You are on page 1of 422

Dla moich pierwszych Czytelników.

Pamiętacie? To od tej historii wszystko się zaczęło.


Prolog

Ginger

MAJ 2018

FACECI SĄ JAK BURGERY PODCZAS DIETY. Gardzisz nimi, ale kiedy nikt nie

patrzy, masz ochotę zatracić się w jednym z nich.

Lubię burgery. I lubię facetów. Gdybym nie lubiła, to skupiłabym się

teraz na podręczniku. Nie na opalonych i wysportowanych męskich

przedramionach.

– Czy on zawsze jest taki seksowny? – pytam, nie odrywając wzroku od

przystojniaka grającego w kosza przed domem mojej przyjaciółki.

Jest piękne letnie popołudnie, a my właśnie odrabiamy zadanie

domowe. Przynajmniej Ivy to robi, bo ja mam ważniejsze sprawy na

głowie, na przykład gapienie się na jej niesamowitego brata. Doug jest

idealny poza jednym małym szczegółem: zaciąga dziewczyny do łóżka

i łamie im serca. Albo w odwrotnej kolejności. Jest na mojej liście owoców

zakazanych zaraz obok Toma Ellisa, który z oczywistych względów nigdy

nie będzie mój.

– Pytasz o mojego brata. – Ivy zerka na mnie z ukosa. – Dla mnie to

wszystkożerny dupek, podkradający moje kieszonkowe. I to na pewno nie

jest seksowne! – dodaje i wraca do kartkowania podręcznika od algebry.


Ale przecież ja mogę sobie popatrzeć, to nic nie kosztuje. Tym bardziej

że Doug prezentuje nam swoje umiejętności i trafia do kosza za każdym

razem. Robi to od jakichś piętnastu minut. Dokładnie tyle czasu trwałoby

rozwiązanie zadania domowego. Jednak nic na to nie poradzę: matematyka

właśnie została zdetronizowana przez biologię, a dokładniej rzecz biorąc,

przez męskie wysportowane ciało, które tak bardzo mnie fascynuje.

– Też chciałabym mieć takiego brata. – Wzdycham i przygryzam

długopis, gdy chłopak posyła mi swój popisowy uwodzicielski uśmiech. –

Przystojnego, z równie przystojnymi kumplami.

– Przecież masz Ricka. Jest niezły i ma niezłych kumpli.

– Chciałaś powiedzieć: miał niezłych kumpli… Kiedy przestało mu się

tutaj układać, wyjechał i nie odwiedza nas nawet na święta – stwierdzam

rozżalona. – A ja chciałabym mieć brata, który o mnie dba, chroni, kiedy

trzeba, i umawia ze swoimi seksownymi kolegami.

– Tacy bracia nie istnieją! Poza tym uważaj, o co prosisz. – Ivy celuje

we mnie palcem. – Posiadanie nadopiekuńczego brata wcale nie jest takie

fajne. Sabotuje wszystkie twoje randki i traktuje cię jak pięciolatkę. Ale kto

wie? Dziś są twoje urodziny. Może twoje życzenie się spełni.

Śmieję się i kręcę głową, a potem wracam do kartkowania podręcznika.

Moi rodzice osiągnęli wiek, w którym trudno o dzieci. Mają mnie i Ricka

i na tym chyba koniec. Poza tym nie chcę w domu małego wrzeszczącego

bobasa, tylko faceta z krwi i kości, który będzie traktował mnie jak

ukochaną młodszą siostrę.

Usiłuję skupić na notatkach, ale kątem oka obserwuję, jak Doug ściąga

koszulkę.

O losie! Dzięki ci za trzydzieści stopni w cieniu! To najlepszy prezent

urodzinowy, jaki mogłam sobie wymarzyć.


Rozdział 1

Ginger

GRUDZIEŃ 2021

5 grudnia

SCHODZĘ Z  DRABINKI i przyglądam się krytycznie efektom swojej pracy.

Jemioła nadal wisi krzywo, ale nie mam już do niej cierpliwości. Salon jest

w całości udekorowany. Choinka wygląda wspaniale. Tym razem nie

przesadziłam z liczbą bombek, więc efekt jest wysmakowany. Kominek

zdobią świerkowe gałązki, a na kanapie leży narzuta w renifery.

– Wyszło całkiem nieźle – mówię do siebie.

Zawsze dekoruję dom od razu po Święcie Dziękczynienia, ale w tym

roku nastąpiło nieplanowane opóźnienie. Choć udało mi się pozdawać

wszystkie egzaminy wcześniej, i tak przyjechałam do Huntley dopiero

wczoraj.

Ponownie spoglądam na tę nieszczęsną jemiołę. Biorę do ręki notatnik

i wykreślam z mojej listy to, co udało mi się już zrobić. Za każdym razem

odczuwam dziką satysfakcję, gdy odhaczam na kartce wykonane zadanie.

Planowanie to moje drugie imię. Dzięki temu mam poczucie

bezpieczeństwa i kontroli. Poza tym uwielbiam te wszystkie urocze


drobiazgi – karteczki samoprzylepne, notatniki, kolorowe zakreślacze.

Mam na ich punkcie obsesję cały rok, ale przed świętami szczególnie mi

odbija. Tak samo, jak na punkcie robienia list. Lista dekoracji, lista

zakupów, lista prezentów, lista świątecznych potraw… Nieważne, że prawie

nikt nas nie odwiedza. Święta muszą być IDEALNE.

Omiatam wzrokiem salon i jestem prawie zadowolona z jego wyglądu.

Mam jeszcze zamiar ozdobić hol lampkami i zrobić wieniec na drzwi

wejściowe. Szybko sięgam po notes i zapisuję na osobnej kartce listę

brakujących dekoracji, po które będę musiała skoczyć do sklepu. Po chwili

znów wspinam się na drabinkę, by poprawić krzywą jemiołę.

– Ten perfekcjonizm kiedyś mnie wykończy – mamroczę pod nosem.

Uwielbiam ozdabiać nasz dom, ale za każdym razem gdy wyciągam ze

strychu świąteczne bibeloty, ogarnia mnie nostalgia. Kiedy mama jeszcze

żyła, zawsze razem wybierałyśmy dekoracje. Gdy czegoś brakowało,

biegłyśmy do centrum handlowego pobuszować po sklepach. Nigdy nie

mówiłyśmy o tym ojcu, bo znając jego oszczędną naturę, pewnie zacząłby

marudzić. Wracałyśmy zmarznięte i obładowane torbami. Mama

przygotowywała gorącą czekoladę z imbirem. Popijałyśmy ją wspólnie,

plotkowałyśmy i rozwieszałyśmy ozdoby.

Zresztą nie tylko czekolada była imbirowa. Ten aromat królował

w naszym domu każdego roku od początku grudnia. Słabość mamy do tej

przyprawy była tak samo maniakalna, jak moje zamiłowanie do robienia

list. Na święta zawsze przygotowywała imbirowe ciasteczka i kaczkę

w imbirowej marynacie. Gdy piekłam pierniczki, strofowała mnie, bym

dodała więcej imbiru, niż było podane w przepisie. No i najważniejsze:

domyślcie się, dlaczego mam na imię tak, a nie inaczej.

– Ginger? Jesteś w domu? – Z korytarza dociera do mnie głos ojca.


Po raz ostatni zerkam na salon i wzdycham. Ciekawe, czy gdyby mama

żyła, udekorowałaby go inaczej? Mimo że święta bez niej nigdy nie będą

już takie same, chcę zadbać o to, by przez te kilka dni w domu panowała

wyjątkowa atmosfera. Mam wtedy wrażenie, że ona jest gdzieś obok, że

bierze w tym wszystkim udział.

Scenariusz zawsze jest taki sam. W poranek 25 grudnia zbiegam po

schodach w piżamie i razem z ojcem rozpakowujemy prezenty. Cieszę się

jak dziecko, choć on co roku kupuje mi to samo: moją ulubioną

pomarańczową czekoladę i wielkie puchate kapcie. Nie da się ukryć, że

Rock Blackwell jest pragmatycznym człowiekiem. Gdyby nie kobieca ręka,

ten dom pewnie przypominałby grotę jaskiniowca.

Nagle uświadamiam sobie, że w tym roku będzie inaczej. Coś, a raczej

ktoś zaburzy moją świąteczną rutynę. Nie usiądę w szlafroku do

świątecznego posiłku i nie zaśpiewam na całe gardło kolęd. Nie będę czuła

się swobodnie, bo nie będziemy tutaj tylko we dwójkę.

– Wygląda niesamowicie. – Ojciec klepie mnie po ramieniu i spogląda

na salon. Dekoracje i cała ta świąteczna krzątanina interesują go tyle, co

zeszłoroczny śnieg, ale stara się dla mnie i zawsze świetnie udaje

ekscytację. Tak samo starał się dla mamy.

Boli mnie, że po jej śmierci święta nie wyglądają już tak samo.

W dodatku ojciec rok temu napomknął coś o tym, by zmienić tradycję

i zamiast spędzić Boże Narodzenie w domu, wyjechać w jakąś urokliwą

okolicę. Namawiał mnie na narty albo na Yellowstone i te słynne gejzery.

Na samą myśl o tym się krzywię. Mama chciałaby, żebyśmy obchodzili

święta w domu, zresztą ja też tego chcę.

Obserwuję, jak tata ściąga swoje ciężkie robocze buty i odwiesza grubą

kurtkę. Mimo codziennej fizycznej pracy przy drewnie wciąż świetnie się

trzyma. Odziedziczyłam po nim gęste włosy w kolorze miodowego blondu,


które trudno ujarzmić. Mamie zawdzięczam natomiast piegi rozsiane po

policzkach i zadarty nos.

Gdy żyła, świetnie nam się powodziło. Była uznaną dekoratorką wnętrz.

Wystąpiła nawet w kilku odcinkach programu Dom w pięć dni. Tata

zarabiał dużo mniej niż ona, ale pracował w tartaku z ogromną pasją. Oboje

świetnie się dogadywali, choć byli tak bardzo różni. Po zdiagnozowaniu

raka u mamy musieliśmy zacisnąć pasa i przeznaczyć oszczędności na

leczenie. Po jej śmierci nie było lepiej i choć utrzymanie tak dużego domu

niesie ze sobą ogromne koszty, ani ja, ani tata nie wyobrażamy sobie,

byśmy mogli go sprzedać.

Jest jeszcze Rick. Nieoficjalnie nazywany przeze mnie czarną owcą tej

rodziny. Mój brat odciął się od nas, kiedy nagrabił sobie u miejscowego

towarzystwa. Nigdy nie stronił od kobiet, używek i afer. Kiedy wyjechał na

studia i zamieszkał w akademiku, nasze stosunki się ochłodziły. Na

pogrzebie mamy był oschły i traktował mnie raczej jak daleką nielubianą

kuzynkę niż jak siostrę. Powiedział ojcu, że się usamodzielnił, znalazł pracę

i sam jest w stanie opłacić sobie uczelnię. Zaskoczyło mnie to, bo przecież

studiowanie jest kosztowne, ale tata postanowił nie wtrącać się w jego

życie. Rock Blackwell był na to zbyt dumny. Od tamtej pory temat mojego

brata stał się tabu. Nie rozmawialiśmy o nim z ojcem, choć ja wiedziałam,

że bardzo za nim tęskni.

Zostaliśmy więc we dwójkę sami w ogromnym domu, który nosił

w sobie wspomnienia czasów, kiedy byliśmy szczęśliwą rodziną.

Ponieważ zaczęłam studia, musiałam wyjechać i zamieszkać

w kampusie. Miałam z tego powodu ogromne wyrzuty sumienia, ale

wiedziałam, że rodzice chcieli, byśmy oboje z Rickiem mieli dobre

wykształcenie.
Oczywiście ojciec nie dawał po sobie poznać, jak bardzo czuje się

samotny, nie mając przy sobie żony i dzieci. Na szczęście z Chicago do

Huntley jest rzut kamieniem, więc wracam do domu tak często, jak tylko

się da.

– Ile mam jeszcze czasu? Nie zdążyłam ogarnąć kuchni. – Patrzę na

ojca podenerwowana i ściskam w dłoni mój notatnik.

– Uspokój się, Ginger. Nie musisz być idealną panią domu tylko

dlatego, że mamy gości. Angel daleko do perfekcjonizmu. – Tata czochra

moje włosy, jakbym nadal miała jakieś osiem lat.

Przewracam oczami, bo opacznie zrozumiał moje intencje. Zna tę

kobietę zaledwie od roku, a ja widziałam ją tylko dwa razy i zdążyłyśmy

zamienić tylko kilka zdań. Jakakolwiek by była, denerwuję się. Wkrótce

zostanie żoną mojego taty. A dzisiejszego dnia stanie w progu naszego

domu i zamieszka z nami aż do końca świąt.

Nigdy nie byłam zła na ojca o to, że postanowił ułożyć sobie życie na

nowo. Przeciwnie – cieszyłam się, że znalazł sobie kogoś, na kim może

polegać. To ten typ mężczyzny, który potrzebuje silnej kobiety u swojego

boku. Nie to, że jest nieudacznikiem. Jest uczciwym, ciężko pracującym,

porządnym facetem. Tak dobrym, że czasami boję się, by ktoś nie

wykorzystał tego przeciwko niemu. Odkąd poznał Angel, odżył, a jego

oczy znów nabrały blasku. Zupełnie jakby w ciągu kilku tygodni

odmłodniał o jakieś dziesięć lat.

Wiadomość o ich nagłym ślubie, zaledwie po roku znajomości, trochę

mnie zaskoczyła. „Mamy już swoje lata, na co tutaj czekać?” – tak to

podsumował. Wcześniej Angel była u nas tylko dwa razy, a tata wydawał

się bardzo skrępowany. Ledwo udało nam się chwilę porozmawiać, on już

szukał pretekstu, by wymknąć się z nią z domu. Zupełnie jakby bał się

krytyki z mojej strony.


– Kuchnię zostaw mnie. Zdążę posprzątać, zanim będę musiał wyjechać

na lotnisko. Ale postaraj się ogarnąć sypialnię. – Ojciec nerwowo pokasłuje

i spogląda w stronę piętra.

– Przecież Angel zamieszka w twoim pokoju, prawda? Będziecie spać

razem. To znaczy… skoro i tak się pobieracie, nie musicie zachowywać

pozorów i mieć oddzielnych sypialni – jąkam się, bo wiem, jak

niedorzecznie to brzmi.

Mój ojciec jest dorosły, uprawia seks i będzie mieszkać ze swoją

przyszłą żoną. To oczywiste, a jednak zarówno mnie, jak i jego krępują „te”

tematy.

– Tak, oczywiście… Angel i ja… – Tata robi się czerwony i strzela

spojrzeniem na boki. – Po prostu potrzebujemy jeszcze jednej sypialni dla

Jasona.

Kręcę głową, bo nie bardzo rozumiem, o co mu chodzi, choć wiem, kim

jest Jason. Niestety. Miałam przyjemność wysłuchać wielu barwnych

anegdot na jego temat. Wieczne utrapienie Angel. Rozpuszczony, bogaty

bachor, który robi wszystkim na przekór. Sądząc po tym, jaki podobno ma

charakterek, ostatnie, o czym marzy, to rodzinne święta w Huntley: tej

zabitej dechami dziurze.

– Przyjedzie razem z Angel. Przepraszam, dowiedziałem się dopiero

wczoraj i nie za bardzo wiedziałem, jak ci to powiedzieć. – Ojciec

poluzowuje kołnierzyk koszuli, jakby nagle zrobiło mu się bardzo gorąco.

– Nie wierzę, że zbuntowany, sprawiający problemy cwaniaczek

dobrowolnie będzie jeść z nami indyka i grać w świąteczne Monopoly! –

mówię podniesionym głosem.

Jestem wściekła. Uwielbiam świąteczne przygotowania, atmosferę, jaka

panuje w te dni. Lubię mieć wszystko zaplanowane i dopięte na ostatni

guzik. Każde Boże Narodzenie musi być doskonałe, bo tak chciałaby


mama. A teraz jakiś bufon z wielkiego miasta przyjedzie i rozwali moje

święta?!

– Problem w tym, że właśnie nie dobrowolnie. – Ojciec wzdycha. –

Przeskrobał coś na uczelni. Angel nie wdawała się w szczegóły, ale była

wściekła. Postawiła mu ultimatum: albo jedzie z nią, albo ona przykręca

kurek z kasą i przestaje opłacać jego studia.

– Naprawdę postawiła mu ultimatum? – Unoszę jedną brew, bo

narzeczona mojego taty nie wygląda na kobietę, która potrafi sobie radzić

ze zbuntowanymi, młodymi mężczyznami. Z tego co zdążyłam zauważyć,

choć bywa przebojowa, to jednocześnie jest uosobieniem łagodności.

– Opłaca jego studia i zachcianki. Postawiła sprawę jasno: albo

przyjeżdża z nią tutaj, albo może się z tym wszystkim pożegnać. Nie wiem,

co zrobił ten młody człowiek, ale kiedy rozmawiałem z Angel przez telefon,

była bardzo zdenerwowana. Podobno to ma jakiś związek z jego ojcem.

Jason nie może się z nim kontaktować. Angel twierdzi, że jej były mąż

nastawia go przeciwko niej i wykorzystuje, by nadal załatwiać swoje

brudne interesy. Dlatego nie chce zostawiać go w Bostonie. Woli mieć na

niego oko.

Sprawa związana z jego ojcem? Rock rzadko wspominał o mężu Angel,

a właściwie byłym mężu, bo z chwilą gdy trafił za kratki, ona złożyła

pozew o rozwód. Nigdy o nic więcej nie pytałam. To zbyt delikatne

i osobiste sprawy.

– Przecież Angel nie może kontrolować swojego syna. Jest już dorosły.

– Tak, ale przywykł do wygód i jej pieniędzy. Dlatego zgodził się

przyjechać tutaj bez mrugnięcia okiem. Moim zdaniem ona za bardzo go

rozpieszcza. – Tata sapie podenerwowany.

– Jest początek grudnia! Jakim cudem ten chłopak ma już wolne, a inni

właśnie szykują się do egzaminów? – Patrzę na ojca pytająco, bo nie chce


mi się wierzyć, że ten cały Jason tak świetnie radzi sobie z nauką.

– Udało mu się załatwić sesję egzaminacyjną wcześniej. Angel była

w tej sprawie u dziekana. To jakiś jej dawny znajomy. – Ojciec

odchrząkuje, by ukryć zażenowanie. – Przecież ty też pozdawałaś egzaminy

wcześniej.

– Tylko że ja załatwiłam to własnym uporem, świetną opinią na uczelni

i dobrymi ocenami, a nie pieniędzmi mamusi!

– Ginger, po co te nerwy…

– Przecież on zamieni nasze święta w koszmar! Zrobi wszystko, by

odegrać się na matce za to, że zmusiła go do przyjazdu tutaj. – Mój głos

drży, bo mam wrażenie, że wszystkie świąteczne plany diabli wzięli.

Przyjazd tego chłopaka oznacza jedną wielką improwizację.

A improwizacja to murowana katastrofa. Nienawidzę tego typu

niespodzianek! Nie znoszę, gdy ktoś rujnuje moją rutynę i wszystko, co

zdążyłam sobie zaplanować.

– Nie zakładaj najgorszego. Angel ma na Jasona haka, więc on musi się

zachowywać. – Ojciec dotyka mojego ramienia, a ja mam ochotę odwrócić

się na pięcie i wyjść niczym obrażona nastolatka.

Rodzice są zawsze takimi optymistami. Jeśli ojciec myśli, że ten cały

Jason będzie tutaj potulnie siedział i kroił z nami indyka, to jest w błędzie.

Nie znam tego chłopaka, ale wystarczająco wiele się o nim nasłuchałam.

Nim zdążę ponownie zaprotestować, tata idzie do kuchni i mamrocze

coś o sprzątaniu. Oczywiście to tylko pretekst, by wywinąć się od tej

niewygodnej rozmowy.

Spoglądam na choinkę, która jeszcze przed chwilą robiła na mnie

wrażenie. Przestaję cieszyć się na te święta. Nie mam już ochoty dekorować

schodów lampkami ani robić świątecznego wieńca na drzwi. Nie teraz,


kiedy jakieś nabuzowane testosteronem tornado ma wpaść do mojego domu

i prawdopodobnie to wszystko rozpieprzyć.

Dwie godziny później, gdy właśnie kończę ścielić łóżko w pokoju

gościnnym, z holu docierają do mnie stłumione głosy. Szybko wygładzam

ubranie i nakazuję sobie spokojnie oddychać i zgrywać wyluzowaną.

W końcu to tylko goście – po świętach wyjadą, a życie moje i ojca znów

wróci na właściwe tory.

Gdy przekraczam próg pokoju, spoglądam na drzwi, na których

zawiesiłam karteczkę z napisem „Jason”. To głupie, ale mimo całej niechęci

do tego tajemniczego chłopaka chcę, by poczuł się tu mile widziany. Tego

właśnie nauczyli mnie rodzice – kultury i szacunku do innych.

Schodzę na dół i moje obawy powracają ze zdwojoną siłą. Nie lubię

zmian, a dwie z nich właśnie stoją w holu.

Zawsze mogło być gorzej. Mógł zjawić się Grinch i sprawić, że świąt

nie będzie – pocieszam się w myślach.

Choć mam wrażenie, że Jason może być właśnie takim Grinchem.

Pewnie jedyne, co go interesuje, to wydawanie pieniędzy rodziców na

alkohol, narkotyki i łatwe panienki.

Gdy pokonuję ostatnie schody, widzę, jak Angel ściąga mokry płaszcz,

ojciec taszczy jej bagaże, a w progu domu stoi jakaś wysoka zakapturzona

postać, która po chwili niechętnie wchodzi do środka i zamyka drzwi.

– Miło mi cię widzieć, kochanie! – Kobieta przytula mnie tak mocno, że

dociera do mnie zapach jej wyrafinowanych perfum. W swojej kremowej

garsonce, z blond lokami na głowie naprawdę przypomina anioła.

Spoglądam na swoje rozwleczone spodnie od dresu i mam ochotę

teleportować się do swojego pokoju.


Ojciec odchrząkuje i zerka na mnie porozumiewawczo, wskazując

głową na chłopaka, który nie ściąga butów ani nawet kaptura z głowy.

Wciąż stoi w progu i wygląda, jakby był tu za karę.

Kolejna zasada, którą wpoili mi rodzice: mam być uprzejma, nawet jeśli

ktoś jest dla mnie niemiły. Ciekawe, dlaczego nie nauczyli tego mojego

brata.

– Hej, jestem Ginger – mówię przesadnie radosnym tonem i wyciągam

rękę w stronę nieznajomego. Tak naprawdę mam ochotę przewrócić oczami

i powiedzieć mu, by przestał zachowywać się jak palant, ale ze względu na

ojca się powstrzymuję.

Chłopak nadal stoi bez ruchu i jest dla mnie jasne, że nie odpowie,

a tym bardziej nie uściśnie mojej dłoni. Przełykam upokorzenie i biorę się

do realizacji planu awaryjnego. Chwytam stojącą na komodzie tacę

z pierniczkami.

– Upiekłam pierniczki. Może masz ochotę? – Uśmiecham się przyjaźnie

i wyciągam w jego stronę poczęstunek. Czuję się jak kretynka, ale nie mam

pojęcia, jak inaczej wybrnąć z tej niezręcznej sytuacji.

Chłopak podnosi głowę, ale tylko na moment. Spod kaptura błyskają

groźne oczy. Nie mam nawet czasu przyjrzeć się jego twarzy. Udaje mi się

tylko zauważyć gęste, zmarszczone brwi. Jest wrogo nastawiony i nie ma

ochoty wymieniać ze mną uprzejmości, czuć to na kilometr.

Po chwili spuszcza głowę i mija mnie bez słowa, szturchając ramieniem

tak, że taca prawie wypada mi z rąk. Nie wiem, czy to przypadek, czy może

chciał dać mi do zrozumienia, żebym z nim nie zadzierała. Choć mam

wrażenie, że na dźwięk słowa „pierniczki” chwilę się zawahał.

W korytarzu zapada cisza, a po chwili z góry dobiega nas głośne

trzaśnięcie drzwiami. To by było na tyle, jeśli chodzi o miłe powitanie.

– Pogadam z nim. – Angel wzdycha i rusza w stronę schodów.


Nie chcę podsłuchiwać, ale robię to mimowolnie. Mój ojciec zresztą

też. Stoimy na dole jak dwójka frajerów: ja z tacą pierniczków w dłoni, on

z ciężkimi bagażami. Na górze nie słychać żadnych krzyków ani awantury.

Po kilku minutach Angel schodzi do nas. Jest zdenerwowana. Wiem to,

bo na jej dekolcie pojawiają się czerwone plamy. Moje ciało reaguje tak

samo, gdy ktoś wyprowadzi mnie z równowagi albo kiedy za bardzo się

czymś przejmuję.

– Porozmawialiśmy sobie i myślę, że Jason nie będzie robił więcej

problemów. – Uśmiecha się promiennie.

Może wcale nie jest taką łagodną owieczką, za jaką ją uważałam? Co

musiała mu powiedzieć, tam na górze, że dał się poskromić? Przecież

jeszcze przed chwilą jego oczy ciskały błyskawice i wyglądał tak, jakby

chciał obrócić nasz dom w pył.

– Musicie mu wybaczyć. Jego ojciec ma na niego zły wpływ. – Kobieta

zaciska usta w wąską linię, jakby samo wspomnienie byłego męża

przyprawiało ją o mdłości. – Jason miał lecieć ze znajomymi na święta na

Barbados. Taka nagroda za zdane egzaminy. Jednak po tym, co zrobił

w Bostonie… Cóż, musiał zmienić plany i przyjechać tutaj. To dlatego jest

taki wściekły.

Rock Blackwell spuszcza głowę i wpatruje się w swoje buty, zupełnie

jakby ten temat był dla niego niezręczny.

– Zaniosę twoje rzeczy do sypialni. – Po chwili rzuca Angel nerwowe

spojrzenie i szybko się ulatnia.

– W takim razie ja pójdę się odświeżyć. Może później pokażesz mi

dom, Ginger? Zdążyłam zauważyć, jak wspaniale udekorowałaś salon –

zwraca się do mnie moja przyszła macocha, a kiedy kiwam niemrawo

głową, idzie do łazienki.


Zostaję sama w korytarzu i zastanawiam się, co tu się właśnie

wydarzyło. Jeśli przez cały czas tych dwoje będzie zachowywać się tak

sztucznie, jak przed chwilą, to chyba puszczę pawia. Jason może jest

odpychający, ale przynajmniej niczego nie udaje.

– To nie będą udane święta – mamroczę do siebie i wkładam do ust

pierniczka.

Moje słowa bardzo szybko okazują się samospełniającą się

przepowiednią. Błogą ciszę przerywa dochodzący z góry ryk punkowej

muzyki. Mam wrażenie, że ściany naszego domu trzęsą się od tego jazgotu,

a moja głowa zaraz pęknie. Nie wierzę, że to dzieje się naprawdę. Angel

powiedziała, że jej syn nie będzie sprawiał kłopotu. Jasne.

Wspominałam coś o tym, że to nie będą udane święta? Poprawka: to

będą najgorsze święta w moim życiu.


Rozdział 2

Ginger

–  DAJ MU TROCHĘ CZASU. Nie zna tutaj nikogo i inaczej zaplanował sobie te
święta. Ma prawo być zły. – Ojciec wychodzi ze swojej sypialni i patrzy na

mnie smutno. Muszę wyglądać żałośnie: nadal stoję na środku korytarza

i nie wiem, co mam ze sobą zrobić.

„Ja też inaczej zaplanowałam sobie te święta!” – mam ochotę krzyczeć.

Nie powinien go usprawiedliwiać. Jason ma prawo być wkurzony, ale

nie musi zachowywać się jak buc. Niech nie liczy na to, że odezwę się do

niego pierwsza, a już na pewno nigdy więcej nie poczęstuję go

pierniczkami.

– Jak długo tutaj zostanie? – Obrzucam ojca umęczonym spojrzeniem.

Niech ma świadomość, że wcale nie jestem zadowolona z tego, w jakiej

sytuacji mnie postawił. Dobrze wie, że święta są dla mnie ważne i o ile

obecność jego narzeczonej mi nie przeszkadza, o tyle naburmuszony Pan

Mroczny, puszczający muzykę na cały regulator, już tak.

– Ginger… – Ojciec wzdycha i patrzy w sufit. Robi tak zawsze, gdy

wkraczamy na jakieś niewygodne tematy. Zachowywał się dokładnie tak

samo, gdy zapytałam, co to znaczy mieć okres, a kilka lat później, co

oznacza sformułowanie „zrobić komuś dobrze”. Byłam dzieckiem, mama


była w pracy, a on nie był w stanie wykrztusić z siebie słowa. – Święta

dopiero za trzy tygodnie. On i Angel zostaną tu przynajmniej do Nowego

Roku.

– Przynajmniej?! Była mowa tylko o świętach! Angel miała zostać na

Boże Narodzenie, a sylwestra mieliście spędzić u niej! – wyrzucam z siebie

pretensje z prędkością karabinu maszynowego i podnoszę głos coraz

bardziej. Mam też ochotę tupać nogą jak mała dziewczynka. Lubię mieć

kontrolę nad wszystkim i ostatnie, czego chcę, to nieplanowane zwroty

akcji.

Do Nowego Roku został prawie miesiąc, a to oznacza, że czekają mnie

cztery pieprzone tygodnie pod jednym dachem z kolesiem, który

nienawidzi wszystkich i wszystkiego. Wspaniale!

– Tak miało być, ale skoro jest tu też Jason, Angel uznała, że dłuższy

pobyt z dala od domu dobrze mu zrobi. Wpadł w złe towarzystwo, a ojciec

próbował go kontrolować nawet zza krat. – Tata wypuszcza z siebie ciężki

oddech, jakby tłumaczenie mi wszystkiego bardzo go męczyło. – To

skomplikowane, Ginger. Nawet ja się w tym gubię. Ale jestem

spokojniejszy, wiedząc, że moja kobieta jest bezpieczna, a ten drań nie

kontaktuje się z Jasonem.

Patrzę na ojca zaskoczona. Wiem, że były mąż Angel siedzi

w więzieniu, ale z tego, co usłyszałam przed chwilą, wynika, że może być

także groźny. Nie wiem, jaką tajemnicę kryje chłopak, który właśnie

zamieszkał w pokoju na piętrze, ale ostatnie, czego chcę, to by naraził nas

na niebezpieczeństwo.

Ojciec jeszcze chwilę mnie uspokaja, a potem zaczyna gadać o pieczeni

na święta, którą co roku przyrządza. Wiem, że próbuje zmienić temat.

Zresztą ja też odpuszczam. Nie mam już ochoty oprowadzać Angel po

naszym domu. Wykręcam się bólem głowy i idę na górę.


Z chwilą gdy zamykam drzwi swojego pokoju, oddycham z ulgą. Nie

czuję się tutaj bezpiecznie. Nie odkąd ten podejrzany typ w kapturze

przekroczył próg naszego domu. Przezornie przekręcam klucz w drzwiach,

choć nigdy wcześniej nie musiałam tego robić. Podchodzę do okna. Patrzę

na ulewny deszcz i nagie gałęzie drzew, trzęsące się na wietrze. Widok jest

ponury i przerażający. Nie ma w nim ani krzty świątecznej, radosnej

atmosfery. Chyba mogę zapomnieć o śniegu na święta, tak jak o spokoju

i poczuciu bezpieczeństwa. Obejmuję się rękami i pocieram ramiona, bo

ogarnia mnie chłód. I wiem, że jego przyczyną wcale nie jest paskudna

pogoda.

Pokoje mój i Jasona dzieli tylko ściana, więc jeśli znów będzie miał

ochotę posłuchać głośno muzyki, mam z głowy spokojny wieczór. O dziwo

nic takiego się nie dzieje. Słyszę tylko, jak wychodzi do łazienki. Sama nie

mam ochoty wysuwać nosa za drzwi. Nie teraz, gdy nie czuję się

swobodnie.

Kiedy kolejny raz spoglądam przez okno, widzę, jak ojciec razem

z Angel wsiadają do samochodu. Pewnie wybierają się na zakupy. Czuję się

jeszcze bardziej nieswojo, wiedząc, że zostałam sama w domu z kimś

zupełnie mi obcym. To zaczyna zakrawać na paranoję. Jak tak dalej pójdzie,

nie będę w stanie nabić na widelec świątecznej pieczeni ojca, tak będą

trzęsły mi się ręce. Jason Castell nie odezwał się do mnie ani słowem, a ja

już mam go dosyć.

Podnoszę się na łóżku i masuję skronie, ale to nie przynosi ulgi. Drzemki

w ciągu dnia wcale mi nie pomagają, przeciwnie – sprawiają, że czuję się

jeszcze bardziej zmęczona i rozbita.


Niechętnie wstaję, człapię do okna i widzę, że samochodu ojca nadal

nie ma. Na zewnątrz powoli zapada zmrok, a pogoda wciąż jest paskudna.

Przeciągam się zaspana i rozważam, czy nie lepiej odpuścić sobie kolację

oraz prysznic i spać do rana. Nie musiałabym wychodzić z pokoju

i ryzykować spotkania z Jasonem. Brzmi kusząco. Ale przecież nie mogę

go wiecznie unikać. Tym bardziej po tak bezczelnym powitaniu.

Nagle z pokoju obok dobiega mnie męski głos. Intrygujący i głęboki.

Bezwstydnie przykładam ucho do ściany i podsłuchuję. Nie jestem w stanie

zrozumieć większości słów, ale jestem pewna, że Jason rozmawia z kimś

przez telefon.

– Zawsze trzymam rękę na pulsie. Przecież wiesz. Też mnie to nie

bawi… Nie mam wyjścia… – Choć staram się tego nie robić,

z przyjemnością wsłuchuję się w niski, ochrypnięty głos.

Po kilku minutach odpuszczam i postanawiam zająć się czymś bardziej

pożytecznym. Zakładam na uszy słuchawki i włączam Jingle Bell Rock

Bobby’ego Helmsa. Kładę się na brzuchu na środku swojego łóżka

i kołyszę się w rytm melodii. Muzyka sprawia, że zapominam o problemach

i znów wpadam w świąteczny trans.

Wyobrażam sobie, jak wspólnie z mamą i tatą ubieramy choinkę.

Oczywiście ojciec narzeka, że musi to robić, ale widzę, że jest naprawdę

szczęśliwy. Razem z mamą obrzucamy go kolorowymi łańcuchami tak, że

po chwili przypomina świąteczne drzewko. Do domu wraca mój brat

i trzyma w rękach górę prezentów… Może to głupie, ale lubię snuć fantazje

o tym, jakie byłyby święta, gdyby żyła mama.

Nagle czyjeś ciepłe dłonie muskają dół moich pleców. Trwa to ułamek

sekundy, ale i tak wywołuje ciarki na moim ciele. Zrywam się jak oparzona,

plącząc słuchawki i wyszarpując je sobie z uszu.


Gdy się odwracam, widzę Jasona. Jest w moim pokoju, choć jestem

pewna, że zamknęłam drzwi na klucz. Jeśli nie potrafi przechodzić przez

ściany, a mam nadzieję, że nie potrafi, bo i bez tego wystarczająco mnie

przeraża, to musiał użyć jakiejś sztuczki, by tutaj wejść. A potem jak gdyby

nigdy nic obserwował, jak niczego nieświadoma leżę na łóżku i kręcę

tyłkiem w rytm świątecznej melodii. Po prostu świetnie.

Patrzę na niego szeroko otwartymi z przerażenia oczami. Ma na sobie

szarą bluzę i kaptur naciągnięty głęboko na głowę, który sprawia, że

praktycznie nie widzę jego oczu. Czuję, że mi się przygląda, i to

rozwściecza mnie jeszcze bardziej. Jedyne, co udaje mi się zobaczyć, to

dolna część twarzy, na którą kaptur nie rzuca cienia. Postanawiam to

wykorzystać. Nie miałam czasu przyjrzeć mu się wcześniej, kiedy stał na

dole ze spuszczoną głową. Teraz widzę, że ma mocno zarysowaną, pokrytą

lekkim zarostem szczękę i wyraźnie wykrojone usta, które aktualnie

wykrzywiają się w drwiącym uśmiechu.

Zamknęłam drzwi na klucz, a on jest w moim pokoju – powtarzam sobie

w myślach po raz kolejny. Nie wiem, czy powinnam krzyczeć, uciekać, czy

może jedno i drugie. Zanim udaje mi się cokolwiek zrobić, on się odzywa:

– Twój ojciec woła cię z parteru. Przeszkadza mi w spaniu, więc rusz

dupę i idź do niego – wydaje mi polecenie, obraża i poniża jednocześnie.

I to wszystko w jednym zdaniu.

Wow, a myślałam, że gorzej już być nie może.

Otwieram usta, by wygarnąć mu, co o nim myślę. Mam zamiar

wspomnieć o jego braku szacunku dla mojej prywatności, dla mojego ojca,

mojego domu i mojego tyłka, którego prawie dotykał. On jednak odwraca

się i wychodzi. Tak po prostu.

Jestem na niego wściekła, ale przede wszystkim jestem wściekła na

siebie, bo nie trzymałam się swojego planu – miałam się mu postawić


i pokazać, że wcale się go nie boję. Trzymanie się planu zawsze pomaga.

Choć obawiam się, że w przypadku Jasona to nie wchodzi w grę. Jest jak

tajfun, który postanowił wedrzeć się do mojego domu, rozpieprzyć moje

święta i udowodnić mi, że mogę zapomnieć o posiadaniu kontroli nad

czymkolwiek.

Zapamiętać: Zrobić w notatniku listę pod tytułem: „Cięte riposty

przeznaczone dla Jasona”.

Gdy schodzę na dół, ojciec opiera się o ścianę i ciężko oddycha.

Wygląda, jakby przebiegł maraton.

– To przez te zakupy – tłumaczy, widząc moje zaniepokojone

spojrzenie. – Angel uparła się, żeby zapełnić lodówkę po same brzegi.

Nie przekonują mnie jego wyjaśnienia. Zauważyłam, że coraz częściej

łapie zadyszkę. Tym razem chodziło tylko o przeniesienie sprawunków

z samochodu. To mogłoby zmordować kogoś z kiepską kondycją, ale nie

jego – mężczyznę, który całe swoje życie ciężko pracuje. Mam ochotę

wygłosić kazanie na temat zdrowego stylu życia i prosić go, by zrobił

w końcu badania kontrolne, które odkłada na wieczne nigdy, ale on nie

dopuszcza mnie do słowa.

– Jak tam Jason? Trochę zbuntowany, ale nie jest taki zły, co? –

Szturcha mnie żartobliwie w ramię i doprowadza tym do szału.

– Nie wiem. Nie miałam okazji go poznać po tym, jak zniknął na

górze – odpowiadam pozornie znudzonym tonem, ale w środku cała gotuję

się ze złości. Na razie wolę nie wspominać ojcu o niespodziewanej wizycie

Jasona w moim pokoju.

– Musisz dać mu czas. Rozkręci się.

– Wszyscy mówią, żeby dać mu czas i być dla niego wyrozumiałym.

Najpierw Angel, a teraz ty! – Podnoszę głos, bo nie rozumiem, co on w nim


widzi. – Gdybym ja odwaliła taki numer i była dla kogoś niemiła, prawiłbyś

mi kazania!

– Ginger… – Ojciec spuszcza wzrok i drapie się po brodzie.

– Nie, tato! Nie próbuj go bronić! To zepsuty koleś, któremu

poprzewracało się w dupie od nadmiaru pieniędzy własnych rodziców! –

mówię jeszcze głośniej i mam gdzieś, czy Angel to usłyszy.

– Jason wiele przeszedł. Rozwód rodziców, ojciec w więzieniu…

– Ale to nie usprawiedliwia takiego zachowania! Ja też wiele przeszłam.

Śmierć mojej mamy to chyba wystarczający powód, prawda?! A jednak

staram się, a on… – Mój głos zaczyna drżeć, choć nie licząc chwil po

śmierci mamy, nigdy nie płakałam przy ojcu.

– Kochanie… Wiesz, że nie jestem dobry w te klocki. Nie umiem cię

pocieszać i rozmawiać o uczuciach. Też mi jej brakuje i wiem, że przyjazd

Angel i Jasona sprawi, że te święta będą inne niż zwykle, ale poradzimy

sobie, obiecuję. – Ojciec tuli mnie do siebie. Czuję, jak szybko bije mu

serce.

– Postaram się jakoś to przetrwać – mówię nieco spokojniejszym

tonem, bo zaczynam mięknąć. W końcu ta sytuacja jest nowa dla nas

wszystkich. – Ale robię to tylko ze względu na ciebie i Angel. Jeśli ten cały

Jason wyprowadzi mnie z równowagi, to…

– To twój przybrany brat. A bracia z zasady lubią zaleźć za skórę. – Tata

uśmiecha się i całuje mnie czoło.

– Prawie przybrany brat – poprawiam go i patrzę na niego

naburmuszona, choć moja złość już minęła. – Rozpakuję zakupy – dodaję

i biorę od niego torby.

– Dzięki, skarbie. Chyba pójdę się położyć. Z samego rana muszę być

w tartaku, a jestem wykończony. – Ojciec pociera dłońmi twarz i człapie

w stronę sypialni.
Coś mi mówi, że to nie jest zwykłe zmęczenie. Rock Blackwell to typ

osoby, która śpi tylko wtedy, kiedy musi, i zazwyczaj aż pali się, by iść rano

do pracy. Może po śmierci mamy jestem trochę przewrażliwiona

i nadopiekuńcza, ale martwię się o niego. Widzę, że nie dba o siebie tak, jak

powinien.

Ostatecznie postanawiam przynajmniej spróbować być miła dla Jasona.

Może tata ma rację? Może ten chłopak nie potrafi odnaleźć się w nowej

sytuacji? Pokrzepiona tą myślą, wyjmuję z lodówki potrzebne składniki

i przygotowuję tosty francuskie. Oczywiście Jason nawet nie raczy zejść na

kolację. Nakładam sporą porcję na talerz, a na drugim, mniejszym kładę

cztery pierniczki. Zostawiam wszystko na progu jego pokoju i walę pięścią

w drzwi, żeby na pewno mnie usłyszał.

Czuję się niezręcznie. Jakbym była jego pokojówką, a on panem

i władcą. Nie odpowiada mi taki układ. Fakt, że niedługo zostaniemy

przybranym rodzeństwem, nie oznacza, że będę jego naiwną młodszą

siostrzyczką, która przybiegnie na każde jego skinienie.

Może ojciec ma rację, twierdząc, że bracia umieją zaleźć za skórę? Ale

ja wiem jeszcze coś – młodsze siostry potrafią się zemścić, nawet jeśli

wyglądają na niewiniątka.

Mimo spokojnego wieczoru kładę się do łóżka podenerwowana.

Wcześniej przezornie przekręcam klucz w zamku dwa razy i wmawiam

sobie, że ostatnio musiałam o tym zapomnieć. To dlatego Jason bez

problemu wszedł do mojego pokoju. Nie ma innego wytłumaczenia.

Długo przewracam się z boku na bok, aż w końcu zasypiam i śnię

o tym, co ostatnio – o pierniczkach, choince i gniewnych oczach, ukrytych

pod kapturem szarej bluzy.


Rozdział 3

Ginger

6 grudnia

RANO BUDZĘ SIĘ W  O  WIELE LEPSZYM HUMORZE. Wszystko wydaje mi się


łatwiejsze niż wczoraj. Jason na pewno się zaaklimatyzuje, mój tata spędzi

miły czas z Angel, a potem wszyscy razem zasiądziemy do świątecznego

posiłku i będzie całkiem miło.

Poprawiam puchatą różową piżamę, którą dostałam od ojca i która

mogłaby nosić miano najmniej seksownego stroju wszech czasów.

Spoglądam w bok i zastygam w bezruchu. Jeśli przed chwilą ten dzień

wydawał mi się w porządku, to właśnie zamienił się w koszmar.

Na stoliku nocnym stoją dwa puste talerze. Jest jeszcze karteczka

z wiadomością. Podnoszę ją drżącymi dłońmi i czytam szeptem:

„Następnym razem postaraj się bardziej i daj więcej pierniczków”.

Wściekła zgniatam świstek w dłoni i ciskam nim przed siebie. Po chwili

rzucam się do drzwi i sprawdzam, czy są zamknięte. Klucz nadal tkwi na

swoim miejscu i muszę dwa razy go przekręcić, by wyjść z pokoju.

To bez sensu. Nie wiem, jakim cudem Jason się tu dostał, ale przyniósł

talerze, które zostawiłam pod jego drzwiami. Pewnie obserwował, jak śpię
w swojej dziewczyńskiej, puchatej piżamce, bezbronna i niczego

nieświadoma. Gdyby był psychopatą, mógłby poderżnąć mi gardło. A co,

jeśli nim jest? I do tego ta bezczelna wiadomość!

Po chwili zastanowienia wkładam szlafrok i zbiegam na dół. Muszę

porozmawiać z ojcem i wszystko mu powiedzieć. Jason chce mnie

nastraszyć i myśli, że nie puszczę pary z ust, ale się myli. Jego zachowanie

nie jest normalne, a ostatnie, czego chcę w te święta, to psychola pod

swoim dachem.

Zaglądam do jadalni, potem do sypialni ojca, ale nigdzie go nie ma.

W korytarzu znajduję kartkę z wiadomością od Angel:

„Rock jest już w pracy, a ja jadę po kilka dekoracji świątecznych. Do

zobaczenia!”.

No tak. Nie dość, że jej syn wszystko komplikuje, to jeszcze ona chce

się panoszyć ze swoimi dekoracjami. Ozdabianie domu od zawsze było

zarezerwowane dla mamy i dla mnie. Po chwili ganię się w myślach. Angel

kocha mojego ojca i powinnam dać jej szansę.

Jason coraz bardziej mnie przeraża i nie mam ochoty być z nim w domu

sam na sam, więc umawiam się z Ivy. Znamy się jeszcze ze szkoły i choć

wiele osób uważa, że jesteśmy do siebie bardzo podobne, ja jestem zdania,

że moja przyjaciółka jest tą lepszą – piękniejszą i bardziej przebojową

częścią naszego duetu.

Kilkadziesiąt minut później siedzę w jej ogromnej, minimalistycznie

urządzonej kuchni i zajadam się babeczkami, które przed chwilą wyjęła

z piekarnika. Zdążyłyśmy obejrzeć kilka odcinków Szkoły dla elity

i poplotkować. Może to beznadziejne, ale chcę spędzić u niej cały dzień,

byleby tylko nie musieć oglądać Jasona.

Między jedną muffinką a drugą postanawiam w końcu odpisać na

esemesa, którego dostałam od Drew. Drew to mój były chłopak. Tak jakby.
Wiem, że to dziwnie brzmi, ale nasz związek można podsumować jednym

słowem: „skomplikowane”.

Schodzimy się i rozchodzimy, kłócimy i godzimy. Jeszcze w wakacje

była między nami niesamowita chemia, więc przymykałam oko na jego

sceny zazdrości, mimo że sam często odstawiał mnie na boczny tor, by na

całe weekendy znikać z kumplami.

Poznaliśmy się zupełnie przypadkiem w sklepie, tocząc zacięty bój

o ostatni karton mleka czekoladowego. Skłamałabym, mówiąc, że nie

zrobiły na mnie wrażenia jego tatuaże, motocykl i wygląd złego chłopca.

Byłam grzeczną dziewczyną z niegrzecznymi fantazjami, więc on był jak

spełnienie moich marzeń.

Nasz związek jest sinusoidą i uwielbiam, gdy po kilku cichych dniach,

czy nawet tygodniach, wraca do mnie i godzimy się namiętnym seksem.

Problem w tym, że czuję, jak się od siebie oddalamy.

Tydzień temu definitywnie zerwaliśmy, a wczoraj on napisał do mnie,

prosząc o kolejną szansę. Mięknę, bo to przecież Drew. Łączą nas

wspaniałe wspomnienia. Piszę mu, że zgadzam się na spotkanie, a on

w odpowiedzi proponuje schadzkę na torze wyścigowym. Kiedyś byłabym

podekscytowana i napalona. Teraz nie czuję nic, poza chęcią na kolejną

muffinkę. Na szczęście Ivy upiekła ich całą blachę.

Właściwie to ludzie mają rację – jesteśmy do siebie podobne, ale nie

chodzi o wygląd. Jeszcze niedawno moja przyjaciółka była taka jak ja.

Niewinna, ułożona, spokojna. Żyła w swojej idealnej bańce szczęścia –

w bogatej dzielnicy Huntley, gdzie trawa jest zawsze równo przystrzyżona

i nawet psy załatwiają się w cywilizowany sposób.

Wszystko zmieniło się, kiedy poznała Ridera. Wiem, dziecinna ksywka,

ale koleś uwielbia ścigać się na motocyklu i ma wybujałe ego. To była


miłość jak z romansu. Nie żebym czytała takie książki, ja po prostu to

wiem.

To dzięki Riderowi Ivy odżyła, stała się bardziej pewna siebie. W końcu

ma kogoś, kto podziwia ją nie dlatego, że ma dom z basenem i torebkę

z najnowszej kolekcji Balenciagi. Ten chłopak kocha ją ze wszystkimi jej

wadami i zaletami. Wprawdzie wyjechał na dwa miesiące, ale tylko

dlatego, że jego kariera rozkwita i załapał się do popularnego programu

telewizyjnego o tatuażystach. Ivy rozmawia z nim codziennie i jest po uszy

zakochana.

Zazdroszczę jej tego. Tego, że miłość ją zmieniła. A raczej – wyciągnęła

z niej to, co było dotychczas ukryte. Czy coś jest ze mną nie tak, skoro

znajomość z Drew nie wywarła na mnie żadnego wpływu? Kiedy

rozmawiamy, nie czuję tego słynnego walnięcia piorunem. Nie mam

słowotoku i nie pocą mi się dłonie.

A może po prostu oczekuję zbyt wiele? Może czekam na księcia na

białym koniu, na widok którego zmiękną mi kolana? Obudź się, Ginger!

Nie żyjesz w bajce Disneya. W normalnym świecie książęta bekają

i porównują swoje penisy w męskiej szatni. Obniż poprzeczkę i zacznij

doceniać Drew.

Z tą pokrzepiającą myślą oraz z żołądkiem niebezpiecznie pełnym

babeczek wracam do domu. Spędziłam u Ivy większość dnia i na zewnątrz

zapada zmrok. Jest cudownie. Ciemne, roziskrzone gwiazdami niebo wisi

nade mną, a mróz szczypie w policzki.

Rozmarzona spoglądam na dom. Wygląda tak pięknie i dostojnie.

Idealny i przygotowany na święta. No właśnie, święta. Gorąca czekolada,

ciepły koc i pierniczki. Tata palący w kominku. Jego przepyszna pieczeń.

Prezenty. Ta stara urocza reklama Whiskasa z kotem biegającym po

śniegu…
Nagle zauważam, że w oknie na górze pali się światło. Jakiś cień

przemyka za zasłoną. Mina mi rzednie, bo uświadamiam sobie, że za ścianą

mojego pokoju mieszka zakapturzony gnojek, który chce sabotować ten

magiczny czas. Po chwili biorę się w garść. Uśmiecham się jak laleczka

Chucky i ruszam w stronę drzwi.

Uważaj, Jason. Prędzej zrezygnuję z pierniczków, niż pozwolę ci być

górą w moim domu.


Rozdział 4

Ginger

7 grudnia

GDY RANO SCHODZĘ NA ŚNIADANIE, widzę krzątającą się w kuchni Angel. Ma


na sobie zwykły T-shirt i luźne bermudy, a swoje zawsze perfekcyjne włosy

związała w niedbały supeł. Podoba mi się w takiej nieidealnej, domowej

wersji. Przez chwilę zapominam o tym, że ma kupę kasy, a jej dom pewnie

przypomina pałac.

– Dzień dobry! Ranny z ciebie ptaszek, Ginger! – wita mnie i obraca

boczek na patelni. – Rock dopiero co zdążył wyjść do pracy. Zjesz ze mną?

Kiwam głową i choć jestem skrępowana, zajmuję miejsce przy stole.

– Nie miałam okazji przeprosić cię za to wszystko. – Kobieta odkłada

patelnię i siada na krześle naprzeciw mnie. – Chodzi mi o nasz przyjazd.

Wiem, że nie spodziewałaś się Jasona, i pewnie dla ciebie to wszystko

dzieje się za szybko. Zaręczyny, wspólne święta…

Do mojego nosa dociera apetyczny aromat. Zauważam drugą patelnię

z dymiącą jajecznicą. To ulubione danie ojca. Momentalnie powracają do

mnie wspomnienia. Mama zawsze robiła świetną jajecznicę z boczkiem.

Ciekawe, czy Angel będzie chciała jej dorównać.


Miętoszę w dłoniach papierową serwetkę i niewyraźnie się uśmiecham.

Co mam jej powiedzieć? Że jej syn prawdopodobnie zepsuje moje święta?

Że dostaję dreszczy, gdy pomyślę sobie, że niedługo zostaniemy

przybranym rodzeństwem?

– Chcę tylko, żebyś wiedziała, że nie mam zamiaru zastępować twojej

mamy. Nie sprawię też, że staniesz się dla swojego ojca kimś mniej

ważnym. – Angel poprawia swoją niesforną fryzurę, a potem patrzy na

mnie tak, jakby szukała aprobaty w moich oczach.

No cóż, w pewnym sensie już zajmuje miejsce mojej mamy: mieszka tu

i gotuje w jej kuchni, ale nie powinnam mieć jej tego za złe. Życie toczy się

dalej, a mój ojciec ma prawo poukładać je sobie na nowo.

– Jason nie chciał tu przyjeżdżać, to oczywiste. Dlatego przez jakiś czas

może być trudno… nad nim zapanować. – Angel wymownie zerka w stronę

piętra. – Wiem, że trzyma stronę swojego ojca i to ja jestem tą złą, która

odeszła do innego mężczyzny. Ale prawda jest taka, że nasze małżeństwo

od dawna było fikcją, a ja nie chcę mieć nic wspólnego z kryminalistą.

W dodatku takim, który bez skrupułów wykorzystuje naszego syna.

– Nie musisz się przede mną tłumaczyć – przerywam jej cicho, ale

stanowczo. – Nie mam prawa cię oceniać, nie znam całej sytuacji. Wiem

tylko, że tata cię kocha, a ty jego. To najważniejsze.

Angel uśmiecha się tak, jakby kamień spadł jej z serca. Nakłada porcję

na mój talerz i podaje mi ją bez słowa. Zjadam wszystko z apetytem, a w

mojej głowie kiełkują kolejne wątpliwości. W jaki sposób jej były mąż

wykorzystywał Jasona? Przed chwilą dokładnie tak powiedziała.

– Z dnia na dzień będzie coraz łatwiej. – Angel kładzie dłoń na mojej

dłoni, jakby chciała mnie pocieszyć, ale wiem, że to sobie samej próbuje

dodać odwagi. – Jason zaakceptuje kilka spraw. Dziś miło mnie zaskoczył,

bo z samego rana zaoferował, że skoczy po zakupy.


Unoszę zdziwiona brwi i uśmiecham się trochę na siłę. To miło, że

Angel wierzy w przemianę swojego syna, ale ja tego nie kupuję. Prędzej

świnie zaczną latać, niż on będzie zachowywał się w cywilizowany sposób.

Gdy mój brzuch staje się niebezpiecznie pełny, dziękuję jej za śniadanie

i idę do siebie. Kładę się na łóżku i przeglądam notatnik z listą rzeczy do

zrobienia przed świętami.

„Kupić gałązki świerku, lampki choinkowe i zawieszki – renifery”.

Prawda jest taka, że święta odbędą się nawet, jeśli nie kupię żadnej

z tych rzeczy. Ale druga, o wiele smutniejsza prawda brzmi: mam świra na

punkcie świąt, a nic nie poprawia humoru tak, jak zakup

bożonarodzeniowych dekoracji. Poza tym, czy naprawdę będę w stanie

zjeść spokojnie świąteczny obiad, wiedząc, że schody nie są ozdobione

lampkami, a na choince nie wiszą filcowe renifery? Nie wydaje mi się.

Po kilku minutach wpadam na genialny plan. Postanawiam upiec dwie

pieczenie przy jednym ogniu: zrobić zakupy i zrzucić trochę kalorii. Sądząc

po tym, ile przed chwilą zjadłam, to wcale nie taki głupi pomysł. Jeszcze

niedawno biegałam regularnie, ale zimowa aura skutecznie mnie do tego

zniechęciła. Nie zastanawiam się dłużej, tylko wkładam strój do biegania

i adidasy. Związuję włosy w koński ogon i biorę ze sobą słuchawki, bo nie

lubię trenować bez muzyki. Co prawda do sklepu z dekoracjami jest tylko

półtora kilometra, ale to dla mnie wystarczająco.

Gdy wychodzę przed dom, z jękiem witam wielkie, zimne krople

deszczu i hulający wiatr. Filcowe renifery zdecydowanie nie są warte takich

poświęceń, ale nie mam zamiaru się wycofać. Włączam playlistę

w telefonie, podkulam ramiona i ruszam przed siebie. Na szczęście po kilku

minutach deszcz ustaje, choć i tak zdążyłam już zmoknąć. Wilgotny kucyk

smaga moją twarz, gdy przyspieszam. Mimo nieciekawej pogody

i przeszywającego chłodu czuję przypływ energii. Tego było mi trzeba.


Muzyka i moje rytmiczne kroki skutecznie zagłuszają natrętne myśli

związane z Jasonem.

Może Angel ma rację? Może po chwilowym buncie jej syn pogodzi się

z sytuacją i nie zamieni moich świąt w totalną katastrofę? W końcu to tylko

kilka tygodni. Potem wróci do siebie i będę miała go z głowy. Zagryzam

wargę i obiecuję sobie, że dam radę. W styczniu Jasona już tutaj nie będzie!

Ta optymistyczna myśl dodaje mi sił, więc przyspieszam, choć

zazwyczaj po ośmiuset metrach jestem już porządnie zziajana. Gdy

playlista się kończy, przystaję, by włączyć coś innego. Tym razem mam

ochotę na bożonarodzeniowe hity. Tylko taki świąteczny świr jak ja może

biegać przy All I want for Christmas Is You.

– Stary, czy to przypadkiem nie jest ta twoja przyszywana siostra? – Do

moich uszu dociera głos pełen drwiny, którego nie tłumią nawet słuchawki.

Stoję pośrodku chodnika, szukając odpowiedniej muzyki w swoim

telefonie, i muszę wyglądać cholernie pociągająco: zziajana, czerwona na

twarzy i mokra od deszczu. Niechętnie podnoszę głowę. Kilka metrów ode

mnie, obok baru Thirsty Cactus, zauważam kilku mężczyzn. I oczywiście,

bo przecież wszechświat mnie nienawidzi, jednym z nich jest mój niedoszły

brat. Taksuję wszystkich po kolei swoim nienawistnym wzrokiem, choć

przecież mogłabym po prostu odwrócić się na pięcie i zwiać.

Jeden z chłopaków ma na sobie motocyklowe ciuchy i nawet z daleka

widzę, że jego szyja jest w całości wytatuowana. Niedbale gasi nogą

niedopałek i ciągle mi się przygląda. Obok niego stoi niski blondyn

i kpiarsko się uśmiecha. Kieruję wzrok na Jasona, którego oczy jak zwykle

przysłania kaptur szarej bluzy. Zaciąga się powoli papierosem i doskonale

wiem, że śledzi każdy mój ruch. Ostatniego z ekipy kojarzę: bywaliśmy na

tych samych imprezach. Wiem tylko tyle, że pracuje w lokalnym studiu


tatuażu i opinia o nim daleka jest od krystalicznie czystej. Ma chyba na

imię Jeff.

– To naprawdę ona? Twoja siostra? – Blondyn zadziera głowę, bo jest

sporo niższy od pozostałych. Potem ponownie spogląda na mnie, a jego

oczy zwężają się w szparki.

– Taa… we własnej osobie. – Głos Jasona jest ledwo słyszalny, ale i tak

dociera do mnie ta pełna niechęci nuta.

Mam ochotę krzyknąć, że formalnie jeszcze nie jestem jego siostrą,

a gdy już nią zostanę, to będziemy TYLKO przybranym rodzeństwem.

Ostatecznie postanawiam nie wdawać się z nimi w dyskusję. Oddycham

szybko, nadal zmęczona biegiem, i zastanawiam się, jak wybrnąć z tej

sytuacji.

– Gdybym ja miał taką siostrę, nie wahałbym się ani chwili. – Głos

Jeffa przechodzi w samczy pomruk, a mnie aż robi się niedobrze. To jeden

z tych mężczyzn, którzy patrzą na kobiety zawsze oślizłym wzrokiem. –

Robiłbym z nią bardzo niegrzeczne rzeczy.

– Najbardziej niegrzeczną rzeczą, jaką ona zrobiła w swoim życiu, było

zjedzenie wszystkich czekoladek z kalendarza adwentowego w jeden

dzień – rzuca Jason i wszyscy poza nim zanoszą się głupkowatym

śmiechem.

Ściskam swój telefon tak mocno, że zaraz go połamię. Co za dupek!

– Tym lepiej dla mnie. Lubię takie niewinne. – Jeff drapie się po brodzie

i rozbiera mnie wzrokiem. Zastanawiam się, na ile mój dopasowany

i mokry od deszczu strój uwydatnił wszystko to, co bardzo chciałabym

ukryć przed ich spojrzeniami.

– Lepiej nie. Umarłbyś z nudów – kontynuuje Jason i widocznie czerpie

jakąś chorą przyjemność z upokarzania mnie.


Jeszcze kilka minut temu miałam nadzieję, że Angel ma rację i jest

jakaś minimalna szansa na to, że jej syn okaże się czymś więcej niż

niszczycielskim, wkurwiającym tajfunem z niewyparzoną gębą. No cóż,

nadzieja umiera ostatnia.

Postanawiam być ponad to i nie dać się sprowokować. Chowam telefon

do kieszeni i nie spuszczam głowy pod ciężarem ich spojrzeń. Przeciwnie,

trzymam ją wysoko uniesioną, by pokazać, że nie ruszają mnie te durne

teksty. Odwracam się powoli, by nie sądzili, że czmycham jak

przestraszona sarenka.

– Ma niezły tyłek – słyszę za plecami głos blondyna.

Wystarczy. Miałam odejść z godnością, ale zaryzykuję. Nie pozwolę, by

mówili o mnie jak o kawałku mięsa na wystawie.

Zawracam i idę pewnym siebie krokiem w ich kierunku. Mam gdzieś,

że z włosów cieknie mi woda i wpada do moich oczu. Mam gdzieś, że

trzęsę się z zimna i pewnie przypłacę to przeziębieniem. Z każdym moim

krokiem ich uśmiechy nikną. Nie są już tak pewni siebie.

Banda wytatuowanych cip!

– Och, jak miło cię widzieć, Jason! – mówię śpiewnym tonem. – Twoja

matka mówiła, że poszedłeś na zakupy. Cóż, widocznie wasze definicje

słowa „zakupy” trochę się różnią.

Odpowiada mi tylko cichy pomruk dobiegający z ust Jeffa. Mój brat

bardzo wymownie mnie ignoruje. Blondyn chichocze, ale posyłam mu

spojrzenie z serii piorunujących, więc zaczyna nerwowo kasłać i robi się

poważny. „Wytatuowana szyja” nic nie mówi, tylko uważnie mi się

przygląda.

– Ale na pewno jesteś w drodze na zakupy, prawda? Przecież nie

okłamałbyś swojej ukochanej mamusi. – Mój głos ocieka lukrem

i sarkazmem.
Jason porusza się niespokojnie, przestępuje z nogi na nogę, tak jakby

spodziewał się, że zaraz przypuszczę atak.

– Musicie wiedzieć, że Jason zawsze robi to, co każe mu mamusia. Jest

po prostu idealnym, oddanym synkiem. – Teatralnie wzdycham i dla

większego efektu przykładam dłoń do piersi. – Nie wiem, czy zdążył się

wam już pochwalić, ale zrezygnował z zagranicznego wyjazdu specjalnie

dla niej. Poprosiła go, by przyjechał z nią tutaj na święta, a on się zgodził.

Tak po prostu! To była wycieczka na Barbados, prawda, Jason? – Nie

czekam na jego odpowiedź i kontynuuję: – Kilka gorących tygodni.

Piaszczyste plaże, ocean, seksowne, opalone turystki, kolorowe drinki. A on

zrezygnował z tego wszystkiego, żeby przyjechać do tej zabitej dechami

dziury! Bo mamusia go o to prosiła. Rozumiecie to? – Patrzę na wszystkich

po kolei i uśmiecham się porozumiewawczo.

Nie muszę długo czekać na ich reakcję. Parskają śmiechem i spoglądają

na Jasona z niedowierzaniem.

„To prawda, stary? Jesteś aż takim frajerem? Co ci strzeliło do głowy?

Co za porażka!”

Z przyjemnością wyłapuję strzępki tego, co mówią, i napawam się

swoim zwycięstwem.

– To nie do końca tak… – Jason próbuje się tłumaczyć, ale nikt go nie

słucha. Zaciska usta i nie muszę widzieć jego oczu, by wiedzieć, że posyła

mi mordercze spojrzenie.

Cała trójka stroi sobie z niego żarty. Może to tylko banda kolesi

z ptasimi móżdżkami, a znając podejście Jasona do kontaktów

międzyludzkich, ma ich głęboko gdzieś. Ja jednak czuję, że

zatriumfowałam, bo wyprowadziłam go z równowagi. Zrobiłam coś, czego

się po mnie nie spodziewał.

Ginger – Jason 1:0


Uśmiecham się z wyższością i odwracam.

– Ginger? – Głos Jasona sprawia, że odruchowo spoglądam przez

ramię.

– Nie zapomnij upewnić się, że zamknęłaś drzwi swojego pokoju na

klucz – mówi przerażająco spokojnym głosem.

Reszta ekipy jest zajęta swoimi głupimi żartami, więc nikt nie zwraca

na nas uwagi. Jego słowa z pozoru brzmią całkiem niewinnie. Oczywiście

dla kogoś, kto nie jest zorientowany w temacie. Ja doskonale wiem, o co

mu chodzi.

Nie uśmiecha się. Nie okazuje żadnych emocji. Nie grozi mi. Ale to

jedno zdanie sprawia, że włoski na moim ciele stają dęba. Nie odpowiadam.

Odwracam się i odchodzę najszybciej, jak się da.

Myślałam, że jestem górą. Nic bardziej mylnego. To do niego zawsze

należy ostatnie słowo i chyba powinnam zacząć się do tego przyzwyczajać.

Ginger – Jason 1:1

Nie wiem, jak on to zrobił, ale tuż po tym, gdy ledwo zamknęłam drzwi

swojego pokoju zła, zziębnięta i przemoczona, usłyszałam, jak wchodzi do

domu, a Angel dziękuję mu za zakupy. Pieprzony Pan Abrakadabra! Nie

dość, że zjawia się niczym duch, to jeszcze ma zdolność szybkiego

przemieszczania się albo i teleportacji!

Większą część dnia spędzam w swoim pokoju, bo nie mam ochoty na

spotkanie z jego aroganckim uśmiechem. Późnym popołudniem ojciec

zaburza moją „radosną” wegetację i po kilku nieśmiałych puknięciach

wchodzi do pokoju.

– Wszystko w porządku? Odkąd wróciłem z pracy, nie zeszłaś na dół. –

Zakłada ręce na klatce piersiowej i patrzy na mnie badawczo.


– Chciałam nadrobić zaległości. Następny semestr da mi popalić –

odpowiadam i unoszę trzymany przeze mnie zeszyt. To oczywiście

kłamstwo. Nie zajrzałam do książek od kilku dni, a w rękach trzymam

notatnik z moimi listami spraw do załatwienia, ale tata nie ma o tym

pojęcia.

– Może przynajmniej zrobisz pranie, co?

– Okej, daj mi chwilę. – Przewracam oczami, ale jednocześnie

pojednawczo się do niego uśmiecham. W odpowiedzi kręci głową,

mamrocząc coś pod nosem, po czym schodzi na dół.

Niechętnie zwlekam się z łóżka. Odkąd mama umarła, mam więcej

obowiązków w domu, ale nie narzekam. Ojciec ciężko pracuje, więc

wstawienie prania czy mycie podłóg to coś, co zwykle robię bez mrugnięcia

okiem.

Gdy schodzę do pralni, już wiem, dlaczego tata tak naciskał. Duży kosz,

stojący w kącie pomieszczenia, ledwo wytrzymuje napór brudnych ubrań.

Z westchnieniem zabieram się do segregowania rzeczy i wrzucam pierwszą

partię do pralki, po czym włączam szybki program. Nie mam dziś

cierpliwości i chcę rozwiesić ciuchy, zanim nastanie wieczór.

Nie ciągnie mnie na górę, więc zostaję tutaj i wsłuchuję się w miarowe

obroty bębna. Siadam na podłodze, opieram głowę o pralkę i wkładam

słuchawki do uszu. Patrzę na słabo migającą jarzeniówkę, która oświetla

jedynie kąt pomieszczenia. Ojciec powinien zamontować tutaj porządną

lampę. Staram się skupić na muzyce, ale przed oczami ciągle mam

dzisiejszą scenę z udziałem Jasona i jego kumpli.

Prawie zasypiam, kołysana kojącymi dźwiękami, gdy ktoś wyszarpuje

mi słuchawki z uszu. Przestraszona spoglądam w parę oczu w odcieniu

chłodnego błękitu. Zatapiam się w nich, ale to trwa tylko ułamek sekundy,

bo Jason podnosi się gwałtownie i naciąga kaptur jeszcze mocniej na


głowę, tak, że jego oczy znikają z mojego pola widzenia. Denerwuje mnie

to i rozprasza jednocześnie. Zupełnie jakby miał nade mną przewagę. On

może mnie bezkarnie obserwować i widzi każdą emocję wypisaną na mojej

twarzy, tymczasem ja nie mam pewności, czy i kiedy na mnie patrzy.

Chowam słuchawki do kieszeni i zerkam na niego spod zmarszczonych

brwi. To oczywiste, że nie chcę go tu widzieć. Nie po tym, jak upokorzył

mnie dziś rano.

– Matka kazała mi tutaj przyjść i pomóc ci w robieniu prania – mówi

tak, jakby z trudem przechodziło mu to przez gardło. Moje usta zaczynają

unosić się w triumfalnym uśmiechu. – Nawet nie próbuj tego

komentować – rzuca ostrzegawczym tonem. – Wystarczająco dziś narobiłaś

mi wstydu.

Próbuję ukryć, jak bardzo jestem z siebie dumna. Podnoszę się

i rozprostowuję ścierpnięte nogi.

– Nie musisz tego robić. Możesz wracać do siebie, a ja zajmę się

praniem – proponuję. Na samą myśl o tym, że jesteśmy sami w tym małym,

ciemnym pomieszczeniu, przechodzą mnie nieprzyjemne dreszcze.

– Naprawdę mnie tutaj nie chcesz, co? – Nie widzę dokładnie jego

twarzy, ale wiem, że się uśmiecha. – W takim razie chętnie zostanę.

Zaciskam usta i bez słowa odwracam się do niego tyłem. Pralka właśnie

skończyła swoją robotę, więc otwieram bęben i ładuję do kosza górę

mokrych ubrań. Wręczam mu wszystko bez słowa i z satysfakcją patrzę, jak

przez chwilę jego ręce uginają się pod ciężarem prania.

– Tam są linki. Możesz zacząć rozwieszać – mówię chłodnym tonem

i taszczę ze sobą kosz z resztą brudnych ubrań. Wrzucam wszystko do

bębna i z ulgą stwierdzam, że to ostatnia runda.

– Nie wiem, jak to przypiąć. Nie chciałbym ci tego zniszczyć… – Głos

Jasona jest nienaturalnie cichy.


Podchodzę do niego i dopiero wtedy zauważam, że trzyma w dłoni

moje koronkowe czarne majtki. Przymykam oczy i mam ochotę ich nie

otwierać. Nie widzę jego twarzy, ale mogę sobie wyobrazić wysoko

uniesione brwi i pełen kpiny uśmieszek.

Wzdycham zażenowana, gdy uświadamiam sobie, że większość rzeczy,

które dałam mu do rozwieszania, to moja bielizna. Zawsze sortuję ubrania –

na ciemne i jasne, a dodatkowo oddzielam bieliznę od reszty. Ogarnia mnie

przerażenie, gdy przypominam sobie, że poza seksownymi, koronkowymi

majtkami są tam także te całkiem zwyczajne z żenującymi nadrukami

i śmiesznymi napisami.

– Sama to powieszę. – Wyciągam szybko dłoń, by wyrwać mu swoją

własność, ale on ma lepszy refleks. Staje na palcach i unosi rękę z moimi

majtkami tak wysoko, że nie jestem w stanie ich dosięgnąć.

– Nie miałem pojęcia, że wieszanie prania może być tak interesujące

i tak pobudzające, jeśli wiesz, co mam na myśli. – Chichocze, a ja mam

ochotę zapaść się pod ziemię. – Będę dobrym starszym bratem i pozwolę ci

je zabrać, o ile oczywiście dasz radę – dodaje i ani myśli opuścić swojej

ręki.

Muszę stanąć na palcach albo podskoczyć, żeby sięgnąć po ten kawałek

koronki. To upokarzające, ale nie mogę tak po prostu pozwolić mu być

górą.

Mamroczę pod nosem przekleństwa i zbliżam się do niego. Żałuję

w duchu, że nie jestem wyższa i sięgam mu zaledwie do ramienia.

Wspinam się na palce, a przed moimi oczami majaczy jego szeroka klatka

piersiowa. Do mojego nosa dociera mieszanina zapachów – czegoś

drzewnego i proszku do prania. Mam wrażenie, że słyszę, jak wali mu

serce. Jeszcze nigdy nie staliśmy tak blisko siebie. Ręce mnie bolą, ale

wyciągam je jeszcze bardziej. Zadzieram wysoko głowę i przygryzam


dolną wargę, bo koniuszki moich palców dotykają skrawka koronkowego

materiału i brakuje mi naprawdę niewiele, bym mogła zabrać co swoje. To

musi wyglądać komicznie, gdy ja tak bardzo się staram, a on stoi bez ruchu.

A jednak tym razem się ze mnie nie śmieje.

Nagle Jason robi krok do przodu, a ja wpadam na jego twardą klatkę

piersiową, odruchowo się cofam i wtedy tracę równowagę. Reaguje

w okamgnieniu – chwyta mnie w pasie, ale to nie ma nic wspólnego

z chęcią niesienia pomocy czy uchronienia mnie przed upadkiem. Zaciska

ręce wokół mojej talii ciasno i zaborczo, jakbym była jego własnością.

Nadal mam zadartą wysoko głowę, a ponieważ jesteśmy teraz naprawdę

blisko, mogę spojrzeć mu w oczy. To jedyne, co widzę w tak słabo

oświetlonym pomieszczeniu. Jego wzrok ślizga się po mojej twarzy,

przeskakując z oczu na usta i z powrotem.

– Przegrałaś – informuje niemal szeptem.

Nagle gwałtownie mnie puszcza, aż zataczam się do tyłu, omal nie

upadając. Gdy udaje mi się odzyskać równowagę, on stoi już przy schodach

prowadzących na górę.

– Miałaś rację. Lepiej będzie, jak zrobisz to sama – mówi tak samo

lodowatym tonem, jak dziś rano, podczas naszego nieszczęsnego spotkania

na ulicy. – Wieszanie prania jest kurewsko nudne – dodaje, po czym chowa

moje majtki do kieszeni swojej bluzy.

Patrzę na to wszystko z otwartymi ustami. Powinnam coś zrobić, tylko

co? Mam krzyczeć na cały dom, żeby oddał moją bieliznę?

– Pewnego dnia będę brał cię na tej pralce – mamrocze, a potem

wychodzi.

Otwieram usta jeszcze szerzej i stoję tak kilkanaście sekund. Może się

przesłyszałam? Na pewno tego nie powiedział. To byłoby niedorzeczne.


Śmieję się z samej siebie. Brak seksu działa destrukcyjnie na mój mózg,

który podsyła mi dwuznaczne obrazy i teksty. Próbuję wrócić do wieszania

prania, ale nie mogę się skupić. Gdy przymykam oczy, nadal czuję na

swojej talii silne dłonie, a w moim nosie wciąż wibruje ten intensywny

zapach. Znów kręcę głową, by wyrzucić Jasona ze swoich myśli.

Spoglądam na stertę mokrych ubrań i po raz kolejny tego dnia przeklinam

po cichu, a potem biorę się do roboty.


Rozdział 5

Ginger

8 grudnia

PO KOLEJNEJ PRZESPANEJ NOCY rano budzę się wypoczęta. W biegu zjadam


śniadanie i pędzę do galerii handlowej z listą w ręku, bo z wiadomych

przyczyn ostatnia wyprawa po brakujące dekoracje świąteczne zakończyła

się niepowodzeniem.

Moje oczy błyszczą się jak dziecku na widok zabawek, gdy podziwiam

sklepy w świątecznym wydaniu. W grudniu jestem łatwym łupem dla

handlowców – przez swoją maniakalną miłość do świąt potrafię przepuścić

sporo gotówki na czerwone kokardy, łańcuchy choinkowe i kilometry

kolorowych światełek. Tym razem nie jest inaczej, bo wracam do domu po

dwóch godzinach, obładowana torbami, i przysięgam sobie, że w przyszłym

roku koniec z kupowaniem ozdób. Dobrze, że ojciec jest w tartaku i nie

widzi, ile rzeczy ze sobą przytargałam.

Otwieram drzwi, pomagając sobie nogą. Marzę tylko o tym, by rzucić

zakupy na podłogę i położyć się na kanapie. Ku mojemu zdziwieniu widzę

Rocka Blackwella, który ciężko sapie i usiłuje ściągnąć buty.


– Co robisz o tej porze w domu? Wszystko okej? – pytam podejrzliwym

tonem, bo ojciec patrzy na mnie i wygląda nieswojo.

– Szef dał mi wolne. Trochę słabo się poczułem i…

– Tato? Co się dzieje?!

– To nic takiego. Mam gorszy dzień, to wszystko. – Tata pociera dłonią

czoło i chyba próbuje robić dobrą minę do złej gry.

– Jedziemy do lekarza.

– Słucham?!

– Jedziemy do lekarza. Niech cię obejrzy i zleci badania krwi. Już

dawno powinnam cię do tego namówić. – Jestem stanowcza i zgrywam

opanowaną, choć w środku cała drżę ze strachu. Przypominam sobie śmierć

mamy i zaciskam powieki. Nie zniosę tego po raz drugi.

– Nie przesadzaj, Ginger. To po prostu przedświąteczny nawał pracy,

zmęczenie…

– Tato, czy chociaż raz to ja mogę być tą bardziej stanowczą stroną

w naszej rodzinie?! – przerywam mu, na co on przewraca oczami jak

rozdrażniony nastolatek. Mam wrażenie, że zamieniliśmy się rolami. – Do

samochodu.

Ojciec gdera pod nosem, ale go nie słucham. Tym razem jestem

zdeterminowana jak nigdy.

Po dwóch godzinach wszystko jest już jasne. Tata siedzi obok mnie

w aucie i miętosi w dłoniach receptę. Na wyniki krwi trzeba będzie

poczekać do jutra, ale diagnoza już jest jednoznaczna: ma duże

nadciśnienie. Do tego jest przepracowany i źle się odżywia. Jeśli nie

zacznie o siebie dbać, może to skończyć się zawałem.

Mam ochotę krzyczeć ze złości, bo przecież tyle razy prosiłam go, by

zrobił te przeklęte badania. Teraz musi słuchać zaleceń lekarza – dużo

odpoczywać i odpuścić sobie pracę, przynajmniej do końca roku.


Gdy wracamy do domu, jestem rozgoryczona. Jakieś dziesięć razy

powtarzam ojcu, że musi wziąć urlop. Już ja go znam – Rock Blackwell

zawsze bierze na siebie za dużo, nawet jeśli kiepsko się czuje. Z drugiej

strony rozumiem, że praca stała się dla niego sposobem na radzenie sobie

po stracie mamy.

Angel wygląda na autentycznie przejętą, kiedy dowiaduje się

o kiepskim stanie zdrowia taty. Zaczyna biegać po korytarzu z telefonem

w dłoni i mówi, że zna świetnego specjalistę w Bostonie, który na pewno

mu pomoże.

– Nie panikuj, skarbie. To nadciśnienie, wielu ludzi się z tym zmaga. –

Ojciec próbuje ją uspokoić.

– Lekarz powiedział, co się stanie, jeśli nie będziesz o siebie dbał,

pamiętasz? – Patrzę na niego spod zmarszczonych brwi. Niech w końcu

zrozumie, że to nie są żarty.

– Ginger ma rację. Musisz teraz dużo odpoczywać. – Angel klepie ojca

po ramieniu i w końcu odkłada telefon. – A skoro tak, to moja

niespodzianka tym bardziej się przyda.

– Jaka niespodzianka? – Na progu schodów nagle pojawia się Jason.

Przewracam oczami. Jeszcze jego tu brakowało. Oczywiście ma na

sobie bluzę i kaptur na głowie, co wygląda idiotycznie. W końcu mogę

dostrzec coś więcej niż tylko dół jego twarzy, bo w korytarzu jest jasno, ale

to nie czas i miejsce na gapienie się.

– Miałam powiedzieć wam o tym dziś wieczorem podczas kolacji, ale

w sumie jesteśmy już tutaj wszyscy… – Na twarzy Angel pojawiają się

rumieńce. – Uznałam, że skoro mamy spędzić święta razem, to spędzimy je

w pensjonacie w Yellowstone!

W przedpokoju zapada głucha cisza. Ojciec patrzy na Angel zdziwiony,

a ja? Mam wrażenie, że cały mój świat się rozpada.


– Yellowstone? – wydusza z siebie tata.

– No tak. Wspominałeś mi kilka razy, że bardzo chciałbyś tam pojechać.

Pomyślałam sobie, że się ucieszysz. Tym bardziej teraz, kiedy twój stan

zdrowia się pogorszył i musisz odpoczywać, taki wyjazd będzie, jak

znalazł.

– Coś się panu stało? – Jason po raz pierwszy zwraca się bezpośrednio

do mojego ojca.

– E, nic takiego. Mam trochę za wysokie ciśnienie i…

– I grozi mu zawał, jeśli nic z tym nie zrobi – wchodzi mu w słowo

Angel. – W każdym razie pomyślałam, że Ginger i Jason odpoczną od

miejskiego zgiełku i razem będziemy cieszyć się przyrodą. No i oczywiście

zacieśnimy rodzinne więzy! – Ostatnie zdanie wymawia z takim

zachwytem, że robi mi się niedobrze od nadmiaru słodyczy. – Ginger,

w końcu będziemy mogły poznać się bliżej, podczas gdy Jason i Rock

urządzą sobie jakąś męską wycieczkę – zwraca się do mnie.

– Nigdzie nie jadę – niemal równocześnie odpowiadamy z Jasonem.

Spoglądam na niego rozwścieczona, a on uśmiecha się pod nosem.

Postanawiam go ignorować przez dalszą część tej rozmowy.

– Wybacz, Angel, ale święta zawsze spędzaliśmy z tatą tutaj w domu

i tym razem też tak będzie – mówię najspokojniej, jak potrafię.

– Rozumiem, kochanie, ale przecież czeka nas jeszcze mnóstwo

wspólnych świąt, skoro pobieramy się z twoim ojcem, a ten wyjazd to

niesamowita okazja. Yellowstone zimą jest wspaniałe! Co o tym sądzisz,

Rock?

– Miło, że w końcu zapytałaś, co ja o tym myślę. – Tata odchrząkuje

i wygląda na zmieszanego. Wcale mu się nie dziwię: jest w podbramkowej

sytuacji. Jego córka chce zostać, a jego ukochana chce jechać. – To


wspaniała niespodzianka, ale Ginger ma rację. Zaplanowaliśmy sobie te

święta inaczej. Chcieliśmy ugościć ciebie i Jasona tutaj, w naszym domu.

Oddycham z ulgą i cieszę się, że tata jest po mojej stronie. Wie, że

święta są dla mnie ważne, i mam nadzieję, że pamięta, jak bardzo były

ważne dla mamy.

– Jak zwykle nie spytałaś mnie o zdanie, ale gdybyś jednak chciała

wiedzieć, to powtórzę: nigdzie nie jadę. – Kpiarski ton Jasona przerywa

krępującą ciszę. – Nie po to wlokłem się przez pół kraju do tej zabitej

dechami dziury, żeby teraz jechać do Yellowstone.

– Jason, możemy to przedyskutować… – Angel próbuje ratować

sytuację.

– Naprawdę trzeba do ciebie mówić dwa razy?! Nie jadę, więc daj mi

spokój.

Chłopak odwraca się na pięcie i wchodzi po schodach na górę. Gdy

dociera do nas głośne trzaśnięcie drzwiami, Angel przymyka oczy i głęboko

wzdycha.

– Pójdę do niego. Może ze mną będzie chciał rozmawiać. – Ojciec rusza

w stronę schodów. Mam wrażenie, że robi to tylko dlatego, by uniknąć

konfrontacji ze mną.

– Ginger, mam nadzieję, że chociaż ty przemyślisz sprawę. Przez

wzgląd na stan zdrowia swojego ojca. – Gdy zostajemy same, Angel

kładzie mi rękę na ramieniu, ale szybko się odsuwam.

– Postawiłaś nas przed faktem dokonanym, chociaż nie wiesz nic

o naszych świętach… o mnie… – jąkam się, bo emocje biorą nade mną

górę. – Co roku spędzamy z ojcem Boże Narodzenie tutaj, mamy swoje

tradycje i…

– Może już czas to zmienić? Jesteś już dorosła, on niedługo bierze ślub

i czeka was sporo zmian. Poza tym wspominał mi, że Yellowstone to jego
marzenie, a teraz, kiedy lekarz zalecił mu odpoczynek…

– Nie chcę tego słuchać – wchodzę jej w słowo i ruszam na górę. –

Może mojej mamy już tutaj nie ma, ale święta będą właśnie takie, jakich

ona by chciała. W domu, z choinką, świąteczną pieczenią i imbirowymi

ciasteczkami.

Zostawiam Angel osłupiałą na dole, po czym biegnę po schodach

i trzaskam drzwiami swojego pokoju, podobnie jak zrobił to niedawno

Jason.

Nie schodzę na kolację. Ojciec nie przyszedł do mojego pokoju, co pewnie

oznacza, że postanowił dać mi czas. Zna mnie i wie, kiedy potrzebuję

pobyć sama i ochłonąć.

Dopiero przed północą, kiedy w domu zapada cisza, a mnie z głodu

burczy w brzuchu, wysuwam nos zza drzwi. Idę na paluszkach przez

korytarz i mimowolnie zatrzymuję się przed drzwiami sypialni Jasona.

Nasłuchuję, ale z pokoju nie dobiega żaden dźwięk.

Bez zastanowienia naciskam klamkę i otwieram drzwi. Nie mam

pojęcia, skąd wzięła się we mnie ta nagła odwaga. To pewnie adrenalina po

rozmowie z Angel wciąż buzuje w moich żyłach.

Spodziewałam się wszystkiego – śpiącego Jasona, porozrzucanych

skarpetek, stosów czasopism porno i wielkiego plakatu Megan Fox na

ścianie. Nie spodziewałam się za to półnagiego Jasona, stojącego do mnie

tyłem i podnoszącego sztangi. Zatrzymuję się gwałtownie i nie potrafię się

wycofać, choć wiem, że powinnam. Ma słuchawki w uszach, więc nie wie,

że jestem w jego pokoju. Jesteśmy kwita. On wywinął mi taki sam numer.

Powinnam szybko wrócić do swojego pokoju, zanim mnie zauważy.

Zamiast tego stoję i gapię się na niego szeroko otwartymi oczami.


Ma na sobie tylko luźne dresowe spodnie i jest umięśniony bardziej, niż

sądziłam. Chociaż nie miałam okazji zbyt dobrze tego ocenić. Zawsze miał

na sobie tę swoją przeklętą bluzę. Nagie plecy pokrywają kropelki potu

i widzę, jak rytmicznie napinają się jego bicepsy, gdy unosi trzymane w obu

dłoniach hantle. Gdy jęczy z wysiłku, czuję dziwne mrowienie w dole

brzucha – coś grzesznego, czego nie czułam od dawna, nawet będąc

z Drew.

Wytężam wzrok i przyglądam się jego plecom. Odruchowo zakrywam

usta dłonią, kiedy uświadamiam sobie, co widzę. Czternaście

niesymetrycznie rozmieszczonych małych, okrągłych blizn. Wszystkie

bliźniaczo do siebie podobne. Ślady po przypalaniu. Ktoś gasił na jego ciele

niedopałki.

Oddech więźnie mi w gardle i zaczynam się wycofywać. Mam ochotę

uciec, ale wtedy Jason gwałtownie się odwraca, jakby usłyszał moje myśli.

Jego oczy zwężają się w szparki, a brwi zbliżają do siebie. Na twarzy

maluje się czysta furia. Wyciąga z uszu słuchawki i rusza w moją stronę,

a ja zamiast uciekać, zatrzymuję się niczym oślepiona reflektorami dzika

zwierzyna.

Co jest dziś nie tak z moim instynktem samozachowawczym?! Jestem

jak ci naiwni bohaterowie horrorów, którzy podejrzewając, że w domu jest

morderca, i tak krzyczą na całe gardło: „Halo! Jest tam kto?”.

W sumie nic dziwnego, że nie potrafię ruszyć się z miejsca. Widzę

Jasona bez kaptura na głowie. Mam przed oczami jego twarz w całej

okazałości i w tym momencie zapominam o rozmowie z Angel, o Drew

i o tym, że chłopak stojący przede mną może być niebezpieczny.

Zapominam o całym świecie.

Jeśli do tej pory myślałam, że Jamie Dornan jest piękny, to wszem

wobec ogłaszam: wycofuję to. Przy Jasonie – w skali jeden do dziesięć –


Jamie to marna trójka. Nie można być tak przystojnym i tak zepsutym

jednocześnie. To powinno być zakazane. Jak pocałunki z otwartymi oczami

czy zjadanie pizzy bez jej brzegów.

Twarz Jasona nadal ma w sobie coś niewinnego i chłopięcego i potrafię

sobie wyobrazić, że jeszcze kilka lat temu musiał być uroczym i słodkim

dzieckiem. Mocno zarysowana szczęka, którą zdążyłam zauważyć

wcześniej, prosty nos i te usta, stanowcze, ale jednocześnie sprawiające

wrażenie miękkich. No i oczywiście chmurne spojrzenie, które przeszywa

mnie na wylot. Cóż, poza kilkoma procentami chłopięcego uroku cała

reszta to czysty, intensywny testosteron.

Obserwuję, jak ściera dłonią pot z czoła. Zwracam uwagę na jego

włosy, dość krótko przystrzyżone, w kolorze głębokiego ciemnego blondu.

Od linii jego prawego ucha przez brew aż do środka czoła biegnie blizna.

Może to dlatego wiecznie chowa się za kapturem? Wstydzi się jej? Choć

moim zdaniem to znamię dodaje mu męskości i sprawia, że jego idealna

twarz staje się bardziej ludzka i realna.

Kusi mnie, by przejechać palcami po bliźnie i sprawdzić, jak zareaguje

Jason. To byłoby jak igranie z ogniem. Zamiast tego zerkam na jego ciało

znacznie niżej. Wiem, że nie powinnam, ale to silniejsze ode mnie. Naga

klatka piersiowa szybko unosi się i opada. Nie wiem, czy to zmęczenie po

treningu, czy moja nieproszona wizyta sprawiają, że oddycha tak szybko.

Jego tors jest ewidentnym dowodem na to, że ćwiczy regularnie. Mam

ochotę dotknąć go tuż nad pępkiem i sprawdzić, czy jego mięśnie są tak

twarde, na jakie wyglądają. Mam też ochotę dotknąć go niżej, ale szybko

karcę się w myślach za tak irracjonalną potrzebę.

Zauważam na jego lewej piersi tatuaż. W pokoju są zasunięte żaluzje

i panuje półmrok, więc nie jestem w stanie dostrzec szczegółów. To chyba

maska hokejowa. Dziwna i przerażająca. Jest w niej coś hipnotyzującego.


– Dlaczego wchodzisz bez pukania? – warczy w moją stronę i jest

wystarczająco blisko, bym mogła przyjrzeć się jego zimnym, błękitnym

oczom i długim, czarnym rzęsom. Zaczynam szybko oddychać, zupełnie

jak on, i mam wrażenie, że doskonale zsynchronizowaliśmy się pod tym

względem.

Dzieje się ze mną coś dziwnego. Jason patrzy na mnie dokładnie tak,

jak drapieżnik patrzy na ofiarę, tymczasem ja, zamiast brać nogi za pas,

marzę tylko o tym, by mnie upolował, dotknął, sponiewierał. Cokolwiek,

byleby tylko doszło do jakiegoś fizycznego kontaktu między nami, do

przerwania tego nieznośnego napięcia.

Nie mam pojęcia, co jest grane. Powinnam być przerażona, powinnam

myśleć o ojcu i jego złym stanie zdrowia, a nie marzyć o tym, by ten

chłopak zerwał ze mnie ubrania. Świadomość, że nie mam kontroli nad

własną wyobraźnią, która podsuwa mi bardzo nieprzyzwoite obrazy,

przeraża mnie coraz bardziej.

Kto jak kto, ale ja zawsze trzymam swoje życie w ryzach. Planuję

każdy jego aspekt, począwszy od dekoracji na choinkę, a skończywszy na

ścieżce przyszłej kariery. A nawet jeśli pojawia się coś niespodziewanego,

myślę logicznie i potrafię nad tym zapanować.

Problem w tym, że z Jasonem tak się nie da. Jest poza moją kontrolą.

Wdziera się we mnie, choć nawet jeszcze mnie nie dotknął. Wyobrażam

sobie, jak to jest czuć jego ręce na sobie, mimo że on dopiero co na mnie

spojrzał. Dewastuje mnie, nie kiwnąwszy nawet palcem, a ja nie mogę nic

z tym zrobić. Zamiast uciekać, zaciągam się jego zapachem. Pachnie

cholernie dobrze.

– Zadałem ci pytanie – odzywa się ponownie, a mnie nie jest dane

dłużej się na niego gapić.


Odwraca się ode mnie plecami i szybko wkłada bluzę. To by było na

tyle, jeśli chodzi o poznawanie przyjemniejszej strony Jasona.

– Sam wchodzisz do mojego pokoju bez pytania i do tego w środku

nocy. – Biorę się pod boki i wypalam bez zastanowienia. Z chwilą gdy to

mówię, już zaczynam żałować.

Bardzo rozsądnie z mojej strony: jesteśmy tutaj sami, ja nic o nim nie

wiem. No, może poza tym, że jest dziwny i wrogo do mnie nastawiony.

Stawianie się mu to chyba nie najlepsze wyjście.

– Coś sobie ubzdurałaś. – Ponownie odwraca się do mnie przodem

i ironicznie się uśmiecha. Daje mi do zrozumienia, że oboje wiemy, o co

chodzi, ale nie jestem w stanie niczego mu udowodnić. – A teraz, skoro już

sobie na mnie popatrzyłaś, wyjdź.

Przygląda mi się przez chwilę, ale szybko odwraca wzrok. Mam

wrażenie, że jest zdystansowany, pozbawiony uczuć. No, może poza

jednym – czuje do mnie niechęć, bo gestem wskazuje drzwi. Znów mnie

upokorzył, tak jak wtedy, gdy wszedł do mojego pokoju po raz pierwszy.

Wzdycham, przewracam oczami i mamroczę coś o tym, jakim jest

dupkiem. Jednym słowem, zachowuję się jak wkurzona młodsza siostra.

Trzaskam drzwiami jego pokoju najmocniej, jak się da, a potem idę do

łazienki i biorę prysznic. Gdy wracam do swojej sypialni, wskakuję od razu

pod kołdrę, bo mam ochotę, by ten koszmarny dzień już się skończył.

Wcześniej zamknęłam drzwi na klucz i zapobiegawczo postawiłam przy

nich krzesło. Może to marne zabezpieczenie, ale daje mi namiastkę

poczucia bezpieczeństwa.

Oczywiście to byłoby zbyt piękne, gdyby dane mi było zasnąć. Z chwilą

gdy zamykam oczy, do moich uszu dociera muzyka. Wygląda na to, że

Jason nic sobie nie robi z tego, że nasi rodzice śpią. I pewnie obrał sobie za

cel, by zrobić mi na złość.


Rozwścieczona, w końcu wstaję z łóżka, wychodzę na korytarz i walę

pięścią w drzwi do jego pokoju. Muzyka cichnie, a on staje w progu z miną

niewiniątka.

– Szukasz pretekstu, by znów się na mnie pogapić? – Patrzy na mnie

z góry.

Gotuję się ze złości i wstydu. Mam ochotę go zabić, popatrzeć na jego

seksowne ciało, a potem zakopać w ogródku. Wiem, brzmi przerażająco.

– Chcę tylko, żebyś wyłączył muzykę – cedzę przez zaciśnięte zęby

i staram się nie zwracać uwagi na to, że bezczelnie gapi się na mój dekolt.

Gdy jego wzrok kieruje się na moje usta, bezwiednie je oblizuję.

– Nie słyszę żadnej muzyki. – Wzrusza ramionami, a moja chęć mordu

wzrasta kilkunastokrotnie.

– Nie rób ze mnie kretynki. Jeśli włączysz ją znów, to…

– To co? – przerywa mi i uśmiecha się szyderczo. – Poskarżysz się

swojemu tatusiowi?

Moje oczy robią się wielkie jak spodki i momentalnie zaczynają

napływać do nich łzy. Jak mógł powiedzieć coś takiego, wiedząc, że Rock

jest w kiepskim stanie?

– To nie miało tak zabrzmieć… – Jason przeczesuje nerwowo włosy

dłonią i patrzy na mnie po raz pierwszy bez cienia gniewu w oczach.

Może nie powiedział tego specjalnie, ale jest już za późno. Moja broda

drży, pieką mnie oczy i nic nie mogę na to poradzić: łzy płyną ciurkiem.

Dziś miałam ciężki dzień, a jego słowa przelały czarę goryczy.

– Nie, nie, nie, kurwa, tylko nie to! Cookie, nie możesz zacząć mi tu

beczeć. Nie wiem, co się wtedy robi, rozumiesz? Gdy matka płakała,

zawsze wychodziłem. – Jason gada jak najęty i naprawdę wygląda na

spanikowanego. – Co mam zrobić, żebyś przestała? Mam podać ci

chusteczki?
Jest beznadziejny. Najgorszy niedoszły przybrany brat na tej planecie.

Ale przynajmniej okazało się, że ma jakieś ludzkie uczucia. I chwila, jak on

mnie nazwał? Cookie?

– Po prostu mnie przytul, kretynie! – jęczę, próbując powstrzymać łzy,

choć to na nic.

Nie wiem, skąd mi się to wzięło i dlaczego palnęłam takim tekstem.

Chyba muszę pogodzić się z tym, że w obecności Jasona gadam głupoty.

Może to dziwne, bo przecież mu nie ufam, ale poprosiłam dokładnie o to,

czego teraz potrzebuję – przytulenia i słów: „wszystko będzie dobrze”.

– Raczej się nie przytulam. Ogólnie unikam dotyku – mamrocze

zakłopotany. – Dobra, dziś zrobię wyjątek – dodaje po chwili. Głośno

wzdycha, tak jakby dotknięcie mnie było dla niego największą męczarnią.

– Chodzi o siostrzano-braterski uścisk, nic poza tym – mówię

ostrzegawczym tonem, bo nie chcę, by pomyślał sobie nie wiadomo co.

– Jasne. Nawet nie licz na nic więcej. – Uśmiecha się z wyższością, a ja

znów taplam się w blasku swojego upokorzenia.

