You are on page 1of 232

VADE NOBISCUM XII

VADE NOBISCUM

MATERIAŁY STUDENCKIEGO KOŁA NAUKOWEGO HISTORYKÓW


UNIWERSYTETU ŁÓDZKIEGO

VOL. XII

„A WIĘKSZĄ MI ROZKOSZĄ PODRÓŻ NIŻ PRZYBYCIE…”

ŁÓDŹ 2014
© Copyright by Uniwersytet Łódzki, Łódź 2014

RECENZENCI NAUKOWI
dr hab. Jolanta Daszyńska, prof. UŁ
dr hab. Małgorzata Dąbrowska, prof. UŁ
dr Joanna Dimke-Kamola (UAM)
dr hab. Maciej Fortycki (UAM)
dr Jowita Jagla (UŁ)
dr hab. Eleonora Jedlińska , prof. UAM
dr hab. Jarosław Kita, prof. UŁ
dr hab. Sylwia Kaczmarek , prof. UŁ
dr hab. Leszek Olejnik, prof. UŁ
dr Anna Kowalska-Pietrzak (UŁ)
prof. dr hab. Paweł Samuś (UŁ)
dr hab. Przemysław Waingertner, prof. UŁ
dr hab. Beata Wojciechowska, prof. UJK
dr hab. Radosław Żurawski vel Grajewski, prof. UŁ

REDAKTOR TOMU
Grzegorz Trafalski

REDAKCJA TECHNICZNA:
Konrad Banaś, Dawid Bujnowski, Estera Flieger, Marcin Kubarski, Robert Stasiak, Ewelina
Ślązak, Grzegorz Trafalski, mgr Paweł Wasilewski

PROJEKT OKŁADKI I OPRACOWANIE GRAFICZNE TOMU


mgr Zofia Brzozowska
Elżbieta Myślińska-Brzozowska

WYDANIE I DRUK
Drukarnia i Wydawnictwo PIKTOR s.c.
Tomaszowska 27 93-231 Łódź
www.piktor.pl

4
SPIS TREŚCI

Słowo wstępne 7

A WIĘSZĄ MI ROZKOSZĄ PODRÓŻ NIŻ PRZYBYCIE

Dawid Barbarzaki
Pierwszy polski turysta w Hiszpanii? O nowożytnej relacji anonimowego peregrynata z 1595
roku 11

Dawid Bujnowski
Thomas Jeferson w Europie, czyli jak Amerykanin odkrywał stary kontynent – Podróż pod
Francji i północnych Włoszech 21

Marcin Gawryszczak
Podróż Józefa Piłsudskiego na Maderę (grudzień 1930-marzec 1931) 33

Krzysztof Grecki
Mnich, podróżnik, odkrywca – słów kilka o Benedykcie Polaku 37

Joanna Jaśkiewicz
Artystka w podróży – o wyprawach Anny Bilińskiej-Bohdanowicz (1857-1893) 45

Marcel Knyżewski
Po wielkich jeziorach mazurskich czarny krzyż wędruje 55

Łukasz Komorowski
Wysiedlenia Polaków z Kraju Warty na przykładzie funkcjonowania obozu Lager Glowna
w Poznaniu w latach 1939-1940 59

Anna Kowalczyk
Pierwszy rejs fregaty USS Constellation V 1797 – VIII 1798, czyli blaski i cienie podróży
morskiej w świetle dziennika kapitana Thomasa Truxtona 65

Kamila Lutek
Problem emigracji ludności żydowskiej w Polsce w latach 30. XX wieku i wybrane przykłady
nielegalnych podróży do Palestyny w świetle łódzkiej prasy. 79

Małgorzata Moskal, Ewelina Powroźnik


Peregrynacja po Europie (1607-1613) Jakuba Sobieskiego – XVII-wieczny przewodnik
po zachodniej Europie 87

Armina Muszyńska
Podróże w życiu i twórczości postimpresjonistów 95

5
Karol Olszanowski
Od Kaukazu do Tobolska szła bieda polska – czyli rola i znaczenie Polaków na Kaukazie
w XIX i XX wieku 105

Piotr Ossowski
Historia komunikacji tramwajowej w Łodzi od schyłku XIX wieku do współczesności 115

Adam Podlewski
„Duch Ojców Morzowładnych” – czyli dziewiętnastowieczni podróżnicy brytyjscy
o europejskiej tradycji odkryć 121

Aleksandra Rybińska
Podróż do wolności – kobiety przy 2 Korpusie Polskim w latach 1939-1945 127

Marcin Smierz
Obraz Śląska przełomu XVIII i XIX wieku w relacjach J. W. Goethe i J. Q. Adamsa 135

Robert Stasiak
Ludność zamieszkująca Gruzję w wybranych pamiętnikach Polaków przybyłych do Tyflisu
w XIX wieku 147

Karolina Stefańczyk
Dekret Alhambryjski z 1492 r. i jego konsekwencje dla sefardyjskiej społeczności półwyspu
iberyjskiego 153

Małgorzata Stelmachowska
Giordano Bruno – Droga na stos 163

Adam Szabelski
Notatki Węgra Adama Szathmáry-Király’ego z podróży po Polsce w latach 1711-1712 169

Michał Szymański
Ślady użytkowania średniowiecznych nawierzchni ulicy Wodnej w Sieradzu w świetle badań
archeologicznych przeprowadzonych w sierpniu 2013 r. 179

Ewelina Ślązak
Eksploracja kosmosu w realiach zimnowojennych 189

Robert Witak
Na Madagaskar! Francuska kolonia u schyłku lat 30. XX wieku w relacjach polskich
podróżników 197

MISCELLANEA

Łukasz Węgrzyn
Struktura narodowościowa oraz losy dzieci i młodocianych więźniów obozu Auchwitz-
Birkenau 211

6
Michał Michalski
Życie codzienne młodzieży Powiatowej Ludowej Szkoły Rolniczej w Sędziejowicach (1924-
1939) 223

7
SŁOWO WSTĘPNE

Szanowne Koleżanki, Szanowni Koledzy,


Oddajemy do Waszych rąk tom cyklicznej publikacji naukowej, wydawanej
przez Studenkcie Koło Naukowe Historyków Uniwersytetu Łódzkiego – VADE
NOBISCUM. Na jego treść złożyły się artykuły opracowane na bazie referatów
wygłoszonych w trakcie obrad Interdyscyplinarnej Konferencji Studencko-Doktoranckiej
A większą mi rozkoszą podróż niż przybycie… zorganizowanej przez SKNH UŁ w dniach 15-
17 listopada 2013 r. w murach Instytutu Historii UŁ.
Obrady interdyscyplinarnego spotkania młodych naukowców toczyły się w trzech
panelach - Podróże w czasach historycznych, Relacje z podróży oraz Wielcy w drodze.
Jesienne spotkanie młodych miłośników Klio w Łodzi podobnie jak poprzednie
konferencje organizowane przez SKNH UŁ cieszyło się dużym zainteresowaniem studentów
i doktorantów z całej Polski, należy również zaznaczyć, że mieliśmy okazję gościć studentkę
z Universidad de Navarra w Pampelunie. W trakcie trzech dni zostało wygłoszonych 87
referatów. W naszej konferencji poza historykami udział wzięli archeolodzy, prawnicy,
historycy sztuki i geografowie.
Dwadzieścia cztery teksty zamieszczone w tomie prezentują długi szereg badań
i zainteresowań autorów. Poświęcone są one nie tylko samemu podróżowaniu w przeszłości,
ale również jego materialnym świadectwom takim jak pamiętniki, wspomnienia, czy zabytki
techniki.
Przedsięwzięcie jakim było zorganizowanie Interdyscyplinarnej Konferencji Studencko-
Doktoranckiej A większą mi rozkoszą podróż niż przybycie…, jak też wydanie niniejszego tomu
nie mogłoby dojść do skutku bez pomocy wielu osób i instytucji. Z tego powodu w tym
miejscu najserdeczniejsze podziękowania kieruję w stronę władz Instytutu Historii UŁ,
Regionalnej Organizacji Turystycznej Województwa Łódzkiego, łódzkiego oddziału
Polskiego Towarzystwa Historycznego, łódzkiego oddziału Polskiego Towarzystwa
Geograficznego, oraz łódzkiego oddziału Polskiego Towarzystwa Turystyczno-
Krajowznawczego za przychylne nastawienie i pomoc w zorganizowaniu przedsięwzięcia.
Osobne podziękowania należą się dr Arminie Muszyńskiej z Instytutu Geografii Miast
i Turyzmu, która bardzo mocno wsparła naszą inicjatywę współpracując wraz z całą placówką
w organizacji konferencji. W końcu dziękuję wszystkim członkom SKNH UŁ,
ze szczególnym uwzględnieniem Komitetu Organizacyjnego za czas i trud poświęcony
Interdyscyplinarnej Konferencji Studencko-Doktoranckiej A większą mi rozkoszą podróż niż
przybycie…
Grzegorz Trafalski

8
„A WIĘKSZĄ MI ROZKOSZĄ PODRÓŻ
NIŻ PRZYBYCIE” MATERIAŁY
INTERDYSCYPLINARNEJ STUDENCKO-
DOKTORANCKIEJ KONFERENCJI
NAUKOWEJ
15-17 LISTOPADA 2013 R.
ŁÓDŹ

9
Dawid Barbarzak
Uniwersytet Adama Mickiewicza w Poznaniu

PIERWSZY POLSKI TURYSTA W HISZPANII?


O NOWOŻYTNEJ RELACJI ANONIMOWEGO PEREGRYNANTA Z 1595 ROKU

Wśród historyków literatury zauważa się, że aż do XVI wieku opis podróży nie był wśród
humanistów modnym gatunkiem literackim, dlatego też, jeśli nawet wcześniej uprawiano
podróże turystyczne, niewiele o nich możemy odczytać. Szesnaste stulecie przyniesie
wspomnieniom podróżniczym ducha rzeczowości: pojawią się relacje ambasadorów
czy nuncjuszy apostolskich, humaniści zaczną pisać do siebie listy (Petrarka podróżuje już
w XIV wieku), wspominając o podróżach początkowo marginalnie, później coraz częściej 1.
Opisy te służą najczęściej celom politycznym, stąd diariusze posłów czy relacje z wypraw
wojennych. Przybierają na sile relacje podróży dworskich, spisywane dla uczczenia
czy upamiętnienia podróży władców i ich dzieci. Wśród pielgrzymów pojawiają się również
miłośnicy antyku, a pochodzenie społeczne podróżnego, dotąd głównie szlacheckie, powoli
się zaciera. Z czasem motywem podróży coraz częściej była chęć zdobycia wykształcenia
i dobrego wychowania – zwłaszcza wśród szlachty i bogatego mieszczaństwa. Wielu badaczy
historii właśnie w tym okresie widzi zaczątki współczesnej turystyki2. Choć wyjazdy na studia
często łączyły w sobie elementy wyprawy turystycznej, trudno jednak studentów nazwać
turystami. Podróż turystyczną rozumiemy bowiem jako podróż odbytą dla przyjemności,
która jest jedynym, a przynajmniej głównym celem wyruszenia w drogę3. Rozróżnienie to
dostrzegano już w interesującej nas epoce. W Institutio pereginationum z 1625 roku, poradniku
dla opiekunów towarzyszących młodym Polakom na obczyźnie, ks. Piotr Mieszkowski
pochwala podróże naukowe, potępiając (a tym samym rozgraniczając od nich) wszelkiego
rodzaju turystykę, którą kwituje określeniem inutilis peregrinatio („bezużyteczna wędrówka”)4.
Przedstawicielem owej inutilis peregrinatio, już na trzydzieści lat przed publikacją tekstu
Mieszkowskiego, był nasz Anonim − młody podróżnik, którego jedynym motywem podróży,
odbytej w 1595 roku, była, jak się wydaje, ciekawość świata i przyjemność podróżowania.
Diariusz, którym się zajmiemy, został wydany drukiem po raz pierwszy dopiero
w 1925 roku przez Jana Czubka5. Relacja Anonima na odnalezionej kopii zaczyna się
w Neapolu, jednak z dalszej treści wynika, że autor diariusza już wcześniej podróżował po

1 F. P e t r a r k a, Pisma podróżnicze, Warszawa 2009; Compa: H. Dziechcińska, O staropolskich diariuszach podróży,

Warszawa 1991, s. 5.
2 Mowa o słynnym fenomenie Grand Tour. Tę wielką, kilkuletnią czasem podróż, organizowano tak, by student

odwiedził po drodze europejskie kraje. Z czasem podróże te stały się obowiązkiem towarzyskim, a w modę weszło
studiowanie na kilku obcych uczelniach. (Compa: A. M ą c z a k, Peregrynacje, wojaże, turystyka, Warszawa 1984, s. 122-
124).
3 J. Ś l u s a r c z y k, Historia turystyki [w:] Turystyka w naukach humanistycznych, red. R. W i n i a r s k i, s. 33.
4 Mieszkowski powoływał się często na autorów antycznych. Nawoływał, aby peregrynacja kierowana była

dobrem publicznym, a nie tylko korzyścią prywatną, Compa: T. F. H a h n, Anonima diariusz peregrynacji włoskiej,
hiszpańskiej i portugalskiej w roku 1595, Lwów 1935, s. 9; H. D z i e c h c i ń s k a, op. cit., s. 13.
5 Anonima diariusz peregrynacji włoskiej, hiszpańskiej i portugalskiej (1595), wyd. J. C z u b e k, Kraków 1925,

Archiwum do dziejów literatury i oświaty w Polsce, wydawanego przez Komisję Literacką Polskiej Akademii
Umiejętności, Seria II, Tom I (wszelkie cytaty za tym wydaniem). Z podróży Polaków po nowożytnej Hiszpanii
dysponujemy kilkoma diariuszami, spisanymi po polsku, po łacinie, częściowo po niemiecku i francusku. Autorami
relacji w wiekach od XVI do XVIII była polska magnateria i szlachta, częściowo również duchowni. Spośród
relacji o Hiszpanii wymieńmy opisy Stanisława Łaskiego (1525), Jana Tęczyńskiego (1561) czy Jakuba Sobieskiego
(1611).

11
Europie (Węgry, Niemcy, Niderlandy i północne Włochy). Celem jego podróży, która w kopii
urywa się nagle na opisie Lizbony, był grób św. Jakuba w hiszpańskiej Composteli. Opis
obejmuje więc południe Włoch, wyprawę na Sycylię i Maltę, powrót do Neapolu i rejs do
Hiszpanii, skąd relacja zachowała się w całości i jest najbogatszym polskim opisem tego kraju
wśród szesnastowiecznych diariuszy. Ponieważ z zachowanej relacji nie wynika bezpośrednio
kto był jej autorem, wydawca tekstu opatrzył go w tytule terminem „Anonim”, który przyjął
się w literaturze przedmiotu następnych dziesięcioleci. Tekst diariusza pozwala jednak na
odtworzenie sylwetki autora: cech jego umysłowości intelektualnej, moralnej i społecznej.
Anonim z pewnością był szlachcicem, gdyż tak długie podróże wymagać musiały sporego
nakładu finansowego. O wciąż żyjących rodzicach, ślących mu pieniądze, wspomina w
Neapolu. Nie był jednak człowiekiem nadto bogatym, gdyż znaczną część podróży odbył w
pojedynkę, w dużej mierze na piechotę, mając przy sobie niewiele pieniędzy i cierpiąc niejeden
trud. Wspomniane w tekście podróże, odbyte wcześniej po krajach północnej Europy, mogą
sugerować, że nie był pierwszej młodości. W późniejszych pracach badacze będą upatrywać w
Anonimie raczej młodego turystę.
Z kart diariusza wyłania się osoba niewątpliwie wykształcona, znająca łacinę oraz języki
nowożytne (włoski, hiszpański, może też niemiecki), obyta w literaturze starożytnej i sobie
współczesnej. Był więc podróżnikiem, który przed wyruszeniem w drogę nabywał koniecznej
wiedzy krajoznawczej, by później konfrontować ją z rzeczywistością. Świadczy o tym zdanie:
„Jakoż i przejechawszy wszytkę Hiszpanią, nicem z tymi inszymi narodami, mówię
o włoskiem, niemieckiem i francuskiem, pospolitego nie znalazł, ale też i nic tego, com o tym
narodzie od innych słyszał; owszem to, com czytywał z historyków ich, wszytkom oczyma
widział”6. Anonim był typowym kawalerem swoich czasów, osobą dbającą o honor,
zagorzałym katolikiem z zamiłowaniem do monarchizmu. Interesował się budową
fortyfikacji, a wśród licznych hiszpańskich cnót cenił przede wszystkim męstwo, przypisując
je również Polakom. Trudno jednak powiązać dziennik z konkretną postacią historyczną.
Wokół autorstwa Diariusza powstała wieloletnia dyskusja naukowa, która wciąż wydaje się
nierozwiązana7.
Anonim postanowił wyruszyć do Hiszpanii w czerwcu 1595 roku, gdy po wyczerpującej
podróży przez Maltę i południowe Włochy trafił w gościnę do ks. Stanisława Reszki.
Ten ostatni posłował kilkakrotnie w Italii, by później osiąść w Neapolu, gdzie zwykł
przyjmować wielu znamienitych Polaków. Mile spędzony wśród rodaków czas zaowocował
podjęciem decyzji o odbyciu pielgrzymki do Composteli8. Jest to jedyny w tekście fragment,
który mówi nam o celu, do jakiego zmierzał nasz podróżnik. Anonim odprawił pieniądze
z Neapolu do Sewilli, po czym zaokrętował się na statek płynący do Genui. Kilka dni później
wkupia się w łaski innego handlarza, który z portu Villafranca wypływać miał wprost

6 Anonima diariusz…, s. 65.


7 Badacze diariusza sugerują takie postaci jak: Stanisław Niegoszewski, młody podróżnik i student, późniejszy
poeta i działacz jezuicki (W. M a g n u s z e w s k i, O autorze Dzienników podróży po Włoszech, Malcie, Hiszpanii
i Portugalii w 1595r., „Odrodzenie i reformacja w Polsce”, t. 19, 1974, s. 187-206), jezuita Fryderyk Szembek
(H. B a r y c z, Nieznany diariusz z podróży po Włoszech z końca XVI wieku, „Pamiętnik Biblioteki Kórnickiej”, z. 5,
1955, s. 69-70), a nawet, co jednak wątpliwe, Krzysztof Pawłowski, późniejszy autor listu z Indii (T. F. H a h n , op.
cit., s. 12-13).
8 Anonima diariusz…, s. 37.

12
do Barcelony. Cudem uchodzi z życiem, gdy po kilkudniowym sztormie na morzu w końcu
trafia na Majorkę, a stamtąd do barcelońskiego portu 9.
Przyjrzyjmy się obranej przez naszego podróżnika marszrucie. Z Barcelony wyrusza on
do Saragossy, mijając po drodze m. in. Montserrat (ze słynnym górskim klasztorem
benedyktynów) i Léridę. Był to od wieków wiodący do Composteli szlak kataloński, typowy
wśród pielgrzymów napływających z południa, zwłaszcza Włochów. Istnieje on zresztą
do dzisiaj. Szlak ten prowadził dalej na północ, przez Logroño, gdzie dołączali się idący
słynnym camino francés pielgrzymi z Francji i Niemiec10. Stąd jednak Anonim odbija
niespodziewanie na południe, w stronę Madrytu. Ponieważ nie podaje żadnego powodu tej
decyzji, musimy wnioskować, że chciał najzwyczajniej zwiedzić wcześniej Kastylię
i Andaluzję. Nie trzeba dodawać, że decyzja ta każe nam uznać go raczej za ciekawego świata
turystę, niż za pielgrzyma, najprostszą drogą dążącego do kompostelańskiego sanktuarium.
Z Toledo podążył bez większych przystanków w stronę Kordoby, mijając po drodze góry
Sierra Morena, by stamtąd ruszyć do Sewilli, a następnie do Portugalii. Ten anonimowy
szlachcic, w przeciwieństwie do swych świetnych rodaków, takich jak Jakub Sobieski
czy bracia Radziwiłłowie, całą niemal Hiszpanię przemierzył pieszo. Wyjątkiem była droga
z Toledo do Kordoby i Sewilli, przebyta na wynajętym mule, a zakończona dość poważnym
wypadkiem w jedną z deszczowych nocy. Innym razem wysyłał on bagaż na wozie, sam
jednak, z uwagi na niski komfort jazdy po wybojach, wolał maszerować. Niejednokrotnie
wpadał w różnego rodzaju tarapaty, sięgał po szpadę, by bronić swojego honoru. Nieraz
cierpiał chorobę i biedę, czyniąc swój diariusz relacją niesamowicie barwną i pełną akcji.
Z jakim środowiskiem przyszło skonfrontować się Polakowi? Była to Hiszpania Filipa II,
jednego z najbardziej katolickich monarchów Europy, władającego „imperium, nad którym
nie zachodziło słońce”11. Tak wielkie zapędy imperialne Hiszpanii budziły wśród innych
państw Europy nieukrywany lęk i niechęć, których Anonim zupełnie nie podziela,
podziwiając niemal wszystko, co hiszpańskie12. Autor, tuż po zrelacjonowaniu dotarcia
do Barcelony, zasypuje nas ogromem informacji encyklopedycznych: opisuje położenie
geograficzne Hiszpanii, panujące w niej warunki naturalne, wymienia wszystkie ziemie,
nad którymi Hiszpanie panują, podział administracyjny i diecezjalny, posiadane i sprowadzane
surowce mineralne czy płody rolne. Rozwodzi się nad widzianą w superlatywach
obyczajowością Hiszpanów, godną naśladowania przez inne narody. Wymienia słynnych

9 Nie tylko Anonimowi przedłużyła się ta morska przeprawa z Italii do Hiszpanii. W 1587 r., podróżujący tą

drogą bracia Radziwiłłowie omal nie potonęli, docierając ostatecznie do francuskiej Marsylii, skąd do Barcelony
wyruszyć musieli pieszo, Compa: A. S a j k o w s k i, Sarmackie tradycje i europejskie horyzonty, Poznań 2007, s. 116.
10 Los caminos de Santiago. Arte, Historia, Literatura, red. M. C. L a c a r r a D u c a y, Zaragoza 2005;

C. T a r a c h a, Szlaki pielgrzymkowe do Composteli w średniowiecznej Europie [w:] Pielgrzymki w kulturze średniowiecznej


Europy, red. J. W i e s i o ł o w s k i, Poznań 1993, s. 77; Drogi św. Jakuba w Polsce. Stan badań i organizacja,
red. I. H o d o r o w i c z, F. M r ó z, Kraków 2008.
11 H. K a m e n, Imperium hiszpańskie. Dzieje rozkwitu i upadku, Warszawa 2008, s. 173-175.
12 Te niepochlebne opinie panujące wśród Polaków wobec Hiszpanii Habsburgów tłumaczy się niechęcią

do absolutyzmu, owianych „czarną legendą” pobudek imperialnych oraz głęboką nietolerancją religijną
hiszpańskiej inkwizycji. Więcej o Hiszpanach w świadomości staropolskiej i późniejszej: W. Z a w a d z k i , Polska
stanisławowska w oczach cudzoziemców, t. 1 i 2, Warszawa 1963; E. C. B r o d y, Spain and Poland In the age of Renaissance
and the Baroque. A Comparative Study, „The Polish Reviev”, t. 15, 1970, t. 16, 1971; J. T a z b i r, Staropolskie opinie
o Hiszpanach, „Przegląd Historyczny”, t. 58, 1967, z. 4, s. 605-620; A. K u c h a r s k i, Hiszpania i Hiszpanie
w relacjach Polaków. Wrażenia z podróży i pobytu od XVI do początków XIX wieku, Warszawa 2007; P. S a w i c k i, Polacy
a Hiszpanie: ludzie, podróże, opinie, Wrocław 1995; M. M a ł o w i s t, Europa Wschodnia i kraje iberyjskie. Podobieństwa
i kontrasty, [w:] Idem, Europa i jej ekspansja (XIV-XVII w.), Warszawa 1993, s. 134-143; J. K i e n i e w i c z, Hiszpania
w zwierciadle polskim, Gdańsk 2001 (m.in. recepcja czarnej legendy).

13
hiszpańskich teologów, filozofów, pisarzy etc. Od początku zaskakuje nas również ogromna
sympatia, jaką żywi do narodu hiszpańskiego. Pośród wielu przypisywanych Hiszpanom cnót,
wypada wspomnieć tę najważniejszą, bez której żaden podróżny nie mógłby czuć się dobrze
na obczyźnie, mianowicie gościnność: „Zalecają drugie narody ex hospitalitate i miłości
bliźniego; któż taką ukaże miedzy wszytkiemi narody chrześcijańskiemi inter Europaeos,
jako u Hiszpanów?”13 – pyta pełen podziwu Anonim. Co prawda, odwołuje się tutaj głównie
do miłosierdzia, które Hiszpanie okazują swym biedniejszym rodakom, ale jego własne
doświadczenie podróżne pokaże, że zazna z ich strony gościny również jako cudzoziemiec
(najczęściej za choćby niewielką opłatą, rzecz jasna). Gdy na krótko przed dotarciem
do Madrytu wdał się w pojedynek z naprzykrzającym się chorążym, jego rodacy, świadkowie
bójki, widząc niewinność Polaka, chcieli mu niemal pomóc w walce14.
Interesuje go niemalże wszystko: osobliwości przyrody, architektura sakralna i świecka
(spisuje nawet epitafia z nagrobków i bram miejskich), fortyfikacje i broń, polityka i
gospodarka, handel, lokalne kulinaria, środki transportu, ceremonie i życie kulturalne. Ta
szerokość zainteresowań to niewątpliwie przejaw kultury humanistycznej, wychowującej
owych obeznanych w wielu dziedzinach „ludzi renesansu”. Dotychczasowi podróżnicy doby
antyku i średniowiecza wymienione powyżej sfery najczęściej pomijali milczeniem. Podróże
nowożytne przynoszą w tej sferze odmianę, widoczną również na kartach naszego diariusza.
Anonim zachwyca się bogactwem południowej flory, chwaląc dorodność hiszpańskiej ziemi.
O upajających owocach drzewa poziomkowego powie wprost, że nie widział w życiu nic
piękniejszego. „Owocu żadnego włoska ziemia nie ma, któryby hiszpańska in maiori perfectione
nie rodzieła, jako cytryny, granaty, limunie, pomarance i wszytkie inne”15 – te hiszpańskie
produkty, a więc cytryny, pomarańcze, oliwa i różnego rodzaju korzenie (jak szafran), były w
owej epoce sprowadzane do Polski. Świadczy o tym wizyta Anonima w porcie w Sewilli, w
którym nasz podróżnik stwierdza: „Kraj ten jest bardzo obfity we wszystko, a najbardziej w
oliwę i stąd wszystkie oliwy, oliwki, limunie, co do Gdańska chodzą”16. Hiszpania z kolei
sprowadzała ze wschodu pszenicę na chleb: autor powodu takiego stanu rzeczy upatruje nie
w nieurodzajnej ziemi, lecz w braku wolnych do pracy rolników, gdyż wielu Hiszpanów
musiało odejść za granicę, by pilnować europejskich posiadłości i zamorskich kolonii17. Będąc
w Sewilli Anonim barwnie opisuje przybycie statków z Nowego Świata. Przed naszymi
oczami staje przepych dóbr i bogactw zamorskich: sztaby srebra i złota, kamienie szlachetne,
stosy wołowych skór, cukier czy przyprawy korzenne. Próżno szukać podobnych opisów w
dziennikach średniowiecznych, pisanych przez ludzi Starego Świata, którego horyzonty miał
otworzyć dopiero XV, a zwłaszcza XVI wiek.
Anonim, choć nie był bogatym podróżnikiem i zdarzało mu się podróżować o chlebie, a
nie raz o głodzie czy w pragnieniu, dość często wspomina w diariuszu o kuchni i napojach
hiszpańskich. Podróżując przez kamienistą i bezwodną Aragonię cierpi największe w życiu
pragnienie – w karczmach za kubek wody zapłacić trzeba drożej niż za wino, „bo się winem
nie ochłodzisz, a wodę z daleka wożą albo w cysternach chowają zamknionych dla siebie

13Anonima diariusz…, s. 68.


14Ibidem, s. 85.
15 Ibidem, s. 65. Drzewo poziomkowe (hiszp. madroño) widnieje razem z niedźwiedziem w herbie Madrytu i to

właśnie ten gatunek drzewa wyobraża rzeźba na placu Puerta del Sol w hiszpańskiej stolicy,
Compa: G. Makowiecka, Po drogach polsko-hiszpańskich, Kraków 1984, s. 84.
16 Ibidem, s. 96, Compa: S. C i e s i e l s k a-B o r o w s k a, Mistycyzm hiszpański na gruncie polskim, Kraków 1939, s.

7.
17 Anonima diariusz…, s. 65.

14
i bydła”18. Począwszy od XVI wieku chętniej sprowadzano do Polski hiszpańskie wino,
zwłaszcza to z Alicante, znane wówczas jako „alakant”, „alikant” lub „alkant”, a także „sek”
(czyli seco, hiszp. wytrawne). Znano również wino z Wysp Kanaryjskich, zwane „kanar”
czy „petercyment” o pieprznym smaku. Anonim tak często chwali hiszpańskie wino, że jeden
z późniejszych czytelników diariusza dodał na marginesie kopii złośliwy komentarz: „a
węgierskie wino gdzieś podział?”19. Ten zabawny dopisek świadczy o panującej na wino
węgierskie i francuskie modzie, która nastała w późniejszej epoce, również za sprawą zmiany
układów ekonomicznych.
W Madrycie próbuje Anonim dania zwanego olla podrida, które, będąc przysmakiem
średniowiecznych wieśniaków z Kastylii, stało się z czasem potrawą narodową 20. O potrawie
tej pisał już Cervantes, a etymologia jej nazwy − „zgniły garnek” i odnosi się bądź do resztek
jedzenia, z jakich ją przyrządzano, bądź to do sposobu wolnego gotowania mięsa,
przypominającego proces dojrzewania owoców 21. Składała się ona z gotowanych w jednym
dużym garnku kawałków mięsa i kiełbasy, warzyw oraz roślin strączkowych (jak popularna w
hiszpańskiej kuchni soczewica czy fasola) lub ryżu (wersja z ryżem przypominałaby popularną
hiszpańską paellę, przygotowywaną tradycyjnie również w wielkim garnku o nazwie paellera).
Anonim, zdając sobie sprawę, że potrawa ta jest zaledwie przysmakiem gawiedzi, porównał
proces jej warzenia do produkcji syropu przez aptekarzy i zganił cudzoziemców, u których
ten wyraz hiszpańskiego niedostatku uchodził za delicje. Tak już się jednak dzieje, że potrawy
ludowe, proste i smaczne, przechodzą z pospolitych stołów na stoły restauracji, racząc
podniebienia turystów, nieświadomych i niedbających chyba o pochodzenie potrawy.
Podobną historię ma przecież pizza, dawniej placek neapolitańskiej biedoty, dziś produkt
globalnej gastronomii.
Z kolei za najlepszą potrawę Aragonii uznał nasz bohater pieczonego królika
„z limuniowym albo pomarańczowym kwasem, oliwą a pieprzem” 22. Region ten do dziś
znany jest z upodobania do dziczyzny, która, obok popularnej tam baraniny, wzbogaca
kuchnię o mięso z królika, zająca czy kuropatwy. Ziemie aragońskie szczególnie obfitowały w
króliki, podobnie zresztą jak te na Majorce, gdzie już w czasach rzymskich czynić miały one
szkodę w winnicach i zbożach, aż wysłano poselstwo do senatu w Rzymie, by zaradził
szkodnikom23. W Sewilli z kolei Anonim próbuje żołędzi, które smakować miały tam lepiej
niż kasztany. Jednak również i ten cierpki specjał nie zachwycił naszego Sarmaty,
który narzeka: „Świnie kasztanami, a siebie żołędziami karmią.”24. O zastosowaniu żołędzia w

18 Ibidem, s. 77-78.
19 Ibidem, s. 67, Compa: G. M a k o w i e c k a, op. cit., s. 84.
20 Ibidem, s. 85-86, Compa: G. M a k o w i e c k a, op. cit., s. 88. Autorka uważa tutaj, najprawdopodobniej

błędnie, że widniejący w tekście przymiotnik olla p u t r i d a , to błąd kopisty. Jednakże według hipotez
wywodzących etymologię nazwy od wyrażenia „zgniły garnek”, występująca w tekście archaiczna wersja
przymiotnika „zgniły” (łac. putridus, późniejsze hiszp. podrido), świadczyłaby na korzyść tego zgodnego z
etymologią zapisu. Według innych koncepcji pierwotna nazwa potrawy brzmiała olla poderida („potężny garnek” czy
„wzmocniony garnek”), co mogłoby oznaczać dodawanie do mięsa ziół i warzyw.
21 M. C e r v a n t e s, Don Quijote de la Mancha, t. 2, XLVII, 11.
22 Anonima diariusz…, s. 78.
23 Ibidem, s. 63. Tę historię przytacza Anonim powołując się na Strabona. Według niektórych etymologii,

najprawdopodobniej błędnych, samo słowo „Hiszpania” miałoby się wywodzić od fenickiego rdzenia SPN (być
może wymawianego jako saphan), oznaczającego właśnie królika. Hiszpania byłaby więc „ziemią królików”. Jest to
jednak tylko jedna z wielu teorii, nad którymi dyskutują historycy i językoznawcy, Compa: J. F e r n á n d e z-
L ó p e z , Español. Origen de la palabra, http://www.hispanoteca.eu/ [dostęp: 10.11.2013].
24 Anonima diariusz…, s. 97.

15
Hiszpanii pisał już geograf Strabon (Nat. hist. III. 3. 7) wskazując, że stanowiły one
pożywienie ludności górskiej, gdzie wysuszone i zmielone służyły za główny składnik
wypiekanego tam chleba. Zainteresowanie kulinariami u Anonima świadczy niewątpliwie o
turystycznym charakterze jego podróży, bogatej we wrażenia nie tylko wizualne, lecz również
smakowe.
Odwiedzając poszczególne miejsca na trasie swojej podróży, Anonim przytacza różnego
rodzaju ciekawostki i anegdoty, które jeszcze dziś mogłyby świetnie posłużyć za materiał dla
współczesnych przewodników. Są wśród nich cudowne historie o charakterze religijnym czy
legendarnym, często związane z równie niezwykłymi relikwiami, których Anonim jest zresztą
wielkim czcicielem. Obok krzyża z Oviedo, uczynionego rękami aniołów czy glinianego
dzbana, z którego nigdy nie ubywa oliwy, pojawia się na przykład pieluszka Jezusa utkana
własnoręcznie przez Jego Matkę czy korporał, w który zawinięte były święte hostie, gdy w
1240 roku zaczęły krwawić po jednej z bitew chrześcijan z Maurami 25. Innym razem autor
przytacza pikantne anegdoty o kontekście erotycznym, tak chętnie zapamiętywane przez
turystów. Opowiada na przykład, powołując się na Diodora Sycylijskiego, że mężowie
z Balearów zwykli wysyłać do świeżo poślubionej kobiety któregoś ze swoich przyjaciół, by to
on wpierw żonę wypróbował, wydając później stosowne zalecenie. Przytacza też różnego
rodzaju przysłowia i porzekadła, jak to z Majorki, wyrażające strach miejscowych przed
ożenkiem: „Wilka ożenić, żeby go skarać”26, czy inne, o złej sławie, jaką cieszyły się
katalońskie kobiety: „Od Cervery do Targi jedno słyszeć się daje: Jak cudne obyczaje! Każda
panna tam spotkana, licz na pewne, że przespana”27. Anonima fascynowało zresztą piękno
kobiet, a także krasa szlacheckich i mieszczańskich strojów. Oczarowuje go bogactwo
mieszkańców Sewilli, panujące tam nawet wśród rzemieślników: żonę jednego z nich, który
naszemu podróżnikowi naprawiał pończochy, widział „idącą w niedzielę do kościoła z
takiemi perłami na szyi, żeby u nas, wiem pewnie, były najprzedniejszego skarbu godne”28.
Już we Włoszech zwracał uwagę na osobliwości stroju, np. na zwyczaj okrywania twarzy
przez kobiety genueńskie czy sycylijskie29. Wszystko to świadczy o niewątpliwym zwrocie, jaki
dokonał się w perspektywie turystycznej renesansowych podróżników. Obiektem ich
zainteresowania stają się uroki rzeczywistości świeckiej: człowiek, jego obyczaje, zewnętrzne
piękno i bogactwo.
Anonim opowiada również ciekawe wyimki z historii, czerpiąc przy tym z historyków czy
poetów antycznych i późniejszych. I tak pierwsi mieszkańcy Majorki mieli posługiwać się
procą. By swoje dzieci wychować w duchu samodzielności, nie dawano im chleba do ręki, lecz
umieściwszy go na gałęzi czy słupie, zmuszano do tak wytrwałego weń strzelania, aż same

25 Ibidem, s. 75-77, 83. Te religijne elementy, zajmujące w relacji zdecydowanie niepoślednie miejsce, świadczą

raczej o tych cechach naszego podróżnika, które dzielił z średniowiecznymi pielgrzymami. Temu szerokiemu
zagadnieniu relikwii hiszpańskich w kontekście podróży Anonima poświęciłem odrębne studium, Compa:
D. B a r b a r z a k, Śladami świętych po Hiszpanii. Relikwie, cuda i legendy chrześcijańskie w staropolskich diariuszach podróży
XVI wieku oraz ich rola we współczesnej turystyce, Poznań 2013 (w druku).
26 Anonima diariusz…, s. 63.
27 Ibidem, s. 75. Podobne skargi wyraził autor na kobiety z włoskiej Genui (Ibidem, s. 55).
28 Ibidem, s. 97.
29 Ibidem, s. 12, 55. H. D z i e c h c i ń s k a, op. cit., s. 102. Jakuba Sobieskiego zastanawia np. brak ławek

kościelnych i zwyczaj siadania kobiet na ziemi (być może są to zwyczaje pochodzenia muzułmańskiego). W innym
miejscu wspomina, że kobiety zwykły podczas spotkań towarzyskich okrywać twarz. (A. S a j k o w s k i, Droga
do Composteli albo sto lat podróży Polaków do Hiszpanii, s. 128).

16
strąciły dla siebie posiłek30. Anonim przytacza wiele historii o wymowie religijnej: jak tę o
cudownym objawieniu Maryi Panny na słupie w Saragossie czy o misji ewangelizacyjnej św.
Jakuba w Hiszpanii. Legendy te przez wieki gruntowały żywy do dzisiaj kult Dziewicy ze
Słupa (hiszp. Virgen del Pilar) czy tradycję pielgrzymek do Santiago de Compostela, która
w ostatnich dekadach przeżywa swój renesans31. Anonim przytacza również historie świeckie,
ujawniając przy tym swą głęboką, humanistyczną refleksyjność. Opisując na przykład losy
Krzysztofa Kolumba zastanawia się nad przewrotnością losu, który tego wielkiego odkrywcę
skazał pod koniec życia na kajdany i niewdzięczność rodaków.
Autor diariusza wykazywał głęboko humanistyczną wrażliwość na piękno, które objawia
się zarówno w opisach uroków krajobrazu, a także w coraz wyraźniejszym podziwie wobec
architektury i sztuki. O jego wrażliwości na muzykę niech świadczy reakcja podczas mszy
w kościele św. Leandra w Sewilli, gdzie „odprawowano muzykę rozmaitych instrumentów
i głosów białogłowskich, bo same mniszki i grały i śpiewały, nad którą muzykę
i nie słyszałem i nie spodziewam się słyszeć nic piękniejszego”32. Uwagę Polaków
w Hiszpanii przyciągał także teatr hiszpański z jego dwiema odmianami: theatrum sacrum
(głównie autos sacramentales) oraz theatrum profanum. Wyrazem tego podziału jest spotkanie
Anonima z dramatami o św. Jacku Odrowążu, wystawianymi na wsiach pod Barceloną czy w
andaluzyjskim mieście Ecija. Autor dodaje, że ferwor dewocji zastąpił w tym miejscu
„wszeteczne” komedie, które zazwyczaj się tam widuje33. Wrażliwość na piękno towarzyszy
naszemu podróżnikowi również podczas zwiedzania architektury, tak świeckiej jak i sakralnej.
Niemal dwie strony zajmuje opis Eskurialu pod Madrytem, kompleksu kościelno-pałacowego,
gdzie Anonim wyszczególnia dokładnie szczegóły konstrukcji budynku i freski w jego
wnętrzu, wspaniałość obrazów i rzeźb (autorstwa m.in. Michała Anioła), organów i chóru,
bogactwo ksiąg liturgicznych czy piękno mebli w zakrystii, do których surowca dostarczały
zamorskie hebany, cedry czy drzewa orzechowe34. Innym razem zachwyca go kolumnada
zachowanego w Kordobie meczetu, zaadaptowanego po rekonkwiście na katolicką katedrę.
Zabytki te do dziś stanowią turystyczną wizytówkę wymienionych miast.
Wrażliwość humanistyczną na piękno otaczającego świata wyraża Anonim opisując
krajobrazy, zwłaszcza w kontekście położenia miast. Gdy na przykład dociera do Saragossy,

30 Ibidem, s. 62. Pamiętajmy, że w wojskach najemnych, zarówno Rzymu, jak Kartaginy, walczyli najemni

wojownicy uzbrojeni w proce, pochodzący właśnie z Balearów (tzw. procarze balearscy, hiszp. honderos baleares).
Tradycja strzelania z procy jest dziś na Balearach wciąż żywa – organizuje się tam Fiestę Rzymian
i Kartagińczyków oraz prowadzi się szkoły sportowego strzelania z tej broni. Więcej informacji na temat historii
procy i balearskich procarzy w artykułach zawartych na: http://slinging.org/index.php?page=historical (dostęp:
10.11.2013).
31 M. D e f o u r n e a u x, Życie codzienne w Hiszpanii w wieku złotym, Warszawa 1968, s. 96; J. A. G r a c i a

G i m e n o , El Pilar. Historia, Arte, Espíritu, Zaragoza 1978; E. T o r r a l b a S o r i a n o, El Pilar de Zaragoza, León


1974; E. Z y s , O współczesnych pielgrzymkach do Santiago de Compostela. Dzienniki pielgrzymkowe [w:] Tubylcy własnego
świata. W stronę antropologii bliskości, Wrocław 2011, s. 20.
32 Anonima diariusz…, s. 97.
33 Ibidem, s. 64. Zainteresowanie teatralne dzieli Anonim z innymi polskimi podróżnikami. Jakub Sobieski

przywiezie ze sobą dzieła Lopego de Vegi, którego sława sięgała wtedy szczytu. Stanisław Herakliusz Lubomirski
zaczytywał się w dziełach Tirso de Molina czy Calderona de la Barca. Później Andrzej Załuski skomentuje,
że ludność hiszpańska, rozmiłowana w teatrze, myśli tylko o rozrywkach, pracę traktując jako zło konieczne,
Compa: A. S a j k o w s k i, op. cit., s. 133; M. D e f o u r n e a u x, op. cit., s. 115-123.
34 Anonima diariusz…, s. 86-87. Zauważa się jednak, że brakuje Anonimowi, i polskim podróżnikom w ogóle,

typowej dla zachodnich peregrynantów wrażliwości na rzeźbę i malarstwo, czego nie można już powiedzieć
o architekturze. Opis Anonima przyjmuje formę dość skrótową i prymitywną, ograniczającą się do przymiotników
„piękny”, „wdzięczny”, „wesoły”, „chędogi” etc. Compa: T. F. H a h n, op. cit., s. 56.

17
mówi o mieście, że „jest bardzo piękne, wielkie, w wielkim polu i pięknej równinie, położonej
nad rzeką Ebro (…) i jest barzo sławna rzeka i niemała, ma i tę propietatem w sobie, że płeć w
człowieku białą czyni, a to z doświadczenia”35. Niech nas zastanowi zwłaszcza to ostatnie
zdanie, mianowicie chęć bezpośredniego (już nie tylko wizualnego) doświadczenia zjawisk i
osobliwości natury, w tym przypadku właściwości wody rzecznej dobroczynnie działającej na
cerę. Podczas przeprawy przez pasmo Sierra Morena w Andaluzji odnajduje z kolei jakiś
czerwony kamień, który zmieszany z octem i winem służył również w Polsce na urazy 36. Już
we Włoszech zbierał na urwiskach morskich wybrzeży (ryzykując przy tym życie) jadalne
małże czy kamyki, mające pomagać na ból oczu 37. Przejawy tego zainteresowania naturą
widać także podczas wizyt Anonima w rozmaitych ogrodach: w Eskurialu i Aranjuez. W tym
ostatnim, będącym sadem królewskim, podziwiał różnego rodzaju gatunki flory, fauny i
egzotycznego ptactwa pochodzące z Indii: „Siłaby i o tem powiadać, jako drzewa rozliczne
we wzory sadzone, jako rozmaite z nich lasy (…) pałac przezroczysty, w którym ptastw jest
rzecz niewypowiedziana, jako dziwnych, także i zwierząt rozmaitych z Indyej; wierzę, kto tego
nie widział, nic na świecie pięknego nie widział”38. W Madrycie oglądał zaś żywego
nosorożca, którego kawałek rogu otrzymał na pamiątkę39. Może to zainteresowanie przyrodą,
chęć owej empirycznej eksperiencji i wykorzystania natury do celów leczniczych, to nieśmiałe
przejawy podróżnika-scjentysty, którego przyniesie dopiero wiek XVII i XVIII. Choć to
zainteresowanie geologią, zoologią i botaniką, pozostaje tematem pobocznym, nie sposób go
u Anonima wykluczyć, co stanowi cechę humanistycznego postrzegania świata przez tego
turystę.
Innym nieco zainteresowaniem podróżnika jest wszystko, co szlacheckie, a więc między
innymi jazda konna i konie, którymi zachwyca się w Hiszpanii niemal bez ustanku. Na polach
położonych nad Gwadalkiwirem podziwiał stada i stajnie królewskie: „i tu w tych polach,
które są barzo wielkie i piękne barzo, stada co najprzedniejsze królewskie chodzą i stąd
najcelniejsze dzianety wychodzą”40. Podobny komentarz wyraża o słynnej stajni królewskiej w
Kordobie41. Innym razem zachwyca go orszak witający w Saragossie przybycie jednego z
gubernatorów: „wyjachał przeciwko niemu vicerex saragoski ze 240 szlachty. Aragońskie konie
barzo piękne i świetne, że nie wiem, by też mógł grzeczniejsze i koni i konnych grono we
wszytkiej Hiszpanii zebrać”42. Zamiłowanie do rycerstwa widać u Anonima także w jego
podziwie wobec turniejów rycerskich i walk z bykami, które miał okazję oglądać tego samego
dnia w Saragossie, a później w Andaluzji w miasteczku Arviona. Corrida widziana w
Saragossie miała charakter walki pieszej, podobnie jak dzisiejsza, której zasady ustalono się
dopiero w XVIII wieku. W czasach Anonima nie istniały przywodzące na myśl rzymskie
amfiteatry plazas de toros, a walki odbywały się na placach miejskich w specjalnie wytyczonych

35 Anonima diariusz…, s. 79.


36 Ibidem, s. 92.
37 Ibidem, s. 6, 27.
38 Ibidem, s. 88.
39 Ibidem, s. 86. Zwyczaj zabierania ze sobą pamiątek (jak i pozostawiania ich po sobie w odwiedzonych

miejscach w formie podpisów), znany był już w starożytności, Compa: L. C a s s o n, Podróże w starożytnym świecie,
Wrocław 1981, s. 233-235. Z innych ciekawych pamiątek, które zabrał ze sobą Anonim wymieńmy toledańską
szpadę czy kopię relikwii listu Maryi Panny do mieszkańców sycylijskiej Mesyny (s. 10).
40 Ibidem, s. 92-93.
41 Do dziś działają w tym mieście Caballerizas Reales de Córdoba, organizujące pokazy i spektakle jeździeckie.

Konie są także obecne podczas realizowanych w Andaluzji wiosennych ferii, wesołych świąt wina i wiosny,
gdzie jazda konna odgrywa główną rolę, tuż obok kolorowych sukni flamenco i tańca sevillanas.
42 Ibidem, s. 79.

18
do tego szrankach43. „Potym obierali się tacy ludzie, którzy w szranki wchodzili pojedynkiem
do onego wołu tylko z płaszczem w rękach i tak sztucznie niektóry imowali się go, że ich
zbywać nie mógł”44. W końcu któryś ze śmiałków zarżnął byka nożem, ale nim to nastało
wiele osób poszybowało z okręgu na stojącą za ogrodzeniem publikę. Trzeba pamiętać,
że średniowieczne początki corridy miały charakter walki konnej, w której rycerz mierzył się
z tym szlachetnym zwierzęciem, krusząc na nim kopię. Pozostałości tego rodzaju tradycji
widzi Anonim właśnie w Andaluzji i w odróżnieniu od juogo di toro, nazywa ją captivusa.
Również i dziś organizuje się jeszcze różnego rodzaju corridy konne, zwane corrida de rejones,
popularne zwłaszcza w krajach Ameryki Łacińskiej. Na samym Półwyspie Iberyjskim corrida
traci powoli na swoim dawnym znaczeniu narodowego święta, być może poprzez coraz
częstszą krytykę ze strony organizacji ekologicznych i nierozumiejącej tej dawnej praktyki
młodzieży. Pozostaje jednak jedną z atrakcji turystycznych dla widzów napływających
z zagranicy, a Anonim jest tego odległym, doskonałym przykładem. O jego podziwie
dla corridy konnej niech świadczy to zabawne zdanie: „Jest to igrzysko barzo piękne
i wolałbym na to patrzyć zawdy, niż na naszych kiermaszach, gdy się popiwszy, pobijemy” 45.
Zarzucaną Polakom chęć do bitki możemy zaobserwować również u skorego do pojedynków
autora46.
Najwidoczniej w smak były Anonimowi całonocne fiesty, chętnie urządzane w Hiszpanii
zarówno z okazji świeckich, jak i religijnych. „W nocy zaś znowu ognie, figury, gonitwy
odprawowali”47 – relacjonuje Anonim swoje nocne wrażenia z Saragossy. Na podobne
atrakcje trafił on we włoskiej Genui, gdzie odbywało się święto ku czci św. Jakuba: „Muzyka
będzie rozmaita, po której tańce rozmaite tańcują i tak do wieczora, tak plebei, jako i szlachta,
i mężczyźni i białegłowy”48. Stanowi to jasny przykład na to, że w podróży Anonima nie brak
elementów świeckich, a nawet czysto ludycznych, choć głównym motywem jego podróży
miało być, jak pamiętamy, sanktuarium w Santiago de Compostela. Niestety jedyna
odnaleziona do dzisiaj kopia diariusza nie pozwala ustalić czy nasz podróżnik dotarł do grobu
apostoła i jakie przygody napotkał jeszcze, zanim wrócił do ojczyzny. Widzimy jednak, że
nawet gdyby nie osiągnął celu pielgrzymki, jego peregrynacja po Hiszpanii była tak bogata
w atrakcje i wrażenia, że nie ulega wątpliwości, iż dla Anonima większą rozkoszą była – by
rzec za Staffem – „podróż niż przybycie”. Diariusz peregrynacji włoskiej, hiszpańskiej i portugalskiej
jest relacją wyjątkową: wielu badaczy tematu podkreśla, że jego anonimowy autor był
prawdziwym turystą, podróżnikiem, dla którego zwiedzanie było celem podstawowym.
Wśród zachowanych relacji staropolskich podróżników jego podróż możemy śmiało uznać za
pierwszą polską wyprawę turystyczną za Pireneje.

43 Komparatystyczne ujęcie tych dwóch tradycji prezentuję w artykule Igrzyska rzymskie i hiszpańska corrida. Dwie

tradycje, jeden fenomen, Poznań 2012 (w druku). Compa: M. R o d r i g u e z N ú ñ e z, K. K o w a l s k i, Corrida,


Warszawa 1992; M. L e i r i s, Lustro tauromachii, Gdańsk 1999; F. J. F l o r e s A r r o y u e l o, Del toro
en la antiguedad: Animales de culto, sacrificio, caza y fiesta, Madrid 2000, s. 108-117; J. R a n d o l p h C o n r a d, El cuerno
y la espada, Sevilla 2009, s. 222-237; C. D e l g a d o L i n a c e r o, Juegos taurinos en los albores de la historia, Madrid
2007, s. 231-233.
44 Ibidem, s. 79.
45 Ibidem, s. 93.
46 Jedną z pamiątek, jaką sprawił sobie podczas podróży jest szpada zakupiona w Toledo, które od

średniowiecza słynęło z wyrobu broni żelaznej i do dziś pełne jest pamiątek w formie najrozmaitszych replik
szpad, szabli i mieczy pochodzących z różnych epok. Pewnie dlatego to właśnie w tym mieście zlecono produkcję
broni wykorzystanej m. in. podczas ekranizacji tolkienowskiej trylogii Władca pierścieni.
47 Anonima diariusz…, s. 79.
48 Ibidem, s. 56.

19
Dawid Bujnowski
Uniwersytet Łódzki

THOMAS JEFFERSON W EUROPIE, CZYLI JAK AMERYKANIN


ODKRYWAŁ STARY KONTYNENT – PODRÓŻ PO FRANCJI I PÓŁNOCNYCH
WŁOSZECH

Podróże towarzyszyły ludziom od najdawniejszych czasów, począwszy od pierwszych


podróżników starożytnych, takich jak: Kartagińczycy czy Fenicjanie, na współczesnych
podróżach kończąc. Na przestrzeni dziejów zmieniały się jednak cele i motywy podróży,
warunki i sposoby podróżowania czy przygotowanie ludzi do wojaży. Duży skok w dziedzinie
podróżnictwa możemy notować, oczywiście, od czasów odkrycia Ameryki przez żeglarzy
portugalskich, hiszpańskich, włoskich, francuskich, czy angielskich, nie umniejszając zasług
ludzi średniowiecza, takich jak: Marco Polo czy Muhammad Ibn Battuta. Jednak to wówczas,
na przełomie XV i XVI wieku, po odkryciu nowych, niezbadanych obszarów, otworzyły się
dla ludzi horyzonty do tego, by móc odkrywać i podróżować. Z drugiej strony, wymogło to,
na żądnych nowych doświadczeń Europejczykach, konieczność dostosowania techniki
dla celów podróży oraz zmianę sposobów i charakterystyki samego podróżowania.
Od XV wieku szybko zaczęła rozwijać się technika żeglowania i technika budowy statków,
rozwijało się również podróżnictwo lądowe: postępowała eksploracja, wciąż jeszcze,
niezbadanych części Europy, którą umożliwiały nowobudowane drogi, pozwalające
na docieranie do odległych zakątków kontynentu. Duży wpływ na rozwój sztuki
podróżowania i eksploracji miały warunki w jakich przyszło żyć, otóż: epoka renesansu
czy następująca po niej epoka baroku wpływały znacząco na zamianę mentalności ludzi i ich
stosunku do podróżowania. Ludzie stali się bardziej ciekawi świata niż było to w epoce
średniowiecza, gdzie dużą rolę odgrywał Kościół Katolicki głoszący „istnienie piekła
poza Europą”. Prawdziwym zwieńczeniem postępującego procesu rozwoju w dziedzinie
podróżnictwa przyniosła epoka oświecenia. Związane było to z „powrotem do natury” (ideą
Natury), obok „rozumności”, „wyzwalania umysłu” i „doskonalenia się”, jedno z głównych
założeń epoki. Idea Natury zakładała „bycie naturalnym”, co należy rozumieć jako: „bycie
i życie w zgodzie z samym sobą, z innymi ludźmi i z przyrodą”, kreując tym samym
wizerunek „dobrego dzikusa1.
Warunkowało to rozwój nauk przyrodniczych, takich jak: paleontologia, botanika czy
wreszcie podróżnictwo. W powszechnym użyciu pojawiło się pojęcie „Wielkiej Europy”, jako
strefy dominacji kultury europejskiej, wpisujące się, z resztą, w oświeceniowy
kosmopolityzm2. W dobie oświecenia najczęściej odwiedzanym krajem były podobnie jak w
renesansie i baroku Włochy, jako źródło do poznania klasycyzmu, odradzającego się w XVIII
wieku. Pojawiły się jednak nowe kierunki podróżowania, np. między Francją i Anglią, krajami
Północnymi i Anglią oraz Francją i większością krajów europejskich, co wynikało z rozwoju
kontaktów intelektualnych, handlowych i politycznych w Europie. Najważniejsze jednak, że
zmieniły się motywy podróżowania i sam charakter podróży, oto podróż miała wychowywać i
nauczać3.

Z. D r o z d o w i c z, Filozofia Oświecenia, Warszawa 2006, s. 11-12.


1

2 P. C h a u n u, Cywilizacja wieku oświecenia, tłum. E . B ą k o w s k a, Warszawa 1989, s. 41-43.


3 Ibidem, s. 468-469.

21
Jednym z przedstawicieli epoki oświecenia był Thomas Jefferson. Autor Deklaracji
Niepodległości Stanów Zjednoczonych, żyjący w czasach rozkwitu „epoki rozumu”4, chętnie
przyjmował i propagował idee oświeceniowego poznawania, umysłowości czy Ideę Natury.
Nie ograniczał on jednak swoich horyzontów, podążając drogami wytyczanymi
przez Voltaire’a, Diderota czy Rousseau – często wzbogacał te idee o prądy doby baroku
czy renesansu, sam uważał siebie za „klasyka”. Takie eklektyczne podejście światopoglądowe
miało towarzyszyć Amerykaninowi przez całe życie, a co wpisywało go w pojęcie
„człowieka” w oświeceniowym rozumowaniu, którego Diderot definiuje następująco
w znanym dziele z epoki Encyclopédie, ou dictionnaire raisonné des sciences, des arts et des métiers:
„Człowiek – istota czująca, samowiedna, myśląca, która porusza się swobodnie
po powierzchni ziemi, która zdaje się być na czele wszystkich innych zwierząt i nad nimi
panować, która żyje w społeczeństwie, która stworzyła sobie nauki i sztuki, która na właściwy
sobie sposób jest dobra i zła, która stworzyła sobie władców, która stworzyła sobie prawa
itd.”5. W tej samej pracy o eklektyku Diderot pisał tak: „Eklektyk – filozof, który depcząc
przesądy, tradycje, dawność, powszechną zgodę, autorytet, słowem wszystko co ujarzmia
umysły tłumu, ma odwagę samodzielnie myśleć, sięgać do ogólnych zasad najbardziej jasnych,
badać je i poddawać dyskusji, opierać się we wszystkim wyłącznie na świadectwie własnego
doświadczenia i rozumu i ze wszystkich filozofii, które bezlitośnie i bezstronnie
przeanalizował, tworzyć sobie na własny użytek prywatną filozofię”6.
W istocie, Jefferson łączył wiele prądów filozoficznych i światopoglądowych – przede
wszystkim był humanistą i polihistorem („człowiekiem renesansu”), tj. posiadał szereg
zainteresowań i zdolności - oprócz tego, że wynalazł wiele praktycznych rzeczy, jak
np. krzesło obrotowe czy składaną drabinę, to Amerykanin żywo interesował się: historią,
prawem, lingwistyką, architekturą, archeologią etnografią, kończąc na botanice, paleontologii
i geografii7.
Jeśli chodzi o podróże, to Jefferson miał na ich temat swój pogląd, który wyraził w liście
do jednego ze swych przyjaciół, Petera Carra z 10 sierpnia 1787 r. z Paryża: „Podróżowanie
czyni człowieka mądrzejszym, ale mniej szczęśliwym. Kiedy ludzie dorośli podróżują, zbierają
wiedzę, którą mogą wykorzystywać w swoim kraju rodzinnym, ale zawsze będą oni później
podlegać pamięci innych, zmieszanej z żałością. Ich uczucia zostają osłabione, ponieważ
starają się nimi objąć wszystko, jednak ucząc się nowych obyczajów nie mogą zadowolić
samych siebie po powrocie do domu. Natomiast młodzi podróżnicy, podnoszą te kwestie
do jeszcze wyższej rangi, dla niektórych naprawdę jest to poważne, tym samym nie nabywają
tej wiedzy, której fundamentem jest powtarzalność i jedynie domowe obserwacje. Blask sławy

4 Thomas Jefferson urodził się 13 kwietnia 1743 r. w Shadwell w Wirginii, zmarł 4 lipca 1826 r.
w Charlottesville. Pochodził z rodziny wielkiego plantatora, jako trzecie z dziesięciorga dzieci.
Po śmierci ojca rozpoczął intensywną edukację, czego zwieńczeniem było rozpoczęcie, w 1760 r.,
edukacji w William and Mary College w Williamsburgu. Ostatecznie został z zawodu prawnikiem,
ale zajmował się wieloma innymi dziedzinami wiedzy i nauki. W 1772 r. poślubił Marthę Wayles
Skeleton, bogatą wdowę, zmarła ona w 1782 r., miał z nią sześcioro dzieci (wieku dorosłego dożyły
jedynie dwie córki). Karierę polityczną rozpoczął w 1768 r. od stanowiska w legislaturze Wirginii,
w 1775 r. uczestniczył w II Kongresie Kontynentalnym, podczas którego, napisał Deklarację
Niepodległości; w latach 1779-1781 był gubernatorem Wirginii, w 1785 r. został ambasadorem Stanów
we Francji. W latach 1790-1792 r. był sekretarzem stanu, a w latach 1801-1809 prezydentem.
5 Z. D r o z d o w i c z, op. cit., s. 16.
6 Ibidem.
7 L. P a s t u s i a k, Prezydenci Stanów Zjednoczonych Ameryki, Warszawa 2002, s. 77.

22
i przyjemności można porównać do obiegu krwi, absorbuje ich całą uwagę i zapał, a oni
zostają wydarci z niego, ze świata, pozbawieni tego co dobre i wracają do swych domów
jak do miejsc potępienia i wygnania. Ich oczy już zawsze będą zwrócone ku temu co stracili,
zatruwając ich wspomnienia na resztę życia. Ich świeże i niewykształcone jeszcze pasje zostają
starte na pył, a oni sami, sieją w domu zamęt, pozbawiając siebie samych i innych szczęścia.
Dodam do tego, że nabywają nawyk lenistwa a ich niemożność przystosowania się do pracy,
czyni ich bezużytecznymi dla nich samych i dla swego kraju. Te obserwacje są konsekwencją
doświadczenia. Nie ma miejsca gdzie twój głód wiedzy zostanie tak zaspokojony za granicą,
jak w twoim kraju, w żadnym innym, tam serce jest mniej narażone na zepsucie. Bądź dobry,
ucz się, pracuj wytrwale a nie będziesz potrzebował podróżować, by być wartościowym
dla swego kraju, drogim dla swych przyjaciół i szczęśliwym dla samego siebie.” 8
Pogląd Thomasa Jeffersona był, jak sam pisał, wynikiem doświadczenia z podróży jaką
odbył w 1787 r. po Francji i północnych Włoszech, która uświadomiła Amerykaninowi ile
w ówczesnym świecie było nierówności, sprzeczności, niezgody i zła.
Swoistym preludium do wyprawy był pobyt Jeffersona w Paryżu w roli ambasadora
Stanów Zjednoczonych przy dworze Ludwika XVI. Thomas Jefferson, mając dość udaną
i bogatą karierę polityczną w Stanach Zjednoczonych, którą rozwijał w czasie Wojny
o Niepodległość Stanów Zjednoczonych, jak i po niej, stał się politykiem rozpoznawalnym
już nie tylko w swoim stanie – Wirginii, ale również w całych Stanach Zjednoczonych, sam
aktywnie uczestniczył w pracach nad ukonstytuowaniem się nowopowstałego państwa
na kontynencie północnoamerykańskim. Na jego aktywną działalność zwrócił uwagę Kongres
i to z jego nominacji powołano Jeffersona na stanowisko ministra pełnomocnego
przy dworze Ludwika XVI we Francji, zmienił on na tym stanowisku ustępującego z własnej
woli, sędziwego Benjamina Franklina. Oficjalne objęcie stanowiska odbyło się 17 maja
1785 roku.
Jefferson szybko zaaklimatyzował się w Paryżu, miejscu do którego zawsze pragnął
przyjechać, by ujrzeć bogactwa sztuki, kultury oraz chyba głównie po to, by zobaczyć system
polityczny ancient regaim'u i ludzi w nim żyjących, chciał skonfrontować go z systemem,
który w duchu oświecenia proponowało młode państwo amerykańskie. Obserwując życie
Paryża, szybko wyrobił sobie zdanie o systemie państwowym Francji i o warunkach w jakim
przychodzi żyć ludziom w tym kraju, wyraz swym poglądom daje w liście do wieloletniego
przyjaciela z Monticello, Carla Belliniego z 30 sierpnia 1785 roku: „Patrz, oto jestem nareszcie
na przechwalonej scenie Europy. Jesteś może ciekaw, jak owa scena podbiła dzikusa z gór
Ameryki. Zapewniam Cię, że niezbyt korzystnie. Uważam, że los ludzkości jest tu bardziej
opłakania godny. Prawda wyrażona przez Voltair'a nasuwa się tu nieustannie, że każdy
człowiek musi być bądź młotem, bądź kowadłem”9.
Jefferson zakładał, że to z czego młode amerykańskie państwo może korzystać, sięgając
po wzorce europejskie, jest kultura, a zwłaszcza architektura. Będąc już w Paryżu pisał
w dalszej części listu do Belliniego10: „Nie potrzebuję Cię zapewniać jak używam
na architekturze, rzeźbie, malarstwie, muzyce. Brakłoby mi słów”. Miłośnik architektury
klasycystycznej miał swoje ulubione miejsce w Paryżu, którym był Hotel de Salm, położony

8 Thomas Jefferson letter to his nephew Peter Carr, from Paris, August 10, 1787 [w:] Thomas Jefferson Writings,

red. M. P e t e r s o n, tłum. własne, New York 1994, s. 906.


9 Thomas Jefferson, letter to Carlo Bellini, from Paris, September 30, 1785 [w:] The Papers of Thomas Jefferson,

vol. 8, red. E. S h e r w o o d, I. H o p p e r, tłum. własne, Princeton 1953, s. 569.


10 Thomas Jefferson, letter to Carlo Bellini…, s. 569.

23
na lewym brzegu Sekwany, w którym znalazł zresztą, inspirację dla budowy swego domu
w Monticello11. Amerykanin „używał” nie tylko na architekturze – szybko porwało go
salonowe życie Paryża, na tyle, że sam stworzył swój salon. Przeniósł się z wynajmowanego
początkowo mieszkania do Hotel de Langeac, położonego w arystokratycznej dzielnicy, gdzie
dość szybko „zaroiło” się od intelektualistów i dam12. Właśnie damy zwracały jego szczególną
ciekawość, w jednym z listów dał satyryczny obraz życia Madame w Paryżu: „Dzień Madame
rozpoczyna się o godzinie jedenastej. Rozsuwają się firanki. Oparta na piernatach
i poduszkach doprowadza głowę do porządku i wysłuchuje codziennych relacji o zdrowiu
znajomych, zdrowych i chorych. Pisze też listy do kilku przyjaciół i odbiera wizyty od innych.
Jeśli ranek nie jest zbyt natłoczony, może sobie pozwolić na zrobienie tury w Palais Royal.
Ale musi się spieszyć, gdyż zbliża się seans z fryzjerem. A jakże straszliwy jest to seans!
Szczęśliwa, jeśli się jej uda nie stracić połowy obiadu. Reszta dnia upływa na spacerach,
spektaklu, wizytach, pogwarkach, kartach. Wreszcie umęczona pada na łóżko, by znów
następny dzień rozpocząć około południa, by jak koń w kieracie wędrować po tym samym
torze”13.
Jedną z tych dam, była przybyła w sierpniu 1796 roku Maria Cosway14. Ponieważ dama
przybywała tam dla wypoczęcia, oddawała się życiu towarzyskiemu z całą pasją. W tym czasie
jej mąż (z którym to de facto nie żyła w dobrej komitywie), Richard Cosway pracował
nad portretem rodzinnym księżnej d’Orleans, co pochłaniało sporo jego czasu. Jefferson
służył zatem damie jako przewodnik po Paryżu, jego zabytkach i salonach 15. Ich kontakty
z czasem stawały się coraz bliższe, mówi się nawet o wielkim uczuciu obojga do siebie
nawzajem, a co potwierdzić może list Thomasa Jeffersona do Marii Cosway napisany już
po jej odjeździe z Paryża – przygnębiony Jefferson w liście z 12 października 1786 roku ,
przeprowadził swoistą kalkulację „między rozumem a sercem”, gdzie daje wyraz swojego
uczucia do Marii16. Odpowiedź damy zniweczyła jednak nadzieje Amerykanina na bliższą
zażyłość w przyszłości17.

11 Z. L i b i s z o w s k a, op. cit., s . 135.


12 Miał stajnie, w której trzymał konie dobrej maści i różnego typu, będąc amatorem win posiadał
również własną piwniczkę a w niej najświetniejsze gatunki win, które uzupełniał na bieżąco, chociażby
w czasie podróży w 1787 roku, kiedy zamawiał określone gatunki, które uprzednio udało mu się
skosztować na miejscu.
13 Z. L i b i s z o w s k a, op. cit., s. 137-138.
14 Maria Cosway (Maria Luisa Caterina Cecilia Hadfield) urodziła się we Florencji, w 1760 r.,

edukowała się na znanych uczelniach włoskich o profilu artystycznym; w 1779 r. po śmierci ojca
wyjechała do Anglii, gdzie w 1781 roku poślubiła znanego malarza portretowego i miniaturzystę
Richarda Coswaya; małżeństwo mieszkało w Londynie gdzie Maria prowadziła salon, to zjednało jej
licznych przyjaciół wśród intelektualistów i artystów; Maria aktywnie działała również we Francji
napoleońskiej, mając dobre kontakty z wujem Napoleona kardynałem Josephem Fischem; w latach
1803-1809 kierowała założoną przez siebie szkołą dziewcząt w Paryżu, po jej zamknięciu otworzyła
podobną placówkę w Lodi, w północnych Włoszech, którą kierowała do swojej śmierci w 1838 roku
w tymże mieście.
15 Odwiedzali m.in. przyjaciółkę Marii księżnę marszałkową Lubomirską w Palais Royal.
16 „Dialogue Between My Head and My Heart” Thomas Jefferson’s Letter to Maria Cosway Paris, October 12,

1786,
http://www.uncp.edu/home/berrys/pdfs/jefferson_head_heart.pdf, dostęp: 19 XII 2013 r.
17 Jefferson, jak się zdaje, do końca życia żywił pewne uczucie do Marii a świadczy o tym bogata

korespondencja między nimi, trwająca niemalże do końca życia Amerykanina.

24
Niewątpliwie, rozczarowanie sercowe wpływało na stan psychiki Jeffersona,
który potrzebował teraz stabilizacji by móc rzetelnie wykonywać swoją pracę w Paryżu.
Dlatego między innymi, dla nabrania sił, zdecydował się na podróż.
Formalnie Jefferson miał ją odbywać na południe Francji, do Aix-en-Provance, by poddać
się kuracji wodami leczniczymi w celu ukojenia bólu w prawym nadgarstku, który
to kontuzjował tuż przed odjazdem Marii Cosway z Paryża. Faktycznie Jefferson już
od dawna zamierzał się do podróży, wyżej wymienione przeze mnie okoliczności są jedynie
motywami pobocznymi dla wyprawy Jeffersona po Francji i północy Włoszech.
Podróż miała mieć charakter stricte edukacyjny - Jefferson założył, że wyprawa ma mu
przybliżyć kulturę europejską, poprzez zwiedzanie różnorodnej kulturowo Francji. Kontakty
z miejscową ludnością, a szczególnie z chłopami, miały mu dać możliwość porównania ich
sytuacji z sytuacją osadników amerykańskich. Tym sposobem chciał się utwierdzić w swoim
przekonaniu, iż nowopowstałe państwo amerykańskie „podąża odpowiednią drogą”, jeśli
chodzi o organizacje życia społecznego. Dodatkowo, Jeffersona jako plantatora z Wirginii,
interesowała uprawa roślin, warzyw i owoców. Podróż miała dostarczyć mu nowych
doświadczeń, chciał poznać nowe gatunki, które skutecznie można by kultywować w Stanach
Zjednoczonych. Wreszcie Thomas Jefferson, jako człowiek oświecenia i wielki miłośnik
sztuki klasycystycznej, chciał zapoznać się z architekturą klasycystyczną we Francji, a jak się
okazało później również i we Włoszech. Chciał tym samym, poszerzyć swoją wiedzę
z dziedziny architektury, by przenieść wzorce na grunt amerykański. Twierdził, że Stany
Zjednoczone powinny korzystać z dorobku europejskiego tylko w tej dziedzinie,
ponieważ „na inne sztuki plastyczne społeczeństwo amerykańskiej jest jeszcze zbyt ubogie” 18.
Ponieważ Amerykanin twierdził, że „edukacji sprzyja samotnictwo”, to do wyprawy
nie przygotował wielkich taborów i nie zaangażował zbyt wielu ludzi w swą podróż,
poprzestał właściwie na jednym służącym i najpotrzebniejszych rzeczach spakowanych
do podręcznego bagażu, nie zapomniał zabrać ze sobą swego dziennika, w którym skrzętnie
zapisywał swoje spostrzeżenia z podróży. Nie omieszkał również zabrać ze sobą dzieł
antycznych autorów jak i dzieł Palladia19, włoskiego architekta z XVI wieku, w którego
pracach Jefferson upatrywał doskonałość sztuki architektonicznej i na którego opierał swoje
późniejsze projekty. Owe dzieła miały służyć Amerykaninowi jako swego rodzaju przewodnik
do poznawania starożytności i klasycyzmu europejskiego, z którymi zamierzał się zetknąć
w czasie swojej podróży. Sam zadbał jeszcze o to by jechać incognito - o jego podróży wiedzieli
właściwie tylko najważniejsi dygnitarze Stanów Zjednoczonych i Francji, a także najbliżsi
przyjaciele Jeffersona w obu krajach, jak La Fayette czy John Adams, z którymi zresztą
korespondował, dzieląc się swoimi wrażeniami i spostrzeżeniami z wojaży.
Szukający odpoczynku i żądny nowych doświadczeń Jefferson, zaplanował swą podróż
następująco: przejazd przez Szampanię, Burgundię, Prowansję i Lazurowe Wybrzeże,
gdzie znajdował się zalecony, przez lekarzy Jeffersona, kurort leczniczy.
Thomas Jefferson opuścił Paryż 28 II 1787 roku. Pierwszym regionem,
przez który podróżował Amerykanin była Szampania. W swojej relacji z podróży po tym

18 Z. L i b i s z o w s k a, op. cit., s. 150.


19 Andrea Palladio (ur. 30 listopada 1508 r. w Padwie, zm. 19 sierpnia 1580 r. w Maser) – włoski
architekt i teoretyk architektury. Jego koncepcje architektoniczne były realizowane w szczególności
w Vicenzie oraz w Wenecji. Andrea Palladio jest autorem traktatów o architekturze. Jego dzieło Cztery
księgi o architekturze (wł. I quattro libri dell'architettura) stało się źródłem inspiracji dla wielu twórców,
którzy wyodrębnili nowy prąd w architekturze nazwany palladynizmem.

25
regionie zawartej w dzienniku daje obraz regionu o „gliniastych glebach z grubymi piachami
i kamieniami”, zwraca też uwagę na uprawianą tam kukurydzę i liczne winnice, ale twierdzi,
że wino nie jest zbyt dobre, podsumowuje ubogość regionu „brakiem bydła, owiec, świń” 20.
Bacznie obserwuje też życie tutejszych ludzi, stwierdzając w dalszej części relacji że: „ludzie są
tu skupieni w swych wioskach, gdzie poddają się silnemu oddziaływaniu swej religii,
która nakazuje im wierzyć w dzieło stworzenia, którym to bełkotem są karmieni tu
codziennie. Z pewnością ludzie ci są mniej szczęśliwi i mniej uczciwi, niż gdyby byli wraz
z rodzinami osiedli na gruntach przez siebie uprawianych”, Jefferson zwraca też uwagę na ich
biedę, która sprawia, że są oni „ubogo odziani”, a „kobiety i dzieci są zmuszone do ciężkiej
pracy w polu”; następnie daje wyraz swej krytyki dla zastanego porządku, stwierdzając
że „mężczyźni w cywilizowanym kraju nigdy nie wykorzystują swych żon i dzieci ponad ich
siły, tak długo jak sami są wstanie pracować dla dobra rodziny”21.
Kolejnym regionem na mapie podróży Jeffersona była Burgundia. Ta rolnicza kraina
wywarła na Amerykaninie o wiele lepsze wrażenie niż Szampania. Dostrzega tu
zróżnicowanie i dość dobrą jakość ziem. O ludziach pisze że są: „Dobrze odziani…mają
wygląd dobrze nakarmionych”, zachwyca go bogata roślinność rosnącą wzdłuż dróg, czemu
daje wyraz stwierdzając że: „nie sposób uchwycić tu nudę”, zainteresował się licznymi
odmianami win produkowanych tym regionie, dostrzegał różnicę między poszczególnymi
gatunkami, w zależności od jakości ziemi i klimatu a także metod -najlepsze z nich kazał
wysłać do Paryża, do swojej piwniczki22. Amerykanin zwrócił nawet uwagę na uprawiane tam
ziemniaki, które zobaczył prawdopodobnie na jednym z targów w Djon, gdzie dotarł
na początku marca, toteż w jego relacji z podróży mamy taką informację: „Dijon…są tu
najbardziej okrągłe ziemniaki jakie kiedykolwiek widziałem” 23.
W drodze na południe Francji, Thomas Jefferson zmierzał przez Dolinę Rodanu
i Prowansję. Region ten wydał mu się bardzo podobny do Burgundii (bogactwo upraw
i liczne kultury rolne), stwierdził jednak, że ludność w tych regionach nie jest wolna i nie ma
żadnych swobód: „Pomimo że ludzie tu, podobnie jak w Burgundii, są dobrze odziani
i nakarmieni to doświadczają represji z powodu naturalnego ucisku państwa, od licznych
posiadaczy ziemskich oraz od lokalnej administracji, której podlegają. Wynika stąd okrutny
wniosek, że bogactwo nie idzie w parze z wolnością”24. Jefferson wysuwał swoje
spostrzeżenia na temat ucisku ludności po spotkaniu z jednym z wielkich posiadaczy
ziemskich z Prowansji Monsieur de Laye, u którego znalazł gościnę. Arystokrata był
właścicielem zamku – Chateau de Laye-Epinaye i majątku o powierzchni piętnastu tysięcy
mórg 25. Sprawował on jurysdykcję nad poddanymi oraz był jednocześnie najwyższym sędzią.
Jefferson opisując system i sposób administrowania nie omieszkał dostrzec ucisku
poddanych: „On sprawuje nad wszystkim pieczę, ma też pewną jurysdykcję w sprawach

20 MEMORANDA taken on a Journey from Paris into the Southern Parts of France and Northern of Italy, in
the year 1787 [w:] The life and selected writings of Thomas Jefferson, red. A. K o c h,W. P e d e n, tłum. własne,
New York 1944, s. 135.
21 Ibidem.
22 Ibidem, s. 135-138.
23 The Papers of Thomas Jefferson, vol. 11, red. J. B o y d, B. O b e r g, tłum. własne, Princeton 1950-,

s. 416.
24 MEMORANDA taken on a Journey..., s. 138-139.
25 Około 8 500 hektarów.

26
kryminalnych i cywilnych. Obie warunkują jedynie rozszerzanie się okrutnych przesłuchań
nim wyroki czy prawa zostaną wydane”26.
Jefferson w Prowansji, a następnie w Langwedocji miał okazję zaznajomić się z licznymi
starożytnościami i budynkami klasycystycznymi, które chętnie podziwiał. Należy tu
wspomnieć, przede wszystkim, o pozostałościach amfiteatru rzymskiego w Lyonie i ruinach
akweduktu w okolicy miasta. Jednak największe wrażenie na nim wywarła dawna świątynia
rzymska Maison Quarrée, zlokalizowana w miejscowości Vienne, na południe od Lyonu.
Jefferson pisał o zachwycie nad nią do swej „salonowej” przyjaciółki z Francji, hrabiny
de Tesse: „Tutaj jestem, Madame, wpatrzony godzinami w Maison Quarrée, jak kochanek
w swą wybrankę”27. W przyszłości budynek ten posłużył Jeffersonowi, jako wzór
przy projektowaniu gmachu Kapitolu legislatury Wirginii w Richmond.
W dalszej relacji do Madame de Tesse z tego regionu, Jefferson ubolewa nad stanem
zabytków, a nawet występuje z pewną dozą krytyki pod adresem władz, o niedbalstwo
nad nimi: „W Vienne myślałem o Tobie, ale byłem szczęśliwy, że Cię ze mną nie ma;
mógłbym Ci się wydać bardzo rozgniewany, niż kiedykolwiek mogłabyś mnie ujrzeć. Pałac
Pretorianów, jak jest tu nazywany, o porównywalnych proporcjach do Maison Quarrée, został
zeszpecony przez barbarzyńców, którzy przekształcili go do jego obecnej postaci: jego
pięknie żłobione korynckie kolumny zostały pocięte na kawałki, by zrobić miejsce gotyckim
oknom, a pozostałe zrąbane kawałki posłużyły planom budowy - to mi wystarczyło. Musisz
przyznać, że to mogło zakłócić mój spokój. W Orange, również myślałem o Tobie. Jestem
pewien, że oglądałabyś z przyjemnością majestatyczny łuk triumfalny Mariusza przy wejściu
do miasta. Wtedy też odwiedziłem Arenę. Czy Madame uwierzy, że w XVIII wieku,
we Francji, pod panowaniem Ludwika XVI, znajdują się tam, do dziś, zburzone owalne mury
tej świetnej relikwii, którymi wybrukowano drogę? Jaki jest sens usypywać taką górę kamieni
dla zachcianki i lepszej dostępności wzgórza? Były intendent M. de Basville, przekazał swoją
mądrość podróżnkowi-amatorowi, jak to w bólach podjął się konserwacji i odnowienia tych
starożytności”28. Będąc w Langwedocji i zbliżając się do ośrodka w Aix, Jefferson odwiedził
jeszcze akwedukt Pont du Gard i świątynię Diany w Nimes oraz starożytny kościół świętego
Trofima i amfiteatr w Arles.
Thomas Jefferson 15 III 1787 roku zameldował się w Hôtel St. Jaques w Aix. Podjął
kurację zalecaną przez lekarzy, jednak zrezygnował z niej po kilku dniach, stwierdzając,
że nie przynosi ona pożądanych efektów. Jednak tutejszy klimat oraz kontakt z przyrodą
dobrze wpływały na jego samopoczucie, w liście do swego przyjaciela, Williama Shorta pisał:
„Znajduję się teraz w kraju zboża, wina, gajów oliwnych i słońca. Czegóż człowiek może
żądać więcej od Nieba?”29. Lepsze samopoczucie pozwoliło Jeffersonowi zdecydować się
na podróż do Włoch. W planach miał zwiedzić Północne Włochy – chciał zapoznać się
z rosnącymi tam uprawami ryżu, który chętnie skupowała Francja, eliminując tym samym
Stany Zjednoczone w handlu tym produktem.. Planował również zapoznać się z techniką
wyrobu znanego nawet w Ameryce sera parmeńskiego, oraz technikę wyrobu makaronu.
Innym punktem wyprawy do Włoch miała być Vicenza, gdzie znajdowało się mnóstwo dzieł

26 MEMORANDA taken on a Journey…, s. 138.


27 Letter to the Comtesse de Tesse, March 20, 1787 [w:] The Writings of Thomas Jefferson, vol. 6,
red. A. L i p s c o m b, A. B e r g h, tłum. własne, Washington 1905, s. 106.
28 Ibidem.
29 Thomas Jefferson letter to William Short, March 29, Aix [w:] ”William and Mary Collage Quarterly”,

vol. 11.,ser. 2, tłum. własne, Williamsburg 1931, s. 247.

27
Palladia. Swoją podróż do Włoch, Jefferson chciał zwieńczyć zwiedzaniem Rzymu,
gdzie mógłby zetknąć się z dawną świetnością miasta i na żywo dostrzec zachodzące tam
zamiany na przestrzeni stuleci. Jefferson, jak sam twierdził: „dla niego, Rzym jak miasto wciąż
istnieje z całym swoim splendorem”30.
Zmierzając do Północnych Włoch, Amerykanin zamierzył przeprawić się „niczym
Hannibal przez Alpy” przez jedną z przełęczy górskich. Droga do Włoch położona była
wzdłuż Lazurowego Wybrzeża. Jefferson zdążył jeszcze „zahaczyć” dwa porty francuskie
nad Morzem Śródziemnym: Marsylię i Niceę. W relacjach z pobytu w tych miastach, zwraca
uwagę na różnorodność krajobrazu i bogactwo natury. Będąc w okolicach Nicei dostrzegł,
że tamtejsze ukształtowanie terenu wytwarza granice naturalne, które dzielą nie tylko ludzkie
domostwa i osady, ale także uprawy i faunę oraz florę, bystrze stwierdzał, że „nie trzeba się tu
odgradzać od sąsiadów”31. Bacznie obserwował handel morski w portach, a tygodniowy
pobyt w Marsylii w Hôtel des Princes32 pozwolił mu dodatkowo wypocząć, ale również
spokojnie zwiedzić lokalne zabytki33 oraz dobrze poznać miasto o starożytnym rodowodzie.
Do Włoch, zgodnie z założeniami, przeprawiał się przez jedną z przełęczy alpejskich
zwaną Ciandola Tende. Jeffersona urzekły alpejskie krajobrazy i geniusz ludzki
przy przybudowie tych przełęczy 34. Stwierdzał jednak w swej relacji z okolic przełęczy Tende,
że „tutejsi ludzie nie posiadają jeszcze luksusu jakim są szyby w oknach, oprócz tego starym
zwyczajem pudrują sobie włosy, a powszechność kamieni i wapieni jest tu tak duża,
że mieszkania buduje się tu właśnie z tych materiałów, by oszczędzać drzewa” 35.
We Włoszech Jefferson spędził całą drugą połowę kwietnia. Naglący czas nie pozwolił mu
odwiedzić ani Vicenzy, ani Rzymu. We Włoszech Amerykanin poruszał się w obrębie
czterech miast: Turynu, Novary, Mediolanu i Genui, opisując swym zwyczajem, drobne
szczegóły z życia mieszkańców, pisał szczególnie o bogactwie włoskiej fauny i flory, a także
jedzeniu i winie, które mu to bardzo smakowało.
Z czterech wyżej wymienionych miast, Jeffersonowi najbardziej spodobał się Mediolan.
W Turynie mimo dwudniowego pobytu (17-18 IV) poprzestał na kosztowaniu piemonckich
win, jedne określił mianem „jedynych win o trzech przeciwnych cechach: mają one jedwabistą
słodkość Madeiry, rześkość win z Szampanii, są także cierpkie jak Bordeaux” 36. Natomiast
będąc w okolicach Novary, zauważył malowniczo położone alpejskie strumyki, ale z drugiej
strony dostrzegał trudności mieszkańców: „Tutejsze kobiety pracują przy kowadłach,
łopatach i szpadlach. Ludzie z tej krainy są gorzej ubrani niż ci we Francji, jest tu też wiele
niekultywowanych pól, a orka jest tu bardzo prymitywna”37. Mediolan, w którym Jefferson
przebywał między 21 a 22 IV, zachwycił go swoją bogatą sztuką o różnorodnym obliczu.
Z jednej strony widział pozostałości czasów starożytnych i średniowiecznych, a z drugiej
budowane na jego oczach pomniki sztuki. Jednym z takich zabytków, była budowana

30K. L e h m a n n, Thomas Jefferson: American humanist, Chicago 1965, s. 28.


31 MEMORANDA taken on a Journey…, s. 139.
32 Od 29 III do 6 IV 1787 r.
33 Jefferson odwiedził m.in. Château d'If, lokalną fortecę, położoną na wyspie, kilka mil morskich

od brzegu.
34 Z. L i b i s z o w s k a, op. cit., s. 150.
35 MEMORANDA taken on a Journey…, s. 139.
36http://www.italymagazine.com/featured-story/thomas-jeffersons-journey-italy, (dostęp:
19.12.2013).
37 MEMORANDA taken on a Journey…, s. 140.

28
wówczas katedra w Mediolanie38, którą Jefferson określił jako „ekstrawagancką”39.
Podróżnika w szczególności zachwyciły, bogato zdobione freskami, mediolańskie pałace
i wille, które określił mianem „wybitnych”40.
Udając się w drogę powrotną do Francji, Thomas Jefferson postanowił obrać trasę
ponownie przez Piemont. Tym razem Amerykanin ominął Turyn, ale skierował się
do Rozzano i Casino, miejscowości leżących niedaleko Pawii. Tam, zapoznał się z techniką
wyrobu parmezanu, którego proces produkcji dokładnie opisał w swym dzienniku41. Jednak
najważniejszym i najciekawszym elementem pobytu Jeffersona w Piemoncie, było zbadanie:
dlaczego rosnący tam ryż jest lepszy dla Francuzów niż amerykański. Amerykanin przekonał
się, że tajemnica tkwiła w jego gatunku, a nie technice uprawy. Toteż chciał od razu
przetransportować statkiem pewną jego ilość z Turynu do Stanów Zjednoczonych, jednak
okazało się, ku jego zaskoczeniu, że wprowadzony zakaz eksportu zbóż obowiązuje
pod wysokim karami, włącznie z karą śmierci. Dlatego, też postanowił obładować dwoma
workami ryżu, wypożyczonego wcześniej muła i wysłać go drogą do Genui, która to miała
być „bezpieczniejsza” i stamtąd przetransportować ryż na drugi kontynent; sam zaś
obładował kieszenie swego ubrania ryżem. Transport się powiódł, przyniosło to Stanom
Zjednoczonym same zyski, ponieważ gatunek ryżu „przemycony” przez Jeffersona, zaczęto,
z powodzeniem, tam kultywować42.
W Genui jego uwagę przykuła wszechobecność „łupków”, zachwycił się natomiast
truskawkami.43.
Bogaty w nowe doświadczenia z Francji i Włoch, Jefferson mógł myśleć o powrocie
do Paryża. Nie wybrał jednak drogi, którą jechał uprzednio – wybrał przejazd wzdłuż
Lazurowego Wybrzeża, by dokładnie przyjrzeć się zasadzie działania Kanału
Langwedockiego. Chciał również zwiedzić inne regiony Francji, różniące się od rolniczego
południa. Jednak czas naglił i nowe obowiązki w Paryżu już czekały, toteż dalsza część
podróży, nie była już tak bogata w relacje i doświadczenia. Świadczy o tym fakt iż, dłuższą,
o kilkaset kilometrów, niż uprzednio drogę, Jefferson pokonał w prawie dwa razy krótszym
czasie44. Droga ta przebiegała przez następujące miasta: z Genui udał się do Monaco,
następnie do Nicei, Aix, Marsylii, Awinionu, Nimes, Montpellier, a później wzdłuż Kanału
Langwedockiego, przez Narbonę do Tuluzy; następnie przemierzał Akwitanię,
gdzie zatrzymał się w Bordeaux, stamtąd na północ do Nantes, Lorient 45, powrócił
do Nantes, przez Rennes, a następnie już w bezpośrednią drogę do Paryża wzdłuż Loary
przez Angers, Tours i Orlean, aż 10 VI 1787 roku zameldował się w Paryżu.
Mimo ubogich relacji Jeffersona z drugiej części podróży, warto przytoczyć, tę dotyczącą
organizacji życia i roli kobiety w Langwedocji: „Objęcie przez mężczyzn, stanowisk

38 Budowę Katedry Narodzin św. Marii w Mediolanie rozpoczęto w 1386 r., a ostateczny kształt

nadano jej w roku 1892. Podczas pobytu Jeffersona w Mediolanie budowano facjatę budynku.
39 Z. L i b i s z o w s k a, op. cit., s. 150.
40 MEMORANDA taken on a Journey…, s. 141.
41 Ibidem, s. 141-142.
42 Z. L i b i s z o w s k a, op. cit., s. 150.
43 MEMORANDA taken on a Journey…, s. 142.
44 Od momentu wypłynięcia statkiem w Genui, w ostatnich dniach kwietnia 1787 roku, do

momentu przybycia do Paryża 10 czerwca tego roku, minęło dokładnie 41 dni, w tym czasie pokonał
trasę ponad 2400 kilometrów. podczas gdy pierwsza faza jego podróży: z Paryża do Genui (28 II – 30
IV) trwała 61 dni, pokonał wówczas trasę o długości ponad 1700 kilometrów.
45 Był to najdalej na zachód wysunięty punkt w czasie jego podróży.

29
właściwych kobietom, świetnie dezorganizuje porządek rzeczy. Mężczyźni są szewcami,
krawcami, tapicerami, gorseciarzami, kucharzami, gospodarzami, sprzątaczami; oni strzygą
panie, i zaprowadzają je do łóżka: w związku z tym, kobiety, aby przeżyć, są zobowiązane
do podjęcia urzędów, z których mężczyźni zrezygnowali. Stają się zatem portierkami,
woźnicami, żniwiarkami, marynarzami, opiekunkami zasuw, kowalkami, rolniczkami, itp.
Czy panie, które zatrudniają mężczyzn w zawodach, które powinny być zarezerwowane
dla ich płci, nie są w efekcie stręczycielkami?”46.
Podróż Thomasa Jeffersona po Francji i północnych Włoszech obfitowała w liczne
doświadczenia i dała Amerykaninowi pewne wyobrażenie o Europie, a przynajmniej o tej
części Europy. Autor Deklaracji Niepodległości zobaczył Europę doby feudalizmu,
gdzie nierówność społeczna była nader widoczna. W jego relacjach widać jawną krytykę
zastanego porządku rzeczy, Amerykanin piętnuje ancien regime, tym bardziej że na drugiej
półkuli w jego rodzinnej Wirginii, formalnie panowała równość obywateli. Należy jednak
pamiętać, że mimo iż Jefferson w pierwotnej wersji Deklaracji wprowadził pewne zapisy
znoszące niewolnictwo, to jednak po weryfikacji jej przez Kongres, zostały one odrzucone,
a na całkowitą abolicję trzeba było poczekać do 1863 roku. Sam Jefferson przez resztę życia
zabiegał o uwolnienie swych niewolników, jednakże problemy finansowe z jakimi się borykał
zmusiły go do trzymania ich, gdyż byli i tak tańsi w utrzymaniu niż najemna siła robocza,
przybywających, już wtedy, Europejczyków. Możemy mówić, że jeszcze za życia Jeffersona,
stosunki społeczne nie były dużo lepsze w Stanach od tych w Europie, które zobaczył
w czasie swej podróży. Jak się zdaje, Thomas Jefferson, człowiek oświecenia, zwolennik
libertynizmu, humanista zauważał to, jednak zestawiając zastałe systemy społeczne,
stwierdzał niejednokrotnie w czasie swego życia, że „Stany Zjednoczone podążają dobrą
drogą”. Ostatecznie, mimo przywiązania się do paryskich salonów, wystawne życie zaczęło go
nużyć, pisał do barona Geismera: „Jestem już w wieku, w którym niełatwo jest przystosować
się do nowych obyczajów i nowego stylu życia. Jestem dostatecznie dziki, by przedkładać lasy,
pustkowia i niezależność w Monticello nad wszystkie błyskotliwe przyjemności tej wesołej
stolicy. I dlatego gdy znów będę w kraju rodzinnym, przywiążę się do niego mocniej,
z przesadnym uznaniem dla jego awantaży, jeśli jest on mniej bogaty, jest w nim więcej
wolności , więcej swobody i mniej nędzy”47. Krytyka ancien regime’u wpływała na rozwój
patriotyzmu u Jeffersona. Wielu badaczy twierdzi, że pobyt we Francji, który utwierdził go
w „dobrej drodze” młodego państwa, rozwinął u przyszłego prezydenta Stanów
Zjednoczonych jego poczucie „amerykańskości”. Mimo istniejących do tej pory rozbieżności
w definiowaniu narodu amerykańskiego, można stwierdzić, że Jefferson myślał kategoriami
patriotycznymi, chciał służyć swojemu krajowi jako obywatel i polityk, jako wynalazca
oraz jako znawca kultury.
Przykładem na to może być fakt, że zaczerpnięte wzorce architektoniczne z Europy,
z powodzeniem przenosił na grunt Stanów Zjednoczonych, a widać to chociażby
w projektowanych przez Jeffersona budynkach: poczynając od projektu własnego domu
w Monticello, przez Kapitol legislatury stanu Wirginia w Richmond, a na projektach College’u
William i Mary w Williamsburgu czy wreszcie Białym Domu i Kapitolu w Waszyngtonie
kończąc. Z racji na specyfikę tych projektów, nie brakuje ludzi mówiących o „klasycyzmie
amerykańskim”, lub nawet o „jeffersońskim”.

46 MEMORANDA taken on a Journey…, s. 144.


47 Z. L i b i s z o w s k a, op. cit., s. 138-139.

30
Konkludując należy ocenić, podróż roku 1787, jako udaną i przydatną dla dalszej kariery
Thomasa Jeffersona. Był to też jeden z najprzyjemniejszych momentów w życiu Jeffersona.
Sam „amator-podróżnik”, stwierdził po powrocie do Paryża, że „Nigdy nie spędził
przyjemniej trzech i pół miesięcy”48.

48 Ibidem, s. 151.

31
Marcin Gawryszczak
Uniwersytet Łódzki

PODRÓŻ JÓZEFA PIŁSUDSKIEGO NA MADERĘ (GRUDZIEŃ 1930 – MARZEC


1931)

U podstaw wyjazdu Józefa Piłsudskiego na Maderę w końcu 1930 r. leżało kilka


czynników, wśród nich głównymi były konieczność odpoczynku i poratowania zdrowia
Marszałka. Zdecydowano, że J. Piłsudski powinien spędzić zimę w cieplejszym klimacie,
spośród propozycji Egiptu i Madery, wybrano tę drugą opcję. Już latem 1930 r.,
kiedy podczas wypoczynku w Pikieliszkach J. Piłsudski zachorował, mówiło się w domu wiele
o wyjeździe Piłsudskiego w zimie do cieplejszych krajów1. Córki marszałka, Jadwiga i Wanda,
doradzały właśnie Maderę.
Te zamierzenia i pogłoski zostały bardzo szybko zrealizowane. Na posiedzeniu rządu
28 XI 1930 r. J. Piłsudski podał się do dymisji z funkcji premiera. Oświadczył również:
nie mogę dalej pracować. Jest zima i wtedy staję na progu śmierci. A ja tego nie chcę 2. Już kilkanaście dni
później wyruszył na swój urlop. Przed omówieniem samej podróży warto jeszcze nakreślić
sytuację w kraju jesienią 1930 r. Był to bardzo burzliwy czas w Rzeczpospolitej.
Józef Piłsudski pełnił w tym czasie funkcję premiera, od 25 VIII do 4 XII 1930 r.
Marszałek objął ją, aby przeprowadzić wybory3, celem w tym czasie była walka z opozycją.
Już na początku września odbyły się aresztowania byłych posłów, które rozpoczęły
tzw. sprawę brzeską. Wybory parlamentarne odbyły się w dniach 17 i 23 XI 1930 r. W czasie
premierostwa J. Piłsudskiego miała miejsce też akcja pacyfikacyjna w Małopolsce Wschodniej
skierowana przeciw sabotażowi Organizacji Ukraińskich Nacjonalistów. Te kilka miesięcy
piastowania funkcji premiera było więc bardzo wyczerpujące, stąd też potrzeba dłuższego
urlopu.
Dnia 15 XII 1930 r. wieczorem J. Piłsudski wyruszył w podróż do Lizbony, którą odbył
specjalną salonką. I tak przez Austrię, Szwajcarię, Francję, Hiszpanię, Piłsudski dotarł
do Lizbony, prawie nie opuszczając wagonu4. Na granicach witali go polscy ambasadorzy,
w Wiedniu rozmawiał z polskim posłem Karolem Baderem. Po 4 dniach podróży dotarł
do Portugalii. Dnia 20 grudnia spotkał się z prezydentem Antonio Carmonem, zjadł z nim
śniadanie, po czym bezpośrednio po posiłku wszedł na pokład statku „Angola”, którym
dopłynął do Funchalu na Maderze 22 grudnia o godz. 9.005.
Jak zanotował kpt. M. Lepecki: Klimat Madery jest jednym z najzdrowszych i najprzyjemniejszych
klimatów świata. Jego cechą charakterystyczną jest łagodność i równomierność. Na wyspie są nieznane
uciążliwe upały, jak i również chłody.
Marszałek spędzał urlop według utartego schematu: dzień zaczynał wcześnie, wstawał
o godz. 8, zjadał śniadanie, później, jeśli pozwalała na to pogoda, spacerował lub czytał dzieła
wojskowe. Popołudnie spędzał dyktując dr. Marcinowi Woyczyńskiemu pracę, która ukazała
się później jako „Poprawki historyczne”. Była to ostatnia większa praca J. Piłsudskiego

1
W. J ę d r z e j e w i c z, J. C i s e k, Kalendarium życia Józefa Piłsudskiego 1867-1935, t. III 1926-1935, Warszawa
1998, s. 226.
2 Ibidem, s. 248.
3 S. F. S k ł a d k o w s k i, Strzępy meldunków, Warszawa 1988, s. 98.
4 W. J ę d r z e j e w i c z, J. C i s e k, op. cit., s. 252-253.
5 Ibidem, s. 253.

32
Wieczorami ponownie czytał, tylko przy wyjątkowo pięknej pogodzie spacerował lub siedział
w ogrodzie6.
Pomimo że J. Piłsudski miał odpoczywać od spraw krajowych, na wyspę docierały listy.
Ówczesna prasa pisała:
Jak donosi kpt. Lepecki. mimo pożądanej izolacji, dociera do Marszalka bardzo liczna korespondencja,
wykazująca jednak słabe uświadomienie geograficzne autorów listów. Przychodzą bowiem listy różnie
adresowane, jak np. „Madera — Hiszpania“, „Madera — Ameryka”, „Madera — Francja”, „Kolonia
polska Madera” (!?), albo jeszcze inaczej:„Półwysep Madera — miasto Angola”. Mimo tych „nieścisłości”
w adresie, poczta maderska doręcza listy, z których nie wszystkie są ważne. Niestety wiele osób nadsyła
listy do Marszałka, nie zastanowiwszy się nad ich celowością, jak np. niejaki p. Filewicz, który, wyrażając
zadowolenie, iż Marszałek bawi na Maderze, pisze: „Sam jestem ogrodnikiem i również lubię ogrody,
a więc nie dziwię się, że Pan Marszalek czuje się na Maderze dobrze”7.
Spokojnego trybu życia nie przerwały nawet zamieszki, które wybuchły na wyspie
po zwiększeniu cła na cukier i mąkę. Efektem ich była dymisja gubernatora Madery,
co J. Piłsudski podsumował słowami: Szkoda, ten Freitas wyglądał mi poczciwie — i po chwili dodał
Marszałek – on jest podobny do Radziwiłła8.
W czasie podróży J. Piłsudskiemu towarzyszyło zaledwie kilka osób. Oficjalnie wraz z nim
przebywał na Maderze wspomniany już dr Marcin Woyczyński oraz dr Eugenia Lewicka.
Dodatkowo w podróży, a także w czasie samego pobytu, jak wspomniałem wyżej,
towarzyszył mu kpt. Mieczysław Lepecki. Miał on za zadanie pilnować Marszałka, jednak
musiał robić to nieoficjalnie, gdyż J. Piłsudski nie życzył sobie żadnej ochrony. Dopiero
po pewnym czasie dr Woyczyński przedstawił Lepeckiego, który miał przypadkowo znaleźć
się na wyspie, dzięki temu od tego czasu mógł już jawnie przebywać z J. Piłsudskim.9
Jednak najważniejszą postacią była dr E. Lewicka. Była o wiele młodsza od Piłsudskiego,
bo urodziła się 10 VIII 1896 r.10, a marszałek w 1867 r., więc różnica wynosiła około 30 lat.
Tak opisywał ją jeden z pamiętnikarzy
Pochodziła z Ukrainy rosyjskiej, z rubieży dawnych granic Rzeczpospolitej i «dzikich pól». Był to typ
kresowej, stepowej panny, o silnym charakterze, dużej odwadze cywilnej w wypowiadaniu swoich myśli
i naturalnym, młodzieńczym poczuciu humoru11.
Poznali się o wcześniej, bo w 1924 r. w czasie pobytu J. Piłsudskiego w Druskiennikach12.
Podróż na Maderę stanowiła szczyt ich znajomości. Wiadomo, że łączyła ich większa
zażyłość niż tylko lekarza i pacjenta, co podkreślają np. Daria i Tomasz Nałęcz. Samo
znalezienie się w gronie podróżujących na Maderę było ogromnym „wyróżnieniem”, wszak
oficjalnie z marszałkiem wyjechały tylko dwie osoby, a co warte podkreślenia, nie było
wśród nich żony ani córek. Było to też publiczne „przyznanie się” do znajomości, o której
krążyły już wcześniej niepotwierdzone informacje.
Faktem jest też, że dr E. Lewicka powróciła z Madery wcześniej niż J. Piłsudski. Nieznane
są jednak przyczyny tej decyzji. Prawdopodobnie zatem wydarzyło się coś, co zepsuło
w gwałtowny sposób tę znajomość, skoro młoda pani doktor podjęła decyzję

6 M.B. L e p e c k i, Pamiętnik adiutanta marszałka Piłsudskiego, Warszawa 1987, s. 33-34.


7 Wieści z Madery „Ilustrowany Kurier Codzienny” nr 71, 14 III 1931, s. 5.
8 Ibidem, s. 5.
9 Ibidem, s. 40-42.
10 T. O s t r o w s k a, Lewicka Eugenia, PSB, t. 17, 1972, s. 223. Tam też biogram.
11 D. i T. N a ł ę c z, Józef Piłsudski – legendy i fakty, Warszawa 1986, s. 285.
12 Ibidem.

33
o wcześniejszym, samotnym powrocie do kraju. Wówczas miała jej złożyć wizytę Aleksandra
Piłsudska13. Później już J. Piłsudski nie spotkał się z E. Lewicką.
Wiele wątpliwości budzą też okoliczności śmierci E. Lewickiej. Została ona znaleziona
nieprzytomna 27 VI 1931 r. w gmachu Centralnego Instytutu Wychowania Fizycznego
w Warszawie, z objawami ciężkiego zatrucia. Przewieziono ją do szpitala, gdzie dwa dni
później zmarła nie odzyskawszy przytomności 14. Plotki wzmogły się jeszcze, kiedy na mszy
żałobnej na Powązkach pojawił się J. Piłsudski w towarzystwie Sławoja Składkowskiego
i Bolesława Wieniawy-Długoszowskiego. Usiadł z tyłu, niedługo później odjechał. W samym
pogrzebie nie uczestniczył, natomiast brało w nim udział wielu urzędników i wojskowych,
na czele z premierem Aleksandrem Prystorem. Nie była to codzienna oprawa pogrzebowa,
zwłaszcza, że chowano lekarkę, nie pełniącą oficjalnych funkcji państwowych15.
Niejasne są okoliczności jej śmierci. Materiał dowodowy świadczył o samobójstwie,
nie wykluczał jednak możliwości otrucia16. Niektórzy badacze sugerują, że E. Lewicka
po prostu nie wytrzymała psychicznie sytuacji, w jakiej się znalazła17.
W Warszawie wkrótce po śmierci młodej pani doktor zaczęły krążyć plotki, sugerujące,
że jej śmierć miała podtekst polityczny. Marian Romeyko w swoich wspomnieniach pisał:
Zaczęły krążyć coraz bardziej uporczywe plotki mówiące nie o »samobójstwie«, lecz
o nienaturalnej śmierci dr Lewickiej. Zaczęła się kształtować opinia, coraz częściej
wypowiadana, że ta pełna życia, młoda i inteligentna lekarka stała się »groźna« dla
pewnych kół. Miała dostęp do Marszałka i jako lekarka i jako znajoma. W kołach tych
opowiadano, że drogą tą Marszałka mogą dochodzić nie kontrolowane przez »mafię«
wieści, że Marszałek może ulegać obcym wpływom18.
Pojawiły się nawet w Warszawie ulotki – klepsydry wymieniające wśród ofiar
J. Piłsudskiego, gen. Włodzimierza Zagórskiego, sierżanta Franciszka Koryzmę oraz właśnie
dr E. Lewicką.
Interesujący natomiast jest fakt, że M. Lepecki, który szczegółowo przedstawia wizytę
J. Piłsudskiego na Maderze, nie wspomina słowem o E. Lewickiej. Podobnie Wacław
Jędrzejewicz, w kronice życia J. Piłsudskiego odnotował tylko, że E. Lewicka była jednym
z dwóch lekarzy towarzyszącym kuracjuszowi. Dodał też lakoniczną wzmiankę, że dr Lewicka
wcześniej opuściła Maderę19. Obaj twórcy byli przychylni marszałkowi, stąd zamieścili wyłącznie
lakoniczne wzmianki lub zupełnie pominęli ten aspekt podróży, gdyż mógł on zaszkodzić
legendzie J. Piłsudskiego. Nawet „Ilustrowany Kurier Codzienny” zamieszczając zdjęcie
z Madery, na którym była dr Lewicka podpisał ją jako jedną z osób z rodziny gubernatora 20.
Dużo mniej tajemniczym, a bardzo ciekawym wydarzeniem związanym z pobytem
na Maderze była „akcja pocztówkowa”. Podczas pobytu marszałka na Maderze przypadł
też dzień jego imienin, czyli po przewrocie majowym nieoficjalne święto państwowe. W kraju
każdego roku był on uroczyście obchodzony i był okazją do manifestacji
propiłsudczykowskich. Współpracownicy J. Piłsudskiego zdecydowali, że imieniny,

13 A. G a r l i c k i, Józef Piłsudski 1867-1935, Kraków 2008, s. 908.


14 D. i T. N a ł ę c z, op. cit., s. 288.
15 Ibidem.
16 Ibidem, s. 289.
17 A. G a r l i c k i, op. cit., s. 908.
18 M. R o m e y k o, Przed i po maju, Warszawa 1967, s. 609.
19 W. J ę d r z e j e w i c z, J. C i s e k, op. cit., s. 252.
20 „Ilustrowany Kurier Codzienny” nr 79, 20 III 1931, s. 1.

