Professional Documents
Culture Documents
Tłumaczyła
Ewa Bobocińska
Tori Carrington
Nieprawdopodobne...
Quinn powoli przejechał palcem po wilgotnej od potu
skórze Dee – wzdłuż delikatnie zarysowanej linii kręgo-
słupa, aż do rozkosznie kształtnych pośladków. Zamru-
czała przez sen i instynktownie wygięła się ku niemu,
poddając pieszczocie. Nawet przez sen natychmiast zare-
agowała na jego dotyk w sposób wzbudzający w nim
najbardziej elementarne tęsknoty.
Leżał u jej boku i analizował w myślach wydarzenia
ostatnich czterech godzin, zastanawiając się, czy jeszcze
kiedykolwiek zdoła postrzegać świat tak, jak przedtem.
Nie musiał nawet zamykać oczu, by ujrzeć obraz siedzącej
na nim Dee – z twarzą przepełnioną zmysłowym za-
chwytem, gdy wpatrywała się, jak ich ciała łączą się
38 Tori Carrington
– O Boże!
– No właśnie – odparł Quinn.
Nic nie jest w porządku 71
Kowbojskie buty zaszurały i wkrótce skrzyżowały się
ze sobą. A więc Quinn oparł się plecami o drzwi. Dulcy
rzuciła okiem na zamek. Jeden drobny ruch, a wpadłby
nagle do środka i wylądował wprost na niej. Poczuła nagłą
suchość w ustach i powiodła językiem wzdłuż dolnej
wargi.
– Znalazłem tę kartkę w jego biurze, w koszu na
śmieci.
– Na śmieci? – powtórzyła bezmyślnie, spoglądając
z powrotem na świstek papieru.
– Uhm. Zwiniętą dokładnie w taką kulkę, jak widzia-
łaś.
– Czy znalazłeś jeszcze jakąś inną wiadomość?
– Nie.
Dulcy pomyślała nagle o Beatrix i Brunie siedzących
w sali konferencyjnej.
– Dlaczego chowasz tę kartkę?
– Bo ją znalazłem. Ale nie przejmuj się. Beatrix ją
widziała.
– Ach, tak – odparła, jakby jego odpowiedź wszystko
wyjaśniała.
Przez kilka chwil siedziała w bezruchu i wpatrywała
się w wymiętą kartkę. Czyż żądania okupu nie były
zazwyczaj wyklejane z liter wyciętych z rozmaitych
gazet i czasopism? Notatka, którą miała przed sobą,
została wypisana drukowanymi literami niebieskim
atramentem. Dulcy odwróciła papier na drugą stronę
– nic, ani znaku.
– Dee...
– Nie nazywaj mnie tak – wysyczała cicho.
Zapadła cisza.
Dulcy ponownie zwinęła papier w kulkę, po czym
dźgnęła palcem stojące przed kabiną nogi. Pod drzwiami
72 Tori Carrington
– Szokujące, co?
– Nigdy nie przyszłoby mi do głowy, że jest... hm...
takim typem faceta.
Quinn zapłacił za drinka.
– Przyjaźnimy się od ponad dwudziestu lat, a ja też nie
miałem o tym pojęcia.
Dulcy pilnie koncentrowała się na szklance z colą,
prawdopodobnie, by mieć pewność, że przez pomyłkę nie
wychyli kolejnej tequili.
– To zabawne. Bo wydawało mi się, że czujesz się tu
jak w domu.
– Doprawdy? – zapytał, unosząc kpiąco brew.
Skinęła głową i powiodła wzrokiem po jego T-shircie
i dżinsach.
– No, wiesz. Niegrzeczni chłopcy chodzą do takich
miejsc.
– A kto powiedział, że jestem niegrzecznym chłop-
cem? – spytał, uśmiechając się łobuzersko. – Nieważne.
W każdym razie też jestem zdumiony, że Brad przy-
chodził do takiej tandetnej dziury.
– Chcesz powiedzieć, że nie wypuszczaliście się ra-
zem?
– Do takich lokali jak ten? – Pokręcił energicznie
głową. – Nigdy.
Jasne, Quinn spędził nieco czasu w podobnych budach.
Kiedy miał szesnaście lat, wyglądał na dwadzieścia pięć.