Żeby zachować godność, próbuję się wycofać, ale to już się dzieje –

Jason wyciąga do mnie swoje silne ręce i chwyta mnie jak szmacianą lalkę,

a potem przyciąga do siebie tak gwałtownie, że uderzam nosem w jego tors.

Cieszę się, że ma na sobie bluzę, bo inaczej byłoby dość niezręcznie.

– Au, nie tak mocno! – jęczę zduszonym głosem, bo nie mogę

zaczerpnąć tchu, gdy jego ramiona mocno przyciskają mnie do siebie.

Podniecający zapach uderza we mnie ze zdwojoną siłą i czuję lekkie

zawroty głowy. Dokładnie tak jak po kilku kieliszkach martini, tylko teraz

jest znacznie, znacznie przyjemniej.

– Nie mam w tym doświadczenia, ale tak to się chyba robi, prawda? –

Czuję jego gorący oddech na swoich włosach.


– Nie jestem pluszowym misiem. Musisz być delikatniejszy, bo zaraz

połamiesz mi wszystkie kości – mamroczę. W końcu poluźnia uścisk

i zaczyna się śmiać.

Mimo wcześniejszych protestów czuję się zawiedziona, gdy się ode

mnie odsuwa. W jego ramionach było mi błogo i o dziwo czułam się

bezpiecznie, choć przecież dał mi jakieś sto powodów, bym uznała go za

psychopatę.

Stoimy tak naprzeciw siebie i żadne z nas nic nie mówi. Robi się

niezręcznie, więc odwracam się szybko w kierunku drzwi.

– Pójdę już spać – mamroczę i naciskam klamkę.

Zachowuję się idiotycznie, ale nie potrafię dłużej na niego patrzeć.

Muszę zwiększyć dystans, uwolnić się od jego spojrzenia, zapachu, od

wspomnienia jego rąk na swoim ciele.

To było tylko niewinne przytulenie, bo jemu zrobiło się ciebie szkoda.

Nie analizuj tego w taki sposób, jakby co najmniej doprowadzał cię do

orgazmu – karcę się w myślach.

Jason nic nie mówi, więc zamykam drzwi jego pokoju i szybko wracam

do siebie. Teraz tym bardziej nie mogę zasnąć, choć odpuścił sobie głośne

słuchanie muzyki. Nakrywam głowę poduszką, odtwarzam sobie w głowie

jego śmiech i wiem jedno: jestem stracona.


Rozdział 6

Ginger

DOCHODZI DRUGA W  NOCY, a ja nadal nie zmrużyłam oka. Jestem czujna


i rozbudzona. Nasłuchuję jakichkolwiek odgłosów z sypialni Jasona, ale

wszystko wskazuje na to, że śpi. W końcu postanawiam iść do kuchni

i porządnie się najeść. Może gdy napełnię brzuch, uda mi się zasnąć?

Ledwo otwieram drzwi swojego pokoju, a już wpadam na coś twardego

i ciepłego, odzianego tym razem w czarną bluzę. Oczywiście z kapturem

mocno naciągniętym na głowę. Czy on ma trzy lata? Naprawdę myśli, że

schowa się w ten sposób przed całym światem? Jason wygląda na równie

zaskoczonego co ja. Nie mam pojęcia, jakim cudem zakradł się tu, nie

robiąc przy tym nawet najmniejszego hałasu.

– Stałeś pod moimi drzwiami? Znów chciałeś do mnie wejść? – Tym

razem to ja mówię podejrzliwym tonem. Muszę zadrzeć głowę, by spojrzeć

mu w oczy.

– Jak zwykle za dużo sobie dopowiadasz. Wpadasz w jakąś manię

prześladowczą. Po prostu szedłem do łazienki – odpowiada, patrząc gdzieś

ponad mnie. – Nie możesz zasnąć, co? – Opuszcza głowę i teraz to on

uważnie mi się przygląda. Czuję uderzenie gorąca na policzkach.

Spuszczam wzrok i nerwowo zakładam włosy za ucho.


Nie muszę nic odpowiadać, bo mój wygląd pewnie mówi sam za siebie:

opuchnięta od płaczu twarz i podkrążone, przekrwione oczy. Ciągle

przeżywam emocje dzisiejszego dnia i nie potrafię zmrużyć oka. Wiem, że

ojciec chciałby jechać do Yellowstone. Mnie też wiele razy o tym mówił,

ale jednak nie wyobrażam sobie, byśmy zmienili nasze świąteczne plany.

– Chodź. – Jason, nie czekając na moją reakcję, bierze mnie za rękę

i ciągnie do swojego pokoju. – Wiem, jak to jest, gdy po ciężkim dniu sen

nie przychodzi. A moja matka dzisiaj przesadziła. Uwielbia tego typu

niespodzianki – dodaje, wskazując na swoje łóżko, gdy przekraczamy próg

jego pokoju.

Czy ja coś przegapiłam? Jeszcze niedawno był wściekły, widząc mnie

tutaj. Zaczynam nie nadążać za jego zmiennymi nastrojami.

– Wyluzuj. Włączę muzykę, zrelaksujesz się, a jak już zrobisz się senna,

możesz spać tutaj albo wrócić do siebie – mówi spokojnym tonem.

Dla niego to takie proste. To oczywiste, że nie rozluźnię się w jego

obecności, nie mówiąc już o spaniu. A jednak zostaję. Potrzebuję

towarzystwa, nawet jeśli moją jedyną opcją jest ktoś tak porąbany jak on.

Ostrożnie kładę się na łóżku i przykrywam kołdrą po samą szyję. Tak na

wszelki wypadek. Jason zajmuje miejsce obok mnie, opiera głowę na

poduszkach i prostuje nogi. Zachowuje stosowną odległość, więc udaje mi

się normalnie oddychać, ale nadal nie ma szans na to, bym zasnęła.

– Zdradzę ci sekret – odzywa się po dłuższej chwili i coś mrocznego

błyska w jego oczach. Nie ma na głowie kaptura, więc mogę z bliska

podziwiać jego twarz. – Wiesz, skąd się wzięło moje imię?

Kręcę głową na znak, że nie mam pojęcia. Jestem w szoku, że ten

chłopak chce ze mną rozmawiać. Postanawiam być czujna, bo mam

wrażenie, że to nie jest bezinteresowne działanie.


– Mój ojciec ma fioła na punkcie horrorów. Nie zapomnę, jak matka

opieprzała go, ilekroć sadzał mnie sobie na kolanach i włączał Piątek,

trzynastego. Który normalny ojciec pokazuje takie filmy czterolatkowi? –

Uśmiecha się jakby do siebie. – Byłem dumny, że pozwala mi oglądać coś

zarezerwowanego tylko dla dorosłych, choć później sikałem w gacie ze

strachu. W każdym razie mój staruszek uwielbia postać Jasona, tego

psychopaty, który ukrywa swoją zniekształconą twarz pod maską hokejową.

Nie wiem, jakim cudem namówił matkę na to imię, ale stało się, i tak

zostałem Jasonem.

Patrzę na niego przerażona i muszę mieć oczy jak spodki, bo zaczyna

się głośno śmiać. To chore. Kto nazywa swoje dziecko imieniem postaci

z horroru?

– Ale najlepsze zostawiłem na koniec. – Jego głos przypomina teraz

grobowy szept, aż dostaję na ciele gęsiej skórki. – Wiem, że niedaleko

waszego miasta jest jezioro. Nazywa się Crystal Lake, prawda?

Przytakuję i nie mam pojęcia, dlaczego tak diabolicznie się uśmiecha.

Nawet w tym przerażającym wydaniu jest pociągający.

– Ech, widać niewiele wiesz o horrorach. Filmowy Jason jako mały

chłopiec utopił się w jeziorze. Przynajmniej tak wszyscy myśleli, dopóki

nie powrócił. – Jason robi dramatyczną pauzę, by jeszcze bardziej podnieść

napięcie. – Jak myślisz, jak nazywało się tamto jezioro?

Przełykam głośno ślinę i jestem naprawdę przerażona. On znów się

śmieje, jakby wywoływanie we mnie strachu było doskonałą rozrywką. Nie

wiem, co w tym zabawnego.

– Dobra, przesadziłem. Jesteś blada ze strachu. Wyluzuj, to tylko

zbieżność nazw. Nie chciałem cię nastraszyć. – Przybiera skruszony wyraz

twarzy, ale po chwili znów parska śmiechem, za co obrywa ode mnie

w ramię.
– Au! Mówiłem, że nie lubię, jak ktoś mnie dotyka! – jęczy, masując

miejsce, w które go walnęłam. Dobrze wiem, że udaje i pewnie ledwo co

poczuł.

– Chciałeś sprawić, żebym się uspokoiła i w końcu zasnęła? To

gratulacje! Swoją historyjką osiągnąłeś zupełnie odwrotny efekt – marudzę

i zamykam oczy, bo gdy jest tak blisko, moje ciało dziwnie reaguje.

Słyszę, jak wzdycha i podchodzi do swojego laptopa. Po chwili

z głośników dobiegają mnie spokojne tony Una Mattina Ludovico Einaudi.

Poznaję od razu, bo uwielbiam francuskie filmy, a ścieżkę dźwiękową

z Nietykalnych znam na pamięć. Jestem zaskoczona jego gustem

muzycznym. Sądząc po tym, co włączył w dzień swojego przyjazdu, byłam

pewna, że słucha tylko ostrych, punkowych kapel.

Otwieram oczy i widzę, że wraca na łóżko. Na szczęście muzyka robi

swoje. Jason wybrał wolne, usypiające kawałki. Przy piątym z kolei czuję,

że moje powieki robią się ciężkie. Jednak gdy następny utwór to A real hero

College & Electric Youth, z moich oczu wypływają łzy, choć bardzo staram

się je powstrzymać. Tak, Drive też lubię – za Ryana Goslinga

w pierwszoplanowej roli i właśnie za tę piosenkę. Przypominam sobie, jak

oglądałam ten film razem z tatą. Pamiętam, że zgrywał twardziela i starał

się ukryć wzruszenie.

– Znów płaczesz?! Co tym razem zrobiłem nie tak?! – Jason

gwałtownie podnosi się na łóżku i patrzy na mnie zakłopotany.

– To nie twoja wina – mamroczę zawstydzona i próbuję doprowadzić

się do porządku, szybko ocierając łzy. – Dzisiejszy dzień… najpierw złe

wyniki badań Rocka, potem niespodzianka twojej matki… to dla mnie za

wiele.

– Po prostu za dużo myślisz. – Jason przysuwa się bliżej. Odgarnia

włosy z mojego czoła i ten drobny, niewinny gest wystarcza, by zrobiło mi


się gorąco. Mam wrażenie, że pokój skurczył się, a odległość między nami

bardzo zmalała. Jego zapach uderza w moje nozdrza i sprawia, że

bezwiednie oblizuję usta.

– Chce mnie tylko pocieszyć. Po bratersku. Nic więcej – powtarzam

sobie gorączkowo, choć jakaś część mnie pragnie, by posunął się znacznie

dalej.

– Znam sposób, który sprawi, że przestaniesz myśleć, przynajmniej

przez jakiś czas – mruczy blisko mojego ucha. Przymykam oczy, bo jego

głos jest jak płynny miód z odrobiną pieprzu. Słodki i drażniący

jednocześnie.

Powoli zsuwa ze mnie kołdrę. Czuję, jak jego palce muskają moje

zamknięte powieki, dotykają nosa, przejeżdżają przez rozchylone wargi

i kierują się niżej: na linię żuchwy, a potem na szyję. Wstrzymuję oddech

i jestem jak sparaliżowana. Nie robię nic, by go powstrzymać, choć wiem,

że powinnam.

Nie przestawaj! – jakaś niegrzeczna cząstka mnie krzyczy z całych sił,

a ja czuję przyjemne łaskotanie w podbrzuszu.

Nie pozwalaj mu na nic, bo będziesz żałować! – drugi głos w mojej

głowie próbuje przywołać mnie do porządku, ale jest znacznie cichszy

i mniej stanowczy od tego pierwszego.

Jason chociaż raz robi to, czego chcę: jego dłoń sunie dalej, ślizgając się

po materiale mojej koszulki. Muska prawą pierś i nabrzmiały sutek, który

pod wpływem dotyku twardnieje jeszcze bardziej. Ta pieszczota trwa

ułamek sekundy i gdybym się uparła, mogłabym pomyśleć, że zrobił to

przypadkowo. Ale to przecież Jason. Prawdopodobnie nic, co robi, nie jest

dziełem przypadku.

Nie znam go. Dopiero niedawno miałam okazję zobaczyć jego twarz

i usłyszeć, jak się śmieje. A jednak pozwalam mu się dotykać, tak jakbym
darzyła go bezgranicznym zaufaniem. Mój umysł nakazuje mi uciekać, ale

ciało pragnie zostać i poddawać się pieszczotom. Moja silna wola słabnie

z każdym ruchem jego rąk i muśnięciem palców.

Gwałtownie wciągam powietrze, gdy zatacza kółka wokół mojego

pępka, dokładnie tam, gdzie czuję przyjemny trzepot motyli. Następnie

kieruje się niżej. Nie waha się ani chwili, nie pyta o pozwolenie, tak jakby

czytał z mojego ciała jak z otwartej księgi – widzi, że go pragnę, i wie, że

nie jestem w stanie tego powstrzymać.

Kiedy jego ciepła dłoń wsuwa się pod moje spodenki, przygryzam

wargę i zaciskam dłonie na prześcieradle. Wypominam sobie w myślach,

jaka jestem zepsuta, bo przecież powinnam teraz leżeć w swoim łóżku.

Powinnam pisać słodko-ostre esemesy z Drew i marzyć tylko o jego

dotyku.

– Nie myśl tyle. – Jego głos jest cichy, ale stanowczy. – Tak właśnie

sobie ciebie wyobrażałem. Gładka i idealna. Niewinna, ale wprost

stworzona do pieprzenia – mruczy, gdy dotyka mojego wzgórka łonowego.

Mam ochotę błagać, by sunął po moim ciele jeszcze niżej, do miejsca,

w którym najbardziej go potrzebuję.

– Myślisz, że mogę cię pocałować? W końcu niedługo zostanę twoim

bratem. – Śmieje się cicho i gryzie płatek mojego ucha, nie przestając mnie

dotykać.

Zasysam dolną wargę, kiedy słyszę jego brudne poczucie humoru. Pyta,

czy pocałunek jest odpowiedni, a w tym samym czasie niemal pieprzy mnie

palcami. Jeśli dotąd nie straciłam dla niego głowy, to stanie się to lada

chwila, jestem tego pewna.

Nabieram odwagi i odwracam się w jego stronę. Do tej pory, odkąd

rozpoczął wędrówkę po moim ciele, gapiłam się w sufit. Teraz patrzymy na


siebie, a nasze twarze dzielą milimetry. Mam wrażenie, że chce pożreć mnie

żywcem. Że umiera z głodu i ma zamiar mnie rozszarpać.

– Nie patrz na mnie tak, jakbyś błagała, bym cię przeleciał. – Brzmi,

jakby z trudem trzymał swoje żądze na wodzy. Mam wrażenie, że jeszcze

chwila i rzuci się na mnie i da mi to, czego pragnę.

Jason wydaje się być człowiekiem, który lubi trzymać każdego w garści

i realizować to, co sobie wcześniej założył. Takim, który nie działa pod

wpływem emocji, tylko kalkuluje wszystko na chłodno. A jednak teraz

szybko oddycha, oblizuje usta i ma na mnie ochotę. Nie wierzę, że to

działanie według planu. Przeciwnie: to coś bardzo spontanicznego.

– Nie będę cię pieprzył. Może nie wyglądam na takiego, ale mam

pewne zasady. Po prostu pomogę ci się zrelaksować po ciężkim dniu. –

Odsuwa swoją twarz od mojej, jakby w obawie, że rzucę na niego jakiś

urok i jednak zmieni zdanie.

Przymykam oczy. Patrzenie na niego jest zbyt intensywnym doznaniem.

Zaczynam pragnąć jego ust, choć on najwidoczniej nie chce dać mi nawet

jednego pocałunku. To złe, brudne, zakazane. Nie jestem taka.

Nagle on gwałtownie przesuwa swoją dłoń niżej, a oddech w mojej

piersi zamiera. Nie jest delikatny. Pociera mnie swoimi palcami mocno

i agresywnie. Ból miesza się z intensywnymi doznaniami przyjemności.

Choć obiecałam sobie, że będę cicho, nie dotrzymuje słowa: jęczę

i wyginam plecy w łuk, by znaleźć się jeszcze bliżej niego.

– Wiedziałem, że jesteś napalona, ale nie, że aż tak. – W głosie Jasona

słyszę niezaspokojoną potrzebę. Brzmi jak dziecko, które ma w ręku

cukierek, ale nie może go zjeść.

Mam wrażenie, że całą swoją frustrację wyładowuje na mnie, bo

przyspiesza: masuje mnie, pieści, drażni mój pulsujący z podniecenia


pączek. Jęczę coraz głośniej i bezwstydnie się o niego ocieram. Pragnę, by

włożył we mnie swoje palce.

– Jesteś dla mnie zakazanym owocem. Nawet nie wiesz, jak chciałbym

cię teraz mieć – dodaje, coraz bardziej sfrustrowany, a jego palce stają się

jeszcze bardziej natarczywe. – Mógłbym wylizać cię całą. Poczuć twój

smak na języku. Mogłabyś ujeżdżać moje usta, aż dojdziesz. Ale oboje

wiemy, że to nie może się wydarzyć.

Nie potrzebuję niczego więcej. Jego słowa i to, jak mnie dotyka,

wystarczają, bym eksplodowała. Gorączkowo szepczę jego imię, choć jest

dla mnie obcy, zakazany i przerażający. Zaczynam wić się pod jego dłonią,

gdy nie przestaje mnie torturować.

Nigdy nie doszłam tak szybko i tak mocno.

Po chwili uderzają we mnie wstyd i wyrzuty sumienia. Wczoraj

umówiłam się z Drew, w nadziei na to, że znów będziemy razem. A teraz

obcy chłopak doprowadza mnie do niesamowitego orgazmu w mniej niż

dwie minuty, choć nawet nie wysila się, by mnie pocałować.

W końcu Jason zabiera ze mnie swoją dłoń i mój oddech się uspokaja.

Obserwuję, jak podnosi się i siada do mnie tyłem na skraju łóżka. Nie

patrzy na mnie, nie próbuje ponownie się zbliżyć. Stwarza dystans.

– Nie musisz mi dziękować – mówi tonem zupełnie innym niż przed

chwilą. Nie ma w nim już nic z pasji i podniecenia. Znów jest moim

gburowatym prawie przybranym bratem, a ja dziewczyną, której ma

serdecznie dosyć.

Nadal jestem oszołomiona, ale postanawiam zachować resztki godności,

choć nie sądzę, by po tym, co tu zaszło, zostało jej wiele. Staję na drżących

nogach, poprawiam spodenki i przeczesuję palcami rozczochrane włosy.

Spoglądam w małe lusterko, wiszące przy drzwiach – mam błyszczące

oczy, zaróżowione policzki i nadal zbyt szybko oddycham. Wyglądam jak


napalona suka, która dostała to, czego potrzebowała. I pewnie tym właśnie

dla niego jestem.

Nie wiem, jak się zachować. Poziom mojego zażenowania sięga zenitu,

a Jason nie robi nic, by mi cokolwiek ułatwić.

– Może teraz uda ci się zasnąć – mówi beznamiętnym tonem, nie

patrząc na mnie ani nie ruszając się z miejsca. Łapię aluzję – daje do

zrozumienia, że powinnam sobie iść.

– Dobrze wiesz, że to nic nie znaczyło – rzucam chłodnym tonem,

jakby te słowa miały cokolwiek zmienić.

Czmycham w stronę drzwi, nie oglądając się za siebie. Z prędkością

błyskawicy wychodzę i idę do swojego pokoju. Gdy w końcu docieram do

celu, z emocji kręci mi się w głowie. Zamykam drzwi na klucz, po czym

opieram się o nie i głęboko oddycham.

– Co to, do cholery, było? – pytam samą siebie.

Odpowiada mi cisza, którą po chwili przerywa ryk jakiejś punkowej

kapeli.

Dwie godziny później jestem pewna, że Jason kłamał. To, co mi zrobił,

wcale nie sprawiło, że łatwiej jest mi zasnąć. Wręcz przeciwnie – mam

ochotę zapukać do jego drzwi i prosić o powtórkę. Jak tak dalej pójdzie,

zacznę cierpieć na bezsenność.

Po tym, co zaszło między nami, określenie „przybrany brat” brzmi

jeszcze bardziej niestosownie. Ostatni raz było mi tak mocno wstyd, gdy

w wieku pięciu lat zjadłam prawie połowę tortu urodzinowego

przeznaczonego dla innego dziecka w przedszkolu. Ciasto wyglądało

bardzo apetycznie i miałam na nie straszną ochotę. Do dzisiaj pamiętam


dezaprobatę w oczach mojej matki i ostre słowa ojca. Rzadko podnosił głos,

ale wtedy musiałam się sporo nasłuchać.

Teraz byłoby podobnie. Rock Blackwell wylądowałby na ostrym

dyżurze, gdyby dowiedział się, w jaki sposób „zacieśniam rodzinne więzy”

z Jasonem. Angel? Pewnie musiałaby wziąć dwa razy więcej valium, które

tak głęboko schowała w łazienkowej szafce, gdyby o wszystkim się

dowiedziała. Nawet Ivy, która przecież jest moją przyjaciółką, patrzyłaby

na mnie z wyrzutem.

Biorę do ręki telefon i szukam w Google czegoś na temat Jasona

z horroru. Informacji jest cała masa, bo jak się okazuje Piątek, trzynastego

i jego kolejne części były wielkim kinowym hitem. Oczywiście ja nie

miałam o tym pojęcia, ponieważ unikam strasznych filmów jak ognia.

Jestem tym typem osoby, która boi się bać.

Zabawne, jestem tchórzem, a muszę mieszkać z dziwnym chłopakiem,

którego plecy pokrywają tajemnicze blizny. Z chłopakiem, który wzbudza

we mnie lęk, bo nosi w sobie jakąś mroczną tajemnicę, a jednocześnie ma

władzę nad moim ciałem i umysłem. To drugie przeraża mnie najbardziej.

Czytam informacje na temat filmu i wszystko się zgadza. Jason utopił

się w jeziorze Crystal Lake. Przechodzą mnie ciarki. Podchodzę do okna

i upewniam się, że jest zamknięte. Choć przecież psychopatyczni mordercy

zawsze znajdą sposób, by dostać się do domu, prawda? A co, jeśli

psychopatyczny morderca jest w pokoju obok?

Wchodzę w grafikę Google i widzę zdjęcia filmowego Jasona

w hokejowej masce. Identycznej jak ta, którą mój prawie przybrany brat ma

wytatuowaną na piersi. Szybko zamykam laptopa i głęboko oddycham. To

nienormalne. Jego ojciec jest świrem. Wychodzi na to, że Jason też. Kto

normalny tatuuje sobie na ciele portret jakiegoś zwyrodnialca?


Postanawiam zrobić to co zawsze, gdy ogarnia mnie panika –

przemyśleć wszystko na chłodno i nabrać dystansu. Biorę notes i długopis,

a potem wszystko zapisuję.

Może to głupie, ale ta metoda zawsze mnie uspokaja.

1. Ignorować Jasona i udawać, że do niczego między nami nie


doszło (to nie będzie takie proste).
2. Nie myśleć o Jasonie, o jego silnych ramionach, o jego
palcach na mojej… Po prostu nie myśleć o nim!
3. Nie być potulną w obecności Jasona (wymyśl cięte riposty!)

Przy trzecim punkcie uświadamiam sobie, że zapomniałam o Drew.

Miałam napisać mu, kiedy wpadnę na tor wyścigowy, a zupełnie wyleciało

mi to z głowy. Mam wyrzuty sumienia, bo przecież powinnam wyczekiwać

naszego spotkania, skoro postanowiłam dać naszemu związkowi szansę.

Drew jest bezpieczny i stabilny. Choć sprawia wrażenie złego chłopca,

w rzeczywistości jest łagodny jak baranek. I na pewno nie ma

psychopatycznych zapędów. Ani blizn. Ani spojrzenia, które mówi: „Chcę

cię zniszczyć i przelecieć jednocześnie”.

Muszę wziąć się w garść, bo moje myśli znów zbaczają na niewłaściwe

tory. Odkąd Jason tu przyjechał, działa mi na nerwy, a teraz po prostu

udowodnił, że ma nade mną władzę, bo pozwoliłam mu dobrać się do

swoich majtek. Powinnam nabrać do niego dystansu, bo zaczynam mieć na

jego punkcie obsesję.

Zasypiam z tym bojowym postanowieniem i obiecuję sobie, że gdy

wróci ojciec, powiem mu, z jakim typkiem ma do czynienia. Powiem, że

jego przyszły pasierb jest dziwny i wchodzi nocą do mojego pokoju.

Przemilczę kilka drobnostek, na przykład to, że byłam w jego łóżku

i bardzo mi się podobało.


Może Jason zawrócił mi w głowie i na chwilę sprowadził na

perwersyjną ścieżkę. Może dwie godziny temu wiłam się z rozkoszy

i szeptałam jego imię. Jednak teraz znów jestem tą czystą jak łza Ginger,

która ma wszystko pod kontrolą.


Rozdział 7

Ginger

9 grudnia

JEST RANEK, a mój humor staje się coraz bardziej wisielczy. Podczas
śniadania, na którym Jason oczywiście nie zaszczycił nas swoją obecnością,

panuje wymowna cisza. Angel grzebie niemrawo widelcem w jajecznicy

i mam wrażenie, że jest na mnie obrażona. Ona obrażona na mnie?! A co ja

mam powiedzieć?!

Ojciec zerka na mnie nerwowo i w końcu zadaje pytanie, którego tak się

obawiałam:

– Kochanie, Yellowstone to całkiem niezły pomysł. Może jednak

przemyślisz sprawę?

– Dzięki, właśnie straciłam apetyt. – Rzucam serwetkę na stół,

odsuwam krzesło i czmycham na górę do swojego pokoju.

Może i zachowuję się jak rozkapryszona małolata, ale nie mogę

pogodzić się z tym, że zaakceptował „niespodziankę” Angel. Wiem, że chce

jechać, i tym bardziej mam wyrzuty sumienia, że przeze mnie tego nie

zrobi. Bo jedno jest pewne: ja zostaję na święta tutaj.


Kiedy Rock i Angel jadą do centrum handlowego i zostaję w domu

sama ze swoim prawie przybranym bratem, moje nastawienie z bojowego

przechodzi w defensywne. Moim celem nie jest już: dać popalić Jasonowi,

tylko: unikać Jasona.

Najlepszym sposobem na realizację tego jakże brawurowego planu jest

ubieranie choinki. Brzmi niepozornie, ale Jason nie wygląda na kogoś, kto

kocha świąteczne klimaty. Odkąd się wprowadził, większość czasu spędza

w swoim pokoju. Nie sądzę, by dobrowolnie przekroczył próg salonu,

słysząc sączące się z głośników Let It Snow!.

Czuję się bezsilna, gdy przypominam sobie rozmowę z ojcem przy

śniadaniu. Tym bardziej powinnam zabrać się do dekorowania choinki.

Zawsze gdy to robię, wchodzę w tryb automatyczny i zapominam

o wszystkich problemach.

Po kilku minutach stwierdzam, że ta reguła nie dotyczy Jasona, bo

zamiast skupić się na dekorowaniu, ciągle wracam wspomnieniami do

chwil, które spędziłam w jego łóżku. Przeklinam po cichu swoje brudne

myśli, schodzę z drabinki i pogłaśniam odtwarzacz. W tobie ostatnia

nadzieja, Deanie Martinie. Jeśli twój głos nie sprawi, że pewien intrygujący

(a raczej irytujący) osobnik zniknie z mojej głowy, to nic już mi nie pomoże.

Ponownie wchodzę na drabinkę. Muszę uważać, bo moje wielkie,

puchate kapcie buldogi bywają zdradzieckie. Są ciepłe, ale niebezpiecznie

śliskie. Zerkam na swój strój z gatunku tych „po domu” – zwykłe legginsy

i rozciągnięty szary top. Do tego niedbały kok na czubku głowy i brak

makijażu. Nie muszę puszczać świątecznych piosenek, by odstraszyć

Jasona. Wystarczy, że na mnie spojrzy, a już ucieknie z krzykiem.

Ubieranie choinki po raz drugi jest absurdalne, ale zrobię cokolwiek, by

zająć czymś ręce i głowę. Poza tym znów daje mi się we znaki mój

perfekcjonizm. Drzewko z klasycznymi bombkami, gwiazdkami z filcu


i światełkami jest piękne, ale może być jeszcze lepiej, jeśli zamiast bombek

powieszę kokardy i dodam oszronione łańcuchy. Nie ma co, jestem

stuprocentową świąteczną masochistką.

– Lubię ten kawałek. Szybko wpada w ucho – słyszę znajomy głos

i omal nie upadam na choinkę z wrażenia.

Rozważam dwie opcje: mogę go ignorować, ale to byłaby dziecinada.

Mogę też odwrócić się i rozmawiać z nim, jak gdyby nic się wczoraj nie

wydarzyło. Okej, to też dziecinada, ale jednak dobrze zakamuflowana.

– Dobra, nienawidzę wszystkich świątecznych piosenek. Chciałem

jakoś zagaić rozmowę. – Odchrząkuje, gdy nie widzi z mojej strony żadnej

reakcji.

Staram się zachować powagę za wszelką cenę, ale nie udaje mi się. Co

z tego, że mnie przeraża, skoro potrafi mnie rozbawić? Psychopatyczny

morderca z poczuciem humoru to już coś.

Odwracam się powoli na drabince i widzę, że stoi w progu, oparty

o futrynę, i objeżdża mnie wzrokiem.

– Co robisz? – pyta i podchodzi bliżej. Szybko wbijam wzrok

w migoczące na choince bombki. Jak zwykle ma na sobie bluzę z kapturem

i jak zwykle sprawia, że wali mi serce.

– Ubieram choinkę – odpowiadam cicho i nerwowym gestem

poprawiam wiszącą na gałązce ozdobę.

Doprawdy, bardzo elokwentna wymiana zdań. On pyta, co robię, choć

dobrze widzi, że ubieram choinkę. Ja odpowiadam mu, że ubieram choinkę,

choć on doskonale o tym wie. Ratunku! Nawet w Modzie na sukces są

lepsze dialogi!

Ponownie odwracam się w jego stronę, bo sytuacja robi się niezręczna,

gdy tak jawnie go unikam. Nie stoi już w progu, przeciwnie – jest teraz

bardzo blisko mnie i nadal się gapi. Mimowolnie zerkam na jego dłonie
i przypominam sobie, jakie cuda potrafiły wyczyniać wczoraj z moim

ciałem. Robi mi się gorąco i mam ochotę prosić go, by sobie poszedł,

inaczej zaraz zrobię coś głupiego.

– Zawieś ten na samej górze. Będzie idealnie. – Podaje mi długi

oszroniony łańcuch i pewnie widzi moje zaskoczone spojrzenie.

Nie wiem, dlaczego to robi i z jakiego powodu udaje zainteresowanie

dekoracjami i świętami, skoro wcześniej było mu to obojętne. Wiem za to,

że nie znoszę, gdy ktoś zaburza moją koncepcję wyglądu choinki i decyduje

za mnie, co i gdzie ma wisieć. Nawet jeśli tym kimś jest ktoś taki jak on.

Moja świąteczna paranoja daje o sobie znać, ale staram się trzymać

nerwy na wodzy. Biorę łańcuch, który mi wręcza, i ostatkiem sił zmuszam

się do tego, by przestać wpatrywać się w silne męskie dłonie. Staję na

palcach, by zawiesić ozdobę na samej górze choinki. Gdy już prawie mi się

udaje, drabinka znika spod moich stóp. A może to raczej ja tracę

równowagę? W każdym razie moja sytuacja jest krytyczna. Najpierw

spadnę i potłukę sobie tyłek, a potem od razu pozbędę się tych przeklętych

kapci, przysięgam. Są zagrożeniem dla życia!

Ostatecznie nie jest mi dane potłuc sobie tyłka, bo Jason mnie łapie.

Obejmuje mnie mocno w talii tak, że moje plecy przyciskają się do jego

torsu, a moje pośladki przyjemnie zagłębiają się w dole jego brzucha, by po

chwili poczuć coś twardego… O matko, czy to jest to, o czym myślę?!

Na szczęście nie wypowiadam tego pytania na głos, a nawet gdybym

chciała, to niemożliwe, bo Jason niespodziewanie odwraca mnie przodem

do siebie i jego usta lądują na moich. Robi to tak szybko, że nie mam nawet

czasu dokładnie się mu przyjrzeć. To jak walnięcie piorunem. Jego usta na

moich, a raczej – jego usta pochłaniające moje.

To nie jest zwykły pocałunek. To pocałunek w stylu: potrzebuję cię jak

powietrza. I choć Jason wczoraj robił ze mną znacznie bardziej niegrzeczne


rzeczy, mam wrażenie, że dziś jest między nami o wiele intymniej. Pozwala

moim ustom błądzić po swoich, choć przecież mówił, że nie lubi dotyku. To

coś zupełnie innego niż minionej nocy, kiedy co prawda dał mi orgazm, ale

sam trzymał dystans. Dotykał, jednak nie tulił, nie szukał kontaktu, a już na

pewno nie próbował pocałować. A teraz robi to w taki sposób, jakby jego

plan trzymania się ode mnie z daleka diabli wzięli. Jest natarczywy,

zachłanny i gdyby nie obejmował mnie tak mocno, pewnie znów

straciłabym równowagę.

Błądzę dłońmi po jego ramionach, a potem przesuwam je na szorstkie

policzki. A on mi na to wszystko pozwala. Nie wzdryga się, nie odsuwa.

Gratulacje, panno Blackwell. Właśnie osiągnęłaś kolejny level

w poskramianiu Jasona!

Gdy w końcu odrywa się ode mnie, by zaczerpnąć tchu, nabieram

odwagi i na niego spoglądam. Ma rozbiegany wzrok, otwarte usta

i przyspieszony oddech. Teraz jestem pewna – nie planował tego. Pewnie

chciał trzymać się ode mnie z daleka, ale coś sprawiło, że jednak zapragnął

mnie pocałować. Uśmiecham się w myślach, bo to oznacza, że nie tylko on

ma nade mną władzę.

– Przestań się przede mną ukrywać – szepczę, nadal będąc w jego

ramionach, i wolną ręką ściągam kaptur z jego głowy. Chcę go poznać,

odkryć, zburzyć mur, który za każdym razem stawia między nami. Nie

może tak po prostu dotykać mnie, a potem wycofywać się i trzymać

dystans.

Jason reaguje w mgnieniu oka. Chwyta mnie za nadgarstek i lekko go

wykręca, patrząc głęboko w moje oczy.

– Nigdy więcej tego nie rób – mówi powoli i to nie brzmi jak niewinne

ostrzeżenie. Raczej jak najprawdziwsza groźba.


Patrzę na niego przerażona. Przełykam ślinę, gdy uświadamiam sobie,

że ściskając moją rękę, sprawia mi ból. Chyba widzi, że się go boję, bo

poluźnia chwyt i szybko dodaje:

– A ty jak byś się czuła, gdybym to ja rozbierał cię bez twojej zgody? –

Przygląda mi się uważnie i chyba dostrzega rumieniec na mojej twarzy, bo

ironicznie się uśmiecha. – Kręci cię to, prawda? Masz ochotę na powtórkę

tego z wczorajszej nocy. Ale jesteś zbyt ułożona, by się do tego przyznać.

Grzeczna Ginger boi się swoich niegrzecznych myśli.

Chcę zaprzeczyć, prosić, żeby mnie zostawił, czyli jednym słowem,

gadać same kłamstwa, ale on i tak nie dopuszcza mnie do słowa.

– Posłuchaj, Cookie. Nieważne, czy tego chcesz, czy nie. To, co

wydarzyło się wczoraj, nigdy się nie powtórzy.

– Wcale nie chcę powtórki i nie nazywaj mnie Cookie, bo… –

zaczynam mówić, ale on znów mnie całuje.

Tym razem jest delikatniejszy i nie spieszy się tak bardzo. Smakuje

moje usta powoli, daje sobie czas na ich poznanie, tak jakby był pewien, że

nie będę się wyrywać. Przymykam oczy, bo to, co mi robi, jest

niesamowicie dobre. Cała moja silna wola, którą miałam przed chwilą,

odchodzi w zapomnienie.

– Nie umiesz kłamać, Ginger. – Uśmiecha się, gdy nasze usta w końcu

się od siebie odrywają. – Będę tak robił za każdym razem, gdy spróbujesz

ściągnąć kaptur z mojej głowy.

Sposób, w jaki wymawia moje imię, sprawia, że mam ochotę znów

naruszyć jego strefę komfortu, byleby tylko ukarał mnie za to pocałunkiem.

– Poza tym coś mi się należy za to, że uratowałem choinkę. Zasłużyłem

na pocałunek – dodaje, wyraźnie zadowolony z siebie.

– Choinkę?
– No tak, uratowałem ją przed tobą. Gdybym cię nie złapał, zgniotłabyś

ją swoim tyłkiem.

Czerwienię się i mruczę pod nosem, że jest dupkiem. Wyrywam się

niezgrabnie z jego objęć i staję obok świątecznego drzewka. Zupełnie

jakbym wierzyła w to, że może mnie przed nim ochronić.

– Zawsze bierzesz sobie coś bez pytania, jeśli uznasz, że na to

zasłużyłeś? – pytam skrępowana i widzę, jak przez jego twarz przemyka

rozbawienie. Jeden pocałunek mogłabym uznać za impuls i magię chwili,

ale dwa to już przesada. Nie żebym narzekała.

– Zawsze, o ile to coś jest tego warte – odpowiada poważnym tonem

i naciąga mocniej kaptur na głowę. – Zacznij się przyzwyczajać. Jeśli mam

na coś ochotę, biorę to. W końcu jestem zepsutym kolesiem, któremu

poprzewracało się w dupie od nadmiaru pieniędzy rodziców.

Zamieram. A więc słyszał, jak rozmawiałam z ojcem na jego temat.

Robi mi się głupio, ale nie potrafię zdobyć się na przeprosiny.

– Nie martw się. Te pocałunki miały tylko wyprowadzić cię

z równowagi, a wygląda na to, że doprowadzanie cię do szału będzie moją

jedyną rozrywką w tej zabitej dechami dziurze – mówi znudzonym tonem,

tak jakby robił mi wielki zaszczyt swoją obecnością. – Nie zamierzam się

do ciebie dobierać – kontynuuje. – Założę się, że podczas seksu leżysz jak

kłoda. – Kończy swoją przemowę ironicznym, pełnym wyższości

uśmiechem.

Wiem, że mówi to, by znów mnie sprowokować. Sama się sobie dziwię,

bo zamiast dać mu w twarz za to, co powiedział, mam ochotę zaprowadzić

go do sypialni i udowodnić, jak bardzo się myli.

Udaję, że jego słowa mnie nie obeszły. Zgrywam silną. Niech myśli, że

to dla mnie taka sama zabawa jak dla niego. Że mam lepsze rzeczy do

roboty niż rozmyślanie o jego zwinnych dłoniach między moimi udami. Że


jest tylko ładnym przerywnikiem pomiędzy ubieraniem choinki a robieniem

świątecznych zakupów.

– Dobrze się składa, że chcesz znaleźć sobie inną „rozrywkę”. – Robię

znudzoną minę. – Bo abonament na mnie dostałeś tylko na próbę. Taka

promocja. I wiesz co? Właśnie się skończyła.

Jason wygląda, jakby miał ochotę mnie zabić. Może nie przywykł do

tego, że ktoś odpowiada mu w ten sposób? Może tam, skąd pochodzi, to on

zawsze ma ostatnie słowo?

– Poza tym nie możesz tak po prostu wchodzić do salonu i robić ze

mną… tego wszystkiego! – kontynuuję, ściszając głos do wkurzonego

szeptu, choć przecież jesteśmy sami. – A co, jeśli ktoś by nas zobaczył? Na

przykład twoja mama? W końcu niedługo BĘDZIEMY

RODZEŃSTWEM. – Ostatnie słowa podkreślam celowo, bo chcę

doprowadzić go do szału jeszcze bardziej.

Wiem, że mam rację. Z naszej dwójki to ja jestem głosem rozsądku. To,

co zrobiliśmy, było nieodpowiedzialne. Nawet nie chcę myśleć o tym, co by

było, gdyby ojciec się dowiedział. Wprawdzie mnie i Jasona nie łączą

więzy krwi, ale sam fakt, że nasi rodzice się pobierają, sprawia, że nie mogę

myśleć o nim w innych kategoriach jak tylko przybranego rodzeństwa.

– Rodzeństwo! – Prycha, jakby to słowo strasznie go drażniło. Kręci

głową i bez słowa wychodzi z salonu.

Nie rozumiem go. Nie nadążam za jego tokiem myślenia. Nie wiem,

kiedy żartuje, kiedy mówi coś z ironią, a kiedy na poważnie. Nie mam

pojęcia, w którym momencie mnie pragnie, a w którym nie chce mnie

widzieć. Przy jego chorej osobowości moje natręctwa związane

z dekorowaniem domu to tylko nieszkodliwe dziwactwa.

– Czy tego chcesz, czy nie, niedługo będziemy rodzeństwem!

Przybranym, ale jednak. Będziemy rodziną! – krzyczę za nim, cała gotując


się ze złości. Mam dość tego, że to on zawsze kończy rozmowę, wychodzi,

kiedy chce, i wszystko musi być po jego myśli.

Z chwilą gdy milknę, Jason nieruchomieje i zatrzymuje się przy

schodach. Odwraca się i szybkim krokiem wraca do salonu. Ma zaciśnięte

pięści, a ja cofam się do tyłu, niepewna tego, co zamierza. Pewność siebie

spełza z mojej twarzy. W tym momencie zaczynam żałować, że mam tak

niewyparzony język.

– Mówisz, że niedługo zostaniemy przybranym rodzeństwem, tak?

Chcesz znać prawdę? – Staje naprzeciw mnie tak blisko, że czuję bijące od

niego ciepło. – Już nim jesteśmy. Nasi rodzice są już po ślubie.

Patrzę na niego, a moje brwi unoszą się prawie pod linię włosów.

Jestem pewna, że zwariował albo sobie ze mną pogrywa.

– To kłamstwo. – Kręcę z niedowierzaniem głową i usiłuję spojrzeć mu

w oczy.

– To prawda. – Jego prawy kącik ust unosi się ku górze. – Pamiętasz,

jak dwa miesiące temu twój ojciec miał wyjazd służbowy na tydzień do

Detroit? No cóż, trochę minął się z prawdą i wylądował w Vegas na

romantycznej wycieczce z moją matką – kontynuuje i wpatruje się we mnie

z niekrytą satysfakcją.

Otwieram i zamykam usta, a potem cofam się o krok, by zwiększyć

odległość między nami. Jason krzyżuje ręce na piersi, a mięśnie jego

szczęki lekko drgają, jakby starał się ukryć rozbawienie.

– Wypili trochę za dużo i wzięli spontaniczny ślub. Rock bał się twojej

reakcji i zamierzał powiedzieć ci dopiero w święta. Oczywiście oficjalna

ceremonia z weselem i gośćmi się odbędzie, tak jak planowali. Ale

formalnie już są małżeństwem – dodaje i szeroko się uśmiecha, nie kryjąc

satysfakcji. Doprowadzanie mnie do szału to musi być jego nowe hobby.


– Niemożliwe… ja… – jąkam się i próbuję poukładać sobie wszystko

w głowie.

– Naprawdę uwierzyłaś, że zwykły pracownik tartaku zostaje wysłany

na tydzień w delegację? Niby po co?!

Czuję, że mam wilgotne oczy. Jeszcze tego brakowało, bym znów

zaczęła się przy nim rozklejać. Chcę powiedzieć, że go nienawidzę, że

niszczy wszystko, odkąd tylko się tutaj zjawił, ale on jest szybszy. Chwyta

mnie pod brodę i muska kciukiem moją dolną wargę. Próbuję mu się

wyrwać, ale trzyma mnie mocno i zmusza, bym spojrzała mu w oczy.

– Pogódź się z prawdą. – Patrzy twardo w moje oczy i nie ma w sobie

ani krzty litości. Napawa się swoją przewagą. Bezwiednie zaciągam się

jego oszałamiającym zapachem. – Jesteś niegrzeczną, młodszą siostrą, która

pozwoliła swojemu bratu zrobić sobie dobrze, a przed chwilą dwa razy się

pocałować. Czy tego chcesz, czy nie, złamałaś zasady i dobrze wiemy, co

by się stało, gdyby ktoś się o tym dowiedział. – Na jego ustach igra

uśmiech, ale oczy ma puste i pozbawione emocji.

Przełykam ślinę i próbuję się nie rozpłakać, gdy nadal mnie trzyma

i wpatruje się we mnie jak w swoją zdobycz.

– Przybraną siostrą. Nie łączą nas więzy krwi. Nie zrobiłam nic złego –

cedzę przez zaciśnięte zęby.

– Niby nie, ale nasi rodzice są małżeństwem. Wkrótce zostaniemy jedną

wielką szczęśliwą rodzinką. – Jason uśmiecha się szeroko, ale jego oczy

wciąż są przerażająco chłodne. – Gdyby to wyszło na jaw, nie byłabyś już

taka idealna, prawda? Takie małe, napalone dziwki jak ty lubią robić

wrażenie czystych i nieskalanych grzechem. – Puszcza mnie w końcu

i delikatnie popycha tak, że stawiam kilka niezgrabnych kroków w tył. –

Zaakceptuj to. Jesteś tak samo brudna i zepsuta jak ja – dodaje, po czym

kieruje się w stronę schodów.


Chcę coś powiedzieć, ale jak zwykle nie mam w głowie żadnej ciętej

riposty. Na dźwięk trzasku zamykanych drzwi furia zalewa moje ciało.

Czerwień przesłania mi oczy i mam ochotę rozwalić mojemu przybranemu

bratu tę jego śliczną buźkę. Albo rozwalić cokolwiek.

Wchodzę na drabinkę i zrywam z choinki wszystkie łańcuchy

i dekoracje. Jestem wściekła z bezsilności. Czuję się oszukana przez ojca,

zrównana z ziemią przez Jasona. Nie zważam na pogięte gałęzie i spadające

igliwie. Szamoczę się z choinką i wyładowuję na niej całą swoją złość. Po

chwili schodzę na dół, oddycham szybko i patrzę na drzewko. Jest teraz

brzydkie, pogięte, niesymetryczne, z ozdobami porozwieszanymi bez ładu

i składu. Jest zepsute, dokładnie tak jak ja.

Po akcji z Jasonem i moim atakiem furii muszę trochę ochłonąć. Nigdy nie

straciłam nad sobą kontroli. NIGDY. Nawet kiedy zmarła mama. A on

kilkoma swoimi słowami sprawił, że byłam jak w amoku.

Wychodzę z salonu, strzepując z siebie igły choinki. Ze wstydem patrzę

na to, co pozostało z pięknie udekorowanego drzewka. Cała moja praca

poszła na marne, tylko dlatego, że dałam się sprowokować. Spoglądam

w stronę piętra, jakby w obawie, że Jason stoi tam na górze i delektuje się

swoim zwycięstwem. Na szczęście nikogo tam nie ma.

Kieruję się do korytarza i poprawiam po drodze ramkę ze zdjęciem,

która musiała się przewrócić. Fotografia przedstawia mamę, tatę

i czternastoletnią mnie. Pamiętam dokładnie, w jakich okolicznościach

pstryknęliśmy sobie tę fotkę. Byliśmy na wakacjach, a ja pierwszy raz

miałam okazję zobaczyć ocean. To był nasz ostatni wspólny wyjazd.

Ścieram kurz z ramki i wzdycham. Nie mogę uwierzyć w to, że ojciec

mnie okłamał. Po śmierci mamy staliśmy się sobie bliżsi i miałam


wrażenie, że możemy rozmawiać niemal o wszystkim. Czego się obawia?

Że będę zła o jego spontaniczny ślub w Vegas? Jestem zaskoczona, ale

Rock Blackwell jest dorosłym człowiekiem, a zachowuje się jak nastolatek,

który nieźle narozrabiał i nie chce się do tego przyznać.

Staram się nastawić pozytywnie. Tata niedługo wróci do domu

i wszystko się wyjaśni. Przekonam go, że wyjazd do Yellowstone to zły

pomysł, i święta spędzimy w domu. Mimo ogromnych chęci optymistyczne

myślenie nie pomaga – szyderczy głos Jasona zapętla się w mojej głowie

jak nachalna piosenka w radiu i nie daje mi spokoju.

Chociaż od tej pamiętnej akcji minęło kilka godzin, nadal nie ochłonęłam

całkowicie. Gdy Angel i Rock wracają do domu, zachowuję się jak gdyby

nigdy nic. Ostatecznie postanawiam nie zdradzać się z tym, że znam

prawdę o ich ślubie w Vegas. Jeśli wierzyć Jasonowi, ojciec oznajmi mi tę

„radosną nowinę” podczas świąt, a ja wtedy udam zaskoczoną i nie będę

robić mu wyrzutów. To, że zataił przede mną wyjazd do Vegas, było nie

fair. To, że nie powiedział mi o ślubie, nawet jeśli był spontaniczny,

nieplanowany i wzięty po pijaku, tym bardziej. Teraz jednak najważniejsze

jest jego zdrowie i to, by odpuścił Yellowstone i został w domu na święta.

Całą resztę dnia spędzam u Ivy pod pretekstem jedzenia kolejnej blachy

jej wybornych muffinek. Patrzy na mnie podejrzliwie, bo nigdy nie byłam

wielką fanką słodyczy. Ale przecież nie mogę powiedzieć jej prawdy. Jak

by to brzmiało? Jestem tu, bo unikam mojego przybranego brata, który

wczoraj doprowadził mnie do orgazmu, a dziś dwa razy pocałował. Jest

dziwny, ma jakieś tajemnice, a ja nie mogę spać, bo marzę tylko o tym, by

znów mnie dotknął.


Nawet jej brat Doug nie robi na mnie wrażenia. Zawsze gdy

umawiałyśmy się z moją przyjaciółką na odrabianie lekcji czy babskie

pogaduchy, nalegałam na spotkania u niej, właśnie ze względu na niego.

Jest nieziemsko przystojny i wzdychałam do niego przez ładne kilka lat.

Teraz moją głowę zaprząta ktoś inny i nie ukrywam, nie jestem z tego

zadowolona.

Właściwie to od kiedy pozwalam mojemu sercu przejmować kontrolę

nad moim umysłem? Nawet gdy zakochałam się w Drew, zawsze

podejmowałam przemyślane decyzje. Teraz moja logika zniknęła, a raczej

została zdeptana przez stado motyli, trzepoczących w moim brzuchu za

każdym razem, gdy widzę Jasona.

– Jak tam Drew? Wrócicie do siebie? – Ivy zabiera mi sprzed nosa pusty

talerz, chociaż właśnie chciałam prosić o dokładkę.

Jej brat kończy jeść swoją babeczkę, mamrocze coś niewyraźnie

i wychodzi. Zerkam na jego tyłek ukryty pod dopasowanymi bojówkami

i od razu w myślach porównuję go do pośladków Jasona. Chyba nie muszę

mówić, kto wygrywa w tym rankingu.

Gdy przyjaciółka wspomina o moim eks, znów czuję wyrzuty sumienia.

Powinnam się z nim umówić. Jeśli Jason jest jak tornado, to Drew jest

spokojną taflą jeziora. Wszystko, co z nim związane, jest przewidywalne,

a przewidywalność to poczucie bezpieczeństwa, którego tak bardzo mi

ostatnio brakuje.

Wierzę, że Drew pozwoli mi wrócić na właściwe tory. Znów mogę być

tą świetną dziewczyną. Szczerą i niewinną. Nie taką, która ma przed

wszystkimi brudne tajemnice i daje się manipulować swojemu

przybranemu bratu.

– Nie wiem. Wymieniliśmy esemesy, więc pewnie się pogodzimy –

mówię zgodnie z prawdą i pokładam się na blacie. Babeczki sprawiły, że


robię się senna.

– Nie wyglądasz, jakbyś się cieszyła. – Ivy znów patrzy na mnie

podejrzliwie. To moja przyjaciółka: zna mnie na wylot, więc nic dziwnego,

że od razu mnie rozgryzła.

– Problem w tym, że ciągle się kłócimy i godzimy, a jednocześnie nie

dzieje się nic… sama nie wiem. Nie ma wielkiego wow, rozumiesz? –

Patrzę na nią uważnie, szukając w jej oczach zrozumienia.

– Naprawdę wierzysz, że wielkie wow trwa bez przerwy, czy może

naczytałaś się za dużo romansów? Tak chyba dzieje się z czasem. Dwójka

ludzi przyzwyczaja się do siebie, a do związku wkrada się rutyna.

– Ale nie po roku znajomości. Poza tym między tobą a Riderem nadal

jest wielkie wow. Przecież widzę. – Celuję w nią palcem, a ona się

czerwieni.

– Hmm… masz rację. A może po prostu coś się między wami

wypaliło? – Ivy wzdycha i patrzy na mnie tak, jakbym była bezbronnym

szczeniaczkiem, którego chce przygarnąć.

Nie potrzebuję jej litości, bo wcale nie mam złamanego serca. I w tym

problem. Nie zrobiło mi się nawet przykro, gdy zasugerowała, że między

mną a Drew coś się skończyło.

– Drew jest w porządku. Widzę, że się stara, ale mi ciągle brakuje „tego

czegoś”. Naprawdę myślisz, że miłość może się tak po prostu skończyć?

Nawet jeśli obu stronom zależy? – Patrzę na nią ostrożnie i mam nadzieję,

że zaprzeczy. – Może powinnam się bardziej starać? No wiesz, seksowne

ciuchy, jakiś romantyczny wyjazd we dwoje…

– Mówią, że dobrymi chęciami jest piekło wybrukowane. – Ivy ucina

moje głośne rozmyślania. – Może byliście w sobie zakochani, a teraz to po

prostu minęło i trzeba ruszyć dalej?


– Nie chcę go zranić. Nie zasłużył sobie na to – mówię, gapiąc się na

swoje paznokcie. Wyrzuty sumienia przytłaczają mnie coraz bardziej.

– Bardziej zranisz go, ciągnąc związek bez przyszłości. A ostatnie,

czego chce każdy mężczyzna, to byś była z nim z litości lub

z sentymentów. – Ivy nagle milknie, bo jej brat wraca do kuchni, bierze

jeszcze jedną babeczkę, rzuca mi porozumiewawczy uśmiech i wychodzi.

Kiedyś na ten widok zmiękłyby mi kolana. Teraz jestem zła, że

przerwał nam rozmowę. O wiele bardziej seksowni od niego są mężczyźni

odziani w sportowe bluzy, koniecznie z głową ukrytą pod głębokim

kapturem.

– Spotkam się z Drew i zobaczymy, co z tego wyniknie. A teraz pokaż

mi, co kupiłaś ostatnio w Victoria’s Secret. Ich najnowsza kolekcja jest

niesamowita – mówię, by zmienić temat, a po części także dlatego, że moja

przyjaciółka jest specjalistką, jeśli chodzi o bieliźniane zakupy. A ja

dziwnym trafem od kilku dni mam ochotę przechadzać się wieczorami po

domu w seksownej, jedwabnej koszulce, a nie w puszystym, różowym

kombinezonie z uszami królika. Ciekawe dlaczego?

Gdy wracam do domu, jest już wieczór. Humor psuje mi widok

włączonego światła w pokoju Jasona. Chciałabym, żeby zniknął. Żeby

Angel zmieniła zdanie i odesłała go do Bostonu. Niech hipnotyzuje

wzrokiem inną niewinną dziewczynę.

Wysiadam z auta i podkulam ramiona z zimna. Drzewa gną się pod

naporem wiatru i z nieba pada coś przeraźliwie mokrego. To nie ma nic

wspólnego ze świąteczną atmosferą i mięciutkim białym puchem. Szybko

biegnę w stronę domu.

Nie jem kolacji, bo nadal jestem pełna babeczek. Biorę prysznic,

zamykam drzwi od swojego pokoju na klucz i znów zastawiam je krzesłem.

Jestem taka naiwna. To żadne zabezpieczenie, biorąc pod uwagę, że mój


przybrany brat ma chyba dar przechodzenia przez ściany. O dziwo od razu

zasypiam, a w nocy nikt mnie nie niepokoi. No chyba że o czymś nie wiem.
Rozdział 8

Ginger

10 grudnia

GDY BUDZĘ SIĘ RANO, podchodzę zaspana do oka i podnoszę rolety.


Wytrzeszczam oczy ze zdumienia i szeroko się uśmiecham. Spadł śnieg.

Naprawdę dużo śniegu. A biorąc pod uwagę, że rok temu Boże Narodzenie

przypominało raczej deszczowe i wietrzne Halloween, to naprawdę miła

niespodzianka.

Dobry humor mnie nie opuszcza, więc wybiegam przed dom w piżamie.

Dzięki Bogu, że ojciec kupuje dla mnie zawsze te ciepłe i puchate,

w których można choć na chwilę wyjść na zewnątrz, nie odmrażając sobie

przy tym tyłka. Duże płatki śniegu opadają jakby w zwolnionym tempie na

moją głowę, rzęsy i nos. Wyciągam język, by złapać jeden z nich, po czym

rzucam się do tyłu na świeżą warstwę puchu. Nic sobie nie robię z sąsiada

stojącego za płotem – pana Northona, który obserwuje mnie, unosząc

wysoko brwi. Zaczynam machać rękami i nogami. Może zachowuję się jak

wariatka, ale zrozumie mnie tylko ten, kto kocha święta i śnieg tak samo

mocno jak ja.


Zaraz z domu wybiegnie ojciec i zacznie rzucać we mnie śnieżkami.

Chwilę po nim wyjdzie mama, opatulona wzorzystym kocem, i będzie

marudzić, że mam włożyć kurtkę, bo się przeziębię. Tak mogłoby być. Tak

było jeszcze kilka lat temu.

Patrzę w niebo i mrugam załzawionymi oczami, bo płatki śniegu

bezczelnie się do nich pchają. Tak, to na pewno tylko i wyłącznie ich wina.

Spoglądam na dom i zauważam, że na piętrze jakaś zakapturzona postać

stoi przy oknie i mnie obserwuje. Jest wczesny ranek. Ja leżę w śniegu

w puchatej piżamie i pewnie wyglądam jak wielki rozjechany różowy

królik. A Jason patrzy na mnie i prawdopodobnie żałuje, że mnie

pocałował. Mój świetny humor topi się w mgnieniu oka, zupełnie jak płatek

śniegu na moim nosie. Głupio podnieść się tak po prostu i zwiać do domu.

Unoszę więc rękę i pokazuję mu środkowy palec. Nawet z tej odległości

widzę, jak szeroko się uśmiecha, a potem znika.

Ledwo zdążę zmienić piżamę na T-shirt i dżinsy, a już słyszę wjeżdżający

na podjazd samochód. Zbiegam pędem na dół. Ojciec od rana był

w szpitalu na ostatnich kontrolnych badaniach i jestem pełna nadziei, że

wyniki nie okażą się takie złe.

– I jak? Wszystko okej? – Przytulam się do niego, gdy staje w drzwiach.

– Nie jest najgorzej, ale mogłoby być lepiej. – Sapie i niepewnie

odwzajemnia mój uścisk. Nigdy nie przepadał za czułościami, a teraz, gdy

wszystkiemu przygląda się jego żona, wygląda na bardzo skrępowanego. –

Muszę ograniczyć cholesterol w diecie, bo mam początki miażdżycy.

– Miażdżyca?! – Patrzę na niego przerażona.

– Kochanie, to nie koniec świata. – Ojciec jak zwykle bagatelizuje swój

problem.
– To wszystko przez to twoje niezdrowe odżywianie – Angel dorzuca

swoje trzy grosze. – A nadciśnienie może przyspieszyć proces

miażdżycowy, pamiętaj o tym.

– Tato, teraz tym bardziej musisz o siebie dbać. – Patrzę na ojca z troską

i naprawdę zaczynam się o niego martwić.

Nagle na schodach pojawia się Jason, a mnie prawie wmurowuje

w podłogę. I to nie dlatego, że mój przybrany brat jest nieziemsko

przystojny.

Jest inny powód – ma na sobie świąteczny sweter. Powtarzam –

ŚWIĄTECZNY SWETER. Koszmar wszystkich mężczyzn. Zielony jak

strój elfa. Z mięciutkiej wełenki, tak mi się przynajmniej wydaje.

Z wydzierganym reniferem. Renifer ma wypukły, brokatowy nos. Jason

i brokat? To tak jakby sam diabeł włożył różową spódniczkę baletnicy!

Jeśli myślicie, że wygląda w tym swetrze niemęsko, to nic bardziej

mylnego. Wyobraźcie sobie Chrisa Hemswortha w tego typu wdzianku. No

właśnie – nadal jest gorący, mimo że ma na sobie coś tak beznadziejnego.

Jason to właśnie taki typ faceta. Podejrzewam, że nawet w stroju

wielkanocnego kurczaka wyglądałby jak chodzący testosteron.

– Zrobiłem dla wszystkich herbatę imbirową. To nic takiego, ale

wiedziałem, że był pan na badaniach, i pomyślałem, że to choć trochę

poprawi humor. – Mój przybrany brat uśmiecha się czarująco i robi coś,

przy czym blednie efekt swetra świątecznego, a mianowicie unosi w ręku

mały imbryczek, z którego wydobywa się apetyczny aromat.

Czy ja śnię?! Czy może śnieg zmroził mój mózg i przeżywam

halucynacje? Gdzie się podział zakapturzony, złowrogi Jason „Nienawidzę

Wszystkiego i Wszystkich”?

– Nic takiego?! To urocze! Nie spodziewaliśmy się po tobie takiej

zmiany, prawda, Rock? – Angel rozpływa się ze szczęścia. – Jason uwielbia


wszystko, co imbirowe. I wprost kocha pierniczki, choć nie chce się

nikomu do tego przyznać – kontynuuje i patrzy na niego z matczyną dumą.

Obserwuję tę uroczą scenę z niedowierzaniem, a mój ojciec wygląda na

równie zaskoczonego jak ja. Nic nie rozumiem. To Jason: koleś, który nie

lubi, gdy się go dotyka, za to uwielbia bałamucić niewinne dziewczęta. Nie

ma opcji, aby ktoś taki kochał świąteczne swetry i robił imbirową herbatkę.

Mrużę oczy i przyglądam się mu podejrzliwie.

– Nalać ci, Ginger? Działa rozgrzewająco. Przydałoby ci się – mówi,

zbliżając swoją twarz do mojej, i sugestywnie porusza brwiami. – Ale jeśli

nie lubisz imbiru, to mam inne sposoby, by zrobiło ci się cieplej – dodaje na

tyle cicho, że nasi rodzice niczego nie słyszą.

A więc nie myliłam się, prawdziwy Jason nie umarł. Po prostu

doskonale ukrywa się pod tym włóczkowym okropieństwem i tylko czeka,

by znów przypuścić na mnie atak. Jest jak w wilk z bajki o Czerwonym

Kapturku, przebrany w strój babci. Ale ja nie jestem już dzieckiem i nie

dam się nabrać.

– Dziękuję, Jason. Nie jest mi zimno. Wręcz przeciwnie. Cała kipię ze

złości. Aż mam ochotę coś lub kogoś rozwalić – cedzę przez zaciśnięte

zęby.

– Jesteś pewna, że to złość? Może buzują w tobie inne emocje?

Wpatrujesz się we mnie jak zahipnotyzowana. Wystarczy jedno słowo,

a mogę w drodze wyjątku znów pomóc ci się rozluźnić. Tak jak wtedy, gdy

ostatnio byłaś u mnie i…

– Zamknij się, błagam – syczę, zerkając nerwowo w stronę rodziców. –

To nie ty mnie hipnotyzujesz, tylko ten idiotyczny renifer! – Ponownie

rozglądam się spanikowana, ale ojciec i Angel nawet nie zwracają na nas

uwagi. Szepczą coś między sobą i śmieją się jak para zakochanych

nastolatków.
– Możesz go dotknąć. – Jason przygryza wargę. Wygląda na to, że ma

ze mnie niezły ubaw.

– Że co? – pytam zaskoczona, bo „możesz go dotknąć” kojarzy mi się

z czymś bardzo grzesznym. Z czymś na południe od jego pępka.

– Możesz nadusić go na nos. Wtedy piszczy.

Patrzę na brokatowy, okrągły nos renifera, a potem na Jasona i staram

się przekazać mu swoim spojrzeniem tajną wiadomość: To nie jest

zabawne. Daj mi spokój.

– To jak, kochani? Przemyśleliście temat Yellowstone? – zwraca się do

nas Angel. Wierci się niespokojnie i wygląda, jakby była podenerwowana

i podekscytowana jednocześnie. – Rock i ja bardzo chcemy pojechać.

Ojciec drapie się po głowie i patrzy na mnie tak, jakby coś przeskrobał.

Pewnie ma wyrzuty sumienia, i bardzo dobrze.

– Chyba nie chcesz spędzić tam świąt, prawda, tato? – Patrzę raz na nią,

raz na mojego ojca i zaczynam się denerwować.

– Jak wiecie, Rock ma kiepskie wyniki badań. Za dużo pracy, stresu,

brak regularnych badań, zła dieta… – Angel zaczyna wymieniać, ale ojciec

wchodzi jej w słowo:

– Kochanie, przestań…

– No co? Doktor wyraźnie powiedział: sam sobie jesteś winien. A teraz

daj mi skończyć. – Angel znów obdarza nas swoim oszałamiającym

uśmiechem i kontynuuje: – Pobyt dla czterech osób w Yellowstone

zaklepałam już wcześniej, ale teraz znalazłam w okolicy zabiegi

prozdrowotne, idealne dla Rocka! – Ostatnie zdanie wykrzykuje z taką

radością, jakby był to co najmniej wyjazd na Malediwy.

– Czy to oznacza, że się zgodziłeś? – Patrzę na ojca i coraz trudniej

utrzymać mi nerwy na wodzy.


– Angel ma rację. Potrzebuję zmiany otoczenia, a Yellowstone to coś,

o czym marzyłem od dawna.

Kątem oka widzę Jasona uśmiechniętego od ucha do ucha. Albo ta

imbirowa herbatka ma w swoim składzie jakieś zakazane odurzające

substancje, albo bardzo cieszy go wiadomość, którą przed chwilą usłyszał.

Liczyłam, że ojciec powie mi o ślubie w Vegas. Byłam nawet skłonna

udawać zaskoczoną i szczęśliwą. Tymczasem on tak po prostu zmienia

nasze świąteczne plany!

– Oczywiście, nie pojedziemy, jeśli ty i Jason się nie zdecydujecie –

dodaje ze skruchą.

– Jak długo trwa pobyt w Yellowstone? – pytam i sama się sobie dziwię,

że jestem jeszcze spokojna. – Chodzi tylko o pobyt na święta?

– Eeee… no właśnie nie tylko na święta. – Tata zachowuje się coraz

bardziej nerwowo. – Mamy rezerwację od jutra, trwa aż do Nowego Roku –

dodaje i gapi się w podłogę. Wiem, że unika mojego wzroku, bo gryzą go

wyrzuty sumienia. Doskonale zdaje sobie sprawę, jak ważne jest dla mnie

Boże Narodzenie, tym bardziej odkąd nie ma z nami mamy.

– Szkoda byłoby nie wykorzystać takiej szansy. Oboje jesteśmy

zapracowani i szczerze mówiąc, od dawna nie mieliśmy czasu, by pobyć

tylko we dwoje. Nieprędko nadarzy się okazja na taki wyjazd. – Angel

próbuje ratować sytuację, bo pewnie widzi, jak zdołowała mnie ta

wiadomość.

– No i lekarz zalecił mi odpoczynek, a w okolicy są naprawdę świetne

zabiegi. – Ojciec patrzy na mnie wyczekująco. – Poza tym, to Yellowstone!

Świeże powietrze, przyroda, gejzery! Jeśli mam gdzieś wypoczywać, to

właśnie tam.

Zaczynam mięknąć, gdy widzę, jaki jest podekscytowany. Nie

wyobrażam sobie świąt bez taty, a z drugiej strony wiem, że potrzebuje


odpoczynku i zasługuje na niego jak mało kto. Z mamą rzadko wyjeżdżali,

a okazja, by pojechać do Yellowstone, nieprędko się powtórzy.

– Oczywiście decyzja należy do ciebie, Ginger. Mieliśmy spędzić te

święta razem, więc rozumiem, że to dla ciebie szok. Możemy zostać i nie

zmieniać planów. – Tata mówi spokojnym tonem, ale wiem, że to tylko

pozory. Zdaję sobie sprawę, że bardzo chce pojechać.

Trzy pary oczu skierowane są wprost na mnie i czuję się jak pod

obstrzałem. Presja jest ogromna, a ja nie chcę wyjść na samoluba.

– Nie zrezygnuję ze świąt w domu. Przygotowanie tego wszystkiego

kosztowało mnie sporo pracy – mówię przez ściśnięte gardło i wskazuję na

udekorowany salon. – Poza tym, jak sobie to wyobrażasz, tato? Mam

wyjechać na cały grudzień? A co z przedświątecznymi zakupami z Ivy,

z coroczną akcją charytatywną w domu dziecka? Nie chcę zostawiać

wszystkiego ot tak.

– Rozumiem. – Ojciec przełyka ślinę i widzę w jego oczach

rozczarowanie. – Może jeszcze uda się odwołać rezerwację?

– Nie sądzę. Zapłaciłam z góry. – Angel zaciska usta, a ja zaczynam

czuć się jak wyrodna córka.

– Przecież możesz jechać. Razem z Angel i Jasonem. Ja zostanę tutaj –

wyduszam z siebie coś, czego wcale nie mam ochoty mówić.

– Nie, nie ma takiej możliwości. Nie zostaniesz sama na święta –

protestuje ojciec, ale uciszam go gestem dłoni.

– Wiem, jak marzyłeś o Yellowstone, i wiem, że jesteś chory. Nie jestem

zachwycona takim obrotem spraw, ale poradzę sobie. Jestem dorosła, mam

Ivy, mam znajomych…

– Sam nie wiem…

– Kochanie, dziękuję ci! Jesteś taka wyrozumiała. – Angel rozpływa się

nade mną.
Mam ochotę odburknąć: „Nie zrobiłam tego dla ciebie”, ale się

powstrzymuję.

– Jason? A ty co zdecydowałeś? Jedziesz z nami? – Angel patrzy na

niego z nadzieją.

Chłopak robi się naburmuszony i kręci głową. Jego chmurne spojrzenie

i poważna mina kontrastują z wesołym świątecznym swetrem.

– Mówiłem już, że nie jadę. Yellowstone to nie moja bajka. Ale droga

wolna, nie mam nic przeciwko temu, żebyście jechali we dwoje.

– Nie, tak nie może być. Mieliśmy spędzić te święta razem! – Mój

ojciec się unosi, ale Angel kładzie mu rękę na ramieniu.

– Sytuacja się zmieniła, chodzi o twoje zdrowie. Może uda nam się

skrócić pobyt i wrócić jak najszybciej po świętach? Ginger i Jason są

dorośli, dadzą sobie świetnie radę przez te kilkanaście dni.

Przymykam oczy, bo uświadamiam sobie, że prawdopodobnie zostanę

z moim przybranym bratem sama aż do Nowego Roku. Biorąc pod uwagę

to, co zdążył zrobić przez ten czas, i w jakim jestem stanie, gdy on jest

w pobliżu, to będą bardzo intensywne święta. Nie wiem, czy dam radę je

przetrwać.

– Mogę wrócić do Bostonu, jeśli Ginger będzie czuła się skrępowana

moją obecnością. – Jason wtrąca się do rozmowy.

Przewracam oczami. To pewnie jakaś kolejna jego sztuczka. Kto jak

kto, ale on jest ostatnią osobą, która martwi się o to, czy jestem

skrępowana.

– To nie jest konieczne, Jason. Nie będziesz wracał przez pół kraju

i spędzał samotnie świat, nie ma mowy. – Ojciec jest dla niego jeszcze

milszy i bardziej wylewny niż pierwszego dnia. – Założę się, że świetnie się

dogadacie. Ginger jest ugodowa.


– Taaa, już świetnie się dogadujemy. Prawda, siostrzyczko? – Głos

Jasona jest tak słodki, że mam ochotę puścić pawia.

– Tylko spójrz, Rock! A mówiłeś, że nasze dzieci nie dojdą do

porozumienia. – Angel znów rozpływa się ze szczęścia, a ja marzę o tym,

by ta szopka z piekła rodem wreszcie dobiegła końca. – Szczerze mówiąc,

też wolałabym, żeby Jason został na miejscu. Będę spokojniejsza, wiedząc,

że jest tutaj, a nie w Bostonie, wśród ludzi, którzy mają na niego zły wpływ.

Widzę, jak Angel patrzy na swojego syna ze srogą miną, jakby chciała

przekazać mu jakieś nieme ostrzeżenie. Jason spuszcza głowę i wygląda na

spokojnego, ale zauważam jego zaciśnięte pięści. Cokolwiek jest

w Bostonie, jego matka chce, by trzymał się od tego z daleka.

– To może pogadamy o wszystkim przy kolacji? Ginger, zastanów się.

Tak jak mówiłem, nie pojadę nigdzie, jeśli tego nie chcesz. – Ojciec patrzy

na mnie tak, że mam ochotę się rozpłakać.

– Zrobię ci kanapki, kochanie. – Angel całuje go w policzek i znika

w kuchni.

– Tato, możemy jednak chwilę porozmawiać? Na osobności – mówię

błagalnym tonem, bo muszę wyznać, co mi leży na sercu, zanim wyjedzie.

Chcę powiedzieć o tym, że Jason dwa razy był w nocy w moim pokoju. To,

co wydarzyło się między mną a nim, postanawiam zachować dla siebie,

przynajmniej na razie.

– Daj mi piętnaście minut. Muszę się odświeżyć po szpitalu. – Rock

uśmiecha się do mnie pokrzepiająco i znika w łazience.

Odwracam się na pięcie. Mam zamiar iść do siebie i poczekać, aż upora

się ze swoimi rzeczami, ale jakaś silna dłoń chwyta mnie mocno za ramię.

Patrzę na Jasona, który znów jest zdecydowanie zbyt blisko mnie. Jeśli ktoś

potrafi wyglądać groźnie w świątecznym swetrze, to właśnie on. No i może

jeszcze Jason Statham. Swoją drogą ciekawa zbieżność imion.


Miły, serdeczny i uśmiechnięty chłopak z imbryczkiem w dłoni zniknął.

Teraz stoi przede mną ten dobrze mi znany – z ustami zaciśniętymi

w wąską linię i skrzyżowanymi rękami. Groźny i władczy. Rozstawiający

mnie po kątach. Mówiący mi, co mam robić. Rozsuwający mi nogi i…

Kręcę szybko głową, by wyrzucić z niej brudne myśli, które pojawiają

się coraz częściej i nad którymi kompletnie nie mam kontroli. Patrzę na

swojego przybranego brata i nie umiem go rozgryźć. Potrafi zmieniać

nastrój szybciej, niż Becky zrzucać ciuchy przed swoim nowym obiektem

westchnień.

Becky to królowa naszego miasta, której umysł przypomina wystawę

sex shopu. Zaliczyła każdego, ale nikt nie zaliczył jej. Ta dziewczyna sama

rozdaje karty i czerpie z życia pełnymi garściami.

– Co ty wyprawiasz? – mówi Jason i odciąga mnie na bok. Jego jasne

oczy ciemnieją, a przyklejony do twarzy uśmiech szybko znika.

– Co ja wyprawiam?! To ty zgrywasz wzorowego synalka i pasierba! Po

co ta cała szopka ze swetrem i imbirową herbatką, co? – Patrzę mu

wyzywająco w oczy. W końcu mogę to robić, bo nie ma na sobie tego

przeklętego kaptura.

– Chciałem być miły. Doceń to. – Wzrusza ramionami.

– Ty nie potrafisz być miły. Przynajmniej nie bezinteresownie.

– Znasz mnie kilka dni i już masz o mnie tak złe zdanie? Interesujące,

biorąc pod uwagę, że pozwoliłaś mi zrobić sobie dobrze. – Uśmiecha się

szyderczo, a ja jak zwykle robię się czerwona. Już mam go upomnieć, żeby

był ciszej, ale on nie pozwala mi dojść do słowa. – Co planujesz?

Powiedzieć ojcu, jaki jestem niedobry? Prosić, by został, bo się mnie boisz?

Bo uroiłaś sobie, że włamuję się do twojego pokoju?

Kręcę z niedowierzaniem głową, gdy słyszę, jaki jest bezczelny.


– Aż taka jesteś samolubna? Jeśli powiesz mu cokolwiek o nas, o tym,

co robiliśmy… co ja ci robiłem, on w życiu nie wyjedzie do Yellowstone.

Zostanie, pewnie posprzecza się z moją matką i kto wie, może znów źle się

poczuje. Dopiero co wrócił ze szpitala z kiepskimi wynikami badań i nie

powinien się denerwować. Nie możesz fundować mu rewelacji w stylu:

„Mój przybrany brat dobrał mi się do majtek”.

Przymykam oczy, słysząc, jak mówi to wszystko, nie owijając

w bawełnę. Rozglądam się spanikowana, na szczęście tata nadal jest

w sypialni, a Angel w kuchni.

– Kiedy twój ojciec był gdzieś na urlopie poza domem? Kiedy odpoczął

tak naprawdę? – Jason wzbudza we mnie poczucie winy. – Nie zrobię ci

krzywdy i obiecuję nie zrównać tego domu z ziemią, gdy zostaniemy w nim

sami. Wszyscy moi znajomi z Bostonu mają plany. Ojciec siedzi w pace.

Co miałbym tam robić?

Otwieram oczy i patrzę na niego spode łba. Nie wierzę w ani jedno jego

słowo. Jestem pewna, że stosuje na mnie swoje sztuczki, próbuje grać na

moich emocjach, bo wie, jak bardzo kocham tatę. Ale ma też rację. Gdy

ojciec dowie się o wszystkim, będzie tak przejęty, że zostanie. I pewnie tak

zdenerwowany, że znów poczuje się gorzej. A to ostatnie, czego chcę.

– Nie patrz tak na mnie. Nie jestem pomiotem szatana, chociaż fakt,

niektórzy mają mojego ojca za chodzące wcielenie zła. – Jason przerywa

moje rozmyślania i nadal intensywnie mi się przygląda. – Powiem tak: chcę

mieć święty spokój i nie mam zamiaru wracać teraz do Bostonu. Twój

ojciec jest gościnnym i honorowym człowiekiem. Też chce, bym został

tutaj, a ja nie zamierzam w żaden sposób mu się narażać.

Trawię w głowie jego słowa. Prędzej czy później i tak czeka nas

konfrontacja. W końcu zostaliśmy rodziną, a nasi rodzice zamieszkają

razem. Z tego co wiem, Jason mieszka z matką i korzysta z jej pieniędzy.


Nawet jeśli się wyprowadzi, nie sądzę, by chętnie odciął pępowinę.

Przynajmniej dopóki nie skończy studiów. Może te kilka tygodni razem

będą dobrym treningiem przed tym, co i tak mnie czeka? Poza tym po

Nowym Roku wróci do Bostonu, a moje życie znów będzie bezpieczne,

poukładane i spokojne.

Potraktuj to jak wyzwane, Ginger. – Cichy głos w mojej głowie daje

o sobie znać. – Jak wtedy, kiedy w czwartej klasie przegrałaś zakład

i musiałaś pocałować Timma, tego z diastemą i pryszczami. Dałaś radę,

chociaż było strasznie. Teraz też dasz.

– Jeśli przestaniesz nawiedzać w nocy mój pokój, to może nic mu nie

powiem – mamroczę, zgrywając obrażoną. Tak naprawdę już podjęłam

decyzję. Nie pisnę nawet słówka, byleby tata miał zasłużony odpoczynek

i jak najmniej stresu.

– Oj, Cookie, twoja mała śliczna główka nadaje się do psychologa. –

Jason przekrzywia głowę i patrzy na mnie jak na wariatkę. – Mówiłem już,

za pierwszym razem nie zamknęłaś drzwi na klucz. Za drugim coś sobie

ubzdurałaś.

– Nie rób ze mnie idiotki.

– Poza tym gdybyś się mnie bała, nie weszłabyś do mojego pokoju, do

mojego łóżka i nie pozwoliła zrobić sobie…

– To jak? Wieczorem wspólna kolacja? – Angel pojawia się ni stąd, ni

zowąd. – Zamówiłam catering, żeby Rock się nie przemęczał. Chciał robić

świąteczną pieczeń, chociaż dopiero co wyszedł ze szpitala. Jest

niemożliwy!

Mina mi rzednie, gdy pomyślę sobie, że tegoroczne święta spędzę bez

popisowych dań ojca, wspólnego słuchania kolęd i oglądania telewizji

w piżamach. Może Rock Blackwell nie jest zbyt uczuciowy, ale potrafi
sprawić, że ten czas jest prawie tak radosny, jak wtedy, gdy żyła mama.

Tym razem nie będzie ani jej, ani jego.

– Chciałaś z nim porozmawiać, prawda? Jest u siebie. – Angel kładzie

mi rękę na ramieniu i patrzy na mnie nerwowym wzrokiem, jakby

wyczuwała, że chodzi o niecne zagrywki jej syna.

– Eee… to nic takiego. Po prostu chciałam mieć pewność, że czuje się

dobrze – kłamię, czując na sobie wzrok mojego przybranego brata.

– Och, to naturalne, że się o niego martwisz! Ale lekarze nie puściliby

go do domu, gdyby mieli jakieś wątpliwości. Teraz potrzebuje tylko

odpoczynku. – Angel uśmiecha się ciepło, a ja nie mogę uwierzyć, że taka

dobra kobieta mogła urodzić kogoś takiego jak Jason.

– W takim razie pójdę do siebie i porozmawiamy przy kolacji. – Robię

dobrą minę do złej gry.

Wchodzę na górę i chcąc nie chcąc, muszę minąć Jasona, który stoi

przy balustradzie. Nie przesuwa się nawet o milimetr. Robi to specjalnie,

tak bym musiała go dotknąć. Gdy moje ramię ociera się o niego, słyszę, jak

teatralnie wciąga powietrze i wydaje z siebie pomruk zadowolenia.

– Głupek… – mruczę pod nosem, znudzona jego zagrywkami rodem

z przedszkola, ale moje serce trzepocze jak oszalałe. Nie wierzę, że akurat

teraz jestem podekscytowana. W tak beznadziejnym, nic nieznaczącym

momencie. Dlaczego nie czuję się tak w obecności Drew?

Wchodzę do swojego pokoju, przekręcam klucz dwa razy, ale to nie

pomaga: nadal czuję obecność Jasona i wciąż jestem zdenerwowana. Słodki

zapach herbaty wypełnia całe pomieszczenie. Przymykam oczy, zaciągam

się mdłym aromatem i po raz pierwszy w życiu stwierdzam, że nienawidzę

imbiru.
Rozdział 9

Ginger

NA KOLACJĘ IDĘ JAK NA SKAZANIE.


Gdy zjawiam się w salonie, przy stole siedzą już wszyscy, a jedyne

wolne miejsce jest obok Jasona. Po prostu cudownie. Mój przybrany brat

nie ma już na sobie świątecznego swetra, tylko czarną gładką koszulę.

Gapię się na niego stanowczo zbyt długo, ale mam swoje powody. Jeśli

w bluzie z kapturem wygląda tajemniczo i pociągająco, to w bardziej

oficjalnym stroju jest seksowny przez wielkie S.

Trochę mi głupio, że mam na sobie zwykłą dzianinową sukienkę, ale

nie wiedziałam, że kolacja będzie aż tak uroczysta. Niechętnie zajmuję

miejsce i oddycham z ulgą, bo Jason nie zwraca na mnie uwagi. Dyskutuje

z moim ojcem o rodzajach drewna i jestem pewna, że śmiertelnie się przy

tym nudzi, ale robi dobrą minę do złej gry. Ja mogłabym gadać godzinami

o świątecznych dekoracjach, a mój tata – o wszystkim, co związane

z tartakiem. Każde z nas ma swoje drobne dziwactwa.

Angel wygląda niesamowicie w dopasowanej sukience w kolorze

butelkowej zieleni. Jestem pełna uznania, gdy widzę pięknie udekorowany

stół – nieprzesadnie i ze smakiem. Czuję lekkie ukłucie zazdrości, że to nie

mnie było dane wszystko przygotować. W końcu oni niedługo wyjeżdżają


i nie będę miała dla kogo szykować świątecznych dań. Jasona nawet nie

biorę pod uwagę.

Na stole, na samym jego środku, stoi faszerowany indyk, przybrany

gałązkami rozmarynu i obficie posypany żurawiną. Angel zadbała o to, by

nie zabrakło moich ulubionych słodkich ziemniaków i chleba

kukurydzianego, no i oczywiście świątecznego puddingu. Nawet jeśli

zamówiła catering, to i tak jestem pełna podziwu dla jej zdolności

organizacyjnych.

Mimo że wszystko wygląda pięknie i niesamowicie pachnie, mam

wrażenie, że to jedno wielkie przedstawienie, w którym każdy odgrywa

jakąś rolę. Ojciec udaje wypoczętego i skorego do żartów, chociaż widzę

cienie pod jego oczami i wiem, że gryzą go wyrzuty sumienia związane

z tym niespodziewanym wyjazdem. Angel mówi dwa razy więcej i dwa

razy szybciej niż zazwyczaj, a to oznacza, że jest zestresowana. Jason znów

zgrywa idealnego syna, pasierba i brata. Ja uśmiecham się z wysiłkiem,

choć mam ochotę nawrzeszczeć na tatę i prosić, by mnie nie zostawiał. Już

samo to, że jemy świąteczne potrawy kilkanaście dni przed świętami,

wprawia mnie w zażenowanie.

– To jak, kochanie? Przemyślałaś sprawę? – Ojciec patrzy na mnie

z nadzieją, a ja znów czuję wielki ciężar na swojej piersi. – Nie chcę, byś

myślała, że na ciebie naciskam.

Przecież właśnie to robisz, tato…

– Mówiłam już. Nie mam nic przeciwko temu, byś pojechał. W końcu

odpoczniesz, tak jak kazali lekarze. Natomiast ja nigdzie się stąd nie

ruszam – bąkam niewyraźnie, gapiąc się na swój talerz. Czuję na sobie

uważny wzrok Jasona, jakby pilnował, bym nie palnęła żadnego głupstwa.

– Poradzisz sobie tutaj sama? To sporo czasu. – Ojciec wygląda na

zatroskanego i to sprawia, że jeszcze bardziej mam ochotę rzucić mu się na


szyję i prosić, by jednak został.

– Jason jej pomoże, prawda? – Angel wcina się w naszą rozmowę

i patrzy na swojego syna tak, jakby wcale nie pytała go o zdanie, tylko

wydawała mu polecenie.

– Świetnie. – Ojciec oddycha z ulgą. – Nawet nie wiesz, ile to dla mnie

znaczy – zwraca się do mnie, a ja w odpowiedzi niewyraźnie się

uśmiecham. Ta kolacja to jakiś koszmar.

Po chwili niezręcznej ciszy tata znów się odzywa:

– Co się właściwie stało z tą choinką, Ginger? Wygląda… jakoś inaczej.

– Przewróciłam się podczas dekorowania, to nic takiego. Jutro to

naprawię – kłamię. Jason zaczyna kaszleć i mam wrażenie, że tłumi śmiech.

– Zanim zaczniemy jeść, otwórzcie swoje prezenty. – Angel przerywa tę

żenującą wymianę zdań i wręcza nam pudełka owinięte błyszczącym

papierem.

Patrzę na to wszystko z niedowierzaniem. Żona mojego ojca chyba

z góry założyła, że zgodzę się na ten wyjazd, i przygotowała podarunki

wcześniej.

– Ale my nic dla was jeszcze nie mamy, prawda, Ginger? – Mój

przybrany brat w końcu łaskawie zwraca na mnie uwagę. Tylko przytakuję.

Zamierzałam wybrać się na świąteczne zakupy dopiero za kilka dni i kupić

dla każdego jakiś drobiazg.

– Nic nie szkodzi, kochani. Jestem pewna, że obdarujecie siebie

nawzajem w święta, a mną i Rockiem się nie przejmujcie. – Moja macocha

uśmiecha się tak słodko, że przestaję mieć ochotę na pudding.

– Ja nie mam zamiaru nic ci dawać. – Jason burczy w moją stronę,

otwierając swój prezent.

– Jakby mi na tym w ogóle zależało… – prycham, bo ma niezły tupet,

by zgrywać niewiniątko przed rodzicami, a do mnie mówić w ten sposób.


Widzę, że wyciąga z pudełka portfel, który sądząc po logo znanej,

luksusowej marki, musiał kosztował więcej niż cała moja garderoba. Gdy

otwieram swój prezent, okazuje się, że dostałam kaszmirowy szal od

Burberry. Domyślam się, że on też kosztował niemało. Jestem pewna, że to

Angel wybierała prezenty, i nie powiem, bym była z tego powodu

zadowolona. Na szczęście na dnie kartonu znajduję puchate kapcie i już

wiem, że to od ojca.

– Mam nadzieję, że dobrze zaopiekujesz się Ginger, gdy nas nie będzie.

Musisz zacząć zachowywać się jak starszy brat. – Angel żartobliwie zwraca

się do swojego syna, ale mam wrażenie, że mówi o wiele bardziej serio, niż

się wszystkim wydaje. Nakłada każdemu na talerz olbrzymi plaster

pieczeni, a ja coraz bardziej tracę apetyt.

– Możesz być spokojna, mamo. Dobrze się nią zajmę. – Jason rzuca jej

swój oszałamiający uśmiech, a jednocześnie kładzie dłoń na moim kolanie.

Wstrzymuję oddech i spoglądam na niego zaskoczona, ale jego twarz

jest jak wykuta z kamienia. Nadal na mnie nie patrzy, dziękuje matce za

pieczeń i komplementuje dekoracje na stole.

Co za tupet! Mam ochotę wstać i wywalić pudding wprost na jego

głowę.

Zapisać w notesie: „Lista rzeczy, którymi można rzucać w Jasona, gdy

mnie zdenerwuje”.

– Ginger, mogłabyś pokazać Jasonowi swoje ulubione miejsca. Na

pewno chętnie pozna okolicę – mówi beztroskim tonem ojciec, ale patrzy

tylko na mojego przybranego brata. I to w taki sposób, jakby kochał go

bardziej ode mnie.

Dlaczego oni wszyscy dają mu się tak łatwo podejść? I dlaczego jego

ręka nadal jest na moim kolanie?!


– Jestem pewien, że Ginger pokaże mi dokładnie swoje wszystkie

ULUBIONE MIEJSCA. – Jason uśmiecha się do mojego ojca i akcentuje

ostatnie słowa, a ja wiem, że jego wypowiedź zawiera erotyczny podtekst.

Jego palce pieszczą moją skórę i przesuwają się wyżej w stronę uda.

Przeklinam się w myślach za to, że na dzisiejszy wieczór włożyłam

sukienkę.

Zapisać w notatniku: „Dopóki Jason przebywa w tym domu, nigdy

więcej nie siadać blisko niego!”.

Zrzucam jego rękę, ale po chwili ona ponownie ląduje na mojej nodze.

Niby przypadkiem strącam widelec, by się schylić i w momencie gdy Jason

na mnie spojrzy, rzucić mu jedno bardzo wymowne i bardzo wkurwione

spojrzenie. Jednak jego to nie rusza. Wygląda na opanowanego i trochę

znudzonego. Jakby całe życie nie robił nic innego, tylko obmacywał

dziewczyny pod stołem.

– Nie rób scen. Inaczej zaraz wszystko się wyda. Chyba nie chcesz, by

ojciec zrezygnował z wyjazdu i padł na zawał – szepcze w moją stronę, gdy

rodzice są zajęci rozmową.

Omal nie zachłystuję się winem. To jedyne, co jestem w stanie

przełknąć, kiedy Jason mnie dotyka. Powiem więcej – mam zamiar wypić

naprawdę sporo, by jakoś przetrwać ten wieczór.

– Na pewno zadzwonimy w święta z życzeniami, ale te złożone

osobiście są o wiele lepsze. Tak więc wszystkiego dobrego, kochani! To, że

jesteśmy tu razem, to najlepsze, co mogło mnie spotkać. – Angel kładzie

rękę na sercu i mam wrażenie, że zaraz się rozpłacze. Zdecydowanie jest

kobietą, która lubi być w centrum uwagi i kraść całe show. Pod tym

względem to zupełne przeciwieństwo mojej mamy.

– Tak, wesołych świąt! Ginger, Jason. – Ojciec spogląda na nas, a ja

modlę się, by nie zauważył nic podejrzanego. – Mam nadzieję, że mimo


naszej nieobecności miło spędzicie ten wyjątkowy czas.

– Z pewnością, panie Blackwell. To będą bardzo wesołe święta.

Powiedziałbym, niezapomniane. I na pewno miło je spędzimy. Prawda,

Ginger? – Jason znów rzuca dwuznacznym tekstem i nadal zgrywa

niewiniątko. Patrzy na mnie, uśmiechając się szeroko. Jego spojrzenie jest

tak intensywne, że mam wrażenie, jakby wypalało we mnie dziurę.

Nie mam pojęcia, co planuje, ale wiem jedno: nasze definicje zwrotu

„wesołe święta” bardzo się od siebie różnią. Jego dłoń podjeżdża wyżej

i bawi się krawędzią moich majtek, a ja odruchowo zaciskam uda.

– Tyle razy cię prosiłem, Jason, mów mi po imieniu – zwraca się do

niego mój ojciec, nie mając pojęcia, co ukochany pasierb właśnie wyprawia

pod stołem z majtkami jego córki.

Szybko odstawiam kieliszek na blat, bo mam wrażenie, że zaraz rozleję

jego zawartość. Wiercę się na krześle, ale przy stole jest strasznie mało

miejsca. Materiał majtek rozkosznie wżyna się w moją kobiecość, gdy

Jason mocno za niego pociąga. Czuję ogień na policzkach.

Spoglądam wymownie na sprawcę tego całego zamieszania, by dać mu

do zrozumienia, że jestem u progu furii i ma brać ze mnie swoje łapy. On

w odpowiedzi uśmiecha się do mnie uprzejmie, tak jak powinien uśmiechać

się przybrany brat do przybranej siostry. Jego dłonie pod stołem wyprawiają

jednak zupełnie nie siostrzano-braterskie akcje.

Wiem, że jego uśmiech nie jest szczery, bo nawet nie sięga oczu. Jest

raczej obietnicą czegoś mrocznego, czegoś, nad czym z pewnością nie będę

mieć kontroli. A przecież ja zawsze mam kontrolę nad wszystkim.

Ciepłe, szorstkie palce delikatnie pieszczą moje uda tak, że bezwiednie

je rozchylam. Nie powinnam tego robić, ale pokusa jest silniejsza. To jakiś

rodzaj ciekawości pomieszanej z ekscytacją. Nadal go nienawidzę, a jednak

pragnę, by posunął się jeszcze dalej.


Z chwilą gdy muska przez materiał majtek wilgotne miejsce między

moimi udami, muszę zagryźć wargę, by nie jęknąć. Czuję się podle, bo to,

co robi, sprawia mi przyjemność, choć nie powinno.

Chwytam się krawędzi stołu, gdy zwiększa nacisk. Przyjemny prąd

płynie wzdłuż mojego kręgosłupa i sprawia, że mięśnie między moimi

udami zaciskają się z rozkoszy. Przymykam oczy i głęboko oddycham, gdy

jego dłoń przyspiesza. Gładka satyna przyjemnie drażni moją łechtaczkę,

a jego palce napierają na nią coraz bardziej i sprawiają, że nabrzmiewa

z pożądania.

– To najlepsza kolacja w moim życiu – słyszę niski pomruk blisko ucha

i omal nie roztapiam się na krześle, gdy gorący oddech owiewa moją szyję.

– Ginger, podasz mi pudding? Wygląda apetycznie. – Słowa ojca

docierają do mnie jak przez mgłę. Korzystam z okazji i szybko wstaję, by

spełnić jego prośbę. Moje uda nadal mrowią w miejscach, które niedawno

dotykał Jason, a majtki są wilgotne.

Dzięki ci, losie, za catering i pudding! Inaczej kto wie, jak by się to

skończyło!

– Przepraszam, muszę na chwilę wyjść i zadzwonić do Ivy.

Przypomniałam sobie o czymś ważnym i… – mówię bez sensu, byleby

tylko wywinąć się od tej kolacji.

– Nie musisz się tłumaczyć, kochanie! Gdy byłam w twoim wieku, te

wszystkie rodzinne spotkania też były dla mnie śmiertelnie nudne. – Angel

mruga do mnie porozumiewawczo i pewnie myśli, że jest najbardziej

wyluzowaną macochą pod słońcem.

Ostatnie, co mogę powiedzieć o tej kolacji, to że była nudna.

Przeciwnie: dostarczyła mi wielu ciekawych doznań. Szybko wymykam się

na górę, nie patrząc na Jasona, choć i tak wiem, że śledzi mnie wzrokiem.
Niestety rozmowa telefoniczna z Ivy, nawet udawana, nie może trwać

wiecznie. Po kilkunastu minutach wracam na dół i modlę się, by mój

przybrany brat więcej nie próbował na mnie swoich sztuczek. O dziwo przy

stole zastaję tylko naszych rodziców.

– Jason jest już u siebie. Mówiłam, dla was młodych te rodzinne kolacje

to straszne nudy. – Angel śmieje się i nakłada sobie na talerz porcję

puddingu.

Ojciec prawie leży na krześle i wygląda na objedzonego. Chyba nie

wziął sobie do serca rady lekarzy i nie trzyma diety. Postanawiam dać mu

fory do końca roku, ale potem nie ma zmiłuj, dopilnuję, by zaczął się

zdrowo odżywiać.

– Nie obraź się, skarbie, ale my też już idziemy do siebie. – Przeciąga

się i pociera swoją zmęczoną twarz. – Musimy wyspać się przed

jutrzejszym wyjazdem. Mam nadzieję, że razem z Jasonem odwieziecie nas

na lotnisko.

Na myśl o tym, że mam znów siedzieć blisko swojego przybranego

brata i co gorsza wracać z nim autem, a potem spędzić całe święta sam na

sam w tym domu, skręca mnie w żołądku. Uśmiecham się blado, życzę im

miłej nocy, a potem wracam do siebie. Czuję się pokonana i niezaspokojona

i nie mam pojęcia, która z tych rzeczy martwi mnie bardziej.

11 grudnia

W nocy nie mogę spać. Każdy szelest sprawia, że zrywam się z łóżka

i sprawdzam, czy Jasona nie ma w moim pokoju. Na szczęście nie

przychodzi, ale to wcale nie sprawia, że oddycham z ulgą.

Rano jestem wykończona. Przerywany, niespokojny sen sprawił, że

marzę tylko o mocnej kawie. Na domiar złego muszę zapomnieć


o wylegiwaniu się w łóżku, bo przecież odwożę ojca i jego żonę na

lotnisko. A, zapomniałabym – mój przybrany brat też z nami jedzie.

Gdy schodzę na dół, wszyscy miotają się jak szaleni. Angel próbuje

dopiąć zbyt napakowaną ubraniami walizkę, ojciec mamrocze coś o tym, że

wzięła za dużo ubrań. Jason pomaga mu uporać się z torbą podróżną. To

scena jak z filmu pod tytułem Kevin sam w domu.

Teraz marzę tylko o tym, by stać się filmowym Kevinem. Niech Angel,

ojciec i Jason zapomną o mnie, pojadą sami na lotnisko, a potem znikną.

Zostanę tylko ja, choinka i pierniczki. No dobra, znając historię Kevina,

pewnie będą jeszcze jacyś dwaj włamywacze.

