Professional Documents
Culture Documents
Nadia
Budzę się koło ósmej, ale ból głowy nie daje mi wstać, więc padam
z powrotem na łóżko. O jedenastej czuję się już w miarę normalnie, więc
w końcu się podnoszę. Głowa mnie już nie boli, jestem tylko zmęczona.
Scott chyba jeszcze śpi, bo w domu panuje grobowa cisza. Zapamiętałam,
że w łazience na górze jest wanna z hydromasażem, a tego właśnie teraz
potrzebuję. Zabieram ubrania na zmianę i ruszam schodami na górę. Jest tu
chyba siedem sypialni, dwa wolne pokoje i ta ogromna łazienka. Druga jest
mniejsza, a dodatkowo na dole są jeszcze dwie, pięć sypialni, duża kuchnia,
gabinet, biblioteczka i przestronny salon. Choć myślę, że coś pominęłam,
bo ta willa jest naprawdę spora. Rodzice Victora mieli ją sprzedać, ale gdy
się dowiedzieli, jakie są marzenia ich przyszłej synowej, postanowili
zaczekać ze sprzedażą. Kto wie, może Cristine i Victor tu zamieszkają?
Łazienka jest podzielona na dwie części. W pierwszej znajduje się
wanna, do której zaraz wskoczę, a w drugiej oddzielonej ścianką jest spora
kabina prysznicowa. Zaglądam i tam, by się upewnić, że nikogo tam nie
ma. Trochę jak w filmie grozy z dużą ilością luksusu. Już po chwili
zanurzam się w ciepłej wodzie i w pełni oddaję się temu domowemu spa.
Woda przyjemnie i delikatnie masuje moje plecy, kark, a także nogi.
Chętnie bym się zaopatrzyła w takie urządzenie w swoim domu.
Jakieś pół godziny później wreszcie wychodzę. Czuję się jak nowo
narodzona. Wycieram się miękkim ręcznikiem, ubieram w naszykowane
ciuchy i suszę włosy. Robię delikatny makijaż ograniczający się tylko do
podkładu i tuszu do rzęs, po czym schodzę na dół. Podążam za zapachem
świeżo parzonej kawy, który prowadzi mnie prosto do kuchni.
– Hej, wyspałaś się? – Scott właśnie przygotowuje śniadanie.
– Średnio, ale kąpiel wynagrodziła mi wszystko.
– Hydromasaż? – Uśmiecha się.
– O tak – potwierdzam. – Może ci pomóc? – proponuję.
– Już wszystko ogarnąłem – odpowiada, gdy nagle do kuchni wchodzi
jakiś chłopak.
Nie mam pojęcia, kim jest, ale Scott wyraźnie się cieszy na jego widok,
więc z pewnością go zna. Chłopak wygląda na mniej więcej nasz wiek. Jest
wysoki, ma kruczoczarne włosy i jest bardzo przystojny.
– Hola! – wita się z nami, podchodzi do Scotta i podaje mu rękę.
– Hej – odpowiada mu.
– Cześć – odzywam się.
– Jestem Enrique – podchodzi do mnie z uśmiechem i delikatnie całuje
moją dłoń – brat Victora.
– Miło mi. – Odwzajemniam jego uśmiech. – Nadia.
– Dziewczyna Scotta? – dopytuje.
– Nie, nie – kręcę głową – przyjaźnimy się.
– Enrique! – Słyszymy czyjś głos i odwracamy się wszyscy.
Po chwili do kuchni wchodzi drugi chłopak. O cholera! Jest identyczny.
– O, tu jesteście – mówi nieznajomy. – Cześć!
– Was jest dwóch? – Spoglądam z niedowierzaniem.
– Hej – drugi z braci podchodzi do mnie – jestem Marcos.
– Nadia – odpowiadam. – Jesteście jak dwie krople wody.
Widziałam już nieraz bliźniaków, ale ci są tacy sami, zupełnie nie do
rozróżnienia. W dodatku są teraz podobnie ubrani, tylko Enrique ma
błękitną koszulkę, a Marcos białą.
– Jak was rozróżniać? – Potrząsam głową.
– Señorita, ja jestem ten ładniejszy – żartuje Marcos. – Ale… –
odwraca się do mnie tyłem i podnosi koszulkę – mnie rozpoznasz po tym –
dodaje, ukazując mi swoje plecy ozdobione niesamowitym tatuażem. Ma
wytatuowanego feniksa, którego skrzydła częściowo wchodzą na jego
ramiona.
– Wow, ale super – mówię ze szczerym zachwytem.
– Dziękuję. Wy nie jesteście parą, prawda? – Odwraca się do Scotta.
Aż tak to widać?
– Nadia jest moją przyjaciółką – odpowiada.
– Czyli wolna i do tego taka piękna. – Posyła mi szeroki uśmiech.
– Niezły z ciebie flirciarz – prycham – ale nie przyjechałam tu
randkować.
– Ten głupek też nie. – Enrique szturcha brata w ramię. – Ma żonę
i syna – wyjaśnia.
– No pięknie. – Patrzę na niego karcąco.
– Ej, no co? – oburza się Marcos. – Tylko stwierdziłem fakty. Nadia,
jesteś wolna i piękna – dodaje, spoglądając na mnie.
– I głodna. – Wychylam się i zerkam na Scotta.
– Właśnie – przytakuje mój przyjaciel.
– Okej, to smacznego – mówi Enrique. – Lecimy się rozpakować.
– Kiedy startujemy z tą chatką? – pyta Marcos.
– Może poczekamy na Ethana? – proponuje Scott. – Też ma dziś
przyjechać.
– O, no to spoko – odzywa się wytatuowany bliźniak. – To do później –
dodaje, po czym obaj wychodzą z kuchni.
W końcu mogę w spokoju zjeść śniadanie i wypić kawę. Scott stawia
przede mną talerz z jedzeniem i siada obok mnie. Przygotował tosty
i jajecznicę z bekonem.
– On serio ma żonę? – dopytuję o flirciarza.
– Drugą – odpowiada, krzywiąc się lekko. – Nie jest zbyt…
– Wierny? – kończę za niego.
– Dokładnie.
O matko, dlaczego wszyscy faceci są tacy sami? W sumie Scott jest
wyjątkiem, ale my się tylko przyjaźnimy. Bardzo go za to cenię, takiego
przyjaciela naprawdę można mi pozazdrościć.
Im bliżej do przyjazdu Ethana, tym więcej o nim myślę. Zastanawiam
się, jak to będzie zobaczyć go po tym czasie, jak bardzo się zmienił i jak
wygląda dziewczyna, która skradła jego serce. Żeby nie zwariować,
wychodzę na dwór się przewietrzyć. Nie wolno mi o nim myśleć, po prostu
nie wolno. Ethan przez te lata z pewnością nie pomyślał o mnie ani razu,
nie będę się nad nim rozczulać. To w końcu moje serce zostało złamane,
a nie jego. Po nim wszystko spłynęło jak po kaczce i pewnie poleciał dalej
zaliczać laski.
Dość tego! To wszystko przez te cholerne uczucia – choć rzadko je
okazuję, to je mam. Ethan nie zasługiwał na jakiekolwiek zainteresowanie
z mojej strony, a ja jednak oddałam mu siebie całą. Teraz mogę jedynie
wyciągnąć z tego naukę i nie dać się znowu zwieść pięknym słowom ani
czułym gestom. Po tym wszystkim dotarło do mnie, że ja i Ethan tak
naprawdę nigdy nie mieliśmy szans. Za bardzo się różnimy. Trudno, stało
się. Oby tylko przetrwać ten tydzień i będę go miała z głowy.
Spaceruję po ogrodzie, podziwiając piękne kwiaty, w większości róże,
hortensje i dalie. Cristine ma mieć bukiet ślubny właśnie z różowych
i białych dalii, tych z ogrodu – wcale mnie to nie dziwi, bo są cudowne.
A jak tu pachnie! Mama Victora prowadzi sieć kwiaciarń i jest wielbicielką
przeróżnych kwiatów. Cieszę się, że przyjechałam tu ze Scottem, choć
wiem, że to Caroline powinna przy nim być. Naprawdę mam nadzieję, że
jakoś się dogadają.
Nie wiem dlaczego, ale nagle coś każe mi się odwrócić. Robię to
powoli, jakby to, co mam zobaczyć, miało być przerażające. Poniekąd jest,
bo tuż za mną stoi sam Ethan Harper. Ostatni raz widziałam go cztery lata
temu. Był nieprzyzwoicie seksowny i cholernie mnie kręcił, a teraz?
Niestety niewiele się zmienił. Ma nieco dłuższe włosy, które częściowo
opadają mu na twarz, i jest bardziej męski, co – jestem przekonana –
w niczym mi nie pomoże. Przeszywa mnie spojrzeniem, a moim
zdradzieckim ciałem wstrząsa niespodziewany dreszcz. Wielkie dzięki!
Pamiętaj, to ten sam Ethan, który cię zranił i złamał ci serce, powtarzam
sobie w myślach, by sprowadzić się na ziemię.
– Ooo… – Widzę, jak przełyka ślinę. – Nadia…? – Patrzy na mnie
zaskoczony. Jego głos jest wciąż taki seksowny. – Nie wiedziałem, że tu
będziesz.
– Mnie ciebie też miło widzieć. – Moje słowa ociekają sarkazmem.
– Ethan, kto to? – Wysoka, szczupła blondynka kładzie mu dłoń na
ramieniu, na co on się lekko krzywi.
– To… to jest Nadia – odpowiada, spoglądając raz na mnie, raz na
dziewczynę. – Poznajcie się. Madison, moja koleżanka, Nadia… – urywa
na sekundę – moja była.
– Była – prycham.
– Właściwie to moja była dziewczyna, która źle zrozumiała pewną
sytuację – mówi, czym momentalnie podnosi mi ciśnienie. Czy on ma
amnezję?
– Źle zrozumiała pewną sytuację? – powtarzam mocno poirytowana. –
Wsadziłeś mojej koleżance fiuta do ust – przypominam mu. – Jak można
było to źle zrozumieć?
– Nie byłem wtedy sobą. – Potrząsa głową.
– A kim byłeś? – Splatam ostentacyjnie ręce.
– Byłem… – Przeczesuje zmierzwione włosy. – No wiesz, trochę
zjarany.
– Teraz też chyba jesteś – rzucam wściekle.
– Ej – oburza się – nawet nie dałaś sobie nic wyjaśnić.
– Dobra, wiesz co? Nic mnie to nie obchodzi. – Wymachuję dłonią
i staram się już na niego nie patrzeć.
– Ethan, zmęczona jestem. – Blondynka opiera głowę na jego
ramieniu. – Możemy już iść? – pyta znudzona.
– Tak, jasne – odpowiada jej, ale nie odrywa wzroku ode mnie.
Niech on na mnie tak nie patrzy. Niech nie patrzy w taki sposób, jakby
chciał powiedzieć jednocześnie „przelecę cię mocno i ostro” i „zrobię to też
z twoimi koleżankami”. To bardzo złe połączenie.
Po chwili ta cała Madison ciągnie go za rękę i wchodzą w końcu do
domu, a ja oddycham z ulgą. To będzie trudny tydzień…
6
Nadia
Dzisiaj zdecydowanie nie jest mój dzień. Rano zaspałam, ale miałam ważny
sprawdzian, więc nie było możliwości, abym całkiem odpuściła szkołę, tym
bardziej że zaraz koniec roku szkolnego. Stałam na przystanku dwadzieścia
minut, bo autobus postanowił mnie olać, a teraz tak kiepsko się czuję, że
dłużej tu nie wytrzymam. Zwalniam się z ostatnich lekcji i wracam do
domu. Tym razem odpuszczam czekanie na autobus, bo trwałoby to co
najmniej piętnaście minut, i ruszam w kierunku domu.
Czy już mówiłam, że dziś nie jest mój dzień? Właśnie tak się rozpadało,
że zanim dojdę do domu, będę wyglądała jak zmokła kura. Mam dość!
A jakby tego było mało, parę metrów przede mną zatrzymuje się
charakterystyczne auto.
Ethan Harper.
Z Ethanem jest pewien problem, bo od jakiegoś czasu nie daje mi
spokoju i ciągle próbuje się ze mną umówić, choć ja odmawiam. Dlaczego?
Bo doskonale wiem, o co mu chodzi. Ethan wrócił tu niedawno razem
z ojcem. Jest w ostatniej klasie, więc po zakończeniu szkoły i tak pewnie
znowu wyjedzie. Podoba mi się, i to bardzo. Jest niesamowicie przystojny
i zdaje sobie z tego sprawę. Tak naprawdę mógłby mieć każdą i w sumie
tak jest. Zawsze otacza go wianuszek napalonych dziewczyn, a on może
wybierać, przebierać do woli. Nie rozumiem, dlaczego zainteresował się
mną. Niczym się nie wyróżniam, nie uganiam się za nim. Może to przez to,
że przyjaźnię się ze Scottem, jego młodszym bratem. Wiem, że nie
miałabym u niego szans, dlatego nie robiłam sobie nawet nadziei, ale to
właśnie Ethan pierwszy zwrócił na mnie uwagę.
Teraz uchylił drzwi samochodu i woła do mnie:
– Wskakuj, bo zmokniesz!
Już zmokłam.
– Dzięki, przejdę się – odpowiadam i idę dalej.
– Nie wygłupiaj się, pada coraz mocniej.
– Potraktuję to jako prysznic – dodaję i go mijam.
Ethan gasi silnik i wychodzi z auta.
– Co ty robisz? – pytam go.
– Też się odświeżę. – Wzrusza ramionami.
Trochę się krzywi, ale dzielnie stoi na tym deszczu. Jego koszulka jest
już częściowo przemoczona i klei się do jego ciała, a pod nią kusząco
odznaczają się wyrzeźbione mięśnie. Moja silna wola kończy się jednak nie
na ten widok, a wraz z dźwiękiem grzmotu. Serio? U nas burze są taką
rzadkością, ale akurat teraz oczywiście będzie walić dookoła piorunami,
a ja panicznie boję się burzy.
– Dobra, niech ci będzie – rzucam. Chcę już tylko jak najszybciej się
znaleźć w jego samochodzie.
– Zapraszam. – Z uśmiechem otwiera mi drzwi i wpuszcza mnie do
środka.
Szybko okrąża pojazd i zajmuje miejsce za kierownicą.
– Zmoczę ci siedzenie – mówię, zapinając pas.
– Wyschnie – odpowiada i odpala silnik, po czym ruszamy.
Ethan jedną ręką sięga po papierową torbę i mi ją podaje.
– Chcesz?
– Co to? – pytam i zaglądam do środka.
Hmm… Jakieś ciastka.
– Ciastka francuskie z budyniem – odpowiada. – Z tej cukierni, w której
kupujesz babeczki.
– Skąd wiesz? – dziwię się.
– Często cię tam widuję. – Odwraca wzrok w moją stronę, a mnie
przechodzi niespodziewany dreszcz, i to raczej nie dlatego, że
przemokłam. – Wpadasz na sekundę, kupujesz babeczki i uciekasz. Ja
zazwyczaj siedzę pod oknem.
– Nie zauważyłam cię.
– Wiem. Częstuj się.
– Nie, dzięki. Nie jem słodyczy.
Chyba łapie mnie gorączka. Najpierw zimne dreszcze, a teraz z każdym
przeszywającym spojrzeniem Ethana uderza we mnie gorąco.
– To dla kogo te babeczki? – pyta zaskoczony.
– Dla mamy i siostry.
Po jakimś czasie podjeżdżamy pod mój dom.
– Dziękuję, że mnie podrzuciłeś – mówię i łapię za klamkę.
Rozum podpowiada mi, by jak najszybciej wysiąść.
