie, bym mogła ponownie je unieść.
Rozdział 9
Od samego rana czuję, że coś się wydarzy. Wczoraj nie widziałam już Iana,
a to chyba nie wróży niczego dobrego. Jestem pewna tylko tego, że
w końcu się zjawi. Nie do końca rozumiem, co się stało ostatniego poranka.
Mogę przysiąc, że widziałam coś w oczach mężczyzny. Coś, czego nigdy
dotąd nie dostrzegłam i czego nie potrafię nazwać.
Idę do łazienki, rozbieram się i wchodzę do kabiny. Potrzebuję
prysznica, muszę się obudzić. Odkręcam wodę, pozwalając jej spływać po
moim ciele. Zamykam oczy i staram się wyobrazić sobie, że jestem u siebie
i wszystko jest w porządku. Czasami mi to pomaga. Jednak nie potrafię
wmawiać sobie tego dłużej niż przez minutę. Gdy tylko przypominam sobie
o Sofii, otwieram oczy, bo nie jestem w stanie o niej myśleć bez poczucia
żalu, na który teraz nie mogę sobie pozwolić. I wtedy z impetem uderzam
o ścianę kabiny, odskakując od czegoś, co tak mnie przestraszyło. Łapię
oddech, patrząc na Iana, który stoi przed otwartymi drzwiami kabiny. Nie
spodziewałam się, że tu przyjdzie. Nie słyszałam go. Przez pierwsze
sekundy nawet się nie rusza, tylko patrzy. Dopiero po chwili unosi ręce
i zaczyna rozpinać koszulę. Nie odzywam się. Po prostu patrzę na to, co
robi, i staram się zachować spokój. Teraz jest dużo łatwiej, ponieważ wiem,
że jest coś, czego nie może mi zrobić, a tego właśnie najbardziej się
obawiałam. Gdy zaczyna rozpinać pasek spodni, obawa wraca.
Zastanawiam się, czy wczoraj nie kłamał, ale nie mam odwagi go o to
zapytać. Chciałabym wiedzieć, co planuje, ale mimo wszystko milczę
i czekam, próbując uspokoić kołaczące serce.
Kiedy ściąga z siebie spodnie razem z bielizną, odwracam głowę, choć
to, co zobaczyłam, wciąż mam przed oczami. Kątem oka rejestruję ruch,
chwilę później Ian jest przy mnie. Woda przestaje spływać z góry, po chwili
czuję ją na udach. Ian zaciska mi palce na szyi, kciukiem odwraca moją
głowę, zmuszając, bym na niego patrzyła. Otwieram szeroko oczy, próbuję
wydusić z siebie choć jedną sylabę, ale nie mogę tego zrobić. Strumień
wody zaczyna uderzać o moją łechtaczkę i nagle ciało odmawia mi
posłuszeństwa.
– Patrz na mnie.
Robię to i wcale nie dlatego, że mi każe. Nawet nie dlatego, że
przytrzymuje mnie w silnym uścisku. Po prostu nie jestem w stanie się
ruszyć. Wpatruję się w jego oczy, które zdają się ciemnieć z każdą kolejną
sekundą. Nieświadoma swoich ruchów, odchylam głowę, pokazując, że to,
co właśnie robi, działa na mnie i, niestety, wcale tego nie udaję. Dopiero
teraz przypominam sobie, co miałam robić, by ułatwić swój pobyt tutaj. Na
sekundę zamykam oczy, szukając w sobie determinacji, która ulatnia się
zawsze, gdy on jest w pobliżu.
– Panie – jęczę cicho, zaciskając palce na jego ramionach.
Zaciska szczękę w odpowiedzi. Widzę, że teraz on zmaga się ze sobą.
Daje mi to siłę do dalszej walki. Ciśnienie wody zdaje się nasilać, a wtedy
wszystkie moje myśli się ulatniają. Kolejny jęk wyrywa się z moich ust,
a wraz z nim chęć walki. Czuję, jak wszystko we mnie napina się coraz
mocniej, a nogi zaczynają uginać się pod moim ciężarem. Wtedy Ian
przestaje, odkłada słuchawkę prysznicową, przyciska swoje ciało do
mojego i zaczyna masować moją łechtaczkę kolistymi ruchami. Trzeźwieję,
gdy czuję jego dotyk, ale to, co działo się ze mną jeszcze chwilę temu,
zaczyna wracać i znów nie potrafię walczyć. Rozchylam usta, czując
nadchodzący orgazm, którego za chwilę będę się wstydzić. Teraz tylko to
się liczy. Prymitywna potrzeba zaspokojenia jest silniejsza niż poczucie
godności.
– Dojdź dla mnie, zajączku.
Jego gardłowy szept owiewa moją twarz. Jego usta zatrzymują się tuż
przed moimi, a kiedy czuję ich muśnięcie na wargach, wszystko zaczyna
we mnie płonąć. Jestem pewna, że mnie pocałuje, a sama myśl podnosi
poziom adrenaliny krążącej w moich żyłach. Czuję dudnienie serca i głuchy
szum w głowie. Po chwili dochodzę z intensywnością, której kompletnie się
nie spodziewałam. Z trudem łapię oddech. Gdyby nie przytrzymujące mnie
ramię mężczyzny, z pewnością runęłabym na kolana.
Długo wracam do siebie, ale to w końcu nadchodzi i jedynym, co teraz
czuję, jest okropny wstyd. Przy Ianie zamierzam jednak udawać, że
wszystko jest w porządku. Wychodzi mi to, może nie najlepiej, ale staram
się jak mogę, by nie zauważył, co teraz czuję. Tylko w ten sposób wszystko
ma szansę się udać.
– Umyj się – rzuca nieobecnym głosem Ian, po czym wychodzi
i zasuwa za sobą drzwi kabiny.
Stoję nieruchomo, skupiając się jedynie na powstrzymaniu łez. Bardziej
od Iana nienawidzę teraz siebie. Mam ochotę zapaść się pod ziemię. To
wszystko powinnam zagrać, udawać, że jest mi dobrze. Chciałabym, żeby
tak było. Myśl o tym, że odebrał mi już więcej, niż mogło mi się wydawać,
zżera mnie od środka. Dlaczego tak łatwo jest mu dojść do tej części mnie,
która w ogóle nie powinna istnieć?
– Nie będę płakać – szepczę sama do siebie.
Sięgam po płyn i namydlam nim ciało. Tak naprawdę myślami jestem
bardzo daleko stąd, wszystko co robię, zdaje się być mechaniczne, w ogóle
niezależne ode mnie. Mój umysł się wyłączył.
Trochę trwa, nim jestem gotowa zakręcić wodę i unieść głowę. Zanim
się na to odważyłam, musiałam stoczyć walkę z własnymi myślami.
Odsuwam drzwi kabiny i pierwszym, co widzę, jest Ian stojący tuż przede
mną z ręcznikiem. Podświadomie czułam, że będzie czekał, jednak nadzieja
na samotność zdecydowanie wzięła górę. Moja dotąd uniesiona głowa
opada. Nie mogę na niego patrzeć. Liczę, że nie każe mi tego robić. Nie
dam rady, bo wszystko do mnie wraca. To, co zrobił. To, że mu na to
pozwoliłam bez walki. Wstyd, który niszczy mnie od środka. Mężczyzna
skrupulatnie wyciera moje ciało, gdy ja po prostu stoję i odliczam każdą
sekundę. Na koniec podaje mi sukienkę w kolorze błękitu i odzywa się, gdy
tylko biorę ją do ręki.
– Za piętnaście minut przyjdź do kuchni na śniadanie.
Ton tej wypowiedzi nie brzmi jak rozkaz. Jest beznamiętny, ale mam
wrażenie, że wyczułam w nim także ból. To dziwne. Zapewne wszystkiemu
winna jest moja wyobraźnia. W odpowiedzi kiwam głową i to o dziwo mu
wystarcza. Wychodzi, a ja od razu podchodzę do lustra. Patrzę w swoje
odbicie i choć wyglądam tak samo, wydaje mi się, że wpatruję się w twarz
obcej osoby. Ile siebie zdążyłam już stracić? Ile jeszcze stracę? Czy coś
w ogóle mi zostanie? Obawiam się, że po wszystkim nie będzie już Mariny.
Będzie marionetka, zabawka, którą można sterować, a ona nigdy nie
zaprotestuje, bo pozbawi się ją chęci walki o samą siebie. Wierzchem dłoni
wycieram kilka łez, po czym biorę bardzo głęboki oddech i przestaję użalać
się nad sobą. Mam zadanie.
Kwadrans później niepewnie wchodzę do kuchni. Najpierw dokładnie
rozglądam się po całym pomieszczeniu, a kiedy dociera do mnie, że jestem
tu sama, siadam przy stole. Bekon i sadzone jajka wyglądają apetycznie. By
nie zawracać sobie głowy niepotrzebnymi myślami, zaczynam zastanawiać
się, czy Ian sam gotuje. Nie wygląda na takiego, który radzi sobie w kuchni.
Z drugiej jednak strony, jaka jest szansa, że ktoś mieszka tu razem z nami?
Gdy uciekałam, nikogo nie widziałam. Dom jest duży, ale wciąż trudno
uwierzyć w obecność kucharki.
Gdy wracam do sypialni, próbuję znaleźć coś, czym mogłabym zająć
swój czas. Do wieczora zostało jeszcze wiele godzin, a ja nie mogę
dopuścić myśli, które próbują przebić się przez moją świadomość. W końcu
decyduję się na ponowne zwiedzenie salonu, od razu podchodzę do komody
i zaczynam przeglądać szuflady. Zaskakuje mnie czysty szkicownik i kilka
ołówków. Gdy byłam młodsza, uwielbiałam rysować. Nie pamiętam, kiedy
ostatnio to robiłam. Postanawiam sprawdzić, czy wciąż potrafię, bo swego
czasu wychodziło mi to naprawdę dobrze. Później doszło więcej nauki
i wygórowane wymagania rodziców. Przez to wszystko zdążyłam
zapomnieć o drobnych przyjemnościach, które umilały mi każdy dzień.
Siadam na kanapie i przez chwilę patrzę na pustą kartkę. Co mogłabym
narysować? Pozwalam mojej dłoni pracować, nie mając w głowie żadnego
obrazu. Z początku zwykłe linie zaczynają nabierać kształtów, aż w końcu
rozumiem, co przelała moja podświadomość. Ledwo zauważalne rysy
twarzy, kryjące się za mgłą i płomieniami. Oczy diabła. Na sam widok
stworzonego przeze mnie rysunku robi mi się gorąco. Rzucam szkicownik
na bok i zasłaniam twarz dłońmi. Nie dam rady. Próbuję się zmusić do
działania, ale im bardziej się staram, tym wszystko idzie w coraz gorszym
kierunku. Może to przez walkę, którą toczę sama ze sobą? A może przez to,
że jestem zbyt słaba?
Rozdział 14
Budzi mnie własny jęk. Otwieram oczy, otacza mnie jedynie ciemność.
Przez chwilę nie wiem, co się ze mną dzieje. Wszystko mnie boli, brakuje
mi tchu. Czuję, że jestem cała spocona. Próbuję wstać, ale kręci mi się
w głowie. Nigdy w życiu nie było mi tak źle. Jakbym przedawkowała
alkohol i prochy, jakbym była w dłoniach śmierci. Zmuszam się do
zachowania równowagi, wiem, że muszę znaleźć Iana. Dzieje się ze mną
coś złego. Naprawdę mam wrażenie, że zaraz umrę. Odszukuję drzwi, przez
które wychodzę, i opierając się o ścianę, wlokę się do kuchni. Z każdym
kolejnym krokiem oddycham coraz ciężej. Nic nie widzę, ale to nie
ciemność jest tego powodem. Coraz bardziej kręci mi się w głowie. Boję
się, że nie uda mi się dotrzeć do kuchni. Jakimś cudem daję radę i od razu
podchodzę do zamkniętych drzwi. Choć jestem zupełnie osłabiona,
zaczynam walić w nie pięściami.
– Ian! – krzyczę tak głośno, jak tylko umiem. – Ian! Proszę!
Szybko opadam z sił. Siadam na podłodze i opieram się o jedną
z szafek. Zamykam oczy, czując, że zaczynam odpływać. Wygląda na to, że
to już koniec. Zastanawiam się, czy to nie lepiej. Może to właśnie dar od
losu? Gdybym tylko nie czuła się tak potwornie… Nagle dźwięk
przekręcanego klucza nieco mnie otrzeźwia, a po chwili zapala się światło.
Jak przez mgłę widzę Iana, który podbiega i kuca przy mnie. Chyba mam
wysoką gorączkę, ponieważ wydaje mi się, że wygląda na zmartwionego.
– Co z tobą, zajączku? Postaraj się nie zasnąć, dobrze?
Bierze mnie na ręce i zanosi do łazienki. Sadza na blacie, po czym
podchodzi do wanny i odkręca wodę. Nie rozumiem, dlaczego to robi, to
chyba nie najlepszy moment na kąpiel. Nie pytam jednak o nic, jestem tak
słaba, że z trudnością utrzymuję ciało w pozycji siedzącej. Kiwam się na
boki, próbując zachować równowagę, aż w końcu tracę ją zupełnie. Lecę do
przodu, ale w ostatniej chwili łapię mnie Ian i stawia na podłodze. Jedną
ręką przytrzymuje moje wiotkie ciało, a drugą zaczyna ściągać ze mnie
koszulkę. Nagą zanosi do wanny, w której woda okazuje się cholernie
zimna. Krzywię się. Gdybym miała siłę, z pewnością od razu bym z niej
wyskoczyła.
– Musimy zbić temperaturę, zajączku.
Chwyta mały ręcznik, moczy go w wodzie, po czym wyciska i układa
mi go na czole.
– Zaraz wracam.
Gdy wychodzi, czuję dziwny lęk. Nie rozumiem, skąd to uczucie, ale
nagle boję się być sama. To przez tę przeklętą temperaturę. Jeszcze nigdy
nie czułam się tak bardzo źle, jakbym za chwilę miała umrzeć. Zimna woda
nie pomaga, wciąż czuję się okropnie. Wszystko, co widzę, zdaje się być
rozmazane. Mój wzrok się pogarsza. Gdy Ian wraca, zauważam jedynie
zarys jego sylwetki. Wyciąga mnie z wanny i szybko osusza ręcznikiem.
Nagą zanosi mnie do łóżka, przykrywa kołdrą i kładzie się tuż obok.
W jedną dłoń wkłada mi szklankę z wodą, a w drugą kilka tabletek. Ręką
przytrzymuje moją głowę, gdy próbuję połknąć wszystkie leki. Nawet nie
pytam, co to takiego. W tym momencie przyjęłabym nawet truciznę.
Wszystko, byle tylko nie czuć tego bólu.
Ian zabiera ode mnie szklankę i układa się obok.
– Zostajesz? – mamroczę.
– Muszę mieć cię na oku.
– Boisz się, że umrę i przegrasz zawody?
– Śpij – odpowiada ostrzej, ale nie jest to ten władczy ton, którym
zazwyczaj mnie raczy.
Innej odpowiedzi nawet się nie spodziewałam. Kiedy przyciąga mnie do
siebie i zaczyna gładzić leniwie moje plecy, niemal się uśmiecham. To
dziwne. Ta jego troska i delikatność są zaskakujące. Może mam tak wysoką
temperaturę, że to wszystko są jedynie omamy? To bardziej
prawdopodobne niż to, że Ian się martwi. On się nie martwi, nie o mnie.
O siebie, owszem.
– Dlaczego to robisz? – odzywam się ledwie przytomna.
– Co takiego?
– Dlaczego tu jesteś?
– Mówiłem, że muszę mieć cię na oku.
– Ale musi być jakiś powód.
Głośne westchnienie daje mi do zrozumienia, że to koniec rozmowy.
Zamykam oczy i czuję, że zaczynam odpływać. Moją ostatnią myślą jest,
czy jeszcze w ogóle się obudzę.
IAN
Leżę obok niej, zastanawiając się nad tym, co właściwe tu robię. Pytała
o to, ale tak naprawdę nie znam odpowiedzi. Zastanawiam się, co się stało
z jej waleczną stroną, którą do niedawna próbowała uciszyć, ale od jakiegoś
czasu po prostu ją wyłączyła. Powinienem się z tego cieszyć, ale dzieje się
coś zupełnie innego. Jestem zły, że się poddała. A może się mylę, a ona
tylko gra? Dlaczego nie potrafię jej rozgryźć? Przecież nie powinno
stanowić to dla mnie najmniejszego problemu, a jednak coś sprawia, że
często mogę jedynie domyślać się, co siedzi jej w głowie, rzadko jestem
pewien.
Marina jest kurewsko gorąca, czuję jej rozpaloną skórę i zaczynam się
poważnie martwić. Wbrew temu, co o mnie myśli, wcale nie chodzi mi
o wykonanie zadania. Nie chciałbym, żeby tu skonała. Mimo senności nie
mogę zamknąć oczu, jakby coś kazało mi wciąż sprawdzać, czy oddycha.
To zaczyna robić się coraz bardziej popieprzone.
Rozdział 15
Ten poranek jest dużo lepszy. Mam wrażenie, że jestem już zupełnie
zdrowa. Humor poprawia mi brak obecności Iana. Na stoliku leży śniadanie
i kolejna dawka tabletek. Tym razem jest ich o połowę mniej niż wcześniej.
Nie wiem, czy są mi jeszcze potrzebne, ale wolę nie narażać się
mężczyźnie. Kiedy tylko zauważy, że wróciłam do zdrowia, mój koszmar
zapewne rozpocznie się na nowo. Dlatego posłusznie zjadam śniadanie
i połykam leki. Decyduję się na długi prysznic, choć gdy tylko wchodzę do
kabiny, ogarnia mnie lęk. Boję się, że Ian znów tu przyjdzie. Nie chcę tego,
nie chcę, żeby łamał mnie w ten sposób. Rezygnuję z długiej kąpieli i
wychodzę z kabiny po kilku minutach. Wycieram się pośpiesznie i dopiero
teraz przypominam sobie, że kompletnie zapomniałam o czymś do ubrania.
Owinięta ręcznikiem wracam do sypialni, gdzie zaskakuje mnie siedzący na
łóżku Ian. Wstaje i podchodzi do mnie, chwyta moją brodę i dokładnie mi
się przygląda.
– Wygląda na to, że wyzdrowiałaś.
– Chyba tak – odpowiadam cicho.
– To dobrze – rzuca jakby zamyślony. – Wracamy do szkolenia.
Szkolenia? Chyba sobie żartuje. Mimo wszystko kiwam głową w geście
zgody.
– Mogę się ubrać?
– Nie. Nie potrzebujesz ubrania.
– Nie potrzebuję? – powtarzam wolno.
A więc to już? Troskliwy Ian zniknął i wrócił ten, którego sam głos
wywołuje u mnie gęsią skórkę? Niby się tego spodziewałam, ale i tak
jestem zaskoczona.
– Idziemy.
Niczym wytresowany pies idę za nim. Wiem, do jakiego pokoju
zmierzamy. Staram się odgonić strach, bo to właśnie on jest zapalnikiem
nieprzemyślanych słów i gestów. Nie gniew, ten następuje dopiero po
strachu. Uspokajam się, przynajmniej próbuję to zrobić. Jedno jest pewne –
im łatwiej wszystko przyjmę, tym lepiej dla mnie. Tylko tyle albo i aż tyle.