– Ginger, będziesz tak stać? Zaraz się spóźnimy. – Ojciec robi

zniecierpliwioną minę, podczas gdy ja sterczę na schodach zaspana

i rozkojarzona. Szybko biorę się w garść, wkładam kurtkę, buty i wychodzę

na zewnątrz. Unikam patrzenia na Jasona. Właściwie to próbuję udawać, że

nie istnieje. Nie mogę tak po prostu spojrzeć mu w oczy. Nie po tym, co

robił wczoraj podczas kolacji.

Staję z boku, jak najdalej od swojego przybranego brata, i pocieram

ramiona z zimna. Na dworze jest pięknie – śnieg skrzy się w słońcu,

a drzewa przypominają majestatyczne, białe rzeźby. Byłoby jeszcze

piękniej, gdybym była tutaj tylko ja i tata, sami na całe święta.

– Możesz korzystać z niego, ile chcesz, synu. To staruszek, dbaj

o niego. – Ojciec klepie maskę swojego SUV-a i wręcza Jasonowi kluczyki.

Synu?! Czy on naprawdę nazwał tego podstępnego, dwulicowego

dupka, którego zwinne palce robią ze mną te wszystkie niesamowite

rzeczy… okej, Ginger, skup się… czy on naprawdę powiedział do niego:

synu?!

I daje mu poprowadzić swoje auto? I pozwala mu nim jeździć podczas

swojej nieobecności?!
Jestem zazdrosna o ojca jak małe dziecko. Ale przede wszystkim jestem

wściekła, że Rock Blackwell jest taki naiwny. Czy on naprawdę nie widzi,

że Jason owinął go sobie wokół palca?

Gdy mój przybrany brat idzie do samochodu, a jego matka ładuje się na

tylne siedzenie, pomagam tacie wpakować torbę do bagażnika. To chyba

ostatni moment, kiedy jesteśmy sami.

– Ginger, wiem, że to wszystko stało się tak nagle – mamrocze i patrzy

na mnie tym swoim smutnym wzrokiem. Nie lubię tego spojrzenia. O wiele

bardziej wolę, gdy jego oczy są uśmiechnięte. – Masz prawo być na mnie

zła. Wiem, jak zależało ci na wspólnych świętach.

Uświadamiam sobie, że to jedyna szansa, by powiedzieć ojcu o nocnych

odwiedzinach Jasona, by zapytać go o ślub i prosić, by jednak został.

Zamykam bagażnik i podnoszę wzrok. Mój przybrany brat siedzi za

kierownicą i zauważam, że obserwuje nas, patrząc w przednie lusterko.

Jego spokojne i jednocześnie przerażające spojrzenie przekazuje mi jasną

wiadomość: „Nie mów mu zbyt wiele”.

– Wszystko w porządku, skarbie? Jesteś pewna, że dacie sobie

z Jasonem radę? – Ojciec przygląda mi się z troską. Chyba zauważył moją

zaniepokojoną minę. – Gdyby nie to, że Angel opłaciła wszystko z góry, nie

pojechałbym, wierz mi.

– Wszystko okej, tato. Nie przejmuj się – mówię powoli, nie odrywając

wzroku od pary oczu, które nadal trzymają mnie na niewidzialnej smyczy

i pilnują, bym nie palnęła głupstwa.

To niedorzeczne. Jason nie musi robić nic, by mieć nade mną władzę.

Wystarczy jedno spojrzenie. Wiem, że powinnam mu się postawić, dopóki

mam przewagę, ale nie potrafię.

W końcu odrywam od niego wzrok i spoglądam na tatę, który

uszczęśliwiony macha do siedzącej w samochodzie Angel. Stara się to


ukryć, ale cieszy się na ten wyjazd jak dziecko. Nie mogę mu tego zrobić.

Nie w tej chwili, gdy układa sobie życie na nowo.

To tylko Jason – uspokajam się w myślach. Co z tego, że ma

przerażające blizny i jeszcze bardziej przerażający tatuaż? Co z tego, że

wchodzi w nocy do mojego pokoju? Co z tego, że robi ze mną, co chce?

Matko, teraz naprawdę zaczynam się bać…

– Nie mogę przestać myśleć o tym, że zostawiam cię tutaj na całe

święta. – Ojciec wkłada ręce w kieszenie swojego płaszcza i patrzy na mnie

niespokojnym wzrokiem.

– Nie martw się, tato. Po prostu baw się dobrze. Jestem już duża i dam

sobie radę – odpowiadam zdawkowo i ponownie wlepiam wzrok

w kierowcę samochodu. Jason jest zbyt daleko, by słyszał naszą rozmowę.

A jednak, gdy wypowiadam te słowa, mruży oczy, jakby się uśmiechał

i chciał powiedzieć: „grzeczna dziewczynka”.

Kładę ojcu rękę na piersi i przygładzam poły jego płaszcza. Uśmiecham

się tak, jakby wszystko było w najlepszym porządku. On odwzajemnia

uśmiech i wsiada do auta. Moja szansa na wyznanie prawdy bezpowrotnie

przepada.

Z duszą na ramieniu zajmuję miejsce obok Jasona. Całą drogę na

lotnisko gapię się na deskę rozdzielczą, bo nie mam odwagi na niego

spojrzeć. Oczywiście on świetnie odgrywa swoją rolę i prowadzi miłą

pogawędkę z naszymi rodzicami.

Gdy ostatni raz ściskam tatę, mam ochotę ryczeć na całe lotnisko. To

tylko kilkanaście dni, a ja mam wrażenie, jakbym żegnała się z nim na co

najmniej pół roku. Może to przez to, że nigdy nie wyjeżdżał bez nas?

A może przez to, że po śmierci mamy staliśmy się sobie bliżsi?

Gdy samolot odlatuje, pozostaje mi tylko jedno – wykrzesać z siebie

resztki odwagi i stawić czoło samemu diabłu w bardzo atrakcyjnej ludzkiej


skórze. Jeśli ja jestem Kevinem, to on jest teraz złoczyńcą, który

bezprawnie wtargnął do mojego domu. Muszę obmyślić kilka pułapek, by

wiedział, że to ja tam rządzę. Uśmiecham się do siebie, gdy oczyma

wyobraźni widzę Jasona wchodzącego przez okno i wdeptującego bosymi

stopami w bombki. Nawet w takiej sytuacji wyglądałby seksownie. Jestem

tego pewna.

Droga powrotna mija spokojnie. Mój przybrany brat nie robi nic

niestosownego, jakby to, co zaszło między nami wczoraj, nigdy się nie

wydarzyło. Mam cichą nadzieję, że tak pozostanie aż do powrotu naszych

rodziców.

Łatwo nie będzie. Już sam fakt, że muszę siedzieć z nim

w samochodzie, przyprawia mnie o szybsze bicie serca. Moje wszystkie

zmysły są wyostrzone i jestem gotowa do ucieczki. Czuję się jak ofiara

w szponach drapieżnika i moje ciało tak właśnie reaguje. Gdy podjeżdżamy

pod dom, wyskakuję z samochodu jak z procy i pędzę na piętro.

Mówiłam coś o byciu odważną? Zrobię to, obiecuję, tylko posiedzę

sobie przez jakiś czas zabarykadowana w swoim pokoju.

Po dwóch godzinach dociera do mnie smutna prawda – jedyne, co może

wywabić tchórza z kryjówki, to potrzeba napełnienia swojego żołądka. Jest

już wieczór, a Jason nadal nie rozniósł domu w pył, nie puścił głośnej

muzyki ani nie biegał za mną z maczetą. Najwyższa pora zejść na dół

i zrobić sobie coś do jedzenia.

Mam ochotę na kanapkę z indykiem i sok pomarańczowy. Mój plan jest

prosty: przygotować, co trzeba, i czmychnąć z powrotem na górę. To łatwe.

Realizowałam już o wiele bardziej skomplikowane plany, jak na przykład

wymykanie się na potajemną randkę z Drew przez okno, tak by ojciec nic

nie zauważył. Zrobienie sobie kolacji to przy tym pryszcz.


Krzątam się nerwowo po kuchni i nasłuchuję, czy nikt nie nadchodzi.

Trzęsą mi się ręce i nie mam pojęcia, jak w takim stanie dotrwam do

Nowego Roku. Może Angel nie wzięła ze sobą swojego valium? To byłoby

jakieś rozwiązanie. Po chwili wyobrażam sobie, jak Jason pieprzy mnie

odurzoną tabletkami. Nawet nie ma mowy.

Kończę nalewać sok do szklanki, gdy słyszę jakiś szelest. W progu staje

zakapturzona postać, a dzbanek wyślizguje mi się z rąk i rozbija o kafelki

na podłodze. Przeklinam głośno i szybko schylam się, by posprzątać cały

ten bałagan. Niestety Jason jest już obok mnie.

– Nie dotykaj. Skaleczysz się – mówi, łapiąc mnie za nadgarstek. – Nie

chciałem cię wystraszyć.

Za późno. Robisz to, odkąd przekroczyłeś próg tego domu. A teraz twoja

dłoń sprawia, że mój puls galopuje jak szalony.

Podnoszę głowę w tym samym momencie co on i nasze spojrzenia się

spotykają. Żadne z nas nie chce odpuścić pierwsze, więc po prostu gapimy

się na siebie i nieważne, że moje kapcie są całe skąpane w soku

pomarańczowym. Podejrzewam, że mogłoby tu przebiec stado

jednorożców, a ja i tak nie zwróciłabym na to uwagi.

– Nie patrz tak na mnie – udaje mi się w końcu wykrztusić. Mój głos

jest dziwnie zachrypnięty. Jego oczy połyskują jak kruszony lód. Są tak

samo ostre i zimne.

– Jak?

– Jakbyś chciał mnie zjeść – szepczę i próbuję wyswobodzić swoją rękę

z jego uścisku.

– Wolę coś bardziej pikantnego. Dania bez wyrazu mnie nie interesują –

odpowiada beznamiętnym tonem, nadal mocno mnie trzymając.

Kolejne upokorzenie. Każde jego słowo jest jak bolesny cios w brzuch.

Uchodzi ze mnie całe powietrze. Zaciskam zęby i w końcu mu się


wyrywam. Jeśli myśli, że może poniżać mnie na każdym kroku, to się myli.

– Posprzątaj to, Jason – mówię głosem pełnym pogardy, po czym

szybko się podnoszę. Patrzę na niego z góry i muszę przyznać, że to bardzo

przyjemne uczucie. – Jesteś tutaj tylko gościem. Nie zapominaj o tym.

Nie czekam na żadną ciętą ripostę czy ironiczny uśmiech z jego strony.

Po prostu wychodzę i choć raz czuję, że to ja jestem górą.

Mój przybrany brat chyba zrozumiał aluzję, bo przez resztę wieczoru daje

mi spokój. Zaszywam się z kanapkami w swoim wielkim łóżku i odpalam

świąteczną playlistę. Mam tam takie hity jak A Holly Jolly Christmas, All

I Want For Christmas Is You czy Winter Wonderland.

Kocham robienie list, a te dotyczące świąt są najciekawsze. W moim

notatniku jest lista piosenek na święta, lista bożonarodzeniowych potraw,

lista pomysłów na świąteczne prezenty, lista świątecznych dekoracji DIY,

a nawet spis ulubionych świątecznych zapachów. Teraz powinnam dopisać

jeszcze: lista sposobów na unikanie Jasona.

Mimo muzyki sączącej się z głośników słyszę dobiegający zza ściany

podniesiony głos. Miałam tego nie robić, ale pokusa jest silniejsza:

zatrzymuję piosenkę i przystawiam ucho do ściany.

– Skąd mogłem wiedzieć? Przecież jeszcze nie wszystko stracone…

Tak, dam sobie radę…

Jeśli ciekawość to pierwszy stopień do piekła, to ja zaraz spadnę z tych

diabelskich schodów i połamię sobie wszystkie kości. Umieram

z niepewności, bo nie mam pojęcia, z kim rozmawia Jason. Potem robię coś

głupiego: wychodzę na paluszkach i staję przed drzwiami jego pokoju.

Przykładam oko do dziurki od klucza.


– A co mówi adwokat? – Obserwuję, jak mój przybrany brat krąży po

pokoju z telefonem przy uchu i wygląda na zdenerwowanego. – To

nieciekawie… Dobrze cię tam traktują? Tak, pamiętam… Obiecuję cię

stamtąd wyciągnąć – dodaje i po chwili wściekły rzuca telefon na łóżko.

Jestem tak zszokowana tym, co właśnie usłyszałam, że stoję dłuższą

chwilę odrętwiała pod drzwiami. W końcu rozsądek bierze górę i szybko

czmycham z powrotem do swojego pokoju, a moje serce wali jak szalone.

To było ryzykowne. Mógł mnie zauważyć albo nagle otworzyć drzwi. Ale

było warto: znam jego sekret. Utrzymuje kontakt ze swoim ojcem, choć

jego matka nie ma o niczym pojęcia. Gdyby się dowiedziała, pewnie

rozpętałoby się prawdziwe piekło.

Czekam cierpliwie, aż mój przybrany brat opuści swój pokój i pójdzie

na dół. Dopiero wtedy wysuwam nos zza drzwi i szybko pędzę pod

prysznic. Unikanie go jest strasznie stresujące. Poza tym to śmieszne,

jestem we własnym domu i nie powinnam pokazywać, że się go boję.

Zanim położę się do łóżka, zamykam drzwi na klucz, przekręcając go

dwa razy. Zamiast zasnąć, gapię się w sufit i pocieram dłonią nadgarstek.

Ten sam, za który jeszcze niedawno tak mocno mnie trzymał.

Kilka godzin później uprawiam seks, ale twarz mojego partnera jest

rozmazana, co niesamowicie mnie irytuje. Obracam się na bok i wyciągam

ręce. Może za pomocą dotyku uda mi się poznać, kim jest mój tajemniczy

kochanek?

Otwieram oczy i mrugam kilkukrotnie. Dookoła mnie panuje ciemność.

Uświadamiam sobie, że to był tylko sen, i jęczę ze złością. Nie uprawiałam

seksu od kilku tygodni, a Jason sprawia, że jestem napalona. Potrzebuję coś


poczuć, nawet jeśli to tylko senne marzenia. Może gdy zamknę oczy, uda

mi się wrócić do tego, o czym śniłam przed chwilą?

W tym momencie uświadamiam sobie, że trzymam dłonie na czyjejś

szczęce. Jest szorstka i twarda. Odskakuję przerażona, gdy widzę przed

sobą parę złowrogo błyszczących oczu. Jason leży na boku, tuż obok mnie

i uważnie mnie obserwuje.

Nie udaje mi się podnieść na łóżku, bo jest szybszy – popycha mnie na

materac jak szmacianą lalkę, przekręca się w okamgnieniu i zawisa nade

mną, opierając się na przedramionach. Pachnie tak intensywnie, że kręci mi

się w głowie. To pierwotny, drzewny aromat, który idealnie do niego

pasuje.

Nie ma na sobie bluzy ani kaptura na głowie. Wyobrażam sobie, jak to

jest móc dotknąć jego krótko przystrzyżonych włosów. Mogłabym

przejechać po nich palcami. Jestem ciekawa, czy pozwoliłby mi na to, czy

zareagował gwałtownie jak zwykle, gdy ktoś go dotyka.

– Śniłaś o mnie, Cookie? – Jego głęboki głos przerywa panującą

w pokoju ciszę. Sposób, w jaki do mnie mówi, sprawia, że mam ochotę

rozchylić nogi i poprosić go o „przysługę”, podobną do tej, którą

wyświadczył mi ostatnio.

Bezwiednie oblizuję usta, gdy widzę jego lśniące, rozchylone wargi tuż

nad moimi. Wystarczy, że lekko się podniosę, a już będziemy połączeni

pocałunkiem. Powinnam się bać. Zamiast tego myślę o tym, jak by to było

poczuć jego smak.

– Potrafię zrobić wiele rzeczy, od których mogłabyś krzyczeć. I tak nikt

by cię nie usłyszał. – Jego głos jest zarazem przerażający i spokojny, nie

mam pojęcia, czy mi grozi, czy raczej składa obietnicę. – Mam w sobie

trochę z dżentelmena, więc pozwolę ci zadecydować. Powiedz tylko „nie”,


a sobie pójdę. – Jego usta wykrzywia ironiczny uśmiech, jakby z góry

założył, że przystanę na tę propozycję.

Nie spuszcza ze mnie wzroku, podczas gdy jego dłoń zaczyna sunąć

wzdłuż mojej nogi, zaczynając od łydki, a kończąc na udzie.

– Nie słyszę żadnego sprzeciwu z twojej strony – dodaje po chwili

ciszy. – Nie przestanę, dopóki będziesz mi na to pozwalać, rozumiesz?

Prowokuje mnie. Sprawdza. Testuje moją silną wolę. Ma świadomość,

że doprowadza mnie do szaleństwa. Zdążył mnie poznać i wie, że pod

warstwą idealnej córeczki tatusia kryje się napalona suka. Czeka, aż sama

zadecyduję, która część mojej osobowości wygra tę cichą bitwę w mojej

głowie. Jason triumfuje, bo nie robię nic, by mu przerwać.

– Mówił ci już ktoś, że jesteś mało asertywna? – szepcze do mojego

ucha i czuję, jak jego ciepłe, wilgotne usta przesuwają się delikatnie po linii

mojej szczęki. Jego dłoń gładzi mój brzuch, a potem palcem wskazującym

zatacza kółka dookoła pępka.

– Mówił ci już ktoś, że na to, co robisz, jest paragraf? – odparowuję

i usiłuję mu się wyrwać. Albo raczej nieudolnie udaję, że się wyrywam.

Próbuję zachować resztki godności. Niech myśli, że wewnątrz mnie toczy

się walka, że rozważam, czy pozwolić mu na więcej. Ale prawda jest

zupełnie inna: już dawno podjęłam decyzję. Nie chcę, by przestawał.

– Czy to oznacza „nie”? – Jason przysuwa się jeszcze bliżej, tak, że jego

wargi delikatnie muskają moje. Przymykam oczy i jestem pewna, że nie

zachowuję się jak ktoś, kto próbuje go odepchnąć.

Słyszę jego cichy śmiech. Doskonale wie, że go pragnę. Widzi to

w moim zamglonym spojrzeniu, rozchylonych ustach i rozpalonych

policzkach. Gdyby jednak chciał się upewnić co do tego, czy jestem

podniecona, wystarczyłoby, żeby włożył dłoń pod moje spodenki od

piżamy.
Nagle on odsuwa się ode mnie, a ja boleśnie odczuwam brak jego ciała

przy moim. Daje mi wybór. Mogę wstać i wyjść albo to jemu kazać się

wynosić. Oczywiście nie robię żadnej z tych rzeczy. Leżę i ciężko

oddycham, a moje sterczące sutki dają mu jasno do zrozumienia, czego od

niego oczekuję.

Uśmiecha się z satysfakcją i patrząc mi w oczy, kreśli palcami drogę od

mojego pępka w dół. Wstrzymuję oddech, gdy jego dłoń wślizguje się pod

materiał moich spodenek. Plan trzymania się z daleka od Jasona diabli

wzięli. Że nie wspomnę już o planie postawienia mu się i bycia twardą.

Może robić ze mną, co chce. Może mnie kochać, może sponiewierać,

może zdominować albo zostawić samą. On decyduje, ja mogę tylko czekać.

I cholernie mi się to podoba.

Bezwstydnie wypycham ku niemu biodra, spragniona dotyku jego

palców na moim rozgrzanym cele. Jednak on powoli wycofuje swoją dłoń

i odsuwa się ode mnie, patrząc mi przy tym w oczy.

– Jason… – jęczę, spychając na bok całe swoje poczucie godności.

Mam to gdzieś. Jeśli będę musiała błagać, zrobię to. Tracę przy nim

zmysły. Potrzebuję jego palców, tak jak narkoman potrzebuje działki. Bez

tego nie zaznam spokoju.

– Pocałuj mnie – dodaję błagalnie, a on mnie torturuje, bo tylko zbliża

swoje usta do moich i zastyga w bezruchu.

– Nie zasłużyłaś – mówi powoli i jest tak blisko, że czuję jego gorący

oddech na swoich spragnionych wargach. Szczuje mnie jak wygłodniałego

psa na łańcuchu. Zaraz zacznę skomleć, jeśli nie da mi tego, czego

pragnę. – Nieładnie podsłuchiwać – dodaje głosem gładkim jak tafla lodu.

Nie ma w nim ani krzty emocji. Tylko przeraźliwy chłód.

Jego słowa są jak kubeł zimnej wody. Znów mnie omamił, a potem

odtrącił i upokorzył. Skarcił i ukarał.


– Jeśli komukolwiek powiesz o tym, co usłyszałaś, już jesteś martwa. –

Mówiąc to, gwałtownie odsuwa się ode mnie i podnosi tak, że całe moje

łóżko trzeszczy. Obserwuję, jak idzie w stronę drzwi. Choć moje ciało błaga

go, by wrócił, mój umysł pragnie tylko tego, by dał mi święty spokój.

Jason sprawia, że moje serce i mózg stapiają się w jedno, a potem robi

z nich papkę. Po każdym naszym bliskim spotkaniu nie potrafię się

pozbierać. Zupełnie jakby zaszył się w mojej głowie, oplótł swoją siecią

wszystkie zakamarki mojego umysłu. Dobrze wiem, że będzie torturował

mnie nawet, gdy zniknie za drzwiami swojego pokoju.

Przymykam oczy i próbuję wymazać z głowy wspomnienie jego

ciepłych ust i chłodnych oczu. Nic z tego. Jest w moich ustach, które

przypominają sobie smak jego ust. Jest w moich uszach, które ciągle słyszą

jego głos. I jest w moich dłoniach, które pamiętają dotyk jego szorstkiej

skóry. Nie da się go zmyć pod prysznicem, zetrzeć, wyszorować. Jason jest

we mnie, czy mi się to podoba, czy nie.

– Możesz zamknąć drzwi na klucz, ale to bez znaczenia. Jeśli będę

chciał, to i tak wejdę. – Z tymi słowami opuszcza mój pokój, zostawiając

mnie podnieconą, przerażoną i samotną w wielkim łóżku.


Rozdział 10

Ginger

12 grudnia

SKORO ŚWIT ODPALAM MOJE STARE, rozklekotane auto i wybieram się na


przedświąteczne zakupy. To jedyne, co może uratować mnie przed

wcielonym diabłem, który zamieszkał w moim domu i wodzi mnie na

pokuszenie. Co za beznadzieja. Jest ósma rano, wszystkie sklepy są jeszcze

pozamykane, a ja włóczę się bez celu, zmarznięta po ulicach, bo boję się

stawić czoło Jasonowi.

Dwie godziny później z odrobinę lepszym humorem i o wiele lżejszym

portfelem biegnę przez zatłoczone centrum handlowe. Kupiłam masę

niepotrzebnych rzeczy, w tym kolejną parę świątecznych skarpet dla siebie.

Nic na to nie poradzę – gdy się stresuję, to albo piekę pierniczki, albo idę na

zakupy. A biorąc pod uwagę, że przez tego panoszącego się w moim domu

gnojka tego pierwszego nie mogę zrobić, zostało mi tylko bezmyślne

wydawanie gotówki.

Nagle robi się niezręcznie, bo wpadam na Drew. Oczywiście jest

wcześnie rano i centrum handlowe to ostatnie miejsce, do którego

mężczyźni przychodzą dobrowolnie. A jednak ja spotykam chłopaka, do


którego czuję coraz mniej, choć nadal coś nas łączy. Znów mam wyrzuty

sumienia.

– Hej, pisałem do ciebie. – Wygląda na zakłopotanego. Pewnie też nie

spodziewał się tego spotkania.

– Miałam ci odpisać… kompletnie zapomniałam. Miałam sporo na

głowie… – mamroczę bez przekonania.

To nie brzmi jak rozmowa dwójki zakochanych osób, które jeszcze

niedawno patrzyły na siebie pożądliwym wzrokiem. Zerkam na Drew i nie

mogę uwierzyć, że ani ja, ani on nie zauważyliśmy, że to, co jest między

nami, przygasa. Jest fajnym facetem i mamy cudowne wspomnienia, ale to

chyba za mało, by tworzyć związek.

Skoro jesteś taka mądra, to czemu mu tego nie powiesz?! – głos w mojej

głowie staje się coraz bardziej natarczywy.

– To może dziś wieczorem u mnie? – Drew rozgląda się dookoła, jakby

dekoracje witryn sklepowych były niesamowicie interesujące. Powiedzieć,

że jest między nami niezręcznie, to nic. To prawdziwe himalaje

niezręczności.

– Brzmi świetnie. Wpadnę do ciebie jakoś koło dziewiętnastej. A teraz

muszę lecieć, mam jeszcze kilka rzeczy do kupienia. – Posyłam mu

życzliwy uśmiech. Kiedyś wszystkie uśmiechy, które mu posyłałam, były

uwodzicielskie. Teraz nie stać mnie nawet na to.

Drew również się uśmiecha, wkłada ręce w kieszenie swoich dżinsów,

a potem szybkim krokiem odchodzi w kierunku sklepu sportowego.

Jeszcze niedawno, gdy Ivy zapytała mnie, co zamierzam względem

niego, postanowiłam sobie, że spróbujemy na nowo odbudować nasz

związek. Teraz sama już nie wiem, czy mam ochotę w ogóle próbować. Ale

zamiast mu o tym powiedzieć, zgadzam się na spotkanie. Świetnie. Moja

asertywność nie istnieje.


Gdy mijam sklepowe witryny, kierując się do samochodu, powtarzam

sobie w myślach, że jestem słaba. Dziś w nocy znów dałam się omamić

Jasonowi. A teraz muszę mieć w sobie wystarczająco dużo odwagi, by

pogadać z Drew. Bez mydlenia sobie oczu i udawania, że „jakoś to będzie”.

Nie skreślam go. Po prostu chcę poznać jego punkt widzenia, a potem

wspólnie zadecydujemy, co dalej.

Na dworze jest już ciemno, a śnieg chyba obrał sobie za cel przykryć

wszystko i wszystkich, bo nie przestaje spadać z nieba od kilku godzin.

Siedzę w samochodzie i pocieram dłonie, by trochę się rozgrzać.

Cieszę się, że zobaczę Drew, choć to może być nasze ostatnie spotkanie.

Wiem, że przy nim będę mogła złapać oddech, który wstrzymuję zawsze,

gdy jestem w domu sama z Jasonem. Chyba powinnam zacząć się

przyzwyczajać. Od teraz każde wyjście na zewnątrz, każde zakupy,

spotkanie ze znajomymi, wszystko to będzie dla mnie jak haust powietrza

dla podduszonej pod lodem ryby.

Zerkam w lusterko i przeciągam po ustach truskawkowym

błyszczykiem. Drew uwielbiał go ze mnie zlizywać. Nie chciałam

specjalnie się stroić, a jednak włożyłam dość krótką sukienkę, samonośne

pończochy i zrobiłam mocniejszy makijaż. Moje serce trzepocze, tak jak

kiedyś na początku naszej znajomości.

Może nie wszystko stracone? Może moje nastawienie było złe?

Wystarczy nieco podkręcić atmosferę, spróbować przełamać rutynę. To

może się udać. Potrzebuję kogoś stabilnego i dobrego. Potrzebuję Drew.

I jeśli on też zechce spróbować, może znów będzie dobrze między nami.

Kręcę głową na myśl o tym, jak szybko zmieniam zdanie. Po naszym

spotkaniu w centrum handlowym byłam pewna, że nic między nami nie


będzie. Teraz znów chcę wszystko ratować. Jestem jak chorągiewka na

wietrze, choć zawsze byłam przewidywalna i ułożona. Dobrze wiem, kto

stoi za zmianami, jakie we mnie zachodzą.

Przekręcam kluczyk w stacyjce, ale auto ani drgnie. Robię to kolejny

raz i jeszcze kolejny, a za dziesiątym razem walę pięścią w deskę

rozdzielczą. Miejsce mojego samochodu od dawna jest na złomowisku, ale

nie stać mnie na nic lepszego. To na pewno nie akumulator, bo miesiąc

temu kupiłam nowy. Nie zostawiłam też włączonych świateł czy radia, więc

nie ma mowy, by padł. Znając moje szczęście, to kolejna poważna usterka,

która skończy się kosztowną naprawą.

Dzwonię do Drew i mówię mu, jak wygląda sytuacja. Mam nadzieję, że

po mnie przyjedzie. Niestety oznajmia mi, że wypił trochę za dużo i ani on,

ani jego kumple, którzy oczywiście pili razem z nim, nie są w stanie mi

pomóc. Proponuje, że zamówi mi taksówkę, ale unoszę się dumą i szybko

się rozłączam. Poradzę sobie sama.

Jestem zła, choć przecież to nie jego wina. Skąd mógł wiedzieć, że moje

auto wyzionie ducha? Tylko dlaczego przesiaduje z kolegami, skoro

umówił się ze mną? Mam nadzieję, że gdy zjawię się przed jego domem,

nie zastanę na podjeździe rzędu motocykli.

W myślach przeglądam wszystkie możliwości transportu, bo Drew

mieszka na drugim końcu miasta. Ivy świętuje urodziny ojca w jakimś

drogim lokalu. Nie ma szans, by mi pomogła. Na niej moja lista

zmotoryzowanych znajomych się kończy. Nagle ktoś stuka w szybę, a ja

podskakuję przerażona.

– Medytujesz tu czy jak? Jest chyba minus milion stopni, odmrozisz

sobie tyłek. – Jason zagląda do środka, gdy łaskawie odsuwam szybę.

Czy to znów ten moment, kiedy przeobraża się z pana Hyde’a

w nieszkodliwego doktora Jekylla? Bo jak inaczej wytłumaczyć to, że jest


tak po prostu zwyczajnie miły?

– Nie chce odpalić. Nie wiem, co się stało, ale jestem uziemiona –

jęczę, próbując ponownie uruchomić auto.

– Jesteś pewna, że to nie akumulator? – Patrzy na mnie tak, jakbym była

kimś, kto nie odróżnia pedału gazu od hamulca.

– Na sto procent to coś innego. Muszę gdzieś pilnie jechać. Jestem

umówiona. Nie mam pojęcia, jaki jest numer korporacji taksówkowej,

powinnam gdzieś mieć wizytówkę… – mamroczę, grzebiąc w torebce,

w której jak na złość znajduję paragony, okruszki krakersów i milion

innych niepotrzebnych rzeczy, ale nie to, czego szukam.

– Podwiozę cię. Twój ojciec dał mi swoje auto, pamiętasz? – Jason

uśmiecha się dumnie, jakby samochód Rocka Blackwella był co najmniej

porsche 911.

– Jakże mogłabym zapomnieć! – mówię z przekąsem. – Poza tym nie

dał ci go. On tylko go tobie pożyczył – zwracam mu uwagę, bo denerwuje

mnie, że znów zachowuje się jak przykładny starszy brat. Nie takiego go

znam i choć to brzmi irracjonalnie, nie taki Jason mnie kręci.

– To jak? Jedziesz czy nie? – Ignoruje moją sarkastyczną uwagę

i wskazuje na zaparkowany obok samochód.

– Nie musisz się fatygować. Daj mi kluczyki, to sama pojadę – mówię

z nadzieją, że się zgodzi. Widzę, jak zatrzymuje się w połowie drogi do

auta, odwraca się i bierze pod boki.

– Żartujesz?! Powiedziałem, że mogę cię podrzucić, a nie dać ci

kierować. – Wygląda na rozbawionego moją propozycją, a ja mam ochotę

go udusić.

Nie dość, że panoszy się w moim domu, to teraz jeszcze przywłaszczył

sobie jedyny sprawny samochód. Najchętniej wysłałabym go do diabła

i zadzwoniła po taksówkę. Problem w tym, że Jason nie odpuści. Wiem to.


Kipię ze złości, ale w końcu bez słowa wysiadam i kieruję się do drugiego

wozu. Nie muszę na niego patrzeć: jestem pewna, że jest teraz bardzo

z siebie zadowolony.

– Gdzie cię podrzucić? Do tej twojej koleżanki, jak jej tam było, Ivy? –

Bębni palcami w kierownicę, gdy ja zapinam pas.

– Yyy… nie. Podwieź mnie na Vine Street, niedaleko warsztatu

samochodowego. Jeśli nie wiesz, gdzie to jest, będę cię kierować – bąkam

zakłopotana, bo nie chcę powiedzieć wprost, z kim się umówiłam.

– Kto tam mieszka? Jakaś twoja koleżanka?

– Nieee… umówiłam się z Drew. To mój chłopak… były chłopak –

udaje mi się wydusić, choć te ostatnie słowa naprawdę mogłam sobie

darować. Z chwilą gdy to mówię, wbijam wzrok w szybę i z

zaciekawieniem kontempluję stojący niedaleko domu śmietnik.

Mogłabym prosić, by podrzucił mnie gdzie indziej, i resztę drogi

pokonać pieszo, ale znając Jasona, pewnie i tak obserwowałby, dokąd idę.

W samochodzie dłuższą chwilę panuje absolutna cisza. Boję się, że

Jason zaraz każe mi wysiadać, ale nic takiego się nie dzieje.

– W porządku. W takim razie powiedz mi, którędy mam jechać – mówi

spokojnym tonem bez cienia emocji. Jestem zaskoczona tym, jak gładko

poszło.

A czego się spodziewałaś? Wybuchu zazdrości? Jasona nie obchodzi,

z kim się pieprzysz i co robisz. Dobierał się do ciebie, bo miał taki kaprys,

nic poza tym. – Głos w mojej głowie brzmi wyjątkowo złośliwie.

Tłumaczę Jasonowi, którędy ma jechać, i już nie mogę się doczekać, aż

w końcu zobaczę miejsce docelowe, wysiądę i odetchnę z ulgą. Kątem oka

zerkam na niego. Jest zrelaksowany, jedną rękę trzyma swobodnie na

kierownicy, drugą na siedzeniu niebezpiecznie blisko mojego uda. Patrzy na

drogę, a z jego twarzy jak zwykle nie potrafię nic wyczytać.


Gapię się na jego profil. Jest piękny. Ma prosty nos, lekko wydęte wargi

i mocno zarysowane kości policzkowe. Kilkudniowy zarost. I widoczne

jabłko Adama, które porusza się, gdy przełyka ślinę.

Niechętnie odrywam od niego wzrok i zauważam, że mijamy centrum

handlowe. Dopiero teraz dociera do mnie, że coś jest nie tak. Jason

przyspiesza i jestem pewna, że znacznie przekracza dozwoloną prędkość.

Po chwili jesteśmy za miastem. Ulica nie jest już tak dobrze oświetlona,

a wysokie apartamentowce ustępują miejsca małym jednorodzinnym

domkom typowym dla przedmieść.

– Jason, pomyliłeś drogę. Musisz zawrócić – mówię, choć dobrze wiem,

że to nie przypadek.

Cisza.

Ignoruje mnie. Patrzy przed siebie. I nadal jest oazą spokoju.

Mam ochotę potrząsnąć nim, zmusić, by na mnie spojrzał, zerwać

z jego głowy ten cholerny kaptur. Dotknąć jego blizny na głowie.

Przejechać palcem wzdłuż tego prostego nosa, aż do cudownie

wykrojonych ust…

Zatrzymuję potok wyuzdanych myśli, który wylewa się z mojej głowy.

Biorę się w garść i ponownie próbuję przemówić mu do rozumu:

– Nie wiem, o co chodzi, ale masz mnie zawieźć do Drew albo chociaż

z powrotem do domu – mówię spanikowanym głosem.

A co, jeśli wiezie mnie nad jezioro Crystal Lake? A co, jeśli mój

przybrany brat ma coś wspólnego z Jasonem z horroru? I to coś więcej niż

tylko imię? Wyobraźnia podsuwa mi coraz bardziej przerażające obrazy.

Moje błagania nie robią na nim wrażenia. Nadal milczy, a samochód

mknie słabo oświetloną drogą. Mijane drzewa rozmazują się przed moimi

oczami. Nie chcę płakać i nie chcę się bać. Nienawidzę okazywać słabości.
To najgorsze, co może być. No, może poza śmiercią z rąk jakiegoś

psychopaty.

Nagle Jason gwałtownie zwalnia i agresywnie wjeżdża w leśną ścieżkę

tak, że mimo zapiętych pasów rzuca mną na bok auta.

– Wyskakuj.

Patrzę z przerażeniem na jego piękne usta, z których pada tylko to

jedno, krótkie słowo.

– Nie słyszysz? Zrobisz to sama czy mam ci pomóc? – Podnosi ton,

a mnie oblewa zimny pot.

– Żartujesz?! Nie zostanę tutaj sama. – Zgrywam twardą, choć łamie mi

się głos.

On tylko wzdycha zniecierpliwiony i wysiada. Szybko obchodzi

samochód i otwiera drzwi od strony pasażera. Nie widzę jego oczu, ale jego

postawa daje mi jasno do zrozumienia, że nie mam wyboru. Wychodzę na

drżących nogach i błagam w myślach, by ktoś się zatrzymał i mnie

uratował, ale droga jest pusta, a miejsce, w którym się zatrzymaliśmy,

ustronne.

Przestępuję niezdecydowana z nogi na nogę, bo mój przybrany brat stoi

naprzeciw mnie i nic nie robi. Nie mam pojęcia, gdzie jesteśmy i jak stąd

wrócić. Opieram się plecami o bok auta i rękawem ocieram mokre od łez

policzki. Jeśli Jason myśli, że się mnie pozbędzie, to musi to zrobić sam. Ja

nigdzie się stąd nie ruszam.

Opuszczam głowę i wpatruję się w swoje buty, gdy słyszę, jak rusza

w moją stronę. Śnieg skrzypi pod jego stopami, a mój oddech przyspiesza

z każdym jego krokiem. Kiedy zatrzymuje się naprzeciwko mnie, podnoszę

wzrok. Obserwuję, jak z jego ust wylatują kłębuszki pary, a jego klatka

piersiowa szybko unosi się i opada. Nie mam pojęcia, co chce ze mną

zrobić. I to poczucie niewiedzy przeraża mnie i ekscytuje jednocześnie.


– Wiesz co, Cookie? Jesteś bezczelna, prosząc mnie o coś takiego –

mówi, opierając jedną rękę o dach samochodu, tuż nad moją głową. –

Naprawdę myślałaś, że tak po prostu podwiozę cię do twojego chłopaka?

Byłego chłopaka.

– Sam to zaproponowałeś – stwierdzam z wyrzutem.

– Chciałem być pomocny i bezinteresowny do czasu, aż zobaczyłem

twój tyłek w tej obcisłej kiecce – warczy, uderzając dłonią o dach auta, aż

podskakuję ze strachu. – Jak myślisz, jak się czułem, gdy całą drogę

ocierałaś się o mnie swoimi udami?

– Nie robiłam tego specjalnie! Wpadłam na ciebie raz, gdy zbyt ostro

wszedłeś w zakręt. Poza tym sam powiedziałeś, że nie jestem w twoim

typie – wyrzucam z siebie potok słów i nagle nabieram odwagi. – Jak

brzmiała ta poetycka metafora? Ach, już pamiętam: „Wolę coś bardziej

pikantnego. Dania bez wyrazu mnie nie interesują” – cytuję jego słowa

i czuję narastającą złość na samo wspomnienie tamtej upokarzającej chwili.

Jakim prawem ktoś taki jak on chce decydować, czy i kiedy spotkam się

z Drew?!

Nagle jego dłoń ląduje na moich włosach i delikatnie je gładzi. Ta

subtelna pieszczota nie pasuje do furii wypisanej na jego twarzy. Bierze

między palce kosmyk i bawi się nim. A potem niespodziewanie chwyta

mocno w garść cały pukiel i pociąga tak, że muszę się przysunąć do niego

bliżej, jeśli nie chcę, by wyrwał mi włosy.

– A co miałem powiedzieć? – Dyszy, oblizując wargi. – Że mam ochotę

przelecieć moją przybraną siostrę na sto różnych sposobów? Że odkąd

dotknąłem twojej gładkiej, mokrej cipki, nie mogę przestać myśleć o tym,

jak by smakowała, gdybym mógł jej spróbować? Czy może powinienem

powiedzieć, że odkąd tu mieszkam, wchodzę w nocy do twojego pokoju,

obserwuję, jak śpisz, a potem muszę sobie zwalić, bo inaczej nie zasnę?
Głęboko wciągam powietrze, kiedy słyszę jego wyznanie. Jest zły,

pełen pasji i mam wrażenie, że nie zamierzał mówić mi tego wszystkiego.

Znów wyprowadziłam go z równowagi. Znów stracił przeze mnie

panowanie nad sobą.

Choć dookoła nas sypie śnieg i jest zimno, ja czuję się tak, jakbym była

w piekle i prowadziła negocjacje z samym diabłem. Każde jego słowo

przyprawia mnie o dreszcze i powoduje, że moje podbrzusze wypełniają

elektryczne wyładowania. Czuję napięcie między udami i mam ochotę

przywrzeć do niego, by choć na chwilę poczuć ulgę.

– Wiem, że to, co mówię, jest popieprzone. – Jason wzdycha

i niespodziewanie przyciska swoje czoło do mojego. Dociera do mnie jego

zapach i mam ochotę położyć dłonie na szorstkich policzkach, a potem go

pocałować.

Jak on to robi? Jakich zaklęć używa, że pragnę go, choć jeszcze przed

chwilą śmiertelnie się go bałam?

– A wiesz, co jest jeszcze bardziej popieprzone? – Odsuwa się ode mnie

i uśmiecha lubieżnie. – Że chcesz tego samego co ja, prawda? Gdybyś

spotkała się dzisiaj z Drew i robiła mu dobrze, to myślałabyś o moim fiucie,

a nie jego.

– Przestań – mamroczę wpatrzona w jego tors, bo nie mam odwagi

spojrzeć wyżej. Może dlatego, że w głębi duszy przyznaję mu rację.

A jednak to wszystko prawda. Jestem samolubną suką. Chciałam

spotkać się z Drew, być może ratować nasz związek, ale tak naprawdę

myślami byłabym cały czas przy Jasonie. Mój były chłopak jest dla mnie

tylko jakby odskocznią, bezpieczną przystanią. Czymś znanym

i wygodnym. Jak para starych, ulubionych butów. Nosisz je tak często, że

w końcu przestajesz zwracać na nie uwagę. A pewnego dnia chcesz założyć

nową parę, tak po prostu.


Problem w tym, że ciągnie mnie do niebezpieczeństwa na literę J, tak

jak ćmę do ognia. Z tą różnicą, że ćma nie ma pojęcia, że dąży do

autodestrukcji, ja natomiast jestem tego świadoma. A jednak to robię. Chcę

być bliżej Jasona. Chcę, by mnie teraz pocałował.

– Skoro milczysz, to znaczy, że się ze mną zgadzasz – dodaje takim

tonem, jakby mówił: „wiedziałem, że tak będzie”. – Gdybyś mnie nie

pragnęła, to teraz dostałbym od ciebie w twarz i wróciłabyś do domu.

Kluczyki są w aucie, możesz to zrobić w każdej chwili. Ja wezmę

taksówkę. – Mówiąc to, odsuwa się ode mnie, jakby dawał mi wybór.

Jeszcze chwilę temu wykorzystałabym okazję do ucieczki i wsiadła do

samochodu. Teraz jestem jak zapędzona w kozi róg zwierzyna, jak ofiara

syndromu sztokholmskiego. Nie chcę się stąd ruszać. Za to chcę czegoś,

o czym wstyd mi głośno powiedzieć.

Między nami panuje cisza tak intensywna, że niemal słychać szelest

spadających płatków śniegu. Opieram się mocniej o samochód i obserwuję

Jasona, który stoi naprzeciw mnie, z rękami w kieszeniach, na szeroko

rozstawionych nogach. Jakby zastanawiał się, co ma ze mną zrobić.

– Nie patrz tak na mnie – mówi gardłowym głosem, przypominającym

zwierzęcy pomruk.

– Jak?

– Jakbyś chciała mnie zjeść – odpowiada, powtarzając dokładnie moje

słowa, które wypowiedziałam wtedy w kuchni, gdy rozbiłam dzbanek

z sokiem.

Nieświadomie oblizuję usta, gdy przypominam sobie tamtą chwilę

między nami. Jego gorącą, władczą dłoń ściskającą mój nadgarstek.

– Twój czas się skończył, Cookie. – Jason kilkoma dużymi krokami

zmniejsza dzielącą nas odległość. – Mogłaś odjechać i zostawić mnie

tutaj – dodaje i jego obie ręce lądują na mojej talii.


– Wolę zostać – odpowiadam pewnym siebie głosem, tak jakby fakt, że

przeze mnie traci nad sobą kontrolę, dodawał mi pewności siebie.

– A więc chcesz zostać tu ze mną na odludziu i czuć, jak zanurzam

w tobie palce? – mruczy w mój policzek, a ja przymykam oczy, bo mieć go

tak blisko siebie to coś cholernie dobrego.

Nie czeka na odpowiedź. Wkłada dłoń pod moją sukienkę, chwyta

cienki pasek majtek i odsuwa je na bok.

– Sprawię, że zapomnisz o Drew i wszystkich innych fiutach na tej

planecie. Rozmawiając z nim, będziesz w swojej głowie odtwarzać ten

moment, gdy cię dotykałem.

Przymykam oczy i odchylam głowę do tyłu, kiedy zaczyna poruszać

palcami w moim wnętrzu. Mam wrażenie, że podświadomie czekałam na

ten moment, odkąd tylko ostatni raz mnie dotknął.

Znów nie jest delikatny. Pieści mnie mocno, a jego palce są szybkie

i zachłanne. Ślizgają się między moimi wilgotnymi udami i pocierają

nabrzmiałą łechtaczkę w górę i w dół coraz szybciej. Moje nogi zaczynają

drżeć. Przywieram plecami do auta, by nie stracić równowagi. Jego druga

dłoń bezczelnie wpycha się za poły mojej kurtki i odnajduje drogę do

ukrytej pod materiałem piersi. Chwyta brodawkę w palce i lekko szczypie,

tak że wzdłuż mojego kręgosłupa biegnie przyjemny prąd. Ruchy Jasona są

tak płynne i stanowcze, że mam wrażenie, jakby znał moje ciało od

wieków. Mam ochotę zrzucić z siebie kurtkę i błagać, by całował każdy

centymetr mojego ciała. Chcę poczuć jego gorące, grzeszne usta na sobie.

– Jezu, masz na sobie pończochy. – Z głębi jego piersi wydobywa się

jęk. Zjeżdża dłonią na moje nagie udo, gdzie kończy się krawędź

koronkowego paska. – Ty naprawdę myślałaś, że zawiozę cię do niego? –

mówi z niedowierzaniem, a jego dłoń znów wraca między moje uda.


Nagły dźwięk telefonu zagłusza mój przyspieszony oddech. Jason jak

gdyby nigdy nic uśmiecha się do mnie bezczelnie, wyciąga dłoń z miseczki

mojego stanika i szuka w kieszeni komórki, a potem od razu przykłada ją

do ucha. Nie przestaje pieścić mnie drugą dłonią. Inny mężczyzna dostałby

za taką akcję w twarz, ale „wielozadaniowość” mojego przybranego brata

tylko jeszcze bardziej mnie nakręca. Mam ochotę jęczeć z rozkoszy, ale nie

chcę, by jego rozmówca mnie usłyszał.

– Tak, jest tu. Poczekaj, dam na głośnomówiący. – Patrzy na mnie

i pieprzy mnie palcami, jednocześnie prowadząc rozmowę, a w jego oczach

widzę błysk rozbawienia. Po chwili, ku mojemu przerażeniu, w głośniku

rozbrzmiewa głos ojca.

– Ginger, kochanie! Jesteś tam? Właśnie wróciliśmy ze spaceru. Tutaj

jest niesamowicie! A jak tam u was? Dobrze się dogadujesz z Jasonem?

– No dalej, Ginger. Powiedz tatusiowi, jak dobrze się ze mną bawisz. –

Jason pochyla się do mnie, skubiąc płatek mojego ucha i szepcząc tak, by

ojciec nic nie usłyszał. Jednocześnie wkłada we mnie dwa palce, a ja

zaciskam uda, by uchronić się przed tą słodką torturą.

– Oooch… jak dobrze… to znaczy, jest naprawdę dobrze, tato. Nie

kłócimy się ani nic… nic… z tych rzeczy… – mamroczę do telefonu,

z trudem powstrzymując jęk.

Jason chichocze i zaczyna całować mój podbródek, a potem szyję.

Desperacko pragnę poczuć w końcu jego usta na swoich, ale jak widać on

celowo unika pocałunku.

– Co porabiacie? Nas jutro z samego rana czeka zwiedzanie! – Ojciec

brzmi, jakby był podekscytowany.

– Twoja córka właśnie pokazuje mi jedno ze swoich ulubionych

miejsc – zwraca się do mojego ojca Jason i czuję, jak jego usta rozciągają
się w uśmiechu tuż przy moim uchu. – Jesteś bardzo niegrzeczna, Ginger.

Jeden fałszywy ruch, a wszystko się wyda – dodaje szeptem.

– Pewnie zabrała cię na to swoje wzgórze, niedaleko parku. Latem

wiecznie tam przesiaduje. Jak tam teraz jest?

– Wilgotno. Ale podoba mi się. – Jason, powstrzymując

śmiech, zanurza swoje palce jeszcze głębiej we mnie, pompuje nimi coraz

mocniej, wkłada i wyciąga, a ja wydaję stłumiony jęk i mocno zaciskam

szczęki, by się z niczym nie zdradzić. Obserwuję, jak przygryza dolną

wargę i uśmiecha się z satysfakcją.

– Wilgotno? Znaczy macie śnieg czy ciągle leje? – Ojciec dopytuje,

nieświadomy tego, że wcale nie rozmawia z Jasonem o tym, o czym myśli,

że rozmawia.

Gdy do palców mojego przybranego brata, które rytmicznie się we mnie

poruszają, dołącza kciuk, masujący moją łechtaczkę, mam ochotę zabrać

mu telefon i wyrzucić jak najdalej. Gorąco wypływa na moje policzki,

a oddech zaczyna się urywać. Czuję zbliżające się uderzenie rozkoszy.

Jason napiera na mnie swoim ciałem. Choć jest ubrany, to wyraźnie

czuję, jak bardzo mnie pragnie. Rozpaczliwie wypycham biodra w jego

stronę, by znów go poczuć. Jego palce nie zwalniają tempa, a moja

łechtaczka jest tak wrażliwa, że czuję przyjemność i ból jednocześnie.

Najlepsze możliwe połączenie. To dla mnie zbyt wiele. Przywieram do

niego i wgryzam się w jego ramię, by uciszyć swoje jęki. Czuję, że zaraz

dojdę, tymczasem on ucina sobie pogawędkę z moim ojcem.

– Muszę kończyć, Rock. Właśnie dochodzi… właśnie dochodzą

pierniczki w piekarniku… nie możemy pozwolić, żeby się spaliły.

Pogadamy jutro! – Jason chowa twarz w moich włosach, by stłumić

chichot.
– Pierniczki? Myślałem, że jesteście na tym wzgórzu. No nic, jutro

porozmawiamy na spokojnie. Trzymajcie się, dzieciaki!

Mój przybrany brat mamrocze pożegnanie i szybko się rozłącza. Chowa

telefon do kieszeni, a potem robi to, o czym marzyłam od tak dawna –

całuje mnie, a raczej miażdży swoje usta moimi z taką siłą, że uderzam

plecami o tył samochodu.

Jego palce gubią rytm i poruszają się we mnie chaotycznie. Kciuk

masuje mój pulsujący guziczek tak, że rozkosz prawie zwala mnie z nóg.

Jego usta są miękkie, ale natarczywe. Całuje mnie zachłannie, jakby chciał

posiąść każdą komórkę mojego ciała, jakby oznaczał swoje terytorium.

Przejeżdża językiem po moich zębach, a ja rozkoszuję się tym, jak

cudownie smakuje. Jego penis ociera się o mnie rytmicznie i dzieli nas

tylko materiał jego dżinsów i moja sukienka.

Po chwili nie wytrzymuję i jęczę w jego usta, a on musi mnie mocniej

trzymać, bo targają mną spazmy intensywnego orgazmu. Przygryzam jego

wargę aż do krwi, bo jest mi tak niesamowicie dobrze. Słyszę, jak

przeklina, a jego głos jest przepełniony niezaspokojoną potrzebą. Chowa

twarz w moim barku i czeka, aż wrócę do rzeczywistości.

Trzęsienie ziemi, które mi zaserwował, powoli słabnie. Osuwam się

w jego ramionach, bo mam wrażenie, że wyssał ze mnie całą energię i całą

silną wolę – cokolwiek teraz powie, zrobię wszystko, co zechce. Jestem

gotowa uklęknąć i mu się odwdzięczyć. Więcej – pragnę zobaczyć go

w całej okazałości, posmakować, poczuć, jak rośnie w moich ustach.

Jason szybko zabiera ze mnie dłoń, poprawia moje majtki, a potem

bierze swoje palce do ust i mocno ssie. Dobrze, że dookoła nas jest ciemno,

inaczej spłonęłabym ze wstydu, patrząc mu w oczy i widząc, co robi. To

najbardziej erotyczny gest, jaki w życiu widziałam. Sprawia, że mam


ochotę na powtórkę. Smakuje mnie tak bezwstydnie, jakby to, co właśnie

się wydarzyło, było czymś normalnym i dozwolonym.

– Przez ciebie znów złamałem swoją zasadę – mówi zachrypniętym

głosem. – Nigdy się nie przytulam, a tym bardziej nie całuję, a odkąd tu

jestem… ty… – Milknie i tylko kręci głową. – Nie licz, że to się jeszcze

kiedyś powtórzy – dodaje, po czym odsuwa się ode mnie, chowając ręce do

kieszeni swoich spodni. Wygląda na zakłopotanego. Jakby to, co przed

chwilą zaszło między nami, zaskoczyło go tak bardzo jak mnie.

– Jestem twoją siostrą. Robienie dla mnie wyjątków to twój

obowiązek – wymyka mi się cięta riposta, której nie chciałam powiedzieć

głośno.

Jason zaczyna się śmiać i to jest jak muzyka dla moich uszu. Jednak po

chwili robi się poważny i naciąga kaptur na głowę tak, że jego twarz jest

w połowie ukryta w jego cieniu. Zachowuje się jak wtedy, kiedy byliśmy

w jego pokoju i mnie zaspokoił – odgradza się ode mnie jakimś

niewidzialnym murem, zwiększa dystans. Zupełnie jakby żałował tego, co

zrobił.

– Wracaj do samochodu, jest zimno – mówi i nie czekając na mnie,

wsiada za kierownicę. Po chwili wahania dołączam do niego i staram się

ukryć uczucie zawodu. Zabawne, jeszcze kilkanaście minut temu byłam

przerażona tym, że wywiózł mnie na to odludzie. Teraz nie mam ochoty

wracać.

Bez słowa zapinam pas i ruszamy w stronę miasta. Żadne z nas nic nie

mówi, a atmosfera robi się coraz bardziej niezręczna. Im bliżej zabudowań

jesteśmy, tym moje wyrzuty sumienia bardziej przybierają na sile.

Zapomniałam o Drew, a teraz muszę znaleźć jakieś wytłumaczenie tej całej

sytuacji. Nie mam pojęcia, czy Jason odstawi mnie do domu, czy jednak
podrzuci do niego. Sądząc po tym, jaki jest zaborczy, obstawiam tylko

pierwszą możliwość.

Zerkam na niego kątem oka i widzę, że uśmiecha się delikatnie, jakby

pogrążony we własnych myślach. Jesteśmy tak samo zepsuci. A może

nawet ja jestem gorsza. Jason przynajmniej się z tym nie kryje. Ja za to

zgrywam wzór wszelkich cnót – idealną córkę, pasierbicę, przyjaciółkę.

W głębi duszy jestem napaloną suką, która marzy tylko o tym, by przybrany

brat dobrał się jej do majtek.

Siedzimy w tym razem, a z każdym dotykiem jego rąk grzęznę w tym

bagnie coraz bardziej. Wciąga mnie w to celowo? Zdaje sobie sprawę, że

pewnego dnia to się skończy? Albo ktoś nas nakryje, albo mu się znudzę.

On wyjdzie z tego bagna, otrzepie się i ruszy dalej. Ja się w nim utopię.

– Możesz lecieć do swojego kochasia. – Zatrzymuje się nagle z piskiem

opon, a ja, dotychczas pogrążona we własnych myślach, uświadamiam

sobie, że jesteśmy pod domem Drew.

Patrzę na niego zaskoczona, ale on gapi się w szybę, ignorując mnie. Na

co liczy? Że zostanę z nim w samochodzie? A może po prostu mnie

sprawdza i prowokuje jak zwykle?

Drew znam od dawna, jego od kilku dni. Bawi się mną i skłamałabym,

mówiąc, że to mnie nie kręci. Ale Jason jest zakazany i wkładanie rąk

w moje majtki to dla niego tylko rozrywka.

Kręcę głową i dziwię się sama sobie, że nadal się waham. Nic nie

mówię, tylko poprawiam sukienkę i wysiadam z auta. Gdy jestem już przy

drzwiach, odwracam się, bo nie słyszę dźwięku odpalanego silnika. Nawet

z tej odległości widzę ten bezczelny uśmiech. Dokładnie jakby chciał

powiedzieć: „Miałem rację, prawda? Sprawię, że zapomnisz o Drew

i wszystkich innych fiutach na tej planecie. Rozmawiając z nim, będziesz


w swojej głowie odtwarzać ten moment, gdy cię dotykałem”. –

Przypominam sobie jego słowa.

Tak, Jason. Jak zwykle miałeś rację. Jak zwykle wygrałeś.

Wciskam dzwonek, biorę głęboki wdech i zastanawiam się, jak ja się

z tego wszystkiego wyplączę.


Rozdział 11

Ginger

ZZA DRZWI DOBIEGAJĄ MNIE ŚMIECHY i podniesione męskie głosy. Przewracam


oczami, bo to oznacza tylko jedno – miałam rację. Drew umówił się ze

mną, a jednocześnie sprowadził sobie kumpli.

Nie zawsze tak było. Na początku naszej znajomości randki były

prawdziwymi randkami i spędzaliśmy je tylko we dwoje. Potem coraz

częściej musiałam znosić towarzystwo jego głośnych kolegów. Są

w porządku, ale umawiając się z Drew, nie zamawiałam ich w pakiecie.

Nawet teraz, gdy po kilku tygodniach rozłąki mamy poważnie

porozmawiać, on nie bierze mnie na serio i odstawia takie akcje.

Wzdycham i ponownie naciskam dzwonek. Po dłuższej chwili w progu

staje mój były chłopak we własnej osobie. Leniwie uśmiecha się na mój

widok i już wiem, co to za rodzaj uśmiechu – nosi tytuł „Wypiłem pięć piw

i cieszę się, że cię widzę”.

Bez słowa wchodzę do środka, wymijając go szybko, po czym

zdawkowo witam się z resztą ekipy – pięcioma wydziaranymi kolesiami,

ubranymi w niemal identyczne skórzane kurtki. Sądząc po ich dobrych

humorach, wypili przynajmniej tyle samo, co Drew.


Staram się nastawić pozytywnie. W końcu przyszłam tu, by

porozmawiać o naszym związku, a nie czepiać się o pierdoły. Po chwili

jednak parskam śmiechem. Co ja sobie w ogóle wyobrażałam?!

Kilkadziesiąt minut temu pozwalałam obmacywać się mojemu

przybranemu bratu, a teraz przychodzę do Drew, bo liczę, że znów

będziemy razem?! I żeby jeszcze tego było mało, on jest wstawiony

i najwidoczniej ostatnie, na co ma ochotę, to rozmowa ze mną w cztery

oczy.

– Dawno cię nie widziałem, mała. – Brad, jeden z jego kumpli, ubrany

w ramoneskę i koszulkę heavymetalowego zespołu, klepie miejsce na

kanapie obok siebie. Lustruje mnie oślizłym, perwersyjnym wzrokiem,

typowym dla pijanych, napalonych kolesi.

Uśmiecham się sztucznie i zajmuję miejsce w fotelu z dala od niego.

– Ale się wystroiłaś – mruczy i puszcza do mnie oko, na co wszyscy

pozostali rechoczą jak nienormalni. Ściska mnie w żołądku. Zerkam

z nadzieją na Drew, który stanął za moim fotelem, ale on śmieje się razem

z nimi.

– Zupełnie jak Heather. Pamiętasz imprezę halloweenową w barze,

Drew? Cały wieczór przesiedziała na twoich kolanach w tej krótkiej kiecce.

– Heather? – Unoszę brew i czuję, jak żółć podchodzi mi do gardła.

– Zamknij się – rzuca w jego stronę mój były i nie wygląda na

zadowolonego.

– Ale ty jesteś sto razy lepsza od niej, słowo. – Brad przymilnie się do

mnie uśmiecha, jakby chciał ratować sytuację. Zaciskam usta w wąską linię

i postanawiam nie robić scen.

Znam Heather. Przychodzi na tor tylko po to, by wieczorem ujeżdżać

swoją nową zdobycz. I nie mam tu na myśli motocykla. Podejrzewam, że

prowadzi specjalny zeszyt, w którym zapisuje, kiedy i kogo zaliczyła. Może


bije jakiś rekord. Nie wiem tylko, jakim cudem znalazła się w barze dla

motocyklistów, i to na kolanach mojego chłopaka. W tamtym czasie ja

i Drew byliśmy parą i nie miałam pojęcia, że spędził halloweenowy

wieczór „w ten sposób”.

I kto to mówi? Biorąc pod uwagę, co przed chwilą robiłaś ze swoim

przybranym bratem, sama nie jesteś święta. – Znajomy głos w mojej głowie

jak zwykle daje o sobie znać w najmniej spodziewanym momencie.

– Myślałam, że pogadamy na osobności – zwracam się do Drew.

– Spóźniłaś się, a piwo nie będzie czekać wiecznie. – W odpowiedzi

wzrusza ramionami i otwiera kolejną butelkę. Mam ochotę wstać i wylać

mu na głowę całą jej zawartość.

– Padł mi samochód. Gdybyś był trzeźwy, mógłbyś po mnie przyjechać

i byśmy pogadali.

– Ostatnio miałaś mnie gdzieś, więc założyłem, że dziś mnie wystawisz,

i zaprosiłem kumpli. Co miałem zrobić? Czekać w nieskończoność? Nie

bądź śmieszna! – Mówi zbyt głośno i wszyscy nagle poważnieją,

przysłuchując się naszej rozmowie.

Mam dość tego przedstawienia. Podnoszę się z fotela i idę w stronę

drzwi.

– Poczekaj, Ginger! – Już prawie naciskam klamkę, gdy słyszę za sobą

jego spanikowany głos. – Tęskniłem za tobą. Przepraszam za nich. Byłem

pewien, że już nie przyjdziesz.

Patrzę w jego ciepłe, brązowe oczy i czuję ścisk w krtani. Spóźniłam się

nie z powodu zepsutego auta. Gdyby Jason zawiózł mnie od razu do celu,

wszystko byłoby dobrze. Ale zamiast tego ja się z nim zabawiałam, a teraz

niczego nieświadomy Drew kaja się przede mną.

– Wyglądasz dzisiaj niesamowicie – mruczy, przywierając do mojej szyi

wilgotnymi ustami.
Krzywię się, bo śmierdzi od niego alkoholem. Przymykam oczy

i staram się poczuć coś przyjemnego. Mój kark jest bardzo wrażliwy

i zawsze uwielbiałam, gdy pieścił te okolice. Tym razem nie czuję jednak

nic poza zniecierpliwieniem.

Pieką mnie oczy, bo nie chcę, by to tak się skończyło. Pragnę poczuć

ogień i znów patrzeć na Drew tak, jak kiedyś. Chcę, by było jak dawniej.

Chcę o nim myśleć w ciągu dnia, a nie tylko gdy napisze do mnie esemesa.

Jest mi źle, gdy uświadamiam sobie, że wcale go nie pragnę, że mam

ochotę, by jak najszybciej wrócił do swoich kumpli. Gdzieś pod skórą

czuję, że to sprawka Jasona, który wkradł się do mojej głowy.

– Za kilka dni ścigamy się o grubą kasę. Przyjdziesz na tor?

Moglibyśmy skoczyć do jakiejś wypasionej knajpy po wyścigu. Wtedy na

spokojnie porozmawiamy. Co ty na to? – proponuje podekscytowanym

tonem.

Nie podzielam jego entuzjazmu, ale nie mam serca mu odmówić.

Kiwam głową i niewyraźnie się uśmiecham. Drew wydaje z siebie pijacki

okrzyk radości, po czym całuje mnie mocno, a ja mam ochotę od razu

zetrzeć dłonią ślad po jego ustach. Jest na tyle trzeźwy, że zamawia dla

mnie taksówkę. Dobre i to.

Po chwili żegnam się z całym towarzystwem i wychodzę. W momencie,

w którym wsiadam do taryfy, czuję, jakby ktoś zdjął z mojej piersi wielki

ciężar. Muszę z tym skończyć. Im dłużej będę zwodzić Drew, tym gorzej

dla niego. Ma prawo być szczęśliwy po swojemu. Nawet jeśli to szczęście

ma polegać na wiecznym piciu z kolegami.

Muszę też skończyć z Jasonem. Porzucić tę niezdrową obsesję na jego

punkcie, która z każdą chwilą przybiera na sile. Zdusić to w zarodku

właśnie teraz, dopóki mam nad tym jakąkolwiek kontrolę.


Gdy taksówka dociera na miejsce, słyszę głośną muzykę i gwar. Jason nie

wygląda na kogoś, kto lubi towarzystwo i imprezy. No i obiecał, że nie

obróci mojego domu w pył. Jason i jego obietnice! Dobre sobie!

Ostrożnie idę w stronę domu i czuję się jak intruz, choć przecież mam

prawo tu być. Głośna muzyka i ostry zapach piwa uderzają we mnie, gdy

otwieram drzwi. Staram się kroczyć po cichu, ale potykam się o skrzynkę

pełną butelek ustawioną na środku korytarza.

Mam ochotę zabić mojego przybranego brata, gdy widzę, kogo

sprowadził do mojego domu. Nie mam nic do ekipy pracującej w lokalnym

studiu tatuażu. Wiem, jacy są świetni w tym, co robią, ale wiem też, że

potrafią się ostro zabawić.

Widzę trzech chłopaków, ubranych w czarne T-shirty i ciemne,

dziurawe dżinsy. Ich ręce i szyje zdobią tatuaże. Dwaj z nich wydają mi się

znajomi i po chwili uświadamiam sobie, że to ci sami, którzy stali

z Jasonem niedaleko baru i zaczepili mnie, gdy biegałam.

Jason bije urodą i pewnością siebie pozostałych na głowę. Ma na sobie

szarą bluzę i standardowo kaptur nasunięty na głowę. Ale nie to najbardziej

mnie denerwuje. Na jego kolanach siedzi dziewczyna. Zjawiskowo piękna,

rudowłosa, wytatuowana laska, przy której wyglądam jak szara mysz.

Znam ją – ma na imię Eva i jest jedyną kobietą pracującą w salonie Lizard

Tattoo. Utalentowana i pewna siebie. Moje całkowite przeciwieństwo.

Tylko taka dziewczyna potrafi poskromić kogoś takiego jak mój przybrany

brat.

Rozmawiają ze sobą i wyglądają przy tym naturalnie i swobodnie. Jason

jedną ręką niedbale ją obejmuje, tak jakby od dawna była jego własnością,

a w drugiej trzyma butelkę piwa. Dziewczyna przylega plecami do jego

torsu, a jej zgrabne, odziane w kabaretki nogi są przewieszone przez jego

uda. Gdy porusza głową, muska rudymi włosami jego policzek.


I on mi mówi, że nie lubi, gdy ktoś go dotyka! Co za dupek!

Wszyscy, łącznie z nim, milkną na mój widok, ale on pierwszy zaczyna

mnie ignorować i znów rozmawiać z Evą. Przeklinam po cichu, ale

trzymam nerwy na wodzy. Nie dam mu tej satysfakcji i nie pozwolę

wyprowadzić się z równowagi.

– Widzę, że ktoś robi imprezę, ledwo tylko wyjdę z domu – mówię

z przekąsem, ale uśmiecham się zalotnie do trójki chłopaków w moim

salonie.

– A więc to jest ta twoja nowa siostra, Jason? – Jeden z nich, ten,

którego nie kojarzę: wysoki, o oliwkowej skórze, skupia wzrok na moim

dekolcie i znacząco się uśmiecha.

– Tak, święta za życia, nieskalana grzechem Ginger. – Mój brat

wzdycha teatralnie i wszyscy poza mną zaczynają się śmiać.

– Bardzo chętnie skalam ją grzechem. – Drugi chłopak: blondyn,

którego zdążyłam już wcześniej poznać, patrzy na mnie jak głodny wilk na

owieczkę.

– Trzymaj swojego fiuta na smyczy, Muse. W końcu to moja siostra.

Przybrana, ale jednak. – Jason wskazuje na mnie butelką, a ja dostaję szału,

bo rozmawiają tak, jakby wcale mnie tutaj nie było.

Jeff, który dzisiejszego wieczoru prawie się nie odzywa, śmieje się,

sączy powoli piwo i obserwuje to przedstawienie spod zmrużonych powiek.

– Dziękuję za troskę, braciszku – grucham słodko w stronę Jasona. –

Ale trochę się spóźniłeś. Zapomniałeś, że właśnie byłam u swojego

chłopaka i zostałam już skalana grzechem wiele razy. Nawet dziś, i to

trzykrotnie: w jego aucie, na stole i w łóżku od tyłu.

Jasne, że to kłamstwo, ale nie mogłam się powstrzymać. Cała trójka

śmieje się z Jasona, który wygląda, jakby zabrakło mu słów. Eva chichocze

i chowa twarz w zagłębieniu jego szyi, a ja mam ochotę wydrapać jej oczy.
– Nieźle, stary! Mówiłeś, że ma fioła na punkcie porządku i dostanie

spazmów, gdy tkniemy świąteczne dekoracje. Nic nie wspomniałeś o tym,

że jest taka gorąca. – Chłopak, którego do tej pory nie znałam, parska

śmiechem, a ja kątem oka widzę, jak Jason zaciska mocno dłoń na szyjce

butelki. Nagle nie jestem już zła o to, że zaprosił tutaj ich wszystkich. Mam

ochotę zagrać w tę grę i trochę zszargać mu nerwy.

– Wezmę tylko piwo i pójdę do siebie. – Bardzo powoli pochylam się

nad stołem, tak by wszyscy, łącznie z moim bratem, mogli zobaczyć mój

dekolt.

Cała trójka siedząca na kanapie ma oczy jak spodki, a Muse szybko

podrywa się i podaje mi butelkę. Jason też mnie obserwuje, a gdy nasze

spojrzenia się krzyżują, widzę w jego oczach reprymendę. Mam ochotę

pokazać mu język, ale zamiast tego uśmiecham się słodko do Muse’a.

– Dlaczego twój chłopak nie jest teraz z tobą? Jest weekend, a ty

wróciłaś do domu sama? – pyta bezpardonowo i już wiem, że mu się

podobam. – Na jego miejscu nie wypuszczałbym cię z rąk.

– Stary, zajmij się swoimi sprawami. – Jason próbuje brzmieć

nonszalancko i nadal trzyma Evę na kolanach, ale wiem, że to teraz ja krążę

w jego głowie.

– Po pierwsze, to mój były chłopak. A po drugie, wybrał wieczór

z kumplami. Szczerze mówiąc, nie podoba mi się to. Ale co miałam zrobić?

Pozostaje mi tylko iść na górę i obejrzeć jakiś dobry serial. – Wzruszam

ramionami i skupiam wzrok na kolczyku w dolnej wardze Muse’a.

– Zostań z nami. W końcu to twój dom. – Chłopak patrzy na mnie

błagalnym, wygłodniałym wzrokiem, a ja, nie czekając na reakcję mojego

przybranego brata, uśmiecham się i zajmuję miejsce obok niego. Teraz

siedzimy wszyscy ściśnięci razem: ja i trzej faceci, udo przy udzie.


– Idę po coś mocniejszego. Przynieść ci? – Jason wstaje gwałtownie

i niemal zrzuca Evę ze swoich kolan. Dziewczyna kręci głową na znak, że

niczego jej nie trzeba, a on wychodzi, ignorując mnie i pozostałych.

Sączę powoli piwo i jestem z siebie coraz bardziej zadowolona. Czuję

ciepło bijące od Muse’a siedzącego obok mnie i zapach jego wody po

goleniu. Może nie jestem mistrzynią flirtu, może nie powinnam tego robić

ze względu na Drew, ale mam ochotę komuś się podobać, tak po prostu.

– Cookie, chodź ze mną do kuchni i zrób popcorn – rzuca w moją stronę

Jason, niby od niechcenia, ale jego spojrzenie jest bardzo natarczywe. Stoi

w progu i patrzy na mnie wyczekująco.

To oczywiste, że popcorn jest tylko pretekstem, bo chce ze mną

porozmawiać na osobności. No to ma problem, bo ja się świetnie bawię

i nigdzie się stąd nie ruszam. Wystarczająco długo rozstawiał mnie po

kątach. Jeśli myśli, że będzie wydawał mi polecenia przy swoich

znajomych, to się myli.

– Nie mam ochoty na popcorn. Zrób sam, jeśli chcesz. Poza tym mam

imię – odgryzam się i zauważam, że dłoń Muse’a spoczywa na moim

kolanie. Nie mam pojęcia, kiedy i jak się tam znalazła, wiem tylko, że

powinnam go za to zganić. Już mam zamiar powiedzieć mu kilka ostrych

słów, ale widzę, że Jason nas obserwuje. Jego spojrzenie prawie wypala

dziurę w dłoni chłopaka. Jest wściekły.

– Ginger, idź do kuchni – mówi przez zaciśnięte zęby, a ja z trudem

powstrzymuję śmiech. Uwielbiam wyprowadzać go z równowagi.

– Stary, wyluzuj. To twoja siostra, nie pokojówka, która ci usługuje. –

Muse staje w mojej obronie, a jego dłoń z kolana przenosi się na moje udo.

Od razu przed oczami staje mi obraz siebie w wyuzdanym stroju

francuskiej pokojówki i Jasona biorącego mnie od tyłu. Czerwienię się na

samą myśl o tym, co podsuwa mi moja wyobraźnia.


Mój brat ma chyba podobne skojarzenia, bo oblizuje usta i rzuca mi

gorące spojrzenie. Widzę, jak zaciska dłoń na butelce i zabija Muse’a

wzrokiem. Eva coś mówi, ale on jej nie słucha. Szybkim krokiem

podchodzi do kanapy, łapie moją rękę i agresywnie podnosi do góry tak, że

nie mam wyboru i muszę wstać. Ledwo udaje mi się odstawić piwo na stół,

a on już ciągnie mnie w stronę kuchni i wygląda na zniecierpliwionego.

Choć to i tak zbyt łagodne określenie.

– Wrócimy za kilka minut z popcornem. – Uśmiecham się niewyraźnie

w kierunku pozostałych, którzy wyglądają na mocno zaskoczonych.

Gdy znikamy za drzwiami, przestaje być mi do śmiechu. Jason popycha

mnie na kuchenne szafki i staje przede mną. Dokładnie tak jak wcześniej,

gdy wywiózł mnie za miasto i przyparł do swojego samochodu.

– To nie jest śmieszne – stwierdza, zakładając ręce na piersi. Ma

przyspieszony oddech. Zsuwa z głowy kaptur, przeczesuje włosy dłonią

i rzuca mi spojrzenie pełne nagany.

– Jest. – Uśmiecham się ironicznie, choć coś mi mówi, że to nie jest

najlepsza linia obrony. – To znaczy, nie wiem, co masz na myśli, ale nie

robię nic złego. To mój dom, więc skoro twoi znajomi chcą, bym z wami

została, to…

– Dobrze wiesz, o co chodzi, nie zgrywaj idiotki – przerywa mi ostro.

– Wyjaśnij mi, bo nie nadążam. – Przewracam oczami i próbuję go

wyminąć, ale znów popycha mnie lekko do tyłu. Nawet jeśli stara się być

delikatny, dotyka mnie, rządzi mną i znów sobie pogrywa.

– Naprawdę pozwoliłaś temu frajerowi się przelecieć? – Jego oczy

przewiercają mnie na wylot.

Ach, więc chodzi mu o ten „niewinny” żarcik na temat tego, że Drew

dzisiaj skalał mnie grzechem? Kto by pomyślał! Jason nie ma poczucia

humoru!
– A jak myślisz, co robimy, gdy się spotykamy? Rozwiązujemy

krzyżówki? – Parskam śmiechem i szybko przechodzę do ofensywy. – Sam

podwiozłeś mnie pod jego dom. Sam kazałeś mi do niego iść. I jeszcze

powiedziałeś, że kiedy będę obciągać jego fiuta, to i tak będę myśleć tylko

o tobie. Postanowiłam to sprawdzić. No więc myliłeś się. Nie, nie myślałam

o tobie, gdy to robiłam.

Jason uderza pięścią w szafkę nad moją głową. Słyszę brzdęk naczyń

wewnątrz. Unoszę jedną brew, jakbym chciała powiedzieć: „Serio? Tracisz

nad sobą kontrolę jak nadpobudliwy pięciolatek?”.

– Naprawdę myślisz, że podotykasz mnie tu i tam, a ja będę siedzieć

u twojej nogi jak wierny pies? Podczas gdy ty trzymasz na kolanach inną

dziewczynę? – Unoszę głowę do góry, by zmierzyć się z jego twardym

spojrzeniem. – Daj spokój, Jason! Sam powiedziałeś, że dotykanie mnie to

dla ciebie jedyna atrakcja w tym nudnym mieście. Znajdź sobie inną

zabawkę, którą będziesz mógł nakręcać, gdy najdzie cię na to ochota –

mówię coraz szybciej i czuję, jak krew napływa do moich policzków. Chcę

go wyprowadzić z równowagi, chcę, by stracił nad sobą kontrolę, by jakoś

zareagował, by chwycił mnie mocno, pocałował…

– Jesteś taka wkurwiająca! – warczy. Znów zaciska dłonie w pięści

i patrzy na mnie tak, jakby mnie nienawidził. Jest trochę podobny do mnie:

coś sobie zaplanował, a teraz jakiś element jego planu wymyka mu się spod

kontroli.

Może zaplanował sobie, że będę jego rozrywką na wyłączność? Że

może mnie włączać, zatrzymywać, przewijać, jak serial na Netfliksie?

A teraz coś się zepsuło. Wkradł się błąd, którego nie przewidział.

Przykro mi, Jason. Nie zawsze wszystko idzie zgodnie z planem. Też

wolałabym, żeby nadchodzące święta były inne.


– To już koniec, rozumiesz? – odzywam się cicho, ale stanowczo

i ruszam do przodu. O dziwo nie próbuje mnie zatrzymać. Wymijam go

i kieruję się do wyjścia z kuchni. – Nie będziesz już mną manipulował –

dodaję, stając w progu.

– Oboje wiemy, że nie potrafisz ze mną skończyć – odpowiada pewnym

siebie głosem, jakby był przekonany, że wszystko, co mówię, to brednie. –

I coś ci powiem, Cookie. To nie koniec. To dopiero początek.

Ostatnie słowa brzmią tak mrocznie, że równie dobrze mógłby

wypowiadać je filmowy Jason do swojej ofiary.

– Jeśli znów mnie tkniesz albo zjawisz się w nocy w moim pokoju, nie

będę się zastanawiać. – Odwracam się w jego stronę i mówię głośno. Mam

gdzieś, czy jego znajomi nas usłyszą. – Powiem wszystko naszym

rodzicom. Nie będziesz już mieć na mnie haka, bo wszystko i tak się wyda.

A potem powiem, że utrzymujesz kontakt ze swoim ojcem. I nie rzucaj mi

znów gadką o tym, że mój tata jest chory i nie powinnam go denerwować.

Rozgryzłam cię. Próbujesz wymusić milczenie, grając na moich uczuciach.

Ale koniec z tym. Kiedy wszyscy dowiedzą się, co tu ze mną robisz, wyślą

cię do diabła, a ja będę mieć w końcu święty spokój.

– Jesteś pewna, że tego właśnie chcesz? – Jason opiera się o szafki,

wkłada ręce do kieszeni swoich spodni i krzyżuje nogi. Wygląda na

zrelaksowanego, jakby ucinał sobie ze mną niezobowiązującą

pogawędkę. – Wszyscy będą gadać, że pieprzyłaś się ze swoim bratem.

– Przybranym bratem – poprawiam go. – To żadna zbrodnia.

– Może i nie, ale to małe miasteczko. Ludzie kochają plotki. Dla nich

po oficjalnym ślubie naszych starych będziemy rodziną. Rock i Angel

niedługo razem zamieszkają. Gdy powiesz im o nas, będą w szoku. Kto

wie? Może to będzie oznaczać koniec ich sielanki? Chcesz to zrobić

swojemu ojcu?
Mam zamiar mu przerwać, ale nie daje mi dojść do słowa.

– Jak zamierzasz żyć w tej zabitej dechami dziurze, z łatką siostry

erotomanki? Jak zareagują znajomi, sąsiedzi, ludzie w szkole? Twój ojciec

będzie się za ciebie tłumaczył, będzie się wstydził…

– Widzisz? – przerywam mu ostro. – Znów to robisz. Grasz na moich

emocjach. Ale tym razem mówię poważnie, Jason. – Zniżam głos do szeptu

i patrzę mu w oczy. Chcę, by zrozumiał, że nie żartuję.

– W porządku – syczy niezadowolony, jakby dopiero dotarło do niego,

że to nie przelewki. – To ty będziesz miała problem, nie ja.

Odwracam się na te słowa, uznając, że nasza rozmowa dobiegła końca.

– Ginger? – słyszę, jak mnie woła, i niechętnie się zatrzymuję. – Byłaś

dla mnie tylko rozrywką, więc nawet nie odczuję straty.

Zaciskam powieki i wmawiam sobie, że wcale mnie to nie rusza.

– Jestem leniwy, a ty byłaś pod ręką. Teraz po prostu będę musiał

ruszyć dupę z domu, by się zabawić. Na szczęście w waszym mieście nie

brakuje chętnych dziewczyn.

Każde jego słowo jest jak wymierzony w moją twarz siarczysty

policzek. Chce mnie ukarać za to, że mu się sprzeciwiam. Chce mnie

zranić. Ale ja jestem niemal pewna, że kłamie. Potrzebuje mnie tak samo

mocno, jak ja jego. Uzależniliśmy się od siebie wzajemnie, ale on jest zbyt

dumny, by się do tego przyznać. To by oznaczało, że jest słaby, a przecież

on nigdy nie okazuje słabości.

– W porządku, Jason – mówię chłodno, udając, że to, co powiedział,

wcale mnie nie obeszło. Nadal stoję do niego tyłem. Nie zaszczycę go

swoim spojrzeniem, nie ma mowy.

Ma rację. W mieście jest wiele dziewczyn, które przybiegną do niego,

gdy tylko kiwnie palcem. Ale żadna z nich nie jest mną. Zakazanym

owocem, po który sięga, choć zawsze obiecuje sobie, że to ostatni raz.


Bierze mnie i tym samym łamie swoje żelazne zasady. Mimo że

pozornie uwielbia żyć według nich, ja wiem, że w głębi duszy jest

buntownikiem. Zupełnie tak jak ja: z zewnątrz jestem dobra i czysta, nie

można mi nic zarzucić. Nigdy się nie upijam, nie łamię przepisów i nie

mam wrogów. Ale gdzieś głęboko skrywam pragnienie przekroczenia

wszystkich granic i nie mówię tu o przechodzeniu na czerwonym świetle.

Jason wyzwala we mnie tę potrzebę.

Prawda jest taka, że robimy to razem. Naginamy porządek tego świata,

a ja jestem wtedy tak niesamowicie szczęśliwa i wolna. Przy nim czuję się

jak dziecko wypuszczone spod skrzydeł surowych rodziców, które w końcu

może głośno przekląć i pokazać wszystkim język. Jestem jak zdziczały kot,

który – gdy w końcu ktoś otworzy jego klatkę – pokazuje pazury.

W głębi duszy chcę, by Jason nie przestawał. Pragnę, by pieprzył mnie

w każdy możliwy najbardziej niegrzeczny sposób. Jednak muszę się mu

postawić, by uszanował moje granice i zrozumiał, że nie jestem jego

zabawką.

Czekam, aż powie coś jeszcze, aż kolejny raz zada mi cios. Ale on

milczy. Wychodzę więc z kuchni wprost do jego hałaśliwych znajomych.

Nie mam zamiaru robić tego, czego on chce. A wiem, że marzy tylko o tym,

bym poszła do swojego pokoju.

Niedoczekanie. Lepiej niech zacznie się przyzwyczajać – od teraz nie

wszystko będzie szło po jego myśli.


Rozdział 12

Jason

13 grudnia

–  KURWA!  – przeklinam pod nosem i rzucam telefon na łóżko. Wczorajszy


wieczór sprawił, że od rana chodzę jak struty, ale rozmowa z ojcem, którą

odbyliśmy przed chwilą, przelała czarę goryczy.

Ma do mnie pretensje. On ma do mnie pretensje! Chociaż jestem

ostatnią osobą, która została przy nim, gdy wdepnął w to całe gówno

i poszedł siedzieć.

Mogłem wypiąć się na niego i skupić na nowym życiu i nowej rodzinie.

Ale ja nie jestem jak moja matka. Ja jestem lojalny. Nawet kiedy zbieram

od niego cięgi, zawsze pamiętam, ile dla mnie zrobił i czego mnie nauczył.

Mówi, że jestem słaby, że nie działam według planu, że czas ucieka.

Przecież, kurwa, robię, co mogę! Choroba Rocka, szpital, a potem ten ich

niespodziewany wyjazd – wszystko to sprawiło, że musiałem poukładać

sobie w głowie punkt po punkcie nową strategię.

Jakim prawem nazywa mnie słabym? Bo widziano mnie z NIĄ? Bo

jego zdaniem ONA owija mnie sobie wokół palca? Brednie! Co też jego

ludzie takiego zobaczyli? Jak podwożę ją autem jej ojca czy może jak
pieprzę palcami na leśnej drodze? Cokolwiek to było, świadczy tylko

o tym, że robię z nią, co chcę. To ja trzymam ją w garści, nie na odwrót.

Nie rozumiem, jak ojciec może nie ufać mi, po tym wszystkim, co dla

niego robię? Jak mógł wysłać swoich półgłówków, by mnie śledzili?

Znam jego gadkę na pamięć:

„Kobieta jest jak działka dobrego towaru – cholernie kusząca, cholernie

zdradliwa i zazwyczaj cholernie kosztowna. Mężczyzna staje się ślepy

i głuchy na wszystko dookoła, gdy się w niej zatraca. A wtedy staje się

łatwym celem. Znajdź sobie jedną czy dwie do pieprzenia. Nie takie, które

sprawiają, że pocą ci się dłonie i masz ochotę zrywać dla nich kwiaty

w środku nocy. Takich unikaj jak ognia”.

Pierdolony hipokryta! Sam latał za matką jak pies, dopóki wszystko nie

poszło się jebać.

Ginger jest zabawką w moich dłoniach, niczym więcej. I dzięki mojemu

genialnemu planowi jest także środkiem do celu. Ojciec nie może zabraniać

mi jej urabiać, bo tylko wtedy będzie widział efekty moich działań. Musi

być cierpliwy, wrzucić na luz, bo z tą dziewczyną nie można się spieszyć.

Gdy robię krok do przodu, ona robi dwa w tył. W dodatku przez mój

wczorajszy, durny wybuch zazdrości po raz pierwszy na poważnie mi się

postawiła. Jednak to tylko kwestia czasu, kiedy ją złamię. Ojciec świruje

w więzieniu, ale musi mi zaufać. Zrobię to.

Jak on to powiedział? A, już pamiętam:

„Ta dziewczyna cię mami, synu. Moi ludzie mówią, że wygląda jak

anioł, ale takie są najgorsze. Spójrz tylko na swoją matkę. Jeśli tracisz przy

niej kontrolę, wyjdź i ochłoń. Albo przyznaj przede mną, że nie podołasz”.

Ja nie podołam?! Kogo w takim razie widzi na moje miejsce? Tylko

mnie na nim zależy. Nie oprychom, których zatrudnia do czarnej roboty.


Tylko ja jestem jego synem. Nikt inny nie będzie tak lojalny. Nikt inny nie

będzie mógł wszystkiego obserwować z tak bliska.

I te teksty jego przydupasów, jaki to jestem słaby, bo pieprzę swoją

siostrzyczkę, zamiast brać się do roboty. Dlaczego w ogóle we wszystko ich

wtajemnicza? Przecież mnie zna. Wychował mnie. Wpoił do głowy pewne

zasady. Ukształtował charakter. Stworzył mnie od postaw. Zapisał, kiedy

byłem jeszcze czystą kartką papieru.

Powinien wiedzieć, że lubię pieprzyć realistki, a nawet pesymistki, ale

nie naiwne optymistki – ujarane szczęściem księżniczki Disneya. A Ginger

jest właśnie taka. Wierzy w miłość, zwycięstwo dobra nad złem i inne tego

typu pierdoły. Cholera, kto ją tam wie? Może nadal wierzy w Świętego

Mikołaja?

Rozumiem, że rodzice chcieli dla niej dobrze i pragnęli ją chronić. Ale

trzymanie pod kloszem daje właśnie taki efekt. Dorosła kobieta

z naiwnością małej dziewczynki.

A może to nie wina jej rodziców? Może Ginger po prostu taka jest? Nie

poznała zła tego świata, więc jej ślepa wiara w szczęśliwe zakończenia

nigdy nie runęła. Dorastała w tym swoim domku, rodem z amerykańskiego

snu, a jej jedynym problemem był rodzaj płatków, który ma wybrać na

śniadanie.

Kurwa, a może właśnie to mnie w niej kręci? To, że jest czysta jak łza,

a ja mogę trochę zmieszać ją z błotem. Poznęcać się nad jej dobrym

serduszkiem, nabałaganić w jej nieskalanych brudem myślach. Zrobić

rozpierduchę w jej jakże poukładanej psychice.

Jest maniaczką planowania i poczucia kontroli. Wiecznie chodzi

z notesem i spisuje te swoje śmieszne listy rzeczy do zrobienia, filmów do

obejrzenia, potraw do spróbowania. Zresztą miałem ten notes w ręku

i dokładnie go przejrzałem. Dowiedziałem się z niego wielu interesujących


rzeczy. Zapoznałem się między innymi z listą o nazwie: „Cięte riposty

przeznaczone dla Jasona”. Ciekawe. Bardzo ciekawe…

Dowiedziałem się też, że jestem seksowny. Nie żebym wcześniej o tym

nie wiedział.

Ginger odczuwa jakąś chorą satysfakcję, gdy robi kolejną listę. Jakby

sam fakt, że zapisze coś na papierze, miał być dla niej substytutem tych

czynności. Planuje życie, zamiast żyć. Marzy, zamiast realizować marzenia.

Może powinienem dać jej porządnego klapsa w tyłek i sprawić, że ruszy

w końcu naprzód? Wyjdzie ze swojej bańki szczęścia i wpadnie po uszy

w brudny świat, który nigdy nie jest fair? Kiedyś będzie mi za to

wdzięczna.

A może zbyt łagodnie ją oceniam? Potrafi się pieprzyć. Kurwa, z całą

pewnością potrafi. Przecież pamiętam, jak ujeżdżała moją dłoń tamtego

pamiętnego wieczoru, gdy zaprosiłem ją do swojego pokoju. Tak nie

zachowuje się amatorka. Na samo wspomnienie tamtych chwil mój fiut

budzi się do życia.

Gdy wczoraj wróciła, w tej swojej dopasowanej kiecce i wysokich

butach, wszyscy moi kumple wlepili w nią swoje oczy. Powinienem urwać

Muse’owi łapę za to, że miał czelność jej dotknąć. Nie jest moja. Nawet jej

nie chcę. Ale nie mogę znieść, gdy ktoś dotyka jej dokładnie tak, jak ja

chciałbym to robić, i gdy ktoś patrzy na nią tak, jak tylko ja mogę na nią

patrzeć.

Potrafi być bezczelna. Szybko się ode mnie uczy. Umie wodzić na

pokuszenie i gdybym nie wymyślił tej ściemy z popcornem, pewnie

pozwoliłaby mojemu kumplowi na jeszcze więcej. Udaje świętą, a niezłe

z niej ziółko.

W dodatku potrafi się stawiać. Wczoraj wieczorem dała mi jasno do

zrozumienia, że mam dać jej spokój. Nie ma pojęcia, że prosi o coś


niemożliwego. Zagroziła mi, że sama powie o nas naszym rodzicom. Nie

wie tylko jednego – o to mi właśnie chodzi. Ale nie chcę, by wydało się za

szybko. Jeszcze trochę. Może mojemu ojcu się spieszy, ale ja mam ochotę

jeszcze chwilę się z nią pobawić. Coś mi się chyba należy za to, że

przyjechałem do tej zabitej dechami dziury na kilka tygodni, prawda?

Mam z Ginger pewien problem. Sprawia, że zaczynam pragnąć rzeczy,

których nigdy nie pragnąłem. To dziwne. Znam siebie. Nie lubię, gdy ktoś

mnie dotyka. To przekroczenie pewnej granicy, dzięki której jestem

bezpieczny. To naruszenie mojego terytorium. Ojciec nauczył mnie, bym

strzegł swojej nietykalności. Dotyk jest podstępny. Kobiety dotykające

mężczyzn są podstępne. A Ginger jest pieprzonym wyjątkiem

potwierdzającym tę regułę.

Gdy kładzie dłonie na moim ciele, nie czuję dyskomfortu. Tylko jej

dotyk sprawia, że nie zaciskam powiek. Przeciwnie – to czysta

przyjemność. Nie mam ochoty jej odtrącać ani uciekać. I to w tym

wszystkim jest najbardziej przerażające.

Inne kobiety mogą dotykać mnie tylko za moim przyzwoleniem, gdy

czuję, że mam nad tym kontrolę. Ginger może to robić, kiedy jej się żywnie

podoba, a ja nie mam nic przeciwko. Jej dłonie są jak szklanka alkoholu po

ciężkim dniu – dają ukojenie i spokój.

Mam teraz ochotę iść do jej pokoju i prosić, by to zrobiła. By położyła

palce na moich policzkach, a potem mnie pocałowała. Może ojciec jednak

ma rację? Może naprawdę jestem słaby?

Cały dzień krążę po domu niczym sęp ze związanym dziobem. Mam ochotę

na moją zdobycz, ale wiem, że nie powinienem jej mieć. Nie chcę, by
wygadała się swojemu staremu. Jeszcze nie teraz. Zabroniła mi się do siebie

zbliżać i muszę to uszanować. Przynajmniej na razie.

Pragnienie dotknięcia jej zabijam podjadaniem czego popadnie.

Pochłonąłem już cztery kanapki, paczkę chipsów i butelkę czekoladowego

mleka. Poza tym, że czuję się cięższy, to nic nie dało. Nadal jestem jak na

narkotykowym głodzie. Moja kusząca działka towaru jest za ścianą, a ja nie

mogę jej tknąć. To jak najgorsze tortury. Gorsze nawet od tych, które

musiałem znosić przez te wszystkie lata.

Gdy zamykam oczy, widzę jej twarz. Zagryza wargę i notuje coś

w swoim zeszycie. Pewnie uzupełnia jedną z tych swoich bezsensownych

list. Ma skupiony wzrok, a jej włosy są w nieładzie. Do tego te urocze

piegi.

Urocze piegi?! Co się ze mną, do kurwy, dzieje?!

To na pewno wina czekoladowego mleka. „Słodycze i inne

uzależniające rzeczy, jak alkohol czy narkotyki, są dla słabych” – kolejny

tekst mojego ojca. Chyba powinienem zacząć je sobie notować.

Ostatecznie decyduję się na kolejną kanapkę i obiecuję sobie potem

ostro poćwiczyć. Właśnie idę w stronę schodów, gdy jakiś dźwięk

przykuwa moją uwagę. Zerkam na drzwi łazienki – światło jest włączone

i słychać odgłos lejącej się wody. Dlaczego ona bierze prysznic w samo

południe?!

Kręcę głową i ruszam przed siebie, a potem zatrzymuję się przed

schodami. A jeśli coś jej się stało? Może zemdlała albo coś w tym stylu.

Nie słychać nic więcej poza jednostajnym szumem wody. Powinienem to

sprawdzić.

Nie, to nie jest pretekst, by zobaczyć ją nago. No dobra, może trochę.

Nagle słyszę coś jakby cichutkie nucenie. Oddycham z ulgą. Nic jej nie

jest, śpiewa pod prysznicem. I pewnie jest naga.


Kurwa. Miałem tylko zejść na dół i zrobić sobie kanapkę! Czy to

naprawdę aż takie trudne?!

Tak, jeśli masz okazję zobaczyć swoją gorącą siostrę w całej

okazałości – w mojej głowie odzywa się coś mrocznego.

Ciekawość bierze górę. Powoli naciskam klamkę i o dziwo drzwi są

otwarte.

– Nie jesteś tak ostrożna, jak sądziłem – mruczę pod nosem, bardzo

zadowolony z takiego rozwoju sytuacji.

Po uchyleniu drzwi uderza we mnie gorąca para i zapach piernikowego

żelu pod prysznic, od którego kręci mi się w głowie. Tak właśnie pachnie

Ginger zawsze, gdy ją mijam. Znajomy aromat sprawia, że mój fiut ożywa.

Przełykam ślinę i oblizuję usta. Gdy para ucieka z pomieszczenia przez

uchylone drzwi, zauważam, że zasłona kabiny prysznicowej nie jest

zasunięta. A potem…

Słodka, naiwna Ginger. Kto by pomyślał, że co wieczór zamyka drzwi

swojej sypialni na cztery spusty, a podczas brania prysznica jest tak

nieostrożna. Stoi do mnie tyłem i nie ma pojęcia, że tutaj jestem.

Dotykałem jej już kilkukrotnie, ale wtedy zawsze była ubrana. Moje dłonie

poznały krzywizny jej ciała i krągłości, ale mogłem tylko wyobrażać sobie,

jak wygląda nago. Teraz już wiem i jestem stracony.

Chłonę jej widok, tak jakby to miała być ostatnia rzecz, którą będzie

dane mi zobaczyć w życiu. Patrzę na jej biodra, które mają w sobie coś

dziewczęcego, a jednocześnie jakiś pierwiastek kobiecości. Gdy urodzi

dzieci, pewnie nabierze apetycznego kształtu klepsydry.

Nawet z tak dużej odległości widzę, że ma idealny, jędrny tyłek, który

aż prosi się o klapsy. Jej jasna, gładka skóra lśni od wody. Przesuwam

wzrokiem po smukłych nogach aż do pośladków i wyżej, zauważając

seksowne dołeczki Wenus w dole jej pleców. Wąska talia jest stworzona do
tego, by objąć ją ciasno dłońmi i nigdy więcej nie wypuszczać. Mokre

włosy ciężko opadają na jej plecy. Mam ochotę owinąć je sobie dookoła

nadgarstka i pociągnąć, a potem wejść w Ginger bez ostrzeżenia, mocno

i do samego końca.

Nagle odwraca się, a ja szybko przymykam drzwi, bo mam wrażenie, że

zaraz wyłączy wodę i weźmie ręcznik. Jestem pieprzonym ryzykantem, bo

zamiast sobie iść, zerkam przez wąską szparę, którą zostawiłem, nie

zamykając drzwi do końca.

Widzę jej piękną, mokrą od wody twarz bez śladu makijażu. Duże oczy

i drobne usta sprawiają, że wygląda niewinnie, raczej jak

pierwszoroczniaczka z liceum niż studentka. Drobne, sterczące piersi są

dokładnie na wprost mnie. Dotykałem ich, ale nigdy nie było mi dane ich

zobaczyć. Nie są duże, ale za to pełne, z apetycznie zaróżowionymi

brodawkami, które aż proszą się, by wziąć je do ust. Czuję, jak moje

bokserki robią się ciasne, i wkładam w nie dłoń, by poprawić, co trzeba.