– Zaczekaj! – zatrzymuje mnie. – Umów się ze mną – mówi wprost.
– Ethan… – Przewracam oczami.
To nie jest pierwszy raz, gdy proponuje mi spotkanie. Może bym
i chciała, ale czuję, że popadnę przez to w tarapaty. Sercowe. Dziewczyny
już mi zazdroszczą, że Ethan do mnie zagadał i że to on chce się ze mną
spotkać, a nie ja z nim. Niektóre z nich nawet mnie namawiają, by się
zgodzić i przekonać, jak z nim jest, zwłaszcza w łóżku. Jakby nie wiadomo
jakie cuda miał tam wyczyniać.
– Nie daj się dłużej prosić – nalega, uśmiechając się uroczo.
– Ale ty mnie męczysz. – Potrząsam głową. – Dlaczego ja?
– Bo mi się podobasz – mówi, a jego głos przybiera bardzo zmysłową
barwę.
– Ethan… – szepczę.
– Nadia, jeśli ci się nie spodoba, nie będziesz chciała kolejnego
spotkania, dam ci spokój – zapewnia całkiem poważnie.
Biorę głęboki wdech. Przecież to tylko jedno spotkanie. Ethan się
przekona, że nie jestem taka jak te dziewczyny, które go kręcą. Przekona
się, że jestem bardzo zwyczajna, i da mi spokój. Tylko czy po tym
spotkaniu będę tego chciała?
– Okej – mówię, czym chyba trochę go zaskakuję, ale widzę, że
pozytywnie. – Spotkam się z tobą.
Może i nie spotykaliśmy się długo – choć był to mój najdłuższy związek –
ale czułem, że może być z tego coś trwałego. Teraz, gdy widzę ją po latach,
działa na mnie tak samo jak wtedy. A może i bardziej. Ile bym dał, by
znowu choć na chwilę poczuć jej miękkie usta, delikatny dotyk, rozkoszny
zapach. Widziałem w jej oczach żal, co mnie w ogóle nie dziwi, ale też cień
zazdrości, gdy zobaczyła mnie z Madison. Muszę pogadać ze Scottem.
Okej, Nadia zaprzeczyła, że są razem, ale coś mi tu nie pasuje.
Gdy wychodzę z pokoju, niemalże zderzam się w drzwiach z Madison.
– Ethan, musimy pogadać – mówi i wchodzi do środka.
– Co jest? – pytam niechętnie.
– Wiesz, tak pomyślałam, że skoro przyjechaliśmy tu wcześniej, to
możemy urwiemy się na te kilka dni na przykład na Majorkę? – Robi do
mnie maślane oczy.
– Majorkę? – powtarzam.
– No tak – potwierdza. – Będziemy tu tak bezczynnie siedzieć?
– Przecież wiesz, że mam pomóc chłopakom przy altanie –
przypominam jej. W ogóle nie rozumiem, jak wpadła na ten pomysł.
– Oj, proszę cię – przewraca oczami – co tam jest do pomagania?
Poradzą sobie.
– Robię to też dla siostry.
– Masz dla niej prezent ślubny – podkreśla z lekkim oburzeniem.
– Madison, o co ci właściwie chodzi? – Potrząsam głową. – Wiedziałaś,
jaki jest plan, i się zgodziłaś.
– Nie wspomniałeś tylko, że twoja była tu będzie – wyrzuca mi.
– Jesteś zazdrosna? – Marszczę brwi, bo nie mam pojęcia, o co jej
chodzi. Nie jesteśmy parą.
– Żartujesz sobie? – prycha. – Po prostu nie mam ochoty być zabijana
wzrokiem – dodaje i odrzuca włosy do tyłu.
– Daj spokój, Nadia nie jest taka. Zresztą ona ma mnie gdzieś.
– Ale ty jej nie – stwierdza, a ja na moment zastygam.
Madison mierzy mnie uważnie wzrokiem, jakby chciała mnie
zahipnotyzować, bym wszystko jej wyśpiewał. Pewnie nie potrafię ukryć
zainteresowania Nadią, ale Madison nie musi wszystkiego wiedzieć. Może
i zachowałem się jak kutas, zdradziłem ją, ale to nie było do końca tak, jak
Nadia myśli. Uparciuch z niej straszny, bo nie daje sobie nic wytłumaczyć.
To po części też moja wina, początkowo nie rozumiałem, co tak naprawdę
zaszło, i tylko się pogrążałem, a potem… Potem było za późno.
– Słuchaj, Scott na mnie czeka… – ściemniam, ale nie mam ochoty na
tę rozmowę.
– Jasne – rzuca z tajemniczym uśmiechem, po czym wychodzi, a ja idę
do brata.
Nie mam zamiaru tłumaczyć się Madison. Jasno postawiłem przed nią
sprawę, zgodziła się, więc liczę na to, że nie zrobi mi żadnej
niespodziewanej zadymy. Scotta nie ma w pokoju, ale znajduję go przy
basenie. Zgarnąłem z lodówki piwa, więc może uda mi się coś z niego
wyciągnąć. Przez ostatnie lata raczej słabo się dogadywaliśmy.
– Siema – odzywam się, a on podnosi na mnie wzrok. – Tobie też się
przyda – wyjaśniam i podaję mu piwo.
– Dzięki – odpowiada z nutą obojętności.
– Wiesz, mogłeś mnie uprzedzić, że będziesz tu z Nadią.
– Hmm, kontakt z tobą był ograniczony – burczy.
To prawda.
– Nie wiedziałem, że ty i ona… – urywam, a on ściąga brwi. – A tak
w ogóle nie przeszkadza ci, że to moja była?
– Czekaj, czekaj, ty jesteś zazdrosny? – pyta.
Kurwa! Są jednak parą!
– Ja bym ci czegoś takiego nie zrobił! – warczę. Wkurwiłem się.
– Ale o co ci chodzi? – syczy gniewnie.
– O to, że spotykasz się z Nadią!
– Głupi jesteś – prycha. – Nadia nie jest moją dziewczyną, tylko
przyjaciółką.
– Poważnie? – Nie dowierzam.
– Tak, poważnie, ale nie licz na to, że padnie ci w ramiona.
– Wszyscy wydaliście na mnie wyrok, a nikt z was się nie pofatygował,
by się dowiedzieć, co się naprawdę wydarzyło! – wyrzucam mu.
– Dorośnij w końcu, Ethan. Po raz kolejny szukasz winnych swoich
głupich numerów – poucza mnie. – Lepiej daj spokój Nadii, już
wystarczająco się nacierpiała z twojego powodu – dodaje, a ja czuję dziwny
ucisk w sercu. – Jeśli jeszcze raz przez ciebie zobaczę ją w takim stanie jak
wtedy, to serio ci przypierdolę – mówi poważnie.
– Zmieniłem się. Minęły cztery lata, a ja wciąż mam ją w głowie –
wyznaję.
– I myślisz, że to coś znaczy? – docieka.
– Nie wiem, ale chyba każdy zasługuje na drugą szansę.
– Może nie każdy.
– Mówisz to z własnego doświadczenia?
– Dobra – podnosi się – ta rozmowa schodzi na dziwny tor. Idę spać. Na
razie – dodaje, by jak najszybciej się stąd zmyć.
– Na razie!
Wiem, że ta sprawa nie da mi spokoju. Skoro już tu jestem i ona tu jest,
to, kurwa, musi to coś znaczyć. Tym razem nie odpuszczę. Jeśli Nadia
stwierdzi, że to wszystko, co było między nami, się wypaliło, że nam się nie
uda, że nie chce dać mi szansy, to okej, wezmę to na klatę, będzie musiała
mnie jednak wysłuchać. Choćby dla oczyszczenia tej pieprzonej atmosfery.
8
Nadia
Rano jemy ze Scottem śniadanie na tarasie. Ten dom wciąż przytłacza mnie
swoim rozmiarem, ale jest piękny. Podoba mi się tu, nawet bardzo. Jest
cicho, spokojnie, można się tu zrelaksować, choć na dłuższą metę pogoda
by mnie pokonała. Lubię, jak jest gorąco, ale nie za długo. Mimo wszystko
klimat tego miejsca jest po prostu przyciągający i mam nadzieję, że uda mi
się częściej odwiedzać słoneczną Hiszpanię.
– O czym tak myślisz? – Scott przerywa moje rozmyślania.
– O tym miejscu – odpowiadam. – O tym, jak tu pięknie i spokojnie.
– Czyli dobrze, że cię tu zabrałem – stwierdza.
– Pomijając twojego brata, to bardzo dobrze – mówię, po czym upijam
łyk kawy.
– Jeśli będzie ci dokuczał, to mów.
– Czy ja mam pięć lat, byś musiał mnie bronić przed Ethanem? –
Marszczę brwi. – Poradzę sobie z nim.
– Z kim sobie poradzisz? – Aż się wzdrygam, słysząc ten
charakterystyczny, ochrypły głos.
Nie muszę się odwracać, bo Ethan zaraz staje tuż przede mną. Odsuwa
krzesło i siada jak gdyby nigdy nic. Ukradkiem zerkam na Scotta, ale moje
spojrzenie znów szybko przenosi się na Ethana. Są do siebie podobni, choć
Scott bardziej przypomina ojca i jest spokojniejszy, ułożony. Natomiast
Ethan jest tym niegrzecznym bratem, który łamie dziewczynom serca.
Chryste, on wygląda tak nieprzyzwoicie dobrze, jakby właśnie był po
cholernie dobrym seksie. Patrzy na mnie spod półprzymkniętych powiek,
kusząco rozchyla usta i przeczesuje włosy. Przełykam głośno ślinę i staram
się na niego nie gapić. Wkurza mnie tylko, że moje zdradzieckie ciało
reaguje na niego tymi dziwnymi dreszczami. Wiem, że muszę się przy nim
pilnować, bo on najwyraźniej nie zamierza trzymać się ode mnie z daleka.
Ethan sięga po wolną filiżankę i nalewa sobie kawy. Karcę się
w myślach kolejny raz za to zbyt długie obserwowanie go.
– Jest cukier? – pyta, rozglądając się.
– W domu – odpowiada Scott.
– Nie słodzicie? – Krzywi się. – O, ale jest miód – mówi i przysuwa się,
by sięgnąć po słoiczek stojący bliżej mnie.
– Dwa metry – syczę.
– Oj, przecież sama nie chcesz sobie tego zrobić – odpiera bardzo
pewny siebie.
– Zdajesz sobie sprawę, jaki jesteś wkurzający? – Przewracam oczami,
ale nawet nie odwracam się w jego stronę.
– Zdajesz sobie sprawę, jak pięknie wyglądasz, gdy się tak złościsz? –
odpowiada mi, a Scott śmieje się ukradkiem.
Pieprzony romantyk!
– Nawet nie widziałeś mojej twarzy. – Wstaję od stołu. – Na razie! –
dodaję i wchodzę do domu.
Tak się składa, że wiem, o co chodzi Ethanowi, i nie mam zamiaru mu
ulec. Przynajmniej ta rozsądniejsza część mnie. Pani Navarez mówiła, że
jedzie do Lloret, bo ma wizytę kontrolną u lekarza, a przy okazji zrobi
zakupy, więc pomogę jej i jednocześnie na trochę się stąd wyrwę. Chłopaki
planują zająć się altanką, ale coś mi mówi, że dziś skończy się na samych
chęciach.
Godzinę później jestem już w Lloret. Choć słońce mocno grzeje, lekkie
podmuchy wiatru przyjemnie chłodzą skórę. W powietrzu unosi się zapach
morskiej bryzy. Słychać szum fal, śmiechy dzieci i muzykę dobiegającą ze
sklepików. Ludzi jest mnóstwo, ale trudno się dziwić – jest środek sezonu,
a jest to naprawdę wymarzone miejsce na urlop.
Pani Navarez poszła do lekarza. Mam na nią czekać na głównej alei,
więc tam też się udaję. Po drodze dzwonię do Scarlett. Odbiera po kilku
sygnałach, po jej głosie słyszę, że jest zaspana.
– Obudziłam cię?
– Spoko, i tak powinnam już wstać – mówi, po czym słyszę, jak
ziewa. – Mam ochotę rzucić tę robotę i do ciebie przyjechać.
– Zapraszam, pomożesz mi wbijać szpile Ethanowi – odpowiadam ze
śmiechem. – Wyobraź sobie, że przyjechał wcześniej – wyjaśniam.
– A miało być tak pięknie – rzuca z przekąsem.
– W dodatku by miło spędzić czas, przywiózł sobie koleżankę.
– To nie dziewczyna, tylko koleżanka? – dopytuje z zaciekawieniem.
– Sama nie wiem. – Wzruszam ramionami.
– Trzymasz się jakoś?
– Tak. Nie jest źle, muszę się tylko częściej sprowadzać na ziemię –
kwituję.
– Bardzo się zmienił?
Tak, jest jeszcze przystojniejszy i bardziej pociągający niż ostatnio.
– Wiesz… – urywam na chwilę.
– Dobra, Nadia, wiem: zrobiło ci się gorąco, gdy go zobaczyłaś,
i przypomniały ci się te wszystkie dobre chwile – kończy za mnie.
– Te dobre chwile niestety przesłania ta jedna niezbyt fajna. – Krzywię
się.
– I tę cały czas miej przed oczami, bo coś czuję, że Ethan już próbował
cię oczarować. – Chichocze.
– Jaka ty jesteś wszechwiedząca. – Śmieję się.
– Uważaj na niego. Nie chcę, by znów złamał ci serce – mówi z troską.
– Spokojnie, teraz jestem ostrożniejsza – zapewniam ją. Podnoszę
wzrok i dostrzegam panią Navarez. – Scarlett, muszę kończyć.
– Jasne, baw się dobrze!
– Dzięki! Dbaj o siebie – dodaję, po czym się rozłączam.
Wstaję z ławki i chowam telefon do torebki.
– Zaczekaj! – Słyszę za plecami. – Señorita!
Nie jestem pewna, czy to do mnie, ale odruchowo się odwracam. Tuż za
mną stoi jakiś chłopak.
– Hej – mówi z uśmiechem.
– Hej – odpowiadam niepewnie i robię krok do tyłu.
– Nie bój się. Zgubiłaś coś. – Otwiera dłoń, w której trzyma łańcuszek
z zawieszką z imieniem Nadia. Och…
– To… to nie moje – odpowiadam, przyglądając się naszyjnikowi.
– Poważnie? Myślałem, że… Kurczę. – Blondyn potrząsa głową.
– Co prawda to moje imię, ale łańcuszek nie należy do mnie.
– Jesteś Nadia? Piękne imię. – Uśmiecha się.
– Dziękuję.
– Ja jestem Chris – przedstawia się, gdy podchodzi do nas pani
Navarez.
– Miło mi… Przepraszam cię, ale muszę lecieć – odpowiadam i zerkam
na kobietę, która kompletnie nic nie rozumie z naszej rozmowy. Całe
szczęście mówię trochę po hiszpańsku, wystarczająco, żeby się z nią
dogadać.
– Jasne, może jeszcze kiedyś na siebie wpadniemy! – dodaje, a ja tylko
szybko macham mu na pożegnanie.
