You are on page 1of 276

Eektronna knyha KOMPAS ~ 2013

Opowidannia Kira Buyczowa maju jaskrawo wyraene liryczne j kazkowe zabarwennia. Heroji opowida ne nadieni jakymy nadpryrodnymy zdibnostiamy. Ae w jaki b sytuaciji
wony ne potraplay, kosmiczni abo kazkowi, wony
zayszajusia harnymy i dobrymy lumy. Natchnenni wysokymy ideaamy, wony smiywo jdu
na ryzyk i ertwy zarady inszych ludej ta obowjazku.

://kompas.co.ua ukrajinomowna pryhodnyka literatura

Perekad z rosijkoji
Chudonyky K. Soszynka, R. Awotin

Mona poprosyty Ninu? skazaw ja.


Ce ja, Nina.
Tak? Czomu u tebe takyj dywnyj hoos?
Dywnyj hoos?
Ne twij. Tonkyj. Ty zasmuczena czymo?
Ne znaju.
Moywo, meni ne warto buo dzwonyty?
A chto howory?
Widkoy ty perestaa mene wpiznawaty?
Koho wpiznawaty?
Hoos buw moodszyj za Ninu rokiw na dwadcia. A nasprawdi Ninyn hoos ysze
rokiw na pja moodszyj za hospodyniu. Jakszczo ludyny ne znajesz, po hoosu jiji wik
whadaty wako. Hoosy czasto stariju ranisze wid wasnykiw. Abo dowho zayszajusia
moodymy.
Nu harazd, skazaw ja. Posuchaj, ja dzwoniu tobi maje u sprawi.
Napewno, wy wse-taky pomyyysia nomerom, skazaa Nina. Ja was ne
znaju.
Ce ja, Wadym, Wadyk, Wadym Mykoajowycz! Szczo z toboju?
Nu o! Nina zitchnua, niby jij szkoda buo prypyniaty rozmowu. Ja ne znaju
nijakoho Wadyka i Wadyma Mykoajowycza.

Probaczte, skazaw ja, i powisyw suchawku.


Ja ne widrazu nabraw nomer znowu. Zwyczajno, ja prosto ne tudy potrapyw. Moji
palci ne chotiy teefonuwaty Nini. I nabray ne toj nomer. A czomu wony ne chotiy?
Ja widszukaw u stoli paczku kubynkych sygaret. Micnych, jak sygary. Jich, pewno,
robla z obrizkiw sygar. Jaka u mene moe buty sprawa do Niny? Abo maje sprawa?
Nijakoji. Prosto kortio diznatysia, czy wdoma wona. A jakszczo jiji nemaje wdoma, ce
niczoho ne zminiuje. Wona moe buty, naprykad, u mamy. Abo w teatri, tomu szczo wona
tysiaczu rokiw ne bua w teatri.
Ja podzwonyw Nini.
Nina? skazaw ja.
Ni, Wadyme Mykoajowyczu, widpowia Nina. Wy znowu pomyyysia. Wy
jakyj nomer nabyrajete?
149-40-89.
A u mene Arbat odyn trydcia dwa pja try.
Zwyczajno, skazaw ja. Arbat ce czotyry?
Arbat ce R.
Niczoho spilnoho, skazaw ja. Darujte, Nino.
Bu aska, skazaa Nina. Ja wse odno ne zajniata.
Postarajusia do was bilsze ne potraplaty, skazaw ja. De zakynyosia. O i
potraplaju do was. Due pohano teefon praciuje.
Tak, pohodyasia Nina.
Ja powisyw trubku.
Treba poczekaty. Abo nabraty sotniu. Czas. Szczo zamknesia w pereputanych linijach na stanciji. I ja dodzwoniusia. Dwadcia druha hodyna riwno, skazaa inka
po teefonu sto. Ja raptom podumaw, szczo jakszczo jiji hoos zapysay dawno, desia
rokiw tomu, to wona nabyraje nomer sto, koy jij nudno, koy wona sama wdoma, i
suchaje swij hoos, swij moodyj hoos. A moywo, wona pomera. I todi jiji syn abo ludyna, jaka jiji lubya, nabyraje sotniu i suchaje jiji hoos.
Ja podzwonyw Nini.
Ja was suchaju, skazaa Nina moodym hoosom. Ce znowu wy, Wadyme
Mykoajowyczu?
Tak, skazaw ja. Woczewy, naszi teefony zjednaysia namertwo. Wy tilky
ne sertesia, ne dumajte, szczo ja artuju. Ja due retelno nabyraw nomer, jakyj meni
potriben.
Zwyczajno, zwyczajno, szwydko skazaa Nina. Ja ni na chwyynku ne podumaa. A wy due pospiszajete, Wadyme Mykoajowyczu?
Ni, skazaw ja.
U was waywa sprawa do Niny?
Ni, ja prosto chotiw diznatysia, czy wdoma wona.
Skuczyy?
Jak wam skazaty
Ja rozumiju, rewnujete, skazaa Nina.
Wy smiszna ludyna, skazaw ja. Skilky wam rokiw, Nino?
Trynadcia. A wam?
Bilsze soroka. Mi namy towstenna stina z cehy.
I kona cehyna ce misia, prawda?

Nawi odyn de moe buty cehynoju.


Tak, zitchnua Nina, todi ce due towsta stina. A pro szczo wy dumajete
zaraz?
Wako widpowisty. U danu chwyynu ni pro szczo. Ja rozmowlaju z wamy.
A jakby wam buo trynadcia rokiw abo nawi pjatnadcia, my mohy b poznajomytysia, skazaa Nina. Ce buo b due smiszno. Ja b skazaa; pryjidajte zawtra
uweczeri do pamjatnyka Puszkinu. Ja was czekatymu o siomij hodyni riwno. I my b odyn
odnoho ne wpiznay. Wy de zustriczajetesia z Ninoju?
Jak koy.
I bila Puszkina?
Ne zowsim. My jako zustriczaysia bila Rosiji.
De?
Bila kinoteatru Rosija.
Ne znaju.
Nu, na Puszkinkij.
Wse odno czomu ne znaju. Wy, napewno, artujete. Ja dobre znaju Puszkinku
poszczu.
Newaywo, skazaw ja.
Czomu?
Ce dawno buo.
Koy?
Diwczynci ne chotiosia wiszaty suchawku. Czomu wona napoehywo prodowuwaa rozmowu.
Wy sama wdoma? zapytaw ja.
Tak. Mama u weczirniu zminu. Wona medsestra w hospitali. Wona na nicz zayszysia. Wona moha b pryjty i siohodni, ae zabua wdoma propusk.
Aha, pohodywsia ja. Harazd, lahaj spaty, diwczynko. Zawtra do szkoy.
Wy zi mnoju zahoworyy, jak z dytynoju.
Ni, szczo ty, howoriu z toboju, jak z dorosoju.
Spasybi. Tilky sami, jakszczo choczete, lahajte spaty z siomoji hodyny. Do pobaczennia. I bilsze ne dzwoni swojij Nini. A to znowu do mene potrapyte. I rozbudyte mene,
maeku diwczynku.
Ja powisyw suchawku. Zatym uwimknuw teewizor i diznawsia pro te, szczo misiacechid projszow za zminu 337 metriw. Misiacechid zajmawsia sprawoju, a ja bajdykuwaw.
Wostannie ja wyriszyw podzwonyty Nini we hodyni ob odynadciatij, ciu hodynu zajmaw
sebe durnyciamy. I wyriszyw, szczo, jakszczo znowu potraplu na diwczynku, pokadu suchawku widrazu.
Ja tak i znaa, szczo wy szcze raz podzwonyte, skazaa Nina, pidijszowszy do
teefonu. Tilky ne wiszajte suchawku. Meni, czesne sowo, due nudno. I czytaty niczoho. I spaty szcze rano.
Harazd, skazaw ja. Dawajte rozmowlaty. A czomu wy tak pizno ne spyte?
Zaraz tilky woma, skazaa Nina.
U was hodynnyk widstaje, skazaw ja. We dwanadciata hodyna.
Nina zasmijaasia. Smich u neji buw choroszyj, mjakyj.
Wam tak choczesia mene spekatysia, szczo prosto ach, skazaa wona. Zaraz owte, i tomu stemnio. I wam zdajesia, szczo we nicz.

Teper wasza czerha artuwaty? zapytaw ja.


Ni, ja ne artuju. U was ne tilky hodynnyk bresze, ae j kaendar bresze.
Czomu bresze?
A wy zaraz meni skaete, szczo u was zowsim ne owte, a lutyj.
Ni, hrude, skazaw ja.
I czomu, niby sam sobi ne powiryw, podywywsia na gazetu, szczo eaa poriad, na
dywani. Dwadcia tretie hrudnia buo napysano pid zahoowkom.
My pomowczay trochy, ja spodiwawsia, szczo wona zaraz skae do pobaczennia.
Ae wona raptom zapytaa:
A wy weczeriay?
Ne pamjataju, skazaw ja szczyro.
Znaczy, ne hoodnyj.
Ni, ne hoodnyj.
A ja hoodna.
A szczo, wdoma jisty niczoho?
Niczoho! skazaa Nina. Poronio. Smiszno, tak?
Nawi ne znaju, jak wam dopomohty, skazaw ja. I hroszej nemaje?
Je, ae zowsim triszky. I wse we zaczyneno. A potim, szczo kupysz?
Tak, pohodywsia ja. Wse zaczyneno. Choczete, ja ponyszporiu w choodylnyku, podywlusia, szczo tam je?
U was je choodylnyk?
Staryj, skazaw ja. Sewer. Znajete takyj?
Ni, skazaa Nina. A jakszczo znajdete, szczo potim?
Potim? Ja schoplu taksi i pidwezu wam. A wy spustytesia do pidjizdu i wimete.
A wy daeko ywete? Ja na Sywcewim Wraku. Budynok 15/25.
A ja na Mosfilmowkij. Bila eninkych hir. Za uniwersytetom.
Znowu ne znaju. Tilky ce newaywo. Wy dobre prydumay, i spasybi wam za ce.
A szczo u was je w choodylnyku? Ja prosto tak pytaju, ne dumajte.
Jakby ja pamjataw, skazaw ja. Zaraz perenesu teefon na kuchniu, i my z
wamy podywymosia.
Ja projszow na kuchniu, i drit tiahnuwsia za mnoju, mow zmija.
Ote, skazaw ja, widkrywajemo choodylnyk.
A wy moete teefon nosyty za soboju? Nikoy ne czua pro take.
Zwyczajno, mou. A wasz teefon de stoji?
U korydori. Win wysy na stinci. I szczo u was w choodylnyku?
Znaczy, tak szczo tut, w paketi? Ce jajcia, necikawo.
Jajcia?
Aha. Kuriaczi. O, choczete, prynesu kurku? Ni, wona francuka, moroena. Poky
wy jiji zwaryte, zowsim zhoodnijete. I mama pryjde z roboty. Kraszcze my wimemo
kowbasy. Abo ni, znajszow marokkanki sardyny, szistdesiat kopijok blaszanka. I do nych
je piwbanky majonezu. Wy czujete?
Tak, skazaa Nina zowsim tycho. Nawiszczo wy tak artujete? Ja spoczatku
chotia zasmijatysia, a potim meni stao sumno.
Ce szcze czomu? Nasprawdi tak zhoodnia?
Ni, wy znajete.
Szczo ja znaju?

Znajete, skazaa Nina. Potim pomowczaa i dodaa: Nu j nechaj! Skai, a u


was je czerwona ikra?
Ni, skazaw ja. Zate je fie patusa.
Ne treba, dosy, skazaa Nina twerdo. Dawajte widwoliknemosia. Ja use
zrozumia.
Szczo zrozumia?
Szczo wy te hoodnyj. A szczo u was z wikna wydno?
Z wikna? Budynky, kopijuwalnu fabryku. Jakraz zaraz, piw na dwanadciatu,
zmina zakinczujesia. I bahato diwczat wychody z prochidnoji. I szcze wydno Mosfilm.
I poenu komandu. I zaliznyciu. O po nij zaraz jde eektryczka.
I wy wse baczyte?
Eektryczka, szczoprawda, daeko jde. Tilky wydno anciuok wohnykiw, wikon!
O wy i breszete!
Ne mona tak iz starszymy rozmowlaty, skazaw ja. Ja ne mou brechaty.
Ja mou pomylatysia. To w czomu ja pomyywsia?
Wy pomyyysia w tomu, szczo baczyte eektryczku. Jiji ne mona pobaczyty.
Szczo wona, newydyma, czy szczo?
Ni, wydyma, tilky wikna switytysia ne mou. Ta wy wzahali z wikna ne wyhladay.
Czomu? Ja stoju pered samym wiknom.
A u was w kuchni swito hory?
Zwyczajno, bo inaksze jak by ja w temriawi do choodylnyka azyw. U mene w
niomu perehoria ampoczka.
O, baczyte, ja was ue wtretie wpijmaa.
Nino, luba, pojasny meni, na czomu ty mene wpijmaa.
Jakszczo wy dywytesia u wikno, to widkynuy zatemnennia. A jakszczo widkynuy
zatemnennia, to zahasyy swito. Prawylno?
Neprawylno. Nawiszczo meni zatemnennia? Wijna, czy szczo?
Oj-oj-oj! Jak e mona tak zabrichuwatysia? A szczo , myr, czy szczo?
Nu, ja rozumiju, Wjetnam, Bykyj Schid Ja ne pro ce.
I ja ne pro ce Zaczekajte, a wy inwalid?
Na szczastia, wse u mene na misci.
U was bronia?
Jaka bronia?
A czomu wy todi ne na fronti?
O tut ja wpersze tilky zapidozryw neharazd. Diwczynka mene naczebto rozihruwaa. Ae robya ce tak zwyczajno i serjozno, szczo trochy mene ne nalakaa.
Na jakomu ja maju buty fronti, Nino?
Na zwyczajnisikomu. De wsi. De tato. Na fronti z nimciamy. Ja serjozno kau,
ja ne artuju. A to wy tak dywno rozmowlajete. Moywo, wy ne breszete pro kurku i
jajcia?
Ne breszu, skazaw ja. I nijakoho frontu nemaje. Moywo, i sprawdi meni
pidjichaty do was?
Ta ja nasprawdi ne artuju! maje kryknua Nina. I wy perestate. Meni
spoczatku buo cikawo i weseo. A zaraz stao jako ne tak. Wy mene probaczte. Nemow
wy ne prykydajetesia, a kaete prawdu.

Sowo czesti, diwczynko, ja kau prawdu, skazaw ja.


Meni nawi straszno stao. U nas picz maje ne hrije. Drow mao. I temno. Tilky
kahane. Siohodni eektryky nemaje. I meni samij sydity oj jak ne choczesia. Ja wsi tepli
reczi na sebe nakutaa.
I tut-taky wona rizko i jako serdyto powtorya pytannia:
Wy czomu ne na fronti?
Na jakomu ja mou buty fronti? We i sprawdi arty zajszy kudy ne tudy.
Jakyj moe buty front w simdesiat druhomu roci!
Wy mene rozihrujete?
Hoos znowu zminyw ton, buw win nedowirywyj, buw win maekym, try werszky
wid pidohy. I nejmowirna, zabuta kartynka wynyka pered oczyma te, szczo buo zi
mnoju, ae bahato rokiw, trydcia abo bilsze rokiw tomu. Koy meni te buo dwanadcia
rokiw. I w kimnati stojaa burujka. I ja sydu na dywani, pidibhawszy nohy. I hory
swiczka, czy ce bua hasowa ampa? I kurka zdajesia nerealnym, kazkowym ptachom,
jakoho jidia tilky w romanach, chocza ja todi ne dumaw pro kurku
Wy czomu zamowky? zapytaa Nina. Wy kraszcze howori.
Nino, skazaw ja. Jakyj zaraz rik?
Sorok druhyj, skazaa Nina.
I ja we skadaw u hoowi skyboczky newidpowidnostej u jiji sowach. Wona ne znaje
kinoteatru Rosija. I teefon u neji tilky z szesty nomeriw. I zatemnennia
Ty ne pomylajeszsia? zapytaw ja.
Ni, skazaa Nina.
Wona wirya w te, szczo howorya. Moe, hoos obduryw mene? Moe, jij ne trynadcia rokiw? Moe, wona, sorokalitnia inka, zachworia szcze todi, diwczynkoju, i jij zdajesia, szczo wona zayszyasia tam, de wijna?
Posuchajte, skazaw ja spokijno. Ne wiszaty suchawku. Siohodni dwadcia
tretie hrudnia 1972 roku. Wijna zakinczyasia dwadcia sim rokiw tomu. Wy ce znajete?
Ni, skazaa Nina.
Wy znajete ce. Zaraz dwanadciata hodyna Nu jak wam pojasnyty?
Harazd, skazaa Nina pokirno. Ja tako znaju, szczo wy ne prywezete meni
kurku. Meni slid buo zdohadatysia, szczo francukych kurok ne buwaje.
Czomu?
U Franciji nimci.
U Franciji dawnym-dawno nemaje nijakych nimciw. Tilky jakszczo turysty. Ae
nimeki turysty buwaju i w nas.
Jak tak? Chto jich puskaje?
A czomu ne puskaty?
Wy ne nadumajte skazaty, szczo fricy nas peremou! Wy, napewno, prosto szkidnyk abo szpyhun?
Ni, ja praciuju w REWi, w Radi Ekonomicznoji Wzajemodopomohy. Zajmajusia
uhorciamy.
O i znowu breszete! W Uhorszczyni faszysty.
Uhorci dawnym-dawno prohnay swojich faszystiw. Uhorszczyna socilistyczna respublika.
Oj, a ja we bojaasia, szczo wy i sprawdi szkidnyk. A wy wse-taky use wyhadujete.

Ni, ne zapereczujte. Wy kraszcze rozkai meni, jak bude potim. Prydumajte szczo choczete, tilky szczob buo dobre. Bu aska. I wybaczte mene, szczo ja tak z wamy hrubo
rozmowlaa. Ja prosto ne zrozumia.
I ja ne staw bilsze spereczatysia. Jak pojasnyty ce? Ja znowu ujawyw sobi, jak sydu
w ciomu samomu sorok druhomu roci, jak meni choczesia diznatysia, koy naszi wimu
Berlin i powisia Hitera. I szcze diznatysia, de ja zahubyw chlibnu kartku za owte. I
skazaw:
My peremoemo faszystiw 9 trawnia 1945 roku.
Ne moe buty! Due dowho czekaty.
Suchaj, Nino, i ne perebywaj. Ja znaju kraszcze. I Berlin my wimemo druhoho
trawnia. Nawi bude taka medal Za wziattia Berlina. A Hiter nakade na sebe ruky.
Win pryjme otrutu. I das jiji Jewi Braun. A potim esesowci wynesu joho tio u dwir imperkoji kancelariji, i obillu benzynom, i spala
Ja rozpowidaw ce ne Nini. Ja rozpowidaw ce sobi. I ja suchniano powtoriuwaw
fakty, jakszczo Nina ne wirya abo ne rozumia widrazu, powertawsia, koy wona prosya
pojasnyty szczo-nebu, i e ne wtratyw znow jiji dowiry, koy skazaw, szczo Stalin pomre. Ae ja potim powernuw jiji wiru, powidawszy pro Jurija Haharina i pro nowyj Arbat.
I nawi nasmiszyw Ninu, rozpowiwszy pro te, szczo inky nosytymu briuky-klosz i
zowsim korotki spidnyci. I nawi pryhadaw, koy naszi perejdu kordon z Prusijeju. Ja
wtratyw widczuttia realnosti. Diwczynka Nina i chopczyko Wadyk sydiy peredi mnoju
na kanapi i suchay. Tilky wony buy hoodni jak czorty. I sprawy u Wadyka jszy nawi
hirsze, ni u Niny; chlibnu kartku win zahubyw, i do kincia misiacia jim z matirju dowedesia yty na odnu jiji kartku, roboczu kartku, tomu szczo Wadyk posijaw kartku de u
dwori, i ysze czerez pjatnadcia rokiw win raptom pryhadaje, jak ce buo, i znowu zasmuczuwatymesia, tomu szczo kartku mona buo znajty nawi czerez tyde; wona, zwyczajno, upaa w pidwa, koy win kynuw na graty palto, zbyrajuczy pohaniaty u futbo. I
ja skazaw, we potim, koy Nina wtomyasia suchaty te, szczo wwaaa harnoju kazkoju:
Ty znajesz Petriwku?
Znaju, skazaa Nina. A jiji ne perejmenuju?
Ni. Tak ot
Ja rozpowiw, jak uwijty do dworu pid arku i de w hybyni dworu je pidwa, zakrytyj
gratamy. I jakszczo ce owte sorok druhoho roku, seredyna misiacia, to w pidwali, najpewnisze, ey chlibna kartka. My tam, u dwori, hray u futbo, i ja ciu kartku zahubywyw.
Jakyj ach! skazaa Nina. Ja b cioho ne pereya. Treba zaraz e jiji widszukaty. Zrobi ce.
Wona te uwijsza u smak hry, i de realnis widijsza, i we ani wona, ani ja ne
rozumiy, w jakomu roci my znachodymosia, my buy poza czasom, bycze do jiji sorok
druhomu roku.
Ja ne mou znajty kartku, skazaw ja. Mynuo bahato rokiw. Ae jakszczo
zmoesz, zajdy tudy, pidwa maje buty widczynenyj. W krajniomu wypadku skaesz, szczo
kartku wpustya ty.
I w ciu my nas rozjednay.
Niny ne buo. Szczo zatriszczao w trubci. inoczyj hoos skazaw:
Ce 143-18-15? Was wykykaje Ordonikidze.
Wy pomyyysia nomerom, skazaw ja.

Darujte, skazaw inoczyj hoos bajdue.


I buy korotki hudky.
Ja widrazu nabraw znowu Ninyn nomer. Meni potribno buo wybaczytysia. Potribno buo posmijatysia razom z diwczynkoju. Ade wychodya zahaom nisenitnycia
Tak, skazaw hoos Niny.
Inszoji Niny.
Ce wy? zapytaw ja.
A, ce ty, Wadyme? Czoho tobi ne spysia?
Wybacz, skazaw ja. Meni insza Nina potribna.
Szczo?
Ja powisyw suchawku i znowu nabraw nomer.
Ty zjichaw z huzdu? zapytaa Nina. Ty pyw?
Wybacz, skazaw ja i znowu kynuw trubku.
Teper dzwonyty buo marno. Dzwinok z Ordonikidze wse powernuw na swoji miscia. A jakyj u neji sprawnij teefon? Arbat try, ni, Arbat odyn trydcia dwa
trydcia Ni, sorok
Dorosa Nina podzwonya meni sama.
Ja we weczir sydia udoma, skazaa wona. Dumaa, ty podzwonysz, pojasnysz, czomu ty wczora tak powodywsia. Ae ty, woczewy, zowsim zjichaw z huzdu.
Napewno, pohodywsia ja.
Meni ne chotiosia rozpowidaty jij pro dowhi rozmowy z inszoju Ninoju.
Jaka szcze insza Nina? zapytaa wona. Ce obraz? Ty choczesz zajawyty,
szczo baaw by baczyty mene inszoju?
Na dobranicz, Ninoczko, skazaw ja. Zawtra wse pojasniu.
Najcikawisze, szczo u cijeji dywnoji istoriji buw ne mensz dywnyj kine. Nastupnoho dnia wranci ja pojichaw do mamy. I skazaw, szczo rozberu antresoli. Ja try roky
obiciaw ce zrobyty, a tut pryjichaw sam. Ja znaju, szczo mama niczoho ne wykydaje. Z
toho, szczo, jak jij zdajesia, moe prydatysia. Ja korpawsia hodyny piwtory w starych
urnaach, pidrucznykach, rozriznenych tomach dodatkiw do Nywy. Knyhy buy ne zaporoszenymy, ae pachy starym, tepym pyom. Nareszti ja widszukaw teefonnu knyhu
za 1950 rik. Knyha rozpucha wid wkadenych u neji zapysok i zakadenych papirciamy
storinok, kuty jakych buy obszarpani i obsyneni. Knyha bua nastilky znajoma, szczo
zdawaosia dywnym, jak ja mih jiji zabuty, koy b ne rozmowa z Ninoju, ja b nikoy i ne
pryhadaw pro jiji isnuwannia. I stao trochy soromno, jak pered czesno widsuyym kostiumom, jakyj widdaju achmitnykowi na pewnu smer.
Czotyry perszi cyfry widomi. H-1-32 I szcze ja znaw, szczo teefon, jakszczo nichto
z nas ne prykydawsia, jakszczo z mene ne poartuway, stojaw u prowuku Sywcew Wraek, w budynku 15/25. odnych szansiw znajty jiji teefon ne buo. Ja wsiwsia z knyhoju
u korydori, wytiahnuwszy z wanny taburet. Mama niczoho ne zrozumia, posmichnuasia
tilky, prochodiaczy mymo, i skazaa:
Ty zawdy tak. Pocznesz rozbyraty knyhy, zaczytajeszsia czerez desia chwyyn.
I prybyranniu kine.
Wona ne pomitya, szczo ja czytaju teefonnu knyhu.
Ja znajszow cej teefon. Dwadcia rokiw tomu win stojaw u tij samij kwartyri, szczo
j u sorok druhomu roci. I zapysanyj buw na Froowu K. H.

Zhoden, ja zajmawsia durnyciamy. Szukaw te, czoho buty ne moho. Ae cikom prypuskaju, szczo widsotkiw desia cikom normalnych ludej, opynysia wony na mojemu misci, robyy b te same. I ja pojichaw na Sywcew Wraek.
Nowi meszkanci w kwartyri ne znay, kudy wyjichay Froowy. Ta j czy yy wony
tut? Ae meni poszczastyo w buduprawlinni. Stareka buchhaterka pamjataa Froowych, z jiji dopomohoju ja diznawsia wse, szczo buo potribno, czerez adresnyj sti.
We stemnio. Nowym rajonom, sered odnakowych panelnych we hulaa wichoa.
U standartnomu dwopowerchowomu magazyni prodaway francukych kurej u wkrytych
inejem prozorych paketach. U mene zjawyasia spokusa kupyty kurku i prynesty jiji, jak
obiciaw, chocz i z dwadciatyricznym zapiznenniam. Ae ja dobre zrobyw, szczo ne kupyw
jiji. U kwartyri nikoho ne buo. I po tomu, jak unko roznosywsia dzwinok, meni zdaosia,
szczo tut ludy ne ywu. Wyjichay.
Ja chotiw buo pity, ae potim, raz we zabrawsia tak daeko, podzwonyw u dweri
poriad.
Skai, Froowa Nina Sergijiwna wasza susidka?
Chope u majci, z dymlaczym pajalnykom u ruci widpowiw bajdue:
Wony wyjichay.
Kudy?
Misia jak wyjichay na Piwnicz. Do wesny ne powernusia. I Nina Sergijiwna, i
czoowik jiji.
Ja wybaczywsia, poczaw spuskatysia schodamy. I dumaw, szczo w Moskwi, cikom
imowirno, ywe ne odna Nina Sergijiwna Froowa 1930 roku narodennia.
I tut dweri pozadu znowu rozczynyysia.
Zaczekajte, skazaw toj samyj chope. Maty szczo skazaty chocze.
Maty joho tut-taky zjawyasia u dweriach, zapynajuczy chaat.
A wy kym jij budete?
Tak prosto, skazaw ja. Znajomyj.
Ne Wadym Mykoajowycz?
Wadym Mykoajowycz.
Nu o, zradia inka, trochy was ne wtratya. Wona b meni nikoy cioho ne
probaczya. Nina tak i skazaa: ne probaczu. I zapysku na dweri prykooa. Tilky zapysku,
napewno, chopjata zirway. Misia we mynuw. Wona skazaa, szczo wy w hrudni pryjdete. I nawi skazaa, szczo postaraje powernutysia, ae daeko bo jak
inka stojaa w dweriach, dywyasia na mene, nemow czekaa, szczo ja zaraz widkryju jaku tajemnyciu, rozpowim jij pro newdau lubow. Napewno, wona i Ninu morduwaa: chto win tobi? I Nina te skazaa jij: Prosto znajomyj.
inka wytrymaa pauzu, distaa yst z kyszeni chaata.
Dorohyj Wadyme Mykoajowyczu!
Ja, zwyczajno, znaju, szczo wy ne pryjdete. Ta i jak mona wiryty dytiaczym mrijam, jaki j sobi samij we zdajusia ysze mrijamy. Ae chlibna kartka
bua w tomu samomu pidwali, pro jakyj wy wstyhy meni skazaty

Z rosijkoji perekaw Witalij Henyk


Perekadeno za wydanniam: BUYCZEW K. Ludi kak ludi. M.: Moodaja gwardija, 1975. 288 s. (B-ka sowetskoj fantastiki).

Trochy wyszcze Kalazina, de Woha tecze po szyrokij, krutij duzi, strymuwana wysokym liwym berehom, je weykyj, porosyj sosnamy ostriw. Z trioch bokiw joho ohynaje
Woha, z czetwertoho priama protoka, jaka utworyasia, koy pobuduway hreblu w
Uhyczi i riwe wody pidniawsia. Za ostrowom, za protokoju, znowu poczynajesia sosnowyj lis. Z wody win zdajesia temnym, hustym i bezkrajim. Nasprawdi win ne takyj we j
weykyj i nawi ne hustyj. Joho peretynaju dorohy i steyny, prokadeni po pisku, a tomu
zawdy suchi, nawi pisla doszcziw.
Odna z takych dorih tiahnuasia samym krajem lisu, uzdow ytnioho pola, i wpyraasia u wodu, naproty ostrowa. Po nedilach, wlitku, jakszczo harna pohoda, neju do
protoky pryjidaw awtobus z widpoczywalnykamy. Wony owyy rybu i zasmahay. Czasto do bereha kraj dorohy prystaway motorky i jachty, i todi z wody buo wydno sribni i
oranewi namety. Kudy bilsze turystiw wysaduwaysia na ostrowi. Jim zdawaosia, szczo
tam mona znajty usamitnennia, i tomu wony staranno szukay szparu mi postawenymy ranisze nametamy, wysadywszy, zbyray zabuti konserwni blaszanky i insze smittia, ajay poperednykiw za bezad, perekonani w tomu, szczo pohane stawennia do pryrody warwarstwo, szczo ne zawaao jim samym, widjidajuczy, zayszaty na berezi
poroni blaszanky, plaszky i papirci. Weczoramy turysty rozpaluway wohnyszcza i pyy

czaj, ae na widminu wid piszochodiw, obmeenych tym, szczo mou ponesty w riukzakach, wony ne spiway pise i ne szumiy najczastisze wony prybuway tudy simjamy,
z dimy, sobakamy, zapasom riznych produktiw i prymusom.
Odnorukyj lisnyk z pochmurym zimjatym obyczcziam, jakyj wychodyw skupatysia
do kincia lisowoji dorohy, zwyk ne obraatysia na turystiw i ne pobojuwawsia, szczo wony
pidpala lis. Win znaw, szczo joho turysty narod gruntownyj i solidnyj, wohnyszcza
wony zawdy zaywaju abo zatoptuju.
Odnorukyj lisnyk skydaw odnostrijnu tuurku z dubowym ystiam u petyciach, rozstibaw sztany, wprawno znimaw czerewyky i obereno zachodyw u wodu, macajuczy nohoju dno, szczob ne nastupyty na oskook plaszky czy hostryj kami. Zatym zupyniawsia
po pojas u wodi, hyboko zitchaw i padaw u wodu. Win pyw na boci, pidhribajuczy jedynoju rukoju. Nadija z Oeczkoju zayszaysia zazwyczaj na berezi. Nadija mya posud,
tomu szczo w budynku lisnyka na tomu kinci dorohy ne buo koodiazia, a jakszczo zakinczuwaa myty ranisze, ni lisnyk wyazyw z wody, sidaa na kami i czekaa joho, dywlaczy na wodu i na anciuok baha na tomu berezi protoky, jaki nahaduway jij czomu
nicznu miku wuyciu i wykykay baannia pojichaty do eningrada abo do Moskwy. Koy
Nadija baczya, szczo lisnyk powertajesia, wona zachodya po kolina u wodu, prostiahaa
jomu poroni widra, i win napowniuwaw jich, powernuwszy tudy, de hybsze i woda czystisza.
Jakszczo pobyzu wyjawlaysia turysty, lisnyk nakydaw na hoe tio odnostrijnu tuurku i jszow do watry. Win namahawsia ludej ne lakaty i howoryw z nymy mjako,
wwiczywo i dywywsia wliwo, szczob ne wydno buo szramu na szczoci.
Po dorozi nazad win zupyniawsia, pidbyraw papirci i wsilake smittia i znosyw do
jamy, jaku szczowesny kopaw kraj dorohy i jakoju nichto, okrim nioho, ne korystuwawsia.
Jakszczo buo nikoy abo ne sezon i berehy poroni, odnorukyj lisnyk ne zatrymuwawsia bila wody. Nabyraw widra i pospiszaw dodomu. Nadija pryjidaa ysze po subotach, a Oeczka, maeka szcze, bojaasia zayszatysia uweczeri sama.
Win iszow prunoju riwnoju dorohoju, szczo prolaha mi roewymy, temnijuczymy
do zemli stowburamy sosen, bila pidniia jakych kri szar sirych hook probywaysia
kuszczi czornyci i rosy hryby.
Hrybiw lisnyk ne jiw, ne lubyw i ne zbyraw. Zbyraa jich Oeczka, i, szczob prynesty
jij zadowoennia, lisnyk nawczywsia soyty jich i suszyty na horyszczi. A potim wony daruway jich Nadiji. Koy wona pryjidaa.
Oeczka bua lisnykowi peminnyceju. Doczkoju zahyboho try roky tomu brata-szofera. Wony obydwa, i lisnyk, jakoho zway Tymofijem Fedorowyczem, i brat joho Mykoa
buy z cych mis. Tymofij pryjszow bezrukym z wijny i wasztuwawsia w lis, a Mykoa
buw moodszyj i na wijnu ne potrapyw. Tymofij zayszywsia burakoju, a Mykoa odruywsia u sorok womomu z Nadijeju, u nioho narodyasia doczka, i yy wony z Nadijeju
myrno, ae Mykoa potrapyw u awariju i pomer w likarni. Do smerti Mykoy lisnyk ridko
baczywsia z bratom i joho simjeju, ae, koy nastao persze lito pisla joho smerti, lisnyk
jako buw u misti, zajszow do Nadiji i zaprosyw jiji z doczkoju pryjidaty do lisu. Win
znaw, szczo u Nadiji bidno z hroszyma, inszych rodycziw u neji nemaje praciuwaa
wona medsestroju w likarni. O i pokykaw pryjidaty do sebe, prywozyty diwczynku.
Widtodi Nadija szczolita widwozya Oeczku diakowi Tymofiju, na misia, a to j
bilsze, a sama pryjidaa po subotach, prybyraa w budynku, pidmitaa, mya pidohy i
namahaasia buty korysnoju, tomu szczo hroszej za Oeczku Tymofij, zwyczajno, ne braw.

I te, szczo wona kopotaasia po domu, zamis toho szczob widpoczywaty, i zyo Tymofija,
i rozczuluwao.
Buw ue kine serpnia, pohoda psuwaasia, noczi stay choodnymy i woohymy, nacze tiahnuo, nemow z lochu, wid samoho Rybynkoho moria. Turysty rozjichaysia. Bua
ostannia subota, czerez try dni Tymofij obiciaw prywezty Olu do szkoy, jij pora buo jty
u perszyj kas. Bua ostannia nicz, koy Nadija spatyme w budynku Tymofija. I do wesny.
Moe, lisnyk pryjide w Kalazin na ystopadowi swiata, a moe, i ne pobaczy jich do Nowoho roku.
Nadija mya posud. Na pisku eaw szmatok hospodarkoho mya. Nadija mya
czaszky i tariky, szczo nakopyczyysia z obidu i weczeri, prowodya hanczirkoju po myu
i tera neju posud, zajszowszy po kistoczky u wodu. Potim pooskaa konu czaszku. Ola
zmerza i pobiha kudy u kuszczi, szukaa ysyczky. Lisnyk sydiw na kameni, nakynuwszy tuurku. Win ne zbyrawsia kupatysia, ae i wdoma robyty buo niczoho. Wony mowczay.
Pooszczuczy czaszky, Nadija nachylaasia, i lisnyk baczyw jiji zasmahli, micni i due
szcze moodi nohy, i jomu buo nezruczno tomu, szczo win ne moe pohoworyty z Nadijeju, szczob wona zayszaasia u nioho zowsim. Jomu buo b ehsze, jakby Mykoy nikoy
ne isnuwao, i tomu lisnyk namahawsia dywytysia powz Nadiju, na siru prysmerkowu
wodu, czornyj czastoki lisu na ostrowi i samotnij wohnyk bahattia na tomu berezi. Watru
payy ne turysty, a rybaky, miscewi.
Ae Nadija toho weczora te poczuwaa sebe nezruczno, niby czekaa czoho, i, koy
pohlad lisnyka powernuwsia do neji, wona wyprostaasia i zachowaa pid biu w czerwonyj
horoszok kosynku pasmo priamoho rusiawoho woossia. Woossia za lito stao switliszym
wid szkiry wyhorio, wid zasmahy biliszymy zdawaysia zuby i biky oczej. Osobywo
zaraz. Tymofij widwiw oczi Nadija dywyasia na nioho jako due widwerto, jak na
nioho dywytysia buo nemona, tomu szczo win buw neharnyj, tomu szczo win buw inwalid i szcze buw starszym bratom jiji zahyboho czoowika i tomu szczo win chotiw by,
szczob Nadija zayszyasia tut.
A wona stojaa i dywyasia na nioho. I win ne mih, nawi widwodiaczy oczi, ne baczyty jiji. U neji buy newysoki hrudy, tonka talija i dowha szyja. A o nohy buy micnymy
i wakymy. I ruky buy sylni, nayti. U sutinkach oczi jiji swityysia biky zdawaysia
jasno-bakytnymy. Tymofij nenawmysno widpowiw na jiji pohlad, i soodkyj bil, zarodywszy u peczi, rozpowsiudywsia na hrudy i pidijszow do hora oczikuwanniam toho,
szczo moe i powynno statysia siohodni.
Tymofij ne mih widirwaty pohladu wid Nadiji. A koy jiji huby woruchnuysia, win
zlakawsia nastupajuczych sliw i zwuku hoosu.
Nadija skazaa:
Ty, Tymo, jdy dodomu. Oeczku wimy, wona zmerza. Ja skoro.
Tymofij widrazu pidwiwsia, z poehszenniam, pownyj wdiacznosti do Nadiji, szczo
wona znajsza taki niczoho ne znaczuszczi, ae dobri i potribni sowa.
Win pokykaw Olu i piszow do budynku. A Nadija zayszyasia domywaty posud.

Dah zrucznisze wsiwsia u potertomu krisli, rozkaw spysok na stoli i czytaw joho

whoos, widkreslujuczy nihtem riadky. Win e mruywsia zir poczynaw zdawaty, chocza win sam pro ce ne zdohaduwawsia czy, wirnisze, ne dozwolaw sobi zdohaduwatysia.
A zapasnu raciju uziaw?
Uziaw, widkazaw Pawysz.
Druhyj tent uziaw?
Ty doczytaj spoczatku. Sato, u tebe nemaje czornych nytok?
Ni. Zakinczyysia.
Wimy i tretij tent, skazaw Dah.
Ne treba.
I druhyj generator wimy.
O win, punkt dwadcia try.
Prawylno. Skilky baoniw beresz?
Wystaczy.
Zhuszczene mooko? Zubnu szczitku?
Ty mene zbyrajesz w turystkyj pochid?
Wimy kompot. My obijdemosia.
Ja do was zajdu, koy zachoczu kompotu.
Do nas ne tak ehko pryjty.
Ja artuju, skazaw Pawysz. Ja ne zbyrajusia do was prychodyty.
Jak choczesz, skazaw Dah.
Win dywywsia na ekran. Roboty powzay po trosach, mow tli po trawynkach.
Siohodni perebereszsia? zapytaw Dah.
Dah pospiszaw dodomu. Wony wtratyy we dwa dni, hotujuczy zdobycz do transportuwannia. I szcze dwa tyni na halmuwannia i manewry.
Na mistok uwijszow Sato i skazaw, szczo kater hotowyj i zawantaenyj.
Za spyskom? zapytaw Dah.
Za spyskom. Pawysz daw meni kopiju.
Ce dobre, skazaw Dah. Dodaj tretij tent.
Ja we dodaw, skazaw Sato. U nas je zapasni tenty. Nam wony wse odno ne
prydadusia.
Ja b na twojemu misci, skazaw Dah, perebyrawsia b zaraz.
Ja hotowyj, skazaw Pawysz.
Dah maw raciju. Kraszcze perebratysia zaraz, i koy szczo ne tak, newako zhaniaty
na korabel i uziaty zabute. Dowedesia prowesty dekilka tyniw na mertwomu sudni,
pokynutomu hospodariamy newidomo koy i newidomo czomu, kotre wtratyo uprawlinnia, etio bezcilno, nemow etiuczyj hoande, i buo pryreczene, ne zustri wony joho,
miljony rokiw prowaluwatysia w czornu poroneczu kosmosu, poky joho ne prytiahne jaka zirka czy paneta abo poky wono ne rozetysia na druzky, zitknuwszy z meteorytom.
Dilanka Gaaktyky, czerez jaku wony powertaysia, bua poronia, eaa ostoro
wid zwidanych szlachiw, i siudy ridko zazyray korabli. Ce bua wyniatkowa, maje nejmowirna znachidka. Nekerowanyj, zayszenyj ekipaem, ae ne poszkodenyj korabel.
Dah pidrachuwaw, szczo, jakszczo westy trofej na buksyri, palnoho do zownisznich
baz wystaczy. Zwyczajno, jakszczo wykynuty za bort wanta i widprawyty w poroneczu
maje wse, zadla czoho wony dwadcia misiaciw ne baczyy odnoho ludkoho obyczczia
(wasni ne w rachunok).
I komu z trioch slid buo wyruszyty na bort trofeja, trymaty zwjazok i dywytysia,

szczob win powodywsia prystojno. Piszow Pawysz.


Ja piszow, skazaw Pawysz. Wstanowlu tent. Wyprobuju zwjazok.
Ty oberenisze, skazaw Dah, raptom rozczuywszy. e szczo
Hoowne, ne zahubi, widpowiw Pawysz.
Pawysz zazyrnuw na chwyynu do sebe w kajutu podywytysia, czy ne zabuw czoho,
a zarazom poproszczatysia z tisnym i we nezatysznym ytom, de win prowiw bahato
misiaciw i z jakym rozuczawsia ranisze, ni prypuskaw. I tomu raptom widczuw sentymentalnu prowynu pered poronimy, znajomymy do ostannioho gwynta stinamy.
Sato wprawno pidihnaw kater do wantanoho luka mertwoho korabla. Newako
zdohadatysia, szczo tam koy stojaw riatuwalnyj kater. Joho ne buo. ysze jakyj mechanicznyj prystrij majaczyw ostoro.
Sztowchajuczy pered soboju pakunok z tentamy i baonamy, Pawysz piszow szyrokym korydorom do kajuty bila samoho pulta uprawlinnia. Tam win wyriszyw oseytysia. Sudiaczy z formy i rozmiriw prymiszczennia, meszkanci joho buy nyczymy wid ludej
zrostom, moywo, masywniszymy. U kajuti, szczoprawda, ne buo odnych mebliw, za
jakymy mona buo b sudyty, jak wasztowani hospodari korabla. Moe, ce bua i ne kajuta, a skadke prymiszczennia. Obsteyty korabel do puttia ne wstyhy. Ce naeao zrobyty Pawyszu. Korabel buw weykyj. I podoro obiciaa buty nenudnoju.
Slid buo wasztuwaty tabir. Sato dopomih rozkynuty tent. Perechidnu kameru
wony wasztuway bila dwerej i perewiryy, czy szwydko tent napowniujesia powitriam.
Wse harazd. Teper u Pawysza buw dim, de mona yty bez skafandra. Skafandr znadobysia dla prohulanok. Poky Pawysz rozkadaw u kajuti swoji reczi, Sato wstanowyw
oswitennia i wyprobuwaw raciju. Mona buo podumaty, szczo win sam maje namir tut
yty
Rozhaniaysia hodyn szis. Dah pobojuwawsia za micnis buksyra. W kinci rozhonu
Pawysz wyjszow na pult uprawlinnia korabla i dywywsia, jak sribni cylindry, szczo etiy
poriad wykynutyj za bort wanta postupowo widstaway, nemow prowodajuczi na
patformi. Perewantaennia buy we terpymi, i win wyriszyw zajniatysia sprawamy.
Pult uprawlinnia daw mao informaciji.
Dywne wydowyszcze predstawlaw cej pult. Ta j usia rubka. Tut pobuwaw chuligan.
Wirnisze, ne prosto chuligan, a maolitnij radiamator, jakomu widday na potau dorohu
i skadnu maszynu. O win i peretworyw jiji na detektornyj pryjmacz, wykorystowujuczy
tranzystory zamis cwiachiw, z drukowanych schem zrobywszy pidstawku, a nepotribnoju, na joho dumku, patynowoju folhoju obkejiw swoje horyszcze, nemow szpaeramy.
Mona buo prypustyty a ce prypuszczennia we wysowyw Dah, koy wony potrapyy
siudy wpersze, szczo uprawlinnia korabem ranisze buo pownistiu awtomatycznym.
Ae potim chto bez osobywych ceremonij zirwaw kryszky i kouchy, zjednaw nakorotko
liniji, jaki zjednuwaty ne naeao, zahaom, wyw usich zachodiw, szczob peretworyty
chronometr na perwisnyj budylnyk. Wid takoji wiwisekciji zayszyasia bezlicz zajwych
gwyntykiw, inodi znacznych rozmiriw. Pustun rozkydaw jich po pidozi, nemow pospiszaw zawerszyty rozhrom i schowatysia ranisze, ni powernusia baky.
Dywowyno, ae nide ne zustriosia odnoho stilcia, krisa abo czoho bykoho do
cych predmetiw. Moywo, hospodari i ne znay, szczo take stilci. Sydiy, skaimo, na pidozi. Abo wzahali kotyysia, nemow perekotypoe. Pawysz tiahaw za soboju kameru i
namahawsia zniaty wse, szczo mona. Pro wsiak wypadok. Jakszczo szczo-nebu

skojisia, mou zberehtysia pliwky. e hudiw szoomowyj lichtar, i wid toho absolutniszoju bua tysza. Buo tak tycho, szczo Pawyszu stay pryczuwatysia szerechki kroky i
szurchoty. Chotiosia chodyty nawszpyky, niby win mih koho rozbudyty. Win znaw,
szczo budyty nikoho, i chotiw buo widkluczyty szoomofon, ae potim osterihsia. Jakszczo
raptom u bezhucznomu korabli wynykne szum, zwuk, hoos, nechaj win joho poczuje.
I wid cijeji nejmowirnoji moywosti stao zowsim nezatyszno. Pawysz spijmaw sebe
na bezhuzdomu esti pokaw dooniu na rukoja bastera.
Atawizm, skazaw win.
Wyjawyosia, skazaw uhoos. Tomu szczo w szoomofoni wynyk hoos Daha.
Ty pro szczo?
Zwyk, szczo my zawdy razom, skazaw Pawysz. Nezatyszno.
Pawysz baczyw sebe zboku: maeka ludyna w byskuczomu skafandri, uczok u
weyczeznij banci, nabytij porochniawoju.
Korydor, jakyj wiw powz joho kajutu, zakinczuwawsia kruhym poronim prymiszczenniam. Pawysz widsztowchnuwsia wid luka i w dwa strybky zdoaw joho. Za nym
poczynawsia takyj samyj korydor. I stiny, i pidoha skri buy odnakowoho bakytnoho
koloru, e bilastoho, nemow wyhorioho wid soncia. Swito szoomowoho lichtaria rozchodyosia szyrokym promenem, i stiny widbyway joho. Korydor zahynawsia poperedu.
Pawysz nanis joho na pan. Poky panom korabla buw elips, w perednij czastyni jakoho
buw poznaczenyj wantanyj luk i eling dla widetioho katera czy riatuwalnoji rakety, pult
uprawlinnia, korydor, szczo spouczaje pult z kruhym zaom, i szcze try korydory, szczo
widchodyy wid pulta. Widomo buo, de znachodiasia dwyhuny, ae jich poky ne stay
poznaczaty na pani. Czasu dosy, szczob wse ohlanuty nespiszno.
Krokiw czerez sto korydor upersia w napiwwidczynenyj luk. Bila luka eao szczo
bie, poske. Pawysz powoli nabyzywsia do bioho. Nachyyw hoowu, szczob oswityty
joho jaskrawisze. Wyjawyosia, prosto hanczirka. Bia hanczirka, krychka u wakuumi.
Pawysz zanis nad neju nohu, szczob perestupyty, ae, pewno, nenawmysno dotorknuwsia
do neji, i hanczirka rozsypaasia na poroch.
Szkoda, skazaw win.
Szczo trapyosia? zapytaw Dah.
Zajmajsia swojimy sprawamy, skazaw Pawysz. Inaksze wzahali widkluczusia.
Sprobuj ysze. Zaraz e pryeczu za toboju. Pan ne zabu.
Ne zabuw, skazaw Pawysz, widznaczajuczy na pani luk.
Za lukom korydor rozszyrywsia, w boky widbihay joho hiky. Ae Pawysz nawi
narazi ne staw widznaczaty jich. Wybraw centralnyj, najszyrszyj szlach. Win prywiw joho
szcze do odnoho luka, zaczynenoho nahucho.
Ot i wse na siohodni, skazaw Pawysz.
Dah mowczaw.
Ty czoho mowczysz? zapytaw Pawysz.
Ne zawaaju tobi rozmowlaty z samym soboju.
Spasybi. Ja dijszow do zaczynenoho luka.
Ne pospiszaj widczyniaty, skazaw Dah.
Pawysz oswityw stinu nawkoo luka. Pomityw wystupajuczyj kwadrat i prowiw po
niomu rukawyczkoju.
Luk ehko widijszow ubik, i Pawysz prytysnuwsia do stiny. Ae niczoho ne staosia.

Znenaka jomu zdaosia, szczo pozadu chto stoji. Pawysz rizko obernuwsia, rizonuw promenem swita po korydoru. Poronio. Pidwey nerwy. Win niczoho ne staw howoryty Dahu i perestupyw czerez porih.
Pawysz opynywsia w obszyrnij kameri, uzdow stin iszy poyci, na dejakych stojay
jaszczyky. Win zazyrnuw do odnoho z nych. Jaszczyk buw na tretynu napownenyj pyom.
Szczo w niomu buo ranisze, whadaty nemoywo.
U dalniomu kutku kamery lichtar spijmaw promenem szcze odnu biu hanczirku.
Pawysz wyriszyw do neji ne pidchodyty. Kraszcze potim uziaty konserwant, na Zemli
cikawo bude diznatysia, z czoho wony robyy materiju. Ae koy Pawysz ue widwodyw
promi lichtaria ubik, jomu raptom zdaosia, szczo na hanczirci szczo namalowano.
Moe, tilky zdaosia? Win zrobyw krok u tomu napriami. Czornyj napys buo wydno wyrazno. Pawysz nachyywsia. Siw nawpoczipky.
Mene zwaty Nadija buo napysano na hanczirci. Po-rosijky.
Pawysz wtratyw riwnowahu, i ruka dotorknuasia do hanczirky. Hanczirka rozsypaasia. Znyka. Znyk i napys.
Mene zwaty Nadija, powtoryw Pawysz.
Szczo? zapytaw Dah.
Tut buo napysano: Mene zwaty Nadija, skazaw Pawysz.
Ta de ?
We ne napysano, skazaw Pawysz. Ja dotorknuwsia, i wona znyka.
Sawo, skazaw Dah tycho. Zaspokojsia.
Ja absolutno spokijnyj, skazaw Pawysz.

Do tijeji myti korabel zayszawsia dla Pawysza fantomom, realnis jakoho bua
umowna, nemow zadana prawyamy hry. I, nawi nanosiaczy na pan pastykowu pastynku, prykripenu do kysti liwoji ruky, sitku korydoriw i luky, win za ramky cijeji
umownosti ne wychodyw. Win buw podibnyj do rozumnoji myszi w aboratornomu abirynti. Na widminu wid myszi sprawnioji Pawysz znaw, szczo abirynt skinczennyj i pewnym czynom peremiszczujesia w kosmicznomu prostori, nabyajuczy do Soniacznoji
systemy.
Zapyska, szczo rozsypaasia, poruszuwaa prawya, bo nijak, odnym najkazkowiszym czynom opynytysia tut ne moha i tomu prywodya do jedynoho rozumnoho wysnowku: jiji ne buo. Tak i wyriszyw Dah. Tak i wyriszyw by Pawysz, opynywszy na joho
misci. Ae Pawysz ne mih pominiatysia misciamy z Dahom.
Same Nadija? zapytaw Dah.
Tak, widpowiw Pawysz.
Wrachuj, Sawo, skazaw Dah. Ty sam fiziog. Ty znajesz. Moe, kraszcze
my tebe zaminymo? Abo wzahali zayszymo korabel bez nahladu.
Wse normalno, skazaw Pawysz. Ne turbujsia. Ja piszow za konserwantom.
Nawiszczo?
Jakszczo zustrinesia szcze odna zapyska, ja jiji zbereu dla tebe.
Zdijsniujuczy nedowhu mandriwku do swojeji kajuty, wytiahujuczy konserwant z
jaszczyka zi wsilakymy riznostiamy, zibranymy akuratnym Sato, win we czas namahaw-

sia widnowyty w pamjati hanczirku czy arkusz paperu z napysom. Ae arkusz ne piddawawsia. Jak obyczczia kochanoji inky: ty namahajeszsia pryhadaty joho, a pamja naroduje ysze okremi, dribni detali, szczo nijak ne zadowolniaju tebe pasmo nad wuchom, zmorszku na czoli. Na toj czas, koy Pawysz powernuwsia w kameru, de joho oczikuwaa (win ue poczaw pobojuwatysia, szczo znykne) meka bioho porochu, upewnenis w zapysci pochytnuasia. Rozum prahnuw oberehty joho wid czudes.
Szczo robysz? zapytaw Dah.
Szukaju luk, skazaw Pawysz. Szczoby projty dali.
A jak ce buo napysano? zapytaw Dah.
Po-rosijky.
A jakyj poczerk? Jaki litery?
Litery? Litery drukowani, weyki.
Win widszukaw luk. Luk widczynywsia ehko. Ce buo dywne prymiszczennia. Podiene perehorodkamy na widsiky riznoho rozmiru, formy. Dejaki z nych buy zaskeni, dejaki widokremeni wid korydoru tonkoju sitkoju. Posered korydoru stojaa piwkula,
schoa na wysoku czerepachu, santymetriw szistdesiat u dimetri. Pawysz dotorknuwsia
do neji, i piwkula z nespodiwanoju ehkistiu pokotyasia uzdow korydoru, nemow pid
neju chowaysia dobre zmaszczeni royky, tknuasia w stinku i zawmera. Promi lichtaria wychopluwaw z temriawy zakutky i niszi. Ae wsi wony buy poroni. U odnij kupoju
eao kaminnia, w inszij uamky derewa. A koy win prydywywsia, uamky zdaysia
schoymy na resztky jakoji weykoji komachy. Pawysz prosuwawsia wpered powoli,
szczochwyyny dopowidajuczy na korabel pro swij progres.
Rozumijesz, jaka sztuka, poczuwsia hoos Daha. Mona stwerduwaty, szczo
korabel zayszenyj rokiw sorok tomu.
Moe, trydcia?
Moe, i pjatdesiat. Mozok daw poperednie zwedennia.
Ne treba staratysia, skazaw Pawysz. Nawi trydcia rokiw tomu my szcze
ne wychodyy za mei systemy.
Znaju, widkazaw Dah. Ae ja szcze perewiriu. Jakszczo tilky u tebe nemaje
halucynacij.
Perewiriaty buo niczoho. Tym bilsze szczo wony znay korabel, znajdenyj nymy,
jszow ne wid Soncia. Prynajmni, bahato rokiw win nabyawsia do nioho. A pered cym
powynen buw widdalatysia. A sorok, pjatdesiat rokiw tomu ludy ysze oswojuway Mars i
wysaduwaysia na Putoni. A tam, za Putonom, eaw newidomyj, jak zamorki zemli
dla drewnich, kosmos. I nichto w ciomu kosmosi ne umiw howoryty i pysaty po-rosijky
Pawysz perebrawsia na nastupnyj riwe, sprobuwaw rozputatysia w abiryntach
korydoriw, nisz, kamer. Czerez piwhodyny win skazaw:
Wony buy achmitnykamy.
A jak Nadija?
Poky nijak.
Moywo, win prosto ne pomiczaw slidiw Nadiji, prochodyw mymo. Nawi na Zemli,
warto widijty wid standartnoho switu aerodromiw i weykych mist, wtraczajesz moywis
i prawo sudyty pro dijsne znaczennia zustrinutych reczej i jawyszcz. Tym bilsze nezrozumiyj buw sens predmetiw czuoho korabla. I piwkul, szczo ehko widkoczuwaysia wid
nih, i nisz, zabytych reczamy i pryadamy, pryznaczennia jakych buo newidome, perepetennia drotiw i trub, jaskrawych plam na stinach i grat na steli, dilanok chowkoji pidohy

i usnutych napiwprozorych peretynok. Pawysz tak i ne mih wtiamyty, jakymy buy


hospodari korabla, to raptom win potraplaw do prymiszczennia, w jakomu meszkay
giganty, to raptom opyniawsia pered komirkoju, rozrachowanoju na hnomiw, potim wychodyw do zamerzoho basejnu, i wwyaysia dowhasti tia, wmerzli w kaamutnyj lid.
Potim win opynywsia w obszyrnomu zali, dalnia stina jakoho bua maszynoju, usijanoju
slipymy ekranamy, i riady knopok na nij rozmiszczuwaysia i bila samoji pidohy, i pid
steeju, metrach u pjaty nad hoowoju.
Cia neogicznis, neposlidownis nawkoysznioho switu dratuwaa, tomu szczo nijak
ne dawaa pobuduwaty chocza b prybyzno roboczu hipotezu i nanyzuwaty na neji fakty
same cioho wymahaw mozok, utomenyj wid bukannia po abiryntach.
Za ridkymy (mona prolizty mi prutamy) gratamy eaa czorna, wysocha u wakuumi masa. Najpewnisze, koy ce bua ywa istota zawbilszky zi sona. Moywo, odyn z
kosmonawtiw? Ae graty widrizuway joho wid korydoru. Nawriad czy bua potreba chowatysia za graty. Na sekundu wynyka wersija, ne pozbawena barwystosti: cioho kosmonawta pokaray. Posadyy u wjaznyciu. Tak, na korabli bua wjaznycia. I koy terminowo
treba buo pokynuty korabel, joho zabuy. Abo ne zachotiy uziaty z soboju.
Pawysz skazaw pro ce Dahowi, ae toj zapereczyw:
Riatuwalnyj kater buw rozrachowanyj na znaczno menszych istot. Ty baczyw
eling.
Dah maw raciju.
Na pidozi poriad z czornoju masoju walaasia poronia posudyna, kruha, santymetriw pjatnadcia u dimetri.
A szcze czerez piwhodyny, w nastupnomu korydori, za prykrytym, ae ne zamknutym lukom Pawysz widszukaw kajutu, w jakij ya Nadija.
Win ne staw zachodyty w kajutu. Zupynywsia na porozi, dywlaczy na akuratno zasteenu siroju materijeju kojku, na kynutu na pidozi kosynku, zapranu, staru, w dribnyj
roewyj horoszok, na poyciu, de stojaa czaszka z widbytoju ruczkoju. Potim, powertajuczy do cijeji kimnaty, win z konym razom pomiczaw use bilsze reczej, szczo naeay
Nadiji, znachodyw jiji slidy i w inszych prymiszczenniach korabla. Ae todi, wpersze, zapamjataw ysze roewyj horoszok na chustci i czaszku z widbytoju ruczkoju. Bo ce buo
kudy nejmowirnisze, ani tysiaczi neznajomych maszyn i pryadiw.
Wse harazd, skazaw Pawysz.
Win uwimknuw rozpyluwacz konserwantu, szczob zberehty wse u kajuti takym, jak
buo u moment joho pojawy.
Ty pro szczo? zapytaw Dah.
Znajszow Nadiju.
Szczo?
Ni, ne Nadiju. Ja znajszow, de wona ya.
Ty serjozno?
Cikom serjozno. Tut stoji jiji czaszka. I szcze wona zabua kosynku.
Znajesz, skazaw Dah, ja wiriu, szczo ty ne zjichaw z huzdu. Ae wse-taky ja
ne mou powiryty.
I ja ne wiriu.
Ty ujawy sobi, skazaw Dah, szczo my wysadyysia na Misiaci i baczymo
diwczynu, szczo sydy tam. Sydy i wyszywaje, naprykad.
Prybyzno tak, pohodywsia Pawysz. Ae tut stoji jiji czaszka. Z widbytoju

ruczkoju.
A de Nadija? zapytaw Sato.
Ne znaju, skazaw Pawysz. Jiji dawno tut nemaje.
A szczo szcze? zapytaw Dah. Nu skay szczo-nebu. Jaka wona bua?
Wona bua wrodywa, skazaw Sato.
Zwyczajno, pohodywsia Pawysz. Due wrodywa.
I tut Pawysz za kojkoju pomityw neweykyj jaszczyk, zapownenyj reczamy. Nemow
Nadija zbyraasia w dorohu, ae szczo zmusyo jiji kynuty dobro i pity tak, z poronimy
rukamy.
Pawysz obbryzkuwaw reczi konserwantom i skadaw na kojci. Tam bua spidnycia,
zszyta z pastyku towstymy nejonowymy nytkamy, miszok z prorizom dla hoowy i ruk,
szayk abo nakydka, spetena z riznokolirnych drotiw
Wona tut dowho proya, skazaw Pawysz.
Na samomu dni jaszczyka eaw stos kwadratnych biych arkusziw, spysanych riwnym, sylno nachyenym uprawo poczerkom. I Pawysz zmusyw sebe ne czytaty napysanoho na nych, poky ne zakripyw jich i ne perekonawsia, szczo arkuszi ne rozsyplusia pid
palciamy. A czytaty jich win staw, tilky powernuwszy do swojeji kajuty, de mih zniaty
skafandr, wlahtysia na naduwnyj matrac i wwimknuty na pownu potunis oswitennia.
Czytaj uhoos, poprosyw Dah, ae Pawysz widmowywsia.
Win due wtomywsia. Win poobiciaw, szczo obowjazkowo proczytaje jim najcikawiszi miscia. Ae spoczatku prodywysia sam. Mowczky. I Dah ne staw spereczatysia.

Ja znajsza cej papir ue dwa misiaci tomu, ae nijak ne moha prydumaty, czym
pysaty na niomu. I ysze wczora zdohadaasia, szczo zowsim poriad, w kimnati, za jakoju
stey durnyk, zibrani kameni, schoi na grafit. Ja zatoczya odyn z nych. I teper pysatymu. (Nastupnoho dnia w kajuti Nadiji Pawysz pobaczyw na stini dowhi stowpci podriapyn i zdohadawsia, jak wona wea rachunok dniam.)
Meni dawno chotiosia pysaty szczodennyk, tomu szczo ja choczu spodiwatysia,
szczo koy-nebu, nawi jakszczo ja i ne doywu do cioho switoho dnia, mene znajdu.
Ade ne mona yty zowsim bez nadiji. Ja inodi szkoduju, szczo ja newirujucza.
Ja b zmoha spodiwatysia na boha i dumaty, szczo ce wse wyprobuwannia zhory.
Na ciomu zakinczuwawsia arkusz. Pawysz zrozumiw, szczo arkuszi eay w stosi
do adu, ae ce ne oznaczao, szczo Nadija wea szczodennyk de za dnem. Inodi, napewno,
mynay tyni, persz ni wona znow poczynaa pysaty.
Siohodni wony metuszasia. Stao wacze. Ja znowu kaszlaa. Powitria tut wsetaky mertwe. Napewno, ludyna moe do wsioho zwyknuty. Nawi do newoli. Ae najwacze
buty zowsim samij. Ja nawczyasia rozmowlaty whoos. Spoczatku soromyasia, nijakowo
buo, nacze chto-nebu moe mene pidsuchaty. Ae teper nawi spiwaju. Meni b treba
zapysaty, jak wse zi mnoju staosia, tomu szczo ne daj boe komu opynytysia na mojemu
misci. Tilky siohodni meni wako, i koy ja pisza w horod, to po dorozi tak zachekaasia,
szczo sia prostokraj stinky, i durnyky mene prytiahnuy nazad e ywu.
Dni czerez dwa Pawysz znajszow te, szczo Nadija nazywaa horodom. Ce wyjawywsia weykyj hidroponnyj wuzo. I szczo na ksztat botanicznoho sadu.