Ginger bierze w dłonie mokre włosy do tyłu i wykręca z nich wodę.

Mój wzrok skupia się na jej brzuchu, a potem zjeżdża niżej – do

wygolonego wzgórka łonowego i jej słodkiej, małej cipki.

– Kurwa, jeśli teraz stąd nie pójdę, to będę stracony – mamroczę do

siebie, pocierając z desperacją rosnącego w mojej dłoni fiuta.

Wygląda, jakby się wahała. Chyba nie ma zamiaru jeszcze wychodzić

spod prysznica. Woda sączy się na nią z góry słabym strumieniem,

spływając po twarzy, zahaczając o nos, usta i sterczące sutki. Jęczę

zirytowany, bo znów tracę nad sobą kontrolę.

Jestem zepsuty do szpiku kości. Dotykam się, podglądając niczego

nieświadomą dziewczynę, która bierze prysznic. Jest ucieleśnieniem

niewinności, a ja zachowuję się jak pieprzony, napalony psychopata.

Powinienem odwrócić się i odejść, ale nie potrafię. Widok jej ciała sprawia,
że jestem jak wmurowany w podłogę. Nawet jeśli teraz niespodziewanie

wróciliby nasi rodzice, to pewnie nie byłbym w stanie się stąd ruszyć.

Zastaliby mnie pod drzwiami łazienki z kutasem w dłoni.

Obserwuję, jak Ginger nabiera odrobinę swojego żelu pod prysznic

i namydla ramiona. Ale po chwili coś się zmienia: nie dotyka już swojego

ciała w sposób, w jaki robi się to podczas mycia. Jej ruchy stają się bardziej

powolne i zmysłowe. Znów sięga po żel i nie mam pojęcia dlaczego, ale

tym razem wybiera mój. Zaciąga się jego zapachem, a potem namydla obie

piersi i gładkie miejsce między swoimi udami. Zahipnotyzowany obserwuję

jej dłonie, które wykonują wolne, okrężne ruchy, a potem pieszczą sutki.

– Ja pierdolę… – jęczę po cichu.

Niech ona mi tego, kurwa, nie robi. Nie teraz, kiedy zakazała mi się do

siebie zbliżać. Nie ma pojęcia, że ją obserwuję. Powinienem zamknąć te

przeklęte drzwi, ale nie ma nawet mowy, bym przegapił takie

przedstawienie.

Widzę, jak szczypie swoje brodawki, które pod wpływem tej pieszczoty

robią się jeszcze bardziej sterczące. Zamieram, kiedy powoli oblizuje usta

i bierze do ręki słuchawkę prysznicową. Spłukuje mydło ze swoich piersi,

a potem opiera się plecami o kafelki i kieruje strumień wody między uda.

Rozsuwa lekko nogi tak, że mam doskonały widok na jej gładką kobiecość.

– Co ty ze mną robisz, Cookie? – mówię bezgłośnie. Moja dłoń

przyspiesza, a mój oddech zaczyna się urywać.

Ginger przymyka oczy i mruczy coś do siebie, kierując słuchawkę

prysznica wprost na swoją łechtaczkę. Po chwili zniecierpliwiona przekręca

kurek, zwiększając siłę strumienia. Jest napalona i potrzebuje czegoś

mocniejszego. Mógłbym jej to dać.

Jęczy coś cicho i niezrozumiale, po czym wypycha biodra w stronę

słuchawki prysznicowej i zaczyna się o nią ocierać. Jej mokra cipka ślizga
się po gładkim metalu w przód i w tył, a sterczące piersi lekko przy tym

podskakują. Obserwuję, jak rytmicznie uderza tyłkiem o kafelki

i praktycznie pieprzy słuchawkę prysznica. Zaciskam powieki, bo to dla

mnie za wiele. Penis pulsuje w mojej dłoni, choć staram się go nie pocierać.

Tak, „staram się” to bardzo dobre określenie.

Nagle Ginger rzuca słuchawką i wyłącza wodę. Jest zniecierpliwiona.

Jej piersi szybko unoszą się i opadają. Ponownie sięga po mój żel pod

prysznic, bierze odrobinę na palce, a potem kładzie je na swojej rozgrzanej

cipce. Przymyka oczy i masuje zapamiętale, coraz szybciej. Drugą ręką

opiera się o kafelki, jakby chciała zachować równowagę. Moja ręka

obejmuje penisa tak mocno, że aż boli. Widzę, jak Ginger przyspiesza, więc

robię to samo. Mam wrażenie, że moje serce odbija się o żebra w jakimś

szaleńczym rytmie. Krople potu spływają mi po czole. Wszystkie moje

mięśnie napinają się, jestem już tak cholernie blisko. Ginger zresztą też.

Drżą jej uda, a mokre włosy przyklejają się do zaróżowionych

policzków. Słyszę, jak głośno oddycha. Moja ręka w spodniach pompuje

coraz szybciej. Zaciskam drugą dłoń na krawędzi drzwi i jestem jak

w transie.

– Och, tak… Jason… – jej głos odbija się echem w kabinie

prysznicowej. Widzę, jak targają nią spazmy, jak zaciska uda wokół swojej

dłoni, jak odchyla głowę do tyłu i ciężko dyszy.

Otwieram usta i zasysam głośno powietrze. Powiedziała: „Jason”. To mi

wystarcza. Uderzenie rozkoszy jest jak nagłe niespodziewane tsunami.

Prawie zwala mnie z nóg. Czuję drżenie i potężną falę orgazmu. Staję się

ślepy i głuchy na wszystko dookoła, bo moją głowę wypełnia tylko jej głos

i to, jak przed chwilą wyjęczała moje imię.

Czuję, jak ciepła, lepka wilgoć rozlewa się po moich bokserkach.

Kurwa, kurwa, kurwa! Spuściłem się w spodnie jak jakiś napalony


nastolatek!

Gdy moje serce odrobinę się uspokaja i dochodzę do siebie,

uświadamiam sobie, że nadal stoję w progu, a Ginger może zauważyć mnie

w każdej chwili. Nie patrzę na nią, nie mam pojęcia, co teraz robi. Po cichu

zamykam drzwi łazienki i w panice wracam do swojego pokoju. Jak

dzieciak, który coś przeskrobał i boi się, że będzie musiał ponieść tego

konsekwencje.
Rozdział 13

Ginger

14 grudnia

ZAMYKAM BAGAŻNIK, a jedna z trzymanych przeze mnie papierowych toreb


upada z trzaskiem na ziemię. Niech to szlag!

Zawsze powtarzam sobie, że świąteczne zakupy robione pod wpływem

impulsu to nie jest dobry pomysł. I jak zwykle, gdy nadchodzi grudzień,

o tym zapominam. Dobrze, że chociaż wzięłam auto ojca. Właściwie

formalnie jest pod opieką Jasona, ale przecież nie będę go pytać o zdanie.

Tym bardziej że kluczyki leżały na stoliku w korytarzu, a ja bardzo

potrzebowałam transportu. Mój samochód nadal dogorywa na mrozie

i czeka, aż jakimś cudem ktoś go naprawi.

Po jakichś dziesięciu minutach szamotania się z torbami i dwóch

minutach brnięcia przez zaspy do domu (Kto by się tam przejmował

odśnieżaniem?! Na pewno nie mój przybrany brat!) zdyszana docieram do

drzwi wejściowych. Gdy udaje mi się dostać do środka, z rozmachem

rzucam zakupy na ziemię i mam gdzieś, że w jednej z toreb jest

kryształowy wazon – prezent świąteczny dla Angel, który zamierzam dać

jej po powrocie.
Zniecierpliwiona ściągam szybko kurtkę, bo strasznie się zgrzałam.

W połowie drogi do wieszaka moja ręka zastyga w bezruchu, bo

dostrzegam coś przedziwnego. Jason jest w salonie, siedzi w fotelu obok

świątecznego drzewka i popija whiskey.

Jason. W salonie. Obok choinki. To brzmi jak oksymoron!

A jednak jest tam i sądząc po tym, ile alkoholu zostało w butelce, jest

już pijany. Patrzę na jego długie nogi, które bezczelnie oparł na stole

i położył obok butelki jacka daniel’sa. Wygląda na zrelaksowanego:

w jednej ręce trzyma szklankę, w drugiej pilot od telewizora. Ogląda jakiś

stary western.

Mogłabym rozpakować zakupy i iść do swojego pokoju, ale ciekawość

bierze górę. Staję w progu salonu i spoglądam na zegar. Dziesiąta rano. Kto

normalny pije o tak wczesnej porze? W tym momencie Jason obraca się,

zupełnie jakby usłyszał mój przyspieszony oddech.

– Przejażdżka się udała? – pyta z pozoru niewinnym tonem, ale wiem,

do czego nawiązuje.

– To samochód mojego ojca – mówię najspokojniej, jak potrafię,

i błagam w myślach moje ciało, by nie pompowało w przyspieszonym

tempie krwi do policzków, gdy Jason leniwie przesuwa po mnie wzrokiem.

Mam na sobie zwykły czerwony sweter i dżinsy, ale czuję się tak, jakbym

stała przed nim naga.

– Dał go mnie. Nie tobie. – Rzuca mi lodowate spojrzenie, po czym

odwraca głowę z powrotem w kierunku telewizora i bierze duży łyk ze

szklanki. Zaciskam dłoń na futrynie i mam ochotę powiedzieć coś

niemiłego, ale nie chcę kłócić się z kimś, kto jest pijany.

– Co się stało? – zmieniam temat, choć to pewnie nie moja sprawa. –

Jest przedpołudnie, a ty opróżniasz barek mojego ojca.


– To zabawne. Nigdy nie piję. A przynajmniej nie tyle, by być

wstawionym. – Jason śmieje się, ale to śmiech pełen goryczy. Zupełnie

ignoruje moje pytanie. – Ojciec nauczył mnie jednego: alkohol sprawia, że

tracisz kontrolę nad swoim zachowaniem. Osłabia twoją czujność. Zupełnie

jak kobiety. Alkohol i kobiety to zło – mówi trochę niewyraźnie i unosi

szklankę w geście toastu.

Moje brwi szybują wysoko. Kimkolwiek jest jego ojciec, to raczej

niespełniony grafoman, a nie groźny gangster. Kto ma czas, by pleść takie

pseudofilozoficzne brednie?!

– Jego adwokat się wycofał. Nie chce już prowadzić tej sprawy. A to

zmniejsza szanse na zwolnienie warunkowe niemal do zera. Właśnie

dlatego piję – dodaje, wpatrując się w szklankę.

A więc jednak nie zignorował mojego pytania. Dobre i to. Nigdy go

takiego nie widziałam: smutnego, słabego, bezbronnego. Jakby zrzucił

swoją grubą skórę i w końcu pokazał się takim, jakim jest naprawdę. To

dlatego nigdy się nie upija? Bo boi się, że ludzie zobaczą w nim

normalnego człowieka z wadami i zaletami, z uczuciami? Czy po prostu

wierzy w kazania swojego tatusia?

Nie wiem, jak mam się zachować. Nie chcę zostawiać go samego

w takim stanie, choć coś mi mówi, że przebywanie z nim w jednym

pomieszczeniu nie jest rozsądne. Ostatecznie idę do barku, biorę szklankę,

a potem siadam bez słowa na kanapie. Jason od razu łapie, o co chodzi, bo

nalewa mi alkoholu, po czym znów zajmuje miejsce w fotelu.

– Jaki on jest? Skoro tak ci na nim zależy, musi być dobrym ojcem,

prawda? – pytam i krzywię się, bo smak whiskey to nie do końca to,

w czym gustuję.

Jason się śmieje. To ponury dźwięk i nie taki śmiech Jasona kocham.
– Lepiej dla ciebie, żebyś wiedziała jak najmniej – mówi i znów chowa

się za swoją powściągliwą maską. – Nie wiem, czy można nazwać go

dobrym ojcem. Nie bywał zbyt wiele w domu, a kiedy już przychodził,

zajmował się mną inaczej niż pozostali ojcowie swoimi dziećmi.

Patrzy na mnie tylko przez chwilę, ale znam to spojrzenie: ma wzrok

przestraszonego dziecka. Tak samo patrzą maluchy w sierocińcu, do

którego co roku razem z Ivy zawozimy zabawki na święta. Jason znów gapi

się w swoją szklankę, ale to, co przed chwilą widziałam, nie mogło być

mylnym wrażeniem.

– Czy on… dotykał cię tak, jak nie powinien? – pytam ostrożnie.

– Co? Nie! – Znów zaczyna się śmiać i tym razem jest to szczery

śmiech. – Nie chodziło mi o to. Chciałem powiedzieć, że nie traktował

mnie jak syna, raczej jak… ucznia albo żołnierza. Wiem, to brzmi dziwnie,

ale nie znałem innego wzorca wychowania, więc dla mnie to było

wystarczające i zupełnie normalne.

– Co to znaczy, jak ucznia albo żołnierza? – dociekam, bo kompletnie

nie wiem, co chce mi przekazać.

– Byłem chłopcem, którego ojciec jest wiecznie zajęty. Nic dziwnego,

że pragnąłem jego obecności bardziej niż miłości własnej matki czy uwagi

kolegów. – Jason zaczyna mówić, obejmując swoją szklankę dłońmi

i splatając na niej palce. Zamiast patrzeć na mnie, wpatruje się w złocisty

płyn i kostki lodu. – Ubóstwiałem go. Łatwiej idealizować rodzica, którego

wiecznie nie ma, niż tego, który musi się tobą zajmować i siłą rzeczy

popełnia jakieś błędy wychowawcze. To matka była od zabraniania

i strofowania. Ojciec kojarzył mi się z tym, co dobre i zakazane.

Przychodził, brał mnie na kolana i oglądaliśmy razem horrory. Nietrudno

zgadnąć, kogo kochałem bardziej. – Przerywa, wstaje i idzie w stronę

barku.
Obserwuję jego powolne, niedbałe ruchy. Nawet pijany nadal jest

seksowny i przypomina skradające się dzikie zwierzę. Jest niesamowicie

cichy, tak jakby sztukę bezszelestnego przemieszczania się opanował do

perfekcji.

– Myślę, że wykorzystał moje uwielbienie – kontynuuje i przebiera

w barku mojego ojca, szukając czegoś nadającego się do picia. Po chwili

wyciąga rum i przygląda mu się z satysfakcją.

Mam ochotę powiedzieć mu, że to nierozsądne, by mieszać różne

alkohole, i to o tak wczesnej porze, ale nie chcę go spłoszyć. Mógłby

przestać mówić. A jak widać, z każdą wypitą szklanką coraz bardziej się

otwiera. Muszę to wykorzystać.

– Wiedział, że trafił na podatny grunt. Zobaczył we mnie potencjał.

Postawił sobie za cel, bym pewnego dnia przejął jego interesy. Pracował

w nieruchomościach. Taka przynajmniej była oficjalna wersja. Miałem

świadomość, że chodzi o duże pieniądze, ale nie wiedziałem, że to może

być coś nielegalnego. Odkąd pamiętam, powtarzał, że abym mógł stanąć na

czele jego „firmy”, muszę przejść szkolenie. Muszę być twardy

i przygotowany. – Jason pociąga łyk ze szklanki, przez chwilę się krzywi,

a potem wypija całą zawartość duszkiem.

Mam ochotę prosić go, by nalał także i mnie, ale historia, którą

opowiada, jest tak ciekawa, że nie chcę mu przerywać. A jednak on chyba

czyta w moich myślach, bo wlewa do mojej szklanki alkohol, nie zwracając

uwagi na to, że jest w niej jeszcze trochę whiskey.

– Miałem pięć lat, a ojciec rozmawiał ze mną jak z dorosłym. Jak

z partnerem. To dlatego go kochałem. Matka traktowała mnie jak dziecko,

on: jak kogoś rozumnego, ważnego i odpowiedzialnego.

Piję łapczywie ze szklanki i z wdzięcznością przyjmuję pieczenie

w przełyku. Rum smakuje równie paskudnie jak whiskey, ale zdecydowanie


jest tym, czego teraz potrzebuję. Historia Jasona coraz mniej mi się podoba.

– Mój staruszek, odkąd pamiętam, bał się o swoje życie. Zresztą zostało

mu to do dziś. Wszędzie dookoła widzi zdrajców i dwulicowych

wspólników. Ma obsesję na punkcie samokontroli, bo jego zdaniem tylko to

może uchronić go przed śmiercią. Dlatego nauczył tej samokontroli także

mnie. Każdego wieczoru, gdy matka myślała, że świetnie się bawimy,

grając w gry planszowe, on uczył mnie, jak przetrwać. Zaczęło się

niewinnie: trening negocjacji handlowych, umiejętność powściągania

emocji jak przy grze w pokera, zasady manipulowania przeciwnikiem.

W wieku dziesięciu lat potrafiłem owinąć sobie wokół palca niemal

każdego dorosłego.

Odrywam usta od szklanki i patrzę na niego szeroko otwartymi oczami.

Czy to właśnie robił cały czas, odkąd tu przyjechał? Od razu przypomina

mi się akcja ze swetrem świątecznym i herbatką. Zrobił to, by wkupić się

w łaski mojego ojca?

– Potem doszły bardziej wyrafinowane lekcje: nauka walki wręcz

i posługiwania się bronią, kontrola własnego ciała. Gdy matka jeździła na

weekend do spa, ja musiałem siedzieć w lodowatej wodzie albo

w całkowitych ciemnościach, by pokonać swoje ograniczenia i strach. Moje

ciało musiało nauczyć się znosić ból, bym w razie tortur nie zdradził zbyt

wiele. Oczywiście prezesura w normalnej firmie nie wymaga takich

umiejętności, ale firma mojego ojca jest czymś więcej…

Zaciskam kurczowo dłonie na szklance i błagam w myślach, by przestał

mówić. Nie chcę więcej tego słuchać. Przypominam sobie ślady na jego

plecach i zastanawiam się, ile miał lat, gdy mu to zrobiono. Czy był jeszcze

dzieckiem?

– Matka nie wiedziała o wszystkim. Gdyby tak było, pewnie zabiłaby

ojca gołymi rękami. Kochała mnie i chciała chronić. Nadal tak jest. Jednak
ja potrzebowałem mentora, kogoś, kto sprawi, że poczuję się coś wart, a nie

osoby, która karmi mój umysł Kubusiem Puchatkiem. Dlatego to była nasza

tajemnica. Moja i jego.

– To przez niego jesteś taki zdystansowany i nieczuły – stwierdzam

cicho, a mój głos niebezpiecznie drży.

– Kobiety mówią o mnie raczej: „dupek, który chce tylko zaliczyć”, ale

okej, możesz nazywać mnie zdystansowanym i nieczułym. – Jason

chichocze, jakby ta cała przerażająca historia była czymś zupełnie

normalnym. – Ojciec nauczył mnie, że nawiązanie relacji z drugim

człowiekiem przynosi więcej szkody niż pożytku. Zawsze nadejdzie taki

moment, gdy ten ktoś wbije ci nóż w plecy. – Nagle milknie i przygląda mi

się spod zmrużonych powiek. Jakby rozważał, czy powinnam usłyszeć to,

co chce za chwilę powiedzieć. – Najgorsza jest miłość do kobiety, która

sprawia, że mężczyzna traci zdolności samozachowawcze. Wtedy stajesz

się bezbronny jak dziecko: tak zawsze mówił.

Kręcę z niedowierzaniem głową, słysząc te brednie, które wyprały mu

mózg. Jakim zwyrodnialcem trzeba być, by wkładać do głowy takie frazesy

jeszcze niedojrzałemu, ufnemu dziecku?

– Może twój ojciec jest jakimś pieprzonym Rambo, który myśli, że

życie to ciągła walka, ale to tak nie działa – rzucam oschle. – Nie doszukuj

się zagrożenia tam, gdzie go nie ma. Przecież drugi człowiek może być

powiernikiem, nie wrogiem.

Odstawiam pustą szklankę z brzdękiem na stół. Chcę przekonać Jasona,

że jego ojciec się myli. Że świat jest zupełnie inaczej urządzony. On jednak

nic nie odpowiada. Patrzy na mnie swoim przenikliwym wzrokiem i znów

częstuje alkoholem.

– Jakim cudem twój ojciec cię kocha, skoro od dziecka odsuwa cię od

wszystkich dookoła, od tego, co dobre? Uczył cię, jak dusić w sobie


emocje, nie nawiązywać bliskich relacji z innymi, ale tym samym skazał cię

na samotność – kontynuuję i patrzę na niego smutno. Choć staram się tego

nie okazywać, współczuję mu.

Obserwuję, jak napełnia moją szklankę alkoholem, i zastanawiam się,

czy mówił o tym wszystkim komukolwiek poza mną.

– Może tego właśnie chcę? Nauczył mnie tego wszystkiego, ale nadal

mam wolną wolę. Pasuje mi takie życie. Bez tego całego emocjonalnego

gówna, bez dram rodem z romansów. Proste i wygodne. – Wzrusza

ramionami, tak jakby moje słowa do niego nie docierały.

– To wyrachowany gnojek. Włożył ci do głowy stek bzdur – mówię

coraz bardziej rozjuszona.

Chcę go przeciągnąć na swoją stronę. Dobrą stronę. Chcę go uratować,

bo nikt nie zasługuje na to, by pozbawiać go człowieczeństwa w imię

chorej ideologii i potrzeby sprawowania kontroli.

– To nie uczucia sprawiają, że jesteś slaby. To nie ludzie dookoła cię

urabiają. To on. On ma władzę nad tobą, a ty jesteś w jego rękach

żołnierzykiem, którym się bawi. Jednym z wielu w jego armii. Nikim

wyjątkowym. Gdybyś był wyjątkowy, tak by cię właśnie traktował, a nie

gasił na tobie niedopałki papierosów! – Ostatnie słowa niemal wykrzykuję.

Mam ochotę nim potrząsnąć, sprawić, by oprzytomniał.

Jason nie wytrzymuje. Podrywa się z fotela i patrzy na mnie

z wściekłością. Obraziłam jego guru. Jego boga. Kogoś, komu

bezgranicznie wierzy. A teraz ja podaję w wątpliwość tę wiarę, obnażam jej

mankamenty kawałek po kawałku.

– Nie jestem głupi. Wiem, że mną dyrygował. W końcu sam uczył mnie

manipulacji. Dobrze wiem, jak to działa. – W jego oczach szaleje furia, ale

przemawia do mnie opanowanym głosem. – Mogłem odejść w każdej

chwili, ale nie chciałem. Jestem lojalny. To mój ojciec, który dał mi o wiele
więcej, niż ojcowie dają swoim dzieciom. Zrobił ze mnie mężczyznę.

Kogoś odpornego na ból, emocje, kogoś silnego. Ulepił mnie od podstaw,

ukształtował mój charakter. To dzięki niemu jestem właśnie taki. –

Uśmiecha się z wyższością, jakby czuł się lepszy od innych. – Nie bądź

hipokrytką, Cookie. Naprawdę wolałabyś, bym był zwykłym kolesiem?

Tchórzliwą cipą z bogatego domu, która wydaje pieniądze swoich rodziców

na drogie dziwki i jeszcze droższe auta? Przecież wiem, że lubisz mnie

właśnie takiego: popieprzonego, skrzywionego psychicznie,

zdystansowanego, pozbawionego emocji.

Słucham w milczeniu tego, co mówi. Ma rację. Pociąga mnie właśnie

taki, ale jego wielkie ego i skrzywiona psychika sprawiają, że jednocześnie

mnie przeraża. Jest uwięziony przez własnego ojca, choć to więzienie bez

krat. Może je opuścić w każdej chwili, ale nie chce. Gdyby musiał

wybierać, zawsze wybrałby jego. Nie swoją matkę, nie dziewczynę, której

na nim zależy.

Nie można pokochać kogoś, kto oddał się w całości komuś innemu. Nie

można być z kimś, kto nie jest w stanie dać ci chociaż cząstki siebie na

wyłączność, prawda?

Kręcę szybko głową i ganię się w myślach. Dlaczego w ogóle

rozważam Jasona w tych kategoriach? To mój przybrany brat. Nawet gdyby

było z nim wszystko w porządku, to coś między nami nie miałoby prawa

się udać.

– Ciężko ci mnie zrozumieć, prawda? – Jason patrzy na mnie tak, jakby

chciał ode mnie czegoś i nie mógł tego mieć. – Jesteś taką osobą, która

wierzy w to, że świat jest czarno-biały i nie ma nic pomiędzy. Agresor na

wojnie to zawsze ten zły, a ofiara nigdy niczemu nie zawiniła. Nieważne, że

dobrzy ludzie mają masę złych cech, a dranie mogą być w głębi serca
ludzcy. To dla ciebie dysonans poznawczy. Nie przyjmujesz tego do

wiadomości. Bo przecież rodzice przez całe życie mówili ci coś innego.

Zaciskam usta i śledzę go wzrokiem. Traktuje mnie jak dziecko, które

nie zna prawdziwego świata, a sam wierzy w jakieś wyssane z palca

brednie.

– Ale to tak nie działa. Mogę być dla ciebie dobry i zły jednocześnie.

Wszytko zależy od perspektywy, jaką przyjmiesz. Możesz mnie

jednocześnie kochać i nienawidzić, pragnąć i odtrącać. Tak właśnie czujesz,

prawda? I to cię przeraża: że cały twój poukładany od linijki świat,

harmonijny porządek, rozwala jakiś bezczelny koleś w kapturze na głowie.

– Alkohol obudził w tobie ukrytego Freuda czy jak? – prycham

i spuszczam wzrok na kolana, bo nie mogę znieść tego, że po części mnie

rozgryzł.

– Zaakceptuj to. Pogódź się z tym, że nie zaplanujesz swojego życia.

Świata nie da się rozbić na punkty i rozpisać na kartce.

Nie dość, że Freud, to jeszcze mistrz poetyckich metafor…

– Sam lubisz kontrolę. Nie przywiązujesz się emocjonalnie, nie

pozwalasz się dotykać, nie pijesz… zazwyczaj. – Zerkam wymownie na

butelkę rumu, którą postawił na stole. – To wszystko pozwala ci

kontrolować siebie i mieć wszystko poukładane.

– Masz rację. Z tą różnicą, że ja robię to, by być silniejszym i nie dać

się zniszczyć. Ty, bo to jedyny znany ci sposób na życie. Gdy nie masz

kartki, długopisu i planu, wpadasz w panikę, prawda? Rozgryzłem cię już

pierwszego dnia. Nauki ojca nie poszły na marne. – Jason przekrzywia

głowę na bok i przygląda mi się tak, jakbym była jakimś ciekawym,

egzotycznym okazem.

Ma cholerną rację i co z tego? Nie jestem idealna, ale plan pozwala mi

się tak poczuć choć na moment. Gdy wykreślam z listy wykonane zadanie,
czuję satysfakcję i jestem szczęśliwa. Gdy wykonuję swoją codzienną

rutynę, czuję spokój. To mój sposób na życie, ale wcale nie gorszy od

innych.

– Nie jestem spontaniczna i nigdy nie będę. Przynajmniej działam

według własnych zasad, a nie bełkotu wymyślonego przez jakiegoś, pożal

się Boże, mafiosa – odgryzam się. On kręci tylko głową i śmieje się: lekko

i szczerze, jakbym powiedziała coś bardzo zabawnego.

– A jednak masz w sobie pierwiastek nieprzewidywalności. Jakiś ogień.

Przyznaj, nie chciałaś mówić mi tego wszystkiego, a jednak zrobiłaś to. –

Patrzy na mnie z jakąś chorą fascynacją, jakbym nagle pokazała mu się od

jakiejś innej, nieznanej strony. – Lubisz mi się sprzeciwiać. Myślisz, że

dzięki temu będziesz górą. Błąd. – Robi pauzę i przygląda mi się jak

upolowanej zwierzynie. – W ten sposób nakręcasz mnie jeszcze bardziej.

Obserwuję, jak powoli wstaje i odstawia pustą szklankę. Jestem pewna,

że zakończył naszą rozmowę i zamierza wrócić do swojego pokoju. On

tymczasem idzie w moją stronę, a ja asekuracyjnie wciskam się głębiej

w kanapę. Trzeźwy Jason jest tajemniczy i nieprzewidywany, ale pijany

Jason to tajfun, wobec którego jestem bezbronna.

– Widziałaś kiedyś dziesięciolatkę, która oferuje ci seks za coś do

jedzenia? Widziałaś czterolatka z karabinem w ręku, który broni własnej

matki? To wszystko się dzieje, Ginger. Więc nie mów mi, że świat jest

dobry – stwierdza ni stąd, ni zowąd, a potem siada obok mnie na kanapie.

Jest blisko. Czuję jego oddech pomieszany z aromatem alkoholu. Widzę

jego nienaturalnie błyszczące oczy, rozchylone usta. Zupełnie jakby miał

gorączkę. Nadal ma w oczach ten dziwny smutek, który dostrzegłam na

początku. Choć teraz przykrywa go ogień i pragnienie posiadania.

– Jesteś tym typem kobiety, przed którym on mnie ostrzegał. Tą, której

nie wolno dotykać… Która nie powinna dotykać mnie… – Muska mój
policzek palcami, a ja, choć jestem przerażona, nie potrafię się odsunąć.

Przyjmuję tę pieszczotę, wtulając twarz w jego szorstką dłoń. – Sprawiasz,

że robię się słaby, nieuważny. Mamisz mnie, jesteś jak trucizna…

– Jason? – Wysuwam się spod jego dłoni i patrzę na niego

zaniepokojona. – Powinieneś iść się położyć i przespać – mówię

ostrzegawczym tonem, bo jego brednie brzmią jak jakieś chore wyznanie

wiary.

– Pójdę, jeśli ty pójdziesz ze mną – odpowiada i zanim zdążę

zareagować, przyciska mnie do kanapy.

Nie mogę złapać tchu, bo czuję jego twardą klatkę piersiową na swojej.

Gorący oddech łaskocze moją szyję. Moje sutki momentalnie twardnieją

i on pewnie to wie, bo przywieram do niego zachłannie i nie mam na sobie

stanika.

– Jako jedyna sprawiasz, że tracę nad sobą kontrolę – szepcze w moją

szyję. – Ojciec nie dał mi recepty na takie jak ty…

Odchylam głowę do tyłu, bo jego dotyk jest tak cholernie dobry. Wiercę

się niespokojnie pod jego ciałem i czuję, jak napiera na moje udo twardy

i gotowy.

– Chodź ze mną. Potrzebuję cię – mruczy, wodząc nosem wzdłuż

mojego obojczyka.

Nie mogę uwierzyć w to, co właśnie się dzieje. Jason chce mieć mnie

w swojej sypialni. A ja chcę się tam znaleźć. Problem w tym, że jest pijany

i jest duża szansa, że za kilka godzin oboje będziemy tego żałować. Jego

słowa mnie mamią. Brzmią poważnie, zupełnie jakby mu na mnie zależało.

Ale to Jason. Gada cokolwiek, bym tylko mu uległa. Wiem, że to pieprzony

manipulator.

– To nie jest dobry pomysł… – jęczę, gdy jego usta skubią moją dolną

wargę.
Nie przestaje, tylko próbuje odpiąć guzik moich dżinsów. Chcę

zaprotestować, ale zamyka mi usta pocałunkiem. Jęczę cicho, gdy jego

język dotyka mojego. Mam ochotę mu ulec, ale jakieś resztki rozsądku

sprawiają, że nadal obstaję przy swoim.

– Jason, powiedziałam, przestań – mówię bardziej stanowczo, a wtedy

on się ode mnie odsuwa.

Zrywam się z kanapy i zapinam spodnie. Zerkam na niego spłoszona.

Głośno oddycha i patrzy na mnie zupełnie inaczej niż przed chwilą. Jeśli

kilka sekund temu mnie pragnął, teraz już tylko mnie nienawidzi.

– Jesteś tak samo popierdolona jak ja! – warczy w moją stronę i wstaje

z kanapy, po czym rusza w stronę holu chwiejnym krokiem. – Jeszcze

przyjdziesz pod drzwi mojego pokoju i będziesz błagać, bym cię dotknął.

– Po moim trupie! Poskrom swoje wielkie ego i daj mi spokój! Jedna

rzecz twojemu ojcu się udała, to trzeba przyznać! – krzyczę w jego stronę

i uśmiecham się cierpko. – Stworzył potwora. Kogoś niezdolnego do

wyższych uczuć. Potrafisz tylko zaspokajać swoje żądze, poza tym jesteś

pusty w środku. Może teraz to dla ciebie wygodne, ale przyjdzie taki dzień,

że będziesz potrzebował pocieszenia i pomocnej dłoni. Pewnego dnia

będziesz przeraźliwie samotny, a wtedy nikt ci nie pomoże.

Mam ochotę podejść do niego, wspiąć się na palce i wpić w jego usta,

by udowodnić mu, jak bardzo potrzebujemy siebie nawzajem.

– Nie potrzebuję nikogo. Świetnie radzę sobie sam – odpowiada głosem

wypranym z emocji, ale jego wzrok jest przygaszony.

– Ależ potrzebujesz. Każdy potrzebuje od czasu do czasu. Jesteś

człowiekiem, Jason. A nie pieprzonym bogiem, za którego się uważasz. –

Mój głos jest coraz bardziej niepewny i cichy. Wiem, że nie wygram

z gównem, które jego ojciec tyle lat wkładał mu do głowy.


– Jesteś głucha, Cookie? Nie jesteś wyjątkowa. Dookoła jest mnóstwo

dziewczyn proszących się o pieprzenie. Ty jesteś po prostu pod ręką.

Naprawdę trzeba ci to powtarzać kilka razy, żebyś zrozumiała? – Mówi to

wszystko, stojąc do mnie tyłem. Nie mam pojęcia, czy na poważnie, czy

może złośliwie się uśmiecha. Wiem za to jedno: uwielbia mnie ranić.

Czuję, jak łza spływa po moim policzku, ale szybko ocieram ją

wierzchem dłoni. Ruszam przed siebie. Wymijam Jasona z prędkością

huraganu, patrząc w podłogę, bo nie chcę, by zauważył, że jego słowa mnie

obeszły. Wbiegam po schodach po dwa stopnie naraz, zamykam się

w pokoju, a potem daję upust wszystkim swoim emocjom.


Rozdział 14

Ginger

CAŁE POPOŁUDNIE SPĘDZAM U  IVY, która przygląda mi się podejrzliwie. Nic


dziwnego – ostatnio odwiedzam ją zawsze, gdy między mną a Jasonem

dochodzi do spięcia. Jak tak dalej pójdzie, niedługo u niej zamieszkam.

Uświadamiam sobie, że im dłużej żyję z moim przybranym bratem pod

jednym dachem, tym gorsza się staję. Okłamuję wszystkich dookoła – ojca,

któremu nie powiedziałam o naszym „brudnym” sekrecie, Drew, z którym

przecież powinnam być szczera, a teraz jeszcze swoją przyjaciółkę.

Ivy wypytuje o Jasona, bo plotki po mieście rozchodzą się

błyskawicznie. Wszyscy wiedzą, że u mojego ojca zamieszkała jego nowa

kobieta. I wszyscy są ciekawi, kim jest jej tajemniczy syn. Odpowiadam jej

półsłówkami, bo nie jestem gotowa, by wyznać prawdę.

Tak, Ivy. Mój przybrany brat jest przystojny. Jest też egocentrycznym,

pozbawionym uczuć dupkiem, zmanipulowanym przez własnego ojca.

I doprowadził mnie do orgazmu. To by było na tyle. Aha, jest jeszcze coś –

chyba się w nim zakochuję.

Nie, zdecydowanie to nie jest najlepszy czas na szczerość.

Ufam mojej przyjaciółce, ale nie na tyle, by ryzykować i o wszystkim

jej powiedzieć. Jeśli ktokolwiek w mieście dowiedziałby się o tym, co


zaszło między mną a nim, a plotki dotarłyby do mojego ojca… Wolę nawet

nie myśleć, jak źle mogłoby się to skończyć.

Gdy wracam do domu, słyszę głośną muzykę, a na podjeździe

dostrzegam rząd samochodów. To już chyba nasza mała, „urocza” tradycja.

Po każdej sprzeczce ja uciekam do Ivy, a Jason robi imprezę. Zupełnie

jakby chciał mi udowodnić swoją wyższość albo po prostu mnie wkurzyć.

Ze stoickim spokojem otwieram drzwi i staram się ignorować

dobiegające z salonu hałasy. Spodziewam się tej samej ekipy co ostatnio,

czyli załogi Lizard Tattoo, z piękną Evą na czele. Gdy idę w stronę

schodów, przelotnie zerkam do salonu. Z ulgą zauważam, że wśród gości

nie ma Muse’a, któremu ostatnio pozwoliłam na zbyt wiele.

Jest za to Jeff, który zawsze patrzy na mnie jak na soczysty kawałek

mięsa. Teraz jednak zajmuje się czymś zupełnie innym: właśnie wyjmuje

butelki z barku mojego ojca. Na brzegu kanapy siedzi Eva i popija piwo.

W dopasowanych, woskowanych rurkach i gorsetowym topie wygląda

jeszcze lepiej niż ostatnio. Na szczęście tym razem nie siedzi na kolanach

Jasona. Rozmawia z chłopakiem z wytatuowaną szyją, którego poznałam

wcześniej.

– O w mordę, nie ściemniałeś! Ona naprawdę tutaj mieszka! – słyszę

znajomy głos i mimowolnie się uśmiecham. Już wiem, kogo zaraz zobaczę.

Najpierw będą sporych rozmiarów piersi. Najpewniej okryte niewielkim

skrawkiem czegoś lateksowego i bardzo błyszczącego. One zawsze

pierwsze przykuwają wzrok. Dopiero później zwraca się uwagę na mocno

umalowaną, ładną twarz i burzę natapirowanych włosów.

– Dlaczego nie powiedziałaś mi, że mieszkasz z takim

przystojniakiem? – Obserwuję, jak Becky wybiega z salonu, by się ze mną

przywitać. Chwyta mnie mocno za ramię, wbijając w nie swoje

horrendalnie długie różowe paznokcie.


– Też miło mi cię widzieć. – Śmieję się, wyswobadzając się z jej

zabójczego uścisku.

– Byłam zrobić sobie tatuaż, a twój brat przystojniak nagle się pojawił,

dosłownie znikąd! Musiał wejść po cichu, bo nikt go nie zauważył.

– Taa, znam to. W domu też tak się skrada. Jest jak duch – mamroczę

i zerkam ponad jej ramieniem, bo jestem ciekawa, gdzie podziewa się temat

naszej rozmowy.

– Jeśli tak wyglądają duchy, to błagam, niech mój dom nawiedzi kilka

z nich! Mogą mnie nastraszyć, a potem przelecieć. – Becky porusza

znacząco brwiami i trąca mnie w bok.

Jęczę zażenowana, nakrywając twarz dłońmi. Znam ją od jakiegoś

czasu, więc powinnam już przywyknąć do tego, że jej myśli ciągle krążą

wokół seksu. A jednak wciąż mnie zaskakuje. Tę dziewczynę trudno

zdefiniować. Albo się ją kocha, albo nienawidzi. Na jej widok kobietom

opadają kąciki ust, a mężczyznom podnoszą się zupełnie inne rejony ciała.

Właściwie nie łączy nas jakaś wielka przyjaźń, ale lubimy od czasu do

czasu pogadać i mamy wspólnych znajomych. Doszły mnie słuchy, że

Becky kiedyś kręciła z Drew, ale to stare dzieje. Zresztą ona zalicza

każdego, kto ma motocykl i dobrze się prezentuje. I choć ma opinię łatwej

dziewczyny, która nie grzeszy rozumem, w rzeczywistości jest

niesamowicie sprytna i zabawna.

– Próbował mnie wyrwać – szepcze i dumnie wypina biust. – Ale byłam

twarda, poważnie. Przyszłam tu, bo powiedział, że jest twoim przybranym

bratem. Dawno się nie widziałyśmy, więc pomyślałam, że to doskonały

pretekst, by się spotkać.

– Hej, nie musisz mi się tłumaczyć – przerywam jej. – Skoro jest tobą

zainteresowany, a ty nim… – kontynuuję, skubiąc skórkę paznokcia.


Staram się brzmieć tak, jakby wcale mnie to nie obchodziło, ale chyba

kiepska ze mnie aktorka.

– Coś jest między wami nie tak? – Becky patrzy na mnie z ukosa, a ja

boję się, że odkryła nasz mały siostrzano-braterski „sekrecik”. – Jest

wkurwiający? Wyjada z lodówki całe żarcie? A może nie opuszcza deski,

gdy kończy sikać? Powiedz tylko słowo, a przemówię mu do rozumu. Nikt

nie będzie bezkarnie panoszył się w domu mojej przyjaciółki.

Nie mogę powstrzymać się od śmiechu, a jednocześnie czuję ukłucie

zazdrości. Najpierw Eva, teraz Becky. Jason szuka w mieście rozrywki, a to

oznacza, że mu się znudziłam.

– Dziękuję, Becky, ale będzie lepiej, jak pójdę na górę. Jason chyba nie

chce mojego towarzystwa na tej imprezie. – Przestępuję z nogi na nogę

i spoglądam tęsknym wzrokiem w stronę schodów.

– Żartujesz?! To twój dom, a on jest tu tylko tymczasowo. Nie pozwól

wejść sobie na głowę! Przyszłam tutaj dla ciebie, więc nie możesz tak po

prostu sobie pójść. – Moja przyjaciółka zaciska swoje różowe usta. To

dziewczyna, która nie przyjmuje odmowy.

Unoszę jedną brew i patrzę na nią z powątpiewaniem. Zdanie

„Przyszłam tutaj dla ciebie” nie brzmi zbyt przekonująco.

– No dobra. – Wzdycha i przewraca oczami. – Przyszłam tutaj dla

niego. Widziałaś, jaki ma tyłek?! Ale jeśli okaże się kutasem, który nie

szanuje swojej przybranej siostry, to przywołam swoją macicę do porządku

i powstrzymam żądze. Przynajmniej na jakiś czas.

Obserwuję, jak przerzuca swoje włosy z lewej strony na prawą, po

czym próbuje upchnąć wylewające się piersi z powrotem na miejsce. Kręcę

głową z niedowierzaniem i uśmiecham się pod nosem. Dlaczego ja nie

mam tyle pewności siebie i woli walki, co ona? Życie jest o wiele
łatwiejsze, gdy masz gdzieś, co inni o tobie myślą, a do tego posiadasz cięty

język.

Tej dziewczynie trudno odmówić, więc idę za nią do salonu. Jestem

spięta i zdenerwowana. Przy kuso ubranej Becky i olśniewającej Evie czuję

się jak szara mysz. Postanawiam nie patrzeć na Jasona i jak najmniej się

odzywać. Jednak po chwili widzę coś, co sprawia, że zmieniam zdanie.

– Gdzie jest moja choinka?! – wydzieram się na cały salon, a wszyscy

obecni patrzą na mnie zaskoczeni.

Mówiłam coś o braku pewności siebie i woli walki? Jeśli chodzi

o święta i tradycje bożonarodzeniowe, to ZAWSZE stawiam na swoim.

Wpatruję się w pustą przestrzeń na środku salonu, gdzie jeszcze dziś

rano stało bożonarodzeniowe drzewko.

– Wyglądała tragicznie. Połamałaś ją i pozrywałaś większość ozdób,

więc ją wywaliłem. – Jason wzrusza ramionami i otwiera butelkę piwa. Nie

ma na głowie kaptura, więc bez trudu dostrzegam jego szyderczy uśmiech

i oczy, które rzucają mi wyzwanie.

Panoszy się w moim domu, sprasza znajomych, hałasuje, a teraz jeszcze

wywala moją choinkę. W te święta nie obędzie się bez ofiar!

Moja furia sięga zenitu. Żałuję, że nie mam takich mocy jak Carrie

z horroru.

– Nikt. Nie. Może. Tknąć. Choinki. Bez. Mojej. Zgody – mówię powoli

i chyba brzmię dość przerażająco, bo słyszę, jak Jeff wciąga głośno

powietrze. – To Święty Graal tego domu. A ty go tak po prostu wyrzuciłeś!

– Wyluzuj, Cookie. Starzy wyjechali, więc i tak nie obchodzimy

świąt. – Jason śmieje się beztrosko i bierze łyk z butelki.

– Jezu, ty chyba nie wiesz, co zrobiłeś, prawda? – Becky patrzy na

niego z niedowierzaniem, a potem śmieje się złowrogo. – Przecież Ginger

ma fioła na punkcie świąt. Co z ciebie za brat?!


– Przybrany brat. – Ja i Jason odpowiadamy jednocześnie. Patrzymy na

siebie zaskoczeni tym, że tak doskonale się zgraliśmy.

– Okej, ta rozmowa nie ma sensu. Dajcie mi piwo. – Becky przewraca

oczami, po czym postanawia sama się obsłużyć i bierze ze stołu butelkę.

– Nie powinnaś czasem iść do siebie? Już późno. Grzeczne dziewczynki

o tej porze śpią. – Ton Jasona jest pełen wyższości. Brzmi jak typowy

starszy przemądrzały brat. Mówiąc to, macha na mnie ręką w sposób,

w jaki odsyła się kelnera albo odtrąca natarczywą muchę. Zaciskam dłonie

w pięści i staram się głęboko oddychać.

Robi to specjalnie, Ginger. Prowokuje cię. Chce, byś wpadła w szał

i wyszła na kretynkę przed wszystkimi.

Na szczęście nie mam czasu dać ujścia emocjom, bo ktoś mnie

uprzedza.

– Czy ja się przesłyszałam?! – Becky bierze się pod boki i rzuca mu

wściekłe spojrzenie. – Ona tu mieszka, ćwoku. A ty, sądząc po tym, jak na

ciebie patrzy, jesteś nieproszonym wrzodem na jej dupie. Więc nie mów jej,

co ma robić, złamasie!

Jason, słysząc taką wiązankę, krztusi się piwem. Pewnie szanowny „Pan

Jestem Zajebisty” nie przywykł, by ktoś mówił do niego w ten sposób.

– Becky, daj spokój… – Kładę dłoń na jej ramieniu i próbuję załagodzić

sytuację.

– Ona ma rację, Ginger. Masz prawo tu być, a Jason na pewno nie ma

już nic przeciwko, prawda? – Eva niespodziewanie wtrąca się do rozmowy

i rzuca mojemu przybranemu bratu spojrzenie pełne nagany. Nie mogę

uwierzyć, że stanęła po mojej stronie.

– Kobieca solidarność, kurwa – burczy pod nosem Jason, gapiąc się

przed siebie. Po raz pierwszy widzę go zawstydzonego. – Posiadanie siostry


jest do dupy – dodaje, a moja cierpliwość właśnie się wyczerpuje. Tego już

za wiele. Lepiej niech Becky mnie trzyma, bo nie ręczę za siebie.

Podchodzę szybkim krokiem do fotela i patrzę na niego z góry, bo

nawet nie raczy wstać. Wyrywam mu butelkę z rąk i z hukiem odstawiam

na stół. Dopiero wtedy podnosi się gwałtownie i mruga zaskoczony, bo

chyba nie spodziewał się takiego rozwoju akcji.

– Posiadanie siostry jest do dupy, co? A co ja mam powiedzieć?! Nie

prosiłam się o brata! Miało cię tu nie być! A ty nagle zjawiasz się

i sprawiasz, że każdy je ci z ręki, a mnie rozstawiasz po kątach! Mam cię

dość! – krzyczę i dźgam go palcem w tors. Pewnie wyglądam jak mała

rozwścieczona dziewczynka, a nie groźna, pewna siebie kobieta, ale mam

to gdzieś.

– Lepiej, żebyś kupił jej tę pieprzoną choinkę. Zrób to dla własnego

dobra – odzywa się Jeff i patrzy na niego współczująco. Jednak gdy

wszystkie naraz: ja, Becky i Eva, rzucamy mu ostrzegawcze spojrzenia,

wciska się w kanapę i nie mówi już nic więcej.

Czekam cierpliwie, bo mam nadzieję, że mój przybrany brat wyrazi

skruchę i zrobi cokolwiek, by załagodzić sytuację. Ale to Jason „Klękajcie,

Kurwa, Przede Mną, Narody” i w jego słowniku nie ma takiego słowa jak

„przepraszam”. Uśmiecha się leniwie i patrzy na mnie jak na coś do

jedzenia.

– Nie znałem cię od tej strony. – Pochyla się i szepcze mi do ucha tak,

że nikt poza nami tego nie słyszy. – Podobasz mi się taka ostra, Cookie. Już

jestem twardy – dodaje, a ja w tym momencie tracę nad sobą kontrolę i go

policzkuję.

W salonie słychać tylko głośne plaśnięcie i pomruk Becky:

– O w mordę…
– Jutro kupisz mi choinkę. Najładniejszą, najbardziej rozłożystą

i najbardziej zieloną – syczę, masując obolałą dłoń.

Jason patrzy na mnie szeroko otwartymi oczami. Jego twarz nie wyraża

żadnych emocji. Z satysfakcją podziwiam czerwony ślad mojej dłoni na

jego skórze.

Dopiero po chwili dociera do mnie, co zrobiłam. Jest mi wstyd.

Potwornie wstyd. Nigdy wcześniej nikogo nie uderzyłam. Jestem

poukładana. Dobra. Przestrzegam zasad. I nigdy nie robię czegoś pod

wpływem impulsu. A teraz znów przez niego przekroczyłam granicę, której

nigdy nie powinnam była przekroczyć. Kolejny raz udało mu się

wyprowadzić mnie z równowagi. Wyszłam na wariatkę, która wpada

w furię. I to z jakiego powodu? Z powodu choinki!

Odwracam się i wybiegam z salonu. Wchodzę po dwa stopnie naraz

i już po chwili jestem w swoim pokoju. Gdy zamykam drzwi, nadal szybko

oddycham i trzęsą mi się dłonie. Jason uwalnia ze mnie potwora. Wyciąga

najgorsze cechy. Sprawia, że z dobrej osoby zamieniam się w samolubną

i targaną żądzami.

– Ginger? Wszystko okej? Jeśli nadal jesteś na niego zła, mam

wyciskarkę do cytrusów. – Głos Becky dociera do mnie zza drzwi. – Każdy

posiadacz penisa powinien obawiać się wyciskarki do cytrusów. Wiem, co

mówię.

Milczę, bo nie mam pojęcia, co jej odpowiedzieć. Jestem jej wdzięczna

za chęć pomocy, ale wolałabym zostać teraz sama.

– Wiedziałaś, że męskie jądra są bardzo wrażliwe na ból? A wiedziałaś,

że moja wyciskarka do cytrusów ma tryb turbo i ściska dosłownie

wszystko? Powtarzam, WSZYSTKO.

Uśmiecham się mimo mojej beznadziejnej sytuacji. Becky wie, jak

sprawić, by wszystko wydawało się lepsze.


– Dzięki, poradzę sobie. – Pociągam nosem i staram się brzmieć

radośnie.

– Chcesz pobyć sama. Rozumiem. – Odchrząkuje i chyba kieruje się

w stronę schodów. – Nie przelecę go. Straciłam na niego ochotę z chwilą,

gdy zaczął ci rozkazywać – dodaje. – Aha, jeszcze jedno: uważaj na niego.

Wstrzymuję oddech, bo wiem, że Becky umie rozszyfrowywać ludzi

w mgnieniu oka. A co, jeśli wie, do czego doszło między mną a Jasonem?

– Patrzył na ciebie… sama nie wiem… jakby pragnął cię zniszczyć

i jakby jednocześnie czegoś bardzo od ciebie chciał. Uważaj, dobrze?

Po chwili słyszę stukot jej obcasów na schodach. Zwieszam głowę

i zastanawiam się, czy ma rację. Nie wiem, w co gra ze mną Jason, ale

jedno jest pewne: dopóki nie znam zasad tej gry, zawsze będę na straconej

pozycji.
Rozdział 15

Ginger

15 grudnia

ZNÓW MAM EROTYCZNY SEN z moim przybranym bratem w roli głównej. Im


bardziej próbuję wyrzucić go ze swojej głowy, tym on częściej do niej

wraca. Chociaż wiem, że to tylko senne marzenia, nie chcę ich przerywać.

Mruczę zadowolona, bo w moim śnie Jason właśnie obsypuje pocałunkami

moją szyję. Wyginam plecy w łuk, gdy wsuwa we mnie swoje palce.

Podobasz mi się taka ostra. Już jestem twardy.

Otwieram oczy i czuję przyjemne napięcie między udami. Oczywiście

zawsze muszę obudzić się w najlepszym momencie. Wzdycham

rozdrażniona, odwracam się na drugi bok i zamieram. Twarz Jasona jest

zaledwie kilka centymetrów od mojej. Leży oparty na przedramieniu

i patrzy na mnie tym swoim wzrokiem pozbawionym emocji. Chyba mam

déjà vu. Już raz to przerabialiśmy.

Przesuwam się szybko na drugi koniec łóżka i opatulam kołdrą po samą

szyję, bo choć nie spałam nago, to i tak mam wrażenie, że zobaczył zbyt

wiele. Jeden kącik jego ust unosi się powoli do góry. Znam ten uśmiech. To
ten w stylu: „wiem, co przed chwilą działo się w twojej głowie”. Moje

poczucie zażenowania sięga zenitu.

– Czego chcesz? – Próbuję brzmieć groźnie, ale widok jego w moim

łóżku sprawia, że czuję coś zupełnie innego niż niechęć. Nadal leżę

owinięta ciasno kołdrą i pewnie przypominam burrito.

– O czym śniłaś? – Patrzy na mnie i wciąż głupio się uśmiecha, a ja

wściekam się, bo zignorował moje pytanie.

Obserwuję, jak podnosi się i siada na skraju łóżka. Dopasowana

koszulka podkreśla mięśnie na jego torsie, a ja przeklinam w duchu swoje

ciało. Napięcie między udami nie ustaje.

– O choinkach. – Spoglądam szybko w kierunku okna, by nie zauważył,

że kłamię. Na zewnątrz robi się już widno.

Śmieje się, gdy słyszy moją odpowiedź. To oczywiste, że wie, jaki

miałam sen.

– W takim razie zaraz zrobisz się mokra, bo zabieram cię po jedną

z nich.

Szybko odwracam twarz w jego stronę i marszczę brwi.

– No co? Ruszaj tyłek. Jedziemy kupić choinkę.

Nie wiem, co powiedzieć. Nie spodziewałam się, że po wczorajszym

będzie miał wyrzuty sumienia i zdecyduje się kupić nowe drzewko. Cieszę

się jak dziecko i jestem podekscytowana, choć oczywiście nie daję tego po

sobie poznać.

– No dalej, dalej. – Podnosi się z łóżka i ponagla mnie. – Musimy

dotrzeć na miejsce, zanim wykupią najlepszego Jasona. – Staje w progu,

zakłada ręce na piersi, a na jego twarzy igra uśmiech.

– Wykupią Jasona? Co ty bredzisz?! – pytam zirytowana.

– Mówiłaś, że śniłaś o choinkach. A jęczałaś przez sen: „Jason…

Jason…”. Założyłem więc, że tak musi nazywać się twoja choinka ze snów.
Tak więc jedziemy po Jasona – odpowiada, z trudem powstrzymując

śmiech, po czym odwraca się i wychodzi.

Płonę ze wstydu. Mimo że jestem w pokoju sama, zakrywam twarz

dłońmi i nie mam ochoty nigdzie jechać. Choć muszę przyznać, że to

zawsze jakiś postęp. Skoro Jason chce sam z siebie zrobić coś dobrego

i kupić świąteczne drzewko, muszę to wykorzystać. Kto wie? Może zły

Grinch przechodzi przemianę i zamienia się w dobrego świątecznego elfa?

– Co właściwie stało się z tamtą choinką? Wyglądała jak po przejściu

huraganu – dopytuje Jason, gdy jedziemy za miasto. Wybieramy się na

farmę Bena, który latem sprzedaje tony kukurydzy, jesienią handluje

dyniami, a zimą ma najpiękniejsze choinki pod słońcem.

Usiłuję patrzeć wszędzie dookoła, tylko nie na mojego przybranego

brata. Krępujący poranek i jego jeszcze bardziej krępujące pytania nie

zachęcają do kontaktu wzrokowego.

– Mówiłam już o tym podczas kolacji z rodzicami – tłumaczę

cierpliwie. – Chciałam poprawić kilka ozdób, pośliznęłam się na drabince

i wpadłam wprost na nią. – Staram się brzmieć tak, jakbym wcale nie

kłamała.

– Ta drabinka bywa zdradziecka, prawda? – Jason uśmiecha się

tajemniczo. Od razu przypomina mi się nasz pocałunek, gdy straciłam

równowagę, a on mnie uratował.

W końcu docieramy na miejsce. Gdy zauważam ogromną przestrzeń

wypełnioną zielonymi drzewkami, ekscytuję się jak dziecko. Piszczę

z wrażenia, a Jason przewraca oczami.

– Tylko nie wybierz największego. Musimy je zmieścić do auta – mówi,

parkując obok bramy. Wygląda, jakby przyjechał tu za karę.


– Rozmiar ma znaczenie. Kto jak kto, ale wy, mężczyźni, powinniście

to wiedzieć – żartuję, choć jeszcze wczoraj byłam pewna, że nie odezwę się

do niego do końca życia.

– Taa, chętnie ci to udowodnię – mruczy i zakłada na głowę kaptur

bluzy.

– Co powiedziałeś? – Patrzę na niego i chcę upewnić się, czy dobrze

zrozumiałam.

– Chodziło mi o to, że chętnie wybiorę choinkę we właściwym

rozmiarze – odpowiada, stojąc do mnie tyłem, ale dobrze wiem, co

usłyszałam.

Brniemy przez małe zaspy, aż w końcu docieramy do prowizorycznej

altany, w której Ben popija gorącą kawę i czeka na klientów. Podziwiam

płot udekorowany kolorowymi światełkami, dmuchanego renifera

bujającego się majestatycznie nad domem farmera i tabliczki z kolorowymi

napisami: „Najlepsze choinki w mieście! Najtaniej! Okazja!”.

– Nie zaśliń się – mówi Jason i szturcha mnie w ramię.

Ignoruję go i zgrywam obrażoną. Doskonale wie, jak bardzo kocham

wszystkie świąteczne ozdoby. W tym miejscu czuję się tak, jak większość

dziewczyn podczas wyprzedaży w sklepie z ciuchami. Świecą mi się oczy,

a moje serce szybko bije. No dobra, za stan mojego serca odpowiada

głównie mój przybrany brat oraz to, że jego tyłek wygląda obłędnie

w dżinsach, które ma na sobie.

– Coś mi mówi, że mamy tu profesjonalistkę! Kto jak kto, ale córka

Rocka Blackwella na pewno zna się na choinkach! – Stary Ben uśmiecha

się do mnie, pokazując pokaźne braki w uzębieniu.

– Bez przesady. – Spuszczam skromnie wzrok. – Mój ojciec zna się na

drewnie, ale ja nie mam o tym zielonego pojęcia.


– To choinkowa masochistka. – Jason mruga porozumiewawczo do

staruszka. – Nie da sobie wcisnąć byle czego, więc lepiej pokaż nam

najlepsze drzewko, jakie masz.

– Ma się rozumieć! Mam tutaj kilka cudeniek, ale ostrzegam, nie należą

do najtańszych. Za jakość trzeba płacić. – Ben zaprasza nas na swoje pole,

gęsto zastawione choinkami.

Spacerujemy już dłuższy czas, a ja co chwilę zatrzymuję się przy jakimś

drzewku, zachwycam się nim i jestem pewna, że to jest to jedyne, by zaraz

ruszyć dalej, stanąć przed kolejnym i krzyknąć: „Jest niesamowite! Musimy

je kupić!”. Jason marudzi pod nosem, że jestem nienormalna i że to

przecież tylko choinki. Ignoruję go. Skoro wywalił drzewko z salonu, teraz

musi pocierpieć.

– Od razu widać, kto rządzi w waszym związku. Ta mała nie da sobie

w kaszę dmuchać, co? – Stary Ben bierze się pod boki i patrzy na nas

z rozbawieniem. – Zastanów się dwa razy przed ślubem, młody człowieku.

Powiem ci w sekrecie, że potem będzie tylko gorzej – dodaje po cichu

i mruga porozumiewawczo do Jasona. Ja oczywiście wszystko słyszę.

– To tylko mój brat – mówię pospiesznie. – Przybrany. Ojciec niedługo

się żeni.

– Coś takiego! Byłem pewien… wyglądacie, jakbyście… No,

nieważne. – Sprzedawca zerka na nas zakłopotany.

Nagle czuję na sobie dłoń Jasona. Przesuwa się powoli po moich

plecach w dół, a potem ściska mój tyłek. Szybko posyłam mu ostrzegawcze

i jednocześnie spanikowane spojrzenie. Gorąco uderza w moje policzki, a ja

tylko modlę się, by Ben niczego nie zauważył. Oczywiście Jason udaje, że

nic się nie dzieje, i szelmowsko się uśmiecha. Wie, że ostatnie, czego chcę,

to by nasz „brudny sekret” wyszedł na jaw.


– Ta będzie idealna! – Staruszek wskazuje na średniej wielkości

drzewko z rozłożystymi gałęziami. Podoba mi się: jest symetryczne

i rozmiarem w sam raz pasuje do salonu.

– Chyba żartujesz! To kwota z kosmosu. W życiu nie zapłacę tyle za

jakiś badyl. – Jason macha mu przed oczami kartką, na której widnieje cena

choinki.

Kręcę głową zażenowana. Akurat jego stać na taki wydatek. Zresztą

mogę sama zapłacić, skoro jest taki skąpy.

– Eee… Ale to jedno z najładniejszych drzewek. U konkurencji ceny są

jeszcze wyższe. – Ben drapie się po głowie i znów wygląda na

zakłopotanego. Wiem, że ma rację, a Jason jak zwykle wszystko

komplikuje.

– Przepraszam za mojego brata. Wczoraj przypadkiem zniszczył swój

ukochany świąteczny sweter i wyładowuje frustrację na wszystkich

dookoła. – Zerkam porozumiewawczo na staruszka i czuję na sobie

lodowate spojrzenie Jasona. Skoro on może sobie stroić ze mnie żarty, to

czas się trochę odegrać. – Musi pan wiedzieć, że Jason uwielbia świąteczne

swetry. Ma ich całą kolekcję.

– Poważnie? – Oczy starego Bena robią się wielkie jak spodki. – Bo ja,

szczerze mówiąc, nie znoszę nosić tego okropieństwa. Zmuszam się do tego

tylko w święta, bo moja żona co roku dzierga to dziadostwo specjalnie dla

mnie.

– Jason też dzierga swetry! Uwielbia siadać w długie zimowe wieczory

i robić swetry z uroczymi podobiznami reniferów i elfów – mówię

z przesadnym entuzjazmem i jednocześnie uśmiecham się słodko do

Jasona, który wygląda na coraz bardziej rozwścieczonego.

– Cóż… – Ben sprawia wrażenie zakłopotanego. Podejrzewam, że jego

zdaniem robienie swetrów to typowo kobiece zajęcie.


– Jego ulubiony to taki z reniferem, który ma piszczący nos i jest

obsypany brokatem – kontynuuję. – I to właśnie on się zniszczył.

– Brokatem? To już przesada… – Sprzedawca rzuca Jasonowi

zniesmaczone spojrzenie.

– Jason lubi brokat. Kiedyś przyłapałam go wdzięczącego się przed

lustrem w pięknej brokatowej, różowej…

– Wystarczy. – Rozwścieczony Jason chwyta mnie za dłoń. – Wróćmy

do rozmowy o choinkach.

– Racja młody człowieku – wtrąca Ben. – Zejdę z ceny, ale opuszczę

piętnaście procent, ani grosza więcej!

Podskakuję uradowana i szturcham mojego przybranego brata w ramię,

dając mu znak, by szykował portfel. Nie patrzę na niego. Nie chcę widzieć

żądzy mordu w jego oczach. Na szczęście naciągnął kaptur bluzy tak, że

dostrzegam tylko nerwowo drgające mięśnie jego szczęki. W końcu bez

słowa podaje sprzedającemu odliczoną kwotę, a potem bierze choinkę i nie

czekając na mnie, taszczy ją do samochodu.

Po chwili siedzę w aucie zmarznięta, ale zadowolona z siebie. Już mam

odwrócić głowę w stronę Jasona i ponaglić go, by w końcu odpalił silnik,

ale nagle opadam do tyłu. Leżę prawie na wznak, bo gwałtownie rozłożył

siedzenie. Teraz góruje nade mną, ściąga kaptur z głowy, a jego spojrzenie

nie zapowiada miłej pogawędki. Moje piersi szybko unoszą się i opadają.

Tak dzieje się zawsze, gdy on jest blisko mnie: nie potrafię normalnie

oddychać, zupełnie jakby kradł mi tlen i wysysał ze mnie całą silną wolę.

– Dobrze się bawiłaś, upokarzając mnie przed tym starym zrzędą? –

Zbliża swoją twarz do mojej i oblizuje usta. Znów wygląda tak, jakby

zamierzał mnie zjeść.

– Tak samo dobrze jak ty wczoraj, gdy potraktowałeś mnie jak naiwną

gówniarę w obecności swoich znajomych – odpowiadam cicho, a kłębuszki


pary wydobywające się z jego i moich ust mieszają się ze sobą.

– Doprowadzasz mnie do szału. Za każdym razem gdy cię widzę, mam

ochotę coś rozwalić! – warczy, a jego spojrzenie sprawia, że wciskam się

głębiej w siedzenie.

– Mam dokładnie tak samo na twój widok – odcinam się, patrząc mu

prosto w oczy. Jestem przekonana, że zaraz da upust swoim emocjom

i znów na mnie nawrzeszczy.

Zamiast tego opada na mnie gwałtownie i zanurza twarz w zagłębieniu

mojej szyi. Przyciska nos do obojczyka, wciągając mocno mój zapach.

Przechodzi mnie przyjemny dreszcz i nagle wydaje mi się, że samochód

skurczył się do wielkości pudełka od zapałek. Mam potrzebę wzięcia

głębszego oddechu, ale jego ciało napiera na mnie, a moje piersi

rozpłaszczają się pod naciskiem jego twardego torsu.

Po chwili słyszę dźwięk rozsuwanego zamka mojej kurtki. Jego ciepła,

zdecydowana dłoń ląduje na moim ramieniu i zsuwa z niego luźny sweter.

Jason niespodziewanie zatapia zęby w mojej nagiej skórze tuż przy

obojczyku. Robi to wystarczająco mocno, bym jęknęła z bólu. Jestem

pewna, że ugryzł mnie do krwi. Za moment zaczyna pokrywać świeżą ranę

powolnymi gorącymi pocałunkami i ból ustępuje przyjemności.

– Powiedziałaś, że mam się trzymać od ciebie z daleka… że mam dać ci

spokój… – Dyszy, przesuwając ustami po linii mojej szczęki coraz niżej aż

na dekolt. Jego dłonie zsuwają sweter, a chłodne powietrze owiewa moje

ramiona. Po chwili odsuwa zębami miękką miseczkę koronkowego stanika

i bierze do ust sterczący sutek. – No to mamy problem, bo nie dam ci

spokoju. I mam gdzieś, czy ktoś nas tutaj zobaczy. – Jego wargi poruszają

się na mojej brodawce, a ja szarpię się pod wpływem tej niespodziewanej

pieszczoty. Za moment przenosi usta na moją drugą pierś i sprawia, że

drugi sutek także robi się twardy.


Jestem zbyt oszołomiona, by zrobić cokolwiek. Ale skłamałabym,

mówiąc, że nie mam siły tego przerwać. Ja po prostu nie chcę, by

przestawał. Zachłannie wplatam palce w jego włosy i wypycham naprzeciw

niego szczyty swoich piersi. Mruczy zadowolony i zatapia między nimi

swoje usta.

Jest ranek, słońce świeci w szyby naszego samochodu i za chwilę

zjawią się tu kolejni spragnieni choinek klienci. Ktoś może nas zobaczyć,

rozpoznać, przyłapać na gorącym uczynku. Ale świadomość tego wcale nie

studzi mojej żądzy. Przeciwnie: nakręca mnie jeszcze bardziej. W tym, co

robimy, jest coś grzesznego i ekscytującego. Coś, co daje mi poczucie, że

w końcu żyję tak naprawdę.

Ręka Jasona wciska się pod moje plecy, a potem wsuwa pod materiał

dżinsów i chwyta mój tyłek, mocno go ściskając. Druga dłoń gorączkowo

szamocze się z guzikiem z przodu, a gdy osiąga sukces, odpina zamek

i wślizguje się pod wilgotny materiał moich majtek. Wszystko dzieje się tak

szybko, że nie mam czasu nawet rozmyślać o tym, jak bardzo niewłaściwe

jest to, co teraz robimy.

Jason napiera na mnie z taką siłą, że niewygodny zagłówek fotela wbija

się w moje plecy. Jego chłodne palce między moimi udami sprawiają, że

wiję się pod nim z rozkoszy, bo każde tarcie, każdy dotyk zwiększają moje

doznania. W końcu odrywa usta od moich sutków, podnosi głowę i patrzy

na mnie wzrokiem pijanym z pożądania. Mam ochotę zrobić mu teraz

zdjęcie, a potem modlić się do niego każdego wieczora.

Gdy tylko o tym myślę, on całuje mnie, a raczej miażdży moje wargi

swoimi, jakby był głodny i nie mógł się mną nasycić. Desperacja połączona

z pragnieniem, mieszanka wybuchowa, której nie da się już zatrzymać.

– Gdy zobaczyłem, jak robisz sobie dobrze pod prysznicem… – Kręci

głową i przymyka oczy, jakby samo wspomnienie tamtej chwili zwalało go


z nóg. – Gdy wyjęczałaś moje imię… Wtedy wiedziałem, że nie

wytrzymam i będę musiał cię dotknąć, choć mi zabroniłaś – szepcze, a jego

palce ślizgają się gorączkowo po moich wilgotnych zakamarkach. –

A kiedy dziś przez sen zrobiłaś to samo… To była tylko kwestia czasu. Nie

jesteś w stanie już tego powstrzymać.

Moje uda zaczynają drżeć, gdy mówi głośno to, co od dawna

podświadomie wiedziałam. Gorąco w moim podbrzuszu robi się nie do

zniesienia, bo Jason zaczyna skubać zębami moją dolną wargę. Wiem, że

wystarczy tylko, by włożył we mnie swoje palce, a dojdę szybko i głośno.

– Wiedziałam. – Dyszę, zapraszając go językiem do swoich ust. –

Wiedziałam, że patrzysz. Jak myślisz, dlaczego zostawiłam otwarte drzwi

i odsuniętą zasłonę prysznicową? Chciałam, żebyś mnie widział… – Moje

ostatnie słowa przeradzają się w jęk, gdy czuję, jak jego palce zaczynają

wdzierać się w moje ciasne wnętrze.

Tak, zrobiłam to specjalnie. Pragnęłam, by mnie obserwował.

Podniecało mnie to. Wiedziałam, że jest wtedy w domu i nie przejdzie

obojętnie obok drzwi łazienki, słysząc, że biorę prysznic. Dawna Ginger

w życiu nie wpadłaby na tak nieprzyzwoity pomysł.

– Zrobiłem z ciebie potwora. Bardzo seksownego potwora. – Patrzy na

mnie zaskoczony i zadowolony jednocześnie.

Po chwili znów zatraca się w moich ustach, a ja dochodzę tak

intensywnie jak nigdy dotąd. Zaciskam się na jego palcach, a on warczy

w moje ramię i wiem, że z trudem panuje nad pragnieniem, którego nie

zaspokoił. Czuję, jaki jest twardy i gotowy, gdy ociera się o moje udo.

Nagle słyszymy dźwięk silnika i odgłos opon skrzypiących na śniegu.

Jason podrywa się oszołomiony i szybko ustawia moje siedzenie do pionu.

Spanikowana zapinam kurtkę i poprawiam włosy. Ledwo udaje się nam

doprowadzić do ładu, gdy obok swoim luksusowym chevroletem parkują


rodzice Ivy. Oczywiście mamy pecha, bo matka mojej przyjaciółki spogląda

w naszą stronę i od razu mnie poznaje. Chcąc nie chcąc, muszę uchylić

szybę.

– Ginger, kochanie! Ty też przyjechałaś po świąteczne drzewko?

Słyszałam, że tutaj mają najładniejsze. – Kobieta, która wygląda jak milion

dolców, gada jak najęta. – O, a co to za przystojny młody człowiek obok

ciebie? – Zerka na Jasona.

Zastanawiam się, czy zauważyła moje lśniące, nieprzytomne spojrzenie

i zaróżowione policzki. Dobrze wiem, że widać jak na dłoni, co się przed

chwilą ze mną działo.

– To mój przybrany brat – mamroczę i uśmiecham się z wysiłkiem.

Biorąc pod uwagę to, co przed chwilą robiliśmy, słowa „przybrany brat”

z trudem przechodzą mi przez gardło. Jason uprzejmie wita się z matką

mojej przyjaciółki, ale nie jest skory do rozmowy.

– Widzę, że wyprawa po drzewko się udała. – Ojciec Ivy wysiada

z wozu i zagląda do nas przez szybę.

– Żeby pan wiedział. Nie sądziłem, że kupowanie choinki może być tak

ekscytujące – odpowiada Jason.

Gdy spoglądam na niego, ze zdziwieniem zauważam, że wcale nie

patrzy na swojego rozmówcę. Gapi się wprost na mnie.


Rozdział 16

Ginger

NIEZRĘCZNA CISZA. To najdelikatniejsze określenie tego, co panuje między


nami, gdy wracamy do domu. Na samo wspomnienie palców Jasona

pieszczących moje ciało muszę zacisnąć uda. Mam ochotę poprosić, by

zatrzymał auto i pozwolił mi się zrewanżować, ale on znów stwarza jakąś

niewidzialną barierę, którą odgradza nas od siebie. Milczy, wpatruje się

w drogę i trzyma dłonie nienaturalnie sztywno na kierownicy. Tak jest

zawsze: gdy robi jeden krok do przodu i zbliża się do mnie, potem szybko

się wycofuje, robiąc dwa kroki w tył.

– Podwieź mnie do Ivy, jeśli to nie problem – bąkam, nie patrząc na

niego, a potem podaję mu adres, pod którym mieszka moja przyjaciółka.

On w odpowiedzi burczy coś niezrozumiale. To nasza jedyna rozmowa

podczas całej trasy powrotnej.

– Dzięki za to wszystko… No wiesz… że pojechałeś ze mną po

drzewko. Jutro je udekoruję – jąkam się i przesadnie wymachuję rękami,

gdy próbuję się z nim pożegnać.

– Nie ma sprawy – odpowiada, nie zaszczycając mnie ani jednym

spojrzeniem. Odjeżdża gwałtownie, ledwo tylko zdążę zamknąć drzwi

samochodu.
Tym razem wracam do domu jeszcze przed zmrokiem. Nie chcę, by

Jason pomyślał, że go unikam. Postanawiam przestać obsesyjnie o nim

myśleć i skupić się na nadchodzących dniach. Zorganizuję wszystko, jak

należy. Choćbym nawet sama miała zasiąść do świątecznego stołu. Mama

chciałaby, aby tradycji stało się zadość, i żaden tajemniczy, arogancki

dupek mi w tym nie przeszkodzi. Nawet jeśli jego szczęka aż prosi się

o dotknięcie, a jego usta smakują tak…

Gdy zaglądam do salonu, widzę, że świąteczne drzewko stoi obok

fotela. Wygląda niesamowicie – jest nieco większe i bardziej rozłożyste od

poprzedniego. Zaczynam mieć wyrzuty sumienia, że nie pomogłam

Jasonowi wnieść go do domu.

Brak mi weny, by tego wieczora je udekorować. To musi być dobrze

zaplanowana misja, a nie rozwieszanie ozdób bez jakiegokolwiek planu.

Aby zabrać się do tego, jak trzeba, powinnam być wypoczęta, mieć otwarty

umysł i dużo wolnego czasu. Ubieranie choinki jest dla mnie

przedsięwzięciem na miarę przygotowań do balu maturalnego czy czegoś

w tym stylu. Wszystko musi być i-de-al-nie.

Nie mam zamiaru siedzieć bezczynnie w swoim pokoju, więc biorę się

do robienia pierniczków z przepisu mamy. Na szczęście nie muszę iść do

sklepu, bo w kuchni znajduję wszystkie potrzebne składniki. Po jakichś

piętnastu minutach pomieszczenie wygląda jak po ataku nadpobudliwych

pięciolatków, a słowo „bałagan” to zbyt łagodne określenie.

Mój problem polega na tym, że jestem zorganizowana i porządna

w dziewięćdziesięciu dziewięciu procentach. Pozostały jeden procent

dotyczy właśnie kuchni. Gdy gotuję czy piekę, nie zwracam uwagi na

rozsypaną mąkę, skorupki od jajek i rozlane mleko. Jestem w amoku

niczym naukowiec, który tworzy genialną miksturę. Zazwyczaj mam przy

tym umorusaną twarz i ręce posklejane od ciasta. Ja jednak uwielbiam ten


stan – pichcenie działa na mnie odprężająco i pozwala pozbyć się z głowy

ciężkich myśli. A biorąc pod uwagę, że pierniczki z przepisu mamy piekłam

już wiele razy, idzie mi jak z płatka.

Po wyrobieniu ciasta zawsze daję mu chwilę na odpoczynek – to

gwarancja kulinarnego sukcesu. Tym razem tak samo. Nastawiam wodę na

herbatę i włączam w odtwarzaczu Santa Baby – najbardziej zmysłową

świąteczną piosenkę, jaką znam. Głos Earthy Kitt jest niczym płynny lukier.

Zamierzałam ogarnąć rozgardiasz w kuchni i potem wziąć się do

rozwałkowywania ciasta, ale piosenka porywa mnie na tyle, że zaczynam

kręcić biodrami i nucić pod nosem.

’I’ve been an awful good girl Santa baby,

so hurry down the chimney tonight.

Zawsze wyobrażam sobie, że to właśnie przy tej piosence robię

ukochanemu striptiz w seksownym stroju Pani Mikołajowej. Dokładnie tak

miało być rok temu – chciałam zatańczyć i rozebrać się przed Drew, ale

ostatecznie nie miałam odwagi.

Piosenka dobiega końca, więc wracam do ciasta i zaczynam je

rozwałkowywać. Orientuję się, że w tym całym chaosie zapodziałam gdzieś

wykrojniki do pierniczków. Przeklinam głośno i zaglądam do wszystkich

szuflad po kolei.

– Szukasz czegoś konkretnego? – Podskakuję na te słowa i uderzam

głową w półkę, bo właśnie nurkowałam we wnętrzu szafki.

Oczywiście, mój brat duch zjawia się zawsze wtedy, gdy akurat robię

coś głupiego. Ciekawe, jak długo tutaj stoi? Bo jeśli widział mój

pseudoerotyczny taniec, to może lepiej zostanę w tej szafce na wieki.


Jason

Ginger szybko podnosi się i masuje miejsce, w które musiała nieźle się

walnąć. Zdmuchuje z oczu niesforne kosmyki włosów i patrzy na mnie

zakłopotana. Jej policzki są teraz takie, jak lubię najbardziej – lekko

zarumienione, jak dojrzewające w słońcu jabłka.

Patrzy na mnie zawstydzona i przygryza swoją pełną dolną wargę.

Ilekroć to robi, mam ochotę ją possać. Oddycha szybko, a ja przeklinam

w duchu, że nie ma na sobie stanika. To tylko sprowadzi na mnie kłopoty.

Jej cienki, bladoróżowy rozciągnięty top nie pozostawia wiele wyobraźni.

Tyle mi wystarczy, żebym zrobił się twardy.

Biorąc pod uwagę, że ten stan towarzyszył mi przez całą drogę

powrotną z farmy Bena, nie jest mi teraz łatwo. Znów będę musiał wziąć

bardzo zimny prysznic albo po prostu położyć się do łóżka, powspominać

naszą dzisiejszą gorącą akcję w samochodzie i zrobić sobie dobrze.

Ginger zakłada ręce na piersi, przez co jeszcze bardziej eksponuje swoje

niesamowite walory. Widzę ślady mąki na jej czole, nosie i dekolcie. Ma na

sobie szorty, zdecydowanie zbyt krótkie jak na moje nerwy.

Przymykam oczy i głośno wzdycham. Moja samokontrola jest na

granicy wyczerpania, ale sam jestem sobie winny. Znów popełniłem ten

błąd. Wkroczyłem do jaskini lwa, z której wyjdę z bolesnym wzwodem.

Dzisiejszego ranka było dokładnie tak samo. Miałem tylko jechać z nią

po tę pieprzoną choinkę. Wcale nie planowałem obmacywania


w samochodzie. Tak samo jak nie planowałem wkładania dłoni w jej

majtki.

– Robię pierniczki. – Ginger wyciera dłonie o swoje szorty, po czym

wlepia spojrzenie w podłogę.

– Wiem. Właśnie po nie przyszedłem. W całym domu apetycznie

pachnie – mówię, opierając się o futrynę i nadal gapiąc się na jej piersi.

– Angel nie kłamała, co? Naprawdę kochasz wszystko, co imbirowe.

Zupełnie jak moja mama. – Ginger uśmiecha się tak, jakby w jej głowie

pojawiły się jakieś miłe wspomnienia.

Ma rację. Nietrudno mnie rozgryźć. Może ojciec nauczył mnie radzenia

sobie z torturami i bólem, ale jeśli chodzi o pierniczki, to jestem bezbronny.

To dlatego zawahałem się, gdy stanąłem w drzwiach tego domu

pierwszy raz. Nie dość, że dziewczyna, która mnie witała, miała na imię

Ginger, to jeszcze trzymała w dłoni tacę z pierniczkami. Musiałem użyć

całej swojej silnej woli, by przejść obok niej obojętnie. A teraz stoi tu

przede mną niczym ucieleśnienie moich wszystkich pragnień i wodzi mnie

na pokuszenie. Dziewczyna z imbirowym imieniem, która używa

pieprzonego żelu pod prysznic o korzennym zapachu i która piecze

zarąbiste pierniczki.

– Używasz gotowej mieszanki przypraw? – pytam niezobowiązująco.

Tak, pogadajmy o pieczeniu. Może dzięki temu mój fiut w końcu opadnie.

Chociaż będzie trudno zapomnieć to, co przed chwilą zobaczyłem.

Poruszała powoli biodrami, śpiewając jakąś niegrzeczną, świąteczną

piosenkę. Na koniec oparła się o blat i wypięła w moją stronę swój ponętny

tyłek. A gdy myślałem, że już skończyła, zaczęła wałkować ciasto. Niby

niewinna czynność, ale poruszała się przy tym rytmicznie, przesuwając

wałek, i była dokładnie w takiej pozycji, w jakiej mógłbym brać ją od tyłu.

To będzie cud, jeśli w ogóle dzisiaj zasnę.


– Masz mnie za amatorkę? – Unosi jedną brew, patrząc na mnie kpiąco.

Sądząc po tym, jak przed chwilą kusząco się poruszałaś, zdecydowanie

nie. – Gdyby mój penis mówił, właśnie to by jej powiedział.

– Sama robię mieszankę. Imbir, cynamon, gałka muszkatołowa,

goździki i jeszcze parę innych rzeczy. Wszystko ugniatam moździerzem –

stwierdza bardzo z siebie zadowolona, a ja zauważam, że ramiączko jej

topu zsunęło się z ramienia i odsłoniło nieco więcej nagiej piersi.

Lepiej wezmę szybko coś do jedzenia i wrócę na górę, inaczej mój fiut

zaraz zrobi dziurę w moich spodniach.

– Dodaj dwa razy więcej imbiru, niż jest w przepisie – pouczam ją, choć

tak naprawdę nie mam pojęcia o pieczeniu. Po prostu jestem imbirowym

maniakiem. – Będą smaczniejsze.

Ginger patrzy na mnie wielkimi szklistymi oczami. Zastanawiam się, co

ja takiego powiedziałem. Wygląda na wzruszoną. Szybko odwraca się do

mnie tyłem, pochyla głowę tak, jakby chciała ukryć swoją twarz

i wymalowane na niej emocje.

– O, znalazłam je! – Pokazuje triumfalnie wykrojniki, które oczywiście

leżały na kuchennym blacie pomiędzy miskami a całym tym bałaganem. –

Możesz mi pomóc, jeśli chcesz – dodaje niewinnym głosem.

Nie, dzięki. Jeśli ci pomogę, to prawdopodobnie zaraz przelecę cię na

tym stole albo po prostu spuszczę się w spodnie.

– Okej, w sumie nie mam nic lepszego do roboty. – Wzruszam

ramionami, zgrywając wyluzowanego, i biorę do ręki wykrojnik w kształcie

ciasteczkowego ludzika.

Gdzie się podziała twoja silna wola, Jason? Tyle lat nauki ojca poszło

na marne tylko dlatego, że jakaś panna zakręciła przed tobą tyłkiem?

Wciskam foremkę w ciasto z taką mocą, że czuję ból w dłoni. Zrobię

nawet pięćset pieprzonych pierniczków! Będę pracował w pocie czoła!


Wszystko, byleby tylko nie patrzeć na jej tyłek, który teraz jest tak blisko

mnie.

– Nie spiesz się. To ma być przyjemność. – Ginger spogląda na mnie

rozbawiona i kładzie swoją dłoń na mojej, tak jakby chciała mi dać do

zrozumienia, że naciskam wykrojnikiem zbyt mocno.

Przeszywa mnie prąd, biegnący wprost od naszych dłoni do mojego

penisa. Wiem, że z jej strony to był tylko niewinny gest, ale jestem tak

napalony, że każde słowo, które mówi, jest dla mnie jak najlepsza erotyczna

pieszczota.

– Przesuń się. Ja będę wykrawać, a ty układaj na blasze – instruuje mnie

i prześlizguje się pod moimi ramionami. Teraz to ona stoi przy blacie

i dotyka mnie swoimi pośladkami, a ja jestem tuż za nią i zaraz stracę nad

sobą kontrolę. Albo jest tak zajęta pierniczkami i nie czuje mojego

twardego fiuta na swoim tyłku, albo specjalnie zgrywa taką niewinną.

– Nie rób tego, Cookie. – Pochylam się gwałtownie, przywierając

torsem do jej pleców i chwytając jej dłoń, z której wypada wykrojnik

w kształcie serca. – Nie pogrywaj sobie ze mną w ten sposób. Cokolwiek

o mnie myślisz, nie jestem ze stali. Tym bardziej jeśli ocierasz się o mnie

w ten sposób.

Słyszę, jak głośno wciąga powietrze, gdy napieram na nią swoją

męskością. Przyciskam usta do jej szyi. Zapach mąki i przypraw

korzennych miesza się z zapachem jej skóry. Gryzę ją tak samo, jak dziś

rano w samochodzie. Chcę ją oznaczyć. Chcę, by była moja. Wsuwam dłoń

pod jej koszulkę i obejmuję jędrną, nabrzmiałą z podniecenia pierś. Czuję,

jak wali jej serce.

– Ta, jasne. Ja z tobą pogrywam – słyszę jej zduszony głos, który ma

jednak w sobie wystarczająco dużo siły, by ociekać ironią. – To ty się ze

mną zabawiasz, a potem odsuwasz się ode mnie i mnie ignorujesz.


Ginger wyrywa się z moich objęć i czmycha w przeciwny kąt kuchni.

Jej oczy ciskają błyskawice, choć rozchylone usta i twarde sutki zdradzają,

że ma na mnie ochotę. Lubię ją właśnie taką: doprowadzoną do

ostateczności.

Uśmiecham się jak kojot na widok Strusia Pędziwiatra. Jeśli myśli, że

teraz jej odpuszczę, to się myli. Zabawa dopiero się zaczyna. Pierniczki

będą musiały poczekać.


Rozdział 17

Ginger

– JUŻ CI TO MÓWIŁAM, nie jestem zepsutą zabawką, którą można rzucić w kąt,
a potem sobie o niej nagle przypomnieć. Nie będę na twoje zawołanie

wtedy, kiedy akurat będziesz miał ochotę kogoś zaliczyć – odpyskowuję

mu.

– Ja też ci już coś mówiłem – odpowiada pozornie znudzonym tonem,

ale w jego oczach czai się wściekłość. – Nie jesteś jedyną dziewczyną

w tym mieście.

Chyba powinnam przywyknąć do tej typowej dla niego linii obrony.

Gdy mam rację, a jemu brakuje argumentów, przybiera arogancką maskę

i próbuje zranić mnie swoimi słowami. Wiem, że to, co mówi, ma niewiele

wspólnego z prawdą. Przecież widzę, jak pochłania mnie wzrokiem. Jego

napięte ciało jest gotowe, by szybko zaatakować. Może zaprzeczać, ale

prawda jest taka, że ma na mnie ochotę.

– Oboje wiemy, że nie w tym problem. – Przekrzywiam głowę

i przyglądam się mu z ironicznym uśmiechem. – Tatuś nie pozwala ci na

bzykanko, bo jego zdaniem to czyni słabym, nieostrożnym, bla, bla, bla? –

kontynuuję, a on zaciska szczęki. Żarty z ojca to jego czuły punkt. – Kilka

razy popełniłeś błąd, dotykając mnie, i teraz, jak przystało na posłusznego


synalka tatusia, będziesz trzymał się ode mnie z daleka i wykonywał jego

rozkazy, prawda? To dlatego wycofujesz się za każdym razem, gdy do

czegoś między nami dochodzi.

Jason patrzy na mnie groźnie, ale nie boję się go. Mam nad nim władzę,

nawet jeśli on jeszcze nie do końca zdaje sobie z tego sprawę.

– Twój ojciec zapomniał o jednym – mówię powoli i sugestywnie

oblizuję usta. Reakcja mojego przybranego brata jest natychmiastowa:

przełyka ślinę, jakby był bardzo spragniony. – Jesteś mężczyzną z krwi

i kości. Takim, który ma swoje potrzeby. Takim, który lubi, gdy ktoś ssie

jego kutasa, a potem ujeżdża go całą noc – kontynuuję, zbliżając się do

niego i bawiąc się ramiączkiem swojego topu. – Tak, wiem, że możesz

pieprzyć inne dziewczyny. Problem w tym, że ty nie chcesz innych. Chcesz

mnie. A ja jestem dla ciebie czymś więcej niż tylko źródłem zaspokojenia.

Zaczynasz coś czuć. Coś, czego on ci zakazał.

Otwiera usta zaskoczony moim wulgarnym i szczerym wyznaniem.

Moją pewnością siebie. Widzieć zapędzonego w kozi róg Jasona to jak

wygrać na loterii. Oczywiście, że blefuję. Nie mam pewności, czy czuje do

mnie coś więcej niż pożądanie. Jednak teraz muszę zagrać swoimi

najlepszymi kartami, jeśli chcę wyrwać go spod wpływu chorych idei,

którymi był karmiony całe życie.

Może nie potrafię manipulować ludźmi, tak jak jego ojciec, może nie

przeszłam specjalnego szkolenia z negocjacji, ale mam inne walory, które

mogą przekonać Jasona. I przede wszystkim znam jego naturę: im bardziej

coś jest dla niego niedostępne, tym bardziej tego chce. A ja jestem jego

zakazanym owocem.

– Wieczorami będziesz leżał samotnie w swoim łóżku i myślał o moich

gorących ustach, które owijają się wokół twojego twardego fiuta.

Mogłabym pokazać ci, jak to robię. Ale przecież tatuś ci nie pozwala –
dodaję, robiąc smutną minę, i przelotnie dotykam jego ramienia. – Będziesz

leżał sam i robił sobie dobrze, słuchając, jak ja za ścianą jęczę

przekleństwa, wijąc się w orgazmie. Skoro mnie nie chcesz, będę musiała

poradzić sobie sama. Potrafię o siebie zadbać, wiesz? Dotykać się w taki

sposób, że robię się mokra z podniecenia. Zresztą już się o tym raz

przekonałeś, prawda? Wtedy, gdy byłam pod prysznicem, a ty na mnie

patrzyłeś. – Staję na palcach i ostatnie słowa szepczę mu do ucha.

Z bliska widzę, jak z trudem nad sobą panuje. Jego oczy to czysty

ogień. Jabłko Adama drga niespokojnie, a mięśnie szczęki zaciskają się od

powstrzymywanego pragnienia. Jestem pewna, że jest twardy tam na dole.

– Jak to jest czegoś bardzo pragnąć i mieć to na wyciągnięcie ręki,

a jednak odpuścić tylko dlatego, że ktoś ci każe? – grucham w jego stronę

i przejeżdżam dłonią przez swoją szyję w dół aż do piersi, chwytając

i drażniąc sutek przez cienki materiał topu. – To chyba do bani, prawda?

Zupełnie jakbyś był psem na łańcuchu. – Odsuwam się od niego. Mam

wrażenie, że widzę w jego oczach tęsknotę. – Nie będę zamykać drzwi

swojego pokoju na klucz. Nie dlatego, że liczę na twoją wizytę. Dlatego że

wiem, że nie przyjdziesz – dodaję i widzę, jak jego twarz wykrzywia

grymas.

– Nie bądź śmieszna – odpowiada coraz bardziej wściekły. – Dobrze

wiemy, że nie minie kilka dni, a będziesz błagała mnie, bym włożył

w ciebie swoje palce. Tylko ja potrafię cię zaspokoić.

– Naprawdę masz aż tak wielkie mniemanie o sobie? – Śmieję się

i kręcę z niedowierzaniem głową. – Zapytaj Drew, jak głośno potrafiłam

krzyczeć, gdy dochodziłam w jego ramionach. Niech opowie ci, jak

pieprzył mnie od tyłu tak mocno, że nie mogłam złapać tchu – kontynuuję,

znosząc ciężar jego spojrzenia. Sunę powoli swoją dłonią między piersiami

przez pępek coraz niżej. Moje palce znikają pod materiałem spodenek, a ja
odchylam głowę do tyłu i przymykam oczy. – Nie jesteś wyjątkowy, Jason.

Widzisz, jak świetnie radzę sobie sama? – Dotykam się, ponownie na niego

patrzę i lubieżnie się uśmiecham.

Obserwuję, jak przestępuje z nogi na nogę, jakby z trudem

powstrzymywał się od ruszenia w moim kierunku.

– O tak, Drew! Kocham się z tobą pieprzyć! – jęczę, przyspieszając

swoimi palcami i z desperacją pocieram łechtaczkę.

To oczywiste, że nie myślę o moim byłym chłopaku, dotykając się. Ale

lubię drażnić Jasona, nawet jeśli to ryzykowne, jak chodzenie po cienkiej

linie nad przepaścią. Uwielbiam, gdy traci nad sobą kontrolę i choć na

chwilę nagina sztywne reguły wpojone mu przez ojca. Uwielbiam, kiedy

wybiera mnie zamiast niego. Nawet jeśli trwa to tylko kilka upojnych

minut.

Jeszcze niedawno powiedział, że jestem dla niego zbyt mdła. Że woli

bardziej „doprawione dania”. Doprawdy? Jego zdaniem Eva jest ostra?

Becky pikantna?

Uważaj, Jason. Będziesz musiał wypić wiele szklanek wody, by

zaspokoić swoje pragnienie, gdy ja jestem w pobliżu…

– Wystarczy! – Jason oddycha głęboko i rusza w moją stronę.

No dalej. Chodź tu i weź to.

– Nie tak to sobie zaplanowałem. – Chwyta mnie za ramiona i przyciąga

do siebie z desperacją.

– No to jesteśmy kwita. Ty też niszczysz moje plany jeden po drugim. –

Uśmiecham się, wtulając twarz w jego bluzę i wsłuchując się w szybkie

bicie serca.

– Nie pieprzyłem się z tobą, bo miałem pewne zasady. Ale po tym, co

przed chwilą powiedziałaś, już ich nie mam, rozumiesz? – warczy, łapiąc
mnie za tyłek i unosząc tak, że oplatam go nogami. – Jeszcze będziesz

żałować – dodaje i przygryza moją dolną wargę.

– Już nie mogę się doczekać. – Dyszę, gdy sadza mnie na kuchennym

blacie.

Odsuwa jednym gwałtownym ruchem cały rozgardiasz, który tam

zostawiłam. Miska z przyprawami i mój notatnik spadają na ziemię.

W powietrze wzbijają się kłęby mąki. Jason wkłada do ust moje palce,

lepkie od piernikowego ciasta, i oblizuje je jeden po drugim, lekko

przygryzając. Przymykam oczy. Jeśli ktoś potrafi pieprzyć palce ustami, to

zdecydowanie tym kimś jest mój przybrany brat.

Patrzy na mnie tym swoim wiecznie głodnym wzrokiem, po czym

mocno szarpie za cienkie ramiączko mojego topu, które pęka niemal od

razu. Zachłannie dopada ustami do moich piersi i zaczyna delikatnie

przygryzać sutki. Chwytam go desperacko za materiał bluzy i przyciągam

do siebie. Gdy czuję twardą wypukłość, ocierającą się o przód moich

szortów, zaczynam rytmicznie się poruszać. Jestem już wilgotna, a tarcie

tylko potęguje moją przyjemność. Marzę o tym, by zerwał ze mnie te

przeklęte ciuchy.

Bezwiednie zwilżam usta, gdy się rozbiera. Światło w kuchni jest

przytłumione, ale doskonale widzę jego wyrzeźbione ciało. Gdy pochyla się

nade mną tak, że muszę oprzeć się na przedramionach, wykorzystuję okazję

i przyglądam się jego tatuażowi na piersi. Maska Jasona patrzy na mnie

swoimi przerażającymi pustymi oczodołami. Nawet ona w tym momencie

mnie podnieca. Biorę do ust jego sutek, a on głośno przeklina i napiera na

mnie jeszcze bardziej.

– Odwróć się – rozkazuje, łapiąc mnie pod brodę i skubiąc moją dolną

wargę. – Chcę widzieć twój seksowny tyłek, gdy będę cię rozbierał.
Wolałabym gapić się na ten szeroki nagi tors, który mam przed oczami,

ale perspektywa bycia na łasce Jasona brzmi bardzo kusząco. Schodzę

z blatu na drżących nogach i robię, co każe.

Drżę z podniecenia, gdy zsuwa moje szorty powoli, zupełnie jakby

chciał delektować się tym momentem. Gdy czuję, że spodenki leżą u moich

stóp, niezgrabnie z nich wychodzę. Dziękuję sobie w myślach, że

założyłam koronkowe majtki, które teraz są już tylko wspomnieniem, bo

Jason zrywa je ze mnie i stoję przed nim naga od pasa w dół.

Nie zamierzam się wstydzić. Robię coś, czego zupełnie bym się po

sobie nie spodziewała: opieram się na łokciach o stół i wypinam,

rozsuwając przy tym nogi. Ma mnie przed sobą w całej okazałości.

– Jesteś kurewsko idealna – mruczy, po czym wymierza mi mocnego

klapsa w tyłek.

Ze świstem wciągam powietrze, ale nie zmieniam swojej pozycji. Ślad

po jego dłoni pulsuje gorącem na moim pośladku, a ja jestem tak

podniecona, że wilgoć spływa po moich udach.

– Pochyl się jeszcze bardziej, Ginger. Z tej perspektywy mam

doskonały widok – szepcze.

Wykonuję polecenie i po chwili czuję jego gorący język w miejscu,

w którym najbardziej go potrzebuję. Zaciskam dłonie na blacie, bo Jason

właśnie spełnia jedną z moich fantazji. Zawsze chciałam, by ktoś smakował

mnie właśnie w takiej pozycji, ale nigdy nie miałam śmiałości, by

zaproponować to Drew.

– Zostań tak. Chcę na ciebie patrzeć – mruczy i odsuwa się ode mnie.

Słyszę, jak zsuwa z siebie dżinsy. Po chwili czuję jego twardego członka

przy moim wilgotnym wejściu. – Powiedz, czy się zgadzasz. Muszę

wiedzieć.
Kiwam głową, bo nie jestem w stanie wydusić z siebie słowa. Słyszę,

jak rozrywa opakowanie z prezerwatywą. Po chwili wtula się w moje plecy

i obejmuje mnie ciasno ramionami. W tym momencie czuję się bezpiecznie

i całkowicie mu ufam.

