You are on page 1of 269

Drogi Czytelniku, droga Czytelniczko!

Marzenia są po to, żeby je spełniać.


Rób to z głową, a każdy cel zdobywaj ciężką pracą.
Nie idź na skróty, nie szukaj łatwiejszej drogi,
bowiem nigdy nie wiadomo, czy zło nie czyha za rogiem.

Tę książkę dedykuję każdemu, kto wierzy, że nawet


w największym mroku można znaleźć odrobinę światła.
Nigdy nie przestawajcie go szukać.
Ci, co pozostali w mroku, światło kochają;
Oczekują świtu, nocy się lękając.
– Dean R. Koontz
(tłum. Janusz Ochab)
Prolog

Dwa miesiące wcześniej

– Nie będę słuchała tych głupot!


Nikt nie potrafi doprowadzić mnie do szału w tak ekspresowym tempie
jak moja mama. Jednak dziś nie zdążyłam nawet otworzyć ust, a  ona już
wybuchła. Z  ręką w  kieszeni stoję oparta o  futrynę kuchennych drzwi
i  zastanawiam się, czy jest sens się odzywać. Jednak muszę walczyć
o własne życie.
– Nawet nic nie powiedziałam.
–  Nie musiałaś. Twoja mina mówi już wszystko. Za każdym razem,
kiedy tak na mnie patrzysz, chcesz porozmawiać o tym, co będziesz robić
po studiach. Czy tak trudno zrozumieć, że nie zgadzam się na twoje
fanaberie?!
– Moje fanaberie?! – pytam głęboko oburzona i robię krok do przodu. –
Rozmawiamy o mojej przyszłości!
– Tak, twoją przyszłością jest rodzinna firma!
– Nie chcę w niej pracować!
– A ja nie chcę tego słuchać! To już postanowione. Koniec. Kropka.
– Jak możesz decydować za mnie?
Mama ciska ścierką o blat i podchodzi do mnie. Jej mina mówi jasno, że
gdybym nie była jej córką, już by się na mnie rzuciła.
– Zgodziłaś się.
– Zmusiłaś mnie do tego.
– Nie przypominam sobie, żebym przystawiła ci broń do czoła.
– Nie potrzebujesz do tego broni.
– Wyjdź. Nie chcę z tobą rozmawiać.
–  Dobrze. Wyjdę, ale zanim to zrobię, chcę, żebyś wiedziała, że nie
znam żadnego dziecka, o  którego życiu decydowaliby rodzice, wcześniej
nie pytając go o zdanie!
Odwracam się na pięcie i zmierzam prosto do drzwi wyjściowych.
– Gdybym ci na to pozwoliła, z pewnością skończyłabyś marnie!
Trzaskam drzwiami i wyciągam telefon, by napisać do Sofii. Jednak ona
zdążyła odezwać się do mnie wcześniej. Czeka na mnie w  parku i  prosi,
żebym jak najszybciej się pojawiła. Odpisuję, że już biegnę, i  chowam
telefon do kieszeni. Jestem ciekawa, co takiego się wydarzyło, że tak jej
zależy na spotkaniu ze mną.
Na miejscu jestem po pięciu minutach. Siadam na ławce obok
przyjaciółki, a ona podaje mi jakąś ulotkę.
– Co to takiego?
– Nasza życiowa szansa! – woła podekscytowana. – Ogłosili casting dla
początkujących modelek. Warunki, które proponują, robią wrażenie.
Spojrzałam na druczek bez przekonania, zapoznając się
z najważniejszymi szczegółami.
– Modelki? Naprawdę? Ja nawet nie wiem, czy się do tego nadaję.
–  Ja też nie, ale to naprawdę nasza szansa. Jeśli przejdziemy casting,
pojedziemy na kolejny do Las Palmas. A jeśli tam wszystko pójdzie dobrze,
nie będziemy musiały martwić się o przyszłość.
Wizja uwolnienia się od dożywotniej pracy w  rodzinnej firmie staje
przed moimi oczami. Przypominam sobie kłótnię z  mamą sprzed chwili,
a także setkę poprzednich.
– Niewiele tu napisali.
–  Wiem, ale pewnie wszystkiego dowiemy się na miejscu. Może nie
chcą ujawniać więcej szczegółów? Wiesz, żeby konkurencja niczego nie
podchwyciła.
– To możliwe.
–  W internecie znalazłam więcej informacji. Jest tam formularz, który
musimy wypełnić, a także cała lista innych wymagań.
– Dużo ich?
– Dużo. Jednak to chyba nie jest problem.
– Nie, ale moja matka w życiu się na to nie zgodzi.
–  Myślisz, że moja będzie skakać z  radości? Nie powiemy im
o  wszystkim. Jeśli nas wybiorą, okłamiemy ich, że wcisnęli nam umowę,
której nie miałyśmy czasu przeczytać, a był w niej kontrakt na kilka lat.
To, z jaką łatwością Sofia odpowiada na moje pytania, uświadamia mi,
że zdążyła wszystko przemyśleć.
–  Nawet wizja tygodnia bez mojej matki wydaje mi się kusząca  –
mówię zamyślona. – Dziś znów się z nią pokłóciłam.
– Bo nie doceniasz tego, co ci daje?
–  Mniej więcej.  – Wzruszam ramionami.  – Mam dość. Nie mogę
zaplanować swojego życia, bo ona zrobiła to za mnie. Nie mogę
zdecydować, co chcę robić po studiach, bo ona już wszystko dokładnie
zaplanowała. Nie mogę nawet marzyć.
– Teraz masz szansę na inne życie.
– Jeśli przejdę casting.
– Daj spokój, przecież jesteś śliczna i masz świetną figurę. Ten casting
to tylko formalność!
–  Myślę, że zdecydowanie przesadzasz. – Roześmiałam się.  – Ale
dziękuję.
– A więc bierzemy życie we własne ręce?
Zanim odpowiadam, rozważam wszystko raz jeszcze, na spokojnie. Nie
widzę minusów tej decyzji, ale boję się konfrontacji z  matką. Z  drugiej
strony – nie jestem już dzieckiem i mam prawo decydować o swoim życiu.
– Bierzemy.
Rozdział 1

Wciąż nie wierzę, że to robię, ale spakowana walizka mówi sama za


siebie – czekają mnie wakacje w Las Palmas. Jeśli się uda, będę tam całe
trzy miesiące, a jeśli nie, jedynie tydzień. To nieważne, nawet siedem dni to
atrakcyjna perspektywa. W  końcu choć na chwilę uwolnię się od
przytłaczającej rzeczywistości i  przyszłości, jaka mnie czeka, mimo że
wcale jej nie chcę. Wizja pozostania do końca życia w  San Jose jest
druzgocząca. Rodzice wymusili na mnie zgodę na przejęcie ich firmy, kiedy
tylko skończę studia. To raczej mała działalność, zajmują się produkcją
przekąsek serowych, których nawet nie lubię. Zawsze się zastanawiałam,
jak wyglądałoby nasze życie, gdyby moi rodzice postanowili zamieszkać
we Francji, kraju mojej matki. Może wtedy wszystko wyglądałoby inaczej?
Jestem w  połowie Hiszpanką, a  w połowie Francuzką. Urodę
odziedziczyłam po tacie, ale charakter mam mamy. Jestem uparta, choć
zdecydowanie nie aż tak, jak moja rodzicielka. Tak naprawdę to ona
zmusiła mnie do przystania na ich plany, nie dając sobie wytłumaczyć, że
wcale nie chcę zajmować się serami. Ułożyła całą moją przyszłość, po
czym poinformowała mnie o  swoich zamiarach i  nie chciała słuchać
sprzeciwu. Niby byłam przyzwyczajona, że zawsze stawia na swoim, ale
wtedy nie mogłam uwierzyć, że posunęła się aż do tego. W  końcu jednak
uległam, pod jej naciskiem i lamentami, którym nie było końca. Z trudem
przekonałam ją do moich wakacji w  Las Palmas… Które nie do końca są
wakacjami. Ja i  Sofia przeszłyśmy casting dla początkujących modelek.
Choć nasi rodzice nie byli zachwyceni, w  końcu ulegli. To ma być tylko
zabawa. Nie znam zbyt wielu szczegółów, dopiero na miejscu okaże się, jak
to naprawdę będzie wyglądało. Wiem tyle, że organizatorzy konkursu
zapewniają nam wszystko, czego potrzebujemy, co więcej – za każdą sesję
zarobimy dodatkowe pieniądze. Po tygodniu z  dwudziestu dziewczyn
wybiorą pięć, które będą miały szansę na profesjonalną karierę w  tym
biznesie. Dziewczyny muszą nie tylko wyglądać, ale również perfekcyjnie
znać angielski, ponieważ wszystko organizowane jest przez Amerykanów.
Cieszę się, mimo lekkiego niepokoju, który tłumaczę sobie zwykłą
nerwowością przed podróżą. Muszę też na chwilę przestać myśleć o losie,
jaki mnie czeka po powrocie.
Po pełnym wzruszeń pożegnaniu ze strony mojej matki wsiadam z ulgą
do taksówki, w której czeka już na mnie Sofia.
–  Mam nadzieję, że jedziemy na trzy miesiące, moi rodzice
doprowadzają mnie do szału  – mówi, gdy tylko zamykam drzwi
samochodu.
–  Co ty powiesz? Przypominam, że sama nie mam wesoło.  –
Przewracam oczami, przypominając sobie swoją rychłą karierę
w przemyśle serowym.
–  Ty nie masz jeszcze tak źle. Przynajmniej masz zapewnioną pracę,
a ja tylko wysłuchuję narzekań, że marnuję sobie życie.
Nie muszę jej nawet pytać, czy przed wyjazdem pokłóciła się
z  rodzicami. To oczywiste. Naciskają na nią tak bardzo, że Sofia gubi się
we własnych myślach.
– Możemy się zamienić. Ja pomarnuję swoje życie, a ty przejmij firmę
moich rodziców i produkuj to serowe gówno.
– Ja lubię ich przekąski.
– W takim razie naprawdę chętnie się zamienię.
Odliczam w  myślach każdą sekundę. Chcę już być na miejscu, chcę
zrobić wszystko, co w  mojej mocy, żeby zostać tam jak najdłużej. Moi
rodzice nie znają warunków umowy, jaką podpisałam. Jeśli uda mi się
wywalczyć kontrakt z  dużą firmą, przez wiele miesięcy będę miała wolną
głową, nie tracąc czasu na zastanawianie się, co będzie później. Zrobię
sobie przerwę od studiów i będę po prostu czerpać z życia. Liczę na to, że
sprawdzę się w modelingu i będę mogła w ten sposób zarabiać. Jeśli wrócę
po tygodniu, potraktuję to jako życiową klęskę. Jestem dobrej myśli, może
nie uważam się za piękność, ale skoro przeszłam casting, muszę mieć jakieś
szanse. Mam dwadzieścia dwa lata, a  wciąż czuję się jak dziecko, które
musi słuchać rodziców. Marzę, by to w końcu się zmieniło.

Na miejscu pochłaniam oczami każdy centymetr tego raju. Podziwiam


ogromną willę, w  której będę mieszkać przez najbliższe dni. To wszystko
jest jak marzenie: błękitna woda, żółty piasek i  zero tłumów. Teren
prywatny – dopiero teraz dociera do mnie, co to w ogóle znaczy. Mogłabym
tu spędzić resztę życia.
Gdy wszystkie dziewczyny już docierają na miejsce, do środka
prowadzi nas bardzo przystojny mężczyzna. Blondyn o niebieskich oczach,
który wzbudził już zainteresowanie kilku moich koleżanek. Nie ukrywam,
że mi też się podoba, choć jego spojrzenie jest nieco niepokojące, zimne
i  jednocześnie przepełnione dziwną ekscytacją. Ma na imię Zack i  jest
jednym z pięciu organizatorów tego konkursu – to jedna z rzeczy, o których
nie wiedziałam. Wcześniej poinformowano nas tylko, że wszystko było
organizowane w  pośpiechu, więc to naturalne, że nie było czasu na
szczegóły, o których możemy dowiedzieć się przecież teraz.
Okazuje się, że każda z  dziewczyn ma oddzielną sypialnię, żeby
uniknąć sprzeczek między tymi bardziej kłótliwymi; pokoje rozdzielono już
wcześniej. Mamy godzinę na rozpakowanie i odświeżenie. Zack mówi, że
od jutra zaczynamy pierwszy dzień castingu, a dziś mamy się lepiej poznać.
Nie stronię od ludzi, ale każda z tych dziewczyn jest moją potencjalną
rywalką. Oczywiście poza Sofią  – gdyby jedna z  nas miała przejść dalej,
chciałabym, żeby to była ona. Wiem, jak bardzo ma dość swoich rodziców.
Owszem, ja swoich również, ale oni przynajmniej nie znęcają się nade mną
psychicznie. Niestety, moja przyjaciółka od dziecka słucha, że jest do
niczego. To straszne, jeśli takie słowa padają z  ust rodziców. Wiem, bo
moja mama kiedyś powiedziała mi coś podobnego – gdy nie zgodziłam się
na przejęcie ich firmy. Oburzona uznała, że przecież i tak nic innego nie
umiem robić. To było ponad rok temu, jednak wspomnienie tamtej chwili
zostanie ze mną na zawsze. Nie potrafię sobie wyobrazić, co czuje ktoś, kto
słyszy to niemal każdego dnia. Tym bardziej że moja przyjaciółka wcale nie
jest taka, jaką widzą ją jej rodzice – jest bystra i umie sobie radzić w wielu
stresujących sytuacjach. Jedyną jej wadą jest brak zdecydowania. Uważam,
że to kwestia czasu, aż zrozumie, co chce w życiu robić. Kierunek studiów,
który wybrała, jest na tyle ogólny, że nie wymusza podejmowania
wiążących decyzji co do przyszłości już teraz. Dopóki studiuje, nie musi
rozglądać się za pracą. A  później z  pewnością będzie szczęśliwsza ode
mnie  – dziewczyny, która do końca życia będzie pracować w  miejscu,
którego nienawidzi.
Zapada wieczór. Wszystkie jesteśmy na tarasie przy basenie. To
ogromny plac, więc mamy sporo miejsca, by się unikać. Żadna z  nas nie
pali się do zawierania przyjaźni. Kilka dziewczyn, tak jak ja i Sofia, trzyma
się we dwójkę, reszta samotnie zajmuje swój „teren”. Przyglądamy się
sobie, wiem, że każda z nas zastanawia się, czy zostanie wybrana. Gdy na
nie patrzę, zaczynam wątpić, że dam radę pokonać piętnaście z nich. Jednak
nie zamierzam się poddać, zrobię wszystko, żeby wyrwać się z rodzinnego
domu. To moje największe marzenie i zamierzam je spełnić.
Gdy robi się już ciemno, dołącza do nas Zack z dwoma mężczyznami.
Każe nam się zbliżyć, bo ma coś ważnego do powiedzenia. Z  moją
przyjaciółką nie musimy jednak zmieniać miejsca, ponieważ mężczyźni
zatrzymują się kilka kroków od nas.
–  Teraz posłuchajcie mnie uważnie  – Zack zaczyna mówić bardzo
poważnym tonem. – To Erick. – Wskazuje na mężczyznę po swojej prawej
stronie, po czym przenosi dłoń w lewo. – A to Chris, kolejni organizatorzy.
Jutro poznacie dwóch ostatnich, którzy dziś niestety nie mogli się tutaj
zjawić. Zasady są proste. Mówicie tylko po angielsku, nie chcemy słyszeć
hiszpańskiego, a  także innych języków, jakimi potraficie się posługiwać.
Jesteście tu równo tydzień, a  my w  tym czasie ocenimy was pod każdym
możliwym względem. Oprócz wyglądu liczy się także charakter  – jeśli
lubicie się kłócić, od razu możecie spakować swoje walizki. Czy to jasne?
Każda z nas chyba w tej samej sekundzie kiwa głową. Zack wydaje się
zimnym, pozbawionym uczuć draniem, choć to może jedynie pozory. Nie
znam go przecież, nigdy z nim nie rozmawiałam. Za to kojarzę Chrisa, to
on był na castingu, na który poszłyśmy razem z  Sofią. On też jest
blondynem o  niebieskich oczach, ale tylko to ich łączy. Zack ma krótko
ścięte włosy, oliwkową karnację i  wydatne kości policzkowe, natomiast
Chris ma dużo łagodniejsze rysy twarzy i nieco dłuższe włosy. Erick z kolei
jest czarnoskórym, postawnym mężczyzną o  brązowych oczach,
a szelmowski uśmiech nie schodzi mu z twarzy. Z tej trójki to właśnie on
wydaje się najsympatyczniejszy, choć mogę się oczywiście mylić.
Niedługo później dostajemy rozkaz, aby iść spać. Wolałabym położyć
się w jednym pokoju z Sofią, ale niestety to także jest zakazane. Dziwi nas
to, jednak nie mamy zamiaru przez taką błahostkę pożegnać się
z marzeniami. Każda z dziewczyn grzecznie wraca do swojego pokoju. Nie
ukrywam jednak, że chciałabym, żeby w  ciągu najbliższego tygodnia
zbuntowała się choć jedna. Im mniej nas zostanie, tym mam większe szanse
na przejście dalej, a w tym momencie właśnie na tym zależy mi najbardziej.

Rano dźwięk budzika wyrywa mnie ze snu. Dopiero teraz go tu


zauważyłam. Wyłączam alarm i  zerkam na godzinę. Jest dopiero siódma
rano. Skoro jednak organizatorzy go tu zostawili, nie mam zamiaru im
podpaść. Wstaję z łóżka, korzystam z toalety i biorę błyskawiczny prysznic,
po czym zakładam na siebie białe bikini, a na nie zwiewną sukienkę w tym
samym kolorze. Podchodzę do lusterka i  wyciągam kilka kosmetyków,
robię szybki makijaż, nie wiedząc, ile czasu mi jeszcze zostało. Na
naturalnie długie rzęsy nakładam odrobinę tuszu, a  malinowy kolor ust
podkreślam bezbarwnym błyszczykiem. Na koniec poprawiam jedynie
niesforne czarne loki i jestem gotowa do wyjścia.
Wychodzę na korytarz i  niemal na kogoś wpadam. Unoszę głowę i  z
przerażeniem odkrywam, że tym kimś jest Zack. Wciągam powietrze,
czując na sobie jego zimne, przeszywające na wskroś spojrzenie. Przygląda
mi się, zaciskając mocno szczękę, a ja mam wrażenie, że za chwilę stracę
przytomność.
– Przepraszam – rzucam cicho, gdy tylko odzyskuję mowę.
Ten jedynie kiwa głową, a  na jego ustach maluje się chytry uśmiech.
Sama nie rozumiem, dlaczego tak bardzo się go boję, ale on naprawdę mnie
przeraża. To dziwne. Na początku nie wydawał mi się taki straszny, ale gdy
wczoraj zaczął mówić, zauważyłam, że jest w  nim coś, co sprawia, że
człowiek woli się wycofać, niż wejść z nim w jakąkolwiek konwersację.
Mój pokój jest pierwszy na korytarzu, dlatego Zack szybko znika mi
z  oczu. Spoglądam w  prawo i  obserwuję resztę dziewczyn, które
zatrzymały się przed swoimi drzwiami. Sofia przygląda mi się
z  zaskoczeniem i  przerażeniem, uśmiecham się do niej, dając znać, że
wszystko w porządku.
Stoimy jeszcze kilka minut przed drzwiami swoich pokoi. W  końcu
słyszymy kroki, a zaraz później pojawia się Chris.
–  Zjecie śniadanie na zewnątrz. Pamiętajcie o  zasadach dotyczących
języka i kłótni. Organizatorzy są już w komplecie, więc od teraz zaczynacie
walkę o lepszą przyszłość.
Ruszamy za nim wolnym krokiem. Idę jak zahipnotyzowana, nie
odrywając spojrzenia od tyłu jego głowy. Gdy wychodzimy na zewnątrz, od
razu szukam wzrokiem ludzi, od których zależeć będzie moja przyszłość.
Odnajduję ich po chwili. Siedzą przy stole, pod białym baldachimem, każdy
z  nich patrzy na nas z  zainteresowaniem. Chris zatrzymuje się tuż obok
nich, a każda z nas robi to samo. Teraz żałuję, że poszłam pierwsza, jestem
najbliżej i czuję na sobie spojrzenia wszystkich mężczyzn.
– To Rick i Ian. – Wskazuje dłonią na nieznanych nam mężczyzn. – Od
dziś zaczynacie swój tydzień. Tylko język angielski, zero awantur  –
powtarza surowo. – A tam zjecie dziś śniadanie.
Wskazuje na półokrągły stół niedaleko miejsca, gdzie jedzą mężczyźni.
Krzesła są ustawione tak, żeby każda z nas była odwrócona twarzą do nich.
Zerkam jeszcze raz na nowych mężczyzn, Rick jest chyba najmłodszy,
może w moim wieku, co mnie nieco zaskakuje. Ma nieco dłuższe, ciemne
włosy, pociągłą twarz, a  jego skóra jest wyraźnie opalona. Ian to brunet
o  ciemnozielonych oczach, jest naprawdę przystojny, z  dwudniowym
zarostem sprawia wrażenie mrocznego i  tajemniczego. Cóż, mieszanka
wybuchowa, przynajmniej dla mnie. Patrzy na mnie i uświadamiam sobie,
że przecież przez cały czas gapię się na niego. Przerażona i  zawstydzona
odwracam się szybko. Pozostałe dziewczyny zaczynają zajmować swoje
miejsca, a  ja dopiero do nich dołączam. Na szczęście moja przyjaciółka
zaklepała dla mnie krzesło obok siebie.
– Ha… – Gryzę się w język, zero hiszpańskiego. – Widziałaś ich? Czy
tylko mi się wydaje, że to zawodowi modele?  – szepczę przyjaciółce do
ucha.
–  Też tak uważam, co jeden, to ładniejszy. Ci dwaj, którzy dzisiaj
doszli, to dopiero ciasteczka, aż mi ślinka cieknie.
Cieszę się, że nie tylko ja mam problem z  opanowaniem emocji. To
naprawdę przystojni mężczyźni, a  my mamy na kim zawiesić oko.
Opanowuję się szybko, nie chcąc, by ktokolwiek zauważył moje
podekscytowanie. Powinnam być w stu procentach profesjonalna.
Kiedy dowiedziałam się, że dostałam się do drugiego etapu, a  razem
z listem otrzymałam spis badań, jakie muszę przejść, zwątpiłam i chciałam
zrezygnować. Było tego naprawdę dużo, nawet wizyta u  ginekologa
okazała się konieczna. Jednak za wszystko płacili organizatorzy castingu
i  sami umówili nas na każde badanie, my miałyśmy się stawić tylko
w podanym miejscu o określonej godzinie. Teraz nie żałuję żadnej sekundy
spędzonej na bieganiu od lekarza do lekarza.
Niektóre ich wymagania i  zasady są dość dziwne, ale co ja wiem
o  świecie mody. Zawsze myślałam, że ze względu na krągłe biodra nie
nadaję się do takiej pracy. A  jednak na pierwszym castingu właśnie one
zostały pochwalone na samym początku. Próbowałam nauczyć się nawet
jakiś podstaw tego zawodu, ale po przejrzeniu wielu artykułów doszłam do
wniosku, że jest tak wiele sprzecznych informacji, że najlepiej będzie, jeśli
przyswoję wszystko na bieżąco.
Nie jestem głodna, więc skubię jedynie winogrona i  staram się nie
patrzeć w  kierunku mężczyzn, jednak od czasu do czasu to robię.
Bezustannie nas obserwują, rozmawiają o  czymś, o  nas? Skóra mnie
szczypie, jakby któryś z nich parzył mnie swoim spojrzeniem.
Miałam nadzieję, że testować będą nasze zachowanie przed
obiektywem, jednak nic takiego się nie dzieje. Mamy przebrać się w bikini
i  odpoczywać przy basenie. Jedna z  dziewczyn cicho sugeruje, że chcą
sobie na nas popatrzeć, z lekkim niesmakiem wstaje jednak od stołu razem
z  pozostałymi i  idzie się przebrać. Zostaję na miejscu sama, bo mam na
sobie bikini, ale nie chcę się teraz rozbierać. Wolę poczekać, aż wróci choć
jedna z dziewczyn.
– Dlaczego nie poszłaś się przebrać?
Podskakuję na krześle. Tak się skupiłam na przyglądaniu się owocom
na tacy, że nie zauważyłam zbliżającego się do mnie Iana. Podnoszę głowę,
żeby spojrzeć na niego. Patrzy na mnie tak surowym spojrzeniem, że serce
podchodzi mi do gardła. Przełykam głośno ślinę.
– Mam bikini pod sukienką – odpowiadam drżącym głosem.
Nie wiem, dlaczego tak się go nagle boję.
– Więc dlaczego nie ściągnęłaś sukienki?
– Chciałam poczekać, aż przyjdą pozostałe dziewczyny.
– Równie dobrze możesz po prostu iść do pokoju i się spakować. Skoro
czekasz na inne, możesz też się poddać i po prostu jechać do domu.
Wstaję z krzesła, dociera do mnie, że on ani trochę nie żartuje. Łapię za
koniec sukienki i  ściągam ją jednym ruchem. Gdy odkładam materiał na
krzesło, znów patrzę na mężczyznę. Przygląda mi się przez kilka sekund,
po czym kiwa delikatnie głową i odchodzi. Odprowadzam go wzrokiem aż
do samego stołu, gdzie spotykam się ze spojrzeniami każdego
z organizatorów. Czuję się dziwnie, jak zwierzyna wystawiona na sprzedaż.
Siadam szybko na krześle i  spuszczam głowę. Na szczęście dziewczyny
zaczynają przychodzić, a  oczy organizatorów skupiają się już na nich,
jednak Ian wciąż mnie obserwuje. Przez chwilę, pod wpływem emocji,
patrzę mu prosto w oczy, zastanawiając się, o czym myśli. Nie wytrzymuję
długo, jego spojrzenie jest niemal palące. Odwracam głowę i  zaczynam
szukać Sofii, która zjawia się niemal na końcu i  to w  moim bikini.
Przymrużam oczy i mierzę ją wrogim spojrzeniem.
– Wybacz, musiałam. Chyba zapomniałam spakować stroje kąpielowe,
nie mogłam znaleźć ani jednego. Albo tylko spanikowałam, przez co
połowicznie oślepłam.
–  Połowicznie?  – śmieję się głośno.  – Oby to było to, bo sama
spakowałam tylko cztery komplety.
Nie przeszkadza mi, że wzięła moje bikini, od dziecka dzielimy się
wszystkim, więc to w  sumie normalne, że pomyślała o  moich ciuchach.
Jednak lubię patrzeć, gdy zaczyna się krępować, bo to bardzo rzadki widok.
Jest twarda, cholernie twarda, i  rzadko kiedy pozwala sobie na emocje
ukazujące słabość. Zawsze ją za to podziwiałam. Ludzie często są
zaskoczeni, że pod tak eteryczną urodą kryje się prawdziwa diablica. Sofia
jest blondynką o delikatnych rysach twarzy i błękitnych oczach. Wydaje się
nieśmiała, dopóki ktoś nie nadepnie jej na odcisk. Liczę, że przez najbliższy
tydzień nie zrobi niczego głupiego. Myślę, że bardzo jej zależy na
przetrwaniu tutaj. Jeśli uda się jej nie odpaść, nie będzie musiała słuchać od
rodziców, że nie czeka na nią żadna przyszłość.
–  Czy to moja wyobraźnia, czy oni się w  nas wpatrują?  – szepczę do
przyjaciółki.
–  Wydaje mi się, że masz rację. Sama czuję ich spojrzenia na sobie
i zaczyna mnie to wkurwiać.
– Pewnie nas oceniają.
– Oby szybko przestali.
DZIEŃ CZWARTY
Zostało nas już osiemnaście, a  atmosfera zrobiła się bardzo napięta.
Zaczynamy bać się tych mężczyzn, ponieważ łatwo wytrącić ich
z  równowagi, a  żadna z  nas nie chce wrócić do domu. Dwie dziewczyny,
które zostały wczoraj wyrzucone, rozmawiały ze sobą po hiszpańsku. Tylko
tyle. A  może aż tyle? Zasady były nam znane od początku, możemy się
z  nimi zgadzać lub nie, możemy je rozumieć lub nie. Jednak na pewno
musimy się im podporządkować. Jeszcze na castingu zaznaczono, jak
ważne jest porozumiewanie się w  języku angielskim. Zack powtarzał to
kilkukrotnie, gdy się tu pojawiłyśmy. W  pewnym sensie rozumiem ich
decyzję. Nie ukrywam nawet, że czuję ulgę, że jest nas trochę mniej. Im
więcej osób odejdzie, tym będę miała większe szanse.
Jest już wieczór, godzinę temu większość z  nas poszła już do swoich
pokoi. Nie wolno nam z  nich wychodzić, łazienki są w  każdej sypialni,
a  mężczyźni poinformowali nas, co oznacza cisza nocna w  tym miejscu.
Jeśli nie mamy ważnego powodu, nie wychodzimy.
Moje okno jest najbliżej tarasu. Gdy zasypiam, budzą mnie odgłosy
kłótni. To żeńskie głosy, słyszę hiszpańskie słowa. Wbrew rozsądkowi
wstaję z  łóżka i  wychodzę z  pokoju, opieram się o  ścianę, delikatnie
wychylam głowę, żeby zobaczyć, co dzieję się na zewnątrz. Drzwi na taras
są przeszklone, a lampy na zewnątrz pozwalają mi dokładnie przyjrzeć się
kłócącym sie osobom. Nie pamiętam ich imion, między wszystkimi
dziewczynami panuje bardzo nerwowa atmosfera, każda traktuje pozostałe
jak wrogów. Próbuję usłyszeć, czego dotyczy ta sprzeczka, dochodzą do
mnie jedynie pojedyncze słowa, ale one kłócą się chyba o to, która z nich
jest lepsza.
Ktoś mnie mija, wciągam głośno powietrze. To Zack. Na pewno mnie
zauważył, jednak jest chyba coś ważniejszego niż moja ciekawość.
Wychodzi z  impetem na taras, krzyczy do dziewczyn, że mają się
natychmiast spakować. Jedna z  nich podchodzi do niego, nie słyszę, co
mówi, ale na pewno prosi go, żeby jej nie odsyłał. Zamieram, gdy łapie ją
za szyję i wrzeszczy na nią. Cofam się wolno, muszę się schować, wiem, że
on mnie widział. Wiem, że może do mnie przyjść, a  nie chcę wracać do
domu. Gdy jestem przy drzwiach, odwracam się w ich stronę, ale tuż obok
ktoś stoi. Znów jestem przerażona. To Ian.
– Co ty tu robisz? – pyta, opierając się o ścianę.
– Usłyszałam kłótnię…
– Zawsze jesteś taka ciekawska?
– Nie. Przepraszam. Proszę mnie nie odsyłać.
Patrzy na mnie, przygląda się mojemu ciału od góry do dołu. Zaczynam
czuć się skrępowana. Mam na sobie jedynie kusą koszulkę, która ledwo
zakrywa moje pośladki. Cofam się, krzyżując ręce na piersiach.
– Ciekawska i wstydliwa – odzywa się zamyślony.
Nagle na korytarz wchodzą dwie dziewczyny, które przed chwilą
zostały wyrzucone. Są zapłakane i  przerażone, niemal biegną do swoich
pokoi. Zaraz za nimi wraca Zack i staje tuż obok mnie. Przygląda mi się
wściekle.
– Już spakowana? – cedzi przez zęby.
–  Ona zostaje  – Ian z  jakiegoś powodu staje w  mojej obronie, co nie
podoba się jego koledze. – Umie powiedzieć proszę i przepraszam.
Nic z tego nie rozumiem, ale mężczyzna kiwa porozumiewawczo głową
i po chwili odchodzi. Patrzę zaskoczona na Iana, a ten uśmiecha się do mnie
szelmowsko.
–  Szukamy kulturalnych dziewczyn  – tłumaczy dziwnym tonem
i również odchodzi.
Przerażona wracam do swojego pokoju. Te kilka minut kosztowało
mnie tyle stresu i nerwów, że ledwo trzymam się na nogach.
DZIEŃ SZÓSTY
Do tej pory miałyśmy tylko trzy sesje, za to w  kilku stylizacjach, nie
wymagały od nas specjalnych umiejętności. Były zwykłe, zaskakująco
zwykłe. Nic z tego nie rozumiem, ale nie zamierzam o to pytać. Może to też
jakiś test. Mam wrażenie, że każde ich polecenie jest swojego rodzaju
testem.
Zostało nas trzynaście…
Jutro okaże się, jak będzie wyglądało moje życie. Jeśli przejdę dalej, nie
zamierzam wracać do domu, przynajmniej nie tak szybko. Te trzy miesiące
to zdecydowanie za mało, żeby odpocząć od rodziców, a  ja naprawdę
muszę się od nich odciąć. Wiem, jak to brzmi, jednak mam dość
marudzenia na temat przejęcia przeze mnie firmy. Chciałabym nie słuchać
tego przynajmniej przez najbliższy rok.
Nie rozmawiamy często z organizatorami. Czasami o coś nas zapytają,
ale to zdarza się naprawdę rzadko. Każda z nas jednak stara się trzymać jak
najdalej od Zacka. To wyjątkowo nerwowy facet. Pilnuje tu wszystkiego,
nasłuchuje chyba każdej rozmowy, bo bez problemu wyłapuje język
hiszpański. Ze strachu przed nim zaczynam nawet myśleć po angielsku,
żeby przypadkiem się nie pomylić, kiedy powiem coś na głos. Czy jeśli
przejdę dalej, także będę musiała posługiwać się tylko angielskim?
W nocy nie mogę spać, bardzo chce mi się pić, a  nie mam niczego
w pokoju. Mogę iść do łazienki i nalać sobie trochę kranówki albo liczyć na
szczęście, że nikt mnie nie zobaczy, gdy będę szła do kuchni. Jest bardzo
blisko, naprzeciwko drzwi na taras. Dam radę.
Każdy krok stawiam bardzo delikatnie, idę boso, żeby było ciszej.
Dochodzę do kuchni, łapię butelkę soku pomarańczowego i odwracam się
w stronę wyjścia.
Kurwa. Tylko nie to…
–  Mamy monitoring…  – Ian mówi bardzo poważnie, gdy patrzę na
niego szeroko otwartymi oczami.
– Przepraszam, bardzo chciało mi się pić.
–  Dlaczego nie zabrałaś niczego do pokoju?  – Podchodzi do mnie
wolnym krokiem. – Mogliśmy tego uniknąć. – Zatrzymuje się naprzeciwko
mnie. – Szkoda.
Nic więcej nie mówi, po prostu patrzy, jakby wyczekująco. Nie wiem,
czy daje mi szansę, ale mam na to wielką nadzieję.
– Czy to znaczy, że wracam do domu?
– Rozważam to.
– Proszę, ja naprawdę chcę tu zostać. Nie pomyślałam wcześniej, żeby
zabrać ze sobą coś do pokoju. Przepraszam, to się już więcej nie powtórzy.
Robi jeszcze jeden krok w moim kierunku, stoi tak blisko, że czuję na
sobie jego oddech. W pierwszej chwili chcę się cofnąć, ale nie robię tego,
może to kolejny test, może sprawdza moją odwagę.
–  Powiedz mi, kotku, co ja mam z  tobą zrobić?  – mówi wolno
i spokojnie, a ja zaczynam wariować przez jego spojrzenie. – Jesteś śliczna,
szkoda by było odesłać cię do domu. Nie wiem, czy umiesz się
podporządkować, mamy zasady, których nikt nie może naginać.
– Nie będę, obiecuję.
Chwyta moją brodę, przejeżdża kciukiem po dolnej wardze i nachyla się
do mnie tak blisko, że wstrzymuję oddech. W końcu nie wytrzymuję, cofam
się, a  raczej próbuję to zrobić. Szybko łapie mnie w  pasie i  przyciąga do
siebie.
– Bądź grzeczna – mówi karcąco. – Potrafisz?
Kiwam wolno głową, a on puszcza mnie po chwili. Uśmiecha się w tak
przerażający sposób, że przechodzą mnie ciarki. Odwraca się i  odchodzi.
Stoję w bezruchu jeszcze długo, zanim dochodzę do siebie na tyle, by móc
wrócić do pokoju. Ten mężczyzna działa na mnie bardzo dziwnie. Boję się
go, choć nie tak jak Zacka. To zupełnie inny rodzaj lęku, ale nie potrafię
nawet go określić.
DZIEŃ SIÓDMY
Już za chwilę dowiemy się, kto zostaje. Coś z  tyłu głowy mówi mi, że
przejdę dalej. W  przeciwnym razie Ian już wczoraj kazałby mi się
spakować. Chyba że uznał, że wrócę już z resztą dziewczyn. Mam sto myśli
na sekundę i nie potrafię się na niczym skupić.
Stoimy w  rzędzie, organizatorzy przyglądają nam się długo, jakby
jeszcze zastanawiali się nad decyzją. Sofia łapie moją dłoń, denerwuje się
i ja także.
– Powiem wam teraz, jak to będzie wyglądać – zaczyna mówić Ian. –
Każdy z nas wybrał jedną dziewczynę jako swoją podopieczną. Przez trzy
miesiące będziemy pracować z wami indywidulanie. Najlepszą z was czeka
niezwykła nagroda.
– Casilda – odzywa się Erick.
Jedna z dziewczyn piszczy radośnie, patrzę na nią. Jest naprawdę ładna,
dziś mogę już to przyznać.
– Sofia – odzywa się Chris, a moja przyjaciółka z wrażenia miażdży mi
dłoń.
– Maite – wybiera Rick.
Został tylko Ian i Zack, boję się, że ten drugi wybierze mnie, a  wtedy
chyba wolałabym sama zrezygnować, niż martwić się o  to, co może mi
zrobić. Sztywnieję, gdy dostrzegam, że ma zamiar coś powiedzieć i  przez
chwilę patrzy w moim kierunku.
– Lupe.
Oddycham z ulgą.
– Ja wybieram… – Ian robi przerwę, przygryzam dolną wargę, modląc
się, żeby wypowiedział moje imię. – Marinę.
Przez chwilę nie kojarzę, że tak się nazywam, ale pisk Sofii przypomina
mi o tym dosadnie. Patrzę na nią, później na mężczyznę, który przygląda mi
się z uwagą. Marzenia się jednak spełniają.
–  Wszystkie się pakujecie. Dziewczyny, które nie zostały wybrane,
wracają do domów, pozostałe jadą dziś z  nami  – Zack jak zwykle mówi
surowo.
Pakuję się ekspresowo, nie zawracając sobie głowy składaniem ubrań.
Chcę jak najszybciej trafić do miejsca, gdzie moje marzenia będą mogły się
spełnić. Wszystko zajmuje kilkadziesiąt minut, po tym czasie siedzimy już
w samochodzie, żegnając się z plażami Las Palmas.
Po drodze do nowego, tajemniczego miejsca zatrzymujemy się w barze,
żeby opić nasz sukces. To ma być tylko kieliszek szampana, więc wszystkie
ochoczo się na to zgadzamy. Dziwi mnie, że bar, do którego wchodzimy,
jest pusty, ale nie mam zamiaru o  to pytać  – nie, kiedy Zack stoi blisko.
Skoro mamy się rozdzielić, oznacza to, że już niedługo nie będę go widzieć.
Przez ten krótki czas wolę mu nie podpaść.
Siadamy na skórzanych kanapach, dostajemy szampana, a  mężczyźni
bursztynowe drinki.
– No dobrze, dziewczyny, pijemy szybko i ruszamy dalej – mówi Erick,
unosząc swój kieliszek.
Nikt nic nie mówi, dopijamy drinki, uśmiechając się na myśl
o  przyszłości. Po pięciu minutach wygląda na to, że za chwilę będziemy
znów w  drodze. Obserwuję organizatorów, którzy wstają z  miejsc i patrzą
na nas. Coś się ze mną dzieje, coś zdecydowanie złego. Zerkam na Sofię,
ona też to czuje. Dosypali nam czegoś. Odwracam głowę w  stronę
mężczyzn, którzy nie ukrywają swojego zadowolenia. Chcę tylko mrugnąć,
ale nie jestem w stanie na powrót unieść powiek. Zasypiam…
Rozdział 2

Budzę się, nie mając pojęcia, gdzie jestem, wokół panuje zupełna ciemność.
Nie wiem, co się dzieje, przez chwilę nie czuję swojego ciała, jednak gdy
próbuję się poruszyć, piecze mnie każdy mięsień. Tak jakby ktoś właśnie
mnie podpalał. Krzyczę żałośnie i  głośno, a  ból jeszcze bardziej wzrasta.
Zaraz umrę, przysięgam, że tak właśnie się czuję.
– Jeśli przestaniesz się ruszać, przestanie cię boleć.
Słyszę czyjś głos i  zamieram. Jednak mówiący ma rację, nie boli, już
nie boli. Staram się nawet nie oddychać zbyt głęboko, byle tylko nie poczuć
tego ponownie.
Teraz słyszę kroki. Otwieram szeroko oczy, choć nawet to sprawia mi
piekielny ból.
–  Teraz posłuchaj.  – Mężczyzna jest bardzo blisko.  – Jeśli będziesz
grzeczna, nic ci się nie stanie. Ten ból niedługo minie i będziesz mogła się
poruszać. Nie zapominaj o nim jednak nigdy, gdyż każdy twój najmniejszy
błąd sprawi, że będę musiał zadać ci ten ból osobiście, a  wtedy, nawet
w  bezruchu, będziesz go czuła.  – Ten głos… Wiem, do kogo należy, to
Ian. – Spędzimy tu razem trochę czasu, więc zdążę ci opowiedzieć, w co się
wpakowałaś, ale jeszcze nie teraz. Poczekam, aż będziesz w  pełni
świadoma. Teraz zaśniesz, laleczko, a  gdy się obudzisz, nie będzie już
boleć.  – Czuję, jak zaczynam powoli odpływać, chyba coś mi podał.  –
Jedna mała rada, zanim zamkniesz oczy. Nie próbuj się stawiać, bo zaboli
naprawdę.
Znów zasypiam…

Ostrożnie podnoszę powieki, wciąż jest ciemno.


Po chwili dostrzegam delikatne światło padające z lewej strony. Bardzo
wolno odwracam głowę w tamtym kierunku, wciąż nie wiem, jak zareaguje
moje ciało, gdy się ruszę. Jednak teraz nie boli, a  przynajmniej nie tak
bardzo, jak wcześniej.
Widzę Iana, siedzi w kącie, przegląda jakieś papiery i uśmiecha się pod
nosem. Chcę ruszyć ręką, zrobić to bezgłośnie, żeby mnie nie usłyszał.
Kołdra, pod którą leżę, szeleści cicho. Zamieram. Nie spuszczam z  niego
wzroku, ale on nawet nie reaguje. Nie usłyszał?
– Twoje życie jest tak nudne, że aż śmieszne – odzywa się nagle, choć
wciąż na mnie nie patrzy.  – Przyszłość też nie prezentuje się zbyt
kolorowo. – Odkłada papiery. – Chyba powinnaś mi podziękować, że się tu
znalazłaś, laleczko. Teraz twoje życie nabierze barw. – Śmieje się i wstaje
z fotela, wolnym krokiem idąc w moim kierunku. – Swoją drogą miło, że
nie zaczęłaś krzyczeć, większość to robi. Później krzyczą jeszcze mocniej,
bo dociera do nich, że ja wcale nie żartowałem. Ty posłuchałaś mojej
wskazówki. Brawo.
– Gdzie jestem?
Gdy słyszę swój głos, jestem przerażona – jest ochrypły i przemęczony.
–  No tak, zapomniałem o  najważniejszym. To takie twoje… piekło.  –
Uśmiecha się szeroko, mrużąc przy tym oczy.  – Ale spokojnie, zanim
zaczniesz panikować, musisz wiedzieć, że nie jestem typem tyrana. Karzę
tylko wtedy, kiedy mam powód.  – Podchodzi do mnie i  nachyla się
blisko. – Jednak pamiętaj, że wtedy bardzo boli. – Jego uśmiech poszerza
się, a moje serce zaczyna bić jak szalone.
– Co ja tu robię? – pytam przerażona, zagryzając dolną wargę.
–  Laleczko.  – Wypuszcza cicho powietrze, niemal mruczy.  – Nie rób
tak.  – Dotyka moich ust.  – Nie prowokuj mnie tak szybko, na wszystko
przyjdzie czas.  – Odchodzi o  kilka kroków i  zaczyna spacerować obok
łóżka, na którym leżę. – Podobno zawsze trzeba uważać na to, o czym się
marzy. Ty już chyba doskonale zdajesz sobie z  tego sprawę. Nie ma
żadnego konkursu, nie twierdzę, że nie nadawałabyś się na modelkę, jednak
to była tylko taka przykrywka.
– Przykrywka?
– Jesteś własnością pewnej organizacji, a twoja przyszłość jest już przez
nią jasno określona. Znasz takie pojęcie jak tresura niewolnic?  – Robi
pauzę, by uważnie mi się przyjrzeć. – Po twojej reakcji wnioskuję, że nie
muszę ci tego dokładnie tłumaczyć. Nie używamy zbyt często tego
określenia, jednak tak najłatwiej i  najszybciej jest mi wytłumaczyć, w  co
właśnie się wpakowałaś.
– Wypuście chociaż Sofię.
–  Niestety to niemożliwe. Chris musiał ją wybrać, bo ja wybrałem
ciebie. Jedna z żelaznych zasad naszej organizacji jest bardzo prosta: nigdy
nie rozdzielamy przyjaciółek czy rodziny. Albo bierzemy obie, albo żadnej.
Jednak ty jesteś tak idealna do tej roli, że nie mogłem sobie ciebie odpuścić.
– Ty… – cedzę przez zęby, gwałtownie unosząc głowę, i od razu syczę
z bólu.
Ian podchodzi do mnie, siada na łóżku, opierając się dłonią po drugiej
stronie materaca, nachyla się nade mną, a jego oczy zdają się płonąć.
–  Jeden brzydki epitet w  moim kierunku, a  naprawdę się pogniewam.
Proszki nie przestały do końca działać, ale to dobra wiadomość, bo cię
uratowały. – Patrzę na niego, gdy zbliża się jeszcze bardziej. – Gdyby cię
nie zabolało, dokończyłabyś. A  gdybyś dokończyła, zostałabyś ukarana.
A wtedy boli znacznie bardziej, możesz mi wierzyć.
Ile jeszcze razy zagrozi mi w ten sposób?
– Co się ze mną stanie?
–  Jeśli będziesz grzeczna, nic takiego. Zostaniesz wyszkolona przeze
mnie na idealną, posłuszną niewolnicę. Razem z  pozostałymi czterema
dziewczynami trafisz później do mojego szefa, a  on oceni, który z  nas
najlepiej wywiązał się z zadania, natomiast jego wychowanka znajdzie się
w najciekawszym miejscu.
–  Robicie sobie chore konkursy z  wykorzystaniem prawdziwych
ludzi?! – Patrzę na niego z obrzydzeniem.
– Widzę, że zapomniałaś o swoich manierach. Przypomnieć ci, jak mnie
prosiłaś, żebym nie odsyłał cię do domu?
– Bo nie wiedziałam, że to oszustwo!
Mam w dupie, że mnie boli. Nie jestem w stanie mówić tak po prostu,
spokojnie, kiedy coraz wyraźniej dociera do mnie, że moje życie właśnie
dobiegło końca.
–  Ale to już nie ma najmniejszego znaczenia.  – Ian wstaje z  łóżka
i  podchodzi do drewnianych drzwi. Zanim złapie za klamkę, odwraca
jeszcze głowę w  moją stronę.  – Za kilka minut proszki przestaną działać.
Będziesz jedynie trochę osłabiona, ale to mi nie przeszkadza. Przygotuj się
na pierwszą lekcję.
Po tych słowach wychodzi, zostawiając mnie przerażoną. Rozglądam
się w panice po ciemnym pomieszczeniu, które rozjaśnia tylko jedna lampa,
za to wystarczająco silna, żebym mogła określić, co to za miejsce. Wygląda
jak pokój szpitalny, z  tym że jest utrzymane w  odcieniach szarości, a  nie
bieli. Oprócz łóżka i  fotela nie dostrzegam innych mebli, choć w  drugim,
nieoświetlonym kącie widzę jakiś zarys, może to szafa. Obok łóżka, na
którym leżę, jest niewielka szafka nocna, a na niej kilka tabletek. Po drugiej
stronie widzę kroplówkę, jest pusta. Unoszę delikatnie rękę, żeby
sprawdzić, czy nie jestem wciąż do niej podłączona. Widzę, że mam tylko
niewielki opatrunek na nadgarstku.
Przetwarzam w  głowie wszystko, co powiedział mi Ian. Wciąż mam
jednak nadzieję, że to sen, popaprany koszmar. Przecież takie rzeczy się nie
dzieją, to nie te czasy, kiedy istniało niewolnictwo. Jeśli nawet kogoś dalej
to kręci, na pewno znalazłyby się kobiety, które miałyby podobne fantazje.
Ja do takich nie należę. Muszę się stąd wydostać.
Delikatnie podnoszę głowę, później szyję, kark, odrywam
z  ostrożnością plecy od materaca. W  końcu siedzę i  choć nie czuję się
bardzo źle, to coś na pewno jest nie tak. Wydaje mi się, że to, co podał mi
Ian, bardzo osłabiło moje mięśnie. Kiedy je napinam, odczuwam jakby
delikatne zakwasy, ale gdy się ruszam, przychodzi mi to z dziwnym trudem,
jakby moje ciało nie należało do mnie, jakbym sterowała nim na odległość.
Przekręcam się powoli, chcę stanąć na nogi, ale boję się, że mnie nie
utrzymają. Czuję, kiedy stopy dotykają podłogi, więc uważam to za dobry
znak. Napieram na nie bardziej. Chyba dam radę. Biorę kilka wdechów
i  podnoszę się. Stoję. Chwiejnie. Jednak stoję. Opieram dłoń o  szafkę
nocną, starając się odciążyć odrobinę nogi, ale to niewiele pomaga. Siadam
zrezygnowana na łóżko.
–  Całkiem nieźle.  – Paraliżuje mnie dźwięk jego głosu.  – Jesteś
silniejsza, niż myślałem. Ale posiedź jeszcze chwilę, nie chcemy, żebyś się
przewróciła.
Nie wiem, jak mogłam nie zauważyć, kiedy tu wrócił. Nie słyszałam go,
nie zauważyłam nawet kątem oka. Zaczynam rozumieć, że nafaszerował
mnie prochami, które odebrały mi jasność umysłu.
– Daruj sobie – syczę przez zaciśnięte zęby.
Odwracam głowę w drugą stronę, ale on mocno łapie moją twarz, ściska
policzki i  odwraca mnie do siebie. Jego oczy zdają się płonąć, a  do mnie
dociera, że właśnie popełniłam błąd.
–  Kiedy mówię, że masz być posłuszna, mam na myśli także
okazywanie szacunku. Nie prowokuj mnie. – Milczy przez chwilę, a ogień
w jego oczach nieco przygasa. – Nienawidzę zaczynać lekcji z ciałem, które
nie doszło jeszcze do siebie. To nie daje mi pełnej satysfakcji.  – Puszcza
mnie, popychając w  stronę łóżka.  – Nie rób tego, już wystarczająco sobie
nagrabiłaś i kara cię nie ominie, ale musisz na nią chwilę poczekać.
Znów podchodzi do drzwi, ale niestety nie po to, żeby zostawić mnie
samą. Bierze jakąś torbę i wraca do mnie, rzucając mi ją pod nogi.
–  Za chwilę wykąpiesz się i  przebierzesz.  – Patrzy na mnie
wyczekująco, a  ja milczę.  – Nie słyszę odpowiedzi.  – Zerkam na niego
zaskoczona, przecież to brzmiało jak rozkaz, nie pytanie.  – No dobrze,
wytłumaczę ci to inaczej. Jeśli mówię, że masz coś zrobić, co powinnaś
odpowiedzieć?
– Dobrze.
– Słabo się starasz. Albo ja po prostu jestem dla ciebie za dobry. Może
chcesz zamiany? Zack szybko nauczy cię wszystkiego – mówi drwiąco, a ja
niemal wstaję, gdy słyszę to imię.  – Tak myślałem. Więc spróbujemy
jeszcze raz. Za chwilę się wykąpiesz i przebierzesz – mówi jak do dziecka.
Wciąż nie rozumiem, jakiej odpowiedzi się spodziewa.
–  Nie wiem, jak inaczej mogę na to odpowiedzieć. Przychodzi mi
jedynie do głowy słowo „oczywiście”, ale wątpię, żeby o to ci chodziło.
–  Wstań.  – Robię co mi każe, choć przychodzi mi to z  trudem.  –
Podejdź do mnie.  – Idę ostrożnie, bojąc się, że upadnę. Gdy staję krok
przed nim, kontynuuje. – Słowem „dobrze” czy „oczywiście” nie okazujesz
mi żadnego szacunku, a  ja wcale nie czuję się twoim panem.  – Staje za
mną, oplata moją talię dłońmi i  przykłada usta do mojego ucha.  – A  ja
bardzo chcę, żebyś pokazała mi, jak bardzo moja jesteś, jak akceptujesz
moją władzę nas sobą. No dalej, laleczko, wiem, że potrafisz. Jeśli sama na
to wpadniesz, w  nagrodę zapomnę o  twoich poprzednich przewinieniach
i zaczniesz z czystym kontem.
Szepcze niemal jak czuły kochanek, z  tym że jego słowa w  ogóle nie
pokrywają się z  tonem wypowiedzi. Przełykam głośno ślinę. On nie
odchodzi ani mnie nie puszcza. Jego wolny oddech owiewa moje ucho,
a  dłonie pewnie zaciskają się na ciele. Wiem, że nie żartuje, wiem, że
muszę pomyśleć, byle szybko, byle nie było za późno.
– Jak sobie życzysz – mówię sparaliżowana strachem.
Cisza, głucha cisza. Gdyby mnie nie trzymał, pomyślałabym, że go tu
nie ma. Mija dobra minuta, zanim znów słyszę jego głos.
– Mogłaś się bardziej postarać. Wiesz, jakiego słowa zabrakło?
Boże… On jest chory! Zaczynam szlochać, bo nic innego mi nie
pozostało. Czy ten człowiek naprawdę wymaga ode mnie mianowania się
swoim panem? Teraz marzę o  przejęciu firmy rodziców, żałuję, że byłam
taka głupia. Chcę zacząć się modlić, bo chyba tylko to mi pozostało, ale
silny uścisk w talii jasno daje mi do zrozumienia, że muszę odpowiedzieć.
–  Panie  – mówię z  goryczą w  głosie, jednocześnie próbując
powstrzymać łzy.
– A teraz złóż zdanie do kupy.
– Jak sobie życzysz, panie.
Nie wiem, jakim cudem przechodzi mi to przez gardło, ale sama jego
obecność, dotyk, to dla mnie wystarczająca tortura, nie chcę więcej.
– Widzisz? Potrafisz. Jesteś tu dopiero kilka godzin, a umiesz więcej niż
większość dziewczyn po tym samym czasie. Możesz być z siebie dumna.
Gula w  moim gardle rośnie, ale ignoruję ją, skupiając się na dwóch
rzeczach, które teraz najbardziej mnie cieszą. Po pierwsze, Ian mnie puścił
i odszedł o dwa kroki. Po drugie, zaczynam odzyskiwać pełną władzę nad
ciałem.
Najchętniej zaczęłabym uciekać, ale przecież nie mam szans. Pozostaje
mi liczyć na to, że to jednak bardzo popieprzony sen, że się obudzę,
najlepiej w swoim łóżku, w domu. Po raz pierwszy żałuję, że nie cieszyłam
się nigdy przyszłością, jaką zaplanowali dla mnie rodzice. Bez mojej zgody,
ale to, co dzieje się teraz, również jest poza moją kontrolą i  milion razy
bardziej mi się nie podoba.
Stoję w  bezruchu, wciąż rozmyślając o  tym, że to moja wina, że
zachciało mi się innego życia. Ian się porusza. Zamieram. Staje
naprzeciwko mnie i rzuca mi zaciekawione spojrzenie.
– To jak? Idziemy?
Kiwam niechętnie głową. Uśmiecha się do mnie i odwraca plecami. Idę
za nim, ale przestaję widzieć w tej ciemności.
– Ian – mówię cicho. – Nic nie widzę.
Cisza.
Nagle znów czuję jego dotyk, łapie mnie za nadgarstek i  prowadzi za
sobą.
–  Chodź, laleczko… I  pamiętaj, jeśli jeszcze raz usłyszę swoje imię,
przestanę być dla ciebie dobry. Wiesz, jak masz się do mnie zwracać. Tylko
ta forma jest akceptowana.
Na dźwięk groźnego tonu jego głosu zimny pot pokrywa mi skórę. Nie
mogę uwierzyć, że to się naprawdę dzieje.
Po chwili robi się jaśniej. Stoję boso na zimnych płytkach i niepewnie
rozglądam się po pomieszczeniu. Łazienka nie jest obskurna, stoi tu duża
wanna z prysznicem. Gdy widzę ubikację, od razu czuję kłucie w pęcherzu.
Dopiero teraz uświadamiam sobie, jak bardzo chce mi się sikać.
– Wolisz kąpiel czy prysznic?
– Czy mogłabym najpierw skorzystać z toalety?
–  Jasne, ale wypadałoby najpierw odpowiedzieć na moje pytanie. Nie
uważasz? – Znów słyszę karcący ton.
– Przepraszam. Wolę kąpiel.
–  Widzisz, to łatwe. A  teraz możesz skorzystać z  toalety.  – Stoję
w bezruchu, czekając, aż wyjdzie, ale nic takiego się nie dzieje. – Co jest,
laleczko? Zmieniłaś zdanie?
– Krępuję się przy tobie.
–  Nie tylko takie rzeczy będziesz robiła w  mojej obecności, zdajesz
sobie z  tego sprawę?  – Dosadnie daje mi do zrozumienia, że to, co mnie
czeka, na pewno mi się nie spodoba.
Mimo uczucia wstydu podchodzę do ubikacji. Cieszę się, że mam na
sobie sukienkę, ostrożnie wsuwam dłonie pod materiał i  zsuwam majtki.
Odwracam się w stronę mężczyzny, a on wpatruje się we mnie.
– Proszę, odwróć się chociaż.
Nawet nie odpowiada. W  ogóle się nie rusza. Po kilku sekundach na
jego ustach pojawia się złowieszczy uśmiech. Opuszczam głowę i  siadam
na muszli. Nigdy wcześniej nie czułam takiego wstydu, najgorsze jest
jednak to, że to dopiero początek.
–  Nie zakładaj ich, w  wannie nie będą ci potrzebne  – odzywa się
surowo, gdy schylam się po majtki.
Prostuję się, po czym ściągam je przez stopy.
– Chodź tu.
Robię, co mi każe, zostawiając bieliznę na posadzce, staję naprzeciwko
niego i opuszczam głowę. Zsuwa ramiączka mojej sukienki, która po chwili
opada.
–  Patrz na mnie, laleczko. Chcę, żebyś nie spuszczała ze mnie
wzroku.  – Znów wykonuję jego polecenie, ale gdy obejmuje mnie, żeby
rozpiąć mi stanik, cofam się odruchowo.  – A  tak dobrze ci szło  – mówi
z irytacją i jednocześnie dziwną ekscytacją w głosie.
Cofam się jeszcze o krok, gdy jego spojrzenie zaczyna mnie przerażać
tak bardzo, że mam ochotę krzyczeć i wołać o pomoc, choć wiem, że to nic
nie da, nikt przecież nie przybiegnie na ratunek.
Chwyta mnie mocno za szyję. Zamykam oczy, a  po chwili uderzam
plecami i  głową o  coś twardego. To ściana. Jeszcze mocniej zaciskam
powieki, ucisk na mojej szyi robi się zbyt silny, chcę złapać oddech, ale nie
jestem w stanie. Otwieram szeroko oczy i widzę go przed sobą. Amok. Tak
właśnie wygląda amok.
Gdy zaczynam czuć, że tracę przytomność, puszcza mnie.
– Zrozumiałaś już? – Kiwam szybko głową, panicznie łapiąc oddech. –
Chyba powinnaś coś powiedzieć?
– Przepraszam… panie – odzywam się, wciąż ciężko oddychając.
– Grzeczna dziewczynka. A teraz pozwól, że dokończę to, co zacząłem.
Nie prowokuj mnie po raz kolejny.
Znów obejmuje mnie i  sięga do zapięcia stanika. Moja twarz
mimowolnie wtula się w  jego twardy tors. Wstrzymuję oddech, gdy
wyczuwam zapach jego perfum. Biustonosz opada na podłogę, a  Ian cofa
się o  krok. Łapię piersi i  krzyżuję nogi, starając się zasłonić, jak tylko
mogę. Zerkam na niego, jest zły, a  z każdą sekundą ta złość wydaje się
rosnąć. Niechętnie opuszczam ręce i rozplatam nogi. Znów na niego patrzę,
a  on unosi kącik ust i  kiwnięciem głowy daje mi znak, że mam wejść do
wanny. Zanim robię krok, on odkręca wodę i  wlewa płyn. Chcę podnieść
nogę, ale chwieję się, mężczyzna łapie mnie w ostatniej chwili. Widzę, że
trochę go to bawi.
Wchodzę do wanny, woda jest ciepła, chciałabym, żeby było jej już
więcej, żeby piana zakryła moje nagie ciało. Ale to trwa tak długo. Wciąż
czuję na sobie jego spojrzenie, choć skupiam się na wzrastającym poziomie
wody. Nie potrafię przestać myśleć, że on tu stoi i gapi się na mnie. Czuję
rosnącą frustrację, chcę krzyczeć, ale boję się jego reakcji.
Zakręca wodę, której jest wciąż za mało. Piana zakrywa ledwo mój
wzgórek łonowy, ale piersi wciąż są odsłonięte.
Rzuca mi gąbkę, a na brzegu wanny kładzie maszynkę.
– Będziesz tu cały czas? – pytam, wiedząc, co muszę zrobić.
–  Masz dwa wyjścia, laleczko. Zrobisz to sama, kiedy ja będę się
przyglądał, albo ja zrobię to za ciebie. Pamiętaj tylko, że do trzymania
maszynki nie potrzebuję obu rąk i wszystkich palców, więc te bezużyteczne
będą szukały sobie innego zajęcia.  – Uśmiecha się szeroko, a  ja mam
ochotę rzucić mu tą maszynką w  twarz.  – Nie patrz tak na mnie, bo się
zdenerwuję.
Mam ochotę zapytać, jak mam patrzeć na takiego bydlaka jak on. Ale
jestem w wannie z wodą, a nie chcę, żeby zaczął mnie podtapiać.
Jestem tak cholernie wystraszona, że z trudem utrzymuję gąbkę w ręku.
On wciąż na mnie patrzy, dłonie zaczynają mi się trząść, z każdą sekundą
coraz bardziej. Nie ma mowy, żebym wzięła do ręki maszynkę. Mimo
wszystko próbuję, bo woda robi się zimna, a  w łazience panuje chłód.
Ostrożnie łapię za rączkę, ściskam ją w  dłoni, przyglądając się chwilę
ostrzom. To nie jest zwykła jednorazówka, trudno będzie się nią zaciąć,
choć obawiam się, że mi i tak się uda. Zaczynam od nóg, wolno poruszając
dłonią, żeby nie zrobić sobie krzywdy. Szczególnie uważam przy kolanach.
Później golę pachy, co wydaje mi się okropnie krępujące, gdy ktoś na mnie
patrzy, ale nie potrafię powiedzieć dlaczego.
Biorę głęboki oddech i  zerkam na Iana. Uśmiecha się bezczelnie, co
doprowadza mnie do szału, który niestety muszę stłumić. Delikatnie
przejeżdżam ostrzami po moim wzgórku łonowym. Zmieniam pozycję,
robiłam to już tyle razy, że nawet nie muszę patrzeć, jednak wolę skupić
wzrok na tym niż na nim.
Po wszystkim odkładam maszynkę, ale nie podnoszę głowy, nie mogę,
wstydzę się. Dłoń mężczyzny pojawia się przed moimi oczami, dopiero
teraz zerkam na niego.
– No już, wychodzimy.
Wolałabym wyjść sama, ale nie odtrąca się dłoni, która może udusić.
Łapię ją niechętnie i  daję się wyciągnąć z  wanny. Ian owija mnie
ręcznikiem, po czym zaczyna mnie wycierać, nie pomijając żadnej części
ciała. Wyjątkowo długo zajmuje mu osuszanie piersi, później, gdy schodzi
niżej, jest jeszcze gorzej. Szorstki materiał ręcznika drażni moją łechtaczkę,
przez co z trudem wytrzymuję w jednej pozycji. Nagle tarcie staje się zbyt
dużą torturą, bym mogła się powstrzymać. Mimowolnie syczę przez
zaciśnięte zęby, przykuwając tym samym uwagę Iana.
– Boli? – W odpowiedzi kiwam głową. – Zapytałem, czy boli.
– Tak, trochę.
–  Do nauki pełnej odpowiedzi na pytania wrócimy później. Teraz się
ubierz, od dziś nie nosisz bielizny.
Wręcza mi seksowną koszulkę, która według niego zapewne pasuje
idealnie. Dla mnie jest zbyt krótka, zbyt wulgarna, a nawet zbyt czerwona.
–  Mogę o  coś zapytać?  – mówię nieśmiało, zerkając na niego. Ledwo
zauważalnie przytakuje.  – Co będzie, kiedy… kiedy będę miała
miesiączkę?  – To cholernie krępujące pytanie, ale okres się zbliża,
powinnam go dostać w ciągu najbliższych czterech dni.
–  Nie będziesz miała miesiączki. Kiedy smacznie spałaś dostałaś
specjalny zastrzyk. A teraz ubierz się.
Robię, co mówi, nie zastanawiając się zbytnio nad jego odpowiedzią.
Chyba nawet nie chcę wiedzieć, co to był za zastrzyk. Wychodzę za nim
z  łazienki, znów ciemność nie pozwala mi się poruszać. Ian chyba to
wyczuwa, bo zapala normalne światło. Patrzy na mnie przez moment,
później po prostu wychodzi.
Zostaję sama, moją pierwszą myślą jest szukanie drogi ucieczki. Ale to
bez sensu, bo stąd nie da się uciec. Wiem, o co tu chodzi, rozumiem zasady
tej gry, ale nie rozumiem, dlaczego mnie to spotkało. Siadam na łóżku,
układając wszystko w całość.
Treser niewolnic…
Domyślam się, co to dla mnie oznacza. Każe mi nazywać się swoim
panem, nie akceptuje sprzeciwu, nie akceptuje najmniejszej
niesubordynacji. Każde moje przewinienie będzie karane. Rozumiem, na
czym to polega. Przeraża mnie to. Boję się, że nigdy już stąd nie wyjdę, że
nie przeżyję. Ale mam nadzieję, że jeśli spróbuję robić, co mi każe,
wypuści mnie. A  może nie? Może mnie sprzeda i  już zawsze będę
więziona. Ta myśl sprawia, że zaczynam histerycznie płakać.
Gdy nie mam już siły na płacz, kładę się na materacu i zamykam oczy.
Wydaje mi się, że w moich żyłach krąży coś, co nadal mnie osłabia. Może
to dobrze, dzięki temu uda mi się zasnąć i  choć w  objęciach Morfeusza
odnajdę spokój. Szkoda, że on szybko minie.
Rozdział 3

