Professional Documents
Culture Documents
Seyszcze perenese junych czytacziw u nebezpecznyj swit inopanetnych mandriw. Pid czas kosmicznoho perelotu doslidnykyj korabel Polus zaznaw awariji, i grupka ludej, jakym wdaosia wriatuwatysia, stworya na czuij, dykij paneti neweyczke poseennia seyszcze. yteli seyszcza namahajusia wyyty
sered chyych lisiw i lutych twariuk i popry te zayszytysia Lumy. Czerez 20
rokiw na panetu prylitaje inszyj doslidnykyj korabel, jakyj ne zdohadujesia pro
isnuwannia tut zemlan. Juni yteli seyszcza Dik, Kazyk, Marjana i Oeh szukaju prybulciw, aby powernutysia na Zemlu. Roman Kira Buyczowa zacikawy
czytacziw pojednanniam fantastyky i realizmu ta dopomoe zazyrnuty u cikawyj
swit kosmicznych pryhod. Dla serednioho ta starszoho szkilnoho wiku.
Hou
Sojuzi tworiw pro zhubni naslidky atomnoji katastrofy. Tut my znajomymosia iz sorokaricznym korabelnym likarem Wadysawom Pawyszem,
dosy zdibnym i dopytywym, ne nadto marnosawnym, jakyj ne wtratyw
cikawosti do yttia. Na joho szlachu traplajusia katastrofy i pryhody, jaki
win uspiszno doaje, zaznajuczy awarij, dopomahajuczy inszym poterpiym, czy prosto mandrujuczy wid panety do panety, wid ekspedyciji do
ekspedyciji, ta wse zayszajuczy dotepnym peresmisznykom i szczyroju
ludynoju.
Okreme misce u ciomu cykli zajmaje roman Seyszcze (1988)
twir pro ludej w ekstremalnych umowach, takych sobi kosmicznych robinzoniw, jaki woeju wypadku opynyysia na maoprydatnij dla yttia ludyny
paneti. Ludy uciliy, odnak ne zmohy protystojaty tamtesznij pryrodi,
wony wymuszeni prystosowuwaty do neji, wywaty u czuyj i chyyj lis,
podekoy wtraczajuczy nadiju i potrochu zabuwajuczy nabutky i baha cywilizowanoho suspilstwa. U ciomu twori hostro postaje probema zbereennia duchownych cinnostej, ade boroba za wyywannia wperto wyuczaje moralni ideay zi swidomosti ludej.
Ote, u Seyszczi kosmicznyj korabel Polus zaznaje awariji i
opyniajesia na daekij i neobytij paneti, zahubenij u bezmenomu
Wseswiti. Poterpili wtraczaju zwjazok iz bazoju. Ti, kotri wyyy u orstokomu, neprywitnomu switi pomi rosyn-chyakiw i nawi prystosuwaysia do neludkych umow panety, pobuduway Seyszcze. Stari, u kotrych szcze swia pamja pro dywa zemnoji cywilizaciji, postupowo wymyraju, oskilky boroba za wyywannia potrebuje maksymumu yttiewoji
energiji. Seyszczni ekspedyciji, jaki wriady-hody sporiadaju dla widnowennia kontaktu z bazoju, zaznaju newdacz.
Paneta zatiahuje zemlan u swoji teneta, prymuszuje zabuwaty mynue yttia i newmoymo skoczuwatysia do stanu dykunstwa.
Z pynom czasu u Seyszczi wyrostaje nowe pokolinnia, jake, wychowane bezalnym switom, staje joho maje newidjemnoju czastynoju. Ce
pokolinnia ne baczyo inszoho yttia, krim yttia na cij neprywitnij paneti.
Dorosli meszkanci Seyszcza wyriszuju zrobyty ostanniu sprobu, posawszy u nebezpecznu mandriwku same jich szcze ne dorosych, ae we j
ne ditej: Dika j Oeha. Dik, sprytnyj, sylnyj czudowo poczuwaje sebe
u orstokych umowach panety. Po suti, win ue sprawnij aboryhen.
Natomis Oeh znaczno sabszyj, prote cywilizowaniszyj i rozumniszyj.
Same mi cymy dwoma personaamy widbuwajesia prychowana boroba.
Koen iz nych nemow uosobluje ti szlachy rozwytku, jaki nemynucze postanu pered meszkanciamy Seyszcza u nedaekomu majbutniomu.
Dik i Oeh maju swojich prybicznykiw i suprotywnykiw. Tak, maje
wse starsze pokolinnia, osobywo uczytel Borys, kotroho wsi zwu Staryj,
pokadaje spodiwannia na Oeha. Win wiry, szczo zawdiaky rozumowym
zdibnostiam chopcia moo zmoe pokraszczyty tiaki umowy isnuwannia i hidno wyjty iz skrutnoho stanowyszcza, ne wtratywszy duchownych
idealiw. Osnowne dla Staroho zberehty moralni cinnosti. Tomu win
nawczaje ditej Seyszcza, peredaje jim swoji znannia. Zwyczajno, Staryj
rozumije, szczo potrapywszy u neludki umowy isnuwannia, due wako
zberehty nabutky cywilizaciji. Realno ociniujuczy sytuaciju, win dochody
do pesymistycznych wysnowkiw Seyszcze abo wymre, abo zdyczawije Dywlaczy na Dika, na joho zdatnis prystosowuwatysia do nawkoysznioho seredowyszcza, widczuwajuczy u joho dijach agresywnyj instynkt werchowodstwa nad inszymy, Staryj prognozuje moywis straszniszoho, ni fizyczna smer, majbutnioho smer duchownosti. Tomu i
win, j inszi stari pekaju nadiju na widnowennia zwjazku iz Zemeju.
Odnak ne wsi dorosli meszkanci Seyszcza podilaju pohlady Staroho. Dejaki z nych dawno wtratyy wiru u poriatunok. Sered nych i astronom Chrystyna, jaka, oslipnuwszy, bezpererwno narikaje na dolu i ne rozrachowuje na te, szczo wony koy wyberusia z cijeji neprywitnoji panety. Schooji dumky prytrymujesia j maty Oeha, Iryna. Wona, zahadujuczy na majbutnie, szukaje synowi nareczenu, mrije pro wnukiw, hadajuczy, szczo Seyszcze bude isnuwaty ysze zawdiaky prodowenniu rodu.
Iryna czudowo rozumije Dik sylniszyj, sprytniszyj za Oeha i same
zawdiaky takym ludiam, jak win, je nadija na wyywannia.
A ot dla ditej Seyszcza Dik dawno bezzaperecznyj lider, wony
mriju buty schoymy na nioho. Dla junoho pokolinnia znannia Staroho je
niczym inszym, jak mitom, kazkoju, szczo ne maje realnoho pidgruntia.
Jim nabahato byczi i zrozumiliszi rosyny-chyaky, szczo rostu poriad
iz domiwkoju, z jakymy mona pohratysia u doszczowu pohodu, z dejakych zwaryty juszku, inszymy poasuwaty Dity inaksze, ni dorosli,
dywlasia na nawkoysznij swit, oskilky wony sporidnyysia z nym, stay
joho czastynoju.
Zwaajuczy na wse ce, dorosli rozumiju, szczo w dykych umowach
panety dity j ne mou buty inakszymy, tomu wbaczaju jedynyj poriatunok u widnowenni zwjazku z bazoju. Wony znachodia wychid, posyajuczy pidlitkiw u pochid na perewa do kosmicznoho korabla.
Ostannia ekspedycija wyjawlajesia uspisznoju, pidlitky distajusia
do Polusa, prynosia zwidty bahato cinnych reczej dla szczodennoho
wytku, a hoowne zjawlajesia nadija naahodyty zwjazok z bazoju i
pokynuty wymuszenyj prytuok. Cijeju nadijeju wony ywu dowhu zymu,
jaka stanowy maje dwi zemnych, napoehywo hotujuczy do nowoho
pochodu.
Prote jich riatuje wypadok. Na panetu prylitaje rozwiduwalna grupa
iz Zemli, sered czeniw jakoji likar Pawysz. Same zawdiaky joho dopytywosti i kmitywosti riatuju meszkanciw Seyszcza.
U Seyszczi na prykadi doli swojich herojiw Kir Buyczow zumiw
widtworyty model istoriji ludstwa: odne pokolinnia starije, wmyraje i,
zresztoju, jde u nebuttia, a jomu na zminu prychody insze, jake samostijno obyraje toj czy inszyj szlach rozwytku.
Koo interesiw Kira Buyczowa buo nastilky szyrokym i rozmajitym,
szczo suczasnyky podywowuwaysia, jak win use wstyhaw. Ade odnoczasno z fantastom Kirom Buyczowym newtomno praciuwaw istoryk Ihor
Moejko, awtor naukowo-popularnych knyh 7 i 37 dywowy, W Indijkomu okeani, 1185 rik, Zachidnyj witer bezchmarna pohoda toszczo. Pymennyk napysaw dekilka knyh pro nahorody: Rozmowy pro faerystyku: 3 istoriji nahorodnych system (1990), Posadowi znaky Rosijkoji imperiji (1993), nyzku literaturoznawczych doslide: Paserbycia
U budynku pacho syristiu, moszka towkasia bila kahancia, treba buo dawno joho
zahasyty, mama, zwyczajno, zabua, ae na wuyci doszcz, pima. Oeh krutywsia na liku
neszczodawno prokynuwsia. Unoczi win storouwaw seyszcze: widlakuwaw szakaliw,
jaki cioju zhrajeju lizy do saraju, edwe samoho ne zahryzy. U tili bua zwyczajna poronecza, chocza sam wid sebe czekaw chwyluwannia, moywo, strachu. Ce pjatdesiat na
pjatdesiat, powerneszsia czy ne powerneszsia. A pjatdesiat u kwadrati? Powynna buty zakonomirnis, powynni buty tabyci, bo znowu wynajdesz weosyped. Do reczi, wse zbyrawsia zapytaty Staroho, szczo take weosyped. Paradoks. Weosypeda nemaje, a Staryj dorikaje nym, ne zadumujuczy pro zmist frazy.
Na kuchni zakaszlaa maty. Wona, wyjawlajesia, bua wdoma.
Ty czoho ne pisza? zapytaw win.
Prokynuwsia? Supu choczesz? Ja pidihria.
A chto po hryby piszow?
Marjana z Dikom.
I wse?
Moywo, chto iz chopciw uwjazawsia.
Mohy b i rozbudyty, pokykaty. Marjana ne obiciaa, ae buo by dobre, jakby pokykaa.
Jisty ne choczesia.
Jakszczo doszczi ne prypyniasia, skazaa maty, do choodiw ohirky ne dostyhnu. Wse plisniawoju zaroste.
Maty zajsza u kimnatu, rozihnaa dooneju moszku, zadua kahane. Oeh dywywsia
u stelu. owta plama plisniawy zbilszyasia, zminya formu. Szcze wczora wona bua schoa
na profil Wajtkusa: nis kartopynoju. A siohodni nis rozduwsia, niby joho waya osa, i na
obi wyskoczya hula. Dikowi u lisi necikawo. Czoho b ce jomu hryby zbyraty? Win mysywe, stepowa ludyna, sam zawdy howoryw.
***
Marjana nabraa pownyj miszok hrybiw. Jij poszczastyo. Szczoprawda, doweosia
pentaty a do prowalla. Z Oehom wona b nikoy ne zwaya pity tak daeko, a z Dikom
poczuwaasia spokijnoju, tomu szczo j Dik poczuwawsia spokijnym. Usiudy. Nawi u lisi.
Chocza bilsze lubyw step. Win buw mysywcem, nemow narodywsia mysywcem, ae nasprawdi win narodywsia ranisze, ni pobuduway seyszcze.
A ty w lisi jak udoma, skazaw Dik.
Win skazaw hoosno. Jszow speredu i trochy zboku. Kurtka chutrom nazowni sydia
na niomu, niby wasna szkira. Win sam poszyw sobi kurtku. Mao chto z inok seyszcza
zmih by poszyty tak, jak win.
Lis buw obridnyj, kostrubatyj. Derewa wyrostay tut trochy wyszczi za ludkyj zrist i
poczynay schylaty werchiwky nabik, niby bojaysia rozuczytysia zi swojimy susidamy. I
prawylno. Zymowi witry szwydko zamaju werchiwku. Z hook kapao. Doszcz buw choodnyj, u Marjany zmerza ruka, w jakij wona nesa miszok z hrybamy. Wona perekaa
miszok u druhu ruku. Hryby zawowtuzyysia w miszku, zaskrypiy. Bolia doonia. Wona
wypadkowo zahnaa w neji skaku, koy widkopuwaa hryby. Dik wytiahnuw skaku,
szczoby ne buo zaraennia. Newidomo, szczo to za hoka. Marjana kowtnua hirku protyotrutu z plaszeczky, jaka zawdy wysia na szyji.
Pobila bioho towstoho sykoho korinnia sosny Marjana zaprymitya fietowu
plamku.
Zady, Diku, poprosyy wona, tam kwitka, jakoji ja szcze ne baczya.
Moe obijdeszsia bez kwitky? zapytaw Dik. Dodomu pora. Meni tut szczo
ne podobajesia.
U Dika buw osobywyj niuch na nebezpeku.
Odnu chwyynku, poprosya Marjana i pidbiha do stowbura.
Porepana mjaka syniuwata kora sosny e pulsuwaa, wytiahujuczy wodu, i korinnia
tremtio, wypuskao palci, aby ne wtratyty odnoji krapli doszczu. Ce bua kwitka. Zwyczajna kwitka, fika. Tilky znaczno fietowisza i bilsza wid tych, szczo rosy bila seyszcza. I szpyczaky dowszi. Marjana rizko wysmyknua fiku iz zemli, szczoby kwitka ne
wstyha zaczepytysia korinniam za sosnu, i czerez chwyynku fika bua we w miszku z
hrybamy, jaki zawowtuzyysia i zaskrypiy tak, szczo Marjana nawi zasmijaasia. I tomu
ne widrazu poczua kryk Dika:
Lahaj!
Wona otiamyasia, strybnua wpered, wpaa, wtysnuasia u tepe pulsujucze korinnia
sosny. Ae trochy spiznyasia. Obyczczia horio tak, niby joho oszparyo.
Oczi! kryczaw Dik. Oczi cili?
Win smyknuw Marjanu za peczi, widirwaw wid korinnia jiji sudomno stysnuti palci,
posadyw.
Ne rozpluszczuj oczej, nakazaw win i szwydko poczaw wytiahuwaty z obyczczia tonki hooczky. I serdyto burczaw. Durepa, tebe w lis puskaty ne mona! Suchaty
treba. Bolacze, tak?
Nespodiwano win nawaywsia na Marjanu i perekynuw jiji na korinnia.
Bolacze !
Szcze odyn proetiw, skazaw win, pidnimajuczy. Potim podywyszsia. Win
na mojij spyni rozsypawsia.
Dwi kulky perekotypola proetiy prybyzno za try metry wid nych. Tuhi, speteni z
nasinniewych hooczok, ehki, jak powitria, bo poroni wseredyni, wony budu litaty, poky
wypadkowo ne rozibjusia ob derewo, abo ne naetia u porywi witru na skelu. Miljon kulok zahyne, ae odna znajde swoho wedmedia, wwipjesia hooczkamy u tepu szkiru i
prorostu iz hooczok pahinci. Wony due nebezpeczni, oti kulky, i w perid dozriwannia
treba buty oberenym w lisi, inaksze potim na wse yttia zayszasia temni mitoczky.
Tatujuwannia?
Zabua? Staryj wczyw nas iz istoriji, szczo dyki pemena sebe specilno tak prykraszay. Nacze nahoroduway.
Dykuny dykunamy, a meni bolacze, skazaa Marjana.
My te dykuny.
Dik ue piszow upered. Ne ohladawsia. Ae Marjana znaa, szczo win czuje. U nioho
buw such mysywcia. Marjana perestrybnua czerez sire stebo liny-chyaka.
Potim swerbityme, spaty nemoywo. Hoowne ne driapaty ranky. Todi slidiw
ne zayszysia. Tilky wsi driapaju.
Ja ne budu, skazaa Marjana.
U sni zabudesz i rozdriapajesz.
Doszcz piszow sylnisze, woossia pryypo do hoowy i krapli zrywaysia z wij, zawaay dywytysia, ae szczokam buo pryjemno wid choodnoji wody. Marjana podumaa,
szczo Dika treba pidstryhty, bo woossia a na peczach, zawaaje. Pohano, szczo win ywe
samotoju. Widtodi, jak joho bako pomer, tak i ywe. Zwyk ue.
Ty szczo widczuwajesz? zapytaa Marjana, bo Dik piszow szwydsze.
Tak, skazaw win, zwiri. Napewno, szakay. Zhraja.
Wony pobihy, ae w lisi wako szwydko bihty. Ti, chto bia ne ohladajuczy, potraplaju na obid lini czy dubu. Hryby byysia u miszku, ae Marjana ne chotia jich wykydaty. We skoro bude prosika, a potim seyszcze. Tam, bila czastokou, chto obowjazkowo
czerhuje. Wona pobaczya, jak Dik distaw iz-za pojasa ni i perechopyw zrucznisze arbaet.
Wona tako wychopya ni. Ae jiji ni wukyj, tonkyj, win hodysia, szczoby rizaty liny
czy widkopuwaty hryby. A jakszczo tebe nazdohaniaje, zhraja szakaliw, to takyj ni ne dopomoe, kraszcze wziaty payciu.
***
Oeh dojiw sup, postawyw kastrulu z huszczeju trochy wyszcze, na poyciu. Uczni
prostukotiy bosymy pjatamy po hynianij pidozi, i czerez bijnyciu u stini Oeh baczyw,
jak wony, wystrybujuczy z dwerej, cybay u weyczeznu kaluu, jaka nazbyraasia za
ostanni dni. Bryzky w usi boky! Potim chto z nych wyhuknuw: Chrobak! I wony hurtom
owyy chrobaka, a joho roewyj chwist wysunuwsia z wody i byw uczniw po nohach. Ruda
Rut, doczka Tomasa, zawereszczaa: napewno, chrobak obpik jiji hou ruku pekuczym prysoskom; maty diwczynky wytknuasia z wikna budynku nawproty i kryknua:
Czy wy poduriy?! Chto lize u wodu! Tak bez ruk mona zayszytysia! Nehajno
dodomu!
Ae uczni postanowyy sobi wytiahty chrobaka nazowni, i Oeh znaw czomu. Todi
chrobak miniaje kolir, staje to czerwonym, to synim, ce due cikawo, tilky cikawo jim, a ne
materiam, jaki paniczno bojasia chrobakiw.
Linda, druyna Tomasa, stojaa pobila kalui i kykaa doku, a Oeh, wyperedujuczy pytannia materi, skazaw:
Zaraz pryjdu.
A sam wyjszow na wuyciu i pohlanuw u jiji kine, na worota czastokou, bila jakych
stojaw Tomas z arbaetom u ruci. Tomas buw napruenyj. Nedobre, skazaw sobi Oeh.
Nedobre, ja tak i dumaw. Dik jiji zawiw kudy daeko, i tam szczo trapyosia. Dik ne
dumaje, szczo wona zowsim insza, ne taka, jak win, i jiji treba berehty.
Chopci wytiahay chrobaka, win staw ue maje czornym, nijak ne zdawawsia u poon. A rudu Rut te poonyy, i Linda tiahnua jiji dodomu. Oeh pobih do czastokou i po
dorozi zhadaw, szczo ne wziaw arbaeta i tomu korysti wid nioho nijakoji.
Szczo? spytaw win u Tomasa.
Toj, ne obertajuczy, widpowiw:
Zdajesia, szakay znowu tyniajusia. Zhraja.
Ta sama, szczo j unoczi?
Ne znaju. Ranisze wony wde ne wychodyy. A ty Marjanu czekajesz?
Wona z Dikom pisza zbyraty hryby.
Ja znaju, ja jich sam wypuskaw. Ta ty ne chwylujsia. Jakszczo z Dikom, to niczoho
ne stanesia. Win wrodenyj mysywe.
Oeh kywnuw. U cych sowach bua obraza, chocza Tomas ne chotiw obraaty Oeha.
Prosto tak we skaosia, szczo Dik bilsz nadijniszyj, Dik sprawnij mysywe, a win, Oeh,
ne zowsim mysywe. Niby buty mysywcem najbilsze dosiahnennia ludstwa.
Ja, zwyczajno, rozumiju, posmichnuwsia raptom Tomas. Win opustyw arbaet i
prytuywsia spynoju do stowpa czastokou. Ae ce pytannia prirytetu. U neweykomu
towarystwi, skaimo, schoomu na nasze, zdatnis, naprykad, do matematyky, widstupaje
na krok za szkaoju cinnostej poriwniano z uminniam wbyty wedmedia, szczo nesprawedywo, ae zrozumio.
Posmiszka u Tomasa bua wwiczywa, dowhi huby wyhynaysia u kutykach wust,
niby jim ne wystarczao miscia na obyczczi. yce buo temnym, use u hybokych zmorszkach, a oczi szcze temniszi. I biky owti. U Tomasa chwora peczinka. Moywo, czerez ciu
chworobu win zowsim obysiw i czasto kaszlaw. Ae Tomas buw wytrywaym i najkraszcze
za wsich znaw dorohu do perewau.
Tomas pidniaw arbaet i, ne prycilujuczy, wypustyw striu. Oeh kynuw pohlad tudy,
kudy, weresnuwszy, metnuasia stria. Szaka ne wstyh zreaguwaty. Win wypaw z
kuszcziw, niby kuszczi trymay joho, a teper widpustyy. Win upaw na trawu i, smyknuwszy, zatych.
Postri majstra, skazaw Oeh.
Diakuju. Treba widtiahty, poky woronnia ne naetio.
Ja prytiahnu, zaproponuwaw Oeh.
Ni, zapereczyw Tomas, win ne odyn. Kraszcze zbihaj za swojim arbaetom.
Jakszczo naszi powertatymusia, jim dowedesia jty czerez zhraju. Skilky szakaliw u zhraji?
Ja szis sztuk wnoczi narachuwaw, widpowiw Oeh.
Czorna paszczeka szakaa bua rozziawena, bia szers styrczaa hokamy.
Oeh ue powernuwsia, szczob bihty za arbaetom, ae joho zupynyw poswyst Tomasa. Poswyst hucznyj, czutno u konomu kutku seyszcza.
Zupynytysia? Ni, kraszcze za arbaetom! Ce odna chwyyna.
Szczo tam? Maty stojaa w dweriach.
Win widsztowchnuw jiji, schopyw zi stiny arbaet, e ne wyrwawszy hak. De striy?
Pid stoom? Byzniuky, czy szczo, wkray?
Striy za piczkoju, skazaa maty. Szczo trapyosia? Szczo z Marjanoju?
Staryj wybih z pikoju. Bo jak strilatymesz z arbaeta odnijeju rukoju? Oeh obihnaw
Staroho, i, ne zupyniajuczy, poczaw wytiahaty z sahajdaka striu, chocza na chodu cioho
robyty ne wartuwao. Usi maluky seyszcza etiy do czastokou.
Nazad! hrizno wyhuknuw Oeh, ae joho nichto ne posuchawsia.
Porucz z Tomasom we stojaw Sergijiw, trymajuczy w ruci weykyj uk. Czoowiky
naprueno nasuchay. Sergijiw pidniaw ruku bez dwoch palciw, nakazawszy tym, chto
***
Po dorozi do seyszcza Dika poczao trusyty, wid zubiw szakaa dobre szcze nikomu
ne buo. Wsi widrazu piszy w dim Wajtkusa. Sam Wajtkus chworiw, eaw, a joho druyna
Ehli wziaa z apteczky jaszczyka u kuti nastij protyszakalaczoji otruty, potim promya
Dikowi ranu i nakazaa jomu spaty. Marjani zmazay yce yrom. Dik piszow. Czerez hodynu-druhu propasnycia wtyszysia, a zaraz jomu bolacze i pohano, win ne chotiw, szczob
inszi ce baczyy.
Ehli postawya na sti mysku z cukrom, jakyj wypariuju z korinnia bootianoji osoky.
Tilky wony z Marjanoju znay, jak rozriznyty soodku osoku wid zwyczajnoji. I szcze maluky, kotri niuchom czuju, jaka trawa soodka, a jaku ne mona czipaty. Potim Ehli rozya
u czaszky okrip, i koen sam czerpaw okoju hustyj siryj cukrowyj kysil. U Wajtkusiw poprostomu, do Wajtkusiw usi lubla chodyty.
Niczoho strasznoho? zapytaw Tomas u Ehli. Dik zmoe jty?
Na niomu, nacze na kiszci, widrazu hojisia.
Ty wse taky sumniwajeszsia? zapytaw Sergijiw.
Ja ne sumniwajusia, widpowiw Tomas. Inszych warintiw nemaje. Ty proponujesz czekaty szcze try roky? My powmyrajemo wid zydniw.
My ne wymremo, ozwawsia z lika Wajtkus. Boroda i kuczma woossia na hoowi zakryway wse yce. Wydniwsia tilky czerwonyj nis i switli plamy oczej. My wkine
zdyczawijemo.
Odne i te same, skazaw Tomas. Pohoworyw by ja z tym Daniem Defo! Jakyj
brechun!
Wajtkus zasmijawsia i zakaszlawsia.
Oeh ue czuw ci rozmowy. Zaraz taki rozmowy namarno wytraczenyj czas. Win
chotiw buo pity w saraj, de Staryj z uczniamy znimay szkury z ubytych szakaliw, pohoworyty zi Starym. Prosto pohoworyty. Ae hlanuw na mysku z cukrom i wyriszyw pojisty
szcze. Wdoma wony z matirju zjiy swoju porciju szcze mynuoho tynia. Win zaczerpnuw
cukru tak, szczob oka bua nepownoju, ade win siudy pryjszow ne objidatysia.
Pyj, Marjanko, skazaa Ehli, ty wtomyasia.
Diakuju, widpowia Marjana, ja hryby pokadu widmokaty, bo pozasynaju.
Oeh rozhladaw Marjanu, niby wpersze baczyw, nawi oku zabuw pidnesty do rota.
U Marjany wusta jak namalowani czitki, e temniszi u kutykach, dywowyni wusta,
takych nemaje ni u koho w seyszczi. Chocza wona trochy schoa na Sergijiwa. Zowsim
trochy. Napewno, trochy schoa na mamu, tilky jiji materi Oeh ne pamjataw. Czy,
moywo, na swoho dida? Dywna ricz henetyka. Staryj u tepyci jami za chliwom,
hospodarstwi Marjany, robyw dla uczniw doslidy z horochom. Szczoprawda, ne z horochom, a z joho tutesznim riznowydom. Horoch wyrostaw, ae z dejakymy widchyenniamy.
Inszyj nabir chromosom, zwyczajno, inszyj.
U Marjany trykutne obyczczia, czoo szyroke, pidboriddia hostre, tak szczo oczam
na obyczczi miscia bahato, i wony zajniay we wilnyj prostir. I due dowha szyja, zliwa
szram z dytynstwa. Do nioho Marjana zwyka dawno, a ot czerez perekotypoe chwylujesia. Ne warto, ade u wsich meszkanciw seyszcza je taki ciatoczky na obyczczi, i wsi
nosia na szyji derewjani plaszeczky z protyotrutoju.
Ujawy sobi, szczo pochid zawerszysia tragiczno, skazaw Sergijiw.
Ne baano, widpowiw Tomas. Ja w niomu beru uczas.
Wajtkus znowu zasmijawsia, a pid borodoju szczo zabulkao.
Chopci, Dik z Oehom nadija naszoho seyszcza, joho majbutnie. Ty odyn z
czotyrioch ostannich czoowikiw.
Doplusujte mene, probasya titka ujiza i poczaa szczosyy dmuchaty w czaszku, wystudujuczy okrip.
Mene ty ne perekonajesz, skazaw Tomas. Koy ty bojiszsia, dawaj zayszymo
Marjanu tut.
Ja bojusia za doczku, tak. Ae zaraz jdesia pro pryncypowiszi reczi.
Ja pidu hryby namoczu, skazaa Marjana i ehko zweasia.
Tilky szkira i kistky, alisywo mowya titka ujiza, dywlaczy na neji.
Prochodiaczy bila baka, Marjana dotorknuasia kinczykamy palciw do joho pecza.
Toj pidniaw dooniu bez dwoch palciw, szczob nakryty neju ruku Marjany, ae wona szwydko wyjsza. Dweri widczynyysia, propustywszy rozmirenyj szum doszczu, i, zaczyniajuczy, buchnuy. Oeh edwe wtrymawsia, aby ne pobihty za Marjanoju: nezruczno jako.
Z inszoji kimnaty netwerdo stupyw odyn iz syniw Wajtkusa. Skilky jomu? Perszyj narodywsia pozatorik, nawesni, a druhyj neszczodawno, koy wypaw snih. Ote, zaraz jomu
piwtora roku. A wsioho u Wajtkusiw szestero ditej. Switowyj rekord.
Cukru, skazaa serdyto dytyna.
Ja dam tobi cukru! kryknua Ehli. Zuby u koho bola? U mene? A bosyj
chto chody? Ja?
Wona pidchopya chopczynu i wynesa z kimnaty.
Oeh pobaczyw, szczo joho ruka mymowoli znowu zaczerpnua cukru z mysky. Win
rozserdywsia na sebe i wyyw cukor nazad. Pidnis poroniu oku do rota i obyzaw.
Dawaj ja tobi szcze okropu nallu, skazaa titka ujiza. Szkoda meni naszych
chopciw. Zawdy jaki hoodni chodia.
Zaraz szcze niczoho, obizwaa Ehli, powertajuczy u kimnatu. Za neju doynaw
basowytyj pacz Wajtkusa-moodszoho. Zaraz hryby piszy. I witaminy je. Hirsze z yramy
My zaraz pidemo, skazaa titka ujiza. Ty blida zowsim.
Ty znajesz czomu. Ehli sprobuwaa wsmichnutysia, ae usmiszka bua hirkoju,
niby jij buo bolacze.
Ehli misia tomu narodya dytynu, diwczynku, mertwu. Staryj skazaw, szczo jij we
pizno naroduwaty. I organizm wysnaenyj. Ae wona inka obowjazku. Rid powynen
prodowuwatysia. Rozumijesz? Oeh rozumiw, chocza rozmowy pro ce nepryjemni, niby
ne warto j poczynaty.
Diakujemo za hostynu, promowya titka ujiza.
Jak tobi wdaosia otak rozdobrity, nezrozumio, skazaw Tomas, dywlaczy, jak
opasyste tio titky ujizy pywe do dwerej.
Ce ja ne wid dobroho yttia rozpucha, skazaa titka ujiza, neozyrajuczy. U
dweriach wona zupynya i nahadaa Oehu: Ty pisla wsioho pereytoho zabuw zajty do
Chrystyny. Wony tebe czekaju. Neharno.
Zwyczajno. Jak neharno! Win maw by zajty szcze hodynu tomu.
Oeh rwuczko zwiwsia.
Ja zaraz.
Ta puste. Ja tak, dla dyscypliny, skazaa titka ujiza. Ja sama zahlanu.
Swojich syrit nahoduju i zajdu.
Ne treba.
Oeh wyskoczyw na wuyciu za titkoju ujizoju. I raptom zhadaw, szczo zabuw podiakuwaty Ehli za okrip iz cukrom; stao nijakowo.
Wony piszy porucz, jty buo nedaeko. Use seyszcze, pry potrebi, mona buo obbihty za pja chwyyn, po perymetru czastokou.
Budynoczky zi skisnymy zihnyymy dachamy husto tuyysia odyn do odnoho
uzdow tisnoji wuyci, jaka rozrizaa seyszcze nawpi: wid worit u czastokoli do zahalnoho
saraju i skadu. Pokryti paskymy dowhymy roewymy ystkamy wodianych tiulpaniw dachy wybyskuway pid doszczem, widobraajuczy wiczno sire, wiczno zachmarene nebo.
Czotyry budynoczky liworucz, szis budynkiw praworucz. Szczoprawda, try poroni. Ce
pisla torisznioji epidemiji.
Dim Chrystyny peredostannij, za nym tilky dim Dika. Titka ujiza meszkaa
nawproty.
Ne straszno jty z seyszcza? zapytaa titka ujiza.
Treba, widpowiw Oeh.
Sowo ne pidlitka, a muczyny. Titka ujiza czomu usmichnuasia.
A Sergijiw Marjanu widpusty? zapytaw Oeh.
Pide twoja Marjana, pide.
Niczoho z namy ne trapysia, zaspokojiw Oeh. Nas bude czetwero. Usi
ozbrojeni. Ne wpersze w lisi.
U lisi ne wpersze, pohodyasia titka ujiza, ae w horach use inaksze.
Wony zupynyysia na dorozi pomi budynkamy Chrystyny i ujizy. Dweri do titky
ujizy buy prywidczyneni, tam byszczay oczi pryjmak Kazyk czekaw titku.
U horach straszno, dodaa titka. Ja na wse yttia zapamjataa, jak my jszy
horamy. Ludy na oczach zamerzay. Udoswita wstajemo, a dekoho we ne dobudyszsia.
Zaraz lito, skazaw Oeh, snihu nemaje.
Pryjmajesz baane, a dijsnis zawdy insza. U horach zawdy snih.
Koy ne zmoemo projty, powernemosia, skazaw Oeh.
Powertajtesia. Kraszcze powertajtesia.
Titka ujiza pisza do swojich dwerej. Kazyk wybih nazustricz. Oeh widczynyw dweri
do Chrystyny.
U Chrystyny zaduszywo, pachne czymo kysym, cwil we wkrya stiny, nacze szpaery, i chocza plisniawa owta, pomaranczewa, jaskrawa, ae wid cioho u kimnati ne switlisze. I kahane ne hory.
Prywit, skazaw Oeh, prytrymujuczy dweri, aby rozdywytysia, chto de w temnij
kimnati. Wy ne spyte?
Och, widpowia Chrystyna, pryjszow taky, ja hadaa, szczo ne pryjdesz, ja
dumaa, szczo zabudesz. Jakszczo we w hory zibraysia, nawiszczo pro mene pamjataty?
Ty ne suchaj jiji, Oee, promowya tycho, due tycho, maje poszepky, Liz,
wona zawdy burczy. Wona j na mene burczy. Obrydo.
Oeh znajszow sti, prowiw po niomu rukamy, widszukaw kahane, wyjniaw z kyszeky na pojasi kremi.
Czoho bez swita sydyte? zapytaw win.
Tam maso skinczyosia, widpowia Liz.
A de banka?
Nemaje u nas masa, burknua Chrystyna. Komu my potribni, dwi bezporadni inky? Chto prynese nam toho masa?
Maso na poyci, praworucz wid tebe, skazaa Liz. Wy koy jdete?
Pisla obidu, widpowiw Oeh. Jak sebe poczuwajesz?
Dobre. Tilky sabkis.
Ehli kazaa, szczo czerez try dni ty we wstanesz. Choczesz, my tebe do titky ujizy
perenesemo?
Ja ne zayszu mamu, zapereczya Liz.
Chrystyna ne bua jiji mamoju, ae wony dawno we yy razom. Koy wony pryjszy
w seyszcze, Liz buo mensze roczku, wona bua najmenszoju. Jiji maty zamerza na perewali, a bako zahynuw szcze ranisze. Chrystyna nesa Liz uwe cej czas. Todi wona bua
sylnoju ta widwanoju, u neji todi szcze buy oczi. Tak i zayszyysia udwoch. Potim Chrystyna oslipa. Czerez te same perekotypoe: ne znay todi, szczo treba robyty. O i oslipa.
Wona ridko wychody iz domu. Tilky wlitku, jakszczo nemaje doszczu. Usi we zwyky do
doszczu, ne zwertaju uwahy na nioho. A wona ne zwyka. Jakszczo doszcz, nikoy ne
wyjde. A jakszczo sucho, siade na schidciach, whadujuczy po krokach meszkanciw seyszcza, i skarysia jim. Staryj kae, szczo Chrystyna troszky ne pry swojemu rozumi. A ranisze
wona bua wyznacznym astronomom. Due wyznacznym. Liz jako skazaa Oehowi:
Ujawy sobi tragediju ludyny, kotra wse yttia dywyasia na zirky, a potim potrapya w lis,
de zirok ne buwaje, ta szcze j oslipa. Tobi cioho ne zrozumity.
Zwyczajno, pohodyasia Chrystyna, perenesi jiji kudy-nebu. Nawiszczo jij
zi mnoju zdychaty.
Oeh namacaw na poyci banku z masom, nayw u kahane i zapayw joho. Zrazu
poswitliszao. I stao wydno szyroke liko, na jakomu pid szkiramy eay porucz Chrystyna i Liz. Oeh zawdy dywuwawsia, naskilky wony schoi, ne powirysz, szczo nawi ne
rodyczi. Obydwi bili, z owtym woossiam, z szyrokymy wydowenymy obyczcziamy, mjakymy hubamy. U Liz zeeni oczi. U Chrystyny oczi zapluszczeni. Ae kau, tako buy zeenymy.
Masa szcze na tyde wystaczy, skazaw Oeh. Staryj potim prynese. Wy ne
szkodujte. Czoho w temriawi sydity?
Szkoda, szczo ja zachworia. skazaa Liz. Ja chotia b pity z toboju.
Nastupnoho razu, skazaw Oeh.
Czerez try roky?
Czerez rik.
Czerez cej rik, ote, czerez try naszych roky. U mene chwori eheni.
Do zymy szcze dowho, oduajesz.
Oeh rozumiw, szczo howory ne te, czoho czekaje wid nioho cia diwczyna z szyrokym obyczcziam. Koy wona howorya pro pochid, wona maa na uwazi szczo zowsim
insze: szczoby Oeh zawdy buw porucz z neju, tomu szczo jij straszno, wona zowsim samisika. Oeh namahawsia buty wwiczywym, ae ce ne zawdy wychodyo: Liz dratuwaa
joho jiji oczi zawdy czoho prosyy.
Chrystyna zweasia z lika, pidibraa paku, pidijsza do peczi. Wona wse wmia robyty sama, ae chotia, szczob jij dopomahay susidy.
Z rozumu zijty, burmotia wona. Ja wydatnyj uczenyj, inka, koy widoma
swojeju krasoju, zmuszena yty u ciomu chliwi, pokynuta wsima, obraena doeju
Oee, skazaa Liz, spyrajuczy na liktiach. Widkryysia weyki bili hrudy, i
Oeh widwernuwsia. Oee, ne jdy z nymy. Ty ne powerneszsia. Ja znaju, ty ne powerneszsia. U mene widczuttia
***
Staryj umywawsia na kuchni.
Weykych zwiriw ubyy wy, skazaw win. Szers tilky pohana, litnia.
Ce Dik iz Sergijiwym.
Ty serdytyj? Ty buw u Chrystyny?
Tam wse normalno. Potim zanesete jim maso. I szcze w nych kartopla zakinczujesia.
Ne chwylujsia. Zajdy do mene, pohoworymo nasamkine.
Tilky nedowho! kryknua maty z kuchni.
Staryj posmichnuwsia. Oeh zniaw rusznyk, prostiahnuw jomu, aby zrucznisze buo
wytyraty liwu ruku. Prawu Staryj wtratyw rokiw pjatnadcia tomu, koy wony wpersze namahaysia dijty do perewau.
Oeh projszow u kimnatu Staroho, prysiw do stou, widpolirowanoho liktiamy
uczniw, widsztowchnuw samorobnu rachiwnyciu iz wysuszenymy horichamy zamis kistoczok. Skilky raziw win sydiw za cym stoom? Dekilka tysiacz raziw! I maje wse, szczo
znaje, poczuw za cym stoom.
Najstrasznisze widpuskaty tebe, skazaw Staryj, sidajuczy nawproty, na wczytelke misce. Ja spodiwawsia, szczo czerez dekilka rokiw ty zaminysz mene i nawczatymesz ditej.
Ja powernusia, skazaw Oeh. Win podumaw: A szczo zaraz roby Marjana?
Hryby wona we zamoczya, potim perekaa swij herbarij, wona obowjazkowo perekadaje herbarij. Zbyrajesia? Rozmowlaje z bakom?.
Ty mene suchajesz?
Tak, zwyczajno, wczytelu.
I wodnoczas ja sam wymahaw, szczoby tebe wziay za perewa. Napewno, tobi ce
neobchidnisze, ani Diku czy Marjani. Ty budesz mojimy oczyma, mojimy rukamy.
Staryj pidniaw ruku i podywywsia na neji z cikawistiu, niby nikoy ne baczyw jiji. I
zadumawsia. Oeh mowczaw, ohladajuczy kimnatu. Staryj inkoy zamowkaw tak, raptowo,
na chwyynu, na dwi. U konoho swoji zwyczky. Wohnyk kahancia myhotiw na byskuczij
powerchni mikroskopa. W niomu ne buo osnownoho skelcia. Sergijiw tysiaczu raziw howoryw Staromu, szczo poronia trubka nadto weyka rozkisz, aby trymaty jiji na poyczci,
nacze prykrasu. Daj jiji meni w majsterniu, Boryse. Ja zroblu dwa czudowych noi. Ae
Staryj ne widdawaw.
Probacz, skazaw Staryj. Win dwiczi klipnuw dobrymy sirymy oczyma, pohadyw
akuratno pidrizanu biu borodu, za jaku titka ujiza prozwaa joho kupcem. Ja rozdumuwaw. I znajesz pro szczo? Pro te, szczo w istoriji Zemli we traplaosia, koy pisla
neszczasnoho wypadku grupa ludej potraplaa w miscewis, widrizanu wid cywilizaciji. I
tut my wstupajemo w obas jakisnoho analizu
Staryj znowu zamowk i pouwaw hubamy. Zadumawsia. Oeh do cioho zwyk. Jomu
podobaosia sydity razom zi Starym, prosto mowczaty, i jomu zdawaosia, szczo zna u Staroho tak bahato, szczo nawi powitria kimnaty spownene nymy.
Tak, zwyczajno, treba wrachowuwaty czasowyj dipazon. Dipazon ce widsta.
Zapamjataw?
Staryj zawdy pojasniuwaw sowa, nezrozumili uczniam.
Odnij ludyni dla dehradaciji dostatnio dekilkoch rokiw. Pry umowi, szczo wona
czystyj arkusz paperu. Widomo, szczo dity, jaki nemowlatamy potrapyy do wowkiw abo
tyhriw, a same taki wypadky sposterihay w Indiji j Afryci, czerez dekilka rokiw beznadijno
widstaway wid swojich odnolitkiw. Wony staway debiamy. Debi ce
Ja pamjataju.
Wybacz. Jich ne wdawaosia powernuty ludstwu. Wony nawi chodyy na czotyrioch kinciwkach.
A jakszczo dorosyj?
Dorosoho wowky ne wimu.
A na bezludnomu ostrowi?
Warintiw bahato, ae ludyna obowjazkowo dehraduje stupi dehradaciji
Staryj hlanuw na Oeha, toj kywnuw. Win znaw ce sowo.
Stupi dehradaciji zaey wid riwnia, jakoho ludyna dosiaha do momentu izolaciji, i wid jiji charakteru. Ae my ne moemo stawyty istorycznyj eksperyment na odnij osobystosti. My howorymo pro socim. Czy moe hruda ludej w umowach izolaciji trymatysia
na riwni kultury, jaka bua u nych na moment widczuennia?
Moe, widpowiw Oeh. Ce my.
Ne moe, zapereczyw Staryj. Ae dla nemowlaty dostatnio pjaty rokiw, dla
grupy, jakszczo wona nawi ne wymre, potribno dwa-try pokolinnia. Dla pemeni dekilka pokoli Dla narodu, moywo, wiky. Ae proces neoborotnyj. Win perewirenyj istorijeju. Wimemo awstralijkych aboryheniw
Uwijsza maty Oeha, wona bua zaczesana i wdiahnuta u wypranu spidnyciu.
Ja posydu z wamy, skazaa wona.
Posy, Irusiu, widpowiw Staryj. My howorymo pro socilnyj progres. Wirnisze, regres.
Ja we czua, widkazaa maty. Ty rozdumujesz, koy my pocznemo chodyty
na czotyrioch kinciwkach? Tak ja tobi widpowim skorisze my wsi pozdychajemo. I sawa
Bohu. Obrydo.
A jomu ne obrydo, promowyw Staryj. I mojim byzniukam ne obrydo.
Zarady nioho i ywu, skazaa maty, a wy joho posyajete na nemynuczu
smer.
Jakszczo dotrymuwatysia twojeji toczky zoru, Iro, skazaw Staryj, to smer tut
czatuje na konomu kroci. Tut lis smer, zyma smer. Rika wyjde z berehiw smer,
buria smer. I zwidky smer pryjde, jake wona matyme obyczczia, my ne znajemo.
Wona prychody, koy zachocze, i zabyraje, koho zachocze, skazaa maty.
Odnoho za druhym.
Nas bilsze, ani pja rokiw tomu. Hoowna probema ne fizyczne wyywannia,
a moralne.
Nas mensze! Nas z toboju mensze! Ty rozumijesz, nas zowsim ne zayszyosia!
Szczo ci peseniata mou bez nas?
Moemo, skazaw Oeh. Ty w lis odna pisza by?
Kraszcze powisytysia. Ja inkoy na wuyciu bojusia wychodyty.
A ja chocz zaraz pidu. I powernusia. Zi zdobyczcziu.
Tak, tak, siohodni Dik z Marjankoju edwe wriatuwaysia.
Ce wypadkowis. Ty znajesz, szczo szakay zhrajamy ne chodia.
Niczoho ne znaju! Piszy wse-taky zhrajeju, czy ni? Piszy?
Piszy.
Ote, chodia
Oeh bilsze ne spereczawsia. Maty te zamowka. Staryj zitchnuw, doczekawsia
pauzy i prodowyw swij monoog:
Ja czomu zhadaw siohodni odnu istoriju. Tysiaczu rokiw ne zhaduwaw, a siohodni
pryhadaw. Moe, prosto do sowa pryjszosia? Trapyosia ce u 1530 roci, widrazu pisla widkryttia Ameryky. Nimeke kytobijne sudno, jake promyszlao na piwde wid Isandiji, potrapyo u sztorm, i joho widneso na piwnicznyj zachid, u newidomi wody. Dekilka dniw
korabel neso chwylamy pomi ajsbergiw. Ajsberg ce
Lodiana hora, ja znaju, skazaw Oeh.
Prawylno. Czerez dekilka dniw zjawyasia zasniena hirka newidoma zemla, jaka
teper nazywajesia Hrenandijeju. Korabel kynuw jakir, i moriaky zijszy na bereh. I ujawi
sobi jichnie zdywuwannia, koy wony raptom pobaczyy napiwzrujnowanu cerkwu, potim
zayszky kamjanych osel. W odnij iz chatynok wony znajszy trup rudoho czoowika w
odiazi, abyjak zszytomu zi szkiry tiuenia, a porucz tupyj zairawiyj ni. A dowkoa
pustka. Chood, snih
Ne lakaj, Boryse, skazaa maty. Jiji palci nerwowo stukay po stou. Psewdoistoryczni kazoczky
Zaczekaj. Ce ne kazka. Ce toczno zadokumentowano. Cia ludyna bua ostannim
wikingom. Ty pamjatajesz, Oee, chto taki wikingy?
Wy rozpowiday pro wikingiw.
Wikingy doay moria, zawojowuway cili krajiny, wony zaseyy Isandiju, wysaduwaysia na berehach Ameryky, jaku nazway Winand, nawi zasnuway swoje carstwo
w Sycyliji. U nych bua weyka koonija w Hrenandiji. Tam ue buo dekilka seyszcz, stojay kamjanyci ta cerkwy. Ta jako korabli wikingiw perestay wychodyty w more. Jichni
kooniji perejszy u wasnis inszych narodiw abo buy pokynuti. Rozirwawsia zwjazok iz
Hrenandijeju. A tym czasom tamtesznij klimat use suworiszaw, chudoba wymyraa, i
hrenandki poseennia zanepaday. Persz za wse tomu, szczo wtratyy zwjazok zi switom.
Hrenadci, koy smiywi moriaky, roziwczyysia buduwaty morki korabli, jich stawao
wse mensze i mensze. Widomo, szczo w seredyni pjatnadciatoho stolittia u Hrenandiji
buo ostannie wesilla. Naszczadky wikingiw dyczawiy, jich buo nadto mao, aby zmahatysia z doeju, dosiahty progresu, abo chocza by zberehty stare. Ujawy tragediju ostannie wesilla u cilij krajini! Staryj zwertawsia do materi.
Twoji anaogiji mene ne perekonuju, zapereczya maty. Bahato buo tych
wikingiw, czy mao niszczo by jich ne wriatuwao.
Alternatywa bua! Pryjszow by toj nimekyj korabel rokiw na trydcia ranisze, i
Ne treba, skazaa joho druyna. Ne treba nawi dumaty pro ce. Hoowne,
szczoby tato powernuwsia. Wkutaj horo, ty znowu kaszlajesz.
Z perewau trymajsia prawisze, napuczuwaw Tomasa Wajtkus. Pamjatajesz?
Pamjataju, posmichnuwsia Tomas. Jak zaraz pamjataju. Ty by prylig.
Maty trymaa Oeha za ruku, i win ne nawauwawsia zabraty ruku, chocza jomu zdawaosia, szczo Dik e wsmichawsia, dywlaczy na nioho. Wona chotia pity z nymy do
kadowyszcza, ae Sergijiw jiji ne pustyw. Win nikoho ne pustyw, krim titky ujizy zi Starym.
Oeh kilka raziw ohlanuwsia. Maty stojaa, pidniawszy ruku, niby chotia pomachaty,
ae zabua. Wona namahaasia ne pakaty.
Nad czastokoom wydniysia hoowy dorosych. Maty, Ehli, Sergijiw, Wajtkus, a pomi stowpciamy temniy hoowy ditachiw. Maeka kupka ludej, za nymy pochyli, byskuczi pid doszczem, roewi dachy maekoji kupky budynoczkiw.
Z pahorba Oeh ohlanuwsia wostannie. Usi tak i stojay bila czastokou, tilky chto z
malukiw widbih ubik i wowtuzywsia w kalui. Zwidsy, zwerchu, buo wydno wuyciu
doriku pomi budynkamy. I dweri domu Chrystyny. Jaka inka stojaa w dweriach. Ae
z pahorba ne wpiznajesz, Chrystyna czy Liz. Potim werszyna pahorba zowsim zachowaa
seyszcze.
Kadowyszcze te buo otoczene czastokoom. Dik, persz ni widsunuty dweri, zazyrnuw useredynu, aby wpewnytysia, szczo tam ne pryczajiwsia jakyj zwir. Oeh podumaw,
szczo sam, napewno, zabuw by ce zrobyty.
Dywno, mirkuwaw win, szczo nadhrobkiw z pyt skelnoji porody nabahato bilsze, ani
ludej w seyszczi. Chocza seyszczu wsioho szistnadcia rokiw. Baka tut nemaje, win zayszywsia za perewaom.
Dik zupynywsia pered dwoma odnakowymy pytamy, obtesanymy kraszcze inszych.
Ce joho bako ta maty.
Pidniawsia nudnyj choodnyj witer. Staryj powoli jszow kadowyszczem. Win usich
jich znaw. Skilky jich buo szistnadcia rokiw tomu? Zdajesia, trydcia szis czoowik dorosych ta czetwero ditej. A zayszyo? Dewja dorosych i troje iz tych ditej, szczo
pryjszy. Troje. Dik, Liz i Oeh. Marjana narodyasia we tut. Szcze ywi dwanadcia ditej
iz tych, jaki narodyysia u seyszczi. Ote, simnadcia rokiw tomu tut buo sorok czoowik,
a zaraz dwadcia z chwostykom. Prosta aryfmetyka. Ni, ne prosta. Nadhrobkiw znaczno
bilsze ce ti maluky, jaki wmery abo zahynuy. Tuteszni.
Dik perszyj zajszow w kuszczi, ehko i szwydko widwertajuczy wistriam spysu ypki
szczupalci.
Trymajte bycze do mene, skazaw win. Poky wony ne spamjataysia.
Oeh ne ozyrawsia. Nikoy buo ozyratysia. Ozyrneszsia, hika pryypne do czobota,
potim ne widirwesz, a widirwesz, try tyni smerdityme. Hydki kuszczi.
***
Nadweczir dijszy do skel. Jak Tomas i panuwaw.
Lis ne dosiahaw skel, jichni czerwoni zuby styrczay z hooji, wkrytoji plamamy yszajnyku doyny, chmary prolitay tak nyko, szczo wistria skel rozporiuway jichni ywoty
i znykay u sirij mriaci. Tomas skazaw, szczo peczera, de win noczuwaw mynuoho razu,
sucha i dijty do neji ehko. Wsi, krim Dika, wtomyysia. A Dik, jakszczo i zmuczywsia, nikomu pro ce ne kazaw. Tilky chytro posmichawsia.
Todi buo choodnisze, skazaw Tomas. My todi wyriszyy, szczo w chood
ehsze perejty booto. A perewa buw zakrytyj. Ja pamjataju, my jszy tut i pid nohamy
dzwenio zamorozky.
Mi lumy ta skelamy eaa bilawa okruha plama zawbilszky metriw dwadcia u
dimetri.
Tut i dzwenio? zapytaw Dik, jakyj jszow perszyj. Win rizko zupynywsia na
kraju plamy. Wona e byszczaa, jak sosnowa kora.
Tak. Tomas zupynywsia porucz z Dikom.
Oeh widstaw. Hodynu tomu win wziaw u Marjany torbu, szczob jij buo ehsze jty.
Marjana ne chotia widdawaty, a Tomas skazaw:
Prawylno. Zawtra ja tobi dopomou. Potim Dik.
Nawiszczo dopomahaty? zapytaw Dik. Wytiahnemo wnoczi zajwe, rozberemo po miszkach i wsim nepomitno, i Marjanci ehsze. Treba buo ranisze podumaty.
Dwa misiaci zbyraysia, a ne podumay.
Cikawo, a komu treba buo dumaty? Ty takyj samyj fiosof, jak i wsi, podumaw
Oeh.
A nesty doweosia czymao, chocza Dik i howoryw, szczo turbuwatysia pro jiu ne
warto, win prohoduje. Wse taky wziay i wjaene mjaso, i korinnia, i suszeni hryby, ae
najwaczymy buy suchi drowa bez nych ni wody skypjatyty, ni zwiriw widihnaty.
Znajete, na szczo ce schoe? skazaa Marjana, nazdohnawszy czoowikiw.
Na szapku hryba. Weyczeznoho hryba.
Moywo, widpowiw Dik, Ta kraszcze my obijdem joho.
Nawiszczo? zapytaw Oeh. Schyom dowedesia driapatysia.
Ja sprobuju, dobre? skazaa Marjana, opustyasia na kolina i wytiaha ni.
Ty szczo zbyrajeszsia robyty? zapytaw Tomas.
Widriu kawalczyk. I poniuchaju. Jakszczo ce jistiwnyj hryb, ujawlajesz, jak dobre? Cie seyszcze nahoduwaty mona.
Ne warto rizaty, zapereczyw Dik. Ne podobajesia meni twij hryb. I ne hryb
ce zowsim.
Ae Marjana we wwihnaa ni w kraj plamy. Ta ne widrizaa edwe wstyha pidchopyty ni. Bilawa plama raptom posunua na Marjanu. Dik rizko potiahnuw diwczynu
na sebe, i wony pobihy po kaminniu. Tomas widskoczyw i pidniaw arbaet.
Dik siw na kami i rozsmijawsia:
czy. Ehli kazaa kuriacza slipota, ae ne standartna, a endemiczna. Endemiczna tobto charakterna dla danoji miscewosti, prounaw u wuchach hoos Staroho, niby toj
buw porucz.
Choczesz, wimu tebe za ruku? zapytaw Oeh.
Wony udwoch jszy po bootu w tumani, zanuriujuczy u nioho po kolina.
Ni, skazaa Marjana, diakuju.
Stijte! Hoos Dika doynuw hucho, zdaeku. Skeli.
***
Dobre, szczo peczeru nichto ne zajniaw. U nij mih by schowatysia wedmi, abo chto
szcze straszniszyj z tych nicznych zwiriw, jaki prywydamy chodia dowkoa czastokou, i
nawi chytaju joho, tiahnusia do ludkoji oseli i bojasia jiji. Jako Marjana prywea z lisu
capyka, maekoho szcze, do pojasa. U capyka buw zanudnyj hoos, hirszyj, ni u byzniukiw, zeena trawa woossiam zwysaa do zemli, win tupciaw ukrytymy pancyrom nohamy i
repetuwaw.
Mekaje, skazaw todi wtiszenyj Wajtkus. Oboniuju hoosy domasznich twaryn.
Znaczy bude capom, dodaw Tomas.
Capyk doyw u seyszczi do zymy, koy nicz tiahnesia maje bezpererwno. Win zwyk
do ludej, maje ne kusawsia, sydiw we czas w majsterni Sergijiwa, tam buo tepo. Majster
robyw mebli i wyrizaw posud. Oeh jomu dopomahaw, win lubyw robyty reczi swojimy rukamy. A jako unoczi pryjszy niczni zwiri. I zabray capyka z soboju. Marjana znajsza
kilka puczkiw zeenoji szersti za kadowyszczem, ae ce buo ue nawesni. Wona moha
pomyytysia.
Wajtkus todi skazaw:
Rozwytok twarynnyctwa dowedesia widkasty na majbutnie.
Tym pacze, dodaa Elli, szczo wid nioho korysti, jak z capa mooka.
U peczery buw odyn nedolik szyrokyj wchid. Upoperek wchodu natiahnuy paatku z rybjaczych szkir, rozkay bahattia niczni zwiri bojasia wohniu. Wseredyni buo
maje tepo, i Oeh zadowoeno roztiahnuwsia na hadkij kamjanij doliwci. Marjana
wasztuwaasia porucz.
Jak ja wtomyasia, skazaa wona. I straszno buo.
Meni tako, pryznawsia Oeh tycho. Meni zdawaosia, szczo chto jde za
mnoju.
Dobre, szczo ja ne znaa, skazaa Marjana.
Dik rubaw drowa. Wony wziay z soboju najkraszczi drowa, szczo powilno horia. Tomas rozwjazaw miszok iz suszenymy hrybamy, distaw kazanok, szczoby postawyty joho
nad wohnyszczem.
Oee, poprosyw win, podaj wodu.
Woda bua w miszku, w posudyni z harbuza. Tomasu warto buo zrobyty dwa kroky,
aby wziaty wodu samomu. Oeh zdohadawsia, szczo prochannia Tomasa zwyczajne wychowannia. Ne chocze nakazuwaty jomu, szczoby toj wstaw i ne bajdykuwaw. A chiba win
ne praciuwaw paatku razom rozwisyy, wohnyszcze rozpayy. Nastupnoho razu mensze wtomlusia, zajmusia hospodarstwom, ade zaraz ja Marjanyn miszok wolik
Odnak Oeh niczoho ne skazaw. I ne wstyh pidniatysia, jak Dik protiahnuw dowhu
ruku i pidsunuw miszok Oeha do Tomasa.
Uwanyj, zoseredenyj pohlad capa stworiuwaw wraennia, szczo toj suchaje i rozumije Oeha, ae nasprawdi twaryna nasuchaa, szczo robysia nazowni.
Dywlaczy na tlijucze bahattia, chope nepomitno zadrimaw. Jomu zdawaosia,
szczo win ne spy, a baczy, jak nad hooweszkamy zdijmajusia syni iskorky i tanciuju
paramy, splitajuczy u chorowod. Raptom cap hoosno zamekaw i zatupotiw kopytamy.
Oeh umy prokynuwsia, ta ne widrazu zbahnuw, de win, ae czerez sekundu pobaczyw,
szczo capa na staromu misci nemaje win strybnuw uhyb peczery, a w otwir rozirwanoji
zapony zaazy sira puchyrczasta masa i powoli, jak tisto, sune w peczeru. W masy bua
jaka tupa cikawis, wpertis, a cap pryreczeno mekaw, prochajuczy pro dopomohu napewno, wyriszyw, szczo tisto pryjszo specilno za nym. Oeh czomu wyriszyw, szczo dla
nicznoho prywyda cia masa nadto neharna, win obmacuwaw doliwku dowkoa sebe, ae
nijak ne mih znajty arbaet, jak i ne mih widwesty pohlad wid masy, jaka sunua na nioho,
wypuskajuczy zaduszywyj kysyj smorid. I tomu raptom pobaczyw, jak u masu wpjaasia
stria arbaeta i zajsza napoowynu. Neprochana twariuka w odnu my jako pidibraasia i
szwydko znyka z peczery. Rozirwani poy zawisy zijszysia i linywo zachytaysia.