I nie była to jedynie kwestia jego warunków fizycznych,
choć niewątpliwie dwunastogodzinna harówka na ranczu
wuja akurat na jego wygląd wpływała bardzo korzystnie.
Po prostu zanim Quinn ukończył szesnaście lat, widział
wiele więcej w życiu niż większość dzieciaków w jego
wieku.
Zresztą, który szesnastolatek nie chciałby popatrzeć na
Nic nie jest w porządku 103
striptizerki pokazujące wszystko, co mają do pokazania?
Podczas gdy jego przyjaciel chadzał na wykwintne przy-
jęcia, bale i inne fety wymagające garderoby, na którą
biedny chłopak nigdy nie mógłby sobie pozwolić, Quinn
wybrał inną drogę do dorosłości. I gdy pierwsze doświad-
czenia erotyczne Brada były wynikiem nieporadnych
uścisków w jakiejś sypialni w czasie klasowej imprezy,
Quinna wprowadziła w tajniki seksu niemal dwukrotnie
starsza od niego striptizerka, na zapleczu lokalu bardzo
podobnego do ,,Lady Pink’’.
Nie, Quinn nigdy przedtem by nie pomyślał, że Brad
przychodził do takiej obskurnej speluny. Parę ostatnich
dni rzeczywiście obfitowało w niespodzianki.
Pociągnął kolejny łyk piwa, czując na sobie wzrok
Dulcy.
– Brad powiedział kiedyś, że masz w sobie coś z nie-
grzecznego chłopca... No wiesz, że po prostu lubiłeś płatać
kolegom różne figle w akademiku, piłeś na umór, rzygałeś
przez okno... takie tam historie.
Uśmiech Quinna był zdecydowanie sarkastyczny.
– Nigdy w życiu nie oglądałem od środka żadnego
męskiego akademika, kochana. Kilka żeńskich, owszem,
ale nigdy męskiego.
– Tego zdążyłam się już domyślić – odparła Dulcy,
cały czas ściskając w dłoniach szklankę z colą. – Jakim
więc cudem ty i Brad zostaliście przyjaciółmi?
Spojrzał na nią spod oka.
– Nie patrz tak na mnie. To ważne pytanie. Tak samo
jak nie przypuszczałam, że Brad kiedykolwiek mógłby
przyjść w takie miejsce – potoczyła wokół dłonią – tak
samo trudno mi sobie wyobrazić, w jaki sposób w młodo-
ści skrzyżowały się wasze drogi. Bo to było dawno temu,
prawda?
104 Tori Carrington
U ciebie, o trzeciej.
Dulcy raz po raz rzucała okiem na kartkę, którą
chowała w dłoni. Gdy podniosła na moment wzrok,
ujrzała, że Quinn znika za rogiem, zmierzając w stronę
schodów, a nie – jak wszyscy pozostali – w stronę windy.
Westchnęła głęboko.
– Rzeczywiście, cudowny facet. – Jena zacisnęła wargi
i spojrzała znacząco na Dulcy. – No więc, co od niego
dostałaś?
– Słucham? – Dulcy nonszalanckim krokiem ruszyła
w stronę pozostałych. Chociaż przebywanie w pobliżu
Beatrix nie plasowało się wysoko na liście jej priorytetów,
przebywanie sam na sam z Jeną uznała w tym momencie
za samobójstwo.
– Dobrze wiesz, o czym mówię – wysyczała Jena,
pochylając się ku Dulcy ze stanowczą miną.
– Coś, co zgubiłam.
– Uhm. Powiem ci, co ja miałabym ochotę zgubić za
każdym razem, gdy widzę tego faceta. Swoje majtki.
Dulcy wytrzeszczyła oczy, a Jena wybuchnęła śmie-
chem.
Przyjechała winda. Jena, przepraszając, pierwsza we-
pchnęła się do środka i pociągnęła za sobą Dulcy. Chciała,
żeby stanęły z tyłu, w kącie, lekko oddalone od reszty.
Beatrix, Barry i Bruno weszli na końcu i zwrócili się
twarzą w stronę drzwi. Jena zupełnie otwarcie taksowała
wzrokiem walory Bruna, najwyraźniej nie przeszkadzało
jej, że należał do gatunku całkowicie pozbawionego szyi.