34
przypadające na 19 marca, będą w 1931 r. doskonałą okazją do zademonstrowania miłości
społeczeństwa do wodza, szczególnie, że to uczucie nie osłabło po wydarzeniach roku 1930.
Stąd też premier Walery Sławek wystąpił z propozycją „akcji pocztówkowej”. Komitet
Główny Obchodów Imienin Marszałka Piłsudskiego wezwał cały naród do wysyłania kartek
pocztowych z życzeniami imieninowymi. Gazety prorządowe informowały szczegółowo,
jak wysyłać kartki, jak odpowiednio zaadresować czy jaki znaczek dobrać. Przewidywano ulgi
dla nadawców zbiorowych, najbiedniejsi mogli wysłać życzenia do Belwederu, płacąc tylko
5 groszy21. Nieoficjalny organ obozu rządzącego, „Gazeta Polska” pisała, że Kult Wielkiego
Człowieka – Wielkiego Wodza jest rzeczą całkowicie naturalną, a nawet potrzebą psychologiczną mas
czy narodów22.
Życzenia miały być wysyłane od 7 marca, a powinny być adresowane na następujący adres:
Madera, Funchal, Moussier le Marechal Joseph Piłsudski23. Już 5 marca z dumą pisano,
że do 4 marca w całym kraju nabyto 2 miliony kart pocztowych.
Kiedy wiadomość o polskiej „akcji pocztówkowej” dotarła na Maderę wywołała
zrozumiałe przerażenie, szykowało się największe przedsięwzięcie w historii maderskiej
poczty. „Ilustrowany Kurier Codzienny” donosił, że na wyspie rozpoczęły się gorączkowe
przygotowania do tej sytuacji. Gubernator zdecydował o zarekwirowaniu wszystkich
pojazdów, osłów i mułów do przewozu poczty imieninowej24. Zapowiadano wysłanie
na wyspę ok. 5 milionów kartek.
Kolejne dni przynosiły podobne informacje. W okresie bezpośrednio poprzedzającym
19 marca, donoszono triumfalnie, że Liczba nadchodzących pocztówek imieninowych z życzeniami
dla Marszałka Piłsudskiego waha się według obliczeń prowizorycznych do 200 000 dziennie. Urząd
pocztowy w Funchalu miał zaangażować kilku urzędników specjalnie do obsługi poczty
imieninowej25.
Ostatecznie na Maderę dostarczono 1 040 000 kartek i listów – dwie tony. Warto zwrócić
uwagę na rozbieżność między oficjalną liczbą sprzedanych kartek – wspomniane
już 2 miliony, a faktyczną ilością dostarczonych. Samych listów poleconych, który każdy
trzeba było osobiście potwierdzić było tysiąc – 2 tysiące dziennie. Tą żmudną czynnością
zajmowali się dr M. Woyczyński i kpt. M. Lepecki26.
Życzenia zawarte w kartkach były najprzeróżniejsze, tytułowano je Kochanemu Marszałkowi,
budowniczemu kochanej Ojczyzny czy Kochanemu Odrodzicielowi, Wskrzesicielowi. Życzono: Kochany
Dziadku! Dla chwały Polski i na złość wrogom musisz żyć nie 100 a 150 lat; układano też wierszyki
Na Maderze Twej słonecznej, nabierz zdrowia, siły wiecznej. Innymi przykładami są:
Tyś jest przykładem co jasno świeci
Zwalczając w Polsce nieład i brud
Wielbią Cię za to starce i dzieci
Wielbi Cię cały nasz polski lud

21 P. O s ę k a, Mydlenie oczu. Przypadki propagandy w Polsce, Kraków 2010, s. 158.


22 Cyt. za: Ibidem, s. 157.
23 Jak należy adresować kartki do Marsz. Piłsudskiego, „Ilustrowany Kurier Codzienny” nr 61, 2 III 1931, s. 11.
24 Madera przygotowuje się na przyjęcie poczty imieninowej dla Marszałka, „Ilustrowany Kurier Codzienny” nr 66,

7 III 1931, s. 11.


25 Poczta w Funchalu przygotowuje się na przyjęcie poczty dla Marsz. Piłsudskiego, „Ilustrowana Republika” nr 76,

18 III 1931, s. 2.
26 W. J ę d r z e j e w i c z, J. C i s e k, op. cit., s. 256.

35
Czy:
W dal, gdzie przebywasz, życzenie płynie,
Byś żył, Wodzu , choćby sto lat
I by dobrobyt w Twojej krainie
Promieniał zawsze na cały świat27.
Pobyt J. Piłsudskiego na Maderze zakończył się kilka dni po imieninach. Dnia 22 marca
do Funchalu przybił „Wicher”, który miał przewieźć marszałka do kraju, do portu w Gdyni.
Dowódca okrętu Tadeusz Podjazd-Morgenstern zameldował się w willi. Nazajutrz
rozpoczęła się podróż powrotna J. Piłsudskiego. Towarzyszyła jej zła pogoda, lecz marszałek
stwierdził, że: Ja wam morze zaczaruję. Kiedyś jeden z moich pradziadków porwał sprzed świętego znicza
kapłankę-wajdelotkę i ożenił się z nią. Po niej odziedziczyłem te moje zrośnięte brwi i potrafię zamówić
pogodę28. Pozostała część rejsu upływała już przy sprzyjającej aurze. Gdy „Wicher”, wszedł
na morze, burzliwa zatoka Biskajska przypominała taflę spokojnego jeziora. Marszałek
doskonale znosił podróż morską, w przeciwieństwie do towarzyszących mu
kpt. M. Lepeckiego oraz dr. M. Woyczyńskiego. Rozczarowany był jedynie niską prędkością
okrętu29.
Józef Piłsudski w tym czasie stawiał pasjanse, studiował mapy i dzieła morskie, rozmawiał
z oficerami i zwiedzał okręt. Do Gdyni „Wicher” dobił 29 marca 30. Razem z nim
na pokładzie „Wichra” do kraju przypłynęły też kartki pocztowe, potem znalazły się one
w muzeum Belwederskim31. Uległy zniszczeniu w czasie II wojny światowej.
Marszałka przywitała rodzina i oficjele państwowi, a wśród nich premier Walery Sławek,
czy ministrowie Sławoj Składkowski i Aleksander Prystor. Były też dwie córki Marszałka,
które w czasie „urlopu” marszałka pisały do niego co tydzień listy. Pogoda w Gdyni była
zupełnie inna niż na Maderze, było zimno, a wokół leżał śnieg.
W ściany willi w Funchalu, w której mieszkał marszałek, wmurowano w 1934 r. tablicę
pamiątkową w języku portugalskim informującą o wizycie J. Piłsudskiego. Ponad 70 lat
później dokonano jeszcze jednej czynności mającej upamiętnić wizytę. Bronisław
Komorowski jako marszałek Sejmu wziął udział 28 X 2009 r. w uroczystej sesji Rady
Miejskiej Funchal. Miało to związek z decyzją Rady o nadaniu imienia Józefa Piłsudskiego
jednemu z rond w tym mieście oraz o umieszczeniu popiersia polskiego przywódcy
w centrum maderskiej stolicy. Bronisław Komorowski dokonał jej uroczystego odsłonięcia.
W trakcie tej wizyty Marszałek Sejmu wziął także udział w otwarciu wystawy poświęconej
odzyskaniu przez Polskę niepodległości w 1918 r. oraz postaci samego J. Piłsudskiego i jego
pobytowi na Maderze. Jak wówczas zaznaczył, wystawa budzi życzliwe zainteresowanie
nie tylko miejscowych władz, ale też mieszkańców Madery32.

27 P. O s ę k a, op. cit., s. 161.


28 W. J ę d r z e j e w i c z, J. C i s e k, op. cit., s. 257.
29 S. B e n e d y k t, Zajazd ORP „Wicher” na Gdańsk, „Wiadomości” (Londyn) nr 17 (108), 1948, s. 1.
30 Ibidem.
31 W. J ę d r z e j e w i c z, J. C i s e k, op. cit., s. 256.
32 http://fakty.interia.pl/swiat/news-madera-uroczystosci-upamietniajace-pilsudskiego [dostęp:13 XI 2013].

36
Krzysztof Grecki
Uniwersytet Łódzki

MNICH, PODRÓŻNIK, ODKRYWCA – SŁÓW KILKA O BENEDYKCIE


POLAKU

1. Wstęp
Benedykt Polak otwiera historię podróżnictwa polskiego. Nie był jednak dosłownie
pierwszym polskim podróżnikiem. Znamy przypadki zagranicznych podróży innych
mieszkańców ówczesnego państwa polskiego. Władcy polscy jeździli wraz ze swoją świtą
do krajów sąsiadujących1. Wysyłali również posłów do różnych państw. Bolesław Chrobry
na zjeździe gnieźnieńskim podarował Ottonowi III 300 rycerzy na wyprawę rzymską,
nie znamy ich dalszego losu, ale możemy przypuszczać, że wraz z nim dotarli do Rzymu 2.
Pomorzanie wraz z Kanutem Wielkim wyruszyli do Anglii3. Henryk Sandomierski brał
natomiast udział w pielgrzymce do ziemi świętej4.
Skoro możliwe jest wskazanie polskich obieżyświatów żyjących i podróżujących
przed Benedyktem, to dlaczego właśnie jego nazywamy w tym artykule pierwszym polskim
podróżnikiem? Z dwóch powodów: po pierwsze jego wyprawa jest pierwszą w sposób tak
bogaty udokumentowaną źródłowo i po drugie jako pierwszy mieszkaniec Polski dotarł on
tak daleko od granic ówczesnego państwa polskiego.

2. Życie Benedykta Polaka przed wyruszeniem do Mongolii


Nie znamy daty urodzenia Benedykta Polaka, jednak wiedząc, że wyruszył do Mongolii
w 1245 r. oraz, że żył w roku 1253 r. możemy przyjąć orientacyjnie, że urodził się
około 1200 r. Z powodu ubogiego zasobu źródłowego nie jesteśmy dziś w stanie ustalić
czy nasz bohater otrzymał imię Benedykt przy chrzcie, czy było to jego imię zakonne.
Kolejną niewyjaśnioną do dnia dzisiejszego kwestią jest miejsce jego urodzenia. Wacław
i Tadeusz Słabczyńscy w Słowniku podróżników polskich podają, że Benedykt pochodził
z Wielkopolski5. Brak jest jednak jakichkolwiek dowodów źródłowych na poparcie tej tezy.
Bolesław Szcześniak twierdzi, że ze względu na panującą w średniowieczu zasadę, według
której nowi zakonnicy wstępowali do klasztorów w miejscowościach sobie znanych, pozwala
sądzić, że Benedykt pochodził z Wrocławia lub szerzej ze Śląska6. Teza ta wydaje się bardziej
prawdopodobna, niż ta określająca jego miejsce urodzenia jako Wielkopolskę. Przyjmujemy
zatem, że Benedykt należał do pierwszych przedstawicieli franciszkanów we Wrocławiu. Brak
jest informacji źródłowych dotyczących momentu jego wstąpienia do zakonu, jednak
B. Szcześniak zakłada, że zakonnik wybrany na pomocnika i zastępcę legata papieskiego,
oprócz wiedzy, musiał posiadać również bogate doświadczenie i odpowiednio długi staż
zakonny. Przyjmuje zatem, że Benedykt stosunkowo wcześnie wstąpił do zakonu

1
J. S t r z e l c z y k , Mieszko Pierwszy, Poznań 1999, s. 174.
2
S. Z a k r z e w s k i , Bolesław Chrobry Wielki, Kraków 2000, s. 141; J. S t r z e l c z y k , Bolesław Chrobry,
Poznań 2003, s. 50.
3
W. S ł a b c z y ń s k i , Benedykt Polak. Ojciec podróżnictwa polskiego, „Problemy” 1969 nr 7, s. 405-416.
4
S. N o w a k o w s k i , Historia rozwoju horyzontu geograficznego, Warszawa 1965, s. 89.
W. S ł a b c z y ń s k i , T. S ł a b c z y ń s k i , Słownik podróżników polskich, Warszawa 1992, s. 26.
5

B. S z c z e ś n i a k , Benedykt Polak z Wrocławia. Środowisko, życie i legenda, „Duszpasterz Polski za Granicą”,


6

Rzym 1951, nr 1-2, s. 183.

37
franciszkańskiego7. Przy założeniu, że Benedykt nie był franciszkaninem, zanim zakon ten
dotarł na ziemie polskie, najwcześniej mógł do niego wstąpić w 1236 r., kiedy konwent
powstał we Wrocławiu8.
Całkowicie odmienny pogląd przedstawił ks. W. Bochnak, według którego Benedykt
przybrał strój zakonny dopiero z chwilą, gdy wybrano go na członka misji papieskiej 9. Teza ta
nie ma jednak żadnego poparcia w źródłach.
W opinii E. Karwota Benedykt Polak nie był w rzeczywistości Polakiem, tylko Czechem,
gdyż to właśnie z czeskiej Pragi franciszkanie przybyli do Polski 10. Brak jest jednak
jakichkolwiek dowodów źródłowych na poparcie tezy o czeskim pochodzeniu Benedykta,
a źródła konsekwentnie nazywają go „Polakiem”11.
Niewykluczone jest, że Benedykt przed wstąpieniem do zakonu posiadał większy majątek.
Świadczyć może o tym jego dobre wykształcenie i znajomość łaciny. Nie można wykluczyć,
że zgodnie z zasadami głoszonymi przez św. Franciszka z Asyżu i idąc za jego ideałem,
rozdał swoje mienie i wstąpił do zakonu.
Według A. Krawca, przed wstąpieniem do klasztoru Benedykt podróżował na Wschód,
co wynika z jego wiedzy geograficznej i umiejętności językowych 12. Zdaniem M. Plezi, pewną
wiedzę na temat Mongołów mógł zdobyć, trafiwszy w 1241 r. do mongolskiej niewoli 13. Teza
ta jest niezwykle interesująca, jednak trudna do zweryfikowania. Można ją zestawić
z poglądem wyrażonym przez R. A. Skeltona, T. E Marstona i G. D. Paintera w The Vinland
Map and the Tartar Relation14, że odnaleziony rękopis zatytułowany Historia Tartarorum został
podyktowany przez Benedykta Polaka franciszkaninowi C. de Bridia. W rękopisie tym można
znaleźć dość dokładne informacje dotyczące przebiegu bitwy pod Legnicą, co może
wskazywać na obecność Benedykta na polu walki, gdzie być może dostał się do mongolskiej
niewoli15. Niestety, są to jedynie domysły, a informacje dotyczące bitwy Benedykt mógł
uzyskać dopiero w czasie swojej misji od Mongoła, który był uczestnikiem wyprawy
na Polskę w 1241 r.
Pogląd M. Plezi o znajomości języka mongolskiego przez Benedykta potwierdzają
co do zasady poprawne etymologie słów mongolskich w Historii Tatarów16. Jednak Jan Carpini
sam stwierdził w relacji, że zmuszeni byli w Kijowie zaangażować tłumacza języka

7
Ibidem.
J. K ł o c z k o w s k i , Zakony franciszkańskie w Polsce. Franciszkanie w Polsce średniowiecznej, t. I, Lublin 1982,
8

s. 16.
W. B o c h n a k , Księżna Anna Śląska. 1204-1265 w służbie ludu śląskiego i Kościoła, Wrocław 2007, s. 169.
9
10
E. K a r w o t , Benedykt Polak w Mongolii, „Poznaj Świat” 1962, nr 5, s. 12-16.
Dodatkowo należy też zauważyć, nieprawdą jest, że pierwsze klasztory franciszkańskie w Polsce założyli
11

czescy mnisi. W Europie Środkowej Franciszkanie pojawili się w latach 30. XIII w. w Pradze, a następnie do 1237
r. we Wrocławiu i Krakowie. Pogląd E. Karwota może wynikać z faktu, iż do 1239 r. uformowała się prowincja
polsko-czeska Franciszkanów, na czele której stanął Czech Tworzymir; Compa: J. K ł o c z k o w s k i , op. cit., s. 15.
12 A. K r a w i e c , Ciekawość świata w średniowiecznej Polsce, Poznań 2010, s. 384.
13
M. P l e z i a , L'apport de la Pologne à l' exploration de l' Asie Centrale au milieu du XIIIe siécle, „Acta Poloniae
Historica” 22, 1970, s. 23.
A. K r a w i e c , Ciekawość świata w średniowiecznej Polsce, Poznań 2010, s. 391.
14

A.F. G r a b s k i , Nowe świadectwo o Benedykcie Polaku i najeździe Tatarów w 1241 roku, „Śląski Kwartalnik
15

Historyczny. Sobótka”, R. 23, 1968, nr 1-4, s. 1-13.


16
A. K r a w i e c , op. cit. s. 385.

38
tatarskiego17. Na dworze księcia Jarosława spotkali ruskiego możnowładcę Temera,
który pracował z nimi w takim charakterze. Wydaje się więc, że Benedykt nie znał języka
tatarskiego, a jego rola tłumacza miała ograniczać się do ziem polskich18. W rozmowie
z sekretarzem wielkiego chana Czingajem, posłowie na jego pytanie stwierdzili:
„Odpowiedzieliśmy, że nie znamy ani rosyjskiego, ani tatarskiego, ani saraceńskiego pisma” 19.
Teoretycznie jest to ostateczny dowód na to, że Benedykt nie znał zarówno ani języka
ruskiego, ani tatarskiego. W tym fragmencie mowa jest jednak wyłącznie o nieznajomości
pisma, a nie mowy. Możliwe jest zatem, że Benedykt potrafił wysławiać się w tych językach,
lecz nie potrafił w nich pisać. Są to jednak jedynie hipotezy. Stanisław Bzowski w Annalium
Ecclesiasticorum podaje, że w czasie miesięcznego oblężenia zamku wrocławskiego w 1241 r.
przez Mongołów, obrońcy zdołali wziąć do niewoli jeńców mongolskich. Dominikańska
tradycja utrzymuje, że jeńcy mongolscy nauczali swojego języka przyszłych misjonarzy
udających się na Wschód20. Jednak jest to źródło powstałe na przełomie XVI i XVII w., a co
za tym idzie niezbyt wiarygodne w stosunku do wydarzeń z wieku XIII. Nie można jednak
kategorycznie zaprzeczyć, że Benedykt Polak, mógł w taki sposób opanować przynajmniej
podstawy języka mongolskiego. Kwestia znajomości języka mongolskiego przez Benedykta
Polaka jest zatem jednym z najbardziej dyskusyjnych zagadnień w historiografii dotyczącej
jego postaci.
Jerzy Strzelczyk uważa natomiast, że Benedykt był tłumaczem biegłym wyłącznie w języku
ruskim21. Przyjął on, że z faktu, iż Benedykt był członkiem zakonu franciszkanów
we Wrocławiu, którego prowincja do roku 1250 obejmowała Polskę i Ruś, należy
wnioskować, że znał on język ruski, a nie mongolski22.
Możliwe jest, że Benedykt poznał wcześniej Jana Carpiniego, który w latach 1232-1239 był
prowincjałem saskim zakonu franciszkanów na Polskę23. Mógł więc w tym czasie nawiązać
kontakty z zakonnikami polskimi24. Być może ich wcześniejsza znajomość zaowocowała
wyborem Benedykta przez Carpiniego na jego towarzysza.
Jeżeli chodzi o wykształcenie Benedykta, to pewną wskazówkę nasuwa fragment jego
sprawozdania z wyprawy, gdzie znalazł się wiersz Owidiusza – Tristia per vacuos horrent absinthia
campos. Możemy z tego wywnioskować, że Benedykt był znakomicie wykształcony również
w dziełach antycznych25.
Postać Benedykta zdaje się być nieznana polskim źródłom. Pierwszy polski podróżnik
obcy jest zarówno autorowi Kroniki wielkopolskiej, jak i Długoszowi. Niestety wydaje się,

17
Jan d i P i a n o C a r p i n i , Historia Mongołów, [w:] Spotkanie dwóch światów. Stolica Apostolska a świat
Mongolski w połowie XIII wieku. Relacje powstałe w związku z misją Jana di Piano Carpiniego do Mongołów,
pod red. J. S t r z e l c z y k a , Poznań 1993, s. 159.
18
Compa: W. S ł a b c z y ń s k i , Benedykt Polak..., s. 408.
19
J. d i P i a n o C a r p i n i , op. cit., s. 171.
B. S z c z e ś n i a k , op. cit., s. 187.
20

21 J. S t r z e l c z y k , Mongołowie a Europa. Stolica Apostolska wobec problemu mongolskiego do połowy XIII wieku,

[w:] Spotkanie dwóch światów, s. 84.


22
Ibidem; Compa: A. K r a w i e c , op. cit., s. 385.
23
J. S t r z e l c z y k , Mongołowie a Europa. Stolica Apostolska wobec problemu mongolskiego do połowy XIII wieku,
[w:] Spotkanie dwóch światów, s. 81.
24 R. U r b a ń s k i , Tartarorum gens brutalis. Trzynastowieczne najazdy mongolskie w literaturze polskiego średniowiecza

na porównawczym tle piśmiennictwa łacińskiego antyku i wieków średnich, Warszawa 2007, s. 180
Możliwe jest jednak, że wiersz ten został dodany do relacji przez tłumacza, Compa: M. J a n i k , Dzieje
25

Polaków na Syberii, Kraków 1928, s. 33.

39
że Polacy nie dostrzegali wkładu Benedykta w wydarzenie, o którym L. Vivien de Saint-
Martin w dziele Histoire de la géographie et des découvertes geographiques (Paryż 1873, s. 270) pisze,
że: „tworzy godną uwagi epokę w historii geografii Azji” oraz, że „otworzyła rozległe
horyzonty przed ludami Zachodu”. Natomiast C. R. Beazley w The Dawn of Modern Geography
(Oxford 1901, t. II, s. 77), stwierdza, że była to „najbardziej doniosła podróż” 26.
Osoba Benedykta Polaka, pomimo że pojawiała się niekiedy w źródłach XVII i XVIII w.,
została w Polsce zapomniana praktycznie do XIX w., kiedy to na nowo odkrył ją historyk
literatury M. Wiszniewski27.

4. Wkład Benedykta Polaka dla poznania Mongołów


Jan di Piano Carpini w swoim raporcie z podróży docenił postać Benedykta określając go
jako „towarzysza swoich udręk”28. Benedykt Polak, podobnie jak Carpini, próbował poznać
Mongołów poprzez ich bezpośrednią obserwację oraz rozmowy z Mongołami i jeńcami
chrześcijańskimi przebywającymi u Mongołów. Efektem ich pracy są powstałe relacje z ich
podróży. Są to: Historia Mongołów, będąca raportem dyplomatycznym przedstawionym
papieżowi przypisywana Janowi Carpiniemu, Sprawozdanie Benedykta Polaka oraz Historia
Tatarów, której autorem jest C. de Bridia. Można by stwierdzić, że wkład, jaki wniósł Benedykt
jest niewielki, gdyż jego Sprawozdanie nie jest zbyt obszerne w porównaniu z Historią Mongołów
i Historią Tatarów. Jednak wśród wielu historyków panuje przekonanie, że wkład Benedykta
w powstałe w wyniku misji relacje, jest znacznie większy. B. Baranowski uważa, że raport
Carpiniego przedstawiony papieżowi jest autorstwa Benedykta, na co wskazywać mogą liczne
„polskie” odniesienia29. Najprawdopodobniej raport ten jest autorstwa zarówno Carpiniego,
jak i Benedykta, czego dowodzi używanie zaimka zbiorowego „my” zamiast „ja”, sugerujące
wspólne pisanie30. Został on jednak przypisany wyłącznie Carpiniemu ze względu
na sprawowane przez niego kierownictwo nad wyprawą31. W Historii Tatarów autor wyraźnie
wskazuje natomiast, że jego informatorem był Benedykt Polak, który najprawdopodobniej
opowiedział twórcy o misji po polsku, a ten następnie przełożył to na łacinę i spisał32. Dzieło
spisane przez C. de Bridię zawiera dużo „poloników”, a ponad połowa jego zawartości
powtarza się w raporcie Carpiniego, co może potwierdzać zarówno tezę o współtwórstwie
raportu jak i tezę Baranowskiego stwierdzającą, że twórcą raportu był Benedykt 33. Wkład
Benedykta Polaka w poznanie Mongołów z całą pewnością był znaczny, a prawdopodobnie
nawet większy niż wkład Jana di Piano Carpiniego, który wyruszył na wyprawę mając około
65 lat, co z pewnością ograniczało jego możliwości34.
Benedykt wraz z Carpinim opisali kraj Mongołów i jego klimat na podstawie własnych
obserwacji. Zakonnicy zauważyli, że kraj Mongołów jest górzysty, ale miejscami również
równinny, natomiast gleba jest w przeważającej części nieurodzajna. Zaobserwowali również

26 Podaję za: W. S ł a b c z y ń s k i , Benedykt Polak..., s. 405-416.


27 M. W i s z n i e w s k i , Historya literatury polskiej, t. II, Kraków 1840, s. 206-208.
28
Jan d i P i a n o C a r p i n i , op. cit., s. 117.
B. B a r a n o w s k i , Znajomość Wschodu w dawnej Polsce do XVIII wieku, Łódź, 1950, s. 14-15.
29
30
Przykładowo, Thietmar w swojej Kronice napisał: „Ja od mych poprzedników w godności gorszy o wiele...”,
nie pada tu zatem zwrot „my”, tylko „ja”, T h i e t m a r , Kronika, Kraków 2005, s. 4.
31
W. J u r o w , Benedykt Polak jako średniowieczny zbieracz podań i legend o Tatrach, „Literatura ludowa” 1976, nr 6,
s. 20-30.
W. S ł a b c z y ń s k i , Benedykt Polak..., s. 414.
32

R. U r b a ń s k i , op. cit., s. 211; J. Strzelczyk, op. cit., s. 85.


33
34
W. S ł a b c z y ń s k i , T. S ł a b c z y ń s k i , op. cit., s. 11.

40
zmienność klimatu, który w jednym miejscu jest gorący i suchy, a w innym zimny i obfitujący
w burze. Według podróżników zimą kraj pokryty jest śniegiem i często pada tam grad.
W czasie podróży zorientowali się, jak ogromne jest imperium mongolskie, gdyż przejechanie
go zajęło im 5,5 miesiąca35. Informacje dotyczące ogólnej charakterystyki państwa Mongołów
zostały zebrane przez obu podróżników i pojawiają się zarówno w raporcie Carpiniego,
jak i w Historii Tatarów36. Charakterystyka ta wydaje się trafna i zgodna z rzeczywistością37.
Jeżeli chodzi o wygląd Mongołów, to podróżnicy poczynili następujące spostrzeżenia: są
średniego wzrostu, szczupli, nie posiadają zarostu na twarzy oraz mają małe stopy 38. Benedykt
Polak dodatkowo ustalił, że szczupłość Mongołów jest efektem spożywania przez nich
kobylego mleka oraz, że włosy plotą tak, jak Saraceni39.
Ubiór mongolski obaj podróżnicy zgodnie opisują jako skromny. Według nich mongolskie
szaty są jednakowe dla kobiet i mężczyzn40. Spostrzeżenia te również wydają się słuszne
i odpowiadały w znacznej części wyobrażeniom ówczesnych Europejczyków na temat
wyglądu i ubioru Mongołów41.
Ze względu na to, że jednym z celów misji papieskiej było nakłonienie Gujuka
do przyjęcia wiary chrześcijańskiej, podróżnicy zebrali informacje na temat wierzeń
Mongołów. Odkrywcy ustalili, że Mongołowie wierzą w jednego Boga, ale oddają również
hołd słońcu, księżycowi, ziemi i wodzie. Benedykt dowiedział się natomiast, że nie wierzą
w życie wieczne, ale w to, że po śmierci narodzą się ponownie 42. Mongołowie swoich
zmarłych chowają w ziemi, na stepie. W ich państwie posłowie widzieli jednak również dwa
cmentarze: jeden na którym spoczywali chanowie i możni, a drugi na którym spoczywali
wojownicy polegli w kampaniach wojskowych43.
Benedykta i Jana interesowało również życie osobiste Mongołów. Zaobserwowali oni,
że Mongołowie nie uznają monogamii i każdy mężczyzna może mieć tyle żon, na ile go stać44.
Ustalili też, że Mongołowie mieszkają w namiotach, które posiadają w górnej części otwór,
przez który uchodzi dym45. Benedykt interesował się ponadto istnieniem przesądów
mongolskich46. Zakonnicy potwierdzili też krążące po Europie pogłoski dotyczące zjadania
przez Mongołów psów, myszy, wszy oraz ludzkich ciał, jednak wyłącznie w ekstremalnych
sytuacjach47.
Zakonników interesowały również sprawy związane z prowadzeniem wojny
przez Mongołów. Starali się zebrać informacje mogące pomóc w walce z nimi. Zdaniem
podróżników, atakujących Mongołów należy zasypać gradem strzał, nawet jeżeli dystans

35
J. d i P i a n o C a r p i n i , op. cit., s. 118-119.
C. d e B r i d i a , Historia Tatarów, [w:] Spotkanie dwóch światów..., s. 246.
36
37
L. B a z y l o w , Historia Mongolii, Warszawa 1981, s. 11.
38
J. d i P i a n o C a r p i n i , op. cit., s. 119-120.
39
C. d e B r i d i a , op. cit., s. 246.
40
J. d i P i a n o C a r p i n i , op. cit., s. 120.
41
R. U r b a ń s k i , op. cit., s. 147.
42
C. d e B r i d i a , op. cit., s. 250.
43
Jan d i P i a n o C a r p i n i , op. cit., s. 126.
44
Ibidem, s. 120.
45
Ibidem, s. 121.
Niedopuszczalność wyjęcia nożem mięsa z kotła, zabrania pisklęcia z gniazda, czy oddawanie moczu
46

w namiocie, Compa: C. d e B r i d i a , op. cit., s. 248-249.


47
Jan d i P i a n o C a r p i n i , op. cit., s. 128.

41
między wojskami wskazuje, że nie osiągną one celu, gdyż spowoduje to zamieszanie w ich
szeregach i może zmusić do ucieczki48. Polecili też, aby do walki z Mongołami rozważnie się
przygotowywać, przez zebranie odpowiednich środków materialnych i ufortyfikowanie
grodów49.
Można przypuszczać, że informacje dotyczące spraw wojskowych z większą żarliwością
zbierał Benedykt Polak, który najprawdopodobniej doświadczył mongolskiej inwazji.
Wydaje się, że Benedykt Polak był bardziej ciekawy świata niż Jan di Piano Carpini,
który zbierał wyłącznie jego zdaniem niezbędne informacje na temat Mongołów w celu
przedstawienia ich później papieżowi. Benedykt natomiast, jak wynika z Historii Tatarów, starał
się uzyskać od swoich informatorów nie tylko dane, które mogły być dla Europy użyteczne,
ale również o sprawach osobliwych i tajemniczych. Interesowały go między innymi Góry
Kaspijskie, posiadające rzekomo pewne właściwości magnetyczne oraz tajemnicze ludy,
z którymi Mongołowie toczyli walki50. Benedykt zebrał informacje o kraju Nochy Kadzar,
w którym kobiety miałyby mieć za mężów psy. Benedykt był przekonany, że widział
u Mongołów jedną kobietę z tego plemienia, która rodziła Mongołom dzieci będące
potworami 51. Opisał również lud Parascitów, który żywić miałby się wydobywającą się z kotła
parą oraz kraj ludzi jednorękich i jednonogich, którzy zdołali pokonać Mongołów, gdyż lepiej
od nich władali łukiem (mimo że do obsługi łuku potrzebowali w takiej konfiguracji dwóch
osób)52. Oczywiście informacje te Benedykt otrzymywał od Mongołów i wierzył w ich
prawdziwość, dlatego też można uznać Benedykta Polaka za pierwszego zbieracza podań
i legend tatarskich.
Ciekawość świata, jaką przejawiał Benedykt, pokazuje, że w pełni zasługuje on na tytuł
pierwszego polskiego podróżnika, czy, jak chce W. Słabczyński, na tytuł ojca polskiego
podróżnictwa.

5. Życie Benedykta Polaka po powrocie do Polski


O życiu Benedykta Polaka po jego podróży wiemy bardzo niewiele. Jedynym śladem jego
dalszego życia jest dokument z 1252 r. Sancti Stanislai, będący protokołem kanonizacyjnym
św. Stanisława. W dokumencie tym, jako drugi świadek cudu uzdrowienia ślepej dziewczynki
spowodowanego wstawiennictwem biskupa Stanisława, jest wymieniony: „Brat Benedykt,
który był u Tatarów”53. Źródło to wskazuje, że Benedykt Polak po powrocie z misji
papieskiej otrzymał stanowisko gwardiana. Chociaż nie zostało to w sposób wyraźny
zapisane, można przyjąć, że był on gwardianem krakowskim, gdyż w innym wypadku w treści
tekstu zastrzeżono by, że był gwardianem klasztoru położonego w innym mieście, niż to,
w którym odbywały się prace komisji 54. Cud, którego świadkiem miał być Benedykt, miał
miejsce w Krakowie tuż przed 1250 rokiem55. Wynika z tego zatem, że w tym czasie musiał

48
Ibidem, s. 153.
49
Ibidem, s. 155.
50
C. d e B r i d i a , op. cit., s. 237.
51
Ibidem. s. 240-241.
52
Ibidem, s. 242.
Miracula sancti Stanislai, wyd. W. K ę t r z y ń s k i , [w:] Monumenta Poloniae Historica, t. IV, Kraków 1884, s.
53

301.
B. S z c z e ś n i a k , op. cit., s. 191.
54
55
Ibidem. s. 192.

42
on być mieszkańcem klasztoru krakowskich franciszkanów. Możemy zatem przyjąć,
że w latach 1249-1252 Benedykt przebywał w Krakowie.
Dokładny czas i miejsce zgonu Benedykta nie są znane 56. Można uznać jedynie termin
„a quo” po roku 1252, gdyż wtedy po raz ostatni pojawia się on w dokumentach jemu
współczesnych.
W źródłach można jednak znaleźć doniesienia o wcześniejszej śmierci Benedykta. W dziele
Vitae sanctorum regni Poloniae olim Sarmatiae, pochodzącym z drugiej połowy XVIII wieku,
odnajdujemy żywot Carpiniego i Benedykta, w którym autor uznaje Carpiniego za Polaka
i podaje, że obaj zostali oni przez Stolicę Apostolską wysłani do Persji w celu głoszenia
Ewangelii, gdzie zginęli 16 marca 1248 r. męczeńską śmiercią, poprzedzoną okrutnymi
torturami, w mieście Armeledhy57. Drugie wydanie potwierdza tę legendę zmieniając jednak
datę zgonu na 20 czerwca 1248 r., a miejsce na miasto Armaloch 58. Informacje te uznali
za prawdziwe M. Wiszniewski, W. Abraham i J. Umiński59. Wydaje się jednak, że legenda ta
powstała w celu zbudowania kultu braci zmarłych „in odore sanctitatis” i nie ma wartości
historycznej, pozostając zresztą w oczywistej sprzeczności z Miracula Sancti Stanislai z 1252 r.,
co potwierdza również pogląd J. Strzelczyka60.

6. Benedykt Polak we współczesności


Najwięcej dowodów pamięci o Benedykcie Polaku znaleźć można w miejscu,
gdzie dołączył on do misji papieskiej, czyli we Wrocławiu. Jego imieniem została nazwana
wrocławska uliczka pomiędzy ul. Szczytnicką a pl. Grunwaldzkim. Natomiast na placu
Biskupa Nankiera we Wrocławiu znajduje się pamiątkowa tablica odsłonięta 11 XII 2004 r.
przez władze Wrocławia i uczestników I Wyprawy śladami Benedykta Polaka.
W latach 2004 i 2007 wyruszono śladami Benedykta Polaka. Wyprawa z 2004 r. trwała
3 miesiące, a jej uczestnicy przemierzyli dystans 23 472 km. Natomiast wyprawa z 2007 r.
zaowocowała powstaniem: Road Show "Benedykt Polak", czyli wystawy zdjęć z II Ekspedycji
Szlakiem Benedykta Polaka61 oraz relacji emitowanej w 2007 r. w TVP2 pod tytułem „Wielcy
odkrywcy – Benedykt Polak”62.
W Łęczycy corocznie odbywa się Jarmark Benedykta Polaka , którego celem jest
popularyzacja wiedzy o kulturze krajów, które znalazły się na trasie wyprawy pierwszego
polskiego podróżnika 63.
Benedykt Polak obecny jest również w literaturze pięknej, w książce P. Berlinga Dzieci
Graala. W 2011 r. ukazała się książka dla dzieci zatytułowana Wyprawa niesłychana Benedykta
i Jana. Historia prawdziwa o wyprawie Benedykta Polaka autorstwa Łukasza Wierzbickiego.
Ciekawą opowieść o charakterze popularno-naukowym o Benedykcie Polaku można znaleźć
w książce J. Chudzikowskiej i J. Jastera Ludzie Wielkiej Przygody.

Według J. Lelewela Benedykt dożył sędziwego wieku (Polska wieków średnich, t. 4, Poznań 1851, s. 427).
56

B. S z c z e ś n i a k , op. cit., s. 195.


57
58
Ibidem.
59
Ibidem.
60
J. S t r z e l c z y k , op. cit., s. 86.
http://benedyktpolak.org [dostęp: 24.10.2013 r.] .
61

Pierwszy odcinek relacji można obejrzeć na stronie http://www.youtube.com/watch?v=JHm2VZcWzBc.


62
63
http://leczyca.info.pl/articles.php?id=17 [dostęp 24.10.2013 r.].

43
7. Podsumowanie
Jako podsumowanie chciałbym przytoczyć opinię H. Barycza, według którego Benedykt
i Jan jako pierwsi Europejczycy poznali państwo mongolskie i utrwalili jego obraz. Dlatego
też między innymi warto pamiętać o tej, mimo wszystko zapomnianej dziś, postaci 64.

64
H. B a r y c z , Śląsk w Polskiej kulturze umysłowej, Katowice, 1979, s. 24.

44
Joanna Jaśkiewicz
Uniwersytet Łódzki

ARTYSTKA W PODRÓŻY – O WYPRAWACH ANNY BILIŃSKIEJ-BOHDANOWICZ


(1857-1893)

Nazwisko Anny Bilińskiej-Bohdanowicz nie jest współcześnie znane szerokiemu gronu,


bywa obce nawet dla historyków sztuki. Niemniej w swoich czasach, a więc pod koniec
XIX w., artystka osiągnęła sporą sławę, stając się jedną z najpopularniejszych malarek epoki.
O przebiegu jej, błyskotliwej jak na kobietę, kariery świadczą zarówno recenzje z prasy
europejskiej i amerykańskiej, jak i liczne nagrody zdobywane na międzynarodowych
konkursach1. Postać malarki dopiero w ostatnich czasach „odkrywana” jest na nowo o czym
świadczy m.in. jej monograficzna wystawa – pierwsza od lat 20. XX w.2
Choć Bilińska nie była podróżniczką i nie odbywała wojaży po egzotycznych krainach,
podróżowanie odegrało w jej biografii niezwykle znaczącą rolę. Świadczyć o tym może
chociażby wpis, którym artystka rozpoczęła pisanie dziennika: „Rok 1882. Rok
najszczęśliwszy ze wszystkich przeżytych dotąd. Zaczęty w Warszawie, przewędrowany
później przez Monachium, Wiedeń, Treviso, Roncegno, Padwę, Wenecję, Triest, znów
Wiedeń, Allond, Baden, Kraków, Warszawę, Berlin i skończony w Paryżu”3.
Dziennik ten, którego powstanie zainspirowała pierwsza większa wyprawa malarki,
stanowi w dużej części zapis jej wrażeń z odwiedzanych miejsc. Ponad trzydzieści lat
po śmierci Bilińskiej jej mąż – Antoni Bohdanowicz zdecydował się na publikację owych
notatek, uzupełnionych własnym komentarzem. Choć pamiętnik prowadzony był
nieregularnie przez zaledwie 4 lata, a jego treść została najpewniej poddana cenzurze
przez małżonka malarki4, pozostaje on głównym źródłem, na którym opiera się wiedza
o podróżach Anny Bilińskiej. Należy zaznaczyć, że nie jest to tekst o wybitnych walorach
literackich. Swoje impresje artystka zapisywała w skrótowej, często bardzo suchej formie –
raczej dla wspomożenia własnej pamięci, niż dla czytelniczej satysfakcji osób trzecich.
Wyprawy Bilińskiej, niezależnie od celu, stawały się zawsze podróżami artystycznymi –
z każdej z nich przywoziła bowiem szkice, studia akwarelowe i olejne, rekwizyty, a nawet
fotografie5, inspirujące jej twórczość także długo po powrocie. Wszystkie dzieła wykonane
w drodze stają się dla badacza dodatkowym źródłem wiedzy o przebytej trasie i wrażeniach
z niej. Z jednej strony przekazują wprost co artystka widziała w drodze, z drugiej zaś,
zawierają często podpisy z datą i miejscem powstania, dokumentując konkretne wycieczki.
Zestawienie źródeł ikonograficznych z dziennikiem pozwala na odtworzenie niemalże

1 M. in. złoty medal na paryskim Salonie (1887), brązowy medal na Wystawie Powszechnej (1889) czy złoty

medal na Międzynarodowej Wystawie Sztuki w Berlinie (1891).


2 Wystawa Anna Bilińska – Kobieta , Muzeum Sztuki i Techniki Japońskiej Manggha, 21.06-13.10.2013 r.
3 A. B o h d a n o w i c z, Anna Bilińska. Kobieta, Polka i artystka. Podług jej dziennika, listów i recenzyj prasy,

Warszawa 1928, s. 20.


4 Liliana A. Broniarek, powołując się na słowa Wandy Renault (bratanicy Bohdanowicza), stwierdza,

że prawdopodobnie oryginał dziennika został przez męża artystki świadomie zniszczony, a wersja opublikowana
została w jakimś stopniu ocenzurowana. Niemniej opisy wrażeń z podróży nie były raczej modyfikowane. Zob. L.
A. B r o n i a r e k, Podróż artystyczna Anny Bilińskiej w roku 1882 na podstawie dziennika i szkicownika, 1979, praca
magisterska pod kierunkiem dr hab. T. Jaroszewskiego, maszynopis., s. 13-14.
5 Pierwsza wzmianka o wykonywaniu fotografii mających służyć za model do obrazów pojawia się w dzienniku

w 1882 r., zob. A. B o h d a n o w i c z, op. cit., s. 26.

45
pełnego obrazu podróży Bilińskiej. Z tej metody korzystała Liliana A. Broniarek,
która porównała zachowany szkicownik artystki z roku 18826 z fragmentami pamiętnika
z tego okresu, tworząc bardzo interesującą pracę magisterską7.
O podróżach Bilińskiej przed rokiem 1882, a więc przed rozpoczęciem dziennika wiemy
niewiele. Z całą pewnością w dzieciństwie i wczesnej młodości miała okazję poznać tereny
Ukrainy, a także udać się wgłąb imperium rosyjskiego8. Mowa tu raczej o przeprowadzkach,
związanych z praktyką lekarską ojca, niż podróżach sensu stricto. Niewątpliwie jednak wszystkie
te wyprawy owocowały inspiracjami artystycznymi, które miały być żywe również po wielu
latach spędzonych w Paryżu.
Wreszcie, ok. roku 1875, Bilińska wraz z matką i braćmi przeniosła się na stałe
do Warszawy, by kontynuować edukację9. Z pewnością odbywała wtedy mniejsze i większe
wycieczki na wieś, o czym świadczą tworzone przez nią wówczas pejzaże, jak np. widok
wzgórza porośniętego sosnami, powstały wedle sygnatury w 1876 r. w Rabce 10. Choć brak
informacji na temat tego wyjazdu, można przypuszczać, że pobyt w popularnym wówczas
kurorcie wiązał się z kuracją.
Prawdziwa, wielka podróż czekała artystkę dopiero w 1882 r. Mowa tu o wyprawie,
która zainspirowała prowadzenie dziennika. Wyjazd umożliwiła Bilińskiej jej bliska
przyjaciółka, poznana w pracowni malarskiej Wojciecha Gersona – Klementyna Krassowska.
Klementyna, pieszczotliwie nazywana w dzienniku „Kilmcią”, była dość zamożna, a zarazem
poważnie chora. Właśnie z tego powodu, na początku 1882 r. wyjechała wraz z matką celem
konsultacji u zagranicznych lekarzy i odbycia zaleconej przez nich kuracji „u wód”.
Krassowska postanowiła zaprosić w podróż Bilińską jako towarzyszkę i nauczycielkę rysunku.
Można przypuszczać, że nie były to jedyne powody kierujące Krassowską – prawdopodobnie
pragnęła umożliwić znacznie gorzej sytuowanej przyjaciółce zwiedzenie Europy, zapoznanie
się z jej zabytkami oraz najnowszymi trendami w sztuce – słowem, podróż artystyczną. Takie
wyprawy były często podejmowane przez początkujących twórców jako element ich
artystycznej edukacji. Zwłaszcza dla młodych Polaków była to duża szansa, zważywszy
na dość prowincjonalną, pod względem życia artystycznego, pozycję Warszawy. Należy jednak
pamiętać, że kobiecie, zwłaszcza młodej i niezamożnej, trudno było zdobyć się
na samodzielną podróż tego typu. Tym bardziej trzeba podkreślić jak wielką szansą była
dla Bilińskiej propozycja Krassowskiej.
Głównym celem wyjazdu było oczywiście podreperowanie zdrowia Klementyny
Krassowskiej, zatem kolejne miejsca, w których zatrzymywały się podróżniczki dyktowane
były jej stanem i zaleceniami profesorów. Mimo to, na trasie znalazło się wiele punktów
atrakcyjnych z punktu widzenia młodej artystki.
Bilińska wyruszyła z Warszawy 5 lutego 1882 r. – udała się wprost do Wiednia,
gdzie spotkała się z paniami Krassowskimi. Stamtąd razem wyjechały do Monachium,
w którym miały zabawić nieco ponad dwa tygodnie.
Monachium w owym czasie nadal pozostawało polską kolonią artystyczną. Nic zatem
dziwnego, że Polki spotkały tam wielu rodaków, chętnych do zaprezentowania im uroków

6 Muzeum Narodowe w Warszawie, nr inw. Rys.Pol.1968/1-42.


7 L. A. B r o n i a r e k, op. cit.
8 A. B o h d a n o w i c z, op. cit., s. 11-14.
9 Początkowo razem z braćmi uczęszczała do konserwatorium, by następnie przenieść się do malarskiej

pracowni Wojciecha Gersona – jednej z nielicznych szkół artystycznych dostępnych dla kobiet,
zob. A. B o h d a n o w i c z, op. cit., s. 14-15.
10 Własność prywatna.

46
miasta – wśród nich najczęściej wymieniany jest Franciszek Ejsmond11.
Bilińska czas w Monachium spędzała bardzo intensywnie. Skrótowe wpisy w dzienniku
pozwalają stwierdzić, że zwiedzała miasto z dużą zachłannością i nieco chaotycznie. Łatwo
domyślić się, że pobyt w jednym z ważniejszych wówczas ośrodków artystycznych wiązał się
dla młodej malarki z ogromnymi emocjami. W notatkach pośpiesznie wymieniane nazwy
zabytków („Rathaus. Kreuzkirche. Frauenkirche – wspaniały gotyk. Teatinerkirche – kolumny
w girlandach od dołu do góry. Kaplica stalaktytów. Heilgeistkirche. Isartrer
przez Isartenbrücke na prawo Littienst. do Augkirche – pieścidełko gotyk z czerwonej
cegły”12) sąsiadują z równie skrótowo opisywanymi wrażeniami z galerii sztuki. Dodatkowych
emocji dostarczały wizyty w pracowniach malarzy polskich i niemieckich, m.in. Brandta
i Witkiewicza.
Można przypuszczać, że w opisywanym okresie Bilińska nie miała jeszcze wyrobionych
gustów artystycznych – choć zwykle brak jakichkolwiek opinii, to zapewne samo wymienienie
obrazu czy rzeźby w notatkach świadczy o ich wyróżnieniu. Artystka podziwiała zarazem
mistrzów sztuki dawnej (np. „Prześliczne kompozycje Rembrandta, Rubensa, pięć obrazków
rodzajowych Murilla”13), jak i twórców współczesnych (bardzo podobał jej się
m. in. Böcklin14). Intensywne zwiedzanie uzupełniały godziny spędzone na pracy,
czyli wykonywaniu szkiców, głównie „studiowaniu szkoły niemieckiej”15, która wyjątkowo
przypadła artystce do gustu.
Poza wrażeniami estetycznymi, pobyt w Monachium obfitował w życie towarzyskie.
Bilińskiej i Krassowskim najczęściej towarzyszył wspomniany już Ejsmond, ale w dzienniku
przewijają się także nazwiska Axentowicza, Szymanowskiego, Pochwalskiego, Wodzyńskiego
czy Witkiewicza. Wiele spotkań odbywało się w polskiej kawiarni Café Union. W pamiętniku
pojawia się również ciekawy opis karnawałowego balu malarzy, w którym miały okazję
uczestniczyć Bilińska i jej towarzyszki: „Wybór na bal – idziemy o 8½ z pp. Hoene.
Prezentacje. Czardasz. Mazur z niemiecką muzyką. Ale wesoło, zabawnie. Kostjumy.
Szymanowski – cyganka; p. Axentowicz – Arab; p. Ejsmunt – Krakowianka. Powrót o 3-ej
rano. Jesteśmy zadowolone z wieczoru”16.
Kilkunastodniowy pobyt w Monachium musiał być dla Bilińskiej ogromnym przeżyciem,
o czym świadczy charakter jej zapisków. Wyraźnie widać, że malarka chciała maksymalnie
wykorzystać czas spędzony w tym mieście. Trudno jednak stwierdzić jak wiele zdołała na nim
skorzystać – dziennik wskazuje raczej na zachłyśnięcie się ilością wrażeń, niż planowe studia.
Pod koniec lutego Krassowskie i Bilińska dotarły przez Salzburg do Wiednia, gdzie miały
zabawić ok. trzech miesięcy. Tu polskie towarzystwo nie było tak liczne, jednak rodaczkom
często towarzyszyli polscy artyści, a przede wszystkim młody rysownik – Wojciech
Grabowski. Ponieważ przebywał w Wiedniu już od pewnego czasu, chętnie służył im
za przewodnika. To właśnie do niego zwróciły się o pomoc, gdy w tłumie ktoś ukradł
portmonetkę Bilińskiej17.
Jak zauważają autorzy publikacji dotyczących kobiecych podróży w XIX w., wyjazdy

11 Bilińska zapisuje jego nazwisko „Ejsmunt”. W jednym miejscu nazywa go także pieszczotliwie

„Ejsmuntkiem”.
12 A. B o h d a n o w i c z, op. cit., s. 152.
13 Ibidem, s. 153.
14 Ibidem, s. 151.
15 Ibidem, s. 153.
16 Ibidem, s. 152.
17 Ibidem, s. 157.

47
zwykle wiązały się z pewnym rozluźnieniem obyczajów, sprzyjając nawiązywaniu kontaktów
damsko-męskich18. Poniekąd było tak w przypadku Bilińskiej i Grabowskiego. Wspólne
zwiedzanie i wycieczki sprzyjały zacieśnieniu znajomości, a Grabowski szybko stał się
dla młodszej koleżanki mentorem w kwestiach malarskich oraz obiektem uczuć. Tuż
przed wyjazdem Bilińskiej z Wiednia, w maju 1882 r., artystka wymieniła się z Grabowskim
kwiatkami, co jak się zdaje, dla obojga było niemal równoznaczne z zaręczynami 19.
Poza tym pobyt w Wiedniu upływał Bilińskiej podobnie jak w Monachium –
na intensywnym i raczej chaotycznym zwiedzaniu – zarówno zabytków, jak i wystaw sztuki
współczesnej. W dzienniku pojawiają się także wzmianki o koncertach i spektaklach
teatralnych. Dzięki większej ilości czasu, artystka mogła bardziej skupić się na studiowaniu –
wspomina m.in. o codziennej pracy w galerii przy Akademii Sztuk Pięknych, gdzie otrzymała
zgodę na kopiowanie20. Ponadto przygotowywała szkice do własnej kompozycji, która miała
nosić tytuł Bez roboty21.
W maju 1882 r. lekarz zalecił Klementynie Krassowskiej wyjazd do północnych Włoch.
Kolejnym celem podróży stało się więc Roncegno, do którego dotarły przez Treviso.
Możliwość odwiedzenia Włoch wzbudzała w Bilińskiej niemały entuzjazm: „Italia, Italia!
Więc oddycham już tem powietrzem – jestem w królestwie sztuki!”22.
Choć nie brakowało zabytków do oglądania po drodze, nie było już okazji do tak
intensywnego zwiedzania, więc zapiski Bilińskiej zmieniają od tego momentu charakter.
Zamiast pospiesznie wymienianych nazw kolejnych obiektów, pojawia się więcej opisów.
Zachwyt malarki budziły krajobrazy, a przede wszystkim miejscowa ludność. „Wspaniałe
widoki okolic Treviso, do którego przybyliśmy wczora. Pod oknami hotelu naszego szumi
rzeka. O 7-ej rano wychodzę na miasto. Rozmowa z Włochami. Piękne typowe twarze.
Wązkie lecz czyste uliczki. […] Kobiety w czarnych koronkowych mantiljach na głowie” 23.
We Włoszech Krassowskie i Bilińska przede wszystkim wypoczywały. Artystka spędzała
także sporo czasu na malowaniu widoków i miejscowej ludności: m.in. płaciła dziewczynce
o imieniu Ketty za pozowanie do obrazu 24. Właśnie wtedy pojawia się w dzienniku wzmianka
o wykonywaniu fotografii, które miały posłużyć do wykończenia obrazów już po wyjeździe25.
W trakcie pobytu we Włoszech mocno manifestowała się samodzielność Bilińskiej.
28 maja 1882 odnotowała: „Wieczorem wymykam się sama, aby się przypatrzeć xiężycowi.
Włóczę się daleko. Muszę namalować noc xiężycową Wracam. Spotykam p. Longo –
poczciwiec zaniepokoił się, że wyszłam sama i szedł na spotkanie. W sali panowie się dziwią,
że tak późno chodzę sama – nie malarze”26. Z pewnością pannie nie wypadało w owych

18 M. O l k u ś n i k, Kobieta w podróży na przełomie XIX i XX wieku. Między próbą emancypacji a presją „podwójnej

moralności”, [w:] Kobieta i małżeństwo. Społeczni-kulturowe aspekty seksualności. Wiek XIX i XX, red. A. Ż a r n o w s k a,
A. S z w a r c, Warszawa 2004, s. 425, 428; A. B ą b e l, Panny w podróży. Podróże we wspomnieniach z lat dziewczęcych z
drugiej połowy XIX i początku XX wieku, [w:] Podróż i literatura 1864-1914, red. E. I h n a t o w i c z, Warszawa 2008,
s. 514.
19 A. B o h d a n o w i c z, op. cit., s. 19.
20 Ibidem, s. 156.
21 Ibidem, s. 157. Rysunek o takim tytule Bilińska wystawiała w TZSP w 1886 r., zob. J. W i e r c i ń s k a, Katalog

prac wystawionych w Towarzystwie Zachęty Sztuk Pięknych w Warszawie w latach 1860-1914, Wrocław-Warszawa-Kraków
1969, s. 24.
22 A. B o h d a n o w i c z, op. cit., s. 21.
23 Ibidem, s. 158-159.
24 Ibidem, s. 22-23, 25-26.
25 Ibidem, s. 26.
26 Ibidem, s. 23.

48
czasach samotnie włóczyć się w nocy, nawet wędrówki w ciągu dnia wzbudzały mieszane
uczucia. Stwierdzenie, iż zgromadzeni w sali mężczyźni byli zdziwieni jej zachowaniem,
ponieważ sami nie byli malarzami, wskazuje, że w opisywanej sytuacji Bilińska czuła się raczej
artystą, niż po prostu kobietą, dlatego uważała swoje postępowanie za całkowicie naturalne27.
Dużym dowodem odwagi i niezależności była samodzielna wyprawa do Padwy i Wenecji,
podjęta przez Bilińską na przełomie maja i czerwca 1882 r. Pierwszy etap tej podróży –
z Borgo do Primolano – został dość dokładnie opisany w dzienniku artystki: „Pan Weiz jedzie
do Wenecji – proponuje nam. Zamało czasu. Za namową Klimci i pani Krassowskiej
decyduję się jechać sama – one już tam były. Dziś tedy o 8-ej wieczorem. Pakuję się szybko,
zabieram farby, půótna, albumy etc. Poýegnanie z Klimciŕ, o 5˝ z Roncegno do Borgo, o 8-ej
wyjazd z Borgo omnibusem. Baůam sić trochć: sama i czterech Wůochów. Ale strach prćdko
minŕů – wybraůam miejsce na koęle, aby lepiej widzieă. Úliczna noc. Mój woęnica, poczciwe
Wůoszysko wyśpiewywał całą drogę. W końcu ja też nie próżnuję, ale umiem po włosku
jednę tylko «Marianinę»”28. Podobnie wyglądała inna część podróży – z Triestu do Borgo:
„Wieczorem pocztą do Borgo. Rzezimieszki w omnibusie – strach – wyskakuję, przesiadam
się na kozioł. Woźnica śpiewa znowu całą drogę”29.
Całkowicie samodzielne wyprawy, tym bardziej omnibusem, w towarzystwie
„rzezimieszków”, nie były w końcu XIX w. uważane za odpowiednie dla młodych kobiet.
Prasa tamtego okresu chętnie opisywała niebezpieczeństwa, jakie mogą spotkać samotną
pannę w podróży30, ponadto wyjazdy bez opieki uznawano wówczas za niemoralne31. To,
że pani Krassowska, pełniąca funkcję opiekunki obu panien, pozwoliła Bilińskiej na taką
eskapadę, świadczyć może właśnie o pewnym przesunięciu granic norm obyczajowych
w czasie podróży – priorytetem było skorzystanie z okazji zwiedzenia Wenecji, a nie
konwenanse. Opisana samodzielność Bilińskiej bardzo pasuje do wizerunku, który kreował jej
mąż redagując dziennik – na jego kartach przytacza wiele podobnych historii mających
dowodzić, wyjątkowej jak na kobietę, odwagi i niezależności artystki32.
Choć Wenecja była dla Bilińskiej źródłem wielkiej ekscytacji, to charakter zapisków
w dzienniku jest odmienny od tych z Wiednia czy Monachium. Tym razem, mniej jest
nerwowej wyliczanki zwiedzonych zabytków 33, więcej zaś spokojnych opisów tego,
co zachwyciło lub zaciekawiło malarkę34. Można przypuszczać, że pierwsze emocje, które
kazały jej zwiedzać chaotycznie i zachłannie nieco już opadły, pozwalając na prostą radość
z podróży: „O 7-ej budzi mię muzyka i melancholijny śpiew – głos gorący południowy. To
gondolieri. Czemu Bóg nie chciał, bym była takim gondoliero? Śpiewałabym mu dumki.
Ale On mię i tak pasuje – ilu to ludzi całe życie nie zobaczy Venecyi! Dzięki mu i za to”35.
Brak poprawy stanu zdrowia Klementyny Krassowskiej skłonił jej matkę do decyzji
o powrocie do Wiednia, gdzie miały przebywać od czerwca do sierpnia 1882 r. Tym razem
Bilińska spędzała czas znacznie mniej intensywnie, a w notatniku, w miejsce wrażeń
z podróży, przeważają sercowe rozterki – Grabowski zdążył już opuścić miasto, a jego stan

27 J.S o s n o w s k a, Poza kanonem. Sztuka polskich artystek 1880-1939, Warszawa 2003, s. 27.
28 A. B o h d a n o w i c z, op. cit., s. 23.
29 Ibidem, s. 26.
30 M. O l k u ś n i k, op. cit., s. 424.
31 Ibidem, s. 424-426; A. B ą b e l, op. cit., s. 508.
32 A. B o h d a n o w i c z, op. cit., s. 12.
33 Ibidem, s. 159-161.
34 Ibidem, s. 24-26.
35 Ibidem, s. 24.

49
zdrowia się pogorszył. To, wraz z kiepskim samopoczuciem Klementyny Krassowskiej,
wpłynęło na znacznie bardziej melancholijny charakter notatek w dzienniku. Ponadto
Bilińskiej zaczął doskwierać brak regularnej pracy: „Jutro mam rysować u niej [pani
Mazowieckiej – przyp. J.J.] małą dziewczynkę. Bardzo jestem z tego rada, tak się już
stęskniłam za pracą. Ah, jakbym już pragnęła wrócić do mojej kochanej pracowni,
do zaczętych płócien!”36.
Dnia 11 sierpnia 1882 r., zgodnie z zaleceniem lekarza, Krassowskie i Bilińska opuściły
duszne miasto, by zatrzymać się w niewielkiej, położonej w Lesie Wiedeńskim, miejscowości
Alland37. Jeszcze przed wyjazdem artystka wykonała dwa szkice wiedeńskiego dworca, zaś
w drodze uwieczniła ruiny zamku w Helenental38. Pobyt w Alland był bodaj najmniej
interesującą częścią podróży – jako główną atrakcję Bilińska opisuje spacery po lesie i zajęcia
gospodarskie, np. kiszenie ogórków39. Częściej też wspomina o chęci powrotu do swojej
warszawskiej pracowni: „Pan K. donosi mi z Warszawy, że pracownia moja na Nowym
Świecie 2 dotąd niewynajęta. Chcę koniecznie mieć tę pracownię […] Ale kiedy ja się do niej
dostanę! Nieraz rozpacz mię ogarnia na myśl, że nie mogę pracować, że nic nie postępuję.
A jednak inaczej być niemoże: gdybym się sobą zajęła, ta biedna dziewczyna, której tyle
jestem obowiązana i którą tak kocham, byłaby w swej chorobie pozbawiona i tej ulgi jaką
stanowi obecność moja i rozmowa ze mną. Toż i na studia chodzić niepodobna, gdyż ona
niema sił towarzyszyć mi”40. W Alland Bilińska wykonała kilka rysunków, które zachowały się
w szkicowniku. Dobór tematów (widok miasteczka, ogródka i krajobraz podgórski 41) – może
wskazywać, że istotnie w okolicy niewiele było wielu ciekawych obiektów do studiowania.
Wreszcie, w połowie września, zapadła decyzja o powrocie, z kilkudniowymi przystankami
w Wiedniu i Krakowie. „I cieszę się z tego, i smutno mi zarazem”42 – zanotowała Bilińska.
Niemal dziewięciomiesięczna podróż, zakończyła się w połowie października, gdy artystka
dotarła do Warszawy. Tak długa wyprawa, prowadząca m.in. przez europejskie centra
artystyczne, była bez wątpienia niebywałym przeżyciem dla młodej malarki, o dużym
znaczeniu dla jej dalszych losów. Pomijając ogromny wpływ na życie prywatne, czyli przede
wszystkim zawarcie znajomości z Wojciechem Grabowskim, miała ona udział
w kształtowaniu osobowości artystycznej Bilińskiej. Możliwość zapoznania się zarówno
z zabytkami jak i dziełami sztuki najnowszej, pozwoliła na wyrobienie gustu malarki –
początkowo zachwyconej wszystkim co widziała, później bardziej świadomej swoich
wyborów. Z kolei napotkane widoki, folklor różnych regionów (przede wszystkim
północnych Włoch) dostarczyły jej wielu inspiracji.
Wrażenia, których doświadczyć miała w 1882 r. Bilińska nie zakończyły się wraz z jej
powrotem do kraju. Rok ten, istotnie przełomowy w jej życiu, zakończyć miała w Paryżu –
jeszcze przed wyjazdem z Krakowa otrzymała bowiem propozycję wyjazdu wraz z Zofią
Stankiewiczówną43 i jej matką, celem rozpoczęcia nauki w popularnej wśród kobiet Académie
Julian44. Tym samym, po niecałym miesiącu w Warszawie, Bilińska wyjechała za granicę po raz

36 Ibidem, s. 29-30.
37 W dzienniku pisownia: „Allond”.
38 Muzeum Narodowe w Warszawie, nr inw. Rys.Pol.1968/6, 7, 8.
39 A. B o h d a n o w i c z, op. cit., s. 30-31.
40 Ibidem, s. 31.
41 Muzeum Narodowe w Warszawie, nr inw. Rys.Pol.1968/9, 11, 12.
42 A. B o h d a n o w i c z, op. cit., s. 31.
43 Ibidem, s. 32.
44 Ibidem, s. 32.

50
kolejny.
Podróż koleją odbywała samotnie, zatrzymując się po drodze w Berlinie, który nie zrobił
na niej dobrego wrażenia45. Podobała jej się jedynie Galeria Narodowa, z której odczucia
wynotowała pospiesznie w szkicowniku. Poza tym zdążyła wykonać szybki szkic berlińskiego
dworca46. Pociąg zatrzymywał się także w Kolonii, ale zbyt krótko, by umożliwić zwiedzanie.
W dniu 11 listopada, po trzydniowej podróży, podekscytowana artystka dotarła do stolicy
Francji. „Od wszystkich słyszę tylko Paryż i Paryż, a mimo to nie wierzę, że to się dzieje
na jawie” - zanotowała po przybyciu47.
W Paryżu Bilińska miała mieszkać prawie do końca życia, w dzienniku nie odnotowała
jednak zbyt wielu wrażeń ze zwiedzania tego miasta. Nazajutrz po przybyciu malarka udała się
do Luwru, gdzie zachwyciła się szczególnie rzeźbą Wenus z Milo – „inne Afrodyty wyglądają
przy niej, jak kucharki”48. Już 13 listopada, a więc dwa dni po przyjeździe do Francji, Bilińska
zapisała się do Académie Julian i od tego momentu spędzała czas głównie na intensywnych
studiach. „Paryża jako miasta nieznam dotąd wcale, ale z tego, co o nim słyszę, niepodoba mi
się: co za brudy! z całą bezczelnością mówią tu o rzeczach najhaniebniejszych. Jest tu
zepsucie ogólne!”, zanotowała artystka 31 grudnia 1882, po niemal dwóch miesiącach
spędzonych w mieście49.
Kolejne wyprawy Bilińska miała podejmować już z Francji. Pierwszą większą podróżą
po przeprowadzce był wyjazd na Podole – na wakacje w posiadłości Krassowskich. Po raz
kolejny wyprawa możliwa była dzięki finansowemu wsparciu Klementyny Krassowskiej.
Artystka wyruszyła z Paryża 16 lipca 1883 r. Tym razem podróż odbywała z licznymi
przystankami: w Strasburgu i Ulm podziwiała katedry, w Monachium na wystawie spotkała
kilku znajomych, zaś w Salzburgu nocowała na dworcu, a o świcie wykonała kilka szkiców
wschodzącego słońca. Nieco dłużej zabawiła w Wiedniu, gdzie m.in. zwiedzała wystawy.
Z Wiednia przez Kraków dotarła 26 lipca do Lwowa50. Czterodniowy pobyt w tym mieście
był dla niej szczególnie istotny ze względu na obecność Wojciecha Grabowskiego – niemal
cały czas spędzili razem, wtedy właśnie artystka naszkicowała portret 51 oraz widok pracowni
ukochanego52.
Do majątku Krassowskich Bilińska przybyła 30 lipca i spędziła tam ok. 3 miesięcy –
głównie wypoczywając. Opisuje m.in. jazdę konną, licznych gości, wspólne spacery, a przede
wszystkim dotrzymywanie towarzystwa Klementynie Krassowskiej. I tym razem często
wyrażała niezadowolenie ze zbyt małej ilości pracy. Nie oznacza to, że całkowicie zaprzestała
twórczości – krajobraz i folklor rodzinnych stron budziły w niej nieustanny zachwyt: „Lud tu
piękny, dorodny i malowniczo ubrany, ale dziki. Sprowadziłam dziewczynę w obiorze
wiejskim. Ładna. Chciałam malować – za nic! Boi się nawet iść ze mną. Ze strachem
spoglądają na mnie, gdy maluję, pytają, co ja takiego robię, bo jeszcze «takoj panny niewidali».
Mówię, że robię «Ikony», aby ich uspokoić”53. Szkice wykonane w czasie pobytu
u Krassowskich oraz zakupione w okolicy rekwizyty (m.in. strój ludowy i lira) jeszcze długo

45 Ibidem, s. 36-37.
46 Muzeum Narodowe w Warszawie, nr inw. Rys.Pol.1968/21.
47 A. B o h d a n o w i c z, op. cit., s. 37.
48 Ibidem, s. 37.
49 Ibidem, s. 41.
50 Ibidem, s. 58-59.
51 Fot. Biblioteka Jagiellońska, nr przyb. 15/78.
52 Muzeum Narodowe w Warszawie, nr inw. Rys.Pol.1969/7.
53 A. B o h d a n o w i c z, op. cit., s. 61.

51
miały stanowić dla malarki źródło pomysłów. Dużą popularnością cieszyły się wykonywane
przez nią podobizny „typów ludowych”, a szczególny sukces osiągnęły one na wystawie
w Londynie w 1888 r., gdzie Bilińska pokazała m.in. pastelowy autoportret w stroju
ukraińskim54.
Po powrocie do Paryża Bilińska przez pewien czas w zasadzie nie wyjeżdżała, w dzienniku
wspomina tylko o miesięcznym pobycie w Sannois latem 1884 r., kiedy to wynajęła razem
z przyjaciółkami dom w pobliżu lasu55. W okresie tym artystki najprawdopodobniej nie było
stać na większe wojaże: najpierw bankructwo banku, w którym kapitał ulokował jej ojciec,
a później jego śmierć (w lipcu 1884 r.), wpłynęły na znaczne pogorszenie stanu majątkowego
rodziny. Śmierć ojca była pierwszym z kilku dramatów, które w krótkim czasie spotkały
malarkę: kolejnymi były śmierć Klementyny Krassowskiej (w październiku 1884 r.)
i Wojciecha Grabowskiego (2 czerwca 1885 r.). Wszystkie te tragedie doprowadziły Bilińską
do załamania nerwowego. W tym okresie w zasadzie porzuciła pisanie dziennika, dodając
do niego jedynie kilka rozpaczliwych notatek.
Po śmierci Grabowskiego Maria Gażycz, również malarka i przyjaciółka Bilińskiej,
wyjechała z nią do Normandii – zapewne dla ukojenia nerwów. Niewiele wiadomo o tej
podróży. Z pewnością stan psychiczny nie pozwalał artystce w pełni docenić uroków okolicy.
„Ciągle płaczę, jak dziecko – niepomaga i obecność dobrej Maruchy. Wyciąga mię ona
z domu, lecz widoki, zieloność, morze – wszystko źle dziś wpływa na mnie, bo wszystko
stawia mi przed oczyma ciebie, mój jedyny, ciebie, którego nie ma!”56, pisała w tym okresie. Jej
stan musiał budzić na tyle poważne obawy bliskich, że nie chcieli zostawiać jej samej – Marię
Gażycz zastąpił po kilku miesiącach brat Bilińskiej, Władysław 57.
Wiadomo na pewno, że malarki zatrzymały się w miejscowości Pourville-les-Bains – tak
podpisywane są notatki z dziennika i korespondencja 58. W Pourville Bilińska nie zaprzestała
tworzenia, powstały tam m. in. płótna Łodzie w Pourville (1885)59 i Nad brzegiem morza (1886)60.
Z jednej strony przedstawiają one sceny, które artystka mogła obserwować w Normandii,
z drugiej – melancholijne w nastroju, o stłumionym kolorycie – są przede wszystkim wyrazem
jej stanu emocjonalnego.
Po powrocie z Pourville i krótkim pobycie w Paryżu, malarka wyjechała jeszcze na kilka
miesięcy do Polski. Z pewnością przebywała w tym czasie w Warszawie i Krakowie61.
W późniejszych latach Bilińskiej udało się odnieść artystyczny sukces, co – wraz
ze spadkiem po Klementynie Krassowskiej – znacznie poprawiło jej sytuację materialną. Choć
nie prowadziła już dziennika, wiadomo, że wyjeżdżała dość regularnie. Szczególnie upodobała
sobie położone nad oceanem miejscowości La Rochelle i Boyardville na wyspie Oleron.
Poza tym odwiedzała Bretanię – m.in. Benodet i Beg-Mail62. Nad morzem artystka

54 Fot. Biblioteka Jagiellońska, nr przyb. 15/78.


55 A. B o h d a n o w i c z, op. cit., s. 88-90.
56 Ibidem, s. 94.
57 Ibidem, s. 97.
58 Jeden z listów z tego okresu zawiera nazwę pensjonatu, w którym zatrzymały się malarki: „Chalet Réné

à Pourville-les-Bains”, zob. Biblioteka Jagiellońska, sygn. 4853.


59 Własność prywatna.
60 Muzeum Narodowe w Warszawie, nr inw. MP 203.
61 Do Warszawy przybyła 25.06.1886 r., zob. A. B o h d a n o w i c z, op. cit., s. 96. Ponadto warszawski adres

(ul. Hoża 14) podawała w korespondencji z lipca i sierpnia, zob. Biblioteka Jagiellońska, sygn. 4853. W grudniu z
kolei pisała z Krakowa, zob. Biblioteka Jagiellońska, sygn. 4853. Ponadto z 1886 r. pochodzą obrazy sygnowane w
Topolanach (Topolany, wł. pryw.) i Siechaniowie (Peonie, Muzeum Podlaskie w Białymstoku, nr inw. MB/S/350).
62 A. B o h d a n o w i c z, op. cit., s. 100.

52
wypoczywała, ale przede wszystkim malowała. W Boyardville powstały liczne pejzaże
morskie, m.in. Fort Boyard (1890)63 czy Pejzaż przechowywany w Muzeum Podlaskim
w Białymstoku64. Z kolei w Bretanii Bilińską z pewnością interesował miejscowy folklor,
który inspirował obrazy takie jak Bretonka na progu domu (1889)65 czy Bretońska żebraczka
(1892)66. Poza wyjazdami nad morze, artystka często gościła w majątkach przyjaciół67,
głównie w okolicy Lyonu, gdzie wykonywała liczne portrety 68. Z kolei w 1890 r. wyjechała
„dla wykonania zamówień znanego amerykańskiego mecenasa sztuki – pana Corning Clark
na paromiesięczny pobyt do Berlina”69. Choć nie przepadała za tym miastem, chciała je lepiej
poznać. W trakcie pobytu nawiązała znajomość z berlińską Polonią, m.in. z państwem
Kościelskimi. W tym czasie powstał jeden z jej ciekawszych pejzaży: Ulica Unter den Linden
w Berlinie (1890)70. Ostatnią podróż odbyła artystka jesienią 1892 r., gdy ze świeżo
poślubionym mężem udała się z Paryża do Warszawy – tam zmarła 8 kwietnia 1893 r.
Anna Bilińska podróżowała stosunkowo często, z bardzo różnych powodów:
jako towarzyszka chorej przyjaciółki, aby zwiedzać, wypoczywać czy wreszcie ukoić nerwy.
Artystka zwykle wykazywała się dużą niezależnością. Nie obawiała się samotnych wojaży, tak
mocno odradzanych kobietom. W tym sensie podróże stanowić mogły dla niej swoistą
przestrzeń emancypacji71 – bardzo pasuje to do wizerunku kobiety samodzielnej, dążącej
do uzyskania wykształcenia i zrobienia zawodowej kariery.
Niezależnie jednak od celu, z każdej wyprawy przywoziła szkice, akwarele, fotografie,
a przede wszystkim pomysły, z których korzystała nieraz długo po powrocie. Tym samym
każda jej podróż stawała się przede wszystkim podróżą artystyczną. Znaczenie tych wyjazdów
trudno przecenić – z pewnością w znacznym stopniu wpłynęły na kształt dorobku Bilińskiej.

63 Muzeum Narodowe w Warszawie, nr inw. MP 59.


64 Muzeum Podlaskie w Białymstoku, nr inw. MB/S/2127.
65 Muzeum Narodowe we Wrocławiu, nr inw. VIII-2786.
66 Fot. Biblioteka Jagiellońska, nr przyb. 15/78.
67 Mąż artystki wymienia m.in. domy państwa Martin, Tavernier, Vadon i Lacour, zob. A. B o h d a n o w i c z,

op. cit., s. 100. Z posiadłości państwa Martin w Tarare nadawana była korespondencja Bilińskiej z sierpnia-grudnia
1887 r., zob. Biblioteka Jagiellońska, sygn. 4853 i 7851 IV.
68 Np. Portret pani Martin, namalowany podczas pobytu w Tarare w 1887 r., wystawiony na Salonie roku 1888.
69 A. B o h d a n o w i c z, op. cit., s. 100.
70 Muzeum Narodowe w Warszawie, nr inw. MP.
71 D. H ü c h t k e r, Kobieta w podróży. Czas emancypacji, czas wolności czy kontynuacja codzienności, [w:] Kobieta i kultura

czasu wolnego, red. A. Ż a r n o w s k a, A. S z w a r c, Warszawa 2001, s. 313-314.

53
Marcel Knyżewski
Uniwersytet Łódzki

PO WIELKICH JEZIORACH MAZURSKICH CZARNY KRZYŻ WĘDRUJE

O wyprawie wielkiego mistrza Winrycha von Kniprode w 1379 r. pisali różni badacze
w kontekście zamków krzyżackich, które wówczas wizytował. Niestety wiele z informacji,
które pojawiały się w literaturze jest niepotwierdzona. Odnajdujemy chociażby głosy
o wizytach w zamkach, o których nie ma wzmianek w źródłach w kontekście tej podróży.
Już sam punkt rozpoczęcia wyprawy jest sporny. W Kronice Wiganda, która jest głównym
źródłem dotyczącym podróży, autor podaje Ryn jako miejsce, z którego wielki mistrz
wyruszył. Autorzy opracowań popularnonaukowych podają jednak również Węgorzewo.
Co warto podkreślić większość autorów nie odnosi się do samego źródła, ale najczęściej
podają informacje o podróży za innymi autorami takimi jak Max Toeppen 1 i Adolf
Boetticher2.
Faktem jest, że o wyprawie tej wielu autorów pisało jako o „legendarnej”. Jeżeli jednak
popatrzymy na zapis w kronice Wiganda okaże się, że mamy tutaj tylko jedno zdaniową notkę
o jej przebiegu. Na jej podstawie zaczęto tworzyć liczne teorie dotyczące dat ukończenia
założeń obronnych na terenie państwa krzyżackiego w Prusach. Słowo „legendarna” może
być zastosowane w kontekście tej wyprawy jeżeli spojrzymy na jej skalę.
Również kwestia samego środka transportu, którym Winrych miałby się przemieszczać
wraz ze swoją świtą jest problematyczna. Pisano już o czółenku i tratwach. Te i inne
problemy zostaną poruszone w niniejszym artykule.
Wspominane powyżej zdanie z kroniki Wiganda prezentuje się następująco:

W następującym lecie mistrz Winryk z dygnitarzami swymi zwiedził kraj aż do Ren, łodzią przybył do zamku
Jana, zabierając z sobą żywność i popłynął mistrz aż do rzeki Narew i Wisłą przez Polskę i z dygnitarzami swymi
udał się do Torunia3.

Należy zacząć od przedstawienia trasy, którą pokonał wielki mistrz ze swoją świtą w roku
1379. Jako punkt jej rozpoczęcia, przynajmniej drogą wodną, Wigand podaje Ryn.
Jednak oczywistym jest, że podróż nie rozpoczęła się w jedynym z zamków na terenie
„Wielkiej Puszczy Mazurskiej”, ale najprawdopodobniej w Malborku. Z niemożliwości
odtworzenia wcześniejszej drogi, którą przebył Winrych tutaj również przyjmę, że punktem
rozpoczynającym podróż był Ryn. Stąd najpierw poprzez „Wielkie Jeziora Mazurskie”
dopłynął do Pisza, gdzie zabrał zapasy na dalszą podróż. Problematyczny jest sposób dotarcia
do jeziora Roś. Prawdopodobnie istniał sztuczny kanał umożliwiający przepłynięcie. Z jeziora
Roś wypływa rzeka Pisa, przy której stał zamek prokuratorski. Pisą uczestnicy wyprawy
dopłynęli do Narwii. Na rzece Pisie przekroczono również granicę państwa krzyżackiego
z Mazowszem. Narwią dopłynięto do Wisły, którą już wyruszono prosto do Torunia.

1 M. Toeppen, Historia Mazur, Olsztyn 1998.


2 A. Boetticher, Die Bau- und Kunstdenkmäler der Provinz Ostpreussen – Bd. 6. Masuren, Konigsberg 1896.
3 Wigand z Marburga, Puścizna po Janie Długoszu dziejopisie polskim, to jest: Kronika Wiganda z Marburga rycerza

i kapłana Zakonu Krzyżackiego na wezwanie Długosza z rymowanej kroniki niemieckiej na język łaciński przetłomaczona,
przekł. E. Raczyński, Poznań 1842, s. 241.

55
Przyjmuje się od dawna rok 1377 jako początek budowy zamku w Rynie4. Johannes Voigt
sugerował, że zamek budowano od 1377 lub 1376 r. Jednak jego zdaniem w miejscu tej
budowli miało istnieć już jakieś wcześniejsze założenie obronne 5.
Jak pokazały badania archeologiczno-architektoniczne przeprowadzone w latach 80.
ubiegłego stulecia, datę rozpoczęcia budowli należy przesunąć o kilka dekad wcześniej.
Jednak Tomasz Torbus napisał, że w 1377 r. wytyczono plac o wymiarach 44x52 m
i otoczono go murem obwodowym6. Bardzo szybko, bo dwa lata później zamek miał
nadawać się do zamieszkania, ponieważ w 1379 r. odwiedził go Winrych von Kniprode.
Przed 1377 r. istniało tutaj najprawdopodobniej mniejsze założenie obronne. Możliwym,
chociaż trudnym do udowodnienia, jest przyjęcie 1379 r. jako daty ukończenia budowli
komturskiej w Rynie. Łączyłoby się to z dużym nakładem pracy i dużymi kosztami.
Na trasie Winrycha, zdaniem części badaczy, był również zamek w Giżycku. Niewielka
budowla krzyżacka, siedziba prokuratora została zniszczona w 1361 r. przez Krzyżaków.
Zdaniem L. Czubiela jej odbudowa nastąpiła dopiero w 1390 r. 7 Być może Winrych
wizytował w tym przypadku plac budowy, jeżeli w ogóle dotarł do Giżycka, albo należałoby
przesunąć datę odbudowy zameczku o ponad 10 lat wcześniej. Niestety nie mamy
wystarczających danych, które mogłyby to potwierdzać. Badania archeologiczne prowadzone
na terenie zamku nie przyniosły wystarczających wyników, aby móc jednoznacznie
odpowiedzieć na to pytanie8. Dodatkowo Giżycko nie znajdowało się bezpośrednio na trasie
z Rynu do Pisza i wizytacja tego miejsca przez wielkiego mistrza w 1379 r. wydaje się mało
prawdopodobna.
Fakt odwiedzin piskiego zamku przez Winrycha traktowano przez długi czas
jako potwierdzenia ukończenia budowy murowanej warowni w Piszu. O ile przez wiele lat,
sąd taki wydawał się nadinterpretacją, czy też raczej dopisywaniem przez badaczy
dodatkowych treści do źródła, o tyle badania archeologiczne przeprowadzone przez Jerzego
Gulę w 2001 r. wydają się to potwierdzać. Na ich podstawie badacz przyjął, że okres budowy
zamku to lata 1345-13789. Jest to jedyny punkt podróży, przy którym ukończenie zamku
wydaje się wielce prawdopodobne do momentu wizyty Winrycha.
Jeżeli przyjmiemy Ryn jako punkt, z którego wyprawa się rozpoczęła wówczas okaże się,
że Węgorzewo i Giżycko nie leżały na trasie podróży wielkiego mistrza. Oczywiście
możliwym jest, że wielki mistrz odwiedził te punkty wcześniej. Jednak tutaj ponownie należy
odnieść się do czasu powstania zamków wymienianych na trasie. Okazuje się, że zamek
w Węgorzewie powstał ok. 1398 r. prawie dwadzieścia lat później niż miała miejsce podróż.
Możliwym jest jednak, że Winrych wizytował ponownie plac budowy. Jednak brak informacji
źródłowych powinien wymuszać na badaczach odrzucanie takich założeń. Jednak faktem jest,
że istniało tam wcześniej obronne założenie krzyżackie, ale zostało ono zniszczone w 1365 r.
przez Litwinów.

4 A. Boetticher, op. cit., s. 83.


5 J. Voigt, Geschichte Preußens von den ältesten Zeiten bis zum Untergange der Herrschaft des Deutschen Ordens, Bd. 5,
Konigsberg 1839, s.276.
6 T. Torbus, Die Konventsburgen im Deutschordensland Preußen, München 1998, s. 238; Idem, Zamki krzyżackie,

Warszawa 2010, s. 214-215.


7 L. Czubiel, Zamki Warmii i Mazur, Olsztyn 1986, s. 21.
8 A. Piotrowski, Sprawozdanie z wyprzedzających badań archeologicznych prowadzonych przy zamku w Giżycku. Obszar

pomiędzy północną ścianą zamku a ulicą Moniuszki, Ostróda 2010, msp. Ze zbiorów A. Piotrowskiego, któremu
serdecznie dziękuję za udostępnienie materiałów.
9 J. Gula, Badania archeologiczne prowadzone w 2003 roku na terenie zamku w Piszu, „Znad Pisy” 2003 nr 12, s. 18.

56
Tereny, przez które przepływał Winrych von Kniprode, określane są często w literaturze
mianem „Wielkiej Puszczy Mazurskiej”. Termin ten jest niejasny i nieprecyzyjny. Krzyżacy
w stosunku do terenów puszczańskich używali określenia Wildnis, które dosłownie oznacza
pustkowie. Pustkowie, dla rycerzy zakonnych, stanowił teren niezaludniony. Große Wildnis
czyli wielkie pustkowie był to znaczny obszar rozciągający się wzdłuż granicy z Mazowszem
oraz wchodzący w głąb terenów Litwy.
Marian Arszyński podkreślał, że znaczne części Puszczy były utrzymywane celowo pełniąc
funkcję „pasów obronnych, zarówno wzdłuż zewnętrznych granic Prus, jak i wewnątrz
kraju”10. Henryk Łowmiński wymienia cztery rodzaje lasu wyróżnianego przez wywiadowców
zakonnych: Heide oznaczały bory iglaste, Damerow – dąbrowy, Graude - lasy liściaste, Wald–
lasy mieszane11. Piotr Sikorski spróbował dokonać w pewnym stopniu rekonstrukcji
drzewostanu dla Puszczy Piskiej w XV i XVI wieku. Według jego ustaleń w okolicach Pisza
znajdowały się głównie drzewa liściaste. Wymieniony autor przytacza również przedstawienia
Puszczy Piskiej z XVI wieku, gdzie widoczny jest szpilkowy las z domieszką drzew
liściastych12. W zbliżony sposób musiał prezentować się teren wizytowany przez Winrycha w
czasie omawianej podróży. Jednak druga połowa XIV w. stanowi także okres kolonizacji
terenów puszczańskich13, co z dużą dozą prawdopodobieństwa stanowiło jeden z powodów
odbycia tej wyprawy.
Krzyżacy często używali cieków wodnych do prowadzenia działań ofensywnych.
Na początku 1393 r. oddziały krzyżackie zaatakowały od strony Puszczy Grodno.
W tym samym roku wyruszono z Rynu drogą wodną przez Pisz, następnie Pisą do Narwi,
w górę Biebrzy i Netty „do jeziora nad którym leży Augustów”14 (j. Studzieniczne?). Stamtąd
wyruszono na Grodno.
Jeżeli chodzi o kwestie środka transportu podczas omawianej wyprawy, tutaj również
nie posiadamy konkretnych informacji. W opracowaniach, które mówią nam o tej podróży
wymieniane są łodzie, tratwy, a nawet czółna.
Nie wiemy wiele o łodziach śródlądowych używanych w średniowieczu15. Typowe statki
rzeczne lub też te pływające po jeziorach, nie posiadały kila. Materiał z jakiego budowano
łodzie był różnorodny. Najbardziej pożądana była dębina, ale wykorzystywano również
jesion, sosnę i brzozę. Łodzie zazwyczaj napędzane były wiosłami. Zdarzało się, że używano
również żagla. W XIII-wiecznych źródłach pojawiały się łodzie śródlądowe o niewielkim
tonażu - burdyny oraz szmaki i ligurny. W następnym stuleciu pojawiła się nazwa nowego
typu jednostki śródlądowej - szkuta. Ładowność tego statku wahała się w granicach 40–80

10 M. Arszyński, Budownictwo warowne Zakonu Krzyżackiego w Prusach (1230-1454), Toruń 1995, s. 116.
11 H. Łowmaiński, Studia nad początkami społeczeństwa i państwa litewskiego, t.1, Wilno 1931, s. 23-27; P. Sikorski,
Drzewostany Puszczy Piskiej na przestrzeni dziejów, „Znad Pisy” nr 9, 2000, s. 168.
12 Ibidem s. 169.
13 Szerzej o kolonizacji tych terenów w: G. Białuński, Kolonizacja „Wielkiej Puszczy” (do 1568 roku) – starostwa

piskie, ełckie, straduńskie, zelkowskie i węgoborskie (węgorzewskie), Olsztyn 2002; Idem, Osadnictwo regionu Wielkich Jezior
Mazurskich od XIV do początku XVIII wieku – starostwa leckie (giżyckie) i ryńskie, Olsztyn 1996; Idem, Przebieg osadnictwa
w okręgu piski do 1466 roku, „Znad Pisy”, nr 9, 2000, s. 25-43, Idem, Przemiany społeczno-ludnościowe południowo-
wschodnich obszarów Prus Krzyżackich i Książęcych (do 1568 roku), Olsztyn 2001.
14 M. Toeppen, op. cit., s. 99.
15 Szerzej o średniowiecznych łodziach śródlądowych można przeczytać w: W. Ziesemer, Das grosse Amterbuch

des Deutschen Ordens, Danzig 1921; P. Smolarek, Studia nad szkutnictwem Pomorza Gdańskiego X–XIII wiek, Gdańsk
1969; Idem, Z dziejów polskiej floty, Warszawa 1957; S. Gierszewski, Elbląski przemysł okrętowy w latach 1570 - 1815,
Gdańsk 1961; M. Prosnak, Próba analizy wartości łodzi słowiańskich jako statków pełnomorskich, „Kwartalnik Historii
Kultury Materialnej”, R. 9, 1961, nr 1; A. Zbierski, Port gdański na tle miasta w X - XIII w, Gdańsk 1964.

57
ton. Ten rodzaj łodzi zaopatrzony był w maszt z żaglem oraz od 7 do 10 wioseł. Załoga
wynosiła od 16 do 20 ludzi. Jednak łodzin tego typu najczęściej używano do transportu
zboża. Obok szkut, najczęściej wymienianymi przez źródła czternastowieczne, statki żeglugi
śródlądowej to: komięgi, komiązki, komiązeczki, dubasy, baty i lichtany. Ładowność Komięgi
wynosiła około 30–36 ton. Cechą charakterystyczną tej łodzi był czworoboczny kształt
kadłuba. Napędzane były za pomocą wioseł, a załoga wynosiła od 8 do 12 ludzi. Komiązki
i komiązeczki były to mniejsze odmiany komięgi. Dubasy posiadały pionowo ściętą rufę. Ich
ładowność wynosiła około 40 ton. Ten rodzaj statku obsługiwany były przez 8–14 osobową
załogę, a napędzany był za pomocą wioseł. Do krótkich podróży używano łodzi żaglowych
tzw. batów, mogących pomieścić od 2 do 12 ludzi. Używano ich też do przewozu towarów.
Innym rodzajem statku śródlądowego była lichtana. Były to łodzie pomocnicze o ładowności
około 6 ton. Wszystkie wymienione łodzie służyły najczęściej do transportu towarów. Źródła
krzyżackie wymieniały także inne nazwy jednostek śródlądowych, jak: statki wiślane, flisówki,
promy, a także specjalny statek do transportu koni.
Nie można jednoznacznie stwierdzić jakim rodzajem łodzi podróżowali Winrych
von Kniprode i jego kompani. Łacińska wersja tekstu nie podaje informacji czym
przemieszczali się Krzyżacy (pojawia się tam jedynie słowo navigo16, które mówi nam jedynie,
że poruszali się ciekami wodnymi), a jak wiadomo oryginał kroniki znany jest jedynie
we fragmentach.
Winrych von Kniprode był jednym z najsłynniejszych mistrzów krzyżackich. Jego długie
panowanie to okres świetności zakonu krzyżackiego. Jednocześnie jest to okres, kiedy styl
życia na dworze wielkich mistrzów coraz bardziej zaczyna przypominać książęcy, a coraz
mniej zakonny. Wydaje się, że środek transportu, którym przemieszczał się wielki mistrz
musiała odpowiadać jego godności i to jest jedyna podpowiedź dotycząca łodzi zastosowanej
do przemieszczania się orszaku.
Na zakończenie należy zadać pytanie o cel mojego artykułu. Otóż w największym stopniu
chciałem wykazać w jaki sposób wielu badaczy (głównie zajmując się sztuką dawną,
a nie stricte historycy mediewiści) nadinterpretują pewne źródła i dopisują do nich treści,
które nie wynikają w żaden sposób z tekstu. Być może będzie można dokładniej określić
przebieg przedstawionej wyprawy jeżeli przeprowadzi się głębszą kwerendę i sięgnie się
do innych źródeł niż sama kronika.

16 Wigand z Marburga, op. cit., s. 240.

58
Łukasz Komorowski
Uniwersytet im. Adama Mickiewicza w Poznaniu

WYSIEDLENIA POLAKÓW Z KRAJU WARTY NA PRZYKŁADZIE


FUNKCJONOWANIA OBOZU LAGER GLOWNA W POZNANIU W LATACH 1939-
1940

Okres II wojny światowej był czasem szczególnym dla narodu polskiego. Codziennością
stały się masowe zbrodnie oraz terror hitlerowskiego okupanta. Nie inaczej było w Kraju
Warty, włączonym do III Rzeszy terenie obejmującym nie tylko Wielkopolskę, ale także
ziemię przedwojennego województwa łódzkiego, pomorskiego oraz warszawskiego. Zgodnie
z założeniami władz okupacyjnych okręg ten miał się stać ,,wzorcową’’ częścią państwa
niemieckiego1. Jednym ze środków służących do osiągnięcia tego celu miały być masowe
wysiedlenia mieszkającej tam ludności, które należy uznać za specyficzną i przymusową formę
,,podróży’’ wynikającą z założeń ,,Generalnego Planu Wschodniego’’. Wysiedlana ludność
trafiała przeważnie do obozów przejściowych, gdzie oczekiwała na przewiezienie
do Generalnego Gubernatorstwa. Jednym z takich miejsc był znajdujący się w Poznaniu obóz
przejściowy Lager Glowna2.
Decyzję o utworzeniu obozu przeznaczonego dla ludności polskiej, która następnie miała
zostać przewieziona do Generalnego Gubernatorstwa, podjął 1 XI 1939 r. dr Gerhard
Scheffler, komisaryczny nadburmistrz Poznania3. Obóz ulokowano przy ul. Bałtyckiej,
znajdującej się w położonej we wschodniej części miasta dzielnicy Główna. Duże znaczenie
dla nowopowstałego obozu miała zapewne własna bocznica kolejowa. Wcześniej rozważano
jego umieszczenie w Forcie VIII lub IX. Komendantami wojskowymi obozu byli kolejno SS-
Sturmbannführer Albert Sauer, SS-Sturmbannführer Kaspar Schwarzhuber oraz SS-
Obersturmbannführer Schmidt4. Kierownikiem administracji cywilnej był natomiast Lagerleiter
Herbert Otto.
Obóz składał się z pięciu baraków, które mogły pomieścić od 4 do 4,5 tys. osób. W jego
skład wchodziło także kilka innych budynków, takich jak pomieszczenie administracji
obozowej, kuchnia, warsztaty, biura polskiej administracji, rejestracja, szpital obozowy
oraz areszt. Całość obozu na Głównej była otoczona płotem z drutu kolczastego oraz

1
Szerzej na temat Kraju Warty v.: E. S e r w a ń s k i, Wielkopolska w cieniu swastyki, Warszawa 1970;
Cz. Ł u c z a k, ,,Kraj Warty” 1939-1945. Studium historyczno-gospodarcze okupacji hitlerowskiej, Poznań 1972; Idem,
Pod niemieckim jarzmem (Kraj Warty 1939-1945), Poznań 1996; Idem, Dzień po dniu w okupowanym Poznaniu (10 września
1939-23 lutego 1945), Poznań 1989; Idem, Dzień po dniu w okupowanej Wielkopolsce i na Ziemi Łódzkiej (Kraj Warty),
Poznań 1993; J. M a r c z e w s k i, Hitlerowska koncepcja polityki kolonizacyjno-wysiedleńczej i jej realizacja w „Okręgu
Warty”, Poznań 1979; C. E p s t e i n, Wzorcowy nazista. Arthur Greiser i okupacja Kraju Warty, Wrocław 2011.
2
Podobne obozy istniały również w Cerekwicy (powiat Jarocin), Dobrzycy (powiat Krotoszyn), Kowanówku
i Bąblinie (powiat Oborniki), Młyniewie k. Grodziska Wielkopolskiego oraz Nowych Skalmierzycach (powiat
Ostrów Wielkopolski). Na ich temat v.: M. R u t o w s k a, Wysiedlenia ludności polskiej z Kraju Warty do Generalnego
Gubernatorstwa 1939-1941, Poznań 2003, s. 163-194.
M. R u t o w s k a, Lager Glowna. Niemiecki obóz przesiedleńczy na Głównej w Poznaniu dla ludności polskiej (1939-
3

1940), Poznań 2008, s. 30.


4
Ibidem, s. 31.

59
pięcioma wieżami strażniczymi5. Na terenie obozu znajdowała się również rampa
oraz wspomniana już bocznica kolejowa połączona z dworcem Poznań-Wschód, co znacząco
ułatwiało wywózkę więźniów6. W górnych częściach baraków wysiedleni spali w drewnianych
boksach, natomiast na parterze – na pokrytych jedynie słomą betonowych posadzkach.
Od dnia 11 XI 1939 r. w obozie na Głównej rozpoczął funkcjonowanie Komitet Polski.
Na jego czele stanął Bolesław Jerzykiewicz, kupiec z Poznania, który w armii gen. Józefa
Hallera dosłużył się stopnia kapitana7. Liczba członków komitetu wahała się między 30 a 60
osób. Był on całkowicie podporządkowany władzom niemieckim, a do jego zadań należało
prowadzenie rejestracji przywożonych Polaków, przygotowywanie list transportowych
oraz wykonywanie prac budowlanych i remontowych. Komitet pomagał jednak osadzonym
poprzez zapoznawanie ich z surowymi przepisami obozowymi oraz popierając ich starania
o przepustki. Duże znaczenie miała także utworzona poczta, dzięki czemu więźniowie mogli
prowadzić korespondencję ze swoimi rodzinami oraz otrzymywać paczki z żywnością i
odzieżą. Działalność ekip remontowych znacznie poprawiła warunki panujące w obozie
poprzez utworzenie trzech kuchni obozowych. Zorganizowano również umywalnię, ustępy
oraz kantynę, w której można było zaopatrzyć się w żywność. Istotne znaczenie miał
uruchomiony szpitalik, w którym znajdowała się przychodnia, sala chorych oraz stacja
dentystyczna. Szpital ten był jednak tragicznie zaopatrzony, co jeden z osadzonych kwituje
słowami ,,obraz nędzy i rozpaczy’’8.
Warunki panujące w obozie należy określić jako ciężkie. Wysiedlonych przywożono
do obozu późnym wieczorem lub w nocy. Rejestracja trwała kilka godzin. Następnie
osadzonych poddawano rewizji, podczas której odbierano im wszelkie cenne rzeczy.
Przybyłych podzielono na grupy liczące 20 osób, na czele których stali tzw. starsi grupy,
którzy podlegali z kolei tzw. starszym gospodarzom poszczególnych baraków. Między
godziną 2100 a 600 należało przebywać w barakach9. Konieczne było również przestrzeganie
ciszy nocnej oraz obecność podczas kontroli stanu liczbowego. Wprowadzono także zakaz
gromadzenia się pod bramą, widywania się z osobami spoza obozu oraz wyznaczono sztywne
godziny odwiedzin w innych barakach. Od stycznia 1940 r. osadzeni mężczyźni musieli
kłaniać się przedstawicielom władz hitlerowskich10.
Osadzonych podzielono na cztery grupy (pracowników fizycznych, kupców i pomocników
handlowych, lekarzy, profesorów), którym przydzielono odpowiednie zadania na terenie
obozu11. Za próbę ucieczki groziły surowe kary, z zesłaniem do obozu koncentracyjnego
włącznie. Brutalny charakter miały niejednokrotnie rewizje osobiste, którym byli poddawani
więźniowie przed transportem do Generalnego Gubernatorstwa12. W barakach panowała

5
E. T a l e j k o, Z kart mojego kalendarza, [w:] Wysiedlenie i poniewierka 1939-1945. Wspomnienia Polaków wysiedlonych
przez okupanta hitlerowskiego z ziem polskich ,,wcielonych’’ do Rzeszy, oprac. R. D y l i ń s k i, M. F l e j s i e r o w i c z,
S. K u b i a k, Poznań 1974, s. 540.
6
L. P a c z k o w s k i, Okrutny czas, [w:] Wysiedlenie i poniewierka…, s. 353.
M. R u t o w s k a, Lager Glowna…, s. 37-38.
7
8
K. K a n d z i o r a, Pamiętnik z wygnania (1939-1943), Poznań 2007, s. 53.
9
M. R u t o w s k a, Wysiedlenia…, s. 119.
Wspomnienia Zbigniewa Posieczka, [w:] Wspomnienia młodzieży wielkopolskiej z lat okupacji niemieckiej 1939-1945,
10

oprac. Z. G r o t, W. O s t r o w s k i, Poznań 1946, s. 57-58.


M. R u t o w s k a, Lager Glowna…, s. 47.
11
12
Wspomnienia Zbigniewa Posieczka, [w:] Wspomnienia młodzieży wielkopolskiej…, s. 57.

60
powszechna wilgoć, a w nocy na wysiedlonych kapała woda z sufitu13. W obozie przebywały
osoby w różnym wieku, zarówno dzieci, jak i ludzie starsi, co przedstawia tabela 1.

Tabela 1. Polacy wywiezieni z obozu przesiedleńczego na Głównej w Poznaniu do


Generalnego Gubernatorstwa według struktury wieku.

Pokolenie Liczba
Ur. do 1880 r. 2 910
Ur. 1881-1900 8 350
Ur. 1901-1925 13 159
Ur. w 1926 r. i później 6 426
Razem osób 30 845

Źródło: M. R u t o w s k a, Lager Glowna. Niemiecki obóz przesiedleńczy na Głównej w Poznaniu


dla ludności polskiej (1939-1940), Poznań 2008, s. 51.

Zdecydowaną większość wysiedlonych stanowiły osoby między 30. a 40. rokiem życia.
Jedną piątą liczby osadzonych stanowiły z kolei dzieci, które nie ukończyły jeszcze 15 lat.
Tragiczne było wyżywienie osadzonych na Głównej Polaków. Racje żywnościowe
na osobę wynosiły dziennie około 250 g chleba, 400 g ziemniaków, 10 g mąki, 50 g mięsa,
20 g masła lub innego tłuszczu oraz po 25 g marmolady trzy razy w tygodniu14. Jarzyny miały
być dostarczane więźniom w miarę możliwości. Dzieci do lat 6, karmiące matki oraz chorzy
w szpitalu otrzymywali również pół litra mleka. Racje żywnościowe nie zawsze trafiały jednak
do przebywających w obozie osób, a nieraz trzeba było na nie czekać po kilka dni.
Problemem był również brak sztućców oraz naczyń do jedzenia i picia. Wyżywienie składało
się z trzech posiłków. Podawaną w godzinach 12 30-1330 zupę stanowiła brukiew, kapuśniak
lub krupnik z kaszy15. Powszechny był głód. Nie wszystkie rodziny otrzymywały paczki,
które pomagały im przetrwać. Część z nich była okradana 16. Duże znaczenia miała znajdująca
się w obozie placówka Caritasu oraz kantyna, gdzie – wobec braku pieniędzy – prowadzono
handel wymienny17.
Powszechne były przeziębienia i zachorowania na zapalenie oskrzeli oraz płuc. Przydział
półtora wiadra węgla był niewystarczający wobec panujących mrozów. Temperatura w nocy
spadała do -25°C, a w dzień wynosiła -15°C. Działający przy obozie szpitalik był nieustannie
przepełniony. Ze względu na marne wyżywienie często wśród więźniów występowały
biegunki oraz inne choroby układu pokarmowego. Do szpitali znajdujących się na terenie
Poznania trafiały jedynie ciężarne kobiety oraz ciężko chore dzieci. Osoby te po wyleczeniu
musiały jednak wrócić do obozu. Zdarzały się również przypadki porodów w obozowych
barakach.

Wspomnienia Teresy Krupskiej, [w:] Wspomnienia młodzieży wielkopolskiej…, s. 51.


13
14
M. R u t o w s k a, Lager Glowna…, s. 51.
Wspomnienia Zbigniewa Posieczka, [w:] Wspomnienia młodzieży wielkopolskiej…, s. 54.
15

R. D a n e c k i, Kropla oceanu, Poznań 1966, s. 40.


16
17
L. P a c z k o w s k i, op. cit., s. 354.

61
W obozie na Głównej panowały złe warunki sanitarne 18. Brakowało środków higieny
osobistej. Ograniczona była także możliwość korzystania z urządzeń do mycia i prania.
Siedliskiem chorobotwórczych zarazków była rzadko wymieniana słoma, na której spali
osadzeni. Opisany powyżej tragiczny stan higieniczny przyczynił się do epidemii duru
brzusznego oraz szkarlatyny w kwietniu 1940 r. Według ustaleń Marii Rutowskiej, w obozie
przez cały okres jego istnienia, zmarło co najmniej 26 osób 19. Byli to w większości ludzie
starsi oraz dzieci.
Na uwagę zasługują również prowadzone na wysiedlanej z Wielkopolski ludności badania
rasowe20. Wybrane osoby z obozu na Głównej trafiały do łódzkiej filii Głównego Urzędu
Rasy i Osadnictwa SS przy ul. Spornej 73. Nadających się do zniemczenia więźniów wysłano
następnie do Rzeszy21.
Istotne znaczenie w codziennym funkcjonowaniu osadzonych miało życie religijne.
Regularnie odmawiano modlitwy, śpiewano pieśni oraz odprawiano nabożeństwa. Szczególny
charakter miały święta Bożego Narodzenia oraz Wielkiejnocy 22. Dni te wszyscy więźniowie
spędzali wspólnie wręczając sobie symboliczne podarunki oraz dzieląc się opłatkiem. Ubrano
także choinkę. Istotna była możliwość zjedzenia lepszego posiłku. Mszę świętą odprawiał
z narażeniem życia ksiądz Stanisław Helak, wikariusz w parafii Świętego Krzyża w Poznaniu.
Jeden z osadzonych chłopców przyjął w obozie z rąk wspomnianego księdza pierwszą
komunię świętą.
W miarę możliwości więźniowie usiłowali rozwijać życie kulturalne. Liczne były koncerty,
w tym m.in. skrzypka Zdzisława Jahnkego, profesora Państwowego Konserwatorium
Muzycznego w Poznaniu23. Wysiedleni profesorowie Uniwersytetu Poznańskiego24, tacy jak
Zygmunt Moczarski, Bohdan Winiarski oraz Jan Sajdak, prowadzili wykłady
dla współwięźniów25. Dnia 31 XII 1939 r. urządzono wieczór sylwestrowy, na którym
spotkali się wszyscy osadzeni. Wielu więźniów tworzyło również zachowane do dziś piosenki,
które przedstawiały rzeczywistość panującą w obozie na Głównej w humorystycznej formie.
Osadzeni w większości żyli w zgodzie i pomagali sobie przetrwać w trudnych, obozowych
warunkach. Do konfliktów dochodziło bardzo rzadko.
Pierwsze trzy transporty z obozu na Głównej w Poznaniu miały miejsce w nocy z 30 XI
na 1 XII 1939 roku26. Więźniowie pierwszego transportu zostali zaopatrzeni w bochenek
chleba oraz butelkę kawy zbożowej na osobę. Stacją docelową miał być Lublin, a podróż
miała trwać 30 godzin. Na miejscu nie pozwolono jednak na rozładowanie pociągu.
Ostatecznie, po trwającej 80 godzin podróży, wysiedleni dojechali 4 grudnia do Ostrowca

M. R u t o w s k a, Lager Glowna…, s. 58.


18
19
IbIdem, s. 59.
W. J a s t r z ę b s k i, Hitlerowskie wysiedlenia z ziem polskich wcielonych do Rzeszy 1939-1945, Poznań 1968, s. 124-
20

125.
A. G a ł k i e w i c z, J. B a r a n o w s k i, Obóz filii łódzkiej Głównego Urzędu Rasy i Osadnictwa SS przy ul. Spornej
21

73, [w:] Obozy hitlerowskie w Łodzi, red. A. G ł o w a c k i, S. A b r a m o w i c z, Łódź 1998, s. 133-134.


22
Wspomnienia Zbigniewa Posieczka, [w:] Wspomnienia młodzieży wielkopolskiej…, s. 56.
23
K. K a n d z i o r a, op. cit., s. 59-60.
Na temat losów profesorów Uniwersytetu Poznańskiego w czasie okupacji hitlerowskiej
24

vide: B. B u b n o w i c z, Losy profesorów Uniwersytetu Poznańskiego podczas II wojny światowej, ,,Kronika Miasta Poznania’’
2009, nr 2, s. 221-237.
Humanizm – to nic nie znaczy. Pamiętnik wysiedlenia, ,,Kronika Miasta Poznania’’ 2009, nr 2, s. 212.
25
26
M. R u t o w s k a, Lager Glowna…, s. 72.

62
Świętokrzyskiego. W grudniu tego roku miało miejsce jeszcze 14 transportów
do Generalnego Gubernatorstwa.
Kolejne transporty miały miejsce w okresie od 10 II do 20 V 1940 r. i były konwojowane
wyłącznie przez policję27. Tym razem wysiedleni otrzymali ciepłą odzież i okrycia oraz 20 zł
na osobę ze skonfiskowanych uprzednio pieniędzy. W okresie tym miało miejsce 20
transportów.
Warunki przymusowej podróży były bardzo ciężkie. Wysiedleni w swoich wspomnieniach
w przejmujący sposób opisują siarczysty mróz, jaki panował w nieopalanych bydlęcych
wagonach, długotrwałe postoje podczas transportu, brak jedzenia i ciepłej wody
oraz wszechobecne wszy28.
Obóz przesiedleńczy na Głównej w Poznaniu został zlikwidowany 22 V 1940 r.,
a przesiedlanych nadal mieszkańców Kraju Warty umieszczano odtąd w obozach
znajdujących się na terenie Łodzi. Co ciekawe, wszystkim członkom Komitetu Polskiego
wraz z rodzinami pozwolono powrócić do Poznania. Zabudowania obozowe zostały zajęte
w czerwcu tego roku przez Wehrmacht. Łącznie przez cały okres funkcjonowania obozu
przebywało na jego terenie około 33 500 osób z całej Wielkopolski29. Do Generalnego
Gubernatorstwa w 37 transportach trafiło łącznie 32 986 osób, w tym ponad 31 tys. Polaków,
1112 Żydów oraz 450 Cyganów30.
Funkcjonujący w latach 1939-1940 obóz przesiedleńczy na Głównej w Poznaniu jest
jednym z przykładów zbrodniczej działalności III Rzeszy. Zgromadzeni w nim mieszkańcy
przedwojennej Wielkopolski w nieludzkich warunkach czekali na dalsze wysiedlenie.
Wszechobecne były brud, choroby, przejmujący mróz oraz wszy. Mimo dramatycznych
przeżyć, więźniowie obozu próbowali normalnie funkcjonować organizując różnego rodzaju
namiastki życia kulturalnego oraz wspierając się w tych trudnych chwilach swego życia.
W dniu dzisiejszym mieszkańcom Wielkopolski o tragedii, która miała miejsce w obozie na
Głównej, przypomina jedynie skromna tablica pamiątkowa. Warto dołożyć wszelkich starań,
aby ocalić pamięć o tysiącach wypędzonych, którym przyszło żyć w trudnych czasach
wojennej zawieruchy.

27
Cz. Ł u c z a k, Dzień po dniu w okupowanym Poznaniu…, s. 89.
Z. H o f f a, Przetrwaliśmy, [w:] Wysiedlenie i poniewierka…, s. 154-156; W. P i a s e c k a, Na łaskę losu,
28

[w:] Wysiedlenie i poniewierka…, s. 376-377.