W tym domu nawet niewielka wiedza może pomóc.
– Wybierz.
Patrzę pytająco na Iana, który stoi przy ścianie. Zerka na mnie przez
ramię, pośpieszając mnie spojrzeniem. Ruszam w jego kierunku
i zatrzymuję się tuż obok niego. Stoimy przy półce, na której ułożone
zostały zatyczki analne o różnych rozmiarach i kształtach. W pierwszym
odruchu chcę odmówić, ale przecież to niczego nie zmieni. Nie wyjdziemy
stąd jak gdyby nigdy nic. Każdy sprzeciw jest pretekstem do kary.
Powinnam się cieszyć, że pozwolił mi wybrać. Wiem, jak to brzmi, ale
gdyby dokonał wyboru sam i postawił na największy rozmiar? Unoszę dłoń
i bardzo wolno kieruję ją ku najmniejszej zatyczce. Jest czarna, zakończona
białym kamieniem. Nigdy nie miałam do czynienia z korkami analnymi,
więc nie wiem nawet, czego mogę się spodziewać. Ten, który wybrałam,
zdaje się być najbezpieczniejszy. Podaję go mężczyźnie, a ten rzuca mi
przenikliwe spojrzenie.
– Nie chcesz o nic prosić? – pyta z podejrzliwością.
– Po prostu miejmy to już za sobą – odpowiadam zrezygnowana.
– Robisz postępy.
Na te słowa mam ogromną ochotę mu wygarnąć. Powtarzam sobie
w myślach, że nie mogę tego zrobić. Jeden błąd to kilka kroków wstecz.
Każda właściwa reakcja jest kolejnym krokiem do celu. Przynajmniej mam
taką nadzieję. Zaczynam zauważać, że im mniej myślę, tym wszystko
przyjmuję z większą łatwością. Jasne, wciąż jest potwornie, ale
przynajmniej nie mam ochoty się rozpłakać. To już duży postęp. Po
porwaniu nauczyłam się cieszyć z drobiazgów.
Ian siada na środku skórzanej kanapy, znajdującej się na drugim końcu
pokoju. Sięga po coś ze stolika, z tej odległości dostrzegam jedynie
niewielki owalny kształt.
– Chodź.
Stąpam po miękkim dywanie, a z każdym kolejnym krokiem moje
dłonie coraz bardziej się pocą. Nim dochodzę do mężczyzny, mam
wrażenie, że za chwilę serce wyskoczy mi z piersi. Do tej pory tak się nie
denerwowałam, ale dopiero teraz dociera do mnie, co za chwilę ma się
wydarzyć. Obiecuję sobie, że nie zmienię nastawienia i utrzymam tę chorą
relację na zasadach, jakie wymyślił Ian.
– Połóż się na moich kolanach.
Otwieram szeroko oczy, nie spodziewając się takiego rozkazu. On
natomiast mruży swoje, dając mi do zrozumienia, że nie zamierza drugi raz
się powtarzać. Chowam dumę do kieszeni, choć i tak zostało z niej już
niewiele. Mogę wmawiać sobie, że to nieprawda, ale przecież nie można
wiecznie się okłamywać.
Klękam na kanapie, tuż przed jego nogami, po czym układam na nich
brzuch. Po drugiej stronie układam przedramiona, zawieszając między nimi
głowę.
– Rozluźnij się trochę – mówi gardłowo i zaczyna masować moje
pośladki. – Czy ktoś kiedyś już tam był? – mówiąc to, przejeżdża palcem
między moimi pośladkami.
Zamykam oczy, uciszając tym samym tę część siebie, która pragnie
walczyć.
– Nie… panie – wyduszam z trudem.
– Wiesz, że musimy to zrobić?
Nie wiem, po co o to pyta. Od kiedy w ogóle się mną interesuje?
– Tak.
– Dobrze.
Po chwili czuję coś zimnego i mokrego, na co od razu się spinam.
– Spokojnie, to tylko żel.
Jedną dłonią wciera go między moimi pośladkami, a drugą ściska jeden
z nich. Jeszcze mocniej zaciskam powieki, zmuszając się do bezruchu, choć
najchętniej uciekłabym z tego miejsca. Nie zrobię tego jednak, wiedząc już,
że z tego domu nie ma ucieczki. Nie zaryzykuję.
Jego dłoń muska moje udo, jakby tym gestem chciał mnie uspokoić. Nic
nie jest w stanie tego zrobić, nawet zaskakująca delikatność tyrana. Nie
wiem już, czy chciałabym mieć to za sobą, czy wolę, gdy przeciąga cały
akt. Sam dotyk mężczyzny budzi we mnie sprzeczne emocje. Z jednej
strony sam w sobie dotyk jest przyjemny, ale nie sprawia, że zapominam,
do kogo należą pieszczące mnie dłonie. Nagle dwa palce zahaczają o moją
łechtaczkę, na co od razu się wzdrygam.
– Prosiłem, byś się rozluźniła.
– Nie potrafię.
– Postaraj się.
Nienawidzę go.
Palce mężczyzny suną wyżej, a ja już wiem, że za chwilę będzie po
wszystkim. Przynajmniej mam taką nadzieję. Niech już tego nie przeciąga,
bo zaraz zwariuję. Przez chwilę zatacza leniwe kółka wokół mojego
odbytu, po czym porusza się i nagle miejsce jego palca zajmuje końcówka
korka. Naciska mocniej, przez co w odpowiedzi gwałtownie poruszam się
na jego kolanach.
– Marino – warczy, naciskając wolną dłonią na dół moich pleców.
Sztywnieję na dźwięk jego ostrego tonu, a on natychmiast to
wykorzystuje i wciska we mnie cały korek. Choć nie boli tak, jak się
spodziewałam, uczucie jest wystarczająco nieprzyjemne, bym zapragnęła
jak najszybciej się tego pozbyć.
– A teraz czas na mniej przyjemną część.
– Mniej przyjemną? – pytam przerażona.
On chyba żartuje. Może być coś mniej przyjemnego niż zatyczka
wciśnięta w tyłek?!
– Pamiętasz dzień, w którym mi uciekłaś? – Uderza mnie dłonią
w pośladek i zaciska na nim palce. – To nie tak, że zmieniłem zdanie. Nie
traktuj tego jako kary, a ostrzeżenie.
Kolejny klaps roznosi się echem po całym pomieszczeniu. Mimo chęci
ucieczki leżę w bezruchu, chociaż kolejne uderzenia przychodzą jeden za
drugim. Każdy kolejny wydaje się mocniejszy od poprzedniego, co jest
raczej efektem uderzania w to samo miejsce. Kiedy już myślę, że skończył,
on przenosi atak na drugi pośladek. Wszystko przebiega dokładnie tak
samo. Jestem przekonana, że liczy każdy klaps. Pod koniec zaczynam
szlochać, ale wciąż próbuję być twardsza, niż w rzeczywistości jestem.
– Jeśli jeszcze raz zrobisz coś głupiego, to, co wydarzyło się teraz,
będziesz uważała za delikatną pieszczotę. Rozumiesz?
– Tak, panie – mówię od razu w nadziei, że jest już po wszystkim.
Próbuję się podnieść, ale on od razu mnie przytrzymuje.
– Czy mówiłem, że już skończyliśmy?
– Przepraszam, myślałam, że…
– Nie masz myśleć, a słuchać poleceń – niemal warczy.
Mam wrażenie, że nic się nie dzieje. Oboje jesteśmy w bezruchu. Ja,
leżąca na jego kolanach. On, wygodnie siedzący na kanapie i przyglądający
mi się z góry. Nawet to jest cholernie krępujące.
– Kiedy skończymy, to, co zrobiliśmy teraz, będzie dawało ci więcej
przyjemności, niż możesz sobie wyobrazić – odzywa się po długiej ciszy,
a jego głos nieco mnie bawi. To trochę tak, jakby próbował się
wytłumaczyć.
Nie wierzę w jego słowa. Jeśli tak się stanie, oznaczać to będzie, że już
nie jestem Mariną. Chcę czuć ból, złość i smutek, bo tylko one upewniają
mnie, że wciąż jestem sobą. Dopóki to trwa, czuję się spokojniejsza. Być
może złamanie mnie stałoby się wybawieniem, bo nie musiałabym
przeżywać koszmaru każdego pieprzonego dnia. Jednak wciąż mam
nadzieję na ratunek. Wierzę, że dam radę.
– Wstań.
Bardzo ostrożnie zsuwam się z kolan mężczyzny i staję tuż obok niego.
Pochyla się do przodu, przez co jego twarz znajduje się naprzeciwko
mojego wzgórka łonowego. Odruchowo zaciskam uda, ale nie cofam się ani
o centymetr. Po chwili Ian unosi głowę i wpatruje się intensywnie w moje
oczy. To kolejny gest, który tak ciężko jest mi znieść.
– Odwróć się, chcę to zobaczyć.
Gdy tylko staję tyłem do niego, zagryzam wnętrze policzka i zaczynam
rozglądać się nerwowo dookoła. Palcami sunie po moich pośladkach
i udach, aż nagle kładzie je na korku. Jestem pewna, że za chwilę mi go
wyciągnie, ale on jedynie naciska na niego kilka razy, przypominając mi
dość boleśnie o jego istnieniu.
– Pochyl się. Ułóż dłonie na podłodze.
Powstrzymuję się od odmowy, jednak zablokowanie żalu jest dużo
trudniejszą sztuką. Wiem, jak Ian nie lubi się powtarzać i czekać, aż
wykonam jego rozkaz, dlatego pochylam się, choć to kolejny poniżający
gest, jakiego nie mogę nie wykonać. Moje pośladki wypięte są w jego
kierunku, a jedyną zaletą tej sytuacji jest fakt, że nie widzę mężczyzny.
Wystarczająco działa na mnie świadomość, że on tam jest, że na mnie
patrzy i z pewnością czerpie satysfakcję z tego widoku. Ponownie naciska
na korek, szybko przenosząc dłoń na jeden z pośladków.
– Wyciągniesz go dopiero przed snem. Jeśli wpadnie ci do głowy, żeby
zrobić to wcześniej, noc spędzisz z dużo większym rozmiarem. Rozumiesz?
– Tak, panie – odpowiadam przez zaciśnięte zęby.
Liczyłam, że za chwilę będzie po wszystkim. Ian podnosi się i okrąża
mnie wolno.
– Wstań.
Prostuję się, mając tuż przed sobą jego ciało. Unoszę głowę, by spojrzeć
mu w oczy, ale szybko ją opuszczam, nie mogąc znieść tego, z jaką
wyższością na mnie patrzy.
– Możesz już iść.
Od razu ruszam w kierunku drzwi, ani razu nie oglądając się za siebie.
Chcę się stąd wydostać. Najchętniej wyciągnęłabym tę pieprzoną zatyczkę,
ale zdaję sobie sprawę, że Ian może w każdej chwili przyjść do mnie
i sprawdzić, czy wciąż ją mam. Dlatego w sypialni zakładam sukienkę, po
czym od razu wychodzę i rozsiadam się w salonie. W dłoni mam ołówek,
a na kolanach leży szkicownik. Czekam, aż dyskomfort, jaki wywołuje
korek, nieco przejdzie. W końcu przyzwyczajam się do niego na tyle, by nie
myśleć tylko o nim. Wpatruję się w czystą kartkę do momentu, w którym
oczyma wyobraźni widzę to, co chciałabym przelać na papier. Moim
rysunkiem jest kobieta. Jest naga, a całe jej ciało otaczają ciernie, ich kolce
wbijają się jej w skórę. To ja. Twarz mam spokojną, jakbym w ogóle nie
czuła bólu. Jakbym nie czuła zupełnie niczego. Jakbym była martwa.
Wpatruję się w mój rysunek, dopóki nie słyszę kroków. Szybko
chowam szkicownik i ołówek za jedną z poduszek. Czuję się jak dziecko,
które zrobiło coś złego. Nie wiem, czy Ian mógłby zezłościć się za to, że
wzięłam je bez pytania, ale nie chcę, by widział, co narysowałam.
– Co tu robisz? – pyta, gdy staje w wejściu.
Wstaję i odruchowo kulę ramiona.
– Nie chciałam siedzieć w sypialni – odpowiadam cicho.
– Chodź, zwiedzisz miejsce, w którym jeszcze nie byłaś.
Nie podoba mi się to. Wolę znajome mi już pomieszczenia, bo coś
nowego oznaczać może wszystko, także to, na co nie jestem gotowa i czego
nie chcę zobaczyć. Kiedy do niego podchodzę, puszcza mnie przodem,
kładzie dłoń u dołu moich pleców i popycha mnie lekko, dając mi do
zrozumienia, że mam iść. Jego palce zsuwają się niżej, między moje
pośladki. Wiem, że chce się upewnić, czy nie złamałam jego rozkazu.
Kiedy tylko wyczuwa korek, dłonią wraca wyżej. Dochodzimy do kuchni,
a w niej do zamkniętych drzwi. Ian przekręca klucz, po czym prowadzi
mnie po schodach w górę. Wkrótce znajdujemy się w małym owalnym
pomieszczeniu. W dniu feralnej ucieczki wydawało mi się, że zauważyłam
niewielką wieżyczkę, umieszczoną po przeciwnej od wejścia stronie domu.
Wygląda na to, że miałam rację. W samym pomieszczeniu znajduje się
niewiele. Kanapa, komoda, kilka obrazów zdobiących ściany. Zaskakuje
mnie jednak telewizor, a także balkon, którego drzwi otwiera właśnie Ian.
Gestem głowy każe mi podjeść. Nie wiem, dlaczego czuję teraz lęk.
Przecież mnie nie zrzuci.
Delektuję się świeżym powietrzem, którego nie sposób poczuć tak
intensywnie jedynie przez otwarte okno. Chłodny wiatr owiewa całe moje
ciało, pobudza i sprawia, że chciałabym tu zostać jak najdłużej. Patrzę
przed siebie, na niekończący się las. Gdzie my, do diabła, jesteśmy? Cała
posesja otoczona jest gęstymi koronami drzew, które zdają się ciągnąć
w nieskończonosć. Chcę już o to zapytać, ale przecież Ian nie poda mi
współrzędnych tego miejsca. Łapię dłońmi barierkę i zamykam na moment
oczy, jednak wtedy czuję, że mężczyzna staje za mną. Od razu się
wzdrygam, na co ten w odpowiedzi wypuszcza nerwowo powietrzę.
– Stój – rzuca przeciągle. Unosi moją sukienkę. – Grzeczna
dziewczynka.
Znów kładzie dłoń na moich pośladkach, przylega do mnie ciałem,
przez co nie jestem w stanie zapanować nad sobą.
– Nie ruszaj się.
Jego szept owiewa moje ucho, a dłonie układają się na biodrach.
Wciągam powietrze, nie wiedząc, czego mogę się spodziewać. Nagle jego
usta stykają się z moim karkiem i wywołują dziwny dreszcz, przeszywający
całe ciało. Usta zastępuje zębami, a kolejne dreszcze niemal ścinają mnie
z nóg. Wpatruję się w punkt przed sobą, starając się skupić jedynie na nim.
Pomaga to tylko trochę.
– Coraz lepiej ci idzie.
Coraz lepiej wychodzi mi udawanie. Przerażająco dobrze. Gdy tylko
uświadamiam to sobie, mam ochotę się przeciwstawić i udowodnić sobie,
że wszystko ze mną w porządku. Jednak tłumię tę potrzebę. Nie mogę
pozwolić sobie na krok wstecz, kiedy widzę postępy.
– Odwróć się do mnie.
Zanim wykonuję to polecenie, przełykam ślinę i biorę głęboki oddech.
Nigdy nie jestem gotowa na spotkanie z jego spojrzeniem, ale wciąż staram
się tego nauczyć. Ian znów łapie moje biodra, a po chwili jedną dłonią sunie
wyżej, zatrzymując się dopiero na moim policzku. To jeszcze gorsze niż
tortury, jakie mi funduje. Nie mogę patrzeć na niego, gdy nie jest zły.
Wtedy widzę w nim człowieka, a muszę widzieć potwora. Próbuję
odwrócić głowę, ale mi na to nie pozwala.
– Trudno ci na mnie patrzeć?
Zaskakuje mnie tym pytaniem. Nie do końca wiem, co mam mu
odpowiedzieć. Powiedzieć prawdę, czy skłamać?
– To silniejsze ode mnie – wyduszam z trudem.
– Dlaczego?
– Przez to, co mi zrobiłeś.
Smutek w moim głosie jest tak wyraźny, że nawet Ian krzywi się na
jego wydźwięk.
– Nie powinnaś brać tego tak bardzo do siebie, zajączku.
– Tak, wiem, to twoja praca – rzucam pod nosem, nie mogąc
powstrzymać się od ironicznego tonu.
– Nie każdy wybiera swój zawód. Wiesz coś o tym.
Nie powinien wspominać o moich rodzicach, porównując nasze
sytuacje. To coś zupełnie innego.
– Oni nie kazali mi nikogo porywać i torturować.
– Jednak gdyby kazali, nie miałabyś wyjścia, prawda?
– Nie wiem. Nie potrafię sobie tego wyobrazić.
– Czytałem o tobie. Wszystkie informacje, wydarzenia z życia. Te
ważne i te nieistotne. Wiedziałem o tobie wszystko, zanim cię zobaczyłem.
I już wtedy byłem pewien, że trafisz w moje ręce. W dniu, w którym się
spotkaliśmy, nie musiałem pytać o dziewczynę z historią, która mnie
zafascynowała. Spojrzałem w twoje oczy i od razu wiedziałem, że to ty.
Musiałem cię mieć.
Zmarszczyłam czoło, wsłuchując się w jego słowa. Chyba nie
rozumiem, co chce mi przez to powiedzieć. Być może on sam także tego
nie wie.
– Dlaczego?
– Bo twoja historia przypominała mi moją.
– Nic nas nie łączy. Nie mamy podobnej przeszłości – unoszę się. –
Mówisz tak, jakbyśmy rzeczywiście byli podobni. Moi rodzice zmusili
mnie do przejęcia firmy, bo chcieli zapewnić mi przyszłość. Zrobili to
z miłości. Ten, kto kazał robić ci takie potworne rzeczy, z pewnością cię nie
kochał.
Od razu zaciskam usta i intuicyjnie szykuję się na atak z jego strony.
Patrzy na mnie, mrużąc oczy, ale po chwili unosi kącik ust. Nie jest to
bynajmniej uśmiech.
– Masz rację – mówi zaskakująco spokojnie. – Wychowałem się
w miejscu, w którym z pewnością nie chciałabyś się znaleźć. Byłem sam,
ale pojawił się człowiek, który zaproponował mi pracę.
– Porywanie niewinnych kobiet?
– Na początku miałem jedynie ich szukać.
– Dlaczego w ogóle mi o tym mówisz?
– Sam nie wiem.
– Niezależnie od tego, co spowodowało, że stałeś się tym, kim się
stałeś, nie wmówisz mi, że tego nie lubisz.
– Wszystko można polubić, to tylko kwestia nastawienia.
– Ja nie polubię tego, do czego mnie zmuszasz.
Dopiero teraz dochodzi do mnie, że nie powinnam tego mówić.
Powinnam rozegrać to zupełnie inaczej. Dlaczego z takim trudem
przychodzi mi udawanie, że jestem na skraju załamania?