Ja pyszu zaraz, tomu szczo odnakowo pity nikudy ne zmou, ta durnyky i ne pustia. Napewno, slid czekaty popownenennia naszomu simejstwu. Tilky ne znaju we, czy
pobaczu ja
Tretij arkusz buw napysanyj znaczno dribniszym poczerkom, akuratno.
Nadija ekonomya papir.
Jakszczo koy potrapla siudy ludy, chaj znaju pro mene nastupne.
Moje imja-po-bakowi -prizwyszcze Sydorowa Nadija Matwijiwna. Rik narodennia
1923-j. Misce narodennia Jarosawka obas, seo Horodyszcze. Ja zakinczya seredniu szkou w seli, a potim zbyraasia wstupaty do instytutu, ae mij bako, Matwij Stepanowycz, pomer, i materisamij buo wako praciuwaty w kohospi i poratysia po hospodarstwu. Tomu ja staa praciuwaty w kohospi, chocza i ne poyszya nadiji zdobuty podalszu
oswitu. Koy pidrosy moji sestry Wira i Waentyna, ja zdijsnya wse-taky swoju mriju i
wstupya do medycznoho uczyyszcza w Jarosawli, i kinczya joho w 1942 roci, pisla czoho
bua pryzwana w dijuczu armiju i prowea wijnu w hospitalach jak medsestra. Pisla zakinczennia wijny ja powernuasia w Horodyszcze i postupya praciuwaty w miscewu likarniu w tij e jakosti. Ja wyjsza zami w 1948 roci, my perejichay na proywannia w Kalazin, a nastupnoho roku u mene narodyasia doczka Oeczka, prote mij czoowik, Mykoa
Iwanow, szofer, pomer w 1953 roci, potrapywszy w awariju. Tak my i zayszyysia sami z
Oeczkoju.
Pawysz sydiw na pidozi, w kutku komirky, zatiahnutoji biym tentom. Awtobigrafiju Nadiji win czytaw uhoos. Poczerk rozbyraty buo neskadno pysaa wona akuratno, kruhymy, sylno nachyenymy uprawo literamy, ysze podekudy grafit obsypawsia,
i todi Pawysz nachylaw arkusz, szczob rozibraty bukwy za wmjatynamy, zayszenymy na
arkuszi. Win widkaw arkusz i obereno pidniaw nastupnyj, rozrachowujuczy znajty na
niomu prodowennia.
Ote, u pjatdesiat tretiomu roci jij we buo trydcia rokiw, skazaw Sato.
Czytaj dali, skazaw Dah.
Tut pro insze, skazaw Pawysz. Zaraz proczytaju sam.
Czytaj widrazu, Dah obraawsia. I Pawysz podumaw raptom, jak dawno Dah
jomu ne zazdryw i jak wzahali dawno wony odyn odnomu ne zazdryy.
Siohodni prytiahnuy nowych. Wony jich pomistyy na nynij powerch, za poronimy klitkamy. Ja ne zmoha pobaczyty, skilky usioho nowaczkiw. Ae po-mojemu, dekilka.
Durnyk zaczynyw dweri i mene ne pustyw. Ja raptom zrozumia, szczo due jim zazdriu.
Tak, zazdriu neszczasnym, widirwanym nazawdy wid swojich simej i domu, uwiaznenym u wjaznyciu za hrichy, jakych wony ne robyy. Ae jich bahato. Moe, try, moe, pja.
A ja zowsim sama. Czas tut ide odnakowo. Jakby ja ne zwyka praciuwaty, to dawno b ue
pomera. I skilky rokiw ja tut? Zdajesia, piszow czetwertyj rik. Treba bude perewiryty,
porachuwaty podriapynky. Tilky ja bojusia, szczo zbyasia z rachunku. Ade ja ne zapysuwaa, koy chworia, i ysze dumka pro Oeczku meni dopomoha wybratysia z toho switu.
Nu szczo , zajmusia sprawoju. Durnyk prynis meni nytok i drotu. Ade wony szczo rozumiju. A hoku ja znajsza na tretiomu powersi. Chocz durnyk i chotiw jiji u mene widibraty. Zlakawsia, bidnekyj.
Nu? zapytaw Dah.
Wse ja czytaty wse odno ne zmou, widpowiw Pawysz. Zaczekajte. O tut
naczebto prodowennia.
Ja potim rozkadu ystky po poriadku. Meni wse zdajesia, szczo chto proczytaje
ci ystky. Mene we ne bude, prach mij rozetysia po zirkach, a papirci wyywu. Ja due

proszu tebe, chto ce czytatyme, rozszukaj moju doczku Olhu. Moe, wona we dorosa.
Skay jij, szczo trapyosia z matirju. I chocz jij moju mohyu nikoy ne widszukaty, wsetaky meni ehsze tak dumaty. Jakby meni koy-nebu skazay, szczo ja potraplu w strasznu
wjaznyciu, ytymu, a wsi dumatymu, szczo mene dawno we nemaje, ja b pomera wid
achu. Ae ywu. Ja due spodiwajusia, szczo Tymofij ne podumaje, szczo ja kynua diwczynku jomu na ruky i wteka szukaty ehkoho yttia. Ni, najszwydsze wony obszukay
wsiu protoku, wyriszyy, szczo ja wtopyasia. A toj weczir u mene do kincia dniw zayszysia pered oczyma, tomu szczo win buw nezwyczajnyj. Zowsim ne czerez bidu, a
nawpaky. Todi w mojemu ytti mao szczo zminytysia A zminyosia zowsim ne tak.
Ni, skazaw Pawysz, widkadajuczy arkusz. Tut osobyste.
Szczo osobyste?
Tut pro Tymofija. My ne znajemo, chto takyj Tymofij. Jakyj jiji znajomyj. Moe,
z likarni. Zaczekajte, poszukaju dali.
Jak ty moesz sudyty! wyhuknuw Dah. Ty w pospichu obowjazkowo propustysz szczo hoowne.
Hoowne ja ne propuszczu, widkazaw Pawysz. Cym papirciam bahato rokiw. My ne moemo szukaty jiji, ne moemo wriatuwaty. Z takym samym uspichom my
mohy b czytaty kynopys. Riznycia ne pryncypowa.
Pisla smerti Mykoy ja zayszyasia z Oeczkoj zowsim sama. Jakszczo ne rachuwaty sester. Ae wony buy daeko, i w nych buy swoji simji i swoji turboty. yy my ne
due bahato, ja praciuwaa w likarni i bua pryznaczena nawesni 1956 roku starszoju
sestroju. Oeczka maa jty do szkoy, w perszyj kas. U mene buy propozyciji wyjty zami,
zokrema wid odnoho likaria naszoji likarni, choroszoho, szczoprawda, litniohoczoowika,
ae ja widmowya jomu, tomu szczo dumaa, szczo moodis moja odnakowo mynua. Nam
i udwoch z Oeczkoju dobre. Meni dopomahaw brat czoowika Tymofij Iwanow, inwalid
wijny, jakyj praciuwaw lisnykom nepodalik wid mista. Neszczastia zi mnoju staosia w
kinci serpnia 1956 roku. Ja ne pamjataju teper czysa, ae pamjataju, szczo trapyosia ce
w subotu uweczeri Obstawyny do cioho buy taki. U nas u likarni wydaosia bahato roboty, tomu szczo buw czas litnich widpustok i ja pidminiaa inszych spiwrobitnykiw.
Oeczku, na szczastia, jak zawdy, uziaw do sebe poyty Tymofij do swoho budynoczka. A
ja pryjidaa tudy po subotach awtobusom, potim isza piszky, i due dobre widpoczywaa,
jakszczo wydawaasia wilnanedila. Joho budynok roztaszowanyj w sosnowomu lisi nedaeko wid Wohy.
Pawysz zamowk.
Nu, szczo dali? zapytaw Dah.
Zaczekajte, szukaju arkusz.
Ja postarajusia opysaty te, szczo buo dali, zi wsima podrobyciamy, tomu szczo
jak praciwnyk medycyny rozumiju, jake weyke znaczennia maje wirnyj dignoz, i komu
ci wsi podrobyci znadoblasia. Moywo, mij opys, koy win potrapydo ruk fachiwcia, dopomoe rozhadaty i inszi schoi wypadky, jakszczo wony budu. Toho weczora Tymofij i
Oeczka prowey mene do riczky myty posud. U tomu misci doroha, jaka jde wid budynku
do Wohy, dochody do samoji wody. Tymofij chotiw mene poczekaty, ae ja bojaasia, szczo
Oeczci bude choodno, oskilky weczir buw netepyj, i poprosya joho powernutysia dodomu, a sama skazaa, szczo skoro pryjdu. Buo szcze ne zowsim temno, i chwyyny czerez
try-czotyry pisla toho, jak moji ridni piszy, ja poczua tyche dzyczannia. Ja nawi ne
zlakaasia spoczatku, tomu szczo wyriszya, szczo po Wozi, daeko wid mene, jde motorka.
Ae potim mene ochopyo nepryjemne widczuttia, nacze peredczuttia czoho pohanoho. Ja

pohlanua na riczku, ae nijakoji motorky ne pobaczya


Pawysz znajszow nastupnyj arkusz.
ae pobaczya, szczo u mojemu napriamku trochy wyszcze mojeji hoowy ety
powitrianyj czowen, schoyj na pidwodnyj czowen bez kry. Win wydawsia meni sribnym.
Czowen znyuwawsia priamo peredi mnoju, widrizajuczy mene wid dorohy. Ja due zdywuwaasia. Za roky wijny ja nabaczyasia riznoji wijkowoji techniky i spoczatku wyriszya, szczo ce jakyj nowyj litak, jakyj roby wymuszenu posadku, tomu szczo u nioho widmowyw motor. Ja chotia widijty ubik, schowatysia za sosnu, szczob, jakszczo bude wybuch, ucility. Ae czowen wypustyw zalizni zachwaty, i z nioho posypaysia durnyky. Todi
ja szcze ne znaa, szczo ce durnyky, ae w tu my swidomis u mene pomaryasia, i ja,
napewno, wpaa
Dali szczo? zapytaw Dah, koy pauza zatiahnuasia.
Dali wse, widkazaw Pawysz.
Nu szczo buo?
Wona ne pysze.
To szczo wona pysze, wreszti-reszt?
Pawysz mowczaw. Win czytaw pro sebe.
Ja znaju dorohu na nynij powerch. Tam je szlach z horodu, i durnyky za nym ne
stea. Meni due zachotiosia podywytysia na nowaczkiw. Bo wsi moji susidy nerozumni.
Do drakona w klitku ja nawczyasia zachodyty. Ranisze bojaasia. Ae jako podywyasia,
czym joho hoduju durnyky, i ce wse buy trawy z horodu. Todi ja i podumaa, szczo win
mene ne zjis. Moe, ja b dowho do nioho ne zachodya, ae jako jsza mymo i pobaczya,
szczo win chworyj. Durnyky metuszyysia, pidkaday jomu jiu, miriay szczo, torkaysia.
A win eaw na boci i wako dychaw. Todi ja pidijsza do samych grat i prydywyasia.
Ade ja medyk, i mij obowjazok poehszuwaty stradannia. Durnykam ja dopomohty ne
zmoha b wony zalizni. A drakona ohlanua, chocz i czerez graty. U nioho bua rana
napewno, chotiw wybratysia, pobywsia ob graty. Syy w niomu bahato rozumom boh
zobydyw. Ja tut staa widczajduszna yttia ne dorohe. Hadaju: win do mene zwyk. Ade
win szcze ranisze wid mene siudy potrapyw we tysiaczu raziw baczyw. Ja durnykam
skazaa, szczob wony ne zawaay, a prynesy wody, tepoji. Ja, zwyczajno, ryzykuwaa.
Ani analizu jomu ne zrobyty, niczoho. Ae rany zahnojiysia, i ja jich promya, perewjazaa
jak moha. Drakon ne opyrawsia. Nawi powertawsia, szczob meni buo zrucznisze.
Nastupnyj arkusz, pewno, potrapyw siudy znyzu paczky i ne buw powjazanyj za zmistom z poperednimy.
Siohodni sia pysaty, a ruky ne suchajusia. Ptach wyrwawsia nazowni. Durnyky
bihay za nym po korydorach, owyy sitkoju. Ja te chotia spijmaty joho, bojaasia, szczo
rozibjesia. Ae darma staraasia. Ptach wyetiw u weykyj za, udarywsia z lotu ob trubu
i wpaw. Ja potim, koy durnyky tiahnuy joho do swoho muzeju, pidibraa pero, dowhe,
tonke, schoe na kowyu. Ja i alia ptacha, i zazdrya jomu. O znajszow use-taky w sobi
syu zahynuty, jakszczo we ne mona wyrwatysia na swobodu. Szcze rik tomu takyj prykad mih by na mene sprawyty wyriszalnyj wpyw. Ae teper ja zajniata. Ja ne mou sebe
wytratyty namarno. Nechaj moja meta nerealna, ae wse-taky wona je. I o, taka zasmuczena i zadumywa, ja pisza za durnykamy, i wony zabuy zaczynyty za soboju dweri w
muzej. Tudy ja ne potrapya tam powitria nemaje, ae zazyrnua kri sklanu stinku.
I pobaczya sojiky, kuby, posudyny, w jakych durnyky zberihaju tych, chto ne wytrymaw
szlachu: u formalini czy u czomu schoomu. Jak wyrodky u Kunstkameri w eningradi.
I ja zrozumia, szczo myne szcze dekilka rokiw, i mene, mertwu, ne spala i ne pochowaju,

a pomistia w sklanyj sojik na lubuwannia durnykam czy jich hospodariam. I stao hirko.
Ja Baewi pro ce rozpowia. Win tilky szczuywsia i daw meni zrozumity: toho bojisia.
Sydu nad paperom, a ujawlaju sebe w sklanomu sojiku, zaspyrtowanu.
Potim, we czerez kilka dniw, Pawysz widszukaw muzej. Kosmicznyj chood zamorozyw ridynu, w jakij zberihaysia eksponaty. Pawysz powoli jszow wid posudyny do posudyny, wdywlajuczy u lid bilszych posudyn. Bojawsia znajty tio Nadiji. A u wuchach
perebyway odyn odnoho neterplacze Dah i Sato: Nu jak? Pawysz podilaw strach Nadiji. Kraszcze szczo zawhodno, ani sojik z formalinom. Szczoprawda, win widszukaw
sojik z ptachom wesekowym efemernym stworinniam z dowhym chwostom i weykookoju, bez dzioba hoowoju. I szcze znajszow sojik, u jakomu buw Bal. Pro ce rozkazano
w nastupnych arkuszach.
Ja wse zbywajusia u swojij rozpowidi, oskilky te, szczo widbuwajesia siohodni waywisze, ni mynuli roky. O i ne mou nijak opysaty moju pryhodu po poriadku.
Otiamya ja w komirci. Tam horio swito, nejaskrawe i neywe. Ce ne ta kimnata,
de ja ywu zaraz. U komirci teper zwaeni wykopni czerepaszky, jaki durnyky prytiahnuy
z rik tomu. Za czotyry z hakom roky my raziw szistnadcia zupyniaysia, i szczorazu poczynaasia metusznia, i siudy tiahnuy wsilaki reczi, a to j ywych istot. Tak ot, u komirci,
okrim mene, opynywsia posud, jakyj ja mya i jakyj meni potim due prydawsia, hiky
sosny, trawa, kaminnia, rizni komachy. Ja ysze potim zrozumia, szczo wony chotiy diznatysia, czym mene hoduwaty. A todi ja podumaa, szczo we cej nabir wypadkowyj. Ja
jisty niczoho ne staa: ne do toho buo. Sia, postukaa po stinci stinka twerda, i nawkoo
postijno czujesia dzyczannia, nemow praciuju maszyny na paropawi. I krim toho, ja
widczua weyku ehkis. Tut wzahali wse ehsze, ni na Zemli. Ja czytaa koy, szczo na
Misiaci sya tiainnia te mensza, i jakszczo koy ludy poetia do zirok, jak uczyw Cikowkyj, to wony zowsim niczoho ne waytymu. O cia maeka sya tiainnia i dopomoha
meni skoro zrozumity, szczo ja we ne na Zemli, szczo mene wykray, wywezy, mow
kawkakoho brancia, i nijak ne mou dowezty do miscia. Ja due spodiwajusia, szczo
ludy, naszi, iz Zemli, koy-nebu te nawczasia litaty w kosmicznyj prostir. Ae bojusia,
szczo trapysia ce szcze ne skoro.
Pawysz proczytaw ci riadky whoos. Dah skazaw:
A wsioho rik ne doya do perszoho suputnyka.
I Sato poprawyw joho:
Wona bua ywa, koy litaw Haharin.
Moywo. Ae jij wid toho ne ehsze.
Jakby znaa, jij buo b ehsze, skazaw Pawysz.
Ne wpewnenyj, skazaw Dah. Wona b todi czekaa, szczo jiji zwilnia. A ne
doczekaasia b.
Ne w ciomu ricz, skazaw Pawysz. Jij waywo buo znaty, szczo my te
moemo.
Dali win czytaw uhoos, poky ne wtomywsia.
Wony meni prynesy pojisty i stojay w dweriach, dywyysia, budu jisty czy ni. Ja
sprobuwaa dywna kasza, e soonuwata, nudna poywa. Ae todi ja bua hoodna i
nenacze ohuszena. Ja wse dywyasia na durnykiw, jaki stojay w dweriach, mow czerepachy, i prosya, szczob wony pokykay jich naczalnyka. Ja ne znaa todi, szczo jich naczalnyk Maszyna na wsiu stinu dalnioho zau. A szczo za sprawni hospodari, jaki wony
z sebe, dosi ne znaju, widriadyy cej korabel w dorohu z samymy zaliznymy awtomatamy.

Potim ja dumaa, jak wony zdohadaysia, jaka jia meni ne poszkody. I suszya sobi hoowu, poky ne potrapya w jich aboratoriju i ne zdohadaasia, szczo wony uziay u mene,
poky ja bua bez swidomosti, krow i prowey powne doslidennia organizmu. I zrozumiy,
czoho i w jakych proporcijach meni potribno, szczob ne pomerty z hoodu. A szczo take
smaczno, wony ne znaju. Ja na durnykiw dawno ne serdusia. Wony, jak sodaty, wykonuju nakaz. Tilky sodaty wse-taky dumaju. Wony ne mou. Ja wsi perszi dni propakaa, prosyasia na wolu i nijak ne moha zrozumity, szczo do woli meni etity j etity. I
nikoy ne doetity.
U mene raptom zjawywsia nespokij. Ce, napewno, czerez te, szczo ja teper ne sama.
Take skadajesia wraennia, szczo skoro stanusia zminy. Ne znaju we, czy na kraszcze.
Tilky na hirsze zminiuwatysia nikudy. Siohodni snyasia meni Oeczka, i ja uwi sni dywuwaasia, czomu wona ne roste, czomu bihaje taka maeka. Ade jij pora b i wyrosty. A
wona tilky smijaasia. Ja, koy prokynuasia, due strywoyasia. Czy ne oznaczaje ce,
szczo Oeczky we nemaje na switi? Ranisze ja nikoy ne wirya peredczuttiam. Nawi na
fronti. Nadywyasia na omanywi peredczuttia. A zaraz o ciyj de ne moha sobi miscia
znajty. Ja potim podumaa szcze o pro szczo: a zwidky ja wyriszya, szczo wirno rachuju
dni? Ade ja podriapynku roblu, koy wstaju wranci? A jakszczo ne wranci? Moe, ja teper
czastisze splu. Abo ridsze. Ade ne whadajesz. Tut zawdy odnakowo. I ja podumaa, szczo,
moe, mynuo ne czotyry roky, a ysze dwa. Abo odyn. A moe, i nawpaky pja, szis,
sim rokiw? Skilky rokiw zaraz Oli? A meni skilky? Moe, ja we stara? Ja tak perechwyluwaasia, szczo pobiha do dzerka. Ce, zwyczajno, ne dzerkaa. Wony e opukli, kruhli,
schoi na ekrany teewizoriw. Inodi po nych probihaju zeeni i syni zygzagy. Inszych dzerka u mene nemaje. Ja dowho wdywlaasia w ekrany. Nawi durnyky, jaki tam czerhuway, poczay sygnayty meni szczo potribno? Ja ysze widmachnuasia. Mynuy ti czasy,
koy ja jich kykaa katamy, muczytelamy, faszystamy. Teper ja jich ne bojusia. Ja bojusia
tilky Maszyny. Naczalnyka. Ja dowho wydywlaasia w dzerkaa, perechodya wid odnoho
do inszoho, szukaa te, szczo najswitlisze. I niczoho wyriszyty ne zmoha. Naczebto ce ja
i nis takyj samyj, oczi prowayysia, i obyczczia zdajesia syniszym. Ae ce, najpewnisze,
wid samoho dzerkaa. Miszky, szczoprawda, pid oczyma. I ja powernuasia do kimnaty.
Ce ukraj cikawo, skazaw Dah. Ty jak, Pawyszu, dumajesz?
Szczo?
Pro ciu probemu. Izoluj ludynu na dekilka rokiw tak, szczob wona ne znaa pro
chid czasu poza jiji prymiszczenniam. Czy zminysia biogicznyj cyk?
Ja zaraz ne pro ce dumaju, skazaw Pawysz.
Ja raptom zhadaa pro koszenia. Zowsim zabua. A siohodni zhadaa. Wony koszenia zwidky distay. Iz Zemli, zwyczajno. Wono pyszczao i niawkao. Ce buo w perszi
dni. Pyszczao wono w susidnij komirci, i durnyky wsi tudy bihay, nijak ne mohy zdohadatysia, szczo jomu mooko potribne. Ja todi zowsim bojazka bua, i wony mene prywey
do nioho, do koszeniaty, dumay, szczo ja zmou dopomohty. Ae ja ne moha pojasnyty
jim, szczo take mooko. A pewno, w jich sztucznij jii czoho ne wystaczao. Ja z koszeniam
wowtuzyasia try dni. Kaszu wodoju rozbawlaa, w cij turboti zabuwaa nawi pro swoje
hore. Ae koszenia zdocho. Woczewy, ludyna kudy wytrywalisza wid zwira, chocz i kau, szczo u kiszky wisim yttiw. Ja bo ywu. Napewno, koszenia te u nych u muzeji
ey. Teper ja b znajsza, czym joho hoduwaty. Ja znaju chid do jich aboratoriji. I durnyky do mene po-inszomu stawlasia. Zwyky. A drakon he pohanyj. Pewno, skoro pomre.
Ja u nioho wczora prosydia dowho, znowu promya rany. A win zowsim osab. Ja z nym
zrobya widkryttia. Wyjawlajesia, drakon moe jakym czynom wpywaty na moji dumky.

Ne te szczob ja rozumia joho, ae, koy jomu bolacze, ja ce widczuwaju. Ja znaju, szczo
win radyj mojemu prychodowi. I ja akuju teper, szczo ranisze ne zwertaa na nioho
uwahy bojaasia. Ade, moywo, win takyj samyj, jak ja. Te brane. Tilky szcze
neszczasniszyj. Joho wsi ci roky trymay w klitci. Moe, cej drakon medsestra w likarni
na jakij due daekij paneti. I tak samo pryjichaa cia drakonycha widwidaty swoju
doczku. I popaasia w nasz zoopark. I proya w niomu bahato rokiw u klitci. I wse chotia
wtumaczyty durnykam, szczo wona ne durnisza za nych. Tak i pomre, ne wtumaczywszy.
Ja, znaczy, spoczatku posmichnuasia, a potim rozpakaasia. O i sydu, rewu, a meni
jty pora, czekaju.
I wse-taky, jakszczo ja dumaju pro drakona, to hadaju, szczo moja dola kraszcza. Ja
chocz korystujusia dejakoju swobodoju. I korystuwaasia neju z samoho poczatku. Widtodi, jak pomero koszenia. Ja bahato dumaa, czomu tak wyjszo, szczo wsi reszta branci
skilky jich tut je (za perehorodkamy na reszti powerchiw powitria insze tudy meni ne
projty, i tam te, napewno, je branci) sydia zamkneni. ysze ja dosy wilno rozhuluju
po powerchach. Czomu wony wyriszyy, szczo ja dla nych bezpeczna. Moywo, jich hospodari na mene schoi. Dowiryy meni koszenia. Pustyy w horod i pokazay, de nasinnia. U
aboratoriju meni mona chodyty. Nawi suchajusia mene durnyky. Toj, chto ci ystky
czytatyme, napewno, zdywujesia, szczo za durnyky? Ce ja zaliznych czerepach tak nazywaju. Jak diznaasia, szczo wony maszynky, szczo wony prostych reczej ne rozumiju, tojstaa jich kykaty durnykamy. Dla sebe. Ae wse odno, jakszczo zadumatysia, yttia moje
nenabahato kraszcze wid tych, chto w klitkach. I w kamerach. Prosto moja wjaznycia obszyrnisza, ani u nych. Ot i wse. Ja namahaasia czerez durnykiw pojasnyty Maszyni,
naczalnykowi, szczo ce czystyj zoczyn chapaty ywu ludynu i trymaty jiji tak. Ja chotia
jim pojasnyty, szczo kraszcze jim zwjazatysia z namy, iz Zemeju. Ae potim ja perekonaasia, szczo, okrim maszyn, tut nikoho nemaje. A maszynam danyj nakaz litajte Wseswitom, zbyrajte, szczo strinesia na szlachu, potim dopowiste. Tilky duewe dowhyj zworotnyj szlach. Ja szcze spodiwajusia, szczo doywu, a doywszy, zustrinusia z nymy i wse
jim wykadu. A moe, wony i ne znaju, szczo de, okrim jich panety, je rozumni ludy?
Koy Pawysz zakinczyw czytaty cej arkusz, Dah skazaw:
Zahaom, wona mirkuwaa dosy ogiczno.
Zwyczajno, ce buw doslidnykyj awtomat, skazaw Pawysz. Ae je tut odna
zahadka. I Nadija jiji wowya.
Zahadka? zapytaw Sato.
Meni zdajesia dywnym, skazaw Pawysz, szczo takyj weyczeznyj korabel,
posanyj u daekyj poszuk, ne maje nijakoho zwjazku z bazoju, z panetoju. Pewno, ety
win bahato rokiw. I za cej czas informacija zastariwaje.
Ja ne zhoden, skazaw Dah. Ujawy, szczo takych korabliw dekilka. Konomu
wydienyj sektor Gaaktyky. I nechaj wony etia bahato rokiw. Newaywo. Ade organiczne yttia wony wyjawla daj boh na odnomu switi z tysiaczi. O wony zwozia informaciju. Szczo take sto rokiw dla cywilizaciji, jaka moe rozsyaty rozwidnykiw? A potim
ue wony na dozwilli rozhlanu trofeji i wyrisza, kudy posyaty ekspedyciju.
I wony chapaju wse, szczo trapysia? zapytaw Sato, ne prychowujuczy nepryjazni do hospodariw korabla.
A jaki kryteriji mou buty u awtomatiw, szczob wyznaczyty, czy rozumna istota
jim trapyasia?
Nu, Nadija, naprykad, bua odiahnena. Wony baczyy naszi mista.
Neperekonywo, skazaw Pawysz. I de garantija, szczo w switi iks rozumni

istoty ne chodia hoymy i ne odiahaju w szaty swojich domasznich twaryn.


I szansy na te, szczo wony wyowla same rozumnu istotu, taki mali, dodaw
Dah, szczo nymy wony, napewno, prosto nechtuju. U bu-jakomu wypadku wony
prahnu zberehty ywcem usi swoji trofeji.
Rozmowa poronia, pidsumuwaw Pawysz, pidnimajuczy nastupnyj arkusz.
My poky niczoho ne znajemo pro tych, chto posaw korabel. I ne znajemo, szczo wony
dumay pry ciomu. U widomij nam czastyni Gaaktyky niczoho podibnoho nemaje. Znaczy, wony zdaeku. My znajemo tilky, szczo wony buy u nas, ae z jakoji pryczyny ne
powernuysia dodomu.
Moe, ce i na kraszcze, skazaw Dah.
Reszta promowczay.
Koy potim, bude czas, napyszu pro moji perszi roky u wjaznyci.
Zaraz bahato szczo we zdajesia tumannym, daekym i ach mij, i widczaj, i te,
jak ja szukaa wychid zwidsy, dumaa nawi, szczo zaberusia do nych u centr i poamaju
wsi jich maszyny. Nechaj my rozibjemosia. Ce u toj czas ja tak dumaa, koy bojaasia,
szczo wony znowu pryetia do nas na Zemlu i nakoja czoho pohanoho. Ae ja zrozumia,
szczo z jich korabem meni ne wporatysia. Napewno, tut sto ineneriw ne zrozumiju, szczo
do czoho. A zaraz meni czas powernutysia do tych podij, jaki widbuysia we ne tak dawno,
misiaci, tyni tomu, we pisla toho, jak ja rozdobua papir i poczaa pysaty szczodennyk.
Nowi branci, jakych pidibray ostannioho razu, potrapyy na mij powerch, napewno, tomu,
szczo u nas z nymy odnakowe powitria. Jich potrymay spoczatku w karantyni, na inszomu
powersi, a potim widprawyy do kamer nedaeko wid mojich woodi. Mene opanuwaa
nadija, szczo raptom ce te ludy abo chto chocza b schoyj. Ae koy ja jich pobaczya
pidhlanua, jak durnyky zawozyy w kameru jiu, zrozumia, szczo znowu dla mene sucilne rozczaruwannia. Ja jako baczya w Jarosawli, u magazyni, prodaway trepangiw.
Ja todi podumaa: buwaje hydota, i jak tilky ludy jidia? Inszi pokupci w magazyni tak
samo reaguway. Noweki twaryny wyjawyysia schoymy na takych trepangiw. Buo jich
u kameri dwoje, zrostoczkom wony z sobaku, syki i ohydnoho wyhladu. Ja zasmutyasia
i pisza do sebe. Nawi zapysuwaty niczoho w szczodennyk pro nych ne staa. Nastupnoho
dniause rozpowia mojij drakonysi, ae wona, zwyczajno, niczoho ne zrozumia. Jakby ja
ne czekaa czoho, ehko buo b perenesty take rozczaruwannia. Cych trepangiw z kamer
ne wypuskay. Ja skoro we zrozumia, szczo jich usioho pjatero dwoje w kameri, a troje
u klitci, za zaliznymy dweryma. Jichnijcharcz ja te nezabarom pobaczya, tomu szczo durnyky mij horod potisnyy, rozwodyy w balijach jaku cwil, nemow ywa, wona woruszysia, i smorid wid neji nepryjemnyj. I ciu cwil tiahay trepangam.
Szczo znowu ze stao drakonysi. Ja we w aboratoriji doslidy rozwea. Podywywsia b na mene Iwan Akymowycz z naszoji likarni. Win meni wse radyw pity wczytysia.
Kazaw, szczo z mene wyjde likar, tomu szczo u mene rozwynena intujicija. Ae yttia mene
zasmoktao, ja zayszyasia neukom. Pro szczo due teper szkoduju. Prawda, meni ne raz
dowodyosia zamiszczaty aborantku, i ja umia robyty analizy i asystuwaty pry operacijach: maeka likarnia chorosza szkoa, wsim by moodym medykam radya czerez neji
projty. Ae chiba tut moji znannia mohy staty w pryhodi?
Ty czoho mowczysz? zapytaw Dah. Propuskajesz?
Use sam proczytajesz. Ja choczu distatysia do suti, widkazaw Pawysz.
Chocz ja widczuwaa ohydu do trepangiw, ae rozumia, szczo ohyda moja nesprawedywa. Niczoho wony meni pohanoho ne zrobyy. I tym bilsze ja we zwyka yty sered
takych czudes i wyrodkiw, szczo j uwi sni ne prysniasia. Porachuwaty moji dni tut

taka wychody neskinczenna i odnakowa werwyczka, szczo straszno robysia. A wdumatysia, to wyjde, szczo konoho dnia diznajusia pro szczo, dywlusia, dumaju. Jaka ludyna wytrywaa istota! Ade i ja komu zdajusia strasznym wyrodkom. Moe, nawi i
mojij drakonysi.
Napewno, ci trepangy mou dumaty. Take riszennia meni spao na dumku, koy ja
pobaczya, szczo, warto meni projty powz jich klitku, wony za mnoju stea i ruchajusia.
Jako ja jsza z horodu z puczkom redysky redyska kwoa, mlawa, ae wse-taky witaminy. Odyn trepang wowtuzywsia bila samych grat. Meni zdaosia, szczo win namahajesia zamaty zamok. Szczo , podumaa ja, ade i meni take spadao na dumku. U perszi
dni, koy ja sydia pid zamkom, i w ti dni, koy mene zamykay, tomu szczo nabyaysia
do inszych panet. Podumaa i nawi zupynyasia. Bo szczo ce wychody? Jak ja. Znaczy, dumaju? A trepang, koy pobaczyw mene, zaszypiw i widpowz wseredynu. Ae ne
wstyh, tomu szczo odyn z durnykiw buw nepodalik (ja bo joho ne baczya, zwyka ne
pomiczaty), i win udaryw trepanga strumom. Take u nych pokarannia. Trepang ziszczuywsia. Ja na durnyka prykryknua i chotia dali pity, ae tut i meni distaosia. Ta tak
sylno win mene udaryw strumom, szczo ja nawi upaa i rozsypaa redysku. Pewno, win
chotiw meni pokazaty, szczo z cymy, z trepangamy, meni robyty niczoho. Ja pidniaasia
abyjak sugoby ostannim czasom poboluju i pisza do sebe. Skilky ywu tut, a ne
mou zwyknuty, szczo ja dla nych use mow kroyk u aboratoriji. U bu-jaku my wony
mou mene wbyty i w muzej, u sojik. I niczoho jim za ce ne bude. Ja zuby zcipya i pisza.
We potim wyjawyo, szczo cej udar strumom meni nawi dopomih. Trepangy spoczatku dumay, szczo ja odna z jich hospodariw. Pryjniay nawi mene za hoownu. I koy
b ne durnykowe pokarannia, mene b uwaay za woroha. A tak, mynuo dniw try, jdu ja
powz nych znowu drakonychu likuwaty, baczu, odyn trepang wowtuzysia bila grat i szypy. Tycho tak szypy. Rozzyrnuasia ja durnykiw ne wydno. Szczo, pytaju, nesoodko tobi, lubyj? Ja za ci dni i do trepangiw we wstyha zwyknuty, i wony ne zdawaysia meni takymy potworamy, jak perszoho dnia. A trepang use szypy i pokacuje. I todi
ja zrozumia, szczo win zi mnoju howory. Ne rozumiju, ja jomu widpowia i chotia
buo posmichnutysia, ae wyriszya, szczo ne warto moe, moja usmiszka jomu wydassia hirszoju za wowczyj oska. Win znowu szypy. Ja jomu kau: Nu szczo ty starajeszsia? Sownyka u mene nemaje. A jakszczo ty ne otrujnyj, to my z toboju odyn odnoho
obowjazkowo zrozumijemo. Win zamowk. Suchaje. Tut u korydori pokazawsia weykyj
durnyk, z rukamy mow u cwirkuna. Prybyralnyk. Ja chocz i znaa, szczo taki strumom ne
bju, ae pospiszya dali ne chotia, szczob mene baczyy pered klitkoju. Ae nazad isza,
znowu zatrymaasia, pohoworya. Wse je z kym duszu widwesty. Potim meni spao na
dumku: moe, jim zrucznisze zi mnoju porozumitysia po-pymowomu? Ja napysaa na
ystku, szczo mene zwu Nadijeju, prynesa jomu, pokazaa i pry ciomu te, szczo napysaa,
powtoriuwaa whoos. Ae bojusia, szczo win ne zrozumiw. A szcze czerez de trapyasia
sutyczka u odnoho z trepangiw iz durnykamy. Ja hadaju, szczo jomu wdaosia widimknuty zamok i joho spijmay w korydori. Natrapyw win na prybyralnykiw, i wony joho
sylno pomjay, poky inszych durnykiw kykay, a win opyrawsia. Ja w korydori bua, poczua szum, pobiha tudy, ae zapiznyasia. Joho we posadyy w okremu kameru, nowyj
zamok robyy. Baczu inszi trepangy chwylujusia, nepokojasia w klitkach. Ja sprobuwaa todi probratysia w kameru do trepanga, jakoho widokremyy. Durnyky ne puskaju.
Strumom ne bju, ae ne puskaju. Todi ja wyriszya jich perewpertiuszyty. Staa bila
dwerej i stoju. Doczekaasia, poky wony dweri widczynia, i wstyha zazyrnuty wseredynu.
Trepang ey na pidozi, we zranenyj. Todi ja pisza w aboratoriju, zibraa tam swoju

medycznu sumku ade ne wpersze dowodysia tut wystupaty newidkadnoju dopomohoju i pisza prosto do kamery. Koy durnyk chotiw mene zupynyty, pokazaa, szczo u
mene w sumci. Durnyk zawmer. Ja we znaa wony tak robla, koy radiasia z Maszynoju. Czekaju. Mynua chwyyna. Raptom durnyk widkoczujesia ubik jdy, mowlaw.
Ja prosydia bila trepanga hodyny try. Haniaa durnykiw, nemow swojich sanitarok.
Wony meni i wodu prynesy, i pidstyku dla trepanga, ae odnoho ja dobytysia ne zmoha
szczob prywey szcze odnoho trepanga. Ade swoji kraszcze wid mene znaju, szczo jomu
potribno. I najdywowynisze, w tu my, koy durnykiw u kameri ne buo, trepang znowu
zaszypiw, i w joho szypinni ja rozibraa sowa: Ty czoho starajeszsia? Ja zrozumia,
szczo win zapamjataw, jak ja z nym rozmowlaa, i namahajesia mene nasliduwaty. O
todi ja wpersze za bahato misiaciw po-sprawniomu zradia. Ade win ne tilky nasliduwaw, win rozumiw, szczo roby.
Mene dywuwao, jak szwydko wony zapamjatowuway moji sowa, i, chocz jim
wako buo jich wymowlaty rot u nych truboczkoju, bez zubiw, wony due staraysia.
Ja wsi ci dni i tyni ya mow uwi sni. U choroszomu sni. Ja pomitya w sobi dywowyni
zminy. Wyjawyo, szczo nemaje na switi istot pryjemniszych, ani trepangy. Zrozumia,
szczo wony harni, nawczyasia jich rozrizniaty, ae, czesno skau, zowsim niczoho w jich
szypinni i pokacuwanni ja ne rozumia. Ta j zaraz ne rozumiju. Ja jich uczya, koy tilky
bua moywis, mymo prochodu, sowo kau, rizni predmety pronoszu poriad z klitkoju, pokazuju, i wony widrazu rozumiju. Wony wywczyy, jak zwu mene, i, koy uhedia (jakszczo poriad durnykiw nemaje), widrazu szypla: Naszija, Naszija! Nu jak
mali dity! A ja diznaasia na horodi, szczo wony lubla. I staraasia, szczob jich pidhoduwaty. Chocz i jia u nych smerdiucza tak i ne zwyka do cioho zapachu. Durnyky szczodo
trepangiw may strohyj nakaz Maszyny na wolu jich ne widpuskaty, oczej ne zwodyty,
berehty i ne dowiriaty. Ote ja ne moha widkryto z nymy baczytysia. Inaksze i mene b
zapidozryy. I o te dywno skilky ja prowea tut czasu, i bua dla durnykiw bezpeczna.
Sama bua. A razom z trepangamy my stay syoju. I ja ce widczuwaa. I trepangy meni
kazay, koy nawczyysia po-rosijky. I o nastaw takyj de, koy ja pidijsza do jich klitky
i poczua:
Nadije, treba jty he zwidsy.
Nu kudy zwidsy pidesz? widkazaa ja. Korabel ety newidomo kudy. De my
teper, nikomu ne jasno. Ade chiba my zmoemo uprawlaty korabem?
I todi trepang Bal widpowiw meni:
Uprawlaty korabem zmoemo. Ne zaraz. Pisla toho, jak bilsze diznajemosiA.I ty
nam potribna.
Czy zmou ja? widpowidaju.
Tut wony udwoch zawereszczay, zaszypiy na mene, umowlay. A ja ysze posmichnuasia. Ja ne moha jim skazaty, szczo ja szczasywa. Wse odno wyrwemosia my zwidsy
czy ni. Ja i trepangy jakyj sojuz! Podywyasia b Ola na swoju staru matir, jak wona jde
po syniomu korydoru powz zamknuti dwerita klitky i spiwaje pisniu: Nam pereszkod nemani w mori, ni na suszi!
Sowom, wona znajsza odnodumciw, widpowiw korotko Pawysz na rozhniwani wymohy Daha czytaty whoos. Zrozumijte, ja udesiatero szwydsze perehladaju
ci arkuszi pro sebe.
Oto we poczaw buo Dah, ae Pawysz we czytaw nastupnyj arkusz.
Dekilka dniw ja ne pysaa. Nikoy buo. Ce zowsim ne oznaczaje, szczo ja bua zaj-

niata bilsze, ni zawdy, prosto dumky moji buy zajniati. Ja nawi postryhasia korotsze, dowho stojaa pered temnymy dzerkaamy, szmatujuczy skalpeem woossia. Za szczo
ja widdaa b piwyttia ce za prasku. Ade nichto mene ne baczy, nichto ne znaje tut,
szczo take prasuwannia, nichto, okrim mene, ne znaje, szczo take odiah. A skilky meni
doweosia wytratyty czasu, szczob prydumaty, z czoho szyty i czym szyty. Hirsze, ni Robinzonowi na nenaseenomu ostrowi. I o ja stojaa pered temnym dzerkaom i dumaa, szczo
nikoy ne dowodyosia meni chodyty w modnyciach. A we teper, jakby ja zjawyasia na
Zemli, oto by wsi zdywuwaysia szczo za wykopne? Zaraz, za mojimy rozrachunkach,
na Zemli jde szistdesiatyj rik. Szczo tam nosia inky? Chocza ce de jak. U Moskwi bo,
napewno, modny bahato. A Kalazin misto maeke. O ja i widwolika. Dumaju pro
hanczirky. Smiszno? A Bal, ce mij najlubeniszyj trepang, zarady toho, szczob wywczyty
trochy kraszcze moju mowu, piszow na ertwu. Porizawsia czymo straszno. I durnyky
mene na dopomohu pokykay. Ja tut u nych we wyznana szwydka dopomoha. Ja Bala
ajaa na czomu swit stoji, a ne wrachuwaa, szczo win pamjatkyj. O win teper wsi moji
ajky zapamjataw. Nu, zwyczajno, ajky ne straszni hoowa sadowa, bowdur taki
ajky. Raz ja maju swobodu ruchu po naszij wjaznyci, to u mene teper dwa zawdannia
po-persze, trymaty zwjazok mi kameramy, w jakych sydia trepangy. Po-druhe, pronyknuty za liniju frontu i dowidatysia, de szczo znachodysia. O ja i pryhadaawijkowi
czasy.
Nastupnyj arkusz buw korotekym, napysanyj pospichom, abyjak.
Doa tryczi prymuszuwaw mene chodyty za perehorodku, u weykyj za. Ja jomu
rozpowidaa. Doa hoownyj. Wony, pewno, wyriszyy mi soboju, szczo mojeji dopomohy
jim zamao. Powynen pity w operatorku Bal. Do perehorodky ja joho dowedu. Dali u
nioho bude mij papire z kresenniam. I ja zayszusia bila perehorodky czekaty, koy win
powernesia. Straszno meni za Bala. Durnyky znaczno motorniszi. Pide win zaraz u cej
czas maje wsi wony zajniati na inszych powerchach.
Zapys na ciomu obrywawsia. Nastupnyj buw napysanyj inaksze. Litery buy maekymy, strohymy.
Nu o, trapyosia achywe. Ja stojaa za perehorodkoju, czekaa na Bala i rachuwaa pro sebe. Dumaa, jakszczo wstyhne powernutysia persz ni ja doliczu do tysiaczi,
wse harazd. Ae win ne wstyh. Zatrymawsia. Zabymay ampoczky, zadzyczao tak
zawdy buwaje, koy na korabli neporiadok. Powz mene probihy durnyky. Ja namahaasia zaczynyty dweri, jich ne puskaty, ae odyn mene tak strumom udaryw, szczo ja mao ne
zneprytomnia. A Bala wony ubyy. Teper win u muzeji. Meni doweosia chowatysia u sebe
w kimnati, poky wse ne stycho. Ja bojaasia, szczo mene zamknu, ae czomu mene wony
serjozno ne spryjniay. Koy ja hodyny czerez dwi wyjsza w korydor, popentaasia do horodu czas buo witaminy mojij drakonysi dawaty, bila dwerej do trepangiw stojay
durnyky. Doweosia projty, ne dywlaczy u toj bik. Todi ja szcze ne znaa, szczo Bala ubyy.
Tilky uweczeri perekynuasia paroju sliw z trepangamy. I Doa skazaw, szczo Bala ubyy.
Wnoczi ja pereywaa, pryhadaa, jakyj Bal buw myyj, ahidnyj, harnyj. Ne prykydaasia.
Nasprawdi due pereywaa. I szcze dumaa, szczo teper use zahynuo bilsze nikomu w
operatorku ne pronyknuty. A siohodni Doa pojasnyw meni, szczo ne wse wtraczeno.
Wony, wyjawlajesia, mou spikuwatysia, nawi zowsim ne baczaczy odyn odnoho, rozmowlaty, korystujuczy jakymy chwylamy i na weykij widstani. I o Bal tomu i zatrymawsia, szczo swojim towaryszam peredawaw usiu budowu rubky uprawlinnia naszoho
korabla i swoji z cioho prywodu mirkuwannia. Win nawi pobuwaw bila samoji Maszyny.

Win znaw, szczo, napewno, zahyne win powynen buw wstyhnuty wse peredaty. I Maszyna ubya joho. A moe, i ne wbywaa ade wona ysze maszyna, ae tak iwyjszo. Jak
oto, dumaa ja, buo mojim pradidam ade wony kripaky, absolutno neoswiczeni. Wony
wwaay, szczo Zemla centr wsioho switu. Wony ne znay niczoho pro Dordano Bruno
czy Kopernyka. Ot by jich siudy. A w czomu riznycia mi mnoju i didom? Ade ja chocz i
czytaa w gazetach pro neskinczennis switu, na mojemu ytti ce ne widbywaosia. Wse
odno ja ya w centri switu. I cej centr buw u misti Kalazini, w mojemu budynku na Cimmermanowij wuyci. A wyjawyo, moja Zemla hucha okoycia
Dah szczo howoryw Pawyszewi, ae toj ne czuw. Chocza widpowidaw newyrazno,
jak splaczyj tomu, chto budy joho do czasu.
Upersze za wsi roky prokynuasia wid choodu. Meni zdaosia, szczo wako dychaty.
Potim obijszosia. Zihriasia. Ae trepangy, koy ja do nych pryjsza, skazay, szczo z korabem szczo neharazd. Ja zapytaa, czy ne Bal wynen. Wony widpowiy ni. Ae skazay,
szczo treba pospiszaty. A ja bo dumaa, szczo korabel wicznyj. Jak Sonce. Doa skazaw,
szczo wony teper bahato znaju pro budowu korabla. I pro te, jak praciuje Maszyna. Skazay, szczo u nych udoma je maszyny szcze j skadniszi wid ceji. Ae jim neehko borotysia
z Maszynoju, tomu szczo durnyky zachopyy jich, jak i mene, znenaka. I bez mene jim ne
wporatysia. Czy hotowa ja i dali jim dopomahaty? Zwyczajno, hotowa, widpowia ja.
Ae ja due ryzykuju, pojasnyw meni todi Doa. Jakszczo jim wdassia powernuty korabel
abo znajty szcze jakyj-nebu sposib wyrwatysia zwidsy, wony zmou distatysia do swoho
domu. A o meni wony dopomohty ne zmou. A chiba nemaje na korabli jakycho zapysiw marszrutu do Zemli? zapytaa ja. Ae wony skazay, szczo ne znaju, de jich szukaty, i najpewnisze wony zachowani w pamjati Maszyny. I todi ja jim pojasnya moju
fiosofiju. Jakszczo wony wimu mene z soboju, ja zhodna kudy zawhodno, aby zwidsy
wyrwatysia. We kraszcze ytymu i pomru u trepangiw, ani u wjaznyci. A jakszczo meni
i ne wdassia zwidsy pity, chocz spokijna budu, szczo komu dopomoha. Todi i wmyraty
ehko. I trepangy zi mnoju pohodyysia.
Na korabli stao szcze choodnisze. Ja potorkaa truby w maomu zali. Truby e
tepli. Dwa durnyky wowtuzyysia bila nych, szczo ahodyy. Z trepangamy ja domowytysia
zmoha, a o durnyky za wsi roky niczoho meni ne skazay. Ta j szczo jim skazaty? Ae
meni treba jty, i ja zowsim ne znaju, czy powernusia do mojich notatok. Ja szcze choczu
napysaty nawi ne dla toho, chto czytatyme ci riadky, a dla sebe samoji. Jakby meni
skazay, szczo koho-nebu mona posadyty na dekilka rokiw u wjaznyciu, de win ne pobaczy odnoji ludyny, nawi tiuremnyka ne pobaczy, ja b skazaa, szczo ce napewno smer.
Abo ludyna ozwirije i zboewolije. A o, wyjawlajesia, ja ne zboewolia. Znosyasia, postaria, zmuczyasia, ae ywu. Ja zaraz ozyrajusia na mynue i dumaju ade ja zawdy, maje zawdy bua zajniata. Jak i w mojemu sprawniomu ytti na Zemli. Napewno,
moja ywuczis i trymajesia na tomu, szczo umijesz znajty sobi sprawu, znajty szczo abo
koho, zarady czoho warto buo b yty. A u mene spoczatku bua nadija powernutysia do
Oeczky, na Zemlu. A potim, koy cia nadija maje zhasa, wyjawyo, szczo nawi i tut ja
mou staty w pryhodi.
I ostannij arkusz. Win znajszowsia w paczci nespysanych arkusziw, tych, szczo Nadija zahotuwaa, obrizaa, ae ne wstyha niczoho na nych napysaty.
Szanownyj Tymofiju Fedorowyczu!
Pryjmi mij nykyj uklin i podiaku za wse, szczo wy zrobyy dla mene i mojeji doczky
Olhy. Jak wy tam ywete, czy ne nuhujete, czy zhadujete mene inodi? Jak wasze zdoro-

wja? Meni bez was czasom buwaje due toskno, i ne dumajte, bu aska, szczo mene zupyniao te, szczo wy inwalid
Dali buy dwa riadky, husto zakreseni. I namalowana sosna. Czy jayna. Pohano
namalowana, newmio.

Zatym mynuo dekilka dniw. Pawysz spaw i jiw pid swojim tentom i jszow u dowhi
korydory korabla, jak na robotu. Na zwjazok win wychodyw ridko i widmowczuwawsia,
koy Dah poczynaw burczaty, tomu szczo joho towaryszi spryjmay Nadiju jak sensaciju,
dywowynyj paradoks dla nych wona zayszaasia kazusom, widkryttiam, jawyszczem
(tut mona prydumaty bahato sliw, jaki ysze prybyzno rozkryju wsiu skadnis jich pereywa, w kotrych ne buo odnoho, ototonennia).
Pawysz zayszawsia we czas poriad z Nadijeju, chodyw jiji slidamy, baczyw cej korabel joho korydory, skady, zakutky same tak, jak baczya jich Nadija, win pronyksia pownistiu atmosferoju tragicznoji wjaznyci, jaka, najpewnisze, i ne pryznaczaasia dla
takoji roli, jaka wnesa w yttia medsestry z kalazinkoji likarni strasznu nemynuczis,
jaku ta uswidomya, ae z jakoju w hybyni duszi wse-taky ne prymyryasia.
Teper, znajuczy kone sowo w notatkach Nadiji i rozszyfruwawszy poslidownis peresuwa inky po korablu, zjasuwawszy znaczennia jiji marszrutiw i spraw, pobuwawszy
i w tych misciach, kudy Nadija potrapyty ne moha, pro isnuwannia jakych nawi ne pidozriuwaa, Pawysz we mih znaty, szczo widbuosia potim, pryczomu same znaty, a ne
zdohaduwatysia.
Obrywky drotiw, perekynutyj robot-durnyk, temna plama na bilastij stini, dywnyj
rozhrom u rubci uprawlinnia, slidy u widdienni korabelnoho mozku wse ce ukadaosia w kartynu ostannich podij, uczasnykom jakych bua Nadija. I Pawysz nawi ne szukaw slidy, a znaw, szczo tam i tam wony mou wyjawytysia. A jakszczo jich ne wyjawlaosia, win iszow dali doty, poky upewnenis joho ne pidkripluwaasia nowymy dokazamy.
Nadija pospiszaa dopysaty ostannij arkusz. Wona due akuwaa teper, szczo tak
mao pysaa w ostanni tyni. Wona zawdy ne lubya pysaty. Nawi sestry dokoriay jij za
te, szczo zowsim ne pysze ystiw. I ysze zaraz wona raptom ujawya, szczo, koy widety
z trepangamy, moe tak trapytysia, szczo korabel potrapy do ruk rozumnych istot, i nawi do takych, jaki peredadu jiji notatky na Zemlu. I o wony klastymu jiji ostannimy
sowamy za te, szczo ne opysaa swoje yttia detalno, de za dnem, ne opysaa ni trepangiw, chocz znaje jich teper mow swojich rodycziw, ni inszych, z jakymy jij doweosia maty
sprawu na korabli, odni dawno we zahynuy, inszi potrapyy w muzej, tretim, pewno,
sudyosia bude zahynuty, tomu szczo trepangy zmohy diznatysia ade wony znaczno
bilsze wid Nadiji znajusia na wsiakij technici, szczo korabel tak dowho ne powertawsia
do sebe dodomu czerez te, szczo w systemach joho staysia nepoadky. Jakszczo tak
sprawa pide dali, win do kincia czasiw nosytymesia Wseswitom, pomau amajuczy,
wmyrajuczy, jak ludyna.
Wsi ostanni dni dla Nadiji prochodyy u pospichu. Jij dowodyosia robyty bezlicz
spraw, znaczennia jakych wona ne zawdy rozumia; ae znaa, szczo wony waywi i potribni dla mety, jasnoji dla trepangiw. Wona rozumia, szczo rozpytuwaty jich pro ce bezhuzdo. Wony i ne mohy jij pojasnyty, nawi koy b chotiy. Za ci roky Nadija nawczyasia

tomu, szczo wona ne moe zrozumity nawi najnerozumniszych meszkanciw korabla, ne


kauczy we pro trepangiw. Ade skilky wony proyy poriad z drakonychoju, skilky hodyn Nadija prowea poriad z neju, a tak niczoho wona j ne diznaasia. Abo kulky, szczo
yy w sklanomu kubi. Kulok buo bahato, desiatky zo dwa. Z pojawoju Nadiji wony czasto
poczynay miniaty barwu i rozkoczuwatysia krupnymy namystynamy po dnu kuba, skadajuczy u figury i koa, nemow daway jij znaky, jakych wona zrozumity ne moha. Nadija
howorya pro kulky trepangam, ae wony abo zabuway widrazu, abo ne spromahaysia
podywytysia na nych. Nadija, koy stao jasno, szczo podoro dobihaje kincia, spea z drotiw miszok, szczob zachopyty kulky z soboju. Znaa nawi, szczo kulkam potribna woda
bilsze niczoho jim ne potribno.
O i zaraz, jak dopysze, skade swoje dobro, treba bihty widczyniaty troje dwerej,
jaki namaluway jij trepangy na pani. Ci dweri trepangam ne widczynyty, tomu szczo
kwadratyky due wysoki dla nych.
Nadija zrozumia, szczo wony wimu z soboju toj czowen, jakyj koy zachopyw jiji
w poon. Na niomu j poetia. Ae dla toho, szczob zrobyty ce, treba obowjazkowo wywesty
z adu hoownu Maszynu. Inaksze do czowna ne projty i Maszyna prosto ne wypusty jich
z korabla. Dla cioho Nadija tako bua potribna.
Nadija ne spaa we druhu nicz. I ne ysze tomu, szczo bua ochopena zbudenniam,
ae j tomu, szczo trepangy ne spay wzahali i ne rozumiy, czomu jij treba neodminno
widkluczatysia i lahaty. I warto buo jij ulahtysia, jak widrazu w mozku wona widczuwaa
posztowch trepangy kykay jiji.
Skadajuczy arkuszi, Nadija raptom zawahaasia, czy zayszaty jich tut. A moe,
uziaty z soboju na czowen? Moe, jim kraszcze bude z neju? Chtozna szczo trapysia w
dorozi? Ni, rozsudya, sama-bo wona zawdy moe rozpowisty. A na korabli niczoho ne
zayszysia.
Posztowch u hoowi. Treba bihty. Nadiji raptom zdaosia, szczo wona we ne powernesia siudy. yttia, szczo tiahnuosia tak powoli i monotonno, raptom nabrao strasznoji
szwydkosti i pomczao wpered. I same zaraz wono moe obirwatysia
My postarajemosia powernuty sam korabel do naszoji panety, skazay jij trepangy. Ae ce due ryzykowano. Ade dla cioho my powynni zmusyty mozok korabla
pidkorytysia nam. Jakszczo nam ce ne wdassia, to my postarajemosia wywesty joho z
adu. Tak, szczob skorystatysia riatuwalnym czownom. Ae czy pryety win kudy slid, czy
zmoemo my nym uprawlaty my te ne wpewneni. Tomu moywo, szczo nam zahrouje smer. I my powynni skazaty tobi pro ce.
Znaju, skazaa Nadija. Ja bua na wijni.
Ae ce niczoho ne howoryo trepangam, u jakych dawno ne buo wojen.
Trepangy tako ne wytraczay czasu marno. Wony zrobyy taki payci, jakymy treba
dotorknutysia do durnyka i win wymykajesia. Payciu day Nadiji. Wona powynna bua
jty poperedu i widczyniaty dweri.
Dwa trepangy piszy za neju uslid. Dwa inszych pospiszyy, popowzy, pidstrybujuczy, nahoru, de te buo widdiennia z jakymy maszynamy, jak kapitankyj mistok na
paropawi, tilky bez wikon.
Troje dwerej, powtoriuwaw trepang. Ae za ostannimy dweryma, moywo,
ne bude powitria. Abo bude ne take, jak w naszomu widdienni. Widrazu ne zacho. Poczekajemo, poky napownysia. Jasno?
Trepangy zawdy howoryy jasno, wony due staraysia, szczob Nadija rozumia jich

nakazy i prochannia. Za perszymy dweryma Nadija jako bua. Pamjataa, szczo tam szyrokyj prochid i po stinach stoja zapasni durnyky. Nacze mertwi. Trepangy skazay jij,
szczo tam durnyky pidzariadajusia, widpoczywaju. Czomu wona tudy potrapya i koy
ce buo Nadija ne pamjataa. Ae korydor z mertwymy durnykamy w niszach zapamjatawsia wyrazno.
Wony tebe ne czipatymu, skazaw Doa.
Ne zaspokojuj, skazaa Nadija.
ysze ne ryzykuj. Bez tebe nam ne wybratysia. Pamjataj ce.
Czudowo pamjataju. Ne chwylujsia.
Nadija prowea dooneju po kwadratu w stini, i dweri widijszy ubik. U tomu korydori buw dywnyj zapach, soodkyj i wodnoczas horiyj. Wsi niszi buy zajniati.
Jim dowodysia teper dowsze pidzariadatysia, skazaw Doa, szczo powz zzadu.
Ty baczya, szczo jich mensze stao w naszych widsikach.
Tak, pomitya, skazaa Nadija. Ne zabuty b uziaty kulky.
Kulky?
Ja pro nych kazaa.
Oberenisze!
Odyn z durnykiw znenaka prudko wyskoczyw z niszi i pojichaw do nych, zbyrajuczy zahorodyty dorohu i, moywo, widihnaty jich nazad. Durnyk pospiszaw usunuty neporiadok.
Merszczij, skazaw Doa. Merszczij.
Nadija pobiha wpered i postaraasia perestrybnuty czerez durnyka, szczo kynuwsia
do neji pid nohy.
Ae durnyk jak ce wona zabua? te pidstrybnuw i wdaryw jiji strumom. Na
szczastia, nesylno. Napewno, sam ne wstyh pidzariadytysia. Nadija wpaa na kolina i wpustya payciu. Zabyasia bolacze i nawi ochnua. Nohy u neji buy we ne ti, szczo kilka
rokiw tomu. Ade wona w technikumi hraa u woejbo. Za Medyk. Druhe misce w Jarosawli. Tilky ce buo due dawno.
Durnyka zupynyw Doa, jakyj te maw taku samu payciu, jak u Nadiji, tilky korotszu.
Szczo z toboju? zapytaw win.
Hoos u trepanga szyplaczyj, bez odnoho wyrazu, ae z widczuttia w hoowi Nadija
zrozumia, jak win chwylujesia.
Niczoho, skazaa Nadija, pidwodiaczy i prymuszujuczy sebe zabuty pro bil.
Chodimo dali.
Do nastupnych dwerej buo krokiw dwadcia. Szcze odyn durnyk staw wyazyty z
niszi, ae robyw win ce powilno.
Maszyna we otrymaa sygna, skazaw Doa. Wony z neju zwjazani.
Nadija dobiha, szkandybajuczy, do dwerej, ae kwadrata na potribnomu misci ne
wyjawyosia.
Ja ne znaju, jak widczynyty, skazaa wona.
Pozadu buo tycho.
Wona ozyrnuasia. Doa stojaw neruchomo. Druhyj trepang widbywawsia payczkoju
wid trioch durnykiw widrazu.
Merszczij, skazaw nareszti Doa.
Moe, je inszyj szlach? zapytaa Nadija, widczuwajuczy, jak u neji choonu

ruky. Ci dweri nam ne widczynyty.


Inszoho szlachu nemaje, skazaw Doa, i hoos joho szepotiw, szeestiw zwidky
znyzu, zdaeku.
Dweri buy zamknuti nadijno.
Szcze durnyky, inszi, mlawi, powilni, wypowzay z nisz, i zdawaosia, szczo na trepanga nasuwajesia stado due weykych soneczok.
I w ciu my dweri widczynyysia sami. Widczynyysia rizko, tak szczo Nadija edwe
wstyha widstrybnuty ubik, oskilky widczua, szczo dweri widkrywajusia nesprosta. Tak
wbihaje dodomu hospodar, jakyj pidozriuje, szczo do nioho zalizy zodiji.
Doa te wstyh widstrybnuty ubik. Trepangy umiju inodi strybaty dosy prudko.
Z dwerej wyskoczyw durnyk, jakoho Nadija nikoy ranisze ne baczya. Win buw trochy ne z neji zrostom i szwydsze skydawsia na kulu, a ne na czerepaszku, jak inszi. U
nioho buy try czenysti ruky, i win hoosno, zahrozywo dzyczaw, nemow chotiw rozpoochaty tych, chto nawaywsia zajty w nedozwoene misce.
Zwidky wyrwaosia poumja i proetio, zapowniujuczy korydor, zowsim poriad z
Nadijeju, i wona widczua joho obpalujuczu bykis. Wona prymruyasia i ne pobaczya,
jak Doa wstyh, pidibrawszy payciu, zupynyty durnyka, zmusyty joho zawmerty. Chocz i
buo pizno.
Czerepaszky, szczo jurmyysia w dalniomu kinci korydoru, we potemniy, nemow
obwuhyysia, a druhyj trepang, jakyj strymuwaw jich i ne wstyh widskoczyty, koy widczynyysia dweri, peretworywsia na kupku popeu na pidozi.
Wse ce Nadija baczya jak uwi sni, nemow jiji ne stosuwaysia ni nebezpeka, ni smer.
Wona rozumia, szczo jiji sprawa projty za druhi dweri, tomu szczo dweri mou zaczynytysia, i todi wse, zarady czoho zahynuy Bal i cej trepang, wyjawysia bezhuzdym i
nepotribnym.
Za druhymy dweryma wyjawywsia kruhyj za, nemow werchnia poowyna kuli.
Wony wstyhy wczasno. Do dwerej ue kotywsia druhyj weykyj durnyk. Doa wstyh kynutysia do nioho i zneszkodyty ranisze, ni toj poczaw dijaty.
Pered Nadijeju buo dekilka dwerej, absolutno odnakowych, i wona obernuasia do
Doy, szczob win skazaw, kudy jty dali.
Toj ue pospiszaw wpered i szwydko, wyhynajuczy, mow perelakana husenycia, wysoko pidnimajuczy spynu, popowz powz dweri, na jaku czastku sekundy zupyniajuczy
pered konymy i nemow wyniuchujuczy, szczo za nymy znachodysia.
Tut, skazaw win. Szukaj, jak uwijty.
Nadija we stojaa poriad. Ci dweri tako buy bez zamka. I jakyj tupyj widczaj owoodiw Nadijeju. Wona todi prosto sztowchnua dweri rukoju, i ti, nemow czekay cioho,
prowayysia wnyz.
Wony buy pered Maszynoju. Pered hospodarem korabla, pered tym, chto widdawaw
nakazy spuskatysia na czui panety i zabyraty wse, szczo trapysia, pered tym, chto
pidtrymuwaw na korabli poriadok, hoduwaw, karaw i oberihaw joho poonenych i zdobycz.
Maszyna wyjawyasia prosto stinoju z bezliczcziu wikone i riznokolirnych ampoczok, sirych i bakytnych pytok i rukojatok. Ce bua Maszyna, i niczoho bilsze. Wona
zdywuwaa Nadiju. Ni, ne rozczaruwaa, a zdywuwaa, tomu szczo za roky, prowedeni tut,
Nadija bahato raziw namahaasia ujawyty sobi hospodaria korabla i nadilaa joho bezliczcziu strasznych rys. Ae same bezykis Maszyny jij nikoy ne spadaa na dumku.

