„Meal Ticket” jest trzecim aktem w filmie „Ballada o Busterze Scruggsie” reżyserii braci
Coen. Przedstawia wycinek z życia Impresario podróżującego i opiekującego się
pozbawionym kończyn Artystą na Dzikim Zachodzie. Wieczorami zamienia on swój powóz w scenę artystyczną, organizując występy, w których Artysta recytuje dzieła różnych autorów, m. in. Williama Shakespeare’a. Etiudę tę można potraktować jako metaforę losu humanistyki we współczesnym świecie. Dwójka występujących tutaj bohaterów ciężko walczy, by utrzymać swą pozycję w rzeczywistości, gdzie refleksja nad przeszłością zdaje się zanikać. Nie tracą jednak pogody ducha – mimo przygnębiającej atmosfery, zarówno Artysta jak i jego opiekun – producent zdaja się wykradać światu pojedyncze chwile szczęścia i uniesienia. Jednak wraz z kolejnymi upływającymi wieczorami sytuacja staje się coraz trudniejsza, coraz bardziej dramatyczna. Na pierwszym przedstawieniu publiczność jest liczna. Zebrani zdają się poruszeni wygłoszoną mową. Jednak z każdym kolejnym występem pojawia się coraz mniej osób. Impresario jest świadomy, że coraz trudniej będzie mu zarobić na kolejne posiłki. Jego relacja z Artystą jest zawiła, z jednej strony jest on dla niego balastem, z drugiej – chlebodawcą. Punktem przełomowym okazuje się być odbywający się w mieście spektakl innego rodzaju – w którym bohaterem jest kurczak potrafiący wykonywać zadania arytmetyczne. Być może jest to aluzja do rosnącego w siłę kapitalizmu, do pieniądza zaczynającego odgrywać doniosłą rolę w społeczeństwie – już wkrótce każdy będzie przeliczał, rachował, kalkulował. Pragmatyzm i scjentyzm zdają się przezwyciężać filozofię czy historię. Impresario wyczuwa tę zmianę. Wie, że musi zainwestować w kurczaka, że nadchodzą nowe czasy, w której nie wyżyje już z uprawiania czegoś na kształt wędrownej poezji. Artysta jest już ciążącym, zbędnym dodatkiem. W końcu umiera, wrzucony przez swego kompana do wody, niezdolny obronić się w jakikolwiek sposób. Istotne w tym kontekście zdaje się odniesienie do króla Ozymandiasa, niegdyś wielkiego, nieśmiertelnego niemal władcy, obecnie pożartego przez piaski czasu. Tak jak kaleki jest orator, tak jedynie poćwiartowane kamienne szczątki pozostają z dawniej potężnej postaci. Rosnące tempo życia, wyraźnie zdynamizowane w XIX wieku, zdaje się zostawiać coraz mniej miejsca na nauki humanistyczne, których wartość praktyczną ciężko oszacować i której nie da się przełożyć na wymierny, bezpośredni zysk. Humanistyka staje się zbędnym organem, kończyną do odcięcia, co sugerują liczne aluzje – do wspomnianego już Ozymandiasa, któremu ostał się jedynie tułów, do tła historycznego, jakim są okolice wojny secesyjnej (odcięcie się Południa od Północy) czy do Kaina noszącego „zbyt wielkie brzemię”. Humanistyka staje się zbyt zawoalowana dla potrzeb zmieniającego się świata, stosunek wysiłku do zysku jest nieopłacalny. Trafia na zbyt surowe dla niej środowisko, w którym nie ma miejsca na subtelność czy niedopowiedzenia. Jest jedynie twarda rzeczywistość rządząca się prawem silniejszego. Damian Żejmo