Dziwne. Nie sądziłam, że moje imię jest aż tak popularne, ale
widocznie…
9
Nadia
Do wesela Cristine i Victora coraz bliżej. Jutro wszyscy się tu zjadą, więc
dom będzie pełen ludzi. Altanka jest już prawie skończona i muszę
przyznać, że drewniana konstrukcja wygląda niesamowicie w otoczeniu
drzew, które zdobią białe kwiaty. Od Scotta wiem, że to katalpy, właśnie
teraz kwitną. Ciemne drewno idealnie się komponuje z błyszczącą białą
organzą efektownie upiętą na filarach, która dodatkowo będzie przystrojona
różowymi kwiatami. W ogóle będzie tu sporo kwiatów – jeszcze
w girlandach i w wazonach. Do tego ścieżka prowadząca do ołtarza będzie
obsypana płatkami róż. Jest również piękny łuk ozdobiony łabędziami
z origami. Cristine uwielbia takie drobiazgi. Jestem pewna, że młodzi będą
zachwyceni. Mnie się bardzo podoba, choć nie jestem typową romantyczką
jak panna młoda. Cristine to taka artystyczna dusza. W szkole należała do
kółka teatralnego i zawsze grała główne żeńskie role w przedstawieniach.
Tak zagrała Julię Capuleti, że aż sięgnęłam po książkę, choć nie
przepadałam za lekturami. Po zakończeniu nauki w szkole teatralnej
poznała Victora. Kilka miesięcy później przyjechali tu, do Hiszpanii,
i zamieszkali u niego. Scott mówił, że Cristine grała w kilku spektaklach
i postanowiła poprowadzić zajęcia koła teatralnego dla młodzieży. Jestem
pewna, że ta oprawa przyjęcia weselnego jej się spodoba.
– Śpisz? – Słyszę nagle nad sobą głos Scotta, więc zsuwam kapelusz
z twarzy.
– Nie – mrużę lekko oczy – chciałam poczytać, ale na słońcu jakoś nie
mogę – dodaję, podpierając się na łokciach. – Skończyliście?
– Dwie godziny i będzie gotowa – odpowiada i podwija koszulkę, by
otrzeć pot z twarzy. Muszę przyznać, że Scott całkiem dobrze się
prezentuje. Trudno się dziwić, jest pływakiem. Zdobył pierwsze miejsce
w zeszłorocznych zawodach pływackich.
– Wow, nieźle.
– Wieczorem wybieramy się na imprezę. Przyłączysz się? – pyta.
– Serio, będziecie mieć siłę? – Dziwię się, bo praktycznie od tygodnia
zasuwają przy budowie altanki i sądziłam, że przed weselem będą raczej
wypoczywać.
– No, czemu nie? – Wzrusza ramionami. – W sumie chyba tylko Ethan
z Madison zostają w domu.
Och…
– Okej, chętnie z wami pójdę – zgadzam się.
Chyba będzie lepiej, jeśli uniknę przebywania z Ethanem w zbyt małym
gronie. Zostanie z Madison, więc z pewnością nie będą się nudzić.
– Dobra, wracam do roboty.
– Czekaj! – zatrzymuję Scotta. – Mógłbyś mi posmarować plecy? –
pytam chłopaka.
– Jasne, tylko daj mi chwilę. Pójdę umyć ręce. – Spogląda na
pobrudzone dłonie.
– Okej – odpowiadam i kładę się na brzuchu. Całe szczęście Ethan
z chłopakami pracują po drugiej stronie ogrodu, bo oglądanie mojego
półnagiego byłego wcale nie jest takie łatwe. Moje cholerne ciało za
każdym razem przechodzi prąd, jakbym była naelektryzowana.
Z powodzeniem mogłabym wykorzystać tę energię, by zasilić całe Lloret de
Mar.
Po chwili czuję chłodny olejek na moich plecach i duże dłonie
rozsmarowujące go po moim ciele.
– Mmm… – mruczę zrelaksowana.
Scott masuje mój kark, ramiona i przesuwa dłonią wzdłuż kręgosłupa.
Niespodziewanie odpina mi górę od bikini. W sumie sama bym to zrobiła,
ale okej.
Nagle czuję jego ręce na moich pośladkach. Masuje je, po czym wsuwa
dłonie pod moje majtki. To jest już dziwne.
– Scott, mógłbyś nie… – urywam, bo czuję, jak chłopak delikatnie
ściska moje pośladki. – Scott, do cholery! – Gwałtownie zrywam się
z leżaka i odwracam, zakrywając piersi kapeluszem. Przede mną stoi
rozbawiony Ethan.
Co za…! Zaciskam mocno usta, bo inaczej zaraz wystrzeli z nich salwa
wyzwisk pod jego adresem.
– I z czego się śmiejesz?! – warczę.
– Podobało ci się. – Och, brzmi tak pewnie.
– A ty co? Musiałeś sobie trochę mnie pomacać?
– Wiesz, kiedy tak seksownie zamruczałaś – mówi, a ja przewracam
oczami – czułaś, że to ja.
– Za dużo sobie wyobrażasz – prycham i dociskam kapelusz do piersi.
Teraz się cieszę, że wcale nie są takie duże i mogę je łatwo ukryć.
– Widzę, jak na ciebie działam – dodaje i splata ręce.
– Ach, tak. – Robię kilka kroków w jego stronę, odsłaniając piersi.
Ethan wpatruje się we mnie z takim pożądaniem, że w środku aż cała płonę.
Pozwalam, by jego dłonie spoczęły na mojej talii, a on przyciąga mnie
mocno do siebie. Jestem na tyle blisko, że czuję jego twardego penisa
wbijającego się w moje podbrzusze. Przylegamy szczelnie do siebie, a moje
piersi dotykają jego nagiego torsu. Przesuwam dłońmi po jego
umięśnionych ramionach, sprawiając, że pojawia się na nich gęsia skórka,
a jego usta opuszcza zmysłowy syk. Przyznaję, to też tortura dla mnie. – To
ty jesteś podniecony – szepczę, nie odrywając wzroku od jego twarzy.
Ethan zbliża usta do mojej szyi. Czuję na skórze jego ciepły oddech
i niemalże dotyk jego aksamitnych warg.
O cholera!
Drżę, bo moje ciało atakuje właśnie kolejna dawka elektryczności
zafundowanej przez Ethana.
– Założę się – chrypi seksownie, nachyliwszy się do mojego ucha – że
twoja cipka jest tak mokra, że bez trudu bym teraz w ciebie wszedł. – Te
odważne słowa wywołują w moim wnętrzu istną lawinę rozkoszy. –
Chętnie bym to zrobił i przypomniał ci, jak przyjemnie się zaciskałaś na
moim fiucie – dodaje, zakładając mi pasmo włosów za ucho.
Tak… Fiucie, którego wsadziłeś głęboko w gardło Lindsay. To
wspomnienie momentalnie mnie otrzeźwia. Nie jestem po prostu w stanie
wymazać tego z pamięci. Nie potrafię.
– Prawda, maleńka?
– Tak, tak, możesz sobie dalej marzyć – szepczę, po czym sięgam po
ręcznik, zakrywam się i idę do domu.
Och, jak ja się cholernie trzęsę. Boże, co za dreszcze. Przyznaję mu
cholerną rację, wywołał we mnie podniecenie tym dotykiem, szeptem, tą
bliskością. Potrzebuję rady specjalisty, bo nienawidzenie go coraz słabiej
mi wychodzi. To wszystko jest takie niesprawiedliwe.
Chłopaki kończą koło szóstej i powoli szykują się na imprezę. Pani Harper
dzwoniła kilka razy, by się upewnić, że wszystko jest gotowe, Scott musiał
jej wysłać aktualne zdjęcia. Muszę przyznać, że spisali się na medal.
Wszystko pięknie się prezentuje.
Sama też przygotowuję się do imprezy, już nie mogę się jej doczekać.
Okej, bardziej nie mogę się doczekać tego, że uniknę wieczoru spędzonego
z Ethanem. Przez niego gubię się w tym wszystkim. Na szczęście już
w niedzielę wyjeżdża, a ja będę mogła uporządkować myśli. Około ósmej,
gdy siedzę na dworze, podjeżdżają dwie taksówki. Dwie?
Po chwili z domu wychodzą Enrique, Marcos, Scott i… Ethan. A co on
tu robi? Miał przecież zostać z Madison. Zdezorientowana spoglądam na
Scotta, ale on tylko wzrusza ramionami. Nie wytrzymuję i podchodzę do
Ethana.
– Nie dotrzymasz towarzystwa swojej dziewczynie? – mówię to
celowo, by go zdenerwować.
– Wolę dotrzymać towarzystwa tobie – odpowiada, łapie mnie jedną
ręką w talii i prowadzi do taksówki.
– Nigdzie z tobą nie jadę – próbuję się wykręcić.
– Wsiadaj, nie marudź. – Ignoruje to, co powiedziałam, niemal wpycha
mnie do środka i szybko zamyka drzwi. – Vámonos! – zwraca się do
kierowcy. – A, i to nie jest moja dziewczyna – dodaje, obdarzając mnie
uważnym spojrzeniem.
Przez całą drogę już się do siebie nie odzywamy, choć mogę przysiąc,
że co jakiś czas czuję na sobie wzrok Ethana. Na szczęście reszta
chłopaków jedzie tuż za nami.
Zapowiada się naprawdę świetna impreza. Ironizuję w myślach, ale
jakoś to przeżyję. Przecież ignorowanie Ethana wcale nie musi być takie
trudne, zwłaszcza gdy wspomogę się alkoholem. Zresztą na pewno zaraz
wyrwie jakąś dziewczynę i tak ją zbajeruje, że jeszcze dziś zaliczy, a tego
musi mu ostatnio brakować, skoro się nie bzyka z Madison.
Po prawie dwóch godzinach muszę przyznać, że naprawdę dobrze się
bawię, a drinki są szalenie smaczne. Marcos oczywiście już poderwał jakąś
dziewczynę i wyszli z klubu. Niezły z niego dupek. Enrique, chyba
wściekły na brata, wlewa w siebie kolejne porcje alkoholu, ja tańczę ze
Scottem, a Ethan nas obserwuje. W ogóle się z tym nie kryje, nie jest
dyskretny – wbija we mnie spojrzenie, aż przechodzą mnie dreszcze. I choć
Scott mnie obejmuje, przytula, jego brat doskonale wie, że między nami nic
nie ma, dlatego też poniekąd patrzy na nas ze spokojem. Oczywiście nie
byłabym sobą, gdybym nie postanowiła trochę uprzykrzyć mu życia: gdy
przystojny Hiszpan zaprasza mnie do tańca, bez wątpliwości się zgadzam.
Jeszcze lepiej się bawię, gdy widzę, jak Ethan płonie z zazdrości. Zaraz
zmiażdży szklankę, a mnie chce się śmiać. Zarzucam mojemu partnerowi
ręce na szyję i kołyszemy się w rytm muzyki. Szepcze mi coś do ucha, ale
nie mam zielonego pojęcia co. Zresztą czy to ważne? Alkohol
zdecydowanie dodał mi odwagi i miło mi się patrzy na takiego wściekłego
Ethana. Niestety mój były nie grzeszy cierpliwością i nim piosenka dobiega
końca, podchodzi do nas, mówi coś do Hiszpana, chwyta mnie za ramię
i wychodzimy na dwór.
Jezu, wolniej, nogi mi się plączą. Oj, chyba jednak za dużo alkoholu.
Gdy jesteśmy już na dworze, biorę głęboki wdech i ruszam dziarsko
przed siebie, w stronę plaży.
– Nadia! – Słyszę za sobą głos Ethana, ale nie zamierzam się
zatrzymywać.
Cholerne buty! Obcasy wbijają mi się w piasek, więc je po prostu
zdejmuję.
– Nadia, do cholery! – woła za mną Ethan.
– Odwal się! – krzyczę, ale nadal się nie odwracam.
Co on sobie myśli? Nie jestem jego własnością, nie jestem jego
dziewczyną i nie ma prawa być zazdrosny. Po prostu nie ma! Teraz to ja
jestem na niego wściekła. Musiał dać popis zazdrości, bo przecież nie
wolno mi się z nikim bawić.
Dupek!
– Nadia! – W końcu udaje mu się mnie dogonić. – Celowo mnie
prowokujesz – syczy, trzymając mnie mocno za ramię, ale już po chwili mu
się wyszarpuję.
– Tak, wszyscy cię prowokują… – prycham i dźgam go palcem
w tors. – Lindsay też cię sprowokowała?
– Nadia…
– Jesteś żałosny, Ethan – rzucam z pogardą. – Rościsz sobie do mnie
jakieś prawa, a tymczasem to ja mam prawo. Mam prawo dobrze się
bawić! – wykrzykuję. – A tobie…
Nie udaje mi się dokończyć, bo Ethan momentalnie wpija się w moje
wargi, i to w tak namiętnym pocałunku, że zapiera mi dech w piersi. Jęczę
mu bezwstydnie w usta, a moje ciało całe drży. Odbiera mi rozum, bo
jedyne, o czym marzę w tym momencie, to by ten pocałunek skończył się
gorącym seksem na plaży. Chłopak przyciska mnie mocno do siebie, tak że
czuję nie tylko jego rosnące podniecenie, ale i bicie serca. Właśnie w takich
momentach szlag trafia moją nienawiść do niego i całe zło. Dlaczego nie
potrafię mu się oprzeć? Dlaczego nie potrafię być wobec niego obojętna?
– Maleńka… – szepcze ochryple i wsuwa dłonie pod moją bluzkę.
Nie mogę mu ulec. Nie wchodzi się dwa razy do tej samej rzeki.
– Ethan, nie! – Resztkami rozsądku odrywam się od jego gorących ust
i odpycham chłopaka od siebie.
– Nadia…
– Nie, Ethan – kręcę głową i odwracam się w stronę chodnika – mam
dość, daj mi spokój.
– Dlaczego jesteś taka uparta? – pyta, idąc za mną. – Dlaczego ze mną
nie porozmawiasz?
– Bo doskonale wiem, co mi powiesz – zatrzymuję się.
Och… Chyba jednak wypiłam za dużo tych kolorowych drinków, bo
żołądek podchodzi mi do gardła i czuję, że zaraz zwymiotuję.
– Tak – fuka – ty zawsze byłaś wszechwiedząca. Zawsze wiedziałaś
lepiej! Nadia Nevrakis, alfa i omega!
O cholera! Ale mi niedobrze.
– Nawet nie dałaś mi nic wytłumaczyć – kontynuuje ten swój
monolog. – Zanim odkryłem prawdę, co tam się wydarzyło, ty już zdążyłaś
mnie pogonić i skreślić.
W ostatniej chwili podbiegam do kosza na śmieci i zwracam całą
zawartość żołądka.
– Jezu, Nadia! – Momentalnie czuję, że Ethan mnie podtrzymuje. –
Czemu nie powiedziałaś, że będziesz rzygać?
Serio? Sięgam do kieszeni spodni i wyciągam chusteczkę, by wytrzeć
usta.
– Tak, wiesz – podnoszę się powoli – następnym razem wyślę ci
najpierw podanie, jak mi się będzie zbierało na wymioty – drwię z niego. –
Daj mi spokój.
Próbuję ustać na nogach, ale te już odmawiają posłuszeństwa.
– Oho, tobie już wystarczy imprezy.
Chłopak znów mnie przytrzymuje. Naprawdę kiepsko się czuję.
– Przestań za mnie decydować – rzucam i robię krok w tył.
– Jedziemy do domu – mówi stanowczo.
– To sobie jedź – prycham i odwracam się w stronę klubu.
– Dobra, koniec tego.
Nim zdążę zareagować, Ethan bierze mnie w ramiona. Nie mam już siły
się z nim szarpać, więc się poddaję.
– Ethan, co ty…
– Już przestań – przerywa mi.
Opieram głowę na jego ramieniu, kiedy niesie mnie w stronę postoju
taksówek. Chyba tym razem muszę przyznać mu rację. Jestem pijana,
zmęczona i jednak chcę wrócić do domu.
Chwilę potem wsiadamy do taksówki. Kładę głowę na kolanach Ethana,
a chłopak odgarnia włosy z mojej twarzy. Nawet nie rejestruję, kiedy
zasypiam.