– Polubisz albo będziesz wmawiać to sobie tak długo, aż po prostu w to
uwierzysz. Wszystko, byle tylko przetrwać.
– Wcale nie chcę przetrwać, wolę umrzeć.
Łapie moją twarz obiema dłońmi i pochyla się w moim kierunku.
– Tylko tak ci się wydaje. Zawsze będziesz miała nadzieję, że jest jakaś
szansa. Będziesz czekała, aż pojawi się pomoc. Do końca swoich dni
będziesz żyła w przekonaniu, że nie wszystko stracone.
– Tak jest z tobą? – szepczę.
– Żyję w przekonaniu, że w końcu będę zbyt stary.
– Przecież to lubisz. Widzę, jaką sprawia ci to satysfakcję.
– Lubię. Lubię patrzeć, jak się boisz i jak próbujesz walczyć. Lubię
patrzeć, jak się poddajesz i jesteś uległa. Lubię to wszystko.
– Więc chcesz to robić.
– Marino… chcę to robić, ale nie tak.
– A jak?
Mięśnie jego twarzy napinają się. Nieczęsto mogę oglądać jego walkę
z samym sobą. Teraz jest jednak inaczej. Może jestem naiwna, ale coś się
zmieniło. Czuję to.
– To ja mam złamać ciebie, nie ty mnie – odzywa się po długiej ciszy.
Gdy tylko mnie puszcza, odwraca się i wchodzi do środka. Przez chwilę
wpatruję się przed siebie i chyba nie do końca rozumiem, co właśnie się
wydarzyło. Za dużo niechcianych myśli zaczyna krążyć po mojej głowie.
Chciałabym być obojętna na to wszystko, jednak nie potrafię. Ruszam za
nim. Stoi na środku pokoju, tyłem do mnie, odwraca się jednak, gdy
wyczuwa moją obecność. Staję naprzeciwko niego i po raz pierwszy nie
krępuję się patrzeć mu w oczy.
– Wiesz, co w tym wszystkim jest najgorsze? – pyta ochrypłym głosem,
na co w odpowiedzi kręcę głową. – Że nie mogę cię pieprzyć, kiedy tylko
mam na to ochotę.
Zamieram. Jestem w stanie jedynie na niego patrzeć, ale nie potrafię na
to odpowiedzieć. Nie byłam gotowa na taką rozmowę. Ian się porusza, a po
chwili jego ciało naciska na moje. Obejmuje mnie w talii i przykłada usta
do mojego ucha.
– Myślisz, że tylko ty doznajesz tortur?
– Ian…
– Naprawdę ciężko cię złamać, zajączku. Cholernie ciężko to zrobić, bo
nie jesteś taka, jak inne.
– Co masz na myśli?
Nie odpowiada mi, nie porusza się, a ja oddycham płytko i po prostu
czekam na cokolwiek. Nie wiem, jak mam rozumieć jego słowa, boję się je
analizować, bo mogę wyciągnąć mylne wnioski, diametralnie różniące się
od prawdy.
– Wracamy – odzywa się po długiej ciszy.
Puszcza mnie i rusza do wyjścia. Posłusznie idę za nim, a w drodze
próbuję poukładać sobie wszystko w głowie, choć szansa, że mi się uda,
jest raczej nikła. Zastanawia mnie jednak, dlaczego ma zakaz uprawiania
seksu z kobietami, które porwał? Nie zaprzeczam, że cieszę się z tego, ale
przecież musi być jakiś powód.
Wchodzimy do sypialni, ale Ian zatrzymuje się w drzwiach. Patrzę na
niego wyczekująco, wiedząc, że chce coś powiedzieć.
– Zawsze wybieram kobiety, które najmniej mnie interesują.
Powinienem zrobić to samo i tym razem. Jednak wmawiałem sobie, że
jesteś najlepszym wyborem. Do tej pory nigdy nikt nie przypominał mnie
tak bardzo jak ty.
– Nie zgadzam się. Nie jesteśmy podobni – mówię twardo.
– Być może kiedyś to zrozumiesz.
– Żeby zrozumieć i jakimś cudem dojść do takiego samego wniosku,
musiałabym cię poznać. A żeby cię poznać, musiałbyś mi o sobie
opowiedzieć. Jednak ty przecież tego nie zrobisz.
– Do jutra, Marino. Możesz wyciągnąć zatyczkę.
Kiedy tylko zostaję sama, biegnę do łazienki i pozbywam się tego
przeklętego korka. Wracam do sypialni, rzucam się na łóżko i tym razem
nie próbuję już nawet powstrzymać łez. To dla mnie zbyt wiele. Kolejne
pytania rodzą się w mojej głowie. Odpowiadam sobie na nie domysłami,
które podsuwa mi wyobraźnia. Nie wiem, dlaczego w ogóle do tego
dopuszczam. Nagle widzę Iana jako małego, zagubionego chłopca
potrzebującego pomocy. Mężczyznę, który gwarantuje mu bezpieczeństwo,
ale przecież w życiu nie ma nic za darmo. Wyobrażam go sobie, jak zmusza
się do wszystkiego. Jak cierpi, gdy zadaje ból innym. Jak jego życie
zamienia się w koszmar. Równie przerażający, jak koszmar jego ofiar.
W końcu dochodzi do mnie, że zrobiłam największy błąd, do jakiego
mogłam dopuścić. Zaczęłam współczuć swojemu oprawcy.
IAN
Uderzam pięścią w worek treningowy. Raz, drugi, trzeci i następny. Walę
w niego tak mocno, jak tylko się da. Wyobrażam sobie, że tym workiem
jestem ja. Powinienem przypierdolić sobie czymś ciężkim w łeb, by już
nigdy więcej nie dopuszczać do błędów, jakie popełniłem dzisiaj. Błędów,
bo było ich wiele, za wiele. Jak mogłem powiedzieć jej cokolwiek o mojej
przeszłości? Jak mogłem w ogóle się tłumaczyć z tego, kim jestem? Nie
jestem w stanie uwierzyć w to, co zaszło.
Spocony wchodzę do sypialni i kieruję się prosto do łazienki. Zamykam
się pod prysznicem i odkręcam letnią wodę, wracając myślami do swoich
dzisiejszych błędów. Nie pierwszy raz byłem blisko złamania zasad, jakie
mi narzucono. Jednak po raz pierwszy musiałem tak bardzo ze sobą
walczyć. Gdyby to było możliwe, wycofałbym się. Przejąłbym inną
dziewczynę, a Marinę oddał komukolwiek. Jak widać, nie jest kimś, kogo
powinienem szkolić.
Mam ochotę pójść do niej, ale powstrzymuję się od tego. Dziś
popełniłem wystarczająco wiele błędów, nie mogę dopuścić do kolejnych.
Zamiast tego schodzę na parter, kierując się prosto do barku w salonie i
wyciągam karafkę whisky. Jedynie alkohol może uciszyć moje demony
i wspomnienia z przeszłości, które obudziła Marina.
Rozdział 17
Wczoraj nie widziałam się już z Ianem. Kiedy poszłam do kuchni, czekało
na mnie jedzenie, ale jego nie było. Wiele godzin zastanawiałam się, co
właściwie się wydarzyło. Żyłam tu w przekonaniu, że żaden z tych
mężczyzn nie ma prawa nas tknąć. Rzeczywistość okazała się jednak
zupełnie inna. Szybko przestałam skupiać się na sobie. Zaczęłam myśleć
o mojej przyjaciółce i o tym, jakie rzeczy robi jej mężczyzna, w którego
łapska trafiła. Poświęciłam na to mnóstwo czasu, aż w końcu doszłam do
wniosku, że tak jej nie pomogę. Po kilku wylanych łzach udało mi się
zasnąć, by dziś powitać kolejny dzień, w którym może wydarzyć się
wszystko.
Nie boję się konfrontacji z Ianem. Wręcz przeciwnie – czekam na nią
i mam nadzieję, że szybko się tu pojawi. Jasne, że nie zapomniałam
o ostrożności. Przemyślałam wszystko, nie zamierzam zmuszać go do
opowiadania mi o sobie. Być może nadarzy się ku temu okazja, ale
najważniejsze jest dla mnie to, żeby nie przesadzić. Jeśli powiem i zrobię za
dużo, wszystko, co do tej pory zbudowałam, może runąć. Nie wiem, czy
obrałam odpowiednią drogę i czy jakiekolwiek starania mają najmniejszy
sens. Najprawdopodobniej skończę w domu człowieka, który kupi mnie,
jakbym była psem, a Ian szybko zapomni o moim istnieniu. Tylko że coś
nie pozwala mi być pewną tego scenariusza. Między nami do czegoś
doszło, coś się zmieniło, on się zmienił. Może i jestem naiwna, ale muszę
trzymać się każdej szansy, która daje mi nadzieję.
Ian przychodzi do mnie, staje w progu i kiwa głową, by przywołać mnie
do siebie. Bez słowa podchodzę, a wtedy puszcza mnie przodem. Na
korytarzu kładzie dłoń u dołu moich pleców, przez co na jedną krótką
chwilę wstrzymuję oddech. Odruchowo przystaję obok drzwi do pokoju, ale
wtedy Ian popycha mnie na znak, że mam iść dalej. A więc jeden mój
scenariusz zostaje wykreślony. Dochodzimy do kuchni, na stole jest tylko
jedno nakrycie.
– To dla mnie? – Na to pytanie jedynie kiwa głową. – A ty?
– Jadłem.
– Mam się tam przeczołgać? Jeść bez użycia sztućców? A może…
– Po prostu usiądź i zjedz. Nie zamierzam cię karać.
– Zaskakujesz mnie. – Próbuję ukryć rozbawienie, ale chyba marnie mi
to wychodzi.
Siadam na krześle i sięgam po kawałek chleba. Wkładając go sobie do
ust, ani na chwilę nie spuszczam wzroku z Iana, który chyba wciąż nie wie,
co dokładnie wczoraj zaszło. Przyznaję, że spodziewałam się, że w nocy
dojdzie do wniosku, że wszystko było moją winą. Tym dziwniej jest mi jeść
śniadanie z myślą, że żadnej kary nie będzie. Zabrzmi to irracjonalnie, ale
przygotowałam się do niej psychicznie. Muszę jednak przyznać, że Ian
naprawdę mnie zaskoczył. Moje chwilowe rozbawienie spowodowane jest
jego kamienną twarzą i sztywną sylwetką. Jakbyśmy nagle zamienili się
rolami. Jakbym to teraz ja była osobą, która trzyma władzę.
– Mogę cię o coś zapytać? – odzywam się w trakcie jedzenia.
– Nie.
– Przestajemy ze sobą rozmawiać?
– Nigdy ze sobą nie rozmawialiśmy i nie przypominam sobie, żebym
kiedykolwiek pozwolił ci zadawać pytania.
– Jednak nie zaprzeczysz, że kilka ich zadałam, a na niektóre nawet
udzieliłeś mi odpowiedzi.
– Nie przeczę.
– Ale?
– Ale lepiej, żebyśmy ze sobą nie rozmawiali.
– Dlaczego?
– Jedz.
– Straciłam apetyt. – Odchodzę od stołu i kieruję się prosto do Iana. –
Co teraz? Poranne tortury? Masz jakieś ciekawe atrakcje, podczas których
nie trzeba mówić?
Zupełnie mnie zaskakuje, gdy porusza się z prędkością pantery i po
chwili zaciska dłoń na moich policzkach. Pochyla się, a jego wzrok mógłby
zabić.
– Jeśli nie przestaniesz testować mojej cierpliwości, między tymi
słodkimi wargami pojawi się knebel, którego nie wyciągniesz przez
najbliższy tydzień. Rozumiesz?
Kiwam głową, a wtedy mnie puszcza. Od razu odskakuję o krok.
Przesadziłam, nie powinnam go prowokować. Przyznaję, że trochę mnie
poniosło.
– Przepraszam.
– Pełnym zdaniem.
A więc wracamy do początków.
– Przepraszam, panie – syczę przez zaciśnięte zęby.
– Masz dzień wolny.
Tym razem bardzo mocno gryzę się w język i zamiast odpowiedzieć,
kiwam głową i opuszczam kuchnię. Nie zamierzam wracać do sypialni, idę
do salonu. Na kanapie wciąż leży szkicownik, który wczoraj rzucił tu Ian.
Sięgam po niego, odnajduję ołówek i siadam, by zająć swoje myśli, po raz
kolejny skupiając się tylko na rysowaniu. Nie udaje mi się to nawet
w niewielkim stopniu. Chociaż nie przerywam rysowania, w ogólnie nie
myślę o tym, co ma z tego wyjść. Każda linia zdaje się rysować sama, a ja
w głowie odtwarzam wszystkie wydarzenia z wczoraj. I to, kiedy Ian
powiedział, że nie żałuje, a jednocześnie zdawał się mieć świadomość, że
popełnił największy błąd w życiu. Tylko dlaczego jego słowa tworzą taki
kontrast z resztą? Jak można czegoś nie żałować, a jednocześnie pokazywać
całym sobą, że jest zupełnie inaczej? Tak bardzo chciałabym wiedzieć, co
siedzi w jego głowie. Jeszcze bardziej pragnę zrozumieć siebie i to, co mną
ostatnio kieruje. Jakim cudem znalazłam się w takiej sytuacji? Przecież to
jest zupełnie pozbawione sensu. Chyba zamiast próbować rozgryźć Iana,
powinnam zacząć od siebie.
Moja dłoń zatrzymuje się, dopiero teraz wracam do rzeczywistości. Nie
wiem, co przedstawia mój rysunek. Pokryłam całą kartkę nic
niemówiącymi liniami. To chyba odzwierciedlenie moich myśli. Jest ich tak
wiele, że nic nie jest wystarczająco wyraźne.
Odkładam szkicownik i próbuję jakoś się uspokoić. Im dłużej myślę,
tym gorzej to znoszę. Najgorsze jest jednak uczucie samotności. To, że Ian
dał mi do zrozumienia, że zostanę dziś sama. Jeszcze niedawno
potraktowałabym to jako nagrodę. Teraz jest mi z tym źle. Ilekroć próbuję
zrozumieć samą siebie, dochodzę do coraz gorszych wniosków. To, że coś
złego się ze mną dzieje, wiem już od pewnego czasu. Najgorszy jest jednak
strach przed tym, co ma się stać. Nienawidzę tej niepewności i moich myśli,
które coraz mocniej mącą mi w głowie. Zastanawiam się nawet, czy to nie
jego taktyka. Robić wszystko, bym nie wiedziała, kim jestem. Może on
wcale nie traci kontroli? Może to tylko taka gra? Jeśli tak, jest największym
sukinsynem, jaki stąpa po tej ziemi. Tak naprawdę trudno mi uwierzyć, że
ktokolwiek zdolny jest do takiej manipulacji, jednak tu przecież niczego nie
mogę być pewna.
Niemal do wieczora spędzam czas na siedzeniu, zmieniając jedynie
miejsce. Do południa przebywałam w salonie, później wracam do sypialni
i wpatruję się w okno. Teraz postanawiam ponownie zajrzeć do pokoju,
który nagle wzbudził we mnie dziwne zainteresowanie. Chcę zrozumieć.
Wchodzę tam z niewielkim lękiem. Czuję się trochę jak dziecko, które
zakrada się do zakazanego miejsca i boi się, że ktoś wejdzie. Cicho
zamykam drzwi i na palcach przechodzę po miękkim dywanie, aż
zatrzymuję się przy jednej z półek. Znów wracają wspomnienia i
przywołują chore podniecenie, co doprowadza mnie do szaleństwa. Nie
rozumiem, kim tak właściwie się stałam. Po co tu przyszłam? Mimo
wszystko nie wychodzę. Patrzę na przedmioty zgromadzone
w pomieszczeniu tak dokładnie, jakbym spoglądała na coś totalnie
skomplikowanego. Poniekąd takie właśnie jest. Większość była mi obca
przez całe życie i nigdy nie zamierzałam tego zmieniać. Niestety, ktoś
zadecydował za mnie.
– Co tu robisz?
Podskakuję na dźwięk głosu Iana. Jakim cudem go nie usłyszałam? Od
razu zaczynam się denerwować, a przecież nie zrobiłam niczego złego. Nim
odpowiadam, biorę kilka wdechów.
– Próbuję zająć sobie czas.
– Tutaj? – Unosi brew i patrzy na mnie tak, jakbym powiedziała coś
szalenie zaskakującego.
– Nudzi mi się. – Wzruszam ramionami.
– Dobrze, więc zajmijmy czymś twój czas.
Rusza w moim kierunku, na co od razu wstrzymuję oddech.
– Chyba mówiłeś, że mam dzisiaj dzień wolny.
– Jednak skoro się nudzisz… – Łapie moje biodra i jednym ruchem
odwraca mnie tyłem do siebie. Przylega do mnie ciałem, a brodę układa mi
na ramieniu. – Jest tu coś, co wzbudziło twoją ciekawość? – szepcze.
Przez chwilę jedynym, czym umiem się zająć, jest wyrównanie
oddechu. Nie pojmuję, co dzieje się z moim ciałem, gdy on jest tak blisko.
Ledwo udaje mi się utrzymać na nogach. Zmiana jego nastroju mnie
intryguje. Jakby moja ciekawość obudziła w nim coś, co postanowił uśpić
na dziś. W ciągu chwili przestał być sztywny, w ogóle nie przypomina już
siebie z poranka.
– To. – Pokazuję palcem na coś, co przypomina dwa metalowe
spinacze, połączone ze sobą cienkim łańcuszkiem.
Ian bierze w dłoń wskazany przeze mnie przedmiot, drugą zsuwa
ramiączka sukienki, odsłaniając nagie piersi. Gładzi skórę moich ramion,
po czym to samo robi z piersiami, głównie skupiając się na brodawkach.
Gdy twardnieją, Ian chwyta za jeden ze spinaczy, otwiera go, po czym
zamyka na moim sutku. Przyglądam się jak zahipnotyzowana, gdy robi to
samo z drugim końcem. Zimny łańcuszek układa się na odsłoniętej skórze
tuż pod piersiami i wywołuje gęsią skórkę.
– Może trochę zaboleć – mówi, gdy zaczyna przekręcać niewielką
śrubkę na jednym ze spinaczy.
Syczę cicho, gdy ucisk staje się coraz mocniejszy. Mężczyzna robi
dokładnie to samo z drugą piersią, a kiedy kończy, odwraca mnie przodem
do siebie i ciągnie za łańcuszek.
– Boli – rzucam z grymasem.
– Klamerki nie zrobią ci krzywdy.
– Jednak ty możesz.
W odpowiedzi ciągnie jeszcze mocniej, przez co zmuszona jestem
przysunąć się do niego, by zmniejszyć ból.
– Mogę.
Puszcza łańcuszek, wierzchem dłoni przejeżdża po moich piersiach,
sunie wyżej, aż zatrzymuje się na moim policzku. Pochyla się tak, jakby
chciał mnie pocałować, jednak w jego oczach widzę, że nie taki ma plan.
– Nie zrobię ci krzywdy, Marino. Chyba że sama mnie do tego
sprowokujesz.
– Nie robię niczego, czym mogłabym cię zezłościć.
Ian ściąga ze mnie klamerki, po czym ze skupieniem poprawia moją
sukienkę i cofa się o krok.