Oeh nareszti zmih opustyty pohlad. Joho arbaet eaw zowsim porucz. Dik sydiw na
pidozi, pidtiahnutyj, swiyj, niby j ne lahaw spaty. Win wkaw u arbaet nowu striu i skazaw:
Moe, ne warto buo strilaty. Poczekaw by.
A czomu strilaw? zapytaa Marjana, jaka, ne wstajuczy, prostiaha ruku i pestya
tonki nohy capa, jakyj alibno, po-dytiaczomu schypuwaw, nacze aliwsia ludiam na swij
strach.
Oeh zakamjaniw, a tisto pidsuwaosia do nioho wse bycze, skazaw Dik bez
baannia doriknuty Oehowi, skazaw jak dumaw. Win zawdy howoryw, jak dumaw. Ne
buo czasu.
Zadrimaw? zapytaw Tomas Oeha.
Tomas eaw, prymostywszy hoowu na miszok z suszenym mjasom i zakutawszy
kowdroju. Win zmerz najducze, bo nijak ne mih zwyknuty do choodu. Jomu bude najwacze, koy nadijdu sprawni morozy, podumaw Oeh i widpowiw:
Zadrimaw. Sam ne pomityw. Mene cap rozbudyw.
Moode, capyku, pochwaya Marjana.
Dobre, szczo rozbudyw, skazaw Dik, wkadajuczy na bik. Joho doonia micno
styskaa arbaet, nadijnyj i krasywyj, jakyj zrobyw win sam. Poery by nas
I win zasnuw, ne zakinczywszy frazy.
Tomasu ne spaosia. Win pidniawsia i pidminyw Oeha. Toj trochy pospereczawsia,
ae zhodywsia, u nioho oczi zypaysia, i win roztiahnuwsia na pidozi. Tomas nakynuw na
peczi kowdru. Chotiosia pidkynuty w bahattia drowa, ae jich buo mao. Win zhadaw
morozy, koy wony wpersze jszy do perewau. Ti smertelno beznadijni morozy. Najdalsze
wony projszy udruhe. Szczoprawda, i powernuysia z toho pochodu wsioho dwoje. Win i
Wajtkus.
Tomas podywywsia na pidlitkiw. Czomu wony ne widczuwaju, szczo na kaminni
spaty choodno i nepryjemno? Jaki zminy widbuysia u nych za ci roky? Ce sprawni dykuny, szczo dywlasia na starych zi spiwczuttiam. Jak by jich ne lakaw Borys, wony z konym rokom wse kraszcze pryasztowujusia do cioho switu mokroho lisu ta sirych chmar.
A Borys prawyj i ne prawyj. Win zapewniaje, szczo zdyczawinnia nemynucze. Tomas baczy ce i w doczci, i w inszych ditiach. Ta oczewydno, szczo ce jedyna nadija wriatuwatysia, wyyty. A perewa ce toj symwo, u jakyj we nichto ne wiry, ae wid jakoho tak
wako widmowytysia.
Cap perestupyw nohamy, cokajuczy kopytamy ob kami. Dik rozpluszczyw oczi, prysuchawsia i znowu zasnuw. Marjana uwi sni pidsunuasia do Oeha i pokaa hoowu jomu
na pecze. Tak zatysznisze. Daeko w lisi szczo uchnuo, i prokotyosia powilne, zatychajucze hurkotinnia. Tomas wybraw najtonsze polino i pokaw u bahattia.
***
Na switanku czerez rozirwanu zawisu proywsia bakytnyj tuman, w lisi zatriskotiy,
witajuczy nowyj de, zeeneki konyky. Dik, jakyj czerhuwaw bila tlijuczoho bahattia i
obtesuwaw hiky dla arbaetnych stri, akuratno skaw swoji wyroby u miszok i spokijno
zasnuw. Tomu nichto ne pomityw, jak cap piszow z peczery. Marjana, prokynuwszy, ne
pobaczya nicznoho hostia, wybiha z peczery, obijsza dowkoyszni skeli nide odnych
slidiw capa.
Ja joho nenawydu, skazaa wona, powernuwszy.
Za te, szczo win ne podiakuwaw tobi? pocikawywsia Oeh.
Oeh, a toho, szczo wony ne zmou perejty perewa, jak ne wdaosia cioho zrobyty u poperednich pochodach. Dik tilky zradije win zmoe powernutysia u swij lubyj step.
Marjana znajde rozradu u zbyranni nowych hrybiw i traw. Tomas zwyk do newdacz i ne
wiry w uspich. Pohano bude tilky Oehu. I Staromu.
Ciyj de wony jszy widkrytoju miscewistiu, zridka zustriczajuczy kostrubati newysoki kuszczyky. Tut buo poronio, ae jszosia ehko, i wony nawi ne wtomyysia. Tomas
kazaw, szczo czas wony whaday prawylno. Lito cioho roku tepe, mynuoho razu tut we
eaw snih. Dikowi buo nudno, win czasto kudy wtikaw, znykaw na piwhodyny i powertawsia nezadowoenyj, bez mysywkych trofejiw.
Capowi poszczastyo powernutysia same todi, koy Dik buw na poluwanni. Inaksze,
podumaw Oeh, Dik obowjazkowo pidstreyw by joho. Ce buw toj samyj cap. Win haasywo wystrybnuw z czahariw ludy zustriy joho z pidniatymy arbaetamy. Ta wpiznay
joho we zdaeku. Weyczezna, porosa szerstiu tusza zradia, szczo zustria druziw. Cap
bihaw dowkoa grupy ludej i szczosyy mekaw.
Bilsze cap wid nych ne widchodyw. Win i Dikowi zradiw, wczuwszy joho za kiometr,
a potim wliz w seredynu zahonu, ne majuczy odnoho baannia jty zboku czy pozadu, ta
odnoho razu ne nastupyw nikomu na nohu swojim hostrym kopytom. Zwir powodywsia
delikatnisze, ni pry perszomu znajomstwi.
Such u nioho buw widminnyj. Win widczuwaw prysutnis ywych stwori za bahato
kiometriw. Pid weczir Marjana we perekonuwaa, szczo rozumije joho mowu: koy cap
popereduje, to poperedu halawyna zi smacznymy hrybamy, a koy treba dywytysia pid
nohy tam krutiasia liny-chyaky.
Zupynyysia na nocziwlu zadowho do temriawy. Dali poczynawsia pidjom, i Tomas
skazaw, szczo treba zranku poszukaty poticzok i pidnimatysia proty tecziji ne mensze
dwoch dniw do derea.
Nijakoji peczery czy inszoho prykryttia tut ne buo, usi spay w paatci. Capowi ce ne
podobaosia, i chocza nebezpeky tijeji noczi ne buo, win wse-taky wymahaw, szczoby joho
pustyy w tepo, i wreszti-reszt nawaywsia na paatku. Joho usi swaryy, ae terpiy, bo ne
potribno buo stawyty ochorony buo zrozumio, szczo koy pryjde nebaanyj his, cap
zdijme takyj haas, szczo wsich rozbudy.
Do ranku Oeh straszenno zamerz. Prokynutysia buo wako, uwi sni zdawaosia,
szczo joho zanuriuju u kryane booto i wylizty win ne moe. Joho poczao ychomanyty.
Potim raptom stao teplisze. I Oeh zasnuw spokijnisze. Prokynuwsia wid toho, szczo cap
wyriszyw wydertysia powyszcze na paatku. Oeh pidtiahnuw nohu, rozpluszczyw oczi i
pobaczyw, szczo Tomas wnoczi pominiawsia z nym misciamy, lih skraju. Tomas buw biyj
wid choodu, win eaw iz zapluszczenymy oczyma, zcipywszy zuby. Wdawaw, szczo spy.
Oehu stao wstydno. Szcze w seyszczi domowyysia, szczo koy stane zowsim choodno,
Tomasa treba berehty. U nioho chwori eheni i win pohano perenosy morozy. Chopciam
prostisze, wony zdorowi i moodi.
Tomase, tycho pokykaw Oeh, ja zihriwsia. Dawajte miniatysia.
Ni, ne treba, skazaw Tomas posyniymy hubamy, jaki pohano joho suchaysia.
Oeh pereliz czerez nioho. Rybjacza szkira paatky propuskaa moroz, cijeji noczi pid
kowdramy spay wsi, nawi Dik, jakyj zapewniaw, szczo moe spaty nawi na snihu.
Diakuju, skazaw Tomas. Win we tremtiw.
Prokynuasia Marjana. Wona widrazu wse zrozumia.
Ja pidihriju wody, skazaa wona i zachodyasia rozwjazuwaty miszky.
Cap, zrozumiwszy, szczo ludy prokynuysia, pidwiwsia, zatupotiw, radisno zamekaw,
napewno, skuczyw za nicz. Dik kynuw Tomasu swoju kowdru i wyliz iz paatky.
***
Nastupnoho dnia doynka, po jakij stikaw poticzok, postupowo zwuuwaasia, kamjani temni stiny robyysia strimkiszymy, schodyysia dokupy, chowajuczy poticzok u wikowu ti. Szum joho staw pochmurym, huchym, jak u dici. Buo nezatyszno i straszno
nichto z nych, okrim Tomasa, ne buw ranisze w horach. Nawi Dik, zawdy wpewnenyj u
sobi, ne zabihaw upered, we czas pohladaw nahoru, niby bojawsia, szczo na hoowu
wpade kami, i szczochwyyny pytaw Tomasa:
Nu, skoro wyjdemo?
Do weczora wyjdemo.
Tomas, jak i wsi, zihriwsia, nawi spitniw, maje ne kaszlaw i jszow szwydsze, ni
wczora, tilky inkoy chapawsia za bik.
Wy upiznajete miscia? zapytaa Marjana.
Wona jsza pozadu i pidhaniaa kozu, jakij cia podoro dawno obryda. Twaryna czasto zupyniaasia, krutya hoowoju, niby prosya Marjanu widpustyty jiji nazad w lis, na
wolu.
Jak tobi skazaty? widpowiw Tomas. Mynuoho razu my siudy ne dijszy. A
koy jszy z perewau pjatnadcia rokiw tomu, tut buw snih, dni buy korotki, i my maje
ne rozhediy miscewis. My todi powiryy, wpersze powiryy, szczo wse bude dobre, ae
due wtomyysia. Szlach zwidsy do seyszcza zabraw bilsze tynia.
Dik, szczo jszow poperedu, raptom zacipeniw i pidniaw ruku.
Wsi zupynyysia. Nawi koza, nacze wona zrozumia nakaz.
Dik z arbaetom napohotowi powoli wyjszow napered. Zihnuwsia.
Podywisia! kryknuw win. Wony sprawdi tut jszy.
Za weykym kamenem u poticzku miano wybyskuwaa czudowa ricz. Wona bua
zrobena z bioho metau i schoa na spluszczenu kulu z biym narostom zwerchu. Znachidka maa remine. Jiji mona buo nosyty czerez pecze.
Dik pidniaw ricz i skazaw:
Na neji, napewno, wpaw kami.
Ni, ne kami. Tak treba, skazaw Tomas, pidchodiaczy do Dika. Win uziaw ciu
ricz u swoji ruky. Tut my zupyniaysia. I chto Wajtkus! Ce flaha, bakaka Wajtkusa.
Ot win zradije, koy my jiji prynesemo!
Ce nazywajesia flaha? zapytaa Marjana.
banky.
Nepotribni?
Todi wony zdawaysia nam nepotribnymy. Tomas znowu pidnis flahu do nosa i
pryniuchawsia. Ja zduriju. Ce meni snysia.
Ote, prawda, skazaw Dik. Wy tut jszy. Ja dekoy dumaw, szczo wy ne jszy,
szczo seyszcze buo zawdy.
Znajesz, ja j sam inkoy tak dumaju, usmichnuwsia Tomas.
Win widpyw triszky z bakaky, odyn kowtok i zamurywsia.
Budu yty, skazaw Tomas. Zakaszlawsia, ae ne perestawaw usmichatysia.
Marjana zbyraa konserwni banky i skadaa jich u miszok. Koza sopia, zitchaa,
banky jij czomu ne podobaysia. Wony buy czui.
Ta ne treba jich zbyraty, zasmijawsia Tomas. Ne treba! Wony poroni. Jakszczo treba, wimesz jich desiatky sote. Rozumijesz?
Ne znaju, skazaa Marjana. Ja dumaju, wony nam znadoblasia. Chocza b
powernemosia ne z poronimy rukamy. Z cych banok bako bahato czoho zmoe zrobyty.
Todi zaberesz na zworotniomu szlachu, skazaw Oeh.
Jomu chotiosia sprobuwaty kojaku, jakomu tak zradiw Tomas.
A jakszczo jich zaberu? zapytaa Marjana.
Chto? zdywuwawsia Tomas. Za szistnadcia rokiw nichto ne wziaw. Kozam
banky ne potribni.
Ae Marjana zibraa wsi banky, nawi diriawi.
Dik skazaw:
Daj pokusztuwaty, Tomase. Z bakaky.
Tobi ne spodobajesia, skazaw Tomas. Ditiam i dykunam kojak pyty nebezpeczno.
Prote protiahnuw Diku flahu.
Zawdy treba prosyty, podumaw Oeh. Ja zawdy tilky dumaju pro szczo, a
Dik we dije.
Tilky obereno, skazaw Tomas. Odyn maekyj kowtok.
Ne bijsia, skazaw Dik. Jakszczo mona tobi, meni tym pacze. Ja sylniszyj za
tebe.
Tomas promowczaw. Oehu zdaosia, szczo win usmichajesia.
Dik pidniaw flahu i zrobyw odyn weykyj kowtok. Napewno, cej kojak buw due
micnyj, bo chope wypustyw z ruk flahu i straszenno zakaszlawsia, schopywszy za horo.
Tomas edwe wstyh schopyty bakaku.
Ja tobi szczo kazaw? zapytaw win bez spiwczuttia.
Marjana kynuasia do bidoasznoho Dika.
Wse hory! nareszti wydusyw z sebe Dik.
Wy nawiszczo? zostyasia Marjana na Tomasa.
Wona poczaa porpatysia u swojemu miszku. Oeh znaw, szczo wona szukaje liky wid
opiku.
Zaraz mynesia, wsmichnuwsia Tomas. Ty dykun, junacze. Ty powynen
spryjmaty neznajomu ridynu najpersze jak moywu otrutu. Musyw spoczatku probuwaty
jazykom.
Dik machnuw rukoju.
Ja powiryw, skazaw win. Rozumijesz, powiryw! Ty pyw!
Dik serdywsia na we swit. Prynyennia win ne terpiw.
O, skazaa Marjana, pouj trawu. Ce dopomoe.
***
Wnoczi stao choodnisze, lutuwaw moroz. Dik z Oehom pokay Marjanu i Tomasa
poseredyni. Tomas tak peremuczywsia za de, szczo nawi ni z kym ne spereczawsia. Win
buw hariaczyj, ae nijak ne mih zihritysia, i koy poczynaw zachodytysia suchym kaszem,
Oeh obijmaw joho, a Marjana dawaa napytysia mikstury, jaku pryhotuwaa wasnorucz.
Marjana ne spaa, i szczoby szwydsze mynua nicz, wony poszepky homoniy z Oehom.
Dik, jakomu chotiosia spaty, krutywsia. Potim skazaw:
Zawtra my jdemo bez zupynok, zrozumio?
Nu i szczo? spytaw Oeh.
Budu hnaty wsich, jak by wam ne chotiosia spaty.
Todi spy, skazaw Dik, wytrymawszy dowhu pauzu, w jakij nichto ne pohodywsia
z nym, ae nichto i ne perekonaw Dika.
A wranci supereczka prypynyasia sama soboju. Czerez due prostu pryczynu. Koy
Oeh, prokynuwszy perszym, hoowa bolia, nohy zaderewjaniy, spyna promerza,
wybrawsia z niszi, win pobaczyw na bilij doyni poskohirja anciuok zahybe, u jakych
ne widrazu j whadaw slidy, nacze chto wdawluwaw u snih weyki diky.
Oeh rozbudyw Dika, i wony obereno projszy dali po slidu w toj bik, kudy wey zahybennia pazuriw. Slidy zakinczyysia bila krutoho schyu cej zwir mih pidnimatysia
po skeli.
Jakyj win? poszepky spytaw Oeh.
Lae na dim rozdawy, skazaw Dik. O by pidstreyty!
Nadiji mao, zapereczyw Oeh, nawi twojim arbaetom. Ty jomu j szkiru ne
probjesz.
Sprobuju, skazaw Dik.
Wy de buy? zapytaa Marjana, rozpalujuczy wohnyszcze. U Tomasa wpaa
temperatura. Dobre, prawda?
Dobre, pohodywsia Oeh.
Wony rozpowiy pro slidy, tomu szczo Marjana odnakowo b jich pobaczya. Ae wona
ne zlakaasia. Czy mao zwiriw tut chodia? Ne wsi wony zli ta nebezpeczni. Prosto zwiri,
zakopotani swojimy sprawamy.
Sidajte, skazaa Marjana, posnidajemo.
Tomas wyliz z-pid paatky. Win buw blidyj i osabyj. U ruci trymaw flahu. Siw porucz
z Oehom, widkrutyw korok i wypyw.
Treba zihritysia, skazaw win tycho. Koy likari radyy chworym pyty kahor.
Marjana distaa swij miszok.
Z nioho wykotywsia hryb.
Miszok buw rozirwanyj, poowanyj. I poronij.
A de hryby? zapytaa Marjana u Tomasa. Niby win maw znaty, de hryby.
Dik rwuczko zwiwsia.
De eaw miszok?
Ja tak wtomyasia, skazaa Marjana. Ja dumaa, szczo pokaa joho pid paatku, a win zayszywsia nazowni.
De cia skotyna? spytaw Dik serdyto.
Ty czysto zduriw! zakryczaa Marjana. Moe ce ne koza?
A chto? Ty? Tomas? Ja? Szczo my teper erty budemo?
U nas szcze mjaso je, skazaa Marjana.
Pokay. Moe i joho nemaje?
Kozy mjaso ne jidia, widpowia Marjana.
Ae Dik buw prawyj. Wid mjasa zayszyosia kilka szmatoczkiw.
Ja ne artuju. Dik pidniaw zi snihu arbaet. Koza, niby zrozumiwszy zahrozu,
szwydko zachowaasia za skelu.
Ty ne wteczesz, skotyno! kryknuw Dik.
Zaczekaj, skazaw Oeh. Zaczekaj, jakszczo potribno, szcze wstyhnesz. Zawdy wstyhnesz. Ade Marjana bude rozwodyty jich. Ce waywo dla seyszcza. Todi u nas
zawdy bude mjaso.
Dla seyszcza waywo, aby tut my ne wyzdychay! skazaw Dik. Bez nas koza
w seyszcze ne powernesia. Jij te nemaje szczo erty. Wona wtecze.
Ni, Diku, bu aska, prosya Marjana. Ade u neji budu kizoky, rozumijesz?
Za dwi hodyny chodu Oeh podumaw, szczo wse-taky Dik buw prawyj. Wony jszy
nawmannia snihowoju pusteeju. Szlach wiw nahoru, dowodyosia obchodyty skeli, wydyratysia czerez uszczeyny, perechodyty lodowyky. Powitria buo hostre, moroziane, i dychaty buo wse wacze j wacze. Oeh zwyk nedojidaty, ae nikoy ne buwaw hoodnyj, bo
w seyszczi zawdy buy siaki-taki prypasy. A tut hood nawaywsia na Oeha widrazu, jak
tilky chope zbahnuw, szczo poperedu dni ta dni bez jii. Oeh upijmaw sebe na dumci,
szczo dywysia na kozu hoodnymy oczyma. Maw potajemnu nadiju, szczo twaryna abo
poamaje nohu, abo wpade w uszczeynu.
I nacze widczuwszy joho dumky, Tomas skazaw:
Nasze szczastia, szczo mjaso samo ide. Nam by joho ne dotiahnuty.
Stijte!
Ce buw hoos Dika. Dik pidijszow do kozy z micnoju petenoju motuzkoju i nakynuw
jiji na szyju twaryny. Koza pokirno i tupo czekaa, poky jiji prywjau. Potim Dik daw wilnyj
kine motuzky Marjani i skazaw:
Wedy. Ja ne choczu ryzykuwaty.
Wde wony zrobyy prywa. Dosy trywayj, bo wsi due wtomyysia, a Tomas jszow
i pochytuwawsia, tak szczo joho chotiosia pidtrymaty. Obyczczia joho a paszio. Oczi
buy napiwzapluszczeni, ae win uperto jszow i jszow wpered, do swoho perewau.
Hodyny czerez dwi pisla prywau Tomas zachwyluwawsia.
Zaczekajte, skazaw win. Aby ne zabukaty. Tut maje buty tabir. Ja pamjataju
ciu skelu.
Tomas siw na kami, rozhornuw tremtiaczymy rukamy kartu i poczaw wodyty po nij
palcem. Diku ce niczoho ne howoryo, win piszow upered, spodiwajuczy pidstreyty jaku
zdobycz.
Karta bua namalowana czornyamy szcze todi, koy buo czornyo husta pasta,
jaku zaprawlay w ruczky. Ruczky Oeh baczyw. Tilky wony ne pysay.
My o tut, skazaw Tomas. We bilsze poowyny dorohy. Ja j ne rozrachowuwaw, szczo mona tak szwydko jty.
Pohoda chorosza, skazaw Oeh.
Sudiaczy z usioho, my tut noczuway, wiw dali Tomas. Musia buty jaki
resztky prywau, a jich nemaje.
Skilky rokiw mynuo, skazaw Oeh.
Tak o burmotiw Tomas, try skeli, ni, czotyry. Och, e ne zabuw Win
ohlanuwsia do Oeha. Wimy ce. Bez cioho na korabel ani nohoju. Pamjatajesz?
Ce wymiriuwacz radiciji, tak?
Wymiriuwacz radiciji, ty znajesz, czomu my ne mohy zayszatysia? Tam bua
straszenna radicija! A moroz szcze j do wsioho.
Moe pospyte? spytaw Oeh. A potim pidemo
Ni, zayszatysia ne mona. Ce pewna smer. Ja za was widpowidaju De tabir,
treba hybsze kopaty My jich pochoway, ae syy ne buo hyboko kopaty, rozumijesz,
obowjazkowo treba hybsze
Oeh pidchopyw Tomasa, jakyj poczaw spowzaty z kamenia.
Powernuwsia Dik, dywywsia, jak Oeh kutaje Tomasa w kowdru, a Marjana rozdmuchuje bahattia, szczoby pidihrity miksturu. Dik mowczaw, ae zdawaosia, nacze win nahaduwaw: Ja poperedaw.
Oeh sam widkrutyw kowpaczok flahy, poniuchaw kojak zapach buw hostryj,
szwydsze pryjemnyj, ae pyty ne chotiosia, ce buo ne dla pyttia. Pidnis obereno do zapeczenych hubiw Tomasa, jakyj szepotiw szczo nerozbirywo. Toj kowtnuw i skazaw czomu: Skool.
Dali jty zmohy tilky do sutinkiw. Tomas pryjszow do tiamy, joho miszok nis Oeh,
arbaet wziaw Dik. Czerez ciu nezapanowanu zupynku jszy, wirnisze, lizy krutym schyom, wkrytym weyczeznymy chytkymy kameniamy, hodyny dwi, ne bilsze. Potim stao
maje temno i doweosia szukaty misce dla nocziwli.
Pochoodao. Nebo tut buo zowsim inszoho koloru ne tilky sire, jak u lisi, a nabrao pid weczir trywonoho zabarwennia czerwonuwatoho, i ce lakao. Nebo niby perestao buty nadijnym.
Due chotiosia jisty. Oeh e ne hryz kaminnia. A szcze nachabna koza, jak tilky
zniay i skay na snih miszky, pidbiha do nych, namahajuczy rozkydaty jich rohamy,
niby ludy tilky tym i zajmaysia, szczo choway wid neji jiu.
He zwidsy! kryknuw Oeh i kynuw u neji kamenem.
Koza meknua i strybnua ubik.
Ne treba, skazaa Marjana. Diwczyna zmarnia, nawi poczornia za de, staa
menszoju, tonszoju. Wona ne rozumije, a znaje, szczo jij tut daju jisty. Jij potribno
bilsze, ni ludiam.
Toho weczora Dik udaryw Marjanu.
Wony uway ostanni suchi szmatky mjasa. Zapyway jich okropom, wony sami
sebe duryy, a ne jiy. Marjana potycheku widdaa swoju czastku cij neszczasnij kozi, hadajuczy, szczo cioho nichto ne pomity. Ae pomityy wsi, krim Tomasa, bo toj maryw. Oeh
promowczaw, ae potim wyriszyw skazaty Marjani, szczo ce duris hoduwaty kozu, koy
sami skoro powmyraju z hoodu.
Ae Dik ne zmowczaw. Win pidniaw nad bahattiam ruku i daw Marjani lapasa. Diwczyna wyhuknua:
Za szczo?
Oeh kynuwsia na Dika. Dik ehko widsztowchnuw joho.
Idity! skazaw win zi zlistiu. Zhraja iditiw! Wy wsi tut wyriszyy powyzdychaty! Wy nikoy ne dijdete do perewau!
Ce mij szmatok mjasa, skazaa Marjana, oczi w neji buy suchi i zli, ja ne
choczu jisty.
Ty choczesz, zapereczyw Dik, a mjasa zayszyosia tilky po dwa szmatoczky,
na zawtra. A jty whoru. Nawiszczo ja tilky piszow z wamy?!
Raptom win schopyw ni i, ne ozyrajuczy, sylno metnuw joho w kozu. Wyrwawszy
mut zeenuwatoji szersti, ni wdarywsia ob skelu. Dik skoczyw, koza szarpnuasia, napnua motuzku. Dik pidniaw ni. Nakonecznyk buw zamanyj.
Idity! zakryczaw znowu Dik. Czomu wy ne rozumijete, szczo my we nikoy
ne powernemosia!
Win ne dywywsia na zapakanu Marjanku, na Oeha, jakyj niczoho kraszczoho ne
prydumaw, jak poczaw proponuwaty diwczyni swij ostannij szmatok, nacze wona bua maeka. Ta widsztowchuwaa ruku, a Dik szwydko rozhornuw swoju kowdru, roztiahnuwsia
na nij na powen zrist i zapluszczyw oczi. Zasnuw czy wdawaw, szczo spy.
Tomas nawi kaszlaty ne maw syy.
Oeh pidwiwsia i zakutaw joho w paatku. Potim wony z Marjanoju lahy bila Tomasa,
szczoby zihrity joho. Piszow snih. Snih buw ne choodnyj, win nakryw jich bioju perynoju.
Koza pryjsza we w temriawi i te laha porucz z nymy: rozumia, szczo wkupi teplisze.
Oeh cijeji noczi maje ne spaw, abo jomu zdawaosia, szczo ne spy. Chto weyczeznyj projszow nepodalik, zatuywszy rankowe swito. Potim odrazu stao choodnisze
pidniaasia koza i pisza szukaty sobi jiu. A potim Oeha wkusya bocha. Zwidky wona
wziaasia, newidomo. Moe chowaasia w odiazi abo w koziaczij szersti.
U snihowoji bochy osobywyj ukus joho ni z czym ne sputajesz. Cej ukus beznadijnyj, jak smer. Mona pakaty, kryczaty, bahaty pro dopomohu, ae nichto ne dopomoe. Wse prochody, jak za hodynnykom. Spoczatku ukus uko, choodnyj, niby pid
szkiru zahaniaju kryanu hoku, i cej choodnyj opik takyj hostryj, szczo ludyna widrazu
prokydajesia i zawmyraje wid achu ta bezsylla. A dali niczoho ciu hodynu niczoho.
Ta raptom ludyna wtraczaje rozum ce widbuwajesia odnakowo z usima: z rozumnymy,
durnymy, maymy, starymy. Na piwhodyny czy na hodynu ludyna opyniajesia odyn na
odyn z prywydamy ta achom. Staryj howoryw, szczo z mikroskopom win ehko by podoaw ciu chworobu zrozumiw by, jak zbudnyk wpywaje na nerwowu systemu Ludyna
poczynaje szaenity, wona staje dykoju, nikoho ne wpiznaje, moe wbyty najbyczoho
druha i potim niczoho ne pamjatatyme. Koy w seyszczi buw perszyj wypadok cijeji chworoby, nichto ne rozumiw, szczo staosia. I szcze buo dekilka strasznych wypadkiw, poky
ne zrozumiy, szczo z boszynoju ychomankoju ne treba borotysia treba zwjazaty chworoho, schowaty joho jaknajdali i prosto czekaty, poky ne myne agresija, i win powernesia
do swidomosti. O i wse. Koy, koy nawczasia likuwaty ychomanku, wse bude inaksze.
A zaraz wychid odyn Jakszczo w seyszczi traplajesia, szczo koho wkusy snihowa bocha, win sam pospiszaje do ludej i prosy zwjai mene! I ce najstrasznisze. Ludyna
szcze zdorowa, wona rozdumuje i rozumije, jak pryreczena na smer, szczo myne szcze
kilka chwyyn i wona znykne, peretworysia na zu, strasznu istotu. I koen baczyw, jak
ce traplajesia z inszymy.
I konomu soromno dumaty, szczo te same moe statysia i z nym.
Tomu, koy Oeh widczuw choodnyj ukus bochy, win odrazu pidniaw usich na
nohy.
***
Kowdra, jakoju Marjana wkrya Oeha, zetia. Oeh ne wtrymawsia bila stiny i wpaw
na snih. Joho oczi buy zapluszczeni, huby woruszyysia, obyczczia potemnio wid napruennia, wid baannia rozirwaty motuzku. Tomas chotiw dopomohty Oehu, wkryty joho
abo chocza b pokasty hoowu sobi na kolina. Ce korysno robyty w takych wypadkach
pidtrymuwaty hoowu. Tomas sprobuwaw pidwestysia, ae nohy ne trymay joho. Oeh
wyhnuw spynu i prosto zetiw u powitria, widsztowchnuwsia kuakamy wid zemli i pokotywsia donyzu schyom. Win perewernuwsia dekilka raziw, udarywsia prosto w kameniuku, jaka chowaasia pid snihom, i zawmer. Joho kurtka rozderasia, snih ne tanuw na
hoych hrudiach.
Tak ne mona, dumaw Tomas. Treba obowjazkowo do nioho spustytysia. Czortowa
koza, czortiw Dik z joho kompeksom nadludyny. Ae Dik wpewnenyj, szczo prawyj, i perekonanyj, szczo turbujesia pro wsich. Z joho dykunkoji toczky zoru, win prawyj, z joho
dykunkym nebaanniam podywytysia u majbutnie Czy ne nadto szwydko cywilizowana
ludyna peretworiujesia na dykuna? Moe, my pomyyysia, dozwolajuczy ditiam wyrostaty wowkamy, aby jim buo ehsze wyyty w lisi? Ae u nas ne buo wyboru. Za szistnadcia rokiw my, dorosli, tak i ne zmohy dijty do perewau. I nadiji b ne buo, koy b ne wyrosy Dik ta Oeh. Jaka u mene zaraz temperatura? Napewno, za sorok. Due wako dychaty dwostoronnia pnewmonija, lla takoho dignozu ne treba likaria. Jakszczo ja ne
doberusia do korabla, meni kine.
Nijake mjaso kozy meni ne dopomoe. Jty treba samomu. Pidlitkam ne dotiahnuty
mene do perewau Jak tam Oeh? Bocha ce weyka bida, zyj fatum, jakyj chowawsia
u skelach i ne chotiw widpuskaty nas do ludstwa. Niby lis chocze peretworyty nas na
swojich ditej, na dwonohych szakaliw. Lis zhoden terpity nasze seyszcze, ae jak swoje
prodowennia, a ne zapereczennia. Tam, za kameniukoju, temnije prowalla, niby ne hyboke, ae jakszczo chope wpade wnyz win rozibjesia. De motuzka? De druha motuzka? Treba prywjazaty joho do tijeji kameniuky.
Tomas poliz wnyz, dobre, szczo wnyz. Wnyz powzty ehsze. Tilky pecze snih o
tilky klatyj snih zaazy pid odiah i pecze hrudy. Koy kaszlajesz, to tycheko, szczoby ne
rozirwaty eheni, a kaszlu wse bilsze, i win rwesia z hrudej. Joho ne wtrymajesz.
Tomas liz wnyz z motuzkoju, jaka zdawaasia jomu nadzwyczajno wakoju, swyncewoju, wona zwywaasia za nym, nacze zmija. Oeha bya propasnycia, win namahawsia rozirwaty puta, potyyciu e ne rozkrojiw ob kami. Tomas widczuwaw bil Oeha prosto
fizyczno, czuw joho ach, joho straszni wydinnia. A Oehowi w ciu my zdawaosia, szczo
joho pryduszyw dach budynku. Do Oeha zayszaosia metriw desia, ne bilsze. Tomas rozumiw, szczo toj joho ne czuje, ae we czas powtoriuwaw:
Terpy, ja idu, a sam namahawsia pidniaty hoowu, szczoby podywytysia, czy ne
powertajusia Dik z Marjanoju.
Hoowne buo wstyhnuty pidpowzty do Oeha, poky toj ne wpaw u prowalla.
Czomu u mene zaraz krutysia hoowa?
Koy Tomas dotiahnuwsia do Oeha, win na kilka sekund wtratyw swidomis, usi syy
piszy na te, szczoby dopowzty. Tio, jakym ruchaje ysze widczaj, widmowlaosia bilsze
korytysia, niby wykonao wse spowna.
Tomas otiamywsia wid kryanoho witru, jakyj prynis bahato snihu, a moe wid prytyszenoho szepotu Oeha, joho chrypoho dychannia. Tomasu bilsze za wse na switi chotiosia zapluszczyty oczi, tomu szczo o tak eaty, niczoho ne robyty, ne dumaty ni pro szczo
ce i buo tepoju zatysznoju kazkoju, wykonanniam usich baa.
Oeh spowz szcze na metr, joho trusyo, win namahawsia zirwaty z sebe motuzku, a
nasprawdi widsztowchuwawsia wid kameniuky do prowalla. Tomas piddiahnuw motuzku
do sebe, namahajuczy zrozumity, jak jomu prywjazaty Oeha nadijnisze do skeli, i nijak
ne mih zbahnuty, jak ce zrobyty. Raptom win uswidomyw, szczo motuzky w ruci nemaje
wona zayszyasia u dekilkoch metrach pozadu i powernutysia do neji ne buo syy. Tomas pidtiahnuwsia, szczob wchopyty Oeha za nohy, ae toj smyknuwsia i widkynuw Tomasa, tio kotroho ne widczuo bolu.
Tomas zrozumiw, szczo tak jomu Oeha ne wtrymaty. Chope, nawi zwjazanyj, nabahato sylniszyj za nioho, i tomu Tomas prodowyw swij powilnyj ruch do prowalla,
szczoby zupynytysia mi nym ta Oeham, peretworytysia na barjer, na neruchomu koodu.
Tomasu zdawaosia, szczo win powze dekilka hodyn. Win prosyw Oeha poterpity, poeaty spokijno. I wse taky, koy jomu wdaosia nareszti dolizty do wukoji smuhy, jaka
widdilaa Oeha wid prowalla, chope wstyh we spowzty tak nyko, szczo Tomasu doweosia wtysnutysia mi Oehom ta hostrym kaminniam nad prirwoju.
I napewno, Tomasu wdaosia b widtiahnuty Oeha nazad, nahoru, do bezpecznoho
miscia, jakby win sam buw pry swidomosti. Tomas maryw.
***
Marjana prybiha do taboru, edwe dychajuczy. Jij zdawaosia, szczo wona bua widsutnia dekilka chwyyn, a nasprawdi jiji ne buo bilsze hodyny. Wona pidbiha pid samu
paatku, i tomu ne widrazu zrozumia, szczo staosia. Wona pobaczya tilky, szczo tabir
pustyj. Spoczatku wona widkynua kraj paatky, dumajuczy, szczo Tomas z Oehom chowajusia tam wid snihu, ae zbahnua, szczo schowatysia pid paatkoju nemoywo.
Marjana rozhubeno ozyrnuasia dowkoa i pobaczya slidy na snihu, jaki tiahnuysia
wnyz do skeli. Slidy nacze kazay jij, szczo chto tiahnuw wakyj tiahar. Wona widrazu
ujawya sobi achywu kartynu: zwir z weykymy stupniamy i pazuramy tiahne jiji druziw,
a wynna u wsiomu wona, bo pobiha riatuwaty kozu, i zabua pro ludej, pro chworych ludej
u snihowij pusteli, czoho ne maa nijakoho prawa robyty. I o staosia najhirsze: wona ne
nazdohnaa Dika, ne znajsza kozu, zayszyasia sama posered skel, zlakaasia, szczo ne
znajde dorohu w tabir, zlakaasia za Tomasa z Oehom, jaki buy bezporadni, pobiha nazad, i o wona spiznyasia.
Marjana dribotia wnyz po schyu, schypuwaa i powtoriuwaa:
Matinko ridna Matinko ridna
Czomu na snihu eaa motuzka. Oehu wdaosia rozputatysia?
Wona obihnua sire hromaddia i pobaczya, szczo bila prowalla ey Oeh, micno
zwjazanyj, a Tomasa nide nemaje.
Oee, Oeyku! zakryczaa wona. Ty ywyj?
Oeh ne widpowiw. Win spaw. Ludy zawdy zasynaju, koy mynaje prystup. Win
buw odyn, ae slid wid nioho prodowuwawsia wnyz, do prowalla. Marjana zahlanua tudy
i pobaczya, szczo w prowalli, nedaeko, w pjaty metrach, ey Tomas, due spokijno, i
jako nawi zruczno.
Marjana ne widrazu zdohadaasia, szczo Tomas mertwyj.
Todi wona spustyasia wnyz, pospiszajuczy, obamujuczy nihti ob lodiane kaminnia,
dowho trusya joho, namahaasia rozbudyty, i raptom zrozumia, szczo Tomas pomer, rozbywsia.
Oeh, jakyj pryjszow do tiamy, poczuw pacz diwczyny i zapytaw sabym hoosom:
Ty de, Marjanko? Szczo staosia?
Win zowsim ne pamjataw, jak zisztowchnuw Tomasa wnyz. Tilky potim za urywkamy
achywych wydi Oeha ta za slidamy wony nareszti zmohy zrozumity, jak i czomu wse
staosia, jak pomer Tomas.
***
Dik powernuwsia u tabir czerez dwi hodyny. Win ne nazdohnaw kozu i zahubyw jiji
slidy bila weykoji skeli. Na zworotniomu szlachu win zustriw newidomu twarynu i piszow
za neju, hadajuczy pidstreyty, aby powernutysia u tabir z jieju. Todi mona bude skazaty,
szczo win nawmysno zayszyw kozu, poaliw Marjanu. I win szczyro ue powiryw, szczo
poaliw Marjanu, bo ne terpiw newdacz.
Koy win diznawsia, szczo staosia w tabori bez nioho, win spokijnisze, bilsz twerezo
ocinyw sytuaciju, i skazaw Oehu:
Ne mey durny. Nikoho ty ne wbywaw i ni w czomu ty ne wynen. Ty ne znaw,
szczo sztowchnuw Tomasa. Ty majesz buty jomu wdiacznyj, bo win namahawsia tebe wtrymaty. Moe win niczoho i ne wstyh zrobyty, ae wse win chotiw tebe wriatuwaty.
Moywo, tak nawi kraszcze. Tomas buw zowsim chworyj i mih pomerty konoji chwyyny. Win chotiw i dali jty do perewau, i tomu nam by doweosia joho tiahnuty. My wsi
mohy zahynuty.
Ty choczesz zaspokojity Oeha, widpowidaa Marjana, rozchytujuczy wid bolu
wona widmorozya ruky i obidraa jich do krowi, koy namahaasia oywyty Tomasa.
Ae bilsze todi, koy tiahnua tio z Oehom do paatky. Ty choczesz zaspokojity Oeha,
a wynni my z toboju. Jakby my ne pobihy za kozoju, Tomas buw by ywyj.
Prawylno, skazaw Dik, tobi ne treba buo bihty za mnoju. Ce duris, inocza
duris.
Newe ty te ne wynuwatyj? wyhuknua Marjana.
Tomas eaw pomi nymy, nakrytyj z hoowoju kowdroju, i buw niby prysutnij pry cij
rozmowi.
Ja ne znaju, skazaw Dik. Ja piszow za kozoju, tomu szczo nam potribne mjaso.
Potribne wsim. Meni mensze za inszych, bo ja sylniszyj.
Ja ne choczu bilsze z nym howoryty, skazaa Marjana. Win choodnyj, jak
ocej snih.
Ja choczu buty sprawedywym, skazaw Dik. Wid toho, szczo my budemo
metatysia i stradaty, nikomu ne stane kraszcze. My marnujemo czas. Skoro weczir.
Oeh szcze nadto sabyj, zapereczya Marjana.
Ni, niczoho, obizwawsia Oeh, ja pidu. Tilky treba wziaty u Tomasa kartu i
wymiriuwacz radiciji. Win kazaw, szczo koy szczo stanesia, potribno zabraty ci reczi.
Ne treba, skazaw Dik.
Czomu?
Tomu szczo my jdemo nazad, spokijno skazaw Dik.
Ty tak wyriszyw? zapytaw Oeh.
Ce jedynyj szlach do poriatunku, skazaw Dik. Czerez dwa dni my budemo w
lisi. Tam ja znajdu bahato jii. Ja prywedu was u seyszcze, ja obiciaju.
Ni, zapereczyw Oeh, my pidemo dali.
Wse ce durnyci, skazaw Dik. U nas nemaje szansiw.
U nas karta.
A czomu ty jij wirysz? Karta stara. Wse moho zminytysia. I nichto ne znaje, skilky
nam szcze jty bez jii, po hoomu snihu.
Tomas kazaw, szczo my jszy szwydko, szczo zayszywsia odyn de.
Tomas pomyywsia. Win sam chotiw tudy, win nas obmaniuwaw.
Tomas ne obmaniuwaw. Win kazaw, szczo tam je jia i my budemo wriatowani.
Jomu chotiosia u ce wiryty, win buw chworyj i pohano rozumiw, szczo widbuwajesia. My zayszymosia ywymy, tilky jakszczo powernemosia nazad.
Ja pidu do perewau, skazaw Oeh. Win skazaw ce, dywlaczy na tio, wkryte
kowdroju, niby zwertawsia do Tomasa.
Ja te pidu, skazaa Marjana, jak ty ne rozumijesz?
Marjanko, pojasniuwaw Dik, postukujuczy weykym kuakom po kameniu,
widbywajuczy u takt sowam. Oehu zamoroczyw hoowu Staryj. Win zawdy wtokmaczuwaw jomu, szczo win rozumniszyj, kraszczyj za nas z toboju, szczo win osobywyj. Win
ne mih buty kraszczyj za nas u seyszczi abo w lisi, win zawdy buw sabszyj za mene. Nawi
tobi u lisi win prohraje. Rozumijesz, jomu potribna cia kazoczka pro perewa i dykuniw,
jakymy my ne majemo prawa staty. Ja ne dykun. Ja ne durniszyj za nioho. Nechaj Oeh
ide, jakszczo win wpewnenyj. A tebe ja ne puszczu tebe ja zaberu wnyz.
Durnyci, durnyci, durnyci! zakryczaa Marjana. Nas widisao seyszcze. Nas
wsi czekaju i usi nadijusia.
My prynesemo bilsze korysti ywymy, ne widstupaw Dik.
Piszy. Oeh prostiahnuw ruku do kowdry, szczoby wziaty u Tomasa kartu i wymiriuwacz, i powilno promowyw: Probacz, Tomase, szczo ty ne dijszow, i ja beru w tebe
taki cinni reczi.
Win widkynuw kraj kowdry. Tomas eaw, zapluszczywszy oczi, obyczczia joho pobilio, i huby stay tonkymy. Oeh ne zmih prymusyty sebe dotorknutysia do choodnoho
tia Tomasa.
Zaczekaj, ja sama, skazaa Marjanka. Zaczekaj.
Dik pidniawsia, pidijszow do skeli, pidniaw zi snihu flahu, strusnuw neju tam pluskotiw kojak. Chope widkryw bakaku i wyyw kojak na snih. Hostryj, neznajomyj
zapach zawys u powitri. Dik zakrutyw kryszku i powisyw flahu czerez pecze. Nichto niczoho ne skazaw. Marjana peredaa Oehowi skadenu kartu, wymiriuwacz radiciji i ni
Tomasa.
Nam joho ne zakopaty, skazaw Dik. Treba widnesty joho pid urwyszcze i
zasypaty kaminniam.
Ni! wyhuknuw Oeh.
Dik zdywowano zwiw browy.
Zwyczajno, ne warto buo widpowidaty, szczo ne mona na Tomasa kasty kaminnia.
Ade Tomas mertwyj, i jomu bajdue.
Wse zrobyw Dik. Oeh i Marjana tilky dopomahay jomu. Bilsze wony ni pro szczo ne
howoryy. Oeh i Marjana mowczky zibray, wziay zowsim ehki miszky (nawi chmyzu
zayszyosia na odne-dwa bahattia), rozdiyy na try czastyny ostanni szmatoczky wjaenoho mjasa, i Marjana widnesa Dikowi joho porciju. Toj pokaw szmatok w kyszeniu i niczoho ne skazaw. Potim Oeh i Marjana pidniaysia i piszy, ne ozyrajuczy, dohory, do
perewau.
Dik nazdohnaw jich metriw czerez sto. Nazdohnaw, potim perehnaw i piszow poperedu. Oeh jszow wako, szcze ne mynuy naslidky prypadku. Marjana szkutylhaa poranya nohu, koy liza za Tomasom. Wony projszy usioho kiometriw desia, i doweosia
zupynytysia na nocziwlu.
Oeh upaw na snih i widrazu zasnuw. Win ne prokynuwsia, aby napytysia okropu z
soodkymy korinciamy. I win ne pobaczyw toho, szczo pobaczyy Dik z Marjankoju,
koy zowsim stemnio. Chmary rozijszysia i na nebi zjawyysia zirky, jaki nichto z nych
nikoy ne baczyw. Potim nebo zatiahnuo znowu. Marjana tako zasnua, a Dik szcze
dowho sydiw bila tlijuczoho bahattia, hrijuczy nohy, dywywsia na nebo i czekaw a raptom chmary rozijdusia znowu? Win czuw pro zirky, dorosli zawdy howoryy pro zirky,
ae nikoy ranisze win ne zdohaduwawsia, jaka weycz i prostir widkrywajusia ludyni, jaka
baczy zirky. Win rozumiw, szczo jim nikoy ne powernutysia u seyszcze.
***
Wony pidniaysia udoswita, wypyy trochy okropu, roztopywszy snih, i dojiy soodki
korinci, wid jakych hood ysze pidsyywsia. Toho dnia wony jszy powilnisze, jak wczora,
nawi Dik wybywsia iz sy.
Najhirsze buo te, szczo wony ne znay, czy prawylno jdu. Na karti buy namalowani
orijentyry, ae wony ne spiwpaday. Zrozumio czomu: ludy jszy tut mynuoho razu
wzymku, koy bahato snihu, koy sylni morozy ta ima, i tomu zaraz wse nawkoo wyhladao inszym.
Pryjszow widczaj, bo perewa staw abstrakcijeju, u jaku nemoywo buo powiryty,
jak nemoywo ujawyty sobi zoriane nebo, jakszczo joho nikoy ne baczyw, i znajesz ysze
za rozmowamy. Oeh szkoduwaw, szczo zasnuw i propustyw nebo, ae, moywo, wono powtorysia nastupnoji noczi? Ade chmary na nebi stay tonszymy, czerez nych inkoy prostupaa syniawa, i nawkoo buo znaczno switlisze, ani wnyzu, w lisi.
Wde, koy wsi zowsim wtomyysia, Dik nakazaw zupynytysia i poczaw roztyraty snihom widmoroeni szczoky Marjanky. Todi Oeh pobaczyw zboku, na snihu, syniu plamu.
Ae do neji treba buo projty szcze krokiw sto, a syy tanuy, i Oeh zmowczaw.
Nareszti, koy Dik nakazaw jty dali, Oeh pokazaw na syniu plamu. Wony piszy do
neji, pryskoriujuczy kroky.
Ce bua synia korotka kurtka z micnoji tonkoji tkanyny. Wona napoowynu wmerza
u snih, i odyn jiji rukaw, nabytyj snihom, styrczaw dohory. Dik obkopaw snih nawkoo, aby
wytiahnuty kurtku, a Oehom raptom opanuwao bolisne neterpinnia.
Ne treba, skazaw win chrypko, nawiszczo? My skoro pryjdemo, ty rozumijesz, my jdemo prawylno!
Wona micna, skazaw Dik, Marjanka zowsim zamerza.
Meni ne treba, skazaa Marjana, kraszcze pidemo dali.
Idi, ja was nazdoenu, wpersia Dik. Idi.
Dik nazdohnaw jich czerez pjatnadcia chwyyn, trymajuczy kurtku w ruci, ae
Marjana jiji ne odiahnua. Skazaa, szczo kurtka mokra i choodna.
Ta hoowna pryczyna te, szczo kurtka czua i jiji chto nosyw. A koy zniaw i wykynuw, to zahynuw. Usim widomo, szczo z perewau wyjszo simdesiat szis czoowik, a do
lisu dijszo trochy bilsze trydciaty.
Wony ne dijszy toho dnia do perewau, chocza Oehu postijno zdawaosia, szczo perewa o- zjawysia, zaraz obijdemo cej lodowyk, i bude perewa, zaraz mynemo cej
wystup, i bude perewa A pidjom stawaw wse krutiszym, a powitria stawao wse mensze.
Wony noczuway, wirnisze wyczikuway, koy zakinczysia temriawa, prytysnuwszy
odyn do odnoho, zakutawszy usima kowdramy ta paatkoju. Moroz ne dawaw zasnuty,
wony prowaluwaysia u zabuttia i znowu prokydaysia, szczoby pominiatysia misciamy.
Wid Marjany, jaka eaa poseredyni, maje ne jszo tepo wona staa jakoju beztiesnoju i hostroju ptaszyni kosti. Wony pidniaysia na switanku, nad nymy switlio synie
zoriane nebo, ae wony ne dywyysia na nebo.
Postupowo rozwydniuwaosia. Chmary buy prozori, jak tuman, i kri nych swityo
sonce, choodne, jaskrawe, takoho wony te szcze ne baczyy. Ae wony ne dywyysia
na sonce. Wony jszy, obchodiaczy triszczyny u kryzi, wystupy i karnyzy. Dik wperto krokuwaw wpered, obyrajuczy dorohu, padajuczy i zrywajuczy czastisze za inszych, ae ni
razu ne postupywszy perszistiu. I win perszym wyjszow na perewa, nawi ne uswidomlujuczy cioho. Schy, po jakomu wony driapaysia, nepomitno dla oczej wyriwniawsia i peretworywsia na poskohirja, a dali wony pobaczyy poperedu zubci chrebtiw. Chrebet za
chrebtom, anciuhy zasnienych hir wybyskuway pid soncem, a szcze czerez hodynu
wnyzu zjawyosia prowalla, poseredyni jakoho, weyczeznyj nawi zwidsy, z kiometrowoji
wysoty, eaw kruhyj dysk temnoho metaewoho koloru. Win nachyywsia i wtysnuwsia
u snih toczno poseredyni prowalla. Do cioho prowalla kapitan zmih dotiahnuty korabel,
koy pisla wybuchu u widsiku dwyhuniw widmowyy pryady. Win posadyw korabel otut,
koy wyruwaa churdeycia, u nicz i tuman tutesznioji zoji zymy.
Wony stojay riadkom. Troje obirwanych, peremuczenych dykuniw, arbaety na peczach, miszky iz zwiriaczych szkur za spynamy, obirwani, obpeczeni morozamy ta snihamy, czorni wid hoodu i wtomy, try mikroskopiczni figurky u weyczeznomu poroniomu bezmownomu switi j dywyysia na mertwyj korabel, jakyj szistnadcia rokiw
Szistnadcia rokiw tomu Oehu i Diku buo mensze dwoch rokiw. Marjany szcze ne
buo na switi. I wony ne pamjatay, jak opustywsia tut, u horach, doslidnykyj korabel Polus. Jichni perszi spohady buy powjazani z seyszczem, z lisom; powadky wawych rudych hrybiw i chyych lin wony wznay szwydsze, ani poczuy wid dorosych pro zirky
ta inszyj swit. I lis buw znaczno zrozumiliszyj jim, ani rozpowidi pro rakety czy budynky,
w jakych mou proywaty do tysiaczi ludej. Zakony lisu, zakony seyszcza, jake zjawyosia, szczob zberehty nebahatioch ludej, neprystosowanych do cioho yttia, jaki namahaysia zabuty Zemlu, ne pamjataty niczoho, i widrodyty tilky abstraktnu nadiju na te, szczo
koy jich znajdu i wse ce zakinczysia. Ae skilky szcze terpity i czekaty? Desia rokiw?
Desia rokiw we mynuo. Sto rokiw? Sto rokiw oznaczaje, szczo znajdu ne tebe, a twoho
prawnuka, jakszczo u tebe bude prawnuk, i jakszczo win, jak i wse seyszcze, zmoe proisnuwaty stilky rokiw. Nadija, jaka ya u dorosych, dla druhoho pokolinnia ne isnuwaa
wona b tilky zawaaa yty w lisi, ae ne peredaty ditiam nadiju buo nemoywo, tomu
szczo nawi smer dla ludyny ne taka straszna, koy wona znaje pro prodowennia rodu.
Smer staje ostatocznoju tijeji myti, koy z neju propadajesz ne tilky ty, ae i wse, szczo
powjazuwao tebe z yttiam.
Tomu i dorosli, i wczytel usi, koen jak mih, namahaysia wychowaty u ditej widczuttia zwjazku iz Zemeju, dumku pro te, szczo rano czy pizno widczuennia zakinczysia.
A najbilsz realnym stupenem zwjazku z inszym switom zayszawsia korabel za perewaom.
Win isnuwaw, do nioho mona buo dijty, jakszczo ne cioho tysiaczodennoho bezkinecznoho choodnoho roku, to nastupnoho, koy dity pidrostu i zmou distatysia do perewau.
Dik, Oeh i Marjana spuskay wnyz, do korabla, win ris, buw realnym i weyczeznym,
ae zayszawsia egendoju, czaszeju Hraala, i nichto z nych ne zdywuwawsia by, jakby win
wid dotyku znyk, jak prymara. Wony powertaysia do rodynnoho domu swojich bakiw,
jakyj lakaw tym, szczo perejszow u ce choodne prowalla zi sniw ta egend, z rozpowidej
bila mianoho kahancia w chyci, koy za szcziynoju wikna, zatiahnutoho rybjaczoju szkiroju, zawywaje snihowa buria.
Isnuwannia korabla widrodyo sny ta egendy, nadawszy jim nowoho zmistu i powjazawszy nowi kartyny, narodeni ujawoju, a tomu zahadkowi, do realnosti cioho giganta.
Podibnoho protyriczczia dorosli ne rozumiy ade dla nych za powistiu pro te, jak
widbuasia katastrofa, jak pryjszow chood i temriawa, za rozpowidiamy pro poroni korydory, de postupowo hasne swito i kudy zalitaju zzowni suchi sniynky, za usim cym
choway zrymi obrazy korydoriw ta amp, mowczannia dopominych dwyhuniw i triskotinnia wymiriuwacziw radiciji. Dla suchacziw Oeha ta joho rowesnykiw u rozpowidi zrozumili buy ysze sniynky, a korydory asocijuwaysia z czaszeju lisu abo temnoju
peczeroju ade ujawa dopowniujesia tym, szczo mona pobaczyty i poczuty.
Teper buo zrozumio, jak jszy zwidsy ludy tiahnuy ditej i poranenych, pospiszno
chapay ti reczi, jaki neobchidni na perszyj czas. U toj moment nichto szcze ne dumaw,
szczo jim dowedesia nazawdy zayszytysia i pomerty u ciomu choodnomu switi, gigantki massztaby i mi ludkoji cywilizaciji nawi tut wselay neprawdywu nadiju, szczo
wse, szczo trapyosia, jak by tragiczno ne wyhladao, buo tilky wypadkowym zrywom, jakyj bude wyprawenyj napewno, jak zawdy wyprawlajusia wypadkowosti.
O cej luk.
Jduczy he, jak rozpowidaw Staryj, wony zakryy joho, a awarijnu drabynu, po jakij
schodyy na snih, widnesy ubik, pid skelu. Ce misce buo poznaczene na karti, ae szukaty
drabynu ne doweosia snih pidtanuw, i wona eaa neruchomo, synia farba de-ne-de
obliza, a koy Dik pidniaw jiji, to widbytok drabyny zayszywsia wizerunkom na snihu.
Dik postukaw nihtem po perekadyni.
ehka, skazaw win. Treba bude zabraty z soboju w seyszcze.
Nichto ne widpowiw jomu, Marjana z Oehom stojay widdalik i, pidniawszy oczi,
rozdywlaysia wypukyj nyz korabla. Korabel zdawawsia zowsim sprawnym, chocz zaraz
ety dali. I Oeh nawi ujawyw sobi, jak win zlitaje nad prowallam, pidnimajesia wse szwydsze do synioho neba, staje czornoju ciatkoju, krapoczkoju i rozczyniajesia u syniawi
Wtomy ne buo. Tio stao ehkym i suchnianym, a neterplaczka jaknajszwydsze zahlanuty useredynu czudowyka zmiszuwaasia zi strachom nazawdy znyknuty w zamknenij sferi korabla.
Oeh perewiw pohlad na awarijnyj luk. Skilky raziw Staryj powtoriuwaw Oehowi:
Awarijnyj luk ne zaczynenyj, rozumijesz, my joho tilky prykryy. Ty pidnimajeszsia do
nioho po drabyni i odrazu zamiriajesz riwe radiciji. Jiji ne powynno buty, szistnadcia
rokiw mynuo, ae obowjazkowo perewir. Todi radicija bua odnijeju z pryczyn, czomu
nam doweosia tak pospiszno widchodyty, moroz i radicija. Sorok hradusiw morozu, systemy opaennia ne funkcinuju i radicijnyj fon zayszytysia buo nemoywo.
Dwerciata trochy wchodyy w stinku korabla, wony chowaysia pid metaom. A jakszczo sprobuwaty sztowchnuty jiji wbik? Tak ne buwaje, bo jakszczo korabel ety,
kraszcze, szczoby dweri wypadkowo sami ne widczynyysia. Oeh skazaw Dikowi:
Daj ni.
Toj kynuw Oehu zamanyj ni, zasunuw ruky pid pachwy i poczaw tupciuwaty
Mene bako prosyw zajty i podywytysia, jak wse tam. U nas sto desiata. A ty narodywsia na korabli?
Oeh ne widpowiw. Ta j zapytannia ne potrebuwao widpowidi. Ae dywno, szczo
Marjana dumaje tak samo, jak i win.
Oeh widczynyw dweri. I raptom zrobyw krok nazad. Win zabuw, szczo cioho slid
buo oczikuwaty. Je taki farby, jaki switiasia bahato rokiw. Nymy pofarbowani dejaki korydory i nawigacijnyj widsik.
Swito doynao zwidusil i nizwidky. Rozwydniosia. Dostatnio, aby zatuszyty fakey.
Oj, a moe tut chto ywe? proszepotia Marjana.
Dobre, szczo je swito, skazaw Oeh. Zbereemo fakey.
Nacze potepliszao, zauwaya Marjana.
Ce tilky zdajesia, skazaw Oeh. Ae my, napewno, znajdemo tepli reczi. I
budemo spaty w kajuti.
Ni, skazaw Dik, jakyj trochy widstaw i szcze ne zajszow u swityj korydor. Ja
tut spaty ne budu.
Czomu?
Ja spatymu tam, na snihu. Tam teplisze.
Oeh rozumiw, szczo Dikowi straszno spaty w korabli, ae jomu, Oehu, chotiosia zayszytysia tut. Win ne bojawsia korabla. Zlakawsia spoczatku, koy buo temno, ae ne zaraz. Ce joho dim.
Ja te ne budu tut spaty, skazaa Marjana. Tut je tini koysznich meszkanciw.
Ja bojusia.
Praworucz stina korydoru widijsza w hybynu, i bua zakryta prozorym, nemow tonkyj szar wody, materiom, i Marjana zhadaa, szczo win nazywajesia skom. A za nym
buy zeeni rosyny. Iz zeenymy maekymy ystoczkamy, takych zeenych ystoczkiw u
tuteszniomu lisi ne buwaje.