M. R u t o w s k a, Lager Glowna…, s. 81.
29
30
Ibidem.

63
Anna Kowalczyk
Uniwersytet Łódzki

PIERWSZY REJS FREGATY USS CONSTELLATION V 1797 – VIII 1798,


CZYLI BLASKI I CIENIE PODRÓŻY MORSKIEJ W ŚWIETLE DZIENNIKA
KAPITANA THOMASA TRUXTONA

Fregata USS Constellation, była jednym z 6 okrętów, których budowa została rozpoczęta
w ramach realizacji postanowień wydanego 27 marca 1794 roku Naval Act1. Mimo iż już
na początku lat 90-tych XVIII wieku uznano iż państwo, którego znaczna część dochodów
pochodzi z handlu morskiego, a takim krajem były Stany Zjednoczone, nie może obejść się
bez floty wojennej, to potrzebne było zagrożenie zewnętrzne by prace nad budową owej floty
zostały zintensyfikowane. Pisząc o zagrożeniu zewnętrznym mam na myśli napiętą sytuację,
jaka powstała między Stanami Zjednoczonymi a Francją w połowie lat 90-tych XVIII wieku.
Jako, że nie jest to zasadniczym tematem mojej wypowiedzi, nadmienię jedynie,
że po podpisaniu traktatu Johna Jay’a2, regulującego stosunki między USA a Wielką Brytanią,
władze francuskie poczuły się zagrożone, upatrując w nim nawet zalążków brytyjsko –
amerykańskiego sojuszu wymierzonego w rewolucyjną Francję. Próby przywrócenia
poprawnych stosunków z Republiką Francuską, zakończyły się porażką, określaną
w historiografii mianem afery XYZ3. To jednak nie problemy natury dyplomatycznej,
ale realne zagrożenie wpłynęło na intensyfikację prac związanych z odbudową floty
amerykańskiej. Nasilające się ataki kaperskich jednostek francuskich, początkowo
na amerykańskie statki handlowe, później także na wybrzeża południowych stanów Unii,
uświadomiły amerykańskim politykom bezbronność ich państwa wobec powyżej opisanych
aktów przemocy. 1 lipca 1797 roku Kongres wydał dokument, znany jako An Act Providing
a Naval Armament. W pierwszej sekcji dokumentu czytamy Prezydent Stanów Zjednoczonych
będzie i jest niniejszym upoważniony, jeśli uzna za celowe, aby spowodować, by fregaty United States,

Naval Act - Dokument wydany przez amerykański Kongres 27 marca 1794 roku, czyli w prawie 10 lat po tym
1

jak został sprzedany ostatni należący do USA okręt. Celem ustawy była odbudowa floty amerykańskiej, w oparciu
o nowe, doprecyzowane i zreorganizowane zasady. W ramach realizacji postanowień Naval Act, zdecydowano się
na budowę 6 fregat: USS Constitution, USS Constellation, USS President, USS United States, USS Chesapeake
oraz USS Congress; Naval Act zob. szerzej: A.W. G a r d n e r , Our Naval War With France, Boston – New York
1909, s. 2-8.
Traktat Johna Jaya - porozumienie zawarte 17 listopada 1794 roku, między Wielką Brytania a Stanami
2

Zjednoczonymi. Traktat stanowił doprecyzowanie wielu postanowień zawartych w pokojowym traktacie paryskim
z września 1783 roku. Uregulowana została kwestia granic, nawiązano stosunki dyplomatyczne zgodnie z ogólnie
przyjętymi w prawie międzynarodowym zasadami, osiągnięto też względne porozumienie w zakresie wzajemnych
roszczeń finansowych., zob. szerzej: G.B. T i n d a l l , Historia Stanów Zjednoczonych, tł. A. B a r t k o w i c z ,
H. J a n k o w s k a , J. R u s z k o w s k i , Poznań 2002, s. 299 – 302.
3
Afera XYZ – wydarzenie, do którego doszło w 1798 roku i które doprowadziło do zerwania na prawie 3 lata
stosunków amerykańsko – francuskich. Amerykańska delegacja, która udała się do Francji we wspomnianym roku
miała wynegocjować porozumienie między oboma państwami i doprowadzić do przywrócenia niemal
nie istniejących od ratyfikacji przez USA traktatu Jay’a stosunków amerykańsko – francuskich. Francuski minister
Talleyrand nie przyjął amerykańskiej delegacji osobiście, lecz wysłał swoich przedstawicieli, którzy mięli zażądać
łapówki w niebotycznej wysokości. Urażeni takim sposobem traktowania Amerykanie, opuścili Francję,
a porozumienie nie zostało zawarte; zob. szerzej: J. D a s z y ń s k a , Afera XYZ" jako polityczny dylemat prezydenta
Johna Adamsa w świetle relacji Johna Marshalla, "Acta Universitatis Lodziensis. Folia Historica" 2001, nr 70, s. 43-59.

65
Constitution i Constellation były obsadzone i użyte.4 Jak pokazał dalszy rozwój wypadków,
prezydent uznał za celowe użycie wspomnianych fregat i jeszcze przed wydaniem
powyższego dokumentu, zostały poczynione ku temu przygotowania. Dnia 29 czerwca
1797 roku, sekretarz wojny5, napisał do Thomasa Truxtona6, by udał się on niezwłocznie
do Filadelfii, gdzie zgodnie z wolą prezydenta i Kongresu otrzymał dowodzenie nad jedną
z tzw. kongresowych fregat.7 Okrętem, nad którym kapitan Truxton objął dowodzenie miała
być właśnie, wspomniana już fregata USS Constellation. Jako, że okręt nie był jeszcze gotowy
do wyjścia w morze, Truxtona poproszono by udał się do Baltimore, wraz z konstruktorem
okrętów Joshuą Humphreysem8 i nadzorował przygotowanie swojej jednostki. Tego rodzaju
rozkaz nie był niczym nadzwyczajnym, w owym czasie powszechnie bowiem uważano,
że osobom najbardziej kompetentną co do potrzeb okrętu, będzie jego przyszły dowódca
i bardzo często zdarzało się, ze kapitanowie nadzorowali budowę swoich jednostek.
Po przybyciu Truxtona do Baltimore, co nastąpiło w połowie lipca 1797 roku, prace
przygotowawcze wokół USS Constellation zostały zintensyfikowane. Pierwszym poważnym
problemem, z którym przyszło się zmierzyć kapitanowi Truxtonowi, była kwestia zakupu
dział. Zamówienie złożone do pana Hughesa, nie zostało wykonane w terminie i nic
nie wskazywało na to by miało być w ogóle zrealizowane. W dniu 27 lipca 1797 roku,
Truxton napisał w tej sprawie do Sekretarza Wojny, który skierował sprawę do kapitana
Staatsa Morrisa, dowódcy fortu Whetstone. James McHenry 9 prosił w sowim liście, by z fortu

Act Providing a Naval Armament (1 VII 1797), [w:] Naval Documents Related to The Quasi – War Between The United
4

States and France, red. D.W. K n o x , t. 1, Washington 1935, s. 7.


O stanie w jakim znajdowała się amerykańska marynarka może świadczyć fakt iż do 1798 roku nie istniał
5

urząd rangi ministerialnej, który zajmowałby się sprawami floty. Dopiero w 1798 roku, prezydent John Adams
zdecydował się na stworzenie Departamentu Marynarki Wojennej, na którego czele stanął pochodzący ze stanu
Maryland – Benjamin Stoddert, zob. szerzej: R.W. L o v e , History of the U.S. Navy 1775 – 1941, Harrisburg 1992,
s. 44 – 85.
6
Thomas Truxton (1755 – 1822) – urodził się w Nowym Yorku. W wieku 12 lat, zaciągnął się na brytyjski
statek handlowy Pitt. Podczas wojny o niepodległość Stanów Zjednoczonych dowodził privateerskim okrętami:
Congress, Independence, Mars i St. James. Wyróżnił się tym iż żaden z jego okrętów nie został zajęty przez wroga.
Po zakończeniu wojny powrócił do służby w marynarce handlowej, pływając między innymi na statkach
handlujących z Chinami. W 1794 roku otrzymał dowodzenie okrętu USS Constelation, którym dowodził w czasie
quasi- wojny (org. quasi – war) z Francją. Po zwycięstwie nad francuską fregatą L’Insurgente został awansowany
do rangi komandora. W 1800 roku, na kilka miesięcy objął dowodzenie nad fregatą USS President. W 1801 roku
zaproponowano mu dowodzenie szwadronem mającym płynąć na Morze Śródziemne, jednak odmówił.
W 1810 roku bez powodzenia wystartował w wyborach do Izby Reprezentantów. W 1816 r.został wybrany
szeryfem hrabstwa Filadelfia. Funkcję tę sprawował do swojej śmierci w 1822 roku., zob. szerzej:
E. S. F e r g u s o n ., Truxtun of the Constellation: The Life of Commodore Thomas Truxtun, U.S. Navy, 1775-1822,
Baltimore 1956.
7
Letter to captain Thomas Truxton, U.S. Navy, from Secretary of War (29 VI 1797), [w:] Naval Documents Related
to The Quasi – War…, s.6.
Joshua Humphreys (1751 – 1838) jeden z najwybitniejszych amerykańskich konstruktorów okrętów. Za jego
8

najbardziej znane a zarazem znamienite dzieła uważa się bliźniacze fregaty USS Constitution i USS Constellation,
zob. szerzej: H. H. H u m p h r e y s , Who Built the First United States Navy?: Joshua Humphreys, Proven by Documentary
Evidence, the Designer of "Old Ironsides" and Her Five Sister Ships; "Constructor of the Navy of the United States," He Planned
and Built the Frigates which Were the Forerunners of Our Present Superdreadnaughts, National Historical Society 1916.
James McHenry ( 1753 – 1816) – amerykański polityk I oficer. Prezydent John Adams powierzył mu
9

stanowisko Sekretarza Wojny, którą to funkcję sprawował w latach 1797 – 1800, wcześniej zaś stał na czele
Departamentu Wojny w czasie dwóch kolejnych kadencji George’a Washingtona. Do czasu mianowania
Benjamina Stodderta Sekretarzem Marynarki Wojennej, spełniał również obowiązki później należące do zakresu
działań tego Departamentu; zob. szerzej: K. E. R o b b i n s , James McHenry. Forgotten Federalist, Univeristy
of Georgia 2013.

66
do Baltimore zostały wysłane działa 12- funtowe dla fregaty Constellation10. Prośba została
spełniona, ale armat okazało się być za mało. Brakowało 9 i 6 – funtówek, jednak i ten
problem, wkrótce został rozwiązany za sprawą pana Josiaha Foxa, który przesłał
do Baltimore, cześć dział przygotowanych przez niego dla jednostek budowanych na zlecenie
władcy Algierii.11 Na początku września 1797 roku, po przesłaniu obszernego raportu
ze stanu technicznego okrętu do Sekretarza Wojny, fregata została wreszcie zwodowana.
Kapitan Truxton był niezwykle ożywiony, z tego powodu, pisząc w liście do konstruktora
okrętu Joshui Humpherysa, że: Było to najlepsze wodowanie jakie w życiu widziałem. (…) Chylę czoła
przed mistrzem konstrukcji morskiej, choć okręt nie ma jeszcze wszystkich masztów, prezentuje się
wspaniale.12. Euforia spowodowana wodowaniem szybko jednak musiała ponownie ustąpić
miejsca piętrzącym się trudnościom. W połowie września okazało się iż kotwica,
którą początkowo zamontowano na fregacie, jest dla niej zbyt lekka. Problem był poważny,
gdyż w przypadku kotwiczenia przy silnym wietrze, kotwica mogła nie utrzymać okrętu,
dla którego mogłoby skończyć się to wepchnięciem na mieliznę lub w najgorszym przypadku,
roztrzaskaniem o skały. Problem został jednak szybko rozwiązany, już 18 września nowa
kotwica została zamówiona u Tencha Francisa w Portsmouth (New Hampshire), który jednak
dostarczył ją dopiero 6 października.13
Jeszcze nim okręt był gotowy do wyjścia w morze, rozpoczęto werbunek jego załogi.
Przy wyborze oficerów postawiono Truxtonowi wiele swobody, z której sam zainteresowany
chętnie skorzystał. Załoga Constellation miała liczyć około 330 ludzi, wliczając w tę liczbę
oficerów i podoficerów z kapitanem włącznie. Jak już wspomniałam kandydatów na oficerów
i podoficerów Thomas Truxton mógł wskazać sam, po czym przesłać kandydatury
do zatwierdzenia przez Senat i prezydenta. Rekrutacją marynarzy i piechoty morskiej
na jednostki zajmowali się oficerowie werbunkowi, wyznaczeni przez kapitana, za zgodą
i wiedzą prezydenta, Kongresu i Sekretarza Wojny. Wyznaczeni oficerowi nie mieli jednak
pełnej swobody podczas kompletowania załogi, gdyż wiązały ich dość ścisłe w mojej opinii
instrukcje, których fragmenty pozwolę sobie zacytować:
1. Ci, których zaciągniesz muszą mieć skłonność do morza i muszą być werbowani dobrowolnie.
Nie wolno Ci więc werbować pijanych, ani zmuszać ich siłą do służby.”14 – choć wydawać by się mogło
iż ten punkt instrukcji rekrutacyjnej stanowi wyraz poszanowania godności i woli drugiego
człowiek, to powód dla którego został umieszczony w instrukcji jest znacznie bardziej
prozaiczny. Marynarze zaciągający się do służby dobrowolnie przejawiali znacznie mniejszą
skłonność do dezercji. Co jaskrawo widać było na przykładzie Royal Navy w tym okresie,
w której stosowano przymusowe wcielanie do floty osób często uprzednio pobitych
lub upitych do nieprzytomności. Taki „ochotnik” korzystał najczęściej z pierwszej
nadarzającej się okazji by zdezerterować. Przechodząc jednak do kolejnych punktów
instrukcji:
2. Nie może być zaciągnięty nikt kto ma mniej niż 5 stóp i 6 cali wzrostu (czyli około 155
cm), ani nikt młodszy niż 18 i straszy niż 40 lat. Muszą być oni zdrowi i krzepcy, mieć

10
Letter to Captain Staats Morris from Secretary od War (26 VII 1797), [w:] Naval Documents Related to The Quasi –
War…, s. 9.
11
Letter to Captain Thomas Truxtun from Josiah Fox ( 7 VIII 1797), [w:] Ibidem, s. 10.
12
Letter to Joshua Humphreys from captain Thomas Truxtun ( 7 IX 1797), [w:] Ibidem, s. 17.
13
Letter to Tench Francis from Secretary of War (18 IX 1797) [w:] Ibidem, s. 17.
14
Instructions for the Lieutenants, frigate Constellation, [w:] Ibidem, s. 40.

67
prawidłową postawę ciała i zdrowe kończyny, być wytrzymali na zmęczenie i mieć honor
żołnierski.
3. Żadnych Murzynów, Mulatów i Indian, ani innych podejrzanych osobników, w tym cudzoziemców
o nieuregulowanym statusie.
4. Rekruci nie powinni mieć szkorbutu i niezdrowych skłonności(…)15
Z zacytowanych fragmentów instrukcji wynika jasno iż rodząca się Marynarka Wojenna
Stanów Zjednoczonych miała być zabezpieczona przed przypadkami dezercji, ale także
przed przyjmowaniem ludzi, którzy zdaniem włodarzy państwa do służby się nie nadawali.
Jak wynika z punktu 2 instrukcji, intencjom ich twórców było wyeliminowanie zaciągu dzieci,
co jednak nie do końca się udało. Po pierwsze dlatego iż szybko okazało się że to właśnie
najmłodsi najlepiej spełniali się w roli pomocników obsługi dział, po drugie zaś dlatego iż we
wszystkich marynarkach wojennych ówczesnego świata było zasadą ogólnie obowiązującą,
ze najlepszymi kandydatami na midshipmanów byli chłopcy, którzy lat 18 jeszcze
nie ukończyli.16
Nowi rekruci nim przystąpili do służby musieli złożyć przysięgę wierności wobec Stanów
Zjednoczonych i ich bandery, dopiero po spełnieniu tej formalności, mogli zaokrętować się
na pokładzie jednostki. Zgodnie z rozkazem kapitana Truxtona nowi rekruci byli zabierani
na pokład Constellation łodziami wiosłowymi, w grupkach 10 osobowych, nad którymi
czuwał Midshipman lub inny z niższych oficerów. Po dotarciu na okręt, otrzymywali zaliczkę
w wysokości 2 miesięcznej pensji oraz posiłek złożony z 1,5 funta ( ok. 0,68 kg) wołowiny,
1 funta ( 0,45 kg.) chleba oraz 0,5 pinty (0,4 l.) rumu.17
Tak zaopatrzeni marynarze i Marines mogli przystąpić do wykonywania swoich
obowiązków. Kapitan Truxton, jako jeden z niewielu dowódców, zdecydował się także
na dokładne przedstawienie swoich wymagań co do poszczególnych oficerów i podoficerów,
pisząc do każdego z nich list, w którym informował o ciążących na każdym z tych
gentelamnów obowiązkach. Tym sposobem pan James Yeomans, główny cieśla okrętowy,
dowiedział się iż do jego obowiązków należy; dbanie o ogólny stan okrętu, zwłaszcza
masztów i drzewców, wioseł itp., jak również uszczelnienie i przygotowanie okrętu do rejsu
w okresie zimowym i uszczelnianie beczek na wodę pitną. 18 Pan Bankson, pełniący funkcję
zbrojmistrza miał dbać o stan broni strzeleckiej i białej a także o to by w razie potrzeby była
ona gotowa do użycia i we właściwym czasie wydana marynarzom i piechocie morskiej. 19
James Morgan, główny kanonier, miał dbać o działa i amunicję do nich, chronić proch
przed zawilgoceniem, a także szkolić swoich podkomendnych w obsłudze dział
przez regularne ćwiczenia.20 Isaac Garretson, intendent, miał dbać o finanse okrętu,
regularnie wypłacać żołd marynarzom i piechocie morskiej, a także mieć pieczę nad zapasami

15
Ibidem.
Midshipmenami, byli zwykle chłopcy miedzy 12 a 18 rokiem życia. Na okrętach byli traktowani jak dorośli,
16

zwracano się do nich zgodnie z przyjętym ceremoniałem oficerskim. Okres bycia midshipmanem, był czasem
przygotowania do pełnienia wyższych funkcji oficerskich. Z tego najniższego stopnia oficerskiego można było
awansować na porucznika; zob. szerzej: C. F. W a l k e r , Young Gentlemen: The Story of Midshipmen from the XVIIth
Century to the Present Day, London 1938.
17
Orders to Lieutenant J. Rodgers from Captain Thomas Truxtun, [w:] Naval Documents Related to The Quasi –
War…, s. 50.
Orders to James Yeomans, from Captain Thomas Truxtun [w:] Naval Documents Related to The Quasi – War…,
18

61.
19
Orders to Mr. Bankson, from Captain Thomas Truxton, [w:] Ibidem, s. 71.
20
Orders to James Morgan, from Captain Thomas Truxtun [w:] Ibidem, s. 99.

68
żywności, wody i innych artykułów.21 Nie są to oczywiście wszyscy oficerowie
i podoficerowie, którzy otrzymali od kapitana pouczenie co do zakresu swoich obowiązków.
Przytaczam je jednak tytułem przykładu, wybierając te, które moim zdaniem, mogą być
najciekawsze dla czytelnika.
Przygotowania do wyjścia w morze fregaty Constellation, przerwano na przełomie listopada
i grudnia 1797 roku, ze względu na nadchodzącą zimę. Wiadomym było bowiem,
że wyruszenie okrętu w okresie silnych mrozów i szalejących sztormów, mogłoby się
zakończyć jego uszkodzeniem, a okoliczności choć naglące, nie wymuszały na amerykańskim
rządzie podejmowania takiego ryzyka.
Dnia 25 maja 1798 roku, kapitan Truxton, otrzymał od Sekretarza Wojny, list opatrzony
klauzulą poufności. James McHenry pisał w nim o konieczności zintensyfikowania prac
związanych z przygotowaniem fregaty do wyjścia w morze, ze względu na wzmożoną
działalność francuskich kaprów w pobliżu południowych wybrzeży Stanów Zjednoczonych. 22
W kolejnej depeszy, wysłanej 5 dni później, Sekretarz Wojny, precyzował swoje rozkazy,
kapitan Truxton miał się udać na południowe wody, z zadaniem patrolowania odcinka
rozciągającego się od Cape Henry, aż do południowych granic 23 Stanów Zjednoczonych. 24
W tym samym dniu dowódca Constellation, otrzymał list, którego oczekiwał od dłuższego
czasu. Donoszono mu w nim iż wszelkie artykuły, na które poczynił zamówienia w okresie
od kwietnia 1798 do maja tego samego roku, zostały mu wysłane częściowo drogą morską,
częściowo lądową i wkrótce powinny do niego dotrzeć.
Jakie zapasy powinny być zgromadzone przed rozpoczęciem kilkumiesięcznego rejsu?
Przede wszystkim załoga okrętu potrzebowała wody pitnej, która zwykle ładowano na pokład
dopiero tuż przed wyjściem w morze. Było to podyktowane troską o świeżość płynu i jego
jak najdłuższą zdatność do picia. Poza wodą, jak wynika z inwentarza, na Constellation,
załadowano między innymi: 56 galonów melasy, niemal 5 galonów soku z cytryny, białe
i czerwone wino, głównie do użytku kapitana i starszych oficerów, rum, jęczmień, siemię
lniane, ocet winny (wykorzystywany zarówno w celach spożywczych jak i do czyszczenia
pokładu), olejek świerkowy, wołowinę, wieprzowinę, owsiankę, jajka i wiele innych
produktów spożywczych, w tym oczywiście podobnie jak sok z cytryny chroniącą
przesz szkorbutem, kiszoną kapustę. Poza tym w inwentarzu wymieniono artykuły,
których co prawda nie dało się zjeść, jednak były niezbędne do przygotowania posiłku, takie
jak kubki, miski, sztućce, rondle, patelnie itp. Ponadto zabierano również przybory do pisania
i oczywiście przyrządy nawigacyjne, a także przedmioty wyłącznie do użytku kapitana i jego
gości, które możnaby określić mianem luksusowych, jak srebrna zastawa, opiekacz do sera,
porcelanowy zestaw do kawy czy też złocone świeczniki.
Wszystkie wymienione wyżej przedmioty i artykuły stanowiły wyposażenie zarówno
okrętów wojennych, jak i handlowych, były jednak i takie które były przynależne wyłącznie
tym pierwszym. I tu wymienić można przede wszystkim broń i amunicję. W związku z tym
iż na Constellation były działa różnego kalibru, odpowiednio dostosowana do nich musiała być

Orders to Isaac Garetson, from Captain Thomas Truxtu, [w:] Naval Documents Related to The Quasi – War…,
21

s. 102.
22
Letter to Captain Thomas Truxtun from Secretary of War (25 V 1798), [w:] Ibidem, s. 82
23
Południowa granica Stanów Zjednoczonych, zgodnie z porozumieniem zawartym w traktacie Jay’a miała
przebiegać przez środek rzeki St Mary, za: L. Pastusiak, Dyplomacja Stanów Zjednoczonych, Warszawa 1978, s. 45 – 48.
24
Letter to Captain Thomas Truxtun from Secretary of War (30 V 1798), [w:] Naval Documents Related to The
Quasi – War…, s. 93.

69
też amunicja. Poza tym oprócz zwykłych okrągłych pocisków armatnich, zabierano również
kule łańcuchowe, wspaniale nadające się do niszczenia takielunku wrogiego okrętu,
czy kartacze, w wyniku, których użycia wroga załoga ponosiła ogromne straty. Poza działami
i amunicją do nich, zabierano także to co w inwentarzu figurowało jako small arms, po którą to
nazwą kryły się muszkiety wraz z zestawami do odlewania kul i ładunkami prochu, pistolety,
broń biała (kordelasy dla marynarzy i szable dla oficerów) oraz bagnety i noże.25
Nie sposób byłoby wymienić wszystkiego co zabierano na pokład fregaty,
przed wyruszeniem w długi rejs, byłby to bowiem temat na osobny referat, nadmienię jedynie,
że wymienione przeze mnie przedmioty nie stanowią nawet 1/3 tego co można było znaleźć
w inwentarzu. Dodam tylko, że kapitan Truxton, aktywnie uczestniczył w gromadzeniu
wyposażenia dla swojej fregaty, spędzając długie godziny wraz z Intendentem, na tworzeniu
i rozsyłaniu odpowiednich zamówień.
Na początku czerwca 1798 roku, wszystko wskazywało na to iż Constellation niebawem
wyjdzie w rejs na pełne morze. W dniu 7 czerwca kapitan Truxton, znajdował się wraz
ze swoją fregatą na rzece Patuxent. Zgodnie z otrzymanymi od Sekretarza Wojny rozkazami,
przed wejściem na swój obszar patrolowy, fregata kapitana Truxtona miała odkonwojować
na pełne morze tuż za granicę wód terytorialnych Stanów Zjednoczonych flotyllę
amerykańskich statków handlowych. Oczekując więc na sformowanie się konwoju, kapitan
Truxton, zajął się wypełnianiem bieżących obowiązków na okręcie. Jedną z tych powinności
było przygotowanie listy wacht, której kopia musiała zostać przesłana do Departamentu
Wojny (od VII 1798 r. – do Departamentu Marynarki Wojennej26).
Zgodnie z listą każda wachta miała się składać z dwóch niższych oficerów – w tym
przypadku midshipmanów, 3 podoficerów oraz 30 marynarzy. Wacht na Constellation miało
być 4, zmieniające się rotacyjnie. Dowódca każdej wachty miał obowiązek, w razie
zaobserwowania czegokolwiek, co mogłoby w jego ocenie stanowić potencjalne
niebezpieczeństwo zgłaszać takie zdarzenie do kapitana bez względu na porę dnia lub nocy. 27
W 10 dni, po wydaniu powyższego rozkazu, USS Constellation osiągnęła Hampton Roads.
Jak donosił kapitan Truxton, byliby w tym miejscu znacznie wcześniej, gdyby nie zatrzymały
ich niesprzyjające wiatry. W swoim liście dowódca informował Sekretarza Wojny iż jeśli
statki, które ma konwojować już się zebrały to może wyruszyć w drogę, musi jednak zaczekać
na przybycie ostatniego ładunku amunicji z Filadelfii, którego spodziewał się lada dzień 28.
W dniu 23 czerwca, kapitan Truxton wraz z konwojem był już na pełnym morzu, jak pisał
do Jamesa McHenry’ego: Sir, dokonałem wszelkich możliwych poprawek, których mogłem i wreszcie
przybyliśmy do drzwi oceanu (…)29.
Wspomniany konwój, zorganizowany dla ochrony przed atakami francuskich kaprów
amerykańskich jednostek handlowych, składał się z 8 statków o różnej wielkości
i zmierzających do różnych portów przeznaczenia. Początkowo rozkazy dla kapitana
Thomasa Truxtona nie zakładały konieczności organizowania konwoju, jednak decyzja o jego
powstaniu została wymuszona przez amerykańskich kupców, którzy w zamian zobowiązali się

25
List of stores and others for United States Frigate Constellation, [w:] Ibidem, s. 93 – 96.
26
Patrz przypis 5.
27
Orders from Capatain Thomas Truxton to Crew of USS Constellation (7 VI 1798), [w:] Naval Documents
Related to The Quasi – War…, s. 109.
28
Letter to Secretary of War from Captain Thomas Truxton (17 VI 1798), [w:] Ibidem, s. 122.
29
Letter to Secretary James McHenry from Captain Thomas Truxton (23 VI 1798), [w:] Ibidem, s. 132.

70
do ponoszenia części ciężarów finansowych związanych z powstawaniem floty. 30
By poszczególne jednostki wchodzące w skład konwoju, mogły się ze sobą komunikować,
Truxton opracował listę kodów sygnałowych31. Kapitan był chyba najwłaściwszą osobą
do tego zadania, gdyż to właśnie jemu amerykańska marynarka zawdzięczała ujednolicenie
kodów sygnałowych w czasie wojny o niepodległość. Opracowany na potrzeby konwoju
system był bardzo prosty i opierał się głównie na znakach świetlnych. 8 świateł oznaczało
ustawić się w linii, 7 - stawiać żagle, 6 – pozostać pod „krótkimi” żaglami, 5 – żagiel
na nawietrznej, 4 – żagiel na zawietrznej, 3 – halsować, tak jak okręt flagowy, jeden wystrzał
z działa i 2 światła – szukać najlepszej drogi ucieczki32. Jak już wspomniałam system ten był
bardzo prosty, ale na potrzeby konwoju wystarczający. W odróżnieniu od kilku okrętów
operujących w ramach szwadronu czy flotylli, konwojowane statki nie musiały wykonywać
skomplikowanych zwrotów czy akcji zaczepno – obronnych, sygnały więc były potrzebne
jedynie w celu uniknięcia niebezpieczeństwa i pozostawania na właściwym kursie.
Ranek 25 czerwca zastał USS Constellation w okolicy Lynn Haven. Okręt musiał stanąć
na kotwicy, gdyż po wyjściu w morze okazało się iż część zabranej wody nie nadawała się
do spożycia. Dwa szkunery zostały wysłane do portu po świeże zapasy, tego, jak go określił
kapitan „cennego artykułu”, które od kilku dni nie wracały. Kapitan Truxton, nie mogąc
pozwolić sobie na dalsze oczekiwanie wydał rozkaz podniesienia kotwicy i kontynuowania
rejsu33. Następnego dnia cały konwój ponownie musiał się zatrzymać ze względu na sztorm,
przybierający z każdą minutą na sile. Okazało się jednak, że ów przymusowy postój miał też
swoje pozytywne skutki, gdyż wysłane kilka dni wcześniej po wodę szkunery powróciły i gdy
tylko wiatr się nieco uspokoił, przystąpiono do przeładowywania wody. 34
Jak wynika z powyższego opisu słodka woda, była niezwykle ważna podczas rejsu,
kapitanowi, zmuszeni przez okoliczności do jej ścisłego racjonowania, nierzadko musieli się
zmagać z niezadowoleniem załogi, graniczącym z buntem. Drugim równie ważnym
wskaźnikiem poziomu morale były zapasy żywności. Zgodnie z zaleceniami zawartymi
w akcie Kongresu, dieta marynarzy powinna być zróżnicowana i złożona z takich składników,
by zapobiegać szkorbutowi. Pozwolę sobie w tym miejscu zacytować odpowiedni fragment
wspomnianej ustawy:
I jest niniejszym uchwalone, że racje żywnościowe, będą się składać z tego co następuje:
W niedzielę – 1 funt chleba, 1,5 funta wołowiny, 0,5 pinty ryżu, w poniedziałek – 1 funt chleba, 1 funt
wieprzowiny, pół kwarty grochu lub fasoli, 4 uncje sera, wtorek – 1 funt chleba, 1,5 funta wołowiny, 1 funt
ziemniaków lub rzepy i pudding. W środę – 1 funt chleba, 2 uncje masła lub w miejsce tego 6 uncji melasy,
4 uncje sera i pół kwarty ryżu. W czwartek – 1 funt chleba, 1 funt wieprzowiny, pół kwarty grochu i fasoli.
W piątek – 1 funt chleba, 1 funt solonych ryb, 2 uncje masła lub oleju, 1 funt ziemniaków. W sobotę –
1 funt chleba, 1 funt wieprzowiny, pół kwarty grochu lub fasoli i 4 uncje sera. Zezwala się także na pół
kwarty rumu dziennie lub kwartę piwa po każdej porcji”35 Jak wynika z zacytowanych wytycznych,
przynajmniej w teorii dieta amerykańskiego marynarza była względnie zróżnicowana,
na pewno zaś zaspokajała podstawowe potrzeby energetyczne organizmu, dorosłego, ciężko

30
O wkładzie amerykańskich kupców w budowę floty, zob. szerzej: R. W. L o v e , History of the U.S. Navy 1775
– 1941, Harrisburg 1992, s. 52-63.
32
List of convoy’s Signals of USS Constellation, [w:] Naval Documents Related to The Quasi – War…, s. 134.
Captain Thomas Truxtun’s Journal, USS Constellation ( 25 VI 1798) [w:] Ibidem, s. 139.
33

Captain Thomas Truxtun’s Journal, USS Constellation ( 26 VI 1798) [w:] Ibidem, s. 123.
34
35
Act Providing of Naval Armament , [w:] Naval Documents Related to The Quasi – War…,s. 8.

71
pracującego mężczyzny. Zwykli marynarze, otrzymywali dziennie 2 lub 3 takie racje,
podoficerowie 3 lub 4, oficerowie – 4 (z wyjątkiem midshipmenów), a kapitan 5. Dodatkowo
dowódca okrętu posiadał tez własne zapasy, z których mógł np. gościć zapraszanych
na obiady czy kolacje innych oficerów, lub zaproszonych na pokład statku wizytatorów
czy przedstawicieli zaprzyjaźnionych mocarstw.
Wracając jednak do opisu pierwszego rejsu fregaty Constellation. Codzienność na fregacie
odbiegała w sposób znaczący od znanych z żeglarskich przyśpiewek opisów. Rytm dnia
wskazywały kolejne wachty i pory posiłków. Wyznaczeni marynarze i oficerowie, dokonywali
systematycznych sondowań dna morskiego36, a kapitan skrupulatnie zapisywał ich wyniki
w dzienniku pokładowym jednostki. Regularne dokonywania pomiarów było ważne z wielu
względów. Po pierwsze miało zapobiec dostaniu się okrętu na mieliznę, po drugie zaś
dostarczało informacji o strukturze dna morskiego, które jeśli okazałoby się skaliste mogłoby
zniszczyć zewnętrzne poszycie okrętu. Równie regularnie, co wyniki sondowania w dzienniku
pokładowym zapisywane były dane nawigacyjne oraz informacje dotyczące pogody. Kapitan
Truxton, miał w zwyczaju kończyć każdy wpis w dzienniku zapisem określającym aktualne
położenie okrętu, z uwzględnieniem długości i szerokości geograficznej. Dane pogodowe,
były odnotowywane z taką dokładnością, ze mógłby posłużyć za materiał do badań
dla klimatologów. Codziennie zapisywano siłę i kierunek wiatru, stan zamglenia, temperaturę
powietrza, z tym ze posługiwano się nieprecyzyjnymi określeniami typu gorąco, zimno,
umiarkowanie, za gorąco czy za zimno na daną porę roku. 37
W związku z częstymi sztormami w okresie od 25 do 30 czerwca, marynarze byli
wycieńczeni. Każda chwila gdy słońce przebijało się przez chmury, a wiatr nieco ustawał, była
wykorzystywana do wysuszenia żagli i dokonywania napraw takielunku, uszkodzonego
za sprawą działania wichury. W związku z powyższym 30 czerwca, kapitan zdecydował się
na wydanie rozkazu, tymczasowo zwiększającego przydział wody na osobę o 4,5 pinty
oraz wprowadzającego, również jedynie na pewien czas przydział dodatkowej ½ kwarty
grogu38. W dniu 1 lipca, gdy może się uspokoiło, kapitan by mieć lepsze rozeznanie w sytuacji
na pokładzie wprowadził „grafik” spożywania obiadów w jego towarzystwie. Codziennie inny
oficer, bądź oficerowie, miał spożywać posiłek w towarzystwie kapitana i informować go
o swoich spostrzeżeniach, a także odbywać z nim dyskusję na tematy związane z jego
obowiązkami. Zaszczytu tego dostąpili: porucznicy: John Rogers (I oficer), William Cowper
(II oficer) i Andrew Sterett (III oficer), doktor George Balfour (chirurg okrętowy), Ambrose
Shirley (sternik), Isaac Garettson (intendent) oraz porucznik Triplett, dowódca oddziału
Marines.39
Miła atmosfera jaką wytworzyły kapitańskie zaproszenia nie trwała jednak długo.
Już następnego dnia, 2 lipca, tuż po rozstaniu się z konwojem, na okręcie zaczęły krążyć
pogłoski o buncie. Dotarły one do uszu kapitana, który zdecydował się na podjęcie
stanowczych kroków. Został wybity sygnał wszyscy na pokład, a gdy marynarze pojawili się
stłoczeni między burtami przemówił do nich kapitan. Truxton przypomniał swoim
marynarzom, że w związku z tym iż zaciągnęli się na okręt wojenny a nie handlowy,

36
O sondowaniu dna morskiego zob. szerzej: http://www.navipedia.pl/navi23.html (14.11.2013).
Captain Thomas Truxtun’s Journal, USS Constellation ,[w:] Naval Documents Related to The Quasi – War…,
37

s. 144, 148, 151, 152, 163.


Captain Thomas Truxtun’s Journal, USS Constellation (30 VI 1798) [w:] Naval Documents Related to The Quasi
38

– War…, s. 154.
39
Invitation for the Officers from Captain Thomas Tructun, [w:] Ibidem, s. 155.

72
zastosowanie w stosunku do nich mają tzw. Artykuły Wojenne40, w których zostało jasno
określone iż karą za bunt, lub podżeganie do niego jest śmierć przez powieszenie. Wyrok
powinien wydać sąd wojenny, jednak w sytuacji gdy kapitan uzna, że zagrożone jest
bezpieczeństwo okrętu może wydać wyrok w porozumieniu z oficerami wyższymi
stopniem.41 Winnym okazał się żołnierz piechoty morskiej John Dianen, któremu postawiono
zarzuty namawiania współtowarzyszy do nieposłuszeństwa rozkazom i znieważenia sierżanta
piechoty morskiej. Kapitan nie zdecydował się na zastosowanie najwyższego wymiaru kary
i nie skazał Dianena na śmierć. Zamiast tego, wymierzono mu karę z użyciem „kota
o 9 ogonkach”42. Choć nazwa tego urządzenia brzmi wręcz słodko, to trudno to samo
powiedzieć o jego wyglądzie czy działaniu. Był to bowiem bat o 9 odnogach, każdej
zakończonej mocnym rzemiennym węzłem, w który czasami wplatano kawałki żelaza.
Skazany musiał rozebrać się do pasa i zgodnie z wyrokiem kapitana, otrzymał tuzin uderzeń
batem na gołe plecy. Po wybatożeniu Johna Dianena zakuto w kajdany i umieszczono
pod pokładem.43 Wymierzona Dianenowi kara, podziałała odstraszająco na pozostałych
członków załogi. Kapitan potwierdził swój autorytet, ale jednocześnie nie okazał się tyranem.
Śmierć przez powieszenie na jednej z rej, bądź przeciągnięcie pod kilem, mogłaby negatywnie
wpłynąć na morale załogi, natomiast wymierzając karę chłosty Truxton udowodnił iż jest
kapitanem surowo każącym każdy przejaw nieposłuszeństwa, ale jednocześnie nie okrutnym.
Z drugiej jednak strony, w sytuacji gdyby Dianen znieważył oficera, a nie sierżanta,
a nawoływanie do nieposłuszeństwa weszłoby z fazy planowania w fazę realizacji, kapitan nie
miałby innego wyjścia niż skazanie Johna Dianena na śmierć.
Przez kolejne dni lipca 1798 roku, nie wydarzyło się nic co możnaby uznać za niezwykłe.
Z głównego masztu USS Constellation obserwowano morze, a gdy zauważano jakiś żagiel
na horyzoncie, podejmowano za nim pogoń. Najczęściej jednak okazywało się iż zatrzymana
jednostka była okrętem handlowym amerykańskim, lub brytyjskim, niemieckim czy duńskim,
a nawet szwedzkim. Po sprawdzeniu dokumentów takim jednostkom umożliwiano dalszy
rejs, wypytując tylko ich załogi czy nie zauważyli aktywności francuskich kaprów na trasie
swojego rejsu. Większość uzyskanych od załóg napotkanych statków odpowiedzi, które były
skrupulatnie notowane przez Truxtona brzmiała, nie tylko nie widzieliśmy, ale nawet nie słyszeliśmy
o żadnych działaniach francuskich kaprów w okolicy 44. Okres od 3 do 10 lipca, upłynął załodze USS
Constellation na zmaganiach ze sztormową pogodą. Jak odnotowywał kapitan, przez ten czas
praktycznie nie widzieli słońca, a rzadkie chwile bez deszczu i przelewających się
przez pokład fal były wykorzystywane by wysuszyć żagle, uszczelnić czopowanie dział
i poprawić nadszarpnięte przez wichurę olinowanie. Te fragmenty z dziennika kapitana

Artykuły Wojenne (Articles of War) – dokumenty wydawane w celu regulacji kwestii związanych
40

z prowadzeniem wojny przez dany kraj, określające zasady funkcjonowania i podział oddziałów na mniejsze
jednostki, sprawy związane z dyscypliną i karami wymierzanymi za jej naruszenie. Pierwsze w historii USA
Artykuły Wojenne zostały wydane już w 1775 roku. Po zakończeniu wojny o niepodległość stało się jasne
iż powinny one zostać uściślone i dostosowane do nowych warunków. Stąd też w 1789 r. wydano nową ich wersję:
zob. szerzej: L. S. Tillotson, The Articles of War, Okland 1942.
Speach of Captain Thomas Truxtun to the Crew (2 VII 1798), Naval Documents Related to The Quasi – War…,
41

s. 156.
W orginale “a cat of nine tails”
42
43
Captain Thomas Truxtun’s Journal, USS Constellation (2 VII 1798) [w:] Naval Documents Related to The Quasi
– War…, s. 159.
Captain Thomas Truxtun’s Journal, USS Constellation ( 3 VII 1798) [w:] Naval Documents Related to The Quasi
44

– War…, s. 163.

73
Truxtona, wskazują jednoznacznie na to, co moim zdaniem było i w zasadzie jest nadal
największym zagrożeniem podczas podróży morskich – czyli zmienne kaprysy pogody.
Można było w trakcie kilku miesięcznego rejsu nie spotkać żadnej wrogiej jednostki, a nawet
jeśli do spotkania doszło załoga okrętu mogła się bronić i walczyć. Zupełnie inaczej było
w przypadku spotkania ze sztormem czy huraganem. Jeśli wiatr był naprawdę silny, na nic
zdawało się zwinięcie żagli i rzucenie kotwicy. Potężne sztormy łamały maszty niczym
zapałki, a łańcuch kotwicy czy kotwic nie stanowił dla nich poważnej przeszkody. Wobec sił
natury marynarz bez względu na jego rangę czy doświadczenie był tak samo bezsilny. Duże
znaczenie miało szczęście, umiejętności i wiedza również nie były bez znaczenia, choć
w zderzeniu z naprawdę pożętym sztormem na nic się nie zdawały.
W dniu 14 lipca 1798 roku, załoga USS Constellation utraciła cześć swoich zapasów.
Składowane na międzypokładziu ziemniaki, z powodu dużej wilgotności uległy zepsuciu.
Po oględzinach, kapitan wraz z oficerami uznał, że nie nadają się one do spożycia i należy je
wyrzucić za burtę, miejsce zaś ich przechowywania wyszorować z użyciem wody z octem. 45
Wspomniane przeze mnie oględziny, mogą budzić uśmiech na twarzach czytelników, trzeba
jednak pamiętać, że przed wyruszeniem w rejs na okręt można było zabrać ograniczoną liczbę
zapasów jedzenia. Każdy wiec produkt żywnościowy był na wagę złota. Wyrzucenie czegoś
za burtę było więc możliwe tylko w takiej sytuacji gdy zjedzenie tego mogłoby się wiązać
z wybuchem epidemii czy innymi poważnymi konsekwencjami dla zdrowia załogi. Dnia
19 lipca 1798 roku, z głównego masztu dojrzano dwa żagle, należące prawdopodobnie
do szkunerów „pod niezidentyfikowaną banderą”. Kapitan rozkazał postawić wszystkie żagle
i ruszyć w pogoń. Pod pełnymi żaglami, idąc z wiatrem USS Constellation stawał się niezwykle
szybki, tak że niewiele okrętów, zwłaszcza korsarskich mogło się nim równać. To jak
przebiegała pogoń pozwolę sobie zacytować: Okręty były na kursie, ruszyliśmy prawym halsem.
Odległość szybko się zmniejszała. Podeszliśmy z wystrzałem. Złapali dobry wiatr. Zrobiliśmy zwrot
przez sztag46, tak jak ścigani. Znów wystrzeliliśmy. Niestety, ku rozczarowaniu załogi,
spodziewającej się walki i obfitych łupów 47, ścigane statki okazały się brygiem Eliza, będącym
w rejsie z Bostonu do Savannah i szkunerem z Charlestonu w rejsie do Kadyksu. Mimo
iż załodze Constellation nie udało się uzyskać łupów, to jej kapitan zyskał cenną informację.
Dowiedział się, że w okolicy operuje brytyjski 74-działowy okręt liniowy Resolution.48 Mimo iż
Wielka Brytania i Stany Zjednoczone nie pozostawały formalnie w sojuszu przeciw Francji,
z którą USA nadal nie było przecież w stanie wojny, to oba kraje chętnie ze sobą
współpracowały w tym względzie. Oficjalnym powodem współpracy była „ochrona handlu
neutralnego”, jednak dla obu państw było to korzystne rozwiązanie. Brytyjczycy
poinformowani o planach karaibskich wypraw Amerykanów, zyskiwali więcej swobody
operacyjnej. Ze swojej strony w dużej liczbie przypadków49, Anglicy zapewniali ochronę
i zdarzało się, że organizowali wspólne z Amerykanami konwoje transatlantyckie.

45
Order to Isaac Garettson from Captain Thomas Truxton (14 VII 1798) [w:] Ibidem, s. 209.
Zwrot przez sztag – przejście okrętu dziobem do wiatru w celu zmiany halsu,
46

za: http://www.pg.gda.pl/~akm/stara_strona/sekcja/Porady/zwrot.htm (14.11.2013)


47
Zgodnie z prawem morskim Stanów Zjednoczonych połowa pryzowego uzyskanego ze sprzedaży
pojmanego okrętu przypadała załodze okrętu - zdobywcy.
48
Captain Thomas Truxtun’s Journal, USS Constellation (19 VII 1798) [w:] Naval Documents Related to The Quasi
– War…, s. 222.
Przypadki przejmowania przez Brytyjczyków, amerykańskich statków zajętych przez Francuzów,
49

jako jednostek francuskich, zob. szerzej: J. F. Z i m m e r m a n , Impressement of American Seamen, University


of Virginia Press 1925.

74
Około 22 lipca, USS Constellation zbliżyła się do południowych granic Stanów
Zjednoczonych, wyznaczanych przez rzekę Saint Mary, czy raczej jej środek. W związku
z tym zyskiwali dostęp do świeżej słodkiej wody. Po uzupełnieniu zapasów tego cennego
płynu, kapitan zdecydował się na zwiększenie racji z 4,5 do 5 pint na osobę. 50 Następnego
dnia doszło do przykrego zdarzenia. Po kilkudniowej agonii zmarł Patrick Leonard, jeden
z bardziej doświadczonych marynarzy. Jak podawał kapitan w swoim dzienniku, przyczyną
śmierci było otwarcie się rany na nodze, w którą mimo interwencji chirurga wdała się
gangrena. Kapitan zlecił pochowanie Leonarda zgodnie z marynarskim zwyczajem. Ciało
zaszyto w worku z żaglowego płótna, w taki sposób, że jedne z ostatnich ściegów przebiegały
przez usta zmarłego. W razie gdyby rzekoma śmierć miała okazać się jedynie letargiem,
przebicie igłą jednej z najbardziej unerwionych okolic ciała ludzkiego miało doprowadzić
do przebudzenia rzekomego nieboszczyka. Jednak w przypadku pana Leonarda, okazało się
iż zasnął on snem wiecznym. Ciało ułożono następnie na pochylni zbitej z desek, nakryto
amerykańską flagą i po zmówieniu krótkiej modlitwy wyrzucono za burtę. 51 Prosty pogrzeb,
prostego człowieka, możnaby powiedzieć. Po ceremonii wszyscy wrócili do swoich zajęć.
Rankiem 27 lipca, na okręt przybył pan Delany – pilot, który przywiózł rozkazy
dla kapitana Truxtona, zabrał też pocztę z okrętu. Wspomniana łódź pilotowa powróciła
około południa tego samego dnia, na jej pokładzie było kilku szacownych obywateli, niestety
nie wymienianych z imienia i nazwiska, z Charlestonu. Kapitan, jak sam twierdził,
z przyjemnością pokazał im swój okręt. Kiedy odpływali pożegnał ich przepisowym salutem
z 3 dział.52 Wieczorem odpisał na otrzymane rankiem listy od Sekretarza Marynarki Wojennej
– pana Benjamina Stodderta53, które jeszcze tego samego dnia przekazał na łódź pilotową
pana Barnesa z Norfolk.54
Dwa dni później doszło do kolejnego incydentu z udziałem Marines, za co kapitan
pisemnie upomniał ich dowódcę. Na początku rejsu ustalono iż piechota morska wspólnie
z marynarzami będzie trzymała nocne warty na okręcie. Przydzieleniem poszczególnych
żołnierzy do wart miał zająć się porucznik Triplett, co jak zapewniał kapitana, uczynił.
Niestety pech chciał, ze Truxton wyszedł na pokład akurat w momencie gdy kilku Marines
kłóciło się o to, który z nich powinien objąć wartę, w końcu zdecydowali się rozstrzygnąć
sprawę grą w kości, ostatecznie zaś bójką. W tym samym czasie na horyzoncie spostrzeżono
kilka żagli, które mogły stanowić poważne zagrożenie, jeśli okazałby się wrogimi jednostkami
i gdyby zastały Constellation niegotowy do obrony. Naganę skierowaną do por. Tripletta
kapitan kończył słowami: Dwa okręty zostały zauważone ostatniej nocy, gdy nie było Pana
na pokładzie. – Zgodnie z rozkazami, które wydałem miał być Pan oficerem wachtowym i był to Twój

Order – Water Rations, USS Constellation (22 VII 1798) [w:] Naval Documents Related to The Quasi – War…,
50

s. 232.
Captain Thomas Truxtun’s Journal, USS Constellation (23 VII 1798), Naval Documents Related to The Quasi –
51

War…,s. 235.
Liczba salw armatnich wystrzeliwywanych na powitanie wchodzących na okręt osobistości zależała od rangi
52

gościa. Największa ilość wystrzałów przysługiwała admirałom oraz w przypadku USA Sekretarzowi Marynarki
Wojennej.
53
Benjamin Stoddert (1751 – 1813) – pierwszy Sekretarz Marynarki Wojennej w dziejach Stanów
Zjednoczonych. Pełnił swoją funkcję od 1797 do 1801 roku, zarówno za prezydentury Johna Adamsa jak
i Thomasa Jeffersona, zob. szerzej: W. H. S m i t h , History of the Cabinet of the United States of America, Baltimore
1925, s. 409-412.
Captain Thomas Truxtun’s Journal, USS Constellation (27 VII 1798) [w:] Naval Documents Related to The Quasi
54

– War…, s. 245.

75
obowiązek, a nie sierżanta, którego zostawiłeś na pokładzie, by wezwał Cię jeśli pojawi się jakieś
niebezpieczeństwo. Jeśli pozwoli Pan to ja jestem tu kapitanem i ja będę decydował, które jednostki są
potencjalnie niebezpieczne, a które to statki handlowe. Wybaczy Pan ale będę zmuszony wyciągnąć
konsekwencje wobec Pana Poruczniku i Pańskich ludzi.55
Niestety pouczenie nie wywarło chyba żadnego wrażenia na Marines, gdyż 10 sierpnia
doszło do sytuacji będącej niemal kopią tej z 30 lipca. W dodatku zastani na pokładzie na grze
w kości o to kto ma stanąć na warcie Marines, zlekceważyli pojawienie się kapitana
i nieokazali mu należytego szacunku. Jak sam Truxton napisał do Tripletta: Znałem wielu
kaprów, którzy potrafili się zachować lepiej niż Pańscy ludzie, a ich zachowanie ma być ukarane z całą
stanowczością.56 Dwaj winni tej sytuacji Marines trafili pod pokład w kajdanach, gdzie wraz
z wcześniej ukaranym kolegom oczekiwali na przewiezienie do więzienia na ląd.
W połowie sierpnia kapitan Truxton otrzymał nowe rozkazy, by udać się na Hampton
Roads i tam oczekiwać na przybycie szkunera Baltimore pod dowództwem kapitana Philipsa57.
Oba okręty miały następnie udać się wspólnie do Hawany, by stamtąd konwojować
około 100 amerykańskich jednostek, które z obawy przed operującymi w tym rejonie
francuskimi kaprami nie opuszczały hiszpańskiego portu. Argumentem, który rozstrzygnął
o tym, że rząd amerykański zdecydował się na zorganizowanie konwoju, była wartość
przewożonego przez okręty ładunku, szacowana na 2 miliony dolarów, chociaż w oficjalnych
dokumentach Sekretarz Marynarki pisał iż chodziło przede wszystkim o ochronę
amerykańskich obywateli przed francuskim bezprawiem.58
W dniu 15 sierpnia 1798 roku, doszło do kolejnego naruszenia dyscypliny na USS
Constellation. Tym razem zawinili Hence Anderson i Thomas Gummerson, pomocnicy
kanoniera, którzy dopuścili się znieważenia bosmana i niewykonania rozkazu. Świadkiem całej
sytuacji był William Cowper, drugi oficer, który zdaniem kapitana Truxtona, nie zagregował
odpowiednio. W pisemnej naganie udzielonej Cowperowi, Truxton pisał Czyżby ogłosił Pan
niepodległość pokładu działowego i nie obowiązują tam prawa wynikające z Atricles of War? Jak mógł Pan
dopuścić do takiego zachowania i nie zagregować? Powinien Pan zostać zdegradowany! Pan i Pańscy ludzie
zachowujecie się jak chłopcy na wakacjach, a nie marynarze. Gdzież jest Pański honor oficera? 59
Po otrzymaniu nagany porucznik Cowper, zrozumiał swój błąd i rozkazał zakuć obu
winowajców w kajdany i przenieść do ładowni. Już następnego dnia, w związku z przybyciem
łodzi pilotowej, wszyscy więźniowie zostali zabrani na ląd, a kapitan dołączył do pokaźnego
pliku dokumentów wysyłanych do Departamentu Marynarki Wojennej akty oskarżenia
przeciwko nim.60
W dniu 23 sierpnia 1798 roku USS Constellation dotarł na Hampton Roads. Następnego
dnia dołączył do niego okręt Baltimore, kapitana Philipsa. Obie jednostki nie mogły jednak
ruszyć w dalszy rejs, gdyż załoga USS Baltimore nie była kompletna. Zgodnie z listem kapitana
Truxtona do Sekretarza Marynarki Wojennej, przymusowy postój miał potrwać maksymalnie

55
To lieutenant Triplett of Marines from Captain Thomas Tructun ( 30 VII 1798) [w:] Naval Documents Related
to The Quasi – War…, s. 253.
56
To lieutenant Triplett of Marines from Captain Thomas Tructun ( 10 VIII 1798) [w:] Ibidem, s. 290.
57
kapitan Philips -
58
Letter to Captain Thomas Truxtun from Secretary of Navy ( 10 VIII 1798) [w:] Naval Documents Related
to The Quasi – War…, s. 288.
59
To lieutenant Cowper of Marines from Captain Thomas Tructun ( 15 VIII 1798) [w:] Ibidem, s. 298.
60
Letter to Secretary of Navy from Captain Thomas Truxtun (16 VIII 1798) [w:] Naval Documents Related
to The Quasi – War…, s. 337.

76
tydzień. Gdyż zdaniem dowódcy USS Constellation, jest to czas wystarczający by on sam zdołał
uzupełnić zapasy, a kapitan Phillips zgromadził brakujących członków załogi.
Tak zakończył się pierwszy etap dziewiczego rejsu USS Constellation. Po 3 miesiącach
na morzu ponownie zawinęli do portu, by w tydzień później ruszyć do Hawany.
W temacie zasygnalizowane było poruszenie problemu blasków i cieni podroży morskich.
Podróż morska od zawsze wiązała się z ryzykiem, zwłaszcza jeśli była to wyprawa wojenna.
Kapryśna pogodna czy wrogie kule mogły z łatwością zakończyć życie marynarza.
Amerykańska marynarka wojenna wyróżniała się jednak tym, że marynarze otrzymywali
względnie dobre płace (najniższa wynosiła około 7 dolarów), jedzenie na okrętach
zapewniało odpowiedni do wysiłku fizycznego ładunek energii a grog i woda były
racjonowane jedynie w razie potrzeby. Ocena więc czy przeważą plusy czy minusy podróży
morskich, zleżała w dużym stopniu od tego kto na taką podróż się decydował. Wielu ludzi
ruszało w morze, szukając tam godziwych warunków pracy i płacy. Wielu pociągały snute
przez marynarzy w nadbrzeżnych tawernach opowieści. Jeszcze inni nie wyobrażali sobie
innej kariery niż dziedziczony z pokolenia na pokolenie zawód marynarza. Czy jednak
globalnie rzecz ujmując przeważały blaski czy cienie – moim zdaniem te pierwsze, jednak
to jedynie moja prywatna opinia.

77
Kamila Lutek
Uniwersytet Łódzki

PROBLEM EMIGRACJI LUDNOŚCI ŻYDOWSKIEJ W POLSCE W LATACH


30. XX WIEKU I WYBRANE PRZYKŁADY NIELEGALNYCH PODRÓŻY
DO PALESTYNY W ŚWIETLE ŁÓDZKIEJ PRASY

W latach 30. XX w. w Polsce wielkie zainteresowanie i kontrowersje wzbudziła kwestia


emigracji żydowskiej, która była ważna nie tylko dla społeczności żydowskiej zamieszkującej
państwo polskie, ale i dla innych narodowości, a także dla samego rządu. W kraju
podejmowano wiele inicjatyw w sprawie zwiększenia emigracji Żydów i istniało dużo
pomysłów, jak to rozwiązać, niestety większa część z nich nie sprawdziła się. Nawet
powierzenie w 1935 r. przez rząd kompetencji sprawy żydowskiej Departamentowi
Konsularnemu, który miał się zająć również zagadnieniami emigracyjnymi, nie przyniosło
oczekiwanych rezultatów i brakowało jednego konkretnego programu, który by tę kwestię
rozwiązywał w całości1. Uważano, że na polu gospodarczym i politycznym, nie uda się dojść
do porozumienia między państwem polskim a społecznością żydowską i jedynym wyjściem
jest jej masowa emigracja. Dlatego też Polska w ostatnich latach przed wybuchem wojny
prowadziła usilne działania w celu zmniejszenia liczebności tej narodowości w obrębie swego
terytorium. W tym okresie także głównym celem wszystkich działań przeprowadzanych
przeciw Żydom przez Stronnictwo Narodowe, było właśnie wymuszenie na nich emigracji
z Polski.
Tak jak władze państwowe i endecja, również Liga Morska i Kolonialna, która powstała na
zjeździe Ligii Morskiej i Rzecznej odbywającym się w dniach 25-27 października 1930 r.,
uznawała kwestię emigracji żydowskiej za istotny element polityki państwowej. Organizacja ta
w swej deklaracji z 27 listopada 1938 r. zamieściła punkt, w którym stwierdzono, że z państwa
polskiego należy pozbyć się nadmiaru Żydów, a sam problem określono, jako konieczność
państwową i sprawę międzynarodową2.
Działania i deklaracje na rzecz popierania emigracji żydowskiej przynosiły pewne efekty,
ponieważ liczba wyjeżdżających Żydów z Polski praktycznie od połowy lat 20. XX w. przez
kilka lat rosła, aby na początku lat 30. przynieść znaczny spadek, a następnie w połowie lat 30.
przybrać z powrotem na sile, ale nadal odpływ tej ludności był zbyt powolny, aby przyniosło
to oczekiwane rezultaty. Żydzi w tym okresie w największej liczbie imigrowali do Palestyny,
co było zrozumiałe, ponieważ syjoniści już od końca XIX wieku prowadzili działania mające
na celu odbudowę państwa żydowskiego na tym terenie. Niestety nie każdy, kto chciał, mógł
się tam dostać, ponieważ przypływ ludności żydowskiej w tamte rejony przez całe
dwudziestolecie był ograniczany przez Wielką Brytanię, która sprawowała mandat
nad Palestyną. Ograniczenia te były wprowadzane pod naciskiem arabskim, a ogłoszone w
postaci Białych Ksiąg, ustalających liczbę imigrantów żydowskich, którzy w danym okresie
mogli przybyć do Palestyny i się tam osiedlić. Białe Księgi” były trzy, wydane kolejno w latach
1922, 1930, 1939 i wszystkie one coraz bardziej ograniczały dopływ Żydów do Palestyny.

1
A. C h o j n o w s k i , Koncepcje polityki narodowościowej rządów polskich w latach 1921-1939, Wrocław 1979, s. 222.
P. F i k t u s , Liga Morska i Kolonialna wobec kwestii żydowskiej w latach 1938–1939, „Imponderabilia. Biuletyn
2

Piłsudczykowski” 2010, nr 1, s. 57-58.

79
Ta sytuacja wpłynęła na to, że w Polsce szukano również innych możliwości emigracji
żydowskiej, o czym mowa dalej3.
Jak już wspomniałam, emigracja ludności żydowskiej z Polski od połowy lat 20. wyglądała
różnie, co pokazuje tabelaryczne zestawienie opublikowane w 1936 r. na łamach „Spraw
Narodowościowych”. Z danych tam zamieszczonych wynika, że w 1926 r. z Polski
wyemigrowało łącznie do różnych państw 23 393 Żydów, ale następnie liczba ta spadła
w 1931 r. do 9 187, z kolei w 1935 r. liczba ta wzrosła aż do 30 703. Gdy zsumujemy ze sobą
dane za okres dziesięciolecia 1926-1935, okaże się, że mimo ograniczeń, najwięcej Żydów
polskich wyjechało do Palestyny i było to 68 758, na drugim miejscu plasowała się Argentyna
– 31 013, na trzecim Stany Zjednoczone – 27 755 osób. Wśród państw, do których
emigrowało najwięcej wyznawców wiary mojżeszowej, znalazły się również kolejno: Kanada
(15 466), Brazylia (13 068), Francja (8 044) i Belgia (5 346). Łącznie emigracja wyniosła
186 365 osób4. Zbliżone dane, lecz nieco bardziej szczegółowe zaprezentował w 1937 r.
Stanisław Pawłowski5, u którego statystyki dotyczące emigracji żydowskiej z Polski wyglądały
następująco:

Tab. 1
Stosunek emigracji
Emigracja Emigracja
Rok żydowskiej do emigracji
ogólna żydowska
ogólnej w %
1926 167 509 22 406 13,4
1927 147 614 18 704 12,2
1928 186 630 18 211 9.7
1929 243 442 23 378 9,6
1930 218 387 16 938 7,7
1931 76 005 8 632 11,4
1932 21 439 8 640 40,8
1933 35 525 16 917 47,9
1934 42 563 18 026 42,3
1935 53 812 30 703 56,7
Razem: 1 192 926 182 555
(źródło: S. P a w ł o w s k i , O emigracji Żydów z Polski i o ich kolonizacji. Odbitka z
zeszytu 1-2/1937, „Spraw Morskich i Kolonialnych”, Warszawa 1937, s. 16)

Między danymi opublikowanymi na łamach „Spraw Narodowościowych”


a przedstawionymi przez S. Pawłowskiego zachodziły pewne drobne różnice, ale z obu
źródeł wynika, że w połowie lat 30. po okresie stagnacji nastąpił zdecydowany wzrost
emigracji żydowskiej z Polski. Ów wzrost był zauważalny dla „Kuriera Łódzkiego”,
który donosił w marcu 1935 r., że w samym tylko styczniu wspomnianego roku miało
wyemigrować do Palestyny 2 533 Żydów, a do tego przedstawiciele tej mniejszości pojawili

Więcej na temat mandatu palestyńskiego i „Białych Ksiąg: w: B. C e l l e r , Powstanie Państwa Izraela, Łódź
3

1996, s. 13-41.
N. R e j f , Rozwój i warunki emigracji żydowskiej z Polski, „Sprawy Narodowościowe” 1936, nr 3, s. 225.
4

S. P a w ł o w s k i , O emigracji Żydów z Polski i o ich kolonizacji., „Sprawy Morskie i Kolonialne”, Warszawa


5

1937, s. 16-18.

80
się także wśród osób udających się do innych państw i ogółem 80% wyjeżdżających wtedy
z kraju stanowili wyznawcy wiary mojżeszowej6. W lipcu z kolei ta sama gazeta donosiła,
że właśnie z Warszawy do Palestyny w trzech turach udało się 1 250 Żydów7. W końcu
grudnia 1935 r., także „Głos Poranny” donosił o zwiększaniu się emigracji z Polski do
Palestyny i według tej gazety w samym pierwszym kwartale omawianego roku z kraju miało
wyjechać tam 8 717 Żydów8.
Według doniesień „Kuriera Łódzkiego” Polska często służyła pomocą tym, którzy chcieli
dostać się do Palestyny. Między innymi w gazecie opisano przypadek Żydów z okrętu Velos,
którzy w 1934 r. przez kilka tygodni błąkali się po morzu, bo nie wpuszczono ich do żadnego
portu. Znaleźli oni jednak pomoc ze strony Polski i pozwolono zatrzymać się im w
Zaleszczykach, skąd po załatwieniu dla nich legalnych certyfikatów, ułatwiono im w kilku
turach podróż do Palestyny. Ostatnia grupa ze statku miała opuścić Polskę w lutym 1935 r.9.
Polska dyplomacja była również pomocna dla Nowej Organizacji Syjonistycznej
i utrzymywała bliskie kontakty z jej przywódcą Włodzimierzem Żabotyńskim, któremu
udzielano wsparcia dotyczącego wyszkolenia, finansowania i zaopatrzenia w broń dla dwóch
organizacji wojskowo-niepodległościowych mających walczyć na terenie Palestyny.
Oczywiście część z tych kontaktów funkcjonowała w sferze zakonspirowanej10.
Polska starała się na forum międzynarodowym o pomoc w ułatwieniu emigracji Żydów
i prowadzono działania mające na celu skłonić Wielką Brytanię do zwiększenia możliwości
wyjazdu wyznawców wiary mojżeszowej do Palestyny. Przejawy tego były widoczne
w wytycznych, jakie minister spraw zagranicznych Józef Beck przekazał ambasadorowi
polskiemu w Londynie Edwardowi Raczyńskiemu we wrześniu 1936 r. Minister polecał
w nich ambasadorowi, aby ten w rozmowach z Brytyjczykami zaznaczał konieczność
emigracji mniejszości żydowskiej z Polski11. Natomiast w październiku tego samego roku
MSW w oficjalnym piśmie do MSZ zalecało, aby w kontaktach dyplomatycznych z Wielką
Brytanią, zwrócić jej uwagę na to, że Departament Imigracyjny w Palestynie nie uwzględnia
odpowiednio problemu, jakim była konieczność emigracji żydowskiej z terytorium Polski 12.
Polska dyplomacja zaznaczyła swoje zainteresowanie możliwościami rozszerzenia emigracji
do Palestyny na zebraniu komisji politycznej Ligii Narodów we wrześniu 1935 r., w czasie
którego z referatem wystąpił delegat Polski, który zaznaczył, jak dla państwa polskiego ważna
jest sprawa Palestyny, jako siedziby narodowej dla Żydów i podkreślił, że w państwie polskim
mieszkają 3 miliony wyznawców wiary mojżeszowej i wszelkie decyzje zwiększające dostęp
ludności żydowskiej do palestyńskich terenów są dla niego bardzo istotne13. Zresztą później

6
2,533 żydów wyjechało z Polski do Palestyny. 80 proc. wszystkich wychodźców z Polski w styczniu, „Kurier Łódzki”
[dalej: „KŁ”] 20 III 1925, nr 78, s. 5.
7
Wyjazd 1250 żydów z Polski do Palestyny, „KŁ” 6 VII 1935, nr 181, s. 2.
Zwiększenie wychodźstwa z Polski do Palestyny, „Głos Poranny” [dalej: „GP”] 31 XII 1935, nr 358, s. 11.
8
9
Z Zaleszczyk do Palestyny. Likwidacja obozu żydowskich emigrantów, „KŁ” 13 II 1935, nr 43, s. 2.
10
A. C h o j n o w s k i , op. cit., s. 224; Vide: A. Patek., Alija bet: z kart stosunków polsko-żydowskich w II
Rzeczypospolitej „Biuletyn Instytutu Pamięci Narodowej” 2009, nr 12(107), s. 73-78.
J. O r l i c k i , Szkice z dziejów stosunków polsko-żydowskich 1918-1949, Szczecin 1983, s. 93-94.
11
12
Ibidem, s. 98-99.
(PAT), Polska ma nadmiar żydów. Zainteresowanie możliwościami emigracyjnymi Palestyny. Dyskusja genewska
13

nad mandatami kolonialnymi, „KŁ” 19 IX 1935, nr 257, s. 2.

81
jeszcze wielokrotnie Polska na forum Ligi Narodów poruszała kwestie międzynarodowej
emigracji14.
W 1936 r. również Łódź miała swój udział w staraniach o zwiększenie przypływu żywiołu
żydowskiego do Palestyny. W dniu 27 sierpnia miasto było świadkiem protestu ludności
żydowskiej, który był sprzeciwem wobec terroru arabskiego w Palestynie i apelem przeciwko
planom brytyjskim o zawieszenie imigracji żydowskiej na jej terenie. W tej sprawie odbyło się
nawet specjalne posiedzenie gminy żydowskiej oraz zebranie społeczności żydowskiej z Łodzi
w sali filharmonii. Na wspomnianym zebraniu łódzcy Żydzi przyjęli specjalną rezolucję, w
której żądano m.in. kontynuowania bez ograniczeń imigracji wyznawców wiary mojżeszowej
do Palestyny oraz spełnienia warunku mandatu palestyńskiego mówiącego
o zagwarantowaniu Żydom odbudowy ich państwa narodowego w Palestynie. Rezolucja ta
miała być wręczona konsulowi Wielkiej Brytanii w Łodzi, a jej odpis ambasadorowi
brytyjskiemu w Warszawie15.
Sprawa emigracji żydowskiej była również wielokrotnie poruszana przez rząd na forum
Sejmu i Senatu. Minister J. Beck w 1937 r. w swoim przemówieniu w Sejmie uznał ją
za bardzo ważną część polityki państwa, stwierdził nawet, że należy ona do dwóch głównych
problemów, jakie stają przed Polską16. Oprócz tego, zwłaszcza w latach 1938-1939, na forum
Sejmu posłowie reprezentujący poszczególne stronnictwa polityczne składali interpelacje
związane z kwestią emigracji żydowskiej, a rząd w odpowiedzi na wszelkie wątpliwości
zapewniał, że są prowadzone przez państwo usilne starania w celu zwiększenia emigracji
żydowskiej i że jest to jeden z ważniejszych punktów polityki państwowej, ale mimo takich
deklaracji, aż do wybuchu wojny, władzom państwowym nie udało się stworzyć żadnego
jednolitego i realnego do zrealizowania programu, który rozwiązywałby problem 17.
W kwestiach emigracji, z wielu przyczyn, trudno było jednak cokolwiek ustalać, ale dwie
były najważniejsze. Po pierwsze samo miejsce emigracji było punktem spornym,
gdyż państwo polskie próbowało znaleźć różne możliwości emigracyjne, niekoniecznie
do Palestyny i w grę wchodziły różne słabo zaludnione zakątki świata, byle pozbyć się
narodowości żydowskiej z kraju. Tymczasem poseł żydowski z Łodzi, Lejb Mincberg,
który wielokrotnie wypowiadał się w sprawie mniejszości żydowskiej na forum Sejmu,
podczas dyskusji nad wspomnianym przemówieniem ministra spraw zagranicznych,
stwierdził, że jedynym celem Żydów jest utworzenie ich siedziby narodowej w Palestynie
i nie wchodzi w grę żadna inna możliwość miejsca masowej emigracji, jak tylko Palestyna 18.

14
Vide: (PAT), Polska żąda otwarcia dróg dla emigracji żydów. Obrona roli Palestyny. Zapowiedź wniesienia konkretnej
propozycji. Obowiązki Ligii Narodów, „KŁ” 7 X 1936, nr 275, s. 1; (PAT), Inicjatywa Polski w Genewie. Otwarcie możliwości
emigracyjnych i odpowiednich kapitałów. Projekt rezolucji dla Zgromadzenia Ligii, „KŁ” 8 X 1936, nr 276, s. 1; (PAT),
Surowce-emigracja. Obrady genewskie pod znakiem postulatów Polski, „KŁ” 10 X 1936, nr 278, s. 1; Potrzeba emigracji
żydowsta. Inicjatywa rządu polskiego w Genewie uznana za słuszną przez światową żydowską egzekutywę, „KŁ” 14 X 1936,
nt 282, s. 1. Wszystkie przytoczone artykuły dotyczą projektu rezolucji zgłoszonej przez Polskę do Zgromadzenia
Ligii Narodów w październiku 1936, r., w której poruszono kwestię ułatwienia emigracji kolonistom rolnym.
Podkreślono w niej również, że niektóre państwa są na tyle przeludnione, że wymagane jest zwiększenie
możliwości emigracyjnych, żeby te państwa mogły sobie z tym poradzić. W rezolucji domagano się również,
aby Zgromadzenie Ligii umieściło zagadnienia emigracyjne na porządku dziennym swej sesji.
15
Wczorajszy protest żydów przeciwko ograniczeniu imigracji do Palestyny i terrorowi arabskiemu. Rezolucje będą wręczone
konsulowi angielskiemu w Łodzi, „GP” 28 VIII 1936, nr 235, s. 8.
Nadmiar Żydów w Polsce. Uciążliwy problem musi być rozwiązany. Konieczność zorganizowanej emigracji. Polemika min.
16

Becka i wice-marsz. Miedzińskiego z wywodami pos. Mincberga, „KŁ” 12 I 1937, nr 12, s. 1-2.
17
P. F i k t u s , op. cit., s. 61-65
18
Ibidem, s. 2.

82
Problem jednak był głębszy, ponieważ dopływ ludności żydowskiej do Palestyny, jak już
zaznaczałam wcześniej, był ograniczany, a do tego uważano, że jej terytorium było zbyt małe,
żeby pomieścić tam wszystkich Żydów. Jedynym wyjściem w sprawie rozwiązania kwestii
żydowskiej w Polsce, jak oceniano, stało się szukanie również innych możliwości emigracji.
Po drugie wśród samych Żydów brakowało zdecydowanej jedności i duża ich część wcale
nie chciała opuszczać Polski. Na przykład w 1936 r. przeciw masowej emigracji wyznawców
wiary mojżeszowej opowiedział się Związek Żydów Uczestników Walk o Niepodległość
Polski, który w swojej rezolucji stwierdził, że ludność żydowska od tysiąca lat żyje w tym
państwie, jest z nim nierozerwalnie związana oraz ma duży wkład w jego dorobek kulturalny
i materialny, więc jej całkowity odpływ, ze względu na zakorzenioną głęboko symbiozę,
nie jest możliwy19.
W kraju wysuwano także kilka propozycji na temat tego, jak ma wyglądać stopniowa
emigracja Żydów z Polski do Palestyny, aż do całkowitego rozwiązania kwestii żydowskiej.
Polscy konserwatyści np. w 1936 r. proponowali wysiedlenie ok. 1,5 miliona wyznawców
wiary mojżeszowej w ciągu 10 lat20. Do rządu polskiego z pewnymi propozycjami w 1935 r.
zwrócił się także przywódca syjonistów rewizjonistów Włodzimierz Żabotyński, który prosił
o wsparcie państwa przy staraniach mających na celu przyłączyć Transjordanię do Palestyny
i proponował Polsce nawet mandat nad tym terenem w razie sukcesu. Żabotyński obiecywał,
że wtedy z Polski w ciągu 5 lat wyemigruje ok. miliona Żydów 21. Natomiast już w 1937 r.
Żabotyński wraz z Nową Organizacją Syjonistyczną, podobnie jak konserwatyści,
proponował program imigracji do Palestyny 1,5 mln Żydów w przeciągu 10 lat,
z czego 750 tys. mieli stanowić przybysze z Polski i dlatego w kraju od 9 września 1937 r.
prowadzono kampanię szeroko promującą takie rozwiązanie22.
Z pewnymi propozycjami wychodzili również publicyści związani z Ligą Morską
i Kolonialną, m.in. osoba pisząca pod pseudonimem Lemanus, na łamach czasopisma
„Morze” przedstawiła plan wysiedlenia 1,5 mln Żydów z terenów państwa polskiego, poprzez
zastosowanie trzech rodzajów emigracji nawzajem się uzupełniających, a miały to być:
emigracja masowa, emigracja rozproszona oraz emigracja kolonizacyjna na terenach
nieużytkowych. W myśli pomysłodawcy największe szanse powodzenia istniały w masowej
emigracji żydowskiej do Palestyny. Lemanus proponował tutaj dość oryginalne rozwiązanie,
które miałoby polegać na przekształceniu Palestyny w tzw. „Holandię Morza Śródziemnego”
i zakładało, że przy zwiększeniu ówczesnej gęstości zaludnienia tego terenu z 50 osób na km²
do poziomu Holandii, czyli ok. 200 osób na km², w owym regionie będzie mogło się znaleźć
ok. 4 mln Żydów, co stanowić miało ok. 40% spośród wszystkich wyznawców wiary
mojżeszowej zamieszkujących Europę. Wspomniany publicysta przewidywał również,
że gdyby do Palestyny dołączono tereny Transjordanii, to wówczas byłoby w stanie osiedlić
się tam nawet do 20 mln Żydów, czyli zdecydowana większość żyjących w tamtym okresie
na świecie23.
Plany były jednak tylko planami, a ograniczenia w dopływie ludności żydowskiej
do Palestyny, to już była rzeczywistość, z którą nie wszyscy Żydzi polscy chcieli się pogodzić.

19
Przeciw masowej emigracji żydów. Rezolucja Związku Żydów Uczestników Walk o Niepodległość Polski, „GP” 15 X
1936, nr 283, s. 6.
20
S., Pod kątem chwili. Czy sprawa masowego wysiedlenia żydów dojrzała?, „KŁ” 15 IX 1936, nr 253, s. 5.
Przegląd prasy. Sprawa emigracji żydów, „KŁ” 5 IX 1935. nr 304, s. 3.
21

S., Emigracja żydów z Polski do Palestyny według Włodzimierza Żabotyńskiego, „KŁ” 1 III 1937, nr 60, s. 5.
22
23
P. F i k t u s , op. cit., s. 58-59

83
W tych okolicznościach miały miejsce rozmaite próby nielegalnego dostania się z kraju
do Palestyny, a kilka takich przypadków było związanych z łódzkimi Żydami. „Kurier
Łódzki” w 1935 r. przypominał historię pewnego łodzianina Abrama Kajzera, który w 1933 r.
będąc zaopatrzonym w fałszywy paszport zagraniczno-turystyczny z upoważnieniem
konsulatu brytyjskiego do trzymiesięcznego popytu w Palestynie, poprzez port w Gdańsku i
Niemcy dostał się do miejsca docelowego. Przygoda ta skończyła się jednak źle,
ponieważ wspomniany Żyd zechciał pozostać w Palestynie dłużej niż to było przewidziane
w sfałszowanym paszporcie, aż w końcu władze angielskie zorientowały się w oszustwie.
Łodzianin został, więc aresztowany i odesłany do Polski, gdzie stanął przed sądem grodzkim
w Łodzi oskarżony o nielegalne przekroczenie granicy państwa i skazano go na 500 zł
grzywny24.
„Głos Poranny” z kolei poruszył historię afery emigracyjnej do Palestyny mającej miejsce
w 1934 r. i w której centrum znalazła się Łódź. Afera ta była związana z akcją jesienną,
w czasie której z różnych miast, ale głównie z Łodzi, werbowano osoby chcące wyemigrować
do Palestyny. Organizatorzy wyjazdu zapewniali, że posiadają własny okręt i sami załatwią
wszelkie formalności z tym związane. Zebrano 50 osób, które wpłaciły różne kwoty
na poczet wyjazdu zaplanowanego na 4 listopada. Cały wyjazd jednak okazał się oszustwem.
Obiecany okręt był statkiem motorowym, ale ruszono w podróż rozpoczętą w przystani w
Orłowie. Po trzech dniach statek zawinął do portu jakoby w Szczecinie, po czym opuścił go
kapitan, pod pretekstem załatwienia spraw portowych i celnych. Okazało się jednak,
że kapitan już nie wrócił, a rzekomy Szczecin był w rzeczywistości przystanią pucką i tak
zakończyła się przygoda z wyjazdem do Palestyny. Wszczęto jednak dochodzenie i oszustów
aresztowano, a wśród nich znaleźli się zamieszkali w Łodzi Józef Nirenberg i Abram
Lubiński. Duża afera zrobiła się jednak z tego, że w sprawę zamieszany był także niejaki
Abram Stawski, będący bohaterem znanego procesu o zabicie dr Arlosoroffa w Palestynie.
Stawski w tej sprawie najpierw został skazany na śmierć w sądzie pierwszej instancji w Jaffie,
aby następnie w drugiej instancji w Jerozolimie zostać uniewinnionym z braku dowodów.
Rozprawa w sprawie emigracyjnego oszustwa z uwagi na to, że najwięcej podejrzanych
pochodziła z Łodzi, rozgrywała się na wokandzie miejscowego sądu okręgowego25.
Podobną oszukańczą działalność na terenie Łodzi miał prowadzić niejaki Symcha
Grabowiecki. Oszust oficjalnie reklamował się jako swat, ale ze śledztwa policji wynikało,
że zajmował się on kojarzeniem małżeństw, dla zrealizowania celów, jakimi były nielegalne
wyjazdy do Palestyny. Grabowiecki swoich potencjalnych klientów przekonywał,
że ma znajomości, które pozwolą mu załatwić dla każdego odpowiednie zezwolenie na
wyjazd do Palestyny po uiszczeniu kwoty od 1600 do 2000 złotych. Naiwni klienci wpłacali
mu duże kwoty na poczet przetransportowania ich do Palestyny, a potem okazywało się, że
był to zwykły blef. Oszukani zgłaszali się więc na policję i w wyniku śledztwa aresztowano
winnego26.
Nielegalnie do Palestyny próbował się dostać również w 1936 r. uczeń jednego z łódzkich
gimnazjów, 17-letni Leon Szwarcbardt, który został zatrzymany w Orseni przy granicy
polsko-rumuńskiej. Wtedy okazało się, że młody łodzianin chciał dostać się do portu

Wędrówka do ziemi obiecanej. Nielegalna emigracja do Palestyny. 500 zł grzywny, „KŁ” 10 IX 1935, nr 248, s. 5.
24
25
Statkiem bez motoru do… Palestyny. Proces łódzki będzie finałem wielkiej afery emigracyjnej. Wśród oskarżonych znajduje
się, skazany w Jaffie na karę śmierci domniemany zabójca dr. Arlosoroffa, „GP” 3 II 1936, nr 33, s. 5.
Nielegalne wyjazdy do Palestyny. Pseudo-swat bohaterem wielkiej afery oszukańczej, „GP” 1 XI 1935, nr 300, s. 9; Swat
26

aferzystą. Nielegalny przemyt do Palestyny. Naiwnie kandydatki do stanu małżeńskiego, „KŁ” 1 XI 1935, nr 300, s. 5.

84
rumuńskiego w Konstancy, aby tam stać się pasażerem na gapę okrętu polskiego płynącego
do Palestyny27.
Do Palestyny dostęp był ograniczony, więc ważna dla Polski stała się kwestia tego,
do jakiego innego miejsca mogła nastąpić masowa emigracji ludności żydowskiej. Państwo
więc, oprócz działań na polu zwiększenia dostępności do Palestyny, szukało jednocześnie
innych możliwości osiedlania się wyznawców wiary mojżeszowej. Na tym polu istniały dwie
opcje. Po pierwsze mogła to być koncepcja emigracji rozproszonej, która polegałaby
na wyjazdach małych grup do wybranych przez siebie państw. Po drugie mogła to być
emigracja terytorialna, która polegać miała na kolonizacji ludności żydowskiej na pewnym
słabo zaludnionym i zagospodarowanym, ale zwartym terytorium. Ta druga możliwość
zaczęła być brana pod uwagę w połowie lat 30.
Sprawa ta była na tyle skomplikowana, że w pewnym momencie pojawiło się ogólne hasło
mówiące o tym, aby Żydów wysłać po prostu gdziekolwiek. Najbardziej popularne jednak
stało się sformułowanie: „Żydzi na Madagaskar”. W sprawie Madagaskaru, który wtedy był
kolonią francuską, prowadzono nawet pewne rozmowy, ponieważ sama Francja wysuwała
propozycje kolonizacji tej wyspy afrykańskiej, lecz bez powodzenia, bo sam Józef Beck
nie brał tej opcji na poważnie pod uwagę. Niemniej jednak publicyści w prasie rozpisywali się
na temat kolonizacji żydowskiej na Madagaskarze, a w 1937 r. na wyspę w celu zapoznania się
z terenem udał się major Mieczysław Lepecki28. Francja wspominała również
o możliwościach kolonizacyjnych, ale nie o charakterze masowym, w Nowej Kaledonii i w
Gujanie29.
Prasa łódzka rozpisywała się także na temat możliwości kolonizacyjnych w San Domingo.
Sugerowano nawet, że sam prezydent republiki San Domingo w rozmowach z żydowskim
dentystą z Ameryki, niejakim dr. Blackiem, miał wyrazić przychylność dla możliwości
osiedlenia się tam w ciągu 25 lat miliona Żydów. Prezydent ten miał nawet obiecać 30 akrów
ziemi dla każdego chcącego się tam osiedlić oraz pięcioletnie zwolnienie z podatków i nawet
rozważano szybkie osiedlenie się na San Domingo tysiąca Żydów pochodzących z Niemiec,
Polski i Rumunii, z przeznaczonym na ten cel od Stanów Zjednoczonych funduszem
wysokości miliona dolarów30.
Łódzki „Orędownik” z kolei zwracał uwagę na możliwości emigracji do Ekwadoru,
którego władze wszystkim osiedlającym się miały oferować możliwość swobody zachowania
własnej kultury i wiary. Ekwador jednak miał stawiać pewne warunki, a mianowicie
wymagano od kolonistów, aby w ciągu roku nauczyli się hiszpańskiego31. „Kurier Łódzki”
wspominał także o dwóch koloniach angielskich: Kenii i Cyprze, przy czym w tej drugiej
miały już podobno istnieć nawet osiedla żydowskie32.

27
Nieudana eskapada ucznia gimnazjalnego. Na gapę z Łodzi do Palestyny, „KŁ” 20 VII 1936, nr 197, s. 3.
(PAT), Emigracja z Polski na Madagaskar. Nie ma mowy o wielkim wychodźstwie żydów – powiedział francuski minister,
28

„GP” 12 V 1937, nr 129, s. 3; Osadnictwo na Madagaskarze. Powrót polskiej komisji studiów, „KŁ” 14 IX 1937, nr 253,
s. 2.
Żydzi mogą emigrować do kolonii francuskich. Minister Moutet ostrzega przed szkodliwymi aluzjami, co do masowego
29

przesiedlenia, „GP” 17 I 1937, nr 17, s. 1.


Możliwości kolonizacji żydowskiej na San Domingo. W ciągu 25 lat ma się tam osiedlić milion osadników, „GP” 20 I
30

1937, nr 20, s. 6; zob. także: (PAT), Milion emigrantów żydowskich przyjmie chętnie i obdzieli San Domingo, „GP 3 II 1937,
nr 34, s. 3; Doskonała okazja dla żydów polskich. San Domingo chce i może przyjąć kilka milionów imigrantów. Pertraktacje
rabina Wise z prezydentem egzotycznej republiki, „KŁ” 3 II 1937, nr 34, s. 1.
(w), Żydów zapraszają do Ekwadoru…, „Orędownik” 14 X 1935, nr 237, s. 6.
31
32
S z p e r a c z , W Polsce i o Polsce. Bilans gospodarki. Możliwości emigracyjne Żydów, „KŁ” 23 V 1937, nr 139, s. 3.

85
Wydawać by się mogło, że opcji emigracji było wiele, ale czy faktycznie jakakolwiek z nich
była możliwa do realizacji w pełni, trudno stwierdzić, ponieważ wszystkie one były
teoretycznymi propozycjami, którymi bardziej zajmowali się publicyści niż sam rząd. Władze
polskie natomiast najbardziej skupiały się na dążeniu do zwiększenia możliwości
emigracyjnych do Palestyny, ale wiele prób podejmowanych w rozmowach z Wielką Brytanią
i na forum Ligii Narodów nie przynosiło efektów. Wreszcie pod koniec 1938 r. rząd polski
postanowił utworzyć Żydowski Komitet do spraw Kolonizacyjnych z udziałem Agudy, części
syjonistów i asymilatorów, mając nadzieję, że jego działalność może przyniesie efekty 33.
Czy wspomniany komitet był w stanie stworzyć jakiś jednolity, sensowny i możliwy
do zrealizowania plan rozwiązujący problem emigracji żydowskiej z Polski? Niestety nigdy się
tego nie dowiemy, ponieważ wkrótce wybuchła wojna i ów komitet nie miał szansy ukazania,
czy jego działalność przyniosłaby oczekiwany efekt.

33
J. T o m a s z e w s k i , Zarys dziejów Żydów w Polsce w latach 1918-1939, Warszawa 1990, s. 64.

86
Małgorzata Moskal, Ewelina Powroźnik
Uniwersytet Marii Curie-Skłodowskiej w Lublinie

PEREGRYNACJA PO EUROPIE (1607-1613) JAKUBA SOBIESKIEGO – XVII-


WIECZNY PRZEWODNIK PO ZACHODNIEJ EUROPIE

Nazwisko Sobieskich w obecnych czasach dość jednoznacznie narzuca skojarzenie z osobą


króla Jana III. Nie ma wątpliwości, że jako przedstawiciel swojej familii dostąpił on
najwyższej godności, jaką było zasiadanie na tronie Rzeczpospolitej. Nie można jednak
zapomnieć, że ród Sobieskich miał wielu innych wybitnych przedstawicieli, których
osiągnięcia, nie mniej doniosłe, pozostały jednak w cieniu. Niewątpliwie do tych postaci
zalicza się ojca Jana III – Jakuba starszego, który na stałe zapisał się w historii nie tylko jako
aktywny parlamentarzysta, ale także doskonały pamiętnikarz. Chciałybyśmy skupić się właśnie
na tej stronie działalności królewskiego ojca. Podstawą do tego będzie niezwykle dokładny i
analityczny opis, jaki Jakub Sobieski pozostawił po swojej edukacyjnej podróży, którą odbył
po krajach Europy Zachodniej.
Na wstępie należy przytoczyć kilka faktów z życiorysu mniej znanego, aczkolwiek zacnego
przedstawiciela Sobieskich. Jakub urodził się w 1591 roku jako szóste dziecko ze związku
Marka i Jadwigi ze Snopkowskich. Właśnie ta data jest najczęściej uznawana za właściwą,
choć pojawiały się - zwłaszcza w starszej literaturze - wskazania jakoby jego narodziny miały
miejsce już w 1588 roku1.
Nie ulega wątpliwości, że chłopiec był długo wyczekiwanym, pierwszym synem chorążego
nadwornego i jedynym, który przyszedł na świat z tego związku. W wieku niespełna siedmiu
lat stracił matkę2, a nowa wybranka ojca – Katarzyna Tęczyńska – miała być dla niego w
przyszłości dobrą macochą. Świadczyć o tym mogło chociażby wypełnienie przez nią woli
jego zmarłego w 1605 roku ojca, według której Jakub miał zostać oddany na nauki za
granicę3, a także obopólna chęć utrzymywania kontaktu w czasie jego podróży 4.
Pierworodny syn Marka Sobieskiego pierwsze kroki na ścieżce edukacyjnej stawiał
w najznakomitszych w owym czasie ośrodkach krajowych. Pierwsze nauki pobierał w domu,
a później kontynuował je w Akademii Zamojskiej, z której założycielem jego ojciec
pozostawał w bliskich stosunkach5. Miał tam przebywać około ośmiu lat. Kolejnym
szczeblem w edukacji Jakuba była Akademia Krakowska6, gdzie jego pobyt trwał
zdecydowanie krócej, bo około 3 lat. Jak przystało jednak na potomka dygnitarza
królewskiego, dalsza edukacja przewidziana dla niego miała odbywać się poza granicami kraju.
Studia zagraniczne dla młodych magnatów w XVII wieku były przedsięwzięciem trudnym
logistycznie i finansowo7, ale niejako obowiązkowym. Zwyczaj ten przywędrował do nas z

1
L. P o d h o r o d e c k i , Sobiescy herbu Janina, Warszawa 1981, s. 8. Zofia T r a w i c k a w swoim artykule
dowodzi, że prawdziwą data urodzenia Jakuba jest rok 1591. Z. T r a w i c k a , Studia Jakuba Sobieskiego,
„Odrodzenie i reformacja w Polsce”, T.14: 1969, s. 176.
Z. T r a w i c k a , Jakub Sobieski 1591-1646. Studium z dziejów warstwy magnackiej w Polsce doby Wazów, Kraków
2

2007, s. 25.
3
L. P o d h o r o d e c k i , op. cit., s. 14.
4
Z. T r a w i c k a , Jakub Sobieski 1591-1646…, s. 25.
Z. T r a w i c k a , Studia Jakuba Sobieskiego…, s. 177.
5

J. D ł u g o s z , Jakub Sobieski, [w:] Polski Słownik Biograficzny, t. 39, Warszawa 2002, s. 483.
6
7
M. L e p e c k i , Pan Jakobus Sobieski, Warszawa 1970, s. 20.

87
Zachodu, gdzie upowszechnił się model podróżowania młodzieży w celach edukacyjnych 8.
Z czasem stał się on jednym z ideałów wychowawczych szlachty polskiej 9. Prócz realizacji
sztandarowego celu jakim było kształcenie i przygotowanie do przyszłej kariery politycznej 10,
świadczył on również o pozycji i zamożności rodu. Młodzieniec wysyłany poza
Rzeczpospolitą miał nabrać nie tylko światowej ogłady, ale także zdobyć wiedzę
i doświadczenie na polu militarnym i politycznym 11 oraz rozwinąć znajomość języków
obcych12. W opinii A. Mączaka dodatkowym atutem studiów zagranicznych była możliwość
przygotowania młodzieńca do samodzielności, ponieważ wędrówka i sam pobyt z dala
od rodzinnego kręgu, stawał się swoistą „szkołą życia”13.
Jakub Sobieski, pozostający pod opieką naukową Szymona Szymonowica w Akademii
Zamoyskiej od 1594 roku, również za jego radą został skierowany wiosną 1607 roku na studia
do Paryża14, gdzie dalszym kształceniem chłopca miał zająć się jeden z wybitnych
humanistów Izaak Casaubon. Wybór padł na Paryż ze względu na jego ciągle rosnące
znaczenie na polu nauk, co stało się zasługą Henryka IV, dość szeroko opisanego przez
samego Jakuba: Zastałem we Francji (…) króla Henryka IV (…), wielce pana wojennego
i przyrodzonym rozumem i rozsądkiem wysoce (…) obdarzonego15. Mógł on spotkać osobiście króla
dzięki listowi polecającemu otrzymanemu z rąk Zygmunta III16. Jakub w swojej pracy
poświęcił wiele miejsca na przedstawienie władców krajów, które odwiedzał. Nie stronił
również od opisywania zdarzeń o charakterze politycznym, jak np. ścięcie niedoszłego
zabójcy Henryka IV, choć należy przyznać, że jego relacja w przeważającej mierze ma jednak
charakter „turystycznego przewodnika”, w którym głównie pojawiają się bogate opisy
zabytkowych budowli, klasztorów itp.
Opis Sobieskiego rozpoczął się w momencie opuszczenia Rzeczpospolitej w kwietniu
1607 r. W Peregrynacji wspominał on, że jego przewodnikiem był niejaki Bastian17, nie podał
jednak żadnych bliższych informacji o towarzyszu podróży. Droga do stolicy Francji wiodła
przez Czechy i Niemcy. Pamiętnikarz wymienił ważniejsze ośrodki miejskie, przez które
przejeżdżał (m.in. Praga, Norymberga, Strasburg), nie skupiając się jednakże na opisie ich
topografii. Do Paryża młodzieniec dotarł w czerwcu 1607 r.
Jak zostało już wyżej wspomniane, Francja znajdowała się w tym okresie pod rządami
Henryka IV. Sobieski starał się przedstawić krótką charakterystykę monarchy, posługując się

8
M. C z a c h a j , Wstęp do: Zagraniczna edukacja Radziwiłłów od początku XVI do połowy XVII wieku, Lublin 1995,
s. 7.
9
Ibidem, s. 7.
10
Z. A n u s i k , Recenzja - Jakub Sobieski, Peregrynacja po Europie (1607-1613); Droga do Baden (1638),
oprac. J. D ł u g o s z – „Przegląd Historyczny”, T.83: 1992, s. 761.
11
U. Augustyniak, Historia Polski 1572-1795, Warszawa 2008, s. 446.
Chodziło głównie o rozwijające się ciągle języki nowożytne. Sobieski tworzył na bieżąco notatki w językach
12

używanych w kraju, w którym aktualnie przebywał, tj. we Francji po francusku, w Hiszpanii po hiszpańsku,
podobnież we Włoszech. J. Dackiewicz, Sobiescy w zamkach nad Loarą, Lublin 1974, s. 10; A. S a j k o w s k i , Nad
staropolskimi pamiętnikami, Poznań 1964, s. 101.
13
A. M ą c z a k , Peregrynacje, wojaże, turystyka, Warszawa 2001, s. 138.
14
L. P o d h o r o d e c k i , op. cit., s. 15.
J. S o b i e s k i , Peregrynacja po Europie (1607-1613); Droga do Baden (1638), oprac. J. D ł u g o s z , Wrocław
15

2005, s. 5.
K. K r u p i ń s k i , Przodkowie Jana III Sobieskiego, „Mówią Wieki”, R.19: 1976, s. 15.
16
17
J. S o b i e s k i , Peregrynacja po Europie…, s. 3.

88
głównie opiniami zasłyszanymi na miejscu18. Dużo uwagi poświęcił opisowi przebywających
na dworze królewskim polityków rodzimych i dyplomatów zagranicznych. Autor w ciekawy i
szczegółowy sposób oddał wydarzenia związane z zamachem na Henryka IV z maja 1610 r.
Przyczynkiem do rozważań nad tym zagadnieniem stała się przeprowadzona dzień przed
zamachem koronacja Marii Medycejskiej. Autor zrelacjonował przebieg uroczystości
koronacyjnych, opartych na obowiązujących konwenansach, ale też podkreślił wynikające z
koronacji konsekwencje prawne, dzięki czemu odwołał się do dwóch sfer: obyczajowości i
prawa francuskiego19. Sobieski szczegółowo odtworzył przebieg zamachu dokonanego przez
Francoisa de Ravaillac, a także wydarzeń będących jego konsekwencją – początek rządów
nowego monarchy, proces i egzekucję zabójcy królewskiego, pogrzeb zamordowanego
władcy. Uroczystości żałobne wzbudziły w podróżniku zdziwienie, czego wyrazem było
podkreślenie ich odmienności w stosunku do ceremonii rodzimych : Ciało królewskie w jednej
sali leżało (…) a nad nim pod baldachimem siedziała statua woskowa nieboszczyka króla (…) Przed nią
stół, który stół przykrywano i półmiski stawiano na obiad. Krajczy stał służąc, talerze kładł przed oną
statuę (…). Podczaszy także pić dawał (…) zrazu nam cudzoziemcom rzecz byłą śmieszną i zdało się, że
to coś poszło na ceremonije pogańskie albo zabobony ruskie, schizmatyczne (…) nam powiedziano, że od
kilkuset lat taka ceremoniją czynić z królewskimi ciałami jest to nieprzerwany zwyczaj we Francyjej20.
W Paryżu Sobieski był zatem świadkiem niecodziennych i nietuzinkowych wydarzeń, które
umożliwiły mu obserwację i analizę środowiska dworskiego nie tylko pod kątem politycznym,
ale też obyczajowym. Pozwoliło mu to po latach wydać dość jednoznaczny osąd o
Francuzach: Boć to naród lekki, niestateczny, (…) gadatliwy nazbyt (…) do tego nie trudno u nich w
jednej minucie godziny i o łaskę i o gniew, najmniejszą rzeczą urażą się (...) zaraz za to umierać chcą i
pojedynkować21. W swojej relacji młody szlachcic poddał wnikliwej obserwacji także sferę
religijną mieszkańców Paryża, poświęcając dużo miejsca opisowi rytuałów i ceremoniałów
sakralnych. Autor „Peregrynacji” zwrócił uwagę, że specyfiką państwa francuskiego była
sakralizacja monarchy, który w powszechnym przekonaniu posiadał łaskę uzdrawiania nadaną
mu przez Boga: jest też dana i ta łaska królom francuskim, że leczą wszyscy jedną chorobę rękami swymi,
którą zowią struma, to jest bule w garłach srogie (…) i jako się jeno ich dotykają królowie francuscy, prędko
potem, a niektóre i zaraz leczą się22. Co ciekawe, takie „akcje uzdrowicielskie” na masową skalę
odbywały się kilka razy w roku, a król odpowiednio przygotowany pod względem duchowym,
dokonywał cudownego uzdrowienia za pomocą dotyku przy wypowiedzeniu formuły: Król się
ciebie dotyka, Bóg cię leczy23.
W opinii badacza silne zakorzenienie tradycji chrześcijańskiej w społeczeństwie francuskim
było dostrzegalne w samej przestrzeni miejskiej, gdzie często dominantę stanowiły budowle
sakralne. Opisując Paryż Sobieski stwierdza: Kościołów jest z kilkaset – najmniej (…) klasztory i

18
Wskazywałyby na to częste powtarzanie fraz ze słowem „podobno” np. podobno przebiegły, bo chciał
ze wszystkiego świata szydzić, persequebatur go podobno vitium senectutis avaritia w zbieraniu pieniędzy (prześladowała go
podobno wada starości – chciwość). J. S o b i e s k i , Peregrynacja po Europie…, s. 5.
19
Koronacja Marii Medycejskiej wynikała z przygotowań króla do wyprawy wojennej. Henryk IV podjął tę
decyzję w obawie, że Maria jako królowa nie koronowana nie będzie dopuszczona do regencji w przypadku jego
śmierci, na którą był narażony w trakcie działań wojennych. Paradoksalnie, następnego dnia padł ofiarą zamachu.
J. S o b i e s k i , Peregrynacja po Euroie…, s. 41-42.
20
Ibidem, s.52.
J. S o b i e s k i , Instrukcja synom moim do Paryża, [w:] Pisma do wieku i spraw Jana Sobieskiego, wyd. F. Kulczycki,
21

Kraków 1880, T.1, cz.1, s. 30-31.


J. S o b i e s k i , Peregrynacja po Europie…, s. 67-68.
22
23
Ibidem, s. 68.

89
zakony rozmaite, opactwa. Kościół najprzedniejszy w Paryżu jest Najśw. Panny, a oni go zowią Notre
Dame, kościół wielki, urobiony sectio lapide [z ciosowego kamienia]24. Antoni Mączak zwrócił uwagę,
jak często przy opisie Prowansji autor relacji posługuje się określeniami typu „miejsc świętych
siła”, „wiele ciał świętych i relikwii”, tym samym podkreślając obecność sfery sacrum w życiu
mieszkańców25. Nawiasem mówiąc, Sobieski w sposób niemal identyczny analizuje
odwiedzane miejsca pod względem obiektów architektonicznych znajdujących się w ich
obrębie. Dzięki temu Peregrynacja nabiera cech przewodnika turystycznego, promującego
miejsca w opinii autora ciekawe, atrakcyjne i warte odwiedzenia.
Co prawda trasa podróży Sobieskiego była ustalona, jednak niektóre jej epizody miały
charakter spontaniczny. Podróż do Anglii w 1609 r. była na przykład efektem zaproszenia ze
strony marszałka Myszkowskiego, a późniejsza eskapada do Niderlandów prawdopodobnie
stanowiła indywidualną inicjatywę Jakuba26.
W Londynie pod opieką Zygmunta Myszkowskiego, Jakub Sobieski odwiedził
najważniejsze zakątki stolicy – Westminster, Katedrę św. Pawła, a także ogród zoologiczny,
który opisał słowami: Było na ten czas w Londynie dziewięć lwów i dwa tygrysy 27. Nie omieszkał
również zamieścić kilku zdań o ówcześnie panującym Jakubie I, którego w subiektywnym
osądzie miał za pana dosyć łaskawego, ludzkiego i szczerego 28. Zdanie to ukuł na bazie porównania
króla z jego poprzedniczką Elżbietą29. Przedmiotem szczególnego zainteresowania młodego
peregrynanta stał się również angielski system parlamentarny, zasadniczo różniący się od tego,
z którym w późniejszym czasie miał się samodzielnie zetknąć. Poznanie go było dla niego
możliwe m. in. dzięki licznym spotkaniom z ważnymi osobistościami, jak i samym Jakubem I
Stuartem30. Prócz stolicy podróżnik miał okazję odwiedzić także port Calais, jak również
miasto Dover31. Jak wskazuje M. Lepecki, z relacji wynika, że kraj ten nie zrobił na młodym
podróżniku wielkiego wrażenia32
Z Anglii Sobieski udał się bezpośrednio do Niderlandów, gdzie również udało mu się
poznać kilka ważnych postaci jak np. Maurycy Orański. Da się dostrzec pewnego rodzaju
fascynację Sobieskiego jego postacią, która wyrażona została w opisie jego rozmowy
z przywódcą Północy: Gdym go nawiedzał, przyjął mię bardzo ludzko (…) o oblężeniu Smoleńska
rozmawiał siła ze mną (…) Mówił i szeroko ze mną de statu Rzeczy Pospolitej naszej, smakując
i pochwalając nam wolność naszą. Francuskim językiem mówił ze mną, którym mówił jako urodzony
Francuz33.
Sobieski poruszył także sferę religijną prowincji niderlandzkiej, akcentując jej przywiązanie
do protestantyzmu – wiary u nich nie dopuszcza się inakszej, tylko kalwińskiej, której tam jest gniazdo

24
Ibidem, s. 81.
A. M ą c z a k , Życie codzienne w podróżach po Europie w XVI i XVII wieku, Warszawa 1989, s. 246.
25

J. D ł u g o s z , Jakub Sobieski 1590-1646. Parlamentarzysta, polityk, podróżnik i pamiętnikarz, Wrocław 1989,


26

s. 141.
27
J. S o b i e s k i , Peregrynacja po Europie…, s. 18.
28
Ibidem, s. 15.
29
B. M. P u c h a l s k a , Obraz dworów zachodnioeuropejskich w polskiej literaturze pamiętnikarskiej XVI i XVII wieku,
Białystok 2000, s. 69.
30
J. D ł u g o s z , Jakub Sobieski 1590-1646…, s. 143.
31
Z. T r a w i c k a , Jakub Sobieski 1591-1646…, s. 30.
32
M. L e p e c k i , op. cit., s. 31.
33
J. S o b i e s k i , Peregrynacja po Europie…, s. 29.

90
prawie34. Podczas pobytu w Holandii jednakże miał okazję uczestniczyć w potajemnym
nabożeństwie katolickim, co z pewnością należy zaliczyć do jednego z najbardziej
interesujących epizodów w czasie całej peregrynacji młodego szlachcica: trafiło mi się raz w
Leiden w piwnicy słuchać mszy św. U gospodarza katolika (…) postrzegłszy gospodarz, żeśmy katolicy,
zwierzył się nam, że on jest też katolik ze wszystkim dworem swoim, jeno bardzo potajemny dla persekucyi,
która się dzieje katolikom35.
W lutym 1611 r. Sobieski wyruszył w podróż do Hiszpanii. Zgodnie z przyjętym
schematem opisu odwiedzanych miejsc, krótko scharakteryzował sytuację polityczną kraju.
Król Filip III przedstawił mu się jako pan bardzo bogobojny i Panu Bogu gorąco służący, łaskawy,
czas swój niemal trawiący na nabożeństwie, w myślistwie i przejażdżkach 36. Stąd funkcję zarządcy kraju
w znacznej mierze pełnił ks. de Lerma, którego kariera polityczna podyktowana była wielkim
potencjałem i spowinowaceniem się z najpotężniejszymi ludźmi w Hiszpanii37.
Autor Peregrynacji naturalnie zwrócił także uwagę na religijność mieszkańców Półwyspu
Iberyjskiego, mocno akcentując przywiązanie do obrzędowości i wiary w cudowne
właściwości miejsc i przedmiotów kultu. Pisał np. o nadzwyczajnych atrybutach krucyfiksu z
Burgos: krucyfiks dziwnie nabożny [cudowny], poci się, włosy mu rosną i paznokcie, znać że starej bardzo
roboty. Taka tam jest tradycja o nim, że go św. Nikodym sam urobić miał38 albo przytoczył opowieść o
francuskim chłopcu, który podczas pielgrzymki do grobu św. Jakuba w Santo Dimongo de la
Calzada został niesłusznie oskarżony o kradzież i uchroniony przed karą śmierci dzięki
protekcji apostoła 39. Oznaką silnego zakorzenienia wiary katolickiej wśród Hiszpanów,
podobnie jak u Francuzów, były także często wypełniające architekturę miast kościoły i
klasztory. Będąc w Królestwie Kordoby, podróżnik zwrócił uwagę także na elementy
przestrzenne nawiązujące do historii miasta. Wyróżnił mianowicie kościół, który w czasach
mauretańskich pełnił funkcję arabskiego meczetu, a następnie został przemianowany na
katedrę.
Odwiedzając Półwysep Iberyjski, nie sposób pominąć monumentalnego zespołu
pałacowo-klasztornego w Eskorialu. Został on ufundowany przez Filipa II jako wotum
dziękczynne za zwycięstwo nad Francuzami pod Saint Quentin w 1557 r. Sobieski pokrótce
opisał układ przestrzenny budynku, natomiast w wyczerpujący sposób przeanalizował zasoby
biblioteki klasztornej, zamieszczając w swojej relacji coś na kształt przedmiotowego katalogu
zgromadzonych dzieł40. Zainteresowanie autora wzbudziły także rozmiar i dekoracje sali, co
w opinii Bernadetty Marii Puchalskiej odbiegało od przyjętego opisu bibliotek w relacjach
XVI-wiecznych41. W Eskorialu szlachcic odwiedził również mauzolea dwóch
najpotężniejszych władców nowożytnej Hiszpanii – Karola V i Filipa II. Pomijając
przytoczenie nagrobnych epitafiów obu monarchów, odstąpił jednakże od dokładniejszego
opisu tych komponentów.

34
Ibidem, s. 30.
35
Ibidem, s. 30.
36
Ibidem, s. 88.
37
Ibidem, s. 111.
38
Ibidem, s. 96.
39
Ibidem, s. 94-96.
40
Ibidem, s. 121-123.
41
B. M. P u c h a l s k a , op. cit., s. 58.