Oślepia mnie jasne światło. Unoszę się, zasłaniając oczy dłonią. Światło
gaśnie, ale na pewno nie jestem tu sama. Milczę.
– Wstawaj.
Okruchy nadziei, że to wszystko mi się śniło, właśnie zniknęły.
Podnoszę się z  łóżka, ale nic nie widzę, mimo to robię krok do przodu.
Wpadam na coś. Na niego. Chcę się cofnąć, ale łapie mnie mocno. Jeszcze
raz próbuję wyrwać się z  jego uścisku, za co obrywam mocnego klapsa
w  lewy pośladek. Już się nie ruszam. Po prostu stoję i  cała trzęsę się ze
strachu.
Jego dłonie zaczynają błądzić po moim ciele. Nieśpiesznie przesuwa
palce po ramionach, zjeżdża po nich niżej, łapiąc za dłonie. Podnosi je
i kładzie na swoich barkach. Chciałabym je zabrać, ale boję się jego reakcji.
Znów mnie dotyka, najpierw talii, później bioder, zatrzymuje się na
pośladkach. Wbijam paznokcie w  jego ramiona, ale on tylko się z  tego
śmieje, odpowiadając mi podobnym gestem na mojej pupie. Boli. Puszczam
go, odruchowo łapiąc za dłonie.
– Nieładnie. – Rzuca mnie na łóżko, brzuchem do materaca, po czym od
razu na mnie wchodzi.  – Myślałem, że jesteś bystrzejsza. Chcesz się
stawiać? – syczy mi do ucha. – Masz robić to, co ci każę, a kiedy nic nie
mówię, masz domyślić się, czego od ciebie oczekuję. Trzy miesiące to
naprawdę bardzo mało, laleczko, nie zmuszaj mnie do używania siły. Bądź
grzeczna, to nawet tak bardzo cię nie zaboli. Rozumiesz?
– Tak! – krzyczę przez łzy.
–  Gówno rozumiesz!  – Odwraca mnie na plecy i  ściska mocno moją
szyję. – Zapytałem, czy rozumiesz! Masz odpowiadać pełnym zdaniem!
– Tak, panie.
Puszcza mnie i wstaje. Odwracam się na bok, próbując złapać oddech.
Kaszlę i zaczynam panikować, przez co czuję palenie w klatce piersiowej.
Zapala się światło. Siadam na łóżku, a  Ian staje naprzeciwko mnie.
Unoszę głowę i w milczeniu obserwuję, jak rozpina białą koszulę. Robi to
nieśpiesznie, przez co boję się jeszcze bardziej. Nie wiem, co teraz planuje.
Zgwałcić mnie? A może po prostu chce jeszcze bardziej mnie nastraszyć?
– Masz być posłuszna. – Rzuca koszulę na podłogę. – Wierz mi, to dla
twojego dobra. Lepiej dla ciebie, jeśli zostaniesz sprzedana komuś, kto
będzie cię dobrze traktował. Wstań. – Robię, co każe, i staję tuż przed nim.
Mój nos niemal dotyka jego klatki piersiowej, a ja nie mogę się cofnąć, bo
tuż za mną stoi łóżko. – Odwróć się. – Kiedy staję tyłem do niego, kładzie
dłonie na moich biodrach i  powoli unosi koszulkę.  – Ręce do góry  –
nakazuje spokojnym głosem, a  gdy tylko wykonuję jego polecenie,
pozbawia mnie jedynego okrycia. – Uklęknij na łóżku.
Kilka łez spływa mi po policzkach, ale walczę sama ze sobą, żeby nie
wydać z  siebie ani jednego dźwięku. Klękam, układając pośladki na
piętach, i opuszczam głowę. Modlę się o ratunek albo o śmierć. Gdyby nie
strach przed torturami, jakie mogą mnie spotkać, krzyczałabym, rzuciłabym
się na niego i zaryzykowała własnym życiem, byle tylko stąd uciec. Jednak
jestem tchórzem. Łkam cicho, kiedy jego palce dotykają moich pleców.
Zaciskam mocno zęby, gdy czuję je na swoich pośladkach, a zaraz później
na piersiach. Jego ciało napiera na moje, a dłonie coraz boleśniej zaciskają
się na moim biuście. Kilkukrotnie szczypie i ciągnie za sutki, aż w  końcu
nie wytrzymuję i zaczynam głośno płakać. Ian jednak nic sobie z tego nie
robi. Kontynuuje, a  jego dotyk staje się coraz bardziej uporczywy. Po
chwili nie wiem, czy płaczę z bólu, czy z bezsilności.
– Widzisz, potrafisz być grzeczna – szepcze mi do ucha.
Jedną ręką obejmuje mnie mocno w  pasie i  dociska do siebie tak, że
czuję na plecach twardość jego penisa. Drugą rękę kładzie na moim
podbrzuszu i  schodzi w  dół. Gdy tylko jego palce dotykają mojej
łechtaczki, próbuję mu się wyrwać, ale nie jestem w  stanie nawet się
poruszyć.
– Proszę, przestań! – łkam żałośnie, znów próbując uwolnić się od jego
dotyku.
–  Rozłóż szerzej nogi  – rozkazuje, nic sobie nie robiąc z  mojego
błagania.
Kręcę głową i choć wiem, że nie mogę mu się przeciwstawić, to i tak to
robię. Nie pozwolę mu na to. Nie dotknie mnie tam, nie ma prawa.
Puszcza mnie, a  ja oddycham z  ulgą, ale trwa to dosłownie sekundę.
W  brutalny sposób zostaję ściągnięta z  łóżka. Wszystko dzieje się tak
szybko, że częściowo tracę kontakt z  rzeczywistością. Czuję kilka
szarpnięć, ale łzy sprawiają, że nic nie widzę. Kiedy tylko się uspokajam,
dociera do mnie, że moje ręce są zablokowane i uwieszone na czymś nad
moją głową. Po chwili uświadamiam sobie, że całe moje ciało jest
maksymalnie wyciągnięte. Ledwo dotykam stopami podłogi, a mięśnie rąk
zaczynają dawać o  sobie znać. Patrzę przed siebie i  zauważam Iana,
trzymającego w  ręku przedmiot, który napawa mnie strachem. Wciągam
głośno powietrze i  otwieram szeroko oczy. Otwieram usta, żeby błagać
o wybaczenie, ale on w tym samym momencie bierze zamach, a skórzany
pejcz uderza w moje udo. Piszczę, bo przeszywający ból sprawia, że czuję,
jakby przeciął mi skórę. Zanim udaje mi się złapać oddech, on wykonuje
drugi zamach, uderzając o drugie udo.
–  Proszę! To boli!  – Trzecie uderzenie trafia prosto w  mój brzuch.  –
Boże! Przestań!  – Unoszę głowę, ale nie widzę go przed sobą. Nagle
okropny ból rozchodzi się po moich pośladkach. – Proszę!
Następne uderzenie sprawia, że zaczynam tracić przytomność. Niestety
nie w pełni, przez co ból wciąż jest nie do zniesienia. Nie mogę już płakać
czy błagać o litość. Nie mam siły otworzyć ust ani unieść głowy. Skóra pali
żywym ogniem, a mięśnie napinają się jeszcze bardziej, przygotowując się
na kolejny cios. Znów staje przede mną, widzę jego buty. Próbuję podnieść
głowę, ale nie mam na to siły. On to robi za mnie, chwytając mnie mocno
za brodę. Ten ból to nic w porównaniu z tym, co czuję w reszcie ciała.
– Chcesz mi coś powiedzieć.
Tak… Mam nadzieję, że zdechniesz w  męczarniach, ty chory
sukinsynu.
–  Przepraszam  – odpowiadam z  trudem. Patrzy na mnie wyczekująco,
a jego palce jeszcze mocniej zaciskają się na mojej brodzie. – Przepraszam,
panie.
– Mogłaś tego uniknąć, wiesz o tym, prawda?
Nie odpowiadam, nie mam siły. Puszcza mnie, bezwładnie opuszczam
głowę. Czekam, aż mnie uwolni, ale wcale tego nie robi. Słyszę kroki,
a chwilę później dźwięk zamykających się drzwi. Nie mam nawet siły, żeby
się rozpłakać. Zostawił mnie tu, w pozycji, w jakiej nie potrafię wytrzymać
za długo. Zaczynam błagać Boga o utratę przytomności. Mam wrażenie, że
moje ręce powoli odrywają się od reszty ciała, a  skóra wciąż płonie.
Zamykam oczy, chcę zemdleć. Jestem wykończona, więc liczę, że mi się
uda, że nieświadomość zawładnie moim ciałem i umysłem. Tak bardzo tego
pragnę, że kiedy czuję, jak tracę przytomność, w  duchu się uśmiecham.
Jestem coraz spokojniejsza. Nareszcie…

Nie wiem, gdzie dokładnie jestem. Dłonie wciąż mam unieruchomione, ale
już nie wiszę. Poruszam się powoli. Jestem na łóżku, ale ręce przywiązane
mam do czegoś nad głową. Skóra na nadgarstkach zaczyna piec w chwili,
w której odzyskuję świadomość. Krzyczę, choć wiem, że to mi nie pomoże.
Robię to, dopóki nie zdzieram sobie gardła, a  to staje się bardzo szybko.
Nie pamiętam już, kiedy ostatnio coś piłam. Nie pamiętam też ostatniego
posiłku. Jestem wyczerpana psychicznie i  fizycznie. Choć przebywam tu
stosunkowo niedługo, to czuję, jakbym spędziła wieki w  tym potwornym
więzieniu. Pragnę umrzeć…
Ian zjawia się, kiedy ponownie zaczynam tracić przytomność. Staje
nade mną i  uśmiecha się w  przerażający sposób. Nie mam siły, żeby się
poruszyć, nie potrafię nawet otworzyć oczu. Po prostu czekam, aż zrobi to,
po co przyszedł.
Nieśpiesznie uwalnia moje ręce, które bezwładnie opadają wzdłuż ciała.
Wyciąga z kieszeni strzykawkę, a serce mi łomocze w piersi. Nie chcę tego,
co podano mi na początku.
– Proszę. – Nie wiem, czy powiedziałam to na głos, czy tylko miałam
taki zamiar. Świadomość zaczyna mnie opuszczać.
– Nie sądziłem, że jesteś aż tak słaba, laleczko – komentuje pod nosem,
po czym wbija igłę w  moją szyję.  – To powinno pomóc  – dodaje, gdy
kończy.
Bierze krzesło i  siada naprzeciwko mnie. Przygląda mi się
z zainteresowaniem, a ja nie potrafię się nawet poruszyć. Czuję smutek, gdy
zaczynam czuć się lepiej. Tak bardzo chciałabym odpłynąć i nie czuć tego,
co czuję. Z  każdą kolejną chwilą wszystko staje się wyraźniejsze. Obraz,
dźwięk, ból…
–  Wróciłaś?  – pyta zadowolony.  – Wierz mi, następnym razem będzie
gorzej. Dopóki się nie podporządkujesz, dopóty będziesz właśnie tak się
czuła.  – Opiera ręce na kolanach i  nachyla się w  moją stronę.  – Tak lub
gorzej.
– Jesteś potworem – szepczę z trudem.
Chce mi się pić. To pragnienie doprowadza mnie do szału, ale nie
poproszę go o wodę. Nie, kiedy wiem, że nie da mi jej tak po prostu.
Ian wstaje, rzuca mi ostrzegawcze spojrzenie i  wychodzi bez słowa.
Czuję się lepiej, gdy go tu nie ma. Staram się usiąść na materacu, a kiedy
mi się to udaje, ostrożnie zsuwam się z  niego i próbuję wstać. Nogi mnie
bolą, ale ignoruję to. Muszę się napić, żeby nie zwariować z  pragnienia.
Gdy idę w stronę łazienki, przychodzi mi do głowy, że mógł odciąć wodę,
żeby mój pobyt tutaj stał się jeszcze większym koszmarem. Przez tę myśl
czuję się jeszcze gorzej, ale idę przed siebie, a  raczej powłóczę nogami,
starając się nie stracić równowagi. W  końcu jednak jestem na miejscu.
Jedną dłonią opieram się o  umywalkę, a  drugą wolno odkręcam kurek,
modląc się, żeby poleciała woda. Dzięki Bogu tak się dzieje, a  ja od razu
pochylam się, nie myśląc nawet o  znalezieniu jakiegoś naczynia. Piję do
momentu, w  którym robi mi się niedobrze. Zakręcam wodę i  prostuję się
wolno, a  pierwszym, co widzę, jest moje odbicie w  niewielkim lustrze.
Wyglądam przerażająco źle. Przypominam zombie, a ten widok sprawia, że
zaczynam cicho łkać, obiecując sobie, że nie rozpłaczę się kolejny raz. Nie
mogę tego zrobić.
Liczę się z tym, że już nigdy nie będę wolna. Do głowy przychodzi mi
myśl, że nie mam w takim razie nic do stracenia. Tylko nie wiem, co mam
z  tym zrobić? Walczyć dla zasady i  poczucia godności? Czy po prostu
odpuścić i robić to, co każe mi Ian? Wtedy chociaż nie przeżyję ponownie
tego koszmaru. Bólu, który wciąż rozchodzi się po moim ciele.
Paraliżującego strachu przed tym, co może jeszcze mi zrobić.
Boję się o  Sofię. Jest mi wstyd, że tak mało o  niej myślałam od
momentu, gdy tu trafiłam. Mam nadzieję, że chociaż ona będzie wolna.
Gdybym miała wybierać, która z nas się uratuje, bez wahania wybrałabym
ją. Martwię się, bo pewnie przeżywa ten sam koszmar, jeśli nie gorszy. Oby
potrafiła sobie poradzić. Znając jej charakter, zaczynam bać się o  nią
jeszcze bardziej.
Wracam na łóżko i w skupieniu wpatruję się w drzwi. Czekam, aż Ian tu
wróci. Wolałabym, żeby się nie pojawiał, ale wiem przecież, że to
niemożliwe. Boję się tego, co znów wymyśli i  tego, że ponownie się
przeciwstawię, przez co spotka mnie kolejna kara. To jest silniejsze ode
mnie, nie potrafię się wyłączyć, ale dociera do mnie, że to jedyne wyjście.
Wyłączyć się i przetrwać.
Mężczyzna wraca później, niż się spodziewałam. Jeśli myśli, że jego
nieobecność jest dla mnie karą, to bardzo grubo się myli. Owszem, wariuję
w tym zamknięciu, ale mimo wszystko wolę wariować w osamotnieniu. On
jedynie przyśpiesza to wszystko.
– Głodna? – pyta z szelmowskim uśmiechem.
Nie do końca wiem, co powinnam teraz powiedzieć. Z  jednej strony
rzeczywiście jestem głodna, bo z  wyjątkiem wody nie miałam niczego
w ustach już od dawna. Z drugiej jednak strony boję się tego, co zaserwuje
mi, gdy odpowiem twierdząco. Brak odpowiedzi z  pewnością znów go
zdenerwuje. Zauważam cień zniecierpliwienia na jego twarzy, dlatego
kiwam potakująco głową, co wcale nie poprawia jego miny. Zaciskam zęby,
a  w myślach odliczam do pięciu, przypominając sobie, co zrobił mi
ostatnio. Muszę być mądrzejsza.
– Tak, panie – mówię cicho, czując obrzydzenie, które ze wszystkich sił
staram się ukryć.
Ian odwraca się i  na moment znika z  zasięgu mojego wzroku za
otwartymi drzwiami. Wychylam się nieznacznie, by zobaczyć, co się za
nimi znajduje. Jednak pomieszczenie jest niemal tak ciemne jak to,
w  którym przebywam. Oświetlone tylko słabym żółtym światłem, co
pozwala mi dostrzec, że to korytarz. Mężczyzna wraca po kilku sekundach,
a w dłoniach trzyma tacę ze srebrną pokrywą. Nogą zatrzaskuje drzwi, po
czym podchodzi bliżej. Z  drugiego końca pomieszczenia przyciąga
niewielki okrągły stolik, odkłada na niego tacę i znów odchodzi, tym razem
po krzesło, które stawia obok stolika. Rozsiada się na nim, zdejmuje
pokrywę i przygląda mi się z niepokojącą uwagą. Najpierw patrzę na jego
twarz, którą przysłania para z gorącego jedzenia, później zerkam niżej i na
widok normalnego posiłku mój żołądek daje o sobie znać. Dopiero teraz tak
naprawdę czuję głód. Głośno przełykam ślinę i zerkam na Iana, który wciąż
mi się przygląda.
– Czekasz na specjalne zaproszenie? – rzuca drwiąco.
Nie ruszam się jeszcze przez moment. W jego oczach dostrzegam błysk,
który powinien być dla mnie znakiem ostrzegawczym. Jestem niemal
pewna, że znów coś szykuje. Mimo nagłego spadku apetytu, schodzę
z  łóżka i ostrożnie kroczę w  kierunku mężczyzny. Opuszczam głowę, gdy
staję naprzeciwko niego, dopiero teraz orientując się, że krzesło jest tylko
jedno i to on na nim siedzi.
– Uklęknij – rozkazuje ostrym tonem.
Zerkam na niego, ale nie trwa to dłużej niż dwie sekundy. Znów czuję
się poniżona, ale nie to jest moim największym problemem. Klękam,
lądując niemal między jego nogami. Chcę się odsunąć, ale zanim robię
cokolwiek, on poprawia się na krześle, przesuwając się w  moją stronę,
przez co teraz znajduję się w  potrzasku jego nóg. Choć nie zaciska ich,
czuję się tak, jakby mnie dusił. Tuż przed sobą widzę jego rozporek, a gdy
unoszę głowę, wcale nie jest lepiej.
– Otwórz usta – wydaje kolejny rozkaz.
Obserwuję, jak bierze między palce kawałek mięsa i wolno kieruje je ku
moim wargom. Rozchylam je na tyle, by mógł włożyć między nie jedzenie,
ale gdy tylko zabiera dłoń, znów opuszczam głowę i  wolno przeżuwam
mięso. Jest pyszne. Oczyma wyobraźni widzę, jak odpycham Iana i rzucam
się na talerz, pożerając jego zawartość, bez zwracania uwagi na dobre
maniery przy stole. Jednak nie mogę tego zrobić, dlatego bez najmniejszego
sprzeciwu przyjmuję każdy kęs, jaki mężczyzna wsuwa mi w usta, starając
się ani na moment nie nawiązać z  nim kontaktu wzrokowego. Dopóki go
nie widzę, nie czuję się tak źle jak wtedy, gdy nasze spojrzenia się krzyżują.
Jednak w pewnym momencie unoszę wzrok i patrzę na niego – nie wiem,
co mnie podkusiło, ale żałuję od razu, chociaż jest już za późno. Łapie moją
brodę i  pochyla się, a  nasze twarze znajdują się nagle w  zbyt małej
odległości.
–  Z tymi sarnimi oczami z  pewnością mogłabyś zostać modelką  –
w jego głosie rozbrzmiewa rozbawienie i pogarda. – Ale jesteś tu w innym
celu, więc niewiele ci to pomoże.
Dopiero po jego słowach dochodzi do mnie, że nieświadomie zaczęłam
błagać go spojrzeniem. Niejednokrotnie to robiłam, wygląda na to, że
weszło mi to w nawyk.
– Nawet nie próbowałam.
– Nie próbuj niczego.
Wraca do swojej poprzedniej pozycji, zerka na talerz, później na mnie.
– Jeszcze? – pyta beznamiętnie.
– Nie, dziękuję. Już się najadłam.
Mężczyzna wstaje, więc robię to samo, a  raczej próbuję to zrobić.
Wystarczy, że się poruszam, a jego dłoń naciska na moje ramię. Zadzieram
głowę, by na niego spojrzeć.
– Czy powiedziałem, że możesz wstać? – pyta ostro.
Kręcę głową, wzdychając przy tym cicho.
Wpatruję się w drewnianą podłogę, nie zwracając uwagi na Iana, który
zabiera meble na swoje miejsce. Dopiero, gdy jego buty znajdą się w polu
mojego widzenia, niechętnie przenoszę na niego wzrok.
– Wstań.
Robię to i staję tuż przed nim, od razu cofam się o krok, jakby to miało
mnie przed nim uchronić.
– Naprawdę szybko się uczysz.
– Nie mam wyjścia – szepczę.
– Zawsze mogłabyś się stawiać, dostarczyłabyś mi więcej rozrywki.
Uśmiecha się złowrogo, a moją jedyną myślą jest postanowienie, że nie
dostarczę mu jej już nigdy więcej. Muszę wierzyć, że moje życie nie jest
w pełni zależne od niego i ludzi, do których chce mnie wysłać. Zostaje mi
tylko nadzieja, a ona jest silniejsza od obietnic, które słyszę z ust Iana.
– Zabraliście mnie i moją przyjaciółkę, ale nie pomyśleliście o naszych
rodzicach – mówię na głos coś, co miało zostać jedynie w mojej głowie.
– Wystarczy, że będą przekonani o waszych castingach i sesjach przez
najbliższe trzy miesiące. Później kontakt się zerwie, a  was już nikt nie
znajdzie – odpowiada złowrogo.
– Zamierzacie wysłać nas na Marsa? – ripostuję, choć wiem, że to może
być błąd.
Kącik jego ust unosi się na moment, ale szybko poważnieje.
–  Zamierzamy wysłać was tam, gdzie nikomu nie przyjdzie do głowy
was szukać.
– Wszystko przemyśleliście.
–  Mamy wprawę  – odpowiada dumnie.  – Kilka sesji zdjęciowych
i przejęcie waszych profili społecznościowych wystarczy.
Gryzę się w  język, by nie powiedzieć niczego, co znów wytrąci go
z równowagi. Koduję sobie w głowie, że muszę przetrwać, być mądra. Jeśli
nie uda mi się stąd wydostać, może będę miała szansę zrobić to po
opuszczeniu tego miejsca? Muszę wytrwać.
Ian po chwili wychodzi, dając mi nadzieję, że dziś już nie wróci.
W  pokoju, w  którym mnie zamknął, nie ma okien, a  w zaciemnionych
kątach zdają się skrywać potwory, które czekają na najlepszy moment do
ataku. Wyobraźnia zaczyna mnie przerażać. Czuję się jak mała
dziewczynka, która panicznie boi się ciemności. Kładę się do łóżka
i  przykrywam kołdrą, zasłaniam nią nawet twarz, próbując powstrzymać
łzy. Nie mam pojęcia, jaka jest pora dnia, mogę jedynie wmówić sobie, że
jest noc i przyszedł czas na sen. Stał się dla mnie jedynym przyjacielem.
Rozdział 4

– Marino.
Zmysłowy szept wydaje się być wytworem mojej wyobraźni. Słyszę,
jak mruczę, będąc wciąż w półśnie. Poruszam się nieznacznie na materacu,
a w głowie mam zaskakujący spokój.
– Marino.
Tym razem już wiem, że to nie sen. W chwili, w której otwieram oczy,
wraca do mnie wszystko, co się wydarzyło. Ian siedzi obok mojego łóżka,
a  na jego twarzy maluje się bezczelny uśmiech. Siadam gwałtownie
i rozglądam się dookoła, jakbym chciała upewnić się, że już się obudziłam.
Mężczyzna patrzy na mnie, a ja w końcu nabieram odwagi, by spojrzeć
na niego. Im dłużej milczy, tym większy lęk odczuwam. Znów ma tę minę,
jakby coś planował. Cokolwiek to jest, niech szybko się skończy.
– Wstań – rozkazuje cierpko.
W pierwszej chwili nie reaguję. Powtarzam sobie w  myślach, że
cokolwiek się wydarzy, nie mogę zrobić niczego, czym sprowadzę na siebie
kłopoty. Wytrzymam, ile będzie trzeba. Muszę. Nim się poruszę, Ian unosi
się i  jednym gestem zrzuca ze mnie kołdrę. Ten ruch sprawia, że
przerażenie odbiera mi zdolność myślenia. Zamiast wstać, by jeszcze
bardziej mu się nie narazić, kulę się, podciągając nogi tak, że kolana mam
tuż pod brodą. Mrużę oczy, oczekując na karę, ale zupełnie nic się nie
dzieje. Bardzo ostrożnie unoszę powieki i zerkam na mężczyznę, który stoi
wyprostowany nade mną i przygląda mi się, nie ukrywając rozbawienia.
– Wstań – powtarza leniwie.
Nie zastanawiam się ani chwili dłużej. Zsuwam się z  łóżka, nie chcąc
ryzykować zepsucia jego dobrego nastroju. Prostuję się i  tym razem
powstrzymuję od zrobienia kroku w tył.
– Odwróć się – kolejny rozkaz pada z jego ust, a głos ma wciąż jakby
znudzony.
Ukrywając zaskoczenie, odwracam się tyłem do niego i  napinam
wszystkie mięśnie, bo wciąż nie wiem, co chce mi zrobić tym razem.
– Dziś opowiem ci o tym, co takiego może cię spotkać w tym domu –
szepcze złowieszczo do mojego ucha. – Chcesz posłuchać?
– A czy mam jakieś wyjście? – pytam drżącym głosem.
– Mamy wrócić do lekcji prawidłowego odpowiadania na moje pytania?
Myślałem, że w tej kwestii nauczyłaś się mnie zadowalać.
Przełykam ślinę i  próbuję powstrzymać lekkie drżenie ciała. Strach
wywołany tym, gdzie się znalazłam, jest niczym w  porównaniu do lęku,
jaki budzi we mnie jego obecność. Szczególnie gdy jest tak bardzo blisko
mnie. Jego oddech drażni płatek mojego ucha, a świadomość, że nasze ciała
znajdują się w  centymetrowej odległości od siebie, pogarsza moje
samopoczucie na tyle, bym nie potrafiła skupić się na niczym, co mogłoby
odwrócić choć trochę moją uwagę.
– Tak, panie – odpowiadam przez zaciśnięte gardło.
Za każdym razem, gdy wypowiadam to przeklęte słowo, czuję, jakbym
miała zwymiotować.
–  Hmmm…  – mruczy, wywołując ciarki na moim ciele.  – Dobrze  –
dodaje po chwili z  aprobatą.  – Jeśli uda ci się przejść pierwszy etap,
zmienisz tę norę na coś bardziej… przyzwoitego.
– Czym jest pierwszy etap? – pytam zaniepokojona.
Nie odpowiada. Nie rusza się, nie robi dosłownie nic. Sekundy mijają,
a my stoimy w bezruchu. Czekałam, aż mi odpowie, ale w końcu dociera do
mnie, gdzie popełniłam błąd. Znowu.
– Czym jest pierwszy etap, panie?
–  Tym  – szepcze i  zaciska dłonie na mojej talii.  – Wystarczy, że
będziesz grzeczna, a  dostaniesz pokój z  oknami. Musisz nauczyć się żyć
w  domu, do jakiego najprawdopodobniej trafisz. Musisz nauczyć się
wszystkiego.
Z trudem przełykam ślinę. Gryzę się w  język, bo znów mam ochotę
powiedzieć mu coś, za co z pewnością zostałabym ukarana. Nie dam mu tej
satysfakcji. Niezależnie od tego, ile będę musiała tu być, jak długo będę
musiała przebywać z  tym świrem, nie narażę się mu. Czuję, że później
łatwiej będzie mi się wydostać. Jeśli wszystko dobrze rozumiem, trafię do
jakiegoś domu i  przy odrobinie szczęścia nie będę żyła w  zamknięciu,
w którym jestem teraz. Skoro trafię do miejsca, z którego prawdopodobnie
będę mogła uciec, muszę przetrwać czas, gdy skazana jestem na tego
mężczyznę.
–  A teraz…  – Puścił mnie i  odszedł.  – Zobaczysz, co dla ciebie
przygotowałem na pobyt tutaj.
Odwracam się za jego głosem i  nagle całe pomieszczenie zostałje
rozświetlone. Na suficie rozbłyskują małe okrągłe światełka, ujawniając to,
co dotąd kryło się w mroku. Wciągam głośno powietrze i intuicyjne robię
kilka kroków do tyłu. Dostrzegam drewnianą belę zawieszoną na suficie, do
której byłam przywiązana. Dalej, na ścianie, umieszczone zostały
przerażające narzędzia, z pewnością służące do tortur. Rozpoznaję jedynie
pejcz, jednak to nie on przeraża mnie najbardziej. Podłużny przedmiot,
którego kolce zauważam nawet z  tej odległości, sprawia, że zaczyna
brakować mi tchu. Odwracam głowę, jednak to nie pomaga, bo widzę deskę
z  kajdanami, a  obok niej coś w  rodzaju fotela, na którym umieszczone
zostały łańcuchy.
– Co to jest? – pytam przez łzy.
Nie zwracam się do niego, pytam samą siebie, jakbym mogła
odpowiedzieć na to pytanie.
– Myślałaś, że ostatnia kara była najgorsza? – drwi.
Zerkam na niego, ale szybko urywam ten kontakt. Jest zadowolony, a ja
czuję się tak, jakbym za chwilę miała stracić przytomność. Nie umiem
ukryć strachu, który zawładnął każdą komórką mojego ciała. Czuję jego
zapach, smak, staje się niemal namacalny.
–  Podejdź.  – Ian odzywa się po chwili, a  na jego twarzy maluje się
surowy wyraz.
Moje nogi drżą, gdy stawiam kolejne kroki. Choć dzieląca nas
odległość nie jest duża, mam wrażenie, że nie zdołam jej pokonać. Jednak
mężczyzna rusza mi naprzeciw, zatrzymuję się tuż przy nim i  patrzę mu
błagalnie w  oczy. Zaskakuje mnie, gdy przejeżdża wierzchem dłoni po
moim policzku, unosi nieco kącik ust, ale jego oczy jasno dają do
zrozumienia, że ten gest nie ma nic wspólnego z delikatnością. Jest raczej
czymś w  rodzaju znaku, że w  jego głowie czai się mrok, jaki zamierza
dopuścić do głosu. Myśl, że nie mogę nic z tym zrobić, doprowadza mnie
do szaleństwa. Nie chcę płakać, ale łzy same wymykają mi się spod
powiek. Nie chcę pokazywać, jak bardzo się go boję, ale on dokładnie to
widzi.
– Usiądź – rozkazuje, wskazując fotel z łańcuchami.
Nie poruszam się, patrzę na niego i chyba przestaję oddychać.
–  Wiesz, że jeśli sama tego nie zrobisz, będę musiał cię wyręczyć?
Jestem miły, dopóki nikt mi się nie stawia. Daję ci możliwość naprawienia
swoich błędów, ale to szybko może się skończyć. I  wierz mi, lepiej dla
ciebie, żebyś jak najprędzej zaakceptowała swój los.
– Co chcesz zrobić? – pytam przerażona i cofam się o dwa kroki.
Wyraz twarzy Iana zmienia się diametralnie w  ciągu ułamka sekundy.
Nagle opuszcza mnie cały zdrowy rozsądek. Rzucam się do ucieczki, nie
zastanawiając się nad konsekwencjami. Wiem, że gdy mężczyzna tu
przychodzi, nie zamyka za sobą drzwi, więc biegnę prosto do nich.
Skręcam w  lewo i  pokonuję ciągnący się w  nieskończoność korytarz, ani
razu nie odwracając się za siebie. Na jego końcu dociera do mnie, że źle
skręciłam i  znajduję się w  pułapce bez wyjścia. Wpadam na ścianę i  ze
łzami w  oczach odwracam się do idącego w  moim kierunku Iana. Nie
śpieszy się, idzie wolno, bo wie, że nigdzie nie ucieknę. Osuwam się na
podłogę i  zaczynam płakać, bo rozumiem, że po tym, co zrobiłam, nie
uniknę kary.
– Proszę – łkam, gdy mężczyzna staje naprzeciwko mnie. – Nie rób mi
krzywdy.
– Wstań – syczy przez zaciśnięte zęby. – A tak dobrze ci szło – mówi
z dezaprobatą, gdy wykonuję jego rozkaz. – Idziemy.
Nie dotyka mnie, przepuszcza mnie przodem, a ja z trudnością stawiam
kroki. Czuję, że w każdej chwili może zaatakować. Teraz lub gdy zamknie
za sobą drzwi do mojego więzienia. W  środku gwałtownie odwracam się
w  jego stronę. Obserwuję, jak podchodzi do mnie z  tym mrożącym krew
w  żyłach wyrazem twarzy. Całe moje ciało napina się, a  klatka piersiowa
unosi się i opada gwałtownie. Zaciskam pięści, decydując się na walkę, bo
tylko to mi pozostało. Skoro nie potrafiłam być posłuszna, muszę stanąć
oko w oko z diabłem.
–  Nie zbliżaj się  – warczę, czym wywołuję u  niego głośny, teatralny
śmiech.
– Żartujesz sobie? – pyta równie rozbawiony, co wściekły.
Cofam się, aż moje plecy uderzają o ścianę.
– Daj mi spokój.
– Dam, kiedy tylko z tobą skończę.
Impuls każe mi się bronić, więc unoszę ręce, próbując odepchnąć
mężczyznę, który staje naprzeciwko mnie. Ten chwyta je w  nadgarstkach
bez najmniejszego wysiłku i dociska swoje ciało do mojego.
– Chcesz walczyć? – pyta przeciągle. – Dobrze.
Jedną dłonią wciąż przytrzymuje moje ręce, a palce drugiej zaciska mi
na szyi, blokując dostęp powietrza.
– Podoba ci się? – warczy, naciskając na mnie ciałem.
– Proszę.
Nie mogę oddychać i gdy już myślę, że za chwilę stracę przytomność,
Ian mnie puszcza, jakby wyczuł, że czekam na omdlenie, które teraz byłoby
dla mnie ratunkiem. Ciągnie mnie za sobą i choć próbuję mu się wyrwać,
nie robi to na nim najmniejszego wrażenia. Jest zbyt silny, bym miała z nim
jakiekolwiek szanse. Popycha mnie na fotel, na którym wcześniej kazał mi
usiąść. Ustawia mnie tak, że klęczę na skórzanym materiale, przodem do
oparcia, z  którego Ian zabiera łańcuchy, owijając je wokół moich
nadgarstków. Szarpię się, ale to w  ogóle nie pomaga. Po chwili mam
zablokowane nogi, a  cała chęć walki ucieka. Łkam cicho, wiedząc, że już
nic mi nie pomoże. Mężczyzna staje tuż obok mnie. Przechylam głowę
w  jego kierunku i  zauważam, że zza paska wyciąga nóż. Wysuwa ostrze
z pochwy, następnie kieruje je w moją stronę.
–  Może nie wygląda, ale potrafi zrobić krzywdę  – mówi ochrypłym
głosem, gdy patrzę w  jego oczy.  – Jeden ruch, a  zostawię ci pamiątkę po
tym dniu na całe życie.
Znika z zasięgu mojego wzroku, ustawiając się tuż za mną. Nagle czuję
jego dłonie na plecach i od razu się spinam. Ostrze zaczyna przejeżdżać po
materiale mojej koszulki, która po chwili opada na fotel. Ian odcina na
końcu ramiączka, zupełnie pozbawiając mnie okrycia. Unoszę głowę, gdy
słyszę ruch, aby wiedzieć, na co teraz się przygotować. Mężczyzna staje
przy ścianie, na której zawieszone są przedmioty przerażające mnie na tyle,
bym szukała ratunku.
– Proszę… panie – szepczę.
–  Zastanawiam się, którą z  tych rzeczy powinnaś poznać najpierw. –
Udaje zamyślonego.
–  Błagam! Przepraszam, już więcej tego nie zrobię!  – krzyczę
spanikowana, wciąż licząc na to, że skończy się tylko na strachu.  –
Przepraszam – powtarzam drżącym głosem.
Ian łapie za pejcz, który na tle pozostałych przedmiotów może i  nie
wygląda tak strasznie, ale sam w sobie jest wystarczająco przerażający, by
jego widok w dłoni mężczyzny wywołał u mnie kolejne łzy.
– Ile? – pyta chyba sam siebie.
Dopiero gdy unosi wzrok z  pejcza i  rzuca mi pytające spojrzenie,
rozumiem, że czeka na odpowiedź.
– Zero.
Mężczyzna uśmiecha się ironicznie, ale ten uśmiech znika z jego twarzy
tak szybko, jak szybko się pojawił.
–  Zastanówmy się…  – mówi wolno, chodząc wokół mojego
zablokowanego ciała.  – Szło ci naprawdę dobrze, ale postanowiłaś
wszystko spieprzyć. Twoja niesubordynacja musi być ukarana.  –
Zatrzymuje się za mną, przejeżdżając paskami pejcza po moich
pośladkach. – Może powinienem sprawdzić, jak wiele potrafisz znieść.
Nie wytrzymuję. Jego przeciąganie sprawia, że mam ochotę krzyczeć
i nagle jestem mu wdzięczna, że mnie związał. Gdyby nie skrępowane ręce,
najprawdopodobniej znów rzuciłabym się na niego.
– Po prostu to zrób – cedzę przez zaciśnięte zęby. – Przestań się znęcać.
To jeszcze gorsze niż ból. Gdy tak mnie okrąża, przeciągając wszystko
w nieskończoność, strach rozsadza mi głowę.
– Jak sobie życzysz.
Gdy tylko kończy zdanie, pejcz uderza o mój pośladek, wywołując ból,
który przeszywa całe ciało. Krzyczę, a zanim ból ustaje, nadchodzi kolejny
cios. Po nim jest następny i  następny. Zaciskam mocno zęby, próbując
wyłączyć myśli. Skupiam się tylko na jednej  – za chwilę wszystko się
skończy.
– Pięknie.
Jego głos dochodzi do mnie jakby z  daleka, choć mężczyzna stoi tuż
przy mnie. Pośladki i  uda pieką, jakby stały w  płomieniach. Ian uwalnia
mnie z  łańcuchów, ale ja nie jestem w  stanie nawet drgnąć. Boję się, że
każdy najmniejszy ruch wywoła jeszcze większe cierpienie.
– Wstań – rzuca nieznoszącym sprzeciwu tonem.
Zaciskam szczękę i mrużę oczy, zmuszając się do podniesienia z fotela.
Gdy moje stopy dotykają podłogi, prostuję się i  zadzieram głowę. Bardzo
wolno unoszę powieki i  patrzę na mężczyznę, który przygląda mi się
w sposób, w jaki często na mnie patrzy. Jakby mnie oceniał.
– Odwróć się.
Bez sekundy zastanowienia odwracam się tyłem do niego. Wątpię, że
może spotkać mnie coś gorszego niż to, co wydarzyło się przed chwilą. Ian
staje tuż za mną, a jego dłoń przejeżdża po moim pośladku.
– Warto było? – szepcze do mojego ucha.
– Nie – odpowiadam cicho.
Nie było. Mogłam przewidzieć, że próba ucieczki źle się skończy.
– Masz mi coś do powiedzenia?
Jego dotyk rozprasza mnie, a on ani na chwilę nie przestaje tego robić.
Nie sprawia mi tym bólu, przynajmniej nie fizycznego. Chciałabym, żeby
przestał, dlatego odkładam dumę na bok. Nie ma dla niej miejsca.
– Przepraszam, panie – odpowiadam z udawaną skruchą.
– Grzeczna dziewczynka.
Kiedy odchodzi, czuję niewielką ulgę. Zerkam w  jego stronę, modląc
się w  duchu, żeby opuścił ten pokój i  pozwolił mi na chwilę samotności.
Jednak on nie podchodzi do drzwi, a do mojego łóżka. Kiwa głową na znak,
bym do niego podeszła. Niepewnie stawiam każdy krok, a  kiedy znajduję
się tuż obok, dostrzegam na materacu dwie pary kajdanek.
–  To nie koniec twojej kary  – odzywa się, gdy zauważa, na czym
spoczął mój wzrok. – Nie zamierzam ci pobłażać. Więcej nie popełnisz tego
błędu.
– I tak tego nie zrobię – mówię błagalnym tonem.
– Wierzę ci, laleczko. Mimo wszystko, nie zamierzam naginać reguł.
Żadne z nas więcej się nie odzywa. Ian popycha mnie na łóżko, a kiedy
tylko moja głowa znajduje się na poduszce, on blokuje mi ręce, zapinając
kajdanki o  zagłówek. Jestem unieruchomiona, mogę jedynie ułożyć
ramiona tak, by całkiem nie zdrętwiały. Patrzę na niego z  odrazą, gdy
prostuje się i  taksuje moje nagie ciało. Moje spojrzenie wywołuje w  nim
kolejny ironiczny uśmiech. Gdy wydaje mi się, że chce coś powiedzieć,
mężczyzna odwraca się i  idzie w  stronę drzwi. Znika za nimi, a  ja czuję
niewielką ulgę. Choć jestem uwięziona, lepiej znoszę to w  samotności.
Pozostaje mi jedynie modlić się o szybki sen, który choć na chwilę wyrwie
mnie z  tego koszmaru. Zamykam oczy, próbując nie myśleć o niczym, bo
wtedy nie uda mi się zasnąć. Jednak zamiast tego wracam wspomnieniami
do dnia, kiedy razem z  Sofią postanowiłyśmy zgłosić się na ten przeklęty
casting. Byłyśmy podniecone wizją, jaką roztaczało przed nami ogłoszenie.
To miał być nasz najwspanialszy czas, a  okazał się horrorem, którego
stałyśmy się bohaterkami. Dopiero teraz dociera do mnie, jakie to wszystko
było nielogiczne. Te wszystkie badania, których nie rozumiałyśmy. Brak
wielu szczegółów, podstawowych informacji, za to wiele dziwnych
wymogów. Byłyśmy tak cholernie ślepe. Nasza głupota i chęć wyrwania się
z  domowego więzienia, zaprowadziły nas do piekła, z  którego nie ma już
wyjścia. Choć wciąż mam nadzieję, że uda mi się je znaleźć.
Rozdział 5

Gdy tylko otwieram oczy, zaczynam tęsknić za snem. Za spokojem, który


opuszcza mnie od razu po przebudzeniu. W pierwszym odruchu rozglądam
się po pomieszczeniu, by upewnić się, że jestem tu sama. Mając pewność,
że go nie ma, próbuję wstać, ale szybko uświadamiam sobie, że to
niemożliwe. Ręce wciąż mam przypięte do ramy zagłówka. Cholera.
Próbuję znów zasnąć, by jakoś to przeczekać, jednak zamiast tego
zaczynam myśleć. Żałuję swojej decyzji. Żałuję tego, że nie wyczułam
żadnego podstępu, chociaż wszystko od początku powinno wydawać mi się
bardzo podejrzane. Żałuję, że błagałam Iana o  to, by nie odsyłał mnie do
domu. Wielu rzeczy żałuję. Czuję, jak pod moimi powiekami gromadzą się
łzy, którym niechętnie pozwalam popłynąć po policzkach. Nie mogę
pozwalać sobie na taką słabość. Mówię to sobie tak często, a  mimo
wszystko wciąż popełniam ten sam błąd. Pozwalam emocjom wziąć górę.
Gniew i  rozpacz mącą mi w  głowie, która powinna oczyścić się teraz ze
wszelkich uporczywych myśli. Muszę to zrobić, jeśli chcę wyjść cało z tego
koszmaru. Wciąż wierzę, że dam sobie z  tym radę. Nie powinnam jednak
prowokować Iana, nie chcę przeżywać ponownie tego, co wydarzyło się
wczoraj. Niechciane wspomnienia natychmiast wracają, a  przerażenie
narasta. Trzęsę się od płaczu i negatywnych emocji.
– Boże, nie dam sobie rady – szlocham.
W końcu dochodzi do tego, że mój płacz staje się głośny, poza moją
kontrolą. Uspokajam się dopiero, gdy zamykam oczy i  widzę rodziców.
Muszę być dla nich silna. Dla nich i  mojej przyjaciółki, która przecież
przeżywa ten sam koszmar. Jeśli tylko uda mi się uwolnić, odnajdę ją,
choćbym miała szukać jej przez całe życie. Czuję się winna za to, co ją
spotkało.
Znów chce mi się płakać, ale tym razem nie pozwalam sobie na to.
Biorę kilka głębokich wdechów i  gdy tylko się uspokajam, do
pomieszczenia wchodzi Ian. Jakby mnie podglądał i  czekał na najlepszy
moment. Podchodzi do mnie nieśpiesznie, bez słowa pochyla się nade mną
i  w kilka sekund uwalnia mi ręce, które bezwładnie opadają na materac.
Jednak zdrętwiały i  zupełnie ich nie czuję, ale w  końcu przychodzi
mrowienie, które jest jeszcze gorsze.
– Jak się spało? – pyta ironicznie mężczyzna.
Rzucam mu gniewne spojrzenie, chociaż wiem, że nawet to może
okazać się dużym błędem i  pretekstem do kolejnej kary. Choć chcę być
mądra, nie jestem w  stanie ulec mu tak po prostu i  robić tego, czego ode
mnie wymaga.
– Zadałem ci chyba proste pytanie – odzywa się ostrzej.
Krzyżuje ręce na klatce i  przygląda mi się wyczekująco. Natomiast ja
próbuję unieść się do pozycji siedzącej, co okazuje się trudniejsze, niż się
spodziewałam. Grymas bólu wykrzywia mi twarz, jednak szybko znika, bo
ten ból jest przecież niczym w porównaniu do tego, co może mnie spotkać
przez mój brak odpowiedzi.
– Źle… panie – cedzę przez zaciśnięte zęby.
– Sama jesteś sobie winna. Wstawaj, musisz się wykąpać.
Robię, co mi każe, i  po chwili wchodzę do łazienki. Przyglądam się
mężczyźnie, kiedy odkręca wodę, odruchowo zaczynam rozglądać się za
czymś, czym mogłabym go zaatakować. Naprawdę o tym myślę, mimo że
szanse na powodzenie ucieczki są nikłe. Niestety nic takiego nie znajduję.
Nic, czym mogłabym go naprawdę boleśnie zranić. Może to i lepiej. Znów
coś by nie wyszło i skończyłabym jeszcze gorzej niż wczoraj. Który to już
raz powtarzam sobie w myślach, że muszę być mądra? Nie mogę korzystać
z pierwszej lepszej szansy ucieczki. Muszę znaleźć tę idealną, która będzie
dla mnie prawdziwym ratunkiem. Jeśli takiej nie dostrzegę, poczekam, aż
uwolnię się od tego potwora i  trafię do kogoś, u  kogo taka szansa się
pojawi.
Kiedy wanna napełniona jest wodą, Ian kiwa na mnie głową na znak, że
mam wejść do środka. Wykonuję to polecenie, ukrywając przyjemność
i  ulgę, jaką jest dla mnie kąpiel. Być może odebrałby mi tę możliwość,
gdyby zobaczył, że sprawia mi radość? Tym razem wody jest dużo więcej
niż poprzednio. Zakrywa moje ciało, gdy tylko opieram głowę o  brzeg
wanny. Jednak teraz nie chodzi przecież o  złamanie jakiejś części mojej
duszy. Wtedy było inaczej. Dziś już nie wstydzę się stania nago obok niego.
Pokazał mi dosadnie, że to nic takiego, skoro zmusza mnie do dużo
gorszych rzeczy.
Ian kładzie obok mnie płyn, gąbkę oraz maszynkę i  ku mojemu
zaskoczeniu opuszcza łazienkę. Uśmiecham się od razu, gdy zostaję sama.
Muszę cieszyć się z tych drobiazgów, bo tylko one mi zostały. Sięgam po
gąbkę i  płyn, po czym dokładnie się namydlam, wykonuję starannie
depilację, a  na koniec myję włosy i  gdy już mam wychodzić, do łazienki
wraca mężczyzna. Kładzie na blacie jakiś materiał, który zapewne jest
moim ubraniem. Sam staje przed wanną i rozciąga ręcznik.
– Wychodzimy – informuje ponaglająco.
Unoszę się i  pozwalam mężczyźnie okryć się miękkim ręcznikiem.
Podaje mi dłoń, którą chwytam z  niemałym wahaniem. Pomaga mi wyjść
z  wanny, ale nawet po tym mnie nie puszcza. Zaciska palce mocniej, gdy
próbuję wyswobodzić się z jego dotyku. Opuszczam głowę, bojąc się jego
spojrzenia, widoku twarzy człowieka, który postanowił mnie zniewolić.
Jestem przerażona. Za każdym razem, gdy dochodzi między nami do
kontaktu fizycznego, cała drętwieję i obezwładnia mnie strach.
– Spójrz na mnie, laleczko – mówi gardłowo. – Spójrz albo cię do tego
zmuszę – dodaje, gdy nie reaguję na jego rozkaz.
Unoszę głowę i  spotykam się z  jego przenikliwym spojrzeniem, które
sprawia, że znów mimowolnie kulę ramiona. Nagle unosi rękę, a  ja
pochylam się odruchowo, zasłaniając ramieniem, by niknąć ciosu.
– Proszę, nie rób mi krzywdy – błagam przez łzy.
– Marino – szepcze.
Nieśmiało opuszczam rękę i  znów na niego patrzę. Mogłabym
powiedzieć, że się uśmiecha, choć nie jest to oczywisty uśmiech. Nie. To
coś, co sprawia, że znów się boję. Tym razem nie przemocy z jego strony,
a tego, co siedzi w jego głowie, co planuje zrobić. Nagle jego dłoń dotyka
mojego policzka. Przesuwa ją wolno, do moich ust, po których przejeżdża
kciukiem. Wpatruję się w  niego z  obawą, ale teraz nie potrafię skupić się
nawet na oddechu. Znów coś odebrało mi zdolność myślenia.
– Stój grzecznie – odzywa się po chwili.
Szorstka ręka mężczyzny zjeżdża z mojej twarzy na obojczyk, po czym
zahacza o  ręcznik. Kiedy już myślę, że go ze mnie zrzuci, on robi coś,
czego się nie spodziewałam. Jednym ruchem odwraca mnie tyłem do siebie
i przyciąga tak, że uderzam plecami o jego tors.
– Ubierz się – warczy.
Nic nie rozumiem. Byłam pewna, że po raz kolejny zrobi coś, z czym
nie będę mogła sobie poradzić. A  on po prostu wychodzi. Jasne, że czuję
ulgę, ale to, że nie mogę przewidzieć jego kolejnego kroku, doprowadza
mnie do szału. Chciałabym umieć to zrobić.
Podchodzę do blatu przy umywalce, gdzie czeka na mnie kolejna
koszulka. Ta jest biała, prosta, ale zasłania jedynie pośladki, a piersi okrywa
niewielki skrawek materiału. Ubrana sięgam po szczoteczkę do zębów, na
widok której uśmiecham się w duchu. Brakuje mi tych zwykłych czynności.
Mycia zębów, czesania włosów czy wyboru tego, co założę. Wydawało mi
się, że moja mama chce decydować o moim życiu. Teraz wszystko, co ma
mnie spotkać, jest w  rękach mężczyzny, który sprawia, że boję się
oddychać, gdy jest w pobliżu.
Wychodzę z łazienki i zatrzymuję się gwałtownie tuż przed Ianem. Nie
spodziewałam się, że będzie czekał na mnie pod drzwiami, dlatego moje
serce od razu przyśpiesza.
– Zostań tu – mówi szorstko i odchodzi.
Obserwuję, jak siada przy stoliku uginającym się od nadmiaru jedzenia.
Na jego widok od razu przełykam ślinę. Choć stoję, bo Ian mi kazał, to
w  wyobraźni podbiegam do niego i  rzucam się na wszystko, by zwalczyć
głód, który teraz zdaje się być nie do wytrzymania.
– Chciałabyś coś zjeść?
Mój żołądek zaciska się w odpowiedzi na jego pytanie, jednak ja sama
z trudem otwieram usta.
– Tak, panie – odpowiadam potulnie.
Mam wrażenie, że zrobiłabym wszystko, by tylko pozwolił mi
skosztować choć kęsa.
– Więc uklęknij.
Otwieram szerzej oczy, ale szybko dochodzi do mnie, że to nic, co
mogłoby mnie zaskoczyć. Przecież jestem tu wystarczająco długo, by
wiedzieć, że jego rozkazy zazwyczaj mają na celu upokorzenie mnie, a ten
to nic przy tym, co zdążył zrobić mi do tej pory. Wolno opadam na kolana
i dumnie unoszę głowę, by udowodnić samej sobie, że wciąż mam godność,
której on nie jest w stanie mi odebrać.
– A teraz podejdź do mnie w tej pozycji.
W pierwszej chwili patrzę na niego tak, jakbym nie dosłyszała rozkazu.
Jednak zimne spojrzenie mężczyzny od razu daje mi do zrozumienia, że nie
powtórzy, a  ja mam ostatnie sekundy, by zdecydować, czy jestem
wystarczająco głodna. Opuszczam głowę, a  dłonie układam na podłodze.
Pełznę w  kierunku mojego dręczyciela, mając w  głowie zupełną pustkę.
Mam ochotę się rozpłakać, ale nie robię tego.
Zatrzymuję się, gdy zauważam buty Iana. Ten chwyta mnie pod brodą
i unosi mi głowę tak, bym musiała na niego patrzeć. Ponownie przejeżdża
kciukiem po mojej wardze. Mimowolnie mrużę oczy, bo ten dotyk jest
równie przyjemny, co niepokojący. Z  pewnością zupełnie niepodobny do
wszystkiego, do czego dotąd mnie przyzwyczaił.
– Rozchyl wargi – rozkazuje zaskakująco miękko.
Choć jedną dłonią wciąż trzyma moją brodę, w  drugiej zauważam
kawałek mięsa. Otwieram usta, a  jego palce wślizgują się między nie,
zostawiając kęs jedzenia. Mam wrażenie, że mijają godziny, nim je
wysuwa, pozwalając mi poczuć i przeżuć posiłek.
– Widzisz, potrafisz być posłuszna – mówi, jakby rozbawiony.
Zaskakuje mnie, gdy wstaje z miejsca. Zadzieram głowę, by zamiast na
rozporek, spojrzeć na jego twarz.
–  Zjedz. Musisz mieć dużo sił. Jeszcze nie odpokutowałaś za
wczorajszy wybryk – mówi surowo.
– Dlaczego mi to robisz? – łkam.
– Mam za zadanie nauczyć cię posłuszeństwa.
Chyba chce powiedzieć coś jeszcze, ale komórka w  jego kieszeni
zaczyna dzwonić. Ian odbiera połączenie i  rusza w  stronę drzwi. Nim
wychodzi, rzuca wiązankę przekleństw, która z  jakiegoś powodu mnie
niepokoi. Jakby coś mi mówiło, że jego wzburzenie niebawem odbije się na
mnie. Szybko przestaję o  tym myśleć. Zerkam na jedzenie i  unoszę się
z podłogi. Siadam na krześle, po czym od razu rzucam się na talerze. Czuję
się tak, jakby miał być to mój ostatni posiłek. Zamierzam zjeść tyle, ile
będę w stanie. Kto wie, kiedy ponownie nadarzy się kolejna okazja.
IAN
– Następnym razem opanuj się, do chuja! – krzyczę do słuchawki, niemal
miażdżąc ją w dłoni. – Myślałem, że wyszkoliłem cię na tyle, byś nie robił
takich błędów!
– Suka chciała uciec, poniosło mnie – tłumaczy spanikowany Rick.
– Wiesz, że teraz, zamiast wykonywać swoje zadanie, będziesz musiał
poczekać, aż dojdzie do siebie?
– Wiem, kurwa, wiem. To się więcej nie powtórzy.
– Mam nadzieję. Panuj nad sobą.
Wychodzę z  piwnicy i  kończę połączenie. Powinienem zadzwonić do
szefa, by przekazać mu, że Rick o  mały włos nie zatłukł dziewczyny na
śmierć. Jednak to ostatnia osoba, z którą mam ochotę rozmawiać. Poza tym
ten chłopak jeszcze się uczy, a  to jego pierwsze zlecenie. Powinien mieć
szansę na poprawę błędów. Mam nadzieję, że więcej tego nie zrobi, bo obaj
będziemy mieć problemy. Kiedy go szkoliłem, powtarzałem mu, że
samokontrola jest tu kluczowa, choć dziś sam na moment ją straciłem. Nie
powinienem wychodzić, to był błąd, jednak zostanie z tą dziewczyną choć
chwilę dłużej mogłoby okazać się jeszcze większą pomyłką.
Nie zamierzam dziś do niej wracać. A  więc po raz kolejny tego dnia
zrobię coś, czego robić nie powinienem. Jednak to może skończyć się
kurewsko źle. Marina może wytrącić mnie z  równowagi i  w ciągu kilku
chwil podzielić losy podopiecznej Ricka. Może też nie zrobić niczego, co
sprawi, że tym razem ja stracę kontrolę i zrobię coś, co pięć lat temu zostało
mi zabronione. Ona nie będzie powodem mojego złamania. To ja złamię ją
i  oddam w  stanie, w  jakim oddaję każdą dziewczynę. Będzie kolejną
stworzoną przeze mnie marionetką, zaprogramowaną do wykonywania
każdego rozkazu. Jest silna, więc czekają mnie tygodnie pełne rozrywki.
Rozdział 6