Wony ne schopla? spytaw Oeh.
Ni, skazaa Marjana, wony zamerzy. Na Zemli rosyny ne kusajusia, chiba
ty zabuw, jak nam rozpowidaa titka ujiza?
Ce ne waywo, skazaw Dik. Piszy. Ne budemo hulaty tut zniczewja. A raptom tut nemaje jii?
Dywno, podumaw Oeh, meni zowsim ne choczesia jisty. Ja tak dawno ne jiw, a jisty
ne choczesia. Ce nerwy.
Czerez desia krokiw wony pobaczyy szcze odnu niszu, ae sko w nij buo rozbyte.
Marjana prostiahnua ruku.
Ne mona, poperedyw Dik.
Ja znaju kraszcze, ja jich widczuwaju. A ci mertwi.
Wona dotorknuasia do hiky, i ystoczky rozsypaysia na poroch.
Szkoda, skazaa Marjana. Szkoda, szczo nema nasinnia, my by joho wysijay
w seyszczi.
Praworucz skady, powidomyw Oeh. Podywymosia, szczo tam.
Wony powernuy praworucz. Posered korydoru eaw rozirwanyj napiwprozoryj miszok, i z nioho wykotyosia dekilka biych banok napewno, koy ludy wtikay z korabla,
miszok rozirwawsia.
Ce buw czudowyj dywnyj banket. Wony widkryy banky. Dik noem, a Oeh zdohadawsia, szczo ce mona robyty bez noa, jakszczo natysnuty na kraj banky; wony kusztuway te, szczo buo w bankach i tiubykach. I maje zawdy ce buo smaczno i neznajomo.
I banok ne szkoduway, bo tam buy cili kimnaty, zapowneni jaszczykamy i kontejneramy,
tam buy miljony banok ta inszych produktiw. Wony pyy zhuszczene mooko, ae ne buo
porucz Tomasa, jakyj by skazaw jim, szczo ce mooko. Wony kowtay szproty, ae ne znay,
szczo ce szproty; wony wytyskay z tiubykiw warennia, jake zdawaosia jim nadto soodkym; wony uway boroszno, ne znajuczy, szczo ce boroszno. Marjana serdyasia, szczo
wony tak nasmityy i na pidozi brudno.
Potim jich potiahnuo na son oczi zypaysia, niby usia wtoma ostannich dniw
wpaa na peczi. Ta Oehowi ne wdaosia perekonaty druziw zayszytysia u korabli i spaty
w niomu. Wony piszy wdwoch, i Oeh, jak tilky jichni kroky zatychy w korydori, raptom
zlakawsia i edwe strymawsia, szczob ne pobihty za nymy. Win lih na pidohu, rozsunuw
banky, i prospaw bahato hodyn, ae czas tut, w korabli, zawmer. Joho niczym ne mona
buo upijmaty. Oeh spaw bez sniw, bez dumok, hyboko i spokijno, znaczno spokijnisze,
ani Marjana z Dikom, tomu szczo Dik, nawi straszenno wtomenyj, kilka raziw za nicz
prokydawsia i prysuchowuwawsia czy wse harazd. I todi prokydaasia Marjana, jaka
storoko spaa, pokawszy hoowu na joho hrudy. Wony nakryysia usima kowdramy i paatkoju, jim buo tepo, bo wweczeri piszow hustyj snih i zawayw jich, peretworywszy
schowyszcze u zatysznu barohu.
Oeh prokynuwsia ranisze za druziw, jaki spay nazowni, tomu szczo zamerz. Win
dowho strybaw, szczob zihritysia, potim pojiw. Ce buo czudowe widczuttia: ne dumaty,
czy wystaczy jii, win niczoho podibnoho nikoy ne widczuwaw. Trochy boliw ywit.
Mih by bolity sylnisze, podumaw Oeh. Buo soromno dywytysia na resztky banketu, i
Oeh widsunuw u kut kimnaty poroni i napiwporoni banky. Treba jty dali, podumaw
win. Pity i pokykaty druziw? Ni, napewno, wony szcze spla. Oehu zdawaosia, szczo
joho son trywaw ysze dekilka chwyyn.
Win trochy rozdywysia, potim wyjde z korabla i rozbudy Dika z Marjanoju. Na korabli nikoho nemaje, dawno nikoho nemaje, bojatysia niczoho. Treba powertatysia, perewa skoro zaway snihom. A my tut spymo. Chiba mona tut spaty?
Oeh, jak sprawnij meszkane lisu, skri czudowo orijentuwawsia. Nawi na korabli.
Win ne bojawsia zabukaty i tomu spokijno piszow po pandusu, jakyj wiw nahoru, do ytowych prymiszcze.
Kajutu z okruhoju tabyczkoju 44 win znajszow czerez hodynu. Ne tomu, szczo
wako buo znajty, win prosto widwolikawsia po dorozi. Spoczatku win potrapyw u kajutkompaniju, de pobaczyw dowhyj sti, i tam jomu due spodobaysia wstanowenni poseredyni cikawi posudynky dla soli i perciu, i win nawi pokaw jich u miszok po odnij, podumaw, szczo maty zradije, koy win prynese jij taki reczi. Potim win dowho rozdywlawsia
szachy napewno, pisla katastrofy szachiwnycia wpaa i rozbyasia, a figury rozsypaysia
po kyymku. Jomu nichto ne rozpowidaw pro szachy, i win wyriszyw, szczo ce figurky newidomych jomu zemnych twaryn. I dywnyj buw kyym na niomu ne buo odnoho szwa,
ote, joho zrobyy zi szkiry jakoji odnijeji twaryny. Jaka twaryna na Zemli maje taki weetenki rozmiry i takyj dywnyj wizerunok? Napewno, ce meszkane zemnych okeaniw.
Ehli rozpowidaa, szczo najbilszi twaryny ywu w okeanach i nazywajusia kytamy. Oeh
baczyw szcze bahato dywnych i nezrozumiych reczej, i czerez hodynu, poky win jszow do
kajuty sorok czotyry, win buw perepownenyj wraenniamy. Wraennia nakopyczuwaysia, wykykay hostryj sum wid wasnoji tuposti, wid nespromonosti samotuky wywczyty ci reczi i wid toho, szczo Tomas ne dijszow do korabla i ne moe wse pojasnyty.
Pered dweryma sorok czetwertoji kajuty Oeh dowho stojaw, ne nawaujuczy jich
widczynyty, chocza znaw, szczo niczoho osobywoho tam ne pobaczy. Win nawi rozumiw
czomu. Chocza maty howorya bahato raziw, szczo joho bako zahynuw pid czas katastrofy
korabla, szczo win buw u widsiku dwyhuniw, de nawpi rozamawsia reaktor, wse odno
jomu zdawaosia, szczo bako moe buty tam. Czomu Oeh ne wiryw u smer baka, i
bako zayszawsia ywym, na korabli, jakyj czekaje na koho. Moywo, ce jszo wid wnutrisznioho perekonannia materi, szczo bako ywyj. Ce bua jiji majacznia, jiji chworoba,
jaku wona retelno prychowuwaa wid usich, nawi wid syna, ae syn pro wse znaw.
Nareszti Oeh zmusyw sebe sztowchnuty dweri. W kajuti buo temno. Stiny buy pomalowani zwyczajnoju farboju. Doweosia zatrymatysia, zapayty fake, i oczi ne widrazu
zwyky do napiwtemriawy. Kajuta bua dwokimnatna. W perszij stojaw sti, dywan, tut noczuwaw bako, w druhij, wnutrisznij kimnati ya maty z nym, z Oehom, nemowlam.
Kajuta bua poronia. Bako ne powernuwsia do neji. Maty pomyyasia.
Ae Oeha opanuwao insze potriasinnia kincia czasu, pauzy, w jakij yw korabel z
momentu, jak ludy pokynuy joho, i do toho dnia, koy na nioho powernuwsia Oeh.
U maekij kimnati stojao dytiacze lieczko. Win odrazu zbahnuw, szczo cej prystrij
z reminciamy, jaki zwysay z konoho boku, mjakekyj, niby powysyj u powitri, stworenyj
dla maekoji dytyny. I o czomu nedawno, chwyynu tomu, dytynu zabray zwidsy pospichom, nawi zayszyy odnu, due maeku dytiaczu ricz roewu szkarpetku i riznokolorowe briazkalce. Oeh, szcze ne uswidomywszy cikom, szczo zustriwsia iz samym soboju u ciomu zapowidnyku czasu, szczo zupynywsia, pidniaw briazkalce, trusnuw nym, i
same w ciu my, poczuwszy kaatannia, i jak ce ne dywno, wpiznawszy joho, win uswidomyw realnis korabla, realnis cioho switu, bilsz hyboku i sprawniu, ani realnis seyszcza i lisu. U zwyczajnomu ytti ne mona zustritysia iz samym soboju. Reczi znykaju,
a jakszczo j zayszajusia, to jak pamja, jak suwenir. A tut, u petli, prykripenij do lieczka,
wysia nedopyta plaszeczka z mookom. Mooko zamerzo, ae joho mona buo pidihrity
i dopyty.
I pobaczywszy sebe, zustriwszy iz soboju, uswidomywszy i pereywszy ciu zustricz,
Oeh poczaw szukaty slidy dwoch inszych ludej, jaki isnuway otut, de zupynywsia czas,
baka ta materi.
Mamu znajty buo ehsze. Wona biha zwidsy, wynosya joho, Oeha, a tomu na jiji
liku, w hybyni kajuty, eaw skruczenyj, zimjatyj, zirwanyj pospichom chaat. Mjaki tufli
wyzyray z-pid lika, knyha z arkuszem paperu wseredyni eaa na poduszci. Oeh
pidniaw knyhu, obereno, niby czekaw, szczo wona zaraz rozsypesia na poroch, jak i ti
rosyny w korydori. Ae knyha munio wytrymaa moroz. Knyha nazywaasia Anna Karenina i bua napysana Lwom Tostym. Ce bua hrubezna knyha, a na zakadci buy naczerky formu maty bua fizykom-teoretykom. Oeh nikoy ne baczyw poczerku materi,
tomu szczo w seyszczi nichto niczoho ne pysaw, bo knyh ta oliwciw ne wstyhy wziaty z
korabla. Oeh czuw imja pymennyka na urokach titky ujizy, ae ne dumaw, szczo pymennyk zmih napysaty taku weyku knyhu. Oeh wziaw knyhu z soboju. I win znaw: jak
by ne wako buo jty nazad, knyhu win donese. I cej arkusz paperu z formuamy. I potim,
podumawszy, win pokaw w miszok tufli materi. Wony zdawaysia due wukymy dla jiji
starych, rozbytych nih, ae nechaj wony w neji budu.
A slidy baka chocz i buy realni ta oczewydni, czomu ne wpynuy na Oeha tak, jak
zustricz z samym soboju. Ce staosia tomu, szczo baka na moment katastrofy korabla tut
ne buo, win piszow ranisze. Win piszow na wachtu, prybrawszy za soboju bako buw
akuratnoju ludynoju i ne perenosyw bezadu. Joho knyhy stojay na poyczci za skom,
joho reczi wysiy w szafi Oeh wytiahnuw z szafy formu baka. Napewno, win ne odiahaw
jiji na korabli. Forma bua zowsim nowoju, synioju, micnoju, z dwoma ziroczkamy na hrudiach, nad kyszeneju kurtky, z tonkym zootym ampasom na wukych sztanach. Oeh wytiahnuw formu iz szafy i prykaw do sebe forma bua zaweyka. Todi Oeh odiahnuw
kurtku powerch swojeji, i wona staa jak na nioho szyta, tilky doweosia trochy zasukaty
rukawy. Potim win popidkoczuwaw sztany. Jakby bako yw u seyszczi i chodyw by u cij
formi, win dozwoyw by Oehowi inkoy jiji odiahaty.
Teper korabel pownistiu naeaw Oehowi. Nawi powernuwszy u lis, win zawdy
sumuwatyme za korabem i mrijatyme powernutysia siudy znowu, jak mrije Staryj i jak
mrijaw Tomas. I w ciomu te ne buo niczoho pohanoho, i w ciomu bua peremoha Staroho,
jakyj ne chocze, szczoby ti, chto ris u seyszczi, stay czastynoju lisu. Teper Oeh absolutno
zrozumiw, jak i czomu dumaw Staryj, i joho sowa nabuway zmistu, uswidomyty jakyj
mona buo tilky tut.
Oeh zdohadawsia pidniaty kryszku stoa, tam wseredyni buo dzerkao. Chopcewi
dowodyosia baczyty swoje widobraennia w kalui. Ae u weykomu dzerkali win nikoy
sebe ne baczyw. I dywlaczy na sebe, win uswidomyw rozdwojennia, ae ce rozdwojennia
ne buo nepryrodnim ade tam, za zaczynenymy dweryma, tilky szczo buw win, maekyj Oeh, win nawi ne dopyw mooko. A teper win stoji pered dzerkaom u formi baka.
Zwyczajno, zaraz win zowsim ne schoyj na baka, bo joho obyczczia obwitrene, obmoroene, obtiahnute temnoju szkiroju, z rannimy zmorszkamy wid nedojidannia i orstkoho
klimatu, ae wse ce win, Oeh, win wyris, powernuwsia, odiahnuw formu i staw czenom
ekipau korabla Polus.
U pymowomu stoli win znajszow zapysnyk baka, poowyna storinok u niomu buy
czysti, ne mensze sotni czystych biych ystoczkiw, sprawnij skarb dla Staroho. Mona
wczyty ditej, malujuczy na paperi rizni reczi, jakych wony nikoy ne baczyy. Ade jim
treba bude, koy pidrostu, obowjazkowo powernutysia na korabel. I szcze win znajszow
tam dekilka weykych kolorowych malunkiw, fotografij z krajewydamy zemnych mist, i
tako wziaw z soboju. Dejaki inszi reczi buy nezrozumiymy, jich Oeh poky szczo ne czipaw win uswidomluwaw, szczo szlach do seyszcza bude wakym. Ae odnu ricz win
wziaw, tomu szczo widrazu zdohadawsia, szczo ce take, i zbahnuw, jak wtiszasia Sergijiw
ta Wajtkus, jakyj czasto maluwaw jomu ciu ricz na woohij hyni i powtoriuwaw: Ja nikoy
ne wybaczu sobi, szczo nichto z nas ne wziaw baster. odna ludyna. Ty daremno kazyszsia, widpowidaw Staryj, dla cioho treba buo powertatysia na komandnyj mistok,
a tam bua smertelna radicija. Wyjawlajesia, baster eaw u bakowomu stoli.
Rukojatka zruczno laha w dooniu. I szczoby perewiryty, czy je w basteri zariad, win
skeruwaw joho na stinu i natysnuw na spusk z bastera majnua byskawka i obpaya
stinu. Oeh prymruywsia, ae szcze chwyynu pisla postriu w oczach myhotiy iskorky. I
Oeh wyjszow u korydor z basterom u ruci: teper win buw ne tilky hospodarem korabla, a
j otrymaw moywis howoryty z lisom ne jak prochacz. Nas ne zaczipajte!
U korydori Oeh zupynywsia u rozdumach. Chotiosia pity w nawigacijnyj widsik abo
u wuzo zwjazku, ta rozumnisze powernutysia na skad, bo koy Dik z Marjanoju ue
pryjszy tudy, wony chwyluwatymusia.
Oeh szwydko powernuwsia nazad, ae skad buw poronij. Nichto tudy ne zachodyw. Nu szczo , czas jich rozbudyty. Do toho , chocz Oeh sobi u ciomu j ne ziznawawsia,
chotiosia postaty pered nymy u formi kosmonawta, chotiosia skazaty: Wy prospyte wse
na switi. A nam czas widlitaty do zirok
Cioho razu win perejszow angar nawproste, szlach nazad zdawawsia korotszym, ni
wczora, win ue zwyk do korabla. Poperedu zjawyosia jaskrawe swito luk nazowni buw
widczynenyj. Wony joho zabuy zaczynyty. Chocza ce ne waywo, na takij wysoti napewno nemaje twaryn, szczo jim tut robyty?
Oeh prymruywsia i postojaw tak chwyynu, poky oczi zwyky do soniacznoho swita. Sonce stojao wysoko, nicz dawno mynua. Oeh rozpluszczyw oczi i storopiw.
Nijakych slidiw Dika i Marjany: snih za nicz wse wyriwniaw i zahadyw, snih bez
i radiw zdobyczi.
Oeh lisowa ludyna namacaw rukoju na pojasi ni i hotuwawsia do strybka, oczyma
we whaduwaw, de u cioho bioho zwira nezachyszczene misce, kudy treba wdaryty noem. A Oeh meszkane korabla i syn mechanika, zamis noa wychopyw baster, ae
strilaty zwidsy, zwerchu, zdaeku, ne staw, a zistrybnuw na snih i kynuwsia do zwira, styskajuczy w ruci zbroju. Zwir, pobaczywszy joho, pidniaw mordu, zaharczaw, widlakujuczy
Oeha, napewno, spryjniawszy joho za konkurenta. Oeh we ne bojawsia pociyty w Dika,
zupynywsia i wperiszczyw u paszczeku twariuky zariad bastera.
***
Poky Dik z Marjanoju, poobidawszy i obijszowszy korabel, wytiahuway do wychodu
te, szczo treba zabraty z soboju w seyszcze, Oeh pidniawsia nahoru, w nawigacijnyj widsik. Win kykaw Dika, ae toj ne piszow jomu dostatnio buo produktiw na skadi. Ne
pisza j Marjana Oeh pokazaw jij, de znachodysia bortowa likarnia, i wona widbyraa
liky ta instrumenty, jaki opysaa Ehli. A treba buo pospiszaty, bo znowu piszow snih i pomitno znyzyasia temperatura. Szcze de i z hir ne wybratysia snih padatyme bahato
dniw i morozy budu do pjatdesiaty hradusiw. Tomu Oeh opynywsia u nawigacijnomu
widsiku sam-odyn.
Win postojaw kilka chwyyn w uroczystomu otoczenni pryadiw, u centri zahyboho
korabla, stworennia jakoho buo hidnoju peremohoju miljoniw ludej ta tysiacz rokiw ludkoji cywilizaciji. Odnak Oeh ne widczuwaw ni strachu, ni beznadiji. Win znaw, szczo teper
seyszcze, chocza b dla nioho, Oeha, peretworysia iz centru Wseswitu w tymczasowe
schowyszcze na ti roky, poky korabel ne stane sprawnioju domiwkoju, poky wony ne zrozumiju joho nastilky, szczoby z joho dopomohoju powidomyty pro sebe na Zemlu. Dla
cioho treba dorosli tysiaczu raziw howoryy pro ce widnowyty awarijnyj zwjazok.
Oeh zajszow u radiwidsik, bo Staryj pojasnyw jomu, de szukaty dowidnyky ta instrukciji po zwjazku, ti, jaki potribno zrozumity, persz ni pomre Staryj i pomre Sergijiw,
tilky wony zmou dopomohty jomu, Oehowi, i tym, chto pryjde pisla Oeha.
U radiwidsiku buo napiwtemno. Oeh ne widrazu znajszow skryku z instrukcijamy. Win wytiahnuw dowidnyky, jich wyjawyosia bahato, i newidomo, jakyj waywiszyj.
Ta Oeh znaw, szczo win szwydsze wykyne tufli materi, ani ci knyhy. Win rado wziaw by
z soboju jaki detali, instrumenty, jaki stanu w nahodi, ae rozumiw, szczo ce dowedesia
widkasty do nastupnoho razu, koy win bude rozumity zmist cych ekraniw ta pryadiw.
I raptom Oeh zauwayw, szczo panel, napiwzatuena krisom operatora, merechty
ehkym switom. Oeh obereno, niby oczikuwaw napadu dykoho zwira, pidijszow tudy.
Na paneli riwnomirno spaachuwaw zeenuwatyj wohnyk.
Oeh sprobuwaw zazyrnuty za panel, aby zrozumity, czomu ce widbuwajesia, ae ne
wdaosia. Win siw u kriso operatora i poczaw natyskaty na kawiszi pered panellu. Te
niczoho ne staosia. Wohnyk tak samo spaachuwaw. Szczo ce oznaczaje? Czomu wohnyk? Chto zayszyw joho? Komu win potribnyj? Ruka Oeha dotorknuasia do ruczky, jaka
ehko widijsza wprawo. I todi, iz tonkoji reszitky, porucz z wohnykom, donissia tychyj
ludkyj hoos:
Howory Zemla Howory Zemla Potim szczo zapyszczao w takt merechkotinniu wohnyka. Czerez chwyynu hoos powtoryw: Howory Zemla Howory Zemla
Oeh wtratyw widczuttia czasu. Win czekaw znowu i znowu, koy prounaje hoos,
jakomu win ne mih widpowisty, ae jakyj powjazuwaw joho z majbutnim, z tym czasom,
***
Wony wtrioch wpriahysia w sanky i tiahnuy jich spoczatku nahoru krutym schyom
prowalla, dali poskohirjam, potim unyz. Padaw snih i jty buo wako. Ae ne choodno. I
jii buo bahato. Poroni blaszanky wony ne wykyday.
Na czetwertyj de, koy wony poczay spuskatysia z hir, same tam, de protikaw poticzok, wony raptom poczuy znajome mekannia.
Koza eaa pid skeeju bila wody.
Wona nas czekaa! zakryczaa Marjana.
Koza schuda tak, szczo zdawaosia o-o zdochne. Troje puchnastych kozeniatok
wowtuzyysia bila jiji ywota, namahajuczy distatysia do mooka. Marjana szwydko widkynua kowdru na sankach i poczaa szukaty w miszkach jiu dla kozy i kozeniat.
Hlady, szczob wona ne otrujia, poperedyw Oeh.
Koza wydaasia jomu due harnoju. Oeh wtiszywsia jij, maje jak Marjana. I nawi
Dik ne serdywsia. Win buw sprawedywoju ludynoju.
Dobre zrobya, maa, szczo wteka wid mene, skazaw win. Ja b tebe toczno
ubyw. A o teper my tebe zapriaemo.
Szczoprawda, zapriahty kozu ne wdaosia. Wona pruczaasia, a una nesasia horamy. Kozeniata szczosyy dopomahay materi. Wony pereyway za neji.
Tak wony jszy dali: Dik z Oehom tiahnuy sanky, Marjana pidtrymuwaa jich pozadu, aby ne perewernuysia, a ostannioju jsza koza z kozeniatamy, jaki postijno chotiy
jisty. Nawi todi, koy spustyysia u lis, i tam buy hryby i korinci, wona wse odno wymahaa zhuszczenoho mooka, chocza te ne znaa, jak i mandriwnyky, szczo cia bia husta
soodka masa nazywajesia zhuszczenym mookom.
rachuju zemni roky. Moodszi spryjniay miscewyj rik, jak win je. Bo jak zrozumity, koy
osi ce rik, a zyma te rik.
Oto, widyha zatiahnuasia na dwa tyni. Snih potemniw, potonszaw. Schy cwyntarnoho pahorbu, powernutyj do seyszcza, staw rudym wylizy i zaworuszyysia, powirywszy, szczo nastaa wesna, moodi pahony yszajnyka. Jedyna wuycia seyszcza staa sucilnoju smuhoju boota. Za budynoczkamy smuha diyasia nawpi wukyj poticzok wiw
do worit i czastokou, szyrokyj zawerszuwawsia bila majstere ta chliwiw. Praworucz wid
majsterni, pered chliwamy kiz, utworyasia hyboka zeena kalua. Wranci kozeniata rozbyway w nij lid hostrymy kihtiamy i bawyysia w booti, rozszukujuczy chrobakiw. Potim
poczynay bytysia i zdijmaty bryzky, paday w booto, drygay nohamy tako witay
podobu wesny. ysze koza, jiji weycznis Koza, matir cioho simejstwa, czudowo rozumia,
szczo do wesny szcze daeko. Wona hodynamy tupciuwaa bila majsterni, zwidky jszo tepo, a koy jij obrydao, poczynaa tertysia pancyrom do stiny. Majsternia rozkaczuwaasia.
Oeh wybihaw nadwir i widhaniaw kozu payceju. Pobaczywszy Oeha, koza wstawaa na
zadni nohy, rozmachuwaa perednimy, nawysaa nad Oehom i toneko mekaa wid radosti. Wona bua wpewnena, szczo jiji ulubene artuje. Todi Oeh kykaw na dopomohu
Sergijiwa. Joho koza pobojuwaasia. A nu, hrizno kazaw Sergijiw, powertajte, madam, do materynkych obowjazkiw. Waszi dity bezprytulni! Koza ne pospiszaa widchodyty, wysoko zakydaa zeenyj zad. Do kozeniat ne powertaasia, a jsza powoli do czastokou i zawmyraa tam, majuczy nadiju, szczo zjawysia jiji druh, solidnyj koze,
zawwyszky try metry, z kistianymy hrebeniamy.
Woseny, newdowzi pisla powernennia z hir, de eaw rozbytyj Polus, Kazyk z Dikom buy w lisi. Wony piszy na daeke poluwannia, na schid, kiometriw za dwadcia.
Tudy woseny widchodia stada mustangiw. Mjaso mustangiw nejistiwne, nawi szaka ne
czipaje mustanga. Ae w mustangiw je dywowynyj powitrianyj michur. Twaryna rozduwaje joho, koy riatujesia wid pohoni. Todi mustang iz suchoji, yawoji, e schooji na
konia komachy, peretworiujesia na jaskrawu kulu i pidnimajesia w powitria. Joho powitrianyj michur eastycznyj i micnyj. Z nioho robla czudowi wikonni pliwky, miszky,
sumky, posudyny dla wody ta zerna i bahato inszych korysnych reczej. A diwczatka w seyszczi zapoczatkuway modu rajduni eheki nakydky i bihaju u nych, jak meteyky.
Mysywci wyjszy na switanku. Niczoho cikawoho w lisi wony ne zustriy. U ti dni wsi
szcze yy pamjattiu pro dywnyj pochid do perewau, i tomu mowczaznyj Kazyk buw na
sebe ne schoyj win zamuczyw Dika zapytanniamy. Win tycho i ehko krokuwaw porucz, ne dywlaczy pid nohy, perestrybuwaw czerez ywe korinnia, inkoy nachylawsia,
szczoby nakryty twerdoju dooneju soodkyj hryb i kynuty, ne zadumujuczy, do rota, inkoy strioju kydawsia ubik, aby pryniuchatysia do slidu, ae odrazu powertawsia z nastupnym zapytanniam:
Win we iz zaliza?
Zi spawu.
I bilszyj za nasze seyszcze?
Jak nasza ohoroa. Ni, bilszyj.
I kruhyj?
Mauhli, ty we pytawsia.
Dik ne lubyw rozmowlaty w lisi. W lisi daeko czuty. W lisi samomu potribno suchaty. Kazyka taki zauwaennia ne benteyy. Win wse odno czuw kraszcze za bu-jakoho
zwira.
Ja szcze spytaju, wperto kazaw Kazyk. Meni podobajesia zapytuwaty. Nastupnoho litaty wimesz mene na Polus?
Obowjazkowo. Jakszczo ty budesz dobre powodytysia.
Kazyk fyrknuw. Win powodywsia tak, jak wwaaw za potribne.
Ja choczu poetity do zirok, pryznawsia Kazyk. Zirky znaczno bilszi, ni nasz
lis, ni usia cia zemla. Ty znajesz, kudy ja pojidu, koy my powernemosia na Zemlu? Ja
pojidu w Indiju.
Czomu? zdywuwawsia Dik.
Tak Kazyk raptom znitywsia. Choczu.
Dejakyj czas wony jszy mowczky.
Ja by zayszywsia tut, nespodiwano skazaw Dik. Win nikoy nikomu ne kazaw
pro ce.
Kazyk mowczaw. Raptom win rozbihsia, wystrybnuw na nyku horyzontalnu hillaku,
dotiahnuwsia do horichowoho hnizda i, zirwawszy joho, kynuw u miszok.
Wweczeri pidsmaymo, skazaw win, zistrybujuczy na zemlu.
Dik nasupywsia. Win buw nezadowoenyj soboju. Ce win maw pobaczyty hnizdo horichiw. Dla Dika lis buw poem boju, na jakomu win zawdy namahawsia peremahaty. W
lisi czatuwaa postijna nebezpeka, jaku potribno buo podoaty czy obijty, w lisi chowaasia
zdobycz, jaku treba buo nazdohnaty, chyaky abo smertelni twariuky, jakych abo wbjesz
ty, abo wony wbju tebe. Dla Kazyka lis buw domiwkoju, nawi bilszoju domiwkoju, ni
seyszcze, bo same isnuwannia seyszcza buo czuym dla cioho switu, i lis prymyrywsia z
nym ysze tomu, szczo ludy wyjawlaysia mudriszymy i chytriszymy. Lis dla Kazyka buw
zrozumiyj i tomu ne strasznyj. Win ne borowsia z worohamy. Jakszczo win buw sylniszyj,
to widhaniaw supernyka. I ustupaw dorohu tomu, chto buw sylniszyj za nioho. Ae j osobywoji lubowi do lisu win ne widczuwaw, jak i ne widczuwaw bu-jakych poczuttiw do powitria czy wody. Wsi joho poczuttia, dumky, nadiji buy powjazani z tym switom, jakyj oywaw u rozpowidiach dorosych, u pamjati ujizy i Staroho. Toj swit swit zirok i kosmicznych korabliw, swit, u jakomu joho czekaa Zemla, buw jomu formalno widomyj kraszcze,
ni bu-komu w seyszczi. Tilky pro ce nichto ne zdohaduwawsia. Tomu szczo Kazyk zapamjataw wse, szczo howoryw pro Zemlu Staryj, wse, szczo czuw iz rozmow dorosych.
Win znaw, jaka wysota Ewerestu i koy yw Oeksandr Makedonkyj, atomnu wahu usich
mineraliw i dowynu Brahmaputry. Joho dytiacza hoowa bua perepownena cyframy i faktamy, jaki ne may odnoho stosunku do siroho switu seyszcza. Osobywo joho poonya
istorija miljony pokoli, kone z jakych yo, wojuwao, buduwao, zminiujuczy odne
odnoho na Zemli. Miljardy ludej i bezmir podij, powjazanych skadnistiu wzajemyn, peretworiuway lis i seyszcze w jaku abstrakciju, na ksztat nudnoho snu, jakyj treba pereterpity.
Ja ciyj rik chodytymu w muzeji, kazaw win sobi, ja znaju, jak wony nazywajusia: Ermita, ondonkyj muzej, Prado, Pergamon Ae pro ce win nikomu ne kazaw. Nawiszczo howoryty?
Koy wlitku Marjana, Dik z Oehom i Tomas Chind piszy do perewau, Kazyk podumky projszow z nymy we szlach po horach. I zadowho do toho, jak wony powernuysia,
win perestaw jisty, spaty win suchaw. Suchaw, koy wony powernusia. Same win zustriw jich kiometriw za desia wid seyszcza, koy wony z ostannich sy tiahnuy bootom
samorobni sanky, zawantaeni cinnostiamy z korabla.
Win wypytaw konoho zokrema, tycho i napoehywo, pro te, szczo wony baczyy na
korabli. Win znaw, szczo treba czekaty nastupnoho lita, szczoby powernutysia na Polus,
i try roky wydaysia jomu korotkymy. Myne zyma, Oeh iz Sergijiwym zdohadajusia, jak
widremontuwaty zwjazok, naasztuju radi, i todi Zemla prysze dopomohu.
Koy stemnio, a stemnio o czetwertij, Dik z Kazykom zupynyysia na nocziwlu w
haju smerdiuczok. Lisowi zwiri unykaju takych mis, ae jakszczo poterpity, to do zapachu
mona zwyknuty. Nastupnoho ranku Dik z Kazykom znajszy stado mustangiw, neczutno
pidpowzy do nych i wybirkowo wbyy kilka starych samciw. Dik strilaw z arbaeta, baster
z korabla win nosyw z soboju, ae ne korystuwawsia nym szkoduwaw zariad. Kazyk
ubyw ysze odnoho mustanga. Joho zawdannia na poluwanni buo inszym win hnaw
samciw na Dika tak, szczob wony ne zmohy poetity. Ubyw win noem, jakyj jomu zrobyw
Sergijiw, win zrobyw noi usim meszkanciam seyszcza z metaewoji drabyny, jaku prytiahnuy z Polusa.
Dik zayszywsia obbiuwaty mustangiw: wyrizaty michur, ne poszkodywszy joho, kopitka robota, ne dla chopcia. Kazyk ne wsydiw na misci, win piszow unyz berehom riky,
podywytysia, czy nemaje tam rawykiw. Z jichnich rakowyn mona buo wyhotowyty czudowi skrebaczky i bludce inky seyszcza tilky podiakuju.
Kazyk projszow metriw trysta. Win dumaw pro czariwnu krajinu Indiju, de moodoju diwczynoju ya ujiza. Win wchodyw u worota mista z kazkowoju nazwoju Chajdarabad. I raptom win poczuw udar, szczo promajnuo pered oczyma, i nastupnoji myti Kazyk pomityw, szczo stoji posered ozercia, jakoho tilky szczo ne buo.
Ozerce buo czitko okruhym, zo try metry w dimetri, zawhybszky dwa-try santymetry, ne bilsze trawa i kaminci wyzyray z wody. Wono buo absolutno hadekym i
widbywao zatiahnute chmaramy fietowe nebo. Tak, nacze zwerchu wpaa weyczezna
krapla.
jesia do nowoji dijsnosti. Sownykowyj zapas ditej zbahaczuwawsia ysze czerez mowennia meky dorosych. Reszta cijeji panety prosto mowczay. Tomu mowa nemynucze
zbidniuwaasia, nezwaajuczy na te, szczo Staryj u szkoli prymuszuwaw uczniw wywczaty
wirszi napamja, jaki win pamjataw, a jakszczo ne pamjataw, to kykaw inszych dorosych,
i wony zhaduway teksty razom.
Dobre dytyni na Zemli, kazaw Staryj. Baky tilky narikaju skilky zajwych
sliw win nachapawsia w szkoli czy na wuyci, dywlaczy teewizor abo mandrujuczy. Bo
zemna dytyna szczasywa ludyna. U neji nadmir informaciji, jaka llesia na neji zi wsich
bokiw. I usia wona wbrana w sowa. A szczo w nas? meka dorosych, jaki obchodiasia
tysiaczeju sliw.
Oeh ne pohoduwawsia zi Starym. Win wwaaw, szczo mowa nowoho pokolinnia ne
tak we j bidniszaje. Prosto wona zminiujesia. Tomu szczo dity czasto musia znachodyty
sowa dla jawyszcz i reczej, jaki newidomi czy necikawi dorosym. Jim dowodysia ne tilky
samotuky prydumuwaty sowa, ae j wkadaty u stari nowyj zmist. Jako Oeh czuw czerez
perehorodku, jak szestyricznyj Nik Wajtkus wyprawdowuwawsia pered Starym, szczo zapiznywsia na urok:
Ja try jahidynky pryjniaw na oku, skazaw win, na niho hybsze za Arnika.
Jdy, sidaj, promowyw Staryj, zrobywszy wyhlad, niby zrozumiw. Ae ne zrozumiw. A dla Oeha cia fraza bua napownena zmistom. Jiji ne potribno buo rozszyfrowuwaty, dostatnio zanurytysia u swit chopczakiw seyszcza, pro jakyj Staryj, szczob win ne
kazaw, maw ysze prybyzne ujawennia.
A sprawa bua taka: jako mynuoho lita na jabuni, szczo wyrosy bila parkanu, napay jahidky. Ce buy linywi czerwoni muszky, jaki wysiy na hikach i powilno whryzaysia w koru. Wajtkus namahawsia znyszczyty jich, poywaw jabuni rozczynom, schoym
na wapno, nawi rozbawenym szakalaczoju otrutoju, odnak, niczoho ne dopomahao
wony buy ywuczi ta wperti. A potim, odnoho czudowoho dnia, jahidky znyky. Dorosli
niczoho ne pomityy, a Wajtkus poehszeno zitchnuw weyki soodki pody derew buy
dereom witaminiw uzymku. Ta chopczaky znay, szczo jahidky nikudy ne znyky, a peretworyysia na hostri bakytni szpyczaczky, jaki zakopaysia u zemlu bila parkanu, szczob
pereczekaty zymu. Dity nazyway ci szpyczaky jahidnykamy, a dorosli nijakoho henetycznoho zwjazku mi jahodamy i jahi-dynkamy ne baczyy. Ci szpyczaky may dywnu
zdatnis. Jakszczo chto z ywych istot prochodyw bila parkanu, szpyczaky wystrybuway
iz zemli, namahajuczy zalizty w szkiru, aby zayszyty w nij mikroskopiczne zerniatko.
Wono rozczyniaosia w ludkij krowi ta ne buo szkidywe. Ae buo bolacze. Chopczyky
wyhaday hru. Wony znimay sandali, pidoszwy jakych Sergijiw robyw z twerdoji kory lisowych kokosiw, i jaki na dytiaczij mowi nazywaysia okamy, i dratuway nymy szpyczakiw. Ti kydaysia na tepli pidoszwy i wstromlaysia w nych. Wyhrawaw toj, chto nabyraw najbilsze szpyczakiw i czyji szpyczaky wstromlaysia u pidoszwu najhybsze. Hra bua
zachopywoju, ae nebezpecznoju, bo szpyczak mih poranyty ruku. Oto, zahadkowa fraza
Nika oznaczaa ysze te, szczo win hraw z Arnisom, pidstawlajuczy pidoszwu, i peremih.
Imja Czystopluj prydumaa Iryna, maty Oeha, i joho widrazu usi pryjniay. Tilky z
odnijeju poprawkoju. Kej Czystopluja dorosli nazyway, jak i naey, kejem, a dity, zrozumio, plujem.
Pojawa Czystopluja nasprawdi poehszya yttia krawciw. Osobywo pisla dwoch wynachodiw Wajtkusa. Win wyjawyw, szczo kej Czystopluja twerdne powilnisze, jakszczo
joho zmiszaty zi synoju, jaka wydilaasia z chobota. A Sergijiw zdohadawsia, jak mona iz
suchoho keju wytoczuwaty na tokarnomu stanku tariky ta horniatka. Koy zmiszaty kej
z farboju, jaku mona dobuty z kolorowych hyn bila boota, to posud staje riznokolorowym i due harnym.
Na zymu Czystopluj zadrimaw i maje niczoho ne jiw. I kej wid nioho buo wako
wyprosyty. Dobre szcze, szczo Wajtkus zdohadawsia zrobyty zapas keju na zymu w zakrytych posudynach. Nawesni Czystopluj prokynuwsia, poczaw chwyluwatysia, krutytysia u
klitci i pluwatysia, jak i mynuoho roku.
***
Bezkoneczna widyha prynesa ney, bronchity, zahostrennia rewmatyzmu. Maty eaa z radykulitom, i Oehowi doweosia samotuky pidihriwaty kaszu i juszku.
Oeh we perekonawsia, szczo liky diju wybirkowo. Ti, chto w nych wiry, wylikowujusia, a chto ne wiry, prodowuje chwority. Szczoprawda, win ne maw na uwazi sprawni liky, jaki prynis z korabla. Ae ti liky buy wid sprawnich chworob, wid jakych koy
pomyray ludy wid zaraennia krowi, zapaennia eheniw. Korabelnych likiw buo obmal, jich berehy. Ehli Wajtkus trymaa jich u specilnomu jaszczyku.
U materi buw ciyj zapas usilakych derewjanych posudyn, de wona zberihaa liky iz
suszenych traw. O i zaraz, chocza Oeh buw due hoodnyj, win persz za wse rozihriw
wodu i zrobyw pekuczu ma dla roztyra. U chatyni buo maje zowsim temno, horiw tilky
kahane na stoli. Maty eaa wkryta szkuramy. Wona skazaa:
Ty poji, ja poterplu. Ja we de terpia. Sydia odna wdoma i terpia. Ja dumaa,
ty ranisze pryjdesz.
Zaraz, mamo, skazaw Oeh, zaraz nastojisia, i ja tebe rozitru.
Ni, ty ji, widpowia maty. Ty teper potribna ludyna. Wid tebe bahato zaey. I wzahali, ty peremuczenyj, blidyj, schud. Ja poterplu, ty ne chwylujsia. Zi mnoju niczoho ne stanesia. Ce prosto radykulit. Wid cioho szcze nichto ne pomyraw.
Za stinoju u Staroho szczo wpao. jim dawno we mona buo rozjichatysia, pobuduwaty nowyj dim abo Staromu perebratysia u poronij budynok nawproty Wajtkusiw. Ae
wony zwyky yty razom, Staryj, Iryna i Oeh. Wony ne buy odnijeju simjeju, ae czasto
jiy razom. Staryj z Irynoju lubyy nasamoti dowho rozmowlaty. Staryj staw due baakuczyj, win maje we czas howoryw. Jomu wako buo mowczaty. Moywo, win i wiw uroky
w szkoli same czerez ce. A maty serdyasia i skaryasia na yttia. U neji zayszywsia tilky
strach za Oeha, aby win ne wpaw, ne zachworiw, tilky b joho ne wtratyty. Oehowi skoro
dwadcia, win dorosa ludyna, win cili dni prowody w majsterni Sergijiwa. Wony robla
potribni dla seyszcza reczi, i szcze powsiakczas nawczajusia z dopomohoju dowidnykiw,
jaki Oeh prywolik z Polusa. U nych odna ideja naahodyty zwjazok. Todi mona bude
z Polusa powidomyty na Zemlu, de ludy, kotri wciliy. Skilky rokiw seyszcze ywe nadijeju powernutysia na Zemlu, ae ranisze nadija bua bojazkoju j abstraktnoju, a teper
wona staa realnoju.
Matir Oeha powtoriuwaa, szczo koy zwjazok ne zmohy widremontuwaty specilisty, inenery, jaki wyyy pisla katastrofy korabla, to szczo mou zrobyty chopczyko ta
staryj inwalid? Nasprawdi, wona bojaasia, szczo Oehu dowedesia znowu jty do perewau, de ey rozbytyj Polus. Jako Oehu wdaosia powernutysia, a wdruhe jomu nawriad czy potaany. Ae chiba kraszcze proyty wse yttia u ciomu smerdiuczomu seyszczi, sered karakaty i much, koy poriad hromadysia strasznyj lis, spownenyj czudowyk ta wbyw? Ni, wona ne znaa, szczo hirsze wse buo hirsze.
Oeh prynis ma, win wse-taky harnyj chopczyna, dobryj, najkraszczyj u seyszczi.
Win due podorosliszaw za ciu zymu. Jak by bako zradiw, szczo wona wychowaa takoho
syna.
Oeh rozter materi spynu. Dotyk pekuczoji reczowyny buw pryjemnym, oskilky win
oznaczaw yttia. Jiji tio szcze ywe i widczuwaje sebe, a w syna orstki tepli dooni, i win
wmije roztyraty spynu. Win stilky raziw robyw ce uprodow ostannich rokiw! Ce weyke
szczastia, szczo je u switi ruky, jaki mou robyty tobi dobro. Iryna tycho zapakaa wid
nespodiwanoji radosti, a z-za perehorodky poczuwsia hoos Staroho:
Tobi dopomohty, Oee?
Ni, diakuju, widpowiw Oeh. A wy prychote, ja we sup pidihriw. My z
wamy poobidajemo.
Diakuju, ja ne hoodnyj, widpowiw Staryj.
Iryna kri slozy posmichnua, poczua u neji buw dobryj such, jak Staryj poczaw zbyratysia w hosti, pomyw swoju mysku, potim poczaw pereodiahatysia; win lubyw
chodyty w hosti, nawi jakszczo ce bua susidnia kimnata za perehorodkoju.
Wony siy za sti utrioch. Iryni stao ehsze, u neji pokraszczaw nastrij. Wona wirya
w pekuczyj widwar, i tomu win jij dopomahaw. Staryj prynis do supu suszenych horichiw,
win sam zbyraw jich i sam suszyw na patelni. Win odiahnuw nowu kurtku, w neji buw tilky
odyn rukaw. Oeh inkoy dywuwawsia, jak ludyna moe obchodytysia bez ruky; maje wse
Staryj robyw tak, nacze ne buw inwalidom.
Koy nastupnoho razu pidesz na korabel, skazaw win, sposterihajuczy, jak Oeh
naywaje sup, obowjazkowo prynesy bahato paperu. Ce bua weyczezna pomyka,
szczo ty wziaw tak mao paperu.
Ja znaju. Cej dokir Oeh czuw we ne raz.
Doky paperu u nas ne buo zowsim, prodowuwaw Staryj, my czudowo bez
nioho obchodyysia. A my wasztuway sprawnij paperowyj benket. Ja sam wynnyj, ja nawi ditiam w szkoli dawaw ystky, szczob wony pysay twory, ae czy mona meni za ce
dorikaty?
Ni, ne mona, pohodyasia Iryna, ja tebe rozumiju.
A Linda Chind napysaa ciu poemu pro Tomasa, skazaw Oeh.
Ludstwo zwyko peredawaty paperu swoji dumky, i tomu mikropliwky ta wideokamery ne zmohy zaminyty papir. Na Zemli w mene je nepohana bibliteka, zi sprawnich
knyh. I wona nikoho ne dywuje. Tomu ty obowjazkowo prynesy papir. Sya bioho arkusza,
na jakomu ludyna wykadaje swoji dumky abo obrazy, jakymy wona ywe nejmowirna!
Ta j dity budu wczytysia zowsim inaksze.
Do lita szcze yty ta yty, skazaa maty. Wona sydia priamo i neruchomo, aby
ne zminiuwaty pozu, u jakij jiji ne dijmaw bil. Mene dywuje, jak wy wsi, dorosli ludy,
bihajete teper do Oeha. Pro ce ne zabu, ce prynesy
Jakszczo by ja mih dijty do korabla, skazaw Staryj, ja by kraszcze za Oeha
zmetykuwaw, szczo potribno wziaty. U mene doswid.
A u mene intujicija, skazaw Oeh linywo.
Wid hariaczoho supu tiahnuo na son. Wony siohodni zakinczyy robyty metaewi
czastyny do myna, szczoby nawesni postawyty joho na riczci. Czerez cej myn Oeh propuskaw zaniattia z eektroniky. Tilky pered snom win wstyhaw proczytaty paragraf u pidrucznyku, i wranci pered robotoju perekazuwaw joho Sergijiwu.
Nastupnoho razu, skazaw Oeh, prynesemo z korabla ciyj wiz usiakoho dobra. Ja ne dumaw, szczo wse tak skoro szczezne.
Wono ne szczezo. Wono rozijszosia na potreby seyszcza, zapereczyw Staryj.
I maje poowyna pisza do Ehli j Sergijiwa, skazaa maty, i ne zrozumio buo,
horamy ne projdu. Ae ja dumaju, jakszczo zwjazok ne widnowysia, my z Sergijiwym zapustymo panetarnyj kater.
Buo by dobre, skazaw Staryj. Ae dla cioho dowedesia zdijsnyty kilka perechodiw do korabla.
Moywo, prypustyw Oeh, my z Sergijiwym pro ce dumay dwoje czy
troje ludej zayszasia na korabli zymuwaty.
Ce wykluczeno, widrizaa matir. Ja nikoy cioho ne dozwolu.
Za umowy, szczo tam bude tepo i swito.
Temperatura na perewali wzymku opuskajesia do szistdesiaty hradusiw morozu,
poperedyw Staryj. Ne tisz sebe pustoporonimy mrijamy. Ja konkretnyj u swojich
zapytach. Paczka paperu, o i wse.
Jakby chocz jakyj transport, zitchnuw Oeh, naywajuczy syrop u kaszu.
Chocz by jakyj maekyj litaczok.
My zmuszeni projty wakym szlachom, jakyj ludstwo we podoao, widpowiw
serjozno Staryj. Spoczatku prydumajemo koeso.
Koeso nam maje ni do czoho, widpowiw Oeh. U lisi nemaje dorih. O buo
by dwa seyszcza
Koeso we prydumay, i w nas je wiz, skazaw Staryj. Teper slid podumaty
nad parowoju maszynoju.
My z Sergijiwym zrobymo kote, pochwaywsia Oeh. My we prydumay. Z
keju.
Pisla parowoho kota my zrobymo powitrianu kulu, wsmichnuwsia Staryj.
Ja dumaw pro powitrianu kulu, skazaw Oeh. Ja bahato dumaw pro neji.
Czomu b nam ne poetity na powitrianij kuli?
W tobi howory ludyna, jaka nikoy ne robya powitrianoji kuli, skazaw Staryj.
Dla toho, aby pidniaty u powitria bodaj odnu ludynu, kula powynna buty weyczeznoju.
A naskilky weyczeznoju?
Metriw trydcia zawwyszky. Wse mona pidrachuwaty. I szcze odne kula napowniujesia helijem czy wodnem. De ty jich wimesz?
Wy sami rozpowiday, szczo braty Mongo
Mongofje.
Braty Mongofje pidnimaysia na kuli, zapownenij hariaczym powitriam.
Oeh pidijszow do piczky i pidkynuw polino. Wono widrazu zahoriosia hariaczym
houbym poumjam. Wohnyky zatanciuway na obyczcziach.
U nych buw specilnyj palnyk. I paywo.
Jake? pocikawywsia Oeh.
U wsiakomu wypadku, ne drowa.
Ja prylau. Dopomoy meni, Oee, poprosya maty.
Staryj pidijszow do materi perszym. Win ukaw jiji u liko.
Z paywom szczo mona prydumaty, skazaw Oeh, dywlaczy na poumja. I
palnyk my zrobymo.
Ty serjozno ce howorysz?
Absolutno serjozno, skazaw Oeh. Jakszczo pidniatysia do perewau na powitrianij kuli, ce bude weyczezna ekonomija czasu i syy. Chocz by pidniatysia. A moe, i
spustytysia. Czy zrobyty dwi kuli, try. Odna dla ludej, druha wantana.
Obysz ciu majaczniu! zlakaasia maty. Szcze poetysz i rozibjeszsia.
Ne bijsia, Iryno, widpowiw Staryj. Ce tilky mrija.
Zrobymo, napolahaw Oeh.
Koza bihaa bila czastokou i mekanniam namahaasia widlakaty szakaa, jakyj sydiw
po toj bik zahoroi. Samotnij szaka tilky obyzuwawsia, ne nawaujuczy napasty na kozu,
jaka bua wdwiczi bilsza i sylnisza. Koza tupciuwaa na misci i lakaa szakaa. Ce buw daremnyj pojedynok.
Zamowkny, nakazaw Oeh kozi, jdy spaty.
Marjana widihnaa kozu i zamknua u stajni. A Oeh pidniaw kami z kupy, jaka specilno eaa bila ohoroi dla widlakuwannia zwiriw, i zapustyw u szakaa. Szaka zrozumiw, szczo robyty jomu tut bilsze niczoho, i pobih do lisu.
Buo due tycho. Snih sypaw linywo i bezmowno. Oeh zmerz.
Dobranicz, skazaw win Marjani, jaka zaczyniaa stajniu. Bo ja zmerznu.
Dobranicz, widkazaa Marjana. Hoos diwczyny buw sumnyj, ae Oeh ne prysuchowuwawsia do intonacij. Kowzajuczy bootom, win pobih do swojeji chatyny wynachodyty powitropawannia.
Na, skazaw win, dywlaczy na Oeha znyzu whoru. Tut wse je.
Oeh wziaw kartynku i dowho rozhladaw jiji. Win zauwayw, szczo z koszyka zwysaje
kanat z jakorem na kinci i wyriszyw, szczo obowjazkowo potribno zrobyty takyj jakir.
Jakby ne Kazyk, dola kuli bua b due sumniwnoju. Nadchodya wesna, i mustangy,
jaki j ne pidozriuway, jak Oehowi potribni jichni michuri, szcze ne otiamyysia wid
splaczky. Znajty jichni hnizdowyszcza buo neehko, i Kazyk z widdanoju Fumiko raziw
dwadcia chodyy do lisu, poky ne widszukay, de zymuju mustangy. Wyjawyosia, szczo
mustangy na zymu chowaysia u weykych norach w sosnowomu lisi. Mjake ruchywe korinnia prykrywao jich wid snihu ta moroziw.
Potim wynyka probema z sitkoju, jaka wmistya b powitrianu kulu i trymaa koszyk.
Wodorosti dla neji zbyray Marjana z rudoju Rut. Jichni ruky rozpuchy wid choodu, i
nareszti Linda zaboronya doczci azyty po booti. Oehowi doweosia zakynuty wsi sprawy
i zajniatysia zbyranniam wodorostej. Szczoprawda, dopomahay chopczaky, byzniuky,
jaki yy u Staroho, a tako dity Wajtkusa, ae take zaniattia jim szwydko nabrydo, i wony
rozbihysia.
Szczoranku na switanku Marjana z Oehom jszy za cwyntar do boota utorowanoju
stekoju. Z konym dnem dowodyosia zaazyty wse dali, wony brey hrukym berehom,
po kolino w kryanij wodi, jaka propikaa nesterpnym choodom nawi czerez nepromokalni sztany z rybjaczoji szkiry. Wodorosti sydiy micno, jich dowodyosia zrizaty. Wperte
bilawe wodiane woossia wyrywaosia z ruk, a pidrizaty jich slid buo pid kori, szczob wookna buy jaknajdowszymy. Nohy kowzay; adibni, ae, na szczastia, mlawi szcze, pjawky
sowaysia, cziplajuczy kihtykamy do sztaniw; paniczno kydaysia wbik, jakszczo nastupysz nenarokom, wyriaczkuwati kraby; pidpywa cikawa praska, i todi dowodyosia widstupaty na bereh j czekaty, koy wona znowu znykne u twani.
Oeh namahawsia zrobyty bilsze, ni Marjana, ae wse widstawaw wid neji, i jomu
zdawaosia, szczo wony nikoy we ne nazbyraju dostatnio wodorostej dla cijeji klatoji
sitky. A jich szcze potribno buo widnesty w saraj, rozkasty na pidozi, szczoby wysuszyysia. Suszyysia wony pohano, ade buo szcze choodno, a powitria woohe.
Najbilsze protywyasia maty. Perspektywa powitrianoji mandriwky Oeha lakaa jiji
do smerti.
Ce samohubstwo, powtoriuwaa wona Sergijiwu. I wy dopuskajete ce tak
bajdue. Jakby ce buy waszi dity, wy b nikoy cioho ne dozwoyy.
Materyni sowa tilky dratuway Oeha.
Meni skoro dwadcia rokiw, widpowidaw win wtomeno.
Win praciuwaw tak tiako, jak nikoy ranisze, bo Sergijiw ne zmenszyw zania z eektroniky, ta j roboty w majsterni buo dostatnio.
A koy Oeha poczaw widmowlaty Wajtkus, win raptom wybuchnuw:
Ja szczo, mensze praciuju? Ja ne buduju myn? Ne roblu boronu? Ja nikoho ne
prymuszuju. I jakszczo meni dowedesia robyty ciu kulu samomu, ja wse odno budu jiji
robyty. Napewno, bratam Mongofje tako wsi howoryy, szczo wony darmuju czas. A ne
buo b jich, ne pryetiy b my siudy na kosmicznomu korabli. Wse z czoho poczynajesia.
Wajtkus zasmijawsia. Smich wyhulkuwaw zwidky z weykoji rudoji borody.
Kraszcze b ne buo bratiw Mongofje, skazaw win nareszti. I my zaraz myrno
sydiy b na Zemli.
A ja ne artuju, skazaw Oeh.
Szkoda. Treba wmity poartuwaty nad samym soboju.
Jaki we tut arty! Maty kryczy. ujiza howory, szczo ne warta sprawa zachodu.
Staryj toroczy, szczo ryzyk nadto weykyj. A inszym zdajesia, niby ja hrajusia w jaku hru.
***
Wesna pryjsza rannia i tepa. Sergijiw, jakyj widpowidaw ne tilky za kaendar, ae j
pohodu, kazaw, szczo i lito, za joho pidrachunkamy, maje buty tepym.
Spoczatku doszczi zmyy resztky snihu, tilky hyboko w lisi win szcze trymawsia dejakyj czas, potim doszczi poridszay, i wde powitria prohriwaosia kri chmary nastilky,
szczo ditasznia skynua chutriani soroczky i wybihaa hoymy po pojas na wuyciu. Sonce
pidnimaosia we tak wysoko, szczo joho mona buo wyriznyty nepewnoju, ae jaskrawoju
plamoju, kri odwiczni chmary. Koza pereya czerhowyj medowyj misia, i teper zaspokojiasia, pasasia za czastokoom i czekaa prypodu.
Z piwdnia powernuysia szakay, jaki widkoczuway tudy za zwirynoju. Perszi ptachy
opustyysia na zahoroi, huczno bjuczy peretynczastymy kryamy. Zjawywsia hnus, i koy
ditachy ta inky na czoli z Wajtkusom praciuway na horodi, dowodyosia zapaluwaty
dymni wohnyszcza. Odnoho iz byzniukiw Staroho wkusya snihowa bocha, i win prykusyw sobi do krowi jazyk.
Lito szcze tilky poczynaosia, ae Oeh wse bilsze widczuwaw wnutriszniu trywohu,
neterplaczku i nawi strach, szczo czasu zayszyosia obmal. Win niczoho ne wstyhne.
Najhoownisze, ne wstyhne wywczyty wse, szczo potribno, szczoby pryjty na korabel i widremontuwaty zwjazok. Teper joho czasto zwilniay wid spilnych spraw win zowsim perestaw chodyty, na poluwannia i joho ne kykay praciuwaty w poe. Nawi u majsterni
Sergijiw nakazuwaw jomu ne putatysia pid nohamy. A weczoramy suworo dopytuwawsia,
szczo win wywczyw, diznawsia, zrozumiw. Do toho Oeh baczyw i rozdratuwannia Sergijiwa, spryczynene tym, szczo sam Sergijiw daeko ne wse rozumiw.
A popry te kula, nepomitno doajuczy opozyciju, peretworiuwaasia w objektywnu
realnis. Koy mynuysia doszczi, a Czystopluj, jakoho Kazyk iz Fumiko wdostal hoduway
chrobakamy, poczaw pluwatysia tak zlisno, szczo nawkoo joho klitky utworyo sklane
ozero, pid nawisom mi majsterneju i jabuniamy Oeh z Marjanoju poczay krojity i kejity
z michuriw kulu. Spoczatku wony z Sergijiwym namaluway na zemli wykrijku kuli, schou
na kwitku, z hostrymy pelustkamy, i wona bua nastilky weykoju, szczo Fumiko zaedwe
dokydaa kamine wid kraju do kraju. Sto dwadcia krokiw. Potim Marjana z Oehom poczay skejuwaty segmenty kuli pelustky. Michuriw, jakych zdawaosia tam bahato, odrazu ne wystaczyo. Kazyku z Dikom doweosia znowu poluwaty na mustangiw.
Stawennia seyszcza do kuli postupowo zminyosia mabu, zwyky. Nawi mama
perestaa kryczaty. Liz prychodya kilka raziw kejity ta wyrizaty michuri. A potim razom z
Chrystynoju, jaka raptom wyjawya taant do petennia sitok, wona krutya motuzky.
Wajtkusy robyy koszyk joho pey z tonkych hiok.
Ae wse taky nastilky serjozno, jak Oeh, do kuli nichto ne stawywsia. Nawi
Marjana. Zayszawsia, szczoprawda, Kazyk, ae win buw szcze chopczakom, dykym dytiam, jakyj u hybyni duszi wiryw, szczo na kuli wony wreszti-reszt pryetia w Indiju. Ne
raz buwao, szczo koy u seyszczi wsi szcze spay i czorne choodne nebo e poczynao
sirity, Oeh wyazyw tycheko na chood, hnanyj narostajuczym neterpinniam, i jszow do
rozkadenych na zemli byskuczych pelustok. Kazyk zjawlawsia porucz neczutnoju tinniu,
takym sobi lisowym Mauhli. Win bih do klitky, szczob rozbudyty Czystopluja, i mowczky
dopomahaw Oehu.
Potim potribno buo skejuwaty pelustky po krajach, szczoby wyjsza kula, tobto hrusza, wytiahnuta donyzu. Jak ne starajsia, kej potraplaw na ruky, palci sklaniy i nimiy.
Wranci treba buo osterihatysia koluczych kulok perekotypola, jaki pidnimaysia w powitria i etiy na poszuky wedmedia, aby prorosty u niomu nowymy parostkamy.
Nareszti, kula bua skejena.