91
Sobieski przebywał w Hiszpanii około miesiąca, po czym skierował się przez Francję do
Włoch, które określił jako kompendium wszystkiego chrześcijaństwa42. Określenie to jest jak
najbardziej zrozumiałe, zważając na liczbę miejsc kojarzonych z religią chrześcijańską,
np. Siena, z której pochodzili: św. Katarzyna i św. Bernardyn, Arezzo, gdzie św. Franciszek
wygłaszał kazania czy naturalnie Rzym, będący kluczowym miejscem świata katolickiego. W
czasie pobytu Sobieskiego we Włoszech na tronie papieskim zasiadał Paweł V, októrym
autor Peregrynacji napisał: był in christianitate [w chrześcijaństwie] jako ociec, za fakcjami nie idąc,
wszystkim się narodom chciał akomodować benignitate et commoditate sua [łaskawością i łagodnością
swoją]43. Sobieski opisał sposób funkcjonowania państwa papieskiego, przypisując
poszczególnym kardynałom i osobom świeckim właściwe role, np. dowództwo nad
kościelnymi siłami zbrojnymi.
Pobyt Sobieskiego w Rzymie przypadł na okres Bożego Narodzenia. Udział młodzieńca w
nabożeństwach świątecznych stał się impulsem do opisu zwyczajów i obrzędów liturgicznych
specyficznych dla danej uroczystości kościelnej. Tradycją było np. rozsyłanie na dwory
monarchów europejskich róż bądź innych kwiatów poświęconych przez papieża w tzw.
Śródpostną Niedzielę44 czy rozdawanie posagów pannom-sierotom w święto Zwiastowania
Najświętszej Maryi Panny45. Podobnie osobliwy charakter miały obrzędy Wielkiego Tygodnia.
W Wielki Czwartek odbywały się procesje, podczas których dochodziło do samobiczowań.
Sobieski zwrócił uwagę, że mają Włoszy (…) osobny zwyczaj od naszych krajów, albowiem się srodze
siekają i katują, a nawet i najmują na dyscypliny [biczowanie], którzy ex professo to czynią, że się srodze
sieką, aż krew po ulicach pluszczy46. Co roku ceremonialnie obchodzono uroczystość Apostołów
Piotra i Pawła, podczas której poseł hiszpański w imieniu swojego króla składał papieżowi
hołd lenny, tym samym podkreślając priorytetowe miejsce papieża w kręgu chrześcijańskim.
Sobieski bardzo mile wspominał swój roczny pobyt w Rzymie, urzeczony sakralnym
charakterem miasta: jest miejsc świętych tyle, tak sił relikwij i ciał świętych. Są criptae, a po naszemu
pieczary (…) po tych pieczarach, kędy więc chrześcijanie mieszkali za czasu persekucyjej [prześladowań] za
Kościół Boży, pełno po dziś dzień ciał i kości świętych męczenników47.
Włochy stanowiły w istocie ostatni etap podróży młodego szlachcica. W czerwcu
1612 roku udał się w drogę powrotną do Polski, przerwaną krótkim pobytem w Wiedniu.
Zwięźle opisał architekturę miasta, w nieco większym stopniu skupił się natomiast
na przedstawieniu dworu panującego wówczas Macieja I. Z Wiednia Sobieski udał się
do Krakowa, gdzie dotarł w marcu 1613 roku.
Po zakończeniu podróży Jakub, podobnie jak inni jego rówieśnicy pochodzący
ze znaczących rodów Rzeczpospolitej, został wysłany do Warszawy, gdzie został jednym
z królewskich dworzan48. Doświadczenia zdobyte podczas podróży zapewne stanowiły
solidną podstawę do rozpoczęcia budowania kariery na rodzimej scenie politycznej,
gdzie Jakub Sobieski wsławił się jako aktywny parlamentarzysta.

J. S o b i e s k i , Peregrynacja po Europie…, s. 141.


42
43
Ibidem. s. 166.
Była to czwarta niedziela Wielkiego Postu. Ibidem, s. 174.
44
45
Ibidem, s. 175.
46
Ibidem, s. 176.
47
Ibidem, s. 184.
48
Ibidem, s. 19.

92
Ciekawym przejawem doświadczeń zdobytych przez Jakuba Sobieskiego starszego podczas
podróży była jego instrukcja dla synów: Jana i Marka49. Wydał ją tuż przed wysłaniem ich za
granicę na peregrynację podobną do tej, którą sam odbył. Nakazywał im w niej chociażby
notowanie wszelkich wydarzeń, w których mieli wziąć udział. Wytyczył im swoisty schemat
opisu, którego sam się trzymał w swoich notatkach: będziecie sobie notować królów monarchów i
książąt udzielnych (…) także status każdego dworu, kiedy przez miasta wielkie pojedziecie, wypytacie się
czyje miasto (…), co za praesidia na nim50. Działanie to miało zapewne pobudzić w młodzieńcach
zmysł obserwatorski, a także przyczynić się do kontynuowania tradycji piśmienniczej, którą
zapoczątkował ojciec51.
Peregrynacja po Europie Jakuba Sobieskiego stanowi swoiste kompendium wiedzy o krajach
Europy zachodniej początków XVII stulecia. Autor opisuje odwiedzane miejsca w sposób
syntetyczny, niejednokrotnie powtarzając schemat obejmujący: sylwetkę panującego
monarchy i prowadzoną przez niego politykę, opis dworu królewskiego, charakterystykę
narodu ze szczególnym uwzględnieniem sfery religijnej oraz detaliczne zobrazowanie
architektury miasta. Znaczącą cechą relacji jest częste przywoływanie ciekawostek, zwłaszcza
w odniesieniu do panujących władców, co pozwala na ukazanie ich w wymiarze
pozapolitycznym52, przez co uatrakcyjnia opis. W relacji można zaobserwować także, że autor
niekiedy dokonuje konfrontacji zasłyszanych informacji z rzeczywistością, której stał się
naocznym świadkiem. Gwarancją rzetelności przekazywanych wiadomości mają być
sformułowania, w których autor potwierdza ich autentyczność własnym autorytetem: „ja sam
widziałem”, zamiast „jak mówią”. Dodatkowym atutem zaprezentowanego źródła jest fakt,
że jak sam autor wskazuje w zakończeniu – zostało ono wzbogacone i poprawione po blisko
30 latach od odbycia podróży 53. Analiza po tak długim czasie mogła z jednej strony zatrzeć
wiele szczegółów odbytych wojaży, z drugiej jednak zapewne dodała świeżego spojrzenia na
zebrany materiał i przyczyniła się do poddania go dogłębniejszej krytyce.

49
J. S o b i e s k i , Instrukcja synom moim…, s. 29-37.
50
Ibidem, s. 30.
51
L. K u b a l a , Droga króla Władysława IV do Baden i kongres w Niklosburgu opisany przez Jakuba Sobieskiego,
„Przewodnik Naukowy i Literacki” (1878), s. 49.
52
Przykładem może być charakterystyka Jakuba I Stuarta – Sobieski pisze: lubo była jakaś i o nim opinia, że miał
być do naszej wiary przychylny, a to z tego podobno ludzie konienkturowali, że się w naszych obrazach kochał. Jakoż i ja sam
widziałem w pokojach jego malowaną Najświętszą Pannę i św. Jana Krzciciela. J. S o b i e s k i , Peregrynacja po Europie…, s.
15-16.
Sobieski ponadto zmuszony był tłumaczyć swoje notatki, które powstały w obcych językach na język
53

ojczysty. A. S a j k o w s k i , op. cit., s. 4.

93
Armina Muszyńska
Pracownia Rewitalizacji Miast, Instytut Geografii Miast i Turyzmu, Uniwersytet Łódzki

PODRÓŻE W ŻYCIU I TWÓRCZOŚCI POSTIMPRESJONISTÓW

Wprowadzenie
Natchnienie w sztuce czerpane jest z niezliczonych źródeł, spośród
których niewyczerpanym zdają się być podróże. Mają zarówno wymiar pragmatyczny – służąc
celom edukacyjnym i warsztatowym, jak i inspiracyjny – pozwalają na odkrycia, powroty,
transfer wzorców. Za przykład posłużyć mogą czytelne analogie sztuk epok paralelnych bądź
konsekutywnych: między malarstwem starożytnej Mezopotamii a starożytnego Egiptu,
między rzeźbą starożytnego Egiptu a okresu archaicznego starożytnej Grecji. Podróż
Albrechta Dürera z rodzinnej Norymbergi do Wenecji w latach 1494-1495 zaowocowała
zwróceniem się ku humanizmowi, a w konsekwencji pierwszymi aktami naturalnej wielkości
na północ od Alp (Adam i Ewa – rycina z 1504 r. oraz tablice olejne o tym samym tytule
z 1507 r.)1, zaś wykonywane w drodze szkice akwarelowe stanowią nie tylko dziennik
umożliwiający odtworzenie trasy, którą przebył artysta, lecz przede wszystkim istotny etap
w rozwoju malarstwa pejzażowego2. Rozwój twórczości Diego Velázqueza znamionują
wyprawy do Italii, dzięki którym, w bodegones3, artysta spoił fascynującą go tematykę
malarstwa holenderskiego z bogatą kolorystyką zaczerpniętą od mistrzów włoskich.
Oblicza sztuki zmieniały nie tylko podróże samych twórców, lecz także lingwistów,
archeologów i historyków – tak dyplomowanych, jak i pałających zapałem naturszczyków,
którzy odkrywali i propagowali zapomniane kultury. Dość wspomnieć o niemieckim amatorze
Heinrichu Schliemannie, który odkopał Troję (1871-1873, 1878-1879 i 1882 r.)
oraz prowadził wykopaliska w Mykenach, gdzie natrafił m.in. na grób i Maskę Agamemnona.
Poznanie sztuki starożytnego Egiptu związane jest z kampanią Napoleona (1789-1801),
któremu towarzyszył zespół badaczy, w tym dokumentujący wyprawę rysunkami Dominique
Vivant Denon. Te i inne działania podjęte w XIX w. przyczyniły się do szerzenia wiedzy
o kulturach starożytnych, wcześniejsze – jak odkopywanie od 1738 r. spod błota
wulkanicznego Herkulanum, zaś od 1748 r. Pompejów zasypanych popiołem wulkanicznym,
zmieniły oblicze sztuki końca XVIII w. i początku XIX w. Spontaniczne i bezplanowe prace
w miastach zniszczonych przez Wezuwiusz w 79 r. n.e., owiane były tajemnicą,
do której nie mieli dostępu cudzoziemcy, co tym bardziej rozbudzało ich ciekawość4. Johann
Joachim Winckelmann, niemiecki historyk sztuki, nie bacząc na niekorzystne dla niego
okoliczności, odbywał podróże w okolice Neapolu, których zwieńczeniem były prace
poświęcone sztuce starożytnej. Jego dzieła, w tym Myśli o naśladowaniu greckich rzeźb i malowideł
z 1755 r., skłaniały współczesnych mu ku greckiemu ideałowi piękna i stanowiły teoretyczne
podłoże klasycyzmu5.

1 Leksykon malarstwa od A do Z – od początków do współczesności, Warszawa 1992, s. 188.


2 M. H o l l i n g s w o r t h, Sztuka w dziejach człowieka, Wrocław 1992, s. 352.
3 Bodegon – popularny w baroku typ martwej natury, niekiedy łączonej ze sceną rodzajową, przedstawiający
wiktuały w spiżarniach, tawernach, kramach, kuchniach itp.
4 Historie odkryć kultur starożytnych (Mezopotamii, Egiptu, Grecji i Ameryki Łacińskiej) poznać można dzięki

lekturze: C. W. C e r a n , Bogowie, groby i uczeni, Warszawa 1987.


5 A. M é r o t (red.), Historia sztuki 1000-2000, Warszawa 1998, s. 293.

95
Przytoczone przykłady są świadectwem siły oddziaływania podróży na kształtowanie się
zainteresowań i stylu artystów, których osobowość emanowała w konsekwencji na uczniów
i następców. Wyprawy podejmowano w celu kształcenia, poznania i adaptacji rozwiązań
technicznych, stylistycznych, poszerzenia kręgu tematycznego. W dziejach historii sztuki
znane są jednakże indywidua oraz grupy hermetyczne, zamknięte na wpływy zewnętrzne.
Działalność ich nasiliła się od połowy XIX w., kiedy artyści tworzyli w opozycji
do narzucanego im porządku, poszukując nowego ładu, próbując odnaleźć swoiste środki
wyrazu. Podróże w życiu malarzy zyskały wówczas inny wymiar – stanowiły odejście
od na poły epigońskiej nauki, zaczęły sprzyjać rozwojowi osobowości i partykularyzmowi.
Egzemplifikacji tej tezy posłuży casus francuskich postimpresjonistów.

Postimpresjonizm – kontrowersje terminologiczne


Pojęcie postimpresjonizm, choć etymologicznie banalne do wyjaśnienia
(dosł. to, co nastało po impresjonizmie), jest terminem nieprecyzyjnym, określającym szereg
różnorodnych zjawisk w sztuce, głównie francuskiej, końca XIX w. Nazwę tę rozpropagował
w 1910 r. Roger Fry organizując wystawę Manet i postimpresjoniści w galerii Grafton
w Londynie6. Powszechnie uznane są cezury roku 1886 – ostatniej wystawy impresjonistów,
jako momentu inicjującego nowy nurt w sztuce oraz 1905 r., kiedy miała miejsce pierwsza
wystawa fowistów, symbolicznie kończąca działalność postimpresjonistów. Przyjęte granice
czasowe są umowne i nie odzwierciedlają złożoności ówczesnych, rozwijających się
równolegle, nurtów. Impresjoniści byli nadal aktywni, pozostając wiernymi wypracowanym
przez siebie zasadom aż po kres życia (Edgar Degas zmarł w 1917 r., Pierre-Auguste Renoir –
w 1919 r., Claude Monet – w 1926 r.). Z drugiej strony, w 1905 r., uważanym za rok
wieńczący okres postimpresjonizmu, większość jego czołowych przedstawicieli już nie żyła
(Vincent Willem van Gogh popełnił samobójstwo w 1890 r., Henri de Toulouse-Lautrec
odszedł w 1901 r., Paul Gauguin – w 1903 r.).
Problem kategoryzowania dotyczy nie tylko ram czasowych postimpresjonizmu, lecz także
wyróżników twórczości, które w większym stopniu cechują samych jego przedstawicieli
niż kierunek. Postimpresjonizm wywodzi się z impresjonizmu (Cézanne i Gauguin
uczestniczyli w wystawach impresjonistów), z którym łączy go manifestacja w malarstwie,
jednakże przeciwstawia się mu dążąc do uniezależnienia dzieła od naśladownictwa natury,
przedkłada autonomiczność nad kategorią mimesis. Gauguin pisał w 1888 r.: „odsunę się
możliwie jak najdalej od wszystkiego, co stwarza iluzję rzeczy, a ponieważ cień stwarza iluzję
słońca, doszedłem do wniosku, że trzeba go usunąć” 7. Artyści zaczęli wyrażać swoje
koncepcje intelektualne przy jednoczesnym oddaniu emocji, które towarzyszyły im podczas
pracy nad płótnem i które, w zamierzeniu, odczuwać mieli również odbiorcy. Cele te osiągane
były dzięki rygorowi środków formalnych: przywrócono znaczenie linii i brył,
które odkreślano konturem, zaś inspiracja drzeworytami japońskimi zaowocowała rezygnacją
z tradycyjnej perspektywy i modelunku światłocieniowego. Przestrzeń różnicowana była
za pomocą koloru, niekiedy barw abstrakcyjnych, bądź cloisonizmu8. Swobodę poszukiwań

6 M. H o l l i n g s w o r t h, op.cit., s. 429.
7 Z listu Gauguina z Arles do Emila Bernarda, listopad 1888, [w:] E. G r a b s k a, H. M o r a w s k a, Artyści o
sztuce – od van Gogha do Picassa, Warszawa 1977, s. 29.
8 Słownik terminów artystycznych i architektonicznych, Historia sztuki, tom 19, Biblioteka Gazety Wyborczej,

Warszawa 2011, s. 327.

96
twórczych uzyskano dzięki neutralnej tematyce (martwa natura, pejzaże, portrety) 9
oraz odejściu od religijnych konwenansów. Zabiegi te sprawiły, iż w płótnach
postimpresjonistów widoczny jest dualizm świata – fizyczność i psychiczność, materializm
i duchowość – sprowadzany do jedności10. Przedmioty zdają się przemawiać, wyrażać emocje
przez natężenie barw, postaci ludzkie tymczasem sprowadzone są do prostych brył, figur,
niewyróżniających się rzeczy. Interpretacja tak powstałych dzieł nie może więc opierać się
jedynie na poznaniu wzrokowym, wymaga koherencji zmysłu i intuicji, które pozwolą
odbiorcy na udanie się w świat materii i uczuć towarzyszących artystom.
Wybitni postimpresjoniści, jak Vincent van Gogh, Paul Gauguin, Paul Cézanne, czy Henri
de Toulouse-Lautrec, poszukiwali otoczenia, które odpowiadałoby ich temperamentowi 11,
traktowali podróż jako drogę do odnalezienia właściwych sobie środków wyrazu. Ich ścieżki
były równie odmienne, jak osobowości – wiodły przez rozwiązłość paryskich kabaretów,
sielankę francuskiej prowincji, po tahitańską egzotykę, mając jeden wspólny mianownik –
dzieła malarskie, które stanowią dziennik podróży rzeczywistej i introspektywnej.

Paul Gauguin (1848-1903) – w kręgu prowincji i egzotyki


Losy Paula Gauguina, w przeciwieństwie do jego konsekwentnie rozwijanego stylu, pełne
są niespodziewanych zwrotów. „Moje życie było zawsze pełne ruchu i niepewności” napisał
w 1903 r. w Avant et après12. Zarówno w życiu osobistym, jak i w twórczości, dążył
do swobody, uciekał przed okowami wysublimowanej paryskiej kultury. Wolność upatrywał
w szczerej, nieskrępowanej duchowości, egzystencji w zgodzie z naturą, które odnaleźć umiał
na prowincji. Podróże były nieodłącznym elementem jego życia, dzięki któremu poznał
Europę, Amerykę Południową oraz Oceanię.
Artysta urodził się 7 czerwca 1848 r. w Paryżu, jednak już w 1849 r. jego rodzice podjęli
decyzję o wyjeździe do Peru. Do Francji powrócił w 1854 r. – początkowo do Orleanu,
by w 1861 r. przenieść się do Paryża. Pierwsze wyprawy Gauguina naznaczone były licznymi
trudnościami – pobyt w Limie, w ojczyźnie matki, był w istotnie emigracją polityczną
w obawie przed prześladowaniami, naznaczoną tragedią, jaka była niespodziewana śmierć
ojca. Początkowe lata we Francji to kłopoty z adaptacją, problemy w szkole, które wynikały
ze słabej znajomości języka francuskiego. Podróżowanie, szczególnie w międzynarodowym
towarzystwie, sprzyjało niwelowaniu tych niedogodności. Prawdopodobnie dlatego w 1856 r.
Gauguin zaciągnął się jako marynarz na statek Luzitano. Wrodzona pracowitość
i konsekwencja w działaniu sprawiły, iż już w 1866 r. pełnił funkcję drugiego oficera na statku
Chilli, a rok później opłynął kulę ziemską. Podczas rejsu dookoła świata, w Indiach,
dowiedział się o śmierci matki, która powierzyła opiekę nad dziećmi Gustavowi Arosie –
finansiście i kolekcjonerowi sztuki współczesnej. Gauguin pozostawał wciąż na wodzie –
odbył służbę wojskową na statku Jêrome Napoléon, brał udział w bitwie morskiej na Morzu
Północnym w wojnie francusko-pruskiej. Dopiero w 1871 r., po zwolnieniu ze służby
wojskowej, w jego życie aktywnie wkroczył Arosa, który ułatwił mu zdobycie posady
w paryskim kantorze. Lata 70. XIX w. to okres passy oraz stabilizacji zawodowej i osobistej.
W 1873 r. poślubił Dunkę, Mette Gad, z którą miał pięcioro dzieci. W tym samym roku
zaczął odkrywać w sobie nową pasję, która kształtowała go i kierowała nim w równym

9 W. J u s z c z a k, Postimpresjoniści, Warszawa 1985, s. 18.


10 Ibidem, s. 18.
11 M. H o l l i n g s w o r t h, op.cit., s. 429.
12 A. M. D a m i g e l l a, Gauguin – życie i twórczość, Warszawa 1997, s. 9.

97
stopniu, co podróże. W wieku 25 lat zaczął rysować i malować – początkowo pod amatorską
opieką córki Arosy. Powodzenie w malarstwie osiągał tak szybko, jak bankowości – już
w 1876 r. wystawił na Salonie pejzaż, w latach 1879-1882 brał udział w czterech wystawach
impresjonistów. Dzięki Arosie poznał m.in. Pissarra, opiekun wspierał go także w zakupie
nowoczesnych płócien. Pasmo sukcesów trwało zaledwie dziesięć lat – w 1883 r., po krachu
na giełdzie, stracił pracę i zdecydował się poświęcić wyłącznie działalności twórczej,
rezygnując z – jak sam uważał – skorumpowanego życia w wielkim mieście. Rozpoczął się
wówczas kolejny etap jego pełnej napięć wędrówki. Przeniósł się do Rouen (1884 r.),
następnie do Kopenhagi, gdzie podjął nieudaną próbę ratowania małżeństwa. W 1885 r.
pozostawił rodzinę w Danii i udał się do Dieppe w Normandii, a następnie do Paryża.
Symboliczny w jego biografii jest rok 1886 r., kiedy wziął udział w ósmej, ostatniej wystawie
impresjonistów oraz dołączył do szkoły z Pont-Aven, gdzie tworzyli m.in. Władysław
Ślewiński, Charles Laval, czy Émile Bernard. Nastąpiło wówczas gwałtowne zerwanie
z środowiskiem paryskim, któremu towarzyszyło poszukiwanie spokoju i nowych inspiracji,
nieustanne podróże w celu ucieczki od cywilizacji, próba odnalezienia pierwotności,
oderwania się od konwencji.
Gauguin powracał do Bretanii wielokrotnie w latach 1886-1890, przebywając w Pont-Aven
bądź w La Pouldu13. Choć nie był założycielem szkoły, stał się jej nieoficjalnym mentorem,
kształtującym tak innych, jak i siebie, tworząc przełomowe w swojej karierze malarskiej
dzieła. Bretońskie krajobrazy, prostota oraz szczerość tuziemców biją z powstałych wówczas
obrazów, w tym z najdoskonalszego – Wizji po kazaniu (1888 r.). Przejrzystość kompozycji,
eliminowanie szczegółów, odejście od perspektywy renesansowej sprawiają, iż wzrok
oglądającego, skoncentrowanego na modlących się Bretonkach, podąża za ich pełnym
dostojeństwa i powagi gestem, kierując się w stronę wyimaginowanej sceny walki Jakuba
z aniołem – wyobrażeniu pobożnych kobiet, której nierealność uwypuklona została
nieproporcjonalnością14. Postaci – realne i fantastyczne – ukazane zostały płasko. Gauguin
zastosował zasadę syntetycznego ukazywania trójwymiarowego świata na płaszczyźnie
w dwóch wymiarach. Wyraźne kontury, niczym z gotyckich witraży lub drzeworytów
japońskich, obwodzą plamy barwne, których kolorystyka służy wydobyciu ekspresji
i emocjonalności.
W latach 80. XIX w., oprócz prowincji francuskiej, Gauguina fascynować zaczęła
egzotyka. Pierwsza wyprawa na Martynikę, wraz z Lavalem, okazała się niepowodzeniem.
Ciężka praca (m.in. przy budowie Kanału Panamskiego) oraz choroba skłoniły artystów do
powrotu do Francji. Na Martynice i w Pont-Aven, a także przez krótki okres spędzony z van
Goghiem w Arles, Gauguin odnalazł nieskrępowany cywilizacją krajobraz oraz prawdziwość
ludzi, z których emanowała głęboka wiara. I jak kazanie służy egzemplifikacji poprzez
przenośnię, tak i malarstwo Gauguina odeszło od weredyczności, zaczęło sugerować.
Rozwinięcie idei zapoczątkowanych w latach 80. XIX w., miało miejsce z daleka
od miejsca, w którym się narodziły. W 1891 r., po lukratywnej sprzedaży swoich obrazów,
Gauguin opuścił Francję, by udać się na wyspy Oceanii, gdzie pozostał aż do śmierci
w 1903 r., wracając do ojczyzny zaledwie na okres dwóch lat. Jak sam twierdził, szukał
entuzjazmu w dziczy i samotności 15. Feeryczne krajobrazy, zmysłowe kobiety, koloryt
pacyficznych wysp zaczęły promieniować z powstających w latach 90. XIX w. obrazów.

13 A. M. D a m i g e l l a, op. cit., s. 34.


14 W. J u s z c z a k, op. cit., s. 63.
15 Z listu Gauguina do żony, Tahiti, 8 grudnia 1892 r., [w:] E. G r a b s k a, H. M o r a w s k a, op. cit., s. 32.

98
Egzotyka krajobrazów oraz oryginalna uroda tuziemców są równie tajemnicze, co tytuły:
Manao tupapau – Duch śmierci czuwa to akt kobiecy z 1892 r. Gauguin przedstawił młodą
dziewczynę w pozie, która w Europie mogłaby zostać uznana za nieprzyzwoitą, w ułożeniu,
w którym, jak podkreślał, wystarczy zmienić drobiazg, by stała się wulgarną. Jego jednak
bardziej fascynowały linie i ruch. Nagość nie jest tu tożsama z erotyzmem, dzieło przepełnia
atmosfera strachu, bezpośrednio wywołanego przez obecność ducha zmarłej, którego uosabia
stara kobieta. Przyczyna grozy leży w folklorze Maorysów, zaś atmosferę tę potęgują środki
wyrazu, w tym ciemna tonacja. Dominuje fiolet, ciemnoniebieski i oranż. Pościel, wykonana
z kory drzew, jest w zgaszonej żółci i zieleni, które sygnalizują istnienie sztucznego światła –
w ten sposób Gauguin uniknął pospolitego efektu lampy. Żółcień spaja oranż z niebieskim,
zamykając kompozycję barwną. Obecność przerażającego ducha sygnalizują wyimaginowane
kwiaty lśniące w ciemności. Kompozycja nie jest więc skomplikowana i taką, w zamierzeniu
Gauguina być powinna, skoro motyw dzieła jest dziki (prymitywny) i dziecinny 16.
Na Tahiti, w latach 1897-1898, powstało monumentalne alegoryczne dzieło,
które Gauguin uznał za najważniejsze w swojej karierze. Skoro, jak pisał Edward Stachura,
„wędrówką życie jest człowieka”, istotnymi są pytania, stanowiące równocześnie tytuł obrazu
Gauguina Skąd przybywamy? Kim jesteśmy? Dokąd idziemy? Dostrzegając ponadczasową wymowę
obrazu, autor świadom było jego niedoskonałości – schorowany, cierpiący na problemy
kardiologiczne i syfilis, Gauguin pośpiesznie zakończył dzieło stanowiące jego requiem,
po czym zażył znaczną dawkę arszeniku. Próba samobójcza była nieudaną, dzięki czemu
w korespondencji mógł tłumaczyć wymowę płótna, którego pole obrazowe to prostokąt
leżący, liczący około 375 cm długości. Gauguin określał ten obraz jako poemat, który czytać
należy od prawej strony do lewej, dostarczający odbiorcy silnych wrażeń, które przysłonić
mogą – zgodnie z wyznawaną przed autora zasadą: „Najpierw wzruszenie!
Potem zrozumienie”17 – jego sens. Refleksja nad życiem człowieka jako drogą, której sprzyja
spokój osiągnięty dzięki stonowanym błękitom tła oraz ciepłym brązom ciał, zawarta jest
w poszczególnych fragmentach dzieła:
a) Skąd przybywamy? – odpowiedzi na to pytanie upatrywać się należy w symbolach
początku: źródle, dziecku oraz codzienności.
b) Kim jesteśmy? – egzystencja, która stanowi przyczynek do rozważań nad jestestwem.
Choć większość postaci ukazanych jest w półakcie, nagość służy ukazaniu niewinności
i bezbronności. W szatach pozostają dwie tajemnicze postaci za drzewem – ciemna
tonacja wydobywa smutek, który towarzyszy refleksji nad cierpieniem spowodowanym
świadomością.
c) Dokąd idziemy? – kres egzystencji wyznacza śmierć personifikowana przez zmarłą
kobietę oraz niepewność, którą wyraża dziwny ptak, służący również porównaniu
stworzenia niższego z bytem myślącym18.
Poszczególne fragmenty poematu ograniczają wyraźnie dwie figury: wyolbrzymiona,
ukazana wbrew perspektywie postać zrywająca owoc, która skupia wokół siebie sceny
przejścia od narodzin do dorosłości oraz posąg bóstwa z wysoko uniesionymi ramionami,
który łączy życie na ziemi z zaświatami. Dzieło jest obrazem życia jako drogi,

16 Na podstawie listu Gauguina do żony, Tahiti, 8 grudnia 1892 r., [w:] E. G r a b s k a, H. M o r a w s k a, op.
cit., s. 32-33.
17 Z listu Gauguina do Charlesa Morice’a, Tahiti, lipiec 1901 r., [w:] E. G r a b s k a, H. M o r a w s k a, op. cit., s.

39.
18 Ibidem, s. 40.

99
na której do pewnej przyszłości prowadzi pełna niespodzianek teraźniejszość. Dla Gauguina
jednym z nieoczekiwanych momentów mogła być burzliwa znajomość z van Goghiem.

Vincent van Gogh (1853-1890) – szaleństwo twórcze


Van Gogh urodził się w Groot-Zundert w Holandii, jako syn pastora. Podobnie jak ojciec
studiował teologię, w konsekwencji czego prowadził działalność misjonarską wśród górników
w Brabancji. Malarstwu poświęcił się w wieku 27 lat. Jego twórczość to zaledwie 10 lat
ciężkiej pracy. Przez pierwsze 6 lat działał w Belgii i Holandii, gdzie nawiązywał do tradycji
realistycznego malarstwa holenderskiego oraz współczesnej mu szkoły holenderskiej,
którą cechuje skłonność do ekspresyjnej deformacji. Jednak właściwy artyście styl,
ukształtował się zaledwie 4 lata przed jego śmiercią, podczas pobytu we Francji, gdzie poznał
impresjonistów, drzeworyt japoński oraz krajobrazy Prowansji. Wyróżnić można 4 etapy jego
twórczości w tym okresie:
1) Pobyt w Paryżu (luty 1886 – luty 1888). – Vincent van Gogh przybył do Paryża w 1886
r., kiedy odbywała się ostatnia wystawa impresjonistów. Wywarła ona wielki wpływ na
niego i jego twórczość. W Polu pszenicy ze skowronkiem czy Le Moulin de la Galette widać
odejście od atmosfery mroku, rozświetlenie palety barw, zasadę czystego koloru,
impresjonistyczną fakturę. Wraz z Berberdem i Gauguinem poszukiwał wyjścia
poza impresjonizm. Wzorce impresjonistyczne łączył z rozwiązaniami, które odnalazł
w drzeworytach japońskich. To one skłoniły go do podróży, do poszukiwania miejsc,
w których krajobrazy byłyby równie inspirujące.
2) Pobyt w Arles (luty 1888 – maj 1889). – W Arles kształtował własną drogę twórczą,
znajdował podnietę w południowym krajobrazie, wyrażał uczucia poprzez kolor,
upraszczał formę, malował z natury. Intrygowały go nie tylko pejzaże (por. Gwiaździsta
noc nad Rodanem), lecz i nieznana mu wcześniej flora (np. Cyprysy). Pracował niezwykle
szybko, o czym świadczy nie tylko liczba powstałych wówczas prac, lecz, przede
wszystkim, ślady pociągnięcia pędzla. Kolor służył do wyrażenia ekspresji.
Wraz z twórczością, rozwijała się choroba psychiczna malarza. Był człowiekiem
neurotycznym, cechującym się egocentryzmem, jednocześnie wykazującym potrzebę
bycia we wspólnocie19. Ubolewał nad brakiem jedności artystów, potępiając krytykę,
wierzył pracę zespołową, tworzenie arcydzieł poprzez dopełnianie geniuszu 20.
Zaproponował współdziałanie Gauguinowi, jednakże po dwóch burzliwych miesiącach
1888 r., Gauguin wyjechał21. Artyści ci, podziwiając swoją twórczość, nigdy nie osiągnęli
porozumienia. Gauguin żalił się w liście do Bernarda, iż jednomyślność z van Goghiem
nie jest mu dana – podziwiali inne autorytety malarskie, mieli odmienne osobowości
artystyczne (van Gogh to romantyk, Gauguin – prymityw), inaczej podchodzili do kwestii
faktury (Gauguin nie popierał praktykowanego przez van Gogha impastu) 22.
3) Pobyt w szpitalu w Saint-Rémy (maj 1889 – maj 1890) – Problemy psychiczne van Gogha
doprowadziły go na skraj załamania nerwowego w grudniu 1888 r., a następnie w maju
1889 r. Wówczas został zamknięty w zakładzie dla umysłowo chorych, gdzie tworzył
dzieła cechujące się gwałtownością, konwulsyjnością podkreślaną nerwowymi

19 M. H o l l i n g s w o r t h, op.cit., s. 430.
20 Z listu do Emila Bernard z Arles, czerwiec 1888 r., [w:] E. G r a b s k a, H. M o r a w s k a, op. cit., s. 17-18.
21 M. H o l l i n g s w o r t h, op.cit., s. 430.
22 Z listu Gauguina do Emila Bernard z Arles, grudzień 1888 r., [w:] E. G r a b s k a, H. M o r a w s k a, op. cit.,

s. 31.

100
pociągnięciami pędzla oraz zestawieniem kolorów (np. Gwiaździsta noc, Irysy, Droga
z cyprysem i gwiazdą).
4) Pobyt w Auvers u dr. Gacheta (maj-lipiec 1890) – Zamieszkanie u opiekującego się
artystą doktora Gacheta, nie zdołało uchronić go przed samobójstwem popełnionym
w lipcu 1889 roku23. W ostatnich obrazach van Gogha wzrasta napięcie sugestywnego
koloru, element ruchu i niepokoju nadają obrazom wyraz dramatyczny 24, co odnaleźć
można w Ratuszu w Auvers, czy Kościele w Auvers.
Nieoceniona jest rola wpływu na twórczość van Gogha sztuki japońskiej, która, jak pisał
sam malarz, jest kluczem do zrozumienia kierunku jakie obrało współczesne mu, jasne
i barwne, malarstwo25. Zaczerpnięta z drzeworytów japońskich, zwanych ukiyo-e, niezwykła
perspektywa, mocny kontur, dekoracyjność, brak światłocienia, spłaszczenie przedmiotów
i postaci, tak typowe dla pędzla van Gogha, są dobitnym świadectwem czerpania inspiracji
z japońszczyzny26. W obrazach van Gogha egzageracja dotyczy także nadmiernego
podkreślania motywu – w tym przypadku poprzez dosłowność, malowanie ukiyo-e
jako sztafażu. Doskonała znajomość i swobodne przetransponowanie ukiyo-e na grunt
europejski miało miejsce mimo faktu, iż malarz nigdy nie odwiedził Japonii, co więcej –
nie odczuwał takiej potrzeby. Pisał z Arles: „… powtarzam sobie stale, że tutaj jestem
w Japonii . I że wobec tego muszę tylko otwierać oczy i malować po prostu to, co robi na
mnie wrażenie”27.
Van Gogh, podobnie jak Gauguin, czuł się dobrze z dala od Paryża. „Wydaje mi się,
że raczej posunąłbym się dalej na Południe, niż bym miał zawracać na Północ. Na to, by
krew moja mogła krążyć normalnie, trzeba mi koniecznie silnych upałów. Tu czuję się o wiele
lepiej niż Paryżu”28. Opisując wyprawę dyliżansem przez Camarque do Saintes-Maries-de-la-
Mer, van Gogh odszukiwał krajobrazu znanego mu z Holandii (równiny), postaci ludzkich
znanych przypominających dziewczęta z twórczości Cimabuego i Giotta. Potrafił wykrzesać
w sobie młodzieńczy, szczery entuzjazm rozkoszując się krajobrazem. Marzył o dalekiej
podróży do Afryki29, tymczasem większość wypraw odbywał w bliskiej sobie okolicy pieszo.
Nie dziwi więc, iż zdecydował się przedstawić najważniejszy atrybut wędrowcy – buty30.
Snując plany o dotarciu do Afryki, van Gogh namalował cztery spośród pięciu par butów
w Paryżu, gdzie większość swojego życia spędził Toulouse-Lautrec.

Henri de Toulouse-Lautrec (1864-1901) – podróż po fin de siècle’u


Henri de Toulouse-Lautrec wyróżniał się na tle pozostałych postimpresjonistów.
Jako jedyny pochodził z rodziny szlacheckiej, jako jedyny swoją działalność ograniczył
do Paryża. W jego ubożejącej rodzinie, aby zachować majątek, często dochodziło

23 M. H o l l i n g s w o r t h, op.cit., s. 430.
24 E. G r a b s k a, H. M o r a w s k a, op. cit., s. 25-26.
25 Z listu do siostry Wilhelminy z Arles, wrzesień 1888 r., [w:] E. G r a b s k a, H. M o r a w s k a, op. cit., s. 14.
26 Terminem „japońszczyzna” van Gogh określał docierające do Europy drzeworyty oraz inne dzieła

japońskie, które zmieniły podejście do sztuki malarskiej twórców europejskich w końcu XIX w.
27 Z listu van Gogha do siostry Wilhelminy, Arles, prawdopodobnie 8 września 1888 r., [w:] E. G r a b s k a,

H. M o r a w s k a, op. cit., s. 14.


28 Ibidem, s. 15.
29 Z listu van Gogha do Emila Bernarda, Arles, druga połowa czerwca 1888 r., [w:] E . G r a b s k a,

H. M o r a w s k a, op. cit., s. 18.


30 Ten rzadki motyw wykorzystała również amerykańska fotograf Shannon Jensen, która utrwaliła obuwie

uchodźców z Sudanu.

101
do małżeństw kazirodczych, których potomkowie cierpieli z powodu defektów genetycznych.
Henri de Toulouse-Lautrec był niskiego wzrostu (ok. 1,5 m), miał nieprawidłowo rozwinięte
kończyny dolne. Fizyczność sprawiała, iż czuł się wykluczony z życia wyższych sfer i zaczął
zabiegać o zrozumienie wśród osób, podobnie jak on, odrzuconych. Sytuacja finansowa
przyczyniła się do tego, iż poszukiwania ograniczyć musiał do najbliższego sobie otoczenia –
paryskiego Montmartre’u31.
Artysta odbył klasyczne szkolenie malarskie u Fernanda Cormona, u którego nauki
pobierali także, związani ze szkołą z Pont-Aven, Anquetin i Bernard. Jak każdego
niepokornego ucznia, bardziej od akademickiego rygoru, interesowało go, to w pracowni
Cormona było zakazane, w tym pozytywnie przyjęty przez Lautreca impresjonizm32. Bazując
na gruntownym przygotowaniu, wypracował własny styl, który, według Juszczaka, cechowała
tematyka i umiejętne łączenie wyrazistych, rażących środków ekspresji z środkami
wprowadzającymi delikatność i łagodność. Przerysowany świat sprawia, iż widza przyciąga
entuzjazm, niekontrolowane emocje, pozorna radość życia, za którą kryje się pustka
podkreślona spłaszczeniem przestrzeni 33.
Dzieła Toulouse-Lautreca są zapisem obyczajowości – sceny rodzajowe i portrety
wkraczają w prywatny, nieoficjalny świat prostytutek, kabareciarzy, tancerek i pieśniarek.
Rzeczywistość została nagięta, sprowadzona do karykatury, która obnaża, lecz nie potępia,
postaci budzą sympatię, czekają na akceptację. Toulouse-Lautrec znał i rozumiał postaci,
które utrwalał w swoich obrazach i litografiach. Osobisty, emocjonalny stosunek
do bohaterów czytelny jest w tym, jak głęboko starał się ukazać dramaturgię postaci.
Ekspresji służy zniekształcenie postaci, przerysowanie gestów, uwypuklanie brzydoty,
czy tego, co nienaturalne w fryzurze czy makijażu34. Cechy te dostrzec można w gwaszu
z 1894 r., gdzie Yvette Guilbert dziękująca za aplauz nakreślona jest kilkoma liniami,
które pozwalają zidentyfikować postać (m.in. dzięki słynnym czarnym rękawiczkom)
oraz uczucie zmęczenia naznaczone wypiekami na policzkach. Tańcząca Jane Avril (olej
na tekturze z 1892 r.) skoncentrowana jest na wykonywanej perfekcyjnie, lecz rutynowo
i ze znużeniem, figurze. W obrazie olejnym W salonie (1895) Lautrec ukazał marazm kryjący
się pod kurtyną blichtru domu publicznego, smutek ironicznie wydobywany ciepłymi,
intensywnymi barwami.
Litografie, pośpiesznie wykonane gwasze, czy bardziej dopracowane dzieła olejne są
obrazem nocnego życia Paryża końca XIX w. Przemawiają prostotą, bezwzględną
dosłownością i intensywną kolorystyką, które przenoszą oglądających dzieła w podróż
w czasie do belle époque, Montmartre’u zgubnej zabawy i rozpusty, od której uciekał
Cézanne.

Paul Cézanne (1839-1906) – „Nic nie jest tak podobne do kiczu jak arcydzieło”35
Paul Cézanne był artystą, którego osobowość związała z dwoma miejscami – Paryżem
i Prowansją, gdzie przyszedł na świat w Aix-en-Provence w 1839 r. Jego ojciec, fabrykant
kapeluszy, którego zaradność w handlu zaowocowała otworzeniem pierwszego banku w Aix,

31 M. H o l l i n g s w o r t h, op.cit., s. 428.
32 W. J u s z c z a k, op. cit., s. 129.
33 Ibidem, s. 142.
34 Ibidem, s. 143.
35 Słowa Gauguina odniesione do twórczości Cézanne’a przywołane przez E. Bernarda [w:] E. G r a b s k a,

Moderniści o sztuce, Warszawa 1971, s. 351-352.

102
pragnął, by dzieci odebrały gruntowne wykształcenie. Posłał syna m.in. do College Bourbon,
gdzie kształcili się potomkowie bogatej burżuazji i gdzie Paul Cézanne poznał Emila Zolę.
Pragmatyzm ojca oraz artystyczna pasja przyjaciela ukształtowały postawę życiową Cézanne’a.
Ten pierwszy marzył o zapewnieniu potomkowi bezpieczeństwa finansowego i szacunku
wśród wyższych sfer, do których zdobył dostęp ogromnym wysiłkiem, dlatego też
zasugerował synowi pojęcie studiów prawniczych w Aix w 1859 r. Emil Zola, oddany swojej
pasji twórczej, skłonił do tego samego młodego Cézanne’a, który ostatecznie zdecydował się
ulec namowom przyjaciela i w 1862 r. przeniósł się za jego radą do Paryża. Jednakże obrazy,
które wówczas tworzył, były konsekwentnie ignorowane, a talent nie dostrzegany.
Nie przyjęto go do Akademii Sztuk Pięknych (1862 r.), nie był wymieniony w katalogu Salonu
Odrzuconych, chociaż na nim wystawiał (1863 r.), na Salon, z kolei, jego obrazy nie były
przyjmowane, a jedyną reakcją jaką wzbudzały była negatywna i obelżywa krytyka.
Doświadczenia te sprawiły, iż nabrał dystansu do ludzi, stawał się coraz mniej towarzyski,
a bardziej zamknięty w sobie. Cézanne stopniowo odsuwał się od wszystkiego, co wiązało go
z Paryżem. W 1870 r. uchylił się od służby wojskowej i wyjechał ze swoją wybranką
do Estaque koło Marsylii, zaś do stolicy powrócił dopiero w 1871 r. W latach 70. XIX w.
bywał wraz z Pissarrem, swoim mistrzem i przyjacielem, w Pontoise i Auvers-sur-Oise.
Poznał tam również doktora Gacheta, który zaznajomił Cézanne’a z tajnikami Moneta
i Renoira36, co zaowocowało uczestnictwem w pierwszej wystawie impresjonistów 37. Cézanne
coraz bardziej zbliżał się do środowiska malarzy, zaś oddalał od Zoli, który ograniczał
przyjaźń obawiając się transpozycji nieprzychylnej krytyki także na swoją twórczość
literacką38. Pobyt w Paryżu to także studia malarstwa klasyków podczas licznych wizyt w
Luwrze. W liście do Bernarda wyznał: „Luwr jest dobrą książką, trzeba do niej zaglądać;
powinna to być jednak tylko pomoc”39. W muzeum zapoznał się z dziełami wybitnych
poprzedników – Poussinowi zawdzięcza rygorystyczną kompozycję, zaś dzieła Delacroix
otworzyły przed nim możliwości swobodnego operowania plamą barwną40. Pomimo podziwu
dla mistrzów, właściwym przedmiotem studiów była dla niego natura.
Po śmierci ojca w 1886 r., Cézanne powrócił do Prowansji. Jego los odmienił się wówczas
– pozostawiona przez ojca fortuna zapewniła mu stabilizację finansową, zaś jego
impresjonistyczne obrazy zaczęły zyskiwać poklask41. Artysta pracował coraz częściej
w samotności, szukając inspiracji w krajobrazie Prowansji, malując portrety i martwe natury.
Już w okresie impresjonistycznym zaczął malować w plenerze, co przyczyniło się
do rozjaśnienia palety i podkreślenia roli światła. Cézanne’a wyjątkowo interesowała struktura
przestrzenna przedmiotów – dążył do ich geometryzacji, poświęcał się studiom
nad możliwościami ukazania trójwymiarowych obiektów na płótnie. Postulował upraszczanie
obserwowanych elementów do podstawowych brył: walca, kuli i stożka. Kładł plamy barwne
jedną obok drugiej, lecz nie łączył ich42. O swojej koncepcji twórczej pisał w liście
do Bernarda, gdzie wyjaśniał, iż każda strona przedmiotu skierowana powinna być do punktu

36 M. T. B e n e d e t t i, Cézanne – życie i twórczość, Warszawa 1998, s. 34-35.


37 M. H o l l i n g s w o r t h, op.cit., s. 428.
38 M. T. B e n e d e t t i, op.cit., s. 34-35.
39 Z listu Cézanne’a do Emila Bernarda, Aix-en-Provence, 12 maja 1904 r., [w:] E. G r a b s k a, H.
M o r a w s k a, op. cit., s. 45.
40 Leksykon malarstwa od A do Z – od początków do współczesności, op.cit., s. 115.
41 M. T. B e n e d e t t i, op.cit., s. 34-35.
42 Leksykon malarstwa od A do Z – od początków do współczesności, op.cit., s. 117.

103
centralnego. Uważał, iż linie równoległe do horyzontu wyznaczają rozciągłość,
zaś prostopadłe – głębię. Perspektywę podkreślał także barwami – wibracje świetlne
uzyskiwane przez czerwienie i żółcie zestawiał z błękitem, który pozwalał odczuć powietrze 43.
Rozmyte barwy w zwartych plamach pozwalały mu uzyskując efekt głębi doborowi,
co przypominało mozaikę kolorów pozostającą na granicy abstrakcji44.
Pracował bardzo powoli, pozostając wiecznie nieusatysfakcjonowanym z osiąganych
efektów. W jego obrazach synteza formy przedkładana jest nad tematem, zwykle banalnym
i wielokrotnie powtarzanym: martwa natura, proste pejzaże wiejskie (liczne przestawienia góry
Saint-Victoire), chaty (np. w Bellevue), sceny rodzajowe (kąpiący się) są tylko pretekstem
do studiów analizy pozy, kształtu i formy. Twórczość, niezrozumiała przez jego rówieśników,
stanowiła inspirację dla młodych kubistów. Wciąż tchnące świeżością spojrzenia obrazy,
pozwalają na odkrywanie prowansalskich, sielskich krajobrazów, które dla malarza stały się
pretekstem do wprawy w świat geometrycznego ideału.

Podsumowanie
Koniec XIX w. to okres próby odnalezienia się w nowym, industrialnym świecie, w którym
rozwój technologiczny przytłaczał, a postęp cywilizacyjny, zamiast wolności, dawał
zniewolenie. Wynalazek aparatu fotograficznego sprawił, iż wypracowywane w ciągu wieków
techniki wiernego naśladownictwa i iluzjonizm przestawały być potrzebne. Artyści zaczęli
podejmować próby ucieczki w stronę nieskrępowanej swobody życiowej i twórczej,
którą zapoczątkowali impresjoniści, a rozwinęli ich następcy, starający odsunąć się
od zdegradowanego, skorumpowanego społeczeństwa w stronę spokoju, jaką dawać miały
szczerość, naturalność ludzi i krajobrazów. Znane pejzaże, za sprawą japońskich
drzeworytów, odrywać zaczęto na nowo – złamana perspektywa, płaska plama barwa,
wyraźne kontury oddawać miały prostotę świata. Poszukiwania autentyczności uczyniły
z miast, które dotychczas były miejscem skupiającym artystów pragnących rozwijać swe
umiejętności, punktem wyjścia. W latach 80. XIX w. takim ośrodkiem stał się Paryż,
gdzie Cézanne, Gauguin, van Gogh i Toulouse-Lautrec zapoznali się z impresjonizmem,
by następnie przekształcać go wedle indywidualnych manier. Oddalano się od stolicy Francji
poszukując nowych podniet, podróżowano nie po co, by się kształcić, a formować twórczość.
Postimpresjoniści, choć znali się i współpracowali ze sobą, nie działali programowo.
Byli wielkimi indywidualistami podążającymi własnymi drogami, niekiedy krzyżującymi się
(m.in. w Pont-Aven, Arles, Auvers-sur-Oise), znajdowali ukojenie, tak w miejscach sobie
znanych (jak Cézanne), jak i egzotycznych (Gauguin). Jedyny, który nie opuścił Paryża,
Toulouse-Lautrec, kreował nową wizję artystyczną miasta, ze smakiem i ciepłem ukazując te
jego oblicza, które budzić mogły zgorszenie. W życiu postimpresjonistów podróże miały
charakter kognitywny, kształtowały indywidualizm artysty, który, poznając świat, poznawał
siebie.

43 Z listu Cézanne’a do Emila Bernarda, Aix-en-Provence, 15 kwietnia 1904 r., [w:] E. G r a b s k a,

H. M o r a w s k a, op. cit., s. 44-45.


44 M. H o l l i n g s w o r t h, op.cit., s. 428.

104
Karol Olszanowski
Uniwersytet Warszawski

OD KAUKAZU DO TOBOLSKA SZŁA BIEDA POLSKA – CZYLI ROLA


I ZNACZENIE POLAKÓW NA KAUKAZIE W XIX I XX WIEKU

Problem Kaukazu
Rejon Kaukazu inspirował już starożytnych. Zgodnie z podaniami to tu Prometeusz miał
wykraść ogień bogom, aby dać go ludziom. W Biblii zaś zapisano, że Arka Noego osiadła
na górze Ararat1. Rejon ten był i jest wyjątkowo zróżnicowany społecznie oraz niestabilny
politycznie. Spowodowane jest to faktem, iż obszar, który jest tylko półtora razy większy
od Polski, zamieszkuje pond 50 różnych ludów2.
Teren ten od wieków był obiektem zainteresowań wielu mocarstw. Początkowo spór
o Kaukaz rozgrywał się między Turcją a Persją, jednakże już od XVIII w. coraz aktywniej
angażowała się tam Rosja. W 1801 r. ogłoszono wcielenie Gruzji do Rosji, co wplątało
jeszcze bardziej Rosję w wojny z dawnymi rywalami na tym terenie 3. Aż do lat 60. XIX w.
rejon ten był świadkiem bezustannych starć zbrojnych, rosyjski historyk R. A. Fadiejew –
nazwał ten okres ,,sześćdziesięcioletnią wojną kaukaską”4. Dlatego też Kaukaz stał się
również domem lub przystankiem w dalszej podróży dla około miliona Polaków
w XIX wieku5. Początkowo obszar ten był rodzajem koloni karnej i miejscem zesłań w sołdaty.
Pełnił on zatem funkcję przypominającą Syberię, dlatego czasem w literaturze Kaukaz
określany jest jako ,,ciepła Syberia”.
Jednakże, gdy strzały ucichły – po roku 1864 – i zapanował względny pokój trwający
z przerwami do 1914 r., Kaukaz stał się miejscem atrakcyjnym dla badaczy, rozwoju
gospodarczego oraz świadkiem aktywnej działalności Polaków. Spis powszechny z 1897 r. –
z pewnością podający zaniżone dane – mówi o 25 117 Polakach w tym rejonie 6. Polacy
odznaczyli się na wielu polach, m. in. byli wybitnymi architektami, botanikami, geologami,
kartografami oraz wojskowymi. Wielu też dorobiło się znacznych fortun, prowadząc interesy
na tym terenie. Sielski obraz groźnego Kaukazu utrzymał się do czasu wybuchu I wojny
światowej. Po wojnie wielu Polaków wróciło do kraju, bądź się zasymilowało. Obecnie
na terenie Gruzji, Armenii i Azerbejdżanu mieszka ok. 7200 osób określających swoją
narodowość jako polską7.

,,Ciepła Syberia”
Tereny Kaukazu diametralnie różnią się od środkowej Europy. Są to obszary górzyste,
o dominującym ciepłym, lecz bardzo zmiennym klimacie – dlatego też czasami Kaukaz

1
Biblia Tysiąclecia, Ks. Rodzaju 8,4, s. 15. http://biblia.deon.pl/rozdzial.php?id=8, dostęp 23.11.2013
2
Caucasian peoples, http://www.britannica.com/EBchecked/topic/100262/Caucasian-peoples.
3
L. W i d e r s z t a l , Sprawy Kaukaskie w polityce europejskiej 1831 – 1864, Warszawa 1934, s. 24.
4
P. A. Ф а д е е в , Шестьдесят лет Кавказской войны, Тифлис (obecnie Tbilisi) 1860. Dostęp online:
http://www.runivers.ru/lib/book3194/10251 dostęp: 23.11.2013 r.
G. P i w n i c k i , Polacy wojskowi i zesłańcy w carskiej armii na Kaukazie w XIX i początku XX wieku, Toruń 2001,
5

s. 203.
Z. Ł u k a w s k i , Ludność Polska w Rosji 1863 – 1914.Wrocław 1978, s. 74.
6
7
Polonia w liczbach, http://archiwum.wspolnotapolska.org.pl/?id=pwko00, dane za rok 2007.

105
nazywany był ,,ciepłą Syberią”. Karol Kalinowski tak zapamiętał klimat Kaukazu: biedni
żołnierze w górnych wyprawach przenoszą i upał nieznośny, i zarazem zimno nie do wytrzymania 8. Swoje
doświadczenia z pogodą tak opisał w swoim pamiętniku Hipolit Jaworski: ,Klimat Kaukaski nie
da się zdefiniować, tam są wszystkie klimaty od wiecznych lodów, aż do upałów podzwrotnikowych w
dolinach i na wybrzeżach mórz9. Wielu żołnierzy skarżyło się na te ciężkie warunki klimatyczne,
które połączone z ciężką służbą były przyczyną wysokiego stopnia śmiertelności w szeregach
wojska.

Pierwsze kontakty
Mimo znacznych odległości między Rzeczpospolitą a Kaukazem, zachowała się relacja
Jana Długosza, mówiąca, że w 1474 r. odwiedził króla Kazimierza Jagiellończyka poseł
jednego z władców Kaukazu. Ów poseł – Katheryn Zeno – miał przedstawić propozycję
sojuszu przeciwko Turkom10. Jednakże nic z tych planów nie wynikło. Ożywienie kontaktów
nastąpiło w XVII w., kiedy to rozwijał się bujnie handel z Orientem – Bohdan Baranowski
szacuje, że nawet 30 – 40% wszystkich orientalnych towarów pochodziło z rejonu Kaukazu 11.
Zaś królowie Polski szukali sojuszników wśród lokalnych władców Kaukazu w walce z
Turkami. Pomimo podjętych starań nie udało się nawiązać bliższych kontaktów między
lokalnymi chanatami a Warszawą.

W sołdaty na Kawkaz
Jak zostało wspomniane, rejon Kaukazu przez wieki stanowił obszar intensywnych starć
między lokalnymi hegemonami, jak również wstrząsały nim wojny domowe.
Kiedy w XVIII w. do tej ekspansji włączyła się Rosja, stało się jasne, że Korpus Kaukaski
będzie wymagał stałych uzupełnień w postaci nowych rekrutów. Osiedlanie kozaków
i uczynienie z nich carskich żołnierzy nie rozwiązało problemu ciągłego zapotrzebowania na
nowych rekrutów. Zaczęto więc zsyłać i powoływać pod broń ludzi z różnych części Rosji –
w tym z obszaru dawnej Rzeczpospolitej. Masowe wysyłania do służby wojskowej na Kaukazie miały
miejsce w latach 1838, 1843, 1844, 1846, 1848. W początkach lat pięćdziesiątych znacznie zmniejszyła
się liczba <<przestępców politycznych>> wysyłanych na Kaukaz. Po wojnie krymskiej zaś prawie zupełnie
zaniechano tego rodzaju praktyk12. Po zakończeniu wojny krymskiej nie było nawet już takiej
potrzeby, aby wysyłać nowych rekrutów. Rosja panowała niepodzielnie na całym Kaukazie,
również w 1859 r. wygasło powstanie, które trwało pod wodzą Szamila 25 lat. Okres tych
zmagań tak wspomina Z. Rewowski: ,Pod wpływem zaś ogólnej wszystkim religijnej idei (...) górale
połączyli się i skupili koło Szamila. Walczyli zajadle, zapominając o swoich niesnaskach” 13 i dalej – wojna
w górach jest górna, partyzanska, i w cale do regularnej Europejskiej wojny niepodobna.
W najnieprzyjaźniejszych dla Rossyi warunkach (...) i ogarnęła kraj cały. (...) czy skończy się ta krwawa,
zacięta milionów pieniędzy i ofiar kosztująca wiekowa wojna Kaukazu?14.

8
K. K a l i n o w s k i , Pamiętnik mojej żołnierki i niewoli u Szamila od roku 1844 do 1854, Warszawa 1883, s. 13
H. J a w o r s k i , Wspomnienia Kaukazu cz. 1, Poznań 1877, s.21.
9
10
J. D ł u g o s z , Roczniki czyli Kroniki sławnego Królestwa Polskiego. Ks. 12, 1462-1480, Warszawa 2009, s.342.
11
B. i K. B a r a n o w s c y , Polaków kaukaskie drogi, Łódź 1985, s. 35.
B. B a r a n o w s k i , <<W sołdaty na Kaukaz>>, położenie polskich działaczy politycznych wysłanych karnie do
12

służby wojskowej na Kaukazie w drugim trzydziestoleciu XIX w.[ w:] „Annales univeristatis Marie Curie Skłodowska,
Lublin 1982”, s. 283.
Z. R e w k o w s k i , W sołdaty na Kaukaz, pamiętniki T. 2, Wrocław 2011, s. 44.
13
14
Ibidem., s. 49.

106
Zgodnie ze spisem powszechnym z 1897 r. wiemy, że siły zbrojne na Kaukazie liczyły
78 160 osób, z czego 8 898 osób określało się jako Polacy15. Liczba ta wydaje się niewielka –
jednakże należy pamiętać, że kiedy spis ów został przeprowadzony, w omawianym rejonie
ponad 30 lat panował względny spokój, co prowadziło do redukcji sił zbrojnych. Niemniej
tylko w latach 1865 – 1873 wcielono do carskiego wojska 107 996 żołnierzy z terenu
b. Królestwa Polskiego16. Oczywiście nie wszyscy oni trafili na Kaukaz, ale pokazuje to ile
żołnierzy polskiej narodowości szło w sołdaty.

Polonia na Kaukazie
Pobyt Polaków na Kaukazie można podzielić na dwa okresy. Początek XIX wieku
do połowy stulecia – kiedy to osadnictwo polskie było przymusowe i w większości związane
z wojskowymi. Zaś po ustaniu wojen zaczęła się dobrowolna emigracja Polaków i innych
narodów. Dużo rodaków przejeżdżało tu zbijać fortuny czy robić kariery m.in. naukowe.
Niemniej warto się przyjrzeć liczbie Polaków w poszczególnych rejonach, ich stopniu
wykształcenia oraz skali integracji w lokalnym środowisku.
Polacy byli grupą stosunkowo małą, ponieważ stanowili ok. 0,5% całej ludności Kaukazu.
Odsetek ten znacznie wzrastał w garnizonach wojskowych, gdzie często Polacy stanowili
ponad 10% żołnierzy, a niekiedy i 30%17. Byli to ludzie jak na ówczesne warunki dobrze
wykształceni: z 25 117 osób 10 246 umiało czytać i pisać, a 2 736 miało wykształcenie wyższe
niż podstawowe18. Posiadanie wykształcenia dawało duże szanse awansu, pośród
w większości niepiśmiennego ludu19. Tak wspomina słowa starszego kolegi Mateusz
Gralewski, gdy dał odpowiedź twierdzącą, że umie czytać i pisać – To się nie bój służby carskiej
(…) wezmą cię na pisarza rotnego (…) nie jeden żołnierz jak mu list napiszesz wypucuje ci buty (…) Nikt
cię bić nie będzie20.
Polacy, jako element napływowy, stanowili młodą grupę społeczną. Zgodnie ze spisem
powszechnym z 1897 r. większość rodaków była w wieku 20-29 lat – ponad 50% wszystkich
osób21. Polacy wykazywali też dość dużą aktywność społeczną oraz dążyli do podtrzymania
polskości na obczyźnie, czego przykładem może być np. ,,Dom Polski” w Baku czy Tbilisi,
organizowanie spotkań i wiele innych, ale główną rzeczą, która spajała Polaków, była
rzymskokatolicka wiara i jej pielęgnacja. Wszyscy katolicy na Kaukazie, składali się z dwóch
narodowości ormiańskiej i polskiej (…)22. Polacy byli grupą stosunkowo nieliczną, ale dobrze
wykształconą i w wieku produkcyjnym. Te cechy będą warunkować rozwój Polonii
na Kaukazie w XIX i początkach XX w.
Naukowcy i badacze

15
B. i K. B a r a n o w s c y , op. cit. s.66
Zarys dziejów wojskowości polskiej w latach 1864-1939, praca zbiorowa pod red. P. Stawecki, Warszawa 1990,
16

s. 471.
17
G. P i w n i c k i , op. cit. 202.
18
Dla porównania warto przytoczyć badania J. Towińskiej mówiące, że w 1896 r. pośród rekrutów
w Królestwie aż 76,9% była analfabetami. A jeszcze w 1921 r. 33,1% społeczeństwa była niepiśmienna J. L a n d a
T o w i ń s k a , Analfabetyzm w Polsce i na świecie, Warszawa 1960, s. 39-62.
19
Z. Ł u k a w s k i , op. cit. s.80.
M. G r a l e w s k i , Kaukaz wspomnienia z dwunastoletniej niewoli, Lwów 1877, s. 27-28.
20

M. M ą d z i k , Działalność społeczno-kulturalna i polityczna Polaków w Gruzji na przełomie XIX i XX wieku.


21
22
M. G r a l e w s k i , op. cit., s. 535.

107
Jak zostało wyżej przytoczone, Polonia na Kaukazie, składała się w dużej mierze z ludzi
o wysokim wykształceniu i młodych, pośród których nie brakowało wybitnych badaczy tego
rejonu na przestrzeni lat.
Pierwszym z najważniejszych polskich badaczy Kaukazu jest J. Chodźko, który był
zarówno kartografem, jak również generałem w służbie carskiej. Chodźko już w 1840 r.
przeprowadził pierwszą triangulację Zakaukazia w okolicach Tbilisi. Potem, właściwie przez
całe życie, prowadził dalsze prace nad mapami rejonu, efektem tych prac było ukończenie
w 1865 r. triangulacji Kaukazu Północnego23. Zwieńczeniem prac było zaś ukończenie
w 1868 r. mapy Kaukazu w skali 1:210 000. Polski generał zdobył również wiele szczytów
Kaukazu, w tym Ararat Wielki. Będący pod wrażeniem działań generała Rosjanie chętnie
włączali Polaków w skład Rosyjskiego Towarzystwa Geologicznego – w latach 70. XIX w.
występuje tam aż 45 Polaków24.
Trudno jest również omówić oraz szacować wagę działań kolejnego z rodaków – Witolda
Zglenickiego, który nie na darmo był nazywany Polskim Noblem. Zasłużył się on nie tylko
odkryciem większości złóż roponośnych na Kaukazie, ale również jako pierwszy człowiek
na świecie opracował sposób wydobycia ropy z dna Morza Kaspijskiego bez zasypywania go.
W końcu XIX w. ta metoda była tak nieprawdopodobna, że nikt nie chciał powierzyć
pieniędzy na to przedsięwzięcie. Opracowanie Zglenickiego było pierwszym w literaturze
światowej, które wykazywały zależność między występowaniem zjawiska roponośności
od innych zjawisk przyrody25. Polak zasłynął również bardzo dokładnymi badaniami innych
złóż geologicznych na Kaukazie. Był on również jednym z najaktywniejszych ludzi
wspierających rozwój Baku – m.in. postulował i finansował budowę sieci wodociągowej,
która była projektowana przez Polaka Stefana Krzywana. Rozwój naukowy Zglenickiego
zniweczyła przedwczesna śmierć w 1904 r. Jednakże jeszcze przed śmiercią zapisał on część
z działek naftowych na rzecz Kasy im. J. Mianowskiego. Kasa finansowa skupiała
najwybitniejszych polskich naukowców przełomu XIX i XX w., miała również za zadanie
wspierać i promować polską naukę.
W 1906 r. w Petersburgu ogłoszono przetarg na zasypanie zatoki Bibi-Ejbatskiej,
aby w ten sposób pozyskiwać ropę 26, odsuwając ambitne plany Zglenickiego na dalszy tor.
Dopiero w 1924 r., a zatem 20 lat po śmierci W. Zglenickiego, jego były współpracownik
Paweł Potocki, opierając się na projekcie poprzednika, jako pierwszy człowiek na świecie
wydobył ropę z dna morskiego27.
Do czołowych botaników zalicza się Aleksandra Młokosiewicza. Przyznaje się mu
odkrycie i zbadanie ponad 60 nieznanych gatunków roślin i zwierząt Kaukazu – część z nich
nosi jego nazwisko. Nasz rodak jest również założycielem parku w Lagodechii – obecnie
największego parku narodowego i rezerwatu przyrody w Gruzji. Jego zasługi nie kończą się
w tym miejscu, dzięki jego staraniu udało się udomowić na Kaukazie wiele egzotycznych
zwierząt oraz roślin – m.in. herbatę. Uprawę tej rośliny tak opisał w swoich podróżach
hr. A. Sierakowski: nad wszelkie spodziewanie herbata dobrze się udała, ale kiedy w Chinach dziesięcina
daje 2000 funtów herbaty tutaj tylko 700 funtów. Ale za to gatunek wyborowy 28. Aleksander

23
Historia poznania radzieckiej Azji, praca zbiorowa pod. red. A. A z a t j a n , Warszawa 1979, s. 69.
J. R e y c h m a n , Podróżnicy polscy na Bliskim Wschodzie w XIX w., Warszawa 1972, s. 238.
24
25
A. C h o d u b s k i , Witold Zglenicki : "polski Nobel" 1850-1904, Płock 1984, s. 73.
26
Ibidem, s. 67.
27
B. i K. B a r a n o w s c y , op. cit. s.143.
28
A. S i e r a k o w s k i , Listy z podróży. Podróż na Krym, Kaukaz i do Tunisu, Warszawa 1913, s. 66.

108
Młokosiewicz, jako pierwszy w tym rejonie, opracował skuteczną metodę walki z malarią –
za pomocą eukaliptusów29. Jego zasługi i nagrody można jeszcze mnożyć, niemniej jego
karierę wieńczy cytat, który wystawili mu profesorowie z uniwersytetu w Jurjewie (obecnie
Tartu): Być na Kaukazie i nie widzieć Młokosiewicza to jakby być w Rzymie i nie zobaczyć Papieża 30.
Człowiek legenda, lider zakończonych sukcesem badań geologicznych, obszarów, które nigdy nie były
penetrowane przez naukowców – tak o prof. Karolu Bohdanowiczu pisze jego biograf31. Karol
Bohdanowicz z pewnością wpisuje się w poczet najwybitniejszych Polaków. Jego badania
nie ograniczały się tylko do Kaukazu. Bohdanowicz był aktywnym uczestnikiem budowy
kolei transsyberyjskiej, odkrywcą wielu złóż na Syberii, jak również ropy na Kaukazie.
Nie sposób wymienić wszystkich jego nagród i zaszczytów, które odebrał za swoje prace.
W 1919 r. powrócił do Polski, której również oddał wielkie zasługi na rzecz rodzimej
geologii.
Na Kaukazie przez cały XIX w. przeszło wielu naukowców i badaczy polskiego
pochodzenia, a do najważniejszych zaliczają się m.in. Władysław Baranowski, który w latach
40. XIX w. założył ogród botaniczny w Suchumi, po dziś dzień zachwycający zwiedzających.
Leonard Zagórski badał etnografię ludów kaukaskich, będąc uznanym autorytetem w tej
dziedzinie. Władysław Massalski, związany z Zakaukaziem i środkowa Azją, uznawany
za jednego z największych badaczy środkowej Azji32. Jako jedyny Polak został wyróżniony
trzykrotnie złotym medalem Rosyjskiego Towarzystwa Geologicznego.

Architekci i artyści
Polonia na Kaukazie nie składała się tylko z żołnierzy i naukowców. Wielu rodaków
zapisało się w historii krajów Kaukazu wspaniałymi osiągnięciami w dziedzinie architektury
i kultury. Polacy szczególnie byli cenieni jako architekci i inżynierowie. Istnieje
przypuszczenie, że wysokie umiejętności Polaków zostały docenione już wcześniej.
M. Gralewski tak wzmiankuje swój pobyt w mieście Szemachy (ob. Samachi K.O.) – któryś z
zesłanych znalazł wmurowany kamień (w meczecie) z napisem <<Polonus Joannes Dembovscius, fecit
1618>>33. Szacuje się, że przed wybuchem I wojny światowej, na Kaukazie pracowało
ok. 400 – 500 polskich inżynierów i techników34.
Jednym z najbardziej zasłużonych inżynierów w tym obszarze był Bolesław Statkowski.
Jego najważniejszym dokonaniem było przebudowanie w latach 60. XIX w. tzw. drogi wojennej
łączącej Władykaukaz z Tbilisi35. Po dziś ten szlak pełni kluczową rolę w komunikacji między
Rosją a krajami Zakaukazia. Wedle rosyjskich danych, aż do 1/3 transportu z Armenii

29
A. C h o d u b s k i , Ludwik Młokosiewicz (1831-1909) – pionier badań flory i fauny Kaukazu,
„Kwartalnik Historii Nauki i Techniki”, nr 27/2, Warszawa 1982, s. 425.
30
P. Zgonnikow, Ludwik Młokosiewicz (1831-1909), http://www.polonia-
baku.org/pl/mlokosiewicz.phtml, dostęp: 25.11.2013.
31
Z. W ó j c i k , Karol Bohdanowicz: szkic portretu badacza Azji, Wrocław 1997, s. 390.
32
B. i K. B a r a n o w s c y , op. cit. s. 136.
33
M. G r a l e w s k i , op. cit. s. 330.
34
M. M ą d z i k , op. cit., s. 39.
35
Ibidem, s. 40.

109
do Rosji przejeżdża tą drogą36. Statkowski był również inicjatorem lub współorganizatorem
wielu prac przy budowie linii kolejowych na Kaukazie.
Aż trzech Polaków nieprzerwanie w latach 1892 – 1914 pełniło funkcje głównych
architektów miasta Baku. Baku aż do lat 70. XIX w. nie wyróżniało się niczym szczególnym
na tle miast Kaukazu. Mimo, że już starożytni obserwowali w okolicach miasta duże złoża
ropy, to aż do połowy XIX wieku nikt nie interesował się tym zagadnieniem. Kiedy nastąpił
boom naftowy – a do tego jak wyżej wykazano przyczynili się również Polacy – miasto
zaczęło się rozwijać proporcjonalnie do ilości wydobywanej ropy. Pierwszym głównym
architektem był Józef Gosławski, który piastował urząd do 1904 r. Jego miejsce zajął
Kazimierz Skórewicz, który już po roku musiał zrezygnować. Ostatnim z architektów był
Józef Płoszko. W stolicy Azerbejdżanu mówi się o wzniesionym przez nich Polskim Baku 37. Gosławski
zaprojektował takie budynki jak: Pałac Tagijewa, fabrykę włókienniczą Tagijewa, budynek
Rady Miejskiej Baku, Budynek teatru Tagijewa czy budynek Imperatorskiego Towarzystwa
Technicznego. Jego następca zostawił po sobie następujące zabytki architektoniczne: gmach
Banku Państwowego czy budynek zarządu Towarzystwa Akcyjnego braci Nobel. Warto
również pamiętać, że to Skórzewski po powrocie do kraju, przebudował Gmach Sejmu RP –
który znamy obecnie. Ostatni zaś z głównych architektów Baku – J. Płoszko zaprojektował
m.in. hotel ,,Nowa Europa” czy ,,Pałac Szczęścia”. Mówiąc o zasługach Polaków dla Baku nie
można pominąć postaci Stefana Krzywana, który od 1911 r. zaprojektował większość sieci
kanalizacyjnej w tym mieście. Jest on również architektem kanalizacji w Łodzi i Warszawie.
Poza Baku polscy architekci tworzyli w większości miast Kaukazu. Do najważniejszych
warto jeszcze zaliczyć architekta obecnego Sądu Najwyższego Gruzji w Tbilisi – Aleksandra
Szymkiewicza. Pracował on również przy budowie kolei linowej w tym mieście.
Polacy bardzo chętnie organizowali biblioteki czy tzw. familijne domy, które pełniły funkcje
miejsca spotkań. Dzięki tym spotkaniom nastąpił rozwój kultury, ale nie tak bujny jak rozwój
nauki czy myśli technicznej. Do ważniejszych twórców należy zaliczyć Władysława
Strzelbickiego, który jest autorem poczytnego dzieła ,,Mahmudek” czy ,,Bej-Bułat”. W tym
miejscu również warto wspomnieć o innym literacie – Tadeuszu Ładzie- Zabłockim,
który stał się w I. poł. XIX w. swoistym mentorem i opiekunem polskich poetów. Zabłocki,
w swoim krótkim życiu, dokonał tylko kilka przekładów na język francuski ludowych pieśni
i podań oraz wydał zbiór swojej poezji w Petersburgu. Jednak jego znajomości
i wszechstronne wykształcenie kreowało go jako mentora dla polskich twórców na Kaukazie.
Zabłocki zmarł w wieku 36 lat38.
Wielką sławę oraz rozgłos zdobył muzyk Apolinary Kątski oraz jego córka Wanda.
Pomimo że nie byli bezpośrednio związani z Kaukazem, ich koncerty i przyjazdy na Kaukaz
wywoływały powszechny zachwyt. Sława ich znajdowała odbicie m.in. w wierszach. Mirza
Fatali Achundow pisał ,niewolnictwa zniesiono w Gruzji nadaremnie, bo dziś wszyscy Gruzini są Wandy
rabami (niewolnikami K.O)39.

Эксперты обсудили кому выгоднее открытие КПП "Верний Ларc”,


36

http://www.ossetia.ru/news/politics/eksperty_obsudili_komu_vygodnee_otkrytie_kpp_verniy_lars.html, dostęp
28.11.2013.
R.B a d o w s k i , Polscy architekci w Baku na przełomie XIX i XX wieku, [w:] Polacy w Azerbejdżanie, Lublin 2003
37

s.253.
Twórczość poetycka Tadeusza Łady-Zabłockiego, http://www.polonica.ru/node/130 [dostęp 29.11.2013].
38

A. C h o d u b s k i , Aktywność kulturalna Polaków w Azerbejdżanie w XIX i na początku XX wieku, Gdańsk 1986,


39

s. 246.

110
W interesach na Kaukaz
Polskie akcenty na Kaukazie nie ograniczały się tylko do działalności naukowej,
inżynieryjnej czy artystycznej, ale również Kaukaz był świadkiem rozwoju interesów polskich
na tym obszarze. O polskim związku z bakijską ropą zostało już wspomniane, do osób, które
dorobiły się na ropie można jeszcze dodać S. Rylskiego. Potentatem w górnictwie
manganowym był G. Emeryk – taką oto wzmiankę podaje ,,Przegląd Techniczny” z 2 grudnia
1900 r.: takich, co wydobywali przeszło miljon, było tylko dwóch: p. Gustaw Emeryk, warszawianin
(1 526 400 pud) i (…)40.
Mniejsze i większe przykłady karier rodaków na Kaukazie można mnożyć. Ciekawym
epizodem wydają się być inwestycje łódzkich przemysłowców właśnie w tym rejonie. Już
w połowie XIX w. Europa zaczęła odczuwać ,,głód bawełny”. Na przełomie XIX i XX w.
sama tylko Łódź zużywała rocznie 33-41 tys. ton surowej bawełny, wartej 25 – 30 mln rubli41.
Wobec chwiejności oraz rosnących kosztów dostaw tego surowca z Ameryki, przemysłowcy
zwrócili swoją uwagę na wschodniego sąsiada, szczególnie rejony Kaukazu i środkowej Azji.
Początkowo interesy rozwijały się pomyślnie i tak w 1904 r. na 30 oczyszczalni bawełny
znajdujących się w rejonie Kaukazu, aż 11 było w rękach inwestorów z Łodzi42. Jednakże
początkowy optymizm działaczy został dość ostudzony, a złożyło się na to wiele czynników.
Pierwszym z nich była prymitywna gospodarka rolna, która sprawiała, że nie można było
nawodnić i odpowiednio utrzymać krzewów bawełny. Inwestorzy nie zakładali plantacji, a
skupowali bawełnę od rolników. Ten system bardzo szybko wykształcił wielu pośredników i
osób psujących towar, tylko po to, aby wypracować sobie zysk. Również sami tubylcy nie byli
zbyt zainteresowani tym interesem: ,Krajowcy tutejsi (…) bardzo chciwi na pieniądz, podstępni i
niesumienni w interesach, skorzy do noża(…)43. Dalej autor podaje przykład lukratywnego interesu,
który od roku nikt tego interesu nie chce się podjąć ze strachu przed brakiem robotnika, a także z
wrodzonego Rosjanom braku przedsiębiorczości 44. Wzrastające cła również odstraszały następnych
potencjalnych inwestorów. O ile w roku 1899 do Łodzi przywieziono z Kaukazu ponad 10%
całej importowanej wełny, o tyle już 14 lat później liczba ta obniżyła się do 1% , co oznaczało
właśnie koniec interesów w tym rejonie 45. Mimo zaniku działalności oczyszczalni i importu
bawełny z omawianego obszaru, nadal część przedsiębiorców produkowała towar zbytu, pod
kaukaskiego odbiorcę. Był to szereg firm, którym przewodziła Fryderyk Tescheman i Syn46.

Koniec pewnej epoki


Jak zostało wykazane, Polacy, zwłaszcza w 2. poł. XIX w. czuli się dość dobrze
na Kaukazie – a wielu z naszych rodaków zapisało się chlubnie na kartach historii regionu.
Ten stan trwał od połowy XIX w. aż do roku 1914, kiedy to światem wstrząsnęła I wojna
światowa. Ów konflikt wywołał na nowo wszystkie problemy, z którymi zmagał się Kaukaz

J. Z i e m b a , Kilka cyfr i uwag o przemyśle manganowym na Kaukazie. w: Przegląd Techniczny, Warszawa 1900,
40

s. 849.
I. I j n a t o w i c z , Materiały archiwalne dotyczące starań przemysłowców łódzkich o źródła surowców na Kaukazie,
41

1903,1904 i 1908 r. Warszawa 1960, s. 568.


42
I. I g n a t o w i c z , Z badań nad kapitałem łódzkim na Kaukazie na przełomie XIX i XX wieku, Warszawa 1961,
s.604.
43
A. S i e r k o w s k i , op. cit., s.68.
44
Ibidem. s.68.
45
I. I g n a t o w i c z , op. cit., s. 608.
46
B. i K. B a r a n o w s c y , op. cit., s. 153.

111
kilka dekad wcześniej. Turcja opowiedziała się po stronie państw centralnych, Rosja zaś –
aliantów. W wyniku wojennych zawirowań – deportacji, przenoszenia wojsk itp. –
na Kaukazie w 1917 r. mogło być nawet 80 – 100 tys. Polaków47. Po 1917 r. na Kaukazie
powstał prawdziwy chaos. Rosja na mocy traktatu brzeskiego wycofała się z wojny, przez co
wojska tureckie opanowały znaczny obszar Kaukazu. Odrodziły się również lokalne nurty
niepodległościowe, a żeby jeszcze zaognić sytuację w nocy z 24 na 25 października krążownik
,,Aurora” dał znak wystrzałem do rozpoczęcia rewolucji, która przeszła do historii pod nazwą
rewolucji październikowej. Polacy różnie się odnosili do zmienionej sytuacji, jednakże
większość chciała powrócić do kraju. Powołano jeszcze w 1917 r. Komitet Główny Powrotu
Polaków do Kraju. Wedle założeń do kraju miało wrócić 730 tys. Polaków z całej Rosji 48.
Dramat powrotów znalazł nawet literacki wydźwięk w powieści S. Żeromskiego
pt. Przedwiośnie. Sądząc po danych, można uznać, że rok 1920 jest granicznym dla Polonii
na Kaukazie. Po opanowaniu Zakaukazia przez komunistów, na całym obszarze został mały
procent pierwotnej populacji Polaków, a ci co zostali w większości byli już zasymilowani.
Jednakże nawet w tym zamieszaniu część rodaków potrafiła się odnaleźć.
Ciekawą postacią jest Michał Lewandowski, komunista z przekonania, który jeszcze
w czasach rewolucji dowodził jednostką Armii Czerwonej na Kaukazie. W latach 20. i 30.
dowodził kilkoma okręgami wojskowymi, był również członkiem Rady Wojskowej
przy Ludowym Komisarzu Obrony ZSRR. Rozstrzelano go w 1937 r.49 Warto również
wspomnieć o wybitym profesorze uniwersytetu w Baku – Aleksandrze Makowielskim,
który przybył do Baku w 1920 r. i pracował na tamtejszym uniwersytecie aż do 1960 roku.
Makowielski wykładał liczne przedmioty – historię filozofii, historię nauk socjalno-
politycznych, logikę, psychologię, historię logiki, estetykę, etykę, pedagogikę 50.
Kiedy Makowielski zaczynał pracę na uniwersytecie w Baku, inny Polak był w tym samym
czasie rektorem Instytutu Technicznego w Baku – mowa tu o Józefie Jeśmianie. Wkład tego
Polaka w rozwój nauki na Kaukazie jest trudny do przecenienia. W 1919 r. zainicjował
i utworzył Instytut Politechniczny we Władykaukazie. Następnie przeniesiono go do Baku,
gdzie został rektorem i współtwórcą Azerbejdżańskiego Instytutu Politechnicznego. Był
rektorem w tym instytucie w latach 1922 – 192951. Jeśmian był również zasłużonym
działaczem w Tbilisi. Jego prace dotyczące możliwości wydobycia ropy naftowej z dna
morskiego – tu często powoływał się na Zglenickiego – stanowią ważny krok w rozwoju
wydobycia i transportu ropy naftowej. O tak wybitnych rodakach, którzy zostali na Kaukazie,
jak Paweł Potocki i Józef Płoszko było mówione już wcześniej.
W chaosie wojennym zaginęło wiele dokumentów. Zachowały się m.in. dokumenty
z komisji repatriacyjnych w Bułgarii i Rumuni – według tych danych tylko przez te dwa kraje
w latach 1919 – 1920 przedostało się z Kaukazu 25 897 rodaków52. Należy pamiętać, że
Polacy wracali również innymi dostępnymi drogami – choć ta wydaje się najdogodniejsza.
47
B. i K. B a r a n o w s c y , op. cit., s.187.
48
M. M ą d z i k , op. cit., s. 154.
Левандовский Михаил Карлович, http://1937god.info/taxonomy/term/54, dostęp 30.11.2013.
49
50
O. Jurzanina-Makowielska, Aleksander Makowielski, http://www.polonia-
baku.org/pl/makowielski.phtml dostęp 30.11.2013.
51
A. C h o d u b s k i , Józef Jeśman (1868-1955) — sławny uczony, zasłużony energetyk, s. 166 dostęp online
do publikacji: -
http://webcache.googleusercontent.com/search?q=cache:JUnU88qqBVgJ:pdf.kamunikat.org/2139-
14.pdf+&cd=11&hl=pl&ct=clnk&gl=pl&client=opera (dostęp 30.11.2013).
52
M. M ą d z i k , op. cit., s.172.

112
Według spisu powszechnego z 1926 r. na terenie ZSRR zostało 782 334 Polaków53, z czego
na Kaukazie 6 324 osoby54.

Polski ślad na Kaukazie


Pomimo tak znaczącego wkładu Polaków w rozwój Kaukazu, zarówno przed jak i również
po I wojnie światowej, obecnie wspólne kontakty nie są nawet w części tak pielęgnowane,
jak kiedyś.
Wraz z upadkiem ZSRR i powstaniem nowych państw, Rzeczpospolita Polska zawarła
kilka bilateralnych układów z państwami kaukaskimi. Do najważniejszych można zaliczyć
Traktat o przyjaźni i współpracy między Rzeczpospolitą Polską a Republiką Gruzji podpisany 20
kwietnia 1993 r.55. Umowa ta zawiera wiele ogólników, niemniej art. 7 dotyczący rozwoju
i popierania wzajemnych inwestycji zdecydowanie może pomóc w rozwoju obu krajów.
W chwili obecnej wymiana handlowa Warszawa – Tbilisi, mimo że zachowuje dodatnie saldo
dla strony polskiej, to obroty nie przekraczały 74,5 mln dol. USA, co jest kwotą nieznaczną
w porównaniu z innymi partnerami. Równie małe kwoty generują kolejne dwa państwa
kaukaskie tj. Armenia (23,8 mln dol. USA) i Azerbejdżan (130,7 mln dol. USA) 56. Inne
umowy odnoszące się głównie do sfery gospodarczej i współpracy regionalnej są mniej
znaczące.
Zgodnie z badaniami przeprowadzonymi wśród studentów w 2000 r., większość z nich
nie wykazywała znajomości podstawowych faktów na temat Gruzji i traktowała ten kraj
jako mało znaczący. Skądinąd większość respondentów deklarowało przyjacielski stosunek
do Gruzinów57. Badania przeprowadzone w Gruzji dały podobny efekt tj. brak znajomości
większości podstawowych faktów o Polsce oraz deklarowaną przyjaźń. Niemniej warto
wspomnieć, że np. Niemcy znaleźli się pozycję wyżej niż Polacy58.
Obecnie na terenie całego Kaukazu działają z różną częstotliwością organizacje polonijne.
Do najważniejszych można zaliczyć: Związek Kulturalno-Oświatowy Polaków w Gruzji
„Polonia", mający siedzibę w Tbilisi i zrzeszający ponad 2 tys. Polaków 59. Istnieje również
możliwość nauki języka polskiego na Uniwersytecie Ilii oraz na Uniwersytecie
im. I. Dżawachiszwili60.
Niewielkie stowarzyszenie ,,Polonia” powstało również w 1995 r. w Armenii. Zrzesza ono
obecnie tylko 198 osób. Większość Polaków są to osoby starsze – prawie 80% członków
,,Polonii” to osoby w wieku 40 – 80 lat61. Większość, bo aż 90% członków stowarzyszenia,
nie zna języka polskiego. Polacy zwracają również uwagę na problem braku dostępu do miejsc
kultu.

53
Всесоюзная перепись населения 1926 года. Национальный состав населения по республикам СССP,
http://demoscope.ru/weekly/ssp/ussr_nac_26.php, dostęp 30.11.2013.
M. M ą d z i k , op. cit., s.178.
54

Więcej informacji: http://prawo.legeo.pl/prawo/traktat-o-przyjazni-i-wspolpracy-miedzy-rzeczapospolita-


55

polska-a-republika-gruzji-sporzadzony-w-tbilisi-dnia-20-kwietnia-1993-r (dostęp 30. 11.2013).


56
Dane ministerstwa gospodarki za rok 2011.
www.mg.gov.pl/files/upload/16597/KW%20Gruzja%2023.10.2012.doc (dostęp 30.11.2013).
57
A. C h o d u b s k i , Polski mit Gruzji i Gruzinów, w: Polacy w Gruzji, Lublin 2002, s. 334.
58
A. F e r i e r , Polacy w Gruzji, Warszawa 2009, s. 391.
59
Ibidem, s. 395.
60
Ambasada Rzeczpospolitej Polskiej w Tbilisi,
http://tbilisi.msz.gov.pl/pl/wspolpraca_dwustronna/nauka_jezyka_polskiego (dostęp 31.11.2013).
61
A. K u ź m i ń s k a j a , Polska diaspora we współczesnej Armenii, w: Polacy w Armenii, Lublin 2000, s.262.

113
Również w Azerbejdżanie wykształciła się nieduża Polonia, która została zarejestrowana
w 1991 r. Stowarzyszenie liczyło 50 osób, z czego tylko ok. 10 osób mówiło po polsku.
Niestety już w rok po założeniu stowarzyszenie zaprzestało działalności 62. W 2002 r. została
zarejestrowana i zaczęła swoją działalność polska organizacja „Połonia — Azerbejdżan”.
Od stycznia 2012 roku zaczęło funkcjonować Centrum Polskiej Kultury. 63
Wartym uwagi jest obszar Kaukazu należący administracyjnie do Federacji Rosyjskiej.
Również na Przedkaukaziu wykształciło się kilka stowarzyszeń Polaków, a są one często
pomijane w literaturze. Niektóre wspólnoty polskie, np. w Piatigorsku, liczące kilkuset
członków, wydają regularnie prasę w polskim języku oraz posiadają własną parafię64. Z innych
miast Kaukazu leżących po stronie rosyjskiej można wymienić: Nalchik, Żeleznowodzk,
Stawropol, gdzie działają aż 3 polskie organizacje oraz Władykaukaz. Ambasada Polska w
Moskwie wymienia 35 jednostek polonijnych na obszarze Moskiewskiego Okręgu
Konsularnego65.

H. R. T e e r - P o t o c k a , Polacy w Azerbejdżanie, historia i dzień dzisiejszy, w: Polacy w Azerbejdżanie, Lublin


62

2003 s.295.
Polacy w Azerbejdżanie, http://polacy.az/polacy-w-azerbejdzanie, dostęp 30.11.2013.
63
64
Wspólnota Polska w Piatigorsku, http://www.gazetapetersburska.org/pl/node/894, dostęp: 30.11.2013.
Polonijnych w Moskiewskim Okręgu Konsularnym,
65
Wykaz organizacji
http://www.moskwa.msz.gov.pl/pl/informacje_konsularne/polonia/organizajcje_polonijne/?printMode=true,
dostęp: 31.11.2013.

114
Piotr Ossowski
Instytut Historii Uniwersytetu Łódzkiego

HISTORIA KOMUNIKACJI TRAMWAJOWEJ W ŁODZI OD SCHYŁKU XIX WIEKU


DO WSPÓŁCZESNOŚCI

W dniu 23 XII 1898 r. wyjechał pierwszy tramwaj na ulice Łodzi. Pomysł stworzenia
układu sieci komunikacji zbiorowej w oparciu o pojazdy szynowe zrodził się w głowach
łódzkich przemysłowców w osobach: Juliusza Kunitzera, Zenona Anstadta, Samuela
Barcińskiego, Alfreda Biedermanna, Emila Geyera, Stanisława Jarocińskiego, Juliusza
Heinzela, Henryka Grohmana, Edwarda Kremky’ego i Karola Scheiblera. Powołali oni
do życia spółkę Kolej Elektryczna Łódzka (KEŁ)1, której głównym zadaniem było
obsługiwanie pasażerów z terenu Łodzi. Szybki sukces nowej i nieznanej wśród łodzian
formy przewozu ludzi spowodował utworzenie kolejnej spółki – Łódzkich Wąskotorowych
Elektrycznych Kolei Dojazdowych, której celem stało się połączenie okolicznych
miejscowości z Łodzią. W gronie założycieli znaleźli się pomysłodawcy KEŁ.
Rozwój komunikacji tramwajowej w Łodzi wynikał z dynamicznego rozwoju miasta
w XIX wieku. Jeszcze na początku tego stulecia miało charakter rolniczy, aby w drugiej
połowie stać się głównym ośrodkiem przemysłu włókienniczego na ziemiach polskich
pod zaborem rosyjskim. W tym czasie liczba ludności wzrosła z około 700 osób
do ponad 300 0002. Obok powstających wielkich zakładów Karola Scheiblera, Juliusza
Kunitzera, Ludwika Grohmana, Izraela Poznańskiego, Szai Rosenblatta i innych, rozwijały się
osiedla robotnicze. Sercem miasta stała się ulica Piotrkowska, na której kumulowało się życie
mieszkańców. Dla rozbudowującego się miasta stawał się coraz bardziej wyczuwalny brak
komunikacji zbiorowej.
Miejscy włodarze zdawali się rozumieć narastający problem. W 1886 r. został ogłoszony
przetarg na wybudowanie sieci konnego tramwaju. Najdogodniejszą ofertę złożyli wspólnicy
August Wolf i Dawid Rosenbaum. Jednak do realizacji nie doszło z racji impasu
spowodowanego przedłużającymi się rozmowami między zainteresowanymi stronami.
W następnych latach było podejmowane zagadnienie stworzenia komunikacji tramwajowej.
Łódzki magistrat odrzucił koncepcję pojazdu szynowego poruszającego się dzięki sile koni,
argumentując potrzebą budowy w centrum miasta wielkich stajni 3 czy zanieczyszczaniem dróg
odchodami zwierząt4, na rzecz elektrycznego tramwaju, który stawał się coraz popularniejszy
w zachodniej Europie. Na jego korzyść przemawiały takie atuty jak: szybkość, siła pociągowa
pozwalająca na łatwiejsze pokonywanie wzniesień, stosowanie wagonów o większej niż dotąd
pojemności oraz stała gotowość do jazdy5.
Przetarg na wybudowanie sieci elektrycznej komunikacji tramwajowej w Łodzi wygrała
grupa przemysłowców, która pod szyldem KEŁ otworzyła nową kartę w dziejach miasta.

1 M. Z. W o j a l s k i, W. Ź r ó d l a k, Z dziejów miejskich tramwajów elektrycznych w Łodzi, Łódź 1994, s. 2-3.


2 J. D z i e c i u c h o w i c z, Ludność Łodzi do 1918 roku, [w:] Łódź. Monografia miasta, red. S. L i s z e w s k i,
Łódź 2009, s. 115.
3 W. P a w l a k, Tramwaj na gwiazdkę, ‘‘Gazeta Łódzka” nr 304, Grudzień 1993, s. 4.
4 M. Z. W o j a l s k i, 100 lat łódzkich tramwajów, Łódź 2002, s. 7.
5 T. M a z u r e k, Komunikacje miejskie. Część II, Łódź 1959, s. 10.

115
Zgodnie z podpisaną umową, łódzcy przemysłowcy zobowiązali się do uruchomienia nowego
środka przewozu osób na własny koszt oraz przekazania odpłatnie na własność miastu
po 30 latach mienia spółki – taboru, sieci i linii6.
Mimo uruchomienia komunikacji tramwajowej, aż do czasów wybuchu II wojny światowej
nie korzystano z niej masowo, choć liczba pasażerów z roku na rok rosła. W 1900 r. tramwaje
KEŁ przewiozły 7,9 mln podróżnych, w 1918 r. – 30,7 mln, zaś w 1939 r. – 60 mln7.
Przedstawione liczby byłyby znaczniej wyższe, gdyby nie cena biletu, która zniechęcała wielu
chętnych z codziennego korzystania z tramwajów. W 1915 r. za przejazd należało uiścić
opłatę w wysokości 10 kopiejek. To drogo w porównaniu z pensją robotnika, zarabiającego
od 3 do 4 rubli tygodniowo, który musiał zapłacić za wynajem mieszkania od 50 kopiejek
do 1 rubla oraz dokonać zakupów podstawowych artykułów żywnościowych jak chleb
za 3 kopiejki8. Jednak pieniądze pozyskane drogą sprzedaży biletów stanowiły główne źródło
przychodów KEŁ. Akcjonariusze nie mogli pozwolić sobie na straty, dlatego kierunki
rozbudowy miejskiej sieci tramwajowej opierano na układaniu torów wzdłuż ruchliwych tras 9.
Odzyskanie przez Polskę niepodległości w 1918 r. spowodowało, że relacje między spółką
a władzami miejskimi uległy zmianie. Nowa umowa została parafowana w 1923 r. Łódzki
magistrat zyskał większy wpływ na działalność KEŁ oraz gwarancję wybudowania torów
wybiegających ku przedmieściom. Nadto 1/3 majątku spółki w postaci akcji imiennych
przechodziła na własność miasta, a do miejskiego budżetu odprowadzano 5% od dochodów
ze sprzedaży bilety, zaś prezydent, wiceprezydenci, ławnicy miejscy mieli zagwarantowane
bezpłatne przejazdy środkami komunikacji miejskiej. Podobnie jak w poprzedniej umowie
znajdowała się klauzula dotycząca całkowitego przejęcia KEŁ przez władze miasta. Miało to
nastąpić po 40 latach od podpisania umowy10.
Silne powiązanie społeczne i gospodarcze Łodzi z okolicznymi miejscowościami
oraz sukces pierwszego tramwaju zrodziły ideę połączenia ich przy pomocy nowego środka
transportu zbiorowego. Akcjonariusze KEŁ wykorzystali nadarzającą się okazję i założyli
ŁWEKD11. Po uzyskaniu zgody – umowy koncesyjnej ze strony cara Mikołaja II12 przystąpili
do realizacji. Tramwajowe połączenie z Łodzi uzyskały Pabianice – 17 I 1901 r., Zgierz –
19 I 1901 r., Aleksandrów Łódzki – 9 II 1910 r., Ruda Pabianicka (dziś dzielnica Łodzi) –
20 II 1910 r., Konstantynów Łódzki – 27 I 1911 r. , Rzgów i Tuszyn – 18 IV 1916 r.,
Ozorków – 9 IV 1922 r. oraz Lutomiersk 1 VII 1929 r.13
Wraz z wybuchem II wojny światowej zakończyła się epoka II RP. W wyniku działań
niemieckiej armii, Łódź została zajęta 8 IX 1939 r., zaś 9 listopada wcielona do III Rzeszy,
a administracyjnie do Kraju Warty, gdzie namiestnikiem był Artur Greiser. Do jego głównych
zajęć należały germanizacja i prowadzenie polityki antypolskiej. W nowej sytuacji znalazły się
obie spółki tramwajowe. Zgodnie z wprowadzanym przez okupanta prawem, wszystkie

6 W. K o w a l s k i, Tramwaje łódzkie w dawnych latach, ‘‘Dziennik Łódzki” nr 271, Listopad 1993, s. 25.
7 K. K r a s s o w s k i, Komunikacja miejska w miastach województwa łódzkiego, ‘‘Przegląd Ekonomiczno-Społeczny
Miasta Łodzi” nr 5, 1978, s. 51.
8 W. Ź r ó d l a k, Między wojnami, [w:] Łódzkie tramwaje 1898-1998, red. J. R a c z y ń s k i, Łódź 1998, s. 14.
9 M. Z d z i e n i c k i, Tramwaj, metro czy autobus?, ‘‘Dziennik Łódzki” nr 240, Październik 1972, s. 3.
10 W. Ź r ó d l a k, Między wojnami…, s. 29-30.
11 X Krajowy Zjazd Komunikacji Miejskiej. Informator, red. J. A l b i ń s k i, M. F i j a ł k o w s k i,

Z. K u l i s i e w i c z, Łódź 1964, s. 10.


12 W. Ź r ó d l a k, Sieć tramwajowa – budowa, układ, rozwój (1901-2001), [w:] Łódzka podmiejska komunikacja

tramwajowa 1901-2001, red. J. R a c z y ń s k i, Łódź 2001, s. 9.


13 Ibidem, s. 25, 30, 38. 39, 44, 49, 61. W przypadku linii tramwajowej do Lutomierska zaznaczyć należy,

że tramwaj wjechał do wsi dopiero 2 lata później po wybudowaniu mostu na rzece Ner.

116
nazwy polskie podlegały zniemczeniu. KEŁ została przekształcona w Litzmannstädter
Elektrische Strassenbahn, zaś ŁWEKD w Litzmannstädter Elektrische Zufuhrbahnen.
Okupant zamierzał połączyć oba przedsiębiorstwa, ale pomysł został zarzucony ostatecznie
w 1942 r. 14
Dla funkcjonowania miejskiego życia koniecznym było uruchomienie wstrzymanej
komunikacji tramwajowej. Połączenia z okolicznymi miejscowościami zostały wznowione
przed 19 IX 1939 r., zaś na początku października kursowało 11 linii miejskich. Dużym
utrudnieniem stało się wyłączenie z eksploatacji torów na ul. Piotrkowskiej, stanowiących
swoisty „kręgosłup” sieci tramwajowej w Łodzi. Stan ten trwał do 14 grudnia15.
Represje ze strony okupanta względem ludności polskiej i żydowskiej pojawiły się także
w środkach transportu zbiorowego. W przypadku składu liczącego co najmniej 2 wagony,
Polakom nie wolno było wsiadać do pierwszego przeznaczonego tylko dla niemieckich
obywateli. W sytuacji linii obsługiwanej przez 1 wóz, był on dzielony na dwie odrębne części.
Polska część tramwaju była zawsze przeludniona. Zjawisko zatłoczenia wynikało z procesu
umasowienia środków transportu zbiorowego. Liczba przewiezionych w skali roku pasażerów
wzrosła z poziomu 82,5 mln w 1940 r. do 204,8 mln w 1944 r. Przyczyn należy upatrywać
w tanich w porównaniu z wcześniejszym okresem biletach, przymusowym zatrudnieniu
wszystkich mieszkańców dorosłych i znacznej części młodzieży oraz zwiększonej ruchliwości
łodzian z powodu konieczności zdobywania niezbędnych środków do życia, jak i w zakazie
ruchu pieszego przez getto16.
Wyzwolenie Łodzi spod okupacji III Rzeszy nastąpiło 19 I 1945 r. Był to efekt
oskrzydlającego manewru wojsk radzieckich z rejonu Warki przez Łowicz na Kutno
i przez Łęczycę na Poznań17, który rozpoczął się 12 stycznia. Prowadzona ofensywa
z 2 frontów przebiegła dość szybko18. Gdy żołnierze Armii Czerwonej znajdowali się bardzo
blisko miasta, zarządzono ewakuację ludności niemieckiej. Zresztą do ostatnich dni okupacji
fabryki i inne zakłady funkcjonowały19. Analogiczna sytuacja miała miejsce w LES i LEZ.
Komunikacja miejska całkowicie stanęła 17 stycznia, w drugim dniu nalotów na Łódź,
kiedy został wyłączony prąd w sieci, co spowodowało, że tabor, który wyjechał do obsługi
linii, pozostał na ulicach miast20. Tego samego dnia nie podjęto realizacji kursów
do Tuszyna21 i Pabianic22.
Prawdopodobnie późnym wieczorem 17 I 1945 r. okupant porzucił majątek LES i LEZ.
Pracownicy, którzy przyszli do pracy, podjęli działania w celu zabezpieczenia terenu
przedsiębiorstw. Usuwali napisy, informacje i wywieszki w języku niemieckim. Dwa dni
później, kiedy wyzwolenie miasta stało się faktem, do zajezdni tramwajowych zaczęli
napływać pracownicy23. W dniu 20 stycznia została zorganizowana rada robotnicza KEŁ,

14 T. B o j a n o w s k i, Łódź pod okupacją niemiecką w latach II wojny światowej (1939-1945), Łódź 1992, s. 45, 309.
15 Ibidem, s. 47, 309.
16 Ibidem, s. 191, 310-311.
17 S. B a n a s i a k, Łódź. Rozwój miasta w Polsce ludowej, Warszawa 1970, s. 52.
18 P. S p o d e n k i e w i c z, Trudne wyzwolenie [wywiad z Markiem Budziarkiem], ‘‘Dziennik Łódzki” nr 15, Styczeń

2000, s. 2.
19 S. B a n a s i a k, op. cit., s. 52.
20 J. K w a p i s i e w i c z, 19 stycznia 1945 r. we wspomnieniach, ‘‘Tramwajarz Łódzki” nr 2, Luty 1979, s. 2.
21 Archiwum Państwowe w Łodzi (Dalej: APŁ), Łódzka Wąskotorowa Elektryczna Kolej Dojazdowa

(Dalej: ŁWEKD), sygn. 1535. Łódź – Tuszyn 1945.


22 APŁ, ŁWEKD, sygn. 1534. Łódź – Pabianice 1945.
23
J. K w a p i s i e w i c z, op. cit., s. 2.

117
na czele której stanął Zygmunt Kabziński24 (od 24 lat pracował w spółce, zaś od 1942 r.
należał do PPR25). Trzy dni później został zwołany wiec pracowników KEŁ, na którym
wezwano do uruchomienia komunikacji miejskiej oraz wybrano Czesława Wawrzyńskiego
na stanowisko dyrektora26.
W dniu 26 I 1945 r. na ulice Łodzi wyjechały pierwsze miejskie tramwaje27. Stopniowo
zaczęto przywracać do ruchu ciągi komunikacyjne oraz tabor. Na posiedzeniu magistratu
miasta Łodzi w dniu 5 lutego poinformowano, że po mieście kursowały tramwaje na 2 liniach,
na trasach pl. Leonarda (obecnie pl. Niepodległości) – pl. Wolności i pl. Wolności –
ul. Zagajnikowa (obecnie ul. Stefana Kopcińskiego)28.
Podobna sytuacja miała miejsce na liniach obsługiwanych przez ŁWEKD. W dniu
26 I 1945 r. wyjechały jedynie pociągi do Ozorkowa, jednak następnego dnia ruch został
zawieszony. Przywrócono go dopiero 13 lutego29. Wznowienie kursów bez stosowania przerw
nastąpiło 27 stycznia, kiedy ruszyły tramwaje do Pabianic30. Kolejnym miastem,
które odzyskało połączenie z Łodzią był Tuszyn, co miało miejsce 3 lutego31. Następnym
w kolejności był Lutomiersk, do którego przyjechał tramwaj 18 lutego 32. Dwa dni później
zostało przywrócone kursowanie linii do Aleksandrowa Łódzkiego33.
Po zakończeniu II wojny światowej powrócił pomysł połączenia istniejących
przedsiębiorstw. Po raz pierwszy wzmianka o nim pojawiła się przed wojną, kolejna podczas
okupacji. Dopiero trzecia próba fuzji KEŁ i ŁWEKD przyniosła spodziewany efekt. Duża
w tym zasługa sytuacji gospodarczej i politycznej, jaka zapanowała po 1945 r.
Upaństwowienie obu spółek i przekazanie ich pod wspólny zarząd ułatwiło komasację.
Głównym, powojennym orędownikiem był prezydent miasta Łodzi Kazimierz Mijal. Jednak
jego poglądu nie podzielała łódzka WRN, która w tej sprawie interweniowała w Centralnym
Urzędzie Planowania oraz w Ministerstwie Komunikacji. Nie uzyskała dla siebie pozytywnej
opinii, pomimo że przedstawiała wizję budowy linii tramwajowej do Zduńskiej Woli
i Piotrkowa Trybunalskiego34. Proces łączenia KEŁ i ŁWEKD został rozłożony na lata.
Ukoronowaniem zjednoczenia stał się dzień 1 V 1948 r., kiedy zaczęło funkcjonować nowe
przedsiębiorstwo pod nazwą MZK w Łodzi, obowiązującą od 1 czerwca 35. W 1950 r. została
wprowadzona ustawa o przedsiębiorstwach państwowych. Zgodnie z jej przepisami
przedsiębiorstwo państwowe było podstawową komórką gospodarki planowej, która miała

24 Pierwsze dni wolności, ‘‘Express Ilustrowany MPK”. Dodatek do ‘‘Expressu Ilustrowanego” nr 167, Lipiec

1969, s. 3.
25 Co pisały gazety łódzkie o tramwajach w styczniu 1945 roku, ‘‘Tramwajarz Łódzki” nr 1, Styczeń 1956, s. 2.
26 Pierwsze dni wolności..., s. 3.
27 S. B a n a s i a k, op. cit., s. 54.
28 Sprawozdanie ławnika Magistratu m. Łodzi dotyczące komunikacji miejskiej oraz opłat za przejazd tramwajami,

[w:] Kształtowanie władzy ludowej w Łodzi i województwie łódzkim w 1945 roku. Wybór źródeł, red. G. A d a m c z e w s k a,
M. B a n d u r k a, E. C h o b o t, M. O j r z y ń s k a, Warszawa – Łódź 1985, s. 53.
29 APŁ, ŁWEKD, sygn. 1533. Łódź – Ozorków 1945.
30 APŁ, ŁWEKD, sygn. 1534. Łódź – Pabianice 1945.
31 APŁ, ŁWEKD, sygn. 1535. Łódź – Tuszyn 1945.
32 APŁ, ŁWEKD, sygn. 1532. Łódź – Lutomiersk 1945.
33 APŁ, ŁWEKD, sygn. 1531. Łódź – Aleksandrów 1945.
34 W. Ź r ó d l a k, Nowe czasy, wielkie zmiany 1945-1998, [w:] Łódzkie tramwaje 1898-1998, red. J. R a c z y ń s k i,

Łódź 1998, s. 59.


35 APŁ, Miejskie Przdsiębiorstwo Komunikacyjne w Łodzi (Dalej: MPK w Łodzi), sygn. 122. Okólnik nr 103 z

dnia 1 VI 1948 r. dotyczy nowej pieczęci naszej instytucji.

118
samodzielnie się organizować i prowadzić własną działalność 36. W przypadku łódzkiego
przewoźnika oznaczało to funkcjonowanie na zasadach pełnoprawnej jednostki
na rozrachunku gospodarczym37. Widocznym efektem reform gospodarczych stała się zmiana
nazwy firmy z dniem 1 I 1951 r. na Miejskie Przedsiębiorstwo Komunikacyjne w Łodzi 38,
które od 1950 r. podlegało Ministerstwu Gospodarki Komunalnej39.
Powojenne lata przyniosły znaczny rozrost sieci komunikacji tramwajowej. Do 1957 r.
oddano 30 km tras tramwajowych. Tak imponującego rozwoju infrastruktury w krótkim
czasie nie było wcześniej ani w latach późniejszych. W tym okresie ułożono tory
m. in. na Stoki, Dąbrowę40, Marysin (ul. Warszawska)41 czy na Nowe Złotno. Tę ostatnią linię
otworzył ówczesny premier – Józef Cyrankiewicz42. Sztandarową inwestycją w Śródmieściu
była budowa trasy Północ-Południe w ciągu ul. Zachodniej i al. T. Kościuszki. Głównym
celem inwestycji było odciążenie zatłoczonej ul. Piotrkowskiej. Od 22 VII 1951 r.
kręgosłupem układu sieci komunikacji tramwajowej stała się trasa Północ – Południe43.
Jednak po reprezentacyjnej ulicy miasta Łodzi tramwaje kursowały do 30 IV 1960 r.44
W okresie PRL został osiągnięty najwyższy wskaźnik długości tras tramwajowych w całej
historii Łodzi. W latach 1976-1977 i 1980-1981 współczynnik ten wyniósł 171 km. Od tamtej
pory widoczny stał się trend likwidowania sieci komunikacji tramwajowej. Z eksploatacji
został wyłączony i skasowany odcinek między Rzgowem a Tuszynem w dniu 17 VI 1978 r.
Oficjalnym powodem stała się budowa trasy szybkiego ruchu między Piotrkowem
Trybunalskim a Łodzią45.
Zmiany były widoczne również w infrastrukturze własnej przedsiębiorstwa. W okresie
PRL największym osiągnięciem w tym zakresie stała się budowa największej w Łodzi zajezdni
tramwajowej przy ul. Telefonicznej. Uroczyste otwarcie nastąpiło 15 III 1986 r. 46
Wśród niezrealizowanych pomysłów na polepszenie komunikacji miejskiej w Łodzi
znalazła się idea wprowadzenia trzeciego środka transportu publicznego. Po tramwajach
i autobusach, pasażerów miały wozić trolejbusy47, które ustąpiły w latach 70. XX w. metru 48.
Do dziś po Łodzi kursują tylko tramwaje i autobusy, wzajemnie się uzupełniając w przewozie
pasażerów.
Transformacja ustrojowa, jaka nastąpiła w 1989 r., wpłynęła na wszystkie dziedziny
funkcjonowania państwa i życie obywatela. Poważne zmiany zaszły w gospodarce
i we wszystkich jej gałęziach, w tym również w branży komunikacji miejskiej. Likwidacja
wielu przedsiębiorstw państwowych i przywrócenie samorządu terytorialnego spowodowały,
że na tę jednostkę administracyjną spadł ciężar zapewnienia lokalnego transportu zbiorowego.