Maekyj durnyk, jakyj sydiw de wysoko na maszyni, ziskowznuw unyz i pokotywsia do nych. Nadija chotia tynuty joho payceju, ae paycia bua u Doy, i toj popowz
nazustricz durnykowi i zupynyw joho.
Szczo dali? zapytaa Nadija, perewodiaczy podych.
Jiji spidnycia, zszyta zi znajdenoji na korabli materiji, schooji na ceratu, rozporoasia na kolinach i zaplamyasia krowju wyjawlajesia, wona sylno zabyasia, koy strybaa czerez durnyka.
Doa ne widpowiw. Win ue stojaw pered Maszynoju i krutyw swojeju chrobaczoju
holiwkoju, rozdywlajuczy jiji.
Szczo kacnuo, nemow wid pohladu Doy, i za napownywsia hucznym urywczastym szypinniam. Nadija widskoczya, ae tut-taky zdohadaasia, szczo ce hoos inszoho
trepanga.
Wse harazd, skazaw todi Doa. Posady mene o siudy. Ja powernu ciu
ruczku.
Nadija posadya joho wyszcze, i win zrobyw szczo u Maszyni.
Naszi, skazaw Doa, we opustywszy znowu na pidohu i powzuczy uzdow
Maszyny, na centralnomu pulti. Jakszczo wse bude harazd, my zmoemo uprawlaty
korabem.
Doa prysuchawsia do szypinnia, jake wychodyo z czornoho koa, pewno, jakoho
perehowornoho prystroju, i kazaw Nadiji, szczo treba zrobyty, jakszczo sam ne mih dotiahnutysia do toho czy inszoho waela abo knopky. I Nadija raptom zrozumia, szczo
wony znachodiasia w maszynnomu widdienni paropawa i kapitan zi swoho mistka widdaje jim nakazy: Tychyj chid, pownyj chid. I skoro wony pojidu dali, dodomu.
I jiji ochopya dywna, soodka wtoma. Nohy widmowyysia jiji trymaty.
Wona sia na pidohu i skazaa Doli:
Ja widpoczynu triszky.
Harazd, skazaw Doa, prysuchajuczy do sliw swojich towarysziw z kapitankoho mistka.
Ja widpoczynu, a potim tobi dopomahatymu.
Wony namahajusia perewesty korabel na ruczne uprawlinnia, skazaw jij Doa
czerez dejakyj czas, i hoos joho doynuw zdaeku-zdaeku.
I tut-taky Doa skryknuw. Wona nikoy ne czua, szczob trepangy kryczay. Szczo
trapyosia take, szczo zmusyo joho due zlakatysia.
Wohnyky na obyczczi Maszyny hasy odyn za odnym, perebymujuczy use sabkisze, niby proszczaysia mi soboju.
Szypinnia z reproduktora peretworyosia na sabkyj wysk, i Doa wyhukuwaw jaki
okremi zwuky, jaki ne mohy maty sensu, ae wse-taky may.
Szwydko, skazaw Doa. Do katera.
Czoho wony ne wrachuway. U Maszyni, szczo na wyhlad pidkoryasia powstaym
branciam, zberehysia klitynky, jaki nakazay jij zupynytysia, pomerty, aby ne suyty
inszym, czuym.
Nadija zweasia na nohy, widczuwajuczy, jak Doa sztowchaje jiji, kwapy, ae nijak
ne moha naenym czynom zlakatysia wse jiji tio prodowuwao cziplatysia za riatiwnu dumku: Wse zakinczyosia, wse harazd, teper my pojidemo dodomu.
I nawi koy wona biha za Dooju po korydoru, powz obpaenych durnykiw, nawi
koy wony wyskoczyy nazowni i Doa zweliw jij szwydsze znosyty do katera jiu i jaki

kruhli, waki predmety, na ksztat morkych min, dopomahajuczy jij pry ciomu, wona
prodowuwaa zakoysuwaty sebe dumkoju, szczo wse bude harazd. Ade wony zdoay
maszynu.
Bila luka, jakyj wiw do katera, Nadija zwaluwaa produkty i biha znowu, tomu szczo
treba buo zachopyty i wodu, i szcze cych kul, u jakych, wyjawlajesia, buo powitria. I
Doa wse namahawsia pojasnyty jij, ae zabuwaw sowa i putawsia, szczo teper Maszyna
perestaa wyroblaty powitria i tepo, i skoro korabel pomre, i, jakszczo wony ne wstyhnu
zawantayty i pidhotuwaty do widlotu kater, jich ue niszczo ne wriatuje.
Dwa inszych trepangy prybihy z kapitankoho mistka, prytiahnuwszy jaki pryady,
i stay wowtuzytysia w kateri. Wony nawi ne pomiczay Nadiju ruchy jich buy metuszywi, ae szwydki, nemow kona z jichnich ruk a jich u trepangiw po dwa desiatky
zajmaasia swojeju sprawoju.
Skilky prodowuwaasia cia bihanyna i metusznia, Nadija ne moha skazaty, ae de
na desiatomu czy dwadciatomu pochodi w oranereju wona raptom zrozumia, szczo w
korabli stao pomitno choodnisze i wacze dychaty. Jiji nawi zdywuwao, szczo prognozy
Doy zbuwajusia tak szwydko. Ade korabel zakrytyj. Wona ne znaa, szczo prystroji,
kotri pohynay powitria, szczob oczystyty i zihrity joho, szcze prodowuway praciuwaty,
a ti, szczo powynni buy ce powitria powertaty na korabel, we widkluczyysia. Korabel
hynuw powoli, i dejaki joho systemy, pro szczo tako Nadija znaty ne moha, praciuwatymu szcze dowho: misiaci, roky.
Nadija chotia buo zabihty do sebe w kajutu i zabraty reczi, ae Doa skazaw jij,
szczo dowedesia widbuwaty czerez dekilka chwyyn, i todi wona wyriszya zamis cioho
prytiahnuty szcze odnu kulu z powitriam, tomu szczo wono potribne buo wsim, a bez
spidnyci czy kosynky, bez czaszok wona obijdesia.
Koy wona tiahnua kulu do katera, to pobaczya na pidozi miszok, spetenyj z kolorowych drotiw. Hospody, podumaa wona, ja zowsim zabua. Wona dobiha do
katera, opustya kulu bila luka.
Merszczij zacho, skazaw Doa zseredyny, wkoczujuczy waku kulu.
Zaraz, skazaa Nadija, odnu chwyynku.
Ni w jakomu razi! kryknuw Doa.
Ae Nadija we biha korydorom do miszka i z nym do sklanoho kuba, de czekay jiji
kulky. A moe, i ne czekay. Moe, wona wse prydumaa.
Kulky z pojawoju Nadiji rozsypaysia promeniamy z centru, nemow zobraay romaszku.
Merszczij, skazaa jim Nadija. Inaksze my zayszymosia. Pojizd pide.
Wona wsunua miszok wseredynu, i, na jiji zdywuwannia, kulky suchniano pokotyysia w nioho. Wona bua nawi wdiaczna jim, szczo wony tak szwydko wporaysia.
Miszok wyjawywsia wakym, waczym, ani kuli z powitriam. Nadija tiahnua joho
po korydoru, i, nezwaajuczy na choodneczu w korabli, jij buo arko. I wona zadychaasia.
I jakby wona ne bua taka zajniata dumkoju pro te, jak distatysia do katera, wona b
pomitya szcze odnoho weykoho durnyka, jakyj, pewno, ochoroniaw jake insze misce na
korabli, ae, zaczuwszy nedobre, koy pomera Maszyna, pokotywsia korydoramy widszukuwaty pryczynu bidy.
Nadija we pidbihaa do katera, jij zayszaosia projty kilka krokiw, koy durnyk,

jakyj te pobaczyw kater i spriamuwaw swij wohnennyj promi prosto w luk, szczob spayty wse, szczo buo wseredyni, pobaczyw jiji. Newidomo, szczo podumaw win i czy dumaw
win wzahali, ae win powernuw promi, i Nadija wstyha ysze widkynuty miszok z kulkamy.
Ae cijeji sekundy buo Doli dostatnio, szczob zaczynyty luk. I nastupnyj postri durnyka ysze zmusyw poczornity bik katera. Wyczerpawszy swoji zariady, durnyk zastyh
nad kupkoju popeu. Widkluczywsia. Kulky wysypaysia z miszka i rozkotyysia po pidozi.
Doa widczynyw luk i widrazu wse zrozumiw. Ae win ne mih zatrymuwatysia.
Moywo, jakby win buw ludynoju, to zibraw by popi, szczo zayszywsia wid Nadiji, i pochowaw joho u sebe wdoma. Ae trepangy takych zwyczajiw ne znaju.
Doa zagwyntyw kryszku luka, i kater widirwawsia wid pomyrajuczoho korabla i
ponissia do zirok, sered jakych bua odna, potribna trepangam. Wony szcze ne znay, czy
wdassia jim do neji distatysia
Pawysz pidniaw z pidohy obhoriyj kaptyk materiji wse, szczo zayszyosia wid
Nadiji. Potim zibraw u kupku kulky. Istorija zakinczyasia sumno. Chocza zayszaasia
maeka nadija na te, szczo pomyywsia, szczo Nadija wstyha-taky widetity na kateri.
Pawysz pidwiwsia i pidijszow do choodnoho, poronioho robota, jakyj, zrobywszy
wse, szczo wid nioho buo potribno, tak i prostojaw usi ci roky, cilaczy u poroneczu.
Robot wykonuwaw swij obowjazok ochoroniaw korabel wid moywych nepryjemnostej.
Ty we hodyny zo dwi mowczysz, skazaw Dah. Niczoho ne trapyosia?
Potim rozpowim, skazaw Pawysz. Potim.

Wony sydiy z Sofijeju Petriwnoju bila samoho wikna. Wona pya ymonad, Pawysz
pywo. Pywo buo chorosze, temne, i uswidomennia toho, szczo joho mona pyty, szczo
ty znachodyszsia w prostoji i do najbyczoji medkomisiji misiaci try, ne mensze, zahostriuwao soodke widczuttia neweykoho, prostymoho prostupka.
A chiba wam mona pyty pywo? zapytaa Sofija Petriwna.
Mona, skazaw korotko Pawysz.
Sofija Petriwna nedowirywo pochytaa hoowoju. Wona bua perekonana, szczo kosmonawty ne pju pywa. I bua prawa.
Wona widwernuasia wid Pawysza i dywyasia na neskinczenne poe, na chymerni
na tli oranewoji zahrawy syuety panetarnych maszyn.
Dowho szczo, skazaa wona.
Sofija Petriwna zdawaasia Pawyszewi nudnoju i prawylnoju ludynoju. Wona, napewno, czudowo znaje swoju sprawu, nawczaje ditej rosijkoji mowy, ae nawriad czy dity
jiji lubla, dumaw Pawysz, rozdywlajuczy jiji hostryj, dowerszenyj profil, hadko pryczesane i zibrane zzadu sywe woossia.
Czomu wy mene rozhladajete? zapytaa Sofija Petriwna, ne obertajuczy.
Profesijna zwyczka? widpowiw pytanniam Pawysz.
Ne zrozumia was.
Wczytel powynen baczyty wse, szczo widbuwajesia w kasi, nawi jakszczo ce
widbuwajesia u nioho za peczyma.

Sofija Petriwna posmichnuasia samymy hubamy.


A ja wyriszya, szczo wy szukajete schoosti.
Pawysz ne widpowiw. Win szukaw schoosti, ae ne chotiw u ciomu ziznawatysia.
Haasywa kompanija kursantiw u synich kombinezonach zajniaa susidnij sti.
Kombinezony mona buo zniaty szcze w angari, ae kursantam podobaosia w nych chodyty. Wony szcze ne wstyhy zwyknuty ani do kombinezoniw, ani do piotok iz zootym
herbom panetarnoji suby.
Szczo wony zapizniujusia, powtorya Sofija Petriwna.
Ni, Pawysz pohlanuw na hodynnyk. Ja radyw wam poczekaty udoma.
Udoma buo nijakowo. Skadaosia wraennia, szczo chto zaraz uwijde i zapytaje:
A czomu wy ne jidete?
Sofija Petriwna howorya prawylno i trochy knyno, nemow we czas u dumkach
pysaa frazy i perewiriaa jich z czerwonym oliwcem.
Wsi ci roky, prodowuwaa wona, pidnisszy keych z ymonadom i rozdywlajuczy bulbaszky na joho stinkach, ja ya oczikuwanniam cioho dnia. Ce moe wydatysia
dywnym, oskilky zowni ja prahnua niczym ne projawlaty postijnoji neterplaczky, szczo
woodia mnoju. Ja czekaa, poky rozszyfruju zmist bokiw pamjati toho korabla. Ja czekaa toho dnia, koy bude widprawena ekspedycija do panety istot, jakych moja babusia
nazywaa trepangamy. Ja czekaa jiji powernennia. I o doczekaasia.
Dywno, skazaw Pawysz.
Ja znaju, naskilky wy buy rozczarowani pry naszij perszij zustriczi, koy ja ne
projawya emocij, szczo oczikuwaysia wid mene. Ae szczo ja powynna bua robyty? Ja
ujawlaa sobi babusiu ysze za kilkoma lubytelkymy fotografijamy, za rozpowidiamy
mamy i za czotyrma medalamy, szczo naeay babusi z tych rokiw, koy wona bua medycznoju sestroju na fronti. Babusia bua dla mene abstrakcijeju. Moja maty we pomera.
Ade wona bua ostannioju ludynoju, dla jakoji pojednannia sliw Nadija Sydorowa oznaczao ne ysze lubytelku fotografiju, ae j spohad pro ruky, oczi, sowa babusi. Wid dnia
znyknennia babusi we mynuo maje sto rokiw Ja widczua zwjazok z neju ysze potim,
koy wy pojichay. Ni, wynni w tomu ne gazety i urnay zi stattiamy pro perszu ludynu,
szczo zustria kosmos. Pryczyna w szczodennyku babusi. Ja poczaa miriaty wasni
wczynky jiji terpinniam, jiji samotnistiu.
Pawysz nachyyw hoowu, pohodujuczy.
I ja ne takyj suchar, jak wy wwaajete, moodyj czoowicze, skazaa raptom
Sofija Petriwna zowsim inszym hoosom. Ja hoownyj wykonawe roej zych starych u
naszomu teatri. I mene lubla uczni.
Ja j ne dumaw inaksze, zbrechaw Pawysz.
I, pidwiwszy oczi, zustriwsia z posmiszkoju Sofiji Petriwny. Jiji wtiahnuti szczoky
poroewiy. Wona skazaa, pidnimajuczy keych z ymonadom:
Wypjemo za dobri wisti.
Dah szwydko iszow mi stoykamy, zdaeka pomitywszy Pawysza i Sofiju Petriwnu.
etia, skazaw win. Dyspetczerka otrymaa pidtwerdennia.
Wony stojay bila wikna i dywyysia, jak na obriji opustywsia panetarnyj kater, jak
do nioho ponesysia riznokolirni pid zahrawoju krapli fajeriw. Wony spustyysia wnyz,
tomu szczo Dah czudowo znajomyj z naczalnykom ekspedyciji Kapaczem i spodiwawsia,
szczo zmoe pohoworyty z nym ranisze wid urnalistiw.
Kapacz wyliz z fajera perszyj. Zupynywsia, ohladajuczy zustriczajuczych. Kyrpata

diwczynka z due biym, jak u Kapacza, woossiam pidbiha do nioho, i win pidniaw jiji
na ruky. Ae oczi joho ne perestaway szukaty koho u natowpi. I koy win pidchodyw do
dwerej, to pobaczyw Daha, Pawysza i Sofiju Petriwnu. Win opustyw doczku na zemlu.
Zdrastujte, skazaw win Sofiji Petriwni. Ja we bojawsia, szczo wy ne pryjdete.
Sofija Petriwna spochmurnia. Jij buo nijakowo wid widczuttia, szczo na neji dywlasia teewizijni kamery i fotoaparaty.
Pered ycem Kapacza pohojduwawsia schoyj na dmela mikrofon, i Kapacz widmachnuwsia wid nioho.
Wona doetia? zapytaa Sofija Petriwna.
Ni, skazaw Kapacz. Wona zahynua, Pawysz maw raciju.
I niczoho?..
Nam ne doweosia dowho rozpytuwaty pro neji. Pohlate.
Kapacz rozstebnuw kyszeniu paradnoho mundyra. Lotnyj skad zawdy perewdiahajesia w paradni mundyry na zownisznich bazach. Reszta czeniw ekipau stojaa za
peczyma Kapacza. Na majdanczyku pered kosmoportom buo tycho.
Kapacz distaw fotografiju. Objektyw teekamery spustywsia do joho ruk, i fotografija zajniaa ekrany teewizoriw.
Na fotografiji buo misto. Pryzemkuwati kupoy i dowhi sporudy, schoi na wayky i
anciuky kul. Na peredniomu pani statuja na newysokomu kruhomu postamenti.
Chuda, hadko pryczesana inka w miszkuwatomu odiazi, due schoa na Sofiju Petriwnu, sydy, trymajuczy na kolinach dywnu istotu, schou na weykoho trepanga.
Tatku, skazaa kyrpata diwczynka, jakij nabrydo czekaty. Pokay meni
kartynku.
Wimy, Kapacz widdaw jij fotografiju.
Chrobak, skazaa diwczynka rozczarowano.
Sofija Petriwna opustya hoowu i korotkymy, czitkymy krokamy pisza do budiwli
kosmoportu. Jiji nichto ne zupyniaw, ne hukaw. ysze odyn iz urnalistiw chotiw buo
kynutysia uslid, ae Pawysz spijmaw joho za rukaw.
Fotografiju u diwczynky uziaw Dah.
Win dywywsia na neji i baczyw mertwyj korabel, szczo prowalujesia w bezmeia
kosmosu.
Czerez chwyynu majdan pered kosmoportom ue hudiw wid hoosiw, smichu i tijeji
zwyczajnoji radisnoji metuszni, jaka suprowoduje prychid u port korabla abo powernennia na Zemlu kosmonawtiw.
Z rosijkoji perekaw Witalij Henyk
Perekadeno za wydanniam: BUYCZEW K. Ludi kak ludi. M.: Moodaja gwardija, 1975. 288 s. (B-ka sowetskoj fantastiki).

U sutinkach unin prystaw do bereha, szczob perenoczuwaty. Misce buo wdae


wysokyj bereh, porosyj zwerchu starymy derewamy. Pid urwyszczem tiahnuasia szyroka
smuha pisku, utrambowanoho kraj wody i mjakoho, rozsypczastoho, prohritoho soncem
bycze do urwyszcza. Podekudy na pisku eay stowbury derew, szczo zwayysia zwerchu, riczka postupowo rozmywaa wysokyj bereh. unin prywjazaw kater do czornoho,
neokowyrnoho pnia, szczo uwijszow korinniam u wodu. Kater eheko metlao na dribnij
chwyli. Namet win wyriszyw rozkasty nahori. Tam ne dokuczatymu moskity znyzu
buo wydno, jak hnusia wid witru werchiwky derew.
unin prytoroczyw namet na peczi i poczaw pidjom. Urwyszcze buo skadene z rychoho piskowyka i zeanoho, ae zradnyky nemicnoho kwarcowoho pisku. unin cziplawsia za korinnia i koluczi kuszczi, jaki podawaysia z nespodiwanoju ehkistiu, i dowodyosia prytyskatysia wsim tiom do urwyszcza, szczob ne spowzty nazad.
Nichto ne zawaaw uninu zayszytysia wnyzu i perenoczuwaty w kateri, ae unin
napered smakuwaw czas widpoczynku, nespisznych rozdumiw i ujawnoho rozboru siohodnisznich trofejiw. Trofeji zayszyysia na kateri, ae unin znaw jich napamja. Ta j
ne znachidky buy waywi zaraz, a powjazana z nymy moywis pidtwerdennia idej,
jaki szcze ne wstyhy widstojatysia i staty teorijeju.
Nahori duw swiyj witer, szczo nabyraw syu nad dzerkaom riczky. Dalnij bereh
ue potonuw w imli. Witer rozihnaw moskitiw. Napnuwszy namet i perekusywszy, unin
usiwsia peczyma do neokowyrnoho stowbura, zwisyw nohy z urwyszcza.

De nepodalik perehukuwaysia ptachy. Trisnua hauza. unin czuw hoosy lisu, ae


wony ne zawaay jomu Win znaw, szczo w razi nebezpeky wstyhne odnym strybkom
dosiahty nametu i wwimknuty syowe poe. unin nahnuwsia i podywywsia na kater. Toj
te u bezpeci. Kater zdawawsia zwerchu maekym, nemow uczok, prybytyj do bereha
chwyeju. unin widczuw nabyennia napadu samotnosti, szczo peresliduwaa, nacze
chworoba. Tut ne buo swojich. ysze czui. unin buw czuym. I geoohy, jaki te de u
tysiaczi kiometriw zwidsy rozkay zaraz namety i sydia bila nych, prysuchajuczy do
zwukiw lisu abo stepu. I botanik te noczuje de. Sam.
unin podywywsia whoru. Nemow znaw, szczo same zaraz Stancija prolitaje nad
nym. Stancija bua jaskrawoju ziroczkoju. Ae ne bilsz jak ziroczkoju. Mona zazyrnuty
do nametu i wykykaty Stanciju. I zapytaty, naprykad, jaka tut zawtra bude pohoda.
Dadu widpowi, pobaaju na dobranicz. Dyspetczerowi nudno. Win czekaje ne doczekajesia, koy nastane joho czerha spustytysia wnyz. Win geooh. Abo geofizyk. Jomu zdajesia paneta taka cikawa i bahata, szczo jomu nikoy bude widczuty swoju samotnis.
Moe, win maje raciju. Napewno, unin wyniatok.
Cia paneta moha buty inszoju. Zowsim inszoju. Moywo, czerez uswidomennia
toho, szczo unin nenawmysno owoodiw jiji neweseym sekretom, win i muczywsia samotnistiu.
Na stanciji win jedynyj paeontoog. Spoczatku win praciuwaw razom z partijeju geoohiw. Potim zayszyw jich. Wse odno win mih ysze whaduwaty, czoho czekaty, westy
najpoperedniszu rozwidku. Ne bilsze. Szukaty panomirno, robyty widkryttia, pidhotowani czasom, naeao inszym. Na pajku unina zayszaysia wypadkowosti i prypuszczennia. Odna z wypadkowostej trapyasia wczora. Druha siohodni wranci.
Wranci win znajszow druhu stojanku. Wona wyjawyasia ne starszoju, ni wczorasznia
Uch, poczuosia w kuszczach.
Take uch moho oznaczaty ysze odne sygna do napadu. unin kynuwsia do
nametu, wstyhnuwszy podumaty, szczo puhy, na szczastia, nikoy ne napadaju mowczky. Zawdy zayszaju tobi sekundu na rozdum. Szczoprawda, ne bilsze sekundy.
Win ne wstyh schowatysia w nameti. Puhy kynuysia do nioho z-za stowburiw i
zwerchu, z werchiwok derew. Padajuczy pid tiaharem hariaczoji szersti, unin dotiahsia
do knopky syowoho zachystu, i poe prytysnuo do zemli nohy trochy nycze kolin. Win
rwonuw nohy, namahajuczy pidibhaty jich, ae ce wyjawyosia wako zrobyty ne stilky
czerez poe, skilky tomu, szczo odyn z puhiw ustyh wczepytysia apoju w czerewyk i
tiahnuw do sebe. Reszta troje abo czetwero byysia ob newydymu stinku, szczo widokremluwaa jich wid unina.
U napiwtemriawi buo wydno, jak switiasia czerwonym jich due weyki za zemnymy mirkamy oczi. Tomu wyraz lutych mord zdawawsia dwoznacznym oczi nijak ne
wjazaysia z oskaom ikliw i zmorszkamy, szczo nastowburczuway ridku szers na nykomu pochyomu obi. U oczach baczyysia zdywuwannia, rozhubenis i nawi skarga.
Ae puhy pozbaweni alu i myoserdia. Wony neperemoni i pochmuri chyaky, pany
noczi. Weyczyna i forma oczej neobchidnis. Wony bacza maje w pownij temriawi.
Czerewyk zayszywsia w api puha, i toj widrazu whryzsia u nioho, ae nasoodytysia
zdobyczcziu ne wstyh. Inszyj puh, bilszyj, spownywsia zazdrosti. I puhy zabuy pro unina. Win znaw, szczo zabuy nenadowho powernusia. Ae poky wony rway czerewyk.
unin wasztuwawsia bila wchodu w namet i namacaw pozadu sebe kinokameru.

Promi swita, szczo wyjszow z neji, oznaczyw ysze czornu weyczeznu hrudu, szczo woruszyasia, nemow rij bdi, puhy byysia. I todi z-za derewa wyjszow krupnyj doswidczenyj same. Win iszow na zadnich apach i kaw jich upewneno j micno. Win ne dywywsia na pustu bijku: joho cikawya bilsza zdobycz namet i ludyna w niomu.
Puh ne zwertaw uwahy na swito ysze zinyci zwuzyysia do nytoczok, i unin,
dywlaczy na nioho kri wydoszukacz kamery i pidibhujuczy rozzutu nohu, mymowoli
posmichnuwsia. (Koy perszi fotografiji cych gigantkych mawp prybuy na Stanciju, doktor Pawysz z Kosmosu skazaw cikom serjozno: Tam pobuwaw Hustaw Puh. Hustawa Puha znaw bahato chto. Win buw hoownym likarem na Zemli-14 i wyrizniawsia
jangolkym charakterom, uminniam widszukuwaty chworoby u najzdorowiszych na
wyhlad kosmonawtiw i strachitywoju zownisznistiu. Win buw schoyj na czornu horyu.
Tilky w okularach. Todi-to Pawysz i namaluwaw na fotografiji okulary, i pitekiw nazway
puhamy.)
Zdrastujte, doktore Puh, skazaw unin zwirowi, szczo powoli pidchodyw.
Ja zdajusia ehkoju zdobyczcziu? Zi mnoju mona czynyty za zakonamy dungliw? Nu to
postarajtesia ujawyty, szczo i ja mou was zjisty
Na my uninu zdaosia, szczo syowe poe moe widmowyty. Win nawi wytiahnuw
z-pid sebe bosu nohu i tknuw neju wpered. Noha uperasia w pereszkodu. Tut-taky unin
podumaw, szczo zawtra dowedesia zlitaty na Stanciju. Bosoni tut dowho ne prochodysz.
Wataok rozpastaw apy po newydymij stinci i prytysnuw do neji mordu. Win zachynawsia zoboju. unin wselaw jomu spohady. I same tomu unin siohodni stawywsia
do puhiw bez toho interesu, z jakym zwykyj yty w poli doslidnyk stawysia do nerozumnoho yttia nawkoo. Siohodni unin widczuwaw dejaki welmy obgruntowani pidozry.
Pidozry wseyy stojanky.
Wsioho jich buo poky dwi. Wczorasznia, u wyjarku, na schyli, de kilka nehybokych
peczer dywyysia na trawjanystyj uok. U odnij z peczerok unin wczora wyjawyw slidy
kiptiawy, a na pidozi, pid poslidom kaaniw, kuchonni pokyky rozbyti kistky, popi i
uamky kremenia. Hodyny czerez piwtory, schamenuwszy i widsapawszy wid metuszni
z kameramy i fiksatoramy, unin wykykaw Stanciju i powidomyw czerhowoho pro znachidku. Howoryw unin spokijno, budenno, i tomu spoczatku czerhowyj ne uswidomyw
znaczennia joho sliw.
Zapysuju koordynaty, widpowidaw czerhowyj bajdue, jak po dekilka raziw na
de widpowidaw riznym grupam, kona z jakych bua upewnena, szczo jiji siohodnisznie
widkryttia uwijde w istoriju. Paeolityczna stojanka Poperednij analiz kuchonnych
pokykiw wisimsot-dewjatsot rokiw plus-minus pja Strywaj, skazaw tut czerhowyj. Jaki kuchonni pokyky?
Kistky, skazaw unin. Popi.
Ty szczo choczesz skazaty?..
Powidomennia pryjniate? Prodowuju robotu, skazaw unin i widkluczywsia,
ujawlajuczy sobi, jak sumjattia, wykykane joho powidomenniam, prokoczujesia chwyeju po Stanciji, widrywaje wid terminowoji i nedawno szcze Najwaywiszoji Roboty fizykiw, astronomiw, zooogiw, perekydajesia na panetu i staje nadbanniam grup, szczo praciuju wnyzu. Suchaj, ty znajesz, szczo unin znajszow?
Chwyyn pja mynuo spokijno. unin ne obmaniuwawsia szczodo cioho spokoju.
Win sydiw na wauni i czekaw podij.
unin, skazaw hoos u raciji. Ty czujesz mene?

Howoryw Woohdin, szef ekspedyciji.


Czuju, skazaw unin, pokusujuczy tonku trawynku.
Ty ne pomyywsia?
unin ignoruwaw take prypuszczennia.
unin, ty czoho mowczysz?
Ja we posaw powidomennia.
Ae ty upewnenyj?
Tak.
My wyszemo tobi grupu?
Narazi ne treba. Niczoho osobywoho ne staosia.
Oce tak.
unin ujawyw, jak usia Stancija stoji za peczyma u szefa i suchaje rozmowu.
Posuchaj, Woohdin, skazaw unin. Tak, ja znajszow paeolitycznu stojanku. Ae ne znaju, chto jiji koysznij hospodar. Stojanka za naszymy massztabamy
swia. Znaczy, jakszczo nawi na paneti je rozumni istoty, wony ne wyjszy zi stanowyszcza trohodytiw. U inszomu wypadku my widszukay b jich ue dawno.
Ae czomu ranisze nichto ne baczyw nawi slidiw?
A szczo my znajemo pro panetu? Praciujemo tut wsioho tretij misia. I nas
meka.
I wse-taky paneta we usia zazniata, i bu-jake swidczennia
Wony, napewno, ywu u lisi.
Moe, ce puhy?
Ne spodiwajsia. Pro puhiw tobi rozpowis Li. Win za jich zhrajeju steyw dwa
tyni. Strachitywi zwiri, trochy organizowaniszi wid hory, zate udesiatero zliszi i sylniszi. Czudowo obchodiasia bez wohniu.
To ty wporajeszsia?
Tak. Moesz prysaty kapsuu. Ja zakadu w neji pliwky. Sami podywytesia,
swojimy oczyma. Ae niczoho sensacijnoho ne obiciaju.
Zaraz wysyajemo. Ty, jak na mene, nedoociniujesz znaczennia widkryttia.
Ce nawi ne widkryttia. Ja natknuwsia na stojanku wypadkowo. Ae u bu-jakomu wypadku projdu teper wnyz po riczci. Moe, szcze szczo pobaczu.
Kapsuu za pliwkamy prysay riwno czerez dwadcia chwyyn. unin na toj czas
jakraz perebrawsia na kater, szczob poobidaty. U kapsuli wyjawyasia zapyska wid Woodi
Li. Prywatnoho charakteru. Pislazawtra zakinczuju obrobku temy. Mou pryjednatysia.
Na zapysku unin widpowidaty ne staw. Zmoe pryety.
Protiahom dnia joho szcze raziw desia wykykaa Stancija. Nenacze unin znajszow
ne slidy paeolitu, a, prynajmni, misto iz zaliznyceju. I czerez konu hodynu powynen
znachodyty po nowomu mistu.
Tak i mynuw de. I o siohodni wranci win wyjawyw druhu stojanku. Moywo, win
nawi propuskaw paeolit ranisze. Ne rozrachowuwaw znajty. Szukaw kajnozoj, w odnomu misci natknuwsia na tris. A na slidy ludyny ne dywywsia. Teper e oczi krutyysia,
nemow radarni ustanowky. Czy nemaje skou na szmatku kremenia? Czy ne wchid do
peczery temna plama na urwyszczi?
Stojanka wyjawyasia neweykoju, pokykiw mao. Zate w jami, napiwzasypanij piskom, unin widszukaw perszyj czerep. I zayszky skeeta. Czerep doweosia zbyraty po

szmatoczkach win buw rozdrobenyj sylnymy zubamy chyaka. A moe, zubamy rodycziw. Stojanka naeaa humanojidam. unin wyjawywsia prawyj wony ne may nijakoho widnoszennia do puhiw. Udwiczi nyczi wid puhiw, znaczno tonszi w kosti, z
pochyym obom i skoszenym pidboriddiam, wony wse taky buy kudy byczymy do
rozumnych ludej, ani czorni mawpy. Pokrulawszy po stojanci, unin znajszow szcze
dekilka ludkych kistok. I zmih prypustyty, szczo yteli jiji piddaysia napadu. Pryczomu
worohy ne ysze perebyy, ae i zery meszkanciw stojanky.
Wytratywszy dekilka hodyn na zbir i fiksaciju trofejiw, na pryjom i widprawku kapsu, na rozmowy z wizyteramy, szczo naetiy na katerach i fajerach, unin piszow dali.
We todi u nioho zjawyysia perszi pidozry, ae perewiryty jich win ne mih. U ciomu pojasi
wodyysia wedmedi i chyaky, schoi na krupnych wowkiw. Ani ti, ani inszi ne zbyraysia,
jak wstanowyw Li, u zhraji. I nawriad czy wony mohy perebyty wsich yteliw stojanky,
czysom bilsze desiaty. Ubyty, rozirwaty bukwalno na dribni kaptyky. Zayszaysia puhy.
I o teper, sydiaczy u nameti w odnomu czerewyku i dywlaczy na lutu, w pini,
mordu wataka-puha, unin widczuwaw do nioho maje nenawys.
Pryroda orstoka do rozumu. Szcze ne zmicniwszy, ne nawczywszy do adu uswidomluwaty wasnu potencijnu mohutnis, win opyniajesia sered sylnych worohiw, i boroba z nymy postijno nawysaje damokowym meczem nad samym isnuwanniam rozumnoho yttia. Worohy i tut, i na Zemli zawdy zubastiszi i nachabniszi, ani predky
rozumnych istot. I potribno perechytryty jich, schowatysia wid nych, wyyty chocza bez
sylnych worohiw te ne stanesz rozumnym.
A puh use ne baaw widmowlatysia wid zdobyczi. uninu nawi zdawaosia we,
szczo puh ototoniuje joho z trohodytamy i stawysia do nioho ne ysze jak do zdobyczi,
ae i jak do zoho woroha, istoty, z jakoju ne podiysz wadu na paneti.
Do wataka pryjednaysia reszta puhiw, jaki szczasywo rozprawyysia z czerewykom, i wreszti-reszt, koy uninu nabrydo dywytysia u woochati ozobeni mordy, win
daw zasliplujuczyj spaach, i puhy rozbihysia.
Zasnuty widrazu ne wdaosia. Wykykaw Woodia Li. Win, wyjawlajesia, we zakinczyw doslidennia podriapyn na kistkach ludej. Slidy widpowiday zubam puhiw. Zwynuwaczennia pidtwerdyosia. I, zasynajuczy nareszti, unin zrozumiw, szczo stanowyszcze
joho na cij paneti zminyosia. Win ne ysze doslidnyk. Win powynen staty i zachysnykom.
Napewno, ludej tut zayszyosia ne tak ue j bahato. Puhy wyjawyysia nebezpeczniszymy
worohamy, ni peczerni wedmedi dla naszych predkiw.
Nastupnoho dnia doweosia powernutysia na Stanciju. Czerez czerewyk. Wydaosia
nezrucznym prosyty czerhowoho: Pryszy meni, hoube, u kapsuli prawyj czerewyk sorok druhoho rozmiru, baano czornyj. Mij puhy zjiy. Ta j treba buo poradytysia z Li ta
szefom i otrymaty fajer chocz by tyni na dwa, szczob obnyszporyty na bryjuczomu poloti
basejn weykoji riczky.
A potim unin z Li try tyni obsteuway basejn, powertajuczy na Stanciju, szczob
rozibraty materiy. I namahaysia sprostuwaty wysnowky, do jakych jich sztowchay
nowi znachidky.
Puhy pryjszy siudy tysiaczi czotyry rokiw tomu. Zowsim nedawno. Moywo, z inszoho kontynentu, de jich sya-syenna. Na toj czas perszi ludy na paneti we nawczyysia
obkoluwaty kami i zapaluwaty woho. Ludy ne buy hotowi do wijny z weyczeznymy
mawpamy, szczo organizowani w luti zhraji, bacza wnoczi jak ude, z takoju towstoju
szkuroju, szczo kamjani nakonecznyky spysiw ne mohy jiji probyty. Rozkydani po lisu

meky ludej staway odna za odnoju ertwamy lutych napadiw. Tysiaczu pjatsot rokiw,
tysiaczu rokiw, wisimsot rokiw naliczuway pokynuti i rozoreni stojanky. I nareszti, na
berezi weykoho mikoho ozera, sered syzych skel, szczo styrczay, nemow rozczepireni
palci, unin znajszow poe odnijeji z ostannich, jakszczo ne ostannioji bytwy. Tut zahynuo bilsze wisimdesiaty ludej. Tut-taky walaysia i kistiaky puhiw. Ludy nawczyysia
objednuwatysia, ae, pewno, zapiznyysia. Bytwa datuwaasia napiwtysiaczolittiam tomu.
Plus-minus desia rokiw. Poszuky mona buo prypyniaty. odnoji ludyny na paneti ne
zayszyosia.
Ech, pospiszyty b, skazaw chto iz fizykiw. My b jich syowym poem prykryy.
Pjatsot rokiw tomu?
A moe, szcze w mynuomu roci ostanni tut chowaysia? My ne znajemo.
Nawriad, skazaw Li.
Ja rozumiju, skazaw fizyk. I wse-taky szkoda moodszych bratiw.
Nastupnoho dnia unin wyetiw na weyku stojanku bila urwyszcza, de z roewoho
piskowyka wywayysia na bereh riczeczky czorni konkreciji i amonity wysowuwaysia z
urwyszcza, nemow skruczeni rohy hirkych baraniw. Tam bua peczera, bila jakoji tako
rokiw wisimsot tomu szumia bytwa, napewno, korotka, niczna, jak i wsi bytwy, koy w
switli bahattia bila peczery krutyysia, harczay puhy i, sopuczy, widmachujuczy wid
udariw spysiw, roztiahuway kameni, jakymy ludy zawayy wchid do peczery.
unin ohlanuw usi zakutky peczery, rozszukujuczy slidy trywaoho yttia, pidibraw
ryboownyj haczok iz zihnutoji i obtoczenoji kistky, znajszow wydowbanyj kami, kudy zi
steli peczery kapaa woda. Druhyj, dalnij chid do peczery buw szyrokym, i sonce zaywao
posku piszczanu pidohu i hadki stiny. Bila odnijeji zi stin eaw obtesanyj kami. Nad
nym buy malunky. Perszi malunky, znajdeni na paneti. unin zatamuwaw podych, nemow pobojuwawsia, szczo wid poduwu powitria malunky mou obsypatysia, propasty.
Chto wybraw ciu stinu, szczob wyrazyty na nij swoje zdywuwannia pered switom,
zupynyty ruch, zaczakuwaty joho czariwnoju syoju jednosti z cym switom i zaroduwanoju wadoju nad nym. Tam buw namalowanyj wedmi horbatyj, z neriwnymy wertykalnymy smukamy pid czerewom, szczo zobraay dowhu szers. Buy smiszni czoowiczky dwi payczky niok, dwi payczky ruczok. Czoowiczky kudy bihy. Buw czowen
i nad nym sonce. Piskowyk i krejda napoumyy chudonyka (a moe, win buw i perszym
ercem?) korystuwatysia riznymy farbamy. Sonce buo czerwonym, czoowiczky biymy.
unin powoli peresuwawsia uzdow stiny, czytajuczy wse nowi malunky. Czornyj
puh. Sutuyj i wyszkirenyj. Puh buw maekyj. A poriad weyka czerwona ludyna, szczo
prostromya puha spysom. Malunok buw neprawdoju. Mystectwo, szcze ne narodywszy
do adu, we poczao mrijaty.
I w unina zipsuwawsia nastrij.
Win pryhadaw, szczo kamera zayszyasia u fajeri i treba powertatysia tudy.
Ae persz ni pity, win wyzyrnuw nazowni, czy nemaje tam inszych malunkiw.
Malunok buw. Odyn. Peskata brya, szczo nawysa nad stinoju bila wchodu, wbereha joho wid doszcziw. Malunok buw bilszyj wid inszych, wilniszyj u linijach, niby poza
meamy peczery chudonyk mih widstupyty wid kanoniw, szczo naroduwaysia razom z
mystectwom.
Ce buw oe. Czerwonyj oe, namalowanyj ehko i nedbao, widobraenyj pamjattiu
chudonyka u my strybka.

unin bih do fajera. Za kameroju. U nioho nawi zakooo w serci. Win zwyksia we
z tym, szczo rozum na cij paneti zahynuw, szczojno wstyhnuwszy narodytysia. I al z
cioho prywodu i nawi rozdratuwannia proty puhiw buy deszczo abstraktnymy. Wresztireszt, pered nym buw istorycznyj fakt.
A isnuwannia oenia, polit zrujnuway chid abstraktnoho mysennia. Ostatocznis
smerti rozumu staa tragedijeju, szczo zaczepya samoho unina. I tomu narodywsia
strach pered moywoju zahybellu czerwonoho oenia. Wid zemetrusu, doszcziw czort
zna wid czoho.
Win skazaw ysze, uwimknuwszy na sekundu raciju: Znajszow naskelni malunky.
Znimu, zafiksuju, potim wyjdu na zwjazok. Czekajte. Schopyw kameru, konserwant i
pospiszyw nazad. Win iszow szwydko, ae obereno, namahajuczy ne nastupyty na kistky
i oskoky kameniw. I koy do druhoho wychodu z peczery zayszaosia kilka krokiw,
zawmer. Jomu zdaosia, szczo tam chto je. Tak, win teper ue wyrazno czuw sopinnia.
unin zakynuw kameru za peczi, pokaw dooniu na baster, zariadenyj paralizujuczymy patronamy. Sopinnia ne zmowkao. Nacze maekyj potiah rozwodyw pary pid skeeju. unin nawszpyky dijszow do kraju peczery i wyzyrnuw.
Najhirszi joho pobojuwannia sprawdyysia. Pered czerwonym oenem sydiw nawpoczipky weyczeznyj czornyj puh i namahawsia znyszczyty malunok. unin pidniaw baster. Szcze ne pizno. Ae ne wystriyw.
Win pomityw u api puha szmatok krejdy. apa tremtia wid napruhy. Sopuczy,
pidwywajuczy, skalaczy, puh driapaw krejdoju na stini. Jakraz pid czerwonym oenem.
Win ue prowiw maje priamu horyzontalnu liniju, wid neji piszy korotki payczky
whoru. Payczok buo czotyry, riznoji dowyny, odna z nych ne distaa do horyzontalnoji
liniji, i puh zachodywsia tykaty krejdoju w stinu, namahajuczy biymy krapkamy zjednaty payczku z linijeju, persz ni prodowyty swoju wysnaywu praciu.
I unin zrozumiw, szczo namahajesia puh zobrazyty na stini. Oenia. Toho samoho oeniat, ae bioho i perewernutoho dohory nohamy, ubytoho, takoho, szczo staw
jieju.
Puh uziawsia za zawdannia, jake wyjawyosia jomu ne do snahy. Ani apy joho, ani
oczi ne buy pidhotowani do toho, szczob znimaty kopiji z tworiw mystectwa. I tym bilsze
tworczo pererobeni kopiji.
Puh wodyw szmatkom krejdy bila kincia horyzontalnoji liniji wyjsza zirka. Ce
bua hoowa oenia. Newaywo, szczo wona ne bua schoa na hoowu, unin i puh
wyznaway za mystectwom prawo na umownis.
Puh widsunuwsia wid stiny, schyyw mordu nabik i zawmer, nasoodujuczy
spohladanniam malunka. U niomu zaroduwaosia marnosawstwo. U payczkach win baczyw weyczeznu, tepu szcze tuszu oenia i tomu ne szukaw poriwnia z tym, szczo umiy
robyty znyszczeni worohy. Teper oenewi ne wtekty. Win powerenyj.
A unin widczuw jaku dywnu wdiacznis, mao ne ninis do czornoji mawpy i zrobyw krok upered. Puh u ciu my ozyrnuwsia, nemow szukaw pohladom koho, chto ocinyw by joho praciu. Pohlady ludyny i puha zustriysia.
I puh zabuw pro oenia. U tarelach czerwonych oczej spaachnua bezhuzda zoba,
szaenstwo i strach zachopenoho znenaka zwira. Ewolucija, zrobywszy nespodiwanyj
krok wpered, bua bezsya szcze utrymatysia na nowij prystupci, i krok buw zabutyj. Ne
nazawdy, zwyczajno.
Puh burnuw szmatkom krejdy w unina pid rukoju ne wyjawyosia niczoho

istotniszoho. Szmatok krejdy widskoczyw do stiny, zayszywszy na hrudiach skafandra


biu krapku. unin instynktywno widsachnuwsia za wystup skeli.
A koy wyzyrnuw znowu, pobaczyw ysze czornu plamu spynu puha, szczo omywsia kri czaharnyky.
Czorna plama znyka. ystia tripotio, nemow pid porywom witru. Trisk chmyzu
stych.
unin obernuwsia do skeli. Kami u tini buw buzkowym, i na niomu swityysia dwa
oeni. Czerwonyj i biyj.
Z rosijkoji perekaw Witalij Henyk
Perekadeno za wydanniam: BUYCZEW K. Ludi kak ludi. M.: Moodaja gwardija, 1975. 288 s. (B-ka sowetskoj fantastiki).

Meni zapamjataasia odna rozmowa. Niczoho w nij osobywoho ja takych rozmow


nasuchaasia sotni. Ae todi meni raptom spao na dusku, szczo storonnij ludyni nizaszczo b ne zdohadatysia, w czomu sprawa.
Moja babusia sydia w susidnij kimnati i skaryasia na yttia swojij podruzi Elzi. Ja
do takych besid widnoszusia pozytywno: babusi korysno wyhoworytysia. Specilno ja ne
prysuchaasia, ae robota u mene bua nudna, mechaniczna, i dejaki frazy zapay w hoowu.
Ja powzaa na kolinach po pidozi z tiubykom u ruci i skalpeem u zubach i pidkejuwaa pidkadku puzyria. Riznycia mi dyetantom i sprawnim sportsmenom-puzyrystom polahaje w tomu, szczo dyetant staru pidkadku wykydaje neweyka cinnis. Profesina skeji pidkadku wasnymy rukamy i pidene puzyr po sobi tak, szczo joho konstruktor ne diznajesia. Ade szwydkis i manewrenis puzyria zaea inodi wid takych
newowymych dribny, szczo prosto czudujeszsia. My wsi taki profesinay. Jako ja
bua na zborach, poriad trenuwaysia weosypedysty sawnyj pereytok zori mechanicznoho stolittia. Wy b podywyysia, jak wony szanuway, perekrojuway, swerdyy swoji
maszyny.
I tut ja poczua hoos babusi:
Inodi u mene ruky opuskajusia. Wczora win strybnuw na werchniu ramu teeekranu i z takoju luttiu widamaw jiji, szczo ja bojaasia wtraty palci.
Ce achywo, pohodyasia podruha.

Use yttia u babusi stajusia podiji, i wse yttia Elza wysowluje babusi spiwczuttia.
Wony pobaakay trochy, ja ne czua pro szczo, potim hoos babusi znowu pronyk u
moju kimnatu:
Ja hadaa, my joho nikoy ne distanemo z-pid pyty. Tam szpara krychitna. A win
umudrywsia zabratysia w neji wnoczi, poky wsi spay.
Ty, napewno, straszno perechwyluwaa?
Ne te sowo. Wranci wstajemo, joho nide nemaje. Oeh (mawsia na uwazi mij tato)
mao z huzdu ne zjichaw. A ja pisza na kuchniu, tilky-no nabraa na pyti kod, jak u
Katerynky wynyko peredczuttia. Wona zazyrnua w szparu. Prosto szczastia, szczo ja ne
wstyha natysnuty knopku. Potim technik meni skazaw, szczo pid pytoju temperatura
pidnimajesia do sta gradusiw.
I win wyliz?
Niczoho podibnoho. Win zastriah. ey i szypy. Doweosia demontuwaty pytu.
A technik skazaw
Ae maju e buty jaki switli momenty, napolahaa Elza.
odnoho! widrizaa babusia. Ae najstrasznisze, ja ne ujawlaju, szczo win
wykyne zawtra.
Pirne w smittieprowid? zaproponuwaa jak roboczu hipotezu Elza.
Ce win we robyw. Katerynka spijmaa joho za zadni apy. Wse dowodysia trymaty pid zamkom, wse perewiriaty, wse chowaty. Za ostannich piwroku ja postaria na
desia rokiw.
Ostanni sowa babusi ne widpowiday istyni. Wyhladaa wona czudowo. Boroba z
Kerom dodawaa jiji yttiu pewnoji hostroty. Muczenykyj wine babusiu moodyw.
I o, prysuchajuczy do cijeji nespisznoji besidy i powzajuczy pry tomu z skalpeem
u zubach po sykij pidkadci, ja namahaasia ujawyty sobi, szczo ja niczoho ne znaju.
Prypustymo, ja wypadkowa ludyna, Kera w oczi ne baczya. Kym win meni ujawysia?
Koszeniam? Cuceniam?.. Ae we zowsim ne czorteniam zi staroji grawiury
Mene wdoma ne buo, koy bako prywiz Kera. Ja zatrymaasia na trenuwanni, tomu
i pobaczya joho ostannioju.
Win sydiw na stoli i wydawsia meni schoym na hoodnu, zamerzu mawpoczku,
szczo zabua pro wawis i ukawstwo mawpiaczoho pemeni. Win kutawsia w jaku siru
hanczirku, z jakoju nizaszczo ne baaw rozuczatysia, i joho swito-siri oczyka buy zymy
i nastoroenymy. Pobaczywszy mene, win wyszkirywsia, bako chotiw joho pryhoubyty,
ae Ker widmachnuwsia wid baka dowhoju, amkoju rukoju. Zatym nezhrabno zistrybnuw zi stou i zaszkandybaw u kut.
O, Katerynko, u nas popownennia simejstwa, sumno skazaa babusia, jaka
oboniuje wsilaku ywnis, ae jaku, jak i mene, Ker straszenno rozczaruwaw.
Szcze wczora my buy spowneni entuzizmu i peredczuway radisnu i zworuszywu
zustricz z neszczasnym syritkoju, jakoho budemo houbyty, niyty i terplacze wychowuwaty. I o syritka sydy u kutku, szypy, a z-pid siroji hanczirky wyzyraje krajeczok nedorozwynenoho peretynczastoho krya.
Do zustriczi ja znaa pro Kera stilky , skilky bu-jakyj inszyj meszkane naszoji
panety. Joho i szcze pjatioch takych samych malukiw znajszy w riatuwalnij kapsuli na
orbiti nawkoo druhoji panety w systemi, nomer jakoji ja, zwyczajno, zabua. Na paneti
buo poseennia abo baza. Baza zahynua za newidomych obstawyn. Korabel pidniatysia
ne wstyh, ae wony zmohy powantayty swoju ditworu w riatuwalnu kapsuu i wywesty

jiji na orbitu. Moe, wony rozrachowuway, szczo do nych pryjde dopomoha, ne znaju.
Dopomoha ne pryjsza, a sygnay kapsuy buy pryjniati ekspedycijnym sudnom Weha.
Maluky, koy jich znajszy, buy e ywi. O jich i prywezy na Zemlu. Kudy szcze nakaete jich wezty, jakszczo domu w nych teper ne buo?
Weha, zrozumio, zayszya na orbiti majak. Ote, jakszczo pryetia riatuwalnyky,
wony znatymu, kudy ewakujuway malukiw.
Spoczatku jich chotiy zayszyty w specilnomu internati. Potim wyriszyy rozpodiyty po simjach: malukam potribna postijna turbota i bakiwka aska. I mij bako otrymaw dozwi uziaty syrotu na wychowannia. Ja hadaa todi, szczo dejaki moji podruhy
usnu wid zazdrosti. Nasza simja wyjawyasia maje ideaom za predstawenymy u nij
profesijamy: bako biog, tocznisze, kosmobiog, mama medyk, a babusia widomyj fachiwe-teoretyk z doszkilnoho wychowannia.
O my i stay yty razom. Jakszczo ce mona nazwaty razom, meni ne chotiosia
b krywdyty Kera, ae nekomunikabelnis, szczo isnuwaa mi namy, bua sporidnena z
tijeju, szczo wynykaje czasom mi lumy i dykymy twarynamy. Prypustymo, wy seyte u
sebe hornostaja. Twaryna ruchywa, sylna i harna. Wy otoczujete joho askoju, hodujete
joho mjasom udostal, sporudujete jomu zrucznu postil, ae wy dumajete pry ciomu, szczo
win jakszczo ne siohodni, to potim, czerez tyde, misia, widpaty wam wzajemnistiu.
Ae win i siohodni, i zawtra, i pislazawtra spokijnisiko kusaje prostiahnutu ruku, wse
krade, stworiuje pid poduszkamy zapasy hnyjuczoho mjasa i czekaje tilky moywosti,
szczob utekty z domu, powernutysia do hoodu i newpewnenosti swoho lisowoho isnuwannia. Win perekonanyj, szczo wy joho woroh, szczo wsi nawkoo joho worohy, szczo
zamanyy siudy, aby zjisty. O taku anaogiju mona buo b prowesty i z Kerom.
Win niczoho ne chotiw rozumity. Ce ne oznaczaje, szczo win nasprawdi ne rozumiw.
Jomu bua nawijana rosijka mowa, nam joho mowa, tak szczo za baannia my mohy
b pohoworyty. Jak by ne tak.
Pamjataju, tyniw czerez dwa takoho yttia ja w chwyynu rozdratuwannia, koy
Ker szczojno rozder na dribni kaptyky due potribnyj meni yst, ta pry tomu zer ci kaptyky, skazaa jomu:
Drue, ty szczo, prowokujesz mene na rukoprykadstwo? Ne dobjeszsia. Ja maekych ne bju.
Win zrobyw wyhlad, szczo ni sowa ne zrozumiw, pidstrybnuw i ukusyw mene za
powczalno prostiahnutyj w joho bik pae. Szczyro kauczy, ja wiczno chodya z rozpuchymy, nyjuczymy palciamy, a w szkoli czy na trenuwanniach meni ne chotiosia ziznawatysia, szczo ce robota moho czariwnoho syritky, i ja brechaa widczajduszno pro
skunsa-smerdiuczku, szczo prychody do mene, ta rozpowidaa egendy pro wdiacznis i
czujnis Kerczyka.
Babusiu win uzahali ni w hrisz ne stawyw, wsi jiji wychowni teoriji rujnuwaw odnym
machom, mamu ne pomiczaw, ysze baka pobojuwawsia, szczo toho due zasmuczuwao.
Bako zapewniaw, szczo za riwnem fizycznoho i rozumowoho rozwytku nasza nowa
dytyna doriwniuje desiatyricznij. I roste win szwydsze, ni my. Tak szczo my zustriysia
z nym, koy meni buo trynadcia, jomu niby to desia. A do mojich simnadciaty my majemo poriwniatysia. Za umowy, zwyczajno, szczo fiziogy ne pomyyysia.
Durnym joho nazwaty buo nemona. Dokazom tomu wypadok iz szczodennykom
sposteree. Szczodennyk nazwa umowna. Nad Kerom, jak i nad inszymy malukamy,

prowadyosia postijne spostereennia. Kamery, prychowani w stini kimnaty, postijno fiksuway joho yttia. A krim toho, my domowyysia zapysuwaty w towstennu knyhu, ne
znaju, de jiji rozkopaa babusia, use cikawe, szczo, na nasz pohlad, widbuwaosia z Kerom.
Czytaty win ne wmiw. Joho ciomu szcze ne wczyy, ae jako zdohadawsia, szczo
peridyczni zwernennia ludej do towstoji knyhy maju do nioho priame widnoszennia.
Moe, prosto zwjazaw poslidownis podij ade dity taki spostereywi. Warto buo jomu
szczo nakojity, babusia abo ja, tato ridsze, chapaysia za knyhu i poczynay w nij driapaty. Tak ot, knyha znyka, i my spoczatku nawi ne zdohadaysia, szczo ce joho ruk
sprawa. Win i wydu ne podaw. Tak samo kusawsia, widmowlawsia wid korykiw babusi i
notacij babusi. I w oczach u nioho stojaa ta sama poronecza i zoba na nas, na we nasz
zemnyj, zahaom tepo do nioho naasztowanyj swit.
Ja todi namahaasia diznatysia u baka, jake stanowyszcze w inszych simjach, szczo
wziay na wychowannia malukiw. Wyjawyo, te same. U tij czy inszij stepeni. U odnoho
profesora Kembridkoho uniwersytetu ya diwczynka z wriatowanych. Wona nikoho
nawi upiznawaty ne chotia. Do nas pryjidaw psychitr, to win ziznawsia, szczo na
danomu etapi my bezsyli znajty szlach do jich serde, i pojichaw, a babusia potim dokoriaa jomu: Chiba mona tak howoryty pro ditej?
Tak ot, knyhy win bojawsia, czekaw, pewno, wid neji jakycho nepryjemnostej, i wyriszyw spayty jiji w sadu, dla czoho obamaw unoczi hiky jabuni, zamaw buzkowyj
kuszcz, skaw use na kupu, pidpayw, tilky syri hiky pohano horiy, cioho win ne znaw.
Spoczatku pryjichay poenyky, potim my sami prokynuysia. Dywlusia u wikno
tam straszni proektory, trywono; wyjawlajesia, poenyj rozwidnyk zaniuchaw dym i
pryjichaw nas riatuwaty. Ker wtik u budynok, uligsia, we mokryj, wymazanyj saeju, w
liko i wdawaw, szczo niczoho ne trapyosia. Knyhu win zipsuwaw namertwo, ae buw
soboju zadowoenyj i u widpowi na naszi dokirywi pohlady radisno skaywsia zubky
hostri, chyi.
Litaty win ne moe. Rozczepiriuje krylcia, staje schoym na kaana i nenacze rozumije pry ciomu, szczo nedouhyj i nawi smisznyj w naszych oczach. A litaty jomu korty,
win moe hodynamy sydity kraj wikna, dywytysia na ptachiw, win sebe widczuwaje bycze do ptachiw, ani do nas. A odnoho razu kiszka spijmaa kaana. Win, jak pobaczyw,
kynuwsia do kiszky, mao ne wbyw jiji, etiuczu myszu widniaw, tilky wona we bua zaduszena. Nichto u nioho ciu myszu widibraty ne zmih, babusia pereywaa, pakaa u sebe
w kimnati, win sam myszu pochowaw de, zakopaw. Napewno, wyriszyw, szczo mysza
jomu daeka rodyczka. A za kiszkoju widtodi haniawsia, szypiw na neji, babusia nawi
widdaa jiji potim swojij peminnyci wid hricha podali.
Ja znajsza ci moji notatky, osobysti notatky, ysze dla sebe, i zdywuwaasia ade
mynuo try roky. Meni we szistnadcia, naszomu dywu smuhastomu newidomo skilky,
ae win ue maje dorosyj. Win pidris. Ae oskilky ja te pidrosa, i solidno, to win wse
odno tilky-tilky distaje meni do pojasa. Try roky ce due bahato, straszenno bahato, te,
szczo buo zi mnoju try roky tomu, te, szczo ja robya i dumaa, meni zdajesia cikom
czuym i durnym, nemow widbuwaosia ce z inszoju ludynoju. Ce bua nedurna i dosy
oswiczena trynadciatyriczna diwczynka, a zaraz teper u mene inszi interesy.
A o szczo stosujesia Kera, to meni zdajesia, win zjawywsia w naszomu budynku
wsioho kilka dniw tomu. Ja czudowo pamjataju i toj de, i perszi sowa, jaki buy skazani,
i perszi pereywannia.

Ker todi spoczatku proyw u nas rik. Ciyj rik my nosyysia z nym jak z pysanoju
torboju. Mama meni potim jako skazaa: Meni nawi nijakowo, skilky bakiwkoji asky
my widniay u tebe zarady naszoho zwireniaty. Ja ne due z cioho zasmuczuwaasia.
Meni bakiwkoji asky wystaczao, osobywo jakszczo wrachuwaty, szczo ja ludyna samostijna i czudowo mou obijtysia poowynoju normy.
Wsim nam buo sumno wid toho, szczo nasze terpinnia i uwaha propaday marno.
Win rozirwe mij malunok abo szcze czoho naszkody, ja jomu kau: Nu skay, dywo
okaste, za szczo ty mene nenawydysz? Za te, widpowidaje. Win uzahali wwaaw
za kraszcze obchodytysia bez dopomohy wyraznoji mowy. Fraza dowsza wid dwoch sliw
jomu bua ohydna. Najczastisze win obmeuwawsia dwoma wyrazamy: Ni i Ne choczu. Potim dodaw do cioho sownyka jdy he. Wczytysia win te ne chotiw. Tut ue my
buy absolutno bezsyli. A czerez rik joho u nas raptom zabray.
Todi bako pryjszow dodomu i skazaw:
Zawtra Ker widjidaje.
U ciu my Ker buw zajniatyj tym, szczo maluwaw czornoju farboju kwadraty na zootystij obbywci kanapy. Win ne znaw, szczo farba zmywajesia, i joho benteyo, szczo
nichto joho ne zupyniaje. Ker pidniaw wucho, poczuwszy ci sowa, ae maluwaty ne perestaw.
Czomu? zdywuwaasia babusia. Chiba jomu u nas pohano?
Pohano, skazaw bako. Win tut zawdy widczuwaje sebe pryhniczenym.
Ker prowiw czornoju farboju dowhu smuhu, dowiw jiji do pidohy i zastyh u nezrucznij pozi, pidsuchowujuczy, szczo bude dali.
My nastilky czui jomu, szczo bojusia, my szwydsze trawmujemo joho, ani wychowujemo.
I kudy joho widprawlaju?
Stworena baza izolowanyj centr, de umowy, spodiwajusia wczeni, nabyeni
do zwycznoho dla nioho otoczennia. Tudy widprawlaju usich malukiw. Wony budu nadali rosty wsi razom.
Ae win ue do nas zwyk, zapereczya ja bez osobywoji perekonanosti.
Zwyk? zdywuwawsia bako.
Ker umoczyw kwacz u farbu i umio zabryzkaw mene z hoowy do nih. Koy ja widmyasia, bako pojasnyw, szczo malukowi treba yty w koektywi sobi podibnych, szczo
szcze newidomo, koy jomu wdassia powernutysia dodomu, a poky ja powynna ujawyty
sobi, chotia b ja prowesty roky naodynci, sered rodycziw Kera, czy wwaaa b za kraszcze
yty w dytiaczomu sadku, wirnisze internati, z takymy , jak ja, dimy? Ja ne zmoha daty
czitkoji widpowidi, a Ker ciu nicz ne spaw, perebyraw nakopyczeni nym za ostannij rik
bahatstwa win weykyj achmitnyk, tiahne sobi w kimnatu use, wkluczno do sklanok,
czerepja, kaminczykiw, starych papirciw, suczkiw i hiok, szczo zdywuway joho swojeju
formoju czy fakturoju. Wranci wyjawyy Kera wnyzu, u peredpokoji. Snidaty win ne chotiw, zibrawszy swoji bahatstwa w miszok, sydiw poriad z nym, nacze bojawsia propustyty
potiah.
Ni, skazaa babusia, jaka wstaa perszoju i due turbuwaasia, szczo Ker nijak
ne wysowyw alu z prywodu widjizdu. Tak ty ne pojidesz. Ty spoczatku posnidajesz,
jak wsi ludy.
Ne choczu, prokwakaw Ker.
Hub u nioho nemaje, rot zmykajesia szczilno, nawi ne pobaczysz, de cia szcziyna,

zate jak widkryje nemow u aby.


Radyj, szczo widjidajesz? zapytaa ja, spustywszy uslid za babuseju.
U ce pytannia ja sprobuwaa wkasty wsiu swoju obrazu na newdiaczne zwiria.
Ker podywywsia na mene wprytu i ne udostojiw widpowiddiu.
Snidaty win tak i ne staw, czekaw baka na porozi. My wyjszy z nym poproszczatysia, win pirnuw u fajer i schowawsia tam. Fajer poetiw. My z babuseju powernuysia w
budynok, nastrij buw pohanyj, rewty chotiosia, a babusia we czas sebe karaa za te, szczo
ne znajsza do nioho pidchodu.
Zrozumij, Katerynko, kazaa wona meni. Ade, wreszti-reszt, bako maje
raciju. Absolutno maje raciju. Nas wse-taky bahato, a win odyn. A szczo my znajemo pro
te, jak z nym powodyasia joho maty? Moe, joho treba wranci hadyty po hoowi?
Ja baczya, jak ty hadya, eksperymentuwaa. Win tebe czapnuw.
Ja bua neprymyrenna. Ker mene obrazyw. Nu j skaterkoju doroha.
Tak my i zyysia ciyj de. Uweczeri powernuwsia bako, rozpowiw, jak use wdao
prydumay dla malukiw, jak tam wse rozrachowano po jich zrostu, a temperatura, woohis i tak dali obczyseni za optymalnymy parametramy.
A jak wony joho zustriy? zapytaa babusia.
Chto?
Nu, reszta malukiw.
Jak? bako znyzaw peczyma. Spokijno. Bajdue zustriy. I ne namahajsia,
mamo, prykadaty do nych naszi emociji. Pohlanuy na nioho i zajniaysia swojimy sprawamy
A tijeji noczi trapyasia nadzwyczajna podija. Troje z szistioch malukiw uteky zi
swoho nowoho domu, projawywszy pry ciomu weyku kmitywis. Nas poperedyy, tomu
szczo Ker mih powernutysia i dodomu. Ae win ne powernuwsia. Jich usich spijmay bila
kosmodromu, jak wony prymudryysia distatysia do nioho nezbahnenno. Za nicz wony
projszy szistdesiat kiometriw. A wony iszcze dity.
Utikacziw powernuy na bazu, pojasnyy jim ukotre, szczo nichto, na al, ne znaje,
w jakij storoni znachodysia jich dim, wony, ukotre, ne zwernuy odnoji uwahy na ci
sowa i wmowlannia. Niby ne czuy.
Potim mynuo try abo czotyry dni bez bu-jakych podij. Ce ne oznaczaje, szczo my
zabuy pro Kera, ni, wse-taky w budynku zayszaosia bezlicz slidiw joho rujniwnoji dijalnosti i wranci czetwertoho dnia, koy ja pidniaasia za czymo w tu kimnatu, de ranisze
yw Ker, a teper bako wyriszyw zrobyty majsterniu, Ker myrno spaw na werstaku, pidkawszy pid hoowu miszok zi swojimy bahatstwamy.
Ach! skazaa ja.
I due zradia.
Win widkryw oczyka i pokazaw meni kuaczok. Mowczy, mowlaw.
Ni w jakomu razi, skazaa ja. Ty recydywist. Wsi choczu zrobyty dla tebe
jak kraszcze, a ty wsim robysz jak hirsze.
Ker zobrazyw pownyj widczaj, utknuwsia nosom u miszok, ae ja prodowuwaa:
Zaraz tobi dowedesia wyruszaty nazad na bazu, de ywu twoji towaryszi, tomu
szczo czerez tebe turbujusia ludy
Ne znaju, szczo mene tiahnuo za jazyk. Moe, koy jomu skazay, szczo potribno
widjidaty, win nadto szwydko zibraw swij miszok i due we chotiw szwydsze zabratysia zwidsy?

Tut Ker strybnuw u widkryte wikno, i, koy ja, spochopywszy, szczo ja roblu, kynuasia za nym, joho i slid prochoow.
Na szum pidniaasia babusia, jaku muczyy peredczuttia, a tam prybiha i mama,
tomu szczo we podzwonyy z bazy i skazay, szczo Ker i szcze odyn maluk, jakyj tako
yw nepodalik wid Moskwy, znowu wteky.
My szukay Kera wsijeju simjeju, obazyy sad, wsi joho potajemni kutoczky, ae ne
znajszy. Wyjawyw joho bako. Ker, wyjawlajesia, nepomitno powernuwsia do swojeji
kimnaty i we wstyh rozoryty werstak, na jakomu jomu spaty nezruczno, pokazujuczy
cym, szczob jomu powernuy joho liko.
Pisla dowhych peremowyn z bazoju nam dozwoyy zayszyty Kera u sebe, raz ue
win sam toho chocze. A nezabarom i reszta malukiw rozjichaysia po koysznich budynkach. ysze dwoje zayszyysia na bazi. Pewno, jak rozsudya babusia, u swojich zemnych
simjach wony ne otrymay tijeji turboty, jaku my, tobto nasampered babusia, zmohy zabezpeczyty naszomu szybenykowi. Babusia marnosawna, ae, oczewydno, ce charakterno
dla wsich babu, koy sprawa stosujesia jich onukiw.
I wy hadajete, szczo pisla wsich cych pryhod Ker staw spokijnyj, suchnianyj, poczaw
wczytysia i powaaw starszych? Jak by ne tak. Wse piszo maje jak i ranisze. Ne zowsim
jak i ranisze, tomu szczo babusia wwea do rozriadu pokara zahrozu powernuty joho na
bazu, jaku czomu imenuwaa prytukom, i cia zahroza dijaa. I szcze ne zowsim jak i
ranisze, tomu szczo Ker trochy podorosliszaw, i ja staa pomiczaty, szczo win krade u
mene wideopliwky i noczamy kruty jich na swojij nawczalnij maszyni. Ne znaju we,
szczo win u nych tiamyw, ae, napewno, jomu buo cikawo.
A zahaom, chocz i staw win czenom naszoji simji, i dumka pro te, szczob win kudy
wyjichaw, zdajesia nawi smisznoju, ridnym ja joho ne widczuwaju. Moe, i tomu, szczo
win meni ne probaczyw maekoji pomsty toho dnia, koy wtik z prytuku. Z inszymy
czenamy naszoji rodyny win, skaimo, ojalnyj, meni win woroh nomer odyn. I kilka
raziw, koy do mene prychodyy hosti, win wdyrawsia do kimnaty i nachabno beszketuwaw, nawmysno, szczob meni doszkuyty. Szczoprawda, jomu ce ne wdawaosia, a jakszczo hosti ne lakaysia joho, a smijaysia, to win szwydko skysaw i powz do sebe w kimnatu.
I szcze odne: cioho roku Ker nawczywsia litaty. Spoczatku win nasadyw sobi gul,
szuhajuczy z derew i dachu, a potim u nioho stao wychodyty cikom prystojno, prawda,
win wysoko ne pidnimajesia i ety dowoli powilno. Krya u nioho widrosy i nahaduju
meni krya najperszych aeropaniw. Ae wony due tonki i skadajusia na spyni, nemow
chrebet starodawnioho jaszczera. Inodi win dozwolaje babusi poczuchaty kryo, rozprawlaje joho, i wydowyszcze ce, dopowim ja wam, absolutno fantastyczne: ujawi moju inteligentnu stareku, jaka sydy u krisli, napiwzakryta sirym tonkym kryom, bila nih jiji
roztaszuwawsia sprawnisikyj czort, jakyj mruysia wid zadowoennia. Ker soromysia,
jakszczo chto-nebu pobaczy joho w takij ehkowanij pozi, szypy i wdaje, szczo pryjszow za knykoju abo pliwkoju, a babusia burczy, szczo jim z Kerom ne daju pohoworyty
po duszach, chocza ja prysiahajusia, szczo ni pro szczo wony ne rozmowlaju. Wony mowcza i nasoodujusia samym procesom spikuwannia.
A z poszukamy jich sprawnioho domu sprawa poky ne ruchajesia. Ja wse rozumiju,
ae meni sumno uswidomluwaty, szczo, moywo, cym istotam dowedesia wse yttia prowesty tut.