– Zjedz kolację. Jutro po śniadaniu chcę cię tu widzieć. Nago.
Zaskoczona jego surowością kiwam jedynie głową i mijam go bez
słowa. Na korytarzu słyszę, że idzie tuż za mną, wchodzę do kuchni, ale
nim znajdę się przy stole, on wychodzi, zamykając za sobą drzwi. Siadam
na krześle, chociaż nie wiem, po co to robię. Nie jestem w stanie niczego
przełknąć. Jedzenie jest ostatnią rzeczą, o której teraz myślę.
Rozdział 19
Poranek od razu rozbudza mój lęk. Nie mam pojęcia, co dziś mnie spotka.
Wiem jednak jedno – Ian potrafi zmienić się kilkukrotnie w ciągu dnia. Co
jest zapalnikiem każdego z jego obliczy? Myślami wracam do
wczorajszego wydarzenia i tego, jaki był… delikatny? Może nie jest to
najlepsze określenie, ale podoba mi się, gdy właśnie taki jest. Zdecydowany
i władczy, ale mimo wszystko czuły na swój specyficzny sposób. Tylko
wtedy się go nie boję. Jeśli wszystko zależy od mojego zachowania, już
chyba wiem, co powinnam zrobić.
Biorę szybki prysznic, a gdy wracam do sypialni, Ian siedzi na łóżku.
Poprawiam na sobie ręcznik i podchodzę bliżej. Na materacu dostrzegam
tacę z jedzeniem. Ciśnie mi się na usta uszczypliwa uwaga, ale gryzę się
w język. Nie chcę, żeby znów coś się w nim zmieniło. Staję tuż przed
Ianem, a mój puls od razu przyśpiesza. To, jak teraz na mnie patrzy,
obezwładnia mnie i wyłącza rozum. Kładzie mi rękę na piersiach i ściąga ze
mnie ręcznik. Wstaje i w ciągu sekundy unosi mnie w powietrze. Ponownie
siada, trzymając mnie na swoich kolanach. Zaczynam się wiercić, gdyż
siedzę na nim okrakiem i ta pozycja zdecydowanie nie należy do
komfortowych.
– Nie ruszaj się.
Niczym zaklęta wykonuję rozkaz, ale wstyd wciąż nie pozwala mi na
swobodny oddech.
– Rozchyl usta – rozkazuje ochrypłym głosem.
Nim to robię, zauważam, jak sięga po coś na tacy, a po chwili między
moim wargami znajduje się kawałek jedzenia. Dopiero gdy go przegryzam,
orientuję się, że to truskawka, której kropla soku ucieka przez kącik moich
ust. Ian zatrzymuje ją kciukiem i oblizuje go, ani na chwilę nie spuszczając
ze mnie wzroku. Robi mi się cholernie gorąco, jakby temperatura
w pomieszczeniu wzrosła dwukrotnie. Całe moje ciało reaguje na ten
widok. Nie muszę nawet zerkać w dół, by wiedzieć, że w ciągu kilku
sekund moje sutki zrobiły się twarde. On też to zauważa. Zerka na moje
piersi, a na jego twarzy maluje się pragnienie, które pobudza mnie jeszcze
bardziej. Mimo to sięga po kolejny owoc i ponownie mnie nim karmi. Chcę
powiedzieć, że nie jestem głodna, jednak dociera do mnie, że ta sytuacja ma
w sobie coś, co budzi w Ianie tego człowieka, którego tak pragnę oglądać.
Właśnie dlatego posłusznie biorę do ust każdy kęs, który mi podaje.
– Dziś jesteś wyjątkowo cicha – odzywa się zamyślony.
Przejeżdża kciukiem po moich wargach, po czym przygląda mi się
wyczekująco. Nawet nie wiem, jak mam mu na to odpowiedzieć.
– Bo nie chcę cię rozzłościć – przyznaję zawstydzona.
– Od kiedy przejmujesz się moim humorem?
– Po prostu lubię, kiedy nie jesteś zły.
– Lubisz? – Unosi brew.
– Tak. Czy to coś złego?
– Nie, to nic złego, zajączku.
Jego spojrzenie mówi mi coś zupełnie innego.
– Już się najadłam – informuję, gdy zauważam, że mężczyzna znów
sięga do tacy.
Kiwa głową i porusza się, jakby chciał mnie z siebie ściągnąć. Kiedy
jego dłonie chwytają mnie w talii, naprężam ciało, co w ogóle nie jest ode
mnie zależne. Unoszę się z jego kolan, ale zamiast wstać, klękam, układając
nogi po zewnętrznych stronach jego ud. Prostuję się, a wtedy moje piersi
znajdują się naprzeciwko jego twarzy. Ian unosi głowę, widzę, że chce coś
powiedzieć, dlatego nim to robi, ryzykuję i przykładam usta do jego ust.
Zasysam dolną wargę mężczyzny, a uścisk na mojej tali przybiera na sile.
Czuję, jak zastanawia się, jak powinien zareagować. Oddać pocałunek czy
zepchnąć mnie z siebie. Po chwili jednak oddaje go. Ale nie mija kilka
sekund, a on gwałtownym ruchem unosi mnie i rzuca na materac. Zawisa
nade mną, ale nie kontynuuje. Dyszę, pobudzona pocałunkiem, który
uwolnił tę część mnie, jakiej w sobie nienawidzę, ale uwielbiam czuć się
tak, jak czuję się teraz. Ian wsuwa dłoń pod moje plecy i unosi mnie. Jestem
skołowana, gdy ze mną na rękach wychodzi z sypialni i zmierza prosto do
ciemnego pokoju.
Stawia mnie na środku pomieszczenia i sięga po coś nad moją głową.
Na haczyku zamontowanym w suficie zawieszone zostały grube skórzane
kajdany, połączone krótkim łańcuszkiem. Ian blokuje mi nimi ręce, które
teraz znajdują się nad moją głową. Dwa centymetry wyżej i musiałabym
stać na palcach, by nie zawisnąć nad podłogą. Z niemałą ciekawością
przyglądam się mężczyźnie, który po chwili znika gdzieś za moimi
plecami. Wkrótce jego palce zaczynają sunąć po moim ciele, a on sam
bardzo wolno okrąża mnie raz za razem. Przymykam powieki, skupiając się
na samym dotyku mężczyzny. Nie na tym, co może się wydarzyć. Mój
oddech jest spokojny, ale gdzieś z tyłu głowy pojawia się myśl, że nie po to
mnie tu przyprowadził.
– Lubisz, kiedy cię dotykam, zajączku? – Ochrypły głos Iana wyciąga
mnie z częściowej hipnozy wywołanej przez jego palce.
– Lubię, panie – odpowiadam bez zawahania.
– A jednak pamiętasz o naszych lekcjach. – Zatrzymuje się za mną
i przykłada usta do mojej łopatki. – Grzeczna dziewczynka – szepcze
z aprobatą. Nagle uderza mnie w pośladek. – I to też polubisz.
Kolejne klapsy spływają na mnie jedną serią, a każdy z nich dzieli kilka
sekund przerwy. Reaguję na ból, mimo że staram się tego nie robić. Wiercę
się, a z moich ust wymyka się cichy pisk, szczególnie w momentach,
w których uderzenie wydaje się wyjątkowo silne.
– Boli – szepczę, kiedy Ian staje obok mnie. Jestem przekonana, że
zostawił ślady dłoni na mojej skórze.
– Naucz się czerpać z tego przyjemność.
– Nie ma nic przyjemnego w bólu.
– Mylisz się, zajączku. – Odchodzi, by wziąć jeden z pejczy, a kiedy
wraca, znów staje za mną. – Postaraj się.
Pierwsze uderzenie pejczem nie przynosi ze sobą bólu, jest delikatne.
Przy kilku kolejnych Ian używa więcej siły i choć są cholernie
nieprzyjemne, robię to, co mi każe, i staram się odnaleźć w tym jakąś
przyjemność. Im dłużej się na tym skupiam, tym mniejszą uwagę zwracam
na sam ból, a przez to znacznie lepiej go znoszę. Nie ma to jednak niczego
wspólnego z przyjemnością, a tylko z odwracaniem uwagi.
W końcu wszystko dobiega końca. Ian mija mnie i odkłada pejcz na
miejsce, ale nie wraca od razu. Widzę, że staje przed półką i coś z niej
bierze, chowa to do kieszeni spodni, po czym sięga po kolejną rzecz.
Próbuję wytężyć wzrok, żeby zobaczyć, co to takiego. Niestety jestem za
daleko, a w pokoju panuje zbyt duży mrok, bym mogła przygotować się na
to, co teraz mnie czeka. Kiedy mężczyzna wraca, zauważam w jego
ściśniętej dłoni wystający łańcuszek. Otwiera ją, a moim oczom ukazują się
klamerki, które ostatnio mi pokazywał. Z jakiegoś powodu nie budzą we
mnie lęku. Bez większych emocji przyglądam się dłoniom mężczyzny, gdy
z dużą starannością zajmuje się moimi brodawkami i zaczepia na nich
klamerki, dość mocno je dociskając. Pierwszy ból mija szybko, ale sama
niepewność jego kolejnych ruchów wciąż we mnie siedzi. Ian sięga nad
moją głową, po czym odczepia łańcuszek z krępujących mnie kajdan, ale
nie ściąga ich z nadgarstków. Opuszczam głowę i uważnie przyglądam się
temu, jak teraz wyglądam. Ręce mam złączone z przodu, a ich widok
wywołuje we mnie mieszane uczucia. Zanim jednak udaje mi się je
zrozumieć, Ian kieruje mnie na koniec pomieszczenia, do miejsca,
w którym stoi kanapa. Unosi mnie i sadza na jej oparciu, a sam klęka na
siedzeniu naprzeciwko mnie. Rozchyla szeroko moje nogi i ustawia się
między nimi. Przyglądam mu się zaskoczona, jednak on tylko na moment
raczy mnie spojrzeniem. Po chwili językiem przejeżdża po mojej
łechtaczce. Wciągam głośno powietrze, zaskoczona tym, co właśnie się
dzieje. Mężczyzna wsuwa we mnie palec, a jego język ani na sekundę nie
przestaje się poruszać. Zasysa i liże naprzemiennie moją łechtaczkę.
Próbuję się poruszyć, ale on kładzie dłoń na moim brzuchu i dociska ją
mocno, by uniemożliwić mi każdy większy ruch. Skamlę, dociskając plecy
do ściany, czuję, jak zaczynam się rozpływać. Znów pragnę więcej.
– Proszę, weź mnie – jęczę zdyszana, starając się ze wszystkich sił
powstrzymać nadchodzący orgazm.
Ian przerywa i się prostuje. Chwyta moje łydki i ściąga mnie w dół.
Unosi mnie i niczym lalkę układa na kanapie. Zawisa nade mną i mości się
między moimi nogami. Chwyta moje złączone dłonie i układa je nad moją
głową, po czym pochyla się, sunie językiem po mojej szyi, kończąc kreślić
mokrą ścieżkę w kąciku moich ust. Nie odsuwając się ode mnie, sięga do
swojej kieszeni, a po chwili wsuwa we mnie jakiś przedmiot. Jest mały
i krótki, a to wystarczy, bym nabrała pewności, że to korek analny. Kolejną
kwestią, której jestem pewna, jest to, że Ian nie po to go ze sobą zabrał.
Gdy tylko to do mnie dociera, mężczyzna wyciąga ze mnie zatyczkę. Unosi
się nieznacznie, by złapać moje nogi i unieść je wysoko. Po chwili znów
pochyla się nade mną, a korkiem napiera między moje pośladki. Wiercę się,
czując cholerny dyskomfort, kiedy próbuje wbić go we mnie do końca.
Nagle jego usta odnajdują moje i tyle mi wystarczy, bym zapomniała
o bólu. Ian wsuwa we mnie zatyczkę, a gdy tylko kończy, przerywa
pocałunek. Dłonią odnajduje moją nabrzmiałą łechtaczkę, masuje ją
z szybkością, która sprawia, że całe moje ciało napina się w przyjemny
sposób, a nadchodzący orgazm znów daje o sobie znać.
– Proszę – łkam cicho, gdy tylko nawiązuję kontakt wzrokowy
z Ianem. – Proszę… chcę ciebie, panie.
– Zapomnij, zajączku.
Zaciskam mocno powieki, ponownie walcząc z przyjemnością, której
teraz nie chcę. Nie w ten sposób. I choć staram się ze wszystkich sił
powstrzymać orgazm, on i tak nadchodzi. Wiercę się pod ciałem
mężczyzny, a on wciąż pociera moją łechtaczkę. Przestaje dopiero, gdy ja
kończę szczytować.
Dyszę pod nim, z wyrzutem wpatrując się w jego spiętą twarz. Chcę
zapytać, dlaczego nie chciał zrobić tego ze mną, ale zanim się odzywam, on
odpowiada mi na to pytanie.
– Nie tylko ty musisz się czegoś nauczyć.
– Czego ty się uczysz?
– Samokontroli. – Wstaje, przyciągając mnie do siebie. – Nie myślę
o niczym innym, tylko o tym, jak chciałbym cię pieprzyć.
– Więc dlaczego po prostu tego nie zrobisz?
Ian sięga do kieszeni, z której wyciąga niewielki kluczyk i uwalnia
moje dłonie. Odwraca mnie tyłem do siebie i jednym szybkim ruchem
wyciąga ze mnie korek, a to wywołuje uczucie pieprzonego bólu, jakbym
nie miała go wystarczająco wiele. Przechodzi na drugą stronę pokoju,
odkładając po drodze kajdanki na miejsce. Zatyczkę wkłada do
niewielkiego pudełka leżącego w kącie, po czym odwraca się do mnie.
– Zapomnij o tym. – Podchodzi do drzwi i łapie za klamkę. – Zaczekaj
tu.
Zostaję sama ze swoimi myślami. Nie dopuszczam ich jednak do siebie,
starając skupić się tylko na obserwowaniu otoczenia. Na szczęście nie
muszę długo walczyć sama ze sobą. Ian wraca po kilku minutach. Podaje
mi materiał, którym okazuje się czerwona sukienka. Jestem zaskoczona, że
sięga mi przed kolana. Z pewnością nie znalazł jej w mojej szafie. Nie
pytam go o to.
Idę potulnie, prowadzona przez mężczyznę prosto do kuchni.
Odruchowo zerkam na stół, ale jest pusty. Jestem zaskoczona, gdy okazuje
się, że prowadzi mnie do zamkniętych drzwi, a później na górę, do pokoju,
w którym już raz byliśmy.
– Dlaczego tu jesteśmy? – pytam, gdy tylko przechodzimy przez próg.
– Od dziś to twoje nowe tymczasowe miejsce pobytu.
– Dlaczego? Przeszłam kolejny etap, a to moja nagroda?
Doskonale pamiętam jego słowa, gdy obudziłam się w nowym miejscu.
– Nie. Ja go przeszedłem.
– Co to znaczy?
– Rozgość się.
Nie mija więcej niż pięć sekund, a zostaję sama. Słyszę jedynie dźwięk
przekręcanego klucza w drzwiach i już to doprowadza mnie do szaleństwa.
Rozglądam się dookoła. Choć to miejsce jest przytulne, wcale nie podoba
mi się ta zmiana. Wolałabym wrócić do poprzedniej sypialni. Poza tym tam
miałam więcej swobody, a tu? Z ciekawości rozglądam się dokładnie po
pomieszczeniu. Zaskakuje mnie, że dopiero teraz zauważam kilkoro drzwi.
Ruszam do pierwszych, a tam odkrywam łazienkę. Jest niemal identyczna
jak poprzednia. Za kolejnymi drzwiami znajduje się kuchnia. Wchodzę do
niej i od razu odkrywam, że pełno w niej jedzenia. Ian wiedział, że dziś tu
trafię? Sprawdzam kilka produktów i wszystkie okazują się świeże, więc
musiały być dostarczone tutaj dziś, najwyżej wczoraj. Już mam wychodzić,
ale kątem oka zauważam coś za rzędem mebli. Coś, co wzbudza moją
ciekawość. Podchodzę tam i zauważam kolejne drzwi. Moją pierwszą
myślą jest spiżarnia, ale kiedy łapię za klamkę, drzwi okazują się
zamknięte. A więc zmieniło się mniej, niż na początku mi się wydawało.
Wracam do pokoju, który jest połączeniem sypialni i salonu. Przy
drzwiach balkonowych stoi kanapa w kształcie litery C, obok niej stolik,
a naprzeciwko wisi telewizor, który ostatnio bardzo mnie zaskoczył. Pilot
leży na komodzie. Z ciekawości sięgam po niego, by sprawdzić, czy nie jest
to jedynie wystrój wnętrza. Jednak telewizor się włącza, ale większość
kanałów została zablokowana. Cóż, lepsze to niż nic.
Po kilku godzinach spędzonych na przeglądaniu otoczenia dopada mnie
senność. Zakładam nową koszulkę, którą znalazłam w szafie pośród wielu
innych ciuchów, po czym kładę się na łóżku i wpatruję się we wciąż
włączony telewizor. Emitują jakiś serial. Nigdy wcześniej go nie oglądałam
i nie mam pojęcia, o co w nim chodzi, ale i tak z przyjemnością go
oglądam. To taka dawka normalności, którą mi odebrano.
Przez wiele godzin unikałam analizowania swojego zachowania, by nie
dojść do wniosków, jakie teraz nasuwają się same i nie chcą mnie opuścić.
Wiem, że doszło do tego, przed czym tak bardzo się wzbraniałam, ale
przyznać się przed samą sobą wciąż nie potrafię. Najgorsze w tym
wszystkim jest to, że postanowienie Iana wobec mnie boli chyba
najbardziej. Uznał, że nie doprowadzi do tego, by stracił kontrolę, i robi
wszystko, by tak właśnie było. Natomiast ja stałam się marionetką w jego
rękach, choć także miałam swoje postanowienie. Miałam do tego nie
dopuścić.
Biorę sobie za cel zrobienie wszystkiego, co w mojej mocy, by nie
potrafił nad sobą zapanować. Skoro on złamał mnie, ja zrobię z nim
dokładnie to samo. A wtedy oboje będziemy uczyć się siebie na nowo.
Rozdział 20
Po raz pierwszy od dawna mogę gotować. Nigdy tego nie lubiłam, ale teraz
z szerokim uśmiechem smażę jajka na śniadanie. Zastanawiam się, czy to
wszystko, co robię teraz, będę mogła robić po tym, gdy Ian mnie przekaże.
Choć nienawidzę o tym myśleć, zdarza mi się to bardzo często. Kto na
moim miejscu potrafiłby wyprzeć ze świadomości swoją niepewną
przyszłość? Kto nie tworzyłby scenariuszy, które go czekają? Moje są
różne. W tych najgorszych jestem zamknięta w piwnicy, przykuta do
łańcuchów, głodzona i gwałcona. W tych najlepszych robię normalne
rzeczy, a jedyną znaczącą zmianą jest brak możliwości decydowania
o sobie. Nie twierdzę, że ten scenariusz mnie cieszy. Jednak poznając
wszystkie smaki niewoli, nie mogę nie stwierdzić, że jest on dość dobry.
Już nawet nie marzę o wolności, bo wszystko wskazuje na to, że nigdy jej
nie zaznam.
– Widzę, że dajesz sobie radę.