Potim bua hotowa sitka. I nawi kanat z jakorem, szczoby cziplatysia za zemlu. I prystrij dla nahnitannia hariaczoho powitria Sergijiw zakinczyw swojeczasno, i paywa zahotowyy ciyj derewjanyj bak. I koszyk buw hotowyj, micnyj nadijnyj koszyk. Mona buo
zbyraty kulu.
Staryj wymahaw, szczoby spoczatku kulu zapustyy bez ludyny. Nechaj powysy, jakszczo pidnimesia, i opustysia nazad. Ae Oeh buw proty, i joho pidtrymaw Sergijiw. Bo
wyprobowuwaty potribno buo ne tilky kulu, a j palnyk, treba buo perewiryty, czy kula
kerowana.
Kanat zrobi korotszym, skazaa maty.
Oeh tilky posmichnuwsia. Kanat pey Liz z Chrystynoju. Win tako jim dopomahaw, chocza czasu dla cioho zowsim ne buo. Oeh rozumiw, szczo Liz roby ce wykluczno
dla nioho. Win dwa razy weczoramy prychodyw w chatynu, de yy Liz z Chrystynoju, suchaw Chrystynu, jaka zawdy skaryasia i czekaa smerti. I wony pey razom cej bezkinecznyj kanat. Oehu mona buo i ne prychodyty jakyj z nioho petun, Liz dywyasia
na nioho, widwolikaasia i namahaasia znajty pryczynu, szczoby torknutysia joho rukoju.
Oeh terpiw, terpiw, suchaw pustoporoni sowa, namahawsia dumaty pro insze, a potim
wse ne wytrymuwaw i wtikaw w majsterniu abo do sebe dodomu.
Oeh znaw, szczo perszym na kuli pidnimesia win, i nichto ciomu ne zapereczuwaw
kula bua joho dityszczem, bez joho napoehywosti niczoho by ne wyjszo. Kazyk
ostannimy dniamy mowczky chodyw za Oehom i nijak ne mih prymyrytysia z dumkoju,
szczo joho wasna mandriwka widkadajesia. Win spodiwawsia na dywo, jake dopomoe
jomu zdijsnyty perszu podoro. Oeh buw nepochytnyj. Tut buo wperte perekonannia,
szczo kulu zadumaw i zrobyw, w perszu czerhu, same win, Oeh, chocza nichto i ne wiryw,
a tomu perszyj polit naey tilky jomu i bilsze nikomu.
Napewno, chto i zdohaduwawsia pro dumky Oeha, ae whoos ne kazaw.
Tilky Staryj skazaw. Wranci, koy maa pidniatysia kula.
Widczuwajesz sebe Napoeonom? zapytaw Staryj.
Czomu? zdywuwawsia Oeh. Nikoy ne baczyw Napoeona. Nawi na kartynci. I ne znaju, szczo win zrobyw.
Znajesz, zapereczyw Staryj, myujuczy Oehom.
Oeh pidris za zymu, peczi stay szyrszymy, woossia potemnio, ae zbereho ehku
pysznis. Chotiosia zapustyty pjatirniu i pokujowdyty.
Obyczczia zminyosia, wtratyo chopczaczu ahidnis. Ce buo rozumne obyczczia.
Moywo, nedostatnio sylne, ae w okruhomu pidboriddi i hostrych skroniach bua wnutrisznia sya ta wpertis. Pryjemne yce.
Nu dobre, znaju, usmichnuwsia Oeh. Zawojuwaw piw-Ewropy.
Win odiahnuw czoboty i perewiryw, czy nadijno wony prylahaju do sztaniw. Wajtkus kazaw, szczo tam, nahori, bude choodno. Jak w horach.
Chiba cioho nedostatnio? zapytaw Staryj.
Prybihy byzniuky, wychowanci Staroho, istoty bezturbotni, schylni do wybuchiw
smichu i neobdumanych beszketiw. Wony, jak i wse seyszcze, widczuway, szczo siohodni
osobywyj, uroczystyj de, sprawnie swiato. I Oeh, zwyczajnyj sobi Oeh, jakyj ywe za
stinkoju i u jakoho za maty, siohodni poety w nebo.
Wse ce nadto prosto, skazaw Oeh. Nacze matematyczna formua. Oeksandr Makedonkyj zawojuwaw piwswitu. Napoeon zawojuwaw poowynu Ewropy. Hiter
namahawsia zawojuwaty wsiu Ewropu. Julij Cezar tako zawojuwaw. Zdajesia, Jehypet.
Usich cych ludej nemaje. Dla mene nawi ponia za nymy nemaje, zmistu nemaje. Wy jich
baczyte inaksze. Baczyy jichni portrety, czytay pro nych knyhy. Dla was wony unikalni
osoby, a jak dla mene zwyczajni. Ja nawi Ewropy ne baczyw.
Nu, zwyczajnymy jich nazwaty ne mona, zapereczyw Staryj. Same nezwycznis i prytiahuje do nych ludku pamja. Dobra czy za, ae nezwyczajnis.
Dla was tak. Wy za nymy mohy wymiriuwaty swij riwe isnuwannia. Ja tak ne
mou. Koy meni buo rokiw dwanadcia, mene raptom poczaa muczyty cia probema.
Szczo take zawojuwaw? I ja spytaw u szkoli: a czy buw druhyj Napoeon, jakyj zawojuwaw ne piw-Ewropy, a czetwertu czastynu? I ty widpowiw meni, szczo riznycia mi zawojownykamy tilky u trywaosti jichnich uspichiw. Ne buo odnoho, jakyj by dosiah swojeji kincewoji mety.
Pamjataju, skazaw Staryj. I szcze ja skazaw, szczo ti, chto zaznay porazky na
poczatku swoho szlachu, nam newidomi, bo u konij wijni je toj, chto prohraw. I konoho
Napoeona czekaje joho Wateroo ysze todi, koy win ne zahyne ranisze. Ja pamjataju.
Nu o, pidtwerdyw Oeh, pidstrybujuczy na misci, szczob perewiryty, czy dobre
na niomu sydy odiah. Potim win wziaw flahu z soodkoju wodoju i powisyw czerez pecze.
Ja j kau. Zawojowuwannia zwyczajna sprawa zaharbnykiw. I wsi wony odnakowi.
Ae ce czue i nezrozumie zaniattia. Jak i torhiwla. Dla mene nezwyczajnyj toj, chto roby
szczo wpersze.
Ty majesz raciju, pohodywsia Staryj. Ta ja nazwaw tebe Napoeonom ne
tomu, szczo chotiw poriwniaty tebe iz zawojownykom. Anaogija bua w inszomu. Wse seyszcze powyazyo na dwir, bo ty siohodni zapuskajesz swoju kulu.
Nu, ne ja odyn.
Siohodni usi my wykonujemo twoju wolu, ty rozumijesz ce, czy ni? I ja ujawyw
sobi taku kartynu Ja sam cioho ne baczyw, ae, na widminu wid tebe, mou ujawyty
Ranok. De w Awstriji abo w Prussiji, na poczatku dewjatnadciatoho stolittia. Napoeon
prowiw nicz w neweyczkomu, propachomu wanillu, czystekomu hoteli. Win prokydajusia wid szumu za wiknom i szcze sprosonnia pidchody do wikna i widczyniaje joho.
Usia doroha i poszcza misteczka zapowneni wizkamy, furgonamy markintantok, harmatnymy zapriahamy. Jdu ludy, iru koni stowpotworinnia. I raptom Napoeon rozumije,
szczo u ciomu zahalnomu rusi je nezwycznis win czymo spryczynenyj, z czoho roste,
nabyraje syy I ci sodaty czekaju snidanku bila pochidnoji kuchni ne tomu, szczo lubla
snidaty same takym sposobom, i ci harmaty wyjidaju na poszczu zowsim ne tomu, szczo
harmatnykam nemaje bilsze szczo robyty, we cej ruch, use ce zbihowyko yttiw i dol
widbuwajesia za woeju joho, Napoeona, u jakoho ciu nicz boliw zub i jakomu raptom
choczesia zakryczaty u widczynene wikno: Szwydsze powertajtesia dodomu!
I win zakryczaw? zapytaw Oeh.
U tobi wyroblajesia obowjazkowa rysa weykoji ludyny Staryj buw nezadowoenyj. Ty wtraczajesz poczuttia humoru.
Do chatky zazyrnuw Kazyk. Joho tonka hnuczka figura bua napruena. Win nijak ne
mih zmyrytysia z tym, szczo ne poety siohodni na kuli. Ae rozumiw, szczo najhoownisze, aby kula poetia nawi bez nioho. Bo jakszczo wona poety siohodni, to Kazyka
obowjazkowo wimu nastupnoho razu.
Ja jdu, skazaw Oeh. Win buw hotowyj.
Wony z Kazykom wyjszy z domu. Za nymy Staryj. Win wako spyrawsia na payciu.
Paycia bua nowa, sumyrna. Mynuoricznu payciu, harnu, sriblastoho koloru, jomu woseny zrizaw Dik na szyplaczij halawyni. Ae koy pryjsza wesna, paycia odnoho czudowoho dnia pustya hostri ypki parostky, i sprobuwaa wtekty z chatky, poky Staryj prowodyw urok. Za payceju haniawsia we kas, a koy upijmay, to widpustyy na wolu. Paycia
doliza do czastokou. Tam pustya korinnia i peretworyasia na rozkisznyj kuszcz. Staryj
jako poczuw, jak chopczaky zbyraysia rybayty i domowlaysia zustritysia bila payci,
ta j zdohadawsia, szczo wony may na uwazi.
Ue z halawyny Oeh ozyrnuwsia i podywywsia na Staroho, kotryj powilno szkutylhaw do nioho. Jomu raptom stao joho szkoda. Staryj we skoro pomre. Win staw hirsze
chodyty, czasto chworije, nawi u szkoli jomu neehko prowodyty uroky. Win use zabuwaje. Dobre, szczo dity wyrosy i skoro we poetia na Zemlu. Staryj bahato zrobyw. Jakby
ne joho szkoa, nichto ne zmih by nawczyty ditej wsim naukam.
Na poli, za sarajamy, potwornym pahorbom eaa powitriana kula. Palnyk szypiw i
nahaniaw hariacze powitria useredynu kuli. Ae praciuwaw win na czwer potunosti. Sergijiw, jakyj komanduwaw kueju, ne chotiw ryzykuwaty.
Kula bua schoa na weykoho hirkoho sona bezformne hromaddia poti, szczo
edwe ruchajesia uwi sni. Szcze na switanku kula bua zwyczajnym weykym szmatkom
hanczirky, okremo sitkoju, okremo koszykom. Use zminyosia. Kula oywaa.
Koza z kozeniatamy storoko zawmery widdalik.
Koy pidijszow Oeh, Sergijiw, szczo stojaw bila koszyka, zapytaw:
Dodamo poumja?
Win zwertawsia do Oeha, jak do riwni. Win te wyznawaw, szczo kula wasnis
Oeha, jak dzerkalce wasnis Marjany. Ae ce ne oznaczao, szczo dzerkalce ne naey
wsim. Bo ne moha Marjana widmowyty, jakszczo znadobysia dzerkalce?
My potim te poetymo? zapytaa ruda Rut.
Usi obyczczia zdawaysia due czitkymy, nacze Oeh dywywsia na nych czerez upu.
O biy Marjana z bankoju keju wona pomitya, szczo szow de propuskaje powitria.
O weyka ujiza, ohriadna, towsta inka z opuchym obyczcziam, poprawlaje hiku,
szczo wyliza z koszyka.
Kula zdryhnuasia, nacze zitchnua, i jako widrazu staa okruhliszoju.
Oeh nahnuwsia, perewiriajuczy, czy nadijno wona prykripena do zemli. Do kikiw,
hyboko zabytych u zemlu, buy prywjazani motuzky. A poriad z koszykom u zemlu buw
zakopanyj pokruczenyj sztyr iz zaliznoho derewa jakir. Porucz kanat, skadenyj akuratnymy kilciamy.
Kula szcze raz zitchnua. Teper wona bua maje okruhoju i torkaasia zemli ysze w
odnomu misci.
Ja zalizu w koszyk? zapytaw Oeh u Sergijiwa, i hoos joho nespodiwano zirwawsia.
Win zlakawsia, szczo inszi pomitia joho chwyluwannia i smijatymusia. Pro sebe win
podumaw: Ja ne Napoeon. Ja choczu nezwyczajnych spraw, a ne zawojuwa. Ja ne choczu, szczoby czerez mene ludy jiy na pochidnych kuchniach i strilay z harmat. Ludy ruchajusia ne tomu, szczo ja toho choczu, ae jakszczo jim bude kraszcze wid mojich wczynkiw, ja raditymu.
maw joho. Dik wstaw, wypriamywsia, posmichajuczy, i usim swojim wyhladom pokazuwaw, szczo bere uczas w neserjoznij zabawi. Swij kanat win trymaw ne nadto micno, kula,
chocza i due weyka, zdawaasia jomu ne sylnoju. Z inszoho boku koszyka ujiza ta Ehli
trochy zabaryysia, widwjazujuczy wuzy. Kula nacze czekaa cioho. Dik eheko smyknuw za motuzky i pobaczyw, szczo z odnoho boku wony szcze micno trymajusia za zemlu,
a z inszoho we wilni, doczekawsia ehkoho poduwu witru, jakyj pryjszow jomu na dopomohu, i dobriacze smyknuw.
Wajtkus, widczuwszy rywok, powys usim tiom na motuzci, ae druha motuzka rizko
rwonua whoru, rozderszy dooni Dika, i kula wyrwaasia, widkynuwszy joho na zemlu.
Win odrazu, jak zwir, perewernuwsia czerez hoowu, strybnuw i kynuwsia, szczob pidchopyty kanat, ae buo we pizno: koszyk, rwonuwszy w storonu, zawaywsia na bik. Oeh
upaw, wdarywsia hoowoju do banky z paywom. Na nioho upay miszky z baastom. Koszyk widkynuw nabik weyku ujizu i prydawyw Ehli. Kula znowu chytnuasia ubik, widkynuwszy Wajtkusa, wyrwaa iz zemli wsi kiky i rizko smyknuasia w nebo.
Koszyk koywawsia pid kueju, jak newahomyj uczok.
Use ce widbuosia protiahom kilkoch sekund, napownenych triskanniam, krykamy,
uchanniam powitria. I raptowo zapaa tysza, korotka pauza tyszi, w jakij czuwsia ysze tychyj pacz Fumiko: wona pro wsiak wypadok poczaa pakaty szcze do cych podij, bo bojaasia za Oeha.
Mowczay wsi, nawi Ehli, jakij podriapao koszykom ruku, i ujiza, jaka dosi eaa
na zemli, i Sergijiw, i Wajtkus, i nawi dity. Usi dywyysia nahoru, bo tam, u koszyku, buw
Oeh.
Maty Oeha, jedyna zi wsich, zapluszczya oczi, bo z ubywczoju jasnistiu ujawya
sobi, jak tio jiji syna wypadaje z koszyka i ety, rozkynuwszy ruky, do zemli.
Dla Oeha wse mynuo due szwydko: w odnu my win upaw na dno koszyka i na
nioho, jak wakyj zwir, upaw miszok z piskom. I nastupnoji myti win zrozumiw, szczo ety,
szczo niczoho pid nym nemaje, szczo zemla de daeko wnyzu, a koszyk rozchytujesia
wilno i ehko, a czerez szcziyny w hikach pronykaje swito.
Win due obereno, ochopenyj achom wysoty, pidniawsia nawkoliszky, widczuwajuczy, szczo koszyk rozchytujesia wse mensze j mensze, a kula nestrymno tiahne joho
whoru.
I poky Oeh pidnimawsia na nohy, do nioho powertaosia widczuttia, nacze organy
poczuttiw po czerzi wmykaysia, powidomlajuczy jomu, szczo widbuwajesia dowkoa.
Szypiw palnyk, nahaniajuczy wseredynu kuli hariacze powitria, skrypiy motuzky, jaozyy
po oboonci, poskrypuway hiky koszyka, po jakych win stupaw. I znowu unaw tonkyj
dytiaczyj pacz.
Nareszti Oeh zmih pidniatysia. Win micno wziawsia za kraj koszyka i we buw hotowyj wypriamytysia, ae, na szczastia, ne wstyh, bo koszyk rizko smyknuo, tak szczo Oeh
zaedwe ne wypaw. I win ne odrazu zdohadawsia, szczo zakinczywsia kanat, jakym koszyk
buw pryczepenyj do jakoria.
Ruch kuli dohory prypynywsia, ae wona prodowuwaa sproby wyrwatysia z poonu,
koszyk zdryhawsia i tremtiw.
Znyzu wsim zdawaosia, szczo mynuo due bahato czasu. Maje chwyynu wsi dywyysia dohory i mowczay. Kula pidniaasia uhoru metriw na sto dali jiji ne puskaw
kanat i poczaa powoli ruchatysia do lisu, nacze namahaasia perechytryty kanat, jakyj
micno trymaw jiji.
Oeha wse szcze ne buo wydno.
Ae, wreszti-reszt, win zayszawsia u koszyku.
nad zemeju, nacze ptach, i zowsim inszi massztaby cioho switu napownyy Oeha wilnym
ta chwylujuczym widczuttiam mohutnosti i wpewnenosti u sobi j u tych maekych istotach, szczo czekaju joho wnyzu. Ce widczuttia nahaduwao toj de, koy win upersze pobaczyw za perewaom u hirkij doyni na snihu weyczeznu tariku kosmicznoho korabla.
Ae toj korabel buw ysze pamjatkoju pro mohutnis ludej. A siohodnisznij polit buw stworenyj nym samym. I Oeh zrozumiw, szczo ponad use win chocze obrizaty cej kanat i
pidniatysia wysoko, do samych chmar, szczoby pobaczyty bilsze i poetity nad cymy lisamy, ne chowajuczy u nych i ne bojaczy nikoho.
Oeh podumaw, szczo braty Mongofje ne zmohy by zriwniatysia z nym. Wony
pidnimaysia nad swojim ridnym mistom, de nichto ne mih jich wbyty. jim potribno buo
peremohty tilky powitria. Oeh musyw peremohty wsiu ciu panetu, jaka namahaasia
ubyty jich.
Wysota bua neweykoju, napewno tut bua taka temperatura, jak i na zemli, ae
Oehowi stao choodno. Napewno, perechwyluwawsia. I koy win zakruczuwaw palnyk,
joho palci tremtiy.
U kuli postupowo znykay syy i baannia czkurnuty do chmar.
Wnyzu Sergijiw i Dik tiahnuy za kanat, szczob dopomohty kuli pawno opustytysia.
Swit dowkoa poczaw zmenszuwatysia, horyzont nabyawsia.
***
Na poczatku lita pidhotowka do podoroi na korabel triszky zatrymaasia. Dwa hoowni uczasnyky cijeji sprawy Oeh ta Sergijiw czasto widwolikay na inszi sprawy.
Oeh prodowuwaw zajmatysia kueju. Szczo wyhaduwaw tam, szczo zminiuwaw, maje
szczodnia pidnimawsia u powitria, maje zawdy z kymo. U Sergijiwa bua insza turbota
Linda Chind wse perejichaa do nioho. Nijakoho wesilla ne buo, i swiata, wzahali, te,
jakszczo ne wrachowuwaty, szczo dorosli zibraysia u jichniomu domi, posydiy, pomjanuy Tomasa i pokijnu druynu Sergijiwa, wypyy czaju, pobaay Lindi ta Sergijiwu wdao
powernutysia na Zemlu. I rozijszysia.
Dorosych u seyszczi zayszyosia zowsim mao, i dejaki z nych buy zowsim sabki.
Due podawsia Staryj, edwe trymaasia titka ujiza, a slipa Chrystyna sama pro sebe howorya, szczo wona dowho ne protiahne. Matir Oeha zamuczyw radykulit, i wona bilszu
czastynu dnia eaa w liku. Tomu w poli praciuway, w osnownomu, Wajtkus z Lindoju i
Ehli, a Sergijiw zajmawsia majsterneju. I zwyczajno, wse bilsze spraw lahao na moodych.
Poluwannia u ci dni pownistiu buo na peczach Dika, jakyj zawdy braw z soboju Kazyka,
a inkoy Piatrasa Wajtkusa. Jich we wako buo nazywaty chopczykamy ce buy pidlitky, umili, sprytni ta szwydki. Do szkoy wony we ne chodyy, bo Staryj ne mih jim
czymo dopomohty. Joho mynue dla nych buo majbutnim, pryczomu, bykym i dosianym. Teper usi wiryy w kulu, i nawi perebilszuway jiji moywosti. Zdawaosia, szczo na
kuli mona buo litaty do korabla, koy i jak zachoczesz.
Oeh kraszcze za wsich rozumiw, szczo joho dityszcze korabel nenadijnyj. Win ue
nawczywsia widczuwaty kulu i znaw, jak wona pid ehkym poduwom witru moe etity
bu-kudy.
U druhyj swij polit Oeh wziaw Kazyka. Ce buo sprawedywo. Kazyk dobrowilno zajmawsia usim, szczo buo powjazano z kueju. Win newtomno tiahaw drowa dla kuli i wytyskaw presom maso dla nych. Win chodyw poluwaty na mustangiw, bo potribno buo
ahodyty kulu.
Zeenyj tonkyj promi prostiahnuwsia do derew bila boota nimych i neruchomych. I widrazu tam, wnyzu i daeko, wynyk ruch: weykyj zwir zajszowsia u konwulsijach u chaszczach i wywaywsia na halawynu.
Ja takoho szcze ne baczyw, skazaw Dik, chowajuczy baster. Dawaj spuskatysia. Choczu podywytysia, koho ja wbyw.
Z Marjanoju Oeh pidnimawsia u tychu j tepu pohodu.
Tut harno, skazaa Marjana. Ne choczesia spuskatysia, prawda?
Oeh dywywsia na neji. Win buw szczedrym hospodarem, jakyj pokazuje hostiam
swoji majetnosti. A oskilky jak win znaw swoje hospodarstwo i buw wpewnenyj u niomu,
to komplimenty spryjmaw jak naene. Jomu buo pryjemno, szczo same Marjana zmoha
ocinyty krasu polotu.
I tycho, dodaa Marjana.
Diakuju, skazaw Oeh.
Czomu? Marjana powernuasia do nioho i uwano podywyasia, nacze baczya
joho wpersze. Czomu diakuju?
Oeh prostiahnuw ruku i torknuwsia jiji palciw, jaki eay na kraju koszyka. Koszyk
e chytnuwsia, ae Marjana ne zlakaasia.
Ty sama wse rozumijesz, skazaw Oeh.
Marjana zabraa ruku wid kraju koszyka i wkaa palci w ruku Oeha.
Ce buo tak pryrodnio, i joho doonia we czekaa cioho dotyku. Koszyk znowu chytnuwsia, i Marjana zrobya krok wpered, szczoby ne wtratyty riwnowahu. Wony opynyysia
zowsim porucz, i Oeh pociuwaw jiji w szcziczku. Win chotiw pociuwaty jiji w huby, ae
promachnuwsia i pociuwaw u szczoku bila kutyka hub. I Marjana prytuyasia do nioho i
zawmera, jak zwiriatko. I we ne buo niczoho ani neba, ani kuli wony etiy tam, de
ne buo nikoho, okrim nych, tam buo tak dobre i zrozumio.
Hej! zakryczaw znyzu Kazyk. Wy kudy znyky?
Marjana zwea hoowu wona bua na hoowu nycza za Oeha
i posmichnuasia.
Szczo? ne zrozumiw Oeh.
Dawaj pidnimatysia siudy szczodnia, skazaa wona. I zasmijaasia.
Dawaj. Oeh te zasmijawsia. Wranci pidnimatymemo, a wweczeri spuskatymemo.
Ot tilky Kazyka szkoda. Moe, budemo braty joho z soboju?
Ni, skazaw Oeh tycho, i raptom zlakawsia, szczo na zemli jich poczuju. My
nikoho ne wimemo z soboju.
Hej! kryczaw Kazyk. Spuskajte! Hroza jde!
U Kazyka buo dywne widczuttia pryrody jak u zwira. Win nikoy ne pomylawsia.
I jakszczo win widczuwaw, szczo nabyajesia hroza, ote, treba chowatysia.
Oeh powilno prykrutyw wohnyk palnyka.
I poky kula ochooduwaasia i opuskaasia wnyz, win ne widpuskaw ruky Marjany.
Wony wstyhy opustytysia w ostanniu my sylnyj poduw witru smykaw kulu tak,
szczo a kanat zatriszczaw. Wnyzu, okrim Kazyka nikoho ne buo: pisla tretioho polotu
wyriszyy, szczo tiahnuty kulu za kanat ne potribno kudy wona dinesia? Ae cioho
razu zatrymka e ne zakinczyasia bidoju, bo kula pid poduwamy witru opustyasia ne na
misce startu, a na wsiu dowynu motuzky wbik, edwe ne zaczepywszy krajnij budynoczok.
I we pid doszczem, boriuczy z bureju, wony strybay po oboonci, szczob szwydsze
wyjszo powitria i mona buo widipchaty kulu pid nawis. Na dopomohu prybih Dik, potim
Sergijiw. Usi zmoky, wtomyysia, swaryy Oeha, szczo zabarywsia zi spuskom.
***
Toho dnia, koy wyriszyy wpersze pidniatysia bez kanata, z Oehom poetiw Sergijiw.
I raptom poswitliszao. Swito buo dywne, insze. I Oeh zbahnuw, szczo skoro wony
wyjdu z chmar. I wony wyjszy z chmar. Dowkoa nych szcze bua sira wata, ae nad jichnimy hoowamy we zasiajay zori. I Oeh pobaczyw, jakym nespodiwanym buo ce wydowyszcze dla Sergijiwa, jakyj we bahato rokiw ne baczyw zirok.
Sergijiw zawmer, dywlaczy u nebo. Kula okruhyasia, widbywajuczy chmary, ae
mi jiji bokom i chmaramy bua hyboka syniawa i miljardy zirok. I pry ciomu buo swito,
zowsim swito: praworucz jaskrawym rozpeczenym kotom swityo sonce. Buo odnoczasno i choodno, jak u horach, choodno swiistiu prostoru, i hariacze wid soncia.
A kula prodowuwaa nepomitno pidnimatysia, zayszajuczy wnyzu chmary, jaki wydawaysia mjakymy, ae cupkymy nastilky, szczo mona buo perestupyty czerez kraj koszyka, i jty po nych, trochy prowalujuczy w jichnij biyj moch.
Sergijiw spamjatawsia perszyj i skazaw:
Skruty palnyk. Bo widnese.
Oeh posuchawsia.
Wony mowczay i dywyysia na nebo, na chmary. Jim ne chotiosia opuskatysia donyzu, chocz wony we j zamerzy.
I cijeji myti Oeh pobaczyw dywnu ricz.
na trasu, de joho pidibraw korabel-matka. Na korabli-matci moodszyj naukowyj spiwrobitnyk Kyrejko perehlanuw materi, zrobyw kwalifikowani wysnowky, i wsi materiy pro
panetu piszy w archiw, czekaty czerhy.
Moodszyj naukowyj spiwrobitnyk Kyrejko mih wyjawyty, szczo paneta maje wyklucznyj interes czy to czerez te, szczo na nij je rozumne yttia, czy tomu, szczo nerozumne
yttia nezwyczajne, czy tomu, szczo tut czudowyj klimat i umowy dla koonizaciji, czy, nareszti, tomu, szczo tut mineralni bahatstwa wraaju rozmajittiam i bahatstwom.
Niczoho takoho moodszyj naukowyj spiwrobitnyk Kyrejko ne wyjawyw.
Na paneti ne wyjawyosia rozumnoho yttia. Jiji powerchnia bua wkryta zasnienymy chrebtamy. Pid chmaramy chowaysia perwisni lisy, a w ekwatorilnij czastyni
tiahnuysia rozpeczeni pusteli. A nachy jiji do orbity buw neweykyj. Perid obertannia
maw bilsze tysiaczi dib. Niczoho osobywoho.
U pryncypi, seredni szyroty, tumanni obasti lisiw i bilsz spekotni obasti prerij buy
prydatni dla yttia ludyny. Ae widdaenis panety wid kosmicznych tras i brak doslidnykych grup u ciomu widdaenomu sektori Gaaktyky pryreky panetu na zabuttia.
A koy na paneti nemaje rozumnoho yttia i mao szansiw na joho pojawu u najbyczych tysiaczolittiach, oto, imeni cia paneta ne potrebuwaa.
U krajniomu wypadku, dumaw Pawysz, zbyrajuczy roboczyj sti, my moemo
ochrestyty panetu bu-jak (rozwiduwalni grupy may na ce prawo), naprykad, Fikoju,
za umowy, szczo w kataozi gaaktycznych ti nemaje inszoji Fiky.
Sti zibraty nijak ne wdawaosia. U kompekti brakuwao nynioji tretyny teeskopicznoji niky, prawda, jaszczykiw wyjawyosia na odyn bilsze, ani treba. Jaszczyky
Pawysz naduw, zapchaw na misce, a zajwyj pryasztuwaw pid smitnyk. Z nikoju win amaw hoowu, a poky zdohadawsia wykorystaty rejku wid paatky.
Kawdija baczya ciu borobu i bua nezadowoena. Wona ne lubya bu-jakoho bezadu.
Pawysz postawyw sti bila iluminatora tak, szczob sire prysmerkowe swito padao
sprawa. Win ne lubyw praciuwaty obyczcziam do swita.
Kawdija postawya roboczyj sti tak, szczoby praciuwaty obyczcziam do swita. W
jiji kompekti wsi skadowi stoa buy zibrani, jak hodysia. Potim Kawdija rozpoczaa
skadaty pryady. Czysti ta akuratni, chocza dejaki we wstyhy pobuwaty na trioch-czotyrioch panetach, znaczno skadniszych, ani ocia.
Tretij sti, szczo naeaw Salli Hosk, tak i zayszywsia poky szczo u poskomu jaszczyku. Salli widkaa wasztuwannia osobystych spraw, doky ne obasztuje pobut stanciji.
Stancija powynna bua buty inoczoju.
Ekipa Kawdiji Sun.
Kawdija Sun naczalnyk grupy i geoog. Salli Hosk radyst, eektronnyk i powar.
Sriblana Taewa biog.
Razom wony praciuway we na czotyrioch panetach.
Centr Kosmicznych doslide namahawsia ne stworiuwaty w maych rozwiduwalnych grupach pobutowych uskadne. Win kompektuje taki ekipai abo z simejnych par,
abo wybyraje odnostatewi grupy. Kupo stanciji neweykyj, dusz i tuaet widdieni wid zahalnoji roboczoji kimnaty szyrmamy z pastyku, a perehorodky mi spalnymy widsikamy
e wyszczi ludkoho zrostu.
Ae Sriblana Taewa prymudryasia zamaty stehno za de do wysadky.
Kapitan Maheana, staryj towarysz Hlib Bauer, wykykaw Pawysza. Win dywywsia na nioho zi spiwczuttiam.
Ty, zwyczajno, rozumijesz, skazaw win, szczo grupa Kawdiji Sun ostannia
Kawdija Sun bua z tych inok, jaki bezumowno i widrazu oczoluju inoczu komandu, ae ne mou znajty spilnoji mowy z weykymy czoowikamy, i wid cioho staju
agresywnymy. Do toho , u Kawdiji czasto znykao poczuttia humoru, a u Pawysza wono
ne znykao nikoy.
Wnutrisznio znijakowiwszy pered Pawyszem, Kawdija posyya zownisznij suprotyw, jak tilky wyjawyosia, szczo w jiji organizowane inocze hnizdo pidkay zozuenia
czoowiczoji stati.
Za spadkojemstwom Pawyszu potribno buo zajniaty ekoogicznu niszu Sriblany Taewoji, inky romantycznoji, schylnoji do nespodiwanych zmin nastroju, widkrytoji, weseoji, ae newdaczywoji normalna ludyna nikoy ne zamaje stehno na kosmicznomu korabli. Ae Kawdija widrazu poczaa protystawlaty, czasom nesprawedywo, nezhrabnoho
i durnoho Pawysza idealnij praciwnyci i prekrasnij ludyni Sriblani. Tobto, win staw,
nacze antysriblanoju.
Ae Pawysz umiw znachodyty wyhodu zi sytuaciji, daeko ne najkraszczoji. Jomu dowedesia prowesty czotyry misiaci na absolutno ne doslidenij paneti tysiaczi wczenych mriju potrapyty u grupy poszuku. U nioho zjawyysia szansy zayszyty slid w nauci,
widkryty newidome simejstwo bakterij czy nowyj typ symbizu. A czom by j ni? Szczo
moe buty kraszcze, ni wyrwatysia iz rutyny korabelnoho yttia i kynutysia nazustricz
pryhodam? Chiba win sam ne prosyw Bauera widprawyty joho z grupoju? Zwyczajno, prosyw. Nechaj u dowidnykach ta instrukcijach tebe perekonuju, szczo sprawnia stancija
poszuku musy unykaty pryhod, szczo dobre organizowana robota ne daje zrywiw, a bujaka pryhoda prosto wypadkowis Inszymy sowamy, korabelnyj likar Wadysaw
Pawysz, sorokaricznyj, welmy zdibnyj i adibnyj do zna, szczo ne wtratyw lubowi do
yttia, zayszyw bort fregata, jakyj boroznyw kosmiczni moria, i bilsz-mensz dobrowilno
wysadywsia na berezi bezludnoho ostrowa u towarystwi dwoch prekrasnych dam. Odna z
nych, Salli Hosk, bua diwczynoju, insza rozuczena. Teper zayszaosia tilky diznatysia,
czy je na bezludnomu ostrowi kokosowi palmy, tyhry i Pjatnyci.
Na ciomu misci joho rozdumiw rejka wid paatky zaskrypia, wjichaa w trubku niky
stoa, i sti upaw posered kimnaty, rozkydawszy wse, szczo Pawysz ustyh tam rozkasty.
Kawdija z dejakym rozdratuwanniam dywyasia, jak jiji nowyj biog powzaje po pidozi, zbyrajuczy swoje dobro. Salli, wyzyrnuwszy z kambuza, wstaa, perepownena alistiu do Pawysza i wnutrisznim trepetom pered Kawdijeju:
Dawaj szczo pidkademo pid niku jaszczyka, a Sawko potim widrie wid derewa
jaku hiku i zroby niku.
Zwyczajno, sucho widpowia Kawdija, dywlaczy w iluminator, za jakym
temniw u tumani lis. Brakuwao tilky prywookty na stanciju miscewu mikroforu.
Odyn chopczyk, skazaw Pawysz, zapereczujuczy ne stilky sowa Kawdiji,
skilky jiji ton, prywolik dodomu krokodya, a toj widkusyw palczyk didusewi.
Mij czoowik wymowya Kawdija nespodiwano, prykusya hubu i zamowka.
Ne treba, Kawdije, poprosya Salli.
Czomu ne treba? Nechaj znaje.
Kawdija dywyasia Pawyszu w oczi.
Hospody, podumaw Pawysz, ja i ne znaw, szczo jiji czoowik zahynuw na jakij
achywij paneti.
Mij czoowik, powtorya Kawdija, z jakym ja rozuczyasia szis rokiw tomu,
edwe ne zanapastyw ekspedyciju u systemi Korrak, bo wypadkowo prywolik na stanciju
miscewu twarynku.
I pisla cioho, ja z nym, zwyczajno, rozuczyasia, podumky zakinczyw jiji frazu
***
Pawysz siw za sti. Kriso suchniano obijniao joho. Naczebto zruczno. Win podywywsia praworucz. Sko iluminatora zapitnio. Win proter joho. Ae ne wstyh rozhedity
lis, bo doszcz zi snihom wdaryw po sku, i siri stowbury derew zatremtiy, rozpyysia, powtoriujuczy kontury doszczowych potokiw.
Na wikna treba postawyty dwirnyky, powidomyw Pawysz Kawdiji. Bez
dwirnykiw pohano myuwatysia pejzaem.
Ja dawno pro ce dumaa, skazaa Kawdija, szcze na mynuomu poszuku. Ae
nam samym jich ne zrobyty.
Pawysz zitchnuw. Jomu poszczastyo zi sprawnioju naczalnyceju.
Snih piszow hustisze. Sniynky sumno driapaysia u wikno i derewa cikowyto zapnuo kaamuttiu.
Prognoz pohody ne peredaway? zapytaw Pawysz.
Jak tak? zdywuwaasia Kawdija. Ae spamjataasia. Ne kai durny.
Ja nawi ne znaju, szczo odiahnuty, koy pidu pohulaty.
Odiahnete skafandr bizachystu, ne maa baannia artuwaty Kawdija. I nikoy ne znimatymete joho za meamy stanciji.
Ote, prognoz pohody ne peredaway. Pawysz raptom upijmaw sebe na tomu,
szczo jomu wako zupynytysia. Jomu chotiosia czymo rozdratuwaty Kawdiju.
Salli pidsmijuwaasia. Raptom szczo zaszypio.
Ja pro mooko zabua, powidomya wona.
U nas z wamy, Pawysz, rizne switowidczuttia, skazaa Kawdija. Potreba
postijno artuwaty wede do kounady. Kounada do newyprawdanoho ryzyku. Ryzyk
tut due nebezpecznyj. Wid waszoho newdaoho artu moe zaeaty dola usijeji stanciji.
Szcze czerez kilka hodyn korabel Mahean znykne u cij dilanci kosmosu i zjawysia w inszij, widdaenij bahama parsekamy.
Pawysz suchaw, jak Salli zakinczuwaa zwjazok, pryjmaa ostanni instrukciji. Win
pidijszow bycze do wikna i podywywsia na nebo. Mona buo j ne dywytysia. Tam bua
sucilna kaamutnis i woohis.
Win znaw, szczo jichnia kapsua pryzemyasia naprykinci wesny, u piwnicznij piwkuli, w pomirnij zoni. Ote, mona rozrachowuwaty, szczo z konym dnem pohoda bude
pokraszczuwatysia. Ce misce buo wybrane za pokaznykamy, zibranymy ranisze awtomatamy. Tut buw optymalnyj klimat dla doslidnykiw: na piwnoczi poczynaysia hirki
chrebty, mertwi j pochmuri, za nymy hoa tundra, piwdennisze, za okeanom, pustela.
Pojas, obranyj dla roboty, buw najbilsz biogiczno aktywnym bilsza czastyna robit
bude prowodytysia bila kupoa.
Czerez iluminator Pawysz baczyw perechidnyj kruhyj tunel, jakyj wiw do menszoho
kupoa aboratoriji biskautiw. Takych dopominych kupoliw buo try. Odyn, z
biskautamy, naeaw Pawyszu. Druhyj, z geoogicznymy pryadamy, Kawdiji. Tretij
buw skadom i garaem, de mistywsia wsiudychid. Sama kapsua, czy panetarnyj kater,
jakyj dostawyw jich siudy, stojaw triszky dali. Win nahaduwaw dytiaczu dzyhu, tilky zamis hostroho kincia, na jakomu wona maa b krutytysia, kater stojaw na trioch nohach,
tonkych i zowni nenadijnych. Prote, wony buy maksymalno nadijni.
Jakszczo ja wam ne potribnyj, skazaw Pawysz, ja piszow na skad. Zajmusia
prystrojamy.
Jdi, skazaa Kawdija. A pisla obidu hotuwatymete biskautiw. Zawtra poczynajemo wykonuwaty programu.
Znaju, widpowiw Pawysz.
Pawysz perejszow u druhyj skadkyj widsik. Kontejnery z prystrojamy i zapasamy
buy skadeni idealno. Za rozwantaenniam slidkuwaa Kawdija, u jiji prysutnosti nawi
roboty tremtiy. Tut buo spekotno. Pawysz pidijszow do kondycinera i perewiw joho
podiku. Toj zaszamotiw weselisze. Pawyszu zdaosia, szczo win czuje, jak praciuju, wybirkowo widsijujuczy use szkidywe i czue dla prymiszczennia, najtonszi pelustoczky czysennych filtriw.
Poczynaasia najskadnisza dla Pawysza czastyna pidhotowczoji roboty. Treba buo
widszukaty u cych akuratnych dowhych jaszczykach same tych dwadcia try nomery, w
jakych zberihajusia biskauty, analizatory, prystroji ekspres-aboratorij, dignosty, polowa operacijna, prozektorka i szcze bahato czoho.
Pawysz neweseo trymaw u rukach tabyczku zi spyskom prystrojiw, rozumijuczy,
szczo, prynajmni, try z czotyrioch misiaciw win prowede u poszukach i skadanni swojich
reczej.
Ae bilsz za wse jomu chotiosia znajty kontejner zi swojimy mikrofilmamy. Pawysz
pobojuwawsia, szczo Kawdija, perewiriajuczy wanta, wyuczya jaszczyk, u jakomu win
wiz zapas detektywiw i fantastycznych romaniw. Win zbahnuw, szczo mikrofilmy ea u
szistnadciatomu kontejneri, jakyj zachowawsia pomi szostym ta trydcia czetwertym, najtiaczymy z kontejneriw. Ae ne czekaty, poky Salli zaaktywuje serwisnoho robota,
szczoby toj perenosyw wantai.
Namahajuczy ne szumity, Pawysz stiahnuw u wilnyj kut kontejnery, distawsia do
swoho jaszczyka, widkryw joho i najhirszi joho pidozry wyprawdaysia. Zwisno, wona
znajsza korobku z chudonioju makuaturoju i zamis neji zapchaa swoju korobku, bezcinnu dla nauky. I win znenawydiw Kawdiju. Rozczaruwannia, chocza j oczikuwane, buo
hyboke i bolucze: Pawysz zrozumiw, szczo bez detektywiw win i misiacia ne protiahne u
Bia bezoka morda znyka. ymonczyky zametuszyysia szcze bilsze napewno, zlakaysia, szczo jichnia domiwka pisza. Salli wykykaa Kawdiju.
Kawdija tilky hlanua na ymonczykiw i widrazu prynesa swoju kameru, we zibranu
i hotowu do roboty. Hirke narikannia na adresu Pawysza.
Czornyj batih wdaryw po sku, rozporowszy odnoho z ymonczykiw, i joho sik owtymy patiokamy poczaw spowzaty skom. Reszta ymonczykiw zawmery. Batih powz powilno, rozszyriujuczy, a poky ne peretworywsia na smuhu szyrynoju desia santymetriw.
Czerez kilka sekund sko opustio, tilky resztky owtoji plamy nahaduway pro tragediju,
jaka szczojno widbuasia.
My dosi ne uwimknuy zowniszni kamery, skazaa Kawdija. Nawi ne znajemo, szczo robysia za bortom.
Diakuju, szczo wy ne zabuy moji detektywy, skazaw Pawysz.
Bu aska, widpowia Kawdija, zhadujte inkoy pro swoju robotu.
Ja pamjataju. Ja nawi pamjataju atynu. I mou dawaty straszni nazwy wsim twariukam, jakych my pobaczymo za wiknom. Dla cioho berusia atynki sowa zi znaczenniam hydkyj, strasznyj, merzennyj i dodajesia imja perszowidkrywacza. U nas z
wamy szyroki moywosti.
Kawdija wyjsza.
Salli podywyasia uslid jij i skazaa:
Koy wyriszyte koho nazwaty mojim imjam, pidszukajte ne due hydke atynke
sowo.
Waszym imenem my nazywatymemo tilky meteykiw, poobiciaw Pawysz.
U ytowomu widsiku Kawdija tarachkotia posudom. Nakrywaa na sti.
A tut moe buty rozumne yttia? zapytaa Salli.
Nawriad. Testowi proby niczoho ne wyjawyy. Ta j zahalnyj biogicznyj riwe
rozwytku nykyj.
I wse ?
My ce zmoemo skazaty, koy budemo widlitaty zwidsy.
Ja due lublu nowi panety, skazaa Salli. Spoczatku powna temriawa. Niby
ty szczojno narodywsia. A potim poczynajesz wywatysia u cej swit. I staje switlisze.
Pawysz znowu pidijszow do iluminatora. Dribni komachy powzay po sku dowkoa
owtych patiokiw. Snih perestaw padaty. Lis buw poronij, naszoroszenyj.
Jaki my tut czui, podumaw Pawysz. Maeseki szmatoczky z protopazmy
u pastykowij oboonci. Czy zrozumijemo my cej swit? Czy spryjme win nas? Czy prosto
ne pomity naszoji prysutnosti?
Najbycza ludyna znachodysia za miljardy kiometriw zwidsy, skazaw
Pawysz.
Nu o, skazaa Salli. Naszczo whaduwaty moji dumky?
Ae miljard kiometriw ne tak we j bahato, skazaw Pawysz. Nasze isnuwannia zarejestrowano powsiudy, de tilky mona. U kosmofoti, na Zemli-14, u Daekij rozwidci, w CKD, nam jde sta i narachowujusia premilni tyni. Jakszczo z namy szczo trapysia, zdijmesia weyka bucza riatuwalni krejsery kynusia siudy zi wsich kinciw Gaaktyky
A jakszczo zapizniasia?
Dla toho, szczob ne zapiznyysia, skazaw Pawysz bahatoznaczno, my musymo dobre powodytysia i suchatysia titoku Kawdiju. I niczoho pohanoho ne stanesia.
Hoowne myty ruky pered jidoju.
Ja zdohadaasia, skazaa Salli. Wam samotnio, i wy we szkodujete, szczo
poetiy z namy.
U odnomu wypadku.
Pawysz prodowuwaw dywytysia na lis. Win chotiw pobaczyty u niomu chocza b najmenszyj ruch, yttia. I jomu zdaosia, szczo derewa poczay powoli, niby u jakomu tanci,
pochytuwaty hikamy, wyhynaty stowbury, suchajuczy zahalnoho, nacze narodenoho
widdaenym barabannym stukotom, rytmu.
Stancija poszuku pryczajiasia na uzlissi.
Pisla perszych dwoch dniw aktywnosti, metuszni, wstanowennia kupoa, rozwantaennia nastaa tysza.
Nichto ne wychodyw zi stanciji, i jiji tonki podwijni stiny zahuszay bu-jakyj zwuk,
szczo unaw wseredyni.
Neruchomis ne lakaje.
Lis poczaw zwykaty do toho, szczo porucz z nym ywe szczo czue.
Pawysz, chocz i buw due zakopotanyj usi ci perszi dni, z cikawistiu sposterihaw,
jak stancija pryasztowujesia do nowoho switu. Tym pacze, szczo buy we uwimkneni
kamery zownisznioho kontrolu, praciuwaw meteopunkt, a bury, wstanoweni pid geokupoom, poczay szwydko whryzatysia u zemlu poczaosia piznannia lisu i zemli, objektywne, ne powjazane z organamy widczuttiw, bo pryady nehajno koduway informaciju.
A zakodowani poniattia wedu do zakonomirnych uzahalne, bo usi panety skadajusia
z odnakowych eementiw, najczastisze w odnakowych spiwwidnoszenniach, a ywa pryroda pidlahaje spilnym zakonam henetyky i skadajesia z tych samych bikiw u wsich kinciach Gaaktyky. Riznycia ne w biogicznij osnowi, a u zownisznich osobywostiach.
Tomu Pawysz we czas widczuwaw newdowoennia wid superecznosti mi nakopyczenymy objektywnymy znanniamy i pownym czuttiewym newidanniam.
Win rozumiw, ce bezumstwo wyjty nazowni, hyboko wdychnuty ce ywe, ne sterylizowane powitria, rozimjaty w ruci ystok derewa czy zirwaty trawynku i poniuchaty jiji.
Win znaw, szczo za spokojem zownisznioho switu prychowani syy, woroi ludyni, i ne
tomu, szczo wony maju szczo proty ludyny, a tomu, szczo wony absolutno czui jij, ne
znaju jiji i sprobuju widsztowchnuty, jak tilky wona sprobuje pity z nymy na kontakt.
Na tretij de wranci Pawysz wyriszyw zapustyty perszyj biskaut. Usioho biskautiw
buo try wony may obsteyty atmosferu, rejestrujuczy chimicznyj ta biogicznyj skad
na riznij wysoti. Schoi skauty buy i u Kawdiji, ae jichnie zawdannia buo insze: zniaty
geoogicznu kartu panety. Riznycia bua w tomu, szczo, za potreby, Kawdija moha nakazaty skautu opustytysia na zemlu i nawi prowesty doslidennia gruntu. Skauty Pawysza tilky zbyray informaciju, jaku wony powidomlay pisla powernennia. Todi Pawysz perehladaw zmist powidome, fotografij, wyznaczaw toczky, kudy potribno wyruszyty samomu.
Pawysz projszow nykym owalnym korydorom u swoju aboratoriju.
Skauty czekay na nioho, eaczy na wysokych pidstawkach. Pawysz za programoju,
rozrobenoju dawno i dla wsich standartnych sytuacij, powynen buw na perszomu etapi
posyaty skauty romaszkoju. Koen wylit widpowidaw pelustci romaszky. Dowyna
pelustky pjatsot kiometriw, wysota polotu warijujesia. Elips perszoji pelustky
prochody na wysoti trydciaty kiometriw, usi reszta opuskajusia nycze. Takym czynom
doslidujesia swojeridnyj cylindr atmosfery zawwyszky u trydcia kiometriw, dimetrom
u tysiaczu.
Sama procedura zapusku bua neskadnoju. Zaprogramuwawszy skaut, Pawysz
uwimknuw zapusk i podalsze widbuwaosia bez joho uczasti.
Skaut pidmorhnuw jomu zeenym wohnykom hotownosti, pidstawka zruszyasia,
pidnimajuczy skaut do kupoa, u jakomu widkrywsia otwir, dostatnij dla wychodu w atmosferu. Pawysz, zaderszy hoowu, pobaczyw sire zachmarene nebo. Krapla doszczu
wpaa na szoom skafandra. Pawysz ster jiji rukawyczkoju.
Kacnuw zapusk. Skaut powilno pidniawsia nad pidstawkoju i wpewneno piszow
do otworu w dachowi. Win pidnimawsia, hrubo zumkoczuczy, jak towstyj uk, wylitajuczy
na poluwannia. Otwir na kupoli zaczynywsia.
Nu ot, podumaw uhoos Pawysz. Roboczyj de rozpoczawsia.
Win uwimknuw interkom i skazaw:
Kawdije, ja zapustyw perszyj skaut. Zaraz wyjdu nazowni.
Oberenisze, skazaa Kawdija, jiji hoos, trochy spotworenyj u nawusznykach,
zdawawsia diwoczym i maje askawym. Wy anbast ne zabuy?
Ni, angee mij, skazaw Pawysz. Do toho ja wziaw nedotorkanyj zapas jii,
spalnyj miszok i weyku payciu. Szcze informuju was, szczo widijdu wid kupoa riwno na
sto metriw.
Sawko, zayszi swoji arty, skazaa Kawdija. Ce wasz perszyj wychid.
Skaimo, druhyj. Ne zabute, szczo koy my siudy pryetiy, nam doweosia maje
hodynu pobuty na swiomu powitri.
Pid zachystom panetarnoho katera, jakyj nas siudy spustyw, poprawya joho
Kadija, i u kompaniji desiaty czeniw ekipau.
Diakuju, skazaw Pawysz. Ja budu oberenyj. Ne chwylujtesia. Do reczi, wse
riwno treba perewiryty anbast.
Win wytiah pistoet z kyszeni kombinezona. Anbast buw neweykyj, ae wakyj. Rukojatka zruczno laha w dooniu. Z cymy basteramy buway kazusy w ekspedycijach.
Meta zbroji immobilizuwaty bu-jakoho agresora, wid zmiji do sona, ae wybirkowis
jiji, zwyczajno, widnosna. Do toho , efekt czasto zaeaw wid metabolizmu chyaka. Toho,
szczo odnomu buo dostatnio, szczoby spokijno zasnuty na tyde, druhoho tilky zwaluwao w ehku drimotu, a tretioho moho j ubyty. Tomu zawdanniam Pawysza buo wyprobuwaty zbroju na miscewych twariukach, tomu baano prynesty zrazok u aboratoriju i
doslidyty diju anestezatora. Jakszczo, zwisno, ekzemplar ne wpyratymesia.
Luk perechidnyka adibno czawknuw, prytyskajuczy do ramy.
Pawysz trochy postojaw bila kupoa, ozyrajuczy i wyczikujuczy, jak miscewa fauna
zreaguje na joho prysutnis.
Fauna nijak na nioho ne reaguwaa.
Pawysz powoli piszow po ridekij trawi do kapsuy, pohadyw jiji mjakyj bik, szczo
nawysnuw nad nym. Potim podywywsia na iluminator geoogicznoji aboratoriji. Tak i je
Kawdija stoji bila iluminatora i dywysia, czy wmije jiji chopczyk perechodyty dorohu
na zeene swito.
Pawysz pomachaw Kawdiji, wona pidniaa ruku u widpowi, ae wid iluminatora ne
widijsza.
Ditej tobi treba, skazaw Pawysz, pjatioch jak minimum.
I widrazu zlakawsia, czy uwimknuw interkom. Ni, ne uwimknuw, wona ne czua. Bo
obrazyasia b.
Teper mona ne pospiszajuczy rozdywytysia dowkoa.
Krutyj kupo stanciji z rukawamy korydoriw i maekymy widsikamy aboratorij stojaw za dwisti metriw wid lisu. Na cej bik i wychodyw iluminator, bila jakoho stojaw sti
Pawysza.
Jakszczo obijty stanciju, szczo Pawysz i zrobyw, to opynyszsia na poohomu schyli,
jakyj wede do weykoho ozera. Schy buw zarosyj trawoju, a nycze z hooji zemli wylizay
Pered nymy, za kilka krokiw, z mochu wylizay neweyki piwkulky, schoi na szapky
hrybiw, szczo prorostaju iz zemli.
Pawysz chotiw wziaty odyn z hrybiw, ae Salli skazaa:
Zaczekajte, ja maju szczup.
Wona protiahnua do hryba tonkyj szczup, i raptom hryb wid dotyku metau znyk,
niby prowaywsia kri zemlu.
Cikawo, skazaa Salli i protiahnua szczup do druhoho hryba.
I w ciu my tonkyj kori, szczo widchodyw wid stowbura i eaw na zemli, podibnyj
za kolorom i tomu na wyhlad bezpecznyj, kynuwsia na szczup, rwonuw joho do sebe, obkrutyw joho, a oskilky Salli ne wypustya szczup, namahajuczy wtrymaty joho, to kori
zaedwe ne powayw jiji taka u nioho bua potuna sya.
Pawysz dijaw maje instynktywno. Win wychopyw anbast i wdaryw wohnem po koreniu. Toj widrazu wypriamywsia i zawmer.
Salli stojaa, prytysnuwszy szczup do hrudej, nacze bojaasia, szczo chto szcze zachocze joho widibraty.
Wybaczte, skazaa wona.
Nas tut ne lubla, widpowiw Pawysz.
U lisi stao pochmuro. Snihowa buria, szczo pryjsza z ozera, zakutaa lis metuszneju
mokrych sniynok.
Piszy dodomu, skazaa Salli.
Zhoden.
Czerez snih niczoho ne buo wydno j za try kroky. Napewno, pid czas boroby z korenem wony wtratyy napriamok, bo projszy metriw pjatdesiat lisom, a win ne zakinczuwawsia. ysze derewa stojay szcze szczilnisze, stowbury buy towszczi i biliszi.
Kawdije, skazaw todi Pawysz. Dajte nam napriamok.
Wam szcze brakuwao zabukaty, skazaa Kawdija.
Zazwuczaw zumer, jakyj zorijentuwaw jich na bazu.
Wony powertaysia powoli, obchodiaczy kupky mochu i yszajnyky. Odnoho razu,
szczoprawda, Pawysz nastupyw na pomaranczewyj syz, win prykejiwsia do czobota i poczaw powzty uwerch po nozi. Pawysz nahnuwsia, szczoby sterty yszajnyk, ae win odrazu
perepowz na rukawyczku.
Dobre, skazaw Pawysz, wwaatymemo, szczo my nesemo z soboju zrazok.
Szczo nesete? zapytaa Kawdija.
Due nezatysznyj lis, skazaw Pawysz. Ja ne choczu tut zabukaty.
Zaraz czaju wypjemo, skazaa Salli.
Czudowa ideja! pohodywsia Pawysz.
Czerez ostanni derewa wydniysia perekreseni ciwkamy doszczu i snihopadu kupoy
stanciji.
Ae wyjawyosia, szczo do nych ne tak prosto dijty.
Mi lisom ta stancijeju na nych czatuwaw chyak.
Take moho prysnytysia ysze w boschowych achittiach. Szis tonkych nih nesy
wake tio, wkryte zeenuwatoju, dowhoju, schooju na wodorosti, szerstiu, jaku po
chrebtu prykraszay wysoki pancyrni pastyny. Straszenna wyszczyrena twariuka powilno
widkrywaa i zakrywaa paszczeku, niby prymiriaasia, jak by whryztysia u zdobycz.
Pobaczywszy ludej, czudowyko wywerhnuo dywne mekannia, w jakomu Pawyszu
wczuasia zahroza i wykyk, i wziaosia rozchytuwatysia tak, szczo pastyny na chrebti wybyway jakyj bojowyj barabannyj bij.
Ne perestajuczy mekaty, twaryna kynuasia jim nazustricz.
Pawysz wstyh zatuyty soboju Salli i uwihnaw u czudowyko zariad anbasta. Zarewiwszy wysokym pronyzywym hoosom, twaryna zakrutyasia na misci, nacze wtratya
zdobycz z pola zoru, maeki czerwoni oczyci zapaay luttiu.
Pawysz wystriyw znowu i znowu bez rezultatu: win tilky nahadaw twariuci, de
wony stoja.
I newidomo, jak by zawerszywsia cej pojedynok, jakby ne Kawdija.
Z werszyny hoownoho kupoa wdaryw zeenyj promi. Win wciyw u czudyko, i
wono powayosia na zemlu.
Nu j sprawy, skazaw Pawysz, namahajuczysia posmichnutysia.
Win obernuwsia do Salli.
Ta mowczaa. Wona namahaasia zwilnytysia z obijmiw derewa. Napewno, widstupajuczy wid twariuky, wona prytuyasia spynoju do stowbura i win upijmaw jiji, nacze chotiw
prokowtnuty, wyssaty z neji wsi yttiewi soky.
Zayszky zariadu anbasta Pawysz wypustyw u derewo. Na nioho ce podijao.
Stowbur ziszczuywsia, poczorniw. Salli zrobya try kroky i wpaa na ruky Pawysza.
Czomu ty mowczaa? zapytaw win.
Ne chotia lakaty Kawdiju, tycho widpowia Salli.
Pidtrymujuczy inku, Pawysz pidijszow do trymetrowoho czudowyka, jake neruchomo roztiahnuosia na zemli.
Usi choczu namy poweczeriaty.
Win wziaw u Salli szczup i obereno prywidkryw nym paszczeku twariuky. Zamis
zubiw w czornij jami paszczeky tiahysia owti tupi pastynky.
Kawdija wybiha z kupoa. Zupynyasia.
Wysnowok perszyj, skazaa wona. Anbast proty weykych chyakiw ne dije,
abo dije ne dosy efektywno.
Ce zowsim ne chyak, skazaw Pawysz. Takymy pastynamy kraszcze peretyraty jiu, ani rwaty. Chocza, koy b wono nas peretero, nam by buo we ne do rozdumiw. Diakujemo, Kawdije.
Ja we czas steya za wamy, skazaa Kawdija.
U mene kolina tremtia, ozwaasia Salli.
Ja zadowoena, szczo tak staosia, prodowuwaa Kawdija. Ce predmetnyj
urok.
Ne zrozumiw, skazaw Pawysz.
Predmetnyj urok oberenosti. Wy wyriszyy rozhuluwaty po cij paneti, jak po Zemli. Teper wy cioho ne robytymete.
Napewno, wy majete raciju, zitchnuw Pawysz. Dopomoete perenesty tuszu
w aboratoriju?
Ja zadijaa serworobota, skazaa Kawdija.
Nacze poczuwszy jiji sowa, z luka wyliz serworobot i powoli posunuw do tuszi czudowyka.
Szczo u was na nozi? zapytaa Kawdija.
Pomaranczewyj yszajnyk wkryw tonkym sykym szarom sztanynu skafandra maje
do kolina. Persz ni projty dezinfekciju, Pawysz ziskrib yszajnyk u probirku.
Padaw doszcz zi snihom, niby zyma wyriszya powernutysia, tomu zibraysia u Staroho, u kasnij kimnati. edwe pomistyysia usi. Ditachy sydiy na pidozi, jich chotiy
wyhnaty, ae nichto ne piszow, nawi najmenszi. Oehowi zdawaosia, szczo wsi dorosli
maju tilky odnu metu wysmijaty Sergijiwa jak brechuna i fantazera. A na Oeha prosto
ne zwaay. Oeh ne rozumiw, szczo wse ce mistyczne pobojuwannia, bo usim tak chotiosia, szczoby Sergijiw pobaczyw same skaut. Tomu argumenty proty cioho buy najrizkiszi. Nawi durni, na dumku Oeha.