36
M. R a t a j, Zasady gospodarowania i system finansowo-ekonomiczny przedsiębiorstw komunikacji miejskiej w nowych
warunkach gospodarczych, [w:] XIX Krajowy Zjazd Komunikacji Miejskiej, red. J. O s t a s i e w i c z, Warszawa 1982, s. 43.
37 APŁ, MPK w Łodzi, sygn. 444. Charakterystyka MPK w Łodzi, k. 2.
38 M. Z. W o j a l s k i, W. Ź r ó d l a k, Z dziejów miejskich tramwajów elektrycznych w Łodzi, Łódź 1994, s. 4.
39 APŁ, MPK w Łodzi, sygn. 444. Charakterystyka MPK w Łodzi, k. 2.
40 W.O., Dwie cenne zdobycze naszego miasta: nowe linie tramwajowe 15 i 17, ‘‘Dziennik Łódzki” nr 295, Październik

1948, s. 3.
41 APŁ, MPK w Łodzi, sygn. 122. Okólnik nr 83 z 27 XI 1948 r., k. 173.
42 (jb), Dwie nowe zdobycze Łodzi, ‘‘Dziennik Łódzki” nr 265, Wrzesień 1949, s. 3.
43 (u), „Jedenastka” na trasie P-P od 22 lipca, ‘‘Express Ilustrowany” nr 197, Lipiec 1951, s. 5.
44 Sk., Piotrkowska bez tramwajów, ‘‘Dziennik Łódzki” nr 93, Kwiecień 1960, s. 2.
45 (otom), Autobusem „254” do Tuszyna, ‘‘Dziennik Popularny” nr 135, Czerwiec 1978, s. 4.
46 (j.kr.), Uroczyste otwarcie zajezdni tramwajowej przy ul. Telefonicznej, ‘‘Dziennik Łódzki” nr 64, Marzec 1986, s. 4.
47 (jp), MPK proponuje, ‘‘Dziennik Łódzki” nr 278, Listopad 1962, s. 4.
48 (jc), Łódzkie ABC. Komunikacja, ‘‘Dziennik Łódzki” nr 164, Lipiec 1974, s. 4.

119
Oznaczało to nie tylko jego organizację, ale przede wszystkim ponoszenie kosztów z tego
tytułu. Nie wszystkie gminy sąsiadujące z Łodzią były w stanie podołać temu obowiązkowi.
Na początku lat 90. XX w. tramwaje przestały kursować do Aleksandrowa Łódzkiego
i Rzgowa. Do dziś uchowały się podmiejskie połączenia przy pomocy pojazdów szynowych
do Konstantynowa Łódzkiego, Lutomierska, Ozorkowa, Pabianic i Zgierza.
W nowej sytuacji gospodarczej znalazło się państwowe przedsiębiorstwo MPK w Łodzi,
które nie mogło funkcjonować w dotychczasowej formie oraz w sposobie utrzymania.
W ramach likwidacji został wydzielony majątek ruchomy i nieruchomy przydatny nowym
przedsiębiorstwom: MPK Łódź sp. z o.o., MZK Pabianice sp. z. o.o., MUK Zgierz sp. z o.o.,
MKT sp. z o.o. oraz TP sp. z o.o. Ostatnie dwie spółki przestały istnieć w 2012 r. Ich funkcje
przejął łódzki przewoźnik.
Przedstawiony został zarys dziejów komunikacji tramwajowej w Łodzi. W referacie zostały
zaznaczone główne oraz przełomowe momenty w długiej już, bo trwającej 115 lat, historii
transportu zbiorowego. Tramwaje na stałe wtopiły się w krajobraz Łodzi i okolicznych miast.
I nic nie zanosi się na zakończenie ich kolei, wręcz przeciwnie, rysują się nowe możliwości
i rozwiązania w komunikacji tramwajowej.

120
dr Adam Podlewski
badacz niezależny

„DUCH OJCÓW MORZOWŁADNYCH” – CZYLI DZIEWIĘTNASTOWIECZNI


PODRÓŻNICY BRYTYJSCY O EUROPEJSKIEJ TRADYCJI ODKRYĆ

I. Potrzeba Tradycji
W artykule, chciałbym przyjrzeć się problemowi niejednoznacznego stosunku odkrywców,
naukowców i publiki procesów kolonialnych w dziewiętnastowiecznej Wielkiej Brytanii
wobec historii odkryć, a także zastanowić się nad przyczynami owej szczególnej recepcji
zjawiska1.
Ruch eksploracyjny Imperium Brytyjskiego w XIX wieku łączył odważne, czy wręcz
agresywne spojrzenie w przyszłość, z silnym osadzeniem w tradycji. Służący Koronie
podróżnicy zarówno podkreślali oryginalność swoich przedsięwzięć, jak i sadowili się
„na barkach gigantów” wieków poprzednich. Ten dwuznaczny stosunek odkrywców
i autorów literatury podróżniczej, od Jamesa Cooka, do początku XX stulecia, uważam
za paradoks niezbędny do zrozumienia procesów kolonialnych epoki królowej Wiktorii.
„Duch naszych ojców morzowładnych wciąż jest silny w Anglii, a naród wspomina
i przeżywa do dzisiaj opowieści o oceanicznych przygodach – historie pokładowych przyjaźni,
silniejszej od śmierci dyscyplinie, niebezpieczeństw tak odważnie pokonanych, momentach
niezwykłych i zdumiewających odkryć – wczuwamy się zupełnie i podziwiamy szczerze tego
ducha, tak jak nasi ojcowie, kiedy czytali o podróżach Cooka po tajemniczych morzach
południowych, wielkich bitwach o Bałtyk i Nil, czy największej, o zatokę Trafalgaru.” 2 - pisze
brytyjski kronikarz podboju stref polarnych. David Murray Smith nie tworzył poetyckiego
eposu, nie wymyślał nowej opowieści o zdobyczach geograficznych i politycznych Imperium;
jedynie podsumowywał popularne w jego epoce przekonanie o wyjątkowym umieszczeniu
nowoczesnej epoki odkryć i podbojów w kontekście historii.
Przekonanie o prawach do spadku normańskiego, tradycji sprzed roku 1066, jest silne
w zbiorowej wyobraźni i kulturze brytyjskiej nawet do dzisiaj. Jednakże w dziewiętnastym
stuleciu owe koncepcje anglo-normańskiej „thalassokracji” posiadały rolę w legitymacji
Imperium; zarówno sposobie prowadzenia polityki, jak i rozwijania nauki. Zdaniem samego
Smitha (ale nie tylko jego!), ów szczególny stosunek historycznej wspólnoty do morza,
i wynikający z nich duch odkryć, to narodowa cnota, wręcz cecha konstytuująca brytyjskość.

II Chronologie
Odniesienia tak dawne, jak średniowieczne, wymagały stworzenia chronologii, ogólnej
ramy historycznej dla umiejscowienia zdobyczy późnej nowożytności na tle wcześniejszych
epok. Owych chronologii dostarczają często sami odkrywcy, poczynając od sławnego
zdobyczy Mórz Południowych.

1
Niniejszy artykuł stanowi rozwinięta wersję podrozdziału: III Spadkobiercy i spadkodawcy.
Dziewiętnastowieczni podróżnicy w tradycji odkryć nowożytnych - 3. Długi łańcuch spadkobierców. Pamięć
o odkrywcach nowożytnych z mojej pracy doktorskiej, obronionej w 2011 na Wydziale Historycznym
Uniwersytetu Warszawskiego: „Czy przeciw Naturze? Odkrywanie świata, władza imperialna, związki człowieka
z przyrodą w kręgu kultury anglosaskiej przełomu XIX i XX wieku.”
2
D. M. S m i t h, Arctic Expeditions, British and Foreign, from the Earliest Period to the present time, London 1880, s. 2.

121
W swoich wspomnieniach, James Cook dzieli historię odkryć na erę heroiczną
(od późnego średniowiecza po połowę XVIII w.) i nowoczesną. Pisze wprost, iż po „podróży
Bouveta [w 1739 roku – AP] duch odkryć zanikł, aż do naszych czasów, gdy nasz król
stworzył plan eksploracji i opisu południowej półkuli. W roku 1764 rozpoczęto realizację
owego zamysłu.”3
Wedle Cooka, wczesnonowożytna epoka eksploracji charakteryzowała się "duchem
odkryć", bardziej pragnieniem i instynktem, niż racjonalnym zamysłem. Dopiero świadome
działania monarchów europejskich (zwłaszcza królów angielskich) zmieniły ten stan. Jednak
ów podział poprzedza katalog wcześniejszych odkryć i galeria zdobywców, w której nie omija
podróżników innych nacji, a Magellanowi przyznaje uprzywilejowaną, heroiczną pozycję4.
Podobną zmianę, choć bez wskazania konkretnej cezury, wyróżnia szkocki eksplorator
Afryki Zachodniej. Mungo Park zapewnia w 1795, że jego wyprawy mają na celu
„wzmocnienie brytyjskiego handlu oraz wzbogacenie naszej Wiedzy Geograficznej" 5.
Odkrywca zdradza również poczucie foucaultiańskiej „wiedzy-władzy” nad światem,
dotaczanej przez uczestnictwo w przedsięwzięciu obiektywnej nauki. W rozumieniu Parka,
wcześniejsze stadia europejskiej eksploracji istnieją i stanowią ważny element rozwojowy
nauk. Być może epoka geograficznej dominacji Brytanii jest jakościowo inna, jednak wypływa
z niedyskutowanej tradycji.

III Wobec Innych


Jeszcze silnej akcentujące pokorę stanowisko przyjmuje badacz Azji Środkowej lat
trzydziestych. John Wood wydal w 1841 r. opis swojej podróży po egzotycznej i rozdzieranej
konfliktem krainie, w którym zawarł ogólne sądy, na temat rozwoju cywilizacji w Europie
i Azji. Chronologia Obiektywnej Geografii według porucznika Johna Wooda jest niemal
liniowa6. Po wspaniałych, ale niesystemowy zdobyczach wiedzy antycznej następuje zastój
średniowiecza. Geniusz Marco Polo i Krzysztofa Kolumba to dwa wyjątki; ludzie,
którzy pokonali nieufność ówczesnej nauki wobec badań i podróży. Następnie rozpoczyna się
nieco szybszy - i już zupełnie przewidywalny - wzrost wiedzy oraz umiejętności. Wczesna
nowożytność buduje bazę informacji geograficznych, które umożliwiają kolejny skok
jakościowy. Na początku dziewiętnastego wieku ludzkość (w opowieści Wooda,
reprezentowana przez wykształconych Europejczyków) rozpoczyna trudny, i niezakończony
do chwili wyprawy porucznika, proces zrozumienia oraz obiektywnego opisu świata. Epoka
współczesna podróżnikowi jest najbardziej świadoma, najdoskonalsza i najpewniejsza siebie,
ale stanowi jedynie zwieńczenie długiego procesu. Co istotne, w wielu dziedzinach rozwoju
cywilizacyjnego (choć bardziej kultury materialnej, niż wiedzy), nowożytny świat zachodni
dopiero dorównuje imperiom antycznym, także tym pozaeuropejskim7.
Kronikarze odkryć geograficznych w dziewiętnastym stuleciu musieli się odnieść
do co najmniej jednego fenomenu przeszłości. Wiedza antyczna i pozaeuropejska stanowiły

3
J. C o o k, A Voyage Towards the South Pole and Round the World, t. 1, The Echo Library 2007 (edycja
elektroniczna), s. 9.
4
J. C o o k, ibidem, s. 6-9.
5
M. P a r k, The journal of a mission to the interior of Africa: in the year 1805, London 1815, s. 39.
6
vide: J. W o o d, Narrative of a Journey to the Source of the River Oxus, By the Route of the Indus, Kabul, and Badakhshan,
Performed under the Sanction of the Supreme Government of India in the Years 1836, 1837, and 1838, London: John Murray,
1841, s. 130-131.
7
J. W o o d, ibidem., s 41-42

122
raczej ciekawostkę, łatwą do zignorowania przez późniejszych historyków, podobna sytuacja
nie występowała w przypadku epoki Wielkich Odkryć, zwłaszcza zdobyczy iberyjskich wieku
piętnastego i szesnastego.
Choć w wieku dziewiętnastym ani Hiszpania, ani tym bardziej Portugalia, nie mogły
pretendować do kluczowej roli w wyścigu mocarstw, ich zdobycze terytorialno-naukowe były
oczywiste. Odkrycie Nowego Świata, empiryczne udowodnienia kulistości Ziemi, akcja
osadnicza i zdobywcza w Amerykach, Afryce oraz południu Azji należały do przyjmowanego
powszechnie kanonu sukcesów cywilizacji europejskiej. Problem istnienia (bądź nieistnienia)
spójnego systemu legitymacji przedsięwzięć imperialnych w przypadku wczesnonowożytnych
mocarstw znacznie przekracza ramy niniejszego artykułu. Warto jednak nadmienić,
że w poszukiwaniu własnych opowieści uniwersalnych, brytyjscy kronikarze Imperium musieli
sięgać do wcześniejszych wzorców.
Owocowało to dwoistym stosunkiem do ekspansji portugalskiej i hiszpańskiej. Zwłaszcza
w przypadku tego drugiego państwa, tradycyjnego rywala (i do początku osiemnastego wieku
– realnego konkurenta) w światowej thalassokracji, historia jego przedsięwzięć musiała zostać
opisana i wytłumaczona anglojęzycznemu czytelnikowi. Piszący w drugiej połowie
dziewiętnastego wieku Arthur Helps dobrze oddaje ów paradoks. Jego prace o historii
upadłego imperium, zwłaszcza biografia Ferdynanda Korteza 8 (ale też inne książki), wyrażały
dystans i podziw wobec epoki Wielkich Odkryć.
Bardzo interesującym w pracy Heplsa jest krótki fragment – eksperyment intelektualny,
dokonany przez autora. Pisarz wyobraża sobie, co by było, gdyby to Ameryka, nie Europa,
przyjęła chrześcijaństwo i szlachetną część spuścizny antycznej. W tej wizji indiańscy
misjonarze z Meksyku przybywają do pogrążonej w dekadencji i grzechu Europy, widzą krew
na arenach gladiatorów, rozpustę i moralne zaślepienie mieszkańców Starego Świata.
„Ci ludzie to zaiste dzicy! […] Nawróćmy ich prędko!” 9 wołają wyobrażeni misjonarze
amerykańscy w wizji Helpsa. Passus ten może być traktowany zarówno jak zrozumienie
i usprawiedliwienie brutalnych praktyk konkwistadorów, reprezentujących „cywilizowaną
Europę” wobec autochtońskiej tyranii i barbarzyństwa, ale można go odczytać jako wyraz
niezwyklej pokory cywilizacyjnej – obiektywna misja opisu i porządkowania świata należy się
nie ze względu na pochodzenie etniczne, ale poznanie prawdy i chęć niesienia jej w świat.

IV Duma i Pokora
Można zaryzykować stwierdzenie, że stosunek do dawnych odkryć geograficznych
i przedsięwzięć kolonialnych był wypadkową pamięci historycznej i dumy imperialnej.
Obiektywna misja naukowa Europy, w dziewiętnastym wieku była piastowana
przez Zjednoczone Królestwo, jednak w przeszłości zdarzali się inni czempioni Nauki –
wśród innych mocarstw europejskich, a w starożytności: też pozaeuropejskich.
Stosunek do dziedzictwa antycznego stanowi drugi, choć paradoksalnie: późniejszy,
element budowy opowieści historycznej. Brytyjski oficer w Egipcie, omawiając dzieje
starożytnego kanału uważa, że ów: „dowodzi […] iż dawni Egipcjanie nie byli nieświadomi
zastosowań wielkich sił i naukowych mechanizmów w podróżach i handlu, czym my
szczycimy się dzisiaj. Wręcz przeciwnie – zanim nie ukończymy naszych badań […] pozostaje

8
A. H e l p s, The Life of Hernando Cortes, London 1871.
9
A. H e l p s, ibidem, s. 116.

123
nam jedynie powielać ich przykład, śledzić ich kroki oraz odzyskiwać zdobycze, które oni
posiedli, a my straciliśmy."10
Z jednej strony, nawiązania do imperiów antycznych wydają się oczywistym zabiegiem
legitymacyjnym, nawiązaniem do uniwersalizmu wielkich organizmów państwowych
minionych epok, do ich zdobyczy prawnych, ustrojowych, ale też naukowych. Jednocześnie,
przyznanie się do takiego spadku dowodzi pewnej pokory historycznej, naruszenie
oświeceniowego dogmatu o liniowym postępie cywilizacyjnym. Owo „dościgniecie
i prześcignięcie starożytnych” (oraz związane z tym nieustanne spojrzenie w przeszłość
i obawa przed przyszłością11) wymuszało nawet szersze ramy dla historycznej chronologii
geograficznej, choć perspektywa zupełnie uniwersalistyczna była
przez dziewiętnastowiecznych autorów osłabiana.
W większości narracji imperialnych starożytne mocarstwa prezentowane były jako własne,
europejskie, czy to genetycznie, czy przez związek z Historią Świętą. W ten sposób obok
tradycji bezpośrednio związanych z Europą (Starożytny Izrael przez chrześcijaństwo,
Antyczna Grecja przez system nauki oraz Imperium Rzymskie dzięki zabytkom prawa
i ustroju), jako spadkodawcy zostały rozpoznane państwa Bliskiego i Środkowego Wschodu
(zwłaszcza te hellenistyczne) oraz części Afryki, uznawane za cywilizowane wedle dawnych
kryteriów. Wiedza tych organizmów antycznych została zasymilowana tak samo jak tradycje
polityczne. Chyba najbardziej kompletną syntezę tej metahistorycznej opowieści przedstawia
Evelyn Baring, pierwszy earl Cromer, autor eseju „Dawny i nowy imperializm” (1910).
Założeniem wykładu (przygotowanego dla Classical Association, szanowanej organizacji
naukowej, oświatowej i akademickiej) było porównanie imperializmu starożytnego (głównie
rzymskiego) ze stadiami pośrednimi (zwłaszcza hiszpańskim i francuskim) z nowoczesnym
(to jest: brytyjskim i niemieckim). Dla Baringa owo przeciwstawienie nowoczesności i tradycji
było kluczowe. Współczesna mu ekspansja imperialna nie była podyktowana względami
religijnymi, cywilizacyjnymi, czy prestiżowymi. Światem początku dwudziestego wieku rządził
racjonalizm, wyliczony starannie rachunek zysków i strat w polityce wielkich mocarstw.
Mimo to, autor wyraża sentyment wobec dawnych epok, eksploracji i kolonizacji
spontanicznej, w pewnej mierze heroicznej. Słowa uznania kieruje też wobec tradycyjnych
konkurentów. Chwali zaradność i rozmach konkwistadorów, ustanawiających Hiszpańską
Amerykę Południową, i ów proces earl Cromer uznaje za ewenement w dziejach,
i (mimo kontrowersji związanych z brutalną stroną konkwisty) ostatecznie pozytywny
przykład europejskiego geniuszu, który nazywa „najbardziej zadziwiającym przykładem
zastosowania polityki imperialnej”12.
Podobne oceny, wygłaszane z innej, misyjnej perspektywy, przedstawiał David
Livingstone, obserwując cywilizacyjną rolę zakonu jezuitów, podczas podróży po Afryce 13.
Konfesyjna wrogość protestanckiego pastora wobec „papistów” znika, gdy Livingstone
opisuje zasługi zakonników wobec uznawanego przez siebie za słuszny programu
zapoznawania ludów tubylczych z organizacją i gospodarką europejską. Jednak wizja

T. C o o k, „Excursionist and tourist advertiser”, 1 VII 1869; cyt. za: E. S a i d, Orientalizm, Warszawa 1991,
10

s. 140.
O problemie tym mówiłem podczas obrad II Lubelskiej Jesieni Historyków, 26 X 2013, w wystąpieniu pt.
11

„'Far-called our navies melt away' Świadomość historyczności i przemijania w kulturze wiktoriańskiej Anglii”.
Artykuł oparty na tym referacie oczekuje na publikację.
12
E. B a r i n g, Ancient And Modern Imperialism, London 1910, s. 34.
13
vide: D. L i v i n g s t o n e, Missionary travels and researches in South Africa, London 1857, s. 34.

124
misjonarza też opierała się na kulturowym „translatio imperii”, przejęciu przez duchownych
i administratorów brytyjskich obowiązków ewangelizacyjnych i cywilizacyjnych z rąk
Hiszpanów i Portugalczyków. Odkrywcy iberyjscy reprezentowali nie tylko niewłaściwą –
zdaniem Livingstone'a – konfesję, ale też skończyła się ich epoka. Brytyjski misjonarz
porównywał wygasający zapał jezuitów, z aktywnością i sukcesami podobnych sobie
misjonarzy. Tradycja zakonnego wpływu Europy została doceniona, ale też podsumowana i
zamknięta. Afrykański odkrywca czuł się człowiekiem nowej epoki.

V Inne Opowieści
Podczas badania pozabrytyjskich elementów w anglosaskiej opowieści o odkrywaniu
i porządkowaniu świata, może budzić zdziwienie brak recepcji tego motywu w kulturze
popularnej. Tematy współczesne, kolonialne i imperialne, ze szczególnym uwzględnieniem
postaci silnych agentów cywilizacji zachodniej w „dziczy”, zasiedlały karty powieści
przygodowych, komiksów, imaginarium graficznego dziewiętnastowiecznej prasy. Były to
jednak motywy swojskie, wprost brytyjskie, lub ściśle związane z Imperium, jak opisująca
potęgę hiszpańską z perspektywy angielskiej, powieść Charlesa Kingsley'a 14. Najbardziej
szczegółowe spojrzenie w dziedzictwo innych imperiów europejskich występuje na
marginesie brytyjskiej literatury przygodowej (czy może lepiej powiedzieć: na jej styku z
kulturą wysoką jak w przypadku powieści Josepha Conrada). Zjawisko to tłumaczę
dostatkiem własnych inspiracji egzotycznych. Olbrzymi materiał brytyjskiej wyobraźni
kolonialnej z nawiązką starczył twórcom drugiej połowy wieku dziewiętnastego.
Można też doszukiwać się pozabrytyjskich inspiracji w kulturze egzotycznej później,
pokolenie lub nawet dwa po rozwoju klasycznego romansu imperialnego – w popularności
powieści pirackiej lat dwudziestych dwudziestego wieku oraz rozwijającym się przez całą
pierwszą połowę stulecia kinie pirackim.
Niemal natychmiastowy wpływ ogólno- i pozaeuropejskich tradycji odkrywczych widać
w programach wychowawczych, zwłaszcza w ruchu skautowskim początku dwudziestego
wieku. Lord Baden-Powell, tworząc „poradnik dla wychowania dobrego obywatela” (bo tak
brzmiał podtytuł oryginalnego wydania15) szukał osobowych wzorców dla młodych
wychowanków w bardzo szerokim spektrum historycznym.
Pisząc, iż „dzieje Imperium Brytyjskiego tworzą od setek lat aż po dzień dzisiejszy żądni
przygód podróżnicy i badacze, przednia straż narodu”16 Pierwszy Skaut odnosi się do historii
własnej, dobrze znanej brytyjskiej młodzieży. Jednak zaraz potem oddaje hołd odkrywcom
i badaczom, niezależnie od narodowości 17, a instytucja pioniera zostaje opisana
jako uniwersalna, niezwiązana ani z miejscem, ani epoką historyczną 18. Inkluzywne
stanowisko Baden-Powella nie powinno zresztą dziwić – w swoich rozważaniach, autor
„Skautingu dla chłopców” dostrzega związek wielu tradycji i instytucji europejskich,
z odpowiednikami w świecie egzotycznym, budując most porozumienia
pomiędzy przedziałami kulturowymi i etnicznymi19.

14
Ch. K i n g s l e y, Westward Ho!, London 1855.
R. B a d e n – P o w e l l, Scouting for Boys: A Handbook for Instruction in Good Citizenship, Horace Cox 1908.
15
16
R. B a d e n – P o w e l l, Skauting dla chłopców, Warszawa 1938, s. 20.
R. B a d e n – P o w e l l, ibidem, s. 20.
17

R. B a d e n – P o w e l l, ibidem, s. 104.
18
19
R. B a d e n – P o w e l l, ibidem, s. 42.

125
Powiązanym z naszym tematem zagadnieniem jest legenda pionierska w Stanach
Zjednoczonych. Językowa jedność anglosaskiej kultury, wciąż żywa, dzielona pamięć
historyczna, a także genetyczny związek z jednym z odkrywczych przedsięwziąć Wielkiej
Brytanii uczyniły z młodego narodu w Nowym Świecie równie chętnego spadkobiercę schedy
europejskich tradycji. Zwłaszcza etos pioniera, kanonizowany od lat dziewięćdziesiątych
dziewiętnastego wieku przez Fredericka Turnera (w wydanym po raz pierwszy w 1893 roku
eseju „Znaczenie Kresów w amerykańskiej historii”20 oraz późniejszych tekstach) dokonywał
podobnego zabiegu. Jednak w swojej wizji historiograficznej, Turner dokonywał
z dziedzictwem brytyjskim to samo, co kronikarze dawnej metropolii z obcymi tradycjami:
asymilował przydatne i przemilczał kłopotliwe elementy historii. Jest to jednak temat
na oddzielną rozprawę21.

VI Podsumowanie
Z tego krótkiego przeglądu brytyjskiej opowieść odkrywczej można wyciągnąć dwa
podstawowe wnioski. Po pierwsze: zbiorowa wyobraźnia obywateli Imperium używała
odniesień do rozwoju europejskiej nauki, jako legitymacji dla siebie, swoistego mandatu
obiektywnie słusznych poczynań. Po drugie: brytyjska opowieść o odkryciach była bardzo
elastyczna; zaborcza i inkluzywna, włączająca wszystkie chwalebne, i wykluczająca
kompromitujące elementy z powszechnie znanej historii.
Nawet odpowiednie przepracowanie własnych dziejów, pozwalało historykom
i popularyzatorom historii Wielkiej Brytanii do zaadoptowania niebezpośrednio własnych
korzeni. Mimo wyraźnej dumy z zachowanej od Imperium Rzymskiego niezależności,
patrzący w przeszłość Brytyjczyk potrafił uznać pełną łączność z niesionymi przez owo
imperium tradycjami antycznymi. Spuścizna normańska została zaanektowania, pozornie
bez głębszego namysłu, mimo że narodów-spadkobierców wikingów było w Europie kilka,
a Albion nie przedstawiał najsilniejszych praw.
Prócz wskazania jedności, w opowieści odkrywczej wyraźne są różnice. Zaznaczenie
jakościowej odmienności heroicznych, ale w pewnym aspekcie przypadkowych podbojów
antycznych, średniowiecznych oraz nowożytnych, oraz obiektywnej i całościowej misji
porządkowania świata (a tej miały się podjąć nowoczesne Imperia, z których Wielka Brytania
wyróżnia się potęgą i łagodnością wobec ludów tubylczych), stanowi kluczowy element
legitymacji kolonialnej, wskazania, że dzieło Brytanii jest dobre, bo konieczne z punktu
widzenia historii.

20
The Significance of the Frontier in American History [w:] F. J. T u r n e r, The Frontier in American History, New York
1921, s 1-38.
21
Więcej napisałem na ten temat m.in. w: Czy przeciw naturze..., s. 171-174.

126
Aleksandra Rybińska
Uniwersytet Łódzki

PODRÓŻ DO WOLNOŚCI - KOBIETY PRZY 2 KORPUSIE POLSKIM W LATACH


1943-1949

Tytuł referatu przeze mnie nadany budzić może pewne kontrowersje, dlatego na wstępie
pozwolę sobie go wyjaśnić. W sierpniu 1941 roku utworzone zostały Polskie Siły Zbrojne
w ZSRR (potocznie nazywane armią gen. Andersa). Wcześniej jednak, bo we wrześniu 1941
roku gen. Władysław Sikorski powołał Wojsko Polskie na Wschodzie (dowódcą został
gen. Józef Zając). W wyniku połączenia tych dwóch formacji 12 września 1942 roku powstała
Armia Polska na Wschodzie, która następnie została przemianowana 21 lipca 1943 roku na 2
Korpus Polski.
Pomocnicza Służba Kobiet powstała pod koniec 1941 roku w wyniku rozkazu
gen. W. Andersa przy Polskich Siłach Zbrojnych i przy nich trwała (zmieniając tylko nazwę
na Pomocniczą Wojskową Służbę Kobiet), aż do utworzenia 2 Korpusu Polskiego i jego
rozwiązania.
Postanowiłam zatem w tytule artykułu użyć nazwy 2 Korpusu Polskiego, jako ostatecznej
nazwy tego związku taktycznego, by nie komplikować i tak już dość problematycznego
tematu.
W dniu 1 września 1939 r. rozpoczęła się inwazja wojsk niemieckich na Polskę.
Wobec przeważających sił wroga Polacy stopniowo wycofywali się w kierunku granicy
wschodniej. Dnia 17 września 1939 roku wojska sowieckie wkroczyły na terytorium
Rzeczpospolitej, przez co przypieczętowały klęskę Polaków. Posuwając się na zachód zajęły
kolejno Lwów, Brześć na Bugiem, Wilno…W wyniku tajnego porozumienia niemiecko–
sowieckiego z dnia 23 sierpnia 1939 roku granica między III Rzeszą, a ZSRR miała
przebiegać wzdłuż linii rzek: Pisa–Narew–Wisła–San1. Zarówno ze strony niemieckiej,
jak i sowieckiej rozpoczęły się represje, aresztowania i wywóz ludności polskiej. Polityka
okupacyjna radziecka wobec ziem polskich polegała na podporządkowaniu sobie owych
terenów, poprzez likwidację określonych grup społecznych: oficerów, inteligencji, ludzi
wolnych zawodów. W okresie między lutym 1940 roku, a czerwcem 1941 roku miały miejsce
masowe wywózki ludności polskiej w głąb ZSRR2.
Sytuacja wojenna diametralnie uległa zmianie po 22 czerwca 1941 roku, kiedy to wybuchła
wojna niemiecko–sowiecka. Związek Radziecki w dniu 12 lipca 1941 roku podpisał
porozumienie z Wielką Brytanią o wzajemnej pomocy w wojnie z III Rzeszą. Z kolei
30 lipca 1941 roku układ Sikorski–Majski wznowił stosunki dyplomatyczne między Polską,
a ZSRR. Najważniejszym zapisem tego porozumienia było udzielenie amnestii obywatelom
polskim wywiezionym w głąb ZSRR. Od razu gen. Sikorski rozkazał formowanie wojska
polskiego na terenie Związku Sowieckiego. Na dowódcę Armii Polskiej na wschodzie
wyznaczył gen. Władysława Andersa, który został zwolniony z więzienia na Łubiance
(Moskwa)3. Generał Anders przekonany o tym, że posiada duże zasoby ludzkie i oficerskie

1
A. C z u b i ń s k i , Historia Powszechna XX wieku, Poznań 2006, s. 277 – 278.
2
Cz. B r z o z a , A. S o w a , Historia Polski 1918-1945, Kraków 2006, s. 573 – 574.
3
A. B o b i ń s k a , Pomocnicza Wojskowa Służba Kobiet 2 Korpusu 1941 – 1945, Warszawa 1999, s. 13.

127
w radzieckich więzieniach, natychmiast przystąpił do prac organizacyjnych 4. Uzyskał on
zgodę na utworzenie 2 dywizji i 1 pułku zapasowego5.
Duży był problem z kobietami przy formowaniu się Wojska Polskiego na wschodzie,
ponieważ władze wojskowe nie miały środków finansowych by je utrzymywać. Pomoc
od ZSRR polskie władze mogły jedynie uzyskać dla żołnierzy. Warto dodać, iż owa pomoc
składała się jedynie na umundurowanie i skąpe racje żywnościowe. Aby otrzymać choć tak
niewielkie wsparcie, dowództwo polskie postanowiło „ubrać kobiety w mundury” i traktować
je jak żołnierzy, by zapewnić im podstawowe warunki egzystencji. Ten problem został
poruszony na drugim posiedzeniu komisji polsko–radzieckiej 19 sierpnia 1941 roku.
Wystosowano wówczas apel by oprócz kobiecych jednostek liniowych powstał ochotniczy
oddział kobiecy. Władze radzieckie nie były przychylne wobec utworzenia owej formacji,
powołując się na umowę zawartą wcześniej w dniu 14 sierpnia 1941 roku. Dla strony polskiej,
jednak niepodważalnym argumentem stał się paragraf 6 powyższej umowy. Mówił on,
że oficerowie i szeregowi powołani będą z obywateli polskich, znajdujących się na terytorium ZSRR, drogą
poboru i ochotniczych zgłoszeń […]6. Słowo obywatel w tym wypadku, bowiem odnosiło się
zarówno do mężczyzn, jak i do kobiet. Zresztą zapis ten był także obecny i zgodny
z radziecką ustawą o powszechnym obowiązku służby wojskowej, która to przecież
nie wykluczała z niej Rosjanek.
Zatem po klęsce wrześniowej oddziały kobiece ponownie miały zaistnieć w Wojsku
Polskim. Dnia 22 sierpnia 1941 roku wydany został przez gen. Andersa rozkaz, który wzywał
obywateli polskich do wstępowania do tworzącego się na terenie ZSRR wojska polskiego.
Po apelu i publicznym ogłoszeniu amnestii do Moskwy zaczęli przybywać Polacy zwalniani
z więzień, łagrów, ale także z zagranicy. Wśród nich były również kobiety, które pragnęły
czynnie uczestniczyć w walce o ojczyznę. Należy tutaj wymienić przede wszystkim:
Władysławę Piechowską, która została wyznaczona przez gen. Andersa na stanowisko
komendantki głównej Pomocniczej Służby Wojskowej Kobiet, Bronisławę Wysłouchową –
wchodziła w skład szefostwa PSK na stanowisku sekretarki i Irenę Grabską – zawodową
siostrę PCK7. Za podstawę prawną organizowania PSK przyjęto art. 102 Ustawy o Powszechnym
Obowiązku Wojskowym z 9 kwietnia 1938 roku.
Oddziały kobiece zaczęły powstawać przy Polskich Siłach Zbrojnych w ośrodkach
wojskowych w Buzułuku, Tatiszczewie i Tockoje. W pierwszym miesiącu do owych
ośrodków napłynęło ok. 40 000 osób w tym ok. 120 kobiet8. Gen. Szyszko – Bohusz
o przybywających kobietach wspomina: Kobiety nasze, wycieńczone, chwiejące się na nogach, same
często wymagające opieki i leczenia, pomagały lekarzom w improwizowanych szpitalach i izbach chorych,
organizowały pralnie, pracowały w kuchniach, urządzały sierocińce dla dzieci i pełniły dyżury na stacjach
kolejowych9. Od chwili formowania się Wojska Polskiego na wschodzie, kobiety rozpoczęły

4
Generał Władysław. Anders dopiero po jakimś czasie zorientował się, że wielu oficerów brakuje. Rosjanie
wówczas tłumaczyli się zamieszaniem wojennym i niemocą odnalezienia ich w licznych więzieniach. Prawda
wyszła na jaw w kwietniu 1941 roku, kiedy to Niemcy odkryli pierwsze masowe groby w lesie katyńskim.
5
A. B o b i ń s k a , op. cit., 13
6
A.E. M a r k e r t , Polsce wierna. Władysława Piechowska 1900 – 1987 żołnierz i twórczyni kobiecych oddziałów
organizacji wojskowych, Pruszków 2003, s. 104.
7
A. B o b i ń s k a , op. cit., 14.
8
A.E. M a r k e r t , Polsce wierna…,s. 103.
9
Ibidem, s. 103.

128
pracę na różnych stanowiskach i kontynuowały je do momentu przerzucania oddziałów
polskich do Anglii.
Kobiety decydowały się na wstępowanie do PSK, ponieważ dawała ona im szanse
nie tylko rozwoju, ale i również cień nadziei na powrót do ojczyzny. Podróż z armią
w omawianym okresie była bezpieczniejszą i zwiększała szanse powodzenia.
Praca ochotniczek w ZSRR nie była łatwa. Obozy wojskowe były w trakcie organizacji,
również sztaby dopiero rozpoczynały swoją pracę. Kobiety kierowane były do organizujących się
biur, świetlic, powstających szpitali, izby chorych, przychodni lekarskich, do magazynów, kuchen, kasyn,
pralni, szwalni, itp.10. Każda z ochotniczek posiadała inne umiejętności, zadaniem komendantki
głównej było przydzielanie ochotniczek do odpowiednich zadań oraz prac.
Wrzesień był dżdżysty, ale względnie ciepły, zima jednak rozpoczęła się wcześnie. W październiku
przyszły już silne mrozy i spadł śnieg, a w listopadzie i grudniu temperatura dochodziła do -60º C. Obozy
nie były przystosowane do przebywania w nich w zimnie, toteż praca w kancelariach, zdawało by się lekka,
w przewiewnych barakach, ogrzewanych małymi, żelaznymi piecykami, stawała się koszmarem.
W zgrabiałych palcach trudno było utrzymać pióro lub pisać na starych, przydziałowych maszynach […].
Ochotniczki ubrane były w łagierne szmaty, skostniałe z zimna z trudem wykonywały powierzoną im pracę,
rozgrzewając ręce nad żelaznym piecykiem11.
Praca kancelaryjna w takich warunkach wcale nie była najtrudniejszą. Jeszcze cięższą,
na skutek braku wyposażenia i zimna, wykonywały plutony gospodarcze. Do nich bowiem
należała praca w szwalniach i pralniach. Szycie odbywało się ręcznie, natomiast pranie
wykonywano w pomieszczeniach, w których brakowało szyb. Wodę przenoszono z rzeki
i podgrzewano ją na żelaznym piecyku w wiadrach. Brak było mydła. Woda wylewana
na lodowatą bieliznę momentalnie zamarzała. Ręce praczek były popękane do krwi.
W czasie przebywania armii gen. Andersa na terenie ZSRR jeszcze dwie służby kobiet
w ramach PSK należy wymienić - służbę zdrowia (sanitarną) oraz oświatową. Na pierwszy
plan wysuwa się jednak służba sanitarna, bowiem stan ludzi wówczas przybywających
do wojska oraz ludności cywilnej był bardzo zły. Wymagało to szybkiej organizacji służby
zdrowia, a co za tym idzie sprawnego przeszkolenia personelu sanitarnego, w którego skład
wchodziły ochotniczki. Trudności pracy w prowizorycznych szpitalach także się pojawiały:
Miejscowy szpital złożony z 3 baraków, niedostatecznie w sprzęt, narzędzia i lekarstwa wyposażony, musiał
obsłużyć cały garnizon, tj. kilkanaście tysięcy ludzi. Szpital mieścił się w budynkach drewnianych bez pieców,
o ścianach cienkich, pełnych szpar […]. Chorzy leżeli na ziemi, nie było bielizny. Sienniki, koce i płaszcze
chorych – to wyposażenie szpitala w jego początkach […]. Jak wyglądał nocny dyżur? Siostra opatulona w co
tylko miała ciepłego, z gasnącą co chwila „kopciułką” w ręce, przesuwała się między chorymi, którym często
przymarzały koce do lodowatej ściany, a śnieg wiejący przez szczelinę zasypywał chorych. Trzeba zrobić
zastrzyk – jedna strzykawka zmarznięta w sterylizatorze, a lekarstwo w butelce to kawałek lodu12.
Takie warunki pracy, zaczęły łamać siły ochotniczek, które same zaczęły chorować.
Dopiero przed świętami Bożego Narodzenia wybudowano piec z cegieł – to były pierwsze
ciepłe święta w prowizorycznym szpitalu na wolności.
Oprócz prowizorycznych szpitali istniały w Buzułuku Izby Chorych i Przychodnie
Lekarskie. To właśnie tam pracowały pozostałe ochotniczki parające się służbą zdrowia.
Ponadto lekarki oraz siostry wyjeżdżały na organizowane punkty sanitarno – odżywcze

10
A. B o b i ń s k a , op. cit., s. 27-28.
11
Ibidem, s. 28.
12
Ibidem, s. 29.

129
dla ludności cywilnej. Zazwyczaj punkty te powstawały na węzłowych stacjach kolejowych,
gdzie gromadziła się ludność polska w oczekiwaniu na transporty wojska13.
Drugą ze służb była wspomniana już praca oświatowa. Na nią składała się praca
oświatowa i świetliczarska. Jakie było zadnie świetlic? Polski orzełek, mundur, polskie słowo,
piosenka, taniec, koloryt ludowy wywoływały wzruszenie, entuzjazm i wiarę. Świetlica miała dać żołnierzowi
namiastkę domu14. Odbywały się specjalne kursy po których przeszkolone świetliczarki
przydzielano do poszczególnych oddziałów, gdzie w miarę możliwości organizowano
świetlice oddziałowe. Warunki pracy nie były sprzyjające. W baraku nieduża sala, zimna zastawiona
ławkami, puste brudne ściany, oświetlona małą naftową lampką lub małą żarówką, dla świetliczarki stolik
i krzesło…Często żołnierz wolał iść do swojego względnie ciepłego namiotu niż do świetlicy.
Jednak podawane ostatnie lokalne wiadomości polityczne czy ze świata, ciekawe referaty, przy braku książek
i prasy, pociągały żołnierzy15.
Warto w tym miejscu nadmienić, iż czynnie działały zespoły organizacyjno – widowiskowe
przy większych jednostkach Armii Polskiej. W amatorskich zespołach czynnie brały udział
ochotniczki PSK. Oprócz przygotowywania występów, zajmowały się szyciem kostiumów
i zdobywaniem rekwizytów. Na program składały się tańce ludowe z przyśpiewkami, deklamacje,
śpiewy solowe lub chórków rewelersów, skecze i obrazki o tematyce aktualnej16.
W Buzułuku także powstała gazetka ścienna „Ochotniczka” pod redakcją Marii Dobek.
Ukazało się jedynie 4-6 numerów periodyku17. Oczywiście kłopoty z wydawaniem były duże:
brak papieru, tuszu, ołówków, farb. Jednak pomimo tych trudności na tablicy ogłoszeń
pojawiała się „Ochotniczka”. Zarówno artykuły jak i ilustracje były wykonywane ręcznie.
W lutym 1942 roku gdy armia przemieszczała się na południowe stepy azjatyckie,
ochotniczki mieszkały w namiotach, które pod wpływem deszczu i topniejącego śniegu
zwyczajnie gniły. Spano na siennikach bez pryczy, na gołej ziemi. Należy zaznaczyć,
iż dodatkowym problemem życia w namiotach było różnego rodzaju robactwo i gady:
skorpiony, falangi, czarne wdowy, węże. Po przyjściu lata kobietom nie było wcale łatwiej.
Temperatury dochodziły do ok. 38 stopni Celsjusza. Stepy bez zadrzewienia i ogromny upał,
który wypalał całą roślinność, nie wpływał pozytywnie na formację. Wodę w bardzo
ograniczonej ilości dowożono beczkami18. Jeśli chodzi o pożywienie składało się ono głównie
z: mąki, ryżu, odrobiny mięsa i kartofli. Czym bardziej armia Andersa przesuwała się w głąb
ZSRR, tym warunki żywieniowe stawały się coraz gorsze. Oprócz zaostrzania przepisów
ograniczających żywienie, pojawiły się również te, które zaostrzały sprawę dokarmiania
przez wojsko ludności cywilnej19.
Około 10 marca 1942 roku rząd sowiecki zawiadomił gen. W. Andersa, że nie może
dotrzymać umowy wojskowej, co do wyposażenia Armii Polskiej w sprzęt i uzbrojenie.
Powiadomił także o konieczności zmniejszenia racji żywnościowych dla żołnierzy20. Stalin
13
E.M. C a r , Kobiety w szeregach Polskich Sił Zbrojnych na Zachodzie 1940-1948, Warszawa 1995, s. 33.
14
A. B o b i ń s k a , op. cit., s. 31.
15
Ibidem, s. 31.
16
E. M. C a r , op. cit., s. 64.
17
A. B o b i ń s k a , op. cit., s. 32.
18
M. M a ć k o w s k a , Pomocnicza Służba kobiet w Polskich Siłach Zbrojnych w okresie 2 wojny światowej, Londyn
1990, s. 13.
19
Ibidem, s. 13-14.
20
Warto pamiętać, że ówczesny stan liczebny WP na wschodzie wynosił ok. 70 tys. żołnierzy
(M. M a ć k o w s k a , op. cit., s. 19).

130
tłumaczył się złą sytuacją wojskową. Wyjaśniał, że ograniczenia wynikają z licznych zatopień
statków amerykańskich przez Japończyków. Wódz naczelny ZSRR chciał w ten sposób
wymusić na gen. W. Andersie zmniejszenia liczebności Wojska Polskiego. Poza tym tak
naprawdę chciał doprowadzić do całkowitego pozbycia się Armii Polskiej z terenu Związku
Radzieckiego. Stalin wiedział, że ciężej byłoby mu zająć tereny Rzeczpospolitej, gdyby Armia
Polska stacjonowała w tak bliskiej odległości od swoich granic. Generał Władysław Anders
nie chciał się zgodzić na warunki stawiane przez ZSSR. Zaproponował on w zamian
za zmniejszenie liczebności wojska, jego ewakuację na tereny Iranu, gdzie Polacy mieli
otrzymać pomoc materialną od Brytyjczyków.
Rozkaz do pierwszej ewakuacji wydał gen. Anders telegraficznie z Moskwy
10 marca 1942 roku. Sztab opracował, a następnie rozesłał do jednostek w dniu 23 marca.
W związku z decyzją opracowano najważniejsze warunki ewakuacji i jej przybliżony termin
(początek kwietnia). Kierownictwo techniczne objął gen. Żukow. Pierwszy transport wyruszył 23
marca, ostatni – 3 kwietnia. W tym czasie opuściło Rosję 43 858 osób. Oprócz wojska i ludności cywilnej
wyjechało 1159 ochotniczek PSK oraz 1880 młodzieży w wieku szkolnym i około 6 tys. dzieci.
Uruchomiono 30 zestawów kolejowych i 17 transportów morskich. Na punktach załadowczych, polskie
władze wojskowe zaopatrywały każdy pociąg w żywność i wodę oraz zapewniały pomoc sanitarną i ochronę.
W porcie w Krasnowodzku zorganizowano bazę ewakuacyjną, której dowódcą był płk. Berling. Na Morzu
Kaspijskim zorganizowano wszystkie statki, aby przewozić ludność z portu w Krasnowodzku do portu
Pahlevi w Persji. Do transportów wojskowych dołączano również sierocińce i ochronki dla dzieci, którymi
opiekowały się ochotniczki21.
W porcie w Pahlevi, Anglicy przy pomocy Hindusów zorganizowali prowizoryczny obóz
przejściowy. Dalsza część podróży odbywała się ciężarówkami. Nimi Persowie przewozili
ludność przez góry do Teheranu. Cywile kierowani byli do Zatoki Perskiej, natomiast wojsko
do Iraku, Palestyny i Egiptu. Od maja 1942 roku ochotniczki zaczęto przesuwać przez Irak
do Palestyny. Sama ewakuacja z Teheranu do Iraku trwała do 1 grudnia 1942 roku.
W Teheranie wówczas pozostała tylko stała obsada PSK w Dowództwie oraz ochotniczki
po komisjach poborowych, czekających na transport do Iraku22.
Na terenie Iraku, Iranu, Syrii, Libanu, Palestyny i Egiptu przy boku Polskich Sił Zbrojnych
nadal rozwijała się i dalej formowała się Pomocnicza Służba Kobiet. W dniu 12 kwietnia 1942
roku wydany został rozkaz przez Dowódcę Bazy Ewakuacyjnej Wojsk Polskich Środkowego
Wschodu (WPŚW) Tymczasowy Rozkaz Organizacyjny Batalionu PSWK. W owym rozkazie
zmieniono tak naprawdę tylko nazwę formacji kobiecej, bowiem Wojskowa Służba Kobiet
na terenie ZSRR istniała pod nazwą Pomocnicza Służba Kobiet (PSK), natomiast na Bliskim
Wschodzie – Pomocnicza Wojskowa Służba Kobiet (PSWK)23. Wciąż była to jedna i ta sama
organizacja. Polska Wojskowa Służba Kobiet nadal doszkalała ochotniczki, natomiast zakres
podejmowanych prac nie zmienił się w ogóle.
Warunki życia na pustyni Irackiej były równie ciężkie, jak w ZSRR. „Żar słoneczny,
który od rana do wieczora prażył niemiłosiernie - temperatura od 50 do 80º C, kompletny brak zacienienia,
trudny do zniesienia upał i duchota w namiotach mieszkalnych i namiotach pracy – wyczerpywał

21
M. M a ć k o w s k a , op. cit., s. 19-20.
22
Ibidem, s. 21.
23
A.E. M a r k e r t , Polsce wierna…,s. 119.

131
nerwowo”24. Poszczególne sekcje działające na terenie ZSRR, nadal funkcjonowały, a nawet
rozwijały swoją aktywność.
We wrześniu 1943 roku zaczął być organizowany szpital na pustyni. Personel sanitarny
przychodził z dywizji. Rozsądnie go rozdzielano, uwzględniając przy tym, również potrzeby
ludności cywilnej. Warto nadmienić, iż do sióstr ochotniczek dołączyła niewielka grupa sióstr
zawodowych, które przez Rumunię dotarły do wojska polskiego. Materialna sytuacja szpitali
diametralnie uległa zmianie. „Szpitale wojenne były doskonale wyposażone w sprzęt, lekarstwa,
narzędzia, personel zakwaterowany, odżywiony, umundurowany (…) 25. Jedyną przeszkodę stanowiła
pogoda i warunki mieszkalne. Praca w namiotach, mieszkanie w namiotach, ulewy i błoto na wiosnę,
chamsiny26, upały latem - to były ciężkie warunki do pokonania dla ochotniczek przybyłych z ZSRR27.
Warunki pogodowe dla ochotniczek w krajach Bliskiego Wschodu były całkowitym
przeciwieństwem tego co spotkały w Rosji. Najtrudniejszą była adaptacja do zupełnie
odmiennego klimatu i to właśnie ta drastyczna zmiana powodowała liczne choroby wśród
ludność cywilnej. W ZSRR występowały bardzo niskie, a na Bliskim Wschodzie bardzo
wysokie temperatury uniemożliwiały one pracę ochotniczek. W Iraku przy 80º C gorąca
na zewnątrz, a 50º C w namiotach, nie można było zmierzyć gorączki. Trzymane w lodzie termometry
pękały, narzędzia rozgrzewały się tak, że trudno było utrzymać je w ręku. Przy pisaniu należało ciągle
wycierać twarz, by nie zamazać cennych wykazów. Niejedną siostrę czy sanitariuszkę wynoszono z sekcji,
lecz po zastrzyku, w ciągu jednej czy dwóch godzin wracała na salę do pracy, bo nie miał jej kto zastąpić28.
Praca kulturalno–oświatowa nadal była kontynuowana. Świetlice były potrzebne
by utrzymywać żołnierzy w „dobrym zdrowiu psychicznym”. Etap iracki charakteryzuje się
znacznym rozwojem tej służby. Jak wspomina M. Dobek: Wkrótce miałyśmy namioty na świetlice,
kantyny, sklepy żołnierskie i kawiarenki. Ogarnął nas szał dekoracji. Bieliłyśmy brudne płótna namiotu
i dekorowałyśmy najpierw okna firankami własnoręcznie uszytymi. Potem dekoracja ścian wycinankami,
które nadawały charakter świetlicy – zakopiańska, kurpiowska, wileńska29. W świetlicach tętniło
życie. Dostępne były polskie czasopisma, takie jak: tygodnik „Orzeł Biały” czy „Kurier
Polski”. Wieczorem organizowane były występy, pokazy, wieczorki literackie. W sklepach,
które otwierały kantyniarki można było dostać ciastka upieczone przez nie same, stwierdzały
one bowiem zgodnie, iż ciastka arabskie nie nadają się do jedzenia30.
Na Bliskim Wschodzie wyłoniły się dwie nowe służby, w których kobiety to zaczęły się
szkolić by we Włoszech brać w nich czynny udział: służba łączności i służba transportowa.
W listopadzie 1942 roku rozpoczęto w Iraku 15 tygodniowy kurs łączności
dla ochotniczek przy późniejszym 2 Batalionie Łączności. Szkolenie odbyło się w trzech
turnusach i po jego zakończeniu ochotniczki zostały zorganizowane w plutony
przy 12 etapowej Kompanii Łączności. Początkowo pluton nie miał samodzielnego
charakteru. Na czele plutonu stała komendantka plutonu. Pluton dzielił się zaś na
poszczególne drużyny, w których skład wchodziły ochotniczki, które zastępowały mężczyzn

24
A. B o b i ń s k a , op. cit., s 138.
25
Ibidem, s. 138.
26
Lokalna nazwa suchego, porywistego wiatru wiejącego na Saharze i często wywołującego burze piaskowe -
[w:] Słownik Języka Polskiego, http://sjp.pl/chamsiny (dostęp z dn. 13.10.2013 r.)
27
A. B o b i ń s k a , op. cit., s 138.
28
Ibidem, s. 139.
29
Ibidem, s. 140.
30
Ibidem, s. 141-142.

132
na różnych stanowiskach związanych z służbą łączności. Udział kobiet w służbie łączności
odegrał znaczącą rolę w czasie działań militarnych we Włoszech.
Kurs na kierowców natomiast zorganizowany był już po pierwszej ewakuacji w Teheranie
i trwał 3 miesiące. Po egzaminie absolwentki kursu skierowano do Iraku, gdzie utworzono
z nich 320 kompanię transportową pod komendą Krystyny Ostrowskiej – Bełza. Dalsze
szkolenie kontynuowano w Gadarze na terenie Palestyny. Z kolejnych przeszkolonych
utworzono dwie kompanie transportowe nr 316 i 317. Pierwsza z nich liczyła
324 ochotniczki, natomiast druga 305 ochotniczek 31. Po jakimś czasie kompanie 320 została
zlikwidowana na korzyść kompanii 316 i 317 oraz nowo utworzonej 318 Kompanii Kantyn
Polowych i Ruchomych Bibliotek. Powyższe formacje miały ogromne znaczenie
we Włoszech w czasie walk o wybrzeże Adriatyku i w Bitwie pod Monte Cassino. Rozmiar
jednak wykonanej pracy ilustrują poniższe dane:
316. kompania transportowa – W czasie 365 dni pracy we Włoszech (5 maja 1944- 3 maja 1945),
Kompania wykonała ogółem: 31 129 świadczeń transportowych, przejeżdżając 1 978 108 mil w czasie tych
świadczeń zużywając 202 857 galonów benzyn32. Tonaż przewieziony w tym czasie wyniósł 6 626 ton
amunicji, 77 902 ton żywności, 30 410 ton materiałów pędnych33i 25 320 ton sprzętu34.
317 kompania transportowa - W sumie w czasie od lądowania do zakończenia działań wojennych
[…] odbyła 203 kolumny transportowe, wykonała 12 210 świadczeń transportowych, przebyła 162 250
mil i zużyła 139 513 galonów benzyn, przewożąc tonaż 113 355 ton, z czego na żywność przypadało
19 491 ton, materiały budowlane 30 936 ton, sprzęt 52 032 ton i materiały pędne 10 896 ton35.
W czerwcu 1943 roku Armia Polska na Wschodzie przeszła kolejny raz reorganizację,
w wyniku której powstał 2 korpus. W jego skład wchodziły następujące formacje: 3 i 5
Dywizja Piechoty oraz 2 brygada pancerna. Rozpoczął się proces przesuwania wojsk polskich
z terenu Egiptu i Palestyny do Włoch trwający od grudnia 1943 roku do kwietnia 1944 roku.
Do Włoch wraz z 2 Korpusem wyjechało ponad 1600 ochotniczek 36. Na miejscu pozostało
1774 kobiet – żołnierzy. Inspektorką PWSK w tym czasie została Antonina Płońska,
a inspektorat PWSK obejmował wówczas tereny Egiptu.
W tym miejscu chciałabym napisać o ostatniej działalności, która poprzez sekcje teatralne
rozwijała się tak naprawdę od początku powstania PSK, jednak jej finalny kształt miał miejsce
w plutonie PSK Sekcji Widowiskowo – Rozrywkowej 2 Korpusu. Ochotniczki - aktorki
przybyły do Włoch 16 marca 1944 roku w trzech zespołach teatralnych: Teatrze
Dramatycznym 2 korpusu, Teatrze Polowym i Teatrze Rewii – wchodzących w skład
Oddziału Kultury Prasy 2 Korpusu. W tych zespołach było po 16 ochotniczek. Okres walk
o Monte Cassino był jednym z najintensywniejszych w pracy teatrów. Co wieczór odbywały
się spektakle. Żaden nigdy nie został przerwany, mimo iż ogień artylerii niemieckiej
koncentrował się w odległości paruset metrów od sceny. Właśnie wtedy w nocy
z 17 na 18 maja 1944 roku, na kilka godzin przed zdobyciem klasztoru w siedzibie Teatru
Żołnierza Polskiego przy 2 Korpusie Sił Zbrojnych w Campobasso, gdzie artyści występowali

31
Ibidem, s. 42.
32
Galon angielski = 4 kwarty angielskie = 8 pint angielskich = 4,54561 litra. Galon amerykański dla płynów =
231 cali sześciennych = 3,785411784 litra.
33
Materiały pędne «paliwa do silników spalinowych - [w:] Słownik Języka Polskiego, wyd. Naukowe PWN,
http://sjp.pwn.pl/slownik/2481815/ (dostęp z dn. 13.10.2013 r.)
34
A. B o b i ń s k a , op. cit., s 233.
35
Ibidem, s. 235.
36
A.E. M a r k e r t , Polsce wierna…,s. 129.

133
dla 23 Kompanii Transportowej powstała słynna pieśń: „Czerwone maki na Monte Cassino”.
Autorem słów był Feliks Konarski (znany pod pseudonimem artystycznym Ref-Ren), żołnierz
2 Korpusu37.
Nie tylko dla teatrów ale i dla całej Pomocniczej Służby Kobiet chrztem bojowym okazała
się bitwa pod Monte Cassino, trwająca od 17 stycznia do 19 maja 1944 roku we Włoszech.
Po wygranej bitwie stopniowo ochotniczki były transportowane do Wielkie Brytanii.
Tam wraz z końcem wojny rozpoczęto demobilizację, która rozpoczęła się
w marcu 1946 roku. Na terenie Wielkiej Brytanii został utworzony Polski Korpus
Przysposobienia i Rozmieszczenia (PKPR), który miał się zająć likwidacją Polskich Sił
Zbrojnych, w tym PSK38. Miał on za zadanie w ciągu dwóch lat zdemobilizować wszystkich
polskich żołnierzy, umożliwić im przygotowanie się do pracy w nowych zawodach
oraz pomóc w znalezieniu zatrudnienia. Dotyczyło to oczywiście również kobiet. Niektóre
z nich znalazły pracę właśnie przy PKPR i zajmowały się sprawami ewidencyjnymi,
administracją, organizacją demobilizacji oraz załatwianiem wszelkich spraw z tym związanych.
W październiku 1949 roku zakończona została likwidacja Polskich Sił Zbrojnych w ramach
Polskiego Korpusu Przysposobienia i Rozmieszczenia.
Podróż kobiet przy Armii Generała Andersa, a później przy 2 Korpusie Polskim dawała
kobietą względne bezpieczeństwo, a przede wszystkim zajęcie na ciężki czas wojny. Przy armii
miał one zapewnioną pracę, ale co za tym idzie, również opiekę medyczną, wyżywienie
oraz wszelkie warunki do egzystencji. Chciały ponadto przyczynić się do wyzwolenia Europy,
a w następstwie Polski spod hitlerowskiego jarzma. Służąc w armii, bądź ją wspomagając były
dla polskich żołnierzy namiastką rodzinnego domu, który pomagał im przetrwać ten trudny
czas.

37
A. B o b i ń s k a , op. cit., s 250.
38
M. M a ć k o w s k a , op. cit., s. 96.

134
Marcin Smierz
Uniwersytet Śląski w Katowicach

OBRAZ ŚLĄSKA PRZEŁOMU XVIII I XIX WIEKU W RELACJACH


J. W. GOETHE’GO I J. Q. ADAMSA

Z dala od ludzi wykształconych, na końcu świata, kto Wam pomaga


skarby odkrywać i je szczęśliwie do światła podnosić?
Tylko rozum i uczciwość, tylko te dwa klucze prowadzą
do każdego skarbu, który ziemia kryje.
Tarnowskie Góry, 4 września 1790 r.
(wpis pamiątkowy J.W. Goethego do księgi w kopalni srebra Fryderyk)

By ujrzeć tę krainę poprzez oceany


Przybyłem tu z ojczyzny niebańskiej wolności.
A obrazem wspaniałym z gór tych wysokości
Sam Bóg obdarował mój wzrok oczarowany.
J. Q. Adams, List X
(wpis pamiątkowy w księdze gości w Budzie Hempla pod szczytem Śnieżki)

Kilka słów wstępnych


Śląsk, zwłaszcza w II połowie XVIII i XIX wieku był miejscem wielu podróży. Powodem
tego była różnorodność w krajobrazie tego regionu. Dolny Śląsk charakteryzował się przede
wszystkim walorami krajobrazowymi (pasmo Karkonoszy, Kotlina Kłodzka, liczne
uzdrowiska). Z kolei wizytówką Górnego Śląska stawał się przemysł górniczy i hutniczy,
z jego zastosowaniami organizacyjnymi i technologicznymi. Obydwa te miejsca stanowiły
inspirację dla odwiedzających w ich późniejszych dokonaniach i życiu zawodowym.
Głównymi celami wypraw oprócz największego ośrodka miejskiego, w tym regionie –
Wrocławia, były również Kotliny Jeleniogórska i Kłodzka oraz uzdrowiska takie jak Cieplice,
Lądek Zdrój czy Świeradów Zdrój. Również motywy podróży były różne; dla jednych miały
one charakter czysto poznawczy (np. wędrówki górskie, pisanie publikacji naukowych,
kompendiów wiedzy o regionie) Dla innych były to względy zdrowotne (potrzeba korzystania
z tzw. wód). W końcu były to również przyczyny ekonomiczne, biznesowe – chęć poznania
przedmiotu czy technologii produkcji (zwłaszcza w odniesieniu do Górnego Śląska). Warto
również nadmienić o osobach, które podróżowały. Ze względu na koszty oraz ówczesną
sytuację polityczną byli to głównie przedstawiciele wyższych sfer – szlachta (głównie pruska,
ale również dyplomaci, artyści czy przemysłowcy. To właśnie ich pamiętniki i wspomnienia
ukazują obraz Śląska i stosunków na nim panujących w tym okresie.

Sylwetki omawianych podróżników


W niniejszym wystąpieniu jako przykład z wielu wybitnych osobistości podróżujących
po Śląsku, chciałbym wskazać na dwie. Pierwszą z nich jest Johann Wolfgang Goethe (1749 –
1832), niemiecki dramaturg, uczony a przede wszystkim jeden z najwybitniejszych
przedstawicieli epoki romantyzmu. Z kolei drugą był John Quincy Adams (1767 – 1848),

135
amerykański dyplomata i późniejszy szósty prezydent Stanów Zjednoczony Ameryki
Północnej (1825 – 1829).
Przyczynami dla której wybrano opisy obydwu postaci są trzy: obydwaj podróżowali mniej
więcej w tym samym okresie (odpowiednio 1790 i 1800 r.). Ponadto oboje pełnili funkcje
państwowe; J. W. Goethe był ministrem na dworze księcia sasko-weimarskiego Karla
Augusta, zaś J. Q. Adams był ambasadorem USA w Berlinie. Ostatnią, przyczyną są różne
spojrzenia na wchodzącą w skład państwa pruskiego dopiero co, od kilku dziesięcioleci nową
prowincję: Niemca i Amerykanina.

Okoliczności i przebieg wyprawy J. W. Goethego na Śląsk


Johann Wolfgang Goethe po ukończeniu studiów prawniczych (1770 r.) oraz rozpoczęciu
kariery poety (pierwszy tomik poezji wydany w 1772 r.), od 1775 r. do końca swojego życia
pełnił funkcję Tajnego Radcy na dworze księcia sasko-weimarskiego Carla Augusta.
Oprócz tego pełnił również funkcję przewodniczącego komisji wojny, budowy dróg
czy dyrektora kopalni rud srebra, miedzi i ołowiu w Ilmenau (w Turyngii).
Wiosną 1790 r. w obliczu groźby wojny austriacko-pruskiej książę Carl August
jako dowódca kirasjerów i inspektor wojsk pruskich, został wysłany przez króla Prus
Fryderyka II na teren kamery wrocławskiej1. Wraz z księciem w wyprawie na Śląsk
uczestniczył właściwie cały jego dwór, a przede wszystkim jego ministrowie
i współpracownicy na czele z J. W. Goethem. Ostatecznie jednak na skutek zawarcia
27 lipca 1790 r., konwencji w Reichenbach (obecnie Dzierżoniów), groźba wybuchu konfliktu
została zażegnana2. Spowodowało to zmianę charakteru wyprawy zanim ta w zasadzie się
jeszcze rozpoczęła. Jej celem stała się teraz uroczysta parada i świętowanie we Wrocławiu
świeżo podpisanego pokoju. Zaproszenie do udziału wyjeździe na Śląsk, J. W. Goethe
otrzymał 9 czerwca 1790 roku, gdy przebywał jeszcze wówczas w podróży po terytorium
Włoch, z matką księcia, Anną. Propozycję wyjazdu na Śląsk Goethe przyjął z wielką radością
podkreślając w liście skierowanym do księcia otwarcie nowych możliwości, które poeta
mógłby wykorzystać zarówno w celach artystycznych jak i naukowych. W głównej mierze
Goethe po tej podróży liczył na rozwinięcie swoich dalszych zainteresowań związanych
z geologią czy naukami biologicznymi i anatomicznymi. Już przed podróżą posiadał kilka
informacji dotyczących bogactw naturalnych Górnego Śląska. Chęć głębszego
zainteresowania nauką spowodowana była tymczasowym zaspokojeniem artystycznych
ambicji Goethego po ukazaniu się kolejnych dwóch tomów Dzieł zebranych, w których znalazł
się m.in. Faust czy Tasso.

Od wiosny 1790 r. Austria gromadziła przy śląskiej granicy z Prusami liczne oddziały wojskowe. W
1

odpowiedzi na to król pruski Fryderyk II Wilhelm rozpoczął koncentrację w tamtym rejonie swojej armii. W tym
samym czasie podjęto misję dyplomatyczną hrabiego Ewalda Friedricha von Hertberga, której zadaniem było
zaproponowanie w Europie Środkowej strefy równowagi obejmującej Austrię, Prusy i Rzeczypospolitą. Austria
w zamian za nabytki w paśmie naddunajskim, będące wynikiem wojny z Turcją, miała oddać Rzeczypospolitej
ziemie zagarnięte w I rozbiorze. Rzeczypospolita oddałaby Prusom Gdańsk, Toruń i skrawki Wielkopolski. Plan
ten został odrzucony przez Austrię, która była wsparta przez sojuszniczą Rosję. Ostatecznie obie strony
zrezygnowały ze swych mocarstwowych ambicji i podpisały pokój w Reichenbach (obecnie Dzierżoniów). Na jego
mocy Austria, kończyła wojnę z Turcją, a Prusy rezygnowały z roszczeń terytorialnych i antyhabsburskiej polityki.
F. Luckwaldt, Zur Vorgeschichte der Konvention von Reichenbach. Englischer Einfluß am Hofe Friedrich Wilhelms II.
2

[w:]Delbrück-Festschrift. Gesammelte Aufsätze Professor Hans Delbrück zu seinem sechzigsten Geburtstage dargebracht
von Freunden und Schülern, Berlin 1908, s. 232.

136
Z drugiej strony wyjazd stanowił dla poety możliwość ponownego nawiązania kontaktu
ze swoimi śląskimi rówieśnikami poznanymi w okresie studiów w Lipsku (np. z synem
wrocławskiego adwokata Karlem Friedrichem Klose, czy hrabią Christianem Augustem
von Haugwitz). Kontakty Goethego ze Ślązakami w okresie studiów dawały poecie pewne
przemyślenia na temat tamtego regionu. Duże wrażenie na nim wywarł także kontakt z Anną
Luizą Karsch (1722 – 1791). Była ona poetką pochodzącą z Dolnego Śląska, która osiadła
w Berlinie, gdzie nawiązywała znajomości z wieloma znanymi osobistościami 3. Po spotkaniu z
poetką, Goethe był zachwycony wielką życzliwością z jej strony, co uznał za cechę wszystkich
Ślązaków. Pozytywne wrażenia spowodowały, że poeta zaczął się co raz bardziej interesować
tą krainą, szczególnie w kwestii przyjmowania przez tamtejszą publikę jego kolejnych dzieł.
Goethe wyruszył z Weimaru na Śląsk 26 lipca 1790 roku. Cztery dni później dotarł
do Drezna, gdzie zwiedził kolekcję rzeźb i obrazów należącą do marszałka Josepha Freiherr
von Racknitz (1744-1818). Po kilku dniowym odpoczynku, poeta wyruszył dalej na wschód
przejeżdżając w nocy 2 sierpnia przez Zgorzelec. W miejscowości Uniegoszcz, położonej
w pobliżu Lubania odbył kontrolę celną i przekroczył granicę między Saksonią a Śląskiem.
Następnie udał przez Gryfów Śląski do Jeleniej Góry i Cieplic, gdzie podziwiał miejscową
architekturę i zażył kąpieli leczniczej. Po krótkim postoju w Cieplicach poeta ruszył w dalszą
drogę poszukując kwatery, w której stanął książę. Tempo podróży, jaką Goethe odbywał
jak na ówczesne czasy było bardzo szybkie. Spowodowane było rozkazem stawienia się
u księcia w możliwie jak najkrótszym czasie. Wreszcie w nocy z 2 na 3 sierpnia Goethe stanął
w miejscowości Ciernie nieopodal Świebodzic. W tamtejszym dworku zatrzymał się książę
Karl August, a w okolicznych wsiach rozlokowane były jego oddziały wojskowe. Pierwsze dni
pobytu poety a zarazem ministra u boku księcia przebiegły pod znakiem oczekiwania
na ratyfikację traktatu pokojowego oraz przygotowań do uroczystości z tej okazji
we Wrocławiu. Czas ten poeta będąc zwolniony od obowiązków ministerialnych spędził
na podróżach w rejon Karkonoszy gdzie zdobywał szczyty i odwiedzał górskie wioski.
Zwrócił także uwagę na górującą między innymi szczytami Śnieżkę, którą kilka tygodni
później zdobędzie. Szczególne wrażenie na Goethem zrobiła panorama, jaką ujrzał z twierdzy
w Srebrnej Górze.
Poza zachwycaniem się górskim krajobrazem Goethe rozwijał także swoje
zainteresowanie geologią4. W okolicach Świdnicy oraz w strzegomskim kamieniołomie
analizował złoża granitu, a także zwrócił uwagę na potrzebę rozwoju lokalnych dróg celem
poprawy jakości transportu surowca.
Pierwszy tydzień, jaki poeta a jednocześnie weimarski minister spędził wśród
karkonoskich pejzaży i śląskiej natury, będzie w nieodległej przyszłości najlepiej wspominał
na tle kolejnych etapów podróży po Śląsku. Etap ten zakończył się wraz z rozpoczęciem
podróży Goethego i księcia Karla Augusta w dniu 8 sierpnia, której celem był Wrocław. Trasa
tej części podróży przebiegała po drodze przez Dzierżoniów, w którym podpisany został
wspomniany już traktat pokojowy prusko-austriacki. W miasteczku w tym czasie odbywały się
uroczystości związane z podpisaniem pokoju, na które rajcy miejscy zaprosili księcia i jego
otoczenie. Goethe, który na ogół narzekał na miejski gwar i ścisk, tym razem wyjątkowo był
pozytywnie nastawiony do całej sytuacji na skutek zaskakująco miłej atmosfery, jaką zgotowali

3
G. Hay, Karsch, Anna Louisa, geborene Dürbach, w: Neue Deutsche Biographie Band 11, Berlin 1977.
J. W. Goethe w 1784 roku napisał rozprawę na temat eksploatacji złóż granitu (Über den Granit). Niestety
4

z braku wiedzy na temat śląskich kamieniołów, które odegrały bardzo duże znaczenie w architekturze niemieckiej,
nie poświęcił im żadnej wzmianki.

137
swoim gościom mieszkańcy5. Po wizycie w Dzierżoniowie książę ze swoimi podwładnymi
ruszył przez Pogorzałę, Radecz, Jordanów Śląski do Wrocławia, w którym stanął 10 sierpnia.
Pierwsze dwa dni książę i jego otoczenie mieszkali dworze w Grabiszynie (aktualnie
dzielnica Wrocławia), aby już w czasie rozpoczętych uroczystości przenieść się do centrum
Wrocławia. Po przeprowadzce z Grabiszyna Goethe wraz z innymi współpracownikami
księcia zajął kwaterę położoną przy ulicy Reuschestraße 456. Pobyt we Wrocławiu
dla Goethego wiązał się już z konkretnymi zadaniami politycznymi zleconymi przez księcia.
Od momentu przyjazdu minister uczestniczył w wielu spotkaniach m.in. z ministrem
prowincji śląskiej hrabią Karlem Georgem Heinrichem von Hoym (1739-1807),
gubernatorem Wrocławia generałem Friedrichem Bogislavem von Tauentzienem (1710-1791)
czy biskupem diecezji wrocławskiej Josephem Christianem Hohenlohe von Bartensteinem
(1740-1817). Ponadto zwiedzał różne instytucje mające swoje siedziby we Wrocławiu.
Odwiedził np. siedzibę kamery śląskiej. Wszystkie te działania były podporządkowane
pod planowany przyjazd króla Prus Friedricha Wilhelma II. Król pruski dotarł do Wrocławia
12 sierpnia, a uroczystości zyskały dodatkową rangę. Oprócz uroczystości pokojowych
rozpoczęto także obchody 4 rocznicy wstąpienia na tron Friedricha Wilhelma II 7.
Na ceremonie wrocławskie przybyli zarówno przedstawiciele z okolicy jak i z kraju.
Po zakończeniu oficjalnych uroczystości we Wrocławiu, w okolicznych miejscowościach
odbywały się licznie spotkania, obiady i bale8. Ukazało to w pewien sposób jak wygląda życie
towarzyskie i polityczne miejscowych elit9.
Po kilku dniach uczestnictwa w uroczystościach Goethe mógł, chociaż na chwilę wrócić
do tego, co go bardziej pociągało, mianowicie do poznawania otaczającej go rzeczywistości.
Dnia 16 sierpnia odwiedził bibliotekę Kolegium Jezuickiego (obecnie uniwersytecka),
gdzie poznał jej bogate zbiory, w tym także przyrodnicze10. Następnie spotkał się
z dyrektorem Wyższego Urzędu Górniczego, hrabią Friedrichem Wilhelmem von Redenem
(1752-1815). Spotkanie to w znacznym stopniu wpłynęło na dalsze losy śląskiej wyprawy
poety. Podczas rozmowy z hrabią, Goethe poszerzył swoją wiedzę na temat górnictwa,
którym interesował się od lat siedemdziesiątych XVIII wieku11. Otrzymał także do hrabiego
zaproszenie do odwiedzenia kopalni Friedrichsgrube pod Tarnowskimi Górami. Podczas

Zmiana nastrojów od wojennego do pokojowego była powszechnie widoczna. Wpłynęła także na Goethego,
5

który jeszcze w czasie pobytu w Cierniach napisał wiersz pt. Obóz Polowy (Feldlager). Utwór odnosi się
do wydarzeń i nastrojów towarzyszących konfliktowi prusko-austriackiemu.
Obecnie ulica Oławska.
6
7
Właściwe uroczystości z okazji 4 rocznicy objęcia rządów przez Fryderyka Wilhelma II, odbyły się 17
sierpnia 1790 roku. Wówczas to odbył się uroczysty obiad i festyn ogrodowy zorganizowany przez wrocławskich
kupców.
Przykładem tutaj może być obiad w Szczytnikach, posiadłości rodu Hohenlohe, w którym uczestniczył książę
8

ze swoimi ministrami.
9
Zwrócił także na to uwagę Goethe pisząc w liście do Herdera: Król przybył wczoraj rano. Odbyła się zaraz wielka
uroczystość, na którą zebrały się różne znakomitości. Książę zajął tymczasową kwaterę we Wrocławiu. Chyba zostanę
tu, aby oglądać i słuchać wszystkiego, co będzie mi dane. Nie wiadomo jeszcze jak i kiedy zakończy się cała kampania. Mówi się,
iż nadejść ma jeszcze oświadczenie Rosjan... (Bd. 9, Leipzig, ca 1901).
10
W przeciągu pięciu ostatnich dni swojego pobytu we Wrocławiu Goethe odwiedził tą książnicę jeszcze
kilkukrotnie.
11
Pierwszy kontakt J. W. Goethego z górnictwem miał miejsce w 1778 roku kiedy to odwiedził nieużytkowaną
kopalnię rud metali w Illmenau (Turyngia). W 1784 roku pod wpływem Goethego starań wznowiono wydobycie
w kopalni, a on sam został jej dyrektorem. Kierując tym zakładem borykał się z problemem ochrony kopalni
przed zalaniem wodami i szukał sposobu jego rozwiązania. Ostatecznie kopalnia została zamknięta w 1812 r.

138
wizyty u hrabiego Redena, Goethe poznał radcę finansowego, barona Caspara Friedricha
von Schuckmanna (1755 -1834), późniejszego ministra spraw wewnętrznych i policji
w Prusach. Kontakt Goethego zarówno z Redenem jak i Schuckmanem przerodził się
w długoletnią przyjaźń, o czym świadczy zachowana korespondencja między tymi osobami.
Z kolei podczas kolacji u ministra sprawiedliwości barona Adolfa Adalberta
von Danckelmanna (1736-1807), który był z zamiłowania historykiem, Goethe poznał
historię Śląska. Pod wpływem tej rozmowy poeta zaczął inaczej oceniać Śląsk i Wrocław
w kontekście jego historii. Szczególnie w pamięci utknęły wydarzenia z okresu wojny
siedmioletniej (1756-1763) kiedy to Wrocław był oblegany i w znacznym stopniu został
zniszczony.
Intensywne uczestnictwo poety w różnych uroczystościach i spotkaniach spowodowało
zaniedbanie z jego strony prowadzenia korespondencji z przyjaciółmi i ukochaną Christianą.
W wolnych chwilach niezwłocznie starał się te zaległości nadrabiać. W swoich listach
poświęcał wiele miejsca na opisywanie aktualnych wydarzeń, których był uczestnikiem
oraz na refleksje związane z otaczającą go rzeczywistością.
Kilkunastodniowy pobyt Goethego we Wrocławiu połączony z intensywnym ziem
towarzyskim bardzo zmęczył poetę oraz wzbudził w nim tęsknotę za domem i rodziną.
Nie ukrywa tego w liście z 21 sierpnia skierowanym do Johanna Gotfrieda Herdera: […]
widziałem wystarczająco wiele rzeczy, nad niektórymi z nich warto się zastanowić. Śląsk to bardzo
interesująca kraina, spostrzeżenia też dość interesujące. Poznałem wielu ludzi, choć z trudem zawieram nowe
znajomości. Myślę za parę dni wyjechać stąd. […] Tęsknię za domem, nie mam już czego szukać w świecie.
Zostańcie zdrowi. Pozdrówcie Augusta12. Podsumowując w swoich notatkach pobyt w stolicy
prowincji śląskiej Goethe napisał, iż zgromadzenie w jednym miejscu naraz tylu
przedstawicieli elit oraz ciągłe spotkania były bardzo męczące dla poety. Sytuacja
ta spowodowała brak czasu Goethego na realizację dalszych celów rozpoczętych jeszcze
podczas pobytu w Cierniach. W znacznym wpłynęło to na negatywną ocenę tego miejsca:
Natomiast we Wrocławiu, gdzie dwór żołnierski, a za nim szlachta opromieniały tę jedną z pierwszych
prowincji królestwa, gdzie widziano najpiękniejsze regimenty nieprzerwanie maszerujące i manewrujące,
bezustannie, co zabrzmieć może dziwnie, zajmowałem się anatomią porównawczą, stąd też w środku tego
ruchliwego świata żyłem własnym życiem jak jakiś pustelnik13.
Dnia 26 sierpnia Goethe opuścił Wrocław i wyruszył na południe w kierunku Kotliny
Kłodzkiej. Po drodze przejechał ponownie przez Jordanów a następnie przez Niemczę (gdzie
podziwiał tamtejsze złoża bazaltu), żeby na noc zatrzymać się w Ząbkowicach Śląskich.
Następnym miejscem odpoczynku był Lądek Zdrój, ale przedtem odwiedził hutę arsenu
i zachwycał się rzadkimi minerałami w rejonie Złotego Stoku, których kawałki zabrał ze sobą
na pamiątkę. Kolejne dwa dni (28-30 sierpnia) poeta spędził w Radkowie, w końcu
XVIII wieku słynącym z jednego z większych kamieniołomów piaskowca. Z miejscem tym
wiąże się także odkrycie i rozpropagowanie przez Goethego nieznanego dotychczas nefrytu,
który w XIX wieku stał się jednym z najczęściej wykorzystywanych materiałów w jubilerstwie
i zdobnictwie. W tym samym czasie Goethe próbował także zdobyć szczyt Wielkiego
Szczelińca, jednak zakończyło się to niepowodzeniem. Wieczorem 30 sierpnia opuścił
Radków i rozpoczął podróż powrotną do Wrocławia. Trasa wiodła przez miejscowości, które
kilka tygodni wcześniej, przemierzał będąc zakwaterowanym w Cierniach. Goethe z Radkowa
udał się przez Broumov, Chvaleč i Krzeszów do Kamiennej Góry. Stamtąd 1 września udał

12
Goethes Werke, Bd. 9.
13
J. W. Goethe, Tag- und Jahreshefte 1790.

139
się do Wrocławia mijając po drodze jeszcze Świdnicę i Gniechowice. Sześciodniowa wyprawa
Goethego w rejon Kotliny Kłodzkiej po raz kolejny ukazała piękno śląskiego krajobrazu.
Niezapomniany stał się pejzaż Złotych Gór oraz miejscowa flora i fauna.
Zaraz po przyjeździe do Wrocławia minister zabrał się do organizacji urodzin księcia
Karla Augusta. Ostatecznie jednak do uroczystości nie doszło, gdyż książę, Goethe
oraz hrabiowie von Reden i Colonna udali się w podróż na Górny Śląsk14. Głównym celem
była wizyta w górnośląskich zakładach przemysłowych. Z wizytą w tych miejscach duże
nadzieje wiązał Goethe, który jako zarówno w celach urzędowych jak i naukowych.
Jako dyrektor zakładów przemysłowych w Illmenau szukał nowych rozwiązań w celu
modernizacji i zwiększenia produkcji. Dnia 3 września 1790 roku, hrabia Reden i zaproszeni
przez niego goście wyruszyli z Wrocławia na Górny Śląsk. Trasa wiodła starym szlakiem
handlowym do Krakowa, przez Oławę, Brzeg, Opole i Strzelce Opolskie aby zatrzymać się
w Toszku, który był zarządzany przez hrabiego Colonnę. W tamtejszym zamku odbyło się
uroczyste przyjęcie na cześć gości, przede wszystkim zaś solenizanta - księcia Karla Augusta.
Wtedy też Goethe i reszta gości poznał wiążącą się z zamkiem legendę o złotej kaczce
przynoszącej szczęście, którą jakoby miał ujrzeć poprzedni właściciel zamku. Poeta
w obecności gości stwierdził, iż nie spodziewał się, że również na Śląsku powszechnie krążą
różne legendy i opowieści ludowe15.
Następnego dnia wyprawa podążyła do położonej w pobliżu Tarnowskich Gór kopalni
Fryderyk (Friedrichsgrube). Zakład ten był unikatowy, gdyż w nim po raz pierwszy
na kontynencie zastosowano maszynę parową16. Jej zadaniem było odwadnianie złóż
kopalnianych, co w dłuższej perspektywie umożliwiło eksploatację pokładów położonych
coraz głębiej w ziemi17. Dodatkową zaletą jej zastosowania był spadek kosztów produkcji.
Goethe w swoich notatkach zapisał wiele danych dotyczących maszyny oraz szkice, z myślą
o jej zastosowaniu w Illmenau18. Poeta przewidywał, iż zastosowanie maszyny parowej
w niedługim czasie zrewolucjonizuje produkcję przemysłową. Kwestię tą podjął we wpisie
do księgi pamiątkowej kopalni: prawdopodobnie nie skończy się to stulecie, gdy praca maszyny parowej
zastąpi wysiłek całego rodzaju ludzkiego. Można się z tym liczyć biorąc pod uwagę jej wydajność. Złoty wiek
musi wreszcie nadejść. Trzeba tylko ludziom dać do niego właściwy klucz 19. Oprócz zapoznania się
z nowinkami technicznymi goście spotkali się także z gwarkami. Goethe dla górników był
postacią znaną, gdyż spotkanie to przerodziło się w recytowanie przez poetę swoich wierszy
oraz najważniejszych dzieł np. Cierpień Młodego Wertera. Hrabia Reden zanotował reakcje
poety, podczas spotkania z załogą: [Goethe] studiował krzepkie postaci chłopskie tego leśnego ludu,

Hrabia Philipp Colonna, ziemianin, właściciel Zawadzkiego, Fosowskiego i Kolonowskiego. Założyciel


14

wielu zakładów przemysłowych na Górnym Śląsku, w tym huty szkła w Zawadzkiem.


Wirklich ein zehnfach interessantes Land, dieses Schlesien. Es war durchaus keine übliche Schmeichelei, als ich dies meinem
15

Freude Herder nach Weimar schrieb. Wir fallen von einer Überraschung in die andere! (F. W. Reden, Tagebücher, Breslau 1865,
s. 123-126).
Druga, ale o znacznie mniejszej mocy maszyna parowa, została niedługo później zastosowana w hucie żelaza
16

w Ozimku (obecnie Huta Mała Panew).


17
W większości kopalń, w tym również w tej zarządzanej przez Goethego używano do odwadniania konnych
kieratów, które były jednak znacznie mniej wydajne.
18
Świadczy o tym wzmianka w liście do Christiana Gottloba Voigta z 12 września 1790 r., w Tarnowskich Górach
pocieszyłem się w sprawie Ilmenu, co prawda tutaj nie musza z tak dużych głębokości wyciągać dużych mas wody, ale są do tego
przygotowani. Pracują tutaj dwie maszyny parowe, a jeszcze jedna ma być dołożona, do tego kierat konny z czterech szybów wodę
wyciąga. Więcej opowiem po powrocie. Dość interesujące jest śląskie górnictwo.(Goethes Werke, Bd. 9).
19
J. Maliszewski, J. W. Goethe…, s. 103.

140
który przez noc stał się ludem robotniczym. […] zadziwiał go niezłomny rój wiejskich ludzi, nadchodzących
mas, szykujących się do marszu ku uprzemysłowieniu przyszłości, niebezpiecznie jednolity marsz szarych
kolumn20. Z kolei z pamiątkowego wpisu poety (przytoczonego na początku pracy), można
odczytać, iż doceniał ich ciężką pracę włożoną w wydobycie skarbu, który ziemia kryje. Goethe
był pod dużym wrażeniem trudu, jaki włożył tutaj dyrektor Reden. Z wielkim podziwem
przyjął nowatorskie zastosowania w technologicznym rozwinięciu przemysłu.
Oprócz kopalni goście udali się także do pobliskiej huty srebra i ołowiu Fryderyk
(Friedrichshütte, obecnie Strzybnica). Zapoznali się tam z procesem wytopu rud metali
szlachetnych. Wizyta w Tarnowskich Górach zakończyła się uroczystą kolacją z udziałem
gwarków, na którym to goście słuchali różnych legend i pieśni związanych z górnictwem.
Dzień później 5 września wyruszyli w dalszą podróż do Krakowa. Wizyta w Krakowie trwała
trzy dni. Przez ten czas książę Karl August, minister Goethe oraz hrabiowie Reden i Colonna,
gościli u rajcy krakowskiego Josepha Bartsch. Pierwszy dzień pobytu minął na wizycie
u profesora Uniwersytetu Jagiellońskiego Franciszka Scheidta, wybitnego chemika
i przyrodnika. Wtedy to Goethe poznał najnowsze ówcześnie osiągnięcia badaczy
europejskich. Zwiedzili również zbiory biblioteki uniwersyteckiej i gabinet przyrodniczy.
Podczas tej wizyty goście zapoznali się z kolekcją minerałów oraz dowiedzieli się na temat
eksploatacji złóż metodą górniczą. Ponadto zwiedzili kopalnię soli w Wieliczce. Oprócz
samego przejścia podziemnymi pokładami goście uzyskali wiedzę na temat rodzajów
eksploatowanej soli w tutejszym zakładzie (soli szybikowej i zielonej soli). Goethe z tego
wyjazdu przywiózł na pamiątkę bryłki soli a także solną figurkę, która otrzymał
od kierownictwa zakładu.
Po trzech dniach pobytu w Krakowie książę i pozostali uczestnicy wycieczki udali się
w podróż powrotną do Wrocławia. W czasie powrotu goście udali się przez Częstochowę,
gdzie prawdopodobnie, choć nie ma na to dowodów odwiedzili sanktuarium na Jasnej
Górze21. Z pobytu w Częstochowie Goethe nie odnotował żadnych refleksji w swoich
wspomnieniach, mimo to można przypuszczać, iż sanktuarium nawet dla luteranina musiało
zrobić jakiekolwiek wrażenie. Następnie uczestnicy zboczyli na krótką chwile do nieodległego
Olsztyna, gdzie przypatrywali się złożom mineralnym, których próbki pobrał Goethe a także
ruinom znajdującego się w pobliżu zamku. Następnie udali się do Lublińca (Lublinitz)
i Olesna (Rosenberg), gdzie w czasie krótkiego postoju hrabia Reden pokazał proces wypalania
wapna w tamtejszych piecach. Ponadto przejeżdżając przez okoliczne wioski (Zawadzkie,
Ozimek, Turawa) w drodze do Kluczborka (Kreuzburg), Goethe zauważył działalność
fryszarek, czyli małych hut wytapiających surówkę i opalanych węglem drzewnym.
Po nocnym odpoczynku w którejś z miejscowości należących do hrabiego Colonny
(Kolonowskie lub Kluczbork), uczestnicy podróży ruszyli przez Namysłów i Oleśnicę,
aby późnym popołudniem 10 września wjechać wreszcie do Wrocławia.
Powrót do Wrocławia zakończył kolejny etap podróży. Pobyt na Górnym Śląsku
rozszerzony o fragment Rzeczypospolitej, miał charakter z jednej strony poznania techniki
i przemysłu z drugiej zaś rozwój kulturalny. Okres ten u Goethego zaowocował wieloma
przemyśleniami dotyczących rozwiązań technicznych w przemyśle jak i zapatrywaniami
naukowymi. Przy okazji poznał także polską kulturę i Polaków, co miało wpływ
na wyrobienie sobie o nich ogólnie negatywnej opinii.

20
Ibidem, s. 98.
21
W księdze pamiątkowej nie ma wpisu, że książę Karl August i Goethe byli gośćmi zakonników.

141
Kilkudniowa podróż połączona ze zwiedzaniem mocno zmęczyła wszystkich jej
uczestników. Z tego powodu pierwsze dwa dni we Wrocławiu (11-12 września) przeznaczono
na odpoczynek i zaległą korespondencję. Goethe w listach do Herdera opisał podróż oraz
swoje wrażenia z niej: jestem ponownie we Wrocławiu, po tym jak wróciliśmy szczęśliwie z podróży
do Tarnowskich Gór, Krakowa, Wieliczki, Częstochowy. W czasie tych ośmiu dni widziałem wiele rzeczy
wartych uwagi, ale w większości w sensie negatywnym. W hrabim von Redenie, dyrektorze kopalń śląskich
mieliśmy dobrego towarzysza. Teraz ponownie jesteśmy w hałaśliwym, brudnym i śmierdzącym Wrocławiu,
z którego chciałbym się jak najszybciej wydostać. Jeszcze się na to nie zanosi, nic nie mówi się o wyjeździe
króla, chociaż życzy sobie powrotu do domu […]22. Ocena sytuacji w mieście prawdopodobnie
wynikała ze skomplikowanej sytuacji. W momencie, w którym poeta przebywał
we Wrocławiu stacjonowały liczne oddziały wojska, które w momencie zawarcia pokoju
uległy rozprzężeniu. Dodatkowo na to nałożyła się obecność wielu gości, którzy przyjechali
za królem i innymi dostojnikami. Nagły wzrost liczby mieszkańców spowodował jeszcze
większy niż do tej pory gwar. To tłumaczy taką a nie inną opinie Goethego. Pragnienie poety
do powrotu w rodzinne strony spowodowała, iż potrzebował on wyrwać się z miasta,
aby uleczyć swoją tęsknotę. Po dwóch dniach odpoczynku Goethe wyruszył w podróż
ponownie w Karkonosze. Głównym celem wyprawy było zdobycie masywu Śnieżki, którą
widział po raz pierwszy przejeżdżając przez Jelenią Górę w drodze do Cierni. Trasa podróży
wiodła m.in. przez Strzegom. Wieczorem 14 września poeta dotarł do schroniska u podnóża
góry. Następnego dnia rano ruszył w kierunku szczytu. W czasie marszu rozważał wiele
spraw, doznał także natchnienia, które zakończyło się napisaniem wiersza, w którym opisał
swoje odczucia zdobywania szczytu Śnieżki połączonej z tęsknotą za ukochaną 23.
W schronisku na szczycie góry Goethe kolejny z wielu przedstawicieli elit pruskich, które
bawiły tutaj z dala od Wrocławia. Poeta starał się nie uczestniczyć w spotkaniach poświęcając
się dalszemu badaniu górskich roślin. W dniu 15 września weimarski minister opuścił Śnieżkę
celem dalszej podróży. W Kowarach, gdzie zatrzymał się na nocleg, zastała go wiadomość
o ostatecznej ratyfikacji traktatu przez wszystkie strony. Informacja ta spowodowała,
iż Goethe musiał zmienić swoje plany dotyczące dalszego zwiedzania i niezwłocznie
powrócić do Wrocławia. Dla poety pojawiła się szansa rychłego powrotu do Weimaru,
co poprawiło jego samopoczucie. Wyraził to w liście do przyjaciela w Dreźnie, marszałka
von Racknitza z 18 września: w końcu mogę Panu mój najdroższy przyjacielu, z przyjemnością donieść,
że jutro 19 września wyjeżdżam z Wrocławia. Zapewne tydzień spędzę w górach śląska, ale 25 mam
nadzieję przybyć do Drezna. Jego wysokość Książę rusza najpierw w czwartek 23 i planuje zrobić wizytację
wojsk i 26 być w Schaudau. Książę bardzo sobie życzy aby zdecydował się Pan wyjechać ze mną z Drezna
26 i udać się do Schandau, stamtąd całe towarzystwo powróci wodą lub lądem do Drezna24. W tym
samym liście poeta podsumował w całości swój kilkutygodniowy pobyt na śląskiej ziemi.
Zwrócił także uwagę na zwarte nowe znajomości: Na Śląsku doznałem trochę dobrego, trochę także
widziałem wartego uwagi, zawarłem kilka interesujących znajomości, o czym wszystko opowiem.
Wieczorem 19 września książę Karl Gustaw wraz ze swoim ministrem Goethem wyruszył
w drogę powrotną do domu. Trasa podróży właściwie pokrywała się z tą, którą poeta docierał
na Śląsk. Po krótkim postoju w Świdnicy, goście zatrzymali się na noc w Wałbrzychu.
Stamtąd następnego dnia udali się przez Kamienną Górę do Cieplic, gdzie zatrzymali się
na dwa dni. W czasie tego dwudniowego odpoczynku goście zwiedzili uzdrowisko

22
Goethes Werke, Bd. 9.
Wiersz jako 94 wszedł w skład tomu pt. Epigramy weneckie.
23
24
Goethes Werke, Bd. 9.

142
oraz okoliczne wsie. Ponadto Goethe zapoznał się z bogatą w zbiory przyrodnicze biblioteką
hrabiego Schaffgotscha-Wildschütza. Grupa odwiedziła także okoliczne zakłady przemysłowe
– kamieniołom, hutę szkła a także małe warsztaty kamieniarskie, gdzie mogli zobaczyć kunszt
grawerski i rzeźbiarski wielu lokalnych rzemieślników. Ostatni dzień pobytu w Cieplicach
minął pod znakiem korzystania z zabiegów leczniczych. W dniu 23 września grupa ruszyła
w dalsza podróż przez Jelenią Górę, Gryfów Śląski i Lubań gdzie wczesnym rankiem
24 września przekroczyli granicę między Śląskiem a Saksonią.

Wizyta J. Q. Adamsa na Śląsku


Jako główny powód wyjazdu ówczesnego ambasadora USA w Prusach Johna Quincy
Adamsa na Śląsk upatruje się kłopoty zdrowotne jego żony Ludwiki i chęć skorzystania
z tamtejszych wód leczniczych25. Z drugiej jednak strony sam Adams podkreśla chęć
poznania stosunków gospodarczych panujących na Śląsku oraz możliwości nawiązania
kontaktów handlowych tego regionu ze Stanami Zjednoczonymi26. Warto również podkreślić,
iż wiedza J. Q. Adamsa na temat Śląska nie była zerowa; przed i w trakcie wyprawy czerpał ją
głównie z pracy niemieckiego badacza - J. F. Zöllnera, ale również z opisów statystycznych,
historycznych oraz map27.
Śląska wyprawa rozpoczęła się niemal dokładnie w dziesięć lat po J. W. Goethem – 17
lipca 1800 r., oraz w miesiąc po ratyfikacji prusko-amerykańskiego układu handlowego28.
W ciągu następnych siedmiu tygodni jej uczestnicy (oprócz J. Q. Adamsa i jego żony
w wyjeździe uczestniczyli również Epss i Whitcomb), odwiedzili Dolny Śląsk oraz Kotlinę
Jeleniogórską i Kłodzką. Po opuszczeniu Berlina J. Q. Adams wraz z pozostałymi
towarzyszami wyprawy udali się m.in. przez Frankfurt nad Odrą, Zieloną Górę, Szprotawę
i Bolesławiec do Jeleniej Góry. W listach I-IV, pisanych w okresie 20-26 lipca 1800 r., autor
opisuje trudy podróży oraz zmieniający się krajobraz (piaski brandenburskie, a następnie
tereny pagórkowate i górskie). Jednak podkreśla również rolę transportu wodnego (kanał
Odra-Szprewa), i rozwiniętą sieć drogową; z drugiej zaś strony długi czas oczekiwania
na zmianę koni29. Trochę miejsca J. Q. Adams poświęcił na opisanie swoich kontaktów
z tamtejszymi urzędnikami, fabrykantami i miejscową szlachtą, np. właścicielem manufaktury
płótna w Zielonej Górze – Försterem30, czy tkaczem Hüttigiem w Jeleniej Górze,
prowadzącym osobliwy gabinet mechaniki zawierający obiekty geograficznej, astronomiczne

G. Pisarski, Zeszyty Muzeum Ziemi Kłodzkiej, t. 1, Kłodzko-Wrocław 1985, s. 59-90.


25
26
J. Q. Adams, Listy o Śląsku, Wrocław-Warszawa 1992, wstęp, s. 18.
J. F. Zöllner, Briefe über Schlesien, Wieliczka und die Grafschatz Glatz auf einer Reise im Jahr 1791 geschrieben, cz. 1-2,
27

Berlin 1792-1793.
Głównym celem misji amerykańskiego ambasadora J. Q. Adamsa (1797 – 1801), było zawarcie układu
28

handlowego z Prusami według klauzuli najwyższego uprzywilejowania.


W Lwówku, na jedynym postoju między Bolesławcem a Jelenią Górą, musieliśmy znów czekaź dwie godziny na zmianę koni
29

pocztowych. […] Sześć mil niemieckich od Bolesławca przeniosło nas w inny świat, niż w Elektoracie. Drogi tak dobre
jak w Anglii, przeplatanie się wzgórz i dolin ukazywało nie kończącą się różnorodność widoków. J. Q. Adams, Letters on Silesia.
Written during a tour throug that country in the years 1800, 1801; by His Excellency John Quincy Adams, then minister
plenipotentiary from the United States to the court of Berlin; and since a member of the American Senate. In two parts: Part 1.
Containing a journal of a tour trough Silesia, performed in the latter part of 1800, by Mr Adams; in which the topography,
the agriculture, manufactures and commerce, and the morals and manners of the people of that Dutchy are accurately described. Part II
Containing a complete geographical, statistical, and historical account of Silesia; together with a detail of its political constitution,
military, civil and ecclesiastical establishments, seminaries of education, literature, and learned men. Embellished with a new map,
London 1804, printed for J. Budd, at the Crown and Mitre, Pall Mall, S. Gosnel Printer, List IV.
30
Ibidem, List II.

143
i historyczne od Alp po Śląsk31. Kolejne dni i (28 lipca – 10 sierpnia), spędzono na podróżach
w okolicach Jeleniej Góry (Cieplice, Szklarska Poręba, Staniszów, Kowary i inne) oraz
wycieczkach wysokogórskich (ruiny zamku Chojnik, Śnieżka, Śnieżne Kotły, wodospady
Szklarki i Kamieńczyka)32. Relacje z tej części pobytu na Śląsku można znaleźć w listach IV-
XII. W wymienionych relacjach część miejsca poświęcono również kwestiom społecznym i
kulturze, takim jak: wychowanie sierot w przytułku w Bolesławcu, a nawet lokalnym
podaniom (opera Rübenzahl – Liczyrzepa w teatrze w Jeleniej Górze33). Autor listów
odnotował również fakt, iż w niedalekim Bolesławcu urodził się i wychował, jeden
z najwybitniejszych przedstawicieli epoki baroku niemiecki pisarz Martin Opitz (1597 –
1639)34. Głównym motywem tej części, jest jednak relacja przyrody i krajobrazu Karkonoszy,
porównywanego ze starożytną Grecją, przede wszystkim na górę Siodło, na której w 1735 r.
został zbudowany „Ogród Muz”, nawiązujący do góry Helikon35.
Drugą nieodłączną częścią tego etapu podróży są relacje: z charakterystycznego dla Śląska,
procesu produkcji płótna w chatach chłopskich tkaczy wokół Jeleniej Góry, a następnie ich
sprzedaży, celem ich wykończenia (m.in. w cieplickiej bielarni płótna) 36. W innym fragmencie
autor listów relacjonuje wizytę w warsztatach szlifierzy kryształu, kamieniarzy i rytowników
pieczęci w Cieplicach. Podkreślił przy tym gorszą jakość ich wyrobów i znacznie wyższe ceny

Ibidem, List III. Był on około 200 lat starszy od odkrycia Ameryki i zastanawialiśmy się nad biegiem czasu.
31

W trakcie zwiedzania ruin zamku Chojnik, należącego do rodziny hrabiów Schaffgotsch, J. Q. Adams, zdał
32

sobie sprawę, iż […] był on około 200 lat starszy od odkrycia Ameryki i zastanawialiśmy się nad biegiem czasu, który w ciągu
pięciu wieków zamienił ośrodek życia społecznego w dziką opuszczoną ruinę, podczas gdy w naszym kraju zmienił pustkę
na kwitnące miasta. Ruiny starego zamku, widok tak częsty w tej części kraju, zawsze przywodzi na myśl, tę refleksję,
ponieważ kontrast wzmaga nasze poczucie szczęścia z pomyślnego stanu naszego kraju. Ibidem, List VII.
Opera autorstwa niemieckiego dramaturga Augusta von Kotzebue (1761 – 1819). S. Heinz-Joachim,
33

Kotzebue. Eine deutsche Geschichte, München 1998. Liczyrzepa (zwany również Duch Gór, Karkonosz) – legendarny
duch żyjący w śląskich górach, w rejonie Śnieżki, utożsamiany z siłami natury. Przybierał różne postacie – wilka,
ptaka czy demona. W zależności od kaprysów pomagał jako przewodnik podróżującym lub prowadził ich na
mokradła. Według podań został przegnany wraz z wybudowaniem na szczycie Śnieżki w 1681 r. kaplicy św.
Wawrzyńca. (U. Junker , Rübezahl - Duch Gór – Rybecal, tłum. I. Taraszczuk, Bodnegg - Jelenia Góra 2003).
34
K. Garber, Opitz von Boberfel Martin., w:n: Neue Deutsche Biographie, Band 19, Berlin 1999, s. 552–554.
35
[…] Myślę, że każdy człowiek, wrażliwy na harmonię dźwięków, chętnie zgodzi się na zamianę nazwy Jeleniej Góry
na Thelpion, Bobru na Thermessus, Studni Piekarzy i Studni Mleczarzy na Hippokrene i Agenippe, sama góra, jak jej oryginał
pokryta jest z jednej strony dzikim, czcigodnym lasem, z drugiej strony hojnymi darami Cerery, Dla powiększenia podobieństwa
przy ścieżce spiralnej wiodącej na górę, zostały w lesie wycięte nisze, w małej odległości jedna od drugiej, w miejscach z których są
najprzyjemniejsze widoki, a każda nisza poświęcona jest jednej z Muz, z napisami z greckich i rzymskich poetów. Na szczycie
wzgórza stoi mała świątynia, poświęcona Apollinowi, w niszy Terpsychory kwadratowa podłoga na zniwelowanym gruncie zdaje się
zapraszać Gracje do tańca, wokoło umieszczono 9 ławek dla Muz, które mają wyrokować o tańcu. To wszystko jest pełne fantazji
i przyjemne dla miłośnika starożytności klasycznej, ponieważ tworzy łańcuch dla kojarzenia myśli, pochodzących z różnych źródeł,
a które dusza poety gromadzi w jedno. Każdy zachwyca się najpiękniejszymi widokami, jakie może ukazać powierzchnia ziemi,
a człowiekowi wykształconemu sceny ze starożytnej Grecji przypominają rozkoszne zabawy. (J. Q. Adams, Letters…, List V).
J. Q. Adams, rozpatrywał ówczesne technologie i specyfikę produkcji w kontekście nawiązania kontaktów
36

handlowych. W relacjach z lokalnymi kupcami i właścicielami manufaktur, narzekają oni na trudności płatnicze
i nieznajomość amerykańskiego systemu kredytowego np: Pan Schäffer powiedział, że w ostatnich dwóch latach otrzymali
duże zamówienie z Filadelfii i z Baltimaro, żalił się jednak jak każdy Europejczyk handlujący z Ameryką, na złe warunki
i terminy płatności. Płótno produkowane na Śląsku mogłaby Ameryka kupować o pięćdziesiąt procent taniej niż płótno z Irlandii,
ale ponieważ tutejsi kupcy nie znają systemu kredytowego, na którym opiera się nasz handel z Anglią, i są prawdopodobnie za mało
bogaci, żeby udzielać kredytu na większą skalę, obawiam się, że nasza bezpośrednia wymiana z tym krajem nie rozwinie się tak
szybko, jak bym sobie tego życzył. Jestem jednak przekonany, że za gotówkę lub ekwiwalent można by dokonywać ze Stanami
Zjednoczonymi poszczególnych transakcji tymi czy innymi artykułami z wielką korzyścią. (Ibidem, list VI – relacja rozmowy
pocztmistrza Schäeffera z Adamsem. Z kolei na podstawie rozmowy z p. Hessem).

144
w porównaniu z czeskimi czy angielskimi produktami37. Największe jednak wrażenie zrobiła
na nim rafineria cukru w Jeleniej Górze, w której produkowano cukier z buraków, a nie
znanej mu produkcji z trzciny cukrowej. Oprowadzający go po fabryce, jeden z właścicieli
wskazał na tańsze koszty produkcji, oraz docenienie tej technologii przez króla Prus38.
Z kolei w Szklarskiej Porębie Adams poczuł się prawie jak w domu, czemu dał wyraz
w liście z 3 sierpnia 1800 r.39. Również podczas pobytu w tej miejscowości dokonał również
próby porównania działalności hut na pograniczu prusko-czeskim. Podczas kolejnej górskiej
wyprawy w rejon Śnieżnych Kotłów, poznał kulturę śląskich górali40.
Po kilkunastodniowym pobycie w Kotlinie Jeleniogórskiej, J. Q. Adams, wraz z żoną,
i pozostałymi towarzyszami wyprawy przenoszą się na kolejne dwa tygodnie, na wschód
w rejon Kotliny Kłodzkiej (16-30 sierpnia 1800 r.)41. Podróżując, przez Kamienną Górę
i Boguszów (zwiedzając tamtejsze bielarnie i warsztaty tkackie), dotarli do Wałbrzycha, gdzie
sporo czasu spędzili w jednej z tamtejszych kopalń węgla, zapoznając się z pracą w przodkach
i transportem wodnym urobku. Kolejne dni oprócz wizyty w Starym Zdroju, Adrsbachu
czy Świdnicy spędzili również na zamku Książ, gdzie uczestniczyli w balu maskowym na cześć
Króla Prus Wilhelma III i jego małżonki. Również w tej części podróży Adams zapoznawał
się z lokalną architekturą miejską i fortyfikacjami (Świdnica, Dzierżoniów, czy Kłodzko –
twierdza Srebrna Góra), a także miejscowym krajobrazem – wodospadem Wilczki
i Szczelińcem Wielkim czy obiektami kultu religijnego (sanktuarium w Wambierzycach
i Bardzie Śląskim)42.
Ostatnim punktem podróży była stolica prowincja – Wrocław43. Adams w swojej relacji
z pobytu w tym mieście początkowo zaznaczył, iż już w Berlinie przestrzegano, go
aby nie jechał tam, gdyż jest to stare miasto, które nie zawiera nic ciekawego dla podróżujących 44. Autor
faktycznie z jednej strony podkreśla starą zabudowę miasta, z licznymi kościołami
i klasztorami zarówno katolickimi jak i protestanckimi. Oprócz wizyty w kilku z nich, Adams
odwiedził również bibliotekę przy kościele św. Elżbiety oraz Aulę Leopoldina miejscowego

Ibidem, List VI – wpis z 30 lipca 1800 r.