Budzę się z  dziwnym uczuciem. Jakby wszystko mówiło mi, że zaraz


wydarzy się coś bardzo złego. Powinnam to zignorować, bo przecież jestem
w  miejscu, gdzie cały czas spotykają mnie straszne rzeczy. Mimo to nie
potrafię odgonić od siebie niepokoju. Bardzo ostrożnie wstaję z  łóżka,
a  dudnienie serca odbija mi się echem w  głowie. Nie umiem tego
zignorować. Idę do łazienki, korzystam z  toalety, myję zęby i  gdy tylko
kończę, słyszę dźwięk zamykających się drzwi. Przechodzi mnie zimny
dreszcz. Niemal wbiegam do pokoju, by nie zasłużyć na kolejną karę. Ian
stoi na środku pomieszczenia, wyciąga rękę w  moim kierunku i  gestem
każe mi podejść.
– Patrz na mnie – mówi, gdy staję naprzeciwko niego. – Cały czas.
Robię, co mi każe, ale to cholernie trudne. Kiedy patrzy na mnie
obojętnym wzrokiem, jest dużo łatwiej, jednak teraz jego spojrzenie jest
ostre i skupione. Mężczyzna łapie mnie w talii i robi duży krok do przodu,
tym samym zmuszając mnie do cofnięcia się. Stawia kolejny krok
i następny, aż w końcu moje plecy zderzają się ze ścianą. Wciągam głośno
powietrze, którego od razu zaczyna mi brakować. Czuję się jak
w potrzasku.
– Co robisz? – pytam przerażona.
– Postaraj się bardziej – odpowiada surowo.
–  Co robisz, panie?  – poprawiam się od razu, pragnąc poznać jego
zamiary.
Ian uśmiecha się przebiegle i  już wiem, że to mi się nie spodoba.
Bardzo nie spodoba.
–  Kolejna lekcja, laleczko  – szepcze złowrogo, po czym pochyla się
nade mną. – Sprawdzimy, czy potrafisz mi się oddać.
– Co? – wyduszam z trudem.
Oddać? Nie ma mowy. Nie zmusi mnie do tego. Nieważne, jaka byłaby
kara za nieposłuszeństwo, ale nie pozwolę mu na to.
–  Teraz to ja jestem twoim panem. Musisz nauczyć się uległości  –
tłumaczy to tak, jakby wszystko było oczywiste.
Na usta ciśnie mi się odpowiedź, że nie mam pana, ale nie chcę go
rozwścieczyć. Jakaś część mnie wciąż wierzy, że jego słowa są bez
pokrycia i nic złego mi się nie stanie. Ufam tej części, bo tylko dzięki niej
nie robię niczego głupiego.
Mężczyzna cofa się odrobinę i prostuje, przygląda mi się z góry przez
dłuższy czas, aż w końcu znów się porusza. Bardzo wolno łapie za krawędź
swojego T-shirtu i  unosi materiał, odsłaniając idealnie wyrzeźbione ciało.
Nie powinnam zwracać uwagi na jego wygląd, przecież właśnie się rozbiera
i  nie wiem, co planuje. Szybko to do mnie dociera. Na szczęście po
ściągnięciu koszulki nie sięga do spodni. Liczę, że tak właśnie zostanie.
Znów zmniejsza odległość między nami, dłoń kładzie na moim ramieniu
i zsuwa ramiączko koszulki. Robi to samo z drugiej strony i materiał opada
na podłogę, obnażając mnie. Wzdrygam się i intuicyjnie próbuję uciec, ale
ściana i ciało Iana stworzyły pułapkę, z której nie ma wyjścia.
Jego palce zaciskają się nagle na moim nadgarstku, a ten dotyk sprawia,
że strach zupełnie odbiera mi zdolność oddychania. Unosi moją rękę
i kładzie ją na torsie. Pragnę ją cofnąć, ale powstrzymuję ten odruch. Patrzę
na dłoń i  widzę, jak drży. Całe moje ciało drży i  nie potrafię tego
powstrzymać. Ian nie rozluźnia uścisku. Kiedy stoję w  bezruchu, zmusza
mnie do przejechania palcami po jego brzuchu. Czuję się tak, jakbym za
chwilę miała stracić przytomność. Marzę o  tym. Chciałabym zemdleć
i skończyć to wszystko.
– Powtórz to, sama – rzuca cierpko mężczyzna.
Ponownie kładzie moją dłoń na swojej piersi i  puszcza ją, a  ja znów
wyobrażam sobie, jak ją zabieram. Zaciskam mocno zęby i  bardzo wolno
sunę palcami po jego mięśniach. Nie jestem pewna, jak właśnie się czuję.
Strach oraz niepewność mieszają się z  czymś, czego nawet nie potrafię
nazwać.
–  Dobrze  – mówi z  aprobatą Ian, gdy moje palce zatrzymują się na
pasku jego spodni. – Teraz ja.
Kręcę głową, posyłając mu błagalne spojrzenie. Jednak on jedynie się
uśmiecha. W ciągu sekundy uderza swoim ciałem o moje i dociska mnie do
ściany. Choć do tej pory myślałam, że jestem w  pułapce, uświadamiam
sobie, że dopiero teraz tak naprawdę się w niej znalazłam.
Ian przejeżdża wierzchem dłoni po moim policzku, ale jego oczy
skupione są na moich. Czuję na skórze dotyk, który pali mnie równie
mocno, jak pali ogień. Wolne ruchy wydają się większą torturą od
gwałtownego ataku.
– Proszę – łkam, gdy zaciska palce na mojej piersi.
– Nawet nie zacząłem, a ty już tchórzysz?
– Nie chcę tego. Nie chcę, żebyś mnie dotykał.
– Niestety, nie ty tu decydujesz – warczy w moje usta.
Nagle jego zęby zaciskają się na mojej dolnej wardze. Otwieram
szeroko oczy i  działając instynktownie, kładę dłonie na jego piersi,
próbując go odepchnąć. Jednak to tak, jakbym chciała przesunąć skałę.
Łapie mnie za biodra, a językiem przejeżdża po wardze, którą chyba przed
chwilą przegryzł do krwi. Nie jestem pewna, zbyt mocno dudni mi
w głowie, bym mogła skupić się na tym, co dokładnie się dzieje.
– Ian – jęczę żałośnie.
–  Ian?  – pyta nieprzyjacielsko, ani na sekundę nie odrywając się od
moich ust.
– Panie, to boli – szepczę.
Jestem przekonana, że jego odpowiedź mi się nie spodoba. Zaskakuje
mnie, gdy puszcza moją pierś i  odchyla głowę. Wciąż jednak jest blisko,
zbyt blisko. Zerka niżej, patrząc na moje dłonie, które wciąż spoczywają na
jego klatce piersiowej.
– Zostaw – mówi, nim je zabiorę, jakby dokładnie wiedział, że chcę to
zrobić.
Nagle jego palce zaczynają gładzić skórę moich bioder. Tym razem nie
jestem w stanie powstrzymać się od reakcji. Łapię je i próbuję oderwać od
siebie. W  odpowiedzi Ian jedynie kręci wolno głową. W  ciągu sekundy
chwyta mnie za pośladki i  unosi. Choć tego nie chcę, jestem zmuszona
zapleść nogi wokół jego bioder. Na mojej łechtaczce czuję jego penisa i po
raz kolejny pragnę stracić przytomność. Mężczyzna rzuca mnie na łóżko
i  siada na mnie okrakiem, uniemożliwiając mi jakikolwiek ruch. Rękoma
blokuje moje dłonie, kładąc je tuż nad głową. Pochyla się tak, że nasze
twarze znajdują się bardzo blisko siebie.
– Naprawdę wciąż chcesz walczyć? – pyta drwiąco.
– Proszę.
W odpowiedzi mężczyzna jedynie unosi kącik ust, po czym pochyla się
i  przejeżdża językiem po mojej szyi. Wzdrygam się na ten gest, ale nie
jestem w  stanie niczego zrobić. Mogę jedynie otworzyć usta i  powiedzieć
coś, co najprawdopodobniej pogorszyłoby moją sytuację. Zamykam oczy,
gdy Ian znaczy mokrą ścieżkę na moim ciele, i próbuję o tym nie myśleć.
Jednak gdy jego usta zaciskają się wokół mojego sutka, zaczynam wiercić
się pod jego ciężarem. To nie próba ratunku, to coś zupełnie innego, czego
się kompletnie nie spodziewałam. Czuję wstyd, gdy gdzieś w  głębi
podświadomości pojawia się myśl, że to, co robi mężczyzna, jest
przyjemne. Boże, jak mogłam to w ogóle do siebie dopuścić?
– Grzeczna dziewczynka – Ian mruczy, gdy jego usta dotykają mojego
brzucha.
Spanikowana łapię powietrze, a  całe moje ciało przeszywa dreszcz.
Mężczyzna zjeżdża jeszcze niżej, a  gdy znajduje się pod pępkiem,
zaczynam panikować. Nagle puszcza moje ręce, by zsunąć się jeszcze niżej.
Choć nie jestem już obezwładniona, nie potrafię nic zrobić.
– Chciałbym zobaczyć, jak dochodzisz – oznajmia poważnie.
Unosi się i  patrzy na mnie tak, jakby oczekiwał odpowiedzi. Teraz
nawet nie musi mnie trzymać, bym nie była w  stanie drgnąć. Jego słowa
sprawiły, że zupełnie mnie sparaliżowało.
– Panie? – pytam przez zaciśnięte gardło.
Ian patrzy mi w skupieniu w oczy. Prostuje się i przez moment taksuje
mnie wzrokiem, po czym znów wraca spojrzeniem do mojej twarzy.
– Tak? – pyta ochrypłym głosem.
– Co chcesz zrobić?
– Teraz nic – mówi poważnie, po czym schodzi z łóżka. – Mamy na to
czas.
– Na co?
Siadam gwałtownie, czekając na jego odpowiedź, ale on nie zamierza
się odezwać. Bierze w dłoń swój T-shirt i wychodzi, natomiast ja zeskakuję
z  łóżka i  podbiegam do koszulki, którą w  pośpiechu zakładam. Ubrana
przechodzę do łazienki, podchodzę do zlewu i  obmywam twarz zimną
wodą. Patrzę na swoje odbicie w lustrze, nieobecne oczy i zaróżowione ze
wstydu policzki. Nie rozumiem, co się stało. Jak mogę walczyć
z mężczyzną, który ma nade mną całkowitą władzę, a jego ruchy nigdy nie
są oczywiste? Mam mu się po prostu oddać? Tak bez walki? Gdy walczę,
jest gorzej. Gdy tego nie robię, czuję do siebie wstręt. Co więc wybrać? Jak
radzi sobie Sofia? Chciałabym wiedzieć, co u  niej, chociaż mam
świadomość, że nie może być lepiej. Chyba że zrozumiała, że nie może się
stawiać. Tak jak ja, ale nie potrafię być posłuszna. Moja przyjaciółka ma
przecież hardy charakter. Wątpię, by teraz było z nią lepiej, ale liczę, że nie
musi przeżywać tego, co przeżywam ja.
Znów słyszę dźwięk zamykających się drzwi. Ostrożnie wychodzę
z  łazienki, obserwując, jak Ian zostawia talerz na stole. Czekam, aż się
odezwie, każe mi przyjść na kolanach lub zmusi mnie do czegoś równie
upokarzającego, ale to nie nadchodzi. Mężczyzna opuszcza pomieszczenie
bez słowa, bez żadnego gestu. Dlaczego tak dziwnie się z tym czuję? Czy
naprawdę przyzwyczaił mnie już do upodlenia? Kurwa, jeśli mi tego
brakuje, jestem równie chora jak on.
Podchodzę do stolika, siadam na krześle i  choć jestem głodna, nie
zabieram się od razu do jedzenia. Najpierw rozmyślam, czy to również nie
jest podstępem. Później dociera do mnie, że nawet jeśli, nie powinnam się
już tym przejmować. Bo co gorszego mogłoby mnie spotkać? Śmierć?
W  tym wypadku byłaby dla mnie wybawieniem. Na samą myśl o tym, że
gdzieś na talerzu ukryta jest trucizna, sięgam po posiłek.
Po zjedzeniu opróżniam szklankę z wodą i kładę się na łóżku, wiedząc,
że Ian tu wróci. Może tylko po naczynia, a może zechce dokończyć to, co
zaczął wcześniej.
Rozdział 7

Nie wiem nawet, kiedy usnęłam. Jednak gdy tylko otwieram oczy, wstaję
z łóżka. Obawa o to, że Ian zaatakuje, gdy będę spała, skutecznie pomaga
mi w  rozbudzeniu. Odważnie podchodzę do ściany, na której wiszą
narzędzia tortur, jakich nie chcę nigdy poznać na własnej skórze. Nie wiem,
czy uległość wystarczy, bym nie doświadczyła tego, co może mi zrobić ten
mężczyzna. Nie mam nawet pojęcia, jak nazywają się te rzeczy.
Z  wyjątkiem kajdan i  pejczy, wszystko jest dla mnie zupełnie obce.
Chciałabym, żeby tak zostało. Przejeżdżam palcami po kolcach,
ozdabiających niewielką skórzaną deskę, i  nawet to uczucie wzbudza we
mnie lęk.
– Lepiej, żebyś na to nie zasłużyła.
Podskakuję na ostry głos mężczyzny i gwałtownie odwracam się w jego
stronę. Kładzie właśnie talerz na stoliku, ale skupia spojrzenie jedynie na
mnie.
– Chciałam tylko… chciałam... – jąkam się.
–  Chciałaś zaspokoić swoją ciekawość  – mówi za mnie. Podchodzi
i zaciska palce na mojej brodzie. – Mogę ci w tym pomóc.
– Nie! – rzucam spanikowana.
– Spokojnie, laleczko.
Zsuwa ze mnie koszulkę, znów odsłaniając nagie ciało. Sięga po coś za
moimi plecami, po czym pokazuje mi skórzane kajdany, a po chwili blokuje
mi nimi dłonie. Patrzę na to, jakbym obserwowała wszystko z  boku. Ian
znów po coś sięga, ale nie pozwala mi zobaczyć, co to takiego. Odwraca
mnie tyłem do siebie, po czym zakłada na mój brzuch skórzany pasek,
którym oplata także moje uda, tuż przy ich złączeniu.
– Nic ci nie zrobię – szepcze mi do ucha, gdy drżę ze strachu.
To mnie nie uspokaja. Żałuję, że tu podeszłam i sprowadziłam na siebie
to wszystko. Mogłam zostać w  łóżku i  może nic by się nie stało. Teraz
jednak jest już za późno.
Ian sunie palcami po moich ramionach, wywołując dreszcze, zarówno
przyjemne, jak i  obezwładniające. Mój oddech staje się nierówny, a  bicie
serca zdaje się być jedynym dźwiękiem roznoszącym się po całym
pomieszczeniu.
– Boisz się?
Oddech mężczyzny owiewa mi kark, na którym po chwili spoczywają
jego usta. Teraz zaczynam tracić zmysły. Jeśli zaraz nie stanie się coś złego,
zacznę uważać, że to sen, w którym Ian jest miły i czuły.
– Tak – odpowiadam drżącym głosem.
– Niepotrzebnie.
Odchodzi ode mnie i staje tuż przy ścianie, przyglądając się dokładnie
wszystkim przedmiotom. Po chwili sięga po jeden z  nich. Jest to coś, co
przypomina pejcz, z tą różnicą, że nie jest zakończony paskami, a podłużną
deską, otoczoną skórzanym materiałem. Mężczyzna staje przede mną,
unosząc przyrząd przed moją twarzą. Najpierw naciska na brodę, zmuszając
mnie, bym na niego patrzyła. Gdy widzi, że nie zamierzam opuszczać
głowy, przesuwa deską niżej, zatrzymując się na piersiach.
– Gotowa? – pyta przerażająco poważnie.
W odpowiedzi kręcę głową. Ian uśmiecha się nieznacznie, po czym
przesuwa przyrząd dalej, przejeżdżając po moich złączonych dłoniach,
zatrzymuje się na biodrze i wtedy uderza. Mrużę oczy, jakbym czekała na
większy ból, ale uświadamiam sobie, że choć nie było to przyjemne, wcale
nie bolało. Znów otwieram oczy, posyłając mężczyźnie zaskoczone
spojrzenie. Odwraca się i  sięga po to, czego najbardziej się bałam. Rzecz
tak podobną do poprzedniej względem kształtu, ale jednocześnie tak
odmienną. Zamiast gładkiej powierzchni, zdobią ją małe kolce.
–  Tą klepką można zrobić krzywdę  – informuje jakby zamyślony,
przesuwając kolcami po moim biodrze. – Można, ale nie twierdzę, że ci ją
zrobię – dodaje, widząc moje przerażenie.
Przełykam głośno ślinę, kiedy kolce wciąż drażnią moje ciało. Robiąc
to, Ian nie spuszcza ze mnie przenikliwego spojrzenia, co sprawia, że
denerwuję się jeszcze bardziej. W końcu odkłada klepkę i wsuwa palce pod
skórzane paski na moich udach, przyciągając mnie tym samym do siebie.
Odruchowo kładę dłonie na jego torsie, by nie stracić równowagi przez
gwałtowny gest mężczyzny.
– Gratulacje. Udało ci się.
– Co takiego? – pytam zdezorientowana.
– Uniknąć kary.
Przypominam sobie jego ostatnią groźbę, kiedy ostrzegał, że jeszcze ze
mną nie skończył, że mam zbierać siły na dalszą część kary. Czuję jakąś
ulgę, bo jestem przekonana, że nie spodobałoby mi się to, co mógłby mi
zrobić.
Po chwili Ian uwalnia mnie z  kajdan i  pasków, odkłada je na miejsce.
Podchodzi do drzwi i zerka na mnie przez ramię.
– Zjedz coś – mówi bezbarwnie.
Przez dłuższą chwilę stoję w  bezruchu, próbując poukładać sobie
wszystko w głowie. Niewiele jednak rozumiem, a im bardziej się skupiam,
tym większą mam pustkę w głowie. Zrezygnowana zabieram się do posiłku,
choć teraz nie jestem głodna.
Kilka godzin później decyduję się na kąpiel. Nie wykluczam, że spotka
mnie przez to kara, bo przecież mam robić to, co on mi każe, ale mimo
wszystko ryzykuję. Potrzebuję kąpieli.
Zanurzam się w gorącej wodzie pełnej piany i zamykam oczy. Czuję się
brudna przez jego dotyk i  choć wiem, że woda nie zmyje tego rodzaju
brudu, staram się zrobić cokolwiek, by tylko pomóc sobie w zapomnieniu
wydarzeń z  ostatnich dni. Że był moment, w  którym byłam bardziej
ciekawa niż przerażona. Jedynie strach wydaje się słuszną emocją, na jaką
mogę sobie pozwalać. Nigdy nie powinnam czuć niczego poza nim.
Myślami wracam do chwil, kiedy byłam szczęśliwa. To przykre, że było
ich tak niewiele. Tak naprawdę nigdy nie potrafiłam cieszyć się życiem,
jakie otrzymałam od losu. Zawsze brakowało mi czegoś, co wypełniłoby
pustkę w moim sercu, z którą chyba się urodziłam. Jako dziecko nie miałam
powodów do zmartwień, ale mimo to nie byłam szczęśliwą dziewczynką.
Oczywiście, śmiałam się, bawiłam z  innymi dziećmi, nie płakałam i  nie
byłam wycofana. Jednak kiedy o tym myślę, uważam, że nawet wtedy było
ze mną coś nie tak. Wtedy tego nie widziałam, w gruncie rzeczy rozumiem
to właśnie teraz. Wygląda jednak na to, że tej pustki już nic nigdy nie
wypełni. Bo przecież zostałam skazana na los, na który być może
zasłużyłam. Sama nie wierzę, że przyszło mi to do głowy. Z drugiej jednak
strony, nigdy nie byłam wdzięczna rodzicom za to, że zapewnili mi
spokojną przyszłość. Widziałam jedynie minusy sytuacji, w  jakiej mnie
postawili. A przecież ich decyzja miała pomóc mi w życiu. Nienawidziłam
ich firmy i wszystkiego, co się z nią wiązało. Chciałam uciec i skończyłam
jako niewolnica w  rękach diabła. Niewolnica, którą ma oddać po
przeszkoleniu kolejnemu potworowi. Gdybym mogła cofnąć czas, nie
zdecydowałabym się na to wszystko. Pragnęłam poznać świat, zostać kimś,
a  skończę jako nikt. Czy jednak zasłużyłam sobie na taki potworny los?
Chciałam jedynie spełnić marzenia o  lepszym życiu, o  możliwości
decydowania o  sobie. Może i  zachowałam się nieodpowiedzialnie, ale nie
jestem winna temu, co mnie spotkało.
Cichy dźwięk wyrywa mnie z myśli, uchylam powieki i spotykam się ze
skupionym spojrzeniem Iana. Cholera.
– Przepraszam – rzucam od razu.
Kuca obok i wyciąga dłoń. Dopiero po chwili orientuję się, że wskazuje
nią gąbkę, leżącą na brzegu wanny. Sięgam po nią niepewnie, nie mając
pojęcia, co z nią zrobić. Patrzę na mężczyznę pytająco, a wtedy on zabiera
mi gąbkę z  dłoni i zanurza ją w  wodzie. Sztywnieję od razu, gdy szorstki
materiał sunie po mojej nodze. Poruszam się, kiedy gąbkę zastępuje dłoń
Iana zaciskająca się na moim udzie. Chwytam brzegi wanny, chcąc wyjść
z niej jak najszybciej, ale on mi na to nie pozwala.
– Zostań tak i leż grzecznie – mówi ostrzegawczym tonem.
Po raz kolejny wywołuje drżenie mojego ciała i sprawia, że mój oddech
staje się ciężki. Układam głowę na brzegu wanny i  zamykam oczy, tak
jakby miało mi to pomóc się uspokoić. Dłoń mężczyzny znajduje się
niebezpiecznie blisko miejsca, w jakim nie chcę jej czuć. Jeszcze mocniej
zaciskam oczy, modląc się w duchu, by mnie tam nie dotknął.
– Usiądź – nakazuje głosem nieznoszącym sprzeciwu.
Odrywam plecy od wanny i  prostuję się, następnie bardzo niechętnie
otwieram oczy. Ian puszcza moje udo i znów sięga po gąbkę, którą zaczyna
masować mi ramiona, później plecy, a kiedy kończy, przenosi się na przód
i dotyka nią piersi. Napinam się tak bardzo, że zaczyna mnie to boleć, ale
nie jestem w  stanie nic zrobić. Zagryzam dolną wargę, uświadamiając to
sobie dopiero, gdy czuję metaliczny smak.
– Rozchyl nogi.
Choć słyszę jego rozkaz, nie potrafię go wykonać. Nawet nie chodzi
o to, że nie chcę tego zrobić. Jestem tak bardzo sparaliżowana, że nie mogę
nawet mrugnąć.
– Mam ci w tym pomóc? – pyta przeciągle mężczyzna.
Gdy znów nic nie robię, kładzie dłoń na moim kolanie i przyciąga je do
siebie. Gąbką zaczyna zjeżdżać z  moich piersi niżej, aż do wzgórka
łonowego. Niedługo później puszcza ją i  przygląda mi się zamyślony.
Patrzę na niego, jakbym widziała go po raz pierwszy. Nie mam pojęcia, co
teraz zrobi, a  to jest najgorsze. Kładzie dłoń między moimi piersiami
i  naciska, dając mi tym sygnał, że mam się położyć. Gdy tylko układam
głowę na brzegu wanny, palce mężczyzny zaciskają się na moim sutku. Nie
robi tego mocno, ale to wystarczy, bym zaczęła poruszać się nerwowo,
jakbym chciała zrzucić z siebie jego dłoń. Jakby to było w ogóle możliwe.
Powstrzymuje mnie, układając drugą dłoń między moimi nogami. Wciągam
głośno powietrze, ale od razu przestaję się ruszać. Palce na mojej piersi
zaciskają się jeszcze mocniej.
–  To ten rodzaj bólu, który musisz polubić  – odzywa się szorstko.  –
A to – zaczyna, przesuwając palcami wzdłuż mojej łechtaczki – ten rodzaj
przyjemności, za który masz być wdzięczna.
Wszystko we mnie płonie. Chcę uciekać, a jednocześnie zostać w tym
samym miejscu. Chcę prosić, żeby przestał, ale tak naprawdę pragnę czegoś
wręcz przeciwnego.
– Panie – wyduszam z trudem.
Ian nie odpowiada. Zaczyna masować moją łechtaczkę zdecydowanym
ruchem, a  głośny, niechciany jęk wyrywa się z  moich ust. Boże, zaraz
oszaleję. Czerwony alarm w  głowie każe mi nie dopuścić do tego, bym
poczuła jakąkolwiek przyjemność, ale nie potrafię go posłuchać.
– Patrz na mnie – rzuca surowo, gdy zaciskam mocno powieki.
Wstyd i  niepokojące pragnienie rozrywają moje ciało, a  widok jego
skupionej twarzy wszystko potęguje.
– Nie, proszę – jęczę, czując gorąco w podbrzuszu.
–  Ani się waż zamykać oczy  – warczy, jeszcze mocniej naciskając na
łechtaczkę.
– Panie…
Chcę powiedzieć, żeby przestał, żeby tego nie robił. Chcę oszukać samą
siebie, ale jestem zbyt słaba. Obezwładniona przez dotyk i  spojrzenie
mężczyzny, który doskonale wie, co teraz siedzi mi w  głowie. Widzę to
w jego oczach. Jest dumny z tego, że mnie złamał, bo nie potrafię zmusić
się do sprzeciwu.
Wszystkie mięśnie zaciskają się i  poruszają moim ciałem, nad którym
tracę kontrolę. Nie potrafię utrzymać nawet głowy, bo staje się nagle zbyt
ciężka. Ian puszcza moją pierś i zaciska palce na moich policzkach.
– Patrz na mnie – warczy.
W tym samym momencie dochodzi do tego, czego będę wstydzić się do
końca życia. Szczytuję. Tak mocno i  intensywnie, że na moment tracę
kontakt ze światem. Jednak świadomość wraca szybciej, niżbym tego
chciała. Ian prostuje się, a w jego oczach maluje się duma. Za to w moich
jest już jedynie wstyd.
– Przyniosę ci coś do ubrania – informuje szorstko, po czym zostawia
mnie samą.
Mam ochotę zanurzyć się w  wannie i  utopić. Niestety brakuje mi
odwagi, by zdecydować się na taki ruch. Samotna łza spływa mi po
policzku, ale nie pozwalam sobie na kolejne. Nie mogę tego zrobić. Biorę
kilka głębokich wdechów, mając świadomość, że on tu zaraz wróci i będę
zmuszona spojrzeć mu w  oczy. Wychodzę z  wody, owijam się ręcznikiem
i staję przed lustrem. Patrzę na swoje odbicie z pogardą, doskonale zdając
sobie sprawę z  tego, że kolejna część mnie została właśnie złamana i  to
tylko moja wina. Powinnam walczyć, a poddałam się. Zbyt szybko.
Ian wraca, kładzie czerwony materiał na blacie i  cofa się do drzwi.
Opiera się o futrynę, krzyżując ręce na klatce piersiowej i wpatruje się we
mnie. To wystarczy, bym zaczęła drżeć. Tym razem nie wynika to ze
strachu, a z poczucia poniżenia. Zaciskam zęby i zrzucam z siebie ręcznik,
starając się nie zwracać uwagi na mężczyznę. Wkładam koszulkę, którą
przyniósł, i staję naprzeciwko niego, czekając na kolejny jego ruch. Kładzie
dłoń na moim policzku, następnie zbiera mokre kosmyki włosów z ramion
i kiwa do mnie głową na znak, że mam wyjść z łazienki.
Przechodzę przez pokój, zatrzymując się dopiero przed łóżkiem. Chcę
się odwrócić, ale ciało mężczyzny styka się z  moim. Przykłada usta do
mojego ucha i szepcze:
– Dobranoc, laleczko.
Nim się orientuję, dociska do mojej twarzy materiał, a  już po chwili
zaczynam widzieć jedynie ciemność.
Rozdział 8

Przypominam sobie wszystko, nim otwieram oczy. Boję się unieść powieki,
ale zbieram w sobie odwagę i robię to bardzo ostrożnie. Leżę na łóżku. Jest
zdecydowanie większe od tego, na którym spałam do tej pory. Niepewnie
wstaję i rozglądam się dookoła. Znajduję się w prawdziwej sypialni, a ten
widok sprawia, że zaczynam zastanawiać się, co właściwie się wydarzyło.
Dlaczego tu jestem? Pokój jest surowy. Z wyjątkiem łóżka z białą pościelą,
znajduje się tu także szafa i  komoda w  kawowym odcieniu. Sypialnia
pozbawiona jest jakiegokolwiek ciepła, ale mimo to jest dużo lepsza od
miejsca, w  którym przebywałam wcześniej. Kątem oka zauważam ruch
i  dopiero teraz dostrzegam, że mam okno. Otwarte na oścież, przyciąga
mnie do siebie powiewem powietrza. Podchodzę do niego i  odsuwam
falującą firankę. Przymykam oczy i  zaciągam się kilkukrotnie świeżym
powietrzem. Boże, jak mi tego brakowało. Przed sobą mam niesamowity
krajobraz. Blisko budynku znajduje się las, zajmujący całą przestrzeń, jaką
jest dane mi zobaczyć. Nie wiem, gdzie jestem, ale z pewnością mój pokój
znajduje się wysoko. Pochylam się, by spojrzeć w  dół, jednak od razu
zaczyna kręcić mi się w  głowie. Mam lęk wysokości, o  którym zdążyłam
już zapomnieć.
Na dźwięk otwierających się drzwi od razu odwracam się w ich stronę.
Czuję pewną ulgę, widząc Iana w wejściu. Lepszym złem jest znane zło.
–  Co to za miejsce?  – pytam niepewnie.  – Wciąż jesteśmy w  tym
samym budynku?
W odpowiedzi uśmiecha się w  swój diabelski sposób, a  ja od razu
zaciskam usta.
– Rozgość się, to twój nowy tymczasowy dom – informuje jedynie, po
czym wychodzi.
Krzywię się na dźwięk przekręcanego w  drzwiach klucza. Po chwili
postanawiam sprawdzić, co znajduje się w  tym miejscu. Najpierw
podchodzę do szafy, a  na widok sukienek i  koszulek, które ją wypełniają,
odbiera mi na moment mowę. Wciąż nie mogę zdecydować się, co
chciałabym założyć, ale mogę przynajmniej wybrać z rzeczy, które zostawił
dla mnie mężczyzna. Wszystkie ciuchy są krótkie, zbyt seksowne
i  wulgarne, ale przynajmniej są. Szuflady w  komodzie są puste, ale gdy
zamykam ostatnią, zauważam drzwi, których wcześniej tutaj nie
dostrzegłam. Otwieram je i  odkrywam łazienkę. Na blacie znajdują się
kosmetyki, szczotka do włosów i  szczoteczka do zębów. Obok, zaraz za
ubikacją, jest duża wanna, nad którą powieszono niewielką półkę. Stoi na
niej kilka płynów, leżą gąbka i  maszynki. Wieszaki zdobią trzy białe
ręczniki różnej wielkości, a  przy nich znajduje się także kabina
prysznicowa.
Nie mogę uwierzyć, że z  dnia na dzień trafiłam do miejsca, które
w  porównaniu do poprzedniego więzienia ma ludzkie warunki. Tak, to
wciąż cela, a ja wciąż jestem więźniem. Jeśli jednak miałabym się cały czas
zadręczać i  skupiać jedynie na wadach mojej sytuacji, z  pewnością już
dawno straciłabym resztki samej siebie i pozwoliłabym Ianowi odebrać mi
każdy skrawek duszy.
Nadchodzi wieczór. W  końcu mogę określić porę dnia. Cały czas
wpatruję się w  okno, czując się jak dziecko wpuszczone do wesołego
miasteczka. To zaskakujące, jak docenia się takie drobiazgi, kiedy się je
straci.
Do pokoju wchodzi Ian. Trzyma w dłoni klucz, a po chwili chowa go do
kieszeni.
–  Możesz stąd wychodzić  – informuje beznamiętnie.  – Zamknięte jest
całe piętro. Chodź.
Podchodzę do niego, a  kiedy jestem już naprzeciwko, mężczyzna
wychodzi na korytarz.
Idę więc za nim i  rozglądam się zainteresowana tym, co znajduje się
wokół mnie.
– Na samym końcu masz kuchnię. Jest tu także biblioteka i mały salon –
tłumaczy, wskazując każde z drzwi.
– Czym sobie na to zasłużyłam? – pytam cicho.
–  Przeszłaś pierwszy etap. Czas przygotować cię do warunków, które
czekają na ciebie po wszystkim.
W pierwszym odruchu zaciskam zęby, ale szybko się uspokajam
i  postanawiam udawać, że wcale tego nie powiedział. Nie chcę o  tym
myśleć. Nie teraz. Przystaję obok czarnych drzwi, wyróżniających się na tle
innych, których Ian nie wskazał, kiedy opowiadał o  tym, co i  gdzie się
znajduje.
– Co tu jest?
Mężczyzna zatrzymuje się i zerka na mnie z tajemniczym uśmiechem.
– Niedługo sama się przekonasz.
Tyle wystarczy, bym poczuła ucisk w żołądku. Ian rusza, więc kroczę za
nim i w końcu wchodzimy do kuchni. Zajmuje miejsce przy stole, a ja nie
wiem, co ze sobą zrobić. Choć obok niego leży drugie nakrycie, nie wierzę,
że to takie proste.
– Dziś zjesz ze mną.
Bardzo niepewnie podchodzę do niego i siadam tuż obok. Ian zaczyna
jeść, więc próbuję zrobić to samo. Czuję się tak, jakbym nie potrafiła
posługiwać się sztućcami i zapomniała, jak się przeżuwa. Mimo wszystko
biorę się w  garść i  sięgam po widelec, zatapiając go w  kawałku pieczeni.
Choć nie patrzę na mężczyznę, wiem, że on patrzy na mnie. Jego spojrzenie
niemal wypala dziurę w moim policzku. W końcu nie wytrzymuję i zerkam
na niego.
– Mogę o coś zapytać?
– Jeśli wciąż będziesz zapominać o poprawnej formie zwracania się do
mnie, wrócisz do poprzedniego miejsca.
Zaskakuje mnie swoim ostrym tonem, na którego dźwięk od razu się
prostuję, a serce mi przyśpiesza.
–  Przepraszam  – rzucam zawstydzona.  – Czy mogę o  coś zapytać,
panie?
– Możesz.
– Skąd ta zmiana?
– Mówiłem ci już. Przeszłaś pierwszy etap – odpowiada znudzony.
Kiwam głową, wiedząc, że nic więcej z niego nie wyciągnę. Ian mówi
tylko tyle, ile chce powiedzieć, i  nic nie jest w  stanie sprawić, by
powiedział więcej. Czym był więc pierwszy etap? To pytanie ciśnie mi się
na usta, ale boję się odpowiedzi. Zastanawiam się także, ile etapów jeszcze
na mnie czeka i jak będą one wyglądać.
– Najadłaś się? – pyta, gdy odkładam sztućce.
– Tak, panie.
Mężczyzna wstaje od stołu, więc robię to samo. Wygląda na to, że
wracamy do mojej nowej sypialni.
– Piętro jest zamknięte. Jeśli kiedykolwiek przyjdzie ci do głowy próba
ucieczki, musisz wiedzieć dwie rzeczy. Pierwsza, nie zdołasz opuścić tego
budynku, szybko cię złapię. Druga, jeśli nawet z niego wyjdziesz, dalej nie
ma już dokąd biec  – informuje bardzo surowo.  – Mam opowiedzieć ci
o tym, co czeka cię, jeśli mimo wszystko postanowisz spróbować?
Gwałtownie kręcę głową. Nie chcę o tym słyszeć.
Wchodzę do sypialni, ale Ian nie rusza za mną. To dobrze, mogę
nacieszyć się samotnością. Od razu idę do łazienki, by wziąć szybki
prysznic. Po drodze zabieram jedną z  koszulek, nie zwracając uwagi na
swój wybór  – tak naprawdę wszystkie są takie same. Krótkie, wulgarne
i zupełnie nie w moim stylu. Zdążyłam się jednak do nich przyzwyczaić.
Kabina prysznicowa jest ogromna. Spokojnie zmieściłoby się tu
pięcioro ludzi. Korzystam z  tego, odkręcam wodę i  siadam w  brodziku,
pozwalając spływać na mnie strumieniom wody z  deszczownicy. Zginam
nogi i  przyciągam kolana pod brodę. Zamykam oczy, nie chcąc myśleć
o  tym, co się wydarzyło. Chociaż staram się ze wszystkich sił, to nie
potrafię wyrzucić z głowy wspomnień. Znów zastanawiam się, co dzieje się
z Sofią.
Po prysznicu wchodzę do łóżka, odwracam się na bok, by obserwować
widok zza okna. Im dłużej na niego patrzę, tym bardziej śpiąca się czuję.
Moje powieki nagle są zbyt ciężkie, bym mogła ponownie je unieść.
Rozdział 9

Dziś przebudzenie jest inne. Spokojne? Choć brzmi to cholernie dziwnie, to


pierwsze, co przyszło mi do głowy, gdy tylko uchyliłam powieki. Świeże
powietrze sprawia, że czuję się lepiej, mogę normalnie oddychać.
Opuszczam łóżko, od razu przechodzę do łazienki i  korzystam ze
wszystkich udogodnień, jakie zapewnił mi Ian. Myję włosy, suszę je
i  starannie układam. Patrząc w  lustro, nie widzę siebie, a  wspomnienia,
w  których szykowałam się do każdego wyjścia z  domu. Robię delikatny
makijaż, chcąc przypomnieć sobie, jak to jest żyć normalnie. Przez chwilę
mi się to udaje. Świadomość jednak szybko wraca  – w  chwili gdy
w odbiciu lustra widzę Iana opierającego się o drzwi łazienki. Taksuje mnie
od góry do dołu, ale wyraz jego twarzy jest nieodgadniony. Nie wiem, czy
zrobiłam coś złego, czy ten wyraz twarzy nie oznacza tak naprawdę nic, ale
od razu się spinam. Powoli odwracam się w  jego stronę, a  on przywołuje
mnie do siebie gestem dłoni. Gdy tylko staję przed nim, kładzie dłonie na
moich ramionach i  zrzuca ze mnie ramiączka koszulki. Ten gest już mnie
nie porusza, robi to tak często, że zaczęłam myśleć o  tym, jak o  czymś
naturalnym.
– Teraz lepiej – mówi cierpko, gdy koszulka opada na posadzkę.
Opuszczam głowę, wpatrując się w  jej materiał, ale nie jest mi dane
skupić się na niej dłużej niż kilka sekund. Mężczyzna chwyta mnie za
nadgarstek i wyprowadza z sypialni. Zatrzymujemy się obok tajemniczych
drzwi i już na sam ich widok serce podskakuje mi do gardła. Ian otwiera je
wolno, a  moim oczom ukazuje się ciemny pokój. Od razu zauważam
przyrządy, które widziałam już na ścianie w  moim poprzednim więzieniu.
Teraz to wszystko nie wygląda tak surowo. Jest starannie ułożone, a  sam
wystrój jest bogaty i wulgarny zarazem.
– Co to? – dukam.
– Chodź, pobawimy się – mówi rozbawiony i ciągnie mnie do środka.
Pobawimy? Naprawdę to powiedział? Jestem tak zdenerwowana, że
mężczyzna musi użyć siły, by zmusić mnie do każdego kroku.
Zatrzymujemy się przy ogromnym skórzanym fotelu z  drewnianymi
podłokietnikami, które na końcach mają przymocowane skórzane kajdany.
Takie same wystają u dołu, dołączone do dwóch drewnianych nóg.
Nie rejestruję momentu, kiedy zostaję posadzona na fotelu. Dopiero gdy
Ian blokuje mi ręce, dociera do mnie, co właśnie się dzieje.
– Nie wierć się – warczy ostro, gdy intuicyjnie próbuję uciec.
Unieruchamia moje ręce i  nogi, po czym wstaje i  dokładnie mi się
przygląda. Fotel jest na tyle duży, że moje stopy są szeroko rozstawione
i nie mogę złączyć nóg. Wstyd daje o sobie znać.
– Patrz na mnie – rozkazuje surowo mężczyzna.
Nie potrafię podnieść głowy, czuję się jak przedmiot wystawiony na
licytację. Po spokoju, który odczuwałam rano, nie ma już śladu. Zaciskam
oczy, próbując wyobrazić sobie, że mnie tu nie ma. Wtedy czuję ostre
szarpnięcie do tyłu. Uderzam głową o  oparcie fotela, ale oczy otwieram
dopiero, gdy czuję ucisk na gardle. Ian staje przede mną, a  ja próbuję się
poruszyć, jednak moja głowa zostaje zablokowana przez pasek otaczający
szyję.
–  Patrz na mnie  – powtarza jeszcze ostrzej.  – Masz patrzeć cały czas,
a  jeśli zamkniesz oczy, znajdę coś, co przytrzyma ci powieki. Może
wykałaczki? Chcesz tego?
– Nie – łkam.
Jeszcze przez chwilę przygląda mi się w ciszy. A ja staram się, jak tylko
mogę, nie zamknąć oczu. Wiem, że wcale nie żartuje.
Ian podchodzi do ściany naprzeciwko. Jest na niej drewniana półka, na
której stoi kilka dużych świec. Odpala trzy z  nich, po czym przechodzi
dalej, do ściany znajdującej się naprzeciwko drzwi. Wisi tam kilka pejczy
i  podobnych do nich przedmiotów. Pod nimi są szuflady, a  w rogu
zawieszony został długi czarny sznur. Mężczyzna przejeżdża po nim dłonią,
jednocześnie zerkając na mnie przez ramię. Uśmiecha się przebiegle, ale
wraca do pejczy i  bierze jeden z  nich. Kiedy podchodzi z  nim do mnie,
paskami pejcza przejeżdża mi po udach, sunie w górę, zahaczając o piersi,
kończy na obojczyku. Odruchowo przymykam oczy, otwieram je jednak po
chwili, przypominając sobie o jego groźbie.
– Chcesz coś powiedzieć? – pyta ochrypłym głosem, zatrzymując się za
mną.
– Nie, panie – wyduszam z trudem.
Bo niby co mam powiedzieć? Że strach sparaliżował mnie doszczętnie?
Że boję się tego, co planuje zrobić? Przecież w ogóle go to nie interesuje.
– Dobrze.
Nagle pasek na mojej szyi wydaje się ciaśniejszy. Szarpię rękoma,
zapominając, że są zablokowane.
– Dusisz mnie! – krzyczę w panice.
– Cicho – warczy.
Pasek przestaje się zaciskać, a mężczyzna staje przede mną. Łapie pejcz
po obu stronach i  naciąga go, po czym jednym szybkim ruchem uderza
mnie w udo. Wyrywa mi się krótki krzyk, zaraz po nim kolejny, gdy pejcz
uderza o drugie udo.
– Boli – mamroczę pod nosem.
Patrzę na niego przez łzy, obserwując, jak w skupieniu mi się przygląda.
Czekam, aż ze mnie zadrwi, ale żadne słowo nie pada. Im ta cisza trwa
dłużej, tym bardziej wariuję. Te negatywne emocje rozsadzają mnie od
środka. Wstyd, strach, uczucie upodlenia, złość, bezradność… Mieszają się
ze sobą i  nabrzmiewają z  każdą kolejną sekundą. W  końcu zaczynam
płakać.
–  Jesteś skończonym sukinsynem! Nienawidzę cię!  – krzyczę tak
głośno, że zdzieram sobie tym gardło.  – Mam nadzieję, że zdechniesz
w męczarniach, ty chory skurwielu.
Nie żałuję swoich słów. Nieważne, jaka kara mnie za nie spotka. Widzę,
jak marszczy czoło i jest wyraźnie zły, a właśnie o to mi chodziło.
Ian znika gdzieś za mną. Wstrzymuję oddech, przewidując atak z jego
strony. Wiem, że może nadejść w  każdej chwili, ale jestem na to gotowa.
Każda sekunda wydaje się ciągnąć w  nieskończoność, aż w  końcu słyszę
wyraźny ruch za moimi plecami. Przed oczami miga mi czarny materiał,
który ląduje na moich ustach. Ian zawiązuje go z tyłu mojej głowy, po czym
pochyla się tak, że czuję dokładnie jego ciężki oddech.
– To nie jest kara. Lepiej, żebyś nie powiedziała ani słowa więcej. Nie
chcę zrobić ci większej krzywdy, niż na to zasłużyłaś  – mówi z  groźbą
w głosie.
Czuję, jak serce próbuje wyskoczyć mi z klatki piersiowej. Chciałabym,
by to było możliwe, bo wtedy wszystko by się skończyło. Gdy mężczyzna
staje przede mną, a w jego dłoni zauważam nowy pejcz, napinam wszystkie
mięśnie i zaciskam powieki, by przygotować się na bolesne uderzenie.
– Masz dokładnie trzy sekundy na otworzenie oczu – warczy.
Bardzo wolno uchylam powieki, patrząc na niego z nienawiścią, z jaką
jeszcze nigdy na nikogo nie patrzyłam. Nie wiem, dlaczego mi to robi, ale
dociera do mnie coś, co do tej pory wypierałam z umysłu. Właśnie taki los
czeka mnie, gdy Ian zakończy moje… szkolenie. Właśnie tak będę
traktowana.
Słyszę świst, a  później ostry ból rozchodzi się po moich piersiach.
Jestem w  stanie jedynie jęknąć, choć wszystko tłumi szmata, którą mam
w  ustach. Próbuję się wyrwać, ale im gwałtowniej się ruszam, tym
wszystko bardziej boli. Ian uderza po raz drugi, znów w piersi, a potem od
razu w  uda, które kilkukrotnie traktuje w  ten sam sposób. Po kilku
minutach czuję się wykończona i  zupełnie pozbawiona woli walki.
Przestaję się rzucać, przestaję krzyczeć. Wtedy Ian przerywa. Odrzuca
pejcz na podłogę i zbliża się do mnie. Pochyla się tak, że nasze twarze są
naprzeciwko siebie. W  jego oczach widzę, że wcale nie skończył. Maluje
się w nich obietnica kontynuacji. Jakby mówił mi, że poczeka, aż odpocznę,
i wtedy wrócimy do jego zabawy.
– Wiesz, że to wcale nie miało tak wyglądać? – szepcze złowieszczo. –
Za każde niewłaściwe słowo i  zachowanie dostaniesz stosowną karę.
Rozumiesz?
Przymykam wolno powieki w odpowiedzi, bo tylko nimi mogę ruszyć.
Ian prostuje się i  podchodzi do drewnianej półki. Zaskakuje mnie, gdy
bierze w dłoń jedną ze świec. Nie rozumiem, co chce z nią zrobić. Byłam
przekonana, że znów sięgnie po coś, czym będzie mógł mnie ukarać.
– Zobaczmy, gdzie boli – mówi jakby zamyślony.
Kuca tuż obok mnie, po czym przejeżdża palcem po zaczerwienionej
skórze na udach.
– Myślę, że tu boli.
Zauważam jedynie, jak przechyla świecę, a wtedy gorący wosk spływa
na miejsce, które przed chwilą gładził. Wyję z bólu, a w oczach stają mi łzy,
które zaczynają spływać na policzki i  nic nie jest w  stanie tego
powstrzymać.
– A tu?
Ian kładzie dłoń na mojej drugiej nodze. Błagam go, żeby tego nie robił,
choć każde wypowiedziane przeze mnie słowo zamienia się w niewyraźny
bełkot. On jednak doskonale wie, co chcę powiedzieć. Świadczy o tym jego
przebiegły uśmiech. Przez chwilę patrzy na moją spanikowaną twarz, po
czym znów pochyla świecę, zadając mi tę samą torturę. Mocno zaciskam
zęby, by tym razem nie pokazać mu, jak bardzo cierpię. Nim się orientuję,
gorący wosk zaczyna spływać po moich piersiach, a  tego nie jestem
w  stanie już wytrzymać. Znów próbuję wyrwać się z  uwięzi. Szarpię za
kajdany tak mocno, jak tylko mogę. Uspokajam się dopiero, gdy Ian
odkłada świecę na miejsce i podchodzi do mnie z pustymi rękami.
– Warto było? – drwi. – Teraz cię uwolnię, a ty przemyśl dokładnie, czy
chcesz mi coś powiedzieć – mówi ostrzegawczym tonem.
Najpierw odpina kajdany na nogach. Walczę z  ochotą kopnięcia go
w  twarz i  przysięgam, że niewiele brakuje, bym to zrobiła. Chęć ta mija
dopiero wtedy, gdy mężczyzna wstaje i uwalnia mi ręce. Nieśpiesznie staje
za mną, rozwiązuje sznur, który przytrzymywał mi głowę. Czekam, aż
zabierze materiał z moich ust, ale trwa to dłużej, niż się spodziewałam. Nie
jestem głupia. Wiem, co powinnam teraz powiedzieć. I, kurwa, zrobię to.
Upokorzę się, ale to ma swój większy cel. W  końcu moje usta są wolne.
Poruszam kilkukrotnie żuchwą, próbując odzyskać pełne czucie,
tymczasem Ian staje przede mną i  patrzy na mnie wyczekująco. Gula
w moim gardle rośnie, gdy próbuję wypowiedzieć słowa, których wstydzę
się już teraz.
– Przepraszam, panie. To się więcej nie powtórzy – mówię z pokorą.
– Idź do siebie. Nie zasłużyłaś dzisiaj na posiłek.
Znów chowam dumę. Wstaję z fotela i z opuszczoną głową wychodzę
z  pomieszczenia. Wracam do sypialni, a  następnie od razu kieruję się do
łazienki, by zmyć z  siebie wosk oraz dotyk mężczyzny. Nie płaczę.
W mojej głowie jest jedynie determinacja, która zmusza mnie do ucieczki.
I właśnie to zamierzam zrobić.
IAN
Wracam do siebie, zamykam się w  sypialni i  uderzam pięścią w  drzwi,
a mój głośny krzyk odbija się echem po całym pomieszczeniu. Ta mała igra
z  ogniem. Nie zdaje sobie nawet sprawy z  tego, co miałem ochotę z  nią
zrobić. Powinienem, ale działa na mnie zbyt mocno, by mogło to skończyć
się dobrze. Nawet nie wie, jakie ma kurewskie szczęście.
Z myśli wyrywa mnie dźwięk dzwonka. Podchodzę do szafki, na której
leży moja komórka, i  zerkam na wyświetlacz. Na widok numeru szefa od
razu się krzywię. Odbieram, choć robię to kurewsko niechętnie.
– Jak ci idzie?
Rzadko interesują go postępy. Każdy z nas wie, co ma robić, i nigdy nie
było większych problemów. Jednak tym razem mamy piękne Hiszpanki,
pierwszy raz postawiliśmy na ten kraj i, jak widać, szef woli trzymać rękę
na pulsie.
– To był dobry wybór. Temperamentna, ale łatwo się poddaje.
–  Wysłałem kilka zdjęć do potencjalnych klientów. Zwracają na nią
szczególną uwagę, jeśli dobrze ją wyszkolisz, będzie dla nas żyłą złota.
– O to nie musisz się martwić.
– Wiesz, że chodzi o duże pieniądze. Być może znacznie większe, niż
do niedawna zakładałem. A to sprawia, że czuję presję, która zmusza mnie,
by was sprawdzać.
– Sprawdzaj innych, ja radzę sobie lepiej, niż przypuszczałem.
– Mam taką nadzieję.
Kończę rozmowę i  wracam myślami do Mariny. Nic dziwnego, że
zwraca uwagę. Nie jest typową ślicznotką. Wcale nie wygląda jak
przeciętna Hiszpanka, mieszanka genów stworzyła rzadko spotykane
piękno. Kutasy z kupą forsy zapłacą krocie, by przed nimi uklękła. Na ich
miejscu zrobiłbym z  pewnością to samo. Jej wybór nie był jednak
oczywisty. Każdy z nas zwrócił na nią uwagę, ale reszta dostrzegała w niej
coś, co nie pozwoliło im na nią postawić. Ja też to dostrzegłem. Zwykle
w takich sytuacjach rezygnowałem, tym razem postanowiłem zaryzykować.
Już teraz czuję, że popełniłem błąd. Mimo wszystko, nie mogę doczekać się
kolejnej lekcji. Wiem, że z czasem jej postępy będą dużo widoczniejsze, bo
w  końcu nauczy się, że każde wykroczenie będzie musiała odpokutować.
Instynkt przetrwania zadziała, a  ona pewnego dnia po prostu się złamie
i stanie się bezbronna wobec mnie i każdego, kto będzie chciał ją przejąć na
własność.
Rozdział 10

