You are on page 1of 2

Zatrzymałem się na hamburgera po drodze tutaj, a tam pani za ladą pyta: „Dzień

dobry! Ma pan dziś cudowny dzień?”. Nie: „Jak panu mija dzień?” tylko: „Czy
ma pan dziś cudowny dzień?”, co jest chujowe, bo w takim układzie muszę się z
nią nie zgodzić, jakbym właśnie nie miał „cudownego dnia”, więc to ja jestem
tym złym. Z reguły, jak ludzie pytają, co słychać, prawdziwa odpowiedź to:
„chujowo”, ale nie mogę tak mówić, bo nie mam na to dobrego powodu, więc
jak powiem, że jest chujowo, to leci: „A co się stało?”. I muszę powiedzieć:
„Nie wiem, wszystko”. Więc gdy pytają, co u mnie słychać, odpowiadam: „Jest
zajebiście”, ale jak ta dziewczyna spytała, czy mam cudowny dzień,
pomyślałem, że dzisiaj mogę się czuć chujowo, mam dobry powód, więc
wypaliłem: „Moja mama zmarła”. I ona natychmiast się rozryczała. Więc
musiałem ją pocieszyć, co mnie wkurzyło. W tym czasie zrobiła się kolejka
ludzi, którzy przyglądali mi się badawczo, bo babka się rozpłakała. A ona
szlocha: „Przepraszam, tak mi przykro”, A ja do niej „Spoko. Chociaż nie jest
spoko, ale wiesz, jest… spoko, posłuchaj, chcę tylko zamówić hamburgera i
muszę już jechać”. A ona kolejny raz mnie przeprasza i proponuje do zestawu
churro na koszt firmy. Więc, odjeżdżając, myślę: „dostałem churro, bo umarła
mi mama.”
W ostatnich chwilach byłem z nią w szpitalu. To było przerażajace. Pełne
bezsensownych wrzasków i łez. Ale był taki moment, krótka chwila dziwnego
spokoju, kiedy spojrzała w moim kierunku i powiedziała: „Widzę cię”. To jej
ostatnie słowa: „Widzę cię”. Bez oceniania czy rozczarowania. Tylko
akceptacja i rozpoznanie, że w pomieszczeniu jest ktoś jeszcze. „Witaj. Jesteś
człowiekiem. Widzę cię”. To dziwne uczucie, gdy masz 22 lata i matka widzi
cię pierwszy raz w życiu. Głupio zorientować się, że tego ci brakowało, że
pragnąłeś tylko, żeby cię ktoś zauważył, ale nie czujesz ulgi, że ten ktoś cię
widzi. Czujesz złość. „Widziałaś, czego potrzebuję, ale czekałaś do ostatniej
chwili, żeby mi to dać.” Czekałem na cios. Byłem pewny, że wystosuje mi
wrzutę o tym, jak ją zawiodłem, jaki jestem gruby i głupi. Jak ciągle czegoś
chciałem, jakim byłem ciężarem i jak się za mnie wstydziła. I na to wszystko
byłem gotowy. Nie byłem gotowy na: „Widzę cię”. Tylko moja matka była na
tyle parszywa, żeby tak mi dogryźć chwilą kontaktu, kiedy właśnie umierała. A
może jednak ją przeceniam? Może nie chodziło o kontakt? Może to „widzę cię”
znaczyło „widzę cię”? Coś jak: „Może inni dali się nabrać, ale ja dobrze wiem,
kim jesteś”. To bardziej w jej stylu. Albo może chodziło jej o dosłowne:
„Widzę cię. Pojawiłeś się w moim polu widzenia”. Pod koniec była
półprzytomna, więc może głupio się czegoś doszukiwać.
Tak czy siak, umarła mi matka i został mi tylko darmowy churro. A wiecie, co
jest w tym najgorsze? Że ta obca babka zza lady, która mi go dała, tym małym
aktem dobroci okazała mi więcej współczucia niż moja matka w moim całym
pieprzonym życiu. Tak ciężko jest zrobić coś miłego? Ta kobieta w Burger
kingu nawet mnie nie znała. A twój syn miał tylko ciebie. Mam taką znajomą.
Chwilę po tym, jak się poznaliśmy, umarł jej ojciec. Byłem z nią na pogrzebie.
Potem powiedziała mi, że nie ma pojęcia, dlaczego cierpi, bo niespecjalnie go
lubiła. Miałem tak samo, jak umarł mój ojciec. I teraz też tak jest. Kojarzy mi
się ten serial o dr. Beckerze, z Tedem Dansonem. Oglądałem wszystkie sezony
w nadziei, że będzie lepszy, ale nie był. Miał wszystko, ale to się jakoś nie
sklejało. Kiedy go zdjęli, byłem zdołowany, nie dlatego, że go lubiłem, tylko
dlatego że wiedziałem, że mógł być lepszy, a teraz już nie ma szans. I tak jest
właśnie z śmiercią rodzica. Jak z Beckerem. Nagle dochodzi do ciebie, że już
nigdy nie stworzysz dobrej relacji. Dopóki żyli, chociaż nie chcesz tego
przyznać, w głębi twojej kretyńskiej duszy ciągle błąkała się nadzieja. I
rozumiesz to dopiero w chwili, kiedy ona znika. Moja matka nie żyje i teraz jest
jeszcze gorzej, bo już nie mam matki, która popatrzy na mnie i powie: Bojacku
Horsemanie, widzę cię”.

You might also like