You are on page 1of 247

1

Nadia

– Zamawiałam latte, a nie latte macchiato – zwraca mi uwagę klientka, na


co w duchu rzucam masę przekleństw.
– Zaraz…
– Albo nie! – przerywa mi gwałtownie. – Przez ten upał straciłam
ochotę na gorącą kawę, poproszę frappé.
– Oczywiście. – Posyłam jej sztuczny uśmiech, zabieram kawę i idę do
kuchni. Z nią jest tak zawsze. Zawsze to samo. Musi zmienić zamówienie,
bo inaczej chybaby się rozchorowała.
Nie przepadam za pracą w kawiarni. Jest tu parno jak w saunie, klienci
są niezdecydowani, a moja szefowa się nie kwapi, by regularnie mi płacić.
Skończyłam studia na kierunku dziennikarstwo i miałam się dostać na staż
do naszej gazety, ale gdy nie zgodziłam się na randkę z synem właściciela,
poskarżył się tatusiowi i przyjęli inną stażystkę. Mam przerąbane, bo przez
tego dupka odrzucili mnie też w dwóch innych gazetach, ale i tak dalej
szukam pracy w zawodzie.
– Dziecko, co z tobą? – Pani Veronica patrzy na mnie łagodnie.
– Przepraszam, jestem jakaś rozkojarzona – odpowiadam
z zamyśleniem.
– Szefowa chce z tobą porozmawiać. – Krzywi się lekko.
– Och, to nie zapowiada nic dobrego. Dobra, lepiej, żebym miała to już
za sobą – mówię, po czym kieruję się do biura pani Clarke. Pani Clarke to
elegancka kobieta po czterdziestce. Kilka lat temu zostawił ją mąż i choć
początkowo była załamana, to teraz przeżywa swoją drugą młodość.
Obawiam się jednak, że nie do końca wychodzi jej to na dobre.
– O, Nadia! Dobrze, że jesteś. – Kobieta zsuwa okulary i wskazuje
krzesło, bym usiadła.
– Coś się stało? – pytam niepewnie.
– Nadio… – urywa i spogląda na mnie, jakby chciała mnie wylać z tej
pracy. – Wiesz, że ostatnio mamy problemy finansowe?
Oho! Wcale mi się to nie podoba. Problemy finansowe? Może gdyby
pani Clarke przestała sponsorować swojego młodego kochanka, nie miałaby
problemów z kasą.
– Kawiarnia chyba dość dobrze prosperuje – zwracam jej uwagę, bo
naprawdę przychodzi tu codziennie sporo klientów. Nowiutkie ferrari jej
chłoptasia z pewnością kosztowało jednak majątek. Kobieta prostuje się
lekko. Pewnie zdaje sobie sprawę, że wszyscy widzą, jak ten cwaniaczek ją
wykorzystuje.
– Będę musiała w tym miesiącu wstrzymać wypłaty kilku osobom –
mówi po chwili.
– I ja jestem w tej grupie? – pytam retorycznie.
– Tak wyszło – przytakuje i poprawia burzę loków na głowie.
– W zeszłym miesiącu też tak wyszło – przypominam jej.
– Nadio, tobie ma kto pomóc. Masz rodziców, dostawałaś stypendium –
wymienia, a ja tylko potrząsam głową.
Do jasnej cholery! Moi rodzice wcale nie muszą mnie utrzymywać,
a moje stypendium to moja sprawa. Miesiąc temu otrzymałam ostatnią
transzę, ale nie jej interes.
– Wypłacę ci wszystkie pieniądze, jak tylko odzyskam płynność
finansową – dodaje zachęcająco.
Mam dość. Po prostu mam dość. Wstaję z krzesła i zdejmuję fartuszek.
– A co ty robisz? – pyta zaskoczona.
– Jak pani odzyska płynność finansową, to wtedy może pomyślę
o powrocie do pracy – mówię pewnie.
– A… ale ty nie możesz! – oburza się. – Masz wrócić do swoich
obowiązków! – nakazuje.
Nie mam najmniejszej ochoty się z nią kłócić. Miałam ostatnio kilka
kiepskich dni i jeśli powiem choćby jedno słowo więcej, może się zrobić
naprawdę nieprzyjemnie.
– Do widzenia, pani Clarke – dodaję, siląc się na lekki uśmiech.
– Nadia, nie możesz! Nic ci nie zapłacę! – grozi, chyba nie zdając sobie
sprawy, jak bardzo się myli.
– To się jeszcze okaże. Do widzenia! – Odwracam się na pięcie, idę po
swoje rzeczy i wychodzę z kawiarni.
Oczywiście, że odzyskam kasę. Mój tata jest adwokatem i z pewnością
mi pomoże. Owszem, powodzi nam się, ale od kiedy skończyłam
osiemnaście lat, przestałam korzystać z pieniędzy rodziców. Na studiach
mieszkałam na kampusie, żyłam ze stypendium naukowego i dorywczej
pracy. W zupełności mi to wystarczało. Wiem, że rodzice założyli mi jakąś
lokatę, na której już się uzbierało trochę pieniędzy, ale nie są mi one
potrzebne. Daję sobie radę. Mimo wszystko udało mi się odłożyć trochę
kasy. Przez ostatni miesiąc pracowałam też na nocki w drukarni. Ledwo
żyję, ale chyba teraz będę mogła w końcu wypocząć.
Razem ze Scarlett wynajmuję niewielkie mieszkanie w dzielnicy
Garston. Nie jest to może wymarzone miejsce do mieszkania, ale jest tanio.
Scarlett przed Bożym Narodzeniem przeprowadza się do Londynu, więc
i tak będę musiała się rozejrzeć za innym mieszkaniem. Nie chcę być tu
sama. Rodzice mieszkają na drugim końcu miasta, w dzielnicy Yew Tree,
a z nimi moja o dziesięć lat młodsza kuzynka, która w sumie jest dla mnie
jak siostra. Pięć lat temu, kiedy Katie miała sześć lat, jej rodzice zginęli
w wypadku samochodowym. Katie była córką siostry mojej mamy, więc
rodzice od razu zadecydowali się nią zaopiekować. Mama nie może mieć
więcej dzieci, a ja nie grymasiłam na młodszą siostrę.
Gdy wracam do domu, włączam telewizor, kładę się na sofie
i zasypiam, nawet nie wiem kiedy.
– Hej, piękna – Budzi mnie głos Scarlett.
– O, hej. – Przeciągam się leniwie. – A co ty tu robisz o tej porze? –
pytam zaspanym głosem.
– O tej porze? – Unosi brwi. – Leniwcu, jest szósta. – Śmieje się. – Nie
mów, że zaspałaś do pracy?
– Taa… Właściwie to – mówię, siadając na łóżku – jestem bezrobotna.
– Co ty gadasz? – Moja koleżanka dopiero teraz jest zaskoczona.
– Clarke powiedziała, że nie zapłaci mi w tym miesiącu.
– W zeszłym też jakoś nie było jej po drodze. – Marszczy nos.
– Wiesz, musi odzyskać płynność finansową – dodaję z kpiną i idę do
kuchni napić się wody.
– Płynność finansową?
– Ten nowy sporo ją kosztuje – prycham.
– Przecież on ją zdradza na prawo i lewo.
– Poważnie? – Jestem trochę zdziwiona, bo Clarke praktycznie nie
spuszcza oka ze swojego kochanka.
– Pamiętasz, jak ci mówiłam, że mój kuzyn dostał nową pracę? –
Uśmiecha się tajemniczo. – Zatrudniła go agencja modelek i modeli jako
fotografa. Ten Jeff podobno bzyka modelki, że aż wióry lecą.
– Ożeż kurde! Dzięki Bogu, że już nie pracuję w tej kawiarni. –
Oddycham z ulgą. – Przecież jak Clarke się dowie, to urządzi tam takie
piekło, że ja dziękuję. To będzie istny armagedon, oberwie się każdemu.
– To jeszcze nic. – Współlokatorka puszcza do mnie oko.
– Dawaj. – Niecierpliwię się.
– Jedna modelka jest w ciąży i krążą plotki, że właśnie z Jeffem.
– O cholera… – Aż sztywnieję. – Pamiętaj, trzymaj się z daleka od tej
kawiarni.
– Z pewnością! – mówi i się śmiejemy. – A słuchaj… Co tak właściwie
będziesz teraz robić?
– W sumie – rozmyślam – mogłabym w końcu zrobić sobie wakacje.
– Przydałyby ci się, zwłaszcza po tym ostatnim miesiącu.
– O tak… Wyobrażam sobie siebie na plaży. Słońce, ciepła woda,
kolorowe drinki… – marzę.
– Ej, a ja? – Scarlett udaje oburzoną. – Jadę z tobą! – upomina się.
– Jasne!
– I jakieś seksowne ciacho. – Chichocze.
– Mmm… Nawet bardzo seksowne.
– Mówisz, że dość życia w celibacie? – Unosi znacząco brwi.
– Chyba już czas ruszyć do przodu…
– W końcu gadasz z sensem! – Aż unosi w górę ręce.
Cóż, nic na to nie poradzę. Mam swoje potrzeby. Moim ostatnim
facetem był… Ethan Harper. Na samo jego wspomnienie moje ciało nadal
przeszywają rozkoszne dreszcze. Niestety mam też przed oczami inny
obraz, który momentalnie mnie studzi.
Może to dobry plan? Obrać odpowiedni kierunek i świetnie się bawić.
Zawsze chciałam jechać na Ibizę. Może właśnie tam powinnam spędzić
tegoroczne wakacje? Potrzebuję takiej chwili relaksu, by naładować baterie
i po powrocie zacząć działać pełną parą.
2
Nadia

Pół nocy nie spałam, bo przeglądałam oferty wycieczek na Ibizę. Wybrałam


trzy najkorzystniejsze i dziś na pewno którąś wykupię. Szkoda tylko, że
Scarlett nie będzie mogła ze mną jechać. Nie ma szans, by dostała wolne
z dnia na dzień, a ja chcę wyruszyć jeszcze w tym tygodniu, póki oferty są
dobre. Dziś odwiedzę rodziców, by im o tym powiedzieć. Wiem, że mama
będzie panikować, jak się dowie, że jadę sama, ale nie jestem małą
dziewczynką. Nie boję się samotnej podróży, poradzę sobie.
Kiedy w końcu podnoszę się z łóżka, jest jedenasta. Jak to dobrze, że
nie muszę iść do pracy, choć zauważam nieodebrane połączenie od mojej
byłej szefowej. Nie uwierzyła, że odchodzę? Ignoruję to, nie zamierzam
oddzwaniać. Musiałabym słuchać jej marudzenia i kazania na temat tego,
że przecież praca w jej kawiarni to marzenie, a ja jestem niewdzięcznicą i ją
porzuciłam. Ech…
Kieruję się do łazienki, by wziąć prysznic. Patrząc w swoje lustrzane
odbicie, stwierdzam, że chyba powinnam skrócić włosy. Może by się wtedy
lepiej układały? Zawsze były takie niesforne i często musiałam je po prostu
wiązać, by jakoś je ujarzmić. Nigdy ich za to nie farbowałam. Lubię ich
naturalny brązowy kolor. Jedyne, co z nimi robiłam, to zabiegi
pielęgnacyjne i skracanie końcówek. Ethan uwielbiał owijać sobie wokół
dłoni pasmo moich włosów, gdy…
Cholera jasna! Aż przeszły mnie ciarki.
Dlaczego ja w ogóle o nim pomyślałam? Stanowczo za długo nie
miałam faceta. Może i nie jestem jakąś wielką romantyczką, ale chciałabym
się zakochać z wzajemnością. Jeśli miałabym stworzyć z kimś związek, to
oczekuję nie tylko miłości i czułych słówek, ale też wsparcia, zaufania
i wierności. Oddam to samo w zamian, ale muszę to po prostu czuć.
Oczywiście pociąg fizyczny też jest ważny. Niestety przez Ethana żaden
facet mi się nie podoba. Nie dość, że wyglądał jak grecki bóg, to jeszcze
zdawał sobie z tego sprawę. Jego dotyk pobudzał każdą komórkę mojego
ciała. A usta? Całował mnie tak, jakby chciał pokazać, że nikt inny nie
będzie mnie całował w ten sposób. I pewnie miał rację… Tylko on potrafił
wywołać takie tsunami w moim umyśle i ciele.
Tak… Ethan…
Wchodzę w końcu pod prysznic i odkręcam wodę. Mam nadzieję, że
chłodny strumień mnie ostudzi, bo jestem kompletnie rozpalona.
Kiedy kończę śniadanie, przypominam sobie, że miałam jeszcze jechać
na uczelnię podpisać jakiś dokument. Jeśli teraz tego nie zrobię, to po
powrocie z wakacji zapomnę. Wkładam dżinsy i bluzkę wiązaną w pasie,
po czym wyskakuję z domu. Na uczelni jestem piętnaście minut później,
podpisuję, co trzeba, i gdy zbieram się do wyjścia, spotykam Scotta.
– Hej, Scott – witam się z nim, ale od razu widzę, że jest jakiś przybity,
zamyślony.
– Hej – odpowiada trochę smutno.
– Scott, coś się stało? – pytam zmartwiona.
– Nie, nie… – Błądzi gdzieś wzrokiem.
– Chodź – biorę go pod rękę – zapraszam na coś do picia.
– Okej – zgadza się, chociaż trochę niechętnie.
Scott jest moim najlepszym przyjacielem. Był ze mną, gdy go
potrzebowałam, i chcę, by wiedział, że też może na mnie liczyć. To dobry
i wrażliwy facet, w przeciwieństwie do swojego brata.
– Możemy pogadać? – pyta, gdy przechodzimy na drugą stronę ulicy.
– Jasne.
Na to liczę.
– Pamiętasz o weselu Cristine?
– Pamiętam. Będziecie się bawić w samej Hiszpanii. – Puszczam do
niego oko. – Zazdroszczę ci! Ale można powiedzieć, że będę niedaleko… –
dodaję, a chłopak marszczy brwi. – Mniejsza o to, znowu się rozgadałam.
Dlaczego pytasz?
– Wiesz, jest taka sprawa… – Brzmi dosyć niepewnie, jakby go coś
gryzło.
– Scott? – Mierzę go wzrokiem.
– Słuchaj, może… – drapie się po karku, czyli coś jest na rzeczy – może
pojechałabyś ze mną? – proponuje, kompletnie mnie zaskakując.
– Ja? – Potrząsam głową wciąż zdziwiona.
– Jesteś moją przyjaciółką, znasz praktycznie wszystkich – wymienia,
ale ja wciąż nie rozumiem, dlaczego ja.
– No okej, ale… ale dlaczego nie jedziesz z Caroline? Przecież to twoja
dziewczyna.
Na chwilę zapada niezręczna cisza, która daje mi do zrozumienia, że
coś jest nie tak.
– Była – odpowiada, lekko się krzywiąc.
– Co? – Unoszę brwi w zaskoczeniu.
– Zerwaliśmy kilka dni temu.
– A… ale dlaczego nic nie powiedziałeś? – Kurczę, byli ze sobą ponad
cztery lata.
– To nic takiego.
– Scott…
– Nadia, nie teraz. – Widocznie to dla niego zbyt bolesny temat. – Nie
jechałbym na to wesele, ale to moja siostra – mówi z wyczuwalnym
smutkiem.
– Wiesz, że wolałabym uniknąć spotkania z twoim bratem – wyznaję
szczerze.
– Będzie tam maksymalnie dwa dni.
– A dlaczego właściwie ty masz być tydzień przed? – dopytuję, bo
kiedyś Scott wspominał, że jadą tam wcześniej, przed weselem, i po jeszcze
trochę zostaną.
– Mamy zbudować altankę dla Cristine, taką jej wymarzoną. Ethan się
wymiksował.
– W sumie czego innego się po nim spodziewać. – Przewracam oczami.
– Czy wspomniałem, że możemy tam zostać cały miesiąc i w pełni
korzystać z wakacji? – próbuje mnie przekonać.
– Bardzo kusząca propozycja – rzucam ironicznie.
– Więc?
– Daj mi pomyśleć.
Po części rzeczywiście jest to kusząca propozycja, bo ślub i przyjęcie
weselne siostry Scotta mają się odbyć w posiadłości rodziców Victora, na
przedmieściach Lloret de Mar. Jej przyszły mąż jest Hiszpanem i Cristine
zakochała się nie tylko w nim, ale i w jego słonecznej ojczyźnie. Niestety
jest też druga część tego wszystkiego, czyli Ethan. Cztery lata go nie
widziałam i nie wiem, czy dam radę spędzić z nim weekend pod jednym
dachem. Po tym, co mi zrobił, mam jedynie ochotę go udusić albo
wykastrować. Pozabijamy się.
– Nadia… – Scott patrzy na mnie wręcz błagalnie.
Biorę głęboki wdech. No nic, raz kozie śmierć. Ethan pożałuje, jeśli
zbliży się do mnie chociażby na dwa metry.
– Dobra! – mówię po chwili.
– Dzięki. – Uśmiecha się szeroko. – Uratowałaś mnie.
Za to pewnie siebie wpakowałam w niezłe tarapaty.
– Ale mam warunek. – Spoglądam na przyjaciela.
– Dla ciebie wszystko.
– Uważaj, bo skorzystam. Przynajmniej jeden dzień spędzimy na
Ibizie. – Puszczam do niego oko.
– Jeśli tylko chcesz, możemy spędzić tam resztę wakacji – proponuje.
– Jakoś to może przeżyję… – żartuję. – A Ethana będę omijać szerokim
łukiem.
– Dzięki, Nadia – całuje mnie w policzek – a teraz chodź, zapraszam na
lody.
– Chętnie.
Z Harperami znam się dość długo. Dziesięć lat temu pan Harper dostał
świetny kontrakt, ale musiał wyjechać do Londynu. Zabrał wtedy ze sobą
Ethana, który kontynuował naukę w jednej z tamtejszych szkół, a Cristine
i Scott zostali tutaj z matką. Cztery lata temu, gdy pan Harper zakończył
kontrakt, wrócili do Liverpoolu. Dziewczyny od razu zaczęły zwracać
uwagę na Ethana, bo nie zaprzeczę, był niesamowicie przystojny. Niestety
nie szło to w parze z jego charakterem. Bywał prawdziwym chamem.
Pewnego razu bez zawahania powiedział dziewczynie, że nadaje się tylko
do tego, by zacisnąć usta na jego fiucie. Tak, on naprawdę był do tego
zdolny, a mimo to te idiotki momentalnie miały mokro w majtkach, gdy tak
nimi poniewierał. Jednocześnie potrafił mi powiedzieć, że w moich oczach
dostrzega niespotykany blask i z chęcią zatracałby się w moich
szmaragdowych tęczówkach.
Szmaragdowych tęczówkach… Pieprzony romantyk.
Trzy miesiące namawiał mnie na randkę, aż dla świętego spokoju
uległam. I to był mój błąd. Podejrzewam, że na tych randkach coś mi
podawał, dosypywał do jedzenia lub picia albo hipnotyzował, bo się w nim,
do cholery, zakochałam. Przez piętnaście tygodni nie widziałam świata
poza nim i nie rozumiałam samej siebie. Nie jestem zbyt wylewna i nie do
końca potrafię okazywać uczucia, ale w jakiś sposób wiedziałam, że to
miłość. Dziewczyny mi zazdrościły, ale też przed nim przestrzegały.
Oczywiście ich nie słuchałam, dopóki nie przekonałam się na własnej
skórze, na ile prawdziwe były jego zapewnienia, że jestem dla niego tą
jedyną. To było na imprezie z okazji Halloween. Nie dałam rady na nią
pójść, bo czułam się, jakby przejechał po mnie czołg. Ethan miał tylko
zawieźć chłopaków i wpaść do mnie. Zapomniał, za to ja dostałam esemesa
od kogoś życzliwego, że mój facet się nieźle zabawia. Tak, jestem
impulsywna, więc po prostu się ubrałam, zamówiłam taksówkę
i pojechałam tam. Szybko go znalazłam, bo każdy doskonale wiedział,
gdzie jest Ethan i co robi. Zamarłam, gdy otworzyłam drzwi do pokoju.
Mój chłopak stał ze spuszczonymi spodniami oparty o komodę, a moja
koleżanka z kółka matematycznego tak mu obciągała, że aż się dławiła.
Sądziłam, że on jakoś zareaguje, zacznie przepraszać, a ten kutas
zaproponował, bym do nich dołączyła. Owszem, następnego dnia dzwonił,
pisał, ale go zignorowałam. Przyszedł do mnie, ale tylko jeszcze bardziej
się pokłóciliśmy.
Po tym wszystkim Ethan po prostu zniknął. Scott powiedział mi, że
najpierw pojechał do Manchesteru, a potem do Cambridge. Nie obchodziło
mnie to. Nie obchodziło mnie, gdzie jest i jak mu się wiedzie. Złamał mi
serce i to cholernie bolało. Jedyny plus tej sytuacji był taki, że nie
wyznałam mu miłości, nie powiedziałam, że się w nim zakochałam. W tych
trudnych chwilach był ze mną właśnie Scott, tylko on widział moje łzy. Nie
mogłam zaufać żadnej koleżance, zwłaszcza że uwielbiały mi wbijać szpile
tekstami w rodzaju „A nie mówiłam?”. Bawiło je to, że Ethan mnie zdradził
i upokorzył w taki sposób. Tylko ze Scarlett się dogadywałam, ona od
początku widziała w Ethanie dupka.
Pojadę na to wesele, zrobię to dla Scotta, ale jeśli Ethan chociażby
przypadkiem stanie na mojej drodze, to naprawdę zrobię mu krzywdę. Scott
trochę mnie zaskoczył tym rozstaniem z Caroline. Szanuję to, że nie chce
o tym mówić, wiem, że potrzebuje czasu. Rozstania bolą. Ja byłam
z Ethanem trzy i pół miesiąca i też serce mi pękało, a oni spotykali się od
czterech lat. Świata poza sobą nie widzieli, a tu takie coś! To jest najgorsze:
zaczynacie coś budować, poznajecie się, spędzacie ze sobą czas, a tu
nagle – koniec. Wracasz do życia w pojedynkę i dostrzegasz, że czegoś ci
brakuje, że za czymś tęsknisz. Brakuje ci tej drugiej osoby. Dotyku,
uśmiechu, spojrzenia, samej obecności… I choć to potrafi wkurzyć, kiedy
kolejny raz odpala przy tobie papierosa w aucie, to przecież w jakiś sposób
powierzasz tej osobie swoje życie. Ciekawe, czy ja potrafiłabym być z kimś
przez cztery lata.

W końcu docieram do rodziców wieczorem. Mama jest sama, bo tata


musiał jechać do klienta, a Katie jest u dziadków. Przygotowuje sałatkę
owocową, więc postanawiam jej trochę pomóc. Opowiadam o tym, jak
zwolniłam się z pracy. Mama nie krytykuje mojej decyzji, wręcz
przeciwnie, uważa, że dobrze zrobiłam.
– Tylko przypilnuj, żeby ci zapłaciła – przypomina.
– Tak, mamuś, przypilnuję.
– Pojechałabyś jutro po Katie, kochanie? – pyta po chwili. – Ja mam
dniówkę, tata jedzie rano do Manchesteru, a nie chcę, by Katie jeździła
pociągami tak daleko.
– Jasne, nie ma problemu – przytakuję. – Wiesz, wyjeżdżam za kilka
dni – mówię i sięgam po jabłka.
– O! Wakacje?
– Coś w tym rodzaju. Scott zaprosił mnie na wesele Cristine –
wyjaśniam.
– Ale to chyba nie tu? – upewnia się. – Weź tę drugą miskę – wtrąca,
pokazując na naczynie.
– Nie, w Lloret de Mar – odpowiadam. – Zostaniemy dłużej, Scott
zaproponował dłuższe wakacje.
– Fajny chłopak z tego Scotta, ale… on chyba ma dziewczynę? –
dopytuje.
– No właśnie już nie.
– Och… Może to coś znaczy? – Puszcza do mnie oko.
– Mamo – przewracam oczami – Scott to mój przyjaciel i nic poza tym.
– Ciekawe, co tam u Ethana – mówi, a ja sztywnieję. – Od waszego
rozstania go tu nie widziałam. Będzie na weselu? – pyta wyraźnie
zaciekawiona.
Przełykam ślinę i kroję dalej owoce. Nie najlepiej mi idzie oswajanie
się z myślą, że spotkam się niedługo z Ethanem. Liczę na to, że gdy go
zobaczę, przypomnę sobie, co mi zrobił, a przed oczami będę miała tylko
ten koszmarny widok, kiedy Lindsay bez opamiętania robiła mu loda.
– Tak, będzie – odpowiadam beznamiętnie.
– Będziecie mieli okazję spotkać się po latach.
O niczym innym nie marzę, mamo, ironizuję w myślach.
Moi rodzice nie do końca wiedzą, co się stało wtedy na imprezie. Może
i doszły ich jakieś słuchy, ale nigdy o tym nie wspomnieli. Powiedziałam
im po prostu, że się rozstaliśmy, do siebie nie pasujemy i takie tam. Chyba
uwierzyli, bo nie drążyli tematu.
– Tak, tak… – Staram się nie dopuszczać do siebie myśli o Ethanie,
choć wcale nie jest to takie proste.
Pół godziny później wracam do domu. Scarlett jest na randce, więc
zjadam tylko sałatkę od mamy, biorę prysznic i kładę się spać. Dość wrażeń
na dziś.
3
Nadia

Rano budzę się wcześnie, bo mam jechać do Shrewsbury po Katie. Nadal


mam wątpliwości, czy dobrze robię, jadąc na to wesele, ale Scott jest dla
mnie bardzo ważny i chcę go wspierać. Rodzice na pewno będą go
zasypywać pytaniami, dlaczego Caroline z nim nie przyjechała. Postaram
się go ratować z tych sytuacji, dopóki sam nie zdecyduje, by im o tym
powiedzieć. Też jestem ciekawa, co się wydarzyło, że się rozstali. Byli ze
sobą naprawdę na poważnie i wszyscy myśleli, że to Scott jako pierwszy
z rodziny weźmie ślub. To superfacet i mam nadzieję, że odnajdzie swoje
szczęście.
Zwlekam się w końcu z łóżka i idę do kuchni zrobić sobie kawę. Nie
wyobrażam sobie rozpoczęcia dnia bez tego czarnego napoju. Choć przez
kilka miesięcy pracowałam w kawiarni, gdzie do wyboru mieliśmy około
dziesięciu rodzajów kawy, to ja pozostaję wierna czarnej bez żadnych
dodatków.
– Hej, co tak wcześnie? – Scarlett uśmiecha się na mój widok.
– Hej – odpowiadam jeszcze zaspanym głosem. – Faktycznie
wcześnie – mówię, spoglądając na zegarek. – Muszę jechać po Katie do
dziadków.
– Ooo! Jedziesz do Shrewsbury?
– Aha – przytakuję.
– A podrzuciłabyś mnie do Wrexham? – pyta. – Mam tam spotkanie
w sprawie pracy.
– No jasne, ale jak wrócisz?
– Pociągiem. Trochę mi zejdzie.
– Okej, to szykuj się – mówię i wstaję. – Wezmę prysznic, dopiję kawę
i opowiem ci o czymś po drodze.
– O, zaciekawiłaś mnie. – Ściąga lekko brwi.
Ciekawe, co na to wszystko powie… Scarlett nigdy nie lubiła Ethana
i jako jedna z nielicznych nie szalała na jego punkcie.
Pół godziny później jesteśmy już w drodze, a ja opowiadam
przyjaciółce o wyjeździe do Hiszpanii.
– Wiesz, Nadia, ja uważam, że to nie najlepszy pomysł. – Krzywi się
i spogląda w moją stronę.
– On tam będzie maksymalnie dwa dni – wyjaśniam.
– No dobrze, a jak przyjedzie z dziewczyną? – pyta, a ja na moment
zastygam.
No tak, tego nie wzięłam pod uwagę. Przecież jedzie na wesele siostry,
to na pewno nie będzie sam. W sumie ja będę ze Scottem… Tyle że
wszyscy wiedzą, że nie łączy nas nic oprócz przyjaźni.
– To akurat zrozumiałe – rzucam i wzruszam ramionami.
– Na pewno? – dopytuje. – Będziesz mogła tak spokojnie patrzeć, jak
jest z inną?
– Nie pomagasz. – Potrząsam głową.
– Jak jej dotyka, całuje ją… – wymienia, a ja czuję dziwny ucisk
w sercu. – Jesteś pewna, że sobie z tym poradzisz?
– Muszę – stwierdzam. – Ja i Ethan to skończony rozdział. Każde z nas
ma prawo ułożyć sobie życie.
– Rozumiem cię, chcę tylko, byś była pewna swojej decyzji.
– Scarlett, tak naprawdę chcę pomóc Scottowi – wyznaję. – Będą go
zamęczać pytaniami o Caroline, a on jeszcze nic im nie powiedział.
– I tak prędzej czy później będzie musiał.
– Pewnie tak, ale niech to zrobi po swojemu. Ja postaram się go
ratować, gdy będzie trzeba, no i liczę, że przy okazji będę się dobrze
bawić. – Puszczam do niej oko.
– Jakby co, dzwoń. Rzucę wszystko i przylecę – dodaje z uśmiechem.
Po piętnastu minutach docieramy do Wrexham, gdzie zostawiam
Scarlett, po czym dalej ruszam w drogę.
Ethan na pewno ma dziewczynę. Zawsze otaczał go tłum lasek, które
z chęcią wskoczyłyby mu do łóżka. Wcale mu to nie przeszkadzało, wręcz
przeciwnie. Ciekawe, czy wyrósł z tego stadium playboya…
Jakiś czas później jestem już w Shrewsbury. Wysiadam z auta i idę
w stronę domu dziadków. Kiedy byłam mała, spędzałam tu każde wakacje.
Uwielbiałam tu przyjeżdżać. Babcia z dziadkiem mają spory sad i stajnię.
Miałam tu nawet swojego ulubionego konia. Zeus był moim przyjacielem
i tylko na nim jeździłam. Odkąd go z nami nie ma, nie dosiadałam innego
konia. Katie też świetnie sobie radzi. Dostała w prezencie Śnieżkę i jest
bardzo szczęśliwa. Początkowo była to forma terapii pomagającej jej po
stracie rodziców, ale nawiązały niezwykłą więź i Katie często tu przyjeżdża.
Po rozstaniu z Ethanem spędziłam tu cały miesiąc. Była to moja oaza
spokoju, gdzie mogłam się wyciszyć, nikomu nie tłumacząc, co mnie boli.
Jeden weekend spędził tu ze mną Scott. Nie miałam siły wysłuchiwać
uszczypliwości ze strony zazdrosnych idiotek. Od samego początku
zazdrościły, że Ethan zainteresował się mną, że o mnie zabiegał, bo to on za
mną chodził, a nie ja za nim. Byłam pewna, że triumfowały po naszym
rozstaniu i liczyły, że teraz zwróci uwagę na którąś z nich, tymczasem
Ethan po kilku tygodniach po prostu wyjechał.
– Hej, Nadia! – Odwracam się, słysząc głos Katie, która wybiega
z ogrodu.
– Hej, młoda. Spakowana już?
– Tak, ale idę jeszcze na chwilę do Śnieżki.
– Okej, przywitam się z dziadkami – mówię.
Już od progu czuję zapach aromatycznej szarlotki babci. Wprost ją
uwielbiam. Babcia piecze najpyszniejsze ciasta na świecie. Żadne inne
wypieki nie smakują mi tak jak jej. Niegdyś startowała w konkursach
kulinarnych i zawsze zajmowała miejsce na podium. Teraz, jak to mówi,
oddała pałeczkę młodym, za to zasiada co roku w jury w konkursie
jesiennych wypieków.
– Nadia! Jak dobrze cię widzieć. – Babcia podchodzi do mnie, a ja ją
obejmuję. Cała pachnie tą szarlotką, jabłkami i cynamonem.
– Cześć, babciu. Dziadka nie ma?
– Pojechał z Antoniem do Helsby.
– Mmm, jaki piękny zapach – mówię, po czym jeszcze raz zaciągam się
tym aromatem.
– Dobrze, że zdążyłam z szarlotką. – Uśmiecha się.
– Twoja szarlotka, babciu, to arcydzieło.
– Dziękuję, kochanie. Zostaniesz dłużej? – pyta.
– Nie dziś, ale obiecuję, że przyjadę, jak wrócę z wakacji.
– Dawno cię tu nie było. – Wzdycha, spoglądając na mnie zamyślona.
– Miałam sporo pracy.
– Mama mówiła, że pracujesz na nocki w drukarni – przypomina.
– Tak, ale to było jednorazowe zlecenie.
– A dokąd się wybierasz na wakacje? – Odwraca się do mnie, niosąc
tackę z kawałkiem szarlotki.
– Do Hiszpanii, jadę ze Scottem na wesele Cristine – wyjaśniam.
– O, to bawcie się dobrze.
– Dzięki, babciu – odpowiadam i odpływam myślami.
Ciekawe, czy przy Ethanie będę mogła się dobrze bawić, czy może
będzie mi skutecznie podnosił ciśnienie?
Zostajemy jeszcze trochę – babcia oświadcza, że bez zjedzenia zupy nas
nie wypuści. Wyruszamy do Liverpoolu pół godziny później.
Późnym popołudniem znów jadę do domu rodziców, gdyż mama
zadzwoniła i poprosiła, bym przyjechała. Nie wiem, o co chodzi, ale mam
nadzieję, że nie ma to związku z moim wyjazdem i nie zacznie się panika,
że wyjeżdżam. Kocham moich rodziców, ale czasami bywają
nadopiekuńczy. Gdy przeprowadziłam się na Garston, przyjeżdżali co drugi
dzień, na zmianę. Potem, po moich prośbach i namowach dwa razy
w tygodniu, aż ograniczyli się do jednej wizyty w weekendy. Wiem, że to
wszystko ma też związek ze śmiercią cioci i wujka, ale nie możemy żyć tak,
jakby jutro miało nas nie być. Mama długo dochodziła do siebie, bo ciocia
Eva była jej bliźniaczką. Rozumiałam ich troskę, ale z czasem mnie to
przytłoczyło. Teraz jest już normalniej. Odwiedzamy się, dzwonimy do
siebie i po prostu idziemy dalej.
U rodziców jestem koło szóstej, na szczęście po ich minach widzę, że
nie szykuje się nic groźnego.
– Co się stało? – pytam wprost.
– Cześć, córko – tata zwraca mi uwagę.
– Cześć, tato. Wystraszyliście mnie trochę. – Spoglądam na nich
niepewnie.
– Zupełnie niepotrzebnie się martwisz – mówi mama. – Mamy dla
ciebie prezent urodzinowy!
– A… ale urodziny mam dopiero za trzy tygodnie. – Potrząsam głową.
– Wiemy – uśmiecha się tata – ale mamy trochę większy prezent.
– Większy? – Ściągam lekko brwi. Nie bardzo rozumiem, co przez to
rozumie.
– Taki na sto metrów kwadratowych – dodaje mama, a ja
nieruchomieję.
– Sto metrów kwadratowych? – powtarzam.
– Ma dwie sypialnie, salon z kuchnią, dużą łazienkę, pomieszczenie na
poddaszu i ogródek – wymienia mama z radością.
– A czy możecie trochę jaśniej? – Wciąż nie jestem pewna, czy dobrze
to rozumiem.
– Kupiliśmy ci dom – tata potwierdza moje przypuszczenia.
– To nowy dom i do odbioru będzie dopiero za trzy miesiące.
– Wiedzieliśmy, że nie przyjmiesz od nas pieniędzy, więc…
– Więc postanowiliście kupić mi dom – kończę za tatę, będąc dalej
w szoku.
Okej, ja naprawdę mogę wiele zrozumieć, ale… dom?
– Nie cieszysz się? – pyta mama.
– Nie o to chodzi – kręcę głową – jestem tak jakby… trochę
zaskoczona. Nawet trochę bardziej. Nie pomyśleliście o książce, biżuterii,
jakimś voucherze? – Śmieję się lekko. – Skąd w ogóle taki pomysł?
– Pieniądze na lokacie masz, samochód też, a własny dom to własny
dom. – Tata z czułością spogląda na mamę.
– Ale to przecież ogromny wydatek. – Jezu, kim są moi rodzice?
– Mamy pieniądze.
– Napadliście na bank czy co? – żartuję.
– Nadio – mama podchodzi do mnie i obejmuje mnie ramieniem –
kiedyś założysz rodzinę, ustatkujesz się, będziesz potrzebowała własnego
kąta. Przecież nie możesz całe życie mieszkać w wynajmowanym
mieszkaniu, i to na pół z koleżanką – wyjaśnia.
Och, kiedyś założę rodzinę… Kto wie…
– Ale dom? – Podnoszę na nią wzrok. – Zaskoczyliście mnie.
– Zobaczysz, spodoba ci się. – Mama uśmiecha się ciepło.
– Pokażmy jej zdjęcia – proponuje tata.
– O, właśnie! Chodź. – Mama chwyta mnie za rękę. – Otwórz laptopa –
zwraca się do taty.
I tak oto spędzam wieczór, oglądając zdjęcia mojego nowego domu.
Wow… Dalej jestem w szoku i dopiero spoglądając na te fotki, dociera do
mnie, co się w ogóle stało. Dom jest położony w bardzo fajnej dzielnicy, na
Old Swan. Jest naprawdę duży i podoba mi się, że będę mogła go sama
urządzić, umeblować, pomyśleć nad kolorem ścian i wszystkim innym. Nie
spodziewałam się takiego prezentu. Rok temu na urodziny podarowali mi
samochód, co już było dla mnie sporym zaskoczeniem. Wiem, że rodzice
dobrze zarabiają, mają pieniądze, ale dom też sporo kosztuje. Pewnie
wprowadzę się bliżej świąt. Scarlett wyprowadza się wtedy do Londynu,
więc albo zostałabym sama w mieszkaniu, które wynajmujemy, albo
musiałabym poszukać czegoś innego. Sprawa została niespodziewanie
rozwiązana.
Cholera, będę miała swój dom!
4
Nadia

Właśnie lądujemy na lotnisku w Barcelonie. Jestem wniebowzięta! Już


czuję ten klimat. Scott się ze mnie śmieje, bo jesteśmy dopiero na lotnisku,
a ja już się cieszę jak dziecko. Taksówką jedziemy na miejsce, do
posiadłości rodziców Victora, w której młodzi wezmą ślub. Całą drogę
siedzę z twarzą przyklejoną do szyby, podziwiając niesamowite widoki. Tu
jest po prostu bajkowo! Zazdroszczę Cristine, że mieszka w tym raju,
i zamierzam przyjeżdżać tu częściej.
Godzinę później docieramy do celu, a ja mam wrażenie, że rozpłynę się
pod wpływem piękna tego miejsca. Posiadłość jest położona na niewielkim
wzgórzu, z którego roztacza się urokliwa panorama wybrzeża. Można
podziwiać stąd aleję hoteli, restauracji, sklepików, plażę i lazurowe morze.
Willa jest naprawdę duża, z pięknym ogrodem od frontu i basenem z tyłu.
Scott wyjaśnia mi, że to właśnie w ogrodzie mają zbudować altankę
i ołtarz, bo to tu państwo młodzi wezmą ślub. Praktycznie cały tydzień
będziemy tu tylko my i dwaj bracia Victora, którzy pomogą Scottowi przy
budowie. No cóż, jego brat nie kwapi się do pomocy. Może to i lepiej, nie
będę musiała go za dużo oglądać. Witają nas rodzice Scotta. Szykują się do
drogi do Madrytu, gdzie spędzą ten tydzień z Cristine i Victorem. Pan
młody jest wtajemniczony w cały plan, ale dziewczyna nie ma pojęcia, że
weźmie ślub w wymarzonym miejscu. Państwo Harper z pomocą Victora
starają się nie wydać przed Cristine, a jednocześnie przygotować
ceremonię. Dzień przed ślubem przylecą już wszyscy. Nie da się też tego
utrzymać w tajemnicy do samego końca, bo z Madrytu do Lloret jest kawał
drogi, ale Cristine i tak z pewnością będzie zaskoczona.
– I jak, podoba ci się? – pyta mnie Scott.
– Żartujesz? Tu jest ekstra! – odpowiadam z zachwytem. – Nie wiem
tylko, czy nie zgubię się w tej willi. Masz jakąś mapę? – Chichoczę.
– Zamontuję ci GPS. – Śmieje się ze mnie.
– Dobrze, kochani – mówi pani Harper – my się zbieramy. Scott, synku,
dopilnuj, proszę, wszystkiego. – Obejmuje go z czułością. – My przylecimy
w piątek, a jutro po południu przyjedzie Ethan – dodaje, a ja sztywnieję. –
Proszę, miej go na oku – zwraca się do Scotta. – Znasz brata, on zaraz
wpakuje się…
– Kaithleen, bo spóźnimy się na samolot! – przerywa żonie pan Harper.
Ethan…?
Spoglądam na Scotta, który jest tak samo zaskoczony. Jego brat miał
przyjechać na samo wesele. Jeśli przyjedzie jutro, to spędzimy tu…
O matko, siedem dni.
– A… a czemu Ethan przyjeżdża wcześniej? – pyta zdezorientowany
Scott.
– Przecież Cristine to też jego siostra – mówi kobieta. – Dobrze, my już
musimy jechać. A! – Odwraca się jeszcze w naszą stronę. – Jutro też
przyjedzie po południu gosposia, pani Navarez – dodaje. – Do zobaczenia,
kochani!
Ethan…
– Hej, Nadia, wszystko okej? – Scott zauważa moje zdenerwowanie.
– Tak, tak po prostu…
– Przepraszam cię, ja też nie miałem pojęcia, że on przyjedzie
wcześniej – tłumaczy.
– Dobra, jest okej – otrząsam się. – Nie mogę się zachowywać, jakbym
była wciąż w nim zakochana.
– A jesteś? – dopytuje.
– Scott – przewracam oczami – wiem, że to twój brat, ale jedyne, co do
niego czuję, to nienawiść.
– Wiesz chyba, że między nienawiścią a miłością jest bardzo cienka
granica.
Cwaniak.
– A wiesz, że to ty mnie tu ściągnąłeś? – Marszczę nos.
– Okej, wygrałaś. – Rozkłada ręce. – Wiszę ci imprezę.
– I na to liczyłam – kwituję z uśmiechem.
Cholera! A miało być tak pięknie! Nie pozwolę, by wcześniejszy
przyjazd Ethana popsuł mi wakacje w tym magicznym miejscu. Jestem
pewna, że gdy go zobaczę, utwierdzę się tylko w przekonaniu, że rozstanie
z nim było bardzo słuszną decyzją. Może i Scott ma rację, twierdząc, że
między nienawiścią a miłością jest bardzo cienka granica, ale jak można
kochać kogoś, kogo się praktycznie nie zna? Nie widzieliśmy się od
czterech lat, nie przebywaliśmy ze sobą, nie byliśmy razem, więc jak może
być między nami jakieś uczucie? Zdaję sobie sprawę, że na początku może
być niezręcznie, ale nie mogę żyć wspomnieniami. Ja i Ethan mieliśmy
swoje pięć minut.
Na szczęście zajmuję sypialnię na dole, obok pokoju Scotta. Właśnie
rozpakowuję swoje rzeczy, kiedy Scott przychodzi.
– I jak, poradziłaś sobie? – pyta i siada na brzegu łóżka.
– Już prawie – odpowiadam i wieszam sukienkę na wieszaku.
– To twoja kreacja na wesele? – Pokazuje na ubranie.
– Nie podoba ci się? – Przykładam ją do siebie, przeglądając się
w lustrze. Nie miałam za dużo czasu, by kupić odpowiednią sukienkę,
dlatego pożyczyłam tę od Scarlett.
– No coś ty – przeczesuje dłonią włosy – jest ekstra i na pewno będziesz
wyglądać zjawiskowo.
– Prawidłowa odpowiedź. – Odwracam się do niego i wybuchamy
śmiechem.
Odkładam sukienkę i siadam obok przyjaciela. Widzę, że pomimo
uśmiechu coś go trapi. Domyślam się, co mu leży na sercu, a raczej kto.
– Chcesz pogadać? – pytam łagodnie.
– A co to zmieni? – Wzrusza ramionami.
– No wiesz co! – oburzam się. – Myślałam, że się przyjaźnimy – dodaję
i próbuję wstać, ale Scott chwyta mnie za rękę.
– Przepraszam, nie o to mi chodziło – mówi z wyczuwalnym smutkiem
w głosie. – Po prostu… ja sam nie wiem, co się stało.
– Słuchaj, może się przejdziemy? – proponuję. – Po tym długim locie
i jeździe rozprostujemy trochę kości.
– Chodź, mała. – Scott obejmuje mnie ramieniem i wychodzimy
z domu.
Może i nie ma tu wiele do zwiedzania, bo posiadłość jest trochę
oddalona od innych zabudowań, za to z pewnością jest to świetne miejsce,
by uciec od zgiełku miasta. Samo Lloret de Mar jest kurortem obleganym
przez turystów, a to idealna odskocznia. Spacerujemy dookoła, podziwiając
piękne krajobrazy. Dzień jest ciepły i słoneczny, ale nie upalny. Upały
zapowiadają dopiero od przyszłego tygodnia. To dobrze, bo wtedy
będziemy się wylegiwać na Ibizie, a przynajmniej taki jest plan.
– Rodzice bardzo cię męczyli o Caroline? – pytam po jakimś czasie.
– Nie mieli zbytnio czasu, powiedziałem im, że po prostu nie mogła
przyjechać – wyjaśnia.
– Dlaczego się rozstaliście? – zadaję mu w końcu to najważniejsze
pytanie.
– Żebym to wiedział, Nadia. – Potrząsa głową.
– Teraz to ja nie rozumiem. – Biorę go pod ramię i spacerujemy dalej.
– Caroline powiedziała, że sądziła, że jestem bardziej zdecydowany
i odpowiedzialny i że nie wie, na czym stoi – tłumaczy. – Dodała, że
najlepiej będzie, jak zrobimy sobie przerwę, odpoczniemy od siebie, ale ja
wiem, że to koniec, Nadia.
– Zdecydowany i odpowiedzialny? Dziwne – rozmyślam.
– Wiesz, jak się poczułem? Jak kompletny głupek – wyrzuca.
– Słuchaj, a nie przypominasz sobie jakiejś dziwnej sytuacji? Może
powiedziałeś albo zrobiłeś coś niewłaściwego? – sugeruję mu.
– Nadia, litości – wzdycha – skąd mam pamiętać?
– I nie rozmawialiście już więcej? – dopytuję. Po czymś takim raczej
należałyby mu się wyjaśnienia.
– Myślisz, że miałem szansę? Te jej durne przyjaciółeczki nie pozwoliły
mi się nawet do niej zbliżyć! – syczy.
– Może one jej czegoś nagadały?
– Nadia, nawet jeśli, to Caroline ma swój rozum. – Patrzy na mnie. –
Powinna wiedzieć, co do niej czuję.
– Nadal ją kochasz.
– A myślisz, że z dnia na dzień da się przestać? – Spogląda wymownie.
– Niestety nie.
– Dobra, nie gadajmy już o tym – mówi nagle. – Może po powrocie
będzie jeszcze szansa, by porozmawiać.
– Na pewno. Wszystko się ułoży, dajcie sobie czas. – Staram się go
pocieszyć, ale sytuacja jest dość dziwna.
– Okej, to co chcesz robić dziś wieczorem? – pyta i puszcza do mnie
oko.
– A jak myślisz? – Uśmiecham się szeroko.

