You are on page 1of 2

Mieliśmy wielkie szczęście, że spotkaliśmy Anigielskich oficerów.

Bez nich
na pewno wszyscy pomarlibyśmy na pustyni. Czarnoskórzy z zapasami wody
wrócili do swojej wioski, a my pojechaliśmy w strone Mombassy.

Siedzieliśmy ze Stasiem i Nel na ławce w porcie w Mombassie. Kapitan


Glen z Panem Clarym właśnie rezerwowali nam miejsca na promie do Port-
Saidu.

Gdy zapadła niezręczna cisza Nel zapytała się mnie swoim słodziutkim głosem:

- Czy teraz spotkamy się z tatusiami?

- Tak Nel. Prwdopodobnie już za dwa dni będziemy w domu z moim i twoim
tatą.

W tamtym momencie do rozmowy dołączył się kapitan Glen ze złymi


wiadomościami.

- Dzieciaki muszę wam coś powiedzieć. Niestety najbliższy prom do Port-Said


przypływa dopiero za tydzień. Musimy przenocować w tutejszym hotelu i
zaczekać na prom.

Widziałam smutek w oczach dziewczynki. I czułam jakby to była częściowo moja


wina. To ja powiedziałam jej że po jutrze spodka się z ojcem.

Po chyba godzinie drogi zajechaliśmy do tutejszego hotelu. Wyglądał dość


przytulnie. Był wieczór więc położyłam Nel spać. Chciałam Iść już spać, bo
byłam wykończona całym dniem. Wtedy usłyszałam ciche miałczenie z pod
łóżka. Okazało się że pod moim łóżkiem zasnął mały, biały kotek. Było późno
więc szybko zrobiłam mu legowisko z koca i położyłam się do łóżka.

Rano obudził mnie szelest. To kotek, którego nazwałam Milky dobierał się do
naszych daktyli. Pomyślałam, że maluch musi być głodny. Nakarmiłam go i
napoiłam. Po jakimś czasie obudził się też Staś i Nel. Pokazałam im Milky. Nel
od razu się w nim zakochała. Podzieliłam się z nimi pomysłem o zabraniu kotka
ze sobą. Staś jak zawsze nie popierał mnie, ale Nel bardzo chciała wyruszyć w
podróż z kotkiem. Chłopiec uległ prośbom dziewczynki i postanowiliśmy
zaopiekować się kotkiem.
Reszta dni w Hotelu przeleciała dość szybko. Nel zaprzyjaźniła się z grupką
dzieci w jej wieku. Nieopodal znajdowało się jezioro. Codziennie pływaliśmy w
nim ze Stasiem i często zabieraliśmy tam Nel. Wokół jeziorka znajdowały się
baobaby, bananowce oraz daktylowce.

W końcu przyszedł dzień w którym miał przypłynąć prom. Rano spakowaliśmy


się, wzięłam kotka zawiniętego w kocyk i pojechaliśmy do portu. Wszystko
poszło szybko i łatwo. Wsiedliśmy do promu i odpłynęliśmy z portu.

Podróż zleciała bardzo szybko. Po około dwóch dniach męczącego kołysania


promu wyszliśmy na stały ląd. Ojcowie już na nas czekali.

Wróciliśmy do domu i opowiedzieliśmy o wszystkich naszych przygodach.


Przedstawiliśmy Ojcom Milky. Zrobiliśmy mu z kocyków przytulny kącik do
spania. Na szczęście wróciliśmy do domu po prawie rocznej wyprawie. Cali i
zdrowi.

You might also like