A ja we try misiaci jak u zbirnij Moskwy. Ja wwaaju sebe nepohanoju puzyrystkoju. Dywne ce sowo puzyrystka, meni zawdy zdajesia, szczo za cym powynno chowatysia szczo towste i roewe. A ja, jak widomo, ne towsta i ne roewa. O nawczysia
Ker litaty trochy kraszcze, wimu joho jako iz soboju. Chaj podywysia, szczo joho worohynia te na szczo prydatna.
Nikoy niczoho ne mona peredbaczyty w ytti. Ja zaraz distaa swoji stari dwoszarowi notatky z promikom u try roky i podumaa we ne pro te, czy zminyasia ja sama, a
pro zminu samoji suti podij. Ja proczytaa notatky, ne dumajuczy, szczo prodowu jich
pidlitkowa grafomanija mene we poyszya, ae nepomitno dla sebe samoji poczaa
pysaty, zanuriujuczy u mynue, daeke i zowsim nedawnie.
Sowom, mynuo trochy czasu. Dekilka misiaciw. I zwyczajno, jakby wse jszo jak
hodysia, pysaty ne buo b pro szczo. Ae zachworia i pomera babusia. I trapyosia ce,
zahaom, nepomitno dla wsich. Babusia bua wicznoju, i, jakszczo wona prychworiuwaa,
ce spryjmaosia jak szczo cikom pryrodne. Babusia czasto prychworiuwaa, u neji buo
pohane serce, a na operaciju wona ne pohoduwaasia, czomu wona szczyro bua upewnena, szczo sztuczni kapany ludyni protypryrodni.
Pomera babusia, koy nikoho ne buo wdoma. Ker toho dnia poetiw do swoho spiwwitczyznyka, szczo yw kiometriw za sto wid nas, u budynku samotnioji profesorszi. Poetiw win ne na kryach, na fajeri, win ne lubyw cikawych pohladiw i rozpytuwa. Win,
zrozumio, we ne kusawsia, ne szypiw, zustriwszy z neznajomoju ludynoju, ae namahawsia pity abo poetity, sowom, unyknuty zustriczi. Ja bua na zmahanniach, bako z
matirju na roboti. Ker powernuwsia dodomu najranisze i znajszow babusiu mertwoju.
Win, zwyczajno, ne zmirkuwaw wykykaty Szwydku dopomohu, chocz ce we nikomu
b ne dopomoho babusia pomera hodyny za dwi do joho powernennia, a sprobuwaw
wytiahnuty jiji z budynku, pokasty jiji u fajer Tut powernuwsia dodomu bako.
Ja dekilka tyniw pisla cioho ya pid wraenniam smerti babusi. Wse z ruk wayosia. Nu jak e tak? Ade o reczi babusi, o jiji knyha nedoczytana, a w szafi jiji suknia,
jaku wona z takoju pompoju szya sobi do simdesiatyriczczia i widtodi odnoho razu ne
wdiahnua. Jaka nesprawedywis, szczo reczi ywucziszi wid ludej. I ja nawi podumaa,
szczo buw sens u zwyczajach skifiw, jaki widdaway wohnewi wse, szczo zayszaosia na
ciomu switi wid ludyny, szczob niczoho ne nahaduwao pro neji bykym. Wony znay cinu
zabuttiu. A moe, ce buy ne skify, a moywo, wony ne may raciji Ja miscia sobi ne
znachodya, ne zjawlaasia w instytuti Czasu, de u mene bua praktyka, zakynua wsi
trenuwannia, chocza na nosi bua perszis mista. Wsim buo pohano, ae wyjawyo, szczo
najhirsze Kerowi.
Czy to win szcze ne stykawsia u swojemu switi zi smertiu, czy to zabuw pro ce, maekyj buw, ae najdywowynisze, szczo win prosto znenawydiw wsich nas za ce. Ni z kym
ne chotiw spikuwatysia. Sydiw u sebe, nikudy ne wyazyw. Tilky odyn raz spustywsia
wnyz, zajszow do bibliteky, pidkaw stie do szafy i wytiahnuw zwidty wsi stari dytiaczi
knyhy, jaki koy naeay meni, a potim babusia jich czytaa Keru. U perszyj rik, poky
win u nas yw. Ja todi dumaa, szczo win jich i ne suchaje, nawi huzuwaa z babusi: U
nych krokodyy po wuyciach ne chodia, a szczo take neuwanis, win nikoy ne zrozumije. Ty zrozumia, widpowidaa babusia i prodowuwaa: O jakyj rozsijanyj
z wuyci Bassejnoji Ker sydiw u kutku i wdawaw, szczo rozhladaje stelu.
Tak ot, win usi ci knyhy zibraw, widnis do sebe i pokaw kraj lika. Bilsze niczoho

ne wziaw. Na pochoron babusi ne piszow, moe, i ne znaw, szczo ce take, abo ne zachotiw.
I na jiji mohyu odnoho razu ne piszow. Win staw ue kremeznyj, mow kula, nohy u
nioho korotki, krywi, odnoho odiahu win ne wyznawaw, nawi u najbilszi morozy, i wzahali, po-mojemu, na zminy temperatury ne reaguwaw. ysze w ostannij rik nakydaw kamizelku na chutri, z prorizom na spyni. Koy babusia pomera, win ciu kamizelku wykynuw, i ja zrozumia, szczo nosyw win jiji tilky zarady babusi. A moe, ja tak prydumaa,
tomu szczo todi meni chotiosia tak dumaty.
I staw win jakyj rozhubenyj, nemow joho obduryy. Win poczaw uwano dywytysia
za mamoju, ja dumaju, tomu, szczo wona zdawaasia jomu schooju na babusiu. Win bojawsia i jiji wtratyty. My z mamoju pro ce odnoho razu ne rozmowlay, ae wona napewno
rozumia, i nawi ton u neji w rozmowach z Kerom (jaki tam rozmowy mama howory,
win, jak zawdy, mowczy) staw jakyj zmownykyj, nemow wony znay szczo, czoho
nam, neobiznanym, znaty buo ne mona.
Zi mnoju win spikuwatysia ne chotiw.
Mynuo misiaci try wid smerti babusi, i nasze yttia naczebto uwijszo w koliju. Ker
wse czastisze propadaw u swoho spiwwitczyznyka, toj te do nas prylitaw. Wony jszy
daeko wid domu, u lis, pro szczo baakay, i meni jich buo szkoda.
Inodi Ker prylitaw zi mnoju na trenuwannia. Jomu, pewno, podobaosia dywytysia,
jak my haniay w puzyriach. Win najczastisze zayszawsia u fajeri, sposterihaw za mnoju
z wikoncia, i ja zawdy widczuwaa joho pohlad. Odnoho razu win czomu zanepokojiwsia
za mene, abo meni chotiosia tak dumaty, pidniaw fajer i zetiw.
Perepao za ce meni wwaajesia, szczo fajer moe poszkodyty kulu, chocza ce
czysta teorija. Instruktor czytaw meni notaciju. Win czudowo znaw, szczo ja tut ni do
czoho, ae czytaw, szczob prystrunyty Kera. Ker widrazu poetiw, nawi ne podumawszy,
szczo meni te potribnyj fajer, szczob powernutysia dodomu. I misia pisla cioho na aerodromi ne zjawlawsia. Potim widnowyw swoji pojizdky zi mnoju.
U ypni my wyruszyy na zmahannia do Krymu. Tam u Panernij czudowi wyschidni
potoky. My z Kerom pidihnay mij puzyr, perewiryy koen kwadratnyj milimetr, stawka
bua wysoka jakszczo ja uwijdu do trijky, znaczy, ja uwijdu do zbirnoji. Ker znaw pro
ce.
Koy my wranci wywantayysia w doyni, ja dowho stojaa, wydywlaasia w nebo, ja
zawdy lublu wydywlatysia na etiuczi puzyri. Wony zdawaysia powitrianymy kulkamy,
utraczenymy nezhrabnymy malukamy, wony widswiczuway mow mylni bulky, i ludej
useredyni puzyriw buo maje ne wydno.
Uczasnykiw na ti zmahannia zibraosia czoowik trysta, ne mensze. Dejaki prybuy
zdaeku. Prosto nad mojeju hoowoju tiahnuwsia anciuok puzyriw kyjiwkoji komandy.
Meni druzi szcze w Moskwi kazay pro jich kuli: jich kuli bilszi za rozmirom, ani naszi, i
zdawaysia smuhastymy czerwonymy z owtym. Zseredyny wony, zwyczajno, prozori,
ae zowni barwysti. Kyjany sylni w grupowych zmahanniach. Jich kuli kriplasia odna do
odnoji z lotu, nemow pryypaju, i myttiewo perebudowujusia w anciuky, koa, chresty,
rozsypajusia, mow rozirwana nytka biseru, i znowu bezpomykowo znachodia susida. Ja
znaju, jak skadno praciuwaty u figurnomu litanni, sama bilsze roku bua w moskowkij
komandi, poky ne perejsza w odynoczky.
Potim ja zamyuwaasia tadykamy saomistamy. Odna za odnoju jich kulky kowzay mi wyhadywo natiahnutymy trosamy trasy, zawmyray na my, paday wnyz i

spirallu zlitay do neba. Chotiosia nawi prymruytysia, szczob rozhedity tonki nytoczky, za jaki jich tiahnuw, mow marinetky, newydymyj lalkowod. I tut-taky ja pobaczya bakytnu, widomu tut konomu, kulu Radendry Syngcha szwydkisnoho asa, torisznioho czempina, moho supernyka. Syngch swojich kart ne rozkrywaw, szyriaw nekwapom nad poem, nemow zetiw, szczob pomyuwatysia pryrodoju. Ja pomachaa Syngchu, chocza nawriad czy win mih upiznaty mene z wysoty.
Ja pidijsza do znajomoho chopcia z eningradkoji komandy. Win szczojno wliz u
puzyr i ne wstyh szcze zastebnutysia. Puzyr zdawawsia prozoroju hanczirkoju, pastykowym miszkom.
Dopomoy meni, skazaw eningrade.
Tut win pobaczyw Kera, ranisze wony ne zustriczaysia, i zdryhnuwsia wid nespodiwanky.
Oj, skazaw win. Szczo ce?
Ker obrazywsia, nasupywsia, win takoho familjarnoho zwernennia ne terpiw. Ja wyajaa eningradcia:
Chiba tak mona? Ty do nioho jak do pesyka zwernuwsia.
Ja niczoho takoho ne skazaw. A win zwidky?
Ce mij brat, skazaa ja.
Ridnyj? ne whawaw eningrade, jakyj use szcze ne mih utiamyty, szczo ja ne
maju namiru artuwaty.
Ja krajem oka steya za Kerom, ae joho pobaczyy chopci z mojeji komandy, wony
joho znay i neszczadno ekspuatuway. Ce buo kraszcze, ni rozczuennia czy zdywuwannia. Ja poczua, jak Swieta Sachnina kryknua jomu:
Kere, lubyj, ty czoho takyj sumnyj? Pidnimysia metriw na pja, perewir napriam
potoku.
Toj suchniano zetiw u nebo i poczaw szyriaty, pidnimajuczy wyszcze i opuskajuczy, a mij eningrade dywywsia na ce rozziawywszy rota. Todi ja skazaa jomu:
Zalizaj wseredynu. Skilky ja maju tebe czekaty.
Ja, slid skazaty, pyszaasia Kerom i z konym dnem wse bilsze wypowniuwaasia
wpewnenistiu u tomu, szczo win po-swojemu harnyj, jak harne bu-jake funkcinalno
wasztowane tio.
eningrade, prodowujuczy dywuwatysia, zabrawsia u swij pastykowyj miszok. Ja
zadrajia jomu werchnij luk, i win poczaw naduwaty swij puzyr. Win perewiryw gwynt
toj normalno widpraciuwaw na choostomu chodu, machnuw meni rukoju, szczob ja widczepya baast. Ja zniaa hyrku, puzyr rizko zetiw u powitria i zawys nad mojeju hoowoju. eningrade wysiw useredyni puzyria, mow pawuk u pawutynni, i ja pomitya,
szczo kripennia u nioho rozmiszczeni ne due nadijno. eningrade nakrenyw puzyr,
perewiriajuczy joho manewrenis, gwynt zzadu peretworywsia na wybyskujucze koo, i
puzyr piszow uhoru, nabyrajuczy wysotu.
Ker prytiahnuw meni mij puzyr, i ja wyriszya joho wyprobuwaty. Pidnimajuczy u
powitria, ja nikoy ne wkluczaju gwynt, poky ne naberu poriadnoji wysoty. Oczewydno,
nichto, okrim najperszych awitoriw, ne pereywaw nikoy cioho dywowynoho widczuttia etity w nebi, nenacze pid toboju niczoho nemaje. U lubytelkych puzyriach
same czerez ce robysia neweyka neprozora pidstyka wnyzu, bo z nezwyczky zdajesia,
szczo ty moesz wpasty z wysoty.
Zseredyny stinkok maje ne wydno, a kripennia, jakymy ja pidwiszena do centru

puzyria, my z Kerom zrobyy te prozorymy. Tomu niszczo ne zawaaje meni ujawlaty,


szczo ja eczu sama po sobi, mow uwi sni.
Ker pidnimawsia poriad zi mnoju, dywywsia na mene zymy oczyma, ja znaju czomu
win ne terpy, koy ja pidnimajusia bilsz ni na piwkiometra todi win ne moe sliduwaty za mnoju i perestaje widczuwaty wasnu perewahu.
Ja uwimknua dwyhun i szwydko zayszya Kera wnyzu. Puzyr suchawsia mene
bezdohanno. I same w tu my ja zrozumia, szczo nemaje u mene supernykiw tut, szczo
ja wsich obenu i na szwydkisnych honkach, i na saomi trasa joho, prokadena mi
pidwiszenymy z aerostatiw trosamy, bua odnijeju z najskadniszych u switi, i zranku
meni treba bude wyprobuwaty jiji. Ker czornoju ciatkoju szyriaw pidi mnoju, spuskatysia
na zemlu ne chotiw, ae j wyszcze jomu buo ne pidniatysia.
I tut moji mriji poterpiy nespodiwanyj krach. Use czerez jakoho boewilnoho kurortnyka. Win wyetiw na fajeri z-za hory i szwydko piszow napiamu. Nichto joho wczasno ne pomityw, ne pryzemyw. Pobaczywszy stilky kul, szyriajuczych u powitri, win zlakawsia, szczo moe zitknutysia z nymy, pustyw fajer jako nawskosy, szczob unyknuty
werchnich puzyriw, jaki wilno szyriay w powitrianych potokach, i ja ozyrnutysia ne wstyha, jak win szczasywo wrizawsia w moju kulu. Take traplajesia raz na desia rokiw.
Jakby ja zlitaa za rozkadom, koy b ne moja samodijalnis, koy ja, dumajuczy, szczo
ysze perewiriu kripennia, nawi paraszuta nadiahaty ne staa, niczoho b ne trapyosia.
Puzyr najbezpeczniszyj u switi wyd transportu, u nioho dwa szary obszywky, win micnyj ta eastycznyj.
Koy cej kurortnyk w mene wrizawsia, win umudrywsia wdaryty po puzyriu jedynoju
hostroju detallu fajera stabilizatorom, riwneko tak rozporoty zowniszniu oboonku
maje nawpi i zrobyty znacznu dirku u wnutrisznij. Powitria poczao wychodyty z takoju
szwydkistiu, szczo kula zmorszczuwaasia na oczach i pisza wnyz. Ja tilky wstyha
uwimknuty pownistiu nadchodennia powitrianoji sumiszi, ae rezultat zowsim ne wyprawdaw oczikuwa: z takym samym uspichom ja moha b wyczerpuwaty wodu z syta.
Wse nadto szwydko staosia; ja nawi zlakatysia ne wstyha. Ta j wysota u mene bua
neweyka. Zemla mczaa meni nazustricz, a ja wse prydumuwaa, szczo meni slid zrobyty
po instrukciji, szczob ne rozbytysia. Ja niczoho ne wstyha.
Druzi, szczo dywyysia znyzu, ysze achnuy, koy pobaczyy, jak mene pohubyw durnuwatyj fajer, a trener kryknuw jim, szczob rozhornuy szcze ne nadutyj puzyr i pidniay.
Ta zwyczajno, wony b ne wstyhy niczoho zrobyty nadto we szwydko ja padaa wnyz.
Woodia Dehrel, odyn z nebahatioch, jaki zmirkuway, szczo trapyosia, kynuw swij
puzyr tak, szczob potrapyty pid mene bila samoji zemli. Win straszenno ryzykuwaw, win,
zwyczajno, weykyj majster, odyn z desiatky najkraszczych saomistiw Ewropy, win
maje wstyh, ae te tilky maje. Wstyh ysze Ker.
Jomu (i meni, zwyczajno) poszczastyo, szczo win krulaw maje pidi mnoju, pohladaw whoru, nemow peredczuwajuczy yche. I tut win baczy, szczo ja spokijnisiko walusia z neba w puzyri, jakyj na oczach peretworiujesia na prozoru hanczirku zi mnoju w
centri. Treba buo jomu zmetykuwaty win poetiw wnyz z takoju samoju szwydkistiu
i, koy poriwniawsia zi mnoju, wsioho metrach u pjatdesiaty-simdesiat wid zemli, pidchopyw mene i poczaw widczajduszno byty kryamy, szczob zatrymaty moje padinnia.
I w rezultati my z nym hrymnuy na kyjiwkyj puzyr, jakyj pidkynuw nas uhoru, i
wpay na roztiahnute chopciamy pootno. Ce ne oznaczaje, szczo my ne zabyysia. My,

zwyczajno, zabyysia. Ja widbuasia syniakamy, a Ker zamaw palci prawoji ruky i wywychnuw nohu.
Nas abyjak zaatay, wsi due bahato howoryy pro Kera, pro joho kmitywis, riszuczis, a win terpiw perewjazky narkozu jomu daty ne mona, buo jomu straszenno
bolacze, ae win terpiw. Due buw na mene ychyj, szypiw, jak try roky ne szypiw, todi ja,
chocz i wse w meni bolio, prostiahnua jomu ruku i skazaa:
Choczesz, ukusy, jakszczo ehsze stane.
A win widwernuwsia i bilsze na mene ne dywywsia, chocz ja, jak tilky wstaa czerez
dwa dni, widrazu prypowza do nioho i we ne widchodya wid joho lika.
Prychodyw z wybaczenniamy toj idit-turyst, win wyjawywsia due myym chopcem, okeanoogom, win meni nawi spodobawsia, i ja na nioho ne serdyasia, ae Ker dywywsia na nioho takym pochmurym pohladom, szczo okeanoog nezabarom piszow, zbenteenyj i zalakanyj.
My powernuysia do Moskwy, tak ja i ne potrapya w zbirnu, mene nawi na piwroku
usunuy wid polotiw za te, szczo ja pidniaasia bez paraszuta.
Ja we wstaa, Ker szcze eaw, u nioho pohano zrostaysia palci, wsi switya kosmobiogiji pobuway u nas udoma, joho widwiduway j inszi koyszni maluky, ja czasto sydia
z nym, i win, weykyj we, dorosyj, koy nichto ne baczyw, prosyw mene znakamy jomu
we czas buo bolacze, szczob ja czytaa jomu whoos dytiaczi knyky, jaki czytaa jomu
babusia.
Ae buwaju taki zaczarowani koa. O mene ne buo wdoma, koy Ker pryjichaw, i
ne buo wdoma, koy stao widomo, szczo jomu treba widjidaty.
Raz ue ja cikom wyduaa, to sydity wdoma do kincia kaniku ne buo sensu. I Ker
ce tako rozumiw. Win trochy zmicniw, chodyw po budynku, poczaw zajmatysia win
wyriszyw use-taky projty uniwersytetkyj kurs. A ja wyruszya w turystycznyj pochid. U
najzwyczajnisikyj, na bajdarci, na dwa tyni. Ker zayszywsia w Moskwi.
Ja pamjataju, uweczeri eaa ja bila bahattia, dywyasia na zirky i dumaa: O na
odnij z nych ywe ridnia moho Kera i ne znaje, jak daeko joho zaneso wid domu i win
wymuszenyj wayty swojim yttiam czerez swoju starszu sestru, jaka jomu zowsim i ne
sestra i jaku win u kraszczi czasy i znaty b ne zachotiw. I szcze ja dumaa, jak to jomu
dywytysia na ci zirky i rozumity te same, szczo rozumiju ja.
Tut ja poczua, szczo do bereha prystaa czyja czua bajdarka inszi turysty pryjichay. Ja ne staa wstawaty, ne buo nastroju. Tilky krajem wucha czua, pro szczo wony
tam howoria. Potim czuju, odyn z tych, szczo pryjichay, siorbajuczy czaj, prostorikuje:
A wy koy-nebu baczyy kryatykiw?
Koho? pytaje Iryna, moja podruha.
Kryatykiw. Znajete, kilka rokiw tomu jich znajszy w kosmosi i potim na Zemlu
prywezy?
Ja naszczurya wucha, zdohadawszy, pro szczo mowa. Prawda, ja nikoy ranisze ne
czua, szczob jich tak nazyway. Nu harazd, szczo robyty, treba jaku jim maty nazwu.
Znaju, baczya, kae Iryna bajduym hoosom.
Wona ludyna strymana i ne staa pojasniuwaty jim, szczo z odnym iz kryatykiw, z
Kerom, wona nawi czudowo znajoma.
O, a ja ne baczyw, kae toj, szczo pryjichaw. I mao konfuz ne wyjszow. My
zaraz, hodyny tomu piwtory, jszy po riczci, raptom prosto z-za chmar wyhulkuje weyczeznyj ptach

Szwydsze kaan, poprawyw joho inszyj hoos.


Nu, kaan. I prosto na nas. Dobre szcze, szczo my ne mysywci i nemaje u nas
niczoho z soboju.
Ja pidchopyasia. Szczo trapyosia. Ker szukaje mene.
Katerynko, pokykaa mene Ira, ty czua?
Ja wimu bajdarku, skazaa ja.
Harazd, zwyczajno.
Ja szukaa w temriawi wesa. Sergij pidijszow do mene i dopomih znesty bajdarku u
wodu.
Ja pojidu z toboju? zapytaw win.
Ni, skazaa ja. Meni samij szwydsze.
Ty pomylajeszsia, skazaw Sergij. My budemo hrebty udwoch.
Ja bilsze ne staa spereczatysia.
A win pokrulaw nad namy i poetiw dali, doynuw do mene hoos.
Do seyszcza my distaysia ysze do tretioji hodyny noczi. U seyszczi na poszti eaa
teegrama wid baka: Prylitaj nehajno. Ker widjidaje.
Same budenne sowo widjidaje wrazyo mene swojeju ostatocznistiu.
Ja rozbudya lisnyka, wymoya u nioho roboczyj fajer i poetia dodomu.
Moywo, jakby ja zdohadaasia priamo rwonuty na kosmodrom, ja b ustyha.
Udoma nikoho ne buo. Tilky zapyska wid Kera. Wona bua nahoworena na maszynku, i litery buy prawylni, bajdui: Ja powernusia.
I wse. Todi ja kynuasia do wideofonu, nabraa informaciju. Tam meni skazay, szczo
osobywyj rejs widchody czerez szis chwyyn. I pidjednaty mene do nioho we ne mou.
I todi szcze ja moha b ustyhnuty. Jak wyjawyo, rejs use-taky zatrymawsia, maje
na piwhodyny, a mij zapasnyj puzyr domczaw by mene do kosmodromu szwydsze. Ae ja,
mow ostannia durepa, kynuasia na kanapu i rozrewiasia. Ja bua straszenno krywdna
na yttia, na sebe, na baka, jakyj ne poperedyw, na Kera, jakyj ne znajszow mene. Todi
ja ne znaa, szczo wylit zatrymawsia same czerez nioho, tomu szczo win obnyszporyw usi
prytoky Oky i powernuwsia e ywyj, szczo joho mao ne syoju zatiahnuy w korabel
joho spiwwitczyznyky. Tomu szczo tam use wyriszuway chwyyny: korabel, szczo jszow
do jich systemy, naeaw ne Zemli, treba buo na panetarnomu sudni wykynuty jich na
orbitu Putona, szczob perechopyty zorianyj korabel. I diznaysia pro ce nadto pizno, tomu
szczo informacija, otrymana pro panetu Kera, pryjsza na Zemlu z okazijeju i ne widrazu
rozibraysia, szczo do czoho.
Narewiwszy, ja pidniaasia do Kera w kimnatu. Tam use zayszyosia na swojich
misciach. Win niczoho ne staw braty z soboju. Okrim trioch dytiaczych knyok. A widmowytysia wid polotu win te ne mih. U konoho je swij dim.
Z rosijkoji perekaw Witalij Henyk
Perekadeno za wydanniam: BUYCZEW K. Ludi kak ludi. M.: Moodaja gwardija, 1975. 288 s. (B-ka sowetskoj fantastiki).

Ja prywiz Lucyni polanku. Pobaczywszy cej podarunok, Luci sia na kanapu i


dowho sydia w pownomu zacipeninni. Nemaje niczoho pryjemniszoho, ni robyty podarunky. Wid jakych ludyna cipenije. Ja siw nawproty i rozhladaw Lucynu, spownenyj marnosawstwa, i czekaw, poky wona otiamysia, szczob powidomyty meni moji yttiewi pany
na najbyczi dni.
Polanka, skazaa Lucyna oksamytowym hoosom. Wyjszo polanka wytonczeno j nino.
A ty znajesz, czomu polanka? zapytaw todi ja.
Ni. Napewno, tomu szczo harno, napewno, tomu szczo na nij wizerunky pereywajusia, mow kwity na polanci, jak halawka w lisi
Niczoho podibnoho. Cioho meteyka nazway za imjam Teodora Polanowkoho,
Teodora Fedorowycza, take o dywne imja.
Tak? skazaa Lucyna neuwano, pohadujuczy tonkymy, dowhymy palciamy
ninyj wors polanky. Ce cikawo. Polanowkyj.
Jij ce buo absolutno necikawo, wona znow zacipenia, a meni chotiosia rozpowisty
Lucyni pro Polanowkoho, meni chotiosia dowesty jij, szczo Polanowkyj neharnyj, nudnyj i dokuczywyj, neobacznyj i nawi durnyj. Szczo joho widrizniaje wid reszty smertnych
dywowyna napoehywis, zawziatis muraszky, czipkis buldoha i zdibnis do samopoertwy zarady sprawy, nawi jakszczo ce dla inszych smertnych i jajcia wyjidenoho ne
wartuje. Chocza chto moe rozsudyty, szczo waywisze na naszomu pereputanomu,
skadnomu switi? Dobre buo yty w tychomu, prowincijnomu dwadciatomu stolitti, koy

wse buo jasno, jutona uwaay za awtorytet i Ewklida wywczay w szkoach, koy ludy
peresuwaysia z czerepaszaczoju szwydkistiu na litakach, a na maekych poustankach
pryhalmowuway edaczi pojizdy. Teper pro tychu hadi toho czasu mou ysze mrijaty
babusi, a wnuky, jak i naey onukam, ne dosuchuju powilnych rozpowidej babu, wtikaju, widlitaju Napewno, ja stariju, inaksze czoho ce mene tiahne w spokijne mynue?
Polanowkyj pojednuwaw u sobi szwydkis i riszuczis naszoho czasu z napoehywoju poslidownistiu mynuoho stolittia. Win idea, szczo wypaw z czasu i dywom trymawsia w prostori. Dywom, ae z jakoju chwatkoju!
Mene wykykaw do sebe naczalnyk szachty Rodrihes i skazaw:
Li, do nas pryjichaw his. Hostiu treba dopomohty. Powedesz joho w szachtu?
Pizno, widmowywsia ja. Widuczora szachta zakryta, i ty znajesz pro ce
kraszcze za mene. Z dnia na de pide woda.
Osobywyj wypadok, Li, pojasniuwaw Rodrihes, prykrywajuczy prawe oko.
Poznajomsia.
I tut ja pobaczyw u kutku czoowika, jakyj sydiw, skawszy, napewno, wtryczi, i
dywywsia w zemlu. Ta persze wraennia buo omanywym. Win tilky czekaw momentu,
szczob kynutysia w bij. Win ue zomyw nepochytnoho Rodrihesa i maw namir pryhnityty
mene.
Zdrastujte, prywitawsia win, rozhynajuczy odyn za odnym ne za rozmirom
pidibrani sugoby. Mene zwu Polanowkyj, Teodor Fedorowycz. Czuy?
Win ne sumniwawsia, szczo ja czuw. Ja ne czuw. U czomu j ziznawsia.
A o ja pro was czuw, wymowyw win z dejakoju obrazoju. Rodrihes skazaw
meni, szczo wy najkraszczyj rozwidnyk u szachti, szczo wy znajete jiji mow swoji pja
palciw. I szczo wam zaraz niczoho robyty, prawylno?
Naczalnykowi kraszcze znaty, skazaw ja.
Teper, koy ja was pobaczyw, ja te w ciomu ne sumniwajusia, ohoosyw Teodor
hoosom ekzamenatora. I ja na was spodiwajusia.
Ja obernuwsia do Rodrihesa i zobrazyw na obyczczi cikowytyj podyw. Cej Teodor
meni ne spodobawsia. I wzahali u mene buw wilnyj tyde, ja maw namir zjizdyty w hory.
Wy czujete, skazaw Teodor, utknuwszy w mene mohutnij nis, jakomu buo
tisno na nadto wukomu obyczczi. Ja na was spodiwajusia. Wy moja ostannia nadija.
Rodrihes czomu ne baaje puskaty mene w szachtu samoho.
Szcze czoho ne wystaczao, skazaw ja. Wy zwidty ywym ne wyberetesia.
Ja was poperedaju, zajawyw todi Teodor, szczo wse odno pidu w szachtu.
Chocz sam. I jakszczo ja tam zahynu, wsia widpowidalnis, ja maju na uwazi moralnu
widpowidalnis, lae na was.
Win wytiah z kyszeni weyczeznu dooniu, widihnuw masywnyj wkaziwnyj pae,
szczob tynuty nym u Rodrihesa. I w mene.
Darujte, profesore, skazaw Rodrihes z newastywym jomu pijetetom. Jakby
zazdaehi znaty pro wasz pryjizd, my b poperedyy, szczo u odnomu wypadku ne dajemo
zhody na spusk u taku poru roku. Prylitajte do nas czerez try misiaci. Wse bude normalno.
Meni niczoho tut robyty czerez try misiaci, i wy pro ce znajete, skazaw Teodor.
Meni potribno pobuwaty w szachti siohodni abo zawtra.
Ae woda pide! wyhuknuw ja.
Meni stao szkoda Rodrihesa. Win ni w czomu ne wynen. I pokykaw mene, szczob

chto mih pidtwerdyty, szczo w szachtu spuskatysia nemoywo.


Ja wstyhnu, zapereczyw Teodor. Ja buwaw u znaczno hirszych chaepach.
Wy ne ujawlajete. I zawdy powertawsia. Ja na roboti.
My wsi na roboti, skazaw ja.
Rodrihes perebyraw na stoli jaki papirci. Boroba z Teodorom laha na moji peczi.
Ae jakszczo ja ne pidu w szachtu, to ne widbudesia widkryttia.
U nas u szachti we wsi widkryttia zrobeni.
Tak? Szczo wy tiamyte w ntomoogyy?
Niczoho.
Todi jak wy moete stwerduwaty, szczo wse widkryto?
Win rozkryw teku, szczo pokojiasia u nioho pid pachwoju. Tam, mi dwoma arkuszamy prozoroho pastyku, eaw, nemow weyka kosztownis, szmatok krya meteyka.
Z dooniu, ne bilsze. Win buw hybokoho synioho koloru, ae ja bo znaw, szczo warto
powernuty joho na dekilka gradusiw i wyjawysia, szczo win oranewyj, a jakszczo powernuty dali, to win pozeenije, potim spaachne czerwonym zootom.
Znajete, szczo ce take? zapytaw Teodor.
Meni ne podobawsia joho ekzamenatorkyj ton.
Znaju, widpowiw ja. Czom ne znaty. Ce meteyk, joho nazywaju u nas rajdunyceju. I inszymy imenamy.
Wy joho sami baczyy?
Sto raziw.
Szczo wy pro nioho znajete?
Niczoho osobywoho. ywe na derewach.
Rozmir?
Wony wysoko litaju. Nu, do piwmetra w rozmachu kry.
A skilky kry?
Dwa, czotyry? Ne rachuwaw.
Wisim, skazaw Rodrihes, ne widrywajuczy wid papirciw. I szis par nih.
Meni odnoho razu chopci prynesy. Ja chotiw zberehty, widwezty dodomu, ae mil zjia.
Wy moete meni spijmaty chocza b odyn ekzemplar? zapytaw profesor.
Koy ? Zaraz jich nemaje. Budu derewa, budu i meteyky. Tomu wam i radia
pryjichaty czerez try misiaci. Namyujetesia sobi na wtichu. Tilky smerdia wony sylno.
Hirsze wid naszatyriu.
Darma, widmachnuwsia Teodor. Pachne ne pachne, jaka do cioho sprawa
nauci, jakszczo w odnij koekciji switu nemaje cioho ekzemplara. Jakszczo nichto ne
znaje yttiewoho cyku cijeji istoty, jakszczo ysze w mene je ideji z cioho prywodu
To nawiszczo u szachtu lizty?
Posuchajte, a wy ne zamysluwaysia, zwidky zjawlajusia waszi rajdunyci?
Z ripy. Zwidky iszcze?
Moje twerdennia wwerho naszoho hostia w pownu rozhubenis.
Wy tak hadajete? Wy sami zdohadaysia czy baczyy?
Jim nizwidky bilsze bratysia, skazaw ja.
Todi chodimo w szachtu. My tam znajdemo laeczok.
I szczo dali?
Dali? My rozwodytymemo rajduny na Zemli. Wy znajete, szczo jawlaje soboju
materi, z jakoho zrobeni ci krya? Ce najharniszyj, najmicniszyj, prosto nejmowirnyj

materi!
Rodrihes wytiahuwaw zi stosu paperiw meteozwedennia na najbyczi dni.
Pohlate, skazaw win Polanowkomu. Temperatura we pidniaasia wyszcze wid normy. Poczawsia ruch sokiw. Siohodni opiwdni riwe soniacznoji radiciji siahne
krytycznoho. Wy baczyte, ja piszow wam nazustricz, wykykaw Li i, niczoho ne rozpowidajuczy jomu, zaproponuwaw spustytysia w szachtu. Joho dumka zbihajesia z mojeju.
Oto pytannia zakryte. Zawtra wy podywytesia na pojawu pahoniw wydowyszcze,
skau ja wam, wyniatkowe, pryjidaju operatory, chudonyky. Potim wy spijmajete meteykiw, i my w ciomu wam iz zadowoenniam dopomoemo.
Zaraz meni potribni ne meteyky. Neobchidno widszukaty ranni stadiji metamorfozu. Koy pocznesia lit meteykiw, bude pizno. Newe wy ne rozumijete?
Wse rozumiju, ae w szachtu ne puszczu, skazaw Rodrihes ostatoczno.
I potiahnuwsia do seektora, tomu szczo j sprawdi z chwyyny na chwyynu maju
zjawytysia hosti, jich treba buo rozmiszczaty: koen upewnenyj, szczo same win hoowna
figura na torestwi.
Kosmodrom? zapytaw Rodrihes. Druhyj iz Zemli szcze ne prybuw?
Ja potraplu w szachtu. I ne dumajte, szczo zmoete mene zupynyty. Mene namahaysia zupyniaty kudy sylniszi osoby, ni wy.
I jak? zapytaw Rodrihes, jakyj tako widnosyw sebe do sylnych osib.
Niczoho ne wyjszo.
Teodor zachrumtiw sugobamy, rozwernuwsia i zrobyw nejmowirnoji dowyny krok,
szczo wynis joho z kimnaty.
Wy dobre wasztuwaysia? zapytaw jomu uslid Rodrihes hoosom hostynnoho
hospodaria.
Polanowkyj niczoho ne widpowiw. Rodrihes obernuwsia do mene:
Ty za nym dohla. Win i sprawdi moe tudy polizty.
Bila szachty czerhowyj.
I wse-taky pidstrachuj.
Ja piszow. Nad doynoju, hooju, siroju, nudnoju do ohydy, wysia choodna pyluka.
U zapadynkach eaw inij. Nabyawsia weczir. U powitri bua jaka trywoha, napruha,
jaki zawdy pereduju wybuchu wesny. Nad doynoju duw witer, i kuriawa zdijmaasia
bila kuba szachtnych pidjomnykiw, zasypaa pidjizni szlachy i waom skupczuwaasia bila
kilcia suszylnoji fabryky. U temnijuczomu nebi wynyka zeenuwata smuha sidaw korabel. Do kosmodromu dwisti kiometriw. Meni straszenno kortio tudy. Mene tiahnua
sama atmosfera kosmomisteczka, de bahato neznajomych ludej, de metusznia i szum,
kudy padu z neba nowyny. Ja powernuwsia do Rodrihesu i zaproponuwaw jomu zjizdyty
na kosmodrom po hostej. Wse odno komu dowedesia hnaty tudy wsiudychid.
Powernuwsia ja z kosmomisteczka pizno, buo maje temno, misiaci, a jich tut sztuk
trydcia, po czerzi wykoczuwaysia z-za obriju i mczay po nebu. Ja projszow do szachty,
podywytysia, czy wse harazd. Na werszyni pahorba, bila majbutnioho stowbura, ja znajszow chopciw z perszoji zminy. Wony otoczyy horbyk i spereczaysia, czy pide zawtra
parostok. Horbyk pidris za de, buw ue zawwyszky z mene. Ja skazaw, szczo zawtra
parostok szcze ne pide, i meni powiryy, tomu szczo ja tut ue pja sezoniw i chodu u
weteranach. Teodora ja za weczir nide ne baczyw i, po prawdi skazaty, zabuw pro nioho.
I ja piszow spaty.

Parostok mene mao cikawyw. Ja baczyw ce we pja raziw. Wreszti-reszt nawi najczudowisze wydowyszcze, zarady jakoho ludy prolitaju piwgaaktyky, moe nabrydnuty.
Dla nych ce dywo dla mene robota. Ja poczaw zbyratysia w hory. U horach ja znaw
odnu peczeru, de na stinach buy czudowi krystay smarahdu. Ja chotiw prywezty druzu
Lucyni. Do hir dobyratysia piwdnia, ta szcze peczeroju jty de, ne mensze.
Ja wligsia spaty hodyny o druhij noczi. A szcze za hodynu mene rozbudyw Rodrihes
i zapytaw, koy ja baczyw Teodora Polanowkoho.
Joho nemaje w kimnati. I nide na terytoriji nemaje.
Potyciajesia w szachti, powernesia, skazaw ja. Tam Achundow. Ne pusty.
I wse-taky
Sowom, ja odiahnuwsia i, prokynajuczy ntomoogiju, piszow do pidjomnyka,
szczob diznatysia, czy ne baczyw Achundow, jakyj czerhuwaw toho weczora, Teodora.
Achundow Teodora ne baczyw. Z prostoji pryczyny. Achundow buw wykluczenyj.
Pewno, Teodor pidijszow do nioho zzadu, prykaw do nosa hanczirku, prosoczenu narkotykom, i Achundow zasnuw. Wynni my sami. Zwyky, szczo tut usilaka ywnis zjawlajesia ysze wlitku, i poky pahin ne pide, pobojuwatysia nam niczoho, ta j chto z dobroji
woli polize w szachtu? Achundow sydiw pered wchodom, myuwawsia zirkamy i nijak ne
pidozriuwaw, szczo na nioho zrobla takyj zamach.
Doweosia wykykaty Rodrihesa i doktora, szczob prywesty Achundowa do tiamy.
I todi Rodrihes skazaw:
Prosto ne ujawlaju, szczo teper robyty, i podywywsia na mene.
A jake ostannie zwedennia? Moe, win sam wyberesia?
Zwedennia nikudy ne hodysia. Ta j sam czujesz. Ne perszyj sezon tut.
Ja j sam czuw, jak z-pid zemli jszow hu. Szachta nabyraa syu, poczawsia ruch sokiw.
Todi ja pidu, skazaw ja.
Koho z toboju posaty? zapytaw Rodrihes.
Nikoho. Odnomu prostisze.
A to ja z toboju pidu.
U tebe doswidu nemaje. Do toho , poky tebe hotuwatymemo, zapiznymosia. A u
mene wse hotowo. Ja z ranku w hory zbyrawsia, w peczeru, meni tilky skafandr natiahnuty, i ja piszow.
Ty we wybacz, Li, skazaw Rodrihes.
Ja sam wynen, skazaw ja. Ty prosyw za nym dohlanuty.
Dweri pidjomnyka buy zamani czysto. Ja b tak ne zmih.
Ja perewiryw skafandr, uziaw zapasnyj baon i masku dla Teodora, motuzky, noi,
lodorub. Rodrihes lasnuw mene po szoomu. Do switanku zayszaosia hodyny dwi, i my
spodiwaysia, szczo woda ne pide, chocza upewnenosti w ciomu ne buo. Rodrihes z
Achundowym zayszyysia whori na zwjazku. Doktor piszow rozbudyty Singcha i pokykaty joho siudy pro wsiak wypadok z druhym skafandrom.
Ja uwijszow do pidjomnyka, i Rodrihes pomachaw meni, pokazujuczy, szczob ja ne
zatrymuwawsia. Zatrymuwatysia meni samomu ne chotiosia. Meni szcze ne dowodyosia
potraplaty w szachtu, koy jde woda.
Dywno buo spuskatysia samomu zawdy spuskajeszsia zi zminoju. Stiny hoownoho stowbura pobyskuway pid promenem szoomowoho proektora. Wmist soku w porodi buw bilszym wid normy. Nudotnyj zapach napowniuwaw szachtu, zwycznyj, ne due

pryjemnyj zapach, jakym my wsi, zdajesia, prosoczeni nawiky. Nawi kri hudinnia pidjomnyka czutni buy zitchannia, szurchoty, nemow za stinamy woruszyysia ywi istoty,
wymahajuczy, szczob jich wypustyy na wolu.
Wnyzu, w centralnomu zali, ja postojaw z chwyynu, mirkujuczy, kudy cej Teodor
mih popriamuwaty. Tunel, szczo wiw na zachid, nawriad czy mih spokusyty entomooga.
Nadto we win buw obytyj, wyczowhanyj i szyrokyj. Ja ne znaw, czy je u nioho chocza b
lichtar. Najpewnisze je. Win wyhladaje ludynoju peredbaczywoju.
Zi stin stikaa woda, i pidoha centralnoho zau bua wkryta wodoju santymetriw na
pja. Ja opustyw zaboroo szooma i wwimknuw zwjazok.
Jak u tebe sprawy? zapytaw Rodrihes.
Bahato wody, proburczaw ja.
Weykyj poskoti wywaywsia iz stiny i pospiszyw do pidjomnyka, nemow chotiw
wriatuwatysia z joho dopomohoju. Poskoti hoosno czaapaw po wodi, i ja pohrozyw jomu
lodorubom, szczob win powodywsia poprystojnisze.
Kudy dali pidesz? zapytaw Rodrihes.
Po nowomu stowburu. Win ide wnyz, a, napewno, twij entomoog rozsudy, szczo
tak win szwydsze proberesia w netri szachty. Joho kudy szczonajhybsze ponese.
I bycze do centru, skazaw Rodrihes. Win wczora meni wasztuwaw weykyj
dopyt, ja jomu zduru pokazaw pany. Win ne prychowuwaw, szczo chocze szukaty swojich
laeczok u hoownych sudynach.
Szcze czoho ne wystaczao, skazaw ja z sercem. Tam e potop.
Tym czasom ja jszow po nowomu stowburu, spuskajuczy i kowzajuczy po soodkij
masi porody, inodi perechodiaczy na nerozibrani anky transportera.
Rodrihes, ce jaka bryhada tut zayszya metriw pjatdesiat transportera?
Ja znaju, skazaw Rodrihes. Wony mene namahaysia perekonaty, szczo tut
peryferija i nemaje sensu tiahaty tudy-siudy tiahar. Ja jim dozwoyw. W jakosti eksperymentu.
Pisla takoho eksperymentu dowedesia wezty iz Zemli nowyj transporter.
Harazd ue, wyprawdowuwawsia naczalnyk, ne mona ne ryzykuwaty.
Jim prosto liky buo wywolikuwaty ustatkuwannia. O i we eksperyment.
Ja buw u prepohanomu humori, Rodrihes ce rozumiw i na moje burczannia bilsze
ne reaguwaw.
Meni zawaaa jty wsilaka ywnis. Wzymku meszkanci szachty spla abo tycheko
ryju swoji chody w porodi. A zaraz Dejaki jich nych buy welmy zobnoji wdaczi i strachitywoho wyhladu. U skafandri wony meni bezpeczni, ae Teodor piszow praktyczno
hoym. Naczebto smertelno nebezpecznych zwiriw u nas w szachti ne wodyosia torik
pryjiday biogy, rizay jich, dywyysia. Ae jak zaraz pamjataju Achundow nastupyw
na odnu sunyczku, tyde eaw noha mow kooda.
Sztrek powernuw liworucz, piszow unyz. Cej sztrek buw rozwiduwalnym. Win wiw
do weykoji poronyny maje w centri rodowyszcza. Poronyna bua pryrodna, my dumay, jak by jiji wykorystaty, ae nepodalik prochodyy hoowni sudyny, i my zayszyy
poronynu jak je, szczob ne poszkodyty rodowyszcze.
Ja jszow sztrekom, po zaborou szooma stikaa woda, i dowodyosia we czas wytyraty jiji, szczob ne zahusa. Proektor buw nenadijnyj bezlicz blikiw slipyy i zawaay
dywytysia wpered.
Ja raptom podumaw: Szczo za duris, nawiszczo my nazywajemo reczi ne swojimy

imenamy? Ade koy pryjszy siudy perszi rozwidnyky, wony nazyway reczi prostisze.
Rodowyszcze ripoju, naprykad. Ce we my, promysowyky, nakejiy na ripu oficijnu
kyczku: rodowyszcze.
Koy meni zaproponuway siudy pojichaty, ja spoczatku spryjniaw ciu szachtu jak
sprawniu. Koy meni pojasnyy, widmowywsia nawidriz. A potim mene wziaa cikawis,
i ja wse-taky pojichaw. I ne akuju. Do wsioho zwykajesz. Robota jak robota. I sama paneta meni podobajesia sucilna bia plama. Chocza, zwyczajno, szachta hoowne tut
dywo. Ja, pamjataju, jako namahawsia pojasnyty Lucyni, szczo ce wse oznaczaje:
Ujawy sobi, luba, panetu, na jakij pory roku zminiujusia w dwa z hakom razy
czastisze, ni u nas. Nepodalik wid ekwatora na nij obszyrna riwnyna, otoczena horamy.
Klimat tam straszenno kontynentalnyj. Wzymku ni krapli woohy. I morozy gradusiw do
sta. Szczo, ty dumajesz, robla tam rosyny wzymku?
Lucyna morszczya swij prekrasnyj ob:
Napewno, wony skydaju ystia.
Ce ne dopomoho b.
Znaju, zajawya Lucyna. Jij tak chotiosia buty rozumnyceju. Ne pidkazuj.
Wony zasychaju i chowaju nasinnia w zemlu.
Uskadniujemo zawdannia. Lito korotke, mensze misiacia. Za cej czas rosyna powynna zawerszyty cyk rozwytku, daty nowe nasinnia
Znaju, perebya Lucyna. Wony due szwydko rostu.
Teper ja zwedu wojedyno wsi twoji teoriji i nawi dopowniu jich. Ote, ujawy sobi
due weyku rosynu. Taku, szczob korinniam wona moha distaty do wody, jaka znachodysia tut hyboko pid zemeju. Ce korinnia ne tilky nasosy, jaki pompuju wodu do steba,
ae j komora, de zberihajusia poywni reczowyny. Wychody ripa. Tilky dimetrom w
piwkiometra.
U piwkiometra! wyhuknua Lucyna i rozwea rukamy, szczob ujawyty sobi,
jak ce bahato.
Teper, prodowuwaw ja, rosyna moe spokijno widmyraty na zymu.
Osnowna jiji czastyna ywe sotni rokiw, ysze pid zemeju. I jak tilky nastaje wesna, wona
daje nowi pahony, i ripa hoduje i poji jich. A nasza szachta useredyni ripy. I my ryjemo
swoji chody w nij, mow chrobaky. Ae my rozumni chrobaky, tomu szczo namahajemosia
ne poruszuwaty hoowni sudyny, jakymy nadchody wooha do rosyny. Rokiw czerez try
perechodymo do inszoji rosyny. U doyni jich sotni, chocza j znachodiasia odna wid odnoji wony na widstani dekilkoch kiometriw. Je ripy moodeki, wony z trypowerchowyj
budynok, je j ripa-staroy, odnu znajszy dimetrom bilsze kiometra.
F-f, jak chrobaky, namorszczya nosyk Lucyna.
Koy nastaje lito, w doynu spuskajusia chyaky, a wlitku wony wybyrajusia na
powerchniu. Dla nych ripa ysze zymowyj prytuok. Je u nas tam, naprykad, meteyky
dywowynoji krasy, krya u nych do piwmetra. My jich zowemo rajdunyciamy.
Choczu takoho meteyka, widrazu skazaa Lucyna.
Postarajusia distaty, poobiciaw ja. Ae dla nas hoowne ne meteyky, a nasza
produkcija. Ce szczilna, bahata cukrom, witaminamy i bikamy masa, jaku tut-taky konserwuju abo susza. My hodujemo wsiu panetu i susidni bazy, my nawi na Zemli ripu
wywodymo. Wona jde i na potreby parfiumeriji, wona potribna medykam ty, napewno,
czytaa

Zwyczajno, pospiszya widpowisty prekrasnij Lucyna.


I ja jij ne powiryw.
I o ja jszow po wukomu sztreku same w toj de, koy w szachtu spuskatysia ne
mona. Poczaasia wesna. Czerez de, a moe, ranisze sudyny ripy pocznu pompuwaty
whoru wodu i soky. U takyj perid szachta zakrywajesia, z neji wywozia ustatkuwannia,
i, poky ne prypynysia rist pahoniw, u nas widpustka. Zazwyczaj wona trywaje tyniw
dwa-try. A cej boewilnyj entomoog, zamis toho, szczob poczekaty misia, kynuwsia
siudy sam, bez skafandra, u poszukach jakycho laeczok.
Wyjawyo, ja jdu prawylno. Ja powidomyw Rodrihesu.
Chuane, tut ey rozitnuta pospiszajka. Win tut prochodyw.
Pospiszajka bua strasznekoju na wyhlad, taki nam czasto zustriczaysia, my do
nych zwyky, z jich wakych, wybyskujuczych wa chopci robyy noi ta inszi suweniry.
Ja sam prywiz jako Lucyni takyj ni. Wona joho tut-taky wykynua, jak diznaasia, szczo
ce way jakoji husenyci.
Zajty win daeko ne mih. Ja buw u czerewykach, jaki ne due kowzay po ypkij pidozi, ja znaw, kudy jty, nareszti, ja ne szukaw niczoho, okrim Teodora, i ne dosliduwaw
husi dorohoju.
Jty stawao wse wacze. Iz steli paday krapli, kona napownya b sklanku soodkym
sokom, pid nohamy chlupao. Stiny sztreku prohynaysia pid natyskom wody. Ripa hua,
radijuczy wesni. I de u cij ypkij bezodni brodyw Teodor, pryczomu z konoju chwyynoju
joho poriatunok stawaw wse bilsz probematycznym.
Nazustricz meni powzy i bihy yczynky, poskotiy, mangy, pospiszajky, sunyczky
wse ti yteli ripy, szczo wlitku ne wychodia nazowni, widsydujusia wseredyni, na
bezkosztownomu charczi. Bienci jszy sucilnym potokom, prahnuczy widijty jaknajdali
wid centralnoho stowbura. Wony-bo we znay, koy jim slid tikaty. Ja rozsowuwaw jich
czerewykamy. Weyka czorno-oranewa eopardowa manga pidwea hoowu i zdywowano
podywyasia meni uslid, podumawszy, pewno: ot dure, kudy jde? Zwidty nasz brat pidzemnyj ytel ywym ne powertajesia.
Ja rozrachowuwaw widszukaty Teodora w poronyni, ae znajszow tam ysze slidy
joho nedawnioho perebuwannia. Odnij zi stin win zawdaw dekilka poriziw noem, nemow
szczo wykoupuwaw z neji. Potim win, pewno, prosunuwsia do diry. O cioho robyty buo
ne slid. Ja widrazu powidomyw pro ce Rodrihesu:
Sprawa kepka, win wyruszyw dali.
Oho, skazaw Rodrihes i zamowk.
Ja rozumiw, czomu win mowczy. Obowjazok naczalnyka nakazuwaw jomu tut-taky
wykykaty mene nazad. Ae i cioho win zrobyty ne mih ce oznaczao pohubyty Teodora.
Dira wea w odnu z ywylnych sudyn ripy. Ce buy wertykalni tuneli, jakymy j nadchodya woda do parostka. Meni dowodyosia tudy azyty w choroszyj, suchyj perid, i to
ci koodiazi, w jakych zawdy syro i arko, ne wykykay baannia do nych powertatysia.
My retelno nanosyy jich na pan szachty, szczob ne wyjty do nych sztrekom. Wnyzu, w
hybyni, pohojduwaasia woda. Tut terplacze czekay swoho czasu wypowzty na swito
miljony wsilakych potwor. Wony rojiysia u czornij wodi w takij kilkosti, szczo woda zdawaasia ywoju. I ce buo w suchyj czas. Szczo tam kojisia zaraz, meni j dumaty ne chotiosia. Ae Rodrihes mowczaw, a ce oznaczao, szczo meni wse-taky dowedesia tudy jty.
Wyriszuj sam, skazaw win. Skafandr u tebe nadijnyj.

Nu j nehidnyk, podumaw ja pro swoho naczalnyka. Ce w meni buszuwao bojahuzstwo. I niczoho ja z nym wdijaty ne mih. Tilky ja buw upewnenyj, szczo Lucyni pro ce
niczoho ne rozpowim.
I ja piszow do diry.
Ja wsunuw hoowu wseredynu. Wrachujte, szczo ja buw u skafandri, riatuwalnomu
skafandri, jakomu maje niczoho ne straszno. Teodor e wyruszyw u ciu podoro u prostomu kombinezoni. Woda pidijsza we do samoho kraju otworu. Do neji zayszaosia
metriw desia, ne bilsze. Stowbur, metriw szis w poperecznyku, buw zapownenyj takoju
kilkistiu ywnosti, szczo meni zakortio zamurytysia. Ci twariuky kysziy u wodi, pokryway w dekilka szariw stinu, koposzyysia, swiatkuway swoje szwydke zwilnennia. Tut
use buo ywe, powzucze, rumyhajucze, a na tomu boci stowbura, metriw na pja nycze
wid otworu, prytysnuwszy do stiny, wysiw na lodorubi wkrytyj komachamy mij Teodor.
Wy ywi? zdywuwawsia ja, oswitywszy dywaka lichtarem.
A, ce wy, widpowiw win budenno. Ja skoro wpadu. Wy ne mohy b meni
dopomohty?
Dopomohty? Dopomohty jomu buo nemoywo, pro szczo ja powidomyw Rodrihesu,
pisla czoho zahnaw perszyj hak u szczilnu tkanynu ripy i wyliz u stowbur. Mene widrazu
oblipyy joho meszkanci, chocza, na szczastia, pryjniay za swoho i woroosti ne projawlay, ae postupatysia meni sydiaczymy misciamy na stinkach tunelu ne may namiru.
Trymajtesia! kryknuw ja Teodorowi, i tut-taky meni doweosia opustyty zaboroo szooma, tomu szczo jaka hrajywa sunyczka wyriszya zi mnoju podruytysia i poyty triszky u mene na szczoci.
Potim pamjataju, jak, rozsztowchujuczy hladacziw, ja zahnaw szcze odyn hak. Na
tretiomu ja kynuw pohlad unyz i pobaczyw, szczo woda pidibraasia we do nih Teodora.
Jomu, chocz win i buw samowiddanym doslidnykom, stao ne po sobi. Wody bo jak takoji
wydno ne buo, ce buw kompot iz ywnosti. Teodor sprobuwaw pidtiahty nohy, hrymnuwsia i widrazu znyk u ciomu misywi.
Ja piszow! czomu powidomyw ja Rodrihesu i, zamurywszy, z ohydoju pirnuw uslid za Polanowkym.
Ja schopyw joho, sprobuwaw obniaty, szczob wytiahnuty joho hoowu na powerchniu, i w tu my trapyosia najachywisze: poczawsia Strum. Ripa zarewia, uwimknuwszy
wsi swoji nasosy, i woda pisza, nabyrajuczy szwydkis, uhoru. Podalsze ja jako pryzabuw
U cej czas whori zajniawsia switanok. A oskilky bahato chto w kosmohradi znaw,
szczo nasza ripa odna z najbilszych, nawkoo neji zibraosia czoowik sto, jaki z neterpinniam oczikuway, koy perszyj promi soncia wyzyrne z-za nebokraju. Wsi znay, szczo ce
bude siohodni.
I o, jak tilky rozwydnio, weyczeznyj horb, wsypanyj suchymy hauzamy i szarom
mertwoho ystia, poczaw powoli spuczuwatysia ce buw hriznyj i nezdoannyj ruch
yttia, nemow bohatyr, szczo prospaw pid zemeju sto rokiw, wyriszyw wyhlanuty nazowni i podywytysia, szczo robla tut neprochani liliputy. A ti widsunuysia podali wid
horba i wwimknuy kamery. Rodrihesa sered nych ne buo, Rodrihes sydiw bila pulta
uprawlinnia pidjomnykom i suchaw, jak harczy woda u wenach ripy.
Czerez dekilka chwyyn prounaw hurkit rozirwanoji zemli, i, rozkydawszy na de-

kilka metriw chmyz i ystia, hruddia porody j kaminnia, iz zemli zjawywsia perszyj parostok. Ne zjawywsia, a wyrwawsia, mow mecz, szczo prorwaw zawisu. My zawdy kaemo
parostok, i mona podumaty, szczo win neweykyj. A parostok ce zeenyj pae
dimetrom trochy mensze trydciaty metriw. I roste win zi szwydkistiu try metry w sekundu. O dla czoho potribno stilky wody, sokiw i poywnych reczowyn, szczob joho narodyty na swito. Czerez chwyynu ce we buw ne parostok, a puk napiwrozhornutoho
ystia zawwyszky w piwtory sotni metriw. I taki parostky, trochy menszi, bilszi, bilsz rozohi i mensz rozohi, wyazyy po wsij doyni, i, nemow za pomachom eza mohutnioho
czariwnyka, cia bezplidna, sira zemla peretworiuwaasia na pysznyj, jaskrawo-zeenyj
lis I widrazu perszi yteli cioho lisu, szczo prorwaysia whoru razom z parostkom,
poczay obywaty swoji budynky, erty ystia, poluwaty na sobi podibnych, pyty nektar
kwitiw, szczo rozkrywaysia, i wybyskuwaty kryamy pid soncem.
I o todi nastaa wyriszalna my cioho kazkowoho spektaklu. Prynajmni, tak rozpowiday pro ce oczewydci. Jakraz u tomu boci mohutnioho zeenoho stowbura derewa, jakyj
buw zwernenyj do hladacziw, buo oczewydne i znaczne zduttia, nemow rosyna zbyraasia pustyty w toj bik mohutnij pahin, ta czomu cioho ne zrobya. I raptom u wsich na
oczach u zeenij masi szczo bysnuo. Nichto spoczatku i ne zdohadawsia, szczo ce ezo
noa. Koy otwir staw dostatnio weykym, u krajach joho zjawyysia dwi ruky, i wony
poczay rozdyraty zeenu koru. Wydowyszcze, kau, buo mistycznym, achywym i nawiwao dumky pro zych duchiw, szczo rwaysia na wolu z uwjaznennia. Nareszti w
otwori, z jakoho rynuw prozoryj sik, pokazaasia ludyna w skafandri, wymaszczena sokom
i zeenoju masoju. Ludyna wywayasia nazowni na moodu trawyczku i wytiahnua za
soboju szcze odnu ludynu, pozbawenu swidomosti, neprytomnu j posyniu wid zaduchy.
ysze todi hladaczi widczuy yche i pobihy do nas.
U mene szcze wystaczyo sy widkynuty zaboroo i zaadaty, szczob Teodorowi distay likaria, tomu szczo meni obrazywo buo b uswidomluwaty, szczo pisla takoji zachopywoji mandriwky po yach ripy win pomre. Mene zrozumiy i Teodora widkaczay.
Kau, koy win pryjszow do tiamy ja cioho ne baczyw, tomu szczo umudrywsia
otiamytysia piznisze, win nasampered zapytaw: Jak moji laeczky? Wsi nawkoo wyriszyy, szczo win zjichaw z huzdu, ae Teodor widszukaw rukamy zastibku na hrudiach,
widkryw kyszeniu, i zwidty odyn za odnym, rozpriamlajuczy krylcia, wyetiy pja meteykiw-rajduny, jaki teper, koy na nych pisza na Zemli moda, widomi pid nazwoju polanok, i nazwani wony za imjam Teodora Polanowkoho, widdanoho nauci entomooga. A
moje imja tak w ntomoogiji niczym i ne prosawyosia.
Zrozumio, Lucyni ja ciu istoriju wykadaw udesiatero korotsze, inaksze wona ne
dosuchaa b i wyznaa mene zanudoju i zazdrisnykom. Wtim, styslis mene ne wriatuwaa.
A win sprawnij czoowik, skazaa wona zadumywo.
Wona dywyasia kri mene, kri czas i kri miljardy kiometriw tudy, de nezamnyj Teodor probyrawsia kri soodku ripu.
Schamenysia, szczo ty kaesz! oburywsia ja. Polanku tobi prywiz ja. I Teodora z szachty te wytiahnuw ja.
Ty ty usiudy ty, w hoosi Luciji zwuczaa nuha. Ja b chotia z nym
poznajomytysia.
Nawiszczo?

Tobi ne zrozumity.
Lipsze b ja prywiz jij druzu smarahdiw.
Z rosijkoji perekaw Witalij Henyk
Perekadeno za wydanniam: BUYCZEW K. Ludi kak ludi. M.: Moodaja gwardija, 1975. 288 s. (B-ka sowetskoj fantastiki).

U pjatnyciu win prydumaw aforyzm. Win eaw na pisku i prydumaw aforyzm: Ludyna ne moe zrobyty toho, czoho wona zrobyty ne moe. Aforyzm Pawyszu ne spodobawsia, mudris joho bua obmeena. Poczynawsia weczir. Pawysz eaw na pisku i ujawlaw sobi, szczo zasmahaje. Prypikao. Pawysz zamurywsia i widhaniaw moszkaru, szczo
zastelaa chmarkoju sonce. Mona buo widkryty szoom, ta newdowzi poczao b nudyty,
i moszkara nabyasia b u skafandr. Pawysz zapluszczyw oczi i postarawsia poczuty stuk
mjacza i hoosy kupalszczykiw. Hoosiw ne buo moszkara krulaa bezhuczno, a kupalszczyky yszyysia na Zemli. Tysza zawaaa dumaty.
Pawysz perewernuwsia na ywit. Pisok buw sirym, i dribni czerepaszky, schoi na
smuhasti horoszynky, rozsypaysia na poroch pid palciamy. Ti Kompasa distaasia do
Pawysza. Ti bua dowhoju i rosa z konoju chwyynoju. Ciyj de sonce powzo newysoko nad obrijem i o zwayosia, nareszti, pity na spoczynok.
Czas buo powertatysia na korabel i prydumaty sobi sprawu. Zapustyty ostannij
zond i dywytysia, jak win peretworiujesia na biu ciatku, smykajesia u zradywych powitrianych potokach. Mona zwaryty weczeriu. Abo zjisty jiji choodnoju. Wziatysia za
rozbirku tretioho widsiku. W niomu za sudnowoju rollu medykamenty i obadnannia, a
nasprawdi skelcia, poroch, trisky i szmatky metau. Sudnowomu likariu maje buty widomo, szczo w tretiomu widsiku ne moe buty detaej dla raciji. Znajuczy pro ce, Pawysz
wse odno bude podibno do archeooga perebyraty smittia, poky ne wpewnysia u pownij
marnosti poszukiw.
Pawysza pryhniczuwaa zumowenis. Szczoprawda, wona prostiahaasia wsioho na
dekilka dniw u majbutnie, ae cioho dosy dla wynyknennia tupoji nepryjazni do siroho
bereha i machyny pokruczenoho metau, szczo imenujesia za inercijeju korabem Kompas.
Straszna potwora wyetia z koluczych czaharnykiw, szczo pidstupay do plau, i wsiasia w tini korabla. Potwora bua zawbilszky z sobaku, ae tenditna j czenysta. Wona
pylno dywyasia na Pawysza sumnymy fasetczastymy oczyma. Moszkara smerczykom
zamyhtia nad neju. Potwora, nareszti, pryjniaa riszennia, pidstrybnua i zachodyasia
bytysia ob obhoriyj bik korabla, nemow komar ob wikonne sko.
Pawysz pidwiwsia, strusyw z kolin pisok i czerepaszky i pobriw do luka. Czotyry
dni tomu win widczyniaw joho ponad hodynu, hadaw, szczo nikoy ne zmoe cioho zrobyty. Todi zdawaosia, szczo widkrytyj luk poriatunok. Nasprawdi ce niczoho ne wyriszuwao.
Potwora stuknuasia ob szoom, posztowch buw mlawyj, i Pawysz, widmachnuwszy, zamaw jiji nawpi. Chmara moszkary widrazu schowaa resztky twariuky. Pawysz
zaczynyw luk, pryper joho zseredyny staewym strynem. Moszkara bojaasia tini, wseredynu ne zalitaa. Ae z nastanniam weczora mih zjawytysia jakyj-nebu bilszyj his.
Pawysz nawpomacky rozdiahsia, powisyw skafandr u niszu.
Awarijne oswitennia w korydori praciuwao he pohano. Swito merechtio, hubyosia po kutach. Joho odnakowo dowedesia widkluczyty. I ce sumno bude temno.