Od godziny jesteśmy w jednym z klubów w samym Lloret de Mar. Kocham


to miejsce. Będę wyjeżdżać ze łzami w oczach. Dziś możemy zaszaleć, bo
jutro przyjadą bracia Victora i zaczną budowę altanki. Och, no i jeszcze
Ethan… Pomocnik od siedmiu boleści. Koniec myślenia o nim. Dziś mam
zamiar dobrze się bawić, a właściwie to już bawię się zajebiście. Muzyka
zdecydowanie zachęca do tańca, drinki są pyszne, a atmosfera najlepsza na
świecie. Nawet Scott się rozweselił i widać, że odsunął na bok myśli
o Caroline, a ilość wypitego alkoholu zrobiła z niego króla parkietu. Nie
ograniczamy się do jednego klubu. Jakiś czas później lądujemy
w kolejnym, w którym też świetnie się bawimy. Tu praktycznie jest klub
obok klubu. Można wybierać, przebierać i jednej nocy bawić się w kilku.
W Liverpoolu jest bardzo podobnie, tu jednak panuje inny klimat. Bardziej
przyciągający. To chyba magia tego wybrzeża. Naszą imprezę kończymy
około trzeciej. Nie chcemy jeszcze wracać do domu, więc udajemy się na
plażę. Siadamy na piasku i napawamy się widokiem falującej w blasku
księżyca wody.
– Najchętniej wynajęłabym sobie kawałek tej plaży na resztę wakacji –
mówię, wbijając wzrok w ten niesamowity obraz.
– Będziesz się trochę nudzić przez najbliższe kilka dni. – Scott odwraca
się w moją stronę.
– Ale zrekompensujesz mi to Ibizą. – Uśmiecham się do chłopaka.
– No jasne. – Przytakuje, ale widzę, że myślami jest gdzie indziej.
– Nie martw się – przysuwam się do przyjaciela i obejmuję go
ramieniem – wierzę, że jeszcze się wam ułoży.
– Tak… – Wzdycha, po czym całuje mnie we włosy.
5
Nadia

Budzę się koło ósmej, ale ból głowy nie daje mi wstać, więc padam
z powrotem na łóżko. O jedenastej czuję się już w miarę normalnie, więc
w końcu się podnoszę. Głowa mnie już nie boli, jestem tylko zmęczona.
Scott chyba jeszcze śpi, bo w domu panuje grobowa cisza. Zapamiętałam,
że w łazience na górze jest wanna z hydromasażem, a tego właśnie teraz
potrzebuję. Zabieram ubrania na zmianę i ruszam schodami na górę. Jest tu
chyba siedem sypialni, dwa wolne pokoje i ta ogromna łazienka. Druga jest
mniejsza, a dodatkowo na dole są jeszcze dwie, pięć sypialni, duża kuchnia,
gabinet, biblioteczka i przestronny salon. Choć myślę, że coś pominęłam,
bo ta willa jest naprawdę spora. Rodzice Victora mieli ją sprzedać, ale gdy
się dowiedzieli, jakie są marzenia ich przyszłej synowej, postanowili
zaczekać ze sprzedażą. Kto wie, może Cristine i Victor tu zamieszkają?
Łazienka jest podzielona na dwie części. W pierwszej znajduje się
wanna, do której zaraz wskoczę, a w drugiej oddzielonej ścianką jest spora
kabina prysznicowa. Zaglądam i tam, by się upewnić, że nikogo tam nie
ma. Trochę jak w filmie grozy z dużą ilością luksusu. Już po chwili
zanurzam się w ciepłej wodzie i w pełni oddaję się temu domowemu spa.
Woda przyjemnie i delikatnie masuje moje plecy, kark, a także nogi.
Chętnie bym się zaopatrzyła w takie urządzenie w swoim domu.
Jakieś pół godziny później wreszcie wychodzę. Czuję się jak nowo
narodzona. Wycieram się miękkim ręcznikiem, ubieram w naszykowane
ciuchy i suszę włosy. Robię delikatny makijaż ograniczający się tylko do
podkładu i tuszu do rzęs, po czym schodzę na dół. Podążam za zapachem
świeżo parzonej kawy, który prowadzi mnie prosto do kuchni.
– Hej, wyspałaś się? – Scott właśnie przygotowuje śniadanie.
– Średnio, ale kąpiel wynagrodziła mi wszystko.
– Hydromasaż? – Uśmiecha się.
– O tak – potwierdzam. – Może ci pomóc? – proponuję.
– Już wszystko ogarnąłem – odpowiada, gdy nagle do kuchni wchodzi
jakiś chłopak.
Nie mam pojęcia, kim jest, ale Scott wyraźnie się cieszy na jego widok,
więc z pewnością go zna. Chłopak wygląda na mniej więcej nasz wiek. Jest
wysoki, ma kruczoczarne włosy i jest bardzo przystojny.
– Hola! – wita się z nami, podchodzi do Scotta i podaje mu rękę.
– Hej – odpowiada mu.
– Cześć – odzywam się.
– Jestem Enrique – podchodzi do mnie z uśmiechem i delikatnie całuje
moją dłoń – brat Victora.
– Miło mi. – Odwzajemniam jego uśmiech. – Nadia.
– Dziewczyna Scotta? – dopytuje.
– Nie, nie – kręcę głową – przyjaźnimy się.
– Enrique! – Słyszymy czyjś głos i odwracamy się wszyscy.
Po chwili do kuchni wchodzi drugi chłopak. O cholera! Jest identyczny.
– O, tu jesteście – mówi nieznajomy. – Cześć!
– Was jest dwóch? – Spoglądam z niedowierzaniem.
– Hej – drugi z braci podchodzi do mnie – jestem Marcos.
– Nadia – odpowiadam. – Jesteście jak dwie krople wody.
Widziałam już nieraz bliźniaków, ale ci są tacy sami, zupełnie nie do
rozróżnienia. W dodatku są teraz podobnie ubrani, tylko Enrique ma
błękitną koszulkę, a Marcos białą.
– Jak was rozróżniać? – Potrząsam głową.
– Señorita, ja jestem ten ładniejszy – żartuje Marcos. – Ale… –
odwraca się do mnie tyłem i podnosi koszulkę – mnie rozpoznasz po tym –
dodaje, ukazując mi swoje plecy ozdobione niesamowitym tatuażem. Ma
wytatuowanego feniksa, którego skrzydła częściowo wchodzą na jego
ramiona.
– Wow, ale super – mówię ze szczerym zachwytem.
– Dziękuję. Wy nie jesteście parą, prawda? – Odwraca się do Scotta.
Aż tak to widać?
– Nadia jest moją przyjaciółką – odpowiada.
– Czyli wolna i do tego taka piękna. – Posyła mi szeroki uśmiech.
– Niezły z ciebie flirciarz – prycham – ale nie przyjechałam tu
randkować.
– Ten głupek też nie. – Enrique szturcha brata w ramię. – Ma żonę
i syna – wyjaśnia.
– No pięknie. – Patrzę na niego karcąco.
– Ej, no co? – oburza się Marcos. – Tylko stwierdziłem fakty. Nadia,
jesteś wolna i piękna – dodaje, spoglądając na mnie.
– I głodna. – Wychylam się i zerkam na Scotta.
– Właśnie – przytakuje mój przyjaciel.
– Okej, to smacznego – mówi Enrique. – Lecimy się rozpakować.
– Kiedy startujemy z tą chatką? – pyta Marcos.
– Może poczekamy na Ethana? – proponuje Scott. – Też ma dziś
przyjechać.
– O, no to spoko – odzywa się wytatuowany bliźniak. – To do później –
dodaje, po czym obaj wychodzą z kuchni.
W końcu mogę w spokoju zjeść śniadanie i wypić kawę. Scott stawia
przede mną talerz z jedzeniem i siada obok mnie. Przygotował tosty
i jajecznicę z bekonem.
– On serio ma żonę? – dopytuję o flirciarza.
– Drugą – odpowiada, krzywiąc się lekko. – Nie jest zbyt…
– Wierny? – kończę za niego.
– Dokładnie.
O matko, dlaczego wszyscy faceci są tacy sami? W sumie Scott jest
wyjątkiem, ale my się tylko przyjaźnimy. Bardzo go za to cenię, takiego
przyjaciela naprawdę można mi pozazdrościć.
Im bliżej do przyjazdu Ethana, tym więcej o nim myślę. Zastanawiam
się, jak to będzie zobaczyć go po tym czasie, jak bardzo się zmienił i jak
wygląda dziewczyna, która skradła jego serce. Żeby nie zwariować,
wychodzę na dwór się przewietrzyć. Nie wolno mi o nim myśleć, po prostu
nie wolno. Ethan przez te lata z pewnością nie pomyślał o mnie ani razu,
nie będę się nad nim rozczulać. To w końcu moje serce zostało złamane,
a nie jego. Po nim wszystko spłynęło jak po kaczce i pewnie poleciał dalej
zaliczać laski.
Dość tego! To wszystko przez te cholerne uczucia – choć rzadko je
okazuję, to je mam. Ethan nie zasługiwał na jakiekolwiek zainteresowanie
z mojej strony, a ja jednak oddałam mu siebie całą. Teraz mogę jedynie
wyciągnąć z tego naukę i nie dać się znowu zwieść pięknym słowom ani
czułym gestom. Po tym wszystkim dotarło do mnie, że ja i Ethan tak
naprawdę nigdy nie mieliśmy szans. Za bardzo się różnimy. Trudno, stało
się. Oby tylko przetrwać ten tydzień i będę go miała z głowy.
Spaceruję po ogrodzie, podziwiając piękne kwiaty, w większości róże,
hortensje i dalie. Cristine ma mieć bukiet ślubny właśnie z różowych
i białych dalii, tych z ogrodu – wcale mnie to nie dziwi, bo są cudowne.
A jak tu pachnie! Mama Victora prowadzi sieć kwiaciarń i jest wielbicielką
przeróżnych kwiatów. Cieszę się, że przyjechałam tu ze Scottem, choć
wiem, że to Caroline powinna przy nim być. Naprawdę mam nadzieję, że
jakoś się dogadają.
Nie wiem dlaczego, ale nagle coś każe mi się odwrócić. Robię to
powoli, jakby to, co mam zobaczyć, miało być przerażające. Poniekąd jest,
bo tuż za mną stoi sam Ethan Harper. Ostatni raz widziałam go cztery lata
temu. Był nieprzyzwoicie seksowny i cholernie mnie kręcił, a teraz?
Niestety niewiele się zmienił. Ma nieco dłuższe włosy, które częściowo
opadają mu na twarz, i jest bardziej męski, co – jestem przekonana –
w niczym mi nie pomoże. Przeszywa mnie spojrzeniem, a moim
zdradzieckim ciałem wstrząsa niespodziewany dreszcz. Wielkie dzięki!
Pamiętaj, to ten sam Ethan, który cię zranił i złamał ci serce, powtarzam
sobie w myślach, by sprowadzić się na ziemię.
– Ooo… – Widzę, jak przełyka ślinę. – Nadia…? – Patrzy na mnie
zaskoczony. Jego głos jest wciąż taki seksowny. – Nie wiedziałem, że tu
będziesz.
– Mnie ciebie też miło widzieć. – Moje słowa ociekają sarkazmem.
– Ethan, kto to? – Wysoka, szczupła blondynka kładzie mu dłoń na
ramieniu, na co on się lekko krzywi.
– To… to jest Nadia – odpowiada, spoglądając raz na mnie, raz na
dziewczynę. – Poznajcie się. Madison, moja koleżanka, Nadia… – urywa
na sekundę – moja była.
– Była – prycham.
– Właściwie to moja była dziewczyna, która źle zrozumiała pewną
sytuację – mówi, czym momentalnie podnosi mi ciśnienie. Czy on ma
amnezję?
– Źle zrozumiała pewną sytuację? – powtarzam mocno poirytowana. –
Wsadziłeś mojej koleżance fiuta do ust – przypominam mu. – Jak można
było to źle zrozumieć?
– Nie byłem wtedy sobą. – Potrząsa głową.
– A kim byłeś? – Splatam ostentacyjnie ręce.
– Byłem… – Przeczesuje zmierzwione włosy. – No wiesz, trochę
zjarany.
– Teraz też chyba jesteś – rzucam wściekle.
– Ej – oburza się – nawet nie dałaś sobie nic wyjaśnić.
– Dobra, wiesz co? Nic mnie to nie obchodzi. – Wymachuję dłonią
i staram się już na niego nie patrzeć.
– Ethan, zmęczona jestem. – Blondynka opiera głowę na jego
ramieniu. – Możemy już iść? – pyta znudzona.
– Tak, jasne – odpowiada jej, ale nie odrywa wzroku ode mnie.
Niech on na mnie tak nie patrzy. Niech nie patrzy w taki sposób, jakby
chciał powiedzieć jednocześnie „przelecę cię mocno i ostro” i „zrobię to też
z twoimi koleżankami”. To bardzo złe połączenie.
Po chwili ta cała Madison ciągnie go za rękę i wchodzą w końcu do
domu, a ja oddycham z ulgą. To będzie trudny tydzień…
6
Nadia

Spotkanie z Ethanem było… Ech… Sama nie wiem, co o nim myśleć.


Owszem, serce zabiło mi mocniej, gdy go zobaczyłam, ale z drugiej strony
przypomniało mi się też, dlaczego nie jesteśmy razem. Przedstawił tę
Madison jako swoją koleżankę, nie dziewczynę. Jej zachowanie wydawało
się wskazywać, że oczekuje czegoś więcej. Tak właśnie było z Ethanem: to
o niego zabiegały dziewczyny, a nie on ganiał za nimi. Dlatego tak bardzo
mnie zaskoczyło, gdy nie odpuszczał i proponował kolejne spotkania.
Dobrze pamiętam dzień, w którym w końcu zgodziłam się z nim umówić…

Dzisiaj zdecydowanie nie jest mój dzień. Rano zaspałam, ale miałam ważny
sprawdzian, więc nie było możliwości, abym całkiem odpuściła szkołę, tym
bardziej że zaraz koniec roku szkolnego. Stałam na przystanku dwadzieścia
minut, bo autobus postanowił mnie olać, a teraz tak kiepsko się czuję, że
dłużej tu nie wytrzymam. Zwalniam się z ostatnich lekcji i wracam do
domu. Tym razem odpuszczam czekanie na autobus, bo trwałoby to co
najmniej piętnaście minut, i ruszam w kierunku domu.
Czy już mówiłam, że dziś nie jest mój dzień? Właśnie tak się rozpadało,
że zanim dojdę do domu, będę wyglądała jak zmokła kura. Mam dość!
A jakby tego było mało, parę metrów przede mną zatrzymuje się
charakterystyczne auto.
Ethan Harper.
Z Ethanem jest pewien problem, bo od jakiegoś czasu nie daje mi
spokoju i ciągle próbuje się ze mną umówić, choć ja odmawiam. Dlaczego?
Bo doskonale wiem, o co mu chodzi. Ethan wrócił tu niedawno razem
z ojcem. Jest w ostatniej klasie, więc po zakończeniu szkoły i tak pewnie
znowu wyjedzie. Podoba mi się, i to bardzo. Jest niesamowicie przystojny
i zdaje sobie z tego sprawę. Tak naprawdę mógłby mieć każdą i w sumie
tak jest. Zawsze otacza go wianuszek napalonych dziewczyn, a on może
wybierać, przebierać do woli. Nie rozumiem, dlaczego zainteresował się
mną. Niczym się nie wyróżniam, nie uganiam się za nim. Może to przez to,
że przyjaźnię się ze Scottem, jego młodszym bratem. Wiem, że nie
miałabym u niego szans, dlatego nie robiłam sobie nawet nadziei, ale to
właśnie Ethan pierwszy zwrócił na mnie uwagę.
Teraz uchylił drzwi samochodu i woła do mnie:
– Wskakuj, bo zmokniesz!
Już zmokłam.
– Dzięki, przejdę się – odpowiadam i idę dalej.
– Nie wygłupiaj się, pada coraz mocniej.
– Potraktuję to jako prysznic – dodaję i go mijam.
Ethan gasi silnik i wychodzi z auta.
– Co ty robisz? – pytam go.
– Też się odświeżę. – Wzrusza ramionami.
Trochę się krzywi, ale dzielnie stoi na tym deszczu. Jego koszulka jest
już częściowo przemoczona i klei się do jego ciała, a pod nią kusząco
odznaczają się wyrzeźbione mięśnie. Moja silna wola kończy się jednak nie
na ten widok, a wraz z dźwiękiem grzmotu. Serio? U nas burze są taką
rzadkością, ale akurat teraz oczywiście będzie walić dookoła piorunami,
a ja panicznie boję się burzy.
– Dobra, niech ci będzie – rzucam. Chcę już tylko jak najszybciej się
znaleźć w jego samochodzie.
– Zapraszam. – Z uśmiechem otwiera mi drzwi i wpuszcza mnie do
środka.
Szybko okrąża pojazd i zajmuje miejsce za kierownicą.
– Zmoczę ci siedzenie – mówię, zapinając pas.
– Wyschnie – odpowiada i odpala silnik, po czym ruszamy.
Ethan jedną ręką sięga po papierową torbę i mi ją podaje.
– Chcesz?
– Co to? – pytam i zaglądam do środka.
Hmm… Jakieś ciastka.
– Ciastka francuskie z budyniem – odpowiada. – Z tej cukierni, w której
kupujesz babeczki.
– Skąd wiesz? – dziwię się.
– Często cię tam widuję. – Odwraca wzrok w moją stronę, a mnie
przechodzi niespodziewany dreszcz, i to raczej nie dlatego, że
przemokłam. – Wpadasz na sekundę, kupujesz babeczki i uciekasz. Ja
zazwyczaj siedzę pod oknem.
– Nie zauważyłam cię.
– Wiem. Częstuj się.
– Nie, dzięki. Nie jem słodyczy.
Chyba łapie mnie gorączka. Najpierw zimne dreszcze, a teraz z każdym
przeszywającym spojrzeniem Ethana uderza we mnie gorąco.
– To dla kogo te babeczki? – pyta zaskoczony.
– Dla mamy i siostry.
Po jakimś czasie podjeżdżamy pod mój dom.
– Dziękuję, że mnie podrzuciłeś – mówię i łapię za klamkę.
Rozum podpowiada mi, by jak najszybciej wysiąść.
– Zaczekaj! – zatrzymuje mnie. – Umów się ze mną – mówi wprost.
– Ethan… – Przewracam oczami.
To nie jest pierwszy raz, gdy proponuje mi spotkanie. Może bym
i chciała, ale czuję, że popadnę przez to w tarapaty. Sercowe. Dziewczyny
już mi zazdroszczą, że Ethan do mnie zagadał i że to on chce się ze mną
spotkać, a nie ja z nim. Niektóre z nich nawet mnie namawiają, by się
zgodzić i przekonać, jak z nim jest, zwłaszcza w łóżku. Jakby nie wiadomo
jakie cuda miał tam wyczyniać.
– Nie daj się dłużej prosić – nalega, uśmiechając się uroczo.
– Ale ty mnie męczysz. – Potrząsam głową. – Dlaczego ja?
– Bo mi się podobasz – mówi, a jego głos przybiera bardzo zmysłową
barwę.
– Ethan… – szepczę.
– Nadia, jeśli ci się nie spodoba, nie będziesz chciała kolejnego
spotkania, dam ci spokój – zapewnia całkiem poważnie.
Biorę głęboki wdech. Przecież to tylko jedno spotkanie. Ethan się
przekona, że nie jestem taka jak te dziewczyny, które go kręcą. Przekona
się, że jestem bardzo zwyczajna, i da mi spokój. Tylko czy po tym
spotkaniu będę tego chciała?
– Okej – mówię, czym chyba trochę go zaskakuję, ale widzę, że
pozytywnie. – Spotkam się z tobą.

I to właśnie to spotkanie mnie zgubiło. Ethan wbrew oczekiwaniom zrobił


na mnie naprawdę dobre wrażenie. Nie udawał, był sobą i uświadomiłam
sobie, że dokładnie to mnie pociąga. Nie był idealny. Nie spacerowaliśmy
w blasku księżyca, trzymając się za dłonie, nie obsypywał mnie kwiatami,
nie szeptał do znudzenia czułych słówek, nie był rycerzem na białym koniu,
ale właśnie takiego go chciałam. Prawdziwego. Nie tylko z jego zaletami,
ale i wadami.
Ciekawe, jak by się potoczyło nasze życie, gdyby nie pojechał wtedy
z chłopakami… Ech, nie ma co gdybać. Widocznie tak miało być.
– Nadia, wszystko okej? – Odwracam się na głos Scotta.
– Tak, tak… – odpowiadam trochę zamyślona.
– Słabo wyszło, co?
– Jak zaczniesz się nade mną użalać, to się naprawdę wkurzę. –
Marszczę lekko brwi. – Wiesz, że tego nie lubię.
– Spoko – unosi ręce w geście kapitulacji – ale jakby coś…
– Tak, wiem. – Potakuję głową. – Będę na tarasie – dodaję i właśnie tam
się udaję.
Rozbieram się do kostiumu kąpielowego, przeciągam leżak w cień
i opadam na niego. Wkładam słuchawki do uszu i przeglądam moje
playlisty. Mam wciąż jeszcze zapisaną tę, której najczęściej słuchaliśmy
z Ethanem. Nasz gust muzyczny się różnił, ale mieliśmy kilka „swoich”
kawałków. Tym razem jednak wybieram coś innego, choć bardziej w guście
Ethana. Naciskam play, zamykam oczy i wsłuchuję się w słowa:

Look, if you had one shot, or one opportunity


To seize everything you ever wanted, in one moment
Would you capture it or just let it slip?

Gdy piosenka się kończy, otwieram oczy i szybko się zrywam. Na


leżaku obok siedzi Ethan. Przez słuchawki nie słyszałam, że przyszedł, a on
siedzi i wpatruje się we mnie tak jakoś tajemniczo. Zawsze podobało mi się
to jego zamyślone spojrzenie. Jednocześnie jakby był myślami daleko i tuż
przy mnie. Nie mogę zbyt długo mu się przyglądać, bo niestety nadal jest
przystojny i moje serce mocniej przy nim bije. Mam nadzieję, że szybko mi
przejdzie, bo niczego mi to nie ułatwia.
– Co robisz? – pytam, wyciągając słuchawki z uszu.
– Patrzę na ciebie – odpowiada zupełnie na luzie.
– Dzięki za szczerość – prycham.
– Nadia, słuchaj. – O, będzie poważnie. – Nie miałem pojęcia, że tu
będziesz. Nie wiedziałem, że ty i Scott… – urywa.
– Ej, powoli, ja i Scott nie jesteśmy razem – wyjaśniam, bo nie chcę
dziwnych niedomówień. – Dalej się przyjaźnimy.
– To w sumie dobrze. – Unosi lekko kącik ust.
– Co?
– Nic takiego. – Potrząsa głową.
– Ethan, jeśli myślisz… Zresztą nieważne – zbieram swoje rzeczy – po
prostu trzymajmy się od siebie z daleka… Tak minimum na dwa metry –
dodaję, a on się lekko uśmiecha.
– Myślałem, że będziemy mieć szansę się dogadać.
– Chyba myślałeś nie tym, co trzeba – zwracam mu uwagę, bo
wybrzuszenie w jego spodniach jest widoczne.
Znów przeszywa mnie dreszcz. Nie sądziłam, że mogę jeszcze w jakiś
sposób na niego działać, choć z drugiej strony to Ethan. Kręci go
praktycznie każda kobieta na tym świecie. Nie jestem wyjątkiem.
– Na razie, Ethan – dodaję i nie czekając na jego odpowiedź, wchodzę
do domu.
Jeśli będziemy się trzymać od siebie z daleka, mam szansę to przetrwać.
Oby tylko nic nie kombinował. Liczę na to, że czas do niedzieli szybko
zleci…
7
Ethan

Mój brat nieźle mnie wrobił. Nigdy by mi nie przyszło do głowy, że


przyjedzie tu z Nadią, skoro doskonale wiedział, że ja też tu będę. Nadia
niby twierdzi, że są tylko przyjaciółmi, ale czemu to ona z nim przyjechała,
a nie jego dziewczyna? Nic z tego nie rozumiem.
Gdy ją zobaczyłem, przypomniało mi się, jak dobrze było nam razem.
Na moment wracam wspomnieniami do naszego pierwszego pocałunku.
Nie jestem szczególnie sentymentalny, ale to wyjątkowe wspomnienie.

Wychodzimy z kina po niezbyt udanym seansie. Nie jestem typem


randkowicza i nie potrafię zorganizować randki. Moje spotkania
z dziewczynami zazwyczaj sprowadzały się do jednego, dlatego nie
interesowała mnie ta cała otoczka. Chciałem zrobić na Nadii dobre
wrażenie, ale nie potrafię udawać. Taki już jestem. Spieprzyłem to i pewnie
już nie będzie chciała się więcej ze mną spotkać.
– To była raczej komedia niż horror – bąka. – A ten potwór? –
Chichocze. – Jak można się go bać?
– Gdybyś go spotkała w ciemnej ulicy…
– Liczyłabym na to, że mnie obronisz – rzuca śmiało.
– Przed takim potworem? No coś ty! – żartuję sobie z niej.
– Faceci… – fuka i szturcha mnie w ramię.
Chwytam ją w pasie i przyciągam do siebie. Jest nieco onieśmielona,
gdy zderza się z moim torsem, a ja nie odrywam od niej spojrzenia. Jest
w niej coś pociągającego, coś, co mnie intryguje i sprawia, że chcę być
blisko niej, chcę być z nią. Kręci mnie też to, że nie jest jak większość
lasek, które tak naprawdę są łatwe i nie mają żadnych oporów, by rozłożyć
przede mną nogi. Oczywiście lubię seks, ale nie traktuję tych dziewczyn
poważnie. Są na raz, góra dwa razy, a Nadię chciałbym przy sobie
zatrzymać, spróbować stworzyć z nią coś zupełnie dla mnie nowego. Tyle
że w tym przypadku to raczej ona traktuje mnie jak faceta na góra dwa razy.
Ujmuję twarz dziewczyny w dłonie i przesuwam kciukiem po jej
policzku, na co lekko się uśmiecha. Nie tracę czasu, tylko nachylam się
i delikatnie ją całuję. Gdy Nadia nie protestuje, a odwzajemnia mój
pocałunek, wpijam się jeszcze namiętniej w jej wargi. Choć całuję ją
pierwszy raz, już mi się to podoba i liczę na gorącą powtórkę. Usta
dziewczyny są miękkie, soczyste, wręcz stworzone do całowania. Czuję, że
jeśli nie da mi kosza, to będziemy się świetnie bawić. Przyciskam ją
mocniej do siebie, tak jakbym nie chciał wypuścić jej z ramion.
– Ethan… – szepcze, gdy odrywamy się od siebie. – Następnym razem
ja wybieram film. – Podnosi na mnie zadziorne spojrzenie i momentalnie
wzdłuż mojego kręgosłupa przebiega przyjemny prąd.

Może i nie spotykaliśmy się długo – choć był to mój najdłuższy związek –
ale czułem, że może być z tego coś trwałego. Teraz, gdy widzę ją po latach,
działa na mnie tak samo jak wtedy. A może i bardziej. Ile bym dał, by
znowu choć na chwilę poczuć jej miękkie usta, delikatny dotyk, rozkoszny
zapach. Widziałem w jej oczach żal, co mnie w ogóle nie dziwi, ale też cień
zazdrości, gdy zobaczyła mnie z Madison. Muszę pogadać ze Scottem.
Okej, Nadia zaprzeczyła, że są razem, ale coś mi tu nie pasuje.
Gdy wychodzę z pokoju, niemalże zderzam się w drzwiach z Madison.
– Ethan, musimy pogadać – mówi i wchodzi do środka.
– Co jest? – pytam niechętnie.
– Wiesz, tak pomyślałam, że skoro przyjechaliśmy tu wcześniej, to
możemy urwiemy się na te kilka dni na przykład na Majorkę? – Robi do
mnie maślane oczy.
– Majorkę? – powtarzam.
– No tak – potwierdza. – Będziemy tu tak bezczynnie siedzieć?
– Przecież wiesz, że mam pomóc chłopakom przy altanie –
przypominam jej. W ogóle nie rozumiem, jak wpadła na ten pomysł.
– Oj, proszę cię – przewraca oczami – co tam jest do pomagania?
Poradzą sobie.
– Robię to też dla siostry.
– Masz dla niej prezent ślubny – podkreśla z lekkim oburzeniem.
– Madison, o co ci właściwie chodzi? – Potrząsam głową. – Wiedziałaś,
jaki jest plan, i się zgodziłaś.
– Nie wspomniałeś tylko, że twoja była tu będzie – wyrzuca mi.
– Jesteś zazdrosna? – Marszczę brwi, bo nie mam pojęcia, o co jej
chodzi. Nie jesteśmy parą.
– Żartujesz sobie? – prycha. – Po prostu nie mam ochoty być zabijana
wzrokiem – dodaje i odrzuca włosy do tyłu.
– Daj spokój, Nadia nie jest taka. Zresztą ona ma mnie gdzieś.
– Ale ty jej nie – stwierdza, a ja na moment zastygam.
Madison mierzy mnie uważnie wzrokiem, jakby chciała mnie
zahipnotyzować, bym wszystko jej wyśpiewał. Pewnie nie potrafię ukryć
zainteresowania Nadią, ale Madison nie musi wszystkiego wiedzieć. Może
i zachowałem się jak kutas, zdradziłem ją, ale to nie było do końca tak, jak
Nadia myśli. Uparciuch z niej straszny, bo nie daje sobie nic wytłumaczyć.
To po części też moja wina, początkowo nie rozumiałem, co tak naprawdę
zaszło, i tylko się pogrążałem, a potem… Potem było za późno.
– Słuchaj, Scott na mnie czeka… – ściemniam, ale nie mam ochoty na
tę rozmowę.
– Jasne – rzuca z tajemniczym uśmiechem, po czym wychodzi, a ja idę
do brata.
Nie mam zamiaru tłumaczyć się Madison. Jasno postawiłem przed nią
sprawę, zgodziła się, więc liczę na to, że nie zrobi mi żadnej
niespodziewanej zadymy. Scotta nie ma w pokoju, ale znajduję go przy
basenie. Zgarnąłem z lodówki piwa, więc może uda mi się coś z niego
wyciągnąć. Przez ostatnie lata raczej słabo się dogadywaliśmy.
– Siema – odzywam się, a on podnosi na mnie wzrok. – Tobie też się
przyda – wyjaśniam i podaję mu piwo.
– Dzięki – odpowiada z nutą obojętności.
– Wiesz, mogłeś mnie uprzedzić, że będziesz tu z Nadią.
– Hmm, kontakt z tobą był ograniczony – burczy.
To prawda.
– Nie wiedziałem, że ty i ona… – urywam, a on ściąga brwi. – A tak
w ogóle nie przeszkadza ci, że to moja była?
– Czekaj, czekaj, ty jesteś zazdrosny? – pyta.
Kurwa! Są jednak parą!
– Ja bym ci czegoś takiego nie zrobił! – warczę. Wkurwiłem się.
– Ale o co ci chodzi? – syczy gniewnie.
– O to, że spotykasz się z Nadią!
– Głupi jesteś – prycha. – Nadia nie jest moją dziewczyną, tylko
przyjaciółką.
– Poważnie? – Nie dowierzam.
– Tak, poważnie, ale nie licz na to, że padnie ci w ramiona.
– Wszyscy wydaliście na mnie wyrok, a nikt z was się nie pofatygował,
by się dowiedzieć, co się naprawdę wydarzyło! – wyrzucam mu.
– Dorośnij w końcu, Ethan. Po raz kolejny szukasz winnych swoich
głupich numerów – poucza mnie. – Lepiej daj spokój Nadii, już
wystarczająco się nacierpiała z twojego powodu – dodaje, a ja czuję dziwny
ucisk w sercu. – Jeśli jeszcze raz przez ciebie zobaczę ją w takim stanie jak
wtedy, to serio ci przypierdolę – mówi poważnie.
– Zmieniłem się. Minęły cztery lata, a ja wciąż mam ją w głowie –
wyznaję.
– I myślisz, że to coś znaczy? – docieka.
– Nie wiem, ale chyba każdy zasługuje na drugą szansę.
– Może nie każdy.
– Mówisz to z własnego doświadczenia?
– Dobra – podnosi się – ta rozmowa schodzi na dziwny tor. Idę spać. Na
razie – dodaje, by jak najszybciej się stąd zmyć.
– Na razie!
Wiem, że ta sprawa nie da mi spokoju. Skoro już tu jestem i ona tu jest,
to, kurwa, musi to coś znaczyć. Tym razem nie odpuszczę. Jeśli Nadia
stwierdzi, że to wszystko, co było między nami, się wypaliło, że nam się nie
uda, że nie chce dać mi szansy, to okej, wezmę to na klatę, będzie musiała
mnie jednak wysłuchać. Choćby dla oczyszczenia tej pieprzonej atmosfery.
8
Nadia

Rano jemy ze Scottem śniadanie na tarasie. Ten dom wciąż przytłacza mnie
swoim rozmiarem, ale jest piękny. Podoba mi się tu, nawet bardzo. Jest
cicho, spokojnie, można się tu zrelaksować, choć na dłuższą metę pogoda
by mnie pokonała. Lubię, jak jest gorąco, ale nie za długo. Mimo wszystko
klimat tego miejsca jest po prostu przyciągający i mam nadzieję, że uda mi
się częściej odwiedzać słoneczną Hiszpanię.
– O czym tak myślisz? – Scott przerywa moje rozmyślania.
– O tym miejscu – odpowiadam. – O tym, jak tu pięknie i spokojnie.
– Czyli dobrze, że cię tu zabrałem – stwierdza.
– Pomijając twojego brata, to bardzo dobrze – mówię, po czym upijam
łyk kawy.
– Jeśli będzie ci dokuczał, to mów.
– Czy ja mam pięć lat, byś musiał mnie bronić przed Ethanem? –
Marszczę brwi. – Poradzę sobie z nim.
– Z kim sobie poradzisz? – Aż się wzdrygam, słysząc ten
charakterystyczny, ochrypły głos.
Nie muszę się odwracać, bo Ethan zaraz staje tuż przede mną. Odsuwa
krzesło i siada jak gdyby nigdy nic. Ukradkiem zerkam na Scotta, ale moje
spojrzenie znów szybko przenosi się na Ethana. Są do siebie podobni, choć
Scott bardziej przypomina ojca i jest spokojniejszy, ułożony. Natomiast
Ethan jest tym niegrzecznym bratem, który łamie dziewczynom serca.
Chryste, on wygląda tak nieprzyzwoicie dobrze, jakby właśnie był po
cholernie dobrym seksie. Patrzy na mnie spod półprzymkniętych powiek,
kusząco rozchyla usta i przeczesuje włosy. Przełykam głośno ślinę i staram
się na niego nie gapić. Wkurza mnie tylko, że moje zdradzieckie ciało
reaguje na niego tymi dziwnymi dreszczami. Wiem, że muszę się przy nim
pilnować, bo on najwyraźniej nie zamierza trzymać się ode mnie z daleka.
Ethan sięga po wolną filiżankę i nalewa sobie kawy. Karcę się
w myślach kolejny raz za to zbyt długie obserwowanie go.
– Jest cukier? – pyta, rozglądając się.
– W domu – odpowiada Scott.
– Nie słodzicie? – Krzywi się. – O, ale jest miód – mówi i przysuwa się,
by sięgnąć po słoiczek stojący bliżej mnie.
– Dwa metry – syczę.
– Oj, przecież sama nie chcesz sobie tego zrobić – odpiera bardzo
pewny siebie.
– Zdajesz sobie sprawę, jaki jesteś wkurzający? – Przewracam oczami,
ale nawet nie odwracam się w jego stronę.
– Zdajesz sobie sprawę, jak pięknie wyglądasz, gdy się tak złościsz? –
odpowiada mi, a Scott śmieje się ukradkiem.
Pieprzony romantyk!
– Nawet nie widziałeś mojej twarzy. – Wstaję od stołu. – Na razie! –
dodaję i wchodzę do domu.
Tak się składa, że wiem, o co chodzi Ethanowi, i nie mam zamiaru mu
ulec. Przynajmniej ta rozsądniejsza część mnie. Pani Navarez mówiła, że
jedzie do Lloret, bo ma wizytę kontrolną u lekarza, a przy okazji zrobi
zakupy, więc pomogę jej i jednocześnie na trochę się stąd wyrwę. Chłopaki
planują zająć się altanką, ale coś mi mówi, że dziś skończy się na samych
chęciach.

Godzinę później jestem już w Lloret. Choć słońce mocno grzeje, lekkie
podmuchy wiatru przyjemnie chłodzą skórę. W powietrzu unosi się zapach
morskiej bryzy. Słychać szum fal, śmiechy dzieci i muzykę dobiegającą ze
sklepików. Ludzi jest mnóstwo, ale trudno się dziwić – jest środek sezonu,
a jest to naprawdę wymarzone miejsce na urlop.
Pani Navarez poszła do lekarza. Mam na nią czekać na głównej alei,
więc tam też się udaję. Po drodze dzwonię do Scarlett. Odbiera po kilku
sygnałach, po jej głosie słyszę, że jest zaspana.
– Obudziłam cię?
– Spoko, i tak powinnam już wstać – mówi, po czym słyszę, jak
ziewa. – Mam ochotę rzucić tę robotę i do ciebie przyjechać.
– Zapraszam, pomożesz mi wbijać szpile Ethanowi – odpowiadam ze
śmiechem. – Wyobraź sobie, że przyjechał wcześniej – wyjaśniam.
– A miało być tak pięknie – rzuca z przekąsem.
– W dodatku by miło spędzić czas, przywiózł sobie koleżankę.
– To nie dziewczyna, tylko koleżanka? – dopytuje z zaciekawieniem.
– Sama nie wiem. – Wzruszam ramionami.
– Trzymasz się jakoś?
– Tak. Nie jest źle, muszę się tylko częściej sprowadzać na ziemię –
kwituję.
– Bardzo się zmienił?
Tak, jest jeszcze przystojniejszy i bardziej pociągający niż ostatnio.
– Wiesz… – urywam na chwilę.
– Dobra, Nadia, wiem: zrobiło ci się gorąco, gdy go zobaczyłaś,
i przypomniały ci się te wszystkie dobre chwile – kończy za mnie.
– Te dobre chwile niestety przesłania ta jedna niezbyt fajna. – Krzywię
się.
– I tę cały czas miej przed oczami, bo coś czuję, że Ethan już próbował
cię oczarować. – Chichocze.
– Jaka ty jesteś wszechwiedząca. – Śmieję się.
– Uważaj na niego. Nie chcę, by znów złamał ci serce – mówi z troską.
– Spokojnie, teraz jestem ostrożniejsza – zapewniam ją. Podnoszę
wzrok i dostrzegam panią Navarez. – Scarlett, muszę kończyć.
– Jasne, baw się dobrze!
– Dzięki! Dbaj o siebie – dodaję, po czym się rozłączam.
Wstaję z ławki i chowam telefon do torebki.
– Zaczekaj! – Słyszę za plecami. – Señorita!
Nie jestem pewna, czy to do mnie, ale odruchowo się odwracam. Tuż za
mną stoi jakiś chłopak.
– Hej – mówi z uśmiechem.
– Hej – odpowiadam niepewnie i robię krok do tyłu.
– Nie bój się. Zgubiłaś coś. – Otwiera dłoń, w której trzyma łańcuszek
z zawieszką z imieniem Nadia. Och…
– To… to nie moje – odpowiadam, przyglądając się naszyjnikowi.
– Poważnie? Myślałem, że… Kurczę. – Blondyn potrząsa głową.
– Co prawda to moje imię, ale łańcuszek nie należy do mnie.
– Jesteś Nadia? Piękne imię. – Uśmiecha się.
– Dziękuję.
– Ja jestem Chris – przedstawia się, gdy podchodzi do nas pani
Navarez.
– Miło mi… Przepraszam cię, ale muszę lecieć – odpowiadam i zerkam
na kobietę, która kompletnie nic nie rozumie z naszej rozmowy. Całe
szczęście mówię trochę po hiszpańsku, wystarczająco, żeby się z nią
dogadać.
– Jasne, może jeszcze kiedyś na siebie wpadniemy! – dodaje, a ja tylko
szybko macham mu na pożegnanie.
Dziwne. Nie sądziłam, że moje imię jest aż tak popularne, ale
widocznie…
9
Nadia

Wczoraj panowie po wielkich debatach, obradach i innych podobnych


pierdołach wzięli się do budowy altanki. Nie mam nic szczególnego do
roboty, więc z chęcią pomogę dziś pani Navarez w kuchni czy przy
sprzątaniu. Jakoś nie potrafię całymi dniami leżeć, tak jak na przykład
Madison. Scott powiedział mi, że praktycznie cały poprzedni dzień
przeleżała w domu, bo na dworze było za gorąco. Rzeczywiście, wyszła
z pokoju dopiero pod wieczór. Dziś też słońce mocno grzeje, więc pewnie
nie wynurzy się z domu.
Wychodzę zobaczyć, jak idzie chłopakom praca w ogrodzie.
– Nadia! – woła mnie Marcos. – Podejdź, ślicznotko – dodaje, a Ethan
momentalnie się odwraca i gniewnie mierzy mnie wzrokiem. O co mu
chodzi?
– Co się stało? – pytam, podchodząc. – Niech zgadnę – śmieję się – nie
możecie się dogadać?
– W ogóle mnie nie słuchają – mówi. – Zaczekaj, zrobimy eksperyment.
Enrique, złap z tamtej strony – zwraca się do brata.
Chłopaki układają belki, robiąc z nich schodki.
– Pozwól, piękna. – Marcos podaje mi dłoń.
– Co mam niby zrobić? – dociekam z zainteresowaniem.
– Wejść po tych schodkach – wyjaśnia. – Ostrożnie. Trzymaj moją
dłoń. – Posyła mi szeroki uśmiech.
– Okej, to mogę zrobić – zgadzam się i wchodzę na stopnie.
– No i co chcesz tym udowodnić? – pyta go Ethan.
– Jak ci się wchodziło? – zwraca się do mnie Marcos.
– Chyba normalnie… Choć może trochę tu wysoko. – Wzruszam
ramionami.
– O właśnie!
– Jak zrobimy niższe, to równie dobrze może ich nie być – rzuca Ethan.
– Stary, jak będziesz prowadził Madison do ołtarza, to zrozumiesz –
odpowiada mu Marcos, a ja się prostuję. Zdaję sobie sprawę, że bracia nie
wiedzą o mnie i Ethanie.
– Ona nie jest moją dziewczyną! – Ethan niemal syczy.
– Dobra – wtrąca Enrique – zróbmy niższe i zobaczymy – proponuje. –
Nadia, spróbujcie. – Patrzy na mnie i Ethana.
– Że co? – Potrząsam głową.
– Ethan, pomóż Nadii. – Enrique zwraca mu uwagę.
Scott aż przesłania dłonią twarz, a ja niepewnie zerkam na Ethana.
Chłopak powoli wyciąga rękę w moim kierunku, obdarzając mnie
łagodnym spojrzeniem. Biorę go pod ramię, a gdy drugą ręką chwyta moją
dłoń, czuję ciepło i przyjemny dreszcz.
– Cofnijcie się parę kroków. Musi być tak, jakbyście szli do ołtarza –
sugeruje Enrique.
No jasne!
– Dobra, stąd też może być – na moje szczęście wtrąca Scott – przecież
chodzi o schodki.
Na drżących nogach daję się prowadzić Ethanowi po schodkach do
jeszcze prowizorycznego ołtarza. Cóż za absurdalna sytuacja. Można by
pomyśleć, że wyglądamy jak para zakochanych, ale tak nie jest.
Niezręcznie mi, a Ethan na dodatek ściska moją dłoń, jakby się bał, że mu
ucieknę. Patrzę pod nogi, nawet na chwilę nie podnosząc na niego wzroku,
ale czuję, że on na mnie patrzy.
Czy możemy już skończyć?
– I jak teraz, Nadia? – Głos Enrique wyrywa mnie z lekkiego transu.
– Ta… tak… O wiele lepiej – odpowiadam zmieszana.
– Może pan pocałować pannę młodą – rzuca z uśmiechem Marcos.
– Bardzo śmieszne – fukam i puszczam rękę Ethana, po czym schodzę
ze stopni.
– Ethan! – woła go Madison, idąc ku nam z dzwoniącym telefonem. –
Ethan, zrób coś z tym, bo mi już głowa pęka – dodaje poirytowana.
Chłopak bierze od niej komórkę i wycisza dźwięk.
– Ethan, nudzę się. – Zarzuca mu ręce na szyję, a ja, choć wolałabym
tego nie widzieć, nie potrafię odwrócić wzroku. – Może byśmy coś
porobili? – Och, chyba wiem co.
– Pracuję – odpowiada chłodno i delikatnie zrzuca z siebie jej dłonie.
– Może wieczorem pojedziemy do centrum na jakąś imprezę? – upiera
się.
– Madison, nie wiem, kiedy skończymy – wymiguje się Ethan.
– Oj, przecież i tak dziś tego nie zbudujecie.
– Ja się wybieram wieczorem do Lloret – wtrąca Marcos – jeśli Ethan
nie ma nic przeciwko, mogę cię zabrać – proponuje jej, na co dziewczyna
się uśmiecha.
– Ale super! To zacznę się szykować – dodaje podekscytowana
i biegnie do domu.
– Stary, nie masz nic przeciwko? – Marcos zwraca się do Ethana.
– Madison nie była, nie jest i nie będzie moją dziewczyną – odpowiada
lekko poirytowany. – Może wróćmy do pracy, skoro zamierzacie
wieczorem imprezować?
– Dobra, wyluzuj.
Oho, atmosfera zaczyna robić się napięta. Czas zmykać, bo nie
wiadomo, co jeszcze przyjdzie im do głowy.
– Skoro już wszystko wiecie, to ja wracam do domu – oznajmiam, po
czym się odwracam i kieruję w stronę willi.
Uch… Muszę się w końcu ogarnąć. Wytrzymam jeszcze te kilka dni.
Ethan z Madison wylatują w niedzielę zaraz po weselu, bo w poniedziałek
dziewczyna jedzie na sesję zdjęciową. Jest modelką. Wiadomo, z takim
ciałem… Ethan zawsze miał słabość do szczupłych, niebieskookich
blondynek z kształtami tam, gdzie trzeba. Ja jestem kompletnym tego
przeciwieństwem: niewysoka, bo mierząca zaledwie sto pięćdziesiąt pięć
centymetrów wzrostu, szatynka o zielonych oczach, z małym biustem.
Zdecydowanie nie jestem w jego typie.
– Nadia, zaczekaj! – Słyszę za sobą nagle głos Ethana.
Nie wiem, dlaczego się zatrzymuję. Czasem ludzie robią pewne rzeczy
odruchowo. Odwracamy się, gdy trąbi samochód, choć wcale nie na nas.
Schylamy się, przechodząc pod znakiem, choć spokojnie się mieścimy. A ja
się odwracam, gdy słyszę, jak ktoś mnie woła.
Ethan podbiega do mnie i zatrzymuje się dosłownie dwa kroki przed
mną. Wciąga powietrze głęboko w płuca i patrzy na mnie tak zadziornie,
łobuzersko. Kiedyś potrafił rozpalić mnie tym spojrzeniem, teraz… Teraz
powstrzymuję się, by nie ulec.
– Coś się stało? – pytam, bo przyglądanie się mu wcale mi nie służy.
Niech powie, o co chodzi, i idźmy każde w swoją stronę.
– Ty mi powiedz. – Unosi głowę.
– Ja? – Dziwię się. – Nie rozumiem.
– Zadrżałaś, gdy cię dotknąłem – mówi pewnie, a ja mam ochotę się za
to zbesztać.
– Ach, o to ci chodzi. – Myśl, Nadia, myśl! – To przez wiatr.
– Wiatr? – Opiera dłonie na biodrach i uśmiecha się lekko. – Jest jakieś
trzydzieści stopni, żadnej chmury – spogląda na niebo – a o wietrze to już
w ogóle możemy zapomnieć.
Brawo, Nadia, to było świetne, ironizuję w myślach.
– Nie zapomniałaś o mnie, tak jak ja nie zapomniałem o tobie. –
Kompletnie mnie tymi słowami zaskakuje.
– Jak mogłabym zapomnieć – odpowiadam ironicznie. – W głowie mam
taki szczególny obraz z pewnej imprezy – dodaję, a on przewraca oczami.
– Nawet nie chciałaś usłyszeć, co się tam wydarzyło.
– Bo wszystko widziałam! – podkreślam. – Czy ty zdajesz sobie
sprawę, jak mnie potraktowałeś? Złamałeś mi serce, upokorzyłeś mnie
przed wszystkimi i uparcie chcesz do tego wracać. Po co, Ethan? To już nie
ma sensu.
– Nadia, przeprosiłem cię, naprawdę tego żałuję. Nigdy bym cię celowo
nie zranił. – Wzdycha, a jego wyraz twarzy jest smutny, przygnębiony. – Co
jeszcze mam zrobić?
– Dać mi spokój.
– A co, jeśli nie chcę? – Robi krok w moją stronę, przez co znów jest
bardzo blisko.
– Nie zawracaj sobie mną głowy, mnóstwo dziewczyn z pewnością się
koło ciebie kręci. – Oj, to zabrzmiało, jakbym miała do niego o to pretensje.
– Nie chcę ich – delikatnie kładzie dłoń na mojej talii – chcę ciebie –
szepcze i nachyla się, jakby chciał mnie, cholera, pocałować.
Skłamałabym, gdybym teraz powiedziała, że w ogóle to na mnie nie
działa. Najchętniej zatraciłabym się w nim, w jego ramionach i zapomniała
o całym świecie, ale nie mogę sobie na to pozwolić. Jego pocałunki mogą
być dla mnie zgubne. Strącam z siebie jego dłoń i się odsuwam.
– Ethan, między nami wszystko skończone – dodaję, po czym
spoglądam na niego ostatni raz i idę do domu.
Trochę się zaniepokoiłam, bo w jego oczach dostrzegłam coś, czego nie
widziałam nigdy wcześniej, coś zupełnie nowego. Sama nie wiem, co o tym
myśleć. Sądziłam, że tak naprawdę przez cały ten czas zamienimy jedynie
„cześć”, że Ethan też nie będzie chciał ze mną rozmawiać, a jemu się
zebrało na wspomnienia.
Szlag!
Wieczorem zostaję w domu sama ze Scottem, ale on wcześnie idzie
spać. Jest przybity, w końcu miał tu być z Caroline. Staram się dotrzymać
mu towarzystwa, podnieść go na duchu, ale wiem, że to nie to samo.
Enrique, Marcos i Madison pojechali do Lloret na imprezę, Ethana też
gdzieś wcięło. Nie ma go na pewno na terenie posiadłości, bo widziałam
wcześniej, jak wychodził. Nie chce mi się spać, więc zabieram duży ręcznik
i wychodzę popływać. Upewniam się, że jestem sama, kładę ręcznik blisko
drabinki, po czym wyskakuję z ubrań i odkładam je na leżak. Ostrożnie i po
cichu wchodzę do wody. Nie chcę budzić Scotta ani pani Navarez. Nie
czułabym się komfortowo, gdyby któreś z nich przyłapało mnie w basenie
zupełnie nago, ale woda jest tak przyjemnie ciepła po całym dniu, że nie
jestem w stanie sobie odmówić tej kąpieli. Pływam przez jakiś czas, a w
pewnej chwili obracam się na plecy i dostrzegam… jego.
Ożeż kurwa!
Zanurzam się na moment, ale długo pod wodą nie wytrzymam.
Wynurzam się powoli i podnoszę wzrok na Ethana. Cwaniak! W jednej
dłoni trzyma piwo, a w drugiej mój ręcznik. Na jego twarzy maluje się
jednocześnie zadziorny i seksowny uśmiech.
– Oddaj mi ręcznik – mówię, podpływając bliżej.
– Weź go sobie – odpowiada i robi krok w tył.
– Przestań, to nie jest śmieszne.
– Maleńka, to tylko kilka kroków, no, chyba że…
Doskonale wiem, że robi to celowo. Próbuje mnie zawstydzić, bo sądzi,
że nie odważę się wyjść z wody i stanąć przed nim zupełnie nago. Patrzy na
mnie wymownie, a ta jego pewność siebie tylko mnie zachęca, by to zrobić:
przypomnieć mu, co stracił i czego nie odzyska. Skoro chce się tak bawić,
to podejmuję wyzwanie.
– Nadia – ponagla mnie.
Och, chyba mnie nie znasz, Ethanie Harper.
Podpływam do drabinki, chwytam się poręczy i powoli wychodzę
z wody. O tak, popatrz sobie. Początkowo jestem trochę skrępowana, ale
już po pierwszych niepewnych krokach zbieram się w sobie, dumnie
podnoszę na niego wzrok i podchodzę bliżej. Pokażę mu! Pokażę, że mógł
mieć to wszystko, a jednak wolał zabawę.
– O kurwa… – klnie cicho, a oczy aż mu błyszczą.
Widzę, jak patrzy na mnie z pożądaniem i żarem. Jak spogląda na moje
nagie piersi, po których spływa woda. Jak rozchyla usta, po czym
wstrzymuje oddech. Jak jego wzrok błagalnie wędruje po moim ciele i jak
jego podniecenie osiąga zenit. Odważam się posunąć krok dalej, by zapłacił
mi za kradzież ręcznika. Przysuwam się do niego na tyle blisko, że
przyklejam się do jego ciała, mocząc mu delikatnie ubranie.
– Chryste, torturujesz mnie – chrypi zmysłowo, a ja celowo ocieram się
o niego, czując jego nabrzmiałą męskość. Sama jestem już rozpalona
i gdyby nie ta cała cholerna przeszłość, ten wieczór chyba skończyłby się
bardzo niegrzecznie.
– I co z tym zrobimy? – pytam zadziornie.
– Jezu, mała – chwyta mnie w pasie i przyciska mocniej do siebie – czy
ty mi właśnie proponujesz… – urywa i warczy cicho.
– Dokładnie, Ethan, proponuję ci… – odsuwam się od niego delikatnie,
a jego wzrok wyraża w tym momencie jedno: „Pragnę cię tu i teraz” –
oddanie mi ręcznika – dodaję, wyszarpuję mu go i się zasłaniam.
– Na… – zaczyna, ale przerywam mu, przykładając na moment palec do
jego miękkich warg.
– Popatrzyłeś sobie? To teraz daj mi spokój.
– Tak się nie robi. – Rozczarowany próbuje wywołać we mnie poczucie
winy.
– Nic już więcej nie mów. – Jeszcze raz spoglądam w jego płonące
z podniecenia oczy, po czym zabieram resztę rzeczy i wchodzę do domu.
Dopiero gdy przekraczam próg, opuszcza mnie napięcie. Trzęsę się jak
galaretka, a moje serce dudni tak mocno, że bez problemu je słyszę. Jestem
cholernie podniecona, a pulsowanie między nogami staje się nie do
zniesienia.
Chryste, to będzie trudne i dla mnie. Ethan mi tego nie odpuści. Czuję
to. Och, w co ja się wplątałam?
10
Ethan