Staję w większym rozkroku, by ułatwić mu do siebie dostęp.

Oczekiwanie jest niemal bolesne, więc wiercę się zniecierpliwiona, a on

cicho się śmieje. Kiedy wsuwa się we mnie ostrożnie, dosłownie na kilka

centymetrów, nie mogę dłużej wytrzymać i choć wiem, że będzie bolało,

nabijam się na niego tak, że zanurza się we mnie prawie cały. Chwytam

jego ręce i kładę sobie na biodrach, dając mu do zrozumienia, że potrzebuję

jeszcze więcej.

– Jezu… – szepcze, poruszając się coraz szybciej. – Kurwa… – Wgryza

się w moje ramię, a pchnięcia jego bioder stają się głębsze. Jęczę z aprobatą

i wypinam się jeszcze bardziej, bo pragnę, by wszedł we mnie do końca.

Nie poznaję samej siebie. Z Drew zawsze było dobrze, zawsze

wystarczająco. Nigdy nie pragnęłam mocniej i więcej, bo nigdy nawet nie

przypuszczałam, że moje ciało może odczuwać aż takie pożądanie. Teraz

mam w sobie jakiś zwierzęcy głód, który ledwo co zaspokoję, a już

wzmaga się na nowo.

Pragnę czuć Jasona całą sobą. Chcę, by pieprzył mnie tak mocno, by na

drugi dzień moje obolałe ciało dostarczało mi wspomnień tego, co

robiliśmy. Nie potrzebuję delikatności. Chcę, by wziął mnie, tak jakbym

należała tylko do niego. By mnie oznaczył tak, by nikt inny nie miał odwagi

mnie tknąć.

Gdy Jason porusza się we mnie, ścianki mojej cipki stawiają słodki

opór, ale ja chcę więcej i więcej. Zatracam się w nim, zataczam kółka

biodrami, sprawiając, że jęczy przekleństwa i moje imię. Jedną ręką


przytrzymuje moje biodro, drugą zaczyna drażnić moją łechtaczkę. Jego

zęby kąsają mój kark i to zbyt wiele doznań, bym wytrzymała długo.

Oddycham coraz szybciej. Czuję przyjemność pomieszaną z wyrzutami

sumienia, bo wiem, że to nie powinno się wydarzyć. To brudne, popaprane

i jednocześnie podniecające.

– Odkąd cię zobaczyłem, marzyłem tylko o tym, by robić to z tobą

w ten sposób. – Jason pieści mój kark gorącymi pocałunkami.

Mam wrażenie, że zaczyna tracić nad sobą kontrolę, bo jego ruchy stają

się gwałtowniejsze. Nasze jęki łączą się ze sobą, a jego palce gorączkowo

krążą po mojej łechtaczce. To wystarczające. To zbyt wiele.

Krzyczę jego imię, a potem wiję się z rozkoszy tak mocno, że musi

przytrzymać mnie swoimi ramionami. Łzy ciekną mi po policzkach, bo

nigdy nie przeżyłam nic tak intensywnego. Oddycham szybko, a moje nogi

drżą. Jason nie przestaje mnie pieprzyć i nie zwalnia tempa. Pieści

delikatnie ustami moją szyję, ale niżej jego ruchy są coraz bardziej brutalne

i władcze.

– Nigdy nie było mi tak dobrze, Cookie… Ginger… – warczy, a potem

głośno dochodzi, przyciskając mnie boleśnie do blatu. Czuję na swoich

plecach jego łomoczące serce i gorący, szybki oddech, który drażni moją

rozgrzaną skórę. Męski zapach pomieszany z aromatem korzennych

przypraw na nowo mnie rozbudza. Mam ochotę na powtórkę, choć przecież

powinnam być wykończona po tym, co przed chwilą ze mną robił.

Trwamy tak dłuższą chwilę, czekając, aż nasze oddechy się uspokoją.

Kiedy dochodzimy do siebie, Jason wysuwa się ze mnie powoli, całując

przy tym leniwie moje ramię. Czuje się spełniona i pusta jednocześnie.

Nasze spocone ciała nadal są do siebie przyciśnięte, a ja mam ochotę błagać

go, by zaniósł mnie do swojego łóżka i znów się mną zajął.


– Jesteś tak samo popieprzona jak ja. Inaczej nie pozwoliłabyś mi na to

wszystko – szepcze mi do ucha, pieszcząc dłońmi moje sutki. – Wiem, że

jesteś przerażona, bo przecież to nie pasuje do twojego idealnie

zaplanowanego życia, ale zaakceptuj to. Wtedy przyjemność będzie jeszcze

większa.

Ogarnia mnie panika, bo Jason ma rację. Zaspokoił moje najskrytsze

żądze, do których nawet nie chciałam przyznać się przed samą sobą. Zna

mnie od niedawna, a już zdążył rozszyfrować, czego potrzebuję.

Po chwili odsuwa się ode mnie tak, że mogę w końcu się odwrócić i na

niego spojrzeć. Jestem zawiedziona, gdy zauważam, że zdążył już włożyć

dżinsy. Na samą myśl o tym, co właśnie zrobiliśmy, czuję się niezręcznie.

Wszystko było o wiele prostsze, gdy stałam do niego tyłem, a on poił moje

uszy lubieżnymi słówkami. Teraz, gdy znów muszę spojrzeć w jego

chłodne oczy, boję się, że będzie jak zwykle – ubierze się, stworzy dystans

i wyjdzie bez słowa.

Szybko sięgam po swoje ubrania, bo czuję się obnażona nie tylko

fizycznie. Pożarł mnie całą, wraz ze wszystkimi moimi emocjami, lękami

i pragnieniami. Poznał moje ciało dokładnie, przyglądał się mu, rządził nim

i dyktował rytm. Teraz jestem wobec niego bezbronna, bo mam wrażenie,

że zna mnie lepiej niż ja sama.

Gdy w panice próbuję się ubrać, podnosząc niezgrabnie jedną nogę, on

łapie mnie za dłoń i powstrzymuje. Drugą ręką chwyta moją brodę

i zmusza, bym na niego spojrzała.

– Po seksie jesteś jeszcze piękniejsza – szepcze, muskając kciukiem

moje wargi. – Mam ochotę na jeszcze jeden raz.

Nagle, przez mgłę pożądania, dociera do mnie jakiś dźwięk. Dzwonek

do drzwi. Zerkam pytająco na Jasona, bo nie spodziewam się żadnej wizyty.


– Kurwa, na śmierć zapomniałem! Jeff miał po mnie przyjechać.

Idziemy do Thirsty Cactus. – Wygląda na spanikowanego

i niezadowolonego. – To może poczekać – dodaje po chwili, uśmiechając

się lubieżnie, i znów dobiera się do mojej szyi.

– Otwórz. Jeszcze zacznie coś podejrzewać – szepczę, odpychając go

lekko od siebie. Jestem zawiedziona, ale nie mogę dać tego po sobie

poznać.

– Jeff robi świetne tatuaże, ale kojarzenie faktów nie jest jego mocną

stroną – rzuca żartobliwie, a jednocześnie zaczyna szybko wkładać ciuchy.

Wzdycham ze smutkiem i podnoszę z podłogi swoje szorty. Nawet nie

zaproponował, bym poszła z nimi. W sumie dlaczego miałby to robić? Dla

świata jestem tylko jego przybraną siostrą, a z siostrami z zasady nie chadza

się na imprezy. Czy to zawsze tak będzie wyglądać? Będziemy się ukrywać

i spotykać w zakamarkach domu na szybki numerek?

– Śnij o mnie, księżniczko – mruczy, całuje mnie pospiesznie w usta

i wychodzi z kuchni. Krzywię się. Tak samo niedbale żegnał się ze mną

Drew, gdy umawiał się do baru z kumplami. Zupełnie jakby odstawił mnie

na boczny tor.

– Baw się dobrze, Jason – mówię na tyle cicho, że pewnie nawet mnie

nie słyszy. Odpowiada mi tylko głośne trzaśnięcie drzwiami.

Nie mogę zasnąć. Moje ciało doskonale pamięta dotyk Jasona i wszystkie

pozostałe o wiele bardziej grzeszne rzeczy, których doświadczyło tego dnia.

Tęsknię za jego zapachem i głosem, choć przecież wyszedł dopiero przed

chwilą. Przytulam poduszkę do piersi, gapię się w sufit i zastanawiam się,

co teraz robi. Spędza czas z Jeffem czy może mają towarzystwo? Są

przystojni, na pewno otacza ich wianuszek chętnych dziewczyn. Uderzam


się poduszką w głowę. Zaczynam świrować. Cokolwiek robi teraz mój

przybrany brat, to nie moja sprawa, bo nawet jeśli coś między nami zaczyna

się dziać, to i tak nie ma prawa bytu.

Nasz związek, o ile można to tak nazwać, jest skazany na rozwijanie się

w ukryciu. Zupełnie jak roślinka, która pozbawiona słońca, rośnie

w ciemnej piwnicy tylko do pewnego momentu, a potem umiera. Problem

w tym, że wbrew rozsądkowi kibicujesz tej roślince – podlewasz ją

i pielęgnujesz, choć wszystkie znaki na niebie i ziemi mówią ci, że to na

nic. Dokładnie tak teraz robię. Tkwi we mnie jakaś naiwna wiara w to „coś”

między mną a nim. Problem w tym, że nie jestem już dzieckiem. Doskonale

wiem, że prędzej czy później ta wiara sprawi, że będę cierpieć.

Może gdybym nie przejmowała się wszystkimi dookoła, coś by z tego

było? Bo przecież nie łączą nas więzy krwi. Ludzkie gadanie w końcu

ucichnie, rodzice otrząsną się z szoku i jakoś to będzie. Po chwili dociera

do mnie, jaką jestem kretynką. Jedyną osobą, którą kocha Jason, jest jego

ojciec. Wraz z nowym rokiem mój przybrany brat wyjedzie, a gdy znów się

spotkamy, pewnie dopiero na oficjalnym ślubie naszych rodziców, będzie

udawał, że nic między nami nie zaszło.

Bilans na chwilę obecną prezentuje się następująco: mam za sobą

niesamowity orgazm i zmarnowane ciasto na pierniczki. Mam też

przybranego brata, który jest gdzieś tam i dobrze się bawi. I pewnie nie ma

czasu rozmyślać o nas, bo przecież nie ma żadnych nas.

Gdy moje powieki robią się ciężkie, wybudza mnie dźwięk

przychodzącego esemesa. Zrywam się jak oparzona i z rozdrażnieniem

zauważam, że to wiadomość od Drew. Przypomina o jutrzejszych

wyścigach. Mam zamiar iść, choć nie jestem pewna, czy to dobry pomysł.

Po chwili dostaję od niego kolejną wiadomość:


„Właśnie odholowałem Twoje auto do mojego warsztatu. Za kilka dni

powinno być na chodzie. Jutro mi podziękujesz ;–)”.

Coś ściska mnie w gardle ze wzruszenia, a wyrzuty sumienia rosną

stukrotnie. To dobry chłopak. Naprawia mój samochód, mimo że wcale go

o to nie prosiłam. A co takiego zrobił dla mnie Jason? Przychodzi tylko

wtedy, kiedy ma ochotę się zabawić, a potem znika albo traktuje mnie jak

powietrze.

Wysyłam Drew podziękowania i obiecuję oddać mu pieniądze za

naprawę. Kładę się do łóżka i czuję, że czeka mnie kolejna bezsenna noc.
Rozdział 18

Ginger

16 grudnia

RANO LEDWO OTWIERAM OCZY, już mam ochotę ponownie je zamknąć


i zakopać się na resztę dnia pod kołdrą. Na samą myśl o spotkaniu z Drew

przechodzą mnie ciarki. Powinnam być wobec niego szczera, ale jestem

tchórzem. Sama do końca nie wiem, jak to rozegram. Wiem za to jedno –

nie możemy być razem.

Wychodzę z pokoju na paluszkach i mam nadzieję natknąć się na

nagiego Jasona, przynajmniej od pasa w górę. O dziwo, w domu panuje

absolutna cisza. Ale przecież mój przybrany brat porusza się bezszelestnie,

więc na pewno gdzieś go znajdę.

Zaglądam do jego pokoju, patrzę na schludnie zaścielone łóżko i już

wiem, że nie wrócił na noc. Mój żołądek skręca się w supeł i to wcale nie

za sprawą tego, że jestem głodna. Wyobrażam sobie Jasona biorącego od

tyłu jakąś dziewczynę pokroju Heather i mówiącego jej te same czułe

słówka, które szeptał wczoraj mnie. Robi mi się niedobrze.

Zbiegam szybko do kuchni i szykuję sobie byle jaką kanapkę.

Postanawiam skupić się na moich niedokończonych sprawach z Drew


i choć na jeden pieprzony dzień wyrzucić Jasona ze swojej głowy.

Na szczęście pogoda dzisiejszego dnia dopisuje. Śnieg przestał padać, niebo

pokrywają tylko niegroźne białe obłoczki, a delikatny mróz przyjemnie

szczypie w policzki. Ubieram się ciepło, bo wiem, że wyścig trochę potrwa.

Pędzę na przystanek autobusowy i oczywiście na stadion docieram

spóźniona.

Rozglądam się po zaniedbanym nieukończonym obiekcie, z którego

zbuntowane dzieciaki zrobiły sobie nielegalny plac zabaw. Jestem

zaskoczona liczbą widzów, bo wyścigi przyciągały zazwyczaj tylko garstkę

fanów motocykli i napalonych małolat, chcących wyrwać jakiegoś

seksownego jeźdźca.

Zastanawiam się, jak w takim małym mieście można organizować coś

tak nielegalnego i nie dać się złapać. Kilka razy pytałam o to Drew, ale

mówił, że to tajemnica. Pewnie chodzi o łapówki, bo nasza policja chyba

nie jest aż tak ślepa.

Przewracam oczami, gdy widzę kilkanaście dziewczyn ubranych bardzo

nieadekwatnie do pogody. Zajmują swoje stałe miejsce na samym dole

trybun i bardzo „efektownie” dopingują zawodników. Nie kryją się z tym,

że są gotowe podać się zwycięzcy na tacy. Po chwili widzę, jak z grupy

tych natapirowanych modliszek wyłania się Becky. Ona przynajmniej ma

na sobie futro. Przemilczmy fakt, że jest jaskraworóżowe i sięga jej nad

pępek. Macham do niej, a ona przesyła mi w powietrzu całusa.

Obserwuję, jak bierze do ręki chorągiewkę. To może znaczyć tylko

jedno – to ona jest dziś „główną atrakcją” wyścigów, nie licząc samych

zawodników. Idzie na linię startu w typowy dla siebie sposób – kręcąc

biodrami i posyłając w stronę tłumu zalotne spojrzenia. Jeden z mężczyzn


stojących obok mnie mówi na jej temat coś, za co z pewnością powinien

dostać w twarz.

Drew zjawia się na torze jako ostatni i od razu mnie zauważa. Ściąga

kask i uśmiecha się do mnie. Odwzajemniam uśmiech i unoszę kciuki

w górę. Nie mam pojęcia, z kim dziś się ściga, o jaką kasę i ile robią

okrążeń, ale mam nadzieję, że wygra.

Becky daje znak do startu, machając chorągiewką, po czym wykonuje

artystyczny półobrót i posyła zniewalający uśmiech widowni. Odpowiadają

jej gwiazdy i okrzyki, które wstyd powtarzać.

Motocykle ruszają, a stadion wypełnia ryk silników i gwar

zgromadzonych ludzi. Pocieram ramiona, bo zimno daje mi się we znaki,

i z zapartym tchem obserwuję wyścig. Nagle czyjaś dłoń zaciska się mocno

na moim ramieniu. Nie muszę nawet oglądać się za siebie. Doskonale wiem

kto to.

– Nie było cię w domu. Szukałem cię – mówi na tyle cicho, by ludzie

stojący obok nas nic nie słyszeli.

No proszę, szukał mnie. Biorąc pod uwagę, że nie wrócił na noc, a ja

umierałam z nerwów (no dobra, byłam też zazdrosna), to bardzo ciekawe

zagranie z jego strony.

– Kibicuję Drew. Staram się nie opuszczać żadnego jego wyścigu –

mówię najspokojniej, jak potrafię, nie odrywając wzroku od toru.

– Ach, czyli jesteś wzorową dziewczyną. – Prycha drwiąco i wzmacnia

uścisk na moim ramieniu. – To może powiedz mu, co robiliśmy wczoraj

w kuchni, co?

– Piekliśmy pierniczki. Nic więcej, jasne? – W końcu na niego

spoglądam i próbuję wyswobodzić swoją rękę, którą nadal mocno trzyma.

– Boisz się, że ktoś się dowie? – Patrzy na mnie rozbawiony.

– A ty? Naprawdę chcesz, by ktoś się dowiedział?


– Nie przejmuję się tym, co gadają ludzie. – Wzrusza ramionami i w

końcu mnie puszcza.

– To chociaż pomyśl o naszych rodzicach – szepczę i ponownie

skupiam wzrok na torze. Nie chcę przegapić wyścigu, a Jason rozprasza

mnie na tyle, że nawet nie wiem, czy Drew prowadzi. – A teraz idź sobie.

Chcę obejrzeć do końca.

– Musimy pogadać. – Znów mnie chwyta, ale tym razem zaborczo

obejmuje moją talię i przyciska mnie do siebie. To na pewno nie wygląda

jak niewinny gest brata wobec siostry. Spinam się na myśl o tym, że ktoś

może zwrócić na nas uwagę.

– Właśnie pogadaliśmy, a teraz mnie zostaw. – Próbuję się od niego

odsunąć, ale zbyt mocno mnie trzyma. Gdy w końcu mnie puszcza,

spoglądam na niego z ukosa.

Mam przed oczami jego szerokie ramiona. Jest ubrany w bluzę, na którą

narzucił gruby bezrękawnik. Na głowie zamiast kaptura ma spraną

bejsbolówkę. Szczękę pokrywa kilkudniowy zarost, a jego duże szorstkie

dłonie przywodzą na myśl to, co robiliśmy wczoraj w kuchni. Moja silna

wola zaczyna słabnąć.

– Dobra, jeśli chcesz pogadać, poczekaj na mnie w domu – mówię po

chwili zastanowienia i mam nadzieję, że dzięki temu odpuści.

– Po moim, kurwa, trupie. Idziesz ze mną – stwierdza stanowczo

i chwyta moją dłoń. Kilka osób zerka na nas z zaciekawieniem.

– Nie przegapię wyścigu tylko dlatego, że ty chcesz sobie

porozmawiać! – Wyrywam się mu na tyle mocno, że tracę równowagę

i wpadam na chłopaka stojącego obok, przez co z jego butelki wylewa się

trochę piwa. Posyłam mu nerwowy, pełen skruchy uśmiech.

– Nie rób scen. – Jason wygląda na coraz bardziej zniecierpliwionego. –

Im dłużej się tu ze mną kłócisz, tym więcej zwracasz na nas uwagi. Daję ci
pięć sekund. Albo wyjdziesz stąd po dobroci, albo przerzucę sobie ciebie

przez ramię. I złapię cię przy tym za tyłek, tak żeby wszyscy widzieli, że

między nami jest coś więcej niż siostrzano-braterska więź.

– Nie zrobisz tego. – Patrzę na niego z szeroko otwartymi oczami. Mam

nadzieję, że blefuje.

– Zostały trzy sekundy.

– Kurwa… – przeklinam i ruszam w stronę wyjścia. – Tylko mnie nie

dotykaj. Pójdę sama.

Ostatni raz zerkam na tor i widzę, jak Drew przejeżdża linię mety,

a tłum zaczyna wiwatować. Jakaś kuso ubrana dziewczyna podbiega do

niego i mocno go przytula. Praktycznie wskakuje mu na kolana. Drew

zazwyczaj odtrąca swoje napalone fanki, wypatruje mnie wzrokiem na

trybunach, a potem czeka, aż zbiegnę, by wpaść mu w ramiona. Tym razem

nie robi nic. Nawet nie patrzy w stronę widowni. Ściąga kask i przyjmuje

gratulacje od innego zawodnika, a dziewczyna nadal się do niego klei.

Przełykam upokorzenie i idę za Jasonem na tyły nieukończonego

budynku, w którym docelowo miała mieścić się hala sportowa.

– No dalej, mów, co masz do powiedzenia. – Zakładam ręce na piersi,

ale staję do niego tyłem i wpatruję się w ścianę przede mną niczym

naburmuszona trzylatka. – Nie możesz przychodzisz sobie tutaj tak po

prostu, po tym jak wczoraj…

– Pieprzyłem cię na stole w kuchni – wchodzi mi w słowo, bezczelnie

się przy tym uśmiechając, i sprawia, że mnie zamurowuje.

– Przecież to dla ciebie tylko zabawa. Wolisz ostre laski, takie jak Eva

czy Becky. – Prycham, nadal na niego nie patrząc.

Zachowuję się jak jakaś rozchwiana emocjonalnie małolata. Jeszcze

wczoraj bałam się, że po wszystkim mnie odepchnie, a teraz sama robię


dokładnie to samo. Jestem bardziej podobna do Jasona, niż mi się wcześniej

wydawało.

– Zazdrosna? – Śmieje się i brzmi, jakby pękał z dumy. – Gdyby to była

prawda, nie byłoby mnie teraz tutaj. – Robi się poważny, a włoski na moich

rękach stają dęba. – Możesz w końcu na mnie spojrzeć?

– Nie mam ochoty na ciebie patrzeć.

– Bo boisz się, że to, co zobaczysz, za bardzo ci się spodoba?

– Nie. Bo boję się, że na twój widok zrobi mi się niedobrze. –

Odwracam się w końcu i patrzę na niego wrogo. Głośno wzdycha, jakby

kończyła mu się do mnie cierpliwość.

– Długo jeszcze będziesz zaklinać rzeczywistość? – Hipnotyzuje mnie

swoim spojrzeniem. – Udawać, że między nami nic się nie dzieje? Że każde

kolejne zbliżenie to tylko „wypadek przy pracy”? Będziesz tłumaczyć się

samotnością, problemami z Drew i chuj wie czym jeszcze? Nie przyznasz

głośno, że między nami jest tysiąc pieprzonych wyładowań, gdy patrzymy

sobie w oczy? Nie przyznasz, że twoja cipka idealnie pasuje do mojego

fiuta, a ja daję ci najlepsze orgazmy, jakie miałaś w życiu? Jesteś na to zbyt

dumna, prawda? – mówi coraz szybciej i coraz głośniej, a ja cieszę się, że

jesteśmy tutaj sami.

Po raz pierwszy widzę go tak przepełnionego emocjami. To jest właśnie

ten prawdziwy Jason. Ten, którego próbował stłamsić jego ojciec – ludzki,

pełen uczuć. Mój Jason. Jednak wiem, że ta wersja zaraz zniknie i znów

powróci ten zimny jak głaz, zdystansowany chłopak.

– Czy ty siebie słyszysz? Robisz wszystko, by zniszczyć mi życie!

Najpierw wchodzisz między mnie a Rocka, udając idealnego pasierba,

potem mącisz mi w głowie, a teraz przychodzisz tu i rozwalasz mój

związek! – Wyrzucam ręce w powietrze, bo nadal nie mam pojęcia, o czym


chce ze mną rozmawiać. Prowadzimy jakieś bezsensowne potyczki słowne,

a przecież ktoś może nas tutaj zobaczyć.

– Nazywasz to związkiem? – Jason unosi brwi i parska śmiechem. –

Jakaś dziewczyna właśnie obmacuje twojego chłopaka, a ty nawet nie jesteś

zazdrosna. On z kolei nie kwapi się, by zrzucić ją z kolan, chociaż wie, że

tutaj jesteś.

– Nie masz o niczym pojęcia! O tym, co jest… co było między nami!

– Racja, nie mam. Wiem jedynie, że robisz się mokra, gdy tylko na

ciebie spojrzę. – Jason oblizuje powoli usta, a ja patrzę na to jak w transie.

– Nie zaczynaj – mówię ostrzegawczym tonem i nerwowo zerkam

w bok.

Nawet nie zauważyłam, kiedy znalazł się tak blisko mnie. Nasze buty

prawie się ze sobą stykają, a ja z wysiłkiem powstrzymuję się, by nie

jęknąć, gdy dociera do mnie ten znajomy, podniecający zapach.

– Udowodnij mi, że nie mam racji. – Chwyta za szlufkę moich dżinsów

i przyciąga mnie do siebie. Po chwili jego dłoń zaczyna odpinać guzik

moich spodni, a potem sięga do suwaka.

– Przestań! Ktoś może nas zobaczyć! – syczę, ale jest już za późno, bo

dłoń Jasona wślizguje się pod moje majtki, a ja głośno wciągam powietrze.

Jego leniwy, emanujący samozadowoleniem uśmiech mówi wszystko.

Oblewam się rumieńcem, bo to, co chciałam ukryć, wyszło na jaw.

Jason wyciąga powoli dłoń z moich majtek, patrząc mi przy tym w oczy,

a potem przykłada dwa palce do moich ust, które odruchowo otwieram.

– Kłamstwo ma krótkie nogi, Cookie. Jesteś kurewsko mokra. Dla

mnie. Nie dla Drew – szepcze, a ja zaczynam ssać jego palce i czuję swój

własny smak.

– Dlaczego mi to robisz? Dlaczego mnie torturujesz? – Jason przymyka

oczy i ciężko oddycha, gdy widzi, co robię.


Nagle dobiega nas jakiś szelest i szybkie kroki na ścieżce. Gwałtownie

odsuwam się od niego i w panice zapinam spodnie.

– Hej, szukałem cię. – Zza zarośli wyłania się Drew, nadal ubrany

w swój motocyklowy kombinezon.

Patrzę spanikowana na Jasona i poprawiam swoją kurtkę. Czuję się

podle. Drew nie zasłużył na to, co mu robię. Nawet gdyby był najgorszym

chłopakiem na świecie. Nie jesteśmy już razem, a jednak on ma nadzieję, że

się zejdziemy. Nikt nie powinien być tak perfidnie zwodzony. Przysięgam

sobie, że dziś to zakończę.

Zbieram się na odwagę i patrzę mu w oczy, starając się wyglądać

normalnie. Zachowuję się tak, jakbym po prostu rozmawiała ze swoim

przybranym bratem na osobności. Jakbym wcale przed chwilą nie ssała jego

palców, czując na nich swój własny smak. I jakby wcale mnie to nie

podniecało.

– Ty musisz być Jason. – Drew uśmiecha się do mojego brata, ale to

uśmiech z gatunku tych uprzejmych i wymuszonych. – Jak ci się mieszka

z Ginger? Mocno zalazła ci już za skórę? Sam mam młodszą siostrę, więc

wiem, jak to jest.

Obserwuję Jasona. Jego jabłko Adama drga i nie wiem, czy jest zły, czy

zdenerwowany. Zerka na mnie szybko, a potem przybiera jedną ze swoich

masek i posyła Drew przyjazny uśmiech.

– Powiedzmy, że się powoli docieramy – odpowiada, nasuwając daszek

czapki bardziej na oczy. Widzę, jak nerwowo przestępuje z nogi na nogę.

– Czyli pierwsze koty za płoty. – Drew patrzy raz na mnie, raz na niego

i chyba czuje się jak nieproszony gość. – Szkoda, Ginger, że nie było cię na

trybunach, gdy wygrałem – zwraca się do mnie, a moje wyrzuty sumienia

ważą tonę.
– Wybacz, to przeze mnie. Musiałem z nią pogadać. Znów zabrała

kluczyki od wozu swojego ojca, a pilnie go potrzebowałem. – Jason

przychodzi mi z pomocą, zanim ja zdążę wymyślić jakieś kłamstwo.

– Rozumiem. – Drew patrzy na niego podejrzliwie, ale po chwili znów

jest tym miłym i kochanym chłopakiem i odzywa się do mnie: – To jak?

Nasza dzisiejsza kolacja aktualna? Mamy co świętować. Kolejny wygrany

wyścig.

Uśmiecham się do niego, udając radość, i nie muszę nawet patrzeć na

swojego przybranego brata: niemal czuję bijący od niego chłód.

– Jasne, już nie mogę się doczekać. Właściwie możemy iść tam od razu,

jeśli nie masz nic przeciwko – mówię coraz szybciej i modlę się, by Jason

nie wypadł ze swojej roli i nie palnął jakiegoś głupstwa.

– Tylko się przebiorę i jestem cały twój. – Drew szczerzy się

w uśmiechu. – Chodź ze mną. W końcu każda fanka marzy o tym, by być

sam na sam w szatni ze zwycięzcą wyścigu – dodaje i puszcza oko do

mojego przybranego brata, a ja mam ochotę go za to zabić.

Przez chwilę panuje niezręczna cisza, a potem Drew rzuca Jasonowi

pożegnanie. Odpowiada mu tylko niezrozumiałe burknięcie. Jakby tego

było mało, mój były chłopak obejmuje mnie ramieniem i prowadzi

z powrotem na trybuny. Oglądam się za siebie, z nadzieją, że wzrok Jasona

nie potrafi zabijać, a jednak widzę tylko pustkę. Zniknął.


Rozdział 19

Ginger

NIE IDĘ DO SZATNI RAZEM Z  DREW. Czekam na niego grzecznie na trybunach


i trzęsę się z zimna. Gdy wraca do mnie, wygląda na podekscytowanego.

Nie wiem, czy bardziej cieszy go wygrana, czy wieczór ze mną. Mam

nadzieję, że to pierwsze, bo ja niestety będę zmuszona zaserwować mu

kilka niemiłych wiadomości.

Trzy czwarte butelki prosecco później jest już po wszystkim. Poszliśmy

do małej włoskiej knajpki jak za dawnych czasów. Musiałam sporo wypić,

by nabrać odwagi i powiedzieć mu, że to koniec. Wcześniej zamierzałam

dać nam szansę, poznać jego perspektywę i wspólnie zadecydować, czy do

siebie wracamy. Ale to było, zanim uprawiałam seks na stole kuchennym ze

swoim przybranym bratem. Chciałam być fair wobec Drew i powinnam

była to zrobić o wiele, wiele wcześniej.

Patrzę na mojego byłego chłopaka, który wlewa w siebie kolejną

szklaneczkę whiskey. Już nawet przestałam liczyć którą. Po jego

wcześniejszej ekscytacji nie ma śladu. Jestem pewna, że zepsułam mu

wieczór i całą radość z wygranego wyścigu.

Moją wiadomość przyjął zadziwiająco dobrze, jakby coś przeczuwał

albo sam rozważał, czy ostatecznie nie zakończyć tego, co jest między
nami. Ale Drew ma duszę sportowca, nie lubi przegrywać, a właśnie

w kategorii przegranej rozpatruje nasze rozstanie. I to właśnie dlatego

siedzi teraz tutaj przede mną – pijany i posępny.

– Dlaczego nam nie wyszło, Ginger? – Patrzy na mnie wzrokiem

zbitego psa i po raz dziesiąty tego wieczoru zadaje to samo pytanie.

Chciałabym znać na nie odpowiedź. – Jeszcze kilka miesięcy temu nie

mogliśmy się od siebie odkleić, a teraz jesteśmy dla siebie tacy…

– Obcy? – wchodzę mu w słowo i smutno się uśmiecham. – Wiem,

Drew. Sama zauważyłam to dopiero niedawno. Może tak po prostu miało

być? Nie traktuj tego w kategorii porażki. To był cudowny rok. Po prostu

coś się wypaliło.

– Myślałem, że miłość nie ma terminu ważności – stara się żartować,

ale kąciki jego ust momentalnie opadają.

– Większość ludzi woli udawać, że nie widzi, gdy zbliża się koniec tego

terminu. My w porę zauważyliśmy. To chyba dobrze, prawda? – Dotykam

jego dłoni, ale on szybko ją zabiera. Odczuwa porażkę i nadal nie widzi, że

to dla niego szansa na nowy początek.

– Myślisz, że jest sens próbować wiązać się z kimś innym, wiedząc, że

to i tak kiedyś się wypali? – Patrzy na mnie smutno.

– Wierzę, że zdarza się miłość, która nigdy się nie kończy. Zmienia się,

przechodzi kryzysy, ale jakaś iskra sprawia, że dwoje ludzi patrzy na siebie

tak, jak patrzyło pierwszego dnia, kiedy się w sobie zakochali. –

Wzdycham i napełniam swój kieliszek alkoholem. Powinnam

przystopować, bo kręci mi się w głowie, ale tego typu rozmowy nie

wychodzą na trzeźwo.

– Jednym słowem, prawdziwa, wieczna miłość jest jak ekskluzywna

whiskey. Jest kurewsko dobra i uzależniająca, choć trzeba się natrudzić,


żeby ją zdobyć. – Drew podnosi swoją szklankę w geście toastu, a potem

śmieje się do siebie.

Zdecydowanie za dużo wypił, a ja nie jestem lepsza. A jednak nadal coś

nas łączy – oboje po alkoholu lubimy snuć pseudofilozoficzne rozważania.

– Życzę ci jak najlepiej, Ginger. – Mój były chłopak patrzy na mnie

zamglonymi oczami. – Uważaj tylko na siebie. Nie podoba mi się ten cały

Jason.

Nic nie odpowiadam, tylko szybko dolewam sobie wina.

– Dzisiaj patrzył na mnie tak, jakby chciał mi obić mordę. A potem

patrzył na ciebie… – Drew przygląda mi się uważnie, jakby chciał

wybadać, o czym teraz myślę. – Dokładnie tak samo patrzyłem na ciebie,

gdy się poznaliśmy – dodaje, po czym wypija duszkiem zawartość swojej

szklanki, odstawia ją z brzdękiem na stół i zerka gdzieś w bok.

Godzinę później zamawiam taryfę i opuszczam bar na chwiejnych

nogach. Drew nadal walczy, choć jego walka polega na leżeniu na stole

i podrywaniu znudzonej kelnerki. Nie jestem zazdrosna. Jest wolny

i zraniony. To naturalne, że będzie szukał pocieszenia.

Gdy wysiadam z taksówki, droga do własnego domu przypomina raczej

przeprawę przez porośniętą chaszczami dżunglę. Potykam się

o niewidzialne kłody, choć przecież ścieżka jest wyłożona kostką brukową.

Pieprzone, podstępne prosecco!

Mam nadzieję, że Jason jest w swoim pokoju, inaczej jest duża szansa,

że po prostu się na niego rzucę. Im więcej kieliszków wina wypijałam, tym

bardziej malała moja złość względem niego.

Kiedy po długich minutach udaje mi się trafić kluczem w dziurkę, ze

zdziwieniem odkrywam, że drzwi są otwarte. Przekraczam próg, a ostre

światło razi moje zmęczone oczy. Widzę tłum ludzi, w tym kilka znajomych

twarzy. Jest chłopak z wytatuowaną szyją i Jeff, który oczywiście taksuje


mnie wzrokiem. Jest też Eva, kilku chłopaków o posturach futbolistów

i kilka nieznajomych dziewczyn. No i Becky. Jej akurat trudno nie

zauważyć – tańczy natchniona i pijana na stole, z wypisaną na twarzy miną

w stylu Króla Juliana z Madagaskaru.

Wykorzystuję zamieszanie i uciekam na górę. Biorę prysznic, który ani

trochę mnie nie otrzeźwia. Wiem, że powinnam coś zjeść, wtedy pewnie

poczułabym się lepiej. Podczas kolacji z Drew byłam zbyt zdenerwowana,

by przełknąć więcej niż kilka kęsów carbonary. Jednak prędzej umrę, niż

zejdę na parter.

Odległość z łazienki do mojej sypialni przebiegam na paluszkach,

chociaż lepszym określeniem byłoby „zataczam się”, bo wciąż jestem

trochę pijana. Z dołu nadal docierają do mnie pulsujące światło, głośna

muzyka i śmiechy.

Przeczesuję mokre włosy palcami i upewniam się, że zamknęłam drzwi

do swojego pokoju na klucz. Nie zapalam nawet światła, tylko od razu

wskakuję pod kołdrę i drżę z zimna, bo pod prysznicem bardzo się

spieszyłam i umyłam w chłodnej wodzie.

Ten dzień mógłby się zakończyć tym, że leżę w łóżku, odprężam się i w

końcu zasypiam. Mógłby, gdybym miała normalnego przybranego brata.

Ale ja mam Jasona. Podskakuję wystraszona, gdy orientuję się, że leży na

łóżku. Para oczu błyszczy kilka centymetrów od mojej twarzy. Zaraz potem

czuję ciepłe dłonie i muskularne uda. Odsuwam się jak najdalej na drugi

koniec, licząc na to, że tym razem mu ucieknę. Co za naiwność! Jest tu. Ma

mnie w garści. Mogę miotać się jak ryba w sieci, ale oboje wiemy, że

w końcu odpuszczę i sama do niego przyjdę.

W pokoju jest ciemno, ale nie muszę go widzieć, by wiedzieć, że

właśnie złowrogo się do mnie uśmiecha. Mam wrażenie, że ten wieczór


jeszcze się nie skończył. Przeciwnie – jego kulminacyjna część dopiero się

zaczyna.
Rozdział 20

Ginger

–  CO TY TU ROBISZ?!  – szepczę, choć przecież jesteśmy sami i nikt nas nie


usłyszy.

– Pieprzyłaś się z nim w szatni? – pyta lodowatym tonem, nadal leżąc

na boku i wpatrując się we mnie.

Moje oczy robią się wielkie jak spodki. Śmie mnie pytać, czy

uprawiałam seks ze swoim chłopakiem! No dobra, byłym chłopakiem. Co

nie zmienia faktu, że jest bezczelny.

– Zadałem proste pytanie. Oczekuję prostej odpowiedzi – mówi, a ja

mam dość tego bezosobowego, niezdradzającego żadnych uczuć tonu.

– Najpierw przychodzisz na wyścigi z pretensjami, że mnie nie ma

w domu, choć to ty nie wróciłeś na noc i pewnie z kimś się zabawiałeś. –

Robię pauzę i z irytacją wypuszczam powietrze. – A teraz pytasz mnie, co

robiłam na randce z Drew?! Jakim prawem?! – Podnoszę głos, ale zamiast

ruszyć się i uciec jak najdalej od niego, leżę jak kłoda i daję się

hipnotyzować jego głosowi.

Znów jestem zbyt wolna, a on zbyt szybki. Rzuca się na mnie, a gdy

chcę szybko się podnieść, przytwierdza mnie do materaca i przygniata

całym swoim ciałem.


– To nie jest odpowiedź na moje pytanie – warczy.

Powinnam być zła albo przerażona, tymczasem ja przygryzam wargę,

by powstrzymać pełen zadowolenia uśmiech. Znów udało mi się wywołać

w nim jakieś emocje, sprawić, że zrzucił bezosobową maskę, na której miał

wypisane „nie zależy mi na nikim i na niczym”. Lubię to robić –

doprowadzać go do szaleństwa, bo tylko wtedy widzę, jaki jest naprawdę.

Jason szybko oddycha. Nie puszcza mnie, nie rusza się nawet

o milimetr. Mój puls galopuje, a moje ciało wbija się głębiej w materac, gdy

zwiększa nacisk. Jego wzrok zabija mnie i pieprzy jednocześnie. Może

jestem dziwna, ale właśnie za takim Jasonem tęskniłam.

– I żeby było jasne: ostatniej nocy nie byłem z nikim poza tobą –

dodaje, a ja czuję ulgę, choć przecież nie powinno mnie to obchodzić. –

A ty? Poszłaś z nim do szatni, do której tak cię zapraszał? A może

pojechaliście na randkę i dobrał się do ciebie w samochodzie?

Próbuję się wyrwać, ale przyszpila moje nadgarstki do materaca, więc

jęczę wściekła i rzucam się jak w amoku.

– Nie powinno cię to interesować – odpowiadam i jednocześnie mam

ochotę posmakować jego ust, które są milimetry od moich.

– Ale mnie interesuje. Jesteś moja. Zresztą doskonale o tym wiesz.

Wiedziałaś już tamtego wieczoru, kiedy przyszłaś do mojego pokoju, a ja

włożyłem w ciebie swoje palce. Po prostu nie chcesz tego głośno

przyznać. – Jason wyrzuca z siebie słowa z prędkością karabinu

maszynowego, a potem muska swoimi wargami moje i czeka, aż przyznam

mu rację. – To jak? Kto pieprzył cię jako ostatni, Cookie? – pyta ostrym

tonem, odrywając się ode mnie.

Czuję się jak niegrzeczna uczennica, egzaminowana przez bardzo

surowego i bardzo pociągającego nauczyciela. Między nami zawisa


złowroga cisza, którą przecina tylko dźwięk naszych przyspieszonych

oddechów. Patrzymy na siebie i toczymy cichą bitwę o dominację.

– Ty na stole w kuchni – odpowiadam cicho. – Nie było nikogo innego.

Brzmię, jakbym była pokonana, słaba i posłuszna, i tak właśnie się

czuję.

– Dobra odpowiedź – warczy, a potem całuje mnie zaborczo.

Jeśli nasze wcześniejsze pocałunki były namiętne, to teraz jest sto razy

bardziej, mocniej i intensywniej. Jestem pijana, więc moje granice

dotyczące tego, co chcę robić z Jasonem, przesuwają się jeszcze bardziej.

Nie ma już Drew, nie ma naszych rodziców, nie ma tych wszystkich ludzi

w salonie. Jesteśmy tylko my: grzeszni, zakazani, spragnieni. Z walącymi

sercami, mokrymi ustami i splątanymi kończynami.

Bezwstydnie sięgam do jego rozporka i wyciągam go – twardego

i gotowego na zewnątrz. Pocieram mocno, w górę i w dół, ściskam czubek

i czuję, jak robi się jeszcze większy. Jason jęczy coś niezrozumiale

i podwija górę mojej piżamy. Jego dłonie zachłannie bawią się moimi

piersiami, a jego udo rozsuwa moje nogi.

– Znów łamiesz zasady swojego tatusia i mnie dotykasz? – mruczę

zalotnie, drocząc się z nim, a potem wyplątuję się z jego objęć i kładę się na

brzuchu. Wiem, że mówiąc to wszystko, stąpam po cienkim lodzie, ale

alkohol, który krąży w moich żyłach, dodaje mi odwagi.

– Nie zaczynaj tego tematu – warczy i daje mi mocnego klapsa w tyłek.

Nim zdążę wziąć głębszy oddech, chwyta mnie w pasie i przyciąga

ponownie do siebie. – Chcę, żebyś mnie ujeżdżała – dodaje, po czym

obraca mnie, podnosi i sadza mnie na sobie okrakiem.

Czuję jego męskość między swoimi udami. Napiera na materiał moich

szortów i dotyka wrażliwego miejsca. Jego wzrok jest rozpalony i ślizga się

po moim ciele, a ja z wrażenia zapominam o trwającej na dole imprezie.


– Nie wiem, czy zasłużyłeś. – Drażnię się z nim i nawet w tak intymnej

sytuacji mam odwagę patrzeć mu w oczy. Wtedy, gdy robiliśmy to

w kuchni, on dominował. Dzisiejszego wieczoru to ja chcę przejąć władzę.

Obserwuje mnie z uśmiechem i zaskoczony unosi brwi. Nigdy nie

widziałam kogoś piękniejszego.

Przesuwam się powoli w dół, nie odrywając się przy tym od jego ciała

i nadal utrzymuję z nim kontakt wzrokowy. Moje dłonie wędrują po jego

torsie i zostawiają na skórze ślady po paznokciach. Wyznaczam ustami

powolną ścieżkę przez środek jego klatki piersiowej i niżej aż do pępka.

W końcu docieram do najgorętszego rejonu.

Nie wracam do poprzedniej pozycji i nie siadam na nim okrakiem. Tym

razem chcę go posmakować. Oblizuję usta, by dać mu do zrozumienia, co

zamierzam zrobić. Patrzy na mnie spod półprzymkniętych powiek i szybko

oddycha. Wiem, że właśnie o tym marzy. Gdy jednak pochylam się nad nim

i wysuwam język, by go polizać, on gwałtownie się wycofuje. Zrywa się

z łóżka, zachodzi mnie szybko od tyłu i popycha na materac jak szmacianą

lalkę, a potem odwraca na plecy. Znów jest nade mną.

– Teraz to ja nie wiem, czy ty zasłużyłaś. Chcesz go spróbować? –

mruczy, torturując mnie delikatnym pocałunkiem w usta. – Byłaś ostatnio

bardzo nieposłuszna.

A więc to tak. Powinnam była się domyślić. Jason lubi dominować

w każdym aspekcie swojego życia, w łóżku też. Jeśli wydawało mi się, że

pozwoli mi przejąć kontrolę, to byłam w błędzie.

– Chcę, żebyś doszedł w moich ustach – szepczę gorączkowo, bo moje

ciało płonie z pragnienia. Wiem, że moje wyznanie na niego działa:

przymyka oczy, jakby nie mógł znieść tego, że moje słowa doprowadzają

go do szaleństwa.
– Zrobimy to po mojemu. W moim tempie. Przyjmiesz go całego, jak

grzeczna dziewczynka. A ja zastanowię się, czy zasłużyłaś, by dostać

nagrodę – drażni się ze mną, a mnie coraz bardziej podoba się ta gra.

Po chwili klęka nade mną. Jego penis jest wprost nad moimi ustami i to

mój kolejny pierwszy raz, bo nigdy nie robiłam tego w takiej pozycji.

Patrzę na niego, całkowicie zdana na jego łaskę. Napawa się widokiem

mnie – nagiej, z rozsypanymi na prześcieradle włosami i uchylonymi

z pragnienia ustami. Podkłada pod moją głowę poduszkę, a potem szybko

bez ostrzeżenia wpycha swoją męskość między moje wargi. Powstrzymuję

odruch krztuszenia i przyjmuję go całego. Czuję, jak rośnie w moich

ustach. Moje sutki momentalnie twardnieją, a całe ciało spina się

w bolesnym pragnieniu. Jeśli zaraz mnie nie dotknie, to zwariuję.

Jason przeklina, patrzy na mnie z pasją i zaczyna się poruszać. Nie mam

nad niczym kontroli – ani nad jego tempem, ani nad głębokością pchnięć.

To wszystko sprawia, że czuję grzeszną wilgoć, spływającą między moimi

udami.

Na szczęście Jason mnie zna i dobrze wie, czego mi trzeba – zaczyna

pieścić moją łechtaczkę palcami. Wyginam się ku niemu, czując przyjemne

dreszcze, a on to wykorzystuje i wpycha się jeszcze głębiej w moje usta.

– Wyglądasz niesamowicie, gdy to robisz – szepcze gorączkowo

i jeszcze bardziej pogłębia pchnięcia. – Zdecydowanie zasłużyłaś na

nagrodę.

Zaczynam lekko poruszać głową w przód i w tył, na co reaguje

pomrukiem aprobaty. Synchronizujemy nasze ruchy. Jego palce na mojej

rozgrzanej łechtaczce. Moje usta na jego twardym członku.

Po chwili nieruchomieje, a z jego piersi wydobywa się niski pomruk.

Czuję, jak coś ciepłego wypełnia moje usta. Zlizuję wszystko do ostatniej
kropli i połykam. Jego smak we mnie sprawia, że nie myślę o niczym

innym, jak tylko o tym, by poczuć go między swoimi nogami.

Z przyjemnością obserwuję, jak jego ciało powoli się uspokaja

i rozluźnia. Jedną dłonią opiera się o ścianę za łóżkiem, drugą nadal trzyma

na mojej niezaspokojonej cipce. Za moment spogląda na mnie zamglonym

wzrokiem, leniwie się uśmiecha i wysuwa z moich ust.

Jason nie czeka ani chwili i od razu postanawia mi się zrewanżować.

Zjeżdża wzdłuż mojego ciała, skubiąc po drodze sutki, po czym zanurza

twarz między moimi udami. Jęczę głośno, gdy czuję na sobie jego gorący,

wilgotny język.

Jego palce potrafią wyczyniać cuda, ale jego usta… to coś nie do

opisania. Jakby miliony małych, elektrycznych wyładowań płynęły wzdłuż

kręgosłupa, wprost do centrum mojej rozkoszy. Zasysa mocno moją

łechtaczkę tak, że zaczyna brakować mi tchu. Bezwstydnie poruszam

biodrami, ocierając się o jego usta. Jestem już podniecona, po tym jak

doprowadziłam go do orgazmu, więc nie potrzeba mi wiele, by dojść. Po

chwili moje uda zaczynają drżeć i krzyczę na tyle głośno, że ludzie na dole

mogliby mnie usłyszeć. Mam to gdzieś. Teraz liczę się tylko ja, Jason i to,

co mi daje.

Nie przestaje mnie pieścić, choć nie mogę dłużej znieść tak

intensywnych doznań. Fale rozkoszy uderzają w moje ciało mocniej

i mocniej, a ja opadam z sił. Dopiero gdy zostawia moją cipkę w spokoju

i przesuwa się wyżej, udaje mi się uspokoić oddech.

Moje serce wali, a milion emocji kotłuje się głowie. Chcę powiedzieć

mu, że jestem jego. Że miał rację – byłam jego od samego początku. Chcę

mu wyznać, że zamierzam go uratować, wyrwać z macek ojca. Wiem

jednak, że na to za wcześnie. Odtrąciłby mnie, bo ten człowiek nadal jest

kimś najważniejszym w jego życiu. Nie ja. Ja pewnie jestem tylko od


pieprzenia. A ponieważ jestem naiwna, gdzieś w głębi duszy wierzę, że

Jason poczuje coś więcej i pewnego dnia wybierze mnie.

Czuję jego usta na swoich. Są powolne, zaspokojone i smakują mną. Po

raz pierwszy całujemy się niespiesznie i czule niczym para zakochanych.

Moje oczy robią się mokre, bo choć uwielbiam napalonego i ostrego

Jasona, to brakowało mi właśnie tego: normalnego, emocjonalnego

pocałunku. Jednak nic, co piękne, nie trwa wiecznie. Przerywa nam dźwięk

telefonu.

– To ojciec. Mam na niego ustawiony specjalny sygnał. – Jason odsuwa

się ode mnie i gwałtownie podnosi.

Podkulam nogi na łóżku, nakrywam się kołdrą i obserwuję, jak wstaje,

sięga po swoje dżinsy i szuka telefonu.

– Może coś się stało? Nigdy nie dzwoni o tej porze – dodaje, jakby

chciał się przede mną wytłumaczyć. Zaciskam usta i patrzę w bok. Nawet

w takiej chwili jego ojciec jest najważniejszy.

– Tak? – odbiera telefon, chwilę słucha, a potem patrzy na mnie

i szybko wychodzi z pokoju. Zupełnie jakby dawał mi do zrozumienia, że

to prywatna rozmowa i nie jestem godna, by cokolwiek usłyszeć.

Zwijam się w kłębek i przymykam oczy, bo to znów się dzieje: po tym,

co przed chwilą zaszło, po czymś ważnym i pięknym, staję się dla niego

przezroczysta. Potraktował mnie jak śmiecia. Mógł chociaż uśmiechnąć się,

gdy wychodził, dać znak, że zaraz do mnie wróci. A co on zrobił? Spojrzał

na mnie tak, jak kiedyś – zimnym, wypranym z emocji wzrokiem. Zupełnie

jakby głos ojca automatycznie wyrywał go z ludzkiego wcielenia.

Słyszę, jak wchodzi do swojego pokoju, więc szybko podbiegam do

ściany i podsłuchuję. Głośna muzyka z dołu trochę mi to utrudnia, ale Jason

mówi podniesionym głosem, więc udaje mi się zrozumieć strzępki

rozmowy.
– Nie zrobisz mi tego! Nie, kurwa… Nie tak się umawialiśmy. Nie

możesz tak po prostu… nie po tym wszystkim… nie… Chyba żartujesz!

Jeśli myślisz, że Will lepiej się nada, to jesteś głupcem! To mnie zawsze

chwaliłeś, nie jego!

Nie słyszę nic więcej, bo na dole ktoś pogłaśnia muzykę. Nie mam

pojęcia, kim jest Will i co się stało, ale nigdy nie słyszałam takiej rozpaczy

w głosie Jasona. Brzmi, jakby ktoś robił mu właśnie straszną krzywdę.

Nagle z korytarza dobiegają kroki. Szybko wskakuję z powrotem do

łóżka i patrzę na niego z miną niewiniątka. Przejeżdża po mnie wzrokiem,

ale jest obojętny. Nie ma w nim nic sprzed kilku chwil: żadnych uczuć,

żadnego ognia. Traktuje mnie jak ledwo co poznaną dziewczynę, którą

przed chwilą ostro przeleciał.

– Muszę teraz wyjść. – Jego głos brzmi nienaturalnie i sztywno.

Zupełnie jakby rozmowa ze mną nie była mu na rękę. – Przepraszam,

Cookie – dodaje, a mnie przeszywa bolesny dreszcz. Po raz pierwszy

wyczuwam w jego głosie współczucie. Jakby było mu mnie szkoda, jakby

żałował tego, co przed chwilą zrobiliśmy.

Nie czeka na jakąkolwiek odpowiedź, tylko wychodzi. Słyszę jego

ciężkie kroki na schodach, a potem muzyka cichnie.

– Koniec imprezy! – Podnosi głos. Odpowiadają mu jęki zawodu

i buczenie niezadowolonych gości. – Nie dociera do was, kurwa?!

Wynocha, i to już! – ryczy na całe gardło, a ja podskakuję przerażona.

Rozmowa sprzed chwili obudziła w Jasonie bestię. Boję się o niego. Nie

panuje nad sobą i nie mam pojęcia, co planuje. Słyszę szmer rozmów, głosy

i trzaskanie drzwiami. Po kilkunastu minutach w domu zapanowuje cisza

i wygląda na to, że zostałam sama. Podchodzę do okna i widzę, że

z podjazdu zniknęło auto ojca. Świetnie! Jason jest pijany, zdenerwowany

i właśnie pojechał nie wiadomo gdzie.


Zerkam na mój wibrujący telefon, który leży na nocnym stoliku. Na

wyświetlaczu widzę miniaturkę ze zdjęciem Angel, co oznacza, że chce ze

mną gadać przez komunikator. To ostatnie, na co mam teraz ochotę. Gdy

jestem zdenerwowana, można czytać ze mnie jak z otwartej księgi. A co,

jeśli palnę coś głupiego albo powiem za dużo? To nie jest odpowiedni

moment na wyznanie jej prawdy.

Hej, jak tam Yellowstone o tej porze roku? Pewnie świetnie się bawicie.

My w sumie też. Właśnie zaliczyliśmy wspólny orgazm, a teraz Jason

wyszedł po nieudanej rozmowie ze swoim ojcem i nie mam pojęcia, gdzie

jest. Wsiadł za kółko pijany, ale to szczegół.

Nie. To zdecydowanie nie jest dobry moment.

Ale przecież nie mogę unikać jej w nieskończoność. Zacznie się

martwić albo co gorsza, coś podejrzewać.

Biorę głęboki oddech i otwieram komunikator. Na ekranie widzę jej

idealną twarz i hollywoodzki uśmiech. Siedzi w fotelu, na tle tapety w stylu

angielskim. Dziwi mnie trochę, że chce ze mną porozmawiać o tak późnej

porze. Nie mam wyjścia: uśmiecham się tak szeroko, że bolą mnie policzki.

Jeśli Angel jest równie dobrą obserwatorką jak ja kiepską aktorką, to już

przepadłam.

– Stęskniłam się za tobą, kochanie! – szczebioce i wygląda na tak

szczęśliwą, że zaczynam mieć wyrzuty sumienia.

Gdybyś tylko wiedziała…

– Przepraszam, że odzywam się tak późno. Obudziłam cię? – Patrzy na

mnie z troską, a ja kręcę przecząco głową. – Korzystam z okazji. Twój

ojciec bierze prysznic – mówi szeptem i zerka za siebie, jakby w obawie, że

on zaraz się pojawi. – Upierał się, że zadzwonimy do ciebie wspólnie, ale ja

chciałam najpierw porozmawiać z tobą w cztery oczy.


Oho, robi się ciekawie. Gorąco wypływa na moje policzki i mam ochotę

zakończyć tę rozmowę jak najszybciej.

– Chciałam tylko zapytać, jak dogadujesz się z Jasonem. Nie robi

żadnych problemów? – Angel zaciska usta i nie jest już tak radosna jak

przed chwilą. – Pomyślałam, że gdyby się coś działo, może nie chciałabyś

o tym mówić przy ojcu, żeby go nie denerwować. Znam swojego syna. Jest

jak tykająca bomba. Po kilku dniach spokoju potrafi wybuchnąć i narobić

bałaganu.

Mogłabym to zakończyć. Tę całą chorą grę między mną a nim. Jason

nie boi się nikogo i niczego, ale prawda ukróciłaby jego zabawy w kotka

i myszkę. Mogę powiedzieć Angel o tym, jak przychodził do mojego

pokoju, jak mnie uwiódł, o tym, jak uprawialiśmy seks, i o tym, że

rozmawia ze swoim ojcem. I w końcu mogłabym powiedzieć, że Jason

przed chwilą zniknął, a ja nie mam pojęcia, co się z nim teraz dzieje. Jednak

coś mnie powstrzymuje. Jakaś część mnie wierzy, że Jason mi ufa, a skoro

tak, to nie mogę go zawieść. Druga, bardziej mroczna część mnie ma po

prostu ochotę dalej grać według jego zasad i zobaczyć, co z tego wyniknie.

– Poza głośnym puszczaniem muzyki nie robi nic złego – kłamię

i odnoszę wrażenie, że w pokoju panuje nieznośny upał. Robi mi się gorąco

i mam ochotę czymś się powachlować.

– Wiem, że masz dobre serce i chcesz go chronić. Albo pewnie sam

poprosił, byś go kryła. Możesz mi o wszystkim powiedzieć, Ginger. –

Angel wzdycha, jakby zupełnie nie kupowała mojej śpiewki. – Mój syn jest

zdolny do wielu rzeczy, zupełnie jak jego ojciec. Być może jest dla ciebie

miły, próbuje wkraść się w twoje łaski, a w zamian za to oczekuje, że

staniesz za nim murem.

– Nie byłam zadowolona, gdy dowiedziałam się, że z tobą przyjeżdża,

ale widzę, jaki jest zagubiony – mówię pozornie przejętym głosem. – Nie
ma tutaj przyjaciół, jest z dala od rodzinnego miasta i od ojca. Rozumiem

jego bunt, ale nie kryłabym go, gdyby zachowywał się niewłaściwie. Nie

w moim domu. Tata pewnie mówił ci, jakiego mam bzika na punkcie

kontroli i porządku – rzucam gadką, którą mam nadzieję łyknie bez

mrugnięcia okiem.

W życiu bardziej nie kłamałam. Jeśli piekło istnieje, to właśnie trafiłam

na listę jego dożywotnich rezydentów.

– Kamień spadł mi z serca, skarbie. – Angel ponownie się uśmiecha,

a ja mam ochotę głęboko odetchnąć. – Twój ojciec uspokajał mnie, że jesteś

rozsądna i nie pozwolisz dać sobą sterować, ale Jason potrafi owijać sobie

wszystkich wokół palca. Bałam się, że zrobi z tobą to samo.

I słusznie. Wychodzi na to, że to właśnie ze mną zrobił. A mnie się to

bardzo podoba.

– Nie chcę się wtrącać, ale nie pomyślałaś, że kontakt z ojcem mógłby

wyjść mu na dobre? – zadaję z pozoru niewinne pytanie. – Widać, że jest

z nim bardzo związany i za nim tęskni.

– Popełniłam wiele błędów jako matka. – Angel spuszcza wzrok i już

wiem, że wkraczamy na trudny dla niej temat. – Nie zauważyłam w porę,

jakim człowiekiem jest Frank i czego uczy naszego syna. Gdy się

zorientowałam, było już za późno. Jason traktuje go jak boga, a każde jego

słowo jak przykazanie, które należy wypełnić. Zrobił wiele złych rzeczy

pod jego wpływem i jedyne, co może go ocalić, to brak kontaktu z tym

człowiekiem. – Przerywa i znów zerka w stronę łazienki.

Nie podoba mi się, że ma jakieś sekrety przed moim ojcem. Widzę

jednak, że bardzo chce chronić swojego syna. To na pewno nie jest dla niej

łatwa sytuacja.

– Wierz mi, mój były mąż to socjopata z obsesją na punkcie władzy

i pieniędzy. Kontrolowanie Jasona sprawia mu jakąś chorą przyjemność. To


nie ma nic wspólnego z ojcowską miłością, choć mój syn myśli inaczej.

Frank ciągle gada o jakiejś olbrzymiej kwocie, którą dawno temu przelał na

moje konto bankowe, założone jeszcze na panieńskie nazwisko. Mówił

wtedy, że chce mnie zabezpieczyć, a tak naprawdę chciał ukryć swoje

brudne pieniądze w bezpiecznym miejscu. Jaka ja byłam głupia! – Angel

kręci głową i pociąga nosem.

Jest mi jej szkoda. Być może popełniła błędy, nie zauważyła w porę

tego, co dzieje się z Jasonem, ale z pewnością była dobrą matką i starała

się, jak mogła. Zresztą nadal to robi.

– Ubzdurał sobie, że musi odzyskać te pieniądze, bo dzięki nim wyjdzie

z więzienia. Prawda jest taka, że nie wyjdzie. Za przestępstwa podatkowe,

pranie brudnych pieniędzy i oszustwa w obrocie nieruchomościami

posiedzi długie lata. Szkoda tylko, że karmi Jasona nadzieją i pozwala mu

sądzić, że niedługo będzie wolny. Wierz mi, zakaz kontaktu z tym

człowiekiem wyjdzie mojemu synowi na dobre.

– Przepraszam, nie powinnam się wtrącać. To nie moja sprawa –

mamroczę, widząc, jak Angel ociera dłonią łzy.

– Ależ to jest twoja sprawa, kochanie! Jason to teraz twój przybrany

brat, to znaczy… Już niedługo zostanie twoim przybranym bratem,

w chwili naszego ślubu – poprawia się szybko.

– Angel… Ja wiem. Wiem, że ty i Rock jesteście już małżeństwem –

wypalam w nagłym przypływie szczerości. – Jason mi powiedział. Ale nie

wiń go za to. Sama wypytywałam go o wszystko – kłamię i znów nie

wiedzieć czemu staję w jego obronie.

– Boże, Ginger! Nie powinnaś dowiadywać się w ten sposób. – Moja

macocha wygląda na przejętą. – To było takie spontaniczne, a my byliśmy

pijani. – Chichocze. – Rock chciał ci powiedzieć, ale bał się, jak

zareagujesz. A potem wyszła ta sprawa z wyjazdem do Yellowstone. On


ciągle ma wyrzuty sumienia, że o niczym nie wiesz i że zostawił cię samą

na święta. Zresztą mnie też jest głupio, że wyskoczyłam z tym wyjazdem.

Nie miałam pojęcia, że tak zależy ci na spędzeniu świąt w domu.

– Nie jestem już zła o wasz wyjazd. A co do ślubu, to cieszę się, że

jesteście razem, choć dziwnie mi z tym, że dowiedziałam się jako ostatnia –

bąkam i chociaż raz mówię jej prawdę. – Nie mam żalu do ojca, teraz

powinien odpoczywać. Nie mów mu, że wiem. Poczekajmy, aż sam mi

powie, i wtedy udam zaskoczenie.

– O, to bardzo dobry pomysł. – Angel wraca dobry humor.

– Kochanie! Mam nadzieję, że czekasz na mnie w tej swojej fikuśnej

koronkowej piżamce! Zaraz do ciebie przyjdę! Mały, włochaty niedźwiadek

właśnie zamienia się w dużego, twardego grizzly i już nie może się

doczekać, aż zanurkuje do twojej ciaśniutkiej jaskini! – słyszę z oddali

tubalny głos mojego ojca i czerwienię się po same uszy.

– Jezu, wybacz, Ginger. Nie powinnaś tego słyszeć. – Angel śmieje się

nerwowo i teraz obie jesteśmy czerwone ze wstydu.

– Nic się nie stało. Lepiej będę już kończyć, bo tata chyba bardzo się

niecierpliwi. – Odchrząkuję zażenowana. – I nie martw się. Mam wszystko

pod kontrolą. Jasona też – kłamię po raz ostatni, macham jej i wyłączam

komunikator, a potem opadam z ulgą na łóżko.

Chcę w końcu zasnąć. Nie, ja chcę umrzeć. Ta rozmowa wykończyła

mnie psychicznie. Jason wykańcza mnie psychicznie. To będzie cud, jeśli

do świąt nie zwariuję.


Rozdział 21

Ginger

17 grudnia

PRZEZ WIĘKSZOŚĆ NOCY nie mogę zmrużyć oka. Zasypiam dopiero, gdy
słońce zaczyna wschodzić nad horyzont. Budzę się kilka godzin później

kompletnie wykończona i z okropnym bólem głowy. Zdecydowanie to wina

wczorajszego prosecco.

Wpadam w panikę, gdy spoglądam na zegarek i widzę, że dochodzi

jedenasta. Zrywam się z łóżka i idę prosto do pokoju Jasona. Pukam, ale

odpowiada mi cisza. Uchylam drzwi i widzę puste łóżko. Teraz naprawdę

panikuję. Wczoraj był w okropnym stanie, a ja nie mam pojęcia, co się

z nim dzieje.

Miotam się bez celu między swoim pokojem a jego. Zastanawiam się,

czy rozsądnie byłoby zadzwonić do Angel i o wszystkim jej powiedzieć.

Jedno jest pewne – to sprowadziłoby kłopoty na mnie i na Jasona. No

i zepsułoby naszym rodzicom wyjazd.

Na dźwięk telefonu prawie zabijam się o własne nogi. Z walącym

sercem odbieram połączenie od nieznanego numeru.


– Ginger? Tu Jeff – słyszę zachrypnięty, zaspany głos. Ktoś ma chyba

jeszcze większego kaca niż ja.

Nie mam pojęcia, skąd wziął mój numer, ale mam nadzieję, że nie

dzwoni tylko po to, by mamić mnie swoimi tanimi gadkami na podryw.

– Chodzi o Jasona. Jesteś jego siostrą… tak jakby – jąka się do telefonu.

Mam ochotę nim potrząsnąć, bo nie mówi nic konkretnego, a ja umieram

z nerwów.

– Coś mu się stało?! Wiesz, gdzie jest?! – krzyczę do słuchawki tak

głośno, że skacowanemu Jeffowi pewnie pęka głowa.

– Nie wiem… to znaczy wiem, gdzie jest, ale nie wiem, czy nic mu nie

jest… Kurwa, moja głowa…

– Powiedz w końcu, o co chodzi, Jeff – warczę zniecierpliwiona.

– Wczoraj Jason ześwirował i wywalił nas wszystkich z imprezy.

Jednym słowem, kazał nam wypieprzać. A potem poprosił mnie o klucze do

domku moich starych. Mówił, że musi wyjechać na kilka dni i pobyć sam.

– Do domku? – Upewniam się, że dobrze usłyszałam, bo Jeff bełkocze,

jakby nadal był mocno nawalony.

– Mamy domek w górach. Trzy godziny drogi stąd. Pochwaliłem się

kiedyś nim Jasonowi. Starym od dawna nie chce się tam jeździć, więc

uznał, że to będzie dobra miejscówka. Nie wiem, dlaczego się zgodziłem.

– Dałeś mu klucze do domku, do którego trzeba jechać trzy godziny

górskimi drogami?! Przecież był pijany! – Znów wydzieram się do

słuchawki, bo wyobraziłam sobie Jasona, który kieruje, będąc pod

wpływem alkoholu i Bóg wie czego jeszcze. To nie mogło się dobrze

skończyć.

– Sam byłem nawalony! Nie myślałem trzeźwo, a on nalegał. Gadał, że

to jedyne wyjście, że musi przemyśleć kilka spraw. Powiedział, że niczego


nie zniszczy. Dał mi nawet trochę hajsu jako zabezpieczenie. No to się

zgodziłem.

– Jeff… – Wzdycham i mam ochotę go zabić.

– Wyluzuj. Jason nawet nawalony ma łeb na karku. Nie pojechał tam od

razu. Przekimał u mnie i z samego rana miał wrócić do waszego domu,

zabrać parę rzeczy i dopiero ruszyć w drogę. Obiecałem sobie, że go

powstrzymam, ale obudziłem się dopiero kilka minut temu, a jego już nie

było.

Resztkami sił powstrzymuję się, by nie powiedzieć Jeffowi, co o tym

wszystkim myślę. Z drugiej strony nie jest niczemu winien. Był pijany.

Powinnam być wdzięczna, że przynajmniej zadzwonił i poinformował mnie

o całej tej sytuacji.

– Słuchaj, Ginger. – Ciężko oddycha do słuchawki. – Nie wiem, co się

wydarzyło, ale nie wyglądał najlepiej, kiedy ostatni raz go widziałem. Nie

chcę, żeby coś mu się stało, a jeśli puści z dymem chatę moich starych, to

chyba powieszą mnie za jaja…

– Nie denerwuj się – mówię uspokajająco, chociaż sama panikuję. –

Zajmę się tym, okej? Dzięki, że mi o wszystkim powiedziałeś.

– Nie ma sprawy. – Odchrząkuje. – Dobra, kończę. Zaraz wyślę ci

dokładne namiary na to miejsce. Aha, i uważaj na niego. Nigdy nie

poznałem większego świra – dodaje, po czym się rozłącza.

Przez kilka sekund wpatruję się w telefon. W mojej głowie panuje jeden

wielki chaos i po raz pierwszy nie mam żadnego planu. Chciałabym

zasięgnąć rady ojca albo chociaż wypłakać się na ramieniu Ivy, ale wiem,

że to tylko pogorszyłoby sprawę. Nikt nie może się o niczym dowiedzieć.

Jeśli chcę uratować Jasona, muszę milczeć. Tylko wtedy zdobędę jego

zaufanie.
Schodzę do kuchni i wyrabiam ciasto na pierniki. Może w tej sytuacji to

irracjonalne, ale właśnie teraz tego mi trzeba. Pieczenie mnie uspokaja.

Robienie bałaganu w kuchni, rozsypywanie mąki, wałkowanie – wszystko

to sprawia, że przestaję myśleć. Działam mechanicznie.

Po ponad dwóch godzinach czuję zmęczenie i ulgę jednocześnie. Patrzę

na stos gotowych do upieczenia pierniczków jak na dzieło jakiegoś

szaleńca. Zrobiłam potrójną porcję, którą można by obdarować kilka

rodzin. Odgarniam włosy z czoła i wrzucam blachy do rozgrzanego

piekarnika.

Znam kogoś, kto kocha pierniczki. I ten ktoś prawdopodobnie bardzo

ich teraz potrzebuje. A mnie dostanie w pakiecie razem z nimi, czy mu się

to podoba, czy nie.

Przez kolejne pół godziny pakuję swoje rzeczy. Wiem, że droga, którą

mam do pokonania, nie jest łatwa, a ja nie jestem doświadczonym

kierowcą, w dodatku moje auto psuje się w najmniej spodziewanych

momentach. Wiem też, że Jason prawdopodobnie nie będzie chciał mnie

widzieć. Gdyby było inaczej, nie uciekałby z domu. Ale jestem jedyną

osobą, która w tym momencie może mu pomóc. I jedyne, czego chcę, to

być tam przy nim. Bez względu na to, jak było i jak będzie między nami.

Przed wyjściem upewniam się, że okna w całym domu są pozamykane.

Na końcu sprawdzam te w pokoju Jasona. Rozglądam się nieśmiało po

pomieszczeniu, bo choć tutaj mieszkam, czuję się, jakbym naruszała jego

prywatną przestrzeń.

Kładę się na łóżku i biorę jedną z poduszek. To głupie, ale muszę

poczuć jego zapach. Bez Jasona staję się słaba i niepewna. Znów mam

ochotę zaszyć się w swoim pokoju, wziąć kartkę i planować swoje życie,

zamiast działać.
Mój przybrany brat wydobył ze mnie wszystkie ukryte, mroczne

pragnienia, ale sprawił też, że zaczęłam żyć tak, jak chcę, a nie tak, jak

powinnam. Przy nim czułam pasję, chciałam więcej i nie bałam się tego

brać. Teraz znów jestem małą, wystraszoną dziewczynką, która waha się,

czy jechać tam do niego, czy może zostać w domu i udawać, że nic się nie

stało.

Przyciskam poduszkę do nosa i znajomy drzewny aromat uderza we

mnie z taką mocą, że od razu powracają wszystkie wspomnienia. Ja w jego

łóżku, kiedy niespodziewanie zaproponował mi pomoc w zaśnięciu.

Pocałunek przy choince. Gorące pieszczoty w samochodzie. Seks na

kuchennym stole. Podnoszę się gwałtownie i już wiem, że nie ma odwrotu.

Muszę tam jechać i być przy nim.

Gdy szuram nogami po podłodze, uderzam w coś leżącego pod łóżkiem.

Pochylam się i widzę niewielkie metalowe pudełko. Obracam je powoli

w dłoniach. Wiem, że nie bez powodu je schował. Na pewno nie chciałby,

abym je znalazła. A jednak po ojcu odziedziczyłam opanowanie, po matce –

wrodzoną ciekawość. Do dziś pamiętam, jak zawsze zaglądała mu przez

ramię, gdy siedział w garażu i strugał z drewna nowy mebel albo robił dla

niej jakąś niespodziankę.

Podnoszę metalową pokrywę i w pierwszym momencie mam wrażenie,

że pudełko wyłożone czerwonym aksamitem jest puste. Po chwili

dostrzegam, że między fałdami materiału znajduje się niewielki przedmiot,

zawinięty w szeleszczący papier.

– Medalion – szepczę do siebie, gdy odpakowuję to małe cudo.

A ściślej rzecz biorąc, naszyjnik z medalionem. Całość wygląda jak

zrobiona ze srebra. Przyglądam się temu, co kryje owalny przedmiot za

niedużą, wypukłą szybką.

Płatki śniegu.
Wyglądają jak prawdziwe. Są rozmieszczone niesymetrycznie, na

małym szkiełku i zatopione w jakiejś przezroczystej substancji. Jest ich

czternaście, ale są tak niewielkie, że z oddali prawie ich nie widać. Trzeba

przyłożyć medalion do oczu, by je policzyć. Każdy z nich jest inny

i niepowtarzalny.

Nigdy nie widziałam czegoś podobnego. Naszyjnik jest subtelny

i delikatny. Wygląda na nowy. Metal jest czysty, bez oznak upływu czasu.

Nagle dostrzegam, ukrytą pod aksamitem, niewielką karteczkę.

Dedykacja jest napisana odręcznie:

Każdy płatek śniegu jest wyjątkowy, zupełnie jak te na


Twojej twarzy. Każdy płatek śniegu można łatwo zniszczyć, tak
jak Ciebie. Ale przy odrobinie wysiłku płatek śniegu może
przetrwać. Ty też możesz, Cookie.

Czytam tekst dwa razy i próbuję odnaleźć ukryte w nim znaczenie. Jeśli

to sprawka Jasona, to co chciał mi przekazać? Przecież nie jest

romantyczny. Więcej – on prawdopodobnie nie zna innej miłości niż miłość

dziecka do swojego ojca. A jednak napisał to wszystko, a dedykacja

wskazuje, że medalion jest przeznaczony dla mnie.

Odtwarzam w swojej głowie tajemnicze słowa, które przed chwilą

przeczytałam, i nagle doznaję olśnienia. Chowam biżuterię wraz z kartką do

kieszeni i biegnę jak szalona do łazienki. Może się mylę? Może zbyt dużo

sobie wyobrażam?

Patrzę w lustro i liczę swoje piegi – te rozsiane po policzkach plus kilka

na nosie. Są duże i od lat w tym samym miejscu.

Czternaście.

Liczę jeszcze raz i jeszcze raz.

Czternaście.
Mam ochotę to wykrzyczeć. To niesamowite. Choć piegi są częścią

mnie, nigdy nie pomyślałam, by je policzyć. A on to zrobił.

Może jego ojciec wcale nie zniszczył w nim człowieczeństwa tak do

końca? Może Jason potrafiłby mnie pokochać? Może roślinka, która rośnie

w piwnicy, jest silniejsza, niż się wszystkim wydaje, i wcale się nie podda?

Nie mam już zbyt wiele czasu. Jeśli chcę dotrzeć na miejsce przed

zmrokiem, powinnam wyjechać najpóźniej za godzinę. Jednak jest jeszcze

coś, co muszę sprawdzić. Jedyny sklep, w którym sprzedają biżuterię

i antyki, mieści się kilka przecznic od mojego domu. Pakuję bagaże do

samochodu i postanawiam wstąpić tam po drodze.

Gdy odpalam auto, przypominam sobie o Drew. To on je naprawił, choć

wcale o to nie prosiłam. A potem odstawił je pod mój dom z samego rana,

gdy jeszcze spałam. Chociaż nie musiał tego robić, bo przecież zerwaliśmy.

Czuję się jak samolubna suka. Postanawiam sobie, że oddam mu za

naprawę wszystko co do grosza. Nie wiem, czy bylibyśmy razem, gdyby

nie sprawa z Jasonem. Wiem za to jedno – nasz związek rozpadłby się,

prędzej czy później.

Po kilkunastu minutach parkuję przed małym sklepikiem, który lata

świetności ma już dawno za sobą. Istnieje chyba tylko dlatego, że jako

jedyny w naszym mieście może zaoferować prawdziwą biżuterię

i szlachetne kamienie. Patrzę podejrzliwie na stare skrzypiące drzwi

i zastanawiam się, czy właściciel zainwestował chociaż w system

antywłamaniowy.

Gdy wchodzę do środka, głośny dzwonek zwiastuje moje przybycie.

Sprzedawca podnosi głowę i wygląda, jakby właśnie wyrwano go

z głębokiej hibernacji. Chyba jestem dzisiaj pierwszym klientem. Albo

pierwszym w tym tygodniu.


Młody chłopak, z długimi, przylizanymi włosami, uśmiecha się do

mnie, poruszając zakolczykowaną brwią. Niechętnie odwzajemniam

uśmiech i podchodzę do lady.

– Przyszłam w pewnej sprawie. – Zniżam głos do szeptu, jakbym co

najmniej chciała dokonać jakiegoś nielegalnego zakupu.

– A więc nie chcesz wydać u nas szmalu? – Chłopak wygląda na

zawiedzionego.

– Kupię coś, jeśli będziesz w stanie mi pomóc. – Uśmiecham się

tajemniczo i wyciągam z kieszeni zawiniątko. – Czy jest możliwe, że ta

rzecz pochodzi z tego sklepu? Widziałeś kiedyś coś podobnego?

Sprzedawca mruży oczy i przygląda się naszyjnikowi. Bierze medalion

między palce i podnosi do góry, a drugą ręką włącza stojącą na ladzie

lampkę.

– To nie nasze. Nigdy nie handlowaliśmy czymś takim – mówi po

dłuższej chwili, a mnie rzednie mina. Byłam pewna, że Jason kupił to

właśnie tutaj. Raczej nie wyjeżdżał z miasta, odkąd się do nas wprowadził.

– To srebro, prawda? – upewniam się.

– Nie, to białe złoto. Na pierwszy rzut oka trudno je odróżnić, ale próba

nie kłamie – odpowiada, przejeżdżając po biżuterii palcami, i wskazuje na

mikroskopijny rząd cyferek wygrawerowany na spodzie naszyjnika. –

Mamy łańcuszki w tym stylu i puste medaliony też, ale środek na pewno

nie został zrobiony u nas. Nie zajmujemy się ręczną robotą. Tylko

sprowadzamy i sprzedajemy.

– A więc możliwe, że sam łańcuszek i medalion został kupiony u was,

ale jego zawartość już nie?

– Mniej więcej.

– A czy kojarzysz, by był tutaj kiedyś chłopak w kapturze na głowie,

mniej więcej w moim wieku?


– Przykro mi, maleńka. Zwracam uwagę tylko na ładne klientki. –

Chłopak puszcza do mnie oko, a ja ignoruję jego nieudolną próbę

podrywu. – Poza tym obsługuję na zmianę z szefem. Nie siedzę tutaj bez

przerwy.

Wzdycham zirytowana, bo mam wrażenie, że ta rozmowa do niczego

nie prowadzi.

– Swoją drogą niezłe cacko. Wiesz w ogóle, co jest w środku? –

Sprzedawca przygląda mi się uważnie, a na jego twarzy błąka się uśmiech.

– Płatki śniegu – odpowiadam zniecierpliwiona, bo nie mam pojęcia,

dlaczego pyta mnie o coś oczywistego.

– Ale to są prawdziwe płatki śniegu, rozumiesz? Śnieg się topi. A ten

tutaj jest i nic się z nim nie dzieje. Nadal nie kumasz, prawda? – Patrzy na

mnie jak na kretynkę i macha mi przed oczami medalionem.

– W takim razie oświeć mnie. Jakim cudem prawdziwy śnieg jest tutaj

i nie topnieje, geniuszu? – mamroczę, bo chyba trafiłam na jakiegoś

maniaka tego typu przedmiotów. Nie dziwi mnie, że pracuje akurat w tym

miejscu.

– Dobra, powiem w uproszczeniu, na czym to polega, bo widzę, że nie

masz o tym pojęcia – mówi tonem ważniaka i kontynuuje: – Przede

wszystkim ktoś musiał sporo się napracować, by zrobić coś takiego.

Potrzeba dużo cierpliwości, precyzji i trochę szczęścia, aby wszystko się

udało. Kluczowe jest tutaj zjawisko polimeryzacji.

– Okej, może jestem kretynką, ale błagam cię, mów jaśniej – jęczę, a on

tylko się ze mnie śmieje.

– W skrócie: trzeba wziąć szkiełka, wystawić je na mróz i śnieg. Gdy

spadną na nie płatki, należy szybko polać je specjalnym klejem, a potem

przed kilka dni trzymać w zamrażarce. Klej polimeryzuje nieodwracalnie,

więc śnieżynki zostają w nim na zawsze. Jak mówiłem, to trudne


i czasochłonne. Trzeba spełnić wiele warunków, by cała operacja się udała.

Szkiełka muszą być suche, nie można pochylać się nad nimi zbyt nisko, bo

ciepłe powietrze wylatujące z ust mogłoby stopić śnieżynki. No i nie można

dać zbyt dużo albo zbyt mało kleju, bo to wszystko zepsuje. Najlepszy efekt

będzie, gdy wybierzemy najładniejsze śnieżynki ze wszystkich tych, które

spadły na szkiełko, i delikatnie porozdzielamy je pędzelkiem albo

wykałaczką. Gdy już wszystko jest gotowe, zaschnięty klej ze śnieżynkami

oprawia się w szkło i metal szlachetny. Tego typu biżuteria jest

niepowtarzalna, tak jak każdy płatek śniegu.

Patrzę na chłopaka i szybko mrugam oczami. To brzmi

skomplikowanie, a cierpliwość nie jest chyba najmocniejszą stroną Jasona.

Jakim cudem zrobiłby coś takiego? A jednak wszystko wskazuje na to, że

stworzył ten naszyjnik dla mnie.

– Skąd tyle wiesz na ten temat? Przecież nie robicie takiej biżuterii –

wypytuję chłopaka, który nadal jak urzeczony wpatruje się w medalion.

– Pracowałem kiedyś w Filadelfii, rodzice byli jubilerami – odpowiada

i spuszcza wzrok. Chyba poruszyłam jakiś trudny temat. – Długa historia…

W każdym razie dwa razy w życiu podjąłem się zrobienia takiego cudeńka

i powiem ci, kosztowało niemało. Musisz wiele znaczyć dla kogoś, kto to

zrobił. A może chcesz to zastawić albo wymienić na coś innego? Sam

chętnie miałbym coś takiego w swojej kolekcji – dodaje i patrzy tęsknym

wzrokiem na wisiorek, który szybko zabieram mu z rąk.

– Nie ma mowy. Ale mogę coś kupić, bo bardzo mi pomogłeś. –

Uśmiecham się do niego.

– Mamy duży wybór. Pierścionki, bransoletki… – wymienia i przygląda

się witrynom z biżuterią. – Ale chwila, mam jeszcze coś wyjątkowego.

Będzie idealnie pasować do twojego naszyjnika – dodaje z błyskiem w oku


i znika na zapleczu. Po chwili wraca, trzymając w ręku malutkie kolczyki

w kształcie śnieżynek, wysadzane kamieniami.

– Co prawda to tylko srebro i cyrkonie, ale przynajmniej nie są drogie. –

Podaje mi biżuterię.

– Są piękne – szepczę i wiem już, że będą moje.

Uśmiecham się i oglądam kolczyki pod światło. Mienią się subtelnym

blaskiem. Ponownie spoglądam na naszyjnik. Wyjątkowy. Zrobiony

specjalnie dla mnie. Nie mogę w to uwierzyć.

Po kilkunastu minutach wychodzę ze sklepu z lżejszym portfelem, ale

za to z o wiele cięższym sercem, wypełnionym po brzegi miłością do

kogoś, kogo nie powinnam kochać.

Niespełna trzy godziny później podjeżdżam pod niewielki drewniany dom,

otoczony gęsto przez sosny, które gną się pod naporem wiatru. Śnieg sypie

coraz mocniej i lada chwila zapadnie zmrok. Jeśli Jasona tutaj nie będzie

albo odprawi mnie z kwitkiem, to nie chcę nawet wiedzieć, jak wrócę po

ciemku do domu. Warunki na drogach są naprawdę trudne.

Wysiadam z auta, a moje nogi toną w zaspie. Przeklinam pod nosem

botki, które mam na sobie i które z całą pewnością nie są ani ocieplane, ani

wodoodporne. Wyjmuję z bagażnika torbę i inne rzeczy, które ze sobą

zabrałam. Nie mam pojęcia, czy Jason jest w środku, ale nie ma już

odwrotu – brnę przez śnieg obładowana jak boy hotelowy. Wolną ręką

stukam do drzwi, a gdy odpowiada mi cisza, zaczynam walić w nie z całej

siły. Jest mi zimno i staję się zdesperowana. Nie wiem, jak to zrobię, ale

wejdę do tego domu, choćbym miała wybić okno albo wleźć kominem.

Na szczęście po chwili słyszę zgrzyt klucza w zamku. Jason otwiera

drzwi ostrożnie, jakby bał się jakiegoś nieproszonego gościa. Oddycham


z ulgą, widząc, że jest cały i zdrowy.

Byłam ciekawa, jak zareaguje na mój widok, ale z jego twarzy jak

zwykle nie umiem nic wyczytać. Opanował zakładanie masek do perfekcji,

a ja nadal nie potrafię zmusić go, by ściągał je na zawołanie.

– Przyjechałam, bo zniknąłeś tak nagle… i pomyślałam… Po prostu się

o ciebie martwiłam, więc wsiadłam w samochód i… tak jakoś wyszło… –

mówię bez sensu drżącym głosem i mam wrażenie, że właśnie robię

z siebie kretynkę. – Mam tutaj koc, bo nie wiedziałam, czy w tym domku

działa ogrzewanie. Poprawka: mam nawet dwa koce. Mam pierniczki. Dużo

pierniczków! Mam jeszcze grzane wino z imbirem, bo wiem, że lubisz

imbir… – paplam jak nakręcona, bo robię tak zawsze, gdy zżerają mnie

nerwy.

Nie przestając gadać, wkładałam mu w ręce wszystko, co ze sobą

przywiozłam. Jest chyba w szoku, bo nie protestuje i po chwili stoi

obładowany kocami, pierniczkami, termosem i całą resztą tego, co uznałam

za absolutnie niezbędne.

Nadal kontynuuję swój monolog i jestem pełna podziwu dla swoich

umiejętności. Mogłabym zostać akwizytorem. Nawijam o śnieżycy, o Jeffie,

o paskudnych drogach w tym rejonie. Robię to, bo jest mi głupio, że

przejechałam taki kawał drogi specjalnie dla niego.

Jaki niby miałam ważny powód? Jest tylko moim przybranym bratem,

nawet nie prawdziwą rodziną. Jest kolesiem, który namieszał w moim

życiu, zranił mnie i zasłużył na miano dupka roku. Albo raczej na miano

dupka stulecia.

– Nie prosiłem cię, żebyś tu za mną przyjeżdżała. Poza tym serio?

Jakim cudem dotarłaś tutaj tą swoją kupą złomu?

O, właśnie o tym mówię. Dupek wszech czasów!


Nie chcę, by pomyślał, że zależy mi za bardzo, ale chyba już trochę na

to za późno. No bo która dziewczyna piecze potrójną porcję pierniczków,

by potem udać się w podróż niebezpiecznymi zaśnieżonymi drogami, do

kolesia, który ją wystawił? Tak robi tylko albo bardzo naiwna, albo bardzo

zakochana dziewczyna. Albo co gorsza: bardzo naiwna i bardzo zakochana.

– Drew go naprawił – mamroczę, przestępując nerwowo z nogi na nogę.

– Taa, i co dostał w zamian? – Jason patrzy na mnie wściekły, ale to

trwa tylko ułamek sekundy, potem znów wygląda tak, jakby miał wszystko

gdzieś.

– Nie twoja sprawa. Przecież przed chwilą powiedziałeś, że mnie tu nie

chcesz, więc co za różnica.

Nic nie odpowiada. Znów gapi się na mnie tym swoim beznamiętnym

wzrokiem. Nie szaleje na moim punkcie, nie nienawidzi mnie. Jestem mu

obojętna, a to najgorsza opcja z możliwych.

Mam wrażenie, że cisza między nami ciągnie się przez długie minuty.

Zupełnie jakbym brała udział w Milionerach i czekała na informację od

prowadzącego, czy udzieliłam poprawnej odpowiedzi. Przygryzam wargę

i modlę się, by nie kazał mi stąd znikać. Przełykam upokorzenie, bo jestem

jak szczeniaczek, którego on znalazł pod drzwiami i teraz zastanawia się, co

z nim zrobić – zdana na jego łaskę.

W życiu nie wrócę po zmroku tą niebezpieczną, górską drogą. Co ja

sobie w ogóle myślałam, przyjeżdżając tutaj? A jeśli bym go nie zastała?

Zostałabym sama w nocy w środku lasu.

Brawo, Ginger! Jesteś mistrzynią planowania i organizacji, a teraz

nagle zebrało ci się na spontaniczne akcje. Podążanie za głosem serca

nigdy nie jest rozsądne, zapamiętaj to.

Jason patrzy na mnie jeszcze przez chwilę, po czym głośno wzdycha.

Pewnie chce dać mi do zrozumienia, że nie jestem niczym więcej, jak tylko
chodzącym problemem. Odsuwa się, robiąc mi przejście, i wpatruje się

gdzieś w górę, jakbym nie była godna, by zaszczycił mnie swoim

spojrzeniem. Co za przedstawienie. Jakbym już dawno nie zauważyła, że

nie jestem tu mile widziana.

Korzystam z jego „gościnności” i wchodzę do środka. Domek jest

urządzony w rustykalnym stylu. Na ścianach wiszą obrazy przedstawiające

ośnieżone szczyty, a na podłogach leżą puchate dywany. W kominku strzela

ogień, a ja oczyma wyobraźni widzę siebie siedzącą w tym niesamowitym

miejscu w piżamie i z książką w ręku. Bez Jasona. On tylko wszystko

utrudnia i sprawia, że czuję się nieswojo.

Za plecami słyszę kolejne teatralne westchnienie.

– Nie jestem małym chłopcem. Nie musisz mnie niańczyć. – Jego

lodowaty ton przyprawia mnie o dreszcze. – Moja matka cię po mnie

przysłała?

Przewracam oczami, słysząc te pełne niechęci słowa.

– Nie ma pojęcia, że tutaj jesteś. Jeff się wygadał. Martwiłam się i po

prostu…

– Jak widzisz, żyję i mam się dobrze – przerywa mi tonem tak ostrym,

że zaczynam żałować każdego upieczonego dla niego pierniczka. Brzmi

tak, jakby minionej nocy do niczego między nami nie doszło.

A przynajmniej do niczego ważnego.

– Pomyślałam, że porozmawiamy i może wrócisz do domu. Jeśli masz

problem…

– Nie jesteś moją terapeutką, Cookie. Potrzebuje samotności, a ty mi

w tym przeszkadzasz – stwierdza, odkładając na podłogę rzeczy, którymi go

obładowałam.

– Boże, jesteś takim dupkiem! – warczę i przymykam oczy, bo nie chcę

się przy nim rozkleić.


Czego się spodziewałam? Że chłopak, który zostawił mnie od razu po

tym, jak mnie przeleciał, nagle przyjmie mnie z otwartymi ramionami

i otworzy przede mną zakamarki swojej mrocznej duszy?

Mój problem jest taki, że jestem wieczną optymistką. Moja szklanka

jest zawsze do połowy pełna i przypisuję ludziom, nawet tym na wskroś

złym, pozytywne cechy. Każdy, nawet najgorzej rokujący przypadek,

rozpatruję w samych pozytywach. Może Jason jest beznadziejnym

przypadkiem, a ja się przeliczyłam? Nie można pomóc komuś, kto nie chce

pomocy, prawda?

Mam zamiar powiedzieć coś jeszcze, ale on nagle podchodzi bliżej

i ucisza mnie, przykładając palec do moich ust. Powinnam go nienawidzić,

a mimo to reaguję jak zwykle – pod wpływem jego dotyku roztapiam się

jak śnieg na wiosnę.

– Za dużo gadasz. Za dużo myślisz. Zadajesz za dużo pytań. Ciągle

kręcisz się koło mnie i wyprowadzasz z równowagi. – Jego słowa są jak

pociski wystrzelone z karabinu maszynowego. Pierwsze trafienie boli,

a każde kolejne dobija mnie coraz bardziej. – Nie chcę cię tutaj, jasne? –

Patrzy na mnie wyczekująco, jakby chciał mieć pewność, że dobrze

zrozumiałam. Ostatni pocisk rozwala moje serce na drobne kawałeczki.

– Ale wczorajszej nocy… Sam powiedziałeś, wtedy gdy przyszedłeś na

wyścigi, że mam nie zaklinać rzeczywistości, że coś jest między nami –

jąkam się i czuję się żałośnie. Jakbym na siłę próbowała przekonać go, że

coś do mnie czuje.

– Tak, jest coś między nami. Jesteśmy na siebie cholernie napaleni, nic

więcej – ponownie mi przerywa. – Właśnie dlatego po każdym zbliżeniu do

ciebie tworzyłem między nami dystans. Nie chciałem, żebyś zaczęła robić

sobie nadzieję.

Za późno, kretynie.
Kręcę głową z niedowierzaniem. Właściwie niczego nigdy mi nie

obiecywał, ale jestem jedną z tych naiwnych dziewczyn, które zawsze

w głębi duszy liczą na szczęśliwe zakończenie.

Cofam się o kilka kroków i potykam o swoją torbę. Mam ochotę wyjść

i biec przed siebie, aż zabraknie mi tchu.

– Nie możesz wracać po ciemku, to niebezpieczne. – Jason wyciąga

w moim kierunku rękę, jakby przewidział, co chcę zrobić. – Prześpisz się

i wrócisz z samego rana – dodaje takim tonem, jakby mówił do obcej

osoby, a nie do dziewczyny, która dała mu całą siebie.

Traktuje mnie teraz jak namolną młodszą siostrę. Jestem wrzodem na

tyłku, który zakłóca jego spokój. Zachowuje się tak, jakby cierpiał na jakąś

cholerną amnezję i zapomniał o tym, co wydarzyło się kilka godzin temu.

– Och, jakie to wspaniałomyślne z twojej strony! Dzięki, poradzę sobie

sama – rzucam sarkastycznie i staram się powstrzymać łzy. Prędzej zeżrą

mnie w lesie wilki, niż zgodzę się na kolejne upokorzenie.

Odwracam się szybko i idę w stronę drzwi. Nie oglądam się za siebie.

Wiem, że nie pójdzie za mną, bo przecież nie jestem dla niego nikim

ważnym. Zbiegam z ganku, przedzieram się przez zaspy i wsiadam do

swojego samochodu. Wszechświat mnie nienawidzi, bo ten gruchot nie

chce odpalić. Przekręcam kluczyk w stacyjce kilkukrotnie, ale silnik ani

drgnie.

– Pieprzona kupa złomu! – krzyczę, a potem wysiadam i zamykam

z trzaskiem drzwi.

Nie mam zamiaru wracać do Jasona i błagać go o pomoc. Od razu

kieruję się na prawo i idę krętą ścieżką między drzewa. Zaczynam biec, ale

nagle potykam się o coś i padam jak długa na ziemię. Ostatnie, co

pamiętam, to pulsujący ból w skroni, przeraźliwe zimno i dobiegający

z oddali głos.
Gdy w końcu udaje mi się otworzyć oczy, widzę nad sobą anioła. Bardzo

wkurwionego anioła. Jego oczy przeskakują po mojej twarzy, a brwi są

mocno ściągnięte. Jego piękne usta wykrzywia grymas. Myślałam, że tam

w niebie nie ma miejsca na negatywne emocje, ale pewnie to jak zwykle

mój wrodzony optymizm.

– Kurwa, ale mnie przestraszyłaś! – Anioł dotyka gorącymi wargami

mojego czoła.

O, czyli w niebie można też przeklinać. I można całować. Całkiem

nieźle.

– Jakim cudem dożyłaś swoich lat, skoro nie masz w sobie za grosz

instynktu samozachowawczego?! Wiesz, co by się stało, gdybyś uciekła do

lasu, a ja bym cię nie znalazł?!

Ten anioł przegina.

– I dlaczego, do kurwy nędzy, chodzisz zimą w TAKICH butach?! –

Jason szybko odsuwa się ode mnie, jakby pocałunek, który złożył na moim

czole, nagle wydał mu się niestosowny. Patrzę na niego pytająco, a on

szybko dodaje: – Jakieś przemakające gówno!

– To skórzane botki z najnowszej kolekcji domu mody, którego nazwy

nawet nie potrafisz wymówić i na które wydałam majątek, więc bądź

cicho – mamroczę, podnoszę się gwałtownie, ale zaczyna kręcić mi się

w głowie, więc ponownie opadam w jego ramiona.

Unoszę nogi i zauważam, że mam na stopach ciepłe, wełniane skarpety

z podobiznami reniferów. Przypominam sobie, że spakowałam je do torby,

a więc anioł musiał grzebać w moich rzeczach.

– Zadziwiająco dużo mówisz jak na osobę, która przed chwilą otarła się

o śmierć. – Uśmiecha się kpiąco, a na ten widok prawie się roztapiam,


zupełnie jakbym jeszcze niedawno wcale nie była zmarznięta na kość.

Jakim cudem mój przybrany brat, który jest okrutny, bezduszny i tak

bardzo mnie zranił, trafił do nieba i został aniołem? Wszyscy dobrze

wiemy, gdzie jest jego miejsce!

Podnoszę się ponownie i pokój nie wiruje już tak mocno, jak przed

chwilą. Widzę znajome meble i kominek. Wszystko jasne: nie jestem

w niebie, tylko w siedzibie szatana, który najpierw mnie nie chciał, a teraz

wspaniałomyślnie uratował.

– Pobiegłeś za mną? – pytam sceptycznie, bo niby dlaczego miałby się

fatygować? Z tego, co mi powiedział, wywnioskowałam, że nawet gdyby

zjadły mnie wilki, on miałby to gdzieś.

– Przywiozłaś ze sobą jakąś tonę pierników, nie dałbym rady zjeść tego

sam. Musiałem cię odnaleźć, żebyś mi pomogła – odpowiada poważnym

tonem, ale widzę, że z trudem kryje rozbawienie.

Okej, próbuje żartować, ale to niczego nie zmienia. Potraktował mnie

jak śmiecia. Zupełnie nie obeszło go, że pokonałam dla niego trzy godziny

drogi w niebezpiecznych warunkach. Dlaczego w takim razie marzę tylko

o tym, by obejmował mnie przez całą wieczność? Nawet jeśli miałby robić

to tylko dlatego, że czuję się słabo.