37
38
Ibidem, List XIII.
39
Pod pewnym względem Szklarska Poręba jest bardziej podobna do amerykańskiego miasta prowincjonalnego, niż jakiekolwiek
inne, jakie widziałem w Europie. Ma tysiąc sześćset mieszkańców w trzysta pięćdziesięciu domach rozrzuconych grupami
na przestrzeni kilku mil kwadratowych, sto prętów jeden od drugiego. Niemieccy podróżni, którzy zwiedzają tę miejscowość, dziwią się
bardzo temu układowi, wszyscy o nim mówią, jako o czymś nadzwyczajnym, a mnie się on wydaje bardzo swojski, ponieważ często
jest stosowany w naszym kraju. (Ibidem, List VIII).
Ich chaty z bierwion mają tylko jedną kondygnację i stryszek na siano. Dół jest podzielony na cztery części , z których jedna
40

stanowi oborę dla bydła, druga mleczarnię, trzecia mieszkanie dla całej rodziny, a czwarta to małe pomieszczenie na przyjęcie gości.
Część mieszkalna służy równocześnie za kuchnię, jadalnię i sypialnię. Przez cały rok pali się tam ogień. Szeroka ława biegnie
wzdłuż ścian, na niej śpią, bo nie mają łóżek, najwyżej jedno dla gospodarza i gospodyni; podróżny pragnący miękkiego łóżka musi
się zadowolić, jeśli potrafi, świeżym sianem; słoma jest luksusem nie znanym tym cnotliwym patriarchom. Ponieważ nie mają tego
artykułu, żeby dać krowom ściółkę, czystość utrzymują skierowując zazwyczaj jeden ze strumieni tak, aby przepływał przez stajnię,
a także przez mleczarnię; zagroda, w której trzymają nawóz, jest tak blisko domu, że czuje się go z dużej odległości, a wspólny dach
nad pomieszczeniami dla ludzi i bydła powoduje tyle brudu, że trudno zrozumieć, jak mogą utrzymać w czystości choćby swoje
mleczarnie. Wygląda, na to, że nie dbają o siebie i oczywiście są tak brudni, jak inni chłopi w najnędzniejszych chatach Europy.
(Ibidem, List X).
41
Ibidem, Listy XVI – XXIV.
Ibidem, Listy XIX – XX, XXIV.
42
43
Ibidem, Listy XXV - XXVI
44
Ibidem, List XXV.

145
uniwersytetu. Ponadto poznał metody produkcji w manufakturze tureckiej przędzy i fabryce
igieł.
Po kilkudniowym pobycie we Wrocławiu, J. Q. Adams wyruszył 3 września 1800 r.,
w drogę powrotną do Saksonii. Prowadziła ona m.in. przez Środę Śląską, Legnicę,
Świeradów, Lubań do Drezna, do którego dotarł osiem dni później. Docelowym punktem
kończącym podróż był Lipsk, gdzie Adams chciał wziąć udział w tamtejszych targach45.

Podsumowanie
Przytoczone relacje dwóch autorów – J. W. Goethego i J. Q. Adamsa, pochodzące mniej
więcej z tego samego okresu, przynoszą różne spojrzenie na Śląsk.
Dla Goethego prawie dwumiesięczna (2 sierpnia - 24 września 1790 r.) wyprawa po Śląsku
wniosła wiele nowości, z czasem odnalazł w niej korzyści dla siebie. W czasie niej zawarł
wiele nowych i cennych kontaktów z ludźmi świata arystokracji, nauki i kultury. Oprócz tego
poznał historię i kulturę tego regionu. Docenił także prekursorskie rozwiązania w przemyśle,
szczególnie odnoszące się do mechanizacji. Odpoczynek, którego tutaj zażył zaowocował
powstaniem kilku nowych wierszy. Korzyścią dla Goethego było także rozwinięcie jego
zainteresowań badawczych w dziedzinach geologii i botaniki, poprzez zbieranie próbek skał
i opisywanie gatunków rzadkich roślin. Nie należy także zapominać, ze podróż nie miała
jednolitego charakteru. W momentach kryzysowych, zwłaszcza w dniach, kiedy miał gorsze
samopoczucie czy zbyt długo mieszkał zatłoczonym Wrocławiu podkreślał swoją tęsknotę
za domem i chęć wyjazdu do Weimaru. Nieraz przez nią przebijała także irytacja
i zdenerwowanie, które jednak szybko przemijało. Refleksje pisane przez poetę pod wpływem
chwili odzwierciedlały jego prawdziwe poglądy. Z pobytem Goethego na Śląsku wiąże się
także przypisywane mu przez biografów przysłowie, które całkowicie podsumowuje życiorys
Goethego jako podróżnika: Wszędzie dobrze ale w domu najlepiej (Von Osten nach Western, zu Hause
am besten).
Z kolei dla Adamsa, wyprawa (20 lipca – 10 września 1800 r.), stanowiła możliwość
poznania stosunkowo młodej prowincji pruskiego państwa, znanej dla niego do tej pory
z publikacji (gł Zöllnera). Z drugiej strony jego podróż miała na celu poznanie rozwoju
gospodarczego tamtejszego regionu, głównych gałęzi przemysłu i ewentualnych możliwości
nawiązania kontaktów handlowych ze Stanami Zjednoczonymi. Ponadto z treści tych listów
w sposób obszerny opisane zostały walory krajobrazowe Karkonoszy oraz relacje z wycieczek
wysokogórskich. Niemniej obie wymienione relacje, skonfrontowane ze sobą mogą stanowić
pełny obraz ówczesnych stosunków społecznych panujących na Śląsku, ale również sytuacji
gospodarczej, a nawet początków ruchu turystycznego w tym regionie.

45
Ibidem, List XXVIII.

146
Robert Stasiak
Uniwersytet Łódzki

LUDNOŚĆ ZAMIESZKUJĄCA GRUZJĘ W WYBRANYCH PAMIĘTNIKACH


POLAKÓW PRZYBYŁYCH DO TYFLISU W XIX WIEKU

Zagadnienia związane z terytorium Kaukazu zawsze cieszyły się zainteresowaniem


wśród badaczy. W dzisiejszych czasach problematyka ta wydaje się stawać coraz bardziej
popularna. Ludność zamieszkująca Gruzję bez wątpienia budziła ciekawość
wśród przebywających tam, w wyniku różnych kolei losu Polaków, którzy z własnej woli
lub też w wyniku represji carskich znaleźli się w tym egzotycznym dla Europejczyków kraju.
Chciałbym w swoim artykule przyjrzeć się temu, jakie miejsce zajmowali Polacy przybyli
do Gruzji w XIX wieku, ale także jakie odnosili wrażenia w wyniku konfrontacji z realiami
panującymi w tym kraju pod rządami rosyjskimi. Oprócz wyszczególnienia różnych grup
ludności, warto jest także wyjaśnić jak wyglądały wzajemne relacje pomiędzy nimi. Mam
świadomość szerokości prezentowanego zagadnienia i tego, iż nie zdołam poruszyć
wszystkich zależności, jakie występowały pośród ludności zamieszkującej Gruzję, dlatego też
postaram się zarysować ogólną charakterystykę wyobrażeń Polaków odzwierciedloną
w pamiętnikach. Jeśli chodzi o dorobek historiograficzny dotyczący Kaukazu, to można
stwierdzić, iż posiadamy relatywnie wiele opracowań. Najcenniejszą rozprawą w odniesieniu
do tej kwestii jest praca Andrzeja Furiera1, ale nie można pominąć także książki Grzegorza
Piwnickiego2 oraz opracowań Bogdana i Krzysztofa Baranowskich3. Z dostępnych źródeł
o charakterze pamiętnikarskim najbardziej wartościowymi są dzieła Mateusza Gralewskiego 4,
Artura Leista5 i Michała Butowd-Andrzejkowicza6. Tematyka ludności zamieszkującej Gruzję
była poruszana wielokrotnie w historiografii, aczkolwiek wydaje się, że nie powstała jeszcze
praca, która mogłaby pretendować do roli całościowego opracowania tego szerokiego
i niezwykle ciekawego zagadnienia, jakim są ludy kaukaskie. Polacy jako liczna i stosunkowo
wykształcona grupa, podróżująca w tamte strony mogli spisywać swoje relacje z otaczającej
ich, niecodziennej rzeczywistości, jaka panowała w tym kraju kontrastów.
Gruzja – jak i cały Kaukaz – już dużo wcześniej znajdywała się w kręgu zainteresowań
carskiej Rosji. W 1801 r., w wyniku przyłączenia Królestwa Wschodniej Gruzji do Cesarstwa
Rosyjskiego rozpoczął się sukcesywny podbój ziem gruzińskich7. Rozciąganie wpływów

1
A. F u r i e r , Polacy w Gruzji, Warszawa 2009.
G. P i w n i c k i , Polacy wojskowi i zesłańcy w carskiej armii na Kaukazie w XIX i na początku XX wieku, Toruń
2

2001.
B. B a r a n o w s k i , K. B a r a n o w s k i , Polaków kaukaskie drogi, Łódź 1985; B. B a r a n o w s k i ,
3

K. B a r a n o w s k i , Historia Gruzji, Wrocław 1987.


M. G r a l e w s k i , Kaukaz, Wspomnienia z dwunastoletniej niewoli. Opisanie kraju. Ludność. Zwyczaje i obyczaje,
4

Lwów 1877, s. 359. Autor najrzetelniejszych wspomnień, co ciekawe chłopskiego pochodzenia; vide:
W. Ś l i w o w s k a , Zesłańcy polscy w Imperium Rosyjskim w pierwszej połowie XIX wieku. Słownik biograficzny, Warszawa
1998. s. 188; W. T a t a r k i e w i c z , Gralewski Mateusz, [w:] Polski Słownik Biograficzny (dalej: PSB), t. 8, s. 540-541.
5
A. L e i s t , Szkice Gruzji, Warszawa 1886. Nie wiadomo do końca jakie były jego prawdziwe koleje losu i kim
tak naprawdę był. Warto zaznaczyć, że Strumpf, pisząc swoje Obrazy Kaukazu prawdopodobnie podpierał się
właśnie tą pracą i wiele treści zaczerpnął do swojej.
6
M. B u t o w d - A n d r z e j k o w i c z , Szkice Kaukazu, t. 1, Warszawa 1859, s. 103-104. Zesłany za udział
w spisku Konarskiego, z pochodzenia był szlachcicem. Jego pamiętnik zdaje się być czymś pośrednim pomiędzy
pamiętnikiem a swojego rodzaju reportażem; vide: W. Ś l i w o w s k a , op. cit., s. 39.
7
A. F u r i e r , op. cit., s. 48.

147
rosyjskich na Kaukazie było możliwe w wyniku toczonych z Turcją i Persją wojen, ale także
przy wykorzystaniu metod ekonomicznych czy dyplomatycznych. Co więcej, Gruzini
w przeważającej części godzili się na podporządkowanie caratowi, a było to spowodowane
w dużej mierze nadzieją na zapewnienie sobie bezpieczeństwa wobec najazdów
muzułmanów, którzy bezlitośnie traktowali ludność podbitych terenów. Poczucie
przynależności do tej samej religii i stosunkowo bliskie związki kulturowe oraz ewentualny
wkład cywilizacyjny, w zestawieniu z Persją czy Turcją, czyniły Rosję w sposób oczywisty
najlepszym sprzymierzeńcem – nawet za cenę okupacji.
W okresie od 1801 roku, poprzez tzw. wojnę kaukaską toczącą się w latach 1834-1859
i ostateczną pacyfikację Kaukazu w roku 18648, mamy do czynienia z relatywnie łagodną
polityką władz carskich na terenie Gruzji. Niemniej jednak wprowadzono odmienny, rosyjski
system biurokratyczny i zlikwidowano instytucje stanowiące o chociażby znikomych
oznakach niezależności.
Sytuacja uległa zmianie po roku 1864, gdy rozpoczęto stosowanie imperialnej polityki,
co było spowodowane w dużej mierze względnym uspokojeniem sytuacji na Kaukazie. Wtedy
też, nie potrzebując tak dużego poparcia ze strony miejscowej ludności władze carskie
przyjmowały bardziej zdecydowaną postawę wobec podbitych krajów. Likwidacja systemu
feudalnego była przychylnie traktowana przez społeczeństwo gruzińskie, natomiast dawnym
feudałom oferowano karierę w armii carskiej, z której to często korzystano. W drugiej
połowie XIX w. dochodziło do buntów ludności wiejskiej, które bezwzględnie tłumiono
głównie przy pomocy gruzińskiej szlachty. W miejsce polityki pozyskiwania miejscowej
ludności, władze starały się rozbudzać wzajemne animozje między różnymi grupami
narodowościowymi9. Gruzińskie elity zdając sobie sprawę z zagrożenia utraty świadomości
narodowej musiały stopniowo przejść na antyrosyjskie pozycje10.
Polacy w XIX wieku przybywający do Gruzji z różnych powodów, w wyjątkowy sposób
wywarli wpływ na rozwój cywilizacyjny tego kraju. Ich wyraźna obecność w tym regionie była
najczęściej wynikiem represji carskich. Liczbę pierwszych dziewiętnastowiecznych zesłańców,
tj. z okresu wojen napoleońskich, którzy trafili na Kaukaz szacuje się na 10 do 12 tysięcy.
Bezpośrednio po upadku powstania listopadowego miało się tam znaleźć ok. 9 100 dawnych
żołnierzy polskich11. Do tych danych należy doliczyć zesłańców politycznych, którzy zostali
wcieleni do armii carskiej, np. za konspiracyjną działalność antypaństwową, co było częstą
praktyką, zwłaszcza w czasach rządów cara Mikołaja I 12. W szczytowym okresie liczba
Polaków na Kaukazie miała wynosić od 20 do 30 tysięcy13. Represje poprzez wcielenie
do Korpusu Kaukaskiego trwały w zasadzie do końca powstania imama Szamila 14. Możemy
zatem umownie przyjąć, że do 1864 roku, byli to niemal wyłącznie żołnierze. Jednakże
w skutek zaprzestania wcieleń do wojska na Kaukazie ich obecność systematycznie spadała.

L. B a z y l o w , Historia Rosji, Wrocław 1985, s. 307-308.


8

A. F u r i e r , op.ci t ., s. 6 7 -6 8 ; J. O c h m a ń s k i , Dzieje Rosji do roku 1861, Warszawa-Poznań 1980,


9

s. 205-206.
10
A. F u r i e r , op.cit., s. 70.
Vide: J. R e y c h m a n , Kaukaz [w:] Polska i Polacy w cywilizacjach świata. Słownik encyklopedyczny, t. 4, Warszawa
11

1939.
S. K r z e m i ń s k i , Dwadzieścia pięć lat Rosji w Polsce 1863-1888. Zarys historyczny, Lwów 1892, s. 3-4.
12
13
B. B a r a n o w s k i , K. B a r a n o w s k i , Polaków kaukaskie..., s. 51.
W czasie tej wojny najwięcej żołnierzy ginęło wskutek złych warunków bytowania i nieprzyjaznego klimatu;
14

vide: W. C a b a n , Losy żołnierzy powstania listopadowego, wcielonych do armii carskiej, „Przegląd Historyczny’’, t. XCI,
z. 2.

148
W drugiej połowie XIX wieku obecność Polaków w Gruzji przybrała zgoła ekonomiczny
charakter. Trafiały tam bowiem osoby, kierujące się chęcią szybkiego awansu – czy to
jako urzędnicy państwowi, fachowcy15, czy również jako pracownicy tzw. wolnych zawodów.
Spis ludności z 1897 roku, zawierający dane statystyczne przeprowadzone według kryterium
wyznaniowego należy analizować z dużą dozą krytycyzmu. Jednakże jedno jest pewne – duży
odsetek żołnierzy w garnizonach na obszarze całego Kaukazu stanowili byli mieszkańcy
Królestwa Polskiego i tzw. ziem zabranych, najczęściej polskiego pochodzenia 16. Niemal
wszyscy, którzy przebywali w Gruzji posiadali znacznie wyższy status społeczny
od miejscowej ludności, bynajmniej ze względu na znacznie wyższe wykształcenie17. Polscy
mężczyźni w okresie wojny z miurydami mieli stanowić 8 % populacji mężczyzn w Tyflisie18.
Przybywający do Gruzji podróżnicy, nie mający częstokroć rzetelnych informacji o celu
podróży lub też nie posiadający ich wcale, zderzali się z całkiem innym obrazem,
niż przedstawiały to europejskie gazety. Zwłaszcza do końca wojny z wyznawcami
miurydyzmu, opinia europejska określała wszystkie ludy zamieszkujące Kaukaz mianem
Czerkiesów, które to ogólnikowe określenie nie było zgodne z prawdą19. Trudno nie zgodzić
się z konstatacją Henryka Dzierzka, który twierdził, że „u nas nierównie więcej wiedzą
o Rzeczypospolitej kolumbijskiej aniżeli o Kaukazie”20. Wbrew byronowskiemu
czy puszkinowskiemu obrazowi, stosunki panujące na Kaukazie, a w pierwszej kolejności,
w Gruzji, dla zwykłego przybysza okazywały się znacząco gorsze. Państwo to, przechodzące
z systemu feudalnego na system funkcjonujący we wszystkich rozwiniętych państwach
europejskich nie mogło budzić zachwytu w podróżniku posiadającym wyimaginowany obraz
starożytnych krain.
Samo dotarcie na Kaukaz było niesamowitą męczarnią, natomiast nagła zmiana klimatu
i wyczerpanie powodowało, iż nie wszystkim dane było dotrzeć do miejsca, w kierunku
którego wędrowali. Najczęściej to właśnie przyroda okazywała się najbardziej
nieprzewidywalnym i zarazem zabójczym przeciwnikiem. W Gruzji, kraju stosunkowo
niewielkim, można znaleźć namiastki niemalże każdej krainy na świecie. Kraj ten,
w większości górzysty, z często występującymi opadami deszczu i nagłymi zmianami
temperatur musiał wydawać się na pierwszy rzut oka wyjątkowo niegościnny. Miejscowi
ludzie prowadzili egzystencję na niższym poziomie, aczkolwiek biła od nich pewna sympatia,

15
Wśród tej grupy warto wymienić badaczy Kaukazu, naczelników topografów wojskowych: Józefa Chodźko
czy Hieronima Stebnickiego; vide: Z. Ł u k a w s k i , Polscy badacze i odkrywcy w Rosji w drugiej połowie XIX w.
[w:] Słowiańszczyzna i dzieje powszechne, red. L. J a ś k i e w i c z , M. T a n t y , M. W a w r y k o w a ,
P. W i e c z o r k i e w i c z , Warszawa 1985, s. 272-273. Cf. A. F u r i e r , Józef Chodźko 1800-1881. Polski badacz
Kaukazu, Warszawa 2001.
Vide: I. B l u m , Polacy w Rosji carskiej i w Związku Radzieckim, ‘’Wojskowy Przegląd Historyczny” 1996,
16

nr 3(39), s. 187-218; M. O l s z e w s k a , Polacy w dziejach Kaukazu do 1914 r. (Zarys problematyki) [w:] Kaukaz
w stosunkach międzynarodowych, red. P. O l s z e w s k i , K. B o r k o w s k i , Piotrków Trybunalski 2008, s. 167-168.
Tendencja do pozostawania w Gruzji czy na innych obszarach Kaukazu była wynikiem braku środków
finansowych na powrót do kraju, ale także niedostrzegania perspektyw ułożenia sobie życia w kraju ojczystym.
17
G. P i w n i c k i , op. cit., s. 203-233.
18
B. B a r a n o w s k i , K. B a r a n o w s k i , Historia Gruzji..., s. 160.
19
L. W i d e r s z a l , Sprawy kaukaskie w polityce europejskiej w latach 1831-1864, Warszawa 1934, s. 224-229.
H. D z i e r z e k , Wspomnienie Kaukazu, ‘’Athenaeum” 1848, t.4, s. 78. Innym autorem zwracającym uwagę
20

na problem błędnego postrzegania realiów Kaukazu był hr. Strutyński, będący oficerem w carskiej armii,
który podkreślał, że wyobrażenia Europejczyków, eufemistycznie rzecz ujmując – mijają się z prawdą. Zwracał
uwagę szczególnie na błędne wyobrażenia dotyczące elit politycznych w Gruzji; vide: J. S t r u t y ń s k i , Miscellanea,
Wilno 1855.

149
ciepło, niczym nie wymuszony entuzjazm do obcych. Byli to zazwyczaj prości ludzie –
rolnicy, ogrodnicy czy hodowcy21, a to sprawiało, że wykazywali wyjątkowy szacunek
dla płodów rolnych, jak również dla osób starszych, które wcześniej uprawiały tą samą
ziemię22. Wartym wyartykułowania zwyczajem, który charakteryzował mieszkańców tego
kraju, odnotowanym przez niemal wszystkich piszących wspomnienia z tego okresu była
gościnność, która obowiązywała na całym Kaukazie, nie tylko w Gruzji 23. Zastanawiający
mógł być fakt braku napotykania Gruzinów, wjeżdżając do Gruzji. Któż bowiem mógł się
spodziewać, że przyjdzie się podróżnikowi skonfrontować z taką mozaiką narodowościową,
religijną czy kulturową? W kraju tym żyli zarówno Gruzini, jak i Turkomanie, Persowie,
Ormianie, Rosjanie, Niemcy24, rzadziej można było tam spotkać przebywających okresowo
Osetyjczyków25, Lezginów, Czerkiesów czy Chewsurów26.
Tibilisi występujące od 1845 roku pod zrusyfikowaną nazwą – Tyflis – stanowiło główny
ośrodek rosyjskiej władzy oraz bazę wypadową, z której dokonywano podboju Północnego
Kaukazu, gdzie toczyły się zaciekłe walki z wyznawcami radykalnego odłamu islamu zwanych
miurydami27. Stolica Gruzji pod koniec XIX wieku, miała być miastem „w stylu wschodnio-
europejskim28” przedstawiać „dwa izolowane światy: część nowa o kilkunastu szerokich
ulicach, o trywialnych domach piętrowych i wystawach sklepowych, z ogrodami i skwerami,
z restauracjami i ogródkami – i rozległe miasto starożytne, labirynt krętych, wąskich uliczek
o niskich, ślepych domach”29. Istniała również tzw. dzielnica europejska, która była
zamieszkana głównie przez wojskowych i ich rodziny, a liczebność stacjonującego garnizonu
wynosić miała na stałe dziesięć tysięcy żołnierzy30. Po zakończeniu pracy mieszkańcy Tyflisu
często udawali się do pobliskich karczm, gdzie spędzali wieczorami swój wolny czas,
gdzie zazwyczaj toczyło się życie towarzyskie, nierzadko przy alkoholu, którego picia nikt
specjalnie się nie wzbraniał. Gruzja bowiem od wieków słynęła ze swoich tradycyjnych win
o bogatych walorach smakowych i aromacie. W pobliżu tego miasta znajdywały się ciepłe
źródła, które były swojego rodzaju atrakcją dla przyjezdnych31. Dużym zainteresowaniem
podróżnych cieszył się także Mechet – stary gruziński gród sprzed kilkunastu wieków 32
oraz rozmaite obiekty architektury sakralnej. Gruzini lubili „muzykę, śpiewy i głośne
rozmowy”33. Na ulicach Tyflisu bardzo często można było spotkać muzykantów kaukaskich

E. S t r u m p f , Obrazy Kaukazu, Warszawa 1900, s. 39-40. Edmund Strumpf był przyrodnikiem.


21

Za działalność patriotyczną został zesłany na Kaukaz.


K. K r ó l , Gruzja. Opis kraju i jego dzieje, Warszawa 1924, s. 9; G. S t r u m i ł ł o - M i ł o s z , Kaukaz
22

i Zakaukazie, Warszawa 1981, s. 3-4.


23
Z. F i s h e r , Kaukaz przez otwarte drzwi, Lublin 2005, s. 63-65.
24
M. G r a l e w s k i , op. cit., s. 359.
25
Ibidem, s. 393.
26
A. L e i s t , op. cit., s. 26-28.
27
Ch. K i n g , Widmo wolności. Historia Kaukazu, Kraków 2010, s. 55-59.
28
M. G r a l e w s k i , op. cit., s. 362.
29
E. S t r u m p f , op. cit., s. 122; Cf. A. L e i s t , op. cit., s. 19-30.
30
M. G r a l e w s k i , op. cit., s. 362.
31
E. S t r u m p f , op. cit., s. 125-126.
M. G r a l e w s k i , op. cit., s. 388. Prawdopodobnie autorowi chodziło o twierdzę Narikalę, wznoszącą się
32

nad miastem, wyraźnie podupadłą w XIX wieku.


33
A. L e i s t , op. cit., s. 39.

150
– sazandarów – którzy zwykle z pochodzenia byli Azerami34. Przebywali oni zazwyczaj
na bazarach, gdzie załatwiano wszelkie interesy, gdzie pracowali różnej maści rzemieślnicy
i tam właśnie grali swoją „nielitościwą, szarpiącą uszy muzykę” 35. Stali się oni nawet inspiracją
dla polskich kaukazczyków, m. in. Tadeusza Łady-Zabłockiego, który napisał krótki poemat
pt. „Sazander”, opowiadający o wędrownym śpiewaku36.
Większość Polaków przybywających na Kaukaz wypowiadała się stosunkowo przychylnie
o Gruzinach, którzy mieli charakteryzować się bardzo przyjemną powierzchownością
czy Azerach, których mylnie w owym okresie zwano Tatarami 37. Jednakże jeden
z podróżników przebywających na terenie Gruzji wyszczególnia nawet muzułmanów
„dobrych i złych”38. Ze względu na prowadzone przez górali kaukaskich z północy i wschodu
najazdy o charakterze łupieżczym, stosunki Gruzinów z członkami tych społeczności były
permanentnie napięte39. W zależności od regionu, mieszkańcy Gruzji zwykli sami siebie
nazywać inaczej, co nie zmienia faktu, że przybysze mogli dostrzec, że mieszkańcy tego kraju
posługują się językiem indoeuropejskim, a więc wykazującym pewne powiązania
z większością języków, którymi posługiwano się w Europie 40. Dostrzegalna na pierwszy rzut
oka musiała być różnorodność ubioru jaką prezentowali mieszkańcy Gruzji, którzy ubierali się
w czarne sukmany, płaszcze lub czerkieski, nie brakowało jednak osób, ubierających się
w pospolite łachmany41. Wielu pamiętnikarzy zarzuca mieszkańcom Gruzji brak
przestrzegania zasad higieny, co było wręcz powszechne, zarówno wśród kobiet,
jak i mężczyzn42. Według Polaków wygląd Gruzinek pozostawiał wiele do życzenia, ponadto
miały one być monotonne i zbyt podobne do siebie43. Równocześnie Gruzinki posiadały
opinię „wiernych żon i wzorowych matek” 44. Mieszkańcy Gruzji mieli także charakteryzować
się zabobonnością, co wyrażało się w czczeniu gór, wodospadów czy nawet wiatru45.
Świadczy to o tym jak rozmaita mozaika wyznaniowa, poza etniczną i kulturową występowała
w chrześcijańskim kraju.
Z reguły gorzej odnoszono się do Ormian – kupców, oberżystów czy lichwiarzy, których
porównywano z racji wykonywanych zawodów do „kaukaskich Żydów”, chociaż
w rzeczywistości wyznawali chrześcijaństwo. Według Artura Leista, Ormianie diametralnie
różnili się od Gruzinów swoim usposobieniem46. Byli oni postrzegani jako swojego rodzaju

34
W. R o g o w i c z , Mozaika kaukaska, Warszawa 1905, s. 23. Rogowicz był polskim powieściopisarzem
i tłumaczem.
35
M. B u t o w d - A n d r z e j k o w i c z , op. cit., s. 103-104.
T. Ł a d a - Z a b ł o c k i , Poezje, Petersburg 1845, s. 186-187.
36

Ze względu na dużą różnorodność narodowościową tego typu uproszczenia należały niemalże do normy.
37

B. B a r a n o w s k i , K. B a r a n o w s k i , Polaków kaukaskie..., s. 67-72. Do grupy złych muzułmanów mieli


38

należeć Azerowie, Turkowie i Kurdowie, z którymi według wędrownego majstra Jana Łacha lepiej było nie mieć
styczności.
39
M. G r a l e w s k i , op. cit., s. 388.
40
K. K r ó l , op. cit., s. 11-12.
41
E. S t r u m p f , op. cit., s. 122-123.
42
W. S t r z e l n i c k i , Szkice Kaukazu, Żytomierz 1860, s. 27-28. Był z pochodzenia szlachcicem, który
za działalność w tajnym stowarzyszeniu został wcielony do Korpusu Kaukaskiego. V.: W. Ś l i w o w s k a , op. cit.,
s. 577-578; M. Inglot, Strzelnicki Władysław, [w:] PSB, t. 45, s. 20-21.
43
M. B u t o w d - A n d r z e j k o w i c z , op. cit., s. 50-55; Cf. M. G r a l e w s k i , op. cit., s. 364.
44
A. L e i s t , op. cit., s. 93-94.
45
M. G r a l e w s k i , op. cit., s. 400.
46
A. L e i s t , op. cit., s. 50-52.

151
zamknięta elita, posiadająca najwyższy poziom ucywilizowania i wykazująca się dużą
aktywnością w społeczeństwie47. Ormianie mieli w opinii niektórych przyjmować zwyczaje
od miejsc, w których mieszkali, a więc ulegali częściowej asymilacji.
Reasumując, ludność zamieszkująca Gruzję w opisach Polaków nie jest na ogół oceniana
jednolicie, w zależności od grupy narodowościowej czy etnicznej. Jak się wydaje, Gruzini
budzili największą sympatię Polaków, co było spowodowane ich przyjazną postawą
i po części wspólnym losem wyrażonym poprzez włączenie ich państwa do Imperium
Rosyjskiego. Polacy dokonali istotnego wkładu w rozwój wiedzy o Gruzji, a wręcz stanowili
pewną napływową elitę i chyba jedyną w skali Europy tak liczną grupę emigrantów, którzy tak
często podejmowali się spisywania swoich spostrzeżeń czy nawet prowadzenia badań
o charakterze naukowym. Jednocześnie życzyli oni Gruzinom odbudowania własnej
państwowości. Należy pokusić się o stwierdzenie, że ludność polska była dla Gruzinów
swoistym przekaźnikiem kultury zachodnioeuropejskiej. Mało tego, kultura ta,
reprezentowana przez przybyszy z Europy wydawała się dla nich bardzo atrakcyjną. Wśród
polskich emigrantów – wymuszonych, bądź też nie – można odnotować ambiwalentne
uczucia wobec ludności przynależnej do muzułmańskiego kręgu kulturowego,
której najczęściej po prostu nie rozumiano lub też kierowano się ogólnie utartymi poglądami.
Ze względu na pewną niechęć do ludności żydowskiej, wyniesioną z własnego kraju,
odnoszono się z pewną rezerwą do przedstawicieli ludności ormiańskiej. We wzajemnych
stosunkach w ramach tej społeczności, możemy wyróżnić zatem trzy większe grupy: ludność
gruzińską, szeroko pojmowaną muzułmańską i ludność napływową. Pamiętnikarze
nie podejmowali się opisywania europejskich emigrantów, w takim stopniu, jak egzotycznych
ludów Kaukazu. Na koniec można więc stwierdzić, że ludność zamieszkująca Gruzję, mimo
niektórych przywar, była na ogół przychylnie nastawiona, wnet potrafiła wzbudzić sympatię
Polaków, co zostało odzwierciedlone w przekazach pamiętnikarskich i stanowi dla nas źródło
wiedzy o ludach zamieszkujących kraje kaukaskie w XIX stuleciu.

47
H. J a w o r s k i , Wspomnienia Kaukazu, cz.1, Poznań 1877, s. 64-70. Jaworski Brał udział w powstaniu
listopadowym. Po kilku latach jego upadku został schwytany i wcielony do Korpusu Kaukaskiego; vide:
W. Ś l i w o w s k a , op. cit., s. 243; E. Kozłowski, Jaworski Hipolit, [w:] PSB, t. 11, s. 106. Przebywając w różnych
miejscach na Kaukazie starał się dokonać klasyfikacji zamieszkujących go ludzi.

152
Karolina Stefańczyk
Uniwersytet Jana Kochanowskiego w Kielcach

DEKRET ALHAMBRYJSKI Z 1492 R. I JEGO KONSEKWENCJE


DLA SEFARDYJSKIEJ SPOŁECZNOŚCI Z PÓŁWYSPU IBERYJSKIEGO

W dniu 31 marca 1492 roku w alhambryjskim pałacu w Granadzie, Ferdynand Aragoński


i Izabela Kastylijska podpisali dekret nakazujący wszystkim Żydom, w przeciągu czterech
miesięcy, opuścić kraje należące do hiszpańskiej korony, tj. Kastylię, Aragonię, Sycylię
i Sardynię. Żydom hiszpańskim, zwanym Sefardyjczykami, pozwolono zabrać dobytek,
za wyjątkiem złota, srebra, monet, drogich materiałów. Dokument wykluczał możliwość
ponownego osiedlenia się Żydów na Półwyspie Iberyjskim, a za próbę powrotu ustanawiał
karę śmierci. Obok swojego zasadniczego wydźwięku, dekret zachęcał Żydów do nawrócenia,
które było ich szansą na zachowanie majątku i pozostania w granicach królestwa Izabeli
i Ferdynanda1.
Dekret wydano w dwóch wersjach: dla Kastylii – w imieniu Ferdynanda i Izabeli
oraz Aragonii – w imieniu Ferdynanda2. Jako datę ostatecznego opuszczenia Półwyspu
dokument wyznaczał dzień 31 lipca, dając tym samym czteromiesięczny czas na podjęcie
decyzji. W rzeczywistości jednak okres ten był znacznie krótszy, bowiem edykt dotarł
do władz lokalnych z ponad miesięcznym opóźnieniem3.
Przyczyna wydania dekretu, przytoczona w preambule, miała charakter czysto religijny
i nie dotyczyła samych Żydów, lecz conversos, którzy po kontaktach z dawnymi
współwyznawcami w wierze ulegali pokusie powrotu do niej.
Wiedzcie, iż powiadomieni zostaliśmy o tym, że są i byli w naszych królestwach źli chrześcijanie,
którzy judaizują naszą świętą wiarę katolicką, i że dla chrześcijan taka styczność z Żydami jest oczywiście
bardzo szkodliwa.[…]
Uciekają się oni do różnych sposobów aby podburzyć i oddzielić wiernych chrześcijanom naszej świętej
wiary katolickiej, odłączyć ich od niej i sprowadzić na złą drogę ich własnej wiary i poglądów. […]
Aby zapobiec i zaradzić temu stanowi rzeczy, uciąć tę hańbę i obrazę religii katolickiej, […]
rozkazujemy wydalić z naszych królestw wszystkich Żydów, i ażeby nigdy do nich nie wracali 4.
Wyraźnie wskazywano więc, że para królewska motywowała wydanie dokumentu
pragnieniem położenia kresu herezji konwertytów potajemnie praktykujących judaizm.
W rozporządzeniu monarchowie wymienili wcześniejsze próby zapobieżenia temu zjawisku
m.in. powołanie inkwizycji, wydzielanie żydowskich dzielnic, wygnania lokalne,

M. B a ł b a n, Historia i literatura żydowska ze szczególnym uwzględnieniem Żydów w Polsce, t. 2, Lwów-Warszawa-


1

Kraków 1925, s. 230; H. G r a e t z, Historia Żydów, t. 7, Warszawa 1929, s. 107; F. B a t t e n b e r g, Żydzi w Europie.
Proces tworzenia mniejszości żydowskiej w nieżydowskim środowisku Europy 1650-1933, Wrocław 2008, s. 122-123;
M. F e r n a n d e z A l v a r e z, Izabela Katolicka, Warszawa 2007, s. 270-271; J. L e v y, Y. C o h e n, Żydzi sefardyjscy.
Odyseja sefardyjskich Żydów od czasów inkwizycji do naszych dni 1492-1992, s. 31; M. T u ñ ó n de L a r a, J. V a l d e ó n
B a r u q u e, A. D o m i n g u e z O r t i z, Historia Hiszpanii, Kraków 1997, s. 223-224; T. M i ł k o w s k i,
P. M a c h c e w i c z, Historia Hiszpanii, Wrocław 2002, s. 123-124.
J. E d w a r d s, Inkwizycja hiszpańska, Warszawa 2002, s. 97.
2
3
Ibidem, s. 97.
Cyt. za: J. L e v y, Y. C o h e n, op. cit., s. 31. Pełen tekst Dekretu w języku angielskim:
4

http://www.sephardicstudies.org/decree.html (dostęp: 10.12.2013) Tam też odnośniki do źródła w języku


oryginalnym (kastylijskim).

153
m. in. z Andaluzji5. Nie przyniosły one jednak spodziewanego efektu, dlatego też Izabela
i Ferdynand zdecydowali się na najbardziej drastyczny krok – całkowite wygnanie Żydów.
Sytuacja wyznaniowa społeczeństwa hiszpańskiego pod koniec XV wieku była dość
złożona. W bliskim sąsiedztwie mieszkali tam wyznawcy trzech wielkich religii:
chrześcijaństwa, judaizmu i islamu. Postępy rekonkwisty, a w końcu jej zakończenie,
spowodowało zradykalizowanie nastrojów religijnych6. Przynależność wyznaniowa zaczęła
być utożsamiana z przynależnością polityczną. Religia chrześcijańska stała się jednym
z czynników jednoczących „prawdziwych” Hiszpanów wokół nowego, konsolidującego się
państwa hiszpańskiego, budowanego przez Izabelę i Ferdynanda. Jednym ze sposobów
zniwelowania różnic wyznaniowych było przechodzenie muzułmanów i Żydów
na chrześcijaństwo. Jednak pojawienie się tej grupy „nowych chrześcijan” w obrębie
społeczeństwa hiszpańskiego nie tylko nie zlikwidowało problemu, ale spowodowało nowy.
Konwertyci, zarówno Żydzi, jak i muzułmanie, którzy przyjęli chrzest, stworzyli zagrożenie
wewnętrzne w grupie, która miała być gwarantem jedności.
Początki problemu przechrztów na Półwyspie Iberyjskim wiążą się z antyżydowskimi
rozruchami z 1391 r. Od tego momentu Sefardyjczycy poczęli odpierać ataki coraz bardziej
rosnącego w siłę Kościoła. Narastająca niechęć społeczeństwa hiszpańskiego wobec Żydów,
wywołana antyżydowską kampanią, jaką w czasie bratobójczej wojny rozpętał Henryk
de Trastamara, rozpalona jeszcze gwałtownymi kazaniami archidiakona z Ecji, Ferrana
Martineza, doprowadziła w 1391 r. w Andaluzji do pogromu ludności żydowskiej w Sewilii7.
Według przytaczanych przez historyków danych, w wyniku tych wydarzeń ponad połowa
populacji żydowskiej (łącznie ok. 200 tys. osób, z których ¾ mieszkało w Kastylii) wybrała
chrzest jako sposób obrony przed prześladowaniami i pozbawieniem środków do życia 8.
Dodatkowo Kościół rozpoczął ofensywę wobec judaizmu na dwóch frontach:
poprzez kazania, które docierały do tłumów, oraz na polu środowisk wykształconych,
gdzie Kościół podjął próbę pokonania judaizmu w drodze religijnych dysput9.
Żydów, którzy przyjęli chrzest, oficjalnie nazywano conversos (hiszp. nawróceni)
lub christiani novi (nowi chrześcijanie). Chrześcijanie używali również terminu marrani,
(najprawdopodobniej od hiszp. marrano, czyli świnia). Sami Żydzi przymusowo ochrzczonych
określili mianem anusim (hebr. przymuszeni)10.
Nie jest chyba nadużyciem stwierdzenie, że chrzty z prawdziwego i żarliwego pragnienia
przyjęcia wiary chrześcijańskiej stanowiły mniejszość, za czym przemawiała ich masowość.
Gros było wymuszone strachem przed utratą zdrowia bądź życia oraz pragnieniem ochrony
bliskich. Wielu również przyjmowało chrzest z czystego wyrachowania. Co prawda w tym
okresie konwersja jeszcze nie była obowiązkowa, ale stawała się w coraz większym stopniu
jedynym sposobem na przetrwanie. Chrzest otwierał Żydom zamknięte lub ograniczane

H. K a m e n, Inkwizycja hiszpańska, Warszawa 2005, s. 26. Szeroko o wypędzeniach z Andaluzji w: Y. B a e r,


5

A History of the Jews in Christian Spain, t. 2, Philadelphia 1961, s. 330-340.


6
Spain [w:] Encyclopaedia Judaica, t. 15, Jerusalem 1971, s. 230-234.
M. T u ñ ó n de L a r a, J. V a l d e ó n B a r u q u e, A. D o m i n g u e z O r t i z, op. cit., s. 151; J.
7

D e l u m e a u, Strach w kulturze zachodu XIV-XVIII w., Warszawa 1986, s. 264-265; H. G r a e t z, op. cit., s. 650-
651; M. B a ł b a n, op. cit., s. 211-213; Spain [w:] Encyclopaedia Judaica, t. 15, Jerusalem 1971, s. 234-236.
H. R a w l i n g s, Inkwizycja hiszpańska, Kraków 2009, s. 64.
8
9
J. D e l u m e a u, op. cit., s. 266.
Mar(r)ani [w:] Polski Słownik Judaistyczny, s. 109; Spain [w:] Encyclopaedia Judaica, t. 15, s. 236-240; M. B a ł b a n,
10

op. cit., s. 213; F. d e F o n e t t e, Historia antysemityzmu, Warszawa 1992, s. 62. Zob. też: marano [w:] The Jewish
Encyclopedia; http://www.jewishencyclopedia.com/articles/10388-marano (dostęp: 10.12.2013).

154
dla nich ścieżki kariery. Konwertyci zaczęli przenikać na masową skalę do zarezerwowanych
dotąd wyłącznie dla katolików grup społecznych i instytucji, tj. urzędów publicznych,
uniwersytetów, gildii kupieckich, a nawet samego Kościoła, sięgając po najwyższe urzędy 11.
Konwertytą był m.in. Paweł de Santa Maria (dawniej Salomon Lewi), biskup Burgos,
który przyjął chrzest w wyniku zamieszek z 1391 r., a także zagorzały kaznodzieja Hieronim
de Santa Fe oraz wielu innych. „Nowymi chrześcijanami” było wielu ówczesnych
proboszczów, opatów, kanoników12. W niektórych hiszpańskich miastach zdobyli oni silną,
a niekiedy wręcz dominującą pozycję we władzach miejskich np. w Kordobie, Toledo,
Burgos, Cuence, Segowii13. Cieszyli się również poważaniem na dworach królewskich
w Kastylii i Aragonii. Dopuszczano ich nawet do szlachectwa na równych prawach
ze „starymi chrześcijanami"14.
O ile jednak pierwszą połowę XV wieku możemy jeszcze określić jako okres asymilacji
konwertytów ze społeczeństwem hiszpańskim, o tyle w drugiej połowie podejrzliwość
co do autentyczności ich nawrócenia poczęła dramatycznie narastać15. Złość i nienawiść
przeniosła się z Żydów na marranów, których postrzegano jako swego rodzaju wrogów
wewnętrznych. Uważano, że chrześcijanami byli tylko pozornie, potajemnie zaś praktykowali
religię mojżeszową16. Nie lepiej konwertytów traktowali także sami Żydzi, którzy odbierali ich
jako zdrajców narodu i religii. Zaszczyty, jakich dostępowali nowo ochrzczeni Żydzi, budziły
niechęć wśród starych katolików, ale także członków społeczności żydowskiej.
Na przyczyny o podłożu religijnym nałożyły się dodatkowo kwestie ekonomiczne
i polityczne. Z coraz większą nieprzychylnością patrzono na monopol nawróconych Żydów
w administracji publicznej i finansach oraz sukcesy w innych dziedzinach. W niektórych
miastach, np. Burgos czy Toledo, konwertyci zdobyli wpływy w radach miejskich. W Cuence
rodziny conversos pod koniec XV wieku dzierżyły 85% urzędów w radzie miejskiej, podobnie
sytuacja wyglądała w Guadalajarze17. Według kronikarza Alonsa de Palencii, w Segowii
konwertyci bezwstydnie zagarnęli wszystkie urzędy publiczne i opróżnili je ku ogromnej obrazie szlachty
i z ciężką krzywdą dla państwa18.
O pozycji marranów w ówczesnej Hiszpanii świadczy rola, jaką odgrywali na dworze
monarchów katolickich. Trzej sekretarze królowej Izabeli: Fernando Alvarez, Alfonso
de Avila i Hernando de Pulgar, byli konwertytami, podobnie jak jeden z jej kapelanów,
Alonso de Burgos. Do grupy „nowych chrześcijan” należało także wielu innych urzędników
dworskich, np. kronikarze Diego de Valera i Alonso de Palencia. Nadwornym medykiem pary
królewskiej był konwertyta, Francisko Lopez Villalobos 19.
Z czasem w świadomości Hiszpanów ukształtowało się przekonanie, że konwertyta
to osobnik podejrzany i nieuprawniony do korzystania ze wszystkich przywilejów, którymi
cieszyli się „starzy chrześcijanie”. Conversos zaczęli być uważani za wroga wewnętrznego,
postrzegani z podejrzliwością i nieufnością, stali się cierniem w chrześcijańskiej społeczności

H. G r a e t z, op. cit., s. 3-29; M. Bał ba n, op. cit., s. 213, 220-222; H. R awl i ng s, op. cit., s. 64-65.
11
12
H. G r a e t z, op. cit., s. 15.
13
H. K a m e n, op. cit., s.34-35.
14
Ibidem, s. 36.
15
H. R a w l i n g s, op. cit., s .64.
16
M. F e r n a n d e z A l v a r e z, op. cit., s. 267; H. G r a e t z, op. cit., s. 3-10.
H. K a m e n, Imperium hiszpańskie. Dzieje rozkwitu i upadku, Warszawa 2008, s. 34-35.
17

H. K a m e n, Imperium hiszpańskie…, s. 35.


18
19
H. K a m e n, Imperium hiszpańskie…, s. 36.

155
Hiszpanów. Dodatkowo jedności hiszpańskich chrześcijan zagroziły wydawane od drugiej
połowy XV statuty limpieza de sangrie, tj. o czystości krwi, które zakazywały piastowania
urzędów publicznych osobom posiadającym żydowskie pochodzenie20. Statuty te stworzyły
przepaść między nowymi i starymi chrześcijanami, zbyt głęboką, by udało się ją zakopać.
Niewątpliwie zarówno Izabela, jak i Ferdynand, byli ludźmi głęboko wierzącymi. O ich
religijności wielokrotnie zaświadczał m.in. Fernanda del Pulgar w swoich relacjach21. Stąd
przyczyny wygnania można upatrywać w głębokiej wierze pary królewskiej, a może nawet
fanatyzmie. Ślad takiego sposobu myślenia można odnaleźć w umowie ślubnej pary,
w której Izabela za jeden z politycznych priorytetów nowego panowania wskazuje powrót
do rekonkwisty22. Za takim spojrzeniem przemawiać może także konsekwencja z jaką
monarchowie bronili przed papieżem, Sykstusem IV, swojej idei inkwizycji 23.
Wydaje się jednak, że monarchowie nie byli antysemitami 24. Na początku swojego
panowania zdecydowanie dążyli do utrzymania pokoju między Żydami a chrześcijanami.
Obejmując jurysdykcją królewską społeczność żydowską w Trujillo w 1477 r. Izabela
zapewniała: wszyscy Żydzi w moich królestwach należą do mnie i są pod moją opieką, mam obowiązek
bronić ich, pomagać im i wymierzać im sprawiedliwość25. Jeszcze w 1490 r. Izabela i Ferdynand stanęli
w obronie Żydów, wszczynając śledztwo w Medina del Campo odnośnie zakazu prowadzenia
przez nich sklepów przy głównym rynku. Para królewska ściśle współpracowała
z żydowskimi lekarzami i finansistami. Funkcję poborców podatkowych pełnili
m. in. don Izaak Ben Jehuda Abravanel oraz Rab de la Cort 26.
Z drugiej jednak strony nasuwa się pytanie, na ile decydował tutaj osobisty stosunek
monarchów, a na ile racja stanu i dobro królewskich finansów. Żydzi bowiem cieszyli się
sławą przedsiębiorczych i efektywnych finansistów. Nie możemy wykluczyć również tezy,
że mimo odczuwanej do wyznawców judaizmu niechęci, monarchowie zatrudniali ich
ze względu na kompetencje, kwestie religijne spychając na drugi plan. Walcząc zaś
z antyżydowskim ustawodawstwem mieli na uwadze przede wszystkim ład i pokój wewnątrz
królestwa. Musimy także pamiętać, że lata 70. XV wieku to okres walki o sukcesję z Joanną
la Beltraneja, córką Henryka IV. Para królewska musiała więc zabiegać o poparcie
jak największej części społeczeństwa, bez względu na ich wyznanie. Tym być może mogło
być motywowane oświadczenie Izabeli z 1477 r.
Jednak jeśli nawet osobisty stosunek Izabeli i Ferdynanda do Żydów był pozytywny,
to musieli oni liczyć się z nastrojami społeczeństwa. Zaledwie trzy miesiące wcześniej,
zdobyciem Granady, zakończyła się wojna z muzułmańskim państwem Nasrydów. Przez cały
okres konfliktu, świadomie eksponowano jego aspekt religijny. Propaganda królewska
podkreślała, że celem prowadzonej przez nią wojny było wypędzenie z Hiszpanii wszystkich
nieprzyjaciół wiary chrześcijańskiej27. Dość powszechnie wysuwano zarzuty o współpracy
Żydów z muzułmanami. W takim przypadku, nawet jeśli przyjmiemy, że Izabela i Ferdynand

20
J. E d w a r d s, op. cit., s. 57.
21
M. F e r n a n d e z A l v a r e z, op. cit., s. 135-136.
22
Ibidem, s. 134.
23
Ibidem,s. 263-264.
24
H. K a m e n, Inkwizycja hiszpańska…, s. 22-23.
Cyt. za: H. K a m e n, Inkwizycja hiszpańska…, s. 22.
25
26
F. B a t t e n b e r g, op. cit., s. 123; Spain [w:] Encyclopaedia Judaica, t. 15, Jerusalem 1971, s. 240.
27
M. T u ñ ó n de L a r a, J. V a l d e ó n B a r u q u e, A. D o m i n g u e z O r t i z, op. cit., s. 223.

156
nie posiadali w stosunku do Żydów osobistych uprzedzeń, to przy tak rozbudzonej egzaltacji
religijnej, wydaje się, że para królewska mogła ulec presji społecznej.
Niektórzy historycy idee wygnania przypisują nie tyle samym monarchom, co inkwizycji28.
Powszechne wygnanie stanowić miało dalszy ciąg wygnań lokalnych, które inkwizycja
prowadziła od 1481 roku. Zasadniczą rolę Trybunału Ferdynand potwierdził w liście
wysłanym do wpływowych możnych królestwa: Święte Oficjum, widząc, jak bardzo niektórzy
chrześcijanie narażeni są na szkody przez kontakty i związki z Żydami, oświadczyło, że Żydzi powinni
zostać wygnani ze wszystkich naszych królestw i terytoriów, i przekonało nas, by poprzeć i zgodzić się na to,
[…]29.
Oprócz przyczyn religijnych, jako jedną z głównych, wysuwana jest kwestia ekonomiczna,
tj. chęć przejęcia żydowskiego majątku, co miało zapewnić zapełnienie skarbu królewskiego.
Z tą utartą tezą polemizuje m.in. Henry Kamen, badacz historii inkwizycji, który uważa,
że Korona nie czerpała z tego żadnych korzyści i nie miała takich zamiarów 30. Co więcej,
Ferdynand miał być świadomy, że utraci dochód płynący bezpośrednio do skarbca, z racji
tego, że większość Żydów hiszpańskich znajdowała się pod jurysdykcją królewską. Co prawda
własność gmin żydowskich, tj. głównie synagogi i cmentarze, przeszła na własność
monarchii. Jednak majątek prywatny Żydów (np. domy, sklepiki, drogie materiały etc.) trafił
w ręce członków lokalnej społeczności. Wielu bowiem wykorzystywało fakt, iż Żydzi mieli
tak mało czasu na pozbycie się swojego dobytku i wykupywała go za bezcen.
Mimo podejmowanych przez wysokich dostojników żydowskich prób odwołania edyktu
królewskiego, nie został on cofnięty. Wobec czego Żydzi, którzy nie zdecydowali się przyjąć
chrztu, musieli opuścić Półwysep Iberyjski. Barwny opis ich odejścia sporządził kronikarz
pary królewskiej, Andres Bernaldez: Opuszczali kraj swego urodzenia mali i duzi, starcy i dzieci,
pieszo albo na osłach i innych wierzchowcach, na wózkach, i każdy kierował się do portu, który mu
wyznaczono, i szli tak […] jedni upadając, inni podnosząc się, niektórzy umierali, inni rodzili się po drodze
[…] a ich rabini nieustannie dodawali im odwagi, kobietom i młodym kazali śpiewać i grać na bębenkach,
żeby umocnić tłum, i w taki oto sposób opuszczali Kastylię 31.
Stajemy teraz przed pytaniem: ilu Żydów opuściło wówczas królestwo hiszpańskie?
Dokładna liczba oczywiście jest nie znana. Dane źródłowe nie pozwalają na precyzyjne jej
ustalenie, stąd funkcjonujące wartości są jedynie szacunkowe. W kronikach z tamtego okresu
(np. relacja Izaaka Abravanela) i późniejszych opracowaniach tego tematu przez żydowskich
autorów, pojawiają się liczby od 300 tysięcy do 400 tysięcy32. Są to jednak dane znacznie
zawyżone i przez najnowsze badania uznawane za nieprawdziwe.
Obecnie za najbardziej miarodajne uznaje się obliczenia Henry’ego Kamena. Analizując
zeznania podatkowe ludności Kastylii z tego okresu, oszacował liczebność populacji
żydowskiej w 1492 r. na 70 tysięcy; Aragonii – 9 tysięcy; Walencji około tysiąca; Nawarry
na zaledwie 250 rodzin. Zatem w sumie w 1492 roku w Hiszpanii mieszkało około 80 tysięcy
Żydów33. W efekcie edyktu Półwysep miało opuścić nie więcej niż 40 tysięcy wyznawców
judaizmu. Według materiału źródłowego przypuszczalnie połowa Żydów wybrała bowiem
nawrócenie. Głównym motywem zapewne była chęć zatrzymania majątku, ale też

J. E d w a r d s, op. cit., s. 98; H. K a m e n, Inkwizycja hiszpańska…, s. 26.


28

Cyt. za: H. K a m e n, Inkwizycja hiszpańska…, s. 26.


29
30
H. K a m e n, Inkwizycja hiszpańska…, s. 31.
31
J. L e v y, Y. C o h e n, op. cit., s. 33.
H. G r a e t z, op. cit., s. 111-115; M. B a ł b a n, op. cit., s. 230-232.
32
33
H. K a m e n, Imperium hiszpańskie…, s. 45.

157
przywiązanie do Półwyspu jako do ojczyzny. Chrzest przyjmowało także wielu
najbiedniejszych Żydów, ponieważ najzwyczajniej nie było ich stać na pokrycie kosztów
podróży. Trzeba pamiętać, że od 1391 roku społeczność żydowska na Półwyspie
systematycznie się kurczyła. Bardzo wielu nawróciło się na chrześcijaństwo z powodu
spadających na nich prześladowań, jeszcze inni wyemigrowali. Bogate społeczności żydowskie
największych miast Aragonii – Barcelony, Walencji i Majorki, zostały straszliwie
przetrzebione, a w mniejszych miastach w ogóle przestały istnieć. W sławnej niegdyś
społeczności żydowskiej Gerony pozostało zaledwie dwudziestu podatników. Przed 1390 r.
w Sewilli mieszkało około 500 rodzin żydowskich, pół wieku później było ich już tylko 50 34.
Najwięcej Żydów hiszpańskich udało się do Portugalii35. Ustalenie dokładnych danych
liczbowych nie jest rzeczą możliwą, o czym była mowa już wcześniej. W niektórych starszych
opracowaniach pojawiają się liczby 60 tysięcy36, a nawet 95 tysięcy37, jednak są one raczej
stanowczo zawyżone.
Król portugalski, Jan II, zgodził się, aby na stałe w kraju osiadło jedynie 600
najbogatszych rodzin, płacąc 60 tysięcy kruzados od osoby oraz rzemieślnicy (głównie kowale
i ślusarze) za 4 kruzados od głowy. Pozostałym pozwolono pozostać jedynie przez okres
8 miesięcy, za opłatą 8 kruzados. Każdy, kto zostawał po upłynięciu tego terminu na terenie
Portugalii, miał stać się niewolnikiem królewskim38. Jednak już w 1497 r. na mocy dekretu
króla Manuela I, Żydzi zostali wygnani również z Portugali. Pierwszą żoną monarchy była
córka królów hiszpańskich, Izabela. Jednym z warunków ich kontraktu ślubnego było
wypędzenie Żydów i Maurów z Portugalii39. Tak więc w przeciągu zaledwie 5 lat Żydzi zostali
całkowicie pozbawieni możliwości mieszkania na całym Półwyspie Iberyjskim. Należy
zwrócić uwagę, jak ważna dla Izabeli i Ferdynanda była kwestia żydowska, skoro stanowiła
jeden z punktów kontraktu małżeńskiego ich córki.
Innym niezwykle popularnym kierunkiem emigracji Sefardyjczyków było Królestwo
Nawarry, gdzie miało ich dotrzeć według różnych szacunków około 12 tysięcy 40.
Jednak również i tam, w 1498 r., wydano dekret zmuszający ich do przyjęcia chrztu,
bądź opuszczenia kraju.
Z racji bliskości geograficznej, kolejnym, poza Półwyspem Iberyjskim i Królestwem
Nawarry, miejscem, gdzie osiedli Sefardyjczycy, było południe Francji. Najchętniej żydowscy
uchodźcy osiedlali się w Bordeaux i Bajonnie. Niewielkie gminy założono również w Tuluzie,
Lyonie, La Rachelle, Nantes i Rouen41.
Istotnym kierunkiem emigracji dla Sefardyjczyków stał się Półwysep Apeniński 42. Udawali
się tam Żydzi z hiszpańskich posiadłości w Italii (Sycylii i Sardynii), a także uchodźcy
z Królestwa Nawarry. Osiedlili się oni m.in. w Wenecji, Genui, Padwie, Rzymie, Ankonie,
Ferrarze i Neapolu.

34
Ibidem.
H. G r a e t z, op. cit., s. 119; M. B a ł b a n, op. cit., s. 231; H. K a m e n, Imperium hiszpańskie…, s.30.
35

M. B a ł b a n, op. cit., s. 234.


36
37
H. G r a e t z, op. cit., s. 119.
M. B a ł b a n, op. cit.,s.234.
38
39
J. L e v y, Y. C o h e n, op. cit., s .33; F. B a t t e n b e r g, op. cit., s. 123.
H. G r a e t z, op. cit., s. s. 111; M. B a ł b a n, op. cit., s. 231.
40
41
J. L e v y, Y. C o h e n, op. cit., s. 58-59.
42
M. B a ł b a n, op. cit., s. 237; J. L e vy, Y. C ohe n, op. cit., s. 51-55.

158
Uchodźcy hiszpańscy, później także portugalscy od końca XVI wieku zaczęli się osiedlać
w Grecji i na Bałkanach43. W kolejnych latach powstały skupiska Sefardyjczyków na Krecie,
Cyprze, Rodos i Korfu. Gminy sefardyjskie powstawały również w Serbii (Belgrad), Dalmacji
(Raguza, Split), Bośni i Hercegowinie (Sarajewo) oraz Macedonii (Skopje, Bitola) 44.
Kolejnym znaczącym kierunkiem emigracji był północno-zachodni rejon Afryki
Północnej, tzw. Maghreb45. Szczególnie dużą popularnością, z racji położenia geograficznego,
cieszył się wśród Żydów z Andaluzji. W Afryce większe gminy sefardyjskie powstały
w Marrakeszu, Fezie, Tazie, Meknesie, Tlemcen, Oranie, Tunisie oraz na terenie Algierii46.
Wygnańcy hiszpańscy zostali dobrze przyjęci przez muzułmańskie władze, jednak stosunki
w obrębie społeczności, pomiędzy nowo przybyłymi (megoraszim) a autochtonami (toszawim),
nie do końca układały się pomyślnie47. Żydzi hiszpańscy górowali pod względem
ekonomicznym i intelektualnym, starali się mieszkać w oddzielnych dzielnicach, swój dystans
zaznaczali nawet w sposobie ubierania. Język hiszpański został wyparty w tych gminach
przez arabski dopiero w XVIII wieku. Hiszpańscy i portugalscy marrani i Żydzi przyczynili się
do gospodarczego rozwoju Maroka, pośredniczyli m.in. w handlu z Niderlandami i Anglią48.
Duża liczba hiszpańskich Żydów osiadła także w Turcji49. Sułtan Bajazyt II (1481-1512)
miał podobno powiedzieć: Powiadają, że Ferdynand to roztropny władca, a jednak ogołaca własne
królestwo, aby wzbogacić moje!50. Słowa te są jednak wątpliwe, bowiem pochodzą z późniejszego,
niepotwierdzonego żydowskiego źródła, niemniej jednak uchodźcy z Hiszpanii zostali tam
dobrze przyjęci przez władcę.51 Większe gminy powstały w Stambule, Salonikach,
Adrianopolu i Izmirze52.
Sefardyjczyków można było spotkać również w regionach Bliskiego Wschodu –
Palestynie, Egipcie, Syrii i Iraku53. W Jerozolimie w ciągu siedmiu lat, od 1492 do 1499 r.,
liczba rodzin żydowskich wzrosła z 70 do 200, a po kilku latach do 50054.
Jednym z głównych ośrodków sefardyjskiego judaizmu po 1492 r. były Niderlandy 55.
Największe gminy powstały w Antwerpii i Amsterdamie, które stały się centrami kultury
Żydów hiszpańskich i portugalskich. Amsterdam nazywano nawet „nową Jerozolimą” 56.
Sefardyjczycy osiadli także w Hamburgu i Altonie57.

43
J. L e v y, Y. C o h e n, op. cit., s. 50-51.
44
Ibidem.
H. G r a e t z, op. cit., s. 111; M. B a ł b a n, op. cit., s. 238; J. L e v y, Y. C o h e n, op. cit., s. 55-58. Szeroko
45

o historii Żydów w Afryce Północnej zob. H.Z. H i r s c h e b e r g, A History of the Jews in North Africa, Leyden
1981, passim.
M. B a ł b a n, op. cit., s. 238.
46
47
J. L e v y, Y. C o h e n, op. cit., s. 55-58.
48
Ibidem.
H. G r a e t z, op. cit., s. 111; M. B a ł b a n, op. cit., s. 238; J. L e v y, Y. C o h e n, op. cit., s. 42-44.
49
50
Cyt. za: J. L e v y, Y. C o h e n, op. cit., s. 42-43.
51
H. K a m e n, Inkwizycja hiszpańska…, s. 31.
J. L e v y, Y. C o h e n, op. cit., s. 43. Zob. też: Christians and Jews in the ottoman empire: The functioning of a plural
52

society, red. B. B r a u d e, B. L e w i s, New York 1982.


53
J. L e v y, Y. C o h e n, op. cit., s. 43.
54
M. B a ł b a n, op. cit., s. 239.
J. L e v y, Y. C o h e n, op. cit., s. 59. Szeroko o społeczności Sefardyjskiej w Niderlandach zob. M. B o d a i n,
55

Hebrews of the Portuguese Nation: Conversos and Community in Early Modern Amsterdam, Bloomington 1999, passim.
M. B a ł b a n, op. cit., t. 3, s. 131.
56
57
Ibidem, s. 131.

159
Gminy marrańskiego i sefardyjskiego pochodzenia powstawały również w innych
częściach Europy, choć już w mniejszym natężeniu. Żydzi z Hiszpanii i Portugalii osiedlili się
na terenie Cesarstwa Niemieckiego – głównie w Hamburgu, ale także Frankfurcie, Emden
i Glückstad58. Zajmowali się głównie finansami i bankowością, medycyną i literaturą.
Aż do XVIII wieku używali języka hiszpańskiego (kastylijskiego) i portugalskiego59.
W połowie XVIII wieku zezwolono marrańskim uchodźcom z Półwyspu Iberyjskiego
na osiedlanie się na terenie Anglii60.
Pojedynczy Sefardyjczycy przybyli również na tereny dzisiejszej Polski. Na dworze króla
Zygmunta I Starego służył lekarz Izaak z Hiszpanii61. Jedyna sefardyjska gmina w ówczesnej
Rzeczpospolitej powstała w Zamościu. Osiedli w mieście Żydzi pochodzący z Hiszpanii,
Turcji i Włoch, zajmowali się głównie handlem diamentami, kosztownymi tkaninami,
orientalnymi przyprawami oraz wyrobami rzemiosła artystycznego. Sefardyjska gmina
w Zamościu była instytucją autonomiczną i aż do połowy XVII w. nie podlegała
zwierzchnictwu najwyższego organu samorządu żydowskiego w Rzeczpospolitej – Sejmu
Czterech Ziem62. Główną jednak rolę odgrywali tam Żydzi z miast niemieckich i Czech.
Jakie zatem konsekwencje miało wypędzenie Żydów dla monarchii Izabeli i Ferdynanda?
Trudno tu o jednoznaczną odpowiedź, wobec czego zdania i opinie są na ten temat
podzielone. Zdaniem niektórych historyków zubożyło ono hiszpańską gospodarkę i kulturę.
Miasta uległy wyludnieniu, zaczęło brakować rzemieślników, kupców i lekarzy, a skarb
królewski pozbawiony został dochodów. Niektórzy upadek państwa w XVIII wieku uważali
za pośrednią konsekwencję wygnania Żydów63.
Inni natomiast ten pogląd krytykują64. Według nich rola czynnika żydowskiego
w gospodarce hiszpańskiej jest przeceniana, Żydzi bowiem odgrywali w niej rolę marginalną.
Dodatkowo 10 listopada 1492 r. w Barcelonie, Ferdynand wydał dekret zezwalający
na powrót do kraju wszystkim Żydom, którzy nawrócili się poza granicami Hiszpanii
na chrześcijaństwo. Z zachowanych źródeł wynika, że wielu Żydów skorzystało z tej oferty 65.
Mówiąc o konsekwencjach wypędzenia Sefardyjczyków dla ówczesnego państwa
hiszpańskiego należy uznać obie te koncepcje, a nie wyłącznie jedną z nich. Niewątpliwie
opuszczenie kraju przez tak dużą społeczność, niemal „w jednej chwili”, odbiło się
negatywnie na kondycji gospodarczej państwa. Niemożliwe było, aby zniknięcie takiej grupy
odbyło się bez żadnych reperkusji. Dość bolesną, pod względem gospodarczym,
konsekwencją wypędzenia Sefardyjczyków, musiało być zerwanie kontaktów handlowych
z ośrodkami w innych częściach Europy. Na odbudowę tej siatki przez chrześcijańskich
kupców potrzeba było czasu. Trzeba też podkreślić, że w tak dużej grupie musiało znajdować
się wiele wykształconych jednostek, które stanowiły kapitał intelektualny. Z drugiej jednak
strony łączenie upadku państwa hiszpańskiego w XVIII w. z wypędzeniem Żydów w 1492 r.
jest zbyt dużym naciągnięciem.

58
J. L e v y, Y. C o h e n, op. cit., s. 63.
59
Ibidem.
60
Ibidem.
61
M. B a ł b a n, op. cit., t. 3, s. 149.
62
J. M o r g e n s z t e r n, O działalności gospodarczej Żydów w Zamościu w XVI i XVII wieku, „Biuletyn
Żydowskiego Instytutu Historycznego” 1962, nr 1, s. 5-6, 10-11.
J. L e v y, Y. C o h e n, op. cit., s. 34; M. B a ł b a n, op. cit., s. 231-232.
63

H. K a m e n, Inkwizycja hiszpańska…, s. 31-33.


64
65
J. E d w a r d s, op. cit., s. 101.

160
Niepodważalną konsekwencją jest fakt, że wygnanie Żydów to decyzja, która nie tylko
nie rozwiązała problemu konwertytów, ale jeszcze go pogłębiła. Niechęć i podejrzliwość
wobec marranów nie znikła. Najnowsze badania jako maksymalną liczbę wyroków śmierci
wydanych przez Święte Oficjum w czasie jego trzechsetnego istnienia, podają 10 tysięcy,
z czego 4/5 miało przypadać na okres pierwszych trzydziestu lat działalności, tj. 1480-151066.
Prawdą jest, że wielu konwertytów uległo integracji, a sporej grupie udało się zbudować
koegzystencję na zasadach równości, pomimo przeszkody w postaci „statutów czystości
krwi”. Z drugiej jednak strony, nowo nawróceni po 1492 r. zdecydowanie nie stali się częścią
starego narodu nawróconych chrześcijan. Podczas gdy starsze pokolenia były zasadniczo
chrześcijańskie, nowi konwertyci zachowali świadomość żydowską, wciąż pozostawali
judaizantes67. Trudno ich określić Żydami, gdyż ich herezje nawiązywały bardziej do silnych
tradycji rodzinnych i społecznych, niż do wiary żydowskiej. Najbardziej zewnętrzne oznaki
judaizmu, takie jak np. obrzezanie, przestrzeganie szabatu, celebrowanie świąt
oraz spożywanie koszernego jedzenia, zanikły. Członkowie tych społeczności byli
jednak przywiązani do swojej tożsamości, utrzymywali wiarę w jednego Boga Izraela
i przekazywali z ojca na syna kilka tradycyjnych modlitw, które pamiętali, używając do tego
katolickiego Starego Testamentu 68. W 1588 r. odkryto w Kastylii, w mieście Quintanar
de la Orden taką grupę. Bez możliwości kontaktów z osobami z zewnątrz i bez dostępu
do swoich świętych tekstów zdołali zachować wiernie zasadnicze obrzędy i modlitwy
żydowskie69.
Wygnani ze starej ojczyzny, niechętnie przyjmowani w nowej, zapewne mieli duże
problemy z określeniem swojej tożsamości. Sefardyjczycy zmuszeni zostali do organizowania
swojej społeczności na nowych podstawach i zasadach. Wkrótce ukształtowali pewien
szczególny rodzaj żydowskiej przestrzeni życiowej, odmiennej na tyle, aby zyskać miano
sefardyjskiej.
Dekret Izabeli Kastylijskiej i Ferdynanda Aragońskiego z 1492 r. cofnął dopiero Francisco
Franco w czasie II wojny światowej, dzięki czemu wielu Żydów uniknęło śmierci z rąk
nazistów niemieckich.

66
M. T u ñ ó n de L a r a, J. V a l d e ó n B a r u q u e, A. D o m i n g u e z O r t i z, op. cit., s. 224.
H. K a m e n, Inkwizycja hiszpańska…, s. 66.
67
68
Ibidem, s. 262-263.
69
Ibidem.

161
Małgorzata Stelmachowska
Uniwersytet im. Adama Mickiewicza w Poznaniu

GIORDANO BRUNO – DROGA NA STOS

Życie Giordano Bruno przypadło na lata, w których Włochy przeżywały głębokie


przemiany zarówno jeśli chodzi o politykę, jak i Kościół. Aby przedstawić pełny obraz
wydarzeń, które zaprowadziły tego wielkiego filozofa na Campo de’ Fiori w Rzymie, trzeba
zacząć rozważania od roku 1517. W tym czasie Marcin Luter doprowadził do przewrotu w
Kościele, przybijając na drzwiach kościoła w Wittenberdze swoje 95 tez, które miały
uzdrowić ówczesną sytuację wśród kleru. Ekskomunikowany przez papieża, stworzył własne
wyznanie, dając tym samym początek reformacji.
Poczynania Marcina Lutra odbiły się szerokim echem w Rzymie. W roku 1545 zwołano
sobór trydencki, obradujący aż do 1563. To właśnie postanowieniom tego soboru
„zawdzięcza się” m.in. powstanie Indeksu Ksiąg Zakazanych. Sobór wyznaczył też priorytety
papiestwa na wiele kolejnych lat i dokonał reorganizacji hierarchii. Głównym jednak
postanowieniem było zwalczanie „herezji protestanckiej”. W tym celu przemodelowano
działającą do tej pory inkwizycję, nadając jej nazwę Świętego Oficjum. Jego głównym
zadaniem było utrzymywanie stabilności w Kościele.
Wiele zamieszania wywołała publikacja dzieła Kopernika O obrotach dzieł niebieskich. Teza o
centralnej pozycji Słońca w naszym układzie planetarnym i o ruchu Ziemi została uznana
przez Kościół za niebezpieczną, a dzieło Kopernika wpisane do Indeksu Ksiąg Zakazanych.
Każda epoka w dziejach jest pełna doniosłych wydarzeń, które wpływają na dalszy bieg
historii. Jednak epoka, w której przyszło żyć Brunowi, w szczególny sposób wsławiła się jako
czas wyjątkowy dla historii Kościoła. To właśnie z nim związane są losy wielkiego filozofa,
oskarżonego potem o herezję. Giordano Bruno, urodzony w Noli w roku 1548, już jako
siedemnastolatek trafił do zakonu dominikańskiego w Neapolu. Tam odkrył swoje największe
zainteresowania: filozofię i sztukę zapamiętywania. Czytywał dzieła zakazane przez Kościół
(autorstwa m.in. Erazma z Rotterdamu, ale również klasyków), co doprowadziło do
pierwszego procesu, w którym został oskarżony o herezję. Bruno, chcąc uzyskać
przebaczenie ze strony papieża, udał się do Rzymu. Jednakże tkwiąca w nim potrzeba
sprawiedliwości i zachowania niezależności nie pozwoliła mu ukorzyć się przed zasiadającym
na Piotrowym Tronie Grzegorzem XIII. Od tego wydarzenia rozpoczyna się trwająca ponad
13 lat wędrówka Bruna po Europie1.

Genewa
Po krótkich pobytach w kilku włoskich miastach, Bruno trafił do Genewy. Miasto
to w XVI wieku uchodziło za jeden z bastionów kalwinizmu. Aby móc się utrzymać, filozof
zaczął pracę jako drukarz. Zajęcie to nie zaspokajało jednak ambicji młodego uczonego – w
końcu udało mu się zdobyć posadę profesora teologii na tamtejszym uniwersytecie. Będąc
pod wpływem atmosfery panującej w mieście, jak również nowych kontaktów ze
środowiskiem protestanckim, Bruno został kalwinistą. Spokojne życie w Genewie nie trwa
jednak długo - pracując już na uniwersytecie, wdaje się w konflikt z tamtejszym profesorem
filozofii, Antoine de la Faye. Sprawa ta stała się przyczyną do wszczęcia procesu przeciwko

1http://www.treccani.it/enciclopedia/giordano-

bruno_(Il_Contributo_italiano_alla_storia_del_Pensiero:_Filosofia), dostęp: 16.12.2013

163
Brunowi o zniesławienie i w konsekwencji do narzuconej na niego ekskomuniki. Filozof
postanowił opuścić Genewę i kieruje się do Francji.

Tuluza
Rozczarowany kalwinizmem Bruno udał się na krótki czas do Lionu, by w końcu osiąść na
dwa lata w Tuluzie – mieście na wskroś katolickim w tamtych czasach (co zresztą idealnie
odzwierciedla niechęć filozofa do protestantów po incydencie genewskim). Owo miejsce
okazuje się bardziej przyjazne dla niezależnego ducha filozofa. Bruno udziela wykładów na
uniwersytecie, ma również czas na tworzenie swych dzieł. Rozwija zainteresowanie sztuką
mnemotechniki (z pobytu w Tuluzie pochodzi dzieło Clavis Magna, dotyczące
zapamiętywania, które jednak zostało zagubione i nigdy nieopublikowane 2).
Giordano Bruno, jako wielki krytyk walk na tle religijnym, postanowił wyjechać z Tuluzy,
kiedy starcia między katolikami i hugenotami przybierają na sile. W roku 1581 wyrusza do
Paryża, nie wiedząc jeszcze, że będzie to jeden z najważniejszych okresów jego życia.

Paryż
Paryż przywitał Bruna dość ciepło. Filozof wkroczył na dwór króla Henryka III (znanego
w Polsce lepiej jako Henryk Walezy). Otoczenie paryskie cenił ogromnie wiedzę Bruna na
temat technik zapamiętywania, ale dostrzega także jego zacięcie filozoficzne. Splendor
przyniósł filozofowi cykl trzydziestu wykładów na temat trzydziestu atrybutów Bożych.
Liczba ta wybrana jest nieprzypadkowo: Bruno przywiązuje do niej ogromną wagę i nieraz
jeszcze będzie się przewijać w jego traktatach filozoficznych 3. Wykładów na Sorbonie Bruno
nie głosił, gdyż katolickie środowisko uniwersyteckie wymaga od swoich pracowników, aby
uczestniczyli codziennie w Mszy Świętej, czego Bruno czynić nie mógł ze względu na
ekskomunikę nałożoną w Rzymie. Udało mu się za to objąć posadę tzw. lektora
nadzwyczajnego w Collège de Cambrai.
Okres paryski jest dla filozofa czasem obfitującym w inwencję twórczą, czego dowodem są
liczne dzieła powstałe w tym czasie, m.in. O cieniach idei z dołączoną Sztuką zapamiętywania i
komedia Świecznik, wyśmiewająca zepsucie i absurdy tego świata. Bruno pogłębił również
znajomość filozofii Ramona Lullusa, która przez całe życie była dla niego źródłem inspiracji 4.
W tym okresie po raz pierwszy w dywagacjach Bruna pojawia się zagadnienie duszy czy
nieskończoności, potem będące w centrum zainteresowań filozofa. W Paryżu Bruno po raz
pierwszy zgłębił treść kopernikańskiego traktatu O obrotach sfer niebieskich.
Klimat polityczno-religijny w szesnastowiecznym Paryżu był bardzo napięty. Cały kraj już
od wielu lat był ogarnięty wojnami religijnymi; mogłoby się wydawać, że nie będzie tam
miejsca dla apostaty, jakim był Bruno. Jednak aż do roku 1583 filozof zdołał wieść spokojny
żywot w stolicy Francji ze względu na umiarkowane postawy polityków z otoczenia króla.
Wraz z zaostrzeniem się sytuacji (na sile przybierały konflikty między hugenotami i
katolikami) Bruno postanowił udać się do Anglii. W swoim postanowieniu był umacniany

2 Ibidem, dostęp: 16.12.2013.


3 Według Andrzeja Nowickiego umiłowanie liczby 30 przez Bruna ma początki jeszcze w czasach,
kiedy studiował w Neapolu Arystotelesa. W dziele Metafizyka grecki filozof wyodrębnia 30 narzędzi myślowych.
Czytając o nich, Bruno miałby podjąć decyzję o tym, że chce Arystotelesa przewyższyć w osiągnięciach
filozoficznych i zaczął poszukiwania własnych 30 narzędzi myślowych, owocem którego to poszukiwania jest
dzieło Lampa trzydziestu posągów, napisane w Niemczech, a wydane pośmiertnie.
4 http://www.giordanobruno.info/nolano/filosofia.htm#llull, dostęp: 16.12.2013.

164
przez króla Henryka, który zapewnił mu protekcję ambasadora francuskiego w Londynie,
Michele de Castelnau.

Anglia
Po przyjeździe do Londynu Bruno zamieszkał w domu Michele de Castelnau, gdzie wiódł
spokojne, przyjemne życie. Aktywnością naukową zajął się dopiero gdy wraz z Polakiem
Albertem Łaskim udał się do Oxfordu. Choć z dokumentów tamtejszego uniwersytetu nie
wynika, aby Bruno otrzymał posadę wykładowcy, jest pewne, że prowadził publiczne debaty
w dużej części dotyczące teorii kopernikańskiej. Wypowiadają się na ten temat pisma
sporządzone przez Thomasa Abbotta, przyszłego arcybiskupa Canterbury, utrzymane w tonie
wrogości w stosunku do ewolucjonistycznego podejścia filozofa, postulującego słuszność
heliocentryzmu. Jednak nie tylko Abbott sprzeciwiał się głoszonej przez Bruna filozofii. Inni
jego oponenci oskarżyli go o plagiat jednego z dzieł wybitnego włoskiego neoplatonika,
Marsilio Ficino5. Po tych zajściach powrócił do Londynu, pełen niechęci wobec instytucji
akademickich.
Bruno zajął się wtedy pisaniem. Podobnie jak okres paryski, działalność filozofa
w Londynie obfitowała w dzieła, które – inaczej niż dotychczas – zostały napisane w języku
włoskim (wcześniej językiem pism Bruna była łacina). Ich głównym zagadnieniem okazały się
być problemy astronomiczne, a także polityczne. W Londynie powstało jedno z najbardziej
znanych i kontrowersyjnych pism Bruna, Uczta popielcowa6 (kontrowersyjnych, gdyż po jego
wydaniu siedziba ambasady francuskiej musiała stawić czoła atakom środowisk
akademickich). Dzieło potwierdza przekonanie Bruna o słuszności kopernikańskiej teorii, jak
również rozwija zagadnienie nieskończoności i niezliczoności istniejących światów. Oprócz
tematów naukowych, dialog jest odważną krytyką ówczesnego społeczeństwa angielskiego.
Również w piśmie Wygnanie triumfującej bestii7 podkreśla Bruno konieczność odnowy moralnej
społeczeństwa, która pozwoliłaby na przywrócenie sprawiedliwości na świecie. Zostaje
wyniesiona na piedestał religia starożytnych Egipcjan, uznawana przez filozofa za jedyną
słuszną, w której każde bóstwo uosabia inną cnotę ludzką. Z kolei tytułowa „bestia”, często
mylnie utożsamiana z papieżem, okazuje się być alegorią Marcina Lutra, człowieka, który
wprowadził chaos i konflikt w świat religii8. Bardziej jednak niż tematyka społeczna, pociągają
Bruna pytania filozoficzne o substancję i sposób, w jaki skonstruowany jest Wszechświat
(choć może lepiej byłoby powiedzieć, że w filozofii szuka Bruno rozwiązań, które
uzdrowiłyby społeczeństwo). Stara się na nie odpowiedzieć w dialogach O przyczynie, początku
i jedności9, wyjaśniających terminy formy, materii i jedności. Tematyka nieskończoności pojawi
się jeszcze raz w dziele De l’infinito – jest to jedno z najbardziej emblematycznych zagadnień
brunizmu. Okres angielski twórczości Giordano Bruno podsumowują dialogi De gli eroici furori,
podejmujące na nowo tematykę ludzkiej duszy, która ma świadomość uczestnictwa w
nieskończoności Wszechświata, która dzięki odkryciu boskiego elementu w sobie samej, jest
zaproszona do zjednoczenia się z Bogiem i Naturą.
Pod koniec roku 1585 filozof wrócił do Paryża, nie zdając sobie początkowo sprawy
z tego, jak wielka zmiana nastąpiła w układzie sił politycznych. Bruno trafił w sam środek

5 E. Ventura, Bruno in Inghilterra. Interpretazione e riforme,


http://www.steppa.net/html/bruno/giordano_bruno.pdf )dostęp: 13.12.2013).
6 Tytuł oryginału: La cena de le ceneri.
7 Tytuł oryginału: Lo spaccio de la bestia trionfante.
8 E. Ventura, op.cit., dostęp: 13.12.2013.
9 Tytuł oryginału: De la causa, principio et uno.

165
konfliktu absorbującego zwolenników rozwiązań umiarkowanych (pośród nich Henryka III),
katolików (którymi dowodził książę gwizyjski) oraz kalwinistów zjednoczonych przez króla
Nawarry, Henryka IV Burbona. Sam Bruno podczas poprzedniego pobytu w Paryżu mógł
liczyć na poparcie króla Francji; tym razem jednak jego polemiki z Fabrizio Mordente,
katolikiem, wynalazcą cyrkla, zostały zadedykowane jednemu ze zwolenników kalwinistów,
czym filozof zraził do siebie partię politiques, działającą przy Henryku III. Ostatecznym
wydarzeniem, które zadecydowało o wyjeździe z Paryża, był spór w Collège de Cambrai.
Konfliktem tym Bruno doszczętnie zraził do siebie politiques, a nie znajdując już żadnego
wsparcia u innych, opuścił miasto, udając się do Niemiec.

Niemcy, Praga, Wenecja


Bruno przybył do Moguncji i Wiesbaden, nie znajdując tam na dłużej miejsca dla siebie.
Kontynuując podróż, trafia do Marburga, gdzie przyjął posadę na uniwersytecie.
Po niedługim jednak czasie, zostaje nałożony na niego zakaz wygłaszania wykładów,
powodowany silną polemiką filozofa z Arystotelesem. Wreszcie udaje mu się odnaleźć
miejsce dla siebie – z pomocą swojego rodaka, Alberigo Gentiliego, otrzymuje posadę
wykładowcy na uniwersytecie w Wittenberdze. Przez dwa lata Bruno realizuje swoje
akademickie powołanie bez żadnych przeszkód, pisze traktaty poświęcone sztuce
zapamiętywania. W tym samym czasie pod rządami Krystiana I Wettyna umocnił się
kalwinizm, którego silna pozycja zmusiła Bruna do ponownej zmiany miejsca zamieszkania.
Po przybyciu do Pragi, filozof dostaje się do otoczenia cesarza Rudolfa II. Zdaje się być
urzeczony umiarkowanie katolicką postawą władcy10, rozmowy z nim inspirują go do dalszej
twórczości. Mogłoby się wydawać, że Bruno odnalazł miejsce dla siebie, jednak w myśl
swojego hasła „(…) dla prawdziwego filozofa każda ziemia jest ojczyzną” 11, zwabiony nową
możliwością pracy naukowej w mieście Helmstedt, opuszcza Pragę i powraca do Niemiec.
Akademia Iulia była dziełem rządzącego w Helmstedt Henryka Juliusza, władcy
o zamiłowaniach naukowych i filozoficznych. Wszedł on w bliską współpracę z Brunem,
który okres tam spędzony przeznaczył na zgłębianie zagadnień magicznych (stąd dzieła takie
jak De magia mathematica lub Theses de magia, opublikowane dopiero pośmiertnie). Co ciekawe,
Bruno zostaje po raz trzeci ekskomunikowany, tym razem z Kościoła luterańskiego, do
którego zbliżył się podczas pierwszego pobytu w Niemczech. Powodem ekskomuniki były
domniemane sympatie kalwinistyczne filozofa12.
Z Helmstedt Bruno przenosi się do Frankfurtu nad Menem. Jest to czas bardzo znaczący z
punktu widzenia twórczości filozofa, który w formie trzech poematów podejmuje tematykę
dialogów spisanych w Londynie, tzn. materii i jej najmniejszych cząstek.
Zarówno Frankfurt, jak i następne miejsce pobytu Bruna, Zurych, nie goszczą filozofa
zbyt długo. Niewątpliwie przyciągany tęsknotą za włoskimi ziemiami, ale głównie nęcony
wizją objęcia katedry matematyki na uniwersytecie padewskim, czyni Bruno krok
nierozważny, będący pośrednią przyczyną jego straszliwej śmierci. Filozof osiedla się
w Republice Weneckiej, która chyba najbardziej spośród wszystkich włoskich państw tamtego
okresu, słynęła z tolerancji. Próba objęcia stanowiska w Padwie nie powiodła się, posadę zajął
w następnym roku Galileo Galilei. Wobec tego niepowodzenia Bruno znajduje przestrzeń do
działalności filozoficznej u Giovanniego Mocenigo, gdzie na spotkaniach tzw. „ridotto”

10 http://www.treccani.it/enciclopedia/giordano-bruno_(Dizionario-Biografico)/, dostęp: 13.12.2013.


11 G. Bruno, De la causa, principio et uno [w:] Opere italiane I, Torino 2007, s. 623.
12 http://www.treccani.it/enciclopedia/giordano-bruno_(Dizionario-Biografico)/, dostęp: 13.12.2013.

166
Morosini13 panował klimat wolności, sprzyjający poznawaniu prawdy. Jak bardzo to jednak
było zwodnicze, mógł się filozof wkrótce boleśnie przekonać. Giovanni Mocenigo,
rozczarowany jego nauczaniem, wydaje go w ręce Inkwizycji. Jako dowód głoszonych herezji
wenecki patrycjusz dostarczył trzy książki Bruna wydane drukiem. Filozof zostaje wtrącony
do lochów klasztoru dominikańskiego i tak zaczyna się wenecki etap jego procesu,
zakończony po dziewięciu miesiącach przeniesieniem do Rzymu.

Oskarżenia
Zarzuty wobec Bruna były bardzo liczne; w aktach procesowych wspomina się m.in.
o pogardzie wobec religii, negowaniu koncepcji Trójcy Świętej, bluźnieniu przeciwko
Chrystusowi, wierze w reinkarnację i praktyki magiczne, przebywaniu w państwach
protestanckich i dostosowaniu się do życia w tamtejszych realiach 14. Proces został uznany za
bardzo skomplikowany, w związku z czym wenecka inkwizycja wniosła o przeniesienie go do
Rzymu. Po spotkaniu się z negatywną odpowiedzią, prośba została przedstawiona po raz
drugi i zaakceptowana. Po przestąpieniu progów więzienia rzymskiego, czekało Bruna 7 lat
spędzonych w celi.
W Rzymie do wcześniejszych zarzutów Moceniga zostają dołączone inne, poczynione
przez współwięźniów z Wenecji. Widząc swoje tragiczne położenie, Bruno odwołuje część
głoszonych przez siebie poglądów; dwa razy zgłasza nawet gotowość publicznego
zanegowania własnej filozofii, do czego jednak nigdy nie doszło 15. Filozof próbuje znaleźć
ratunek u papieża, pisze do niego listy, wszystko to bez skutku. Wyrok skazujący zostaje
odczytany na Piazza Navona 8 lutego 1600 r. Z 30 zarzutów zostaje mu udowodnione m.in.
głoszenie herezji, głoszenie wieczności i nieskończoności świata, bluźnienie przeciwko
Chrystusowi. Bruno zostaje uznany za eretico impenitente pertinace ed ostinato16. Jego dzieła miały
zostać spalone na Placu św. Piotra i wszystkie wpisane do Indeksu Ksiąg Zakazanych.
Egzekucja wyroku miała miejsce 17 lutego 1600 roku na Campo de’ Fiori. Bruno
przywieziono nagiego i z zakneblowanymi ustami. Jego milczenie stanowiło symbol triumfu
Kontrreformacji negującej wolność słowa i myśli17. Stos Giordano Bruno stanowił złą
wróżbę na otwarcie siedemnastego wieku. Jednak w ostatecznym rozrachunku odniósł Bruno
zwycięstwo – do końca pozostał wierny głoszonej przez całe życie filozofii. Jego historia
stanowi symbol walki o wolność słowa, która nie powinna być nigdy zapomniana.

13 Pol. Zakątek Morosiniego


14L. Firpo, Il processo di Giordano Bruno,
http://www.hypermachiavellism.net/?q=bitcache/bd446b86aa4d1e872178b851387e6fe7cf67acdc&vid=&disposit
ion=inline&op=view (dostęp: 16.12.2013).
15 http://www.treccani.it/enciclopedia/giordano-bruno_(Dizionario-Biografico)/ (dostęp: 16.12.2013).
16 pol. heretyk zatwardziały, uporczywy i uparty
17 G. Ferroni, Storia della letteratura italiana II, Turyn 1991, s. 304.

167
Adam Szabelski
Uniwersytet im. Adama Mickiewicza w Poznaniu

NOTATKI WĘGRA ADAMA SZATHMÁRY-KIRÁLY’EGO Z PODRÓŻY


PO POLSCE W LATACH 1711-1712

Przełom XVII i XVIII wieku był dla Węgier okresem pełnym nieszczęść: długoletnie
walki i represyjna polityka zarówno Turcji, jak i Habsburgów, doprowadziły do upadku
gospodarczego kraju, zniszczeń w rolnictwie i rzemiośle, zamarcia handlu, a przede wszystkim
znacznego spadku liczby ludności. Wydzielono tereny, nazwane „Pograniczem Wojskowym”,
na którym osiedlano Serbów. Oddziały z nich stworzone nie tylko miały bronić ziem cesarza
przed Turkami, ale także pacyfikować powstania węgierskie. Na sejmie, w latach 1687-1688,
zmuszono szlachtę węgierską do zmian ustroju państwa. Węgry przestały być monarchią
elekcyjną, a Habsburgowie zyskali prawo dziedziczenia tronu. Zlikwidowano też wiele
przywilejów szlachty. Wspierano Kościół katolicki przeciw protestantom i kalwinom.
Wszystkie te wydarzenia stały się przyczyną wybuchów niezadowolenia, które przerodziło się
w powstanie pod wodzą Franciszka II Rakoczego. Zryw zbrojny zakończył się jednak
porażką. Powstanie zakończyło się w 1711 roku. Węgry opuściło około trzech tysięcy
kuruców – powstańców węgierskich. Większość z nich udała się do Polski1.
Autor niniejszego artykułu pragnie przedstawić źródło jakie pozostawił po sobie jeden
z wygnańców – Adam Szathmáry-Király w celu przedstawienia sposobu postrzegania
przez Węgrów Polaków i ich kraju w pierwszej połowie XVIII wieku. Dzięki kontaktom
spowodowanym napływem ludności węgierskiej po upadku powstania Franciszka Rakoczego
zaczął się kształtować w społeczeństwie węgierskim nowy obraz Polaków i ich kraju.
Do prześledzenia tego procesu przydatnym źródłem będą właśnie notatki z podróży Adam
Szathmáry-Királya. Jego wiedza dotyczyła różnych dziedzin: stosunków społecznych jakie
panowały nad Wisłą, a także kultury, geografii, czy też przyrody.
Adam Szathmáry-Király sprawował funkcję giermka Franciszka Rakoczego i był jednym
z najbardziej zaufanych ludzi księcia. Urodził się w 1692 roku. Pochodził ze rodziny drobnej
szlachty. Za swoim panem wyruszył do Polski, a następnie Francji. Na Węgry wrócił
w 1717 roku po uzyskaniu amnestii od cesarza. W latach 1711-1717 prowadził dziennik,
w którym zapisywał notatki ze swojej tułaczki. Wydano go drukiem po raz pierwszy
w Peszcie w 1866 roku2. W przeciwieństwie do Pamiętników i Wyznań Franciszka Rakoczego –
jednego z najważniejszych źródeł do historii Węgier w tym okresie, jego relacje zawierają
wiele opisów miast i krajobrazów, natomiast niemal nie poruszają spraw politycznych.
Adam Szathmáry Király wyruszył z Mukaczewa3 do Rzeczypospolitej razem z senatorem
kuruckim Adamem Vayem. Ich podróż rozpoczęła się 29 lutego 1711 roku. Dotarcie

1
Zob. W. F e l c z a k, Historia Węgier, Warszawa 1983, s.157-160; L. K o ś c i e l a k, Historia Słowacji,
Wrocław 2010, s. 206-207; K. M i k u l s k i, J. W i j a c z k a, Historia Powszechna Wiek XVI-XVIII, Warszawa 2012,
s. 421-423; H. W e r e s z y c k i, Historia Austrii, Wrocław 1986, s. 104-105; J. N o v i l l e, Transylwania. Obszar
kontaktów i konfliktów, Bydgoszcz 1997, s. 179-181.
2
Szathmári Király Ádám Napló-Könyve 1711-1717. esztendőkben II. Rákóczi fejedelem bujdosásiról, red. K. T h a l y,
Pest 1866; Fragment dotyczący podróży po Polsce został zaś przetłumaczony przez Adryana D i v e k y e g o,
Z podróży Węgrów w Polsce, „Ziemia Tygodnik Krajoznawczy Ilustrowany”, Rok II nr 44, Warszawa 4 listopada 1911;
Idem, Z podróży Węgrów w Polsce, „Ziemia Tygodnik Krajoznawczy Ilustrowany”, Rok II, nr 45, Warszawa
11 listopada 1911.
3
Miasto na Rusi Zakarpackiej – dziś w granicach Ukrainy.

169
do granicy z Polską było jednak utrudnione z racji lokalnych powodzi. W końcu udało im się
dotrzeć do wioski Koziowa, która należała do Elżbiety Sieniawskiej. Tam zostali ugoszczeni
i mogli bezpiecznie odpocząć. Pierwszym polskim miastem do jakiego dotarli było Skole4.

Miasto to leży między dwoma wzgórzami, w dolinie, nad rzeką Stryjem, jest bardzo zacieśnione i zamieszkałe
wyłącznie przez Żydów. Przy nim leży t. zw. zamek, który właściwie nie jest godzien nazwy zamku, nie mając
odpowiedniej mocy; otoczono jakąś małą fosą i palisadą pewne miejsce na nizinie, postawiono na niem kilka
domów i to zowią zamkiem. Na obydwu krańcach miasta, na strzał od niego ciągną się wzgórza. 5

Opis Királya nie jest zbyt obszerny, jednakże przedstawia najważniejsze informacje
o mieście. Faktycznie, większość zabudowań leży pomiędzy wzgórzami, w dolinie rzeki
Oporu, która w tym miasteczku wpada do rzeki Stryj. Wspomniane przez podróżnika dwa
wzniesienia to najprawdopodobniej Żelemin i Korczanka. Racje ma też w tym, iż dominującą
grupą w mieście byli Żydzi. W notatkach swoich zwraca uwagę na kiepski stan fortyfikacji,
a właściwie ich brak. W niemal wszystkich napotkanych miejscowościach Király przedstawił
obraz zniszczeń i upadku wielu ośrodków, spowodowanych przez wielką wojnę północną
i inne, wcześniejsze konflikty, w których udział brała Rzeczpospolita. W opisie nie ma jednak
żadnej wzmianki o roli tego miasta dla Węgier, a to przez nie wiódł szlak do Munkaczewa,
z którego korzystali powstańcy węgierscy. Tą drogą Rakoczy przejeżdżał w 1703 roku,
gdy rozpoczynał powstanie. Tędy również wędrowały setki uciekinierów z Węgier w 1711
roku6.
Następnie podróżnicy udali się w kierunku miasta Stryj. Zatrzymali się na krótko we wsi
Synowodzk, która należała do Sieniawskiej. Tam, po krótkim odpoczynku, przeszli
przez rzekę Stryj. Jak wspomina Király, był tam wysoki brzeg, a przed nimi rozpościerała się
już tylko równina, co sam skwitował stwierdzeniem: „bo cała Polska jest jedną płaską
niziną”7. Wkrótce, po pokonaniu tej przeszkody, dotarli do miasta, które opisuje on tak:

Zamek w Stryju był prawdopodobnie kiedyś bardzo silny, bo i dziś jeszcze jest dość okazały; cztery jego baszty
o wysokości domu są dosyć grube, zbudowane w kwadrat, mają jedną bramę i naokoło otoczone są wodą tak
szeroką, że kamień ręką rzucony nie dosięgnie drugiego brzegu. Zgłębić jej nie można kopią, a most na niej
ma 180 stóp. Zaraz obok zamku jest miasto dość wielkie, zacieśnione, przeważnie przez Żydów zamieszkałe,
Polacy zaś zajmują przedmieście. Stryj posiada siedem świątyń, z których dwie są katolickie, cztery cerkwie i jedna
bożnica. Obok miasta płynie rzeka, zwana tak samo Stryj.8

Istotnie zamek w Stryju na początku XVIII wieku czasy świetności miał już za sobą.
Niemniej jednak, wciąż był potężną twierdzą wyposażoną w baszty, most zwodzony, a także
fosę wypełnioną wodą. Zamek miał liczyć sześćdziesiąt jeden pomieszczeń. Był stałą siedzibą
starostów. Miasto w tym okresie zostało poważnie zniszczone, zarówno przez różne wojska,
które przez nie przechodziły, jak i wylewającą rzekę Stryj. Autor miał rację, iż miasto
zamieszkiwali w znacznej mierze Żydzi. Przedmieścia jednak zdominowane były
przez Rusinów, a nie Polaków, jak to błędnie określił Király w swoich notatkach.
Między mieszczanami a Żydami istniał długoletni spór. Tym pierwszym udało się nawet

4
A. D i v e k y , op. cit., rok II, nr 44, Warszawa, 4 listopada1911, s. 718.
5
Ibidem, s. 718.
Ibidem, s. 718; Słownik geograficzny Królestwa Polskiego i innych krajów słowiańskich, F. S u l i m i e r s k i
6

i W. W a l e w s k i (red.), t. X, Warszawa 1880-1914, s. 688-689.


7
A. D i v e k y, op. cit., rok II, nr 44, Warszawa, 4 listopada1911, s. 718.
8
Ibidem

170
uzyskać przywilej od Jana Kazimierza, który zakazał wyznawcom religii mojżeszowej
mieszkania w tym mieście. Jednak ci, uzyskawszy opiekę starosty Krzysztofa
Koniecpolskiego, a później jego następcy Jana Sobieskiego, wciąż mogli tam żyć9.
Adam Vay udał się razem ze swoim sługą do Dzieduszyc. Była to niewielka miejscowość
położona niedaleko Stryja. Przebywali przez pewien czas u właściciela tego majątku, Jerzego
Dzieduszyckiego. Na Adamie Királyu zrobił ogromne wrażenie niezwykły budynek tam
stojący10:

Dom niski, kształtu wieży, ma trzy piętra o dziewięciu pokojach, ozdobione prześliczną sztukaterią, obrazami,
emblematami i napisami. Naokoło są korytarze. Budynek jest kwadratowy, pięć sążni długi i tyleż szeroki, z każdej
strony jedne drzwi, sufit składa się ze schodów (?), tak, że kto chce wyjść z większego pokoju, wszędzie zejść może
po schodach, pod schodami zaś jest piwnica. Budynek ten stoi w ogrodzie, także bardzo pięknym, ozdobionym
drzewami owocowymi, kwiatami i różnymi gatunkami traw. Dookoła są wybornie zarybione stawy, obok z jednej
strony mała rzeka, z drugiej zaś wielki zwierzyniec, w którym widziałem blisko osiemdziesiąt białych i podobnych
do sarn danieli; tu też widziałem mały instrument, wyglądający jak skrzynka a zrobiony na kształt organów; kręcąc
go, jak toczydło, można było wydobyć z niego siedemnaście różnych pieśni. 11

Dworek ten, znajdujący się na Ukrainie, najprawdopodobniej został zniszczony.


Mimo poszukiwań, nie udało się ustalić, czy faktycznie tak wyglądał. Nie wiadomo także,
co Király miał na myśli, gdy pisał, że sufit składa się ze schodów. Sam tłumacz umieścił znak
zapytania przy tym zdaniu. Budynek ten musiał być jednak naprawdę piękny, skoro w swoich
notatkach pamiętnikarz umieścił tak obszerny opis. Uzupełnieniem urody dworku był
wspaniały ogród, pełen różnego rodzaju roślin12.
Nie dziwi też ogromny zwierzyniec. Wszak Jerzy Dzieduszycki był wielkim miłośnikiem
zwierząt, a zwłaszcza koni. Sam napisał w 1705 roku Traktat o poprawie albo dodaniu perfekcji
koniom polskim13. Pełnił też funkcję koniuszego wielkiego koronnego. Urząd ten odpowiadał
za utrzymanie królewskich stadnin14.
Natomiast nietypowy instrument, o którym Węgier wspominał, to najprawdopodobniej
jedna z pierwszych w Rzeczypospolitej, sprowadzonych z Italii, katarynek. Mechanizm grający
różne melodie, poprzez kręcenie korby, powstał w 1702 roku. Zaprojektował go G. Barbari
z Modeny15.
Kontynuując swoją podróż, w celu dołączenia do księcia Franciszka Rakoczego, jechali
przez takie miejscowości jak: Demnian, Szczerzyce, Bruchnal czy Gródek. Zasadniczo Király
nie poświęca im większej uwagi. Wspomina tylko w przypadku Gródka, iż twierdza ta została
zniszczona w wyniku niezgody między tamtejszymi rodami. Stwierdził również, że Dniestr,
był podobny do węgierskiego Hernadu16.
W końcu dotarli do Jaworowa. W tym czasie w mieście przebywał car wraz z żoną
i licznymi ministrami oraz oficerami. Węgrzy mając nadzieję, że uda się nakłonić Rosjan
do wsparcia sprawy powstania, również zjechali się tu licznie, na czele z księciem

9
Ibidem; op. cit., F. Sulimierski i W. Walewski (red.), s. 429-434.
10
Ibidem
11
Ibidem, s. 718-719.
12
Ibidem
13
Traktat o poprawie albo dodaniu perfekcji koniom polskim, powstał 1705, wyd. pt. Obserwacje należące do koni i stad
polskich, napisane w r. 1705, z rękopisu Biblioteki Załuskich po raz pierwszy w druku, wyd. S. Przyłęcki, Lwów 1852.
14
A. D i v e k y, op. cit., rok II, nr 44, Warszawa 4 listopada 1911, s. 718-719.
M. S z u b e r t, Leksykon rzeczy minionych i przemijających, Warszawa 2003, s. 108-109.
15
16
A. D i v e k y, op. cit., Rok II nr 44, Warszawa 4 listopada 1911, s. 719.

171
Franciszkiem Rakoczym i hrabią Miklosem Bercsényim. Akurat odbywały się wielkie
uroczystości, a mianowicie chrzest jedynej córki Sieniawskich, Zofii. Podróżnicy
nie przebywali tam jednak długo, gdyż zostali wysłani do Wysocka, które należało
do Franciszka Rakoczego. Wchodziło ono w skład dóbr zakupionych przez przywódcę
powstańców. Miała ona stanowić bezpieczne zaplecze na wypadek klęski powstania 17. Samą
miejscowość Węgier opisuje w sposób następujący:

Wysocko, dopóki król [Jan III Sobieski – A.S.] żył, był bardzo ładnym niskim, drewnianym budynkiem
o jednym piętrze i kilku salach; wewnątrz i zewnątrz ozdobiony był od sufitu aż do posadzki małymi, malowanymi
kasetonami, wyrobionymi na kształt kwiatów i innych form; kasetoniki na zewnętrznej ścianie będące,
prawdopodobnie już pozdzierano, ale wewnątrz w salach jeszcze się zachowały; każdy kasetonik kosztuje jeden
tynf, t. j. dwanaście poltury18. Tuż przy nim jest ładny ogród, ozdobiony świerkami, na kształt słupów
formowanymi, i innymi wysokimi szpalerami oraz rozmaitemi drzewami, jak: cytrynami, pomarańczami, granatami
i różnemi drzewami i kwiatami; blisko niego płynie rzeka San, która jest niemniejsza od [rzeki - A.S.] Bodrogu. 19

Niestety, i tu widzimy zaniedbania i zniszczenia. Király wspomina, iż piękny dworek


należący do króla Sobieskiego, został zniszczony poprzez kradzież kasetonów, znajdujących
się na elewacji budynku. Nie wymienia, kto jest bezpośrednio odpowiedzialny za zniszczenia.
Możemy się jednak domyślać, iż mogły to być na przykład oddziały wojsk, które brały udział
w wojnie. Na szczęście ostał się sam budynek, jak i piękny ogród pełen ozdobnych i rzadkich
roślin. Uroku całej miejscowości dodawała pobliska rzeka San, którą porównał
do węgierskiego Bodrogu, będącego dopływem Cisy20.
Niestrudzeni wędrowcy nie pozostali w tych włościach zbyt długo, gdyż udali się
do Lwowa:

Miasto Lwów leży pomiędzy wzgórzami, tak że widok zewsząd jest zamknięty; samo miast nie jest bardzo
duże, otoczone murem kamiennym i niezbyt głębokimi rowami, napełnionymi wodą. Targ posiada bardzo
ruchliwy i tani, zasobny w towary kramarskie. W śródmieściu Żydów niema, tylko na przedmieściu, tutaj zaś
mieszkają Polacy i Niemcy. Kupcami są przeważnie Francuzi i Włosi. Przedmieście jest bardzo rozległe i rozciąga
się na polach i wzgórzach. Rzeki nie ma (…). W mieście tem i na jego przedmieściach jest dużo kościołów,
zdobionych licznemi wieżami. Są tu, aż trzy biskupstwa: katolickie, unickie i ormiańskie; biskupstwa katolickie i
ormiańskie znajdują się w śródmieściu, unickie zaś na przedmieściu. Kościołów, o ile sam narachować zdołałem,
sześćdziesiąt, ale mieszkańcy powiadają, że ich jest przeszło 100. Miasto posiada i zamek, obecnie spustoszony,
który wznosi się zaraz za miastem na górze: góra piaszczysta a wewnątrz skalista: widok stamtąd rozległy. Baszty i
inne zabudowania z cegły. 21

Miasto zrobiło na podróżniku pozytywne wrażenie. Niezbyt, jego zdaniem, wielkie


centrum otaczają rozległe przedmieścia. Podkreśla, iż jest to głównie ważny ośrodek
handlowy, pełen ludzi różnej narodowości: Polaków, Żydów, Niemców, Francuzów
i przybyszów z Italii. Dzięki tym kupcom miasto żyje. Można tu nabyć wiele towarów i to
w atrakcyjnych cenach. W opisie można zwrócić uwagę, iż zszokowała go liczba kościołów,
gdyż jak sam określił, naliczył ich sześćdziesiąt, choć miejscowi podawali, że jest ich ponad
sto. Również miał racje pisząc o tym, że we Lwowie znajdywały się, biskupstwa aż trzech
różnych odłamów chrześcijaństwa: katolickiego, unickiego i ormiańskiego. Zapewne to

17
Ibidem.
18
Moneta węgierska.
19
Ibididem.
20
Ibidem.
21
Ibidem.

172
właśnie podział religijny mieszkańców na te wyznania i rywalizacja między nimi, skutkowała
powstaniem tylu świątyń22.
W tym wielkim mieście także było widać zaniedbania, dotyczące obronności i zniszczenia.
Zamek, mający bronić miasta, był „spustoszony”, jak to określił autor. Lwów podczas wojny
stanął po stronie Augusta II, w wyniku czego doszło do oblężenia, a następne zdobycia go
przez Szwedów. Nałożyli oni na miasto kontrybucję w wysokości 173 tys. talarów.
Dodatkowo ten ośrodek spustoszyła jeszcze zaraza, a w 1707 roku zdobyli je Rosjanie,
którzy również nałożyli na mieszczaństwo swoje podatki. Lwów przechodził jeszcze
dwukrotnie z rąk do rąk. Nieszczęścia dopełnił zaś pożar w 1712 roku 23.
Węgier nie zabawił tam długo, gdyż jego pan, Adam Vay otrzymał nowe rozkazy
od księcia Franciszka Rakoczego. Opuścili więc Lwów i udali się ponownie do Stryja. Stamtąd
skierowali się do Drohobycza. Tam Adam Vay musztrował przybyłych z Węgier
uciekinierów. W tym okresie zapewnie mieli oni nadzieję, że oddziały te, po reorganizacji,
będą mogły z pomocą rosyjską znów walczyć o wolność Węgier. Świadczy o tym obecność
brygadiera moskiewskiego, obecnego podczas tej musztry24.
Na wezwanie Franciszka Rakoczego pojechał do jego dworu, gdzie stawił się
przed sekretarzem Kacprem Benicskym. Następnie towarzyszył księciu w podróży
z Jaworowa do Jarosławia. Droga jednak była zalana przez rzekę 25:

Stąd nazajutrz chciał nasz pan udać się do miasta, ale rzeka San wskutek wielkich deszczów tak wylała na łąki i
całą okolicę podmiejską, że podobna była do morza. Rozkazał nasz pan dwa czółna razem związać, a siadłszy do
nich z ośmiu ludzi, z wielkim niebezpieczeństwem jechał do miasta, oddalonego o pół mili, i jeszcze tego samego
dnia powrócił. Słyszałem od osób wiarygodnych, że powódź pewnemu wojewodzie całą wieś, leżącą między
górami i składającą się z trzynastu chat, z ludźmi i bydłem, nawet z zajazdem i całą w nim roztańczoną rzeszą ze
wszystkim zniosła.