Ledwo się powstrzymuję, by za nią nie pobiec i przelecieć jej na wszystkie


możliwe sposoby. Ona wciąż na mnie działa, i to cholernie. Nie, nie pieprzę
się z Madison, choć wiem, że by tego chciała. Owszem, jest piękna,
seksowna, ale… Zmieniłem się. Naprawdę. Nadia jest niesprawiedliwa,
nawet nie chce mnie wysłuchać i sądzi, że jestem tym samym facetem co
wtedy. Nie wie o wszystkim, co się wydarzyło na tamtej imprezie, i nie wie,
jak bardzo pewne wydarzenie zmieniło moje życie. Nikt, nawet z rodziny,
nie wie, dlaczego nie wracam do Liverpoolu. Po rozstaniu z Nadią
wyjechałem najpierw do Manchesteru, a potem do Cambridge. To tam
wszystko się zmieniło i to tam jest teraz moje miejsce. Nie wiem, czy
powinienem powiedzieć o tym wszystkim Nadii. Chyba jeszcze nie jestem
na to gotowy. Zresztą ona nawet nie chce ze mną rozmawiać. Nie zmienia
to faktu, że chętnie bym jej przypomniał stare, dobre czasy. Wiem, że ona
też tego chce. Czułem jej drżenie, sama też była podniecona. Widziałem to
w jej oczach, ustach, które chciały mnie pocałować, dłoniach, które mnie
dotykały. Wiem, że sama chciała więcej.
Nie wytrzymuję! Po paru minutach stania przy basenie ze sterczącym
fiutem idę za Nadią. Zdaję sobie sprawę, że nie padnie przede mną na
kolana… Choć to bardzo kusząca myśl. Muszę ją szybko od siebie odsunąć,
bo póki co dziewczyna nie daje mi żadnych szans.
Gdyby tylko znała o mnie prawdę…
Podchodzę do drzwi, biorę głęboki wdech i pukam. Nadia otwiera
niemalże natychmiast, tak jakby się mnie spodziewała. Zdążyła włożyć
szlafrok, ale wyobraźnia podpowiada mi, że pod nim jest zupełnie naga.
Splata dłonie i staje przede mną taka seksowna, taka kusząca, że czuję,
jakbym tracił nad sobą kontrolę. Rozchyla lekko usta, spoglądając na mnie
spod półprzymkniętych powiek. Jestem pewien, że chce dokładnie tego
samego co ja.
– Dlaczego to robisz? – pytam, zmniejszając dystans między nami.
– Co robię, Ethan? – Jej głos przybiera bardzo zmysłową barwę, przez
co mój fiut daje mocno o sobie znać.
– Dobrze wiesz. – Znów robię krok do przodu, ale tym razem Nadia
chwyta za drzwi, nie pozwalając, bym jeszcze bardziej się zbliżył.
Boisz się, maleńka. Boisz się, że mi ulegniesz. I są to uzasadnione
obawy.
Gdyby tylko się nie wzbraniała, nie opierała, mógłbym jej przypomnieć,
jak nam było razem przyjemnie. Seks z nią był jak jedzenie ciastek z ciasta
francuskiego z budyniem. Każdy, kto mnie zna, wie, że ich nie odmawiam.
Nie przepadam za słodyczami, ale te ciastka pochłaniam tonami i nigdy nie
mam dość. Mam totalnego świra na ich punkcie. Mógłbym je jeść o każdej
porze dnia i nocy. Uwielbiam te cieniutkie, kruche listki ciasta w połączeniu
z puszystym i aksamitnym budyniem. Poważnie, niebo w gębie. Kurwa,
pierdolona rozkosz! Zupełnie jak z Nadią. Nigdy nie mogłem się nią
nasycić, napatrzeć na jej perfekcyjne ciało. Nigdy nie miałem dość jej
dotyku, pocałunków i tego, w jaki sposób na mnie patrzy.
– Nie robię nic szczególnego – mówi po chwili.
– A gdybym ci powiedział, że patrzysz na mnie z takim samym
pożądaniem jak kiedyś? Że widzę, jak na mnie reagujesz? Że podobało ci
się, jak przycisnąłem cię do siebie, i poczułaś, jaki jestem twardy? –
wymieniam, a ona lekko przygryza wargę. – Co byś powiedziała?
Na jej twarzy pojawia się lekki uśmiech. Na moment przymyka oczy,
ale już po chwili patrzy na mnie dumnie i pewnie. Zatracam się w niej.
Kurewsko się w niej zatracam.
– Co bym powiedziała? – Przechyla delikatnie głowę. – Że za dużo
sobie wyobrażasz – kwituje.
Przecież wiem, że oszukuje samą siebie. Widzę i czuję, jaka jest
podniecona. Wiem, że nawaliłem, ale gdyby tylko dała mi szansę i mnie
wysłuchała…
– Ethan, jestem już śpiąca – mówi. – Dobranoc.
Potakuję, nie byłbym jednak sobą, gdybym tak to teraz zostawił.
Z jednej strony wiem, że jest na mnie zła, i powinienem dać jej spokój, ale
z drugiej po prostu nie mogę. Muszę ją poczuć. Choć na chwilę, bo inaczej
oszaleję.
Kiedy Nadia lekko przymyka drzwi, zatrzymuję je, nie pozwalając, by
zamknęła mi je przed nosem.
– Co robisz? – pyta, a jej drżenie pobudza mnie jeszcze bardziej.
Nic nie odpowiadam. Ten wieczór albo zaraz się skończy właśnie tak,
jak powinien, albo dostanę w pysk. Ujmuję jej twarz w dłonie i szybko, nie
dając jej chwili na reakcję, wpijam się w usta dziewczyny.
Kurwa, ale mi tego brakowało!
Chyba lekko zszokowana, Nadia na moment zastyga, ale już
w następnej sekundzie dzieje się to, na co liczyłem. Dziewczyna
odwzajemnia mój pocałunek, a jej usta opuszcza zmysłowy jęk. Jest lepiej,
niżbym oczekiwał. Nie odpycha mnie, a wręcz pozwala, bym wsunął język
w jej usta. Smakuje tak zajebiście dobrze, że chyba nigdy nie oderwę się od
jej warg. Przesuwam jedną rękę na jej talię i przyciskam ją do siebie.
Z pewnością czuje, jak na mnie działa. Rozpala mnie do czerwoności.
Marzę, by teraz leżała pode mną, wijąc się z rozkoszy. Chcę jej to dać,
chcę, by mnie poczuła i wiedziała, że jest najważniejsza, że pragnę ją
zaspokoić. Zawładnęła mną i jestem w stanie poświęcić dla niej wszystko.
Robię kolejny krok, chwytam za pasek przy jej szlafroku i go
odwiązuję. Cholera, aż mi się ręce trzęsą. Fiut zaraz rozerwie mi spodenki.
Ja pierdolę, to się naprawdę stanie!
Nagle Nadia przerywa jednak nasz gorący pocałunek i pospiesznie
poprawia szlafrok.
Co jest?
– Ethan, nie. – Kręci głową, a w jej spojrzeniu dostrzegam już smutek
i ból. Nie jest w stanie mi tego wybaczyć. – Proszę cię, wyjdź.
– Ale…
– Nie – mówi stanowczo. – Cokolwiek się wydarzyło, widocznie tak
musiało być. Nie jesteśmy sobie przeznaczeni. – Rozkłada bezradnie ręce,
a jej oczy szklą się od napływających łez.
– Mała…
– Wyjdź, Ethan – powtarza stanowczo, po czym wypycha mnie na
korytarz i zamyka drzwi.
Kurwa mać!
Zaciskam mocno dłonie w pięści. Chcę tam wrócić i żądać wyjaśnień.
Dała mi się pocałować, i to w taki sposób. To nie był zwykły pocałunek,
tylko namiętny, dziki, gorący. Pozwoliła mi tak się do siebie zbliżyć, po
czym wyrzuciła mnie z pokoju.
Szlag!
Gdy chcę złapać za klamkę, słyszę podjeżdżające pod dom auto. Oho,
imprezowicze wrócili. Czemu tak wcześnie?
Po chwili cała trójka rozbawiona wchodzi do domu.
– Ethan, tygrysie mój – nieźle wstawiona Madison podchodzi do mnie
chwiejnym krokiem i zarzuca mi ręce na szyję – dziś ci nie odpuszczę –
mamrocze.
Tak, jasne.
– Madison, połóż się lepiej. – Zrzucam z siebie jej ręce, ale
przytrzymuję ją, bo inaczej się przewróci.
– Señorita, ja się tobą chętnie zajmę – odzywa się Marcos.
Ja pierdolę…
– Ty mi tu nie seniorituj, bo masz żonę – Madison zwraca mu uwagę.
– Nie przeszkadzało ci to, gdy się całowaliśmy.
– Całowaliście się? – Spoglądam na nią gniewnie.
– Mówiłeś, że nie jest twoją dziewczyną – przypomina Marcos.
– Kurwa, nie o to chodzi! – Palant! – I ty na to pozwoliłeś? – zwracam
się do Enrique.
– A co miałem zrobić? – Wzrusza ramionami. – Uciąć mu głowę czy
fiuta?
– Kurwa!
– I tak zdradzi Evę – dodaje Enrique zupełnie na luzie. – Taki już jest.
– Weź się odpierdol – warczy na niego brat. – Moje życie, moja
sprawa – podkreśla.
– Dobra, zaczyna się… – Enrique macha dłonią. – Na razie – dodaje
i rusza do swojego pokoju.
– Señorita. – Marcos wymownie spogląda na Madison.
– Nie wygłupiaj się – szepczę jej do ucha.
Dziewczyna odwraca się do mnie i posyła mi drwiący uśmiech.
– Wzdychaj sobie dalej do Nadii – rzuca ironicznie. – Albo lepiej sobie
zwal, patrząc na jej zdjęcie – dodaje, po czym razem z tym dupkiem
Marcosem idą rozbawieni do niego.
Pierdolę to! Niech robią, co chcą. Nie moja sprawa. Nie jestem
z Madison i jeśli chce się z nim pieprzyć, to droga wolna. Zaczynam tylko
żałować, że ją zabrałem. Kiedy usłyszała o Hiszpanii, praktycznie się
wprosiła, a ja uznałem, że nie jest to aż taki głupi pomysł – przynajmniej
matka nie będzie truć, że przyjechałem sam, by podrywać laski. Madison
jednak się zorientowała, że Nadia nie jest mi obojętna, i jest o nią
zazdrosna. Oby do niedzieli…
11
Nadia

– Znowu mi się przyglądasz – zwracam mu uwagę.


– Po prostu lubię na ciebie patrzeć.
– Dlaczego?
– Bo jesteś niezwykle piękna. – Przysuwa się do mnie, uśmiechając się.
– Wiesz, żaden facet nigdy nie patrzył na mnie tak jak ty – wyznaję.
– I dobrze. – Chwyta mnie za dłonie. – Tylko ja tak na ciebie mogę
patrzeć.
– Bo?
– Bo jesteś moja – mówi władczo.
Zarzucam mu ręce na szyję i przysuwam swoje usta do jego. Uwielbiam
być tak blisko niego, czuć bicie jego serca, jego oddech, jego seksowny
zapach. Kompletnie się w nim zatracam.
– Co byś powiedziała, gdybyśmy inaczej spożytkowali tę przerwę? –
szepcze mi do ucha.
– Co konkretnie masz na myśli? – Chichoczę.
– Chodź – mówi, po czym łapie mnie za rękę i prowadzi w stronę
zaplecza.
– A twój szef?
– Będzie najwcześniej przed piątą – odpowiada, gdy wchodzimy do
środka. Zamyka drzwi na klucz, po czym zasuwa rolety.
– A klienci? – dopytuję.
– O tej porze mamy przerwę – wyjaśnia i ściąga koszulkę, ukazując mi
swój wyrzeźbiony tors.
– I co będziemy robić? – droczę się z nim.
Opieram się o biurko, a Ethan podchodzi do mnie bliżej. Więzi mnie
między swoimi ramionami, ale ja wcale nie protestuję. W środku cała płonę
i niecierpliwie czekam na to, co zaraz się stanie. Mój ukochany chwyta
mnie w talii i sadza na biurku, a następnie staje między moimi nogami.
Obejmuję go za szyję, a on złącza swoje usta z moimi w gorącym
pocałunku. Czuję jego dłonie przesuwające się po moich nagich udach.
Sukienka to był jednak dobry wybór.
Drżę, gdy przesuwa dłoń wyżej i natrafia na moją bieliznę.
– Ethan… – jęczę mu w usta.
Chłopak odchyla cienki materiał moich majtek i wsuwa we mnie dwa
palce. O cholera! Czuję, jak moje mokre wnętrze wręcz pulsuje
z podniecenia.
– Chryste, jesteś taka napalona – chrypi, poruszając palcami w mojej
cipce.
– Ethan, torturujesz mnie… – Ledwo się powstrzymuję, żeby nie
krzyknąć, by mnie pieprzył.
Kiedy wysuwa ze mnie palce, czuję niedosyt, bo rozpalił mnie do granic
możliwości, ale Ethan szybko wyciąga prezerwatywę z kieszeni i zsuwa
spodnie. Jak ja go strasznie pragnę! Przesuwa mnie na brzeg biurka
i płynnym ruchem we mnie wchodzi. Przygryzam wargę. Jest spory, a ja
ciasno go otulam. Uwielbiam czuć go w sobie, jak mnie rozpycha, wypełnia
po brzegi. Każdy jego ruch daje mi zupełnie coś innego, tak jakby za
każdym razem chciał, bym zapamiętała, że jestem tylko jego. Oplatam go
mocno nogami w pasie i zaciskam dłonie na krawędzi biurka, odchylając
się lekko do tyłu. Ethan na moment się zatrzymuje, ale tylko po to, by
ściągnąć mi sukienkę. Teraz ma idealny widok na moje nagie ciało, gdyż
nie założyłam stanika. Widzę, z jakim pożądaniem na mnie patrzy. Jego
oczy szklą się z podniecenia. Zaciska mocno wargi, łapie krótkie urywane
oddechy. Jedną ręką przytrzymuje mnie w pasie, a drugą ściska pierś.
– Odwróć się, mała – mówi. Wysuwa się ze mnie, a ja wykonuję jego
polecenie.
Opieram dłonie na blacie i wypinam się w jego stronę. Ethan gładzi
moje pośladki, po czym wymierza mi solidnego klapsa, aż się prostuję.
– Jesteś taka idealna, doskonała – mruczy, nachylając się do mojego
ucha. – Mam ochotę ostro pieprzyć twoją ciasną cipkę.
– Zrób to – dyszę i wypinam się mocniej, dając mu znak, że właśnie
tego teraz potrzebuję.
Chłopak się podnosi, chwyta mnie jedną ręką w pasie, po czym mocno
się we mnie wbija i dokładnie tak jak powiedział – ostro mnie pieprzy.
– Ethan! – krzyczę, kiedy wsuwa się i wysuwa ze mnie raz za razem.
Jego ruchy są zdecydowanie szybsze, głębsze i mocniejsze. Słyszę jego
zmysłowe warknięcia za plecami, gdy we mnie uderza. A robi to tak
energicznie, że aż całe biurko przesuwa się razem z nami. Ethan chwyta
moje włosy, owija je sobie wokół dłoni i lekko za nie pociąga. Wiem, jak to
lubi. Daje mu to władzę i pełną kontrolę, a to go niesamowicie kręci.
Czuję, jak z każdym jego pchnięciem jestem bliżej spełnienia. Chłopak
ściska drugą dłonią mój pośladek i przyspiesza, pieprzy mnie coraz
mocniej, aż szczytuję, wykrzykując jego imię. Po dwóch kolejnych
pchnięciach i on zastyga w bezruchu.
Nagle czuję jakieś szarpnięcie i gwałtownie otwieram oczy.
Och…
Stoi nade mną Ethan i wyciera się ręcznikiem, pod którym leżałam.
Jakby tego było mało, nie ma na sobie koszulki. Przełykam ślinę na widok
jego wyrzeźbionych mięśni, których nie otula nawet gram tkanki
tłuszczowej. To powinno być karalne. Nie wolno tak wyglądać, zwłaszcza
jak się jest czyimś byłym facetem. Przyjechałam tu, nienawidząc go, ale on
oczywiście wszystko musi psuć. Mój czteroletni celibat też w niczym mi
nie pomaga. Do tego to, jak mnie wczoraj pocałował… Mało brakowało,
bym się kompletnie w nim zatraciła, zapominając o całym świecie.
Nietrudno zauważyć, że i Ethan przygląda mi się uważnie. Czuję, jak na
moim ciele pojawia się gęsia skórka, gdy lustruje mnie fragment po
fragmencie. Przygryza wargę, patrząc na dół mojego bikini, po czym przez
chwilę zatrzymuje wzrok na moich piersiach.
– Co się tak patrzysz? – Podpieram się na łokciach.
– Chyba dobrze ci się spało. – Uśmiecha się tajemniczo.
– Co masz na myśli? – Marszczę brwi.
– Jęczałaś moje imię, i to tak zmysłowo – odpowiada i zajmuje miejsce
na leżaku obok.
– Chyba cię głowa boli – prycham, ale czuję, jak moje policzki
pokrywają się rumieńcem.
Cholera! Przysnęłam, ale akurat to, co mi się śniło, faktycznie się
wydarzyło. Dobrze pamiętam ten dzień i bardzo przyjemnie go
wspominam. Nie wiem, dlaczego wracam do tych wspomnień. Czy mi tego
brakuje? Czy brakuje mi Ethana? Nie chcę znać odpowiedzi na te pytania.
– Dobrze słyszałem.
– Za dużo cukru się najadłeś? Pewnie po kryjomu wcinasz te ciastka
francuskie – fukam.
– O, jak miło, że pamiętasz. – Uśmiecha się łobuzersko.
– Nie pamiętam. – Wzruszam ramionami.
– Nie wstydź się okazywać tego, jak na ciebie działam – mówi
pewnie. – Wiem, że jesteś teraz nieźle podniecona, zresztą sama wiesz, jak
mnie kręcisz – dodaje, a ja nie wytrzymuję i wybucham śmiechem.
– Jasne – prycham. – Tobie stoi na widok co drugiej kobiety na ziemi. –
Odwracam głowę w jego stronę.
– Ej, nieprawda! – oburza się.
– Dobra, nie mam zamiaru gadać o twoim fiucie. Skończyliście już
altankę? – pytam, zmieniając temat.
– Mamy przerwę. Słuchaj – podnosi się lekko – może wyskoczylibyśmy
gdzieś wieczorem?
– Czy ty mi proponujesz randkę? – Nie dowierzam.
– Miałem na myśli raczej zwykły wypad, ale podoba mi się twoje
nastawienie.
– Wiesz co, chyba słońce ci dziś za mocno przygrzało.
W tym momencie podchodzi do nas Madison. Zaczynam jej zazdrościć
figury, choć nie chce mi się wierzyć, że w kształt jej piersi nie ingerował
chirurg. Jezu, ona wygląda jak marzenie każdego faceta na świecie.
– Ethan, możemy pogadać? – Wygląda na niezbyt zadowoloną.
– Nie – odpowiada jej krótko i opada na leżak.
– Ethan, przestań. Masz zamiar się na mnie gniewać?
– A czy ja się gniewam? Po prostu nie chce mi się z tobą gadać –
dodaje, ale nawet nie podnosi na nią wzroku.
– Wiem, co myślisz, ale nie przespałam się z nim. Przysięgam.
Oho, widzę, że niektórzy nie marnują tu czasu. Obstawiam, że mówi
o którymś z braci. I chyba nawet wiem o którym.
– Madison – Ethan już się irytuje – nie obchodzi mnie to. Możesz się
pieprzyć, z kim chcesz, gdzie chcesz i kiedy chcesz.
– Wiesz co? Jesteś niesprawiedliwy, a ona i tak ma cię w dupie! – rzuca
nerwowo, po czym odwraca się na pięcie i wraca do domu.
Auć… chyba chodziło o mnie.
– Marcos? – pytam, odwróciwszy głowę w stronę Ethana.
– Spędzili ze sobą noc – odpowiada.
– Może nie robili nic złego?
– Nadia, on ma żonę i dziecko – podkreśla zdenerwowany. – Jak tak
można? – Kręci głową.
Zdecydowanie wiem, co czuje zdradzona kobieta. Marcos niszczy
własną rodzinę. Ucierpi na tym jego żona i syn, ale widocznie on nie ma
żadnych hamulców.
– Nadia, ja…
– Ethan, działamy! – woła go Scott, przerywając mu.
– Pomyśl o mojej propozycji – mówi, podnosząc się z leżaka.
– Jakiej?
– Dzisiejszym wypadzie – przypomina.
– Zapomnij – prycham i odwracam głowę w drugą stronę.
– W porządku, chętnie zagram w twoją grę – dodaje i rzuca na mnie
ręcznik.
Zawsze był pewny siebie, chyba jednak nie chce pamiętać, że znam też
jego drugą twarz. Wiem, że potrafi być czuły, troskliwy, wrażliwy, choć
zazwyczaj wygrywa jego pierwsza odsłona. Ta zdecydowanie dominuje.
12
Nadia

Ethanowi nie brakuje poczucia humoru. On naprawdę sądzi, że tak po


prostu wpadnę mu w ramiona? Moje ciało spragnione jego dotyku rwie się
do niego, w sercu jednak mam ból. Pewnie, że chciałabym wymazać to
wydarzenie z pamięci, chciałabym, by to się nigdy nie wydarzyło, ale tak
jak powiedziałam Ethanowi, widocznie nie jesteśmy sobie przeznaczeni.
Być może od początku miał to być niezwykle namiętny, ale krótki romans?
Być może tylko tyle mieliśmy razem przeżyć? Czy chciałabym czegoś
więcej? Boję się. Przyznaję, że się boję. Z jednej strony czuję, że nie
wykorzystaliśmy z Ethanem naszego czasu, a z drugiej nie wiem, jaki to by
miało teraz sens. Dlatego też w pewnym stopniu wzbraniam się przed jego
wyjaśnieniami. Może gdybyśmy to sobie wyjaśnili od razu… Ale teraz?
Wtedy jednak pękło mi serce i nie chciałam z nim rozmawiać, a potem
każde poszło w swoją stronę. Ponowne skrzyżowanie się naszych dróg po
latach nie powinno nam tak mieszać w życiu.
Mam nadzieję, że kiedyś wyrzucę Ethana z głowy…
Kiedy przechodzę przez hol, słyszę muzykę znad basenu. Podchodzę do
drzwi tarasowych i dostrzegam Marcosa tańczącego z butelką piwa. No
nieźle. Niestety chłopak zaraz mnie zauważa i woła, bym do niego
dołączyła. Kręcę głową i próbuję się wykręcić, ale ten wyciąga mnie
z domu. Wtedy się orientuję, że nie jest tu sam. W rogu na leżaku leży
Madison, a nieopodal siedzi znudzony Enrique.
– O co tu chodzi? – pytam Enrique.
– Ja tu tylko pilnuję tego debila, żeby się nie utopił – odpowiada, po
czym upija łyk soku pomarańczowego.
No tak, Marcos jest już nieco wstawiony i impreza nad basenem
mogłaby się zakończyć dla niego tragicznie.
– Nadia, bebé, ven aquí – odzywa się Marcos i wyciąga rękę w moim
kierunku.
– Nie da ci spokoju. – Enrique potrząsa głową.
– Jedna piosenka – zwracam się do Marcosa, a ten wykonuje ukłon
w moją stronę.
Chłopak przyciąga mnie do siebie trochę za mocno, zderzam się z nim
i niemalże od niego odbijam.
– Wybacz – mówi i posyła mi szeroki uśmiech.
Marcos całkiem nieźle się trzyma i muszę przyznać – bardzo dobrze
tańczy. Może leciutko plączą mu się nogi, ale policzywszy puste butelki,
stwierdzam, że pije już trzecią, więc jest naprawdę dobrze. Na szczęście
piosenka nie jest za szybka. Daję się porwać gorącym latynoskim rytmom,
niestety w pewnym momencie dłonie Marcosa niebezpiecznie schodzą
w dół moich pleców.
– Marcos – upominam go.
– Przepraszam, mała – mówi i zaprasza mnie do obrotu.
Chłopak podaje mi dłoń i tańczymy dalej, po chwili jednak odwraca
mnie tyłem do siebie i wtula się we mnie. Obejmuje mnie w pasie i zbliża
nos do zagłębienia mojej szyi. Okej, robi się niezręcznie. Wiem, że tylko się
wygłupia, bo trochę wypił, ale mimo wszystko za daleko się posuwa.
Wyszarpuję mu się i obracam przodem do niego, ale ten zaborczo przyciąga
mnie do siebie. Próbuję go odepchnąć, ale nie daję rady.
– Marcos, przestań. – Staram się uwolnić, dając mu do zrozumienia, że
przestało mi się podobać. – Puść mnie, okej? – Strącam jego dłonie, które
znowu wędrują na mój tyłek.
– Marcos, kurwa! – Enrique zrywa się z krzesła.
– Marcos! – W końcu siłą go odpycham.
– Jezu, Nadia, przepraszam. – Chłopak łapie się za głowę i chyba
dociera do niego, że przeholował.
Nagle ni stąd, ni zowąd zjawia się Ethan. Widzę, jak dosłownie
w ułamku sekundy doskakuje do Marcosa i przyszpila go do ściany.
– Trzymaj, kurwa, łapy przy sobie! – warczy wściekle.
Dobrze, że Enrique od razu reaguje i ich rozdziela, bo ja zastygam
w bezruchu. To wszystko dzieje się tak szybko, że nie jestem w stanie się
nawet ruszyć. Najpierw Marcos próbujący się do mnie dobrać, a teraz Ethan
z nadmiarem testosteronu. Co jest z tymi facetami nie tak? Do tego
rozbawiona sytuacją Madison. Dziewczyna wstaje, poprawia szlafrok
i podchodzi do mnie z ironicznym uśmiechem.
– Kto by pomyślał? Dwóch gorących facetów się o ciebie bije – drwi,
po czym wchodzi do domu.
Idiotka!
– Przestaniecie, kretyni? – upominam ich.
– Nadia, przepraszam. – Marcos ze skruchą składa ręce jak do
modlitwy. – Debil ze mnie – przyznaje i spuszcza na chwilę wzrok. –
Przepraszam, wybacz mi.
– Dobra, uspokój się już – wzdycham i przeczesuję dłonią włosy – po
prostu więcej tego nie rób.
– Przysięgam.
– Nie zrobi tego, bo go zatłukę! – grozi mu Ethan.
– Pytał cię ktoś o zdanie? – syczę gniewnie. – Ty też daj mi spokój! –
rzucam cała w nerwach i idę w stronę ogrodu.
Mam wrażenie, że Ethan zamienił się w mój cień, bo ciągle jest gdzieś
w pobliżu. Czego on ode mnie chce? Jego obecność wszystko utrudnia.
Naprawdę sądziłam, że będziemy raczej unikać swojego towarzystwa,
chociaż ja sama też nie jestem bez winy. Z jednej strony chcę, by trzymał
się ode mnie z daleka, a z drugiej dostrzegam w nim to, co tak mnie
pociągało, i niestety dochodzę do wniosku, że wciąż w jakiś sposób to na
mnie działa.
Oby wytrzymać do niedzieli…
– Nadia! – Słyszę za plecami głos Ethana.
Czy ja właśnie nie wspomniałam o tym, że zamienił się w mój cień?
– Ethan, chcę zostać sama – próbuję go zbyć.
– Nadia, przepraszam. – Nie odpuszcza. – Chciałem tylko cię obronić.
Jezu, a czy ja potrzebuję pieprzonego rycerza na pieprzonym białym
koniu?
– W porządku, Ethan – mówię spokojniej – ale nie działaj tak
impulsywnie. Marcos nie jest szkodliwy, może i jest dupkiem, ale
poradziłabym sobie z nim.
– Uważaj na niego – ostrzega.
– Nie no, ty tak poważnie? – Marszczę brwi. – On ma żonę i dziecko,
nie interesują mnie zajęci faceci.
– A jacy cię interesują? – pyta z zaciekawieniem, a ja się śmieję.
– Nic z tego, Ethan. Poza tym nie mam czasu na facetów, związki –
wymiguję się.
– Minęły cztery lata – drąży temat. – Nie miałaś nikogo?
– Ale ty jesteś ciekawski – upominam go lekko żartobliwie.
– Wiesz, jesteś niesamowicie piękna, mądra, dziewczyna marzenie –
zaskakuje mnie tymi komplementami – więc dziwi mnie, że się z nikim nie
spotykałaś. – Nieco zmieszany drapie się po karku.
– Przecież tego nie powiedziałam – przypominam mu.
– Nie? – Robi wielkie oczy. – Czyli…
– Czyli jestem zmęczona i idę do siebie – zmieniam temat i uśmiecham
się pod nosem, bo Ethanowi chyba włączył się jakiś tryb zazdrośnika.
– Ale, Nadia…
Mijam go i idę prosto do domu. Oczywiście nie powiem mu prawdy –
że żaden chłopak nie miał szans. Niestety każdego porównywałam do niego
i każdemu czegoś brakowało. Nawet jeśli wydawał się idealny, to nie miał
tego czegoś, co ma Ethan.
Kiedy wracam do pokoju, włączam laptopa i otwieram folder, w którym
są zdjęcia moje i Ethana. Ładnie razem wyglądamy… Przez chwilę nawet
myślę, że to mogło się udać. Może wystarczyło ochłonąć? Może trzeba było
go wysłuchać? A może tak właśnie miało być? Co, jeśli Ethan jednak nie
ma nic na swoją obronę? Po co do tego wracać i zadręczać się na nowo?
Nasz związek wcale nie ociekał lukrem, owszem, sprzeczaliśmy się, ale
staraliśmy się nie robić z tego wielkiego dramatu. Największą przeszkodą
była reputacja Ethana. Dziewczyny mi go po prostu zazdrościły i nie mogły
pogodzić się z tym, że się mną zainteresował – tą, która tak naprawdę
o niego nie zabiegała. To właśnie je najbardziej bolało. Wiedziałam, że po
tym wszystkim były po prostu szczęśliwe. Skoro żadna z nich nie mogła go
mieć, to ja też nie powinnam.
13
Nadia

Do wesela Cristine i Victora coraz bliżej. Jutro wszyscy się tu zjadą, więc
dom będzie pełen ludzi. Altanka jest już prawie skończona i muszę
przyznać, że drewniana konstrukcja wygląda niesamowicie w otoczeniu
drzew, które zdobią białe kwiaty. Od Scotta wiem, że to katalpy, właśnie
teraz kwitną. Ciemne drewno idealnie się komponuje z błyszczącą białą
organzą efektownie upiętą na filarach, która dodatkowo będzie przystrojona
różowymi kwiatami. W ogóle będzie tu sporo kwiatów – jeszcze
w girlandach i w wazonach. Do tego ścieżka prowadząca do ołtarza będzie
obsypana płatkami róż. Jest również piękny łuk ozdobiony łabędziami
z origami. Cristine uwielbia takie drobiazgi. Jestem pewna, że młodzi będą
zachwyceni. Mnie się bardzo podoba, choć nie jestem typową romantyczką
jak panna młoda. Cristine to taka artystyczna dusza. W szkole należała do
kółka teatralnego i zawsze grała główne żeńskie role w przedstawieniach.
Tak zagrała Julię Capuleti, że aż sięgnęłam po książkę, choć nie
przepadałam za lekturami. Po zakończeniu nauki w szkole teatralnej
poznała Victora. Kilka miesięcy później przyjechali tu, do Hiszpanii,
i zamieszkali u niego. Scott mówił, że Cristine grała w kilku spektaklach
i postanowiła poprowadzić zajęcia koła teatralnego dla młodzieży. Jestem
pewna, że ta oprawa przyjęcia weselnego jej się spodoba.
– Śpisz? – Słyszę nagle nad sobą głos Scotta, więc zsuwam kapelusz
z twarzy.
– Nie – mrużę lekko oczy – chciałam poczytać, ale na słońcu jakoś nie
mogę – dodaję, podpierając się na łokciach. – Skończyliście?
– Dwie godziny i będzie gotowa – odpowiada i podwija koszulkę, by
otrzeć pot z twarzy. Muszę przyznać, że Scott całkiem dobrze się
prezentuje. Trudno się dziwić, jest pływakiem. Zdobył pierwsze miejsce
w zeszłorocznych zawodach pływackich.
– Wow, nieźle.
– Wieczorem wybieramy się na imprezę. Przyłączysz się? – pyta.
– Serio, będziecie mieć siłę? – Dziwię się, bo praktycznie od tygodnia
zasuwają przy budowie altanki i sądziłam, że przed weselem będą raczej
wypoczywać.
– No, czemu nie? – Wzrusza ramionami. – W sumie chyba tylko Ethan
z Madison zostają w domu.
Och…
– Okej, chętnie z wami pójdę – zgadzam się.
Chyba będzie lepiej, jeśli uniknę przebywania z Ethanem w zbyt małym
gronie. Zostanie z Madison, więc z pewnością nie będą się nudzić.
– Dobra, wracam do roboty.
– Czekaj! – zatrzymuję Scotta. – Mógłbyś mi posmarować plecy? –
pytam chłopaka.
– Jasne, tylko daj mi chwilę. Pójdę umyć ręce. – Spogląda na
pobrudzone dłonie.
– Okej – odpowiadam i kładę się na brzuchu. Całe szczęście Ethan
z chłopakami pracują po drugiej stronie ogrodu, bo oglądanie mojego
półnagiego byłego wcale nie jest takie łatwe. Moje cholerne ciało za
każdym razem przechodzi prąd, jakbym była naelektryzowana.
Z powodzeniem mogłabym wykorzystać tę energię, by zasilić całe Lloret de
Mar.
Po chwili czuję chłodny olejek na moich plecach i duże dłonie
rozsmarowujące go po moim ciele.
– Mmm… – mruczę zrelaksowana.
Scott masuje mój kark, ramiona i przesuwa dłonią wzdłuż kręgosłupa.
Niespodziewanie odpina mi górę od bikini. W sumie sama bym to zrobiła,
ale okej.
Nagle czuję jego ręce na moich pośladkach. Masuje je, po czym wsuwa
dłonie pod moje majtki. To jest już dziwne.
– Scott, mógłbyś nie… – urywam, bo czuję, jak chłopak delikatnie
ściska moje pośladki. – Scott, do cholery! – Gwałtownie zrywam się
z leżaka i odwracam, zakrywając piersi kapeluszem. Przede mną stoi
rozbawiony Ethan.
Co za…! Zaciskam mocno usta, bo inaczej zaraz wystrzeli z nich salwa
wyzwisk pod jego adresem.
– I z czego się śmiejesz?! – warczę.
– Podobało ci się. – Och, brzmi tak pewnie.
– A ty co? Musiałeś sobie trochę mnie pomacać?
– Wiesz, kiedy tak seksownie zamruczałaś – mówi, a ja przewracam
oczami – czułaś, że to ja.
– Za dużo sobie wyobrażasz – prycham i dociskam kapelusz do piersi.
Teraz się cieszę, że wcale nie są takie duże i mogę je łatwo ukryć.
– Widzę, jak na ciebie działam – dodaje i splata ręce.
– Ach, tak. – Robię kilka kroków w jego stronę, odsłaniając piersi.
Ethan wpatruje się we mnie z takim pożądaniem, że w środku aż cała płonę.
Pozwalam, by jego dłonie spoczęły na mojej talii, a on przyciąga mnie
mocno do siebie. Jestem na tyle blisko, że czuję jego twardego penisa
wbijającego się w moje podbrzusze. Przylegamy szczelnie do siebie, a moje
piersi dotykają jego nagiego torsu. Przesuwam dłońmi po jego
umięśnionych ramionach, sprawiając, że pojawia się na nich gęsia skórka,
a jego usta opuszcza zmysłowy syk. Przyznaję, to też tortura dla mnie. – To
ty jesteś podniecony – szepczę, nie odrywając wzroku od jego twarzy.
Ethan zbliża usta do mojej szyi. Czuję na skórze jego ciepły oddech
i niemalże dotyk jego aksamitnych warg.
O cholera!
Drżę, bo moje ciało atakuje właśnie kolejna dawka elektryczności
zafundowanej przez Ethana.
– Założę się – chrypi seksownie, nachyliwszy się do mojego ucha – że
twoja cipka jest tak mokra, że bez trudu bym teraz w ciebie wszedł. – Te
odważne słowa wywołują w moim wnętrzu istną lawinę rozkoszy. –
Chętnie bym to zrobił i przypomniał ci, jak przyjemnie się zaciskałaś na
moim fiucie – dodaje, zakładając mi pasmo włosów za ucho.
Tak… Fiucie, którego wsadziłeś głęboko w gardło Lindsay. To
wspomnienie momentalnie mnie otrzeźwia. Nie jestem po prostu w stanie
wymazać tego z pamięci. Nie potrafię.
– Prawda, maleńka?
– Tak, tak, możesz sobie dalej marzyć – szepczę, po czym sięgam po
ręcznik, zakrywam się i idę do domu.
Och, jak ja się cholernie trzęsę. Boże, co za dreszcze. Przyznaję mu
cholerną rację, wywołał we mnie podniecenie tym dotykiem, szeptem, tą
bliskością. Potrzebuję rady specjalisty, bo nienawidzenie go coraz słabiej
mi wychodzi. To wszystko jest takie niesprawiedliwe.
Chłopaki kończą koło szóstej i powoli szykują się na imprezę. Pani Harper
dzwoniła kilka razy, by się upewnić, że wszystko jest gotowe, Scott musiał
jej wysłać aktualne zdjęcia. Muszę przyznać, że spisali się na medal.
Wszystko pięknie się prezentuje.
Sama też przygotowuję się do imprezy, już nie mogę się jej doczekać.
Okej, bardziej nie mogę się doczekać tego, że uniknę wieczoru spędzonego
z Ethanem. Przez niego gubię się w tym wszystkim. Na szczęście już
w niedzielę wyjeżdża, a ja będę mogła uporządkować myśli. Około ósmej,
gdy siedzę na dworze, podjeżdżają dwie taksówki. Dwie?
Po chwili z domu wychodzą Enrique, Marcos, Scott i… Ethan. A co on
tu robi? Miał przecież zostać z Madison. Zdezorientowana spoglądam na
Scotta, ale on tylko wzrusza ramionami. Nie wytrzymuję i podchodzę do
Ethana.
– Nie dotrzymasz towarzystwa swojej dziewczynie? – mówię to
celowo, by go zdenerwować.
– Wolę dotrzymać towarzystwa tobie – odpowiada, łapie mnie jedną
ręką w talii i prowadzi do taksówki.
– Nigdzie z tobą nie jadę – próbuję się wykręcić.
– Wsiadaj, nie marudź. – Ignoruje to, co powiedziałam, niemal wpycha
mnie do środka i szybko zamyka drzwi. – Vámonos! – zwraca się do
kierowcy. – A, i to nie jest moja dziewczyna – dodaje, obdarzając mnie
uważnym spojrzeniem.
Przez całą drogę już się do siebie nie odzywamy, choć mogę przysiąc,
że co jakiś czas czuję na sobie wzrok Ethana. Na szczęście reszta
chłopaków jedzie tuż za nami.
Zapowiada się naprawdę świetna impreza. Ironizuję w myślach, ale
jakoś to przeżyję. Przecież ignorowanie Ethana wcale nie musi być takie
trudne, zwłaszcza gdy wspomogę się alkoholem. Zresztą na pewno zaraz
wyrwie jakąś dziewczynę i tak ją zbajeruje, że jeszcze dziś zaliczy, a tego
musi mu ostatnio brakować, skoro się nie bzyka z Madison.
Po prawie dwóch godzinach muszę przyznać, że naprawdę dobrze się
bawię, a drinki są szalenie smaczne. Marcos oczywiście już poderwał jakąś
dziewczynę i wyszli z klubu. Niezły z niego dupek. Enrique, chyba
wściekły na brata, wlewa w siebie kolejne porcje alkoholu, ja tańczę ze
Scottem, a Ethan nas obserwuje. W ogóle się z tym nie kryje, nie jest
dyskretny – wbija we mnie spojrzenie, aż przechodzą mnie dreszcze. I choć
Scott mnie obejmuje, przytula, jego brat doskonale wie, że między nami nic
nie ma, dlatego też poniekąd patrzy na nas ze spokojem. Oczywiście nie
byłabym sobą, gdybym nie postanowiła trochę uprzykrzyć mu życia: gdy
przystojny Hiszpan zaprasza mnie do tańca, bez wątpliwości się zgadzam.
Jeszcze lepiej się bawię, gdy widzę, jak Ethan płonie z zazdrości. Zaraz
zmiażdży szklankę, a mnie chce się śmiać. Zarzucam mojemu partnerowi
ręce na szyję i kołyszemy się w rytm muzyki. Szepcze mi coś do ucha, ale
nie mam zielonego pojęcia co. Zresztą czy to ważne? Alkohol
zdecydowanie dodał mi odwagi i miło mi się patrzy na takiego wściekłego
Ethana. Niestety mój były nie grzeszy cierpliwością i nim piosenka dobiega
końca, podchodzi do nas, mówi coś do Hiszpana, chwyta mnie za ramię
i wychodzimy na dwór.
Jezu, wolniej, nogi mi się plączą. Oj, chyba jednak za dużo alkoholu.
Gdy jesteśmy już na dworze, biorę głęboki wdech i ruszam dziarsko
przed siebie, w stronę plaży.
– Nadia! – Słyszę za sobą głos Ethana, ale nie zamierzam się
zatrzymywać.
Cholerne buty! Obcasy wbijają mi się w piasek, więc je po prostu
zdejmuję.
– Nadia, do cholery! – woła za mną Ethan.
– Odwal się! – krzyczę, ale nadal się nie odwracam.
Co on sobie myśli? Nie jestem jego własnością, nie jestem jego
dziewczyną i nie ma prawa być zazdrosny. Po prostu nie ma! Teraz to ja
jestem na niego wściekła. Musiał dać popis zazdrości, bo przecież nie
wolno mi się z nikim bawić.
Dupek!
– Nadia! – W końcu udaje mu się mnie dogonić. – Celowo mnie
prowokujesz – syczy, trzymając mnie mocno za ramię, ale już po chwili mu
się wyszarpuję.
– Tak, wszyscy cię prowokują… – prycham i dźgam go palcem
w tors. – Lindsay też cię sprowokowała?
– Nadia…
– Jesteś żałosny, Ethan – rzucam z pogardą. – Rościsz sobie do mnie
jakieś prawa, a tymczasem to ja mam prawo. Mam prawo dobrze się
bawić! – wykrzykuję. – A tobie…
Nie udaje mi się dokończyć, bo Ethan momentalnie wpija się w moje
wargi, i to w tak namiętnym pocałunku, że zapiera mi dech w piersi. Jęczę
mu bezwstydnie w usta, a moje ciało całe drży. Odbiera mi rozum, bo
jedyne, o czym marzę w tym momencie, to by ten pocałunek skończył się
gorącym seksem na plaży. Chłopak przyciska mnie mocno do siebie, tak że
czuję nie tylko jego rosnące podniecenie, ale i bicie serca. Właśnie w takich
momentach szlag trafia moją nienawiść do niego i całe zło. Dlaczego nie
potrafię mu się oprzeć? Dlaczego nie potrafię być wobec niego obojętna?
– Maleńka… – szepcze ochryple i wsuwa dłonie pod moją bluzkę.
Nie mogę mu ulec. Nie wchodzi się dwa razy do tej samej rzeki.
– Ethan, nie! – Resztkami rozsądku odrywam się od jego gorących ust
i odpycham chłopaka od siebie.
– Nadia…
– Nie, Ethan – kręcę głową i odwracam się w stronę chodnika – mam
dość, daj mi spokój.
– Dlaczego jesteś taka uparta? – pyta, idąc za mną. – Dlaczego ze mną
nie porozmawiasz?
– Bo doskonale wiem, co mi powiesz – zatrzymuję się.
Och… Chyba jednak wypiłam za dużo tych kolorowych drinków, bo
żołądek podchodzi mi do gardła i czuję, że zaraz zwymiotuję.
– Tak – fuka – ty zawsze byłaś wszechwiedząca. Zawsze wiedziałaś
lepiej! Nadia Nevrakis, alfa i omega!
O cholera! Ale mi niedobrze.
– Nawet nie dałaś mi nic wytłumaczyć – kontynuuje ten swój
monolog. – Zanim odkryłem prawdę, co tam się wydarzyło, ty już zdążyłaś
mnie pogonić i skreślić.
W ostatniej chwili podbiegam do kosza na śmieci i zwracam całą
zawartość żołądka.
– Jezu, Nadia! – Momentalnie czuję, że Ethan mnie podtrzymuje. –
Czemu nie powiedziałaś, że będziesz rzygać?
Serio? Sięgam do kieszeni spodni i wyciągam chusteczkę, by wytrzeć
usta.
– Tak, wiesz – podnoszę się powoli – następnym razem wyślę ci
najpierw podanie, jak mi się będzie zbierało na wymioty – drwię z niego. –
Daj mi spokój.
Próbuję ustać na nogach, ale te już odmawiają posłuszeństwa.
– Oho, tobie już wystarczy imprezy.
Chłopak znów mnie przytrzymuje. Naprawdę kiepsko się czuję.
– Przestań za mnie decydować – rzucam i robię krok w tył.
– Jedziemy do domu – mówi stanowczo.
– To sobie jedź – prycham i odwracam się w stronę klubu.
– Dobra, koniec tego.
Nim zdążę zareagować, Ethan bierze mnie w ramiona. Nie mam już siły
się z nim szarpać, więc się poddaję.
– Ethan, co ty…
– Już przestań – przerywa mi.
Opieram głowę na jego ramieniu, kiedy niesie mnie w stronę postoju
taksówek. Chyba tym razem muszę przyznać mu rację. Jestem pijana,
zmęczona i jednak chcę wrócić do domu.
Chwilę potem wsiadamy do taksówki. Kładę głowę na kolanach Ethana,
a chłopak odgarnia włosy z mojej twarzy. Nawet nie rejestruję, kiedy
zasypiam.
14
Nadia

Rano budzę się z ogromnym bólem głowy. Zaraz chyba rozsadzi mi


czaszkę. Przegięłam z tym mieszaniem drinków. Kiedy słyszę pukanie do
drzwi, jestem przekonana, że to Scott, ku mojemu zaskoczeniu do środka
wchodzi jednak Ethan. Chyba też niedawno wstał, ale z pewnością jest po
prysznicu, bo jego włosy są jeszcze wilgotne, a w powietrzu unosi się
świeży cytrusowy zapach. Chłopak podchodzi bliżej i siada na brzegu
łóżka. Trzyma w dłoniach moje zbawienie.
– Proszę – mówi i podaje mi tabletki przeciwbólowe oraz szklankę
z wodą.
– Aż tak po mnie widać? – Krzywię się. – Pewnie kiepsko wyglądam.
– Koszmarnie – stwierdza, przyglądając mi się.
– Dzięki – prycham, po czym połykam od razu dwie tabletki.
Przez chwilę siedzimy w milczeniu. Choć uciekam gdzieś wzrokiem,
zdaję sobie sprawę, że Ethan nie odrywa ode mnie spojrzenia. Patrzy na
mnie jednak jakby z politowaniem, co tylko mnie irytuje. Może i nie
pamiętam z wczoraj wszystkiego, ale większość tak. Na przykład nasz
pocałunek na plaży. Jego usta są moją zgubą. Nikt inny nigdy mnie tak nie
całował. To właśnie te jego pocałunki, dotyk, szepty, pieszczoty wiodą mnie
na stracenie.
– Nie pamiętam do końca – mówię po chwili i odstawiam szklankę –
jak się znalazłam w łóżku.
– Spałaś, więc cię przyniosłem.
– I rozebrałeś? – Owijam się mocniej okryciem.
– Tak, rozebrałem cię – przytakuje, a jego oczy aż błyszczą.
Cholera! Przez moje ciało przechodzi przyjemny dreszcz. Odwracam
lekko głowę w drugą stronę i wyobrażam sobie, jak wodzi dłońmi po moim
ciele, jak dotyka mojej rozpalonej skóry, jak muska delikatnie moje usta, by
po chwili wręcz je zaatakować…
– Nadia! – głos Ethana przywołuje mnie do rzeczywistości. –
Odpłynęłaś. – Uśmiecha się łobuzersko, jakby wiedział, o czym myślałam.
– Nie krzycz – karcę go. – Głowa wciąż mnie boli.
– Pośpij jeszcze – mówi i podnosi się z łóżka. – Mama dzwoniła, że
będą koło piątej.
– Jasne. Ethan! – zatrzymuję go.
– Tak?
– Wczoraj… tam na plaży… – urywam – mówiłeś, że odkryłeś prawdę
o tym, co się wydarzyło.
Lekko zmieszany drapie się po karku.
– Co miałeś na myśli? – dopytuję.
Ethan błądzi gdzieś wzrokiem, nie patrzy mi prosto w oczy. Czuję, że
już nie dowiem się prawdy.
– To… to nieważne – mówi.
– Nieważne? – Marszczę lekko brwi.
– To już nie ma znaczenia – dodaje i wzrusza ramionami. – Wyśpij się,
mała.
Po tych słowach wychodzi, zostawiając mnie z głową pełną myśli.
Zdecydowanie muszę się jeszcze przespać.
Kiedy ponownie się budzę, jest już druga. Idę wziąć prysznic i w końcu
się ogarnąć. Gotowa wchodzę do jadalni, gdzie chłopaki zaczynają jeść
obiad. Witam się z nimi i zajmuję miejsce obok Scotta.
– Madison nie zje z nami? – pytam o dziewczynę.
– Chyba jeszcze nie może się podnieść z łóżka – kpi Marcos.
– Kurwa, ty debilu! – Enrique uderza pięścią w stół. – Zrobiłeś to?!
– Odwal się – rzuca obojętnie jego brat.
– Powiem jej – mówi Enrique.
– Nawet się nie waż. – Marcos się prostuje.
– Nie będę cię więcej krył. Za godzinę będzie tu twoja żona, a ja jej
wszystko powiem – mówi stanowczo.
O cholera…
Wszystko dzieje się w ułamku sekundy. Marcos zrywa się z krzesła
i podbiega do brata. Powala go na podłogę, po czym obaj zaczynają się
okładać pięściami. Krzyczą na siebie, biją się, aż w końcu Ethan i Scott
próbują ich rozdzielić.
– Spokój! – warczy Ethan, trzymając Enrique.
– Zabiję cię! – Marcos znów grozi bratu.
– To wszystko twoja wina! – Enrique krzyczy do Ethana.
– Ja mu kazałem ją przelecieć?!
– To ty ją tu przywiozłeś! – obwinia go.
– Wiecie co? Pierdolcie się! – rzuca wściekle Ethan.
W tym całym zamieszaniu żadne z nas nie zauważyło czegoś bardzo
ważnego. A raczej kogoś. W progu stoi kobieta. Piękna, brunetka, która
chyba od dłuższej chwili się temu wszystkiemu przygląda. Kiedy Marcos ją
dostrzega, momentalnie blednie, a ja się orientuję, kim jest nieznajoma.
– Czy to ciebie pieprzy mój mąż? – Eva patrzy na mnie z pogardą, stara
się jednak zachować względny spokój.
– Co? Nie. – Kręcę głową. – Nie, przysięgam. – Boże, przecież nie
chodzi o mnie, a jest mi głupio.
– Eva, perdóname.
– Cállate, Marcos! – krzyczy zdenerwowana.
Lekko wystraszona podchodzę do Scotta, a on obejmuje mnie w talii.
Widzę, jak Ethan na nas patrzy, ale to teraz nie ma znaczenia.
– Nie zrobię tego Victorowi – mówi kobieta – i zostanę na ślubie, ale
potem przeprowadzam się do matki – dodaje stanowczo.
– Eva…
– Zamknij się! – Podnosi głos. – Mogłam się spodziewać, że nie
będziesz potrafił utrzymać fiuta w spodniach.
– Kochanie…
– To koniec, Marcos. – Przełyka ciężko ślinę. Bez trudu można
dostrzec, ile ją to wszystko kosztuje. – Właśnie rozpierdoliłeś naszą
rodzinę. – Patrzy na niego rozżalona, a on spuszcza głowę.
– Eva, kocham cię – mówi, podnosząc na nią wzrok.
– Daj mi spokój, bo naprawdę nie mam siły na awanturę.
– Eva, nie mogę was stracić. – Z jego oczu płyną łzy.
Szkoda, że wcześniej o tym nie pomyślał.
– Już straciłeś – odpowiada kobieta i szybko ucieka, zapewne by
schować przed mężem łzy.
Ethan patrzy na mnie w taki sposób, jakby chciał powiedzieć, że teraz
rozumie, jaki ból mi wtedy sprawił. Wiem jednak, że to, co ja czułam, nie
może się równać z tym, przez co przechodzi teraz Eva. Oni są
małżeństwem, mają dziecko.
Atmosfera się popsuła. Nie chciałabym być teraz w skórze Madison.
Jakiś czas później rozmawiam z Enrique. Eva nie zmieni zdania
o rozwodzie, ale powiedziała, że na czas wesela postara się zrobić
wszystko, by nie popsuć młodym tego dnia. Do Marcosa chyba nie do
końca dociera, co zrobił. Matka Evy mieszka w okolicach Barcelony i ich
synek został u niej. Eva wyjawiła Enrique, że dochodziły ją słuchy, że mąż
nie jest jej wierny, ale nie chciała w to wierzyć, bo bardzo go kocha.
Marcos jest skończonym idiotą.
Około piątej zjeżdża się reszta rodziny. Cristine przyznaje:
podejrzewała, że coś kombinują, ale tego się nie spodziewała. Jest
zachwycona i szczęśliwa. Niespodzianka zdecydowanie się udała, oby tylko
młodzi się nie zorientowali, jaki kwas tu był przed ich przyjazdem.
Wieczorem siedzimy prawie wszyscy przy grillu. Nie ma z nami tylko
Evy i Marcosa. Oficjalna wersja jest taka, że Eva kiepsko się czuje,
a Marcos został z żoną, my jednak znamy prawdę i wiemy, co jest
powodem złego samopoczucia Evy. Victor rozmawiał z braćmi, ale nie
chcąc psuć mu humoru, nie zdradzili mu nic o minionym zajściu. Pan
młody wie tyle, że Marcos narozrabiał, i póki co nie chce nic więcej
wiedzieć, by nie denerwować Cristine. Tak więc po weselu będzie tu jak
podczas wybuchu wulkanu… Chyba właśnie wtedy ucieknę na Ibizę.
Madison też nieźle sobie nagrabiła. Teraz siedzi i rozmawia z panią
Harper jak gdyby nigdy nic. Ethan praktycznie się do niej nie odzywa,
a jeśli już, to dosyć oschle. Jutro wszyscy odstawią niezłą szopkę.
Nagle podchodzi do mnie Ethan i pyta, czy może usiąść obok. Przecież
nie ma tu żadnej rezerwacji.
– Madison w niedzielę rano wylatuje – mówi, po czym upija łyk piwa.
– Madison? A ty?
– Ja jeszcze trochę tu zostanę.
– Och…
O cholera… Myślałam, że wraca z nią, że nie będę się już z nim
widzieć.
– A… a skąd ta zmiana? – pytam drżącym głosem.
– Chcę trochę skorzystać z wakacji – odpowiada zupełnie na luzie. –
Myślę, by wybrać się na kilka dni na Ibizę.
Szlag! Przecież to był mój plan, mój pomysł!
– Akurat Ibiza? – pytam, wciąż nie dowierzając.
– Możemy wybrać się razem – proponuje i odwraca wzrok w moją
stronę.
A więc tak to sobie zaplanowałeś…
– Mógłbym ci pokazać kilka fajnych miejsc – dodaje zachęcająco.
– A co, już tam byłeś?
– Nie, ale od czego jest internet? – Wzrusza ramionami.
– Tak, wujek Google wszystko ci powie – drwię z niego lekko.
– Okej, to proponuję zakład. – Przybliża się z krzesłem do mnie.
– O nic się z tobą nie zakładam – odmawiam, po czym upijam łyk
wody, bo żadnego alkoholu dziś w siebie nie wleję.
– Boisz się?
Tak.
– Nie. Po prostu nie mam ochoty. – Wzruszam ramionami.
– A na co masz ochotę? – pyta znacząco.
Na ciebie…
Szlag jasny! Przecież to woda. Nic już w życiu nie wypiję.
– A ty znowu? – Przewracam oczami.
– Zróbmy tak – pochyla się lekko – zaplanuję nam wycieczkę, a gdy
szczerze ci się spodoba, umówisz się ze mną. Spotkamy się w The Peaks.
To ulubione miejsce Ethana, zresztą ja też je bardzo lubię. On zawsze
zamawiał te swoje ciastka francuskie, a ja kawę i sałatkę firmową.
– I znowu napchasz się ciastkami z budyniem? – żartuję.
– A ty zamówisz sałatkę z granatem, awokado i mango.
Och, jak dobrze pamięta…
– A co, jeśli wycieczka mi się nie spodoba? – pytam niemalże szeptem,
nie odrywając wzroku od jego kuszących warg.
– Wtedy dam ci spokój.
Ten zakład jest dla mnie z góry przegrany. Przecież to pewne, że
spodoba mi się na tej Ibizie, cokolwiek byśmy nie robili.
– Dasz mi spokój i znikniesz z mojego życia? – upewniam się. Ethan
wprowadza w moje myśli tak wielki chaos, że zupełnie nie wiem, jak go
uporządkować.
– Jeśli tylko tego chcesz…
Problem w tym, że nie wiem, czego chcę. Moje ciało chciałoby się
zatracić w jego ramionach, a rozum podpowiada, że to pierwszy stopień do
mojej zguby.
– Nie – odpowiadam odruchowo, a na jego usta wpływa cwany
uśmiech. – Nie chcę się zakładać.
– Oj, Nadia, Nadia – potrząsa głową – możesz próbować oszukać
siebie, mnie, ale uczuć i serca nie oszukasz.
– A ty jak zwykle za dużo sobie wyobrażasz – kwituję.
– Z końcem wakacji będziesz moja – mówi pewnie.
– Tak, z pewnością – przytakuję z ironią.
– Nadia, nie ma dnia ani nocy, bym nie żałował naszego rozstania –
chrypi zmysłowo i delikatnie dotyka mojego policzka.
Nie rób tego…
– Na pewno, bo drugiej takiej naiwnej nie znalazłeś – wyrzucam mu
z pretensją.
– Przekonasz się, że się zmieniłem – dodaje, nie odrywając ode mnie
spojrzenia.
Ethan się przysuwa, zupełnie jakby chciał mnie pocałować. Zamiast
głębokiego pocałunku, którego, cholera, mimo wszystko pragnę, muska
jednak tylko bardzo delikatnie moje usta. Niemalże niewyczuwalnie, ale to
wystarczy, by w moim podbrzuszu rozgorzał istny ogień, a moje serce
zabiło mocniej. Chłopak cmoka mnie w czoło, po czym podnosi się
i odchodzi.
– Ethan! – zatrzymuję go, a on się odwraca. – Nie powiedziałeś, do
końca których wakacji – rzucam zadziornie, a on się uśmiecha i idzie
w stronę domu.
Niestety jesteś moją zgubą, Ethanie…
15
Nadia