Siedzę w  kącie, wpatrując się w  okno. Obserwuję odchodzącą noc,


czekając, aż dzień zacznie się budzić. Gdy zupełna ciemność zamienia się
w  szarość, postanawiam zaryzykować wszystko i  rzucić się do ucieczki.
Godzinami o  tym myślałam. Piętro jest zamknięte, ale jeśli to zamknięcie
oznacza klucz, powinnam sobie poradzić. Jeśli jednak istnieje specjalny
kod, który otwiera drzwi, wszystko pójdzie na marne. Jestem jednak dobrej
myśli. Wierzę, że mi się uda i uwolnię się z tego więzienia. W głowie mam
cały plan. Pobiegnę do lasu i będę biec tak długo, aż się z niego wydostanę.
Później znajdę kogoś, kogo będę mogła poprosić o  pomoc. Liczę, że to
pustkowie nie kończy się po drugiej stronie lasu. Miałam tego nie robić, ale
czuję, że jeszcze kilka dni takich tortur i zwariuję, zanim pojawi się idealna
okazja na ucieczkę. Dochodzę do wniosku, że takiej po prostu nie ma,
a więc muszę ją stworzyć.
Zanim unoszę się z podłogi, zerkam na swoje nagie stopy. Będą musiały
dać sobie radę z  tym, na co planuje je skazać. Nie mam butów, ale wolę
poranione nogi od kolejnej dawki bólu i upokorzeń ze strony tego potwora.
Podchodzę do szafy i wyciągam sukienkę, która wydaje mi się
najcieplejsza. To śmieszne, bo wciąż jest cholernie krótka i  nie zasłania
zbyt wiele. Jednak co więcej mogę zrobić?
Przed opuszczeniem sypialni biorę kilka głębokich wdechów. Zgaduję,
że jest czwarta nad ranem. Ian powinien spać, na to właśnie liczę. Na
korytarzu panuje zupełna ciemność, stawiam ostrożnie każdy krok,
odszukując dłonią drzwi, które będą dla mnie wyjściem. Wiem, że muszą
gdzieś być. Gdzieś, gdzie jeszcze nie byłam. Kieruję się na koniec
korytarza, przypominając sobie, że w  kuchni widziałam jakieś drzwi. Być
może to właśnie ich szukam. Ryzykuję zapaleniem światła, bojąc się, że coś
zrzucę i narobię hałasu.
– Błagam niech to będzie to – szepczę.
Ciągnę za klamkę i  nie dzieje się nic. Zamknięte. Uśmiecham się pod
nosem, bo wszystko mówi mi, że znalazłam wyjście. Zamek nie powinien
stanowić dla mnie problemu, tak myślę. Kiedyś otworzyłam szkolną szafkę
za pomocą spinki do włosów. Co prawda zajęło mi to sporo czasu, jednak
się udało. Teraz nie mam spinki, jednak w  kuchni jest pełno szuflad. Od
razu zabieram się do poszukiwania czegoś, co może mi pomóc. Tak cicho,
jak tylko jestem w stanie, przeszukuję każdą z nich, aż w końcu zauważam
coś, co może się nadać. Kilka metalowych drucików, kształtem
przypominających wykałaczki. Nie mam pojęcia, co to takiego, ale cieszę
się, że je znajduję. Biorę dwa i  niemal biegnę do drzwi. Dłonie mi się
trzęsą, a świadomość, że w każdej chwili mogę zostać nakryta, dodatkowo
mnie stresuje. W  głowie pojawia mi się myśl, że za tymi drzwiami może
znajdować się sypialnia Iana. Od razu przestaję się ruszać. Jeśli tak będzie,
ten wariat mnie skatuje. Przez chwilę waham się nad kolejnym ruchem.
Dopiero teraz nachodzi mnie niepewność. Jest przecież tyle złych
scenariuszy, które mogą się zrealizować. W  końcu biorę się w  garść.
Wystarczy, że przypominam sobie ostatnie wydarzenia. Zaciskam zęby
i  próbuję otworzyć te przeklęte drzwi. Im więcej czasu mija, tym gorzej
radzę sobie ze stresem. Nagle coś w zamku pstryka. Naciskam na klamkę,
a  drzwi się otwierają. Z  bijącym mocno sercem robię krok do przodu,
odkrywając, że pomieszczenie, do którego weszłam, jest czymś w rodzaju
klatki schodowej. Od razu czuję ulgę. Tak cicho, jak tylko mi się udaje,
schodzę po schodach. Mijam trzy piętra i dopiero teraz stopnie się kończą.
Łapię za kolejną klamkę, a moim oczom ukazuje się ogromny, luksusowy
salon. Na jego końcu znajdują się przeszklone drzwi, które są moim celem.
Wiem, że w  tym domu może być moja przyjaciółka, ale nim ją znajdę,
będzie pełnia dnia, a  Ian odkryje moją ucieczkę. Muszę się uwolnić, by
sprowadzić dla niej pomoc. To jedyna słuszna decyzja.
Kiedy staję przed drzwiami prowadzącymi na zewnątrz, uśmiecham się
szeroko. Łapię za klamkę i w tym samym momencie przeszywa mnie ostry
głos.
– Na twoim miejscu bym tego nie robił.
Odwracam się gwałtownie i zauważam Iana stojącego po drugiej stronie
salonu. Nie złapie mnie. Nie ma szans. Ciągnę za klamkę i  wybiegam na
zewnątrz. Co chwilę odwracam się za siebie, by sprawdzić, jak daleko za
mną znajduje się mężczyzna. On jednak pojawia się dopiero, gdy znajduję
się tuż przed lasem. Idzie w moją stronę. Nie goni mnie, jakby w ogóle nie
zależało mu na tym, by mnie schwytać. Nie rozumiem tego, ale teraz nie
mam czasu na analizowanie jego zachowania.
Las jest gęsty, a stopy zaczynają mnie piec już po kilku sekundach. Nie
zamierzam się jednak poddawać. Im dalej wbiegam pomiędzy drzewa, tym
większa ciemność mnie otacza. Zwalniam, bo brakuje mi tchu, a  zupełny
brak widoczności utrudnia mi dalszą ucieczkę. Wyciągam ręce przed siebie,
by uniknąć zderzenia z  drzewem. Co chwilę wchodzę na coś ostrego, co
rani mi stopy, jednak adrenalina krążąca w  żyłach sprawia, że ból jest
znacznie stłumiony. To pozwala mi iść dalej. Dochodzę do miejsca,
w którym drzew jest mniej, przez co promienie słońca przebijają się przez
gęste korony i  dają mi szansę oceny, gdzie obecnie się znajduję.
W pierwszym odruchu zerkam na stopy, na których krew i błoto zdążyły się
już zmieszać. Wygląda to źle, ale nie na tyle, bym chciała się poddać.
Opieram się o  jedno z  drzew i  biorę kilka głębszych wdechów. Wiem, że
muszę iść przed siebie. Las nie może ciągnąć się w  nieskończoność.
Potrzebuję jednak kilku sekund odpoczynku.
Odgłos łamiących się gałęzi sprawia, że cała sztywnieję. Ian jest blisko.
Jakby wiedział dokładnie, gdzie mnie szukać.
– Chcesz zabawić się w polowanie?
Jego głos wydaje się rozbawiony. Jest bardzo blisko.
Ruszam do przodu, z myślą, że zdołam mu uciec. Moje serce ponownie
przyśpiesza, a  kolejna dawka adrenaliny zupełnie uśmierza ból, jaki
powinien towarzyszyć mi przy każdym kroku.
– Uciekaj zajączku, a ja i tak cię złapię!
Jakim cudem wie, że jestem blisko? Jakim cudem on jest tak blisko
mnie?
Zamiast skupić uwagę na pokonywanej trasie, skupiam się na nim,
przez co wpadam na jedno z drzew. Uderzenie jest tak mocne, że odrzuca
mnie do tyłu. Zahaczam o coś nogą i lecę na plecy. Głośny jęk wydostaje
się z moich ust, gdy coś ostrego przecina mi skórę nad pośladkami.
–  Czyżby zajączek coś sobie zrobił?  – drwiący głos Iana odbija się
echem.
Próbuję wstać, ale nie mogę się poruszyć. Dopiero po kilku chwilach
udaje mi się usiąść, ale jest już za późno. Słyszę, że on jest tuż za mną.
– Ostrzegałem.
Obserwuję zarys jego sylwetki, gdy staje przede mną. Kiedy kuca, od
razu zaczynam płakać.
– Błagam, nie rób mi krzywdy – szlocham spanikowana.
Kulę się i  dociskam plecy do pnia drzewa, jakbym chciała, by mnie
pochłonęło i  uratowało przed tym mężczyzną. Ian porusza się. Jestem
pewna, że mnie uderzy, ale on wyciąga telefon z  kieszeni, a  światło
wyświetlacza kieruje na mnie, obserwując dokładnie każdy centymetr
mojego ciała.
– Wygląda na to, że sama wystarczająco się skrzywdziłaś. – Podnosi się
i chowa komórkę. – Chodź, zajączku, pora wrócić do klatki.
Próbuję wstać, ale ostry ból sprawia, że jestem w stanie jedynie jęknąć.
– Nie mogę – jęczę żałośnie.
–  I co ja mam z  tobą zrobić? Mógłbym cię tu po prostu zostawić.  –
Ponownie kuca.  – Chyba zapomniałem ci powiedzieć, że cały teren,
włącznie z  lasem, otoczony jest bardzo wysokim płotem. Stąd nie ma
ucieczki.
Teraz rozumiem, dlaczego za mną nie wybiegł. Wiedział, że nigdzie nie
ucieknę.
– Po prostu mnie zabij! – krzyczę przez łzy.
– To byłoby zbyt proste.
Pochyla się nade mną, a  gdy czuję jego dłonie na ciele, od razu się
wzdrygam. On jednak bierze mnie na ręce i zaczyna nieść w stronę domu.
Niechętnie kładę dłonie na jego barkach, z  obawy o  upadek. Mam
wrażenie, że może puścić mnie w  każdej chwili. Niepewnie unoszę
spojrzenie, by przyjrzeć się jego twarzy. Jest wyraźnie spięta. Każdy
mięsień wydaje się napięty do maksimum. Przeraża mnie to. Boję się, co
może mnie spotkać, gdy tylko będziemy na miejscu.
Wychodzimy z  lasu, a  ja dopiero teraz przyglądam się budynkowi,
w  którym jestem przetrzymywana. To duży dom. Na zewnątrz nic nie
wskazuje na to, co dzieje się w  środku. Nie przypomina więzienia,
w którym torturuje się porwane kobiety.
–  Wiesz, że mi za to zapłacisz?  – pyta przez zaciśnięte zęby, gdy
otwiera drzwi.
W odpowiedzi szlocham cicho, wiedząc, że ta groźba jest prawdziwa.
Pozostaje mi jedynie wytrzymać to, co dla mnie przygotował. Teraz żałuję,
że zdecydowałam się na ucieczkę. Gdybym wiedziała, że nie można zbiec
z  tego piekła, nie zrobiłabym tego. Nie winię się za próbę, przecież nie
mogłam tego przewidzieć.
Ian zanosi mnie na górę, wchodzi ze mną do sypialni, po czym kieruje
się prosto do łazienki. Sadza mnie na blacie i  mości się między moimi
nogami. Pochyla się i otwiera szufladę, z której wyciąga nożyczki, a na ich
widok wciągam głośno powietrze. Mężczyzna zerka na mnie, po czym
sięga po rękaw sukienki i przecina go jednym pociągnięciem. To samo robi
z drugim, po czym kieruje ostrza na materiał opinający moje uda. Cała drżę,
gdy czuję zimny metal, sunący po mojej skórze.
– Nie ruszaj się, bo nabawisz się kolejnej rany – mówi pod nosem.
Pozbywa się sukienki, po czym kuca i  chwyta w  dłoń moją stopę,
dokładnie ją oglądając. Gdy jego palec przesuwa się po jednej z ran, syczę
przez zaciśnięte zęby.
Zostawia mnie na blacie, podchodzi do wanny i odkręca wodę.
– Ciężki z  ciebie przypadek, zajączku – szydzi, gdy wraca do mnie. –
Powinienem postawić cię na potłuczonym szkle i kazać po nim skakać.
Na te słowa zaczynam płakać, choć wcale tego nie chcę. Ian zaskakuje
mnie, gdy w  pewnym momencie kładzie mi dłoń na policzku i  ociera
z niego łzy.
– Ale nie jestem aż takim potworem – mówi cicho. – Muszę to opatrzeć.
Wykąp się – dodaje od niechcenia.
Próbuję zsunąć się z  blatu, ale wtedy rana na plecach przypomina
o sobie, a ból zdaje się promieniować na całe ciało. Mężczyzna kręci głową
i  ponownie bierze mnie na ręce, po czym zanosi do wypełnionej wodą
wanny. Syczę przez zaciśnięte zęby, gdy ból zdaje się być silniejszy niż
dotąd.
– Przepraszam – szepczę, licząc, że to mi choć trochę pomoże.
– Będziesz przepraszać jeszcze wiele dni i na wiele różnych sposobów –
odpowiada ochrypłym głosem.
Właśnie tych sposobów się boję. Ian nie jest zwykłym psychopatą
i  zboczeńcem. Jego kar nie można przewidzieć, a  sam ton, z  jakim mi
odpowiada, wyraźnie sugeruje, że ma już plan. Dokładnie przemyślany
i brutalny.
Na szczęście kąpiel nie trwa długo, bo w kontakcie z wodą moja skóra
zaczyna płonąć z  bólu. Już po dziesięciu minutach wychodzę z  wanny
z pomocą Iana. Ten bierze mnie na ręce i stawia na podłodze, ale gdy moje
stopy stykają się z zimną posadzką, od razu wykrzywiam twarz w grymasie
bólu.
–  Muszę cię wytrzeć  – mężczyzna tłumaczy zaskakująco spokojnym
tonem.
Zaciskam zęby i  kiwam delikatnie głową na znak zgody. Kiedy owija
mnie ręcznikiem, a jego dłonie wycierają każdy kawałek mojego ciała, nie
czuję zupełnie nic. W głowie mam jedynie strach o to, co zaraz się ze mną
stanie. To, że Ian mnie dotyka, nie działa na mnie w najmniejszym stopniu.
– Gotowe – informuje, rzucając ręcznik na podłogę.
Po raz kolejny bierze mnie na ręce i  zanosi na łóżko. Wychodzi bez
słowa, jednak ja czuję, że zaraz wróci. Rana na moich plecach musi być
duża, bo sam dotyk miękkiej pościeli wywołuje przeszywający ból.
Ostrożnie odwracam się na brzuch, a wtedy do sypialni wraca Ian.
– Nie ruszaj się – odzywa się ostro.
Staje za mną. Spinam się, w  oczekiwaniu na ból, jednak jedyne, co
czuję to chłód na stopie. Dopiero po chwili dociera do mnie, że to jakaś
maść, którą Ian wciera w  rany. Po chwili nakłada bandaż. Następnie
dokładnie to samo robi z  drugą stopą. Nie tego się spodziewałam, jednak
wciąż nie tracę czujności. Mam wrażenie, że robi to wszystko, by
zaatakować w najmniej oczekiwanym momencie.
Materac po mojej lewej stronie ugina się. Odwracam głowę i zauważam
przyglądającego mi się Iana.
– Nieźle się załatwiłaś – rzuca pod nosem.
Nakłada maść na ranę jedną dłonią, drugą kładzie mi na pośladku
i  zaciska na nim palce. Wiem, że wszystko przeciąga, ale to wciąż
najmniejsze z moich zmartwień.
– Co robisz? – pytam spięta, próbując się unieść.
Zimny od maści palec sunie między moimi pośladkami, a  silna dłoń
naciska na mnie tak, że nie jestem w stanie się ruszyć. Przesuwa się niżej,
aż do złączenia nóg. Wiję się, próbując zrzucić z siebie jego dłonie, ale to
nic nie daje. Kiedy jestem przekonana, że za chwilę włoży we mnie palec,
on tak po prostu odsuwa się ode mnie i schodzi z łóżka. Nie twierdzę, że mi
nie ulżyło, jednak jego gierki są coraz gorsze.
– Mam nadzieję, że szybko do siebie dojdziesz – mówi, nim opuszcza
sypialnię.
W tym tonie brzmi groźba, nie ma w  nim ani krzty współczucia.
Równie dobrze mógł powiedzieć, że jak tylko wydobrzeję, sprawi, że
pożałuję dnia swoich narodzin. Poniekąd już żałuję.
Rozdział 11

Dziesięć ostatnich dni mogę nazwać najbardziej dziwnym okresem mojego


życia. Brzmi to niedorzecznie, ale to, co się działo, przypomina pokręcony
sen, w którym mój oprawca zyskuje serce. Ian doglądał moich ran każdego
dnia, zmieniał opatrunki, a nawet przynosił mi jedzenie. Ani razu mnie nie
poniżył. Owszem, bywało, że powiedział coś, co zmroziło mi krew
w  żyłach, ale nie zrobił niczego, czego się po nim spodziewałam. To
w ogóle do niego nie podobne i szczerze mówiąc, nie potrafię przyzwyczaić
się do tej jego twarzy. Troskliwy Ian… Brzmi to jak kiepski żart. Mimo
wszystko, z każdym kolejnym dniem dobro, jakie pokazywał, ulatniało się
w  jakimś stopniu. Wczoraj w  nocy uznał, że doszłam już do siebie
i  możemy wrócić do nauki. Dziś po prostu czekam na to, co wzbierało
w  nim przez niemal dwa tygodnie. Nie mogłam spać, a  kiedy nastał świt
było jeszcze gorzej.
Czekam w  sypialni, wiedząc, że zaraz się tu pojawi. Może za kilka
sekund, może poczekam jeszcze godzinę. Czuję całą sobą, że ma dokładny
plan i zrobi wszystko, by w pełni go zrealizować. Jestem gotowa. Nawet się
nie boję. Te kilka dni spokoju pozwoliły mi odpocząć, choć sama myśl, że
to wszystko wróci, nie opuszczała mnie nawet na chwilę.
Biorę głęboki wdech, gdy drzwi sypialni powoli się otwierają. Siadam
sztywno na łóżku i  w ciszy obserwuję Iana, kiedy zbliża się nieśpiesznie
w moją stronę. Jego twarz jest skupiona, a każdy ruch zdaje się dokładnie
przemyślany. Ubrany jest na czarno, a w koszuli nie zapiął kilku guzików
od góry. Gdy zatrzymuje się przede mną, jestem w stanie jedynie przełknąć
głośno ślinę. Delikatnie przechyla głowę na bok i przygląda mi się tak, jak
drapieżnik przygląda się swojej ofierze, nim przejdzie do ataku. Jestem
gotowa na ten atak.
–  Wstań  – mówi przeciągle, a  ja od razu wykonuję jego rozkaz.  –
A teraz zrzuć to z siebie.
Sugestywnie patrzy na koszulkę, którą mam na sobie. Ściągam ją bez
większego zawahania. Nie dlatego, że jest mi wszystko jedno, tylko
dlatego, że to wciąż nic, w porównaniu z tym, co może mi zrobić.
Bierze moją dłoń i kładzie ją na swoim torsie.
– Teraz to – odzywa się po chwili.
Drżącą dłonią sunę po jego opalonej skórze, aż moje palce zatrzymują
się na pierwszym zapiętym guziku. Z trudem go rozpinam i od razu sięgam
po kolejny. Na koniec kładę dłonie na jego ramionach i  zsuwam z  nich
materiał. Gdy koszula opada na podłogę, odruchowo cofam się o krok, ale
w ciągu sekundy ponownie przyciąga mnie do siebie. Chwyta mocno moją
brodę i zmusza, bym na niego patrzyła.
–  Słuchaj tego, co do ciebie mówię. Rozumiesz?  – syczy przez
zaciśnięte zęby.
Ledwo zauważalnie kiwam głową w  odpowiedzi, wciąż
przytrzymywana przez jego dłoń. Kiedy mnie puszcza, nie ruszam się
nawet o centymetr.
–  Zastanawiałem się, co powinienem z  tobą zrobić  – mówi, udając
zamyślonego.
Nie odzywam się. Nie zamierzam prosić o litość ani powiedzieć czegoś,
co zwróci się przeciwko mnie. Ian staje za mną, przesuwa dłońmi po moich
biodrach, a usta przykłada mi do ucha.
–  Mógłbym ukarać cię w  sposób, na jaki zasłużyłaś  – szepcze
przerażająco poważnie.  – Jednak po tym znów musiałabyś wracać do
zdrowia przez kilka dni.  – Zaciska palce na moim ciele, tak mocno, że
syczę z  bólu.  – Dlatego uznałem, że ci odpuszczę i  przejdziemy do
kolejnych lekcji.
Otwieram szeroko oczy, słysząc te słowa i  trudno mi w  nie uwierzyć.
Z jednej strony jestem zaskoczona, że tak po prostu odpuszcza, ale z drugiej
wiem, że od teraz mój najmniejszy błąd może zostać ukarany.
– Dziękuję, panie – odpowiadam przez zaciśnięte gardło.
–  Podoba mi się, gdy jesteś taka grzeczna  – warczy przeciągle,
przesuwając dłonie z moich bioder na brzuch i dociska mnie do siebie tak,
że na pośladkach czuję jego twardego penisa.  – Trzymaj tak dalej,
a wyszkolę cię i nawet bardzo nie zaboli.
Choć przez sekundę jego szept i  dłonie uśpiły mój umysł, to kolejne
słowa boleśnie przywołały mnie do rzeczywistości. On nie jest czuły,
delikatny czy nawet miły. Wszystko, co robi i mówi, ma na celu zrobienie
ze mnie uległej niewolnicy, którą będzie mógł później przekazać. Dociera
do mnie, że ten człowiek ma dar, z którego nie zdawałam sobie sprawy. Jest
mistrzem manipulacji i wszystko, co robi, ma jakiś cel. Najpierw karze, by
pokazać, co złego może mi się stać, jeśli znów popełnię jakiś błąd. Później
próbuje wmówić, że tym razem mi odpuszcza, bym była mu wdzięczna za
brak bólu, którego nie chcę znów poczuć. Teraz udaje czułego, bo chce
zabrać mi odpowiedzialną za honor część mnie, która przecież i tak jest już
w kiepskim stanie.
– Wiesz, co cię czeka?
Jego głos przerywa moje myśli. Skupiam się na tym, co dzieje się teraz.
Wiem, że niedługo zostanę sama i wtedy przyjdzie czas na rozmyślania.
– Nie, panie – odpowiadam spokojnie.
–  Za jakiś czas trafisz do mężczyzny, którego własnością się staniesz.
Musisz nauczyć się mu oddawać.
– Oddawać? – powtarzam pełna lęku.
– Tak, Marino.
– Nie – dukam przerażona.
Ian reaguje, zanim przychodzi mi do głowy odsunąć się od niego.
Pogłębia swój uścisk tak, że zaczyna brakować mi powietrza. Poluźnia go
dopiero po chwili i  gwałtownym ruchem przyciąga mnie do siebie.
Wciągam głośno powietrze, totalnie zaskoczona jego ruchem, a  bojąc się
o utratę równowagi, chwytam go za ramiona.
– Chcę, żebyś mnie dotykała – mówi gardłowo.
Znów to samo? Czyżbym nie przeszła tego testu?
– Dlaczego mam to robić? Jaki jest w tym cel?
– Już mówiłem – odpowiada beznamiętnie.
Zagryzam wargę i  zaczynam sunąć opuszkami palców po jego skórze.
Nie podoba mi się to, chciałabym, aby podłoga się pode mną rozstąpiła
i zabrała mnie w otchłań, ratując przed tym wszystkim. Nic takiego jednak
się nie dzieje, jestem więc skazana na to, co się ma wydarzyć. Próbuję
wmówić sobie, że znajduję się w  innym miejscu, że robię coś zupełnie
innego.
–  Nie kazałem ci zamykać oczu  – rzuca wrogo Ian, gdy tylko
przymrużam powieki.
Ciężko patrzeć na niego i  wmawiać sobie, że to wcale się nie dzieje.
Skupiam się więc na jednym punkcie na jego ciele, a moje dłonie poruszają
się po każdej jego odkrytej części.
– W ogóle się nie starasz – mówi Ian, łapiąc moje dłonie. – Wrócimy do
tego – dodaje, po czym sięga po koszulę.
Obserwuję, jak nieśpiesznie się ubiera, zerkając na mnie od czasu do
czasu. Też na niego patrzę, w  ogóle się z  tym nie kryjąc. Chciałabym
znaleźć na niego jakikolwiek sposób. Tak, wiem, taki zapewne nie istnieje.
Czego bym nie zrobiła, niczego to nie zmieni. Mężczyzna podchodzi do
mnie i staje tuż przede mną. Jest tak blisko, że czuję na twarzy jego oddech.
Od razu się spinam, a on doskonale to widzi. Unosi kącik ust i pochyla się,
by znaleźć się jeszcze bliżej.
– Trochę żałuję, że przestałaś walczyć – szepcze gardłowo.
Gdy tylko wychodzi, w pośpiechu zakładam sukienkę, po czym siadam
na skraju łóżka. Zakrywam twarz dłońmi, starając się powstrzymać łzy.
Obiecałam coś sobie. Nie będę płakać, bo to w ogóle mi nie pomoże, a ja
rozpaczliwie potrzebuję pomocy. Nic jednak nie przychodzi mi do głowy.
Owszem, pojawia się myśl, że mogłabym spróbować go uwieść. Jednak
szybko ją odganiam, bo nie ma to najmniejszego sensu. Bo niby jak
miałabym to zrobić? Nie znam go, nie wiem, czy ktokolwiek potrafiłby
zawrócić mu w głowie, a już na pewno nie kobieta, którą porwał i planuje
przekazać innemu. Mówi się, że człowiek w  niektórych sytuacjach jest
w  stanie zrobić wszystko, by tylko się ratować. Tak właśnie jest. Dlatego
pomyślałam o czymś, co zapewne mogłabym zrobić, gdybym odpowiednio
się do tego zmotywowała. Czuję jednak, że byłaby to zła decyzja.
Do wieczora nie wpadam na nic, co miałoby mnie uratować. Jestem
głodna, ale Ian nie zamierza chyba dać mi dziś jedzenia. Być może nie
zdałam kolejnego głupiego testu i to jest moja kara. Ryzykuję i wychodzę
z sypialni. Z jednej strony wiem, że mogę się tędy poruszać, ale z drugiej
obawa nie opuszcza mnie ani na sekundę. Wchodzę do kuchni i zaczynam
przeszukiwać szafki i lodówkę, które okazują się zupełnie puste. No tak, jak
mogłam pomyśleć, że zapewni mi jedzenie? Już mam zrezygnować, gdy
zauważam chlebak. Podchodzę do niego tak, jak podchodzi się do bomby.
Wszystko dlatego, że jestem cholernie głodna, a to jest jedyne miejsce, do
którego nie zajrzałam. Jeśli także okaże się pusty, będę musiała obejść się
smakiem i  zamiast myśleć o  tym, jak wydostać się z  pułapki, skupię się
jedynie na ssaniu w  żołądku. Uśmiecham się na widok małego kawałka
chleba. Może to niewiele, ale teraz cieszę się z  niego tak, jakbym miała
zjeść homara w bardzo drogiej restauracji. Zabieram pieczywo do sypialni
i wpycham sobie po kawałku do ust, bojąc się, że przyjdzie Ian i zabierze
mi to, czego nie zdążyłam jeszcze zjeść.
Kładę się na łóżku i tępo wpatruję w sufit. Wciąż zastanawiam się, czy
jest coś, co mogłabym zrobić. Być może nie uda mi się uciec, ale
wystarczy, bym przetrwała do momentu, w  którym wszystko się skończy.
Do momentu, w  którym zostanę… przekazana. Może nie powinnam nad
tym rozmyślać, skoro wiem, że nic nie uchroni mnie przed tym, co ma się
wydarzyć. Jednak chcę przeżyć najbliższy czas bez bólu. I  kto wie, może
jest dla mnie jednak jakakolwiek nadzieja.
Nie mogę spać. W  końcu decyduję się na opuszczenie sypialni
i  przejście po piętrze, na którym jestem zamknięta. Są tu pomieszczenia,
w  których jeszcze nie byłam, a  skoro sen nie chce nadejść, mogę je
sprawdzić. Najpierw odwiedzam mały i  dość przytulny salon. Nic jednak
nie przyciąga mojego spojrzenia na dłużej. Mogłam się spodziewać, że nie
znajdzie się tu telewizor, ale i  tak gdy zamiast niego naprzeciwko białej
kanapy zobaczyłam obraz, poczułam niewielki zawód. Do salonu przylega
biblioteczka, ale tam nawet nie zaglądam. Zauważam kilka książek
z daleka, ponieważ nie ma w niej drzwi. Czytanie jest ostatnim, na co mam
ochotę. Nie dlatego, że nie lubię książek, po prostu literatura opowiada
historie, które kończą się dobrze. Świadomość, że w  moim życiu nie jest
przewidziane pozytywne zakończenie, sprawia, że nie mam ochoty
przypominać sobie o  tym jeszcze dosadniej. Już mam wracać do sypialni,
ale drzwi, za którymi znajduje się moje małe piekło, zdają się mnie wołać.
Nie wiem, która jest godzina, ale wątpię, by Ian się tu pojawił. Właśnie
dlatego decyduję się na pociągnięcie za klamkę i  wejście do miejsca, do
którego przecież nigdy nie chciałam wracać. W  środku jest ciemno, po
omacku odnajduję włącznik i niewielkie okrągłe światełka ujawniają to, co
tak bardzo mnie przeraża. Rozmieszczone są na ścianach, by oświetlić
wszystko, co do tej pory skrywał zupełny mrok. Każdy przerażający mnie
przedmiot. Fotel, na którym ostatnio chciałam umrzeć. Nie wiem, dlaczego
się na to decyduję, ale podchodzę do niego i przejeżdżam dłonią po czarnej
skórze, jakbym chciała się z  nim oswoić. Czy to w  ogóle możliwe? Czy
można zaakceptować to wszystko, co chce mi zrobić Ian? Być obojętną na
to, co ze mną robi, a nawet to polubić? Wiem, że są ludzie, którym to nie
przeszkadza. Nie rozumiem jednak, dlaczego właśnie takich kobiet nie
szukają. Dlaczego chcą trenować te, którym tak daleko do perwersji, jakiej
od nas oczekują? Sofia jest odważniejsza, bardziej otwarta, ale mimo
wszystko wątpię, żeby ktokolwiek zdołał zmusić ją do takich rzeczy
i sprawić, że będzie ich pragnęła. Myślę, że właśnie o to w tym wszystkim
chodzi. O  wypranie mózgu kobiecie i  zrobienie z  niej marionetki. To ma
sens. Czują się wtedy lepsi, bo udało im się dokonać czegoś takiego. A my
po prostu przestajemy czuć. Akceptujemy wszystko.
I nagle mam wrażenie, że wszystko rozgryzłam. Oczywiście, mogę być
daleka od prawdy, nawet bardzo daleka. Jednak w  mojej głowie wszystko
zdaje się mieć sens. Im szybciej ulegnę, tym mniej będzie mnie męczył.
Może to właśnie jest chwilowym rozwiązaniem mojego problemu?
Udawanie, że już mnie wytrenował i jestem gotowa na przejęcie. Wiem, że
dam sobie z  tym radę, bo przecież niejednokrotnie zmuszałam się do
rzeczy, których nigdy bym się po sobie nie spodziewała. Strach jest dobrą
motywacją. Muszę jedynie pamiętać o  tym, co wydarzyło się ostatnio
w tym pokoju i zrobić wszystko, by ponownie do tego nie dopuścić. Robić
to, czego Ian ode mnie wymaga, i nie zawahać się nawet wtedy, gdy będzie
to trudne. A  później? Później spróbuję uciec. Mężczyzna, który ma mnie
przejąć, będzie przekonany, że jestem wytresowana do bycia przedmiotem.
Nie będzie uważał, tak jak teraz uważa Ian. Mam szansę. Wiem, że ją mam.
Rozdział 12

Budzę się z ogromną determinacją. Długo nie spałam, rozmyślając o swoim


planie. Wyobrażałam sobie różne scenariusze i  planowałam metody
postępowania z  Ianem. Nie mogę odmawiać, nie mogę się stawiać i  na
pewno nie mogę pyskować. Owszem, zdaję sobie sprawę, że radykalna
zmiana z dnia na dzień wzbudzi jego podejrzenia. Wiem dokładnie, co mam
robić i jak wprowadzać swój plan, by wszystko poszło tak jak chcę. Wiem
też, że to, co widzę w  swojej wyobraźni, może diametralnie różnić się od
rzeczywistości. Próbuję stłamsić każdą wątpliwość, jaka pojawia się
w mojej głowie. Tak naprawdę próbuję po prostu nie myśleć.
Kiedy Ian pojawia się w  drzwiach sypialni, zapominam o  wszystkim,
ale szybko zbieram się w  garść. Nim do mnie podchodzi, naprowadzam
swoje myśli na właściwe tory. Muszę dać radę.
– Chcesz zasłużyć na śniadanie? – pyta z wyższością, której tak bardzo
nienawidzę.
Kiwam głową, co oczywiście mu się nie podoba. Wystarczy jedno jego
spojrzenie, bym od razu się poprawiła.
– Tak, panie.
Nie, nie chcę. Nie chcę wiedzieć, co wymyślił. Już na samą myśl na
mojej skórze pojawia się gęsia skórka. Jednak, jeśli powiedziałabym, że nie
chcę, czy jego plan uległby zmianie? Wątpię. Mężczyzna podaje mi dłoń,
którą chwytam niepewnie. Przyciąga mnie do siebie, po czym bez słowa
wyprowadza z  sypialni. Choć byłam przekonana, że idziemy do tego
strasznego pokoju, mijamy czarne drzwi. Wchodzimy do kuchni, a  wtedy
Ian mnie puszcza.
– Poćwiczymy nad zaufaniem – mówi, nie zwracając na mnie uwagi.
Przez chwilę mierzę go wzrokiem, zastanawiając się, co właśnie robi.
Najwyraźniej czegoś szuka, bo zagląda do wszystkich znajdujących się tu
szafek i szuflad.
– Zaufaniem?
Niemal prycham. Z  trudem się przed tym powstrzymuję. Ian
i zaufanie…
– Zobaczysz.
Już mi się to nie podoba. Niczego nie zrobił, a i tak trzęsę się z nerwów.
Próbuję się uspokoić, bo właśnie moja słabość daje mu siłę.
Po chwili znajduje to, czego szukał, a przynajmniej tak mi się wydaje.
Gdy się do mnie odwraca, a  w jego dłoni dostrzegam długi nóż, moją
pierwszą myślą jest ucieczka.
–  Nie zamierzam cię pociąć, spokojnie  – mówi rozbawiony, zapewne
dostrzegając panikę malującą się w moich oczach.
– Więc po co to? – Wskazuję wciąż przerażona na ostrze.
Mężczyzna jedynie się uśmiecha, choć ten uśmiech tylko potęguje mój
strach. Opuszczam głowę i  próbuję dotrzeć do swojej podświadomości.
Tłumaczę sama sobie, że to mój test. Muszę go zdać i udowodnić sobie, że
potrafię zrealizować wszystko, co sobie zaplanowałam. Że stać mnie na to,
co wcześniej sobie wyobrażałam. Jestem silna, dam radę.
– Podejdź.
Bardzo wolno unoszę spojrzenie, po czym podchodzę do mężczyzny.
Gestem ręki każe mi usiąść na blacie stołu. To polecenie wykonuję bez
najmniejszego zawahania. Siadam, a  on kuca między moimi nogami.
Kładzie nóż obok moich pośladków, a  sam chwyta mnie za kolana
i  rozsuwa nogi. Przez ułamek sekundy chcę złapać nóż i  wbić mu go
w  szyję. Na szczęście szybko trzeźwieję. Nie zdążyłabym, a  za ten gest
zostałabym boleśnie ukarana. Ian jest szybki, znacznie szybszy ode mnie.
Poza tym mam wrażenie, że jest w  stanie przewidzieć każdy mój ruch.
Zerka na mnie, a ja już wiem, że doskonale zdaje sobie sprawę z tego, co
przyszło mi do głowy. To przerażające.
– Zostań tak – rozkazuje, gdy puszcza moje nogi.
Sukienka podwinęła mi się aż nad biodra, przez co wszystko zostało
dokładnie odsłonięte. Nie wiem, dlaczego tak mnie to krępuje, skoro moja
nagość jest dla niego niczym. Dla mnie też powinna taka być.
Z zaciśniętymi zębami obserwuję, jak mężczyzna chwyta nóż.
– Powiedz mi, Marino… ufasz mi?
Kładzie palec drugiej dłoni na czubku ostrza i  zerka na mnie spod
opuszczonych powiek.
– Tak, panie.
– Kłamiesz.
Nie odpowiadam. Jasne, że mu nie ufam. Kto mógłby zaufać takiemu
potworowi? I przede wszystkim, co takiego zrobił, bym mogła obdarzyć go
choć szczyptą zaufania?
Ian sięga do kieszeni, z  której wyciąga czarny materiał. Po chwili
zasłania mi nim oczy, a panika narasta we mnie w ekspresowym tempie.
– Nie widząc, co robię, nie zdążysz zareagować.
– Panie, proszę.
Odruchowo chcę zejść z blatu, ale on szybko mnie łapie.
– Bądź grzeczna.
W jego szepcie wyczuwam obietnicę kary. Wstrzymuję powietrze, gdy
ostrze styka się ze skórą na moim udzie. Czekam na ból, który zamierza mi
zadać, ale nic takiego się nie dzieje. Przesuwa się wyżej, jednak wciąż nie
przecina mojej skóry. Kiedy jest na wzgórku łonowym, mam ochotę się
rozpłakać. Mocno przygryzam wargę, by do tego nie dopuścić. Liczę
sekundy, gdy torturuje mnie w  ten sposób. Dziesięć, dwadzieścia… Mija
minuta, a on wciąż sunie ostrzem po moim odsłoniętym ciele. Już wydaje
mi się, że skończył, ale szybko uświadamiam sobie, że to dopiero początek.
Nagle czuję, jak przecina materiał sukienki. Zaczynając od dołu
i nieśpiesznie sunąc ku górze. Na końcu przecina także ramiączka i jednym
szarpnięciem pozbywa się materiału.
– Nie zamierzasz prosić mnie, bym przestał?
– Nic by to nie zmieniło – mówię cicho.
– Jednak czegoś się uczysz.
Że nie mam prawa głosu, owszem. Tego nauczyłam się już pierwszego
dnia. Teraz uczę się jedynie przetrwania.
Zimna stal zostaje przyłożona do mojego sutka, na co od razu reaguje
całe moje ciało. Spinam się, a  w głowie szukam możliwości ucieczki.
Wyobraźnia podsuwa mi najgorsze scenariusze, które powodują, że
zaczynam się trząść.
– Właśnie dlatego musimy popracować nad zaufaniem.
Wszystko się nagle kończy. Nie czuję ani noża na moim ciele, ani jego
obecności. Czekam jednak, gotowa na atak, który może nadejść z  każdej
strony i w każdym momencie.
Po kilku chwilach silne dłonie zaciskają się na moich pośladkach
i  przyciągają mnie do przodu. Uderzam o  jego ciało i  jeszcze bardziej
zaczynam drżeć. Mości się między moimi nogami, a w moim zamroczonym
umyśle rodzi się pytanie, czy twardość jego członka czuję przez materiał
spodni, czy może jest nagi? Dopiero po chwili dociera do mnie, że on wciąż
jest ubrany, co jest dla mnie małą ulgą. Jednak to może przecież zmienić się
w każdej chwili.
– Czego teraz się boisz? – szepcze w moje usta.
Biorę kilka płytkich wdechów, próbując opanować kołaczące serce.
– Że mnie skrzywdzisz.
– W jaki sposób?
To, że go nie widzę, powinno mi pomóc, ale wcale tak nie jest. Nie
czuję się lepiej.
– Że mnie zgwałcisz – mówię przez zaciśnięte gardło.
Porusza się, ale wciąż jest blisko mnie. Przesuwa dłonie z  moich
pośladków na uda, ale gdy tylko się spinam, zatrzymuje się.
– Kolejna lekcja zaufania. Nie mam zamiaru tego zrobić. Nie dojdzie do
tego nawet, gdybyś chciała, bym cię pieprzył. Nie twierdzę, że nie chcę cię
zerżnąć, ale takie są zasady.
– Zasady?
– Mam cię wyszkolić, nie bzykać.
Przez chwilę trwa głucha cisza. Żadne z  nas się nie rusza, a  ja nigdy
wcześniej nie czułam się tak bardzo naga, jak teraz. Nie widzę go, ale
jestem przekonana, że na mnie patrzy. Mogę wyobrazić sobie to spojrzenie.
Mroczne, mówiące więcej, niż chce pokazać. Nagle uświadamiam sobie, że
nie tylko ja walczę z demonami. Jego słowa jasno dają do zrozumienia, że
nie może mnie tknąć bardziej, niż wymaga tego szkolenie. Nie jestem
głupia, niejednokrotnie czułam jego twardniejącego penisa i  za każdym
razem bałam się, że to zrobi. Okazuje się, że to jedna z nielicznych rzeczy,
o  które nie muszę się martwić. Chciałabym zapytać, co się stanie, jeśli
złamie tę zasadę, ale wtedy mógłby pomyśleć, że go pragnę. A  ja pragnę
jedynie wolności.
– No dobrze. Koniec na dziś.
Po tych słowach ściąga mi opaskę z oczu i przez chwilę bacznie mi się
przygląda. W  końcu jednak odsuwa się ode mnie. Ręką wskazuje krzesło
przy stole na znak, że mam na nim usiąść.
– Mogę się ubrać? – pytam zawstydzona.
– Nie.
Twarda odmowa sprawia, że w ciągu chwili znajduję się na wskazanym
miejscu. Ian wychodzi, ale wraca bardzo szybko. Nawet nie zdążyłam się
uspokoić po tym, co niedawno zaszło. Stawia przede mną talerz
z naleśnikami polanymi syropem klonowym, a tuż obok niego kawę. Kiedy
zauważam kubek z  parującym naparem, zapominam o  głodzie. Wielu
rzeczy mi brakuje, ale dawka kofeiny jest na szczycie tej listy, tuż za
wolnością i  możliwością decydowania o  sobie. Upijam kilka łyków,
delektując się smakiem, który zdążyłam już zapomnieć. Nie zwracam
uwagi na Iana, choć wiem, że on mnie obserwuje. W  końcu jednak
odstawiam kubek i zerkam na niego. Ten od razu się prostuje i bez słowa
wychodzi. Wpatruję się w  drzwi, za którymi zniknął, i  po raz pierwszy
zastanawiam się, co siedzi w jego głowie. Dotąd mało mnie to obchodziło.
Założyłam, że jest psychopatą i  nikim więcej. Teraz jest inaczej. Nie daje
mi to spokoju.
Po śniadaniu czekam jeszcze niemal godzinę na powrót Iana. Jednak on
wciąż się nie pojawia. Postanawiam więc wrócić do siebie. Na korytarzu
zwalniam, gdy znajduję się przy drzwiach do piekła. Najpierw czuję się jak
bohaterka horroru, później zmieniam myślenie. Ten pokój nie jest straszny.
Jest po prostu pokojem do zabaw, które mnie nie kręcą, ale przecież muszę
udawać, że przynajmniej je akceptuję. Tłumaczę sobie, że to kwestia
nastawienia i jeśli nauczę się patrzeć na nie jak na zwykłe pomieszczenie,
będzie mi lżej.
Rozdział 13

Od samego rana czuję, że coś się wydarzy. Wczoraj nie widziałam już Iana,
a  to chyba nie wróży niczego dobrego. Jestem pewna tylko tego, że
w końcu się zjawi. Nie do końca rozumiem, co się stało ostatniego poranka.
Mogę przysiąc, że widziałam coś w  oczach mężczyzny. Coś, czego nigdy
dotąd nie dostrzegłam i czego nie potrafię nazwać.
Idę do łazienki, rozbieram się i  wchodzę do kabiny. Potrzebuję
prysznica, muszę się obudzić. Odkręcam wodę, pozwalając jej spływać po
moim ciele. Zamykam oczy i staram się wyobrazić sobie, że jestem u siebie
i  wszystko jest w  porządku. Czasami mi to pomaga. Jednak nie potrafię
wmawiać sobie tego dłużej niż przez minutę. Gdy tylko przypominam sobie
o Sofii, otwieram oczy, bo nie jestem w stanie o niej myśleć bez poczucia
żalu, na który teraz nie mogę sobie pozwolić. I wtedy z impetem uderzam
o  ścianę kabiny, odskakując od czegoś, co tak mnie przestraszyło. Łapię
oddech, patrząc na Iana, który stoi przed otwartymi drzwiami kabiny. Nie
spodziewałam się, że tu przyjdzie. Nie słyszałam go. Przez pierwsze
sekundy nawet się nie rusza, tylko patrzy. Dopiero po chwili unosi ręce
i  zaczyna rozpinać koszulę. Nie odzywam się. Po prostu patrzę na to, co
robi, i staram się zachować spokój. Teraz jest dużo łatwiej, ponieważ wiem,
że jest coś, czego nie może mi zrobić, a  tego właśnie najbardziej się
obawiałam. Gdy zaczyna rozpinać pasek spodni, obawa wraca.
Zastanawiam się, czy wczoraj nie kłamał, ale nie mam odwagi go o  to
zapytać. Chciałabym wiedzieć, co planuje, ale mimo wszystko milczę
i czekam, próbując uspokoić kołaczące serce.
Kiedy ściąga z siebie spodnie razem z bielizną, odwracam głowę, choć
to, co zobaczyłam, wciąż mam przed oczami. Kątem oka rejestruję ruch,
chwilę później Ian jest przy mnie. Woda przestaje spływać z góry, po chwili
czuję ją na udach. Ian zaciska mi palce na szyi, kciukiem odwraca moją
głowę, zmuszając, bym na niego patrzyła. Otwieram szeroko oczy, próbuję
wydusić z  siebie choć jedną sylabę, ale nie mogę tego zrobić. Strumień
wody zaczyna uderzać o  moją łechtaczkę i  nagle ciało odmawia mi
posłuszeństwa.
– Patrz na mnie.
Robię to i  wcale nie dlatego, że mi każe. Nawet nie dlatego, że
przytrzymuje mnie w  silnym uścisku. Po prostu nie jestem w  stanie się
ruszyć. Wpatruję się w jego oczy, które zdają się ciemnieć z każdą kolejną
sekundą. Nieświadoma swoich ruchów, odchylam głowę, pokazując, że to,
co właśnie robi, działa na mnie i, niestety, wcale tego nie udaję. Dopiero
teraz przypominam sobie, co miałam robić, by ułatwić swój pobyt tutaj. Na
sekundę zamykam oczy, szukając w  sobie determinacji, która ulatnia się
zawsze, gdy on jest w pobliżu.
– Panie – jęczę cicho, zaciskając palce na jego ramionach.
Zaciska szczękę w odpowiedzi. Widzę, że teraz on zmaga się ze sobą.
Daje mi to siłę do dalszej walki. Ciśnienie wody zdaje się nasilać, a wtedy
wszystkie moje myśli się ulatniają. Kolejny jęk wyrywa się z  moich ust,
a  wraz z  nim chęć walki. Czuję, jak wszystko we mnie napina się coraz
mocniej, a  nogi zaczynają uginać się pod moim ciężarem. Wtedy Ian
przestaje, odkłada słuchawkę prysznicową, przyciska swoje ciało do
mojego i zaczyna masować moją łechtaczkę kolistymi ruchami. Trzeźwieję,
gdy czuję jego dotyk, ale to, co działo się ze mną jeszcze chwilę temu,
zaczyna wracać i  znów nie potrafię walczyć. Rozchylam usta, czując
nadchodzący orgazm, którego za chwilę będę się wstydzić. Teraz tylko to
się liczy. Prymitywna potrzeba zaspokojenia jest silniejsza niż poczucie
godności.
– Dojdź dla mnie, zajączku.
Jego gardłowy szept owiewa moją twarz. Jego usta zatrzymują się tuż
przed moimi, a  kiedy czuję ich muśnięcie na wargach, wszystko zaczyna
we mnie płonąć. Jestem pewna, że mnie pocałuje, a  sama myśl podnosi
poziom adrenaliny krążącej w moich żyłach. Czuję dudnienie serca i głuchy
szum w głowie. Po chwili dochodzę z intensywnością, której kompletnie się
nie spodziewałam. Z trudem łapię oddech. Gdyby nie przytrzymujące mnie
ramię mężczyzny, z pewnością runęłabym na kolana.
Długo wracam do siebie, ale to w końcu nadchodzi i jedynym, co teraz
czuję, jest okropny wstyd. Przy Ianie zamierzam jednak udawać, że
wszystko jest w porządku. Wychodzi mi to, może nie najlepiej, ale staram
się jak mogę, by nie zauważył, co teraz czuję. Tylko w ten sposób wszystko
ma szansę się udać.
–  Umyj się  – rzuca nieobecnym głosem Ian, po czym wychodzi
i zasuwa za sobą drzwi kabiny.
Stoję nieruchomo, skupiając się jedynie na powstrzymaniu łez. Bardziej
od Iana nienawidzę teraz siebie. Mam ochotę zapaść się pod ziemię. To
wszystko powinnam zagrać, udawać, że jest mi dobrze. Chciałabym, żeby
tak było. Myśl o tym, że odebrał mi już więcej, niż mogło mi się wydawać,
zżera mnie od środka. Dlaczego tak łatwo jest mu dojść do tej części mnie,
która w ogóle nie powinna istnieć?
– Nie będę płakać – szepczę sama do siebie.
Sięgam po płyn i  namydlam nim ciało. Tak naprawdę myślami jestem
bardzo daleko stąd, wszystko co robię, zdaje się być mechaniczne, w ogóle
niezależne ode mnie. Mój umysł się wyłączył.
Trochę trwa, nim jestem gotowa zakręcić wodę i unieść głowę. Zanim
się na to odważyłam, musiałam stoczyć walkę z  własnymi myślami.
Odsuwam drzwi kabiny i pierwszym, co widzę, jest Ian stojący tuż przede
mną z ręcznikiem. Podświadomie czułam, że będzie czekał, jednak nadzieja
na samotność zdecydowanie wzięła górę. Moja dotąd uniesiona głowa
opada. Nie mogę na niego patrzeć. Liczę, że nie każe mi tego robić. Nie
dam rady, bo wszystko do mnie wraca. To, co zrobił. To, że mu na to
pozwoliłam bez walki. Wstyd, który niszczy mnie od środka. Mężczyzna
skrupulatnie wyciera moje ciało, gdy ja po prostu stoję i  odliczam każdą
sekundę. Na koniec podaje mi sukienkę w kolorze błękitu i odzywa się, gdy
tylko biorę ją do ręki.
– Za piętnaście minut przyjdź do kuchni na śniadanie.
Ton tej wypowiedzi nie brzmi jak rozkaz. Jest beznamiętny, ale mam
wrażenie, że wyczułam w nim także ból. To dziwne. Zapewne wszystkiemu
winna jest moja wyobraźnia. W odpowiedzi kiwam głową i to o dziwo mu
wystarcza. Wychodzi, a  ja od razu podchodzę do lustra. Patrzę w  swoje
odbicie i choć wyglądam tak samo, wydaje mi się, że wpatruję się w twarz
obcej osoby. Ile siebie zdążyłam już stracić? Ile jeszcze stracę? Czy coś
w ogóle mi zostanie? Obawiam się, że po wszystkim nie będzie już Mariny.
Będzie marionetka, zabawka, którą można sterować, a  ona nigdy nie
zaprotestuje, bo pozbawi się ją chęci walki o samą siebie. Wierzchem dłoni
wycieram kilka łez, po czym biorę bardzo głęboki oddech i przestaję użalać
się nad sobą. Mam zadanie.
Kwadrans później niepewnie wchodzę do kuchni. Najpierw dokładnie
rozglądam się po całym pomieszczeniu, a kiedy dociera do mnie, że jestem
tu sama, siadam przy stole. Bekon i sadzone jajka wyglądają apetycznie. By
nie zawracać sobie głowy niepotrzebnymi myślami, zaczynam zastanawiać
się, czy Ian sam gotuje. Nie wygląda na takiego, który radzi sobie w kuchni.
Z drugiej jednak strony, jaka jest szansa, że ktoś mieszka tu razem z nami?
Gdy uciekałam, nikogo nie widziałam. Dom jest duży, ale wciąż trudno
uwierzyć w obecność kucharki.
Gdy wracam do sypialni, próbuję znaleźć coś, czym mogłabym zająć
swój czas. Do wieczora zostało jeszcze wiele godzin, a  ja nie mogę
dopuścić myśli, które próbują przebić się przez moją świadomość. W końcu
decyduję się na ponowne zwiedzenie salonu, od razu podchodzę do komody
i zaczynam przeglądać szuflady. Zaskakuje mnie czysty szkicownik i kilka
ołówków. Gdy byłam młodsza, uwielbiałam rysować. Nie pamiętam, kiedy
ostatnio to robiłam. Postanawiam sprawdzić, czy wciąż potrafię, bo swego
czasu wychodziło mi to naprawdę dobrze. Później doszło więcej nauki
i  wygórowane wymagania rodziców. Przez to wszystko zdążyłam
zapomnieć o drobnych przyjemnościach, które umilały mi każdy dzień.
Siadam na kanapie i przez chwilę patrzę na pustą kartkę. Co mogłabym
narysować? Pozwalam mojej dłoni pracować, nie mając w głowie żadnego
obrazu. Z początku zwykłe linie zaczynają nabierać kształtów, aż w końcu
rozumiem, co przelała moja podświadomość. Ledwo zauważalne rysy
twarzy, kryjące się za mgłą i  płomieniami. Oczy diabła. Na sam widok
stworzonego przeze mnie rysunku robi mi się gorąco. Rzucam szkicownik
na bok i  zasłaniam twarz dłońmi. Nie dam rady. Próbuję się zmusić do
działania, ale im bardziej się staram, tym wszystko idzie w coraz gorszym
kierunku. Może to przez walkę, którą toczę sama ze sobą? A może przez to,
że jestem zbyt słaba?
Rozdział 14

Budzi mnie własny jęk. Otwieram oczy, otacza mnie jedynie ciemność.
Przez chwilę nie wiem, co się ze mną dzieje. Wszystko mnie boli, brakuje
mi tchu. Czuję, że jestem cała spocona. Próbuję wstać, ale kręci mi się
w  głowie. Nigdy w  życiu nie było mi tak źle. Jakbym przedawkowała
alkohol i  prochy, jakbym była w  dłoniach śmierci. Zmuszam się do
zachowania równowagi, wiem, że muszę znaleźć Iana. Dzieje się ze mną
coś złego. Naprawdę mam wrażenie, że zaraz umrę. Odszukuję drzwi, przez
które wychodzę, i  opierając się o  ścianę, wlokę się do kuchni. Z  każdym
kolejnym krokiem oddycham coraz ciężej. Nic nie widzę, ale to nie
ciemność jest tego powodem. Coraz bardziej kręci mi się w  głowie. Boję
się, że nie uda mi się dotrzeć do kuchni. Jakimś cudem daję radę i od razu
podchodzę do zamkniętych drzwi. Choć jestem zupełnie osłabiona,
zaczynam walić w nie pięściami.
– Ian! – krzyczę tak głośno, jak tylko umiem. – Ian! Proszę!
Szybko opadam z  sił. Siadam na podłodze i  opieram się o  jedną
z szafek. Zamykam oczy, czując, że zaczynam odpływać. Wygląda na to, że
to już koniec. Zastanawiam się, czy to nie lepiej. Może to właśnie dar od
losu? Gdybym tylko nie czuła się tak potwornie… Nagle dźwięk
przekręcanego klucza nieco mnie otrzeźwia, a po chwili zapala się światło.
Jak przez mgłę widzę Iana, który podbiega i kuca przy mnie. Chyba mam
wysoką gorączkę, ponieważ wydaje mi się, że wygląda na zmartwionego.
– Co z tobą, zajączku? Postaraj się nie zasnąć, dobrze?
Bierze mnie na ręce i  zanosi do łazienki. Sadza na blacie, po czym
podchodzi do wanny i  odkręca wodę. Nie rozumiem, dlaczego to robi, to
chyba nie najlepszy moment na kąpiel. Nie pytam jednak o nic, jestem tak
słaba, że z  trudnością utrzymuję ciało w  pozycji siedzącej. Kiwam się na
boki, próbując zachować równowagę, aż w końcu tracę ją zupełnie. Lecę do
przodu, ale w  ostatniej chwili łapię mnie Ian i  stawia na podłodze. Jedną
ręką przytrzymuje moje wiotkie ciało, a  drugą zaczyna ściągać ze mnie
koszulkę. Nagą zanosi do wanny, w  której woda okazuje się cholernie
zimna. Krzywię się. Gdybym miała siłę, z  pewnością od razu bym z  niej
wyskoczyła.
– Musimy zbić temperaturę, zajączku.
Chwyta mały ręcznik, moczy go w wodzie, po czym wyciska i układa
mi go na czole.
– Zaraz wracam.
Gdy wychodzi, czuję dziwny lęk. Nie rozumiem, skąd to uczucie, ale
nagle boję się być sama. To przez tę przeklętą temperaturę. Jeszcze nigdy
nie czułam się tak bardzo źle, jakbym za chwilę miała umrzeć. Zimna woda
nie pomaga, wciąż czuję się okropnie. Wszystko, co widzę, zdaje się być
rozmazane. Mój wzrok się pogarsza. Gdy Ian wraca, zauważam jedynie
zarys jego sylwetki. Wyciąga mnie z  wanny i  szybko osusza ręcznikiem.
Nagą zanosi mnie do łóżka, przykrywa kołdrą i  kładzie się tuż obok.
W jedną dłoń wkłada mi szklankę z wodą, a w drugą kilka tabletek. Ręką
przytrzymuje moją głowę, gdy próbuję połknąć wszystkie leki. Nawet nie
pytam, co to takiego. W  tym momencie przyjęłabym nawet truciznę.
Wszystko, byle tylko nie czuć tego bólu.
Ian zabiera ode mnie szklankę i układa się obok.
– Zostajesz? – mamroczę.
– Muszę mieć cię na oku.
– Boisz się, że umrę i przegrasz zawody?
–  Śpij  – odpowiada ostrzej, ale nie jest to ten władczy ton, którym
zazwyczaj mnie raczy.
Innej odpowiedzi nawet się nie spodziewałam. Kiedy przyciąga mnie do
siebie i  zaczyna gładzić leniwie moje plecy, niemal się uśmiecham. To
dziwne. Ta jego troska i delikatność są zaskakujące. Może mam tak wysoką
temperaturę, że to wszystko są jedynie omamy? To bardziej
prawdopodobne niż to, że Ian się martwi. On się nie martwi, nie o  mnie.
O siebie, owszem.
– Dlaczego to robisz? – odzywam się ledwie przytomna.
– Co takiego?
– Dlaczego tu jesteś?
– Mówiłem, że muszę mieć cię na oku.
– Ale musi być jakiś powód.
Głośne westchnienie daje mi do zrozumienia, że to koniec rozmowy.
Zamykam oczy i  czuję, że zaczynam odpływać. Moją ostatnią myślą jest,
czy jeszcze w ogóle się obudzę.
IAN
Leżę obok niej, zastanawiając się nad tym, co właściwe tu robię. Pytała
o to, ale tak naprawdę nie znam odpowiedzi. Zastanawiam się, co się stało
z jej waleczną stroną, którą do niedawna próbowała uciszyć, ale od jakiegoś
czasu po prostu ją wyłączyła. Powinienem się z tego cieszyć, ale dzieje się
coś zupełnie innego. Jestem zły, że się poddała. A  może się mylę, a  ona
tylko gra? Dlaczego nie potrafię jej rozgryźć? Przecież nie powinno
stanowić to dla mnie najmniejszego problemu, a  jednak coś sprawia, że
często mogę jedynie domyślać się, co siedzi jej w  głowie, rzadko jestem
pewien.
Marina jest kurewsko gorąca, czuję jej rozpaloną skórę i zaczynam się
poważnie martwić. Wbrew temu, co o  mnie myśli, wcale nie chodzi mi
o wykonanie zadania. Nie chciałbym, żeby tu skonała. Mimo senności nie
mogę zamknąć oczu, jakby coś kazało mi wciąż sprawdzać, czy oddycha.
To zaczyna robić się coraz bardziej popieprzone.
Rozdział 15

Unoszę powieki i dociera do mnie, że głowę ułożoną mam na nagim torsie


Iana. Był bez ubrania, kiedy do mnie przyszedł? Nie wiem, dlaczego
w ogóle o tym myślę. Próbuję się podnieść, ale wciąż czuję się koszmarnie.
Jedynym pocieszeniem jest to, że w nocy czułam się znacznie gorzej. Teraz
nie mam przynajmniej wrażenia, że konam w męczarniach.
– Jak się czujesz?
– Lepiej – jęczę, zmieniając pozycję.
Układam głowę na poduszce i odwracam się w stronę mężczyzny.
– Ciężko cię wyszkolić, gdy co chwilę coś ci się dzieje.
Nie wierzę, że uśmiechnęłam się w odpowiedzi. Pieprzona temperatura.
– Okropnie się czuję.
Nie odpowiada. Patrzy na mnie, ale milczy. Czy coś jest ze mną nie tak,
skoro jestem mu wdzięczna, że zajął się mną, gdy potrzebowałam pomocy?
Z  jednej strony wiem, że nie powinnam odczuwać wdzięczności, ale
z  drugiej nie potrafię inaczej. Na tym polega całe szkolenie? Może nie
chodzi jedynie o  ból, a  o uzależnienie od siebie? Chciałabym go o  to
zapytać, jednak wiem, że to na nic. Jeśli powiedziałby zbyt wiele, jego
zadanie mogłoby być utrudnione. Wiedziałabym, czego mam unikać.
A  teraz? Teraz mogę jedynie snuć domysły i  kto wie, czy którykolwiek
z nich jest słuszny.
Ian wstaje z  łóżka. Jest w  samych spodniach od dresu, a  ja staram się
odwrócić wzrok od nagich części jego ciała. Po raz kolejny uznaję, że moje
myśli są winą temperatury. Niczym więcej. Mężczyzna wychodzi, a  ja
odwracam się na bok i wpatruję w okno. Co się ze mną stanie? Dlaczego to
wszystko jest tak popieprzone?
Nie jest mi dane nacieszyć się samotnością. Może to i lepiej, wtedy za
dużo myślę, a to naprawdę źle. Ian wraca z tacą, na której oprócz śniadania
jest kolejna dawka leków.
–  Śniadanie do łóżka?  – Uśmiecham się pod nosem, ale mężczyźnie
chyba nie podoba się moje pytanie.
– Nie przeginaj – mówi ostro i wychodzi.
A jednak nacieszę się samotnością. Patrzę na jedzenie i od razu robi mi
się niedobrze. Wiem jednak, że muszę coś zjeść, bo garść leków na pusty
żołądek nie jest dobrym pomysłem. Wciskam w  siebie trochę jajecznicy,
a  każdy kęs przeżuwam tak, jakbym w  posiłku miała gwoździe. W  końcu
nie daję rady i sięgam po tabletki. Odkładam tacę na podłogę, układam się
wygodnie na poduszce i szybko zaczynam odczuwać zmęczenie. To pewnie
przez te leki. Nim jednak odpływam, do sypialni wchodzi Ian i zabiera tacę.
– Dlaczego to robisz? – pytam, już półprzytomna.
–  Taką mam pracę  – mówi beznamiętnie i  ponownie zostawia mnie
samą.
Pracę. To takie proste wyjaśnienie. Nie mam nawet siły złościć się na
niego. Zamykam oczy i  skupiam się tylko na śnie. Nie chcę myśleć
o  wdzięczności dla mężczyzny, do którego powinnam czuć tylko odrazę.
Nie wiem, dlaczego wpuściłam inne uczucia do swojej głowy. Gdyby był
dla mnie cały czas taki, jaki był na początku, prościej byłoby mi go
nienawidzić.
Unoszę powieki, a  spojrzenie od razu kieruję w  stronę okna. Zaczyna
się ściemniać. Przespałam cały dzień, ale wciąż czuję się cholernie
zmęczona. Jestem pewna, że gdybym zamknęła oczy, zasnęłabym w ciągu
kilku minut. Chciałabym się wykąpać, ale obawiam się, że nie mam na to
sił. Korzystam jedynie z  toalety, później obmywam twarz zimną wodą.
Wracam do sypialni, a  na łóżku zauważam tacę z  jedzeniem i  kolejną
dawkę leków. Jestem nieco zaskoczona, że Ian nie zajrzał do łazienki.
Czyżby bał się niewygodnych pytań?
Ponownie muszę wcisnąć w  siebie jedzenie, jednak tym razem
wychodzi mi to nieco lepiej. Tajemnicze tabletki od Iana z  pewnością
pomagają, choć nie wiem, jak bardzo wpływają na moją senność – trudno
uwierzyć, że to efekt choroby, która mnie dopadła. Gdy tylko odkładam
tacę, znów przytulam się do poduszki i niemal od razu zasypiam.
Przebudzam się w  środku nocy. Szybko dociera do mnie, że to przez
poruszający się materiał.
–  Ian?  – szepczę cicho, a  w odpowiedzi słyszę mruknięcie.  – Co tu
robisz?
– Wolę mieć pewność, że ci się nie pogorszy.
– To dziwne, kiedy się o mnie troszczysz.
– Wszystko co robię, ma swój cel. Teraz moim celem jest postawienie
cię na nogi.
Ten beznamiętny ton sugeruje, że rzeczywiście to zwykłe zadanie, które
musi wypełnić.
– Mogę cię o coś zapytać?
– Nie.
Zaciskam usta, ale to silniejsze ode mnie.
– Powiedz mi chociaż, ile masz lat.
– Po co chcesz to wiedzieć? Przecież to nieistotne.
– Jestem na ciebie skazana, a znam jedynie twoje imię, choć nie wiem
nawet, czy jest prawdziwe. Nie chcę cię poznawać, ale wiedzieć
cokolwiek – tłumaczę tak, jakby to było oczywiste. Wiem, że dla niego nie
jest.
–  Mam trzydzieści dwa lata. To pierwsza i  ostatnia rzecz, jakiej się
o mnie dowiedziałaś. Co do imienia, jest prawdziwe, ale ty nie powinnaś go
w ogóle wypowiadać.
– Nie zaprotestowałeś, gdy to zrobiłam.
–  Tylko dlatego, że jesteś osłabiona.  – Wypuszcza głośno powietrze
i poprawia się na łóżku. – Śpij już.
Chciałabym zapytać o  kilka rzeczy, jednak wiem, że i  tak nic mi nie
powie, a jedynie go rozzłoszczę. Lepiej, bym nie ryzykowała, bo szybko za
to odpokutuję. Zapewne poczeka, aż wydobrzeję i wtedy zaatakuje.
Układam się na łóżku i zamykam oczy, oczekując na sen. Teraz, kiedy
czuję się lepiej, obecność tego mężczyzny zbyt mocno na mnie działa.
Świadomość, że jest tuż obok mnie, doprowadza mnie do szału.
Chciałabym zostać sama.
Rozdział 16