14
Nadia
Jakiś czas później leżę sobie na ręczniku, a Ethan parkuje czerwone cudo.
W końcu mój towarzysz staje nade mną i przesłania mi słońce. Podpieram
się na łokciach i otwieram oczy.
O mamo! Dlaczego on musi być taki seksowny? Ma na sobie tylko
spodenki. Opiera dłonie na biodrach, a ja jak zaczarowana wpatruję się
w jego nagi tors.
– Coś mały ten ręcznik wzięłaś.
– Bo wzięłam go dla siebie – burczę, ale w końcu trochę się przesuwam.
Ethan oczywiście zajmuje miejsce obok mnie. Jest stanowczo za
blisko… Stykamy się ciałami, a ja czuję, jakby na przemian przeszywały
mnie gorące i zimne dreszcze. Nabawię się przy nim hipotermii, a potem
się przegrzeję. Chłopak podpiera się na łokciu i przesuwa palcami wzdłuż
mojego brzucha.
Cholera jasna!
Moje ciało momentalnie pokrywa się gęsią skórką i czuję, jak moja
kobiecość pulsuje, czekając na pieszczoty Ethana. Zwariuję przez niego.
– Co robisz? – pytam. Słyszę, jak mi głos drży.
– Na pewno nie to, na co miałbym teraz ochotę.
– A na co masz ochotę? – Nadia, opanuj się!
Nie wiem, dlaczego go o to zapytałam. Przy nim nie zachowuję się
racjonalnie. Moje ciało wciąż go pamięta i tak bardzo za nim tęskni.
W następnej chwili Ethan zrywa się i nakrywa swoim ciałem moje.
Boże, co on robi? Zawisa nade mną i patrzy mi prosto w oczy. Przysuwa
swoją twarz do mojej, zupełnie jakby chciał mnie pocałować, ale zamiast
tego trąca nosem mój nos. Napiera na mnie tak, że czuję jego twardą
męskość. Mam ochotę utonąć w jego ramionach i zapomnieć o bożym
świecie.
Gdy czuję delikatne muśnięcie jego warg, mimowolnie rozchylam usta.
Ethan jakby tylko na to czekał: pogłębia pocałunek, a nasze języki splatają
się jak w jakimś gorącym, hiszpańskim tańcu. Cholera, jak ja go pragnę!
Cała drżę i czuję wilgoć między udami.
– Ethan, jesteśmy na plaży – jęczę między pocałunkami.
– Fakt, znajdźmy jakieś ustronne miejsce – dodaje i przygryza mi
wargę.
Moje ciało wręcz krzyczy „wstawaj z tego piachu i idź z nim,
dokądkolwiek cię zaprowadzi, a dostaniesz w zamian najlepszy orgazm na
świecie”, mój rozum budzący się co jakiś czas upomina mnie jednak, że
jeśli jeszcze kiedykolwiek mu ulegnę, to będę miała poważny problem.
– Ethan… – mruczę, gdy jego dłoń czule gładzi moje udo.
– Zrywamy się stąd? – pyta, po czym podskubuje moją skórę.
– Tak… – wyrywa mi się mimowolnie, lecz szybko sprowadzam się na
ziemię. – Matko, Ethan, przestań! – Odpycham go. – Mącisz mi w głowie.
Złaź ze mnie!
Zrzucam z siebie chłopaka, podnoszę się z ręcznika i zaczynam zbierać
swoje rzeczy.
– Co ty robisz? – Patrzy na mnie zaskoczony.
– Jak to co? Zbieram się.
– A co zrobimy z tym? – Wskazuje na swoje nabrzmiałe krocze.
– Chryste, Ethan jesteśmy na plaży, wśród ludzi, zakryj się! – Bo to ja
nie mogę się skupić.
– I mam chodzić z tym namiotem? Nadia, przecież widzę, że tego
chcesz – mruczy.
– Idź popływać – wyganiam go. – Spotkamy się za godzinę w głównej
alei.
– Jest długa.
– Koło włoskiej knajpki, tej, którą mijaliśmy – dodaję.
– Jesteś pewna, że nie wolisz tego czasu spędzić milej? – Puszcza do
mnie oko.
– Nie… – szepczę bez namysłu. – To znaczy tak! Ethan! – Potrząsam
tylko głową, po czym szybko stamtąd uciekam.
Takie kuszenie powinno być karalne.
Przez cały następny dzień nie widziałam się z Ethanem. Tak po prostu
gdzieś go wcięło. Nawet Scott nie wiedział, gdzie jest jego brat. Dzwonił do
niego i pisał, ale Ethan dużo później odpowiedział tylko esemesem, że
wróci jutro. Czy to przez wczorajszą sytuację w łazience? Przez to, co
powiedziałam?
– Nie myśl o nim tyle. – Sztywnieję na słowa Scotta.
– Skąd wiesz, że myślałam o nim?
– Nie wiem – wzrusza ramionami – zgadywałem, ale właśnie się
przyznałaś. – Uśmiecha się, a ja przewracam oczami. – Wrócił już? – pyta
i rozgląda się.
– Nie. Pewnie poznał gorącą Hiszpankę i się zabawia – rzucam ponuro.
– Boże, ale ty jesteś zazdrosna – stwierdza i siada naprzeciwko mnie.
– Dobra, weź już skończ. Widzę, że nagle przeszedłeś na jego stronę.
Lepiej powiedz, co z Caroline – zmieniam niewygodny dla mnie temat.
– A co ma być? – Udaje, że nie wie, co mam na myśli. – Ma właśnie
jakąś telekonferencję – wyjaśnia z uśmiechem.
– Bardzo śmieszne.
– Nadia… – zamyśla się – to jest ta jedyna – kończy z radością.
Uśmiecham się do przyjaciela.
– Ale… – nie byłabym sobą, gdybym nie zapytała – Scott, dlaczego się
rozstaliście?
– Brak szczerej rozmowy – odpowiada.
– To znaczy? – Prostuję się.
– Chciałem jej zaproponować wspólne mieszkanie. W końcu –
podkreśla. – Ale wiesz, jakich ona ma rodziców.
– Nadopiekuńczych?
– To mało powiedziane – prycha. – Wiesz, ona też tego chciała, ale
skoro ja tego nie proponowałem, to myślała, że ja nie chcę. Ja znowu
czułem, że się nie zgodzi ze względu na rodziców i tylko się przez to
posprzeczamy – wyjaśnia. – Rozumiesz?
– Nie. – Śmieję się.
– Nadia – karci mnie. – Caroline stwierdziła, że nie myślę o niej
poważnie i tylko się nią bawię.
– Przez cztery lata? – Ściągam brwi.
– Koleżanki dorzuciły swoje i wyszło, co wyszło. Długo by jeszcze
gadać, ale najważniejsze, że wyjaśniliśmy sobie wszystko, a na Ibizie
zamierzam… – urywa na moment, rozgląda się dookoła i wyciąga
z kieszeni pudełeczko, a z niego piękny pierścionek z delfinem.
– O ja cię! – Zasłaniam usta dłonią.
– Nie jest to ten właściwy, ale mam nadzieję, że go przyjmie.
– Z pewnością.
– Nadia – spogląda na mnie – może warto pogadać szczerze z Ethanem?
– Scott… ja… ja się boję tej rozmowy – wyznaję szczerze. – Nie wiem,
czego się spodziewać.
– Nadia, nie mówię, że macie o wszystkim zapomnieć i wylądować
w łóżku, po prostu pogadajcie – wyjaśnia. – Nie wiem, co się stało, ale
zapewniam cię, że to nie ten sam Ethan co cztery lata temu – mówi. – On
jest jakiś inny.
– Nie wiem, czy chcę wracać do przeszłości. – Potrząsam głową. –
A co, jeśli się okaże, że jednak była szansa się dogadać?
– Nie dowiesz się tego, jeśli nie pogadacie. Sam chciałem go zabić po
tym, co ci zrobił, ale potraktuj to może jako oczyszczenie atmosfery –
proponuje. – Niech ci powie, co ma powiedzieć, i tyle.
– Scott, nie chcę, by znowu złamał mi serce – wspominam z bólem.
– To pogadaj z nim szczerze. Potrzebujecie tego – radzi, po czym
wstaje, całuje mnie we włosy i wchodzi do domu.
Tak… Tylko czy Ethan potrafi być ze mną szczery?
Wariuję przez tego chłopaka! Jednocześnie chcę się wić pod nim
z rozkoszy i porządnie zdzielić go w głowę za ten cały ból. Tylko on potrafi
wywołać we mnie takie skrajne odczucia. Rozpala mnie tak, że ledwo się
powstrzymuję, by mu nie ulec. Czy naprawdę coś się w nim zmieniło? Nie
chcę kierować się właśnie tym, moimi uczuciami, bo to one wtedy wzięły
górę, straciłam zdrowy rozsądek i poddałam się Ethanowi. Choć nie
byłabym ze sobą szczera, gdybym powiedziała, że mi się nie podobało.
Nasz związek może i był krótki, ale za to bardzo intensywny oraz bardzo
namiętny. Niestety to wszystko sprawia, że nie jestem w stanie przejść
obojętnie obok Ethana, ale widzę, że to działa w dwie strony. Wiem, że
mnie pragnie, czuję to każdą komórką mojego ciała. Nie wiem tylko, jak
długo będę się w stanie przed tym bronić.
Wieczorem państwo zakochani jadą do Lloret. Mają w planach kolację
i maraton w kinie. Scott oczywiście mnie zapraszał, ale na pewno
potrzebują czasu tylko we dwoje. Wieczór jest ciepły i przyjemny, więc
narzucam na siebie tylko cieniutki szlafroczek i wychodzę na taras trochę
się dotlenić.
Spotykam tam Ethana. Spogląda na mnie tak, że zaraz się rozpłynę.
Przez chwilę zawiesza spojrzenie na mojej sylwetce, jakby badał każdy
fragment mojego drżącego ciała.
To moment, by się wycofać.
– Sorry, nie wiedziałam, że tu jesteś – mówię lekko zmieszana. – Już
sobie idę.
– Zostań! – zatrzymuje mnie.
– Nie chcę ci przeszkadzać.
– To chyba raczej ja tobie przeszkadzam – odpowiada i na chwilę
podnosi na mnie pełen smutku wzrok.
– Znowu zaczynasz? – Przewracam oczami, bo doskonale znam tę
śpiewkę.
– Starasz się mnie unikać, a gdy jesteś tak blisko…
– Ethan, przestań – przerywam mu.
– Widzisz, Nadia, skupiasz się tylko na sobie – wyrzuca mi. – Nie
słuchasz tego, co mają do powiedzenia inni.
– Tak? – Och, wkurzył mnie. Owszem, skupiam się na sobie, bo
uszczęśliwianie innych nie sprawiło, że ja jestem szczęśliwa. W życiu
czasem trzeba być egoistą. – To może powiedz mi coś, czego nie wiem! –
rzucam wściekle.
Ethan nie odpowiada. Widocznie nie ma mi za wiele do powiedzenia.
– Tak myślałam – odzywam się po dłuższej chwili.
– Nie byłem do końca świadomy, gdy cię zdradziłem – mówi, wbijając
wzrok przed siebie.
– Nie byłeś do końca świadomy? – powtarzam za nim.
– Odurzyli mnie.
– Co ty pieprzysz? – irytuję się.
– Pamiętasz Huberta?
Szybko sięgam pamięcią do czasów szkolnych. Hubert chodził do tej
samej klasy, co Ethan, ale się nienawidzili. Hubert twierdził, że Ethan
podrywa najlepsze dziewczyny.
– Pamiętam – odpowiadam.
– Nie byłem święty, trochę się zjarałem, ale oni dosypali mi czegoś do
piwa – wyjaśnia.
– Na imprezie? – dopytuję. – Ale dlaczego?
– To miała być zemsta też za ciebie, bo Hubert nieźle się na ciebie
napalił – tłumaczy. – Pomogły mu te twoje pseudokoleżanki, które miały
z tego największą radość.
Na moment zastygam. Próbuję jakoś to sobie poukładać w głowie.
Fakt, po tym wszystkim Hubert kilka razy proponował mi spotkanie. Za
każdym razem odmawiałam.
– Przecież miałeś tylko odwieźć chłopaków – przypominam mu.
– Tak, miałem zaczekać na tych gówniarzy… – urywa na moment. –
Wiem, Nadia, to moja wina, bo zapaliłem tego cholernego jointa i dałem się
namówić na piwo. Potem… potem Lindsay zaciągnęła mnie do pokoju
i… – spuszcza spojrzenie – wiesz, co było dalej.
Zamurowało mnie. Ja tak to przeżywałam, tak cierpiałam! Byłam w nim
zakochana, dlatego tak bardzo mnie to bolało.
– Było wtedy między wami coś więcej?
– Nie, Nadia, przysięgam – mówi, a ja już mam pewność, że nie kłamie.
– Ja… – urywam, bo nawet nie wiem, co powiedzieć.
– Wiedziałaś, że Hubert zapłacił Lindsay?
Co?
– Ona od razu się zgodziła, ale jeszcze wtedy nie wiedziała, że chodzi
o nas, o ciebie – wyjaśnia.
Nie przyjaźniłam się z Lindsay, ale jakoś się dogadywałyśmy. Nie
miałam z nią żadnego konfliktu, choć przez reputację puszczalskiej nie
miała zbyt wiele koleżanek.
– Ale dlaczego ty tego nigdzie nie zgłosiłeś? – dopytuję. – To był jakiś
narkotyk, tak? Dlaczego nie poszedłeś z tym na policję?
– A kto by mi uwierzył, skoro własna dziewczyna mnie pogoniła? –
Patrzy na mnie z pewną dozą żalu.
– Ethan, nie miałam pojęcia.
– Nie miałem świadków, dowiedziałem się o wszystkim po jakichś
trzech tygodniach, żadne badania nic by już nie wykryły. Nadia, ja nie
próbuję się teraz wybielić, ale pomyśl, jakie miałem szanse tego uniknąć,
skoro oni to wszystko zaplanowali – dodaje z wyczuwalnym smutkiem. –
Prędzej czy później by nas rozdzielili, a przynajmniej by próbowali.
– Ethan… – Potrząsam lekko głową.
Nawet jeśli to był plan, nie zmienia to faktów. Owszem, mogłam z nim
wcześniej pogadać i może teraz byłoby inaczej. Kiedy następnego dnia po
tamtej imprezie Ethan do mnie przyjechał, skończyło się na wzajemnym
obwinianiu i wytykaniu wad. Bardzo nas wtedy poniosło.
– Dlaczego nie powiedziałeś mi o tym wszystkim wcześniej? – pytam
z pretensją.
– Przecież mówię ci, że ja też nie od razu się o tym dowiedziałem,
a potem nie chciałaś mnie słuchać – wyrzuca mi.
– Ethan…
– Nadia – przysuwa się i chwyta moje dłonie – powiedz, czy gdybym
wcześniej ci powiedział, coś by to zmieniło?
I co ja mam mu odpowiedzieć, skoro sama nie wiem? Teraz to dopiero
mam mętlik w głowie! Przez jakiś głupi plan tego gnojka Huberta i kilku
suk, które udawały moje koleżanki, życie wywróciło mi się do góry
nogami. Jak można być tak podłym?
– Naprawdę nigdy mi tego nie wybaczysz? Wiem, że mi nie wierzysz,
ale nie jestem tym samym chłopakiem co wtedy – zapewnia.
– To co się zmieniło?
– Moje życie.
– Co masz na myśli? – dopytuję.
– Nadia, życie jest zbyt krótkie, by cały czas się gniewać. A co, jeśli
jutro nas nie będzie? – Prostuje się lekko.