Korabel buw rozbytyj. Ce nikudy ne hodyosia. Korabel stworenyj dla toho, szczob
nikoy ne rozbywatysia. Jakszczo we traplajesia neszczastia win wybuchaje, znykaje
bezslidno. Ae korabel, rozbytyj, mow awtomobil ob stowp, ce nawi prynyzywo. Witer,
szczo naetiw z moria, chytnuw rujinu, na pidohu posypaosia smittia i w potroszczenych
nadrach sudna szczo zaskrypio, zastohnao.
Ne buo energiji. Ne buo zwjazku. Jakby kapitan zayszywsia ywyj, abo chto iz
mechanikiw moe, wony szczo i prydumay b. Chocza nawriad czy. Korabelnyj likar
Pawysz prydumaty niczoho poky ne zmih. Szczob ne rozkysaty, win zapuskaw zondy,
metodyczno obszukuwaw triumy, prywiw do widnosnoho adu mistok, wiw korabelnyj
urna i napysaw ysta dodomu. I opustyw joho w resztky smitieprowodu.
Bua szcze odna sprawa. Hoowne i sumne. Anabizni wanny. U nych awtonomnyj
bok ywennia. Temperatura pidtrymuwaasia na normalnomu riwni. Druha wachta, pidrachuwaw Pawysz, bude spaty szcze dwa misiaci. Na najkonomniszomu reymi. I wse.
Pawysz zayszysia ostannioju ludynoju na cij paneti. Potim pomre tako. Moywo,
skoro, jakszczo ne zmoe prystosuwatysia do miscewoho powitria. Moywo, proywe do
starosti.
Pawysz ujawyw sebe didkom u podertomu brudnomu skafandri. Didok wychody
na schidci pered wrosym u siryj pisok korabem i hoduje z dooni czenystych potwor.
Wony sztowchajusia, zawaaju odna odnij i dywlasia na nioho uwano i stroho.
Buw, szczoprawda, szcze odyn warint. Widjednaty anabizni wanny. oden iz splaczych ne pomity perechodu do smerti. Energiju boku mona peremknuty todi na odyn z
widsikiw i proyty w bezpeci dekilka rokiw. Wid takoji moywosti stao szcze paskudnisze. Pawysz zazyrnuw do reanimacijnoji kamery, koysznioji reanimacijnoji kamery. Win
szczodnia zahladaw tudy, namahajuczy nastrojitysia na moywis dywa. Za dweryma
joho zustriczaa ta sama beznadijna putanyna drotiw i uamky pryadiw. I skilky ne prydywlajsia, oden prowid ne stane na misce. Ni, rozbudyty druhu wachtu win ne zmoe.
I wse-taky wony buy szcze ywi. Win buw ne sam.
Pawysz uwijszow do widsiku anabizu. Widsik buw zachowanyj u centri korabla,
ochopenyj nadijnymy obijmamy amortyzatoriw i maje ne postradaw. Tut buo widczutno choodnisze, ni w korydori. Pid matowymy kowpakamy wann uhaduwaysia
ludki figury.
Buwaju e wypadkowosti, skazaw Pawysz termometru. Siohodni my siudy
potrapyy. Zawtra szcze chto-nebu. Wime i potrapy.
Pawysz znaw, szczo nichto siudy ne potrapy. Nema czoho. Koy, kilka rokiw tomu,
panetu widwidaa rozwidgrupa, prowea tut dwa tyni, skaa karty, uziaa zrazky fory i
fauny, zjasuwaa, szczo de tut doriwniuje czotyriom zemnym dniam, a nicz czotyriom
zemnym noczam, wstanowya, szczo paneta poky interesu dla ludej ne predstawlaje. I
widetia. A moe, nawi i grupy ne buo. Proetiw awtomat-rozwidnyk, pokrulaw
Sonce, za rozrachunkamy, mao opustytysia we do samoji wody. Moment cej mih
stanowyty interes dla majbutnich doslidnykiw. Oto pered weczereju mao sens znowu
wybratysia na pla i zazniaty zminu dnia i noczi. Popry wse, ce moho buty harno

Ce buo harno. Sonce, bezupynno zbilszujuczy i czerwonijuczy, powzo po dotycznij


do jaskrawo-zeenoji liniji wynokraju. Sonce buo smuhastym po liowych sztrychach

bihy, spaachuway bili iskry. Nebo, jaskrawo-fikowe w tij storoni, de sonce, stawao
nad hoowoju smarahdowym, hybokym i hustym, a za spynoju we stojaa czorno-zeena
nicz, i siri chmary, zarodujuczy de na suszi, powzy do moria, prykrywajuczy w tumani
jaskrawi zirky. Czaharnyk na diunach peretworywsia na czornyj czastoki, sucilnyj i monolitnyj, zwidty doynay szypinnia, trisk i burmotannia, nastilky czui i zahrozywi, szczo
Pawysz wwaaw za kraszcze ne widchodyty wid korabla. Win znimaw zachid soncia rucznoju lubytelkoju kameroju jedynoju, szczo zberehasia na bortu i suchaw szurchoty
za peczyma. Jomu chotiosia, szczob szwydsze zakinczyasia pliwka, szczob szwydsze
sonce rozpywosia w oranewu plamu, prowayosia w zee wody. Ae pliwka ne zakinczuwaasia, zayszaosia jiji chwyyn na pja, ta j sonce ne pospiszao pity na spoczynok.
Moszkara szczeza, i ce buo nezwycznym Pawysz za czotyry doby zwyk do jiji
diowytoho krulannia, do jiji jawnoji neszkidywosti. Nicz zahrouwaa czymo nowym,
neznajomym, zym, bo paneta bua szcze mooda i yttia na nij zanurene w neszczadnu
borobu za isnuwannia, de peremoenoho ne obertay w rabstwo, a poyray.
Nareszti, sonce, do poowyny zanurywszy u wodu, rozpastawszy po nij soczewyceju, popowzo praworucz, tudy, de wzdow horyzontu tiahnuasia czorna smuka, bereh udayni zahynawsia, utworiujuczy zatoku, w hybyni jakoji upaw Kompas.
Nu szczo , skazaw sobi Pawysz. Doznimemo i pocznemo perszu polarnu
zymiwlu. Desia dniw sucilnoji noczi.
Wasnyj hoos buw pryhuszenyj i maje neznajomyj. Kuszczi widhuknuysia na
nioho spaachom haasywoji aktywnosti. Pawysz ne zmih zmusyty sebe doczekatysia pownoho zachodu soncia. Pae sam natysnuw na knopku stop. Nohy sami zrobyy krok
do luka nadijnoho wchodu w peczeru, taku potribnu bu-jakomu trohodytowi.
I tut Pawysz pobaczyw wohnyk.
Wohnyk spaachnuw na samomu kinci mysu czornoji smuky po obriji, nedaeko
wid jakoji spuskaosia u wodu sonce. Spoczatku Pawysz podumaw, szczo sonce widbyosia
wid skeli abo chwyli. Podumaw, szczo obmaniuju wtomeni oczi.
Czerez dwadcia sekund wohnyk spaachnuw znowu, w tij samij toczci. I bilsze spaachiw Pawysz ne pobaczyw sonce pidkotyosia do mysu, byo w obyczczia i wasni
joho spaachy myhtiy i obmaniuway. Pawysz ne mih bilsz czekaty. Win zdersia w luk;
ne znimajuczy skafandra i szooma, probih na mistok, czortychajuczy i spotykajuczy ob
hostri kraji predmetiw, szczo chowaysia, pewno, pry switli.
e fosforescijuwaw u temriawi mertwyj ekran teeoka. Na nioho Pawysz i spriamuwaw kameru, proekcijujuczy widzniate zobraennia. Moywo, kamera, szczo ne widrywajuczy dywyasia na wydnokraj, pomitya wohnyk ranisze, ni Pawysz.
Buw znowu zachid soncia. Znowu sonce po dotycznij powzo uzdow zeenoji hriady,
rozkydajuczy hadto jaskrawi barwy, znowu po niomu bihy liowo-syzi smuhy i spaachuway iskry. Oko kamery ruszyo za soncem. U Pawysza wtomyysia ruky. Wony e
tremtiy, i tomu chwyluwaasia i pohojduwaasia na improwizowanomu ekrani smarahdowa woda.
Dywysia, poperedyw sebe Pawysz.
U prawomu boci kadru wyjawyasia czorna ciatka kinczyk mysu. I widrazu u
ciomu misci, bezumowno i objektywno pobaczenyj kameroju, spaachnuw wohnyk.
Ekran zhas. Pawysz opynywsia u pownij pimi. ysze pered oczyma melkay bahrowi i zeeni plamy. Win nawpomacky widmotaw pliwku nazad i zupynyw toj kadr, de
spaachnuw wohnyk. Na ekrani zastyho, zupynyosia sonce, zastyha i bia ciatka bila

prawoji krajky ekranu wohnyk.


Wse ce buo nejmowirno, wsioho cioho ne moho buty. Wohnyk powynen buw wyjawytysia optycznym obmanom, halucynacijeju, tomu szczo Pawysz pidswidomo czekaw
jakoji podiji, dribnyci, zdatnoji powernuty nadiju. Mozok adaw uchopytysia za buszczo, chaj za mira Ae wohnyk ne buw miraem. Kamera te pobaczya joho.
A czom by j ni? zapytaw Pawysz.
Korabel niczoho ne widpowiw. Win due spodiwawsia na Pawysza.
Czoho ja tut stoju? Sonce we schowaosia i ne zawaaje dywytysia na mys. A
raptom wohnyka we nemaje?
Pawysz podumaw, szczo jakszczo de nepodalik je rozumni istoty, prynajmni rozumni nastilky, szczo woodiju sylnym dereom swita, to ni do czoho berehty awarijni
akumulatory. Win nawpomacky widszukaw knopku, wwimknuw na pownu potunis
oswitennia, i korabel oyw, w niomu stao teplisze, rozsunuysia stiny, i pidstupni predmety uamky trub, petli drotiw, zadyrky obszywky schowaysia po kutach i ne zawaay Pawyszu probihty korydorom do luka, do weczora, szczo perestaw buty strasznym i woroym.
Sonce i sprawdi sio. Zayszyasia ysze hucha maynowa plama, i chmary, szczo distaysia do neji, utworyy w nij temno-siri proway. Pawysz spersia rukamy ob kraji luka,
wysunuwsia do pojasa nazowni i rachuwaw: odyn, dwa, try, pja Spaach!
Wohnyk protrymawsia sekundu, i Pawysz wstyh wsistysia zrucznisze na kraj luka,
zwisyty wnyz nohy u wakych czerewykach, persz ni win spaachnuw znowu. U wohnyka
buw nadzwyczajno pryjemnyj kolir. Jakyj? Nadzwyczajno pryjemnyj biyj kolir. A
moywo, owtyj?
A koy rozhadyasia i posynia plama, szczo zayszaasia wid soncia, wohnyk perestaw bymaty. Win zaewriw riwno, niby chto, chto dowho artuwaw z wymykaczem,
upewnywsia, nareszti, w prychodi noczi i, wwimknuwszy swito na pownu potunis,
wsiwsia za sti weczeriaty. I czekaty hostej.
Z temriawy do Pawysza kynuosia szczo weyke. Pawysz ne wstyh pidibhaty nohy
i schowatysia w korabel. ysze wytiahnuw upered ruku. Szczo wyjawyosia we znajomoju potworoju. Potwora obputaa suchymy tonkymy nikamy ruku Pawysza i babczaczi oczi dokirywo wybyskuway, widbywszy swito, szczo padao z luka. Pawysz strusyw
potworu, jak struszuju w koszmari strasznoho pawuka, i ta pluchnuasia ob pisok.
Zapamoroczyasia hoowa. Tut tilky win zrozumiw, szczo zabuw opustyty zaboroo
szooma i dychaje powitriam panety. A z uswidomenniam cioho pryjsza nudota. Pawysz
zaczynyw luk i wsiwsia prosto na pidohu szluzu. Opustyw zaboroo i zbilszyw podaczu
kysniu, szczob widsapatysia.
Teper slid daty sygna, dumaw Pawysz. Treba pustyty raketu, zaswityty proektor. Treba pokykaty na dopomohu.
Ae raket nemaje. A jakszczo wony j je, to poszuky jich zajmu szcze kilka dib. Proektory rozbyti. Je lichtar, nawi dwa lichtari, ae obydwa dosy sabki, szoomowi. Nu
szczo , pocznemo z szoomowych lichtariw.
Pawysz dosy dowho stojaw bila widczynenoho luka, zakrywajuczy i widkrywajuczy
dooneju swito i wilnoju rukoju widmachujuczy wid potwor, szczo lizy na swito, mow
meteyky. Wohnyk ne reaguwaw swityw tak samo jaskrawo i riwno. Hospodari joho
jawno ne zdohaduwaysia pro te, szczo chto nepodalik poterpiw katastrofu. Potim, chocza ce we nawriad czy dopomoho b, Pawysz wytiahnuw z korabla bezlicz predmetiw,

jaki mohy hority, i pidpayw jich. Wohnyszcze buo mlawym u powitri due mao kysniu, ta j potwory, szczo zetiysia nacze na swiato, kydaysia u woho i obwuhluwaysia,
szypiy, mow mokri drowa. Pawysz perewiw we swij zapas spyrtu i pisla desiaty chwyyn
boroby z potworamy obyszyw ciu zatiju.
Win widijszow do luka i dywywsia na wohnyk. Win ne mih do nioho zwyknuty. Wohnyk buw z kazky: wikoncem w budynoczku lisnyka, wohnyszczem mysywciw A moe,
widswitom pid kazanom ludoera?
Harazd, skazaw Pawysz potworam, szczo woruszyysia ywoju kupoju nad
tepymy obwuhenymy dwerciatamy szafok, knyhamy i suwenirnymy wedmediamy. Ja
piszow.

Dobre, koy je riszennia, jake mona pryjniaty. Ranisze i cioho ne buo. Riszennia
wymahao dij, czysennych, riznomanitnych i nehajnych. Czymo ce buo schoe na
widjizd u widpustku treba prybraty w kwartyri, zayszyty korm rybkam w akwarimi,
domowytysia z susidkoju, szczob poywaa kwity, podzwonyty druziam, pokopotatysia
pro kwytok
Po-persze, Pawysz wyruszyw do anabiznoji kamery. Pochid do wohnyka mih protrywaty hodyny zo try, i za cej czas niszczo ne powynno buo poruszyty spokijnyj son
pidwachtowych. Jakszczo szczo z nymy trapysia propaw we sens pochodu. Pawysz
pidjednaw do boku ywennia kamery we dobriacze pidsili awarijni akumulatory. Perewiryw stabilnis temperatury u wannach, kontrolnu aparaturu. Naskilky Pawysz mih
sudyty kameri niszczo ne zahrouwao. Nawi jakszczo Pawysz bude widsutnij ciyj
misia. Prawda, ludyni, szczo jde na tryhodynnu prohulanku berehom moria, ni do czoho
panuwaty na misia wpered, ae prohulanka peredbaczaasia deszczo nezwyczajna.
Pawysz ne bez pidstaw dumaw, szczo stane perszoju ludynoju, jaka mandruwatyme wnoczi berehom tutesznioho moria.
Widtak slid buo pokopotatysia pro wasne sporiadennia, zapas wody i jii, zbroji
(na korabli wdaosia rozszukaty promenewyj pistoet, ae Pawysz z uczyyszcza w rukach
takoho ne trymaw). Nareszti, treba buo zadrajity zamanyj luk tak, szczob son (jakszczo
noczamy tut brodia sony) ne zmih by joho widczynyty.
Zakinczywszy sprawy, Pawysz wybrawsia nazowni i nespodiwano widczuw maje
eehijnyj smutok. Trywali sutinky a jim, woczewy, i kincia ne bude zabarwyy nehostynnyj swit u bezlicz riznowydiw czornoho j siroho koloru i jedynoju ridnoju riczcziu
w ciomu carstwi buw pokaliczenyj Kompas, szczo sumno stuhoniw pid porywamy witru,
samotnij i bezporadnyj.
Nu-nu, ne zasmuczujsia, skazaw korablu Pawysz i pohadyw korpus, korostawyj wid awarijnoji posadky. Ja skoro powernusia. Dijdu po bereku do wohnyka i nazad.
Wohnyk horiw riwno, czekaw. Pawysz wostannie perewiryw nadchodennia kysniu
joho wystaczy na szis hodyn, w krajniomu wypadku mona dychaty i powitriam panety. Chocz ce nepryjemno i welmy szkidywo. Pawysz wytiahnuw pistoet, pryciywsia
w kami na berezi i wystriyw. Promi rizonuw po kameniu, rozpylaw joho nawpi, i poowynky zaswityysia bahrowo i arko. Todi Pawysz prywiw u diju skonstrujowanu nym
za ostanni piwhodyny systemu zaporiw, kotrij by pozazdryw bu-jakyj neandertae. Luk

zaskrypiw i zaczynywsia. Wse. Czas buo jty.


Pawysz rozhrib czerewykom kupu obhoriych potwor wohnyszcze dawno we
zhaso i ostyho. Pawysz perestrybnuw czerez nioho ne z moodectwa chotiw diznatysia, czy dostatnio nadijno wse prytoroczeno.
Zrucznisze jty buo po samij krajci plau. Tut chwyli, szczo zabihay dowhymy jazykamy na bereh, zayszajuczy pisla sebe mlawu pinu, spresuway pisok, i win staw prunym i twerdym. Lichtar buw poky ne potribnyj i tak wydno wse, szczo potribno baczyty, neskinczenna smuha pisku, temna woda liworucz, czornyj czaharnyk na diunach
praworucz. I tak do bezkonecznosti, do wohnyka.
Pawysz projszow kilka desiatkiw krokiw, zupynywsia, ozyrnuwsia na korabel. Toj
buw weykyj, nepronyknyj i straszenno samotnij. Kilka raziw Pawysz ozyrawsia korabel wse zmenszuwawsia, kaamutniw, zywawsia z nebom, i de w kinci perszoho kiometra szlachu Pawysz raptom zrozumiw, jakyj sam win mayj, bezzachysnyj i czuyj moriu.
I jomu stao straszno, i zachotiosia wtekty do korabla, schowatysia w luci. Win raptom
ponadijawsia, szczo zabuw szczo due waywe dla dorohy, zarady czoho choczesz ne
choczesz, dowedesia powertatysia. Ae poky prydumuwaw, zaworuszywsia sorom, zaszkreba pid hrumy sowis powertatysia buo nijak ne mona, i todi Pawysz sprobuwaw ujawyty sebe druynoju ota, zapewnyty, szczo ozyrnysia win peretworysia na
solanyj stowp. I do ranku joho zyu adibni do krystalicznoji soli meszkanci kuszcziw.
Pawysz wyriszyw spiwaty. Spiwaw win pohano. I pisla druhoho kupeta czaharnyk
zamowk, zaczajiwsia, prysuchajuczy. Czaharnykowi spiw ne podobawsia. Pisok rozmotuwawsia pid nohamy riwnoju striczkoju, czasom jazyk dopowzaw do nohy podoronioho,
i Pawysz powertaw trochy wyszcze, obchodiaczy pinu. Odyn raz joho nalakaa bia plama
poperedu. Plama bua neruchomoju i zowisnoju. Pawysz upowilnyw kroky, namacaw
rukojatku pistoeta. Plama rosa, i wydno buo, jak szczo czorne, bahatopae wysunuosia
z neji, hotujuczy schopyty prybulcia. Ae Pawysz wse-taky jszow, wystawywszy wpered
pistoet, i czekaw, szczob plama zwayasia na napad. Pawysz buw tut nowaczkom, a dla
nowaczka najnerozumnisze perszym poczynaty strilanynu, bo ce szcze nikoho ne riatuwao.
Plama wyjawyasia weykoju muszeju, a moe, i pancyrom jakoho morkoho ytela.
Dekilka potwor powzay po nij. Wony j wydaysia Pawyszu zdaeka macakamy plamy.
Kysz, neszczasni! skazaw Pawysz potworam, i ti suchniano zniaysia, widetiy do kuszcziw, wydno, pryjniawszy Pawysza za krupnoho chyaka, lubytela morkoji
padyny.
Z-pid muszli wyskakuwaa wsilaka adibna dribnota, tikaa do wody. U temriawi ne
rozibraty ani form, ani powadok dejaki tonuy, rozczyniajuczy u pini, inszi fosforescijuway i switlanymy plamamy metuszyysia bila bereha.
Pisla wypadku z muszeju Pawysz widczuw sebe upewnenisze meszkanci moria
i kuszcziw buy zajniati swojimy sprawamy i na Pawysza napadaty ne zbyraysia.
Pawysz rozumiw, szczo upewnenis joho gruntujesia na chybnomu perekonanni; ade
jakszczo isnuju muszli je potwory, jaki cymy muszlamy charczujusia. A jakszczo je
potwory, to chto poyraje jich. I szcze chto poyraje tych, chto charczujesia potworamy.
I tak dali.
Mynua we hodyna widtodi, jak Pawysz pokynuw korabel, pozadu prynajmni pja
kiometriw szlachu. Jedyne, szczo serjozno turbuwao zaraz Pawysza te, szczo wohnyk
ne nabyawsia. Tak samo daekyj buw czornyj mys, tak samo riwna smuha pisku.

I tut Pawysz pobaczyw riczku.


Spoczatku buw szum. Win domiszuwawsia do odnomanitnoho rytmu pryboju i nastoroyw Pawysza. Potim Pawysz pobaczyw i samu riku. Wywajuczy u more, riczka
rozbyasia na bezlicz rukawiw, dribnych i szwydkych. Berih wydawawsia w more neweykym piwostrowom. Mi rukawamy i z oboch bokiw delty zemla bua wkryta temnymy
plamamy yszajnyku, trawoju. Perechid naczebto ne obiciaw trudnoszcziw, ae koy w dekilkoch metrach wid wody noha Pawysza raptom prowayasia po kistoczky, win zrozumiw, szczo wid riczky mona czekaty kawerzy.
We nastupnyj krok dawsia wacze. Pisok staw podatywym, wjazkym, win z chlupanniam zatiahuwaw nohu i z aem widpuskaw jiji.
Wreszti-reszt, podumaw Pawysz, meni niczoho ne zahrouje. Ja w skafandri
i, nawi jakszczo prowalusia de-nebu hybsze, ne zamoczu nih.
I ne wstyha cia dumka pokynuty hoowu, jak Pawysz wtratyw oporu pid nohamy i
zanurywsia do pojasa. I ce buo szcze ne wse: sproba wylizty z cijeji pastky wpered zmusya zanurytysia szcze na dekilka santymetriw. Skafandr buw mjakym, i dragwa, szczo
spijmaa w poon Pawysza, tysnua na hrudy, pidbyrajuczy do peczej. Pawysz pryhadaw, szczo w podibnych wypadkach mysywciam, jaki popay w booto, zawdy traplajesia
pid ruku omaka abo chocza b kuszcz. omaky pobyzu ne buo, ae kuszcz ris poperedu,
metrach u trioch. Pawysz rozsudyw, szczo bila kuszcza powynno buty twerdisze, i strybnuw upered.
Napewno, z boku strybok joho wyhladaw dywno: istota, szczo uwijsza po hrudy w
pisok, roby sudomnyj ruch, wyrywaje kilka santymetriw tia z poonu, prosuwajesia na
piwmetra wpered i tut-taky maje pownistiu znykaje z wydu.
Strybok buw pomykoju, jaka wyprawdowuwaasia ysze tym, szczo Pawyszu nikoy
ranisze ani z bootamy, ani z sypuczymy piskamy stykatysia ne dowodyosia. Teper nad
powerchneju, szczo e hojdaasia, zdybluwaasia bulkamy, wydniasia ysze werchnia poowyna szooma i kysti ruk. Pawysz skosyw oczi i pobaczyw, szczo czorna mea pisku
powoli, ae widczutno pidnimajesia po prozoromu zaborou. Pawysz poky ne turbuwawsia wse widbuosia tak szwydko i raptowo, szczo win prosto ne wstyh do adu zanepokojitysia. Prahnuczy ne robyty zajwych ruchiw, tomu szczo koen ruch ysze zanuriuwaw
joho hybsze, Pawysz powernuw hoowu do dalnioho mysu. Wohnyk swityw. Czekaw.
Doweosia zaderty hoowu, nad piskom zayszaasia ysze werchiwka szooma z nepotribnoju antenoju, naasztowanoju na korabel, w jakomu nichto ne poczuje. I szcze czerez
dekilka sekund wohnyk znyk. I wse znyko. Buo temno, straszenno tisno i absolutno
nezrozumio, szczo robyty dali.
Strach pryjszow z temriawoju. Pawysz zrozumiw, szczo dychaje czasto i nehyboko,
ne wystaczao powitria, chocz ce j buo neprawdoju baony sumlinno wydaway riwno
stilky powitria, skilky naey. Szoom buw dostatnio twerdyj, tak szczo zahroza zahynuty
wid zaduchy ne wynykaa. Zahynuty I jak tilky ce sowo promajnuo w dumkach, to
zaczepyosia za szczo w mozku i zayszyosia tam. Zahynuty. A u cij bo jami mona zaprosto zahynuty.
Sowo mao jaku magicznu syu. Ce buo ohydne sowo, merzenne, ze. Pawysz rozumiw, szczo wono ne moe joho stosuwatysia, tomu szczo tomu szczo joho czekaju.
Joho czekaje Hlib Bauer, i Kira Tkaczenko, i szturman Baturyn bez Pawysza wony
te zahynu. I jakszczo koy-nebu pryjde siudy korabel, a win obowjazkowo pryjde, ta

bude pizno, jakszczo pryjde siudy korabel, to wony znajdu tia druhoji wachty u anabiznych wannach, znajdu tia zahybych, zrozumiju, szczo chto zayszywsia na korabli
i potim znyk. Budu joho szukaty i, zwyczajno, nikoy ne znajdu. Nawi jakszczo panetu zasela, bezlicz ludej ytyme na nij wse odno nichto nikoy ne znajde likaria
Pawysza, trydciaty czotyrioch rokiw, szatena, zrist sto wisimdesiat try, oczi bakytni
A nu dosy, nakazaw sobi Pawysz. Tak mona dumaty do switanku.
Treba buo wybyratysia. Pawysz zrozumiw, szczo zowsim ne chocze hynuty w cij
klatij jami. Slid buo widszukaty wychid z pastky. Ot i wse.
Twerdyj pisok za peczyma. Bilsze ryzykuwaty ne mona. odnych ruchiw upered
tilky nazad, do bereha.
Pawysz sprobuwaw pidniaty ruky. Ce mona buo zrobyty, ae nasyu, pisok buw
tuhym i wakym. Pawysz sprobuwaw pidhribaty rukamy pered soboju, ae ysze hybsze
uwijszow u dragwu, i doweosia znowu zawmerty, szczob podoaty spaach paniky, jaka
stysnua mozok. Panika bua irracinalna tio, szczo widczuo nebezpeku, poczao metatysia.
Pawysz pereczekaw paniku na bortu. Win ue znaw, szczo sylniszyj wid neji, win
zayszawsia na kapitankomu mistku buntari bezcilno bihay po paubi i rozmachuway rukamy. I tut nespodiwano nohy, palci nih, widczuy twerdyj grunt.
Prekrasno, wymowyw Pawysz, zaspokojujuczy buntariw i bojahuziw, szczo
hnizdyysia w joho tili. Ja wam zawdy kazaw, szczo cia triasowyna ne bezdonna.
Zwyczajna jama. My stojimo na dni i teper spokijno i nespiszno pidemo nazad.
Skazaty buo ehsze, ni zrobyty. Pisok ne chotiw widpuskaty Pawysza i tiahnuw
joho wnyz, u hybynu, dno buo sykym i nenadijnym. Ae Pawysz wse-taky zrobyw krok
uhoru po schyu jamy i, zrobywszy joho, zrozumiw, szczo win z bisa wtomywsia. Osobywo
zawaaw tiahar dragwy. Czomu ujawywsia wodoaz, szczo powoli jde u hybyni
Stijte! wyhuknuw Pawysz. My zdohadaysia.
Za chwyynu prawa ruka probyasia kri pisok i namacaa knopku podaczi powitria.
Pawysz wytysnuw jiji pownistiu i ne widpuskaw, poky powitria, szczo zdawluwao horo,
zahrouwao wyczawyty z orbit oczi, zupyniao serce, ne napownyo skafandr nastilky,
szczo nastupnyj krok uhoru dawsia znaczno ehsze
Pawysz widpustyw knopku podaczi powitria ysze todi, koy wyliz do pojasa z sypuczoho pisku i, sterszy wilnoju rukoju brud iz szooma, pobaczyw wohnyk. Toj horiw.

Pawysz dowho sydiw na berezi, wyprostawszy nohy i dozwolajuczy chwylam nakoczuwatysia na nych. Win posmichawsia, ne mih ne posmichatysia, i kilka raziw pidnimaw
ruky, szczob perekonatysia, jak ehko i wilno ywesia na powitri.
Reka teka w more, tak samo spokijno, jak i ranisze, i absolutno nemoywo buo
whadaty misce nedawnioho uwjaznennia. Pisok rozhadywsia, zmyrywsia z wtratoju
brancia czekaw na nowi ertwy.
Ae hoowne zawdannia tak i ne buo wyriszene. Rika perehoroduwaa dorohu, i
riczku slid buo perejty, szczob prodowyty szlach po riwnomu berezi, szczo poczynawsia
znowu w jakycho sta metrach wid Pawysza.
Widsapawszy, Pawysz pidwiwsia i piszow po pisku do kuszcziw. Czerepaszky chrustiy pid czerewykamy, i szurchoty poperedu, trisk hiok, pysk nabyaysia, staway wse

wyrazniszymy. Pawysz zupynywsia, pryhadaw, szczo w pistoet mih nabytysia pisok. Wytiahnuw, prowiw rukoju po duli. Duo buo czyste.
Pawysz iszow, trymajuczy podali wid szczebitkoji, myrnoji z wyhladu riczky,
pidniawsia na newysokyj horb i zupynywsia pered stinoju kuszcziw. Kuszczi prostiahnuy
nazustricz koluczky i suchi hauzy, wony stojay tisno, nemow wojiny, szczo zustriczay
woroha. Pawysz sprobuwaw rozsunuty kuszczi, ae hiky cziplaysia koluczkamy odna za
odnu, doweosia poszkoduwaty, szczo ne odiah rukawyczok.
Promarudywszy dekilka chwyyn bila stiny kuszcziw, marno namahajuczy widszukaty w nych aziwku, Pawysz z widczaju rizonuw po nym promenem pistoeta. Promi prorizaw u czaharnyku wuku szparu, pidniawsia biyj stowp dymu, i kuszczi nastoroeno zatychy. Pawysz uwimknuw szoomowyj lichtar i pobaczyw, jak czaharnyk
jedyne cie zalikowuwaw ranu, jak tiahnuysia czerez szparu palci hiok, kihti koluczok,
obsypaosia na zemlu mertwe omaczczia i na joho misci wyrostay swii pahony.
Promi lichtaria prywabyw potwor, i Pawysz upersze pobaczyw, jak wylitaju wony
z czaharnyka, kri otwory, szczo wynykay w nepronyknij stini i znykay znow, nemow
zaczyniaysia dweri.
Pawysz wymknuw lichtar i widstupyw, widmachujuczy wid potwor, jaki stukay
prozorymy kryamy po szoomu i zahladay w oczi.
Win powernuwsia do bereha. Priamyj szlach czerez riczku ne hodywsia. Kri kuszczi
ne probytysia i ne distatysia do takoho miscia wyszcze za teczijeju, de nemaje sypuczych
piskiw. Powertatysia ne mona. Zayszawsia tretij szlach po morkomu dnu. Win ne
obiciaw zadowoe, ae wyboru ne buo. Pawysz stupyw u wodu.
Dno znyuwaosia pooho, chwyli stukay po nohach, widsztowchuway do bereha i
e swityysia, okreslujuczy syuet bu-jakoho predmeta, szczo potrapyw u wodu.
Pawysz powoli perestupaw po twerdomu dnu, namahajuczy trymatysia bila kraju delty.
Nezabarom doweosia zajty po hrudy, ruchy stay pawnymy i nezuharnymy, nemow uwi
sni. Krokiw za pjatdesiat wid bereha dno nespodiwano wteko z-pid nih, i Pawysz buw
wymuszenyj zanurytysia u wodu z hoowoju. Pysty win ne mih skafandr wakyj, chocza, na al, ne nastilky, szczob pidoszwy nadijno prypeczatuwaysia do dna. Pry konomu
kroci Pawysz wtraczaw riwnowahu, joho tiahnuo dohory i, jak na zo, ne wdawaosia
namacaty czerewykamy odnoho kamenia, szczob uziaty joho w ruku, zbilszyty swoju
wahu.
Fosforescijujucza ywnis pyrskaa w boky wid nezhrabnoji ludyny. Pid wodoju buo
zowsim temno, i Pawysz uwimknuw lichtar, szczob ne zbytysia z dorohy. Praworucz buw
piszczanyj ukis, szczo jszow uhoru, kraj delty, liworucz dno opuskaosia prystupkamy.
Teczija riczky widczuwaasia tut wyrazno wody tysnuy w bik, hnay u hybynu, i wydno buo, jak po dnu peresuwaysia ciwky pisku, szczo widnosyysia teczijeju.
Spustywszy szcze hybsze, Pawysz potrapyw u dungli wodorostej, mjakych i podatywych. Nichto ne zawaaw Pawyszu jty po dnu moria, nichto ne zustriwsia jomu, ae
ce ne wselao spokoju, tomu szczo Pawysz ne mih zwilnytysia od widczuttia, szczo za
nym stea, namahajusia whadaty, naskilky win sylnyj i nebezpecznyj
Morda dywyasia na nioho z wodorostej jedynym wukym okom. Swito szoomowoho lichtaria widbyosia w oci, i oko szcze bilsz zwuzyosia, sykujuczy, pewno, rozibraty, szczo chowajesia za plamoju swita.
Pawysz zawmer i wid rizkoji zupynky wtratyw riwnowahu, teczija pidchopya joho,
zdijniaa i powaya wpered, do mordy. Pawysz zmachnuw rukamy, szczob utrymatysia

na misci, i zader hoowu, pobojujuczy zahubyty mordu z promenia swita. Win buw bezporadnyj i nawi ne mih distaty pistoeta, oskilky dla cioho spoczatku treba buo powernuty ruky do tia.
Oko zapluszczyosia, na joho misci zjawywsia rozziawena paszcza, wsijana hokamy.
Pawysz czudowo mih by umistytysia w paszczi, i win myttiewo dobuduwaw w ujawi widpowidne tio i chwist zi szpyczakamy na kinci. Morda zakrya rot i znow rozpluszczya
oko. Morda, moywo, buo wraene dywnoju powedinkoju prybulcia e torkajuczy
kinciwkamy dna, prybue powodyw u wodi rukamy, chytawsia, powertawsia i pry ciomu
nabyawsia do mordy.
Czudowyko ne wytrymao cioho achnoho wydowyszcza, wyriszyo, szczo Pawysz
chocze joho zjisty. Morda raptom rozwernuasia i kynuasia nawtiky. U mordy ne buo
tia, ne buo chwosta zi szpyczakamy ysze szczo na ksztat skoszenoji potyyci, osnaszczenoji pawnykamy.
Steba wodorostej zakrutyysia u wodowerti, pidniatij mordoju.
Pawysz nareszti wstaw na nohy. Pered tym, jak prodowyty szlach, win postojaw z
chwyynu, widsapawsia, distaw pistoet i wyriszyw ne wypuskaty joho z ruky, poky ne
wyberesia nazowni.
I koy Pawysz use ruszyw, win piszow nazad, ue projdenym, widomym szlachom,
potim, wybrawszy z wodorostej, spustywsia hybsze, szczob obijty dungli krajem.
U hybyni zawaaa jty teczija. Wona bua podibna do sylnoho witru. Pawysz taky
rozszukaw dowhyj, schoyj na obamanyj pae kami i wziaw joho u wilnu ruku, szczob
ne spywaty pry konomu kroci.
Krokujuczy wzdow dungliw, Pawysz pohlanuw na hodynnyk. We mynuo dwi
hodyny widtodi, jak win pokynuw korabel, prohulanka zatiahuwaasia. Zarosti poridszay, pewno, jim kraszcze yosia w tomu misci, de prisna woda riczky zmiszuwaasia
z morkoju. Znaczy, mona pomau zabyraty do bereha. Skoro mandriwka po morkomu
dnu zakinczysia. I Pawyszu bua ukraj pryjemna dumka pro powernennia na powitria,
de ywu ysze neszkidywi metuszywi potwory. Pawysz poczaw pidijmatysia poohymy
prystupkamy whoru i, zaderszy hoowu, pobaczyw, szczo nad hoowoju kri tonkyj szar
wody wydno zori ta smuky piny na werchiwkach chwyl.
I tut joho sylno udaryy w spynu. Win instynktywno chytnuwsia wpered, udarywsia
czoom ob zaboroo i sprobuwaw obernutysia czorty chapay, jak powoli dowodyosia
powertatysia, szczob zustrity w yce nastupnyj udar.
Pozadu nikoho ne buo.
Pawysz postojaw z chwyynu, wdywlajuczy u temriawu, powodiaczy lichtarem, i
znowu widczuw udar u spynu. Nacze chto szwydkyj i weseyj zahrawaw z nym.
Ach, tak, promowyw Pawysz. Jak choczete. Ja piszow na bereh.
Win znowu zrobyw piwobert nawkoo swojeji osi, ae tut-taky rizko obernuwsia i
wprytu zitknuwsia z tuporyoju istotoju, podibnoju do weyczeznoho chrobaka. Istota,
pobaczywszy, szczo wyjawena, proohom zetia whoru, wyskoczya, pidniawszy stowp
bryzok, z wody i znyka.
Tak i ne poznajomyysia, kynuw jomu uslid Pawysz. Chocz wy ukraj myli.
Win zrobyw szcze krok i widczuw, szczo woda rozstupyasia. Pawysz stojaw po szyju
u wodi. Bereh buw poronij i jszow udaynu, do wohnyka (joho Pawysz pobaczyw widrazu) riwnoju smuhoju. Rika szumia pozadu, bezsya zupynyty joho. Pawysz wpustyw
kami i chotiw wyjty z wody, tut-taky joho chto schopyw za nohu i sylno rwonuw uhyb.

Woda zawyruwaa. Pawysz wtratyw orijentaciju i rozumiw ysze, szczo joho tiahnu
uhyb, czoho jomu nijak ne chotiosia. Win namahawsia wysmyknuty nohu, wwimknuty
lichtar, wystriyty w toho, chto tiahne joho, wse ce wodnoczas.
Nareszti, lichtar spaachnuw, ae w skaamuczenij wodi Pawysz nijak ne mih rozhedity swoho woroha, i todi win, distawszy wse-taky pistoet, wystriyw u toj bik. Promi
pistoeta buw slipuczo jaskrawyj, chwatka osaba, Pawysz siw na dno i zrozumiw, szczo
joho namahawsia potiahnuty uhyb hrajywyj chrobak, jakyj tak bojazywo wtik neszczodawno. Teper e win zwywawsia, rozitnutyj promenem nadwoje. Woda kaamutnia. I
Pawysz czomu poszkoduwaw chrobaka i podumaw, szczo tomu prosto ne chotiosia rozuczatysia z ludynoju, do jakoji win widczuw sympatiju. O i wiw poznajomytysia z simjeju
ne znaw-bo, bidoacha, za jaku kinciwku ludy wodia odne odnoho w hosti.
Pawysz postojaw, podywywsia na chrobaka, szczo korczywsia, i chotiw buo powertatysia do bereha, jak z hybyny wyskoczya zhraja wukych, schoych na wereteno ryb,
prywabenych, pewno, zapachom krowi chrobaka. Weretena rozdwojuwaysia, nemow
szczypci, upywaysia w chrobaka, jich buo bahato, due bahato, i wydowyszcze sutyczky
poowynok chrobaka z chyakamy buo nastilky strasznym, nesamowytym, perwisnym,
szczo Pawysz ne mih widirwatysia wid nioho. Stojaw i dywywsia. I ysze koy odne z wereten kynuosia do nioho, perewiriajuczy, chto switysia tak jaskrawo, Pawysz zrozumiw,
szczo zatrymuwatysia zowsim ne slid, i pospiszyw do bereha, wymknuwszy lichtar i spodiwajuczy, szczo chrobak apetytnisza jia, ni joho skafandr.
Na al, wereteno dumao inaksze. Wono wczepyosia w bik i rwao tkanynu, mow
zyj sobaka. Pawyszu doweosia rozrizaty chyaka promenem. Tut-taky dekilka wereten
obyszyy chrobaka i kynuysia nawzdohin za Pawyszem.
Pawysz widstupaw do bereha, raziaczy promenem po sprytnych, szwydkych tiach
chyakiw, ae, zdawaosia, szczo na misce zahyboho nehajno prypywaje inszyj. Raziw zo
dwa chyaky dobyraysia do skafandra, ae tkanyna ne piddawaasia zubam, i wony prodowuway smykaty i dziobaty skafandr, niby joho upertis dodawaa jim syy.
Odnomu z chyakiw wdaosia-taky prokusyty skafandr. I nohu. Pawysz, harczaczy
wid bolu, widczuwajuczy, jak woda czerez otwir llesia w skafandr i zmiszujesia z krowju,
jak use nowi j nowi weretena upywajusia w nohy, z widczajem rwawsia do bereha, stiobajuczy po wodi sabijuczym promenem, i woda kypia nawkoo i fejjerwerkom rozlitaysia
iskry ta kuby pary.
Pawysz wybrawsia na pisok, wytiahnuwszy chyakiw, szczo wczepyysia buldooju
chwatkoju, wirnisze, czastyny jich, bo wsi wony buy mertwi, rozrizani promenem.
U misci rozrywu nohu sadnyo zuby wereten wstromyysia w mjaso, i Pawysz
znaw, szczo jde krow, ae zupynyty jiji ne buo czym. Pawysz prypustywsia szczonajhrubiszoji jak dla likaria pomyky ne wziaw z soboju nawi pastyru.
Hnaty treba takych, skazaw Pawysz sobi. Spodiwawsia prowesty pryjemnyj
weczir. Prohulanku pid misiacem.
Win widczuw, szczo straszenno wtomywsia, szczo chocze lahty i nikudy bilsze ne jty.
I nawi ne powertatysia do korabla, tomu szczo jty treba znowu po morkomu dnu, a taki
podoroi mona zdijsniuwaty ysze raz u ytti. Prosto zakopajsia w pisok i spy, pidkazuwao wtomene tio. Nichto tebe ne czipatyme. Widpoczynesz hodynku-druhu i potim pidesz dali. Trochy nudyo, i buo wako dychaty.
Zwyczajno , zrozumiw Pawysz. Kri dirku wchody tutesznie powitria. Ot chaepa.
Pawysz widmotaw czastynu sznura, szczo wysiw akselbantom czerez pecze, zachopyw

na wypadok, jakszczo znadobysia motuzok, widrizaw promenem pistoeta szmatok z piwmetra i nakaw nycze kolina dhut. Ce buo ne due rozumno noha zaterpne i jty bude
wacze, ae na sumiszi swoho i miscewoho powitria te dowho ne protiahnesz.
Widrizawszy sznur, Pawysz pomityw, szczo pistoet daje zowsim sabkyj promi, ae
ne zrozumiw, czy to win wymahaje pidzariadky, czy to energija wyteka ranisze, szcze
na korabli. Pawysz schowaw pistoet. Zayszawsia ni, ae nawriad czy joho mona buo
wwaaty za nadijnu zbroju.
Zatym Pawysz zrobyw szcze odne nepryjemne widkryttia w bytwi na dni jakym
czynom rozkrywsia rane i zapasy jii distaysia rybam. Na dni rancia wyjawywsia ysze
tiubyk z sokom. I Pawysz wypyw poowynu, retelno zakrutywszy zayszky i zachowawszy
jich szczojaknadijnisze.
Najrozumnisze buo b powernutysia na korabel. Moe, wdassia pidzariadyty pistoet i, hoowne, ponowyty zapasy wody, zminyty skafandr. Dali jty nerozwaywo. Z konym krokom powernennia stawao wse bilsz probematycznym, tym bilsze newidomo,
szczo czekaje poperedu i szczo chowajesia za wohnykom. Moe, ce prosto dijuczyj wukan?
Szczob bilsze ne mirkuwaty, Pawysz pidwiwsia noha bolia i szwydko piszow
po pisku do wohnyka, ne ozyrajuczy nazad.
Chotiosia pyty. Koy znajesz, szczo pytwa zayszyosia na dwa kowtky, zawdy korty pyty. Szczob widwoliktysia, Pawysz skoncentruwaw uwahu na boli w nozi, chocza,
ue krokiw czerez dwisti ne treba buo robyty ce specilno noha zanimia i nya, nemow
zub. Szcze ne wystaczao, szczob ryby buy otrujnymy, podumaw Pawysz. I szczo
meni wartuwao widrazu pobihty do bereha, jak tilky ja jich pobaczyw? A stojaw e i dywywsia, wtratywszy ciu chwyynu.
Upertosti wystaczyo szcze na piwkiometra. Potim doweosia prysisty i rozpustyty
sznur, pidsyyty prypyw kysniu, szczob ne stao ze. Ae wse odno buo ze. ybo, ja
wtratyw bahato krowi, dumaw Pawysz, i czomu stao moywym widmeuwatysia
wid samoho sebe, stawyty dignoz objektywnyj i orstokyj. I dignoz buw: win ne dijde.
A taky dijdu, skazaw Pawysz. Tam Hlib czekaje. I wsia druha wachta.
Win znowu zatiahnuw sznur wse odno widpoczynok ne dopomih, ysze kyse namarno jszow u nebo, doszkandybaw do kuszcziw. Kuszczi zminyysia, wony buy tut
wyszczi, ne taki koluczi, bilsze schoi na derewa. Pawysz spoczatku chotiw zrizaty hiku
noem, ae ruky ne suchaysia, doweosia znowu distaty pistoet i widpylaty jiji promenem.
Dali Pawysz jszow, spyrajuczy na prunu payciu i pidtiahajuczy z konym krokom
chworu nohu, i buw win, pewno, schoyj na wmyrajuczoho podoronioho w pusteli, abo
na polarnoho doslidnyka dawnich czasiw, szczo z ostannich sy priamuwaw do polusa. I
jakszczo za polarnym mandriwnykom naey bihty wirnomu psowi, to i w Pawysza buy
suputnyky, ne taki pryjemni, jak psy, ae wirni dekilka potwor strybay po pisku, zlitay, pidnimaysia nad hoowoju i znow opuskaysia na pisok. Wony buy nenastyrywi,
nawi wwiczywi. Ae jim due chotiosia, szczob dwonoha istota szwydsze wpaa i zdocha.
A koy-nebu tut ytymu ludy, dumaw Pawysz. Pobuduju budynky i dorohy,
moywo, nazwu jaku z wuy imjam Kompasa. Dowhymy weczoramy stanu prychodyty na bereh moria steynamy, prokadenymy w czaharnyku, myuwatysia smuhastym
soncem, zeenoju wodoju, i pryruczeni potwory nahladatymu za dimy abo syditymu na
hospodarkych peczach. Ade ludy szwydko wmudriajusia stawyty wse z nih na hoowu.

Moywo, nawi nawczasia zbyraty zeenu pawutynu z wodorostej i wyhotowlaty z neji


wytonczeni szali, wiczni, pereywczasti, ehki. A poky win, Pawysz, szkandybaje po pisku
i joho peresliduju absolutno nepryruczeni potwory, jaki ne znaju, szczo ludyna car pryrody. Cikom sam
Ae chto zapayw wohnyk? Chto czekaje podoronioho za widczynenymy wikonnyciamy? Czy prywitaje? Zdywujesia? Zustrine postriom, zlakawszy neznajomcia? Ade
jakszczo rozumni istoty zjawyysia tut poriwniano nedawno, to wony mou wyjawytysia
nedostatnio rozumnymy, szczob pospiszaty na dopomohu jakym kosmonawtam.
Ae hoowne dijty. Newaywo zaraz, woroh tam czekaje czy druh, prosto ce wukan czy switlanyj kuszcz. Jakszczo poczaty mirkuwannia, daty sumniwam zdoaty tebe,
syy zakinczasia. Wpadesz i prynesesz nezasuenu radis czenystym potworam.
A wohnyk tym czasom nabyzywsia Berih dosy kruto zahynawsia do mysu, w
kinci jakoho, nejmowirno daeko, ae znaczno bycze, ni ranisze, horiw wohnyk. Kuszczi
widstupyy wid bereha, rozirwani newysokoju skelastoju hriadoju, chrebtom mysu.
Wwimknuwszy na chwyynu lichtar, Pawysz rozhediw pobyskujuczi czorni skeli, odnomanitno zubczasti, mow stara kriposna stina. Potim doweosia lichtar wymknuty znowu
potwory samowiddano kydaysia na nioho, i jakszczo ranisze jich udary zdawaysia
ehkymy, teper kone zitknennia widhukuwaosia spaachom bolu i napadom ohydnoji
nudoty.
Stao szcze temnisze chmary peretworyysia na sucilnu peenu i prynesy doszczyk czastyj, dribnyj, stikajuczyj po zaborou hillastymy strumeniamy. Pawyszu raptom zachotiosia, szczob doszcz ochoodyw yce, ade win maje buty swiym, ywym
Pawysz pidniaw zaboroo szooma i nachyyw hoowu wpered. Krapli, szczo paday na
czoo, buy tepymy, i dywno doszcz pach, win nis dywni, durmaniaczi zapachy zemli,
szczo chowaasia za kuszczamy, zapachy drimuczych lisiw, sokowytych stepiw, weyczeznych, rozpastanych po zemli chyych kwitiw, uszczeyn, napownenych awoju, lodowykiw, porosych bakytnymy yszajnykamy, hnyjuczych pniw, z jakych noczamy wylitaju
riznokolirni iskry
Widczajdusznym zusyllam, wtraczajuczy we swidomis, odurmanenyj wydinniamy,
jaki prynis tepyj doszcz, Pawysz opustyw zaboroo. Doweosia sisty na pisok i hnaty
maru. Dychaty hyboko i riwno, i borotysia z nezdoannym baanniam zasnuty. Pawysz
namahawsia rozserdytysia. Win ajaw sebe, huzuwaw z sebe, znuszczawsia, win kryczaw
szczo obrazywe potworam, szczo rozsiysia krukom na pisku, terplaczym potworam
Potim win znowu jszow. I jomu zdawaosia, szczo za nym jde slidom son. Weykyj
biyj son z prunym chobotom i zwysymy wuchamy. Son tupaw po pisku i pidhaniaw
Pawysza. Son buw wydywom. Potwory te buy wydywom. Wohnyk buw wydywom. Niczoho nasprawdi ne isnuwao ysze pisok i woda. I woda bua zeena j dobra. U nij mjako
eaty. Wona ponese nazad, do korabla, pokade kraj luka, i Hlib Bauer, jakyj sam, swojeju
woeju wyjszow z anabizu, pidijde, wime Pawysza na ruky, widnese do kajuty i skae:
ty moode, Sawo, ty daeko zajszow.
Widtak buo proswitlinnia. Bil. Syze nebo. orstkyj pisok. Skeli, szczo nawysy nad
wukoju piszczanoju smukoju i prychowuway wohnyk. I todi, boriuczy z boem i diakujuczy jomu za te, szczo powernuw rozum, Pawysz prytuywsia do skeli, distaw tiubyk
z sokom, dopyw joho. I stao szcze nudotnisze, ae hoowa projasnyasia. I Pawysz zaspiszyw upered, bojaczy znowu zneprytomnity, zboewolity, powiryty w askawis chwyl i
spokij.

Ae son wse jszow i jszow zzadu. Win zayszywsia wid wydi. I kroky joho buy realni, waki, zdawaosia, szczo pisok zdryhajesia i prohynajesia pid nym.
Turbuwaa widsutnis wohnyka. Raptom promynesz, ae odnych sy powernuty,
pidniatysia na skelu, rozzyrnutysia. Pawysz nawi nijak ne mih zmirkuwaty, skilky czasu
mynuo widtodi, jak win powernuw na mys. Proway w swidomosti mohy buty myttiewymy, a mohy prodowuwatysia dowho.
A son zowsim byko. Dychaje w spynu. Pawyszu wsioho ysze potribno powernuty hoowu, i wydywo znykne. Ae nijak ne mih zmusyty sebe ce zrobyty. Win wtomywsia ne tilky fizyczno. Wtomyosia wse i rozum, i ujawa, i widczuttia, mozok widmowlawsia wbyraty nowi obrazy, reaguwaty na nych, lakatysia czy ignoruwaty. Buo, sowom,
odnakowo czy jde zzadu son a czy win plid ujawy, zayszok marennia.
I wse-taky Pawysz ozyrnuwsia. Win spodiwawsia, szczo nikoho tam ne nemaje,
okrim potwor.
Ae son buw. Ni, ne son, nijakyj ne son. Prosto amorfne hromaddia nezrozumiym
czynom pohojduwaosia zzadu, spiwwidnosiaczy ruch iz szwydkistiu ludyny, nawi prypadajuczy na odyn bik, nacze prywolikujuczy nohu. U nioho ne buo ni oczej, ni chobota.
ysze w najnespodiwaniszych misciach raptom spuczuwaasia swita oboonka, utworiujuczy korotki macaky.
Pawysz uwimknuw lichtar. I tut-taky znyk bil. Tut-taky pryjsza zlis, jaku tak bezuspiszno namahawsia wykykaty w sobi Pawysz. Ade dekilka desiatkiw metriw, dekilka
krokiw zayszyosia do mety, do wohnyka. Tak ne mona. Ce neczesno. Ce prosto neczesno z boku panety.
Hromaddia ne widstupyo. ysze w tomu misci, kudy upersia promi lichtaria, utworyasia wyrwa, nemow swito widczutno tysnuo na oboonku. Pawysz prowiw promenem
po tiu hromaddia, i te z nespodiwanoju ehkistiu wteko z-pid promenia, rozdiywszy na
dwi formy, stawszy schoym na kepsydru.
Pawysz wychopyw pistoet, natysnuw haszetku, ae promi pistoeta protiahnuwsia
tonkoju smukoju, nearkoju i nestrasznoju i obirwawsia bila hromaddia. Pawysz wykynuw pistoet. Win buw wakyj, win widtiahuwaw ruku i buw absolutno ne potribnyj.
Pawysz i hromaddia stojay odyn proty odnoho. Pawysz wymknuw lichtar. Hromaddia rozszyryosia w seredyni i znowu stao michom kartopli zawbilszky z dwopowerchowyj budynok. Odna z potwor neobereno pidetia byko do hromaddia, i macaky,
szczo wytiahnuysia z oboonky, pidchopyy jiji i zachoway w tio. I nemaje potwory.
Do bisa! skazaw Pawysz, i hromaddia hojdnuosia, poczuwszy hoos. Ja wse
odno pidu.
Win obernuwsia do hromaddia peczyma, tomu szczo niczoho inszoho ne zayszaosia. I piszow. Doszcz due hoosno stukaw po szoomu, i dzwenio u wuchach. Ae treba
buo jty i ne obertatysia.
Hromaddia buo bycze. Win widczuwaw ce i ne ozyrawsia.
Skeli rozstupyysia. Mys kinczawsia. Odna skela, wyszcza wid inszych, z poskoju
werchiwkoju, stojaa na samomu kraju mysu. I na nij horiw wohnyk. Ne wohnyk slipuczo jaskrawyj lichtar. Lichtar znachodywsia na stowpi. Nawkoo lichtaria krutyysia
potwory, i zemla bila stowpa bua usijana jich trupamy. Do werchiwky lichtaria, do majdanczyka, na jakomu win horiw, buo metriw zo pja. Czornyj kubyk, metry u dwa
zawwyszky, umiszczawsia na ciomu majdanczyku poriad z lichtarem. Tam, pewno, znachodyasia syowa ustanowka, szczo ywya lichtar. I wse.

Ne buo ni budynoczka z rozczynenymy wiknamy, ni peczery, w jakij horiw woho,


ne buo nawi dijuczoho wukana. Buw awtomatycznyj majak, wstanowenyj kymo, chto
ywe daeko i nawriad czy nawidujesia siudy.
I podoro wtratya sens. Pawysz zapowz na skelu z odnoho boku wona bua poohoju. Ae cej ostannij widtynok szlachu widniaw usi syy ta jich i ne buo zwidky
braty: ty moesz projty maje czerez wse i wyterpity maje wse, jakszczo poperedu je
meta. A jakszczo jiji nemaje
Hromaddia tako powzo na skelu trochy szwydsze, ni Pawysz. Koy win dotorknuwsia, nareszti, do stowpa, metaewoho, byskuczoho pid doszczem, hadkoho, hromaddia wypustyo macak i dotorknuosia do nohy Pawysza. Do chworoji, zanimioji nohy. I
strachitywyj bil prymusyw skryknuty, tomu szczo macak nakryw diru w skafandri j ditknuwsia do rany.
Pawysz widsmyknuw nohu, prytysnuwsia do stowpa, i ruka wczepyasia w popereczynu. Korotki sterni styrczay obabicz stowpa po cij drabyni wyazyw, pewno, bakenszczyk. Pawyszem keruwaw ysze instynkt samozbereennia. Swidomis widkluczyasia czomu krutyasia ysze dumka: ot koy b pryjichaw bakenszczyk, bakenszczyk
Potim bua temriawa i znowu rizkyj bil druhyj macak jaozyw po nozi. I swidomis
powernuasia ysze na majdanczyku majaka. Jak win zumiw podoaty ci pja metriw z
zanimioju nohoju, znesyenyj, Pawysz tak i ne wtiamyw. Win dywywsia wdoynu. Temne
hromadia obwoliko stowp i powilno powzo po niomu whoru. Pawysz wychopyw ni, rizonuw nym po perszomu z macakiw, szczo wylizy na majdanczyk, toj widrazu znyk, schowawsia, ae na misce joho pidniawsia nowyj.
Pawysz widstupyw do czornoho kuba energoboku. U niomu buw luk. I luk buw
zamknenyj, i win szaryw po hadkij powerchni, spodiwajuczy widszukaty knopku abo
ruczku, i ne smiw obernutysia do kuba ycem, tomu szczo treba buo masakruwaty noem
po upertych pelustkach romaszky, metlaty hoowoju, zatrymujuczy jich promenem. A pelustky, zahynajuczy, spowzay do centru, do nih Pawysza. Luk widkrywsia raptowo, i
Pawysz, padajuczy wseredynu, zneprytomniw.

Pawysz rozpluszczyw oczi. Riwno horio swito. Win eaw u nezrucznij pozi, wpyrajuczy hoowoju w kut kuba. Win buw ywyj.
Pawysz spersia na liko, zwiwsia. Za widczynenym lukom pobyskuway krapli doszczu, oswiteni promeniamy majaka, i krapli e zdryhaysia na lotu, jak zdryhajesia
wse, jakszczo dywytysia kri syowyj zachyst.
Pawysz siw. Rozzzyrnuwsia. Hoowa bolia tak, szczo chotiosia widgwyntyty jiji i
poyty chocz trochy bez hoowy. Nohy ne buo. Wirnisze, Pawysz jiji ne widczuwaw. Czornyj znadworu, kub zseredyny wyjawywsia switym i wid toho bilszym. Na wsiu bicznu
stinu tiahnuwsia pult. I nad nym bua neweyka kartyna, zwyczajna stereokartynka, jaki
posyaju ludy odyn odnomu na Nowyj rik: berezowyj haj, soniaczni widbysky po ystiu,
mjaka trawa i chmary na due bakytnomu nebi. Kosmonawty daeko wid Zemli staju
sentymentalnymy. I jakszczo de w dorozi, czy to na Saturni, na Marsi jich nazdoene
poszta, wony zberihaju ci ystiwky. I wiszaju jich na stiny kajut.
I wse reszta buo zrozumiym i prostym: pult daekoho zwjazku, zapasnyj skafandr
na wypadok, jakszczo poterpiyj katastrofu kosmonawt distanesia do awtomatycznoho

majaka, zayszenoho rozwidnykamy na bezludnij paneti, szafka z wodoju, likamy, jieju,


zbroja, perenosnyj energobok
Koy dawno ludy w tajzi, jduczy iz zahubenoji w huszyni chatynky, zayszay w nij
zapas soli, sirnyky, patrony wony mohy staty w nahodi podoroniomu, szczo zabukaw
czy znesyywsia. I ci radimajaky tak za tradycijeju i zwaysia chatynkamy. Newidomo,
chto i koy prydumaw ciu nazwu pryszczepyosia.
Szurchotiy pryady i w Centr bezpererwno jsza informacija pro temperaturu powitria, woohis, sejsmiku panety. Wona szcze ne bua widkryta. Ae chatynka stojaa. I
czekaa na ludynu. I nawi prykrya jiji syowym poem, koy nazdohaniaw peresliduwacz,
i nawi widczynya jij dweri, tomu szczo moha widriznyty ludynu wid bu-jakoji inszoji
istoty.
Spoczatku Pawysz zabrawsia w apteczku, rozszukaw antyseptyk, tonizujuczi piguky, stiahnuw z sebe skafandr, spiwczutywo pochytaw hoowoju, pobaczywszy, na
szczo peretworyasia noha. Do nioho powernuosia poczuttia humoru, i win nawi poakuwaw, szczo w chatynci nemaje kamery, szczob zazniaty ciu syzu koodu, kotra tak nedawno buo nohoju sudnowoho likaria Pawysza. Widtak wytratyw kilka chwyyn, namahajuczy prywesty sebe do normy.
Potim proszkandybaw do pulta zwjazku, peremknuwszy raciju na ruczne uprawlinnia, i widbyw SOS po kosmicznych kanaach. Poza czerhoju. I znaw, czuw, jak zawmyraje
zwjazok u Gaaktyci, jak pererywaju robotu stanciji panet i korabliw, jak prysuchajusia
radysty do sabkych, daekych zakykiw, jak u Kosmicznomu centri spaachuju sygnay
trywohy i anteny krutiasia, nastrojujuczy na chatynku nomer takyj-to, i o newidomyj
szcze Pawyszu korabel, szczo znachodysia w sektori dwanadcia, otrymuje nakaz terminowo zminyty kurs
Koy pryjszo pidtwerdennia zwjazku, Pawysz nawi diznawsia nazwu korabla,
szczo jszow na dopomohu Sehea. I bude win tut czerez tyde. Abo trochy ranisze.
I potim Pawysz spaw. Win spaw hodyn szis i prokynuwsia wid widczuttia nezrucznosti, neobchidnosti szczo zrobyty, kudy pospiszaty. I zrozumiw, szczo dali sydity i
widpoczywaty w ciomu zatysznomu kubyku nijak ne mona. Prosto neprystojno. Osobywo koy noha maje mynua (chocz i poboluje), a w kyszeniach zapasnoho skafandra
wmiszczajusia widrazu dwa pistoety.
I Pawysz powidomyw u Centr, szczo powertajesia na korabel. Tam widpowiy dobro, tomu szczo ne znay, szczo do korabla desia kiometriw piszky, ta j szczo desia
kiometriw dla dyspetczera Centru, szczo miriaw widstani ysze parsekamy?
Pawysz spustywsia drabynkoju. Buo zowsim temno. Sutinky zakinczyysia. Potwory byysia mow niczni meteyky ob szybky majaka.
Pawysz ujawyw, jak osoruno jomu bude lizty u wodu, koy bude win obchodyty
zradnyku riczku, pomorszczywsia, podumawszy, szczo son moe pryjty ne sam, a z towaryszamy. Ae wreszti-reszt wse ce buy durnyci. Korabel Sehea u bu-jakomu wypadku czerez tyde abo trochy ranisze pryzemysia na berezi.
I Pawysz, nakulhujuczy, piszow po szczilnomu pisku, kraj samoji zeenoji wody.
Chwyli prynosyy na hrebeniach switu fosforescijujuczu pinu i namahaysia yznuty czerewyky. I jszow dribnyj doszcz, szczo nis wydinnia pro lisy, stepy i weetenki chyi kwity,
uszczeyny, napowneni awoju, lodowyky, porosli bakytnymy yszajnykamy, hnyjuczi pni,
z kotrych unoczi wylitaju kolorowi iskry

Z rosijkoji perekaw Witalij Henyk


Perekadeno za wydanniam: BUYCZEW K. Czudesa w Huslare. M.: Moodaja
gwardija, 1972. 368 s. (B-ka sowetskoj fantastiki).