Ceremonia zaślubin była bardzo wzruszająca i po prostu piękna. Victor


z Cristine tworzą idealną parę. Eva dalej jest wściekła na męża, ale próbuje
zachować pozory, że wszystko jest okej. Współczuję jej bardzo, bo
wyobrażam sobie, jak jej z tym trudno. Oczywiście Marcos nadskakuje
żonie, ale niestety już nie zmieni tego, co zrobił. Widzę też, jak Ethan
walczy ze sobą, by jakoś na ten czas dogadać się z Madison. Słyszałam
nawet, jak go przepraszała, ale on był wobec niej zimny i oschły. Ja całkiem
dobrze się bawię w towarzystwie Scotta, choć bez trudu dostrzegam, że
chłopak jest po prostu smutny. Brakuje mu ukochanej.
Victor ma niespodziankę dla żony: dzisiejszy wieczór umili nam jeden
z ulubionych zespołów muzycznych Cristine, czyli Blanco y Negro. Też
jestem z tego niesamowicie zadowolona, bo tak się składa, że również lubię
ten zespół, znam ich piosenki, zwłaszcza jedną, która mocno zapadła mi
w pamięć. Słuchałam jej często z Ethanem – wtedy akurat miała premierę
i bardzo mi się spodobała. Nie wiem, jak Victor to załatwił. Czy on jest
jakimś supermanem? Cristine jest dla niego po prostu księżniczką, zrobi
wszystko, by ją uszczęśliwić. Facet marzenie.
Tylko gdzie takich produkują? Trzeba jakieś specjalne zamówienie
złożyć? Bo jak tak, to wpisuję się na listę. Preferuję wysokiego szatyna
o niebieskich oczach, dobrze by było, gdyby był wysportowany, miał
uroczy uśmiech, potrafił rozpalić mnie dotykiem, zahipnotyzować
spojrzeniem. Nie ukrywam, że chciałabym, by w łóżku też było nam
dobrze, ale to wszystko nie jest najważniejsze. Najważniejsze, by mnie
kochał, był mi wierny, bym mogła mu zaufać, miała w nim nie tylko
kochanka, ale i partnera życiowego. Oczywiście wszystko z wzajemnością.
Ten cholerny początek idealnie pasuje do Ethana, ale z nim w pakiecie nie
ma wierności.
– I jak się bawisz? – pyta mnie Scott, wręczając mi kolejnego drinka.
– Bardzo dobrze – uśmiecham się do przyjaciela – ale widzę, że ty
średnio.
Chłopak pochyla się lekko i przez moment chowa twarz w dłoniach.
Stara się ukryć smutek, ale każdy w podobnej chwili przypomniałby sobie
o tej drugiej osobie i tęsknił.
– I co ja mam ci powiedzieć? – Podnosi na mnie wzrok.
– Dzwoniłeś do niej? – pytam.
– Nie – wzdycha – chyba strach mnie pokonał. Napisałem jej esemesa,
że jeśli będzie chciała pogadać, to ja zawsze chętnie. Dodałem też… –
zawiesza głos – że bardzo ją kocham.
– Dajcie sobie jeszcze chwilę. – Staram się go pocieszyć, choć wiem, że
to niewiele przynosi.
– A jak u ciebie? – pyta.
– Ale co jak? – Prostuje się delikatnie.
– No jak z Ethanem?
– Ethan to skończony temat – mówię, starając się brzmieć pewnie.
– Nadia, naprawdę chcesz mi ściemniać? – Gromi mnie wzrokiem. –
Widzę, jak na siebie patrzycie, i choć od dłuższego czasu mam bardzo słaby
kontakt z bratem, to widzę, że wcale nie jesteś mu obojętna.
– Scott – kręcę głową – nie dam się w to wplątać jeszcze raz.
– Ty może nie, ale twoje serce… – mówi znacząco.
– Może warto, by i moje serce mnie w końcu posłuchało – rozmyślam
głośno.
– Chcesz jeszcze drinka? – pyta i chwiejąc się już, podnosi się z krzesła.
– Nie, dzięki. Wystarczy mi.
Po ostatniej imprezie wolę nie przesadzić, a dodatkowo dostałam okres
i trochę jeszcze boli mnie brzuch.
– W takim razie idę się napierdolić.
– Scott…
– Spokojnie – macha ręką – nic mi nie będzie.
Cholera, szkoda mi go. To naprawdę świetny chłopak. Zupełne
przeciwieństwo swojego brata. On ma uczucia. Czuje radość, ból,
szczęście, smutek… Nie tak jak Ethan. Choć przepraszam, Ethan też potrafi
coś czuć: popęd seksualny i niezadowolenie, które może być wyrażone
dziwnym grymasem.
Nagle w głośnikach rozbrzmiewają pierwsze akordy dobrze znanej mi
piosenki, a moje ciało momentalnie pokrywa gęsia skórka. Nigdy nie byłam
jakaś sentymentalna, ale ten kawałek ma w sobie to coś i przywołuje miłe
wspomnienia.
– Zatańczymy? – Słyszę tuż koło ucha.
Ethan staje tuż przede mną i wyciąga rękę. Posyła mi jeden z tych
swoich uśmiechów, przez który jestem o krok, by wszystko mu zapomnieć.
Czy on zdaje sobie sprawę, jak nieprzyzwoicie seksownie wygląda? Ma na
sobie elegancki grafitowy garnitur, świetnie dopasowany – chyba szyty na
miarę – a do tego śnieżnobiałą koszulę i krawat. Prezentuje się naprawdę
obłędnie.
Może trochę niepewnie, ale chwytam jego dłoń, a on prowadzi mnie na
parkiet. Piosenka ma średnie tempo. Nie jest za wolna ani za szybka, Ethan
jednak wykorzystuje te wolniejsze fragmenty, by mocno mnie przytulić.
Wciągam jego zmysłowy zapach, wtulając się w ramiona chłopaka, które
kiedyś były mi tak dobrze znane. Ethan przesuwa dłonią wzdłuż mojego
kręgosłupa, powodując atak dreszczy. Przyjemnych dreszczy. Kolejna fala
przechodzi mnie, gdy nachyla się do mojego ucha, śpiewając:

Bez ciebie to wszystko nie ma sensu,


bez twojej miłości nie ma mnie.
Wiem, że nosisz ten sam ból w sercu,
wiem, że czujesz to, co ja.

O mamo! Alkohol plus obecność Ethana równa się całkowita utrata


zdrowego rozsądku. Mimo że piosenka jeszcze się nie skończyła, my się
zatrzymujemy. Spoglądam na chłopaka, który przewierca mnie na wylot
tymi magnetyzującymi tęczówkami. Dlaczego on mi to robi?
– Nadia…
Niski, ochrypły głos Ethana przyjemnie dźwięczy w moich uszach.
Jedną ręką obejmuje mnie w pasie, bym była blisko, bym mu nie uciekła,
a drugą unosi mój podbródek. Patrzymy sobie prosto w oczy, a w mojej
głowie pojawiają się wspomnienia naszych wspólnych chwil. Chłopak
przysuwa swoje usta do moich. Przymykam oczy, bo rozsądek nie pozwala
mi na ten pocałunek, ale chrzanię to. Nie chce, niech nie patrzy. Muszę
poczuć jego usta, chcę się teraz w nim zatracić. Choć na krótką chwilę
poczuć go jeszcze raz. Ethan ujmuje moją twarz w dłonie i bardzo
delikatnie muska moje wargi. Cichy jęk wydobywa się z mojego gardła,
a on traktując to jako przyzwolenie na coś więcej, wpija się namiętnie
w moje usta, właśnie tak, jak tego teraz potrzebuję. Spragniona jego
pocałunków odwzajemniam każdy z taką samą namiętnością i jednocześnie
ze zgubną dla mnie tęsknotą.
– Tak bardzo mi ciebie brakowało, maleńka – szepcze między
pocałunkami. – Tym razem cię nie stracę, jesteś tylko moja.
Tylko twoja…?
Nie. Tak daleko nie mogę się zapędzić. Choć niechętnie, przerywam ten
gorący pocałunek.
– Nie, Ethan! – Odsuwam się od niego gwałtownie. – Nie jestem twoja.
– Nadia…
– Nie!
Kręcę głową i szybko zbiegam z parkietu. Nie dam mu się ponownie
zwieść, nie chcę znowu skończyć ze złamanym sercem. Choć niesamowicie
mnie kręci, pociąga i sprawia, że chcę być blisko niego, boję się, że znowu
mnie zrani. To za bardzo boli.
Nie zdaję sobie sprawy, że Ethan za mną idzie, dopóki nie słyszę, jak
mnie woła.
– Co znowu? – Odwracam się w jego stronę.
– Dlaczego ty nie potrafisz odpuścić, wyluzować? – Wzrusza
ramionami.
– A co, sądziłeś, że słońce mi tak dogrzeje, że dam ci się przelecieć na
plaży? – wyrzucam mu z lekką kpiną.
– Nie miałbym nic przeciwko. – Uśmiecha się lubieżnie.
– Ethan! – Przewracam oczami.
– To co proponujesz? – pyta.
– Co masz na myśli? – Splatam ręce na piersi.
– Na jakiej stopie ma być ta nasza relacja?
Czy on sobie nie za dużo wyobraża? Cztery lata się nie widzieliśmy, po
wakacjach każde pójdzie w swoją stronę.
– Możemy się przyjaźnić – mówię trochę obojętnie.
– Nadia – robi krok w moją stronę i zakłada mi pasmo włosów za
ucho – byliśmy razem, spotykaliśmy się, całowaliśmy, kochaliśmy się –
wymienia. Zaskakuje mnie, że nie powiedział „pieprzyliśmy się”. – Czy
uważasz, że po tym wszystkim naprawdę możemy się przyjaźnić?
Nie.
– Nic więcej nie mogę ci zaproponować – odpowiadam.
Ethan spuszcza wzrok i wsuwa dłonie w kieszenie spodni. Gdy
ponownie na mnie spogląda, zaciska usta i potakuje lekko głową. Jest
zamyślony, a jego oczy są przepełnione nie tylko pożądaniem, ale i bólem.
Pewnie chciałby mi wykrzyczeć, że on się nie zgadza, że chce czegoś
innego, ale wie też, jak bardzo mnie zranił, i zdaje sobie sprawę, że
przyjaźń w tym momencie to i tak zbyt wiele.
– Męczysz siebie, męczysz mnie, męczymy się oboje – mówi z pewną
pretensją – ale jesteś zbyt dumna, by się do tego przyznać. Jak długo
jeszcze będziesz się oszukiwać? – pyta zrezygnowany. – Zresztą nieważne.
Przecież wiesz, co robisz – dodaje, odwraca się i tak po prostu odchodzi,
zostawiając mnie z tysiącami myśli.
Tak, masz rację. Zrzuć winę na mnie. To ja cię zdradziłam, tak?
16
Nadia

Wczoraj rano Madison faktycznie poleciała z powrotem do domu.


Myślałam, że Ethan jednak poleci z nią, ale odwiózł ją tylko na lotnisko
i wrócił. Umówiłam się ze Scottem, że pojedziemy do Lloret na jakieś
zakupy i poleniuchujemy na plaży. W weekend wybieramy się na Ibizę na
kilka dni. Oczywiście we dwoje – nie pozwolę, by Ethan popsuł mi ten
wypad. Będzie się tylko plątał pod nogami, na każdym kroku
przypominając mi o swojej obecności i o tym, co nas łączyło. Ja naprawdę
nie rozumiem, dlaczego on po prostu nie da mi spokoju. Po jego wyjeździe
z Liverpoolu nie miałam z nim żadnego kontaktu i w jakiś sposób było mi
to na rękę. Wciąż cierpiałam, ale byłam wściekła na niego i na to, że
wyjechał, co poniekąd pomagało mi znieść ten ból. A teraz, gdy jest tu
blisko, gdy powracają te wszystkie miłe wspomnienia, czuję, jak bardzo za
nim tęsknię. Za Ethanem, który mnie dotykał, całował, w którego
ramionach zasypiałam i dla którego byłam tą jedną jedyną. Tylko czy to był
prawdziwy Ethan?
Moje rozmyślania przerywa Scott. Chłopak staje przede mną, ściskając
w dłoni telefon. Wygląda, jakby zobaczył ducha albo dowiedział się, że
zaraz będzie koniec świata.
– Scott? – pytam, bo milczy, jakby ktoś go zahipnotyzował.
Chłopak bez słowa odsuwa krzesło i siada, po czym w końcu kładzie
telefon na blacie.
– Scott, czy wszystko… – urywam, bo to puste spojrzenie, jakim mnie
obdarza, powoduje nieprzyjemne dreszcze na mojej skórze.
– Caroline zadzwoniła – mówi po chwili.
– Caroline? – Nie kryję zdziwienia. I nie wiem, czy to dobrze, czy źle.
– Jest w Barcelonie – dodaje.
– Czekaj – potrząsam głową – tej Barcelonie?
– A znasz inną?
O, i wraca Scott.
– A… ale jak? – Wciąż w to nie wierzę.
– Właśnie przyleciała. Zaczęła mnie przepraszać i powiedziała, że… że
chce pogadać. – Scott chyba sam do końca nie wierzy w to, co się dzieje.
– To co ty tu jeszcze robisz?
– Muszę się napić.
– Jedź do niej! – niemalże wykrzykuję.
– Myślisz, że…
– Jezu, mam cię kopnąć w tyłek na rozpęd? – Przewracam oczami, a on
wstaje i chowa telefon do kieszeni.
– Nadia… Nie będę mógł jechać z tobą do Lloret.
– Dam sobie radę – zapewniam go. – Jedź już, tylko błagam, ostrożnie.
– To na razie!
– Daj znać, co i jak! – wołam jeszcze za nim, ale nie wiem, czy
usłyszał.
Mam cichą nadzieję, że Caroline przyleciała tu, by go odzyskać. Po co
w innym przypadku by się fatygowała? Liczę na to, że mój przyjaciel
w końcu się szczerze uśmiechnie.
Ja postanawiam mimo wszystko pojechać do Lloret. Pogoda jest
idealna, więc jeszcze się załapię na plażę.
– Hej, mała! – Słyszę za plecami charakterystyczny głos mojego cienia.
– Hej! – odpowiadam odruchowo.
Uch… Nie jestem „mała”.
– Gdzie Scott? – pyta.
– Pojechał do Barcelony, Caroline przyjechała – wyjaśniam, a Ethan
przewraca oczami. – A ty co, masz z tym jakiś problem? – pytam, po czym
biorę jabłko i się w nie wgryzam.
– Ja? – Wzrusza ramionami. – Nie. Dlaczego? Dobrze wiedzieć, że inni
jednak dają sobie drugie szanse i ponownie wchodzą do tej samej rzeki.
– Moja rzeka była zbyt rwąca i za bardzo lubiła zmieniać kierunek –
odpowiadam z przekąsem.
– Ale potrafiła wywołać niezłe tsunami. I wybuchy gejzerów – dodaje
i zmniejsza dystans między nami, nie odrywając ode mnie wzroku.
Teraz czuję się naprawdę mała, gdy pochłania mnie spojrzeniem.
– Jezu, Ethan jesteś okropny. – Krzywię się. Gdy chcę go minąć,
chłopak chwyta mnie za rękę. – Mógłbyś mnie puścić? Spieszę się.
– Dokąd? – Puszcza mnie zdezorientowany.
– Jadę do Lloret de Mar.
– Pojadę z tobą – rzuca mimowolnie.
– Nie ma takiej opcji – podkreślam każde słowo.
– Mamy do dyspozycji cabrio, a ty chcesz się tłuc autobusem?
Och, no i zmiękłam.
– Masz być gotowy za dziesięć minut. – Celuję w niego palcem.
Ethan chwyta moją dłoń, w której trzymam jabłko, i odgryza kawałek.
– Już jestem, maleńka – dodaje i posyła mi zadziorny uśmiech.
Kiedyś coś mu zrobię…
Perspektywa przejażdżki kabrioletem to najlepsze, co mnie może
spotkać z Ethanem, więc zadowolona jak mała dziewczynka wskakuję do
samochodu. Boże, ale luksus. Samochód należy do Cristine. Siostra
pozwoliła braciom z niego korzystać, dopóki nie wróci z podróży
poślubnej. Oczywiście zagroziła, że skróci każdego o głowę, jeśli na aucie
będzie choć mała ryska. Ethan odpala silnik i ruszamy w stronę Lloret de
Mar. Podłączam telefon do odtwarzacza i już po chwili w głośnikach
rozbrzmiewa kawałek, który idealnie opisuje Ethana, tak więc nie szczędzę
sobie i śpiewam razem z piosenkarką:

Are you listening?


Hear me talk, hear me sing.
Open up the door,
Is it less, is it more?

Ethan uśmiecha się pod nosem i na moment na mnie spogląda. Przy


refrenie podnoszę się lekko i wyciągam ręce do góry. Och, co za uczucie!
Wiatr rozwiewa moje włosy, a ja czuję się jak bohaterka filmu: wolna,
szczęśliwa, zakochana. Hmm, no może oprócz tego ostatniego…

I’m so sick of it,


So I’m throwing on a fit
Never listen, never listen.
I scream your name,
It always stays the same.
I scream and shout,
So what I’m gonna do now
Is freak the freak out, hey!
– Tak, mógłbym ci zaśpiewać to samo – Ethan mnie przekrzykuje. – Ty
też mnie nie słuchasz.
Ale się uczepił! Nie zwracając na niego uwagi, śpiewam dalej, ale
widzę, że chłopak szuka czegoś w moim telefonie.
– Co robisz? – pytam.
– Ten kawałek bardziej do ciebie pasuje – mówi i przełącza piosenkę,
a ja słyszę w głośnikach Caliente Jaya Santosa. Przy tym kawałku też się
bawiliśmy. Och tak, zdecydowanie bardziej do mnie pasuje.
– Sam jesteś napalony – rzucam.
– Ale przynajmniej się z tym nie kryję – dodaje, po czym wybucha
śmiechem.
Błagam, dotrzyjmy już do Lloret, bo muszę się ochłodzić w morzu.
A co, jeżeli on zamierza też ze mną popływać?
Oj, Nadia, ty wiesz, jak ściągnąć na siebie kłopoty.

Jakiś czas później leżę sobie na ręczniku, a Ethan parkuje czerwone cudo.
W końcu mój towarzysz staje nade mną i przesłania mi słońce. Podpieram
się na łokciach i otwieram oczy.
O mamo! Dlaczego on musi być taki seksowny? Ma na sobie tylko
spodenki. Opiera dłonie na biodrach, a ja jak zaczarowana wpatruję się
w jego nagi tors.
– Coś mały ten ręcznik wzięłaś.
– Bo wzięłam go dla siebie – burczę, ale w końcu trochę się przesuwam.
Ethan oczywiście zajmuje miejsce obok mnie. Jest stanowczo za
blisko… Stykamy się ciałami, a ja czuję, jakby na przemian przeszywały
mnie gorące i zimne dreszcze. Nabawię się przy nim hipotermii, a potem
się przegrzeję. Chłopak podpiera się na łokciu i przesuwa palcami wzdłuż
mojego brzucha.
Cholera jasna!
Moje ciało momentalnie pokrywa się gęsią skórką i czuję, jak moja
kobiecość pulsuje, czekając na pieszczoty Ethana. Zwariuję przez niego.
– Co robisz? – pytam. Słyszę, jak mi głos drży.
– Na pewno nie to, na co miałbym teraz ochotę.
– A na co masz ochotę? – Nadia, opanuj się!
Nie wiem, dlaczego go o to zapytałam. Przy nim nie zachowuję się
racjonalnie. Moje ciało wciąż go pamięta i tak bardzo za nim tęskni.
W następnej chwili Ethan zrywa się i nakrywa swoim ciałem moje.
Boże, co on robi? Zawisa nade mną i patrzy mi prosto w oczy. Przysuwa
swoją twarz do mojej, zupełnie jakby chciał mnie pocałować, ale zamiast
tego trąca nosem mój nos. Napiera na mnie tak, że czuję jego twardą
męskość. Mam ochotę utonąć w jego ramionach i zapomnieć o bożym
świecie.
Gdy czuję delikatne muśnięcie jego warg, mimowolnie rozchylam usta.
Ethan jakby tylko na to czekał: pogłębia pocałunek, a nasze języki splatają
się jak w jakimś gorącym, hiszpańskim tańcu. Cholera, jak ja go pragnę!
Cała drżę i czuję wilgoć między udami.
– Ethan, jesteśmy na plaży – jęczę między pocałunkami.
– Fakt, znajdźmy jakieś ustronne miejsce – dodaje i przygryza mi
wargę.
Moje ciało wręcz krzyczy „wstawaj z tego piachu i idź z nim,
dokądkolwiek cię zaprowadzi, a dostaniesz w zamian najlepszy orgazm na
świecie”, mój rozum budzący się co jakiś czas upomina mnie jednak, że
jeśli jeszcze kiedykolwiek mu ulegnę, to będę miała poważny problem.
– Ethan… – mruczę, gdy jego dłoń czule gładzi moje udo.
– Zrywamy się stąd? – pyta, po czym podskubuje moją skórę.
– Tak… – wyrywa mi się mimowolnie, lecz szybko sprowadzam się na
ziemię. – Matko, Ethan, przestań! – Odpycham go. – Mącisz mi w głowie.
Złaź ze mnie!
Zrzucam z siebie chłopaka, podnoszę się z ręcznika i zaczynam zbierać
swoje rzeczy.
– Co ty robisz? – Patrzy na mnie zaskoczony.
– Jak to co? Zbieram się.
– A co zrobimy z tym? – Wskazuje na swoje nabrzmiałe krocze.
– Chryste, Ethan jesteśmy na plaży, wśród ludzi, zakryj się! – Bo to ja
nie mogę się skupić.
– I mam chodzić z tym namiotem? Nadia, przecież widzę, że tego
chcesz – mruczy.
– Idź popływać – wyganiam go. – Spotkamy się za godzinę w głównej
alei.
– Jest długa.
– Koło włoskiej knajpki, tej, którą mijaliśmy – dodaję.
– Jesteś pewna, że nie wolisz tego czasu spędzić milej? – Puszcza do
mnie oko.
– Nie… – szepczę bez namysłu. – To znaczy tak! Ethan! – Potrząsam
tylko głową, po czym szybko stamtąd uciekam.
Takie kuszenie powinno być karalne.

Od jakiegoś czasu spaceruję wzdłuż alei ze sklepikami. Jest ich tu jak


pszczół w ulu, ale tyle tu ciekawych i pięknych pamiątek. Chcę wybrać coś
dla rodziców, Katie i Scarlett, ale trudno mi coś wybrać. Uspokoiłam się
trochę i ochłonęłam po Ethanie. Mam nadzieję, że i on ostudził już swoje
podniecenie, ja się ratuję sorbetem. Gdy się nagle odwracam, wpadam na
jakiegoś chłopaka.
– Perdón – odzywa się i łagodnie na mnie spogląda. – Przepraszam.
– To ja przepraszam – mówię nieco zmieszana – nie zauważyłam cię.
– Mieszkasz tu czy wakacje?
– Powiedzmy, że wakacje.
– Gapa ze mnie – marszczy nos – nie przedstawiłem się. Alejandro –
mówi i wyciąga do mnie rękę.
– Nadia – odpowiadam i ściskam dłoń chłopaka.
– Piękne imię. – Obdarza mnie szerokim, uroczym uśmiechem. – Może
dałabyś się zaprosić na randkę?
Och, tak prosto z mostu?
– Wiesz, jestem z przyjaciółmi i…
– To może usiądziemy gdzieś i pogadamy? – proponuje.
– W sumie chętnie – zgadzam się.
Utrę nosa Ethanowi!
Nagle tuż za plecami Hiszpana zjawia się właśnie Ethan i posyła mi
czarujący uśmiech. Ledwo o nim pomyślę, w ułamku sekundy wyrasta
przede mną jakby spod ziemi. Czy on ma wbudowany jakiś radar?
– Ta señorita jest ze mną. – Chwyta mnie w pasie i przyciąga do siebie,
a zdezorientowany Alejandro po chwili odpuszcza i odchodzi.
– Co ty robisz? – Wyrywam się z jego objęć.
– Ratuję cię.
– Nie potrzebowałam ratunku – oburzam się.
– Nie mów, że chciałaś się umówić z tym gościem.
– A nawet jeśli, to co? – Spoglądam mu w oczy, unosząc dumnie głowę.
Jeszcze tego brakowało, by decydował, z kim mogę się spotykać.
– Wiesz – drapie się po karku – dla tutejszych jesteś tylko wakacyjną
przygodą.
– Och, naprawdę? – Przybliżam się do niego tak, że zderzamy się
czubkami butów.
Jego zmysłowy zapach od razu się we mnie wdziera. Przez moment
skupiam wzrok na jego soczystych ustach, które niedawno całowały mnie
bez opamiętania.
O tak! Najwyższa pora się właśnie opamiętać.
– Mierzysz wszystkich swoją miarą. Ja dla ciebie też byłam wakacyjną
przygodą – przypominam mu.
– Ej, spotykaliśmy się też po wakacjach – mówi, a ja przewracam
oczami.
– Powinno się ciebie skrócić o fiuta – syczę niemalże w jego usta.
Ethan nie odrywa ode mnie wzroku. Wygląda tak seksownie, że gdyby
wyczyszczono mi pamięć, pewnie bym go teraz pocałowała. Przewierca
mnie błękitnymi tęczówkami, w których widać pożądanie.
– Ty i ja, maleńka… – chrypi, a jego głos wręcz ocieka seksem.
– Jeszcze tego lata – kończę, mając na myśli pozbawienie go męskości.
– Jeszcze tego lata – powtarza i zbliża do mnie dłoń, próbując dotknąć
mojej twarzy. Nie pozwalam mu na to, tylko odwracam się na pięcie i idę
w stronę parkingu.
17
Nadia

Wieczorem siedzimy we czwórkę przy grillu. Nie miałam jeszcze okazji


pogadać ze Scottem, ale już samo to, że Caroline tu została, dobrze wróży.
Widać, że się za sobą stęsknili. Przytulają się, obejmują, czule całują…
A Ethan patrzy na mnie tak, jakby miał ochotę mnie przelecieć. I choć
wiem, że nie powinien tak na mnie patrzeć, robi mi się po prostu gorąco.
– A kiedy wracają Cristine z Victorem? – pyta Caroline.
– Za jakieś dwa tygodnie – odpowiada Scott.
– Chciałabym złożyć im życzenia i przeprosić za nieobecność na
ślubie. – Dziewczyna spuszcza wzrok.
– Kochanie – Scott gładzi jej dłoń – nie masz za co przepraszać.
Wszystko jest okej.
– Kiedy jedziecie na Ibizę? – pyta niespodziewanie Ethan, a ja ze
Scottem spoglądamy na siebie.
Urwę Ethanowi głowę.
– Jedziecie na Ibizę? – dopytuje Caroline. – Ale ekstra!
– Właściwie… – Scott zawiesza głos.
– To znaczy… – Sama też nie wiem, co powiedzieć.
– O cholera! – Dziewczyna zasłania dłonią usta. – Mieliście jechać
razem – mówi i spogląda najpierw na swojego chłopaka, a potem na
mnie. – Popsułam wam plany.
– Nie, nie – kręcę głową – ja…
– Skarbie…
– Ale panikujecie – wtrąca Ethan – przecież możemy jechać wszyscy.
– Ty też? – Piorunuję go wzrokiem.
– Obiecałem ci wycieczkę, mała – przypomina.
– Nie jestem… – Zaciskam usta.
– Wróciliście do siebie? – pyta zaciekawiona Caroline.
– Nie, nie – odpowiadam szybko. – Ethanowi szkodzą te hiszpańskie
upały i bredzi jak potłuczony – kończę i spoglądam na chłopaka, który
śmieje się po cichu.
– Słuchajcie, ale to jest dobry pomysł – mówi z uśmiechem Scott.
I ty, Brutusie!
– Scott, tobie też słoneczko dogrzało? – Posyłam mu ironiczny uśmiech.
– Jestem pewien, że będziemy się dobrze bawić.
– Ja też – kwituje Ethan i bracia stukają się butelkami.
– Jacy wy nagle jesteście zgodni – rzucam z przekąsem.
Zastanawiam się, którego zamordować pierwszego i w jaki sposób.
Scott wystawił mnie Ethanowi na pożarcie. Ale z niego przyjaciel!
– Przepraszam was, pójdę już do siebie – mówi Caroline, wstając –
trochę wymęczyła mnie ta podróż.
– Jasne – uśmiecham się do dziewczyny – wypocznij. Dobrze, że tu
jesteś – dodaję i spoglądam na zadowolonego Scotta.
– Dzięki. – Odwzajemnia mój uśmiech. – Dobranoc.
Po chwili zostaję sama z Ethanem. Nie jestem pewna, czy to dobrze.
Właściwie doświadczenie powinno mi podpowiadać, żeby uciekać.
– Wiesz, że poszli się bzykać – mówi po chwili.
– A ty co? Zazdrosny jesteś? – prycham.
– Zostawiłaś mnie dziś z pewnym problemem… – przypomina.
– A mało dziewczyn było w Lloret? Żadna nie chciała ci pomóc?
– Chciała – odpowiada, a ja nie wiedzieć czemu odczuwam zazdrość –
ale ja nie byłem zainteresowany.
– Nie wierzę – prostuję się – Ethan Harper odmówił bzykania.
– Tak, odmówiłem – przytakuje i przesiada się bliżej mnie.
– Nawet na loda się nie załapała? – Mierzę go wzrokiem, a on poprawia
się na krześle.
– Nie. Już raz zapłaciłem za to wysoką cenę. Zbyt wysoką – odpowiada
i patrzy mi w oczy. Panuje półmrok, ale bez trudu dostrzegam w nich
smutek.
– Teraz nie jesteśmy razem. – Potrząsam głową, bo jakoś o tym ostatnio
zapomina.
– Próbuję to zmienić.
Wybucham śmiechem. Czy on coś bierze?
– Zmień płytę. – Wstaję z krzesła i zabieram ze sobą szklankę. –
Dobranoc, Ethan – dodaję i odwracam się w kierunku drzwi tarasowych.
– Dobranoc, mała.

Następnego dnia jestem sama w domu. Scott i Caroline wybrali się do


Lloret, Ethan pojechał do Barcelony, a pani Navarez wraca jutro.
Zamierzam wziąć odprężającą, pachnącą kąpiel z bąbelkami. Zabieram
z pokoju wszystkie potrzebne rzeczy i słuchając muzyki z telefonu, idę na
górę. Wchodzę do łazienki i zamykam za sobą drzwi. Gdy kładę telefon na
szafce, dociera do mnie orzeźwiający zapach morskiej bryzy. Mmm…
Wyciągam słuchawki z uszu i wtedy słyszę szum wody.
O cholera…
Po chwili szum wody ustaje, więc sięgam po komórkę, która
niefortunnie wypada mi z ręki, robiąc przy tym hałas. Na szczęście się nie
roztrzaskała, tylko wyświetlacz trochę się porysował.
– Kto tu jest? – O cholera, to Ethan.
– To ja, Nadia – odzywam się w końcu i bezwiednie robię kilka kroków
w stronę kabiny prysznicowej. Przez tę ściankę nie widać tej części
łazienki.
– Nadia? – Słyszę jak chłopak odsuwa drzwi.
– Miałam wziąć kąpiel, ale zająłeś mi łazienkę.
– Możesz się przyłączyć – mówi, po czym tak po prostu wychodzi
i staje tuż przede mną.
Dlaczego on wyszedł? Chryste, dlaczego on jest nagi? Czuję się jak
w tym programie na kanale Discovery Nagi instynkt przetrwania: on jest
nagi, a ja próbuję to przetrwać, by nie wykrzyczeć, jak bardzo chciałabym
do niego dołączyć. Zawieszam wzrok na jego idealnym, wyrzeźbionym
ciele. Nie zasłonił się ręcznikiem, bym go widziała w całej okazałości.
A jest na co popatrzeć. Kropelki wody tak seksownie spływają po jego
ciele, wytyczając sobie każda swoją ścieżkę. Mogłabym wycałować każdą
z tych dróg…
– C… co ty robisz? – jąkam się zmieszana.
– Widziałaś mnie już na nago – przypomina zupełnie nieskrępowany
z tym swoim łobuzerskim uśmiechem.
– Co nie znaczy, że chcę widzieć teraz. – Nie potrafię oderwać od niego
wzroku. Gapię się na jego fiuta jak zaczarowana. Jest duży, gruby i tak
dumnie sterczy. Pamiętam, do jakiej rozkoszy potrafił mnie doprowadzić.
Mimowolnie oblizuję wargi na to wspomnienie.
Boże, jak mi gorąco.
– Oblizałaś usta – zauważa.
Cholera!
– Tak, bo mam spierzchnięte – kłamię, ale niech mnie wszyscy święci,
jeśli to nie jest najgorętszy widok tych wakacji.
– Widzisz, Nadia – podchodzi do mnie, a jego mięśnie brzucha tak
seksownie się napinają – kusisz mnie, podniecasz, więc nie pozostanę ci
dłużny – mówi pewnie, a ja dla własnego bezpieczeństwa robię krok do
tyłu.
Jego ochrypły głos przyjemnie dźwięczy w moich uszach i odbija się
mocnym echem w mojej kobiecości. Zaciskam mocno uda, choć mam
ochotę zrobić zupełnie coś innego.
– Nic nie wiesz, Ethan. – Przełykam głośno ślinę.
– Wiem, kiedy jesteś podniecona. – Wwierca we mnie spojrzenie,
kompletnie mnie hipnotyzując, gdy podchodzi bliżej. – Całe twoje ciało
mówi „weź mnie tu i teraz, zupełnie jak kiedyś”.
Nie!
Tak…
Cofam się, aż opieram się o ścianę. Ethan szybko to wykorzystuje, bo
już w następnej chwili więzi mnie między ramionami. Czuję się jak zwierzę
w klatce. Antylopa, na którą zapolował lew i ma zamiar ją połknąć
w całości. Chłopak przyciska do mnie swoje mokre i nagie ciało, a ja ledwo
łapię oddech. Odwracam głowę, a Ethan przysuwa usta do mojej szyi
i muska moją rozpaloną skórę. Z pewnością czuje, jak wali mi serce, tak jak
ja czuję jego twardą męskość wbijającą się w moje podbrzusze. W moim
wnętrzu szaleje istny ogień, aż się boję, że wybuchnę. Delikatnie przesuwa
dłonią po moim policzku, a z mojego gardła wydobywa się krótki jęk.
Karcę się za to w myślach, bo choć nie mogę okazać przy nim słabości,
pragnę, by mnie pocałował tak jak wczoraj na plaży.
– Nie broń się przed tym, maleńka – szepcze zmysłowo. – Znowu może
być nam razem dobrze. Od kiedy cię zobaczyłem, non stop chodzę
pobudzony – chrypi mi do ucha. – Zobacz, poczuj, co ze mną robisz.
– Och… – jęczę cicho.
– Dokładnie tak, maleńka. – Ujmuje w dłonie moją twarz i odwraca ją
do siebie.
Podnoszę na niego wzrok i spoglądam prosto w jego oczy, które wręcz
płoną z pożądania. Jest cholernie napalony.
Chodzi mu tylko o seks. Nic się nie zmienił…
– Nadia… – mruczy i zakłada mi pasmo włosów za ucho.
Potrzebuję pomocy! Pilnie!
– Pó… pójdę już – mówię, gdy udaje mi się uwolnić z jego objęć, po
czym podchodzę do drzwi i chwytam za klamkę.
Co jest? Próbuję je otworzyć, ale one ani drgną. Jeszcze tego mi
brakowało.
– Ethan, mógłbyś…? – pytam go, ale wolę już się nie odwracać w jego
stronę.
– Co się stało?
– Drzwi się zatrzasnęły – odpowiadam, dalej się z nimi szarpiąc.
– Czekaj – mówi i podchodzi do mnie.
Odsuwam się nieco, ale nadal czuję jego zniewalający zapach. Jest
świeży, morski – taki, jaki właśnie lubię.
– Chyba mamy problem – dodaje po chwili.
Ja na pewno…
– Możesz się w końcu ubrać? – zwracam mu uwagę, bo ten widok jest
dla mnie zbyt kuszący.
Ethan sięga po ręcznik i owija go sobie wokół bioder. Nawet gdyby
założył kombinezon, to i tak by chyba niewiele pomogło…
– Ej, a co z drzwiami? – przypominam mu, bo dalej ich nie otworzył.
– Ja ich nie otworzę. – Rozkłada bezradnie ręce.
– Boże, umrę w tej łazience, i to z tobą – marudzę. – To mój największy
koszmar. Ja tak nie chcę. – Niemalże jęczę.
– Słońce, rusz swoją piękną główką – spogląda na mnie – masz telefon.
Zadzwoń po Scotta.
Faktycznie!
– Właśnie miałam to zrobić. – Przewracam oczami i sięgam po
komórkę.
Albo go zamorduję, albo się na niego rzucę w desperacji.
Wybieram numer do Scotta, który odbiera dopiero po kilku sygnałach.
To tylko kilka sygnałów, a ja niecierpliwię się, jakby zaraz miało dojść do
katastrofy, jakby miał co najmniej wybuchnąć wulkan.
– Hej, Scott, jest problem. Gdzie jesteś? Te cholerne drzwi. Musisz nam
pomóc, bo za nic nie chcą się otworzyć – wyrzucam z siebie niczym
z karabinu.
– Nadia, spokojnie. Co się dzieje? – pyta, ale nim zdążę mu
odpowiedzieć, Ethan wyrywa mi telefon. – Co ty robisz?! – warczę, a on się
odsuwa, nie dając mi pogadać ze Scottem.
– Kiedy będziesz? – Ethan pyta brata. – Nadia chciała spędzić ze mną
trochę czasu i zatrzasnęła nas w łazience, nie możemy wyjść. – Zaciskam
usta, bo zaraz chyba wybuchnę. Ja chciałam z nim spędzić czas?! – Okej,
zaczekamy – dodaje, po czym się rozłącza.
– Zamorduję cię, Ethan! Co powiedział Scott? – pytam gniewnie.
– Będzie za kilka godzin. – Wzrusza ramionami.
– Kilka godzin?
– Jezu, wyluzuj. – Potrząsa głową. – Będzie za pół godziny. Możesz
wziąć w tym czasie prysznic – proponuje.
– Nie, dziękuję – fukam.
– Przecież nic ci nie zrobię… Chyba że będziesz tego chciała. – Puszcza
do mnie oko.
– Posłuchaj, Ethan – podchodzę do niego, marszcząc gniewnie brwi –
możesz sobie być przystojny, seksowny, kuszący, zajebisty w łóżku –
wymieniam, dźgając go palcem w nagi tors – ale w środku jesteś takim
samym dupkiem jak cztery lata temu, to się nie zmieniło – wyrzucam mu,
bo już mam dosyć tej jego pewności siebie. – Potrafisz jedynie krzywdzić
i ranić – dodaję, na co jego twarz tężeje. – Nie zmienisz się, więc odpuść
sobie łaskawie to całe odzyskiwanie mnie. Drugi raz sobie tego nie zrobię –
uświadamiam mu.
– Nadia…
– Daj spokój, Ethan – wchodzę mu w słowo. – Dałeś mi niezłą lekcję
życia.
– Przepraszam – mówi i opiera dłonie na biodrach. – Tylko to chciałem
ci powiedzieć – dodaje z pewnym smutkiem.
Potrząsam jedynie głową. Ethan siedzi gdzieś tam głęboko w moim
sercu. Próbuję stłumić myśli o nim, ale gdy jestem z nim tak blisko, jest to
naprawdę trudne. Wiem, że znowu mnie zrani, dlatego to wszystko nie ma
sensu. Samo pożądanie nie wystarczy.
Spoglądam na niego jeszcze raz – jest zamyślony i zasmucony – po
czym sięgam po duży ręcznik i idę jednak wziąć prysznic.
Znam go dobrze, tak jak i on mnie. Widziałam w jego oczach ból, tak
jakby naprawdę żałował tego, co kiedyś zrobił, ale boję się ponownie mu
zaufać. Staram się utrzymać jakąś barierę, ale idzie mi to coraz gorzej.
Niestety w jakiś sposób za nim tęsknię. W końcu mieliśmy też dobre
chwile. Nawet bardzo dobre, i bardzo przyjemne. Ale Ethan to zniszczył.
Myślenie fiutem wzięło górę i wszystko rozpieprzył. Naprawdę wolę sobie
tego zaoszczędzić, mimo iż serce mi podpowiada, by dać mu drugą szansę.
Kiedy wychodzę spod prysznica, Ethana już nie ma. Naciskam klamkę,
a drzwi z łatwością się otwierają. Biorę głęboki wdech i liczę w myślach do
dziesięciu.
To tylko Ethan Harper.
To tylko moje największe pragnienie.
Jestem zgubiona…
18
Nadia

Przez cały następny dzień nie widziałam się z Ethanem. Tak po prostu
gdzieś go wcięło. Nawet Scott nie wiedział, gdzie jest jego brat. Dzwonił do
niego i pisał, ale Ethan dużo później odpowiedział tylko esemesem, że
wróci jutro. Czy to przez wczorajszą sytuację w łazience? Przez to, co
powiedziałam?
– Nie myśl o nim tyle. – Sztywnieję na słowa Scotta.
– Skąd wiesz, że myślałam o nim?
– Nie wiem – wzrusza ramionami – zgadywałem, ale właśnie się
przyznałaś. – Uśmiecha się, a ja przewracam oczami. – Wrócił już? – pyta
i rozgląda się.
– Nie. Pewnie poznał gorącą Hiszpankę i się zabawia – rzucam ponuro.
– Boże, ale ty jesteś zazdrosna – stwierdza i siada naprzeciwko mnie.
– Dobra, weź już skończ. Widzę, że nagle przeszedłeś na jego stronę.
Lepiej powiedz, co z Caroline – zmieniam niewygodny dla mnie temat.
– A co ma być? – Udaje, że nie wie, co mam na myśli. – Ma właśnie
jakąś telekonferencję – wyjaśnia z uśmiechem.
– Bardzo śmieszne.
– Nadia… – zamyśla się – to jest ta jedyna – kończy z radością.
Uśmiecham się do przyjaciela.
– Ale… – nie byłabym sobą, gdybym nie zapytała – Scott, dlaczego się
rozstaliście?
– Brak szczerej rozmowy – odpowiada.
– To znaczy? – Prostuję się.
– Chciałem jej zaproponować wspólne mieszkanie. W końcu –
podkreśla. – Ale wiesz, jakich ona ma rodziców.
– Nadopiekuńczych?
– To mało powiedziane – prycha. – Wiesz, ona też tego chciała, ale
skoro ja tego nie proponowałem, to myślała, że ja nie chcę. Ja znowu
czułem, że się nie zgodzi ze względu na rodziców i tylko się przez to
posprzeczamy – wyjaśnia. – Rozumiesz?
– Nie. – Śmieję się.
– Nadia – karci mnie. – Caroline stwierdziła, że nie myślę o niej
poważnie i tylko się nią bawię.
– Przez cztery lata? – Ściągam brwi.
– Koleżanki dorzuciły swoje i wyszło, co wyszło. Długo by jeszcze
gadać, ale najważniejsze, że wyjaśniliśmy sobie wszystko, a na Ibizie
zamierzam… – urywa na moment, rozgląda się dookoła i wyciąga
z kieszeni pudełeczko, a z niego piękny pierścionek z delfinem.
– O ja cię! – Zasłaniam usta dłonią.
– Nie jest to ten właściwy, ale mam nadzieję, że go przyjmie.
– Z pewnością.
– Nadia – spogląda na mnie – może warto pogadać szczerze z Ethanem?
– Scott… ja… ja się boję tej rozmowy – wyznaję szczerze. – Nie wiem,
czego się spodziewać.
– Nadia, nie mówię, że macie o wszystkim zapomnieć i wylądować
w łóżku, po prostu pogadajcie – wyjaśnia. – Nie wiem, co się stało, ale
zapewniam cię, że to nie ten sam Ethan co cztery lata temu – mówi. – On
jest jakiś inny.
– Nie wiem, czy chcę wracać do przeszłości. – Potrząsam głową. –
A co, jeśli się okaże, że jednak była szansa się dogadać?
– Nie dowiesz się tego, jeśli nie pogadacie. Sam chciałem go zabić po
tym, co ci zrobił, ale potraktuj to może jako oczyszczenie atmosfery –
proponuje. – Niech ci powie, co ma powiedzieć, i tyle.
– Scott, nie chcę, by znowu złamał mi serce – wspominam z bólem.
– To pogadaj z nim szczerze. Potrzebujecie tego – radzi, po czym
wstaje, całuje mnie we włosy i wchodzi do domu.
Tak… Tylko czy Ethan potrafi być ze mną szczery?
Wariuję przez tego chłopaka! Jednocześnie chcę się wić pod nim
z rozkoszy i porządnie zdzielić go w głowę za ten cały ból. Tylko on potrafi
wywołać we mnie takie skrajne odczucia. Rozpala mnie tak, że ledwo się
powstrzymuję, by mu nie ulec. Czy naprawdę coś się w nim zmieniło? Nie
chcę kierować się właśnie tym, moimi uczuciami, bo to one wtedy wzięły
górę, straciłam zdrowy rozsądek i poddałam się Ethanowi. Choć nie
byłabym ze sobą szczera, gdybym powiedziała, że mi się nie podobało.
Nasz związek może i był krótki, ale za to bardzo intensywny oraz bardzo
namiętny. Niestety to wszystko sprawia, że nie jestem w stanie przejść
obojętnie obok Ethana, ale widzę, że to działa w dwie strony. Wiem, że
mnie pragnie, czuję to każdą komórką mojego ciała. Nie wiem tylko, jak
długo będę się w stanie przed tym bronić.
Wieczorem państwo zakochani jadą do Lloret. Mają w planach kolację
i maraton w kinie. Scott oczywiście mnie zapraszał, ale na pewno
potrzebują czasu tylko we dwoje. Wieczór jest ciepły i przyjemny, więc
narzucam na siebie tylko cieniutki szlafroczek i wychodzę na taras trochę
się dotlenić.
Spotykam tam Ethana. Spogląda na mnie tak, że zaraz się rozpłynę.
Przez chwilę zawiesza spojrzenie na mojej sylwetce, jakby badał każdy
fragment mojego drżącego ciała.
To moment, by się wycofać.
– Sorry, nie wiedziałam, że tu jesteś – mówię lekko zmieszana. – Już
sobie idę.
– Zostań! – zatrzymuje mnie.
– Nie chcę ci przeszkadzać.
– To chyba raczej ja tobie przeszkadzam – odpowiada i na chwilę
podnosi na mnie pełen smutku wzrok.
– Znowu zaczynasz? – Przewracam oczami, bo doskonale znam tę
śpiewkę.
– Starasz się mnie unikać, a gdy jesteś tak blisko…
– Ethan, przestań – przerywam mu.
– Widzisz, Nadia, skupiasz się tylko na sobie – wyrzuca mi. – Nie
słuchasz tego, co mają do powiedzenia inni.
– Tak? – Och, wkurzył mnie. Owszem, skupiam się na sobie, bo
uszczęśliwianie innych nie sprawiło, że ja jestem szczęśliwa. W życiu
czasem trzeba być egoistą. – To może powiedz mi coś, czego nie wiem! –
rzucam wściekle.
Ethan nie odpowiada. Widocznie nie ma mi za wiele do powiedzenia.
– Tak myślałam – odzywam się po dłuższej chwili.
– Nie byłem do końca świadomy, gdy cię zdradziłem – mówi, wbijając
wzrok przed siebie.
– Nie byłeś do końca świadomy? – powtarzam za nim.
– Odurzyli mnie.
– Co ty pieprzysz? – irytuję się.
– Pamiętasz Huberta?
Szybko sięgam pamięcią do czasów szkolnych. Hubert chodził do tej
samej klasy, co Ethan, ale się nienawidzili. Hubert twierdził, że Ethan
podrywa najlepsze dziewczyny.
– Pamiętam – odpowiadam.
– Nie byłem święty, trochę się zjarałem, ale oni dosypali mi czegoś do
piwa – wyjaśnia.
– Na imprezie? – dopytuję. – Ale dlaczego?
– To miała być zemsta też za ciebie, bo Hubert nieźle się na ciebie
napalił – tłumaczy. – Pomogły mu te twoje pseudokoleżanki, które miały
z tego największą radość.
Na moment zastygam. Próbuję jakoś to sobie poukładać w głowie.
Fakt, po tym wszystkim Hubert kilka razy proponował mi spotkanie. Za
każdym razem odmawiałam.
– Przecież miałeś tylko odwieźć chłopaków – przypominam mu.
– Tak, miałem zaczekać na tych gówniarzy… – urywa na moment. –
Wiem, Nadia, to moja wina, bo zapaliłem tego cholernego jointa i dałem się
namówić na piwo. Potem… potem Lindsay zaciągnęła mnie do pokoju
i… – spuszcza spojrzenie – wiesz, co było dalej.
Zamurowało mnie. Ja tak to przeżywałam, tak cierpiałam! Byłam w nim
zakochana, dlatego tak bardzo mnie to bolało.
– Było wtedy między wami coś więcej?
– Nie, Nadia, przysięgam – mówi, a ja już mam pewność, że nie kłamie.
– Ja… – urywam, bo nawet nie wiem, co powiedzieć.
– Wiedziałaś, że Hubert zapłacił Lindsay?
Co?
– Ona od razu się zgodziła, ale jeszcze wtedy nie wiedziała, że chodzi
o nas, o ciebie – wyjaśnia.
Nie przyjaźniłam się z Lindsay, ale jakoś się dogadywałyśmy. Nie
miałam z nią żadnego konfliktu, choć przez reputację puszczalskiej nie
miała zbyt wiele koleżanek.
– Ale dlaczego ty tego nigdzie nie zgłosiłeś? – dopytuję. – To był jakiś
narkotyk, tak? Dlaczego nie poszedłeś z tym na policję?
– A kto by mi uwierzył, skoro własna dziewczyna mnie pogoniła? –
Patrzy na mnie z pewną dozą żalu.
– Ethan, nie miałam pojęcia.
– Nie miałem świadków, dowiedziałem się o wszystkim po jakichś
trzech tygodniach, żadne badania nic by już nie wykryły. Nadia, ja nie
próbuję się teraz wybielić, ale pomyśl, jakie miałem szanse tego uniknąć,
skoro oni to wszystko zaplanowali – dodaje z wyczuwalnym smutkiem. –
Prędzej czy później by nas rozdzielili, a przynajmniej by próbowali.
– Ethan… – Potrząsam lekko głową.
Nawet jeśli to był plan, nie zmienia to faktów. Owszem, mogłam z nim
wcześniej pogadać i może teraz byłoby inaczej. Kiedy następnego dnia po
tamtej imprezie Ethan do mnie przyjechał, skończyło się na wzajemnym
obwinianiu i wytykaniu wad. Bardzo nas wtedy poniosło.
– Dlaczego nie powiedziałeś mi o tym wszystkim wcześniej? – pytam
z pretensją.
– Przecież mówię ci, że ja też nie od razu się o tym dowiedziałem,
a potem nie chciałaś mnie słuchać – wyrzuca mi.
– Ethan…
– Nadia – przysuwa się i chwyta moje dłonie – powiedz, czy gdybym
wcześniej ci powiedział, coś by to zmieniło?
I co ja mam mu odpowiedzieć, skoro sama nie wiem? Teraz to dopiero
mam mętlik w głowie! Przez jakiś głupi plan tego gnojka Huberta i kilku
suk, które udawały moje koleżanki, życie wywróciło mi się do góry
nogami. Jak można być tak podłym?
– Naprawdę nigdy mi tego nie wybaczysz? Wiem, że mi nie wierzysz,
ale nie jestem tym samym chłopakiem co wtedy – zapewnia.
– To co się zmieniło?
– Moje życie.
– Co masz na myśli? – dopytuję.
– Nadia, życie jest zbyt krótkie, by cały czas się gniewać. A co, jeśli
jutro nas nie będzie? – Prostuje się lekko.
Jak to poważnie zabrzmiało.
– Ethan, ja…
Chłopak spuszcza wzrok i potrząsa głową.
– Nie mam co liczyć na twoje wybaczenie – tym razem chyba raczej
stwierdza, niż pyta.
Ethan właśnie mi coś uświadomił. Owszem, nie zmienię przeszłości, nie
wymażę tego z pamięci i choć bolało mnie to, co zrobił, chyba mu
wybaczyłam. Może za długo chowałam do niego urazę? Może to dlatego,
że był moim pierwszym chłopakiem i tak się sparzyłam? Może powinnam
po prostu odpuścić, bo inaczej nigdy nie ułożę sobie życia?
– Przepraszam cię, Nadia – mówi smutno, po czym wstaje, całuje mnie
we włosy i odchodzi.
19
Nadia