Naprykad, maty czomu skazaa, szczo ce buw awtomatycznyj suputnyk, zayszenyj
szcze poperednimy doslidnykamy.
W atmosferi? widpowidaw Sergijiw. U dostatnio hustych szarach? Ta pisla
perszoho koa suputnyk prosto zhory!
A wysota? Ty wpewnenyj u wysoti? zapytaw Wajtkus. Win rozczerwoniwsia,
staw temniszyj za swoju rudu borodu.
Oee, powtory.
Oeh powtoryw, napewno, ue wpjate, szczo ce buw temnyj predmet, ruchawsia win
szwydko i zayszaw za soboju puchnastyj slid.
Wysota do desiaty kiometriw, skazaw Sergijiw.
U kimnati buo zaduszno, ae dweri ne widczyniay, bo slipa Chrystyna zastudyasia
i kaszlaa.
Moywo, skazaa titka ujiza, szczo tut je due szwydki ptachy. Kazkowo
szwydki ptachy.
Zi szwydkistiu tysiaczu kiometriw na hodynu? terpeywo zapytaw Sergijiw.
Oeh dywuwawsia joho terpinniu. Jomu dawno chotiosia zakryczaty: nijakyj ce ne
ptach, ne suputnyk, tut, de zowsim porucz, je ludy, a my czomu sydymo i wytraczajemo
czas nadaremni rozmowy!
Dla panetarnoho katera, ty dumajesz, win zamayj? zapytaw Wajtkus.
Nu typowyj skaut, rozumijesz, typowyj skaut, widpowiw Sergijiw, Ja jich w
ytti nabaczywsia sotni. I sam zapuskaw.
Ote, wony nas sfotografuway? zapytaa Marjana.
Ne dumaju, skazaw Staryj. Kartu panety zrobyy u poperednij ekspedyciji,
koy siudy prylitaw Test. Ce abo biskaut, abo geoogicznyj
Nu, chocza b ty wirysz skazaw Sergijiw.
Meni by chotiosia wiryty, widpowiw Staryj.
Ote, wony mou nas i ne pomityty? zapytaa Marjana.
Mou i ne pomityty, pohodywsia Sergijiw. A mou i pomityty.
Tilky ne treba cioho optymizmu, skazaa Chrystyna. Nichto nas ne pomity.
Dla toho, szczob pomityty, nas treba szukaty. Wy szczo, ne ujawlajete sobi, jakoju mizernoju ciatkoju my zdajemosia na obyczczi cijeji panety? Nikczemnoju, pryczomu metau
w naszomu seyszczi tak mao, szczo pry bu-jakomu analizi win wydawatymesia porodenniam lisu i prodowenniam joho. Nichto nas ne znajde.
A raptom wypadkowo?
Skauty beru proby bisfery, powitria, gruntu, wony ne skadaju karty, skazaw
Staryj. Chrystyna maje raciju, szansy znajty nas mizerni. Ne warto zabuwaty, szczo my
postijno pid chmaramy.
Ae wony mou pobaczyty korabel, skazaw Oeh. Nad nym czasto buwaje
czyste nebo.
Szans trochy bilszyj, pohodywsia Sergijiw. Ae te neweykyj.
Wse, podumaw Oeh, wony poczynaju pohoduwatysia. Wony day sebe wmowyty.
Niby zrobyy posuhu. Jomu raptom zachotiosia hoosno skazaty, szczob wsi poczuy
jakby ne joho kula, wony b nikoy ne pobaczyy skauta; moywo, cia ekspedycija, jaka
zapuskaje skauty, sydy tut we piwroku i nezabarom zbyrajesia powertatysia na Zemlu. I
win tak realno ujawyw sobi korabel, schoyj na Polus, ae inszyj, i jak tam chodia ludy,
czysti ta odiahnuti u krasywi mundyry czy skafandry, i jak wony zakrywaju kontejnery zi
zrazkamy doslide: o i wse, niczoho cikawoho na cij paneti nemaje, okrim krykywych
kiz ta szakaliw.
U kimnati buo due tycho.
I nespodiwano prounaw tychyj hoos Kazyka. Win sydiw na pidozi, razom z dimy,
a Fumiko eaa ywotom u nioho na kolinach.
A moe, wony we widlitaju?
Chto widlitaje? zapytaa wysokym hoosom Chrystyna. Czomu ty wyriszyw?
Wony nikudy ne widlitaju.
Poryw witru burnuw na dach snihom, i dach tremtiw.
Swito, szczo prozyrao czerez wikoncia, zatiahnuti michuramy mustangiw, buo take
miane, szczo obyczczia ludej rozpywaysia u napiwtemriawi, i buo nezrozumio, szczo
na nych napysano. Odnakowi siri plamy.
Potribno do nych pity, skazaw Dik. Jakszczo my budemo tut sydity, niczoho
porucz. Zresztoju, Oehu i ne potribna bua jiji dopomoha. Chrystyna eheka, maje, jak
pirjaczko. Na rukach mona donesty.
Ja mriju, howorya Chrystyna, ja perebuwaju, nacze u soodkomu achitti.
Newe ja nareszti pobaczu sprawnich ludej? Ja hadaju, szczo moji oczi wony wylikuju
widrazu. Nawi tut, na bazi. Ade ce prosta operacija, prawda?
Zwyczajno, was wylikuju, pohodywsia Oeh. Win we czas widczuwaw pohlad
Liz.
Ja bez tebe skuczaju, skazaa Liz. Ty zowsim do nas ne zachodysz.
A komu my potribni, zaspiwaa swoju sumnu pisniu Chrystyna. Nawi koy
wony mene wylikuju, meni we nichto ne powerne moodosti. Nikoy. I nawiszczo znowu
widkrywaty oczi jaka weyka radis pobaczyty w dzerkali potworu i rujinu.
Ae Oeh ne wiryw, szczo wona otak dumaje nasprawdi. Wona, napewno, dumaje,
szczo jij powernu i moodis. Ade, moywo, za dwadcia rokiw u Gaaktyci we stilky
wsioho zminyosia, szczo ludy perestay pomyraty. Jakszczo u ludej bahato prostoru,
szczoby yty ade skilky wilnych panet, to wsim wystaczy miscia. Pryroda, a ce win
wczyw szcze na urokach u Staroho, rozrachuwaa yttia ludyny jak zachyst wid zahybeli
wydu. U konomu biogicznomu wydi dije odyn-jedynyj zakon yttia prodowujesia
doty, doky ywa istota wstyhne narodyty spadkojemcia i dopomohty jomu wyyty. Ryby,
jaki metaju ikru, mou zahynuty odrazu , bo ikrynok due bahato. Ue ssawciam waywo wyhoduwaty ditej i, moywo, nawi kilka prypodiw wyhoduwaty, szczob zbilszyty
wyd. I ludy koy yy rokiw po dwadcia, trydcia. A potim wony poczay obmaniuwaty
pryrodu, i stay cywilizowanymy. Potim wony nawczyysia wylikowuwaty bahato chworob
i teper ywu do sta rokiw. Wydowi ne potribno, szczob ludyna ya do sta rokiw, a wona
ywe. Ote, u ciomu te je jakyj zmist? Staryj, koy Oeh poczaw odnoho razu rozwywaty
jomu swoju ideju, skazaw, szczo Oeh stychijnyj determinist. Oeh ne spereczawsia.
Win ue twerdo wyriszyw, szczo prawyj. Prawyj w tomu, szczo ludyna ywe sto rokiw ne
wypadkowo tak potribno Pryrodi. Wona chocze zaseyty ludynoju Gaaktyku, usi ti panety, de nemaje wasnoho rozumnoho yttia. A dla cioho potribno bahato miljardiw ludej.
I stari ludy potribni, bo wony maju doswid i mudris. I wony potribni na nowych panetach
nawi bilsze, ani na Zemli. Bez Staroho i Tomasa seyszcze dawno by wymero abo stao
dykym. Moywo, ludy wynajdu wicznu moodis. I bezsmertia. Ae ce bude oznaczaty,
szczo na nych czekaje szcze odyn strybok w inszi gaaktyky.
Ty prychody do mene, powtoriuwaa Liz, i Oeh zrozumiw, szczo wona howory
ce postijno, odnomanitno i terplacze. Ja czekatymu. Koy wsi zasnu, ty prychody do
mene. Chrystyna mowczatyme.
Ja ne mowczatymu, skazaa Chrystyna, wy meni budete zawaaty. Wy szcze
dity, wam rano pro ce dumaty.
A my ni pro szczo i ne dumajemo, widpowiw Oeh.
Wony pidijszy do chyky. Oeh zayszyw Chrystynu i skazaw:
Liz, ty zawedy jiji, a meni czas jty.
Ja czekatymu, powtorya Liz. Ja zawdy tebe czekatymu.
Dobranicz, skazaw Oeh.
Win ne osobywo dosuchowuwawsia do jiji sliw, i joho dywuwao, szczo Liz moe
same zaraz tak howoryty pro nioho. Win ne rozumiw, szczo Liz buo due straszno, szczo
win zaraz znowu pide czy poety i znowu potribno bude czekaty joho i ne znaty, powernesia win, czy ni. A wona niczoho ne moha zrobyty z soboju, wona postijno dumaa pro
Oeha i nawi noczamy wychodya z chyky, jsza do joho budynoczka i stojaa za tonkoju
stinkoju, szczob posuchaty, jak win rozmowlaje zi Starym czy z mamoju. A potim wona
suchaa, jak win spy, i boroasia zi swojim pakym baanniam zajty tycho-tycho w joho
dim, lahty porucz, obniaty joho, tepoho i suchnianoho.
A Oeh powernuwsia do Sergijiwa, de we buy Staryj i Wajtkus. Taka sobi narada
seyszcza. Oeha wony ne kykay, ae ne wyenu. U seyszczi tak poweosia, szczo koen sam wyriszuwaw, czy prychodyty jomu na naradu, czy ni. I zaraz Dik piszow spaty,
chocza rozmowa stosuwaasia i joho, Marjana i Linda buy w budynku, wony tam yy, zrozumio, jim nikudy jty. A szcze buw Kazyk, tilky win ne uwijszow, a stojaw na wuyci,
tremtiw bila stinky i suchaw. Oeh skazaw jomu:
Ty zacho, czoho we tam.
Ae Kazyk tilky widmachnuwsia. Win kraszcze znaw, szczo mona, a czoho ne warto
robyty.
Ja posydu? skazaw Oeh newpewneno, koy zajszow u kimnatu.
Nichto ne widpowiw, ae nichto i ne zapereczyw. Sergijiw nacze pidsumuwaw te, pro
szczo howoryw ranisze. Win skazaw:
Tomu ja zayszajusia pry swojij dumci. Poriadok prirytetu powynen zayszatysia
nezminnym.
Usi mowczay.
Jakyj poriadok prirytetu? podumaw Oeh. Treba czekaty. Zaraz chto widpowis, i stane zrozumio.
Sergijiw maje raciju, skazaw Staryj. Win pidsunuw jedynoju rukoju hornia z
czajem. Widpyw.
Marjana postawya czaj pered Oehom.
Wikowiczna probema, prodowuwaw Staryj. urawla i synyci. My ne moemo skazaty napewno, czy je na paneti ekspedycija, czy Sergijiw z Oehom stay ertwamy optycznoho obmanu.
Ni, zapereczyw Oeh.
Ne perebywaj. My ne znajemo, czy spuskawsia toj skaut u tomu napriamku nycze
dla toho, szczob uziaty proby. My ne znajemo, czy zbyrajesia widlitaty ekspedycija, ade
ne wykluczeno, szczo ce prosto awtomatyczna stancija. My niczoho ne znajemo. Ote, u
nas urawel w nebi. Zwyczajno, spokusywo zustrity tut ludej. Ce jak swita mrija. Ae ja
bojusia, szczo aryfmetyka proty nas. Zate u nas je synycia w rukach Polus. Win dosianyj. Oeh, spodiwajusia, nedaremno perezymuwaw. Ja perewiriaw joho, i ty, Sergijiw,
tako. Znannia joho, zwyczajno, nedostatni, prote solidni. I je nadija, szczo razom z nym
wy zmoete szczo zrobyty z peredawaczem. O i wse.
Staryj wziawsia pyty czaj, i Oeh ne zrozumiw, do czoho win wiw. Ne potribno etity
na poszuk ekspedyciji?
Ae ce ne optycznyj obman! wyhuknuw Oeh. Ja wpewnenyj.
Je j druha zadacza, skazaw Wajtkus. Pro kozu, kapustu i wowka.
Oeh jiji znaw. Ae win znowu ne zbahnuw, z prywodu czoho ce skazaw Wajtkus.
Reszta zrozumiy. Sergijiw posmichnuwsia i hlanuw na Oeha.
Pojasni, skazaw Oeh. Bo wy howoryte zahadkamy.
Ce ne zahadka, a zadacza, skazaw Sergijiw.
Marjana pidsia do Oeha, i win baczyw jiji czitkyj profil. Due harnyj. Oeh ne dywywsia na nioho, szczob ne propustyty sliw Sergijiwa.
Potribno etity do ekspedyciji, prawylno?
Zwyczajno, potribno. I na powitrianij kuli, skazaw Oeh.
Poky szczo my wsi zhodni. Dali komu etity?
Ja poeczu. Mou z Dikom, mou z Marjanoju, skazaw Oeh. U nas doswid.
Czomu?
Ty znajesz, tomu szczo ja lublu tebe.
Zaskrypiy dweri, niby porucz.
Ce bako, skazaa Marjana. Piszy spaty. I jakszczo ty sprawdi lubysz mene,
jak kaesz, ty wse zrozumijesz.
Temna figura Sergijiwa nabyaasia, temnia czerez ridkyj sniok.
Marjana potiahnua Oeha za ruku do budynoczkiw. I win piszow.
U hoowi bua taka kasza, szczo Oeh sam ne znaw, szczo win dumaje.
Ja we poczaw chwyluwatysia, skazaw Sergijiw.
Tatu, my rozmowlay, promowya Marjana.
Ot i dobre, skazaw Sergijiw i pokaw waku ruku na pecze Oehowi. Ja b te
na twojemu misci serdywsia. Ja rozumiju. Ae ty te nas zrozumij, Oee. Nam due wako.
My ywemo wsi ci roky porucz zi smertiu. Ty nadto moodyj, szczob widczuwaty ce tak,
jak widczuwajemo my. Ty dumajesz, szczo meni ne straszno widpuskaty doczku? I mynuoho roku buo ne straszno? Ty, bu aska, podumaj.
***
Nastupnoho dnia poczaasia pidhotowka kuli do daekoji mandriwky. Oeh tryczi
pidnimawsia na kuli z Dikom i Marjanoju, a odyn raz z nym pidniawsia i Kazyk. Kazyka
nichto ne chotiw widpuskaty, a potim wsi prymyryysia z tym, szczo Kazyka ne zupynyty.
Win odnakowo poety. A Dik z Marjanoju ne zapereczuway. Kazyk ne buw tiaharem.
Wony pidnimaysia udwoch z Dikom, i Oeh pokazuwaw jomu, jak zmenszuwaty woho w
palnyku, jak kraszcze widpuskaty baast. Dik buw mowczaznyj i suchnianyj, w powitri win
wtraczaw swoju wpewnenis. Wony maje ne rozmowlay.
Potim wony pidniaysia nad chmaramy. Cioho razu pidnimatysia doweosia znaczno
dowsze, zdawaosia, szczo chmary nikoy ne zakinczasia. Na kuli we poczaa wybyskuwaty kryha. Oeh we chotiw powernutysia nazad, ae potim wyriszyw szcze poterpity, bo
buo domoweno, szczo pry konomu pidjomi win namahatymesia pidniaty kulu ponad
chmaramy, jak perszoho dnia, z nadijeju znowu pobaczyty skaut.
Ae na perszych dwoch pidjomach skauta ne pobaczyy.
Oeh dywywsia na Dika. Win wse yttia zwyk suchatysia Dika u lisi, w seyszczi. Bo
Dik buw sylniszyj i sprytniszyj. Szczoprawda, buw wypadok na korabli, koy Oeh wyjawywsia sylniszym za Dika. Ae ce buo dawno i zabuosia. Ae teper, baczaczy, jak sudomno
wczepyysia palci Dika w bort koszyka, Oeh znowu widczuw perewahu. I peredumaw opuskaty kulu. Ot jakby Dik poprosyw opustyty kulu, Oeh by pohodywsia z nym. Ae Dik
mowczaw, i kistoczky palciw u nioho buy zowsim bili. Czy to wid choodu, czy wid napruennia.
A chmary nijak ne zakinczuwaysia. Dowkoa bua sira ima. Witru ne buo, i ne
moho buty, bo kula ruchaasia za witrom, ae chood dijmaw straszenno.
Treba opuskatysia, howoryw do sebe Oeh, ne widwodiaczy pohladu wid biych palciw Dika. Nas moe widnesty daeko.
Dik pidniaw hoowu, nacze spodiwawsia pobaczyty, szczo chmary zakinczujusia. I
raptom zapytaw:
A moe my ne pidnimajemosia?
Ni, pidnimajemosia, skazaw Oeh, chocza ne buw ue w ciomu wpewnenyj i pro
wsiak wypadok wykynuw za bort ostannij miszok z piskom.
Kula smyknuasia.
Dik znowu zamowk.
I todi Oeh prostiahnuw ruku do palnyka, szczob zmenszyty poumja. I w ciu my
zbahnuw, szczo chmary zakinczujusia i proswiczuje nebo.
Nahori, pid nebom, wony zayszaysia nedowho, bo due zamerzy. Ae Oeh buw
maje szczasywyj. Skadno pojasnyty, czomu. Napewno, wid toho, szczo wony taky dosiahy neba.
Choroszu kulu ty zrobyw, wyznaw Dik.
Oeh buw wdiacznyj Dikowi za ci sowa. Jakby ne buo cych sliw, win ne skazaw by:
Suchaj, Diku, ja choczu tobi skazaty odnu waywu ricz.
Meni?
Ty tilky ne smijsia. Ja lublu Marjanu.
Marjanku? Lubysz? Dik ne widrazu zrozumiw, szczo oznaczaju ci sowa. Jak
ce?
Po-sprawniomu. Jak w romani. Ja choczu odruytysia z neju.
Dik pyrchnuw. Win ne znaw, szczo skazaty.
Ja tebe due proszu. Ty poturbujsia pro neji, dobre? Wona wse-taky diwczyna, nu,
rozumijesz?
Dure, widpowiw Dik. Szczo zminysia? Chiba jiji na rukach nosytymu? W
lisi wsi odnakowi.
Ja rozumiju. Ae odnakowo proszu.
Nechaj wona zayszajesia. My z Kazykom udwoch poetymo.
Jiji ne perekonaty. Wona poety, skazaw Oeh.
Dik niczoho ne widpowiw. Win nacze buw nezadowoenyj sowamy Oeha.
Napewno, siohodni skauta ne bude, skazaw Oeh. Opuskajemosia, bo my tut
zamerznemo.
Win zmenszyw poumja, i kula znowu zanuryasia u chmary.
Dik mowczaw.
Tak wony j opustyysia bez odnoho sowa. Tilky koy chmary zakinczyysia, Oeh
skazaw:
Ty nikomu ne kay.
A komu cikawo? zdywuwawsia Dik, dumajuczy pro szczo swoje.
Pid nymy buw obridnyj lis. Jich widneso dosy daeko, na szczastia, na piwnicz, de
buy szyroki pustyri. Tam wony i pryzemyysia. Koy, wicznis tomu, wony jszy tut z Tomasom do korabla.
Zdijniawsia witer, kulu potiaho po zemli, i wony due wtomyysia, persz ni jim wdaosia pryborkaty jiji.
Bojusia, szczo wona na odyn raz, skazaw Dik, koy wony siy na zemlu, widmachujuczy wid moszkary, wtomeni, jak czorty. Porucz kupoju byskuczoji tkanyny eaa
kula. Znowu pidniatysia z lisu wako.
Kraszcze b wy powernuysia nazad na nij, skazaw Oeh. Ja tomu j prosyw,
szczob meni dozwoyy etity razom z wamy. Ja kraszcze wmiju neju keruwaty.
Sprawa prosta, jak na mene, widpowiw Dik. Ty te nedawno nawczywsia.
Poczuysia kryky iz seyszcza bihy ditachy na czoli z Kazykom. Wony baczyy,
jak kulu widneso na pustyr.
***
Jak ne pospiszay, mynuo szcze desia dniw, persz ni kula pidniaasia u nebo i poetia na piwdennyj schid. Ostanni czotyry dni czekay witru.
Aeronawty, jak nazwaw jich Staryj, buy odiahnuti due tepo wsi tepli reczi prynesy jim, bo nahori choodno.
Cymy dniamy Oeh due wtomluwawsia szczodnia potribno buo hotuwaty kulu,
pidnimatysia na nij u powitria, potim obsteuwaty, nu i wczyty raditechniku, jak nakazuwaw Sergijiw. I win wczyw. Moywo, Sergijiw nawmysno zmuszuwaw Oeha wczytysia,
aby win zrozumiw waywis swojeji sprawy i mensze dumaw pro te, szczo jomu ne dozwoyy etity. Marjana te bua zakopotana. Z jieju buo sutuno, oskilky lito tilky poczaosia, szcze ne powsiudy zijszow snih, hrybiw maje ne buo, a toriszni zapasy zakinczyysia.
U seyszczi nedojiday. Tryczi Marjana z Kazykom i Fumiko chodyy w lis, na widomi jij
miscia, szukay kooniji moodych hrybiw, jaki szcze chowaysia u zemli, i widszukaty jich
mona buo tilky za zapachom czy pyszczanniam moszkary.
U seyszczi bua metusznia, wsi kudy pospiszay, dla wsich znachodyasia robota, i
zdawaosia, nacze widlitaju ne tilky ti troje, a wsi zbyraju reczi i hotujusia do widjizdu.
Napewno, podibnyj nastrij buw u wsich. Nawi koza ce widczuwaa, koy triuchykaa za
lumy. Cap bilsze ne zjawlawsia, i koza daremno chodya do czastokou, kykaa joho.
Wona ne znaa, ta j ne diznajesia nikoy, szczo dobroho capa wbyw Pawysz, ae ce staosia
daeko zwidsy, i do toho , nichto w seyszczi ne znaw Pawysza.
Oeh z Marjanoju, zwyczajno, baczyysia i rozmowlay, ae jako tak wychodyo,
szczo ne wypadao usamitnytysia, zawdy na oczach, Oeh nawi ne zmih odnoho razu
pity z Marjanoju do lisu. Tilky w ostannij weczir pered polotom Oeh znajszow diwczynu
bila saraju, de wona perebyraa zerna, szczoby wziaty z soboju ti, szczo ne pidhnyy. Win
zdywuwawsia, szczo wona odna. Wony toho dnia pidnimaysia na kuli, ae tretim buw Dik,
i wony ne mohy pohoworyty. Marjana ne znaa, szczo Oeh skazaw Dikowi pro swoje kochannia, i teper szkoduje pro ce i nawi ne rozumije, jak mih prochopytysia.
Ty ne wtomyasia? zapytaw Oeh.
Ni, widpowia Marjana. Tobi wacze dowodysia.
Niczoho, skazaw Oeh. A ty jak do mene stawyszsia?
Tak samo, pryznaasia Marjana. Zowsim tak samo.
Win pidijszow do Marjany bycze. Wona sydia nawszpykach i ne pidniaasia, koy
win pidijszow, ae perestaa perebyraty zerna, zawmera. Oeh prostiahnuw ruku do jiji hoowy, Marjana widkynua hoowu i uwano dywyasia na nioho. I ruka torknuasia jiji
szczoky. Szczoka bua hariacza. Ce widczuttia buo take, jak udar use zawmero, stiahosia u gudz pid rebramy.
I widrazu Marjana eheko i nepomitno widchyyasia. Wyjawyosia, szczo w saraj
zajsza towsta ujiza, tiahnuczy koszyk suszenych hrybiw, zayszky osinnioho wroaju.
Jich te potribno buo perebraty.
***
Wranci witer duw z piwnoczi. Doszczu ne buo. Oeh poczaw naduwaty kulu. Kazyk
buw u koszyku, win zwjazuwaw miszky z piskom, szczob wony ne zawaay utrioch u
koszyku buo zatisno. Kazyk ne widchodyw wid kuli, win bojawsia, szczo joho mou zabuty. Potim pryjszow Dik, prywolik miszok z prypasamy, perewiryw swij arbaet, sprobu-
waw zapalnyczku. Sergijiw widdaw jomu swoju zapalnyczku u seyszczi ce bua najkraszcza, wona dawaa iskru zawdy, nawi u najhirszu pohodu.
Posuchaj, zapytaw Oeh Sergijiwa. Moe, wse poeczu ja?
Sergijiw ne widpowiw. Ta Oeh i ne czekaw widpowidi.
Staryj pidhaniaw aeronawtiw, bo witer mih zminytysia. Do toho , koy pospiszajesz,
zayszajesia mensze czasu na chwyluwannia.
U poude na halawyni zibraosia use seyszcze. Tilky Liz z Chrystynoju ne pryjszy.
Chrystyna znowu chworia, a Liz lubya sydity wdoma.
Oeh stojaw bila koszyka.
Marjana dywyasia na Oeha, ae wona bua daeko, z protyenoho boku koszyka.
Oeh obijszow koszyk dowkoa, perewiriajuczy, czy wse harazd. Wony stojay z Marjanoju,
rozdieni petenoju stinkoju. Ae ne torkaysia odyn odnoho. Nawkoo buo zanadto bahato ludej.
Szwydsze powertajtesia, skazaw Oeh. Jakszczo czerez tyde wy ne powernete, ja pidu was szukaty.
Ni, skazaa Marjana. Ty czekaj, ae nikudy ne chody. My powernemosia.
Moywo, ne due szwydko.
Uwaha! zakryczaw Staryj. De Oeh? Czas widlitaty.
Oeh ne chotiw czuty cych sliw, ae Marjana skazaa:
Jdy.
I win pobih do kanata win widpowidaw za kanat.
Reszta poczay widwjazuwaty motuzky, jaki trymay kulu.
Kula wyrywaasia dohory. Wona bua tuho naduta, bundiuczna i due powana. Nacze rozumia, czoho wid neji czekaju.
Potim kula poczaa pidnimatysia, dosy rizko. Wajtkus dopomahaw Oehowi potycheku widpuskaty kanat. Marjana perejsza na toj bik koszyka, zwidky jich buo wydno,
dywyasia na baka i machaa jomu rukoju.
Kanat natiahnuwsia, jakir wyliz iz zemli, i Oeh edwe wstyh prysisty, tomu szczo jakir
edwe joho ne zaczepyw.
Tiahny! kryknuw win. Tiahny kanat!
Jakir piszow nahoru.
Kula poczaa zmenszuwatysia.
Skruty woho! kryczaw Oeh.
Kula, pidchopena witrom, szwydko etia do lisu, wona szcze nikoy ne litaa tak
szwydko, ae nad lisom witer, napewno, staw sabszym, i kula zawysa, nawi poczaa opuskatysia. Oeh baczyw, jak pochytujusia czorni hoowy nad koszykom. Dik pidsyyw poumja. Kula poetia dali i czerez chwyynu znyka nad lisom, u tij sirij mriaci, jaka widdilaa werchiwky derew wid chmar.
O i wse, skazaw Sergijiw Oehowi. Zayszyysia my z toboju syrotamy.
***
Pawysz prokynuwsia, koy szcze buo zowsim temno. Win ne widrazu wtoropaw, de
win, a zrozumiwszy i zasmutywszy czerez ce, sprobuwaw zbahnuty, czomu win prokynuwsia. Potim poczuw pacz Kawdiji. Wona inkoy pakaa czy rozmowlaa uwi sni, nawi
kryczaa. Ae potim wranci niczoho ne pamjataa.
Jakby Pawysz szczo wyriszuwaw, win by szcze mynuoho tynia perejszow yty do
sebe w aboratoriju. I nawi namahawsia zahoworyty pro ce, chocza rozumiw, szczo Kawdija bude nezadowoena, ae Kawdija choodno, nacze zdohaduwaasia pro namiry Pawysza, pidhotuwaa widpowi, pojasnya, szczo aboratorija nedostatnio sterylizowana.
Wona bukwalno kyszy bakterijamy i wirusamy, jaki Pawysz zanosy zzowni. Ot jakby
Pawysz zajniawsia remontom perechidnoho widsiku z aboratoriji u tunel, ce buo by
kraszcze i korysnisze dla stanciji.
Wona ani sowom ne prochopyasia, szczo prochannia pro widseennia jako obrazyo jiji. Wona nawi ne zapytaa, czomu win chocze yty w aboratoriji.
Zwyczajno, ne niczni achy Kawdiji buy pryczynoju takoho baannia Pawysza.
Wirnisze, buy maekoju skadowoju czastynoju cioho baannia. Jakby paneta wyjawyasia mensz zowisnoju i nehostynnoju, jakby mona buo spokijno chodyty po nij, wtomluwatysia wid prohulanok, ywytysia nowymy wraenniamy, win by ne widczuwaw zamknutosti j tisnoty ytowoho widsiku. Szcze nedawno Pawysz mrijaw wyrwatysia z korabla, jakyj obryd za misiaci polotu, i potrapyty pid nebo nowoho switu. Teper korabel zdawawsia prostorym, spokijnym i zatysznym. Tam mona zanurytysia u basejn, posydity z
pryjemnym spiwrozmownykom w oranereji, pomuzyczyty w kajut-kompaniji.
Tut paneta ne tilky ne pidpuskaa do sebe, wona prostiahaa zlisni palci i wseredynu
stanciji. O ta, pomaranczewa plisniawa, jaka pryczepyasia do sztaniw skafandra, woda
z dusza jiji ne wziaa. Pawysz widszkriabuwaw jiji, kynuwszy u bij dosiahnennia chimiji.
Plisniawa ne tilky uspiszno trymaa oboronu, ae j, koy Pawysz prymudrywsia dotorknutysia do neji wkaziwnym palcem, obpeka. Teper obpeczenyj pae buw zaytyj pastyrem,
a Kawdiji doweosia zbrechaty, szczo prosto porizawsia wona by ne probaczya, i prawylno b zrobya, takoji ehkowanosti.
Wreszti, niczoho osobywoho ne widbuwaosia. Paneta jak paneta, ekspedycija jak
ekspedycija. Nastilky banalna, szczo mona dumaty pro obpeczenyj pae. Ta j due agresywnoju panetu ne nazwesz za wyniatkom sutyczky z czudowykom, fatalnoji dla czudowyka, niczoho osobywoho ne staosia. I ne tilky tomu, szczo Kawdija slidkuwaa za
poriadkom. Salli z Pawyszem te ne buy dimy, i znay, szczo i w Afryci hulaty bez tata i
mamy nebezpeczno. A z emocijamy mona jako wporatysia. Pohribno wasztuwaty weyku pojizdku i za panom doslide wona peredbaczena. Sisty u wsiudychid i podywytysia, jak ywe cej swit za meamy halawyny. Tym pacze, szczo etap zapuskiw skautiw we
wykonanyj, je dejaki cikawi rezultaty, chocza j niczoho ekstraordynarnoho znajty ne wdaosia. Poky szczo. Use jak w archeoogicznij ekspedyciji, de znachodia uamky keramiky
ta irawi cwiachy, szczo maju weykyj interes dla nauky, ae absolutno necikawi dla obywateliw. U muzeji wony bajdue obmynaju witryny z nakonecznykamy spysiw i skejenymy hynianymy heczykamy. Jim choczesia pobaczyty kazkowo krasywu statuju czy
zootu didemu. Koen archeoog dowodytyme wam, szczo didemy ne meta archeoogiji, jiji meta widszukaty jakomoha bilsze czerepkiw i namystyn, aby wyznaczyty szlachy
migraciji i riwe materilnoji kultury. Ae moete buty wpewneni, szczo archeoog ycemiry. Hyboko u duszi win mrije pro didemu, pro nespodiwanyj bysk u nadrach czornoji
zemli, pro tu nadzwyczajnu sensaciju, pohorda do jakoji osnowa osnow archeoogicznoji hordyni.
Biogiczno aktywna paneta ne moe ne prychowuwaty u sobi didem. Ae ce ne
oznaczaje, szczo didema distanesia same Pawyszu. Kaptyk panety, jakyj powoli widkrywawsia jomu, buw mizerno mayj poriwniano z usim cym switom, i potribno bude szcze
bahato ekspedycij, i bahato takych, jak Pawysz, aby mona buo skazaty, szczo cia paneta
bilsz-mensz doslidena. I zrozumia.
Pawysz wyznawaw, szczo ani znannia, ani rozuminnia panety u nioho nema. Ae intujicija we czas zasterihaa joho proty cioho switu. A Pawysz zwyk dowiriaty intujiciji.
Win hotuwaw wsiudychid do pojizdky, koy u subowyj kupo zajsza Salli. Wona
chotia pojichaty razom iz Pawyszem, prote Kawdija jiji ne widpustya, oskilky wona
sama potrebuwaa pomicznyci. Kawdija poobiciaa wziaty Salli z soboju nastupnoho dnia
do cikawych widsone na inszomu berezi ozera, wyjawenych geoskautamy.
Jakszczo wam traplasia kwity, skazaa Salli, sprawni kwity, prywezi meni
ma-a-aesekyj buketyk.
A Kawdija?
Straszniszoho za kiszku zwira nemaje.
Ja powoli poczynaju schylatysia do dumky, szczo wona maje raciju.
Wy? Nepokirnyj buntar?
Use ce hra, Salli. A o u mene wczora rozboliwsia ywit
Use zrozumio, moete ne prodowuwaty, promowya Salli. Try dni tomu
mene ychomanyo, ja trochy zastudyasia. I ja poczaa pidozriuwaty ciu pidstupnu panetu w tomu, szczo wona uchytryasia pronyzaty swojimy bacyamy naszi nepronykni
stiny.
Na al, dawni mriji pro te, szczo my de zustrinemo nejmowirni formy yttia, poky
szczo ne zbuysia. Zakony pryrody odnomanitni. Toj samyj nabir chromosomiw, i za zownisznioju ekzotycznistiu ti sami pryncypy yttia. I maje powsiudy znachodymo mikroorganizmy, zdatni czudowo isnuwaty na ludkomu materili.
Salli, ty wilna? prounaw hoos Kawdiji.
Obydwoje poczuy.
Jdu, skazaa Salli.
Mona podumaty, zaedwe ne promowyw uhoos Pawysz, szczo Kawdija rewnuje.
Pawysz wywiw wsiudychid z kupoa i wziaw kurs po berezi ozera, szczoby ne zahybluwatysia u lis. Win jichaw ne pospiszajuczy, pozyrkuwaw po bokach, myrno dzyczay
kamery, kacay analizatory wsiudychid czesno praciuwaw, ne zwertajuczy uwahy na
pasayra. Pawyszu chotiosia znajty sprawni kwity, chocza win rozumiw, szczo nawriad
czy wony tut traplasia wyszczych rosyn na paneti buo szcze mao, ta j komach, jaki
mohy by opyluwaty jich, Pawysz tako ne zustriczaw.
De buw tepyj, paryo, snih zayszywsia tilky u lisowij huszczawyni. Zemla prosiaka
wodoju, i nawkoysznij lis za ostanni dni pomitno widyw rozpoczaosia dowhe sutinkowe lito. Bilsze snihu Pawysz tut ne pobaczy, wony poetia ranisze, ni lito dijde do
seredyny. Chocza, odnacze, win obowjazkowo poety u hory, tam je lodowyky i wiczni
snihy. Szkoda, szczo wony obray misce dla roboty u ciomu pochmuromu kraju piwdennisze, bila okeanu, de pustela, klimat znaczno suchiszyj
Dywne wydowyszcze prywabyo uwahu Pawysza. Win nawi zupynyw maszynu,
szczoby podywytysia na weyczeznych komach, jak ne dywno, schoych czymo na konej,
zhraja jakych mabu jsza na wodopij i nespodiwano natknuasia na wsiudychid. Komachy
zawmery na my, i widrazu u nych na spynach, wybyskujuczy i pereywajuczy usima
koloramy rajduhy, poczay rosty prozori michuri. Zhraja kynuasia utikaty uzdow bereha,
a michuri dosiahy rozmiriw najbilszych czudowyk, siahnuwszy trioch metriw u dimetri.
Konyj krok wtikacza peretworiuwawsia u zatianyj strybok kilka metriw zawdowky
komachy mowby szyriay nad zemeju. U ciomu protypryrodnomu rusi bua jaka ekzotyczna gracija. Potim usia zhraja powernua do ozera i kynuasia u wodu. ysze bulbaszky
ta wuki czorni hoowy z biymy oczykamy wysowuwaysia z wody.
Daeko zhraja ne zapya. Raptowo woda pered perednioju komachoju zawyruwaa, i
zmijina hoowa z rozziawenoju zubastoju paszczekoju metnuasia do byskuczoho michura, michur usnuw, i czorna morda znyka pid wodoju, tam de zmijina hoowa. Inszi
pawci strimko powernuy do bereha.
Pawysz perewiryw, czy praciuway kamery ciu scenu warto perehlanuty wweczeri
wdoma. Kawdija skae szczo banalne, na ksztat orstoka boroba za isnuwannia. Salli
bude dywuwatysia. Nawi spiwczuwatyme cym michuram, a moe, pobaczy w ciomu
szczo kumedne chocza ni, szczo kumednoho w ciomu pozbawenomu humoru switi?
Pawysz pustyw maszynu dali po berehu, rozdumujuczy pro te, szczo kryterijem cywilizowanosti switu powynno buty same poczuttia humoru. Czasom moe zasmijatysia i
mawpa, ae potribna dostatnio rozwynena mowa, szczoby rozpowisty anekdot i pobaczyty
weseli obyczczia spiwrozmownykiw. Tut niczoho smisznoho prosto ne buwaje. Jakszczo
ty zahawyszsia, wyriszysz posmijatysia, tebe zjidia.
kwitky. Ce buo harno. Dowhi stebyny trochy pohojduwaysia, zhynajuczy pid wahoju
pelustok.
Pawysz rozdywywsia. Naczebto niczoho jomu ne zahrouwao. Jak by tam ne buo,
skafandr wriatuje joho wid bu-jakoji nespodiwanky.
Win wystrybnuw zi wsiudychoda i pidijszow do kwitiw. Pryjemno potiszyty Salli.
Ae w toj moment, koy rukawyczka Pawysza dotorknuasia do stebyny, kwitka widchyyasia, nacze zlakaasia i, zhornuwszy pelustky, znyka pid zemeju. Tilky wuzeka
nirka wkazuwaa na misce, de wona rosa. Z druhoju kwitkoju Pawysz wyriszyw schytruwaty. Win schopyw jiji szwydko, nacze owyw muchu, i smyknuw.
Kwitka zatrepetaa w ruci, namahajuczy zapowzty pid zemlu, ae Pawysz trymaw jiji
micno. Cia boroba trywaa piwchwyyny, poky kwitka ne zdaasia i neruchomo powysa
w ruci Pawysza. Win sprobuwaw widkryty pelustky, ae ce we buy ne pelustky, a syka
hrudka czerwonoji protopazmy.
Pawysz widkynuw hrudku, ta wpaa na zemlu i raptom znowu widya. Stebynka,
tilky szczo mjaka i neruchoma, poczaa napoehywo krutytysia, pidszukowujuczy szcziynu u zemli. Pisla kilkoch sprob jij ce wdaosia, i wona chrobakom wliza wnyz, wtiahujuczy i czerwonu hrudku kwitky.
ywi jak choczete, ne prychowujuczy widrazy skazaw Pawysz. Kwitiw my
bilsze ne zbyrajemo.
Praworucz stojaa stina kusziw, znaczno jaskrawiszych, ni reszta rosyn. ystia u
kuszcziw buy hostre, jak hoky nacze moodeki sosny hriysia pid tepym witrom.
Pawyszu nawi zdaosia, szczo warto rozsunuty koluczi hiky, i tam, wseredyni, znajdesz
sprawni, syki, micni masluky.
Szczoby zwilnytysia wid many, Pawysz pidijszow do kuszcziw bycze. Ae ne wstyh
win dotorknutysia do nych, jak kuszczi wystawyy dowhi hostriaky, i w nastupnu my
hoky poetiy na Pawysza, nastilky tonki, hostri i micni, szczo sotni jich uwipjaysia u skafandr, i Pawysz e ne upaw wid takoho napadu.
Win widskoczyw, prokynajuczy kuszczi, i wtratyw kilka chwyyn, persz ni widczystyw skafandr wid nejmowirno micnych i hostrych hooczok.
Szcze czerez sotniu metriw doweosia znowu zupynytysia. Pahorby pidijszy do samoho bereha, z wody tut wypynaosia hostre kaminnia. Pawaty po ozeru buo nebezpeczno. Pawysz pidniaw wsiudychid u powitria i piszow nad werchiwkamy derew.
Czerez tonki bakytni i zeenuwati hiky wako buo pobaczyty, szczo widbuwajesia
u hybyni lisu, do toho piszow doszcz, i wse dowkoa znyko u hustomu moroci.
Pawysz namahawsia wmowyty sebe, szczo jomu tut due cikawo, szczo jak biog i
mandriwnyk, win siohodni bahato pobaczyw, szczo win perszowidkrywacz, Koumb cioho
switu, i tomu due zadowoenyj swojeju perszoju mandriwkoju. Nasprawdi, nastrij buw paskudnyj. Joho nudyo we wid zhadky pro te, jak tiahnesia ywa stebyna iz zemli, jak
kwitka peretworiujesia na hrudku syzu.
Moe, powertatysia? Pawysz ujawyw sobi, jak zaraz zajde w tisnyj kupo, napownenyj czystymy domasznimy zapachamy, jak stroho hlane Kawdija i skae, szczo win, napewno, pohano projszow dezynfekciju na wchodi, a Salli poczne hotuwaty obid, namahajuczy jaknajkraszcze whodyty mysywciu.
Lis obrywawsia bila weykoji szwydkoji riky, jaka wpadaa w ozero. Win pidstupaw
do riky tisnoju stinoju ani szmatka wilnoji zemli. Derewa stojay u wodi biymy stowburamy, jak newpewneni u sobi kupalszczyky, jaki ne znaju, czy jim pirnuty i popawaty, a
czy pochlupaty na hrudy dookoju i pity nazad do rozsteenoho na berezi rusznyka.
Na dalniomu berezi Pawysz pobaczyw neweykyj mys, zarosyj trawoju i oblamowanyj smuhoju halky. Tudy win i skeruwaw wsiudychid, wyriszywszy zawerszyty tut siohodniszniu mandriwku.
Koy Pawysz wyjszow zi wsiudychoda, nawkoo buo tycho. Tilky e-e dziurkotia woda, obmywajuczy kaminnia.
Niby win zajszow u kimnatu, de szczojno kypia newymuszena rozmowa, ae koy zjawywsia neprochanyj his, usi zamowky i dywlasia na nioho woroe, czekajuczy, koy win
pide.
Nudno ywete, wykyczno skazaw riczci Pawysz, ae widpowiddiu bua mowczanka.
Widihnawszy sumni dumky, Pawysz podywywsia udal. Nepodalik poczynawsia lis,
nazaha nykorosyj i myrszawyj, dali wid bereha derewa staway wyszczymy, werszyny
buy temniszi.
A szcze dali, tam de lis zywawsia z peenoju doszczu, czoowik pomityw weyczeznu
strimku skelu. Wreszti, ni, szwydsze za wse, ce ne skela, podumaw Pawysz. Ce schoe na
koony dwi, try, czotyry Koony znykay u chmarach. O ce we cikawisze, podumaw
witni hory ade ne tilky prystras do naywy prywabluwaa jich. Prokynutysia pid zachystom newidomych hir, poczuty szum neznajomoho mista, pobaczyty palmy na berezi
szcze ne widkrytoho ostrowa Napewno, my stay due racinalnymy my namahajemosia pryasztuwaty Wseswit do naszych potreb, rozkasty wse na poyczky i nawi zostymosia, koy szczo ne zaazy na poyczku, na potribne misce. Dawni mandriwnyky wiryy
u hiperborejiw i u ludej iz sobaczymy hoowamy, i ce jich ne lakao. My wpewneni u
tomu, szczo henetycznyj kod jedynyj dla Wseswitu, i koy zustriczajemo ludynu z hoowoju sobaky, ne ochajemo zdywowano i zachopeno, a poczynajemo rachuwaty chromosomy.
Szcze w dytynstwi my czytajemo pro Robinzona, i win, jak i sto, i dwisti rokiw tomu,
pidkoriuje nas swojeju najiwnistiu, swojeju bezposerednistiu, swojeju hordoju samotnistiu
i ludkym wykykom, jakyj nese w sobi joho dola. Ae we w Robinzonowi zakadena nebezpeka we Robinzon racinalnyj. Win ne myrysia z pryrodoju, ne czekaje pojawy
ludyny iz sobaczoju hoowoju, a pidrachowuje zapasy zerna czy szyje sobi odiah z koziaczych szkur. Ote, Robinzona potribno zaboronyty o win, dereo usich naszych bid,
o chto Danil Defo zakaw osnowy naszoho racinalizmu. Wyznawszy ce, Pawysz poczaw szukaty alternatywu i pryjszow do wysnowku, szczo jomu najbilsze podobajesia
Syndbad-morechid. Chocz toj i buw torhowcem, ae ptacha Ruuch spryjmaw jak czastynu
pryrodnoho kazkowoho switu. I tomu Pawysz poczaw panuwaty alpinistkyj pochid na
weetenke derewo, jakyj napewno ne wyprawdaje ryzyku i wytraczenoho czasu, ae wkraj
neobchidnyj Pawyszu, szczob naahodyty osobysti widnosyny z cijeju panetoju.
Wony tut we dawno, try tyni, ae okrim wzajemnoji woroosti niczoho ne dosiahy.
Zoota hora pozbawena indywidualnosti i bajdua. Wona moe zustritysia i na asterojidi
bez atmosfery. Kawdija maje sprawu zazwyczaj z neywymy predmetamy, tomu wona
moe sydity tut rokamy i zayszytysia czuoju na czuij paneti. Zrozumity ce obowjazky
Pawysza. A cioho ne dosiahty za nadijnymy stinamy stanciji.
Prowodiaczy wnutriszniu supereczku z Kawdijeju, Pawysz, jak i naey pry takij
zaocznij rozmowi, maje ne dawaw jij moywosti zapereczyty. Usi ujawni zapereczennia
Kawidiji buy neperekonywi, u toj czas jak argumenty Pawysza nepochytni.
Dykyj wysokyj weresk prounaw nad samym wuchom. Pawysz zirwawsia na nohy i
tilky czerez sekundu zrozumiw, szczo weresk prounaw z lisu z toho switu, jakyj prodowuwaw yty, niby Pawysza, z usijeju joho technikoju i mohutnistiu, ne isnuwao.
Pawysz kynuwsia do wikna. Za wiknom, u temriawi, porizanij promeniamy proektoriw, kypiw kubok ti. Dekilka chyakiw wako buo u cij borobi szczo rozhedity
szmatuway towstoho zeenoho nepoworotkoho zwira, i w cij sutyczci bua taka perwisna
orstokis i takyj strach smerti, szczo Pawysz, dywlaczy, jak kubok ti kotysia do lisu,
wymknuw zwuk i widijszow wid wikna. I z pewnym sumom podumaw, szczo napewno win
tak i widety z cijeji panety, niczoho ne zrozumiwszy u nij, chocza formalno poweze
zwidsy solidnyj wanta biogicznych doslide i zrazkiw fory i fauny.
Czytaty zowsim perechotiosia, ae win ne pospiszaw powertatysia u ytowyj widsik.
Zaraz inky u swojich konurkach wkadajusia spaty; u duszowij na piwhodyny zastriaha
czystiocha Kawdija, a Salli, szczo we zowsim ne yczy widwanomu rozwidnyku, ue
wpjate rozkadaje pajans. Jomu zachotiosia, szczoby Salli widkaa karty i pryjsza do
nioho siudy, tomu szczo zaskuczya, tomu szczo jij nabrydo suchaty, jak Kawdija naswystuje pid duszem
Ja ne wczasno? zapytaa Salli.
Dobre, szczo ty pryjsza, skazaw Pawysz.
Szczo to buw za szum? Meni zdaosia, szczo chto kryczaw.
i ne zrozumia, kudy znyka jiji Marjanka, i horbok kadowyszcza wse ce znyko. Wnyzu
potiahnuwsia lis, odnakowyj i bezkonecznyj.
Powitriana kula etia riwno, niby chto jiji tiahnuw na motuzci, ae ruch whaduwawsia tilky po tomu, jak pywy nazad derewa. W koszyku zapaa tysza i powitria buo neruchome.
Usi troje i ranisze pidnimaysia na powitrianij kuli i znay, jak neju keruwaty, ae ce
buw perszyj sprawnij polit kuli ne pidnimannia do chmar, a mandriwka.
U konij grupi ludej za domowenistiu wstanowlujusia rozpodi praci i obowjazkiw.
Nichto ne prosyw Kazyka stawaty do palnyka i wyznaczaty kurs, ce widbuosia mymowilno. Litaw Kazyk ne bilsze za inszych, ta j buw szcze pidlitkom, maekym chopczykom
nawi za tutesznimy mirkamy. Ae tut, w koszyku kuli, z nym widbuysia peretworennia,
schoi na ti, szczo buway, koy win potraplaw u lis. Kazyk z istoty nesmiywoji i mowczaznoji peretworywsia na wpewnenu u sobi ludynu, nacze wse yttia tilky te j robyw, szczo
litaw na powitrianych kulach. I wpewnenis joho bua nastilky oczewydnoju, szczo i
Marjana, i Dik bez zaperecze widday jomu perszis u keruwanni kueju, do jakoji obydwoje stawyysia nastoroeno.
Marjana do ostannioji moywosti wdywlaasia u mriaku wnyzu, jij wse zdawaosia,
szczo wona baczy Oeha, jakyj tak chrabruwawsia w ostanni chwyyny, prychowujuczy
swij strach za Marjanu i zazdris do tych, chto widlitaje. Marjana ne bojaasia za sebe
nikoy buo pro ce dumaty, ta j daremni ci dumky bojatysia za sebe. Wona chotia zaraz
odnoho: jakomoha szwydsze zlitaty, bajdue nawi, znajty czy ne znajty tu ekspedyciju, u
jaku jij wako buo powiryty, jak ranisze i w isnuwannia korabla, poky wona ne dotorknuasia do nioho. Ae jakszczo korabel zawdy isnuwaw w rozmowach i pamjati meszkanciw
seyszcza, to pojawa na paneti jakoji naukowoji ekspedyciji bua z rozriadu sniw. Ce bua
jaka nesprawnia ekspedycija, i jiji newminnia widszukaty seyszcze i wriatuwaty jich ysze posyluwao ce widczuttia. Tomu Marjana bojaasia ysze, jak by jim ne zabukaty, ne
zaetity nadto daeko, bo treba i powernutysia do toho dnia, koy Oeh pide w hory do Polusa, pity razom z nym.
Dla Dika ekspedycija, na poszuky jakoji wony etiy, tako ne bua realnistiu. Wona
nijak ne wpysuwaasia u kosmogoniju joho switu. Prawda, mynuoricznyj pochid do Polusa ciu kartynu zminyw, ae ne zrujnuwaw ade Polus buw mertwyj, win buw prodowenniam seyszcza i odnoczasno joho wytokom. Dik ne ujawlaw sobi yttia poza panetoju, poza lisom. Joho samolubstwo wdowolniaosia boroboju z lisom i pidkorenniam
lisu. Win nikoy ne ujawlaw sobi yttia na jakij inszij paneti, naprykad, na Zemli, chocza
b tomu, szczo tam inszyj lis ta inszi twaryny.
ysze Kazyk we yw na Zemli. Jakszczo meszkanci seyszcza znajomyysia z powitrianoju kueju u miru toho, jak wona wynykaa i nabyraa formu, to Kazyk pobaczyw jiji
wnutrisznim zorom znaczno ranisze za inszych. Intujitywno Kazyk znaw use, szczo mona
znaty pro powitriani kuli. We w perszych polotach z Oehom win widczuw charakter kuli
nawi kraszcze za samoho Oeha, ae niczoho pro ce jomu ne skazaw Kazyk i sam ne
dumaw, szczo kraszcze za Oeha keruje kueju. U perszi chwyyny, korystujuczy tym,
szczo Marjana ta Dik wse szcze podumky perebuway na zemli, Kazyk jaknajkraszcze zakripyw miszky z baastom ta charczamy takym czynom, szczob dosiahty maksymalnoji riwnowahy, czy, jak win sam sobi pojasniuwaw, szczob kuli buo zrucznisze jich wezty. Win
spryjmaw kulu jak jaku ywu istotu, jakij buwaje wako, ehko, weseo i nawi nezruczno,
i win dopomahaw kuli, szczob jij buo pryjemnisze.
Dik dywywsia wnyz. Win namahawsia whadaty w lisi swoji steky i miscia stojanok,
ae zwerchu lis buw zowsim inszym, nacze Dik ne obchodyw ci miscia sotni raziw. Raptom
win upiznaw halawynu. Na nij torik win ubyw weykoho wedmedia, i toj zayszyw na joho
ruci try paraelni szramy. Dik podywywsia na ci straszni widmityny, a koy znowu pohlanuw unyz, halawyna we znyka.
Witer prytych, Kazyk zametuszywsia bila palnyka, zbilszujuczy poumja, bo widczuw, szczo kula poczaa wtraczaty wysotu. Zemlu powoli zatiahuwaw tuman.
Nycze spuskatysia? zapytaw Kazyk.
Ce buy perszi sowa, skazani z momentu widlotu, i tomu wony wydaysia due hoosnymy.
Spuskatysia? Dik ne widrazu zbahnuw, pro szczo pytaw Kazyk. Ade polit szcze
ne zakinczenyj. A rika?
Ne wydno, kudy etymo, pojasnyw Kazyk.
My prawylno etymo, skazaa Marjana. Skoro persze booto.
Kula smyknuasia i zawysa zwerchu zariadyw doszcz, i buo czuty, jak krapli
huczno stukotia po tonkij oboonci. Koszyk zachytawsia. Dik wczepywsia za joho kraj, a
Marjana prysia jij zdaosia, szczo bort koszyka due nykyj i jiji moe wykynuty nazowni.
Ja pidu dohory, skazaw Kazyk. My budemo szukaty witer. Bo nazad u seyszcze powernemosia.
Ne treba nazad, poprosyw Dik. Wony smijatymusia.
Dik ne terpiw dumky, szczo nad nym mona smijatysia.
Kazyk pidtiahnuw na bort miszok z piskom, rozwjazaw joho i wysypaw czastynu pisku
wnyz. Miszok win berih, win szcze zhodysia.
Kula widrazu pidniaasia dohory buo wydno, jak zmenszujusia i tanu w tumani
derewa.
Prawda, dobre? Ja wysypaw, i kula mene posuchaasia, radisno skazaw Kazyk,
ae nichto ne widpowiw.
Buo straszno, oskilky kula bua nenadijna i prymchywa. I Diku, i Marjani stao zrozumio, szczo wony newilnyky kuli, nikczemni zabawky jiji prymchy. Zachocze widnese w nebo, zachocze kyne na zemlu. Wony, na widminu wid Kazyka, ne widczuway
kuli i ne keruway neju.
Czerez kilka sekund kula znyka w chmarach, i stao szcze nepryjemnisze, bo za meamy koszyka wysiw nepronyknyj tuman, u jakomu szczo pryczajiosia. Moywo, litajucza twariuka, moe skela, czy szczo nezrozumie.
A teper zowsim niczoho ne wtiamlu, ziznawsia whoos Kazyk. Czy my etymo
dohory, czy wzahali nikudy ne etymo. Ja ne znaju.
Dawaj pidnimemosia, skazaw Dik. Pidnimemosia whoru, ponad chmary, jak
z Oehom.
Baastu nebahato, powidomyw Kazyk, win moe znadobytysia.
Todi zroby bilsze poumja, poradya Marjana.
Oeh kazaw ne due naduwaty, skazaw Kazyk. Jakszczo kula usne my,
jak kami hepnemosia wnyz.
Kazyk widczuw swoju wadu nad starszymy, win zrozumiw, szczo niczoho ne bojisia,
szczo jomu pryjemno, a do oskotu w hrudiach, pidnimatysia u chmarach, abo nestysia
nad zemeju, a jim straszno, nezwyczno.
Pidnimajsia, nakazaw Dik, jakyj wowyw prychowanyj bunt.
Kazyk zwiw wukymy peczyma i zbilszyw poumja u palnyku.
Stao choodnisze, koszyk buw mokryj, weyki krapli stikay po oboonci kuli i zrywaysia z nynioho oboda.
powoli znykay w tumani. Wony prodowuway dywytysia nawi todi, koy Kazyk we spokijno zajniawsia sprawamy. Ade nikomu ne buo potribno, szczob kula znowu zdijniaasia
do chmar, tym pacze, szczo baastu bilsze ne zayszyosia. Win pidkrutyw palnyk i dywywsia, szczoby kula bilsze ne pidnimaasia. Ce buo wako zrobyty, oskilky we wyruwaa
hroza i witer nijak ne mih zaspokojitysia. Kula prodowuwaa baamkatysia mylnoju bulbaszkoju mi chmaramy i lisom.
Nu o, skazaw Dik. A wy bojaysia.
U koszyku buo nezruczno stojaty. Czerez te, szczo win staw ehszym bez baastu, i
joho kydao z boku na bik. Chmara wyplunua z sebe korotkyj szkwa, kula pomczaa, nachyywszy koszyk, nacze chotia wykynuty z nioho ludej, i wony prytuyysia do dna koszyka, schopywszy za motuzky i wyczikujuczy, poky szkwa ne prypynysia i ne ryne, jak
znak zakinczennia bezumstw, sylnyj i riwnyj doszcz.
Ne poszczastyo, skazaw Dik, pidnimajuczy z pidohy i pohladajuczy donyzu.
Teper we zowsim newidomo, kudy nas zaneso.
Spoczatku my etiy prawylno, promowyw Kazyk. Do toho momentu, jak
pidniaysia nahoru. My etiy prawylno maje hodynu, a potim nas kydao chwyyn desia.
U seyszczi ne buo hodynnyka, ae poniattia hodyny, chwyyny i nawi sekundy u
ludej zayszyosia. U Kazyka buo dobre widczuttia czasu, i jomu wiryy.
Ote, my tam, de treba? zapytaa Marjana.
Tilky ne toczno, skazaw Kazyk.
Wony zmoky i zamerzy. Nawi kurtky i czoboty z rybjaczoji szkiry ne riatuway. Ae
wony tilky zaraz zrozumiy, jak zamerzy dosi wony dumay, szczob ne rozbytysia.
Budemo dywytysia unyz, skazaa Marjana. Wy mysywci.
My powynni pobaczyty riku, promowyw Kazyk. I boota pered neju.
Jakszczo my ne pereetiy jiji, koy buy nahori, dokynuw Dik.
Ni, takoji szwydkosti witer ne maw. Do riky pja dniw szlachu, jakszczo jty piszky.
Kula teper pywa powilno.
Doszcz zakinczysia, skazaw Kazyk, i my pidnimemosia nahoru.
Nawiszczo? zapytaw Dik.
Podywymosia na sonce, widpowiw Kazyk, i diznajemosia pro napriamok. Zaraz tinej nemaje, niczoho nemaje.
Kraszcze spustytysia i poszukaty na zemli, skazaw Dik newpewneno.
Win rozumiw, szczo ce ne najkraszcze riszennia, oskilky wony opyniasia u neznajomomu misci, a iz zemli znajty napriamok szcze wacze. Ae pidnimatysia nahoru ne chotiosia.
Wy hoodni? zapytaa Marjana.
Ni, widpowiw Kazyk.
Prote Marjana distaa z miszka suchari, namastya jich hrybnym pasztetom, i chopci
wziaysia chruskotity, pohladajuczy unyz, spodiwajuczy pobaczyty szczo znajome.