Woseny w Pusteli nastaje pora raptowych, zych, kryanych pyowych bur. Woseny
nowaczkam ne slid widdalatysia wid bazy. Nawi jakszczo tyde stoji tysza. Buria obowjazkowo stanesia. I szczo dowsze zatyszszia, to zlisza buria. I we pewno, yszajnyky
Schidczastoho kajonu, jakymy b ridkisnymy j baanymy wony ne buy, ne wartuju toho,
szczob na siomyj de zatyszszia sidaty w ehkyj fajer i mczaty do kajonu. Rozrachowujuczy powernutysia do obidu, tak, szczob nichto na bazi ne pomityw twojeji widsutnosti.
Regina postukaa obamanym nihtem po cyferbatu. Jakszczo wiryty pryadam,
kyse w rezerwnomu baoni kinczajesia i regeneracijna systema praciuje na hoodnomu
pajku. Regina pownistiu widkrya wentyl. Ne ekonomte wasne yttia, moodi ludy,
jak kazaw profesor jak joho zway? Takyj maekyj, sywyj, i wucha styrcza?
Za pryncypamy, rozrobenymy w chudonij literaturi, ty powynna zaraz wylizty z
cijeji tisnoji peczerky, zustrity ycem pyowu zametil i, chylaczy nazustricz witru, z ostannich sy bresty do mety. Wpasty w sta metrach wid neji i krasywo zahynuty. Ae cej
szlach wykluczawsia, oskilky Regina absolutno ne ujawlaa, de meta, i ne chotia krasywo
hynuty.
Wona poetia do kajonu, szczob dowesty geooham, szczo jiji ne darma do nych
prysay. Kudy ce hodysia we rik jich prosia dobuty ci yszajnyky i widprawyty na
Perszu wid syy dwi hodyny roboty, ae u nych ne dochodia ruky. To sprawy, to snihy,
to buri. A zaborona, jaku wony nakay na jiji samostijni diji, pojasniuwaasia, jak wyriszya Regina, kompeksom prowyny. Nezruczno wychody, jakszczo pryjida diwczyna zroby te, czoho wy ne zibraysia zrobyty za rik.
Dali wse widbuwaosia w kraszczych tradycijach. Buria, szczo poczaasia jak sprawedywa widpata osusznyci. Prekrasna neznajomka, szczo brede z sumkoju yszajnykiw
newidomo kudy. Jaki horby i urwyszcza, szczo wstaju na szlachu. I, wreszti-reszt, jama,
de mona zawerszyty swij skorbotnyj szlach. De fajer, de baza, kudy bresty z ostannich
sy newidomo.
Mona buo b popakaty. Ae ce zajwa wytrata woohy. Woohu slid berehty. Regina
podumaa, szczo racinalnis micno wsotaasia jij u krow. Jaka-nebu Czerwona Szapoczka, zabukawszy w lisi i pobojujuczy zustriczi z Sirym Wowkom, moha smiywo daty
wolu slozam, ne zamyslujuczy pro wytratu woohy. A wtim, szczo jij za kopit do woohy?
Wse odno nichto ne wstyhne jiji znajty i wriatuwaty. Dychaty we maje niczym
U owtij stini kuriawy, szczo zatiahnua otwir peczery, pokazaasia temna posta. U
obyczczia wdaryw nadto jaskrawyj promi lichtaria. Regina zradia, szczo ne wstyha zapakaty, i sprobuwaa wstaty, szczob hidno zustrity swoho riatiwnyka, ae powitria
zowsim ne zayszyosia, i wona, chapajuczy rotom joho aluhidni zayszky, wpaa na ruky
czoowikowi.
Mow kri dzwinkyj tuman doynuw hoos:
Samohubcia.
Ce ne buo osudom. Ce bua konstatacija faktu.
Regina namahaasia skazaty, szczob win widdaw jij swij rezerwnyj baon. Ae,
pewno, riatiwnyk i sam zdohadawsia.
Buo schoe na te, jak wyrynajesz z hybyny, powitria we nemaje, zdajesia, oo wdychnesz wodu a zamis cioho wse swie powitria Zemli wlitaje tobi w eheni.

Wstyha.
Spasybi, proszepotia Regina.
Nema za szczo, skazaw riatiwnyk. Ja dozwoyw sobi pidjednaty wasz-taky
zapasnyj baon. U was zayszaosia kysniu hodyn na desia.
Ae ja dywyasia
Jake uminnia wasztuwaty tragediju na poroniomu misci, widznaczyw riatiwnyk.
Rozhedity joho Regina ne moha. Wona skazaa:
Zaberi lichtar.
Napewno, w jiji hoosi prozwuczao rozdratuwannia. Bezhuzdo buty szczeniam, jakoho tyczu nosom u kaluu. Promi lichtaria zsunuwsia wbik, upersia w stinu peczerky.
Mona jty, skazaw riatiwnyk. Trymajtesia za mene. Mij wsiudychid w uohowyni. Dla kraszczoho efektu wam warto buo b wymknuty awarijnyj peredawacz. Ranisze, ni czerez sto rokiw, w ciu dirku nichto b ne zazyrnuw.
Regina mymowoli pohlanua na knopku peredawacza. Wona hyboko zitchnua. Mabu, nemaje sensu spowidatysia riatiwnykowi w tomu, szczo peredawacz wona ne
wwimknua. Win praciuwaw ysze tomu, szczo wona hodynu tomu wpaa w jar i tak newdao
Chodimo, skazaa Regina.
U wsiudychodi win widrazu wsiwsia poperedu i, wmykajuczy motor, poperedyw:
Ne znimajte szoom. Kabina ne hermetyzowana. Nikoy distatysia do bazy i rozibratysia, w czomu sprawa. Poterpi szcze desia chwyyn.
Profil u nioho buw hostryj, krupnyj, nemow u worona. I browy due husti, czorni.
Chiba wy mene ne widwezete na bazu?
Ne dobratysia, skazaw riatiwnyk. Pereczekajete buriu na mojemu postu.
Win uwimknuw raciju i zwjazawsia z bazoju.
Znajszow, skazaw win. Bez osobywych zusyl. Moete dawaty widbij.
Racija zaburmotia szczo u widpowi. Regina dywyasia w iluminator na owtu,
neprozoru zawisu kuriawy.
Ton u nioho buw huzywyj, pobaywyj. Ton buwaoho slidopyta. Czyczako,
podumaa Regina. Ja czyczako. Taki ne wyyway na Kondajku.
Riatiwnyk wymknuw zwjazok i wpersze obernuwsia do Reginy. Joho browy buy
zomeni poseredyni, a oczi wyjawyysia due switymy. U fas win ne buw schoyj na worona, szwydsze na Mefistofela.
Wony pytaju, czy ne potriben likar. Ja widpowiw negatywno. Ja ne pomyywsia?
Wy ne pomyyysia.
Nu j harazd. Trymajtesia micnisze. Chytatyme.
Ce buo wwiczywym prymenszenniam. Wsiudychid ne chytao. Joho pidkydao, motao , mao ne perekydao. Regina bilszu czastynu szlachu prowea w pidwiszenomu stani,
podekoy zlitajuczy do steli kabiny. Dobre szcze, szczo tut neweyke tiainnia ruchajeszsia poriwniano powoli.
Nareszti wsiudychid zupynywsia. Riatiwnyk wyskoczyw perszym i prostiahnuw Regini ruku w byskuczij, orstkij rukawyczci. Nemow schopyw kliszczamy.
Zrobywszy krok, Regina ozyrnuasia wsiudychid we zdawawsia prywydom, widokremenym dekilkoma szaramy etiuczoho serpanku.
Koy wony rozdiahaysia w mikroskopicznomu tamburi posta, riatiwnyk skazaw:

Wy prawylno zrobyy, szczo zahubyysia na poczatku buri. Zaraz was wacze


znajty.
Dribnyj py wysiw u powitri.
Poczekajte kilka chwyyn, prodowuwaw riatiwnyk, bo my napustymo pownyj post pyu. Pryady joho ne lubla. Do reczi, raz we my teper ytymemo razom, jak
was zwu?
Regina.
Due pryjemno. Stanisaw.
Py znechotia osidaw na pidohu i na stiny, oskotaw u nizdriach.
Poterpi, skazaw Stanisaw bez usmiszky, pomitywszy, szczo hostia zmorszczya nis. Czchnete useredyni. Inaksze pidnimete chmaru. Poczuchajte perenissia. Kau, dopomahaje.
I taka sya perekonannia: Regina suchniano poczuchaa perenissia, chocz ce i ne
dopomoho. Doweosia znowu czekaty, poky wsiadesia py, riatiwnyk mowczaw, chocza
Regina czekaa dohany za te, szczo czuchaa perenissia ne za prawyamy.
Useredyni wse buo, jak i naeao. Poriadok maje monastyrkyj. Wona ujawya
sobi, jak cej Stanisaw uwe wilnyj czas brody z hancziroczkoju po dwoch tisnych kimnatkach do tuaetu posta i wytyraje py z pryadiw i mebliw. Chocza mebliw buo mao.
Dwi typowi widkydni kojky w ytowomu widsiku, dwa stoy. Odyn roboczyj, druhyj bila
myjky, kuchonnyj, win e obidnij.
Znajete, jak robyty dusz? zapytaw Stanisaw.
U nas taki kurnyky, skazaa Regina.
Mefistofelki browy kartynno zdijniaysia.
My typowi posty kurnykamy zwemo, skazaa Regina, czerwonijuczy.
Nenacze jiji spijmay na dytiaczij wytiwci. Moe, skazaty jomu, szczo kurnyk
neoogizm profesora Wegenera? Ni w jakomu razi.
Stanisaw wytiahnuw iz stinnoji szafky rusznyk.
Myo w tiubyku na poyczci, skazaw win. Tam-taky j szczitka dla woossia.
Nu i mordujesia win zaraz! Joho ulubenyj czystyj rusznyk! Joho najdorocza
szczitka dla woossia! Joho kosztownyj tiubyk z myom
Regina zapnua pastykowu firanoczku, pryjednaa szang do krana.
Za firankoju prounaw bahatoznacznyj kaszel.
Szczo trapyosia? W hoosi Reginy zwuczaw meta.
Moe, wam potribno
Ruka Stanisawa zjawyasia z-za firanky. Win prostiahaw nawi widrazu ne zmirkuwaa czoowiczu biyznu. Czystu, jak i wse w ciomu kurnyku.
Diakuju, ne treba, skazaw Regina, bezuspiszno namahajuczy nadaty hoosu
strohosti. Spodiwajusia, szczo buria do noczi prypynysia, i za mnoju pryszlu fajer.
Biyzna ey u prawij werchnij szuchladi, skazaw Stanisaw. Buria siohodni
ne prypynysia. Postarajtesia ne due rozbryzkuwaty wodu. ywu na zamknutij systemi.
Powynni buy pidwezty bak, ae buria
Stanisaw wstyh szwydko pryhotuwaty obid. Rozdobuw zwidky dwa wysoki keychy, proter do bysku, tonko porizaw kartoplu. Regina wytyraa woossia i dywyasia, jak
promeni soncia, prorywajuczy kri zawisu kuriawy i wlitajuczy u wikno, iskryysia na
stinkach keychiw. Indywidualnis budynku, szczo zijszow z konwejera, utilujesia ysze
w dribnyciach. Keychy buy perszoju dribnyceju. Kartynka na stini rizkyj pustelnyj

pejza druhoju. Zazwyczaj tuteszni yteli prahnuy powisyty na wydnomu misci zobraennia berizok abo prochoodnych ozer. Stanisaw buw ne sentymentalnyj.
Jak wy sebe poczuwajete? zapytaw win, stawlaczy na sti szyplaczu skoworidku
z jajeczneju.
Ridkisne czastuwannia. Regina moha ce ocinyty.
Nenacze i ne wychodya na wuyciu.
Hospody, win wytiahnuw zwidky biu soroczku. Ujawlajete, prytiahnuw siudy,
czerez poowynu Gaaktyky, biu soroczku.
I dawno wy tut? zapytaw Stanisaw hoosom wwiczywoho hospodaria.
Wyjawlajesia, win umije pryjmaty hostej.
U Pusteli? Tretij de. Ja praciuju na Perszij bazi.
Win bilsze ne ironizuwaw. Regina podumaa, szczo u nioho due pryjemno wjesia
woossia.
Wy zamysyysia? zapytaw Stanisaw.
Ni. Niczoho. U nas tam okean, skeli, bryzky do samoji bazy dolitaju. I wydno
kiometriw za desia. Wy ne buy na Perszij bazi?
Ni, nikoy. Ja tut maje bezwyazno, czetwertyj misia. O zakinczu za dwa tyni
seriju doslidiw, moywo, pobuwaju i u was. Chocza nawriad. Mene czekaju na Wajali.
Ja tako poeczu na Wajau. Ne znaju, czy skoro? Napewno, tut odnomu due
nudno?
Meni nikoy nuhuwaty. Nuha ce zaniattia dla nerob.
Ja ne tak wysowyasia. Ja chotia skazaty sumno.
Stanisaw posmichnuwsia. Znyzaw peczyma.
Wy jite, a to ostyhne.
U nioho buy harni kysti ruk. Suchi, z dowhymy poskymy palciamy.
Probaczte, skazaw Regina, szczo ja zmusya was wybyratysia w taku buriu.
Wy ne nawmysno zabukay, skazaw Stanisaw.
Woczewy, ce buo jedyne wyprawdannia dla neji, jake win zmih wynajty.
Myrna atmosfera czajuwannia w hostiach o ue czoho Regina hodynu tomu pidozriuwaty ne moha. U wsiomu wynna wona sama. Nawiszczo wynuwatyty geooha, jakyj wymuszenyj buw kydaty swoji sprawy i rozszukuwaty w pusteli czyczako?
Wy geooh? zapytaa Regina.
Tak. Wam czaj micniszyj?
I czaj u nioho buw zapasznyj. I sprawnij farforowyj czajnyk dla zawarky.
Sam hospodar do czaju maje ne dotorknuwsia. Ta j jajeczniu ne jiw.
Ja ne lublu apelsyniw, skazaa Regina.
Ne zrozumiw.
Ja czytaa jako istorycznyj roman. Tam bua bidna simja, i maty howorya ditiam: Ja ne lublu apelsyniw. Nu, szczob jim bilsze distaosia.
A ja nasprawdi ne lublu jajeczni, skazaw Stanisaw.
Trymajete jajcia dla hostej?
Dim zawdy maje buty hotowyj do pryjomu hostej.
Dla nioho ce dim. I wsi kurnyky, namety, peczery, de jomu dowodysia yty, wse
ce dim. Buwaju e na switi ludy, jaki umiju nadaty bu-jakomu ytu normalnoho ludkoho wyhladu.

Wynykaje nowa probema, skazaw Stanisaw. Ade wam tut dowedesia noczuwaty.
Ae, moywo, szcze
Ja upewnenyj w buri. Wona was ne wypusty.
Regina rozumia, szczo win maje raciju. Buria rozhulaasia tak, szczo wid jiji porywiw zdryhaysia stiny wrosoho w skelu kurnyka.
To w czomu probema? sucho zapytaa Regina. U was je wilna kojka.
Rozumijete, Stanisaw dywywsia jij w oczi serjozno, nemow zbyrawsia zaproponuwaty jij ruku i serce, zazwyczaj ja splu na nynij kojci, i ja nawi zwyk do cioho.
Ae jakszczo wam kraszcze wnyzu, ja perenesu swoju biyznu nahoru.
I w ciomu wsia probema?
Zrozumio, skazaw Stanisaw.
Win zibraw zi stou i poczaw myty posud.
Dawajte ja wam dopomou, skazaa Regina. Ja ce zroblu kraszcze.
Wy hostia, skazaw Stanisaw. Krim toho, ja ne rozumiju, czomu wy umijete
myty posud kraszcze, ni ja? Wy specilno ciomu wczyysia?
Win ne artuwaw. Win prosto cikawywsia.
Ni, zasmijaasia Regina. Ja dotrymujusia tradyciji.
Wy ne widpowiy meni pro kojku, skazaw Stanisaw.
Ja due lublu spaty nahori, skazaa Regina.
Cym wy zniay z mojich peczej weyku probemu, skazaw Stanisaw. Ja
widkryju wam prawdu ja bojusia spaty nahori. Bojusia wpasty.
I znowu nezrozumio artuje czy due serjoznyj. De u nioho hra mi humorom i
najiwnistiu?
Ja ne wpadu, w ton jomu widpowia Regina.
Jakszczo wy ne zapereczujete, ja b teper trochy popraciuwaw, skazaw Stanisaw.
Zrozumio. U was ne znajdesia jakoji inoczoji roboty dla mene?
Szczo wy maje na uwazi pid inoczoju robotoju?
Sztopka, szyttia, prannia
Onde, na poyci, ostanni nomery Biogicznoho wisnyka Wajay. Wy jich, napewno, szcze ne baczyy.
Ni. Wy jich prywezy z soboju?
Pohortajte. Napewno, ce najkraszczyj wyd inoczoji roboty.
Regina neuwano perehladaa nomery urnau, bezsoromno pokreseni, zi znakamy
okykiw na polach, iz zaomenymy kutamy storinok
Wy cikawytesia i biogijeju?
Pomirno, skazaw Stanisaw. Ce pody dijalnosti moho brata. Win praciuje
na Wajali, prylitaw do mene i zayszyw.
Todi zrozumio, skazaa Regina. Ne u waszomu charakteri tak powodytysia
z urnaamy.
Ce ne zaey wid charakteru, zapereczyw Stanisaw. Bratowi tak zrucznisze.
Ae ne wam.
Ne meni.
Simejna scena, podumaa raptom Regina. Win za roboczym stoom, wona w

krisli. Za wiknamy buria, bezsya poruszyty zatyszok i spokij I szczo za nisenitnyci lizu
u hoowu?
Choczete, ja was postryu?
Szczo?
Stanisaw ne widrazu zmih perekluczytysia woczewy, propozycija nadijsza nedoreczna. Pochytaw hoowoju.
Jakszczo bude potribno, skazaw win, sam wporajusia. Wam nudno?
Regina chotia buo pohodytysia, ae tut-taky pryhadaa, jak Stanisaw stawysia do
nuhy.
Ni, szczo wy, skazaa wona. De moja sumka z yszajnykamy? Napewno, wid
nych niczoho ne zayszyosia.
Ja jiji postawyw u tamburi. Distaty?
Ne treba. Ja wam postarajusia bilsze ne zawaaty.
Zawaajte, skazaw Stanisaw. Ja niczoho ne maju proty. Meni pryjemno,
szczo wy do mene pryjszy.
Do weczora buria raptowo wszczucha. Stanisaw skazaw, szczo treba wyjty podywytysia, czy nadijno stoji wsiudychid.
Wy widwezete mene? zapytaa Regina.
Ni. Za hodynu, a moe ranisze, buria rozhulajesia kudy sylnisze. My zaraz z
wamy potrapyy w oko tajfunu. Wam dowodyosia czuty pro take?
Ce samyj centr buri? Oko tajfunu ce czomu powjazano u mene z Konradom,
Edharom Po
Witer u snastiach, zamana hrot-szczoha, w druhomu triumi pompy ne sprawlajusia z teczeju
Prawylno. A mona z wamy wyjty nazowni?
Ja budu radyj. Tilky dozwolte meni samomu perewiryty waszi baony.
Wy zopamjatnyj.
Ja oberenyj.
Wony sydiy na weykomu poskomu kameni bila wchodu w post. Buo due tycho,
ysze nad nyzynamy wysia, nijak ne moha wlahtysia syza u weczirniomu powitri kuriawa. Widbysky pryzachidnoho soncia kowzay po okruhomu zaborou szooma i, potraplajuczy w siri oczi Stanisawa, peretworiuway zinyci na maeki kruhli prozori ozera.
Win skazaw:
Koy ja otrymaw zwistku z bazy, szczo wy zahubyysia w mojemu rajoni, to spoczatku rozserdywsia. Darujte, ae same tak rozserdywsia. Nu chiba mona: uziaty
ehkyj fajer i wyruszyty w Pustelu, koy w bu-jaku my moe poczatysia buria? A buria
taka, szczo z dobroji woli ja b i na sto metriw wid posta ne widijszow Ni, ja rozpowidaju
ne dla toho, szczob wykykaty u was rozkajannia. Nawpaky, ja wynen u tomu, szczo buw
hrubyj. A potim wy pryjszy do mene, i ja zradiw tomu, szczo wy tut.
Sonce znyko za krajem stiny kuriawy, stao temno. Poryw witru pidchopyw meniu
pisku i kynuw joho w obyczczia Regini. Piszczynky wysknuy, driapajuczy zaboroo szooma.
Czas chowatysia, skazaw Stanisaw i prostiah jij ruku.
Regina zrozumia, szczo czekaa cioho. Szczob win prostiah jij ruku. Wona ne moha
widczuty tepotu joho dooni, ae ce ne tak waywo
U tamburi, kaduczy na poyciu szoom, Regina zapytaa:

Wy lubyte swoju robotu?


Nawriad czy ce pytannia lubowi abo nelubowi, skazaw Stanisaw. Ae, oczewydno, ja otrymuju zadowoennia wid procesu doslidennia.
I wid rezultatiw?
Joho obyczczia buo zowsim byko. U napiwtemriawi tambura oczi buy switliszymy wid szkiry. Regina mymowoli pidniaa ruku i dotorknuasia kinczykamy palciw do
szczoky Stanisawa.
Joho oczi rozszyryysia zdywowano.
Probaczte, skazaa Regina. Ja nenawmysno.
Nenawmysno?
Win posmichnuwsia. I dodaw:
Ja hadaw, szczo zabrudnyw szczoku. Abo wy smitynku zniay
Wwaajte, szczo smitynku.
Regina kynua na poyciu rukawyczky.
Weczereju zajmajusia ja, skazaa wona. Mou ja za wamy podohladaty?
Nawriad, skazaw Stanisaw, widczyniajuczy wnutriszni dweri. Ce nerozumno. Meni ehsze samomu zrobyty weczeriu, ani rozpowidaty, de szczo ey.
I zwyczajno, win napolig na swojemu.
Wnoczi Regina dowho ne moha zasnuty.
Maeka kajutka spalnyj widsik, zdawaosia, pywa po burchywomu moriu.
Jakszczo prykasty do stiny dooniu, to widczujesz, jak bjusia ob stinu chwyli pisku i
witru. Z werchnioji kojky wydno oswitenyj priamokutnyk dwerej i kut stou, za jakym
praciuje Stanisaw. O win widkynuw hoowu, perehortaje storinku, pidniaasia ruka, poprawya ampu. O win pohlanuw u bik Reginy win ne baczy jiji, ne znaje, szczo zustriwsia z neju oczyma. Prysuchajesia, czy spy wona. Pokykaty joho? Nawiszczo? A
moe, win zdohadajesia, pryjde, skae jij na dobranicz, mona bude opustyty ruku i
znajty u temriawi joho palci Win znowu widwernuwsia, prysunuw do sebe spektrograf.
Win ne pryjde pobaaty jij na dobranicz, chiba ce pryjniato, koy u tebe wypadkowyj his,
czyczako, jakyj zabukaw i jakyj znykne razom iz bureju? Ostannia dumka raptom rozserdya Reginu neriwnoprawjam poczuttiw. Ne dumaj durny, nakazaa wona sobi i
widwernuasia do stiny. Ae poky ne zasnua, namahaasia ujawyty sobi, szczo zaraz roby
Stanisaw. Prokynuasia wona pizno. Stanisaw ne staw jiji budyty.
Wyspaysia? zapytaw win, poczuwszy, szczo wona ziskoczya z kojky.
Za iluminatoramy mczy owta ima. Kruhyj hodynnyk nad roboczym stoom pokazuje 11.34. Regina zatrymaasia w ytowomu widsiku, zhadujuczy, de szczitka dla woossia, najmensze na switi jij chotiosia zjawlatysia pered Stanisawom skujowdenoju,
jak szczenia pisla bijky. Ae szczitka ey bila myjky, w tomu widsiku
Szyroka doonia Stanisawa wynyka w projmi dwerej. Na dooni eaa szczitka.
Stanisaw skazaw z-za dwerej:
Ja pidu pryberu w tamburi. Powernusia czerez desia chwyyn. Szczob do cioho
czasu wy buy u pownomu poriadku i hotowi snidaty. Wy jiste mannu kaszu?
Jim! Oboniuju! skazaa Regina, pryjmajuczy szczitku i z soodkoju beznadijeju
rozumijuczy, szczo szaeno, beznadijno zakochana w cioho wwiczywoho sucharia
***

A potim szczo? Stas zakuryw, i Stanisaw, szczo ne lubyw tiutiunowoho dymu,


kaszlanuw, rozhoniaczy dym pered osoboju.
Wona proya u mene w kurnyku szcze dwa dni. Wirnisze, dwa z poowynoju dni.
Skinczyasia buria?
Ni. Mymo jszow weykyj wsiudychid. Wony zawernuy do nas i wziay Reginu.
I szczo wona skazaa na proszczannia?
Niczoho. Wona wwiczywo poproszczaasia. Jak i pryjniato. Podiakuwaa meni za
hostynnis.
I wse?
Wona bua serdyta na mene.
Czomu?
Meni zdajesia, w hybyni duszi wona wwaaa, szczo ja nawmysno wykykaw
usiudychid, szczob spekatysia jiji.
A ty wykykaw usiudychid?
Ni, ja tut absolutno ni pry czomu. Ae jakby ja mih wykykaty joho, ja b ce zrobyw.
Tak szczo jiji zdohadky buy nedaeki wid istyny.
Ty zlakawsia?
Meni buo szkoda diwczynku.
Wona ne diwczynka. Wona dorosa ludyna. Jij nadijszow czas polubyty. I tut trapywsia ty. Ne due harnyj, ae cikom samostijnyj czoowik, prytomu riatiwnyk. Ty ne
projawlaw odnoji inicitywy: bezwidmownyj kapkan.
Ne namahajsia zdatysia cynikom.
Ja ne namahajusia. Ce ne cynizm, brate. Ce konstatacija faktu. Cikom imowirno,
szczo, pobacz wona tebe tut, na Wajali, projsza b mymo, ne zwernuwszy uwahy. Takych
czoowikiw, jak my, tut tysiaczi.
Wona buwaa na Wajali, wona wyrosa na Zemli. Ae polubya mene.
Wona pro tebe we zabua.
Ni.
Stanisaw distaw ysta, prostiahnuw joho bratowi.
Stas rozhornuw joho i widznaczyw:
Banalnyj poczerk.
Ne w poczerku ricz, terplacze skazaw Stanisaw.
Stas nedbao probih oczyma riadky, perewernuw yst na druhyj bik czy ne napysano tam czoho.
Szczo , skazaw win nareszti, due zworuszywo.
I wse?
Szczo iszcze ja mou skazaty? Ne ja wselaw jij ci poczuttia.
Ty artujesz?
Ni, ja serjoznyj.
Czasom ja ne znaju, koy ty artujesz, a koy serjoznyj. Ja baczyw jiji oczi, koy
my proszczaysia. Wona pysaa szczyro.
Ni na chwyynu w ciomu ne sumniwajusia. Ta i ne moji sumniwy tebe turbuju.
Ni, ne wony. Ae, prysiahajusia tobi, ja ne robyw nijakych krokiw dla toho,
szczob
Spokusyty jiji?
Cioho razu ty artujesz.

artuju.
Stanisaw pidwiwsia z krisa i pidijszow do wikna. Tam spysamy pidnimaysia chmaroczosy Wajay, na tli weykoho czerwonoho soncia rojem moszkary myhtiy fajery. Stanisaw nabyzyw obyczczia do ska, dywlaczy unyz, u prirwu wuyci.
Posuchaj, brate, skazaw Stas. Ty bezsyyj jij dopomohty. I, prysiahajusia
tobi, myne tyde, misia, wona utiszysia, wona mooda i pro wse zabude. To nechaj
tebe ne mucza dokory sumlinnia. Ja powtoriuju: jij pryjszow czas polubyty, i ty wczasno
trapywsia jij na szlachu.
Ty ne baczyw jiji, skazaw Stanisaw. Wona due mya i rozumna. Wona
szczyra. Meni due szkoda jiji.
Inszomu na twojemu misci ja zaproponuwaw by na nij odruytysia.
Znowu artujesz?
Stanisaw rizko obernuwsia. Husti czorni browy zijszysia do perenissia odnijeju zamanoju czornoju linijeju.
Ty serdyszsia, Cezariu, skazaw Stas. Ote, ty ne prawyj.
Ty powynen pobaczyty jiji, skazaw Stanisaw.
Ja czekaw cioho prochannia.
Browy Stasa zijszysia w taku czornu zamanu liniju. Ti siri oczi z sekundu wytrymuway pohlad androjida, metnuy ubik, ruka z dowhymy poskymy palciamy widszukaa na stoli paczku sygaret.
Ne pay, skazaw Stanisaw. Ja ne lublu cioho. Meni szkidywo.
Ty uspadkuwaw moji dostojinstwa, ae znajesz, czoho tobi ne wystaczaje, szczob
staty ludynoju?
Znaju. Czuw. Nedolikiw.
Ja powtoriujusia.
Tak. Czasom ja zamyslujusia pro orstokis ludej. Ni, ne okremych indywidiw, a
ludej w ciomu. Ja rozumiju, szczo, stworiujuczy androjida, wy jdete szlachom najmenszoho oporu maksymalne dubluwannia oryginau. Czudowoho, wydatnoho oryginau.
I zabuwajete pro nedoliky. Zabuwajete pro te, szczo ja ne ysze nepownocinnyj, ae j nastilky doskonayj, szczo uswidomluju swoju nepownocinnis. Meni osorune marnosawstwo bikonstruktoriw. Ja maju buty prymitywniszym. Birobot, i kraj. Robot, wid sowa
robota.
Stanisawe, ne namahajsia buty nesprawedywym do ludej.
Czomu ja nesprawedywyj?
Tomu szczo ty ludyna.
Androjid. Maje ludyna, prytomu bez nedolikiw.
Harazd, androjid. Wimy ysta nazad. Win adresowanyj tobi.
Newe ty dosi ne zrozumiw, szczo ne meni, a tobi. Ja ne mou widczuwaty lubowi
A ty zamysluwawsia, jaka byka do lubowi alis?
alis funkcija mozku. Ce dostupno nawi mojemu, napiweektronnomu, mozkowi.
Stas zahasyw sygaretu.
Wona pysze, szczo czekaje tebe
Tak.
Chocz by na chwyynu

Tak.
Bila wchodu w zoopark
Tak.
A na skilky widsotkiw twoja filipika proty orstokoho ludstwa bua teatralnoju
wystawoju?
Ne bilsze ni na desia widsotkiw, posmichnuwsia Stanisaw. Ne bilsze. I ne
chmursia, brate. Ja ne breszu. Ce meni ne do snahy.
Nu we szczo-szczo
Stanisaw skazaw:
Wona bude tam czerez desia chwyyn. Ty tilky wstyhnesz dijty do zooparku.
Jak ty wse rozrachuwaw, skazaw Stas. Ja b ne zmih.
U tebe nemaje potreby prymuszuwaty swij orygina dijaty po-ludky.
Jak ja jiji wpiznaju?
Wona tebe sama wpiznaje.
I wse-taky?
Twoje serce tobi pidkae.
Twoje ne pidkazao?
Wono ne moho pidkazaty. Wono maje syntetyczne. Zate ja funkcinuju nadijnisze wid tebe. Jak nyrka? Boy?
Trochy.
Transpantacija zajme try dni.
U mene nemaje cych trioch dniw.
Ja tebe zaminiu. Ja w najbyczyj tyde wilnyj.
Stas nakynuw kurtku.
Ni, Stanisaw pidijszow do nioho, wimy moju.
Ty bojiszsia, szczo wona mene ne wpiznaje?
Jij pryjemno bude pobaczyty mene tobto tebe w starij kurtci.
Nu j znawe inoczoho sercia!
Stas widczynyw dweri w korydor. I zupynywsia.
Suchaj, a szczo ja jij skau?
Wybaczsia, szczo buw zajniatyj nu, skay szczo-nebu. Moesz nawi rozczaruwaty jiji w nas. Tilky ne kryw.
alijesz?
Jdy-jdy. Ja b na twojemu misci ne wahawsia.
Regina?
Tak, tak, Regina. U neji swite woossia, priame swite
Stas piszow do lifta.
Stanisaw siw u kriso, neuwano wytiahnuw z paczky sygaretu. Podywywsia na
neji, nemow ne mih zmirkuwaty, szczo robyty z cijeju sztukoju, potim tynuw sygaretu
do rota, kacnuw zapalnyczkoju. Zakaszlawsia i rozpluszczyw sygaretu w popilnyczci.
Berei skadowi czastyny, proburczaw win czyjimo czuym hoosom. Wony
wam nadani ne dla pustoszcziw.
Win podywywsia na hodynnyk.
Stas ue bila wchodu w zoopark.
Stanisaw znowu pidwiwsia, pidijszow do wikna i, uperszy czoom u sko, dywywsia

wnyz i praworucz, u temnu zee parkowoji zony. Nacze mih rozhedity koho za try kiometry. Niczoho win, zwyczajno, ne pobaczyw. Powernuwsia do stou, rozkuryw szcze
odnu sygaretu i zatiahnuwsia. A koy widkaszlawsia zatiahnuwsia szcze raz.
Z rosijkoji perekaw Witalij Henyk
Perekadeno za wydanniam: FANTASTYKA 80. M.: Moodaja gwardija, 1981,
368 s.

Riznyciu mi dnem i niczcziu wowluway ysze pryady. Dla nas niszczo ne zminiuwaosia. U bu-jakyj czas dowhoji, pjatdesiatyhodynnoji doby ludynu, szczo wybyraasia
z tambura puzyria, zustriczay wse ta fietowa ima, czorne perepetennia mertwoho
lisu ta ridki sniynky wony zawdy nosyysia w powitri, mow komari.
Ce bua szczonajsprawnisika zymiwla. Hirsza wid polarnoji, tomu szczo wyjty bez
skafandra ne mona, tomu szczo najbycze ludke yto nasz Zenit misia tomu
piszo do susidnioji systemy i powernesia tilky czerez dwa misiaci, czerez szistdesiat naszych abo dwadcia dewja miscewych dniw.
My czekay, poky skinczysia zyma. Zayszaosia szcze tyniw dwa. Paneta obertaasia nawkoo swojeji zirky po sylno wytiahnutomu elipsu, i wzymku, koy wona daeko
widchodya wid zirky, zmerzaysia chmary i paday na powerchniu sucilnym kyymom. I,
zrozumio, na nij use wmyrao. Abo zasynao.
Koy nas wysaduway, my pidrachuway, szczo szcze tyniw dwa i pryjde swito:
chmary maju roztopytysia, zajniaty widpowidne misce, i na paneti nastane lito. My ne
widchodyy daeko wid puzyria. Wichoa i zamerzyj lis otoczuway nas. Ce ne oznaczaje,
szczo my niczoho ne robyy. Zwyczajno, my buy zajniati i diznaysia czymao, ae wse
ce bua zymiwla, i Tola Husiew wyriszyw zrobyty chokej.
Je taka dytiacza hra, jaka najbilsze cikawy ditej u wici wid dwadciaty pjaty i wyszcze. Na weykij doszci prorizaju wuki pazy, w jakych ruchajusia nasadeni na sztyri
chokejisty. Wony haniaju szajbu, a hrawci, tobto dity, szczo hraju w chokej, powynni
szwydko i toczno ruchaty wzad i wpered prutamy, na kinciach jakych krutiasia chokejisty.
Tola Husiew robyw hru we druhyj tyde, i my wsi bray w ciomu najktywniszu
uczas. Hoowno my daway porady i postaczay materiy. Wy ne moete sobi ujawyty,
jak wako distaty potribni dla dytiaczoji hry reczi w puzyri, rozrachowanomu na szistioch rozwidnykiw i odyn wsiudychid. Jak na zo, ne skynuy niczoho zajwoho. Distawannia materiliw peretworyosia w azartnyj sport, inodi nebezpecznyj dla podalszoho isnuwannia grupy. I Hlib Bauer, nasz komandyr, szczoweczora, sydiaczy w kutku za szachamy, ne spuskaw z oka dobrowilnych pomicznykiw koszatoho Husiewa.
Dno i borty my sporudyy z poronich kanistr. Pruty-powidky zi staewoho trosa
(Hlib due zapereczuwaw). Dejaki detali gwyntyky, skoby powidkiw i tak dali my
wytiahnuy z kinoproektora. Win nam buw ne due potriben, tomu szczo zapas kartyn,
prywezenyj na panetu, my prohlanuy po try razy u perszi dni. Hlib wasztuwaw nam
weykyj skanda, koy znyky dejaki ne due waywi detali polaryzacijnoho mikroskopa.
My jich powernuy. Zate umowyy joho poertwuwaty zarady koektywu choroszoju pastykowoju obkadynkoju weykoho urnau sposteree. Ade wreszti-reszt ne na obkadynci my notuway naszi weyki widkryttia! U hybyni duszi Hlibowi te chotiosia,
szczob chokej buw hotowyj, i win pohodywsia.
Tola Husiew, chudiuszczyj i rozpatanyj, dozwolaw nazywaty sebe narodnym umilcem, i chto pustyw czutku, szczo win szcze na Zemli, w uniwersyteti, za jakycho try
roky wykarbuwaw na rysowomu zerniatku pownyj tekst Trioch muszketeriw z ilustracijamy Dore. I dosi studenty czytaju ce zerniatko, korystujuczy neweykym eektronnym
mikroskopom.

I o nadijszow de, koy chokejne poe buo hotowe. Zayszaosia zrobyty hrawciw.
Hrawciw zrobyty ne buo z czoho. O-o nastane switanok, i, chocza my buy zajniati
pidhotowkoju do perszoji weykoji ekspedyciji, chokejnyj azart ne sabszaw. Hlib sam zaproponuwaw wyrizaty chokejistiw z szachowych figurok, ae my, ocinywszy joho ertwu,
widmowyysia, tomu szczo figurky buy pastykowymy i prytomu nadto maekymy dla
chokeju.
Na stoli u Warpeta eaw szmatoczok miscewoho derewa. Win, bezumowno, namahawsia powernuty joho do yttia, wyrwaty iz zymowoji splaczky i tomu piddawaw wsilakym oprominenniam i chimupywam.
Daj sprobuju, jak joho ni bere, skazaw Tola.
Wono mjake, widpowiw Warpet. Tilky warto poradytysia z Hlibom.
Hlib pokrutyw trisku w rukach.
Tam, bila rezerwnoho tambura, je weykyj suk, widpaw, koy wstanowluway puzyr. Widpylaj szmatok i praciuj, skazaw win.
Ja jakraz zbyrawsia z nioho portsygar wyrizaty, skazaw ja. Na moju czastku
te widpylajemo.
Derewyna bua tepoho roewoho koloru, i portsygar maw wyjty harnym, hoowne
absolutno nepowtornym.
My z Husiewym wdiahnuy skafandry i wyjszy w nicz.
Lis, hustyj do nemoywosti, pidchodyw maje do samoho puzyria. Na hillastomu
wuzuwatomu suczczi ne buo ystia, wid choodu derewa stay krychkymy, i jakszczo wdaryty po sukowi sylnisze, win widamuwawsia z ehkym dzwonom. Ae my ne amay lisu
my ne buy hospodariamy na cij paneti, my szcze z neju ne poznajomyysia.
Ujawlajesz, skazaw Husiew, pidnimajuczy za odyn kine wakyj towstyj suk,
nawesni wse ce rozcwite, rozpustysia ystia, zaszczebeczu ptachy
Abo ne zaszczebeczu, skazaw ja. Moe, tut ptachiw nemaje.
Ja hadaju, szczo maju buty. Tilky wony na zymu zahribaju jajcia w zemlu, a
sami wymyraju. I zwiri je, wony zakopujusia w nory.
Tobi choczesia, szczob wse buo jak u nas?
Tak, skazaw Husiew. Zano toj kine do luka.
My dopomahay Toli Husiewu wyrizuwaty chokejistiw. My robyy zahotowky curpaky. Odyn, bilszyj, dla tia i odyn, trochy menszyj, dla wytiahnutoji wpered ruky z kluczkoju. Derewo buo podatywym i wjazkym. Wono widtanuo w tepli, chocza Warpet tak i
ne wyjawyw u niomu oznak yttia. Ja zrobyw zarazom sobi portsygar. Win wyjszow ne
due eegantnym, ae micnym i nezwyczajnym.
Nareszti czoowiczky buy hotowi. My rozfarbuway jich. Odnych odiahnuy w syniu
formu, inszych u czerwonu. Chokejisty buy zawbilszky z ukaziwnyj pae. Husiew wyswerdyw u nych otwory dla sztyriw. Robota cia zakinczyasia pizno wnoczi naszoji
noczi, zemnoji, my prodowuway yty za zemnym kaendarem.
My postawyy chokejistiw na miscia i pokay derewjanu szajbu na centr pola. Hlib
swysnuw, i poczaasia hra. Chokejisty bezadno, ae suchniano krutyysia, rozmachujuczy
kluczkamy, szajba mow oczmania nosyasia po polu i ne jsza u worota.
Nawczytesia, skazaw Warpet.
Ja hraw proty Husiewa, i szajba zupynyasia pered mojim napadnykom. Ja obereno
powernuw joho nawkoo osi, szczob szajba potrapya pid kluczku, i rizko krutnuw prut.
Chokejist fju! udaryw po szajbi, i wona poetia u worota, ae ne doetia, tomu szczo

husiewkyj worotar raptom zrobyw nemoywe wytiahnuwsia wpered i perechopyw


kluczkoju szajbu, ae i szajba uchyyasia wid nioho i ponesasia ubik, do inszoho hrawcia,
jakyj stojaw doty u pownij neruchomosti, tomu szczo ja i ne dumaw bratysia za joho prut.
Prote i toj hrawe zasowawsia, pry ciomu dywno wytiahnuwsia i, nahnuwszy, potiahnuwsia do szajby. U tu my usi chokejisty zaworuszyysia. Wony nacze skazyysia,
niby oyy. Wony sipaysia, krutyysia na swojich sztyriach, wytiahuwaysia, cziplay odyn
odnoho kluczkamy; ruchy jich buy bezadni, ae szwydki i energijni.
My z Husiewym kynuy pruty i instynktywno widsunuysia wid doszky. Ae niczoho
skazaty ne wstyhy. Nas wyperedyw Hlib, jakyj u cej czas dywywsia w iluminator.
Pryjsza wesna, skazaw win.
Za iluminatorom oywaw lis. Na oczach tanuczi chmary zminiuway joho kolir, i win
ue ne buw temnym, win buw riznobarwnym koen stowbur minywsia skaenymy jaskrawymy farbamy. U proswiti chmar zjawyosia sonce, i promeni joho, padajuczy na lis,
wykykay w niomu paroksyzmy dijalnosti. Suczczia tripotio, sipaosia, zhynaosia, pereplitaosia, tanciuwao; i zdawaosia, derewa o-o wyrwusia z korinniam i pidu u tanok.
Kona czastynka, szczo stuyasia za soncem, ade naszi chokejisty tako buy czastynkamy derew zustriczaa wesnu.
Na kinciach neokowyrnych hauz nabuchay bruky i widrazu triskay, wyjawlajuczy zhornute w trubku ystia czy butony kwitiw. Oczi ne wstyhay fiksuwaty szwydkopynni zminy, my ysze widznaczay rezultaty jich i perekydaysia rozhubenymy korotkymy replikamy:
Hla, kwitka rozkryasia.
Nacze poea.
Kamery wwimkneni?
Ty baczysz?
Zboewolity!
Prawisze pohla.
De objektyw?..
Z hustoho switoho ystia, z tanciujuczych kwitiw, z kubkiw lin wylitay ptaszeniata i bahatokryli meteyky. Synij uk, wyrwawszy iz buszujuczoho lisu, nemow kula
udarywsia w iluminator i bokom, bokom pobih do kraju, kosiaczy na nas biym okom.
Na jakyj czas my zabuy pro chokejistiw. My zjurmyysia bila iluminatora. Wraeni,
myuwaysia barwamy i ruchamy lisu, chocza j rozumiy, jak wako bude wywczaty ce
dyke, strimke yttia, jak wako bude projty ci lisy.
A koy my znowu obernuysia do chokejnoho pola, to pobaczyy, szczo szajba zaetia
w prawi worota, a derewjani czoowiczky, spliwszy u kupu, widczajduszno wojuju kluczkamy. Chocza ce, pewno, nam zdaosia. Prosto rosynna energija wypadkowo nabua dywnoji formy.
Dawajte swystok i wydalajte wsich z pola, skazaw Hlib. Chokejnyj sezon
zakinczywsia. Nam dowedesia poradytysia
Z rosijkoji perekaw Witalij Henyk
Perekadeno za wydanniam: BUYCZEW K. Czudesa w Huslare. M.: Moodaja
gwardija, 1972. 368 s. (B-ka sowetskoj fantastiki).

Kola Szyronin zastriah u dweriach wahonu, i rybaky, jaki bojaysia, szczo potiah
ruszy, sztowchay joho w peczi i oburiuwaysia. Kola prytyskuwaw motor do hrudej, i
toj we czas norowyw zwayty joho wpered. Riukzak tiahnuw nazad i wriwnowauwaw.
Ce szcze mona buo wyterpity, koy b ne skadenyj wizok, na ksztat tych, z jakymy babusi chodia po magazynach, ae bilszyj, wdoskonaenyj. Wizok wysiw czerez pecze, chyyw Szyronina wliwo i wsiudy zastriahaw.
Koy Kola opynywsia nareszti na krupnomu riczkowomu pisku, szczo wystyaw majdanczyk pered skadenoju z kood budiweju stanciji, win dowho stojaw, pochytujuczy i
namahajuczy widnowyty riwnowahu. Nawkoo litay w powitri namety, bajdarky,
riukzaky i spiningy, metaysia ludy u watnykach, brezentowych kurtkach i humowych
czobotiach. Potiah stoji u Skatyni chwyynu, a z konoho wahonu chotio wyjty czoowik
po dwadcia, ne mensze.
Widsapawszy, Kola rozkaw wizok i prywjazaw do nioho motor i riukzak. Potiah
popowz dali, nenacze widsunuasia teatralna zawisa. Zamis zeenych wahoniw wyjawyosia poohe, stikajucze do Wohy poe, malownyczo ustawene kupamy derew, seamy z
rozkadenymy pomi nymy korycznewymy i saatnymy kowdramy wesnianych poliw. Rybaky i turysty pospiszay tudy, za zaliznycznu koliju, do bazy Ryboow-sportsmen, do
wody i daekoho lisu. Kola ne bez zusyl pidniaw ruczku wizka i powolik joho za soboju w
inszyj bik, uzdow pootna, do zaliznycznoho mostu, bila jakoho treba buo skrutyty w lis,
po berehu riczky Chopuszky, do sea Horodyszcze.

Doroha bua neriwnoju, wona pererywaasia szyrokymy brudowymy pereszkodamy,


posered jakych teky do Chopuszky kaamutni strumky. Wizok zahruzaw na konij pereprawi, Szyronin, wytiahnuwszy joho na suche misce, sidaw widpoczyty, a mymo prolitay
na motocykach miscewi chopci. Po Chopuszci nawwyperedky z motocykamy pospiszay
motorky, i Szyronin na such wyznaczaw, jaki na nych motory i szczo w motorach neharazd. Na motorkach stojay perewano Witerci, ridsze na kazankach rewy Wychory. Riczka bua najpewniszym i najehszym szlachom wid stanciji do si, szczo stojay
po Chopuszci, ae u babusi nemaje motorky, do toho wona ne znaje, koy pryjide Kola.
Szyronin tiahnuw wizok, mow starodawnij rab kami na budiwnyctwo piramidy
Cheopsa, i namahawsia dumaty pro storonni reczi naprykad, czomu doroha staje wse
wuczoju, szczo dali widchody wid stanciji, chocza wid neji nemaje nijakych widhaue,
abo czomu woda ne chocze stikaty wnyz, do riczky, a chlupaje pid nohamy. Abo szczo
skae babusia, koy win pryjide. Wona joho czekaje, ae zroby wyhlad, szczo straszenno
wraena, i z prywodu takoji radosti wona moe pomerty spokijno. Babusi buo simdesiat
szis rokiw try roky tomu. Torik te simdesiat szis
Potim Szyroninu trapyasia mika na wyhlad, ae zradnyka kalua, schoa na okeanku zapadynu Tuskaroru, wizok zawaywsia na bik, i motor edwe ne wpaw u wodu.
Doweosia poertwuwaty soboju i zalizty w bahno mao ne do pojasa. Todi Kola daw sobi
uroczystu klatwu, szczo, jak tilky dotiahne motor do domu, widrazu wyprobuje joho,
zamkne w powitku i nikoy w ytti siudy ne powernesia. Dosy. Win namahawsia wykrutyty sztany, i bura hru poteka na czerewyky. Rozumna ludyna, dumaw Szyronin, ne
kupuje motor newidomoji marky i ne mczysia strimgoow do wody.
Na druhomu berezi Chopuszky buo seo Horodyszcze. Kola spustywsia do samoji
riczky i kryknuw. Z toho bereha nichto ne widhukuwawsia, chocza tam jaki ludy farbuway czowen, a pid weykoju wilchoju bila azni drimay rybaky. Ae wreszti-reszt Kolu
upiznaw po hoosu Sergij i perewiz na swojemu czowni. Po dorozi Sergij wstyh rozpowisty,
szczo jomu w Kalinini zrobyy nowyj protez, Huszczenky proday swij budynok, a Kawabryhadyrsza kupya cucenia mysywkoji porody. Szcze win zapytaw Kolu, jak joho uspichy w nawczanni, czy j sprawdi win widminnyk, perszyj w szkoli. Kola zrozumiw, szczo
ci czutky, jaki porocza joho, szyry u seli babusia, i widpowiw, szczo uspichamy ne byszczy, a wczytysia jomu zayszyosia szcze rik i dwa misiaci.
Babusia we czekaa na berezi i, pobaczywszy Kolu, zamachaa rukamy i skazaa iz
slozamy, szczo ne spodiwaasia doyty do takoho szczasywoho dnia, a zaraz pomre spokijno. Sergij dopomih donesty do budynku motor i zapytaw, jakoji win marky, i Kola widpowiw, szczo Burun.
Ne pide win u tebe, nespodiwano skazaw Sergij, chocza nawriad czy mih czuty
pro motor, tomu szczo toj szczojno zjawywsia u prodau.
Czomu? zdywuwawsia Kola.
A u Tymochinych uczora odyn z Moskwy pryjichaw z takym samym. ajesia
sylno. Niurczyn syn te chotiw jichaty kupuwaty, a ja joho widradyw.
Kola nawi trochy zasmutywsia: win rozrachowuwaw, szczo nichto, okrim nioho, ne
czuw pro takyj motor.
Babusia suchaa jich rozmowu i zasmuczuwaasia, tomu szczo w ciomu seli motor
buw jak do rewoluciji ki. Choroszyj u tebe motor, tebe powaaju. A jakszczo motoch
kupyw, znaczy, ty ne osobywo rozumnyj.
Motor cikawyj, skazaw Kola specilno, szczob zaspokojity babusiu. Jakszczo

choczete, potim prospekt pokau. Garantija sorok pja sy pry wazi w dwadcia kiogramiw. Benzynu bere mensze, ni Witere.
Ne pide, skazaw Sergij, zakuriujuczy.
Ty nisenitnyciu ne mooty, stroho skazaa babusia. Tobi wse odno, szczo
motor, szczo kami. Wse odno potopysz.
Cym babusia natiakaa na te, szczo Sergij szcze w mynuomu roci, powertajuczy z
wesilla, potopyw u Wozi swij motor.
Babusia staa wirnym sojuznykom motora Burun-45. Uweczeri wona distaa okulary i proczytaa we prospekt. Inodi wona pererywaa czytannia, trymajuczy palcem riadok, szczob ne zahubyty, i stawya storonni pytannia.
Hroszi bako daw? pytaa wona.
U mene szcze iz zymy buy, widpowidaw Kola, rozbyrajuczy motor i znimajuczy
zawodke mastyo. I szcze ja weosyped prodaw. I bako, zwyczajno, dopomih.
Prawylno, kazaa babusia chwyyn czerez pja. Sprawa wartisna. Ty nadowho?
Zawtra uweczeri pojidu. U szkou treba.
Prawylno, howorya babusia i znowu poczynaa woruszyty hubamy, rozbyrajuczy skadni sowa.
Dani u nioho prosto fantastyczni, skazaw Szyronin. Motor eaw posered kimnaty na gazetach, i joho zawodki czui zapachy potisnyy myrni i tepli zapachy budynku
babusi. Ae model eksperymentalna. Dowedesia pomarudyty.
Marusia, widkazaa babusia. My wsi, Szyroniny, uperti. A ce szczo?
Wona distaa z prospektu dekilka ystkiw.
Zawodki ankety, skazaw Kola. Czerez misia ja powynen posaty zwit, jak
jich dityszcze trudysia. A czerez piwroku szcze odyn zwit. I spysok nesprawnostej. Wony
i sami diznawatymusia. Adresu uziay, teefon.
Znaczy, sami sobi ne dowiriaju, skazaa babusia. A hroszej bahato uziay?
Sto wisimdesiat. Nedoroho.
Znaczy, po sprawedywosti wyriszyy. A garantija je?
Garantija rik. Mona hroszi nazad otrymaty.
Nastupnoho ranku Kola peretiahnuw motor do czowna. Win wyriszyw spoczatku
ukripyty u czowni trane. Wid susidnioho budynku spustywsia czoowik u dynsach, wytyrajuczy ruky hanczirkoju.
U was, kau, te Burun? zapytaw czoowik.
A wy, napewno, turyst z Moskwy? skazaw Kola.
Tak, zitchnuw czoowik u dynsach i poprawyw okulary towstym korotkym
palcem. Nowyny tut rozpowsiudujusia myttiewo. Nam z wamy ne poszczastyo.
Czomu? Ne adnajesia z motorom?
Ne te sowo, skazaw turyst z Moskwy. Ce sucilnyj ach.
Potim turyst wsiwsia na koodu i mowczky sposterihaw, jak Kola obtisuwaw doszku,
prybywaw jiji do czowna, wstanowluwaw motor i pidywaw u bak oliju. Koli due chotiosia, szczob u nioho motor zawiwsia widrazu i cym win urazyw by moskwycza. Jomu zdawaosia, szczo moskwycz dywysia na nioho pobaywo, jak na chopczyka. Ukripywszy
motor, Kola siw u czowen, widsztowchnuwsia wesom wid bereha. Czowen mjako
hojdnuo. Zwerchu pospiszaa babusia.

Motor zawiwsia widrazu. Moskwycz nawi pidwiwsia wid zdywuwannia. Kola ne pospiszaw. Win daw motoru harneko pokrutytysia na choostych obertach. Win suchaw,
jak stukaje motor, i zwuk jomu ne podobawsia. Ae Kola ne podawaw wyhladu, szczo turbujesia. I szczojno win chotiw peremknuty joho na szwydkis, jak motor zahuch.
Kola dowho smykaw za sznur, nawi ruka onimia, ae motor bilsze ne wydaw ni
zwuku. Moskwycz kryknuw: Ja poperedaw! i zadowoenyj piszow, a babusia stojaa kraj wody i pereywaa.
Koy uweczeri zajszow Sergij, szczob pohoworyty pro polityku, win pobaczyw, szczo
Kola sydy na pidozi, a nawkoo nioho rozkadeni czastyny motora. Szyronin buw nehowirkyj. Narazi win zrozumiw odne te, szczo motor spoczatku zawiwsia, buo czystym
dywom. Z motorom buo szczo pryncypowo neharazd.
Do Moskwy Kola wyjichaw z ostannim potiahom, dobre szcze, szczo Sergij pidkynuw
do mosta na motorci. Kola akuwaw, szczo ne zibraw motor i ne wziaw iz soboju. Widwiz
by w magazyn, otrymaw nazad hroszi, i skinczena sprawa. U sporoniomu riukzaku eaw ysze karbiurator. Kola we znaw, szczo, raz win ne widmowywsia wid motora widrazu, teper win joho dobje, win zmusy joho pidkoriatysia, nawi jakszczo dowedesia
pryjidaty siudy szczosuboty i wytratyty na ce poowynu kaniku.
U nastupnu subotu Kola i sprawdi powernuwsia w seo. Koy win, pryadnawszy
werstak na pidwikonni, rozpyluwaw otwory pid boty, jaki do cych otworiw ne pidchodyy,
chocza powynni buy pidchodyty, uwijszow moskwycz. Win powodywsia jak staryj pryjatel, jak towarysz po neszczastiu.
Ce jakyj konstruktorkyj wyrodok, skazaw win. Joho robyy boewilni. Wy
zi mnoju zhodni?
Babusia hoosno zitchnua. Szyronin zitchaty ne staw, win suszyw sobi hoowu, jak
toj boewilnyj dobyrawsia on do tijeji szponky? Moe, u nioho buw pincet zawdowky w
pjatnadcia santymetriw z haczkom na kinci?
Tudy ja zalizty ne zumiw, skazaw moskwycz, dychajuczy Koli u wucho. Ce
ponad ludki syy.
Moskwycz sydiw do samoho obidu, i nareszti babusia skazaa:
Szczo ce wy wsi na czuyj dywytesia. Swij-bo mabu zairawije.
Nechaj irawije, skazaw moskwycz. Widwezu nazad. A wy?
Ni, skazaw Szyronin.
Win prydumaw, jak zniaty tu szponku.
Nastupnoji suboty Kola w seo ne pryjichaw. Win sydiw u bibliteci. Wijna z motorom nabua zapekoho charakteru. W tu my, koy zdawaosia, szczo Kola prorwaw
czerhowu liniju oborony motora, motor wstyhaw pobuduwaty nowi doty, i obydwi storony
znow perechodyy do pozycijnoji wijny. Doweosia serjozno zajniatysia teorijeju. Kola nabraw desiatky zo dwa knyh, mama pereywaa, szczo win nachapaje dwijok w ostannij
czwerti, a bako namahawsia dopomohty, ae toku buo mao win use zabuw, czomu
joho uczyy w instytuti, a joho uminnia keruwaty inszymy Kola ne potrebuwaw. U szkoli
Szyronin pokaw fizykowi dwa pytannia, na jaki toj ne zmih widpowisty, zate nahadaw,
szczo na nosi riczna kontrolna. Zahaom, yty buo wako, ae Kola ne maw namiru widstupaty pered szmatkom mertwoho metau.
Koy win za dwa tyni znow distawsia do sea, kalui maje prosochy, i czerez
strumky mona buo perestupaty, ne zamoczywszy pidoszow. Lis staw zeenym i neproz-

orym. Moskwycza ne buo, Sergij skazaw, szczo win zibraw swij motor i widwiz do Moskwy. Szyronin wywayw z riukzaka knyhy i dekilka wytoczenych nym detaej i powiw na
motor szcze odnu ataku. Babusia we zwyka do toho, szczo Kola pryjidaje regularno, i
perestaa howoryty pro smer, a namahaasia prystosuwaty Kolu po hospodarstwu, i win,
szczob ne wojuwaty na dwa fronty, skopaw hriady i poahodyw parkan.
Moskwycz zjawywsia w seli do weczora.
Wy znajete, moodyj czoowicze, skazaw win, wony nawi ne stay spereczatysia. Zaproponuway meni na wybir abo Wychor z dopatoju, abo hroszi. Ja dopatyw.
I wam radu.
Spasybi, skazaw Szyronin.
Znajete szczo, skazaw moskwycz, wy waryte sup iz sokyry.
Meni widstupaty nikudy, skazaw Kola, ohladajuczy kimnatu, zawaenu knyhamy, kresenniamy i metaewymy detalamy.
Ispyty Kola skaw i widmowywsia wid pojizdky w alptabir, kudy wsi zbyraysia szcze
iz zymy. Do cioho czasu motor czynyw opir z ostannich sy. Moskwycz prowodyw dni na
Wozi, kudy joho szczoranku mczaw zwyczajnyj i bezwidmownyj Wychor. Sergij kupyw
sobi Striu, a koy Kola iszow seom, z nym witaysia z usmiszkamy i artuway, szczo
win buduje litak.
W kinci czerwnia z Moskwy pryjichay Waluanyn i Tania z Emmoju. Kola pryhadaw
pro te, szczo zaproszuwaw jich do sebe, w najostanniszu my, inaksze b jim doweosia
tiopaty do sea piszky. Kola wyprosyw motorku u Sergija i zustriw druziw na patformi.
Oj, jakyj ty zasmahyj, nacze kubyne, skazaa Emma.
Tobi pasuje yty w seli, skazaa Tania.
Wony prywezy z soboju kastrulu mjasa dla szaszyka, wsilaku zee dla pryprawy i
moskowki nowyny: chto kudy pojichaw abo zbyrajesia pojichaty. Kola poznajomyw jich
z babuseju i pokazaw rozibranyj motor, jakyj ne sprawyw na druziw osobywoho wraennia, tomu szczo Waluanyn typowyj humanitarij i postupatyme na fifak, a diwczatka cikawyysia motorom ysze jak zasobom peresuwannia i wwaay za kraszcze achaty, pobaczywszy babusynych oweczok abo jaku kwitku. Koli buo nawi dywno, szczo taki zwyczajni reczi wykykaju u nych zachopennia, joho dumky we czas powertaysia do motora, i, chocza win prahnuw ne pokazaty cioho druziam, Emma zapytaa joho:
Tobi z namy nudno? Necikawo?
A ce treba buo rozumity: Ty stawyszsia do mene ne tak, jak uzymku?
Ty pomylajeszsia, skazaw Kola.
Potim Kola widwiz druziw na ostriw, wony widszukay misce mi turystkymy nametamy, smayy szaszyky, kupaysia i spiway pisni, i, moywo, nawi dobre, szczo Kola
widwoliksia, tomu szczo, koy win stojaw na patformi i machaw rukoju uslid potiahu,
szczo widwozyw hostej, win raptom zdohadawsia, jak zafiksuwaty peremykacz rewersu.
A cia, czorneka, skazaa babusia, koy Kola powernuwsia dodomu, wona
pryjemna, wychowana.
Babusia czekaa widpowidi, szczob zahybytysia w temu, jaka zawdy cikawy babu,
ae Kola burknuw szczo i distaw instrumenty. Jakszczo zrobyty milimetrowyj propy
Kola Szyronin zawerszyw borobu z motorom 12 ypnia. Ukotre win ukripyw joho
na tranci. Babusia nawi ne wyjsza do bereha. Kola podywywsia na steynu wid budynku
do wody, utorowanu za ci tyni. Potim widsztowchnuwsia wid bereha wesom i poczekaw,
poky joho widnese podali wid oczeretu, szczo wymachaw u ludkyj zrist.

Szyronin zawiw motor i, koy toj prohriwsia, uwimknuw szwydkis czowen suchniano osiw kormoju u wodu. Czowen hlissyruwaw, pidnimajuczy chmaru wodianoho pyu,
motor hudiw tycho, upewneno i solidno, mow motor ehkowoho awtomobila, zaliznycznyj
mist nabyawsia, nemow joho prytiahay kanatom, u wuchach rewiw witer, i motorka
Hawryowa, jaku win obihnaw, zdawaosia, stojaa na misci.
Nu o, skazaw Kola motoru, odyn-nul na naszu korys.
Win ne widczuwaw torestwa. I wzahali jomu wse nabrydo. Inszi chodia po horach
i zasmahaju, a win prowiw kanikuy u wyhladi kustaria-odynaka. Babusia spoczatku ne
powirya, a potim skazaa:
My, Szyroniny, ach jaki uperti.
Koy Kola we powernuwsia do Moskwy, nespodiwano prounaw teefonnyj dzwinok.
Tebe, skazaa mama pidozrio. Due myyj inoczyj hoos.
Due myyj inoczyj hoos skazaw:
Ce Szyronin, Mykoa Wiktorowycz?
Ja, skazaw Kola.
Was turbuju z magazynu, w jakomu wy prydbay motor Burun-45. My ne majemo wid was odnych widomostej. Skai, czy zadowoeni wy robotoju motora?
Szcze j jak, pochmuro skazaw Kola. Weyke spasybi za uwahu.
Win powisyw suchawku. Wse jasno, wony otrymay stilky skarg, szczo teper we
zawod widdaju pid sud za bezhoowis. Tak jim i treba. Mona ujawyty, jak zlasia na
zawod prodawci w magazyni. Skilky jim usioho doweosia wysuchaty.
I tut-taky teefon zadzwonyw znowu.
Darujte, skazaw wse toj e inoczyj hoos. Nas rozjednay. Wy upewneni,
szczo wasz motor praciuje?
Tak, widpowiw Kola, wyriszywszy ne ality brakorobiw. Ae tilky tomu,
szczo ja w niomu ywoho gwynta ne zayszyw. Moete smiywo widdawaty brakorobiw
pid sud.
inka zasmijaasia i skazaa:
Weyke spasybi.
Czerez try chwyyny podzwonyw schwylowanyj bas i poprosyw dozwou pohlanuty
na motor towarysza M. Szyronina.
Wy tako z magazynu? zdywuwawsia Szyronin.
Ni, widpowiw bas.
Iz zawodu?
Moete wwaaty, szczo iz zawodu.
Todi wrachujte, skazaw Szyronin twerdo. Moho motora wy ne pobaczyte.
Was wse odno sudytymu. I meni was ne szkoda.
Ae ja due proszu, skazaw bas.
Ta mij motor na Wozi! wyhuknuw Kola. Szczo , meni pchatysia try hodyny
na potiazi, szczob prynesty wam zadowoennia?
Kolu! kryknua mama z kimnaty. Jak ty rozmowlajesz?
Nawiszczo na potiazi? skazaw bas. Wy tilky skai nam adresu i dozwolte
wid waszoho imeni joho ohlanuty. Jakszczo u was je wilnyj czas, to moete poetity z
namy na wertoloti.
Szczo? Na wertoloti? A wy mene ne rozihrujete?
Nawiszczo nam ce robyty?

Kolu, weczeriaty, skazaa mama. Ty absolutno rozpustywsia za lito.