Nie wiem czemu, ale czuję, jakby mi czegoś brakowało. Tak jakby Ethan
zabrał ze sobą jakąś część mnie i zostawił tę cholerną pustkę wypełnioną
pragnieniem. Zrywam się z miejsca i idę za nim. Ethan wchodzi do swojej
sypialni, ale zanim zdąży zamknąć drzwi, chwytam za klamkę.
– Nadia…
Jego głos mnie przeszywa, moje ciało pokrywa się gęsią skórką.
Przyglądam mu się stanowczo za długo, bo zaczyna mi się robić gorąco. Na
szczęście w pokoju panuje półmrok i chłopak nie widzi moich rumieńców.
– Prze… przepraszam – dukam. Gdy chcę się odwrócić, Ethan chwyta
mnie za rękę.
Zamyka drzwi, chyba żebym mu nie uciekła. Nic nie mówi, tylko
uważnie bada wzrokiem każdy fragment mojego ciała. W jego spojrzeniu
jest żar i pożądanie, a oczy iskrzą się jak dwa ogniki. Przesuwa dłońmi po
moich ramionach, aż cała drżę. Moje usta opuszcza cichy, ale słyszalny jęk.
Chłopak przysuwa wargi do mojej szyi i delikatnie sunie nimi po rozgrzanej
skórze. Przechylam głowę na bok, dając mu do siebie lepszy dostęp.
Chwyta mnie w pasie i przyciąga do siebie. Serce bije mi tak szybko, że
zaraz wyskoczy mi z piersi. Ethan zsuwa mi szlafrok z ramion i delikatnie
obrysowuje palcami moje sterczące sutki, które rysują się wyraźnie pod
cienkim materiałem koszulki.
– Tak strasznie cię pragnę, mała – chrypi i podszczypuje moje
brodawki, a moje usta opuszcza kolejny jęk.
– Ethan… – Przymykam oczy.
– Pozwól mi się sobą zająć – szepcze, po czym zostawia mokre ślady na
mojej szyi. – Pozwól mi, mała.
Podnosi na mnie wzrok, czekając na moją odpowiedź. Nie jestem
w stanie mu odmówić, wcale tego nie chcę. Chcę, by właśnie teraz się mną
zajął, bo wiem, że zrobi to tak, że kompletnie się w nim zatracę i odlecę.
Wiem, że to przyciąganie wciąż między nami jest i że osiągnę z nim
upragnione spełnienie.
Pieprzyć to!
– Nie każ mi już dłużej czekać – odpowiadam mu i powoli zsuwam
ramiączka koszulki, która po chwili opada na podłogę.
Staję przed nim zupełnie naga, tak jak wtedy, gdy wyszłam z basenu.
Wiem, że ten widok go podnieca. Dodatkowo odgarniam włosy do tyłu, by
dokładnie widział moje piersi. Zaciskam lekko uda, bo czuję spływającą po
nich wilgoć. Ethan cofa się o krok i wręcz pochłania mnie wzrokiem.
Bardzo dobrze czuję jego spojrzenie, które wywołuje dreszcze na moim
ciele. Jego oznaka podniecenia coraz bardziej rośnie w spodenkach.
Chłopak jedną ręką przeczesuje włosy, a drugą przesuwa po swoim kroczu.
Gdy robię krok w jego stronę, z jego ust wydobywa się zmysłowy pomruk.
– Wciąż jesteś w ubraniach – zwracam mu uwagę.
– Chryste, Nadia, zaraz dojdę od samego patrzenia na ciebie – chrypi,
po czym szybko pozbywa się koszulki i spodenek.
Policzki aż mnie palą, podnieca mnie świadomość, że tak na niego
działam. Ethan podchodzi bliżej i bierze mnie w ramiona, po czym zanosi
na łóżko.
– Mało dziś pośpisz – mówi, gdy zawisa nade mną.
– Nie przeszkadza mi to.
Chłopak wpija się w moje usta w namiętnym pocałunku. Przyciągam go
do siebie i wplatam palce w jego miękkie włosy. Czuję, jak ociera się
twardym fiutem o moją kobiecość. Jezu, zaraz zwariuję!
Schodzi niżej pocałunkami i zatrzymuje się przy moich piersiach.
Najpierw zajmuje się jedną: liże ją, ssie i podgryza wrażliwą brodawkę.
Każde jego liźnięcie, każda pieszczota sprawia, że z mojego gardła
wydobywają się kolejne jęki. Dociera do pępka i zatacza językiem kółka
wokół niego, a potem całuje mój brzuch. Chichoczę.
– Łaskotki? – pyta i podnosi na mnie wzrok.
– Niezmiennie – odpowiadam, patrząc na niego.
– A… tu…? – pyta, po czym niespodziewanie przesuwa dłoń niżej
i wsuwa we mnie dwa palce.
– Ethan… – Zaciskam dłonie na pościeli.
– Jesteś bardzo gorąca, maleńka, i bardzo mokra. – Pochyla się
i zanurza między moimi udami.
O mamo! Mam ochotę krzyczeć na całe gardło.
– Tak dobrze smakujesz – dyszy, po czym dalej pieprzy mnie językiem.
Wsuwa go we mnie głęboko. Już odpływam, a to dopiero początek.
Jęczę raz za razem, gdy język Ethana penetruje moją cipkę. Wypycham
biodra do przodu i przyciągam jego głowę do siebie.
– Ethan! Och… – Nie jestem w stanie się powstrzymać.
– Dobrze ci, skarbie? – Podnosi na mnie spojrzenie i oblizuje usta.
– Bardzo… – chrypię. – Nie przestawaj. Proszę…
Cholera jasna! Nie myślę o konsekwencjach, teraz chcę go mieć tylko
dla siebie. Nieważne, co będzie jutro, liczy się tylko tu i teraz.
Ethan podnosi się i wpija w moje usta. Czuję smak własnego
podniecenia, co niesamowicie mnie nakręca. Wsuwam dłonie pod jego
bokserki i ściskam pośladki chłopaka, przyciskając go do siebie.
– Jesteś gotowa, by mnie poczuć? – pyta z seksownym pomrukiem.
– Aż za bardzo. – Nie kłamię. Czuję, że zaraz eksploduję.
Ethan na moment się podnosi, ale tylko po to, by ściągnąć bokserki.
Przygryzam wargę na widok jego sporego przyrodzenia, a moje serce
galopuje jak szalone. Chłopak sięga do szafki i wyciąga z niej foliową
paczuszkę.
– Ethan, zaczekaj – zatrzymuję go.
– Nadia, błagam cię, nie mów, że teraz mi odmówisz. – Klęka na łóżku,
a jego wyraz twarzy zdradza, że jest lekko zdezorientowany.
– Nie, nie – uśmiecham się do niego – po prostu… biorę zastrzyki. Nie
potrzebujemy gumek, chyba że…
– Jestem zdrowy, mała. Nie zrobiłbym ci czegoś takiego. – Kręci głową.
– Wiem… – przytakuję.
– W takim razie teraz wypieprzę twoją słodką cipkę – mruczy
niezwykle władczo.
Z uśmiechem wraca na swoje miejsce, czyli między moje uda. Rozsuwa
je szerzej i pochyla się nade mną. Podciąga jedną moją nogę i płynnym
ruchem wchodzi we mnie cały.
– Och! – Długi jęk wyrywa się z mojego gardła, wyginam ciało w łuk.
Ethan na chwilę się zatrzymuje i opiera czoło na moim ramieniu. Słyszę
jego ciężki oddech i czuję, jak rośnie w moim wnętrzu, wypełniając mnie
po same brzegi.
– Ależ ja, kurwa, za tobą tęskniłem – warczy. – Nadia…
Przytrzymując moją nogę, zaczyna się we mnie poruszać. Wsuwa się
i wysuwa z mojej kobiecości. Już nie panuję nad jękami i krzykami, które
co chwilę opuszczają moje usta. Jest mi dobrze i nie zamierzam tego
ukrywać. Tak bardzo tęskniłam za nim, za jego pocałunkami i dotykiem.
Nagle Ethan ze mnie wychodzi, na co reaguję grymasem, choć wiem, że
to przecież jeszcze nie koniec.
– Odwróć się, skarbie – nakazuje i podskubuje moją szyję. – Chcę cię
wziąć od tyłu.
Och… Bardzo chętnie.
Fala dreszczy przeszywa moje ciało. To była nasza ulubiona pozycja.
Szybko się odwracam, podpieram na poduszce i wypinam pupę w jego
stronę. Ściska moje pośladki, rozchyla je i ostro się we mnie wbija.
O! Mój! Boże!
Uderza we mnie raz za razem, a jego ruchy są mocne, głębokie, a nawet
brutalne. Muszę przyznać, że w jakiś sposób jest to bolesne, ale to taki
rodzaj bólu, którego pragnę, bo wiem, do czego mnie doprowadzi. Ethan
zmysłowo powarkuje, wbijając się w moją cipkę, która zaczyna coraz to
mocniej pulsować. Czuję i słyszę, jak obija się o moje pośladki, gdy
przyspiesza ruchy. Zbiera moje włosy w kucyk i owija je sobie wokół dłoni.
Pociąga za nie lekko, nabijając mnie na siebie energicznie.
– O tak, mała – dyszy ciężko. – Przyjmij mnie całego.
Nie jestem w stanie powstrzymać nadchodzącego orgazmu. Chcę
skończyć, rozpaść się przez niego i dla niego.
– Ethan! – krzyczę głośno, próbując zapanować nad tym drżeniem.
Chłopak szybko mnie odwraca. Doskonale, bo po tym, co mi właśnie
zafundował, moje nogi zrobiły się jak z waty. Znów leżę na plecach, a on
ponownie we mnie wchodzi.
– Zaraz skończę – ostrzega i gryzie moją dolną wargę.
Ethan nieznacznie się ze mnie wysuwa, po czym uderza ostro. Wbijam
paznokcie w jego twarde plecy i choć staram się stłumić jęk, ten i tak
wydobywa się z mojego gardła. Po kilku rytmicznych pchnięciach chłopak
zastyga w bezruchu, a ja czuję, jak żar wypełnia moje wnętrze. Ethan opada
na mnie swoim ciężarem, wciąż wytryskując w mojej kobiecości. Czuję
przyspieszone bicie jego serca i nierówny oddech. Obejmuję go mocno za
szyję, ciesząc się z tych kilku chwil, które zostały nam podarowane.
– Jezu, Nadia, jesteś niesamowita – mówi ochryple i podnosi głowę.
– Dobrze mi z tobą – odważam się mu wyznać, nie zważając na
konsekwencje tych słów.
– Mnie z tobą też, mała. – Odgarnia kosmyk włosów z mojej twarzy.
– Wiesz… – przesuwam dłońmi po jego muskularnych ramionach –
nikogo po tobie nie miałam.
– Nadia, ja…
– Nie musisz mi się tłumaczyć – przerywam mu, bo wiem, że on nie
może powiedzieć tego samego.
– Tęskniłem za tobą – wyznaje i trąca nosem mój.
– Wiele się zmieniło – uświadamiam mu.
– Wiem, ale chciałbym spróbować jeszcze raz – mówi niespodziewanie.
– Masz na myśli, żebyśmy do siebie wrócili? – Zaskoczył mnie.
– Spróbujmy. Myślisz, że mamy jakieś szanse?
– Chciałbyś? To nie wakacyjny seks?
– Nie, Nadia. To coś więcej – zapewnia mnie.
– Ethan… dajmy sobie czas – mówię szczerze. – Zobaczymy, dokąd nas
to zaprowadzi.
– Dla ciebie wszystko – odpowiada i całuje mnie czule.
Nie chcę robić sobie nadziei. Owszem, właśnie uprawialiśmy seks, to
jednak nie znaczy, że tak po prostu jesteśmy znowu razem. Nie wykluczam,
że jeszcze kiedyś tak będzie, ale jednocześnie boję się rozczarowania. Nie
wiem nawet, czy chcę coś z nim ustalać. Może lepiej niech to się potoczy
własnym torem? Być może po wakacjach zdecydujemy, że nic prócz seksu
nas nie łączy, i każde zechce pójść w swoją stronę? Teraz tego nie wiem.
Pierwszy raz nie chcę się nad tym zastanawiać. Pierwszy raz chcę po prostu
żyć tą chwilą.
– Muszę do łazienki – odzywam się po chwili.
– Ale wrócisz?
– Zapraszam do mnie. – Puszczam do niego oko.
20
Ethan

Przyglądam się dziewczynie, która słodko śpi w moich ramionach.


Chciałbym zatrzymać ją przy sobie na dłużej, ale nie wiem, czy będzie
w stanie zaakceptować prawdę o zmianach, jakie zaszły w moim życiu. Jest
ktoś, kto całkowicie zawładnął moim sercem. Nie mogę stracić tej osoby,
ale chciałbym też mieć szansę odbudować to, co łączyło mnie i Nadię. Nie
wiem, czy będzie chciała mnie takiego i czy zechce uczestniczyć w moim
nowym życiu. Potrzebuję jeszcze chwili, by ją do tego przygotować.
Przesuwam delikatnie palcami po jej twarzy. Uwielbiam jej aksamitną
skórę, jej usta i to, jak drży, gdy jej dotykam. Gładzę jej piersi. Nadia chyba
to poczuła, bo lekko się porusza i wydaje cichy pomruk. Zataczam kółka
wokół jej sutków, które zaczynają twardnieć. Pochylam się i chwytam
ustami jej brodawkę, ssę ją i podgryzam.
– Ethan… – Dziewczyna jęczy ochryple i wplata palce w moje włosy.
Pieszczę jedną jej pierś, a drugą delikatnie ściskam. Na jej ciele pojawia
się gęsia skórka, a mój fiut zaczyna rosnąć. Przesuwam dłoń wzdłuż jej
brzucha i schodzę niżej, pomiędzy gorące uda mojej pięknej. Nadia
rozchyla lekko nogi, a ja wsuwam palec w jej cipkę, na co jej gardło
opuszcza długi, zmysłowy jęk. Zasysam jej brodawkę i poruszam palcem
w jej wilgotnym wnętrzu. Cholernie mnie to podnieca. Muszę znowu ją
mieć.
Nie sądziłem, że wczorajszy wieczór zakończy się tak namiętnie. Gdy
ponownie ją poczułem, myślałem, że trafiłem do raju. Spałem z wieloma
dziewczynami, ale żadna nie mogła się równać z Nadią. Może to dlatego, że
czuję do niej coś, czego nie czułem do żadnej innej?
– Ethan – chrypi – długo nie wytrzymam.
Nie trzeba mi tego powtarzać. Szybko ściągam bokserki. Nadia podnosi
się lekko, podpierając się na łokciach, i seksownie przygryza dolną wargę.
Zaraz mnie poczujesz, skarbie. Wpijam się łapczywie w jej miękkie
usta, całuję ją namiętnie. Dziewczyna przyciąga mnie do siebie i wplata
palce w moje włosy.
– Wskakuj na mnie, mała – szepczę między pocałunkami.
Nadia popycha mnie na pościel i siada na mnie okrakiem. Chwytam ją
za biodra, a dziewczyna nabija się na mnie tak, że wchodzę w nią cały.
Co za uczucie!
Najpierw porusza się powoli, przesuwając się po moim fiucie do tyłu
i do przodu. Opiera dłonie na moim torsie i zmysłowo pomrukuje. Ujmuję
jej twarz w dłonie, przyciągam do siebie i całuję ją, podskubując jej wargi.
Poruszam biodrami, wbijając się w gorące wnętrze mojej pięknej szatynki.
To upragniony raj, którego najchętniej nigdy bym nie opuszczał. Gdybym
miał pieprzoną moc zatrzymywania czasu, właśnie teraz bym jej użył.
Straciłem Nadię na długie lata, ale czuję, że dostaliśmy drugą szansę, i nie
zamierzam jej zmarnować. Zrobię wszystko, by ją odzyskać. Wiem, że to
może się udać, choć prawda może mnie wiele kosztować.
Wsuwam język w jej usta i splatam go z jej językiem. Nadia cicho
pojękuje, gdy nabijam ją energicznie na siebie. Wchodzę w nią ostro,
najgłębiej, jak się da. Czuję, jaka jest ciasna, jak jej cipka szczelnie otula
mojego fiuta. Zaciskam dłonie na jej biodrach, sterując nimi i nadając nam
wspólny rytm. Nadia odchyla się do tyłu, opierając jedną rękę na mojej
nodze, i zaczyna mnie ostro ujeżdżać. Szybko i mocno, tak jak lubię – jak
oboje lubimy. Jest mi z nią tak dobrze, nie chcę smakować już żadnej innej.
Dziewczyna wygina się mocniej, a ja unoszę lekko głowę, patrząc, jak mój
fiut znika w jej rozkosznej cipce. Gdy Nadia opada, nabijając się na mnie,
ktoś puka do drzwi.
Serio, teraz? Akurat gdy tak dobrze się bawimy?
Próbuję to zignorować, ale Nadia mnie zatrzymuje.
– Ethan, przecież ktoś puka – upomina mnie.
– To co? Zaraz sobie pójdzie.
– Ethan…
– Nadia, jesteś tam? – No oczywiście, mój brat musiał nam przerwać.
– Cholera, to Scott! – Spanikowana dziewczyna momentalnie ze mnie
zeskakuje, poprawia koszulkę i zakłada szlafrok.
– Spokojnie, to tylko Scott.
– Ubieraj się! – Gromi mnie.
– Może jeszcze mam się schować do szafy? – Śmieję się.
– Nadia? – Scott nie odpuszcza.
– Chwilę! – odzywa się i czeka, aż się ubiorę.
Okej, niech jej będzie, choć trudno, żeby Scott się nie domyślił, co tu
robiliśmy.

Nadia
Cholera jasna! Ta noc z Ethanem była po prostu niesamowita. Jest jeszcze
lepiej, niż było kiedyś. Kiedy znów go w sobie poczułam… To jest po
prostu nie do opisania. Owszem, trochę panikuję, bo doskonale zdaję sobie
sprawę, że Scott się domyśli, że przespaliśmy się ze sobą, a ja nie chciałam,
by to tak szybko wyszło na jaw. Dopiero co wczoraj mi mówił, że wcale nie
chodzi o to, by wylądować w łóżku, tylko żeby pogadać… W sumie
zrobiliśmy i jedno, i drugie. Może ten seks zdarzył się pod wpływem
chwili, ale nie żałuję tego.
Podchodzę do drzwi, by je otworzyć, ale jeszcze na moment odwracam
się w stronę Ethana i upewniam się, że założył przynajmniej bokserki.
Biorę głęboki wdech i naciskam klamkę.
– Hej! – Scott wita się ze mną, a ja speszona okrywam się mocniej
szlafrokiem. – Nie wiesz może, gdzie jest Ethan?
– Ethan? – powtarzam zmieszana.
– Tak. Nadia, coś się…?
– Co chciałeś? – Ethan przerywa mu, stojąc tuż za mną.
Zastanawiam się, jaki poziom szoku Scott osiągnął. Czy tak wysoki jak
mój poziom zawstydzenia?
– Wy… – Spogląda na nas. – Na… – urywa ponownie i delikatnie się
uśmiecha. – Okej, nie wtrącam się. – Unosi dłonie. – Mamy z Caroline
pewną propozycję.
– Jaką? – pytam niecierpliwie.
– Myśleliśmy, by jeszcze dziś pojechać na Ibizę, tylko nie wiem, jak
ty… wy… – Patrzy na mnie wymownie, a ja oblewam się rumieńcem.
Naprawdę widać, że zaliczyłam w ostatnich godzinach niejeden
porządny seks?
– Damy radę – odpowiadam za siebie i Ethana.
– To super. – Szczerzy się od ucha do ucha. – O szóstej mamy samolot.
– Okej, rozumiemy.
– Na pewno się wyrobicie? – Uśmiecha się łobuzersko.
– Mamy prawie cały dzień – niemalże syczę, dając mu do zrozumienia,
że stawia mnie w dosyć niekomfortowej sytuacji.
– Mogę jeszcze zmienić wasze rezerwacje na wspólny pokój. – Scott
prawie wybucha śmiechem.
– A trzasnąć cię? – pytam, posyłając mu najbardziej ironiczny uśmiech,
na jaki mnie stać.
– Spoko, nie przeszkadzam dłużej. Wracajcie do łóżka. Gdybyście mieli
ochotę, zapraszamy na śniadanie.
– Dzięki – odpowiada Ethan i zamyka mu drzwi przed nosem.
Momentalnie bierze mnie w ramiona i wpija się w moje usta. Wciąż jest
twardy.
– Scott polecił nam wracać do łóżka – chrypi między pocałunkami.
– A od kiedy ty słuchasz młodszego brata? – Śmieję się i zarzucam mu
ręce na szyję.
– Pierwszy raz powiedział coś mądrego! Mała – zakłada mi pasmo
włosów za ucho – nie chcę, żebyś wstydziła się tego, że coś między nami
zaszło.
– Ethan, nie wstydzę się – uspokajam go. – Po prostu wolałabym mu
o tym powiedzieć w innych okolicznościach, ale jest okej. – Uśmiecham się
lekko.
– To dobrze, bo nie zamierzam z ciebie zrezygnować.
– Czeka cię jeszcze trochę pracy.
– Dla ciebie wszystko – dodaje i ponownie namiętnie mnie całuje.
Nie mówię, że nam się uda, bo nawet do końca nie wiem, co miałoby
się nam udać, ale myślę, że warto spróbować. Wybaczając Ethanowi, nie
zapominam o tym, co się zdarzyło, o tej zdradzie, ale ciągłe powracanie do
tego w niczym mi do tej pory nie pomogło i nie pomoże teraz. Żałuję, że
wcześniej o tym nie porozmawialiśmy. Czuję, że Ethan się zmienił,
i ciekawi mnie ta jego nowa wersja.
– Może przeniesiemy się pod prysznic? – proponuje. – Tam
dokończymy.
– Tym razem się przyłączę – mruczę. Przesuwam usta na jego szyję
i podskubuję rozpaloną skórę.
– Nie masz innego wyjścia.
21
Nadia

Po namiętnych chwilach pod prysznicem ubieramy się i wychodzimy razem


na taras na śniadanie. Ethan przypomniał mi stare, dobre czasy, a ja
poczułam się jak wtedy, gdy byłam jego. Być może to wszystko jest na
chwilę, być może tylko na wakacje, ale zrozumiałam coś bardzo ważnego:
szczera rozmowa jest podstawą każdej relacji. W naszej tego zabrakło.
Tak naprawdę przez te wszystkie lata nie potrafiliśmy o sobie
zapomnieć. Sądziłam, że ja i Ethan to zamknięty rozdział, ale tak nie było.
Gdy znów go zobaczyłam, najpierw miałam ochotę się na niego rzucić
i wykrzyczeć mu, jak bardzo mnie zranił, a potem oddać mu się ponownie,
zatracając się w jego ramionach. Już wtedy powinnam była zrozumieć, że
to wciąż otwarta sprawa, a szczera rozmowa pomoże nam oczyścić
atmosferę. Nie mogę zaprzeczyć, że mnie i Ethana łączy coś wyjątkowego.
On mi uświadomił, że nie warto marnować życia na gniew, żal ani
wzajemne obwinianie się. Albo zdecydujemy się zostać na stopie
koleżeńskiej, albo damy sobie szansę i zobaczymy, jak nam się ułoży. Nie
będzie to łatwe, bo dzieli nas odległość prawie dwustu mil, a mamy sporo
do nadrobienia.
– O! Jesteście! – Caroline uśmiecha się szeroko.
– Pewnie głodni. – Scott szczerzy się od ucha do ucha, aż mam ochotę
go zdzielić.
Siadamy naprzeciwko nich, a Ethan się do mnie przysuwa i opiera rękę
na oparciu mojego krzesła. Scott i Caroline patrzą na nas wymownie. Aż się
palą, by skomentować całą tę sytuację. Nalewam sobie kawy, a Ethan
podaje mi cukier.
– Mógłbyś zapamiętać, że nie słodzę. – Marszczę lekko nos i spoglądam
na chłopaka.
– Stary, pierwszy minus na koncie – kpi z niego Scott.
– Nie martw się, odrobię go – mówi pewnie Ethan i patrzy na mnie
znacząco.
– Nie byłabym tego taka pewna – droczę się z nim. – Dobra, powiedzcie
lepiej, jaki mamy plan na Ibizę.
– Dobrze się bawić – odpowiada Scott.
– No i ten rejs – dodaje Caroline.
– Jaki rejs? – dopytuje Ethan i sięga po coś do jedzenia.
– Taki… no taki specjalny – duka zmieszany Scott, a ja chyba się
domyślam, o jaki rejs chodzi.
– Możecie wybrać się z nami – proponuje dziewczyna.
– Dzięki za propozycję. – Uśmiecham się do niej, gdy nagle dzwoni
telefon Ethana.
Chłopak nie odbiera. Dostrzegam, że jest jakiś zmieszany. Wystukuje
coś szybko na klawiaturze, podnosi się z krzesła i całuje mnie we włosy.
Nic z tego nie rozumiem.
– Słuchajcie, muszę na chwilę skoczyć do centrum – mówi jakoś
dziwnie, drapiąc się po karku.
– Ale pamiętasz, że o szóstej mamy samolot? – przypominam mu.
– Spokojnie, pamiętam.
– Scottie, może zabrałabym się z Ethanem, a ty byś dokończył ten
projekt, żebyśmy mogli w pełni korzystać z pobytu na Ibizie? – Caroline
puszcza oko do Scotta.
– Całkiem dobry pomysł.
– Ethan, możemy tak zrobić? – Caroline pyta chłopaka.
– Jasne.
– Dzięki, idę po torebkę.
Korzystam z okazji i idę szybko za Ethanem. Wydawał się dość dziwny,
zaniepokojony tym telefonem.
– Ethan, zaczekaj! – zatrzymuję go.
– Co tam, mała? – Odwraca się w moją stronę.
– Wszystko… wszystko okej? – pytam i przyglądam mu się, próbując
wyczytać cokolwiek z jego twarzy, zachowania.
– Tak, tak.
– Może chcesz, żebym z tobą pojechała? – Nie chcę mu się narzucać,
ale może mogę mu jakoś pomóc.
– Nie ufasz mi? – Marszczy lekko nos.
– Ethan! – upominam go. – Nie o to chodzi, po prostu się o ciebie
martwię – wyjaśniam.
– Bo ci na mnie zależy – dodaje i posyła mi zadziorny uśmiech.
– A chcesz, bym traktowała cię obojętnie?
– Absolutnie nie. – Kręci głową.
Chwyta mnie w pasie i przyciąga do siebie nieco zaborczo. Obejmuję
go delikatnie za szyję i wplatam palce w jego miękkie włosy. Unoszę się
lekko na palcach stóp i przysuwam do niego, po czym wciągam
zniewalający zapach chłopaka.
– Niedługo wrócę, a ty dokończ śniadanie – mówi, po czym gryzie moją
dolną wargę. – Odpoczywaj, bo będziesz dziś potrzebować jeszcze sporo
energii – dodaje z łobuzerskim uśmiechem.
– Wariat z ciebie. – Potrząsam głową.
Ethan jeszcze raz mnie całuje, a po chwili wracam na taras i zostaję
sama ze Scottem, który przygląda mi się z tym swoim głupawym wyrazem
twarzy. Ma ze mnie ubaw po pachy.
– I z czego się śmiejesz?
– „Będę omijać Ethana szerokim łukiem”, „Niech trzyma się ode mnie
z daleka” – przytacza prześmiewczo moje słowa.
– Musisz tak ze mnie kpić? – Krzyżuję ręce na piersi.
– Nie kpię, ale mógłbym powiedzieć, że wiedziałem, że tak będzie.
– To po co mnie tu przywiozłeś? – wyrzucam mu. – Żebym mu uległa,
spędziła z nim kilka fajnych chwil i wróciła potem do rzeczywistości?
– Nadia, nie o to chodzi. – Scott przysuwa się do mnie. – Sama zobacz,
rozstaliście się cztery lata temu, a ty o nim nie zapomniałaś. Nie wyrzuciłaś
go z głowy, a tym bardziej z serca – dodaje. – To, co tu między wami
zaszło, nie ma nic wspólnego ze mną, to nie żaden spisek. Postępujecie
zgodnie z tym, co czujecie, i sami zdecydujecie, co dalej.
– Nie robię sobie wielkich nadziei. – Kręcę głową. – Wiem, że Ethan się
zmienił, ale nie wiem, co go zmieniło, a chciałabym wiedzieć.
– To z nim pogadaj. Sama mi to radziłaś.
– Wiem, zrobię to – przytakuję – po prostu jestem ostrożniejsza.
Owszem, przespaliśmy się ze sobą, ale…
– No temu nie zaprzeczysz – wchodzi mi w słowo.
– Nie zamierzałam – podkreślam – ale póki co traktuję to jako seks bez
zobowiązań. To nie znaczy, że jesteśmy razem.
– A tak szczerze, wciąż go kochasz?
Jestem pewna, że czuję coś do Ethana, ale nie chcę mówić głośno, że to
miłość. Tak będzie łatwiej, jeśli jednak nam się nie uda i każde pójdzie
w swoją stronę. Nie chcę cierpieć tak jak kiedyś. A czy chcę z nim
spróbować jeszcze raz? Myślę, że odpowiedź jest oczywista.
– Scottie – specjalnie zwracam się do niego tak jak Caroline – nie bądź
taki ciekawski. – Puszczam do niego oko i wstaję, po czym idę do pokoju
uszykować rzeczy do spakowania.

Ethan

Telefon od dawnego kumpla nie zwiastuje niczego dobrego, wręcz


przeciwnie – oznacza kłopoty. Sprawy się popieprzyły, a skoro Devon jest
tutaj, to znaczy, że jest źle. Mam problem z pewnym gościem, który bez
ogródek życzy mi śmierci. Tak, powiedział mi to wprost. Po części może
i ma rację, nawaliłem, ale to teraz niczego nie zmieni. Muszę chronić
Nadię. Wolałbym przyjechać do Lloret sam, ale zabrała się ze mną
Caroline. Mam nadzieję, że nie wzbudzę żadnych u niej podejrzeń i nie
powtórzy niczego z dzisiejszego wypadu Scottowi. Dziewczyna ma do
odebrania jakieś leki w aptece, powiedziała, że zejdzie jej około piętnastu
minut. Myślę, że i ja mniej więcej tyle potrzebuję, a żeby nie tracić czasu,
wysłałem Devonowi wiadomość, gdzie będę, by tam na mnie czekał.
– To gdzie się spotkamy? – pyta mnie Caroline, gdy jesteśmy już na
miejscu.
– Poczekam tu na ciebie.
– Ale zejdzie mi…
– Spokojnie, też mam tu sprawę – mówię i gdy podnoszę wzrok,
dostrzegam Devona siedzącego po drugiej stronie.
– Dzięki, postaram się załatwić to jak najszybciej. – Uśmiecha się
serdecznie.
– Nie spiesz się. – Sam też potrzebuję czasu.
– Okej – dodaje, po czym wchodzi do apteki.
Rozglądam się i przechodzę na drugą stronę. Witam się z Devonem
i zajmuję miejsce obok niego.
– On tu jest? – pytam wprost.
– Tak. Podejrzewam, że gdzieś tu się kręci – odpowiada.
– Kurwa! – syczę.
– Spokojnie, mam na wszystko oko. Jest i policja.
– Nie o mnie tu chodzi. – Pochylam się lekko i splatam palce. – Jestem
z kimś… To znaczy jest ze mną dziewczyna. Na niej się skup, nie na mnie.
– Kto to? – dopytuje.
– Moja była, Nadia Nevrakis.
– Russell ją zna? – Devon wyciąga paczkę papierosów i mnie częstuje.
Kiedyś paliłem, i to dużo, ale to nie był najlepszy czas w moim życiu.
Sporo się wydarzyło i wręcz odruchowo sięgałem wtedy po papierosy.
Rzuciłem kilka miesięcy temu i już mnie nie ciągnie do fajek.
– Nie chcę – odmawiam, krzywiąc się lekko. – Nie miał możliwości jej
poznać.
– Daj zdjęcie tej Nadii – mówi.
Przygotowałem się na to i zrobiłem jej kilka fotek. Wyciągam telefon,
ściągam zdjęcie dziewczyny z portalu społecznościowego i wysyłam je
Devonowi. Kurwa, jeśli on się choćby do niej zbliży, to własnoręcznie go
uduszę!
– Ładna – komentuje z uśmiechem.
– Ej, to moja dziewczyna! – oburzam się.
– Mówiłeś, że była – przypomina.
– Była i obecna… Chyba. – Tak naprawdę nie wiem, jak jest między
nami, nic sobie nie obiecywaliśmy… Mniejsza o to. Ona jest najważniejsza.
– Spoko, stary. Słuchaj, długo tu jeszcze zabawicie?
– Dzisiaj lecimy na Ibizę na kilka dni.
– Wiesz, co robić?
– Tak – przytakuję. – Wyślę ci wszystkie namiary po zameldowaniu
w hotelu.
– Będę się kręcił gdzieś w pobliżu – zapewnia. – A ta dziewczyna,
Nadia, wie o wszystkim?
– Jeszcze nie. Powiem jej w odpowiednim czasie – odpowiadam
zamyślony.
– Nie masz go zbyt wiele. On tu przyjechał za tobą – uświadamia mi.
Przecież, kurwa, wiem! Nie pozwolę, by skrzywdził Nadię. Bardzo mi
na niej zależy, a Russellowi nie chodzi o nią, tylko o mnie. Kiedy zobaczy
nas razem, zorientuje się jednak, że Nadia to mój słaby punkt.
Caroline wychodzi z apteki i się rozgląda.
– Dobra, czas na mnie – mówię i wstaję z ławki.
– W kontakcie!
22
Nadia

Około wpół do siódmej, po niedługim locie meldujemy się w hotelu


PlayaSol. Jest tu po prostu bajecznie. Nie wiem, czy to urok tego miejsca,
czy fakt, że jestem na Ibizie, o której zawsze marzyłam, ale jestem
naprawdę zachwycona. W miarę możliwości będę się starała częściej robić
sobie takie wakacje.
Przyjechaliśmy na cztery dni. Trudno było w środku sezonu znaleźć coś
na dłużej, więc to musi nam wystarczyć. Pokoje mamy zarezerwowane na
piątym piętrze. Mój pokój jest obok Ethana, a Scott i Caroline są w pokoju
naprzeciwko. Dziś już pozostały nam jedynie kolacja i sen, bo podróż, choć
krótka, jakoś nas znużyła.
Rano budzi mnie pukanie do drzwi. Podnoszę się z łóżka, narzucam
szlafrok i sprawdzam godzinę.
Naciskam klamkę i otwieram drzwi. Ethan. W przeciwieństwie do mnie
wstał chyba już jakiś czas temu, bo jest odpowiednio ubrany i niesamowicie
rozkosznie pachnie.
– Spoko, nie tylko ty zaspałaś – mówi, przyglądając się artystycznemu
nieładowi na mojej głowie.
– Zaspałam? – Marszczę brwi. – Na co?
– Na śniadanie. Już się skończyło, ale gadałem z menadżerką i podadzą
nam za pół godziny, więc się zbieraj, piękna – pogania mnie.
– Super. – Uśmiecham się lekko.
– Może ci pomóc? – Rusza znacząco brwiami.
– Wtedy pół godziny na pewno mi nie wystarczy. Do zobaczenia. –
Daję mu szybkiego całusa i zamykam drzwi.
Jego pomoc skończyłaby się namiętnymi chwilami pod prysznicem. Nie
żebym tego nie chciała, ale jestem naprawdę głodna. Szybko zrzucam
ubrania i wskakuję pod prysznic. Doskonale wiem, co Scott miał na myśli,
mówiąc, że będziemy się tu dobrze bawić, ale mam nadzieję, że oprócz
imprezowania i wylegiwania się na plaży też pozwiedzamy. Owszem, Ibiza
kojarzy się głównie z imprezami i totalnym chillem, ale jest tu kilka
ciekawych atrakcji turystycznych, które chciałabym zobaczyć.
Dokładnie dwadzieścia minut później przychodzi po mnie Ethan. Tym
razem jestem już odświeżona i ubrana, więc schodzimy na śniadanie. Na
szczęście dziś nie ma upału, w nocy padał deszcz, dlatego decydujemy się
zjeść śniadanie na tarasie, z którego jest piękny widok na plażę. Nasz hotel
jest położony na wzniesieniu i dzięki temu roztacza się z niego piękna
panorama okolicy.
– Kiedy macie ten rejs? – pytam podczas posiłku.
– Pojutrze – odpowiada Scott. – Wybierzecie się z nami?
– Chciałbym pokazać Nadii kilka fajnych miejsc – mówi Ethan.
– A skąd je znasz? – Unoszę lekko brwi.
– Słyszałaś o internecie? – odpowiada z nutką sarkazmu.
– Tylko mam się dobrze bawić, pamiętaj – przypominam mu, co mi
obiecał.
– Będziesz się bawić nawet bardzo dobrze.
– Okej – przystaję na jego propozycję. – Mam nadzieję, że mi
wybaczycie. Sprawdzę umiejętności Ethana jako przewodnika wycieczek –
mówię i posyłam Ethanowi szeroki uśmiech.
– W sumie mogłem się założyć o coś więcej. – Wpatruje się we mnie
zamyślony.
– Założyliście się? – pyta zaskoczony Scott.
– Nie! – zaprzeczam. – Ethan powinien wiedzieć, że nie lubię
zakładów – dodaję i spoglądam znacząco na chłopaka.
– Ale ja to wiem – wzrusza ramionami – po prostu chciałem się z tobą
umówić.
– Okej, to może pan przewodnik ma jakiś plan na dziś?
– Nie zdradzę dziś swojego planu. Czym cię wtedy pojutrze zaskoczę?
– Słuchajcie – wtrąca Scott – my mamy pewną propozycję. Caroline
znalazła wczoraj coś bardzo ciekawego, i to niedaleko – mówi i zerka na
swoją dziewczynę.
– Tak, zanim poszliśmy spać, przejrzałam kilka biuletynów dostępnych
w recepcji hotelu i myślę, że wam się spodoba – wyjaśnia, uśmiechając
się. – Sa Cova des Vi.
– Czyli co? – dopytuję, bo nie bardzo wiem, o co chodzi, choć
rozumiem, co to jest cova.
– To jaskinia położona jakieś dwadzieścia kilometrów stąd. Do samej
jaskini nie dojedziemy samochodem, musimy przejść około trzystu metrów
kamienistą drogą – opowiada, a na mojej twarzy maluje się uśmiech. To jest
atrakcja, na którą czekałam. – Na jednej ze ścian jaskini możemy zobaczyć
rysunki, podobno z epoki brązu – dodaje z wyraźnym zachwytem. –
A potem koniecznie obejrzyjmy zachód słońca ze statku. Co wy na to?
Och, Ethan, masz przechlapane.
– Ja jestem bardzo na tak – mówię z uśmiechem. – Spróbuj to przebić,
Ethan. – Spoglądam w jego stronę i puszczam do niego oko.
– Postawiłaś mi wysoko poprzeczkę, Caroline – mówi i marszczy lekko
brwi.
– Postaraj się – odpowiada mu dziewczyna i dumnie splata dłonie.
Jaskinia? Świetny pomysł. Nie wiem, co Ethan planował, ale jestem
bardzo ciekawa, co wymyśli.
Ponieważ do Sant Antoni de Portmany, w którego okolicach znajduje
się nasza dzisiejsza atrakcja, mamy stosunkowo niedaleko, postanawiamy
wyruszyć po obiedzie. Scott i Ethan rozmawiali z menadżerką hotelu, która
poleciła im dobrą wypożyczalnię samochodów i dała kilka wskazówek
odnośnie do dojazdu.
Muszę przyznać, że trasa nie jest łatwa, bo jedziemy nie tylko zwykłą
drogą, ale i polną, a nawet kawałek górską. Wszystko to wynagradzają nam
niesamowite widoki na całe wybrzeże Cala Salada. Około drugiej
docieramy na miejsce, zostawiamy samochód na parkingu i ruszamy
w pieszą wędrówkę. Zdecydowanie tak wolę spędzać czas. Owszem,
leżenie na plaży jest naprawdę w porządku, ale lubię ruch.
Jaskinia robi wrażenie. Jest w niej o wiele chłodniej niż na zewnątrz
i Ethan chyba zauważył, że trochę mi zimno. Obejmuje mnie mocno
i pociera dłońmi moje ramiona.
Po wycieczce do jaskini udajemy się na plażę. Bajecznie tu. W dodatku
jestem w tym miejscu z Ethanem. Scott i Caroline wybrali się na rejs
statkiem, by obejrzeć zachód słońca, a my postanowiliśmy podjechać do
miejsca, gdzie mają zacumować, i jeszcze trochę pospacerować. O tej porze
zbierają się na plaży tłumy, by obejrzeć spektakl, który prezentuje sama
natura. Wybieramy ustronne miejsce. Leżę, opierając głowę na kolanach
Ethana, a on delikatnie przesuwa palcami po moim brzuchu.
– O czym tak myślisz? – pyta mnie, odgarniając kosmyk włosów
z mojej twarzy.
– Chyba o niczym szczególnym – odwracam głowę w jego stronę –
podobał mi się dzisiejszy dzień.
– Mnie też. – Uśmiecha się, ale widzę, że myślami jest gdzieś daleko.
– A ty o czym myślisz?
– Co będzie po wakacjach. Jak wrócimy do siebie.
– Wracasz do Cambrigde? – pytam trochę niepewnie, choć chyba znam
odpowiedź.
Ethan rozmyśla przez chwilę. Nie mam pojęcia, co mu siedzi w głowie.
– Tak – odpowiada zamyślony – teraz tam jest mój dom, ale… Nadia, ja
nie chcę kończyć tego, co jest między nami.
– Wiesz, dzieli nas spora odległość.
– Tak naprawdę niecałe dwieście mil, możemy jeździć do siebie
w weekendy – sugeruje. – A ty co będziesz robić w Liverpoolu? – zmienia
temat.
– Szukać pracy.
– A mieszkanie? Wynajmujesz z kimś? – docieka.
– Tak, ze Scarlett.
– Tą Scarlett, która mnie nie lubiła?
– Nadal cię nie lubi. – Śmieję się.
– Czyli jak do ciebie przyjadę, to mi nakopie?
– Scarlett przed świętami się wyprowadza, a ja w sumie… – urywam na
moment – a ja mam dom. Kilka dni przed przyjazdem tu dowiedziałam się,
że rodzice kupili mi dom.
– Wow, niezły prezent urodzinowy.
– Skąd wiesz, że urodzinowy? – Podnoszę lekko głowę.
– Za cztery dni masz urodziny – mówi, czym mnie zaskakuje. –
Pamiętam, Nadia.
Och…
– Chodź. – Nagle Ethan się zrywa, chwyta mnie za rękę i ciągnie
w stronę wody.
Co on wyprawia?
Wariat z niego. Ethan łapie mnie w pasie i sadza na skale, po czym
usadawia się między moimi nogami. Wpija się łapczywie w moje usta, a ja
odwzajemniam każdy jego pocałunek. Całuje mnie tak, jakby to miały być
nasze ostatnie chwile we dwoje. Pewnie niedługo i one nadejdą, ale teraz
nie chcę o nich myśleć. Całkowicie się w nim zatracam, zapominając
o bożym świecie. Chłopak ściska mnie mocniej w talii, a ja wkładam dłonie
pod jego koszulkę i przesuwam paznokciami wzdłuż jego kręgosłupa, na co
on zmysłowo pomrukuje. Przyciska mnie do siebie tak, że ledwo łapię
oddech. Przesuwa dłońmi po moich udach, wsuwa je pod moją sukienkę.
Drżę, gdy jego palce zbliżają się do mojej kobiecości. Ethan odchyla na bok
cienki materiał mojej bielizny i wsuwa we mnie dwa palce. Długi jęk
wyrywa się z mojego gardła, gdy penetruje moje wnętrze, obsypując
pocałunkami moją rozpaloną skórę. Chłopak unosi mnie lekko i ściąga mi
majtki.
Jezu, zrobimy to na plaży. To cholernie podniecające, nie raz
wyobrażałam sobie seks na plaży, ale takiej bezludnej, gdzie bylibyśmy
tylko my. Ta jest trochę inna. Nieopodal tłum ludzi dobrze się bawi,
oglądając powoli zachodzące słońce, a my oddajemy się tutaj niegrzecznym
rozkoszom.
Szybko rozpinam chłopakowi spodnie, a moje serce wręcz galopuje
z podniecenia. Ethan całuje mnie namiętnie, przygryzając mi dolną wargę.
Ja już cała płonę i nie mogę się doczekać, aż we mnie wejdzie i wypełni
moje wnętrze. Nie wiem, jak on to robi, ale kompletnie przy nim
odpływam, tracę zmysły i wciąż chcę więcej.
– Odwróć się, mała – szepcze do mojego ucha. – Zrobimy to szybko.
Rozpalona do granic możliwości potakuję tylko głową i zeskakuję ze
skały, gdy nagle słyszymy jakieś podniesione głosy.
Cholera! Tak to jest z seksem na plaży.
Poprawiam sukienkę, a Ethan niechętnie zapina spodnie. W naszą
stronę zmierza właśnie jakaś grupka młodzieży. Podśpiewują, tańczą
i rozsiadają się na piasku. Zrezygnowany Ethan opiera swoje czoło o moje,
a ja cicho się śmieję.
– Nawet nic nie mów – rzuca z przekąsem.
– Jednak plaża to nie najlepsze miejsce.
– Oj, mała. – Podnosi na mnie spojrzenie przepełnione pożądaniem, aż
przeszywa mnie dreszcz. – Odbijemy to sobie w hotelu.
– Jeśli oddasz mi majtki – mówię. Staję na palcach i zarzucam mu ręce
na szyję, po czym szepczę do jego ucha: – Albo oddasz mi bieliznę
i będziesz mógł tę noc spędzić ze mną, albo tak cię rozpalę, że rano będzie
cię bardzo bolała ręka – dodaję najbardziej zmysłowo, jak potrafię, po czym
delikatnie się od niego odsuwam.
Ethan aż przewierca mnie wzrokiem. Czuję rozkoszną falę dreszczy
przetaczającą się przez moje ciało, gdy tak pochłania mnie
magnetyzującym spojrzeniem. Gdy pierwszy raz po rozstaniu
wylądowaliśmy w łóżku, wiedziałam, że to coś zmieni. Wiedziałam, że już
nic nie będzie takie samo. Wiedziałam, że będzie to przekroczenie granicy,
które przyniesie konsekwencje, i wiedziałam też, że to ja po zakończeniu tej
przygody zostanę ze złamanym sercem, ale chciałam tego. Nie potrafiłam
mu się oprzeć, bo wciąż coś do niego czuję. Tłumiłam te uczucia przez te
lata, ale też nie umiałam się otworzyć na kogoś innego. Nawet nie
chciałam, bo zdawałam sobie sprawę, że nikt nie dorówna Ethanowi.
A teraz mam go z powrotem, choć pewnie tylko do końca naszych wakacji.
Ethan wyciąga z tylnej kieszeni moją bieliznę i zupełnie bez
skrępowania podnosi ją do twarzy i zaciąga się moim zapachem. Przełykam
głośno ślinę, nie odrywając od niego wzroku.
– Bardzo kusząco pachniesz – mówi ochrypłym głosem.
Och…
– Proszę. – Chłopak podaje mi majtki, a ja pospiesznie je wkładam, bo
jestem o krok od zignorowania, że nie jesteśmy tu sami.
– Dziękuję – odpowiadam, po czym całuję go w policzek.
23
Nadia