Ten poranek jest dużo lepszy. Mam wrażenie, że jestem już zupełnie
zdrowa. Humor poprawia mi brak obecności Iana. Na stoliku leży śniadanie
i kolejna dawka tabletek. Tym razem jest ich o połowę mniej niż wcześniej.
Nie wiem, czy są mi jeszcze potrzebne, ale wolę nie narażać się
mężczyźnie. Kiedy tylko zauważy, że wróciłam do zdrowia, mój koszmar
zapewne rozpocznie się na nowo. Dlatego posłusznie zjadam śniadanie
i połykam leki. Decyduję się na długi prysznic, choć gdy tylko wchodzę do
kabiny, ogarnia mnie lęk. Boję się, że Ian znów tu przyjdzie. Nie chcę tego,
nie chcę, żeby łamał mnie w  ten sposób. Rezygnuję z długiej kąpieli i
wychodzę z kabiny po kilku minutach. Wycieram się pośpiesznie i dopiero
teraz przypominam sobie, że kompletnie zapomniałam o czymś do ubrania.
Owinięta ręcznikiem wracam do sypialni, gdzie zaskakuje mnie siedzący na
łóżku Ian. Wstaje i podchodzi do mnie, chwyta moją brodę i dokładnie mi
się przygląda.
– Wygląda na to, że wyzdrowiałaś.
– Chyba tak – odpowiadam cicho.
– To dobrze – rzuca jakby zamyślony. – Wracamy do szkolenia.
Szkolenia? Chyba sobie żartuje. Mimo wszystko kiwam głową w geście
zgody.
– Mogę się ubrać?
– Nie. Nie potrzebujesz ubrania.
– Nie potrzebuję? – powtarzam wolno.
A więc to już? Troskliwy Ian zniknął i  wrócił ten, którego sam głos
wywołuje u  mnie gęsią skórkę? Niby się tego spodziewałam, ale i  tak
jestem zaskoczona.
– Idziemy.
Niczym wytresowany pies idę za nim. Wiem, do jakiego pokoju
zmierzamy. Staram się odgonić strach, bo to właśnie on jest zapalnikiem
nieprzemyślanych słów i  gestów. Nie gniew, ten następuje dopiero po
strachu. Uspokajam się, przynajmniej próbuję to zrobić. Jedno jest pewne –
im łatwiej wszystko przyjmę, tym lepiej dla mnie. Tylko tyle albo i aż tyle.
W tym domu nawet niewielka wiedza może pomóc.
– Wybierz.
Patrzę pytająco na Iana, który stoi przy ścianie. Zerka na mnie przez
ramię, pośpieszając mnie spojrzeniem. Ruszam w  jego kierunku
i  zatrzymuję się tuż obok niego. Stoimy przy półce, na której ułożone
zostały zatyczki analne o  różnych rozmiarach i  kształtach. W  pierwszym
odruchu chcę odmówić, ale przecież to niczego nie zmieni. Nie wyjdziemy
stąd jak gdyby nigdy nic. Każdy sprzeciw jest pretekstem do kary.
Powinnam się cieszyć, że pozwolił mi wybrać. Wiem, jak to brzmi, ale
gdyby dokonał wyboru sam i postawił na największy rozmiar? Unoszę dłoń
i bardzo wolno kieruję ją ku najmniejszej zatyczce. Jest czarna, zakończona
białym kamieniem. Nigdy nie miałam do czynienia z  korkami analnymi,
więc nie wiem nawet, czego mogę się spodziewać. Ten, który wybrałam,
zdaje się być najbezpieczniejszy. Podaję go mężczyźnie, a  ten rzuca mi
przenikliwe spojrzenie.
– Nie chcesz o nic prosić? – pyta z podejrzliwością.
– Po prostu miejmy to już za sobą – odpowiadam zrezygnowana.
– Robisz postępy.
Na te słowa mam ogromną ochotę mu wygarnąć. Powtarzam sobie
w  myślach, że nie mogę tego zrobić. Jeden błąd to kilka kroków wstecz.
Każda właściwa reakcja jest kolejnym krokiem do celu. Przynajmniej mam
taką nadzieję. Zaczynam zauważać, że im mniej myślę, tym wszystko
przyjmuję z  większą łatwością. Jasne, wciąż jest potwornie, ale
przynajmniej nie mam ochoty się rozpłakać. To już duży postęp. Po
porwaniu nauczyłam się cieszyć z drobiazgów.
Ian siada na środku skórzanej kanapy, znajdującej się na drugim końcu
pokoju. Sięga po coś ze stolika, z  tej odległości dostrzegam jedynie
niewielki owalny kształt.
– Chodź.
Stąpam po miękkim dywanie, a  z każdym kolejnym krokiem moje
dłonie coraz bardziej się pocą. Nim dochodzę do mężczyzny, mam
wrażenie, że za chwilę serce wyskoczy mi z piersi. Do tej pory tak się nie
denerwowałam, ale dopiero teraz dociera do mnie, co za chwilę ma się
wydarzyć. Obiecuję sobie, że nie zmienię nastawienia i utrzymam tę chorą
relację na zasadach, jakie wymyślił Ian.
– Połóż się na moich kolanach.
Otwieram szeroko oczy, nie spodziewając się takiego rozkazu. On
natomiast mruży swoje, dając mi do zrozumienia, że nie zamierza drugi raz
się powtarzać. Chowam dumę do kieszeni, choć i  tak zostało z  niej już
niewiele. Mogę wmawiać sobie, że to nieprawda, ale przecież nie można
wiecznie się okłamywać.
Klękam na kanapie, tuż przed jego nogami, po czym układam na nich
brzuch. Po drugiej stronie układam przedramiona, zawieszając między nimi
głowę.
–  Rozluźnij się trochę  – mówi gardłowo i  zaczyna masować moje
pośladki. – Czy ktoś kiedyś już tam był? – mówiąc to, przejeżdża palcem
między moimi pośladkami.
Zamykam oczy, uciszając tym samym tę część siebie, która pragnie
walczyć.
– Nie… panie – wyduszam z trudem.
– Wiesz, że musimy to zrobić?
Nie wiem, po co o to pyta. Od kiedy w ogóle się mną interesuje?
– Tak.
– Dobrze.
Po chwili czuję coś zimnego i mokrego, na co od razu się spinam.
– Spokojnie, to tylko żel.
Jedną dłonią wciera go między moimi pośladkami, a drugą ściska jeden
z nich. Jeszcze mocniej zaciskam powieki, zmuszając się do bezruchu, choć
najchętniej uciekłabym z tego miejsca. Nie zrobię tego jednak, wiedząc już,
że z tego domu nie ma ucieczki. Nie zaryzykuję.
Jego dłoń muska moje udo, jakby tym gestem chciał mnie uspokoić. Nic
nie jest w  stanie tego zrobić, nawet zaskakująca delikatność tyrana. Nie
wiem już, czy chciałabym mieć to za sobą, czy wolę, gdy przeciąga cały
akt. Sam dotyk mężczyzny budzi we mnie sprzeczne emocje. Z  jednej
strony sam w  sobie dotyk jest przyjemny, ale nie sprawia, że zapominam,
do kogo należą pieszczące mnie dłonie. Nagle dwa palce zahaczają o moją
łechtaczkę, na co od razu się wzdrygam.
– Prosiłem, byś się rozluźniła.
– Nie potrafię.
– Postaraj się.
Nienawidzę go.
Palce mężczyzny suną wyżej, a  ja już wiem, że za chwilę będzie po
wszystkim. Przynajmniej mam taką nadzieję. Niech już tego nie przeciąga,
bo zaraz zwariuję. Przez chwilę zatacza leniwe kółka wokół mojego
odbytu, po czym porusza się i nagle miejsce jego palca zajmuje końcówka
korka. Naciska mocniej, przez co w  odpowiedzi gwałtownie poruszam się
na jego kolanach.
– Marino – warczy, naciskając wolną dłonią na dół moich pleców.
Sztywnieję na dźwięk jego ostrego tonu, a  on natychmiast to
wykorzystuje i  wciska we mnie cały korek. Choć nie boli tak, jak się
spodziewałam, uczucie jest wystarczająco nieprzyjemne, bym zapragnęła
jak najszybciej się tego pozbyć.
– A teraz czas na mniej przyjemną część.
– Mniej przyjemną? – pytam przerażona.
On chyba żartuje. Może być coś mniej przyjemnego niż zatyczka
wciśnięta w tyłek?!
–  Pamiętasz dzień, w  którym mi uciekłaś?  – Uderza mnie dłonią
w pośladek i zaciska na nim palce. – To nie tak, że zmieniłem zdanie. Nie
traktuj tego jako kary, a ostrzeżenie.
Kolejny klaps roznosi się echem po całym pomieszczeniu. Mimo chęci
ucieczki leżę w  bezruchu, chociaż kolejne uderzenia przychodzą jeden za
drugim. Każdy kolejny wydaje się mocniejszy od poprzedniego, co jest
raczej efektem uderzania w to samo miejsce. Kiedy już myślę, że skończył,
on przenosi atak na drugi pośladek. Wszystko przebiega dokładnie tak
samo. Jestem przekonana, że liczy każdy klaps. Pod koniec zaczynam
szlochać, ale wciąż próbuję być twardsza, niż w rzeczywistości jestem.
–  Jeśli jeszcze raz zrobisz coś głupiego, to, co wydarzyło się teraz,
będziesz uważała za delikatną pieszczotę. Rozumiesz?
– Tak, panie – mówię od razu w nadziei, że jest już po wszystkim.
Próbuję się podnieść, ale on od razu mnie przytrzymuje.
– Czy mówiłem, że już skończyliśmy?
– Przepraszam, myślałam, że…
– Nie masz myśleć, a słuchać poleceń – niemal warczy.
Mam wrażenie, że nic się nie dzieje. Oboje jesteśmy w  bezruchu. Ja,
leżąca na jego kolanach. On, wygodnie siedzący na kanapie i przyglądający
mi się z góry. Nawet to jest cholernie krępujące.
–  Kiedy skończymy, to, co zrobiliśmy teraz, będzie dawało ci więcej
przyjemności, niż możesz sobie wyobrazić  – odzywa się po długiej ciszy,
a  jego głos nieco mnie bawi. To trochę tak, jakby próbował się
wytłumaczyć.
Nie wierzę w jego słowa. Jeśli tak się stanie, oznaczać to będzie, że już
nie jestem Mariną. Chcę czuć ból, złość i smutek, bo tylko one upewniają
mnie, że wciąż jestem sobą. Dopóki to trwa, czuję się spokojniejsza. Być
może złamanie mnie stałoby się wybawieniem, bo nie musiałabym
przeżywać koszmaru każdego pieprzonego dnia. Jednak wciąż mam
nadzieję na ratunek. Wierzę, że dam radę.
– Wstań.
Bardzo ostrożnie zsuwam się z kolan mężczyzny i staję tuż obok niego.
Pochyla się do przodu, przez co jego twarz znajduje się naprzeciwko
mojego wzgórka łonowego. Odruchowo zaciskam uda, ale nie cofam się ani
o centymetr. Po chwili Ian unosi głowę i wpatruje się intensywnie w moje
oczy. To kolejny gest, który tak ciężko jest mi znieść.
– Odwróć się, chcę to zobaczyć.
Gdy tylko staję tyłem do niego, zagryzam wnętrze policzka i zaczynam
rozglądać się nerwowo dookoła. Palcami sunie po moich pośladkach
i  udach, aż nagle kładzie je na korku. Jestem pewna, że za chwilę mi go
wyciągnie, ale on jedynie naciska na niego kilka razy, przypominając mi
dość boleśnie o jego istnieniu.
– Pochyl się. Ułóż dłonie na podłodze.
Powstrzymuję się od odmowy, jednak zablokowanie żalu jest dużo
trudniejszą sztuką. Wiem, jak Ian nie lubi się powtarzać i  czekać, aż
wykonam jego rozkaz, dlatego pochylam się, choć to kolejny poniżający
gest, jakiego nie mogę nie wykonać. Moje pośladki wypięte są w  jego
kierunku, a  jedyną zaletą tej sytuacji jest fakt, że nie widzę mężczyzny.
Wystarczająco działa na mnie świadomość, że on tam jest, że na mnie
patrzy i z pewnością czerpie satysfakcję z tego widoku. Ponownie naciska
na korek, szybko przenosząc dłoń na jeden z pośladków.
– Wyciągniesz go dopiero przed snem. Jeśli wpadnie ci do głowy, żeby
zrobić to wcześniej, noc spędzisz z dużo większym rozmiarem. Rozumiesz?
– Tak, panie – odpowiadam przez zaciśnięte zęby.
Liczyłam, że za chwilę będzie po wszystkim. Ian podnosi się i  okrąża
mnie wolno.
– Wstań.
Prostuję się, mając tuż przed sobą jego ciało. Unoszę głowę, by spojrzeć
mu w  oczy, ale szybko ją opuszczam, nie mogąc znieść tego, z  jaką
wyższością na mnie patrzy.
– Możesz już iść.
Od razu ruszam w kierunku drzwi, ani razu nie oglądając się za siebie.
Chcę się stąd wydostać. Najchętniej wyciągnęłabym tę pieprzoną zatyczkę,
ale zdaję sobie sprawę, że Ian może w  każdej chwili przyjść do mnie
i sprawdzić, czy wciąż ją mam. Dlatego w sypialni zakładam sukienkę, po
czym od razu wychodzę i rozsiadam się w salonie. W dłoni mam ołówek,
a  na kolanach leży szkicownik. Czekam, aż dyskomfort, jaki wywołuje
korek, nieco przejdzie. W końcu przyzwyczajam się do niego na tyle, by nie
myśleć tylko o nim. Wpatruję się w czystą kartkę do momentu, w którym
oczyma wyobraźni widzę to, co chciałabym przelać na papier. Moim
rysunkiem jest kobieta. Jest naga, a całe jej ciało otaczają ciernie, ich kolce
wbijają się jej w  skórę. To ja. Twarz mam spokojną, jakbym w  ogóle nie
czuła bólu. Jakbym nie czuła zupełnie niczego. Jakbym była martwa.
Wpatruję się w  mój rysunek, dopóki nie słyszę kroków. Szybko
chowam szkicownik i ołówek za jedną z poduszek. Czuję się jak dziecko,
które zrobiło coś złego. Nie wiem, czy Ian mógłby zezłościć się za to, że
wzięłam je bez pytania, ale nie chcę, by widział, co narysowałam.
– Co tu robisz? – pyta, gdy staje w wejściu.
Wstaję i odruchowo kulę ramiona.
– Nie chciałam siedzieć w sypialni – odpowiadam cicho.
– Chodź, zwiedzisz miejsce, w którym jeszcze nie byłaś.
Nie podoba mi się to. Wolę znajome mi już pomieszczenia, bo coś
nowego oznaczać może wszystko, także to, na co nie jestem gotowa i czego
nie chcę zobaczyć. Kiedy do niego podchodzę, puszcza mnie przodem,
kładzie dłoń u  dołu moich pleców i  popycha mnie lekko, dając mi do
zrozumienia, że mam iść. Jego palce zsuwają się niżej, między moje
pośladki. Wiem, że chce się upewnić, czy nie złamałam jego rozkazu.
Kiedy tylko wyczuwa korek, dłonią wraca wyżej. Dochodzimy do kuchni,
a  w niej do zamkniętych drzwi. Ian przekręca klucz, po czym prowadzi
mnie po schodach w  górę. Wkrótce znajdujemy się w  małym owalnym
pomieszczeniu. W dniu feralnej ucieczki wydawało mi się, że zauważyłam
niewielką wieżyczkę, umieszczoną po przeciwnej od wejścia stronie domu.
Wygląda na to, że miałam rację. W  samym pomieszczeniu znajduje się
niewiele. Kanapa, komoda, kilka obrazów zdobiących ściany. Zaskakuje
mnie jednak telewizor, a  także balkon, którego drzwi otwiera właśnie Ian.
Gestem głowy każe mi podjeść. Nie wiem, dlaczego czuję teraz lęk.
Przecież mnie nie zrzuci.
Delektuję się świeżym powietrzem, którego nie sposób poczuć tak
intensywnie jedynie przez otwarte okno. Chłodny wiatr owiewa całe moje
ciało, pobudza i  sprawia, że chciałabym tu zostać jak najdłużej. Patrzę
przed siebie, na niekończący się las. Gdzie my, do diabła, jesteśmy? Cała
posesja otoczona jest gęstymi koronami drzew, które zdają się ciągnąć
w  nieskończonosć. Chcę już o  to zapytać, ale przecież Ian nie poda mi
współrzędnych tego miejsca. Łapię dłońmi barierkę i zamykam na moment
oczy, jednak wtedy czuję, że mężczyzna staje za mną. Od razu się
wzdrygam, na co ten w odpowiedzi wypuszcza nerwowo powietrzę.
–  Stój  – rzuca przeciągle. Unosi moją sukienkę.  – Grzeczna
dziewczynka.
Znów kładzie dłoń na moich pośladkach, przylega do mnie ciałem,
przez co nie jestem w stanie zapanować nad sobą.
– Nie ruszaj się.
Jego szept owiewa moje ucho, a  dłonie układają się na biodrach.
Wciągam powietrze, nie wiedząc, czego mogę się spodziewać. Nagle jego
usta stykają się z moim karkiem i wywołują dziwny dreszcz, przeszywający
całe ciało. Usta zastępuje zębami, a  kolejne dreszcze niemal ścinają mnie
z nóg. Wpatruję się w punkt przed sobą, starając się skupić jedynie na nim.
Pomaga to tylko trochę.
– Coraz lepiej ci idzie.
Coraz lepiej wychodzi mi udawanie. Przerażająco dobrze. Gdy tylko
uświadamiam to sobie, mam ochotę się przeciwstawić i  udowodnić sobie,
że wszystko ze mną w  porządku. Jednak tłumię tę potrzebę. Nie mogę
pozwolić sobie na krok wstecz, kiedy widzę postępy.
– Odwróć się do mnie.
Zanim wykonuję to polecenie, przełykam ślinę i biorę głęboki oddech.
Nigdy nie jestem gotowa na spotkanie z jego spojrzeniem, ale wciąż staram
się tego nauczyć. Ian znów łapie moje biodra, a po chwili jedną dłonią sunie
wyżej, zatrzymując się dopiero na moim policzku. To jeszcze gorsze niż
tortury, jakie mi funduje. Nie mogę patrzeć na niego, gdy nie jest zły.
Wtedy widzę w  nim człowieka, a  muszę widzieć potwora. Próbuję
odwrócić głowę, ale mi na to nie pozwala.
– Trudno ci na mnie patrzeć?
Zaskakuje mnie tym pytaniem. Nie do końca wiem, co mam mu
odpowiedzieć. Powiedzieć prawdę, czy skłamać?
– To silniejsze ode mnie – wyduszam z trudem.
– Dlaczego?
– Przez to, co mi zrobiłeś.
Smutek w  moim głosie jest tak wyraźny, że nawet Ian krzywi się na
jego wydźwięk.
– Nie powinnaś brać tego tak bardzo do siebie, zajączku.
–  Tak, wiem, to twoja praca  – rzucam pod nosem, nie mogąc
powstrzymać się od ironicznego tonu.
– Nie każdy wybiera swój zawód. Wiesz coś o tym.
Nie powinien wspominać o  moich rodzicach, porównując nasze
sytuacje. To coś zupełnie innego.
– Oni nie kazali mi nikogo porywać i torturować.
– Jednak gdyby kazali, nie miałabyś wyjścia, prawda?
– Nie wiem. Nie potrafię sobie tego wyobrazić.
–  Czytałem o  tobie. Wszystkie informacje, wydarzenia z  życia. Te
ważne i te nieistotne. Wiedziałem o tobie wszystko, zanim cię zobaczyłem.
I  już wtedy byłem pewien, że trafisz w  moje ręce. W  dniu, w  którym się
spotkaliśmy, nie musiałem pytać o  dziewczynę z  historią, która mnie
zafascynowała. Spojrzałem w  twoje oczy i  od razu wiedziałem, że to ty.
Musiałem cię mieć.
Zmarszczyłam czoło, wsłuchując się w  jego słowa. Chyba nie
rozumiem, co chce mi przez to powiedzieć. Być może on sam także tego
nie wie.
– Dlaczego?
– Bo twoja historia przypominała mi moją.
–  Nic nas nie łączy. Nie mamy podobnej przeszłości  – unoszę się.  –
Mówisz tak, jakbyśmy rzeczywiście byli podobni. Moi rodzice zmusili
mnie do przejęcia firmy, bo chcieli zapewnić mi przyszłość. Zrobili to
z miłości. Ten, kto kazał robić ci takie potworne rzeczy, z pewnością cię nie
kochał.
Od razu zaciskam usta i  intuicyjnie szykuję się na atak z  jego strony.
Patrzy na mnie, mrużąc oczy, ale po chwili unosi kącik ust. Nie jest to
bynajmniej uśmiech.
–  Masz rację  – mówi zaskakująco spokojnie.  – Wychowałem się
w  miejscu, w  którym z  pewnością nie chciałabyś się znaleźć. Byłem sam,
ale pojawił się człowiek, który zaproponował mi pracę.
– Porywanie niewinnych kobiet?
– Na początku miałem jedynie ich szukać.
– Dlaczego w ogóle mi o tym mówisz?
– Sam nie wiem.
–  Niezależnie od tego, co spowodowało, że stałeś się tym, kim się
stałeś, nie wmówisz mi, że tego nie lubisz.
– Wszystko można polubić, to tylko kwestia nastawienia.
– Ja nie polubię tego, do czego mnie zmuszasz.
Dopiero teraz dochodzi do mnie, że nie powinnam tego mówić.
Powinnam rozegrać to zupełnie inaczej. Dlaczego z  takim trudem
przychodzi mi udawanie, że jestem na skraju załamania?
– Polubisz albo będziesz wmawiać to sobie tak długo, aż po prostu w to
uwierzysz. Wszystko, byle tylko przetrwać.
– Wcale nie chcę przetrwać, wolę umrzeć.
Łapie moją twarz obiema dłońmi i pochyla się w moim kierunku.
– Tylko tak ci się wydaje. Zawsze będziesz miała nadzieję, że jest jakaś
szansa. Będziesz czekała, aż pojawi się pomoc. Do końca swoich dni
będziesz żyła w przekonaniu, że nie wszystko stracone.
– Tak jest z tobą? – szepczę.
– Żyję w przekonaniu, że w końcu będę zbyt stary.
– Przecież to lubisz. Widzę, jaką sprawia ci to satysfakcję.
–  Lubię. Lubię patrzeć, jak się boisz i  jak próbujesz walczyć. Lubię
patrzeć, jak się poddajesz i jesteś uległa. Lubię to wszystko.
– Więc chcesz to robić.
– Marino… chcę to robić, ale nie tak.
– A jak?
Mięśnie jego twarzy napinają się. Nieczęsto mogę oglądać jego walkę
z samym sobą. Teraz jest jednak inaczej. Może jestem naiwna, ale coś się
zmieniło. Czuję to.
– To ja mam złamać ciebie, nie ty mnie – odzywa się po długiej ciszy.
Gdy tylko mnie puszcza, odwraca się i wchodzi do środka. Przez chwilę
wpatruję się przed siebie i  chyba nie do końca rozumiem, co właśnie się
wydarzyło. Za dużo niechcianych myśli zaczyna krążyć po mojej głowie.
Chciałabym być obojętna na to wszystko, jednak nie potrafię. Ruszam za
nim. Stoi na środku pokoju, tyłem do mnie, odwraca się jednak, gdy
wyczuwa moją obecność. Staję naprzeciwko niego i  po raz pierwszy nie
krępuję się patrzeć mu w oczy.
– Wiesz, co w tym wszystkim jest najgorsze? – pyta ochrypłym głosem,
na co w odpowiedzi kręcę głową. – Że nie mogę cię pieprzyć, kiedy tylko
mam na to ochotę.
Zamieram. Jestem w stanie jedynie na niego patrzeć, ale nie potrafię na
to odpowiedzieć. Nie byłam gotowa na taką rozmowę. Ian się porusza, a po
chwili jego ciało naciska na moje. Obejmuje mnie w talii i przykłada usta
do mojego ucha.
– Myślisz, że tylko ty doznajesz tortur?
– Ian…
– Naprawdę ciężko cię złamać, zajączku. Cholernie ciężko to zrobić, bo
nie jesteś taka, jak inne.
– Co masz na myśli?
Nie odpowiada mi, nie porusza się, a  ja oddycham płytko i  po prostu
czekam na cokolwiek. Nie wiem, jak mam rozumieć jego słowa, boję się je
analizować, bo mogę wyciągnąć mylne wnioski, diametralnie różniące się
od prawdy.
– Wracamy – odzywa się po długiej ciszy.
Puszcza mnie i  rusza do wyjścia. Posłusznie idę za nim, a  w drodze
próbuję poukładać sobie wszystko w  głowie, choć szansa, że mi się uda,
jest raczej nikła. Zastanawia mnie jednak, dlaczego ma zakaz uprawiania
seksu z kobietami, które porwał? Nie zaprzeczam, że cieszę się z tego, ale
przecież musi być jakiś powód.
Wchodzimy do sypialni, ale Ian zatrzymuje się w  drzwiach. Patrzę na
niego wyczekująco, wiedząc, że chce coś powiedzieć.
–  Zawsze wybieram kobiety, które najmniej mnie interesują.
Powinienem zrobić to samo i  tym razem. Jednak wmawiałem sobie, że
jesteś najlepszym wyborem. Do tej pory nigdy nikt nie przypominał mnie
tak bardzo jak ty.
– Nie zgadzam się. Nie jesteśmy podobni – mówię twardo.
– Być może kiedyś to zrozumiesz.
–  Żeby zrozumieć i  jakimś cudem dojść do takiego samego wniosku,
musiałabym cię poznać. A  żeby cię poznać, musiałbyś mi o  sobie
opowiedzieć. Jednak ty przecież tego nie zrobisz.
– Do jutra, Marino. Możesz wyciągnąć zatyczkę.
Kiedy tylko zostaję sama, biegnę do łazienki i  pozbywam się tego
przeklętego korka. Wracam do sypialni, rzucam się na łóżko i  tym razem
nie próbuję już nawet powstrzymać łez. To dla mnie zbyt wiele. Kolejne
pytania rodzą się w  mojej głowie. Odpowiadam sobie na nie domysłami,
które podsuwa mi wyobraźnia. Nie wiem, dlaczego w  ogóle do tego
dopuszczam. Nagle widzę Iana jako małego, zagubionego chłopca
potrzebującego pomocy. Mężczyznę, który gwarantuje mu bezpieczeństwo,
ale przecież w życiu nie ma nic za darmo. Wyobrażam go sobie, jak zmusza
się do wszystkiego. Jak cierpi, gdy zadaje ból innym. Jak jego życie
zamienia się w koszmar. Równie przerażający, jak koszmar jego ofiar.
W końcu dochodzi do mnie, że zrobiłam największy błąd, do jakiego
mogłam dopuścić. Zaczęłam współczuć swojemu oprawcy.
IAN
Uderzam pięścią w  worek treningowy. Raz, drugi, trzeci i  następny. Walę
w  niego tak mocno, jak tylko się da. Wyobrażam sobie, że tym workiem
jestem ja. Powinienem przypierdolić sobie czymś ciężkim w  łeb, by już
nigdy więcej nie dopuszczać do błędów, jakie popełniłem dzisiaj. Błędów,
bo było ich wiele, za wiele. Jak mogłem powiedzieć jej cokolwiek o mojej
przeszłości? Jak mogłem w  ogóle się tłumaczyć z  tego, kim jestem? Nie
jestem w stanie uwierzyć w to, co zaszło.
Spocony wchodzę do sypialni i kieruję się prosto do łazienki. Zamykam
się pod prysznicem i  odkręcam letnią wodę, wracając myślami do swoich
dzisiejszych błędów. Nie pierwszy raz byłem blisko złamania zasad, jakie
mi narzucono. Jednak po raz pierwszy musiałem tak bardzo ze sobą
walczyć. Gdyby to było możliwe, wycofałbym się. Przejąłbym inną
dziewczynę, a Marinę oddał komukolwiek. Jak widać, nie jest kimś, kogo
powinienem szkolić.
Mam ochotę pójść do niej, ale powstrzymuję się od tego. Dziś
popełniłem wystarczająco wiele błędów, nie mogę dopuścić do kolejnych.
Zamiast tego schodzę na parter, kierując się prosto do barku w  salonie i
wyciągam karafkę whisky. Jedynie alkohol może uciszyć moje demony
i wspomnienia z przeszłości, które obudziła Marina.
Rozdział 17

Całą noc miałam pokręcone sny. Naprawdę pokręcone. W  każdym z  nich


był Ian. Choć nie pamiętam szczegółów, to wiem, że zawsze się pojawiał.
Jeden z  nich pamiętam jednak doskonale. Byliśmy w  pokoju za czarnymi
drzwiami, jego wnętrze przypominało piekło, a Ian był jego władcą. Jeszcze
niedawno sen traktowałam jak lekarstwo, dzięki któremu mogłam oderwać
się od przeklętej rzeczywistości. Jednak teraz już wcale tak na to nie patrzę.
Najpierw nie mogłam zasnąć, bo rozmyślałam o  tym, co takiego mu się
przytrafiło. A  kiedy już zasnęłam, myśli o  nim powróciły w  snach. Nie
potrafię zrozumieć, dlaczego wszystko zadziałało na mnie tak intensywnie.
Może po prostu nie chcę tego wiedzieć…
Zmuszam się do wstania z  łóżka i  decyduję się opuścić sypialnię.
W kuchni czeka na mnie śniadanie, ale nie ma śladu po Ianie. Unika mnie?
To raczej irracjonalna myśl, skoro musi wykonać swoje zadanie. Jestem
ciekawa, dlaczego się nie pojawił, nie poinformował mnie nawet, że czeka
na mnie posiłek. Jestem z nim zbyt długo, by nie zauważyć, że to do niego
nie podobne. Choć staram się skupić na jedzeniu, moje myśli i tak uciekają
gdzieś daleko. Wraca tęsknota za normalnością i  niepokój o  przyjaciółkę.
Dochodzi do tego, że nie mogę przełknąć ani kęsa. Odchodzę od stołu, po
czym zmierzam do salonu, by znów spróbować zebrać myśli przy jakiejś
aktywności. Najlepiej wychodzi mi to, gdy w dłoni trzymam ołówek.
Po raz pierwszy nie towarzyszą mi jedynie negatywne emocje, nie ma
we mnie nienawiści, która wcześniej kazała mi postrzegać Iana jako
potwora z  oczami diabła. Znów go szkicuję, ale tym razem jego twarz
przepełniona jest bólem, a  jego sylwetkę otacza gęsta mgła. Tak właśnie
teraz go widzę. Wciąż dostrzegam bestię, ale ta bestia okazuje się mieć
serce. Być może zranione, ale ono tam jest. Wpatruję się w jego oczy i mam
wrażenie, że one także skupione są na mnie. To cholernie dziwne uczucie
patrzeć na rysunek i mieć w głowie taką myśl.
– Tu jesteś.
Zrywam się na równe nogi i zauważam Iana w progu. W panice próbuję
ukryć szkicownik. Chowam go za plecami i cofam się, gdy mężczyzna robi
krok w moim kierunku. Patrzy na mnie z wyraźnym zainteresowaniem.
– Co tam chowasz?
– Nic.
Panikuję jeszcze bardziej, gdy podchodzi do mnie i  blokuje mi drogę
ucieczki.
– Pokaż.
Jego głos jest spokojny, ale wciąż wyczuwam w  nim ten nieznoszący
sprzeciwu ton. Mimo to nie chcę, żeby to oglądał. Boję się jego reakcji.
Nawet nie zauważam, kiedy zaczynam płakać.
– Proszę, nie patrz na to.
– Marino. Pokaż. Mi. To.
W odpowiedzi kręcę głową, na co Ian traci cierpliwość. Obejmuje mnie
i wyrywa szkicownik z mojej dłoni. Następnie odchodzi o krok i przegląda
w  skupieniu pierwszą stronę. Przy kolejnej marszczy czoło. Posyła mi
przelotne spojrzenie, jednak trwa to tak krótko, że nie potrafię wyczytać
z niego jakichkolwiek emocji. Kiedy ogląda dzisiejszy rysunek, jego mina
zmienia się nieznacznie. Nie mam pojęcia, czy jest zły, czy może te rysunki
w ogóle go nie obchodzą. Jednak im dłużej myśli, tym większa obawa we
mnie narasta. W  końcu zamyka szkicownik i  rzuca go na kanapę. Unosi
głowę, wpatrując się we mnie tak, jakby po raz pierwszy nie wiedział, co
powinien zrobić.
– Chodź, pora na kolejną lekcję.
Jestem zaskoczona jego chłodnym tonem. Dziwi mnie, że nie
komentuje tego, co zobaczył. Nie pyta o nic. Jak gdyby nigdy nic prowadzi
mnie do znienawidzonego przeze mnie pokoju. Wciąż jednak mam
w głowie to, co wydarzyło się przed chwilą, i nawet widok tych wszystkich
„zabawek” nie rusza mnie w najmniejszym stopniu.
– Podnieś ręce – mówi, gdy staje naprzeciwko mnie.
Nie wahając się, robię to, czego ode mnie wymaga. Wtedy on sięga do
moich ud, chwyta materiał sukienki i  unosi go do góry, tym samym
pozbawiając mnie jedynego ubrania. Opuszczam ręce i wpatruję się w jego
nieobecne oczy. W końcu nie wytrzymuję.
– Co takiego się stało? Jak stałeś się tym, kim jesteś?
Mam wrażenie, że przez chwilę nieruchomieje. Jakby w ogóle się tego
nie spodziewał. Nawet się nie dziwię. Nie powinnam o  to pytać,
szczególnie teraz, gdy jesteśmy w tym miejscu.
– Wiesz wystarczająco wiele.
– Wciąż niewiele rozumiem. Przecież i tak jesteśmy tu sami. Ja nigdy
nie wrócę do swojego życia. Skoro oboje znamy moje przeznaczenie,
powiedz mi, proszę, za czyje grzechy muszę odpowiadać? Kim jest
człowiek, który skazuje ludzi na takie cierpienia?
Ian się spina. Patrzy na mnie, ale widać w jego oczach, że myślami jest
gdzieś bardzo daleko. Gdy wraca do rzeczywistości, robi krok w  moją
stronę, tym samym niwelując zupełnie przestrzeń między nami.
– Gdy byłem gówniarzem, pomógł mi człowiek, który wtedy wydawał
się moim aniołem stróżem. Nie groziła mi już śmierć głodowa i  nagle
miałem swoje miejsce na ziemi. Nie marzłem, nie konałem przez upały. Nie
musiałem prosić ludzi o pieniądze.
– Ale on okazał się diabłem – szepczę zamyślona.
– Szybko przyszła pora na zapłatę.
–  Dlaczego z  tego nie zrezygnujesz? Dlaczego nie uciekniesz, nie
zaczniesz żyć na nowo?
– Jedyną ucieczką od niego jest śmierć.
–  Próbowałeś kiedykolwiek zawalczyć o  wolność?  – Na moje pytanie
się spina, a ja już znam odpowiedź.
– Nie chcę umierać, Marino.
– Nawet nie spróbowałeś.
– Nic nie rozumiesz.
–  Rozumiem.  – Kiwam delikatnie głową.  – Jesteś tchórzem. Wolisz
zadawać cierpienie niewinnym osobom niż uwolnić się od tego gówna!
Boisz się, że coś nie wyjdzie!
– Nie pozwalaj sobie…
–  Na co? Na prawdę? To ona cię tak boli?! Nikt wcześniej nie
powiedział ci, że jesteś pieprzonym tchórzem?! – Nie wiem, co się ze mną
dzieje, ale unoszę ręce i uderzam w jego tors. – Przecież nie możesz ukarać
mnie bardziej niż dotychczas! Nie zabijesz mnie, bo to dla mnie nagroda!
Proszę, uderz mnie! Zwiąż i zacznij okładać swoimi zabawkami!
Napiera na mnie z ogromną siłą i kiedy już myślę, że runę na podłogę
i zostanę skatowana, on łapie mnie w tali i przyciąga do siebie. Jego ciężki
oddech owiewa moją twarz, a dłonie jeszcze mocniej zaciskają się na moim
ciele. Otwieram szeroko oczy, nie wiedząc, czego mogę się spodziewać.
Jestem gotowa na wszystko, a  jednocześnie boję się tego, co się teraz
wydarzy.
– Wszystko mi, kurwa, mówiło, że jesteś najgorszym wyborem, jakiego
mogę dokonać.
– O czym mówisz?
– Ciebie nie można złamać. Jesteś kobietą, której powinienem unikać.
–  Ian…  – Piszczę krótko, gdy na dźwięk swojego imienia wbija mi
palce w  biodra.  – Panie  – poprawiam się, a  w moim głosie brzmi jedynie
pogarda. – Dlaczego powinieneś mnie unikać?
– Właśnie dlatego.
W chwili gdy kończy mówić, jego usta dociskają się do moich. Jestem
tak zaskoczona jego ruchem, że po raz kolejny tego dnia zaczynam
panikować i próbuję oderwać się od niego. Jednak on w odpowiedzi jeszcze
mocniej na mnie napiera. Rusza przed siebie, tym samym zmuszając mnie
do cofnięcia się. Uderzam plecami o  drzwi, a  wtedy Ian łapie moje uda
i unosi mnie do góry. W tym samym momencie przestaję się bać. Czuję coś
dziwnego. Pragnienie, które zupełnie odbiera mi rozum. Zamiast z  tym
walczyć i  próbować się postawić, rozchylam wargi, dając mu do
zrozumienia, że się poddałam. Wtedy napiera na mnie jeszcze mocniej,
a jego język wślizguje się między moje wargi i szybko odnajduje mój. Na
początku nie mam pojęcia, co się ze mną dzieje. Wszystko we mnie
krzyczy, pożądanie i  niepewność łączą się, ale to drugie zaczyna szybko
wygasać. Kładę dłonie na jego karku i  choć sama nie wierzę, że to robię,
przyciągam go do siebie jeszcze mocniej. Ian wydaje z  siebie cichy
pomruk, po czym odrywa mnie od drzwi i przenosi na drugą stronę pokoju.
Sadza mnie na półce, uprzednio strącając przedmioty, które na niej leżały.
Moja cipka zaczyna pulsować i choć powinno mnie to otrzeźwić i obudzić
mój mózg, dzieje się zupełnie inaczej. W  myślach błagam go o  to, żeby
mnie wziął. Dzięki Bogu, nie mam na tyle odwagi, by poprosić o to głośno.
Z każdą kolejną sekundą nasz pocałunek zdaje się jeszcze intensywniejszy.
Wydaje mi się, że jeśli to potrwa jeszcze kilka minut, zacznę szczytować.
Od samego pocałunku, od samego dotyku. Chociaż nie potrafię powiedzieć
głośno o  tym, czego pragnę, mam na tyle odwagi, by to pokazać. Moje
dłonie zjeżdżają po torsie Iana, aż zatrzymują się na jego pasku. Gdy tylko
łapię za klamrę, on odskakuje. Patrzę na niego zaskoczona, ale widzę w nim
tylko szaleństwo, co ostudza nieco mój zapał.
– Co się stało? – pytam zdyszana.
– Nie licz na nic. Zapomnij o tym, co się wydarzyło, i nie myśl nawet,
że kiedykolwiek się to powtórzy.
Nie rani mnie tymi słowami, choć powinien, bo ich wydźwięk jest nie
tylko ostry, ale przepełniony gniewem. Jakbym to ja była winna temu, co
się wydarzyło. Z gracją zsuwam się z półki i podchodzę do niego. Unoszę
głowę, zachowując zimną krew, i uśmiecham się chłodno.
– Spokojnie, już zapomniałam. Nie jesteś wart ani jednej myśli. Chcesz
być panem, a zachowujesz się jak gówniarz, który boi się przyłapania.
Mam ochotę powiedzieć jeszcze więcej, wyrzucić z siebie wszystko, ale
zdaję sobie sprawę, że to bardzo zły pomysł. Ian już teraz wygląda tak,
jakby chciał rzucić się na mnie i udusić gołymi rękami. Nie czekam, aż to
zrobi. Mijam go i  wolno kieruję się w  stronę wyjścia. Nie mówi nic, nie
zatrzymuje mnie, dlatego traktuję to jako zgodę i  wychodzę. Nie radzę
sobie z emocjami. Z trudem łapię oddech, cała trzęsę się z nerwów. Nie jest
mi wstyd. Akurat na to uczucie nie ma miejsca. Jestem wściekła
i  rozgoryczona. Wolałabym nie przyznawać tego nawet przed sobą, ale
jestem także najzwyczajniej w świecie smutna. Nie tego się spodziewałam.
Pieprzony pan i  władca, bojący się ryzyka. Do tej pory widziałam go
zupełnie inaczej. Jak kogoś, kto nie boi się niczego. Człowieka władczego
i  nieprzyjmującego sprzeciwu. Okazał się jednak kimś zupełnie innym.
Okazał się tchórzem.
Wchodzę do łazienki i od razu kieruję się pod prysznic. Nie łudzę się,
że wszystkie moje myśli się ulotnią, ale liczę, że choć trochę się uspokoję.
Jakim cudem mogłam do tego wszystkiego dopuścić? Jestem jednak
słabsza, niż mi się wydawało, skoro ktoś taki był w  stanie przedrzeć się
przez moją skorupę i rozwalić ją w drobny mak. Kim tak naprawdę jestem?
Mrużę oczy i  pochylam głowę, wpatrując się w  swoje stopy, na które
skapuje woda. Słyszę uderzenie drzwi i  nawet powieka mi nie drgnie.
Czułam, że tak będzie. Przecież powiedziałam zbyt wiele, by nie ponieść za
to kary. Drzwi kabiny rozsuwają się, kątem oka widzę czarne spodnie
mężczyzny, który wchodzi do środka i zajmuje miejsce za mną. Uśmiecham
się pod nosem na myśl, że jest tak cholernie przewidywalny. Czy powinnam
udawać, że się boję? Być może to złagodziłoby ból, który ma zamiar mi
zadać. Jednak zwiększyłoby ten, który rani moją duszę.
–  Zrób to, po co tu przyszedłeś. Miejmy to już za sobą  – mówię
z goryczą, nie poruszając się ani o centymetr.
Jeszcze przez długi czas nie dzieje się zupełnie nic. Jego oddech
owiewa mokrą skórę na moich plecach, ale nie dotyka mnie, nie wymierza
żadnego ciosu. Trochę tak, jakby czekał na moment, aż przestanę się go
spodziewać. Ale ja zawsze będę gotowa na uderzenie z  jego strony.
Nieważne, czy będzie to cios fizyczny, czy psychiczny.
W końcu Ian się porusza. Słyszę, jak rozpina pasek spodni. Przymykam
oczy i czekam. Zrobi, co ma zrobić, i sobie pójdzie, a ja nie będę rozpaczać.
Nie mogę i nie chcę tego robić.
–  Mów, co tylko chcesz. Nazywaj mnie tchórzem. Ale nigdy nie bądź
obojętna.
Unoszę głowę na dźwięk tych ostro wypowiedzianych słów, a  wtedy
pasek zaciska się na mojej szyi. Ian pociąga za niego tak mocno, że głową
uderzam go w  tors. Chwytam skórzany materiał, próbując go z  siebie
ściągnąć, ale nawet nie drgnie.
– Dlaczego tak ci na tym zależy? – pytam z trudem.
– Bo muszę wiedzieć, że jesteś silna.
– Nic z tego nie rozumiem.
– Nie chcę, żebyś była słaba i poddała się.
–  Wciąż nie rozumiem. Nie powinno ci na tym zależeć. Przecież
właśnie tego chciałeś, prawda? Chciałeś mnie złamać.
– Chciałem – przyznaje szorstko i dociska usta do mojego ucha. – Ale
teraz już nie chcę.
– A czego chcesz?
– To nie ma znaczenia.
– Znów się boisz – mówię z odrazą i używam całej swojej siły, by się
odwrócić i spojrzeć mu w oczy. – Wygląda na to, że mam większe jaja od
ciebie.
Przez jego twarz przelatuje cień rozbawienia, ale znika jeszcze szybciej,
niż się pojawił. Pasek, który wcześniej naciskał na moją szyję, teraz
spoczywa na karku i  wygląda na to, że Ian nie zamierza go puścić. Znów
patrzy na mnie zamyślony, ale wściekłość jest jeszcze bardziej widoczna.
Zastanawiam się, co się wydarzy.
– Nie oczekuj niczego ode mnie.
–  Już to mówiłeś. Zrozumiałam, nie zamierzam wymagać od ciebie,
żebyś stał się mężczyzną.
Nagle puszcza pasek, a  nim orientuję się, co planuje, moje plecy
uderzają o  ścianę kabiny. Nie wiem, czy mija sekunda, gdy zostaję
odwrócona twarzą do niej.
– Tak bardzo chcesz mnie sprowokować?
Pas spada tuż obok moich stóp, zerkam na niego, ale po chwili palce
Iana zaciskają się na moim karku i  przyciskają mój policzek do zimnej
ściany kabiny. Wciągam głośno powietrze, a  mój oddech robi się
nieregularny. Słyszę dziwny dźwięk, po czym mężczyzna puszcza mnie
i chwyta moje dłonie.
–  Co robisz?  – pytam, obserwując, jak związuje mi dłonie niewielkim
łańcuszkiem.
–  Nie powinnaś mnie prowokować, a  ja nie powinienem był do tego
dopuścić. Jednak jest już za późno, zajączku.
Po tych słowach unosi moje skrępowane ręce i  zawiesza łańcuszek
w miejscu, w którym zamontowana jest bateria prysznicowa.
– Co zamierzasz?
– Teraz się boisz?
– Bo nie wiem, co chcesz ze mną zrobić!
– Nic, czego byś nie chciała. Mam nadzieję, że jesteś gotowa.
Próbuję odwrócić głowę, by spojrzeć na niego przez ramię, ale widzę
jedynie fragment sylwetki. Po chwili znika z  zasięgu mojego wzroku.
Orientuję się, że kucnął, gdy jego dłonie rozchylają moje uda, a  język
przejeżdża po mojej łechtaczce. Zaczynam ciężko oddychać i mimowolnie
poruszam się coraz gwałtowniej. Ian unosi się nagle i uderza mnie mocno
w pośladek.
– Przestań się wiercić.
– Powiedz mi, co chcesz zrobić.
– Zamierzam cię zerżnąć – niemal warczy.
– Przecież nie możesz tego zrobić.
– Nie mogę.
Słyszę, jak rozpina spodnie i sama nie wierzę, że to właśnie się dzieje.
Zaczynam zastanawiać się, czy to nie chory sen. To wyjaśniałoby moje
podniecenie, którego nie powinnam przecież odczuwać. Mija kilka sekund,
a penis Iana wbija się w moją cipkę. Bez żadnego ostrzeżenia, bez żadnej
delikatności. Po prostu mnie pieprzy, nie dając mi szans na przyzwyczajenie
się do jego rozmiaru. Krzyczę. W tym krzyku łączy się przyjemność i ból.
Dłoń mężczyzny kreśli koła na mojej łechtaczce, a  przyjemny dreszcz
przechodzi przez moje ciało. Pozwala mi pozbyć się uczucia bólu
i  dyskomfortu, a  jednocześnie sprawia, że zaczynam pragnąć więcej. Na
tyle, na ile jestem w stanie, wypycham biodra w jego stronę. W odpowiedzi
dostaję silnego klapsa w  prawy pośladek, a  jego biodra napierają na mnie
z  jeszcze większą siłą. Dociskam policzek do ściany, by odzyskać
równowagę, ale wtedy Ian łapie mnie za szyję i mocno przyciąga do siebie.
– Tego chciałaś?
– Tak.
Jęk, który wydostaje się z  moich ust, jest głośny i  zupełnie do mnie
niepodobny. Nic, co robię i  co myślę, nie przypomina Mariny Ramirez,
którą przestałam już być.
–  Nawet nie wiesz, co zrobiłaś.  – Głos Iana jest niczym groźba,
obietnica kary za to, że go zapragnęłam.
Rozchyla moje pośladki, a jego kolejne pchnięcie zdaje się być jeszcze
głębsze i silniejsze. Moje nogi się trzęsą, nie potrafię zapanować nad żadną
częścią swojego ciała. Ian nie zwalnia, mimo że z  pewnością widzi, jak
niewiele brakuje, bym doszła. Dzieje się to szybciej, niż się spodziewałam,
po kolejnej serii pchnięć zamykam oczy i  krzyczę, zaskoczona mocą
orgazmu. Ian obejmuje mnie w pasie, gdy sama nie jestem w stanie unieść
nawet powiek. Ściąga łańcuszek, ale nie uwalnia z  niego moich dłoni.
Sprawnym ruchem odwraca mnie przodem do siebie, łapie moje ręce
i zakłada je sobie na ramiona. Próbuję uwolnić je sama, ale przy pierwszym
szarpnięciu gardłowy pomruk Iana skutecznie odwodzi mnie od kolejnej
próby. Odważam się spojrzeć mu w oczy, nigdy jeszcze nie patrzył na mnie
w ten sposób.
– Jeszcze z tobą nie skończyłem.
Unosi mnie i  opuszcza, nabijając powoli na swojego penisa. Gdy jest
już cały we mnie, dociska moje plecy do ściany i zaczyna poruszać się z tą
samą intensywnością, z  którą pieprzył mnie wcześniej. Po kilku seriach
zatrzymuje się, a następnie opuszcza jedną moją nogę, drugą przytrzymując
na swoim biodrze, i  ponownie się we mnie wbija. Przykłada czoło do
mojego i ani na moment nie spuszcza wzroku z moich oczu. Jego spojrzenie
sprawia, że na nowo czuję przyjemne gorąco w  podbrzuszu. Chwyta mój
pośladek, naciskając na niego z  każdym pchnięciem, jakby chciał, bym
poczuła go jeszcze mocniej. Tak właśnie się dzieje, z  niemałym trudem
powstrzymuję się od pisku. Zagryzam wargę, czując coraz większą
przyjemność, która zdaje się spływać na mnie kolejnymi, coraz większymi
falami. Ian klnie pod nosem, a  chwilę później zasysa moją dolną wargę.
Jego ruchy są coraz szybsze, a w chwili, gdy nasze języki łączą się ze sobą,
zaczynam piszczeć prosto w jego usta, pobudzona siłą, z jaką wbija się we
mnie przy każdym pchnięciu bioder. Jestem bliska kolejnego orgazmu, ale
tym razem Ian przerywa to w okrutny sposób. Wychodzi ze mnie i ściąga
z siebie moje dłonie. Uwalnia je z łańcuszka, po czym łapie mnie za włosy
i  ciągnie w  dół. Padam na kolana, a  twarz mam tuż przed jego penisem.
Łapię go w  dłoń i  naprowadzam na swoje usta. Kiedy zaczynam ssać,
walczę z ochotą dotknięcia się i ulżenia sobie, gdyż całe moje ciało pragnie
orgazmu. Zamiast tego drugą dłoń zaciskam na udzie Iana i  biorę jeszcze
głębiej jego kutasa. Robię to szybko, chociaż nie w  tempie, w  jakim on
pieprzył mnie. Sunę kilkukrotnie po całej długości penisa, po czym znów
biorę go do ust tak głęboko, jak tylko jestem w stanie. Ian jeszcze mocniej
zaciska dłoń na moich włosach, ale jestem przekonana, że nie skończy za
chwilę. W  końcu przerywa wszystko i  ciągnie mnie do góry. Kiedy tylko
staję przed nim, on znów atakuje moje usta. Zasysa je i  gryzie, następnie
przejeżdża po nich językiem, jakby chciał w ten sposób ukoić zadany ból.
Dłońmi masuje moje piersi, co chwilę szczypiąc brodawki na tyle mocno,
że za każdym razem odruchowo wzdrygam się na ten gest. Jednak im dłużej
to robi, tym cały ten ból staje się dziwną przyjemnością, której pragnę
jeszcze bardziej. Dostaję kilka klapsów w  pośladki, towarzyszy im
gardłowy pomruk mężczyzny. Piszczę cicho, choć jest to wywołane
przyjemnością, która mnie zaskakuje.
Ian odrywa się ode mnie, ale nie cofa ani o  krok. Wciąż jest na tyle
blisko, bym czuła jego oddech na swojej twarzy. Unosi rękę i zakręca wodę,
po czym odsuwa drzwi kabiny. Gestem głowy daje mi znak, że mam wyjść.
Ruszam na trzęsących się nogach, a  gdy tylko wychodzimy, zostaję
popchnięta na blat. Mężczyzna naciska na moje plecy, zmuszając mnie,
bym pochyliła się do przodu. Stopami rozsuwa moje nogi, zaciska palce na
moich pośladkach i  wchodzi we mnie płynnym ruchem. Porusza się we
mnie, na nowo przywołując uczucie prymitywnej potrzeby spełnienia,
której teraz pragnę bardziej niż wolności. Nie wierzę, że do tego doszło, ale
jednocześnie nic mnie to teraz nie obchodzi.
– Chcę słyszeć, jak dochodzisz, zajączku.
Na te słowa wszystko, co do tej pory zdawało mi się być już zbyt
intensywne, staje się wręcz boleśnie odczuwalne. Mój głośny jęk zamienia
się w krzyk. Powoli tracę kontrolę nad własnym ciałem i tylko silny uścisk
Iana pomaga utrzymać mi się na nogach. Orgazm zaczyna kumulować się
w  moim podbrzuszu, aż w  końcu wybucha, wywołany przez serię silnych
pchnięć. Czuję, jak moja cipka zaciska się na jego pulsującym penisie,
i  skupiam się jedynie na tym. Do momentu, kiedy wszystko zaczyna się
rozpływać, a świadomość daje znać o swojej obecności.
Kiedy tylko Ian wychodzi ze mnie, prostuję się i odwracam przodem do
niego. On jednak nie zwraca na mnie uwagi. Bardzo szybko zabiera mokre
spodnie z kabiny, po czym zmierza do drzwi.
– Tak po prostu wychodzisz?!
Zatrzymuje się i  nieznacznie odwraca głowę w  moim kierunku, ale
wciąż na mnie nie patrzy.
– Lepiej będzie, jeśli wyjdę.
– Tylko dla ciebie.
Krzyżuję ręce na piersiach i  wypuszczam głośno powietrze. Patrzę na
stojącego nieruchomo Iana i  zastanawiam się, co teraz zrobi. Nie chcę
przecież analizować tego, co przed chwilą się wydarzyło. Niczego nie
wymagam. Tak naprawdę nie mam pojęcia, czego oczekuję w  tym
momencie. Wiem jedynie, że nie mogę pogodzić się z  myślą, że tak po
prostu mnie zostawi.
– Muszę pomyśleć. Sam. To nie miało się wydarzyć.
– Ale się wydarzyło, więc trochę za późno na wyrzuty sumienia.
–  Nie mam wyrzutów sumienia, zajączku.  – Dopiero teraz zaszczyca
mnie spojrzeniem. – Wcale tego nie żałuję.
– A więc o co chodzi? Boisz się, że komuś powiem? – pytam drwiąco.
– Jeśli powiesz, nic się nie stanie.
– Jak to? Przecież sam mówiłeś, że macie zakaz…
–  Ja mam zakaz. Tylko ja, Marino. Poza tym to bardziej
skomplikowane, niż ci się wydaje.
– Jak to tylko ty? O co tu chodzi?
– Za godzinę dostaniesz coś do jedzenia.
Po tych słowach po prostu wychodzi, zostawiając mnie z pytaniami, na
które tylko on jest w stanie odpowiedzieć. Im więcej mi mówi, tym mniej
rozumiem. To wszystko nie ma sensu. Składam do kupy wszystko, czego
do tej pory się dowiedziałam, i  mam wrażenie, że to elementy kilku
zupełnie różnych układanek. Zbyt wiele klocków do siebie nie pasuje.
IAN
Moją pierwszą myślą jest chęć przyznania się do tego, co zrobiłem, bo
tylko w ten sposób mogę pozbyć się z domu Mariny. Już sięgam po telefon,
ale szybko dociera do mnie, że jeśli powiem o wszystkim szefowi, ona nie
przeżyje kolejnego dnia. Dla zasady. Bo przecież nie miałem prawa tego
zrobić, nie mogłem i, kurwa, nigdy nie powinienem był do tego dopuścić.
Mam pieprzony mętlik w  głowie, czuję się rozdarty między tym, co chcę
robić, a  tym, co robić powinienem. Dwadzieścia pięć lat temu zostałem
skazany na los, na jaki nikt nie zasłużył. Byłem gówniarzem. Chodziłem
brudny, w  za dużych ciuchach, które ktoś kiedyś mi podarował.
Głodowałem i  marzłem, bojąc się nadchodzącej zimy. Niewielu ludzi
interesowało się bezdomnym dzieciakiem. Często musiałem uciekać przed
bandą gówniarzy, którzy chcieli się nade mną poznęcać dla rozrywki. Nie
zawsze mi się to udawało. Bywało, że konałem kilka dni na zabrudzonym
chodniku i nikt nie zwracał na mnie uwagi. Bronx to miejsce zapomniane
przez Boga, w którym demony znalazły swój dom i nic nie jest w stanie ich
stamtąd przegnać. Byłem przekonany, że umrę. Być może niedługo, a może
pociągnę jeszcze kilka miesięcy. I  wtedy stanął przede mną mężczyzna
ubrany w drogi garnitur. Spojrzał na mnie i zapytał, czy chcę zmienić swoje
życie. Nie wiedziałem, co ma na myśli, i bałem się go, bo spojrzenie miał
zimne i  okrutne. Mimo wszystko kiwnąłem głową na znak zgody.
Następnego dnia byłem czysty, ubrany i  po pierwszej nocy we własnym
łóżku. Mężczyzna zapytał mnie, dlaczego jestem sam. Odpowiedziałem, że
nie wiem, bo odkąd sięgam pamięcią żyłem na ulicy i  nie wiem, czy
kiedykolwiek ktoś ze mną był. Może po prostu nie chciałem tego pamiętać.
Nie rozmawialiśmy zbyt często. Nie wiedziałem nawet, jak tajemniczy
mężczyzna ma na imię. Nazywałem go aniołem stróżem. Nie tylko dał mi
dom, ale zadbał o moją edukację i dopóki nie skończyłem czternastu lat, nie
wiedziałem, jakie piekło dla mnie szykował. Przyszedł i powiedział, że czas
na zapłatę. Pierwsze zlecenia były łatwe, miałem szukać młodych
i  pięknych dziewczyn. Robić im zdjęcia oraz  sprawdzać, gdzie mieszkają
i co robią. Przez kolejne lata nie wiedziałem, po co mu ta wiedza, nigdy nie
miałem odwagi o  to zapytać. W  wieku siedemnastu lat rozpocząłem
szkolenie na człowieka, jakim teraz jestem. Nigdy nie wracam
wspomnieniami do tamtych chwil, nie chcę pamiętać o  bólu, jaki czułem,
zmuszony krzywdzić te dziewczyny. Wiele czasu upłynęło, nim nauczyłem
się żyć bez emocji. Ostatnio dopuściłem do nich pięć lat temu i przysiągłem
sobie, że już nigdy więcej tego nie zrobię. Nie mogę pozwolić na to, by
znów cierpieć tak, jak cierpiałem wtedy.
Marina ma rację, jestem tchórzem.
Rozdział 18