Dulcy poczęstowała ją silnym kuksańcem.
– O co chodzi? – wyszeptała jej Jena do ucha. – Wierz
Nic nie jest w porządku 117
mi, skarbie, w tej chwili jesteś ostatnią osobą uprawnioną
do moralizowania.
Dulcy wybałuszyła oczy. Miała tylko nadzieję, że za
chwilę szczęka nie opadnie jej do pasa.
– Jeżeli przedtem mogłam mieć jeszcze jakieś wąt-
pliwości, teraz już jestem całkiem pewna – roześmiała się
cicho, obejmując Dulcy ramieniem.
– To nie czas ani miejsce na takie rozmowy.
– Wiem. Ale wkrótce znajdziemy i jedno, i drugie.
A wówczas będziesz musiała mi wszystko opowiedzieć.
Dosłownie wszystko.
Barry chrząknął znacząco i posłał im ostrzegawcze
spojrzenie. Dulcy najchętniej skryłaby się w mysiej dziu-
rze, gdyby tylko udało się jej coś podobnego znaleźć.
Beatrix obejrzała się za siebie i z jadowitym uśmiechem
na twarzy wbiła w przyszłą synową pełne wściekłości
spojrzenie.
– Mam nadzieję, że jesteś wreszcie usatysfakcjonowa-
na, Dulcy.
Dulcy nerwowo przełknęła ślinę i w ostatniej chwili
powstrzymała się od wygładzenia żakietu.
– Nie bardzo rozumiem, co pani ma na myśli, pani
Wheeler.
– Policję, oczywiście. Zapewne zdajesz sobie sprawę,
że teraz nie mamy już co marzyć o anonimowości. Nie
będziesz mogła wytknąć nosa z domu czy biura, by od
razu nie natknąć się na jakiegoś trzeciorzędnego reportera
goniącego za tanią sensacją. Możemy więc zapomnieć
o odnalezieniu Bradleya na własną rękę. Będziemy za to
musieli się martwić, które z podstępnie zrobionych nam
zdjęć znajdzie się na pierwszej stronie porannych gazet.
Lub co pokażą w wieczornych wiadomościach.
W tym momencie rozległ się cichy śmiech Barry’ego.
118 Tori Carrington
Przełknął ślinę.
– Biorąc pod uwagę to... hm... co między nami zaszło...
musisz uważać mnie za straszną idiotkę.
– Nie.
Odwróciła się i spojrzała na niego uważnie – jej wargi
były miękkie, kuszące.
– Czy sądzisz... to znaczy, czy większość przyjeż-
dżających tu mężczyzn... Czy ten klub właśnie z tego
słynie? Czy to możliwe, że Brad...
– Nie.
Właściwie nie wiedział, czemu skłamał. Może dlatego,
że nie miał zaufania do źródła swoich informacji. Gdy
snobistyczny pan Jones przekonał się, że Quinn jest nie
tylko członkiem klubu, ale na dodatek bardzo majętnym
człowiekiem, niezwykle ochoczo opowiedział mu o czar-
nowłosej kobiecie, z którą Brad spotkał się parę razy
w klubie. Nie, nie znał nazwiska tej kobiety. Nie, nie
mógłby jej dokładnie opisać, bo za każdym razem miała na
sobie kapelusz z szerokim rondem i wielkie przeciw-
słoneczne okulary. Mógł jedynie powiedzieć, że gdy pan
Wheeler przyjeżdżał tu z tą panią, praktycznie przez cały
czas nie wychodzili z pokoju.
Dulcy wstrząsnął dreszcz.
– Zimno ci? – Noce na pustyni bywały niezwykle
chłodne.
Potrząsnęła przecząco głową.
– Jadłaś coś?
Ponownie pokręciła głową.
– Ja też nie. Zrobimy więc tak: wezmę szybki prysz-
nic, a ty w tym czasie zamówisz dla nas kolację.
Spojrzała na niego, otwarła usta, jakby chciała coś
powiedzieć – ale ostatecznie się rozmyśliła.
Quinn oparł dłonie na jej ramionach – tkanina znów
Nic nie jest w porządku 133
się zsunęła i pod ręką poczuł nagie ciało. Ten krótki
kontakt sprawił, że zadrgał w nim każdy nerw.