Tę noc spędziłam z Ethanem. Po namiętnym seksie zasnęłam wtulona


w jego ramiona. Dobrze mi z nim. Gdzieś w tyle głowy mam myśl, że to
nie będzie trwało wiecznie, ale pewnie i Ethan zdaje sobie z tego sprawę.
Nie mówimy na razie o tym, co będzie, choć widzę w nim zmianę. Wiem
też, że jest coś jeszcze, i mam nadzieję, że tym razem będziemy ze sobą
szczerzy.
Po obiedzie wszyscy wybieramy się na plażę. Chłopaki chwilę siedzieli
pod parasolami, ale jakiś czas temu poszli zapytać o jakąś wycieczkę, za to
ja z Caroline korzystamy z promieni słońca. Wieczorem idziemy na
imprezę, a jutro podobno Ethan ma mnie czymś zaskoczyć. Zobaczymy.
– A wiesz, że będziemy mieszkały w tej samej okolicy? – mówi
Caroline.
– Jak to?
– No na Old Swan. Czas wyprowadzić się od rodziców – dodaje
z lekkim uśmiechem.
– Super krok naprzód – zgadzam się z nią. – Masz na myśli to nowe
osiedle, które powstaje?
– Tak, będą tam domki do wynajęcia. Nie wiem, czy chcę mieszkać
w Liverpoolu na stałe – tłumaczy. – Ciągnie mnie w rodzinne strony, do
Dublina, ale…
– Chodzi ci o Scotta? – dopytuję.
– Nie chcę go stracić, a wiem, że on niechętnie opuści Liverpool –
odpowiada zamyślona.
– Wiesz, Scott cię kocha i wydaje mi się, że nieważne, gdzie będziecie,
jeśli będziecie razem.
– A jak z tobą i Ethanem? – pyta, zmieniając temat.
– Wiesz… – urywam, bo tak naprawdę nie wiem, jak jest. Niby okej, ale
nie jesteśmy parą. – To trochę skomplikowane. Minęły cztery lata i chyba
musimy się poznać na nowo.
– Spędzacie ze sobą sporo czasu – zauważa.
– Tak, ale to wakacje. Jest zupełnie inaczej.
– To spróbujcie zamieszkać razem – proponuje.
– To akurat może być trochę trudne. On mieszka w Cambridge.
– Nie wróci do Liverpoolu? – pyta ze zdziwieniem.
– A dlaczego miałby to robić? – Przekręcam się delikatnie na brzuch. –
To w Cambridge jest teraz jego dom.
– Czekaj, to nie chcesz z nim być? – Caroline lekko się podnosi.
– Zobaczymy, jak to się rozwinie – odpowiadam. – Jeślibyśmy chcieli
spróbować, musimy uwzględnić odległość.
– A twoje serce czego chce?
Moje serce szaleje z radości, że dałam mu szansę, i to zupełnie nie
patrząc na konsekwencje, że może później cierpieć. W końcu postanowiłam
odłożyć przeszłość na bok i korzystać z życia. Nie chcę potem żałować, że
zmarnowałam ten czas, albo zastanawiać się, co by było gdyby.
Postanowiłam się skupić na tym, co dzieje się teraz, i po prostu żyć –
właśnie tą chwilą z Ethanem.
– Jego – mówię szczerze, po czym przesłaniam twarz kapeluszem.
Przecież jakoś to wszystko musi się ułożyć.
– Usmażycie się na skwarki – żartuje Scott.
– Właśnie zasłaniasz nam słońce – prycha Caroline.
Podnoszę głowę, ale nigdzie nie widzę Ethana. Znudziło mu się leżenie
na plaży?
– A gdzie twój brat? – pytam Scotta.
– Telefon mu się rozładował i wrócił do hotelu – odpowiada.
– To nie mógł powiedzieć? – Czuję się trochę urażona. Dlaczego nic mi
nie powiedział, tylko po prostu zniknął?
– Przecież powiedział mnie. – Scott wzrusza ramionami, ale wydaje się
jakiś obojętny i jednocześnie wkurzony.
– Dobra, wiecie co, ja też wracam do hotelu – mówię i podnoszę się
z ręcznika.
– Nadia, zacze… – Scott naprawdę jest jakiś dziwny – zresztą, rób, co
uważasz.
– A tobie co? – Gromię go wzrokiem.
– Nic – burczy. – Nie wiedziałem, że jesteście tacy nierozłączni – rzuca
kpiąco.
– Scott! – Caroline aż szturcha go w ramię.
– Masz z tym jakiś problem? – syczę poirytowana.
Zupełnie go nie rozumiem. Najpierw mnie tu ściąga, choć wie, że Ethan
też tu będzie. Potem sam mnie namawia, bym z nim szczerze pogadała,
a teraz coś takiego. Jakby mu przeszkadzało, że ja i Ethan się do siebie
zbliżyliśmy. Dziwne, że nie przeszkadzało mu to jeszcze tego ranka.
– Nadia, przepraszam cię – mówi po chwili. – To było głupie.
– Masz rację, to było głupie. Jeśli mogę – patrzę wymownie na Scotta –
to wracam do hotelu.
– My też wracamy! – warczy Caroline.
Przez całą drogę powrotną, choć krótką, Scott już nie odzywa się ani
słowem. Nie idę do Ethana – będzie chciał, to mnie znajdzie. Niestety zdaję
sobie sprawę, że zapomniałam o okularach przeciwsłonecznych. Pewnie
zostawiłam je na plaży. Nie mam pojęcia, jak ja je znajdę, ale to prezent od
Katie i będzie jej przykro, gdy się dowie, że je zgubiłam. No nic, dłuższe
stanie tutaj nic nie da, dlatego zabieram torebkę i wracam na plażę.
Wróciwszy tam, rozglądam się też, czy nie wypadły mi gdzieś po drodze –
byłam taka zła na Scotta, że po prostu szłam przed siebie. Szukam wszędzie
dookoła miejsca, w którym leżałyśmy, ale niestety nic nie widać. Gapa ze
mnie. Jestem pewna, że miałam te okulary ze sobą. Kapelusz i okulary.
Przez jakiś czas jeszcze się rozglądam. Ukradkiem spoglądam też na
dziewczyny obok, czy któraś nie ma ich po prostu założonych,
a poznałabym je, bo miały wygrawerowane nasze imiona: Katie i Nadia.
Niestety będę musiała wrócić bez okularów. Gdy schodzę z plaży i chcę
przejść na drugą stronę ulicy, zza rogu wpada na mnie jakiś chłopak, a ja
upuszczam telefon.
Cholera jasna!
– Perdón – odzywa się i schyla, by mi pomóc.
– Dam sobie radę – rzucam pod nosem i podnoszę telefon.
– Nadia? – Chłopak spogląda na mnie z lekkim uśmiechem, a ja się
krzywię.
– Czy my się znamy? – pytam trochę niepewnie.
– Nie pamiętasz mnie? Poznaliśmy się… to znaczy spotkaliśmy się
całkiem niedawno w Lloret de Mar.
Przyglądam się uważniej blondynowi, próbując go sobie przypomnieć.
Może i go pamiętam, ale nie za dobrze. Zaskakujące, że on mnie
zapamiętał.
– Znalazłem naszyjnik z twoim imieniem – dodaje, dzięki czemu mam
już jasny obraz okoliczności, w których go spotkałam. – Pamiętasz?
Powiedziałaś, że też jesteś Nadia.
– Tak, tak – przytakuję. – Teraz sobie przypominam. Przepraszam, ale
nie zapamiętałam twojego imienia – przyznaję lekko zmieszana.
– Chris.
– Ach tak.
– Widzisz, jednak spotkaliśmy się ponownie. – Posyła mi szeroki
uśmiech.
– Tak – mówię zamyślona, bo trochę to dziwne. Powiedziałabym nawet,
że przerażające.
– Szukałaś czegoś? – pyta niespodziewanie.
– Ach tak. Zgubiłam okulary przeciwsłoneczne na plaży – wyjaśniam. –
Może je znalazłeś?
– Niestety nie, ale wiem, gdzie sprzedają fajne okulary – mówi i się
uśmiecha.
Czy on mi coś proponuje?
– Dzięki, ale te były szczególne. Prezent od siostry.
– Może nie zauważy?
– Na pewno zauważy, ale dziękuję za propozycję. Na razie, Chris! –
Próbuję go minąć i wejść na pasy, ale on znów mnie zatrzymuje.
Ten chłopak zachowuje się coraz dziwniej. Owszem, to może być
przypadek, że znowu na siebie wpadliśmy, ale mimo wszystko wydaje się
to dosyć niespotykane.
– Nadia! – Chwyta mnie za rękę, co mi się nie podoba, ale zaraz mnie
puszcza. – A może wyskoczymy gdzieś razem?
– Jestem z przyjaciółmi, poza tym… mam kogoś – dodaję, a on wydaje
się niezadowolony z tego faktu. – Przepraszam, muszę już iść.
– Jasne. Do zobaczenia!
Przechodzę szybko przez ulicę, nie oglądając się już za siebie. Dziwne
to wszystko. A może niepotrzebnie się spinam? Może to faktycznie
przypadek? Sama już nie wiem.
Wracam do hotelu. W moim pokoju czeka na mnie Ethan.
– Nadia, do cholery, gdzie byłaś? – atakuje mnie od progu.
– Dobrze ty się czujesz? – Piorunuję go wzrokiem.
– Martwiłem się o ciebie. – Ethan podchodzi do mnie i chwyta mnie
w ramiona.
– Zupełnie niepotrzebnie – mówię i wyrywam mu się. – Byłam na
plaży, bo zgubiłam okulary.
– Nadia, kupiłbym ci tonę takich okularów, wystarczyło tylko
powiedzieć, dokąd idziesz.
– Następny… – prycham.
– Co?
– Nic. – Potrząsam głową.
– Mała, przepraszam – mówi już łagodniej i przyciąga mnie do siebie. –
Jesteś dla mnie bardzo ważna i nie chcę, by coś ci się stało.
– Ethan, przerażasz mnie. – Próbuję się lekko od niego odsunąć, ale mi
na to nie pozwala.
– Nadia… – szepcze, po czym całuje mnie z czułością.
Skąd u niego nagle taka troska? Czy to oznaka zazdrości?
– Po kolacji będziemy się zbierać – mówi po chwili.
– W takim razie wezmę teraz kąpiel. Przyłączysz się? – proponuję mu,
choć wiem, że nie trzeba go zachęcać.
– Kusisz, mała, ale muszę wykonać kilka ważnych telefonów i wysłać
maile – odpowiada, a na jego twarzy pojawia się grymas niezadowolenia.
– Akurat teraz? – Dziwię się.
Ethan odmawia wspólnego prysznica, który byłby połączony z gorącym
seksem. To do niego zupełnie niepodobne.
– Koniecznie.
– Jasne, okej – mówię, choć trudno mi ukryć, że trochę tego nie
rozumiem.
– Odbijemy sobie to w nocy – szepcze i podskubuje moje wargi.
– Wiem – przytakuję, a po chwili Ethan wychodzi.
Nie mam pojęcia, o co chodzi, ale podejrzewam, że bracia się pokłócili.
Może z czasem któryś coś powie. Nie lubię takich niedomówień, ale to ich
sprawa, niech załatwią to między sobą. Nie chcę się im wtrącać ani w żaden
sposób na nich naciskać.
Na dzisiejszą imprezę przygotowuję sobie koronkowy top na
podwójnych ramiączkach, krótkie, eleganckie szorty i buty na wysokich
szpilkach. Wszystko w kolorze czarnym. Najpierw jednak pachnąca,
odprężająca kąpiel.
24
Nadia

Od jakiegoś czasu jesteśmy w klubie. Ja z Caroline świetnie się bawimy,


a Ethan i Scott są jacyś… dziwni? To potwierdza moje podejrzenie, że o coś
się posprzeczali. Rozmawiałam chwilę z Caroline, ale powiedziała, że Scott
nic jej nie mówił. Wyjawiła mi natomiast, że przed kolacją Scott i Ethan na
pół godziny wyszli z hotelu. Ethan oczywiście nic mi nie mówi – oprócz
tego, że pięknie wyglądam i że dzisiejszą noc też spędzimy razem.
Tańczymy do ciekawej mieszanki popularnego tu ambientu z chill
house, co jakiś czas popijając smaczne kolorowe drinki. Mimo iż Ethan
praktycznie nie odstępuje mnie na krok, widzę, że jest jakiś nieobecny.
Czuję to. Zachowuje się dosyć nieswojo, prosił nawet, bym się od niego nie
oddalała. Nie rozumiem tej jego paniki. Gdy bawimy się na parkiecie,
Ethan obejmuje mnie mocno i obsypuje pocałunkami. Szepcze mi coś do
ucha, ale nie rozumiem za dobrze, bo zagłusza go muzyka.
Impreza trwa na dobre, do pewnego momentu… Siedzimy we czwórkę
w loży blisko parkietu. Gdy Ethan idzie zamówić nam drinki, w głośnikach
rozlega się rytmiczna muzyka. Razem z Caroline wskakujemy na parkiet
i bawimy się wśród innych imprezowiczów. Nagle czuję mocne szarpnięcie
za rękę i zostaję odwrócona w stronę tego, który mnie trzyma: Ethana,
a właściwie wściekłego Ethana z żądzą mordu wymalowaną na twarzy.
– Prosiłem, byś się nie oddalała! – krzyczy na mnie.
Nie wytrzymuję. Nie dość, że dziwnie się zachowuje, nic mi nie
wyjaśnia, to jeszcze rości sobie do mnie jakieś prawa. Przecież my nawet
nie jesteśmy razem. Nie jest moim chłopakiem.
– Nie jestem twoją własnością! – warczę.
– Nadia!
– Odwal się! – Wyszarpuję mu się, a gdy nie chce mnie puścić,
wymierzam mu siarczysty policzek, po czym wybiegam z klubu.
Dupek! Ale mnie wkurzył! Co on sobie myśli? Co w niego wstąpiło?
Rozumiem troskę, ale to już przesada.
– Nadia! – Słyszę za sobą jego głos, ale jedyne, na co mam ochotę, to
kolejny raz mu przyłożyć. – Nadia, przepraszam!
– Co z tobą jest nie tak? – Zatrzymuję się i odwracam do niego. –
Zrobiłeś się jakiś nerwowy, pilnujesz mnie na każdym kroku. Zaraz
przywiążesz mnie do swojej nogi! – wyrzucam mu. – Co się z tobą dzieje?
– Wiem, przesadziłem, ale, cholera, boję się o ciebie – wyznaje.
– Dlaczego? Co takiego się stało, Ethan? – Splatam ostentacyjnie ręce
na piersi.
– Nadia…
– Ethan, mów, do cholery! – nalegam.
Chłopak milczy przez chwilę, jest zamyślony. Coś się musiało
wydarzyć, a on musi koniecznie wyznać mi prawdę.
– Jest ktoś… – mówi po chwili – jest ktoś, kto, powiedzmy, mnie nie
lubi.
– Ethan, proszę cię. – Przewracam oczami. To brzmi absurdalnie. –
Ktoś, kto cię nie lubi? A wiesz, ile osób nie lubi mnie? Co to, jakiś
konkurs?
– Nadia, mam zatarg z pewnym gościem i nie wiem tak naprawdę, do
czego jest zdolny – wyznaje. – Moi bliscy mogą być zagrożeni.
– Ethan… To brzmi jak kwestia z jakiegoś kryminału – prycham, bo
jakoś nie chce mi się w to wierzyć.
– Skarbie, ten facet mnie nienawidzi – Ethan podchodzi do mnie –
groził, że zrobi krzywdę tym, na których mi zależy.
– Ale dlaczego? – Jeszcze trochę sceptycznie do tego podchodzę.
– Odebrałem mu kogoś, kogo on bardzo kochał – mówi ze smutkiem.
Okej, nie chcę słuchać o miłosnych podbojach Ethana i o tym, jak
odbijał innym dziewczyny.
– Ethan, ale jesteśmy na Ibizie – przypominam mu.
– On też tu jest – mówi, a mnie przechodzi zimny dreszcz. – Śledzi
mnie, przyjechał tu za mną.
– To już nie jest śmieszne. – Potrząsam głową.
Naprawdę zaczynam się bać. Nie przypuszczałam, że Ethan ma na
myśli kogoś, kto tu jest. Ten ktoś śledzi jego, śledzi nas…
– Ethan, ale o czym ty mówisz? – Głos drży mi ze strachu, bo z każdą
sekundą coraz bardziej dociera do mnie realność i powaga sytuacji. – On
nas teraz obserwuje?
– Możliwe – odpowiada.
– O ja pierdolę… – Zasłaniam dłonią usta, gdy nagle coś sobie
przypominam.
– Mała, nie pozwolę, by coś ci się stało. – Chłopak obejmuje mnie
z czułością.
– Ethan, posłuchaj – odsuwam się delikatnie od niego – jest coś, o czym
ci nie mówiłam – dodaję, a on marszczy brwi.
– O co chodzi?
– Wydawało mi się to dziwne, ale nie przywiązywałam do tego dużej
wagi – dukam lekko zmieszana i przestraszona. – Ale teraz, gdy
powiedziałeś mi o tym, że ktoś cię śledzi…
– Nadia, co się stało? – pyta zdenerwowany.
– Jakiś czas temu, gdy byłam w Lloret de Mar z panią Navarez,
spotkałam pewnego chłopaka – opowiadam, wracając pamięcią do tamtego
dnia. – Twierdził, że znalazł mój łańcuszek. Miał wisiorek z moim
imieniem, tyle że on wcale nie należał do mnie. I… spotkałam go też
dzisiaj.
– Co? – Unosi brwi.
– Niby zbieg okoliczności, on mnie jednak dobrze pamiętał –
wyjaśniam. – Wpadłam na niego, gdy wracałam z plaży.
– Kurwa! – klnie pod nosem i zaciska pięści. – Nadia, skarbie, jak on
wyglądał? – pyta całkiem poważnie.
– Zwyczajnie – mówię. – Twojego wzrostu, blondyn, taki zwykły
chłopak. W żaden sposób nie rzuca się w oczy.
– Russell… – szepcze.
– Przedstawił mi się jako Chris. Ale, Ethan, naprawdę nie było w nim
nic szczególnego. Może to nie on? – Mam jeszcze cień nadziei, że to tylko
przypadek, choć dobrze wiem, że to mało prawdopodobne.
– To musiał być on, Nadia. – Ethan jest naprawdę wkurzony. Pociera
dłońmi twarz.
Dociera do mnie, że to nie przelewki i ktoś naprawdę może stanowić dla
nas zagrożenie. On od początku miał na nas oko i te nasze spotkania nie
były przypadkowe. Jestem tym coraz bardziej przerażona. Momentalnie
odechciewa mi się tej całej Ibizy, tych wakacji. Chcę wrócić do domu, chcę
się poczuć bezpieczna. Boję się nie tylko o siebie, ale i o Ethana, Scotta,
Caroline. Wszyscy jesteśmy celem.
– Ethan, wracajmy już do hotelu – mówię po chwili.
– Dzwonię po Scotta. – Wyciąga telefon z kieszeni.
Całą drogę do hotelu jestem pogrążona w myślach, idę po prostu przed
siebie, ściskając dłoń Ethana. Przetwarzam w głowie jeszcze raz to
wszystko, co mi powiedział, i naprawdę się boję. Ten Russell przyjechał tu
za nim z Cambridge. Jest zdeterminowany i nie wiadomo, czego można się
po nim spodziewać. Ethan dodatkowo wyjaśnia, że pomaga mu jakiś
kumpel, który jest detektywem. Dzwoni nawet do niego po drodze, a ten
radzi mu, byśmy trochę skrócili pobyt na Ibizie, bo w Lloret będzie łatwiej
złapać Russella. Tu niestety na razie nie może w to włączyć policji, bo nie
popełnił żadnego przestępstwa. Ten detektyw ma jakieś znajomości
w Lloret i już powiadomił tamtejszą policję, o co chodzi. Wiadomo, że póki
co nic mu nie mogą zrobić, ale będą mieć okolice posiadłości na oku. Tu
zameldował się w trzech różnych hotelach i detektyw nie wie, do którego
teraz się uda. Przeraża mnie to, że potwierdził, iż Russell był w tym samym
klubie, co my, ale w tłumie ludzi niestety stracił go z pola widzenia.
To jest mocno porąbane.
Jakiś czas później jesteśmy już w hotelu. Ethan zostanie ze mną na noc.
Czuję się przy nim bezpiecznie, choć trochę się na niego zezłościłam.
– Wszystko okej? – pyta, gdy siadam na łóżku.
– Nie wiem. – Kręcę głową.
– Chodź – mówi i podaje mi dłoń.
Ethan prowadzi mnie do łazienki. Odkręca kran i po chwili wanna
wypełnia się ciepłą wodą. Siada na jej brzegu, wlewa kokosowy płyn do
kąpieli, po czym sprawdza temperaturę wody.
– Zmoczyłeś sobie spodnie. – Podchodzę do niego.
– Nieważne – odpowiada łagodnie.
Chwyta moje dłonie i delikatnie je całuje. Przyjemne ciepło rozchodzi
się po moim ciele, a on na chwilę zamyka mnie w swych ramionach.
– Musimy cię teraz rozebrać. – Uśmiecha się, unosząc lekko kącik ust.
Rozpina guzik przy moich szortach i mi je zsuwa, opadają na podłogę.
Chwyta mnie za biodra i przyciąga do siebie. Delikatnie muska ustami
wzgórek pomiędzy moimi udami, a ja wplatam dłonie w jego miękkie
włosy. Powoli zsuwa mi majtki, przesuwając dłonie po moich pośladkach.
– Uwielbiam ten widok – mruczy i całuje moją kobiecość.
– Ethan…
Wstaje i szybko zdejmuje spodnie, które i tak są częściowo już mokre.
Wsuwam ręce pod jego bokserki, wyczuwając naprężonego penisa, po
czym mu je zdejmuję. Ethan unosi mój podbródek i powoli przesuwa
kciukiem po mojej dolnej wardze. Zamykam oczy, a on, czule mnie całując,
zsuwa ramiączka mojej koronkowej bluzki. Sprawnie odpina mi biustonosz
i stoimy przed sobą zupełnie nadzy. Ethan wchodzi pierwszy do wanny
i podaje mi rękę, by pomóc mi wejść. Opieram się plecami o jego klatkę
piersiową. Chłopak delikatnie całuje moje włosy. Zamykam oczy,
odprężając się w kojącej, ciepłej wodzie. Ethan bierze butelkę żelu
i wyciska trochę na dłoń. Kładzie ręce na mojej szyi i wciera żel w kark,
a następnie w ramiona, delikatnie je masując.
– Przepraszam cię za to wszystko – szepcze tuż za moim uchem.
Rozmasowuje żel po moim dekolcie. Jego subtelny dotyk wspaniale na
mnie działa. Kieruje ręce w dół, chwyta mnie za piersi i również je pieści.
– Chciałem tylko cię chronić – dodaje.
– Wiem. – Odchylam głowę, poddając się jego dotykowi. – Ethan, co
teraz zrobimy?
– Po powrocie do Lloret zostaniemy jeszcze przez kilka dni
w posiadłości – tłumaczy, masując moje ramiona. – Im częściej będziemy
się przemieszczać, tym trudniej będzie go złapać.
– Będziemy tam bezpieczni? – dopytuję niepewnie.
– Tak. Devon powiedział tylko, żebyście same nigdzie nie wychodziły,
zwłaszcza ty.
– Ja? Dlaczego ja? – Odwracam się do niego.
Ethan wpatruje się we mnie błękitnymi tęczówkami pełnymi troski
i czułości. Wiem, że to nie jest już ten sam facet co kiedyś. Nie myśli już
tylko o sobie, przejmuje się też innymi, zależy mu na innych ludziach,
dostrzega ich. To dobra zmiana, nie tylko dla tych, którzy są w jego życiu,
ale i dla niego samego.
– Bo wciąż jesteś w moim sercu, Nadia – wyznaje, czym kompletnie
mnie zaskakuje.
Czy on właśnie powiedział mi, że mnie kocha? Nie, przecież użył
zupełnie innych słów. Co ja sobie dopowiadam? To, że jestem w jego sercu,
nie znaczy, że jestem jego miłością. Och… On powiedział „wciąż w moim
sercu”. Zaraz się w tym wszystkim pogubię i nie wiem, czy kiedykolwiek
się odnajdę.
– Ethan… – szepczę.
Niespodziewanie chłopak wychodzi z wanny, wyciera się i podaje mi
rękę. Osusza moje ciało ręcznikiem, a gdy sięgam po koszulkę, Ethan
zatrzymuje mnie, chwytając moją dłoń. Rozkoszne dreszcze przechodzą
wzdłuż mojego kręgosłupa, a chłopak szybko ujmuje moją twarz w dłonie
i namiętnie wpija się w moje wargi. Ten pocałunek to coś więcej. Całuje
mnie zachłannie, ale czuć w tym pocałunku też ból, tęsknotę i pragnienie –
jakby chciał mieć mnie tylko dla siebie, jakby chciał mnie ochronić przed
całym światem.
Ethan delikatnie popycha mnie na łóżko, zawisa nade mną i obsypuje
pocałunkami moją rozgrzaną skórę. Czuję, jak szybko bije jego serce, jak
bardzo się niecierpliwi. Rozchyla moje uda, podciąga mi wyżej nogę
i płynnym ruchem mocno wbija się w moje wnętrze, aż przygryzam wargę
niemalże do krwi. Od razu zaczyna poruszać się we mnie szybko
i energicznie, wypełniając mnie po same brzegi. Przyjemnie się rozciągam,
dopasowując do jego męskości, a ruchy chłopaka stają się coraz głębsze.
Pcha we mnie głęboko i ostro, tak jakby chciał, bym dobrze to zapamiętała.
Bym zapamiętała jego i zdała sobie sprawę, że czegoś takiego z nikim
innym nie przeżyję. Że tylko on tak dobrze zna moje ciało i wie, jak
momentalnie mnie pobudzić i doprowadzić do upragnionego spełnienia.
– Jesteś moja, Nadio. – Dyszy ciężko i uderza we mnie jeszcze
głębiej. – Tylko moja!
– Ethan! – wykrzykuję jego imię, gdy moim ciałem wstrząsają
rozkoszne prądy.
Niemalże w tej samej chwili Ethan zastyga w bezruchu i obficie wylewa
we mnie gorące nasienie.
Ma rację: nigdy nie przeżyłam czegoś tak intensywnego.
Kiedy budzę się rano, dostrzegam, że jestem sama w łóżku. Chyba
Ethan postanowił w środku nocy sobie wyjść, bo jest szósta, a jego już nie
ma. Czy ja kiedyś nadążę za tym facetem? Wstaję z łóżka i narzucam
szlafrok, po czym wychodzę na korytarz. Rozglądam się, ale jest pusto.
Dochodzą mnie jednak głosy z pokoju obok. Pokoju Ethana. Podchodzę
bliżej i przez uchylone drzwi widzę właśnie jego i Scotta. Już mam się im
pokazać, zwrócić na siebie ich uwagę, gdy nagle słyszę coś, co wprawia
mnie w osłupienie.
– Isla jest moja! Słyszysz? Kocham ją i mi jej nie odbierzecie! – Ethan
niemalże krzyczy do telefonu, a ja zamieram.
Co on mówi? Ja… ja nie…
Isla?
„Kocham ją”?
Przecież on mówi o innej dziewczynie!
Skończona idiotka ze mnie. Co ja najlepszego zrobiłam? Przespałam się
z nim, oddałam mu się, a on kocha inną. Dlaczego mi to zrobił? Po co było
to wszystko?
– Ethan, uspokój się. Chcesz ją odzyskać czy nie? – pyta go Scott.
Mój przyjaciel… On o wszystkim wiedział. Boże, zrobili ze mnie
kretynkę. Teraz rozumiem, dlaczego ten cały Chris czy tam Russell chce się
zemścić na Ethanie. Zapewne ta Isla jest jego byłą dziewczyną. Jezu, w co
ja się wpakowałam?
Nie wiem, czy bardziej chcę się zapaść teraz pod ziemię, czy wszystko
mu wygarnąć. Nie wiem, czy mam płakać, czy śmiać się z własnej głupoty.
Ponownie mu zaufałam, a on znowu rozbił mnie na kawałeczki.
Kurwa!
– Nadia? – Nawet się nie orientuję, kiedy do drzwi podchodzi Scott.
Patrzę z obrzydzeniem na jednego i drugiego. Mogłam się spodziewać,
że zawiodę się na Ethanie, ale Scott? Był dla mnie jak brat, choć tak
naprawdę jest nim dla Ethana – dlatego pewnie go krył. Wszyscy faceci są
tacy sami.
– O kurwa… – Ethan zaciska dłonie w pięści.
– No właśnie, kurwa. – Ostatkiem sił powstrzymuję łzy. Nie pokażę mu,
jak bardzo mnie zranił.
– Nadia…
– Co z tobą jest nie tak? Boże, jaka ja byłam głupia – wyrzucam sobie,
potrząsając bezradnie głową.
– Nadia, zaczekaj! – Próbuje mnie złapać za rękę, ale się wyszarpuję.
– Nie dotykaj mnie! – warczę. – Dość już mnie zraniłeś.
– Nadia, błagam, wysłuchaj mnie. – Chłopak nie odpuszcza.
– Zostaw mnie, Ethan. – Choć staram się nie rozpłakać, serce mi pęka
i coraz trudniej jest mi powstrzymać łzy. – Mam dość twoich kłamstw. To
koniec, zostaw mnie w spokoju – dodaję chłodno i stanowczo, po czym
wracam do swojego pokoju.
25
Nadia

Za jakie grzechy, ja się pytam? Za jakie grzechy? Czy naprawdę znowu


musiałam dać się nabrać na jego gierki? Mój rozsądek naprawdę wziął
sobie wolne. Jaka ja byłam ślepa! Staram się nie płakać, ale łzy
mimowolnie spływają po moich policzkach. Fatalnie się z tym czuję.
Chciałabym niepostrzeżenie wymknąć się stąd i wrócić do Liverpoolu. Nie
chcę, by ktokolwiek mnie widział. Nie jestem w stanie spojrzeć Ethanowi
w oczy, a i Scott jest u mnie skreślony.
– Nadia! – Słyszę głos Ethana. Puka do drzwi. – Nadia, otwórz.
Musimy pogadać.
– Daj mi spokój, Ethan – szlocham i ocieram łzy.
– Nadia, wysłuchaj go – odzywa się Scott. – Wiem, co pomyślałaś, ale
to nie to.
– Odwalcie się! – krzyczę. – Jesteście siebie warci!
Na moment zapada cisza. Ethan szybko odpuścił. Z jednej strony to
dobrze, bo nie będzie durnych wyjaśnień, a z drugiej cholernie mnie to boli.
Dałam mu się omotać jak jakaś małolata. Uległam jego urokowi, czarowi
czy czemukolwiek tam innemu i teraz mam za swoje.
– Nadia – mówi po chwili Ethan – spójrz pod drzwi.
A niby po co? Dlaczego on po prostu się ode mnie nie odczepi?
– Nadia, skarbie, spójrz na to zdjęcie – nalega łagodnie.
– Ethan, daj mi spokój. – Kręcę głową i chowam twarz w dłoniach.
– Nadia, do cholery! – Podnosi głos. – Możesz mnie teraz nienawidzić,
ale spójrz na to zdjęcie.
Niechętnie podnoszę się z łóżka. Chce, bym zobaczyła dziewczynę,
którą tak bardzo kocha? Chce mnie jeszcze bardziej upokorzyć? Dlaczego
on mi to robi?
Podchodzę do drzwi i podnoszę z podłogi zdjęcie. Z tyłu widnieje
napis: „Isla, 23.09.2019”.
Co? Odwracam zdjęcie, na którym jest mała dziewczynka. Blondynka
o błękitnych oczach, ubrana w kolorową sukienkę. Śliczna…
– Nadia – Ethan mówi dalej – Isla to moja córka. Niedługo skończy
roczek – dodaje, a ja sztywnieję.
Ożeż kurwa… Aż robi mi się słabo.
– Nadia, proszę, otwórz.
Córka? Ethan ma dziecko? Przyglądam się tej małej, wciąż nie mogąc
w to uwierzyć.
Ethan ma córkę, powtarzam w myślach. Co on właściwie robi? Ma
rodzinę, sypia ze mną… Dlaczego nie przyjechał tu z matką dziewczynki?
Dlaczego od razu mi o niej nie powiedział?
– Nadia, pogadajmy. – Puka do drzwi.
I co ja mam mu powiedzieć? Co mam w tej sytuacji zrobić? Nie wiem,
czy jestem w stanie to ogarnąć…
– Nadia…
– Dlaczego mi nic nie powiedziałeś? Dlaczego nie zrobiłeś tego
wczoraj? – pytam go rozżalona.
– Mała, nie chciałem cię tym wszystkim przytłoczyć.
– A! Wolałeś dawkować mi dramę? – prycham.
– Nadia, pogadajmy normalnie.
– Dlaczego nie jesteś tu z jej matką?
Ethan przez chwilę nic nie mówi. Coraz mniej z tego rozumiem i chyba
naprawdę musimy pogadać, choć wiem, że to nie będzie łatwe.
– Wpuść mnie, proszę, a wszystko ci wyjaśnię – odzywa się.
Choć jestem zła i rozczarowana zachowaniem Ethana, chcę wiedzieć,
o co w tym wszystkim chodzi, a nie dowiem się tego, jeśli z nim nie
pogadam. Naciskam klamkę i otwieram mu drzwi. Widzę, że jest smutny,
i czuję, że powiedzenie mi prawdy też będzie go sporo kosztować.
– Mów, Ethan.

Ethan

Wiem, co może teraz sobie myśleć Nadia, ale to wszystko nie tak. Choć
moja przyszłość z nią staje pod znakiem zapytania, dziewczyna zasługuje
na prawdę. Już raz rozdzieliło nas nieporozumienie. Nie wiem, co będzie po
tej rozmowie, ale chcę być z nią szczery.
Nadia siada na łóżku, opiera się o wezgłowie. Ściska małą poduszkę.
Nie jest mi łatwo, bo nawaliłem na całej linii, ale Isla uświadomiła mi, że
już nie jestem małym chłopcem i muszę ponosić konsekwencje własnych
czynów. Czas wziąć się w garść.
– Obiecaj mi jedno – proszę ją.
– Co takiego?
– Że bez względu na wszystko, wysłuchasz mnie do końca.
– Ethan…
– Nadia, proszę, to bardzo ważne.
– Dobrze. – Potakuję lekko głową.
Widzę, jak jej z tym trudno. Jest smutna i rozczarowana. Nie dziwię się,
zawiodłem ją i nie mam nic na swoje usprawiedliwienie.
Biorę głęboki wdech. Mam jej sporo do powiedzenia, a nawet nie wiem,
jak to wszystko zacząć.
– Wiesz, jakoś nigdy nie miałem planu na życie – zaczynam, a Nadia
uważnie mnie słucha. – Po naszym rozstaniu nie wiedziałem, co robić. Ty
nie chciałaś mnie słuchać, nie dałaś mi nic wyjaśnić…
– Ethan, chyba nie to jest teraz najważniejsze – zwraca mi uwagę.
– Wiem, wiem, po prostu… Sądziłem, że jeśli zniknę, będzie ci łatwiej.
– Wcale nie było – mówi cicho i spuszcza wzrok.
– Spakowałem najpotrzebniejsze rzeczy i wyjechałem do
Manchesteru – opowiadam dalej. – Byłem tam przez pół roku, ale jakoś mi
się nie podobało. – Krzywię się lekko. – Nie miałem stałej pracy,
a oszczędności zaczęły się powoli kończyć. Zresztą, ile by ich nie było,
i tak byłoby mi mało, bo szastałem wtedy pieniędzmi bez opamiętania.
– Ale coś się w tobie zmieniło.
– Tak… – Cieszę się, że Nadia to zauważyła.
– A czemu Cambridge? – dopytuje.
– To było coś w rodzaju przysługi. Pamiętasz Jasona? – pytam, a Nadia
marszczy lekko nos. – Jasona Morrisa?
– To ten, z którym grałeś w kosza po szkole?
– Uczyłem go – prostuję.
– Pamiętam.
– Devon jest jego bratem – mówię. – Gdy planowałem wyjechać,
zadzwonił do mnie Jason, też mieszkał wtedy w Manchesterze.
Wyskoczyliśmy na piwo i od słowa do słowa okazało się, że chcę wyjechać
i takie tam – wyjaśniam. – Powiedział mi wtedy o swoim bracie. Nie
chciałem, by załatwiał mi robotę, a tylko dał namiary na jakieś mieszkanie.
– I wyjechałeś.
– Tak – potwierdzam. – Devon doradził mi, gdzie wynająć mieszkanie
za normalną kasę. Początkowo zatrudniłem się jako kierowca w pizzerii, ale
szukałem czegoś bardziej dochodowego. Dwa miesiące później dostałem
pracę jako agent nieruchomości – dodaję z pewnego rodzaju dumą, bo to
naprawdę dobra robota. – Całkiem dobrze mi tam idzie, a zarobki są
naprawdę super. – Uśmiecham się lekko.
– To świetnie. Cieszę się, że ci się udało. Ethan… – zawiesza na chwilę
głos – a co z matką twojej córki? – pyta i spogląda mi prosto w oczy.
To będzie najtrudniejsza część. Nie jest mi łatwo do tego wracać.
Wszystko, co się stało, to moja wina. Obawiam się, że po tym Nadia może
mnie znienawidzić.
– Abigail, matkę Isli, poznałem przypadkiem – mówię i spuszczam na
chwilę wzrok. – Jej rodzina przeprowadzała się do Cambridge i szukali
domu. Nie planowałem tego… Jakoś tak wyszło – dodaję.
– Jakoś tak wyszło… – powtarza.
– Nadia – nieznacznie się do niej przysuwam – na początku było
chujowo. Imprezowałem, bawiłem się, zalicza… – urywam, bo nie wiem,
czy Nadia powinna akurat to słyszeć.
– Rozumiem, Ethan. – Brzmi trochę gniewnie.
– Wszystko się zmieniło, gdy Abigail powiedziała mi, że jest w ciąży –
wyznaję.
– Długo byliście razem?
– W ogóle. Wiedziałem, że ona się we mnie zakochała, ale… –
potrząsam głową – ale ja nic do niej nie czułem.
– Nie kochałeś jej?
– Nie, i ona zdawała sobie z tego sprawę. Tak naprawdę nie potrafiłem
uporządkować swoich uczuć do ciebie – mówię szczerze.
– Do mnie? – Jest lekko zdziwiona.
– Nadia, wiesz, że mimo wszystko między nami było coś więcej. Nigdy
żadne z nas nie powiedziało „kocham”, ale to chyba było to. – Uważnie się
jej przyglądam, szukając w jej oczach odpowiedzi.
Nadia milczy. Chyba bardzo się stara, by nie dać po sobie znać, że mam
rację. Wiem, jak mocno ją skrzywdziłem, i nie oczekuję, że teraz wszystko
mi zapomni, wyzna miłość i będziemy żyli długo i szczęśliwie. Nadia
skończyła studia, marzy o pracy dziennikarki, ja zaś zostałem ojcem. Mam
córkę, która mnie potrzebuje, i nie mogę jej zawieść. To nie jest jakaś love
story.
– Co… co było dalej? – Nadia próbuje ominąć niezręczny temat. Może
tak będzie teraz lepiej.
– Przespałem się z nią, ale to był tylko ten jeden raz – mówię,
a dziewczyna na moment przymyka oczy. – Ten jeden raz jednak
wystarczył. Jakiś czas później powiedziała mi o ciąży.
– Ethan – Nadia przełyka ślinę – nie chcę… Nie chcę, by to źle
zabrzmiało, ale nie miałeś wątpliwości, że dziecko jest twoje?
– Początkowo nawet chciałem mieć wątpliwości. Ja… ja byłem
w szoku. Nie wiedziałem, co robić, a Abigail powiedziała, że jeśli jej nie
wierzę, możemy zrobić badania na ojcostwo, tylko lekarz powiedział, by
odczekać jeszcze do dziesiątego tygodnia ciąży – opowiadam jej. – Poza
tym… ona była we mnie zakochana.
– O mój Boże. – Dziewczyna zakrywa dłonią usta, a najgorsze dopiero
przed nią.
– Tak, Nadia, byłem niezłym skurwielem, bo nie chciałem tego
dziecka – wyrzucam sobie z wściekłością. – Ona chciała ze mną być, mimo
że nic do niej nie czułem. Chciała tego dla dobra małej, a ja… a ja nie
zasługuję na to, by Isla kiedykolwiek powiedziała do mnie „tato” – dodaję
ze smutkiem.
– Ethan, nie mów tak. – Dziewczyna próbuje mnie pocieszyć. – Abigail
na pewno ci wybaczyła i może jeszcze… – urywa i widzę po jej wyrazie
twarzy, że to, co chce powiedzieć, niesamowicie dużo ją kosztuje – może
jeszcze stworzycie rodzinę – kończy i zaciska mocno powieki.
– Nadia… – muszę wyjawić jej bolesną prawdę – Abigail… –
przełykam ślinę – Abigail nie żyje – wyznaję, a dziewczyna otwiera
szeroko oczy.
– Nie… nie… – Blednie. – Nie żyje?
Mógłbym powiedzieć, że Nadia jest przerażona. Widzę, jak drży i jak
jej klatka piersiowa szybko się porusza. Po jej policzku spływa łza, a ja
przysuwam się do niej i delikatnie ją ocieram.
– Nawaliłem na całej linii – przyznaję, bo to zawsze będzie mi leżało na
sercu. – Nie związałem się z Abigail, nie chciałem jej robić złudnych
nadziei, ale obiecałem jej, że zawsze będzie mogła na mnie liczyć.
Pomagałem jej finansowo i obiecałem, że będę na każde jej wezwanie –
wyjaśniam.
– Ethan, ale co się stało? – docieka ze wzruszeniem.
– Abigail pracowała praktycznie przez całą ciążę – mówię dalej. – Pracę
miała w miarę lekką, bo była księgową w biurze podatkowym. Oszczędzała
się, a ciąża przebiegała prawidłowo… – Na moment chowam twarz
w dłoniach. Trudno mi się do tego wraca. Nie jestem pozbawiony uczuć. –
Niestety na moich obietnicach się kończyło. Abigail nie miała we mnie
żadnego wsparcia – wyznaję. – Nie mówię o kasie, bo przelewałem jej
pieniądze regularnie, ale nie było mnie, gdy byłem potrzebny. Tego
dnia… – biorę głęboki wdech – tego dnia znowu nie dotrzymałem słowa.
– Ethan… – Nadia chwyta moją dłoń.
– Abigail była sama w domu. Jej rodzice pojechali do Glasgow, do
rodziny, a jej brat… jej brat Russell był w delegacji – kończę, a Nadia aż
otwiera usta ze zdziwienia.
– Ru… Russell? Ten Russell? – dopytuje.
– Tak, to jej brat – tłumaczę, a dziewczyna potrząsa głową.
– Boże, Ethan… Co się wtedy wydarzyło?
– Abigail źle się poczuła, ale do porodu został jeszcze miesiąc.
Dzwoniła do mnie, a ja jak zwykle nie odbierałem telefonu. Zostawiła mi
wiadomość na poczcie, że jedzie do szpitala i żebym przyjechał… To było
jej ostatnie nagranie. – Potrzebuję chwili, by opowiedzieć Nadii resztę. Tak
naprawdę dopiero jej mówię to wszystko ze szczegółami. Scottowi
powiedziałem o Isli, Abigail i Russellu tylko pobieżnie. – Gdy jechała do
szpitala, uderzyła w nią ciężarówka. Kierowca nie zdążył wyhamować, ona
też nie…
– Jezu, Ethan… – Z oczu Nadii znowu płyną łzy.
– Kiedy w końcu dodzwonili się do mnie ze szpitala, moja córka była
już na świecie, a Abigail walczyła o życie. – Wstaję z łóżka i podchodzę do
okna. Wciąż wyrzucam sobie, że gdybym odebrał ten cholerny telefon… –
Zmarła następnego dnia rano – dodaję po chwili.
– Tak mi przykro, Ethan.
– Jej rodzice mnie nienawidzą i mają rację. Przeze mnie stracili córkę.
– To był nieszczęśliwy wypadek. Nie obwiniaj się o to – mówi łagodnie.
Wiem, że ją zawiodłem. Nadia nie tego się spodziewała. Tylko jej
pokazałem, że nie można na mnie polegać.
– Ethan… krzyczałeś do telefonu, że ci jej nie odbiorą. Nie opiekujesz
się córką? – pyta i lekko marszczy brwi.
– Nie. – Kręcę głową. – Widzisz, jestem najgorszym ojcem na świecie.
– Ethan! – Patrzy na mnie karcąco.
– Porzuciłem ją. – Wzruszam bezradnie ramionami. – Byłem w takim
szoku, że przez trzy miesiące w ogóle się nie interesowałem własnym
dzieckiem. Zajmowali się nią rodzice Abigail. Nie chciałem się nią
zajmować, nawet nie wiedziałem jak, ale… ale to w końcu moja córka –
mówię łamiącym się głosem. – Sąd nakazał mi zrobić badania DNA i wtedy
coś we mnie pękło. Miałem napisane czarno na białym, że Isla jest moja –
dodaję, a Nadia bardzo delikatnie się uśmiecha. – Niestety w sądzie nie
było łatwo, a moje zachowanie w czasie ciąży Abigail i to, że porzuciłem
małą, w niczym mi nie pomogły. Jedyne, co wywalczyłem, to spotkania
z Islą co drugi weekend.
– Nie można nic więcej zrobić?
– Można dogadać się z Bergmanami. Prawnik doradził mi, bym z nimi
porozmawiał i przede wszystkim przekonał ich, że zależy mi na dziecku
i że będę dobrym ojcem, ale nie wiem, czy potrafię.
– Oczywiście, że potrafisz. – Nadia wierzy we mnie bardziej niż ja
sam. – Ethan, zauważyłam, że jesteś innym facetem, tylko nie wiedziałam,
co jest tego powodem.
– Teraz jeszcze chcą wykorzystać przeciwko mnie mój pobyt tutaj, choć
o wszystkim wiedzieli.
– Nie mogą ci tego zrobić.
– Oni tylko czekają na każde moje potknięcie. – Wzdycham bezradnie.
– Na pewno wciąż przeżywają śmierć córki, pewnie to jest powodem
ich zachowania.
– Wiesz, chciałbym móc zabrać ją do siebie, by ze mną mieszkała –
chyba za bardzo się rozmarzyłem – by wiedziała, że jestem jej ojcem. Po
prostu chcę ją wychowywać.
– To walcz o to – zachęca mnie – walcz o nią. Wiesz – Nadia podaje mi
zdjęcie Isli, które leżało na szafce – jak tak na nią patrzę, to jest do ciebie
podobna.
– Nie wiem, czy kiedyś będę miał odwagę jej to wszystko
opowiedzieć – mówię i patrzę na zdjęcie córki.
– Nie myśl teraz o tym – gładzi mnie po ramieniu – skup się na tym, by
ją odzyskać.
– Nadia, a… – muszę jej zadać to ważne pytanie – a co z nami po tym
wszystkim? Czy jest szansa, że i nam się uda?
Dziewczyna podnosi na mnie wzrok. Nie potrafię go rozszyfrować. Jest
zamyślona, zapewne też zagubiona, ale najważniejsze, że się na mnie nie
wściekła, tylko wysłuchała mnie i chyba zrozumiała. Przynajmniej tak dała
mi do zrozumienia. Podchodzi do mnie i chwyta moje dłonie.
– Ethan, nigdy bym się nie spodziewała, że kryjesz taką przeszłość.
Wciąż układam to sobie w głowie i próbuję oswoić się z myślą, że tyle się
u ciebie zmieniło. Straciłeś sporo czasu. Bądź teraz ojcem, Isla cię
potrzebuje, a my… my mamy jeszcze czas – dodaje i delikatnie muska
wargami moje usta.
Z pewnością ma rację, muszę się skupić na odzyskaniu małej.
26
Nadia

Ethan tak wiele przeszedł! Nie skreślam nas, ale nie wiem, co będzie. Nie
mogę mu obiecać, że nam się uda, że będziemy razem. Powinien skupić się
teraz na odzyskaniu dziecka, ja nie jestem najważniejsza. To, co mi
opowiedział, ta jego historia… Wciąż nie mogę się po tym pozbierać. Na
początku myślałam, że Isla jest jego kochanką, że odbił ją Russellowi…
W życiu nie przypuszczałabym, że prawda okaże się tak tragiczna i bolesna.
Ethan…
Mój Ethan jest ojcem.
Mój?
Widzę, jak bardzo go to wszystko odmieniło. Owszem, jest w nim wiele
z Ethana sprzed czterech lat, ale życie sprawiło, że musiał dorosnąć. Nie
potrafię się jeszcze w tym odnaleźć, nie wiem, jak to wszystko poukładać.
Na pewno potrzebujemy czasu. Ja, by to wszystko przemyśleć, a on, by
skupić się na Isli. Wierzę, że ją odzyska. Może nie będzie łatwo, ale Ethan
udowodnił, że jest uparty i z pewnością zasługuje na szansę.
Z rozmyślań wyrywa mnie nagle pukanie do drzwi. Ethan chowa
zdjęcie córki do portfela, a ja idę otworzyć.
– Hej – Scott brzmi trochę niepewnie po tym wszystkim – udało mi się
zmienić rezerwację i samolot mamy o czwartej. Nie spóźnijcie się.
– Jasne.
– Wszystko okej? – pyta mnie szeptem, chyba żeby Ethan nie słyszał.
– Tak – potakuję głową – i wyrobimy się na samolot.
– Super. – Przygląda mi się z uwagą. – Niedługo śniadanie…
Dociera do nas dźwięk telefonu Ethana z pokoju obok. Chłopak wstaje
z łóżka, całuje mnie we włosy i idzie odebrać. Czuję, że nie ominie mnie
chociażby krótka rozmowa ze Scottem.
– Jak się trzymasz? – A nie mówiłam.
– Jest okej – odpowiadam zdawkowo.
– Nadia… – Patrzy na mnie podejrzliwie.
– Co mam ci powiedzieć? – Wzruszam ramionami.
– Wiesz, ja też byłem zaskoczony – mówi i pociera dłonią czoło.
Zaskoczony? Ja jestem, kurwa, w szoku.
– Co teraz z wami będzie? – pyta.
– Nie wiem – mówię szczerze. – To nie jest teraz najważniejsze. Ethan
powinien póki co skupić się na córce.
– Będzie dobrze, Nadia – dodaje i obejmuje mnie po przyjacielsku, a ja
się totalnie rozklejam.
Starałam się jakoś trzymać, ale to wszystko mnie przerosło. Dziecko,
śmierć tej dziewczyny, jej brat, który nam grozi… Chcę po prostu
bezpiecznie wrócić do domu. Za dużo tego wszystkiego. Po chwili
odsuwam się delikatnie od Scotta i ocieram łzy. Muszę wziąć się w garść,
nie chcę, by Ethan miał teraz jeszcze moje niepoukładane emocje na
głowie. Potrzebuje skoncentrować się na córce, nie na mnie czy nas.
– Dobra – biorę głęboki wdech – muszę się ogarnąć, więc spadaj –
mówię żartobliwie.
– Trzymaj się. – Uśmiecha się lekko, po czym wychodzi.
Zamykam drzwi, zrzucam ubrania i idę w końcu wziąć prysznic.
Nie mam wątpliwości, że Ethan nie planował tego dziecka. Pamiętam,
że kiedyś przerażała go opieka nad maluchami, choć wtedy byliśmy
w końcu nastolatkami. Czasem w weekendy pilnowałam synka naszej
sąsiadki, pani Collins. Jej mąż był ciągle w jakichś delegacjach, a ona
postanowiła wrócić wcześniej do pracy. Zanim znalazła opiekunkę na stałe,
zostawiała go u mnie na kilka godzin. Tego dnia pilnowałam małego
Bobby’ego z Ethanem…

Bobby jest dziś wyjątkowo niespokojny i marudny, bo wyrzynają mu się


ząbki. Pani Collins obiecała, że wróci ze szpitala jak najszybciej. Jest
kardiolożką, a jej pacjentka właśnie trafiła na oddział – sytuacja była na tyle
poważna, że wezwali ją do szpitala. Ethan przygląda się temu małemu jak
przybyszowi z innej planety. Chyba się nie zakumplowali, bo Bobby płacze,
gdy tylko Ethan się do niego zbliża.
– On mnie nie lubi – burzy się mój chłopak.
– Ma gorszy dzień – mówię i podchodzę do niego z Bobbym. –
Potrzymaj go – dodaję i podaję mu maluszka, który wybucha głośnym
płaczem.
– A nie mówiłem! – Krzywi się.
– Może to rzeczywiście nie był najlepszy pomysł…
Ratuję Bobby’ego z opresji i sadzam go na krzesełku do karmienia.
Malec trochę się uspokaja, choć dalej jest niepocieszony. Biedaczek cierpi
przez te ząbki.
– Pobaw się z nim w „a kuku” a ja zrobię mu herbatkę.
– „A kuku”? – burczy, ale próbuje się z nim pobawić.
Niestety zabawa przynosi efekt odwrotny do zamierzonego: gdy Ethan
odsłania twarz, Bobby płacze, gdy zakrywa – nie. Biedny Ethan tak się
stara, a Bobby wcale nie chce się do niego przekonać.
– Wiesz, może potrzebuje trzech miesięcy jak ja… – Chichoczę.
– Nie pomagasz. – Potrząsa głową i dalej próbuje zabawiać Bobby’ego.
Nalewam herbatki do kubka malucha, zakręcam go i mu podaję.
– Proszę, mały. Twoja mama mówiła, że to pomoże ci uśmierzyć ból.
– Dzieci to wyższa szkoła jazdy – stwierdza Ethan. – Nasze odbierzemy
ze szpitala, jak już zacznie przynajmniej mówić… – Rozkłada bezradnie
ręce.
Och, „nasze”?
– Może lepiej, jak już będzie szło na studia? – Śmieję się z niego.
– A wiesz, że to dobry pomysł – przytakuje żartobliwie i rzuca we mnie
małą poduszką, na co Bobby chichocze.
– Chyba mu się podoba. – Ethan spogląda na mnie łobuzersko.
– Nawet o tym nie myśl. – Kręcę głową, bo doskonale wiem, o co mu
chodzi.
Ethan jednak nie odpuszcza, łapie mnie i zaczyna łaskotać, na co Bobby
reaguje głośnym śmiechem.
– Wariat jesteś – dyszę ciężko i opadam na fotel.
– Ale twój – dodaje chłopak, pochyla się nade mną i namiętnie mnie
całuje.