Adam Király opisuje, jak rzeka San zmieniła się w wielkie rozlewisko podobne do morza.
Tymczasem jego pan, książę Rakoczy, postanowił przepłynąć niebezpieczne wody. Nakazał
połączyć dwa czółna i w ten sposób pokonał przeszkodę. Wrócił w ten sam sposób jeszcze
tego samego dnia. Sługa wspominając wyczyn księcia, podkreślał, iż ta powódź była
naprawdę groźna. Jak słyszał, w pewnym miejscu rzeka zabrała całą wieś, zabijając ludzi
i bydło, niszcząc cały dobytek26.
Adam Király jednak nie znał powodów, dla jakich Franciszek Rakoczy tak ryzykował
własnym życiem. Odpowiedź znajdujemy w II księdze Wyznań, gdzie jego książę wspomina,
że był wzywany do Jarosławia na schadzki do magnatki polskiej Elżbiety Sieniawskiej 27.
Ryzyko, wywołane ambicją księcia, na szczęście nie skończyło się tragedią. Adam Király
towarzyszył nadal swojemu władcy w podróży przez Sieniawę, Oleszyce, Kukizowo
i Żółkiew. Nie zrobiły one na Węgrze większego wrażenia. Wspomniał tylko, iż te
miejscowości są zniszczone, spalone lub nie posiadają większych umocnień dla obrony
przed wrogami. Po pewnym czasie wrócili do Jaworowa28:

22
Ibidem
23
Ibidem; op. cit., F. Sulimierski i W. Walewski (red.), t. V, Warszawa 1880-1914, s. 540-542.
24
A. Diveky, op. cit., Rok II, nr 45, Warszawa, 11 listopada 1911, s. 737.
25
Ibidem
26
Ibidem, s. 737.
27
Franciszek II Rakoczy, op. cit., s. 376.
28
A. D i v e k y, op. cit., Rok II, nr 45, Warszawa 11 listopada 1911, s. 737-738.

173
Jaworów leży na piaskach, ciągnie się równolegle i nie jest bardzo szeroki; ma około siedmiu czy ośmiu
katolickich i Rusińskich kościołów. Posiada gród o drewnianych zabudowaniach, między niemi dużo ładnych
dwupiętrowych pałaców, gdzie nasz najjaśniejszy pan dłuższy czas przebywał. Jest on otoczony głębokimi rowami
wypełnionymi wodą.; z jednej strony znajduje się przy nim duży staw, szerszy niż strzały z rusznicy, a długości
takiej, że nie sięgnąłby przeciwległego brzegu i ze sztućca. Na tym stawie znajduje się młyn o pięciu kamieniach, z
drugiej zaś strony od razu zaczyna się duży ogród, któremu podobnego niema, jak utrzymują, nawet wśród
wiedeńskich ogrodów, chociaż po śmierci króla Sobieskiego wielce zniszczał. Ogród ten, mający kształt gwiazdy i
innych sztucznych figur, sadzony jest w wysokie szpalery cedrowe i lipowe, tak, że zawsze można chodzić w
cieniu. Co chwila można było spotkać fontannę i stawy zarybione; po środku ogrodu na stawie stoi łazienka na
słupach, w niej wielka wanna ołowiana, miejsce do gier i inne sztuczne osobliwości. Jest tam też dom, gdzie ze
ścian wytryskuje woda i spływa szemrząc po stopniach do wanny, a dokoła pełno było różnych ptaków w klatkach
drucianych, które teraz stoją puste. W jednej części tego ogrodu są nagromadzone różne cenne gatunki drzew i
krzewów.29

Jaworów położony jest w dolinie rzeki Szkło, która zasila ogromny Staw Jaworowski,
istniejący do dziś, lecz obecnie sztucznie podzielony na kilkanaście mniejszych. Węgier
słusznie więc zwrócił nań uwagę, jako rzecz nietypową, wyróżniającą to miasto od innych,
zwłaszcza, że rejon okolic Lwowa pozbawiony jest tego rodzaju zbiorników wodnych.
Starostwo Jaworskie od 1639 r. znajdywało się w rękach Sobieskich. Za wałami miejskimi,
nad wspomnianym stawem, stał dwór starościański. Niewielki, piętrowy pałacyk był jedną
z ulubionych rezydencji Jana Sobieskiego. To tu często przyjmowano zagranicznych gości.
W tym pałacu, w 1675, roku podpisano sławny antybrandenburski traktat z Francją.
W 1684 r. odbywały się tam uroczystości z okazji zwycięstwa pod Wiedniem rok wcześniej.
Ogród włoski, otaczający pałac, był podobno jednym z najpiękniejszych w Rzeczypospolitej.
Król osobiście miał sadzić tam drzewa wzdłuż alei. Władca dbał o miasto, nadając mu liczne
przywileje i zwalniając z podatków. Po śmierci Sobieskiego rezydencja i miejscowość
podupadła. Główną przyczyną były zniszczenia spowodowane wielką wojną północną 30.
Adam Király odwiedził dawne wspaniałe ogrody Sobieskich, kiedy były już znacznie
zniszczone. Mimo to zachwycił go ich przepych. Wskazywał na liczne oczka wodne, pełne
ryb, czy też fontanny. Największe wrażenie wywarła jednak na nim architektura ogrodowa,
a zwłaszcza łazienka. Znajdowała się ona pośrodku stawu, wsparta na specjalnej konstrukcji.
Pośrodku stała wanna. Niestety, znikły już ptaki z klatek, które stanowiły ważny element
kompozycji. Najprawdopodobniej, podczas wojny, zostały wypuszczone lub zabite 31.
Węgier przebywał też w Jarosławiu, który w tym czasie należał do Sieniawskiej,
a częściowo do Franciszka Rakoczego. Kwestie związane ze sprawami majątkowymi,
dotyczącymi tych dóbr, autor rozprawy opisał we wcześniejszym rozdziale. Adam Király
wspomina, że jego pan mieszkał w tym mieście, aż do momentu, gdy razem z carem wyruszył
w dniu 20 sierpnia 1711 roku, spływając Wisłą do Gdańska. Po pewnym czasie podróży rzeką
eskadra statków dopłynęła do Warszawy32:

Warszawa leży wzdłuż brzegu Wisły, położona dosyć wysoko nad wodą; miasto nie jest bardzo wielkie,
ale dosyć gęsto zabudowane. Dawniej przypuszczam była mocniejsza, ale teraz jest prawie bezbronna. Drabanci
polscy stoją po czterech przy każdej bramie. Wysokie wały ziemne otaczały ją od strony rzeki, ale zostały one

29
Ibidem, s. 738.
30
Op. cit., F. Sulimierski i W. Walewski (red.), s. 519-523;
http://www.sobieski.lubaczow.com.pl/szlak_jaworowski/jaworow
31
A. D i v e k y, op. cit., rok II, nr 45, Warszawa 11 listopada 1911, s. 738.
32
Ibidem

174
zniszczone; z innych stron były otoczone murem. Mieszkańcami są Polacy i Niemcy; jest w niej kilka kościołów
z wieżami, a domy budowane są porządnie i ozdobnie, ulice szerokie i na przedmieściu znajduje się dużo ładnych
i wysokich budynków i pałaców. Panorama miasta rozlega się daleko. Naprzeciwko Warszawy z drugiej strony
wzdłuż Wisły małe miasteczko, zwane Pragą. Przed bramą miasta Warszawy stoi sześć sążni wysoka kolumna
kamienna, a na niej szczycie złocona rzeźba, wyobrażająca króla Zygmunta z obnażonym mieczem w jednej ręce
a złotym krzyżem w drugiej33.

Po raz kolejny pojawia się opis miasta zniszczonego podczas działań wojennych. Adam
Király wskazywał na fakt, iż Warszawa była niezdolna do skutecznej obrony. W złym stanie
były umocnienia ziemne, jak i mury. Brakowało obiektów militarnych: baszt, czy coraz
bardziej popularnych, nowoczesnych fortów. Jej bram pilnowali strażnicy, ale siły te były
niewystarczające do odparcia ewentualnych ataków. Najważniejsze miasto Rzeczypospolitej
mogło być łatwo zdobyte. Na początku XVIII wieku spotkało je wiele kataklizmów. Podczas
wojny przechodziło z rąk do rąk, musiało utrzymywać różne armie, a także spustoszyły je
powódź i zaraza. Mimo to, pamiętnikarz stwierdził, iż Warszawa miała wiele pięknych
budynków, zwłaszcza pałaców. Podkreślił, iż domy zbudowane były porządnie. Wspominając
o ulicach, nie pisał o błocie, tak jak Franciszek w swoich pamiętnikach, ale o tym,
że posiadały one odpowiednią szerokość, co w tym okresie w miastach europejskich wcale nie
było takie oczywiste. Opisał także jeden z najstarszych świeckich pomników w Polsce:
kolumnę Zygmunta. Faktycznie była ona postawiona przed murami miejskimi34. Rzeźba króla
była złocona, stąd wspomnienie o tym, jest zgodnie z prawdą. Adam Király nie zapomniał też
o Pradze, która w czasach Saskich, podobnie jak Warszawa, zaczęła intensywnie się
rozwijać35.
Podróżnik nie miał jednak zbyt wiele możliwości zwiedzania Warszawy, gdyż statki
popłynęły dalej Wisłą. Węgier wymienia kolejne miejscowości, przez które przepływali:
Zakroczymie, Czerwińsk, Wyszogród, Płock, Dobrzyń i Nieszawa. W końcu dotarli
do Torunia. Adam Király potwierdza opisy Franciszka Rakoczego z tej podróży. Droga była
niebezpieczna i uciążliwa. Statki często wpadały na mielizny lub na siebie nawzajem.
Żołnierze rosyjscy wielokrotnie musieli schodzić do wody i ściągać okręty z płycizn. Dlatego
też, wszyscy bardzo się uradowali po dopłynięciu do Torunia. Car i jego goście długi czas
bawili się, tańcząc i pijąc. Puszczano również sztuczne ognie. Doszło jednak do wypadku,
gdyż część rakiet spadła pomiędzy publiczność. Sam Toruń spodobał się słudze Rakoczego 36:

Toruń leży nad brzegiem Wisły, od strony rzeki murem, a z drugiej strony murem, wałami i fosami otoczony,
ale wszystkie wały prochem zniszczone; mury stoją jeszcze, tak że miasto jest jeszcze nieco obronne. Miasto dzieli
się na dwie części: stare i nowe; są one połączone ze sobą i tylko mur ceglany je dzieli; śródmieście ze swoimi
ładnymi, które są wysokie i podobne malowanym pałacom, a są między nimi i czteropiętrowe, jest tak ładne, żem
dotąd podobnego nie widział; inni, którzy dużo podróżowali, mówią, że miasto jest ładne. Domy zewnątrz i
wewnątrz są ładnie zdobione, ulice i rynek szerokie, na rogach ulic są rynny, na ulicach dużo sklepów, w których
można dostać różnych towarów. Mieszkańcy są wszyscy Prusakami lub Niemcami; są tam rozmaici rzemieślnicy,
którzy są bardzo cenni i rzadcy. Jest tam pięć wyznań: katolicy, luteranie, kalwini, moskale i Żydzi. Katolicy mają
w obydwóch miastach dwa kościoły, a na przedmieściu jeden, oprócz tego są tu trzy klasztory: jezuitów,
dominikanów i zakonnic. Luteranie posiadają jeden kościół w obydwu miastach, mają także wielkie kolegium.
Kalwini zaś, ponieważ mało ich jest, gromadzą się w pewnym domu, gdzie są małe organy, na których grają

33
Ibidem
Obecnie stoi, mniej więcej, w tym samym miejscu, co wtedy, tylko Warszawa rozrosła się po za ówczesne
34

mury miejskie.
35
Ibidem; op. cit., F. Sulimierski i W. Walewski (red.), s. 37-39.
36
A. D i v e k y, op. cit., Rok II, nr 45, Warszawa, 11 listopada 1911, s. 738-739.

175
codziennie do śpiewu. Moskale mają cerkiew na przedmieściu; Żydzi zaś mieszkają osobno też na przedmieściu,
a w soboty jeden do drugiego przychodzą. Z powodu bombardowania dwie ulice miasta są zniszczone i dotąd
jeszcze nie odbudowane. 37

Po długiej podróży przez Rzeczpospolitą w końcu napotkał duże, bogate miasto podobne
do tych na zachodzie Europy. Wskazuje, iż był to ważny ośrodek handlowy pełen kupców
i rzemieślników. Toruń tętnił życiem, dzięki licznym kramom. Zamożne mieszczaństwo
miało zaś fundusze na budowę wspaniałych, pięknych i wysokich kamienic. Dzięki szerokim
ulicom i rynkowi, miasto posiadało dobry układ komunikacyjny i było nowocześnie
urządzone. Tam także widać było zniszczenia ostatniej wojny, która przetoczyła się
przez Rzeczpospolitą. Adam Király wspominał o zniszczonych w wyniku oblężenia
zabudowaniach. Również wały tej jednej z najpotężniejszych twierdz Rzeczypospolitej, były
wysadzone. Zwracał jednak uwagę na to, że mury się ostały. W 1703 roku doszło
do katastrofalnego, najdotkliwszego w całej historii Torunia, bombardowania miasta
przez wojska szwedzkie. W jego wyniku spłonęła znaczna część budynków. Zniszczeń
dopełniła epidemia w 1708 roku. Podkreślony został też wieloetniczny i wielowyznaniowy
charakter Torunia, w którym obok siebie żyli przedstawiciele aż pięciu konfesji. Miasto było
jednym z najważniejszych w Rzeczypospolitej ośrodków protestantyzmu. Na początku
XVIII wieku pojawiła się też tam nowa grupa „mieszkańców”: prawosławnych Rosjan,
którzy okupowali miasto „chroniąc” je przed Szwedami, czy też zwolennikami
Leszczyńskiego38.
Dalej Węgrzy podróżowali wciąż Wisłą, jednak już bez towarzystwa cara. Przepłynęli
przez Bydgoszcz, ale pamiętnikarz stwierdza tylko, że z powodu wojny i chorób, jest ona
niemal całkowicie wymarła. Następną miejscowością, której nasz bohater poświęca więcej
uwagi, to Elbląg:

Elbląg, chociaż nie jest tak ozdobny i ładny jak Toruń, jest przecież dosyć porządny, wielki i obronny. Ulice są
czyste, rynek za to nie bardzo wielki; wysokie z cegły stawiane pałace ciągną się przeważnie wzdłuż ulic. Jest tam
pięć ładnych kościołów; jeden z nich należy do katolików, cztery zaś do luteranów, którzy oprócz tego mają jeden
kościół na przedmieściu. Mieszkańcy miasta są Prusakami. Miasto leży na równinie między wodami i jest bardzo
obronne; od dolnej bramy, przez którą jechaliśmy do miasta, są wysokie wały i fosy aż do morza, tak, że fale
odmywają mury miasta: z drugiej strony mur ceglany, podwójnie wysokie wały i fosy wodne otaczają miasto.
Władza zwierzchnia należy do moskali; dużo armat i moździerzy stoi w pogotowiu na murach. Na wodzie między
basztami i wewnętrznym murem widziałem blisko dziesięć małych handlowych galer, które, chociaż mniejsze
od wojennych, wyróżniają się przecież i kształtem i wielkością; jest poza tem i dużo mniejszych.39

Kolejne miasto Prus Królewskich zrobiło pozytywne wrażenie na podróżniku.


Porównując je do Torunia, pamiętnikarz stwierdził, że tamto było ładniejsze. Podkreślał
panujący w Elblągu porządek. Miasto było głównie luterańskie. Wskazuje też, że jego dobre
położenie, a także fortyfikacje umożliwiają mu obronę przed ewentualnymi najeźdźcami.
Ukazał jednak słabość Rzeczypospolitej. W tym ważnym portowym mieście nie rządził król
Polski, ale wojska Piotra I. To one strzegły Elbląga przed Szwedami, ale sprawowali też
nad nim niekontrolowaną władzę. Ponad rok po tym, jak Adam Király opuścił to miasto,
w dniu25 października 1712 roku, oddział Moskali pod dowództwem niejakiego Bałka
przekazał je Wettynom. Dla mieszczan nic się nie zmieniło. Był to dla nich kolejny okupant.

37
Ibidem, s.739.
38
Ibidem, s.739.
39
A. D i v e k y, op. cit., rok II, nr 45, Warszawa, 11 listopada 1911, s. 739.

176
Duże wrażenie zrobiły też na Węgrze statki stojące na redzie, przy porcie. Wspomina dziesięć
dużych galer i wiele mniejszych jednostek 40.
W Elblągu jedna z dwórek carowej została wydana za mąż, w związku z czym w mieście
odbyło się huczne wesele. Węgierski podróżnik zwiedził też Frombork i Braniewo. Wkrótce
jednak książę Franciszek Rakoczy, wraz ze świtą, udał się do Gdańska. Tam też zamieszkali
do końca 1712 roku. W mieście tym władca zmuszony był odprawić większość
towarzyszących mu Węgrów, gdyż nie miał środków na ich utrzymanie. Wielu z nich, cierpiąc
biedę, tułało się po Rzeczypospolitej w poszukiwaniu zajęcia. Adam Király był jednym z tych,
którzy zostali przy swoim panu. Udał się za nim do Francji i dopiero w 1717 wrócił
na Węgry. Czasu w Gdańsku jednak nie zmarnował i spędzał go na zwiedzaniu 41:

W Gdańsku byliśmy w Zeeghauzie, gdzie całą amunicyę i wszystką broń pokazał nam „Zeugwater”;
tu widziałem między innymi z ładnego białego marmuru wyrzeźbionego króla polskiego, który dał im przywileje;
wyrzeźbiony jest w pancerzu, przy nim są złożone podobizny korony polskiej i laski królewskiej ze złoconego
srebra. Potem poszliśmy oglądać powozy, a stamtąd do fabrykanta porcelany po filiżanki. 42

Pamiętnikarz interesował się we wszystkich miastach zwłaszcza sprawami militarnymi,


więc musiał zwiedzić Zeughaus, czyli Wielką Zbrojownię w Gdańsku. Została wzniesiona
w latach 1602-1605. Była dziełem jednego z najwybitniejszych gdańskich architektów tamtej
epoki, Antoniego van Obbergena. Zbudowano ją z czerwonej holenderskiej cegły
i ozdobiono dekoracjami z piaskowca oraz bogatymi złoceniami. Wnętrze Zbrojowni
przyciągało wielu podróżnych zwiedzających to miasto. Trzypiętrowy budynek mieścił
w sobie nie tylko przeróżnego rodzaju broń, zbroje, uprzęże, ale również obrazy i posągi.
W XVII i XVIII wieku pełnił funkcję nie tylko arsenału, ale także „miejskiego muzeum”.
Stąd też wspomniana figura króla Polski. Najprawdopodobniej Węgrowi chodziło
o Kazimierza Jagiellończyka, który nadał Gdańskowi liczne przywileje podczas wojny
trzynastoletniej. Oprócz tego Węgier wspomina, iż zwiedził powozownię, a także
manufakturę porcelany43.
Na grodzie nad Mołtawą kończy się polska epopeja w podróży Adama Királya. Nigdy już
nie powrócił do Polski. Zapiski, które poczynił pod wrażeniem swojej podróży, zostały
opublikowane w 1866 roku przez K. Thalya44.
Pobyt w Rzeczypospolitej znacznie poszerzył horyzonty tego przedstawiciela drobnej
szlachty. Jego wiedza o kraju za Karpatami była znacznie większa, niż przeciętnego Węgra.
Strach i niepokój przed Polską, tak obecny w pieśniach niższych warstw społecznych z tego
okresu, ustępuje ciekawości i chęci poznania „wielkiego” świata45. Trudno powiedzieć,
ile z tych dzienników, czy z jego opowieści przekazywanych ustnie, dotarło do szerszych grup
społecznych w XVIII wieku. Musimy jednak pamiętać, że takich wygnańców było około
trzech tysięcy. Część z nich po pewnym czasie wróciła do ojczyzny. Dzięki nim wiedza
ludności Węgier o Polsce i Polakach systematycznie rosła. Daleki, niebezpieczny kraj i dziki
naród stał się bliższy, bardziej przyjazny i mniej groźny. Poznały się nie tylko węgierskie
i sarmackie elity, ale dochodziło do też kontaktów na niższych poziomach.

40
Ibidem, s. 739; op. cit., red. F. Sulimierski i W. Walewski, s. 333.
41
A. D i v e k y, op. cit., rok II, nr 45, Warszawa, 11 listopada 1911, s. 739.
42
Ibidem
Ibidem; M. B o g u c k a, Żyć w dawnym Gdańsku. Wiek XVI-XVII, Warszawa 1997.
43
44
Op. cit., K. T h a l y (red.), Pest 1866.
45
Kocham Twój kraj, antologia wierszy węgierskich o Polsce, red. I. C s a p á r o s, Kraków 1971.

177
Dwa narody spotkał podobny los. Wojna domowa przeszła zarówno przez Węgry,
gdzie część szlachty zachowała wierność Habsburgom, jak i Rzeczpospolitą, gdzie walczyły
stronnictwa Wettyna i Leszczyńskiego. Oba kraje były wyniszczone. Z opisów Adam Király
wyłonił się upadek miast i zanik obronności. W każdej odwiedzonej miejscowości były
zniszczone wały, brak murów, spalone domy. Z powodu chorób i wojny ludność wielu
ośrodków bardzo się zmniejszyła. Wyraźne było też uzależnienie od despotycznego
monarchy. Polską władał Piotr I i August II Mocny za pomocą obcych wojsk. Moskale
oraz Sasi byli więc okupantem, takim samym, jak Niemcy w służbie Wiednia na Węgrzech.

178
Michał Szymański
Uniwersytet Łódzki

ŚLADY UŻYTKOWANIA ŚREDNIOWIECZNYCH NAWIERZCHNI ULICY


WODNEJ W SIERADZU W ŚWIETLE BADAŃ ARCHEOLOGICZNYCH
PRZEPROWADZONYCH W SIERPNIU 2013 R.

Podróże stanowiły nieodłączny element życia codziennego w średniowieczu,


a ważnymi punktami na ich trasie były miasta. Rozwój miast ściśle związany jest
z przebiegiem szlaków handlowych. Ośrodki takie stanowią węzeł łączący różne trasy, punkt
pośredni w podróży lub też jej właściwy cel albo punkt początkowy. Funkcje te miały
wybitnie silne znaczenie, również w czasach uznawanych za szczególnie ważne dla rozwoju
polskich miast, czyli późnym średniowieczu. Żyjący ówcześnie mieszczanie słusznie uchodzą
za wyjątkowo mobilną grupę społeczną, choć naturalnie nie stanowili jedynych użytkowników
średniowiecznych gościńców. Podróżni często przemieszczali się od miasta do miasta,
zatrzymując się w niejednym z mijanych ośrodków 1. Podczas miejskich epizodów swych
wojaży, z rzadka ścierali sobie podeszwy butów na kamiennych brukach, nawierzchnie były
bowiem przeważnie drewniane. Wykładano nimi zarówno główne arterie, jak również
pomniejsze uliczki; dla podróżnych szczególne znaczenie miały naturalnie te pierwsze. Drogi
tranzytowe, kontynuujące w obrębie miasta przebieg łączonych przez nie szlaków, były
użytkowane najintensywniej.
Położenie lokacyjnego Sieradza było w wiekach średnich niezmiernie korzystne. Tędy
prawdopodobnie biegł szlak środkowopolski z zachodu na wschód, od ziem niemieckich
na Ruś oraz ważne połączenie Małopolski z Wielkopolską, część szlaku morawsko-
kujawskiego i połączenie Śląska z Mazowszem2. Przejeżdżający przez Sieradz wjeżdżali jedną
z trzech, znanych w XV wieku, bram i kontynuowali podróż w obrębie murów. Lokalizacja
bram odpowiadała przebiegowi wspomnianych szlaków: miasto było dostępne od południa
Bramą Krakowską, od wschodu Bramą Grodzką - przejściem wychodzącym na rzekę
i znajdujący się po jej drugiej stronie zamek, a od północnego zachodu bramą skierowaną
na miasto Wartę3. Połączenie między nimi stanowiły główne ulice miasta: ul. Wszystkich
Świętych łączyła Bramę Krakowską z Rynkiem, wzdłuż którego wschodniej pierzei należało
podążać, aby w północno wschodnim jego rogu skręcić w wychodzącą zeń ulicę Grodzką,
wiodącą ku wschodniej bramie, albo też skierować się dalej na wprost, ulicą Mniszą,
docierając do ulicy Żydowskiej i następnie Błotnej, gdzie umieszczona była ostatnia z bram.
Odbiciem częstotliwości uczęszczania ulic są zachowane informacje dotyczące cen
i właścicieli znajdujących się przy nich posesji4. Pozostałe ulice były już zdecydowanie mniej
prestiżowe, skupiały się przy nich warsztaty rzemieślnicze i domy mniej zamożnej ludności.
Do takich ulic należy ulica Tkaczy, odchodząca od Grodzkiej i biegnąca wzdłuż tylnych
granic działek wschodniej pierzei Rynku oraz znajdującego się przy farze cmentarza.
Nie oznacza to jednak, aby całkowicie omijał je ruch tranzytowy. Jak widać na planie miasta

1 M. B o g u c k a , H. S a m s o n o w i c z , Dzieje miast i mieszczaństwa w Polsce przedrozbiorowej, Wrocław-

Warszawa-Kraków-Gdańsk-Łódź 1986, s. 131-134, 248-251.


2 U. S o w i n a , Sieradz. Układ przestrzenny i społeczeństwo miasta w XV-XVI w., Warszawa-Sieradz 1991, s. 16.
3 J. W i d a w s k i , Miejskie mury obronne w państwie polskim do początku XV wieku, Warszawa 1973, s. 424.
4 U. S o w i n a , op. cit., s. 49-78, 79-93, 106-122, 137-155.

179
(Ryc. 1), właśnie ulicą Tkaczy można było dostać się z ulicy Wszystkich Świętych na Grodzką,
omijając przy tym najbardziej ruchliwy Rynek. Jednym z połączeń między ulicami Tkaczy
i Wszystkich Świętych jest przyrynkowy odcinek ulicy Wodnej, mogący pełnić rolę skrótu
dla podróżujących po linii południe-wschód.
Urszula Sowina dzisiejszą ulicę Wodną określa dla XV-XVI w. mianem „odrynkowego
zaułka wodnego”. Źródła pisane określają poszczególne jego odcinki różnymi terminami.
Wychodząca z południowo-wschodniego narożnika Rynku, znana z ksiąg miejskich parva
platea krzyżowała się z ulicą Tkaczy, tożsamą z dzisiejszą Sukienniczą, by ciągnąć się
dalej w dół, ku rzece, jako zauuek eundens ad fluvium deplatea textorum. Przy tym skrzyżowaniu,
na ulicy Tkaczy, skupiały się działki, należące do tkaczy i kuśnierzy. Obecność zaułka
wodnego, zapewniającego dostęp do rzeki, może wydawać się atrakcyjna dla rzemieślników
ze względu na ograniczoną przepustowość miejskich wodociągów, młodszych zresztą
od przebiegu tej uliczki. Inaczej jednak spojrzymy na tę kwestię, jeśli weźmiemy pod uwagę
bliskość cmentarza i związaną z tym niemożność wykopania studni na części z przylegających
do ul. Wodnej parcel. Mimo łatwego dostępu do Rynku i głównych szlaków
komunikacyjnych, pod względem socjotopograficznym skrzyżowanie Wodnej z ul. Tkaczy
znajdowało się na uboczu miasta a jego mieszkańcy określani są przez U. Sowinę
jako „popadający w biedę” – często zaciągali pożyczki, których nie mogli spłacić, by w końcu
sprzedać tanią nieruchomość i na dobre zniknąć z kart ksiąg miejskich5.
Uliczka Wodna miałaby zatem biec, w XV i XVI wieku, zgodnie ze swoim dzisiejszym
przebiegiem (Ryc. 1), być może przecinając jakąś formę miejskiego ogrodzenia, bądź też
obwarowania i spotykając się z poświadczonym w 1519 r. zaułkiem, odchodzącym
od ul. Grodzkiej w kierunku południowym6. Układ przestrzenny i struktury własnościowe
panujące w tym rejonie są trudne do odtworzenia na podstawie źródeł historycznych 7,
tym większy potencjał dla jego poznania chciałoby się widzieć w badaniach archeologicznych.
Abstrahując jednak od zagadnień nie wiążących się bezpośrednio z założonym tematem
pracy, przejdźmy do szczególnie interesujących nas kwestii techniczno-użytkowych,
ujawnionych dzięki nadzorowi archeologicznemu oraz ratowniczym pracom wykopaliskowym
przy inwestycji "Przebudowa i zagospodarowanie ulic: Wodnej, Podwale, Podrzecze
w Sieradzu wraz z infrastrukturą", jakie przeprowadziła w sierpniu i na początku
września 2013 firma Altamira mgr Jakuba Śliwińskiego. Życzliwości jej właściciela referujący
zawdzięcza wszystkie informacje i materiały archeologiczne wykorzystane przy pisaniu
artykułu, w tym miejscu autorowi badań należą się zatem serdeczne podziękowania.
Ponieważ materiały z tych prac znajdują się jeszcze w opracowaniu, referat niniejszy nie rości
sobie pretensji do bycia rzetelnym omówieniem badań archeologicznych i pozyskanego z nich
materiału, za cel stawiając sobie jedynie wskazanie kilku faktów związanych z użytkowaniem
odsłoniętych nawierzchni.
Omawianie stanowisk, obiektów i wykopów archeologicznych zwykło otwierać się ich
geograficzną charakterystyką. Lokacyjny Sieradz położony jest nad Wartą, na wyciętej w glinie
morenowej terasie erozyjnej, osiągającej wysokość od 7 do 9 metrów, której stromy stok był
jeszcze do niedawna podmywany przez lewobrzeżny dopływ Warty – Żeglinę.8 Wlała się ona

5 Ibidem, s. 127.
6 Ibidem, s. 36.
7 Ibidem, s. 37.
8 A. S a d ł o w s k a , Położenie geograficzne Sieradza, „Prace i Materiały Muzeum Archeologicznego

i Etnograficznego w Łodzi, Seria Archeologiczna”, t. 7., Łódź 1962, s. 21.

180
w koryto pozostawione przez Wartę, płynącą tędy do początku XIX wieku, kiedy wielka
powódź mocno wpłynęła na stosunki wodne regionu. Tym stokiem biegną ku rzece dwie
wychodzące ze wschodnich naroży Rynku ulice – Zamkowa (w średniowieczu Grodzka),
łącząca miasto z położonym za rzeką zamkiem i pełniąca wobec niego funkcje usługowe9
oraz właśnie ulica Wodna. Jej najbardziej stromy odcinek zaczyna się za skrzyżowaniem
z ulicą Sukienniczą, spadek terenu jest jednak widoczny już w niewielkiej odległości
od Rynku, co, jak się wydaje, miało pewien wpływ na jakość i niektóre cechy konstrukcyjne
zachowanych nawierzchni. Cechą charakterystyczną dla całego lokacyjnego Sieradza jest
natomiast znaczna podmokłość terenu, wynikająca m.in. z płytkiego zalegania wód
podskórnych10. W wielu prowadzonych na jego terenie pracach podsiąkanie tych wód
uniemożliwiło eksplorację do calca.
Prace ziemne poddane nadzorowi archeologicznemu objęły znaczny obszar ulicy Wodnej,
od najniższych jej partii po część bliską skrzyżowaniu z ulicą Kolegiacką. Ponieważ specyfika
prac wymuszała prowadzenie badań etapami, badany wykopaliskowo fragment ulicy został
podzielony na siedem odcinków, liczonych od miejsca, w którym pojawiły się pierwsze
konstrukcje (rosnąco w stronę Rynku). Jak się okazało, nawarstwienia ulicy w większości
zostały zniszczone przez współczesne wkopy kanalizacyjne. Zachowane struktury wystąpiły
na odcinku w źródłach, jako łącząca Rynek z ul. Sukienniczą parva platea i stanowiły wierną
kontynuację nawarstwień odsłoniętych podczas nadzoru M. Urbańskiego z roku 2010 11.
Nie odbiegały one od typowych dla średniowiecznych i nowożytnych ulic układów
stratygraficznych12. Można je prześledzić na załączonym do pracy rysunku profilu (Ryc. 2),
będącym przekrojem poprzecznym przez wykop umieszczonym na granicy między V i VI
jego odcinkiem. Pod współczesną, asfaltową nawierzchnią, znajdował się dawniejszy bruk
kamienny na piaszczystym podsypie. Warstwa ta sięgała na głębokość ok. 60 cm poniżej
poziomu jezdni, przykrywając ciągnący się wzdłuż południowej krawędzi ulicy wkop
kanalizacyjny. Wkop ten przecinał nawarstwienia zalegające poniżej podsypu pod bruk;
poza nim, stratygrafię zaburzał nowszy, piaszczysty wkop, niewidoczny na prezentowanym
profilu, natomiast wyraźnie zaznaczony na planach poziomych (Ryc. 3 i 4). Warstwy
kulturowe przesycone były mierzwą, w której odkładały się odpadki zaliczane do zabytków
ruchomych, oraz wiórami i drobinami rozłożonego drewna. Stropy warstw mierzwy
wyznaczały wyraźne, horyzontalnie rozłożone, skupienia tych drobin. Prawdopodobnie, są
one świadectwem doraźnego utwardzania błotnistej powierzchni ulicy skrawkami dranic
oraz gałązkami drzew, stanowiącego zabieg często spotykany w średniowiecznych miastach.
Warstwy drewnianych wiórów rozłożone na pokładach mierzwy odkryto
m. in. we Wrocławiu, na ulicy św. Mikołaja13.
Tego typu „nawierzchnie” bardzo szybko ulegały rozkładowi i zapadały się w zalęgającej
pod nimi mierzwie, pokrywając się dodatkowo nowymi jej pokładami. Warstwy mierzwy,
codzienność miejskich badań archeologicznych, dają pewne wyobrażenie na temat problemu,
jaki stanowiły domowe hodowle zwierząt, codziennie przepędzanych ulicami miast. Źródeł

9 U. S o w i n a , op. cit., s. 141-144, 153-155.


10 A. K u f e l - D z i e r z g o w s k a , Ratusz sieradzki w świetle wykopalisk, „Sieradzki Rocznik Muzealny” t. 12,
Sieradz 2009, s. 125.
11 Informacje podane przez pana mgr M. Urbańskiego.
12 C. B u ś k o , Badania archeologiczne ulic wrocławskich, „Kwartalnik Historii Kultury Materialnej”, R. 47, 1999, nr

1-2, s. 39-50.
13 C. B u ś k o , Nawierzchnie ulic średniowiecznego Wrocławia, „Archaeologia Historica Polona” t. 5., Toruń 1997,

s. 122.

181
nieczystości było więcej, istniał bowiem powszechny obyczaj wyrzucania na ulice wszelkiego
rodzaju odpadków, również zalegającej podwórka mierzwy, destruktów spalonej zabudowy
itd14. Ta funkcja ulicy czytelna jest w odnajdywanych przez archeologów setkach i tysiącach
fragmentów potłuczonych naczyń glinianych, różnego typu odpadach produkcyjnych
oraz kościach zwierzęcych. Nie inaczej było na ulicy Wodnej w Sieradzu, gdzie badacze mogli
dodatkowo przekonać się o ponadczasowym wymiarze tej tradycji, znajdującym wyraz
w podrzucaniu przez okolicznych mieszkańców pełnych worków śmieciowych. Intencją tych
ludzi było niewątpliwie przerzucenie kosztownego zadania wywozu śmieci na operatora
koparki i kierowcę wywrotki. Mieszkańcy parcel, znajdujących się w rejonie średniowiecznej
ulicy Wodnej, podobnie jak współcześni im mieszczanie z innych ośrodków, zapewne nie byli
zainteresowani w wywozie odpadków, a jedynie traktowali przestrzeń „przed domem” jako
miejsce naturalnie przeznaczone do ich wyrzucania. Wśród nawarstwień ulicy występowały
zatem skupiska popiołu, zwęglonego drewna, typowej dla wypełnisk budynków
gospodarczych mierzwy ze słomą i żołędziami itd. Proceder ten trwał więc, pomimo
funkcjonujących w średniowiecznych miastach kar i zakazów, wymuszając na mieszczanach
rzucanie kolejnych dranic i gałęzi, umożliwiających przemieszczanie się, a zachowanych
do dnia dzisiejszego w postaci wspomnianych wiórów i drobin drewna.
Poza licznie występującymi wiórami drewnianymi, na różnych poziomach nawarstwień
dało się zaobserwować bardziej przemyślane formy nawierzchni. Na odcinkach I, II i III,
na głębokości ok. 0,7 m poniżej współczesnej nawierzchni (Ryc. 3), wystąpiła konstrukcja
z dranic równolegle ułożonych w poprzek na legarach, spoczywających w ziemi zgodnie
z linią przebiegu ulicy15. Dranice miały przeciętną szerokość ok. 20 cm i długość 60 cm,
pozwalającą sięgnąć zewnętrznych krawędzi legarów, mających postać nieco grubszych
dranic. Konstrukcja z odcinka III odbiegała od tej zasady, bowiem dranica wystająca
pod kątem prostym z północnego profilu wykopu liczyła sobie ok. 1 m długości i dopiero tak
odległym końcem opierała się na legarze, oddalonym na 40 cm od linii tworzonej
przez południowe legary odcinków I i II. Mniej kompletnie zachowały się konstrukcje z IV,
V i VI odcinków pierwszego poziomu konstrukcji drewnianych (zdają się jednak
kontynuować zamysł przyświecający, tym samym zapewne, konstruktorom odcinków I-III).
Konstrukcje pierwszego poziomu były w znacznym stopniu uszkodzone – brakowało wielu
dranic, zaś legary uległy przerwaniu, co w znacznej mierze wynika z zasięgu współczesnych
prac ziemnych, a po części z procesów zachodzących w trakcie ich użytku i późniejszego
rozkładu. Istnieje również, dostrzeżona przy badaniach innych ośrodków, możliwość
odzyskiwania lepiej zachowanego drewna z nawierzchni w celu wtórnego użycia16.
Najwyższe warstwy, w których należy umieścić przedstawione konstrukcje, można
wstępnie datować na czasy wczesnonowożytne, jednak fakt wciąż trwającego opracowania
materiału nie pozwala na przedstawianie konkretnych wniosków. Pozostając zatem
przy informacji, że w warstwach najwyższych występowały materiały typowo nowożytne,
a w niższych ceramika charakterystyczna dla późnego średniowiecza w towarzystwie skorup
noszących cechy garncarstwa wczesnośredniowiecznego, poprzestać należy jedynie
na datowaniu względnym, opartym na stratygrafii. Jest to oczywiste spostrzeżenie, że to,

14 Por. P. K o n c z e w s k i , J. P i e k a l s k i , Stratygrafia nawarstwień i konstrukcje ulic, „Wratislavia Antiqua” t.

11, Wrocław 2010, s. 154-155.


15 Taka konstrukcja wystąpiła m.in. we Wrocławiu na dzisiejszych ul. Ofiar Oświęcimskich, Polskiej,

Łaciarskiej i na placu Nowy Targ – C. B u ś k o , op. cit., s. 119-121.


16 P. K o n c z e w s k i , J. P i e k a l s k i , op. cit., s. 155.

182
co zalega niżej, zostało zdeponowane wcześniej niż treści znajdujące się na mniejszej
głębokości.
Bardziej kompletny układ dranic zachował się na niższym poziomie (ok. 1 m poniżej
współczesnej nawierzchni) w II i III odcinku badanego fragmentu ulicy (Ryc. 4). Generalnie,
odpowiadały one wymiarom desek z pierwszego poziomu nawierzchni, mając szerokość
ok. 20 cm i długość ok. 60-80cm. Północne ich krańce zostały przerwane współczesnym
wkopem kanalizacyjnym, południowe zaś, choć trzymające się zasadniczo równej linii, były
wyraźnie postrzępione. Legary na tym poziomie nie wystąpiły, jedynie w północno-
wschodnim rogu odsłoniętych w odcinku III struktur udokumentowany został niewielki
fragment nieco niżej położonej dranicy o słojach biegnących zgodnie z linią przebiegu ulicy.
Również na odcinku VII można doszukiwać się reliktów silnie uszkodzonej nawierzchni
z dranic ułożonych na legarach. Z północnej ściany wykopu wystawały krańce dranic
o szerokości 20 cm. Najdłuższa z nich, wysunięta na wschód, została zapewne użyta wtórnie,
nosiła bowiem ślady złącza ciesielskiego (zamek prosty). Ok. 30 cm na południe od jej końca
i 4 metry na zachód, z zachodniego profilu wykopu wystawał nieznacznie, pod kątem
prostym, kanciak o szerokości boku ok. 15 cm. Leżał on nieco głębiej niż wspomniane
dranice i podobnie jak one nie zachował się w całości - jego koniec był postrzępiony. Trudno
jednak ocenić, czy rzeczywiście te fragmenty drewna pierwotnie były dłuższe i stykały się
ze sobą.
Najniższe relikty konstrukcji z równolegle przylegających do siebie (poprzecznych
względem ulicy) dranic, wystąpiły na trzecim poziomie (ok. 1,60 m poniżej współczesnej
jezdni) nawierzchni, w IV badanym odcinku. Ich szerokość również wynosiła ok. 20 cm,
długość zaś pozostaje tajemnicą ze względu na przerwanie od północy przez współczesny
wkop i prawdopodobne uszkodzenia od strony południowej. Nie zachował się tu żaden
fragment drewna, który można by wiązać z dodatkowymi konstrukcjami nośnymi. Możliwe,
że na tym etapie utwardzania nawierzchni ulicy Wodnej legarów nie stosowano.
Wskazywałyby na to nierówności linii tworzonej przez południowe końce dranic.
Poza regularnymi konstrukcjami z dranic, wystąpiły również przypadki zachowania luźno
rzuconych na uliczne błoto desek i kawałków drewna. Towarzyszyły one wszystkim
wydzielonym poziomom konstrukcji. W przypadku pierwszego poziomu odcinka VI, sytuacja
wydaje się niejasna ze względu na znaczną ilość węgli drzewnych i obecność przepalonych
fragmentów drewna; natomiast trzeci poziom czwartego odcinka zawiera skupisko dość
chaotycznie rozrzuconych dranic i ich fragmentów. Ciekawy układ zawiera poziom drugi,
gdzie na odcinku IV, poza luźno rzuconym kawałkiem deski, znajdowały się dwie dranice
o szerokości 20 i 30 cm ułożone wzdłuż ulicy, natomiast VII odcinek tego poziomu zawierał
znaczne nagromadzenie luźno rozrzuconych dranic i innych fragmentów drewna, co, jeśli
przyjmiemy sugerowaną wyżej sugestię istnienia szczątkowych reliktów konstrukcji z dranic
i legarów, stanowi ciekawy przykład „łatania” przerwanej nawierzchni. Być może w ten sam
sposób należy interpretować trzeci poziom III odcinka, przylegającego od zachodu
do względnie zwartej konstrukcji z dranic.
Ostatnim typem nawierzchni, jaki wystąpił podczas omawianych badań, jest faszyna.
Obecność takiej konstrukcji została udokumentowana na poziomie trzecim (odcinki V i VI),
gdzie warstwa dyli i gałązek osiągała kilkanaście centymetrów miąższości. Interpretacja tego
faktu nie jest jasna ze względu na kierunek ułożenia faszyny – gałązki leżały w zgodzie z osią
ulicy, podczas gdy np. na ul. Dominikańskiej (średniowieczna Mnisia),
gdzie udokumentowany został odcinek o długości ok. 8 m i szerokości ok. 2 m, datowany

183
na XIV wiek, gałęzie były do niej prostopadłe 17. Spomiędzy gałązek, składających się
na faszynę w odcinku VI, wystawały końce kołków, jak się później okazało – wbitych w calec.
Zaostrzony koniec najlepiej zachowanego, liczącego 75 cm długości i niecałe 10 cm średnicy
palika, znajdował się ok. 30 cm poniżej stropu calca. Możliwe, że układ palików miał na celu
przeciwdziałanie zsuwaniu się nawierzchni w dół. Calec znajdował się ok. 35 cm poniżej
spągu faszyny, poprzedzony skupiskiem drewnianych wiórów oraz mierzwą z domieszką
próchnicy.
Fragmentaryczność zachowanych nawierzchni z dranic i legarów nie pozwala na określenie
stopnia pokrycia szerokości ulicy w sposób pewny. Szerokość legarów, całkiem zakrytych
krańcami leżących na nich dranic, wskazuje, że nie podpierały one równoległego rzędu takiej
konstrukcji. W tych odcinkach wykopu, gdzie wkopy współczesne przebiegały w oddaleniu
od drewnianych nawierzchni, między legarami a granicami zachowanych struktur,
nie znajdowały się jednak żadne konstrukcje. Możliwe więc, że nawierzchnie pełniły jedynie
funkcje wąskiego chodnika dla pieszych i nie zajmowały większej szerokości ulicy. Wystąpiły
jednak przypadki (II i III - poziom 2 oraz IV - poziom 3), w których trudno wnioskować
o szerokości konstrukcji ze względu na nieuchwycenie skrajnych punktów; tak samo
niepodobna określić zasięg faszyny odsłoniętej w odcinkach V i VI na „trzecim poziomie
konstrukcji drewnianych”.
Na kształtowanie się układu stratygraficznego nawarstwień tej ulicy znaczny wpływ miała
rzeźba terenu. W różnicy głębokości zalegania warstw oraz ich miąższości (na odcinkach
bliższych skrzyżowaniu z ul. Tkaczy nawarstwienia występowały głębiej) na poszczególnych
poziomach daje się zauważyć zjawisko spływu. Mógł on korzystnie wpływać na komfort
użytkowania nawierzchni tego fragmentu ulicy, gdyż prawdopodobnie część odkładających
się na nim zanieczyszczeń spływała w dół. Z drugiej strony, obsuwaniu ulegały również mniej
stabilne konstrukcje starszych nawierzchni, które trzeba było stabilizować wbitymi w calec
kołkami.
Poza drewnianymi konstrukcjami, badania ratownicze przyniosły odkrycie znacznej ilości
ruchomego materiału zabytkowego. Składają się na nią przedmioty, które na ulicy znalazły się
z różnych powodów. W większości są to: liczone w tysiącach fragmenty naczyń ceramicznych
oraz niemniej liczne kości zwierzęce. Stanowią one zwykłe odpadki wyrzucane na ulice. W ten
sam sposób, „przestrzeń kulturową” ulicy Wodnej wzbogaciła znaczna część zabytków
skórzanych, będących zwykle odpadami produkcyjnymi, pozostającymi w związku z domami
kuśnierzy ulokowanymi w pobliżu18. Wśród nich wystąpiły jednakże, fragmenty podeszew
butów, które mogły trafić do warstw kulturowych wskutek uszkodzenia, jakiego doznało
obuwie w trakcie użytkowania (kilka zabytków tego rodzaju znaleziono na najwyższym
zachowanym poziomie drewnianej nawierzchni).
Oczywisty związek z transportem i komunikacją mają również podkowy. Podczas badań
ratunkowych w 2013 r. pozyskano jeden egzemplarz zachowany w całości, a także dwa luźne
ramiona. Charakterystyczną (również czekającą na opracowanie) grupę zabytków skórzanych
stanowią stosunkowo liczne, związane ze sobą rzemienie, po części pęknięte wiązania butów,

17 T. Ł a s z c z e w s k a , Sieradz lokacyjny w świetle dotychczasowych badań archeologicznych, „Prace i Materiały

Muzeum Archeologicznego i Etnograficznego w Łodzi. Seria Archeologiczna”, nr 7, Łódź 1962, s. 151-183 – ryc.
1.
18 U. S o w i n a , op. cit., s. 127.; por. M. K o n c z e w s k a , Czy przy ulicy Szewskiej we Wrocławiu mieszkali

w średniowieczu szewcy? Próba interpretacji wyników badań archeologicznych, [w:]. In gremio – in praxi. Studia
nad średniowiecznym skórnictwem, pod red. A. B. K o w a l s k i e j , B. W y w r o t - W y s z k o w s k i e j , Szczecin
2009, s. 83-93.

184
jak również nosidełka sakiewek, pochewek noży itd. 19 Pokrowców takich jednak
nie znaleziono, a pozyskane fragmenty połamanych noży trudno uznać za zguby. Jeśli część
węzełków uznać za zguby, a nie wyrzucone odpady, przyznać by trzeba, że na odsłoniętym
odcinku powierzchni ulicy starano się podnosić upuszczone akcesoria. Zdarzały się jednak
przeoczenia. Przedmioty, jakie bez wątpienia można uznać za zguby, reprezentowane są
przez duży żelazny klucz oraz niewielki ołowiany przedmiot w formie cylindrycznej tulejki
z zawiniętej blaszki, wstępnie zinterpretowany jako ciężarek wędkarski lub grzęzidło 20.
Niezależnie od celu, w jakim ich właściciele przemierzali dranice ulicy Wodnej, zabytki te
odzwierciedlają problemy dotyczące użytkowników średniowiecznych i wczesnonowożytnych
nawierzchni.
Odwołując się do tytułu konferencji – „A większą mi rozkoszą podróż niż przybycie” –
zauważyć wypada, że rozkosze przemierzania miejskich odcinków podróży w wiekach
średnich i wczesnej nowożytności nie zawsze były oczywiste. Stan utrzymania nawierzchni
miejskich ulic pozostawiał wiele do życzenia. Ulica Wodna w Sieradzu, na której przykładzie
zagadnienie zostało omówione, poza funkcjami wskazywanymi przez nazwę, stanowiła
swoisty skrót tworzący dodatkowe połączenie między dwiema drogami tranzytowymi.
Przeprowadzone w 2013 r. prace archeologiczne ukazały cały wachlarz problemów
związanych z jego użytkowaniem. Konstrukcje wznoszone naprędce lub w sposób
przemyślany, mające na celu stabilizację i tak podmokłego gruntu, niknęły pod warstwami
nieczystości pozostawianych przez zwierzęta oraz odpadków wyrzucanych przez okolicznych
mieszkańców. Wystawione na działalność czynników atmosferycznych i dodatkowo
rozbierane dla pozyskania drewnianego surowca niszczały, czemu starano się przeciwdziałać,
zapełniając luki luźno rzuconymi skrawkami dranic i gałęziami. Prawdopodobnie,
przez większość czasu konstrukcje nawierzchni były całkowicie przykryte odpadkami.
Wówczas komunikacja odbywała się po systemie mało stabilnych kładek z niewielkich
drewnianych materiałów odpadowych. Dodatkowym utrudnieniem były przemieszczenia
doraźnie kładzionych wiórów i szczap, do jakich mogło dochodzić podczas większych ulew,
gdy materiał spływał w dół, niesiony przez wodę spływającą z Rynku i ul. Wszystkich
Świętych (dzisiejsza Kolegiacka). W pokładach błota łatwo było ponieść całkiem dotkliwe
straty, np. gubiąc klucz, który być może zbyt szybko zapadł się w wilgotnej mierzwie. Utraty
podków i uszkodzenia butów, udokumentowane w prezentowanych badaniach, wciąż,
a przynajmniej do niedawna, stanowią elementy podróżniczej i spacerowej codzienności.
Innym czynnikiem, składającym się na warunki przemieszczania się średniowieczną
i wczesnonowożytną ulicą Wodną, była jej wielofunkcyjność. Możliwe, że odcinek znany
ze źródeł jako parva platea nie był uczęszczany przez nosiwodów w takim stopniu jak ten
ograniczony przez ul. Tkaczy i koryto rzeki, ale o jego „wodnej” funkcji informuje znaleziony
„ciężarek wędkarski”. Ryby, ważny składnik tradycyjnej kuchni, stały się dla mieszczan
sieradzkich bezwarunkowo dostępne w 1558 roku, kiedy to Sieradz otrzymał prawo połowu
ryb „we wszystkich rzekach i strugach, znajdujących się w obrębie granic miasta” 21. Ponadto,
na obraz i funkcjonowanie ulicy Wodnej przemożny wpływ musiały mieć szeroko rozumiane
funkcje gospodarcze, widoczne zresztą w warstwach odpadków, właściwe dla bocznych

19 Por. np. M. R ę b k o w s k i , Z. P o l a k , B. W y w r o t - W y s z k o w s k a , Źródła archeologiczne, [w:]

Archeologia średniowiecznego Kołobrzegu, t. 3, pod red. M. R ę b k o w s k i ego, Kołobrzeg 1998, tab. 39-2,6 i 40-9.
20 Informacje dotyczące wybranych zabytków znajdujących się w opracowaniu pochodzą z badań, mgr Jakuba

Śliwińskiego.
21 U. S o w i n a , Woda i ludzie w mieście późnośredniowiecznym i wczesnonowożytnym. Ziemie polskie z Europą w tle,

Warszawa 2009, s. 74.

185
uliczek przebiegających przez rzemieślnicze części miasta. Taka interpretacja śladów
użytkowania średniowiecznych i wczesnonowożytnych nawierzchni ulicy Wodnej w Sieradzu
pozwala poznać bardziej prozaiczne aspekty przemieszczania się w dawnych wiekach, a także
lepiej zrozumieć życie codzienne naszych przodków.

Ryc. 1. Plan miasta Sieradza w Guberni Warszawskiej w Powiecie Sieradzkim


położonego, zdziałany w r. 1823. W. Ziółkowski Mier. Przys. z naniesionymi
oznaczeniami – oprac. M. Szymański

186
Ryc. 2. Sieradz, ul. Wodna, 27.08.2013 – Profil „W” odcinka V – n. podst.
fot. J. Śliwińskiego oprac. M. Szymański

Ryc. 3. Sieradz, ul. Wodna, 2013. Pierwszy poziom drewnianych konstrukcji – oprac.
M. Szymański

Ryc. 4. Sieradz, ul. Wodna, 2013. Drugi poziom drewnianych konstrukcji –


oprac. M. Szymański

187
Ślązak Ewelina
Uniwersytet Łódzki

EKSPLORACJA KOSMOSU W REALIACH ZIMNOWOJENNYCH

Sytuacje rozgrywające się na przestrzeni XX wieku stworzyły bezprecedensową dotąd


obfitą paletę zjawisk politycznych, gospodarczych, społecznych oraz cywilizacyjnych. Jedną z
wybijających się cech tej epoki jest gwałtowne przyspieszenie, aczkolwiek były to lata pełne
sprzeczności. Przede wszystkim wiek XX kojarzony jest z totalitarnymi ideologiami,
krwawymi zmaganiami zbrojnymi, zniewoleniami i masowymi ludobójstwami, których
apogeum stanowił Holocaust. Do pozytywnych stron tej epoki należało wyzwolenie wielu
grup narodowych, co przejawiło się w postaci dekolonizacji. Nie możemy zapomnieć
o intensywnych przemianach demograficznych, kulturalnych, religijnych jak i obyczajowych.
W tym miejscu należy podkreślić ogromne osiągnięcia cywilizacyjne, przede wszystkim
kolosalny postęp w nauce i technice. Wszystkie te wydarzenia miały charakter globalny, a nie
jak dotychczas regionalny bądź kontynentalny. Rozwój nowych technologii, ich
upowszechnienie i dostępność, wraz z coraz większym umiędzynarodowieniem procesów
gospodarczych, sprawiły, że w tym wieku ludzkość zaczęła zmierzać w kierunku globalizacji,
innymi słowy, świat stał się McLuhanowską „globalną wioską”1.
W pierwszych latach XX wieku człowiek nastawił się na poznawanie świata. Udało mu się
dotrzeć do najdalej wysuniętych na północ i południe punktów na kuli ziemskiej, gdzie dotąd
nie stanęła ludzka stopa. W 1909 r. amerykański podróżnik i odkrywca, Robert Edwin Peary,
dotarł do bieguna północnego. Dwa lata po tym wydarzeniu – Norweg - Roald Amundsen,
zdobył z kolei południowy kraniec ziemi. Z kolei 27 maja 1931 roku odbył się pierwszy lot
balonem stratosferycznym, czego dokonał Auguste Piccard – wzniósł się on na wysokość
15785 metrów. 30 lat później – w 1960 r. – szwajcarski badacz skonstruował batyskaf, dzięki
któremu zostało zbadane dno Rowu Mariańskiego na Oceanie Spokojnym, schodząc
na głębokość 11 kilometrów poniżej poziomu morza.
Z kolei w parze z rozwojem fizyki szły nowe odkrycia w naukach astronomicznych. Obok
odkrycia promieniowania kosmicznego stwierdzono, że galaktyka obraca się, a w 1929 roku
astronom amerykański Edwin Hubble (1889-1953) odkrył zjawisko rozszerzania się
wszechświata2. Po II wojnie światowej zarówno Stany Zjednoczone jak i Związek Radziecki
korzystały z osiągnięć naukowych niemieckich uczonych w produkcji rakiet. Wojska
amerykańskie przechwyciły pociski V-2, a znaczna część niemieckich naukowców z tej
dziedziny zaczęła konstruować program rakietowy w USA. Władze ZSRR dość wcześnie
zajęły się rozwojem swoich systemów rakietowych, przyczyną tego był brak floty
i bombowców strategicznych, co z kolei posiadały Stany Zjednoczone. Program ten był
bardzo ważny dla Stalina, co potwierdza m.in. uwolnienie czołowego inżyniera rakietowego
Sergieja Korolowa, który został skazany na 25 lat więzienia za „kontrrewolucyjną
działalność”. Jego biuro, działające w absolutnej tajemnicy, do połowy lat 50. stworzyło
międzykontynentalne pociski, zdolne do przenoszenia głowic jądrowych i dotarcia do Stanów
Zjednoczonych w ciągu około godziny. Związek Radziecki wykorzystał te osiągnięcia i w
październiku 1957 roku wysłał na orbitę pierwszego sztucznego satelitę Ziemi – Sputnika 1.
Stanowiło to początek ery kosmicznej.
1
J. T y s z k i e w i c z, E. Czapiewski, Historia powszechna. Wiek XX, Warszawa 2010, s. 25.
2 Ibidem, s. 926.

189
4 października 1957 roku na orbitę okołoziemską wyniesiony został pierwszy sztuczny
satelita Ziemi – Sputnik 1. Liczył on zaledwie 83 kilogramy i zawierał dwa nadajniki. Start
nastąpił o godzinie 19.28 z kosmodromu nieopodal miasta Tiuratam (wówczas ZSRR).
Sukces ZSRR był ogromnym zaskoczeniem dla Amerykanów oraz wielką porażką
propagandową, w toczącej się wówczas "zimnej wojnie". Sowietom posłużył fakt wystrzelenia
Sputnika jako potwierdzenie wyższości ustroju komunistycznego nad demokratycznym,
oraz Związku Radzieckiego nad imperialistyczną Ameryką. Ten stan rzeczy był niemożliwy
do przyjęcia przez USA, stąd rywalizacja w kosmosie stała się jednym z priorytetów.
Rok 1957 jest datą graniczną jeśli chodzi o rywalizację kosmiczną jednakże oba państwa
rozpoczęły swoje badania naukowe już dużo wcześniej. W dniu 16 maja 1952 roku
Międzynarodowa Rada Nauki podjęła decyzję o ustanowieniu Międzynarodowego Roku
Geofizyki, który miał trwać od 1 lipca 1957, do 31 grudnia 1958 roku. Decyzja ta wzięła się
z propozycji wysuniętych przez Lloyda Berknera, członka amerykańskiej Narodowej
Akademii Nauk (NAS), który zaproponował przeprowadzenie serii badań geofizycznych
w czasie trwania Roku Geofizyki. W marcu 1953 roku Stany Zjednoczone przedstawiły swój
udział w tym wydarzeniu. Amerykański program obejmował badania zórz polarnych
i poświaty niebieskiej, promieniowania kosmicznego, geomagnetyzmu, a także grawitacji
i jonosfery oraz obserwacje glacjologiczne, meteorologiczne, oceanograficzne, sejsmologiczne
i aktywności słonecznej. Zaplanowano również dokładne oznaczenia długości i szerokości
geograficznej, a także poznanie charakterystyk wyższych warstw atmosfery. W związku z tymi
ostatnimi celami Amerykanie zdecydowali się na zbudowanie satelitów okołoziemskich3.
W październiku 1954 r. Międzynarodowa Rada Nauki podjęła decyzję o wystrzeleniu
pierwszych sztucznych satelitów Ziemi podczas trwania Roku Geofizyki. Jako główny cel
tego przedsięwzięcia przedstawiono sporządzenie precyzyjnych map powierzchni Ziemi.
W lipcu następnego roku Biały Dom przedłożył projekt wystrzelenia na orbitę okołoziemską
odpowiedniej aparatury naukowej. Zaprosił on również wszystkie agencję naukowe
do udziału w owym projekcie.
Związek Radziecki chciał urzeczywistnić swój program kosmiczny. Na czele radzieckiego
biura kosmicznego stanął Siergiej Pawłowicz Korolow 4, inżynier mechanik, konstruktor rakiet
i pocisków balistycznych, a także twórca sond kosmicznych, powszechnie uważany za ojca
radzieckiej kosmonautyki. Przed II wojną światową zajmował się budową samolotów oraz
współpracował w biurze konstrukcyjnym Andrieja Tupolewa. W wyniku wielkiej czystki
z 1938 roku został skazany na sześć lat więzienia. Został osadzony w syberyjskim obozie
pracy przymusowej, jednakże większość wyroku spędził w tak zwanej „szaraszce”. Były to
instytuty naukowe podlegające NKWD bądź MSW, w których zatrudniano więźniów. Jednym
z takich obiektów, nazywanych oficjalnie OKB (biuro doświadczalno-projektowe), była tak
zwana Tupolewska szaraga, czyli Centralne Biuro Konstrukcyjne 29, gdzie obok Korolowa
pracowali także Andriej Tupolew, Lew Termen i inni inżynierowie5. Po wyjściu na wolność

W. A n d r y s z e k, Sputnik 1 – 55 lat od startu, http://histmag.org/Sputnik-1-55-lat-od-startu-7135, [dostęp:


3

3.10.2013 r.].
Siergiej Pawłowicz Korolow – urodził się 12 stycznia 1907 roku, zmarł 16 stycznia 1966 roku; radziecki
4

inżynier mechanik, konstruktor pocisków balistycznych, rakiet i statków kosmicznych, „ojciec” radzieckiej
kosmonautyki; podczas stalinowskiej wielkiej czystki w roku 1938 Korolow został aresztowany i skazany
na dziesięć lat łagru. Przez lata wojny – jako więzień – pracował nad konstrukcją samolotów bombowych
dla socjalistycznej ojczyzny. (J. Harford, Siergiej Korolow. O krok od zwycięstwa w wyścigu na Księżyc, Warszawa 1997,
s. 19).
5 W. A n d r y s z e k, Sputnik 1…, http://histmag.org/Sputnik-1-55-lat-od-startu-7135, [dostęp: 3.10.2013 r.]

190
w 1944 roku został głównym konstruktorem programu zajmującego się tworzeniem rakiet
międzykontynentalnych. W czasie prac nad rakietami dalekiego zasięgu przekonywał władze
ZSRR do podjęcia programu kosmicznego. Związek Radziecki od połowy 1952 roku był
w posiadaniu informacji o amerykańskim programie Vanguard. Korolow był
przedstawicielem radzieckiej nauki, który chciał przystąpienia ZSRR do wyścigu
technologicznego ze Stanami Zjednoczonymi, stąd też został szybko mianowany szefem
radzieckiego biura kosmicznego. W początkowych planach naukowych Korolowa pierwszym
sztucznym satelitą ZSRR miał zostać Sputnik 3. Jednak po ustanowieniu Międzynarodowego
Roku Geofizyki Komitet Centralny Komunistycznej Partii Związku Radzieckiego oraz Rada
Ministrów ZSRR wydały dekret O budowie sztucznego satelity, obiekt D6. Przystąpiono do
realizacji owego dekretu i sporządzono wstępne projekty. Udało się również sporządzić
pierwsze plany naziemnego systemu kontroli. W dniu 3 września 1956 roku podjęto decyzję o
budowie Kompleksu Kontrolno-Pomiarowego, w skład którego wchodził system kontroli
Obrony Powietrznej i Wojsk Rakietowych. Tego samego dnia podjęto decyzję o wcieleniu w
życie misji Sputnika 3. Radziecka satelita miała być wyniesiona na orbitę w ramach udziału
ZSRR w Międzynarodowym Roku Geofizyki7. Dnia 30 września 1956 roku Związek
Radziecki opublikował harmonogram lotów kosmicznych. Według którego do 1958 roku
miał zostać wystrzelony satelita o masie do 2,5 tony a do 1964 r. miała zostać wystrzelona
pierwsza misja załogowa, która miała trwać 7 dni. Do 1970 roku planowano zbudować
rakiety zdolne wynieść ładunek 12 ton i wystrzelenie pierwszego satelity wywiadowczego.
Planowano skonstruowanie rakiety zdolnej unieść 100 ton, która pozwoli na wysłanie załogi
2-3 osobowej na Księżyc.
Amerykanie co prawda posiadali gotowe satelity – seria Vanguard – ale nadal głównym
problemem pozostała rakieta nośna, której konstrukcja oparta była na planach cywilnych
rakiet atmosferycznych. We wrześniu 1955 roku amerykańskiej marynarce wojennej zostało
powierzone zadanie rozpoczęcia programu budowy rakiety nośnej Vanguard.
Natomiast w Związku Radzieckim przygotowywano się do wypuszczenia Sputnika 3, który
nie był jeszcze gotowy w 1957 roku, ponieważ miał być wyposażony w liczne urządzenia
pomiarowe. Radzieckim władzom zależało aby wyprzedzić Stany Zjednoczone w owym
kosmicznym wyścigu. Biorąc pod uwagę postęp amerykańskiego programu Vanguard, ZSRR
postanowił przyspieszyć swoje prace za wszelką cenę. Zaczęto wywierać presję na szefów
programu kosmicznego, aby móc wysłać jakiegokolwiek satelitę. Pod tymże naciskiem
Korolow zdecydował się na wystrzelenie Sputnika 1 jako urządzenia zastępczego dla Sputnika
3. W planach miał być to prosty, niewielki i lekki statek kosmiczny. Przypuszczalnie budowa
Sputnika 1 była dość powierzchowna – nie było żadnego szkicu ani planów – trwała mniej
niż miesiąc, stąd też, Korolow nadzorował osobiście jego tworzenie. Pierwszy sztuczny
satelita Ziemi był niewielkim obiektem w kształcie kuli o średnicy 58,5 cm i wadze 83,6 kg,
wyposażonym w cztery anteny. Ponadto zawierał nadajniki radiowe, radiolatarnię i
termometr. Poruszał się po orbicie odległej 250 km od powierzchni Ziemi 8.
Datę wystrzelenia Sputnika 1 ustalono na 4 października 1957 roku. Jego lot był
obserwowany przez zaniepokojonych Amerykanów, wg których obiekt ten mógł być
nieznaną bronią. Efekt propagandowy był piorunujący. Podczas gdy pomyślne wystrzelenie

6
W. A n d r y s z e k, Sputnik 1…, http://histmag.org/Sputnik-1-55-lat-od-startu-7135,
[dostęp: 4.10.2013 r.].
7
Ibidem, 4. 10. 2013.
8
J. H a r f o r d, Siergiej Korolow. O krok od zwycięstwa w wyścigu na Księżyc, Warszawa 1997, s. 147.

191
Sputnika 1 w dniu 4 października 1957 roku zszokowało cały świat, w Moskwie w pierwszej
chwili nie poświęcono mu większej uwagi. Były kolega Korolowa, akademik Borys
Rauschenbach, powiedział w trzydzieści lat później: Spójrz na stronice „Prawdy” w dzień po tym
wydarzeniu. Sputnikowi poświęcono tam zaledwie kilka akapitów. A potem zobacz wydanie z dnia
następnego, gdy Kreml zdał sobie sprawę z reakcji świata9. Chruszczow postanowił więc za pomocą
Sputnika uczcić 40. rocznicę wybuchu rewolucji i w ciągu następnego miesiąca powstał drugi
satelita. Misja Sputnika-1 zakończyła się ostatecznie 4 stycznia 1958 roku, gdy spłonął on
w ziemskiej atmosferze. Sowieci wykorzystywali fakt wystrzelenia Sputnika jako dowód
wyższości ustroju komunistycznego nad demokratycznym, oraz Związku Radzieckiego nad
imperialistyczną Ameryką. Sytuacja ta była niemożliwa do przyjęcia przez Waszyngton, stąd
rywalizacja w kosmosie stała się jednym z priorytetów10. W amerykańskich mediach coraz
głośniej wzmagały się głosy, które mówiły o szpiegowaniu obywateli z kosmosu, a także o
możliwości przenoszenia bomb i głowic nuklearnych. Amerykanie żądali od swojego rządu
kategorycznych działań w tej sprawie. Stanom Zjednoczonym towarzyszyło uczucie porażki,
gdy 6 grudnia 1957 roku doszło do zaplanowanego pierwszego lotu amerykańskiego satelity.
Owy eksperyment został oznaczony jako TV-3 i był transmitowany na żywo w telewizji.
Niestety próba ta nie powiodła się, gdyż rakieta eksplodowała 2 sekundy po starcie.
Przedsięwzięcie to było ogromnym upokorzeniem Stanów Zjednoczonych. Dopiero w 1958
roku udało się im z sukcesem wysłać pierwszego sztucznego satelitę. Explorer 1 był
pierwszym, który miał ściśle sprecyzowany program – badanie promieniowania w sąsiedztwie
Ziemi – będący elementem przygotowań do wystrzelenia statku kosmicznego, na którego
pokładzie ludzie mogliby polecieć na orbitę i wrócić na Ziemię11. W tym samym roku – 29
lipca 1958 roku, Kongres powołał do życia NASA, czyli Narodową Agencję Aeronautyki i
Przestrzeni Kosmicznej. Agencja jest de facto wydziałem administracji rządowej, zajmującą się
programem kosmicznym oraz rozwojem techniki lotniczej. Początkowo jej zadania były
czysto militarne i polegały na osiągnięciu przewagi nad ZSRR w dziedzinie technologii
kosmicznych, dopiero później stała się agencją cywilną, choć stale współpracuje z wojskiem 12.
Pierwsze starcie w bitwie kosmicznej Amerykanie zdecydowanie przegrali. Zespół
Korolowa wykorzystał euforię, która zapanowała w ZSRR i chciał wysłać sondę na Księżyc.
Sowieci posiadali ogromne rakiety balistyczne zdolne do przenoszenia broni jądrowej,
więc mogły również wynieść satelitę poza niską orbitę Ziemi. W roku 1958 odbyły się trzy
nieudane próby. Rok później statek Łuna 1 ominęła Księżyc o 6 tys. km, ale 14 września 1959
roku Łuna 2 dotarła już do niego. Po raz kolejny Związek Radzicki okazał się szybszy. Statek
kosmiczny Łuna 3 dostarczył pierwsze zdjęcia niewidocznej strony Księżyca. Astronomowie
zdali sobie sprawę już od pierwszych udanych startów na orbitę, jak wiele możliwości
obserwacji kosmosu niosą satelity13. Pozwoliło to na wyniesienie różnego rodzaju urządzeń w

9 Uwaga Borysa Rauschenbacha wygłoszona w rozmowie z autorem – Jamesem Harfordem – podczas 41st

International Astronautical Congress, Montreal, 11 październik 1991 r. (J. H a r f o r d, Siergiej Korolow…, s. 135).
P. W o ł e j k o, Pół wieku kosmicznej rywalizacji, http://dyplomacjafm.blox.pl/2007/10/Pol-wieku-
10

kosmicznej-rywalizacji.html, [dostęp: 5.10.2013 r.].


K. U r b a ń s k i, Zaczęło się od Sputników, http://www.rp.pl/artykul/938418.html?print=tak&p=0 [dostęp:
11

5.10.2013 r.].
12
P. W o ł e j k o, Pół wieku…, http://dyplomacjafm.blox.pl/2007/10/Pol-wieku-kosmicznej-rywalizacji.html,
[dostęp: 5.10.2013 r.].
U r b a ń s k i, Zaczęło się…,
13
K. http://www.rp.pl/artykul/938418.html?print=tak&p=0,
[dostęp: 6.10.2013 r.].

192
przestrzeń powietrzną oraz obserwacji nieba. Warto podkreślić, iż pierwsze sondy kosmiczne
wyruszyły nie tylko w stronę Księżyca, ale również Marsa i Wenus.
W 1958 roku Stany Zjednoczone rozpoczęły rekrutację spośród pilotów lotnictwa
wojskowego, pierwszych kosmonautów. Podczas 11. Kongresu Międzynarodowej Federacji
Astronautycznej w Sztokholmie, w sierpniu 1960 roku poinformowali, że do końca roku
wyślą człowieka w kosmos14. Jak można było się spodziewać, Związek Radziecki złożył taką
samą deklarację.
Sowieci rozpoczęli rekrutację astronautów rok później niż Amerykanie, ponieważ
w kwietniu 1960 roku był gotowy pierwszy oddział kosmonautów, – WWS-1 – który liczył 20
osób. Ciekawostką jest, iż jednymi spośród wielu kryteriów były również wzrost i waga, gdyż
kosmonauta posiadający więcej niż 170 – 175 cm wzrostu nie mieścił się do kabiny
projektowanego statku kosmicznego Wostok. Równocześnie z przygotowaniami astronautów
do wybicia ich w kosmos trwały testy promu kosmicznego. Związek Radziecki pierwszy taki
statek kosmiczny wysłał w orbitę pozaziemską w maju 1960 roku, jednak uległ on awarii i nie
zdołał wrócić. 19 sierpnia został wypuszczony statek z psami Biełką i Striełką, które
szczęśliwie powróciły na Ziemię. Dnia 5 marca został wystrzelony próbny statek z psem
i manekinem w kombinezonie kosmonauty. 9 marca 1961 roku bezpiecznie powróciły z
orbity na pokładzie statku kosmicznego: pies, świnki morskie, owady i rośliny15.
12 kwietnia 1961 roku pierwszy raz w historii człowiek został wystrzelony na orbitę
okołoziemską – Związek Radziecki wystrzelił statek Wostok 1 z Jurijem Gagarinem 16
na pokładzie. Godzinę później Radio Moskwa nadało komunikat, dzięki któremu świat
dowiedział się o tym doniosłym fakcie. Lot Gagarina trwał tylko – bądź aż – 108 minut,
statek Wostok 1 był sterowany z Ziemi, ponieważ nie było pewności jak zachowa się
człowiek w warunkach nieważkości. Jurij Gagarin został katapultowany z promu i dotknął on
Ziemi osiem minut później niż kabina lądująca. Związek Radziecki zaprzeczał katapultowaniu
Gagarina, ponieważ powrót astronauty wraz ze statkiem był warunkiem uznania rekordu
przez Międzynarodową Federację Lotnictwa (FAI). Rekord został uznany, ale w końcu
prawda wyszła na jaw17.
Jeszcze przed startem astronauty władze radzieckie przygotowały trzy wersje
komunikatów dla prasy: jeden mówiący o sukcesie, drugi o awarii statku i niepowodzeniu
misji, z kolei trzeci o śmierci kosmonauty. W momencie lądowania na Ziemi Jurij Gagarin stał
się bohaterem narodowym, którego komuniści wykorzystywali w swojej propagandzie. Do
Związku Radzieckiego popłynęły gratulację od największych tego świata – od prezydentów
oraz królów. Syn stolarza i dojarki z kołchozu był wręcz idealnym bohaterem radzieckim 18.
Dziś nazwalibyśmy go celebrytą nr 1 na świecie. Niedługo po udanym locie wyruszył

14
Ibidem.
U r b a ń s k i, Zaczęło się…,
15
K. http://www.rp.pl/artykul/938418.html?print=tak&p=0,
[dostęp: 7.10.2013 r.]
16
Jurij Gagarin – ur. 9 marca 1934, zginął 27 marca 196; radziecki kosmonauta, pierwszy człowiek
w przestrzeni kosmicznej, Bohater Związku Radzieckiego, Lotnik Kosmonauta ZSRR. Brał udział w jednej misji
kosmicznej: Wostok 1; 12 kwietnia 1961 odbył w statku kosmicznym Wostok lot po orbicie satelitarnej Ziemi,
dokonując jednokrotnego (niepełnego) jej okrążenia w ciągu 1 godziny 48 minut. (J. D o r a n, P. B i z o n y,
Gwiezdny bohater. Prawda i legendy o Juriju Gagarinie, Warszawa 1998, s. 89).
U r b a ń s k i, Zaczęło się…,
17
K. http://www.rp.pl/artykul/938418.html?print=tak&p=0
[dostęp: 7.10.2013 r.]
18
Ibidem.

193
w triumfalną podróż do wielu krajów, która trwała do 1968 roku czyli do jego tragicznej
śmierci w wypadku lotniczym.
To wielkie zwycięstwo Związku Radzieckiego nie byłoby możliwe do zrealizowania bez
grupy ludzi, na czele których stał Siergiej Korolow. Był on odpowiedzialny za prace,
które pozwoliłyby wylądować na Księżycu oraz nad przyszłymi programami lotów na Marsa
i Wenus. Stąd też jego nazwisko było jedną z najpilniej strzeżonych tajemnic państwowych.
Dopiero po śmierci – w roku 1966 – Korolowa, który znany był jedynie jako „główny
konstruktor", władze ujawniły jego rolę w programie kosmicznym w nekrologu w
„Prawdzie"19.
O Amerykanach mówiło się, że przespali lot Gagarina – w momencie gdy Sowieci
wypuścili Wostok 1, w USA była wtedy noc. Osiągnięcia Związku Radzieckiego mocno
rozzłościły oraz pokusiłabym się o stwierdzenie, iż zmobilizowały Amerykanów, ponieważ
już trzy tygodnie po Gagarinie na orbitę okołoziemską na statku Mercury dotarł Alan
Sheppard20. Był to lot balistyczny, astronauta wylądował zaledwie 510 km od miejsca startu,
podczas gdy Gagarin okrążył Ziemię21. Udało się, to Amerykanom rok później - 20 lutego
1962 roku - John Glenn okrążył trzykrotnie Ziemię.
W zaistniałej sytuacji wydawało się, że ostatni, decydujący cios należy do Związku
Radzieckiego, że to oni wygrają ten wyścig. Jednakże punktem zwrotnym było przemówienie
prezydenta Johna F. Kennedy’ego z 25 maja 1961 roku, w którym zapowiedział on lądowanie
na Księżycu w ciągu najbliższych 10 lat. Był to główny cel programu Apollo. Los zaczął
uśmiechać się również do Amerykanów, którzy rozpoczęli odnotowywać sukcesy w tymże
wyścigu kosmicznym. Misje Gemini otworzyły drogę do zadania decydującego ciosu – udanej
wyprawy na Srebrny Glob.
Oczywiście Związek Radziecki podjął rzucone przez Stany Zjednoczone wyzwanie
i w tajemnicy rozpoczął przygotowywania do podboju Księżyca. Zaprojektowali lądowniki
i skafandry, astronauci zaś pilnie trenowali. Niestety wszystko to na nic się zdało,
ponieważ nie udało się skonstruować tak dużej rakiety, która wyniosłaby kosmonautów na
Księżyc.
W Stanach Zjednoczonych zaś przygotowania do podboju Srebrnego Globu były już
bardzo mocno zaawansowane. Miało miejsce wiele startów rakiety Saturn i prób pojazdu bez
załogi na orbicie. Niestety nie obyło się bez ofiar – 27 stycznia 1967 roku podczas testów
przed startem doszło do katastrofy w wyniku której zginęli astronauci - Grissom, White i
Chaffoe – cała załoga Apolla 1.
W dniu 16 lipca 1969 roku z przylądka Canaveral na Florydzie wystartował Apollo 11 wraz
z trzyosobową załogą. Po trzech dniach znalazł się on na orbicie księżycowej. Moduł
księżycowy został odłączony i wylądował na Księżycu 20 lipca (czasu amerykańskiego).
Do roku 1972 odbyło się jeszcze sześć amerykańskich lotów na Srebrny Glob. Program
Apollo udowodnił przewagę technologiczną Stanów Zjednoczonych nad Związkiem
Radzieckim. Ci pierwsi wykorzystali to osiągnięcie do celów propagandowych, poprzez
udostępnienie transmisji z Księżyca całemu światu.

19
Ibidem
20
Alan Sheppard - ur. 18 listopada 1923, zm. 21 lipca 1998; pierwszy amerykański astronauta. Był jednym
z siedmiu uczestników programu Mercury, wybranych w kwietniu 1959 roku.
(http://www.spacefacts.de/bios/astronauts/english/shepard_alan.htm [dostęp: 8.10.2013 r.])
U r b a ń s k i, Zaczęło się…,
21
K. http://www.rp.pl/artykul/938418.html?print=tak&p=0
[dostęp: 8.10.2013 r.]

194
Głównym celem wyścigu kosmicznego między Związkiem Radzieckim, a Stanami
Zjednoczonymi było pokazanie przewagi technologicznej. W początkowej jego fazie to
Sowieci wyprzedzali Amerykanów, wysyłając pierwszego sztucznego satelitę, pierwsze zwierzę
i wreszcie pierwszego człowieka. Aby móc udowodnić swoją przewagę, wyznaczono cel –
lądowanie na Księżycu. Przewagę Amerykanom zapewniła największa dotychczas rakieta –
Saturn, której konstruktorem był Wernher von Braun22, pracujący od zakończenia II wojny
światowej w USA niemiecki konstruktor pocisków V223. Zwycięstwo Stanów Zjednoczonych
w wyścigu kosmicznym było możliwe po przeorganizowaniu gospodarki amerykańskiej
po II wojnie światowej, co pozwoliło włączyć tak ogromny program kosmiczny dzięki
któremu przemysł amerykański wszedł na nowe tory.
Lądowanie na Księżycu wpłynęło na zmianę relacji politycznych. W momencie
kiedy okazało się, że jedno z rywalizujących supermocarstw może tego dokonać, a drugie nie
– Rosjanie, którzy nie mieli odpowiedniej rakiety, przez co przegrali wyścig na Księżyc
postanowili realizować program stacji orbitalnych. Pojawił się program Salut, a potem stacja
orbitalna Mir. Apogeum tej idei jest teraz Międzynarodowa Stacja Kosmiczna. Wspólna
rywalizacja sukcesywnie ustępowała duchowi współpracy, która trwa po dziś dzień. W tym
miejscu warto jednak podkreślić, iż zimna wojna miała różnego rodzaju oblicza. Jednym
z nich była opisana przeze mnie powyżej rywalizacja o dominację w Kosmosie pomiędzy
Związkiem Radzieckim, a Stanami Zjednoczonymi. Poza pokazywaniem swoich osiągnięć
światu obie strony przekonywały również własnych obywateli o sukcesach w kosmicznym
wyścigu24. Ówczesna propaganda komunistyczna emanowała różnego rodzaju kosmicznymi
motywami poprzez plakaty z hasłami, między innymi: „Synowie października – pionierzy
Wszechświata!”, „Droga w Kosmos jest radziecka!”, „Socjalizm jest naszą platformą startową.25”
Warto podkreślić, iż rywalizacja ta miała różne wymiary, oprócz prestiżowego
i naukowego, bardzo duże znaczenie miał wymiar militarny. Pierwszy sztuczny satelita Ziemi,
Sputnik-1, został wyniesiony na orbitę przez nieznacznie tylko zmodyfikowaną, radziecką
rakietę balistyczną R-7, a dla wojska kosmiczny wyścig był zarazem czasem szybkiego
rozwoju technologii rakietowych26.
Rozwój programów kosmicznych pozwolił rozwinąć różnego rodzaju technologie,
co przyczyniło się do sukcesu Krzemowej Doliny. Ameryka przyciągała najbardziej
utalentowanych naukowców i inżynierów z całego świata, utwierdzając swoją pozycję
najbardziej innowacyjnego państwa na globie27. Jeśli zaś chodzi o Związek Radziecki, nie
wykorzystał on ogromnej szansy, z której skorzystali Amerykanie, przyczyny należy
upatrywać w ustroju komunistycznym. Komunistom zależało gównie na sukcesach

22
Wernher von Braun - ur. 23 marca 1912, zm. 16 czerwca 1977; niemiecki uczony, jeden z czołowych
konstruktorów rakiet i pionierów podboju kosmosu; podczas II wojny światowej współtwórca pocisków
balistycznych V-2, członek partii nazistowskiej, oficer SS; po wojnie uczestnik amerykańskiego programu
kosmicznego; D. P i s z k i e w i c z, Wernher von Braun. Z "Dory" na Księżyc, Warszawa 2002, s. 36.
23
K. U r b a ń s k i, Zaczęło się…, http://www.rp.pl/artykul/938418.html?print=tak&p=0
[dostęp: 8.10.2013 r.].
Ł. radziecki program kosmiczny?,
24
M i c h a l i k, Jak propaganda przedstawiała
http://gadzetomania.pl/2012/02/17/radziecki-program-kosmiczny-na-plakatach-propagandowych/radzieckie-
plakaty-propagandowe-2/top [dostęp: 10.10.2013 r.].
25
Ibidem
26
Ibidem
P. W o ł e j k o, Pół wieku kosmicznej rywalizacji, http://dyplomacjafm.blox.pl/2007/10/Pol-wieku-
27

kosmicznej-rywalizacji.html [dostęp: 11.10.2013 r.].

195
propagandowych, natomiast Amerykanie wojnę kosmiczną potrafili umiejętnie wykorzystać
dla rozwoju gospodarki.
Dzisiaj, kiedy zimna wojna jest tylko wspomnieniem z przeszłości, coraz większa liczba
ekspertów, analityków i publicystów apeluje do władz w Waszyngtonie o ponowne
wytyczenie dalekosiężnego celu dotyczącego podboju kosmosu28. Przyczyny takiego stanu
rzeczy należy upatrywać w przegranej rywalizacji Stanów Zjednoczonych o najbardziej
wykształconych i wartościowych naukowców z rozwijającymi się gospodarkami Japonii, Chin,
Indii etc. Ameryka nie straciła jeszcze palmy pierwszeństwa w innowacyjności, ale już od lat
nie czyni nic, aby ją utrzymać. Z kolei inne państwa nie śpią i w szybkim tempie minimalizują
dystans dzielący je od lidera. Niezbędna jest dalsza konkurencja w kosmosie,
gdyż w ewidentny sposób przyczynia się ona do rozwoju na Ziemi.

28
Ibidem

196
mgr Robert Witak
Uniwersytet Łódzki

NA MADAGASKAR! FRANCUSKA KOLONIA U SCHYŁKU LAT 30. XX WIEKU


W RELACJACH POLSKICH PODRÓŻNIKÓW

Wraz z powrotem Polski odrodzonej na mapę w umysłach wielu ludzi rodziły się
marzenia o mocarstwowej ojczyźnie, które trwały całe dwudziestolecie. Dla jednych owa
mocarstwowość oznaczała silną armię, a dla innych przekształcenie Warszawy
w prawdziwie europejską stolicę przez budowę metra, wzorcowych dzielnic
i zorganizowanie w latach 40. wystawy światowej. Nie brak było również osób, dla których
nieodłącznym elementem mocarstwowości było posiadanie zamorskich kolonii.
W dyskusjach i manifestach1 niejednokrotnie mówiono o przejęciu w zarząd choć
fragmentu kolonii zabranych Niemcom po I wojnie światowej. Z drugiej strony
rozglądano się za ziemiami pod osadnictwo i sondowano państwa kolonialne, bądź kraje
skłonne przyjąć polskich migrantów2.
Zwolennicy akcji kolonialnej przekonywali, że nowe nabytki to droga
do mocarstwowości, a zarazem jej potwierdzenie. Zamorskie tereny miały gwarantować
rozwój gospodarczy dzięki importowi tanich, a często rzadkich, surowców. W drugą
stronę płynąć miały produkty polskiego przemysłu. W ten sposób II Rzeczpospolita
realizowałaby standardowy schemat wymiany handlowej metropolii z koloniami.
Jednocześnie nie brak było głosów nawołujących do rozwiązania trudnych problemów
społecznych poprzez emigrację osadniczą skierowaną w różne miejsca świata. W zamyśle
komentatorów, należało wykorzystać i tak istniejące już zjawisko emigracji zarobkowej
do zmniejszenia tarć społecznych wynikających choćby z biedy, słabości gospodarczej i
przeludnienia wsi. Wytworzone w ten sposób skupiska Polonii zwano „koloniami”. Choć
taki chwyt retoryczny nie zawsze oznaczał ambicji kolonialnych sensu stricte3, to jednak
współistniał i często współgrał z coraz bardziej rozpowszechniającymi się hasłami
kolonialnymi. Mieszanie się kwestii zwykłej emigracji zarobkowej z kolonializmem może
dzisiaj utrudniać rozróżnienie między tymi dwoma zagadnieniami.
Tematyka związana z emigracją, osadnictwem i koloniami zaprzątała głowy wielu
działaczy społecznych i polityków, również prominentnych. O ile w przypadku organizacji
pozarządowych można mówić o entuzjastycznym podejściu do sprawy i konsekwencji
w działaniu, o tyle władze państwowe bardziej realistycznie podchodziły do możliwości
pozyskania ziem pod osadnictwo na bardzo korzystnych warunkach, nie mówiąc już
o przejęciu kolonii na własność Rzeczypospolitej. Wspomniany realizm nie oznaczał
bynajmniej, że władze nie interesowały się tym zagadnieniem i nie próbowały uzyskać
pewnych koncesji od państw trzecich. Temu zagadnieniu przyjrzymy się w dalszej części
artykułu. W tym miejscu warto wrócić do organizacji społecznych, które stały się

1 O dyskusji nt. kolonii vide: M. A. K o w a l s k i , Dyskurs kolonialny w Drugiej Rzeczypospolitej, Warszawa 2010;

P. F i k t u s , Liga Morska i Kolonialna wobec kwestii żydowskiej w latach 1938–1939, „Imponderabilia. Biuletyn
Piłsudczykowski” 2010, nr 1, s. 57-66; T. H u n c z a k , Polish Colonial Ambitions in the Inter-War Period, „Slavic
Review” 1967, Vol. XXVI, nr 4, s. 648-656.
2 Vide: T. B i a ł a s , Liga Morska i Kolonialna 1930-1939, Gdańsk 1983, passim.
3 A. K i c i n g e r , Polityka emigracyjna II Rzeczpospolitej, Warszawa 2005, s. 60.

197
nośnikiem i skutecznym propagatorem idei kolonialnych. Najpotężniejszym i najbardziej
znanym (do dzisiaj) stowarzyszeniem była Liga Morska i Kolonialna (LMiK).
Liga Morska i Kolonialna nie była pierwszą organizacją podkreślającą wagę floty,
dostępu do morza i kolonii, ale to ona utrwaliła się w pamięci Polaków.
Wśród poprzedniczek LMiK można wymienić takie organizacje jak Związek Pionierów
Kolonialnych, Towarzystwo „Liga Żeglugi Polskiej” i powstałą na jego bazie w 1924 r.
Ligę Morską i Rzeczną (LMiR). III Walny Zjazd Delegatów LMiR obradujący w Gdyni
(25-27 października 1930 r.) podjął decyzję o przekształceniu organizacji w Ligę Morską
i Kolonialną, co wedle oficjalnych publikacji miało być tylko wyrazem zmian
dokonujących się od kilku lat w łonie organizacji. Badacz dziejów Ligi, Tadeusz Białas
podaje, że reforma Ligi wynikała raczej z tarć frakcyjnych wewnątrz organizacji (wybrany
przez zjazd prezes – gen. Gustaw Orlicz-Dreszer był kandydatem odłamu kolonialistów,
przeciw frakcji popierającej rozwój floty wojennej). Drugim powodem zmian miał być
nacisk rządu, by Liga, poprzez rozszerzenie wachlarza jej zainteresowań, stała się
remedium na coraz częściej podnoszące się w Niemczech głosy o potrzebie rewindykacji
kolonii. LMiK miała wziąć na siebie ciężar walki z Niemieckim Związkiem Kolonialnym i
na przekór jego staraniom domagać się udziału Polski w poniemieckich mandatach4.
Oczy zwolenników polskiej osadnictwa w dalekich zakątkach świata kierowały się
głównie ku Ameryce Łacińskiej i Afryce. W drugiej połowie lat 20. Urząd Emigracyjny
prowadził badania we Francji, Kanadzie, Brazylii i Argentynie, z których jasno wynikała
konieczność kierowania wychodźców na tereny dające rękojmie sukcesu osadniczego i [...]
możliwość dojścia do samodzielnego bytu5. Przez samodzielny byt rozumie się m. in zachowanie
polskości czy też wykształcenie własnych instytucji przez zwarte skupiska Polaków. Urząd
typował również nowe kierunki, wśród których znalazło się np. Peru. W stosunku
do obszarów, na których dotychczas Polacy nie osiedlali się, zalecano rozwagę, [...] by
nie nosiły one [przesiedlenia – przyp. R. W.] charakteru awantury, i by celem ich nie było wzbogacenie
się jednostek, które w ten, czy inny sposób pewne prawa nabyły – lecz interes wychodźców, a co zatem
idzie interes państwa6.
Obok Urzędu Emigracyjnego funkcjonował również Instytut Naukowy do Badań
Emigracji i Kolonizacji (ze Stanisławem Głąbińskim na czele), a także spółki mające
zajmować się kolonizacją. Jedną z nich było założone w 1926 r. Towarzystwo
Kolonizacyjne spółka z o.o. założone przez Józefa Targowskiego i Aleksandra Lago.
Firma ta dostała monopol na kolonizację zamorską od państwa polskiego, którym miało
zresztą większość udziałów w spółce. Pierwsi osadnicy Towarzystwa (135 rodzin)
wyjechali do Brazylii w 1930 roku7.
Niemal równolegle do Towarzystwa wysiłek kolonizacyjny w Ameryce Południowej
podjął Kazimierz Warchałowski, który zdobył koncesję w Peru obejmującą sprowadzenie
1000 rodzin i osiedlenie ich na obszarze 500 tysięcy ha. By uzasadnić wyekspediowanie
tylu ludzi z Polski na tereny, na które osadnicy z Europy Zachodniej nie chcieli przyjechać,
do Peru wyruszyła wyprawa w składzie Apoloniusz Zarychta, Michał Pankiewicz,
Kazimierz Warchałowski, i Mieczysław Bohdan Lepecki. Komisja pozytywnie
wypowiedziała się o możliwościach osadniczych wobec czego władze polskie zgodziły się,

4 T. B i a ł a s , op. cit., s. 27-29.


5 A. K i c i n g e r , op. cit., s. 63.
6 Ibidem, s. 63.
7 Ibidem, s. 63-64.

198
by spółdzielnia „Kolonia Polska” i Polsko-Amerykański Syndykat Emigracyjny wysłały w
1930 r. pierwszą grupę osadników8.
Mimo wysiłków próby przesiedlenia Polaków do Brazylii i do Peru okazały się klapą,
tak ze względów finansowych jak i społecznych. Warto jednak przyjrzeć się innym
próbom akcji kolonizacyjnych.
Na przełomie lat 20. i 30. polski ruch kolonialny skierował swą uwagę na Angolę,
jednak nikt zadbał o oficjalną portugalską zgodę na osadnictwo. W 1928 r. do Angoli
również wyruszyła komisja (Franciszek Łyp, Jerzy Chmielewski, Bronisław Noiszewski)
dla oceny możliwości kolonizacyjnych, a w Polsce zaczęły tworzyć się spółki i towarzystwa
dla przeprowadzenia akcji osadniczej. Począwszy od 1929 r. do Angoli zaczęli ruszać
ochotnicy, wśród których był m.in. Michał hr. Zamoyski. Wobec coraz większego
zainteresowania prasy szukającej sensacji, a także rozchodzenia się plotek jakoby Polska
miała odkupić Angolę od Portugalii, cała sprawa nabrała wymiar międzynarodowy. Rząd
w Lizbonie zaprotestował przeciw takim pomysłom i wprowadził obostrzenia wobec
imigrantów9. Pod koniec lat 30. powrócono do pomysłu osadnictwa na obszarach
portugalskich, tym razem jednak w Ministerstwie Spraw Zagranicznych. Nim jednak
zdążono coś w tej sprawie zrobić wybuchła wojna, a sprawa kolonii przestała być aktualna.
Bardziej znaną sprawą jest próba kolonizacji Liberii, kraju wyzwolonych niewolników 10.
Na przełomie lat 1933/1934 doszło do nawiązania kontaktów między dr. Leo Sajousem,
wysłannikiem liberyjskim a LMiK. Czego mały afrykański kraj szukał w Polsce? Wobec
trudnej sytuacji gospodarczej, słabości politycznej i wojskowej, Liberia szukała kraju,
protektora, który nie miałby ambicji kolonialnych, a za pewną cenę uzdrowiłby ekonomię,
administrację i armię liberyjską. Sytuacja Liberii była wówczas bardzo trudna, zważywszy
na fakt mieszania się mocarstw kolonialnych i USA w jej sprawy wewnętrzne. Zamieszanie
wokół Liberii wynikało z faktu funkcjonowania tam systemu niewolniczej pracy i handlu
ludźmi, co niemal doprowadziło do przekształcenia kraju w protektorat Ligi Narodów. W
tej sytuacji władze w Monrovii próbowały się ratować samodzielnym wyborem sanatora.
Padło na Polskę, czego wynikiem była właśnie wizyta dr. Sajousa. Między kwietniem a
czerwcem 1934 r. w podróż rekonesansową do zachodniej Afryki na pokładzie
holenderskiego statku „Amstelkerk” ruszyła grupa wysłanników LMiK pod
kierownictwem Janusza Makarczyka, odwiedzając między innymi Liberię. W dniu 28
kwietnia LMiK zawarła z rządem liberyjskim umowę gospodarczą. Z relacji Makarczyka
dowiadujemy się, że przyznano Polsce: prawo wydzierżawienia 50 plantacji, (faktycznie
chodziło o „sklepy wymienne” czyli prawo prowadzenia handlu wewnętrznego), strefę
wolnocłową w porcie, prawo stworzenia żeglugi kabotażowej i poszukiwań geologicznych.
Ponadto Liberia zobowiązała się konsultować z Warszawą działania w ramach Ligi
Narodów, a Polska miała zająć się modernizacją liberyjskiej armii, a także dostała ona
prawo rekrutacji w razie wojny 100 tys. Liberyjczyków do armii pomocniczej. Jednak
zachowana kopia umowy różni się od tego, o czym mówił Makarczyk: nie ma w niej aż
takiego uprzywilejowania gospodarczego, nie mówiąc już o klauzulach politycznych czy
wojskowych. Dodać należy, że MSZ w okresie późniejszym odcinał się od imprezy LMiK
w Liberii i choć ustanowił w Monrovii konsulat honorowy, to nie traktował sprawy
poważnie. Tym nie mniej polscy osadnicy ruszyli do Liberii. Efekty ich pracy były jednak

8 Ibidem, s. 64.
9 T. B i a ł a s , op. cit., s. 188-193.
10 Ibidem, s. 208-224.

199
niewielkie z powodu bagatelizowania trudności, małych nakładów finansowych i
popełnianych błędów w uprawach. Na niepowodzenie akcji złożyły się również działania
państw mających swoje interesy w Liberii. Zaczęto coraz częściej mówić, że za fasadą
LMiK kryje się kolonializm rządu polskiego i chęć zagarnięcia złóż złota. Za antypolską
propagandą stały głównie USA żywotnie zainteresowane wyeliminowanie wpływów
politycznych i gospodarczych innych państw w Liberii, uważanej za swoją strefę wpływów.
W powszechnej świadomości utrwaliła się jednak nie wizja kolonii w Angoli, Liberii
czy też Brazylii, ale na francuskim Madagaskarze. W dużej mierze jest to zasługa znanego
i nośnego hasła „Żydzi na Madagaskar”, choć pomysł przesiedlenia tego narodu na daleką
wyspę wyszedł od niemieckiego orientalisty i filozofa Paula de Lagarde'a.
W opublikowanym w 1885 r. artykule pt. „O najbliższych obowiązkach niemieckiej
polityki” postulował on deportowanie na Madagaskar Żydów zamieszkujących ziemie
polskie, Rosję, Rumunię i Austrię. W ostatecznym rozrachunku masowe wysiedlenie
narodu wybranego z Europy Środkowo-Wschodniej miało dać Niemcom przestrzeń
do własnej kolonizacji tego rejonu świata11. W międzywojennej Polsce rozważano zarówno
przeprowadzenie akcji osadniczej za pomocą żywiołu polskiego jak i żydowskiego.
Jak już wspomniano, rząd polski patrzył na kwestie nabytków kolonialnych bardziej
sceptycznie (czy też realistycznie) niż organizacje społeczne. Dobrym przykładem jest tu
skierowana do MSZ rezolucja Senatu RP z 28 lutego 1933 r. nawołująca do gromadzenia
informacji na temat sytuacji politycznej i gospodarczej w byłych koloniach niemieckich,
a szczególnie o Togo i Kamerunie. MSZ polecenie wykonało, gdyż wymagała tego
rezolucja. Minister Józef Beck dopilnował jednak, by na tym cała inicjatywa senacka
została zakończona, a kolonii zamknięty12.
Od połowy lat 30. w Polsce następowała coraz szybsza popularyzacja idei kolonialnej
zarówno w kołach rządowych jak i społecznych. Sprawa kolonii rozwijała się niejako
dwutorowo: z jednej strony w zaciszu gabinetów politycy i urzędnicy opracowywali plany
polityczne, a z drugiej strony współpracująca z władzami LMiK propagowała
w społeczeństwie wiedzę o dalekich krainach i przekonanie o konieczności posiadania
kolonii. Problemem, który pojawiał się w obu kierunkach działania była kwestia żydowska.
Dla władz polskich kolonie miały być sposobem rozwiązania nabrzmiałych problemów
społecznych (przeludnienie, kwestie narodowościowe), gospodarczych (skromna baza
surowcowa) i politycznych (rewizjonizm niemiecki). O ile na wewnątrz resortowych
konferencjach w Pałacu Brühla i niepublikowanych dokumentach otwarcie mówiono
o potrzebie zdobycia kolonii i tego powodach, o tyle na forum międzynarodowym
zachowywano daleko idącą powściągliwość w deklaracjach, czego przykładem mogą być
wytyczne dla Tytusa Komarnickiego (delegata przy Lidze Narodów), zezwalające
na poruszanie kwestii surowców i emigracji osadniczej obywateli polskich (niezależnie
od narodowości)13.
W roku 1936 r. MSZ czynnie włączyło się w proces osadnictwa poprzez polecenie
placówkom dyplomatycznym inspirowanie światowej prasy, by ta przychylnie patrzyła
na polskie starania o dostęp do surowców i ziemi. Ponadto resort wespół z Państwowym
Bankiem Rolnym finansowało działalność Międzynarodowego Towarzystwa Osadniczego

11 L. Y a h i l , Madagascar Plan, http://www.jewishvirtuallibrary.org (dostęp 5.11.2013 r.)


12 T. B i a ł a s , op. cit., s. 179.
13 Ibidem, s. 179-182.

200
(z Mieczysławem B. Lepeckim jako prezesem zarządu), które kupowało ziemię
w Argentynie14.
Kontynuacją tego procesu był dokument w początku 1937 r, zatytułowany „Program
Wydziału Polityki Emigracyjnej”. Obliczony na 10 lat program zakładał przygotowania
i przeprowadzenie akcji osadniczej i kolonialnej. Szczegółowe zapisy mówiły
o przesiedleniu z Polski 50 tys. osadników na pogranicze Brazylii, Argentyny i Paragwaju
i stworzenie tam silnego i zwartego skupiska Polonii15.
Równolegle do działań o charakterze ogólnym zajmowano się sprawą ewentualnego
przesiedlenia z Polski dużej grupy Żydów. W MSZ została utworzona specjalna komisja
dla zbadania możliwości przeprowadzenia akcji emigracyjnej Żydów 16. W skład komisji
weszli: Wiktor Tomir Drymmer (dyrektor Departamentu Konsularnego) jako kierownik,
a także Apoloniusz Zarychta (kierownik Wydziału Polityki Emigracyjnej) oraz Jan Wagner
(zastępca Zarychty). Ten ostatni, bazując na memorandum komisji z 23 grudnia 1936 r.
opracował i opublikował w 1937 r. broszurę pt. „Problem Emigracji Żydowskiej”. Autor,
występujący jako „Jan Ziemiński”, postulował emigrację z Polski ok. 1 mln Żydów, dzięki
czemu rozwiązano by problem antagonizmów społecznych wynikających ze skupienia
większości ludności żydowskiej w usługach i zdominowanie handlu. Wagner podkreślał
nadreprezentację Żydów w niektórych branżach, co powoduje nieustanne tarcia społeczne.
Za emigracją miało przemawiać ubóstwo mas żydowskich, które i tak stanowią 80-90%
wychodźców z Polski. W tym samym tonie wypowiadała się również Polska Informacja
Polityczna (agencja prasowa zbliżona do MSZ), która w 1937 r. pisała wprost
o Madagaskarze jako celu emigracji17.
Tu dochodzimy do problemu skąd takie powodzenie Madagaskaru w koncepcjach
emigracyjnych. Kilka lat wcześniej, na przełomie lat 20. i 30. polska dyplomacja już
prowadziła rozmowy ze swoim francuskim odpowiednikiem, jednak skończyły się one
klęską w różnych powodów. Z kolei w 1933 r., inż. C. Champenois przedstawił
Generalnemu Gubernatorowi wyspy „Projekt osadnictwa białych na Madagaskarze”,
w którym znajdowały się postulaty sprowadzenia [...] przede wszystkim robotników rolnych,
drobnych rolników, bardzo biednych połowników [...], gdyż wiedzą, że trzeba im będzie całe życie
pracować dla kogoś, bo nigdy nie będą mieli pieniędzy na kupno lub dzierżawę ziemi 18. Dopiero kilka
lat później minister kolonii w rządzie Leona Bluma (4 VI 1936 – 22 VI 1937), Marius
Moutet otworzył na nowo kwestię emigracji obywateli polskich na Madagaskar za otwartą.
W wyniku podjętych rozmów powołano specjalną Komisję Studiów, której plan działania
stworzyli Beck, Drymmer, Zarychta i Lepecki. W składzie komisji znaleźli się: jako
przewodniczący – mjr Lepecki (wiceprezes MTO), inż. Salomon Dyk (agronom z Tel-
Awiwu, ekspert w dziedzinie osadnictwa w Palestynie) oraz Leon Alter (dyrektor
Żydowskiego Towarzystwa Emigracyjnego „Jeas” w Warszawie). Cała trójka została

14 Ibidem, s. 182-183. O kulisach MTO wspomina W. T. D r y m m e r , Vide: Idem, W służbie Polsce, Warszawa

1998, s. 137-139.
15 T. B i a ł a s , op. cit., s. 183.
16 Zadanie gromadzenia informacji o możliwości emigracji Żydów powierzono również placówkom

konsularnym. Mówiła o tym instrukcja W. T. D r y m m e r a z 20 IV 1936 r., Vide: Najnowsze dzieje Żydów w Polsce
w zarysie (do 1950 r.), pod red. J. T o m a s z e w s k i e g o , Warszawa 1993, s. 167. Kwestię emigracji żydowskiej
w MSZ omawia W. T. D r y m m e r , Vide:: Idem, op. cit., s. 139-155.
17 W. T. D r y m m e r , op. cit., s. 152; E. G i g i l e w i c z , Madagaskar projekt, [w:] Encyklopedia „Białych Plam”.

t. XIX, Radom 2005, s. 282-284.


18 M.B. L e p e c k i , Madagaskar. Kraj, ludzie, kolonizacja, Warszawa 1938, s. 288.

201
przyjęta 4 maja 1937 r. przez ministra Mouteta, który zapewnił o swej przychylności oraz
współpracy ze strony administracji kolonialnej. Następnego dnia komisja wypłynęła
z Marsylii na pokładzie okrętu Compiégne w 26-dniowy rejs19.
W czasie kilkumiesięcznego pobytu na Madagaskarze, komisja odbyła rozmowy
z władzami wyspy oraz odbyła 10 tygodniowy rekonesans terenowy, po czym w połowie
września wróciła do Polski. Raport z prac komisji, przedstawiony czynnikom polskim
i francuskim pozytywnie oceniał możliwości i szanse osadnictwa na Madagaskarze,
szczególnie na obszarze centralnej części wyspy20.
Obok raportu dla władz Lepecki napisał również książkę szeroko omawiającą kwestie
związane zarówno z osadnictwem na wyspie jak i warunkami geograficznymi. Książka
„Madagaskar. Kraj, ludzie, kolonizacja” wyszła drukiem w roku 1938 i do dzisiaj jest
ważnym świadectwem polskich aspiracji. Publikacja składa się z dwóch zasadniczych
części poprzedzonych informacjami o Komisji Studiów na Madagaskarze i jej
działalności21.
Część pierwsza książki, „Kraj i ludzie” (s. 22-227), to rys historyczny, opis geograficzny,
charakterystyka fauny i flory, ludności, różnych dziedzin gospodarki, a także opis oświaty,
zdrowotności, administracji i systemu bezpieczeństwa.
Część druga, „Tereny do osadnictwa” (s. 228-298), jest znacznie krótsza, choć
z naszego punktu widzenia ważniejsza, ponieważ pokazuje jak komisja widziała kwestię
osadnictwa. Ta część książki to poszerzona wersja raportu przedstawionego władzom
polskim i francuskim. Jak zaznaczył Lepecki, wybór terenów do zasiedlenia zależał
od jednoczesnego spełnienia trzech warunków: klimat musiał być zbliżony
do umiarkowanego, a jednocześnie gwarantować miał odpowiednią ilość opadów
dla rolnictwa; gleba musiała być urodzajna; położenie nie przeszkadzające zbytnio
tubylcom. Już te warunki zdyskwalifikowały wschodnie i część zachodniego wybrzeża
(wysoka temperatura), południową część wyspy (niskie opady) oraz fragment wysokiego
wyżu centralnego (osady tubylcze). Dlatego też Komisja Studiów skoncentrowała swe
wysiłki na zbadaniu północnej części wysokiego płaskowyżu centralnego, co współgrało
z sugestiami władz kolonialnych. Administracja wyspy wskazywała na rejon zwany
Ankaizina, gdzie wiele ziemi pozostawało bez właściciela. Komisja pozytywnie oceniła
możliwości osadnictwa w jednostkach administracyjnych Bealanana, Mandritsara
i ewentualnie Befandriana. Dystrykt Bealanana obejmował 985 tys. ha, zamieszkanych
przez stosunkowo nieliczne plemię Tsimihety o niskim szczeblu rozwoju cywilizacyjnego.
Za Bealananą przemawiały również argumenty komunikacyjne – nie duża odległość
od wschodniego i zachodniego wybrzeża, obecność portów rzecznych i morskich, a także
budowa dróg lądowych. Rejon ten nie był jednak ziemią obiecaną, tylko czekającą
na osadnika – część wskazanego obszaru trzeba było dopiero przystosować pod uprawy,
np. osuszając bagna i budując meliorację. Z drugiej strony nie brak było bardzo żyznych
ziem aluwialnych (namułowych), a także ziem rządowych nadających się pod uprawę
dające spory zysk, takich jak plantacja kawy. Wedle szacunków Lepeckiego, rdzeń
dystryktu Bealanana, czyli Ankaizina mogło bez problemu zasiedlić 5-7 tysięcy rodzin
rolniczych, tj. 25-35 tys. ludzi. Gdyby jednak pozyskać od Francji jeszcze gleby laterytowe
pod nie-rolnicze osadnictwo to w Bealananie mogłoby osiedlić się łącznie 50-70 tys. osób.