Wczoraj nie widziałam się już z Ianem. Kiedy poszłam do kuchni, czekało
na mnie jedzenie, ale jego nie było. Wiele godzin zastanawiałam się, co
właściwie się wydarzyło. Żyłam tu w  przekonaniu, że żaden z  tych
mężczyzn nie ma prawa nas tknąć. Rzeczywistość okazała się jednak
zupełnie inna. Szybko przestałam skupiać się na sobie. Zaczęłam myśleć
o  mojej przyjaciółce i  o  tym, jakie rzeczy robi jej mężczyzna, w  którego
łapska trafiła. Poświęciłam na to mnóstwo czasu, aż w  końcu doszłam do
wniosku, że tak jej nie pomogę. Po kilku wylanych łzach udało mi się
zasnąć, by dziś powitać kolejny dzień, w  którym może wydarzyć się
wszystko.
Nie boję się konfrontacji z  Ianem. Wręcz przeciwnie  – czekam na nią
i  mam nadzieję, że szybko się tu pojawi. Jasne, że nie zapomniałam
o  ostrożności. Przemyślałam wszystko, nie zamierzam zmuszać go do
opowiadania mi o  sobie. Być może nadarzy się ku temu okazja, ale
najważniejsze jest dla mnie to, żeby nie przesadzić. Jeśli powiem i zrobię za
dużo, wszystko, co do tej pory zbudowałam, może runąć. Nie wiem, czy
obrałam odpowiednią drogę i  czy jakiekolwiek starania mają najmniejszy
sens. Najprawdopodobniej skończę w  domu człowieka, który kupi mnie,
jakbym była psem, a  Ian szybko zapomni o  moim istnieniu. Tylko że coś
nie pozwala mi być pewną tego scenariusza. Między nami do czegoś
doszło, coś się zmieniło, on się zmienił. Może i jestem naiwna, ale muszę
trzymać się każdej szansy, która daje mi nadzieję.
Ian przychodzi do mnie, staje w progu i kiwa głową, by przywołać mnie
do siebie. Bez słowa podchodzę, a  wtedy puszcza mnie przodem. Na
korytarzu kładzie dłoń u  dołu moich pleców, przez co na jedną krótką
chwilę wstrzymuję oddech. Odruchowo przystaję obok drzwi do pokoju, ale
wtedy Ian popycha mnie na znak, że mam iść dalej. A  więc jeden mój
scenariusz zostaje wykreślony. Dochodzimy do kuchni, na stole jest tylko
jedno nakrycie.
– To dla mnie? – Na to pytanie jedynie kiwa głową. – A ty?
– Jadłem.
– Mam się tam przeczołgać? Jeść bez użycia sztućców? A może…
– Po prostu usiądź i zjedz. Nie zamierzam cię karać.
– Zaskakujesz mnie. – Próbuję ukryć rozbawienie, ale chyba marnie mi
to wychodzi.
Siadam na krześle i sięgam po kawałek chleba. Wkładając go sobie do
ust, ani na chwilę nie spuszczam wzroku z Iana, który chyba wciąż nie wie,
co dokładnie wczoraj zaszło. Przyznaję, że spodziewałam się, że w  nocy
dojdzie do wniosku, że wszystko było moją winą. Tym dziwniej jest mi jeść
śniadanie z myślą, że żadnej kary nie będzie. Zabrzmi to irracjonalnie, ale
przygotowałam się do niej psychicznie. Muszę jednak przyznać, że Ian
naprawdę mnie zaskoczył. Moje chwilowe rozbawienie spowodowane jest
jego kamienną twarzą i  sztywną sylwetką. Jakbyśmy nagle zamienili się
rolami. Jakbym to teraz ja była osobą, która trzyma władzę.
– Mogę cię o coś zapytać? – odzywam się w trakcie jedzenia.
– Nie.
– Przestajemy ze sobą rozmawiać?
–  Nigdy ze sobą nie rozmawialiśmy i  nie przypominam sobie, żebym
kiedykolwiek pozwolił ci zadawać pytania.
–  Jednak nie zaprzeczysz, że kilka ich zadałam, a  na niektóre nawet
udzieliłeś mi odpowiedzi.
– Nie przeczę.
– Ale?
– Ale lepiej, żebyśmy ze sobą nie rozmawiali.
– Dlaczego?
– Jedz.
– Straciłam apetyt. – Odchodzę od stołu i kieruję się prosto do Iana. –
Co teraz? Poranne tortury? Masz jakieś ciekawe atrakcje, podczas których
nie trzeba mówić?
Zupełnie mnie zaskakuje, gdy porusza się z  prędkością pantery i  po
chwili zaciska dłoń na moich policzkach. Pochyla się, a jego wzrok mógłby
zabić.
–  Jeśli nie przestaniesz testować mojej cierpliwości, między tymi
słodkimi wargami pojawi się knebel, którego nie wyciągniesz przez
najbliższy tydzień. Rozumiesz?
Kiwam głową, a  wtedy mnie puszcza. Od razu odskakuję o  krok.
Przesadziłam, nie powinnam go prowokować. Przyznaję, że trochę mnie
poniosło.
– Przepraszam.
– Pełnym zdaniem.
A więc wracamy do początków.
– Przepraszam, panie – syczę przez zaciśnięte zęby.
– Masz dzień wolny.
Tym razem bardzo mocno gryzę się w  język i  zamiast odpowiedzieć,
kiwam głową i opuszczam kuchnię. Nie zamierzam wracać do sypialni, idę
do salonu. Na kanapie wciąż leży szkicownik, który wczoraj rzucił tu Ian.
Sięgam po niego, odnajduję ołówek i siadam, by zająć swoje myśli, po raz
kolejny skupiając się tylko na rysowaniu. Nie udaje mi się to nawet
w  niewielkim stopniu. Chociaż nie przerywam rysowania, w  ogólnie nie
myślę o tym, co ma z tego wyjść. Każda linia zdaje się rysować sama, a ja
w  głowie odtwarzam wszystkie wydarzenia z  wczoraj. I  to, kiedy Ian
powiedział, że nie żałuje, a  jednocześnie zdawał się mieć świadomość, że
popełnił największy błąd w  życiu. Tylko dlaczego jego słowa tworzą taki
kontrast z resztą? Jak można czegoś nie żałować, a jednocześnie pokazywać
całym sobą, że jest zupełnie inaczej? Tak bardzo chciałabym wiedzieć, co
siedzi w jego głowie. Jeszcze bardziej pragnę zrozumieć siebie i to, co mną
ostatnio kieruje. Jakim cudem znalazłam się w takiej sytuacji? Przecież to
jest zupełnie pozbawione sensu. Chyba zamiast próbować rozgryźć Iana,
powinnam zacząć od siebie.
Moja dłoń zatrzymuje się, dopiero teraz wracam do rzeczywistości. Nie
wiem, co przedstawia mój rysunek. Pokryłam całą kartkę nic
niemówiącymi liniami. To chyba odzwierciedlenie moich myśli. Jest ich tak
wiele, że nic nie jest wystarczająco wyraźne.
Odkładam szkicownik i  próbuję jakoś się uspokoić. Im dłużej myślę,
tym gorzej to znoszę. Najgorsze jest jednak uczucie samotności. To, że Ian
dał mi do zrozumienia, że zostanę dziś sama. Jeszcze niedawno
potraktowałabym to jako nagrodę. Teraz jest mi z tym źle. Ilekroć próbuję
zrozumieć samą siebie, dochodzę do coraz gorszych wniosków. To, że coś
złego się ze mną dzieje, wiem już od pewnego czasu. Najgorszy jest jednak
strach przed tym, co ma się stać. Nienawidzę tej niepewności i moich myśli,
które coraz mocniej mącą mi w głowie. Zastanawiam się nawet, czy to nie
jego taktyka. Robić wszystko, bym nie wiedziała, kim jestem. Może on
wcale nie traci kontroli? Może to tylko taka gra? Jeśli tak, jest największym
sukinsynem, jaki stąpa po tej ziemi. Tak naprawdę trudno mi uwierzyć, że
ktokolwiek zdolny jest do takiej manipulacji, jednak tu przecież niczego nie
mogę być pewna.
Niemal do wieczora spędzam czas na siedzeniu, zmieniając jedynie
miejsce. Do południa przebywałam w salonie, później wracam do sypialni
i  wpatruję się w  okno. Teraz postanawiam ponownie zajrzeć do pokoju,
który nagle wzbudził we mnie dziwne zainteresowanie. Chcę zrozumieć.
Wchodzę tam z  niewielkim lękiem. Czuję się trochę jak dziecko, które
zakrada się do zakazanego miejsca i  boi się, że ktoś wejdzie. Cicho
zamykam drzwi i  na palcach przechodzę po miękkim dywanie, aż
zatrzymuję się przy jednej z  półek. Znów wracają wspomnienia i
przywołują chore podniecenie, co doprowadza mnie do szaleństwa. Nie
rozumiem, kim tak właściwie się stałam. Po co tu przyszłam? Mimo
wszystko nie wychodzę. Patrzę na przedmioty zgromadzone
w  pomieszczeniu tak dokładnie, jakbym spoglądała na coś totalnie
skomplikowanego. Poniekąd takie właśnie jest. Większość była mi obca
przez całe życie i  nigdy nie zamierzałam tego zmieniać. Niestety, ktoś
zadecydował za mnie.
– Co tu robisz?
Podskakuję na dźwięk głosu Iana. Jakim cudem go nie usłyszałam? Od
razu zaczynam się denerwować, a przecież nie zrobiłam niczego złego. Nim
odpowiadam, biorę kilka wdechów.
– Próbuję zająć sobie czas.
–  Tutaj?  – Unosi brew i  patrzy na mnie tak, jakbym powiedziała coś
szalenie zaskakującego.
– Nudzi mi się. – Wzruszam ramionami.
– Dobrze, więc zajmijmy czymś twój czas.
Rusza w moim kierunku, na co od razu wstrzymuję oddech.
– Chyba mówiłeś, że mam dzisiaj dzień wolny.
–  Jednak skoro się nudzisz…  – Łapie moje biodra i  jednym ruchem
odwraca mnie tyłem do siebie. Przylega do mnie ciałem, a brodę układa mi
na ramieniu. – Jest tu coś, co wzbudziło twoją ciekawość? – szepcze.
Przez chwilę jedynym, czym umiem się zająć, jest wyrównanie
oddechu. Nie pojmuję, co dzieje się z moim ciałem, gdy on jest tak blisko.
Ledwo udaje mi się utrzymać na nogach. Zmiana jego nastroju mnie
intryguje. Jakby moja ciekawość obudziła w nim coś, co postanowił uśpić
na dziś. W ciągu chwili przestał być sztywny, w ogóle nie przypomina już
siebie z poranka.
–  To.  – Pokazuję palcem na coś, co przypomina dwa metalowe
spinacze, połączone ze sobą cienkim łańcuszkiem.
Ian bierze w  dłoń wskazany przeze mnie przedmiot, drugą zsuwa
ramiączka sukienki, odsłaniając nagie piersi. Gładzi skórę moich ramion,
po czym to samo robi z  piersiami, głównie skupiając się na brodawkach.
Gdy twardnieją, Ian chwyta za jeden ze spinaczy, otwiera go, po czym
zamyka na moim sutku. Przyglądam się jak zahipnotyzowana, gdy robi to
samo z drugim końcem. Zimny łańcuszek układa się na odsłoniętej skórze
tuż pod piersiami i wywołuje gęsią skórkę.
–  Może trochę zaboleć  – mówi, gdy zaczyna przekręcać niewielką
śrubkę na jednym ze spinaczy.
Syczę cicho, gdy ucisk staje się coraz mocniejszy. Mężczyzna robi
dokładnie to samo z drugą piersią, a kiedy kończy, odwraca mnie przodem
do siebie i ciągnie za łańcuszek.
– Boli – rzucam z grymasem.
– Klamerki nie zrobią ci krzywdy.
– Jednak ty możesz.
W odpowiedzi ciągnie jeszcze mocniej, przez co zmuszona jestem
przysunąć się do niego, by zmniejszyć ból.
– Mogę.
Puszcza łańcuszek, wierzchem dłoni przejeżdża po moich piersiach,
sunie wyżej, aż zatrzymuje się na moim policzku. Pochyla się tak, jakby
chciał mnie pocałować, jednak w jego oczach widzę, że nie taki ma plan.
–  Nie zrobię ci krzywdy, Marino. Chyba że sama mnie do tego
sprowokujesz.
– Nie robię niczego, czym mogłabym cię zezłościć.
Ian ściąga ze mnie klamerki, po czym ze skupieniem poprawia moją
sukienkę i cofa się o krok.
– Zjedz kolację. Jutro po śniadaniu chcę cię tu widzieć. Nago.
Zaskoczona jego surowością kiwam jedynie głową i  mijam go bez
słowa. Na korytarzu słyszę, że idzie tuż za mną, wchodzę do kuchni, ale
nim znajdę się przy stole, on wychodzi, zamykając za sobą drzwi. Siadam
na krześle, chociaż nie wiem, po co to robię. Nie jestem w stanie niczego
przełknąć. Jedzenie jest ostatnią rzeczą, o której teraz myślę.
Rozdział 19

Poranek od razu rozbudza mój lęk. Nie mam pojęcia, co dziś mnie spotka.
Wiem jednak jedno – Ian potrafi zmienić się kilkukrotnie w ciągu dnia. Co
jest zapalnikiem każdego z  jego obliczy? Myślami wracam do
wczorajszego wydarzenia i  tego, jaki był… delikatny? Może nie jest to
najlepsze określenie, ale podoba mi się, gdy właśnie taki jest. Zdecydowany
i  władczy, ale mimo wszystko czuły na swój specyficzny sposób. Tylko
wtedy się go nie boję. Jeśli wszystko zależy od mojego zachowania, już
chyba wiem, co powinnam zrobić.
Biorę szybki prysznic, a  gdy wracam do sypialni, Ian siedzi na łóżku.
Poprawiam na sobie ręcznik i  podchodzę bliżej. Na materacu dostrzegam
tacę z  jedzeniem. Ciśnie mi się na usta uszczypliwa uwaga, ale gryzę się
w  język. Nie chcę, żeby znów coś się w  nim zmieniło. Staję tuż przed
Ianem, a  mój puls od razu przyśpiesza. To, jak teraz na mnie patrzy,
obezwładnia mnie i wyłącza rozum. Kładzie mi rękę na piersiach i ściąga ze
mnie ręcznik. Wstaje i w ciągu sekundy unosi mnie w powietrze. Ponownie
siada, trzymając mnie na swoich kolanach. Zaczynam się wiercić, gdyż
siedzę na nim okrakiem i  ta pozycja zdecydowanie nie należy do
komfortowych.
– Nie ruszaj się.
Niczym zaklęta wykonuję rozkaz, ale wstyd wciąż nie pozwala mi na
swobodny oddech.
– Rozchyl usta – rozkazuje ochrypłym głosem.
Nim to robię, zauważam, jak sięga po coś na tacy, a po chwili między
moim wargami znajduje się kawałek jedzenia. Dopiero gdy go przegryzam,
orientuję się, że to truskawka, której kropla soku ucieka przez kącik moich
ust. Ian zatrzymuje ją kciukiem i oblizuje go, ani na chwilę nie spuszczając
ze mnie wzroku. Robi mi się cholernie gorąco, jakby temperatura
w  pomieszczeniu wzrosła dwukrotnie. Całe moje ciało reaguje na ten
widok. Nie muszę nawet zerkać w  dół, by wiedzieć, że w  ciągu kilku
sekund moje sutki zrobiły się twarde. On też to zauważa. Zerka na moje
piersi, a na jego twarzy maluje się pragnienie, które pobudza mnie jeszcze
bardziej. Mimo to sięga po kolejny owoc i ponownie mnie nim karmi. Chcę
powiedzieć, że nie jestem głodna, jednak dociera do mnie, że ta sytuacja ma
w sobie coś, co budzi w Ianie tego człowieka, którego tak pragnę oglądać.
Właśnie dlatego posłusznie biorę do ust każdy kęs, który mi podaje.
– Dziś jesteś wyjątkowo cicha – odzywa się zamyślony.
Przejeżdża kciukiem po moich wargach, po czym przygląda mi się
wyczekująco. Nawet nie wiem, jak mam mu na to odpowiedzieć.
– Bo nie chcę cię rozzłościć – przyznaję zawstydzona.
– Od kiedy przejmujesz się moim humorem?
– Po prostu lubię, kiedy nie jesteś zły.
– Lubisz? – Unosi brew.
– Tak. Czy to coś złego?
– Nie, to nic złego, zajączku.
Jego spojrzenie mówi mi coś zupełnie innego.
–  Już się najadłam  – informuję, gdy zauważam, że mężczyzna znów
sięga do tacy.
Kiwa głową i  porusza się, jakby chciał mnie z  siebie ściągnąć. Kiedy
jego dłonie chwytają mnie w talii, naprężam ciało, co w ogóle nie jest ode
mnie zależne. Unoszę się z jego kolan, ale zamiast wstać, klękam, układając
nogi po zewnętrznych stronach jego ud. Prostuję się, a  wtedy moje piersi
znajdują się naprzeciwko jego twarzy. Ian unosi głowę, widzę, że chce coś
powiedzieć, dlatego nim to robi, ryzykuję i  przykładam usta do jego ust.
Zasysam dolną wargę mężczyzny, a  uścisk na mojej tali przybiera na sile.
Czuję, jak zastanawia się, jak powinien zareagować. Oddać pocałunek czy
zepchnąć mnie z  siebie. Po chwili jednak oddaje go. Ale nie mija kilka
sekund, a  on gwałtownym ruchem unosi mnie i  rzuca na materac. Zawisa
nade mną, ale nie kontynuuje. Dyszę, pobudzona pocałunkiem, który
uwolnił tę część mnie, jakiej w  sobie nienawidzę, ale uwielbiam czuć się
tak, jak czuję się teraz. Ian wsuwa dłoń pod moje plecy i unosi mnie. Jestem
skołowana, gdy ze mną na rękach wychodzi z sypialni i zmierza prosto do
ciemnego pokoju.
Stawia mnie na środku pomieszczenia i  sięga po coś nad moją głową.
Na haczyku zamontowanym w  suficie zawieszone zostały grube skórzane
kajdany, połączone krótkim łańcuszkiem. Ian blokuje mi nimi ręce, które
teraz znajdują się nad moją głową. Dwa centymetry wyżej i  musiałabym
stać na palcach, by nie zawisnąć nad podłogą. Z  niemałą ciekawością
przyglądam się mężczyźnie, który po chwili znika gdzieś za moimi
plecami. Wkrótce jego palce zaczynają sunąć po moim ciele, a  on sam
bardzo wolno okrąża mnie raz za razem. Przymykam powieki, skupiając się
na samym dotyku mężczyzny. Nie na tym, co może się wydarzyć. Mój
oddech jest spokojny, ale gdzieś z tyłu głowy pojawia się myśl, że nie po to
mnie tu przyprowadził.
– Lubisz, kiedy cię dotykam, zajączku? – Ochrypły głos Iana wyciąga
mnie z częściowej hipnozy wywołanej przez jego palce.
– Lubię, panie – odpowiadam bez zawahania.
–  A jednak pamiętasz o  naszych lekcjach.  – Zatrzymuje się za mną
i  przykłada usta do mojej łopatki.  – Grzeczna dziewczynka  – szepcze
z aprobatą. Nagle uderza mnie w pośladek. – I to też polubisz.
Kolejne klapsy spływają na mnie jedną serią, a każdy z nich dzieli kilka
sekund przerwy. Reaguję na ból, mimo że staram się tego nie robić. Wiercę
się, a  z moich ust wymyka się cichy pisk, szczególnie w  momentach,
w których uderzenie wydaje się wyjątkowo silne.
–  Boli  – szepczę, kiedy Ian staje obok mnie. Jestem przekonana, że
zostawił ślady dłoni na mojej skórze.
– Naucz się czerpać z tego przyjemność.
– Nie ma nic przyjemnego w bólu.
–  Mylisz się, zajączku.  – Odchodzi, by wziąć jeden z  pejczy, a  kiedy
wraca, znów staje za mną. – Postaraj się.
Pierwsze uderzenie pejczem nie przynosi ze sobą bólu, jest delikatne.
Przy kilku kolejnych Ian używa więcej siły i  choć są cholernie
nieprzyjemne, robię to, co mi każe, i  staram się odnaleźć w  tym jakąś
przyjemność. Im dłużej się na tym skupiam, tym mniejszą uwagę zwracam
na sam ból, a przez to znacznie lepiej go znoszę. Nie ma to jednak niczego
wspólnego z przyjemnością, a tylko z odwracaniem uwagi.
W końcu wszystko dobiega końca. Ian mija mnie i  odkłada pejcz na
miejsce, ale nie wraca od razu. Widzę, że staje przed półką i  coś z  niej
bierze, chowa to do kieszeni spodni, po czym sięga po kolejną rzecz.
Próbuję wytężyć wzrok, żeby zobaczyć, co to takiego. Niestety jestem za
daleko, a w pokoju panuje zbyt duży mrok, bym mogła przygotować się na
to, co teraz mnie czeka. Kiedy mężczyzna wraca, zauważam w  jego
ściśniętej dłoni wystający łańcuszek. Otwiera ją, a moim oczom ukazują się
klamerki, które ostatnio mi pokazywał. Z  jakiegoś powodu nie budzą we
mnie lęku. Bez większych emocji przyglądam się dłoniom mężczyzny, gdy
z  dużą starannością zajmuje się moimi brodawkami i  zaczepia na nich
klamerki, dość mocno je dociskając. Pierwszy ból mija szybko, ale sama
niepewność jego kolejnych ruchów wciąż we mnie siedzi. Ian sięga nad
moją głową, po czym odczepia łańcuszek z krępujących mnie kajdan, ale
nie ściąga ich z nadgarstków. Opuszczam głowę i uważnie przyglądam się
temu, jak teraz wyglądam. Ręce mam złączone z  przodu, a  ich widok
wywołuje we mnie mieszane uczucia. Zanim jednak udaje mi się je
zrozumieć, Ian kieruje mnie na koniec pomieszczenia, do miejsca,
w  którym stoi kanapa. Unosi mnie i  sadza na jej oparciu, a  sam klęka na
siedzeniu naprzeciwko mnie. Rozchyla szeroko moje nogi i  ustawia się
między nimi. Przyglądam mu się zaskoczona, jednak on tylko na moment
raczy mnie spojrzeniem. Po chwili językiem przejeżdża po mojej
łechtaczce. Wciągam głośno powietrze, zaskoczona tym, co właśnie się
dzieje. Mężczyzna wsuwa we mnie palec, a jego język ani na sekundę nie
przestaje się poruszać. Zasysa i  liże naprzemiennie moją łechtaczkę.
Próbuję się poruszyć, ale on kładzie dłoń na moim brzuchu i  dociska ją
mocno, by uniemożliwić mi każdy większy ruch. Skamlę, dociskając plecy
do ściany, czuję, jak zaczynam się rozpływać. Znów pragnę więcej.
–  Proszę, weź mnie  – jęczę zdyszana, starając się ze wszystkich sił
powstrzymać nadchodzący orgazm.
Ian przerywa i  się prostuje. Chwyta moje łydki i  ściąga mnie w  dół.
Unosi mnie i niczym lalkę układa na kanapie. Zawisa nade mną i mości się
między moimi nogami. Chwyta moje złączone dłonie i układa je nad moją
głową, po czym pochyla się, sunie językiem po mojej szyi, kończąc kreślić
mokrą ścieżkę w  kąciku moich ust. Nie odsuwając się ode mnie, sięga do
swojej kieszeni, a  po chwili wsuwa we mnie jakiś przedmiot. Jest mały
i krótki, a to wystarczy, bym nabrała pewności, że to korek analny. Kolejną
kwestią, której jestem pewna, jest to, że Ian nie po to go ze sobą zabrał.
Gdy tylko to do mnie dociera, mężczyzna wyciąga ze mnie zatyczkę. Unosi
się nieznacznie, by złapać moje nogi i  unieść je wysoko. Po chwili znów
pochyla się nade mną, a korkiem napiera między moje pośladki. Wiercę się,
czując cholerny dyskomfort, kiedy próbuje wbić go we mnie do końca.
Nagle jego usta odnajdują moje i  tyle mi wystarczy, bym zapomniała
o  bólu. Ian wsuwa we mnie zatyczkę, a  gdy tylko kończy, przerywa
pocałunek. Dłonią odnajduje moją nabrzmiałą łechtaczkę, masuje ją
z  szybkością, która sprawia, że całe moje ciało napina się w  przyjemny
sposób, a nadchodzący orgazm znów daje o sobie znać.
–  Proszę  – łkam cicho, gdy tylko nawiązuję kontakt wzrokowy
z Ianem. – Proszę… chcę ciebie, panie.
– Zapomnij, zajączku.
Zaciskam mocno powieki, ponownie walcząc z  przyjemnością, której
teraz nie chcę. Nie w  ten sposób. I  choć staram się ze wszystkich sił
powstrzymać orgazm, on i  tak nadchodzi. Wiercę się pod ciałem
mężczyzny, a on wciąż pociera moją łechtaczkę. Przestaje dopiero, gdy ja
kończę szczytować.
Dyszę pod nim, z  wyrzutem wpatrując się w  jego spiętą twarz. Chcę
zapytać, dlaczego nie chciał zrobić tego ze mną, ale zanim się odzywam, on
odpowiada mi na to pytanie.
– Nie tylko ty musisz się czegoś nauczyć.
– Czego ty się uczysz?
–  Samokontroli.  – Wstaje, przyciągając mnie do siebie.  – Nie myślę
o niczym innym, tylko o tym, jak chciałbym cię pieprzyć.
– Więc dlaczego po prostu tego nie zrobisz?
Ian sięga do kieszeni, z  której wyciąga niewielki kluczyk i  uwalnia
moje dłonie. Odwraca mnie tyłem do siebie i  jednym szybkim ruchem
wyciąga ze mnie korek, a  to wywołuje uczucie pieprzonego bólu, jakbym
nie miała go wystarczająco wiele. Przechodzi na drugą stronę pokoju,
odkładając po drodze kajdanki na miejsce. Zatyczkę wkłada do
niewielkiego pudełka leżącego w kącie, po czym odwraca się do mnie.
– Zapomnij o tym. – Podchodzi do drzwi i łapie za klamkę. – Zaczekaj
tu.
Zostaję sama ze swoimi myślami. Nie dopuszczam ich jednak do siebie,
starając skupić się tylko na obserwowaniu otoczenia. Na szczęście nie
muszę długo walczyć sama ze sobą. Ian wraca po kilku minutach. Podaje
mi materiał, którym okazuje się czerwona sukienka. Jestem zaskoczona, że
sięga mi przed kolana. Z  pewnością nie znalazł jej w  mojej szafie. Nie
pytam go o to.
Idę potulnie, prowadzona przez mężczyznę prosto do kuchni.
Odruchowo zerkam na stół, ale jest pusty. Jestem zaskoczona, gdy okazuje
się, że prowadzi mnie do zamkniętych drzwi, a później na górę, do pokoju,
w którym już raz byliśmy.
– Dlaczego tu jesteśmy? – pytam, gdy tylko przechodzimy przez próg.
– Od dziś to twoje nowe tymczasowe miejsce pobytu.
– Dlaczego? Przeszłam kolejny etap, a to moja nagroda?
Doskonale pamiętam jego słowa, gdy obudziłam się w nowym miejscu.
– Nie. Ja go przeszedłem.
– Co to znaczy?
– Rozgość się.
Nie mija więcej niż pięć sekund, a zostaję sama. Słyszę jedynie dźwięk
przekręcanego klucza w drzwiach i już to doprowadza mnie do szaleństwa.
Rozglądam się dookoła. Choć to miejsce jest przytulne, wcale nie podoba
mi się ta zmiana. Wolałabym wrócić do poprzedniej sypialni. Poza tym tam
miałam więcej swobody, a  tu? Z  ciekawości rozglądam się dokładnie po
pomieszczeniu. Zaskakuje mnie, że dopiero teraz zauważam kilkoro drzwi.
Ruszam do pierwszych, a  tam odkrywam łazienkę. Jest niemal identyczna
jak poprzednia. Za kolejnymi drzwiami znajduje się kuchnia. Wchodzę do
niej i od razu odkrywam, że pełno w niej jedzenia. Ian wiedział, że dziś tu
trafię? Sprawdzam kilka produktów i  wszystkie okazują się świeże, więc
musiały być dostarczone tutaj dziś, najwyżej wczoraj. Już mam wychodzić,
ale kątem oka zauważam coś za rzędem mebli. Coś, co wzbudza moją
ciekawość. Podchodzę tam i  zauważam kolejne drzwi. Moją pierwszą
myślą jest spiżarnia, ale kiedy łapię za klamkę, drzwi okazują się
zamknięte. A więc zmieniło się mniej, niż na początku mi się wydawało.
Wracam do pokoju, który jest połączeniem sypialni i  salonu. Przy
drzwiach balkonowych stoi kanapa w  kształcie litery C, obok niej stolik,
a  naprzeciwko wisi telewizor, który ostatnio bardzo mnie zaskoczył. Pilot
leży na komodzie. Z ciekawości sięgam po niego, by sprawdzić, czy nie jest
to jedynie wystrój wnętrza. Jednak telewizor się włącza, ale większość
kanałów została zablokowana. Cóż, lepsze to niż nic.
Po kilku godzinach spędzonych na przeglądaniu otoczenia dopada mnie
senność. Zakładam nową koszulkę, którą znalazłam w szafie pośród wielu
innych ciuchów, po czym kładę się na łóżku i  wpatruję się we wciąż
włączony telewizor. Emitują jakiś serial. Nigdy wcześniej go nie oglądałam
i  nie mam pojęcia, o  co w  nim chodzi, ale i  tak z  przyjemnością go
oglądam. To taka dawka normalności, którą mi odebrano.
Przez wiele godzin unikałam analizowania swojego zachowania, by nie
dojść do wniosków, jakie teraz nasuwają się same i nie chcą mnie opuścić.
Wiem, że doszło do tego, przed czym tak bardzo się wzbraniałam, ale
przyznać się przed samą sobą wciąż nie potrafię. Najgorsze w  tym
wszystkim jest to, że postanowienie Iana wobec mnie boli chyba
najbardziej. Uznał, że nie doprowadzi do tego, by stracił kontrolę, i  robi
wszystko, by tak właśnie było. Natomiast ja stałam się marionetką w jego
rękach, choć także miałam swoje postanowienie. Miałam do tego nie
dopuścić.
Biorę sobie za cel zrobienie wszystkiego, co w  mojej mocy, by nie
potrafił nad sobą zapanować. Skoro on złamał mnie, ja zrobię z  nim
dokładnie to samo. A wtedy oboje będziemy uczyć się siebie na nowo.
Rozdział 20

Po raz pierwszy od dawna mogę gotować. Nigdy tego nie lubiłam, ale teraz
z  szerokim uśmiechem smażę jajka na śniadanie. Zastanawiam się, czy to
wszystko, co robię teraz, będę mogła robić po tym, gdy Ian mnie przekaże.
Choć nienawidzę o  tym myśleć, zdarza mi się to bardzo często. Kto na
moim miejscu potrafiłby wyprzeć ze świadomości swoją niepewną
przyszłość? Kto nie tworzyłby scenariuszy, które go czekają? Moje są
różne. W  tych najgorszych jestem zamknięta w  piwnicy, przykuta do
łańcuchów, głodzona i  gwałcona. W  tych najlepszych robię normalne
rzeczy, a  jedyną znaczącą zmianą jest brak możliwości decydowania
o  sobie. Nie twierdzę, że ten scenariusz mnie cieszy. Jednak poznając
wszystkie smaki niewoli, nie mogę nie stwierdzić, że jest on dość dobry.
Już nawet nie marzę o wolności, bo wszystko wskazuje na to, że nigdy jej
nie zaznam.
– Widzę, że dajesz sobie radę.
Zerkam przez ramię w stronę wejścia. Ian opiera się o futrynę z rękoma
skrzyżowanymi na klatce piersiowej. Ściągam patelnię z ognia i sięgam po
wcześniej przygotowany talerz.
–  To miłe zaskoczenie wiedzieć, że nie muszę czekać, aż zdecydujesz
się mnie nakarmić.
– Skoro nie robisz już problemów.
–  Później też tak to będzie wyglądać?  – Nie wiem, po co o  to pytam.
Tak naprawdę nie chcę znać odpowiedzi.  – Zresztą, nieważne. I  tak na
pewno nic mi nie powiesz.
– Przygotowuję cię do warunków, jakie cię czekają.
A więc jest duża szansa na to, że nie zostanę jednak zamknięta
w  piwnicy. Biorę do ust kawałek chleba. Kiedy go przeżuwam, Ian
podchodzi bliżej.
–  Mogę mieć do ciebie prośbę?  – odzywam się niepewnie, na co
mężczyzna w  odpowiedzi kiwa głową.  – Wcześniej w  salonie miałam
szkicownik i ołówek. Mógłbyś mi je przynieść? Chcę zająć czymś czas.
– Zawsze możesz pójść po nie sama.
– Przecież jestem tu zamknięta.
– Nie jesteś. Wczoraj odruchowo przekręciłem klucz. Drzwi są otwarte.
Możesz iść na dół, gdzie byłaś do tej pory, i wziąć to, na co masz ochotę. –
Porusza się i  po chwili jego dłonie opierają się na blacie po obu stronach
moich bioder. – Ale tylko tam. Jeśli zobaczę cię w innym miejscu, będziesz
miała duży problem. Rozumiesz?
– Rozumiem.
– Zjedz śniadanie. Przyjdę później.
Po tych słowach od razu wychodzi, a  ja jeszcze przez dłuższą chwilę
wpatruję się przed siebie, karcąc się w  myślach, że znów poczułam coś
niedopuszczalnego, gdy był tak blisko mnie. Czy to jakieś chore
przywiązanie?
Po posiłku i długiej kąpieli postanawiam włączyć telewizor i poczekać
na obiecaną wizytę Iana. On jednak już tu jest. Leży na łóżku z pilotem w
dłoni i wpatruje się w ekran. Ten widok jest tak normalny, że aż
nierzeczywisty. Zerka na mnie, po czym klepie w materac tuż obok siebie.
Nieco zaskoczona podchodzę i  kładę się na wyznaczonym miejscu, po
czym zerkam na mężczyznę, który zdaje się w ogóle nie zwracać na mnie
uwagi.
– To kolejna lekcja?
– Co?
– Twoje ignorowanie mnie?
– Brakuje ci mojego zainteresowania? – Unosi kącik ust i dopiero teraz
odwraca głowę w moją stronę. – Jeszcze niedawno chciałaś, żebym dał ci
spokój.
– Ale nie zaprzeczysz, że twoje zachowanie nie jest normalne.
Odwracam się na brzuch, a moja koszulka unosi się wyżej, odsłaniając
pośladki. Choć nie było to zamierzone, jestem zadowolona. Dopiero teraz
Ian wygląda na zainteresowanego. Nie mam pojęcia, jakim cudem do tego
doszło. Nigdy bym nie pomyślała, że nadejdzie dzień, gdy będzie
brakowało mi jego uwagi. Jednak zrobię wszystko, by poczuł się tak, jak ja
się czułam, gdy dotarło do mnie, że udało mu się mnie złamać. Jednak
gdzieś tam w  środku została część walecznej Mariny, której determinacja
nie pozwala zapomnieć o wyznaczonym celu. Skoro muszę cierpieć, on nie
może wyjść z tego bez żadnego urazu.
– Mam ciężki dzień.
– Coś się stało?
– Nawet jeśli, to nie zamierzam z tobą o tym rozmawiać.
– Więc mam słuchać poleceń i się nie odzywać, jasne.
– Przyzwyczaj się do tego.
Zaciskam zęby, by nie kontynuować tej rozmowy. Widzę, że Ian nie jest
w humorze, a więc teraz i tak niczego nie ugram. Odwracam głowę w drugą
stronę i  zamykam oczy. Nie wiem, po co tu w  ogóle przyszedł, skoro
niczego ode mnie nie chce. Z pewnością w miejscu, w którym spędza czas,
ma jakiś telewizor i równie dobrze mógłby pójść tam.
Chyba zasnęłam, a  ze snu wyrywa mnie dziwne uczucie. W  pierwszej
chwili nie wiem nawet, co się dzieje. Dopiero, gdy wracam do
rzeczywistości, orientuję się, że Ian przykrył mnie kocem. Otwieram oczy
i dostrzegam jego sylwetkę znikającą w drzwiach. Od razu siadam i przez
chwilę wpatruję się w  koc, którym okrył mnie mężczyzna. Dlaczego
w ogóle to zrobił? Wcale nie szukam głębszych uczuć w tym geście. Staram
się jedynie zrozumieć myśli zimnego i  zamkniętego człowieka, którego
zachowania niejednokrotnie mnie zaskakują.
Schodzę z  łóżka i  postanawiam pooddychać świeżym powietrzem na
balkonie. Opieram się o  barierkę, próbując zobaczyć jak najwięcej. Nagle
słyszę dziwny odgłos, po chwili staje się bardziej wyraźny. Mam wrażenie,
że wyobraźnia płata mi figle, bo jestem pewna, że to dźwięk samochodu.
Nie wierzę w to, dopóki nie widzę na własne oczy podjeżdżającego auta. Po
chwili znika z zasięgu mojego wzroku. Moment później dochodzą do mnie
męskie głosy. Za rogiem budynku zauważam Iana w  towarzystwie innego
mężczyzny. Zauważa mnie i  od razu przystaje, ale kontynuuje rozmowę.
Ten drugi facet stoi do mnie tyłem, a Ian wydaje się spinać, jakby myślał,
że mogę zrobić coś głupiego. Rzeczywiście, zastanawiam się nad tym. Bo
to przecież może być moja jedyna nadzieja na ratunek. Może też okazać się
czymś zupełnie innym. Szansa na to, że ten mężczyzna wie o  wszystkim,
jest większa niż szansa, że nie ma pojęcia, co się tu dzieje i będzie chciał
mnie uratować. Jeszcze przez chwilę zastanawiam się nad ryzykiem, ale
szybko dochodzę do wniosku, że finał tego nie może być tak piękny,
jakbym chciała. Zrezygnowana wracam do środka, a  następnie od razu
zmierzam do drzwi i  schodzę na dół. Skoro mogę się tędy poruszać,
zamierzam z tego skorzystać. Idę do salonu, by zabrać ze sobą szkicownik
i  ołówek, ale kiedy mam już wychodzić, decyduję się zostać i  spróbować
narysować coś w tym miejscu. Chyba polubiłam tu być.
Pół godziny później znajduje mnie Ian. Tym razem na jego widok nie
chowam szkicownika. Poza tym dziś narysowałam jedynie kilka kwiatów,
które zawsze zdobiły mój dom. Mama uwielbiała rośliny, dlatego były
wszędzie, gdzie tylko mogła je postawić. Nigdy nie przykładałam do nich
większej wagi, ale teraz są dla mnie symbolem domu, którego nigdy już nie
zobaczę. Chyba że stanie się cud i uda mi się uwolnić.
Ian siada obok mnie, przez chwilę patrzy na rysunek, później skupia się
na mnie.
– Dlaczego nie prosiłaś o pomoc?
– Nie jestem głupia. I tak bym jej nie uzyskała.
– To prawda, ale i tak mnie zaskoczyłaś. Mało kto nie chwyta się każdej
możliwości ratunku.
– Nie uważam tego za możliwość ratunku. Nie wiem, kim był ten facet,
ale z  pewnością o  mnie wiedział. A  nawet jeśli się mylę, nie pozwoliłbyś
mu tak po prostu ze mną odejść.
– Masz rację. Bardzo mądrze postąpiłaś.
– Czy zasłużyłam na nagrodę?
Posyłam mu krótki uśmiech, a  on chyba nie jest pewien, czy mówię
poważnie. Powinien wiedzieć, że nauczyłam się już, że z  nim się nie
żartuje.
– Czego byś chciała?
– Wyjść. Na zewnątrz. I tak nie ma stąd ucieczki.
– Dobrze.
Nie spodziewałam się, że tak po prostu się zgodzi, a już na pewno nie
od razu.
– Teraz?
W odpowiedzi kiwa głową i wstaje z kanapy. Robię to samo, po czym
idę tuż za nim. Prowadzi mnie po schodach na sam dół, aż w  końcu
dochodzimy do olbrzymiego jasnego salonu. Mam wrażenie, że jest tu
wszystko. Ostatnim razem nie zwracałam na to najmniejszej uwagi, jednak
teraz widzę, że to miejsce jest symbolem luksusu.
– To twój dom?
– Tak.
– Od początku tu byliśmy?
–  Tak.  – Otwiera drzwi na zewnątrz i  puszcza mnie przodem.  – Ten
budynek podzielony jest na wiele segmentów.
–  Więc moja teoria, że przebywałam w  jednym miejscu z  resztą
dziewczyn, właśnie legła w gruzach.
Stąpam boso po gęstej trawie, uśmiechając się, gdy ciepły wiatr
rozwiewa mi włosy. Gdyby nie okoliczności, w  jakich się tu znalazłam,
powiedziałabym, że to miejsce jest rajem. Z  daleka od świata i  gwaru.
Blisko natury. Idealne dla osób, które chcą zaszyć się gdzieś w zaciszu. Lub
dla tych, którzy chcą kogoś porwać.
– Jestem ciekaw twoich pozostałych teorii.
– Wierz mi, nie jesteś. – Zerkam na niego przez ramię. – A ja nie chcę
zostać ukarana za swoje myśli.
– Jestem w nich największym potworem stąpającym po tym świecie?
– Mniej więcej.
– Mniej więcej?
– Byłeś na początku. Teraz wiem, że nie ty jesteś największym złem.
– Zło jest w każdym człowieku. – Dołącza do mnie i przygląda mi się
przez chwilę. – Nawet ty masz je w sobie.
– Nie twierdzę, że tak nie jest. Jednak nie robię tak okrutnych rzeczy.
– Ale mogłabyś robić. Gdyby ktoś cię do tego zmusił. – Odwraca ode
mnie głowę i przystaje. – Albo gdybyś była tego uczona od dawna.
– Dlaczego nie chcesz mi o sobie nic powiedzieć?
– Bo to nie twoja sprawa.
– Ty wiesz o mnie wszystko.
– Musiałem wiedzieć. Musiałem poznać twoją przeszłość, malującą się
przyszłość i  każdy słaby punkt. Wszystko, co pozwoliłoby nam
zdecydować, czy jesteś osobą, której szukamy.
– Dlaczego ja?
W ciszy przechodzimy do altany, znajdującej się po drugiej stronie
budynku. Siadamy na krzesłach, ale Ian w ogóle na mnie nie patrzy. Skupia
się na widoku lasu, jakby nie potrafił spojrzeć mi w oczy.
– Może to nie zabrzmi dobrze, ale każda dziewczyna, która dostała się
do rezydencji w  Las Palmas, nie miała wiele do stracenia. Na castingu
żadna z  was nie opowiadała o  tym, jakie ambitne ma plany na resztę
swojego życia. Nie wykazywałyście cech charakteru, które w  wypadku
przejęcia trudno byłoby nam utemperować.
– Szukaliście szarych myszek?
– Poniekąd.
– To by się zgadzało – mówię pod nosem.
– Ty nie wpisywałaś się w nasze preferencje.
– Co? Więc dlaczego tu jestem?
Ian zerka na mnie i uśmiecha się w podejrzany sposób.
– Bo stałaś się moją obsesją.
Jestem w  stanie jedynie na niego patrzeć, ale żadne słowo nie
przechodzi przez moje gardło. W końcu pierwszy szok mija.
– Twoją obsesją?
– Kimś, kogo powinienem unikać.
– Co dokładnie masz na myśli?
– Późno już, wracamy do środka.
Nawet na mnie nie czeka. Wstaje z krzesła i rusza przed siebie, ani razu
nie odwracając się, by sprawdzić, czy idę za nim. Kiedy przekraczamy próg
domu, Ian kieruje się w  prawo, choć schody są na wprost wejścia. Nie
wiem, dokąd idzie, ale gdy tylko stawiam krok za nim, odzywa się
nieobecnym głosem.
– Znasz drogę do siebie.
Zatrzymuję się i  obserwuję go, aż znika z  zasięgu mojego wzroku.
Ruszam w  stronę schodów, ale zatrzymuję się przed nimi i  zaczynam
walczyć z  chęcią pójścia za Ianem. Pokusa jednak jest tak wielka, że nie
potrafię jej zagłuszyć. Już teraz wiem, że to błąd, mimo to zamiast na górę,
idę w  kierunku, w  którym poszedł mężczyzna. Przypływ adrenaliny
pobudza bicie mojego serca. Niczym bohaterka horroru pcham się tam,
gdzie z  pewnością nie powinnam. Na palcach kroczę przez nieznany mi
obszar domu i  zatrzymuję się przy drzwiach, zza  których dochodzi
wzbudzający moją ciekawość odgłos. Bardzo ostrożnie naciskam klamkę
i  uchylam nieco drzwi. Wystarczająco jednak, by zobaczyć Iana
i jednocześnie nie dać się przyłapać. Na szczęście zwrócony jest tyłem do
wejścia, co nieco mnie uspokaja. Pomieszczenie przypomina to, w którym
znalazłam się na początku. Jest jednak znacznie mniejsze. Na środku wisi
duży worek treningowy, który Ian okłada pięściami raz za razem. Przy
niektórych ciosach krzyczy, a wszystko wygląda tak, jakby walczył sam ze
sobą. Ze swoimi demonami, które nękają go każdego dnia. Obserwuję,
z  jaką agresją wymierza każdy cios. Dopiero, gdy zmienia nieco pozycję
i staje do mnie bokiem, zauważam, jak bardzo spięta jest jego twarz. Nigdy
dotąd nie widziałam w nim takiej wściekłości. Chociaż ten widok na swój
sposób jest fascynujący, wycofuję się i szybkim krokiem pokonuję drogę do
schodów. Wbiegam po nich. Zatrzymuję się dopiero, gdy znajduję się
w swoim pokoju. Zamykam drzwi i przylegam do nich plecami, nie mogąc
w żaden sposób pozbyć się obrazu walczącego Iana. Mam ochotę krzyczeć,
tak jak krzyczał on. Wyrzucić z  siebie gniew, który wcale nie pojawił się
w  dniu, gdy się tu znalazłam. Był we mnie od dawna, ale w  tym miejscu
zdałam sobie sprawę z jego ogromu.
Rozdział 21

Nie mogłam spać. Wciąż myślałam o Ianie. O tym, jak bardzo jest zraniony.
Naprawdę tak myślę. Przez to, że nie może tego po sobie pokazać, stał się
człowiekiem, który wydaje się pozbawiony duszy. Mam wrażenie, że to
tylko maska, którą zakładał tak często, że zapomniał o  tym, kim jest
naprawdę.
Znów czuję, że zaczynam wariować. By zająć czymś myśli,
postanawiam zejść piętro niżej i zabrać szkicownik. Wiem, że nie pomoże
mi to jakoś szczególnie, ale choć trochę odciąży moją głowę i może nieco
oczyści umysł.
Na korytarzu staję przy uchylonych drzwiach pokoju. Najpierw chcę
tam zajrzeć, jakby brakowało mi wrażeń. Później wydaje mi się, że słyszę
jakiś dźwięk dochodzący ze środka i  już wiem, że muszę to sprawdzić.
Otwieram drzwi odrobinę szerzej i  mam uczucie déjà vu. Ian znów stoi
tyłem do mnie, ale tym razem robi coś przy ścianie naprzeciwko wejścia.
Niewiele widzę, ponieważ pokój jak zawsze jest minimalnie oświetlony, ale
mimo to przyglądam się z  ciekawością mężczyźnie. Nie ma na sobie
koszulki, nawet w takich warunkach udaje mi się zobaczyć każdy mięsień,
który napina się, gdy Ian się porusza.
– Skoro już przyszłaś, wejdź – odzywa się, choć nie odwraca się w moją
stronę.
Od razu wchodzę do środka, a dopiero po chwili dociera do mnie, że Ian
wyczuł moją obecność, choć mnie nie widział. Moje serce od razu
przyśpiesza, bo najprawdopodobniej wczoraj wiedział, że go obserwuję.
Jeśli się nie mylę, nie jest tu bez powodu. Zaczynam panikować, nie
wiedząc, czego mogę się po nim spodziewać. Może przyszedł tu, by
przygotować dla mnie karę? Nie wygląda na wściekłego, ale to mogą być
tylko pozory.
Bardzo wolno podchodzę bliżej i zauważam, że na ścianie pojawiło się
coś, czego wcześniej tu nie było. Dwie deski przecinające się w  połowie,
tworzące literę X. Ian przymocowuje do nich coś, co przypomina kajdany.
Znajdują się zarówno na górze, jak i na dole. Nie trzeba być geniuszem, by
dopowiedzieć sobie resztę. Doskonale wiem, do czego to służy, mimo że
nigdy nie widziałam takiego krzyża na żywo.
– Przyszłam tylko po szkicownik, nie będę ci przeszkadzać.
Nie udaje mi się nawet odwrócić. Ian łapie mnie za przedramię
i przyciąga do siebie.
– Nie bój się.
Marszczę czoło, próbując odczytać ukryte w  jego spojrzeniu myśli.
Niestety, nie widzę zupełnie niczego.
–  Nie boję się, po prostu…  – zaczynam się jąkać. Wolno wciągam
powietrzę i szybko biorę się w garść. – Nie podoba mi się to, co tu robisz. –
Moje spojrzenie mimowolnie ucieka w stronę krzyża.
– Jeszcze niczego nie zrobiłem, a już ci się nie podoba? – Unosi kącik
ust w grymasie rozbawienia.
Czy to możliwe, że ukrywa prawdę? Że próbuje uśpić moją czujność?
Szczerzę wątpię. Może potrafi przybrać kamienne oblicze, ale kiedy jest
zły, widać to w każdym centymetrze jego twarzy.
– Więc… co robisz?
– Chciałbym czegoś z tobą spróbować.
– Czego?
– Już niedługo się dowiesz.
– Powinnam się bać?
Uśmiecha się pod nosem i łapie mnie delikatnie za brodę.
– Dlaczego z góry zakładasz, że to coś złego?
– Bo widzę, że montujesz na ścianie narzędzie tortur. Można patrzeć na
to inaczej?
– To nie narzędzie tortur. Usiądź i poczekaj chwilę.
Puszcza mnie, więc od razu przechodzę na kanapę i czekam, aż
skończy. W  ogóle mi się nie śpieszy. Może robić to, co robi, nawet do
końca dnia. Jakoś ciężko uwierzyć mi, że nie muszę się bać. Zakładam, że
już niedługo poznam szczegółowo jego plany. Obserwuję go w  ciszy,
zainteresowana widokiem jego skupionej twarzy. Jakby robił coś bardzo
ważnego. Być może dla niego właśnie takie jest. Nie rozumiem tylko
dlaczego, ale nawet nie próbuję tego zmienić. To, co go fascynuje, dla mnie
jest czymś, co muszę przetrwać. Jasne, po tak długim czasie tutaj jest mi
nieco lepiej, nie jest to jednak nic, za czym mogłabym zatęsknić. Dla Iana
wydaje się to ważne, stanowiące jakąś część jego duszy. Nawet gdyby się
uwolnił, nie zmieniłby tego, kim stał się na przestrzeni tylu lat.
– Podejdź. – Jego szorstki głos wyrywa mnie z zamyślenia.
Z kanapy wstaję niechętnie, a kiedy idę w jego kierunku, nogi zaczynają
odmawiać mi posłuszeństwa. Jego postura mnie przeraża i  przyciąga
jednocześnie. Twarz ma spiętą, choć nie malują się na niej negatywne
emocje, jest za to skupienie i  swego rodzaju ekscytacja. Nie mówiąc nic,
zaczyna ściągać ze mnie sukienkę. Robi to wolno, opuszkami palców sunie
po mojej nagiej skórze. Później łapie moje dłonie i  mocuje je
w  metalowych kajdanach znajdujących się u  góry krzyża. Kuca i  blokuje
także moje nogi. Staram się zachować spokój, choć sama ta pozycja działa
na mnie wystarczająco negatywnie. Biorę kilka wdechów, by nie zacząć
panikować, bo wtedy łatwo o  błąd, a  na błąd nie mogę sobie przecież
pozwolić. Nie teraz, kiedy jestem tak bliska celu. Chyba że jedynie tak mi
się wydaje.
– Drżysz – szepcze do mojego ucha, stając tuż przede mną.
– Bo mi się to nie podoba.
– Jeszcze nic nie zrobiłem.
– Może właśnie dlatego.
Ian odsuwa się ode mnie i  nieśpiesznie kroczy w  stronę ściany
z  półkami. Staje przed nią, przez dłuższy czas przyglądając się każdemu
z przedmiotów. Wygląda to trochę tak, jakby sam nie wiedział, co chce ze
mną zrobić. W  końcu się porusza i  bierze ze sobą dość duży przedmiot.
Dopiero, kiedy jest tuż przy mnie, zauważam, co trzyma w  ręku. Włącza
urządzenie z  dużą okrągłą główką, która od razu zaczyna mocno i  głośno
wibrować. Przyglądam się w osłupieniu, jak Ian unosi ją i zbliża ku mojej
piersi. Drżę jeszcze bardziej, gdy mocne wibracje drażnią mój sutek,
przywołując wiele skrajnych odczuć. Jednak w chwili gdy masażer dotyka
łechtaczki, mam wrażenie, że moje szarpanie doprowadzi do zerwania
kajdan. Zaczynam krzyczeć, jeszcze gwałtowniej poruszając biodrami. Ian
tylko na mnie patrzy, co zaczyna doprowadzać mnie do szaleństwa. Jest mi
gorąco, wibracje są tak mocne, że bardzo szybko zaczynam czuć orgazm,
który zwiastuje moją następną porażkę. Mam ochotę po raz kolejny prosić
go, żeby mnie wziął, ale walczę z  tym pragnieniem. Wiem, że teraz nie
mam szans na zwycięstwo. Jest zbyt skupiony na swoim kolejnym zadaniu,
a ja chcę mieć to za sobą. Zamykam oczy, gdy zaczynam szczytować. Czuję
wstyd, ale pociesza mnie to, że moja determinacja dzięki temu rośnie.
Uchylam powieki, od razu spotykając się z przenikliwym spojrzeniem Iana.
–  Dobrze wiesz, że tym niszczysz mnie jeszcze bardziej  – szepczę
wyczerpana.
– Nie taki jest mój cel.
– A więc znajdź inną drogę.
– Wiem, co robię, laleczko.
– Jasne, jesteś ekspertem.
Krzywi się w  odpowiedzi, ale nie ciągnie tej rozmowy. Bez słowa
uwalnia mnie z kajdan, schyla się po sukienkę, a kiedy tylko mi ją podaje,
tak po prostu wychodzi. Widzę, że nie działa już w zgodzie ze sobą. Robi
rzeczy, na które nie ma ochoty. Robi je, bo uważa, że nie ma wyjścia. Rani
tym mnie i siebie, ale jest zbyt uparty, żeby odpuścić.
Ubieram się i  w pośpiechu przechodzę do salonu, z  którego zabieram
szkicownik i  dwa ołówki, po czym szybko wracam na górę. Świadoma
tego, że Ian dziś się nie pojawi, postanawiam zająć się czymś jak najdłużej,
by nie myśleć o  niczym, z  czym muszę się zmierzyć. Zostawiam to na
wieczór, bo wtedy natarczywe myśli nigdy nie odpuszczają. Jednak teraz
pragnę przed nimi uciec.
Rozdział 22