Tego dnia moja mama wróciła wcześniej z pracy, a my we trójkę spaliśmy


na sofie. Padliśmy po kilkugodzinnej zabawie z Bobbym, a mama
stwierdziła, że wyglądamy naprawdę uroczo.
Uroczo…
Wycieram się ręcznikiem, ubieram i suszę włosy. Zgłodniałam już, i to
porządnie. Czuję, że dziś Ethan na mnie nie czeka i nie zejdziemy razem na
śniadanie jak dotychczas. Może nic się między nami nie popsuło, ale sporo
się zmieniło. Gdy podchodzę do windy i wciskam guzik, nagle staje za mną
Ethan.
– Hej, czemu na mnie nie poczekałaś? – pyta i mierzy mnie wzrokiem,
lekko marszcząc brwi.
– Właściwie… – urywam, bo w sumie co mam mu powiedzieć? –
Myślałam, że już jesteś na dole – kończę.
– Nadia – chwyta mnie za dłoń, gdy wchodzimy do windy – wiem, że
nie będzie już tak samo, ale kurczę, udało nam się coś naprawić w naszej
relacji, nie psujmy znowu tego.
– Ethan… Zjedzmy śniadanie. – To jedyne, co w tym momencie
przychodzi mi do głowy. Mój burczący brzuch całkowicie przejął kontrolę.
Jakiś czas później siedzimy na tarasie i jemy śniadanie. Atmosfera jest
po tym wszystkim dosyć napięta, zrobiło się trochę niezręcznie. Ta sytuacja
zepsuła nieco nasze samopoczucie i wakacje tutaj, ale żadne z nas nie
potrafi tego po prostu zignorować. W sumie to chyba dobrze, bo to nie jest
sprawa, którą można ot tak zbagatelizować i przejść dalej.
– Słuchajcie – Ethan odzywa się po dłuższej chwili – rozmawiałem
z Devonem. Policja w Lloret jest o wszystkim poinformowana, ale na razie
nie mają podstaw, by go aresztować.
– Ethan, ale on ci groził – przypominam mu.
– Nadia, skarbie, groził mi kilka miesięcy temu, ale tak naprawdę nic
nie zrobił. Oprócz utrudniania mi kontaktów z córką Bergmanowie nic
więcej nie zrobili.
– Przecież on nas śledzi.
– To chyba tak nie działa – wtrąca Scott. – Zawsze może powiedzieć, że
przyjechał na wakacje i to czysty przypadek.
– To co możemy zrobić? – pyta Caroline, która też przejęła się tą
sprawą.
– Musimy czekać na jakiś ruch z jego strony – odpowiada Ethan. –
Devon jest pewny, że w Lloret powinie mu się noga i złapią go na gorącym
uczynku.
– Będzie dobrze – uspokaja nas Scott – niedługo stąd wylatujemy,
wszystko ogarniemy w Lloret.
Dziś już odpuszczamy wszelkie spacery. Do obiadu siedzimy albo nad
basenem, albo w swoich pokojach. Po obiedzie się pakujemy, by niedługo
ruszyć na lotnisko. Nie tak wyobrażałam sobie te wakacje, ale
bezpieczeństwo jest najważniejsze. Ten Russell jest naprawdę dziwny.
Najpierw to niby przypadkowe spotkanie w Lloret, a potem tutaj…
Mówiąc, że może kiedyś ponownie na siebie wpadniemy, był przekonany,
że tak się właśnie stanie. Mam tylko nadzieję, że spokojnie dotrzemy do
Lloret. Chowam ostatnie rzeczy do walizki, zasuwam ją, jeszcze raz
rozglądam się po pokoju i wychodzę na korytarz, gdzie już czeka na mnie
Ethan.
– Gotowa? – pyta.
– Tak, tak. Chodźmy już. – W moim głosie słychać zmęczenie.
– Daj, pomogę ci. – Ethan bierze też moją walizkę i idziemy w kierunku
windy.
Na dole przy recepcji czekają już na nas Scott i Caroline.
– O! Dobrze, że jesteście – mówi Scott. – Taksówka właśnie podjechała.
– Chodźcie.
Gdy już niemal wsiadamy do taksówki, przypominam sobie o prezencie
dla Katie. Kupiłam jej bransoletkę i byłam przekonana, że schowałam ją do
torebki, ale nie mogę jej znaleźć…
Szuflada!
– Cholera!
– Co się stało? – pyta mnie Ethan.
– Zostawiłam w pokoju bransoletkę dla Katie. – Wzdycham.
– Pójdę z tobą – mówi od razu.
– Pospieszcie się – odzywa się Scott.
Wchodzimy z powrotem do hotelu i idziemy do recepcji. Tłumaczę
młodej dziewczynie, co się stało, i ta po chwili zgadza się wydać mi klucz.
– Trzeba to wypełnić i podpisać – mówi i podsuwa nam jakiś dokument.
Serio? Teraz?
– Ethan, podpisz to, a ja szybko pobiegnę do pokoju – proponuję, by nie
tracić czasu.
– Nadia…
– Zaraz wracam. – Patrzę na niego błagalnie i składam ręce jak do
modlitwy.
– Dobra, leć. – Potrząsa głową.
Podchodzę do windy, ale jest na ostatnim piętrze, dlatego decyduję się
wbiec po schodach. Po chwili zdyszana stoję już pod pokojem. Sięgam po
klucz, a ten niespodziewanie wyślizguje mi się z dłoni. Kiedy się podnoszę,
zostaję mocno przyparta do drzwi i czuję ukłucie w szyję. Potem jest już
tylko ciemność…
27
Ethan

Wypełniam ten cholerny papier i zerkam na zegarek. Nadii nie ma od ośmiu


minut. Odpowiadam na ostatnie pytania, podpisuję się i oddaję kartkę
dziewczynie. Dlaczego Nadii tak długo nie ma? Nie czekając dłużej,
podchodzę do windy. Akurat otwierają się drzwi i wysiada kilka osób, ale
Nadii wśród nich nie ma.
Co jest?
Wchodzę do środka i wciskam guzik z numerem pięć. Wybieram też
numer do brata.
– Gdyby Nadia się pojawiła, daj znać – mówię szybko.
– Coś się stało? – pyta.
– Odezwę się. – Po tych słowach się rozłączam.
Docieram na piąte piętro i niemal wyskakuję z windy. Biegnę pustym
korytarzem aż do pokoju, który zajmowała Nadia. Od razu dostrzegam na
podłodze klucz i kopertę.
Koperta?
Cały w nerwach drżącymi dłońmi otwieram kopertę. W środku znajduje
się kartka. To, co jest na niej napisane, naprawdę mnie przeraża: „Oko za
oko, ząb za ząb, śmierć za śmierć”.
Kurwa! Kurwa!
Wściekły uderzam pięścią w ścianę. Nie, to niemożliwe. Moja Nadia…
Zabiję go. Własnoręcznie go zabiję. Idę korytarzem, wyjmuję z kieszeni
telefon i dzwonię do dziewczyny. Nie spodziewam się, że odbierze, ale
całkiem możliwe, że jeszcze tu są i usłyszę dzwonek jej komórki. Niestety
mimo panującej ciszy nie słyszę nic prócz sygnału oczekującego
połączenia. Zbiegam schodami i wybieram numer do Russella. Odbiera po
kilku sygnałach.
– Cześć, Ethan. Trochę mi przeszkadzasz, bo właśnie jadę z pewną
piękną panią na wycieczkę – dodaje drwiąco.
– Zabiję cię! Słyszysz? Zabiję cię, skurwielu! – Naprawdę go zabiję,
jeśli jej coś zrobi.
– Odebrałeś mi siostrę – wyrzuca mi. – Myślałeś, że ujdzie ci to
płazem?
– Nadia nie jest niczemu winna.
– Moja siostra też nie była! – krzyczy.
– Wypuść ją! – Dyszę ciężko, ale wybiegam już z hotelu i podchodzę do
taksówki.
– Zastanowię się, choć widzę, że jest dla ciebie bardzo ważna – dodaje
i się rozłącza.
– Kurwa mać! – wrzeszczę.
– Stary, co jest? Gdzie Nadia? – pyta Scott.
Zaciskam dłoń na telefonie, zaraz go chyba zmiażdżę. Gdybym miał
teraz tego skurwiela przed sobą, naprawdę rozszarpałbym go gołymi
rękami. Nie jestem w stanie panować nad emocjami. Jedyne, co czuję, to
nienawiść do niego i złość na siebie. Nie przypilnowałem jej, nie
powinienem był puszczać jej samej.
– On ją porwał – mówię po chwili.
– Że co? – Scott aż wytrzeszcza oczy.
– Kochanie, co się stało? – pyta zdezorientowana Caroline, wysiadając
z taksówki.
– Ethan, jesteś pewny? – Scott obejmuje dziewczynę.
– Chłopaki, o co chodzi? – dopytuje niecierpliwie.
– Russell porwał Nadię, a to zostawił przed jej pokojem – wyjaśniam
i pokazuję im kartkę.
Są przerażeni. Caroline blednie, chyba zaraz zemdleje.
– Ja pierdolę – rzuca Scott pod nosem.
– Musimy jej szukać, musimy ją ratować! – panikuje dziewczyna.
– Kochanie, spokojnie. – Scott całuje ją w głowę i mocno przytula. –
Dzwońmy najpierw na policję.
– Zadzwonię do Devona, może uda nam się zobaczyć coś na
monitoringu – mówię trochę bezradnie. – Tam na korytarzu jest kamera.
– Chodźmy.
Całe szczęście Devon jeszcze nie pojechał na lotnisko i zaraz tu będzie.
My zaś wracamy do środka i podchodzimy do recepcjonistki. Tłumaczę jej,
że chcę obejrzeć nagranie z monitoringu, ale ona mówi, że nie ma takiej
możliwości, i zasłania się szefem. Tyle że ja nie mam czasu czekać na tego
jej szefa.
– Czy ty nie rozumiesz, że moja dziewczyna została porwana z tego
twojego cudownego hotelu i grozi jej śmiertelne niebezpieczeństwo?! –
Podnoszę głos. Cały się gotuję.
– Tłumaczę panu…
– Mam gdzieś twoje tłumaczenia! – Tym razem już wybucham.
Nienawidzę tej bezsilności! Nadia została porwana z mojej winy i uratuję
ją, choćby nie wiem co. – Posłuchaj – syczę przez zaciśnięte zęby – albo mi
pokażesz to cholerne nagranie, albo…
– Zaraz wezwę ochronę – przerywa mi przestraszona dziewczyna.
– To nie będzie konieczne. – Odwracam się, słysząc głos Devona. –
Załatwię to, Ethan. – Spogląda na mnie, dając mi znak, bym odpuścił.
Devon przez chwilę rozmawia z recepcjonistką, pokazuje jej zdjęcia
i jakieś papiery. Dziewczyna wykonuje połączenie i kilka minut później pod
hotel podjeżdża menadżerka. Devon teraz jej tłumaczy, o co chodzi i co tu
się stało.
Ludzie, czas! Do jasnej cholery, czas nam ucieka!
Niecierpliwię się coraz bardziej, zaraz chyba zrobię im tu dziurę
w podłodze od tego chodzenia w tę i z powrotem. W końcu kobieta
zaprasza nas do jakiegoś pomieszczenia obok i pokazuje nagranie z kamery.
Najpierw widzimy, jak na korytarzu pojawia się Nadia. Idzie do pokoju,
gdy nagle z pomieszczenia, do którego ma dostęp tylko obsługa hotelu,
wychodzi ten skurwiel. Skrada się za nią, ale ona go nie słyszy. Pod
drzwiami Nadia schyla się po coś – pewnie po klucz – a kiedy się prostuje,
zostaje przez niego zaatakowana.
Kurwa!
Nie widać dobrze, ale chyba czymś ją odurzył, bo wynosi ją
nieprzytomną na rękach. Kolejne nagranie pokazuje schody
przeciwpożarowe, jeszcze następne tył hotelu. Ostatnie, co widzimy, to jak
odjeżdżają czarnym vanem. Niestety nie wiemy, w jakim kierunku.
To, co w tym momencie czuję, jest nie do opisania. Ja nie jestem zły, ja
jestem wkurwiony na maksa. Nigdy nie czułem tak negatywnych emocji
i chyba pierwszy raz w życiu chcę czyjegoś cierpienia. Chcę, by umierał
w męczarniach za to, co zrobił. Nie panuję nad sobą.
Bez słowa wychodzę z pomieszczenia i z hotelu. Stoję przed tym
cholernym budynkiem, zastanawiając się, co zrobić.
– Ethan – odzywa się Devon.
– Powiedz mi, skąd on o tym wszystkim wiedział? Skąd wiedział, że
Nadia wróci do pokoju? – warczę gniewnie.
– Nie sądzę, by wiedział. – Kiwa głową. – Jeśli planował jej porwanie,
wiedział, że musi skorzystać z każdej nadarzającej się okazji.
– Ale jakim cudem dostał się tak szybko na górę?
– Myślę, że nie działa sam – mówi.
– Ma wspólnika? – Marszczę brwi.
– Tak sądzę. To by wiele wyjaśniało. – Devon drapie się po karku
i chodzi wkoło, rozmyślając. – Nie wiesz, kto mógłby mu pomagać?
– Nie mam pojęcia.
– Hol! – mówi nagle.
– Co „hol”? – Wzruszam ramionami.
– Chodź! Być może chciał złapać Nadię, gdy wychodziła…
– Była ze mną – wtrącam.
– No właśnie, ale jeśli ma wspólnika, który usłyszał waszą rozmowę,
zobaczył, że Nadia idzie na górę, i go o tym poinformował…
– Nagranie z holu…
– Musimy je obejrzeć.
Mam nadzieję, że znajdziemy jakiś trop. Faktycznie tak mogło być.
Zawsze, gdy wychodziliśmy, Nadia szła ze mną. Ten ktoś musiał wiedzieć,
że wyjątkowo jest sama.
Po chwili oglądamy nagranie z holu. Jesteśmy na nim my przy recepcji,
jakaś para na sofie, starszy mężczyzna, który czyta gazetę, niesforna
dwójka dzieciaków i matka, która próbuje je ogarnąć, oraz jakiś facet
w czapeczce rozmawiający przez telefon. Jakoś dziwnie kręci się koło nas,
choć wtedy zupełnie nie zwróciliśmy na to uwagi. Menadżerka robi
zbliżenie na jego twarz, ale jest częściowo zakryta, a obraz nie jest
wystarczająco wyraźny. Nie wiem, kim on jest.
– Poznajesz go? – pyta mnie Devon.
– Nie – kręcę głową – nie wiem, kto to.
– Potrzebujemy tego nagrania – Devon zwraca się do menadżerki –
trzeba kogoś z dobrym sprzętem, może jednak uda się go rozpoznać.
– W po… w porządku. – Kobieta już chyba sama się przestraszyła. –
Boże, takie rzeczy w naszym hotelu… – dodaje cicho pod nosem.
– Znajdziemy ją, Ethan – mówi Devon. – Policja już wie, rozsyłają
zdjęcia Nadii i Russella i namierzają samochód.
Potakuję tylko głową, bo nie jestem w stanie niczego z siebie wydusić.
Mam wrażenie, że trafiłem do jakiegoś pierdolonego koszmaru. Może zaraz
się obudzę i wszystko będzie dobrze? Nie daruję temu draniowi!
28
Nadia

Kiedy otwieram oczy, widzę, że jestem w jakimś przyciemnionym


pomieszczeniu. Ledwo podnoszę głowę, bo strasznie mnie boli. Każdy mój
ruch wywołuje potworne skrzypienie łóżka. Boże, gdzie ja jestem?
Podnoszę się powoli, ale po chwili znowu opadam na materac przez
zawroty głowy. Zaraz chyba zwymiotuję. W pomieszczeniu nie ma nic
oprócz łóżka. Panuje tu zaduch, czuć unoszącą się w powietrzu wilgoć,
a okno jest tak brudne, że praktycznie nie przedostaje się przez nie światło.
Dodatkowo jest zabezpieczone kratą. Pamiętam, jak wróciliśmy się
z Ethanem do hotelu, on wypełniał jakiś dokument, a ja pobiegłam na górę
po prezent dla Katie. Gdy stałam już przed drzwiami, schyliłam się po
klucz, a wtedy ktoś mnie unieruchomił i coś mi wstrzyknął. A teraz jestem
tutaj. Niestety domyślam się, kto mnie porwał i dlaczego.
Nagle słyszę kroki, które zbliżają się do mnie. Jestem przestraszona, bo
nie wiem, do czego ten człowiek jest zdolny. Nie znam go. Dosłownie po
sekundzie mój oprawca staje w progu. Nim zdążę zebrać myśli, on wchodzi
do środka i zamyka za sobą drzwi.
– Witaj ponownie, Nadio – uśmiecha się cynicznie – jestem Russell.
– Dobrze wiem, kim jesteś – mówię chyba zbyt odważnie.
– W takim razie powinnaś też wiedzieć, co cię czeka. – Śmieje się
drwiąco.
– Zabijesz mnie? – pytam z przerażeniem.
– Kusząca propozycja – mówi i podchodzi do mnie. – Najchętniej
zrobiłbym to na oczach Ethana.
Jest na tyle blisko, że czuję jego odrażający zapach. Mój żołądek
boleśnie się zaciska, a serce wali jak szalone. Patrzy na mnie tak obleśnym
spojrzeniem, że aż trzęsę się ze strachu. Kompletnie nie wiem, co robić. Nie
wiem, jak się ratować. Czy w ogóle jest dla mnie ratunek? Ethan
z pewnością mnie szuka, ale kto wie, gdzie jestem i jak długo tu jestem.
Naprawdę się boję.
– Ethan mnie znajdzie – mówię.
– Na to liczę – w jego głosie słychać drwinę – popatrzy, jak odbieram ci
życie.
– Jesteś chory – rzucam z pogardą.
– A ty, dziwko, zapłacisz za jego grzechy! – syczy i chwyta mnie za
gardło.
Ściska mnie mocno, aż nie mogę oddychać. Czuję, jak wbija mi palce
w skórę. Zginam nogę w kolanie i kopię go w krocze. Odsuwa się,
trzymając za bolące miejsce, a ja się krztuszę, powoli odzyskując kontrolę
nad oddechem. Moje kopnięcie nie było bardzo bolesne, bo nim zdążę dojść
do siebie, podchodzi do mnie i wymierza mi mocny cios w twarz, a mnie
znowu robi się ciemno przed oczami.

Kiedy tym razem się budzę, boli mnie cała twarz. Czuję opuchniętą wargę
i metaliczny posmak krwi w ustach. Niestety dodatkowo okazuje się, że
jedną rękę mam przykutą do łóżka.
Co za chory świr!
Szarpię się i próbuję przecisnąć dłoń przez obręcz, ale to po prostu
niemożliwe. Pierwszy raz tak bardzo się boję. Ten człowiek jest
niezrównoważony. Boję się, że jego groźby mogą być prawdziwe. Czy
mógłby mnie zabić z zimną krwią? Jezu, przeraża mnie to.
Nie wiem, jak się stąd wydostać. Nawet nie wiem, gdzie jestem. Czy
wciąż na Ibizie? Czy Ethan mnie szuka? Na pewno mnie szuka. Wiem, że
bez względu na wszystko nie pozwoli, by stało się najgorsze. Oby tylko nie
było za późno. Chcę, by ten koszmar jak najszybciej się skończył. Jestem
uwięziona, głodna, brudna, chce mi się pić, boli mnie całe ciało. Nie mogę
się zbytnio ruszyć, jedynie podciągnąć na łóżku. Nawet nie mogę z niego
zejść, bo uniemożliwia mi to przykuta do ramy ręka.
– Pomocy! – krzyczę. – Ratunku! Niech mi ktoś pomoże… – dodaję
łamiącym się głosem, bo zdaję sobie sprawę, że przecież nikogo tu nie ma.
Nikogo prócz tego psychopaty, na którego jestem skazana.
Moje myśli krążą wokół Ethana. Wspominam same dobre chwile.
Nasze spotkania w The Peaks, gdzie Ethan potrafił przez dwie godziny
siedzieć i jeść te francuskie ciastka. Wtedy przyprawiało mnie to o mdłości,
ale teraz zjadłabym cały talerz tych ciastek, gdyby tylko on był obok mnie.
Pamiętam nasz pierwszy raz… To było coś szalonego. Zrobiliśmy to w jego
samochodzie, gdy wracaliśmy z koncertu z Manchesteru. Byliśmy ze sobą
pięć tygodni i jeszcze ze sobą nie spaliśmy. Owszem, były pocałunki
i różne pieszczoty, ale nie seks. Ethan był moim pierwszym chłopakiem,
a po naszym pierwszym razie czułam, że nie chcę być już z nikim innym.
Wziął mnie w ramiona i powiedział wprost, że może trochę boleć, ale zrobi
wszystko, by było mi przyjemnie. I tak też było. Ból szybko ustąpił, a ja
z każdym jego pchnięciem chciałam czuć go więcej i więcej. Nasz seks
właśnie taki był: dziki, namiętny, gorący, nigdy nie mogliśmy się sobą
nasycić. Doskonale znał moje ciało i wiedział, jak mnie zaspokoić. Zresztą
teraz po tych czterech latach też tak jest…
Ethan…
– Ratunku…! – wołam bezradnie, a po moim policzku spływa łza.
Na moment przymykam oczy, ale zaraz słyszę kroki. Gdy drzwi się
otwierają, nie reaguję, po prostu leżę, a z moich oczu płyną łzy. Zaczyna
brakować mi sił.
– Wstawaj, księżniczko – odzywa się z pogardą.
– Pić… – mówię cicho.
– Mam dla ciebie nawet śniadanie – dodaje, a ja czuję zapach
jajecznicy.
Śniadanie? Tyle czasu już tu jestem?
Podciągam się na łóżku, a Russell stawia przede mną talerz i podaje mi
szklankę z herbatą. Sam siada na drugim końcu łóżka i uważnie mi się
przygląda. Upijam łyk herbaty, ignorując to, że jest słodka – strasznie chce
mi się pić.
– Muszę do toalety – mówię, a on kręci głową.
– Jeden głupi numer, a mój wspólnik policzy się z Ethanem, jego
bratem i tą dziewczyną – grozi mi.
Więc ma wspólnika.
Przełykam ślinę, bo wiem, że nie żartuje, a gdy wyciąga broń, oblewa
mnie zimny pot. Russell rozkuwa mnie i wyprowadza z tego
pomieszczenia, cały czas trzymając mnie na muszce. Nie mam nawet
możliwości ucieczki. Nie pokonam go, nie mam z nim szans. Idę długim
korytarzem, aż docieram do tej obskurnej toalety. Nie ma tu nawet drzwi.
Russell popycha mnie do środka i staje w progu.
– Mógłbyś się chociaż odwrócić?
– Sikasz czy nie?
Sądziłam, że może choć w ten sposób będę mogła coś szybko wymyślić
i jakoś mu uciec, ale i to się nie uda.
Po chwili wracamy do mojego więzienia i Russell ponownie przykuwa
mnie do łóżka, po czym wlepia we mnie to swoje pełne pogardy
i nienawiści spojrzenie.
– Jak długo mnie tu trzymasz? – Próbuję się zorientować, ile czasu
minęło.
– A co, tęsknisz za Ethanem? – pyta z szyderczym uśmiechem. – Ten
głupi kutas nawet nie wie, gdzie jesteśmy.
Co?
– Gdzie… gdzie my jesteśmy? – Rozglądam się dookoła, choć co to ma
dać, skoro jestem zamknięta w tych czterech ścianach?
– W okolicach Barcelony – odpowiada.
– Co? – Unoszę brwi z zaskoczenia. Skąd Ethan będzie wiedział, gdzie
mnie szukać?
– Tu zginiecie! – syczy. – Umrzecie w Hiszpanii!
Boże, on mnie naprawdę przeraża. Czuję, że nie cofnie się przed
niczym. Ściągnie tu Ethana tylko po to, by go zabić razem ze mną.
– Dlaczego…? – pytam przez łzy. – Nic ci nie zrobiłam. Ethan też nie
jest niczemu winny.
– To wszystko przez ciebie! – krzyczy wściekły. – To przez ciebie Ethan
nie chciał być z moją siostrą! – wyrzuca mi. – Zrobił jej dziecko, a potem
miał ją w dupie!
– On jej nie kochał, nie chciał jej ranić – mówię, choć nie wiem, jaki
będzie skutek moich słów. – Naprawdę chciałbyś, żeby twoja siostra była
nieszczęśliwa, będąc z nim?
– Wiesz, czego naprawdę bym chciał? – pyta i podchodzi bliżej, patrząc
na mnie z pogardą. – Chciałbym, żeby moja siostra żyła! – mówi przez
zaciśnięte zęby, a w jego oczach błyszczy obłęd. – To przez was nie żyje!
Rozumiesz?! – warczy i zaciska dłoń na mojej szyi, a ja z ledwością łapię
oddech. – Przez ciebie, dziwko, moja siostra nie żyje! Przez ciebie! –
krzyczy nade mną. Nagle rozlega się dźwięk jego telefonu.
Russell w końcu mnie puszcza, a ja krztuszę się, łapiąc nerwowo
oddech. Boże, on mnie następnym razem udusi.
– Pora ściągnąć tu tego twojego księcia – rzuca z drwiną, po czym
wychodzi i zamyka za sobą drzwi.
Zalewam się łzami. Wiem, że muszę walczyć, ale brak mi już sił. Czuję,
jak moje powieki robią się coraz cięższe. Staram się mieć oczy otwarte, ale
same mi się zamykają. Kręci mi się w głowie, a po chwili zapadam w sen.
29
Ethan

Rozpierdala mnie ta bezradność. Ten skurwiel porwał Nadię wczoraj, a my


wciąż nie wiemy, gdzie jest. Niby cała policja jest postawiona na nogi, a nie
mogą jej znaleźć. Ja tego nie rozumiem. Ja tego, kurwa, nie rozumiem!
Devon wysłał nagranie z holu do jakiegoś technika, któremu ponoć
może się udać wyostrzyć obraz na tyle, by rozpoznać twarz tego wspólnika.
Jeśli się to uda, będą go szukać z nadzieją, że doprowadzi nas do Nadii.
Tylko że to wszystko trwa. To wszystko trwa mnóstwo czasu, a Nadia jest
pewnie teraz przerażona. Naraziłem ją na takie niebezpieczeństwo. Nie
wybaczę sobie, jeśli coś jej się stanie.
Powoli chyba odchodzę od zmysłów. Nie wiem, gdzie jest Nadia, czy
wszystko z nią w porządku, czy ten skurwiel jej czegoś nie zrobił. Martwię
się o nią. Cholernie się martwię. Wychodzę z tego pokoju, bo mnie szlag
zaraz trafi. Nie potrafię tak siedzieć bezczynnie, nie mogę.
– Ethan! – Słyszę za sobą głos Devona, gdy jestem w holu.
– Mamy go!
– Russella? – O kurwa!
– Nie, nie – kręci głową – tego jego wspólnika – wyjaśnia, a ja
zaciskam pięści, bo niestety to wciąż niewiele. – To Tony Higgins.
Kojarzysz gościa? – pyta i pokazuje mi też jego zdjęcie.
– Nic mi to nie mówi. – Krzywię się.
Nie znam typa i nawet go nie kojarzę.
– Mieszka na stałe w Cambridge, taki drobny złodziejaszek. Jego
najwyższa kara to dwa miesiące prac społecznych, ale teraz będzie miał na
koncie współudział w porwaniu – dodaje.
– A Russell? – dopytuję.
– Prędzej czy później się ze sobą skontaktują, a wtedy…
– Jakie, kurwa, prędzej czy później?! – wybucham. – Czy ty rozumiesz,
że on porwał moją dziewczynę?!
– Ethan, uspokój się, nie pomagasz w ten sposób.
Zaraz naprawdę coś rozpierdolę! Mam siedzieć i czekać, aż Russell
łaskawie się skontaktuje ze wspólnikiem? Nie dziwię się, że tylu ludzi ginie
bez śladu, skoro policja tak działa! Nie, nie będę tu bezczynnie siedział.
Poszukam Nadii na własną rękę.
– Wy nic nie robicie! – wyrzucam mu.
– Ethan, ja wiem… – Devon urywa, bo nagle rozlega się dźwięk
mojego telefonu.
Wyciągam komórkę z kieszeni i zerkam na wyświetlacz. Nie znam
numeru.
– Halo – odbieram.
– No cześć, Ethan.
To on…
Spoglądam na Devona, który od razu się orientuje, kto do mnie
zadzwonił.
– Gdzie jest Nadia? – syczę wściekle. – Jeśli coś jej zrobiłeś, to
przysięgam, że cię znajdę i…
– No już, już – drwi. – Daj sobie spokój z tymi groźbami, bo to ja mam
nad tobą przewagę.
– Zabiję cię, Russell! – grożę mu, na co Devon kręci głową, dając mi do
zrozumienia, żebym się lepiej powstrzymał.
– My się chyba nie rozumiemy. To ja mam twoją słodką Nadię i mogę
z nią zrobić, cokolwiek zechcę – mówi z wyższością.
– Jak Boga kocham, skurwielu, zabiję cię! – syczę, zaciskając mocno
dłoń na telefonie.
– Dobra, nie produkuj się. Pakuj się i jedź na lotnisko.
– Co?
– Leć do Barcelony i czekaj na dalsze instrukcje – dodaje, po czym się
rozłącza.
Co jest, do cholery?!
– Co się stało? – pyta mnie Devon, ale ja jestem w takim szoku, że
przez moment milczę. – Ethan?
Podnoszę na niego wzrok, nie ukrywając, że jestem zaskoczony.
Barcelona? Oni są w Barcelonie? Musieli jechać samochodem, bo
samolotem by im się nie udało. Nadia na pewno nie dałaby się tak po prostu
wywieźć, nie wzbudzając żadnych podejrzeń. Z pewnością jakoś by
zasygnalizowała, że została porwana. Zresztą szybko porozsyłaliśmy jej
zdjęcia i na lotnisku ktoś by ją rozpoznał.
– Ethan, co on powiedział?
– Kazał mi lecieć do Barcelony – mówię po chwili.
– Kurwa, wywiózł ją?! – Potrząsa głową i rzuca kolejnymi
przekleństwami. – Dobra, szykujcie się, ja dzwonię do chłopaków.
Jak go dorwę, to naprawdę go zabiję! Idę do Scotta.
– Są w Barcelonie – mówię nerwowo.
– Co? – Mój brat ściąga brwi.
– Ten skurwiel wywiózł Nadię – cedzę przez zaciśnięte zęby.
– Skąd wiesz?
– Dzwonił do mnie. Kazał mi lecieć do Barcelony i czekać na
wiadomości – wyjaśniam wciąż wstrząśnięty tą informacją.
– To zbierajmy się – mówi. – Słuchaj, gadałem z rodzicami Nadii, by
dla własnego i jej bezpieczeństwa póki co tu nie przyjeżdżali, ale wątpię,
czy udało mi się ich przekonać. Są przerażeni. No i nasi rodzice już tu
jadą… – dodaje.
– Kurwa! – rzucam pod nosem. Będą mnie opierdalać jak jakiegoś
gówniarza, a ja zrobiłbym wszystko, byle tylko Nadia była bezpieczna. –
Dobra, szykujmy się na to lotnisko, nie ma co tracić czasu.
– Jasne. Ethan… będzie dobrze – pociesza mnie. – Nadia wróci do nas
cała i zdrowa.
Biorę głęboki wdech. Naprawdę mam cholerną nadzieję, że Scott się nie
myli. Nie wiem, co zrobię, jeśli coś jej się stanie. Nawet nie chcę o tym
myśleć.
W sumie cały czas jestem spakowany. Chowam tylko pastę
i szczoteczkę do zębów do walizki, po czym zgarniam swoje rzeczy
i wychodzę na korytarz. Scott i Caroline też akurat opuszczają pokój, więc
wszyscy razem schodzimy na dół. Nie jestem w stanie się skupić na niczym
innym, moje myśli ciągle krążą wokół Nadii. Boję się o nią i myślę, jak
sobie radzi. Czy nic jej nie zrobił, czy jej nie skrzywdził? Boże, łeb mi
zaraz pęknie.

Wieczorem jesteśmy już z powrotem w posiadłości koło Lloret do Mar.


Zjechała się cała rodzina. Rodzice nasi, Nadii, Cristine i ojciec Victora.
Mam przejebane. Moja matka jest raczej spokojną osobą, ale dziś to
szalejące tornado z jakimiś wybuchami ognia. Jest na mnie mega wściekła.
Uważa, że powinienem był od razu zgłosić na policję pierwszą pogróżkę,
wtedy uniknąłbym tej sytuacji. Pewnie ma rację…
Dom jest oczywiście cały czas pod obserwacją, jest dodatkowy
monitoring i masa zabezpieczeń, nawet telefon mam na podsłuchu.
Jakbyśmy mieli do czynienia z bandą terrorystów, a nie z jednym wariatem.
Devon zabronił mi podejmować jakiekolwiek samodzielne działania.
Namierzają wspólnika Russella i szukają na pobliskich terenach jakichś
starych magazynów czy opuszczonych budynków. Devon twierdzi, że
Nadia może być przetrzymywana w takim miejscu. Na pewno na jakimś
odludziu. Oby tylko była cała i zdrowa…
Gdy cała rodzina zawzięcie dyskutuje w salonie, wychodzę na taras, by
choć na chwilę wyciszyć myśli. Po drodze zgarniam piwo bezalkoholowe.
Muszę być gotowy w każdej chwili. Niestety zaraz znajduje mnie matka.
Nie zamierza mi odpuścić kolejnej pogadanki.
– Myślisz, że pijany szybciej ją znajdziesz? – karci mnie jak jakiegoś
małolata.
– To bezalkoholowe gówno. Tym się nie da upić – prycham.
– Ethan, synu, weź się w garść! Tu są rodzice Nadii – przypomina. –
Czy ty zdajesz sobie sprawę, co oni przeżywają? – beszta mnie.
– Mamo, daj już spokój. – Próbuję ją zbyć. Wiem, co oni przeżywają.
Doskonale o tym wiem.
– Ethan! Ktoś im porwał dziecko! Jak będziesz miał kiedyś swoje,
przekonasz się na własnej skórze, co to znaczy, gdy rodzic martwi się
o swoje dziecko – poucza mnie.
– Wiem, jak to jest się martwić o własne dziecko – odpowiadam jej
i podnoszę na nią wzrok, a mama jest zdezorientowana.
– Ethan, martwisz się o koleżankę, swoją byłą dziewczynę, a ci
ludzie…
– Mam córkę, mamo! – wybucham niespodziewanie.
Mama sztywnieje. Nie w taki sposób chciałem im powiedzieć o Isli, ale
mam dość pouczania mnie. Traktują mnie jak nastolatka, który nic nie wie
o życiu, któremu w głowie tylko imprezy i zaliczanie kolejnych dziewczyn.
Owszem, kiedyś taki byłem, ale się zmieniłem. Moje życie się zmieniło
i nie jestem tym samym chłopakiem co wtedy.
– Masz… – urywa i spogląda mi prosto w oczy – masz córkę? – kończy
z ogromnym zaskoczeniem.
– Tak – przytakuję. – Ma na imię Isla i… i bardzo ją kocham – wyznaję
szczerze.
– Ethan, ale…
– Nie tak to sobie wyobrażałem. – Kręcę głową.
– Wiesz… – mama jest dalej w szoku – ja też nie. Nie mieliśmy może
najlepszego kontaktu, ale mogłeś do nas zadzwonić i chociaż powiedzieć,
że twoja dziewczyna jest w ciąży – wyrzuca mi z pretensją.
– Mamo, to nie jest takie proste.
– Synu, masz dziecko. Naprawdę uważasz, że nie mieliśmy prawa, by
o tym wiedzieć? – Oho, pouczania ciąg dalszy. – Ale chwilę… od ponad
dwóch tygodni byłeś w Hiszpanii… – uświadamia sobie. – Kiedy się
urodziła moja wnuczka? – pyta, a ja spuszczam wzrok.
– Jedenaście miesięcy temu – mówię po chwili.
Wiem, co matka teraz myśli. Ona nie jest na mnie zła, tylko jest
rozczarowana. Nie powiedziałem im, bo nie wiedziałem, jak to zrobić.
Abigail umarła, ja na początku nie interesowałem się Islą, a potem ta walka
o małą… Czym tu się chwalić? Chciałem wyjść na prostą, pogadać z nimi
i przyjechać z Islą, by ją poznali, ale ciągle coś się waliło.
– I naprawdę w ciągu tych jedenastu miesięcy nie znalazłeś czasu, by
nam o tym powiedzieć? By nas odwiedzić ze swoją rodziną? – pyta
z wyczuwalnym rozczarowaniem. – Czy twój ślub też nas ominął?
– Nie – kręcę głową – nie jestem żonaty i nie jestem też z matką Isli.
– Co masz na myśli?
Mama przeżyła już niemały szok i obawiam się, że to, co teraz jej
powiem, ją załamie, wiem jednak, że muszę wyznać jej prawdę.
– Mamo – przysuwam się trochę do niej, a ona chwyta mnie za dłoń, tak
jakby przeczuwała, że powiem coś niepokojącego – kiedy Abigail, mama
Isli, jechała do porodu – mówię, wracając ponownie do tego bolesnego
dnia – zdarzył się wypadek… – urywam, a mama spogląda na mnie ze
łzami w oczach. Ona wie, co chcę powiedzieć.
– Boże, synku. – Ściska mocniej moją dłoń.
– Lekarze nie byli w stanie jej uratować – dodaję, a po policzkach mojej
mamy spływają łzy. – Nie zachowałem się wtedy właściwie, bałem się tego
ojcostwa i ją porzuciłem.
– Ethan… – szlocha i mnie obejmuje.
– Rozumiesz, mamo? Porzuciłem własną córkę! – wyrzucam sobie. –
Teraz próbuję ją odzyskać, ale to nie jest takie proste.
– Synku, pogubiłeś się – pociesza mnie. – Najważniejsze, że to
zrozumiałeś i chcesz odzyskać córkę – dodaje, ocierając łzy. – Poza tym,
Ethan, przecież masz też nas. Zawsze ci pomożemy.
– Nie popisałem się, co? – Spoglądam na nią, lekko się krzywiąc.
– Każdy ma prawo do błędu, ale liczy się to, czy wyciągamy z tego
wnioski, a ty już to zrobiłeś. Jestem z ciebie dumna – dodaje, czym mnie
zaskakuje.
– Ze mnie? Nawaliłem na całej linii.
– Wszystko naprawisz, synu. Mam też nadzieję, że będę mogła poznać
Islę.
– Obiecuję. Wiesz, ona jest naprawdę niesamowita. Tak się cieszę, że
jest w moim życiu.
– Z pewnością. Opowiedz mi coś o mojej wnuczce – prosi z delikatnym
uśmiechem.
Ta noc była długa. Rozmawialiśmy z mamą do północy, a potem przez
jakiś czas po prostu nie mogłem zasnąć. W końcu oczy same mi się
zamknęły ze zmęczenia.
30
Ethan

Gdy się budzę, dochodzi dziesiąta. Od razu spoglądam na telefon, mając


nadzieję, że ten skurwiel się odezwał, zostawił dla mnie kolejną
wiadomość, ale jest tylko esemes od Devona. Pyta, czy Russell się odezwał,
i zapowiada, że przyjedzie koło południa. Podnoszę się z łóżka i idę wziąć
szybki prysznic. Tak naprawdę muszę być gotowy w każdej chwili. Cały
czas myślę o Nadii, o tym, jak się teraz czuje, czy nic jej nie jest. Zwariuję
od tych myśli, ale zrobię wszystko, by ją uwolnił.
Jakiś czas później schodzę do kuchni. Nie mam ochoty na żadne
jedzenie ani picie. Po prostu chcę, by to wszystko jak najszybciej się
skończyło. Jestem winny całej tej sytuacji. Gdybym tylko za nią poszedł…
Po chwili do kuchni wchodzą rodzice Nadii. Tak dziwnie się przy nich
czuję.
– Ja… – biorę głęboki wdech – wiem, że to nic nie da, ale chciałem
przeprosić za to, co się stało – mówię. – To moja wina, nie powinien był do
tego dopuścić.
– Ethan, najważniejsze, by Nadia się odnalazła – mówi pani Nevrakis,
a w jej oczach pojawiają się łzy.
– Zrobię wszystko, by tak właśnie się stało. Ja… – urywam, gdyż
dzwoni mój telefon. To Devon. – Przepraszam – spoglądam na rodziców
Nadii, po czym odbieram połączenie – tak?
– Słuchaj, namierzyliśmy tego Higginsa – mówi, a moje serce zaczyna
szybciej bić.
– Wiecie, gdzie jest Nadia? – pytam nerwowo.
– Jeszcze nie, ale ten facet zatrzymał się w motelu na przedmieściach –
wyjaśnia. – Chłopaki przeszukują teren. Mówią, że są tu jakieś stare bunkry
i magazyny.
– Gdzie to jest?
– O nie, nic więcej ci nie powiem. – Devon odgadł moje myśli. – Będę
za godzinę, chyba że Russell odezwie się wcześniej.
– Jasne.
– Ethan, nic nie kombinuj – poucza mnie.
– Wiem – dodaję, po czym kończę rozmowę.
Nadia musi się odnaleźć, nie ma innej możliwości.
Russell wciąż milczy i obawiam się, że to nie zwiastuje niczego
dobrego. A co, jeśli się zorientował, że go szukamy? Co, jeśli jego
wspólnik wie, że policja go namierzyła? Oby tylko tym nie zaszkodzili
Nadii.
W końcu Russell dzwoni około czwartej.
– Mów! – odzywam się.
– Masz rację, pomińmy powitania, bo pewnie ktoś próbuje mnie
namierzyć. Spotkasz się z moim wspólnikiem na stacji benzynowej na
końcu Carreterra de l’Abocador, w kierunku La Sentiu. Masz być sam.
Zostawisz w samochodzie wszystko, co będziesz miał przy sobie. Telefon,
portfel, chyba nie muszę ci mówić – instruuje mnie. – Pojedziesz z nim na
miejsce. Mój wspólnik będzie na ciebie czekał na stacji przez najbliższe
dwadzieścia minut – dodaje. – Jeśli się nie pojawisz, Nadia zginie. Jeśli
dowie się policja, Nadia zginie. Jeśli cokolwiek wykombinujesz, Nadia
zginie – podkreśla. – Zrozumiałeś?
– Tak.
– To włącz GPS i czas start!
To będzie jednocześnie najdłuższe i najkrótsze dwadzieścia minut
w moim życiu. Denerwuję się jak nigdy do tej pory. Nie wiem, co temu
psycholowi strzeli do głowy, co zrobi, czego będzie chciał. Chce pomścić
śmierć siostry i obawiam się, że naprawdę jest zdolny zabić.
– Dokąd masz jechać? – pyta mnie Devon, a ja kręcę głową.
Nie wiem, co robić. Jeśli nie zachowają ostrożności i ten wariat się
zorientuje, może naprawdę skrzywdzić Nadię. Z drugiej strony to
z pewnością pułapka i mogę z tego nie wyjść cały.
– Ethan, nie wygłupiaj się, człowieku! – warczy Devon. – Sam tam nie
pojedziesz – mówi stanowczo.
– Powiedział, że jeśli… – urywam i zaciskam usta.
– Zawsze tak mówią.
Cholera jasna! Nawet nie mam czasu pomyśleć. Russell celowo ustawił
spotkanie na teraz, bym nie mógł opracować żadnego planu.
– Mam jechać na stację paliw na końcu Carreterra de l’Abocador, tam
będzie czekał na mnie ten wspólnik – mówię w końcu.
– Dobra, mamy tam chłopaków w pobliżu. Rób, co ci kazał, a ja
dzwonię – wyjaśnia.
– Ale…
– Spokojnie, oni wiedzą, co robić.
Zgarniam telefon, kluczyki i wybiegam z domu. Staram się zachować
spokój, ale nie mogę znieść myśli, że to właśnie Nadia jest w to wszystko
wplątana. Jadę po prostu przed siebie, wsłuchując się w głos z nawigacji.
Gdy jestem w połowie drogi, dzwoni Devon. Odbieram.
– Co jest? – pytam.
– Ten Higgins już na ciebie czeka – mówi. – Mamy zlokalizowane dwa
bunkry i jeden opuszczony magazyn w pobliżu. Policja jest już na miejscu.
Higginsa zgarną, jak doprowadzi cię na miejsce – wyjaśnia.
– A Nadia?
– Nic jej nie będzie.
Mam taką, kurwa, nadzieję.
Dokładnie osiem minut później docieram na miejsce. Parkuję auto,
zostawiam wszystkie rzeczy i wysiadam. Rozglądam się dookoła, ale nie za
dobrze zapamiętałem wygląd tego Higginsa i nie wiem, czy go rozpoznam.
– Ty pewnie jesteś Ethan – słyszę nagle za plecami i się odwracam.
Przyglądam się chłopakowi.
– Tak, ty jesteś…
– Siedemnaście minut – mówi i spogląda na zegarek. – Dobra, nie
gadaj, bo nie masz czasu – mówi i prowadzi mnie na tyły stacji
benzynowej.
Kręcą się tu jacyś ludzie, tankują auta, ale nie mam pojęcia, czy jest tu
jakiś policjant. Podchodzimy do czarnego forda i Higgins otwiera bagażnik.
Serio?
– Wskakuj – mówi.
– Do bagażnika?
– Słuchaj, Russell jest dzisiaj nieco nerwowy, więc dobrze ci radzę,
wskakuj, bo mamy kawałek drogi, a jeszcze czeka nas piesza wycieczka.
Możesz sobie robić sceny, ale jeśli zaraz nie ruszymy, twoja ślicznotka
pożegna się z życiem.
Oni są popieprzeni!
Nie mogę ryzykować. Muszę jak najszybciej dotrzeć do Nadii.

Nadia

– Wstawaj, księżniczko! – Słyszę podniesiony głos.