Jak to poważnie zabrzmiało.
– Ethan, ja…
Chłopak spuszcza wzrok i potrząsa głową.
– Nie mam co liczyć na twoje wybaczenie – tym razem chyba raczej
stwierdza, niż pyta.
Ethan właśnie mi coś uświadomił. Owszem, nie zmienię przeszłości, nie
wymażę tego z pamięci i choć bolało mnie to, co zrobił, chyba mu
wybaczyłam. Może za długo chowałam do niego urazę? Może to dlatego,
że był moim pierwszym chłopakiem i tak się sparzyłam? Może powinnam
po prostu odpuścić, bo inaczej nigdy nie ułożę sobie życia?
– Przepraszam cię, Nadia – mówi smutno, po czym wstaje, całuje mnie
we włosy i odchodzi.
19
Nadia
Nie wiem czemu, ale czuję, jakby mi czegoś brakowało. Tak jakby Ethan
zabrał ze sobą jakąś część mnie i zostawił tę cholerną pustkę wypełnioną
pragnieniem. Zrywam się z miejsca i idę za nim. Ethan wchodzi do swojej
sypialni, ale zanim zdąży zamknąć drzwi, chwytam za klamkę.
– Nadia…
Jego głos mnie przeszywa, moje ciało pokrywa się gęsią skórką.
Przyglądam mu się stanowczo za długo, bo zaczyna mi się robić gorąco. Na
szczęście w pokoju panuje półmrok i chłopak nie widzi moich rumieńców.
– Prze… przepraszam – dukam. Gdy chcę się odwrócić, Ethan chwyta
mnie za rękę.
Zamyka drzwi, chyba żebym mu nie uciekła. Nic nie mówi, tylko
uważnie bada wzrokiem każdy fragment mojego ciała. W jego spojrzeniu
jest żar i pożądanie, a oczy iskrzą się jak dwa ogniki. Przesuwa dłońmi po
moich ramionach, aż cała drżę. Moje usta opuszcza cichy, ale słyszalny jęk.
Chłopak przysuwa wargi do mojej szyi i delikatnie sunie nimi po rozgrzanej
skórze. Przechylam głowę na bok, dając mu do siebie lepszy dostęp.
Chwyta mnie w pasie i przyciąga do siebie. Serce bije mi tak szybko, że
zaraz wyskoczy mi z piersi. Ethan zsuwa mi szlafrok z ramion i delikatnie
obrysowuje palcami moje sterczące sutki, które rysują się wyraźnie pod
cienkim materiałem koszulki.
– Tak strasznie cię pragnę, mała – chrypi i podszczypuje moje
brodawki, a moje usta opuszcza kolejny jęk.
– Ethan… – Przymykam oczy.
– Pozwól mi się sobą zająć – szepcze, po czym zostawia mokre ślady na
mojej szyi. – Pozwól mi, mała.
Podnosi na mnie wzrok, czekając na moją odpowiedź. Nie jestem
w stanie mu odmówić, wcale tego nie chcę. Chcę, by właśnie teraz się mną
zajął, bo wiem, że zrobi to tak, że kompletnie się w nim zatracę i odlecę.
Wiem, że to przyciąganie wciąż między nami jest i że osiągnę z nim
upragnione spełnienie.
Pieprzyć to!
– Nie każ mi już dłużej czekać – odpowiadam mu i powoli zsuwam
ramiączka koszulki, która po chwili opada na podłogę.
Staję przed nim zupełnie naga, tak jak wtedy, gdy wyszłam z basenu.
Wiem, że ten widok go podnieca. Dodatkowo odgarniam włosy do tyłu, by
dokładnie widział moje piersi. Zaciskam lekko uda, bo czuję spływającą po
nich wilgoć. Ethan cofa się o krok i wręcz pochłania mnie wzrokiem.
Bardzo dobrze czuję jego spojrzenie, które wywołuje dreszcze na moim
ciele. Jego oznaka podniecenia coraz bardziej rośnie w spodenkach.
Chłopak jedną ręką przeczesuje włosy, a drugą przesuwa po swoim kroczu.
Gdy robię krok w jego stronę, z jego ust wydobywa się zmysłowy pomruk.
– Wciąż jesteś w ubraniach – zwracam mu uwagę.
– Chryste, Nadia, zaraz dojdę od samego patrzenia na ciebie – chrypi,
po czym szybko pozbywa się koszulki i spodenek.
Policzki aż mnie palą, podnieca mnie świadomość, że tak na niego
działam. Ethan podchodzi bliżej i bierze mnie w ramiona, po czym zanosi
na łóżko.
– Mało dziś pośpisz – mówi, gdy zawisa nade mną.
– Nie przeszkadza mi to.
Chłopak wpija się w moje usta w namiętnym pocałunku. Przyciągam go
do siebie i wplatam palce w jego miękkie włosy. Czuję, jak ociera się
twardym fiutem o moją kobiecość. Jezu, zaraz zwariuję!
Schodzi niżej pocałunkami i zatrzymuje się przy moich piersiach.
Najpierw zajmuje się jedną: liże ją, ssie i podgryza wrażliwą brodawkę.
Każde jego liźnięcie, każda pieszczota sprawia, że z mojego gardła
wydobywają się kolejne jęki. Dociera do pępka i zatacza językiem kółka
wokół niego, a potem całuje mój brzuch. Chichoczę.
– Łaskotki? – pyta i podnosi na mnie wzrok.
– Niezmiennie – odpowiadam, patrząc na niego.
– A… tu…? – pyta, po czym niespodziewanie przesuwa dłoń niżej
i wsuwa we mnie dwa palce.
– Ethan… – Zaciskam dłonie na pościeli.
– Jesteś bardzo gorąca, maleńka, i bardzo mokra. – Pochyla się
i zanurza między moimi udami.
O mamo! Mam ochotę krzyczeć na całe gardło.
– Tak dobrze smakujesz – dyszy, po czym dalej pieprzy mnie językiem.
Wsuwa go we mnie głęboko. Już odpływam, a to dopiero początek.
Jęczę raz za razem, gdy język Ethana penetruje moją cipkę. Wypycham
biodra do przodu i przyciągam jego głowę do siebie.
– Ethan! Och… – Nie jestem w stanie się powstrzymać.
– Dobrze ci, skarbie? – Podnosi na mnie spojrzenie i oblizuje usta.
– Bardzo… – chrypię. – Nie przestawaj. Proszę…
Cholera jasna! Nie myślę o konsekwencjach, teraz chcę go mieć tylko
dla siebie. Nieważne, co będzie jutro, liczy się tylko tu i teraz.
Ethan podnosi się i wpija w moje usta. Czuję smak własnego
podniecenia, co niesamowicie mnie nakręca. Wsuwam dłonie pod jego
bokserki i ściskam pośladki chłopaka, przyciskając go do siebie.
– Jesteś gotowa, by mnie poczuć? – pyta z seksownym pomrukiem.
– Aż za bardzo. – Nie kłamię. Czuję, że zaraz eksploduję.
Ethan na moment się podnosi, ale tylko po to, by ściągnąć bokserki.
Przygryzam wargę na widok jego sporego przyrodzenia, a moje serce
galopuje jak szalone. Chłopak sięga do szafki i wyciąga z niej foliową
paczuszkę.
– Ethan, zaczekaj – zatrzymuję go.
– Nadia, błagam cię, nie mów, że teraz mi odmówisz. – Klęka na łóżku,
a jego wyraz twarzy zdradza, że jest lekko zdezorientowany.
– Nie, nie – uśmiecham się do niego – po prostu… biorę zastrzyki. Nie
potrzebujemy gumek, chyba że…
– Jestem zdrowy, mała. Nie zrobiłbym ci czegoś takiego. – Kręci głową.
– Wiem… – przytakuję.
– W takim razie teraz wypieprzę twoją słodką cipkę – mruczy
niezwykle władczo.
Z uśmiechem wraca na swoje miejsce, czyli między moje uda. Rozsuwa
je szerzej i pochyla się nade mną. Podciąga jedną moją nogę i płynnym
ruchem wchodzi we mnie cały.
– Och! – Długi jęk wyrywa się z mojego gardła, wyginam ciało w łuk.
Ethan na chwilę się zatrzymuje i opiera czoło na moim ramieniu. Słyszę
jego ciężki oddech i czuję, jak rośnie w moim wnętrzu, wypełniając mnie
po same brzegi.
– Ależ ja, kurwa, za tobą tęskniłem – warczy. – Nadia…
Przytrzymując moją nogę, zaczyna się we mnie poruszać. Wsuwa się
i wysuwa z mojej kobiecości. Już nie panuję nad jękami i krzykami, które
co chwilę opuszczają moje usta. Jest mi dobrze i nie zamierzam tego
ukrywać. Tak bardzo tęskniłam za nim, za jego pocałunkami i dotykiem.
Nagle Ethan ze mnie wychodzi, na co reaguję grymasem, choć wiem, że
to przecież jeszcze nie koniec.
– Odwróć się, skarbie – nakazuje i podskubuje moją szyję. – Chcę cię
wziąć od tyłu.
Och… Bardzo chętnie.
Fala dreszczy przeszywa moje ciało. To była nasza ulubiona pozycja.
Szybko się odwracam, podpieram na poduszce i wypinam pupę w jego
stronę. Ściska moje pośladki, rozchyla je i ostro się we mnie wbija.
O! Mój! Boże!
Uderza we mnie raz za razem, a jego ruchy są mocne, głębokie, a nawet
brutalne. Muszę przyznać, że w jakiś sposób jest to bolesne, ale to taki
rodzaj bólu, którego pragnę, bo wiem, do czego mnie doprowadzi. Ethan
zmysłowo powarkuje, wbijając się w moją cipkę, która zaczyna coraz to
mocniej pulsować. Czuję i słyszę, jak obija się o moje pośladki, gdy
przyspiesza ruchy. Zbiera moje włosy w kucyk i owija je sobie wokół dłoni.
Pociąga za nie lekko, nabijając mnie na siebie energicznie.
– O tak, mała – dyszy ciężko. – Przyjmij mnie całego.
Nie jestem w stanie powstrzymać nadchodzącego orgazmu. Chcę
skończyć, rozpaść się przez niego i dla niego.
– Ethan! – krzyczę głośno, próbując zapanować nad tym drżeniem.
Chłopak szybko mnie odwraca. Doskonale, bo po tym, co mi właśnie
zafundował, moje nogi zrobiły się jak z waty. Znów leżę na plecach, a on
ponownie we mnie wchodzi.
– Zaraz skończę – ostrzega i gryzie moją dolną wargę.
Ethan nieznacznie się ze mnie wysuwa, po czym uderza ostro. Wbijam
paznokcie w jego twarde plecy i choć staram się stłumić jęk, ten i tak
wydobywa się z mojego gardła. Po kilku rytmicznych pchnięciach chłopak
zastyga w bezruchu, a ja czuję, jak żar wypełnia moje wnętrze. Ethan opada
na mnie swoim ciężarem, wciąż wytryskując w mojej kobiecości. Czuję
przyspieszone bicie jego serca i nierówny oddech. Obejmuję go mocno za
szyję, ciesząc się z tych kilku chwil, które zostały nam podarowane.
– Jezu, Nadia, jesteś niesamowita – mówi ochryple i podnosi głowę.
– Dobrze mi z tobą – odważam się mu wyznać, nie zważając na
konsekwencje tych słów.
– Mnie z tobą też, mała. – Odgarnia kosmyk włosów z mojej twarzy.
– Wiesz… – przesuwam dłońmi po jego muskularnych ramionach –
nikogo po tobie nie miałam.
– Nadia, ja…
– Nie musisz mi się tłumaczyć – przerywam mu, bo wiem, że on nie
może powiedzieć tego samego.
– Tęskniłem za tobą – wyznaje i trąca nosem mój.
– Wiele się zmieniło – uświadamiam mu.
– Wiem, ale chciałbym spróbować jeszcze raz – mówi niespodziewanie.
– Masz na myśli, żebyśmy do siebie wrócili? – Zaskoczył mnie.
– Spróbujmy. Myślisz, że mamy jakieś szanse?
– Chciałbyś? To nie wakacyjny seks?
– Nie, Nadia. To coś więcej – zapewnia mnie.
– Ethan… dajmy sobie czas – mówię szczerze. – Zobaczymy, dokąd nas
to zaprowadzi.
– Dla ciebie wszystko – odpowiada i całuje mnie czule.
Nie chcę robić sobie nadziei. Owszem, właśnie uprawialiśmy seks, to
jednak nie znaczy, że tak po prostu jesteśmy znowu razem. Nie wykluczam,
że jeszcze kiedyś tak będzie, ale jednocześnie boję się rozczarowania. Nie
wiem nawet, czy chcę coś z nim ustalać. Może lepiej niech to się potoczy
własnym torem? Być może po wakacjach zdecydujemy, że nic prócz seksu
nas nie łączy, i każde zechce pójść w swoją stronę? Teraz tego nie wiem.
Pierwszy raz nie chcę się nad tym zastanawiać. Pierwszy raz chcę po prostu
żyć tą chwilą.
– Muszę do łazienki – odzywam się po chwili.
– Ale wrócisz?
– Zapraszam do mnie. – Puszczam do niego oko.
20
Ethan
Nadia
Cholera jasna! Ta noc z Ethanem była po prostu niesamowita. Jest jeszcze
lepiej, niż było kiedyś. Kiedy znów go w sobie poczułam… To jest po
prostu nie do opisania. Owszem, trochę panikuję, bo doskonale zdaję sobie
sprawę, że Scott się domyśli, że przespaliśmy się ze sobą, a ja nie chciałam,
by to tak szybko wyszło na jaw. Dopiero co wczoraj mi mówił, że wcale nie
chodzi o to, by wylądować w łóżku, tylko żeby pogadać… W sumie
zrobiliśmy i jedno, i drugie. Może ten seks zdarzył się pod wpływem
chwili, ale nie żałuję tego.
Podchodzę do drzwi, by je otworzyć, ale jeszcze na moment odwracam
się w stronę Ethana i upewniam się, że założył przynajmniej bokserki.
Biorę głęboki wdech i naciskam klamkę.
– Hej! – Scott wita się ze mną, a ja speszona okrywam się mocniej
szlafrokiem. – Nie wiesz może, gdzie jest Ethan?
– Ethan? – powtarzam zmieszana.
– Tak. Nadia, coś się…?
– Co chciałeś? – Ethan przerywa mu, stojąc tuż za mną.
Zastanawiam się, jaki poziom szoku Scott osiągnął. Czy tak wysoki jak
mój poziom zawstydzenia?
– Wy… – Spogląda na nas. – Na… – urywa ponownie i delikatnie się
uśmiecha. – Okej, nie wtrącam się. – Unosi dłonie. – Mamy z Caroline
pewną propozycję.
– Jaką? – pytam niecierpliwie.
– Myśleliśmy, by jeszcze dziś pojechać na Ibizę, tylko nie wiem, jak
ty… wy… – Patrzy na mnie wymownie, a ja oblewam się rumieńcem.
Naprawdę widać, że zaliczyłam w ostatnich godzinach niejeden
porządny seks?
– Damy radę – odpowiadam za siebie i Ethana.
– To super. – Szczerzy się od ucha do ucha. – O szóstej mamy samolot.
– Okej, rozumiemy.
– Na pewno się wyrobicie? – Uśmiecha się łobuzersko.
– Mamy prawie cały dzień – niemalże syczę, dając mu do zrozumienia,
że stawia mnie w dosyć niekomfortowej sytuacji.
– Mogę jeszcze zmienić wasze rezerwacje na wspólny pokój. – Scott
prawie wybucha śmiechem.