Odnoho razu Dikowi zdaosia, szczo win upiznaje pahorb u lisi, ae Kazyk skazaw,
szczo toj pomyywsia. Czas mynaw. Doszcz wse ne wszczuchaw, chocza hrim we doynaw
zdaeku. Mynuo szcze hodyny piwtory. Marjana, aby zihritysia, prysidaa w koszyku,
poky ne wtomyasia. Ne zihriasia, a tilky zachekaasia. Dik wsiwsia na dno koszyka i
wziawsia protyraty arbaet. Kazyk hriw ruky bila wohniu palnyka, potim zaproponuwaw
Marjani te pohritysia. Usi due wtomyysia wid newidomosti. Zdawaosia, szczo wony widetiy tak daeko wid seyszcza, szczo nikoy we ne powernusia nazad.
Doszcz prypynywsia. Odrazu stao tychisze, bo krapyny perestay stukotity po oboonci. Wid tepoji kuli pidnimaasia para.
i poetymo dali.
Dobre buo by, newpewneno widpowiw Kazyk. I baastu szcze naberemo.
Tilky pryzemlatysia nide.
Win buw prawyj: wnyzu ne buo ni halawyny, ni weykoho widkrytoho miscia,
szczoby posadyty kulu.
Wony zamowky, nasuchajuczy tyszu, szczo panuwaa nad switom. Stukit krapynok
po kuli ysze pidkresluwaw ciu tyszu.
I raptom poperedu wynyka sira stina.
Marjana zojknua, koy perszoju pobaczya, jak weyczezna neriwna stina pidnimajesia pered kueju. Poryw witru pidchopyw kulu i ponis jiji szwydsze, niby wona chotia
nawmysne pomstytysia ludiam za te, szczo wony zmusyy jiji tak dowho etity.
Kazyku! zakryczaa Marjana.
Kazyk tako pobaczyw stinu, szczo wypywaa z doszczu.
Win na pownu potunis widkrutyw palnyk i kryknuw:
Use kydajte! Use kydajte donyzu!
Baastu we maje ne zayszyosia, tilky maekyj miszeczok. Dik poburyw joho za
bort. Marjana pidniaa miszok z jieju, ae zawahaasia.
Szwydsze! kryknuw Kazyk, i Dik wychopyw u Marjany miszok i kynuw joho
donyzu, potim win pidchopluwaw z dna koszyka rizni reczi, ne dumajuczy, szczo ce take, i
burlaw za bort.
Kula, powahawszy dekilka sekund, pisza nahoru.
Zdywowano zawmerszy, aeronawty dywyysia, jak sira stina widchody unyz.
Ce buo derewo, nemysymo gigantke derewo. Wony pobaczyy, jak wid hoownoho
stowbura widchody hika towszczynoju metriw dwadcia i tiahnesia maje horyzontalno.
Kula proetia porucz z hikoju, e ne torknuwszy jiji. Wyszcze hiky rozchodyysia
czastisze, i tilky dywom kula ne nasztowchuwaasia na nych.
Nichto ne znaw, skilky chwyyn prodowuwawsia cej pidjom, ae raptom stao temno
i stowbur znyk z pola zoru kula uwijsza w chmary.
Derewo buo porucz, wono szcze ne zakinczyosia, wono tiahnuo do kuli swoji siri
apy.
Poryw witru pidchopyw kulu i poburyw jiji u bik derewa.
Trymajtesia! kryknuw Dik, padajuczy na dno koszyka i tiahnuczy za soboju
Marjanu. Kazyk upaw zwerchu.
I wczasno.
Prounaw due sylnyj trisk, koszyk kynuo wpered, potim win naetiw na pereszkodu,
zametawsia, jak ptaszenia u sitci, szczo uchnuo z triskom nad hoowamy, kula zrobya
kilka sudomnych peredsmertnych ruchiw.
I nastaa tysza. Dowkoa bua temriawa.
Koszyk nachyywsia, powilno rozkaczujuczy.
O i wse, skazaw Kazyk sumno. Nemaje bilsze kuli.
Hoowne, szczo my ywi, zapereczyw Dik. I ne rozbyysia. Ce hoowne.
***
Wony sydiy na dni koszyka, namahajuczy ne rozchytuwaty joho, szczob ne zirwatysia unyz. Jazyky chmar powzy czerez koszyk, czasom prychowujuczy temnu plamu
otworu w kuli, czasom rozsijuwaysia, i todi mona buo zazyrnuty w zahadkowu hybynu
kuli. Ae zrozumity, szczo z neju staosia, nijak ne wdawaosia. Switanok nadchodyw nastilky powilno, szczo zdawaosia, de ne nastane nikoy.
Kapti chmaryn buy switliszi za powitria, ae postupowo powitria zriwniaosia z nymy
za kolorom, i use stao odnakowo sire.
Drimota pokynua aeronawtiw, tiahnucza drimota, na mei snu, jaka zwjazuje jazyk i
skowuje organy, ae ne zaminiuje son, bo we czas widczuwajesz, jak choodno i beznadijno.
Ja nikoy ne dumaw, szczo buwaju taki derewa, skazaw Kazyk.
Napewno, nawi na Zemli takych nemaje, prypustya Marjana.
Na Zemli derewa szcze bilszi, wpewneno skazaw Kazyk. Naprykad, sekwoja.
Wona roste u Skelastych horach.
Moe, ce ne derewo, skazaw Dik. Moe, taka skela?
Z hikamy? zapytaa Marjana.
Chiba rozhedysz?
Ae my wysymo.
Moywo, wysymo na wystupi? skazaw Dik. Ae jakszczo ce derewo, to szcze
hirsze.
Marjana obereno nyszporya, spodiwajuczy, szczo wykynuy ne wsiu jiu, szczo
zayszyosia. Ae koszyk buw zowsim poronij.
Daremno my wykynuy paywo, poszkoduwaw Kazyk.
My bilsze ne poetymo, wpewneno skazaw Dik. Dosy. Kraszcze chodyty
piszky.
Treba szwydsze spustytysia donyzu, mowya Marjana. I widszukaty miszky.
Bo chto znajde jich ranisze i wse zjis.
Nu, paywo nawriad czy chto zjis.
Dik pidpowz do kraju koszyka i poczaw wdywlatysia w tuman.
Marjana zojknua. Wona wyprostaa nohu, ae noha tak zaterpa, szczo po wsiomu
tiu hokamy projszow bil. Dik zdryhnuwsia, koszyk zachytawsia.
Ja dumaju, skazaw Dik, szczo kula zaczepyasia za werchiwku derewa i rozirwaasia. Jakszczo my budemo rozchytuwaty koszyk, win moe zowsim widirwatysia, a do
zemli szcze daeko.
Witere pohnaw kapti chmar, i w promikach mi nymy mona buo rozhedity hiky
derewa, siru stinu. Werchiwka kuli wse szcze chowaasia w tumani.
Treba wybyratysia, skazaw Dik newpewneno.
Win wytiah z sahajdaka striu z wakym nakonecznykom i kynuw donyzu.
Buo tycho. Kazyk rachuwaw u dumkach. Win dorachuwaw do dwadciaty.
Niczoho wony ne poczuy.
Moe, na derewo wpaa, skazaw Kazyk. Czy na moch. Ja polizu.
Kudy? zapytaa Marjana.
Po motuzkach nahoru. Czoho czekaty? A potim ja wam kryknu.
Dawaj, skazaw Dik. Ty najehszyj.
Kazyk perewiryw, czy nadijno prykripenyj ni. Potim, trymajuczy za kanat, obereno wyliz na kraj koszyka.
Zowsim ne straszno, powidomyw win. Niczoho ne wydno, tomu j ne straszno.
Kazyk wchopywsia rukamy za kanat i pidtiahnuwsia tak, szczob obchopyty joho szcze
j nohamy. Marjana i Dik zawmery z inszoho boku koszyka. Win rozchytuwawsia.
Kazyk skazaw:
Ja wam budu wse rozpowidaty, szczob wy znay.
Chopczyk liz szwydko win zwyk azyty po linach. Czerez piwchwyyny joho we
ne buo wydno, tilky koszyk rozchytuwawsia u takt joho rucham.
Nu i jak? zapytaw Dik.
Lizu, widpowiw Kazyk. Kula zowsim bez powitria, wysy, jak hanczirka.
Czerez dejakyj czas koszyk perestaw rozchytuwatysia.
Szczo? Doliz? zapytaw Dik.
Ni. Ja widpoczywaju, widpoczywaw Kazyk. We skoro doberusia.
Czekaty zawdy najhirsze, osobywo, koy ne znajesz, czym zakinczysia take czekannia, podumaa Marjana. Ae czomu my zawdy czekajemo. Nawi yty nemaje
czasu. Wzahali, usi czekaju toho czasu, koy my poetymo na Zemlu, a ja czekaju, koy
powernusia do Oeha. Dik czekaje, szczob jaknajszwydsze opynytysia w lisi. Teper my czekajemo obirwesia kula, czy ni. Due nudno czekaty, najnepryjemnisze zaniattia. yty
treba tak, szczob zowsim ne czekaty
Koszyk znowu poczaw rozchytuwatysia. Poczuwsia trisk. Marjana zrozumia, szczo
ce triszczy oboonka kuli. Koszyk smyknuwsia i rywkom opustywsia na piwmetra.
Oberenisze, skazaw Dik.
Zaraz, widpowiw Kazyk. Hoos joho buw huchyj, nacze joho obhryz tuman.
Koszyk chytnuwsia sylnisze.
Wybrawsia! powidomyw Kazyk. Wy ne bijtesia. Kula dobre zaczepyasia kanatamy. Tut micna suczkuwata hillaka, towsta, jak ja. Tak szczo ne bijtesia. Wylizajte. Ja
was czekaju.
Nu, jdy, skazaw Dik Marjani. Win micno pryczepyw do spyny arbaet, szczoby
ne zawaaw pid czas pidjomu. Win wiryw Kazyku i bilsze ne bojawsia, szczo kula obirwesia. Jakszczo wtomyszsia, widpoczy. I wnyz ne dywysia.
Wse odno niczoho ne wydno, skazaa Marjana. Ne bijsia za mene.
Ty widpoczywaj, ne pospiszaj, powtoryw Dik. Ja b widrazu poliz za toboju,
ae kanat dwoch ne wytrymaje.
Marjana wstaa na kraj koszyka, micno trymajuczy za kanat. Kanat buw woohym i
sykym. Ae straszno sprawdi ne buo. Wona te wmia azyty po derewach.
Czerez kilka chwyyn wona we stojaa porucz z Kazykom na szyrokij, zawyslij nad
zemeju dorozi takoju jij wydaasia hika derewa. Kula zaczepyasia za hostri suky, jaki
styrczay zi stowbura, zaputaasia u hikach ta ysti, szczo nahaduway noi, poderasia,
ae kanaty trymaysia micno.
***
We zowsim rozwydniosia, i teper, koy wse najstrasznisze zakinczyosia, usim due
chotiosia jisty. Ae szczoby pojisty, treba jakomoha szwydsze spustytysia na zemlu i znajty
miszok z charczamy.
Piszy, skomanduwaw Dik, beruczy arbaet, szczoby buty hotowym do nespodiwanok. Ty, Marjanko, jdy poseredyni.
Ni, skazaw Kazyk.
Szczo szcze?
Ty zabuw. Nam treba spuskatysia wnyz.
Nu i szczo?
Ja wimu motuzku.
Dik zupynywsia. Win zrozumiw, szczo Kazyk prawyj.
Ae widrazu wynyka probema: jak distaty motuzku. Wony namahaysia potiahnuty
za odnu z motuzok, ae wsi motuzky buy micno perepeteni i odna ne piddawaasia. Wytiahnuty nawerch wsiu kulu tako ne wychodyo koszyk buw nadto wakym, a nohy
kowzay po okruhlij hillaci.
Zaczekajte, skazaw todi Kazyk, i, persz ni Dik wstyh zapereczyty, win spustywsia wnyz po motuzci, znyk w tumani i powernuwsia chwyyn czerez pja, zachekanyj, ae
zadowoenyj. Win potiahnuw za kanat, po jakomu spuskawsia, i kanat powoli poliz nahoru.
Kanat buw micnyj i dowhyj. Kazyk skrutyw joho w kilce i powisyw czerez pecze.
Jomu buo wako, ae win ne pokazaw cioho.
Za toj czas, poky Kazyk spuskawsia, szczob widrizaty kanat wid koszyka, Dik projszow upered, do toho miscia, de weyczezna hika zrostaasia z hoownym stowburom derewa. Niczoho nebezpecznoho win ne zustriw. Marjana tako ne hajaa czasu, wona prysia
nawpoczipky i widrizaa szmatoczok suczka. Ce buo derewo, sprawnie derewo, z twerdoju towstoju koroju, sykoju i cupkoju zwerchu, ae truchlawe wseredyni. Tomu hika j
prohynaasia pid nohamy.
Wony piszy do hoownoho stowbura. Marjana podywyasia, jak Kazyk zihnuwsia pid
wahoju kanatu, i rozumia, szczo win nikoy ne pohodysia jij ustupyty. Tomu wona skazaa:
Kazyk, nawiszczo nesty kanat bez korysti? Ja dumaju, szczo kraszcze zwjazatysia
cijeju motuzkoju, i koy chto wypadkowo wpade, reszta joho wtrymaju.
Czudowo! zradiw Kazyk. Jak alpinisty pid czas schodennia na Ewerest.
Ni Dik, ni Marjana ne pamjatay, szczo take Ewerest, i ne znay, czym zajmajusia
alpinisty, ae ne rozpytuway.
Wony zwjazaysia kanatom. Win buw takyj dowhyj, szczo ne zawaaw jty.
Tak wony dijszy do kincia suka, do toho miscia, de win zjednuwawsia z osnownym
stowburom. Todi stao zrozumio, szczo cej suk nasprawdi je odnijeju z weetenkych lin,
z jakych spetene derewo. Tilky wona widchyyasia maje pid priamym kutom. Suk ne
wywawsia u stowbur, jak u zwyczajnoho derewa, a prodowuwawsia dali, wseredynu joho,
rozsunuwszy susidni liny. Ce buo nacze u diwoczij kosi, u jakij odne pasmo wybywaosia
nazowni. U tomu misci nad sukom wynyka szcziyna, szczo zwuuwaasia dohory, znykaa
w tumani, takyj sobi tunel, temnyj i pochmuryj, stiny jakoho porosy dowhym mochom i
yszajnykamy.
Wony zupynyysia pered wchodom, i ne znay, szczo jim robyty dali: czy jty u
temriawu, czy poszukaty inszyj szlach unyz.
Marjana obereno pomacaa moch. Win buw jij znajomyj. Zeena masa zdryhaasia
wid dotyku i prytyskaasia do kory. Takyj lakywyj moch, tilky trochy menszyj, czasto zustriczawsia na derewach w hybyni lisu, jisty joho ne mona, win hirkyj. Ae inkoy w niomu
ywu horiszky ce szczo na zrazok chworoby mochu, micni, chrustki, maje bez
smaku. Jich jidia ysze ditachy, bo sytosti wid nych mao. Ae teper by j horiszky ne zawadyy.
***
Woda w ozerci bua temnoju, hnyuwatoju, u nij wodyosia bezlicz dribnych twarynok. Koy Marjana, spustywszy, namazaa mazziu i perewjazaa rozpuchu ruku Kazyka,
wona daa swojim suputnykam po tabetci z tych, szczo Oeh prynis z korabla, oskilky wid
neznajomoji pohanoji wody mona zachwority na dyzenteriju czy nawi otrujitysia.
Wony popyy, ae wid cioho hood staw szcze bilszym.
Marjana pospiszya do soson. Wony buy maniunimy. Napewno, koy jichni spory
zaneso siudy witrom, i wony prorosy u mjakij kori. Pid sosnamy zawdy traplajusia
hryby, prote Marjana ne bua wpewnena, szczo hryby tut je, oskilky ne buo zemli, szczoby
zakopuwatysia. Prote jij potaanyo u porochniawi pid sosnamy wona upijmaa kilka
hrybkiw, te neweyczkych, ae sprawnich. Hryby buy neznajomoho koloru i mohy wyjawytysia otrujnymy, inkoy otrujni hryby prykydajusia sprawnimy. Wona nadkusya
odyn win buw sprawnim, soodkuwatym; zwisno, jich kraszcze buo b widwaryty, bo
potim szczypatyme rot, ae zaraz ne do bahattia, taki wsi buy hoodni. Marjana upijmaa
wsi hryby, szczo rosy tam (jich wyjawyosia dwa desiatky), prynesa chopciam, jich rozdiyy i zjiy.
A ruku Kazyka rozneso tak, szczo wona staa towstiszoju za nohu. I zaterpa. Ce buo
nepohano, bo tak wona mensze bolia. I joho ne morozyo, ne nudyo, i ce buo te dobre
ote, otruta u szczeep bua sabka. Pohano buo, szczo rukoju Kazyk ne mih powo-
ruchnuty i jomu wako buo spuskatysia po motuzci, ae spuskatysia dowedesia do zemli szcze daeko.
Stao teplisze, tut bua nynia smuha chmar, a chmary wde pidnimajusia wyszcze,
tomu, koy wony pojiy, wyjawyosia, szczo wnyzu rozwydniosia i mona nawi rozhedity
zemlu.
Zemla bua due daeko wnyzu. Nacze z powitrianoji kuli. Pobaczyty jiji buo neehko, tomu szczo stowbur u bahatioch misciach rozduwawsia, koy liny rozchodyysia,
utworiujuczy abirynty tuneliw. W odnomu misci, metriw sto nycze, utworiuwaasia szyroka poszczadka, z liskom i zaysynamy bolitcia.
Mandriwnyky zasmutyysia.
Kraszcze b i ne baczyty, skazaa Marjana. Koy ne baczysz, zdajesia, szczo
zayszyosia nebahato.
Teper nasz miszok napewno chto zjis, mowyw Kazyk. Win buw straszenno
hoodnyj.
Tut jaka zdobycz bude, namahawsia rozradyty druziw Dik. Win trymawsia za
stowbure sosny, prunyj i mjakyj, i dywywsia wnyz, rozdywlajuczy lisok na roztoku.
Tilky by tudy wdaosia spustytysia.
Szkoda, szczo Oeh ne zrobyw paraszut, poakuwaw Kazyk. Ja jomu radyw,
szczo treba zrobyty paraszut i strybaty z powitrianoji kuli, ae win skazaw, szczo zroby joho
potim.
Oeh by szczo prydumaw, skazaa Marjana, i Dikowi u cych sowach wczuwsia
dokir.
Jomu dobre dumaty tam, u seyszczi, widrizaw win. A tut treba dijaty.
Oeh chotiw poetity z namy, ne pohodyasia Marjana. Ae joho ne pustyy.
Todi i ne treba szkoduwaty, skazaw Dik.
Nasprawdi win ne serdywsia na Oeha. Ce zaraz ne buo waywo. Hoowne spustytysia na zemlu.
Kazyk piszow po suku dali, za ozero, szczoby podywytysia wdaynu.
I, podywywszy, ne wytrymaw i zakryczaw:
Szwydsze siudy! Wy tilky pohlate!
Wsi pidbihy do nioho.
Kazyk widsunuw weyczeznyj ystok, bilszyj za nioho samoho, szczo zwysaw zwerchu
i w otwori pobaczyw szyroku riku, zwidsy zowsim byku. Mona buo nawi rozhedity,
jak po nij bia bryi. Rika diyasia na kilka rukawiw i wywaasia w ozero. Buo zrozumio,
szczo ce ozero, a ne more, tomu szczo za joho weetenkym dzerkaom bua smuha bakytnych pahorbiw, oblamowanych temnoju kajmoju lisu. W delti riky, po piszczanij kosi,
breo stado mustangiw. Szczo nalakao jich i wony, napnuwszy michuri, pospiszyy do
wody.
Za rikoju lis buw inszyj, temniszyj na kolir, syniuwatyj; win pidnimawsia na newysoki
sopky i znykaw u mjakych doynach, zdawaosia, szczo tam zastyho poohymy chwylamy
bakytne more. I ce zaczarowuwao.
Tabir ekspedyciji wony ne pomityy do nioho zayszaosia kiometriw iz dwadcia,
i win chowawsia za chwylamy sopok. Jim due chotiosia joho pobaczyty, i wony ohladay
lis za riczkoju.
Byszczy! zakryczaw raptom Kazyk i pokazaw tudy, u lis.
Nad lisom pidniaasia byskucza kulka, jak wohnyk na tli sirych chmar, i znyka.
Inszi ne pobaczyy cioho wohnyka, bo win znyk u chmarach nadto szwydko. Ae Ka-
zyku powiryy, oskilky due we chotiosia wiryty. Misce, zwidky zetia kulka, buo nedaeko wid bereha ozera, tomu Dik skazaw:
My pereberemosia czerez riku pobycze do ozera, tam neszyroki rukawa, ehsze
perepywty. I pidemo do bereha.
Prawylno, pohodywsia Kazyk. Bila ozera i lis ne takyj hustyj.
Wony szcze dowho stojay i dywyysia na te misce, spodiwajuczy szczo pobaczyty.
Ae toho ranku Kawdija zapustya tilky odyn geo-skaut. Wona chotia zapustyty j druhyj,
ae potim wyriszya, szczo jij wystaczy roboty i bez cioho. U neji buw pohanyj nastrij, i
wona ne nawauwaasia pryznatysia sobi, szczo pryczynoju buo te, szczo wona pobaczya
wczora w aboratoriji. Wirnisze, wona niczoho ne pobaczya, ae widczua nijakowis
Pawysza ta Salli. Ta j stojay wony nadto byko odyn wid odnoho, i jich powjazuwaa tajemnycia, jakoju wony ne chotiy diytysia.
Pawysz pro ce ne pidozriuwaw. Win zadumaw polit do hir. Jomu nabrydo preparuwaty miscewych zobnych twariuk i kataogizuwaty nezliczenni wydy bakterij. Jomu chotiosia opynytysia tam, de synie nebo i czystyj snih, de niszczo ne powzaje, ne pidkradajesia, ne czatuje, de ne pidnimajesia smerdiucza woohis wid zradnykych moczariw, de
mona zniaty szoom i projtysia, ne dumajuczy pro chworoby tam ysze czystyj snih,
moroz i synie nebo.
U toj moment, koy pidlitky z weykoho derewa wdywlaysia w lis, szczo otoczuwaw
stanciju, Pawysz rozmowlaw z Salli, jaka wziaasia rozkonserwuwaty panetarnyj kater.
Win skazaw, szczo chotiw by poetity na ciyj de u hory. I Salli poprosya, szczob win
wziaw jiji, oskilky jiji te pryhniczuje woohyj lis, i wona due zradia, szczo Pawysz widczuwaje te same, szczo j wona.
Nastupnu nicz mandriwnyky prowey u powitrianomu lisi na weykomu roztoku derewa. Ce buw sprawnij lis, u jakomu rosy ne tilky sosny, ae j chyi kuszczomety. Szczoprawda, koy ty jich pomityw wczasno, wony ne straszni. Kuszczomety widczuwaju tepo,
i jakszczo do nych nabyzysia neoberenyj zwir, wony kydaju u nioho swoji dowhi hostri
hoky. Hoky etia z takoju syoju, szczo mou prostromyty kozu czy wedmedia. Borotysia z nymy nawczyysia szwydko. Potribno buo ysze, ne dochodiaczy do kuszcza krokiw
na desia, burnuty w nych czymo tepym. Mona buo nawi zniaty kurtku i kynuty,
kuszczi widrazu wystriluju wsi hoky, a todi we mona smiywo pidchodyty. Hoky
mona wykorystaty dla stri, a moodi pahony due smaczni.
Pobaczywszy kuszczi, Marjana zradia. Wona naamaa hiok, i wony jiy jich ciu hodynu, poky ne nabrydo. Wid nych u roti zayszawsia pryjemnyj prysmak. Hood ne wtamuway, win tilky prytych i due zachotiosia szcze czoho bilsz sytniszoho.
Dik piszow lisoczkom, szczob poszukaty zdobycz, win buw upewnenyj, szczo tut
chto hnizdysia. Win brodyw liskom ciu hodynu, ae okrim nejistiwnoji hadiuky i ptacha,
jakyj poetiw, edwe win joho pomityw, niczoho ne znajszow.
Ae wnyz wony spuskatysia ne zachotiy. Pohoda znowu zipsuwaasia, i chocza buo
tepo, nawi teplisze, ni zwyczajno, znyzu pidniawsia tuman. Do toho u Kazyka rozboliasia ruka, i joho nawi u lis opuskay, prywjazawszy do motuzky.
***
U toj samyj weczir, poky ne stemnio, Pawysz wyriszyw perejichaty wsiudychodom
uzdow bereha ozera, tudy, de szcze ne buw.
Projichawszy kiometriw desia uzdow ozera, win distawsia do neweykoji szwydkoji
riky, szczo wpadaa w nioho. Po nij win pidniawsia szcze kilka kiometriw. Tam win pobaczyw dywnu i czymo prywabywu linywu istotu rozmirom trochy bilszu za sobaku. Istota
porosa dowhymy hustymy, a do zemli, wodorostiamy. Wona brea sered nykych
kuszcziw, ne zwertajuczy na wsiudychid odnoji uwahy, inkoy rozhribaa zemlu dowhymy
kihtiamy, wyszukujuczy jiu. A podalsze trapyosia nastilky nespodiwano, szczo, ysze powernuwszy w aboratoriju i prokrutywszy pliwky, Pawysz zrozumiw, szczo cej zeenyj
wedmi pidijszow do beznewynnych, zdawaosia by kuszcziw, zarosych koluczkamy, do
tych samych, szczo pluwaysia hokamy u Pawysza. Kuszcz widrazu kynuw hokamy u
wedmedia, i toj, stawszy schoym na dykobraza, upaw jak neywyj.
Pawysz ne rozumiw, nawiszczo kuszczewi taka agresywnis. Ade wedmi jomu niczym ne zahrouwaw. Tomu win wytiahnuw kilka koluczok zi szkury wedmedia i w aboratoriji rozhlanuw jich pid mikroskopom. I wyjawyw cikawu ricz, jaka szcze raz pidtwerdya newmoymyj i wicznyj zakon u pryrodi nemaje niczoho bezhuzdoho. Wyjawyosia, szczo na kinciach hook znachodyysia mikroskopiczni spory. Spory, jaki, potraplajuczy w krow, widrazu prorostay.
***
Wranci Kazyk prokynuwsia ranisze za wsich. Pouwaw moodi pahony i tycheko,
szczob ne rozbudyty starszych, piszow do swoho sposterenoho punktu. Ozero szcze wkrywaw tuman, i tomu protyenyj bereh chowawsia u biuwatij bezkonecznosti. I ehko buo
ujawyty, szczo ce Tychyj okean, a win anglijkyj kapitan Drejk, jakyj za dopomohoju
indincia wyliz na wysoke derewo, szczo roste na Panamkomu pereszyjku, i dywysia
zhory na prostir okeanu, jakyj maje namir pidkoryty na swojij Zootij ani. Tam, na prostorach Tychoho okeanu, joho czekaju atoy, na jakych chytaju pysznymy hoowamy kokosowi palmy, zustriczi z ispankym sribnym haeonom, zapach muskatu na ostrowach
prianoszcziw i zahadkowi berehy Afryky Swit buw swityj, romantycznyj i widkrytyj dla
nioho weykoho mandriwnyka.
Z temno-zeenoho ystka, jakym mona buo pokryty ciu chyku, nyzkoju spuskaysia zmijky byskuczi hrebeni, rozdwojeni chwosty, pospiszay na rankowe poluwannia. Sywi towsti popeyci, szczo oblipyy ystok, zaworuszyysia, widczuwszy nebezpeku;
smuhastyj uk narodywsia zi stebyny, na oczach peretworywsia na etiuczu woosynu i
poetiw u sprawach, za nym, opoczuczy kryamy, pohnaasia bia ptacha; rij moszkary wywsia nad hoowoju. Kazyk widczuw, szczo zaraz zi stowbura najbyczoji sosonky wypowze
otrujna mamua. Tomu win, ysze skosywszy oko i ne pererywajuczy potoku soodkych
mrij, metnuw ni u otwir w kori, szczo we powoli widkrywawsia, i zahnaw mamuu nazad.
Teper do weczora ne posmije wysunuty aa.
Kazyku, de ty? poczuw win hoos Marjany.
Tut.
Ruka boy?
We kraszcze.
Potiahnuo dymom. Ce Marjana rozpaya bahattia, aby pidsmayty pahony kuszcza
i hryby, szczo wylizy z mochu za nicz.
Kazyk nareszti widirwawsia wid spohladannia Tychoho okeanu i nakazaw indinciu, jakyj czekaw joho wnyzu, widwesty joho nazad do Zootoji ani. Po widkosu, cziplajuczy za tonki liny, win distawsia do siroji stiny hoownoho stowbura i pereliz czerez
mistok iz wsochoho suka do nastupnoji rozsochy. Tut jomu poszczastyo, wdaosia whedity staru linu, zawtowszky z piwmetra, jaka obwywaa stowbur spirallu, i po nij opustywsia metriw na trydcia nycze do wchodu w dupo, jake mao rozmiry majsterni Sergijiwa.
Kazyk wytiahnuw ni i obereno zajszow u czornu peczeru. Postojaw, poky oczi zwyky do
temriawy. Potim kynuw upered szyszku. Ta pokotyasia po pidozi dupa, postrybaa,
ehko cokajuczy, potim buw spesk. Ote, tam woda. A jakszczo woda, to wychodu nemaje
woda b joho znajsza. Potim, nacze u widpowi na spesk, poczuosia uchannia napewno Kazyk rozbudyw meszkancia cioho dupa. Mona buo poczekaty, doky meszkane
wylize nazowni, ae szcze newidomo, czoho czekaty. Jak ludyna lisu, Kazyk wyriszyw bez
potreby ne ryzykuwaty.
Kazyk powernuwsia do starszych. Pojiwszy, usi razom spustyysia do dupa i, namahajuczy ne szumity, szczob ne rozizyty newidomoho meszkancia, wziaysia uwano rozhladaty stowbur, spodiwajuczy wse szcze widszukaty szlach donyzu. Szczo jim, pomyraty na ciomu derewi?
U krajniomu wypadku, skazaw nareszti Dik, budemo wyrizaty schodynky w
kori. I po nych spuskatysia.
Ce skilky schodynok potribno wyrizaty? jojknua Marjana. Ce na ciyj
rik!
Sprobujemo, skazaw Dik. Koy we niczoho kraszczoho nemaje.
***
Pisla obidu Pawysz skazaw Kawdiji, szczo poety na poszuky i bere iz soboju Salli,
oskilky dwyhun wsiudychoda barachy i win chocze, szczob Salli podywyasia na nioho w
roboti.
Dobre, pohodyasia ta. Tilky daeko ne widlitajte.
Diakuju, skazaa Salli, koy wony pidniaysia u powitria. Ty meni pokaesz ti
derewa?
Zwyczajno, meni samomu straszenno choczesia podywytysia na nych szcze raz.
Meni nawi ne wirysia, szczo wony isnuju.
Wsiudychid pereetiw czerez riku, i koy Salli pobaczya speteni z weetenkych kanatiw stowbury, szczo znykay u chmarach, wona ne moha strymaty wyhuku zachopennia.
Takoho ne buwaje, skazaa wona. Take moe tilky nasnytysia.
Meni choczesia rozihnaty chmary, mowyw Pawysz. Szczoby widzniaty jich
u wsij krasi.
Kawdiju potribno siudy prywezty, zaproponuwaa Salli. Jij spodobajesia.
Wona ne wyjde zi stanciji, widpowiw Pawysz. Dywna ricz wona nenawydy panetu, jaku wywczaje. U ciomu je szczo nedobre.
A tobi, Sawko, wona podobajesia?
Oczewydno, szczo ne mona pidchodyty do panety z takymy mirkamy.
Zwyczajno, ne mona, nawi do ywoji istoty ne mona pidchodyty z takymy mirkamy. Subjektywizm doslidnyka nebezpecznyj wybacz, ja zahoworya sowamy Kawdiji.
Ae hoowne ne ce, hoowne te, szczo cia paneta usim nam ne podobajesia. Wzahali, my
rozbeszczeni cywilizacijeju. My tiahajemo za soboju nasz swit, wkluczajuczy sous z peczery, i dywymo na nowyj swit czerez nadijni iluminatory wsiudychodiw. Wony dla nas jak
okular mikroskopa.
tachy nosia chabuzynnia i skadaju joho bila czastokou. Tam czerhuje koza, jaka prywea siudy swojich ditej, i wony porpajusia u wysokij kupi chabuzynnia, wyszukujuczy
smaczni pahony.
Pohano, skazaw Sergijiw, jakyj nawi schud ta zmarniw za ostanni try dni. Za
normalnych umow wony b doetiy tudy za de-druhyj. I siohodni my mohy b ue zustriczaty hostej.
Oeh mymowoli podywywsia u bik worit. Win we bahato raziw za ostanni dwa dni
dywywsia u toj bik, ujawlajuczy, jak z lisu wyjde, e pochytujuczy, byskuczyj pokatyj
ekspedycijnyj wsiudychid, i jak wony wsi pobia do nioho, i jak iz maszyny wyjdu sprawni astronawty i dywuwatymusia: newe mona wyyty na cij paneti? I nawi rozwesty
horod?
Ae lis buw mowczaznyj, jak i ranisze.
Ne wykluczeno, tobto nawi jmowirno, skazaw Staryj, szczo wony spustyysia
na kuli de w lisi i ne mou znajty taboru ekspedyciji w lisi ce neehko zrobyty.
Ja wsi ci warinty prorachuwaw, widpowiw Sergijiw.
U majsterniu zazyrnua towsta ujiza, zapytaa, czy poadyw Sergijiw opatu. Toj widdaw jij opatu. Oehowi raptom stao nepryjemno, szczo titka ujiza zaraz moe dumaty
pro opatu, koy newidomo, szczo staosia z Marjanoju.
Staryj perechopyw pohlad Oeha i nespodiwano skazaw:
Jako ew Tostoj, tak, jakszczo ne pomylajusia, ew Tostoj, koy bua epidemija
choery, zajszow u chatu, de tilky szczo pomer czoowik, jedynyj hoduwalnyk. A tam sydia
druyna pokijnoho i jia kapusniak. I chto z ludej, jaki pryjszy z Tostym, poczay oburiuwatysia jak mona w takyj skorbotnyj moment jisty kapusniak? A stara widpowia:
Szczo , ja maju wyyty kapusniak? Moywo, ja ne toczno perepowiw, ae ty, Oeh, ne
prawyj. Titka ujiza chwylujesia ne mensze za tebe. Tilky wona rozumije, szczo seyszczu
treba yty, ne mona opuskaty ruky. U nas buway j waczi czasy, i my prodowuway praciuwaty inaksze b ne wyyy.
Ja niczoho takoho ne dumaw, burknuw Oeh.
Nu j dobre, skazaw Sergijiw. Szczo my robytymemo?
Napewno, treba jty do lisu, skazaw Staryj. Jakszczo wony spustyysia my
znajemo napriamok polotu. My jich znajdemo.
Prawylno, pohodywsia Oeh, ja pidu, mona?
Bezhuzdo, skazaw Sergijiw. Podumajte. Witer mih zminytysia, i kula moha
poetity bu-kudy. Nawi due daeko.
A raptom wony zdijsnyy wymuszenu posadku?.. Oehowi wako buo wymowyty ce, ae win zmusyw sebe skazaty: I postraday, rozbyysia, i jim potribna dopomoha.
De jim potribna dopomoha? Pokay! orstko skazaw Sergijiw.
My pidijdemo do riky, my pidemo tym szlachom, jakym etia kula. Ce czotyrypja dniw.
I chto pide? zapytaw Sergijiw.
Czomu hoos joho buw zyj. I Oeh ne rozumiw, szczo cia zlis pochody wid uswidomennia wasnoji bezporadnosti. Wsi dumky i propozyciji Oeha Sergijiw za ostanni dni
zwayw, prorachuwaw i widkynuw, chocza win tako chotiw pity zaraz za aeronawtamy i
szukaty jich w bezmenomu lisi. Tilky ne sydity i ne czekaty.
Ja pidu, skazaw Oeh. 3 wamy. I szcze mona wziaty Fumiko. Wona dobre
chody w lisi.
Ce due daekyj pochid, zapereczyw Sergijiw. Na stilky dniw w neznajomyj
lis ne chodyw nawi Dik. Zapasiw charcziw zaraz maje nemaje, wse seyszcze hooduje.
Oeh ne lubyw poczatku lita, tomu szczo wono zawdy buo hoodnym. Zwiri w cej
czas szcze ne prychodyy, hrybiw buo mao, zee tilky poczynaasia. Chrystyna kazaa,
szczo seyszcze perejniao u chrystyjan dawnij zwyczaj weykyj pist. U dawnynu ludy
te hooduway pered poczatkom lita, koy zakinczuwaysia usi zapasy, i religija prydumaa, szczo cej hood na dohodu Bohowi ce nazywaosia pist i todi ne mona buo
bahato jisty.
Ote, wziaty z soboju praktyczno niczoho. Szczo buo, my widday na powitrianu
kulu. Tak? zapytaw Staryj.
My wpolujemo szczo-nebu u lisi. Ne propademo Ta ne budemo pro ce zaraz
dumaty.
Dumaty korysno zawdy.
Oeh podywywsia na Staroho, czekajuczy joho pidtrymky. Ae Staryj mowczaw.
Ae mowa jde pro naszych A raptom jim pohano?
My zawdy ywemo porucz zi smertiu, skazaw Staryj. Widprawyty zaraz tebe
ta inszych w lis bez nadiji na uspich, oskilky my chwylujemosia za dolu bykych, riwnoznaczno tragediji dla seyszcza. A seyszcze ce w perszu czerhu ne my z Borysom, i nawi
ne ty, a ti ditachy, jaki zaea wid nas. Nu dobre, my piszy w lis. A chto zayszywsia u
seyszczi?
Bahato ludej, skazaw Oeh. I Staryj, i Wajtkus, i inky, i Liz. Bahato.
Wajtkus chworyj i sabkyj. Staryj te. U seyszczi ne zayszysia ni odnoho zachysnyka, ty rozumijesz odnoho wojina!
Ty ne prawyj, skazaw Staryj. Jakszczo potribno, my szcze zhadajemo starowynu!
Jakszczo w lisi ne wporajusia Dik z Kazykom, prodowuwaw, niby ne czuw
joho, Sergijiw, todi u nas z Oehom zowsim mao szansiw jich rozszukaty. Zate due
bahato szansiw, szczo my nikoy ne distanemosia do korabla. Pro ce wy zabuy?
Korabel zaczekaje, wperto prodowuwaw Oeh.
Ty zabuw, czomu my ne pustyy tebe na powitrianij kuli? Tomu szczo ty musysz
dijty do korabla.
A jakszczo ja pidu do korabla, chto ochoroniatyme seyszcze? Oeh widszukaw
sabke misce w argumentach Sergijiwa i wczepywsia w nioho. Chto? Wy sami kazay!
Teper szczo, sydity i czekaty?
My ywemo w eszczatach neobchidnosti, skazaw Sergijiw. My ywemo mi
dwoch wohniw, mi trioch, my ywemo posered wohniu. I zayszajemo lumy, tomu szczo
my zawdy dumajemo.
I teper my ne jdemo na dopomohu Marjani!
Ta pomowcz ty! raptom rozserdywsia Staryj. Ty hadajesz, Sergijiwu ehko
tak mirkuwaty? Ty we dorosyj, ty nasz spadkojeme. Spadkojeme naszoho maekoho
carstwa. My na tebe nadijemosia. A ty spereczajeszsia z namy, jak chopja. Ty zakochanyj
w Marjanu
Szczo? Oeh szczyro oburywsia. Niczoho takoho nemaje.
Ce wydno, usmichnuwsia Staryj, tilky ty sam pro ce dowho ne zdohaduwawsia. A teper, po-mojemu, zdohadawsia, tomu j oburywsia.
Dobre, nawiszczo spereczatysia, skazaw Sergijiw, pidnimajuczy. Rozkryczaysia na wse seyszcze.
Oeh widwernuwsia wid nych. Zakochanyj czy ne zakochanyj pohane sowo,
durne ce jich ne stosujesia. Win znaw we, szczo wtecze wnoczi z seyszcza, wtecze i
sam jich znajde. Nechaj win jtyme pja dniw, desia, nechaj wsi twariuky lisu postanu
proty nioho, ae win znajde Marjanu i Kazyka. Nu, j Dika te. Tilky treba wziaty sebe w
ruky i ne spereczatysia. Na kuli win poetity ne mih ne bytysia z nymy. Ae pity w lis
cioho jomu nichto ne zawady.
Ja zwertaju do twoho rozumu, jakoho u tebe, jak wyjawyosia, nebahato, kazaw
Sergijiw. Oeh ne chotiw joho suchaty, ae ne mih ne suchaty. Szlach do korabla widomyj, i widnosno, ja powtoriuju, widnosno bezpecznyj. I cej szlach twij, Oee. Ce i je
twoja dola i widobraennia doli seyszcza. Nawi jakszczo j staasia tragedija z mojeju dokoju (Win nawmysne skazaw z mojeju dokoju, szczoby ja zrozumiw, podumaw
Oeh) i jakszczo nijakoji ekspedyciji nemaje i nichto nas ne znajde budemo hotuwatysia do hirszoho. U nas szcze zayszajesia Polus. I zayszajeszsia ty. Zrozumiw?
Zrozumiw, tupo widpowiw Oeh, jak na uroci.
Do bisa! Win niczoho ne zrozumiw! rozlutywsia Staryj. Win ne rozumije,
szczo ne naey sobi. Szczo buwaju momenty w ytti, koy ludyna ne maje prawa naeaty
tilky sobi. Ce buwaje todi, koy wid jiji wczynkiw zaey dola inszych ludej.
Uweczeri, koy posutenio, a maty bua u Lindy, wony z neju szyy, Oeh zibraw swij
neweykyj miszok. Win zabraw z korobky na poyczci wse boroszno i soodki korinci
bilsze wdoma niczoho ne zayszyosia, potim nahostryw ni. Zwyczajno, mona buo wziaty
i arbaet, ae cia zbroja bude zawaaty ade jomu dowedesia jty due szwydko, a maje
wid konoho chyaka w lisi mona wtekty. Oeh perebuwaw u wadi wpertosti. Win rozumiw, szczo ne prawyj prawi starszi, ae u jichnij prawoti bua choodna orstokis, z jakoju Oeh ne mih zmyrytysia. Ade win ne widmowlajesia jty do korabla, win pide do
nioho piznisze, ae zaraz ti, szczo w lisi, potrebuju dopomohy, a my tut zajmajemosia baaczkamy. Win ujawlaw sobi, jak pide: po priamij, do boota, do riky. Jomu ne buo
straszno, chocz jakby jomu skazay, aby win piszow do lisu wnoczi, newidomo kudy, odyn,
skazay b u zwyczajnomu ytti, win by zlakawsia. Ae zaraz najhoownisze tilky odne: nepomitno wyjty z seyszcza i zajty tak daeko, szczob joho ne nazdohnay i ne powernuy.
Bo wony sprawdi mou nazdohnaty i powernuty.
Weczir tiahnuwsia due powilno. Oeh zapayw kahane, zaprawyw joho yrom, widkryw pidrucznyk win joho we tryczi proczytaw, i Sergijiw lipyw jomu z hyny objemni
modeli pultu, szczoby ehsze ujawyty, ae dla Oeha zaraz waywisze buo dowesty samomu sobi, szczo swojeju wteczeju win ne widmowlajesia wid pochodu do korabla prosto widkadaje joho na potim.
***
Ty ne spysz? zapytaa Liz, zajszowszy w chatynku.
Oeh widirwawsia wid knyky. Wyjawlajesia, nepomitno dla sebe, win wczytawsia u
tekst, podumky buw na korabli, u widsiku zwjazku.
Ne splu.
Zajmajeszsia? Ja tobi zawaaju?
Ni, niczoho. Materi nemaje. Wona u Lindy.
A ja do tebe pryjsza.
Nawiszczo? (Liz jomu szcze brakuwao!)
Ja taku trawyczku znajsza, skazaa Liz. Bila parkana roste. Wona czudowo
pachne. Ja neju ruky namastya. Na, poniuchaj!
Jaka durna propozycija niuchaty ruky.
Ae widpowisty Oeh niczoho ne wstyh, oskilky Liz pokaa dooni jomu na obyczczia, e ne zaduszya, chocza pokaa due nino. Dooni pryjemno pachy, ae niczoho
osobywoho taku trawyczku Marjana czasto zrywaa i suszya. Z neji wychodia choroszi
prymoczky, koy jake zapaennia.
Harno, prawda? Ce ja sama znajsza.
U Marjany takoji trawyczky ciyj miszok, skazaw Oeh.
Liz niczoho ne widpowia. Czy obrazyasia, czy dumaa, szczo by szcze skazaty. Wona
prysia porucz z Oehom na awci tak, szczo Oeh widczuwaw jiji tepo. Woossia Liz rozpustya i widkynua na peczi. Krasywe woossia, takoho w seyszczi ni w koho nemaje
zootyste, wake. Koy Liz bua maeka, Chrystyna zaplitaa jij kosy, i Oeh smykaw jiji
za nych, ae ce buo dawno, nacze w inszomu switi.
Ty za nych chwylujeszsia? zapytaa Liz.
A ty ni?
Ja tako chwylujusia. Meni zawdy za wsich straszno, szczyro skazaa Liz.
Jakszczo chto jde do lisu, ja we bojusia. Mene nikoy w lis ne zatiahnesz, nijakymy soodoszczamy.
Znaju, skazaw Oeh.
U tebe woossia widroso, mona zaplitaty. Choczesz, ja tebe pidstryu?
Ne treba. Ce roby matir.
Ja tak chwylujusia, skazaa Liz.
Czoho?
Ne znaju.
Todi jdy spaty.
Szcze rano. Wzahali, meni nudno, tak nudno, ty j ne ujawlajesz. U tebe wse-taky
je sprawy, a ja we czas maju sydity z cijeju boewilnoju Chrystynoju. Meni nudno, i ja do
tebe pryjsza. A szcze ja chwylujusia za Dika. I za Marjanu z Kazykom. Wony zaraz u lisi,
napewno. Czy moe wony we znajszy tu ekspedyciju? Ha?
Jakby znajszy, we by pryetiy siudy.
A ja hadaju, szczo wony tilky siohodni jiji znajszy. I wony tam weczeriaju. Jak ty
dumajesz, wony prywezy iz Zemli usilaki strawy? Tak? Jakych my nikoy ne jiy?
Napewno. Ne dumaju, szczo wony chodia na poluwannia.
A ty, koy na korabli buw, szczo tam jiw?
Ty chiba zabua, my prywezy charczi?
Wy prynesy zhuszczene mooko, a Linda zachowaa, tilky ditiam, koy zachworiju, dawaa, a ja maje ne chworia. Jakszczo pokusztuwaa, to chiba odnu oeczku.
Ty necikawo ywesz, skazaw Oeh. Win widhonyw wid sebe spokusywu dumku
pro te, szczo Marjana we w bezpeci, szczo wony prosto ne pospiszaju powertatysia. Ade
ludy iz Zemli jich dopytuju, wse choczu znaty.
A szczo tut moe buty cikawoho? zdywuwaasia Liz. Ade ty znajesz, jak meni
nudno, a zowsim zi mnoju ne zajmajeszsia.
Meni z toboju ne due cikawo, pryznawsia Oeh.
A z neju?
A z neju cikawo.
My jaku dytiaczu rozmowu majemo, skazaa Liz.
Wona perejsza z awky na liko, prysia.
Tut mjakeko, skazaa wona.
Czomu dytiaczu?
My powynni dumaty pro majbutnie. A ty ne wmijesz. Napewno, czerez te, szczo ja
starsza.
Ty maje ne starsza.
Ty ne rozumijesz, Oee, ty szcze maje chopczyk. Bihajesz lisom, stworiujesz powitriani kulky. Ty we wyris, a dozwolajesz, aby do tebe zwertaysia, jak do chopczura.
Ty szczo znajesz?
Ja niczoho ne znaju, ae wse widczuwaju.
Ce twoji sprawy. Oehowi raptom stao nijakowo, szczo wona howory z nym
pro taki reczi. Mene ce ne stosujesia.
Szkoda, skazaa Liz i zamowka.
Wony dowho mowczay. Oeh wdawaw, szczo czytaje, ae nasprawdi, zwyczajno, ne
czytaw. Czerez te, szczo Liz sydia, pidibrawszy pid sebe nohy na joho liku, w kimnati wse
zminyosia i moho szczo trapytysia, chocza win rozumiw, szczo niczoho ne powynno statysia.
Idy sidaj siudy, nawiszczo kryczaty czerez wsiu kimnatu, skazaa Liz.
Ja czuju, widpowiw Oeh. Kimnata maeka. A jak maty pryjde?
Nu to j szczo?
Niczoho, wona zdywujesia.
Wona we moe ne dywuwatysia. Ja by na jiji misci zdywuwaasia, szczo ty dosi
nemowlatko.
Wony znowu zamowky. Oeh sydiw za stoom. Jomu chotiosia, szczob Liz szwydsze
pisza.
Ae Liz ne zbyraasia jty.
Nareszti Oeh skazaw:
Tobi czas spaty.
Znaju, widpowia Liz. Ty choczesz, szczob ja pisza. Czomu? Ty bojiszsia
mene?
Ja nikoho ne bojusia.
Todi jdy siudy, ja zamerza. Maty twoja ne pryjde. Wony z Lindoju budu sydity
do piwnoczi ja zachodya. Linda pacze, a maty jiji wtiszaje. Staryj te ne pryjde, wony z
Wajtkusom hraju w szachy. Ja wse pro wsich znaju.
Meni treba jty.
Tobi? Wnoczi?
Oeh ne widpowiw.
A ja znaju, skazaa Liz. Hospody, czomu ja widrazu ne zdohadaasia! Nasz
widwanyj chopczyk utikaje do lisu szukaty swojich neszczasnych druziw, jaki pju czaj i
zowsim pro nioho zabuy. Ja zdohadaasia?
Pomowczy.
Czomu ja powynna mowczaty? Ja ne choczu, szczob ty jszow do lisu. Ty tam obowjazkowo zahynesz, a meni bez tebe bude pohano. Czesne sowo I raptom Liz zapakaa, tycho, ae hyboko i peczalno. Ja nikomu ne potribna, powtoriuwaa wona poszepky. I ty te choczesz wid mene pity
Wona ziszczuyasia na liku, zhornuwszy kuboczkom, i jiji peczi tremtiy.
Oehu stao jiji szkoda. Win pidijszow do lika, zupynywsia i pohadyw diwczynu po
peczu.
Ne treba, skazaw win. Usi do tebe dobre stawlasia.
Meni ne treba wsich, skazaa Liz, schypujuczy. Meni potriben tilky ty. Ty
cioho ne rozumijesz. Ty ne znajesz, szczo take sprawnie kochannia, i nikoy ne znaw,
szczo ce znaczy, koy ty ne potriben.
strachuwaty motuzkoju, bo wona najsabsza. Marjana prosya, szczob wony zayszyy jiji
na derewi i spuskaysia bez neji, a wona doczekajesia, poky wony schodia za dopomohoju, ae Dik widmowywsia ce zrobyty. Win skazaw, szczo moe take statysia, szczo nijakoji ekspedyciji nemaje abo wona we widetia. Todi dowedesia powertatysia dodomu
ote, Marjani dowedesia yty odnij na derewi, moywo, desia dniw, moywo, dwa tyni.
A za cej czas, jak skazaw win, Marjana moe peretworytysia na skeetyk. Win maw raciju,
Marjana z nym bilsze ne spereczaasia. Koy wona wmowlaa chopciw zayszyty jiji, wona
bojaasia, szczo wony piddadusia na jiji paki umowlannia i zaysza odnu a wona by
pomera wid strachu j samotnosti.
Kazyk widszukaw neweyczkyj otwir u stowburi, wyhnaw z nioho otrujnu zmiju.
Wyjsza szcze odna stancija misce, de mona buo zakripyty motuzku. Ne wystaczao
szcze trioch, czotyrioch takych stancij, aby spustytysia na zemlu wona bua szcze due
daeko.
Na czetwertyj de Dik pidniawsia do zayszkiw kuli, u chmaru, i prynis zwidty szcze
odnu motuzku. Na szczastia, jomu wdaosia wpoluwaty derewynnoho zajcia, i wony siaktak poywno pojiy, a oskilky namuczyysia wid hoodu, to prospay hodyn iz desia. Mynua wicznis widtodi, jak wony zayszyy seyszcze, a meta jichnioji podoroi bua maje
takoju daekoju, jak i perszoho dnia.
Koy wony prokynuysia, pohoda bua due chorosza i buo daeko wydno. Kazyk,
persz ni spustytysia donyzu, do swojeji roboty, nahostryw ni, jakyj zmenszywsia udwiczi
tak stoczywsia. Potim Marjana namastya jomu ruky zayszkamy mazi palci u Kazyka
krowotoczyy i rozpuchy. Dobre szcze, szczo bil wid ukusu szczeep utamuwawsia. Kazyk
piszow na swij sposterenyj punkt dywytysia u toj bik, de powynen buty tabir ekspedyciji.
Win sydiw tam piwhodyny, ae joho nichto ne pidhaniaw, bo wsi rozumiy, szczo chopczyk praciuje bilsze za wsich. Win dywywsia, poky ne pobaczyw, jak pidnimajesia byskucza kulka ce Pawysz etiw na wsiudychodi na toj bereh ozera. Teper wony ne sumniwaysia, szczo znaju, kudy jty.
Z druhoju motuzkoju sprawy u Kazyka piszy szwydsze. Toho samoho dnia win zumiw prokasty dorohu metriw na pjatdesiat. Roboty zayszyosia szcze na dwa dni.
Ci dwa dni mynuy toskno i necikawo. Marjana czasto chodya na punkt spostereennia i czekaa, koy szczo pidnimesia nad berehom ozera. Wona baczya, jak Pawysz
iz Kawdijeju poetiy na toj bereh ozera do zootoji hory. Ce bua persza mandriwka
Kawdiji po paneti. Wona bua napruena i oywyasia tilky todi, koy pobaczya zooti
samorodky, wymyti poticzkom bila hory, i towsti, niby byskuczi kanaty, zooti j kwarcewi
yy. Pawysz te buw wraenyj cym wydowyszczem. Jomu zachotiosia wykuwaty dla Salli
zootyj braset, tilky u nioho ne buo instrumentiw. Koy wony powernuysia, Kawdija
zmusya joho dwiczi projty dezynfekciju Pawysz burczaw, joho wtiszay tilky hillasti
samorodky, jaki win rozkaw dowkoa i myuwawsia nymy. Polit u hory znowu doweosia
widkasty, a moywo, Pawysz pidswidomo znachodyw sprawy, szczoby widkasty joho.
Polit w hory buw swiatom, jaynkoju, nawkoo jakoji mona potanciuwaty. Ae pisla swiata
zawdy nastaju siri budni. Do toho , win nijak ne mih zayszytysia naodynci z Salli. Kawdija ne wypuskaa jich z pola zoru. Salli do cijeji sytuaciji stawyasia z humorom, do toho
, wona lubya Kawdiju i ne chotia jiji zasmuczuwaty.
A tut szcze nadijszow de narodennia Pawysza. Kawdija z Salli postaraysia na
sawu, nakryy takyj czudowyj swiatkowyj sti z tortom i swiczkamy, szczo Pawysz buw
rozczuenyj.
***
A Kazyk czerez dwa dni, nareszti, distawsia do toho miscia, de za pjatdesiat metriw
wid zemli stowbury rozchodyysia piramidoju, zwidsy we mona buo spustytysia bez motuzky.
Huknuwszy nahoru, szczob ne chwyluwaysia, win spowz na zemlu. Ce buo szczastia
jdy, kudy zamanesia. Zemla bua mjaka, po nij mona buo bihaty, strybaty i nikudy ne
wpadesz. Kazyk pobih dowkoa stowbura, szczoby poszukaty torbynu z jieju, skynutu mynuoho tynia pid czas katastrofy kuli, ae ne znajszow czy chto jiji potiahnuw, czy
wona zahubyasia u pidlisku. Kazyk tak widwyk yty w lisi, szczo mao ne utrapyw w kihti
do szakaa, edwe wid nioho wtik. Tikaty wid szakaliw Kazyk ne lubyw, ae szczo porobysz,
koy wid noa zayszywsia aluhidnyj nedohryzok, takym nawi szkiru szakaowi ne proporesz. Kazyku wdaosia nazbyraty hrybiw, i win prynis jich nahoru, na rozsochu.
Nastupnoho ranku wony poczay spuskatysia unyz.
Dik prywjazaw motuzku do stowbura derewa, a potim Marjana, trymajuczy za neji i
wpyrajuczy nohamy w nehyboki schodynky, spustyasia do widamka suka i tam zupynyasia. Kazyk buw ue nycze, na nastupnij stanciji. Potim Dik widwjazaw motuzku i spustywsia schodynkamy do Marjany. Widpoczywszy, wona poczaa spuskatysia nycze, do
Kazyka. Spuskannia na zemlu buo due powilne; Marjana wtomluwaasia, a widpoczynok
nad prirwoju dopomahaw mao. Z konym metrom jiji ruky sabnuy i nohy wse bilsze
tremtiy, wona ne ziznawaasia u ciomu, ae chopci wse baczyy.
A tut szcze uperiszczyw doszcz. Strumeni doszczu chlaskay po rukach i hoowi, syujuczy zmyty ludej-muraszok z weetenkoho stowbura, i nikudy buo poditysia. Motuzka widrazu nabucha, staa wakoju, sykoju, nohy pohano trymaysia na schidciach.
Zayszaysia szcze dwi stanciji.
Dik zwerchu kryczaw, szczob Marjana zupynyasia i ne jsza donyzu, ae jij buo nesya stojaty, rozpastawszy pid strumenem, szczo chluskaw jiji, namahajuczy zmyty, i
wona prodowuwaa spusk. Diwczyna promynua peredostanniu stanciju, zayszaosia
szcze metriw trydcia-sorok, a tam we stowbur robywsia szyrszym i spuskatysia stao spokijnisze.
Kazyk, koy spuskawsia na zemlu i znowu pidnimawsia, ne wstyh pryhotuwaty motuzku, i Marjana spowzaa bez neji, namacujuczy nohamy schodynky i prytyskajuczy ywotom do sykoji neriwnoji kory.
Kazyk namahawsia spuskatysia nedaeko wid Marjany, win bojawsia, szczo wona zirwesia, chocza rozumiw, szczo w takomu wypadku jomu diwczynu ne wtrymaty. Ae wse
odno trymawsia bycze i pidkazuwaw jij, kudy stawyty nohu.
Diwczyna distaasia do toho miscia, de stowbur poczaw rozszyriuwatysia, i zrozumia
ce, oskilky wnyzu bua we ne prirwa, a krutyj schy. I Kazyk te perewiw duch: wse zakinczyosia bilsz-mensz wdao. Zatulajuczy oczi wid doszczu dooneju, win podywywsia nahoru, jak tam spuskajesia Dik.
I w ciu my win poczuw korotkyj, zowsim tychyj kryk i mymo, zaczipajuczy i zaedwe ne potiahnuwszy za soboju, proetia Marjana. Wirnisze, wona ne proetia, a skotyasia cym krutym schyom, jakyj buw use krutym nastilky, szczo wtrymatysia na niomu
buo nemoywo. Kazyk z achom dywywsia, jak jiji tio ety donyzu.
Win ne pamjataw, jak opynywsia na zemli niby nawi i ne dywywsia na schidci, a
trymawsia, jak uczok, za koru. Win pidbih do Marjany, jaka eaa, rozkynuwszy ruky.
Win kykaw jiji, a wona mowczaa. Win prykaw wucho do jiji hrudej i dowho ne mih poczuty byttia sercia.
Cijeji myti do nioho pidbih Dik. Win widsztowchnuw Kazyka i nakazaw jomu trymaty
kurtku nad hoowoju Marjany, szczoby doszcz ne padaw na obyczczia. Kazyku buo choodno, i doszcz bolacze chloskaw.
Wona ywa, skazaw Dik.
Win obmacuwaw jiji rukamy, perewiriaw, czy nemaje pereomiw. A koy dotorknuwsia do nepryrodno pidihnutoji nohy, Marjana, ne rozpluszczujuczy oczej, zastohnaa,
i wony zrozumiy, szczo w neji zamana noha, a ce due pohano.
Dik piszow w lis i zrizaw tonki payci.
Marjana bua u napiwzabutti, oczewydno, wona szcze wdaryasia i tomu wtratya swidomis, ae koy Dik poczaw pryasztowuwaty payci do nohy motuzkoju, jaku prynis z soboju, wona zakryczaa wid bolu, zapakaa i otiamyasia. Dik ne suchaw jiji paczu, chocza
Kazyk prosyw joho zupynytysia i ne muczyty Marjanu. Ta Dik wse spoczatku perewjazaw
nohu tak, szczob wona bua neruchomoju.