Tak głęboko spałam, że nawet się nie zorientowałam, gdy tu wszedł.
Wiem, że podaje mi środki nasenne. Podciągam się powoli na łóżku, bo
wciąż mam przykutą rękę.
– Muszę do ubikacji – mówię zaspanym głosem.
– Oczywiście, księżniczko – rechocze. – Na kąpiel nie będziesz miała
czasu, do makijażu też nic nie mamy, ale chyba twój książę się za tobą
stęsknił.
– Ethan… – szepczę.
– No, Ethan, Ethan… – Wypycha mnie na korytarz. Czuję, jak wbija mi
pistolet w plecy. – Nie wiem, co wy w nim widzicie? Kawał chuja z niego,
wszystkich tylko niszczy – rzuca wściekle pod nosem. – Sikaj – dodaje
szorstko.
Ethan…
Tym razem już nie wracamy do tamtego ciemnego miejsca, tylko
wchodzimy na piętro wyżej. Nie mam pojęcia, gdzie jesteśmy, ale teraz
dostrzegam, że budynek jest dosyć spory i jest tu kilka pomieszczeń
oddzielonych ściankami. Może to jakiś magazyn? Nie wiem też, co on
zamierza zrobić. Jestem wyczerpana i brak mi już sił. Otumanił mnie tymi
środkami nasennymi, przez które tylko kręci mi się w głowie. Straciłam
kompletnie poczucie czasu, nie wiem, jak długo mnie tu trzyma, i powoli
tracę nadzieję, że wrócę do domu. Czuję, jak moje oczy wypełniają się
łzami, które po chwili spływają po moich policzkach. Jestem po prostu
bezradna, w sytuacji bez wyjścia.
– No i czego beczysz? – drwi ze mnie. – Twój książę już tu jedzie. Jak
ty będziesz wyglądać?
– Ethan… on tu jedzie? – pytam, szlochając.
– Jedzie, jedzie – przytakuje i przykuwa mnie do metalowej poręczy. –
Jest tak głupi, że sądzi, że was wypuszczę. – Śmieje się.
Co? Momentalnie robi mi się słabo i cała zaczynam drżeć. On nas
zabije. To cholerna pułapka. Zupełnie nie wiem, co robić. Jest mi niedobrze
na samą myśl, że zaraz stanie się najgorsze. Teraz dopiero naprawdę się
boję. Do tej pory to było takie odległe. Może naiwnie myślałam, że po
prostu powie, czego chce, dostanie to i nam odpuści, ale on chce nas zabić.
Chce naszej śmierci. Nagle słyszę kroki i Russell odwraca się w ich stronę.
Podążam za nim wzrokiem i choć jeszcze nic nie widzę, szyderczy uśmiech
na jego twarzy oznacza tylko jedno. To Ethan.
– Mamy gościa. – Zaciska usta i mierzy do mnie z broni.
Zdezorientowana rozglądam się na boki, aż dostrzegam Ethana, który
idzie długim korytarzem w naszą stronę.
– Ethan! – krzyczę.
– Zamknij się, suko! – warczy Russell.
– Skarbie, zaraz będzie po wszystkim. – Słysząc głos Ethana, po prostu
wybucham płaczem.
– Płaczliwa ta twoja księżniczka – drwi Russell. – Stój! – Mierzy teraz
do Ethana. – Gdzie mój przyjaciel?
– Nie mógł tutaj dotrzeć – mówi Ethan.
– Pamiętasz, co ci mówiłem? – Russell wściekle spogląda na chłopaka
i mierzy z broni raz do mnie, raz do niego. Wpada w jakąś furię, przeraża
mnie coraz bardziej. – Jeśli cokolwiek wykombinujesz, Nadia zginie –
zwraca się do Ethana, a ja czuję, jak moje serce pomija kolejne uderzenie. –
Wykombinowałeś, więc… – odwraca się w moją stronę i kieruje broń we
mnie – Nadio, zginiesz – syczy gniewnie i wciąga powietrze w płuca.
– Russell, uspokój się – mówi łagodnie Ethan. – Nadia nie jest niczemu
winna, to na mnie chcesz się zemścić.
– I śmierć twojej księżniczki będzie najlepszą zemstą – dodaje
i odbezpiecza broń.
Czuję, że to koniec. Ma nad nami przewagę. Tak bardzo się boję… Łzy
płyną mi po twarzy.
– Russell, nie wygłupiaj się. – Ethan też jest przerażony tą sytuacją.
Ostrożnie robi krok w moją stronę, unosząc ręce w geście kapitulacji.
– Stój, kurwa! – krzyczy Russell. – Zabiję ją, słyszysz?!
– Nie musisz tego robić. – Kręci głową. – Wypuść Nadię.
– Zamknij się! – wrzeszczy. – Zamknij się, kurwa!
Jestem przerażona. Nie wiem, co się dzieje, i nic nie mogę zrobić.
Dlaczego nikt nam nie pomoże? On naprawdę zaraz mnie zabije.
– Ethan, nie – łkam i kręcę głową. Nie mogę pozwolić, by mu coś
zrobił.
– To za moją siostrę – dodaje Russell.
Wszystko dzieje się jednocześnie, w ułamku sekundy. Russell mierzy
do mnie, a Ethan błyskawicznie podbiega, by osłonić mnie swoim ciałem,
gdy pada strzał. Chłopak uderza plecami o mnie, a ja wolną ręką próbuję go
przytrzymać, nie jestem jednak w stanie i Ethan osuwa się na ziemię. Nagle
słyszę następny strzał, który powala Russella. Podbiega do nas dwóch
policjantów. Jeden pochyla się nad Ethanem, drugi rozkuwa mi ręce. Padam
na kolana i ujmuję w ręce twarz Ethana, mimo iż czuję, jak policjant mnie
odciąga. Krzyczę, by tego nie robił. Krzyczę, by Ethan otworzył oczy.
Krzyczę, by to nie była prawda, ale widzę, jak koszulka Ethana
momentalnie pokrywa się krwią, a ja czuję, jakby i ze mnie uchodziło
życie.
31
Nadia

Nawet nie wiem, od jakiego czasu jestem w szpitalu. Ethan został od razu
zabrany na salę operacyjną, a ja miałam robione badania i dostałam
kroplówkę. Czeka mnie jeszcze tomografia, ale mają wykonać ją później.
Jak pomyślę o tym, co się wydarzyło… Boże, przecież ten psychol
naprawdę chciał mnie zabić. Ethan osłonił mnie swoim ciałem, przyjął kulę,
która była przeznaczona dla mnie, i teraz to on leży na stole operacyjnym.
Nie jestem w stanie usiedzieć tu spokojnie, gdy nie wiem, w jakim jest
stanie. Powoli podnoszę się z łóżka i odpinam rurkę podłączoną do
wenflonu. Czuję się o wiele lepiej i muszę się dowiedzieć, co z Ethanem.
Wychodzę na korytarz, gdzie pod salą czekają moi rodzice.
– Nadia, dziecko! – Mama obejmuje mnie rękoma ze łzami w oczach. –
Boże, co on ci zrobił? – Szlocha, tuląc mnie mocno.
– To nic, mamo – mówię cicho.
– Tak się o ciebie baliśmy – dodaje wzruszony tata, gładząc mnie czule
po ramieniu.
– A co… a co z Ethanem? – pytam, odsuwając się od nich nieco.
– Dziecko, Ethan… – Mama gładzi mnie po włosach, a ja cała drżę,
spodziewając się najgorszego. – Ethan jest jeszcze w trakcie operacji.
– Ale co z nim? Chcę go zobaczyć. – Czuję, jak w moich oczach
zbierają się kolejne łzy.
– Kochanie, nie teraz. – Mama kręci głową.
– Ale wyjdzie z tego? – Łkam i pociągam nosem.
– Nadia, nie udzielono nam żadnych informacji – mówi tata.
Rozglądam się dookoła, a przez moją głowę przemyka setka różnych
myśli.
– Ile już tu jesteśmy? – pytam.
– Jakieś półtorej godziny, córciu.
– Gdzie jest ta sala? Chcę tam być, chcę być blisko niego – nalegam.
– Nadia… – Mama spogląda na mnie łagodnie.
– Daj spokój – mówi tata. – Przecież ona i tak tu nie usiedzi. Chodź,
pójdziemy tam wszyscy – dodaje i bierze mnie pod ramię.
Choć to tylko piętro wyżej, wjeżdżamy windą. Rodzice zgodnie
uważają, że nie mogę się przemęczać. Nie jestem w stanie teraz myśleć
o sobie, swoim zdrowiu czy samopoczuciu. Jestem tu, żyję, stoję na nogach
i nic mi nie jest. Nie wiem, co zrobię, jeśli on… Nie! Ja nawet tak nie mogę
myśleć. On to zrobił dla mnie, uratował mnie i musi z tego wyjść. Po prostu
musi. Wychodzimy z windy i od razu dostrzegam rodziców Ethana, Scotta
oraz Caroline czekających pod salą operacyjną. Cała się trzęsę ze strachu.
Wszyscy są przerażeni. Boże, nie potrafię sobie wyobrazić, przez co oni
teraz przechodzą. Przecież to ich syn…
Podchodzimy bliżej i pani Harper robi coś bardzo zaskakującego. Cała
we łzach podchodzi do mnie i obejmuje mnie z czułością, aż sama się
rozklejam.
– Co z Ethanem? – pytam po chwili.
– Lekarz jeszcze do nas nie wyszedł – odpowiada roztrzęsiona. – Nic
nam nie mówią, kazali… kazali tu po prostu czekać. – Szlocha, ocierając
łzy. – A ty jak się czujesz?
– Dziękuję, nic mi nie jest – mówię zamyślona. – Scott, możemy chwilę
pogadać? – Podnoszę wzrok na przyjaciela.
– Jasne – przytakuje, po czym całuje Caroline w policzek.
Odchodzimy kilka kroków dalej, tuż za róg, i stajemy przy automacie
z napojami. Widziałam, gdzie dostał Ethan. Widziałam, że było to blisko
serca. Nie mogłam zapytać o to przy jego rodzicach – pani Harper jest już
wystarczająco załamana – i choć wiem, że Scott wie tyle samo, muszę to od
niego usłyszeć. Muszę usłyszeć, że Ethan z tego wyjdzie.
– Scott, proszę cię, powiedz mi cokolwiek więcej – błagam go. Nie
mogę opanować emocji. – Doskonale wiem, gdzie trafiła go ta cholerna
kula.
– Nadia… – Gładzi mnie po ramieniu.
– Scott, to moja wina – wyrzucam sobie, gdy po moich policzkach
spływają łzy. – On mnie osłonił, uratował… – Spuszczam wzrok
i potrząsam lekko głową. – To nie powinno tak się skończyć. On musi
z tego wyjść.
Scott przyciąga mnie do siebie i obejmuje po przyjacielsku. Staram się
jakoś trzymać, być silna, ale ostatnie wydarzenia po prostu mnie rozbiły. Ta
cała sytuacja z Ethanem, porwanie, strach, który mnie paraliżował… Cały
czas mam w głowie Ethana, który na sekundę przed oddaniem strzału przez
Russella podbiega do mnie i osłania mnie własnym ciałem.
Dlaczego to zrobiłeś, Ethan? Dlaczego?
– Ej, Ethan jest twardy, wyliże się z tego – pociesza mnie. – Wszystko
będzie dobrze – dodaje i spogląda na mnie, a wtedy dostrzegam, że i w jego
oczach szklą się łzy. – Będzie dobrze – powtarza.
Nagle koło nas szybkim krokiem przechodzi jakiś lekarz. Wychylamy
się, by zobaczyć, dokąd idzie. Gdy mężczyzna łapie za klamkę drzwi do
sali operacyjnej, zatrzymuje go pani Harper, ale on tylko kręci głową
i wchodzi do środka. Kobieta wybucha płaczem, a ja czuję, jak
momentalnie miękną mi nogi i robi mi się ciemno przed oczami.
Gdy odzyskuję świadomość, leżę na jakimś łóżku, ale nie w tej samej
sali, w której wcześniej byłam. Obok mnie siedzi mama, a pielęgniarka
sprawdza kroplówkę.
– Chyba będziemy musieli panią przywiązać. – Gromi mnie wzrokiem.
– Ja… – Unoszę lekko głowę, ale osłabiona znów opadam na
poduszkę. – Och…
– Proszę leżeć – karci mnie. – Nie pomoże pani chłopakowi w takim
stanie.
– A co z nim? – pytam nerwowo.
– Niestety nic nie wiem. Musicie czekać państwo na lekarza. Po
kroplówce zabiorę panią na tomografię – dodaje i po chwili wychodzi
z sali.
Dobija mnie ta niewiedza. Mama ściska mocno moją dłoń i patrzy na
mnie tak łagodnie, jakby chciała powiedzieć, że doskonale wie, co czuję.
Mój chłopak…
Boję się, że możemy nie mieć szansy, by to wszystko odbudować. Że
to, co najlepsze, już dawno jest za nami. Czy los naprawdę może być taki
niesprawiedliwy? A może to ja jestem niesprawiedliwa? Wspominam
chwile, gdy będąc tu, ja i Ethan zbliżyliśmy się ponownie do siebie. Gdy
pierwszy raz mnie pocałował, wiedziałam, że to będzie moją zgubą, bo nie
byłam w stanie mu się oprzeć. Każdy jego dotyk sprawiał, że wciąż
chciałam więcej. A gdy po czterech latach znowu wylądowaliśmy
w łóżku… On musi z tego wyjść. Wygrał zakład, bo podobał mi się czas
spędzony z nim na Ibizie, mimo wszystko. Obiecał, że się ze mną umówi,
więc musi dotrzymać słowa.
– Nadia, dziecko, on z tego wyjdzie. – Mama pociesza mnie, gdy
z moich oczu znowu płyną łzy.
Czuję się taka bezradna…
Jakiś czas później pielęgniarka zabiera mnie na tomografię, a gdy
wracam, z sali operacyjnej właśnie wychodzi lekarz i rozmawia z rodzicami
Ethana. Podchodzę do nich.
– Panie doktorze, co z naszym synem? – pyta nerwowo pani Harper.
– Tak jak mówiłem, państwa syn przeszedł bardzo skomplikowaną
operację – tłumaczy lekarz. – Musieliśmy go reanimować…
– Reanimować? – Sztywnieję.
– W trakcie operacji serce pacjenta się zatrzymało – mówi, a ja czuję,
jak żołądek boleśnie mi się zaciska.
– Przywróciliśmy funkcje życiowe, ale póki co musimy utrzymywać go
w śpiączce farmakologicznej – dodaje.
Jego słowa przerażają nas wszystkich. Zdajemy sobie sprawę, jak
poważna to była operacja i że Ethan był bliski śmierci. Boże kochany, nie
mieści mi się to w głowie. Pani Harper cała się trzęsie i ciągle płacze.
– Pani Harper, czy wszystko w porządku? – pyta lekarz.
Podtrzymuje ją mąż. Pani Harper niemal wyślizguje mu się z rąk.
– Kaithleen! – woła przestraszony.
Boże, to jest jakiś koszmar.
Szybko podbiega do nas pielęgniarka. Lekarz prosi, by pan Harper
zaniósł żonę do sali obok, a ta po chwili odzyskuje przytomność.
– Panie doktorze – kobieta oddycha jeszcze z trudnością – czy mogę go
zobaczyć? Czy mogę zobaczyć syna? – pyta błagalnie.
– Teraz nie jest to możliwe. Proszę poczekać, aż zostanie przewieziony
na salę pooperacyjną, ale bardzo bym prosił, żeby nie trwało to długo –
wyjaśnia.
– Rozumiem, dziękuję.
– Pielęgniarka zaraz zmierzy pani ciśnienie – dodaje i spogląda na
kobietę, po czym wychodzi.
To nie powinno się nigdy wydarzyć. Nigdy!
Siadam na korytarzu na ławce i chowam twarz w dłoniach. Po chwili
przychodzi moja mama i pyta, co się stało, co z Ethanem… To nas
wszystkich przerasta. Chciałabym, by już było po wszystkim i byśmy
wszyscy wrócili do domu cali i zdrowi.
– Pani Nevrakis – podnoszę wzrok, gdy słyszę głos pielęgniarki –
zapraszam do sali. Pani też musi odpoczywać.
– A Ethan? – Wstaję powoli i rozglądam się, mając nadzieję, że właśnie
teraz otworzą się drzwi i choć przez chwilę go zobaczę.
– Pani chłopak jeszcze trochę tu zostanie, zanim przewieziemy go na
salę pooperacyjną – mówi.
– A czy…
– Tak, powiadomię panią – odczytuje moje myśli.
– Dziękuję. – Oddycham z lekką ulgą.
– Pani też zostanie u nas na obserwacji – dodaje.
– Zostanę tu, dopóki Ethan nie wydobrzeje – mówię zamyślona.
– Proszę się położyć i odpocząć.
Ostatnie dni były bardzo trudne. Jedyne, o czym marzę, to by wyjść stąd
razem z Ethanem i by było… by było jak dawniej…
32
Nadia

Rodzice i Katie wyjechali na weekend. Mamy z Ethanem dom tylko dla


siebie, a to oznacza, że będzie gorąco i bardzo niegrzecznie. Jesteśmy już
po wspólnym prysznicu, a teraz siedzimy w moim pokoju, zajadamy się
popcornem i będziemy oglądać filmy.
– Kiedyś zabiorę cię na wycieczkę – mówi mój chłopak.
– Na przykład dokąd? – pytam z zainteresowaniem.
– Znajdę jakieś fajne miejsce – zapewnia. – I wiesz co? – Odstawia
miskę z popcornem i sięga po szklankę z colą. – Nauczę cię słodzić kawę.
– Ej, ale ja lubię bez cukru – prycham.
– Beznadziejnie smakuje. W ogóle nie smakuje. – Wzrusza ramionami.
– Weź się odczep. – Szturcham go w ramię. – Ja ci nie każę rezygnować
z tej tony cukru w tych ciastkach.
– Są pyszne!
– Ty masz na ich punkcie jakąś obsesję. – Śmieję się. – Boże, gdybym
ja tyle ich jadła, to chyba nie poznałabym się w lustrze – rzucam.
– Spokojnie, mała, wszystko byśmy spalili – odpowiada, po czym
chwyta mnie w pasie i sadza na sobie.
Obejmuję go za szyję, a on wpatruje się we mnie z takim pożądaniem,
że momentalnie przechodzi mnie rozkoszny dreszcz. Przysuwam swoje usta
do jego warg i delikatnie go całuję, ale chłopak przyciąga mnie mocniej do
siebie i pogłębia pocałunek. Uwielbiam jego usta, ich smak, ich miękkość,
aksamitność. Mogłabym się od niego nie odrywać. Ethan doskonale wie,
jak rozpalić mnie samym pocałunkiem. Całuje mnie tak, bym go dobrze
zapamiętała i zapamiętała też, że nikt nigdy nie będzie mnie całował tak jak
on. Siedzę na nim okrakiem i czuję, jaki robi się twardy. Podnieca mnie to
i ocieram się o niego, by poczuć jego nabrzmiałą męskość na moim
wzgórku. Ethan zsuwa ramiączka mojej koszulki nocnej i pieści moje
piersi. Ssie i przygryza lekko wrażliwe brodawki, które szybko twardnieją
pod jego językiem.
– Ethan… – jęczę między pocałunkami.
Chłopak wstaje, podnosi mnie razem ze sobą i kładzie mnie na łóżko.
Sięga po prezerwatywę, a gdy zsuwa spodenki, drżę na widok jego sporych
rozmiarów fiuta.
O mamo…
Rozchylam szerzej uda, a on usadawia się między nimi i pochyla nade
mną. Choć nie mam porównania, bo jest moim pierwszym facetem, to nie
mam wątpliwości, że seks z nim jest po prostu niesamowity. Gdy się we
mnie wsuwa, czuję, jak idealnie do siebie pasujemy. Jak mnie wypełnia,
a ja rozciągam się dla niego. Sprawia, że z każdym pchnięciem chcę go
więcej i więcej.
– Gotowa? – pyta i trąca nosem mój nos.
– Tak – chrypię.

Budzę się zlana potem. Pielęgniarka chyba dodała mi coś do kroplówki, bo


przespałam całą noc bez żadnej pobudki, a ten sen… Właściwie to nie do
końca był sen, bo wydarzyło się to naprawdę. Jest już dziewiąta i jestem
niesamowicie głodna, ale najchętniej poszłabym zobaczyć, co z Ethanem.
Nim zdążę się podnieść z łóżka, do mojej sali wchodzi Scott ze śniadaniem.
– Hej – mówi i stawia tacę na szafce obok mojego łóżka. – Jak się
czujesz?
– Jak Ethan? – pytam, ignorując jego pytanie.
– Zjedz śniadanie, bo na pewno jesteś głodna – dodaje, również nie
odpowiadając na moje pytanie.
Zaczyna mnie to niepokoić. Dlaczego nie odpowiedział? Czy coś się
stało Ethanowi? Zaraz chyba serce wyskoczy mi z piersi z tych nerwów.
– Scott, co z Ethanem? – pytam ponownie.
– Nadia, spokojnie. Posłuchaj – siada na brzegu łóżka – Ethan jest już
na sali pooperacyjnej…
– Obudził się? – Niecierpliwię się.
– Nie, nie – kręci głową – tak jak lekarz powiedział, potrzymają go
kilka dni w tej śpiączce.
– Ale dlaczego?
– Tłumaczył, że chodzi o tę operację – mówi. – Była bardzo trudna,
kula… – urywa, a ja doskonale wiem, co chce powiedzieć – kula przeszła
blisko serca. Lekarz mówił, że należało odciążyć organizm i że to pozwoli
mu się szybciej zregenerować.
– Chcę go zobaczyć – mówię i ocieram pojedynczą łzę.
– Za chwilę – zatrzymuje mnie. – Są jeszcze dwie sprawy – dodaje
i spogląda na mnie z powagą.
– Czy możesz mnie nie straszyć?
– Kiedy jeszcze spałaś, był tu Devon – opowiada. – Higginsa przewieźli
już do Cambridge, ma załatwioną miejscówkę w areszcie i prędko nie
wyjdzie na wolność. Russell też był operowany, wszystko z nim
w porządku, ale po wyjściu ze szpitala i on od razu trafi do aresztu –
dodaje, a ja czuję ulgę.
– Należy mu się, ale… czy on jest w tym szpitalu? – pytam z lekką
obawą.
– Nie, nie – kręci głową – przewieźli go od razu gdzieś indziej.
– A ta druga sprawa?
– Śniadanie – mówi i sięga po tacę – a potem będziesz mogła zobaczyć
Ethana.
Czuję, jak ze wzruszenia w moich oczach zbierają się łzy. Nigdy
wcześniej tyle nie płakałam, nigdy tak się nie bałam.
– Nadia, ty też będziesz musiała złożyć zeznania.
– Domyślam się – wzdycham – oczywiście to zrobię.
Jestem głodna, więc bez grymaszenia zjadam śniadanie, a świadomość
tego, że zaraz w końcu zobaczę Ethana, dodaje mi skrzydeł. Na niczym
innym mi w tej chwili nie zależy. Jeszcze zanim do niego idę, dzwoni moja
mama. Nie mogli zostać na noc w szpitalu i pojechali do hotelu, ale już się
do mnie zbierają.
Po śniadaniu Scott prowadzi mnie do sali, w której leży jego brat. Są
przy nim jego rodzice. Witam się z nimi, a po chwili zostawiają nas
samych. Przysuwam sobie krzesło i siadam obok łóżka chłopaka. Jest
podłączony do różnych aparatur i wygląda, jakby po prostu jeszcze się nie
obudził po nocy. Jest taki bezbronny i wyraźnie wyczerpany po tym
wszystkim. Chwytam go delikatnie za dłoń, unoszę ją do ust i muskam jej
wierzchnią stronę, a po moich policzkach znowu spływają łzy. Zaciskam
mocno powieki, ale czuję, jakby moje serce pękało. Tak bym chciała, by on
już z tego wyszedł, by otworzył oczy i powiedział, że dobrze się czuje. Nie
wiem, co mam zrobić, by tak się stało. Chyba niewiele mogę…
– Hej, Ethan – odzywam się w końcu. – Nie wiem, czy mnie słyszysz,
ale… – pociągam nosem – chcę, byś wiedział, że tu jestem i że cię nie
zostawię.
Boże, nigdy wcześniej nie byłabym w stanie sobie wyobrazić takiej
sytuacji. Wiem, jakie jest życie. Wiem, że wypadki się zdarzają i że takie
rzeczy dzieją się nie tylko w filmach. Jestem tego wszystkiego świadoma,
ale dlaczego to musiało spotkać akurat Ethana, mnie, nas?
– Wiesz, że głupio zrobiłeś – mówię po chwili. – Ta kula była
przeznaczona dla mnie… – Wciąż przechodzą mnie dziwne ciarki, gdy
o tym myślę, gdy myślę o tym dniu. – Nie pozwoliłeś, by mnie trafiła,
a teraz… teraz to ty tu leżysz zamiast mnie. Ethan… wiesz, że musisz do
nas wrócić. – Przyglądam się mu, wygląda tak spokojnie. Zupełnie jak nie
on. – Twoja córka na ciebie czeka, poza tym wygrałeś zakład. Wiem, nie
chciałam się zakładać – uśmiecham się lekko przez łzy – ale go wygrałeś.
Musisz teraz się ze mną umówić. Nie masz wyjścia.
Ściskam mocniej jego dłoń i choć wiem, że być może on nawet nie
słyszy tego, co mówię, w głębi duszy czuję, że wie o mojej obecności.
Przecież lekarze mówią, że warto być przy bliskich w śpiączce, bo nasza
obecność może pomóc, że mimo wszystko odczuwają wsparcie, troskę.
Muszę w to wierzyć. Nie opuszczę szpitala bez niego.
Jakiś czas później przychodzi lekarz.
– Tak myślałem, że tu pani będzie – mówi i podchodzi bliżej łóżka.
Spogląda na Ethana, a potem na monitor.
– Kiedy Ethan się obudzi? – pytam go.
– Jeszcze trochę – odpowiada i wstukuje coś na jednym urządzeniu.
Też mi odpowiedź.
– Za to pani jutro będzie mogła już wyjść – dodaje po chwili.
Jestem trochę zaskoczona. Wiem, nie wymagam dalszego leczenia
w szpitalu, ale nie chcę zostawiać Ethana samego.
– Ale Ethan… Ja nie mogę… – Kręcę głową, dając mu do zrozumienia,
że mogłabym tu jeszcze trochę zostać.
– Pani Nadio, ze strony medycznej nie widzę wskazań, by trzymać
panią w szpitalu – mówi.
– Rozumiem, po prostu… chcę być przy nim, kiedy się obudzi –
wyznaję, gładząc Ethana po ramieniu.
– Nie będzie już pani naszą pacjentką, ale przecież może pani
odwiedzać chłopaka – dodaje i unosi powoli kącik ust.
Och, no tak.
– Na pewno będę go odwiedzać.
– W to nie wątpię. – Potrząsa lekko głową. – Dobrze, a teraz proszę dać
pacjentowi odpocząć. Może pani później do niego zajrzeć.
– Jasne.
Zostanę w Barcelonie tak długo, jak będzie trzeba. Nie zostawię Ethana.
Gdy wychodzę na korytarz, spotykam mamę chłopaka. Pani Harper jest już
o wiele spokojniejsza, niż była wczoraj, ale niepokoi mnie trochę jej
poważny ton, gdy prosi mnie o rozmowę.
– Czy coś się stało? – pytam zmartwiona.
– Nie, nie – kręci głową – wiesz, po prostu nie wiedziałam, że ty i Ethan
wróciliście do siebie – mówi, a ja unoszę brwi. – Wiele się w jego życiu
zmieniło, a my nie mieliśmy o tym pojęcia. Przyjeżdżał do ciebie?
– To nie do końca tak – wyznaję. – Ja i Ethan do siebie nie wróciliśmy –
wyjaśniam, co zaskakuje kobietę. – To znaczy… Wiem, jak to wygląda.
Owszem, zbliżyliśmy się do siebie, można powiedzieć, że się spotykamy
i być może kiedyś zawalczymy o związek, ale Ethan musi się teraz skupić
na…
– Na córce – kończy. – Wiemy o niej. Przepraszam, sądziłam, że… –
urywa. – Nadia, ja wiem, że Ethan bardzo cię skrzywdził, ale wiem też, że
nie jesteście sobie obojętni. Ta troska jest związana z czymś więcej,
prawda?
Pani Harper pewnie ma rację. Chcemy dać sobie szansę, ale najpierw
Ethan musi uporządkować swoje życie. Walka o córkę pewnie nie będzie
łatwa, a ja chcę, by w tym momencie skupił się tylko na małej. Oczywiście
będę go wspierać, ale ona bardzo go potrzebuje i Ethan musi być dla niej na
sto procent. To, co ma być między nami, nie ucieknie. Jeśli nasze drogi
mają się zejść na dobre, to prędzej czy później tak się stanie. Do tego czasu
powinniśmy poukładać swoje prywatne sprawy, by potem z czystym
kontem budować coś wspólnie, razem.
– Prawda – odpowiadam zamyślona, a ona się lekko uśmiecha.
33
Nadia

Dwa dni temu wyszłam ze szpitala i zatrzymałam się w pobliskim hotelu.


Na razie jestem jeszcze z tatą, ale jutro i on będzie musiał wracać. Mama
niechętnie wyjechała wczoraj. Ten cały Russell był w zmowie tylko z tym
Higginsem, więc nic nam już nie zagraża. Oczywiście Devon cały czas jest
w pobliżu. Wyjawił mi, że rozmawiał z jego rodzicami i przeżyli
prawdziwy szok, gdy dowiedzieli się, do czego posunął się ich syn. Dziś
z samego rana wyjechali też Scott i Caroline, ale rodzice Ethana wciąż tu
są. Chłopaka odwiedzają też Cristine i Victor, którzy właśnie się
dowiedzieli, że będą rodzicami. Ja się uparłam, że zostanę i wrócę
z Ethanem. Lekarz powiedział, że jego stan jest dobry, nie ryzykowałby
jednak przewożenia go do Wielkiej Brytanii przed wybudzeniem. Damy
radę. Nie potrafiłabym wrócić do domu i spokojnie czekać na informacje
o jego stanie zdrowia. Nie wytrzymałabym tego nerwowo. Ethan jest dla
mnie ważny. Bardzo ważny.
Z rodzicami Ethana siedzimy przy nim niemal na zmianę. Kiedy jestem
z nim sama, wspominam nasze wspólne czasy. Opowiadam mu, co się
u mnie działo, jak było w mojej ostatniej pracy, przemycam mu także trochę
plotek o naszych byłych wspólnych znajomych. Dużo do niego mówię, ale
Ethan wie, że straszna ze mnie gaduła. Jutro Ethan przejdzie kolejne
badania i jeśli wszystko będzie dobrze, pojutrze podejmą próbę wybudzenia
go. To świetna wiadomość, ale przyznaję też, że aż przeszedł mnie dreszcz.
Czekam na to i jednocześnie się denerwuję, najważniejsze jednak, by Ethan
już do nas wrócił.
Właśnie się zbieram, by iść do niego do szpitala, gdy dzwoni Scarlett.
Nie wiedziała, co się tu wydarzyło. Zadzwoniłam do niej dopiero
następnego dnia po operacji Ethana. Bardzo się przejęła i nawet
zaproponowała, że tu przyjedzie, by mnie wspierać i przy mnie być.
– Hej, Nadia, jak się trzymasz? – pyta od razu.
– Całkiem okej. Martwię się o Ethana – wyznaję zamyślona.
– Może jednak przyjadę? – sugeruje.
– Spokojnie, dam radę. Prawdopodobnie na dniach będą go wybudzać –
dodaję.
– Wiesz, że w razie potrzeby możesz na mnie liczyć. I proszę cię, nie
martw się tyle, bo Ethan to silny facet – pociesza mnie. – Wyjdzie z tego.
– Musi.
– Zobaczysz, że tak będzie. Czuję, że będziesz często jeździć do
Cambridge… – dodaje i słyszę jej delikatny śmiech.
Około drugiej docieram w końcu do szpitala. Wchodzę do jego sali
i podchodzę bliżej łóżka chłopaka. Wygląda tak niewinnie, bezbronnie
i jednocześnie bardzo seksownie.
– Hej, śpiochu – witam się z nim i pochylam, by pocałować go
w policzek.
Przysuwam sobie krzesło i siadam blisko jego łóżka. Poprawiam mu
okrycie, po czym chwytam dłoń chłopaka i przytulam do niej policzek.
Czuję jego ciepło i lekko szorstką skórę jego dłoni.
– Wierzę, że mnie słyszysz – szepczę. – Czytałam trochę o pacjentach
w śpiączce, wywiady z tymi, którzy się obudzili. Nie wiem, ile w tym
prawdy, ale ty mnie słyszysz, prawda? – Uśmiecham się z nadzieją. –
Mówiłeś, że lubisz mój głos… Wiesz, nie mogę się doczekać, kiedy
ponownie usłyszę twój. Pewnie pierwsze, co powiesz, to: „Zjadłbym
ciastka z budyniem”. – Śmieję się lekko. – Jeśli lekarz pozwoli, przyniosę
ci nawet kilo tych ciastek. A jeśli nie pozwoli… to też przyniosę. W końcu
oboje lubimy robić zakazane rzeczy – mówię zamyślona. – Ethan – prostuję
się trochę – jutro przejdziesz badania i jeśli wszystko będzie w porządku,
pojutrze zostaniesz wybudzony. Proszę cię… – muskam jego dłoń – daj
radę. Wszystko musi być okej. Chcę, byś już do mnie wrócił – mówię
głosem drżącym ze wzruszenia. – Nigdy ci tego nie powiedziałam, ale…
kocham cię, Ethan, i cholernie za tobą tęsknię. Wierzę, że możemy
wszystko naprawić, tylko potrzebujemy czasu, ale przecież nam się uda. Ty
tak łatwo się nie poddajesz. Udowodniłeś mi to tego lata – dodaję. –
Właśnie tego lata…

Cały kolejny dzień Ethan przechodzi różne niezbędne badania i wieczorem


lekarze zgodnie decydują, by rano podjąć próbę wybudzenia go. To będzie
bardzo stresujące. Kiedy jestem już w hotelu, dzwoni mama. Okazało się,
że moja była szefowa, pani Clarke, trafiła do niej na oddział, bo miała
duszności i ból w klatce piersiowej. Dowiedziała się, że ten zdrajca, jej
kochanek, podkradał jej pieniądze z konta oszczędnościowego – wyczyścił
je prawie do zera i gdy to odkryła, tak się zdenerwowała, że dostała ataku.
Po badaniach mama zdecydowała, by zatrzymać ją na obserwacji, i gdy
u niej była, kobieta powiedziała, że właśnie zleciła mi przelew, w tym też
zaległą wypłatę. Powiedziała nawet mamie, że gdy tylko wrócę z wakacji,
z chęcią przyjmie mnie do pracy i jeszcze da mi podwyżkę. Dobry żart.
Akurat tam z pewnością nie wrócę.
Po telefonie od mamy zjadam szybko kolację, biorę prysznic i kładę się
do łóżka. Nastawiam sobie budzik na szóstą, by nie przegapić powrotu
Ethana do nas.
Rano oczywiście budzi mnie dźwięk telefonu – ale nie dzwonek alarmu,
tylko nadchodzącego połączenia. To pani Harper.
Cholera, zaspałam! Jest już ósma.
– Tak, pani…
– Nadia, obudził się! – przerywa mi szczęśliwą wiadomością. – Ethan
się obudził – powtarza radośnie. – Rozmawiałam z nim, wszystko jest
w porządku.
– Boże, co za ulga. – Kamień spadł mi z serca. – Zaraz będę – dodaję
i podnoszę się z łóżka.
– Przyjdź, przyjdź. Czekamy.
O… mój… Boże…
W końcu, Ethan. W końcu…
Jestem cała roztrzęsiona, ale to zdecydowanie ze szczęścia. To cudowna
wiadomość! Jestem tylko wkurzona na ten cholerny budzik, że mnie nie
obudził, ale chyba tak mocno spałam, że po prostu go nie słyszałam. Nie
chcąc tracić więcej czasu, idę szybko się umyć, rozczesuję włosy i się
ubieram. Pomijam makijaż, bo chcę już się zobaczyć z Ethanem. Jeszcze
nigdy tak błyskawicznie się nie uszykowałam!
Piętnaście minut później jestem w szpitalu. Zdyszana wbiegam na
korytarz, gdzie spotykam panią Harper. Kobieta rozmawia z lekarzem, ale
ja idę prosto do Ethana.
Cholera! Stresuję się, a jednocześnie cieszę jak małe dziecko
z wymarzonego prezentu. Naciskam klamkę i otwieram drzwi, po czym
wchodzę do środka. Akurat jest u niego pielęgniarka. Zatrzymuję się na
moment i przyglądam chłopakowi. Ethan podciąga się na łóżku i delikatnie
uśmiecha. Serce bije mi jak szalone, a przez moje ciało przebiega znajomy
dreszcz, gdy nie odrywa ode mnie swych błękitnych oczu. Tęskniłam za
tym widokiem.
– Hej – mówię i podchodzę bliżej.
– Hej – odpowiada i poprawia się na łóżku, uważnie mi się
przyglądając.
– Jak się czujesz? – pytam z jakimś niespotykanym dla mnie
entuzjazmem.
– Dzięki, całkiem dobrze. – A czemu on tak dziwnie brzmi?
– Cieszę się, że już do nas wróciłeś. Tęskniłam – wyznaję i na moment
spuszczam wzrok.
– Ja… – urywa. – Przepraszam, kim ty właściwie jesteś? – Ethan
spogląda na mnie jakoś tak inaczej.
– Ja? – Wskazuję na siebie z zaskoczeniem.
– No tak. Czy… Czy my się znamy? – Krzywi się nieco.
Oblewa mnie zimny pot. Jak to możliwe, że on mnie nie pamięta?
– Panie Harper – pielęgniarka podchodzi do niego – nie pamięta pan,
kim jest ta dziewczyna? – Też jest trochę zdziwiona.
– A powinienem pamiętać? – Podnosi wzrok na pielęgniarkę, a potem
przerzuca go na mnie.
– Ethan, to ja, Nadia. Byliśmy kiedyś razem – przypominam mu z lekką
paniką w głosie. On naprawdę mnie nie pamięta?
– A teraz? – dopytuje.
– To… to skomplikowane – odpowiadam zmieszana.
– Jak bardzo? – docieka.
– Wiesz… próbujemy… pracujemy nad… – Cholera, co ja mam mu
powiedzieć? – Próbujemy odbudować naszą relację – wyjaśniam i lekko
zdezorientowana spoglądam na pielęgniarkę.
– I jak nam idzie?
– Chyba całkiem dobrze. – Wzruszam ramionami.
Ethan przez chwilę się zastanawia, pociera palcami czoło. Nic z tego nie
rozumiem. Pani Harper mówiła, że z nim rozmawiała i wszystko było
w porządku. Co prawda nie wspominał o mnie… O kurczę, może właśnie
dlatego, że mnie nie pamięta?
– Pocałuj mnie – mówi po chwili, a ja unoszę brwi.
– C… co? – Potrząsam głową.
– Jeśli między nami coś jest, to może tak sobie ciebie przypomnę –
wyjaśnia.
– Proszę spróbować – zachęca pielęgniarka. – Ja i tak muszę iść po
lekarza – dodaje, po czym wychodzi.
Podchodzę bliżej do niego i się nachylam. Przesuwam delikatnie
palcami po jego twarzy, wyczuwając pod nimi kłujący już zarost.
Przysuwam swoje usta do jego i składam na nich długi i czuły pocałunek.
Mimo że on mnie nie pamięta, tak dobrze czuć je z powrotem. Brakowało
mi jego bliskości, tęskniłam za tym i za nim.
Ethan obejmuje mnie za szyję i pogłębia pocałunek. Całuje mnie
zupełnie tak jak kiedyś. Jakby pamiętał o tym, co było między nami, co nas
łączyło i co się wydarzyło w te wakacje.
– Też cię kocham, Nadio – szepcze niespodziewanie.
Podnoszę się i uważnie mierzę go wzrokiem, marszcząc brwi.
– Ko… kochasz mnie? – pytam zaskoczona.
Słyszał, co mówiłam? Pamięta mnie w końcu czy nie?
– Ethan? – Splatam ostentacyjnie ręce na piersi, a on się uśmiecha. –
Możesz mi to wyjaśnić?
– Musieliby wymienić mi serce, mózg i całe ciało, żebym o tobie nie
pamiętał – mówi, a uroczy uśmiech nie schodzi z jego twarzy.
– Oż ty! – fukam. – Żarty się ciebie trzymają.
– Chodź tu do mnie, mała – mówi i wyciąga dłoń.
Żartowniś z niego.
Chwytam ją, a on przyciąga mnie do siebie. Przytulam się do niego
i wsłuchuję w jego bijące serce. Ethan gładzi mnie po ramieniu i całuje we
włosy. Po chwili wraca pielęgniarka.
– O! Widzę, że pan sobie przypomniał – mówi.
– Pocałunek zmienił wszystko – odpowiada.
Siadam na krześle obok niego, a on mocno ściska moją dłoń. Uśmiecha
się do mnie i patrzy nie tylko z pożądaniem, ale i z miłością. Czeka nas
wiele pracy, ale wiem, że warto.
– Kiedy będę mógł stąd wyjść? – pyta Ethan.
– To nie zależy ode mnie – odpowiada pielęgniarka – ale proszę się nie
martwić. Niedługo wróci pan do domu – wyjaśnia, po czym zostawia nas
samych.
Ethan unosi moją dłoń do ust i ją całuje.
– Ale napędziłeś mi stracha. – Potrząsam głową.
– Nadia, zrobiłbym to jeszcze raz – zapewnia mnie.
– Wariat z ciebie.
– A co z tobą? – Przygląda mi się. – Wszystko okej, dobrze się
czujesz? – pyta z troską.
– Tak, tak, spokojnie. Nic mi nie jest.
– Nadia… – bierze głęboki wdech – ja wiem, że trochę się popieprzyło,
ale… czy umówisz się ze mną w The Peaks? – pyta z lekkim przejęciem.
– A podzielisz się ze mną tymi swoimi ciastkami?
– Z tobą podzielę się wszystkim – odpowiada i ponownie całuje moją
dłoń.
34
Nadia

Od naszego powrotu z Hiszpanii minęły trzy miesiące. Trzy długie


miesiące, które sporo zmieniły. Za tydzień Scarlett wyjeżdża do Londynu,
a ja jestem właśnie w trakcie przeprowadzki do mojego nowego domu.
Dostałam wymarzoną pracę: pracuję w czasopiśmie „Gladys”. Wcześniej
nie brałam go pod uwagę, bo po nieudanej próbie dostania się na staż do
naszej lokalnej gazety sądziłam, że „Gladys” to za wysokie progi, ale cieszę
się, że jednak zdobyłam się na odwagę. Miałam niezłą konkurencję, ale się
udało. Dwa dni temu, po okresie próbnym, podpisałam umowę. Bardzo mi
się tam podoba. Zarobki są całkiem niezłe i mam fajny zespół.
Będę miała też bliżej do pracy po przeprowadzce. Urządziłam już
praktycznie wszystkie pomieszczenia. Została druga sypialnia, ale na razie
nie mam na nią pomysłu, póki co kupiłam tylko łóżko i komodę. Dziś
dobieram jeszcze kilka świątecznych dodatków do salonu, bo za dwa
tygodnie Boże Narodzenie. W tym roku będę miała wyjątkowych gości:
odwiedzą mnie Ethan z Islą. Nie do końca wiem, czy tę naszą relację mogę
nazwać związkiem, on jednak nie spotyka się z nikim innym i ja też nie.
Cały czas mamy ze sobą kontakt. Dzwonimy do siebie, piszemy,
rozmawiamy na kamerce. Jego córeczka jest śliczna i bardzo do niego
podobna. Walczy o nią – być może wkrótce z nim zamieszka. Tęsknię za
nim i brakuje mi go, ale gdy przyjedzie, chcę mu powiedzieć o pewnej
niespodziance: w lutym odwiedzę go na trochę dłużej. Zaczynamy spory
projekt, cykl reportaży podróżniczych po hrabstwie Cambridgeshire. Szef
zaangażował do niego cztery osoby, a ja zgłosiłam się na ochotniczkę i tym
sposobem spędzę tam cały miesiąc. Ethan już wcześniej zapraszał mnie do
siebie, ale umówiliśmy się, że spotkamy się dopiero przed Bożym
Narodzeniem.
Właśnie chodzę ze Scarlett po centrum handlowym, rozglądając się za
potrzebnymi drobiazgami, gdy słyszę dźwięk powiadomienia o nowej
wiadomości. Wyciągam telefon z torebki i zerkam na wyświetlacz. Esemes
jest od Ethana. Otwieram go i czytam: „Hej, mała. My już prawie
spakowani. Mam nadzieję, że nasze jutrzejsze spotkanie w The Peaks
aktualne. A wieczorem może kino? Co Ty na to?”.
– Ten uśmiech na twarzy wskazuje na to, że to twój Romeo – żartuje
Scarlett.
– Owszem – mówię i odpisuję Ethanowi. – Jutro przyjeżdżają i zostają
na całe święta – dodaję po chwili.
– Wiesz, zmieniłam zdanie co do niego – przyznaje moja przyjaciółka.
– Wow! – Trochę nie dowierzam.
– W końcu cię uratował.
– Scarlett – zatrzymuję się – ta kula była przeznaczona dla mnie. Nie
wiem, co by było, gdyby… – urywam i potrząsam głową, bo wracają do
mnie te traumatyczne wspomnienia. – On naprawdę mógł zginąć.
– Cholera – krzywi się – niepotrzebnie do tego wracałam.
– W porządku. – Uśmiecham się lekko. – Wiesz, jeśli jego córka mnie
polubi, jest szansa, że spędzimy razem sylwestra, tym razem u niego,
w Cambridge – dodaję.
– A dlaczego miałaby cię nie polubić?
– Oj, wiesz, jak jest z dziećmi.
– A odpowiednio się przygotowałaś? – Puszcza do mnie oko.
– Jasne! Kupiłam jej całą torbę zabawek. – Wzruszam ramionami,
a Scarlett się śmieje.
– A dla Ethana też coś przygotowałaś? – pyta zadziornie.
– Jak będzie grzeczny, to i dla niego będę miała prezent – odpowiadam
tajemniczo.
– Oż ty – szturcha mnie w ramię – myślę, że jednak wolisz, gdy jest
niegrzeczny. Czuję, że szybko z łóżka nie wyjdziecie.
– Oj, Scarlett, a to tylko w łóżku można to robić? – Przewracam
oczami.
– W takim razie muszę się tobą dziś nacieszyć, bo pewnie prędko cię
nie zobaczę – dodaje i wybuchamy śmiechem.

Ethan

Moje życie wywróciło się do góry nogami trzy razy. Pierwszy raz, gdy
straciłem Nadię, drugi raz, gdy się dowiedziałem, że będę ojcem, i trzeci,
gdy poczułem, jak kula z broni Russella trafiła w moją klatkę piersiową.
Mogłem zginąć. Naprawdę mogłem zginąć, ale nie mogłem pozwolić, by
zabił Nadię. Umarłbym tam chyba razem z nią. W tamtej chwili nie
potrafiłem myśleć o niczym innym niż o tym, by ją ratować. Nie myślałem,
że mogę z tego nie wyjść i Isla straci również mnie. To była chwila. Skoro
któreś z nas miało przyjąć tę kulę, nie było żadnych wątpliwości, komu się
ona należy. Nie myślałem o konsekwencjach, nie wiedziałem, co będzie.
Niemal natychmiast straciłem przytomność. Siedem dni byłem w śpiączce.
Lekarz powiedział mi, że miałem ogromne szczęście.
W trakcie operacji zatrzymało się moje serce i musieli mnie
reanimować. Brzmi to niewiarygodnie, ale czułem, że muszę wrócić.
Wiedziałem, że mam dla kogo żyć. Że czeka na mnie Isla, moja rodzina i ta,
do której należy moje serce: Nadia. Nie pamiętam nic z tego okresu, po
prostu czułem jej obecność. Czułem, że jest blisko mnie. Gdy otworzyłem
oczy, nie od razu wiedziałem, co się ze mną dzieje. Było mi jakoś dziwnie,
nawet nie wiem, jak to opisać. Cieszyłem się, gdy zobaczyłem rodziców,
a kiedy do sali weszła Nadia… Jezu, chciałem zerwać się z łóżka i wziąć ją
w ramiona. Nie wiem, skąd pamiętałem, że wyznała mi miłość. Czy to
słyszałem? Czy mi się to śniło? Byłem tego jednak pewny, gdy mnie
pocałowała. Nie chciałem dłużej czekać i też jej powiedziałem, że ją
kocham. Bo tak właśnie jest. Kocham ją i mam nadzieję, że nasze drogi
w końcu zejdą się na dobre.
Nadia jeszcze nie wie, ale jeśli wszystko dobrze pójdzie, przed
wakacjami przeprowadzę się z Islą do Liverpoolu. Cały czas walczę o moją
córeczkę, na szczęście rodzice Abigail w końcu odpuszczają. Na początku
nie było łatwo. Nawet nie chcieli słyszeć o naszej przeprowadzce, ale nie
mogą mi przecież tego zabronić. Zaczynamy dochodzić do porozumienia,
mam już więcej praw: mogę odwiedzać Islę, kiedy chcę, muszę tylko
wcześniej uprzedzić Bergmanów. Mogę ją zabierać do siebie, a od początku
roku Isla ze mną zamieszka. Będzie to dla mnie test, bo przez pięć miesięcy
będzie nas odwiedzał pracownik opieki społecznej i sprawdzał, jak sobie
radzę. Jeśli jego opinia będzie pozytywna, uzyskam całkowite prawa
rodzicielskie, co oznacza, że będę mógł zamieszkać z córką, gdzie tylko
chcę. Przez te pięć miesięcy mogę z nią podróżować, ale nie mogę zmieniać
jej stałego miejsca zamieszkania, a także nie mogę utrudniać Bergmanom
kontaktów z nią. Nie zamierzam, bo niby po co? Są jej dziadkami i nie
mam nic przeciwko temu, by ją odwiedzali. Mam dość tego szarpania się.
Chcę, by Isla miała normalny dom, by nie odczuwała jakichś konfliktów
między nami. Ma już prawie piętnaście miesięcy, jest bardzo mądrą
i radosną dziewczynką. Teraz zabieram ją na ponad dwa tygodnie do
Liverpoolu. Święta spędzimy w moim rodzinnym domu. Rodzice i Scott już
poznali Islę, gdy byli u mnie w Cambridge, ale jest jeszcze jedna ważna
osoba: Nadia, z którą spędzimy trochę czasu. Nie ukrywam, zależy mi na
tym, by dziewczyny się dogadały, bo nie zamierzam rezygnować z żadnej
z nich. Są dla mnie najważniejsze. To kobiety mojego życia.
Nie widziałem się z Nadią od trzech miesięcy i strasznie za nią tęsknię.
Chciałbym ją w końcu przytulić, pocałować, po prostu mieć ją tuż obok
siebie. No i nie będę ściemniał, umówiłem się już z rodzicami, że pierwszą
noc Isla spędzi u nich, a ja i Nadia będziemy nadrabiać te trzy miesiące.
Będzie bardzo gorąco i bardzo niegrzecznie.
Właśnie czekam na córkę u Bergmanów. Babcia kończy pakować jej
rzeczy do torby, bo mamy trochę do zabrania.
– Hej, księżniczko – witam się z nią, gdy podbiega do mnie. – Nie za
ciepło ci w tej kurtce?
– Mówiłem, że za grubo ją ubrałaś – mówi do żony z przekąsem pan
Bergman.
– No dobrze – kobieta potakuje głową – to Ethan ją przebierze
w samochodzie. Przecież wie, co robić.
– Spokojnie, nic jej nie będzie. – Pani Bergman ma skłonność do
przesadzania, ale rozumiem, że to z troski o Islę.
– Wiemy, Ethan – mówi jej mąż. – No, ruszajcie już, długa droga przed
wami.
– Chodź, mała, jedziemy na wycieczkę. – Uśmiecham się i biorę ją na
ręce.
– Ethan, zadzwonisz, jak dotrzecie na miejsce? – dopytuje pani
Bergman.
– Zadzwonię – obiecuję i sięgam po torby.
– Daj, pomogę ci – mówi pan Bergman i bierze bagaże.
– Jedźcie ostrożnie! – dodaje kobieta i macha nam na pożegnanie.
Wychodzimy na dwór. Dziadek Isli pakuje torby do bagażnika, a ja
zapinam córkę w foteliku.
– Przepraszam cię za żonę – mówi pan Bergman lekko zmieszany –
wiesz, bywa nadopiekuńcza.
– Zdążyłem zauważyć – odpowiadam z delikatnym uśmiechem.
Po chwili żegnamy się i z nim, po czym wysyłam Nadii esemesa, że
będziemy koło drugiej, i ruszamy w drogę.
– I jak, mała, gotowa na wycieczkę? – Odwracam się na moment do
córki, a ta posyła mi szeroki uśmiech i radośnie klaszcze w dłonie. –
Pojedziemy najpierw do mamy, a potem poznasz kogoś, kto, mam nadzieję,
już zawsze będzie obecny w naszym życiu. Kogoś, kogo też bardzo
kocham.
Być może właśnie to stworzy naszą wspólną przyszłość? Być może to
jest właśnie nasz początek? Wierzę w nas, Nadio. Naprawdę wierzę.

KONIEC
Playlista
CNCO • Se vuelve loca
Eminem • Lose Yourself
Eminem • Mockingbird
Eminem feat. Dido • Stan
Este Habana • Nadie como tu
Hoobastank • The Reason
Jason Derulo, Jawsh 685 • Savage Love
Jay Santos • Caliente
Nea • Some Say
Sia • Move Your Body
Victoria Justice • Freak the Freak Out
Spis treści:
Okładka
Karta tytułowa
Rozdział 1
Rozdział 2
Rozdział 3
Rozdział 4
Rozdział 5
Rozdział 6
Rozdział 7
Rozdział 8
Rozdział 9
Rozdział 10
Rozdział 11
Rozdział 12
Rozdział 13
Rozdział 14
Rozdział 15
Rozdział 16
Rozdział 17
Rozdział 18
Rozdział 19
Rozdział 20
Rozdział 21
Rozdział 22
Rozdział 23
Rozdział 24
Rozdział 25
Rozdział 26
Rozdział 27
Rozdział 28
Rozdział 29
Rozdział 30
Rozdział 31
Rozdział 32
Rozdział 33
Rozdział 34
Playlista
Karta redakcyjna

You might also like