Seo Horodyszcze, skazaw Kola, obasti Kalininkoji
Win raptom powiryw, szczo toj bas ne artuje, szczo u nych i sprawdi tak pohano
wse obernuosia, szczo ne szkoda hroszej na specilnyj wertolit, szczob widszukaty dijuczyj motor, Burun-45. Chaj dywlasia.
O, skazaw win mami ne bez hordosti. Wid moho motora zaey dola cioho
zawodu.
Zawtra wony medal tobi dadu, skazaa mama, jaku serjozno turbuwao, szczo
Kola staw takym hrubym.
Nazawtra wony pryjszy do Szyroninych. Bez medali, ae pryjszy. Solidnyj towstun
u weykych okularach i szcze odyn, nezrozumioho wiku, we skujowdenyj.
My chotiy b baczyty Mykou Wiktorowycza, skazaw solidnyj towstun.
Bako, jakyj widczynyw dweri, ne zrozumiw i poprawyw jich:
Wiktora Stepanowycza.
Ni, skazaw solidnyj towstun. Mykou Wiktorowycza. Wy kupuway motor
Burun-45?
Kolu, pokykaw bako.
Kola stojaw za dweryma i wse czuw. Win widrazu wyjszow u korydor.
Mykoa Wiktorowycz? zapytaw solidnyj towstun, nijak ne zdywuwawszy.
Ja. I ja kupuwaw motor Burun. A wy zi mnoju wczora howoryy po teefonu.
Wirno, skazaw towstun i obernuwsia do skujowdenoho. Szczo robytymemo?
Skujowdenyj schyyw hoowu nabik i pidmorhnuw Koli. Potim zapytaw:
Tobi nichto ne dopomahaw?
U czomu? Z motorom? Ni. Ja b nikoho i ne pidpustyw tam hoowu zomysz.
I prawylno zrobyw, skazaw towstun. Pojichay z namy.
Darujte, skazaw bako. Ja ne zowsim rozumiju
Nam chotiosia b, skazaw solidnyj towstun, szczob wasz syn pobuwaw na
naszomu eksperymentalnomu wyrobnyctwi.
Kola e ne skazaw uhoos: Jim moja konsultacija potribna, ae utrymawsia,
szczob ne zdatysia chwalkom.
Mama z kuchni skazaa budennym tonom:
Probaczte, szczo ja do was ne wyjsza, ja cybulu riu. Tilky szczob do weczeri buty
udoma.
Postarajemosia, skazaw skujowdenyj bakowi. Spasybi za spryjannia,
chocza nejasno buo, w czomu polahao spryjannia baka.
Wnyzu czekaa Woha, towstyj siw poperedu, z szoferom, a druhyj wasztuwawsia
na zadniomu sydinni poriad z Koeju. Kola wyhlanuw u wikno, jomu zakortio, szczob
cikom wypadkowo powz budynok projsza Emma i zapytaa b joho: Ty kudy, Szyronin?
Zawtra twir. A win widpowiw by nedbao: Treba zajichaty na odyn zawod, o za mnoju
maszynu prysay. Nu, zrozumio, jakby Kola jszow z awokoju w magazyn za mookom,
win zustriw by dwadcia znajomych. A koy za toboju prysyaju Wohu, to wsi nenacze
kri zemlu prowalujusia.
Suchaj, Kolu, skazaw skujowdenyj, a czym tobi ne spodobawsia nasz firmowyj kondensator? Ty nawiszczo raditechniczni postawyw?
Kola wernuwsia z nebes na zemlu. Bahato szcze w meni chopjactwa, podumaw

win z dejakym osudom. Z toboju rozmowlaju jak z serjoznoju ludynoju, a ty dumajesz


kazna pro szczo.
A wam waszi firmowi kondensatory podobajusia? zapytaw Kola u skujowdenoho, zrobywszy nahoos na sowi firmowi. Te meni, firma.
Skujowdenyj rehotnuw, a towstun obernuwsia z perednioho sydinnia i zapytaw:
Szyronin, ja chotiw pokasty pytannia, czy chorosza u was uspisznis u szkoli?
Pytannia do sprawy ne stosuwaosia i Koli ne spodobaosia.
Uspisznis jak uspisznis, a szczo?
Maje priamyj stosunok, skazaw towstun. Spodiwajusia, wy ne wwodyte
mene w omanu.
A nawiszczo wwodyty?
Buwaju rizni warinty, zahadkowo skazaw towstun i widwernuwsia.
Zawod roztaszowuwawsia w Czeriomuszkach, u budiwli, de buo bahato ska i aluminijewych konstrukcij. Szyronina prowey do weykoji kimnaty, schooji na cho u sanatoriji. Bila stiny stojay krisa, a poseredyni riznobarwnyj kyym.
Zaczekaj, Kolu, skazaw skujowdenyj. I poznajomsia poky.
U krisach sydiy szcze dwoje czoowikiw. U nych buw nudnyj wyhlad, mow na pryjomi do zubnoho likaria. Kola siw poriad z chudym koszatym czoowikom, do samych
oczej zarosym czornoju borodoju.
Szyronin, skazaw win.
Tumanian, widpowiw boroda, wy tako stosowno motora?
I szczo win jim zdawsia? widpowiw tretij czoowik, zowsim litnij, rokiw soroka,
ne mensze, w modnomu kostiumi i krawatci-meteyku. J tak wytratyw na nioho wsiu
widpustku.
I tut do kimnaty uwijszy skujowdenyj, towstun i neznajomyj staryj u syniomu chaati.
Zdrastujte, skazaw staryj wysokym hoosom. Ja radyj was baczyty. I spodiwajusia, szczo my porozumijemosia. Potim win obernuwsia do towstuna i zapytaw tychisze, pokazujuczy oczyma na Kolu: A ce Szyronin?
Tak, widpowiw towstun, niby Szyronin buw wynen u wsich strasznych hrichach.
Nu-nu, skazaw staryj weseo i wsiwsia w kriso.
Ja, prodowuwaw staryj, tobto akademik Bekker, Sergij Petrowycz i mij
druh profesor Stolarow, win ukazaw na skujowdenoho, zaprosyy was siudy tomu,
szczo same my wynajszy motor Burun-45.
Akademik zrobyw pauzu i podywywsia na hostej, nemow czekaw, szczo wony nakynusia na nioho z proklattiamy. Ae hosti mowczay i niczoho ne rozumiy.
Pyta nemaje? zapytaw Bekker. Czudowo. Wy wsi strymani i wperti ludy.
Ote, ja powtoriuju, szczo my wynajszy motor-kazku, motor zawtrasznioho dnia. I za
domowenistiu z torhiwelnymy organizacijamy pustyy joho u proda. My proday wisimnadcia tysiacz szistsot deszewych motoriw Burun. Tak ot, na siohodni w magazyny
powerneno wisimnadcia tysiacz pjatsot dewjanosto szis motoriw. Odyn motor utopenyj
z horia joho hospodarem. Try motory prywedeni wasnykamy do adu i widminno praciuju. Pro szczo ce swidczy?
Widpowidi ne nadijszo.
A swidczy ce pro te, szczo motor my wynajszy nikudy ne prydatnyj. Potencijno

ce czudowa maszyna. Na praktyci dowesty joho do roboczoho stanu nemoywo. I


szczob ne buo wypadkowostej, pro ce poturbuwawsia we nasz instytut. Ja ne artuju:
motor zapustyty ne mona, chocz win i najkraszczyj z czownowych pidwisnych motoriw,
szczo isnuju siohodni.
Teper ja niczoho ne rozumiju, ziznawsia Tumanian.
A my rozumijemo. My rozumijemo, szczo sered tysiacz ludej, bilsza czastyna jakych luby techniku i nadiena smiywistiu, szczob kupyty absolutno neznajomu marku
motora, znajszysia troje ludej, jaki nastilky neogiczno wasztowani i napoehywi, szczo
ne pohodyysia z ogikoju i prywey motory u widminnyj stan.
To nawiszczo? zwaywsia zapytaty Kola.
Ja widpowim. Tilky spoczatku pojasniu, czomu my wybray dla naszoho eksperymentu same czownowyj motor. Mohy b zrobyty awtomobilnyj. Ae jakby my zabezpeczyy takymy wyrodkamy, skaimo, partiju Zaporociw, jich wasnyky wyruszyy b u
majsterni, a zwidty motory widrazu powernuysia b do nas. Wasnyky czownowych motoriw zajmajusia swojeju sprawoju daeko wid mist, u wilnyj czas, naodynci. Wony znaju,
szczo jich motory weredywi i wymahaju osobystoho, humannoho widnoszennia. Wodnyky zwyky pokadatysia na sebe, tomu szczo, jakszczo motor zahochne w desiaty kiometrach wid naseenoho punktu, mao szansiw, szczo mymo projide dobryj umie i wse
za nych zroby. Same tomu czownowyj motor idealnyj poligon dla wyszukuwannia i
wyprobuwannia technicznych taantiw. Nasz eksperyment udawsia. Win kosztuwaw
derawi due doroho, ae spodiwajusia, szczo wy okupyte naszi wytraty.
A ja hadaw, was sudyty budu, skazaw Tumanian.
To szczo dali? zapytaw Kola.
Dali szczo? Z Tumanianom i Piskowkym, akademik kywnuw u bik litnioho
czepuruna, wse jasno. Z siohodnisznioho dnia wony zarachowujusia w nasz instytut,
My poczynajemo praciuwaty nad nowym uniwersalnym dwyhunom, jakyj, na al, wynajty
nemoywo. Wsi wy projszy wyprobuwannia na motori Burun i wytrymay joho.
Ae jak e poczaw Tumanian.
Wse uzhodeno, widpowiw akademik. Nawi wasza druyna zhodna. Szczo
stosujesia Piskowkoho
A szczo pro mene kazaty, posmichnuwsia litnij czepurun. Ja wse yttia mrijaw zajniatysia nemoywoju sprawoju.
Najwacze z Koeju Szyroninym, skazaw solidnyj towstun, jakyj wyjawywsia
zastupnykom akademika po hospodarkij czastyni. U nioho poperedu desiatyj kas.
A win ne wynen, szczo moodszyj wid nas wsich, zaprotestuwaw profesor Stolarow. Win wczytymesia i praciuwatyme. Ade Szyroniny uperti.
Kola zdohadawsia, szczo Stolarow jizdyw u Horodyszczi i poczuw ci sowa wid babusi.
We napewno, ce bude ne wacze, ni ahodyty Burun, skazaw Kola.
Garantuju, szczo wacze, serjozno widkazaw akademik.
Z rosijkoji perekaw Witalij Henyk
Perekadeno za wydanniam: BUYCZEW K. Ludi kak ludi. M.: Moodaja gwardija, 1975. 288 s. (B-ka sowetskoj fantastiki).

U seredowyszczi samowbyw pryjniato zayszaty zapysky: U mojij smerti proszu


nikoho ne zwynuwaczuwaty, tak ot: u mojich neszczastiach proszu zwynuwaczuwaty
teefon. Win mij woroh, ja joho rab. Riszuczisza ludyna na mojemu misci obowjazkowo
obirwaa b sznur abo rozbya aparat. Ja ne mou. Teefon poza mojeju jurysdykcijeju.
Jakby koen, zamis toho szczob nosyty swij chrest, rubaw joho na drowa, nikomu buo b
stawaty muczenykamy. Koy ludyni szczo wid mene potribno, win distajesia do mene za
dopomohoju teefonu. Szcze b pak, jakby win wyruszyw do mene piszky abo skorystawsia
mikym transportom, win tryczi podumaw by, persz ni zwaytysia na take. Jakszczo u
was je teefon, wy mene zrozumijete. A jakszczo nemaje, wy mene ne zrozumijete, tomu
szczo obbywajete porohy w teefonnomu wuzli, dowodiaczy, szczo za rodom suby wam
teefon neobchidnyj, jak hirke powitria. Do reczi, ja i sam obbywaw porohy, ae najstrasznisze jakby teefon u mene zniay, poczaw by obbywaty porohy znowu. Jak baczyte, ja
hranyczno widwertyj.
Ja edwe dobriw do budynku. Buw arkyj, omanywyj wesnianyj de, jakyj obowjazkowo maw obernutysia do noczi e ne morozom. Tak i trapyosia. Jakszczo wrachuwaty,
szczo opaluwannia we buo wymknene, to zrozumio, czomu ja, zabrawszy u liko i zaczytawszy otrymanoju na dwa dni Ahatoju Kristi, z takym oburenniam spryjniaw teefonnyj dzwinok, szczo prounaw o piw na dwanadciatu. Ja daw jomu widzwonyty raziw
desia, spodiwajuczy, szczo jomu nabrydne i win powiry, szczo mene nemaje udoma. Ae
teefon ne powiryw. Ja zniaw suchawku i, szczulaczy wid choodu, proharczaw u nioho

jake sowo, jake mona buo traktuwaty jak zawhodno.


Hiwi, skazaw teefon hoosom Dawyda. Ja tebe ne rozbudyw?
Rozbudyw, ne zapereczuwaw ja.
Ja tak i dumaw, prodowuwaw Dawyd, ne znajuczy, szczo w takych wypadkach
slid wybaczatysia. Tak ot, zaraz za toboju zajide nasza maszyna. Szef ue w instytuti.
Due zworuszenyj, ziznawsia ja. A szczo roby nasz dorohyj szef u instytuti
o dwanadciatij hodyni noczi? Nepownolitni zoczynci wkray ustanowku i rozibray jiji na
gwyntyky dla dytiaczoho Konstruktora?
Ne bazniuj, Hiwi, skazaw Dawyd nudnym hoosom. Win zawdy howory nudnym hoosom, koy ja bazniuju. Serjozna sprawa, maszyna bude u tebe z chwyyny na
chwyynu. Wona zajide za Rusyko, ade ce nedaeko?
Zowsim poriad. Ja tilky wczora prowodaw jiji do budynku, i, po-mojemu, jiji
bako ciywsia w mene z bakona iz krupnokalibernoji rusznyci.
Dawyd powisyw suchawku, czym pokazaw usiu serjoznis zajawy. Ja wyriszyw nikudy ne jichaty, ae pro wsiak wypadok poczaw odiahatysia. U ciomu wsia moja neposlidownis, ae, napewno, wona pochody wid toho, szczo ja ris bez baka. Ja uchwaluju riszennia i tut-taky poczynaju dijaty nawpaky.
Ja ne wstyh natiahnuty pidak, jak pid wiknom korotko dziawknua maszyna. Po
hoosu ce bua dyrektorka maszyna.
Buo choodno, mow u lutomu wysoko w horach. Rusyko sydia w czornij Wozi,
wona bua nenafarbowana i spownena poczuttia wasnoji hidnosti. Ne szczodnia za chirurgicznoju sestroju prysyaju czornu Wohu.
Rusyko, zapytaw ja, wsidajuczy z neju poriad, szczo tam trapyosia w instytuti?
Ne znaju, widpowia Rusyko takym tonom, nenacze wona-bo znaa, a o szcze
newidomo, czy dopuszczenyj ja do takoji weykoji tajemnyci. Meni podzwonyy. Meni
Dawyd dzwonyw, dodaa wona.
Jaka czes, skazaw ja. I czym ty na neji zasuya?
Rusyko znyzaa kruhymy i, pidozriuju, due biymy peczyma.
A nasprawdi, szczo win tobi skazaw? Ade win ne maje moralnoho i subowoho
prawa pidnimaty z lika moodu i prekrasnu inku.
Bude operacija. Napewno, czerez zemetrus.
Szczo? Jakyj szcze zemetrus?
Wranci buw zemetrus, wkluczywsia w rozmowu szofer. Daeko buw, u horach.
I znowu meni niczoho ne powidomyy, obrazywsia ja. Napewno, obhoworiuway, plitkuway, a koy ja wyliz z aboratoriji, odnoho sowa. Ade ja oboniuju pohoworyty pro zemetrusy i poei. Skai, a siohodni w Tbilisi ne buo wywerennia wukana?
U nas tut nemaje wukaniw, pojasnya meni prekrasna Rusyko. Wukany
na Kamczatci.
Spasybi, skazaw ja, i tut my pryjichay.
Pered instytutom buo wawionke stowpotworinnia, nenacze sprawa widbuwaasia
w kinci roboczoho dnia. Stojay maszyny, bihay ludy, w poowyni wikon horio swito.
Zemetrus prodowujesia, skazaw ja, wyaziaczy z maszyny, i, slid ziznatysia,
mnoju owoodiy wsilaki peredczuttia.
Dawyd i sam ordkipanidze stojay posered chou.

Zawdy na postu, prywitaw ja jich, ne zdorowkajuczy, tomu szczo maw ue


czes wranci zaswidczyty swoju poszanu obom mojim koegam.
A o i Hiwi, skazaw ord i, obernuwszy do Rusyko, nakazaw: Zaraz e
nahoru, w operacijnu, ja skoro tam budu.
Darujte, skazaw ja, de tut u was dowidkowe biuro? Ja chotiw by otrymaty
informaciju pro swoje najbycze majbutnie.
Rozjasni, kynuw ord Dawydu i ponis swoje ohriadne tio na druhyj powerch.
ysze dwoma sowamy, poperedyw mene Dawyd, nemow moja minimalna
norma na pojasnennia skadaasia z czotyrioch sliw i odnijeji komy. Meni podzwonyw
Paczulija. Ty joho znajesz? Paczulija na szwydkij praciuje. Ty joho ne znajesz? Dywno.
Bycze do sprawy, skazaw ja Dawydu strohym hoosom. Tebe prosyy meni
wse rozjasnyty, a ne zjasowuwaty moji osobysti stosunky z Paczulija.
Tak, zwyczajno, prawylno, Dawyd podubaw nihtem duku okulariw. U
nych chworyj, szokowyj, newidomo szcze, wytiahnu wony joho czy ni. A tam jakraz epicentr zemetrusu. Maekoho zemetrusu.
Palci Dawyda mymowoli pokazay, jaki maeki buwaju zemetrusy.
Ne moe buty, zdywuwawsia ja. Takych maekych ne buwaje.
Kau, u Tbilisi w dejakych rajonach dzweniw posud u szafach.
Ce wid mikoho transportu, postarawsia ja wtiszyty Dawyda. A wse-taky
pry czomu tut my? My ne szwydka dopomoha. My naukowo-doslidnyj instytut, mona
skazaty, Instytut mozku.
Wasne. Instytut mozku. A Paczulija znaw, nad czym my praciuway. Win u lutomu buw na konferenciji w Kyjewi, de ord robyw dopowi. O win i zapamjataw. Ideja,
zwyczajno, dyka, maorealna, ae wid cioho zaea yttia inszych ludej.
Tut Dawyda widwoliky. U westybiul wbiha czariwna toneka diwczyna, rozpatana, wona kynuasia do nas i proszepotia:
Win de? Win ywyj?
U diwczyny buo take weyke i dytiacze hore, szczo nawi takyj zakoreniyj egojist i
cynik, jak ja, widwernuwsia i ne skazaw ni sowa. Ja wzahali u takych wypadkach niczoho
ne wmiju howoryty. Zate Dawyd weykyj majster likarkoho powodennia.
Wy, probaczte, pro koho pytajete? zapytaw win maje nino.
Pro Beso. Pro Beso Huramiszwili.
Zwyczajno, zwyczajno, skazaw Dawyd. Stan, priamo skau, wakyj, ae nemaje odnych pidstaw wpadaty u widczaj.
Mona meni do nioho? perebya Dawyda diwczyna.
Ni, zaraz ne mona. Zawtra mona bude.
Ae wy mene ne obmaniujete?
Nawiszczo ja budu was obmaniuwaty? Zaraz Beso spy, i joho ne mona turbuwaty. Ja wam radu zawtra zranku siudy pryjichaty i todi
Win rozbywsia? Tak? Win w peczeri rozbywsia? Diwczyna pomitya, szczo Dawyd, uziawszy mene pid liko, namahajesia widwesty nahoru, i pidbiha do nas.
Ni, skazaw Dawyd, joho znajszy nahori. Na dorozi.
A reszta?
Jich szukaju.
A jak e win mih wyjty, a wony ni?

Dawyd pohlanuw na kruhyj eektrycznyj hodynnyk nad schodamy i uchwayw kardynalne riszennia.
Suchajte. Dwi hodyny tomu na dorozi, w soroka kiometrach wid mista, buw
znajdenyj Beso Huramiszwili. Joho znajszow szofer wantaiwky i chotiw buo widwezty
w likarniu, w rajon, win jichaw wid Tbilisi, ae, poky szofer namahawsia dopomohty Beso,
zjawyasia maszyna riatuwalnykiw. I wony wpiznay Beso. Wony joho ne czipay, poky ne
pryjichaa szwydka dopomoha z mista. Teper jasno?
Ja skazaw, szczo meni niczoho ne jasno, a diwczyna chotia buo skazaty te same,
ae ne posmia.
Szczo nejasno? zdywuwawsia Dawyd.
Czomu riatuwalnyky szukay Beso. Win alpinist?
Ni, win speeoog. Ty, zwyczajno, ne czytaw. Ty niczoho, okrim rozwaalnoji literatury, ne czytajesz. Torik speeoogy poczay prochodennia peczery, wsioho w soroka
kiometrach zwidsy. Pro ce pysay skri. Ce weyka ekspedycija.
Wisimnadcia czoowik, skazaa diwczyna. Wona trochy zaspokojiasia. Ja ujawyw sobi, jak jij buo mczaty siudy po nicznomu mistu, koy jiji kochanyj w likarni i newidomo szcze, czy ywyj win. Wony torik poczay, szistnadcia kiometriw na kartu
nanesy. Wy ne ujawlajete, jak tam cikawo. Win mene mynuoji oseni braw, ysze do bazy.
Tam takyj staaktytowyj za Oesiu!
Wyjawlajesia, wona pobaczya rudoho borodatoho parubjahu w sztormiwci, z tijeji,
dosy nudnoji porody ludej, jakym zawdy treba zalizty w taki miscia, kudy normalnych
ludej ne tiahne.
Diwczyna kynuasia do Oesia, nemow pustelnyk do wody. Dawyd utocznyw:
Riatuwalnyk.
Nu i szczo dali? kau ja. De my zjawlajemosia na sceni?
Beso odyn iz speeoogiw. Grupa praciuwaa pid zemeju we druhyj tyde. U
nych tam likar. Je zwjazok iz zemeju po raciji, a nahori kontrolna grupa. Siohodni ude
buw zemetrus. Sowom, wchid u pidzemelli zawayo, zwjazok urwawsia, i szczo trapyosia zi speeoogamy, nikomu ne widomo. Ujawlajesz, do samoji noczi riatuwalnyky namahajusia buryty zawa, szukaju, czy nemaje inszych wchodiw do peczery, i raptom na
dorozi, w desiaty kiometrach wid osnownoho wchodu wyjawlajesia Beso Huramiszwili.
A win niczoho ne moe rozpowisty.
Wirno. Win niczoho ne moe rozpowisty, i je pidstawy wwaaty, szczo prywesty
do tiamy joho siohodni ne wdassia. A koy wdassia
Wchid sylno zawayo?
Woczewy, sylno. Zapytaj u Oesia. Win prywiz Beso. Win joho druh.
Sam pytaj. Moja dopomoha tam ne znadobysia.
Nasza z toboju dopomoha moe znadobytysia.
Jakym czynom?
Ustanowka.
A jak z jiji dopomohoju distatysia do speeoogiw?
Jdemo nahoru, dorohoju ty dumatymesz, Hiwi. Moe, zdohadajeszsia.
Ja jszow po schodach. Peredi mnoju pohojduwaasia szyroka mjaka spyna Dawyda,
i ja wse ne mih prydumaty, jak za dopomohoju naszoji ustanowky mona widkopaty speeoogiw. Widrazu wisimnadcia czoowik, ni, simnadcia, odyn z nych jako wydriapawsia

Posuchaj, Dawyde, a ne moho tak buty, szczo cej Beso wybrawsia nahoru do
obwau?
Ne moho, widpowiw Dawyd. Win buw u peczeri z usima.
A moe, joho jako wykynuo nahoru?
Ne werzy durny.
Znaczy, win wychodyw potim?
Potim.
My pidijszy do kabinetu orda. ord buw tam. Win rozmowlaw z neznajomym meni
czoowikom, na jakomu biyj chaat sydiw nezhrabno, nemow pohano pidihnanyj maskaradnyj kostium doktora Ajboytia.
Zrozumiw, skazaw ja. Znaczy, Beso znaje, jak do nych spustytysia, ne rozbyrajuczy zawau.
Ty maje genij, widkazaw Dawyd serjozno. Cia dumka spaa Paczulija, koy
win wiz Beso w Tbilisi na szwydkij dopomozi.
My stojay w dweriach kabinetu orda. ord nas ne pomiczaw.
Huramiszwili majster sportu z alpinizmu, pojasnyw czoowik u nezhrabno
sydiaczomu chaati, zwertajuczy do orda, mowby widpowidajuczy na moje nastupne pytannia. U perszij desiatci skeeaziw respubliky. ogiczno, szczo, jakszczo u nych bua
moywis distatysia do jakoji wakoji szpary, piszow Beso. Druhoho takoho sered nych
ne buo. A win mowczy.
Czoowik skazaw ce z osudom, nenacze Beso mowczaw na zo jomu. U nioho buy
weyki czorni wusa i rudi sumni oczi.
Ote, moodi ludy, zwernuwsia do nas ord. O, prysutnij tut towarysz Kiknadze wwaaje, szczo my moemo jomu dopomohty.
Ne meni, poprawyw joho towarysz Kiknadze. Tym, chto czekaje dopomohy.
ord fyrknuw. ord ne terpy, koy joho poprawlaju.
My powynni diznatysia, prodowuwaw ord pisla dejakoji pauzy, jak znajty
speeoogiw. I oczewydno, nichto, okrim nas, cioho zrobyty ne zmoe.
Nichto, profesore, pohodywsia towarysz Kiknadze, szczo uswidomyw swij promach.
Dawyd zapytaw orda:
Hotuwatymemo ustanowku?
Ja we rozporiadywsia, skazaw ord. Mene cikawy insze chto pryjmatyme?
Ja, skazaw Dawyd.
ord pohlanuw na nioho z hybokym sumniwom. Ja rozumiw orda. Dawyd
chopczyk z choroszoji simji, jakoho bahato i smaczno hoduway w dytynstwi i ne prymuszuway zajmatysia sportom. Dawyd wyjszow mjakyj, tepyj, okruhyj, ae, na podyw rodycziw, praciowytyj. Win korotkozoryj, czerez szczo joho wozyy do wsich okulistiw Moskwy, eningrada i mao ne Wadywostoka. Bu-jakyj inszyj na misci Dawyda znenawydiw by medycynu, a win, nawpaky, polubyw jiji. Za muky, czy szczo?
Jakszczo wyjde, skazaw ord, to dowedesia tudy jty
I win zwernuw swij pohlad do mene, wid czoho ja mymowoli rozprawyw peczi. Teoretyczno u mene w rodu wsi may b buty dowhoytelamy, ae moji diaky i titoky umudriaysia hynuty w moodosti abo maksymum w dopensijnomu wici. Wony jszy na wijnu,

paday zi skel, a odyn diako potonuw u Atantycznomu okeani. Meni te buo pryznaczeno zahynuty w moodomu wici, i nichto, okrim mene, w ciomu ne sumniwawsia.
A ty jak, Hiwi, pro ce dumajesz? zapytaw mene ord.
Ja dumaju, szczo mona prystupaty, skazaw ja.
Dawyd zamurkotiw szczo pro swij doswid i hotownis ord ue jszow do aboratoriji.
Dawyde, sprobuwaw ja joho wtiszyty. Konomu swoje, jak kazay hreky.
Rymlany, poprawyw mene oswiczenyj Dawyd.
Konomu swoje, powtoryw ja. Chto powynen praciuwaty hoowoju, a chto
bihaty nikamy.
Ja lublu naszu ustanowku, napewno, tomu, szczo za ciu lubow meni patia zarpatu
i inodi daju premiji. I szcze tomu, szczo tiamlu w nij znaczno mensze orda i nawi mensze Dawyda. Chocza nichto ne rozumije jiji cikom. Wona sprawnia inka: neperedbaczuwana i weredywa. Wona moe obdaruwaty tebe pryhoomszywymy danymy, a potim obrazytysia na szczo i widmowytysia z toboju spiwrobitnyczaty. Wona zajmaje poowynu
druhoho powerchu i pidwa, kudy jdu inenery, szczo stawlasia do nas, medykiw, jak do
ludej druhoho hatunku, prydatnych ysze na te, szczob hubyty jich wynachody. Inenery
zrobyy ustanowku, my rozrobyy metodyku jiji zastosuwannia, i wsi odni odnymy wzajemno nezadowoeni. Chocza w ciomu je pewna czastka koketstwa.
Operacijnu aboratoriji neszczodawno widremontuway i obyciuway bakytnoju
pytkoju. Widtodi operacijna zdawaasia meni schooju na wannu kimnatu w hoteli, osobywo koy amawsia kondyciner. A kondycinery, jak widomo, amajusia ysze w samu
speku. Ne pokryta pytkoju bua ysze prawa wid dwerej stina, jaku zajmaa kontrolna
panel i pult uprawlinnia.
Ja zazyrnuw do operacijnoji kri sklani dweri. Rusyko hotuwaa instrumenty. U
owtomu chaati wona wyhladaje efektno. Koy Rusyko pidwea hoowu i posmichnuasia
meni, ja zobrazyw na obyczczi zachopennia jiji czariwnoju krasoju, ae bojusia, szczo
wona znowu mene ne zrozumia
Ja piszow hoytysia. Ja we zmyrywsia z tym, szczo raz na tyde meni dowodysia
hoyty hoowu, i wtiszaju sebe tym, szczo pisla cioho schoyj na Majakowkoho. Moji znajomi wwaaju, szczo holinnia moje dywactwo, sposib podoaty inteektualnu nepownocinnis. Bilszis mojich znajomych inteligenty, i tomu wony niczoho ne tiamla u ytti.
Ja hoywsia i zhaduwaw, jak my wpersze dwa z hakom roky tomu wwimknuy ustanowku. Rusan i ruda sobaczka z cyrku, ne pamjataju, jak jiji zway, eay prywjazani do
stoliw u cij samij operacijnij. Tilky operacijna todi bua bia, farbowana maslanoju farboju,
stela protikaa, i na nij buy krasywi rozwody. Pro rozwody ja diznawsia piznisze, koy
sam potrapyw na odyn iz stoliw. Ja wwiw hoku w mozok Rusana, Natea fiksuwaa
datczyky. ord chwyluwawsia i tomu buw z namy rizkyj i harczaw na Rusyko. Dawyd i
inenery metuszyysia bila pulta, i, chocza czerez desia chwyyn hoownyj inener skazaw: Piszow zapys, my ni w czomu ne buy wpewneni.
Koy sobaky prokynuysia, my steyy za nymy, mow rewnywci za druynamy, a sobaky chebtay mooko, ery mjaso, i Rusan dywywsia na dresyruwalnyka poronimy
oczyma. A my specilno wybray cyrkowoho pesyka, tomu szczo win bahato szczo w ytti
wyprobuwaw i wmiw znaczno bilsze, ni ordynarnyj pes Rusan. Dresyruwalnyk burczaw.
Win ne wiryw, szczo mona zakrywaty pamja, zapysaty i peredaty Rusanowi wse te,
szczo znaje joho rude sobacza. My j sami sumniwaysia, i ce buo najparszywisze, tomu

szczo na ciu sprawu buo roztrykano dekilka rokiw i masu hroszej, i wsi ci roky bahato
serjoznych ludej wwaay orda za szaratana, joho druziw-ineneriw za szarataniw, a
nas z Dawydom i inszu dribnotu nawi ne za szarataniw, a prosto za iditiw.
Do weczora toho-taky dnia, koy skeptyczno naasztowanyj dresyruwalnyk znow
prystupyw do Rusana zi swojimy dokuczanniamy, nasz dorohocinnyj pes zobrazyw na
mordi profesijnu ohydu, projszowsia na zadnich apach, zrobyw salto i nezhrabno strybnuw kri zatiahnute cyharkowym paperom kilce. Rudyj resyk wraeno dywywsia na nioho
i pidkazuwaw na sobaczij mowi, szczo robyty dali. Rusanu hydko buo zajmatysia sprawamy, nehidnymy czesnoho weykogabarytnoho psa, ae win zajmawsia, tomu szczo w
joho pamjati we eay znannia, otrymani nym wid rudoho pesyka. Czerez dwa dni win
pro wse zabuw i powernuwsia do zwyczajnoho newybahywoho yttia.
Dresyruwalnyk, ne powirywszy, szczo sobaku mona za pja chwyyn nawczyty
wsiomu, szczo joho pidopiczni wbyray w sebe misiaciamy wysnaywoji praci, zabrawszy
swoho hoenoho pesyka, rozrachuwawsia w buchhateriji i zayszywsia namy nezadowoenyj. A my wasztuway weykyj benket na daczi orda i neskromno prosawlay odyn
odnoho w tostach i promowach. A szcze czerez try misiaci ja wpersze potrapyw na operacijnyj sti jak piddoslidnyj kroyk i widtodi chodu pohoenyj nahoo i namahajusia nikomu
ne pokazuwaty szramiw nad prawym wuchom.
Wse ce ne oznaczaje, szczo my widtodi kotyysia do sawy po rejkach. My pentaysia
do neji, prowalujuczy u wowczi jamy, bukajuczy hirkymy steynamy, i regularno powertaysia do poczatku szlachu, ochopeni hnitiuczoju dumkoju pro te, szczo nikoy z
cioho abiryntu ne wyberemosia. My praciuway z najrozumniszymy sobakamy w Hruziji,
a wony czomu peredaway swojim nastupnykam ysze urywky durnych spohadiw abo
maneru kusatysia nyszkom. My pekay makak i mawpoczok, jaki nijak ne mohy otrymaty wid informantiw eementarni nawyky kydaty szkirkoju banana w nelubymoho
dohladacza. My, nareszti, ertwuway soboju, i ja dwa dni pidriad muczywsia zastariym
rozkajanniam Dawyda, jakyj, wyjawlajesia, w semyricznomu wici wkraw zaponku w didusia Iraklija i z achu wid skojenoho zapustyw jiji w Kuru. Cej zoczyn ne buw rozkrytyj,
ae Dawyd wse odno karawsia.
U mene hoowa rozamuwaasia wid joho rozkajannia. Joho najbilsze turbuwao,
szczob ja ne wwodyw do szczodennyka eksperymentu imeni dorohoho didusia.
Cilisnoji kartyny u nas ne wyjszo, peredacza bua nenadijnoju, i chocza pryjniato
howoryty, szczo negatywnyj rezultat toj-taky rezultat, u nas jich nakopyczyosia stilky,
szczo wystaczyo b na powne zapereczennia wsich dosiahne jutona, Ejnsztejna i Nilsa
Bora, razom uziatych.
Hiwi, ty hotowyj? zapytaa Natea. Chworoho we prywezy.
Ja jak piner, widpowiw ja, zawdy hotowyj. Ty bua koy-nebu pinerkoju?
Hiwi, Natea podywyasia na mene z dokorom.
Jij chotiosia, szczob ja buw takyj e serjoznyj i taanowytyj, jak ord, szczob ja buw
altrujistom. Wona z inoczoju nedaekohladnistiu ne rozumia, szczo, wykonawszy wsi jiji
umowy, ja wtratyw by dla neji usilaku prywabywis. Szczob widwolikty Nateu, ja powidomyw jij:
ord rozmowlaw z dyrektorom, a znajesz, szczo skazaw dyrektor? Win umyw
ruky. Win czudowo rozumije, szczo slid kripyty zwjazky nauky z wyrobnyctwom, a ja-

kszczo u nas niczoho ne wyjde, zawdy mona rozkrytykuwaty orda za te, szczo toj namahajesia nawjazaty wyrobnyctwu nedobudowanu snopowjazaku.
Ja piszow za Nateoj w operacijnu. U korydori nam zustriwsia towarysz Kiknadze,
jakyj we obywsia tut i wyhladaw orom.
Baaju uspichu, skazaw win meni. Wam szcze nikoy ne dowodyosia prowodyty widpowidalniszoji operaciji.
Weyke spasybi, podiakuwaw ja wwiczywo. Jak dobre, szczo wy meni pro
ce skazay.
Kiknadze stojaw i dumaw, obrazytysia jomu na mene czy ni.
Nawiszczo ty tak rozmowlajesz z lumy, Hiwi? pokaa meni Natea czerhowe
rytoryczne pytannia. Wona weykyj majster rytorycznych zapyta. Ty ne ujawlajesz,
jak win pereywaje. A tam szcze rodyczi speeoogiw, i wsi wid nioho czoho wymahaju.
Ae ja niczoho wid nioho ne wymahaw. Meni mona buo daty spokij. Ty znajesz,
szczo pered pryjomom slid rozsabytysia i perebuwaty w spokijnomu stani duchu.
Ja tebe pidhotuju, skazaa Natea.
Ne treba. Mene hotuwatyme Dawyd. Ne pozbawlaj joho cioho zadowoennia. Jakszczo ty cym zajmeszsia, to ja ne zmou nastrojitysia na pryjom. Ja dumatymu tilky
pro tebe. Do reczi, ty ne chotia b staty mojim informantom? Ja potim tobi distanu paryk.
U odnomu wypadku, skazaa Natea. I ne czerez woossia.
Ty bojiszsia, szczo ja diznajusia pro twoje sprawnie stawennia do mene?
Tak, bojusia.
Ty meni estysz.
Nawpaky.
Koy ja, pachtiaczy jodom, zjawywsia w operacijnij, tam ue wse buo hotowo. Ja
pidijszow do stou, na jakomu eaw Beso Huramiszwili. Nasz anesteziog prowodyw
wijkowu radu z sywowoosym i zasuenym koegoju z Instytutu chirurgiji. Ja jim ne
zazdryw. Nawi meni buo jasno, szczo wony pidtrymuju w Beso yttia z ostannich sy.
Beso meni spodobawsia. Joho pohoyy, i win staw schoyj na mene. Abo na Majakowkoho. Tilky moodoho.
Ja kywnuw Paczulija, jakyj prywiz Beso do nas. Paczulija buw choroszym chirurgom. Ja buw z nym znajomyj, chocza i ne pryznawsia Dawydu. My wczyysia z Paczulija
na odnomu kursi, ae win buw widminnykom, a ja ni. I cej Paczulija prowodyw zi mnoju
wychowni besidy.
Ty hotowyj, Hiwi? zapytaw ord bakiwkym hoosom, nenacze zbyrawsia zaprosyty mene do parku abo w kafe-morozywo.
Ja postarawsia rozsabytysia i zajniawsia samonawijuwanniam. Spoczatku rozsabyw mjazy czoa, potim ujawyw, szczo rozsabluju mjazy oczej.
Ja eaw na stoli i, jakszczo powernuty hoowu, mih pobaczyty hostryj temnyj profil
Beso. Anesteziogy pryjszy do jakoho riszennia, i moodeka kardiogiczka z naszoho
instytutu bua dopuszczena do jich wysokoji narady. Ja sprobuwaw ujawyty sobi, jak tam,
w peczeri, napewno, due temno i straszno.
Spodiwajusia, Beso nikoy ne kraw zaponok u didusia Iraklija, skazaw ja Dawydu, i ce buy moji ostanni sowa, tomu szczo wony day meni narkoz, czoho ja tako ne
terplu.
Napewno, mojeju ostannioju dumkoju buo mirkuwannia pro te, szczo anesteziogy
mene nadowho widkluczaty ne budu, tomu szczo ja opamjatawsia same z cijeju dumkoju

w hoowi. Prote, chto ja takyj i czomu mene ne treba nadowho widkluczaty, ja zdohadawsia ne widrazu. A zdohadawszy, zasnuw, tomu szczo zlakawsia, szczo wony stawytymu
meni pytannia, a widpowisty meni niczoho. Pohano, koy wid tebe czoho czekaju, a ty
dopomohty ne moesz. Ce czudowo znaju usi, komu dowodyosia prowaluwatysia na ispytach. Meni dowodyosia.
Kri son meni buo czuty jich hoosy, i meni zdawaosia, szczo ja wse rozumiju i
nawi bu-jakoji myti mou newymuszeno wkluczytysia w rozmowu. I ne wkluczajusia
za wasnym baanniam.
Znowu prokynuwsia ja w paati. Buo temno. Za sklanymy matowymy dweryma horio swito, i po sku, jak u teatri tinej, propyway ludki syuety.
Jak zawdy, bolia hoowa, i mene muczyo poczuttia rozczaruwannia w sobi i szcze
bilsze wyna pered ordom, jakyj na mene tak rozrachowuwaw, a ja joho pidwiw.
Ja pidniaw ruku, szczob podywytysia na hodynnyk, ae, zwyczajno, nijakoho hodynnyka na meni ne buo. Za dweryma zaszeestiy hoosy. Such u mene buw zahostrenyj, i
ja rozriznyw czyj nykyj hoos, napewno orda:
Za naszymy danymy, zazwyczaj mynaje dwi-try hodyny, persz ni poczynajesia
pryywannia informaciji.
Dweri widczynyysia, i nawszpyky uwijsza Natea. Ja zapluszczyw oczi, meni ne
chotiosia z nymy rozmowlaty. Natea szczo robya na stoyku bila lika, briaznuw stakan. Wona wyjsza. Skazaa tam, u korydori:
Spy szcze.
Kawa hotowa, poczuwsia hoos Rusyko.
Ja widczuw udiacznis do Rusyko, jaka zdohadaasia, czym mona jich usich widwolikty wid dwerej. Wony, pewno, te zradiy, i myhtinnia tinej na skli prypynyosia.
Meni treba buo szczo pryhadaty. Ja szczo zabuw. Szczo waywe. Ja ujawyw sobi
Beso, jakyj eaw na susidniomu stoli, i podumaw, szczo nikoy szcze ne baczyw sebe
zboku. Tobto ne sebe, a joho. Ja czoho ne zrobyw, szczo obowjazkowo powynen buw zrobyty, chocza cia obowjazkowis widnosyasia ne do mene, a do Beso, i mene turbuwao,
czy ne zahubyw ja CE. De u hybyni swidomosti ja zayszawsia samym soboju i rozumiw,
szczo w meni prokydajusia dumky Beso, i radyj buw tomu, szczo wony isnuju, ta wodnoczas ne ysze dla Beso, ae j dla mene waywisze buo pryhadaty pro CE. Pro peczeru?
wdaosia meni zapytaty samoho sebe. Ni, ne pro peczeru. Ja rozumiw, szczo CE waywisze zaraz, ani peczera, i ja niczoho ne znaju pro peczeru. Ja ne mou pryhadaty pro
neji, tomu szczo nikoy w nij ne buw, byko ne pidchodyw. A CE powynno buo eaty w
kyszeni dynsiw.
Tut ue doweosia dumaty meni samomu, bez dopomohy Beso, dumky jakoho meni
tilky zawaay, trywoyy i pidhaniay. Beso ne znaw, de mou buty dynsy. Win niczoho
ne znaw pro instytut. Ce znaw ysze ja.
Za dweryma tycho. Mynuo ysze dekilka chwyyn, i wony zaraz pju kawu i mirkuju, wyjsza peredacza pamjati czy ni. Ae jich cikawy szlach do peczery, pro jakyj ja niczoho ne znaju. Jich CE ne cikawy, CE waywo ysze meni. Meni i komu szcze? CE
waywo Rezo, tomu szczo ja daw sowo
Koy Beso prywezy w instytut, joho rozdiahnuy, a odiah widprawyy na perszyj powerch, w kadowku. Ote, meni potribno pity w kadowku i uziaty tam dynsy.
O teper Hiwi powynen uziaty werch nad Beso i natysnuty na knopku dzwinka. Prybiy Natea, pryjde ord, i ja jim rozpowim pro dynsy i pro te, szczo treba uziaty zwidty.

Ae czomu ja cioho zrobyty ne mih. Czomu ja powynen buw cym zajniatysia sam. Tak
dumaw Beso, jakyj zaraz, w kraszczomu razi, ey bez swidomosti za stinoju.
Ja powynen sam pity w kadowku, ae wychodyty czerez dweri nebezpeczno, tomu
szczo w bu-jaku my moe powernutysia Natea. Dowedesia spuskatysia z druhoho
powerchu, ce nerozumno, i nawi pry mojij schylnosti do neobdumanych wczynkiw ja powynen buw uziaty sebe w ruky i pryhadaty pro te, szczo ja nasampered uczenyj i ysze w
potim zapasnyj skad dla spohadiw Beso.
Ja siw na liku i z chwyynu namahawsia uhamuwaty nudotu i zapamoroczennia.
Ach, jak zworuszywo! Rodowyj prywyd waby spadkojemcia szotandkoho zamku w zahadkowi boota. Treba, Hiwi, treba. Ja wyjawyw, szczo moja odeyna obmeujesia trusamy. Druzi zabuy mene odiahnutysia chocza b u likarnianu piamu.
Ja pidijszow do wikna i rozczynyw joho. Jak i naey u awantiurnomu romani,
wikno rozkryosia zi skrypom, zdatnym rozbudyty tini predkiw u rodowomu skepi.
Czorna kumba znachodyasia daeko wnyzu. Moe, wony pomyyysia i pokay mene ne
na druhomu powersi, a na desiatomu? Ja stojaw u neriszuczosti. Kri wikno pronykaw
pekuczyj chood. Napewno, z misiacia, jakyj oswitluwaw werszyny derew.
I raptom ja znyk. Znyky moji sowa, moji nastroji i nawi moje poczuttia humoru.
Meni slid buo jaknajszwydsze uziaty CE i zrobyty te, szczo meni naeao zrobyty. U
korydori poczuysia kroky. Meni zdaosia, szczo Natea, widczuwszy yche, pospiszaje do
paaty. Ja perekynuw nohy czerez pidwikonnia i wstaw na karnyz. Potim widsztowchnuwsia wid stiny i strybnuw. Zemla udarya mene po nohach, ja ne wtrymaw riwnowahy, wpaw na bik, zabywsia, zabrudnywsia w zemli, ae ne widczuw bolu ysze rozdratuwannia wid toho, szczo tak newdao strybnuw. Beso strybnuw by kraszcze.
Ja sydiw na kumbi i prysuchawsia, czy ne do mojeji paaty uwijszy. Jakszczo ce
Natea, to zaraz pocznesia panika, i do kadowky meni ne dobratysia. Ae wse buo tycho.
Ja pidniawsia, strusyw z kolin zemlu i piszow uzdow stiny do subowych dwerej.
Misia swityw meni w spynu, i na tli bioji stiny ja wydilawsia, mow uk na arkuszi
paperu. O i wikno kadowky. Wono zabrane gratamy i dla neobiznanoho nedostupne. Ae
ja szcze wczora czuw narikannia kadiwszczyci na nenadijnis zamka i znaw, szczo instytutkyj slusar maw namir zniaty zamok i postawyty nowyj. Znajuczy naszoho slusaria, ja
mih spodiwatysia, szczo win, jak ludyna obowjazkowa, zamok zniaw, a o nowyj postawyw
nawriad czy.
Ja uwijszow do subowych dwerej i tut wyjawyw, szczo zmerz do kistok. Z piwchwyyny stojaw, wdychajuczy tepe powitria neoswitenoho korydoru, potim namacaw dweri
w kadowku i sztowchnuw jich. Dweri suchniano widczynyysia. Mij psychoogicznyj
etiud pro instytutkoho slusaria wyprawdawsia. Ja zaswityw swito, wwaajuczy, szczo
siohodni wnoczi w instytuti ne do hrabinykiw. Odiah Beso eaw na stoli. Koy joho prywezy, kadiwszczyci ne buo, odiah prosto skay tut. Ja ne zdywuwawsia tomu, szczo z
perszoho pohladu wpiznaw reczi Beso, dywowynisze buo b, jakby ja jich ne pamjataw.
Ja zmerz i ne chotiw, szczob mene tut zastay w hoomu wyhladi. Ja natiahnuw woohi dynsy, jaki wyjawyysia maje jakraz, wdiahnuw majku i buwayj w buwalciach
swetr. Wse ce buo brudnym, na rukawi swetra zapekasia krow. Ja widszukaw pid stoom
czerewyky Beso, ae wony wyjawyysia na mene zamali. Ce stao nespodiwanym uskadnenniam, jakoho my z Beso nijak ne czekay. Ja widkryw szafu. Tam buy reczi chworych
z likuwalnoho widdiennia. Ja wybraw paru czerewykiw. Czerewyky buy byskuczi, a-

kowi, wony nijak ne wjazaysia z usima mojimy szatamy, ae ne tysnuy, a ce buo hoownym. Z kyszeni dynsiw ja wytiahuwaw pastykowyj paket z gazetnym kulkom useredyni.
Rezo prostiahnuw meni paket. Obyczczia joho w switli ostannioho naszoho lichtaria zdawaosia szcze wysnaeniszym, ni zazwyczaj. Lichtar swityw zwerchu, i oczi zdawaysia czornymy jamamy. Ty meni obiciajesz? zapytaw Rezo. Obiciaju, skazaw
ja.
Cia kartynka promajnua u mene w swidomosti czitko, nemow ja sam baczyw cioho
newidomoho meni Rezo. Ja stojaw u neriszuczosti.
Dali szczo? podumky zapytaw ja Beso. Moe, powernemosia? Wony o-o pochoplasia.
I tut-taky ja zrozumiw, kudy meni treba jichaty. Same treba jichaty, i nehajno. U
seo Mokwi. Tudy jde awtobus. Wid awtobusnoji stanciji. Ja uziaw zi stou swij hodynnyk.
Hodynnyk Beso. Hodynnyk szcze jszow. Buo dwadcia chwyyn na pjatu. Pisla operaciji
ne mynuo j trioch hodyn.
Bilsze zatrymuwatysia buo hodi. Ja zahasyw swito i wyjszow z kadowky. Mikyj
transport szcze spy i baczy sny. Ae do awtobusnoji stanciji poriwniano nedaeko. I
moywo, wdassia spijmaty taksi. Ce buo b idealno. Ja po moywosti szwydko peretnuw
gazon, szczo widokremluwaw instytut wid worit. Szczo dali ja budu wid nioho w najbyczi chwyyny, to kraszcze dla mene, dla Beso i dla koho szcze?
Ty upiznajesz joho budynok. Win ostannij na wuyci. We w dykomu wynohradi. A
pered nym trojandy. Ni w koho u seli bilsze nemaje trojand.
Ce howoryw Rezo. Joho hoos.
Ja perebih gazon i uwijszow u napiwwiczyneni worota. U instytuti bua boewilna
nicz, i tomu wsi prawya buy zabuti. De zaraz nicznyj storo?
Byko szurchotia Kura. Zahawkaw sobaka. Jij widhuknuysia sobaky, uwjazneni w
pidwali instytutu. Meni zdaosia, szczo z boku instytutu prounaw kryk. Mene kyczu?
Ja piszow po szose do mista. Ja b bih, ae znowu pidstupya nudota i w hoowi szumio. Ja
ozyrnuwsia. Zeenyj wohnyk taksi wyskoczyw z-za poworotu. Wyjszowszy na seredynu
dorohy, ja pidniaw ruku. Maszyna zahalmuwaa.
Chiba ne baczysz, szczo w park jidu? zapytaw taksyst, wysowujuczy z wikna.
Nikudy ja tebe ne powezu.
Meni tilky do awtobusnoji stanciji.
Ne po dorozi, skazaw taksyst.
Skilky? zapytaw ja, norowlaczy potrapyty w ton taksystowi.
U tebe takych hroszej nemaje, szczob ja do awtobusnoji stanciji pojichaw.
U mene terminowa sprawa. Bu aska, pidwezy.
Storhuwaysia na trioch karbowanciach. Szofer buw wymuszenyj pidkorytysia syli
hroszej, ae ce ne zniao joho rozdratuwannia. Win dywywsia priamo pered soboju, ae do
mene ne obertawsia i serdywsia na mene, tomu szczo buw nezadowoenyj wasnoju postupywistiu.
Kami rwonuwsia z-pid nih, i powitria udaryo w obyczczia. Powitria buo szczilnym, i w niomu potonuw zwuk obwau. Chto skryknuw. Ja wpaw na pidohu peczery i
bolacze wdarywsia ob czyju kasku. Ja ne dumaw, szczo mih pomerty. Meni tilky chotiosia, szczob wse ce szwydsze zakinczyosia. Todi ja wyjdu nazowni. Ae harczannia hory ne
prypyniaosia, nemow poroda namahaasia zapownyty wsi poronyny w hori
Pryjichay, skazaw taksyst. Teper meni do parku zajwych desia kiometriw

jichaty. Rozpaczujsia.
Ja zawmer. Moji ruky ne znay, w jakij kyszeni ea hroszi. Hroszi eay w pidaku
Hiwi, a na meni buy dynsy i swetr Beso. I w nych ne buo hroszej.
Ja hroszi zabuw, widpowiw ja spokijno, tomu szczo we buw na awtobusnij
stanciji i do Mokwi jichaty ne bilsze hodyny.
artujesz, perekonano skazaw szofer. artujesz.
Taka pidstupnis ne wkadaasia w joho swidomosti.
Zawtra pryjdete do mene w instytut. Desia karbowanciw zapaczu.
artujesz, howoryw szofer we bilsz perekonano. Doroho tobi obijdusia ci
arty. U park pojichay. Tam pohoworymo.
Szofer perehnuwsia czerez mene, prytiahajuczy dweri do sebe.
Wimi szczo-nebu pid zastawu, poprosyw ja.
Szczo z tebe wimesz? skazaw szofer, ohladajuczy mene. Szczo z takoho
wimesz?
Win buw rozczarowanyj u ludstwi.
Hodynnyk, pryhadaw ja. Wimi hodynnyk.
Ja ne staw czekaty joho widpowidi. Potiahnuw braset. Peredaw jomu hodynnyk.
Ne potriben meni twij hodynnyk, rozserdywsia taksyst.
Ja tak i ne rozhediw joho obyczczia.
Choroszyj hodynnyk, sejko, skazaw ja.
Hodynnyk naeaw Beso, tomu ja znaw, szczo win sejko.
Ce perekonao szofera.
Harazd, skazaw win. Wsiake buwaje. Ty tilky mij nomer zapamjataj.
Win skazaw nomer, ae meni buo nikoy. Jakyj rannij awtobus pidjichaw do budiwli
wokzau. Ja pobih do nioho. Nad witrowym skom awtobusa buw napysanyj marszrut.
Awtobus jszow u inszyj bik. Taksyst nazdohnaw mene.
Nomer ne zabu! kryknuw win.
Harazd, skazaw ja i pospiszyw do budiwli wokzau.
Na wokzali szcze panuwaa nicz. Dekilka wypadkowych pasayriw, zbuwajuczy czas,
drimay na awkach. ysyj czoowik u brudnomu swetri i rwanych dynsach (ce ja) uwirwawsia do zau i poczaw dyko ozyratysia w poszukach rozkadu. Nareszti ja uhediw doszku i kynuwsia do neji. Ja sam nikoy ne jizdyw w Mokwi, ae Beso buwaw tam, dawno,
ae buwaw. Najbyczyj awtobus u tomu napriamku jszow czerez piwtory hodyny.
Ja stojaw pered doszkoju. Ostannia moja cinnis hodynnyk Beso we znyk. Dowedesia jty na szose, owyty poputni wantaiwky, tomu szczo szofery wantaiwok czujniszi ludy, ni taksysty. Ae do szose szcze potribno dobratysia.
Znajoma diwczyna spaa, pokawszy hoowu na spynku awky. Ce bua ta diwczyna,
jaka szukaa Beso i chwyluwaasia za nioho w instytuti. Ni, szczo ja kau! Ce bua moja
sestra Nana. Jiji, napewno, wyhnay do ranku z instytutu, weliy ranisze womoji tam ne
zjawlatysia. A moe, wona chocze zjizdyty do mamy. Mama niczoho ne znaje, wid neji,
zwyczajno, wse prychoway
Ja zrobyw krok do Nany, szczob zaspokojity jiji, skazaty, szczo zi mnoju wse harazd,
i zawmer, zlakawszy swoho ruchu.
Nana pidwea hoowu, nemow ja jiji pokykaw. Wona dywyasia na mene pylno, i ja
zlakawsia, szczo wona uwiznaje swetr i dynsy Beso. Ja zrobyw krok nazad, a wona namahaasia zrozumity, zwidky jij znajome moje obyczczia. Ade wona baczya mene tak

nedawno, ae w instytuti ja buw respektabelnyj, w kostiumi, pry krawatci. Wona szcze


dywyasia na mene, a pozadu poczuysia waki kroky, i ja znaw, szczo ce do mene.
Ja szwydko obernuwsia, hotowyj tikaty. Po zau jszow szofer taksi. Na joho
towstomu wkaziwnomu palci telipawsia hodynnyk sejko.
Ty kudy wtik? zapytaw win stroho. Ja we hodyna jak robotu zakinczyw, a
powynen za toboju po wsiomu Tbilisi bihaty.
Ja zrozumiw, szczo Nana zaraz upiznaje hodynnyk, i piszow nazustricz taksystowi,
szczob zahorodyty joho peczyma.
Ty nomer ne zapysaw, prodowuwaw taksyst.
Win buw nemoodyj, schoyj na orda, nemow buw joho starszym bratom. U taksysta buw krupnyj porystyj nis, retelno dohlanuti wusa.
Chodimo, skazaw ja, namahajuczy widtisnyty joho wid Nany. Na wuyci
pohoworymo.
Taksyst pidkorywsia. Moja metusznia po zau rozbudya poczekalnykiw, wony dywyysia na mene z pidozroju, nemow ja zarazom zbyrawsia potiahnuty jich walizy.
Na wuyci buo zymno. Zhory duw kryanyj witer. Swetr Beso maje ne hriw. Ja
szczuywsia.
Tobi kudy treba? zapytaw taksyst.
U Mokwi.
Znaju, skazaw taksyst. U mene tam brat yw. Do wijny szcze. Odruywsia i
yw. Potim wyjichaw do Teawi. A u tebe tam kochana diwczyna?
Czomu?
Due pereywajesz, skazaw taksyst.
Win distaw paczku sygaret, prostiahnuw meni.
Spasybi, ne palu, skazaw ja.
Ty ne dumaj, szczo ja czerez try karbowanci na tebe nakynuwsia, skazaw taksyst. Ja we hodyna jak widpraciuwaw. Ja brechuniw ne lublu. A to, buwaje, siade:
hroszej nemaje, a sam egendy prydumuje.
U mene hroszi w inszych sztanach, skazaw ja szczyru prawdu.
Ja ohediw majdan, spodiwajuczy, szczo trapysia dywo zjawysia awtobus z napysom Mokwi nad witrowym skom.
Waywa sprawa u tebe w Mokwi? zapytaw taksyst.
Wy we widpraciuway, i hroszej u mene nemaje.
A ty w moji sprawy ne wtruczajsia, skazaw taksyst. Ja lipsze wid tebe znaju,
szczo meni robyty. Sidaj w maszynu.
Szczo?
Sidaj w maszynu, kau. Skilky ja tebe posered majdanu czekaty zobowjazanyj?
My wyjichay z mista. We switao. U kabini buo tepo, zatyszno, i tiahnuo w son.
Poywna maszyna obdaa nas strumenem wody, i krapli skoczuwaysia po sku.
Ja boewilnyj, tak? zapytaw szofer.
Ni. Dobra ludyna.
Ja ne dobryj. Ja twij hodynnyk wse odno pid zastawu zayszu.
Zaswityosia czerwone swito. My stojay na pustelnomu perechresti, i swito nijak
ne peremykaosia.
Kotra hodyna? zapytaw ja.

Wse odno hodynnyk ne widdam, skazaw szofer. Piw na szostu. Spizniujeszsia?


Spizniujusia.
A tobi w jakyj budynok u Mokwi treba? Ja tam wsich znaju.
Ja ne widpowiw. Ja zabuw, u jakyj budynok meni treba. Ja dowirywsia Beso. A win
ne chotiw pidkazaty.
Oczej Rezo meni ne buo wydno. Swito padao zwerchu. Poriad stohnaw doktor.
Treba buo, szczob same doktor zamaw nohu. Doktor powynen likuwaty inszych, a ne
stohnaty. Ty widrazu wpiznajesz joho budynok
Ostannij budynok na wuyci, skazaw ja. We u wynohradi. I trojandy. Ni w
koho u Mokwi bilsze nemaje trojand.
Tak by j kazaw. Tam kulhawyj Bahrat ywe. Ty do nioho?
Do nioho. Win sam ywe?
Ne znaju. Ja tam dawno ne buw. Ranisze sam yw. Syn u nioho w Tbilisi praciuje.
Ja obiciaw bakowi, skazaw Rezo. Postarajusia znajty. Ja sam ne wiriu w ce,
a win due wiry. Ja do nioho profesora wozyw, ae profesor skazaw, szczo nawriad czy
mona dopomohty. Staryj bako w mene. Ae win wiry, kae, szczo ludy pochyoho wiku
wiryy. Znay chid do peczery. Do rewoluciji odyn knia pryjidaw, tysiaczu karbowanciw
zootom obiciaw tomu, chto prynese, weyczezni todi hroszi.
Ja distaw z kyszeni dynsiw pastykowyj paket, wytiahnuw z nioho gazetnyj zhortok. U gazeti eay szmatoczky owtoji smoy, schooji na bursztyn. Na dotyk wony buy
mylnymy, ehkymy i may woskowyj soodkuwatyj zapach.
Szczo ce u tebe? zapytaw szofer. Bdi rozwodysz?
Ni. Liky, skazaw ja.
Szofer natysnuw na halma. Ja edwe wstyh pidchopyty szmatoczky smoy. Maszyna
zjichaa na uzbiczczia.
Suchaj, zapytaw szofer. Ty ce de znajszow?
U peczeri.
Prawylno! zradiw szofer. Czoho mowczysz? Hirkyj balzam znajszow. Wid
usich chworib likuje?
Ludy pochyoho wiku wiria, skazaw ja.
Ty staromu Bahratowi syn? Czomu ranisze mowczaw?
Ne syn ja jomu. Syn doruczyw peredaty.
U mene maty wmyraa, prosya mene distaty. A de distanesz? Teper usi hory we
widomi, a miscia sprawni zabuy. I medycyna ne wiry. Ne perewireno, kau.
Wam potribno? zapytaw ja.
Nawiszczo? Ja zdorowyj. A dumajesz, dopomoe? Meni dilnycznyj likar todi skazaw, szczo w starowynnij medycyni buw sens. Ty te tak hadajesz?
Ne znaju, skazaw ja. Due waywo, koy chworyj wiry u liky.
Prawylno. Meni wid usich chworob aspiryn dopomahaje.
My znowu wybraysia na dorohu i kiometry czerez dwa zjichay z neji na putiwe.
Synia strika ukazuwaa na wywisci: Mokwi 4 km ..
Staryj budynok buw obwytyj dykym wynohradom. Za ohoroeju houbyysia w switankowomu choodku trojandowi kuszczi. Trojand iszcze ne buo. Rano buty trojandam.
Cucenia, pidniawszy rwane wucho, pidbiho do chwirtky i, wylajuczy chwostom, starciuwao.

Spasybi, skazaw ja szoferowi. Ja zapamjataw wasz nomer, ne turbujtesia.


Ja zawtra was znajdu.
Zawtra ja ne praciuju, skazaw szofer, wyjmajuczy z kyszeni hodynnyk.
Wimy. Iz samoho poczatku skazaw by, w czomu sprawa
Nechaj hodynnyk u was zayszysia.
Ty szczo, dumajesz, ja tebe za parszywi hroszi wozyw?
Ja uziaw hodynnyk.
Choczete, podilusia z wamy balzamom?
Nawiszczo meni. Moja maty we pomera, a ja zdorowyj.
Moe, stane w nahodi.
Meni wid usich chworob aspiryn dopomahaje. Ty pospiszaj, synku, moe, staryj
Bahrat tebe czekaje.
Ja sztowchnuw chwirtku. Cucenia wwiczywo widstupyo ubik i pobiho peredi
mnoju do werandy. Wynohradni ozy tuneem perekryway doriku, i dowodyosia nahynatysia.
U pownij pimi ja poczuw hoos Tejmura: U koho awarijnyj lichtar? W tu my,
koy poczawsia obwa, my sydiy za naszym dowhym kamjanym stoom i czekay, koy
doktor, bua joho czerha czerhuwaty, prynese sup. My szczojno wmyysia w pidzemnomu
strumku, skay w kutku, bila raciji, kasky i humowi kostiumy. My wymotaysia, tomu
szczo projszy za toj de piwkiometra i odyn pidstupnyj i wakyj syfon. My sydiy za
dowhym stoom, i nam buo weseo, tomu szczo wse wychodyo dobre i dali maw buty
szcze odyn za, i, pewno, nemaekyj. Zawtra my szukatymemo do nioho pidchody. I o
todi poczawsia obwa. U obyczczia wdaryo tuhe j choodne powitria
Ja zupynywsia na werandi. U budynku buo tycho. Zwidsy buo wydno seo, szczo
zbihao wnyz, do riczky, stado, rozsypane po nadto zeenij, moodij trawi uzhirja. Pacho
dymom. Riczka bua zakryta tumanom. Po wuyci skrypia harba. Buo we zowsim swito.
Maeka stareka w dowhij, do zemli, czornij spidnyci i w chustci, szczo zakrywaa
czoo, wyhlanua z dwerej. U ruci u neji buo widro.
Ja prywitawsia.
Ty do Bahrata, synku? zapytaa stareka, nitrochy ne zdywuwawszy ranniomu hostewi. Win ue prokynuwsia.
Bahrat wyjawywsia mohutnim didom. Szyroke, stare, z byskuczymy kulamy na
spynci liko buo jomu tisnym. Staryj, pewno, dawno chworiw. Win wysoch, i szkira szczik
i czoa zdawaasia due temnoju, osobywo za kontrastom iz bioju, owtuwatoju borodoju
i dowhymy pasmamy bioho woossia. Bakytni oczi staroho zberehy czystotu barwy i
zirkis. Staryj pidniaw szyroku, kistlawu dooniu, niby wyribenu iz staroho derewa.
Szczo z Rezo? zapytaw win.
Win dywywsia na mene tak, nacze ja stojaw daeko-daeko, na schyli hory, nacze ja
buw hincem, wid jakoho ne mona czekaty dobrych zwistok, jak jich ne czekaju wid posanciw doli. I staryj zazdaehi buw hotowyj wyterpity szcze odyn udar, na jaki take
szczedre dowhe yttia, ae j zdawatysia pered doeju win ne maw namiru.
Sidaj, skazaw win meni ranisze, ni ja mih widpowisty.
Rezo ywyj i zdorowyj, skazaw ja.
Sidaj, powtoryw staryj.
Zdajesia, win meni ne powiryw.

Rezo ywyj. Peredaje wam prywit i turbujesia pro wasze zdorowja.