– Myślę, że twój upadek to nic poważnego, ale powinnaś

odpoczywać. – Brzmi jak zdystansowany lekarz stawiający diagnozę, a nie

mężczyzna, który jeszcze wczoraj był ze mną tak blisko. – Jak już dojdziesz

do siebie, przyjdź do kuchni. Powinnaś wypić coś ciepłego – dodaje tym

swoim tonem à la syntezator mowy.

Zrezygnowana, kiwam głową. On szybko wstaje, a potem znika za

drzwiami. To by było na tyle, jeśli chodzi o „ocieplanie naszych relacji”.


Gdy zostaję sama w pokoju, niechętnie wysuwam się spod koca, bo nadal

jestem przemarznięta.

Rozglądam się po pomieszczeniu i zauważam sznur, a na nim

zawieszone ubrania – kurtkę, spodnie i sweter.

Chwila, chwila… czy to oznacza, że…?

Zerkam w dół i widzę, że mam na sobie welurowy komplet, który

spakowałam do torby.

– Nie panikuj, Cookie. Musiałem cię przebrać, bo wszystko, co miałaś

na sobie, było mokre od śniegu, w którym wylądowałaś – słyszę

dochodzący z kuchni głos. Przewracam oczami, na myśl o tym, że Jason

zawsze ma gotową odpowiedź na wszystko, nawet gdy nie zadam na głos

swojego pytania.

Biorę się w garść, ruszam swój zmarznięty tyłek i wchodzę do

mikroskopijnej kuchni, która ledwo mieści małą lodówkę, szafkę, stolik

i dwa krzesła. Do mojego nosa dociera przyjemny zapach bulionu.

– Co prawda to nie jest prawdziwy rosół, ale Jeff ma tutaj zapas zupek

w proszku, którego nie zużyje do końca życia – informuje mnie Jason, ale

nie patrzy na mnie, tylko na swój talerz.

– Umieram z głodu – mówię zgodnie z prawdą i niemal rzucam się na

swoją porcję. Zupa parzy mnie w język i choć normalnie kręciłabym nosem

na tego typu danie, teraz to dla mnie najlepszy rosół na świecie.

Gdy kończę jeść, podnoszę wzrok, bo czuję się niezręcznie. Po chwili

już wiem, dlaczego: Jason wpatruje się we mnie. Siedzi z założonymi

rękami i obserwuje, jak pochłaniam zupę w mało cywilizowany sposób.

Uśmiecha się bez cienia złośliwości, a to naprawdę rzadkość.

Zapamiętać: Jason uśmiecha się szczerze tylko w dwóch przypadkach –

gdy widzi pierniczki i gdy obserwuje, jak jem rosół. A i jeszcze, gdy stoję

przed nim naga. Ale to już się raczej nie powtórzy.


– Sprawdziłem twój samochód. Na szczęście to tylko akumulator.

Podładuję go przez kilka godzin i jeszcze wieczorem zamontuję – mówi

beznamiętnym tonem.

Łapię przekaz. W zawoalowany sposób sugeruje, że mam wracać do

domu tak szybko, jak to tylko możliwe.

– Jeff ma tutaj tylko jedną sypialnię i jedno łóżko. Musimy jakoś sobie

z tym poradzić – odzywa się, a z jego twarzy znika uśmiech. No tak, znów

jestem dla niego tylko problemem.

Perspektywa spania w jednym łóżku z Jasonem przeraża mnie

i podnieca jednocześnie. To jak przebywanie z oswojonym tygrysem

w jednej klatce. Niby jest udomowiony, ale to nadal dzikie zwierzę: nigdy

nie masz pewności, co się wydarzy. Boisz się i ekscytujesz jednocześnie.

– Wyluzuj, prześpię się w salonie. Złączę fotele – dodaje chłodnym

tonem i odstawia puste talerze do zlewu.

– Przecież to ja jestem nieproszonym gościem, więc powinnam spać

w salonie – mówię, nie kryjąc żalu w swoim głosie, bo nadal czuję się tutaj

jak piąte koło u wozu. Gdybym tylko mogła, wyszłabym stąd i wróciła do

domu. To właśnie zamierzam zrobić z samego rana.

– Nie ma szans, żebym pozwolił ci spać na fotelu.

– Jak sobie chcesz. – Wzruszam ramionami, bo mam dość tej

bezowocnej wymiany zdań. – Jutro z samego rana zwolnię twoje łóżko –

dodaję, a on nic nie odpowiada. Mam wrażenie, że wróciliśmy do

początków naszej znajomości. Ja próbuję być miła, on mnie nienawidzi. –

A, zapomniałabym – mówię nagle, bo przypominam sobie o tym, co

trzymam w jednej z podróżnych toreb.

Idę do salonu, by po chwili wrócić do kuchni z zawiniętym w materiał

naszyjnikiem z medalionem. Jestem ciekawa reakcji Jasona i znów czuję się

zawiedziona, gdy napotykam tę pozbawioną emocji twarz.


– To chyba twoje.

– Grzebałaś w moich rzeczach? – Piorunuje mnie wzrokiem.

– Znalazłam to niechcący. Zanim wyjechałam, weszłam do twojego

pokoju, by pozamykać okna – mówię, obracając nerwowo naszyjnik

w dłoni. Dlaczego w ogóle mu się tłumaczę?! – Czy to prezent dla mnie? –

pytam ostrożnie, ale nie patrzę na niego.

Jason milczy. To oczywiste, że oboje znamy odpowiedź. Z tym, że ja

chcę usłyszeć ją wprost od niego, a on, z tego co widzę, zamilkł na wieki.

– Była karteczka z dedykacją. Dlatego wiem, że to dla mnie. – Idę

w zaparte, bo chcę, by się przede mną otworzył. Człowiek dający taki

prezent nie może być pozbawiony uczuć. Dlaczego więc tak trudno mu się

do tego przyznać?

– To nic takiego. – Staje do mnie tyłem i gapi się w okno.

– Czy ten prezent to jakaś twoja taktyka? Chciałeś szybciej mnie

wyrwać? Zapewnić sobie rozrywkę na długie zimowe wieczory czy może

jest inny powód? – Prowokuję go, bo to jedyny sposób, by wykrzesać

z niego jakiekolwiek emocje. No dobra, innym sposobem jest jeszcze seks,

ale w ogóle nie biorę tego pod uwagę.

Jason parska śmiechem, jakbym powiedziała coś bardzo zabawnego.

– Nie musiałem mamić cię prezentami, Cookie. I tak przyszłabyś do

mnie, taka byłaś napalona.

Co za dupek. Zaciskam dłonie w pięści i zapominam o tym, jak słabo

się czuję. Mam ochotę zmazać mu ten głupkowaty uśmiech z twarzy.

– Matka nalegała, bym kupił coś dla ciebie na święta. Ciągle o tym

gadała, a ja miałem jej serdecznie dość. Poszedłem do jedynego sklepu

z biżuterią w waszym mieście i wziąłem pierwszy lepszy naszyjnik. Był

tani, więc długo się nie zastanawiałem. – Jason staje do mnie przodem

i pozwala podziwiać swoją twarz, która kompletnie nic nie wyraża.


Coś kłuje mnie w sercu. Każde zdanie, które wypływa z jego ust, jest

stworzone tylko po to, by mnie zranić. Ale ja się nie dam. Doskonale wiem,

że kłamie.

– Byłam w tym sklepie, Jason. Nie sprzedają takiej biżuterii. Ktoś kupił

sam łańcuszek, pusty medalion, a potem musiał bardzo się napracować, by

zatopić w nim płatki śniegu na wieczność – mówię coraz ciszej.

Jego twarz tężeje. Widzę ten piękny nachmurzony profil i zmarszczone

brwi. Jest wściekły, bo go przejrzałam. Bo wiem, że coś do mnie czuje.

– Sprzedawca coś pokręcił. Byłem tam i kupiłem dla ciebie najtańszy

naszyjnik. Nie dopowiadaj sobie nie wiadomo czego – rzuca oschle.

Wygląda tak, jakby chciał szybko wyjść z kuchni i zakończyć tę rozmowę.

– A jak w takim razie wyjaśnisz dedykację? Tylko nie ściemniaj, że

napisała to twoja matka albo przemiły pan ze sklepu.

– Nie będę ci się tłumaczył. Powiedziałem już wszystko na temat tego

prezentu. Nie bądź męcząca – ucina ostro naszą rozmowę i wymija mnie

szybko, a potem znika za drzwiami.

Stoję sama na środku kuchni i czuję się jak kretynka.

Kolejny raz spróbowałam. Kolejny raz dałam ci całą siebie, a ty znów

mnie odtrąciłeś. Kolejnych razów nie będzie. Twój ruch, Jason. Teraz to ty

musisz zacząć się starać.


Rozdział 22

Ginger

18 grudnia

CAŁĄ NOC WIERCĘ SIĘ NIESPOKOJNIE, bo pościel jest przesiąknięta zapachem


mojego przybranego brata. To przywodzi na myśl te wszystkie gorące

wspomnienia, przez które jestem teraz tak bardzo napalona. Mam ochotę

zejść na dół, obudzić go i zaprosić do łóżka. To byłoby niedorzeczne. Nie

po tych wszystkich słowach, które powiedział minionego wieczoru i które

tak bardzo mnie zraniły.

Wstaję skoro świt i czuję się wykończona. Nie mam pojęcia, jak

w takim stanie pokonam drogę powrotną. Schodzę na paluszkach do salonu

i ściągam ze sznurka swoje ubrania. Zerkam na mojego śpiącego Jasona.

Leży w nienaturalnej pozycji na złączonych fotelach. Nawet gdy śpi,

wygląda na spiętego i zatroskanego. Dostrzegam duże cienie pod jego

oczami. Cokolwiek sprawiło, że rzucił wszystko i uciekł tutaj, nadal go

dręczy.

Mogłabym sprawić, że zapomni o problemach. Mogłabym rozebrać się

przed nim powoli, usiąść na nim okrakiem i błagać, by wziął mnie tak, jak
tylko zechce. Mogłabym być cała jego. Problem w tym, że on mnie nie

chce.

Idę szybko do łazienki, odświeżam się i przebieram. Gdy wychodzę,

widzę go stojącego w progu kuchni z kubkiem w dłoni. Dociera do mnie

aromat kawy i mam ochotę wyrwać mu ją z rąk. Nie mam pojęcia, jak

udało mu się w tak krótkim czasie wstać, przebrać się i zrobić coś do picia.

W całym domu panuje półmrok, bo wszystkie żaluzje w oknach nadal

są opuszczone. Mój przybrany brat wpatruje się we mnie, nie ruszając się

z miejsca nawet o milimetr. Wygląda przerażająco i pociągająco

jednocześnie, jak przyczajone dzikie zwierzę.

– Akumulator działa? Zrobiłeś, co trzeba? – pytam, próbując ukryć

wszystkie wyłażące ze mnie emocje.

Jason nie odpowiada, tylko kiwa głową, wciąż mnie obserwując. Mam

wrażenie, że samą swoją beznamiętną postawą mnie prowokuje. Mam

ochotę coś zrobić. Sprawić, by zmiękł, by pokazał swoje prawdziwe,

ludzkie oblicze.

– W takim razie będę się zbierać – mówię cicho i mijam go, spuszczając

wzrok. Wkładam kurtkę i buty, a potem sięgam po torbę i pozostałe swoje

rzeczy. Muszę wyglądać żałośnie, bo nie potrafię podnieść wszystkiego

naraz.

– Jesteś pewna, że chcesz wracać już teraz? – Głos Jasona sprawia, że

gwałtownie się odwracam. Obserwuję, jak odstawia kubek i powoli rusza

w moją stronę. W jego oczach jest coś jakby skrucha albo może po prostu

jest mu mnie żal. W końcu zrobiłam z siebie kompletną kretynkę.

– Tak będzie lepiej. – Wzruszam ramionami. – Poza tym muszę

przygotować dom na święta, ogarnąć łazienkę, umyć podłogi i upiec

jeszcze trochę pierniczków…


– Ginger. – Czuję jego ciepłą dłoń na swoim ramieniu. – Nie musisz

robić tego wszystkiego. Naszych rodziców i tak nie będzie…

– A właśnie, że muszę, rozumiesz? – Strącam jego dłoń i patrzę mu

w oczy. – Inaczej zwariuję – dodaję trzęsącym się głosem. – A teraz pozwól

mi w końcu odjechać, do cholery.

Wściekła idę do drzwi. Naciskam klamkę, ale nic się nie dzieje.

– Pomogę ci. – Jason wzdycha, a ja odsuwam się, by mógł to zrobić.

Obserwuję, jak napiera na klamkę z całej siły, aż w końcu drzwi

puszczają. Nie może ich jednak całkiem otworzyć, a gdy w końcu mu się to

udaje, do domu wpada cała góra śniegu.

– Co jest… – Spogląda przez szparę w drzwiach. – Chyba nigdzie się

stąd nie ruszysz. I to przez najbliższe kilka dni – dodaje enigmatycznie.

Przepycham się obok niego i wysuwam głowę na zewnątrz. Wszędzie

jest biało, a mój samochód jest do połowy zasypany śniegiem. Kiedy udaje

się nam wyjść na zewnątrz, oboje stajemy po kolana w białym puchu.

– Kurwa – przeklina pod nosem. – Zamierzałem zostać tutaj na kilka

dni, ale nie na całe wieki.

Patrzę na zwały śniegu, które nas otaczają. Potem spoglądam

spanikowana na Jasona i widzę, że jest tak samo przerażony jak ja, choć

stara się to dobrze ukryć.

– Nie zapowiadali aż takich opadów, prawda? – pytam i nie czekając na

odpowiedź, sięgam po telefon, by sprawdzić aktualną prognozę pogody.

Oczywiście okazuje się, że nie mam dostępu do internetu ani

jakiegokolwiek zasięgu.

– U mnie to samo. – Jason odzywa się, spoglądając na swoją komórkę.

– Czy to oznacza, że jesteśmy tu uziemieni, bez żadnego kontaktu ze

światem i musimy czekać, aż ktoś nas uratuje? – Patrzę na niego

przerażona, a on nic nie odpowiada. To mi wystarcza. Obejmuję się


ramionami i zaczynam drżeć ze zdenerwowania i zimna. – Może

odśnieżymy samochód i spróbujemy wyjechać? – proponuję.

– Mówisz poważnie? – Unosi brwi. – Drogi są zasypane. Prawie nikt

o tej porze tędy nie jeździ, więc nie licz na to, że cokolwiek będzie

odśnieżone. – Wzdycha zirytowany. – Musimy poczekać, aż wróci zasięg,

wtedy wezwiemy pomoc.

– Niedługo święta! Nie mogę ich spędzić na jakimś zadupiu, jedząc

chińskie zupki! Jezu, a co, jeśli skończy się nam jedzenie?! Zanim nas

uratują, umrzemy tutaj…

– Uspokój się, do cholery! – Mój przybrany brat rzuca mi gniewne

spojrzenie. – Do świąt zostało dużo czasu. Poza tym przywiozłaś tyle

pierników, że wystarczy na kilka miesięcy.

– To nie jest śmieszne! Teraz jest dokładnie tak, jak w tych wszystkich

horrorach. Dwójka ludzi, sama na pustkowiu…

– Jedyną osobą, której powinnaś się teraz bać, jestem ja. – Jason

podchodzi do mnie i przerywa moją paplaninę, kładąc palec na moich

ustach. Momentalnie zamieram i przechodzi mnie dreszcz. – Chodź do

środka. Mam tylko nadzieję, że nie wysiądzie ogrzewanie.

Człapię za nim całkiem załamana, bo oczywiście już wyobrażam sobie

nas zamarzniętych jak sople lodu. Jason nie powinien być w tak dobrym

humorze: w końcu nie chciał mnie tutaj, a teraz jest na mnie skazany.

A jednak uśmiecha się i jak gdyby nigdy nic wraca do sączenia kawy.

– Po co to robisz?

Odwracam się wściekła i zabijam Jasona wzrokiem. Jeśli jeszcze raz

zada to pytanie, wyjdę na zewnątrz i rzucę się w zaspę.


– Już ci mówiłam – tłumaczę cierpliwie, choć jestem na skraju

załamania nerwowego. – Znalazłam to w sypialni. Chcę wprowadzić trochę

świątecznego klimatu – dodaję i przypinam do kominka kolejną czerwoną

kokardę.

Nie znam matki Jeffa, ale już ją uwielbiam. Pod łóżkiem znalazłam

zakurzony karton ze świątecznymi bibelotami i dzięki nim pobyt tutaj nie

wydaje się aż tak straszny. Mogę w końcu zająć czymś głowę i udekorować

tę małą chatkę. Jason nie wygląda na zadowolonego. Czerwone kokardy to

chyba ostatnie, co ma ochotę tutaj oglądać.

– Marnujesz tylko swoją energię. Mogłabyś ją spożytkować w znacznie

lepszy sposób – odpowiada, a w jego tonie słychać dwuznaczną nutę.

– Tak? A niby jaki to jest ten lepszy sposób, co? – Znów się odwracam

i przyłapuję go na gapieniu się na mój tyłek. Pewnie robi to cały czas.

W końcu wypinam się przed kominkiem, a on siedzi w fotelu na wprost

niego i nawet nie raczy mi pomóc.

– Mogłabyś na przykład odśnieżyć trochę przed domem – stwierdza

i uśmiecha się tak, jak przystało na starszego, złośliwego brata.

Rzucam w niego kokardą. Faktycznie mam ochotę wziąć łopatę do

odśnieżania, ale tylko po to, by uderzyć nią w jego tępą głowę. Ostatecznie

postanawiam iść do kuchni i poszukać czegoś innego niż chińskie zupki. Na

szczęście poza pierniczkami zabrałam ze sobą trochę jedzenia.

Gdy przechodzę obok fotela, Jason nagle wyciąga ręce i chwyta mnie

w talii tak zdecydowanie, że tracę równowagę. Pociąga mnie do tyłu wprost

na swoje kolana. Odruchowo łapię go za szyję. Nasze twarze dzielą teraz

milimetry, a jego wzrok ląduje na moich ustach. Moje serce wali jak

szalone i chyba wiem, co się zaraz stanie.

– Nie próbuj na mnie swoich sztuczek, Jason – mówię cicho, ale

groźnie. – Ty mnie tu nie chcesz, a ja nie chcę ciebie. Sprawa jest jasna,
więc niczego nie komplikuj.

Prycha urażony i prawie zrzuca mnie ze swoich kolan. Wstaje z fotela

i idzie na górę.

– Świetnie! Nie dość, że nas zasypało, to jeszcze muszę znosić jego

humory – mamroczę do siebie, po czym wracam do dekorowania kominka.

Skoro tak nienawidzi czerwonych kokard, to postaram się, by były

porozwieszane w całym domu.

Wieczorem atmosfera robi się coraz bardziej napięta. Jason przemyka obok

mnie bez koszulki i idzie pod prysznic. Gapię się na niego wygłodniałym

wzrokiem, a on uśmiecha się leniwie, jakby chciał powiedzieć: „W każdej

chwili możesz do mnie dołączyć…”.

To będzie trudniejsze, niż myślałam – marudzę w myślach, bo byłam

pewna, że po tym, co mi powiedział, będę go tylko nienawidzić. Niestety

nienawiść nie wyklucza jeszcze kilku innych zupełnie odmiennych uczuć.

– Zużyłem prawie całą ciepłą wodę. Lepiej idź szybko pod prysznic, bo

zaraz zacznie lecieć lodowata – mówi beztroskim tonem, gdy wychodzi

z łazienki.

Robi to specjalnie. Chce mnie wkurzyć. Jeszcze wczoraj mnie uratował

i troszczył się o mnie, a dziś ma gdzieś, że odmrożę sobie tyłek pod

prysznicem.

Zaciskam zęby, biorę swoją piżamę i idę do łazienki. Kilka minut

później jestem zziębnięta i jeszcze bardziej rozdrażniona. Cieszę się, że

nasz długi wspólny dzień dobiega końca. Mam nadzieję, że jutro zasięg

w moim telefonie powróci i wezwiemy pomoc. Niczego bardziej nie pragnę

niż tego, by wrócić do swojej codziennej rutyny, pogadać z Ivy


i kontynuować misję pod tytułem: „Jak przetrwać święta z (seksownym

i denerwującym) przybranym bratem”.

Idę na górę i marzę tylko o miękkiej poduszce i ciepłej kołdrze. Staję

jak wryta na widok Jasona na łóżku. Leży jak gdyby nigdy nic i czyta

książkę. W dodatku udaje, że mnie nie widzi.

– Podobno śpisz na dole. – Patrzę na niego groźnie. Jestem zziębnięta,

zmęczona i ostatnie, na co nam ochotę, to kłótnie z nim.

– Wczoraj spałem, ale tam jest kurewsko niewygodnie. Bolą mnie

plecy. W dodatku jest zimno. Kominek na noc trzeba przygasić, a na dole

nie ma grzejników – tłumaczy, robiąc minę męczennika. Prawie jest mi go

szkoda. Prawie.

– Nie będę z tobą spać – stwierdzam sucho, zakładam ręce na piersi

i czekam, aż wyjdzie.

– Raczej nie masz wyboru. – Uśmiecha się ironicznie i leniwie

przesuwa po mnie wzrokiem. – No chyba, że lubisz spać na niewygodnych

fotelach. Sama w wielkim, zimnym salonie. A jeśli jednak włamie się do

nas jakiś psychopatyczny morderca, ty będziesz pierwsza na jego drodze –

dodaje posępnym tonem.

Dobry jest. Przejrzał mnie na wylot. Wie, co lubię, i wie, czego się boję.

Wie też, jak mnie dotykać, bym jęczała…

Kręcę szybko głową, bo moje myśli zmierzają w złym kierunku. Muszę

pamiętać o tym, co mi powiedział i jak mnie potraktował. Nie mogę dawać

mu forów tylko dlatego, że leży tutaj bez koszulki. Patrzę na jego

wyrzeźbione ciało i moja złość jakby trochę maleje. Założę się, że w łóżku

z nim byłoby ciepło. O wiele cieplej, niż gdy śpi się samemu…

– Niech ci będzie. – Wzdycham, udając zirytowaną. – Zachowujmy się

jak dorośli, odpowiedzialni ludzie i śpijmy w jednym łóżku.


Dorośli, odpowiedzialni ludzie?! Trudno mi wymienić choćby kilka

sytuacji, w których tak się zachowywaliśmy. Bo na pewno dorosłym

i odpowiedzialnym nie jest sypianie przybranego brata z przybraną siostrą,

podczas gdy wszystkie znaki na niebie i ziemi wskazują na to, że nie

powinniśmy tego robić.

– Tylko żadnych sztuczek. Żadnego przytulania – dodaję, posyłając mu

groźne spojrzenie.

– Nie musisz się obawiać. Nie kręcą mnie dziewczyny w piżamach à la

pluszowy miś – mówi, wskazując na welurowy komplet, który mam na

sobie.

Co mu w nim nie pasuje?! Jest milutki, ciepły i całkiem dopasowany.

Podkreśla mój zgrabny tyłek.

– Poza tym to ty patrzysz na mnie tak, jakbyś bardzo chciała się

przytulić – dodaje, poruszając sugestywnie brwiami, a ja mam ochotę

udusić go poduszką. Znów mnie rozgryzł.

– Po prostu mi zimno, bo jakiś dupek zużył całą ciepłą wodę –

mamroczę zawstydzona. – A teraz przesuń się. Chcę iść spać.

Wchodzę do łóżka i kładę się jak najdalej od niego, na swojej połowie.

Do moich uszu dociera jego cichy śmiech. Co go tak bawi?! Po chwili

słyszę, jak odkłada książkę, gasi światło i kładzie się grzecznie na swojej

części.

Nie mogę zasnąć. Poza tym jest mi zimno, postanawiam więc zabrać

Jasonowi trochę kołdry, która w większości leży na jego połowie. Czekam,

aż zaśnie, i przystępuję do działania. Przeklinam go w myślach, bo opatulił

się nią tak szczelnie, że trudno przywłaszczyć sobie choćby maleńki

skrawek. Ostatecznie, zmarznięta i wkurzona, szarpię mocno za materiał

i udaje mi się wywalczyć większość dla siebie. Owijam się szybko jak

naleśnik i trzęsę się z zimna.


– Kurwa – słyszę dramatyczne westchnienie i czuję, jak kołdra znika ze

mnie prawie w całości.

Zaciskam zęby, wyciągam rękę i szarpię jeszcze mocniej niż przed

chwilą. Z uśmiechem pełnym satysfakcji przeciągam kołdrę na swoją

stronę.

– Co w ciebie wstąpiło?! – warczy w moją stronę Jason i ponownie

zabiera nakrycie.

– We mnie?! Jest zimno, a ty kradniesz całą kołdrę!

– To ty kradniesz kołdrę! – odpyskowuje.

– Jaaasne. To nie ty wymarzłeś dziś pod prysznicem. Od zawsze

wiedziałam, że jesteś samolubnym idiotą! – Prycham i odwracam się do

niego tyłem. Mam gdzieś jego i jego wspaniałą kołdrę. Oby się pod nią

udusił!

Nie wiem czemu, ale po moich policzkach zaczynają ciec łzy. Nie

planowałam tego. Nawet ktoś taki jak ja nie planuje, kiedy ma zamiar się

rozpłakać.

Wszystko miało być zupełnie inaczej. Jason miał się ucieszyć na mój

widok, a potem uprawiać ze mną seks przy kominku. W moich planach nie

było uciekania do lasu i przewracania się. Nie przewidziałam tego, że

spadną tony śniegu i nas zasypią. Powinniśmy teraz siedzieć w naszym

domu i całować się namiętnie przy choince, a nie tkwić na odludziu i kłócić

się o jakąś pieprzoną kołdrę.

Pociągam nosem i robię wszystko, by powstrzymać szloch. Nie chcę

wyjść na idiotkę, która próbuje wzbudzić w nim litość. Ocieram szybko

policzki wierzchem dłoni, biorę głęboki, drżący oddech i próbuję się

uspokoić.

Jutro ktoś nas uratuje i wszystko wróci do normy – pocieszam się

w myślach.
Nagle Jason przysuwa się do mnie i przywiera całym ciałem do moich

pleców. Wstrzymuję oddech i boję się poruszyć. Przerzuca swoją ciężką

rękę przeze mnie i przygarnia mnie gwałtownie do siebie. Drugą ręką

zarzuca na nas oboje kołdrę, a ja w końcu czuję się błogo i bezpiecznie.

Powinnam mieć swoją dumę i go odtrącić. No właśnie: powinnam.

– Jestem strasznym dupkiem, prawda? – szepcze, składając pocałunek

na moim karku. Momentalnie przechodzi mnie dreszcz, który nie ma nic

wspólnego z zimnem. – Jestem do dupy. Jestem niezłym skurwielem.

Milczę i rozkoszuję się jego ciepłym oddechem. Kaja się przede mną,

tłumaczy czy może zagłusza swoje wyrzuty sumienia?

– Powiedz coś, bo oszaleję – jęczy, gdy nie odpowiadam.

– Fakt, jesteś niezły. I jesteś skurwielem.

Parska śmiechem i tuli mnie do siebie mocniej.

– Mieliśmy spać jak dorośli ludzie, a ty mnie tutaj nie chciałeś,

pamiętasz? – przypominam mu i staram się brzmieć chłodno. – I miało nie

być żadnego przytulania – dodaję, choć jestem wniebowzięta. Nie mam nic

przeciwko temu, by trzymał mnie w ramionach aż do wiosny.

– Wszystko spieprzyłem. – Wzdycha. – Masz prawo mnie nienawidzić.

Nie powinnaś być tutaj ze mną. Nie po tym, jak cię zostawiłem

i wyjechałem bez słowa. Nie zasłużyłem na to, byś się o mnie martwiła.

– Problem w tym, że choćbym chciała, nic nie mogę na to poradzić.

Martwię się o ciebie. – Mój szept prawie przeradza się w jęk, gdy czuję, jak

lekko gryzie mnie w ramię.

– Martwisz się jak siostra o brata?

– Dobrze wiesz, że nie.

Jego usta rozciągają się w uśmiechu tuż przy mojej szyi. Nie odtrąca

mnie.
– Przestraszyłem się, gdy zobaczyłem cię tutaj taką obładowaną, chcącą

mnie ratować. Musiałem pobyć trochę sam, bo nie przywykłem do tego, że

ktoś chce mi pomagać. Tym bardziej ktoś, kogo zraniłem. Powinnaś mnie

przecież nienawidzić.

– Powinnam. – Śmieję się gorzko. – Ale wystarczy już, że sam siebie

nienawidzisz i nie pozwalasz nikomu się do siebie zbliżyć. Będę przy tobie,

Jason. No chyba, że znów wywalisz mnie na mróz.

– Sama uciekłaś. I nigdy więcej tego nie rób. Nawet nie wiesz, co

przechodziłem, gdy cię znalazłem – mamrocze w moje włosy i tuli mnie

mocniej. – Gdybym tylko mógł cofnąć to, co powiedziałem… To

nieprawda, że cię nie chcę. Chcę, i to bardzo. Potrzebuję. Po prostu zawsze

byłem samowystarczalny, a teraz nagle ty…

Odwracam się gwałtownie w jego ramionach i przywieram do jego

nagiego torsu. Wypukłość w jego bokserkach uwiera mnie w biodro i już

wiem, że kłamał, mówiąc coś na temat aseksualnej piżamki, którą mam na

sobie.

Nie pozwalam mu nic więcej powiedzieć, bo namiętnie go całuję.

Powoli i sennie, bo przecież nigdzie nie musimy się spieszyć. Kolejna

rzecz, której nie planowałam, właśnie się dzieje. Będzie jeszcze czas na

kajanie się, na wyjaśnienia, na rozmowy. Teraz ostatnie, o czym myślę, to

używanie słów.

Jason warczy w moje usta i zachłannie łapie mnie za pośladki,

przyciągając jeszcze bliżej.

– Błagam, powiedz, że pod tym pluszowym czymś nie masz bielizny –

mruczy, szukając po omacku dostępu do moich spodenek.

– Sprawdź sam. – Uśmiecham się zalotnie i unoszę się w górę tak, by

wyeksponować swoje nagie piersi.


– Jezu, wiem, że jest zimno, ale nie będziesz miała nic przeciwko, jeśli

zedrę z ciebie to futerko, prawda? – Dyszy, gładząc moje piersi.

Nie czeka na moją odpowiedź, tylko zaczyna szamotać się z moją

piżamą. Po chwili leżę przy nim naga i drżąca, a on przykrywa nas kołdrą

po same szyje.

– Zaraz cię rozgrzeję – szepcze i zanurza twarz w moich piersiach,

pieszcząc językiem brodawki. – Po tej akcji na stole w kuchni ciągle chodzę

napalony.

Przygryza mój sutek tak, że czuję przyjemny prąd, płynący wprost do

mojej cipki. Wplatam dłonie w jego włosy i wciągam głośno powietrze, gdy

zatacza językiem kółka wokół brodawki. Po chwili zaczyna zasypywać mój

brzuch wilgotnymi pocałunkami. Cała spinam się w oczekiwaniu, bo chcę

poczuć go jeszcze niżej. W końcu gorącymi ustami otula moją łechtaczkę

i zaczyna ssać, a ja zatracam się w nim cała. Napieram na niego biodrami,

bo pragnę, by doprowadził mnie do orgazmu.

– Tęskniłem za twoim smakiem – mruczy, po czym wkłada dwa palce

w moje wilgotne wnętrze.

– Chcę cię znów spróbować – mówię nieśmiało, bo to jedna z moich

fantazji, której nie dane było mi zrealizować więcej niż raz. On już pieścił

mnie ustami, a ja nie chcę być mu dłużna. Pragnę znów poczuć jego smak.

Jason spełnia moje pragnienie i kładzie się na plecach. Teraz to ja

przejmuję stery i obsypuję jego ciało pocałunkami. Nie pomijam sutków,

twardych mięśni brzucha i linii bioder. Liżę wnętrza jego ud i celowo

omijam najbardziej wrażliwe miejsce. Wierci się niespokojnie

w oczekiwaniu, a ja upajam się jego obezwładniającym zapachem.

W końcu biorę go do ust: dużego i ciężkiego. Momentalnie czuję, jak

wilgoć spływa po moich udach. Jason przeklina, gdy zaczynam wodzić po


jego członku językiem w górę i w dół, ssać i brać do ust coraz głębiej. Gdy

przyspieszam, chwyta moje włosy i wyznacza mi właściwy rytm.

Po chwili przerywam pieszczoty i patrzę na niego wyzywająco. Od razu

łapie mój komunikat, bo lubieżnie się uśmiecha i bez słowa sięga po swoje

leżące na podłodze dżinsy. Wyciąga prezerwatywę i nie spuszczając ze

mnie wzroku, powoli ją zakłada. Gdy jest już gotowy, siadam na nim

okrakiem i mocno się na niego nabijam. Przytrzymuje mnie za biodra

mocno i władczo, tak jak lubię. Czuję go w sobie, gdy rozkosznie napiera

na moje ścianki i sprawia, że idealnie się do niego dopasowują.

Obserwuję, jak leży pode mną i chłonie wzrokiem moje podskakujące

piersi. Ujeżdżam go i tym razem to ja mam nad nim władzę. Podnoszę się,

opadam i z każdym ruchem jestem coraz bliżej spełnienia.

Jason unosi się na przedramionach, by polizać moje sutki, po czym

przyciska mnie mocniej do siebie. Wdziera się we mnie brutalnie, jeszcze

głębiej, jakby protestował, że to ja dzisiaj rządzę. Jakby chciał udowodnić,

że ostatnie słowo zawsze należy do niego.

Jęczę, gdy steruje moimi biodrami, nadaje mi rytm i zmusza, bym

poruszała się coraz szybciej. Odchylam się do tyłu, opieram dłonie na

materacu po obu stronach jego ciała. W tej pozycji jego penis drażni moją

przednią ściankę, a ja odlatuję z rozkoszy.

Jason przeklina głośno i widzę, że też jest już blisko. Gdy zaczyna

palcami pieścić mój guziczek, nie wytrzymuję i zaciskam się na nim,

sprawiając, że on także drży i jęczy w ekstazie moje imię. Po chwili

opadam na niego, mokra od potu i przyciskam się do jego torsu. Czuję, jak

głośno bije mu serce tuż przy mojej piersi. Nasze oddechy powoli się

uspokajają, gdy wymieniamy się delikatnymi, czułymi pocałunkami.

Wsłuchuję się w ciszę. Wyobrażam sobie, co dzieje się właśnie na

zewnątrz. Śnieg sypie wolno i bezszelestnie przykrywa wszystko dookoła.


Jesteśmy tylko we dwoje, uwięzieni w tej małej chatce. To bez znaczenia.

Teraz tutaj świat się dla nas zatrzymał.

– Nigdy się tobą nie nasycę. – Jason skubie moją dolną wargę zębami. –

Nigdy nas tutaj nie odnajdą i zostaniemy razem na zawsze – dodaje.

Wtulam się w jego pierś i uśmiecham się smutno. Wiem, że zarówno

pierwsze, jak i drugie zdanie, które przed chwilą powiedział, to kłamstwo.


Rozdział 23

Ginger

– POWIESZ COŚ W KOŃCU czy będziesz nadal się tak na mnie gapić? – Silę się
na żartobliwy ton, choć w środku umieram ze strachu. Boję się, że Jason

znów mnie odtrąci.

Leżymy nadzy, wtuleni w siebie i okryci kołdrą. On zatacza leniwe

kółka na moich piersiach, a ja czuję, że znów jest twardy i gotowy.

– Nie odpuścisz, prawda? – Wzdycha, przekręcając się na plecy. –

Wiem, że jestem ci winien wyjaśnienia. Zachowałem się jak ostatni dupek.

– Mam całą noc na słuchanie twoich wyjaśnień. – Uśmiecham się

i przytulam do jego boku.

To pierwsza sytuacja, gdy po zbliżeniu między nami mogę go bezkarnie

dotykać. Nigdzie się nie spieszy, nigdzie nie ucieka. Nie protestuje, wręcz

przeciwnie: mam wrażenie, że czując moje dłonie na sobie, jeszcze bardziej

się rozluźnia.

– Wolałbym robić z tobą w nocy inne rzeczy, niż gadać o moim ojcu –

mówi tonem obrażonego dziecka i całuje kącik moich ust.

– Jaki on jest? – pytam i staram się ignorować budzące się we mnie

pożądanie.
– Apodyktyczny i wymagający. Perfekcjonista przekonany o własnej

zajebistości i nieomylności.

– Wielu ojców takich jest – stwierdzam, tak jakbym chciała go

pocieszyć i dać mu do zrozumienia, że jego tata jest normalny. Chociaż

dobrze wiem, że tak nie jest.

– Ale większość ojców nie przygotowuje swojego czteroletniego syna

do przejęcia władzy w „firmie”, ucząc go sztuki manipulacji, tortur,

zabijania i rzeczy, o których wolałabyś nie wiedzieć – odpowiada gładko,

a ja wtulam się w niego mocniej, bo czuję jakiś dziwny chłód.

– Dlaczego tak nagle wyjechałeś? To ma z nim jakiś związek,

prawda? – zadaję w końcu pytanie, które krążyło w mojej głowie, odkąd

tamtego pamiętnego wieczoru zostawił mnie, wyprosił wszystkich

z imprezy i zniknął.

– Powiedział, że odsuwa mnie od wszystkiego. Że to koniec. Znalazł

kogoś innego na moje miejsce. Kogoś, kto kiedyś go zastąpi i będzie

reprezentował jego interesy lepiej niż ja. – Jason mówi pozornie spokojnym

tonem, ale czuję, jak jego ciało się spina. – Całe moje dzieciństwo

i młodość, lata poświęcone na naukę pod jego czujnym okiem, wszystko to

poszło na marne. On tak po prostu zmienił zdanie.

– Nic nie poszło na marne. – Ściskam jego dłoń. – Dzięki tym

wszystkim latom jesteś tym, kim jesteś – szepczę, całując jego ramię, na

którym momentalnie pojawia się gęsia skórka.

– Nic nie rozumiesz. Nie miałem dzieciństwa takiego jak wszyscy. Nie

miałem szalonej, nastoletniej wolności i czasu na robienie głupot. Z pozoru

byłem typowym młodym chłopakiem, ale po powrocie do domu nie

oglądałem seriali i nie pisałem ostrych esemesów z koleżankami z klasy.

Szedłem do ojca i słuchałem jego wielogodzinnych wywodów na temat

ekonomii, biznesu, nieruchomości. Traktował mnie jak dorosłego, co na


początku mi schlebiało, ale potem uświadomiłem sobie, że nie ma nic za

darmo: wymagał ode mnie o wiele za dużo. Żądał uwagi, oddania,

cierpliwości, poświęceń. Zasypiałem ze zmęczenia na lekcjach, bo do

późnej nocy ćwiczyłem z nim negocjacje handlowe. Potykałem się o własne

nogi na zajęciach sportowych, bo cały poprzedni dzień trenowałem walkę

wręcz z jednym z jego ludzi, który czerpał przyjemność z tworzenia na

moim ciele siniaków.

– Dlaczego wytrzymywałeś to wszystko? Mogłeś się nie zgodzić. –

Patrzę na niego szeroko otwartymi ze zdziwienia oczami. Wiedziałam, że

jego układ z ojcem był chory, bo wygadał się trochę na ten temat kiedyś po

pijaku. Ale nie miałam pojęcia, że podporządkował temu człowiekowi całe

swoje życie. – A co z Angel? Nie wierzę, że niczego nie zauważyła.

– Sztuka manipulacji. – Jason śmieje się gorzko. – Ojciec zaszedł tak

daleko, bo jest pieprzonym geniuszem i potrafi owijać sobie ludzi wokół

palca. Zrozumiałem to dopiero po latach, bo przecież sam uległem jego

obietnicom. Matka na początku niczego nie zauważyła. Przeciwnie: była

szczęśliwa, że on po całym dniu pracy poświęca mi tyle czasu. Dopiero gdy

widziała mnie wiecznie zmęczonego i rozkojarzonego, zaczęła coś

podejrzewać. Ale ojciec potrafił ją udobruchać. Roztaczał przed nią wizję

mojej wspaniałej przyszłości: młodego, ambitnego, silnego chłopaka, który

przejmuje interesy w firmie i świetnie radzi sobie w życiu.

Angel jest bystrą, wykształconą kobietą. Jeśli dała zamydlić sobie oczy,

to albo bardzo kochała swojego byłego męża, albo ten człowiek naprawdę

jest geniuszem i potrafi wpływać na ludzi. Kręcę głową z niedowierzaniem

na samą myśl o tym wszystkim.

– Matka przejrzała na oczy dopiero, kiedy wyszło na jaw, że to, czym

zajmuje się jej mąż, nie jest do końca legalne i bezpieczne. Ale wtedy było

już za późno. Zostałem wkręcony w tę machinę na tyle, że nie była w stanie


mnie z niej wyciągnąć, a ja z własnej woli chciałem brnąć w to dalej.

Mogła tylko wszystkiemu się przyglądać. Gdy ojciec trafił za kratki,

zakazała się nam kontaktować. Żadnych telefonów i spotkań. Kiedy

dowiedziała się, że mimo to znalazł sposób, bym nadal pomagał mu w jego

interesach, wpadła w szał i postawiła sprawę jasno: jeśli nadal będę z nim

rozmawiał, zabierze mi wszystko, na czym mi zależy. Przestanie opłacać

moje studia i mnie utrzymywać. W dodatku zagroziła, że pogrąży mojego

ojca jeszcze bardziej. Nie wiem, na ile blefowała, a na ile mówiła

poważnie, ale ma znajomości, więc staraliśmy się zachować wszystko

w tajemnicy.

Uświadamiam sobie, że zaciskam ręce wokół Jasona coraz bardziej.

Jakbym słuchając tej pokręconej historii, chciała go chronić w swoich

ramionach.

– Pewnie wydaje ci się dziwne, że postanowiłem po tym wszystkim

zostać przy niej, zamiast się wyprowadzić. Przecież jestem dorosły, a ojciec

nawet jeśli teraz siedzi w pace, mógłby mnie wesprzeć finansowo. Bez

problemu dałbym radę utrzymać się pod jego skrzydłami, przejąć pieczę

nad interesami, przynajmniej na te lata, które spędzi w więzieniu. Mógłbym

wypiąć się na matkę, iść do uczciwej roboty. Mógłbym mieć za nic jej

groźby i od niej odejść. Ale ona jest sprytna. Dobrze wie, że studia to coś,

na czym mi bardzo zależy. A raczej zależy mojemu ojcu. – Jason bierze

głębszy oddech, jakby mówienie na ten temat było dla niego naprawdę

trudne.

Przyciskam się do niego i słyszę, jak wali mu serce. Chcę wiedzieć

o nim wszystko, nieważne, jaka straszna prawda się z tym wiąże.

– Ojciec przez lata powtarzał, że nie mogę spoczywać na laurach. To, że

jestem synem wpływowego, bogatego człowieka, nie znaczy, że mam olać


swoje wykształcenie. Powiedział mi, że jeśli nie skończę studiów, będę dla

niego nikim. Dyplom to żelazny warunek, bym mógł przejąć jego interesy.

– I to wszystko? Tylko z powodu studiów zostałeś przy Angel, choć

przecież zabroniła ci kontaktu z ojcem? – pytam podejrzliwie.

– A co? Nie wyglądam na chłopaka, któremu może zależeć na nauce

i dobrych stopniach? – Jason śmieje się przesadnie, a ja mam wrażenie, że

nie mówi mi wszystkiego.

– Nie, po prostu mógłbyś skończyć te studia bez pomocy finansowej

własnej matki, sam to powiedziałeś.

– Dobrze mi idzie, zaliczyłem wszystkie egzaminy. Nawet jeśli ojca

byłoby stać na opłacenie moich studiów, łatwiej jest, kiedy to Angel płaci

za wszystko. Ja mam tylko się uczyć przez kolejne kilka lat, być pod jej

skrzydłami, a potem odebrać dyplom. Przecież i tak kontaktuję się z ojcem

za jej plecami. A jednocześnie mam dach nad głową i sporą sumkę na

własne zachcianki. Jedno trzeba mojemu staruszkowi przyznać: nauczył

mnie, że cierpliwość i spryt są czasami lepsze od impulsywnego skakania

na głęboką wodę.

Nie przekonują mnie jego wyjaśnienia. Są zbyt pokrętne. Za bardzo się

tłumaczy. Musi być jeszcze jakiś powód, dla którego nie wyprowadził się

od swojej matki. Ale nie chcę teraz o tym myśleć. Teraz, kiedy w końcu się

przede mną otworzył i przestał uciekać.

Mogę zamknąć oczy i wyobrażać sobie, że jesteśmy jedną z tych

normalnych, zakochanych par, które nie mają problemów w stylu:

„Przespałam się ze swoim przybranym bratem, który ma dziwne

zobowiązania wobec ojca i nigdy nie będzie w stanie mnie pokochać”.

Znów jestem naiwną optymistką i pewnie będę przez to płakać. Ale

teraz liczy się ta chwila między nami, nasze splecione dłonie i moje usta na

jego ramieniu.
– Dlaczego zmienił zdanie? Dlaczego odsuwa cię od wszystkiego akurat

teraz, gdy go zamknęli i najbardziej cię potrzebuje? – pytam, zaciągając się

zapachem jego skóry.

– Uważa, że jestem za słaby. – Jason chce powiedzieć coś jeszcze, ale

tylko kręci głową i milczy. Kontynuuje dopiero po dłuższej chwili: –

Zawsze gdy mnie szkolił, było coś nie tak. Ciągle miał jakieś ale: gdy

dawałem z siebie sto procent, on żądał dwustu. A teraz nagle dzwoni do

mnie i mówi, że Will zajmuje moje miejsce.

– Kim jest Will?

– Kimś, kto nie dorasta mi do pięt. Ojciec musiał kompletnie postradać

zmysły za kratami, skoro wybrał akurat jego. – Jason zaciska pięści i widzę,

jak bardzo boli go ta decyzja.

Nawet jeśli ten człowiek jest psychopatą, to jest też kimś, kogo on

bezgranicznie kocha. Jest dla niego niedoścignionym wzorem i ideałem,

który właśnie się na niego wypiął.

– Will to mój stary kumpel. Od dziecka byliśmy sąsiadami, więc szybko

zostaliśmy przyjaciółmi. Wychowała go tylko matka, więc nietrudno się

domyślić, że zazdrościł mi ojca: faceta, który podjeżdżał pod dom

nowiutkim range roverem i uczył swojego syna rzeczy, których uczy się

dorosłych. Łaził za mną całymi dniami i prosił, bym polecił go swojemu

tacie. Zrobiłem błąd, chwaląc mu się, jakie ciemne interesy prowadzi,

i chełpiąc się tym, że kiedyś zajmę jego miejsce.

Oczyma wyobraźni widzę dwóch małych chłopców, którzy wpatrują się

w dorosłego mężczyznę jak w boga. Są od niego zależni i gotowi zrobić

wszystko, co im każe. Mimo że boję się słuchać dalej opowieści Jasona,

chcę, by kontynuował. Mam nadzieję, że to pozwoli mi choć po części go

zrozumieć.
– Gdy dorośliśmy, mieliśmy jakieś piętnaście, może szesnaście lat,

ojciec docenił determinację Willa. W końcu postanowił szkolić także i jego,

a nawet dał mu jakąś mało znaczącą fuchę. Chyba miał rozprowadzić

trochę trawki w szkole. Zazdrościłem mu jak diabli, a do ojca miałem

straszny żal. Byłem jego synem, szkolił mnie tyle lat, a jeszcze nigdy nie

dał mi żadnego zadania do wykonania. A tu nagle zjawia się siusiumajtek

Will i z miejsca dostaje u niego robotę.

Skoro rozprowadzanie trawki przez piętnastolatka to dla Jasona „mało

znacząca fucha”, to nie chcę nawet pytać, czym tak naprawdę zajmuje się

jego ojciec.

– Will wkręcił się na dobre do ekipy mojego staruszka. Nigdy nie został

kimś ważnym w jego szeregach, bo jak to mówił ojciec, ma za mało

rozumu i jest zbyt impulsywny, by powierzyć mu poważniejsze zadanie.

Moje i Willa drogi szybko się rozeszły. Rywalizowaliśmy o względy ojca

i nasza przyjaźń tego nie przetrwała. On zamieszkał w jakiejś zatęchłej

dzielnicy, ale był zawsze pod ręką, gdy ojciec miał do załatwienia jakąś

brudną robotę. Naprawdę nie rozumiem, dlaczego wybrał akurat jego. –

Jason kręci z niedowierzaniem głową. – Ma kilku bardziej doświadczonych

i mądrzejszych przydupasów, a wziął pierwszego lepszego typka spod

ciemnej gwiazdy. Powiedziałem mu, że popełnia błąd, ale nie chciał

słuchać.

Nie podzielam rozgoryczenia Jasona. Przeciwnie – cieszę się, że jego

ojciec „zwrócił mu wolność”.

– Ojciec mówił, że Will ma kumpla, który siedzi w tej samej pace co on.

Chce się z nim skumać na spacerniaku. Jego zdaniem w więzieniu każdy

sojusz jest na wagę złota. Jest kurewsko przerażony, bo nigdy wcześniej nie

siedział. Udaje twardziela, ale gdy rozmawia ze mną, słyszę, jak drży mu

głos. – Jason wzdycha i wiem, że naprawdę martwi się o człowieka, który


wyrządził mu tak wiele złego. – Ale do kurwy nędzy, to mój ojciec!

Pieprzony Frank Castell! Nie w takich sytuacjach sobie radził. W tydzień

udało mu się urobić strażnika, który teraz skacze koło niego jak piesek

i daje mu swoją komórkę, by mógł do mnie dzwonić. Nie wierzę, że ktoś

taki potrzebuje do pomocy Willa, by poradzić sobie w pierdlu. Zresztą cały

czas obmyślałem, jak go stamtąd wyciągnąć. Znalazłem mu najlepszego

prawnika po tym, jak poprzedni się na niego wypiął. Ale teraz to wszystko

nieważne. Nie mam już prawa mu pomagać.

Nie powiedział: „nie mogę czy nie chcę”. Powiedział: „nie mam

prawa”. Tak jakby ojciec zabronił mu kontaktu i zbliżania się do siebie.

Gdy o tym myślę, przechodzi mnie nieprzyjemny dreszcz. Po tym

wszystkim, co Jason dla niego zrobił, po tym jak oddał swoje życie w jego

ręce, on tak po prostu go skreślił. Jakby był niczym więcej, tylko

niezrealizowanym planem, który można wymazać ze swojego zeszytu.

– Pójdę do kuchni po coś do picia. – Jason podnosi się nagle i siada na

łóżku plecami do mnie.

Boję się, że znów mnie odtrąca. Jednak gdy przytulam go od tyłu,

siadając za nim okrakiem, nie ucieka, tylko chwyta moją dłoń i przykłada

do swoich ust. Ten gest jest bardziej intymny niż wszystkie pocałunki, które

do tej pory wymieniliśmy.

– To on je zrobił, prawda? – pytam chrapliwym głosem, przejeżdżając

palcami po czternastu okrągłych bliznach na jego plecach.

Jason nie zrywa się na równe nogi, nie krzyczy na mnie, że mam go nie

dotykać i że to nie moja sprawa. Tak pewnie zrobiłby jeszcze kilkanaście

dni temu, gdy się poznaliśmy. Ale od tamtej pory coś się zmieniło. I jakaś

część mnie pęka z dumy, bo wiem, że to moja zasługa.

– To nie było znęcanie się, choć tak to pewnie wygląda – mówi cicho. –

Sam się zgodziłem. To była część szkolenia. On nigdy nie zrobił czegoś,
czego nie chciałem.

Zgodziłeś się, bo cię zmanipulował. A to przecież też jest przemoc, tylko

taka w białych rękawiczkach. Zniewolił twój umysł i sprawił, że jesteś

gotowy dla niego zabić i skoczyć w ogień. Nie mów mi, Jason, że to nie jest

znęcanie się. – Nie wypowiadam swoich myśli na głos, ale w środku cała

gotuję się ze złości. Nie pojmuję, jak można skrzywdzić tak własne dziecko

i jeszcze wmawiać mu, że to dla niego swego rodzaju zaszczyt.

– Gdy zorientowałem się, że ojciec prowadzi nie do końca legalne

interesy, momentalnie zmienił sposób, w jaki prowadził swoje „lekcje”.

Skończyły się niewinne wykłady z negocjacji i marketingu. Przeszedł do

konkretów. Uczył mnie, jak nie dać się złamać podczas przesłuchania czy

tortur. Zdradził mi sekrety pracy policji i ich sztuczki, dzięki którym

przesłuchiwany miękł. Powiedział mi, którzy z lokalnych przestępców są

najbardziej bezwzględni i jakie mają sposoby na wyciąganie informacji. –

Jason ściska moją dłoń, tak jakby przechodził przez to wszystko w myślach

od nowa i potrzebował mojej otuchy. – Wierz mi, nie miałem pojęcia, że

ludzkość jest tak kreatywna i potrafi stosować tak wymyślne tortury.

Zresztą mój ojciec nie odstaje od reszty w tym temacie. Przypalanie

papierosami to jak łaskotanie piórkiem, w porównaniu z tym, co potrafi

zrobić swoim wrogom albo zdrajcom. Musiałaś wypić kiedyś wrzątek,

Ginger?

Nie chcę tego więcej słuchać. Wyobrażam sobie małego Jasona, który

powinien być jednym z tych rozbrykanych, głośnych ośmiolatków,

a zamiast tego znosi cierpienie, zadawane przez skurwiela, który śmie

nazywać się jego ojcem.

– Robił mi te wszystkie rzeczy, by nauczyć mnie, jak panować nad

bólem, jak nie dać się złamać. Dzięki niemu jestem silny i potrafię znieść

o wiele więcej niż przeciętny człowiek.


Chcę, by o tym wszystkim zapomniał, lecz wiem, że to niemożliwe.

Przecież to właśnie całe jego życie: ojciec, a potem długo, długo nic. Ja

jednak mogę sprawić, by zapomniał choć na kilka chwil. Będę plastrem na

jego rany. Nic specjalnego, ale na jakiś czas pomoże.

– Nie miałeś ochoty kiedykolwiek się zbuntować? Miałeś naście lat,

a wtedy człowiek robi wszystko na przekór rodzicom. Przecież on tak

bardzo cię ograniczał – drążę temat dalej.

– Racja, moje życie nie wyglądało tak jak pozostałych chłopaków

z klasy. Często namawiali mnie, bym urwał się z lekcji albo poszedł z nimi

wieczorem na imprezę. Dziewczyny… one zawsze były mną bardzo

zainteresowane. Zwyczajne, beztroskie życie bardzo mnie kusiło, ale ojciec

zawsze miał przygotowane kontrargumenty. – Jason zwiesza głowę

i wpatruje się w nasze splecione dłonie. – Gdy odbierał mnie ze szkoły,

widział, jak tęsknym wzrokiem patrzyłem na moich kumpli flirtujących

z koleżankami. Wskazywał wtedy na jednego z nich i mówił: „Spójrz,

Jason. Eric za kilka lat skończy jako mechanik samochodowy z piątką

dzieci i podupadającym warsztatem. W każdy weekend będzie zapijał

smutki tanim piwem w lokalnym barze. A widzisz ją? – Wskazywał na

ładną, opaloną blondynkę. – Teraz jest piękna, ale za kilkanaście lat jej

uroda przeminie. Nie wyniesie zbyt wiele ze szkoły, bo woli puszczać się

i imprezować, zamiast poświęcać czas na naukę. Nie znajdzie dobrej pracy,

więc będzie pracować za barem i dawać dupy podpitym klientom, by

dorobić do czynszu. Naprawdę chcesz takiej przyszłości, jaka ich czeka,

synu? Teraz wydaje im się, że wygrali życie, bo są młodzi, piękni

i utrzymywani przez rodziców. Ale ty musisz być zawsze krok przed nimi,

zawsze bardziej dorosły i mądrzejszy. Kiedy za kilka lat ich życie się

skończy, twoje dopiero się zacznie. Oni będą wegetować, ty będziesz spijał

śmietankę”.
Gdy Jason kończy mówić, nie jestem w stanie nic powiedzieć. Jego

ojciec to świetny manipulator i z zimną krwią odebrał swojemu dziecku

wszystko to, co najlepsze w młodzieńczych latach. W dodatku jeszcze mu

to obrzydził i wmówił, że to była jego własna decyzja.

– A wiesz, co jest w tym wszystkim najśmieszniejsze? To, że mój

staruszek miał rację. Choć tylko po części. Eric ma już dwójkę dzieci, a jest

w moim wieku. Tamta dziewczyna nie skończyła szkoły i pracuje na kasie

w supermarkecie. Z pewnością nie jest to robota jej marzeń. Ale wiesz

co? – Jason przerywa i spogląda na mnie przez ramię, a ja tylko bardziej

wtulam się w jego plecy. – Oni są szczęśliwi. Bardziej ode mnie.

Widziałem, jak Eric promienieje, gdy chodzi z dzieciakami na plac zabaw.

Widziałem, jak tamta dziewczyna wpada w ramiona swojego narzeczonego,

gdy ten przyjeżdża po nią do pracy. Mój ojciec nie przewidział, że nie

wszystkim wielkie pieniądze są niezbędne do szczęścia.

– A ty? Czego potrzebujesz do szczęścia, Jason? – pytam, ściskając jego

ramię.

Chcę to usłyszeć. Chcę, by powiedział, że przejrzał na oczy i potrzebuje

czegoś więcej… że potrzebuje mnie.

– Do tej pory do szczęścia wystarczała mi jego aprobata i świadomość,

że jestem mu potrzebny, że jestem kimś ważnym. Teraz… sam już nie

wiem – mówi niepewnie i czuję, jak się spina. Zupełnie jakby chciał uciec

ode mnie i zakończyć tę rozmowę.

– A twój tatuaż? – Szybko zmieniam temat, bo boję się, że zaraz się

przede mną zamknie. Ostrożnie dotykam dłonią jego piersi, dokładnie

w miejscu, gdzie znajduje się wzór hokejowej maski. – Jest trochę

przerażający.

– I pewnie myślisz, że z nim też wiąże się jakaś pokręcona historia,

co? – Jason chichocze i zabiera moją dłoń ze swojej piersi, a potem


przykłada ją sobie do ust. Nie robi tego, by mnie podniecić, po prostu

okazuje mi czułość. To coś nowego.

Chyba muszę przywyknąć do tego, że dzięki mnie Jason doświadcza

wielu pierwszych razów: pierwszy raz pozwala przejąć nad sobą kontrolę

kobiecie, pierwszy raz się przed kimś otwiera i opowiada o swoich

problemach, pierwszy raz nie patrzy na mnie tak, jakbym nie była czymś

więcej niż tylko środkiem do zaspokojenia jego fantazji. Ja też się

zmieniłam, odkąd wkroczył w moje życie. I na samą myśl o moich

pierwszych razach z nim moje policzki płoną.

– Czy twój ojciec kazał ci wytatuować sobie maskę Jasona, bo ma świra

na punkcie tego horroru? – pytam ostrożnie.

– Nie, choć jesteś blisko. Gdy skończyłem szesnaście lat, powiedział, że

mam zrobić sobie tatuaż, by poczuć ból i nauczyć się go akceptować.

Powtarzał mi, że ból to coś dobrego, coś, co ostrzega nas przed

niebezpieczeństwem, ale też daje poczucie tego, że żyjemy. Kontrola nad

bólem daje prawdziwą władzę nad swoim ciałem, swoimi słabościami, ale

przede wszystkim nad innymi ludźmi. Powiedział, że tatuaż ma

symbolizować coś ważnego dla mnie. W końcu miałem go sobie zrobić nad

sercem, na lewej piersi. Byłem szczeniakiem wpatrzonym w niego jak

w obrazek, więc pomyślałem sobie, że maska Jasona mu się spodoba.

– I jak zareagował? – dopytuję.

– Zwyzywał mnie jak psa. – Jason śmieje się, jakby wspomnienie

tamtego momentu było dla niego zabawne. – Powiedział, że jestem

lekkomyślny i niedojrzały. Miałem wytatuować sobie coś ważnego, a ja

zrobiłem sobie głupią maskę, żeby mu się przypodobać. Ale z czasem

polubiłem ten tatuaż. Ta maska to przecież ja. Chowam się za nią i nikogo

do siebie nie dopuszczam.


Coś ściska mnie w środku. Tak właśnie jest. Jason odgradza się ode

mnie murem, choć mam wrażenie, że powoli udaje mi się go kruszyć. I to

właśnie mam zamiar dalej robić: dostać się do niego, nawet jeśli to będzie

wymagało czasu i cierpliwości, drążyć powoli drogę do jego serca, tak jak

kropla wody drąży skałę.

– Dobra, mam jeszcze jedno ostatnie pytanie. – Uśmiecham się

nieśmiało, bo to brzmi tak, jakbym go przesłuchiwała. – Jakim cudem

wchodziłeś do mojego pokoju, chociaż zamykałam drzwi na klucz? Tego

też nauczył cię ojciec?

– Powiedzmy, że to zostanie moją małą tajemnicą. – Jason mruga do

mnie, a ja nie pytam o nic więcej.

Przywieram do jego pleców swoimi nagimi piersiami i zaczynam

skubać zębami jego kark. Zatapiam dłonie w aksamitnych włosach i masuję

skronie, jakbym chciała sprawić, że uleci z niego całe napięcie. Wydaje

z siebie pomruk zadowolenia, więc muszę być w tym naprawdę dobra.

Przesuwam dłonie na jego ramiona, sunę nimi po jego klatce piersiowej

i obrysowuję paznokciem, najpierw lewy, a potem prawy sutek. Następnie

pochylam się i całuję każdą z jego blizn, jednocześnie kierując swoje dłonie

bardziej na południe. Rozkoszuję się twardymi mięśniami jego brzucha,

a gdy zjeżdżam niżej, czuję, jak drży i wydaje z siebie pomruk pożądania.

– Nie chcę żebyś mnie żałowała, Ginger. – Jego słowa przeradzają się

w jęk, gdy chwytam mocno w dłoń to, co ma między nogami.

– Nie robię niczego z litości. Robię to, bo chcę, żebyś się ze mną

kochał. Chcę znów poczuć cię głęboko – mruczę i moja dłoń zaczyna

poruszać się coraz szybciej.

Kilka tygodni temu w życiu nie zdobyłabym się na takie wyznanie

wobec chłopaka, ale Jason wszystko zmienił.


Odkryliśmy przed sobą swoje karty: ja znam jego mroczne sekrety, a on

zna moje brudne pragnienia. Nie musimy niczego przed sobą ukrywać.

Akceptujemy siebie nawzajem i dlatego jest nam ze sobą tak dobrze.

Przymykam oczy, kiedy Jason mnie dotyka. Marzę, by wszedł we mnie

i doprowadził do orgazmu. Chcę, by to trwało.

Pragnę, by zaczął padać śnieg i zasypał nas jeszcze bardziej, by nikt nas

tutaj nie odnalazł przez najbliższe kilka dni. By ten mały górski domek,

w którym właśnie jesteśmy, stał się domkiem zamkniętym w szklanej kuli,

takiej, którą można kupić w sklepie z pamiątkami. Takiej, w której wiruje

śnieg i do której nie mają dostępu psychopatyczni ojcowie, niczego

nieświadomi rodzice i ciekawskie przyjaciółki. Takiej, w której wszystkie

problemy są tylko błahymi wspomnieniami.


Rozdział 24

Ginger

19 grudnia

LEŻĘ SAMA W SKOTŁOWANEJ POŚCIELI, gdy słońce zaczyna nieśmiało wschodzić


nad horyzont. Nie spaliśmy zbyt wiele, ale mam znacznie więcej energii niż

wczoraj. Niechętnie wypuściłam Jasona z łóżka, gdy postanowił iść pod

prysznic. Dołączyłabym do niego, gdyby nie to, że łazienka jest

mikroskopijna.

Mam gdzieś, że pewnie znów zużyje całą ciepłą wodę. Jestem obolała

w środku, moje usta są opuchnięte od jego pocałunków, ale nigdy nie

czułam się lepiej. Jest cudownie, ale wiem, że mój nastrój szybko

poszybuje w dół, bo będziemy musieli wrócić do szarej rzeczywistości.

Znów będą nasi rodzice, jego ojciec, ludzie, którzy nie mogą wiedzieć nic

więcej poza tym, że jesteśmy tylko przybranym rodzeństwem.

Rozmyślam o tym wszystkim i kątem oka widzę, jak leżący na łóżku

telefon Jasona świeci się i wibruje. To oznacza, że znów mamy łączność

i możemy wezwać pomoc. Rzucam się, by odebrać połączenie. Ktokolwiek

dzwoni, musi dowiedzieć się, gdzie jesteśmy, i jak najszybciej nas


uratować. Choć szczerze mówiąc, perspektywa zastania tutaj z Jasonem

sam na sam jeszcze przez kilka dni jest bardzo kusząca.

– Jak dobrze, że zasięg wrócił! – trajkoczę. – Jesteśmy w domku

w górach. Trzy godziny drogi na północ od Huntley, zasypało nas i…

– A więc to ty – słyszę ochrypnięty męski głos, który z pewnością nie

należy do mojego ojca. – To ty jesteś tą małą dziwką, którą mój syn bierze

w obroty, zamiast zająć się tym, czym powinien.

Na moment przestaję oddychać, bo już wiem, z kim rozmawiam.

– Gdzie jest Jason? Muszę z nim pogadać. – Mężczyzna używa

protekcjonalnego tonu. Zupełnie jakby rozmawiał z sekretarką albo

pokojówką. Traktuje mnie jak zero.

Powinnam się rozłączyć, ale coś sprawia, że chcę kontynuować tę

rozmowę. Chcę zmierzyć się z człowiekiem, który zniszczył Jasona, nawet

jeśli nie mam prawa się w to wszystko mieszać.

– Bierze prysznic, ale to bez znaczenia. On nie chce z tobą rozmawiać –

mówię spokojnym tonem, choć cała drżę ze zdenerwowania. Po drugiej

stronie rozlega się szyderczy śmiech.

– Nie masz o niczym pojęcia, prawda? – Mężczyzna nie pyta, raczej

stwierdza ze stoickim spokojem. – Jason nie ma wyboru. Musi ze mną

porozmawiać, jeśli ja tak chcę, rozumiesz? Nauczyłem go posłuszeństwa,

więc jeśli dowie się, że mam z nim do pogadania, to będzie ze mną gadał.

– Nie masz już nad nim władzy. Skoro uznałeś, że jest za słaby, by

pracować dla ciebie, zostaw go w spokoju. – Staram się brzmieć stanowczo,

ale wiem, że człowiek po drugiej stronie słuchawki traktuje mnie jak

namolną pluskwę.

– A więc szczeniak się wygadał. Miałem rację, zrobił się nieostrożny.

A ty nie dość, że wszystko komplikujesz, to jeszcze jesteś pyskata. –

W słuchawce słychać ciężkie westchnienie. – Myślisz, że skoro mój syn


pieprzył cię raz czy dwa, to wiesz o nim wszystko? Myślisz, że odwróci się

ode mnie, by klęknąć przed tobą i wyznać ci miłość? Kobiety zawsze mają

zbyt duże oczekiwania.

Przełykam ślinę i modlę się, by Jason nie wyszedł szybko z łazienki.

– Moi ludzie cię widzieli. Jesteś ładna, ale niczym się nie wyróżniasz.

A jednak mój syn coś w tobie widzi. Coś, przez co zboczył trochę z kursu.

Ale to nie oznacza, że jesteś dla niego kimś wyjątkowym. Gdyby nie to, że

jesteś córką Rocka, pewnie nawet nie zwróciłby na ciebie uwagi. Ale

musiał to zrobić, taki był plan.

Kręcę powoli głową, bo nie mam pojęcia, o czym mówi. Nie wiem,

czym jest tajemniczy plan, i przechodzi mnie nieprzyjemny dreszcz, gdy

dociera do mnie to, co powiedział.

„Moi ludzie cię widzieli”.

To musi oznaczać, że cały ten czas obserwowali nasz dom, mnie i tatę.

– Jeśli myślisz, że Jason znalazł się u was przypadkiem, bo coś

przeskrobał, to jesteś naiwna. Naprawdę sądzisz, że matka może tak po

prostu zabronić czegokolwiek dorosłemu chłopakowi, a on podkuli ogon

i pojedzie z nią na święta do swojej nowej rodzinki? – Dociera do mnie

śmiech, który przechodzi w charczący kaszel. – To było zaplanowane,

złotko. Jak i cała reszta. Uwierzyłaś, że ktoś taki jak mój syn będzie chciał

pieprzyć się akurat z tobą, chociaż w waszym mieście aż roi się od

naprawdę niezłych panienek? No proszę cię!

Słucham tego wszystkiego, zaciskając zęby. Nie mam żadnego

racjonalnego powodu, by wierzyć temu człowiekowi, a jednak pod

wpływem jego słów coś we mnie umiera. Przynajmniej już wiem, po kim

Jason odziedziczył umiejętność zadawania bólu prosto w serce.

Wychodzę po cichu z pokoju z telefonem przy uchu, by zerknąć na dół,

w stronę łazienki. Na szczęście Jason nadal jest w środku, bo dociera do


mnie szum lejącej się wody. Wracam do łóżka i ściskam telefon w dłoni,

z trudem powstrzymując łzy.

– Mój syn nie gustuje w przeciętnych dziewczynach, a przecież taka

właśnie jesteś. Olimpiady szkolne: zawsze trzecia albo druga, nigdy

pierwsza. Oceny w szkole: dobre, ale nie najlepsze. W szkolnej hierarchii:

zawsze z boku, raczej niewzbudzająca większego zainteresowania –

wymienia znudzonym głosem Frank Castell. – Jason lubi pewne siebie

i wyzwolone kobiety. Takie, które musi zdobywać, bo wokół nich zawsze

gromadzi się tłum adoratorów. Nie dało ci to do myślenia? Fakt, że nagle

zainteresował się tobą, chociaż nie dorastasz mu do pięt?

Skąd wie? Skąd ten chory pojeb wie o mnie wszystko? Jakim cudem

zna moje oceny i wie, co robię? I to, co powiedział o Jasonie…

Jedna samotna łza spływa po moim policzku. Ściskam telefon tak

mocno, że lada chwila zmiażdżę go w dłoni. Przynajmniej taką mam

ochotę. A jednak nie potrafię się rozłączyć.

– Nie będę ci się tłumaczył. Po prostu muszę mieć Angel na miejscu.

Ma moją kasę, którą lubi łatwo przepuszczać. Te pieniądze nie są czyste.

Pewni ludzie się o nie upominają, a ja nie czuję się bezpiecznie. Chcę, by

moja była żona i Jason wrócili do domu, bo ich przyjazd do was tylko

wszystko skomplikował.

– A może po prostu masz jakąś chorą potrzebę sprawowania kontroli

nad Jasonem i przy okazji nad jego matką? – Ostre słowa wypływają

z moich ust. – Wcale nie chodzi tylko o kasę, co? – pytam złośliwie i sama

jestem zaskoczona tym, że mam jeszcze odwagę z nim dyskutować.

Kilka tygodni temu nie byłabym w stanie kontynuować tej rozmowy.

Podkuliłabym ogon i dała za wygraną. Teraz jestem kimś innym. Pewien

chłopak w kapturze na głowie mnie zmienił. Wiem, czego chcę, i będę o to


walczyć. A chcę tylko jednego: Jasona. Kogoś, kto zasługuje na normalną

miłość i normalne życie.

– Może masz rację? – mówi, jakby się zastanawiał. – Nie jesteś aż tak

głupia, ale nadal naiwna.

Oddycham głęboko, by powstrzymać lecące z oczu łzy. Nie chcę, by ten

świr po drugiej stronie słuchawki miał satysfakcję, że doprowadził mnie do

płaczu.

– Właściwie nie ma już czego ukrywać. Jason i tak wszystko spieprzył.

Miał pilnować matki, gdy poszedłem siedzieć. Miał być moimi oczami

i uszami. A potem, gdy Angel wpadła na ten absurdalny pomysł

z wyjazdem na święta, dostał zadanie: musiał ją skłócić z twoim ojcem

i namówić na powrót do Bostonu. Chciałem ją mieć na miejscu. Nie znoszę,

gdy wymyka mi się wraz z moimi pieniędzmi. Mój syn specjalnie

wpakował się w kłopoty, by Angel dała mu szlaban i zabrała do was na

święta. To byłoby podejrzane, gdyby sam z siebie chciał jechać do Huntley.

Musiał zrobić parę głupstw, by wpadła w szał i bała się zostawić go

w Bostonie samego.

A więc moje przeczucia mnie nie myliły. Wiedziałam, że gadka Jasona

pod tytułem „Zależy mi na studiach, muszę mieszkać z mamusią” była

naciągana.

– Jak tylko cię zobaczył, od razu widział, że jesteś łatwym celem.

Idealnym środkiem do realizacji planu. Znudzona, wiecznie trzymana pod

kloszem, z pozoru czysta jak łza, ale w głębi serca marząca tylko o tym, by

zrobić coś zakazanego – kontynuuje Frank i mam wrażenie, że dopiero się

rozkręca. – Gdy zadzwoniłem do mojego syna, poinformował mnie, że od

razu połknęłaś haczyk. Uwiódł cię tylko po to, by potem powiedzieć

o wszystkim twojemu staruszkowi i mojej byłej żonie. Pomyśl tylko, to

byłoby coś: ich dzieci, zamiast bawić się w siostrzyczkę i braciszka, wolą
zabawiać się ze sobą nawzajem. Pewnie zrobiłoby się niezręcznie, a już na

pewno taka „niespodzianka” zepsułaby wasze wspólne święta. Gdyby to

jednak nie zrobiło na nich wrażenia, był jeszcze plan awaryjny. Jason miał

cię w sobie rozkochać, a potem spektakularnie złamać ci serce, potraktować

jak szmatę, zdradzić na twoich oczach, cokolwiek. Wtedy pobiegłabyś

z płaczem do tatusia, a Angel wróciłaby z Jasonem do Bostonu i znów

byłoby jak za starych, dobrych czasów… – Głos w słuchawce płynie

lekkim, spokojnym rytem i jest pełen samozadowolenia. Zupełnie jakby

ktoś opowiadał mi bajkę na dobranoc. Tylko że dla mnie to najprawdziwszy

koszmar.

Zastanawiam się, dlaczego mówi mi to wszystko. Czemu wyjawia ten

misternie utkany plan? A potem uświadamiam sobie, że nie ma nic do

stracenia. Jego zdaniem Jason położył całe zadanie, więc ukrywanie

wszystkiego mija się z celem. A mówiąc mi prawdę, robi coś, na czym tak

bardzo mu zależy: niszczy to, co jest między mną a jego synem. Sprawia,

że znów należy tylko do niego, odcina go od kochających go ludzi. Jest

pewien, że po tym, co usłyszałam, nie będę chciała znać Jasona.

– Potem pojawiły się komplikacje. Choroba twojego ojca i ten wyjazd

do Yellowstone – kontynuuje Frank. – Było pewne, że cokolwiek Angel

usłyszy od mojego syna, i tak zostanie przy swoim nowym mężu. Co nie

zmienia faktu, że zadaniem Jasona było urabianie cię dalej. Miał zdradzić

wasz sekrecik, jak tylko Rock i Angel wrócą z Yellowstone. Niby wszystko

szło dobrze, ale ja miałem złe przeczucia. Wysłałem kilku swoich ludzi na

zwiady. Stało się jasne, że to ty wszystko komplikujesz. Sprawiasz, że mój

syn przejawia ludzkie odruchy i zapomina o planie. Zrobił się nieostrożny,

przestał racjonalnie myśleć. Ktoś taki nie nadaje się na mojego następcę.

Dałem mu szansę, a on zawiódł. – Głos w słuchawce brzmi smutno

i gdybym nie wiedziała, jakim człowiekiem jest Frank Castell, być może
bym mu współczuła. – Tyle zmarnowanych lat… Szkoda, wielka szkoda.

Jak dobrze, że mam kogoś na jego miejsce…

– Jestem już czysty i cały twój! – słyszę głos Jasona i jego kroki na

schodach, a to oznacza, że zaraz tutaj będzie.

– Muszę z nim porozmawiać. Ostatnio kiepsko się czuję. Tutejsze żarcie

mi nie służy… – Głos w słuchawce znów przechodzi w mocny atak kaszlu.

– Miałem nadzieję, że będziesz tu na mnie czekać i… – Jason urywa

w pół słowa i patrzy na mnie z szeroko otwartymi oczami.

Ma na sobie tylko ręcznik, którym oplótł się nisko dookoła bioder.

Krople wody spływają po jego nagim torsie. W normalnych

okolicznościach byłabym zachwycona tym widokiem. Teraz mam ochotę

zwymiotować.

– Z kim rozmawiasz? – pyta i zmienia ton z przyjemnego na

przerażający. – Dlaczego używasz mojej komórki?

– Wrócił zasięg. Możesz w końcu porozmawiać ze swoim tatusiem

i zaplanować kolejny etap waszego zajebiście genialnego planu – cedzę

przez zaciśnięte zęby i rzucam w niego telefonem, a on zręcznie go łapie.

Patrzy na mnie spanikowany i chyba po raz pierwszy widzę w jego oczach

strach.

– Halo? Co żeś ty jej, kurwa, nagadał?! Halo? Halo?! – krzyczy do

słuchawki, ale jego ojciec albo nie ma już ochoty, albo czasu na

pogawędkę. – Ginger… – Opuszcza ręce wzdłuż ciała i patrzy na mnie jak

na coś bardzo kruchego i bardzo cennego. Rzuca smartfon na łóżko i robi

krok w moją stronę.

Za późno. Właśnie rozbił mnie na tysiąc małych kawałków.

– Nie zbliżaj się, Jason! Nie dotykaj mnie – warczę, szybko podnosząc

się z łóżka.
Biorę swoje ubrania, przyciskam je do piersi i wystrzeliwuję z pokoju

jak z procy. Omal nie łamię sobie nóg, zbiegając po drewnianych schodach.

Wpadam zapłakana do łazienki, przekręcam zamek i szybko się ubieram.

Po chwili dociera do mnie dramatyczne „kurwa!” i walenie w drzwi.

Gdy w końcu wychodzę z łazienki, stoi przede mną i wygląda jak wulkan

chwilę przed erupcją. Zdążył wrzucić na siebie T-shirt i bokserki. Jego

włosy są w nieładzie i łapię się na tym, że mam ochotę po raz ostatni

przejechać po nich palcami. Staram się zignorować, że patrzy na mnie tak,

jakby mu zależało. To pewnie jego kolejna sztuczka.

Nie wiem, co zrobię, ale nie mam zamiaru spędzić tutaj ani minuty

dłużej. Mijam go szybkim krokiem, traktując jak powietrze. Chwytam

w biegu swój telefon, który leży na kuchennym blacie podłączony do

ładowarki. Wsiądę do swojego auta. Zamknę drzwi od środka i zadzwonię

po pomoc, skoro wrócił zasięg. I nie pozwolę, by Jason próbował mnie

omotać.

– Ginger, na Boga, możesz mnie posłuchać?! – krzyczy, biegnąc za

mną.

– Masz czelność wzywać Boga?! Jesteś synem szatana, do kurwy

nędzy! – wydzieram się, nie oglądając za siebie. – Owinąłeś sobie wokół

palca najpierw swoją matkę, potem mojego ojca, a teraz mnie! Twój ojciec

nieźle cię wyszkolił, nie ma co! Mnie też przydałoby się kilka lekcji, bo

jestem naiwna jak diabli! – dodaję i w pośpiechu wkładam kurtkę oraz buty.

Nagle słyszę walenie w drzwi niedaleko mojej głowy, więc odskakuję

przerażona. Ktoś dobija się do nas z zewnątrz. Jason patrzy na mnie

zaskoczony, a potem idzie szybkim krokiem do kuchni, bierze z szuflady

nóż i wysuwa się do przodu, chroniąc mnie za swoimi plecami. Robi to

wszystko tak szybko i pewnie, jakby to nie był pierwszy raz, kiedy musi się

bronić. No tak. Kolejne nauki jego sfiksowanego tatuśka.


– Jest tam kto?! Otwierać! Max Hampton, ojciec Jeffa! – dobiega nas

gniewny męski głos.

Jason szybko otwiera drzwi, chowając nóż za plecami. Naszym oczom

ukazuje się postawny mężczyzna w wieku mojego ojca. W ręku trzyma

łopatę do odśnieżania i patrzy na nas niezadowolony.

– Koniec imprezy, dzieciaki. To pewnie sprawka mojego syna, co? Tyle

razy mu powtarzałem, że to nie jest miejsce schadzek! – mówi tubalnym

głosem, a jego brwi zbliżają się do siebie, gdy się nam przygląda. –

Dostałem wiadomość, że w tych rejonach spadło sporo śniegu.

Postanowiłem sprawdzić, co i jak, bo bałem się, że dach nie wytrzyma

naporu. Ale nie spodziewałem się, że zobaczę samochód na podjeździe!

Mam nadzieję, że znacie chociaż mojego syna, inaczej uznam to za

wtargnięcie – dodaje i strzepuje śnieg ze swojej kurtki.

– Jeff to nasz kolega, proszę pana – odpowiada grzecznie Jason. – Pana

syn mówił, że państwo od dawna tu nie przyjeżdżają i pozwalają mu

zapraszać znajomych. Przepraszam, byliśmy naiwni. Mogliśmy się

domyśleć, że to kłamstwo. Byłby pan głupcem, gdyby nie przyjeżdżał do

tak pięknego miejsca. Ale Jeff ma dar przekonywania, więc mu

uwierzyliśmy – kontynuuje swoją śpiewkę i sprytnie przemyca

zawoalowany komplement, by udobruchać pana Hamptona.

Tak to właśnie działa. Choć pewnie ma ochotę nawrzucać temu

mężczyźnie, trzyma nerwy na wodzy i kaja się przed nim. Daje mu to,

czego on chce. Mówi to, co on chce usłyszeć.

– Tak, dom jest wyjątkowo piękny. – Mężczyzna odchrząkuje i przez

jego twarz przemyka uśmiech. – No cóż, sam byłem kiedyś młody. Wiem,

jak to jest, gdy chce się pobyć z dziewczyną sam na sam. – Mruga

porozumiewawczo do Jasona.
Nie wierzę. Po prostu nie wierzę. Naprawdę taka gadka wystarczy, by

mężczyzna, który przed chwilą był do nas wrogo nastawiony, bo

wtargnęliśmy na jego teren, teraz sobie przyjemnie z nami żartował?!

Miałam rację. Jason potrafi owinąć sobie wokół palca każdego.

– Cieszcie się, że nic wam się nie stało. Na szczęście temperatura jest na

plusie, śnieg znika, a ekipa z pługiem od samego rana zajmuje się drogą.

Gdyby nie to, w życiu bym tu nie dotarł. – Pan Hampton patrzy na

zaśnieżony teren przed domem. – Mam dobre serce, więc pozwolę wam

zostać tu jeszcze jeden dzień, jeśli chcecie. Ale ani chwili dłużej! Jeff

powinien dziękować niebiosom, że ma takiego dobrego ojca…

– Jesteśmy wdzięczni, panie Hampton. Sam pan rozumie: ja i moja

dziewczyna chcieliśmy spędzić romantyczny czas tylko we dwoje. Jeff to

najlepszy kumpel, więc od razu zaoferował nam pomoc. Jutro z samego

rana wyjedziemy…

– Właściwie to ja wyjeżdżam już teraz – wchodzę Jasonowi w słowo.

Obaj: on i ojciec Jeffa patrzą na mnie zbici z tropu. – Zapomniałeś,

kochanie? Co roku o tej porze robimy akcję charytatywną dla dzieci z domu

dziecka. Muszę być jutro na miejscu i wszystkiego dopilnować – mówię

słodkim głosem i mam nadzieję, że ojciec Jeffa to łyknie.

Wzrok mojego brata przewierca mnie na wylot, ale mam to gdzieś.

Chcę być teraz jak najdalej od niego.

– W takim razie spakujemy się i wrócimy jeszcze dziś razem –

stwierdza pewnym siebie tonem, ale tym razem to mu nie pomoże.

– Nie ma mowy. Muszę tam być jak najszybciej, a przecież nie

zostawimy tutaj takiego bałaganu. – Wskazuję głową na domek i posyłam

panu Hamptonowi spojrzenie pełne skruchy.

– Najpierw musisz odśnieżyć swój samochód. – Jason uśmiecha się

z wyższością, a mnie rzednie mina.


– Pomogę, skoro ta młoda dama tak się spieszy. – Ojciec Jeffa

przychodzi mi z odsieczą.

Po kilku minutach patrzę triumfalnie na Jasona. Moje auto dzięki

umiejętnościom pana Hamptona jest gotowe do drogi. Silnik znów radośnie

warczy, a to oznacza, że możemy ruszać.

– Zajmij się wszystkim, posprzątaj, odpocznij i wyjedź z samego rana. –

Mój głos jest słodki jak miód i wiem, że Jason ma ochotę mnie teraz

zabić. – Ja pojadę za panem Hamptonem. Boję się jeździć tymi górskimi

drogami, więc przyda mi się eskorta kogoś tak doświadczonego.

Widzisz, Jason? Szybko się uczę. Zawoalowany komplement już sprawił,

że ojcowi Jeffa płoną policzki.

– Masz rację, młoda damo. Tym bardziej że na drodze nadal jest sporo

śniegu. Jeśli chcesz jechać za mną, bierz, co trzeba, i ruszamy. Mam dzisiaj

wieczorną zmianę i muszę się spieszyć. – Mężczyzna wyciąga dłoń

w stronę Jasona i się z nim żegna.

Mój przybrany brat wygląda jak oaza spokoju, ale wiem, że to tylko

pozory. Jest wściekły, bo mu się wymykam i pokonałam go jego własną

bronią.

– Doprowadź wszystko do porządku i nie zapomnij zabrać reszty moich

rzeczy – zwracam się do niego z przesadnym entuzjazmem.

Biorę swoją torbę, po czym staję na palcach i całuję go w policzek.

Dociera do mnie jego podniecający zapach. Czuję, jak cały się spina, tak

jakby ostatkiem sił powstrzymywał się, by mnie nie objąć i zawlec

z powrotem na górę.

Nie oglądam się więcej za siebie i idę do swojego auta. Nie patrzę na

Jasona, słyszę tylko, jak mocno trzaska drzwiami domu, gdy odpalam

silnik.
Wyjeżdżam powoli, trzymając się z tyłu, za ojcem Jeffa i ostatni raz

spoglądam na górski domek. Jest niepozorny, mały, ukryty wśród drzew.

Zapamiętam go na zawsze. To tutaj wzniosłam się na wyżyny szczęścia,

a potem szybko i boleśnie z nich spadłam. Ten dom mógłby być naszym

małym prywatnym rajem. Moim i Jasona. Ale przecież na ziemi nie istnieją

miejsca pozbawione trosk. Tak samo jak nie istnieją źli ludzie, którzy nagle

zmieniają się na lepsze. To wszystko to tylko bajki, w które zbyt długo

wierzyłam.
Rozdział 25

Ginger

20 grudnia

DZIWNIE BYĆ SAMEJ W  DOMU. Wszystko wydaje się takie obce i martwe.
Choinka stojąca w salonie nie robi na mnie wrażenia. Dekoracje na

kominku wydają się jakby na pokaz. To miejsce jest puste i bezosobowe,

choć przecież jeszcze niedawno kochałam tutaj przebywać.

Skłamałabym, mówiąc, że tęsknię tylko za ojcem. To żałosne, ale po

tych wszystkich krzywdach, które wyrządził mi Jason, tęsknię także za nim.

Brakuje mi jego ironicznego uśmiechu, zimnego spojrzenia, które pod

wpływem mojej bliskości nabiera ognia. Brakuje mi postawnego ciała,

które mijając mnie, zawsze wzbudzało we mnie respekt i pożądanie

jednocześnie. Muszę zająć czymś głowę, inaczej oszaleję.

Sprawdzam swój telefon i widzę kilka nieodebranych połączeń od taty.

Pewnie dzwonił w dzień, w którym nie było zasięgu, i teraz umiera

z nerwów. Piszę mu esemesa, że wszystko w porządku, i kłamię, że moja

komórka się zepsuła. Nie mam teraz siły z nim rozmawiać.

Jest jeszcze wiadomość od Becky dosłownie sprzed chwili. Pyta, czy

nie wyskoczymy razem do centrum handlowego. Trochę mnie to dziwi, bo


nie kumplujemy się na tyle, by umawiać się tylko we dwie na babskie

pogaduszki. Mimo to zgadzam się z przyjemnością. Czego jak czego, ale to

właśnie towarzystwa potrzeba mi teraz najbardziej.

Po dwóch godzinach szaleńczego rajdu po sklepach padam ze

zmęczenia. Z kolei Becky to wulkan energii – po tym, jak wykupiła pół

działu z bielizną w butiku erotycznym, pobiegłyśmy po jej wymarzone

brokatowe szpilki „jedyne w swoim rodzaju”, chociaż na nogach ma prawie

identyczne. A teraz dyszymy jak dziewięćdziesięcioletnie staruszki i nie

możemy poradzić sobie z załadowaniem toreb do bagażnika jej samochodu.

No dobra, ja dyszę. Becky jak zwykle gada jak najęta. Nagle jednak

milknie, co wzbudza moją podejrzliwość.

– Chyba jednak nie będziesz wracać ze mną.

– Co? – Podnoszę głowę i napotykam czujne spojrzenie Jasona.

– Wygląda jak jaskiniowiec, który walnie cię maczugą i wciągnie za

włosy do swojej jaskini. – Becky uśmiecha się porozumiewawczo, gdy

widzi, jak mój przybrany brat się do nas zbliża.

Przełykam ślinę i nie wiem, jak zareagować. Cieszę się, że jest cały

i zdrowy, a jednocześnie wciąż jestem na niego zła. W głowie gorączkowo

szukam odpowiednich słów, którymi powinnam go przywitać.

Cieszę się, że nic ci nie jest czy może: Masz mi coś do powiedzenia po

tym, jak mnie okłamałeś?!

Nie jest mi jednak dane otworzyć ust, bo nim zdążę to zrobić, Jason

nakrywa je swoimi. Chwyta mnie władczo w ramiona i całuje tak, że

parking, przechadzający się po nim ludzie i centrum handlowe znikają.

– O w mordę… – Jedynie jak przez mgłę dociera do mnie głos Becky.

Jej niewybredne komentarze dotarłyby nawet do bram piekieł.

Kręci mi się w głowie, gdy gorące usta Jasona walczą z moimi wargami

i w końcu sprawiają, że moje usta kapitulują i wpuszczają jego język do


środka. Chwytam go kurczowo za bluzę i ogarnia mnie spokój, kiedy do

mojego nosa wpada ten znajomy zapach. Jestem na niego wściekła

i jednocześnie pragnę, by było jak dawniej. Kompletnie popierdolone.

– Jedziemy do domu, musimy pogadać – mówi, przytykając swoje

czoło do mojego, gdy w końcu się od siebie odrywamy.

– Jeśli myślisz, że po tym, co się stało, jeden pocałunek wszystko

załatwi, to się mylisz. – Odsuwam się od niego rozwścieczona.

Cwaniak, wziął mnie z zaskoczenia. Dobrze wie, jak na mnie działa,

i perfidnie to wykorzystał.

– Chcę ci wszystko wyjaśnić – dodaje i ciągnie mnie w stronę

samochodu mojego ojca, którym przyjechał.

Idę za nim, bo choć nie chcę mu ulegać, ciekawość wygrywa. Chcę

poznać jego wersję wydarzeń. Chcę to skonfrontować ze słowami jego ojca.

– Mówiłam, jaskiniowiec. – Becky salutuje mi na pożegnanie, gdy

oglądam się za siebie. – Idź, idź. Każda by z nim poszła. Zakupy odbierzesz

przy okazji. – Macha na mnie ręką, a potem zabiera się do ładowania

sprawunków do bagażnika.
Rozdział 26

Ginger

WRACAMY DO DOMU W  MILCZENIU. On udaje skupionego na drodze, a ja


bardzo zainteresowaną widokami za szybą. Jason chciał wyjaśniać mi

wszystko jeszcze na parkingu, jednak ja wolę porozmawiać spokojnie

w domu.

Z każdą minutą jestem coraz bardziej przybita. Tęskniłam za nim

i dałam się ponieść magii chwili, ale nawet najlepszy pocałunek nie

rozwiąże problemów, które mamy. Zerkam na jego piękny poważny profil.

Na pierwszy rzut oka wygląda na opanowanego, ale wiem, że w jego

głowie kołacze się tysiąc różnych myśli.

Gdy wchodzimy do domu, on od razu kieruje się do barku, wyciąga

dwie szklanki i nalewa do nich whiskey. Dobry pomysł. Ciężkie rozmowy

trudno prowadzić na trzeźwo. Patrzę na jego powolne, płynne ruchy i cała

moja złość powraca. Przypominam sobie słowa jego ojca:

„Myślisz, że skoro mój syn pieprzył cię raz czy dwa, to wiesz o nim

wszystko? Myślisz, że odwróci się ode mnie, by klęknąć przed tobą

i wyznać ci miłość? Kobiety zawsze mają zbyt duże oczekiwania”.

Biorę od niego szklankę i mocno zaciskam na niej dłonie. Siadam na

kanapie, a on naprzeciw mnie w fotelu. Chwilę walczymy na spojrzenia,


a ja pierwsza odwracam wzrok, bo czuję, że lada moment się rozpłaczę.

– Nie będę próbował się wybielić. Nie ma żadnych okoliczności

łagodzących na to, co zrobiłem. – Jason wypija zawartość swojej szklanki

duszkiem. – Nie mam pojęcia, ile ci powiedział…

– Mówił, że specjalnie zrobiłeś coś złego, by Angel wpadła w szał

i zmusiła cię do przyjazdu tutaj. Chciałeś kontrolować sytuację. Miałeś

skłócić mojego ojca z twoją matką, by jak najszybciej wróciła do waszego

rodzinnego domu. Postanowiłeś mnie uwieść, a potem o wszystkim

powiedzieć rodzicom. Sprawy skomplikowała choroba Rocka –

opowiadam, nie kryjąc żalu w swoim głosie.

Jason przymyka oczy, jakby słuchanie tego sprawiało mu ból. A co ja

mam powiedzieć?!

– Z początku nie byłem zadowolony z planów ojca. – Wzdycha

i zwiesza głowę, jakby było mu naprawdę wstyd. – Wycieczka na Barbados

przeszła mi koło nosa, tylko dlatego, że on chciał kontrolować moją matkę.

Gdy dowiedział się, że nasi rodzice wzięli potajemny ślub w Vegas, wpadł

w szał. Gadał coś o pieniądzach, które Angel trzyma na swoim koncie

bankowym założonym jeszcze na panieńskie nazwisko. Mówił, że jacyś

ludzie upomnieli się o tę forsę, że dopóki jej im nie da, będzie

w niebezpieczeństwie. Nie miałem pojęcia, czy to prawda, ale chciałem mu

wierzyć, bo przecież jego słowo zawsze było dla mnie święte.

Zaciskam powieki, bo znów mam przed oczami małego chłopca,

którego ktoś karmi spaczoną wizją świata.

– Poczułem się wyróżniony. W końcu wyznaczył mi jakieś zadanie,

zaufał mi. Po cichu liczyłem, że może nie chodzi tylko o pieniądze, może

nadal czuje coś do matki i chce ją odzyskać. Boże, byłem taki naiwny! –

Jason gorzko się śmieje. – Ojciec zawsze kochał tylko kasę i władzę.

A jednak doskonale wiedział, jak utrzymać moje morale na wysokim


poziomie. Chwalił mnie jak nigdy dotąd, szantażował emocjonalnie, mówił,

że beze mnie nie da rady, że wszyscy się od niego odwrócili, że jeśli to

zrobię, będę godny zająć jego miejsce. Dla ciebie to brzmi jak tania gadka

jakiegoś wariata. Dla mnie to były słowa, na które czekałem od wielu lat.

Nigdy nie dał mi szansy aż do tamtego momentu.

Wpatruję się w swoją pustą szklankę i nie wiem, co powiedzieć. Teraz

siedzi przede mną mały, wystraszony chłopczyk, w ciele dorosłego, silnego

mężczyzny. Ktoś karmiony kłamstwami całe swoje życie. Ktoś nauczony

wykonywania rozkazów. Wierzący w jedyną słuszną prawdę.

– Co takiego zrobiłeś, że Angel tak się wściekła? – pytam i idę do barku

dolać sobie whiskey. Jedna szklanka to zdecydowanie za mało.

– To musiało być coś mocnego. – Jason uśmiecha się smutno do

siebie. – Matki nie wyprowadzi z równowagi byle co. Przywykła do moich

wyskoków. Ale ojciec wpadł na pewien pomysł i postanowił upiec dwie

pieczenie przy jednym ogniu. Odkąd trafił za kratki, sporo stracił.

Potrzebował forsy, nieważne, jakimi sposobami byłaby zdobyta. Miałem

rozprowadzić trochę koksu na uniwerku. Na początku nie chciałem, bałem

się, że mnie wywalą, ale ojciec nie lubił się powtarzać. Miałem to zrobić

i już. – Jason kręci głową z niedowierzaniem, jakby dopiero teraz

uświadomił sobie, jakim popaprańcem jest jego stary. – Zarobiłem trochę

kasy, a gdy zrobiło się niebezpiecznie, przystopowałem i pozwoliłem matce

„przyłapać się” na gorącym uczynku, gdy pewnego dnia przyjechała po

mnie na uczelnię. Specjalnie poprosiłem ją, by tego dnia mnie odebrała, bo

„dziwnym trafem” nawaliło mi auto. Wiedziałem, o której godzinie się

pojawi i gdzie będzie na mnie czekać. Podłożyć się jej było kurewsko

prosto. Resztę historii już znasz: Angel się wściekła i powiedziała, że ojciec

ma na mnie zły wpływ. Kazała mi się spakować i spędzić święta w Huntley.


– Od początku zamierzałeś mnie uwieść? Odkąd dowiedziałeś się, że

nowy facet twojej matki ma córkę? Czy może dopiero gdy mnie

zobaczyłeś? – pytam z udawaną nonszalancją, ale mój głos drży.

– Ginger… Naprawdę chcesz się torturować i tego słuchać?

– Chcę to usłyszeć od ciebie – mówię twardo, choć ta rozmowa jest jak

sól sypana na otwartą ranę.

– Nie miałem konkretnego planu, ale gdy cię zobaczyłem, od razu

pomyślałem, że łatwo będzie cię zdobyć. Byłaś taka niewinna,

a jednocześnie tak mną zainteresowana, choć starałaś się tego nie

okazywać. Im bardziej zgrywałem niedostępnego, tym bardziej połykałaś

haczyk. Rozgryzłem cię w okamgnieniu. Widziałem, jak chodzisz z tym

swoim notatnikiem i robisz listy. Znam taki typ ludzi: wolą planować,

zamiast realizować plany. Żyłaś, ale nigdy tak naprawdę nie zachłysnęłaś

się życiem. A ja byłem chodzącą obietnicą, by dać ci wszystko to, co

zakazane. Podświadomie tego chciałaś: zdemolować choinkę, przespać się

ze swoim przybranym bratem, złamać kilka zasad. Zrobić coś bezmyślnego

i spontanicznego.

Zaciskam dłonie w pięści, bo boli mnie każde jego słowo. Ma pieprzoną

rację. Ale sam też nie jest idealny. Oboje jesteśmy porysowani jak stare

szkło. On przez swoje mroczne sekrety i pokrętną ideologię, ja przez

niezdrowe obsesje i perfekcjonizm.

– Czekałem tylko na twój słabszy moment, tak jak wtedy, gdy Rock

gorzej się poczuł. Nie zrozum mnie źle. Naprawdę było mi przykro, kiedy

to się stało. Chciałem cię pocieszyć. Polubiłem twojego ojca, choć przecież

był rywalem mojego. Ale wiedziałem też, że nie odmówisz, gdy cię dotknę.