Zerkam przez ramię w stronę wejścia. Ian opiera się o futrynę z rękoma
skrzyżowanymi na klatce piersiowej. Ściągam patelnię z ognia i sięgam po
wcześniej przygotowany talerz.
– To miłe zaskoczenie wiedzieć, że nie muszę czekać, aż zdecydujesz
się mnie nakarmić.
– Skoro nie robisz już problemów.
– Później też tak to będzie wyglądać? – Nie wiem, po co o to pytam.
Tak naprawdę nie chcę znać odpowiedzi. – Zresztą, nieważne. I tak na
pewno nic mi nie powiesz.
– Przygotowuję cię do warunków, jakie cię czekają.
A więc jest duża szansa na to, że nie zostanę jednak zamknięta
w piwnicy. Biorę do ust kawałek chleba. Kiedy go przeżuwam, Ian
podchodzi bliżej.
– Mogę mieć do ciebie prośbę? – odzywam się niepewnie, na co
mężczyzna w odpowiedzi kiwa głową. – Wcześniej w salonie miałam
szkicownik i ołówek. Mógłbyś mi je przynieść? Chcę zająć czymś czas.
– Zawsze możesz pójść po nie sama.
– Przecież jestem tu zamknięta.
– Nie jesteś. Wczoraj odruchowo przekręciłem klucz. Drzwi są otwarte.
Możesz iść na dół, gdzie byłaś do tej pory, i wziąć to, na co masz ochotę. –
Porusza się i po chwili jego dłonie opierają się na blacie po obu stronach
moich bioder. – Ale tylko tam. Jeśli zobaczę cię w innym miejscu, będziesz
miała duży problem. Rozumiesz?
– Rozumiem.
– Zjedz śniadanie. Przyjdę później.
Po tych słowach od razu wychodzi, a ja jeszcze przez dłuższą chwilę
wpatruję się przed siebie, karcąc się w myślach, że znów poczułam coś
niedopuszczalnego, gdy był tak blisko mnie. Czy to jakieś chore
przywiązanie?
Po posiłku i długiej kąpieli postanawiam włączyć telewizor i poczekać
na obiecaną wizytę Iana. On jednak już tu jest. Leży na łóżku z pilotem w
dłoni i wpatruje się w ekran. Ten widok jest tak normalny, że aż
nierzeczywisty. Zerka na mnie, po czym klepie w materac tuż obok siebie.
Nieco zaskoczona podchodzę i kładę się na wyznaczonym miejscu, po
czym zerkam na mężczyznę, który zdaje się w ogóle nie zwracać na mnie
uwagi.
– To kolejna lekcja?
– Co?
– Twoje ignorowanie mnie?
– Brakuje ci mojego zainteresowania? – Unosi kącik ust i dopiero teraz
odwraca głowę w moją stronę. – Jeszcze niedawno chciałaś, żebym dał ci
spokój.
– Ale nie zaprzeczysz, że twoje zachowanie nie jest normalne.
Odwracam się na brzuch, a moja koszulka unosi się wyżej, odsłaniając
pośladki. Choć nie było to zamierzone, jestem zadowolona. Dopiero teraz
Ian wygląda na zainteresowanego. Nie mam pojęcia, jakim cudem do tego
doszło. Nigdy bym nie pomyślała, że nadejdzie dzień, gdy będzie
brakowało mi jego uwagi. Jednak zrobię wszystko, by poczuł się tak, jak ja
się czułam, gdy dotarło do mnie, że udało mu się mnie złamać. Jednak
gdzieś tam w środku została część walecznej Mariny, której determinacja
nie pozwala zapomnieć o wyznaczonym celu. Skoro muszę cierpieć, on nie
może wyjść z tego bez żadnego urazu.
– Mam ciężki dzień.
– Coś się stało?
– Nawet jeśli, to nie zamierzam z tobą o tym rozmawiać.
– Więc mam słuchać poleceń i się nie odzywać, jasne.
– Przyzwyczaj się do tego.
Zaciskam zęby, by nie kontynuować tej rozmowy. Widzę, że Ian nie jest
w humorze, a więc teraz i tak niczego nie ugram. Odwracam głowę w drugą
stronę i zamykam oczy. Nie wiem, po co tu w ogóle przyszedł, skoro
niczego ode mnie nie chce. Z pewnością w miejscu, w którym spędza czas,
ma jakiś telewizor i równie dobrze mógłby pójść tam.
Chyba zasnęłam, a ze snu wyrywa mnie dziwne uczucie. W pierwszej
chwili nie wiem nawet, co się dzieje. Dopiero, gdy wracam do
rzeczywistości, orientuję się, że Ian przykrył mnie kocem. Otwieram oczy
i dostrzegam jego sylwetkę znikającą w drzwiach. Od razu siadam i przez
chwilę wpatruję się w koc, którym okrył mnie mężczyzna. Dlaczego
w ogóle to zrobił? Wcale nie szukam głębszych uczuć w tym geście. Staram
się jedynie zrozumieć myśli zimnego i zamkniętego człowieka, którego
zachowania niejednokrotnie mnie zaskakują.
Schodzę z łóżka i postanawiam pooddychać świeżym powietrzem na
balkonie. Opieram się o barierkę, próbując zobaczyć jak najwięcej. Nagle
słyszę dziwny odgłos, po chwili staje się bardziej wyraźny. Mam wrażenie,
że wyobraźnia płata mi figle, bo jestem pewna, że to dźwięk samochodu.
Nie wierzę w to, dopóki nie widzę na własne oczy podjeżdżającego auta. Po
chwili znika z zasięgu mojego wzroku. Moment później dochodzą do mnie
męskie głosy. Za rogiem budynku zauważam Iana w towarzystwie innego
mężczyzny. Zauważa mnie i od razu przystaje, ale kontynuuje rozmowę.
Ten drugi facet stoi do mnie tyłem, a Ian wydaje się spinać, jakby myślał,
że mogę zrobić coś głupiego. Rzeczywiście, zastanawiam się nad tym. Bo
to przecież może być moja jedyna nadzieja na ratunek. Może też okazać się
czymś zupełnie innym. Szansa na to, że ten mężczyzna wie o wszystkim,
jest większa niż szansa, że nie ma pojęcia, co się tu dzieje i będzie chciał
mnie uratować. Jeszcze przez chwilę zastanawiam się nad ryzykiem, ale
szybko dochodzę do wniosku, że finał tego nie może być tak piękny,
jakbym chciała. Zrezygnowana wracam do środka, a następnie od razu
zmierzam do drzwi i schodzę na dół. Skoro mogę się tędy poruszać,
zamierzam z tego skorzystać. Idę do salonu, by zabrać ze sobą szkicownik
i ołówek, ale kiedy mam już wychodzić, decyduję się zostać i spróbować
narysować coś w tym miejscu. Chyba polubiłam tu być.
Pół godziny później znajduje mnie Ian. Tym razem na jego widok nie
chowam szkicownika. Poza tym dziś narysowałam jedynie kilka kwiatów,
które zawsze zdobiły mój dom. Mama uwielbiała rośliny, dlatego były
wszędzie, gdzie tylko mogła je postawić. Nigdy nie przykładałam do nich
większej wagi, ale teraz są dla mnie symbolem domu, którego nigdy już nie
zobaczę. Chyba że stanie się cud i uda mi się uwolnić.
Ian siada obok mnie, przez chwilę patrzy na rysunek, później skupia się
na mnie.
– Dlaczego nie prosiłaś o pomoc?
– Nie jestem głupia. I tak bym jej nie uzyskała.
– To prawda, ale i tak mnie zaskoczyłaś. Mało kto nie chwyta się każdej
możliwości ratunku.
– Nie uważam tego za możliwość ratunku. Nie wiem, kim był ten facet,
ale z pewnością o mnie wiedział. A nawet jeśli się mylę, nie pozwoliłbyś
mu tak po prostu ze mną odejść.
– Masz rację. Bardzo mądrze postąpiłaś.
– Czy zasłużyłam na nagrodę?
Posyłam mu krótki uśmiech, a on chyba nie jest pewien, czy mówię
poważnie. Powinien wiedzieć, że nauczyłam się już, że z nim się nie
żartuje.
– Czego byś chciała?
– Wyjść. Na zewnątrz. I tak nie ma stąd ucieczki.
– Dobrze.
Nie spodziewałam się, że tak po prostu się zgodzi, a już na pewno nie
od razu.
– Teraz?
W odpowiedzi kiwa głową i wstaje z kanapy. Robię to samo, po czym
idę tuż za nim. Prowadzi mnie po schodach na sam dół, aż w końcu
dochodzimy do olbrzymiego jasnego salonu. Mam wrażenie, że jest tu
wszystko. Ostatnim razem nie zwracałam na to najmniejszej uwagi, jednak
teraz widzę, że to miejsce jest symbolem luksusu.
– To twój dom?
– Tak.
– Od początku tu byliśmy?
– Tak. – Otwiera drzwi na zewnątrz i puszcza mnie przodem. – Ten
budynek podzielony jest na wiele segmentów.
– Więc moja teoria, że przebywałam w jednym miejscu z resztą
dziewczyn, właśnie legła w gruzach.
Stąpam boso po gęstej trawie, uśmiechając się, gdy ciepły wiatr
rozwiewa mi włosy. Gdyby nie okoliczności, w jakich się tu znalazłam,
powiedziałabym, że to miejsce jest rajem. Z daleka od świata i gwaru.
Blisko natury. Idealne dla osób, które chcą zaszyć się gdzieś w zaciszu. Lub
dla tych, którzy chcą kogoś porwać.
– Jestem ciekaw twoich pozostałych teorii.
– Wierz mi, nie jesteś. – Zerkam na niego przez ramię. – A ja nie chcę
zostać ukarana za swoje myśli.
– Jestem w nich największym potworem stąpającym po tym świecie?
– Mniej więcej.
– Mniej więcej?
– Byłeś na początku. Teraz wiem, że nie ty jesteś największym złem.
– Zło jest w każdym człowieku. – Dołącza do mnie i przygląda mi się
przez chwilę. – Nawet ty masz je w sobie.
– Nie twierdzę, że tak nie jest. Jednak nie robię tak okrutnych rzeczy.
– Ale mogłabyś robić. Gdyby ktoś cię do tego zmusił. – Odwraca ode
mnie głowę i przystaje. – Albo gdybyś była tego uczona od dawna.
– Dlaczego nie chcesz mi o sobie nic powiedzieć?
– Bo to nie twoja sprawa.
– Ty wiesz o mnie wszystko.
– Musiałem wiedzieć. Musiałem poznać twoją przeszłość, malującą się
przyszłość i każdy słaby punkt. Wszystko, co pozwoliłoby nam
zdecydować, czy jesteś osobą, której szukamy.
– Dlaczego ja?
W ciszy przechodzimy do altany, znajdującej się po drugiej stronie
budynku. Siadamy na krzesłach, ale Ian w ogóle na mnie nie patrzy. Skupia
się na widoku lasu, jakby nie potrafił spojrzeć mi w oczy.
– Może to nie zabrzmi dobrze, ale każda dziewczyna, która dostała się
do rezydencji w Las Palmas, nie miała wiele do stracenia. Na castingu
żadna z was nie opowiadała o tym, jakie ambitne ma plany na resztę
swojego życia. Nie wykazywałyście cech charakteru, które w wypadku
przejęcia trudno byłoby nam utemperować.
– Szukaliście szarych myszek?
– Poniekąd.
– To by się zgadzało – mówię pod nosem.
– Ty nie wpisywałaś się w nasze preferencje.
– Co? Więc dlaczego tu jestem?
Ian zerka na mnie i uśmiecha się w podejrzany sposób.
– Bo stałaś się moją obsesją.
Jestem w stanie jedynie na niego patrzeć, ale żadne słowo nie
przechodzi przez moje gardło. W końcu pierwszy szok mija.
– Twoją obsesją?
– Kimś, kogo powinienem unikać.
– Co dokładnie masz na myśli?
– Późno już, wracamy do środka.
Nawet na mnie nie czeka. Wstaje z krzesła i rusza przed siebie, ani razu
nie odwracając się, by sprawdzić, czy idę za nim. Kiedy przekraczamy próg
domu, Ian kieruje się w prawo, choć schody są na wprost wejścia. Nie
wiem, dokąd idzie, ale gdy tylko stawiam krok za nim, odzywa się
nieobecnym głosem.
– Znasz drogę do siebie.
Zatrzymuję się i obserwuję go, aż znika z zasięgu mojego wzroku.
Ruszam w stronę schodów, ale zatrzymuję się przed nimi i zaczynam
walczyć z chęcią pójścia za Ianem. Pokusa jednak jest tak wielka, że nie
potrafię jej zagłuszyć. Już teraz wiem, że to błąd, mimo to zamiast na górę,
idę w kierunku, w którym poszedł mężczyzna. Przypływ adrenaliny
pobudza bicie mojego serca. Niczym bohaterka horroru pcham się tam,
gdzie z pewnością nie powinnam. Na palcach kroczę przez nieznany mi
obszar domu i zatrzymuję się przy drzwiach, zza których dochodzi
wzbudzający moją ciekawość odgłos. Bardzo ostrożnie naciskam klamkę
i uchylam nieco drzwi. Wystarczająco jednak, by zobaczyć Iana
i jednocześnie nie dać się przyłapać. Na szczęście zwrócony jest tyłem do
wejścia, co nieco mnie uspokaja. Pomieszczenie przypomina to, w którym
znalazłam się na początku. Jest jednak znacznie mniejsze. Na środku wisi
duży worek treningowy, który Ian okłada pięściami raz za razem. Przy
niektórych ciosach krzyczy, a wszystko wygląda tak, jakby walczył sam ze
sobą. Ze swoimi demonami, które nękają go każdego dnia. Obserwuję,
z jaką agresją wymierza każdy cios. Dopiero, gdy zmienia nieco pozycję
i staje do mnie bokiem, zauważam, jak bardzo spięta jest jego twarz. Nigdy
dotąd nie widziałam w nim takiej wściekłości. Chociaż ten widok na swój
sposób jest fascynujący, wycofuję się i szybkim krokiem pokonuję drogę do
schodów. Wbiegam po nich. Zatrzymuję się dopiero, gdy znajduję się
w swoim pokoju. Zamykam drzwi i przylegam do nich plecami, nie mogąc
w żaden sposób pozbyć się obrazu walczącego Iana. Mam ochotę krzyczeć,
tak jak krzyczał on. Wyrzucić z siebie gniew, który wcale nie pojawił się
w dniu, gdy się tu znalazłam. Był we mnie od dawna, ale w tym miejscu
zdałam sobie sprawę z jego ogromu.
Rozdział 21
Nie mogłam spać. Wciąż myślałam o Ianie. O tym, jak bardzo jest zraniony.
Naprawdę tak myślę. Przez to, że nie może tego po sobie pokazać, stał się
człowiekiem, który wydaje się pozbawiony duszy. Mam wrażenie, że to
tylko maska, którą zakładał tak często, że zapomniał o tym, kim jest
naprawdę.
Znów czuję, że zaczynam wariować. By zająć czymś myśli,
postanawiam zejść piętro niżej i zabrać szkicownik. Wiem, że nie pomoże
mi to jakoś szczególnie, ale choć trochę odciąży moją głowę i może nieco
oczyści umysł.
Na korytarzu staję przy uchylonych drzwiach pokoju. Najpierw chcę
tam zajrzeć, jakby brakowało mi wrażeń. Później wydaje mi się, że słyszę
jakiś dźwięk dochodzący ze środka i już wiem, że muszę to sprawdzić.
Otwieram drzwi odrobinę szerzej i mam uczucie déjà vu. Ian znów stoi
tyłem do mnie, ale tym razem robi coś przy ścianie naprzeciwko wejścia.
Niewiele widzę, ponieważ pokój jak zawsze jest minimalnie oświetlony, ale
mimo to przyglądam się z ciekawością mężczyźnie. Nie ma na sobie
koszulki, nawet w takich warunkach udaje mi się zobaczyć każdy mięsień,
który napina się, gdy Ian się porusza.
– Skoro już przyszłaś, wejdź – odzywa się, choć nie odwraca się w moją
stronę.
Od razu wchodzę do środka, a dopiero po chwili dociera do mnie, że Ian
wyczuł moją obecność, choć mnie nie widział. Moje serce od razu
przyśpiesza, bo najprawdopodobniej wczoraj wiedział, że go obserwuję.
Jeśli się nie mylę, nie jest tu bez powodu. Zaczynam panikować, nie
wiedząc, czego mogę się po nim spodziewać. Może przyszedł tu, by
przygotować dla mnie karę? Nie wygląda na wściekłego, ale to mogą być
tylko pozory.
Bardzo wolno podchodzę bliżej i zauważam, że na ścianie pojawiło się
coś, czego wcześniej tu nie było. Dwie deski przecinające się w połowie,
tworzące literę X. Ian przymocowuje do nich coś, co przypomina kajdany.
Znajdują się zarówno na górze, jak i na dole. Nie trzeba być geniuszem, by
dopowiedzieć sobie resztę. Doskonale wiem, do czego to służy, mimo że
nigdy nie widziałam takiego krzyża na żywo.
– Przyszłam tylko po szkicownik, nie będę ci przeszkadzać.
Nie udaje mi się nawet odwrócić. Ian łapie mnie za przedramię
i przyciąga do siebie.
– Nie bój się.
Marszczę czoło, próbując odczytać ukryte w jego spojrzeniu myśli.
Niestety, nie widzę zupełnie niczego.
– Nie boję się, po prostu… – zaczynam się jąkać. Wolno wciągam
powietrzę i szybko biorę się w garść. – Nie podoba mi się to, co tu robisz. –
Moje spojrzenie mimowolnie ucieka w stronę krzyża.
– Jeszcze niczego nie zrobiłem, a już ci się nie podoba? – Unosi kącik
ust w grymasie rozbawienia.
Czy to możliwe, że ukrywa prawdę? Że próbuje uśpić moją czujność?
Szczerzę wątpię. Może potrafi przybrać kamienne oblicze, ale kiedy jest
zły, widać to w każdym centymetrze jego twarzy.
– Więc… co robisz?
– Chciałbym czegoś z tobą spróbować.
– Czego?
– Już niedługo się dowiesz.
– Powinnam się bać?
Uśmiecha się pod nosem i łapie mnie delikatnie za brodę.
– Dlaczego z góry zakładasz, że to coś złego?
– Bo widzę, że montujesz na ścianie narzędzie tortur. Można patrzeć na
to inaczej?
– To nie narzędzie tortur. Usiądź i poczekaj chwilę.
Puszcza mnie, więc od razu przechodzę na kanapę i czekam, aż
skończy. W ogóle mi się nie śpieszy. Może robić to, co robi, nawet do
końca dnia. Jakoś ciężko uwierzyć mi, że nie muszę się bać. Zakładam, że
już niedługo poznam szczegółowo jego plany. Obserwuję go w ciszy,
zainteresowana widokiem jego skupionej twarzy. Jakby robił coś bardzo
ważnego. Być może dla niego właśnie takie jest. Nie rozumiem tylko
dlaczego, ale nawet nie próbuję tego zmienić. To, co go fascynuje, dla mnie
jest czymś, co muszę przetrwać. Jasne, po tak długim czasie tutaj jest mi
nieco lepiej, nie jest to jednak nic, za czym mogłabym zatęsknić. Dla Iana
wydaje się to ważne, stanowiące jakąś część jego duszy. Nawet gdyby się
uwolnił, nie zmieniłby tego, kim stał się na przestrzeni tylu lat.