– A trzasnąć cię? – pytam, posyłając mu najbardziej ironiczny uśmiech,
na jaki mnie stać.
– Spoko, nie przeszkadzam dłużej. Wracajcie do łóżka. Gdybyście mieli
ochotę, zapraszamy na śniadanie.
– Dzięki – odpowiada Ethan i zamyka mu drzwi przed nosem.
Momentalnie bierze mnie w ramiona i wpija się w moje usta. Wciąż jest
twardy.
– Scott polecił nam wracać do łóżka – chrypi między pocałunkami.
– A od kiedy ty słuchasz młodszego brata? – Śmieję się i zarzucam mu
ręce na szyję.
– Pierwszy raz powiedział coś mądrego! Mała – zakłada mi pasmo
włosów za ucho – nie chcę, żebyś wstydziła się tego, że coś między nami
zaszło.
– Ethan, nie wstydzę się – uspokajam go. – Po prostu wolałabym mu
o tym powiedzieć w innych okolicznościach, ale jest okej. – Uśmiecham się
lekko.
– To dobrze, bo nie zamierzam z ciebie zrezygnować.
– Czeka cię jeszcze trochę pracy.
– Dla ciebie wszystko – dodaje i ponownie namiętnie mnie całuje.
Nie mówię, że nam się uda, bo nawet do końca nie wiem, co miałoby
się nam udać, ale myślę, że warto spróbować. Wybaczając Ethanowi, nie
zapominam o tym, co się zdarzyło, o tej zdradzie, ale ciągłe powracanie do
tego w niczym mi do tej pory nie pomogło i nie pomoże teraz. Żałuję, że
wcześniej o tym nie porozmawialiśmy. Czuję, że Ethan się zmienił,
i ciekawi mnie ta jego nowa wersja.
– Może przeniesiemy się pod prysznic? – proponuje. – Tam
dokończymy.
– Tym razem się przyłączę – mruczę. Przesuwam usta na jego szyję
i podskubuję rozpaloną skórę.
– Nie masz innego wyjścia.
21
Nadia
Ethan
Ethan
Wiem, co może teraz sobie myśleć Nadia, ale to wszystko nie tak. Choć
moja przyszłość z nią staje pod znakiem zapytania, dziewczyna zasługuje
na prawdę. Już raz rozdzieliło nas nieporozumienie. Nie wiem, co będzie po
tej rozmowie, ale chcę być z nią szczery.
Nadia siada na łóżku, opiera się o wezgłowie. Ściska małą poduszkę.
Nie jest mi łatwo, bo nawaliłem na całej linii, ale Isla uświadomiła mi, że
już nie jestem małym chłopcem i muszę ponosić konsekwencje własnych
czynów. Czas wziąć się w garść.
– Obiecaj mi jedno – proszę ją.
– Co takiego?
– Że bez względu na wszystko, wysłuchasz mnie do końca.
– Ethan…
– Nadia, proszę, to bardzo ważne.
– Dobrze. – Potakuję lekko głową.
Widzę, jak jej z tym trudno. Jest smutna i rozczarowana. Nie dziwię się,
zawiodłem ją i nie mam nic na swoje usprawiedliwienie.
Biorę głęboki wdech. Mam jej sporo do powiedzenia, a nawet nie wiem,
jak to wszystko zacząć.
– Wiesz, jakoś nigdy nie miałem planu na życie – zaczynam, a Nadia
uważnie mnie słucha. – Po naszym rozstaniu nie wiedziałem, co robić. Ty
nie chciałaś mnie słuchać, nie dałaś mi nic wyjaśnić…
– Ethan, chyba nie to jest teraz najważniejsze – zwraca mi uwagę.
– Wiem, wiem, po prostu… Sądziłem, że jeśli zniknę, będzie ci łatwiej.
– Wcale nie było – mówi cicho i spuszcza wzrok.
– Spakowałem najpotrzebniejsze rzeczy i wyjechałem do
Manchesteru – opowiadam dalej. – Byłem tam przez pół roku, ale jakoś mi
się nie podobało. – Krzywię się lekko. – Nie miałem stałej pracy,
a oszczędności zaczęły się powoli kończyć. Zresztą, ile by ich nie było,
i tak byłoby mi mało, bo szastałem wtedy pieniędzmi bez opamiętania.
– Ale coś się w tobie zmieniło.
– Tak… – Cieszę się, że Nadia to zauważyła.
– A czemu Cambridge? – dopytuje.
– To było coś w rodzaju przysługi. Pamiętasz Jasona? – pytam, a Nadia
marszczy lekko nos. – Jasona Morrisa?
– To ten, z którym grałeś w kosza po szkole?
– Uczyłem go – prostuję.
– Pamiętam.
– Devon jest jego bratem – mówię. – Gdy planowałem wyjechać,
zadzwonił do mnie Jason, też mieszkał wtedy w Manchesterze.
Wyskoczyliśmy na piwo i od słowa do słowa okazało się, że chcę wyjechać
i takie tam – wyjaśniam. – Powiedział mi wtedy o swoim bracie. Nie
chciałem, by załatwiał mi robotę, a tylko dał namiary na jakieś mieszkanie.
– I wyjechałeś.
– Tak – potwierdzam. – Devon doradził mi, gdzie wynająć mieszkanie
za normalną kasę. Początkowo zatrudniłem się jako kierowca w pizzerii, ale
szukałem czegoś bardziej dochodowego. Dwa miesiące później dostałem
pracę jako agent nieruchomości – dodaję z pewnego rodzaju dumą, bo to
naprawdę dobra robota. – Całkiem dobrze mi tam idzie, a zarobki są
naprawdę super. – Uśmiecham się lekko.
– To świetnie. Cieszę się, że ci się udało. Ethan… – zawiesza na chwilę
głos – a co z matką twojej córki? – pyta i spogląda mi prosto w oczy.
To będzie najtrudniejsza część. Nie jest mi łatwo do tego wracać.
Wszystko, co się stało, to moja wina. Obawiam się, że po tym Nadia może
mnie znienawidzić.
– Abigail, matkę Isli, poznałem przypadkiem – mówię i spuszczam na
chwilę wzrok. – Jej rodzina przeprowadzała się do Cambridge i szukali
domu. Nie planowałem tego… Jakoś tak wyszło – dodaję.
– Jakoś tak wyszło… – powtarza.
– Nadia – nieznacznie się do niej przysuwam – na początku było
chujowo. Imprezowałem, bawiłem się, zalicza… – urywam, bo nie wiem,
czy Nadia powinna akurat to słyszeć.
– Rozumiem, Ethan. – Brzmi trochę gniewnie.
– Wszystko się zmieniło, gdy Abigail powiedziała mi, że jest w ciąży –
wyznaję.
– Długo byliście razem?
– W ogóle. Wiedziałem, że ona się we mnie zakochała, ale… –
potrząsam głową – ale ja nic do niej nie czułem.
– Nie kochałeś jej?
– Nie, i ona zdawała sobie z tego sprawę. Tak naprawdę nie potrafiłem
uporządkować swoich uczuć do ciebie – mówię szczerze.
– Do mnie? – Jest lekko zdziwiona.
– Nadia, wiesz, że mimo wszystko między nami było coś więcej. Nigdy
żadne z nas nie powiedziało „kocham”, ale to chyba było to. – Uważnie się
jej przyglądam, szukając w jej oczach odpowiedzi.
Nadia milczy. Chyba bardzo się stara, by nie dać po sobie znać, że mam
rację. Wiem, jak mocno ją skrzywdziłem, i nie oczekuję, że teraz wszystko
mi zapomni, wyzna miłość i będziemy żyli długo i szczęśliwie. Nadia
skończyła studia, marzy o pracy dziennikarki, ja zaś zostałem ojcem. Mam
córkę, która mnie potrzebuje, i nie mogę jej zawieść. To nie jest jakaś love
story.
– Co… co było dalej? – Nadia próbuje ominąć niezręczny temat. Może
tak będzie teraz lepiej.
– Przespałem się z nią, ale to był tylko ten jeden raz – mówię,
a dziewczyna na moment przymyka oczy. – Ten jeden raz jednak
wystarczył. Jakiś czas później powiedziała mi o ciąży.
– Ethan – Nadia przełyka ślinę – nie chcę… Nie chcę, by to źle
zabrzmiało, ale nie miałeś wątpliwości, że dziecko jest twoje?
– Początkowo nawet chciałem mieć wątpliwości. Ja… ja byłem
w szoku. Nie wiedziałem, co robić, a Abigail powiedziała, że jeśli jej nie
wierzę, możemy zrobić badania na ojcostwo, tylko lekarz powiedział, by
odczekać jeszcze do dziesiątego tygodnia ciąży – opowiadam jej. – Poza
tym… ona była we mnie zakochana.
– O mój Boże. – Dziewczyna zakrywa dłonią usta, a najgorsze dopiero
przed nią.
– Tak, Nadia, byłem niezłym skurwielem, bo nie chciałem tego
dziecka – wyrzucam sobie z wściekłością. – Ona chciała ze mną być, mimo
że nic do niej nie czułem. Chciała tego dla dobra małej, a ja… a ja nie
zasługuję na to, by Isla kiedykolwiek powiedziała do mnie „tato” – dodaję
ze smutkiem.
– Ethan, nie mów tak. – Dziewczyna próbuje mnie pocieszyć. – Abigail
na pewno ci wybaczyła i może jeszcze… – urywa i widzę po jej wyrazie
twarzy, że to, co chce powiedzieć, niesamowicie dużo ją kosztuje – może
jeszcze stworzycie rodzinę – kończy i zaciska mocno powieki.
– Nadia… – muszę wyjawić jej bolesną prawdę – Abigail… –
przełykam ślinę – Abigail nie żyje – wyznaję, a dziewczyna otwiera
szeroko oczy.
– Nie… nie… – Blednie. – Nie żyje?
Mógłbym powiedzieć, że Nadia jest przerażona. Widzę, jak drży i jak
jej klatka piersiowa szybko się porusza. Po jej policzku spływa łza, a ja
przysuwam się do niej i delikatnie ją ocieram.
– Nawaliłem na całej linii – przyznaję, bo to zawsze będzie mi leżało na
sercu. – Nie związałem się z Abigail, nie chciałem jej robić złudnych
nadziei, ale obiecałem jej, że zawsze będzie mogła na mnie liczyć.
Pomagałem jej finansowo i obiecałem, że będę na każde jej wezwanie –
wyjaśniam.
– Ethan, ale co się stało? – docieka ze wzruszeniem.
– Abigail pracowała praktycznie przez całą ciążę – mówię dalej. – Pracę
miała w miarę lekką, bo była księgową w biurze podatkowym. Oszczędzała
się, a ciąża przebiegała prawidłowo… – Na moment chowam twarz
w dłoniach. Trudno mi się do tego wraca. Nie jestem pozbawiony uczuć. –
Niestety na moich obietnicach się kończyło. Abigail nie miała we mnie
żadnego wsparcia – wyznaję. – Nie mówię o kasie, bo przelewałem jej
pieniądze regularnie, ale nie było mnie, gdy byłem potrzebny. Tego
dnia… – biorę głęboki wdech – tego dnia znowu nie dotrzymałem słowa.
– Ethan… – Nadia chwyta moją dłoń.
– Abigail była sama w domu. Jej rodzice pojechali do Glasgow, do
rodziny, a jej brat… jej brat Russell był w delegacji – kończę, a Nadia aż
otwiera usta ze zdziwienia.
– Ru… Russell? Ten Russell? – dopytuje.
– Tak, to jej brat – tłumaczę, a dziewczyna potrząsa głową.
– Boże, Ethan… Co się wtedy wydarzyło?
– Abigail źle się poczuła, ale do porodu został jeszcze miesiąc.
Dzwoniła do mnie, a ja jak zwykle nie odbierałem telefonu. Zostawiła mi
wiadomość na poczcie, że jedzie do szpitala i żebym przyjechał… To było
jej ostatnie nagranie. – Potrzebuję chwili, by opowiedzieć Nadii resztę. Tak
naprawdę dopiero jej mówię to wszystko ze szczegółami. Scottowi
powiedziałem o Isli, Abigail i Russellu tylko pobieżnie. – Gdy jechała do
szpitala, uderzyła w nią ciężarówka. Kierowca nie zdążył wyhamować, ona
też nie…
– Jezu, Ethan… – Z oczu Nadii znowu płyną łzy.
– Kiedy w końcu dodzwonili się do mnie ze szpitala, moja córka była
już na świecie, a Abigail walczyła o życie. – Wstaję z łóżka i podchodzę do
okna. Wciąż wyrzucam sobie, że gdybym odebrał ten cholerny telefon… –
Zmarła następnego dnia rano – dodaję po chwili.
– Tak mi przykro, Ethan.
– Jej rodzice mnie nienawidzą i mają rację. Przeze mnie stracili córkę.
– To był nieszczęśliwy wypadek. Nie obwiniaj się o to – mówi łagodnie.
Wiem, że ją zawiodłem. Nadia nie tego się spodziewała. Tylko jej
pokazałem, że nie można na mnie polegać.
– Ethan… krzyczałeś do telefonu, że ci jej nie odbiorą. Nie opiekujesz
się córką? – pyta i lekko marszczy brwi.
– Nie. – Kręcę głową. – Widzisz, jestem najgorszym ojcem na świecie.
– Ethan! – Patrzy na mnie karcąco.
– Porzuciłem ją. – Wzruszam bezradnie ramionami. – Byłem w takim
szoku, że przez trzy miesiące w ogóle się nie interesowałem własnym
dzieckiem. Zajmowali się nią rodzice Abigail. Nie chciałem się nią
zajmować, nawet nie wiedziałem jak, ale… ale to w końcu moja córka –
mówię łamiącym się głosem. – Sąd nakazał mi zrobić badania DNA i wtedy
coś we mnie pękło. Miałem napisane czarno na białym, że Isla jest moja –
dodaję, a Nadia bardzo delikatnie się uśmiecha. – Niestety w sądzie nie
było łatwo, a moje zachowanie w czasie ciąży Abigail i to, że porzuciłem
małą, w niczym mi nie pomogły. Jedyne, co wywalczyłem, to spotkania
z Islą co drugi weekend.
– Nie można nic więcej zrobić?
– Można dogadać się z Bergmanami. Prawnik doradził mi, bym z nimi
porozmawiał i przede wszystkim przekonał ich, że zależy mi na dziecku
i że będę dobrym ojcem, ale nie wiem, czy potrafię.
– Oczywiście, że potrafisz. – Nadia wierzy we mnie bardziej niż ja
sam. – Ethan, zauważyłam, że jesteś innym facetem, tylko nie wiedziałam,
co jest tego powodem.
– Teraz jeszcze chcą wykorzystać przeciwko mnie mój pobyt tutaj, choć
o wszystkim wiedzieli.
– Nie mogą ci tego zrobić.
– Oni tylko czekają na każde moje potknięcie. – Wzdycham bezradnie.
– Na pewno wciąż przeżywają śmierć córki, pewnie to jest powodem
ich zachowania.
– Wiesz, chciałbym móc zabrać ją do siebie, by ze mną mieszkała –
chyba za bardzo się rozmarzyłem – by wiedziała, że jestem jej ojcem. Po
prostu chcę ją wychowywać.
– To walcz o to – zachęca mnie – walcz o nią. Wiesz – Nadia podaje mi
zdjęcie Isli, które leżało na szafce – jak tak na nią patrzę, to jest do ciebie
podobna.
– Nie wiem, czy kiedyś będę miał odwagę jej to wszystko
opowiedzieć – mówię i patrzę na zdjęcie córki.
– Nie myśl teraz o tym – gładzi mnie po ramieniu – skup się na tym, by
ją odzyskać.