Odwracam głowę, bo nie chcę, by mi się przyglądał. Znów go

nienawidzę. Jak można być tak wyrachowanym? Nawet ja widzę, że logika


jego ojca nie trzyma się kupy. Może wcale nie chodzi o forsę, tylko o chorą

potrzebę sprawowania kontroli?

Nagle dociera do mnie smutna prawda: kocham Jasona, ale on nigdy nie

będzie mój. Sprzedał duszę diabłu, kiedy miał cztery lata, a ten brał go na

kolana i włączał Piątek, trzynastego. Choćbym nie wiem jak się starała, nie

odkręcę prania mózgu, które regularnie mu fundował.

Zabawne, kilka chwil temu stwierdziłam, że go nienawidzę. Teraz

mówię, że go kocham. Nie mam pojęcia, co on do mnie czuje, ale jeśli to

coś równie pokręconego jak moje uczucia, to spędzimy wieki w salonie,

pijąc whiskey i próbując sobie wszystko wyjaśnić.

Patrzę na niego. Siedzi naprzeciw mnie przygarbiony, ze zwieszonymi

ramionami. Myślałam, że wyznanie tego wszystkiego przyniesie mu ulgę,

on tymczasem wygląda na kogoś przygniecionego jakimś niewidzialnym

ciężarem. Gdy na moment podnosi głowę, dostrzegam w jego oczach żal.

Jakby było mu mnie szkoda.

Zaciskam powieki. Nie chcę jego pieprzonej litości. Nie po tym, jak

mnie skrzywdził. Chcę, by mnie kochał, by mnie pożądał, by oddał mi się

w stu procentach i zapomniał o człowieku, który urabiał go i niszczył przez

tyle lat. Pragnę czegoś niemożliwego.

I nagle zaczynam rozumieć. Dociera do mnie coś, co od samego

początku było oczywiste. Jeśli odpuszczę, jego ojciec wygra. Może Jason

znów będzie próbował postawić między nami mur, bo tak został nauczony,

ale to wszystko zaszło już za daleko. Nie zapomnę tego, co nas połączyło,

jego ust i dłoni na moim ciele. Nawet jeśli z początku to była dla niego

tylko droga do celu, wiem, że między nami wydarzyło się coś ważnego.

Coś, czego ani on, ani ja nie planowaliśmy.

– Może jestem idiotką, ale myślę, że między nami nie chodzi tylko

o seks, Jason – stwierdzam pewna swego jak nigdy przedtem.


– Nie wierzę, że mówisz to po tym wszystkim, czego się o mnie

dowiedziałaś. – Patrzy na mnie tak, jakby zobaczył mnie po raz pierwszy

w życiu.

– W takim razie naprawdę muszę być idiotką. – Śmieję się nerwowo. –

Bo wiem, że wydarzyło się coś ważnego. W pewnym momencie to nie była

już tylko realizacja planu, prawda?

Nagle słyszę dźwięk swojego telefonu. Mam ochotę go zignorować, ale

widzę, że dzwoni Ivy. Pewnie się martwi, bo nie dawałam znaku życia. Po

chwili wahania odbieram. Jason popija powoli alkohol i obserwuje mnie,

gdy rozmawiam.

– Będę na pewno. Nie wiem, czy to dobry pomysł, Ivy. Muszę go

zapytać. – Zerkam na Jasona i zastanawiam się, jak to rozegrać. Moja

przyjaciółka upiera się, bym zabrała go do domu dziecka w charakterze

pomocnika. – Tak, wiem, że same nie damy rady. Dobra, będziemy.

Rozłączam się i jak zwykle karcę w myślach za to, że nie potrafię być

asertywna.

– Czy ty właśnie zgodziłaś się na coś w moim imieniu? – Jason unosi

wysoko brwi i czarująco się uśmiecha.

– Jutro z samego rana dostarczamy do domu dziecka prezenty.

Potrzebny nam ktoś silny – tłumaczę.

– A więc to nie była ściema z tą akcją charytatywną. Myślałem, że

nakłamałaś panu Hamptonowi tylko po to, by ode mnie uciec. – Jason

wygląda na zaskoczonego.

– Co roku razem z Ivy kupujemy zabawki i zawozimy je dzieciakom.

Jeśli nie jesteś zainteresowany, zawsze mogę poprosić Drew. Mamy sporo

ciężkich kartonów, a on jest taki silny… – mówię niby od niechcenia.

– Wiem, w co grasz, Cookie. Chcesz pokonać mnie moją własną

bronią. – Mój przybrany brat uśmiecha się, a jednocześnie wygląda tak,


jakby chciał mnie ukarać. Odstawia szklankę i siada obok mnie na

kanapie. – Pojadę z wami. Żaden pieprzony Drew nie będzie potrzebny.

– Umówiłam się z Ivy na ósmą rano przed jej domem. Wszystkie

zabawki są już zapakowane, musimy tylko załadować je do auta – mówię,

wstając szybko z kanapy. Alkohol i bliskość Jasona sprawiają, że mam

ochotę usiąść mu na kolanach i prosić, by mnie rozebrał. – A, i jest jeszcze

coś – dodaję, stając w progu. – Musisz włożyć strój Świętego Mikołaja.

Jason patrzy na mnie tak, jakbym właśnie powiedziała, że spodziewam

się sześcioraczków. Jest blady jak ściana.

– My też będziemy przebrane. Dzieciaki to uwielbiają. – Uśmiecham

się, a on wygląda na przerażonego. – Wyluzuj. Zobaczysz, padną

z wrażenia.

Gdy Jason idzie do barku, wykorzystuję okazję i czmycham do swojego

pokoju. Na szczęście nie próbuje mnie zatrzymać. Nie chcę go tej nocy

w swoim łóżku. Albo inaczej: chcę, ale dla dobra sprawy lepiej, by do

niczego między nami nie doszło. Przynajmniej dopóki nie dokończymy

naszej dzisiejszej rozmowy. Jason ma chyba podobne zdanie, bo tej nocy

mnie nie odwiedza.


Rozdział 27

Ginger

21 grudnia

GDY PODJEŻDŻAMY pod luksusową rezydencję, Ivy czeka już na podjeździe.

Na moje nieszczęście wygląda jak milion dolarów. Ma na sobie biały

płaszcz, który pewnie kosztował majątek i spod którego wystaje czerwona

sukienka Pani Mikołajowej. Jestem zła, że zgarnęła sobie ten strój. Będzie

doskonale pasować do Jasona w stroju Świętego Mikołaja. Mnie, tak samo

jak w zeszłym roku, przypadła rola drugoplanowa. To niesprawiedliwe.

Dzieciaki mają Śnieżynkę gdzieś, to Mikołaj ze swoją żoną zawsze są

najważniejsi.

Patrzę na swojego przybranego brata, który przygląda się Ivy

z zainteresowaniem. Mijają sekundy, a on nadal się na nią gapi. Mam

ochotę wysiąść i rzucić się z rozpaczą w najbliższą śnieżną zaspę. Zamiast

tego wychodzę z samochodu z przyklejonym do twarzy uśmiechem i witam

się z moją przyjaciółką.

– Załadujemy kartony do auta i możemy ruszać. – Ivy poraża nas swoim

bielszym niż śnieg uśmiechem. – Nie wiem, jak dałybyśmy sobie radę,

gdyby nie ty, Jason.


Taa, trzepocz rzęsami i mów mu miłe rzeczy. A najlepiej od razu dotknij

jego bicepsów… – zwracam się do niej w myślach.

Nie wiem, co się ze mną dzieje. To moja przyjaciółka, która w dodatku

ma chłopaka, a ja zachowuję się tak, jakbym jej nienawidziła.

– A, zapomniałabym, musicie jeszcze się przebrać. – Zaprasza nas

gestem do swojego domu.

– Pomóc ci, Cookie? – mruczy Jason wprost do mojego ucha, a ja udaję

wściekłą i się odsuwam.

– Dzięki, poradzę sobie sama – odpowiadam zdawkowo, choć robi mi

się gorąco.

Nie dokończyliśmy naszej rozmowy i nadal nie wiem, na czym stoimy.

Powinnam być zła o to, że mnie oszukał, a jednak nie potrafię mu się

oprzeć. Nie wiem, czy to jakaś wyćwiczona taktyka i kolejna jego sztuczka,

czy po prostu wrodzony urok. Moje postanowienie bycia silną

i nieustępliwą maleje wprost proporcjonalnie do zmniejszającej się

odległości między nami.

Po kilkunastu minutach ruszamy w drogę, a ja muszę wciągnąć brzuch,

by strój Śnieżynki nie uległ destrukcji. Jestem pewna, że w zeszłym roku

był luźniejszy. To już postanowione: koniec z wyjadaniem ciasta podczas

robienia pierniczków i koniec z korzenną latte podczas każdych zakupów.

Gdy dojeżdżamy pod budynek sierocińca, dostrzegam w oknach

dziecięce buzie i przyklejone do szyby nosy. Coś ściska mnie za serce. Te

maluchy zasługują na pomoc codziennie, nie tylko od święta. Ale

najbardziej zasługują na kochających rodziców, a tego nie zastąpią im

nawet najpiękniejsze zabawki. Wysiadamy z samochodu i patrzymy na

piękny zabytkowy dom, otoczony wysokimi drzewami. Przynajmniej

dzieciaki mają dobre warunki i sporo miejsca do biegania. Zauważam, że


Jason znów się spina. Jakby dopiero uświadomił sobie, co go tak naprawdę

czeka.

– Wyglądasz, jakbyś zobaczył ducha – droczę się z nim.

– One są znacznie gorsze niż duchy – odpowiada i wskazuje na twarze

w oknach. – Dzieci chcą cię ciągle dotykać, patrzeć w oczy i bez przerwy

się uśmiechają. To przerażające. Są jak przybysze z innej planety.

– Załóż jeszcze to, Mikołaju. – Ivy wspina się na palce i przykłada do

jego twarzy puchatą sztuczną brodę. On aż się wzdryga i lekko odsuwa,

jakby moja przyjaciółka chciała zrobić mu krzywdę.

A więc tak wygląda to jego słynne: „Nie lubię, gdy ktoś mnie dotyka”.

Zastanawiam się, dlaczego nigdy nie zareagował w ten sposób w moim

towarzystwie, nawet na początku naszej znajomości.

Wchodzimy do budynku, obładowani paczkami, a Jason musi jeszcze

dwa razy iść do samochodu, bo prezentów jest tak wiele. Z chwilą gdy pani

dyrektor otwiera przed nami wielkie dębowe drzwi i wkraczamy do

głównej sali, zaczyna się prawdziwy armagedon. Krzyki, piski, pełno

małych rączek i bezzębnych uśmiechów.

Czuję mokrego, słodkiego całusa na policzku i już wiem, że jego

sprawcą jest rudowłosy chłopczyk, który właśnie prezentuje mi brak

przednich jedynek. Czochram go po głowie. Te maluchy powinny być

nieufne po tym, co przeszły. One tymczasem są tak spragnione miłości, że

straciły cały instynkt samozachowawczy.

– Dzieci, uspokójcie się! – mówi donośnym i lekko znudzonym głosem

pani dyrektor – drobna kobieta po pięćdziesiątce. Pewnie zapanowanie nad

tą gromadką to dla niej bułka z masłem. – Jeśli grzecznie usiądziecie, to

Święty Mikołaj rozda wam prezenty.

Maluchy powoli cichną i posłusznie zajmują miejsce na dywanie,

siadając po turecku.
– Nie zepsuj tego, Mikołaju – szepczę do Jasona. – Wiem, że to trudne,

ale postaraj się. To dla nich najważniejszy dzień w roku.

Mój przybrany brat wygląda na zestresowanego, tak jakby czekał go

jakiś ważny egzamin. Patrzy na mnie nieufnie, szukając w moich oczach

wsparcia. Kiwam tylko głową na znak, że ma zaczynać.

– Hej, dzieciaki – wita się z nimi niemrawo, a mimo to odpowiada mu

radosne, chóralne powitanie. To chyba dodaje mu odwagi, bo zaczyna

mówić trochę śmielej. – Przyjechałem z bardzo daleka, z… – przerywa, po

czym zwraca się do mnie szeptem: – Gdzie, do kurwy nędzy, mieszka ten

pieprzony Święty Mikołaj?!

Mam ochotę parsknąć śmiechem, ale szybko podpowiadam mu co i jak.

– A tak… z Laponii. Przyjechałem z Laponii. Czy byłyście grzeczne?

Bo jeśli nie, to będę musiał was ukarać…

– Hej, nie rozpędzaj się – strofuję go po cichu. – To dzieci. Są

przerażone samym twoim widokiem. Nie możesz gadać im o jakiejś tam

karze.

– Robię to pierwszy raz. Skąd mam wiedzieć?! – szepcze urażony,

a potem zwraca się ponownie do swojej widowni: – Ta urocza Śnieżynka

właśnie zdała mi raport. Z jej notatek wynika, że wszystkie byłyście

grzeczne, a więc dostaniecie prezenty! Musicie tylko…

Jasonowi nie jest dane dokończyć, bo dzieciaki zrywają się na równe

nogi, a potem rzucają na niego i stojące obok podarunki.

– Przepraszam za ich zachowanie! – Pani dyrektor wygląda na

zawstydzoną. – Mówiłam kucharkom, że powinny ograniczyć cukier

w posiłkach. Później dzieci roznosi energia!

– Chciałem tylko powiedzieć… że muszą… zaśpiewać piosenkę, jeśli

chcą coś dostać… ale to już nieważne… – Jason próbuje do nas mówić
i jednocześnie łapać głębokie oddechy, bo jakiś chłopiec mocno go

przytula.

– Dzieci, zostawcie Mikołaja w spokoju. Pani Mikołajowa i Śnieżynka

dadzą wam prezenty. – Ivy próbuje ratować sytuację.

Po jakichś dwudziestu minutach sytuacja zostaje opanowana, a zabawki

znajdują nowych właścicieli. Dookoła słychać okrzyki radości, maluchom

lśnią oczy i wyglądają na naprawdę szczęśliwe. W moim gardle rośnie jakaś

niewidzialna gula, bo wiem, że jutro wróci szara codzienność. My

odejdziemy, a one zostaną tutaj.

– Pamiętasz, jak mówiłem ci, że nie znasz prawdziwego świata? Że

rządzi nim prawo silniejszego, że człowiek wbija człowiekowi nóż

w plecy? – Jason staje za mną, a jego ciepły oddech owiewa mój kark.

Kiwam głową. – Dziękuję, że pokazałaś mi, że istnieje także ta druga,

lepsza strona – dodaje szeptem, od którego przechodzą mnie przyjemne

dreszcze.

Wzruszenie odbiera mi mowę, gdy uświadamiam sobie, że czuje to

samo co ja. Pod pancerzem, w którym zamknął go jego ojciec, bije

prawdziwe serce.

– Panie Mikołaju? – Dziecięcy głosik przerywa tę intymną chwilę.

Spoglądamy w dół i widzimy małego, wystraszonego chłopca, na oko

czteroletniego. Ma niesamowite, wielkie oczy, które wyglądają, jakby

należały do kogoś o wiele starszego. Są smutne i bystre jednocześnie.

– O co chodzi, mały? – Jason kuca przed nim i poświęca mu całą swoją

uwagę. Patrzę na tę scenę jak urzeczona. Zupełnie jakby w życiu nie robił

nic innego, tylko ciągle rozmawiał z dzieciakami.

– Wszyscy dostali swoje prezenty, a ja nie. – Usta chłopca układają się

w podkówkę. – Czy to znaczy, że byłem niegrzeczny?


Mój przybrany brat patrzy na mnie spanikowany, a ja tylko kręcę głową.

Prezenty były dokładnie policzone, chociaż zawsze jest szansa, że zaszła

pomyłka.

– Zaraz sprawdzę, czy w moich saniach nic dla ciebie nie zostało. –

Jason uśmiecha się do niego, ale widzę, że jest spięty. Obserwuję, jak

szybko wychodzi z budynku.

Gdy wraca, ma posępną minę i na migi daje mi znać, że w samochodzie

nic nie ma. Chłopiec stoi obok nas cierpliwie i patrzy na nas tymi swoimi

smutnymi, mądrymi oczami.

– Jak ci na imię? – Jason znów kuca i zrównuje się do jego poziomu.

– Matthew – odpowiada ostrożnie chłopiec, jakby myślał, że pytanie

o jego imię zwiastuje jakieś kłopoty.

– Czego sobie zażyczyłeś od Świętego Mikołaja, Matthew?

– Nie umiem jeszcze pisać, ale w liście narysowałem rodziców. Mamę

i tatę. I jeszcze dużego psa. Chciałem ich dostać pod choinkę. – Chłopcu

zaczynają lśnić oczy, jakby rodziła się w nich jakaś nadzieja. – Ale pani

Harris powiedziała, że muszę narysować coś innego. Więc narysowałem

talizman. – Oczy Matthew znów przygasają i powraca do nich dawny

smutek. – Chciałem mieć taki talizman, na który można patrzeć i mówić do

niego życzenia.

Jason zwiesza głowę, tak jakby nie mógł znieść ciężaru spojrzenia

chłopca. Wcale mu się nie dziwię.

Nagle doznaję olśnienia. Sięgam do swojego karku i odpinam

łańcuszek, na którym wisi prezent od Jasona.

– Wiesz, co to jest, Matthew? – Nachylam się do niego i pokazuję

wisiorek. – To magiczny talizman. Jedyny w swoim rodzaju. Przyjrzyj się

uważnie, są w nim zatopione prawdziwe płatki śniegu. Każdy z nich jest

inny i wyjątkowy.
– Ściemniasz. Płatki śniegu od razu się roztapiają. – Malec patrzy na

mnie podejrzliwie. Uśmiecham się i zerkam na Jasona, by sprawdzić, czy

jego też to rozbawiło. On jednak jest poważny i przygląda mi się

z nieodgadnionym wyrazem twarzy. – Dlatego właśnie jest magiczny. Bo są

w nim najprawdziwsze płatki śniegu i nie topnieją – tłumaczę.

– Skąd go masz? – Chłopiec drąży temat.

– Dostałam go od kogoś wyjątkowego – mówię, choć to nie do końca

zgodne z prawdą, bo przecież sama go sobie wzięłam. Ale zrobił go dla

mnie ktoś wyjątkowy, co do tego nie mam wątpliwości. – A teraz chcę, byś

ty go wziął. To jest twój prezent, Matt. Musisz strzec go jak oka w głowie.

Chłopiec bierze medalion do ręki tak ostrożnie, jakbym wręczała mu

jakiś cenny skarb.

– Czy on spełnia marzenia? – pyta z nadzieją, patrząc raz na mnie, raz

na Jasona. Przymykam oczy i z trudem powstrzymuję łzy.

– Jeśli będziesz bardzo mocno czegoś pragnął i trzymał go zawsze przy

sobie, to na pewno da ci siłę, byś mógł sam spełnić swoje marzenie. – Głos

Jasona drży. – Ale musisz coś mi obiecać, Matt. Nigdy nie przestaniesz

mocno wierzyć w to, że twoje marzenie się spełni, zgoda? Inaczej talizman

straci swoją moc.

– Obiecuję – szepcze chłopiec i wygląda na bardzo przejętego.

– I nie pokazuj go innym dzieciakom. To nasza tajemnica. – Jason

mruga do niego, a malec tylko szeroko się uśmiecha. Jestem pewna, że

z wrażenia nie będzie mógł dzisiaj zasnąć.

– Święty Mikołaju? – Ponownie szarpie go za ramię i wskazuje na

mnie. – Dlaczego pani Śnieżynka płacze? Przecież wszyscy się cieszą, bo

dostali prezenty.

Jason szybko na mnie spogląda, a ja, przyłapana na gorącym uczynku,

przeklinam po cichu i ocieram łzy wierzchem dłoni.


– Może płacze, bo Święty Mikołaj o niej zapomniał? A ona ciągle

czeka…

Przełykam ślinę, bo doskonale rozumiem znaczenie tych słów.

– Nieładnie, Mikołaju. Każdy zasługuje na prezent. – Chłopiec robi

groźną minę, a ja uśmiecham się przez łzy. – No chyba że była niegrzeczna.

– Hmm… Tak między nami, Śnieżynka bywa bardzo niegrzeczna. –

Jason mruga do mnie, a w jego oczach igrają wesołe ogniki. – Ale zrobiła

też coś bardzo dobrego: dała komuś drugą szansę. A więc i ona zasługuje na

prezent, prawda? Mikołaj wszystko jej wynagrodzi.

Nie słucham dalej, bo świat rozmazuje się przed moimi oczami. To

prawda, dałam drugą szansę Jasonowi, choć wszystko dookoła krzyczy, że

on na to nie zasługuje.

– Pani Śnieżynko? Jest pani bardzo ładna, nawet gdy pani płacze. –

Matthew podchodzi do mnie, a ja na te słowa zupełnie się rozklejam.

– Zgadzam się z tobą, mały. – Jason śmieje się i patrzy na mnie tak, że

robi mi się gorąco.

– No dobra, to ściema. Żadna dziewczyna nie wygląda fajnie, gdy

beczy. Ale pani Harris powiedziała, że mamy być mili dla tych, którzy dają

nam prezenty. – Chłopiec mówi z miną niewiniątka, a my z Jasonem

pękamy ze śmiechu. Po moich łzach już prawie nie ma śladu.

Matthew chce jeszcze coś powiedzieć, ale jakiś chłopiec woła go

i pokazuje mu drewniany samolot, który dostał w prezencie. Po chwili obaj

zapominają o całym świecie i zajmują się zabawą.

– Pogadam z panią Harris, może jest jeszcze coś, co moglibyśmy dla

nich zrobić. – Jason przerywa niezręczną ciszę i odchodzi.

Patrzę na ten świąteczny cud, który dzieje się na moich oczach. Dzieci

są szczęśliwe, a chłopak, którego serce było zamienione w kamień, wrócił

do świata żywych. I nawet jeśli jutro znów nadejdzie szara rzeczywistość,


ze wszystkimi problemami, takie chwile jak ta sprawiają, że mam ochotę

być tym, kim jestem: naiwną optymistką, która wierzy w cuda.

W końcu żegnamy się ze wszystkimi i podrzucamy Ivy do domu. Gdy

wracamy w ciszy, już tylko we dwójkę, stwierdzam, że dwie godziny

z dzieciakami to dla mnie stanowczo zbyt wiele. W głowie nadal huczą mi

ich piski i czuję się wykończona jak po całym dniu ciężkiej pracy. Mimo to

dawno nie byłam tak szczęśliwa i nie czułam tak dużej satysfakcji.

– Ivy jest niesamowita, prawda? Piękna, mądra i jeszcze ma dobre

serce – mamroczę zaspana, przeciągając się jak kot na siedzeniu

samochodu.

– Uhm. – Jason wpatruje się uporczywie w drogę.

– Nie musisz czuć się skrępowany, nie obrażę się. Nic dziwnego, że

wpadła ci w oko. Podoba się chyba każdemu facetowi. Musiałbyś być

ślepy, gdyby ci się nie podobała, bo przecież…

– Ginger, do kurwy nędzy, możesz przestać?! – Jason przerywa mi ostro

i jeszcze ostrzej hamuje. Zarzuca mną mocno, bo nie zapięłam pasów.

Patrzę na niego wkurzona. – Porównujesz się do niej, a nie powinnaś.

– Tak, wiem, bo między nami jest przepaść. Ona jest z pierwszej ligi,

a ja… Ja jestem spoza ligi – mówię cicho.

– Nie o to mi chodziło! Co za absurdalne wytłumaczenie! – Jason

uderza dłońmi w kierownicę i patrzy na mnie intensywnie. – Porównujesz

się do niej, bo chciałabyś być taka jak ona. Ale wtedy nie byłabyś moją

Ginger. Nie chciałbym cię takiej. Rozumiesz?

„Moja Ginger”. Powiedział: „Moja”.

– Nie zwróciłbyś nawet na mnie uwagi, gdyby nie to, że jestem córką

Rocka i miałeś co do mnie pewne „plany” – szepczę, wpatrując się w szybę.

Nie chcę wracać do tego trudnego tematu, bo Jason wszystko mi wyjaśnił.

Ale dobrze wiem, że nie jestem dziewczyną w jego typie.


– Nie, po prostu, kurwa, nie wierzę! – Wygląda na bliskiego furii. – Czy

ty naprawdę nic nie rozumiesz, Ginger?! Nie chcę nikogo innego poza tobą.

– Sam powiedziałeś, że wolisz pewne siebie dziewczyny… a poza tym

twój ojciec mówił… – jąkam się, bo jego oczy robią ze mną te wszystkie

dziwne rzeczy.

– Powiedziałem tak, bo chciałem, żebyś poczuła się odrzucona. Tak

było prościej. Mogłem trzymać cię na dystans, bo gdy byliśmy blisko,

wszystko się komplikowało. Na początku byłaś tylko środkiem do celu, ale

potem coś się zmieniło i nie całowałem cię tylko dlatego, że tak sobie

zaplanowałem. Robiłem to, bo tego kurewsko potrzebowałem, bo nie

potrafiłem wytrzymać w pokoju obok, wiedząc, że jesteś za ścianą. – Jason

gwałtownie zaciąga hamulec ręczny. Słyszę, jak zatrzaskują się wszystkie

zamki w aucie, i dobrze wiem, co to oznacza.

Zanim udaje mi się złapać głęboki oddech, on już przyciska mnie do

siedzenia. Jego oczy przewiercają mnie na wskroś, a ja rozpaczliwie

szukam w głowie czegoś, co powinnam powiedzieć w tej sytuacji. Problem

w tym, że nie znajduję odpowiednich słów.

– Mój ojciec nie ma już nade mną władzy. Ty ją masz, Ginger. Miałaś

ją, odkąd pewnego pieprzonego wieczoru pozwoliłaś mi się dotknąć. – Nie

czeka na moją odpowiedź, tylko pochyla się i bierze w posiadanie moje

usta.

Jest zimno. Jestem potwornie zmęczona. Mam na sobie za mały strój

Śnieżynki, a on jest przebrany za Świętego Mikołaja. Jednak to wszystko

jest bez znaczenia. Jest idealnie. Jesteśmy tylko my. A on jest mój w stu

procentach.

– Może to zabrzmi nieodpowiednio, ale robiłem się twardy, ilekroć

tylko schylałaś się, by sięgnąć po prezent w tej swojej krótkiej

śnieżynkowej kiecce. – Jason sunie nosem po mojej szyi, a ja zaczynam się


śmiać. – Nie chichocz mi tu – dodaje z pozorną powagą. – Właśnie mam

zamiar się z kimś po raz pierwszy w życiu kochać, a nie tylko pieprzyć. To

cholernie ważne.

Pewnie jego słowa miały zabrzmieć lekko i zabawnie, ale wcale tak nie

było. Może Jason nie ma pojęcia, jak okazywać uczucia, ale właśnie to

zrobił. Będzie się ze mną kochać.

Po kilku minutach wiem, że nie żartował. Całuje mnie namiętnie, ale

powoli. Pieści każdy centymetr mojego ciała z takim namaszczeniem,

jakbym była czymś równie cennym jak medalion z płatkami śniegu. Jest

czuły i powolny tak bardzo, że niemal go nie poznaję. Gdzie się podział ten

władczy i agresywny chłopak w kapturze na głowie?

Może to jest romantyczne, ale zaczynam się niecierpliwić. Umieram

z pragnienia, więc ocieram się o twarde wybrzuszenie w jego spodniach.

– Spokojnie, Cookie. Chcę zrobić to powoli, ale wcale mi tego nie

ułatwiasz. – Jason całuje mnie w czubek nosa. – Normalni ludzie będący

w związkach tak właśnie robią, prawda? Kochają się powoli i czule.

– Tak, ale pieprzyć to. Jestem napalona i cię potrzebuję. Poza tym my

nie jesteśmy normalni. – Sapię i przygryzam mocno jego wargę.

– Już myślałem, że nigdy tego nie powiesz. – Jason uśmiecha się

bezczelnie i odwraca mnie tak, że siedzę na nim okrakiem. – Teraz będzie

ostro i szybko, a w domu zrobimy to tak, jak planowałem: czule i powoli.

– Mam gdzieś plany. – Dyszę i odsuwam na bok swoje majtki.

Jason patrzy na mnie zdziwiony, ale nie pozwala mi zbyt długo czekać.

Zsuwa spodnie, po czym wyciąga prezerwatywę i szybko ją zakłada.

– Będę cię teraz pieprzył, Śnieżynko – warczy i wchodzi we mnie

głęboko.

Zamykam mu usta pocałunkiem i zaczynam się na nim kołysać. Czuję

rozkoszne tarcie, a on z każdym pchnięciem wypełnia mnie coraz bardziej.


Szyby w aucie zaparowują, a ja nie przejmuję się tym, że ktoś może nas

przyłapać.

– Kocham twój tyłek – jęczy, wbijając palce w moje pośladki i nadając

mi rytm. Podskakuję coraz szybciej, a on przesuwa ręce na moje piersi

i wyswobadza je z ciasnej sukienki. – Jezu, nie włożyłaś stanika… Nawet

nie wiesz, co ze mną właśnie robisz… Wyglądasz teraz jak bardzo

niegrzeczna pomocnica Świętego Mikołaja – mruczy i zaczyna lizać moje

sutki. – Kocham twoje piersi. Kocham cię… kocham się z tobą pieprzyć –

wymienia i zająkuje się przy końcu, jakby szybko chciał cofnąć to, co

powiedział przed chwilą.

Ale zrobił to, przecież się nie przesłyszałam. Powiedział, że mnie

kocha. Wiem, że w czasie seksu człowiek może wygadywać różne rzeczy,

ale ja czuję się jak w bańce szczęścia.

Dochodzę głośno i zaciskam się na nim, gdy ciągle się we mnie

porusza. Po chwili przyspiesza, wbija dłonie w moje biodra tak mocno, że

pewnie jutro rano zobaczę tam siniaki. Kończy we mnie chwilę później,

szepcząc zapamiętale moje imię, jakby było jakimś magicznym zaklęciem.

Opadam na siedzenie bez sił. Kocha mnie. Tylko to się liczy. W tej

chwili mam gdzieś, co będzie jutro.


Rozdział 28

Ginger

22 grudnia

RANO NIE MAM OCHOTY OTWIERAĆ OCZU, choć słońce wpycha się bezczelnie
przez okna do pokoju. Dźwięk telefonu nie pozwala mi spać, więc jęczę

sfrustrowana i szukam go ręką po omacku.

– Halo? – mówię ochrypniętym, zaspanym głosem.

– Ginger? Sprawdź szybko, czy Jason jest u siebie. – Poznaję głos

Angel. Jest spanikowana i chyba płacze.

– Co się stało? – mamroczę do słuchawki.

Nie powiem jej przecież, że uprawiałam seks z jej synem przez całą

noc, a on teraz leży obok mnie i smacznie sobie śpi.

– Po prostu sprawdź. Zaraz wszystko ci wyjaśnię. Muszę wiedzieć, czy

on… jak sobie radzi… czy nie zrobił żadnego głupstwa. – Głos Angel łamie

się na końcu i przechodzi w szloch. To sprawia, że momentalnie zrywam

z łóżka.

Rozglądam się i widzę, że jestem sama. Jason zniknął. Szybko pędzę do

jego pokoju.

– Nie ma go – szepczę przerażona.


Skoro Angel dzwoni do mnie zapłakana i wypytuje o swojego syna, to

coś musiało się stać.

– Jezu, wiedziałam! Wiedziałam, że to go dobije! Prosiłam ich, żeby nic

mu nie mówili, żebym to ja mogła mu to wszystko przekazać. – Angel łka

do telefonu tak bardzo, że ledwo jestem w stanie zrozumieć jej słowa. – Ale

oni uparli się, że taka była ostatnia wola Franka. Jason miał być

powiadomiony jako pierwszy.

– Ostatnia wola? Angel, co się dzieje?! – Ściskam w dłoni komórkę

i staram się cokolwiek zrozumieć.

– On nie żyje, Ginger. Zmarł w więzieniu. Został zamordowany.

Siadam na łóżku, a telefon zawisa w mojej dłoni i prawie z niej wypada.

– Zadzwonili do mnie w nocy. Prosto z Yellowstone ja i twój ojciec

lecimy pierwszym samolotem do Bostonu. Bóg wie, gdzie jest teraz Jason!

Musi być załamany, przecież ojciec był dla niego całym światem!

Przymykam oczy i mam ochotę się rozpłakać. Taki właśnie jest. Zawsze

będzie uciekał. Nigdy nie poprosi mnie o wsparcie w trudnych momentach.

Wydaje mu się, że poradzi sobie ze wszystkim sam, ale jest w błędzie.

– Jesteś pewna, że nie ma go w domu? – Angel niemal krzyczy do

słuchawki, a sądząc po odgłosach dobiegających z oddali, jest już na

lotnisku.

Chcę zapytać ją o szczegóły śmierci Franka, ale gryzę się w język, bo to

chyba nie jest najlepszy moment.

– Zaraz sprawdzę, ale podejrzewam, że zdążył już wyjechać. – Znów

zrywam się z łóżka. Z telefonem przy uchu biegam od pokoju do pokoju,

ale wiem, że nikogo tam nie znajdę. – Jest pewne miejsce… był tam już raz,

gdy potrzebował samotności – tłumaczę do słuchawki.

– Musisz go znaleźć! On może zrobić sobie krzywdę! Przylecielibyśmy

do was z Rockiem, ale na najbliższy lot nie ma już biletów, a kolejny


dopiero jutro rano. Poza tym obiecałam, że zjawię się w Bostonie. – Głos

Angel drży i narasta w nim panika.

– Spokojnie, dam sobie radę – mówię, choć wcale nie mam co do tego

pewności. – Wiem, jak tam dojechać, więc zaraz ruszam w drogę.

– Jezu, Ginger! Jason nie może być teraz sam! – Angel łka do

słuchawki, a ja nie mam pojęcia, jak ją pocieszyć. – Daj znać, jak już go

znajdziesz. Pewnie nie będzie chciał ze mną rozmawiać, ale… – Coś

przerywa połączenie, więc nie słyszę nic więcej z tego, co mówi.

Dopiero teraz wypuszczam wstrzymywane od dłuższej chwili

powietrze. Zaczynam panikować coraz bardziej. Wiem, jak ważny był dla

Jasona ojciec. Najważniejszy. Jak musi się teraz czuć?

Wrzucam na siebie pierwsze lepsze ciuchy i pakuję do torby tylko

najpotrzebniejsze rzeczy. Będę musiała jeszcze wjechać na stację, by

zatankować auto, a potem mogę ruszać w drogę. Ostatnie, na co mam

ochotę, to podróż niebezpieczną, krętą drogą, ale na szczęście warunki

pogodowe nie są złe.

Mam nadzieję, że się nie mylę. Że Jeff i tym razem dał mu klucze do

domku w górach. By się upewnić, wysyłam mu esemesa, i po chwili dostaję

odpowiedź potwierdzającą moje przypuszczenia. To trochę podnosi mnie na

duchu. Jason prawdopodobnie nadal tam jest, muszę tylko się pospieszyć,

by nie zrobił niczego głupiego.

Właśnie wysyłam Jeffowi wiadomość z podziękowaniami, gdy

przychodzi esemes z nieznanego numeru. Dłonie trzęsą mi się ze

zdenerwowania, a serce wali jak szalone.

„Nawet o tym nie myśl. Chcę być sam. Nie wpuszczę cię, więc nie

przyjeżdżaj”.

Czytam te słowa kilka razy i z każdym kolejnym jestem coraz bardziej

załamana. Znów mnie odtrąca. Nie chce mojej pomocy. Nawet jeśli boi się,
że będę mu współczuć, to mógłby chociaż przyjąć moją bliskość, znaleźć

ukojenie w moich ramionach. Ale to Jason. Pieprzony pan „Poradzę Sobie

Bez Ciebie”.

Po chwili dostaję od niego kolejną wiadomość:

„Za dużo się o mnie martwisz”.

Martwię się, bo cię kocham, frajerze – przeklinam go w myślach.

Odpisuję krótko:

„Będę czekać”.

W tych dwóch słowach zawarte jest tak wiele. Jason zrozumie.

Rzucam telefon na łóżko i zastanawiam się, co zrobić. Mogę mieć

gdzieś to, co mi napisał, i jednak jechać do niego. Pewnie będę sterczeć na

mrozie jak idiotka, a on nie otworzy mi drzwi. To właśnie chcę zrobić

w pierwszej chwili, ale potem rozsądek każe mi nie pędzić na oślep i trochę

pomyśleć.

Zdążyłam poznać Jasona, przynajmniej na tyle, na ile mi pozwolił.

Wiem, że im bardziej na niego naciskam, im bardziej chcę się do niego

zbliżyć, tym szybciej on robi krok w tył i chowa się w swoim pancerzu. Tak

będzie i tym razem.

Jeśli pojadę do domku w górach i zacznę go osaczać, jeszcze bardziej

zamknie się w sobie. Powinnam uszanować jego potrzebę samotności. Tym

bardziej w takiej chwili. To przecież jedyny znany mu sposób na radzenie

sobie z emocjami.

Myśl o tym, że jest tak daleko zupełnie sam pogrążony w rozpaczy,

dobija mnie coraz bardziej. A jednak postanawiam być silna i zostać na

miejscu. Ma świadomość, że czekam. Wie, że jestem tu, gotowa mu pomóc.

Że jestem jego w stu procentach.

Nie mam pojęcia, kiedy wróci. Czuję beznadzieję tego wszystkiego,

zupełnie jakby znów oddzielał nas gruby mur. Zawsze gdy mam go na
wyciągnięcie ręki, gdy już prawie mi się udaje, napotykam chłodne,

wypowiedziane z taką łatwością: „Nie potrzebuję cię”.

Wzdycham i postanawiam wziąć się w garść. Nie pozostaje mi nic

innego, jak tylko rozpakować swoje rzeczy i zająć się codziennymi

sprawami.
Rozdział 29

Ginger

25 grudnia

DZIŚ BOŻE NARODZENIE, a ja umieram z nerwów. Minęło kilka dni, a Jason nie
dał znaku życia. Ostatnie kilka godzin spędziłam na gapieniu się w sufit,

obgryzaniu paznokci i pisaniu do niego wiadomości, które kasowałam tuż

przed ich wysłaniem. Staram się uszanować jego decyzję, nie naciskać

i czekać cierpliwie, aż sam wróci. To trudniejsze, niż myślałam.

Wiem, że właśnie teraz najbardziej mnie potrzebuje. Nie jest pewnym

siebie, aroganckim Jasonem. Jest małym, wystraszonym chłopcem, któremu

umarła najważniejsza osoba na świecie i któremu zawalił się świat.

A jednak nie chce mojej pomocy. To nie jego wina. Takiej reakcji nauczył

go ojciec – zawsze miał być silny, samowystarczalny i odporny na emocje.

Frank Castell był geniuszem, ale nie zauważył jednego: Jason nie jest

maszyną pozbawioną serca i nieraz zdążyłam się o tym przekonać. Na

przykład ostatnio podczas wizyty w domu dziecka. Problem w tym, że on

nadal myśli, że jest inaczej. Dopóki nie zrzuci z siebie swojego pancerza

i nie przyzna, że bywa słaby, dopóty nie będę mogła mu pomóc.


Angel kilka razy dzwoniła, a ja uspokajałam ją, że Jason jest cały

i zdrowy w bezpiecznym miejscu. Powiedziałam jej, że musimy uszanować

to, że chce pobyć sam.

– Czy wiadomo, kto jest sprawcą? – zapytałam, kiedy rozmawiałyśmy

przez telefon.

Gdzieś z tyłu głowy miałam myśl, że przecież policja może szukać

Jasona. Być może myślą, że miał motyw, tak samo zresztą jak Angel, mój

ojciec i mnóstwo ludzi, których skrzywdził Frank.

– Tak, to jeden z więźniów. Był nieostrożny i wszystko nagrały kamery.

Problem w tym, że nie działał sam.

– Morderstwo na zlecenie? Czy podejrzewają…

– Mnie albo Jasona? – Angel wymówiła na głos moje myśli. – Nie.

Morderca na początku nie chciał mówić, ale w końcu poszedł na

współpracę z policją i wskazał zleceniodawcę. Tyle wiem. Nic więcej nie

mogą mi powiedzieć.

Odetchnęłam z ulgą. To oznacza, że Jason nie jest poszukiwany, choć

pewnie policja i tak będzie potrzebowała jego zeznań.

W końcu Angel dała mi do telefonu ojca. Miał wyrzuty sumienia, że nie

zdąży wrócić do mnie na święta, ale poprosiłam, by nie myślał teraz

o mnie, tylko wspierał swoją żonę.

Na wspomnienie tej rozmowy znów za nim tęsknię. A teraz spoglądam

na pusty, zbyt idealnie udekorowany i wysprzątany na błysk salon, który

wcale mi się nie podoba. Mama chciałaby, aby święta były wyjątkowe –

stół zastawiony potrawami, zapach imbiru unoszący się w całym domu,

żarty ojca i mój śmiech. Nie ma tutaj żadnej z tych rzeczy. Jestem tylko ja

i nie wiem, jak przetrwam. Tegoroczne święta będą inne niż wszystkie.

Samotne. Ciche. Najgorsze w moim życiu, nie licząc tych pierwszych po

śmierci mamy.
Wzdycham i znów to robię – biorę telefon do ręki, bo mam ochotę

wysłać Jasonowi rozpaczliwego esemesa i błagać, by wracał. I znów jakieś

resztki godności sprawiają, że się powstrzymuję. Tak wiele razy

przebijałam się przez mur, który stawiał między nami, tak wiele razy

o niego walczyłam, że teraz zaczynam wątpić, czy to nadal ma sens. Jestem

zbyt słaba, a moje serce coraz bardziej posiniaczone. Ile razy jeszcze to ja

będę robić ten pierwszy krok? Ile jeszcze razy będę próbowała je posklejać?

Po południu zaczynam przygotowywać uroczysty obiad. Może to żałosne,

bo przecież jestem tutaj sama, ale to ostatnie, co teraz trzyma mnie przy

życiu. W tym domu święta muszą się odbyć. Tak chciałaby mama.

Nakrywam stół eleganckim obrusem ze złotymi zdobieniami i starannie

układam talerze oraz sztućce. Przygotowałam pięć miejsc – dla naszej

czwórki i oczywiście dla niej. Na środku stołu stawiam dużą świecę

przystrojoną gałązkami świerku. Zerkam przez okno, by zobaczyć, czy

śnieg nadal prószy.

Kogo ja okłamuję? Zerkam przez okno, bo wypatruję auta

wjeżdżającego na podjazd, to oczywiste.

Przynoszę z kuchni pudding, pieczone ziemniaki i faszerowanego

indyka. Co prawda kupiłam go w supermarkecie i jest naszpikowany

chemią, ale nawet nie próbowałam przygotować dania, które najlepiej

potrafi zrobić tylko mój ojciec. Kolacja jest skromna, ale to bez znaczenia.

Nie zjem nawet jednej dziesiątej tego, co jest na stole.

Wygładzam swoją elegancką sukienkę w kolorze dojrzałej wiśni.

Wybrałam ją specjalnie z myślą o świętach, ale nie czuję się w niej ani

pięknie, ani wyjątkowo. Ponura cisza panująca dookoła sprawia, że jest mi

nieswojo. Podchodzę do odtwarzacza i włączam świąteczne piosenki,


których zazwyczaj uwielbiam słuchać. Dzisiejszego wieczoru jest inaczej –

drażnią mnie swoją przesadną radością.

Zapalam świecę i ostatni raz poprawiam sztućce. Chcę, by wszystko

było idealnie. Potem odsuwam krzesło, które głośno szura po podłodze,

i siadam na nim z przyklejonym do twarzy uśmiechem. Mam ochotę udusić

Michaela Bublé, który swoim czarującym głosem śpiewa o białych

świętach. No cóż, ja marzę tylko o tym, by to wszystko jak najszybciej się

skończyło.

Chciałabym obudzić się nagle obok Jasona. Mógłby wziąć mnie za rękę

i powiedzieć, że to tylko zły sen. Że jesteśmy normalną parą, bez tych

wszystkich problemów. Bez jego popapranej przeszłości i moich dziwactw.

Nie mam tylko pewności, czy idealna ja i idealny Jason to coś, co

sprawiłoby, że byłabym szczęśliwa.

Nagle czuję zimny podmuch wpadający do salonu i widzę, że płomień

świecy gaśnie. Gwałtownie wstaję, odwracam się i dostrzegam ciemną

postać stojącą w progu. A właściwie ledwo co widzę, bo ten ktoś jest

obładowany zakupami, które przysłaniają go niemal całkowicie.

– Wszystkie sklepy już pozamykane. Musiałem jechać na stację

benzynową. – Dyszy i upuszcza jedną z toreb, z której wysypują się

pomarańcze. – Zdążyłem, prawda? Nie zaczęłaś beze mnie?

Patrzę na niego oniemiała i jedyne, na co mnie stać, to przeczący ruch

głową.

– To dobrze. – Wydaje z siebie odgłos ulgi. – Kupiłem trochę jedzenia

na święta. Imbirowa herbata, imbirowe ciasteczka z czekoladą i bez… Były

jeszcze z orzechami, ale nie wiedziałem, czy nie jesteś na nie uczulona.

Mam jeszcze indyka w imbirowej marynacie. Nie wiem, co to za

wynalazek, bo na opakowaniu napisali, że zawiera tylko dwadzieścia osiem


procent mięsa… – Jason gada jak najęty, prezentując mi zawartość

papierowych toreb. Jest przejęty i rozentuzjazmowany.

Albo coś brał, albo, w co trudno mi uwierzyć, udzieliła mu się magia

świąt. Nadal stoję jak wmurowana w podłogę i pozwalam mu paplać trzy

po trzy.

– Mam też imbirową coca-colę, ser z dodatkiem imbiru, chociaż nie

wiem, czy będę miał odwagę tego spróbować. Powiedziałem

sprzedawczyni, że ma mi pokazać wszystko, co mają z imbirem, a ona

spojrzała na mnie jak na kretyna. Mam nawet burrito z nutką imbiru, które

robi się w mikrofalówce. Lubisz burrito? Nie byłem pewien, ale kupiłem.

Może to nie jest zbyt dobre danie na święta, ale wszystkie sklepy były

zamknięte, więc…

– Jason?

– W sumie burrito i imbir to prawie jak świąteczne danie.

Meksykańskie, świąteczne danie. Myślisz, że w Meksyku jedzą na święta

burrito?

– Jason?!

– Co?

– Czy możesz zostawić te cholerne zakupy i przestać gadać?

– Ale…

– Po prostu chodź tu i pocałuj mnie.

Patrzy na mnie. Mam wrażenie, że przestał oddychać. Mruga tylko raz,

po czym rzuca zakupy na ziemię i pokonuje odległość do salonu

w okamgnieniu.

– Chciałem być tylko, kurwa, miły. – Dyszy, przyciskając mnie do stołu.

Boże, jak ja za tym tęskniłam…


Dociera do mnie jego zapach i słyszę, jak wali mu serce. Dopiero teraz

czuję magię świąt. W domu unosi się delikatny aromat imbiru. Pewnie

dociera z siatek z zakupami, ale wolę myśleć, że to zapach mojej mamy,

która czuwa nad nami i sprowadziła do mnie Jasona.

– Chciałem zachować się, jak należy, zrobić zakupy, spędzić z tobą

święta. Tak chyba robią normalni faceci z normalnymi kobietami,

prawda? – Patrzy na mnie oczami pełnymi żaru, a jego dłonie nurkują pod

moją sukienką.

– Już ci to kiedyś mówiłam – szepczę w jego usta i szamoczę się

z paskiem przy jego spodniach. – My nie jesteśmy normalni.

– Chciałem cię uszczęśliwić – mamrocze w przerwach między

pocałunkami i dotyka mnie niecierpliwie. Jakby chciał nasycić swoje

spragnione dłonie krągłościami mojego ciała.

– Znam lepsze sposoby, by mnie uszczęśliwić, i ty też je znasz. –

Wzdycham, a jego erekcja, wbijająca się w moje udo, daje mi do

zrozumienia, że mam rację.

– Kupiłem jeszcze imbirowy lubrykant – mówi tym swoim niskim,

seksownym głosem, a ja zaczynam się śmiać. Nie trwa to zbyt długo, bo

znów zamyka mi usta namiętnym pocałunkiem. – A więc nie chcesz tej

całej szopki? Nie chcesz kulturalnego jedzenia puddingu? Nie chcesz tego

wszystkiego, chociaż jesteś pieprzoną fanatyczką świąt i planowałaś ten

perfekcyjny obiad od roku? – pyta, rozsuwając mi nogi i sadzając mnie na

stole. Sztućce spadają z brzdękiem na podłogę.

– Chcę tylko jednego: żebyś kochał się ze mną. Teraz i tutaj. To będzie

perfekcyjne i co najważniejsze, wcale nie trzeba tego planować, a i tak się

uda – mruczę i gryzę go w szyję.

Kochał, a nie tylko pieprzył…


– Widziałem, że jesteś taka jak ja. Wiedziałem, że tylko ty mnie

zrozumiesz. Dlatego wróciłem – jęczy, ocierając się o mnie z desperacją. –

Nigdy, kurwa, tak szybko nie jechałem i nigdy nie złamałem aż tylu

przepisów.

– Miałeś skończyć gadać – popędzam go i w końcu udaje mi się odpiąć

ten jego przeklęty pasek.

– Nie wiesz, o co prosisz, Cookie. Jeszcze będziesz błagać, bym

przestał robić z tobą to, co zamierzam – stwierdza, uśmiechając się przy

tym diabelsko, a potem przygniata mnie do stołu.

Są święta, a ten stół to zaraz obok choinki ich symbol w tym domu.

Mama zawsze mówiła, że to najważniejszy mebel, bo wszyscy się przy

nim gromadzimy. A teraz ja go właśnie bezczeszczę – będę na nim

uprawiać seks ze swoim przybranym bratem.

– Tęskniłem za tobą – szepcze między wilgotnymi pocałunkami,

którymi pokrywa całą moją szyję. Potem przeklina, gdy moja dłoń zaczyna

pieścić jego penisa coraz szybciej.

Jest niecierpliwy. Szamocze się z moją sukienką, a ja bardzo chętnie

pomagam mu się jej pozbyć. Oblizuje usta, gdy widzi mnie tylko

w koronkowej bieliźnie. Odchyla miseczki stanika i pozwala moim

piersiom się uwolnić. Bierze je w dłonie, a potem pieści sutki ustami.

Przymykam oczy, oddając się napływającej rozkoszy.

– Chcę cię mieć. I pokazać, jak bardzo mi ciebie brakowało – warczy

i ściąga moje majtki. – Rozłóż dla mnie nogi.

Robię, co każe, a on opada szybko między moje uda i atakuje mnie

swoim językiem. Jego liźnięcia są mocne i długie, a ja jęczę zaskoczona

siłą jego nacisku. Jest mnie spragniony, niecierpliwy i już nie mogę się

doczekać, aż weźmie to, czego tak bardzo chce.


– Zauważyłaś, że lubimy płaskie powierzchnie? – droczy się ze mną,

podnosząc na chwilę głowę. – W szczególności stoły. Oboje zaczynamy się

śmiać, ale po chwili pożądanie bierze górę.

Szarpię go za włosy, dając mu znak, że ma się podnieść. Choć jego

język na mojej łechtaczce to magia, teraz pragnę poczuć go głęboko

w sobie. Jason patrzy mi w oczy i pociera kciukiem moje usta, uśmiechając

się przy tym lubieżnie. Czuję na jego palcu mój własny smak i to

doprowadza mnie do szaleństwa.

Z rosnącym podnieceniem obserwuję, jak szybko zrzuca z siebie ciuchy.

Sięga do kieszeni, wyciąga prezerwatywę i rozrywa opakowanie. Zakłada ją

płynnymi, ale niecierpliwymi ruchami. Po chwili ociera się o moje wejście,

drażni mnie, wycofuje się, by zaraz znów być blisko. Jęczę

zniecierpliwiona i wypycham ku niemu biodra.

Wchodzi we mnie tak, jak lubię – gwałtownie, niemal do samego

końca. Chociaż jestem już dla niego wilgotna, czuję lekki ból. Dopiero po

chwili przyzwyczajam się do jego rozmiaru i wpuszczam go jeszcze głębiej.

Zaczynam niecierpliwie się poruszać. Chcę poczuć go wszystkimi

zmysłami, każdym centymetrem swojego ciała, które tak za nim tęskniło.

Muszę wypełnić nim całą siebie, bo po tych kilku dniach rozłąki czuję się

wybrakowana. Zupełnie jakby znikając, zabrał ze sobą jakiś kawałek mnie.

Przez moment wydaje mi się, że pozwoli mi dyktować tempo. Jak

zwykle jestem w błędzie. Chwyta mnie mocno za biodra, unieruchamia

swoimi silnymi dłońmi i spala gorącym spojrzeniem.

– Jeśli myślisz, że będziesz mieć nad tym kontrolę, to się mylisz –

warczy i mocno mnie przytrzymuje. – Zbyt długo cię nie miałem, bym

mógł się teraz powstrzymywać.

Widzę w nim jakąś rozpaczliwą potrzebę zatracenia się we mnie.

Zawsze był niecierpliwy, ale dziś jest inaczej. To desperacja na granicy


szaleństwa. Jakby chciał zapomnieć o tym, co się stało, o śmierci ojca,

o problemach, zanurzając się we mnie i widząc pod powiekami spadające

gwiazdy. Chcę mu to dać. Chcę być jego katharsis. Chcę go zresetować

i być punktem granicznym, za którym jest tylko jasne światło.

Jason zaczyna powoli się we mnie poruszać i patrzy na mnie tak, że nie

jestem w stanie zerwać kontaktu wzrokowego. Trzyma mnie na

niewidzialnej smyczy. Tonę w jego błękitnych oczach pełnych

niezaspokojonej potrzeby. Gdy przyspiesza, zaczynam gorączkowo

wymawiać jego imię, bo to, co mi robi, jest więcej niż dobre. Moje uda

drżą, a dłonie kurczowo zaciskają się na obrusie. Słyszę brzdęk i jestem

pewna, że właśnie spadły kieliszki. Cały stół dygocze i przesuwa się za

każdym razem, gdy Jason porusza biodrami.

Patrzę na jego zaciśnięte szczęki i krople potu na czole. Jego uchylone

usta mamią mnie niewypowiedzianymi obietnicami. Chcę dotykać tego

prostego nosa, wypukłej blizny na czole i przejechać palcami po

sztywnych, krótko przyciętych włosach. Znam tak wiele szczegółów jego

twarzy, ale mam ochotę poznać jeszcze więcej i nauczyć się go na pamięć.

Tak, abym mogła odtwarzać go w swojej głowie, gdy pewnego dnia

odejdzie.

– Jason… – odzywam się, zanim zdążę zastanowić się, czy naprawdę

chcę to powiedzieć. Moja mroczna strona budzi się do życia. To on ją we

mnie obudził. – Jason, zróbmy to jeszcze inaczej. W moją drugą dziurkę –

mówię cicho i płonę ze wstydu.

Nie wiem, czy dam radę, czy to będzie przyjemne, ale chcę tego. Boję

się, a jednocześnie myśl o nowym doświadczeniu jest bardzo kusząca. Chcę

przekroczyć kolejną granicę. Wykreślić z mojej listy wykonane zadanie,

którego nigdy nie miałam odwagi nawet zapisać. Zupełnie jakby ten

chłopak obudził we mnie dotychczas uśpioną część osobowości, która ma


bardzo wyuzdane pragnienia. Jason patrzy na mnie zdezorientowany

i przestaje się we mnie poruszać. Oddycha szybko, a ja oblizuję usta, mając

przed oczami jego twardą, lśniącą od potu klatkę piersiową.

– Naprawdę tego chcesz?

Kiwam głową i zasysam dolną wargę.

– A ty nie chcesz? – pytam zbita z tropu.

– Czy ja nie chcę? – Unosi wysoko brwi i uśmiecha się jak drapieżnik. –

Chyba jednak nie znasz mnie tak dobrze, jak sądziłaś.

Nim zdążę coś powiedzieć, on wysuwa się ze mnie, a potem każe mi się

odwrócić. Teraz leżę na brzuchu na stole, z policzkiem przyciśniętym do

obrusu. Tego samego, który moja mama zawsze prasowała

z namaszczeniem i denerwowała się, gdy ktoś coś na niego rozlał.

– Chcę zapamiętać ten widok – mruczy i daje mi klapsa. Skóra

przyjemnie mnie mrowi i cała drżę w oczekiwaniu. Adrenalina miesza się

z pożądaniem i już wiem, że to moje ulubione połączenie. – Nie każ mi

przestać, błagam. – Masuje moje pośladki. Przymykam oczy, bo

oczekiwanie jest nie do zniesienia. Czuję, jak jego usta rozciągają się

w uśmiechu tuż przy moim uchu. – A więc to dobrze, że byłem na

zakupach – mruczy pod nosem zadowolony, a ja kątem oka widzę, jak sięga

po lubrykant i nabiera go odrobinę na dłoń.

W końcu czuję, jak jego palec drażni moje ciasne wejście i wpycha się

tam na kilka centymetrów. Wypuszczam z siebie powolny, drżący oddech.

– Cierpliwości, kochanie. Muszę cię trochę przygotować – szepcze

i wsuwa we mnie kolejny palec.

Zaczynam delikatnie się poruszać, gdy jego wilgotne od lubrykantu

palce robią się coraz śmielsze.

– To nie jest to, czego chcesz, prawda? Potrzebujesz o wiele więcej –

warczy tuż przy moim uchu i pociera swoim penisem moje ciasne wejście.
Kiedy się we mnie wsuwa, spinam się, bo czuję dyskomfort. – Oddychaj,

Ginger.

Wykonuję polecenie, bo wiem, że to mi pomoże. Gdy jego palce

zaczynają ślizgać się po mojej nabrzmiałej łechtaczce, jestem gotowa.

Napieram na niego, dając mu do zrozumienia, żeby wszedł głębiej.

W końcu to robi i pierwsze nieśmiałe fale przyjemności zaczynają uderzać

w moje ciało.

– Może ten frajer Drew miał cię jako pierwszy. Ale teraz… – Jason

wbija się we mnie głębiej, a ja z wrażenia zaciskam dłonie na obrusie – …

teraz jesteś tylko moja. I nie zamierzam z nikim się tobą dzielić.

Przytakuję i jęczę coś niezrozumiale, bo jego palce masują moją cipkę

i zaczynają się w nią wbijać. Gdy Jason synchronizuje ich ruchy z ruchami

swoich bioder, zaciskam powieki, bo podwójna rozkosz szybko

doprowadza mnie do granicy orgazmu. Ból ustępuje przyjemności, więc

całkowicie się rozluźniam.

– Chcę poczuć, jak się na mnie zaciskasz. Dalej, skarbie, daj mi to. –

Jason przygryza płatek mojego ucha i jeszcze bardziej przygniata mnie do

stołu.

Nie mogę się poruszać, bo jego ciężar sprawia, że ledwo jestem

w stanie oddychać. Nie muszę jednak nic robić: on daje mi wszystko, czego

potrzebuję. Z każdym jego ruchem jestem bliżej orgazmu. W końcu

zastygam pod nim na sekundę w niemym okrzyku, a potem daję się ponieść

rozkoszy. Przytrzymuje mnie mocno, gdy wiję się pod nim i wgryzam

w jego dłoń. Potem wykonuje kilka ostatnich mocnych pchnięć, by w końcu

przywrzeć do mnie w ekstazie. Czuję, jak jego ciało drży i jak mocno wali

mu serce. To, co ze mną robi, jest jak najsłodsza tortura. Wypełnia mnie po

same brzegi.
Trwamy jakiś czas w bezruchu, czekając, aż nasze oddechy się

uspokoją. Po chwili Jason zaczyna leniwie całować mój kark i delikatnie się

ze mnie wysuwa. Krzywię się z bólu.

– Wynagrodzę ci to – mówi tonem pełnym skruchy i gładzi moje

pośladki.

– Sama tego chciałam – mamroczę i odwracam się do niego. Chłonę

wzrokiem jego idealne ciało.

Nie mam ochoty rozmawiać teraz o jego ucieczce i wszystkim, co z tym

związane. Przed chwilą było idealnie. Ja potrzebowałam jego, a on mnie.

Nieważne, z jakiego powodu. Chcę być dla niego ukojeniem, a moje

ramiona mogą być jego schronieniem przed problemami. Przyjdzie jeszcze

czas na powrót do szarej rzeczywistości.

– Zrobię ci kąpiel. – Uśmiecha się delikatnie i składa na moich ustach

leniwy pocałunek.

Nie mam nic przeciwko, więc obejmuję go ramionami i pozwalam

zanieść się do łazienki. Siadam na skraju wanny i obserwuję, jak napuszcza

wodę. Cały czas jest nagi, więc mogę podziwiać jego świetny tyłek,

muskularne uda i jeszcze kilka innych bardzo ciekawych części ciała. Może

jestem zmęczona i obolała, ale gdy tak na niego patrzę, nabieram ochoty na

kolejny orgazm.

Jason pomaga mi wejść do wanny, a potem siada za moimi plecami.

Opieram głowę o jego tors i przymykam oczy. Dopiero teraz czuję się na

właściwym miejscu i we właściwym czasie. Całkowicie się rozluźniam,

kiedy zaczyna powoli sunąć gąbką przez moje piersi aż do miejsca między

udami. Gdy mnie tam namydla, tłumię jęk, bo nie chcę wyjść na napaloną

nimfomankę. Czuję na plecach coś twardego, a on zaczyna chichotać.

– Przepraszam, nic nie poradzę na to, że jestem gotowy na powtórkę.

– Nie mam nic przeciwko powtórkom – mruczę i rozsuwam nogi.


Nie muszę go bardziej zachęcać. Pociera gąbką moją łechtaczkę, a gdy

zaczynam drżeć pod wpływem tej pieszczoty, zaczyna pieścić mnie

palcami.

– Dosiądź mnie, Ginger – prosi, a ja posłusznie obracam się i wdrapuję

na jego kolana. Na szczęście wanna jest dostatecznie duża. – Jesteśmy

bezpieczni? – pyta.

– Od roku biorę tabletki, odkąd… – Chcę dodać: „Odkąd byłam

z Drew”, ale w porę gryzę się w język.

Jason kiwa głową, a potem pochyla się, by zamknąć usta na moim sutku

i mocno go zassać. Otwieram się na niego. Wpuszczam go powoli do

środka i przymykam oczy. Czuć go bez prezerwatywy, gładkiego i ciepłego,

to niesamowite doznanie. I nasz kolejny pierwszy raz. Nie chcę myśleć

o tym wszystkim, co czeka nas, gdy stąd wyjdziemy. O wyjaśnieniach,

trudnych rozmowach, o przyszłości. Przymykam oczy i daję się ponieść

żądzy. Kołyszę się na nim powoli i mam wrażenie, że jesteśmy sami na

świecie – tylko ja i on, i nasze przyspieszone oddechy.

Po finale naszej długiej kąpieli odgrzewam jedzenie, które z oczywistych

względów stoi nietknięte na stole. O dziwo jest normalnie i między mną

a Jasonem nie panuje niezręczna cisza. Siedzimy przy stole i rozmawiamy.

– Angel powiedziała, że po świętach musi zostać jeszcze w Bostonie

i załatwić sprawy związane z pogrzebem – mówię cicho i dolewam sobie

wody.

Nie chciałam poruszać tematu śmierci jego ojca, dopóki on sam o tym

nie wspomni, ale nie mogę tak po prostu udawać, że to się nie wydarzyło.

– Wiem, że muszę się tam stawić i złożyć zeznania. – Jason patrzy na

mnie smutnym wzrokiem.


Gdy to słyszę, przeszywa mnie zimny dreszcz. Zdaję sobie sprawę, że

to wszystko jest dla niego cholernie trudne.

– Bałam się, gdy obudziłam się rano, a ciebie nie było – zmieniam

temat. Poza tym i tak nie potrafię dłużej trzymać swoich uczuć na wodzy. –

A potem, kiedy napisałeś, że mam nie przyjeżdżać, umierałam z nerwów.

– Przepraszam. – Jason bierze moją dłoń w swoją. – Musiałem przejść

przez to sam.

– Nikt nie powinien sam przechodzić przez coś takiego – szepczę

i rozpływam się, gdy jego kciuk zaczyna pieścić mój nadgarstek.

– Nie chciałem, byś mnie takiego widziała.

– Jakiego? Słabego? – Unoszę wysoko brwi. – Takiego cię właśnie

chcę, Jason. Prawdziwego. Ze swoimi dobrymi i złymi momentami. Chcę

człowieka z krwi i kości, nie ducha, ukrytego za pozbawioną emocji maską,

rozumiesz?

Wypuszcza głośno powietrze i ściska moją dłoń. Nie rozumie. Nie

zauważył, że to, co przed chwilą powiedziałam, to zakamuflowane

wyznanie miłości. W sumie skąd ma wiedzieć? Wszelkie uczucia tego typu

to dla niego nowość. Ojciec skutecznie go przed tym bronił przez tak wiele

lat.

– W nocy, gdy dowiedziałem się o jego śmierci, od razu wziąłem od

Jeffa klucze do domku w górach – odzywa się po dłuższej chwili ciszy. –

Nie mogłem się pozbierać. Byłem pewien, że to koszmar, z którego

niedługo się obudzę. Drugiego dnia wpadłem w stan odrętwienia i dopiero

wtedy zrozumiałem, że to naprawdę się stało, że jego już nie ma. Trzeciego

tęskniłem już za tobą tak bardzo, że dostawałem szału. – Wypowiada słowa

powoli i spokojnie, jakby opowiadał historię jakiegoś obcego człowieka.

Chyba nie zdaje sobie sprawy, ile dla mnie znaczy to, że się przede mną

otwiera.
– Powiedzieli ci, jak zmarł? – pytam i szybko gryzę się w język. –

Przepraszam. Nie powinnam…

– Dlaczego nie? – Pociera swoją twarz dłonią i kontynuuje: – Pewnie

moja matka mówiła ci, że został otruty. To częsty sposób na zabójstwo

w więzieniu, gdzie trudno przemycić ostre przedmioty. Ktoś podtruwał go

regularnie od kilkunastu dni. Mogłem temu zapobiec. Ostatnio, gdy do

mnie dzwonił, skarżył się na złe samopoczucie…

– Nie mogłeś nic zrobić. – Ściskam jego drugą dłoń i patrzę mu w oczy.

Nie chcę, by czuł się winny śmierci człowieka, który zniszczył mu życie.

Przypominam sobie, jak jego ojciec kaszlał podczas rozmowy ze mną

i mówił, że więzienne jedzenie mu nie służy.

– Mój ojciec całe swoje życie ostrzegał mnie przed przyjaciółmi, którzy

wbijają nóż w plecy, a sam dał się tak łatwo podejść.

Kręcę głową, bo nie rozumiem, do czego zmierza.

– Pamiętasz, jak mówiłem ci o kolesiu, który zajął moje miejsce?

O Willu? Tym „wspaniałym” chłopaku, który od dziecka marzył tylko

o tym, by mój ojciec wziął go pod swoje skrzydła? – pyta z drwiną i robi

palcami w powietrzu cudzysłów. – Mój staruszek chwalił się, że Will ma

kontakty w pierdlu. Że jego kumple zapewnią mu ochronę, a każda

znajomość na spacerniaku jest na wagę złota. A więc kolega Willa tak

bardzo zakumplował się z moim ojcem, że codziennie doprawiał jego obiad

trutką.

Odstawiam szybko szklankę na stół, bo boję się, że z wrażenia rozleję

jej zawartość.

– Myślałem, że Will to osiłek z ptasim móżdżkiem. – Jason kręci głową

z niedowierzaniem. – Cóż, jak widać, zmądrzał przez te lata albo po prostu

pilnie uczył się od mojego ojca. Wkradł się w jego łaski i kto wie, może

nastawiał go przeciwko mnie, a potem, gdy ojciec uczynił go swoją prawą


ręką, zlecił jego morderstwo. Policja nie udziela informacji na ten temat, ale

ja wiem, że to on za tym stoi. – Jason uśmiecha się. Tym razem

w przerażający, przebiegły sposób. – Siedzenie w domku nie poszło na

marne. Gdy doszedłem do siebie, zadzwoniłem do kilku osób. Popytałem.

I mam pewność, że to sprawka Willa, ale ten skurwiel nie da się łatwo

złapać glinom, nawet jeśli człowiek, który wykonał brudną robotę, zaczął

sypać.

Słucham tego wszystkiego i coraz bardziej boję się o Jasona. Jeśli jego

ojciec był szalony i niebezpieczny, to ten cały Will jest taki sam, albo

i gorszy.

– Jason? Chyba nie chcesz pomścić swojego ojca, prawda? – pytam

słabym głosem, bo bardzo boję się jego odpowiedzi.

– Gdyby to stało się kilka tygodni temu, ruszyłbym w pogoń za tym

śmieciem i zabiłbym go bez mrugnięcia okiem. Ale ojciec ze mnie

zrezygnował i nie jest wart tego, by się mścić.

– A co z firmą? Z tym wszystkim, czym twój ojciec się zajmował?

– Nie mam pojęcia, i szczerze? Mam to gdzieś. – Wzrusza ramionami. –

Nigdy nie zależało mi na jego brudnych pieniądzach. Chciałem tylko

szacunku i aprobaty. Jak widać, nie dostałem ani jednego, ani drugiego.

– Jak myślisz, dlaczego Will to zrobił? – pytam, bo nie mogę pojąć,

jakim trzeba być człowiekiem, by zlecić czyjeś zabójstwo.

– Podejrzewam, że nienawidził ojca, zresztą jak wielu jego

współpracowników. Frank Castell miał kilku przyjaciół, ale jeszcze więcej

wrogów. Ludzie bali mu się podskoczyć, bo dobrze robiło się z nim

interesy, ale większość szczerze go nienawidziła. Will wykonał za nich

brudną robotę. Jest młody, niedoświadczony: urobią go bez problemu.

Pewnie wiele osób czekało na taki rozwój sytuacji. Teraz czuje się królem

świata, ale nie ma pojęcia, w jakie gówno wdepnął.


– Czy on…? – Nie kończę pytania, bo boję się je wypowiedzieć na głos.

– Czy może próbować mnie dorwać? – Jason sam kończy moje

pytanie. – Myślę, że nie zrobi nic, jeśli nie będę wchodził mu w drogę. Poza

tym ma większe problemy na głowie. Musi ogarnąć cały ten bajzel i chronić

swoją dupę przed glinami, które siedzą mu na ogonie.

Jason wyraźnie jest pewny siebie, ale ja najzwyczajniej w świecie się

boję. Dopóki ten człowiek jest na wolności, może zrobić wszystko.

– Byłbym głupcem, gdybym narażał cię na niebezpieczeństwo – dodaje

i patrzy na mnie intensywnie. – Will pójdzie siedzieć, to tylko kwestia

czasu. Może i zrobił się sprytny, ale zawsze był człowiekiem, który lubi

robić dookoła siebie szum i być w centrum uwagi. Jestem pewny, że

prędzej czy później to go zgubi.

Jason jest optymistą. Albo raczej mówi to wszystko, by mnie uspokoić,

ale dobrze wie, jak skorumpowana jest nasza policja. Jeśli Will się postara,

ta sprawa wcale nie skończy się tak szybko. Obejmuję się ramionami

i spuszczam głowę. Gdy myślę o porachunkach, morderstwach

i nielegalnych interesach, zaczynam bać się o bezpieczeństwo nas

wszystkich.

– Jestem przy tobie, Ginger. Musisz mi zaufać – odzywa się i mam

wrażenie, że czyta w moich myślach albo po prostu widzi, jak bardzo

jestem przerażona.

Kiwam głową, dając mu do zrozumienia, że wierzę w każde jego słowo.

W odpowiedzi uśmiecha się lekko i nic więcej nie mówi. Obserwuję, jak

nakłada sobie na talerz porcję puddingu. Wygląda na zrelaksowanego.

Zupełnie jakby rozmowa sprzed chwili się nie odbyła.


Po kolacji piszę wiadomość do Angel. Informuję ją, że jej syn wrócił do

domu. Nie mam teraz sił ani ochoty na rozmowę, więc wyłączam telefon.

Biorę szybki prysznic i idę do siebie. Gdy zrzucam mokry ręcznik,

Jason wchodzi do mojego pokoju. Myślałam, że będzie trzymał dystans,

tymczasem on wślizguje się do mojego łóżka i obserwuje, jak się

przebieram.

Nagle czuję się dziwnie skrępowana, gdy stoję przed nim naga

i niezgrabnie wkładam piżamę. Powoli zbliżam się do łóżka, ale on nie ma

tyle cierpliwości. Wychyla się i łapie mnie za łokieć, pociągając do tyłu,

a ja z piskiem na niego opadam.

– Śpię dzisiaj z tobą, Cookie. – Przyciąga mnie do siebie i mocno

całuje.

– Nie nazywaj mnie tak – mamroczę i wiercę się niespokojnie, bo czuję

jego wzwód na swoim brzuchu.

– Przecież to lubisz – droczy się ze mną. – Poza tym to zabawne

i pasuje do ciebie.

– Wcale nie i dobrze o tym wiesz. A już na pewno nie będzie zabawne,

kiedy nasi rodzice się o wszystkim dowiedzą. – Próbuję go odepchnąć, ale

jest silniejszy. Przyciska mnie do siebie jak pluszowego misia. Jego

obezwładniający zapach dociera do mojego nosa i nie mam już ochoty

wyswobadzać się z jego uścisku.

– Na razie nasi rodzice są setki kilometrów stąd i nie mają pojęcia, co

dzisiejszej nocy będziemy tutaj robić. – Uśmiecha się jak wariat. Przejeżdża

językiem wzdłuż mojej szyi, a jego twardy penis ociera się o mnie

zniecierpliwiony.

– Będziemy spać? – Unoszę jedną brew i pytam z pozoru niewinnie, by

go sprowokować.
– Za kilka godzin pewnie tak. Póki co mamy lepsze rzeczy do roboty. –

Jego uśmiech jest obietnicą czegoś bardzo grzesznego i mam na to coraz

większą ochotę.

Po jakichś dwóch godzinach odwalania tej bardzo ciężkiej i zarazem

bardzo przyjemnej „roboty” zasypiamy. Budzę się w nocy z walącym

sercem i odruchowo sprawdzam, czy Jason leży obok mnie. Obserwuję, jak

miota się niespokojnie na łóżku i mamrocze coś przez sen. W ciemnościach

dostrzegam, jak w kącikach jego oczu lśnią łzy. Przytulam się do jego

pleców i mocno trzymam, jakby ten gest miał przegonić z jego głowy

wszystkie koszmary.
Rozdział 30

Ginger

26 grudnia

TE ŚWIĘTA NIE SĄ WCALE TAK ZŁE, na jakie się zanosiły. Przeciwnie. Budzę się
obok mężczyzny moich marzeń, który w końcu otworzył się przede mną

i wpuścił do swojej mrocznej duszy. Wiem, że teraz cierpi i czuje się

zagubiony, ale nic nie mogę poradzić na to, że jestem po ludzku szczęśliwa.

Chcę być przy Jasonie nie tylko w tych dobrych chwilach. Teraz, gdy

przechodzi trudny okres, wiem, że bardzo mnie potrzebuje.

Ale boję się. Bo choć Frank Castell nie żyje, pozostawił trwały ślad

w umyśle swojego syna. Jason nie zapomni o nim i nie stanie się innym

człowiekiem z dnia na dzień. Kocham go takim, jakim jest, ale to trudna

miłość.

Nie zastanawiam się nad tym dłużej, bo nagle przywiera do mojej szyi

i składa na niej powolne, gorące pocałunki. Jego dłonie odnajdują moje

nagie ciało.

– Dzień dobry – mówię dziwnie zachrypniętym głosem i nadal leżę do

niego tyłem. Wtula się w moje plecy i bierze w dłonie piersi. Przyjemny

dreszcz do reszty mnie rozbudza.


– Zaraz sprawię, że ten dzień będzie więcej niż dobry – mruczy w mój

kark. – Muszę się chyba przyzwyczaić, że każdy poranek przy tobie

oznacza pełen wzwód.

Śmieję się i gryzę delikatnie jego dłoń, gdy przejeżdża palcami po

mojej dolnej wardze. To nasz kolejny pierwszy raz. Nigdy nie mieliśmy

takiego poranku: intymnego, czułego i normalnego zarazem. Jesteśmy

prawie jak jedna z tych zwykłych par, które cieszą się wspólnymi chwilami.

Prawie. Mimo całej tej pięknej otoczki nadal mamy na głowie problemy,

a jednym z nich są nasi rodzice.

– Ginger, kochanie! Jesteś u siebie? – Nagle z dołu dobiega nas głos

mojego ojca, a ja omal nie padam trupem. Zaczynam się zastanawiać, czy

to dzieje się naprawdę, czy może nadal śnię, ale wtedy odzywa się Angel:

– Pewnie jeszcze śpi. Skąd mogła wiedzieć, że przyjedziemy.

Z korytarza dociera do nas głośne trzaśnięcie frontowymi drzwiami.

Nasi rodzice musieli dopiero co wejść do domu.

– Co oni, kurwa, tutaj robią?! – Jason podrywa się i wygląda na

spanikowanego.

Sama jestem przerażona tym nagłym obrotem sprawy, ale miło

obserwować, jak chociaż raz to on nie wie, jak postąpić. Zaczyna biegać

nagi po pokoju i pospiesznie się ubierać.

– Przecież mieli zostać w Bostonie – szepcze w moją stronę i omal nie

traci równowagi, gdy wskakuje w swoje bokserki.

– Idź do siebie, zanim się zorientują. Ja do nich wyjdę i wybadam, co

jest grane. – Wstaję niechętnie z łóżka i klepię go w tyłek. Patrzy na mnie

zaskoczony, a potem na jego twarzy pojawia się ten słynny, łobuzerski

uśmiech.

– Kręci cię to, prawda? – Przyciąga mnie do siebie i całuje, szybko

i namiętnie. – Lubisz ten dreszczyk emocji. Oni są na dole i lada moment


nas nakryją, a ty pewnie jesteś teraz kurewsko mokra.

Przygryzam dolną wargę i patrzę mu wyzywająco w oczy. Coś w tym

jest. To kolejna rzecz, o której nie miałam pojęcia. Jason dociera do moich

coraz mroczniejszych warstw.

– Jeszcze z tobą nie skończyłem – mruczy mi do ucha, a potem znika za

drzwiami.

Szybko doprowadzam się do porządku: wskakuję w piżamę i staram się

ogarnąć.

Schodzę na dół, udając bardzo zaspaną i jeszcze bardziej zaskoczoną.

Mój ojciec wita mnie ciepłym uśmiechem, ale zauważam, że ma

podkrążone oczy. Pewnie martwi się o Angel. Zresztą wcale mu się nie

dziwię – jego żona wygląda na zmęczoną, a jej twarz jest opuchnięta od łez.

Szkoda mi jej, bo przecież straciła kogoś, kogo kiedyś kochała. Nawet jeśli

jej uczucia względem byłego męża diametralnie się zmieniły, to jednak

przez wiele lat byli rodziną.

– Myślałam, że musicie zostać w Bostonie – mówię, wpadając ojcu

w ramiona. Gdy czuję jego ciepło, momentalnie się rozklejam. Tak bardzo

mi go brakowało.

– Angel załatwiła wszystkie formalności wcześniej i udało się nam

złapać ostatni lot. Nie cieszysz się? – Ojciec czochra moją głowę, zupełnie

jakbym miała pięć lat. Dzisiejszego dnia ten gest wcale mi nie przeszkadza.

– Jasne, że się cieszę, po prostu jestem zaskoczona. – Śmieję się

nerwowo i mam nadzieję, że brzmię wiarygodnie.

– A gdzie Jason? – Angel zdejmuje płaszcz i rozgląda się po holu.

– Chyba jest u siebie. Pewnie jeszcze śpi – odpowiadam z miną

niewiniątka.

Okłamuję kobietę, która traktuje mnie jak własne dziecko i darzy

mojego ojca prawdziwym uczuciem, a teraz cierpi po stracie byłego męża.


Wyrzuty sumienia strasznie mi ciążą, ale to nie jest dobry moment, by

ogłaszać rodzicom, że mnie i Jasona coś łączy.

Gdy Angel znika na piętrze, pomagam ojcu wnieść bagaże do sypialni.

Staram się, by było normalnie, by tragiczna śmierć Franka Castella nie

rzuciła cienia na naszą rodzinę. Rozmawiam z tatą o Yellowstone i widzę,

jak szeroko się uśmiecha, gdy opowiada o tamtejszych atrakcjach.

– Dziś wieczorem świąteczna kolacja. – Angel staje nagle w progu, a jej

oczy lśnią ze wzruszenia. Nie mam pojęcia, jak przebiegła jej rozmowa

z Jasonem, ale wygląda na podniesioną na duchu.

– Kochanie, wiesz, że w tych okolicznościach nie musimy… – Ojciec

zaczyna mówić, ale ona mu przerywa.

– Śmierć Franka nie ma tu nic do rzeczy, Rock. Chcę spędzić z wami

ten czas. Potrzebuję teraz normalności, wierz mi.

Tata uśmiecha się blado i ściska jej dłoń. Zaczynam czuć się

niezręcznie, więc ulatniam się pod byle pretekstem i zaszywam się

w swoim pokoju.

Świadomość, że Jason jest za ścianą, bardzo na mnie działa. To prawda,

co mówią: zakazany owoc smakuje najlepiej, a ja nie mam zamiaru

obchodzić się smakiem. W mojej głowie świta diaboliczny plan i już

w duchu dziękuję Angel za pomysł z kolacją.

Właściwie jest już po świętach. Normalny dzień roboczy, w którym

większość ludzi żegna się z bożonarodzeniową rzeczywistością i wita szarą

codzienność. Tymczasem u nas w domu trwają przygotowania do

uroczystego posiłku.

Angel chyba postawiła sobie za punkt honoru, by zrobić coś

wspaniałego, bo krząta się po kuchni od ponad godziny. A może po prostu


chce zająć czymś głowę, by nie myśleć o tym, co się ostatnio wydarzyło?

Pomagam jej, jak tylko mogę, a potem idę się przebrać. Wkładam

elegancką sukienkę, inną niż ta, w której Jason brał mnie na świątecznym

stole. Na samo wspomnienie tamtych chwil moje policzki zaczynają płonąć.

Poprawiam bladoróżowy materiał i schodzę na dół. W powietrzu unosi

się zapach pieczonego mięsa i rozmarynu i choć to nie mój ukochany imbir,

cieszę się, że w domu ponownie zagościła świąteczna atmosfera.

Z ulgą zauważam, że miejsce obok Jasona jest wolne. Ojciec siedzi już

przy stole i nalewa do kieliszków wina, a jego żona nadal krząta się

w kuchni. Szybko zajmuję miejsce i przysłuchuję się prowadzonej

rozmowie. Tak naprawdę nie mam pojęcia, na jaki temat dyskutują, bo

bliskość mojego przybranego brata, jego zapach i to, jak wygląda,

sprawiają, że myślę tylko o jednym.

Kątem oka przyglądam się jego ciemnej koszuli, doskonale opinającej

muskularny tors, który mogłam gładzić, całować i kąsać całą minioną noc

i za którym tak bardzo teraz tęsknię.

Zaciskam uda i zastanawiam się, czy to, co sobie zaplanowałam, na

pewno nie wymknie mi się spod kontroli. W końcu siedzę obok Jasona –

kogoś, kto zaprowadził moją czystą jak łza duszę do bram piekieł, ostro ją

przeleciał, a potem nie pozwolił jej nigdy o sobie zapomnieć. Nie potrafię

zapanować nad jego niecierpliwymi dłońmi, a co dopiero nad całą resztą.

– Mimo niesprzyjających okoliczności cieszę się, że jesteśmy tutaj

razem. – Angel w końcu zjawia się w salonie, staje przy swoim krześle

i wypowiada te słowa podniosłym tonem.

Święta z mamą były zupełnie inne. Nikt nie musiał siedzieć sztywno,

wszyscy śmiali się i przerzucali zabawnymi anegdotami. Stół nie był tak

obficie zastawiony, a atmosfera nigdy nie była napięta. Teraz jest zupełnie

inaczej, ale wiem, że Angel bardzo się stara, i doceniam to. Biorąc pod
uwagę to, co się stało, ma prawo nie mieć sił na jakiekolwiek świętowanie,

a jednak próbuje.

– Indyk wygląda niesamowicie – komplementuje potrawę ojciec.

Wprawdzie jedzenie przyjechało z lokalnej restauracji, ale udajemy, że jest

inaczej.

Niech w końcu zaczną jeść, zajmą się rozmową i przestaną zwracać na

nas uwagę – błagam w myślach.

Nie muszę zbyt długo czekać. Po kolejnej wymianie uprzejmości

i życzeń wszyscy zabierają się do jedzenia. Skubię niemrawo plaster

świątecznej szynki i staram się wybadać sytuację. Mój przybrany brat

dolewa wszystkim wina, a sam kładzie sobie na talerz niewielki skrawek

indyka. Chyba jemu też nie dopisuje apetyt.

Jeśli to Jason, którego dobrze znam i kocham, to zaraz się zacznie.

W myślach odliczam sekundy.

Sześć, pięć, cztery…

Jego ciepła dłoń ląduje na moim kolanie, a kciuk zaczyna zataczać na

nim powolne kółka.

Wiedziałam!

Oddycham coraz głębiej. Przyjemny prąd biegnie wprost do mojego

podbrzusza. Jestem tak nakręcona, że nawet ten prosty gest działa jak

najbardziej erotyczna pieszczota. Z trudem powstrzymuję uśmiech, gdy

jego ręka kieruje się wyżej i zahacza o brzeg mojej sukienki. On oczywiście

zachowuje pozory i nawet na mnie nie patrzy. Popija wino i odpowiada

mojemu ojcu na jakieś pytanie.

Gdy jego dłoń znika pod moją sukienką i dotyka nagiej, gładkiej skóry,

mam ochotę triumfalnie się uśmiechnąć. Jason akurat bierze łyk z kieliszka,

a gdy odkrywa, jaką przygotowałam dla niego „niespodziankę”, zaczyna się

krztusić i rozlewa trochę wina na obrus.


Ginger – Jason 1:0

Angel pyta go z matczyną troską, czy wszystko w porządku. On tylko

kiwa głową i dla odwrócenia jej uwagi komplementuje przystawki.

– Chciałaś mnie zabić? – szepcze, pochylając się w moją stronę, gdy

nasi rodzice są zajęci rozmową.

Nie patrzę na niego. Jestem pewna, że ma zmarszczone brwi, a jego

piękne usta wykrzywia ironiczny uśmiech. Nie odpowiadam, tylko

rozchylam nogi, by ułatwić mu dostęp. Nie mam pojęcia, jak to się stało, że

„zapomniałam” włożyć bielizny.

– Kurwa… – przeklina po cichu i przymyka oczy. Jego palce stają się

niecierpliwe i zajmują się każdym milimetrem wilgotnego miejsca między

moimi udami. Przygryzam wargę, by powstrzymać się od wydania

dźwięku, ale to na nic. Jason jest zbyt dobry w tym, co mi właśnie robi.

Głośne „oooch” wydobywa się z moich ust i zwraca uwagę rodziców.

Ojciec przestaje jeść, a Angel patrzy na mnie z zaciekawieniem.

– Oooch, jakie to dobre. – Zażenowana wskazuję szynkę leżącą na

moim talerzu.

– Zgadzam się. – Jason chichocze.

– Cieszę się, że ci smakuje, kochanie. – Angel uśmiecha się do mnie

i na szczęście od razu wraca do rozmowy z ojcem.

Muszą być albo ślepi, albo bardzo w sobie zakochani, skoro nie widzą,

co tu się właśnie dzieje.

– Myślałaś, że mnie zaskoczysz? – Jason przysuwa się do mnie i mówi

tak, by nasi rodzice nie słyszeli. – Zaraz zobaczymy, kto będzie bardziej

zaskoczony – dodaje z diabolicznym uśmiechem, a jego palce

przyspieszają.

Powinnam była to przewidzieć. Przecież znam go wystarczająco

dobrze. Wiem, że jeśli zostanie sprowokowany, nie odpuści. Przeciwnie,


będzie chciał udowodnić, że jest górą.

Jego dłoń jest zachłanna. Porusza się zwinnie między moimi nogami

i przyprawia mnie o dreszcze. Mam ochotę wziąć go za rękę, wstać od stołu

i zaciągnąć do sypialni, nie zważając na to, co powiedzą nasi rodzice. To

właśnie ze mną robi: sprawia, że przestaję przy nim trzeźwo myśleć. Gdy

mnie dotyka, jestem jak marionetka, którą może się pobawić. Nie stawiam

żadnego oporu i szczerze? Nie mam pojęcia, kiedy złamał do mnie kod

dostępu. Może wtedy, gdy zaprosił mnie do swojego pokoju i dotknął po

raz pierwszy? Podałam mu się na tacy, choć przecież wcale go nie znałam

i budził we mnie sprzeczne uczucia.

– Lepiej, żebyś nie krzyczała, bo wszystko się wyda. – Śmieje się

wprost do mojego ucha i wsuwa we mnie palec.

Osuwam się na krześle rażona rozkoszą, którą mi serwuje. Patrzę na stół

oczami zamglonymi z podniecenia i coraz szybciej oddycham. Wystarczy,

że rodzice przestaną ze sobą rozmawiać i od razu zauważą, co się ze mną

dzieje.

– Wiem, że zaraz dojdziesz – szepcze uwodzicielsko i wsadza we mnie

drugi palec.

Jego pewność siebie i przekonanie o własnej zajebistości cholernie na

mnie działają. Ledwo mnie dotknął, a jednak wydaje mu się, że jestem już

blisko orgazmu. I ma rację. Zresztą moje ciało nie potrafi w tej kwestii

kłamać.

Czuję się przyjemnie wypełniona i mam ochotę zacząć się poruszać.

Wiercę się niespokojnie, by poczuć go jeszcze głębiej. Jedną ręką chwytam

się kurczowo stołu, a sztućce niebezpiecznie przesuwają się do krańca

blatu. Jestem blisko i wiem, że nie będę potrafiła dojść w milczeniu.

Jednocześnie jest mi tak dobrze, że nie chcę tego przerywać.


– Szach i mat, księżniczko. Kto teraz jest górą? – Szept Jasona tylko

wzmaga moje podniecenie. Trzeci palec dołącza do dwóch pozostałych.

Moje oczy rozszerzają się z zaskoczenia. Przygryzam mocno wargę, by

powstrzymać jęk. Osuwam się jeszcze niżej, by poczuć jeszcze więcej.

Wiem, że jeśli teraz nic nie zrobię, to zaraz stracę nad sobą kontrolę

i wszystko się wyda.

Chwytam szybko kieliszek z winem i upewniam się, że rodzice nie

patrzą. Drżącą dłonią wylewam na siebie połowę jego zawartości, a potem

podnoszę się gwałtownie.

– O nie, to moja ulubiona sukienka! – jęczę, zerkając na plamę, i modlę

się, by moje umiejętności aktorskie były na wystarczającym poziomie.

– Leć od razu po odplamiacz, a potem namocz w wodzie. Szkoda ładnej

kiecki. – Angel patrzy na mnie przejęta, więc chyba łyknęła moje

przedstawienie.

Wstaję od stołu z walącym sercem i czmycham do pralni. Plama od

wina to najmniejszy problem. Muszę ochłonąć. Gdy zamykam za sobą

drzwi ciemnego, niewielkiego pomieszczenia, w końcu oddycham z ulgą.

Było naprawdę blisko. Jeszcze kilka chwil, a świąteczna kolacja

skończyłaby się niesamowitym orgazmem. I niesamowitą katastrofą.

I żenadą stulecia. Pieprzony Jason i jego magiczne palce! Sama się o to

prosiłam.

Ściągam sukienkę i polewam obficie odplamiaczem, a potem wrzucam

do miski z wodą. Biorę ze sznurka suchy podkoszulek i szybko wkładam go

na siebie. Rozglądam się w poszukiwaniu bielizny i spodni.

Podskakuję przerażona, gdy drzwi pralni zamykają się z głośnym

trzaskiem. W pierwszym momencie jestem przekonana, że to Angel

przyszła mi pomóc, ale gdy czuję silną dłoń na moim ramieniu, już wiem,

że to ktoś inny.
Odwracam się gwałtownie w jego stronę i poprawiam koszulkę, by

zakrywała więcej niż tylko mój nagi tyłek. Nie mam pojęcia, dlaczego to

robię. Jason przed chwilą wkładał we mnie swoje palce, a ja sama go do

tego sprowokowałam. Ostatnie, co powinnam teraz czuć, to wstyd.

– Dlaczego za mną przyszedłeś? Rodzice od razu się zorientują, co jest

grane – szepczę spanikowana, choć w pralni nie ma nikogo poza nami.

– Nie jestem głupi, Ginger – odpowiada i lustruje moje nogi. –

Wykorzystałem okazję. Szef twojego ojca wpadł przed chwilą złożyć

spóźnione życzenia i zapytać, jak było w Yellowstone. Nawet nie

zauważyli, że wyszedłem z salonu.

– Ubiorę się i zaraz idę do siebie – mówię głupio, zupełnie jakby to

miało mnie przed nim obronić. Zupełnie jakbym chciała od niego uciec

i nie czuć na sobie tego gorącego spojrzenia.

– Sprowokowałaś mnie. – Robi krok do przodu, a ja instynktownie się

cofam. – Myślałaś, że mnie zaskoczysz, gdy odkryję, że nie założyłaś

bielizny.

Kolejny krok.

– Tak było. Zaskoczyłam cię. – Uśmiecham się drwiąco i robię krok do

tyłu. Uwielbiam, gdy patrzy na mnie tak jak teraz: jakby planował sobie

w głowie, w jakich pozycjach będzie mnie zaraz brał.

– Powiedzmy, że tylko zaostrzyłaś mój apetyt. – Jason robi dwa kroki

do przodu.

Cofam się i wpadam plecami na pralkę, a on uśmiecha się jak kot

Sylwester, który zapędził kanarka Tweety’ego w kozi róg.

– Pod tą koszulką nic na sobie nie masz, prawda? – Robi kolejny krok

naprzód i teraz stykamy się stopami.

– Przekonaj się – prowokuję go i patrzę na niego niewinnie. On tylko

przygryza dolną wargę i kręci głową, uśmiechając się przy tym łobuzersko.
– Naprawdę zrobiłem z ciebie potwora – dodaje po dłuższej chwili,

a potem dopada do mnie i przygniata mnie swoim ciałem.

– Miałam go w sobie. Ty po prostu wypuściłeś go na zewnątrz –

odpowiadam i zwilżam usta koniuszkiem języka.

Jestem go taka spragniona. Po tym, jak rodzice przerwali nam rano,

chodzę cały czas niezaspokojona, a zabawy pod stołem tylko zaostrzyły

mój apetyt. Jason jest chyba w podobnym stanie, bo dotyka mnie

niecierpliwie, a w jego oczach widzę czysty ogień. Odgarnia moje włosy

i całuje szyję, podczas gdy jego druga dłoń znika pod moją koszulką

i odnajduje nagą pierś.

– Podobało ci się, gdy włożyłem w ciebie swoje palce, co? – warczy,

ściskając mój sutek. – W takim razie zaraz poczujesz coś jeszcze lepszego.

Jęczę w odpowiedzi, bo jego dłoń zjeżdża niżej, rozwiera moje uda,

a potem gładzi wilgotny guziczek.

– Miałem ochotę zerżnąć cię na stole, przy wszystkich. – Dyszy i opiera

swoje czoło o moje.

Mierzymy się przez chwilę spojrzeniami i wymieniamy gorące, szybkie

oddechy. Gdy pierwsza odwracam wzrok, chwyta mnie gwałtownie za

biodra, podnosi i sadza na pralce. Obserwuję, jak rozpina rozporek, i po

chwili widzę, że jest bardzo gotowy. Na samą myśl o tym, co mnie zaraz

czeka, oblizuję usta.

Rozkładam dla niego szerzej nogi, a on odsuwa się o krok, by móc

napawać się moim widokiem. Oddycham coraz szybciej, choć przecież

nawet jeszcze we mnie nie wszedł.

– Dotykaj się.

Mrugam kilka razy, bo nie tego się spodziewałam.

Nasi rodzice są na górze i w każdej chwili mogą tu przyjść, a on zamiast

się ze mną kochać, chce, bym się dotykała? Moją twarz wykrzywia grymas
niezadowolenia, ale on nalega:

– Pokaż mi, jak się zaspokajasz, Ginger. To kurewsko podniecające. –

Patrzy mi w oczy i wkłada dłoń w swoje bokserki.

Przygryzam wargę i czuję się niezręcznie. Dotykałam się już przed nim,

gdy podglądał mnie pod prysznicem, ale teraz jest zupełnie inaczej.

Bardziej poważnie i bardziej prawdziwie. Patrzę na jego rozchylone wargi,

szybko unoszącą się i opadającą klatkę piersiową. Widzę, jak bardzo jest

mnie spragniony, i to dodaje mi odwagi.

Niepewnie dotykam swojej cipki i rozchylam ją dla niego. Jego dłoń

przyspiesza i to nakręca mnie jeszcze bardziej. Zataczam palcem kółka na

łechtaczce, wpatrując się w jego oczy jak zahipnotyzowana. Wypuszcza

z siebie głośny oddech i pożera mnie zachłannym wzrokiem.

Odchylam się do tyłu, opierając dłoń na pralce, by miał jeszcze lepszy

widok na to, co sobie robię. Moje palce ślizgają się gorączkowo po

wilgotnej, gładkiej skórze i wyobrażam sobie, że to on mnie tam dotyka.

Śledzę wzrokiem jego dłoń, poruszającą się szybko w górę i w dół na

twardym penisie. Mój oddech zaczyna się urywać i wiem, że jestem blisko,

ale nie chcę dojść w ten sposób. Muszę poczuć go w sobie.

– Wystarczy. – Podchodzi do mnie szybko. W samą porę. – Mówiłem,

że kiedyś będę cię brał na tej pralce – stwierdza, po czym odgarnia z mojej

twarzy kosmyk włosów. Czuję między nogami twardy dowód na to, jak

poważnie podchodzi do tematu. – Zawszę robię to, co sobie zaplanowałem.

Tłumię śmiech, bo to chyba aluzja do mojej obsesji i perfekcjonizmu.

A potem ze zdziwieniem przypominam sobie spotkanie w pralni, na samym

początku naszej znajomości. Zanim wyszedł, wydawało mi się, że

powiedział coś o seksie na pralce. Byłam pewna, że się przesłyszałam.

W końcu, delikatnie mówiąc, nie darzyliśmy sympatią.


Uśmiecham się, a potem przymykam oczy i jęczę cicho, gdy Jason

napiera na mnie coraz bardziej. Chwytam go desperacko za biodra,

przywieram do jego twardego ciała, bo tak bardzo chcę poczuć go w sobie.

Jego pełen napięcia oddech wypełnia moje usta, gdy mnie całuje. Podnosi

moją koszulkę i przywiera torsem do nagich piersi, rozkosznie drażniąc

skutki. Moja skóra jest rozpalona, a jednak drżę pod wpływem jego dotyku.

Po chwili czuję, jak wypełnia całe moje ciasne wnętrze. Sapię

zadowolona i zaczynam powoli się poruszać. On robi to samo.

Synchronizujemy się ze sobą, całujemy się powoli i czule. W pralni unosi

się echo moich jęków i jego głosu, gdy wymawia moje imię, tak jak lubię

najbardziej: jakby przeklinał i modlił się jednocześnie.

– Ginger? Jesteś u siebie? – słyszę męski głos, dobiegający z korytarza,

niebezpiecznie blisko pralni. Nie ma co, Rock Blackwell ma ostatnio ma

niezłe wyczucie czasu.