Wony obereno widnesy Marjanu do lisu, de pid hustym szatrom ystia zywa ne tak
lutuwaa. Wona we zowsim opamjataasia, jij buo bolacze, ae wona terpia.
Jak bezhuzdo, howorya Marjana, jak ja was pidwea.
Mowczy, nakazaw Dik. Win namahawsia rozpayty wohnyszcze, a Kazyka widprawyw na poszuky weykoho poronioho horicha, szczoby w niomu zakypjatyty wodu.
Niczoho, kazaw win, my wse spustyysia.
Marjana tak wtomyasia, szczo nezwaajuczy na bil, uweczeri zasnua. A Dik z Kazykom szcze dowho sydiy bila wohnyszcza i dumay, szczo robyty dali, oskilky wse ce buo
wkraj skadno.
Mona buo, zwisno, widisaty Kazyka nazad u seyszcze. Ae jty tudy potribno dniw
pja, jakszczo ne bilsze, i jty wako: boota, hustyj lis pohani miscia. Ta j zayszatysia
Dikowi z Marjanoju buo nebezpeczno. Odna ludyna obowjazkowo musy chodyty na poluwannia, za chmyzom, i todi Marjana zayszysia odna, bezzachysna. A lis ne luby bezzachysnych. Jakszczo nawi zayszyty jij baster, wse odno moe pidkrastysia jaka hadyna,
jiji nawi ne pomitysz.
Harazd, skazaw nareszti Dik. My zrobymo sanczata i potiahnemo Marjanu
do riky.
Prawylno, widrazu pohodywsia Kazyk. Hoowne pereprawyty jiji czerez
riku abo chocza b odnomu z nas pereprawytysia. Prawda? My dijdemo do ludej i pokyczemo jich.
Tak i zrobymo, skazaw Dik. Do riky my jiji dotiahnemo za piwdnia. Tam by
pereprawytysia.
Tilky b wony ne poetiy, tilky b zaczekay, prystrasno skazaw Kazyk, nacze
moywsia. Wony ne powynni poetity. Wony powynni zrozumity, szczo bez jichnioji dopomohy nam tut kine. Ade wony iz Zemli, wony sylni, wony wse rozumiju.
Dawaj spaty, zaproponuwaw Dik, spy, a ja posydu. Potim rozbudu tebe.
Zawtra dijdemo do riky.
Dijdemo, skazaw Kazyk.
Nam we nebahato zayszyosia.
Doszcz stukotiw po ystiu, win zatychaw, a waki krapli zrywaysia i paday na moch.
***
Toho dnia wony do riky ne dijszy, chocza wona zwerchu zdawaasia bykoju. Po
dorozi do neji treba buo perebyratysia czerez booto, do toho wony wtratyy bahato
czasu, szczoby zmajstruwaty sanczata dla Marjany.
Dik zrizaw erdyny dla sanczat, ae tonkych lin, szczoby jich zwjazaty, ne wyjawyosia.
Marjani stao hirsze wid bolu, jakyj jiji ne widpuskaw, i wid strusu mozku. Szczoprawda, wony ne znay, szczo u Marjany strus mozku, ae jiji nudyo, bolia hoowa, i wona
edwe upiznawaa swojich towarysziw. Synci na hrudiach, na szczoci, na boci stay czornymy.
Wnoczi znowu zdijniaasia buria, szczoprawda, maje bez doszczu. Byskawky byy
po stowburu derewa i skoczuwaysia na zemlu wohnennymy zmijamy. Dik zradiw, szczo
wony wstyhy zlizty.
Porywom buri zirwao z werchnich hiok resztky powitrianoji kuli wony pobaczyy
jiji padinnia i spoczatku w temriawi ne zrozumiy, szczo ce take: byskawky oswitluway
czorne byskucze pokrywao, jake powilno opuskaosia w lis.
Wranci Kazyk obereno pidkrawsia do newidomoji istoty, jaka eaa nepodalik wid
nych, i zrozumiw, szczo ce jichnia stara kula. Wona teper zowsim ne bua schoa na kulu,
i nawi wako buo ujawyty, szczo wona moha pidnimatysia u powitria. Wid oboonky zayszyysia tilky weyczezni rozirwani szmatky, a wid koszyka aluhidni uamky. Ae
buy motuzky, bua pliwka michuriw. Oto Dik z Kazykom zrobyy czudowi sanczata dla
Marjany i nawi zwerchu pryasztuway szczo na zrazok zapony, szczob u riczci ne muczya moszkara, jaka wysy tam u powitri czornymy chmaramy.
Uwe nastupnyj de piszow na pereprawu czerez booto, w jakomu buo tysiaczi hadyn, i zanoczuwaty doweosia na maesekomu ostrowi, spetenomu z wodorostej i oczeretu. Ostriwe prytuywsia do bereha riczky.
Marjana marya, u neji bua wysoka temperatura, i nikomu jij buo podaty liky,
oskilky u likach rozumiasia tilky wona sama.
Ostriwe e-e pohojduwawsia pid nym teka rika, jakszczo sylno nastupyty, to
noha prowaluwaasia. Wnoczi Kazyk ubyw weyku zmiju, jaka tako chotia pereczekaty
nicz na ostrowi. Kazykowi zdawaosia, szczo wony widetiy z seyszcza due dawno
moywo, rik tomu, i widtodi kudy jdu, powzu i wydriapujusia, i nikoy ce ne zakinczysia. Szczob widwoliktysia, win ujawlaw sobi soodki kartyny zustriczi zi sprawnimy
zemlanamy, a potim staw zhaduwaty nazwy wsich hir na Zemli wysotoju bilsze womy kiometriw. Ci sowa mao szczo oznaczay dla Kazyka wony buy zakynanniam, nytoczkoju, jaka zwjazuwaa joho iz Zemeju.
Wranci wony zwaryy i zjiy zmiju, a potim szukay prydatni stowbury, szczoby zrobyty plit, i zmuczyysia, probyrajuczy do bootystoho bereha piszczanymy kosamy i zarostiamy kuszcziw.
Marjanu wony ni na sekundu ne zayszay odnu. Tym pacze, szczo miscia buy neznajomi i nebezpeczni. Tut zustriczaysia inszi bootiani twariuky. U hybyni boota, wyszcze po rici, kudy wony ne zachodyy, buo jake skupczennia twaryn jakszczo wydriapaty na derewo, mona pobaczyty, jak wyruje woda, nacze jiji meszkanci ywu u postijnij
woroneczi.
ysze nadweczir Dik znajszow dwa powaeni derewa, ae wony eay wkraj
nezruczno, w booti, i nezrozumio buo, jak jich wytiahnuty i zwjazaty. Kazyk zmetykuwaw, szczo koy obrizaty korinnia, szczo trymao jichnij pryberenyj pawuczyj ostriwe,
joho mona pidihnaty do derewa. Tak wony i zrobyy: prytiahnuy derewa do ostriwcia i
Kazyk nazwaw nowyj korabel Zoota a. Wony z Dikom sylno widsztowchnuysia erdynamy, korabel-ostriwe neochocze widirwawsia wid bereha i popyw. Joho znosyo wnyz, ae cia protoka, persza z trioch czy czotyrioch, jaki treba buo podoaty, bua
tycha i mikowoda. Wony distaway erdynamy do dna nawi na seredyni.
Mandriwka wyjawyasia ehkoju, i wsi rozweseyysia. Marjana prypyniaasia na liktiach i dywyasia, jak wony pywu.
Wony szcze nikoy ne paway na weykij wodi, i ce buo due cikawo. Jakszczo dywytysia unyz, to kri prozoru wodu buo wydno piszczane dno, wodorosti, szczo tiahnusia
dohory, i nawi inkoy rybu. Nad nymy krulay neznajomi ptachy, maeki i krykywi, inkoy odna z nych kydaasia u wodu i wychopluwaa z neji rybynu.
Promiok mi perszoju i druhoju protokoju buw neszyrokyj i nykyj, ce bua wuka
smuha halky, obmytoji wodoju. Jim ehko wdaosia peretiahnuty u druhu protoku swij korabel. Szczoprawda, na ce piszo hodyny z try, i Kazyk z Dikom due wtomyysia, ta j ostriwe e trymawsia na wodi. Zi smuhy halky wony pobaczyy szyroke i szwydke ruso, a za
nym tretie szcze szyrsze. Pomi druhym i tretim rusom buw dowhyj pahorb, porosyj
trawoju, i jak peretiahnuty czerez nioho korabel, nichto ne znaw. Tomu wony wyriszyy,
szczo dozwola wodi nesty korabel wnyz, bycze do ozera, tudy, de protoky schodiasia.
Zanoczuwaty doweosia na protyenomu berezi protoky, bila samoho ozera tak
daeko jich widneso wnyz. Ae wony wse pereprawyysia.
***
Wony zibraysia usi razom, tilky bez ditachiw. Z moodszych pryjsza ysze Fumiko,
sestryczka Kazyka. Wsi ci dni wona ni z kym ne bawyasia, ae j ne pakaa wony z Kazykom nikoy ne pakay. Wona chodya, jak awtomat niczoho ne baczya, niczoho ne
czua. Ne buo j Staroho. Staryj zastudywsia i ue tretij de ne wstawaw.
U weykij kimnati Sergijiwa buo prostorisze: troje widsutnich bahato dla maekoho seyszcza. Widrazu widczuwaosia, szczo jich nemaje, szczo porucz poroni miscia.
My jdemo, skazaw Sergijiw. My jdemo z Oehom, tomu szczo czekaty bilsze
ne mona.
Szcze rano, ne pohodywsia Wajtkus, u mene szcze niczoho ne dostyho.
Dity nazbyray hrybiw, skazaw Sergijiw. Cioho roku lito due tepe, ae nema
garantiji, szczo tepo protrymajesia. Ty pamjatajesz, jak dwa roky tomu lito poczaosia
spekoju, a potim widrazu piszow snih? Ce moe powtorytysia. A zaraz we bilsze tynia
stoji tepo, i snih bila perewau powynen pidtanuty.
My pidemo udwoch, skazaw Oeh. Nam bahato jii ne potribno.
Oeh prawyj, pidtrymaw Sergijiw.
A szczo ce zminy? raptom wtrutyasia maty.
Oeh rozumiw, szczo wona zaraz poczne szukaty argumenty proty cioho pochodu.
Win czekaw, szczo zaraz wona skae pro ce rozumno i wpewneno, i wsi jiji zrozumiju,
posuchajusia. I Oeh zayszysia z neju.
Nema nijakoji garantiji, szczo wy zmoete naahodyty zwjazok.
Mamo, ja we dawno ce czuw, skazaw Oeh. Reszta mowczay, oskilky rozumiy,
szczo same win musy widpowisty materi. Dwadcia rokiw tomu ne buo czasu. Korabel
buw mertwyj, choodnyj, obydwa zwjazkiwci zahynuy, ty sam znajesz, i kapitan zahynuw
usi, chto buw na pulti keruwannia, zahynuy. Todi potribno buo wyyty, usi dumay,
jak pity, nichto ne panuwaw zayszytysia i zamerznuty na korabli, prawda?
Hryb-gigant buw na koyszniomu misci, win nawi pidris za zymu. Wony ne zatrymuwaysia bila nioho we temnio i Oeh chotiw dijty do peczery, a jakszczo wdassia, i
dali. Konoho dnia wony powynni prochodyty bilsze, ni mynuoho roku.
***
Wony chotiy poczaty pereprawu czerez szyrokyj rukaw riky udoswita, ae poky ukripluway ostriwe, szczo rozlizsia za nicz, Marjana zasnua. Wnoczi wona ne wyspaasia, a
tut pryhriasia i zasnua. Dik z Kazykom ne budyy jiji, wony widijszy podali berehom i
czekay, koy wona prokynesia.
Wtomywsia? zapytaw Dik.
Kazyk zdywuwawsia. Dik nikoy ne pytaw pro taki reczi. Jakszczo czoowik wtomywsia ce joho osobysta sprawa. Koy ty due wtomywsia, Dik wime u tebe miszok abo
zdobycz. Niczoho ne skae, prosto wime. Moe, win te wtomywsia? podumaw Kazyk, a whoos skazaw:
Niczoho, nebahato zayszyosia.
Dik udaryw joho po peczu dooneju, ne bolacze, ae widczutno. Kazyk dumaw: O
my sydymo porucz z Dikom, i win ne znaje, jak ja joho lublu. Ja joho lublu bilsze za wsich,
nawi bilsze za Marjanu i titku ujizu, tomu szczo ja choczu buty takym, jak win sylnym
i mowczaznym. Dobre buo by, jakby my z nym druyy i na Zemli. Ade ja szwydko wyrostu i te stanu dorosym, a win szcze dowho bude moodym. My zmoemo razom wyruszaty
w daeku mandriwku.
A moe, pidnimemosia na Ewerest? zapytaw Kazyk whoos.
Na bisa tobi toj Ewerest? skazaw Dik, jakyj zrozumiw, szczo Kazyk znowu dumaje pro Zemlu.
Nu, na poluwannia, prypustyw Kazyk.
Na poluwannia tam ne mona, skazaw Dik. Ja zapytuwaw u Staroho. Na Zemli ne poluju. Ne choczu ja na Zemlu.
I ne choczesz podywytysia?
Podywytysia mona, skazaw Dik. Tilky zayszatysia tam ne choczu. Meni
nudno. Tam toho ne mona, cioho ne mona Wony sydia u czystekych chatkach i bojasia mikrobiw, ja znaju.
Jakby wony bojaysia, rozwaywo zapereczyw Kazyk, my by siudy ne pryetiy.
A my tut do czoho?
A do toho, szczo my i je wony. My odne i te same. My kudy jdemo? Do nych. Tobto
do sebe. Ja tak rozumiju. My nacze zabukay w lisi i teper choczemo wyjty. Wony sylni,
harni, jak na fotografiji.
A my dla nych brudni, skazaw Dik.
Kazyk ne spereczawsia, tomu szczo rozumiw, czomu Dik tak howory. Ce ne zmenszuwao joho lubowi do Dika: tak rozuminnia sabkostej kochanoji ludyny nawi roby jiji
byczoju. Dik bojawsia ludej iz Zemli, bo zazdryw jim.
My tam te ne budemo ostannimy, skazaw Kazyk.
De?
Na Zemli. Tam naszi taanty znadoblasia. My budemo slidopytamy. Na Dalniomu
kosmicznomu foti.
Wimu nas wony z peluszok wczasia, wykryw sebe Dik.
miynu. A koy chwyli stay zowsim weyki, Dik i Kazyk zalizy w choodnu wodu i utrymuway tak plit. Marjana te ne spaa.
Oeh iz Sergijiwym jszy bez niczoho, jszy szwydko i, hoowne, jszy inaksze. Zminyosia jichnie stawennia do dorohy. Mynuoho roku cia podoro bua maje nemoywoju,
wony na neji zwayysia ysze z widczaju. Smer Tomasa bua jedynoju patoju za dosiahnennia cijeji nejmowirnoji mety, i sam Polus zdawawsia tajemnyczym, daekym spohadom, realnis jakoho bua sumniwnoju.
Zaraz wony jszy po wakij dorozi do pewnoji mety z konkretnymy namiramy. Hoowne dijty jakomoha szwydsze i zwjazatysia z ekspedycijeju.
Sergijiw budenno i spokijno wyznawaw u pochodi werchowodstwo Oeha, i oskilky
starszyj namahawsia niczym ne pidkresluwaty riznyciu u wici i doswidi, to Oeh te spokijno ne wyznawaw cijeji riznyci. Ce bua podoro dwoch dorosych czoowikiw.
Wony jakraz promynuy weetenkyj hryb i jszy pomi skel, koy Sergijiw zapytaw:
Ty nasprawdi kochajesz moju Marjanku?
Meni tak zdajesia, widpowiw Oeh. Win podumaw, szczo bilsz kategoryczna
widpowi bude nepryjemna Sergijiwu.
Sergijiw nacze ne pomityw dypomatycznosti widpowidi.
Nichto z nas ne mih j podumaty, szczo my doywemo do wesilla, do wesilla nastupnoho pokolinnia.
Pro ce my z neju ne howoryy, znijakowiw Oeh.
Win zhadaw pro Liz, i jomu zachotiosia zachowaty ciu dumku jaknajhybsze, szczob
Sergijiw jiji ne pobaczyw.
Jakszczo wse mynesia, skazaw Sergijiw, seyszcze cioho wesilla ne pobaczy. Seyszcza ne bude. Joho zere lis.
Oeh ozyrnuwsia. Jomu zdaosia, szczo za nymy jde son. Ue poczao sutenity, i wid
snihowych strumeniw swit buw zakowanyj u siru imu. Sergijiw jszow spokijno. Win pokadawsia na intujiciju Oeha.
Meni joho ne szkoda, mowyw Oeh.
A meni szkoda, widpowiw Sergijiw. Ce maje poowyna moho yttia i bilsza
czastyna yttia swidomoho.
Ty choczesz dodomu?
Ne w ciomu ricz. My proyy dowhi roky bidnymy i bezsyymy, ludyna iz Zemli,
pobaczywszy nas z toboju, wyriszy, szczo baczy mawp. A ja upewnenyj, szczo koy my
powernemosia dodomu, to u spohadach zayszasia peremohy i uroczysti momenty, jakych
ty j ne pomityw.
Ja buw maekyj?
Dla tebe buo pryrodnio, szczo my zayszajemosia lumy, szczo ty chodysz do
szkoy i jisy okoju. A znajesz, jake swiato buo, koy ja zrobyw perszu oku?
Oeh rizko smyknuw Sergijiwa za rukaw, zwayw z nih, toj tilky kriaknuw wid bolu.
Nad hoowamy promczaa czorna zhraja. Jak wersznyky apokalipsysa, podumaw Sergijiw, dywlaczy na strimkyj i riwnyj ruch czornych tinej.
Szczo ce buo? zapytaw win Oeha.
Ne znaju, widpowiw toj. Ja jich jako baczyw, dawno we, ae ne znaju, chto
wony. Ty howoryw pro oku?
A szcze buo bahato smisznoho, skazaw Sergijiw. My czasto smijaysia. Ranisze czastisze, ni teper, teper my wtomyysia.
Wony promynuy peczeru, de mynuoho razu Oeh prowiw trywonu nicz. Moywo,
warto buo zayszytysia na nicz u peczeri wse prykryttia, ae szcze ne zowsim stemnio
i newidomo buo, jaka pohoda czekaje jich zawtra. Wpertis, z jakoju mokryj snih zastyaw
zemlu, nastorouwaa. Sergijiw ne spereczawsia z Oehom, chocza wtomywsia znaczno bilsze, ni win. Ue czerez piwhodyny Oeh poszkoduwaw, szczo wony ne zupynyysia u peczeri. Piszow takyj hustyj snih, szczo Oeh bojawsia zabukaty. Wony postawyy paatku,
zalizy w neji, obniaysia. Wnoczi stao zowsim choodno. Sergijiw, poky ne zasnuw, rozpowidaw, szczo maty Marjany joho ne lubya. I nawi chotia pity wid nioho, ae zayszyasia czerez Marjanku. Ce buo dywno: jak mona pity wid ludyny w seyszczi?
Zdijniawsia witer i kydaw meniamy snih na maeku paatku.
Wony pidniaysia, koy rozwydniosia nastilky, szczo mona buo rozhedity zemlu
pid nohamy. Wirnisze, podertu kowdru mokroho snihu, kri jaku styrczao kaminnia i
obridni kuszczi.
Snih prytych, ae witer zawywaw tak samo sylno, jak i ranisze, win buw mokryj i zyj.
Oeh dywywsia, jak skulujesia pid witrom Sergijiw, jaki w nioho temni zaszkarubli palci,
jakymy win rizko prybyraw z czoa pasma dowhoho peristoho woossia. U ciu my Oeh
zrozumiw, szczo bojisia. Bojisia, bo u mynulij mandriwci win ne buw widpowidalnym ni
za koho. Dik kraszcze poluwaw i znachodyw dorohu, Tomas pamjataw koysznij szlach,
Marjana wmia likuwaty i rozumiasia na trawach. Wid Oeha wymahaosia odne jty. A
jakszczo wony teper zbyysia z dorohy? Jakszczo wony ne znajdu uszczeynu, w jakij tecze choodnyj poticzok? Powertatysia nazad? Ce najhirsze, szczo moe statysia. Tilky ne
powertatysia.
U tebe kypy, skazaw Sergijiw.
Oeh wysypaw u banku meniu suchych hrybiw. Wony szwydko nabubniawiy i
pidniaysia dohory. Sergijiw i Oeh po czerzi, obpikajuczy, wytiahay z banky syki mjaki
kulky, dmuchay na nych, potim uway. Oehu jisty ne chotiosia ce bua neobchidnis,
jaku treba wykonuwaty, inaksze zabrakne syy. U seyszczi zawdy ne wystaczao soli. Ranisze jiji wzahali ne buo, a teper Wajtkus widszukaw za bootom soonuwate dereo, nawkoo jakoho mona buo naszkrebty soli. Szczoprawda, wona bua szwydsze hirka, ni soona, ae Wajtkus wypariuwaw jiji, chytromudro rozdilajuczy na frakciji. Hryby, jaki wony
uway, buy ysze troszky pidsoeni, ae nedostatnio, szczoby perebyty smak, jakyj dawno
stojaw upoperek hora.
Piszy? zapytaw Sergijiw.
Oeh i ne pomityw, jak win pidniawsia i poczaw zbyraty paatku pootnyszcze z
rybjaczoji szkiry.
Oeh perewiryw arbaet. Tiatywa namoka, i jiji dowodyosia pidtiahuwaty.
Wony piszy dali, dohory schyom. Oeh ne wpiznawaw cych mis
i, kartajuczy sebe, podumaw: bezhuzdiam buo ne zayszyty znakiw, ade wony dwiczi projszy cym szlachom.
Moywo, mij nastrij, skazaw Sergijiw, koy wony projszy byko kiometra,
wykykanyj szcze j tym, szczo moja dijalnis, moja cinnis tam, na Zemli, teper doriwniuje
nulu. Meni zaproponuju widpoczywaty.
Czomu? Ty szcze ne staryj i sylnyj, skazaw Oeh.
Meni we ne wpysatysia u swit, jakyj zminywsia, u jakomu ja, u kraszczomu wypadku, stanu ekzotycznym Robinzonom, szczo wykykaje spiwczuttia. Dowedesia pysaty
spohady.
Spohady? Pro szczo?
Pro nas Ja poartuwaw. Ja ne budu pysaty spohady. Ja bawytymu onukiw. Wam
z Marjankoju tako bude neehko. Ty ujawlajesz, skilky wsioho znaju waszi rowesnyky?
Ja budu wczytysia.
Wony jszy do weczora maje ne zupyniajuczy. odnych pryhod. Oeh strilaw u zajcia, ae ne wuczyw. Snihopad ne prypyniawsia. Win naypaw do odiahu, ae ne buo choodno, tilky z konym krokom stawao wse wacze j wacze wytiahuwaty nohy zi snihu.
Koy stemnio, mandriwnyky zajszy w uszczeynu. Ae ce bua zowsim insza uszczeyna. Szwydsze, szyrokyj wodoryj. Tam i zayszyysia noczuwaty. Wony rozumiy, szczo
zbyysia z dorohy, ae powertatysia buo pizno. Jakszczo tam, nahori, snihu ne tak bahato,
to zayszajesia nadija wyjty do perewau. Ae howoryty pro ce ne chotiosia. Oeh rozdiyw resztky hrybiw na try czastyny. Chmyz wony ekonomyy i, jak tilky woda w banci zahriasia, odrazu pohasyy wohnyszcze, a hooweszky skay u torbu.
Wony spay pid skeeju, wnoczi buw moroz, i witer skoczuwawsia wodoryjem, jak potik wesnianoji wody.
***
Wranci Pawysz zibrawsia w hory.
Win pokykaw iz soboju Salli, jak i domowlaysia, ae Kawdija bua proty, bo nadijszow de profiaktyky i Salli powynna bua perewiriaty aparaturu ce jiji obowjazok.
Pawysz wziawsia umowlaty Kawdiju, szczo profiaktyku mona perenesty na inszyj de,
ae wona bua newmoyma. Kawdija hyboko perekonana w tomu, szczo neju keruje poczuttia obowjazku i tilky poczuttia obowjazku. I odnych inszych poczuttiw wona ne znaje.
Boh z wamy, Kawdije, skazaw Pawysz. Jakszczo wy ne choczete, szczoby zi
mnoju litaa Salli, etimo z namy.
Jomu zdaosia, szczo Salli, jaka czua ciu propozyciju, usmichnuasia, ae win ne nawaywsia podywytysia u toj bik.
Wy zboewoliy! skazaa Kawdija i nespodiwano zaszariasia. Pawysz nawi
ne pidozriuwaw, szczo Kawdija umije czerwonity. Wy dumajete, szczo same ja hoowna edarka na naszij stanciji?
Ja niczoho pohanoho ne maw na uwazi, skazaw Pawysz. Ja tilky dumaw,
szczo i wam rano czy pizno dowedesia etity w hory. Ce wasza stychija.
Moja stychija usia paneta, skazaa Kawdija. Hory we obsteyy skauty.
Systema, jaka znachodysia na piwnicz wid lisu, poriwniano mooda, bez aktywnoho wywitriuwannia. Jakszczo tam i je szczo ne banalne, to potribno bude robyty hyboku swerdowynu
Moja sprawa zaproponuwaty. Misce u wsiudychodi znajdesia.
Diakuju za zaproszennia, ae jako inszym razom
Salli zahornua Pawyszu kilka buterbrodiw na dorohu i daa termos z kawoju.
Ne turbujsia, skazaa wona, koy Kawdija pisza do sebe w aboratoriju.
Meni sprawdi siohodni treba praciuwaty. My poetymo z toboju nastupnoho razu.
Ne znaju, koy bude toj nastupnyj raz, skazaw Pawysz. Zawtra zjawlasia
szcze miljony spraw.
Szczo prydumajemo. Siohodni ty znajdesz jaki nowi harni miscia. Dobre?
Salli pidniaasia nawszpyky i eheko pociuwaa Pawysza u skroniu. Wona bua
wysoka na zrist.
Ja znaju, szczo zroblu, skazaw Pawysz. Ja we wse prydumaw.
Szczo?
Ja pereselusia w aboratoriju. Razom z toboju.
Zi mnoju?
Tak. U nas bude swij budynoczok, my zmoemo zaczynyty za soboju dweri. Czomu
my musymo chowatysia z naszym poczuttiam i robyty wyhlad, szczo ne podobajemosia
odne odnomu?
Ty ne wmijesz obmaniuwaty.
Tym pacze. Kawdija wse odno nezadowoena.
Zwyczajno. Ce krach ustaenych norm. Wona czudowo znaje, zwidky berusia
dity, ne wwaaj jiji synioju panczochoju. Ae w ekspedyciji wona zwyka, szczo na twojemu
misci Sriblana Taewa. Naszi stosunky neprawylni, nespodiwani, i wona nijak ne moe do
nych prystosuwatysia, a nas zawdy dratuje te, do czoho my ne moemo prystosuwatysia.
Naprykad, nas dratuje cia paneta.
Ne treba fiosofstwuwaty, skazaw Pawysz. Postawymo jiji pered faktom.
Niczoho ne wyjde aboratorija nedostatnio sterylizowana. Kawdija szwydsze
umre, ani dozwoy komu yty tam.
Zakinczyty ciu rozmowu wony ne wstyhy, oskilky powernuasia Kawdija. Wona
prynesa owtyj arkusz.
Na tretij de, skazaa wona, odyn iz mojich skautiw zarejestruwaw metaewu
anomaliju o u ciomu kwadrati. Do toho , joho powidomennia ne czitke ja ne zmoha
zrozumity, szczo tam za wychid. Jakszczo tobi bajdue, kudy etity, podywysia u cij doyni.
Anomalija powerchnewa, i ce osobywo dywuje.
Iz zadowoenniam, skazaw Pawysz.
Pawysz zrobyw koo nad stancijeju, pohoda bua chorosza, wydno daeko. Zatumanenoju skeeju pidnimaysia, znykajuczy u chmarach, stowbury weetenkych derew. Ozerom bihy neweyczki chwyli. Na Zemli Pawysz dawno by wyjszow na ozero u humowomu
czowni i rybayw by czy kupawsia sobi na wtichu. Wtim, potribno bude zdijsnyty ekskursiju po dnu ozera. Nastupnoho tynia.
Potim Pawysz pidniaw wsiudychid wyszcze, prorizawszy chmary.
Z chmar wyetia zhraja ptachiw takych Pawysz ue baczyw, ce buy dywni istoty,
napewno, pazuny, potribno upijmaty odyn ekzemplar dla doslidiw; wony wasztuway
u powitri orstokyj pojedynok: splitaysia u kubok, rozlitaysia znowu, kydaysia odna na
odnu.
Werszyny hir, szcze daeki, prorizay chmaru. Bycze czorni, bezsnini; dali
ukryti snihom, masywni, spokijni i znajomi hory powsiudy odynakowi, na bu-jakij paneti.
Wsiudychid zupynywsia bila hir. Teper mona buo zrozumity schemu roztaszuwannia hirkoji systemy. Hory pidnimaysia wystupamy wid doyny, perechodiaczy w perszyj,
poriwniano newysokyj i paskyj chrebet. Za nym tiahnuysia wysokohirni doyny, na jakych nawi zaraz, ulitku, ne tanuw snih. Za doynamy anciuhom zdijmaysia hory nabahato wyszczi, we sprawni giganty wysotoju bilsze pjaty kiometriw. Dali Pawysz
znaw pro ce, ae zdaeku buo wako pobaczyty roztaszuwawsia wizerunok werszyn,
najwyszczych na paneti, i najwyszcza hora zawwyszky ponad odynadcia kiometriw, jaka
szcze otrymaje dostatnio harnu i hordu nazwu.
Tudy Pawysz poky szczo ne poetiw.
Win opustyw maszynu na poohomu schyli druhoho chrebta. Posydiw trochy, ne widkrywajuczy luka.
Buo due tycho. I tysza cia bua czystoju i uroczystoju. Tysza, jaku nikoy i nichto
szcze ne poruszuwaw zwukom hoosu.
Potim Pawysz wyjszow na zwjazok i zapytaw, jak sprawy na stanciji.
liju.
Pawysz widkryw skryku z ekspedycijnymy pryadamy. U kateri powynni buty neobchidni reczi motuzky, kriuky. Obstawyny buwaju taki nespodiwani, szczo wsia technoogija kosmicznoho czasu wyjawlajesia bezsyoju pered szmatkom trosu.
Pawysz widrazu widszukaw idealne znariaddia, szczoby pronyknuty na korabel,
reaktywnyj riukzak.
Useredyni korabel dobre zberihsia. Win buw nemow zaspyrtowanyj kryanym powitriam.
Pawysz powilno jszow korydoramy korabla, zahladajuczy w kajuty. Joho metoju buw
pult uprawlinnia. Tam powynen zberihatysia bortowyj urna.
Kajuty buy poroni. Ce buo dywno: nawi koy bilsza czastyna komandy perebuwaa w anabiznomu widsiku, czerhowych na takomu korabli mao buty ne mensze sotni
ludej.
U kajutach wse zayszaosia takym czy maje takym samym, jak na moment katastrofy korabla. Reczi na misciach, ae odnoho trupa.
Na korabli etiy simjamy. W odnij kajuti Pawysz zapamjataw jiji nomer: 44
joho raptom zworuszya kartyna zakarbowanoji myti. Tam stojaa dytiacza koyska, bila
neji rozpoczata plaszeczka dytiaczoho mooka. Ihraszky w koysci
Pawysz we perekonawsia, szczo pisla awariji na korabli zayszyysia ywi ludy. I
jomu potribno buo zrozumity, szczo staosia z nymy potim.
Pawysz widszukaw pult keruwannia. Win sylno postradaw. Pryady uprawlinnia
buy rozbyti. W mertwomu chaosi dywom zdawawsia zeenyj wohnyk sygnau awtomatycznoho zwjazku iz Zemeju. Pawysz wymknuw joho merechtinnia wohnyka w mertwomu korabli mao zowisnyj widtinok.
U widsiku keruwannia ta w inszych subowych prymiszczenniach Polusa Pawysz
nikoho ne znajszow. Ne buo i bortowoho urnau. Ne buo ludej i u widsiku dwyhuniw,
jakyj postradaw najbilsze. Nareszti Pawysz distawsia do anabiznoho widsiku. Dweri do
nioho buy zaczyneni. Ae Pawysz buw hotowyj do cioho. Win prychopyw z katera rizak.
Zamok piddawsia dosy ehko. W anabiznomu widsiku buo temno stiny tut, na
widminu wid inszych prymiszcze, ne buy wkryti farboju, jaka swityasia. Pawysz
uwimknuw lichtaryk szooma.
I todi wse zrozumiw. Ludy w anabiznych wannach zahynuy razom z korabem.
Szwydsze wsioho, pid czas awariji odrazu widkluczywsia energobok, i ti, chto zayszyysia
ywymy na korabli, ne zmohy zapustyty systemu reanimaciji. Chocza, napewno, namahaysia. Dejaki wanny buy widkryti, ae wriatuwatysia nikomu ne wdaosia.
A potim rozczyny u wannach zamerzy, i ti, chto spay na moment zahybeli Polusa,
opynyysia zamurowanymy w prozorych kryanych hybach. I tut e, w perechodach mi
wannamy, Pawysz znajszow tych, chto zahynuy za meamy widsiku. U koho wystaczyo
syy peretiahnuty jichni tia siudy.
Pawysz ne zatrymuwawsia w anabiznomu widsiku. Jomu buo tam straszno. Mona
buty due racinalnoju, twerezoju i widwanoju ludynoju, i wse-taky wnutrisznio ziszczuytysia, widczuwszy za spynoju, u kryanij tyszi, ujawni e czutni kroky i pobaczyty raptom, jak za skom anabiznoji wanny, u merechtywomu switli lichtaryka zdryhnesia powika czy smyknesia w usmiszci rot ludyny, jaka zahynua dwadcia rokiw tomu.
Pawysz widstupaw do wychodu, pobojujuczy obernutysia spynoju do kadowyszcza
Polusa. A koy zaczynyw za soboju dweri widsiku, dowho stojaw, prytuywszy spynoju
do stiny korydoru, i czekaw, koy perestanu tremtity nohy.
Potim win piszow do wychodu, jakyj wyjawywsia due daeko. Pawysz jszow, pry-
skoriujuczy kroky, tilky odnoho razu zazyrnuw u widczyneni nawsti dweri jakoho skadkoho prymiszczennia, oskilky joho zdywuwaw rozhrom wseredyni nacze jaki dykuny
czy twaryny distaysia do jaszczykiw i paketiw, porozkyday jich po pidozi, rozkryy newmio, pazuramy czy kihtiamy, smakuway strawy i wykyday jich, jakszczo ne podobaysia.
Takoho ne mohy zrobyty czeny ekipau, nawi u myti strasznoji nudy, chocza b tomu,
szczo znay, jak widkrywajusia banky Ote, w korabli chto buw pisla toho, jak ostanni
ludy zahynuy czy pokynuy joho. Pojasnennia ciomu ne buo, pojasnennia potrebuwao
isnuwannia na paneti dostatnio wysokoorganizowanych twaryn czy nawi perwisnych ludej. A Pawysz jak biog buw absolutno wpewnenyj, szczo wyszczych twaryn na paneti
nemaje. I ysze koy win widijszow na kilka desiatkiw metriw wid rozhromenoho skadu,
prosta i perekonywa dumka pryjsza w hoowu. Pidswidomo win ranisze widhaniaw jiji
wid sebe: ludy umyray na zamerzomu korabli postupowo, odyn za druhym, i ostanni, czy
ostannij, rozczaweni beznadijeju ta achom, zboewoliy. I umyrajuczyj bezume, ne
uswidomlujuczy, szczo roby, prypowzaw na cej skad, bo smer wperto ne zabyraa joho
Szwydsze na wolu! Szczoby buo sonce i swie powitria. Szwydsze wyrwatysia z nimoho hrobiwcia, zaseenoho kryanymy tiniamy dawnioji, ae zakonserwowanoji zawiriuchamy tragediji!
***
Wony tak wtomyysia i zmoky za nicz, szczo udoswita, koy buria stycha i ostriwe
perestao zaywaty, popaday i zasnuy jak wbyti.
Dik i Kazyk obniay Marjanu i prytuyysia do neji z dwoch bokiw. Wony dumay,
szczo tak teplisze, i nawi uwi sni namahaysia ne ruchatysia, szczob ne zrobyty jij bolacze.
Marjana we czas prokydaasia, ne moha zihritysia, jiji ychomanyo, i treba buo strymuwatysia, bo Oeh use ne jszow, win znykaw za obrijem, wona kykaa joho, biha za nym,
noha ne suchaasia czy w neji zowsim ne buo nohy, i Oeh ne obertawsia do neji, i
nazdohnaty joho nijak ne wdawaosia Zemla chytaasia, bo buw zemetrus i zwerchu na
neji padaw dach
Marjana prokynuasia pliwka nakrya yce i zawaaa dychaty, Marjana widsunua
jiji. Dik i Kazyk eay po obydwa boky, i wona zhadaa, jak mynuoho roku wony eay
na snihu i zamerzay, i chopci te kay jiji w seredynu, szczoby zihrity. I todi wona ne
znaa, szczo znowu dowedesia zamerzaty tak daeko wid domu, ae za dwa kroky wid Zemli, ade prawda, za dwa kroky?
Ostriwe zakoysuwaw jiji, chocza ne powynen buw cioho robyty.
Diku, skazaa Marjana. My pywemo?
Szczo? zapytaw win uwi sni, ae czerez kilka sekund prokynuwsia, siw, widkynuw pliwku i skazaw: Cioho szcze brakuwao.
Poworuchnuwsia, zastohnaw, i nijak ne mih prokynutysia Kazyk. Szkira j kistky, u
czomu tilky dusza trymajesia tak pro nioho zawdy howoryy inky w seyszczi, jim by
zaraz na nioho podywytysia.
Marjana sprobuwaa sisty. Likti prowaluwaysia u nasty, a noha siohodni maje ne
bolia.
Dowkoa bua tilky woda bilsze niczoho. Jich widneso, poky wony spay.
Dik wstaw, prowaywsia po kolino u wodu; wpersia dooniamy, wytiahnuw nohu i poczaw rozdywlatysia. Prokynuwsia Kazyk.
Nam poszczastyo, skazaw Dik. Moho buty hirsze.
Poky wony spay, korabyk potiahnuo teczijeju z ostrowa. Ae witer pidduwaw u potribnomu napriamku, i wony opynyysia bycze do dalnioho bereha riky.
Wony poczay hrebty do bereha, korystujuczy poputnym witrom, hreby dooniamy,
nawi Marjana pidpowza do kraju, zwisyasia czerez koodu i pidhribaa.
Kazyk stiahnuw z sebe poderti sztany i kurtku, wid jakoji zayszyysia tilky kapti, i
strybnuw u wodu. Win pyw za potom i bowtaw nohamy, sztowchajuczy joho pered soboju. A potim, koy bereh ue staw bycze, i wsich ochopyo neterpinnia, za nym strybnuw
Dik, i te sztowchaw plit, nawi ne widczuwajuczy, naskilky choodna woda.
Wony sztowchay, zadychajuczy, cej proklatyj wakyj plit, jakyj, nacze ywyj, czynyw opir. I raptom Dik udarywsia nohoju ob dno. Win sylno sztowchnuw plit upered. Kazyk wtratyw riwnowahu, e ne zachynuwsia, bo dla nioho tut buo szcze hyboko. Dik
wytiahnuw joho z hybyny, i wony piszy do bereha za potom. Wony ne pospiszay, tilky
pidsztowchuway joho, koy win pryzupyniawsia, i czerez kilka chwyyn wony wynesy
Marjanu na nykyj poohyj bereh, pid szatro newysokych biuwatych sosen.
Pid sosnamy pacho hrybamy, po mochu bihay murachy, szeestiy kuszczi, pryniuchujuczy do neproszenych hostej.
Do kincia dorohy zayszaosia zowsim trochy.
***
Na zworotnomu szlachu Pawyszu doweosia widpowidaty na bezkineczni zapytannia Kawdiji ta Salli. odnij ekspedyciji ne dowodyosia szcze znachodyty kosmicznyj korabel pisla katastrofy. Do toho , same toj korabel, znyknennia jakoho buo szcze u wsich
na pamjati.
Joho ne powynno buty u ciomu sektori, howorya Kawdija, nacze Pawysz
nawmysne, aby jiji rozizyty, prywiw siudy Polus.
Jakszczo awarija trapyasia pid czas strybka, zapereczyw Pawysz, wony
mohy wyjty i tut.
Tak, ae komisija wyriszya, szczo wony tak i ne wyjszy.
Ty wpewnenyj, szczo nichto ne wyyw? zapytaa Salli.
Ja ni w czomu ne wpewnenyj, skazaw Pawysz. Ae dumaju, szczo dechto
pomer ne widrazu.
Jakszczo chto-nebu i zayszywsia, wony b ne proyy tut odnoho dnia, skazaa Kawdija.
Koy ce staosia? zapytaa Salli.
Ja ne znajszow bortowoho urnau. Ae nawi wlitku tam moroz. Unoczi poza sorok. U inszi pory roku szcze hirsze.
Jim nikudy buo jty, skazaa Kawdija.
My obsteymo dowkoyszni hory, zapereczyw Pawysz.
Tam buo bahato ludej, skazaa Kawdija.
I dity, mowya Salli. Ekspedycija i koonisty.
inky pidihriy weczeriu do powernennia Pawysza, ae jisty jomu ne chotiosia. Win
widrazu poczaw perehladaty pliwky.
Korabel u snihowomu cyrku.
Win bycze nawysaje byskuczyj bik. Weykyj pan miana, pobyta snihom ta
witramy powerchnia bortu. Korydor korabla. Jaskrawe koo swita wid lichtaria Pawysza.
Pult keruwannia, rozbyti pryady Slidy wybuchu u widsiku dwyhuniw choodne zapustinnia smerti.
Wony pyy kawu, wony sydiy w maekij, teplij, czystij witalni stanciji, i koen ujawlaw sobi mertwyj chood kosmosu, prodowenniam jakoho buy ci hory, de znajszow swoju
smer Polus.
Podywymosia inszi pliwky? zapytaw Pawysz.
Ne treba, skazaa Kawdija. Zawtra. Potribno diznatysia, szczo naey robyty.
A szczo naey? Pawysz zrozumiw, szczo nikoy ne stykawsia z takoju sytuacijeju. Ade je prawya na wsi wypadky na wychid u widkrytyj kosmos i na powedinku
pry zustriczi z aboryhenamy. Nawi najnejmowirniszi sytuaciji, i ti maju widpowidne prawyo.
Szczo my moemo wykorystaty? zapytaa Kawdija.
Jak wykorystaty? ne zrozumia Salli.
Panetarni katery ne poszkodeni?
Kater poszkodenyj. Transportnyj widsik potrapyw u toczku udaru.
Kawdija uwimknua informatorij. Win wydaw tekst na ekran, bukwy buy strohi,
czitki, z nymy nemoywo buo spereczatysia. Kawdija powtoriuwaa tekst whoos: Pry
ewakuaciji dosliduwanoji panety ekspedycija powynna perekonatysia u tomu, szczo na
paneti ne zayszajesia odnoho predmeta iz Zemli, za wyniatkom pryadiw, zayszenych
z metoju podalszoho wykorystannia
Ce ne zowsim toj wypadok, skazaw Pawysz. Napewno, tut maju na uwazi
moju zubnu szczitku.
Zubnu szczitku?
Try dni ne mou znajty, powidomyw Pawysz. Moywo, wona upaa w jaku
szcziynu, i czerez miljony rokiw, koy tut wynykne cywilizacija, wony widkopaju moju
szczitku i wyrisza, szczo na paneti pobuway hosti z kosmosu.
Ne czas dla artiw, skazaa Kawdija i schyyasia nad indeksom. Tut maje
buty szcze. szczo. Ja toczno pamjataju. O.
Znowu zaswitywsia ekran informatoriju: U wypadku wyjawennia na dosliduwanij
paneti reczej, szczo potrapyy tudy u rezultati neoberenosti poperednioji ekspedyciji czy
zayszyysia pisla katastrofy zemnoho kosmicznoho korabla, ekspedycija zobowjazana zabraty jich z soboju, a jakszczo ce nemoywo znyszczyty.
Ja kazaa, zradia Kawdija. Wona pyszaasia tym, szczo pamja jiji ne pidwea.
Ta jak e tak, zapereczya Salli. Ade tam ludy
Ludy zahynuy dwadcia rokiw tomu.
Mona ne pospiszaty, skazaw Pawysz. My szcze ne widlitajemo.
Treba pospiszaty, zapereczya Kawdija.
Wona znowu czytaa indeks.
Pawysz ne zrozumiw, szczo zaraz Kawdija wede z nym wijnu. Win zowsim zabuw
pro swij bunt i pro te, szczo piszow na Polus, widkryto ne pidkorywszy Kawdiji, i teper
wona chocze znowu buty hoownoju u grupi.
Ce de u prymitkach, skazaa wona. Tam powynni buty prymitky.
Ja ne rozumiju, mowya Salli. Szczo moe statysia?
Ja mou pomyytysia w tocznych formuluwanniach, skazaa Kawdija. Ae
zmist meni zrozumiyj. Jak i powynen buty zrozumiyj wam. Korabel pisla katastrofy
dereo zemnych mikroorganizmiw. Z waszoji wyny moe statysia ekoogiczne ycho.
Mikroby wymerzy, skazaw Pawysz.
***
Wony pidniaysia, koy rozsijawsia rankowyj tuman. Tuman widchodyw, stikajuczy, nacze kysil, w ozero i chowawsia w lisi. Pomi szmatkiw tumanu buw i dymok bahattia,
na jakomu Dik kypjatyw wodu. Pawysz, jakyj poetiw z Salli do Polusa, ne pomityw
dymu. A jakby j pomityw, wyriszyw by, szczo ce tuman, ae Kazyk podywywsia na nebo
same w toj moment, koy kater promajnuw nad werchiwkamy derew.
O wony! Widlitaju! zakryczaw win.
Ty baczyw? zapytaa Marjana.
Tak, maekyj korabel.
Napewno, wony poetiy w rozwidku, prypustyw Dik.
Tilky b ne wsi, skazaw Kazyk. Jak ty dumajesz, jich bahato?
Jaka riznycia?
Jakszczo bahato, to u nych je inszyj korabel, szczoby zabraty Marjanu, skazaw
Kazyk. Ja pidu, dobre?
Win buw nerwowyj pobaczennia iz Zemeju buo takym bykym.
Poczekaj, wypyj czaju, skazaw Dik.
Dik mih by zayszyty Kazyka i pity do stanciji sam, ae win niczoho bilsze ne skazaw.
U lisi powsiudy nebezpeczno. Ludyna, jaka ochoroniaje diwczynu, maje taki szansy zahynuty, jak i ta, szczo ruchajesia. Win rozumiw, jake ce szczastia dla Kazyka pobaczyty
sprawnich zemlan. A sam cioho ne widczuwaw. Win tilky chwyluwawsia za Marjanu: jij
buo siohodni zowsim pohano. Win prymusyw Kazyka wypyty okropu i skazaw:
Nu, biy!
Win znaw, szczo nichto na paneti ne chody lisom tak szwydko, jak Mauhli.
***
Kawdija ne spaa maje ciu nicz.
Uweczeri znowu spereczaasia z Pawyszem: wona napolahaa, szczob win wyw
usich potribnych zachodiw dla likwidaciji korabla. Sowo likwidacija, jake wona wykorystowuwaa stosowno Polusa, nemow zneosobluwao wczynky Pawysza, dopomahao
jij ne baczyty za Polusom toho, szczo baczyw Pawysz. Isnuwaw predmet, jakyj zahrouwaw paneti. Isnuway instrukciji, jaki peredbaczay likwidaciju nebezpecznoho predmeta.
Korabla Polus ne isnuwao we dawno. Rozumnyj akt likwidaciji, jakyj wona nawjazuwaa Pawyszu, nacze pidwodyw rysku pid podijeju, szczo widbuasia dwadcia rokiw
tomu.
Kawdija sama widkrya kontejner z impozywom specwybuchiwkoju, jaka ne poruszuwaa pryrodnoho baansu, peretiahnua jaszczyk u kajut-kompaniju i bezapelacijnym tonom nakazaa Pawyszu zawtra wranci likwiduwaty Polus, poperednio zrobywszy
hoogramu joho wnutrisznich prymiszcze dla zwitu u Zorianij komisiji. Jakszczo potribno, pohodyasia wona z wymohoju Salli, Pawysz moe zabraty z korabla usi predmety
ta pryady, jaki potrebuju okremoho doslidennia na Zemli, abo maju sentymentalne
znaczennia dla rodycziw zahybych astronawtiw.
Pisla cioho Kawdija wytrymaa burchywyj, neorganizowanyj i nadto emocijnyj natysk Pawysza, jakyj kategoryczno widmowlawsia pidrywaty Polus.
My perebuwajemo, skazaa wona spokijno i wpewneno, w dalnij rozwidci.
Koy wy, Pawysze, pohodyysia poetity u ciu ekspedyciju, wy prekrasno znay, szczo u
nadzwyczajnych sytuacijach ostannie sowo naey naczalnyku ekspedyciji. U wypadku
widmowy wykonannia nakazu takyj czen ekipau nazawdy, powtoriuju, nazawdy, wtraczaje prawo litaty w kosmos. Wy majete prawo wwaaty mij nakaz nerozumnym, moete
bojkotuwaty joho. Za ce riszennia widpowidalnis nesu tilky ja. Wy zobowjazani jomu pidkorytysia. Prawyo ce, jak wy znajete, ne maje wyniatkiw. Ne raz wono riatuwao ekspedyciju.
Kawo, skazaa Salli. Ce ne toj wypadok. Naszij ekspedyciji niczoho ne zahrouje. My moemo widkasty ce riszennia do widlotu. Czasu dostatnio.
My ne moemo widkasty wykonannia riszennia do widlotu, napolahaa Kawdija. 3 konoju sekundoju zrostaje ryzyk zaraennia cijeji panety.
Pawysz mowczaw.
ogika i zalizna wpewnenis Kawdiji may pewnyj hipnotycznyj efekt. Moywo, win
by prodowuwaw spereczatysia i znachodyty nowi argumenty, jakby win ne buw wychowanyj na Dalniomu foti, de awtorytet kapitana, naczalnyka ekspedyciji obowjazkowyj,
nawi hoownyj eement wychowannia. Kawdija maa raciju u wyriszalnyj moment komandyr korabla czy naczalnyk ekspedyciji powynen pryjniaty riszennia, jake ne obhoworiujesia. Eement pomyky, jakyj chowajesia w ciomu, zawdy menszyj, ani ryzyk wynyknennia anarchiji. Ludstwo moe dosiahnuty zirok, zahalnoho komfortnoho isnuwannia, ludy mou mandruwaty u czasi i dosiahaty inszych gaaktyk. Ae wony zayszajusia
tymy lumy, jakymy buy tysiaczi rokiw tomu. Najbilsz humanna i taanowyta ludyna
bude bojatysia smerti i prahnutyme kochannia. Odni szukatymu sawy, inszi spokoju,
ludy wybyratymu druziw i soratnykiw u ytti, ae budu zustriczaty i worohiw, i supernykiw. Idealnoji ludyny, idealnoho suspilstwa, na szczastia, ne buwaje inaksze ludstwo
zawmero b u nirwani i zihnyo u baennij neruchomosti. Tomu w Kosmosi powynen wadariuwaty Zakon. Prydumanyj lumy, nedostatnio doskonayj, z bahama pomykamy, ae
jedynyj dla wsich i neporusznyj.
Cej zakon wtiluwaa Kawdija Sun, maeka wperta inka, wpewnena u swojij prawoti
tak samo, jak buw upewnenyj u swojij Pawysz. I prawota Pawysza powynna bua widstupyty.
Kraszcze b ja ne znachodyw joho, takymy buy ostanni sowa astronawta.
Win raptom zrozumiw, szczo smertelno wtomywsia za cej de i nikoho ne chocze baczyty. Ni prawylnoji Kawdiji, ni dobroji Salli. Wony czui dla nioho, jakszczo, pidkoriajuczy zakonu, ludyna prodowuje uswidomluwaty swoju pomyku pered syamy, wyszczymy za zakon.
Kawdija ne spaa ciu nicz, bo jij buo straszno spaty. Wona ne bua na korabli, ae
baczya pliwky, widzniati Pawyszem. Jiji ujawa bua dostatnio rozwynena, szczob ujawyty
sebe na mertwomu korabli.
Warto buo jij zasnuty, jak mertwyj korabel oywaw i ludy, jaki powynni buy wdruhe
pomerty, prychodyy do neji, staway maje porucz i namahaysia szczo skazaty. Z nymy
potribno buo spereczatysia, perekonuwaty, szczo wona tilky wykonuje swij obowjazok, a
wony ne rozumiy i pohrouway, chocza jichnich obycz wona ne baczya, namahaasia
pobaczyty, ae ne baczya Naachana Kawdija prokydaasia i namahaasia ne zasnuty
znowu. Jij zdawaosia, szczo wona ne spy, i tilky nowyj prychid tych ludej swidczyw pro
te, szczo wona znowu zasnua
Do ranku cia bezkineczna boroba z lumy Polusa wymuczya jiji nastilky, szczo
wona zrozumia perekonaty jich ne wdassia i dowedesia daty jim spokij. I cia dumka
prynesa take poehszennia, szczo Kawdija widrazu micno zasnua, hyboko i bez snowydi. Koy wona prokynuasia, buo byko desiatoji stancija bua poronia. Pawysz i
Salli poetiy, ne rozbudywszy jiji.
Kawdija pidniaasia, hoowa straszenno bolia, wona namahaasia pryhadaty sceny
nicznych achi, ae wony buy jakymy bezformnymy i bezhuzdymy. Wona zrozumia,
szczo ne nakazuwaa Salli etity z Pawyszem, chocza, zwyczajno, litaty udwoch prawylnisze
Kawdija umyasia kryanoju wodoju, zrobya himnastyku, wypya filianku micnoji
kawy ci zwyczni diji ne wyprawyy tiahuczoho, merzennoho nastroju, ae pownistiu
stery z pamjati niczni achittia. Wona ujawya sobi, jak Pawysz ety, sydiaczy porucz z
Salli, i wony posmijujusia, zhadujuczy wczoraszni debaty, moywo, nawi howoria pro
neji z nasmiszkoju. Zwisno, z nasmiszkoju, a Salli zi wsim pohodujesia Kawdija ne wykykaa kater. Nakazy ne widminiaju. Win bude wykonanyj, inaksze zawtra na stanciji
bude anarchija.
Zresztoju, ce tilky epizod, ne bilsze jak epizod. Dawno mertwyj korabel, dawno mertwi ludy Oswojennia kosmosu ne buwaje bez ertw. I jakszczo ne pidkoriatysia dyscyplini, to ertwy budu szcze bilszi.
I Kawdija sprobuwaa zajniatysia sprawamy.
***
Kazyk pospiszaw, win teper znaw, jak treba jty booto obijty wyszcze, czerez riad
pahorbiw, a potim rizko zwernuty do toho miscia, de riczka roztikajesia mi kameniamy i
staje mikoju.
Bila riky win zatrymawsia, pidszukaw spokijne misce, de woda bua, nacze dzerkao.
Ne take, zwyczajno, jak te, szczo Marjana zayszya w seyszczi, ae wse mona buo sebe
pobaczyty. Win nawi zdywuwawsia obyczczia stao takym wukym i temnym, szczo
swityysia ysze biky oczej. A woossia peretworyosia u zastyhu kaszu.
Zaczesatysia buo niczym, ae mywsia Kazyk chwyyn pja i prosto wodoju, i namuom. Win rozumiw, zwisno, zemlany budu nym nezadowoeni Kazyk zowsim za soboju ne slidkuje, ne daremno joho zawdy swary titka ujiza.
Win perejszow ubrid czerez riczku, prawda, w odnomu misci wody buo po pojas, i
straszenno zamerz, tomu dali u lisi pobih, szczoby zihritysia. Lis buw ridkyj, sosnowyj, switli syniuwati stowbury widchylaysia wid nioho, bojaysia szumu, lin-chyakiw win zrizaw
noem choroszyj ni, moe, Dik jomu podaruje piznisze, bo Kazyk zayszywsia bez
noa Win obowjazkowo poprosy u zemnych ludej knyhu z geografiji. Najpersze, szczo
win zroby, koy wse zakinczysia poprosy knyhu z geografiji z kolorowymy malunkamy. Staryj kazaw, szczo buwaju knyhy z objemnymy i ruchywymy malunkamy. A szczo
szcze potribno ludyni?
***
Oehowi ne buo choodno. Snih, szczo sypaw husto i wperto, spoczatku wkrywaw
paatku twerdoju snihowoju krupoju, a potim, peretworywszy jiji na snihowyj pahorb, zatych, zadowoenyj tym, szczo widnowyw czystotu i biyznu hirkoji doyny, staw wakym i
tepym.
Oeh due wtomywsia, chotiw spaty, dumky wertiysia chaotyczno i linywo. Wczora
wony jszy ciyj de, namahaysia we czas pidnimatysia uhoru. Wony we znay, szczo
zabukay, ae ne perestaway spodiwatysia, szczo wse-taky wyjdu do perewau, nechaj i
ne w potribnomu misci, ce ne tak waywo tilky b wyrwatysia za chmary, nahoru, tudy,
de nemaje bezkonecznoji zametili.
Wony wpay, syy zabrako nawi na te, szczob pidihrity wody, nawi ne doczekaysia temriawy. U sirij imli, mowczky, nacze wykonujuczy domowenyj rytua, wony rozsteyy paatku, utrymujuczy jiji, szczob ne zduo witrom, potim zahornuysia u neji i pokirno eay, widczuwajuczy, jak zapona staje waczoju wid snihu.
Wnoczi Oeh prokynuwsia, a moe, jomu zdaosia, szczo win prokynuwsia, wid
aosti do materi. Win we zdohadawsia same todi, wnoczi, u sni, szczo nikoy bilsze
ne pobaczy jiji. I jomu stao straszenno szkoda jiji, tomu szczo teper maty, nawi jakszczo
jich znajdu i prywezu na Zemlu, usima dumkamy zayszysia tut, na paneti, u neji bilsze
niczoho ne zayszyosia. I jomu stao soromno, jak czasto win howoryw z neju rizko i ne
chotiw suchaty jiji rozpowidej pro baka i koysznie yttia. Oeh zapakaw i mowczky,
***
Kawdija sia za sti popraciuwaty. I niczoho u neji ne wychodyo.
Czerez kilka chwyyn wona upijmaa sebe na tomu, szczo tupo dywysia u wikno. Lis
za ci tyni zminywsia: lito prymusyo rozpustytysia ystia na derewach maeki zeeni
kulky na dowhomu woossi hiok; moch wypustyw moodi pahony, jaki e tremtiy, koy
byko prolitaa komacha, namahajuczy wchopyty zdobycz; yszajnyky nastowburczyysia i powilno dychay; u huszczawyni zjawyosia znaczno bilsze twaryn czy poprychodyy z piwdnia, czy prokynuysia pisla zymowoho snu. Lis wykykaw u Kawdiji ohydu, ae
j prytiahuwaw jiji. Ce buo dywowyne baannia, jake ochopluwao jiji, jak spraha wyjty
w cej lis i projtysia po niomu prosto tak, bez skafandra, i niczoho ne bojatysia.
Ni, tak ne hodysia, spamjataasia Kawdija i prymusya sebe dumaty pro robotu
Brakuwao szcze cioho korabla! Hrobnycia Tutanchamona!
Kawdija bua emocijna i sentymentalna inka, ae namahaasia prychowaty ce wid
otoczujuczych, bo inaksze jij ne misce u Dalnij rozwidci. Wona zwyka za ostanni roky pryduszuwaty poczuttia, jakych soromyasia, i pidtrymuwannia reputaciji obczysluwalnoji
maszyny, za szczo jiji powaay, ae ne lubyy, zdawaosia metoju jiji yttia. Dywno, szczo
Kawdija ne zdohaduwaasia, szczo Sriblana ta Salli praciuju z neju we ne w perszij ekspedyciji zowsim ne tomu, szczo Kawdija metodyczna, praciowyta i punktualna. Nawpaky,
wony lubyy inszu Kawdiju, tu Kawdiju, jaku wona prychowuwaa nawi sama wid sebe.