Unoszę powieki, a  moją pierwszą myślą jest, że wciąż śnię. Bo tylko tak
mogę wytłumaczyć obecność Iana, który wydaje się w  ogóle mnie nie
widzieć. Po kilku chwilach mój umysł się budzi i dopiero teraz wiem, że to
nie sen, a mężczyzna zajęty jest przyglądaniem się kartkom, które wczoraj
rozrzuciłam po całym pomieszczeniu. Niewiele pamiętam. Wpadłam
w  sidła własnego umysłu i  zatraciłam się w  tym wszystkim. Rysowałam,
ale nic mi się nie podobało. Kiedy kończyłam, wyrywałam kartkę
i  próbowałam jeszcze raz odzwierciedlić na papierze to, co dzieje się
w mojej głowie. Nic jednak nie wychodziło. Przestałam dopiero wtedy, gdy
zabrakło czystych stron.
Ian pochyla się po jeden z  moich rysunków i  bardzo uważnie mu się
przygląda. W  tym czasie siadam na materacu i  czekam w  ciszy na jego
ruch. W końcu odwraca kartkę rysunkiem do mnie i już rozumiem, co tak
bardzo go zaciekawiło. To on. Dorysowałam mu czarne skrzydła.
Pamiętam, jak pomyślałam, że przydałaby mi się czerwona kredka, by
podkreślić nią jego demoniczne spojrzenie. Niemal uśmiecham się, gdy
o tym wspominam, ale spięta twarz Iana skutecznie mnie od tego odciąga.
Wygląda tak, jakby czekał na moje wyjaśnienia, ale nie mam czego tu
wyjaśniać. Dobrze wie, że tak go widzę. Może nie zawsze, ale przez
większość czasu był dla mnie demonem w  ludzkiej skórze. Teraz bywają
momenty, gdy o  tym zapominam, co wcale nie oznacza, że ten obraz do
mnie nie wraca. Po podłodze porozrzucanych jest wiele jego portretów.
Większość wygląda podobnie do tego, który trzyma w  dłoni. Nieliczne
przedstawiają jego ludzkie oblicze.
–  Jeśli pozwolisz, pójdę się wykąpać. Chyba że masz jakieś plany
związane ze mną?
Ian w  odpowiedzi kręci jedynie głową. Zsuwam się więc z  łóżka
i  znikam za drzwiami łazienki. Kiedy tylko zostaję sama, wolno
wypuszczam powietrze gromadzone w  płucach. Ciężko zachować spokój,
kiedy on jest w  pobliżu. Zastanawiam się, czy postanowi mnie zaskoczyć
i  wtargnie tutaj, bo przecież już nie raz to robił. Staram się o  tym nie
myśleć. Odkręcam wodę, czekając, aż napełni wannę. Nie śpieszy mi się.
Z  jednej strony mam nadzieję, że kiedy wyjdę, Ian wciąż tam będzie.
Z  drugiej natomiast chciałabym, żeby wyszedł. Te skrajne myśli coraz
silniej doprowadzają mnie do szaleństwa.
IAN
Zbieram wszystkie porozrzucane kartki, poświęcając kilka chwil na
przyjrzenie się każdej z  nich. Większość w  ogóle mnie nie dziwi, a  moje
portrety zdają się pokazywać wszystko, czego normalnie zobaczyć nie
można. Marina potrafi przedstawić mnie bardzo dokładnie, jakby widziała
moje myśli. Jednemu z  rysunków poświęcam więcej czasu, bo przykuwa
moją uwagę bardziej niż pozostałe. Przedstawia kajdany splecione z cierni,
a  na nich coś, co może oznaczać krew. Nie trzeba być psychologiem, by
zrozumieć, co tak naprawdę znaczy ten rysunek. Zaciskam zęby, kiedy
nachodzi mnie ochota wejścia do łazienki. Nie mogę tego, kurwa, zrobić.
Zbyt wiele błędów już popełniłem. Staram się skupić na zbieraniu kartek,
jakby od tego zależało moje życie. Jednak w  końcu unoszę ostatnią.
Odkładam wszystkie na komodzie, po czym znów zerkam na drzwi
łazienki. Niewielu rzeczy żałuję tak bardzo, jak tego wyboru. Jestem
kretynem, bo od początku wiedziałem, że powinienem zostawić ją
w spokoju. Ona prowadziłaby swoje nudne życie, nie zdając sobie sprawy,
czego uniknęła. Ja robiłbym to, co robię, a  demony przeszłości nie
nękałyby mnie każdego pieprzonego dnia.
Nauczyłem się wymazywać z  pamięci to, co wydarzyło się pięć lat
temu. Jednak z  pojawieniem się Mariny wszystko wróciło. Teraz każdej
nocy, gdy próbuję zasnąć, widzę wszystko dokładnie. Kiedy tylko
zamykam oczy, widzę Larę i panikę w jej oczach. Najgorsze jest jednak to,
że od pewnego czasu w  tych wspomnieniach Larę zastępuje Marina. Nie
mogę pozwolić na to, by spotkał ją taki sam los. Muszę dokończyć zadanie,
przekazać ją i zapomnieć, że Marina Ramirez kiedykolwiek istniała.
Drzwi łazienki otwierają się. Od razu odwracam się w  ich stronę
i  obserwuję, jak Marina niepewnie podchodzi bliżej. Ubrana jest w  białą
sukienkę, która sięga do połowy ud, a jej cienki materiał sprawia, że sutki
dokładnie się odznaczają. Zerka na uprzątniętą podłogę, po czym rozgląda
się dookoła, zatrzymując wzrok na komodzie. Wygląda tak, jakby przez
chwilę bała się, że wyrzuciłem jej rysunki. Gdy je widzi, jej twarz nieco
łagodnieje.
– Dostaniesz nowy szkicownik. – Mój głos sprawia, że od razu skupia
się na mnie.
Nie odpowiada, więc podejmuję najlepszą decyzję i ruszam do wyjścia.
Wtedy Marina podbiega i łapie mnie za przedramię. Odwracam się do niej,
a ona od razu mnie puszcza, jakby moja skóra zaczęła ją parzyć.
– Czy możemy wyjść na dwór?
Jej niewinne spojrzenie działa na mnie hipnotyzująco. Gdyby tylko
wiedziała, jaką ma nade mną władzę… Niechętnie kiwam głową, choć to
wyjście jest ostatnim, na co mam ochotę. Zdecydowanie nie powinienem
tego robić. Szkoliłem wiele kobiet, ale żadna z  nich nigdy nie wyszła na
zewnątrz. Żadna, z wyjątkiem jednej. Powinienem uczyć się na błędach, a z
Mariną popełniłem ich już zbyt wiele. Już teraz wiem, że nie zdołam
w pełni zrealizować planu. Jeszcze kilka potknięć, a nasz los będzie marny.
W ciszy pokonujemy drogę na parter. Marina od razu rusza w  stronę
wyjścia, a ja idę tuż za nią, wciąż klnąc na siebie w myślach. Kiedy jej bose
stopy dotykają trawnika, w  mojej głowie pojawia się myśl, że powinna
dostać buty. Gdybym był teraz sam, strzeliłbym sobie w łeb. Nie podoba mi
się, że o  tym pomyślałem. Nigdy nie daję butów i  bielizny. To jedna
z moich zasad, których muszę się, kurwa, trzymać.
Jeszcze przez moment pozwalam Marinie nacieszyć się przestrzenią
i  świeżym powietrzem. Jednak z  każdą kolejną sekundą moja frustracja
narasta i zaczynam wkurwiać się coraz bardziej.
–  Wystarczy. Wracamy do domu  – rzucam ostro, po czym od razu
kieruję się do wejścia.
Nie chcę teraz na nią patrzeć. Zatrzymuję się przy drzwiach i czekam,
aż do mnie dołączy. Kiedy tak się dzieje, nasze spojrzenia się spotykają. Jej
jest zaskoczone, moje natomiast szybko daje jej do zrozumienia, że nie
powinna się teraz odzywać. Jest bystra, wie o tym doskonale. Zaciska usta,
jakby walczyła sama ze sobą, żeby nic nie powiedzieć. Obecnie jestem
w stanie, w którym mogę zrobić coś naprawdę głupiego, a wcale nie chcę.
Liczę, że mnie nie sprowokuje.
– Znasz drogę.
Wciąż milczy. Odwraca się i  idzie w  stronę schodów. Czekam, aż
zniknie z pola widzenia, a kiedy tak się dzieje, kieruję się prosto do salonu.
Podchodzę do barku i wyciągam z niego karafkę z whisky. Łapię szklankę
i siadam na kanapie. Nalewam sobie do pełna, wypijam wszystko jednym
haustem, po czym ponownie napełniam szklankę.
Marnuję czas, który powoli się kończy. Powinienem zająć się
przygotowaniem Mariny do przejęcia przez kupca, a  robię coś zupełnie
przeciwnego. Coraz trudniej jest mi z tym walczyć. To kolejny dzień, gdy
nie robię nic. Jutro także jest niepewne.
Rozdział 23

Delektuję się smakiem porannej kawy na balkonie. Próbuję nawet wcisnąć


w siebie śniadanie, ale ciężko myśleć o jedzeniu, gdy inne rzeczy zaprzątają
mi umysł. Patrzę przed siebie, rozmyślając o wszystkim, co się wydarzyło.
Najgorsze są jednak scenariusze przyszłości. Znów niepotrzebnie się nimi
maltretuję. Próbuję skupić się na pięknym widoku przed sobą. Ten las jest
przerażający, ale mimo to nie można nie zauważyć jego niezaprzeczalnego
uroku. Odstawiam kubek po kawie i zerkam w stronę wejścia, by upewnić
się, że wciąż jestem sama. Ian potrafi wejść tak cicho, że nie sposób go
usłyszeć. Jednak nie ma tu nikogo. Czuję zawód. Nie powinnam, ale to
silniejsze ode mnie. To dziwne, bo z jego przyjściem zazwyczaj nie wiąże
się nic dobrego, a mimo to liczę na chwile, które będę mogła z nim spędzić.
Jakie to wszystko jest popieprzone.
Do południa spędzam czas przed telewizorem. Kilka razy miałam
ochotę wyjść i przejść się po dostępnym dla mnie segmencie domu, ale coś
mi podpowiadało, że to zły pomysł. Wiedziałam, że Ian w końcu się pojawi,
a kiedy staje w progu i tak jestem zdziwiona jego widokiem.
– Przyniosłem szkicowniki i kilka ołówków – informuje mnie, po czym
odkłada wszystko na komodę.  – Potrzebujesz czegoś jeszcze? Kredek?
Farb?
Zaskakuje mnie na tyle, że przez pierwsze sekundy jedynie patrzę na
niego w  niemałym osłupieniu. Dopiero, gdy jego twarz nieco się spina,
wracam do rzeczywistości i od razu zaczynam kręcić głową.
– Nie. Tyle mi wystarczy, dziękuję.
Podchodzę do komody i  rzucam okiem na wszystko, co na niej leży.
O  ile nie wpadnę w  kolejny trans, szkicowniki wystarczą mi na bardzo
długo.
– Narysujesz coś?
Odwracam głowę w  stronę Iana i  mrużę oczy w  odpowiedzi na jego
propozycję.
– Teraz?
– Czemu nie?
– Przy tobie?
– Czy to dla ciebie jakiś problem?
– Nie, po prostu nigdy przy nikim nie rysowałam.
Nie powiem mu, że uważam to za tylko moje. Powinnam, aczkolwiek
wiem, jak może skończyć się ta rozmowa. W  tym miejscu nie mam nic
swojego, nic tylko dla siebie. Jestem przecież jego własnością.
– A więc spróbuj teraz.
Niechętnie kiwam głową i  chwytam jeden szkicownik oraz ołówek.
Tymczasem Ian zajmuje miejsce na brzegu łóżka. Rozstawia szeroko nogi,
a kiedy do niego podchodzę, sadza mnie między nimi na podłodze. Zginam
nogi w kolanach i kładę szkicownik na udach. Patrzę na białą kartkę i nie
mam pojęcia, co z  nią zrobić. Zupełnie nic nie przychodzi mi do głowy.
Zwykle wystarczyło, że miałam ołówek w dłoni i jakoś samo szło. A teraz
mam zupełną pustkę w głowie. Obecność Iana totalnie mnie rozprasza.
– Dlaczego nie rysujesz?
– Nie wiem. Dziwnie się czuję, kiedy patrzysz.
Słyszę, jak ciężko wypuszcza powietrze, a  po chwili jego dłonie
spoczywają na moich ramionach. Pochyla się do mnie i szepcze do ucha:
– Wyobraź sobie, że mnie tu nie ma.
Żeby to było takie proste. Kiedy mnie puszcza i się prostuje, zamykam
na chwilę oczy i  próbuję znaleźć swój rytm, co zawsze mi pomaga.
Dociskam rysik ołówka do kartki i rysuję pierwszą krótką kreskę. Później
kolejną i  następną, a  z każdą kolejną idzie mi coraz lepiej. W  końcu
zapominam o  krępującej mnie obecności mężczyzny i  odpływam do
swojego świata, w którym jestem bezpieczna. Szkicuję drzewa, po pewnym
czasie zamieniają się one w  wyraźny rysunek otaczającego nas lasu. Tuż
nad czubkami drzew pojawia się ciemna mgła. Kiedy ją kończę,
uświadamiam sobie, jak często pojawia się na moich szkicach. Niemal za
każdym razem otacza portrety Iana. To symbol mroku, który stał się
naszym towarzyszem.
–  Masz niesamowity talent  – komentuje Ian, gdy tylko odkładam
ołówek.
– Dziękuję.
Chwyta mnie za włosy, czuję, jak owija je sobie wokół nadgarstka.
Jednym pociągnięciem sprawia, że odchylam głowę, aż jej tył układa się
między udami mężczyzny. Pochyla się tak blisko, że na moment
wstrzymuję powietrze. Uderza mnie zapach mocnych perfum, kiedy jego
szyja znajduje się centymetr od czubka mojego nosa. Nieruchomieję, nie
wiedząc, co teraz chce zrobić. Puszcza moje włosy, ale ja nie poruszam się
ani o  centymetr. Po chwili kładzie mi dłoń na szyi, przesuwa palcem po
brodzie i  dzieje się coś, czego zupełnie się nie spodziewałam. Ian mnie
całuje. Delikatnie, jedynie muska ustami moje usta. To wystarczy, bym
straciła kontakt z rzeczywistością. Sam pocałunek nie trwa dłużej niż dwie
sekundy, kończy się tak szybko, że nie miałam nawet szansy na
odwzajemnienie go. Przez kilka kolejnych sekund tylko na siebie patrzymy.
Nagle Ian się prostuje, odbierając mi swój dotyk. Czuję się tak, jakbym coś
właśnie straciła. Nie po raz pierwszy i z pewnością nie ostatni.
– Wstań.
Jego głos nie jest surowy, ale mimo to słychać w nim rozkaz, choć tym
razem jest on subtelny. Bardzo wolno podnoszę się z  podłogi. Odwracam
się do mężczyzny i  staję między jego nogami. Patrzy na mnie, prosto
w  moje oczy, przez co muszę walczyć ze sobą, by nie uciec od niego
wzrokiem. Jednak to on pierwszy urywa kontakt. Jego wzrok przesuwa się
niżej i  zatrzymuje na moim brzuchu. Układa dłonie na moich biodrach
i  bardzo wolno sunie nimi wyżej, tym samym unosząc moją sukienkę.
Kiedy odsłania moją cipkę, pod wpływem impulsu próbuję się cofnąć, ale
Ian mi na to nie pozwala.
– Co robisz? – pytam drżącym głosem.
– Sam tego, kurwa, nie wiem – odpowiada przez zaciśnięte zęby.
–  Nie chcę patrzeć, jak nagle zmieniasz zdanie i  się wycofujesz. Nie
chcę też twojego dotyku, jeśli to jedyne, co możesz mi dać.
– Marino, czy kiedykolwiek prosiłem cię, żebyś powiedziała mi, czego
ode mnie chcesz?
– Nie, ale…
– Też tego nie chcę. Nie chcę wielu rzeczy, ale na większość z nich nie
mam wpływu.
– Dlaczego mi to robisz? Raz jesteś czuły, a raz oschły i obojętny.
–  Zawsze powinienem być oschły i  obojętny. Jednak przy tobie nie
zawsze jest to możliwe.
– Jak dotąd ci się to udaje.
Odwracam się i po raz kolejny próbuję oddalić się od Iana. Jednak gdy
tylko robię krok, on łapie mnie za przedramię i  gwałtownie przyciąga do
siebie. Tracę równowagę i  lecę prosto na niego. Wszystko dzieje się tak
szybko, że nie rejestruję momentu, kiedy oboje lądujemy na materacu.
Unoszę się z  ciała mężczyzny, próbując zejść z  niego jak najszybciej, ale
wtedy on kładzie dłoń na tyle mojej głowy i  przyciąga mnie do siebie.
Zasysa moją dolną wargę, jeszcze mocniej dociskając mnie do siebie. Nie
pozwala mi złapać oddechu, całuje mnie z intensywnością, która tak bardzo
mnie obezwładnia. Nie potrafię nie odwzajemnić tego pocałunku, robię to
bez zawahania, mimo że wiem, jakie to złe i  nieodpowiedzialne z  mojej
strony. Podświadomie czekam, aż Ian ponownie ucieknie, gdy tylko dotrze
do niego, jak duży błąd właśnie popełnia. Jednak dzieje się coś zupełnie
innego. Zamienia nasze pozycje i teraz to on góruje nade mną, co sprawia,
że oboje stajemy się bardziej pobudzeni. Wygląda na to, że nie tylko on
czerpie satysfakcję, gdy może nade mną dominować.
–  Jeśli zamierzasz się wycofać, zrób to, proszę, teraz  – dyszę w  jego
usta.
Ian milczy, choć jego odpowiedzią może być palec wolno wsuwający
się w moją cipkę. Jakby się bał, że znów się odezwę, zaczyna mnie mocno
całować, przez co z trudem oddycham. Odwzajemniam to, co mi daje, ale
gdzieś z tyłu głowy pojawia się obawa, że znów nie dojdzie między nami
do tego, czego tak bardzo potrzebuję. Nie zniosę kolejnej powtórki.
Postanawiam zaryzykować i  sprawdzić, czy tym razem ma być tak samo.
Kładę dłoń na jego torsie i wolno sunę nią niżej, aż zatrzymuję się na pasku
spodni. Rozpinam go i od razu czuję, jak Ian się spina, mimo wszystko nie
odskakuje ode mnie. Wciąż mnie całuje, ale gdy odnajduję dłonią jego
penisa, ustami zjeżdża niżej, do mojej szyi. Masuję go wolno, czując, jak
z  każdym moim ruchem twardnieje jeszcze bardziej. Krótki zarost
mężczyzny w przyjemny sposób drażni moją delikatną skórę i sprawia, że
jeszcze mocniej zaciskam palce na jego członku. Wtedy Ian odrywa ode
mnie usta i  unosi się nade mną. Jednym zwinnym ruchem pozbywa się
koszulki, następnie wraca do poprzedniej pozycji. Nie całuje mnie, tylko
patrzy, jednocześnie pozbywając się spodni. W  niemałym skupieniu
przyglądam się jego twarzy, na której maluje się tak wiele sprzecznych
emocji, że mam wrażenie, jakbym patrzyła we własne odbicie. Jednak to
pragnienie siebie jest tym, co zagłusza wszystko inne.
Gdy Ian pozbywa się swoich ubrań, chwyta moją koszulkę. Zrywa ją ze
mnie brutalnym pociągnięciem i od razu mości się między moimi nogami.
Jego penis przesuwa się leniwie po mojej łechtaczce, a  dłonie błądzą po
całym ciele. Patrzę na niego, ale już teraz widzę wszystko jak przez mgłę.
Nie mogę uwierzyć, że to naprawdę się dzieje. Że po raz drugi zapomniał
o swoim zakazie.
– Dlaczego musisz być taka… – Zamiast skończyć, wbija się we mnie
jednym silnym pchnięciem.
Nie jest delikatny, od razu zaczyna wypełniać mnie do końca,
poruszając się we mnie szybko i  rytmicznie. Odchylam głowę do tyłu,
a  wtedy palce jego dłoni zaciskają się na mojej szyi. Uderza biodrami
jeszcze mocniej, doprowadzając mnie tym do szaleństwa. Słyszę jedynie
swój głośny jęk i jego ciężki oddech. Kiedy mnie puszcza, wysuwa penisa
i  podnosi się, by odwrócić mnie na brzuch. Mocno łapie mnie za biodra,
unosząc je. Zaciska palce na moich wypiętych pośladkach tak mocno, że
z ust wyrywa mi się cichy i krótki pisk. Ian zaczyna pieprzyć mnie od tyłu
w  tempie, na które nie byłam chyba gotowa. Ból i  rozkosz mieszają się,
tworząc jedność. Mam wrażenie, że zaczynam odpływać, dopiero silne
uderzenie w  pośladek sprawia, że na nowo czuję wszystko oddzielnie
i dwukrotnie bardziej. Mężczyzna ciągnie mnie nagle za włosy, sprawiając,
że moje plecy wyginają się w łuk. Spluwa między moje pośladki, po czym
wsuwa w mój odbyt kciuk drugiej dłoni. Spinam się, ale nie trwa to długo.
Tak, jakby Ian doskonale wiedział, co zrobić, bym mogła czerpać z  tego
jedynie przyjemność.
– Dojdziesz dla mnie, zajączku?
Sam dźwięk jego głosu sprawia, że uczucie spełnienia zdaje się być na
wyciągnięcie ręki. Mężczyzna puszcza moje włosy i  napiera na mnie
ciałem, aż moje biodra zsuwają się i leżę płasko na materacu. Wsuwa dłoń
pod mój brzuch i  odnajduje palcami łechtaczkę. Zaczyna ją masować,
jednocześnie wbijając się we mnie brutalnymi ruchami. Krzyczę, kiedy
orgazm wybucha w moim podbrzuszu i rozchodzi się po całym ciele. Gdy
kończę szczytować, słyszę, jak Ian dołącza do mnie, a  jego penis pulsuje
w moim wnętrzu.
Mija kilka chwil, zanim Ian się porusza. Bardzo wolno wysuwa się ze
mnie i  kładzie obok. Odwracam głowę w  jego stronę, obserwując coś,
czego się nie spodziewałam. Patrzy na mnie przez lekko przymknięte
powieki, które z  każdym mrugnięciem zamykają się coraz bardziej, aż
w końcu zasypia. Zaskoczona patrzę na niego jeszcze przez dłuższą chwilę.
Nie spodziewałam się, że tak po prostu zapadnie w  sen. Być może dziwi
mnie to za bardzo, ale to naprawdę niecodzienny widok.
Dopiero po wielu minutach wpatrywania się w  śpiącego mężczyznę
postanawiam wstać i przejść do łazienki, by wziąć prysznic. Jest mi wstyd,
gdy orientuję się, że uśmiech nie schodzi mi z twarzy. To zaczyna robić się
coraz bardziej popieprzone i nie umiem nad sobą zapanować. Bo jak można
wyjaśnić sercu, że robi coś cholernie głupiego? Nawet rozum zdaje się
poddawać.
Na palcach wracam do sypialni i odkrywam, że Ian wciąż śpi. Jeszcze
szerzej uśmiecham się na ten widok, bo to tak naturalne. Dał mi to, co
wcześniej brutalnie odebrał  – normalność. Przez chwilę zmuszam się do
zapomnienia o  tym, jaka jest prawda i  co w  rzeczywistości nas łączy.
Wyobrażam sobie, że jesteśmy normalną parą, a wtedy prawda nagle wraca
i  uśmiech znika z  mojej twarzy. Dochodzę do wniosku, że nie powinnam
dodatkowo się katować. Wystarczy, że już teraz jest ze mną źle. Jeśli dalej
będę tworzyć swoją własną rzeczywistość, będzie ze mną jedynie coraz
gorzej.
Chociaż mam ochotę położyć się obok mężczyzny, zwalczam ją
i zamykam się w kuchni. Nastawiam wodę, by zaparzyć kawę, ale myślami
jestem bardzo daleko stąd. Największym problemem mojej sytuacji okazuje
się zbyt duża wolność. Odebrano mi ją raz, niedługo ktoś inny odbierze
ponownie i zapewne nigdy mi jej już nie odda.
Kończę pić kawę, gdy dołącza do mnie Ian. Podchodzi wolnym
krokiem i staje tuż obok mnie. Cierpliwie czekam na jego ruch, bo sama nie
potrafię nawet drgnąć. Ian zabiera kubek z  mojej dłoni i  odstawia go na
blat. Obejmuje dłońmi moją twarz i  pochyla się, by złożyć pocałunek na
moim czole. Kiedy się odsuwa, zauważam, jak bardzo spiętą ma teraz
twarz.
– Czuję, że spłonę przez ciebie w piekle, laleczko.
Nie pozwala mi nawet odpowiedzieć. Od razu odwraca się do mnie
tyłem i opuszcza kuchnię, zostawiając mnie w wielkim osłupieniu.
Rozdział 24

– Masz ochotę coś zjeść? – Budzi mnie niski głos Iana.


Ostatnio przez jego niespodzianki i zmienne nastroje muszę dobrze się
skupić, by odróżnić sen od rzeczywistości. Wygląda jednak na to, że już nie
śpię.
– Chętnie.
Dopiero co się obudziłam i  wcale nie jestem głodna, ale nie potrafię
odmówić. Jego wizytom zawsze towarzyszy niespodzianka. Nie zawsze
dobra, ale tym razem nie wygląda na to, by szykował dla mnie coś, co
mogłoby mi się nie spodobać.
Ian podchodzi do szafy i  wyciąga z  niej jedną z  sukienek. Wstaję
z  łóżka i  zanim sięgam po ubranie, zrzucam z  siebie koszulkę. Chociaż
jestem naga, nie czuję ani grama wstydu. Tym bardziej że widzę, jak mój
widok działa na mężczyznę. Z trudem powstrzymuję się od triumfującego
uśmiechu. Ubieram się nieśpiesznie, celowo przeciągając tak prostą
czynność, by móc nacieszyć się swoją przewagą, która zapewne jest
chwilowa. Tym chętniej się nią delektuję.
Ku mojemu zaskoczeniu Ian otwiera drzwi wejściowe, po czym kieruje
mnie na sam parter. Przechodzimy przez salon, aż do drzwi na taras, gdzie
czeka już śniadanie. Na stoliku znajduje się wciąż gorąca kawa, świeże
pieczywo i  miska owoców. Siadam na krześle, a  Ian zajmuje miejsce
naprzeciwko mnie.
– Skąd ta zmiana?
Mężczyzna zerka na mnie zamyślony, jakby moje pytanie było jakąś
trudną zagadką, wymagającą głębokiego przemyślenia. Czekam więc
cierpliwie, upijając łyk parującej kawy.
– To nie zmiana, Marino.
– Do niedawna nasze relacje wyglądały zupełnie inaczej.
– Jednak to wciąż nie jest zmiana.
Mrużę oczy, próbując skupić się na jego słowach, bo niewiele z  nich
rozumiem.
– A więc jak to nazwiesz?
Ian opiera przedramiona na stoliku i pochyla się lekko w moją stronę.
– Ja wcale się nie zmieniłem.
– Taki jesteś naprawdę?
– A ty nigdy nie powinnaś się o tym dowiedzieć.
– Nie zmusiłam cię do tego.
– Nie. Nie zmusiłaś.
– Czy to coś oznacza? Zaczynam się gubić.
–  Teraz jemy śniadanie. Nie myśl o  przyszłości, która wykracza poza
ten dzień.
Nawet go rozumiem i muszę przyznać, że się z tym zgadzam. Jeśli dla
mnie jest to tak wielkie zaskoczenie, dla niego pewnie jest znacznie
trudniejsze do zaakceptowania. Być może nawet nie do końca to
przemyślał. Nie zakładam, że za chwilę zmieni zdanie i wszystko wróci do
dawnego stanu. Na pewno musi zrozumieć sam siebie, a doskonale wiem,
jak ciężka to sztuka. Sama do tej pory mam problem z  zaakceptowaniem
tego, co stało się ze mną.
– Wciąż jesteśmy w Hiszpanii?
Wydaje mi się, że na to pytanie może mi odpowiedzieć.
– Niedaleko granicy z Portugalią.
– Zawsze tu… – przerywam, nie mogąc dokończyć zdania.
–  Czy zawsze zamykam tu kobiety? Mamy wiele takich kryjówek na
całym świecie.
– Wszystkie dziewczyny są w pobliżu?
– Twoja przyjaciółka została zabrana do Francji.
Na samo wspomnienie o niej w gardle staje mi gula.
– Wiesz, co u niej? – pytam łamiącym się głosem.
– Wiem tylko, że żyje.
–  To jakieś wielkie osiągniecie?! Zdarza się wam nie utrzymać
dziewczyn przy życiu?! – pytam przerażona.
–  Uspokój się. Nie wiem, co się z  nią dzieje, tak jak ona nie wie, co
dzieje się z tobą. Zostałyście rozłączone i już nigdy się nie spotkacie. Albo
to zaakceptujesz, albo będziesz zadręczać się tym do końca życia.
–  Może ty jesteś w  stanie pogodzić się ze stratą, ja tego nie potrafię.
Mam serce!
–  Pogodzenie się ze stratą nie jest równoznaczne z  jej akceptacją. Nie
rozdrapuje się ran, bo nigdy się nie zagoją – mówi bardziej do siebie niż do
mnie, a głos ma nieobecny.
Jak wiele rzeczy o nim nie wiem?
–  Mogę się przejść?  – pytam po chwili ciszy i  spotykam się
z niepewnym spojrzeniem Iana. – Przecież ci nie ucieknę. Wiem, że nie ma
stąd wyjścia i nie zamierzam znów wchodzić do lasu.
Mężczyzna kiwa głową, choć w  jego spojrzeniu widzę, że nie jest
przekonany. Bojąc się, że zmieni zdanie, od razu odchodzę od stolika. Na
plecach czuję jego spojrzenie i mimowolnie zerkam na niego przez ramię.
Kiedy widzi, że na niego patrzę, odwraca głowę w drugą stronę. Odchodzę
dalej, nie przejmując się jego dziwnym nastrojem. Teraz jest nieco inny, co
trochę mnie niepokoi, ale z  drugiej strony daje jakąś nadzieję. Czy to
możliwe, że pojawiła się dla mnie szansa?
Okrążam cały dom, co zajmuje mi zaskakująco dużo czasu  – tak
odpłynęłam w  myślach, że każdy krok stawiałam w  zwolnionym tempie.
Mój dzisiejszy humor przypomina trochę obecny stan Iana. Nie tylko się
zamyśliłam, ale za bardzo skupiłam na rzeczach, którymi nie powinnam się
teraz dodatkowo gnębić. Czuję wyrzuty sumienia, bo Sofia jest mi bliska
jak siostra i  często zastanawiam się, co u  niej, ale teraz próbowałam
wytłumaczyć sobie, że nie mogę tego robić, że nie mogę się tak zadręczać.
Wiem, że to niewłaściwe, ale w  tym miejscu wszystko, czego nauczyłam
się przez całe życie, przestaje istnieć.
Kiedy wracam do Iana, staję tuż przed nim, a  moje kolana stykają się
z  jego. Unosi głowę, by spojrzeć na moją twarz, po czym ledwo
zauważalnie się uśmiecha.
– Długi spacer – komentuje.
– Mój pierwszy od bardzo dawna.
– Muszę coś załatwić, powinnaś wrócić do siebie.
– Będę ci przeszkadzać, jeżeli zostanę?
– Nie będzie mnie tutaj.
– Jak to?
– Wiesz, że jedzenie nie pojawia się w tym domu w magiczny sposób.
– Czyli jedziesz na zakupy, a nie możesz mnie zabrać, bo jestem twoim
więźniem.
–  Dokładnie tak.  – Wstaje i  teraz to on patrzy na mnie z  góry.  –
Będziesz grzeczna?
– Oczywiście.
W ciszy wracamy do środka. Ian odprowadza mnie na górę, ale nie
wchodzi ze mną nawet na minutę. Zamyka drzwi za moimi plecami.
Z  czystej ciekawości wychodzę na balkon, żeby upewnić się, czy Ian
rzeczywiście zamierza gdzieś wyjechać. Niedługo później słyszę dźwięk
silnika, ale dobiega on z  drugiej strony domu. Jeszcze przez kilka minut
stoję w  miejscu, jakbym na coś czekała, ale nie dzieje się zupełnie nic.
Wokół jest cisza.
IAN
Mijam bramę w otaczającym las ogrodzeniu, skręcam w lewo, w kierunku
miasta, po czym sięgam po telefon i  wybieram numer mojego szefa. Ten
odbiera niemal od razu.
– Jakiś problem?
– Nie. Dzwonię, żeby zapytać, czy znasz już miejsce do przekazania.
To pytanie nie jest ryzykowne. Robię tak często, bo lubię przed czasem
ustalić całą trasę podróży. To zawsze niesie za sobą ryzyko. Im dalej
znajduje się główny punkt, tym na więcej problemów muszę być
przygotowany. Jeden błąd grozi zdemaskowaniem wszystkiego.
Dziewczyny, które do nas trafiają, po trzech miesiącach zapominają o tym,
kim są naprawdę i zazwyczaj nie ma z nimi problemów, jednak w każdym
człowieku siedzi chęć walki o  siebie, która może zostać uśpiona, ale
obudzić się w najgorszym momencie.
– Główny klient jest Portugalczykiem. Tam przywieziecie dziewczyny.
Wybierze sobie najlepszą, a na resztę znajdą się chętni. Niedługo zacznę ich
szukać. Miejscem docelowym jest Serpo.
– Serpo? To długa droga.
– Nie dajesz sobie z nią rady? Radzę ci nie spieprzyć.
–  Spokojnie, wszystko mam pod kontrolą, ale dobrze wiesz, że nigdy
nie ma pewności, że coś się nie stanie.
– Waszym zadaniem jest sprawić, żeby wszystko było pod kontrolą.
– Jasne.
–  Jeszcze jedno… W  następnym tygodniu zamierzam sprawdzić
osobiście, czy nie wyszedłeś z wprawy.
Ta wiadomość sprawia, że prawie opuszczam telefon.
–  Skąd to zwątpienie? Dobrze wiesz, że dziewczyny, które ci
dostarczam, są dokładnie przygotowane.
– Wiem. Mam do załatwienia kilka spraw w Madrycie. Skoro będę już
w  Hiszpani, sprawdzę, jak niektórzy z  was sobie radzą. Poza tym, jak
zapewne dobrze pamiętasz, kiedyś często to robiłem.
– Doskonale pamiętam – odpowiadam przez zaciśnięte zęby. – Chętnie
pokażę ci postępy.
Rozłączam się i  rzucam telefonem. Zatrzymuję się na poboczu, by
złapać kilka oddechów i już teraz wymyślić jakiś plan. Kurwa, Marina nie
jest gotowa. Na zbyt wiele jej pozwoliłem, więc wszystko spieprzy się za
tydzień. Zginiemy. Ona na pewno. Uderzam pięścią w  kierownicę, bo nic
nie przychodzi mi do głowy. Nie mam żadnego planu.
Wracam na drogę, parkuję pod pierwszym napotkanym sklepem, chcąc
jak najszybciej zrobić zakupy i wrócić do domu. Nawet nie zwracam uwagi
na to, co wkładam do koszyka. Zresztą, to nieistotne. Daniel i tak dostarcza
gotowe obiady.
Godzinę później jestem już w domu. Zostawiam zakupy w salonie i idę
prosto do Mariny. Siedzi na łóżku i  coś szkicuje, na mój widok od razu
wszystko odkłada i uważnie mi się przygląda. Wiem, że robi to, by zbadać
mój nastrój. Zauważyłem to jakiś czas temu.
– Coś się stało? – pyta niepewnie.
– Za kilka dni będziemy mieć gościa.
– Gościa? Kogo?
– Mój szef chce zobaczyć, jak idą postępy.
Jej twarz od razu blednie, a oczy otwierają się szeroko.
– Rozumiem.
–  Nie rozumiesz, zajączku.  – Podchodzę do niej i  łapie ją za dłoń,
ciągnąc do siebie.  – Nie ma postępów. Wszystko poszło w  bardzo złą
stronę. Oboje możemy zapłacić za to życiem. Ty na pewno.
– Wyjaśnij mi to, proszę, bez tych niedomówień.
Naprawdę chciałbym jej to wyjaśnić. Chciałbym też móc wszystko
naprawić, zanim będzie za późno. Mam ochotę strzelić sobie w łeb za to, że
do tego dopuściłem. Byłem idiotą, przez to sprowadziłem na nas kłopoty.
Wydawało mi się, że potrafię przewidzieć wszystko i znaleźć rozwiązanie
każdego problemu. Teraz wiem, jak bardzo się myliłem.
– Jeśli zauważy, że coś poszło nie tak, będzie z nami źle. Na tym etapie
wszystko powinno wyglądać zupełnie inaczej.
– Jak powinno wyglądać?
– Nasze relacje zaszły zbyt daleko. Nie przygotowałem cię do roli, do
której miałem cię wyszkolić.
– Nie kontynuowałeś tego, co było na początku?
– W pewnym momencie po prostu odpuściłem.
– Dlaczego?
– To bardzo zawiłe, Marino. Jeśli przeżyjemy, opowiem ci o wszystkim,
ale teraz musimy przygotować się na tę wizytę. Dobrze?
–  Myślę, że wiem, co mam robić.  – Odsuwa się ode mnie, po czym
klęka i opuszcza głowę. – Powiesz mi, co mam robić, panie?
Przez dłuższą chwilę jedynie na nią patrzę. Jestem zaskoczony,
zafascynowany i  dumny z  tej dziewczyny. Kucam tuż przed nią i  dłonią
unoszę jej głowę, by na mnie spojrzała.
–  Nauczę cię wszystkiego, zajączku  – szepczę, przesuwając kciukiem
po jej wardze. – Ale od jutra. Dziś chciałbym zrobić coś innego.
– Co takiego?
– Pokażę ci, jak bardzo zawróciłaś mi w głowie.
Podaję jej dłoń, by podnieść ją z  podłogi. Kiedy już stoi przy mnie,
chwytam delikatną twarz obiema dłońmi i  bez najmniejszego zawahania
atakuję jej usta swoimi. Marina od razu do mnie dołącza, pokazując mi, że
pragnie mnie równie mocno, jak ja pragnę jej. I tylko ja wiem, że mój głód
jest większy, bo marzyłem o  tym od dnia, gdy po raz pierwszy ją
zobaczyłem. Nawet myśl o  tym, że mógłbym mieć ją pod sobą,
doprowadzała mnie do szaleństwa. Teraz wciąż tak na mnie działa.
Rzucam ją na łóżko i zawisam nad nią. Teraz myślę tylko o jednym i nic
nie jest w stanie mnie od tego odciągnąć. Rozrywam jej sukienkę i schodzę
w  dół, by poczuć jej smak. Marina zaciska uda na mojej głowie, kiedy
językiem przejeżdżam po jej łechtaczce. Wsuwam w nią dwa palce, ale nie
dam rady długo tego ciągnąć. Muszę ją mieć. Teraz.
Tak szybko, jak tylko mogę, pozbywam się swoich ubrań. Chwytam
ręce dziewczyny i  blokuję je nad jej głową. Złączone nadgarstki
przytrzymuję jedną dłonią, a  drugą naprowadzam kutasa na  jej wilgotną
cipkę. Gdy tylko się w  nią wbijam, z  ust Mariny wydostaje się pełen
rozkoszy jęk, który pragnę spić z jej ust. Tak też właśnie robię. Całując ją,
kradnę powietrze i każdy dźwięk, który z niej wypływa. Nie chcę pominąć
żadnego, niczym największy na świecie egoista, biorę sobie wszystko i nie
mam zamiaru tego oddawać. Coraz mocniej uderzam w nią biodrami, a ona
coraz głośniej jęczy. Wije się pode mną, prowadzona intensywnością
doznań, jakie jej daję, jakie pragnę dawać jej każdego pieprzonego dnia.
– Dojdź dla mnie, zajączku – szepczę prosto w jej usta.
Po kilku pchnięciach czuję, jak jej cipka zaczyna zaciskać się na moim
kutasie. Odchyla głowę do tyłu, a ja chowam twarz w zagłębieniu jej szyi,
zasysając delikatną skórę. Dochodzi z  głośnym krzykiem, tym samym
doprowadzając do tego, że sam dłużej nie wytrzymuję. Unoszę głowę, by
spojrzeć w  jej twarz. Ma zaróżowione policzki. Przygląda mi się przez
zamglone oczy, odzyskując równomierny oddech.
– Nie wrócimy do tego, co było, prawda? – w jej głosie słychać obawę.
– Tylko jednego dnia, od którego zależy nasze życie.
– A później?
– Nie mam pojęcia. Coś wymyślę.
– A jeśli nic nie wymyślisz?
–  Tak na pewno się nie stanie  – kłamię, ale przed samym sobą muszę
przyznać, że nie mam pojęcia, co powinienem zrobić.
Rozdział 25

Od kilku dni żyję w  zupełnie innym świecie, który przypomina teatr.


Próby  – tak nazwałabym to, co się dzieje. Ian uczy mnie wszystkiego,
czego nie zdołał wcześniej. Pokazuje, co muszę robić, a  czego absolutnie
mi nie wolno. Nie uczy mnie zachowania, a  gry, której tajniki powinnam
w  stu procentach przyswoić. To nie jest trudne, gdy wiem, że muszę
odegrać jakąś rolę. Mimo wszystko bardzo się denerwuję. Wciąż niewiele
wiem o  jego szefie. Tylko tyle, że jest nieobliczalnym, pozbawionym
skrupułów potworem, który zaczął zabijać, zanim nauczył się mówić.
Przynajmniej tak przedstawia go Ian. To przeraża, ale jednocześnie
motywuje do pracy przed decydującym dniem. Wczoraj Ian dowiedział się,
że ów dzień nadejdzie już jutro.
Schodzę na dół, kierując się do pokoju za czarnymi drzwami, w którym
czeka na mnie mężczyzna.
–  Tu wszystko się odbędzie?  – pytam, gdy tylko zamykam za sobą
drzwi.
– Nie, raczej nie będzie chciał cię tu oglądać.
– Więc dlaczego kazałeś mi tu przyjść?
Podchodzi do mnie i delikatnie się uśmiecha.
– Wszystko kręci się wokół jednego dnia. Dziś już o tym nie myślmy.
–  Przecież on tu jutro będzie. Nie chcesz sprawdzić, czy wszystko
dobrze zapamiętałam?  – Zaczynam panikować. Chyba przejmuję się
bardziej niż on.
– Jestem przekonany, że świetnie sobie poradzisz.
–  A ja nie. Boję się, że spanikuję i  zrobię coś głupiego. Powiem do
ciebie po imieniu albo zapomnę o podstawach, których mnie nauczyłeś. Do
tej pory tylko graliśmy, ale jutro będę musiała zrobić wszystko naprawdę
i cholernie się boję!
–  Hej…  – Kładzie dłoń na moim policzku i  przygląda mi się
w  skupieniu.  – Wszystko będzie dobrze. Jesteś bystra i  dasz sobie radę.
Niepotrzebnie się tym tak bardzo martwisz.
– Coś mi mówi, że sam się denerwujesz, ale nie chcesz tego pokazać.
–  Nie denerwuję się. Denerwowałem, ale wczoraj poradziłaś sobie ze
wszystkim i ani razu nie zauważyłem u ciebie najdrobniejszego zawahania.
– I tak się boję.
–  Strach jest najlepszym motywatorem, musisz tylko odpowiednio
wybrać źródło lęku.
– Co masz na myśli?
– Nie bój się tego, że coś zrobisz nie tak. Skup się na tym, że jeśli tak
się stanie, będzie z nami bardzo źle.
– To nie pomaga.
– Pomoże, jeśli się na tym skupisz.
Ian oddala się, a ja próbuję ułożyć sobie w głowie jego słowa. Wiem, że
mają sens, ale to nie wystarcza, żebym od razu potrafiła zastosować się do
jego wskazówek. Z  jednej strony czuję, że jestem gotowa i  poradziłabym
sobie nawet teraz, jednak z drugiej, ryzyko jest tak wielkie, że nie potrafię
nie myśleć o konsekwencjach najmniejszego błędu.
Moje myśli uciekają, kiedy spojrzeniem odnajduję Iana. Czy on
przyszedł tu posprzątać?
– Co ty właściwie robisz? – pytam, nie kryjąc zaskoczenia.
– To mi pomaga oczyścić umysł.
– Porządki?
–  W tym konkretnym pomieszczeniu.  – Odwraca się, chcąc chyba
zbadać moją reakcję. Kiedy nie zauważa paniki, a  zaciekawienie,
kontynuuje:  – Do niektórych rzeczy jestem zmuszony, ale niektóre z  nich
po prostu lubię. Wolałabym nie wykorzystywać kobiet. Nie mieć ich tylko
po to, żeby zrobić z nich idealne uległe i oddać.
Jego słowa mnie intrygują. Jeszcze nigdy dotąd nie otworzył się przede
mną tak, jak teraz. Najlepsze w tym wszystkim jest to, że po raz pierwszy
nie widzę, że walczy sam ze sobą, wypowiadając każde słowo. Wygląda
wręcz tak, jakby pragnął powiedzieć mi więcej i  czekał jedynie, aż go do
tego zachęcę. Podchodzę więc bliżej i siadam na podłokietniku fotela.
– Co takiego chciałbyś robić? Co lubisz?
Ian odkłada przedmioty, które do tej pory porządkował z  niemałą
starannością, i  staje naprzeciwko mnie. Zanim się odzywa, taksuje
wzrokiem moje ciało, a  następnie podchodzi jeszcze bliżej, zupełnie
usuwając jakąkolwiek przestrzeń między nami. Twarz mam tuż przy jego
brzuchu, by spojrzeć w jego oczy, muszę zadrzeć głowę, a kiedy to robię,
on kładzie dłoń na mojej brodzie i patrzy na mnie z góry w sposób, który
zupełnie mnie rozbraja.
– Lubię mieć pełną władzę nad kobietą. Widzieć, że jest moja i pragnie
mi się oddać – mówi wolno, a głos ma ochrypły i władczy. – Lubię patrzeć
w oczy kobiety i czytać w nich jej myśli.
Przez ton jego głosu i sposób, w jaki się we mnie wpatruje, moje ciało
pokrywa gęsia skóra. Z  trudem przełykam ślinę, a  serce zaczyna mi
galopować jak szalone.
– Więc chcesz tego, co robisz, ale z pewnymi wyjątkami?
– Liczę, że widzisz te wyjątki.
– Bardzo dokładnie.
Łapie mnie za dłoń i przyciąga do siebie. Uderzam ciałem o jego ciało,
a moje nogi nagle robią się jak z waty.
– Nie chcę nikogo do niczego zmuszać – szepcze mi do ucha, po czym
powoli zsuwa usta niżej. – Ale potrzebuję poczucia władzy.
– Nade mną masz już pełną władzę.
Na moje słowa nieruchomieje przez krótką chwilę. Niedługo później
porusza się jednak i  składa czuły pocałunek w  zagłębieniu mojej szyi.
Prostuje się i przygląda mi się zamyślony.
– Tego nie jestem pewien.
– Jak mam ci to udowodnić?
– Lepiej, żebyś tego nie robiła.
– Dlaczego?
– Jeszcze nie teraz, zajączku.
Chcę zapytać o  czas, który według niego będzie odpowiedni, ale nie
pozwala mi na to, zamykając moje usta namiętnym pocałunkiem. Po jego
słowach i  tym, jak bardzo się przede mną otworzył, mam wrażenie, że
mogę dojść nawet przez taki kontakt. Jego ciepłe dłonie pieszczą odkrytą
skórę na moich plecach, a ja zaczynam rozpływać się w silnych ramionach
mężczyzny. Kiedy przerywa, jęczę niezadowolona, na co unosi kąciki ust,
układając je w subtelny uśmiech. Szczypie delikatnie moją brodę, po czym
odwraca się plecami i wraca do przerwanego zajęcia.
Siadam w  fotelu, zasmucona tym, że nie potrafię przyciągnąć go do
siebie, tak jak on przyciąga mnie. Po dniu, w  którym poinformował mnie
o zapowiedzianej wizycie swojego szefa, nie uprawialiśmy seksu. Jakby Ian
bał się, że tamten mężczyzna wyczuje nawet to. Być może chodzi o  coś
innego. Tak naprawdę nie zapytałam go o to. Powiedział jedynie, że musi
być tak, jak było, zanim obraliśmy złą drogę. Złą drogę… Nie rozumiem,
dlaczego tak to nazywa. Czy to naprawdę złe? Oczywiście nie powinnam
zadurzać się w mężczyźnie, który mnie porwał i robił te wszystkie straszne
rzeczy. Jednak teraz czuję się zupełnie inaczej, w jakimś bardzo niewielkim
stopniu jestem szczęśliwa. I  choć do pełni szczęścia brakuje mi dawnego
życia i  określenia się ze strony Iana, tutaj nauczyłam się doceniać drobne
rzeczy. Być może kiedyś również on spojrzy na wszystko inaczej.
Po godzinie porządkowania nieistniejącego bałaganu Ian w końcu daje
sobie spokój i wychodzimy z pokoju. Razem idziemy na górę, mężczyzna
wchodzi ze mną do środka i ku mojemu zaskoczeniu, kładzie się na łóżku
i  sięga po pilota. Włącza telewizor, przez chwilę przełącza kanały, aż
w końcu znajduje interesujący go program. Odwraca głowę w moją stronę,
gdy bardzo uważnie mu się przyglądam.
– Zamierzasz tam stać?
– Szczerze mówiąc, nie wiem, co mam robić.
– Przyjść do mnie.
Robię to i  kładę się obok niego. Przyciąga mnie do siebie, przez co
mogę położyć głowę na jego ramieniu.
– To dziwne. Chyba nie tak to powinno wyglądać.
–  Nie tak. Jednak niektórych kroków nie można cofnąć, to po prostu
niewykonalne.
– Dlatego zamiast zatrzymać się na czas, stawiamy kolejne kroki?
–  W pewnym momencie nie można już postąpić inaczej. Nie cofniesz
się ani się nie zatrzymasz. Możesz iść do przodu lub zabijać się od
wewnątrz. I wierz mi, zajączku, to cholernie nieprzyjemne.
– Robiłeś tak?
– Bardzo długo.
– Co z nami będzie?
– Nie mam pojęcia. Teraz o tym nie myślę. Jeśli przeżyjemy jutrzejszy
dzień, przyjdzie czas na resztę.
Na to nie potrafię już odpowiedzieć. Ilekroć mówi o  przeżyciu tego
dnia, mam ochotę rozpłakać się z bezradności. Jeszcze tylko kilka godzin,
muszę wytrzymać.
Rozdział 26

Budzę się o świcie, ale Iana już ze mną nie ma. Przypominam sobie o tym,
co dziś ma się wydarzyć, a zimny pot od razu pojawia się na moich plecach.
Na miękkich nogach idę do łazienki i biorę gorący prysznic, jednocześnie
próbując się pozbierać. Podczas kąpieli przypominam sobie wszystko,
czego nauczył mnie Ian. Powtarzam sobie, że dam radę i  go nie zawiodę.
Strach sprawia, że uważam to za trudne zadanie. Z pewnością takie nie jest.
Muszę jedynie się uspokoić.
Po prysznicu ubieram się i  wychodzę, by odnaleźć Iana. Nie ma go
jednak na piętrze. Nie jestem pewna, czy mogę schodzić na dół. Jeśli jego
szef już tam jest, nasza praca pójdzie na marne. Wracam na górę, ale
jeszcze na schodach słyszę kroki. Zatrzymuję się, a na widok Iana czuję się
nieco lepiej. Podchodzi do mnie i  bez słowa prowadzi mnie do mojej
poprzedniej sypialni.
– Lepiej będzie, jeśli nie dowie się, że przeniosłem cię na górę.
– Nie powinieneś tego robić?
– Jeśli już, to dopiero na koniec szkolenia.
– Wiesz, kiedy się pojawi?
–  Nie. Dlatego zostaniesz tutaj i  będziesz czekać. Usłyszysz dźwięk
samochodu. Będziesz miała kilka minut na przygotowanie się.
– Jasne.
Moje dłonie trzęsą się, a serce zaraz niemal wyskoczy mi z piersi. Znów
się boję, że nie dam sobie rady.
– Wszystko będzie dobrze, zajączku.
– Jesteś tego pewien?
– Oczywiście. Wierzę, że sobie poradzisz.
– Zostaniesz ze mną?
–  Nie mogę, muszę sprawdzić, czy o  niczym nie zapomniałem. Poza
tym, gdyby chciał nas zaskoczyć i  zatrzymał samochód na drodze, żeby
wejść tu bez zwrócenia na siebie uwagi, byłoby lepiej, gdybym był na
parterze.
– Rozumiem.
Ian całuje mnie w  czoło i  zostawia samą. Zaczynam mieć problemy
z  oddychaniem, co dodatkowo mnie przeraża. Kładę się na łóżku i  łapię
kilka głębszych wdechów. Zamiast zastanawiać się nad tym, co się niedługo
wydarzy, skupiam się na tym, co będzie później. Może Ian opowie mi
więcej i  wspólnie znajdziemy sposób na wolność? Nie wyobrażam sobie,
żeby po tym wszystkim, co miało miejsce między nami, mógłby mnie tak
po prostu przekazać w  łapy obcego człowieka. Nie jest bez serca. Może
nigdy nie powiedział mi tego wprost, ale wiem, że coś do mnie czuje, że
zależy mu na mnie.
Na dźwięk silnika niemal mdleję. Mój puls przyśpiesza, a  dłonie
zaczynają się pocić. Zeskakuję z  łóżka i  nerwowo chodzę po pokoju,
ponownie próbując się uspokoić, jednak to przynosi zupełnie odwrotny
efekt. Zaraz zacznę płakać albo skoczę z okna.
– Weź się, kurwa, w garść – mówię do siebie, gdy zaczyna robić mi się
ciemno przed oczami.
IAN
Wychodzę na zewnątrz, żeby powitać szefa. Robię to niechętnie i  wcale
tego nie ukrywam. Na szczęście nie muszę udawać, że cieszy mnie jego
wizyta. Ostatni raz widziałem go pół roku temu, kiedy przekazywałem
wyszkoloną przeze mnie dziewczynę. Zamieniłem z  nim kilka zdań, po
czym nasze drogi ponownie się rozeszły. Przez te sześć miesięcy
rozmawiałem z  nim kilkukrotnie przez telefon, by ustalić szczegóły
kolejnych zleceń. To zdecydowanie mi wystarczyło, a  nawet mógłbym
powiedzieć, że tych rozmów było za wiele. Nienawidzę go. Nienawidzę od
dnia, gdy kazał mi zgwałcić dziewczynę. Miałem wtedy piętnaście lat.
Później zmuszał mnie do o wiele gorszych rzeczy, a ja byłem skończonym
tchórzem, bo pozwalałem mu sobą kierować, zamiast po prostu się, kurwa,
zabić. Teraz patrzę na niego, gdy zbliża się do mnie ociężałym krokiem,
i muszę przyznać, że nie wygląda najlepiej. Poprzednim razem wydawał się
tryskać energią, co jest zaskakujące w  jego wieku. Najwidoczniej lata
o sobie przypomniały.
– Dawno mnie tu nie było, ale nie zmieniło się zupełnie nic.
Nie odpowiadam, wpuszczam go do środka. Rusza na lewo, prosto do
mojego tymczasowego gabinetu. W środku zajmuje miejsce za biurkiem, na
co od razu się krzywię, bo choć to nie mój dom i tak nienawidzę, kiedy ktoś
zajmuje moje miejsce. Mimo wszystko siadam naprzeciwko niego
i przybieram kamienny wyraz twarzy.
– Gdzie jest dziewczyna?
– Na pierwszym piętrze.
– Kiedy ją przeniosłeś?
– Dość szybko. Dawno nie miałem tak łatwej w sterowaniu dziewczyny.
Choć próbuję wyglądać i brzmieć pewnie, trafia mnie szlag. Próbuję nie
myśleć teraz o Marinie, ale to silniejsze ode mnie. Zastanawiam się, czy da
sobie radę. Niby wiem, że jest bystra i zdeterminowana, ale wciąż jest tylko
człowiekiem.
–  Liczę, że znów mnie nie zawiedziesz.  – Poprawia się na krześle
i  przybiera poważniejszą minę, dając mi do zrozumienia, że chce
powiedzieć coś ważnego.  – Po przekazaniu dziewczyn nie będziecie mieć
zbyt długiej przerwy. Nawiązałem kontakt z pewnym wysoko postawionym
człowiekiem z Bliskiego Wschodu.
Marszczę czoło na tę wiadomość. Nie podoba mi się, że jego działania
powiększają swoje zasięgi.
– Dubaj?
–  Prawie. Zresztą teraz to nie jest istotne. Dokładnie za miesiąc
przedstawię wam wszystkie najważniejsze szczegóły. Teraz musimy
skończyć sprawę z pięknymi Hiszpankami.
– Oczywiście.
– Pokaż mi tę dziewczynę. Dziś muszę jeszcze coś załatwić, więc trochę
mi się śpieszy.
Ta wiadomość wyjątkowo mnie cieszy. Być może jedynie ją zobaczy
i pójdzie, nie próbując przekonać się, czy moje metody są właściwe.
Idziemy na górę. Przed drzwiami do sypialni czuję, jak adrenalina
w  moich żyłach przyśpiesza, ale nie daję tego po sobie poznać. Łapię za
klamkę i  otwieram drzwi, puszczam szefa przodem, sam wchodzę tuż za
nim. Marina stoi w rogu pokoju, na nasz widok spuszcza głowę. Nawet stąd
widzę, jak trzęsą się jej dłonie. Jest teraz tak cholernie krucha, że muszę
walczyć ze sobą, by nie zrobić czegoś głupiego.
Szef kiwa do mnie głową na znak, że mam zacząć. Nieśpiesznie
podchodzę do Mariny, mając nadzieję, że nie zapomniała o niczym, czego
ją nauczyłem. Kiedy tylko staję przed nią, pada na kolana, a dłonie układa
na udach. Czuję, że szef staje za mną.
– Pokaż mi ją.
–  Wstań i  podnieś głowę  – wydaję Marinie rozkaz, a  mój ton jest
pozbawiony jakichkolwiek emocji.
Wykonuje moje polecenie i  tak, jak ją uczyłem, ani na moment nie
patrzy mi w oczy. Skupia się na jednym punkcie przed sobą. Jej warga drży,
ale mimo wszystko daje sobie radę.
– Ładna. Chcę zobaczyć ciało.
Wciągam powietrze i zaciskam zęby. Na to również ją przygotowałem,
ale teraz wydaje mi się, że to jest trudniejsze dla mnie niż dla niej. Ściągam
jej sukienkę, a ona wciąż stoi nieruchomo i wciąż patrzy w ten sam punkt.
Staję za nią, odsłaniając jej nagie ciało przed mężczyzną. Ten podchodzi
bliżej, a w mojej głowie pojawia się myśl, że jeśli tylko jej dotknie, zabiję
go bez mrugnięcia okiem.
–  Niezła.  – Łapie jej biodra i  gwałtownie odwraca tyłem do siebie.  –
Widzę, że nie robi żadnych problemów  – komentuje, zerkając na jej
pośladki. – Suka, którą zajmuje się Chris, ma piękne ślady na ciele, twoja
nie ma ani jednego.
Marina nieznacznie unosi głowę, zerkam na nią przez sekundę i wtedy
przypominam sobie, że Chris zabrał jej przyjaciółkę. Nie mogę jej
niezauważenie uspokoić.
– Po kilku pierwszych dniach nauczyła się posłuszeństwa. – Staram się
brzmieć przekonująco, ale coraz ciężej mi to wychodzi.
–  Powinienem przyjechać na początku i  sprawdzić twoje metody.
Wygląda na to, że są skuteczne.
– Chcesz zobaczyć coś jeszcze?
– Nie. Tyle mi wystarczy.
Po tych słowach odwraca się do drzwi, a  ja choć przez sekundę mogę
spojrzeć na Marinę.
– Ubierz się – mówię beznamiętnie.
Mijam ją, nie mogąc odpuścić sobie dotknięcia jej dłoni. Trwa to
ułamek sekundy, ale wiem, że za chwilę do niej wrócę.
Po kilku minutach stoję na zewnątrz, przy samochodzie szefa. Otwiera
drzwi, ale zanim wsiada do środka, skupia spojrzenie na mnie.
– Niedługo podam ci dokładne współrzędne miejsca przekazania.
Kiwam głową, tym samym żegnając się z nim. Kiedy tylko wsiada do
samochodu, odwracam się i  ruszam do domu. U  szczytu schodów
zauważam Marinę, która wpatruje się we mnie ze łzami w oczach.
–  Skąd ta mina? Nie zauważył niczego podejrzanego i  odbyło się bez
większości scen, jakie przewidzieliśmy.
– A przy okazji dowiedziałam się, że moja przyjaciółka cierpi.
– Nie bardziej niż ty i reszta dziewczyn. Przestań o niej myśleć, bo nie
ma najmniejszych szans, że kiedykolwiek ją zobaczysz.
– Jesteś…
Pokonuję schody i staję naprzeciw niej.
– Kim jestem? Potworem? Bestią? Skurwysynem? Kim twoim zdaniem
jestem?  – cedzę przez zaciśnięte zęby.  – Myślisz, że w  magiczny sposób
twoja przyjaciółka zostanie ocalona? Nie, Marino. Nikt jej nie pomoże, bo
nie ma na ziemi nikogo, komu udałoby się to zrobić. To nie pieprzony film
z dobrym zakończeniem!
– Mnie też ono nie spotka?
–  Jak myślisz, co najlepszego może ci się przytrafić? Bo wolności
z  pewnością nie odzyskasz. Nie wrócisz do rodziny, ponieważ nie
przeżyjesz pieprzonego dnia. Znajdą cię i  zabiją. Ciebie, twoich rodziców
i każdego, z kim cokolwiek cię łączy.
Zamykam się, kiedy łzy zaczynają płynąć po jej policzkach. Nie
chciałem jej zranić, ale nie miałem wyboru. Musi w  końcu przejrzeć na
oczy. Zrozumieć, że nic dobrego nie może jej spotkać.
– Oddasz mnie?
– Idź do siebie. Mam sporo pracy.
Spuszcza głowę i bez słowa wraca na górę. Ja tymczasem idę prosto do
barku i wyciągam karafkę whisky. Znalazłem się w pieprzonym labiryncie,
z którego nie ma wyjścia. Jednak nie przestaję go szukać. Wygląda na to, że
jestem równie naiwny jak Marina.
Rozdział 27