– Podejdź. – Jego szorstki głos wyrywa mnie z zamyślenia.
Z kanapy wstaję niechętnie, a kiedy idę w jego kierunku, nogi zaczynają
odmawiać mi posłuszeństwa. Jego postura mnie przeraża i przyciąga
jednocześnie. Twarz ma spiętą, choć nie malują się na niej negatywne
emocje, jest za to skupienie i swego rodzaju ekscytacja. Nie mówiąc nic,
zaczyna ściągać ze mnie sukienkę. Robi to wolno, opuszkami palców sunie
po mojej nagiej skórze. Później łapie moje dłonie i mocuje je
w metalowych kajdanach znajdujących się u góry krzyża. Kuca i blokuje
także moje nogi. Staram się zachować spokój, choć sama ta pozycja działa
na mnie wystarczająco negatywnie. Biorę kilka wdechów, by nie zacząć
panikować, bo wtedy łatwo o błąd, a na błąd nie mogę sobie przecież
pozwolić. Nie teraz, kiedy jestem tak bliska celu. Chyba że jedynie tak mi
się wydaje.
– Drżysz – szepcze do mojego ucha, stając tuż przede mną.
– Bo mi się to nie podoba.
– Jeszcze nic nie zrobiłem.
– Może właśnie dlatego.
Ian odsuwa się ode mnie i nieśpiesznie kroczy w stronę ściany
z półkami. Staje przed nią, przez dłuższy czas przyglądając się każdemu
z przedmiotów. Wygląda to trochę tak, jakby sam nie wiedział, co chce ze
mną zrobić. W końcu się porusza i bierze ze sobą dość duży przedmiot.
Dopiero, kiedy jest tuż przy mnie, zauważam, co trzyma w ręku. Włącza
urządzenie z dużą okrągłą główką, która od razu zaczyna mocno i głośno
wibrować. Przyglądam się w osłupieniu, jak Ian unosi ją i zbliża ku mojej
piersi. Drżę jeszcze bardziej, gdy mocne wibracje drażnią mój sutek,
przywołując wiele skrajnych odczuć. Jednak w chwili gdy masażer dotyka
łechtaczki, mam wrażenie, że moje szarpanie doprowadzi do zerwania
kajdan. Zaczynam krzyczeć, jeszcze gwałtowniej poruszając biodrami. Ian
tylko na mnie patrzy, co zaczyna doprowadzać mnie do szaleństwa. Jest mi
gorąco, wibracje są tak mocne, że bardzo szybko zaczynam czuć orgazm,
który zwiastuje moją następną porażkę. Mam ochotę po raz kolejny prosić
go, żeby mnie wziął, ale walczę z tym pragnieniem. Wiem, że teraz nie
mam szans na zwycięstwo. Jest zbyt skupiony na swoim kolejnym zadaniu,
a ja chcę mieć to za sobą. Zamykam oczy, gdy zaczynam szczytować. Czuję
wstyd, ale pociesza mnie to, że moja determinacja dzięki temu rośnie.
Uchylam powieki, od razu spotykając się z przenikliwym spojrzeniem Iana.
– Dobrze wiesz, że tym niszczysz mnie jeszcze bardziej – szepczę
wyczerpana.
– Nie taki jest mój cel.
– A więc znajdź inną drogę.
– Wiem, co robię, laleczko.
– Jasne, jesteś ekspertem.
Krzywi się w odpowiedzi, ale nie ciągnie tej rozmowy. Bez słowa
uwalnia mnie z kajdan, schyla się po sukienkę, a kiedy tylko mi ją podaje,
tak po prostu wychodzi. Widzę, że nie działa już w zgodzie ze sobą. Robi
rzeczy, na które nie ma ochoty. Robi je, bo uważa, że nie ma wyjścia. Rani
tym mnie i siebie, ale jest zbyt uparty, żeby odpuścić.
Ubieram się i w pośpiechu przechodzę do salonu, z którego zabieram
szkicownik i dwa ołówki, po czym szybko wracam na górę. Świadoma
tego, że Ian dziś się nie pojawi, postanawiam zająć się czymś jak najdłużej,
by nie myśleć o niczym, z czym muszę się zmierzyć. Zostawiam to na
wieczór, bo wtedy natarczywe myśli nigdy nie odpuszczają. Jednak teraz
pragnę przed nimi uciec.
Rozdział 22
Unoszę powieki, a moją pierwszą myślą jest, że wciąż śnię. Bo tylko tak
mogę wytłumaczyć obecność Iana, który wydaje się w ogóle mnie nie
widzieć. Po kilku chwilach mój umysł się budzi i dopiero teraz wiem, że to
nie sen, a mężczyzna zajęty jest przyglądaniem się kartkom, które wczoraj
rozrzuciłam po całym pomieszczeniu. Niewiele pamiętam. Wpadłam
w sidła własnego umysłu i zatraciłam się w tym wszystkim. Rysowałam,
ale nic mi się nie podobało. Kiedy kończyłam, wyrywałam kartkę
i próbowałam jeszcze raz odzwierciedlić na papierze to, co dzieje się
w mojej głowie. Nic jednak nie wychodziło. Przestałam dopiero wtedy, gdy
zabrakło czystych stron.
Ian pochyla się po jeden z moich rysunków i bardzo uważnie mu się
przygląda. W tym czasie siadam na materacu i czekam w ciszy na jego
ruch. W końcu odwraca kartkę rysunkiem do mnie i już rozumiem, co tak
bardzo go zaciekawiło. To on. Dorysowałam mu czarne skrzydła.
Pamiętam, jak pomyślałam, że przydałaby mi się czerwona kredka, by
podkreślić nią jego demoniczne spojrzenie. Niemal uśmiecham się, gdy
o tym wspominam, ale spięta twarz Iana skutecznie mnie od tego odciąga.
Wygląda tak, jakby czekał na moje wyjaśnienia, ale nie mam czego tu
wyjaśniać. Dobrze wie, że tak go widzę. Może nie zawsze, ale przez
większość czasu był dla mnie demonem w ludzkiej skórze. Teraz bywają
momenty, gdy o tym zapominam, co wcale nie oznacza, że ten obraz do
mnie nie wraca. Po podłodze porozrzucanych jest wiele jego portretów.
Większość wygląda podobnie do tego, który trzyma w dłoni. Nieliczne
przedstawiają jego ludzkie oblicze.
– Jeśli pozwolisz, pójdę się wykąpać. Chyba że masz jakieś plany
związane ze mną?
Ian w odpowiedzi kręci jedynie głową. Zsuwam się więc z łóżka
i znikam za drzwiami łazienki. Kiedy tylko zostaję sama, wolno
wypuszczam powietrze gromadzone w płucach. Ciężko zachować spokój,
kiedy on jest w pobliżu. Zastanawiam się, czy postanowi mnie zaskoczyć
i wtargnie tutaj, bo przecież już nie raz to robił. Staram się o tym nie
myśleć. Odkręcam wodę, czekając, aż napełni wannę. Nie śpieszy mi się.
Z jednej strony mam nadzieję, że kiedy wyjdę, Ian wciąż tam będzie.
Z drugiej natomiast chciałabym, żeby wyszedł. Te skrajne myśli coraz
silniej doprowadzają mnie do szaleństwa.
IAN
Zbieram wszystkie porozrzucane kartki, poświęcając kilka chwil na
przyjrzenie się każdej z nich. Większość w ogóle mnie nie dziwi, a moje
portrety zdają się pokazywać wszystko, czego normalnie zobaczyć nie
można. Marina potrafi przedstawić mnie bardzo dokładnie, jakby widziała
moje myśli. Jednemu z rysunków poświęcam więcej czasu, bo przykuwa
moją uwagę bardziej niż pozostałe. Przedstawia kajdany splecione z cierni,
a na nich coś, co może oznaczać krew. Nie trzeba być psychologiem, by
zrozumieć, co tak naprawdę znaczy ten rysunek. Zaciskam zęby, kiedy
nachodzi mnie ochota wejścia do łazienki. Nie mogę tego, kurwa, zrobić.
Zbyt wiele błędów już popełniłem. Staram się skupić na zbieraniu kartek,
jakby od tego zależało moje życie. Jednak w końcu unoszę ostatnią.
Odkładam wszystkie na komodzie, po czym znów zerkam na drzwi
łazienki. Niewielu rzeczy żałuję tak bardzo, jak tego wyboru. Jestem
kretynem, bo od początku wiedziałem, że powinienem zostawić ją
w spokoju. Ona prowadziłaby swoje nudne życie, nie zdając sobie sprawy,
czego uniknęła. Ja robiłbym to, co robię, a demony przeszłości nie
nękałyby mnie każdego pieprzonego dnia.
Nauczyłem się wymazywać z pamięci to, co wydarzyło się pięć lat
temu. Jednak z pojawieniem się Mariny wszystko wróciło. Teraz każdej
nocy, gdy próbuję zasnąć, widzę wszystko dokładnie. Kiedy tylko
zamykam oczy, widzę Larę i panikę w jej oczach. Najgorsze jest jednak to,
że od pewnego czasu w tych wspomnieniach Larę zastępuje Marina. Nie
mogę pozwolić na to, by spotkał ją taki sam los. Muszę dokończyć zadanie,
przekazać ją i zapomnieć, że Marina Ramirez kiedykolwiek istniała.
Drzwi łazienki otwierają się. Od razu odwracam się w ich stronę
i obserwuję, jak Marina niepewnie podchodzi bliżej. Ubrana jest w białą
sukienkę, która sięga do połowy ud, a jej cienki materiał sprawia, że sutki
dokładnie się odznaczają. Zerka na uprzątniętą podłogę, po czym rozgląda
się dookoła, zatrzymując wzrok na komodzie. Wygląda tak, jakby przez
chwilę bała się, że wyrzuciłem jej rysunki. Gdy je widzi, jej twarz nieco
łagodnieje.
– Dostaniesz nowy szkicownik. – Mój głos sprawia, że od razu skupia
się na mnie.
Nie odpowiada, więc podejmuję najlepszą decyzję i ruszam do wyjścia.
Wtedy Marina podbiega i łapie mnie za przedramię. Odwracam się do niej,
a ona od razu mnie puszcza, jakby moja skóra zaczęła ją parzyć.
– Czy możemy wyjść na dwór?
Jej niewinne spojrzenie działa na mnie hipnotyzująco. Gdyby tylko
wiedziała, jaką ma nade mną władzę… Niechętnie kiwam głową, choć to
wyjście jest ostatnim, na co mam ochotę. Zdecydowanie nie powinienem
tego robić. Szkoliłem wiele kobiet, ale żadna z nich nigdy nie wyszła na
zewnątrz. Żadna, z wyjątkiem jednej. Powinienem uczyć się na błędach, a z
Mariną popełniłem ich już zbyt wiele. Już teraz wiem, że nie zdołam
w pełni zrealizować planu. Jeszcze kilka potknięć, a nasz los będzie marny.
W ciszy pokonujemy drogę na parter. Marina od razu rusza w stronę
wyjścia, a ja idę tuż za nią, wciąż klnąc na siebie w myślach. Kiedy jej bose
stopy dotykają trawnika, w mojej głowie pojawia się myśl, że powinna
dostać buty. Gdybym był teraz sam, strzeliłbym sobie w łeb. Nie podoba mi
się, że o tym pomyślałem. Nigdy nie daję butów i bielizny. To jedna
z moich zasad, których muszę się, kurwa, trzymać.
Jeszcze przez moment pozwalam Marinie nacieszyć się przestrzenią
i świeżym powietrzem. Jednak z każdą kolejną sekundą moja frustracja
narasta i zaczynam wkurwiać się coraz bardziej.
– Wystarczy. Wracamy do domu – rzucam ostro, po czym od razu
kieruję się do wejścia.
Nie chcę teraz na nią patrzeć. Zatrzymuję się przy drzwiach i czekam,
aż do mnie dołączy. Kiedy tak się dzieje, nasze spojrzenia się spotykają. Jej
jest zaskoczone, moje natomiast szybko daje jej do zrozumienia, że nie
powinna się teraz odzywać. Jest bystra, wie o tym doskonale. Zaciska usta,
jakby walczyła sama ze sobą, żeby nic nie powiedzieć. Obecnie jestem
w stanie, w którym mogę zrobić coś naprawdę głupiego, a wcale nie chcę.
Liczę, że mnie nie sprowokuje.
– Znasz drogę.
Wciąż milczy. Odwraca się i idzie w stronę schodów. Czekam, aż
zniknie z pola widzenia, a kiedy tak się dzieje, kieruję się prosto do salonu.
Podchodzę do barku i wyciągam z niego karafkę z whisky. Łapię szklankę
i siadam na kanapie. Nalewam sobie do pełna, wypijam wszystko jednym
haustem, po czym ponownie napełniam szklankę.
Marnuję czas, który powoli się kończy. Powinienem zająć się
przygotowaniem Mariny do przejęcia przez kupca, a robię coś zupełnie
przeciwnego. Coraz trudniej jest mi z tym walczyć. To kolejny dzień, gdy
nie robię nic. Jutro także jest niepewne.
Rozdział 23
Budzę się o świcie, ale Iana już ze mną nie ma. Przypominam sobie o tym,
co dziś ma się wydarzyć, a zimny pot od razu pojawia się na moich plecach.
Na miękkich nogach idę do łazienki i biorę gorący prysznic, jednocześnie
próbując się pozbierać. Podczas kąpieli przypominam sobie wszystko,
czego nauczył mnie Ian. Powtarzam sobie, że dam radę i go nie zawiodę.
Strach sprawia, że uważam to za trudne zadanie. Z pewnością takie nie jest.
Muszę jedynie się uspokoić.
Po prysznicu ubieram się i wychodzę, by odnaleźć Iana. Nie ma go
jednak na piętrze. Nie jestem pewna, czy mogę schodzić na dół. Jeśli jego
szef już tam jest, nasza praca pójdzie na marne. Wracam na górę, ale
jeszcze na schodach słyszę kroki. Zatrzymuję się, a na widok Iana czuję się
nieco lepiej. Podchodzi do mnie i bez słowa prowadzi mnie do mojej
poprzedniej sypialni.
– Lepiej będzie, jeśli nie dowie się, że przeniosłem cię na górę.
– Nie powinieneś tego robić?
– Jeśli już, to dopiero na koniec szkolenia.
– Wiesz, kiedy się pojawi?
– Nie. Dlatego zostaniesz tutaj i będziesz czekać. Usłyszysz dźwięk
samochodu. Będziesz miała kilka minut na przygotowanie się.
– Jasne.
Moje dłonie trzęsą się, a serce zaraz niemal wyskoczy mi z piersi. Znów
się boję, że nie dam sobie rady.
– Wszystko będzie dobrze, zajączku.
– Jesteś tego pewien?
– Oczywiście. Wierzę, że sobie poradzisz.
– Zostaniesz ze mną?
– Nie mogę, muszę sprawdzić, czy o niczym nie zapomniałem. Poza
tym, gdyby chciał nas zaskoczyć i zatrzymał samochód na drodze, żeby
wejść tu bez zwrócenia na siebie uwagi, byłoby lepiej, gdybym był na
parterze.
– Rozumiem.
Ian całuje mnie w czoło i zostawia samą. Zaczynam mieć problemy
z oddychaniem, co dodatkowo mnie przeraża. Kładę się na łóżku i łapię
kilka głębszych wdechów. Zamiast zastanawiać się nad tym, co się niedługo
wydarzy, skupiam się na tym, co będzie później. Może Ian opowie mi
więcej i wspólnie znajdziemy sposób na wolność? Nie wyobrażam sobie,
żeby po tym wszystkim, co miało miejsce między nami, mógłby mnie tak
po prostu przekazać w łapy obcego człowieka. Nie jest bez serca. Może
nigdy nie powiedział mi tego wprost, ale wiem, że coś do mnie czuje, że
zależy mu na mnie.
Na dźwięk silnika niemal mdleję. Mój puls przyśpiesza, a dłonie
zaczynają się pocić. Zeskakuję z łóżka i nerwowo chodzę po pokoju,
ponownie próbując się uspokoić, jednak to przynosi zupełnie odwrotny
efekt. Zaraz zacznę płakać albo skoczę z okna.
– Weź się, kurwa, w garść – mówię do siebie, gdy zaczyna robić mi się
ciemno przed oczami.
IAN
Wychodzę na zewnątrz, żeby powitać szefa. Robię to niechętnie i wcale
tego nie ukrywam. Na szczęście nie muszę udawać, że cieszy mnie jego
wizyta. Ostatni raz widziałem go pół roku temu, kiedy przekazywałem
wyszkoloną przeze mnie dziewczynę. Zamieniłem z nim kilka zdań, po
czym nasze drogi ponownie się rozeszły. Przez te sześć miesięcy
rozmawiałem z nim kilkukrotnie przez telefon, by ustalić szczegóły
kolejnych zleceń. To zdecydowanie mi wystarczyło, a nawet mógłbym
powiedzieć, że tych rozmów było za wiele. Nienawidzę go. Nienawidzę od
dnia, gdy kazał mi zgwałcić dziewczynę. Miałem wtedy piętnaście lat.
Później zmuszał mnie do o wiele gorszych rzeczy, a ja byłem skończonym
tchórzem, bo pozwalałem mu sobą kierować, zamiast po prostu się, kurwa,
zabić. Teraz patrzę na niego, gdy zbliża się do mnie ociężałym krokiem,
i muszę przyznać, że nie wygląda najlepiej. Poprzednim razem wydawał się
tryskać energią, co jest zaskakujące w jego wieku. Najwidoczniej lata
o sobie przypomniały.
– Dawno mnie tu nie było, ale nie zmieniło się zupełnie nic.
Nie odpowiadam, wpuszczam go do środka. Rusza na lewo, prosto do
mojego tymczasowego gabinetu. W środku zajmuje miejsce za biurkiem, na
co od razu się krzywię, bo choć to nie mój dom i tak nienawidzę, kiedy ktoś
zajmuje moje miejsce. Mimo wszystko siadam naprzeciwko niego
i przybieram kamienny wyraz twarzy.
– Gdzie jest dziewczyna?
– Na pierwszym piętrze.
– Kiedy ją przeniosłeś?
– Dość szybko. Dawno nie miałem tak łatwej w sterowaniu dziewczyny.
Choć próbuję wyglądać i brzmieć pewnie, trafia mnie szlag. Próbuję nie
myśleć teraz o Marinie, ale to silniejsze ode mnie. Zastanawiam się, czy da
sobie radę. Niby wiem, że jest bystra i zdeterminowana, ale wciąż jest tylko
człowiekiem.
– Liczę, że znów mnie nie zawiedziesz. – Poprawia się na krześle
i przybiera poważniejszą minę, dając mi do zrozumienia, że chce
powiedzieć coś ważnego. – Po przekazaniu dziewczyn nie będziecie mieć
zbyt długiej przerwy. Nawiązałem kontakt z pewnym wysoko postawionym
człowiekiem z Bliskiego Wschodu.
Marszczę czoło na tę wiadomość. Nie podoba mi się, że jego działania
powiększają swoje zasięgi.
– Dubaj?
– Prawie. Zresztą teraz to nie jest istotne. Dokładnie za miesiąc
przedstawię wam wszystkie najważniejsze szczegóły. Teraz musimy
skończyć sprawę z pięknymi Hiszpankami.