– Nadia, a… – muszę jej zadać to ważne pytanie – a co z nami po tym
wszystkim? Czy jest szansa, że i nam się uda?
Dziewczyna podnosi na mnie wzrok. Nie potrafię go rozszyfrować. Jest
zamyślona, zapewne też zagubiona, ale najważniejsze, że się na mnie nie
wściekła, tylko wysłuchała mnie i chyba zrozumiała. Przynajmniej tak dała
mi do zrozumienia. Podchodzi do mnie i chwyta moje dłonie.
– Ethan, nigdy bym się nie spodziewała, że kryjesz taką przeszłość.
Wciąż układam to sobie w głowie i próbuję oswoić się z myślą, że tyle się
u ciebie zmieniło. Straciłeś sporo czasu. Bądź teraz ojcem, Isla cię
potrzebuje, a my… my mamy jeszcze czas – dodaje i delikatnie muska
wargami moje usta.
Z pewnością ma rację, muszę się skupić na odzyskaniu małej.
26
Nadia
Ethan tak wiele przeszedł! Nie skreślam nas, ale nie wiem, co będzie. Nie
mogę mu obiecać, że nam się uda, że będziemy razem. Powinien skupić się
teraz na odzyskaniu dziecka, ja nie jestem najważniejsza. To, co mi
opowiedział, ta jego historia… Wciąż nie mogę się po tym pozbierać. Na
początku myślałam, że Isla jest jego kochanką, że odbił ją Russellowi…
W życiu nie przypuszczałabym, że prawda okaże się tak tragiczna i bolesna.
Ethan…
Mój Ethan jest ojcem.
Mój?
Widzę, jak bardzo go to wszystko odmieniło. Owszem, jest w nim wiele
z Ethana sprzed czterech lat, ale życie sprawiło, że musiał dorosnąć. Nie
potrafię się jeszcze w tym odnaleźć, nie wiem, jak to wszystko poukładać.
Na pewno potrzebujemy czasu. Ja, by to wszystko przemyśleć, a on, by
skupić się na Isli. Wierzę, że ją odzyska. Może nie będzie łatwo, ale Ethan
udowodnił, że jest uparty i z pewnością zasługuje na szansę.
Z rozmyślań wyrywa mnie nagle pukanie do drzwi. Ethan chowa
zdjęcie córki do portfela, a ja idę otworzyć.
– Hej – Scott brzmi trochę niepewnie po tym wszystkim – udało mi się
zmienić rezerwację i samolot mamy o czwartej. Nie spóźnijcie się.
– Jasne.
– Wszystko okej? – pyta mnie szeptem, chyba żeby Ethan nie słyszał.
– Tak – potakuję głową – i wyrobimy się na samolot.
– Super. – Przygląda mi się z uwagą. – Niedługo śniadanie…
Dociera do nas dźwięk telefonu Ethana z pokoju obok. Chłopak wstaje
z łóżka, całuje mnie we włosy i idzie odebrać. Czuję, że nie ominie mnie
chociażby krótka rozmowa ze Scottem.
– Jak się trzymasz? – A nie mówiłam.
– Jest okej – odpowiadam zdawkowo.
– Nadia… – Patrzy na mnie podejrzliwie.
– Co mam ci powiedzieć? – Wzruszam ramionami.
– Wiesz, ja też byłem zaskoczony – mówi i pociera dłonią czoło.
Zaskoczony? Ja jestem, kurwa, w szoku.
– Co teraz z wami będzie? – pyta.
– Nie wiem – mówię szczerze. – To nie jest teraz najważniejsze. Ethan
powinien póki co skupić się na córce.
– Będzie dobrze, Nadia – dodaje i obejmuje mnie po przyjacielsku, a ja
się totalnie rozklejam.
Starałam się jakoś trzymać, ale to wszystko mnie przerosło. Dziecko,
śmierć tej dziewczyny, jej brat, który nam grozi… Chcę po prostu
bezpiecznie wrócić do domu. Za dużo tego wszystkiego. Po chwili
odsuwam się delikatnie od Scotta i ocieram łzy. Muszę wziąć się w garść,
nie chcę, by Ethan miał teraz jeszcze moje niepoukładane emocje na
głowie. Potrzebuje skoncentrować się na córce, nie na mnie czy nas.
– Dobra – biorę głęboki wdech – muszę się ogarnąć, więc spadaj –
mówię żartobliwie.
– Trzymaj się. – Uśmiecha się lekko, po czym wychodzi.
Zamykam drzwi, zrzucam ubrania i idę w końcu wziąć prysznic.
Nie mam wątpliwości, że Ethan nie planował tego dziecka. Pamiętam,
że kiedyś przerażała go opieka nad maluchami, choć wtedy byliśmy
w końcu nastolatkami. Czasem w weekendy pilnowałam synka naszej
sąsiadki, pani Collins. Jej mąż był ciągle w jakichś delegacjach, a ona
postanowiła wrócić wcześniej do pracy. Zanim znalazła opiekunkę na stałe,
zostawiała go u mnie na kilka godzin. Tego dnia pilnowałam małego
Bobby’ego z Ethanem…
Kiedy tym razem się budzę, boli mnie cała twarz. Czuję opuchniętą wargę
i metaliczny posmak krwi w ustach. Niestety dodatkowo okazuje się, że
jedną rękę mam przykutą do łóżka.
Co za chory świr!
Szarpię się i próbuję przecisnąć dłoń przez obręcz, ale to po prostu
niemożliwe. Pierwszy raz tak bardzo się boję. Ten człowiek jest
niezrównoważony. Boję się, że jego groźby mogą być prawdziwe. Czy
mógłby mnie zabić z zimną krwią? Jezu, przeraża mnie to.
Nie wiem, jak się stąd wydostać. Nawet nie wiem, gdzie jestem. Czy
wciąż na Ibizie? Czy Ethan mnie szuka? Na pewno mnie szuka. Wiem, że
bez względu na wszystko nie pozwoli, by stało się najgorsze. Oby tylko nie
było za późno. Chcę, by ten koszmar jak najszybciej się skończył. Jestem
uwięziona, głodna, brudna, chce mi się pić, boli mnie całe ciało. Nie mogę
się zbytnio ruszyć, jedynie podciągnąć na łóżku. Nawet nie mogę z niego
zejść, bo uniemożliwia mi to przykuta do ramy ręka.
– Pomocy! – krzyczę. – Ratunku! Niech mi ktoś pomoże… – dodaję
łamiącym się głosem, bo zdaję sobie sprawę, że przecież nikogo tu nie ma.
Nikogo prócz tego psychopaty, na którego jestem skazana.
Moje myśli krążą wokół Ethana. Wspominam same dobre chwile.
Nasze spotkania w The Peaks, gdzie Ethan potrafił przez dwie godziny
siedzieć i jeść te francuskie ciastka. Wtedy przyprawiało mnie to o mdłości,
ale teraz zjadłabym cały talerz tych ciastek, gdyby tylko on był obok mnie.
Pamiętam nasz pierwszy raz… To było coś szalonego. Zrobiliśmy to w jego
samochodzie, gdy wracaliśmy z koncertu z Manchesteru. Byliśmy ze sobą
pięć tygodni i jeszcze ze sobą nie spaliśmy. Owszem, były pocałunki
i różne pieszczoty, ale nie seks. Ethan był moim pierwszym chłopakiem,
a po naszym pierwszym razie czułam, że nie chcę być już z nikim innym.
Wziął mnie w ramiona i powiedział wprost, że może trochę boleć, ale zrobi
wszystko, by było mi przyjemnie. I tak też było. Ból szybko ustąpił, a ja
z każdym jego pchnięciem chciałam czuć go więcej i więcej. Nasz seks
właśnie taki był: dziki, namiętny, gorący, nigdy nie mogliśmy się sobą
nasycić. Doskonale znał moje ciało i wiedział, jak mnie zaspokoić. Zresztą
teraz po tych czterech latach też tak jest…
Ethan…
– Ratunku…! – wołam bezradnie, a po moim policzku spływa łza.
Na moment przymykam oczy, ale zaraz słyszę kroki. Gdy drzwi się
otwierają, nie reaguję, po prostu leżę, a z moich oczu płyną łzy. Zaczyna
brakować mi sił.
– Wstawaj, księżniczko – odzywa się z pogardą.
– Pić… – mówię cicho.
– Mam dla ciebie nawet śniadanie – dodaje, a ja czuję zapach
jajecznicy.
Śniadanie? Tyle czasu już tu jestem?
Podciągam się na łóżku, a Russell stawia przede mną talerz i podaje mi
szklankę z herbatą. Sam siada na drugim końcu łóżka i uważnie mi się
przygląda. Upijam łyk herbaty, ignorując to, że jest słodka – strasznie chce
mi się pić.
– Muszę do toalety – mówię, a on kręci głową.
– Jeden głupi numer, a mój wspólnik policzy się z Ethanem, jego
bratem i tą dziewczyną – grozi mi.
Więc ma wspólnika.
Przełykam ślinę, bo wiem, że nie żartuje, a gdy wyciąga broń, oblewa
mnie zimny pot. Russell rozkuwa mnie i wyprowadza z tego
pomieszczenia, cały czas trzymając mnie na muszce. Nie mam nawet
możliwości ucieczki. Nie pokonam go, nie mam z nim szans. Idę długim
korytarzem, aż docieram do tej obskurnej toalety. Nie ma tu nawet drzwi.
Russell popycha mnie do środka i staje w progu.
– Mógłbyś się chociaż odwrócić?
– Sikasz czy nie?
Sądziłam, że może choć w ten sposób będę mogła coś szybko wymyślić
i jakoś mu uciec, ale i to się nie uda.
Po chwili wracamy do mojego więzienia i Russell ponownie przykuwa
mnie do łóżka, po czym wlepia we mnie to swoje pełne pogardy
i nienawiści spojrzenie.
– Jak długo mnie tu trzymasz? – Próbuję się zorientować, ile czasu
minęło.
– A co, tęsknisz za Ethanem? – pyta z szyderczym uśmiechem. – Ten
głupi kutas nawet nie wie, gdzie jesteśmy.
Co?
– Gdzie… gdzie my jesteśmy? – Rozglądam się dookoła, choć co to ma
dać, skoro jestem zamknięta w tych czterech ścianach?
– W okolicach Barcelony – odpowiada.
– Co? – Unoszę brwi z zaskoczenia. Skąd Ethan będzie wiedział, gdzie
mnie szukać?
– Tu zginiecie! – syczy. – Umrzecie w Hiszpanii!
Boże, on mnie naprawdę przeraża. Czuję, że nie cofnie się przed
niczym. Ściągnie tu Ethana tylko po to, by go zabić razem ze mną.
– Dlaczego…? – pytam przez łzy. – Nic ci nie zrobiłam. Ethan też nie
jest niczemu winny.
– To wszystko przez ciebie! – krzyczy wściekły. – To przez ciebie Ethan
nie chciał być z moją siostrą! – wyrzuca mi. – Zrobił jej dziecko, a potem
miał ją w dupie!
– On jej nie kochał, nie chciał jej ranić – mówię, choć nie wiem, jaki
będzie skutek moich słów. – Naprawdę chciałbyś, żeby twoja siostra była
nieszczęśliwa, będąc z nim?
– Wiesz, czego naprawdę bym chciał? – pyta i podchodzi bliżej, patrząc
na mnie z pogardą. – Chciałbym, żeby moja siostra żyła! – mówi przez
zaciśnięte zęby, a w jego oczach błyszczy obłęd. – To przez was nie żyje!
Rozumiesz?! – warczy i zaciska dłoń na mojej szyi, a ja z ledwością łapię
oddech. – Przez ciebie, dziwko, moja siostra nie żyje! Przez ciebie! –
krzyczy nade mną. Nagle rozlega się dźwięk jego telefonu.
Russell w końcu mnie puszcza, a ja krztuszę się, łapiąc nerwowo
oddech. Boże, on mnie następnym razem udusi.
– Pora ściągnąć tu tego twojego księcia – rzuca z drwiną, po czym
wychodzi i zamyka za sobą drzwi.
Zalewam się łzami. Wiem, że muszę walczyć, ale brak mi już sił. Czuję,
jak moje powieki robią się coraz cięższe. Staram się mieć oczy otwarte, ale
same mi się zamykają. Kręci mi się w głowie, a po chwili zapadam w sen.
29
Ethan
Nadia
Nawet nie wiem, od jakiego czasu jestem w szpitalu. Ethan został od razu
zabrany na salę operacyjną, a ja miałam robione badania i dostałam
kroplówkę. Czeka mnie jeszcze tomografia, ale mają wykonać ją później.
Jak pomyślę o tym, co się wydarzyło… Boże, przecież ten psychol
naprawdę chciał mnie zabić. Ethan osłonił mnie swoim ciałem, przyjął kulę,
która była przeznaczona dla mnie, i teraz to on leży na stole operacyjnym.
Nie jestem w stanie usiedzieć tu spokojnie, gdy nie wiem, w jakim jest
stanie. Powoli podnoszę się z łóżka i odpinam rurkę podłączoną do
wenflonu. Czuję się o wiele lepiej i muszę się dowiedzieć, co z Ethanem.
Wychodzę na korytarz, gdzie pod salą czekają moi rodzice.
– Nadia, dziecko! – Mama obejmuje mnie rękoma ze łzami w oczach. –
Boże, co on ci zrobił? – Szlocha, tuląc mnie mocno.
– To nic, mamo – mówię cicho.
– Tak się o ciebie baliśmy – dodaje wzruszony tata, gładząc mnie czule
po ramieniu.
– A co… a co z Ethanem? – pytam, odsuwając się od nich nieco.
– Dziecko, Ethan… – Mama gładzi mnie po włosach, a ja cała drżę,
spodziewając się najgorszego. – Ethan jest jeszcze w trakcie operacji.
– Ale co z nim? Chcę go zobaczyć. – Czuję, jak w moich oczach
zbierają się kolejne łzy.
– Kochanie, nie teraz. – Mama kręci głową.
– Ale wyjdzie z tego? – Łkam i pociągam nosem.
– Nadia, nie udzielono nam żadnych informacji – mówi tata.
Rozglądam się dookoła, a przez moją głowę przemyka setka różnych
myśli.
– Ile już tu jesteśmy? – pytam.
– Jakieś półtorej godziny, córciu.
– Gdzie jest ta sala? Chcę tam być, chcę być blisko niego – nalegam.
– Nadia… – Mama spogląda na mnie łagodnie.
– Daj spokój – mówi tata. – Przecież ona i tak tu nie usiedzi. Chodź,
pójdziemy tam wszyscy – dodaje i bierze mnie pod ramię.
Choć to tylko piętro wyżej, wjeżdżamy windą. Rodzice zgodnie
uważają, że nie mogę się przemęczać. Nie jestem w stanie teraz myśleć
o sobie, swoim zdrowiu czy samopoczuciu. Jestem tu, żyję, stoję na nogach
i nic mi nie jest. Nie wiem, co zrobię, jeśli on… Nie! Ja nawet tak nie mogę
myśleć. On to zrobił dla mnie, uratował mnie i musi z tego wyjść. Po prostu
musi. Wychodzimy z windy i od razu dostrzegam rodziców Ethana, Scotta
oraz Caroline czekających pod salą operacyjną. Cała się trzęsę ze strachu.
Wszyscy są przerażeni. Boże, nie potrafię sobie wyobrazić, przez co oni
teraz przechodzą. Przecież to ich syn…
Podchodzimy bliżej i pani Harper robi coś bardzo zaskakującego. Cała
we łzach podchodzi do mnie i obejmuje mnie z czułością, aż sama się
rozklejam.
– Co z Ethanem? – pytam po chwili.