Patrzę spanikowana na Jasona. Nie wygląda na przejętego. Uśmiecha

się lubieżnie i przyspiesza, wbijając się we mnie coraz głębiej. Zapominam

o ojcu, o jakimkolwiek ryzyku, gdy czuję go całą sobą. Teraz nasz seks

staje się bardziej niecierpliwy i dziki. Nic się już nie liczy, nawet to, że

możemy zostać przyłapani na gorącym uczynku.

– Pewnie jest w swoim pokoju. Pomożesz mi posprzątać po kolacji? –

słyszę, jak Angel zwraca się do mojego ojca.

Jason wykonuje jeszcze kilka głębokich pchnięć, a potem drży

i wypełnia moje ciało swoim nasieniem. Patrzę na jego piękną twarz,

przymknięte oczy i to wystarcza, bym też doszła. Tłumię swój jęk,

wgryzając się w jego ramię, a on zaczyna chichotać.

– Nie mam nic przeciwko temu, byś krzyczała. – Nadal mocno mnie

trzyma, gdy targają mną fale orgazmu. Kiedy wszystko się uspokaja,

wtulam się w niego i trwamy tak dłuższą chwilę.


– To nie może tak wyglądać, Jason. Prędzej czy później wszystko się

wyda – szepczę w przerwach między jego słodkimi pocałunkami. Jest teraz

dla mnie taki czuły i delikatny, zupełnie jakby dziękował mi za to, że

oddałam mu przed chwilą całą siebie.

– W takim razie im powiedzmy. Niezależnie od tego, jak zareagują, nie

zrezygnuję z ciebie. – Brzmi tak, jakby to, co mówił, było proste

i oczywiste.

– Przecież rozpęta się piekło. Jak myślisz? Jak nasi rodzice wybrną

z tego wszystkiego? – mówię spanikowanym głosem. – Poza tym są jeszcze

ludzie w szkole, sąsiedzi, znajomi…

– Nie łączą nas więzy krwi, nie robimy nic zakazanego.

– Nie, ale Angel i Rock są po ślubie. W świetle prawa jesteśmy rodziną.

To wszystko jest… dziwne – mówię niepewnie.

– Nie wiadomo, gdzie zamieszkają nasi rodzice, tutaj czy w Bostonie. –

Jason bierze mnie pod brodę i zmusza, bym na niego spojrzała. – Mam

jeszcze przed sobą rok studiów, a tobie zostały dwa lata. Jesteśmy dorośli

i możemy robić, co chcemy. Nie przywiązuj się więc do tego, co tutejsi

ludzie będą o nas gadać.

Patrzę na niego i nie wierzę, że to dla niego takie proste. Mieszkam tu

od dziecka. W tym domu żyła moja mama. To tutaj każda rzecz mi o niej

przypomina. Poza tym mam swoich znajomych, nawet jeśli mogę ich

policzyć na palcach jednej ręki. Tutaj jest moja codzienność i tu czuję się

bezpiecznie. Po studiach chciałam znaleźć pracę w Huntley. Właściwie

sama nie wiem dlaczego. Przecież perspektywy są tutaj kiepskie. Z góry

założyłam, że Angel zamieszka w naszym domu z moim ojcem, choć

przecież Boston ma o wiele więcej do zaoferowania.

Spoglądam na Jasona. Zna mnie już dość dobrze, by wiedzieć, że

kocham rutynę i nienawidzę zmian. A to, co powiedział, zabrzmiało tak,


jakby przeprowadzka była drobnostką.

– Może lepiej nadal to ukrywać… Przynajmniej przez jakiś czas –

proponuję, choć przecież przed chwilą powiedziałam, że mam serdecznie

dość chowania się po kątach. Chyba wychodzi ze mnie tchórz, który woli

zamieść problemy pod dywan, a nie stawić im czoło. – Musimy być po

prostu bardziej ostrożni. To, co przed chwilą zrobiliśmy, było

nieodpowiedzialne – dodaję.

Jason krzywi się na te słowa. Nie chciałam, by to tak zabrzmiało.

Myślałam, że po śmierci jego ojca wszystko będzie prostsze, ale wcale tak

nie jest. Dopóki nasi rodzice byli daleko, wierzyłam, że to może się nam

udać, ale gdy zaskoczyli nas swoim powrotem, dopadły mnie strach

i tysiące wątpliwości.

Pamiętam, jak kiedyś powiedziałam mu, że między nami jest coś więcej

niż tylko pożądanie. Wtedy byłam o tym przekonana. Zaczęłam wierzyć, że

to, co nas łączy, jest silne i prawdziwe. Teraz nie jestem już tego taka

pewna. Może Jason tak bardzo chce udowodnić sobie, że jest zdolny do

miłości, że myli prawdziwe uczucie z namiętnością i zauroczeniem? Może

rozpaczliwie szuka kogoś, kto wypełni pustkę po jego ojcu?

– Ty naprawdę uważasz, że to, co jest między nami, to tylko seks,

prawda? – Jason „Czytam W Twoich Myślach, Kotku” szuka w moich

oczach zrozumienia. Jest wściekły i zraniony jednocześnie.

– A nie jest tak? Wiem, że nie powinnam wspominać o twoim ojcu, bo

to świeża rana, ale prawda jest taka, że kochałeś tylko jego. Tak cię

wychował. Nigdy nie oddasz mi całego siebie. Może masz do niego żal, ale

jego nauki ciągle w tobie siedzą. A ja pewnego dnia po prostu ci się znudzę

i… – mamroczę, czując, że mam mokre oczy.

– Naprawdę wydaje ci się, że skoro ojciec mną manipulował, nie mam

w sobie za grosz silnej woli? – Wygląda na urażonego. – Za każdym razem


gdy odsuwałem się od ciebie, ty do mnie przychodziłaś. Przyjechałaś do

domku w górach, by mnie wspierać. Po co było to wszystko, skoro we mnie

nie wierzysz? Bo nie powiesz mi, że tylko dla zajebistego seksu.

Cisza, która zapada, ciągnie się w nieskończoność.

– Boję się, okej? Tego, że zawiodę tatę, reakcji ludzi… Ale najbardziej

boję się, że to, co nas łączy, zaraz się wypali. – Pociągam nosem i staram

się zatamować cieknące z moich oczu łzy. – Może teraz między nami dzieje

się magia. Jesteśmy tylko my, cała reszta nie istnieje. Zupełnie jakby ktoś

zamknął nas w wielkiej szklanej kuli, w której stoi mały domek i wiruje

śnieg. Ale pewnego dnia śnieg przestanie padać, kula pęknie, magia zniknie

i będzie jak dawniej.

– Jak dawniej? – Jason patrzy na mnie z niedowierzaniem. – Naprawdę

sądzisz, że po tym, co razem przeszliśmy, może być między nami jak

dawniej?!

– Tyle razy mnie od siebie odsuwałeś, że mam prawo się bać. –

Wzdycham i mój głos nadal drży, choć udało mi się zatamować potok łez. –

Boję się, że znów założysz kaptur na głowę, odgrodzisz się ode mnie

i będziesz traktował mnie jak gówno. W najlepszym wypadku jak swoją

namolną, młodszą siostrę.

– Dlaczego miałbym cię tak traktować? Nie teraz. Nie po tym, jak

zaufaliśmy sobie nawzajem.

– Twój ojciec mówił, że lubisz silne i pewne siebie kobiety. Ja taka nie

jestem. Pewnego dnia poznasz taką, która będzie dla ciebie wyzwaniem,

i będziesz chciał ją zdobyć.

– Mój ojciec pieprzył bzdury! Walczyłaś o mnie. Nie znam silniejszej

osoby niż ty.

Spuszczam głowę, ale Jason chwyta moją twarz w swoje dłonie i lekko

ją unosi.
– Pokazałaś mi siebie, Ginger. Swoją mroczną stronę, swoje fantazje,

które ukrywałaś przed całym światem. Kocham cię za to. Sprawiłaś, że się

przed tobą otworzyłem. Nigdy przed nikim nie byłem tak prawdziwy.

Nigdy przed nikim nie ściągałem swojej maski na tak długo. Nie ma,

kurwa, opcji, żeby między nami się popsuło, rozumiesz?

– Może bardzo wierzysz, że coś do mnie czujesz, a nie widzisz, że to

tylko mechanizm obronny – szepczę.

– Jaki, kurwa, znowu mechanizm obronny?! Ja wyznaję ci miłość, a ty

bawisz się w psychologa?! – Jason bierze się pod boki i wygląda, jakby

zaraz miał wyjść z siebie.

Śmieję się przez łzy.

– Może próbujesz zapełnić pustkę po ojcu kimś innym? – kontynuuję. –

Wiele osób tak robi. Szuka pocieszenia w ramionach innej osoby, wchodzi

szybko w nowy związek i tak dalej.

– Nie wierzysz mi. – Patrzy na mnie i zrezygnowany kręci głową. –

Jesteś dla mnie ważna. Jesteś kimś więcej niż siostrzyczką do pieprzenia.

A ty mi, kurwa, nie wierzysz!

Widzę, że jest zraniony. Nie chcę tego. Nie zamierzam sprawiać mu

bólu, a jednocześnie tak bardzo boję się go rozczarować.

– Po prostu nie mogę narażać na problemy naszych rodziców i nas

samych. Skoro to, co jest między nami, jest tak niepewne, to może lepiej

nie ryzykować i o niczym nie mówić? Może lepiej zdusić to w…

zarodku? – Ostatnie słowo wypowiadam szeptem, bo zdaję sobie sprawę,

jak cholernie źle brzmi.

– W zarodku?! To, co nas łączy, jest silne i z pewnością nie da się tego

zdusić w zarodku! Gdy cię dotykam, czuję pod palcami miliony

elektrycznych wyładowań. Gdy cię całuję, mam w głowie prawdziwe

trzęsienie ziemi. A gdy cię przy mnie nie ma, tracę chęć na otwarcie oczu
i wzięcie kolejnego oddechu. Więc nie mów mi, że to, co jest między nami,

można zwalczyć! Wierz mi, próbowałem.

– Ginger! Zejdziesz na dół?! Musisz mi w czymś pomóc! – znów słyszę

głos ojca, dobiegający z korytarza.

Szybko zeskakuję z pralki i wrzucam na siebie pierwsze lepsze dżinsy

wiszące na sznurku.

– Wyjdę pierwsza. Odczekaj pięć minut i idź prosto do swojego

pokoju – instruuję Jasona, a on patrzy na mnie wzrokiem pełnym bólu.

Czego ode mnie oczekuje? Że przełamię swój strach i powiem

o wszystkim naszym rodzicom, a potem będziemy żyć razem długo

i szczęśliwie? Przed poznaniem go wierzyłam w bajki, teraz wierzę tylko

w dramaty. Pragnę szczęśliwego zakończenia naszej historii, ale nie wiem,

czy potrafię stawić czoło problemom, które na nas czekają.

Ma rację. Za każdym razem walczyłam i czekałam na niego. Dawałam

mu całą siebie. Ale boję się, że kolejny raz mnie dobije i rozerwie moje

serce na kawałki. Obiecuje mi, że tak nie będzie, ale nie może dać mi

gwarancji. To przecież Jason – ktoś, kto nigdy nie związał się z kobietą

i żadnej nie darzył uczuciem. Ktoś, kto potrafi ranić, nawet nie zdając sobie

z tego sprawy. Nie wiem, czy jestem wystarczająco silna, by znosić kolejne

razy.

Zamykając za sobą drzwi pralni, mam wrażenie, że rozmowa między

nami jeszcze nie została zakończona. Wiem, że gdy nadejdzie noc, Jason

przyjdzie do mnie i będzie chciał czegoś więcej niż tylko seksu. I wiem

jeszcze coś – będę cholernie bała się mu zaufać.


Rozdział 31

Ginger

27 grudnia

GDY SIĘ BUDZĘ, moje policzki są mokre od łez. Spoglądam zaspanymi oczami
na miejsce obok i widzę mojego przybranego brata. Leży na boku, podparty

na dłoni, i wpatruje się we mnie. Choć nie powinno go tu być, serce

trzepocze mi w piersi z podekscytowania.

Czy jest możliwe życie „sprzed Jasona”? Powrót do rutyny, którą tak

uwielbiałam, zanim go poznałam? Naprawdę nie tęskniłabym za jego

nocnymi odwiedzinami? Potrafiłabym poskromić swoje fantazje i znów być

tylko poprawna, tylko zwyczajna? Brać od życia tylko to, co

wystarczające? Nie sięgać po nic więcej?

Jason zabrał mnie do gwiazd, a teraz, jeśli go odtrącę, czeka mnie

bolesny lot z powrotem na Ziemię. Nie wiem, czy będę umiała znów być

„tamtą Ginger”. Tak samo jak on pewnie nigdy już nie będzie „tamtym

Jasonem”. Dopełniamy się, zmieniamy wzajemnie i on ma rację – tego nie

da się już zatrzymać.

Nic nie mówi, tylko wyciąga rękę i odgarnia z mojego policzka kosmyk

włosów. Patrzy na mnie tak, jakby to miała być nasza ostatnia wspólna noc.
Całe moje wewnętrzne ja protestuje, a jednak nic nie mówię.

– Nie jestem prosty w obsłudze, Ginger – odzywa się w końcu spiętym

głosem. – W sumie to dziwię się, że byłaś taka uparta i nie zrezygnowałaś

ze mnie. Zupełnie jakbyś wybrała uszkodzonego, zawirusowanego atari,

mimo że dookoła ciebie śmigają wypasione, nowiutkie macbooki. – Jego

twarz przybiera smutny wyraz.

– A więc przyszedłeś tu, bo jednak próbujesz mnie zniechęcić? – Silę

się na żart, ale coś ściska mnie w środku. – Poza tym atari są już kultowe.

No i większość ludzi ich nie ogarnia. Ja tak, a to chyba powód do dumy.

– Podoba mi się, gdy mnie ogarniasz… – Uśmiecha się dwuznacznie

i wiem, że myśli teraz o seksie.

Jest pewny siebie, a jednocześnie świadomy swoich niedoskonałości,

które przecież są jego integralną częścią. Kocham je, bo gdyby nie one, nie

byłby „moim Jasonem”.

Przymykam oczy, rozkoszując się ciepłem jego szorstkiej dłoni na

moim policzku. Nie wyobrażam sobie przeżyć nawet dnia bez jego dotyku,

a jednak robię to – odtrącam go, bo jestem zwykłym tchórzem. Nawet nie

daję sobie szansy na jakiekolwiek powodzenie i szczęśliwe zaskoczenie.

– Pokażę ci coś. – Podnosi się nagle i siada na łóżku, a potem zaczyna

ściągać koszulkę. Jestem przekonana, że chce uprawiać ze mną seks, ale po

chwili zauważam, że chodzi mu o coś innego.

Włącza nocną lampkę i rzuca koszulkę w kąt, ale nie ściąga dżinsów.

Mrużę oczy oślepiona światłem i gapię się na niego. Otwieram usta

zaskoczona, a gdy dostrzegam to, co chce mi pokazać, zaczynam się

histerycznie śmiać.

– Wiedziałem, że tak będzie. – Przewraca oczami i udaje urażonego, ale

na jego twarzy błąka się uśmiech. – Powiedz, że ci się podoba, błagam.


– Jest… O matko… jest słodki. – Krztuszę się ze śmiechu. – Co się

stało z maską Jasona?

Patrzę na świeży, jeszcze zaczerwieniony tatuaż, który zdobi jego lewą

pierś. W miejscu, w którym miał przerażającą hokejową maskę, teraz

widnieje uroczy piernikowy ludzik.

– Nie ma już maski, bo nie ma już dawnego Jasona. – Wzrusza

ramionami, a ja zastanawiam się, o co w tym wszystkim chodzi. – Ojciec

mówił, że nad sercem powinienem wytatuować sobie coś naprawdę dla

mnie ważnego.

– I wybrałeś ciastko? – Patrzę na niego podejrzliwie.

– Masz z tym jakiś problem, Cookie? – Uśmiecha się łobuzersko i już

wiem, do czego nawiązuje jego nowy tatuaż. – Chciałem wytatuować sobie

twój portret, ale wyszedłbym na desperata, który próbuje wkupić się

w twoje łaski. – Śmieje się. – Poza tym, kto wie? Może pewnego dnia

uciekniesz z jakimś przystojnym sprzedawcą świątecznych dekoracji?

Głupio bym wtedy wyglądał z takim tatuażem – żartuje, zupełnie jakby

chciał zakamuflować swoje wcześniejsze wyznanie.

Mrugam szybko, bo czuję, że łzy znów napływają mi do oczu.

– Wiem, że wszyscy moi kumple będą mieli niezły ubaw, gdy zobaczą

ten tatuaż, ale mam to gdzieś. Kocham ciastka. Kocham cię, Cookie. –

Patrzy mi w oczy w taki sposób, że z wrażenia zasycha mi w ustach.

Może Jason nie ma doświadczenia w mówieniu o swoich uczuciach, ale

to, co powiedział przed chwilą, to najpiękniejsza deklaracja miłości, jaką

w życiu słyszałam.

– Zabrzmiałeś tak, jakbyś nie robił w życiu nic innego, tylko wyznawał

kobietom miłość – mówię ze ściśniętym gardłem.

– To przez twojego ojca.

– Poważnie? – Moje brwi szybują prawie do linii włosów.


– Mieliśmy niedawno małą sekretną rozmowę. Rock Blackwell udaje

gruboskórnego, a jednak udzielił mi kilku cennych lekcji. Oczywiście nie

powiedziałem mu, że chodzi mi o ciebie. Inaczej pewnie urwałby mi jaja

i udekorował nimi świąteczny wieniec wiszący na drzwiach wejściowych.

– Tata?! Niemożliwe! Ledwo co chce się przytulać. Z nim nie da się

gadać o emocjach i związkach.

– Mówię poważnie. – Kiwa głową. – Zapytałem go, jak poznać, że się

kogoś naprawdę kocha. Może postawiłem go trochę pod ścianą, bo jestem

synem jego kobiety, ale chciałem wiedzieć, czy to, co czuję do ciebie, jest

prawdziwe.

– I co ci odpowiedział? – pytam, choć w głowie nadal mam migoczący

neon z napisem: Jason mnie kocha!

– Kiedy zapominasz o swoich urodzinach, ale z daty waszego

pierwszego pocałunku robisz hasło do maila i konta bankowego. Kiedy

z wnętrza opakowania wybierasz dla niej wszystkie fioletowe skittlesy,

chociaż to przecież twoje ulubione. Kiedy rezygnujesz z oglądania

finałowego meczu o wszystko, by pogapić się na nią, gdy krząta się

w kuchni bez makijażu i z bałaganem na głowie, w tych swoich

seksownych spodenkach od piżamy. Mimo że przecież robi to co wieczór.

Kiedy wstajesz o drugiej w nocy, bo skończyły jej się tampony i jesteś

gotów iść do najniebezpieczniejszej dzielnicy w mieście, byleby je dla niej

zdobyć. Wtedy jest właśnie miłość.

Gapię się na Jasona i trawię sobie w głowie jego tekst. Przypominam

sobie zabawny fakt: tata uwielbia fioletowe skittlesy.

– Wow. – Tylko tyle jestem w stanie z siebie wydusić.

– No właśnie. – Jason odchrząkuje i wygląda na zmieszanego. – Ten

tekst jest tak dobry, że pochłonąłem go jak gąbka i zapamiętałem od razu.


– To nie mogą być słowa mojego ojca. Na pewno gdzieś to wyczytał –

mamroczę, bo coś ściska mnie w środku. Nie znam mojego taty tak dobrze,

jak myślałam.

– Więcej wiary w twojego staruszka. Moja matka nie wyszłaby za byle

kogo. Rock to romantyk, choć nieźle się z tym kryje. – Jason uśmiecha się

do mnie, ale po chwili robi się poważny. Znam to spojrzenie. Zaraz powie

coś, co albo doszczętnie złamie, albo zmiękczy moje serce. – Przychodzę

do ciebie po raz ostatni. – Spuszcza wzrok, a ja nie mogę uwierzyć w to, co

mówi. – Jeśli zdecydujesz, że nie chcesz ze mną być, uszanuję to. Nasi

rodzice o niczym się nie dowiedzą. Trudno będzie mi trzymać ręce przy

sobie, ale nie chcę być z tobą tylko po to, by sobie poużywać. Chcę twojego

ciała i duszy albo w stu procentach, albo wcale.

Patrzę na niego szeroko otwartymi i wilgotnymi oczami. To, co mówi,

jest piękne, ale brzmi nierealnie.

– Ale musisz pamiętać o jednym – kontynuuje. – Jeśli zadecydujesz, że

chcesz ze mną być, bierzesz mnie z całym dobrodziejstwem inwentarza.

W pakiecie z moją mroczną przeszłością i pokręconą psychiką. Twoja

miłość nie uzdrowi mnie ot tak. Nadal będę do dupy w okazywaniu uczuć

i w byciu dobrym chłopakiem. Prawdopodobnie nie będę pamiętać o tych

wszystkich drobnych gestach, które powinno się robić dla ukochanej osoby.

Albo bierzesz mnie takiego, albo nie bierzesz mnie wcale. Decyduj.

Przełykam ślinę i jakiś niewidzialny głaz ciąży na mojej piersi. Zdaję

sobie sprawę, jak wiele niewiadomych i przeszkód wiąże się z Jasonem.

Nasz związek byłby zupełnie inny niż związki normalnych ludzi. Ale czy

nie to właśnie mnie w nim pociąga? To, że jest inny, zepsuty? Sama właśnie

taka jestem i odkryłam to dopiero dzięki niemu.

– Nie chcę, byś mnie naprawiała. Sam zrobię to stopniowo. Póki co

musisz zaakceptować mnie takim, jakim jestem. Na tym chyba polega


miłość. – Jason wpatruje się w swoje dłonie, a po jego twarzy błąka się

uśmiech, najpiękniejszy, jaki widziałam. – Ale co ja tam wiem. Jeszcze

kilka tygodni temu nie miałem pojęcia, że moje serce jest w stanie dla

kogoś tak szybko bić.

Chcę coś powiedzieć, może prosić o więcej czasu, sama nie wiem.

W mojej głowie walczy ze sobą tak wiele myśli. Jakaś część mnie ma

ochotę przytulić go i błagać, by nigdy mnie nie zostawiał. Z drugiej strony

boję się, że gdy pozbiera się po stracie ojca, nie będzie mnie już

potrzebował. Boję się, że gdy wszyscy się dowiedzą, nie będziemy

wystarczająco silni, by przetrwać to całe zamieszanie.

– Nie będę cię więcej przekonywał. – Jason wstaje z łóżka i wkłada

swoją koszulkę.

Już za nim tęsknię, choć przecież nawet jeszcze nie wyszedł z mojego

pokoju. Zaciskam palce na prześcieradle i walczę z samą sobą. Nie wiem,

czy zostać, czy ruszyć za nim.

– Niedługo przyjdzie list. To będzie zwrot z więzienia, w którym

siedział ojciec. Po jego śmierci odsyłają całą korespondencję, a ja wpisałem

na kopercie adres waszego domu jako adres nadawcy. Wysłałem go w dniu,

w którym byłem nabuzowany emocjami, ale wszystko, co tam napisałem,

jest prawdą. Dziś dzwoniłem do więzienia i poinformowali mnie, że lada

dzień list powinien wrócić.

Słucham go i zastanawiam się, dlaczego opowiada mi o swojej

prywatnej korespondencji.

– Napisałem go jeszcze przed śmiercią ojca, ale jego treść jest nadal

aktualna. Jeśli słowa tam zawarte cię nie przekonają, to nic już cię nie

przekona. – Jason patrzy na mnie smutno, a potem odwraca się i wychodzi.

Chcę coś powiedzieć, ale głos więźnie mi w gardle. Kładę się na łóżku

i odtwarzam w myślach jego niesamowite wyznanie miłości. A potem znów


moczę poduszkę łzami i zasypiam.
Rozdział 32

Ginger

28 grudnia

RANO BUDZI MNIE dźwięk samochodu wjeżdżającego na podjazd. Zaspana


człapię w stronę okna i widzę ojca wysiadającego ze swojego SUV-a. Nie

wiem dlaczego, ale mam złe przeczucia. Zbiegam szybko na dół

i zauważam, że na wieszaku nie ma płaszcza Angel. Ojciec wchodzi,

zamyka za sobą drzwi i ma posępną minę.

– Co się stało, tato? – pytam zdenerwowana.

– A, już wstałaś… – zwraca się do mnie, ale patrzy gdzieś w bok

i wygląda na rozkojarzonego. – Wracam z lotniska. Angel dostała

wieczorem telefon. Policja nalegała, by jak najszybciej ona i Jason wrócili

do miasta. Zresztą teraz zajmuje się tym FBI. W końcu Frank dopuścił się

przestępstw na skalę międzystanową.

Zerkam spanikowana w stronę piętra, gdy uświadamiam sobie, że

Jasona już tutaj nie ma. Skoro Angel dostała telefon wieczorem, a on

przyszedł do mnie w nocy, musiał wiedzieć, że rano wyjeżdżają. A mimo to

nic mi nie powiedział. Tym razem jestem pewna, że to nie ucieczka. On po


prostu nie chce na mnie naciskać i daje mi czas na zastanowienie się nad

tym, czy chcę z nim być.

– No i jest jeszcze sprawa pogrzebu. – Ojciec wzdycha.

Wbijam wzrok w podłogę, bo to dla mnie zbyt wiele. Trudno mi sobie

wyobrazić, co musi przechodzić Jason, wiedząc, że osoba, którą

bezgranicznie kochał, która była dla niego mentorem i wzorem do

naśladowania, zginęła w tak tragiczny sposób.

– Przepraszam, że wyjechali bez pożegnania. – Tata kładzie rękę na

moim ramieniu i delikatnie je ściska. – Nie chcieliśmy cię budzić, a samolot

wylatywał naprawdę wcześnie.

– Kiedy wracają? – pytam, nie mogąc złapać oddechu.

Mam ochotę rzucić się ojcu na szyję i porządnie się wypłakać. Niemal

panikuję, bo Jasona nie ma obok. Dopiero teraz uświadamiam sobie, jak

mocno jestem z nim związana i jak bardzo go potrzebuję. Znam go od kilku

tygodni, a już zdążyłam się od niego uzależnić.

– Hmm… właściwie jest już po świętach, Ginger. Nie wiem, jak długo

będą musieli zostać w Bostonie, ale nie sądzę, by zdążyli wrócić do

sylwestra. Angel ma teraz sporo spraw na głowie. Poza pogrzebem musi

dopilnować kilku kwestii finansowych. Mieliśmy wspólnie spędzić Nowy

Rok, ale w tych okolicznościach pewnie sobie odpuścimy.

Patrzę na ojca i widzę, że jest smutny i przygaszony. Tak samo

wyglądał, gdy odeszła mama.

– W styczniu wracam do pracy, Angel też będzie miała sporo roboty.

Mam nadzieję, że uda nam się spotkać jakoś w połowie miesiąca, ale…

– Przecież jesteście małżeństwem – wchodzę mu w słowo. – Nie

możecie ciągle żyć osobno i spotykać się tylko od czasu do czasu – dodaję,

bo nie wyobrażam sobie kolejnego dnia bez Jasona. Nie mówiąc już

o całych dwóch tygodniach.


– Eee, właściwie formalnie jeszcze nie jesteśmy…

– Daj spokój, tato. Wiem o waszym ślubie w Vegas – wypalam, choć to

może nie jest najlepszy moment.

Ojciec robi się blady jak ściana i jak zwykle w takich sytuacjach wbija

spojrzenie w sufit.

– Nie martw się. – Teraz to ja pokrzepiająco ściskam jego ramię. –

Wiem, że chciałeś mi powiedzieć. Nie mam o to żalu. Po prostu byłam

trochę zaskoczona.

– Oficjalna uroczystość z gośćmi i tortem się odbędzie, ale musimy

przełożyć ją o kilka miesięcy przez wzgląd na śmierć Franka. – Tata nie jest

już blady. Przeciwnie: czerwieni się po same uszy. – Przepraszam,

kochanie. Powinnaś dowiedzieć się jako pierwsza. Miałem powiedzieć ci

w święta, ale wszystko się skomplikowało i…

– Dlaczego nie poleciałeś z nimi? – Zmieniam temat, bo mam naiwną

nadzieję, że ojciec spakuje manatki i zabierze mnie ze sobą do Bostonu. –

Powinieneś wspierać swoją żonę podczas pogrzebu i całego tego

zamieszania.

– To nie byłoby dobrze widziane. Frank był wpływowy, a Angel ma

w Bostonie wielu ważnych znajomych, dzięki którym jej biznes wnętrzarski

nadal się kręci. Moja obecność na pogrzebie mogłaby tylko jej zaszkodzić.

– Nie wydaje mi się, by Angel miała powody, by się ciebie wstydzić,

tato. – Spoglądam na niego rozdrażniona, bo nienawidzę, gdy mój ojciec

czuje się gorszy od tej całej bogatej elity.

– Nie rozumiesz, Ginger. To po prostu nietakt, by na pogrzeb byłego

męża przychodzić z nowym. Tym bardziej że rozwód Angel i nasz ślub to

świeże sprawy.

– A co z Jasonem? Nie jestem pewna, czy sobie z tym wszystkim

poradzi. – Wypowiadam na głos słowa, które od rana ciągle krążą w mojej


głowie.

– To twardy chłopak.

– Nie jest tak twardy, jak ci się wydaje – bąkam pod nosem i wiem, że

tata nie zrozumie.

Nie zna go tak dobrze jak ja. Widzi tylko to co wszyscy:

powierzchowność i maskę. Przede mną Jason ją ściągnął, dlatego to właśnie

ja powinnam teraz przy nim być.

– Kochasz go, prawda?

Patrzę na ojca zbita z tropu.

– Yyy… jest moim przybranym bratem od niedawna. Nie narodziła się

między nami jeszcze siostrzano-braterska więź. – Uśmiecham się

z wysiłkiem i przestępuję nerwowo z nogi na nogę.

– Wiesz, o co mi chodzi. – Ojciec przewraca oczami, w sposób, w jaki

zazwyczaj ja to robię. – Kochasz go nie tak jak siostra kocha brata, ale tak

jak kobieta kocha mężczyznę.

Otwieram zdziwiona usta, gdy słyszę, co insynuuje. A raczej: gdy ma

rację.

– Jak widać, nie tylko ja mam swoje sekrety. – Uśmiecha się pod

nosem, a ja nic z tego nie rozumiem. Powinien zrobić mi awanturę.

– Od kiedy wiesz? – pytam ostrożnie i sama nie wierzę w to, że właśnie

teraz O TYM rozmawiamy.

– Angel zauważyła pierwsza tuż po naszym powrocie z Yellowstone. –

Wzrusza ramionami. – Powiedziała mi, że doskonale zna swojego syna

i wie, w jaki sposób patrzy na kobiety, które mu się podobają. Zacząłem

zwracać na was uwagę, na te wszystkie drobne gesty między wami,

powłóczyste spojrzenia. No i… słyszałem was, gdy byliście w pralni.

Jeśli ojciec był przed chwilą czerwony, to teraz przybiera odcień

purpury, a ja razem z nim. Nigdy więcej seksu, gdy rodzice są w domu.


Słowo!

– I nie zamierzasz nic z tym zrobić? – upewniam się, bo nadal nie

rozumiem, dlaczego mówi o tym tak beztrosko. Z jednej strony mi ułożyło,

ale to w końcu mój tata: człowiek, który z zasady powinien drżeć o cnotę

swojej córki. – Nie masz nic przeciwko temu, że…

– Że uprawiacie seks? – wchodzi mi w słowo.

– Jezu, tato. Nie musisz być aż tak bezpośredni. – Przygryzam wargę

i wbijam spojrzenie w podłogę.

– No co? Angel uświadomiła mi, że powinienem rozmawiać z tobą

o „tych sprawach”. Nie jesteś już dzieckiem.

Podnoszę głowę i widzę, że patrzy na mnie z troską, a w kącikach jego

oczu zbierają się łzy. Człowiek, który nie płakał nawet na Zielonej mili,

teraz rozkleja się, bo rozmawia z córką o seksie? Mają rację ci, którzy

mawiają, że święta to czas cudów.

– Nie powiem, że wasz „związek” mnie nie zaskoczył. – Ojciec robi

palcami w powietrzu cudzysłów i nie ma już śladu po jego wzruszeniu. –

Szalałem ze złości i przegadaliśmy z Angel na ten temat całą noc. Nadal nie

wiemy, co z tym zrobić. Macie prawo się kochać, nie jesteście

spokrewnieni, a jednak tworzymy rodzinę i… cóż, po prostu nie

spodziewaliśmy się tego.

Chcę powiedzieć coś na swoją obronę, ale on nie dopuszcza mnie do

słowa.

– Angel zapytała, czy ci ufam. Odparłem, że tak, ale jednocześnie boję

się o ciebie i nie chcę, by ktoś złamał ci serce. Ona wtedy powiedziała, że

ufa Jasonowi. Że musimy pozwolić sprawom rozwijać się we własnym

tempie i zobaczyć, dokąd nas to zaprowadzi. Wierz mi, modlę się, by z tych

spraw nie wyszło coś, co za dziewięć miesięcy będzie płakać po nocach

i robić w pieluchy.
– Tatooo…

– No co? Wiem, że masz głowę na karku, ale wiem też, jak to jest być

młodym. – Ojciec uśmiecha się do siebie, jakby jego głowę nawiedziły

jakieś miłe wspomnienia.

– To dziwna sytuacja i masz prawo tego nie akceptować. Huntley to

dziura. Ludzie zaraz zaczną gadać, gdy dowiedzą się, że mnie i Jasona coś

łączy. – Przygryzam wnętrze policzka i zastanawiam się, kiedy w końcu

dotrze do niego powaga tej sytuacji. Jak na razie, to chyba ja mam więcej

wątpliwości niż on.

– Chcesz zrezygnować z czegoś najważniejszego w życiu, bo boisz się

opinii innych? Nie tak cię wychowaliśmy z mamą. – Obrzuca mnie

surowym spojrzeniem.

Ta rozmowa jest dziwna. Zupełnie jakbyśmy zamienili się rolami. To ja

powinnam przekonywać go, że związek z Jasonem jest czymś normalnym.

On natomiast powinien mnie od tego odwodzić.

– Po prostu nie chcę, żebyście mieli przez to problemy.

– Kiedy w końcu zaczniesz martwić się o siebie, a nie o wszystkich

dookoła? – Ojciec całuje mnie w czubek głowy, co jest u niego tak samo

częste jak całkowite zaćmienie księżyca na niebie. – To nie jest prosta

sytuacja i zastanawiamy się z Angel, jak z niej wybrnąć. Na razie dajemy

sobie dwa tygodnie na nabranie dystansu i złapanie oddechu. A potem

zobaczymy. Wiem tylko, że najlepiej będzie, jeśli zamieszkamy w Bostonie

i…

– To tu jest nasz dom. Tu mieszkała mama – wchodzę mu w słowo

i zaczynam panikować, choć przecież spodziewałam się takiego obrotu

spraw. Po prostu dziwnie będzie wyjechać z miasta, w którym spędziło się

całe swoje życie.


– Wiem, że to miejsce ci o niej przypomina. Będę cholernie tęsknił za

tym wszystkim. – Ojciec rozgląda się dookoła. – Ale nie mogę żyć

wspomnieniami.

– A co z Rickiem? Jak zareaguje, kiedy się o tym wszystkim dowie? –

W końcu poruszam temat, którego mój ojciec unika jak ognia.

– To on z nas zrezygnował. Nie zadzwonił nawet z życzeniami na

święta. Nadal jest moim synem, ale nie mam zamiaru się na niego

oglądać. – Tata ciężko wzdycha i wiem, że wciąż go boli, że mój brat tak po

prostu wyjechał i zapomniał o swojej rodzinie. – Nie mogę zmusić Angel,

by rzuciła świetnie płatną pracę i zamieszkała w Huntley. – Tata zmienia

temat. Robi tak zawsze, gdy rozmawiamy o Ricku. – Jasonowi został

ostatni rok studiów, a w Bostonie ma świetne perspektywy. Tobie zostały

dwa lata. Mogłabyś spróbować przenieść się na jego uczelnię, ale nie będę

cię do niczego zmuszać. Jeśli nadal chcesz studiować w Chicago, nie ma

sprawy. Po prostu będziemy mieli do siebie cholernie daleko, a jeśli nie

jesteś gotowa na przeprowadzkę, to…

– Jestem gotowa – mówię nagle, choć przecież jeszcze przed chwilą nie

byłam tego taka pewna. Dawna Ginger byłaby przerażona tym, że opuszcza

znajome, bezpieczne miejsce. Dawna Ginger kochała rutynę,

przewidywalność i bała się wyzwań. Ale dawnej Ginger już nie ma. – Będę

tęsknić za Ivy, za tym wszystkim, co lubię w Huntley, ale jestem gotowa na

zmiany.

Ojciec patrzy na mnie zaskoczony, ale po chwili szeroko się uśmiecha,

jakby kamień spadł mu z serca.

– Jesteś odważna po matce. Zawsze to w tobie widziałem – mówi

wzruszony, ale zaraz odchrząkuje i stara się zgrywać twardego. – Musiałem

iść na kompromis, bo o wiele łatwiej będzie przenieść się do Bostonu niż na


odwrót. Nie powinienem mieć problemu, by znaleźć tam pracę. Ale

spokojnie, mamy jeszcze trochę czasu, by sobie to wszystko przemyśleć.

Kiwam głową i robię dobrą minę do złej gry. Nie chcę mówić mu, że to,

co jest między mną a Jasonem, stoi pod znakiem zapytania. Byłoby o wiele

prościej, gdyby zakazał nam spotykania się ze sobą. Teraz, gdy mam jego

poparcie, jest mi jeszcze trudniej podjąć decyzję. Wiem tylko jedno – każda

chwila bez Jasona boli jak tysiąc igieł wbitych w ciało. Nie wyobrażam

sobie tych dwóch tygodni bez niego, a co dopiero kilku miesięcy.

Wyobrażam, jak to będzie wyglądać, jeśli nie będziemy razem. Zrobi

się między nami dziwnie i niezręcznie. Będę cierpieć, gdy podczas świąt

i spotkań rodzinnych zobaczę go ze swoją nową dziewczyną. Na samą myśl

o tym, że mógłby trzymać w ramionach kogoś innego, zalewa mnie fala

zazdrości.

– Szkoda życia na myślenie „co by było, gdyby”. – Ojciec pstryka mi

palcami przed nosem i wyrywa z zamyślenia. – Wiem, że zabrzmię jak

postać z filmów Disneya, ale może po prostu idź za głosem serca, co?

– To nie takie proste, tato. Dzięki za wsparcie, ale muszę dać sobie czas

i uporać się z tym sama – mamroczę i kieruję się w stronę swojego pokoju.

– Matka była w tym lepsza niż ja, co? – odzywa się, gdy jestem już

w drodze na górę. Patrzę na niego zaskoczona. – W tych całych rozmowach

o uczuciach i związkach. Jestem w tym do kitu.

Mam ochotę zaprzeczyć, bo przecież mój tata jest niesamowicie mądry

i wrażliwy. Jak zwykle nie daje mi dojść do słowa.

– Kiedyś, na samym początku mojego związku z Angel, zapytałem ją,

co we mnie widzi. W końcu jestem tylko pracownikiem tartaku, który

zarabia ledwo jedną czwartą tego co ona: piękna, utalentowana kobieta

sukcesu. – Tata śmieje się smutno i pociera dłonią swoją zmęczoną twarz. –

Wiesz, co mi powiedziała? Pamiętam każde słowo, bo nigdy nie słyszałem


czegoś tak wyjątkowego: „Miłość nie zawsze jest jak stado słoni, które

tratują cię i poniewierają. Czasami miłość jest jak kot, który ociera się

o ciebie nieśmiało i mruczy, żebyś go przygarnął. Możesz go zauważyć

i pogłaskać albo ignorować i udawać, że nie istnieje”.

Patrzę na ojca z niedowierzaniem. Nie dość, że sam jest ukrytym

romantykiem, który rzuca takimi tekstami, to teraz jego żona okazuje się

w tym równie dobra jak on. Nie ma co, dobrali się idealnie.

– Poczuła się urażona moim pytaniem. Powiedziała, że miłość nie musi

być spektakularna i na pokaz, nie składa się z samych wzniosłych chwil

i wzruszających momentów. Miłość to nie wielkie bukiety kwiatów,

pierścionki zaręczynowe i rejsy gondolą. To moment w szarej codzienności,

zwyczajny dla wszystkich dookoła, ale tak bardzo niezwykły dla dwojga

ludzi. Wiesz, co próbuję ci powiedzieć, Ginger?

Kręcę głową. Rock Blackwell się myli. W rozmowach o uczuciach

wcale nie jest gorszy od mamy. Przeciwnie, jest w tym cholernie dobry.

– Nie czekaj na idealną miłość. Na idealnego Jasona. Na idealny

moment, by z nim być. To może nigdy nie nastąpić.

– Jezu, tato. Jason miał rację. Jesteś niepoprawnym romantykiem.

Powinieneś zacząć spisywać swoje złote myśli czy coś – mówię

żartobliwie, by ukryć wzruszenie wywołane słowami, które trafiły w samo

sedno.

– Tylko nie mów nic moim kumplom z roboty. Padliby ze śmiechu. –

Ojciec mruga do mnie porozumiewawczo. – Chociaż Rock Blackwell-

Coelho brzmi całkiem nieźle.

Przytulam się do niego, a on gładzi mnie po włosach.

– No dobra. Wyczerpaliśmy już limit czułości na dziś. – Odchrząkuje

i wyswobadza się z moich objęć, a to oznacza, że dawny zdystansowany

Rock powrócił. – Idę spać. Ostatnie kilka dni było naprawdę


zwariowanych – dodaje, po czym zostawia mnie samą, jeszcze bardziej

skołowaną niż po nocnej rozmowie z Jasonem.

Może ma rację? Może strach ma wielkie oczy? Może tak bardzo boję

się porażki, że nawet nie chcę dać temu szansy? A przecież czas ucieka.

Nigdy nie wiemy, ile tak naprawdę jeszcze nam go zostało. Mama nie

wiedziała. Śmiała się, rozmawiała ze mną, a następnego dnia już jej nie

było. Chciałabym potrafić czerpać z życia pełnymi garściami, tak jak ona.

Chciałabym nie bać się ryzykować i ponosić porażek. Jason mówił, że

jestem silna, bo o niego walczyłam, ale mylił się. Nadal nie potrafię zrobić

najważniejszego. Nie umiem zawalczyć o własne szczęście.


Rozdział 33

Ginger

31 grudnia

KOLEJNE DWA DNI przeżywam w trybie zombie. Ojciec rozmawia kilka razy
przez telefon z Angel, ale nie wspomina ani słowem na temat jej syna, a ja

nie mam odwagi o nic pytać.

Jason nie dzwoni i nie pisze. Wiem, że daje mi czas, ale wiem też, że

nie będzie czekał wiecznie. Na samą myśl o tym, że jest daleko stąd,

niepokoję się i mam w głowie milion złych scenariuszy.

Byłam pewna, że gdy wyjedzie, nabiorę do wszystkiego dystansu i będę

w stanie podjąć jakąś rozsądną decyzję, ale jest gorzej, niż myślałam.

Zresztą miłość i rozsądek mają ze sobą tyle wspólnego co Becky i śluby

czystości.

Wchodzę do kuchni, patrzę na kalendarz i mój humor robi się jeszcze

bardziej wisielczy. Dziś wigilia Nowego Roku – dzień, który mieliśmy

spędzić wszyscy razem. Ale ostatnimi czasy ktoś tam na górze uwielbia

krzyżować wszystkie moje plany. Nie mam ochoty na piżamową imprezę

u Ivy ani na szalony sylwestrowy clubbing z Becky. Najchętniej

zwinęłabym się w kulkę, przespała ten czas i obudziła się w styczniu.


Zamiast tego ostatni dzień roku spędzam, siedząc znużona na

kuchennym stołku. Ojciec wyszedł z samego rana pozałatwiać swoje

sprawy, więc jestem sama w domu i towarzyszy mi tylko upiorne tykanie

zegara. Znudzona przeglądam korespondencję i stosy ulotek lokalnych

sklepów i pizzerii. Pośród spóźnionych kartek ze świątecznymi życzeniami

znajduję białą kopertę, opatrzoną więzienną pieczęcią i napisem: „Zwrot do

nadawcy”.

Trzęsą mi się ręce, gdy rozdzieram papier. Przebiegam oczami po

nierównym pochyłym piśmie, które z pewnością należy do Jasona. Zerkam

na datę. Nie kłamał. Napisał ten list, gdy był pewien, że jego ojciec żyje.

Pospiesznie idę na górę, pokonując po dwa schody na raz, bo choć

zostałam sama w domu, mam ochotę przeczytać list w swoim pokoju. Nie

wiem, co w nim znajdę, ale jestem przekonana, że to coś bardzo osobistego.

Nadal czuję się niezręcznie, wiedząc, że korespondencja nie była

przeznaczona dla mnie, tylko dla Franka Castella. Jednak Jason chce, bym

to przeczytała, a moja ciekawość sięga zenitu.

Gdy staję w progu swojego pokoju, spoglądam na puste łóżko.

Przypominam sobie te wszystkie noce, w które Jason mnie odwiedzał.

Niemal widzę zarys jego ciała na prześcieradle. Nie mam pojęcia, czy

jeszcze kiedykolwiek go tutaj zobaczę, i ta niepewność jest chyba gorsza

niż strach przed tym, że nasz związek mógłby zakończyć się porażką.

Z ciężkim westchnieniem siadam na łóżku i rozprostowuję złożoną

kartkę. Czytam powoli słowo po słowie, starając się wszystko dobrze

zrozumieć. Im dalej brnę w tekst, tym bardziej w moich oczach wzbierają

łzy.

Może pisał to targany emocjami? Może przemawiała przez niego

nienawiść? Ale jest coś jeszcze. Zakrywam usta dłonią, by zdusić szloch.

Przyciskam kartkę do piersi i głęboko oddycham. Wstaję na drżących


nogach i podchodzę do okna. Obserwuję wirujące płatki śniegu, tak jakby

to w nich zawarta była odpowiedź na wszystkie moje pytania.

Myślę o Jasonie. Patrzę na zegar, który właśnie wybija południe.

Dokładnie za dwanaście godzin będziemy świętować nadejście Nowego

Roku. Osobno. Ja w swoim domu, tęskniąca za kimś, komu oddałam całą

siebie, Jason cierpiący po stracie ojca i moim odrzuceniu.

– Zrobię wszystko, co w mojej mocy – mówię cicho i spoglądam na

kartkę papieru. – Zrobimy to razem, Jason.


Epilog
Cześć, Tato,

tak, wiem, to powitanie jest do dupy. Pamiętam, jak zawsze

upominałeś mnie, bym nie zwracał się do Ciebie w ten sposób. To

zdradzało, że łączą nas rodzinne relacje, a podczas spotkań

z „ważnymi ludźmi” pilnowałeś, by wiedzieli jak najmniej o Twoim

życiu prywatnym. Dla nich byłem tylko Twoim podopiecznym.

Chłopakiem, który się uczy, by kiedyś zostać Twoją prawą ręką.

Dla Ciebie też jestem kimś takim, prawda? Nie własnym dzieckiem.

Tylko człowiekiem, którego kształtowałeś i szkoliłeś przez wiele lat.

W którym pokładałeś nadzieję. Ale nie ukochanym synem, z którym

puszcza się latawce i wspólnie ubiera choinkę.

Wiesz, kiedy to zrozumiałem? Dopiero wczoraj. Byłem w sierocińcu

rozdawać dzieciom prezenty. I wtedy to sobie uświadomiłem. Jestem

taki sam jak one. Mimo swoich stu dziewięćdziesięciu centymetrów

wzrostu niewiele różnię się od wystraszonego czterolatka z domu

dziecka. Moje emocje są tak samo zamrożone i nierozwinięte. Mnie

nie wolno kochać, bo tak mi kazałeś. Im – bo nie mają kogo

obdarzyć tym uczuciem.

A jednak potrafimy to robić. Zarówno ja, jak i te dzieciaki

obdarzyliśmy miłością nie prawdziwą osobę, tylko jej wyobrażenie.

One kochają idealną wizję rodziców, którzy obiecywali, że po nie

wrócą, choć nigdy tego nie zrobili. Ja kochałem wyniesioną na


piedestał postać własnego ojca. Nie dziwisz się, dlaczego piszę

w czasie przeszłym?

Nie wiem, czy czytasz ten list w pośpiechu, bo zaraz macie wyjście

na spacerniak, czy może leżysz wieczorem na swojej pryczy i masz

przed sobą wiele wlekących się godzin. Ostrzegam, będzie długo.

Ale chociaż raz spełnij moją prośbę i przeczytaj wszystko do końca.

Może zastanawiasz się, co poczułem, gdy zadzwoniłeś do mnie

i powiedziałeś, że wybierasz Willa. Chociaż znając Ciebie, pewnie

w ogóle nie obchodzą Cię moje uczucia.

A jednak chciałeś czegoś ode mnie, bo odezwałeś się ponownie.

Może to zrządzenie losu, że byłem wtedy pod prysznicem i nie

odbyliśmy tej rozmowy? Cokolwiek zamierzałeś mi powiedzieć,

cieszę się, że tego nie usłyszałem. Potrafisz sprawić, że mięknę

i robię to, czego chcesz. Bo przecież nie dzwoniłeś po to, by zapytać,

co u mnie, albo by porozmawiać o starych, dobrych czasach,

prawda?

Ha! Stare, dobre czasy! Mamy w ogóle coś takiego? Jakieś wspólne

wspomnienia ojca i syna, które po latach wywołują nostalgiczny

uśmiech na twarzy?

A zapomniałbym, jest kilka. Jak przypalasz mnie papierosami

i mówisz, że to nauczy mnie szacunku dla bólu. Jak jeden z twoich

przydupasów leje mnie i czerpie z tego chorą przyjemność, choć

nazywa to treningiem walki wręcz. A i jeszcze jak kazałeś mi

sprzedawać dragi na studiach i miałeś gdzieś, co będzie, kiedy mnie

złapią. Ważne, byś mógł trochę zarobić i osiągnąć swój cel. Taaa, to

było naprawdę zabawne.


I wiesz co? Jeszcze miesiąc temu wspominałbym to

z rozrzewnieniem. Miesiąc temu w Ciebie wierzyłem, tak jak wierzy

się w Boga – nie podając w wątpliwość tego, co nakazuje, nawet

jeśli obiektywnie rzecz biorąc, to stek bzdur. Ale wtedy nie miałem

porównania. Do czasu, aż znalazłem mój punkt odniesienia. Ginger.

Tak, wiem, teraz masz ochotę podrzeć ten list i go wyrzucić. Bo gdy

mowa o kobietach, załącza się w Tobie jakiś chory mechanizm

obronny. Proszę, wysłuchaj mnie do końca, bo jak by nie patrzeć, to

Ty popchnąłeś mnie w jej ramiona. Ty i ten chory plan, który

w ogóle nie trzymał się kupy.

To właśnie robiłeś ze mną przez te wszystkie lata. Wycisnąłeś mnie

jak cytrynę, a potem wyrzuciłeś. Zmarnowałem swoje młodzieńcze

lata na bezsensowną wiarę w Twoją chorą wizję świata. A ONA

przyszła tak po prostu, podniosła mnie i reanimowała. Przywróciła

do świata żywych, z całym jego dobrodziejstwem, którego wcześniej

nie dostrzegałem – z emocjami, szybszym biciem serca i tymi

pieprzonymi motylami w brzuchu, o których mówiłeś, że istnieją

tylko w głupich romansach.

Gdy zobaczyłem ją po raz pierwszy, czułem tylko nienawiść.

W końcu stała przede mną córka Rocka Blackwella – mężczyzny, do

którego odeszła moja matka i Twoja żona. Wtedy jeszcze naiwnie

wierzyłem, że zależy ci na Angel i wysyłasz mnie na zwiady, bo

chcesz ją odzyskać. Dałeś mi jasne wytyczne – mam zrobić coś, by

tych dwoje się ze sobą pokłóciło. Matka miała wrócić do domu, a Ty

miałeś mieć na nią oko. A raczej na jakieś tajemnicze pieniądze,

które trzyma na swoim koncie, a których bardzo potrzebujesz. Tak

mówiłeś, a ja w to wierzyłem. Czemu miałbym nie wierzyć? Twoje


słowa zawsze brałem za pewnik, a Ty wytresowałeś mnie tak, że

nigdy nawet nie próbowałem w nie wątpić.

Ginger nie jest najpiękniejszą kobietą, jaką widziałem w życiu, choć

teraz ubóstwiam każdy skrawek jej ciała. Ale wtedy? Była tylko

naiwną córeczką tatusia, która nie miała pojęcia, kogo wpuszcza do

swojego domu. I trzymała w rękach tę cholerną tacę z pierniczkami.

Miałem na nie ochotę. I w sumie nabrałem ochoty na nią, choć była

zupełnie nie w moim typie – zbyt cicha, zbyt skromna, zbyt

zwyczajna.

A jednak gdy patrzyła na mnie tymi swoimi wielkimi, wystraszonymi

oczami, gdy nawet nie podałem jej ręki na powitanie, dostrzegłem

w nich jakiś bunt. Nie odezwała się ani słowem, gdy potraktowałem

ją jak śmiecia, a jednak widziałem, że nie godzi się na to i ma

ochotę walczyć.

Wtedy zrozumiałem, że musi być jedną z tych dziewczyn, które

rozpaczliwie marzą, by wyrwać się ponad przeciętność. Chcą tego,

co zakazane, mroczne, brudne. Chcą tego, przed czym ostrzegała je

matka i chronił ojciec. Byłem tym wszystkim jednocześnie. To była

tylko kwestia czasu, aż ona to zauważy i zapragnie mnie jak niczego

dotąd na świecie.

Tak narodził się mój plan, a Ty mu oczywiście przyklasnąłeś. To

miało być dziecinnie proste – uwieść ją, a potem niby przypadkiem

wyjawić nasz związek rodzicom. Zranić, by wszystko posypało się

jak domek z kart. By zaczęła mnie nienawidzić, a jej ojciec nie

chciał znać. Nie wiem, jak zareagowałaby moja matka, ale jedno

jest pewne – te święta nie byłyby wesołe dla nikogo poza mną.
Postępowałem z Ginger dokładnie tak jak z innymi kobietami, które

kiedyś uwodziłem. Martha – sąsiadka z domu obok, Moe – siostra

mojego kumpla, Tina – koleżanka mojej matki. Nie żebym się

przechwalał.

Byłem pewny swego, bo widziałem, że to działa. Przypadkowy dotyk

sprawiał, że jej policzki momentalnie stawały się różowe. Jej upadek

z drabinki podczas przystrajania świątecznego drzewka nie był

dziełem przypadku. Gdy w pralni trzymałem w rękach jej koronkową

bieliznę, miałem ochotę przelecieć ją od razu i mieć gdzieś

konsekwencje. Byłem coraz bardziej niecierpliwy, nieostrożny

i napalony. Nie zauważyłem, że Ginger staje się moją obsesją, czymś

więcej niż tylko środkiem do celu.

Cały ten czas byłem pewien, że mam wszystko pod kontrolą. Wtedy,

gdy po raz pierwszy jej dotknąłem. Gdy celowo odsuwałem się od

niej po każdym zbliżeniu, zgodnie z zasadą marchewki i kija. Gdy

w drodze do domu jej chłopaka zająłem się nią tak jak nikt

przedtem. Gdy pieprzyłem ją na kuchennym stole, a ona pozwoliła

mi na więcej, niż się spodziewałem. Oszczędzę ci szczegółów, Twoje

serce mogłoby tego nie wytrzymać.

Pierwszego dnia była dla mnie zwyczajną, ładną, ale nie

oszałamiającą dziewczyną. Kilka dni później leżałem w swoim łóżku

i rozmyślałem o jej pełnych wargach i kuszących krągłościach.

Chodziłem spać z twardym fiutem i budziłem się z jeszcze

twardszym. Kurwa, zacząłem nawet zakradać się nocą do jej pokoju,

jak jakiś pieprzony psychopata. Już wtedy powinienem zauważyć, że

wszystko wymyka się spod kontroli.


Potem zacząłem być zazdrosny. Moi kumple mieli ochotę ją

przelecieć. Każdy z nich bez wyjątku. Nie jestem głupi, znam to

spojrzenie à la wygłodniały pies. A ona była dla nich tak kurewsko

miła, bardziej niż dla mnie. Gdy zakazała mi się do siebie zbliżać,

kompletnie oszalałem. Stała się moim zakazanym owocem, który

musiałem zerwać i posmakować.

Zagroziła, że jeśli jej dotknę, powie o nas rodzicom. O to mi przecież

chodziło. Chciałem, by to wyszło na jaw. Taki był plan. A jednak

wpadłem w panikę i robiłem wszystko, by nie puściła pary z ust. To

oznaczałoby zakończenie misji sukcesem, a jednocześnie koniec

całej zabawy i rozstanie.

Oczami wyobraźni widziałem, jak matka pakuje swoje manatki

i wyjeżdża ze mną jeszcze przed świętami. Rock patrzy na mnie jak

na zwyrodnialca i strzeże swojej córki jak oka w głowie. Nie mogłem

do tego dopuścić. Każdy dzień bez jej ciała, bez jej zapachu, był jak

tortury. Twoje przypalanie papierosami to przy tym nic, słowo.

Zabawne, myślałem, że to ja mam nad nią władzę, ale to była iluzja.

Pieprzona fatamorgana. To ona rozdawała karty. Od samego

początku. Od tego feralnego dnia, gdy przywitała mnie w progu.

Żadne z nas nie zdawało sobie z tego sprawy, ale robiła to. Dzień po

dniu docierała do mnie coraz bardziej. Sprawiała, że powoli

zaczynałem się otwierać, zdradzać swoje sekrety. Zupełnie jakby

kierowała się zasadą kropli drążącej skałę i podświadomie

wiedziała, że w końcu rozbierze mnie na czynniki pierwsze.

Ostrzegałeś mnie przed kobietami, których dotyk pali jak ogień

i sprawia, że wszystkie kolejne samotne noce są bezsenne. Ale nie

powiedziałeś mi, że potrafią być tak podstępne – pod płaszczykiem


niewinności przemycić całe pokłady pożądania i uczucia, które

zwala z nóg.

To w sumie zabawne, wiesz? Nauczyłeś mnie negocjować kontrakty

handlowe z największymi wyjadaczami z branży. Potrafiłem grać

w pokera z kamienną twarzą i blefować prawie tak dobrze, jak Ty

sam. A tu nagle okazuje się, że ograła mnie niedoświadczona

dziewczyna i zrobiła to zupełnie przypadkiem. Moje sztuczki już na

nią nie działają. Nie teraz, kiedy to ona ma nade mną władzę.

Wystarczy jedno nieśmiałe spojrzenie, jeden niewinny dotyk,

a jestem gotów zrobić dla niej wszystko.

Co do jednego miałeś rację – miłość ogłupia. Jeszcze nigdy nie

podejmowałem tylu irracjonalnych decyzji, będąc przy tym tak

bardzo szczęśliwym.

A wiesz, co jest najlepsze? Ginger nie ograła tylko mnie. Ciebie też

rozłożyła na łopatki. Rozgryzła Twoje wymyślne sztuczki, nawet jeśli

nie zrobiła tego świadomie. Nałożyłeś na mnie pancerz, odporny na

ludzkie krzywdy i emocje. Sprawiłeś, że moje oczy stały się zimne,

a ciało zdystansowane. Byłeś pewny, że pozamykałeś moją duszę na

cztery spusty. To musiało być pracochłonne i męczące, prawda? Tyle

lat nauki i dyscypliny poszło na marne. Tymczasem pewna

niepozorna dziewczyna jednym spojrzeniem złamała mój kod.

Otworzyła wszystkie zamki. Wyciągnęła ze mnie to, co przez tyle lat

starałeś się ukryć. I przewartościowała cały mój świat, odwracając

go do góry nogami.

Wiesz, jak to jest bać się o kogoś tak bardzo, że odchodzi się od

zmysłów? Ja nie wiedziałem, dopóki nie wybiegła pewnej mroźnej

nocy z domku w górach, po tym jak powiedziałem jej parę niemiłych


słów. Niemiłych to delikatnie powiedziane. Kurwa, potraktowałem ją

jak śmiecia.

Gdy znalazłem ją nieprzytomną na śniegu, wszystko się zmieniło.

Całe Twoje pieprzone kazania poszły się jebać. Zupełnie jakby ktoś

sformatował mój umysł i wgrał do niego nowe oprogramowanie. Już

wtedy uwolniłem się od Ciebie. Zrozumiałem, jak bardzo mnie

ograniczałeś. Zabraniałeś mi tego, co ludzkie i normalne. A tamtej

nocy, gdy się z nią pokłóciłem, a ona uciekła, czułem to wszystko –

kochałem i bałem się jak nigdy wcześniej.

Gdy otwarła oczy i zaczęła bredzić coś o swoich butach, byłem

najszczęśliwszym człowiekiem na ziemi. Tego nie można kupić,

wciągnąć nosem, wypić duszkiem czy wstrzyknąć sobie w żyłę. To

bezcenne, ale Ty nigdy tego nie zrozumiesz.

Myślałem, że to ja jestem silny – odporny na ból, umiejący ograć

przeciwnika. Zawsze krok przed innymi. Ale nie masz pojęcia, jak

silna potrafi być ona.

Uwierzyła we mnie, w nas, chociaż wszystkie znaki na niebie i ziemi

mówiły: to nie ma szans się udać. Wszystko dookoła krzyczało jej do

ucha, że jestem bez serca i wykorzystałem ją do własnych celów.

Zresztą Ty sam powiedziałeś jej to wprost, wtedy przez telefon.

A mimo to ona dała mi szansę. Za każdym razem gdy odsuwałem się

od niej i celowo raniłem, wracała. Za każdym razem gdy

wyjeżdżałem bez słowa, martwiła się i chciała mnie ratować.

Chowała do kieszeni własną dumę, wyciągała pierwsza rękę.

To jest właśnie odwaga i siła – zrezygnować z części siebie,

zaryzykować wszystko dla kogoś, kto nigdy nie dał nam ku temu
powodów. Ty pewnie nazwałbyś jej zachowanie brawurą

i szaleństwem. Ja powiedziałbym raczej, że to czysta miłość.

Robiłeś wszystko, bym nie poznał definicji tego słowa. Ale

odrywanie jego sensu każdego dnia z Ginger to najlepsze, co mogło

mnie spotkać. Zupełnie jakbym całe życie patrzył przez mgłę, a ona

dała mi ostrość widzenia.

Świat nadal jest zły, a ludzie to skurwiele, ale jest druga, jaśniejsza

strona – widziałem ją wczoraj w domu dziecka i widzę ją na co

dzień, patrząc Ginger w oczy. I wiem, gadam jak zakochany frajer,

ale jest mi z tym, kurwa, zajebiście.

Pewnie teraz załamujesz nade mną ręce i siarczyście przeklinasz.

W końcu popełniłem wszystkie błędy, przed którymi tak mnie

ostrzegałeś. Pozwoliłem dotknąć się kobiecie, choć mówiłeś, że

kobiecy dotyk czyni mężczyznę głuchym i ślepym na wszystko

dookoła, że usypia czujność. Zdradziłem jej wszystkie swoje sekrety,

lęki i obawy, choć ostrzegałeś, że nie można ufać nikomu. Mówiłeś,

że miłość czyni słabym. Kłamałeś. Nigdy nie czułem się silniejszy niż

teraz, gdy w końcu kogoś kocham.

To Ty byłeś moim nauczycielem, ale czas na małą zamianę ról. Teraz

ja chcę Cię czegoś nauczyć. Jesteś gotowy?

Nie mam pojęcia, czy cokolwiek do Ciebie dotrze, bo

prawdopodobnie jesteś beznadziejnym przypadkiem. Chcę jednak

spróbować pokazać Ci, jak bardzo się myliłeś.

Lekcja pierwsza: to zabrzmi brutalnie, tato, ale cały Twój tok

myślenia jest, delikatnie mówiąc, do dupy. Miłość to nie słabość, ale

siła. Miłość sprawia, że przekraczasz swoje granice. Granice tego,


co dobre i złe. Robisz rzeczy, o które byś siebie w życiu nie

podejrzewał. Nigdy wcześniej nie byłem tak bardzo zdeterminowany,

tak silny, tak pewny swego jak teraz, gdy kogoś kocham. Nigdy

wcześniej nie odczuwałem tak intensywnie bólu ani radości. Nigdy

wcześniej nie żyłem tak naprawdę.

Mają rację ci, którzy nazywają zakochanych szaleńcami. Niczego

się nie spodziewasz, a tu nagle bach! Jesteś jak naćpany i myślisz

tylko o NIEJ. Miłość osiada w twoim sercu jak pasożyt. Jesteś od

niej zależny, choć przecież jeszcze niedawno świetnie radziłeś sobie

w pojedynkę. Teraz? Jesteś na tyle silny, by z jej pomocą przenosić

góry i jednocześnie zbyt słaby, by przeżyć bez niej kolejny dzień.

Tę pseudofilozoficzną gadkę odziedziczyłem chyba po Tobie. Ale

szczerze? Potrzebuję przelać to wszystko na papier – nie tylko dla

Ciebie. Przede wszystkim dla siebie, by uporządkować bałagan

w swojej głowie.

Możesz się śmiać i nazywać mnie beznadziejnie zakochanym

świrem, ale tak właśnie czuję. I nie powiem, to przerażające

i ekscytujące jednocześnie. A jednak mam zamiar brnąć w to dalej,

bo jak to mówią, żyje się tylko raz, a ja dopiero niedawno

zrozumiałem sens tego zdania.

Zawsze byłeś jedyny i najważniejszy, tato. Matka była ciągle obok

mnie, ale na drugim miejscu. To Ty zrobiłeś ze mnie mężczyznę

i nauczyłeś rzeczy, dzięki którym poradzę sobie w życiu. Ale nie ma

nic za darmo, prawda?

Nikt nie wróci mi mojego zmarnowanego dzieciństwa i szalonych,

nastoletnich lat, które przeciekły mi przez palce. Nikt nie nauczy

mnie z dnia na dzień, jak okazywać emocje, traktować innych ludzi


z szacunkiem i bawić się w to całe gówno zwane przystosowaniem

społecznym. To będzie żmudny i długi proces. A jednak ONA

próbuje. Każdego dnia.

Ona jest moją siłą i jeśli ktokolwiek będzie chciał mi ją odebrać,

wtedy obiecuję, Twoje lekcje tortur i zadawania śmiertelnych ciosów

nie pójdą na marne. Chociaż raz wykorzystam je w słusznym celu –

by chronić czyjeś życie, a nie tylko je niszczyć.

Nie masz już nade mną władzy, tato. I to wcale nie dlatego, że

wybrałeś Willa, choć nie powiem, zabolało mnie to kurewsko mocno.

Teraz należę do kogoś innego – kogoś, kto mnie szanuje, traktuje na

równi i pozwala odejść, kiedy tego potrzebuję. Ten ktoś zawsze na

mnie czeka. Nie próbuje mnie ulepszać i zmieniać. Daje mi czas.

Pozwala popełniać błędy. Daje mi siebie w stu procentach.

Jeśli doczytałeś do tego momentu i nie zasnąłeś, to masz mój

szacunek. Ale nie szanuję Cię za nic więcej poza tym. Nie jesteś już

dla mnie wzorem do naśladowania, a Twoje poglądy nie są moimi

poglądami. Niech teraz Will robi to, co planowałeś dla mnie.

Nie zmuszaj mnie do zmiany zdania. Od teraz żadne potajemne

telefony nie wchodzą w grę. Z chwilą gdy piszę ten list, przestajesz

dla mnie istnieć.

Nie szantażuj mnie, nie napuszczaj na mnie swoich ludzi. Będę się

bronił. A jeśli Ginger albo komukolwiek innemu z mojej rodziny

stanie się krzywda, będę działał tak, jak mnie tego nauczyłeś –

powoli, by zadać jak największe cierpienie.

Może nie jestem dobrym człowiekiem. Może na nią nie zasługuję.

Ale chcę to zmienić i będę to robił każdego pieprzonego dnia. Ani


Tobie, ani nikomu innemu nie uda się mnie powstrzymać. I wiesz

co? Jest jeszcze coś. Miałem o tym nie wspominać, ale niech to

szlag, może to też czegoś Cię nauczy.

Gdy byłem rozdawać prezenty w domu dziecka, poznałem pewnego

chłopca. Ma na imię Matthew i ma najmądrzejsze i najsmutniejsze

oczy, jakie w życiu widziałem. Kiedy go zobaczyłem, pomyślałem, że

chciałbym kiedyś zostać ojcem. Nie takim jak Ty. Prawdziwym,

dobrym ojcem.

Może porywam się z motyką na słońce, bo nie mam pojęcia, jak się

wychowuje dzieci. Nie miałem wzorca, bo Ty mnie nie

wychowywałeś, tylko tresowałeś.

Wiedziałeś, że zasypka dla niemowląt to coś, co nie ma nic

wspólnego z zasypianiem? Albo że Anna i Elsa z Krainy lodu nie są

siostrami? To tylko teoria, ale mam zamiar dokładnie ją sprawdzić.

Wczoraj wyczytałem to w internecie. Człowiek uczy się całe życie. A

ja nauczę się tego wszystkiego, gdy kiedyś zostanę ojcem.

Powinienem jakoś podsumować ten list, ale nie potrafię. Nie wiem,

czy zgnijesz w więzieniu, czy wyjdziesz na wolność i znów będziesz

pławił się w luksusach. Nie mam pojęcia, czy zmądrzejesz, czy może

nadal będziesz wierzył w swoje herezje i traktował ludzi dookoła jak

wrogów. Nie obchodzi mnie to, bo nie jesteś już moim ojcem.

Mam nadzieję, że zmienisz testament, bo niczego od Ciebie nie chcę.

Mam nadzieję, że nikt już Cię nigdy nie pokocha, bo na to nie

zasłużyłeś. Mam nadzieję, że gdy będziesz umierał, choć przez

chwilę będziesz żałował.

Jason
Mikołajkowy rozdział specjalny

Jason

NIENAWIDZĘ ŚWIĄT. Okej, może to zbyt ostre określenie. Polubiłem je, odkąd
pewna szurnięta fanka świątecznych dekoracji zawróciła mi w głowie.

Jednak nadal nie lubię rodzinnych spotkań przy stole i rozmów o niczym,

a właśnie dziś mnie to czeka.

– A mówią, że to kobiety długo się szykują. – W progu staje moja

dziewczyna.

Nie byłbym sobą, gdybym nie zlustrował jej od góry do dołu. Zawsze

wygląda obłędnie. Nieważne, czy ma na sobie dres, czy tak jak teraz

elegancką sukienkę. Oczywiście najlepiej wygląda, gdy stoi przede mną

nago. Tak, zdecydowanie to mój ulubiony widok. Właśnie to sobie

wyobrażam i…

– Znów to robisz.

– Co niby?

– Gapisz się.

– Myślałem, że już się przyzwyczaiłaś. – Pokazuję jej język.

– To nie takie proste, gdy patrzysz na mnie w TEN sposób. – Unosi

jedną brew w ten swój seksowny sposób.


Wybucham śmiechem, a ona się rumieni i przygryza wargę. Minął rok.

Pieprzony rok, odkąd w pewien grudniowy dzień wtargnąłem do jej domu

i omal nie wytrąciłem jej z rąk tacy z piernikami. A ona nadal potrafi

rumienić się pod wpływem mojego spojrzenia. Nadal wstydzi się, gdy

widzi, jak bardzo jej pragnę. A jednocześnie chwilę później potrafi dosiąść

mnie jak rasowa kusicielka i prosić, bym ją pieprzył. Kobiety! Ten, kto

powiedział, że powinni dawać do nich instrukcję obsługi, był

najmądrzejszym człowiekiem na tej planecie.

Rok temu, tamtego pamiętnego dnia, gdy pierwszy raz przekroczyłem

próg jej domu, patrzyłem na nią dokładnie tak jak teraz – pragnąłem jej,

choć tylko w czysto fizyczny sposób. Chciałem ją mieć, tak jak chce się

mieć kolejne trofeum na swojej półce. Była zbyt grzeczna i zbyt przeciętna,

tak mi się przynajmniej wtedy wydawało, ale chciałem jej w swoim łóżku,

by przekonać się, co tak naprawdę potrafi.

Ginger była ładnym, choć niczym niewyróżniającym się celem do

osiągnięcia. Miałem ochotę ją odhaczyć, tak jak odhacza się kolejne

wykonane zadanie. Zresztą ona coś o tym wie – uwielbia wykreślać

zrealizowane punkty ze swojej listy. Na początku grudnia założyła nawet

specjalny zeszyt. „Lista świątecznych potraw, lista prezentów, spis

dekoracji świątecznych, lista pozycji seksualnych do wypróbowania

z Jasonem…”. Ta ostatnia lista jest zdecydowanie najciekawsza! I jestem za

tym, by odhaczyć z niej jak najwięcej punktów!

Coś się zmieniło. Ginger stała się dla mnie czymś więcej niż tylko

wyzwaniem. Ta niepozorna dziewczyna przewróciła mój świat do góry

nogami, zmieniła mnie, a przy okazji zmieniła siebie. A może to ja ją

zmieniłem?

Sam przez ten rok przeszedłem metamorfozę. Odzyskałem spokój.

Kiedy policja złapała Willa, mogłem na dobre zamknąć rozdział związany


z moim ojcem.

– Jesteś już gotowy? – Przestępuje z nogi na nogę. Muszę przyznać, że

są cholernie zgrabne. Dziś włożyła te swoje niebotycznie wysokie bordowe

szpilki.

– Może jednak zostaniemy w domu? – proponuję i podchodzę do niej.

Widzę, jak przełyka ślinę i podnosi na mnie swój niewinny wzrok.

Znam ją wystarczająco długo, by wiedzieć, że to tylko pozory. W tej

anielsko wyglądającej głowie właśnie kiełkuje jakiś diabelski plan ze mną

w roli głównej.

– Wiesz, że wszyscy czekają – mruczy, przejeżdżając czerwonym

paznokciem wzdłuż mojego krawata. Chwyta jego koniec i przyciąga mnie

do siebie. Jej niesamowite cycki rozpłaszczają się na moim torsie. Znów nie

włożyła stanika.

Jednym słowem, chce, żebyśmy poszli na tę przeklętą kolację,

a jednocześnie właśnie mnie prowokuje i robi wszystko, byśmy zostali na

resztę dnia w łóżku. Kobiety! Mówiłem już, że nie rozumiem ich logiki?

– Ale jeśli będziesz grzeczny, to wrócimy szybko do domu i…

– Ciociu Ginger? Czy mogę zabrać ze sobą swój prezent?

Odskakujemy od siebie, gdy małe tornado wpada do sypialni. Przelatuje

między naszymi nogami, robi dwa okrążenia dookoła łóżka, a potem znika.

Nadal nie mogę uwierzyć w to, że nasi rodzice wkopali nas w opiekę

nad Noah. Moja matka nie wiedzieć czemu zgodziła się, by syn jej wiecznie

zapracowanej siostry spędził w Bostonie kilka przedświątecznych dni.

Ciotka Candice, która wzięła ślub po raz trzeci i sześć lat temu urodziła

tego wcielonego diabła, oczywiście bardzo się ucieszyła – w końcu

świąteczny manikiur i rajd po galeriach handlowych są odrobinę łatwiejsze,

gdy nie ma się przy sobie dziecka. Nie da się ukryć, że jest cwana, bo
podrzuciła swojego syna do domu Rocka i Angel i zamierza odebrać go

dopiero w przeddzień świąt.

Żeby tego było mało, Noah tak polubił moją dziewczynę, że płaczem

i słodkimi oczami wymusił całe dwa dni pobytu u nas. Czterdzieści osiem

godzin z ruchliwym sześciolatkiem. Oczywiście moja matka nie

przyklasnęła temu pomysłowi, Ginger wyglądała na wniebowziętą, więc

ostatecznie się zgodziłem.

Cholera, nie mam nic przeciwko dzieciom, ale miałem inne plany. Seks

podczas robienia pierniczków, obmacywanie w przerwie od ubierania

choinki… Mieszkamy z Ginger tylko we dwoje już od pół roku, a ja nadal

nie mogę się tym nacieszyć.

– Noah! Nie możesz zabrać tego ze sobą, słyszysz?! – krzyczy Ginger,

ale odpowiada jej głucha cisza, bo chłopiec już wybiegł z pokoju. – Święta

dopiero za kilka dni. Nie rozumiem, dlaczego dałeś mu prezent już dziś. –

Patrzy na mnie z wyrzutem.

– Bo chciałem mieć odrobinę świętego spokoju. Daję słowo, to dziecko

nie potrafi usiedzieć na miejscu. – Wzdycham. – I wierz mi, cieszę się, że

ten mały potwór dzisiejszą noc spędzi już u naszych rodziców.

Tak naprawdę dałem Noah prezent wcześniej, bo nie mogłem doczekać

się jego reakcji. Chciałem widzieć te lśniące oczy i usłyszeć okrzyk radości.

Oczywiście nagadałem mu jakichś bzdur o Świętym Mikołaju. Ponoć

spotkałem go w sklepie. Dziwnym trafem trzymał w ręku prezent dla niego

i przeglądał dział z alkoholami, żeby, bo jakżeby mogło być inaczej, kupić

wujkowi jakąś dobrą whiskey. No bo przecież byłem w tym roku bardzo

grzeczny i zasłużyłem na prezent, prawda? Tak więc Noah dostał

pneumatyczną wyrzutnię hiperpocisków Ben 10, czymkolwiek to jest, a ja

swojego johnniego walkera (ku niezadowoleniu Ginger). Pfff, zazdrości


nam, bo ona jeszcze nic nie dostała. Ale cierpliwości, mam dla niej coś

specjalnego.

– Nie złość się. Gdy wrócimy do domu, sprawię, że zapomnisz

o prezentach i tej pieprzonej kolacji. Zapomnisz nawet, jak się

nazywasz… – Ponownie przyciągam Ginger do siebie i wsuwam dłonie pod

dopasowaną sukienkę.

Ściskam jej tyłek i słyszę, jak głośno wciąga powietrze. Gdy czuję pod

palcami gładką, ciepłą skórę, tracę zmysły. To już oficjalne – musimy

odwołać kolację. Przecież nie pójdę tam ze wzwodem.

– Ściągnij majtki i zostaw je w domu – szepczę jej do ucha i pociągam

za cienki koronkowy materiał. Ginger w odpowiedzi zdziwiona unosi

brwi. – No co? To będzie nasza coroczna tradycja. Świąteczne macanko

pod stołem – tłumaczę.

– Ale z ciebie dzieciak! – Prycha i przewraca oczami, a potem

wyswobadza się z moich objęć, staje przed lustrem i poprawia sukienkę.

– Przecież to bardzo dobry pomysł – burczę do siebie pod nosem.

– Nie martw się, ten wieczór szybko zleci. – Podchodzi do mnie po

chwili i całuje w policzek. Mój fiut drga i daje mi znać na migi, że taki

pocałunek to stanowczo za mało i oczekuje czegoś więcej. No to jest nas

dwóch, stary. Póki co możemy tylko pomarzyć.

Pół godziny później modlę się tylko o to, by nie strzelić jakiejś gafy.

Normalnie nie krępuję się przy Rocku i mojej matce, ale przy stole siedzi

jeszcze babcia, która odwiedza nas góra dwa razy do roku. Ta

dystyngowana starsza pani patrzy na mnie spod zmrużonych powiek i mam

wrażenie, że zna wszystkie moje sekrety. Także ten, że mój penis nadal stoi,

bo obok mnie siedzi jej wnuczka, która nie założyła stanika i tak
oszałamiająco pachnie. Wczoraj do późnej nocy piekła pierniczki i jej skóra

nadal nosi na sobie ten apetyczny korzenny aromat, który tak uwielbiam.

Poprawiam dłonią wybrzuszenie w spodniach i wsuwam się bardziej

pod stół, by nikt nie zauważył. Moja matka, jak zwykle z nienaganną

fryzurą na głowie i w idealnie wyprasowanej garsonce, wygląda jak

skrzyżowanie Krystle z Dynastii i Brooke z Mody na sukces. Na całe

szczęście Rock nie przypomina Ridge’a i ma na sobie swoją codzienną

kraciastą koszulę.

Omiatam wzrokiem salon. Wszystko jest wysprzątane na błysk, a w

kącie pokoju stoi okazała choinka. Stół ugina się pod ciężarem potraw,

a ogromny indyk znajduje się w samym jego centrum. Choć oficjalny

świąteczny obiad dopiero za kilka dni, moja matka jak zwykle musiała

zrobić próbę generalną wcześniej.

– Kiedy będą prezenty? – Noah szarpie za rękaw mojej koszuli.

– Święta są dopiero w czwartek – informuje go moja matka. – W środę

w nocy przyjdzie do ciebie Święty Mikołaj i zostawi pod choinką prezenty.

Rano, gdy się obudzisz, będziesz mógł je otworzyć.

– Czy to przyjdzie ten sam Mikołaj, którego wujek Jason spotkał

wczoraj w sklepie? – Noah nie daje za wygraną. Wszyscy patrzą na niego

pytająco, a ja mam wrażenie, że grunt pali mi się pod nogami. – Ten sam,

który przyniósł mi hiperwyrzutnię? I ten sam, który przyniósł wujkowi

wielką butelkę whiskey?

Poluzowuję swój krawat, bo nagle zrobiło mi się dziwnie gorąco. Słyszę

nerwowe kaszlnięcie Ginger, a potem czuję jej dłoń na swoim kolanie.

Moja dziewczyna! Zawsze wie, jak dodać mi otuchy.

– Jason tak ci powiedział? – Głos mojej matki brzmi niewinnie, ale

patrzy wprost na mnie i to nie jest przychylne spojrzenie.


– Tak, mówił, że spotkał go w sklepie. Szkoda tylko, że Mikołaj nie

przyniósł nic dla cioci Ginger, ale wujek mówi, że to dlatego, że była

bardzo niegrzeczna.

Wypijam duszkiem zawartość kieliszka, ale to nie pomaga. Noah gada

jak najęty i sprowadza na mnie katastrofę.

– Ale wujek powiedział też, że ciocia Ginger dostanie swój prezent

dzisiaj wieczorem. Mówił, że wtedy przyjdzie do niej Mikołaj i będzie mieć

dla niej coś długiego i twardego. Nie wiem, co to może być, wujek nie

chciał powiedzieć. Może narty? Chociaż ciocia chyba nie umie jeździć na

nartach…

– Noah, zjedz indyka, zanim ostygnie. – Ginger próbuje ratować

sytuację, ale to na nic. Jej babcia jest już czerwona, a ojciec mamrocze coś

pod nosem. Wzrok mojej matki spoczywa na mnie i próbuje mnie zabić.

– Ciociu, wujek mówił jeszcze, że dziś w nocy będziesz krzyczeć, tak

bardzo będziesz cieszyć się z prezentu od Mikołaja. To głupie. Ja nie

cieszyłbym się, gdybym dostał narty.

Po tych słowach zapada długa i bardzo krępująca cisza.

– To może włączę coś świątecznego. Kto ma ochotę posłuchać

Michaela Bublé? – Rock wstaje od stołu i jestem mu cholernie wdzięczny

za to, że przybył mi z odsieczą.

– Jak podróż? Słyszałam, że samoloty mają straszne opóźnienia

z powodu tych zamieci. – Moja matka zagaduje babcię, która

prawdopodobnie ma teraz stan przedzawałowy.

Noah na szczęście przestał gadać i zajął się rozrywaniem indyka na

strzępy. Korzystam z okazji, że w końcu nie jesteśmy w centrum uwagi,

i ściskam dłoń Ginger, która nadal spoczywa na moim kolanie. Spoglądam

na nią ukradkiem i widzę, jak przez jej twarz przemyka uśmiech.


Wstrzymuję powietrze, gdy nagle nakierowuje moją dłoń pod swoją

sukienkę, dokładnie między uda.

Patrzę na nią zdziwiony, ale ona mnie ignoruje i popija spokojnie wino.

Nie potrzebuję dalszej zachęty. Sunę palcami coraz wyżej, aż w końcu

napotykam swoje ulubione miejsce na jej ciele – miejsce, któremu zawsze

poświęcam bardzo dużo uwagi. A sądząc po tym, co czuję pod palcami, gdy

go dotykam, to miejsce jest na mnie bardzo gotowe.

– Nie włożyłaś majtek – szepczę w jej stronę.

– Sam mnie o to prosiłeś, pamiętasz? Kultywowanie tradycji czy jak to

tam nazwałeś.

Śmieję się pod nosem. Za to właśnie ją kocham – z zewnątrz jest

spokojna i ułożona, ale w środku to prawdziwy diabeł.

Może to niewłaściwe, bo przecież przy stole siedzą nasi rodzice, babcia

i Noah, a jednak to właśnie jesteśmy my – zakochani w sobie do

szaleństwa, choć może nie do końca normalni. Zresztą normalność jest

przereklamowana. To właśnie szaleństwo wywołuje emocje i to właśnie

ludzie z pierwiastkiem szaleństwa przeżywają życie najpełniej.

Moje palce muskają wrażliwe miejsce, a Ginger cicho wzdycha. Mam

zamiar kontynuować, nie licząc się z konsekwencjami. W ostateczności jej

babcia mnie znienawidzi, a nasi rodzice przestaną się do nas odzywać.

– Ciociu, chodź ze mną do łazienki.

– Przecież znasz drogę, skarbie.

– Tak, ale się boję.

– W takim razie chodźmy. – Ginger rzuca mi wymowne spojrzenie, po

czym wstaje od stołu, opuszcza jadalnię wraz z Noah i zostawia mnie

samego i napalonego.

Gdy po dwóch godzinach wracamy do domu, nadal nie mogę uwierzyć

w swoje szczęście. Babcia mnie nie zabiła, a moja matka nie prawiła mi
kazań. To cud. A najlepsze jest to, że Noah został pod opieką naszych

rodziców, więc w końcu ja i Ginger jesteśmy sami. Mam niecny plan – będę

mógł zamienić się w niegrzecznego Mikołaja i dać jej to, na co zasłużyła.

– Co tam masz? – pytam, gdy moja dziewczyna staje w progu. Trzyma

w ręku podłużną papierową torebkę w świąteczny wzorek.

Siedzę przy stole i popijam whiskey. A, i jeszcze coś – nie mogę się

doczekać, aż będę miał ją tylko dla siebie.

– A, chodzi ci o to? – Ginger spogląda na to, co trzyma w dłoni. – To

prezent od twojej mamy. Oczywiście dodatkowy, bo przecież nie byłaby

sobą, gdyby nie kupiła nam drogiej, zupełnie niepotrzebnej zastawy

stołowej i biletów do spa.

– To co ona znów wymyśliła?

– To wałek. – Ginger macha torebką przed moimi oczami i się rumieni.

– Wałek?!

– Do ciasta.

– Wiem, do czego służy wałek. I oboje doskonale wiemy, że nie tylko

do rozwałkowywania ciasta. – Uśmiecham się przebiegle.

Z tym przedmiotem wiąże się kilka gorących historii, bo skoro oboje

z Ginger lubimy seks analny, to pewnego dnia, podczas akcji na blacie

w kuchni, postanowiliśmy wykorzystać wałek. Stał się jednym z naszych

regularnie używanych gadżetów i choć moja dziewczyna mówi, że skoro

używamy go „w tym celu”, musimy być zdrowo pieprznięci, mam to

gdzieś. Ja, ona i końcówka wałka do ciasta to bardzo gorące trio.

– A dlaczego kupiła akurat wałek?

– Powiedziała, że ten, który mamy, wygląda na trochę… hmm…

zużyty. – Ginger wpatruje się w podłogę i nerwowo miętosi w dłoniach

prezent. Uwielbiam, gdy się wstydzi, i cholernie mnie to podnieca.


– Zużyty, powiadasz… – Silę się na poważny ton, a po twarzy Ginger

błąka się zadziorny uśmiech.

Odstawiam pustą szklankę na stół i powoli się podnoszę. Patrzę na nią

wygłodniałym wzrokiem. Ma na sobie cienki, różowy top i tak, zgadliście,

nie ma pod nim stanika. Włosy związała w niedbały kok i nie ma na twarzy

ani grama makijażu. I jest najpiękniejsza na świecie. Ale nie byłbym sobą,

gdybym nie dodał czegoś jeszcze: jej tyłek wygląda niesamowicie w tych

czarnych legginsach.

Podchodzę do niej powoli. Widzę, jak oblizuje usta. Wcale jej się nie

dziwię – nie mam na sobie koszulki, a przez ostatni rok wziąłem się za

siebie i ćwiczyłem cztery razy w tygodniu. Teraz ma przed oczami tego

efekty i nie mam nic przeciwko, by zamruczała z zadowolenia.

– Myślę, że to całkiem praktyczny prezent. Przyda nam się. – Wyciąga

z opakowania wałek i obraca go powoli w dłoniach, mając przy tym minę

niewiniątka. Obserwuję, jak przejeżdża palcami po smukłym, gładkim

uchwycie. Czuję suchość w ustach. Ta dziewczyna wie, jak mnie

torturować.

Nie wytrzymuję dłużej, podchodzę jeszcze bliżej i zaborczo obejmuję ją

w talii.

– Dobrze sobie radziłeś z Noah. Masz świetne podejście do dzieci. –

Spoglądając mi w oczy, przejeżdża paznokciami po moim nagim torsie.

– Żartujesz?! Po tych dwóch wspólnych dniach jestem wrakiem

człowieka.

– Też jestem zmęczona, ale mnie nie oszukasz, widziałam, że zabawa

z nim sprawia ci przyjemność.

– Mówisz o zabawie w rzucanie we mnie klopsikami z obiadu czy może

o rysowaniu flamastrami po mojej ulubionej koszulce? – Udaję urażonego,


ale Ginger dobrze mnie zna i doskonale wie, że tylko się droczę. – Masz

rację. Fajny z niego gość, chociaż trochę zbyt ruchliwy.

– Wciąż myślisz o Matthew, prawda? – Nagle zmienia temat i zaskakuje

mnie swoim pytaniem.

– A ty?

Kiwa głową. Tydzień temu znów byliśmy w tamtym domu dziecka. Od

zeszłorocznej wyprawy z prezentami odwiedziliśmy go kilka razy.

– Skoro jesteśmy zdecydowani, to na co czekać? – Ginger nie ustępuje.

– Nie uda się. Nie dadzą go nam.

– Bzdury. Musimy po postu być cierpliwi. Procedury adopcyjne długo

trwają.

– A co, jeśli się nie nadaję? – Patrzę na nią niepewnie. – Nie wiem, jak

to się robi. Nie miałem dobrego wzorca – dodaję i myślę o swoim ojcu.

– Przez te kilka dni z Noah udowodniłeś, że jesteś do tego stworzony.

Zresztą, dzieci nie chcą idealnych rodziców. Pragną kogoś, kto będzie je

kochał.

– Chcę tego, po prostu muszę mieć pewność, że jestem gotowy.

Ginger kiwa głową i gładzi mnie po policzku, a ja przytulam ją

i wdycham ten kojący, imbirowy zapach. Gdyby miłość do niej miała

kalorie, ważyłbym teraz więcej niż zawodnik sumo.

To jest właśnie to, w czego istnienie wcześniej nie wierzyłem. Jakaś

niewidzialna nić porozumienia, coś, co nie wymaga wzniosłych słów czy

wielkich gestów. Nie musimy nawet nazywać tego, co jest między nami, bo

oboje wiemy, że to coś cholernie ważnego i prawdziwego.

– Czy byłaś w tym roku grzeczna? – Odsuwam się od niej i uśmiecham

się diabelsko.
– Hmm… Niech pomyślę… Ujarzmiłam jednego bardzo złego

i dziwnego typa spod ciemnej gwiazdy. Beznadziejny przypadek, a jednak

teraz je mi z ręki – odpowiada z udawaną nonszalancją, a ja daję jej za to

lekkiego klapsa.

Wcale nie jem jej z ręki. Nie jestem pantoflarzem, do cholery! No,

może czasem.

– Myślę, że to bardzo dobry uczynek. Zasłużyłaś na prezent. – Gładzę

jej pośladki. Marzę o tym, by wymierzać jej klapsy w goły tyłek

i obserwować, jak moja dłoń zostawia na nim czerwone ślady. Zastanawiam

się, w jaki sposób ściągnąć z niej te przeklęte legginsy. Może po prostu je

rozerwę? Byłoby szybko i widowiskowo.

– Czy to znaczy, że dostanę narty? – Ginger parska śmiechem

i nawiązuje do paplaniny Noah.

– Nie. Ale to będzie coś równie twardego i długiego – odpowiadam

z błyskiem w oku.

– Nie przesadzaj z tym rozmiarem, „Panie Wielkie Ego”.

Nagle słyszymy dzwonek do drzwi. Przeklinam głośno, bo nie mam

pojęcia, kto może niepokoić nas o tej porze w przeddzień świąt.

– Otworzę. – Wzdycham i niechętnie wkładam koszulkę.

Mam ochotę zignorować tego kogoś, kto dobija się na zewnątrz. Nawet

jeśli to Święty Mikołaj.

– Jeff?! – Staję w progu i ze zdziwieniem patrzę na mojego kumpla.

Tak, dokładnie tego samego, któremu obiłem ostatnio twarz, bo naśmiewał

się z mojego tatuażu. – Miałeś przyjść jutro.

– Nie wytrzymam do jutra z tym małym skurwielem! Pogryzł moją

najlepszą skórzaną kurtkę! Rozerwał ją na strzępy! I obsikał mój

kombinezon motocyklowy. Jak niby mam wyrywać panienki, skoro wali

ode mnie psimi szczynami?!


– Nie dramatyzuj…

– Masz go ode mnie natychmiast zabrać!

– Tak właśnie zachowują się szczeniaki. Wszystko gryzą i sikają, gdzie

popadnie.

– To nie szczeniak, to pieprzony armagedon!

– Co tam się dzieje, Jason?! – Z głębi domu dobiega głos Ginger.

Panikuję. Nie może wiedzieć, co jest grane. Nie taki był plan.

– Okej, daj mi go – mówię niechętnie i biorę od Jeffa karton.

– Uważaj, jest niepozorny, ale to prawdziwa bestia.

Ignoruję jego uwagę i chwilę rozmawiamy o wszystkim i o niczym.

Chcę, by już sobie poszedł, bo nadal mam ochotę na moją imbirową

dziewczynę.

– Dobra, spadam. Muszę ogarnąć chatę. Wygląda jak pierdolony burdel.

Wszystko przez tego kundla! – Jeff się unosi, a potem idzie w stronę swojej

yamahy.

– Twoja chata zawsze wygląda jak burdel! – wykrzykuję, ale zagłusza

mnie ryk silnika. Nie mam pojęcia, jakim cudem mój kumpel przywiózł ten

duży karton na swoim motocyklu.

Wracam do kuchni, ostrożnie stawiam pudełko na podłodze i rozglądam

się w poszukiwaniu Ginger, ale nigdzie jej nie widzę. Dopiero po kilku

minutach pojawia się na progu i przygląda mi się podejrzliwie.

– Co to jest? – Wskazuje na karton.

– Prezent. Miał przyjść jutro, ale pojawiły się pewne komplikacje.

Ginger chce coś powiedzieć, ale nie ma czasu, bo z pudła wyskakuje

mała puchata kulka i zaczyna ją obwąchiwać. Moja dziewczyna podskakuje

i nie mam pojęcia, czy jest bardziej zaskoczona, czy przerażona.

– Pies?!
– Ciastek. Wiem, że wygląda jak lis, ale to pies. To rasa pomsky –

wyjaśniam jej. – Imię pasuje do jego umaszczenia – dodaję i głaszczę rude

futerko.

– Ciastek… Ładnie. – Ginger wpatruje w szczeniaka, który pędzi jak

szalony do kuchni. Jeśli myślałem, że Noah jest wulkanem energii, to

byłem w błędzie. Ten pies jest jeszcze gorszy.

– Wesołych świąt, Cookie. – Podchodzę do swojej dziewczyny i całuję

ją w nos. Nagle ze zdziwieniem odkrywam, że jej policzki są mokre od łez.

– Hej, co się stało?! Nie chcesz psa? – Zaczynam panikować. – Byłem

pewien, że ci się spodoba. Sama mówiłaś, jeszcze podczas przeprowadzki,

że taki duży dom to idealne miejsce dla jakiegoś zwierzaka.

– Przepraszam, wzruszam się jak kretynka. Po prostu zawsze chciałam

mieć psa. To było na mojej liście…

– Wiem, wiem – wchodzę jej w słowo. – Na liście „Najlepsze

świąteczne prezenty ever”. Znam twoje listy na pamięć. Szczególnie lubię

tę o nazwie „Lista pozycji seksualnych do wypróbowania z Jasonem”.

Ginger ociera wierzchem dłoni łzy i parska śmiechem.

– Nie chcę psuć romantycznego nastroju, ale Ciastek właśnie gryzie

nasz nowy wałek – stwierdzam, bo kątem oka widzę, jak pies niesie

w pysku prezent od mojej matki.

– Cóż, będziemy musieli kupić nowy. Bo nie zamierzam rezygnować

z pieczenia ciasteczek. – Ginger mruga do mnie i już wiem, że wcale nie

chodzi jej o pichcenie w kuchni, tylko o zupełnie inne wykorzystanie

wałka.

– To skoro Ciastek zajmuje się wałkiem, co powiesz na wspólny

prysznic? – proponuję, a potem pochylam się i ją całuję. Jej usta są

nabrzmiałe od płaczu i smakują słonymi łzami. Myślałem, że nie mogę

kochać jej bardziej, ale byłem w błędzie.


– Prysznic? – Przygryza wargę i patrzy na mnie lubieżnie.

Nie odpowiadam. Biorę ją w ramiona, a ona wtula się w moją szyję.

– Ciastek, zostań. Pilnuj domu. I zajmij się wałkiem – instruuję psa. –

Tylko pamiętaj: po wałku nic nigdy nie jest już takie samo.
Spis treści:
Okładka

Karta tytułowa

Prolog

Rozdział 1

Rozdział 2

Rozdział 3

Rozdział 4

Rozdział 5

Rozdział 6

Rozdział 7

Rozdział 8

Rozdział 9

Rozdział 10

Rozdział 11

Rozdział 12

Rozdział 13

Rozdział 14

Rozdział 15

Rozdział 16

Rozdział 17

Rozdział 18

Rozdział 19

Rozdział 20

Rozdział 21
Rozdział 22

Rozdział 23

Rozdział 24

Rozdział 25

Rozdział 26

Rozdział 27

Rozdział 28

Rozdział 29

Rozdział 30

Rozdział 31

Rozdział 32

Rozdział 33

Epilog

Mikołajkowy rozdział specjalny

Karta redakcyjna
Redaktorka prowadząca: Joanna Pawłowska

Wydawczyni: Joanna Pawłowska

Redakcja: Ida Świerkocka

Korekta: Małgorzata Denys

Projekt okładki: Łukasz Werpachowski

Zdjęcie na okładce: @ svetikd / Istockphoto.com

Copyright © 2021 by Anna Langner

Copyright © 2021, Niegrzeczne Książki an imprint of Wydawnictwo

Kobiece Łukasz Kierus

Wszelkie prawa do polskiego przekładu i publikacji zastrzeżone.

Powielanie i rozpowszechnianie z wykorzystaniem jakiejkolwiek techniki

całości bądź fragmentów niniejszego dzieła bez uprzedniego uzyskania

pisemnej zgody posiadacza tych praw jest zabronione.

Wydanie elektroniczne

Białystok 2021

ISBN 978-83-67069-37-3

Bądź na bieżąco i śledź nasze wydawnictwo na Facebooku:

www.facebook.com/kobiece
Wydawnictwo Kobiece

E-mail: redakcja@wydawnictwokobiece.pl

Pełna oferta wydawnictwa jest dostępna na stronie

www.wydawnictwokobiece.pl

Na zlecenie Woblink

woblink.com

plik przygotowała Katarzyna Rek

You might also like