Wyrywam się z koszmaru w środku nocy. Serce wciąż mi dudni, ale kiedy
uświadamiam sobie, że to tylko straszny sen, zwalnia tempo. Śniło mi się,
że Ian oddał mnie w łapy swojego szefa, który robił ze mną straszne rzeczy.
Była tam też Sofia. Cierpiała, prosiła o pomoc, a ja nie mogłam nic zrobić.
Próbuję zasnąć jeszcze raz, ale kiedy tylko zamykam oczy, wszystkie
obrazy do mnie wracają. W  końcu wstaję z  łóżka i  wychodzę z  sypialni.
Potrzebuję go teraz. Nie obchodzi mnie, że nie mogę schodzić na parter,
muszę to zrobić. Muszę go znaleźć. Zatrzymuję się u  szczytu schodów,
widząc głowę Iana wystającą zza oparcia kanapy. Odwrócony jest tyłem,
przez co nie wiem, czy śpi. Zanim jednak robię kolejny krok, odzywa się.
–  Idź do siebie, zajączku  – głos ma ponury, ale z  pewnością nie ma
w nim gniewu.
–  Mogę posiedzieć chwilę z  tobą? Miałam koszmar, boję się zostać
sama. Obiecuję, że nawet się nie odezwę.
Sekunda, dwie, trzy… Po dziesięciu wciąż milczy. Uznaję to za niemą
zgodę i  schodzę na dół. Gdy staję naprzeciwko mężczyzny, w  jego dłoni
zauważam szklankę z  bursztynowym płynem. Ian przygląda mi się
zamglonymi oczami. Nie do końca wiem, czy to przez alkohol ma takie
spojrzenie, czy może chodzi o coś innego. Nie pytam o to. W ogóle się nie
odzywam. Siadam tuż obok niego i  podciągam nogi, układając brodę na
kolanach. Odwracam się nieco w  jego stronę, żeby móc na niego patrzeć,
kiedy najwyraźniej pogrążony jest w myślach. Znów się zastanawiam, czy
dużo wypił. Nie mam pojęcia, jak zachowuje się po alkoholu. Wiem jednak,
że niektórzy ludzie bywają agresywni, dlatego tym bardziej staram się
dotrzymać słowa i milczeć. Zresztą sama jego obecność działa na mnie na
swój sposób kojąco. Przestaję myśleć o  swoim koszmarze i  skupiam się
tylko na tym, co dzieje się teraz.
Po kilku minutach spędzonych w zupełniej ciszy Ian zerka na mnie, po
czym podaje mi szklankę. Biorę ją od niego, choć wcale nie mam ochoty na
alkohol. Jakoś nie potrafię mu odmówić. Upijam łyk palącego przełyk
trunku i z grymasem na twarzy oddaję mu go. To był głupi pomysł.
– Miała na imię Lara.
Zmieniam pozycję, odwracam się przodem do mężczyzny i skupiam na
nim całą swoją uwagę. Milczy, ale wiem, że w końcu się odezwie. Widzę to
po jego twarzy.
– Trafiła do mnie pięć lat temu, w podobnych okolicznościach do tych,
w których znalazłaś się ty. Szukaliśmy dziewczyn pod pretekstem castingu
na młode aktorki, które miały rozpocząć swoją karierę w  Ameryce. Jako
jedyna zadawała pytania, które nikomu z nas nie leżały. I właśnie wtedy mi
się spodobała. Wyróżniała się. Wtedy nie wiedziałem, do czego nas to
doprowadzi.  – Przechyla szklankę i  wypija całą jej zawartość. Wypuszcza
ciężko powietrze, po czym skupia się na punkcie przed sobą. – Na początku
wszystko szło dobrze, ale ona zbyt często się stawiała, a ja coraz rzadziej ją
za to karałem. W  końcu zamiast kary pocałowałem ją, bo nie mogłem
dłużej wytrzymać.
– Co się z nią stało? – pytam, kiedy Ian długo milczy.
– Kochałem ją. Chciałem się z nią zestarzeć i żyć normalnie. Pomyliłem
się jednak, myśląc, że szef nam na to pozwoli. Zadzwoniłem do niego
i  powiedziałem mu o  tym. Wydawało mi się, że spokojnie to przyjął.
Następnego dnia zjawił się w  mojej siedzibie we Francji.  – Zaciska zęby.
Kilka chwil później odwraca głowę w  moją stronę, a  w jego oczach
pojawiają się łzy. – Podciął jej gardło na moich oczach.
Pragnę go przytulić, ale boję się jego reakcji. Nie potrafię jednak
wydusić z  siebie żadnego słowa. Bardzo ostrożnie zbliżam się do niego.
Kładę dłoń na jego policzku i  kiedy widzę, że nie ma zamiaru mnie
odepchnąć, podchodzę bliżej, wtulając głowę w  jego ramię. Czuję, jak
kładzie dłoń na mojej talii i  przyciąga mnie do siebie. Niedługo później
siedzę na jego kolanach, odwrócona bokiem, wciąż wtulona w jego ramię.
Przez bardzo długi czas siedzimy w  ciszy. Nie mam pojęcia, co
miałabym mu teraz powiedzieć. Że mi przykro? To przecież oczywiste i w
moim odczuciu zupełnie nie na miejscu. Nie mam pojęcia, co musiał wtedy
przeżyć. Widział, jak ktoś zabija kobietę, którą kocha, i nic nie mógł z tym
zrobić.
–  Co było później?  – pytam bardzo cicho, nie wiedząc, czy dobrze
robię.
–  Zostawił ją i  wyszedł. Mówiąc, że po raz ostatni doprowadzam do
czegoś takiego. Nie mogłem jej nawet pochować tak, jak na to zasłużyła.
– Teraz chociaż rozumiem.
– Nie jestem pewien, czy wszystko rozumiesz. – Odciąga mnie nieco od
siebie, bym mogła spojrzeć mu w oczy. – On cię zabije, jeśli tylko pomyśli
o tym, że się w tobie zakochałem.
– Zakochałeś?
Znów przytula mnie do siebie i wolno wypuszcza powietrze.
– To największy błąd, jakiego mogłem się dopuścić.
– Przecież musi być wyjście.
– Jeśli takie istnieje, muszę szybko je znaleźć, zajączku. Czas nam się
kończy.
Jeszcze mocniej się w niego wtulam i sama próbuję odnaleźć sposób na
wydostanie nas stąd. Jakby to w ogóle było możliwe. Skoro Ian nie wie, co
ma robić, ja tym bardziej na nic nie wpadnę. Mimo wszystko próbuję.
Ian oddycha coraz ciężej. Unoszę głowę i wtedy orientuję się, że zasnął.
Bardzo ostrożnie schodzę z  jego kolan, chwytam koc leżący po drugiej
stronie kanapy i  przykrywam go. W  pierwszej chwili ruszam w  stronę
schodów, by wrócić do siebie, ale coś nie pozwala mi go teraz zostawić.
Najchętniej położyłabym się obok niego, jednak nie chcę go obudzić, więc
układam się w fotelu znajdującym się naprzeciwko. Przez bardzo długi czas
wpatruję się w śpiącego mężczyznę, zastanawiając się, jak doszło do tego,
że znaleźliśmy się w  tak popieprzonej sytuacji. Jakaś część mnie, która
chciałaby dla niego spokoju, żałuje, że to właśnie do niego trafiłam.
Oczywiście najlepiej byłoby, gdybym w  ogóle nie znalazła się na tym
castingu, ale jeśli poszłoby inaczej i  Ian wybrałby inną dziewczynę, być
może wykonałby swoje zadanie i nie czuł tego, co czuje teraz. Domyślam
się, że z mojego powodu wróciły do niego demony przeszłości, z którymi
zdążył się już uporać. Pięć lat to dużo czasu. Goi rany, choć blizny nigdy
nie znikają.
Usypiają mnie własne myśli. Moje powieki zaczynają robić się coraz
cięższe, aż w końcu nie jestem w stanie ich podnieść.
Rozdział 28

Krzywię się od razu po przebudzeniu. Spanie na fotelu nie było najlepszym


pomysłem. Jeszcze z  zamkniętymi oczyma rozmasowuję kark i  próbuję
wyprostować plecy, co wcale nie jest takie łatwe. Dopiero po kilku
chwilach uchylam powieki i  przywołuję wspomnienia poprzedniego
wieczora. Od razu patrzę na kanapę, ale jest pusta. Rozglądam się dookoła,
ale nigdzie nie widzę Iana. Jednak zanim wstaję, by go poszukać, pojawia
się w salonie, niosąc dwa kubki kawy. Jeden stawia na stoliku obok mnie,
z  drugim w  dłoni zajmuje miejsce na środku kanapy i  uważnie mi się
przygląda. Nie spuszczając z  niego spojrzenia, sięgam po parujący napój
i  upijam mały łyk. Odkładam kubek i  skupiam całą swoją uwagę na
mężczyźnie. Nie mam pojęcia, co mogłabym teraz mu powiedzieć. To, co
się wydarzyło poprzedniej nocy, przerosło moje oczekiwania. Ciężko mi ze
świadomością, że życie Iana przepełnione jest tak wielkim okrucieństwem.
Kiedy myślałam o nim jak o potworze bez serca, nie zastanawiałam się nad
tym, co tak naprawdę czuje. A teraz wciąż tak się dzieje, wciąż rozmyślam
o  jego cierpieniu i  próbuję wyobrazić sobie, jakie straszne myśli muszą
siedzieć w jego głowie. I nagle to, co przeżyłam ja, wydaje się być niczym.
Nikt nie zabił na moich oczach osoby, którą kocham. Nie zostawił mi jej
zwłok, każąc na nie patrzeć i  się ich pozbyć. Miałam dobre życie,
a porwanie jest tylko jednym koszmarem. Ian ma ich zdecydowanie więcej,
zbyt wiele, by mógł funkcjonować jak każdy normalny człowiek. Rana
w jego sercu musi być duża i tak naprawdę nigdy się nie zagoi.
– Dlaczego spałaś na tym fotelu?
– Nie wiem. – Wzruszam ramionami. – Nie chciałam wracać do siebie
ani cię obudzić.
– Przykryłaś mnie kocem.
– Żeby nie było ci zimno.
Nie rozumiem, dlaczego czuję przez to wstyd.
– To ty tutaj chodzisz niemal naga.
– Wiesz, że nie mam wyjścia.
–  Dlatego powinnaś pomyśleć o  sobie.  – Wstaje z  miejsca, odstawia
kubek i podchodzi do mnie. Podaje mi dłoń, a kiedy ją chwytam, przyciąga
mnie do siebie. – To było bardzo miłe.
– Ty też to dla mnie kiedyś zrobiłeś.
– To taki instynkt.
– Instynkt?
–  Pragnienie zatroszczenia się o  ciebie jest większe od zdrowego
rozsądku, który kazał mi przestać postrzegać cię inaczej niż pozostałe
dziewczyny. Jednak wiesz już o  mnie wszystko, co powinnaś wiedzieć.
Myślę, że teraz łatwiej jest ci zrozumieć.
– Rozumiem. Nie wiem jednak jednego. Nie wiem, kim dokładnie dla
ciebie jestem.
– Myślałem, że wczoraj wyraziłem się jasno.
– Mówiłeś o uczuciach, ale ja pytam o coś innego.
– Jesteś moją zgubą, zajączku.
Unosi mnie i  siada w  fotelu, sadzając mnie okrakiem na swoich
kolanach. Kładę dłonie na jego policzkach i zbliżam twarz do jego twarzy.
– Zgubą? Co to znaczy? Nie brzmi zbyt dobrze.
Zanim odpowiada, uśmiecha się w  sposób, który wywołuje przyjemne
dreszcze na całym moim ciele.
–  Jesteś wszystkim co złe i  co dobre. Jak narkotyk, który daje siłę,
a jednocześnie sprowadza na samo dno. Nie potrafię z ciebie zrezygnować,
bo to uzależnienie jest zbyt silne. I  choć wiem, że popełniam błąd, wciąż
nic z tym nie robię.
– A chcesz zrobić?
– Powinienem, ale nie potrafię.
– Chciałabym, żeby tak zostało.
– Wiesz, że to nie ma prawa się udać?
– Ty tak uważasz. Ja z natury jestem optymistką.
– Nie straciłaś swojego optymizmu nawet w tym domu?
–  Na początku. Później wrócił. Niedawno, ale jednak wrócił i  ma się
całkiem dobrze.
Ian nieznacznie kiwa głową, po czym kładzie dłoń na moim policzku
i sunie po nim dalej, aż zatrzymuje się na tyle mojej głowy. Przyciąga mnie
do siebie, łącząc nasze usta w  namiętnym pocałunku. Drugą dłonią
odnajduje moją łechtaczkę i leniwie masuje ją palcami. Jęczę cicho prosto
w  jego usta i  mimowolnie próbuję zmienić pozycję. Wiercę się na jego
kolanach, aż w końcu mężczyzna odrywa się ode mnie. Patrzę, jak sięga do
swojego rozporka, nie spuszczając ze mnie spojrzenia, nieznacznie zsuwa
spodnie. Na tyle, by uwolnić twardego penisa. Otwieram szerzej oczy, gdy
Ian unosi mnie i  przesuwa do przodu. Czuję się zagubiona, jakbym nie
miała pojęcia, czego ode mnie oczekuje. Mężczyzna łapie w dłoń swojego
kutasa i naprowadza go na moje wejście. Wolno opuszczam biodra, czując
każdy rozpychający mnie centymetr. Zaciskam powieki, ale wtedy od razu
słyszę ochrypły głos Iana.
– Patrz na mnie, zajączku. – Wykonuję ten rozkaz i spotykam się z jego
rozpalonym spojrzeniem.  – Pokaż mi, że tego pragniesz, że chcesz mnie
ujeżdżać.
–  Myślałam, że zawsze musisz być górą  – wzdycham, unosząc
i opuszczając rytmicznie swoje biodra.
– Chciałbym zobaczyć, jak to jest choć raz nie być górą.
– Nigdy tego nie robiłeś?
Na moje pytanie kręci krótko głową. Z jakiegoś powodu traktuję to jako
wyzwanie. Nie wiem nawet, czy chcę pokazać mu, że potrafię to robić, czy
po prostu go zadowolić. Biorąc pod uwagę skupienie na jego twarzy, gdy
poruszam się coraz szybciej, stawiałabym jednak na to drugie. Jego
spojrzenie mnie przeszywa, a  zaciskające się mięśnie twarzy dają do
zrozumienia, że jest mu dobrze. Zwalniam na moment, czując, jak mięśnie
moich ud dają o  sobie znać. Ian sięga do mojej sukienki i  jednym
gwałtownym pociągnięciem odsłania mi piersi. Łapie mnie za biodra,
pomagając mi przywrócić poprzedni rytm i  odciążyć trochę moje nogi.
Wbijam paznokcie w  jego barki, jeszcze mocniej go ujeżdżając. Z  moich
ust co chwilę ucieka cichy jęk, który powoli staje się coraz głośniejszy. Ian
pochyla się w moją stronę, by zassać sutek na mojej piersi. Intensywność,
z którą to robi, i połączenie przyjemności, jaka płynie z naszego zbliżenia,
doprowadza mnie na skraj. Pot spływa po moich plecach, a orgazm narasta
w  podbrzuszu, wybuchając nagle i  zupełnie niespodziewanie. Dochodzę
z krzykiem, jednocześnie opadając z sił. Nagle Ian mocno dociska mnie do
siebie, zupełnie hamując moje ruchy. Dopiero teraz dochodzi do mnie, że
szczytował razem ze mną. Kiedy mnie puszcza i  ponownie opiera się
o fotel, uśmiecha się w swój seksowny sposób.
– Jesteś niesamowita, zajączku.
Uśmiecham się, a następnie schodzę ostrożnie z jego kolan. Mój wzrok
od razu ucieka do jego krocza.
– Tym razem oboje musimy wziąć prysznic.
– Co powiesz na wspólną kąpiel?
– Chętnie.
Ian wstaje, poprawia spodnie i prowadzi mnie w stronę tej części domu,
w  której jeszcze nie byłam. Gdy otwiera jedne z  drzwi, nie muszę nawet
pytać, gdzie się znajdujemy. Doskonale wiem, że to jego sypialnia. Duża,
ciemna, przepełniona typowym dla niego mrokiem i tajemnicą. Urządzona
jest minimalistycznie i  gustownie. Dominuje tu granatowy kolor, który
w połączeniu z ciemnymi meblami i kilkoma dodatkami w odcieniu jasnego
beżu daje temu pomieszczeniu niespotykany klimat.
Przechodzimy do przylegającej do sypialni łazienki, na której środku
znajduje się duża kwadratowa wanna. Ian od razu do niej podchodzi
i  odkręca wodę. Wraca do mnie, wolno zsuwa moją sukienkę, a  później
pozbywa się własnych ubrań.
Po kilku minutach zanurzamy się w  gorącej wodzie. Mężczyzna
zajmuje miejsce naprzeciwko mnie, po czym od razu zaczyna gładzić moje
stopy.
– Pięknie tu. Ta sypialnia jest niesamowita.
– To jedno z moich ulubionych miejsc, choć do każdej z kryjówek nie
pałam sympatią.
– Gdzie jest twój dom?
– Na przedmieściach Honaker.
– W Ameryce?
– Tak, dokładnie w stanie Wirginia.
– Jak wygląda?
– Przypomina wystrój tej sypialni. Jest dużo mniejszy niż ten dom. Nie
zaglądam tam jednak zbyt często. Spędzam w nim w sumie dwa, może trzy
tygodnie w roku.
– Brakuje ci go?
–  Nie. Nie przywiązuję się do miejsc. Tym bardziej że nie mam na to
czasu.
Niedługo później nasza kąpiel się kończy. Wracamy do sypialni Iana
owinięci w same ręczniki.
– Poczekaj tutaj, przyniosę ci coś do ubrania.
Na znak zgody kiwam głową i  szybko zostaję sama. Rozglądam się
dookoła, a jakaś część mnie chciałaby sprawdzić, co skrywa się w każdym
meblu. Nie robię tego jednak. Nawet nie dlatego, że boję się przyłapania.
Po prostu nie chcę. Ian i tak bardzo wiele mi o sobie powiedział, otworzył
się przede mną. Rozmowa podczas kąpieli była najnormalniejszą wymianą
zdań, jaką do tej pory odbyliśmy. Nie trwała może długo, a wszystko, czego
się dowiedziałam, nie jest może bardzo istotne, ale to duży progres.
Ian wraca po kilku minutach i podaje mi sukienkę. Od razu chętnie ją
nakładam. Sam również się ubiera, po czym podchodzi i przyciąga mnie do
siebie.
– Chciałbym, żebyś dziś tu została.
– W twojej sypialni?
– Tak. Dziś, jutro, aż do ostatniego dnia tutaj.
– A później?
– Później coś wymyślę.
– Co się stanie, jeśli nic nie przyjdzie ci do głowy?
– To nie wchodzi w grę, zajączku.
Wtulam głowę w jego tors i po raz pierwszy czuję się tak spokojna.
Rozdział 29

Od kilku dni mam do dyspozycji cały dom. Tak naprawdę nie korzystam
z  tego przywileju, siedzę głównie w  sypialni Iana, od czasu do czasu
zaglądam do salonu na parterze oraz do głównej kuchni. Schodzenie na
parter wiąże się z  niebezpieczeństwem, ponieważ często przyjeżdża tu
mężczyzna, który przywozi nam jedzenie. Ian wie, kiedy ma się zjawić, ale
nie możemy przecież ryzykować. Właśnie dlatego wolę zaszyć się
w  sypialni mężczyzny i  korzystać ze wszystkiego, co się tu znajduje.
Między innymi z telewizora, który nie ma zablokowanych kanałów.
Siedzę na łóżku, próbując coś naszkicować. Ostatnio nie idzie mi to
z  taką łatwością jak do niedawna. W  mojej głowie jest spokojniej, więc
może to jest powód? W końcu postanawiam spróbować narysować coś, co
będzie przypominać mi o  życiu, do jakiego już nigdy z  pewnością nie
wrócę.
Jakiś czas później przychodzi Ian. Siada tuż za mną, układając nogi po
obu stronach mojego ciała. Zerka mi przez ramię, delikatnie muskając moją
szyję swoimi ciepłymi ustami.
– Co to? – pyta, spoglądając na rysunek.
– Kącik w moim pokoju.
Naszkicowałam toaletkę, tuż obok niej kilka pudełek, w  których
chowałam swoje pamiątki. Narysowałam także gitarę opartą o  ścianę. Po
drugiej stronie od toaletki jest małe biurko z lampką nocną, na którym leży
stos papierów i zeszytów. Tak właśnie pamiętam to miejsce.
– Grasz na gitarze?
–  Nie. Dostałam ją kilka lat temu od ciotki na urodziny. Na początku
nawet próbowałam nauczyć się chociaż podstaw, ale szybko dałam sobie
spokój.
– Nie sądziłem, że łatwo się poddajesz.
– Nie w przypadku rzeczy, do których po prostu trzeba mieć talent. Jak
widać, potrafię rysować, ale od instrumentów powinnam trzymać się
z daleka.
Słyszę, jak śmieje się cicho i  jest to jeden z  piękniejszych dźwięków,
jakie do tej pory słyszałam. Obejmuje mnie w  pasie i  przyciąga jeszcze
bardziej do siebie.
– Opowiedz mi coś o swoim życiu.
– Przecież wiesz wszystko. Sam mówiłeś, że przeprowadziłeś dokładny
wywiad.
– Wiem o twoim życiu, ale nie o tym, co czułaś. Chciałbym to usłyszeć.
Odkładam ołówek i  szkicownik, po czym skupiam się na
wspomnieniach, do których niechętnie wracam.
–  Moja mama jest strasznie uparta, co skutkowało tym, że przez cały
okres dorastania miałam jej serdecznie dosyć. Zupełnie zdominowała ojca,
więc chyba w  pewnym momencie doszedł do wniosku, że nie warto się
z  nią kłócić. Właśnie dlatego nie miałam sojusznika w  sporze o  moją
przyszłość.
–  Przejęcie firmy z  serowymi przekąskami nie brzmi jak spełnienie
marzeń.
–  Właśnie przez takie myślenie trafiłam tutaj.  – Śmieję się gorzko.  –
Jednak masz rację, to ostatnie, czego chciałam. Ja nawet nie lubię tych
przekąsek, nigdy nie czułam żadnej więzi z  rodzinną firmą i  po prostu
wiedziałam, że nigdy jej nie przejmę.
– Co chciałaś robić?
–  Sama nie wiem. Modeling wcale nie był moim wielkim marzeniem,
ale próbą wydostania się z pułapki przygotowanej dla mnie przez rodziców.
Chciałam po prostu mieć pracę, która da mi jakąkolwiek przyjemność.
– Nie zawsze możemy mieć to, czego pragniemy.
– Wiem o tym. Kiedy tu trafiłam, zaczęłam zupełnie inaczej patrzeć na
to, co zaplanowała dla mnie matka.
– A teraz?
– Teraz sama nie wiem, co czuję. Tęsknię za nimi, ale powoli godzę się
z  tym, że już nigdy ich nie zobaczę. Niezależnie od tego, co się ze mną
stanie.
Układam głowę na jego barku, a  wtedy on przykłada usta do mojego
policzka.
–  Jednego możesz być pewna, zajączku. Nie pozwolę na to, żeby
spotkało cię coś złego.
– Gdybyś mnie oddał, mógłbyś żyć bez problemów.
Myślę, że go zaskoczyłam. Jednak naprawdę tak myślę. Z  każdym
dniem sprowadzamy na siebie coraz większe ryzyko. Jego szef nie wybaczy
mu kolejnego błędu. Nikt nie wie, do czego może się posunąć.
–  Bez problemów? Marino, żyję w  świecie, w  którym problemy są
codziennością.
– Wiesz, co mam na myśli. Nie chcę, żeby stało ci się coś złego.
– Twoje bezpieczeństwo jest dla mnie ważniejsze. Sądzisz, że mógłbym
cię oddać po tym wszystkim, co się między nami wydarzyło?
– Sądzę, że powinieneś to zrobić, ale cieszę się, że tego nie chcesz.
IAN
Mój telefon zaczyna dzwonić, wyciągam go z kieszeni i od razu zerkam na
wyświetlacz. Zaciskam zęby, widząc numer szefa. Wstaję z łóżka i  idę
prosto do wyjścia, nie chcąc, żeby Marina słyszała cokolwiek z  tej
rozmowy. Odbieram dopiero, gdy zamykam za sobą drzwi.
– Tak?
– Mam nadzieję, że określiłeś już swoją trasę i wyszkoliłeś tę sukę.
Ma szczęście, że nie mówi mi tego prosto w twarz. Gdyby tak się stało,
zapewne nie udałoby mi się powstrzymać przed rozpierdoleniem mu
mordy.
– Wszystko jest gotowe.
– Wyruszacie za dwa dni.
– Skąd ten pośpiech?
–  To nie jest istotne. Wyjeżdżacie o  świcie, żeby zdążyć do wieczora.
Jeśli ustaliłeś długą trasę, wyjedź jeszcze wcześniej. Dostarcz mi tę
dziewczynę na czas. Zaraz podeślę ci dokładne dane.
Odkładam telefon i  z trudem powstrzymuję się od rozwalenia go.
Wiedziałem, że ten dzień nadejdzie, ale miałem mieć jeszcze tydzień. Grunt
pali mi się pod nogami. Nie mam pojęcia, jak mógłbym wyprowadzić nas
z tej sytuacji.
– Coś się stało?
Odwracam się, widząc niepewnie idącą w moim kierunku Marinę. Nie
chcę jej o tym mówić, ale przecież w końcu będę musiał to zrobić.
– Dzwonił szef, za dwa dni mamy ruszyć w ustalone miejsce.
– Za dwa dni? To szybko, a my przecież…
– Muszę pomyśleć.
Nie czekając na jej odpowiedź, ruszam do siłowni, w  której od razu
podchodzę do worka treningowego. Zaczynam okładać go pięściami, jak
zwykle wyobrażając sobie, że stoi przede mną mój szef. Niejednokrotnie
w takich sytuacjach zdzierałem sobie knykcie do krwi. Wszystko mi mówi,
że dziś też tak będzie.
Muszę się od niego uwolnić. Po raz pierwszy od dawna jestem tak
bardzo zdeterminowany, by to zrobić. Boję się, ponieważ wiąże się to
z kurewsko dużym ryzykiem, ale nie widzę innego wyjścia. Powinienem go
po prostu zabić, kiedy tu był. Jednak wtedy sprowadziłbym na siebie
równie duże niebezpieczeństwo. Ma władzę i  ludzi, którzy pomściliby go
bez mrugnięcia okiem. Muszę wymyślić coś, co pozwoli nam żyć bez
strachu przed jego zemstą. Tylko, kurwa, co?
Rozdział 30

Noc spędziłam sama. Kiedy było już późno, poszłam szukać Iana.
Znalazłam go w  siłowni, ale widziałam, że nie był sobą. Nie chciałam go
denerwować. Wróciłam do sypialni, licząc, że w końcu do mnie przyjdzie.
Jednak tak się nie stało. Obudziłam się sama, a  brak zagnieceń na jego
poduszce wystarczył, bym wiedziała, że tej nocy nie było go tutaj.
Zakładam szlafrok i  zaczynam szukać Iana. Nie podoba mi się, że
zostawił mnie w  takiej chwili. Przecież mnie również przeraża niepewna
przyszłość. Niemal czuję zapach zbliżającej się śmierci i naprawdę nie chcę
być teraz sama.
Ian śpi na kanapie w salonie. Już z daleka widzę krew na jego dłoniach.
Podchodzę bliżej, starając się go nie obudzić, ale on otwiera oczy i patrzy
na mnie z zaskakującym spokojem.
– Przepraszam, chciałam sprawdzić, czy wszystko z tobą dobrze.
Podnosi się i siada, po czym porusza głową, przesuwając ją z  jednego
ramienia na drugie, robi przy tym grymas, który jasno daje do zrozumienia,
że nie spał zbyt wygodnie.
–  Chodź do mnie.  – Wyciąga dłoń w  moim kierunku, a  gdy do niego
podchodzę, ciągnie mnie do siebie i sadza na kolanach. – Chyba wiem, jak
możemy z tego wyjść.
– Naprawdę? – niemal piszczę.
– Tak, ale zdajesz sobie sprawę z  tego, że nigdy więcej nie zobaczysz
swoich rodziców? Przynajmniej do dnia śmierci mojego szefa?
– Już się z tym pogodziłam. Wiem, że nie mogę wrócić do domu.
–  Załatwię ci nową tożsamość, a  kiedy będzie już bezpiecznie, znajdę
cię i…
–  Poczekaj.  – Wstaję gwałtownie z  jego kolan i  patrzę na niego ze
zmieszaniem. – Jak to mnie odnajdziesz?
– Przemyślałem to. Nie powinniśmy być razem, Marino.
– Po tym, co mi powiedziałeś i co się między nami wydarzyło, mówisz
mi, że nie powinniśmy być razem?!
– Posłuchaj… To, co wydarzyło się w tym domu, nie jest prawdziwym
życiem, a  ja nie jestem normalnym facetem, rozumiesz? Wiesz dobrze, że
są rzeczy, z których nie jestem w stanie zrezygnować.
– Powiedz mi wprost, czego ode mnie wymagasz.
Ian wstaje i wkłada dłonie do kieszeni spodni. Widzę po jego twarzy, że
zastanawia się, co ma mi powiedzieć. Im dłużej on milczy, tym ja bardziej
się denerwuję.
– Nie mam pewności, czy jesteś w stanie mi się oddać.
– Przecież już to zrobiłam.
– Nie, zajączku. Nie o tym mówię.
Teraz to ja milczę. Wiem, co ma na myśli i wcale się tego nie boję, ale
nie mam pojęcia, jak mam mu udowodnić, że jestem pewna swoich słów.
Muszę zawalczyć o to, co nas połączyło.
–  Wiem, o  czym mówisz  – zaczynam pewnie.  – Wiem, jaki jesteś
i czego potrzebujesz. Wiem o tobie więcej, niż ci się wydaje.
– Czyżby? – To brzmi jak wyzwanie, którego muszę się podjąć.
Cofam się o krok, ani na chwilę nie spuszczając wzroku z jego twarzy.
Klękam przed nim, wcale nie czując się z tym źle. Mogłabym powiedzieć,
że emocje, które teraz mi towarzyszą, są zaskakująco pozytywne. Nie
spodziewałam się łatwości, z jaką przyjdzie mi to zrobić.
– Jestem twoja, panie. Nie ma rzeczy, której bym dla ciebie nie zrobiła.
Ian łapie moją brodę i bardzo uważnie mi się przygląda.
– Jesteś pewna?
– Tak, panie.
– Ryzykujesz.
– Nie. To nie ryzyko. Pokazuję ci jedynie, że mnie nie doceniasz.
–  Doceniam, ale nie chcę dla ciebie życia, na które nie jesteś gotowa,
zajączku.
– Jestem gotowa i pewna tego, że chcę być tylko twoja. Niezależnie od
tego, co będziesz chciał ze mną zrobić. Ufam ci i kocham cię, panie.
W pomieszczeniu zapada głucha cisza. Jedynym dźwiękiem zdaje się
być bicie mojego serca.
– Wstań.
Bardzo niepewnie podnoszę się z  podłogi, nie mając pojęcia, co teraz
nastąpi. Spojrzenie Iana nie mówi mi zbyt wiele albo ja nie mogę go
odczytać. Obawa, że nie zdołam go przekonać, jest zbyt silna. Mężczyzna
łapie mnie za dłoń i prowadzi do pokoju na piętrze. Zawsze panuje w nim
mrok, ale teraz mam wrażenie, jakby coś tu się zmieniło. Może chodzi tylko
o to, że dzisiejszy cel wizyty tutaj łączy się z zupełnie innymi emocjami niż
dotąd.
Ian stawia mnie naprzeciwko siebie i gestem głowy każe mi ponownie
uklęknąć. Nie musi nic mówić, by dać mi do zrozumienia, czego teraz chce.
Sięgam do jego spodni, z  których uwalniam penisa. Biorę go w  dłoń,
przesuwając powoli palcami po całej jego długości. Czuję, jak rośnie
i twardnieje w ciągu kilku sekund. Wsuwam główkę w usta, ani na moment
nie przestając pieścić go dłonią. Mój język ślizga się po całej jego długości,
wywołując cichy pomruk Iana. Mężczyzna łapie moje włosy i  nadaje
własne tempo moim ruchom. Biorę go do ust coraz głębiej, próbując go
zadowolić.
Nagle Ian ciągnie za moje włosy i  unosi mnie ku górze. Szybkim
ruchem ściąga ze mnie szlafrok i  odwraca tyłem do siebie. Nie mogę
nadążyć za jego ruchami. Nim się orientuję, klęczę na fotelu, trzymając się
jego zagłówka. Ustawia się za mną i gwałtownym ruchem wbija się w moją
cipkę. Piszczę, zaskoczona brutalnością, z jaką zaczyna mnie pieprzyć, ale
wcale nie chcę, żeby przestawał. Zaciska palce na moich piersiach, jeszcze
mocniej na mnie napierając. Kurczowo trzymam się fotela, by nie spaść
z  niego pod wpływem nacisku ciała mężczyzny. Po kilku długich seriach
pchnięć, które odbierają mi dech w  piersiach, Ian zwalnia. Odwracam się
i widzę, jak pochyla się do tyłu, choć jego penis wciąż jest we mnie. Sięga
po korek analny i przykłada mi go do ust.
– Otwórz.
Rozchylam wargi, a on wsuwa mi zatyczkę. Porusza nią wolno i w tym
samym tempie wsuwa i wysuwa ze mnie penisa. Po kilku chwilach wyciąga
korek z  moich ust, a  dłonią napiera na górę moich pleców, sprawiając, że
moje pośladki są teraz wypięte w  jego kierunku. Bardzo ostrożnie wkłada
między nie korek, a kiedy znajduje się już cały we mnie, ponownie zaczyna
pieprzyć moją cipkę. Za każdym razem, gdy jego brzuch uderza o  moje
pośladki, korek porusza się we mnie. Z  początku nie umiem się do tego
przyzwyczaić, ale dość szybko odnajduję przyjemność płynącą z  tego
doznania.
Już po kilku minutach zaczynam jęczeć, czując nadchodzący orgazm.
Kiedy zdaje się być na wyciągnięcie ręki, Ian przerywa i  wysuwa się ze
mnie.
– Tym razem dojdziesz inaczej, zajączku.
Wyciąga ze mnie korek, rzuca go na podłogę i  wsuwa w  moją cipkę
dwa palce. Porusza nimi kilkukrotnie, a następnie wyciąga je i naciska nimi
na mój odbyt. Wciągam głośno powietrze i  instynktownie zaczynam się
wiercić. Wtedy Ian naciska na mnie wolną dłonią, puszczając dopiero, gdy
nieco się rozluźniam. Gładzi mój pośladek, naprzemiennie uderzając go
otwartą dłonią. Doprowadza mnie do szału. Nie wiem nawet, czy to, co
robi, mi się podoba, czy wręcz przeciwnie. Jestem wykończona,
a  jednocześnie pragnę więcej. Mężczyzna wyciąga ze mnie palce, a  po
chwili naciska na moją drugą dziurkę główką swojego penisa.
– Boli – jęczę cicho.
– Spokojnie. – Spluwa między moje pośladki. – Dasz sobie radę.
Biorę kilka wdechów i  zamykam oczy, próbując się trochę rozluźnić.
Kiedy jego penis jest już w  połowie we mnie, Ian zaczyna powoli się
poruszać. Mam wrażenie, że za każdym razem wchodzi jeszcze dalej, aż
w  końcu czuję, że jest już we mnie cały. Naciska palcami na moją
łechtaczkę i  kreśli na niej kółka, co ponownie przywołuje nadchodzące
uczucie spełnienia. Druga ręka mężczyzny oplata mój brzuch i przyciąga do
siebie. Gdy się prostuję, Ian łapie moją pierś, mocno ściskając sutek. Jego
ruchy są płynne, a  palce pieszczące moją łechtaczkę skutecznie odciągają
moją uwagę od dyskomfortu płynącego z posuwania mojego tyłka.
– Powiedz, że ci dobrze, zajączku.
– Bardzo dobrze, panie – odpowiadam z jękiem.
–  Chcę, żebyś doszła  – szepcze władczo do mojego ucha, jeszcze
szybciej poruszając palcami.
Odchylam głowę, czując, jak wszystko we mnie wybucha. Szczytuje,
krzycząc jego imię. Tak intensywnie, jak jeszcze nigdy dotąd. Ian dociska
mnie do swojego ciała, tak mocno, że czuję ból w  żebrach, ale w  tym
momencie w ogóle mi to nie przeszkadza. Dochodzi, całując i gryząc moje
ramię.
Rozdział 31

Nim zaczyna świtać, zrywamy się z  Ianem z  łóżka. Nie mam pojęcia, co
planuje, a to chyba przeraża mnie najbardziej. Tak naprawdę nie powiedział
mi do tej pory, że zostanie ze mną. Unika jakichkolwiek deklaracji, co
zaczyna coraz bardziej mnie przerażać. Być może to, co przede mną
ukrywa, nie jest tym, czego pragnę. Mimo wielu niewiadomych, nie mam
czasu na rozmyślanie. Ian rzuca na łóżko spodnie, koszulkę i  skórzanką
kurtkę, a na podłodze zostawia sportowe buty.
– Załóż to.
Jest nerwowy, ale wcale mu się nie dziwę. Sama jestem kłębkiem
nerwów. Ubieram się szybko w  rzeczy, jakie dostałam. Zdążyłam
odzwyczaić się od normalnych ciuchów. Czuję się w  nich tak, jakby coś
krępowało mnie z każdej strony. Szybko o tym zapominam, bo znów wraca
uczucie lęku.
Wychodzimy na zewnątrz. W ciszy pokonujemy drogę do garażu, gdzie
znajduje się auto Iana. To stary Ford, który zupełnie do niego nie pasuje.
Jednak na drodze nie rzuca się w oczy i chyba właśnie na tym mu zależy.
– Co planujesz? – pytam raz jeszcze, gdy tylko ruszamy.
Wjeżdżamy na wąską drogę w  lesie. Samochodem zaczyna rzucać na
boki na wybojach.
– Ufasz mi, zajączku?
– Ufam.
– A więc poczekaj jeszcze trochę.
– Dlaczego robisz z tego tajemnicę?
– Bo gdybym powiedział ci o moim planie, zaczęłabyś się denerwować.
A wtedy coś mogłoby pójść nie tak. Po prostu poczekaj.
– Dobrze, poczekam. – Rozglądam się po wnętrzu samochodu i na usta
ciśnie mi się zupełnie inne pytanie. – To twój samochód?
– Można tak powiedzieć. Sam jednak go nie wybierałem.
– Tak myślałam, w ogóle do ciebie nie pasuje.
– Nie ma pasować. Służy jedynie do namierzenia mojej lokalizacji.
– Więc twój szef wie, że jedziemy i zna dokładną trasę?
Od razu czuję, jak moje serce przyśpiesza.
– Tak. Może nie śledzi nas na bieżąco, ale z pewnością sprawdza, którą
drogę obrałem.
– Gdzie w takim razie mnie wieziesz?
– Myślisz, że zamierzam cię oddać?
Odwraca głowę w  moją stronę i  rzuca mi oskarżycielskie spojrzenie.
Wstyd mi, że ma rację. To pierwsza myśl, jaka wpadła mi do głowy.
– Ja już nie wiem, co mam myśleć. Boję się.
– Po prostu mi zaufaj.
Wyjeżdżamy z  lasu, skręcamy w  prawo i  jedziemy wolno pustą drogą
pośrodku niczego. Nie mijamy żadnego samochodu i  nie do końca wiem,
czy to przez tak wczesną porę, czy może dlatego, że nikt tędy nie jeździ.
Godzinę później Ian zatrzymuje auto na poboczu i  od razu z  niego
wysiada. Zbyt zaintrygowana tym ruchem dołączam do niego. Obserwuję,
jak otwiera bagażnik i wyciąga z niego duży kamień. Zanim zamyka klapę,
udaje mi się spojrzeć do środka. Otwieram szeroko oczy na widok
materiałów wybuchowych. Patrzę przerażona na Iana, ale on chyba nie
zamierza mi tego tłumaczyć. Zatrzaskuje bagażnik i gestem głowy każe mi
wsiąść do samochodu. Kiedy jestem już w środku, dołącza do mnie, wciąż
trzymając ten wielki kamień. Odkłada go na tylne siedzenie, po czym rusza.
– O co tu chodzi? Czy w bagażniku jest to, co myślę?
– Jeszcze kilka kilometrów, zajączku.
Ze skupieniem patrzy przed siebie, więc ja robię dokładnie to samo. Nie
wiem, o czym myśli Ian, ale ja próbuję rozgryźć jego plan. Chyba nie chce
nas tu zdetonować? To nie miałoby sensu. Mimo wszystko biorę to pod
uwagę.
Kilka minut później wyjeżdżamy z  zakrętu, droga przed nami jest
prosta, ale na jej końcu zauważam ostry zakręt. Zaraz przy nim widzę
urwisko, przez co w ogóle nie dziwi mnie fakt, że Ian zwalnia.
– Podaj mi kamień.
Mimo zdziwienia robię to, co mówi.
– Po co ci on?
– Nie mamy czasu. Musisz wyskoczyć.
– Co?!
– Wyskakuj z samochodu! Teraz!
Zupełnie zdezorientowana, nie mam pojęcia, co tak właściwie robię.
Pod wpływem ostrego tonu Iana otwieram drzwi i  sama nie wierzę, że
wykonuję jego polecenie. Uderzam o  twardy beton i  turlam się
kilkukrotnie, zanim się zatrzymuję. Od razu się podnoszę, choć otarcia na
ciele cholernie mnie pieką. Patrzę, jak auto jedzie dalej i nagle przyśpiesza.
Nie myśląc więcej, biegnę w jego kierunku, mając w głowie jedynie myśl,
że Ian zamierza się zabić.
Zanim samochód osiąga większą prędkość, drzwi od strony kierowcy
otwierają się. Ian skacze, a ja na ten widok biegnę jeszcze szybciej. Nim do
niego dobiegam, samochód wypada z zakrętu, spadając prosto z klifu, a po
kilku sekundach głośny huk roznosi się w  powietrzu. Kulę się, ale nie
przestaję biec. Ian podnosi się z  ziemi i  rusza w  moją stronę. Kiedy
jesteśmy już razem, bierze mnie za rękę i  ciągnie w  nieznanym kierunku.
Schodzimy z drogi, biegnąc po piasku tak długo, że zaczyna brakować mi
tchu. W końcu jednak zwalniamy, a ja nabieram powietrza w płuca.
– Co to było?
– Jedyne rozwiązanie.
– Czy twój plan przewiduje, co dalej?
– Oczywiście.
Ian patrzy przed siebie i uśmiecha się pod nosem. Wzrokiem odszukuję
to, co wywołało w  nim taką reakcję. Na środku tego pustkowia stoi
samochód, do którego dochodzimy po chwili. Od razu wiem, że to auto
Iana. Wyciąga klucz z kieszeni i odbezpiecza drzwi.
– Wsiadaj, zajączku.
Wciąż nie do końca wiem, co tak naprawdę się wydarzyło. Zajmuję
miejsce pasażera, po chwili dołącza do mnie Ian i daje mi butelkę wody.
– Co teraz?
Mężczyzna rusza przed siebie, a  na jego twarzy pojawia się szeroki
uśmiech.
– Czeka na nas samolot do Stanów. W  skrytce przed sobą masz nasze
nowe dokumenty. Od dziś nazywasz się Lexi Farrow i jesteś Amerykanką.
– A ty?
– Austin Esten.
– Miło mi pana poznać, panie Esten.
W odpowiedzi posyła mi subtelny uśmiech.
–  Jesteś teraz tylko moja, zajączku. Masz dobę, by oswoić się z  tą
myślą. Kiedy będziemy na miejscu, pokażę ci, jak będzie wyglądała reszta
twojego życia.
– Nie mogę się doczekać, panie.
Epilog

(Pół roku później)

– Panie? – szepczę, rozglądając się dookoła.


Wszędzie widzę jedynie ciemność, która pobudza wszystkie moje
zmysły. Słyszę szelest gdzieś z oddali. Wiem, że to Ian, i cała drżę na myśl
o tym, co zamierza zrobić. Czuję podekscytowanie, ale także nieco przeraża
mnie to, co się za chwilę stanie. Nienawidzę, kiedy tak przeciąga, a  on
doskonale o tym wie i robi wszystko, by doprowadzić mnie do szaleństwa,
zanim w ogóle zacznie sesję.
Słabe światło rozbłyska nad moją głową, odruchowo zadzieram ją do
góry, ale szybko wracam do rozglądania się po pomieszczeniu. Nie widzę
zbyt wiele, nigdzie nie zauważam Iana, ale wiem, że czai się gdzieś
w  cieniu. W  końcu wyłania się z  niego, w  dłoni trzyma pasek lub pejcz.
Mrużę oczy, żeby dokładniej przyjrzeć się przedmiotowi, który zabrał ze
sobą. Kiedy jest już bliżej, widzę, że się myliłam. Niesie sznur.
– Ręce – mówi ostro.
Wyciągam obie przed siebie, zaciskam pięści i  łączę je ze sobą. Ian
nieśpiesznie okręca kilkukrotnie sznur wokół moich nadgarstków, po czym
ciągnie za niego i  prowadzi mnie gdzieś w  głąb pokoju. Wchodzimy
w  mrok, czuję, jak sznur się napina, kilka sekund później jestem już
przywiązana do czegoś, czego nie mogę zobaczyć.
– Jesteś gotowa?
Staje za mną i  kładzie dłonie na moich biodrach, zmuszając, bym
wypięła pośladki w jego stronę.
– Tak, panie.
Od razu wymierza pierwszy cios. Boli, ale niejednokrotnie bywało
gorzej. Uderza w  to samo miejsce kolejny raz i  następny. Kiedy skóra
zaczyna mnie piec i czuję, że dłużej nie dam rady, Ian przenosi uderzenia na
drugi pośladek.
– Boli? – pyta, gdy kończy.
– Tak, panie.
– Podobało ci się?
– Tak, panie.
Choć to nieprawdopodobne, naprawdę to polubiłam. Być może równie
mocno jak on. Przez kilka miesięcy Ian uczył mnie tego, jak cieszyć się
perwersyjnym seksem i  jak czerpać przyjemność z  bólu. Kiedy byliśmy
wolni, wszystko odbywało się zupełnie inaczej, a  on stał się dla mnie
nauczycielem, który poprowadził mnie przez drogę swoich potrzeb
i upodobań. Teraz, pół roku po naszej ucieczce, oboje jesteśmy zepsuci, ale
nigdy wcześniej nie czułam się lepiej.
– Mam ochotę cię zerżnąć – warczy mi do ucha, mocno zaciskając palce
na moich pośladkach.
– A więc to zrób.
Nie muszę długo czekać na jego reakcję. W  ciągu chwili jestem
uwolniona ze sznura. Odwraca mnie gwałtownie w  swoją stronę i  mocno
zasysa moją dolną wargę, a kiedy przestaje, bierze mnie za rękę i prowadzi
w  najbardziej oświetlone miejsce. Puszcza mnie, rzucając wyczekujące
spojrzenie. Klękam i  wyciągam dłonie w  stronę jego spodni. Rozpinam
pasek oraz guzik, następnie zsuwam je z  jego nóg, uwalniając gotowego
penisa. Zaciskam na nim palce i  przesuwam dłonią kilkukrotnie po całej
jego długości, jednocześnie sunę końcem języka po jego główce. Ian
zatapia dłoń w  moich włosach, dając mi do zrozumienia, że chce, bym
wzięła go do ust. Tak też właśnie robię. Wsuwam penisa tak głęboko, jak
tylko jestem w  stanie. Gdy uderza o  moje podniebienie, wycofuję głowę,
ale Ian szybko blokuje ten ruch. Starając się nie dławić, ssę jego kutasa,
robiąc to dokładnie tak, jak lubi. Z  jego ust wychodzi cichy pomruk,
natomiast sekundę później jestem już podciągana do góry. Popycha mnie do
miejsca, w  którym stoi skórzana kanapa. Klękam na niej, opierając się
dłońmi o oparcie. Ian ustawia się z tyłu i jednym gwałtownym pchnięciem
wchodzi we mnie. Krzyczę pod nim, gdy zaczyna pieprzyć mnie bez
opamiętania. Trzyma mocno moje ciało, przez co mimo jego ruchów
utrzymuję się w miejscu. Nagle przesuwa jedną dłoń wyżej, aż zatrzymuje
się na mojej szyi. Czuję ucisk, wystarczająco silny, bym miała trudności
z  oddychaniem, ale jednocześnie na tyle delikatny, bym wciąż mogła
nabierać powietrza.
– Chcę słyszeć, jak dochodzisz, zajączku.
Przymykam oczy, gdy orgazm nasila się w moim podbrzuszu. Krzyczę,
gdy wybucha i  przejmuje kontrolę nad całym moim ciałem. Po kolejnej
serii pchnięć Ian zastyga w miejscu, wydając z siebie głośny pomruk.
– Chyba zasłużyliśmy na śniadanie – odzywa się po chwili.
– Też tak myślę.
Schodzimy na dół, kierując się prosto do kuchni. Ian włącza telewizor
i  nastawia ekspres, a  ja zajmuję się szukaniem składników na omlet. Po
wyjściu z naszego pokoju zabaw stajemy się niemal normalną parą. Podoba
mi się to życie. Czas w Pioche wydaje się płynąć zupełnie inaczej. To małe
miasteczko w stanie Nevada stało się moim drugim domem.
– Chyba musimy iść na zakupy – mówię z  grymasem, odkrywając, że
nasza lodówka zrobiła się pusta.
– Skoro musimy.
Oboje niechętnie wychodzimy z domu, bojąc się, że jakimś cudem ktoś
nas rozpozna. Każde wyjście wiąże się z  ryzykiem, dlatego staramy się
robić jak największe zakupy w  miejscach, gdzie znajduje się jak najmniej
ludzi.
– Kurwa – rzuca nagle Ian.
Odwracam się do niego, ale on wpatruję się w  ekran telewizora. Od
razu kieruję tam wzrok i niemal upuszczam opakowanie jajek.
– Czy to… czy to on? – dukam.
Ian nie odpowiada. Łapie pilota i  pogłaśnia wiadomości. Wpatruję się
w fotografię jego szefa i dopisek „Groźny przestępca zginął podczas próby
ucieczki”.
– Nie wierzę, że dał się złapać.
– Czy to znaczy, że jesteśmy wolni?
– Na to wygląda.
Ian łapie za telefon i  zaczyna przeszukiwać internet. Zaciekawiona
czytam wszystkie informacje, jakie znajduję, i  czuję, jak ciężar spada
z mojego serca.
– Możemy wrócić do domu? – pytam z nadzieją.
– Za jakiś czas. Muszę mieć pewność, że będziemy bezpieczni.
– Coś jeszcze może nam grozić?
–  Każdy, kto współpracował ściśle z  moim szefem, jest dla nas
potencjalnym zagrożeniem. Nie wiemy, kto wie o  naszej śmierci i  czy po
powrocie nie będziemy mieć problemów.
– Myślałam, że tylko on nam zagraża.
– I tak zapewne jest, zajączku. Ale musimy być ostrożni.
Na myśl o  tym, że znów zobaczę rodziców, chce mi się płakać ze
wzruszenia. Jednak to, że nie mogę lecieć do nich już teraz, rani moją
duszę. Nie wiem, jak wytrzymam choć jeden dzień, wiedząc, że powrót do
domu przestał być jedynie moim marzeniem.
– Kiedy będziemy mieć pewność?
–  Kilka dni. Postaram się wszystko sprawdzić, ale z  tego miejsca nie
będzie to łatwe. Musisz jeszcze trochę poczekać.
– Mogę chociaż do nich zadzwonić?
– Nie, Marino. Poczekaj – mówi ostrzej.
Biorę głęboki wdech i próbuję się uspokoić. Nie przyśpieszę tego.
Jakby nic się nie wydarzyło, wracam do przygotowania śniadania.
Zastanawiam się, jak rodzice zareagują, gdy mnie zobaczą. Przeraża mnie
myśl, że będą źli. Mają do tego prawo, w końcu to z mojej głupoty zostałam
porwana. Może to chore, ale wcale tego nie żałuję. Gdyby nie cierpienie,
przez jakie przeszłam na początku, nie byłabym osobą, którą się stałam. Nie
mogłabym zasypiać w  ramionach mężczyzny, który okazał się być moim
przeznaczeniem. Kocham go i wiem, że on także mnie kocha. Połączyło nas
coś złego, ale zamieniliśmy to w siłę, która napędza nas i pozwala razem iść
przez życie.
– Będziemy musieli wymyślić historię o tym, jak cię poznałam.
– Zawsze możesz powiedzieć prawdę – śmieję się.
–  Chcesz, żebym powiedziała moim rodzicom, że mnie porwałeś?
Wolałabym, żeby cię polubili.
– Naprawdę musimy teraz o tym myśleć?
–  Po prostu chciałabym być gotowa.  – Wzruszam ramionami.  –
Przepraszam, ale powrót do domu to dla mnie wielka sprawa.
Ściągam patelnię z  ognia i  ocieram spływającą łzę. Ian podchodzi do
mnie i mocno mnie przytula.
–  Przepraszam. Wiem, że nie możesz się doczekać. Dla mnie miejsce
nie ma różnicy, ważne, że jestem w nim z tobą. – Całuje mnie w czoło, po
czym łapie za brodę i zmusza do spojrzenia mu w oczy. – Zawsze chciałem
być superbohaterem. Możesz powiedzieć, że cię uratowałem.
– To nawet nie będzie kłamstwo.
– Jeśli nie cofniemy się w czasie dalej niż o pół roku.
– Już wcześniej mnie uratowałeś.
– Nie lubię wracać wspomnieniami do tamtego czasu, zajączku.
– Ale wciąż mówisz do mnie tak, jak mówiłeś wtedy.
Uśmiecha się, a  jego mina jasno mówi, że nie jest ze mną do końca
szczery.
– Były momenty, gdy nie wyobrażałem sobie, że mogłoby być inaczej –
przyznaje po chwili i widzę po nim, że przychodzi mu to z trudem.
– Ale teraz jest lepiej, prawda?
– Jest znacznie lepiej, kochanie.
–  Nie mogę się doczekać naszego kolejnego nowego życia. I  powrotu
do starej tożsamości.
– Obiecuję jak najszybciej to załatwić.
– A Sofia? Musimy ją odnaleźć. Obiecałam sobie, że kiedy tylko będę
mogła to zrobić…
– Zrobię wszystko co w mojej mocy, żeby tak się stało… Ale, Marino…
nie nastawiaj się na zbyt wiele. Może być w  każdym miejscu na świecie,
wiesz o tym.
– Wiem, ale nie wybaczyłabym sobie, gdybym nic nie zrobiła.
– Coś wymyślimy, zajączku.
Od autorki

Drogi Czytelniku, droga Czytelniczko, w  swoich dłoniach trzymasz


książkę, która jak żadna inna kosztowała mnie wiele emocji. Jeśli czytasz to
po lekturze, z pewnością wiesz, o czym mówię. Jeśli jednak wszystko przed
Tobą, już niedługo zrozumiesz. Liczę, że mimo wielu kontrowersyjnych
scen przekaz, na jakim bardzo mi zależało, będzie dla Ciebie jasny. Nie bój
się marzyć, ale spełniaj marzenia z głową, bo pośpiech i ambicje mogą być
twoimi największymi wrogami. Bowiem marzenia są po to, by je spełniać.
Często ciężką pracą i  wieloma wyrzeczeniami, nic jednak nie przychodzi
samo.
Drogi Czytelniku, droga Czytelniczko, w  swoich dłoniach trzymasz
książkę, którą napisałam ja, ale nie zrobiłabym tego bez ludzi, którzy
wspierali mnie podczas jej tworzenia. Tekst ten zaczął powstawać jeszcze
w  2020 roku. Po kilku pierwszych rozdziałach uznałam, że to jednak nie
książka dla mnie, nie na teraz. Wróciłam do niej po wielu miesiącach,
czując, że przyszedł czas, gdy jestem gotowa dokończyć historię Mariny
i Iana. Jednak nie było łatwo. Pisząc te słowa, chciałabym powiedzieć Ci,
że czuję ogromną obawę przed Twoim zdaniem na temat tej historii.
Czułam ją także podczas jej pisania. K.C. Hiddenstorm może potwierdzić,
jak wiele emocji kosztowała mnie ta powieść. Jak wiele razy opowiadałam
jej o  tym, co już napisałam i  planuję napisać. Jak często prosiłam ją
o zdanie na temat konkretnych scen. I w końcu postawiłam ostatnią kropkę,
czując ogromną dumę. Udało mi się, napisałam coś mrocznego, co miało
być także ostrzeżeniem, szczególnie dla młodych dziewczyn. Bo właśnie
one są najbardziej narażone na sytuacje, z  których często nie ma już
wyjścia. Nie myśl, że Ciebie i  Twoich bliskich to nie dotyczy. Każda
z  osób, która padła ofiarą złych ludzi, z  pewnością myślała dokładnie tak
samo. I  choć zakończenie Bez zgody można nazwać pozytywnym,
w prawdziwym życiu szansa na to jest praktycznie niemożliwa.
Drogi Czytelniku, droga Czytelniczko, piszę dla Ciebie i dzięki Tobie.
Nie jesteś dla mnie jednym sprzedanym egzemplarzem. Jesteś tym, kto
mnie napędza i daje motywację. Gdyby nie Ty, nie byłoby mnie. Gdyby nie
Ty, nie byłabym tu, gdzie jestem. Moim sukcesem jest grono moich
wiernych czytelników. Nie sprzedane egzemplarze, nie kolejne wydane
książki. To właśnie Ty tworzysz najważniejszą część sukcesu Kingi
Litkowiec i proszę, nigdy o tym nie zapominaj. Liczę, że zawsze będziesz
ze mną, bo to największe wsparcie, jakie możesz mi dać.
Drogi Czytelniku, droga Czytelniczko, musisz wiedzieć, że nigdy nie
ufam samej sobie. Nigdy nie oceniam książek, które piszę. Gdyby tak było,
z pewnością nie wydałabym żadnej, uważając, że nie jest dobra, że czegoś
jej brakuje i  nigdy nie powinna ujrzeć światła dziennego. Jestem swoim
największym krytykiem, niekiedy bywam nawet własnym hejterem.
Właśnie z  tego powodu zawsze zwracam się o  pomoc do osób, którym
ufam i  wiem, że zawsze będę ze mną szczerzy. Jedną z  nich jest wyżej
wspomniana K.C. Hiddenstorm, która zmuszona była przeżywać ze mną
cały proces tworzenia tej książki. Nie mogę jednak nie wspomnieć
o  dziewczynach, które poświęciły swój czas, by przyjrzeć się całemu
tekstowi i powiedzieć, co o tym myślą (a także wyłapać literówki, ale o tym
napiszę w  nawiasie, bo jest mi wstyd, że tak często je robię). Martyna
Petrykowska, Monika Macioszek oraz Danuta Perszewska – to właśnie one
dały mi nadzieję, że historia Mariny i Iana jest dobra i odpowiadały mi na
każde głupie pytanie, jakie im zadawałam, a  wierz mi, było ich bardzo
dużo. Mówi się, że przyjaciół poznajemy w biedzie, ja jednak uważam, że
poznajemy ich po tym, jak znoszą nasz sukces. Tylko ci, na których
najbardziej nam zależy, zostają z nami. Właśnie dlatego do wspomnianych
przeze mnie osób nie mogę nie dołączyć Agaty Sobczak, która była ze mną,
gdy zbliżał się mój debiut, i jest do dziś. Muszę także wspomnieć o dwóch
grupach czytelniczek, które powstały w 2020 roku. Pierwszą były Pitbulki
Litkowiec, o  których wieść zdążyła się już roznieść. Dziewczyny zawsze
stają za mną murem i są dla mnie ogromnym wsparciem. To one słuchają
o rzeczach, jakie mnie denerwują, a także takich, które mnie cieszą. Są ze
mną zawsze, niezależnie od humoru, a  z tym często bywa różnie. Druga
grupa, która powstała stosunkowo niedawno, ale nie jestem w stanie ich nie
wymienić – Kiełki Litkowiec – szalone dziewczyny, które potrafią rozbawić
mnie do łez w  ciągu kilku sekund. Mam nadzieję, że nasza wspólna
przygoda dopiero się zaczęła.
Drogi Czytelniku, droga Czytelniczko, na koniec pragnę Ci
podziękować za to, że trzymasz w  dłoniach moją książkę. Jeśli jest
pierwszą, mam nadzieję, że spodoba Ci się na tyle, byś sięgał po inne, które
napisałam. Jeśli jest jednak kolejną mojego autorstwa, wiedz, że jestem Ci
ogromnie wdzięczna za to, że ze mną jesteś. Mam nadzieję, że będziesz tak
długo, jak długo będę pisać.

You might also like