– Lekarz jeszcze do nas nie wyszedł – odpowiada roztrzęsiona. – Nic
nam nie mówią, kazali… kazali tu po prostu czekać. – Szlocha, ocierając
łzy. – A ty jak się czujesz?
– Dziękuję, nic mi nie jest – mówię zamyślona. – Scott, możemy chwilę
pogadać? – Podnoszę wzrok na przyjaciela.
– Jasne – przytakuje, po czym całuje Caroline w policzek.
Odchodzimy kilka kroków dalej, tuż za róg, i stajemy przy automacie
z napojami. Widziałam, gdzie dostał Ethan. Widziałam, że było to blisko
serca. Nie mogłam zapytać o to przy jego rodzicach – pani Harper jest już
wystarczająco załamana – i choć wiem, że Scott wie tyle samo, muszę to od
niego usłyszeć. Muszę usłyszeć, że Ethan z tego wyjdzie.
– Scott, proszę cię, powiedz mi cokolwiek więcej – błagam go. Nie
mogę opanować emocji. – Doskonale wiem, gdzie trafiła go ta cholerna
kula.
– Nadia… – Gładzi mnie po ramieniu.
– Scott, to moja wina – wyrzucam sobie, gdy po moich policzkach
spływają łzy. – On mnie osłonił, uratował… – Spuszczam wzrok
i potrząsam lekko głową. – To nie powinno tak się skończyć. On musi
z tego wyjść.
Scott przyciąga mnie do siebie i obejmuje po przyjacielsku. Staram się
jakoś trzymać, być silna, ale ostatnie wydarzenia po prostu mnie rozbiły. Ta
cała sytuacja z Ethanem, porwanie, strach, który mnie paraliżował… Cały
czas mam w głowie Ethana, który na sekundę przed oddaniem strzału przez
Russella podbiega do mnie i osłania mnie własnym ciałem.
Dlaczego to zrobiłeś, Ethan? Dlaczego?
– Ej, Ethan jest twardy, wyliże się z tego – pociesza mnie. – Wszystko
będzie dobrze – dodaje i spogląda na mnie, a wtedy dostrzegam, że i w jego
oczach szklą się łzy. – Będzie dobrze – powtarza.
Nagle koło nas szybkim krokiem przechodzi jakiś lekarz. Wychylamy
się, by zobaczyć, dokąd idzie. Gdy mężczyzna łapie za klamkę drzwi do
sali operacyjnej, zatrzymuje go pani Harper, ale on tylko kręci głową
i wchodzi do środka. Kobieta wybucha płaczem, a ja czuję, jak
momentalnie miękną mi nogi i robi mi się ciemno przed oczami.
Gdy odzyskuję świadomość, leżę na jakimś łóżku, ale nie w tej samej
sali, w której wcześniej byłam. Obok mnie siedzi mama, a pielęgniarka
sprawdza kroplówkę.
– Chyba będziemy musieli panią przywiązać. – Gromi mnie wzrokiem.
– Ja… – Unoszę lekko głowę, ale osłabiona znów opadam na
poduszkę. – Och…
– Proszę leżeć – karci mnie. – Nie pomoże pani chłopakowi w takim
stanie.
– A co z nim? – pytam nerwowo.
– Niestety nic nie wiem. Musicie czekać państwo na lekarza. Po
kroplówce zabiorę panią na tomografię – dodaje i po chwili wychodzi
z sali.
Dobija mnie ta niewiedza. Mama ściska mocno moją dłoń i patrzy na
mnie tak łagodnie, jakby chciała powiedzieć, że doskonale wie, co czuję.
Mój chłopak…
Boję się, że możemy nie mieć szansy, by to wszystko odbudować. Że
to, co najlepsze, już dawno jest za nami. Czy los naprawdę może być taki
niesprawiedliwy? A może to ja jestem niesprawiedliwa? Wspominam
chwile, gdy będąc tu, ja i Ethan zbliżyliśmy się ponownie do siebie. Gdy
pierwszy raz mnie pocałował, wiedziałam, że to będzie moją zgubą, bo nie
byłam w stanie mu się oprzeć. Każdy jego dotyk sprawiał, że wciąż
chciałam więcej. A gdy po czterech latach znowu wylądowaliśmy
w łóżku… On musi z tego wyjść. Wygrał zakład, bo podobał mi się czas
spędzony z nim na Ibizie, mimo wszystko. Obiecał, że się ze mną umówi,
więc musi dotrzymać słowa.
– Nadia, dziecko, on z tego wyjdzie. – Mama pociesza mnie, gdy
z moich oczu znowu płyną łzy.
Czuję się taka bezradna…
Jakiś czas później pielęgniarka zabiera mnie na tomografię, a gdy
wracam, z sali operacyjnej właśnie wychodzi lekarz i rozmawia z rodzicami
Ethana. Podchodzę do nich.
– Panie doktorze, co z naszym synem? – pyta nerwowo pani Harper.
– Tak jak mówiłem, państwa syn przeszedł bardzo skomplikowaną
operację – tłumaczy lekarz. – Musieliśmy go reanimować…
– Reanimować? – Sztywnieję.
– W trakcie operacji serce pacjenta się zatrzymało – mówi, a ja czuję,
jak żołądek boleśnie mi się zaciska.
– Przywróciliśmy funkcje życiowe, ale póki co musimy utrzymywać go
w śpiączce farmakologicznej – dodaje.
Jego słowa przerażają nas wszystkich. Zdajemy sobie sprawę, jak
poważna to była operacja i że Ethan był bliski śmierci. Boże kochany, nie
mieści mi się to w głowie. Pani Harper cała się trzęsie i ciągle płacze.
– Pani Harper, czy wszystko w porządku? – pyta lekarz.
Podtrzymuje ją mąż. Pani Harper niemal wyślizguje mu się z rąk.
– Kaithleen! – woła przestraszony.
Boże, to jest jakiś koszmar.
Szybko podbiega do nas pielęgniarka. Lekarz prosi, by pan Harper
zaniósł żonę do sali obok, a ta po chwili odzyskuje przytomność.
– Panie doktorze – kobieta oddycha jeszcze z trudnością – czy mogę go
zobaczyć? Czy mogę zobaczyć syna? – pyta błagalnie.
– Teraz nie jest to możliwe. Proszę poczekać, aż zostanie przewieziony
na salę pooperacyjną, ale bardzo bym prosił, żeby nie trwało to długo –
wyjaśnia.
– Rozumiem, dziękuję.
– Pielęgniarka zaraz zmierzy pani ciśnienie – dodaje i spogląda na
kobietę, po czym wychodzi.
To nie powinno się nigdy wydarzyć. Nigdy!
Siadam na korytarzu na ławce i chowam twarz w dłoniach. Po chwili
przychodzi moja mama i pyta, co się stało, co z Ethanem… To nas
wszystkich przerasta. Chciałabym, by już było po wszystkim i byśmy
wszyscy wrócili do domu cali i zdrowi.
– Pani Nevrakis – podnoszę wzrok, gdy słyszę głos pielęgniarki –
zapraszam do sali. Pani też musi odpoczywać.
– A Ethan? – Wstaję powoli i rozglądam się, mając nadzieję, że właśnie
teraz otworzą się drzwi i choć przez chwilę go zobaczę.
– Pani chłopak jeszcze trochę tu zostanie, zanim przewieziemy go na
salę pooperacyjną – mówi.
– A czy…
– Tak, powiadomię panią – odczytuje moje myśli.
– Dziękuję. – Oddycham z lekką ulgą.
– Pani też zostanie u nas na obserwacji – dodaje.
– Zostanę tu, dopóki Ethan nie wydobrzeje – mówię zamyślona.
– Proszę się położyć i odpocząć.
Ostatnie dni były bardzo trudne. Jedyne, o czym marzę, to by wyjść stąd
razem z Ethanem i by było… by było jak dawniej…
32
Nadia
Ethan
Moje życie wywróciło się do góry nogami trzy razy. Pierwszy raz, gdy
straciłem Nadię, drugi raz, gdy się dowiedziałem, że będę ojcem, i trzeci,
gdy poczułem, jak kula z broni Russella trafiła w moją klatkę piersiową.
Mogłem zginąć. Naprawdę mogłem zginąć, ale nie mogłem pozwolić, by
zabił Nadię. Umarłbym tam chyba razem z nią. W tamtej chwili nie
potrafiłem myśleć o niczym innym niż o tym, by ją ratować. Nie myślałem,
że mogę z tego nie wyjść i Isla straci również mnie. To była chwila. Skoro
któreś z nas miało przyjąć tę kulę, nie było żadnych wątpliwości, komu się
ona należy. Nie myślałem o konsekwencjach, nie wiedziałem, co będzie.
Niemal natychmiast straciłem przytomność. Siedem dni byłem w śpiączce.
Lekarz powiedział mi, że miałem ogromne szczęście.
W trakcie operacji zatrzymało się moje serce i musieli mnie
reanimować. Brzmi to niewiarygodnie, ale czułem, że muszę wrócić.
Wiedziałem, że mam dla kogo żyć. Że czeka na mnie Isla, moja rodzina i ta,
do której należy moje serce: Nadia. Nie pamiętam nic z tego okresu, po
prostu czułem jej obecność. Czułem, że jest blisko mnie. Gdy otworzyłem
oczy, nie od razu wiedziałem, co się ze mną dzieje. Było mi jakoś dziwnie,
nawet nie wiem, jak to opisać. Cieszyłem się, gdy zobaczyłem rodziców,
a kiedy do sali weszła Nadia… Jezu, chciałem zerwać się z łóżka i wziąć ją
w ramiona. Nie wiem, skąd pamiętałem, że wyznała mi miłość. Czy to
słyszałem? Czy mi się to śniło? Byłem tego jednak pewny, gdy mnie
pocałowała. Nie chciałem dłużej czekać i też jej powiedziałem, że ją
kocham. Bo tak właśnie jest. Kocham ją i mam nadzieję, że nasze drogi
w końcu zejdą się na dobre.
Nadia jeszcze nie wie, ale jeśli wszystko dobrze pójdzie, przed
wakacjami przeprowadzę się z Islą do Liverpoolu. Cały czas walczę o moją
córeczkę, na szczęście rodzice Abigail w końcu odpuszczają. Na początku
nie było łatwo. Nawet nie chcieli słyszeć o naszej przeprowadzce, ale nie
mogą mi przecież tego zabronić. Zaczynamy dochodzić do porozumienia,
mam już więcej praw: mogę odwiedzać Islę, kiedy chcę, muszę tylko
wcześniej uprzedzić Bergmanów. Mogę ją zabierać do siebie, a od początku
roku Isla ze mną zamieszka. Będzie to dla mnie test, bo przez pięć miesięcy
będzie nas odwiedzał pracownik opieki społecznej i sprawdzał, jak sobie
radzę. Jeśli jego opinia będzie pozytywna, uzyskam całkowite prawa
rodzicielskie, co oznacza, że będę mógł zamieszkać z córką, gdzie tylko
chcę. Przez te pięć miesięcy mogę z nią podróżować, ale nie mogę zmieniać
jej stałego miejsca zamieszkania, a także nie mogę utrudniać Bergmanom
kontaktów z nią. Nie zamierzam, bo niby po co? Są jej dziadkami i nie
mam nic przeciwko temu, by ją odwiedzali. Mam dość tego szarpania się.
Chcę, by Isla miała normalny dom, by nie odczuwała jakichś konfliktów
między nami. Ma już prawie piętnaście miesięcy, jest bardzo mądrą
i radosną dziewczynką. Teraz zabieram ją na ponad dwa tygodnie do
Liverpoolu. Święta spędzimy w moim rodzinnym domu. Rodzice i Scott już
poznali Islę, gdy byli u mnie w Cambridge, ale jest jeszcze jedna ważna
osoba: Nadia, z którą spędzimy trochę czasu. Nie ukrywam, zależy mi na
tym, by dziewczyny się dogadały, bo nie zamierzam rezygnować z żadnej
z nich. Są dla mnie najważniejsze. To kobiety mojego życia.
Nie widziałem się z Nadią od trzech miesięcy i strasznie za nią tęsknię.
Chciałbym ją w końcu przytulić, pocałować, po prostu mieć ją tuż obok
siebie. No i nie będę ściemniał, umówiłem się już z rodzicami, że pierwszą
noc Isla spędzi u nich, a ja i Nadia będziemy nadrabiać te trzy miesiące.
Będzie bardzo gorąco i bardzo niegrzecznie.
Właśnie czekam na córkę u Bergmanów. Babcia kończy pakować jej
rzeczy do torby, bo mamy trochę do zabrania.
– Hej, księżniczko – witam się z nią, gdy podbiega do mnie. – Nie za
ciepło ci w tej kurtce?
– Mówiłem, że za grubo ją ubrałaś – mówi do żony z przekąsem pan
Bergman.
– No dobrze – kobieta potakuje głową – to Ethan ją przebierze
w samochodzie. Przecież wie, co robić.
– Spokojnie, nic jej nie będzie. – Pani Bergman ma skłonność do
przesadzania, ale rozumiem, że to z troski o Islę.
– Wiemy, Ethan – mówi jej mąż. – No, ruszajcie już, długa droga przed
wami.
– Chodź, mała, jedziemy na wycieczkę. – Uśmiecham się i biorę ją na
ręce.
– Ethan, zadzwonisz, jak dotrzecie na miejsce? – dopytuje pani
Bergman.
– Zadzwonię – obiecuję i sięgam po torby.
– Daj, pomogę ci – mówi pan Bergman i bierze bagaże.
– Jedźcie ostrożnie! – dodaje kobieta i macha nam na pożegnanie.
Wychodzimy na dwór. Dziadek Isli pakuje torby do bagażnika, a ja
zapinam córkę w foteliku.
– Przepraszam cię za żonę – mówi pan Bergman lekko zmieszany –
wiesz, bywa nadopiekuńcza.
– Zdążyłem zauważyć – odpowiadam z delikatnym uśmiechem.
Po chwili żegnamy się i z nim, po czym wysyłam Nadii esemesa, że
będziemy koło drugiej, i ruszamy w drogę.
– I jak, mała, gotowa na wycieczkę? – Odwracam się na moment do
córki, a ta posyła mi szeroki uśmiech i radośnie klaszcze w dłonie. –
Pojedziemy najpierw do mamy, a potem poznasz kogoś, kto, mam nadzieję,
już zawsze będzie obecny w naszym życiu. Kogoś, kogo też bardzo
kocham.
Być może właśnie to stworzy naszą wspólną przyszłość? Być może to
jest właśnie nasz początek? Wierzę w nas, Nadio. Naprawdę wierzę.
KONIEC
Playlista
CNCO • Se vuelve loca
Eminem • Lose Yourself
Eminem • Mockingbird
Eminem feat. Dido • Stan
Este Habana • Nadie como tu
Hoobastank • The Reason
Jason Derulo, Jawsh 685 • Savage Love
Jay Santos • Caliente
Nea • Some Say
Sia • Move Your Body
Victoria Justice • Freak the Freak Out
Spis treści:
Okładka
Karta tytułowa
Rozdział 1
Rozdział 2
Rozdział 3
Rozdział 4
Rozdział 5
Rozdział 6
Rozdział 7
Rozdział 8
Rozdział 9
Rozdział 10
Rozdział 11
Rozdział 12
Rozdział 13
Rozdział 14
Rozdział 15
Rozdział 16
Rozdział 17
Rozdział 18
Rozdział 19
Rozdział 20
Rozdział 21
Rozdział 22
Rozdział 23
Rozdział 24
Rozdział 25
Rozdział 26
Rozdział 27
Rozdział 28
Rozdział 29
Rozdział 30
Rozdział 31
Rozdział 32
Rozdział 33
Rozdział 34
Playlista
Karta redakcyjna