Baczyy, rozumiy jiji i zwyczno ignoruway suchu masku naczalnyci. Wony obydwi opikay Kawdiju, jak nedouhoho syna, jakoho ne lubla odnokasnyky w szkoli, zanudu i
widminnyka, bo znay, szczo wdoma, koy nichto ne baczy, win zowsim inszyj i hodynamy pakajesia z chworym kotykom, maluje kwity czy wypyluje z derewa rycarkyj zamok.
Kawdija zakochaasia w neprawylnoho i weseoho Pawysza szcze na korabli, koy j
mowy ne buo, szczoby wziaty joho w ekspedyciju. A zakochawszy, poczaa stawytysia do
nioho rizko, choodno i pidkreseno woroe. Jij cioho razu wdaosia obmanuty ne tilky
sebe, a j pronykywu Salli. Koy wyjawyosia, szczo wypadkowo Pawysz ety same z
neju, jiji ochopya taka boewilna radis, szczo wona sama zwyczno, umijuczy borotysia z
soboju i ne rozumijuczy sebe, wytumaczya jiji jak chwyluwannia, tomu szczo same taka
ludyna, jak Pawysz, nebezpeka dla naahodenoji ekspedyciji. A oskilky Kawdija bua
ludynoju sprawy, to widrazu perekonaa sebe, szczo zawdannia ekspedyciji ponad use
i treba pity na ertwy, aby ekspedycija ne zirwaasia. Stysnuwszy zuby, zhorajuczy w poumji kochannia do Pawysza, wona uziaa joho na stanciju. Koy wyjawyosia, szczo
Pawysz i Salli, dwi dorosli, dobri i weseli osobystosti, tiahnusia odne do odnoho i jichnie
zbyennia ysze pytannia czasu, Kawdija znajsza bahato argumentiw, szczo zmuszuway jiji jak naczalnyka ekspedyciji zrobyty wse, szczoby ne dopustyty cioho zbyennia.
Moywo, czerez te, szczo Kawdija bua postijno zbudena, wona ne moha sprawdi
zrozumity swoho stanu i perejniaasia aktywnoju widrazoju do panety. Tym pacze, szczo
paneta j sprawdi bua perwisnoju, nebezpecznoju i worooju dla ludyny. Wpersze w ytti
Kawdija chotia odnoho szczob ekspedycija zawerszyasia jaknajszwydsze i mona
buo powernutysia u zwyczajnyj swit kameralnych robit i diowoji metuszni, swit, u jakomu
jiji nichto ne rozumiw, ae wsi wwaay, szczo rozumiju.
I razom z tym, chocz jakoju ohydnoju bua dla neji cia paneta, chocz jak trywoya
trawa, wona wybyskuwaa, nacze bua namazana yrom; bycze do derew, pid skepinniam hustych hiok, chowaysia nini bezporadni kulky kulbabky, tilky znaczno menszi
za zemni ta niniszi.
Koy Kawdija pidijsza do kulbabok, wony zakoywaysia na tonesekych stebynkach, widchylajuczy wid witru. Ce buy kulbabky dla Diujmowoczky.
Kawdiji straszenno zachotiosia dmuchnuty. Dmuchnuty, szczob wony poetiy biymy puszynkamy.
Cioho ne mona buo robyty. Kawdija nawi ozyrnuasia czy ne pidhladaje chto
za neju, ne baczy jiji zoczynu?
Lis buw tychyj i spokijnyj.
Kawdija triszky, na kilka santymetriw, use szcze usmichajuczy, prypidniaa zabrao
szooma i dmuchnua.
Bioju chmarkoju puszynky zniaysia u powitria, zakrutyysia, kydajuczy nawsibicz.
Kilka newahomych puszynok torknuysia jiji obyczczia, i Kawdija widmachnuasia
wid cioho choodnoho, oskoczuczoho dotyku.
I widrazu opustya zabrao.
Dotyky, chocz i buy ninymy i neszkidywymy, nalakay i wytwerezyy jiji. Wona
rwuczko wyprostaasia.
Zeeni stebynky, na jakych szczojno buy kulbabky, schowaysia, jak ywi, pid zemlu.
Iditka, skazaa sobi Kawdija.
U nosi swerbio wona wstyha wdychnuty zapach lisu, hnyyj, wakyj i czuyj.
Zaczuduwannia znyko.
Kawdija ozyrnuasia. Lis stojaw dowkoa nastoroeno, neruchomo, jak woroh.
Wona ne widrazu zbahnua, kudy jij ity bua nepryjemna my neriszuczosti. Potim
pomi hiok bysnuw dach kupoa wona widijsza wsioho na pjatdesiat metriw.
Wona dobiha do kupoa, zirwaa z sebe skafandr, kynua joho w dezynkameru, a
sama widrazu perejsza pid dusz.
Hariacza woda, szczo pachnua likarkymy trawamy, strumeniamy bya jiji w obyczczia. Wona wmywaa yce, szcze i szcze, use bilsze znewaajuczy sebe. Jij zdawaosia, szczo
nini dotyky puszynok ue niczym i nikoy ne wdassia zmyty.
Nawi dytyna z seyszcza nikoy b ne pidijsza do kulbab, a jakszczo by pobaczya jich
zdaeku, to rozpowia by pro ce starszym, bo nemaje niczoho hirszoho, ani nasztowchnutysia w lisi na hnizdo snihowych blich. I dorosli widrazu poczay by sposterihaty za tym,
chto baczyw ce hnizdo, szwydsze za wse, win zarazywsia i pryreczenyj czerez piwhodyny czy hodynu wtratyty rozum u szaenomu prystupi Maje wse seyszcze projszo
czerez cej ach, dechto po kilka raziw. I czerez ce, koy mynuoho roku prystup stawsia z
Oehom, zahynuw Tomas Chind.
***
Szczo Kazyku w lisi ne podobaosia. Win buw ruchywyj, kypiw yttiam i zwukamy
ce buwaje wlitku, ae poperedu, kudy wiw szlach, buo znaczno tychisze. Moywo
tomu, szczo tam stancija, i ludy nalakay zwiriw? Kazyk pryjniaw ciu wersiju i pospiszyw
dali.
Doweosia podoaty zawa napewno, tut bua straszna buria i na pahorbach lis powayo. Ni Kazyk trymaw napohotowi, ruchawsia tycho, namahajuczy buty nepomitnym
i proszmyhnuty, jak ti. Ae win zatrymawsia u ciomu zawali, wse odno tut ne pobiysz, ta
j u truchlawych derewach najczastisze chowajusia riznomanitni, weyki ta mali, twariuky.
Druhyj szaka czekaw Kazyka po dorozi. Jak tilky win wybih z kuszcziw na riwne
misce, szaka we czatuwaw na nioho tam, prysiwszy na zadni apy, bia szers dybky,
czorna rozziawena paszczeka. Nacze usmichajesia.
Z dorohy! wyhuknuw Kazyk.
Win znaw, szczo szakaliw ne nalakaty, ae tak jomu samomu stao spokijnisze.
Kazyk kynuwsia na szakaa, jakyj perehorodyw jomu dorohu, ae toj ani woruchnuwsia, spokijno czekaw na boewilnu zdobycz, jaka sama mczy u joho paszczeku.
Na zrist win buw wyszczyj za Kazyka, a koy pidnimawsia na zadni apy, to j udwiczi wyszczyj.
W ostanniu chwyynu, pered samym nosom szakaa, Kazyk wywernuwsia i ustyh proskoczyty u kilkoch santymetrach wid strasznych zubiw, jaki we hotowi buy wchopyty
joho za horo.
Kazyk perestrybnuw czerez ywyj kori i pobih dali. Pozadu stukay kihti szaka
bih slidom, i bih, zwisno, szwydsze za Kazyka. I jak na zo, dowkoa buy tilky sosny z mjakymy priamymy stowburamy ne zalizesz, szczob widsyditysia. Zresztoju, wid szakaa
wako widsyditysia. Win moe czekaty i dobu.
Kazyk bih i ohladawsia za nym hnaysia ue try szakay.
Win poczaw bihty prawisze, do bereha ozera, moe wdassia zachowatysia u wodi.
Kazyk ne znaw, czy wmiju szakay pawaty, ae wse spodiwawsia: a raptom ni? Ade do
stanciji bihty szcze kiometr czy dwa obowjazkowo nazdoenu.
Kazyk kynuwsia u najhustiszi kuszczi, ne dumajuczy pro nebezpeku zwidty, ae j ce
ne dopomoho: dla szakaliw liny i hiky kuszcziw buy jak trawa.
Poperedu wywyszczuwawsia krutyj pahorb. Kazyk z ostannich sy kynuwsia do kaminnia i wyliz nahoru. Szakay, wsi troje, otoczyy joho schowyszcze.
Kazyk dychaw hyboko i czasto win pidupaw na syli za ostanni dni. Bila seyszcza
win by zmih wtekty, ae tut ne wteczesz
Perszyj szaka poczaw lizty dohory, widkydajuczy kihtiamy kaminnia. Win pidnimawsia powilno i wpewneno. Szakay wse robla powilno i wpewneno.
Koy morda szakaa bua we bila nih Kazyka, win udaryw zwira noem w horo.
Horo najbilsz sabke misce u szakaa. Ae ni natrapyw na kistku. Szaka widskoczyw,
niby ne czekaw udaru, ae widrazu poliz znowu. Kazyk udaryw znowu, teper wdao, persz
ni jomu doweosia zistrybnuty z pahorba i wtikaty znowu, bo inszi szakay te polizy do
nioho.
Teper u Kazyka zayszyosia dwa woroha. A win buw szcze ywyj, ani podriapyny.
Kazyk prodowuwaw bihty wpered, i szakay znowu nazdohnay joho bila weykoho
mjakoho bakytnoho derewa. Win wystrybnuw na stowbur, ae posyznuwsia, bo joho
wchopya za ruku pekucza lina-chyak.
U ciu my zuby perszoho szakaa smyknuy szkiru na peczi. Buo due bolacze.
Kazyk ozyrnuwsia i poczaw byty szakaa noem, chowajuczy za stowbur, jakyj wyhynawsia, i szakaowi wdaosia szcze raz wkusyty Kazyka. Kazyk zrozumiw, chocza wid
bolu i rozpaczu dumaosia pohano, jomu ne wstojaty, treba bihty, treba riatuwatysia.
I win pobih, wylajuczy mi stowburamy
I raptom wybih na halawynu.
Na halawyni spokijno, hordo i wpewneno stojay sprawni zemni kupoy byskuczi, sriblasti ta neperemoni.
***
Mynua maje hodyna pisla wdaoji wyazky u lis, a Kawdija dosi ne moha zaspokojitysia. Czomu poczaa protyraty pryady, potim uwimknua pralnu maszynu i pokaa
u neji biyznu. Jij ne chotiosia, szczob powertaysia Salli ta Pawysz, nacze wona szcze ne
bua hotowa jich pobaczyty. Potim wona perekonaa sebe, szczo zhoodnia, widkrya ekspres-obid, ae jisty peredumaa, i wykynua joho w kameru dla smittia.
Wona namahaasia ne dywytysia u wikna, ae wony, nemow nawmysno, zustriczaysia na konomu kroci, i lis, chytryj ta woroyj, pidhladaw za konym jiji ruchom.
Poczao morozyty. Kawdija ne znaa, szczo ce perszyj symptom ukusu snihowoji
bochy, ae instynktywno widczuwaa, szczo z neju widbuwajesia szczo pohane, i ce powjazane z prohulankoju u lisi.
Ot-ot maw pity doszcz, posutenio, temni chmary nawysy nad stancijeju. Chworobywa ujawa Kawdiji maluwaa dyki kartyny nacze derewa zibraysia nawkoo neji i zaraz uwirwusia wseredynu.
I koy z lisu wystrybnua, stikajuczy krowju, mawpa i kynuasia do stanciji, weduczy
za soboju strasznych biych twariuk same takymy wona pobaczya Kazyka ta szakaliw,
wona spryjniaa ce jak sprobu lisu napasty na neji.
Kawdija widrazu widkrya szafu, wychopya anbast wona czynya za instrukcijeju, szczo peredbaczaa zachyst stanciji wid napadu dykych zwiriw. Dijaa wona szwydko,
mechaniczno, doajuczy strach i ohydu.
Zwiri, jaki napay na stanciju, speysia w kubok, i wona, nawi z poehszenniam,
zbahnua, szczo u nych swoji sprawy: wony zwodyy rachunky ce prodowennia dowicznoji boroby za isnuwannia, i u jakij mawpi, napewno, dowedesia zahynuty
Oskilky swito wseredyni stanciji buo uwimknene, Kawdija ne moha pobaczyty detali strasznoho pojedynku bila stin aboratoriji. Wona podumaa, szczo treba uwimknuty
kamery, i, napewno, uwimknua b jich, ae inku we ychomanyo i nudyo, i wona b ne
moha napewno skazaty, czy zdaosia jij, czy ni, ae w jaku chwyynu wona pobaczya weyki, smertelno perelakani, rozumni oczi mawpy, jaka prytysnuasia do ska iluminatora.
Temna, podriapana, skrywawena morda u widczaji woruszya hubamy, nemow kykaa na
dopomohu.
Nalakawszy cioho wydowyszcza, nalakawszy mordy bioho zwira, szczo wynyka
poriad z mordoju mawpy use ce trywao odnu my, Kawdija pidniaa anbast, szczob
wystriyty u cych czudowyk, ae jiji zupynyo uswidomennia toho, szczo postriom wona
rozhermetyzuje stanciju i czua paneta pohyne jiji. Mawpopodibna istota pomitya ruch
Kawdiji i kynuasia u bik.
Kawdiji zdaosia, szczo w api u mawpy ni, czy, moe, ce buw dowhyj kiho. Istota
upaa, zwiri nakynuysia na neji. Wydowyszcze buo merzennym, krywawym, typowym dla
cijeji panety, i Kawdija namahaasia ne dywytysia, ae dywyasia, jak u peredhrozowych
sutinkach, u spaachach byskawok cia istota take wraennia, szczo u neji ne szers, a
szmatky chutrianoho odiahu, szczo za arty u jiji ujawy! prymudryasia wyrwatysia z
kihtiw biych zwiriw i pobiha, padajuczy i pidnimajuczy znowu, pobiha wid smerti, unyz,
do ozera
Skoczujuczy schyom do ozera i wtraczajuczy ostanni syy, Kazyk dosi baczyw pered
soboju perelakani oczi zemnoji inky, prekrasnoji, czystoji, otoczenoji byskom zemnych,
newidomych reczej, jaka ciyasia u nioho iz bastera, i ruky joho straszenno boliy czerez
te, szczo win u widczaji byw kuakamy u wikno cioho prekrasnoho budynku.
A szakay dery joho pazuramy, nacze bawyysia, i hnay zdobycz do siroji wody
ozera
***
Na Polusi Salli namahaasia ne widchodyty wid Pawysza.
Win buw ponuryj, maje ne rozmowlaw, nawi obyczczia zminyosia.
Jak dywno, dumaa Salli. Typowyj sangwinik, sama dywyasia joho kartku,
schylnyj do kompromisiw, widstupaje pered awtorytetnoju dumkoju, szukaje kompensaciji u druhoriadnych probemach Mya ludyna, jaka nikoy ne stane liderom.
Intujitywno Salli rozumia, szczo ostatoczne, ostatoczne riszennia ubyty Polus zaey ne wid wpertoji Kawdiji i ne wid buntiwnyka Pawysza, a wid neji, obstawynamy
postawenoji na rol tretejkoho suddi, pro ce ne howoryosia whoos i nawi ne formuluwaosia podumky.
Tomu wona wstaa perszoju, udoswita, pryhotuwaa snidanok, i Pawysz, jakyj prokynuwsia trochy piznisze i zazyrnuw u kambuz, de chaziajnuwaa Salli, anitrochy ne zdywuwawsia, pobaczywszy, szczo wona odiahnuta do pochodu: w prytaenu stareku kurtoczku
i wuki briuky pid skafandr. Zazwyczaj na stanciji Salli chodya w sarafanach czy u widkrytych sukniach, nemodnych, ae zrucznych, domasznich. Kawdija zapewniaa, szczo
Salli jedynyj spiwrobitnyk Dalnioji rozwidky, jaka odiahajesia tak dywno.
Salli skazaa Pawyszu, szczo ne potribno budyty Kawdiju. Wona napewno usiu nicz
ne spaa, a pid ranok trochy zabuasia. Pawysz pohodywsia. Win zrozumiw, szczo Salli ne
prosto alije keriwnyka, a nasampered, ne chocze jij pojasniuwaty, czomu bez dozwou
ety w hory z Pawyszem.
Pawysz pochmuro mowczaw, ne snidaw, bez odnoho sowa peretiahnuw u kater
kontejner z imozywom. Win dijaw mechaniczno, niby ne maw sumniwiw, szczo pidirwe
Polus. Win buw pryreczenyj pidirwaty Polus, tilky Salli zowsim ne bua w ciomu
wpewnena, ae pidozriuwaa, szczo dla buntu Pawysza bude neobchidnyj katalizator
wona, spilnycia.
Ae na korabli wona zlakaasia. Salli dowodyosia buwaty u bahatioch ekspedycijach,
wona baczya, jak hynu ludy, wona rozumia orstoku mohutnis stychiji i nikczemnis
ludej pered cijeju stychijeju. Wona znaa, szczo korabel mertwyj, i dawno. Ae ce bua neprawda. Korabel buw wako chworyj, win buw u komi, ae yttia zayszyo w niomu nastilky czitki slidy, szczo wyhnaty jich ne zmih i bahatoricznyj lutyj moroz cych hir.
Salli dopomoha Pawyszu peretiahnuty w korabel kontejner z wybuchiwkoju, ae
koy Pawysz, zamis toho, szczob skasty zariady zhidno z instrukcijeju, nakazaw zayszyty
kontejner bila wchodu, z poehszenniam pohodyasia.
Wony obijszy korabel. Pobuway u widsiku keruwannia, zahlanuy w anabizni kamery, potim Pawysz widwiw jiji w kajutu 44, de stojaa dytiacza koyska.
Wasztuwawszy ciu ekskursiju po korablu, Pawysz i ne namahawsia prychyyty Salli
na swij bik. Win buw zajniatyj czymo inszym. Salli rozumia, szczo win szczo szukaje,
nastoroenyj ta zibranyj, jak mysywkyj pes.
Win wyswiczuwaw lichtarem pidohu bila wchodu, potim dowho wywczaw pohnuti
widkryti banky i rozirwani pakety w rozhromenomu skadi, spustywsia w gara, de stojaw poamanyj panetarnyj kater, siw u kabinu, probuw tam kilka chwyyn. Salli nawi ne
wytrymaa i pokykaa joho:
Sawko, tam szczo je?
Jdu.
Potim wony znowu pidijszy do widczynenoho luka.
Tilky werszyny hir pidnimaysia nad towstoju siroju kowdroju chmaryn, jaka szczilno
nakrywaa prowalla i doyny. Kowdra smykaasia, ruchaasia na zachid, nacze prymchywyj gigant tiahnuw jiji u swij bik. Salli ujawya sobi, jaka tam, pid kowdroju, churtowyna, i
nawi ziszczuyasia. Ae tut, nad chmaramy, witer duw riwno, wilno, i Pawysz widkynuw
zabrao szooma. Salli zrobya te same. Szczoky obpeko morozom, i choodne powitria
wetio w eheni Salli wid nespodiwanky zakaszlaasia i prykrya rot rukawyczkoju. Nawi oczi zamerzy. Ae wona ne zakrya zabrao. Powitria, nawi rozridene, neso w sobi
swiis i czystotu, za jakoju tak skuczyy eheni.
Pawysz widstebnuw wid skafandra poskyj matowyj pryad, jakoho ranisze Salli ne
baczya.
Ja wziaw z soboju biszukacz, skazaw win. My ohlanemo doynu.
Win czomu ne sumniwawsia, szczo Salli ochocze joho suprowoduwatyme.
A nakaz? Salli chotia skazaty wybuch, ae jazyk ne powernuwsia.
A ty jak dumajesz?
Dumaju, szczo nam ne slid pospiszaty, skazaa wona.
Nijakoho dika ja ne budu pidrywaty! skazaw Pawysz, nasupywszy, nacze
chopczyko, jakyj nikomu ne widdas upijmanoho uka.
Salli widrazu ujawya, jakym win buw sawnym chopczykom. I mymowoli usmichnuasia.
Paysz zdywuwawsia:
Szczo?
Ja tak Ty rozumijesz, szczo Kawdija, chocza by z powahy do sebe, obowjazkowo
dopowis pro newykonannia nakazu.
Ja i jij ne dam pidirwaty, skazaw Pawysz.
Ja ne pro te. Wona zakryje dla tebe kosmos.
Znaju, znaju!
Pawysz rizko pidniawsia. Pryad wybyskuwaw u ruci.
Ty ne widpowiw. Ty hotowyj widmowytysia wid kosmosu?
Salli, luba, ne kay durny. Pytannia ne u widmowi czy zhodi. Szczo by ty zrobya?
Ja pytaju u tebe, a ty widpowidajesz zapytanniam.
O kontejner. Dij.
Ja b zrobya te same, szczo j ty.
Todi my razom ne poetymo. Resztu dniw prowedemo na Zemli. Niczoho strasznoho.
Ty dure, a ja tebe kochaju, skazaa Salli.
Pawysz spustywsia trapom, jakyj wony prywezy z soboju. Snih dowkoa korabla
wony wytoptay, ae witer szwydko zamitaw slidy.
Zakryj szoom! kryknuw Pawysz znyzu. Zastudyszsia.
Salli zistrybnua. Z trioch metriw wona upaa u prymerzyj snih tak, szczo prowayasia maje po pojas. Doweosia jiji wytiahuwaty.
jij buo weseo. Tomu szczo wse buo zrozumio. Ce buo wyriszennia pytannia.
Jakszczo wony jszy, skazaw Pawysz, trymajuczy pryad u ruci, jakszczo
wony zayszyy korabel, a ja w ciomu maje wpewnenyj, wony powynni buy wybratysia z
hir. Zijty w doynu, do lisu. Wzymku ce zawdannia smertelne. Ae w nych inszoho wychodu ne buo. Jakszczo ja prawyj, to my znajdemo koho z nych. Pid snihom.
Weselis Salli znyka.
Ne treba, skazaa wona.
Ae Pawysz we prowodyw dowkoa sebe biszukaczem, uwano dywlaczy na
***
Dik, pokykaa Marjana, Dikusyku.
Dik schyywsia nad neju.
Zbyraasia hroza o-o maw pity doszcz. Dik jakraz panuwaw nakryty Marjanu
resztkamy pliwky.
Ja dumaw, ty spysz.
Ja ne splu. Ja pywa ja bua daeko De Kazyk?
Sam chwylujusia. Joho dawno nemaje.
Jdy do nioho, z Kazykom bida, rozumijesz?
Ty zwidky znajesz?
Ja niczoho ne znaju, meni pohano, tomu szczo z nym bida.
Ni, ja ne mou tebe zayszyty.
Zi mnoju niczoho niczoho zi mnoju ne stanesia. Jdy.
Marjana howorya napoehywo, nacze woroya, nacze j ne baczya ni Dika, ni peredhrozowoho lisu niczoho; wona dywyasia kudy udal, wseredynu prostoru, w jiji hoosi buw nakaz.
Jde doszcz, skazaw Dik, rozdumujuczy whoos, win szwydko zmywaje slidy.
Jakszczo jty, to zaraz.
Szwydsze, napolahaa Marjana, moe buty pizno. Moe j zaraz we pizno.
Dik pidkorywsia. Ae spoczatku win nahnuw werchiwky trioch neweykych soson,
zwjazaw jich motuzkoju i pidniaw tudy Marjanu. Ce buo ne welmy nadijne oe, i nad
zemeju wona wywyszczuwaasia na wysoti metra, ae nazemni hady ne zmou dobratysia
do Marjany. Wona terpia i powtoriuwaa: Jdy szwydsze.
Ja tobi zayszu baster, skazaw Dik.
Ne potribno. Ja eatymu tycheko, pryczajusia. Marjani buo wako howoryty.
Tut eheka knopka, nawi tysnuty osobywo ne potribno, skazaw Dik. U
mene je arbaet. Meni tak zwycznisze.
Win wkaw baster u ruku Marjani.
Ta promowczaa.
Ja pobih, skazaw Dik.
Szwydsze.
Dik pobih slidamy Kazyka.
Chocza chmary nawysy nyko, jszow doszcz i buo temno, Dik pomiczaw czy zamanu hiku, czy perewernutyj kami. Zemla bua mokroju. Ae de-ne-de Dik whaduwaw
widbytky bosych nih Kazyka czoboty win zahubyw szcze w ozeri i bih bosyj.
Raptom Dik zawmer. Win widczuw zapach szakaliw. Ne swiyj, ae szakay tut nedawno prochodyy.
A o tut Kazyk zupynywsia. Nastoroeno pidnimawsia nawszpykach, ote, te
poczuw szakaliw, ae dla nioho cej zapach buw nabahato byczym i swiiszym.
Dik szcze bilsze rozchwyluwawsia. Jakszczo szaka buw ne odyn, Kazyku potribno
buo jaknajszwydsze dobihty do pomeszkannia zemlan z noem chope ne zdoaw by j
odnoho szakaa.
Dik perejszow czerez neweyczku halawynu i zrozumiw, szczo szaka buw ne odyn.
Jich buo szczonajmensze try.
Pahorb. Kupa kaminnia. Krow. Tusza szakaa
O wony nazdohnay Mauhli.
Zapach krowi szakaliw. Zapach krowi Kazyka.
Dik pobih szcze szwydsze. Win buw strasznyj, i lis zlakano prynyszk, chowajuczy
wid nioho. Lis widczuwaw, szczo biy zwir, jakyj rozdere konoho, chto zawaatyme jomu.
I tak samo, jak Kazyk, Dik wybih na halawynu, de stojaa stancija.
Stancija bua e oswitena, wona bua kazkowym wydywom kilka kupoliw, zwjazanych tunelamy, a w okruhych iluminatorach swito. Stancija naeaa do toho samoho switu, szczo j Polus. Ae w cej moment Dik ne maw czasu rozdumuwaty j analizuwaty.
Win pobaczyw, jak temne okruhe tio pidnimajesia u powitria, i cej bezzwucznyj
szwydkisnyj ruch zmusyw joho zawmerty.
Win dywywsia, jak zlitaje panetarnyj kater, peretworiujuczy na jaskrawu krapku, i
ne znaw, zwyczajno, szczo ce panetarnyj kater, i czomu win widlitaje.
Win pidbih do dwerej.
Powitria buo wake, ae doszcz maje wszczuch.
Win sztowchnuw jich dweri ne piddaysia.
Win zahlanuw wseredynu. Tam buo poronio.
Hej! zakryczaw Dik. Widczyni!
Nichto ne widpowidaw. Dik proter sko.
Czerez wikno buo wydno, szczo u weykij switlij kimnati bua bijka wse perewernute, reczi rozkydani po pidozi, poamani Slidy krowi na mjakomu kyymi. Baster, ne
takyj jak u Dika, bilszyj i dowszyj te eaw na pidozi.
Dik udaryw kuakom u dweri. De Kazyk?
Raptom win zdohadawsia: Kazyka wziay z soboju i powezy dohory, w nebo, de u
nych je korabel. Zwyczajno , Kazyk buw poranenyj, koy na nioho napay szakay, i wony
wziay joho na korabel.
Cia dumka bua znacznym poehszenniam.
Dik perewiw podych. Teper potribno powertatysia za Marjanoju
Ae szczo nepokojio joho. Szczo buo neprawylno. Zapach szakaliw? Tak, ae ce
buw ne swiyj zapach. Zapach Kazyka? Dik podywywsia u bik ozera zapach Kazyka wiw
tudy.
Dik podywywsia pid nohy i pobaczyw slidy Kazyka, perekryti slidamy dwoch szakaliw. Ce buo dywno.
Dik powilno piszow po slidach, i z konym krokom zapach Kazyka i zapach szakaliw
stawaw swiiszym. Czomu Kazyk ne uwijszow u dim? Ade wony tut buy. Wony pidniaysia u nebo na oczach u Dika.
Kazyk, napewno, bih z ostannich sy, zupyniawsia, widbywawsia noem wse ce
mona buo zrozumity za widbytkamy bosych nih, probywawsia do wody.
Dik na joho misci tak samo sprobuwaw by prorwatysia do ozera.
Jty Dikowi doweosia nedaeko.
Kazyk ustyh wbihty u wodu. Do kaminnia na berezi.
Win probih szcze krokiw dwadcia i wpaw tam. Szakay ne nawayysia zajty u wodu.
I piszy.
Dik pobaczyw tio Kazyka, napoowynu zanurene u wodu, za dekilka strybkiw distawsia do nioho i pidchopyw na ruky.
Raptom win zhadaw, perebyrajuczy w pamjati usi podiji ta obrazy panety u poszukach dywnoho, neogicznoho, weetenke derewo, jake werchiwkoju znykao u chmarach,
i hanczirku, szczo zwysaa z nioho.
Pawysz distaw kontejner z pliwkamy win joho zabraw zi stanciji.
Indykator myttiewo znajszow potribnu pliwku, i Pawysz uwimknuw proektor. Na
ekrani zjawywsia gigantkyj suk, kuszczi na niomu i obwysa pliwka, pid jakoju pohojduwawsia na witri kubok ni, ne kubok, ce ne tusza twaryny, jak prymusyw sebe swoho
czasu powiryty Pawysz, ce koszyk. Pawysz zupynyw pliwku i namahawsia zbilszyty
zobraennia. Zwyczajno, u cej koszyk mona zazyrnuty, win poronij. I motuzky. Jak ce
win iz samoho poczatku ne pobaczyw, szczo tam motuzky
Salli, pohla, skazaw Pawysz.
Szczo ce?
Zdajesia, powitriana kula.
Schoe, skazaa Salli bajdue. Wona we czas dumaa pro Kawdiju, chwyluwaasia za neji.
Szczo szcze? prodowuwaw rozdumuwaty Pawysz, ne wymykajuczy zobraennia
kuli. A ce szczo? Aha, pohrabowanyj skad na korabli Potribno znajty i ciu pliwku
Na pidozi rozkydani widkryti banky i korobky. Rozirwanyj paket, zimjata folha Wona
ne prosto zimjata. Na nij widbytky palciw, usich pjatioch palciw.
Salli!
Tychisze. Ty mene nalakaw. Szczo ce?
Newe ty ne baczysz?
Ruka. Zwidky?
Wony buy na skadi. Pamjatajesz?
Meni zdajesia, szczo ce ruka mawpy.
Powir we meni, twerdo skazaw Sawko. O slid weykoho palcia. Baczysz,
win trochy zboku. U odnoji mawpy nemaje takoho tilky u ludyny.
Todi wse zrozumio, zdohadaasia Salli. Wony powmyray na korabli, ae riatuway ditej. Dorosych we ne zayszyosia, tilky dity. Tomu j rozhrom na skadi.
A powitriana kula?
Powitriana kula ce dosy dowilne prypuszczennia.
Dik niczoho ne skazaw Marjani. Win znajszow jiji w lisi i powolik na kowdri z pliwky
do stanciji, do Kazyka. odnych sy ne zayszyosia, ae ce neobchidno buo zrobyty. Win
ne mih zayszyty Kazyka, ne mih zayszyty Marjanu, win buw najstarszyj, najsylniszyj sered nych, i tomu win musyw terpity.
Marjana bua tiaka, jiji ychomanyo.
Dik prywolik Marjanu do stanciji i zanis useredynu.
Kazyk te eaw na dywani.
Tilky swito u kupoli stao mianiszym, nemow dohoraa swiczka. I szczo dywno
kudy znyky, skaysia, zhornuysia u ruony dwa maeki kupoy, a reczej pid najbilszym
pomenszao.
Dik pokaw Marjanu na postil, jaku znajszow za perehorodkoju.
Postil bua wkryta due biymy prostyradamy, ae Dikowi ne buo jich szkoda.
Win prysiw na dywan bila nih Kazyka.
Win sydiw tak chwyyn zo pja i niczoho ne robyw, bo zowsim obezsyliw ta j ne znaw,
szczo robyty.
Szcze odna zalizna potwora wjichaa w kimnatu i poczaa zhortaty kyym.
Dik, ne pidwodiaczy, distaw baster i wupyw zariad u potworu.
Ta obwuhyasia i zawmera.
Jakszczo chto-nebu zajde skazaw Dik. Tilky sutesia!
Win sydiw na dywani, porucz z mertwym Kazykom i pomyrajuczoju Marjanoju, i niczoho ne mih zrobyty, i tilky klawsia sobi, szczo pryswiaty wse swoje yttia, skilky b joho
ne zayszyosia, szczob widomstyty cym zemlanam, jaki wbyy Kazyka i wteky, szczoby
pomera i Marjana.
Win znajde jich, win znajde jich, kudy b wony ne zachowaysia, szczoby wbyty, jak
smerdiuczych szakaliw.
***
Sawku, skazaa Salli, dywysia.
Wona schyyasia nad Kawdijeju. Kawdija hyboko zitchnua. Pryady na medycznomu pulti pokazuway, szczo puls trochy pryszwydszywsia, dychannia stao hybszym.
Wona prychodya do tiamy.
Jsza druha hodyna polotu.
Pawysz uwiw stymulator sercewoji dijalnosti. Sudiaczy z pokaziw pryadiw, stan
Kawdiji buw maje normalnyj. Pawysz szcze raz perehlanuw analiz krowi. Tam buy slidy
toksycznoho wpywu. Jaki wako wyznaczyty u polowych umowach. Potribna sprawnia aboratorija.
Kawdija rozpluszczya oczi.
Salli, zapytaa wona. Czomu my tut?
Wona widrazu zrozumia, szczo wony w kateri.
Ne woruszy, tobi szkidywo, widpowia Salli. Wse bude dobre.
Ae szczo buo? Kawdija nachmuryasia, namahajuczy zhadaty. Buw lis,
tak? Kulbabky. Due harni kulbabky. I cia mawpa. Ja jiji widihnaa wsi ti achywi twariuky tak i lizy u wikna A szczo potim?
My ne znajemo, skazaw Pawysz. My dumay, szczo ty zhadajesz.
Ja ne pamjataju. Ja pamjataju, jak straszni twariuky lizy u wikna. A potim buy
achy
Skay, jaki twariuky? Wony tebe nalakay? zapytaw Pawysz.
Ni, prosto brydko. Wse tak brydko. Strasznyj swit. Wony zawdy erusia u lisi,
wsi erusia Ni, ja jich ne bojaasia. A potim ne pamjataju.
Sprobuj zhadaty use po poriadku. Szczo staosia?
Ja bua w lisi.
Ty wyjsza w lis?
Ja wyjsza w lis. Trochy prohulaasia. Tam buy kulbabky Napewno, ja widkrya
szoom, meni zachotiosia na nych dmuchnuty.
Ty zniaa szoom?
Ne pamjataju. Zdajesia, ja prypidniaa zabrao.
A szczo potim?
Potim buw ohydnyj nastrij, pohano sebe poczuwaa, a u wikno liza cia mawpa, i
wona byasia z inszymy zwiramy.
A potim?
Wona wteka, wony wsi powtikay, a meni stao zowsim pohano Wybaczte. Ja
was poturbuwaa. Czomu my na kateri?
pyy hariaczu wodu, jak liky. Wony we ne howoryy, obydwoje buy obmoroeni, palci
ruk i nih zowsim zanimiy. I wse wony znowu pidniaysia, szczoprawda, cioho razu jim
doweosia obniatysia i jty porucz, pidtrymujuczy odyn odnoho. Czerez ce ruchaysia wony
zowsim powoli. Ae jim tilky zdawaosia, szczo wony jdu. I wony czekay, szczo ot-ot zaraz
rozijdusia chmary i nad nymy widkryjesia synie nebo
***
Dik baczyw, jak opustywsia kater. U perszu my joho ochopya radis wony wsetaky powernuysia!
Ae odrazu zhadaw, szczo powynen jim widomstyty.
Win powynen ubyty jich, bo ce wony wynni u smerti Kazyka i w tomu, szczo pomyraje
Marjana. Wony mohy jich uriatuwaty. Mohy wse zrobyty. Ae ne zachotiy.
Nikoy ranisze Dikowi i w hoowu ne prychodyo, szczo mona wbyty ludynu. Ludej
na switi mao. Wony dopomahaju odyn odnomu. Bez cioho ludy zahynu, bo lis sylniszyj
za konoho z ludej.
Ce oti, z czystoji stanciji, ne mou buty lumy.
I jakszczo wy wsi taki, to ne potribna nam wasza Zemla, waszi bili prostyrada i
hadeki stoy. Ja znaju, hariaczkowo dumaw win, wy powernuysia, bo zabuy zabraty swoji reczi. Wy choczete widibraty u nas wse, bo my brudni i neharni, bo wam soromno dumaty, szczo my z wamy pryetiy z odnijeji i tijeji Zemli. Wy nam ne potribni!
He zwidsy! Ja ne widdam wam cych reczej ci reczi zayszasia tut. My wsi pryjdemo
siudy i budemo tut yty. I nikoy ne poetymo na Zemlu!
Nenawys do ludej, jaki choczu widibraty u seyszcza stanciju, jak zdobycz, jaku Dik
peresliduwaw stilky dniw, jak zdobycz, zarady jakoji zahynuy joho druzi, zatumanya u
joho swidomosti rozumnu, zdawaosia b, dumku: jakszczo ludy powernuysia, to potribno
prynajmni poprosyty jich wylikuwaty Marjanu.
Wtomenyj, dowedenyj do widczaju, maje boewilnyj, Dik ne mih mysyty ogiczno.
Win buw dykunom, porodenniam lisu, szakaom, jakyj prypidniawsia na zadnich apach
nad zdobyczcziu Ae, na widminu wid szakaa, u Dika buw baster.
Pawysz posadyw kater, perszym wyskoczyw z nioho. Wony we wyriszyy, jak czynytymu: spoczatku inky zapustia usi skauty, ae ne na zwycznu wysoku orbitu, a pid
chmaramy. Poszcza, jaku potribno buo doslidyty, bua widnosno neweyka. Wona obmeuwaasia z piwnoczi skelamy, de eaw Polus, a z piwdnia weykym ozerom, na berezi
jakoho stojaa stancija. Bu-jake ludke poseennia, jake isnuje u cych meach, bude znajdene skautamy protiahom hodyny.
A poky Pawysz, wziawszy anbast, obszukaje najbyczi okoyci stanciji. Ludyna, dykun, jakoho baczya Kawdija, ne mih zajty daeko.
Widczynywszy luk i wystrybnuwszy na mokru trawu, Pawysz pobaczyw, szczo menszi kupoy we zhornuti stancija poczaa samokonserwaciju. Szczoprawda, ciu robotu
wona powynna robyty znaczno szwydsze. Pawysz ne znaw, szczo wynen u ciomu Dik
win perestrilaw poowynu robotiw. Zresztoju, pro konserwaciju Pawysz ne dumaw. Dumaw tilky pro te, jak wse zrobyty szwydsze. Ne zabuty wziaty w apteczci perewjazoczni
materiy. Zachopyty w kambuzi hlukozu i szokoad
Win ne wstyh zrobyty i dwoch krokiw wid katera inky szcze zayszaysia wseredyni, jak pobaczyw u wikni temnyj syuet ludyny.
Po inerciji Pawysz prodowuwaw jty, rozumijuczy we, szczo potribno szczo skazaty, szczo take, szczo by widpowidao ciomu nejmowirnomu momentu. Jak dobre,
wstyh win podumaty, szczo wony te nas szukay i my zdohadaysia powernutysia
I win poczuw nykyj chrypyj hoos:
Idy zwidsy!
Szczo? Pawysz ne zrozumiw. Win prodowuwaw jty.
Ne pidcho. Hoos zirwawsia. Ne pidcho, ja wbju.
Zaczekajte, skazaw Pawysz.
Win zupynywsia. Swito wseredyni stanciji buo jaskrawisze, ani sutinky nazowni, i
win ne mih rozdywytysia obyczczia ludyny. Hoowa zdawaasia nadto weykoju, napewno, czerez hrywu woossia. Swidomis fiksuwaa dribnyci, detali. Pawysz ne mih zrozumity, szczo tut kojisia.
De win baczyw ciu kartynu? Dawno, w dytynstwi. Tak, u Robinzoni Kruzo. Robinzon na ostrowi, woossia do pojasa, odiah zi szkir. Dobre, szczo wony szcze ne rozuczyysia rozmowlaty:
Idy, powtoriuwaw Dik. Idy zwidsy.
Czerez te, szczo win howoryw i jomu widpowiday, win ne nawauwawsia wystriyty.
Win baczyw ciu ludynu, wysoku, wyszczu za Staroho, w skafandri. Dik znaw, szczo take
skafandr. Szoom buw prozoroju kueju, ne zawaaw rozdywytysia obyczczia. Obyczczia
buo prostym, czystym, zwyczajnym obyczcziam. Wono buo retelno wyhoenym, a czerez
te, szczo Dik nikoy ne baczyw dorosoho pohoenoho czoowika, to jomu zdaosia, szczo
pered nym due weykyj pidlitok. Ade nawi u Dika we bua boroda, korotka, win pidrizaw jiji. Tilky w Oeha boroda szcze ne rosa.
Idy, powtoriuwaw Dik, jak zakynannia. Win we ne chotiw, szczob toj czoowik
piszow, ae inszych sliw ne znachodyw. Bua inercija i straszenna tupis, jak pid czas prystupu ychomanky.
Porucz z tijeju weykoju ludynoju stojay dwi inky. Odna bua weyka, maje jak
czoowik, druha maeka, chuda, jak Marjanka. Obydwi buy u skafandrach. Na jichnich obyczcziach buo zdywuwannia i nawi strach. Wony baczyy w ruci Dika baster.
Ne treba! raptom zakryczaa maeka inka. Ce ja u wsiomu wynna! Ja ne
zrozumia! Koy wy prybihy, ja ne zrozumia!
Wona szwydko pisza do stanciji.
Muczyna chotiw zatrymaty jiji, ae maeka inka wyrwaasia. Wona jsza dribnymy,
newpewnenymy krokamy, niby chwora.
I todi Dik wpustyw na pidohu baster i widstupyw do dalnioji stinky, de eaw mertwyj Kazyk. Win stojaw, opustywszy sylni ruky, i czekaw, szczo bude dali, bo win teper
niczoho ne wyriszuwaw i wzahali ne dumaw.
Kawdija byskawycznym ruchom nabraa kod stanciji na dweriach, szwydko widimknua wsi zamky i skynua szoom, nezwaajuczy na sabkis, jiji ruchy buy czitkymy.
Cia sytuacija, chocz i neordynarna, pidchodya pid kategoriju nadzwyczajnych wypadkiw,
a Kawdija nedaremno we stilky rokiw praciuwaa w ekspedycijach. Jakszczo sytuacija
maje pojasnennia, jakszczo u neji je anaog: ludy hynu, potrebuju nehajnoji dopomohy,
Kawdija moha i wmia dijaty szwydko ta efektywno, jak nichto inszyj w Gaaktyci.
Pawysz i Salli szcze znimay szoomy, a Kawdija we znaa, szczo na stanciji ne odna
ludyna wymuczenyj, dykyj junak w szkuri newidomoho zwira. Okrim nioho, szcze
dwoje. Chopczyk, szczo eaw na dywani w kajut-kompaniji, i due chuda diwczyna, bez
swidomosti, zi straszenno rozpuchoju nohoju. Wona marya.
Spokijno i stroho Kawdija skazaa Dikowi:
Wony, napewno, i ne oczikuway, szczo tut chto ywe. Nu jak jim zdohadatysia? Ade
Sergijiw howoryw, szczo seyszcze widszukaty due neprosto, nawi iz nadsuczasnymy
pryadamy wono buo czastynoju lisu.
Dikowi chotiosia pidniatysia i podywytysia, szczo ludy iz Zemli robla z Kazykom i
Marjanoju. Wony tycho peremowlaysia, i z jichnich sliw buo nezrozumio, czy dopomou wony druziam, czy we pizno. Ae Dik znaw, szczo koy sydity tycho i uwano suchaty,
to obowjazkowo zrozumijesz. Hoowne ne wtruczatysia, tomu szczo wony i tak wwaaju
mene maje mawpoju. Moe, wony nawi dumaju, szczo nas na paneti wsioho troje. Troje
dykuniw na dykij paneti. Wony, napewno, zdywuwaysia, koy poczuy, jak ja jim kryknuw. I Dik prodowuwaw sydity neruchomo, namahajuczy wowyty zmist sliw. Jomu straszenno chotiosia pyty, ae win mowczaw, ne prosyw.
Pawysz i inky howoryy due mao. Puls Kazyka maje ne prosuchowuwawsia. Win
wtratyw stilky krowi, szczo buo nezrozumio, czomu w niomu szcze ewrije yttia. Dejaki
rany buy hyboki. Rozderta oczerewyna, pereamani rebra Ci dani wydawaw dignost, a
wony mowczky zczytuway jich. Salli pryhotuwaa wodu, zibraa pryad dla pereywannia
krowi, widszukaa suchu uniwersalnu pazmu, pryhotuwaa jiji. Zaywlajuczoho pastyria
ne wystaczyo b na wsi rany cioho chopczyny, i Salli na kilka chwyyn pidminya Pawysza, poky toj zapuskaw syntezator. Na Dika ne zwertay uwahy. Prawda, raz czy dwa, wchodiaczy u kajut-kompaniju, Salli kydaa na nioho nastoroenyj pohlad, ae dykun sydiw
okamjaniwszy spaach agresiji mynuw. I wse-taky Salli znajsza chwylku i nakapaa w
sklanku z wodoju trankwilizator i prostiahnua Dikowi. Toj suchniano wziaw sklanku, ae
ne wypyw, poky Salli ne nakazaa jomu pyty. Woda bua dywna, hirkuwata, ae Dik dopyw
do kincia. Win powynen powodyty jak cywilizowana ludyna.
Diwczynoju zajmaasia Kawdija. Pawysz, widirwawszy na chwyynu wid Kazyka,
zahlanuw do neji. Za Marjanu win ne chwyluwawsia wypadok buw skadnyj, ae win
znaw, szczo wony wytiahnu diwczynu za kilka hodyn. Hangrenozne zapaennia, wysnaennia organizmu nepryjemno, ae niczoho strasznoho.
Marjanu rozdiahnuy, Kawdija obtera jiji hubkoju. Tio diwczyny buo take chude
usi kistky nazowni, take brudne, tak husto wkryte szramamy i podriapynamy, szczo
wako buo wyznaczyty jiji wik. Ij moho buty pjatnadcia rokiw, moho buty bilsze.
Koy zwilnywsia aparat dla pereywannia pazmy, Salli perenesa joho w aboratoriju
i peredaa Kawdiji. Do toho czasu Kawdija we pryhotuwaa i wwea Marjani poywnyj
rozczyn. Wse buo by prostisze, jakby w ekspedyciji buy dwa reanimacijni pryady. Ae
aparat buw odyn, i win buw potribnyj chopczyku. Win ue wkutaw Kazyka datczykamy i
obereno wwiw w osnowni sudyny swoji nytoczky. Mikroszczupy pronyky w hrudy, masauway serce, pidtrymujuczy joho rytm. Pawysza chwyluwao, czy nemaje zmin u mozku wse-taky chopcia wytiahay z klinicznoji smerti. Win znowu i znowu zmuszuwaw
dignost powidomlaty, jak funkcinuje mozok.
Dik poczuw, jak czoowik ta inka rozmowlaju u tij kimnati, de eaa Marjana.
Wony howoryy due tycho, dumay, szczo win ne poczuje. Wony ne znay, szczo Dik
dytyna lisu, i such u nioho wtryczi hostriszyj, ani u nych.
Spoczatku buy frazy, napowneni medycznymy terminamy. Win ne rozumiw jichnioho zmistu, ae po tonu zdohadawsia, szczo Marjanu wylikuju. Hoosy staway trywonymy, koy wony dywyysia na Kazyka. Win zdywuwawsia i e ne zapakaw, koy zdohadawsia, szczo Kazyk ne mertwyj. Czy ci ludy maju zdatnis woskreszaty mertwych? Dik
ne czuw pro take wid Staroho, a tilky u kazkach, jaki jomu koy rozkazuwaa mama.
Treba nahoduwaty joho, tycho skazaa weyka inka w susidnij kimnati.
Maeka inka kudy wyjsza.
znaw napriamok i buw upewnenyj, szczo wony widrazu znajdu seyszcze. Lis zwerchu zdawawsia sucilnym siro-zeenym morem.
Wony proetiy nad riczkoju. Wako nawi buo ujawyty sobi, szczo pereprawa czerez
neji zajniaa u nych try dni ce bua zowsim wuka rika. Liworucz pronesysia, stinoju
wrizajuczy u chmary, stowbury weetenkych derew.
My tam buy, skazaw Dik. Nahori.
Tak, skazaa Salli, my baczyy powitrianu kulu. Ae ne widrazu zdohadaysia.
A ja ne powirya. Ce Sawko zrozumiw.
al, skazaw Dik. Treba buo ranisze zdohadatysia.
Win dywywsia na jiji ruky. Ruky buy taki bili ta hadeki, szczo nezrozumio buo
moe, wona nikoy ne skydaje rukawyczky? Ruky eay na pulti i ehekymy natyskamy
palciw zmuszuway kater pidnimatysia, nachylatysia, znyuwatysia. Dikowi zachotiosia
poprosyty u Salli, szczob wona dozwoya jomu sisty na jiji misce i keruwaty katerom. Ae,
zwisno, win promowczaw.
Salli zbilszya szwydkis, zeenyj lis wnyzu peretworywsia na nezrozumiu riwnu
masu. I Salli persza, ranisze za Dika, pobaczya halawynu i seyszcze.
Wona zmenszya szwydkis, ae kater wse-taky proetiw nad seyszczem, i doweosia
robyty szcze odne koo, znyujuczy bila czastokou. Staryj czerhuwaw bila worit, nakynuwszy na hoowu nakydku z rybjaczoji szkiry, bo znowu zariadyw doszcz, a Staryj buw
zastudenyj. Ae jake szoste widczuttia zmusyo joho skynuty nakydku same w tu my,
koy kater wyrynuw nad werchiwkamy derew, zowsim nyko, i poczaw robyty koo nad
seyszczem.
Staryj dyko zakryczaw i poczaw byty kaataczkoju trywohu tak, nacze na seyszcze
napay tysiacza szakaliw. Ludy wybihay z chatok i niczoho ne rozumiy, bo Staryj kaataw,
kryczaw i czomu strybaw na misci, nacze joho wkusya hadiuka.
Salli rozdywyasia zwerchu weykyj pustyr, ohorodenyj dowhym pochyym potom.
Na pustyri de-ne-de rosy kuszczi, wydniysia neriwni hriadky, plamky kalu, u jakych
widbywaysia siri chmary.
I szcze Salli pobaczya budynky, u jakych yy ludy. Krywi, aluhidni, pochyeni
chyky tiahnuysia u dwa riady uzdow brudnoji smuky wuyci. Smuha ysze bila czastokou trochy wyhynaasia i wpyraasia u worota. Tam stojao szczo schoe na szaasz, z
otworu na dachu wywsia siryj dymok. Jakszczo nawmysne zobrazyty bidnis i nycis, do
jakoji moe dijty ludyna, to napewno, odnyj chudonyk ne zmih by prydumaty nastilky
sumnu kartynu.
Kater opustywsia na pustyri, bila krajnioji chatky.
Salli wymknua dwyhun i podywyasia na Dika.
Ae Dik mowczaw. Salli dywyasia na nioho, widczuwajuczy prowynu za te, szczo
wona u skafandri, szczo wona ne nawaujesia zniaty joho. Dik powilno powernuwsia do
neji i podywywsia priamo w oczi. Oczi zbudeno bystiy, ae huby buy micno stysnuti i
zdawaysia zymy. Hospody, podumaa Salli, tebe by pid dusz, tebe by widmyty.
Houbuwata blidis szkiry ysze whaduwaasia pid szarom brudu. Dowhe czorne woossia
pryypo do szczik. Dikowi buo duszno w kabini wsiudychoda, jomu buo due pohano, i
win z ostannich sy namahawsia ne wykazaty cij inci, naskilky jomu pohano. I Salli joho
ne zrozumia.
Dik nijak ne mih widkryty luk zi swoho boku, Salli nachyyasia i dopomoha jomu.
Dik wystrybnuw z katera. Salli wyjsza za nym.
I raptom wona pobaczya ditej. Wony bihy po hriaziuci, po kaluach, brudni, holi,
bosi. Wony kryczay i machay rukamy.
A za nymy bihy dorosli. Try czy czotyry inky, potim czoowik z szyrokoju rudoju
dowhoju borodoju, jaka zakrywaa wse obyczczia, wydniysia tilky czerwonyj nis i syni
oczi. Odna z inok, u szkirianomu baachoni, bua towstoju, i Salli wstyha zdywuwatysia,
naskilky wona ohriadna. Potim wona pobaczya wysokoho sutuoho odnorukoho staroho,
jakyj kulhaw, spyrajuczy na payciu. Widczynyysia dweri krajnioho budynoczka, i
zwidty diwczyna zi switym krasywym woossiam wywea slipu inku Salli widrazu zrozumia, szczo inka slipa: wona obmacuwaa wilnoju rukoju powitria pered soboju, aby ne
nasztowchnutysia na pereszkodu.
Salli stojaa i czekaa, poky wsi nabyziasia. Jij buo straszno podumaty, szczo wony
mohy poetity i zayszyty cych ludej tut.
Ludy zupynyysia za kilka krokiw wid Salli. Buo tycho.
Mowczannia trywao ciu chwyynu.
Salli baczya, jak pacze towsta inka. Wona pakaa nimo, kowtajuczy slozy, i jiji
palci tremtiy, nacze szukay gudzyk na hrudiach.
Salli dywyasia na ditej. Ditej wyjawyosia bahato. Jij nawi i na dumku ne moho spasty, szczo ludy tut, u cij brudnij prirwi, mou naroduwaty ditej. U ciomu buo szczo twarynne, prynyzywe. Salli baczya w seyszczi ne prodowennia Zemli, a wymyrajuczu
meku bidujuczych pohorilciw.
Obtiaywu pauzu poruszya slipa inka.
De wony? zapytaa wona hoosno. Wony sprawdi pryetiy?
Witaju was, skazaa tilky teper Salli. Najwacze buo skazaty perszi sowa. Persze sowo.
De Kazyk? zapytaa ohriadna inka. 3 nym niczoho ne staosia?
Wony tam zayszyysia, titko ujizo, skazaw Dik. Jich wylikuju, wony obiciay.
Jichnie yttia w bezpeci, skazaa Salli.
A Oeyk? De Oeyk? Win piszow u hory! zakryczaa raptom chuda stara
inka. Joho potribno nazdohnaty. Bu aska.
Zaczekaj, Iryno, skazaw odnorukyj staryj z payceju. Mene zwaty Borys,
prodowuwaw win. Ja tut niby za starszoho. I wid imeni wsich ja chotiw by wam podiakuwaty
Dik widbih za budynok. Joho wyrwao. Ae na nioho nichto ne dywywsia.
Salli prywitaasia z usima po czerzi. Koen protiahaw ruku i nazywawsia, nawi mali
dity. I u cij oficijnij zustriczi buo szczo take, szczo rujnuwao obraz pohorilciw. Salli bua
zadowoena, szczo ne odiaha rukawyczky, koy wylitaa zi stanciji.
Uwahu Salli prywernua straszna twaryna, wona upiznaa w nij czudowyko, jake
wbyw Pawysz. Otoczena ciym wywodkom takych samych, ae trochy menszych, czudowyko wako i zahrozywo mczao do grupky ludej, jaki otoczyy kater. Salli chotia kryknuty, szczob ludy wtikay, ae odyn z chopczakiw smiywo pobih nazustricz twaryni, pronyzywo wykrykujuczy:
Jdy he, kozo, ne zawaaj, do nas ludy pryetiy! Jdy he, durna!
Czudowyko, u jakoho buo take dywne imja, raptom zupynyosia i pozadkuwao. A
odne kozeniatko, jake nijak ne moho zrozumity, czomu wono powynne ne zawaaty, maeka kulhawa diwczynka widtiahnua za dowhi wucha. Kozeniatko mekao, wyrywaosia,
ae koza ne posmia pryjty jomu na dopomohu.
Nu, zwyczajno, raptom zrozumia Salli, jakszczo wony tut ywu, ywu wako,
ae zayszajusia lumy, wony powynni pryruczaty twaryn, chodyty w lis, obroblaty horod.
A czoho ja tut czekaa?
Wony wyjszy z Polusa. Dik buw pochmuryj. Dowkoa panuwaa zowisna kosmiczna tysza.
Budemo szukaty dali? zapytaw Dik, pobojujuczy, szczo Salli skae: wtomyasia, treba powertatysia. Ade Oeh i Sergijiw czui dla neji.
Zaczekaj, skazaa Salli. Spoczatku wyjdemo na zwjazok.
Wona wykykaa stanciju i skazaa Pawyszu, szczo wony buy u seyszczi, a teper
poetiy do Polusa. Ae ne znajszy ludej. Potim zapytaa, jak sebe poczuwaju dity. Dik
edwe posmichnuwsia Marjanu ne mona buo nazwaty dytynoju. Smiszno.
Pawysz skazaw, szczo wse harazd, i potim dodaw:
eti szwydsze siudy. Ja tebe zminiu.
Ja ne wtomyasia.
U mene je biszukacz. Ty zabua. Bez nioho wam jich ne znajty. Jich moho zanesty
snihom, wony mohy zabukaty.
Ty prawyj, pohodyasia Salli.
Szczo u nioho je? zapytaw Dik z nadijeju.
Pryad, jakyj moe widszukaty organiku.
Salli zbahnua, szczo Dik nikoy ne czuw sowa organika, i poczaa pidszukowuwaty insze sowo. Ae Dik skazaw:
Ja zrozumiw.
Win nasprawdi zrozumiw. Wajtkus wykadaw jim chimiju.
Kater rizko pidniawsia nad uohowynoju.
Tilky ja tebe poproszu, skazaw Dik, poetymo ne priamo, a spoczatku zrobymo koo nad horamy.
Pawysz maje raciju. Z biszukaczem ehsze.
Ja znaju, skazaw Dik.
Dobre, widpowia Salli.
Wona pohodyasia z Dikom. Nichto z nych ne skazaw whoos, ae wony rozumiy,
szczo koy ludy zabukay, to na takomu morozi kona chwyyna moe staty fatalnoju.
Zwyczajno, jakby na misci Salli bua Kawdija, wona by nizaszczo ne pohodyasia wtraczaty czas, krulajuczy nad snihowymy doynamy. Wona by dowea, szczo dla poriatunku
ludej kraszcze wtratyty piwhodyny doetity do stanciji, a potim skorystatysia biszukaczem. Ae Salli ne bua takoju rozsudywoju. I wony poetiy wnyz, roblaczy weyki zyhzahy, proczisujuczy szyroku, na kilka kiometriw, smuhu.
I wyjawyysia prawi.
Koy wony we opustyysia do werchnioji mei chmar i zrozumiy, szczo dowedesia
prypynyty poszuky, hostrozoryj Dik pobaczyw daeko praworucz czornu krapku na snihu.
Powerny! zakryczaw win.
Krapka bua neruchoma. Salli te pobaczya jiji, i tak rizko rozwernua kater, szczo
Dik edwe ne wypaw iz krisa.
Krapka szwydko zrostaa, i w tu my wony pobaczyy, szczo krapka zaworuszyasia.
Ce bua dywna bezformna plama, jaka rosa i zbilszuwaasia. We opuskajuczy do neji,
wony zrozumiy, szczo plama ce dwi ludyny, jaki paday i pidnimaysia, pidtrymujuczy
odyn odnoho, a tomu wyhladay zdaeku, jak odna istota.
Koy kater opustywsia na snih za dwadcia metriw pered Oehom ta Sergijiwym, to
wony ne pobaczyy joho wony oslipy wid snihowoho siajwa. Pered oczyma Dika i Salli,
jaki wystrybnuy z katera, wony znowu wpay i nasyu, hucho rykajuczy, poczay pidnimatysia na kolina.
Oee! zakryczaw Dik i kynuwsia do kubka ti na snihu, szczo we edwe woruszyysia. Oee, ja tut! Ty mene czujesz? Oee, ce ja! Ce my! My pryetiy!
KINE