– Oczywiście.
– Pokaż mi tę dziewczynę. Dziś muszę jeszcze coś załatwić, więc trochę
mi się śpieszy.
Ta wiadomość wyjątkowo mnie cieszy. Być może jedynie ją zobaczy
i pójdzie, nie próbując przekonać się, czy moje metody są właściwe.
Idziemy na górę. Przed drzwiami do sypialni czuję, jak adrenalina
w moich żyłach przyśpiesza, ale nie daję tego po sobie poznać. Łapię za
klamkę i otwieram drzwi, puszczam szefa przodem, sam wchodzę tuż za
nim. Marina stoi w rogu pokoju, na nasz widok spuszcza głowę. Nawet stąd
widzę, jak trzęsą się jej dłonie. Jest teraz tak cholernie krucha, że muszę
walczyć ze sobą, by nie zrobić czegoś głupiego.
Szef kiwa do mnie głową na znak, że mam zacząć. Nieśpiesznie
podchodzę do Mariny, mając nadzieję, że nie zapomniała o niczym, czego
ją nauczyłem. Kiedy tylko staję przed nią, pada na kolana, a dłonie układa
na udach. Czuję, że szef staje za mną.
– Pokaż mi ją.
– Wstań i podnieś głowę – wydaję Marinie rozkaz, a mój ton jest
pozbawiony jakichkolwiek emocji.
Wykonuje moje polecenie i tak, jak ją uczyłem, ani na moment nie
patrzy mi w oczy. Skupia się na jednym punkcie przed sobą. Jej warga drży,
ale mimo wszystko daje sobie radę.
– Ładna. Chcę zobaczyć ciało.
Wciągam powietrze i zaciskam zęby. Na to również ją przygotowałem,
ale teraz wydaje mi się, że to jest trudniejsze dla mnie niż dla niej. Ściągam
jej sukienkę, a ona wciąż stoi nieruchomo i wciąż patrzy w ten sam punkt.
Staję za nią, odsłaniając jej nagie ciało przed mężczyzną. Ten podchodzi
bliżej, a w mojej głowie pojawia się myśl, że jeśli tylko jej dotknie, zabiję
go bez mrugnięcia okiem.
– Niezła. – Łapie jej biodra i gwałtownie odwraca tyłem do siebie. –
Widzę, że nie robi żadnych problemów – komentuje, zerkając na jej
pośladki. – Suka, którą zajmuje się Chris, ma piękne ślady na ciele, twoja
nie ma ani jednego.
Marina nieznacznie unosi głowę, zerkam na nią przez sekundę i wtedy
przypominam sobie, że Chris zabrał jej przyjaciółkę. Nie mogę jej
niezauważenie uspokoić.
– Po kilku pierwszych dniach nauczyła się posłuszeństwa. – Staram się
brzmieć przekonująco, ale coraz ciężej mi to wychodzi.
– Powinienem przyjechać na początku i sprawdzić twoje metody.
Wygląda na to, że są skuteczne.
– Chcesz zobaczyć coś jeszcze?
– Nie. Tyle mi wystarczy.
Po tych słowach odwraca się do drzwi, a ja choć przez sekundę mogę
spojrzeć na Marinę.
– Ubierz się – mówię beznamiętnie.
Mijam ją, nie mogąc odpuścić sobie dotknięcia jej dłoni. Trwa to
ułamek sekundy, ale wiem, że za chwilę do niej wrócę.
Po kilku minutach stoję na zewnątrz, przy samochodzie szefa. Otwiera
drzwi, ale zanim wsiada do środka, skupia spojrzenie na mnie.
– Niedługo podam ci dokładne współrzędne miejsca przekazania.
Kiwam głową, tym samym żegnając się z nim. Kiedy tylko wsiada do
samochodu, odwracam się i ruszam do domu. U szczytu schodów
zauważam Marinę, która wpatruje się we mnie ze łzami w oczach.
– Skąd ta mina? Nie zauważył niczego podejrzanego i odbyło się bez
większości scen, jakie przewidzieliśmy.
– A przy okazji dowiedziałam się, że moja przyjaciółka cierpi.
– Nie bardziej niż ty i reszta dziewczyn. Przestań o niej myśleć, bo nie
ma najmniejszych szans, że kiedykolwiek ją zobaczysz.
– Jesteś…
Pokonuję schody i staję naprzeciw niej.
– Kim jestem? Potworem? Bestią? Skurwysynem? Kim twoim zdaniem
jestem? – cedzę przez zaciśnięte zęby. – Myślisz, że w magiczny sposób
twoja przyjaciółka zostanie ocalona? Nie, Marino. Nikt jej nie pomoże, bo
nie ma na ziemi nikogo, komu udałoby się to zrobić. To nie pieprzony film
z dobrym zakończeniem!
– Mnie też ono nie spotka?
– Jak myślisz, co najlepszego może ci się przytrafić? Bo wolności
z pewnością nie odzyskasz. Nie wrócisz do rodziny, ponieważ nie
przeżyjesz pieprzonego dnia. Znajdą cię i zabiją. Ciebie, twoich rodziców
i każdego, z kim cokolwiek cię łączy.
Zamykam się, kiedy łzy zaczynają płynąć po jej policzkach. Nie
chciałem jej zranić, ale nie miałem wyboru. Musi w końcu przejrzeć na
oczy. Zrozumieć, że nic dobrego nie może jej spotkać.
– Oddasz mnie?
– Idź do siebie. Mam sporo pracy.
Spuszcza głowę i bez słowa wraca na górę. Ja tymczasem idę prosto do
barku i wyciągam karafkę whisky. Znalazłem się w pieprzonym labiryncie,
z którego nie ma wyjścia. Jednak nie przestaję go szukać. Wygląda na to, że
jestem równie naiwny jak Marina.
Rozdział 27
Wyrywam się z koszmaru w środku nocy. Serce wciąż mi dudni, ale kiedy
uświadamiam sobie, że to tylko straszny sen, zwalnia tempo. Śniło mi się,
że Ian oddał mnie w łapy swojego szefa, który robił ze mną straszne rzeczy.
Była tam też Sofia. Cierpiała, prosiła o pomoc, a ja nie mogłam nic zrobić.
Próbuję zasnąć jeszcze raz, ale kiedy tylko zamykam oczy, wszystkie
obrazy do mnie wracają. W końcu wstaję z łóżka i wychodzę z sypialni.
Potrzebuję go teraz. Nie obchodzi mnie, że nie mogę schodzić na parter,
muszę to zrobić. Muszę go znaleźć. Zatrzymuję się u szczytu schodów,
widząc głowę Iana wystającą zza oparcia kanapy. Odwrócony jest tyłem,
przez co nie wiem, czy śpi. Zanim jednak robię kolejny krok, odzywa się.
– Idź do siebie, zajączku – głos ma ponury, ale z pewnością nie ma
w nim gniewu.
– Mogę posiedzieć chwilę z tobą? Miałam koszmar, boję się zostać
sama. Obiecuję, że nawet się nie odezwę.
Sekunda, dwie, trzy… Po dziesięciu wciąż milczy. Uznaję to za niemą
zgodę i schodzę na dół. Gdy staję naprzeciwko mężczyzny, w jego dłoni
zauważam szklankę z bursztynowym płynem. Ian przygląda mi się
zamglonymi oczami. Nie do końca wiem, czy to przez alkohol ma takie
spojrzenie, czy może chodzi o coś innego. Nie pytam o to. W ogóle się nie
odzywam. Siadam tuż obok niego i podciągam nogi, układając brodę na
kolanach. Odwracam się nieco w jego stronę, żeby móc na niego patrzeć,
kiedy najwyraźniej pogrążony jest w myślach. Znów się zastanawiam, czy
dużo wypił. Nie mam pojęcia, jak zachowuje się po alkoholu. Wiem jednak,
że niektórzy ludzie bywają agresywni, dlatego tym bardziej staram się
dotrzymać słowa i milczeć. Zresztą sama jego obecność działa na mnie na
swój sposób kojąco. Przestaję myśleć o swoim koszmarze i skupiam się
tylko na tym, co dzieje się teraz.
Po kilku minutach spędzonych w zupełniej ciszy Ian zerka na mnie, po
czym podaje mi szklankę. Biorę ją od niego, choć wcale nie mam ochoty na
alkohol. Jakoś nie potrafię mu odmówić. Upijam łyk palącego przełyk
trunku i z grymasem na twarzy oddaję mu go. To był głupi pomysł.
– Miała na imię Lara.
Zmieniam pozycję, odwracam się przodem do mężczyzny i skupiam na
nim całą swoją uwagę. Milczy, ale wiem, że w końcu się odezwie. Widzę to
po jego twarzy.
– Trafiła do mnie pięć lat temu, w podobnych okolicznościach do tych,
w których znalazłaś się ty. Szukaliśmy dziewczyn pod pretekstem castingu
na młode aktorki, które miały rozpocząć swoją karierę w Ameryce. Jako
jedyna zadawała pytania, które nikomu z nas nie leżały. I właśnie wtedy mi
się spodobała. Wyróżniała się. Wtedy nie wiedziałem, do czego nas to
doprowadzi. – Przechyla szklankę i wypija całą jej zawartość. Wypuszcza
ciężko powietrze, po czym skupia się na punkcie przed sobą. – Na początku
wszystko szło dobrze, ale ona zbyt często się stawiała, a ja coraz rzadziej ją
za to karałem. W końcu zamiast kary pocałowałem ją, bo nie mogłem
dłużej wytrzymać.
– Co się z nią stało? – pytam, kiedy Ian długo milczy.
– Kochałem ją. Chciałem się z nią zestarzeć i żyć normalnie. Pomyliłem
się jednak, myśląc, że szef nam na to pozwoli. Zadzwoniłem do niego
i powiedziałem mu o tym. Wydawało mi się, że spokojnie to przyjął.
Następnego dnia zjawił się w mojej siedzibie we Francji. – Zaciska zęby.
Kilka chwil później odwraca głowę w moją stronę, a w jego oczach
pojawiają się łzy. – Podciął jej gardło na moich oczach.
Pragnę go przytulić, ale boję się jego reakcji. Nie potrafię jednak
wydusić z siebie żadnego słowa. Bardzo ostrożnie zbliżam się do niego.
Kładę dłoń na jego policzku i kiedy widzę, że nie ma zamiaru mnie
odepchnąć, podchodzę bliżej, wtulając głowę w jego ramię. Czuję, jak
kładzie dłoń na mojej talii i przyciąga mnie do siebie. Niedługo później
siedzę na jego kolanach, odwrócona bokiem, wciąż wtulona w jego ramię.
Przez bardzo długi czas siedzimy w ciszy. Nie mam pojęcia, co
miałabym mu teraz powiedzieć. Że mi przykro? To przecież oczywiste i w
moim odczuciu zupełnie nie na miejscu. Nie mam pojęcia, co musiał wtedy
przeżyć. Widział, jak ktoś zabija kobietę, którą kocha, i nic nie mógł z tym
zrobić.
– Co było później? – pytam bardzo cicho, nie wiedząc, czy dobrze
robię.
– Zostawił ją i wyszedł. Mówiąc, że po raz ostatni doprowadzam do
czegoś takiego. Nie mogłem jej nawet pochować tak, jak na to zasłużyła.
– Teraz chociaż rozumiem.
– Nie jestem pewien, czy wszystko rozumiesz. – Odciąga mnie nieco od
siebie, bym mogła spojrzeć mu w oczy. – On cię zabije, jeśli tylko pomyśli
o tym, że się w tobie zakochałem.
– Zakochałeś?
Znów przytula mnie do siebie i wolno wypuszcza powietrze.
– To największy błąd, jakiego mogłem się dopuścić.
– Przecież musi być wyjście.
– Jeśli takie istnieje, muszę szybko je znaleźć, zajączku. Czas nam się
kończy.
Jeszcze mocniej się w niego wtulam i sama próbuję odnaleźć sposób na
wydostanie nas stąd. Jakby to w ogóle było możliwe. Skoro Ian nie wie, co
ma robić, ja tym bardziej na nic nie wpadnę. Mimo wszystko próbuję.
Ian oddycha coraz ciężej. Unoszę głowę i wtedy orientuję się, że zasnął.
Bardzo ostrożnie schodzę z jego kolan, chwytam koc leżący po drugiej
stronie kanapy i przykrywam go. W pierwszej chwili ruszam w stronę
schodów, by wrócić do siebie, ale coś nie pozwala mi go teraz zostawić.
Najchętniej położyłabym się obok niego, jednak nie chcę go obudzić, więc
układam się w fotelu znajdującym się naprzeciwko. Przez bardzo długi czas
wpatruję się w śpiącego mężczyznę, zastanawiając się, jak doszło do tego,
że znaleźliśmy się w tak popieprzonej sytuacji. Jakaś część mnie, która
chciałaby dla niego spokoju, żałuje, że to właśnie do niego trafiłam.
Oczywiście najlepiej byłoby, gdybym w ogóle nie znalazła się na tym
castingu, ale jeśli poszłoby inaczej i Ian wybrałby inną dziewczynę, być
może wykonałby swoje zadanie i nie czuł tego, co czuje teraz. Domyślam
się, że z mojego powodu wróciły do niego demony przeszłości, z którymi
zdążył się już uporać. Pięć lat to dużo czasu. Goi rany, choć blizny nigdy
nie znikają.
Usypiają mnie własne myśli. Moje powieki zaczynają robić się coraz
cięższe, aż w końcu nie jestem w stanie ich podnieść.
Rozdział 28
Od kilku dni mam do dyspozycji cały dom. Tak naprawdę nie korzystam
z tego przywileju, siedzę głównie w sypialni Iana, od czasu do czasu
zaglądam do salonu na parterze oraz do głównej kuchni. Schodzenie na
parter wiąże się z niebezpieczeństwem, ponieważ często przyjeżdża tu
mężczyzna, który przywozi nam jedzenie. Ian wie, kiedy ma się zjawić, ale
nie możemy przecież ryzykować. Właśnie dlatego wolę zaszyć się
w sypialni mężczyzny i korzystać ze wszystkiego, co się tu znajduje.
Między innymi z telewizora, który nie ma zablokowanych kanałów.
Siedzę na łóżku, próbując coś naszkicować. Ostatnio nie idzie mi to
z taką łatwością jak do niedawna. W mojej głowie jest spokojniej, więc
może to jest powód? W końcu postanawiam spróbować narysować coś, co
będzie przypominać mi o życiu, do jakiego już nigdy z pewnością nie
wrócę.
Jakiś czas później przychodzi Ian. Siada tuż za mną, układając nogi po
obu stronach mojego ciała. Zerka mi przez ramię, delikatnie muskając moją
szyję swoimi ciepłymi ustami.
– Co to? – pyta, spoglądając na rysunek.
– Kącik w moim pokoju.
Naszkicowałam toaletkę, tuż obok niej kilka pudełek, w których
chowałam swoje pamiątki. Narysowałam także gitarę opartą o ścianę. Po
drugiej stronie od toaletki jest małe biurko z lampką nocną, na którym leży
stos papierów i zeszytów. Tak właśnie pamiętam to miejsce.
– Grasz na gitarze?
– Nie. Dostałam ją kilka lat temu od ciotki na urodziny. Na początku
nawet próbowałam nauczyć się chociaż podstaw, ale szybko dałam sobie
spokój.
– Nie sądziłem, że łatwo się poddajesz.
– Nie w przypadku rzeczy, do których po prostu trzeba mieć talent. Jak
widać, potrafię rysować, ale od instrumentów powinnam trzymać się
z daleka.
Słyszę, jak śmieje się cicho i jest to jeden z piękniejszych dźwięków,
jakie do tej pory słyszałam. Obejmuje mnie w pasie i przyciąga jeszcze
bardziej do siebie.
– Opowiedz mi coś o swoim życiu.
– Przecież wiesz wszystko. Sam mówiłeś, że przeprowadziłeś dokładny
wywiad.
– Wiem o twoim życiu, ale nie o tym, co czułaś. Chciałbym to usłyszeć.
Odkładam ołówek i szkicownik, po czym skupiam się na
wspomnieniach, do których niechętnie wracam.
– Moja mama jest strasznie uparta, co skutkowało tym, że przez cały
okres dorastania miałam jej serdecznie dosyć. Zupełnie zdominowała ojca,
więc chyba w pewnym momencie doszedł do wniosku, że nie warto się
z nią kłócić. Właśnie dlatego nie miałam sojusznika w sporze o moją
przyszłość.
– Przejęcie firmy z serowymi przekąskami nie brzmi jak spełnienie
marzeń.
– Właśnie przez takie myślenie trafiłam tutaj. – Śmieję się gorzko. –
Jednak masz rację, to ostatnie, czego chciałam. Ja nawet nie lubię tych
przekąsek, nigdy nie czułam żadnej więzi z rodzinną firmą i po prostu
wiedziałam, że nigdy jej nie przejmę.
– Co chciałaś robić?
– Sama nie wiem. Modeling wcale nie był moim wielkim marzeniem,
ale próbą wydostania się z pułapki przygotowanej dla mnie przez rodziców.
Chciałam po prostu mieć pracę, która da mi jakąkolwiek przyjemność.
– Nie zawsze możemy mieć to, czego pragniemy.
– Wiem o tym. Kiedy tu trafiłam, zaczęłam zupełnie inaczej patrzeć na
to, co zaplanowała dla mnie matka.
– A teraz?
– Teraz sama nie wiem, co czuję. Tęsknię za nimi, ale powoli godzę się
z tym, że już nigdy ich nie zobaczę. Niezależnie od tego, co się ze mną
stanie.
Układam głowę na jego barku, a wtedy on przykłada usta do mojego
policzka.
– Jednego możesz być pewna, zajączku. Nie pozwolę na to, żeby
spotkało cię coś złego.
– Gdybyś mnie oddał, mógłbyś żyć bez problemów.
Myślę, że go zaskoczyłam. Jednak naprawdę tak myślę. Z każdym
dniem sprowadzamy na siebie coraz większe ryzyko. Jego szef nie wybaczy
mu kolejnego błędu. Nikt nie wie, do czego może się posunąć.
– Bez problemów? Marino, żyję w świecie, w którym problemy są
codziennością.
– Wiesz, co mam na myśli. Nie chcę, żeby stało ci się coś złego.
– Twoje bezpieczeństwo jest dla mnie ważniejsze. Sądzisz, że mógłbym
cię oddać po tym wszystkim, co się między nami wydarzyło?
– Sądzę, że powinieneś to zrobić, ale cieszę się, że tego nie chcesz.
IAN
Mój telefon zaczyna dzwonić, wyciągam go z kieszeni i od razu zerkam na
wyświetlacz. Zaciskam zęby, widząc numer szefa. Wstaję z łóżka i idę
prosto do wyjścia, nie chcąc, żeby Marina słyszała cokolwiek z tej
rozmowy. Odbieram dopiero, gdy zamykam za sobą drzwi.
– Tak?
– Mam nadzieję, że określiłeś już swoją trasę i wyszkoliłeś tę sukę.
Ma szczęście, że nie mówi mi tego prosto w twarz. Gdyby tak się stało,
zapewne nie udałoby mi się powstrzymać przed rozpierdoleniem mu
mordy.
– Wszystko jest gotowe.