– Nie martw się, Dulcy. Znajdziemy go.
Co do tego nie miał wątpliwości. Natomiast w co Brad
będzie uwikłany, gdy już go znajdą – aż bał się zgadywać.
– Nie.
Dulcy podniosła przykrywkę z garnka i natychmiast
została odsunięta od kuchenki.
– Ale mieszka pani w jego domu? – zapytała, choć
rozmowa ze starą kobietą zaczęła jej przypominać żmud-
ne wyrywanie zęba.
– Nie.
– Przepraszam, ale nie do końca pojmuję. Nie jest pani
spokrewniona z Quinnem. Nie dostaje pani zapłaty za
swoją pracę. Po prostu przychodzi pani i gotuje dla niego...
– A także piorę i sprzątam.
– Pierze pani i sprząta jedynie z dobroci serca?
Nie odrywając wzroku od garnka, Esmeralda pokiwała
palcem w stronę Dulcy.
– Nie. Z powodu dobroci jego serca – poprawiła.
Dulcy odsunęła się od kuchenki i z powrotem opadła
na stołek przy kontuarze. Widok z okna umieszczonego
tuż nad zlewem zapierał dech w piersiach. Ciemny błękit
nieba zderzał się gwałtownie z czerwonym pyłem pus-
tyni, poprzecinanej gdzieniegdzie wysokimi, nieforem-
nymi mesami.
– Nasz Quinn nie zawsze miał to, co ma teraz
– oznajmiła Esmeralda cichym głosem, jakby mówiła do
samej siebie. – Ojciec go opuścił, jeszcze zanim Quinn
zdążył go poznać. A jego matka... cóż miała w sobie wiele
miłości. Ale była bez grosza przy duszy.
– Jak więc zdołała wychować Quinna? – spytała
Dulcy.
– My wszyscy go wychowywaliśmy – oznajmiła
Esmeralda. – Wszyscy bez wyjątku. Cała nasza społecz-
ność. Nikt z nas oczywiście nie miał dużo więcej pienię-
dzy od jego matki. Ale jakoś sobie poradziliśmy. – Zamilk-
ła i zaczęła starannie mieszać zawartość garnka. – Ranczo
Nic nie jest w porządku 189
Quinna należało kiedyś do jego wuja. To był kawał
starego, upartego osła. Nigdy nie wynagradzał ludzkiej
pracy jak należy. A młodego Quinna niemal zaharowy-
wał na śmierć, płacąc mu przy tym nędzne grosze.
– Esmeralda wojowniczo potrząsnęła głową. – Ale prze-
cież na każdą fortunę składają się grosiki. Tak Quinn
tłumaczył matce każdego wieczoru, gdy wracał z pracy.
– Stara kobieta wyciągnęła rękę i wskazała na odległy
punkt, majaczący za oknem. – Tam mieszkali. W maleń-
kiej chacie. W jednym pokoju. Na klepisku. – Wytarła
dłonie o ścierkę. – Nie mam pojęcia, czemu Quinn uparł
się, by zachować tę lepiankę. Powinien ją zrównać z zie-
mią już dawno temu.
– Jak... jak więc Quinn dorobił się tego wszystkiego?
Czy wuj zostawił mu majątek w spadku?
– Jego wuj nie dałby łyka wody człowiekowi zdycha-
jącemu z pragnienia na pustyni. Zanim zszedł z tego
świata, sprzedał wszystko Quinnowi po grubo zawyżonej
cenie.
Dulcy już miała zapytać, skąd Quinn wziął na to
pieniądze, ale jakoś się nie ośmieliła.
– Te grosze, które zarabiał, zaczęły procentować, gdy
skończył dwanaście lat.
– A co z jego wykształceniem? – zainteresowała się
Dulcy.
Esmeralda pokręciła głową.
– A widziałaś tu w okolicy jakąś szkołę?
Nie. Nie widziała.
– Wszyscy uczyliśmy go tego, co każdy umiał – oznaj-
miła, zwracając się ku Dulcy. – Czytał też dużo książek.
Byliśmy więc bardzo dumni, kiedy zdał maturę. A potem
wstąpił do Marines. Gdy go zwolnili, poszedł na uniwer-
sytet, skończył z pierwszą lokatą i założył własną firmę
190 Tori Carrington