19 E. G i g i l e w i c z , op. cit., s. 285-287; M. B. L e p e c k i , op. cit., s. 14-15, 295-296.


20 E. G i g i l e w i c z , op. cit., s. 285-288; M. B. L e p e c k i , op. cit., s. 16.
21 Vide: M.B. L e p e c k i , op. cit., s. 14-21.

202
Sporo miejsca poświęcił Lepecki opisowi samej Ankaiziny (s. 236-265),
która miała stanowić jądro osadnictwa polskich obywateli. Ankaizina znajdowała się
na wysokości 1000-1200 m.n.p.m., a średnia temperatura wynosiła 18 stopni,
czyli porównywalnie z Niceą. Choć w Bealananie nie występowały cztery pory roku
jak w Polsce, a pora deszczowa i pora sucha to jednak dawały one warunki zbliżone
do rodzimych. Najwyższa zanotowana temperatura wynosiła 31,5ºC, co pozwalało
polskim osadnikom na spokojną pracę. Wysokość opadów wynosiła 1300 mm rocznie,
przy czym w okresach bezdeszczowych mgły rekompensowały brak deszczu. W porze
suchej (maj-październik) temperatury wynosiły 12-22ºC i zdarzały się przymrozki, co jak
pisał Lepecki dawało zimę madagaskarską porównywalną z polską jesienią. W ostatecznym
rozrachunku łatwiejsza była adaptacja białego człowieka do życia w Ankaiznie niż na
wybrzeżu wyspy.
Lepecki zwrócił uwagę również na kwestie zdrowotności. Największym zagrożeniem
była, co nie powinno dziwić, malaria. Najskuteczniejszą bronią przeciw niej było
sprawdzone w innych zakątkach świata wybijanie komarów i osuszanie bagien. Poza tym
podróżnik wskazywał na choroby weneryczne rozpowszechnione wśród tubylców, jednak
stanowczo obalał mit o występowaniu trądu. Co ciekawe Lepecki położył duży nacisk
na przekonanie czytelnika, że białe dzieci na Madagaskarze rozwijają się dobrze
i normalnie, a dorośli nie chorują na wszystko co możliwe. Jeszcze dobitniej pisał o pracy
białych, przekonując, że pionierzy, kolonizatorzy są w stanie fizycznie pracować i to robią.
Jak pisał: Jeśli tego nie robią, to dzieje się to wskutek dumy i wskutek tego, że może urządzić się inaczej,
Powiedzmy otwarcie, jakiż przybysz z Europy [...] nie pokusiłby się o oddanie całej roboty krajowcom,
skoro w tym rozległym kraju stanowi uprzywilejowaną mniejszość, skoro Malgasze uważają go
za człowieka rasy wyższej i za skromną opłatą podejmują się wykonać jego robotę22. Dalej jednak
zachwalał pracę: [...] spytajcie lekarzy, a ci wam powiedzą, że to zbawienie dla zdrowia, gdyż pozwala
uniknąć otyłości, astmy, obrzęku wątroby23.
Większość obszaru Ankaiziny stanowił step, stanowiący świetne pastwisko dla bydła
w porze deszczowej. Lasów było mało, a drewno pozyskane z nich niezbyt nadawało się
do wykorzystania, jednak Lepecki wskazywał na popierane przez rząd sadzenie
eukaliptusów dostarczających drewna na budulec i opał. Fauna nie stanowiła zagrożenia
dla człowieka – krokodyle, choć powszechne, to były stworzeniami bojącymi się
człowieka, a do tego ludzie na nie polują dla skór. Wbrew opiniom nie było tam również
jadowitych węży, a z innych drapieżników wskazać można na fossę - odpowiednik
europejskiego lisa.
Gęstość zaludnienia Bealanany była nieporównywalnie niższa od średniej w Polsce
i wynosiła 3,1 osoby na kilometr (30 tys. osób na prawie 10 tys. km2), podczas gdy w kraju
nad Wisłą było to 800-900 osób. Spośród 30 tys. mieszkańców 23,5 tys. to plemię
Tsimihety, a ponad 6 tys. inne plemiona. Ludzi białych było w Bealananie jedynie
dwunastu: 10 Francuzów i 2 Greków. Do tego doliczyć można 4 tzw. assimilée
(Hindusów i Syryjczyków).
Przy opisie rolnictwa Lepecki podkreślił zacofanie gospodarcze Malgaszów, stosujących
prymitywne narzędzia i nieznających płodozmianu. Szansą dla nowo przybyłych
osadników miała być, wg podróżnika uprawa kawy, choć na początku trzeba by było
zacząć od czegoś prostego dającego szybki plon, tak by po prostu przeżyć. Dużym atutem

22 Ibidem, s. 247.
23 Ibidem.

203
Madagaskaru była hodowla bydła ze względu na ogrom stepów oraz brak muchy tse-tse.
W chwili badania Bealanany na jednego kolorowego mieszkańca przypadały aż 4 sztuki
bydła, co wg Lepeckiego dawało jeszcze możliwość zwiększenia hodowli bez obaw
o wyżywienie stad.
Część druga książki Lepeckiego zawiera również opinie rzeczoznawców francuskich
o terenach wybranych przez Komisję Studiów (s. 265-290). Opinie te są mieszanką opisu
stricte geograficznego i krajoznawczego. Jako, że pokrywają się ze spostrzeżeniami
Lepeckiego nie zostaną uwzględnione w poniższym artykule.
Ostatni fragment drugiej części to komunikaty Polskiej Informacji Politycznej
dotyczące Madagaskaru (s. 291-298). Wyrażają one stanowisko Polski wobec kwestii
emigracji osadniczej oraz kwestii emigracji żydowskiej do Palestyny oraz na inne obszary.
Podkreślono w nich, że rząd w Warszawie nie neguje prymatu Palestyny jako krainy
docelowej dla Żydów, jednak wobec limitów imigracyjnych Polska jest zmuszona szukać
kierunków alternatywnych, by utrzymać równowagę demograficzną w sytuacji
przeludnienia.
Niemal równolegle do misji Lepeckiego, Arkady Fiedler odbył podróż do Palestyny,
po czym śladem majora (choć po jego powrocie do kraju) ruszył na Madagaskar. Efektem
podróży jest książka „Jutro na Madagaskar” wydana w 1939 roku. W warstwie tekstowej
publikacja Fiedlera jest zdecydowanie odmienna od książki Lepeckiego. O ile major
postawił sobie za cel przybliżenie twardych faktów dotyczących wyspy, o tyle Fiedler
zaserwował czytelnikowi zbiór felietonów, gawęd podróżniczych, chociaż oddanych
sprawie kolonialnej. Wyprawa Fiedlera kroczyła drogą wyznaczoną przez Lepeckiego tak
pod względem zainteresowań „badawczych” jak i kierunku. Fiedler zawitał najpierw
do Ankaiziny, a dopiero później w rejony, w których przebywał Beniowski, a oficjalnie to
Beniowski był powodem przybycia Fiedlera. Podróżnikowi towarzyszył Bogdan
Kreczmer, z pochodzenia Żyd, który badał lokalną faunę24.
Jeśli ktoś spodziewa się po książce Fiedlera uporządkowanego wykładu, to srodze się
zawiedzie. Konwencja jaką przyjął podróżnik niesie za sobą mieszanie wątków i tematów.
Fiedler z werwą opowiada to co widział lub słyszał, okraszając wydarzenia komentarzem.
Autor nie stroni od opisów historycznych, geograficznych czy też etnograficznych.
Fiedler szybko podsuwa nam myśl o możliwym dobrobycie na Madagaskarze,
gdzie jeszcze wiele ziemi leży odłogiem. Mimo wcześniejszych niezbyt optymistycznych
ocen perspektyw rolnictwa na wyspie trafiamy na wywód dotyczący Ankaiziny. Jak napisał
Fiedler, [...] w północnej części tej wyżyny, w krainie pasterzy Tsimihetów, leżą jeszcze odłogiem
rozciągnięte doliny rzek, na wysokości ponad tysiącmetrowej, o glebie niezmiernie bogatej, błotnistej,
o klimacie łagodnym. [...] Jest tam ziemi wolnej kilkadziesiąt tysięcy hektarów. Wymaga również
wielkich wkładów amelioracyjnych, lecz ma nad ziemią innych okolic Madagaskaru ogromną przewagę:
prawdopodobnie może ją uprawiać własnoręcznie europejski kolonista [...] i może tu hodować najlepszy,
najpopłatniejszy rodzaj kawy, arabikę. Ankezina to przyszła ojczyzna europejskiego osadnika
na Madagaskarze. Jutro wyjeżdżam do Ankeziny25.
Czytając książkę Fiedlera można natknąć się na więcej poszlak wskazujących
na powiązanie jego wyprawy z akcją kolonialną. Rozmowa z Francuzem Bollonem
na temat bogactwa jego ogrodu i upraw znanych z Europy roślin, w tym kapusty,
szparagów, ziemniaków i słodziutkich truskawek. Gdy Bollon narzeka, że tubylcy nie chcą

24 E. G i g i l e w i c z , op. cit., s. 289.


25 A. F i e d l e r , Jutro na Madagaskar, Warszawa 1940, s. 96.

204
pracować, Fiedler próbuje przekonać Francuza do polskich chłopów, mówiąc mu jakimi
dobrymi, solidnymi i oddanymi ziemi robotnikami są. Argumentem Fiedlera
za ściągnięciem Polaków do pracy na Madagaskarze stało się nawet przywiązanie chłopów
do ziemi z pokolenia na pokolenie, podczas gdy chłopskie dzieci innych narodowości wolą
pracę w urzędach niż na roli jak ich rodzice26.
W innym felietonie Fiedler opisuje Polaków zamieszkałych na Madagaskarze, po czym
podsumowuje swój wywód słowami: Kto jeszcze wątpi o zdolności Polaków do kupieckiej ekspansji
kolonialnej, niechaj przybędzie na Madagaskar i zobaczy. Być może to wyjątki [...] Posłannictwo swe
spełniają szczytnie, sztandar Polski noszą wysoko 27.
Z naszego punktu widzenia ciekawszy jest jednak felieton „Madagaskar – tak, czy
nie?”28. Na wstępie Fiedler broni się przed wydawaniem prostych sądów, ponieważ niosą
one za sobą wymierne rezultaty w postaci ludzkich decyzji o porzuceniu wszystkiego, co
się ma w Polsce (a właściwie ubóstwa) i wyruszeniu w nieznany sobie koniec świata. A to
wszystko na bazie opinii podróżnika. Ostatecznie daje odpowiedź pozytywną: Dziś doliny
pokryte są perzem i papyrusem i niesforne kaprysami wody; lecz jutro, skute w okowy ludzkiej
gospodarki, zaszumią przepychem rozległych plantacji. [...] Kawa da tu przyszłym osadnikom
zamożność, podczas gdy ziemniaki, fasole, rozliczne jarzyny, łatwe do zdobycia mięso dostarczą strawy
codziennej29. Bazując na odporności, wytrwałości, sile, pracowitości i uczciwości polskiego
chłopa, Fiedler podsumowuje swe wahania słowami: Wierzę w polskiego osadnika
w Ankezinie. Wierzę, że Madagaskar to: tak. Jeżeli uczciwie, rozumnie bez wybujałej fantazji, bez
chorobliwej ambicji, bez niebezpiecznych marzycieli, lecz realnie, skromnie, w ramach możliwości,
powtarzam: uczciwie – to tak30.
Ciekawy jest również felieton „Rzeczywistość: 44.000 ha” (s. 262-271), w którym
Fiedler przedstawia swoją rozmowę w Tananarywie z bliskim współpracownikiem
gubernatora Madagaskaru. Rozmówca, którego personaliów nie znamy, oburzony jest
treścią artykułu w „Journal de Madagascar” o pomyśle sprowadzenia na wyspę 30 tys.
Żydów na koszt francuskiego MSZ. Dla urzędnika był to pomysł absurdalny i oderwany
od rzeczywistości, ponieważ w jego mniemaniu pod zasiedlenie, ze względu na klimat
na wybrzeżu, nadaje się tylko Bealanana, gdzie można przeznaczyć na ten cel 29 tys. ha
ziemi państwowej i 15 tys. ha z prywatnej koncesji Hindusa Hassnaly'ego, co dałoby
łącznie 44 tys. ha. Według Francuza liczba 30 tys. imigrantów jest o wiele za wysoka, tym
bardziej, że władze kolonialne chciałby utworzyć 200 plantacji liczących 100-200 ha.
Gdyby nadawać choćby 20-25 ha każdemu z Polaków, Bealanana nie mogłaby przyjąć
więcej niż 1500 polskich rodzin. Na argument Fiedlera, mówiący, że raport Champenois
z 1933 r. Uznał prawie 2 mln ha za zdatne do uprawy, urzędnik uznał go za „fantazje”
niemające związku z rzeczywistością. Osadników nie można rzucać od razu na gleby
laterytowe, bo poniosą klęskę. O zagospodarowaniu laterytu można myśleć, wg Francuza,
dopiero gdy osadnicy okrzepną i wnikną w system kolonialny.
Esej zamykający książkę zatytułowany „Jutro na Madagaskar” (s.272- 277) sumuje
argumenty za osadnictwem polskim na wyspie. Fiedler z przekonaniem pisał: Wierzę
w polskie jutro na Madagaskarze. Nie z uczuć wyłącznie, i nie ze zwodnych urojeń ani płochych nadziei

26 Ibidem, s. 193-197.
27 Ibidem, s. 111.
28 Ibidem, s. 237-244.
29 Ibidem, s. 242.
30 Ibidem, s. 244.

205
wypływa wiara, lecz buduję ją na twardym gruncie rzeczowej kalkulacji i sumiennego rozbioru niektórych
elementów zagadnienia31. Owa kalkulacja bazuje na leżącej odłogiem niezwykle urodzajnej
glebie oraz klimacie zbliżonym do tego występującego w brazylijskiej Paranie. Ze słów
Fiedlera bije pewność, że Francja będzie zmuszona sięgnąć po polskiego osadnika
z powodu braku rąk do pracy. Co więcej, polscy osiedleńcy mieliby być filarem
podtrzymującym francuskie zwierzchnictwo na Madagaskarze w momencie budzenia się
ambicji politycznych u tybylców. Fiedler przeczuwał zachwianie czy może nawet kres
systemu kolonialnego, czego wyrazem są słowa: [...] nieustannie zbierają się chmury
nad dotychczasowym systemem władanie koloniami i nadejdzie chwila, gdy rozwój historii zada obecnym
posiadaczom zamorskich krajów nieubłagane pytanie: jakim prawem?32. Fiedler zauważył, że
szerzenie oświaty wśród tubylców może łatwo obrócić się przeciw Francuzom. Dzięki
zdobywaniu wiedzy, plemię Howów zechce powrócić do władania wyspą, czego
symptomy miały być zauważalne już w czasie podróży Fiedlera. Remedium na próby
uniezależnienia się wyspy, w wizji Fiedlera, mieli stać się polscy osadnicy, dający moralne
prawo do ziemi w kolonii. Oni właśnie, w przeciwieństwie do słabych i nielicznych
plantatorów, mieli być elementem zrośniętym silnie z przekazaną im ziemią, przez co
w przyszłości staliby się niezawodnym sojusznikiem władz Francuskich.
Pisząc ten artykuł wykorzystałem III wydanie książki Fiedlera z 1940 r., jednak warto
przyjrzeć się kolejnym publikacjom Fiedlera. W 1944 r. ukazała się w Londynie „Żarliwa
Wyspa Beniowskiego”, która to książka jest przeredagowaną wersją „Jutro
na Madagaskar”. Wprowadzone zmiany dotyczyły usunięcia niektórych fragmentów oraz
modyfikacji innych, o ile mówiły o przesiedleniu obywateli polskich na wyspę. Z kolei
wydana w 1953 r. w Warszawie „Gorąca wieś Ambinanitelo”, choć równie gawędziarska,
traktuje kwestie roszczeń kolonialnych jako mrzonki. Podróżnik pisał: Nie byłem roztropny
wspominając Hindusowi Amodowi o swym zamiarze szukania śladów po Beniowskim. Francuzi
Maroantsetery, ludek podejrzliwy i skory do przesady, węszą u nas jakieś kombinacje przeciw francuskiej
kolonii. Uroili sobie, że zajmujemy się działalnością Beniowskiego dlatego, by Polska mogła rościć sobie
prawa do Madagaskaru jako kolonii. Skończona bzdura [...]33. Gwoli jasności dodać należy,
że Fiedler wyjechał na Madagaskar przed wojną, a pierwszy jego powojenny wojaż na
wyspę miał miejsce w 1965 roku34, a więc „Gorąca wieś Ambinanitelo” nie była relacją z
wyjazdu z lat 60. a wyprawy przedwojennej. Ciekawie również wygląda zestawienie
„Wyspy kochających lemurów” wydanej w 1957 r. w Warszawie, z książką „Jutro na
Madagaskar”. Rzut oka na spisy treści pokazuje, że to właściwie ta sama książka. Niektóre
tytuły esejów zostały zmienione, inne z kolei zniknęły35. Co nie dziwi brak tych, które
wprost mówiły o przesiedleniu obywateli polskich na Madagaskar. Porównanie treści obu
publikacji ujawnia, że jest to faktycznie ta sama publikacja. Nowe spojrzenie na wyspę daje
dopiero książka „Madagaskar. Okrutny czarodziej”36, będąca owocem podróży w połowy
lat 60.

31 Ibidem, s. 272.
32 Ibidem, s. 273.
33 Idem, Gorąca wieś Ambinanitelo, Warszawa 1956, s. 13.
34 O wyprawach A. Fiedlera Vide: np.: A.R. F i e d l e r , Barwny świat Arkadego Fiedlera, Warszawa 1975; strona

internetowa Muzeum Arkadego Fiedlera w Pszczynie: http://www.fiedler.pl/.


35 Compa: A. F i e d l e r , Wyspa kochających lemurów, Warszawa 1957.
36 Vide: Idem, Madagaskar. Okrutny czarodziej, Poznań 1969.

206
Choć z pomysłów zorganizowania akcji osadniczej na Madagaskarze nic nie wyszło, to
pozostały cenne poznawczo relacje propagujące ideę kolonialną. Myśli te są wyrażone
czasem dosłownie, a innym razem zawoalowane. Za osadnictwem przemawiać miał
przyjazny klimat, żyzne ziemie, a także obietnica dużych zysków. Podróżnicy nie ukrywali,
że Madagaskar to nie ziemia obiecana, gdzie gleba tylko czeka na ziarno. Mimo
konieczności włożenia dużego wysiłku w przystosowanie gruntu pod uprawy ostateczny
rozrachunek wykazywał opłacalność całego przedsięwzięcia. Ustalenia obu podróżników
pokrywały się z raportem Jana Kiełpińskiego, który w ramach przygotowania
do prowadzenia kursów rolniczych na Międzywydziałowym Studium Kolonialnym
wyjechał na Madagaskar w 1938 r. Jego tekst opublikowany został po II wojnie światowej
w „Przeglądzie Geograficznym”37. Po zmianach geopolitycznych raport ten był tylko
echem dawnych marzeń o koloniach.

37 J. K i e ł p i ń s k i , Ankaizina (Sprawozdanie z wyprawy do północnej części Madagaskaru w r. 1938), „Przegląd

Geograficzny” 1947, T. XXI, s. 293-314.

207
MISCELLANEA

209
Michał Michalski
Uniwersytet Łódzki

ŻYCIE CODZIENNE MŁODZIEŻY POWIATOWEJ LUDOWEJ SZKOŁY


ROLNICZEJ W SĘDZIEJOWICACH (1924–1939)

Finał I wojny światowej, w której legły w gruzach 3 monarchie zaborcze, stał się
momentem odzyskania niepodległości przez Polskę. Nowo odrodzone państwo miało
charakter wybitnie rolniczy. Spis powszechny z 30 IX 1921 r. wykazał, że 75,4%
mieszkańców Rzeczypospolitej Polskiej mieszkało na wsi, a aż 64,8% utrzymywało się z pracy
w rolnictwie, ogrodnictwie i leśnictwie1. Zatem nie można się dziwić, że jedną
z najważniejszych wśród wielu spraw, którą należało uporządkować, po odzyskaniu
niepodległości, była kwestia oświaty, a w tym szczególnie szkolnictwa rolniczego.
W tym celu Sejm Ustawodawczy w dniu 9 VII 1920 r. uchwalił ustawę o ludowych
szkołach rolniczych, która w pkt. 1 wskazywała: Ludowe Szkoły Rolnicze mają na celu
przygotowanie zawodowe samodzielnych gospodarzy rolnych i gospodyń oraz świadomych swoich obowiązków
obywateli kraju2.
Zgodnie z wspomnianym aktem prawnym w każdym powiecie miały powstać dwie szkoły
(jedna męska, a druga żeńska), w których nauczano według 11-miesięcznego kursu. Uczniem
placówki mogła zostać osoba, która ukończyła 16. rok życia (mężczyźni) lub 14 (kobiety)
i legitymowała się wykształceniem na poziomie ukończonej szkoły powszechnej3. Łączono
tutaj naukę przedmiotów ogólnokształcących z przedmiotami rolniczymi. Przy każdej szkole
miało powstać przyszkolne gospodarstwo, w którym uczniowie mieli zdobywać praktyczne
umiejętności zawodowe4.
Jedna z takich placówek powstała w Sędziejowicach, ok. 40 km na południowy-zachód
od Łodzi (do 1930 r. gmina Wola Wężykowa, później Sędziejowice w powiecie łaskim

Pierwszy powszechny spis Rzeczypospolitej Polskiej z dnia 30 IX 1921 r. Mieszkania, ludność, stosunki zawodowe. Tablice
1

państwowe, Warszawa 1927, s. 70; J. Ż a r n o w s k i , Społeczeństwo Drugiej Rzeczypospolitej 1918–1939, Warszawa 1973,
s. 21, 326. W 1931 r. na wsi mieszkało 72,6% mieszkańców Polski, a 61% społeczeństwa żyło z rolnictwa,
ogrodnictwa i leśnictwa. W 1938 r. wskaźniki te wyniosły odpowiednio 70,0% i 59,08%.
Ustawa z 9 lipca 1920 roku o ludowych szkołach rolniczych, Dz. U. RP 1920, nr 62, poz. 398.
2
3
Ibidem.
Program ludowej szkoły rolniczej męskiej o kursie 11-miesięcznym, Warszawa 1921; Program ludowej szkoły rolniczej
4

żeńskiej o kursie 11-miesięcznym, Warszawa 1921. Trwająca jedenaście miesięcy nauka była podzielona na zajęcia
teoretyczne i praktyczne realizowane w przyszkolnych gospodarstwach rolnych. Uczniowie zdobywali wiedzę
z następujących przedmiotów ogólnokształcących: 1) pogadanki etyczno-religijne, 2) język polski, 3) historia
Polski, 4) nauka o Polsce, 5) rachunki, 6) geografia, 7) przyroda żywa, 8) przyroda martwa. Z kolei przedmiotami
zawodowymi były: 1) rolnictwo, 2) weterynaria, 3) hodowla, 4) pszczelarstwo, 5) mleczarstwo, 6) warzywnictwo,
7) pogadanki gospodarskie, 8) rachunkowość, 9) spółdzielczość, 10) pogadanki z prawa, 11) higiena, 12) zasady
budownictwa wiejskiego, 13) śpiew i rysunki. Do zajęć praktycznych w szkołach męskich i żeńskich zaliczano:
hodowlę, rolnictwo, ogrodnictwo, pszczelarstwo, mleczarstwo, rzemiosło i porządki domowe. W placówkach
żeńskich zamiast rzemiosła prowadzono: szycie, pranie, sprzątanie, gotowanie, hodowlę drobiu, itp. Zajęcia
praktyczne ujmowano w cztery działy: gospodarstwa rolnego, gospodarstwa podwórzowego, gospodarstwa
ogrodniczo-pszczelarskiego oraz warsztaty. Dodatkowo uczniowie musieli robić porządki w salach wykładowych,
internacie, obsługiwać w stołówce itp. Te zajęcia tworzyły piąty dział zajęć praktycznych, który był wykonywany
po kolei przez wszystkich uczniów w ramach tzw. „grupy porządkowej”. Na przedmioty ogólnokształcące
w szkołach męskich przeznaczono 522 godziny lekcyjne, zaś na zawodowe – 579 godzin. W przypadku placówek
przeznaczonych dla kobiet było to odpowiednio 605 i 567 godzin.

211
i województwie łódzkim; obecnie gm. Sędziejowice, pow. łaski, woj. łódzkie). Wbrew
zamierzeniom ustawodawcy, liczba szkół była niższa niż planowano. Na przykład w 1930 r.
w województwie łódzkim funkcjonowały tylko trzy męskie (w Czarnocinie, Dobrzynie
i Sędziejowicach) oraz cztery żeńskie (w Chruścinie, Jeżowie, Kościelcu i Witowie5), a w kraju,
w roku szkolnym 1930/1931 – 1286.
Brak w pełni zachowanych materiałów źródłowych uniemożliwia autorowi całościowe
przedstawienie życia młodzieży pobierającej naukę w Sędziejowicach, jednakże zachowane
archiwalia pozwalają na przedstawienie najważniejszych elementów dnia codziennego.
Inicjatywa powołania szkoły wyszła od działaczy miejscowego kółka rolniczego, którzy
w dniu 16 V 1920 r. zdecydowali o podjęciu działań w celu założenia szkoły. W lutym 1921 r.
Ignacy Głębski i Franciszek Wolniak, jako delegacja z Sędziejowic, wyjechali do Warszawy
w celu zdobycia pozwolenia na otwarcie szkoły. Korzystając z pomocy posła na Sejm
Ustawodawczy Henryka Wyrzykowskiego, uzyskali oni zgodę Ministerstwa Rolnictwa i Dóbr
Państwowych (MRiDP) na utworzenie szkoły7. W dniu 22 III 1922 r. stosowną uchwałę
podjął także sejmik powiatowy łaski8. Wobec tej decyzji już w latach 1922–1924 odbywały się
krótkotrwałe kursy rolnicze (najprawdopodobniej 3-miesięczne) w pomieszczeniach dawnego
dworku rodziny Łuzanowów i cerkwi prawosławnej. Wówczas to prawdopodobnie
pierwszymi kierownikami placówki byli Cetnerski i Marceli Świtalski9.
Oficjalne otwarcie Powiatowej Ludowej Szkoły Rolniczej (PLSR) nastąpiło 15 XI 1924 r.
Nauka trwała jedenaście miesięcy, w okresie od 15 stycznia do 15 grudnia. Wyjątkiem były
lata 1924–1927, kiedy to początek i koniec nauki przypadły w innych terminach 10.
Ostatecznie dostosowanie dat rozpoczęcia i zakończenia nauki w szkole do ministerialnego
rozkładu obowiązującego w tego typu placówkach, zostało zrealizowane w szkole związku z

M. N a r t o n o w i c z - K o t , Samorząd gminny i powiatowy w okresie międzywojennym na przykładzie województwa


5

łódzkiego, [w:] Województwo łódzkie 1919–2009: studia i materiały, pod red. K. B a d z i a k a i M. Ł a p y , Łódź 2009,
s. 127.
T. W i e c z o r e k , Historia szkół rolniczych w Polsce, Warszawa 1973, s. 144. W momencie wydania ustawy
6

w Polsce były 52 szkoły o tym profilu, w których naukę pobierało łącznie 1182 uczniów. Najwięcej uczniów było
w roku szkolnym 1929/1930, gdy w 127 szkołach uczyło się 5697 osób. Największy stan liczebny szkół
zanotowano w roku szkolnym 1931/1932 – 131, w których pobierało naukę 3892 osoby; I d e m, Zarys dziejów
szkolnictwa rolniczego w Polsce do 1939 r., Warszawa 1968, s. 342.
S. G ł ę b s k i , Rozwój Gminy Sędziejowice w 40-leciu Polski Ludowej, Łódź 1986, s. 150; Zespół Szkół Rolniczych
7

w Sędziejowicach, Sędziejowice 1983, s. 4.


Archiwum Państwowe w Łodzi Oddział w Sieradzu (dalej: APŁOS), Wydział Powiatowy w Łasku,
8

(nr zespołu 565), sygn. 1, Protokół 17/2, 17 posiedzenia Sejmiku Powiatowego Łaskiego w dniu 22 marca 1922 r.
w Sali Obrad Miejskiej Miasta Łask, k. 81–82; Archiwum Zespołu Szkół Rolniczych im. Władysława Grabskiego
w Sędziejowicach (dalej: AS), Historia i rys powstania Państwowego Technikum Rolniczego w Sędziejowicach,
k. 1; R. P o r a d o w s k i , Sędziejowice i okolice, Łask 2010, s. 45.
Biblioteka Zespołu Szkół Rolniczych im. Władysława Grabskiego w Sędziejowicach (dalej: BS), Księga
9

Honorowa z lat 1977–1978, b. p.; Zespół Szkół Rolniczych… Dworek został wybudowany w XIX w. na rozkaz gen.
F. Łuzanowa, który uczynił go swoją siedzibą, gdyż tutaj znajdowała się siedziba folwarku, który generał otrzymał
od cara Mikołaja I w 1835 r., w zamian za zasługi w tłumieniu powstania listopadowego. Zbudowano go na planie
prostokąta, początkowo pokryty był dachówką, zaś w 1978 r. pokrycie zmieniono na blachę ocynkowaną. Budynek
znajdował się w rękach rodziny Łuzanowów do 1914 r. W 1967 r. budowla została wpisana do rejestru zabytków.
Obecnie w dworku mieści się Regionalna Izba Pamięci. Cerkiew prawosławna została zbudowana w niedalekiej
odległości o siedziby folwarku w 1896 r.
10
S. G ł ę b s k i , op. cit., s. 150-151.

212
powodem „…nie wykończenia robót w gmachu szkolnym, rok szkolny postanowiono rozpocząć dopiero 16
stycznia”11.
Początkowo baza lokalowa szkoły w Sędziejowicach była bardzo skromna. Uczniowie
pobierali naukę w dawnej cerkwi prawosławnej, przebudowanej na budynek dla dwóch
rodzin. Lokal był zawilgocony, a ściany jadalni i spiżarni pokryte pleśnią. Koniecznym stało
się zamontowanie rynien opadowych. Wielkość pomieszczeń szkolnych była niewystarczająca,
gdyż np. sala wykładowa, która stanowiła zarazem jadalnię, miała niewielkie wymiary:
szerokość — 5,10 m, długość — 6,70 m i wysokości — 2,90 m. Przy takiej ciasnocie, jak
stwierdzono, trudno było utrzymać odpowiednią czystość. Potrzebne było także urządzenie
umywalki, lecz brakowało miejsca12. W sypialni, przy dużej ciasnocie, mieściło się zaledwie
29 łóżek, co nie pozwalało na zwiększenie liczby osób przyjętych do szkoły 13. Początkowo
brakowało odpowiedniego miejsca nawet na szatnię, toteż dyrektor musiał udostępnić jeden
z zajmowanych przez siebie pokoi14. Te trudne warunki lokalowe stopniowo ulegały
poprawie, gdyż od roku szkolnego 1927 młodzież pobierała naukę także we dworku (dawna
siedziba rodziny Łuzanowów), w którym mieściła się jedna sala wykładowa, a także stołówka
oraz mieszkania dla personelu15.
Zdecydowaną poprawę warunków nauczania przyniosła dopiero inwestycja związana
z przebudową dawnej cerkwi prawosławnej. Inwestycja ta została sfinansowana przez
MRiDP, które wyasygnowało na rzecz budowy kwotę 30 000 zł oraz przez powiat łaski,
w kwocie 70 300 zł. Przetarg na budowę, który odbył się w dniu 27 IX 1926 r. wygrała firma
Paweł Holc i S-ka w Warszawie oddział Łódź, oferując wybudowanie szkoły za kwotę o 8,5%
mniejszą niż przewidywał kosztorys. Budowa miała zostać zakończona do 1 VIII 1927 r. 16
Ostatecznie okazało się, że zarówno termin, jak i proponowana wysokość środków
pieniężnych, były niewystarczające. Wynikało to z powodu podrożenia robocizny
i materiałów budowlanych. W tej sytuacji powiat przeznaczył jeszcze dodatkowo 80 000 zł 17.
Przebudowa polegała na przedłużeniu dawnej cerkwi o 1/3 długości. Zainstalowano w niej
także urządzenia sanitarne i wodno-kanalizacyjne. W nowo przebudowanym budynku
urządzono i wyposażono sale wykładowe, sypialnię, jadalnię, świetlicę, a także bibliotekę oraz
mieszkanie dla jednego nauczyciela. Ten mający dwie kondygnacje budynek oddano
do użytku w 1928 r.18
Szkoła posiadała własne gospodarstwo rolne z resztówki po byłym majątku gen. Fomy
Łuzanowa. Jednakże odziedziczone przez szkołę gospodarstwo było zaniedbane. Część pól
była silnie zaperzona (5,78 ha), zaś pozostałe były w dobrej kulturze rolnej. Wszystkie
wymagały przeprowadzenia melioracji (gospodarstwo zmeliorowano w 1927 r.19). Znacznie
gorzej przedstawiał się stan łąk, które porosły mchem i sitowiem. Stwierdzono, że były

AS, Protokół nr 50 z posiedzenia Rady Nauczycielskiej dnia 14 stycznia 1928 roku, k. 48.
11

AS, Protokół nr 26 z Nadzwyczajnego posiedzenia Rady Nauczycielskiej dn. 21 lutego 1926 r., k. 30.
12
13
AS, Protokół nr 26 z Nadzwyczajnego posiedzenia Rady Nauczycielskiej dn. 21 lutego 1926 r., k. 30.
AS, Protokół nr 23 z posiedzenia Rady Nauczycielskiej dn. 14 stycznia 1926 r., k. 26.
14
15
AS, Sprawy archiwalne Państwowego Technikum Rolniczego w Sędziejowicach, Historia szkoły, b. p.
APŁOS, Wydział Powiatowy w Łasku (nr zespołu 565), sygn. 3, Protokół 6/36 posiedzenia Sejmiku
16

Powiatu Łaskiego w dniu 30 grudnia 1926 roku w lokalu Gimnazjum Powiatowego w Łasku, k. 118–119.
APŁOS, Wydział Powiatowy w Łasku (nr zespołu 565), sygn. 3, Protokół 9/39 posiedzenia Sejmiku
17

Powiatu Łaskiego w dniu 21 września 1927 r. w lokalu Gimnazjum Powiatowego w Łasku, k. 156.
S. G ł ę b s k i , Sędziejowice w latach 1136–1986, Łódź 1986, s. 163.
18
19
AS, Protokół nr 45 z posiedzenia Rady Nauczycielskiej dnia 21 lipca 1927 roku, k. 45.

213
podmokłe i w stanie dzikim. Wymagały one podobnie jak grunty orne pilnej melioracji.
W lepszym stanie były budynki gospodarcze20. Wkrótce dzięki pracy nauczycieli i uczniów
wzrosły plony roślin uprawnych21. Inwentarz żywy przejętego gospodarstwa składał się z:
4 koni, 1 źrebaka, 2 krów mlecznych niezacielonych, 4-letniej krowy jałowej, 2 jałówek.
Jednakże, jak stwierdzono, wszystkie 5 sztuk bydła należało sprzedać, gdyż były, co prawda,
w dobrej kondycji, jednakże ich dotychczasowe żywienie było błędne. Szkoła przejęła także 9
sztuk trzody chlewnej. Stan żywienia również był niezadawalający. Ogród był w dobrym
stanie, część sadu należało uporządkować i oczyścić. Szkoła otrzymała także pnie pszczele
w stanie dobrym22. W skład gospodarstwa wchodziła szkółka drzew i krzewów owocowych
oraz ozdobnych. Powierzchnia gospodarstwa wynosiła 32 ha23.
We właściwy sposób podchodzono do idei zajęć praktycznych, gdyż zgodnie
z wskazówkami ministerialnymi kierowano się zasadą, iż praktyki nie mają być eksploatacją
uczniów, jako siły roboczej, ale nauczenie ich sprawności ekonomji i kultu pracy24. Z kolei
w protokole z 1934 r. stwierdzono: W zajęciach praktycznych należy zwrócić uwagę przede wszystkim
na celowość, organizację, technikę i umiejętność wykonywania danej pracy. Należy również rozbudzać
zamiłowanie i poszanowanie samej pracy25.
Można zatem stwierdzić, że gospodarstwo było najważniejszą częścią szkoły,
gdzie młodzież odbywała praktyki zawodowe, jednocześnie poznając i wykształcając w sobie
prawidłowe nawyki w pracy na roli.
Kilka słów należy poświęcić uczniom i nauczycielom — podstawowej tkance szkoły.
Uczniowie, jak już było to wspominane, by pobierać naukę musieli spełnić dwa warunki:
ukończyć 16 lat (mężczyźni) i legitymować się ukończeniem szkoły powszechnej. O ile
pierwszy warunek był prawie zawsze przestrzegany, o tyle, podobnie jak było to w innych
tego typu placówkach26, drugi traktowano raczej jako pewnego rodzaju wskazówkę.
W przypadku wieku, w zależności od roku szkolnego, różnice między uczniami były
kilkuletnie, a nawet kilkunastoletnie. Na przykład w czasie kursu w roku szkolnym
1925/1926, dwóch kandydatów miało po 15 lat, a najstarszy 30, średnia wieku wyniosła 20,07
lat27. Z kolei w roku szkolnym 1933 średnia wieku wyniosła 19,43 lat, najmłodszy uczeń miał
ukończone 14, a najstarszy 32 lata28. W Sędziejowicach w czasie funkcjonowania szkoły
przyjęto 5 uczniów z zaledwie dwoma klasami szkoły powszechnej, 21 z trzema klasami,

20
AS, Protokół nr 7 z posiedzenia Rady Nauczycielskiej z dn. 24 stycznia 1925 r., k. 11.
AS, Protokół nr 26 z Nadzwyczajnego posiedzenia Rady Nauczycielskiej dn. 21 lutego 1926 r., k. 31.
21

AS, Protokół nr 7 z posiedzenia Rady Nauczycielskiej z dn. 24 stycznia 1925 r., k. 10-11.
22
23
W. M i ś k i e w i c z , Czego i jak uczą niższe męskie szkoły rolnicze z 7 rycinami, Warszawa 1939, s. 47-48.
24
AS, Protokół nr 15 z posiedzenia Rady Nauczycielskiej dn. 27 maja 1925 r., k. 18.
AS, Protokół nr 116 z posiedzenia Rady Pedagogicznej Ludowej Szkoły Rolniczej w Sędziejowicach,
25

odbytego w dniu 2–23 stycznia 1934 r., k. 4.


T. W i e c z o r e k , Historia szkół…, s. 146. Znawca dziejów szkolnictwa rolniczego Tadeusz Wieczorek
26

pisze na ten temat: Ze względu na stosunkowo niską frekwencję w szkołach rolniczych i brak dostatecznej liczby kandydatów nie
egzekwowano zastrzeżonego w ustawie cenzusu wykształcenia. Przygotowanie ogólne większości uczniów było bardzo słabe. Zdarzali
się uczniowie wykazujący podstawowe braki w czytaniu, pisaniu i rachunkach, a nawet tacy, którzy stali na pograniczu
analfabetyzmu, T. W i e c z o r e k , Zarys szkolnictwa…, s. 346-347.
AS, Ewidencja uczniów Ludowej Szkoły Rolniczej w Sędziejowicach Od r. 1924 do r. 1930 wł. Obaj
27

uczniowie mieli po 15 lat w momencie rozpoczęcia nauki, zaś w momencie ukończenia kursu mieli już ustawowe
16 lat (daty urodzenia: 4 II 1910 i 30 IV 1910).
28
AS, Ewidencja uczniów Ludowej Szkoły Rolniczej w Sędziejowicach od r. 1931 do r. 1947. Uczeń ur. się 19
VIII 1918 r., czyli w momencie zakończenia nauki nie miałby jeszcze ukończonych 16 lat. Zrezygnował on z nauki
już 27 III 1933 r.

214
a aż 169 z czterema. Pełne wykształcenie powszechne (lub na wyższym poziomie) miało tylko
144 uczniów. Łącznie naukę w ciągu 15 lat funkcjonowania placówki pobierało 463
mężczyzn, z czego absolwentami zostało 39329. Biorąc pod uwagę, że ten typ szkoły przed
wojną ukończyło zaledwie 5118 uczniów30, a liczba placówek w różnym czasie wynosiła
od 50 do 130, to liczba absolwentów stawia sędziejowicką szkołę w roli lidera w kraju.
Uczniowie w zdecydowanej mierze pochodzili z powiatu łaskiego (75,59% wszystkich) oraz
sąsiednich — sieradzkiego (11,02%), piotrkowskiego (4,10%) i wieluńskiego (2,59%).
Pozostali (6,70%) pochodzili z innych powiatów31.
Uczniowie byli podzieleni na odpowiednie grupy — działy, które przedstawiały się
następująco: dział rolny, podwórzowy, ogrodowy i hodowlany, który dzielił się na chów bydła
i trzody chlewnej. Do zadań pierwszego działu należało m.in. zadbanie o prawidłowo
uprawioną rolę pod poszczególne gatunki roślin, nawożenie roślin oraz zabezpieczenie
zbiorów przed uszkodzeniami. Grupa podwórzowa dbała o obejście gospodarcze, stodołę,
stajnię, spichlerz, a także o porządek w składzie urządzeń rolniczych i ogrodniczych. Osoby
należące do działu ogrodowego opiekowały się ogrodem oraz pasieką. Ostatnia z grup —
hodowlana — dzieląca się na dwa zespoły, zajmowała się obrządkiem bydła i trzody
chlewnej32.
Omawiani uczniowie pobierali naukę pod kierunkiem zatrudnionych w szkole nauczycieli.
Stan kadrowy wynosił zazwyczaj 4 pedagogów. Byli to, oprócz jednej nauczycielki (Jadwiga
Łysakowa zatrudniona w latach 1924–1925 na stanowisku nauczycielki ogrodnictwa,
morfologii roślin i pszczelnictwa)33, sami mężczyźni. Kierowani oni byli kolejno przez
następujących kierowników (dyrektorów): inż. Jana Kawczaka (1924–1930), inż. Jana
Zieleźnickiego (1930–1934) i Stefana Bazewicza (1934–1939)34.
Początkowo odczuwano braki w pomocach dydaktycznych, takich jak mapy. W szkole
brakowało także filmów oświatowych do aparatu „Scientia”, który placówka otrzymała
od MRiDP. Brakowało środków finansowych na zakup prasy specjalistycznej. Udzielony
szkole na ten cel, przez powiat łaski, kredyt w wysokości 60 zł nie wystarczył nawet
na prenumeratę „Gazety Rolniczej”35. Z czasem zwiększały się zakupy czasopism fachowych
i prasy ogólnej na potrzeby uczniów. I tak np. na rok 1930 szkoła zamówiła prenumeratę
następujących gazet: „Przewodnik Gospodarski” (2 egz.); „Ogrodnik” (1 egz.); „Pszczelarz
polski” (1 egz.), „Zagroda wzorcowa” (1 egz.); „Gospodarstwo mleczne” (1 egz.), „Siew”
(2 egz.), „Kurjer Łódzki” (1 egz.). Uczniowie mogli czytać prasę w jadalni w godzinach

29
AS, Ewidencja uczniów Ludowej Szkoły Rolniczej w Sędziejowicach od r. 1924 do r. 1930 włącznie; AS,
Ewidencja uczniów Ludowej Szkoły Rolniczej w Sędziejowicach od r. 1931 do r. 1947.
Warto jednakże zaznaczyć, że przez ten typ szkoły przeszło się około 80 000 osób. J. M i ą s o , Szkoły
30

zawodowe w Polsce w latach 1918–1939; ich rozwój, organizacja i funkcje społeczne, Wrocław–Warszawa–Kraków–Gdańsk–
Łódź 1988, s. 182.
AS, Ewidencja uczniów Ludowej Szkoły Rolniczej w Sędziejowicach od r. 1924 do r. 1930 włącznie; AS,
31

Ewidencja uczniów Ludowej Szkoły Rolniczej w Sędziejowicach od r. 1931 do r. 1947.


AS, Protokół nr 116 posiedzenia Rady Pedagogicznej Ludowej Szkoły Rolniczej w Sędziejowicach z 2–23
32

stycznia 1934 roku, k. 9–13.


33
AS, Protokół nr 7 z posiedzenia Rady Nauczycielskiej z dn. 24 stycznia 1925 r., k. 10.
BS, Księga Honorowa z lat 1977/1978, b. p.
34

AS, Protokół nr 26 z Nadzwyczajnego posiedzenia Rady Nauczycielskiej dn. 21 lutego 1926 r., k. 30.
35

Początkowo Rada zdecydowała, iż będzie prenumerować następujące gazety: „Gazeta Gospodarcza”,


„Ogrodnictwo”, „Siew” i „Kurjer Łódzki”. Podjęto także decyzję, że wobec tak nikłych środków finansowych
otrzymanych od Sejmiku Powiatowego zrezygnować z prenumeraty: „Gazety Rolniczej” i „Drużyny”. Vide: AS,
Protokół nr 23 z posiedzenia Rady Nauczycielskiej z dn. 14 stycznia 1926 r., k. 26.

215
od 18.00 do 19.00. Gazety były składowane w specjalnej szafie będącej pod opieką sekcji
oświatowej Koła Koleżeńskiego Uczniów. W tym czasie mogli także słuchać audycji
radiowych36.
Życie szkolne, zarówno w dni powszechne, jak i świąteczne regulowały różnego rodzaju
zbiory przepisów, które szczegółowo ustalały pracę całej szkoły, jednocześnie wskazując,
jak wzorcowo powinno się żyć i pracować w szkole. W dniu 21 XI 1924 r. odbyło się
pierwsze posiedzenie Rady Nauczycielskiej (pedagogicznej), na której przyjęto kilka
regulaminów, które z pewnymi modyfikacjami funkcjonowały do II wojny światowej.
Przyjęto wówczas regulaminy: dyżurnego nauczyciela, gospodarza szkoły, gospodarza
podwórza, przepisy dla dyżurnego od krów i oddzielnie dla trzody chlewnej, przepisy ogólne
– zachowanie się uczniów37. Na Radzie Nauczycielskiej w dniu 16 XI 1925 r. przyjęto dwa
następne regulaminy, czyli starszego ogrodowego i praktykanta ogrodnictwa38. Drobne
zmiany następowały zazwyczaj co rok. Wśród tych regulacji warto odnotować szereg zmian
w związku z instrukcją Ministerstwa Wyznań Religijnych i Oświecenia Publicznego,
które przeprowadzono w 1934 r. Wówczas obowiązywały następujące regulaminy:
nauczyciela dyżurnego, sypialni, umywalni, ustępu, lamusa, przedsionka i korytarza, obowiązki
grupy podwórzowej, grupy rolnej, starszego hodowlanego — osobno dla bydła i dla trzody
chlewnej, grupy hodowlanej odrębnie dla hodowli bydła oraz trzody chlewnej, a także
obowiązki starszego ogrodowego i regulamin grupy ogrodowej, 39. Na początku 1936 r.
przyjęto jeszcze regulamin świetlicy40. Jak z tego widać, regulowały właściwie każdą sferę
życia ucznia podczas jego pobytu w szkole.
Zacytuję kilka fragmentów z regulaminu „Ogólne zachowanie się uczniów”, jako tego
podstawowego i najważniejszego:
Uczniowie winni wykonywać swe czynności z chęcią i zainteresowaniem oraz ze zrozumieniem tego
co czynią. 1. Należy przestrzegać punktualności w czynnościach podług godzin wyszczególnionych
w oddzielnych instrukcjach. Nie wolno samowolnie odchodzić od zajęć, wyznaczonych przez nauczycieli.
2. Należy przestrzegać wzorowej czystości w ubikacjach szkolnych, ażeby szkoła miała wygląd ośrodka
kulturalnego. 3. Nie wolno palić papierosów w obrębie podwórza gospodarczego i w całym gmachu,
za wyjątkiem umywalni. 4. Nie wolno niszczyć narzędzi i przedmiotów szkolnych, a winni zepsucia będą za
to odpowiedzialni materialnie. 5. Nie wolno spóźniać się na lekcje, modlitwy posiłki, spoczynek i zajęcia
praktyczne. 6. Zachowanie uczniów winno być swobodne i wesołe. W stosunku do kolegów winna być
uczynność. Nie wolno używać niewłaściwych wyrazów i przekleństw (…) 7. Uczniowie ani w murach
szkolnych ani poza szkołą nie używają napojów alkoholowych41.
Oczywiście pozostałe regulaminy zawierały szereg innych postanowień, które dotyczyły
wybranych miejsc szkoły lub też obowiązków szkolnych. Zacytuję fragment z przepisów
dla dyżurnego od krów: „Wstaje codziennie o godz. 5.00 a latem o 4.30. Zbiera naczynia do doju
i letnią wodę, podściela, obmywa krowom wymiona, masuje, doi i podaja oraz zadaję paszę — podrzuca

36
AS, Protokół nr 68 z posiedzenia Rady Pedagogicznej Ludowej Szkoły Rolniczej w Sędziejowicach,
odbytego w dniu 14 stycznia 1930 roku, k. 61.
37
AS, Protokół nr 1 z posiedzenia Rady Nauczycielskie z dn. 21 listopada 1924 r., k. 2-5.
AS, Protokół nr 21 z posiedzenia Rady Nauczycielskiej z dn. 16 listopada 1925 r., k. 23-24.
38

AS, Protokół nr 116 z posiedzenia Rady Pedagogicznej Ludowej Szkoły Rolniczej w Sędziejowicach,
39

odbytego w dniach 2–23 stycznia 1934 roku, k. 6–15.


40
AS, Protokół nr 142 z posiedzenia Rady Pedagogicznej Powiatowej Ludowej Szkoły Rolniczej
w Sędziejowicach odbytego w lokalu własnym dn. 13 stycznia 1936 r., k. 41.
AS, Protokół nr 116 z posiedzenia Rady Pedagogicznej Ludowej Szkoły Rolniczej w Sędziejowicach,
41

odbytego w dniach 2–23 stycznia 1934 roku, k. 6.

216
nawóz [wyrzuca obornik na pryzmę z obory – M.M.]. 2. Zaraz po objedzie pojenie poczem dój jak
wyżej. Zadaje paszy treściwej, czyszczenie, wypuszczanie krów i cieląt na okólnik. Podrzucanie nawozu
[wyrzuca obornik na pryzmę z obory – M.M.]. W lecie czuwa aby krowy były na czas wypędzane na
pastwisko lub otrzymywały paszę zieloną. 3. 7 wieczór dój jak wyżej i zadanie na noc słomy (…)42.
Warto przyjrzeć się także rozkładowi dnia codziennego i świątecznego w szkole. Różnił się
on w zależności od tercjału (rok szkolny podzielony był na trzy okresy nazywane tercjałami)
w zależności, czy był to dzień powszedni czy świąteczny. W dni powszednie w roku
szkolnym 1925/1926 uczniowie wstawali wcześnie, bo o 4.45 lub 5.00 (grupa hodowlana), zaś
pozostali o 5.45 lub o 6.00. Przed śniadaniem odbywała się jedna lekcja (6.30–7.15), zaś
po pierwszym posiłku, uczniowie do południa mieli kolejne 5 lekcji. Między godzinami 12.00
a 13.00 była przerwa obiadowa, a następnie przez 4 godziny odbywały się praktyki zawodowe.
Późne popołudnie i wieczór przeznaczano na podwieczorek, odrabianie lekcji, naukę czytania
(dla osób mających problemy) oraz kolację. O 21.00 uczniowie szli spać43. Trochę inaczej
dzień ucznia wyglądał w latach 30., gdyż w roku szkolnym 1934 r. uczniowie wstawali o 5.00
lub 6.00, następnie do godziny 7.45 lub 8.45, poświęcali czas na zajęcia praktyczne oraz
na śniadanie i sprzątanie sypialni. Między godziną 7.45 lub 8.45, a 12.05 lub 13.05 odbywało
się 5 lekcji, następnie była godzinna przerwa obiadowa. Popołudnie było przeznaczone
na zajęcia praktyczne (3 lub 3,5 h). Wieczorem, między 18.00 a 19.45, odbywały się kolejne
dwie lekcje, po których uczniowie zobowiązani byli do doju krów mlecznych. Następnie była
kolacja, czas wolny, wieczorna toaleta i kładziono się spać o 21.00 lub 22.00 44.
Nieco inaczej wyglądał plan zajęć w niedzielę. Początek dnia w roku szkolnym 1934 był
taki sam jak w dzień powszedni w tym samym roku. Różnice widać było w godzinach
przedpołudniowych, gdyż zamiast lekcji uczniowie mieli zajęcia w Kole Koleżeńskim
Uczniów, w drużynie Straży Pożarnej oraz w Hufcu Przysposobienia Wojskowego.
O godz. 11.00 udawano się na Mszę Świętą do pobliskiego Kościoła 45. Źródła nie zachowały
informacji o tym, co robili w tym czasie uczniowie, którzy nie byli katolikami, gdyż w szkole
naukę pobierało, w ciągu jej istnienia, kilkunastu ewangelików, prawosławnych, baptysta
oraz żyd46. W tym miejscu zaznaczę także, że poranna i wieczorna modlitwa w szkole także
była wspólna, a nauczyciele pilnowali by uczniowie nie zaniedbywali tego obowiązku 47.
W godzinach popołudniowych zamiast zajęć praktycznych uczniowie mieli wolne, a czas
który w tygodniu poświęcali na wieczorne lekcje przeznaczali na zajęcia świetlicowe.
Pozostałe elementy dnia nie różniły się od tego co robiono od poniedziałku do soboty 48.
Widać zatem doskonale, że dzień powszedni jak i świąteczny w szkole był całkowicie
zapełniony, a czasu wolnego nie było za dużo.

AS, Protokół nr 1 z posiedzenia Rady Nauczycielskie z dn. 21 listopada 1924 r., k. 3–5.
42
43
AS, Protokół nr 21 z posiedzenia Rady Nauczycielskiej dn. 16 listopada 1925 r., k. 24–25; AS, Protokół
nr 29 z posiedzenia Rady Nauczycielskiej dn. 30 kwietnia 1926 r., k. 34–35.
44
AS, Protokół nr 116 posiedzenia Rady Pedagogicznej Ludowej Szkoły Rolniczej w Sędziejowicach z 2–23
stycznia 1934 roku, k. 3–4.
45
AS, Protokół nr 116 posiedzenia Rady Pedagogicznej Ludowej Szkoły Rolniczej w Sędziejowicach z 2–23
stycznia 1934 roku, k. 3–4.
46
AS, Ewidencja uczniów Ludowej Szkoły Rolniczej w Sędziejowicach od r. 1924 do r. 1930 włącznie; AS,
Ewidencja uczniów Ludowej Szkoły Rolniczej w Sędziejowicach od r. 1931 do r. 1947.
Protokół nr 53 z posiedzenia Rady Nauczycielskiej dnia 9 lipca 1928 r., k. 50.
47
48
Źródło: AS, Protokół nr 116 posiedzenia Rady Pedagogicznej Ludowej Szkoły Rolniczej w Sędziejowicach
z 2–23 stycznia 1934 roku, k. 3–4.

217
Należy podkreślić, że uczniowie cały czas przebywali w szkole. Jedynie mogli ją opuszczać
kilka razy w ciągu roku korzystając z krótkotrwałych urlopów z okazji różnego rodzaju świąt,
np. Świąt Wielkanocnych49, Zielonych Świątek50, Wszystkich Świętych51, urlopu na żniwa52, ale
także urlopów na własną prośbę 53. Uczniowie mogli też korzystać z kilkugodzinnych
przepustek by udać się na zabawę taneczną 54. Poważnym problemem, który nieustannie
przewijał się na Radach Nauczycielskich, były kłopoty z terminowym powrotem do szkoły
z tychże przerw. Wobec tego nauczyciele stosowali różnego rodzaju kary dyscyplinujące55.
Osobnego omówienia wymagają dwa szczególne dni w ciągu roku szkolnego,
czyli rozpoczęcie i zakończenie roku szkolnego. Początek zajęć nie był zbyt uroczyście
obchodzony. Uczniowie przyjeżdżali do szkoły i rozpoczynano normalne zajęcia. W 1925 r.
lekcje rozpoczęły się w dniu 17 listopada, a w niedzielę 21 listopada odbyło się uroczyste
nabożeństwo w miejscowym kościele56. W 1931 r. zaplanowano, że uczniowie pojawią się
w szkole 15 stycznia, na następny dzień miały odbyć się pierwsze zajęcia, zaś dopiero
20 stycznia z racji rozpoczęcia nauki uczniowie mieli udać się na nabożeństwo do Kościoła
parafialnego57. Bardziej podniośle i uroczyście obchodzono dzień zakończenia nauki. I tak
dla przykładu, rozdanie świadectw szkolnych w roku 1926 nastąpiło według następującego
harmonogramu: godz. 11.00 — nabożeństwo w kościele, następnie przemówienia
okolicznościowe gości, wybranego ucznia i kierownika placówki, wręczenie świadectw,
pokazowy egzamin prezentujący wiedzę absolwentów szkoły i zakończenie części oficjalnej
odegraniem hymnu państwowego. Następnie odbywał się obiad, a wieczorem Koło
Koleżeńskie Uczniów urządzało zabawę taneczną. W trakcie uroczystości muzykę miała
zapewniać szkolna orkiestra dęta58. W następnym roku dzień ten tylko nieznacznie został
zmieniony. Wręczenie świadectw zaplanowano na dzień 22 października. Plan był
następujący: godz. 11.00 — Msza Św., następie przerwa, w czasie której zaproszeni goście
mieli zwiedzać szkołę, godz. 13.00 — uroczystość wręczenia świadectw szkolnych,

49
AS, Protokół nr 29 z posiedzenia Rady Nauczycielskiej dn. 30 kwietnia 1926 r., k. 34.
50
AS, Protokół nr 44 z posiedzenia Rady Nauczycielskiej dnia 8 czerwca 1927 roku, k. 47.
AS, Protokół nr 77 z posiedzenia Rady Pedagogicznej Powiatowej Szkoły Rolniczej w Sędziejowicach,
51

odbytego w dniu 30 września 1930 roku, k. 68.


AS, Protokół nr 65 z posiedzenia Rady Nauczycielskiej Ludowej Szkoły Rolniczej w Sędziejowicach,
52

odbytego w dniu 8 listopada 1929 roku, k. 59.


53
AS, Protokół nr 9 z posiedzenia Rady Nauczycielskiej z dn. 3 marca 1925 r., k. 12 (błędna numeracja,
powinno być 13).
54
AS, Protokół nr 14 z posiedzenia Rady Nauczycielskiej dnia 11 maja 1925 r., k. 18.
Kary dyscyplinujące były różne, od zatrzymania pozwolenia na wyjazdy urlopowe, upomnienia, nagany,
55

ostrej nagany, po zagrożenie wykluczenia aż do usunięcia ze szkoły, jeżeli uczeń mimo ponagleń powtarzał swoje
zachowanie. Vide: AS, Protokół nr 9 z posiedzenia Rady Nauczycielskiej z dn. 3 marca 1925 r., k. 12 (błędna
numeracja, powinno być 13); AS, Protokół nr 14 z posiedzenia Rady Nauczycielskiej dnia 11 maja 1925 r., k. 18;
AS, Protokół nr 29 z posiedzenia Rady Nauczycielskiej dn. 30 kwietnia 1926 r., k. 34; AS, Protokół nr 32
z posiedzenia Rady Nauczycielskiej z dn. 3 czerwca 1926 r., k. 37; AS, Protokół nr 44 z posiedzenia Rady
Nauczycielskiej dnia 8 czerwca 1927 roku, k. 47; AS, Protokół nr 63 z posiedzenia Rady Nauczycielskiej Ludowej
Szkoły Rolniczej w Sędziejowicach, odbytego w dniu 19 sierpnia 1929 roku, k. 57; AS, Protokół nr 73
z posiedzenia Rady Pedagogicznej Powiatowej Ludowej Szkoły Rolniczej w Sędziejowicach, odbytego w dniu 22
maja 1930 roku, k. 64–65; AS, Protokół nr 75 z posiedzenia Rady Pedagogicznej Powiatowej Ludowej Szkoły
Rolniczej w Sędziejowicach, odbytego w dniu 7 lipca 1930 roku, k. 66.
AS, Protokół nr 21 z posiedzenia Rady Nauczycielskiej dn. 16 listopada 1925 r., k. 23.
56

AS, Protokół nr 82 z posiedzenia Rady Pedagogicznej Powiatowej Szkoły Rolniczej w Sędziejowicach,


57

odbytego w dniu 14 stycznia 1931 roku, k. 71–72.


58
AS, Protokół nr 36 z posiedzenia Rady Nauczycielskiej dnia 15 października 1926 r., k. 39.

218
która miała być zakończona, odegraniem Mazurka Dąbrowskiego przez orkiestrę szkolną.
Po uroczystości zapowiedziano wspólny obiad dla zaproszonych gości, w czasie którego
miała grać orkiestra. Na koniec dnia zaplanowano zabawę taneczną 59.
Młodzież męska ucząca się w Szkole w Sędziejowicach poza zajęciami szkolnymi
i obowiązkami gospodarskimi mogła uczestniczyć w różnych przedsięwzięciach
pozalekcyjnych. Z inicjatywy nauczyciela Stefana Jachowicza został zorganizowany w szkole
oddział Straży Pożarnej60. Od Polskiej Dyrekcji Ubezpieczeń Wzajemnych, szkolni strażacy
już pod koniec 1925 r. dostali sikawkę przenośną, wózek dwukołowy pod nią, drabinę
przystawną i dwa bosaki. Szkolenia młodych strażaków miały odbywać się w porze wiosennej
i letniej w niedzielne przedpołudnie, natomiast w zimie tylko przy ładnej pogodzie 61.
S. Jachowicz zgłosił wkrótce propozycję, aby drużyna miała także własną polową apteczkę
lekarską (obok szkolnej)62. Podjęto decyzję o zakupie przepasek na rękawy, by można było
rozpoznać uczniów, którzy pracują przy pożarze oraz opodatkowano się po 1 zł, by kupić
sygnałówkę dla drużyny. Uczniowie-strażacy także ubezpieczali się na własny koszt.
W 1926 r. składka wyniosła 60 gr.63 Źródła oprócz informacji o tym, kto z nauczycieli był
opiekunem drużyny, milczą na temat dalszej działalności staży pożarnej.
Wspomniany już S. Jachowicz był także autorem pomysłu, by w szkole powołać do życia
orkiestrę dętą. Wniosek ten nauczyciele przyjęli jednogłośnie, zaś organizacją przedsięwzięcia
miał się zająć wnioskodawca64. Wkrótce zdecydowano, w przypadku kiepskiej pogody,
przeznaczyć lekcję gimnastyki właśnie na zajęcia związane z orkiestrą dętą. Pozostała część
uczniów, która nie brała w niej udziału, czas ten miała wykorzystywać na naukę śpiewu 65.
Niestety i w tym wypadku nie zachowały się informacje o tym, w jakie instrumenty muzyczne
była ona wyposażona, skąd je pozyskano, ani jaki poziom udało się uzyskać. Wiadomości
o tym, że szkolna orkiestra grała podczas zakończeń roku świadczy o tym, że poziom nie
musiał być zły. Trzeba pamiętać, że co roku przychodziły nowe osoby i nie było ciągłości
nauki.
Warto wspomnieć o kolejnej ciekawej inicjatywie S. Jachowicza, który po porozumieniu się
z dyrektorem zdecydował, że w szkole będzie grany hejnał. Wygrywać go mieli dwaj
uczniowie na kornetach. Rano o godz. 6.30 grano pieśń „Kiedy ranne wstają zorze”, zaś
wieczorem o 21.00 „Kto się w opiekę”66. Jak widać zatem, obie pieśni miały charakter
religijny, związany z wiarą rzymskokatolicką.
Od 4 XII 1924 r. działało w szkole Koło Koleżeńskie Uczniów. Początkowo
funkcjonowało w czterech sekcjach — oświatowej, bratniej pomocy i kooperatywy,
przedstawień i zabaw oraz sportowo-wycieczkowej67. Statut Koła przyjęto na posiedzeniu
Rady Nauczycielskiej w dniu 27 V 1925 r., na podstawie którego wyodrębniono dział ogólny
i następujące sekcje: handlową (bratniej pomocy), kasową, oświatową (biblioteczną),

AS, Protokół nr 49 posiedzenia Rady Nauczycielskiej dnia 25 października 1927 r., k. 47.
59
60
AS, Protokół nr 9 z posiedzenia Rady Nauczycielskiej z dn. 3 marca 1925 r., k. 12.
61
AS, Protokół nr 21 z posiedzenia Rady Nauczycielskiej dn. 16 listopada 1925 r., k. 25.
AS, Protokół nr 24 z posiedzenia Rady Nauczycielskiej dnia 28 stycznia 1926 r., k. 37.
62
63
AS, Protokół nr 27 z posiedzenia Rady Nauczycielskiej dn. 16 marca 1926 r., k. 22.
AS, Protokół nr 9 z posiedzenia Rady Nauczycielskiej z dn. 3 marca 1925 r., k. 12.
64

AS, Protokół nr 12 z posiedzenia Rady Nauczycielskiej dn. 28 marca 1925 r., k. 16; AS, Protokół nr 21
65

z posiedzenia Rady Nauczycielskiej dn. 16 listopada 1925 r., k. 25.


AS, Protokół nr 9 z posiedzenia Rady Nauczycielskiej z dn. 3 marca 1925 r., k. 12.
66
67
AS, Protokół nr 7 z posiedzenia Rady Nauczycielskiej z dn. 24 stycznia 1925 r., k. 9–11.

219
przedstawień i zabaw, sportowo-wycieczkową oraz straży ogniowej68. W kolejnych latach
utrzymał się bez większych zmian podział na sekcje. W 1930 r. powstała Sekcja Kasy
Pożyczko-Oszczędnościowa69, a w 1934 r. postanowiono zorganizować sekcję
przysposobienia rolniczego70.
Sekcja przedstawień i zabaw dbała o życie kulturalne uczniów i przygotowywała własne
przedstawienia teatralne, w których swoimi talentami mogli wykazać się młodzi rolnicy. I tak
uczniowie 18 I 1925 r. wystawili przedstawienie, po którym odbyła się zabawa taneczna
trwająca do godz. 16.00. W czasie zabawy był bufet, jak zaznaczono bez wódki71. W dniu 20 II
1927 r. wystawiono przedstawienie pt. Za wolność ludu — obrazek sceniczny z powstania
styczniowego72, a na zakończenie roku szkolnego w dniu 14 XII 1935 r. wystawiono sztukę
Jaśkowe zamysły73.
Bardzo atrakcyjne dla uczniów sędziejowickiej szkoły były wycieczki. Uczniowie często
wyjeżdżali do gospodarstw swoich kolegów z klasy74. Pozwalało to na poznanie, jak
wyglądały i jak funkcjonowały gospodarstwa najbliższych znajomych, z którymi zdobywali
wiedzę, ale także był to element wzajemnego poznania się. Ważniejsze z punktu widzenia
uczniów były różnego rodzaju wycieczki do znanych miejsc w Polsce. Warto zaznaczyć, że
dla wielu biednych młodych mężczyzn ze wsi, wychowujących się wielodzietnych rodzinach
na niewielkich gospodarstwach, była to wręcz wyprawa życia. Zapewne wielu z nich oprócz
wizyt na Mszy Świętej w kościele parafialnym i na targu w pobliskim miasteczku, z powodu
trudnych warunków materialnych znała tylko własną i okoliczne wsie. Dla przykładu, latem
1925 r., uczniowie zwiedzili trzy małorolne gospodarstwa, a w dniach 7–14 lipiec udali się
na tygodniową wyprawę na południe Polski, gdzie zwiedzano m.in. szkołę rolniczą
w Trzyciążu, zamek w Piaskowej Skale, Ojców, Kraków oraz gospodarstwo doświadczalne UJ
w Mydlikach75. W 1931 r., na wniosek Koła Koleżeńskiego Uczniów, młodzi rolnicy wystarali
się u nauczycieli o dwudniowy wyjazd do Pabianic i Łodzi. Szkoła dotowała wycieczkę kwotą
80 zł76. W 1933 r. uczniowie wyjechali do Krakowa. Okazją było święto kawalerii polskiej,
które przypadało w 250. rocznicę odsieczy wiedeńskiej. Uczniowi zwiedzali również miasto.
Koszty podróży młodzi rolnicy musieli pokryć z własnych środków finansowych, natomiast
koszty wyżywienia pokrywała szkoła przeznaczając na ten cel po 50 zł na osobę 77.
Okres 11-miesięczej nauki w szkole sędziejowickiej dla młodzieży wiejskiej oznaczał
całkowicie nowy okres w życiu. Opuszczali oni swój dom rodzinny, przenosząc się

68
AS, Protokół nr 15 z posiedzenia Rady Nauczycielskiej dn. 27 maja 1925 r., k. 17–18.
AS, Protokół nr 60 z posiedzenia Rady Nauczycielskiej z dn. 20 kwietnia 1929 r., k. 54.
69

AS, Protokół nr 116 posiedzenia Rady Pedagogicznej z dn. 2–23 I 1934 r., k. 2.
70

AS, Protokół nr 6 z posiedzenia Rady Nauczycielskiej z dn. 17 stycznia 1925 r., k. 9.


71
72
AS, Protokół nr 39 z posiedzenia Rady Nauczycielskiej z dnia 22 lutego 1927 roku, k. 41.
AS, Protokół nr 140 z posiedzenia Rady Pedagogicznej Powiatowej Ludowej Szkoły Rolniczej
73

w Sędziejowicach odbytego w lokalu własnym dn. 29 listopada 1935 r., k. 40.


AS, Protokół nr 44 z posiedzenia Rady Nauczycielskiej dnia 8 czerwca 1927 roku, k. 44. W świetle
74

zachowanego materiału źródłowego nie można dać jednoznacznej odpowiedzi z czyjej inicjatywy i kto decydował
ostatecznie o wyjazdach do gospodarstw uczniów. Należy sądzić, że decyzja ta zostawała wspólnie podejmowana,
przez nauczyciela, ucznia i rodzica-właściciela gospodarstwa, choć zapewne największy wpływ miał nauczyciel.
AS, Protokół nr 17 z posiedzenia Rady Nauczycielskiej dn. 15 lipca 1925 r., k. 20.
75
76
AS, Protokół nr 91 z posiedzenia Rady Pedagogicznej Powiatowej Szkoły Rolniczej w Sędziejowicach
odbytego w dniu 30 września 1931 roku, k. 90.
AS, Protokół nr 113 z posiedzenia Rady Pedagogicznej Powiatowej Szkoły Rolniczej w Sędziejowicach
77

odbytego w dniu 3 października 1933 roku, k. 99.

220
do szkolnej bursy, gdzie z niewielkimi przerwami przebywali cały czas. Dzień wypełniała
nauka przedmiotów ogólnokształcących i rolniczych oraz zajęcia praktyczne. Wieczorami
pozostawało odrabianie prac domowych, czytanie prasy i słuchanie radia. Oprócz
normalnych zajęć, uczniowie mogli realizować się w innych dziedzinach. Uzdolnieni
muzycznie działali w orkiestrze dętej, inni mogli spróbować swych sił w aktorstwie. Część
młodzieży ratowała ludzki dobytek służąc w drużynie pożarniczej. Dla wielu nauka
w Sędziejowicach pozwalała na zwiedzenie miejsc, o których czytano w prasie. Był to więc
okres ciężkiej i wytężonej pracy, ale też rozwijania własnych umiejętności, który miał
zaowocować w przyszłości lepszymi wynikami produkcyjnymi w ich własnych
gospodarstwach.

221
Łukasz Węgrzyn
Uniwersytet Łódzki

STRUKTURA NARODOWOŚCIOWA ORAZ LOSY DZIECI I MŁODOCIANYCH


WIĘŹNIÓW OBOZU AUSCHWITZ-BIRKENAU

1. WSTĘP
Dzieje funkcjonowania obozów koncentracyjnych w okresie II wojny światowej zawierają
znaczącą i tragiczną historię najmłodszych więźniów, jacy trafili do tych miejsc zagłady. Jest
to ważna część historii eksterminacji ludzi różnej narodowości w czasach panowania
nazistowskich Niemiec. Głównym motywem osadzania dzieci i młodocianych w obozach
było ich pochodzenie, przynależność rasowa. W hitlerowskiej ideologii każdy untermensch,
czy też pospolity wróg faszystowskiej ideologii III Rzeszy, bez względu na wiek,
wykształcenie etc. miał stanowić element przeznaczony do eliminacji. W świetle tej reguły,
obecność dzieci w miejscach zagłady jest nadto przerażająca. Deklaracja Praw Człowieka
(Deklaracja Genewska), uchwalona w 1923 roku, a ratyfikowana rok później przez Ligę
Narodów w swoich zapisach traktowała o zobowiązaniach społeczeństw wobec dzieci 1. Stały
się one niczym dla reżimu hitlerowskiego.
Obóz w Oświęcimiu istniał w latach 1940-1945. W skład kompleksu wchodziły 3 obozy
(obóz macierzysty Auschwitz I, Birkenau – II, Monowitz – III). Miał on charakter miejsca
koncentracji wielonarodowej ludności europejskiej oraz służył jako fabryka śmierci. Stłoczeni
w jednym miejscu, przy głodowych racjach żywnościowych i wymęczającej, nieludzkiej pracy
więźniowie do końca swojego życia nie opuścili tego miejsca. Wśród nich były również dzieci
i młodociani. Z obliczeń naukowych wynika, że wśród około 1,3 miliona osób
deportowanych do Auschwitz w latach 1940-1945 było około 232 000 dzieci i młodocianych
wraz z całymi rodzinami w ramach różnorodnych akcji przeciwko różnym grupom
narodowym i społecznym. Dzieci żydowskie kierowane były tu w ramach akcji zagłady
ludności żydowskiej, romskie – w ramach działań eksterminacji tej grupy, polskie – z powodu
wysiedleń i deportacji do obozu całych rodzin z Zamojszczyzny i z Warszawy po powstaniu
w sierpniu 1944 roku, białoruskie, ukraińskie, rosyjskie z terenów byłego Związku
Radzieckiego – jako odwet za działalność partyzantów2. Artykuł ten jest próbą przedstawienia
losów najmłodszych więźniów, którzy trafili do Auschwitz-Birkenau.

2. STRUKTURA NARODOWOŚCIOWA DZIECI I MŁODOCIANYCH


W AUSCHWITZ-BIRKENAU
2.1. Dzieci i młodzież pochodzenia polskiego
Pierwsi młodociani osadzeni w Auschwitz stanowili grupę więźniów
przytransportowanych z terenów Śląska, Wiśnicza i Krakowa w 1940 roku w ramach akcji A-
B. Ustalono na podstawie niekompletnych dokumentów, że spośród 1386 osób 53 z nich
stanowili szesnasto-siedemnastoletni chłopcy 3. W kolejnych transportach trafiały tam osoby

1
http://biurose.sejm.gov.pl/teksty/i-684.htm
2
H . K u b i c a , Dzieci i młodzież w KL Auschwitz-Birkenau, [w:] Pro Memoria nr 21 – Biuletyn Informacyjny
Państwowego Muzeum Auschwitz – Birkenau i Fundacji Pamięci Ofiar Obozu Zagłady Auschwitz – Birkenau,
2004, s. 3-4.
3
I. S t r z e l e c k a , Pierwsi Polacy w KL Auschwitz, „Zeszyty Oświęcimskie” nr 18 1983, s. 69-144.

223
do osiemnastego roku życia. Szacuje się (na podstawie zachowanych wykazów więźniów
rejestrowanych w obozie - Zugangslisten), że w okresie od 7 stycznia do 22 grudnia 1941 roku
spośród 16762 mężczyzn pochodzenia Polskiego, skierowanych różnymi transportami, było
co najmniej 398 młodocianych i dzieci, z których najmłodsze liczyły około czternaście,
piętnaście lat. Również z tych dokumentów wnika, że przykładowo 1 II 1941 r. spośród 596
więźniów było 39 młodocianych chłopców, 5 IV 1941 – spośród 2299 było około 63
w wieku 15, 16 lat, a dwóch po 14 lat, natomiast 7 IV 1941 przybyły obok młodocianych,
czternastoletnie dzieci4. Podobnie sytuacja miała się z młodocianymi kobietami – przybywały
do Auschwitz z powodu współpracy z ruchem oporu, działań konspiracyjnych, działań
harcerstwa, aresztowanych w ramach działań represyjnych w stosunku do młodzieży polskiej.
Kierowani do Auschwitz-Birkenau w wyniku wysiedleń z Zamojszczyzny w dniach 13 i 16
XII 1942 oraz 5 II 1943 r. stanowili grupę 1301 osób w tym dzieci. Byli więźniowie jednak
podają liczbę o wiele większą, gdyż część z transportów nie była rejestrowana, lecz kierowana
bezpośrednio do komór gazowych. Konieczność szybkiej likwidacji osób obciążających stany
osobowe obozu (ściślej rzecz ujmując – niezdolnych do pracy) powodowała, że młodociani
z owych transportów musieli być uśmierceni. Często wrzucano żywe dzieci wprost w ogień
do dołów paleniskowych5. Zgodnie z myślą Głównego Urzędu Bezpieczeństwa Rzeszy,
Polacy mieli umierać z przyczyn naturalnych w przeciwieństwie do Żydów, gdzie stosowano
praktyczne uśmiercanie. Zgodnie z tym, wielu młodych chłopców polskiego pochodzenia
zostało uśmierconych zastrzykiem z fenolu, podając za przyczynę śmierć naturalną. W dniu
21 I 1943 r. w ten sposób zabito dwóch chłopców: 19-letniego Tadeusza Rycyka i 12-letniego
Mieczysława Rycaja, 23 II 1943 r. zabito 39 chłopców, a 1 III 1943 r. z Birkenau do szpitala
obozowego w Auschwitz sprowadzono 80 chłopców w wieku od 13 do 17 lat. Młode
dziewczyny nie doświadczyły takich form zabijania, gdyż koszmarne warunki bytowe
w Birkenau dziesiątkowały samoistnie więźniów6. Obóz Auschwitz-Birkenau przeżyło
z tej grupy 5 chłopców i 41 dziewczynek7.
Po klęsce powstania warszawskiego, do Auschwitz-Birkenau skierowano z Warszawy
cztery transporty, wśród których byli młodociani: 12 VIII 1994 r. – 1984 mężczyzn, w tym
277 chłopców do lat czternastu i 107 młodocianych poniżej osiemnastu lat oraz 3175 kobiet
i dziewcząt; 4 IX 1944 – 1955 mężczyzn, w tym 133 do osiemnastego roku życia oraz 1131
kobiet i dziewcząt; 13 IX 1944 – 929 mężczyzn, w tym 26 chłopców do siedemnastu lat
i około 900 kobiet i dziewcząt; 17 IX 1944 – 3021 mężczyzn, a wśród nich 236 dzieci
i młodocianych. Dane te nie do końca są sprecyzowane, ponieważ powstały na podstawie
nielegalnego spisu sporządzonego przez więźniów i brak w nich wielu dat urodzin,
o umożliwiłoby określenie pełnej liczby młodych więźniów. W ogólnych transportach
z Warszawy ludności cywilnej było co najmniej 779 chłopców, w tym 314 do czternastego
roku życia i około 465 w wieku od 15 do 17 lat. Niepełny spis osób z tego transportu
wskazuje na liczbę 312 dziewczynek w wieku poniżej 14 lat oraz 255 między 15 a 17 rokiem
życia. Zestawienie z dnia 8 X 1944 r. w Auschwitz II (Birkenau) wskazuje, że w bloku
żeńskim BIa przebywało 370 dziewczynek (w wieku od kilku miesięcy do czternastu lat)
aresztowanych wraz z rodzicami po powstaniu w stolicy. Daje to ogólną liczbę 1404

W. D ł u g o b o r s k i , F. P i p e r , Auschwitz 1940-1945, Węzłowe zagadnienia z dziejów obozu, Tom II,


4

Wydawnictwo Państwowego Muzeum Oświęcim-Brzezinka, 1995, s. 166.


F. P i p e r , Ilu ludzi zginęło w KL Auschwitz – liczba ofiar w świetle źródeł i badań 1945-1990, 1992, s. 79.
5

W . D ł u g o b o r s k i , F . P i p e r , op. cit., s. 167-168.


6
7
H . K u b i c a , op. cit., s. 4.

224
dziewcząt i chłopców, w tym 684 dzieci w wieku od kilku miesięcy do czternastu lat, jakie
zostały w przedstawionych wyżej transportach skierowane do obozu Auschwitz-Birkenau8.
Tragiczne losy dzieci i młodocianych miały miejsce w tzw. Bloku Śmierci, czyli Bloku 11
w obozie macierzystym – Auschwitz I. Byli to więźniowie policyjni, osadzeni w ramach
śledztwa od 1943 r. wraz z rodzicami skazywanymi na rozstrzelanie pod Ścianą Straceń
za domniemaną udział w ruchu oporu, ucieczkę z przymusowych robót, kradzież z głodu,
szmugiel żywności. W dniu 2 IX 1943 r. skazano na śmierć 94 osoby, w tym 8 w wieku
do siedemnastu lat, najmłodsza miała dziewięć. Również posiedzenia Sądu Doraźnego 22
października, 29 listopada i 29 XII 1944 r. skazały grupę młodocianych,
którzy nie przekroczyli 17 roku życia. Nie zachowały się jednak wszystkie dokumenty mogące
ustalić pełną liczbę młodocianych ofiar. Duża liczba osób nie była w ogóle ewidencjonowana,
lecz skazywana bezpośrednio na śmierć. Wśród pewnych relacji byłych więźniów istnieje
jedna, mówiąca a tragicznej śmierci całej rodzin pod Ścianą Śmierci. Były więzień dr Bolesław
Zbozień, w 1942 był świadkiem, jak jeden z najokrutniejszych morderców w Auschwitz,
Palitzsch, prowadził przed ścianę mężczyznę i kobietę, która na rękach niosła małe dziecko,
a dwoje pozostałych dzieci, w wieku około czterech i dziewięciu lat szło obok nich. Palitzsch
wykonał wyrok – strzelił w potylicę dziecku będącego na rękach matki, następnie zastrzelił
dwoje pozostałych dzieci. Najstarsze z nich stawiało opór, lecz Palitzsch po chwili szarpaniny
powalił je na ziemię, przycisnął butem do ziemi i wykonał strzał. Rodzice stali nieruchomo.
Po chwili zginęli i oni – najpierw matka, później ojciec9.

2.2. Dzieci i młodzież z terenów Związku Radzieckiego


Do KL Auschwitz przywieziono w latach 1943 i 1944 młodocianych z terenów Związku
Radzieckiego w liczbie ponad tysiąca. Wysyłani oni byli wraz z rodzinami (około 15
transportów) z terenów Białorusi i Ukrainy, za posiadanie kontaktów z partyzantami na tych
terenach10. Z Witebska grupa młodocianych stanowiła około 880 osób, zaś z Mińska
(na podstawie ustaleń z czterech największych transportów) łącznie było ich około 907,
w tym 480 chłopców i 427 dziewcząt, a dużą grupę stanowiły nawet kilkumiesięczne dzieci.
Część młodocianych więźniów została wysłana do obozów dla dzieci w Potulicach koło
Bydgoszczy lub Konstantynowa koło Łodzi w celach germanizacji11. Również w przypadku
tej grupy narodowościowej, liczba młodych więźniów nie jest do końca znana. Duża część
z nich zginęła zarówno w transportach w powodu chorób, jak i po przybyciu do obozów
dla dzieci.
Z transportów z terenów Ukrainy znane są dwie dokumentacje obozowe, które wskazują
na obecność pewnej grupy małych dzieci i młodocianych.
W ramach ewakuacji obozu na Majdanku, do Auschwitz trafiło w kwietniu 1944 roku
około 59 radzieckich dzieci wraz z rodzicami, wśród nich nawet roczne. Z obozu Stutthof
w transporcie z 10 września 1944 przywieziono ośmioro dzieci z matkami. Również wśród
radzieckich jeńców wojennych, którzy osadzeni zostali w KL Auschwitz w okresie od 1941
do 1942 r., byli dwaj chłopcy jedenastoletni, jeden piętnastoletni i trzech szesnastoletnich.
Nie zachowała się również dokładna kartoteka wszystkich przywiezionych do Auschwitz

W . D ł u g o b o r s k i , F . P i p e r , op. cit., s. 170.


8
9
Ibidem, s. 171-172.
10
H. K u b i c a , op. cit., s. 4-5.
F. P i p e r , T . Ś w i e b o c k a , Auschwitz – Nazistowski Obóz Śmierci, Wydawnictwo Państwowego Muzeum
11

Oświęcim-Brzezinka, 1993, s. 132.

225
młodocianych. Wiadomo jednak, że takie grupy istniały, ze względu na liczne akcje w ramach
karnego osadzenia w obozie za ucieczki z miejsc przymusowej pracy, niesubordynację wobec
władz okupacyjnych czy ucieczek z innych obozów 12.

2.3. Dzieci i młodociani pochodzenia żydowskiego


Jest to najliczniejsza grupa młodych więźniów wśród wszystkich niepełnoletnich, jacy
zostali uwięzieni w KL Auschwitz. Ich losy zostały przypieczętowany w tym miejscu kaźni
w ramach „ostatecznego rozwiązania kwestii żydowskiej”. Do KL Auschwitz transporty
(wraz z dziećmi) przybywały już od początków 1942 roku, gdzie Żydzi bez ewidencji byli
gazowani. Wraz z rozbudową obozu dokonywano rejestracji, co umożliwiało późniejsze
oszacowanie liczb zabitych młodocianych i dzieci. W transporcie 999 słowackich Żydówek
w 1942 roku było około 116 dziewcząt w wieku szesnaście-siedemnaście lat, a jedna
czternastoletnia. W pozostałych transportach słowackich około 1\3 a nawet 1\4 wszystkich
deportowanych to byli młodociani13. Spośród wszystkich 27 000 osób14 transportowanych
ze Słowacji w latach 1942 i 1944, około 9 000 było nieletnich, którzy w większości byli
uśmiercani w komorach tuż po przybyciu.
Bardzo dużą grupę przywiezionych do KL Auschwitz stanowiła ludność węgierska.
Intensywna deportacja w roku 1944 przywiozła do obozu liczbę 438 000 Żydów węgierskich,
wśród nich duży odsetek dzieci. Nie wszystkie jednak uśmiercano od razu, część trafiała
do obozów przejściowych i czekała w nich na „swoją kolej do gazu”. Ci kierowani
do obozów przejściowych nie byli rejestrowani. Z zachowanych częściowych danych i relacji
wynika, że w dniu 8 października 1944 roku w Birkenau przebywało około 961 młodych
dziewczyn, 21 października było ich tylko 110, a 1 listopada – dwie15. Według obliczeń
dotyczących ogólnej liczby dzieci w transportach węgierskich wynika, że spośród 438 000
ogółem przywiezionych do KL Auschwitz Żydów było 90 000 dzieci i młodocianych16.
Dane z transportów francuskich, najlepiej zachowane, wskazują, że w okresie od 17 marca
1942 do 11 VIII 1944 r. w 71 z nich skierowano około 69 000 osób w tym 9 800 dzieci
i młodocianych, czyli około 14% ogółu deportowanych.
Z Holandii do końca 1942 r. przywieziono 43 transporty, a w kolejnych latach liczba
ta wzrosła do 68. Łącznie przywieziono do KL Auschwitz 60 000 Żydów holenderskich.
Z danych sporządzonych wśród 38 transportów z tej grupy, na 31 661 osób było 3 822 dzieci
i 969 młodocianych. Przypuszczać można, iż drugie tyle było w transportach nie objętych
ewidencją.
Natomiast pierwsze transporty z Belgii, gdzie deportacje do KL Auschwitz rozpoczęto
w 1942 roku, liczyły 4654 dzieci w wieku do 16 lat (spośród grupy 24906 osób). W drugiej
połowie 1942 r. przywieziono najwięcej dzieci: przykładowo 1 IX 1942 r. na 1 000
deportowanych było 344 dzieci, 26 września 1942 wśród 1742 mężczyzn i kobiet było 423
dzieci. Ową deportację kontynuowano w latach 1943-1944.
Problematyczne jest ustalenie liczby deportowanych dzieci żydowskich z Polski.
Z szacunków wynika, że do końca istnienia getta w Łodzi, tj. do sierpnia 1944 r., w getcie

12
W. D ł u g o b o r s k i , P i p e r F., op. cit., s. 173-174.
D. C z e c h , Kalendarz wydarzeń w KL Auschwitz, Wydawnictwo Państwowego Muzeum w Oświęcimiu, 1992,
13

s. 148.
14
F. P i p e r , op. cit., s. 108.
W. D ł u g o b o r s k i , F. P i p e r , op. cit., s. 184.
15
16
Ibidem, s. 183-185.

226
znajdowało się 17000 dzieci i młodocianych. Stan liczbowy tej grupy przetrwał do momentu
przetransportowania ich do KL Auschwitz.
Młodzi więźniowie z terenów Jugosławii nie są liczbowo dokładnie określeni, ze względu
na brak dokumentacji w tym zakresie. Szacuje się, że do Auschwitz trafiło około 2 300 dzieci
i młodocianych.
Od 1943 zaczęto przywozić Żydów z Austrii i Niemiec. Wśród około 20400 przybyłych
do KL Auschwitz w latach 1942-1944 było ponad 2600 dzieci i młodocianych. Literatura
dotycząca dziejów KL Auschwitz pokazuje, że również z terenów Norwegii i Austrii
wywieziono kilkaset młodych ludzi w latach 1943-194417.
W ramach deportacji z terenów Litwy były również dzieci w liczbie ponad 1 100. Również
likwidacje obozów na terenie Polski prowadziły do umiejscowienia dzieci i młodocianych
w KL Auschwitz. Przykładowo z filii obozu Gross-Rosen we wsi Dyhermfurth do obozu
w Oświęcimiu trafiło 1 000 chłopców, którzy natychmiast zostali zagazowani. Natomiast
po likwidacji obozu w Płaszowie w dniu 14 maja 1944 roku skierowano na śmierć do KL
Auschwitz około 300-400 dzieci z tamtejszego domu dziecka wraz z osobami starszymi
i chorymi.
Przytaczane powyżej danej nie są kompletne, lecz pokazują ogrom tragizmu jaki spotkał
najbardziej bezbronne ofiary reżimu nazistowskiego.

2.4. Dzieci i młodociani Romowie


Liczebność tej grupy dzieci i młodocianych stanowiła drugą po Żydach w KL Auschwitz.
Byli oni przetrzymywani w specjalnie wydzielonej części obozu, w tzw. Zigeuner
Familienlager. Wśród 21 000 zarejestrowanych Romów było ponad 11 000 dzieci, w tym
9 430 dzieci do czternastego roku życia. Około 378 dzieci urodziło się w obozie rodzinnym
w ciągu siedemnastu miesięcy jego istnienia. Koszmarne warunki egzystencji, szalejący tyfus
doprowadzały do śmierci dziennie około 100 osób w tym 60% dzieci. W 1944 roku decyzją
Himmlera o likwidacji obozu romskiego, wywieziono w głąb Rzeszy 1 408 osób (w tym 105
chłopców w wieku 9-14 lat). 2 897 mężczyzn, kobiet i dzieci skierowano do komór gazowych,
likwidując w ten sposób obóz cygański. Dzieci i młodociani Cyganie w liczbie 800,
którzy zostali wcześniej wywiezieni do obozu Buchenwald, zostali z powrotem sprowadzeni
do KL Auschwitz w dniu 10 października 1944 roku i zabici w komorach gazowych
krematorium V18.

3. POBYT W OBOZIE I WARUNKI ŻYCIA


Losy młodocianych więźniów były bardzo podobne do losów więźniów dorosłych,
szczególnie w okresie 1940-1943. Najczęściej wszelkiego rodzaju selekcje przechodzili starsi
nieletni, w wieku około szesnaście-siedemnaście lat (często w trakcie tych czynności
zawyżano swój wiek, by uniknąć śmierci w komorze przez kwalifikację do grupy osób
pracujących), stąd też w obozie męskim jak i żeńskim dzieci poniżej wieku czternastu lat było
niewiele. Jedynie przez krótki czas w drugiej połowie 1940 roku umieszczono w bloku nr 3
w Auschwitz chłopców poniżej osiemnastu lat, oraz w bloku 5, gdy ich liczebność wzrosła.
Stworzyli oni w ten sposób blok młodocianych. Chłopcy tam przebywając nie pracowali,
bądź jedynie czasowo. Mieli za to ćwiczenia na wzór wojskowych, z musztrą, zajęcia
sportowe, naukę śpiewu i niemieckiego. Niektórych uczono konkretnych fachów,

17
Ibidem, s. 176-180.
18
Ibidem, s. 186-188.

227
np. murarstwa. Taki stan nie trwał długo i wielu wiosną 1941 roku trafiło do różnych komand
roboczych, gdzie większość z nich szybko ginęła z wycieńczenia. W roku 1942 otworzono
szkołę murarską ponownie, początkowo w Birkenau, później w obozie macierzystym.
Uczono fachu od rana do wieczornego apelu. Często znęcano się nad chłopcami. Chłopcy
ci wykorzystywani byli do rozbudowy obozu, hal DAW (Niemieckie Zakłady Wyposażenia)
i innych obiektów obozowych. Wraz z rozwojem obozu, młodociani byli kierowani
do cięższych prac, np. w kopalniach węgla kamiennego bądź służyli jako konie pociągowe
do drewnianych wozów konnych (Rollwagen) przy transporcie zwłok do krematorium. Praca
trwała od 4 rano do wieczora.
Młode dziewczyny natomiast pracowały w obozie kobiecym wraz z dorosłymi
więźniarkami – w komandach rolnych, w magazynach, przy pracach melioracyjnych.
Utworzono również specjalne Kinderkommando, w którym zatrudniane były dziewczynki
poniżej czternastu lat. Również uczestniczyły w bardzo ciężkich robotach budowlanych,
w kopaniu rowów czy innych pracach ziemnych. Nazistowscy oprawcy nie zwracali często
uwagi na wiek pracujących dziewczyn. Często spotykano dziewczynki poniżej czternastego
roku życia przy ciężkich robotach. O ile ciężka praca fizyczna mogła szybko wyniszczyć
młody organizm, o tyle praca w osławionym Sonderkommando (przy transporcie i paleniu
zwłok) dla młodocianych chłopców stała się traumą.
Również młodocianych więźniów nie omijały kary, jakie stosowano wobec starszych.
Najczęściej była to kara słupka, polegająca na powieszeniu za wykręcone ręce do tyłu
na słupie lub belce na kilka godzin. Często po tego typu karze, ręce odmawiały
posłuszeństwa, drętwiały bądź wypadały ze stawów, co uniemożliwiało dalszą pracę,
a w konsekwencji śmierć. Kary wymierzane były za najdrobniejsze przewinienia, a często były
one niezawinione, stając się jedynie formą zabawy zwyrodniałych kapo.
Młodzi więźniowie, szczególnie chłopcy byli narażeni na deprawacje i demoralizacje
przez więźniów kryminalnych, nierzadko zboczeńców i homoseksualistów. Więźniowie
funkcyjni (blokowi, kapo) otaczali się wybranymi przez siebie młodymi więźniami (zwanymi
„piplami19”), którzy to czyścili swoim „Panom” buty, robili pranie, sprzątali pokoje,
organizowali jedzenie oraz zaspokajali ich seksualnie. W zamian za to zwierzchnik chronił
ich przed szykanami oraz pomagał w uchylaniu się od pracy.
Na podobne niebezpieczeństwa narażone były młode dziewczęta ze strony funkcyjnych
więźniarek, niemieckich kryminalistek. Jednak nie były to przypadki tak częste i skrajne
w wymuszaniu uległości jak w obozie męskim. Zdarzały się przypadki w których
to młodociane dziewczęta, chcące przetrwać tą gehennę, zgłaszały się dobrowolnie
do uruchomionego w Auschwitz I w 1943 roku domu publicznego20.
Od połowy 1943 roku sytuacja dzieci nieco zmieniła się na lepsze. Dzieci nieżydowskie
urodzone w obozie, dotychczas bezwzględnie zabijane, od tej pory mogły pozostawać
przy życiu – wciągano je do rejestru i figurowały jako więźniowie. W ciągu dnia, gdy matki
pracowały, pozostawały one w barakach pod opieką funkcyjnych więźniarek i tam czekały
na powrót matek. Sytuacja taka nie trwała długo. Oddzielono wkrótce je od matek

O tego typu praktykach pisze w swoich wspomnieniach „Pięć lat kacetu” Stanisław Grzesiuk. Jego
19

wspomnienia dotyczą pobytu w innych obozach niż KL Auschwitz, lecz opisywaną część rzeczywistości można
odnieść do praktyk wobec nieletnich chłopców w przedmiotowym obozie.
Jak wynika z relacji jednej z takich więźniarek, lekarz, który badał dziewczyny pod kątem zdrowia i
20

warunków do pełnienia takiej funkcji, ostrzegał je, że zostaną wysterylizowane i nie będą mogły w przyszłości
mieć dzieci, a ta natomiast odparła, że „nie chce być matką, tylko chce… chleba”, bo jest głodna.

228
i utrudniano kontakty z dziećmi, które pozostawione same sobie (szczególnie te kilkuletnie)
często chorowały i umierały. Większość z nich przetransportowano do obozów
w Konstantynowie koło Łodzi i w Potulicach, prawdopodobnie w celach germanizacyjnych.
Bardzo pomocnymi okazały się więźniarki z personelu lekarskiego rewiru kobiecego,
które to doprowadziły do wydzielenia w części baraku szpitalnego nr 16 część dla dzieci.
Warunki był tam lepsze niż w pozostałej części bloku, władze obozowe pozwoliły
na pomalowanie ścian scenami z bajek, przygotowano cieplejsze koce oraz pożywniejsze
jedzenie (m.in. zupy mleczne, kisiele i biały chleb). Brakowało jednak leków, które to
więźniarki starały się organizować we własnym zakresie. Z czasem liczba dzieci, jaka trafiała
do szpitala dramatycznie rosła, a wśród nich i śmiertelność. Doprowadziło to do likwidacji
w 1944 r. bloku dla dzieci w szpitalu.
W wyniku transportu rodzin z dziećmi z Warszawy, dokonywano selekcji, po których
chłopcy powyżej czternastego roku życia trafiali do kwarantanny, a później do pracy
lub innych obozów. Dzieci i kobiety obojga płci umieszczano w obozie kobiecym
w Birkenau. Część z nich, szczególnie tych 9-14 letnich kierowano do szpitali męskich
z przeznaczeniem do eksperymentów medycznych.
Kierowane dzieci z Warszawy do specjalnego bloku dziecięcego w obozie kobiecym,
egzystowały w nieco lepszych warunkach. Spały w kojach zasłanych zużytymi siennikami,
wypchanymi zatęchłą słomą, bez ogrzewania. Plagą były pluskwy. Na końcu baraku
wydzielono pomieszczenia na umywalnie i ustępy, jednak bez… wody. Potrzeby fizjologiczne
załatwiano do specjalnych kubłów. Z czasem barak zapełniał się matkami z dziećmi,
staruszkami, kobietami ciężarnymi. Te ostatnie kierowane były do baraku porodowego
a po rozwiązaniu umieszczano je w innym już baraku wraz z noworodkami. Były one często
pod „opieką” brutalnych blokowych, które nie ułatwiały opieki nad nowonarodzonymi.
W barakach dziecięcych znajdowało się często po kilkaset małych istnień w wieku od dwóch
do szesnastu lat. Zajmowały się sprzątaniem baraków, wynoszeniem nieczystości do ustępów,
skrobaniem szkłem koi do białości, myciem podłogi, kruszeniem cegły na proszek
do wysypywania wnętrza baraku i placu przed nim, przynosiły jedzenie z kuchni. Często
brakowało ciepłej odzieży, gdyż nowoprzybyłe dzieci w okresie letnim posiadały na sobie
jedynie ubrania na tę porę roku. Również racje żywnościowe były minimalne, składające się
z zupy z brukwi, czarnego chleba obozowego z margaryną, nieodbieranych gotowanych
kartofli, kawy zbożowej czy wywaru z brukwi.
Również złe warunki mieli młodociani chłopcy w obozie męskim. Mogli oni pracować,
co czasem miało swoje dobre strony, gdyż dawano im dodatkowe racje żywnościowe
oraz mieli kontakt z rodzinami, o ile pracowali w komandach transportowych.
Dla celów propagandowych utworzono dwa obozy rodzinne – dla Cyganów i Żydów
z Terezina. Ich istnienie trwało krótko, odpowiednio 17 i 11 miesięcy. Jednak młodzi
więźniowie w nim przebywający byli lepiej traktowani od pozostałych osadzonych w KL
Auschwitz. Gdy obozy te spełniły swoją propagandową rolę, zlikwidowano je jak i wszystkich
ich „mieszkańców” oraz skierowano do komór gazowych21.
W obozie cygańskim mogły przebywać całe rodziny. Utworzono tam tzw. Ogródek
dziecięcy (Kindergarten), który pełnił rolę żłobka i przedszkola. Urządzono plac zabaw
z piaskownicą, karuzelą i huśtawkami. Dzieci były tam lepiej żywione. Naziści często
nagrywali tam filmy w celach propagandowych. Stopniowo warunki pogarszały się za sprawą
likwidacji lepszego wyżywienia, pogorszenia warunków sanitarnych, brak wody i kanalizacji.

21
Ibidem, s. 191-203.

229
Decyzją Himmlera zalecono, by dzieci i chorych uśmiercano w miarę dyskretny sposób.
Po 17 miesiącach wszystkich pozostałych zagazowano. W Obozie dla Żydów z Terezina
utworzono nawet szkołę dla starszych dzieci, w których realizowano program szkolny.
Najmłodsze dzieci w przedszkolu uczyły się piosenek, wierszyków, bawiły zabawkami. Jednak
niemowlęta urodzone w tym obozie dożywały nie więcej niż czterech tygodni 22. Władze
obozowe również pozwoliły na zorganizowanie teatrzyku kukiełkowego. Po 11 miesiącach
istnienia prawie wszystkich skierowano do komór gazowych. Nieliczni poddani zostali
zbrodniczym eksperymentom przez dra Mengele, szczególnie bliźniaki obojga płci oraz 90-
osobowa grupa chłopców w wieku od trzynastu do szesnastu lat. Część z nich przetrwała
do wyzwolenia23.
Dzieci z obydwu obozów stały się obiektem eksperymentów wspominanego doktora
Mengele. Po jego przybyciu do KL Auschwitz w 1943 roku, zaczął on prowadzić badania
na wybranych przez siebie dzieciach. Interesowały go szczególnie bliźnięta i karły. Prowadził
szeroki wachlarz eksperymentów, traktując dzieci jako króliki doświadczalne bez żadnych
etycznych ograniczeń. Mimo, iż często traktował je z wielka troską, dbał by nie chodziły
wygłodzone, przyświecał mu cel realizacji zaplanowanych doświadczeń medycznych. Często
dzieci nazywały go „dobrym wujkiem”, „tatusiem”, lecz często nie wracały z jego gabinetu
z powrotem na oddział24. Przygotował do swych eksperymentów odpowiednie
pomieszczenia, ściągnął wykwalifikowany personel, który miał monitorować i raportować
prowadzone badania. Doktor Mengele stosował badania antropometryczne, morfologiczne,
rentgenowskie a nawet chirurgiczne, bez względu na wiek dzieci, często bez znieczulenia.
Dotyczyły one np. zmian kolorów tęczówki oka. Często dzieci poddawane tego typu
eksperymentom miały uszkodzone oczy bądź traciły całkowicie wzrok. Niemowlęta niekiedy
umierały. Również testowano noworodki, jak długo wytrzymają bez mleka matki.
Czternastoletnie szesnastoletnie dziewczyny poddawano zabiegom sterylizacyjnym,
a żydowskich chłopców kastrowano. Również eksperymenty przeprowadzano na dzieciach
wywiezionych do innych obozów z KL Auschwitz. Przykładem takich działań były
tajemnicze badania nad gruźlicą. W dniu 27 listopada 1945 roku wywieziono je wraz
z lekarskim personelem wtajemniczonym w te badania i następnie powieszono na rurach
grzewczych w hamburskiej szkole.
Równie tragicznym elementem obozowego życia dzieci, były losy matek
i nowonarodzonych. Do 1943 r. kobiety zostawały poddawane eutanazji zastrzykiem z fenolu
w obozowym szpitalu, uznane jako niezdolne do pracy. Jeżeli narodziny nastąpiły w danym
baraku, obowiązkiem matki było zgłaszanie takiego faktu blokowej. Dziecko jak i matkę
później zabijano. Od 1943 r. wraz z zaprzestaniem akcji eutanazji i zwiększonym
zapotrzebowaniem na siłę roboczą, zaniechano uśmiercania kobiet ciężarnych. W dalszym
ciągu zabijano nowonarodzone dzieci. Od połowy 1943 r. pozostawiano przy życiu dzieci
urodzone przez więźniarki, pochodzenia innego niż żydowskie. Jednak z powodu złej sytuacji
higienicznej i braku pokarmu u matki, dzieci często umierały. Nowo przybyłe, jak określano
dzieci nowonarodzone, poddawane były rejestracji oraz nadawano im numery zgodnie z serią
numerów męskich lub żeńskich25. Tatuowano je na lewym udzie lub pośladku, czasem
na rączce. Nie tatuowano dzieciom urodzonym przez Niemki i przez Polki, przywiezione

22
E. K l e e , Auschwitz, Medycyna III Rzeszy i jej ofiary, Kraków 2011, s. 444.
23
H . K u b i c a , op. cit., s. 8-9.
24
E. K l e e , op. cit., s. 445.
25
F . P i p e r , T. Ś w i e b o c k a , op. cit., s. 130.

230
z Warszawy po wybuchu powstania w 1944 r. oraz noworodków zakwalifikowanych
do germanizacji. Wszystkie te dzieci były odbierane matkom i jeżeli były zdrowe, wywożone
do ośrodków germanizacyjnych Stowarzyszenia Lebensborn.
Inaczej postępowano z Żydówkami i ich dziećmi. Do 1944 roku uśmiercano je zaraz
po urodzeniu, bez rejestracji. Jedynie rejestrowane były dzieci urodzone w obozie, gdzie
przebywały więźniarki z Terezina – w celach propagandowych. Zginęły jednak w wyniku
likwidacji owego obozu. W obozie kobiecym i dla Romów urodziło się około 700 dzieci,
których zarejestrowano jako więźniów. Kilkoro z nich zwolniono z matkami z obozu, część
wywieziono do innych obozów w czasie ewakuacji w 1945 roku, a około pięćdziesięcioro
doczekało wyzwolenia26.
Nie brakowało również ducha pomocy i współczucia wśród więźniów dorosłych wobec
najmłodszych ofiar hitlerowskiego reżimu. Często więźniowie w miarę możliwości starali się
pomagać zarówno materialnie jak i duchowo najmłodszym. Organizowali ubranka, bieliznę,
dodatkowe jedzenie oraz leki. Również starano się dzieciom tworzyć warunki w barakach
bliskim tym domowym – malowano ściany, na Święta Bożego Narodzenia robiono
prowizoryczne choinki, przygotowywano zabawki, łańcuszki oraz przedstawienia teatralne.
Uczono również dzieci piosenek patriotycznych, wierszyków oraz historii, geografii
i literatury. Za wszelką cenę starano się uniemożliwić całkowitej demoralizacji tych młodych
istot. Najtrudniej jednak było pomagać dzieciom żydowskim ze względu na ograniczony
kontakt więźniów z tymi osobami. Gdy jednak było to możliwe, przykładowo w czasie
wyładowań na rampie, udawało się ratować pojedyncze przypadki – sztucznie dobierając
podobne do siebie dzieci jako bliźniaków (dla celów eksperymentów dra Mengele), ukrywając
żydowskie dzieci w blokach z tymi innej narodowości lub poprzez „adopcję” żydowskich
niemowląt przez kobiety nieżydówki. Wszelka pomoc związana była z ogromnym ryzykiem,
jednak były to czyny trudne jak i ogromnie chwalebne w takich warunkach, jak panujące
w Auschwitz-Birkenau.
Nadmienione w powyższym tekście sposoby zabijania dzieci dopełnione mogą być
poprzez kilka innych przykładów. Mianowicie, zdarzały się przypadki, gdzie kilkuletnie dzieci
rozstrzeliwano pod Ścianą Śmierci, a zawinięte w papiery noworodki wysypywano
z ciężarówek na ziemie, do których to dzieci SS-mani bestialsko strzelali. Dopełnieniem tego
niech będzie ostatni z przykładów. Jan Szpalerski w swoich wspomnieniach podaje, że był
świadkiem, jak w rejon dołów spaleniskowych podjeżdżały ciężarówki załadowane żywymi
dziećmi. Samochody te podjeżdżały tyłem do krawędzi dołów i przechylając skrzynie,
zsypywano dzieci wprost w ogień27.
Tragizm losów dzieci i młodocianych więźniów KL Auschwitz-Birkenau zakończył się
wraz z momentem wyzwolenia przez Armię Czerwoną. Jednak nie do końca. Tuż
przed wyzwoleniem dużą grupę z nich wywieziono do innych obozów, część ruszyła w tzw.
Marszu Śmierci – zarówno na własnych nogach, jaki i na rękach matek oraz będąc jeszcze
w łonie matki. W obozie pozostały dzieci osierocone, część dzieci żydowskich, ofiary
eksperymentów dra Mengele – około 600 dzieci i młodocianych, wśród których 400
nie przekroczyło piętnastego roku życia. Po wyzwoleniu niektóre dzieci sieroty były
adoptowane przez mieszkańców Oświęcimia, części udało się opuścić obóz o własnych
siłach, a pozostałe, które zostały w obozie, poddane były opiece wojskowej służby
medycznej, oddziałom Polskiego Czerwonego Krzyża oraz ochotników. Warunki

26
H . K u b i c a , op. cit., s. 8.
27
W . D ł u g o b o r s k i , F. P i p e r , op. cit., s. 216.

231
na „utworzenie szpitala” w obozie nie były sprzyjające, dlatego pomoc dzieciom uratowanym
przysparzała wiele trudności. Skrajne wycieńczenie, liczne choroby, ogromna niedowaga,
awitaminoza, urazy psychiczne i inne urazy po pobycie w miejscu zagłady zostawiły po sobie
nawet po wyzwoleniu tragiczne konsekwencje – część dzieci zmarła, mimo udzielanej im
pomocy, część została skazana na inwalidztwo oraz upośledzenie psychiczne (również
określane mianem KZ-syndromu) i fizyczne.

4. WNIOSKI
Tragizm wszystkich więźniów Auschwitz-Birkenau dopełnia to, jak naziści traktowali
dzieci i młodych ludzi. Dla popleczników terroru III Rzeszy w fabrykach śmierci liczyła się
często statystyka a nie człowiek, nawet ten najmłodszy. Podsumowując te kartę historii,
związaną z tragicznymi losami najmłodszych więźniów KL Auschwitz-Birkenau, należy
powtórzyć znamiennie słowa: „Nigdy więcej”.

232

You might also like