– Wyruszacie za dwa dni.
– Skąd ten pośpiech?
– To nie jest istotne. Wyjeżdżacie o świcie, żeby zdążyć do wieczora.
Jeśli ustaliłeś długą trasę, wyjedź jeszcze wcześniej. Dostarcz mi tę
dziewczynę na czas. Zaraz podeślę ci dokładne dane.
Odkładam telefon i z trudem powstrzymuję się od rozwalenia go.
Wiedziałem, że ten dzień nadejdzie, ale miałem mieć jeszcze tydzień. Grunt
pali mi się pod nogami. Nie mam pojęcia, jak mógłbym wyprowadzić nas
z tej sytuacji.
– Coś się stało?
Odwracam się, widząc niepewnie idącą w moim kierunku Marinę. Nie
chcę jej o tym mówić, ale przecież w końcu będę musiał to zrobić.
– Dzwonił szef, za dwa dni mamy ruszyć w ustalone miejsce.
– Za dwa dni? To szybko, a my przecież…
– Muszę pomyśleć.
Nie czekając na jej odpowiedź, ruszam do siłowni, w której od razu
podchodzę do worka treningowego. Zaczynam okładać go pięściami, jak
zwykle wyobrażając sobie, że stoi przede mną mój szef. Niejednokrotnie
w takich sytuacjach zdzierałem sobie knykcie do krwi. Wszystko mi mówi,
że dziś też tak będzie.
Muszę się od niego uwolnić. Po raz pierwszy od dawna jestem tak
bardzo zdeterminowany, by to zrobić. Boję się, ponieważ wiąże się to
z kurewsko dużym ryzykiem, ale nie widzę innego wyjścia. Powinienem go
po prostu zabić, kiedy tu był. Jednak wtedy sprowadziłbym na siebie
równie duże niebezpieczeństwo. Ma władzę i ludzi, którzy pomściliby go
bez mrugnięcia okiem. Muszę wymyślić coś, co pozwoli nam żyć bez
strachu przed jego zemstą. Tylko, kurwa, co?
Rozdział 30
Noc spędziłam sama. Kiedy było już późno, poszłam szukać Iana.
Znalazłam go w siłowni, ale widziałam, że nie był sobą. Nie chciałam go
denerwować. Wróciłam do sypialni, licząc, że w końcu do mnie przyjdzie.
Jednak tak się nie stało. Obudziłam się sama, a brak zagnieceń na jego
poduszce wystarczył, bym wiedziała, że tej nocy nie było go tutaj.
Zakładam szlafrok i zaczynam szukać Iana. Nie podoba mi się, że
zostawił mnie w takiej chwili. Przecież mnie również przeraża niepewna
przyszłość. Niemal czuję zapach zbliżającej się śmierci i naprawdę nie chcę
być teraz sama.
Ian śpi na kanapie w salonie. Już z daleka widzę krew na jego dłoniach.
Podchodzę bliżej, starając się go nie obudzić, ale on otwiera oczy i patrzy
na mnie z zaskakującym spokojem.
– Przepraszam, chciałam sprawdzić, czy wszystko z tobą dobrze.
Podnosi się i siada, po czym porusza głową, przesuwając ją z jednego
ramienia na drugie, robi przy tym grymas, który jasno daje do zrozumienia,
że nie spał zbyt wygodnie.
– Chodź do mnie. – Wyciąga dłoń w moim kierunku, a gdy do niego
podchodzę, ciągnie mnie do siebie i sadza na kolanach. – Chyba wiem, jak
możemy z tego wyjść.
– Naprawdę? – niemal piszczę.
– Tak, ale zdajesz sobie sprawę z tego, że nigdy więcej nie zobaczysz
swoich rodziców? Przynajmniej do dnia śmierci mojego szefa?
– Już się z tym pogodziłam. Wiem, że nie mogę wrócić do domu.
– Załatwię ci nową tożsamość, a kiedy będzie już bezpiecznie, znajdę
cię i…
– Poczekaj. – Wstaję gwałtownie z jego kolan i patrzę na niego ze
zmieszaniem. – Jak to mnie odnajdziesz?
– Przemyślałem to. Nie powinniśmy być razem, Marino.
– Po tym, co mi powiedziałeś i co się między nami wydarzyło, mówisz
mi, że nie powinniśmy być razem?!
– Posłuchaj… To, co wydarzyło się w tym domu, nie jest prawdziwym
życiem, a ja nie jestem normalnym facetem, rozumiesz? Wiesz dobrze, że
są rzeczy, z których nie jestem w stanie zrezygnować.
– Powiedz mi wprost, czego ode mnie wymagasz.
Ian wstaje i wkłada dłonie do kieszeni spodni. Widzę po jego twarzy, że
zastanawia się, co ma mi powiedzieć. Im dłużej on milczy, tym ja bardziej
się denerwuję.
– Nie mam pewności, czy jesteś w stanie mi się oddać.
– Przecież już to zrobiłam.
– Nie, zajączku. Nie o tym mówię.
Teraz to ja milczę. Wiem, co ma na myśli i wcale się tego nie boję, ale
nie mam pojęcia, jak mam mu udowodnić, że jestem pewna swoich słów.
Muszę zawalczyć o to, co nas połączyło.
– Wiem, o czym mówisz – zaczynam pewnie. – Wiem, jaki jesteś
i czego potrzebujesz. Wiem o tobie więcej, niż ci się wydaje.
– Czyżby? – To brzmi jak wyzwanie, którego muszę się podjąć.
Cofam się o krok, ani na chwilę nie spuszczając wzroku z jego twarzy.
Klękam przed nim, wcale nie czując się z tym źle. Mogłabym powiedzieć,
że emocje, które teraz mi towarzyszą, są zaskakująco pozytywne. Nie
spodziewałam się łatwości, z jaką przyjdzie mi to zrobić.
– Jestem twoja, panie. Nie ma rzeczy, której bym dla ciebie nie zrobiła.
Ian łapie moją brodę i bardzo uważnie mi się przygląda.
– Jesteś pewna?
– Tak, panie.
– Ryzykujesz.
– Nie. To nie ryzyko. Pokazuję ci jedynie, że mnie nie doceniasz.
– Doceniam, ale nie chcę dla ciebie życia, na które nie jesteś gotowa,
zajączku.
– Jestem gotowa i pewna tego, że chcę być tylko twoja. Niezależnie od
tego, co będziesz chciał ze mną zrobić. Ufam ci i kocham cię, panie.
W pomieszczeniu zapada głucha cisza. Jedynym dźwiękiem zdaje się
być bicie mojego serca.
– Wstań.
Bardzo niepewnie podnoszę się z podłogi, nie mając pojęcia, co teraz
nastąpi. Spojrzenie Iana nie mówi mi zbyt wiele albo ja nie mogę go
odczytać. Obawa, że nie zdołam go przekonać, jest zbyt silna. Mężczyzna
łapie mnie za dłoń i prowadzi do pokoju na piętrze. Zawsze panuje w nim
mrok, ale teraz mam wrażenie, jakby coś tu się zmieniło. Może chodzi tylko
o to, że dzisiejszy cel wizyty tutaj łączy się z zupełnie innymi emocjami niż
dotąd.
Ian stawia mnie naprzeciwko siebie i gestem głowy każe mi ponownie
uklęknąć. Nie musi nic mówić, by dać mi do zrozumienia, czego teraz chce.
Sięgam do jego spodni, z których uwalniam penisa. Biorę go w dłoń,
przesuwając powoli palcami po całej jego długości. Czuję, jak rośnie
i twardnieje w ciągu kilku sekund. Wsuwam główkę w usta, ani na moment
nie przestając pieścić go dłonią. Mój język ślizga się po całej jego długości,
wywołując cichy pomruk Iana. Mężczyzna łapie moje włosy i nadaje
własne tempo moim ruchom. Biorę go do ust coraz głębiej, próbując go
zadowolić.
Nagle Ian ciągnie za moje włosy i unosi mnie ku górze. Szybkim
ruchem ściąga ze mnie szlafrok i odwraca tyłem do siebie. Nie mogę
nadążyć za jego ruchami. Nim się orientuję, klęczę na fotelu, trzymając się
jego zagłówka. Ustawia się za mną i gwałtownym ruchem wbija się w moją
cipkę. Piszczę, zaskoczona brutalnością, z jaką zaczyna mnie pieprzyć, ale
wcale nie chcę, żeby przestawał. Zaciska palce na moich piersiach, jeszcze
mocniej na mnie napierając. Kurczowo trzymam się fotela, by nie spaść
z niego pod wpływem nacisku ciała mężczyzny. Po kilku długich seriach
pchnięć, które odbierają mi dech w piersiach, Ian zwalnia. Odwracam się
i widzę, jak pochyla się do tyłu, choć jego penis wciąż jest we mnie. Sięga
po korek analny i przykłada mi go do ust.
– Otwórz.
Rozchylam wargi, a on wsuwa mi zatyczkę. Porusza nią wolno i w tym
samym tempie wsuwa i wysuwa ze mnie penisa. Po kilku chwilach wyciąga
korek z moich ust, a dłonią napiera na górę moich pleców, sprawiając, że
moje pośladki są teraz wypięte w jego kierunku. Bardzo ostrożnie wkłada
między nie korek, a kiedy znajduje się już cały we mnie, ponownie zaczyna
pieprzyć moją cipkę. Za każdym razem, gdy jego brzuch uderza o moje
pośladki, korek porusza się we mnie. Z początku nie umiem się do tego
przyzwyczaić, ale dość szybko odnajduję przyjemność płynącą z tego
doznania.
Już po kilku minutach zaczynam jęczeć, czując nadchodzący orgazm.
Kiedy zdaje się być na wyciągnięcie ręki, Ian przerywa i wysuwa się ze
mnie.
– Tym razem dojdziesz inaczej, zajączku.
Wyciąga ze mnie korek, rzuca go na podłogę i wsuwa w moją cipkę
dwa palce. Porusza nimi kilkukrotnie, a następnie wyciąga je i naciska nimi
na mój odbyt. Wciągam głośno powietrze i instynktownie zaczynam się
wiercić. Wtedy Ian naciska na mnie wolną dłonią, puszczając dopiero, gdy
nieco się rozluźniam. Gładzi mój pośladek, naprzemiennie uderzając go
otwartą dłonią. Doprowadza mnie do szału. Nie wiem nawet, czy to, co
robi, mi się podoba, czy wręcz przeciwnie. Jestem wykończona,
a jednocześnie pragnę więcej. Mężczyzna wyciąga ze mnie palce, a po
chwili naciska na moją drugą dziurkę główką swojego penisa.
– Boli – jęczę cicho.
– Spokojnie. – Spluwa między moje pośladki. – Dasz sobie radę.
Biorę kilka wdechów i zamykam oczy, próbując się trochę rozluźnić.
Kiedy jego penis jest już w połowie we mnie, Ian zaczyna powoli się
poruszać. Mam wrażenie, że za każdym razem wchodzi jeszcze dalej, aż
w końcu czuję, że jest już we mnie cały. Naciska palcami na moją
łechtaczkę i kreśli na niej kółka, co ponownie przywołuje nadchodzące
uczucie spełnienia. Druga ręka mężczyzny oplata mój brzuch i przyciąga do
siebie. Gdy się prostuję, Ian łapie moją pierś, mocno ściskając sutek. Jego
ruchy są płynne, a palce pieszczące moją łechtaczkę skutecznie odciągają
moją uwagę od dyskomfortu płynącego z posuwania mojego tyłka.
– Powiedz, że ci dobrze, zajączku.
– Bardzo dobrze, panie – odpowiadam z jękiem.
– Chcę, żebyś doszła – szepcze władczo do mojego ucha, jeszcze
szybciej poruszając palcami.
Odchylam głowę, czując, jak wszystko we mnie wybucha. Szczytuje,
krzycząc jego imię. Tak intensywnie, jak jeszcze nigdy dotąd. Ian dociska
mnie do swojego ciała, tak mocno, że czuję ból w żebrach, ale w tym
momencie w ogóle mi to nie przeszkadza. Dochodzi, całując i gryząc moje
ramię.
Rozdział 31
Nim zaczyna świtać, zrywamy się z Ianem z łóżka. Nie mam pojęcia, co
planuje, a to chyba przeraża mnie najbardziej. Tak naprawdę nie powiedział
mi do tej pory, że zostanie ze mną. Unika jakichkolwiek deklaracji, co
zaczyna coraz bardziej mnie przerażać. Być może to, co przede mną
ukrywa, nie jest tym, czego pragnę. Mimo wielu niewiadomych, nie mam
czasu na rozmyślanie. Ian rzuca na łóżko spodnie, koszulkę i skórzanką
kurtkę, a na podłodze zostawia sportowe buty.
– Załóż to.
Jest nerwowy, ale wcale mu się nie dziwę. Sama jestem kłębkiem
nerwów. Ubieram się szybko w rzeczy, jakie dostałam. Zdążyłam
odzwyczaić się od normalnych ciuchów. Czuję się w nich tak, jakby coś
krępowało mnie z każdej strony. Szybko o tym zapominam, bo znów wraca
uczucie lęku.
Wychodzimy na zewnątrz. W ciszy pokonujemy drogę do garażu, gdzie
znajduje się auto Iana. To stary Ford, który zupełnie do niego nie pasuje.
Jednak na drodze nie rzuca się w oczy i chyba właśnie na tym mu zależy.
– Co planujesz? – pytam raz jeszcze, gdy tylko ruszamy.
Wjeżdżamy na wąską drogę w lesie. Samochodem zaczyna rzucać na
boki na wybojach.
– Ufasz mi, zajączku?
– Ufam.
– A więc poczekaj jeszcze trochę.
– Dlaczego robisz z tego tajemnicę?
– Bo gdybym powiedział ci o moim planie, zaczęłabyś się denerwować.
A wtedy coś mogłoby pójść nie tak. Po prostu poczekaj.
– Dobrze, poczekam. – Rozglądam się po wnętrzu samochodu i na usta
ciśnie mi się zupełnie inne pytanie. – To twój samochód?
– Można tak powiedzieć. Sam jednak go nie wybierałem.
– Tak myślałam, w ogóle do ciebie nie pasuje.
– Nie ma pasować. Służy jedynie do namierzenia mojej lokalizacji.
– Więc twój szef wie, że jedziemy i zna dokładną trasę?
Od razu czuję, jak moje serce przyśpiesza.
– Tak. Może nie śledzi nas na bieżąco, ale z pewnością sprawdza, którą
drogę obrałem.
– Gdzie w takim razie mnie wieziesz?
– Myślisz, że zamierzam cię oddać?
Odwraca głowę w moją stronę i rzuca mi oskarżycielskie spojrzenie.
Wstyd mi, że ma rację. To pierwsza myśl, jaka wpadła mi do głowy.
– Ja już nie wiem, co mam myśleć. Boję się.
– Po prostu mi zaufaj.
Wyjeżdżamy z lasu, skręcamy w prawo i jedziemy wolno pustą drogą
pośrodku niczego. Nie mijamy żadnego samochodu i nie do końca wiem,
czy to przez tak wczesną porę, czy może dlatego, że nikt tędy nie jeździ.
Godzinę później Ian zatrzymuje auto na poboczu i od razu z niego
wysiada. Zbyt zaintrygowana tym ruchem dołączam do niego. Obserwuję,
jak otwiera bagażnik i wyciąga z niego duży kamień. Zanim zamyka klapę,
udaje mi się spojrzeć do środka. Otwieram szeroko oczy na widok
materiałów wybuchowych. Patrzę przerażona na Iana, ale on chyba nie
zamierza mi tego tłumaczyć. Zatrzaskuje bagażnik i gestem głowy każe mi
wsiąść do samochodu. Kiedy jestem już w środku, dołącza do mnie, wciąż
trzymając ten wielki kamień. Odkłada go na tylne siedzenie, po czym rusza.
– O co tu chodzi? Czy w bagażniku jest to, co myślę?
– Jeszcze kilka kilometrów, zajączku.
Ze skupieniem patrzy przed siebie, więc ja robię dokładnie to samo. Nie
wiem, o czym myśli Ian, ale ja próbuję rozgryźć jego plan. Chyba nie chce
nas tu zdetonować? To nie miałoby sensu. Mimo wszystko biorę to pod
uwagę.
Kilka minut później wyjeżdżamy z zakrętu, droga przed nami jest
prosta, ale na jej końcu zauważam ostry zakręt. Zaraz przy nim widzę
urwisko, przez co w ogóle nie dziwi mnie fakt, że Ian zwalnia.
– Podaj mi kamień.
Mimo zdziwienia robię to, co mówi.
– Po co ci on?
– Nie mamy czasu. Musisz wyskoczyć.
– Co?!
– Wyskakuj z samochodu! Teraz!
Zupełnie zdezorientowana, nie mam pojęcia, co tak właściwie robię.
Pod wpływem ostrego tonu Iana otwieram drzwi i sama nie wierzę, że
wykonuję jego polecenie. Uderzam o twardy beton i turlam się
kilkukrotnie, zanim się zatrzymuję. Od razu się podnoszę, choć otarcia na
ciele cholernie mnie pieką. Patrzę, jak auto jedzie dalej i nagle przyśpiesza.
Nie myśląc więcej, biegnę w jego kierunku, mając w głowie jedynie myśl,
że Ian zamierza się zabić.
Zanim samochód osiąga większą prędkość, drzwi od strony kierowcy
otwierają się. Ian skacze, a ja na ten widok biegnę jeszcze szybciej. Nim do
niego dobiegam, samochód wypada z zakrętu, spadając prosto z klifu, a po
kilku sekundach głośny huk roznosi się w powietrzu. Kulę się, ale nie
przestaję biec. Ian podnosi się z ziemi i rusza w moją stronę. Kiedy
jesteśmy już razem, bierze mnie za rękę i ciągnie w nieznanym kierunku.
Schodzimy z drogi, biegnąc po piasku tak długo, że zaczyna brakować mi
tchu. W końcu jednak zwalniamy, a ja nabieram powietrza w płuca.
– Co to było?
– Jedyne rozwiązanie.
– Czy twój plan przewiduje, co dalej?
– Oczywiście.
Ian patrzy przed siebie i uśmiecha się pod nosem. Wzrokiem odszukuję
to, co wywołało w nim taką reakcję. Na środku tego pustkowia stoi
samochód, do którego dochodzimy po chwili. Od razu wiem, że to auto
Iana. Wyciąga klucz z kieszeni i odbezpiecza drzwi.
– Wsiadaj, zajączku.
Wciąż nie do końca wiem, co tak naprawdę się wydarzyło. Zajmuję
miejsce pasażera, po chwili dołącza do mnie Ian i daje mi butelkę wody.
– Co teraz?
Mężczyzna rusza przed siebie, a na jego twarzy pojawia się szeroki
uśmiech.
– Czeka na nas samolot do Stanów. W skrytce przed sobą masz nasze
nowe dokumenty. Od dziś nazywasz się Lexi Farrow i jesteś Amerykanką.
– A ty?
– Austin Esten.
– Miło mi pana poznać, panie Esten.
W odpowiedzi posyła mi subtelny uśmiech.
– Jesteś teraz tylko moja, zajączku. Masz dobę, by oswoić się z tą
myślą. Kiedy będziemy na miejscu, pokażę ci, jak będzie wyglądała reszta
twojego życia.
– Nie mogę się doczekać, panie.
Epilog