Koy ty joho baczyw?
Wczora.
Wranci?
Wde.
U mene buo pohane peredczuttia wczora wranci, skazaw staryj. Ty de joho
baczyw?
U peczeri. My tam praciujemo. U ekspedyciji.
Prawylno. U peczeri. I ty kaesz, szczo niczoho ne buo?
Brechaty jomu buo hodi.
Buw obwa, skazaw ja. Ae my wstyhy widijty. Wsi ywi.
A czomu sam Rezo ne pryjszow?
Win zayszywsia tam praciuwaty.
A czomu ty takyj brudnyj? Szczo z twojeju hoowoju? Ty wtomywsia?
Stareka prynesa taciu z narizanym syrom, korykamy i hranczastoju karafoju, napownenoju owtym wynom.
Posu siudy sti, nakazaw meni staryj. snidatymemo.
Ja zrobyw, jak weliw staryj.
Jak tebe zwu? zapytaw staryj, naywajuczy wyno w stakany.
Hiwi, widpowiw ja.
Ja ne znaju Hiwi sered druziw moho Rezo.
Ja neszczodawno w ekspedyciji.
Ty breszesz meni, skazaw staryj, ne zasudujuczy mene. Prosto konstatuwaw
sumnyj fakt. Potim dodaw: Likar zaboronyw meni pyty wyno. Osobywo wranci. Ja ne
suchajusia likaria.
Rezo prosyw mene prywezty wam hirkyj balzam. Win ne mih pryjichaty siohodni, a meni buo po dorozi.
Ja rozhornuw gazetu i prostiahnuw szmatoczky smoy staromu. Jakby na mojemu
misci buw Hiwi, win ocinyw by patetycznis momentu. Ae ja i je Hiwi. Czy ja Beso?
Spasybi, synku, skazaw staryj. Win poniuchaw hrudku smoy. Ce sprawnij
hirkyj balzam. Rezo we druhyj rik szukaje joho dla mene. Spasybi, szczo ne poszkoduwaw czasu i prywiz staromu liky. Koy tobi bahato rokiw i ty znajesz pro bezsylla likariw,
dowodysia wiryty w zasoby, jakymy korystuwaysia twoji predky. Koy pobaczysz Rezo,
peredaj jomu, szczo bako diakuje jomu i ja postarajusia wstaty na nohy do joho powernennia. A skoro Rezo powernesia?
Staryj meni wiryw. Ae staryj buw hordyj.
Ja hadaju, szczo win powernesia nawi ranisze terminu. Moywo, czerez de
abo dwa win ue bude tut.
I tut-taky ja zrozumiw, szczo popawsia. Ne mona buo cioho howoryty. Staryj
kraszcze za mene znaw, szczo Rezo powynen buw praciuwaty pid zemeju, prynajmni,
szcze dwa tyni. Meni slid buo ranisze zwernuty uwahu na nastinnyj kaendar, jakyj wysiw nad hoowoju staroho. Misia kwite buw obwedenyj czerwonym oliwcem, i dni z druhoho czysa do siohodnisznioho dnia buy perekreseni chrestykamy. Staryj rachuwaw
dni.
I ja jomu maje wse rozpowiw. Ja rozpowiw, szczo ekspedyciju zawayo pid zemeju.
Szczo wsi ywi, my znajemo ce napewno, ae toj, odna ludyna, jaka wybraasia nahoru,

chworyj i ne moe pokazaty szlach do reszty. Win u likarni. Ja praciuju w tij likarni, i win
prosyw widwezty balzam.
Staryj suchaw mowczky, ne perebywajuczy. Win zapluszczyw oczi i buw neruchomyj, nawi, zdawaosia, ne dychaw.
Ja znaju wchid, czerez jakyj wony piszy wnyz, skazaw win, koy ja kinczyw
rozpowi. Bahato rokiw tomu ludy szukay hirkyj balzam, ae potim wony zahubyy
dorohu, zabuy. A jak daeko wony projszy cioho roku? U jakomu misci jich pokynuw
Beso?
I ja ujawyw sobi peczeru tak, jak wona bua nanesena na pani u Tejmura. Ja dobre
pamjataw pan, obwedeni tuszsziu dilanky, obsteeni torik, oliwcewi zwywyny chodiw
cioho roku i punktyrni liniji majbutnich rozwidok.
Obwa zastaw jich na bazi, w zali, de stojaa racija. Ce w czotyrioch kiometrach wid
hoownoho wchodu. Win zaczepyw czastynu zau, tam buo ustatkuwannia. I koy wony
znajszy lichtar i ohlanuy zawa, to wyjawyo, szczo probytysia do wychodu ne wdassia.
Ty kaesz, szczo ludy ne postraday?
Doktor zamaw ruku, i szcze odna inka sylno zabyasia.
Ja zawdy kazaw Rezo, szczo ne mona braty inok pid zemlu.
A reszta widbuysia ehko. I todi wsi perebraysia w susidnij za, a Tejmur posaw
Beso i szcze odnoho czoowika szukaty szlach nahoru. Jim day lichtar, i wony piszy.
U jakomu napriami?
Ja sprobuwaw pryhadaty. Ja ujawyw sobi cej chid, szczo zwuujesia do rozmiriw
krolaczoji nory, koy dowodysia utyskuwaty w porodu i ne znajesz, czy rozszyrysia win
koy-nebu abo dowedesia powzty nazad.
Win jszow na schid.
I daeko wony projszy?
Ni. Wony powernuysia za akwaangom. Ce
Ja znaju, szczo take akwaang.
Chid rozszyrywsia. Tam buw szcze odyn za, ae wychid z nioho buw pid wodoju.
I dali Beso piszow sam?
Tak. U nych zayszawsia odyn akwaang, prytomu wony wse odno ne mohy protiahnuty doktora i tu inku. A Beso skeeaz. I win chudyj. I wsi spodiwaysia na nioho.
A szczo skazaw Rezo, koy wony proszczaysia?
Rezo skazaw, szczob win obowjazkowo znajszow was i widdaw paket z balzamom,
koy wyjde. Win pojasnyw, jak znajty wasz budynok.
Czomu ty skazaw meni, szczo tebe zwu Hiwi i ty praciujesz w likarni? Ade ty
tam buw? I ty wyjszow nahoru?
Ja prysiahajusia wam, szczo skazaw prawdu. Beso ey u likarni.
Ty zdajeszsia meni choroszoju ludynoju, ae ty we czas czomu zwertajeszsia do
brechni. Jakszczo ty Beso, to czomu ty pojichaw siudy, a ne prywiw ludej do toho miscia i
ne pokazaw jim szlach? Jakszczo ty Hiwi, to jak e Beso pryhadaw, szczo buo pid zemeju,
i ne skazaw, de win wyjszow nahoru?
Win pohano poczuwaje sebe. Win zabuw.
Staryj zitchnuw. Win wtomywsia zi mnoju borotysia.
Jakszczo projty wid sea whoru po uszczeyni try kiometry, skazaw win,
tam je szpara w zemli. Ja sam tudy ne spuskawsia. Ae ja hadaju, szczo, jakszczo jty, jak
ty skazaw, mona nabyzytysia do ludej. Skay, skilky Beso jszow?

Joho znajszy na dorozi pizno uweczeri. Hodyni o desiatij.


De?
Ja skazaw de.
Ni, ce daeko wid toho miscia, ae wse-taky mona sprobuwaty. Ja poszlu z toboju
Georhija. Win sprytnyj chope i znaje ti miscia.
Za dweryma zaszurchotiy kroky, skrypnuy doszky werandy. Staryj e posmichnuwsia.
Wona we pobiha, skazaw win. Wona suchaa za dweryma.
Ja wypirnuw z kryanoho potoku. Ja bojawsia, szczo u mene zupynysia serce. Ade
u mene ne buo humowoho kostiuma, ysze akwaang. Kostium zayszywsia w zawali. Ja
zniaw akwaang i kilka raziw pidstrybnuw, szczob zihritysia. Powitria zdawaosia tepym
pisla wody, ae ce buo omanywe tepo. Jak jim tam, u peczeri, bez lichtaria. Koy ja jszow,
wony spiway pisniu. U czotyry hoosy. Harno spiway. Darma, wyberusia nahoru widihrijusia. Ja perewiryw kompas, czy ne potrapya woda. Ni, wse harazd. Ja wybraw chid,
jakyj wiw wyszcze wid inszych na schid
Doszky werandy zaskrypiy rizko i czasto. U dweriach stojaw newysokyj chopczyna
w armijkych szyanach i synij soroczci.
Wy mene kykay, diaku Bahrate?
Dobroho ranku, Hohi. Meni potribna twoja dopomoha. Prokysia.
Hohi proter zaspani oczi.
Ty moesz prowesty naszoho hostia do triszczyny u werchnij uszczeyni?
Zaraz?
Due nahalna sprawa. Win tobi pojasny po dorozi. Wimi motuzok i haky. Tam,
pid zemeju, ludy. Treba jim dopomohty.
Win ne skazaw, szczo sered nych joho syn.
Zwyczajno, diaku Bahratu.
I wimi korykiw i wody. Moe, wam dowedesia jty dowho.
Ja dumaw pro te, szczo meni, Hiwi, dumka pro te, szczob spustytysia w jaku temnu,
choodnu peczeru nawi zarady speeoogiw, bua b achywa. Beso cioho ne bojawsia. Ja
te cioho ne bojawsia.
Ja czekatymu, skazaw staryj.
Stareka stojaa na werandi. Wona prostiahnua meni motok micnoho motuzka i
churdyn z korykamy i buteju. Wona perechrestya mene i zayszaasia na werandi,
poky my ne znyky z oczej. Cucenia proweo nas do chwirtky i wwiczywo hawknuo na
proszczannia.
Poszta widczynena? zapytaw ja.
A szczo wam potribno? zapytaw Hohi.
Win buw nyczyj wid mene na hoowu, ae krokuwaw szyroko, prahnuczy potrapyty
zi mnoju w nohu.
Teefon.
Poszta zaczynena, a teefon je u ewana. O joho budynok.
My jich ne rozbudymo?
Usi we wstay.
Georhij obihnaw mene. Koy ja uwijszow do kimnaty, hospodar budynku, w pidaku
powerch majky, korotko prywitawsia zi mnoju, pokazaw na teefon i widrazu wyjszow z
kimnaty. Georhij uziaw u mene motuzok, churdyn i te wyjszow, skazawszy: Czerez

wisim nabyrajte.
Ja podzwonyw w instytut. Wnyz, u dowidkowe. Tam ne widpowiday. Ja zowsim
zabuw, szczo szcze nemaje siomoji, a misto prokydajesia kudy piznisze, ni Mokwi. Ja
podzwonyw nahoru, w ordynatorku. Nawriad czy naszi piszy, tym bilsze pisla moho tajemnyczoho znyknennia.
Trubku pidniay widrazu. Ce bua Natea. Ja zapytaw basom: Jakyj stan chworoho
Beso Huramiszwili?
A chto howory? zapytaa Natea.
Joho diako.
Ja bojawsia, szczo, jakszczo wona mene wpiznaje, pocznusia rozpytuwannia.
Beso trochy kraszcze, ae win szcze bez swidomosti. Ce ne ty, Hiwi?
Natea bua ne upewnena. Wona zapytaa, nemow wybaczaasia. Meni stao szkoda
jiji.
Tak, ce ja. Ae meni zaraz nikoy. Ja potim podzwoniu.
Ja widrazu powisyw suchawku.
Georhij z ewanom czekay mene.
Win pide z namy, skazaw Georhij.
My pospiszyy do hir. Skrutyy z dorohy i poczay pidnimatysia stekoju. Moji suputnyky jszy szwydko. Sonce poczao pryhriwaty. Ja widczuwaw, jak kaataje u mene serce.
Wytrymaju jako, niczoho zi mnoju ne trapysia. Ce wid maoruchywoho yttia. Treba
wranci robyty himnastyku.
Ja pidwiwsia i zmusyw sebe spertysia na likti. Tam, zwidky ja szczojno zwaywsia, horia weczirnia zirka. Wona umiszczaasia toczno w centri otworu, i, chocza ja
znaw, szczo nawriad czy teper distanusia do nioho, zirka bua czymo nadijnym, szczo
naeao do switoho i suchoho werchnioho switu. Ja siw. Buo wako dychaty. Ni, ne
wako, nemoywo dychaty. Treba buo lahty i zasnuty. Skilky hodyn ja probyrawsia
siudy? Desia, sto? Napewno, ja na kilka chwyyn zneprytomniw, tomu szczo, koy ja
znowu rozpluszczyw oczi, zirka zmistyasia do kraju otworu. Ja stiahnuw z sebe kurtku.
Wona meni tilky zawaaa. Zaraz ja perepoczynu i pocznu wse znowu
Szcze chwyyn pja zayszyosia, skazaw Georhij, i bude ta szpara.
Daeko wnyzu, pobyskujuczy pid soncem, wjunyasia doroha. De tam i znajszy
Beso
Ni, mene znajszy dali. Ja eaw na zemli. Buo choodno. Buw piznij weczir, ja ne
mih zwesty hoowu, szczob podywytysia na tu zirku i skazaty jij spasybi. Doroha bua
zowsim poriad. Projichaa maszyna, ae u mene ne buo hoosu, szczob kryknuty. U mene
niczoho ne buo. Ja sprobuwaw spowzty po ukosu wnyz. Ruka ne posuchaasia mene,
zaputaasia w swetri, swetr buw mokrym czy to wid wody, czy to wid mojeji krowi. Ja
znaw, szczo krow tecze zi skroni, ae meni niczym buo jiji zupynyty. Ja znaw, szczo spowzu po osypu dorohy i mene pomitia. I po mojemu slidu na osypi znajdu otwir w hori.
Na druhomu boci dorohy, e nawskosy, stoji derewo z dwoma werchiwkamy. Ja lau
uzdow osypu i pokoczusia wnyz, mow kooda. Tilky b ne zahubyty paket Rezo. U odnomu wypadku ne zahubyty Tam balzam dla joho baka U seli Mokwi, krajnij budynok, i tam win mene czekaje. Ja pokotywsia wnyz po osypu, a kameni wytykaysia z nioho
i byy mene, mow kuakamy
Stijte, skazaw ja.
Wtomyysia? zapytaw Georhij.

Wy znajete ci miscia? Tam, unyzu, kraj dorohy, je weyke derewo z dwoma werchiwkamy
Wony zadumaysia.
Moe, bila poworotu?
Ni. Tam dwa derewa A znajesz, bila
Zwyczajno, wono tam.
Suchajte todi. Georhiju, biy merszczij nazad u seo i teefonuj za nomerom, jakyj
ja tobi dam. Nechaj wony beru maszynu i jidu tudy, de znajszy Beso Huramiszwili.
Zrozumiw? Ae ne do toho samoho miscia, a do derewa z podwijnoju werchiwkoju. Tam
serpantyn, i win skotywsia na odyn wytok dorohy nycze, tomu wony ne znajszy wychid.
Jasno? A wy, ewane, wedi mene tudy, ysze ne bihom, ja due stomywsia.
Niczoho, skazaw ewan. Ce pid horu. A chto skotywsia na wytok nycze?
Ja skazaw Beso.
A czomu wy ranisze pro ce ne znay?
Tut by meni widpowisty szpylkoju. Wse odno ludyna niczoho ne zrozumije. Ae ja
pospiszyw widpowisty w kraszczych tradycijach Beso, serjozno i po zmozi dokadno.
Ja ne mih ranisze pryhadaty. Ce buw, oczewydno, druhyj szar pamjati. Zwerchu
zayszyosia te, szczo turbuwao Beso w ostanniu chwyynu pered tym, jak win zneprytomniw. I ja pryhadaw pro staroho Bahrata.
Wy pryhaday?
Harazd, wwaajte, szczo my razom pryhaday.
Szwydsze b rozwijaasia mana. Beso wpywaw na mene pozytywno. Jakszczo tak
pide sprawa, skoro ja stanu choroszym i mene wsi pocznu lubyty. Natea bude szczasywa, Dawyd bude szczasywyj
My spuskaysia wukoju steynoju do dorohy, jaka zdawaasia tonkoju zwywystoju
riczkoju, tomu szczo wid neji widbywaysia promeni wranisznioho soncia.
Z rosijkoji perekaw Witalij Henyk
Perekadeno za wydanniam: BUYCZEW K. Ludi kak ludi. M.: Moodaja gwardija, 1975. 288 s. (B-ka sowetskoj fantastiki).

Ja ysze raz baczyw, jak hyne korabel. Inszi cioho nikoy ne baczyy.
Ce ne straszno, tomu szczo ty ne wstyhajesz u dumkach perenestysia tudy i widczuty
wse po widnoszenniu do sebe. My dywyysia z mistka, jak wony namahaysia opustytysia
na panetku. I zdawaosia, szczo ce jim wdajesia. Ae szwydkis wse-taky bua nadto weyka.
Korabel ditknuwsia dna poohoji zapadyny i, zamis toho szczob zawmerty, prodowuwaw ruchatysia, nemow chotiw schowatysia wseredynu kamenia. Ae kamjane oe
ne zabaao piddatysia metaowi, i korabel staw rozpowzatysia, nemow krapla, szczo
wpaa na sko. Ruch joho spowilniuwawsia, tilky dribnymy bryzkamy, linywo i bezzwuczno, jaki czastyny joho widokremluwaysia wid osnownoji masy korabla i czornymy
ciatkamy zlitay nad doynoju, rozszukujuczy zruczni miscia dla toho, szczob ulahtysia i
zawmerty. A potim cej neskinczennyj ruch, szczo prodowuwawsia byko chwyyny, prypynywsia. Korabel buw mertwyj, i ysze todi moja swidomis iz zapiznenniam rekonstrujuwaa hurkit uskajuczych perehorodok, stohony rozirwanoho metau, zawywannia powitria, jake krystaamy osidao na stinach. ywi istoty, jaki tam szczojno buy, pewno,
wstyhy poczuty ysze poczatok cych zwukiw.
Na ekrani eao w bahato raziw zbilszene usnute czorne jajce, i potioky zamerzoho
bika chymernym bordiurom otoczuway joho.
Wse, skazaw chto.
My pryjniay sygna ycha i maje wstyhy do nych na dopomohu. I pobaczyy joho

zahybel.
Pobyzu, koy my spustyy kater i wyjszy do doyny, wydowyszcze nabuo naenych
massztabiw i tragicznosti, szczo pochodyy wid toho, szczo ty moesz prymiriaty te, szczo
trapyosia do sebe. Czorni ciatky peretworyysia na kapti metau rozmirom z woejbolnyj
majdanczyk, czastyny dwyhuniw, diuzy i szmatky halmiwnych koon poamani
ihraszky giganta. Zdawaosia, szczo, koy korabel, roztriskujuczy, wtyskawsia w skeli,
chto zapustyw apu wseredynu i wypatraw joho.
Metrach w pjatdesiaty wid korabla my znajszy diwczynu. Wona bua w skafandri
wony wsi, okrim kapitana i wachtowych, wstyhy wdiahnuty skafandry. Pewno, diwczyna
opynyasia pobyzu luka, wyrwanoho pry udari. Jiji wykynuo z korabla, jak bulbaszka
powitria wylitaje iz keycha z narzanom. Te, szczo wona zayszyasia ywa, widnosysia
do fantastycznych wypadkowostej, jaki bezupynno powtoriujusia z tijeji myti, koy ludyna wpersze pidniaasia w powitria. Ludy wywaluwaysia z litakiw na wysoti w pja kiometriw i umudriaysia wpasty na krutyj zasnienyj schy abo na werszyny sosen, widbuwajuczy podriapynamy i synciamy.
My prynesy jiji na kater, wona bua w szoci, i doktor Stresznij ne dozwoyw meni
zniaty z neji szoom, chocza koen z nas rozumiw, szczo, jakszczo my ne nadamo dopomohy, wona moe pomerty. Doktor maw raciju. My ne znay skadu jich atmosfery i ne
znay, jaki smertonosni dla nas, ae neszkidywi dla neji wirusy bahodenstwuju na jiji
biomu byskuczomu, korotko stryenomu woossi.
Teper slid skazaty, jak wyhladaa cia diwczyna i czomu pobojuwannia doktora zdaysia meni, ta j ne tilky meni, perebilszenymy i nawi neserjoznymy. My zwyky powjazuwaty nebezpeku z istotamy, nepryjemnymy dla naszoho oka. Szcze w dwadciatomu stolitti odyn psychoog stwerduwaw, szczo moe zaproponuwaty nadijne wyprobuwannia
dla kosmonawta, szczo widchody do daekych panet. Treba ysze zapytaty joho, szczo
win robytyme, jakszczo zustrinesia z szestymetrowym pawukom ohydnoho wyhladu.
Perszoju, instynktywnoju reakcijeju wyprobowuwanoho buo wytiahnuty baster i wsadyty w pawuka we zariad. Pawuk e mih wyjawytysia miscewym poetom, szczo brodyw
naodynci, wykonujuczym obowjazky neodminnoho sekretaria dobrowilnoho towarystwa
zachystu dribnych ptaszok i konykiw.
Czekaty kawerzy z boku tonekoji diwczyny, dowhi wiji jakoji kyday ti na blidi
nini szczoky, pry pohladi na obyczczia jakoji bu-jakoho z nas ochopluwao nezborymoe
baannia pobaczyty, jakoho koloru u neji oczi, czekaty wid cijeji diwczyny kawerzy, nawi u wyhladi wirusiw, buo jako ne po-czoowiczomu.
Cioho nichto ne skazaw, i ja ne skazaw te, ae u mene take wraennia, szczo doktor
Stresznij widczuwaw sebe dribnym nehidnykom, czynownykom, jakyj zarady bukwy instrukcij widmowlaje bezporadnomu widwiduwaczewi.
Ja ne baczyw, jak doktor dezynfikuwaw jaknajtonszi szczupy, szczob wwesty jich
kri tkanynu skafandra i nabraty proby powitria. I ne znaw, jaki rezultaty joho stara,
tomu szczo my znowu piszy do korabla, szczob zabratysia wseredynu i znowu widszukaty
dywo szcze koho, chto zayszywsia ywym. Ce buo bezhuzdym zaniattiam z tych
bezhuzdych zania, jaki ne mona kynuty, ne dowiwszy do kincia.
Kepka sprawa, skazaw doktor.
My poczuy joho sowa, koy namahaysia pidniatysia wseredynu korabla. Ce buo
neehko, tomu szczo joho pomjata stina nawysaa nad namy, mow futbolnyj mjacz nad
muchamy.

Szczo z neju? zapytaw ja.


Wona szcze ywa, skazaw doktor. Ae my niczym jij ne zmoemo dopomohty.
Wona Snihuroka.
Nasz doktor schylnyj do poetycznych poriwnia, ae jich prozoris ne zawdy zrozumia neobiznanomu.
My zwyky, prodowuwaw doktor, i, chocza joho hoos unaw u mene w nawusznykach, nemow win zwertawsia do mene, ja znaw, szczo howory win w osnownomu
dla tych, chto otoczuje joho w kajuti katera. My zwyky, szczo osnowoju yttia suy
woda. U neji amik.
Znaczennia joho sliw dijszo do mene ne widrazu. Do reszty tako.
Pry zemnomu tysku, skazaw doktor, amik kypy pry minus 33, a zamerzaje
pry minus 78 gradusach.
Todi wse stao jasno.
A oskilky w nawusznykach buo tycho, ja ujawyw, jak wony dywlasia na diwczynu,
szczo staa dla nych fantomom, jakyj moe peretworytysia na chmaru pary, warto ysze
jij zniaty szoom
Szturman Bauer mirkuwaw uhoos, newczasno demonstrujuczy erudyciju:
Teoretyczno peredbaczuwano. Atomna waha moekuy amiku 17, wody 18.
Tepojemnis u nych maje odnakowa. Amik tak samo ehko, jak woda, wtraczaje in
wodniu. Zahaom, uniwersalnyj rozczynnyk.
Ja zawdy zazdryw ludiam, jakym ne treba lizty w dowidnyk za widomostiamy, kotri
nikoy ne mou staty w nahodi. Maje nikoy.
Ae pry nykych temperaturach amiczni biky budu due stabilnymy, zapereczyw doktor, niby diwczyna bua ysze teoretycznoju pobudowoju, modellu, narodenoju
fantazijeju Hliba Bauera.
Nichto jomu ne widpowiw.
My hodyny piwtory probyraysia po widsikach rozbytoho korabla, persz ni znajszy
neposzkodeni baony z amicznoju sumiszsziu. Ce buo znaczno menszym dywom, ani
te, szczo trapyosia ranisze.
Ja zajszow do szpytalu, jak zawdy zachodyw, widrazu pisla wachty. U szpytali smerdio amikom. Wzahali we nasz korabel prosmerdiw amikom. Marno buo borotysia z
joho wytokom.
Doktor sucho pokachykuwaw. Win sydiw pered dowhym riadom kob, probirok i baoniw. Wid dejakych z nych iszy szangy j truby i chowaysia w perehorodci. Nad iluminatorom czornio neweyke wiczkuwate koo dynamika-translatora.
Wona spy? zapytaw ja.
Ni, we pytaa, de ty, skazaw doktor.
Hoos buw huchym i swarywym. Nyniu czastynu joho obyczczia prykrywaw filtr.
Doktorowi dowodyosia szczodnia wyriszuwaty dekilka nerozwjaznych probem, powjazanych z hoduwanniam, likuwanniam i psychoterapijeju joho pacijentky, i swarywis doktora posyluwaasia hordyneju, szczo spowniuwaa joho, oskilky my etiy we tretij tyde,
a Snihuroka bua zdorowa. Tilky widczajduszno nuhuwaa.
Ja widczuw ri u oczach. Dero w horli. Mona buo te prydumaty sobi jakyj-nebu
filtr, ae meni zdawaosia, szczo cym ja projawyw by hydywis. Na misci Snihuroky meni
buo b nepryjemno, jakby moji hospodari, nabyajuczy do mene, wdiahay protygaz.

Obyczczia Snihuroky, mow starowynnyj portret w owalnij rami, oznaczyosia w


iluminatori.
Strastuj, skazaa wona.
Potim kacnua translatorom, tomu szczo wyczerpaa maje we swij sownykowyj
zapas. Wona znaa, szczo meni inodi korty poczuty jiji hoos, jiji sprawnij hoos. Tomu,
persz ni uwimknuty translator, wona kazaa meni szczo-nebu sama.
Ty czym zajmajeszsia? zapytaw ja.
Zwukoizolacija bua nedoskonaa, i ja poczuw, jak za perehorodkoju prounao strekotannia. Jiji huby woruchnuysia, i translator widpowiw meni iz zapiznenniam na dekilka sekund, protiahom jakych ja mih myuwatysia jiji obyczcziam i ruchom jiji ziny,
szczo miniay kolir, mow more u witrianyj, chmarnyj de.
Ja zhaduju, czomu mene wczya mama, skazaa Snihuroka choodnym, bajduym hoosom translatora. Ja nikoy ne dumaa, szczo meni dowedesia samij hotuwaty sobi jiu. Ja hadaa, szczo mama dywaczka. A teper prydaosia.
Snihuroka zasmijaasia ranisze, ni translator wstyh perekasty jiji sowa.
Szcze ja wczusia czytaty, skazaa meni Snihuroka.
Ja znaju. Ty pamjatajesz literu y?
Ce due smiszna litera. Ae szcze smisznisza litera f. Ty znajesz, ja zamaa
odnu knyku.
Doktor pidwiw hoowu, widwertajuczy yce wid ciwky smerdiuczoji pary, szczo powza z probirky, i skazaw:
Ty mih by j podumaty, persz ni dawaty jij knyhu. Pastyk storinok pry minus
pjatdesiaty staje krychkym.
Tak i staosia, skazaa Snihuroka.
Koy doktor piszow, my z Snihurokoju prosto stojay odne proty odnoho. Jakszczo
torknutysia palciamy ska, to wono na dotyk choodne. Jij wono zdawaosia maje hariaczym.
U nas buo chwyyn sorok, persz ni pryjde Bauer, prytiahne swij dyktofon i poczne
muczyty Snihuroku neskinczennymy dopytamy. A jak u was ce? A jak u was te? A jak
prochody u waszych umowach taka-to reakcija?
Snihuroka smiszno peredraniuwaa Bauera i skaryasia meni: Ja ne biog. Ja
mou jomu nabrechaty, a potim bude nezruczno.
Ja prynosyw jij malunky i fotografiji ludej, mist i rosyn. Wona smijaasia, pytaa
mene pro detali, jaki meni samomu zdawaysia neistotnymy i nawi nepotribnymy. A potim raptom perestaa pytaty i dywyasia kudy powz mene.
Ty czoho?
Meni nudno. I straszno.
My tebe obowjazkowo dowezemo do domu.
Meni ne tomu straszno.
A toho dnia wona zapytaa mene:
U tebe je zobraennia diwczyny?
Jakoji? zapytaw ja.
Jaka czekaje na tebe wdoma.
Mene nichto ne czekaje wdoma.
Neprawda, skazaa Snihuroka.
Wona moha buty straszenno kategoryczna. Osobywo jakszczo czomu ne wirya.

Naprykad, wona ne powirya w trojandy.


Czomu ty meni ne wirysz?
Snihuroka niczoho ne widpowia.
Chmara, szczo pywa nad morem, zakrya sonce, i chwyli zminyy barwu stay
choodnymy i sirymy, ysze bila samoho bereha woda proswiczuwaa zeenym. Snihuroka ne moha prychowuwaty swojich nastrojiw i dumok. Koy jij buo dobre, oczi jiji
buy synimy, nawi fietowymy. Ae widrazu blaky, siriy, koy jij buo sumno, i staway
zeenymy, jakszczo wona zyasia.
Ne treba buo meni baczyty jiji oczi. Koy wona widkrya jich upersze na bortu naszoho korabla, jij buo bolacze. Oczi buy czornymy, bezdonnymy, i my niczym ne mohy
jij dopomohty, poky ne pereobadnay aboratornyj widsik. My pospiszay tak, nemow korabel mih u bu-jaku my wybuchnuty. A wona mowczaa. I tilky czerez try z yszkom
hodyny my zmohy perenesty jiji w aboratoriju, i doktor, szczo zayszywsia tam, dopomih
jij zniaty szoom.
Nastupnoho ranku jiji oczi swityysia prozoroju buzkowoju cikawistiu i trochy potemniy, zustriwszy z mojim pohladom
Uwijszow Bauer. Win zjawywsia ranisze, ni zazwyczaj, i buw ciomu due radyj.
Snihuroka posmichnuasia jomu i skazaa:
Akwarim do waszych posuh.
Ne zrozumiw, Snihuroko, skazaw Bauer.
A w akwarimi piddoslidnyj symak.
Kraszcze skaemo zoota rybka. Bauera ne tak ehko zbenteyty.
U Snihuroky wse czastisze buw pohanyj nastrij. Ae szczo porobysz, jakszczo ty
prowodysz tyni w kameri dwa na try metry. I poriwniannia z akwarimom buo sprawedywym.
Ja piszow, skazaw ja, i Snihuroka ne widpowia, jak zawdy: Prycho szwydsze.
Jiji siri oczi z tuhoju dywyysia na Hliba, nacze win buw zubnym likarem. Ja namahawsia analizuwaty swij stan i rozumiw joho protypryrodnis. Z takym samym uspichom
ja mih zakochatysia w portret Mariji Stiuart abo w statuju Nefertiti. A moe, ce bua
prosto alis do samotnioji istoty, widpowidalnis za yttia jakoji dywowynym czynom
zminya i pomjakszya stosunky na bortu. Snihuroka prynesa do nas szczo chorosze,
szczo prymuszuwao wsich mymowoli czepurytysia, buty szlachetniszymy j dobriszymy,
mow pered perszym pobaczenniam. Widkryta beznadijnis moho zachopennia naroduwaa w otoczujuczych poczuttia, serednie mi alistiu i zazdristiu, chocza ci poczuttia, jak
widomo, nesumisni. Inodi meni chotiosia, szczob chto-nebu pokepkuwaw z mene, posmichnuwsia b, szczoby ja mih wybuchnuty, nahrubijanyty i wzahali powodytysia hirsze
wid inszych. Nichto sobi cioho ne dozwolaw. U oczach mojich towarysziw ja buw baenno
chworyj, i ce wydilao mene i widokremluwao wid reszty.
Uweczeri doktor Stresznij wykykaw mene po ynterkomu i skazaw:
Tebe Snihuroka kycze.
Szczo trapyosia?
Niczoho ne trapyosia. Ne turbujsia.
Ja prybih szpytalu, i Snihuroka czekaa mene kraj iluminatora.
Wybacz, skazaa wona. Ae ja raptom podumaa, szczo jakszczo pomru, to
ne pobaczu tebe bilsze.

Nisenitnycia jaka, proburczaw doktor.


Ja mymowoli prowiw pohladom po cyferbatach pryadiw.
Posy zi mnoju, skazaa Snihuroka.
Doktor nezabarom piszow, wyhadawszy jakyj prywid.
Ja choczu ditknutysia tebe, skazaa Snihuroka. Ce nesprawedywo, szczo
ne mona dotorknutysia do tebe i ne obpektysia pry ciomu.
Meni ehsze, skazaw ja bezhuzdo. Ja ysze obmorousia.
My skoro pryetymo? zapytaa Snihuroka.
Tak, skazaw ja. Czerez czotyry dni.
Ja ne choczu prylitaty dodomu, skazaa Snihuroka. Tomu szczo poky ja
tut, to mou ujawyty, szczo torkajusia do tebe. A tam tebe ne bude. Pokady dooniu na
sko.
Ja posuchawsia.
Snihuroka prytysnuasia do ska czoom, i ja ujawyw, szczo moji palci pronykaju
kri prozoru masu ska i lahaju na jiji czoo.
Ty ne obmorozywsia?
Snihuroka pidwea hoowu i postaraasia posmichnutysia.
Nam potribno znajty nejtralnu panetu, skazaw ja.
Jaku?
Nejtralnu. Poseredyni. Szczob tam zawdy buo minus sorok.
Ce due arko.
Minus sorok pja. Ty poterpysz?
Zwyczajno, skazaa Snihuroka. Ae chiba my zmoemo yty, jakszczo zawdy dowedesia ysze terpity?
Ja poartuwaw.
Ja znaju, szczo ty poartuwaw.
Ja ne zmou pysaty tobi ystiw. Dla nych potriben specilnyj papir, szczob win ne
wyparowuwawsia. I potim, cej zapach
A czym pachne woda? Wona dla tebe niczym ne pachne? zapytaa Snihuroka.
Niczym.
Ty dywowyno nespryjniatywyj.
Nu o ty i rozweseyasia.
A ja b polubya tebe, jakby my buy z toboju odnijeji krowi?
Ne znaju. Ja spoczatku polubyw tebe, a potim diznawsia, szczo nikoy ne zmou
buty z toboju razom.
Spasybi.
U ostannij de Snihuroka bua zbudena, i, chocza kazaa meni, szczo ne ujawlaje,
jak rozuczysia z namy, zi mnoju, dumky jiji metaysia, ne wtrymuwaysia na odnomu, i
we potim, koy ja zapakowuwaw u aboratoriji reczi, jaki Snihuroka maa uziaty z soboju, wona ziznaasia, szczo najbilsze bojisia ne doetity do domu. Wona bua we tam i
rozrywaasia pomi mnoju, jakyj zayszawsia tut, i wsim switom, jakyj czekaw jiji.
Poriad z namy we piwhodyny etiw jich patrulnyj korabel, i translator na kapitankomu mistku bezpererwno triszczaw, nasyu dajuczy radu z perekadom. Bauer pryjszow
do aboratoriji i skazaw, szczo my spuskajemosia w kosmoport. Win postarawsia proczy-

taty zapysanu nazwu. Snihuroka poprawya joho, nemow mymochi, i tut-taky zapytaa, czy dobre win perewiryw jiji skafandr.
Zaraz perewiriu, skazaw Hlib. Czoho ty bojiszsia? Tobi projty wsioho trydcia krokiw.
I ja choczu jich projty, skazaa Snihuroka, ne zrozumiwszy, szczo obrazya
Hliba. Perewir szcze raz, poprosya wona mene.
Harazd, skazaw ja.
Hlib znyzaw peczyma i wyjszow. Czerez try chwyyny powernuwsia i rozkaw skafandr na stoli. Baony hucho stuknuysia ob pastyk, i Snihuroka pomorszczyasia, nemow jiji wdaryy. Zatym pokowtaa po dwerciatach perednioji kamery.
Peredaj meni skafandr. Ja sama perewiriu.
Widczuttia widczuennia, szczo wynyko mi namy, fizyczno zdawluwao meni
skroni: ja znaw, szczo my rozuczajemosia, ae my may rozuczytysia ne tak.
My siy mjako. Snihuroka bua we u skafandri. Ja hadaw, szczo wona wyjde w
aboratoriju ranisze, ae wona ne ryzyknua cioho zrobyty doty, poky ne poczua po ynterkomu hoos kapitana:
Nazemnij komandi wdiahnuty skafandry. Temperatura za bortom minus pjatdesiat try gradusy.
Luk buw widczynenyj, i ti, chto chotiw szcze raz poproszczatysia z Snihurokoju,
stojay tam.
Poky Snihuroka howorya z doktorom, ja obihnaw jiji i wyjszow na majdanczyk, do
trapu.
Nad cym due czuym switom powzy nyki chmary. Metriw za trydcia zupynyasia
pryzemkuwata owta maszyna, i dekilka czoowik stojay bila neji na kamjanych pytach.
Wony buy bez skafandriw, zrozumio, wony buy bez skafandriw chto udoma odiahaje
cej telbuch? Maeka grupa zustriczalnykiw zahubyasia na neskinczennomu poli kosmodromu.
Pidjichaa szcze odna maszyna, i z neji te wylizy ludy. Ja poczuw, szczo Snihuroka
pidijsza do mene. Ja obernuwsia. Reszta widstupyy nazad, zayszyy nas udwoch.
Snihuroka ne dywyasia na mene. Wona namahaasia whadaty, chto zustriczaje jiji.
I raptom upiznaa.
Wona pidniaa ruku i zamachaa. I wid hurtu zustriczalnykiw widokremyasia inka,
jaka pobiha po pytach do trapa. I Snihuroka kynuasia wnyz, do cijeji inky.
A ja stojaw, tomu szczo ja buw jedynym na korabli, chto ne poproszczawsia z Snihurokoju. Krim toho, w ruci u mene buw weykyj zhortok z Snehuroczczynym dobrom.
Nareszti, ja buw wkluczenyj za sudnowoju rollu w nazemnu komandu i powynen buw
praciuwaty wnyzu i suprowoduwaty Bauera pry perehoworach z kosmodromnymy wastiamy. My ne mohy tut dowho zatrymuwatysia i za hodynu widlitay. inka skazaa
szczo Snihuroci, ta zasmijaasia i widkynua szoom. Szoom upaw i pokotywsia po pytach. Snihuroka prowea rukoju po woossiu. inka prytysnuasia szczokoju do jiji
szczoky, a ja podumaw, szczo obom tepo. Ja dywywsia na nych, i wony buy daeko. A
Snihuroka skazaa szczo inci i raptom pobiha nazad, do korabla. Wona pidnimaasia
trapom, dywlaczy na mene i zrywajuczy rukawyczky.
Probacz, skazaa wona. Ja ne poproszczaasia z toboju.
Ce buw ne jiji hoos howoryw translator nad lukom, peredbaczywo uwimknenyj

kymo z naszych. Ae ja czuw i jiji hoos.


Znimy rukawyczku, skazaa wona. Tut tilky minus pjatdesiat.
Ja widstebnuw rukawyczku, i nichto ne zupynyw mene, chocza i kapitan i doktor
czuy i zrozumiy jiji sowa.
Ja ne widczuw choodu. Ni widrazu, ni potim, koy wona uziaa moju ruku i na my
prytysnua do swoho obyczczia. Ja widsmyknuw dooniu, ae buo pizno. Na obpaenij
szczoci zayszywsia bahrowyj slid mojeji dooni.
Darma, skazaa Snihuroka, triasuczy rukamy, szczob buo ne tak bolacze.
Ce myne. A jakszczo ne myne, tym kraszcze.
Ty zjichaa huzdu, skazaw ja.
Natiahny rukawyczku, obmorozyszsia, skazaa Snihuroka.
Znyzu inka kryczaa szczo Snihuroci.
Snihuroka dywyasia na mene, i jiji temno-syni, maje czorni oczi buy zowsim suchymy
Koy wony we pidijszy do maszyny, Snihuroka zupynyasia i pidniaa ruku, proszczajuczy zi mnoju i zi wsima namy.
Zajdy potim do mene, skazaw doktor. Ja tobi ruku zmaszczu i perewjau.
Meni ne bolacze, skazaw ja.
Potim bude bolacze, skazaw doktor.
Z rosijkoji perekaw Witalij Henyk
Perekadeno za wydanniam: BUYCZEW K. Ludi kak ludi. M.: Moodaja gwardija, 1975. 288 s. (B-ka sowetskoj fantastiki).

Korabel Pehas etiw do susidnioji gaaktyky. Tilky-no win wyjszow iz superstrybka, jak Alisa Seezniowa pobaczya na ekrani korabel, szczo etiw nazustricz.
Tatu! wyhuknua Alisa. Ja cej korabel de baczya.
Dywno, widpowiw profesor Seezniow. Tut ne buw szcze oden zemnyj korabel.
Ne podobajesia meni ce, zauwayw kapitan Pooskow. Ce dobrom ne skinczysia.
We za kilka chwyyn stao oczewydnym, szczo Alisa maa raciju. Wsim ue traplaosia baczyty cej korabel: na joho bortu buw napys: Pehas.
Newdowzi korabli tak zbyzyysia, szczo uwimknuwsia wideozwjazok. I na ekrani,
pered jakym stojaw kapitan Pooskow, zjawyo obyczczia druhoho Pooskowa. Perszyj
Pooskow tak zdywuwawsia, szczo sperszu nawi ne wpiznaw sebe.
Wy zwidky etyte? zapytaw win swoho dwijnyka.
Z Zemli, widpowiw toj. A wy?
I zrazu obydwa kapitany zamowky j wtupyy oczi odyn w odnoho.
Napewne, ce optycznyj efekt, mowyw profesor Seezniow.
I my baczymo samych sebe, prodowyw joho dwijnyk z ekrana. Ae czomu
todi my howorymo ne odnoczasno?
Tatu! wyhuknua Alisa. A moe, w tebe buw brat byzniuk?
Todi j my z toboju byzniuky, skazaa z ekrana druha Alisa.

Pryhotuwatysia do stykuwannia, nakazaw perszyj kapitan Pooskow.


Pidhotuwatysia do stykuwannia, ozwawsia unoju druhyj kapitan.
Alisa perszoju pidbiha do perechidnoho luka. Za neju jszow Pooskow z pistoetom
u ruci.
Nawiszczo ty tak? zdywuwaa Alisa.
Ne wykluczeno, szczo tam perewertni, pojasnyw kapitan, kosmiczni piraty.
A w mene na bortu dytyna.
U ciu my luk widczynywsia. Potojbicz luka stojaa druha Alisa, a za jiji spynoju
druhyj Pooskow z pistoetom.
Widrazu perszyj profesor Seezniow zabraw pistoet u perszoho Pooskowa, a
druhyj u druhoho. Wony pidijszy odyn do odnoho i prywitaysia.
Tatu, chorom wyhuknuy obydwi Alisy. Skay, szczo ce oznaczaje?
Najmowirnisze, widpowiw profesor, u ciomu wynne wykrywennia prostoru. W cij toczci styknuysia dwa paraelni swity. W nych use odnakowe czy maje
wse.
Alisa ue wse zrozumia i skazaa swojij byzniuczci:
Chodim do mene.
Ni, widkazaa ta, chodim do mene.
U nych nawi charaktery odnakowi, zasmijaysia Seezniowy.
Koy Alisa opynyasia w kajuti druhoji Alisy, wona najbilsze zdywuwaasia z toho,
szczo na takomu , jak u neji, stoyku tam buy rozkadeni taki podarunky dla jiji odnokasnykiw. Wona pidniaa houbu muszlu i zapytaa:
Ce ty dla koho wezesz?
Zwisno, dla Paszky Heraskina, widpowia druha Alisa.
I diwczatka rozsmijaysia.
Cikawo, zapytaa todi druha Alisa, w nas use pownistiu spiwpadaje czy
szczo i widrizniajesia? Dawaj perewirymo.
I wony poczay dosliduwaty obydwa korabli, szczob znajty riznyciu. Tym czasom
profesory Seezniowy obhoworiuway probemy wykrywennia prostoru, a kapitany Pooskowy skaryysia odyn odnomu na nesuchnianych Alis.
Za hodynu, poky korabli etiy razom, diwczatka obnyszporyy obydwa korabli.
Prounaw sygna kompjutera. Korablam czas rozuczatysia, bo inaksze wony zahublasia u prostori j nikoy ne powernusia dodomu.
Proszu wsich zibratysia bila perechidnoji kamery, skazaw profesor Seezniow.
Za chwyynu obydwa ekipai stojay tam.
Ja znajsza! wyhuknua Alisa. W nas na kambuzi zeena kastrula, a u was
synia!
I ja znajsza! ozwaasia druha Alisa. W naszoho Pooskowa wusa dowszi.
Dawajte proszczatysia, skazaw Seezniow. Zayszyosia dwi chwyyny. W
majbutniomu my naahodymoji postijnyj zwjazok mi naszymy switamy. Spodiwaju,
nichto ne pereputaw korabel?
Usi zasmijay i poczay proszczatysia. Buo trochy sumno zustriysia z samymy
soboju, a treba rozuczatysia.
Potim luk zaczynywsia, i Alisa slidom za starszymy perejsza na kapitankyj mistok.
Wony baczyy na ekranachi obyczczia nowych druziw. Potim zwjazok urwawsia, i druhyj
Pehas peretworywsia na zeenu ziroczku na dyspeji.

Alisa pisza do swojeji kajuty, szczob zapysaty w szczodennyk podiji cioho nejmowirnoho dnia.
Z namy staasia dywowyna pryhoda , napysaa wona i zupynyasia. Szczo neharazd.
I tut wona zrozumia: wsia storinka do ostannioji frazy bua napysana czornym czornyom, a ostannia fraza synim.
Jakyj ach! podumaa Alisa. Wychody, teper wona ne wona, a jiji tato
czuyj. Wona ne pomitya w bihanyni, szczo zayszyasia na czuomu korabli. Treba nehajno skazaty Ae jake ce bude hore dla baka! I dla kapitana Pooskowa! I dla mamy!
Ni, dowedesia zberihaty tajemnyciu protiahom usioho yttia.
Tut widczynyysia dweri, i w kajutu zajszow bako.
Aliso, skazaw win, ty ne wziaa wypadkowo moju syniu ruczku? A to ja
dywlusia w mene ruczka z czornoju pastoju. Mabu, twoja.
Oj, moja! Jak ty mene obraduwaw. Wychody, ja twoja doczka!
Z rosijkoji perekaa Waentyna Mytrofanowa
Drukujesia za wydanniam: PINERIJA. 1987. 3.

Nasza stancija, taka obszyrna, truby korydoriw, kuli aboratorij i paywnych


skadiw, spetinnia trosiw i grawitacijnych majdanczykiw, nasza stancija zdajesia pasayrowi pidlitajuczoho korabla ysze zeenoju iskorkoju na ekrani okatora. A ja za try
tyni szcze ne u wsich aboratorijach pobuwaw, ne zi wsima meszkanciamy stanciji znajomyj.
Wy ne spyte, profesore?
Ja upiznaw hoos Sylwiji Cho.
Ni. Ja dumaju. Ja zahasyw swito, tomu szczo tak ehsze dumajesia.
Newe mona specilno dumaty? Ja o chodu i dumaju, jim i dumaju, rozmowlaju i dumaju.
Ranisze ja te ne pomiczaw, dumaju ja czy ni. I ysze teper, na siomomu desiatku,
zdohadawsia, szczo mysennia hidne toho, szczob wydiyty joho w samostijnyj proces.
Wy artujete, profesore. A ja do was na chwyynku. Kapitan prosyw nahadaty,
szczo czerez piwhodyny wmykajemo ekran.
Spasybi. Jdu.
Ja siw na kojci i edwe wstyh schopytysia za skobu. Z ranku bua newahomis. Pered
doslidamy z ekranom obertannia prypyniaosia stanciju orijentuway z tocznistiu do
mikrona. Ja ne lublu newahomis. Wona daruje ysze kilka chwyyn dytiaczoho zdywuwannia pered moywostiamy swoho tia. Potim szwydko nabrydaje, stomluje, wykykaje
ehku nudotu i zawaaje spaty.
Wy ne spyte, profesore?
Ni. Ce ty, Tajku?
Wy ne zabuy, szczo czerez piwhodyny wmykajemo ekran?
Jdu, jdu.
Ja widszukaw pid likom czerewyky na magnitnych pidoszwach. Wony due ehko
kowzaju po pidozi i wymahaju znacznoho zusylla, szczob widirwaty jich. Staroyy
schoi tut na kowzaniariw. Ja podibnyj na nowaczka, szczo wpersze stupyw na lid.
Profesore, wy ne spyte?
Spasybi. Ja pamjataju. Ja znaju, szczo czerez piwhodyny wmykajemo ekran.
Ja prochodyw mymo i wyriszyw poperedyty. Siohodni wasz de, profesore.
Ja posydiw z chwyynu, prysuchajuczy do ehkych szumiw i szurchotiw, szczo pronyzuway stanciju. Zwuky ci, jakymy b sabkymy ne zdawaysia, dywowyne swidczennia yttia, kontrast iz beznadijnoju poroneczeju prostoru. O dzeknua kastrula w kambuzi, zastrekotaw robot, proszurchotio powitria u dakti kondycinera, komarom
widhuknuwsia jakyj pryad w aboratoriji, pysknuo koszenia Koteniat, po-mojemu,
wisim. Moe, i bilsze. Wony wypurchuju z dwerej, nastowburczujuczy szers, pawaju
pered oczyma i norowla wchopytysia kihtiamy za szczo-nebu nadijne.
Wy pryjszy, profesore? Siohodni wasz de.
Ce rosijkyj fizyk. Fizyky swoju sprawu zrobyy, jim zayszajesia ysze czekaty i
chwyluwatysia razom z namy.
Ce nasz spilnyj de, widpowidaju ja. I nasampered de Sylwiji.
Sylwija sydy bila dalnioji wid ekranu stiny, na hostrych kolinach boknot. Wona

posmichajesia meni wdiaczno i bojazko. Ne bijsia, myszenia, tebe nichto ne wyene. Siohodni j sprawdi nasz de. My z Sylwijeju jedyni poky fachiwci, na jakych praciuwatyme
ekran. Reszta joho proektuway, rozrachowuway, wmontowuway, nastrojuway i znowu
nastrojuway. My dywytymemosia. Sylwija antropoog. Ja istoryk.
arko, profesore? zapytaw Tajk.
Tajk sydiw nawpoczipky pered rozkrytoju panellu pulta uprawlinnia.
Chocz kwatyrku widczyniaj, skazaw rosijkyj fizyk. U kosmos.
Zastudyszsia, skazaw kapitan. Siohodni wasz de, profesore. Jakszczo fizyky nas ne obduryy.
Kapitan wsiwsia u kriso pered samym ekranom, weykym, na wsiu stinu, czornym
i tomu bezdonno hybokym.
Rosijkyj fizyk distaw z kyszeni minitiurni szachy, ae ne wtrymaw u ruci, koroboczka widkryasia, i figurky wijaom, nemow horobci, szczo riatujusia wid szuliky, rozetiysia po aboratoriji.
Pjatnadcia chwyyn, skazaw Riczard Tempest.
Wsi nawkoo buy spokijni, moe, nawi nadmirno spokijni. Bezszumno, kowzaniaramy, w aboratoriju wjiday techniky, czakuway bila pulta, peremowlaysia tycho, korotko i perewano nezrozumio. Pomau aboratorija zapowniuwaasia hladaczamy. Stao
tisno. Chto iz moodi zniaw czerewyky i wasztuwawsia na stini, pid steeju, powysnuwszy na skobi.
Sidajte siudy, bycze, skazaw kapitan. A de Sylwija?
Paraswati postupywsia meni miscem. Stysnuwszy w dooniach bylcia, ja widczuw
sebe upewnenisze.
Ja wse ne wiriu, skazaa Sylwija, dywlaczy na Tajka; Tajk schyywsia do
mikrofona, dyktuwaw na mistok jaki cyfry.
Tajk wyprostawsia, ohlanuw nas, nemow pokowode pered bytwoju, podywywsia na
ekran i skazaw:
Swito.
Chaj bude swito, proszepotiw fizyk, jakyj tak i ne zibraw szachiw.
ampy w aboratoriji pomerky, i jaskrawiszymy stay riznokolirni indykatory na
pulti.
Poczynajte, skazay z mistka.
Na czornomu elipsi ekrana wynyka switna chmara, wona zarodyasia w hybyni
joho, rozhoriaasia i nabyaasia, rozpowsiudujuczy do joho me, i po niomu probihay
zeeni iskry. Tak trywao chwyynu, a potim ekran raptowo staw bakytnym, i w nynij
czastyni joho projawyysia rudi i bili plamy, nemow zobraennia, narodene w niomu,
buo ne u fokusi.
Wychody, skazaw Paraswati. Kudy kraszcze, ni uczora.
Kudy we kraszcze, skazaw rozczarowano chto iz hladacziw.
Och! skazaa Sylwija.
Czariwnyk zirwaw peenu z ekranu, nawiw zobraennia na rizkis, i pered naszymy
oczyma postaw zwyczajnyj zemnyj pejza, nastilky realnyj i reljefnyj, nemow ekran buw
wiknom u susidnij swit, zaytyj arkym soncem, prosiaknutyj pyom i swiym witrom.
Synia szyroka smuha peretworyasia na nebo. Na wochrianomu pisku oznaczyysia budynky, hyboki koliji na wukij dorozi i ridki palmy.
Wse harazd, skazaw Tajk. My na misci.

Wirno? zapytaw kapitan.


Odnu chwyynku, skazaw ja.
Buw poude. Tonka kuriawa krutyasia nad zemeju, zrytoju i potoptanoju bujwoamy. Obputana bambukowym rysztuwanniam i prykryta oczeretianymy rohoamy, pidnosyasia sporuduwana budiwla. Wona bua ogicznym centrom sceny, jaku my sposterihay. Czysenni supriahy woliw i bujwoliw tiahnuysia do neji, zawantaeni owtoju
cehoju. Baansujuczy na hnuczkych bambukowych erdynach, pidnimaysia na rysztuwannia werwyci maje hoych ludej. Nahori trudyysia kameniari. U liwij czastyni ekranu
wydno buo werandu, stowpy jakoji riasno prykraszeni tonkym ribenniam. Pered neju
drimay dwa wojiny zi spysamy w rukach
Nu j szczo, profesore?
Usi w aboratoriji czekay mojeji widpowidi.
Ce Pahan, skazaw ja. Kine odynadciatoho stolittia.
Ura! skazaw chto nehoosno.
Wdaosia? zapytaw dynamik.
Czerhowyj na mistku chwyluwawsia.
Ur-ra! widpowiw jomu fizyk. Jaki my moodci!
Hojdaty profesora, zaproponuwaw ukawe Tajk.
Ja absolutno ni pry czomu. Wy mohy b pokazaty ce zobraennia szcze desiatkowi
uczenych, i wony skazay b te same.
Ae profesor skazaw perszym!
Jim potribna bua rozriadka. We kraszcze nechaj hojdaju mene, ani Sylwiju. Ja
ysze namahawsia ne wdarytysia ob jakyj-nebu pryad, chocza w ciomu ne buo potreby
litaw ja powoli i solidno, jak powitriana kulka. Moji muczyteli tako widrywaysia wid
pidohy i zlitay uslid za mnoju, wid czoho w napiwtemriawi aboratoriji, oswitenoji soncem daekoho switu, woruszyosia odne bahatoruke, bahatohoowe czudowyko. I ne daj
boh ludiam z toho boku ekranu zazyrnuty do nas. Wony b pomery wid strachu.
Dywisia! skazaa Sylwija, jakij wdaosia schowatysia w kutku i unyknuty zahalnoho trimfu. Dywisia ludyna!
Zmorszczenyj, wyschyj staryj nis, prytyskujuczy do hrudej, hynianyj horszczyk.
Win iszow tak byko i wydymyj buw tak wyrazno, szczo mona buo pererachuwaty wsi
zmorszky na joho obyczczi. I nawi dywowynym zdawaosia, szczo win nas ne baczy.
Win zupynywsia na my, powernuwszy hoowu w nasz bik, zitchnuw i prodowyw szlach.
I pohlad joho myttiewo pererwaw zbudenu weselis. Ludy opuskaysia wnyz, niby osinnie ystia.
Win chotiw skazaty nam: Czoho pidhladajete? ta ne znaje, na jakij mowi
howoryty z namy.
Szkoda, kino ne zwukowe.
A profesor zmih by zrozumity, pro szczo wony howoria?
Zaedwe. Mynua maje tysiacza rokiw.
Jaka rozdilna zdatnis!
Profesore, rozkai nam pro nych.
Ce ne wydassia nudnym?
Nikoy.
Rozkai, profesore.
Nawi ne znaju, z czoho poczaty, skazaw ja. Ja ne lublu buty centrom uwahy.

Tym bilsze szczo ja nijak ne mih zwilnytysia wid widczuttia, szczo nasprawdi ja uzurpator. Samozwane. Hoowne siohodni ne istorija. Hoowne te, szczo ludiam nareszti wdaosia zazyrnuty w swoje mynue.
Czornymy byskawkamy probihy po ekranu pereszkody, zemla zachytaasia.
Dodaj potunosti, skazaw kapitan Tajkowi.
Ue widchody, skazaw Tajk. Szcze chwyyny try-czotyry, ne bilsze.
Rozpowidajte, profesore.
Ce bua weyka derawa. Woodinnia jiji tiahnuysia wid Himaajiw i hir Piwdennoho Kytaju do Bengalkoji zatoky. Wona isnuwaa dwisti pjatdesiat rokiw, i stoyceju jiji
buo misto Pahan. Budiwla w rysztuwanni chram Ananda, perszyj z gigantkych chramiw Pahana, pobudowanyj pry carewi Czanzytti. Chram cej, jak i bezlicz inszych chramiw
i pahod, zahalnoju kilkistiu byko pjaty tysiacz, stoji u centri Birmy, na berezi riky Irawadi.
I zaraz stoji?
I zaraz.
Staryj z horszczykom w rukach znow projszow po ekranu. Jomu buo wako i arko.
Dywlaczy na nioho, ja zrozumiw, szczo w zali te due arko. I raptom ekran pomianiw.
Ostannie, szczo my pobaczyy, do staroho pidbiha diwczyna, uziaa horszczyk. Czorni
byskawky pokresyy starodawnie misto, i ne mona we buo whadaty obyczczia diwczyny.
Spaachnuo sztuczne, mertwe swito poskych pafoniw. Kapitan skazaw, obereno
pidwodiaczy z krisa:
Seans zakinczenyj.
A moe, niczoho i ne buo? Nam zdaosia? zapytaw Paraswati.
Wse zniato, skazaw Tajk. Chocz zaraz mona prokrutyty film.
Ludy ne pospiszay rozchodytysia. Ce i sprawdi buo schoe na za kinoteatru, de
szczojno pokazay kartynu nejmowirno taanowytu, dywnu i nespodiwanu.
Tajku, peredaj na mistok, szczob poczay obertannia. Do ranku.
Kapitan dopomih meni distatysia do dwerej.
Ce czudowo, skazaw ja jomu.
A wy, profesore, widmowlaysia wid pojizdky siudy.
Wy znajete pro ce?
Tak.
Ja konserwator. Wako powiryty w chronoskopiju.
Ja j sprawdi widmowlawsia etity na stanciju. Ja perekonuwaw rektora wybraty koho moodszoho, ne takoho zajniatoho, bilsz ehkoho na pidjom. Harazd, kazaw ja
jomu. Prypustymo, szczo cia chronoskopija maje pid soboju jaku osnowu. Prypustymo
nawi, szczo za pewnych umow mona widszukaty toczku u prostori, wasnyj czas jakoji
jde z widstawanniam na tysiaczu rokiw wid zemnoho. Prypustymo nawi, szczo z cijeji
toczky mona bude pohlanuty na Zemlu. Ae szczo my pobaczymo na takij widstani?
Rektor buw terplaczyj, wwiczywyj. Takym samym win buw dwadcia rokiw tomu, koy
trymaw u mene ekzamen z istoriji Birmy. U niomu zawdy bua wwiczywa pobaywis
do spiwbesidnyka, chaj toj buw joho uczyteem czy odnym z pidehych jomu profesoriw.
Ni, widpowidaw win, wy ne prawi, profesore. Z takym samym uspichom mona
howoryty, szczo potiah ne pojide, tomu szczo w nioho ne zapriaenyj ki. Nichto ne staw

by wytraczaty roky zusyl na sporudennia stanciji, jakby chronoskopija bua mitom. Jakszczo fizyky wwaaju, szczo ekran na stanciji zmoe zazyrnuty u Birmu, w odynadciate
stolittia, znaczy tak i bude Rektor pryhadyw na makiwci neisnujucze woossia i
podywywsia na mene dokirywo: proyw stilky rokiw na switi i sumniwajesia u wsesylli
nauky. Zatym skazaw inszym tonom, tonom, szczo wymahaw dobroji usmiszky: U bujakomu wypadku my baay b baczyty na stanciji najkraszczoho istoryka Birmy. Wy, profesore, najkraszczyj istoryk Birmy, ja kau ce ne ysze jak rektor, ae i jak wasz ucze. I
jakszczo wam dorohyj presty uniwersytetu Tut hoos joho zijszow naniwe, i rektor
zaproponuwaw meni sklanku choodnoho apelsynowoho soku. Dopywajuczy sik, ja podumaw: a czom by j ni? Ade ja nikoy szcze dali Misiacia ne wybyrawsia.
Stancija wynyka spoczatku zeenoju iskroju na ekrani okatora, wyrosa postupowo
w spetinnia trub, kul i trosiw, zustria mene rukostyskanniamy neznajomych, perewano
moodych, ehko odiahnenych ludej i spekoju. Na stanciji buo jak u Ranguni trawnewoho
weczora, woohoho wid bykych musonnych chmar, zaduszywoho tomu, szczo promeni
soncia, szczo zabukay w ysti tamaryndiw, pidihriwaju synie powitria.
U nas barachla opaluwalni ustanowky, skazaw Tajk, moodyj czoowik, dowhi
wiji jakoho kyday tini na wystupajuczi wyyci. Uczora buo wsioho wisim gradusiw
tepa. Ae my terpymo.
Kapitan prowiw mene do kajuty.
Dobre, szczo wy pryetiy, skazaw win. Znaczy, ne darma praciujemo.
Czomu?
Wy zajniata ludyna. I koy we wy zmohy kynuty wsi sprawy i prybuty do nas,
znaczy chronoskopija wartuje toho, szczob zajniatysia neju serjozno.
Kapitan artuwaw. Win wiryw u chronoskopiju, win wiryw u te, szczo ekran praciuwatyme, i chotiw, szczob ja te uwiruwaw u ce.
Widtodi mynuo try tyni, i w mojij osobi entuzisty ekranu (neentuzistiw tut ne
buo) prydbay prystrasnoho neofita. Try razy za ci try tyni ekran jasniszaw, zapowniuwawsia riznokolirnymy chmaramy, daruwaw nam szwydkopynni nezrozumili obrazy, ae
ne bilsze. I o nareszti my pobaczyy Pahan.
O siomij hodyni za bortowym czasom my zbyraysia w aboratoriji. Odyn seans na
de. Dwadcia sim chwyyn z sekundamy. Zatym zobraennia wychodyo z promenia
Moje perwynne prypuszczennia, szczo weranda z ribenymy koonamy naey paacowi caria Czanzitty, byskucze pidtwerdyosia nastupnoho dnia, koy w seredyni seansu wdayni zakuboczyasia kuriawa i z chmary jiji wyetiy wersznyky, zaharciuway
bila schidciw. Stranyky wyprostaysia, pidwey spysy. Do werandy nabyzywsia son z
obkowanymy middiu bywniamy. Na spyni joho pid zootoju parasolkoju sydiw nestaryj
czoowik z krupnymy rysamy obyczczia. Ja upiznaw joho. Za statujeju, jaku stilky raziw
baczyw u napiwtemnomu centralnomu zali chramu Ananda. Chudonyk buw prawdywyj,
zobrazywszy caria same takym. Teper ue ne zayszaosia odnoho sumniwu, szczo matirju caria sprawdi, jak zapewniay chroniky, bua indijka.
O, skazaw ja todi. Ja maw raciju. Chronikam slid wiryty same w detalach,
jaki ne mona pojasnyty piznimy politycznymy mirkuwanniamy.
Chto ce? zapytaw Tajk.
Car Czanzitta, zdywuwawsia ja. Ce wydno.

Profesore, wy czudowi, skazaw kapitan. Zwyczajno, ce car Czanzitta, znajomyj usim nam z dytynstwa.
Caria newidstupno suprowoduwaw perwoswiaszczenyk, osoba tako dobre widoma
za chronikach, Szyn Arachan, zmorszczenyj, bahyj stare. Staryj ne projszow u paac za
carem, a zachodywsia dawaty jaki cinni wkaziwky architektorowi Anandy, nawi maluwaw arky cipkom u porosi.
Toho samoho dnia my baczyy, jak nahladaczi byy bambukowymy payciamy robitnykiw, szczo prowynyysia w czomu. Wydowyszcze buo motorosznym, zdawaosia, szczo
kryky ludej kri stolittia i miljardy kiometriw pronykaju u aboratoriju. Czerez dwi
chwyyny wsia stancija we znaa pro te, szczo widbuwajesia, u za nabyysia fizyky, eektronszczyky, montanyky, i jich ocinka pobaczenoho bua nastilky rizkoju, szczo meni
stao soromno za seredniowicznu Birmu, i, moywo, tomu ja skazaw, koy zhas ekran:
Zwyczajno, jakszczo pokazaty chrestowi pochody abo oprycznykiw Iwana Hroznoho, nichto b z was ne oburywsia.
Ne zasmuczujte, profesore, widpowiw meni za wsich kapitan. Buwao kudy
hirsze. Za cym ne warto nawi zahybluwatysia na tysiaczu rokiw u mynue. Ae nam
doweosia pobaczyty same Birmu. I my ne moemo uwijty w ekran i schopyty nahladacza
za ruku.
Nastupnoho dnia na pisku, tam, de prochodya ekzekucija, wydniysia buri plamy
krowi. Do kincia seansu zdijniawsia witer i zanis jich pylukoju.
yttia mojich daekych predkiw buo wake, brudne i orstoke. Zootyj wik chronik
i egend ne wytrymaw wyprobuwannia. I tym dywowyniszym zdawawsia chram Ananda,
doskonayj, ehkyj, szlachetnyj, pokykanyj na stolittia prosawyty Pahanku derawu.
Win hordo pidnosywsia nad stradanniamy maekych ludej i stawaw pamjatnykom jim,
kotri wse-taky ne marno prowey na zemli widmiriani roky.
U staroho, szczo nis wodu w perszyj de, bua doczka. Doczku ciu znay wsi na stanciji, i nespokijni fizyky, szczo prychodyy pobaczytysia z neju, trymay pari, zjawysia
wona siohodni czy ni.
Doczka (a moywo, onuka) staroho bua newysoka na zrist, tonka i hnuczka, mow
riczkowyj oczeret. Jiji czorne woossia buo zibrane w puk na potyyci i prykraszene dribnymy biymy kwitamy. Szkira jiji bua barwoju mow derewo tyka, oczi podibni do hirkych
ozer. Ne namahajtesia doriknuty meni romantycznym perebilszenniam same takoju ja
jiji pamjataju, same taki poriwniannia spay na dumku, koy ja wpersze rozdywywsia jiji.
I jakszczo ja, stara ludyna, mowlu pro diwczynu takym pidnesenym styem, to pro moo
i kazaty hodi. ysze Sylwija bua nezadowoena. Wona dywyasia na Tajka. A Tajk dywywsia na pahanskuju diwczynu.
Jako ja nenawmysno pidsuchaw rozmowu Sylwiji Cho z Tajkom.
Wse, szczo my baczymo, schoe na spektakl, skazaa Sylwija. Ty widczuwajesz ce, Tajku?
Ty choczesz skazaty, szczo ce wse prydumane?
Maje. Cioho nemaje.
Ae wony realni. I my ne znajemo, szczo trapysia z nymy zawtra.
Ni, znajemo. Profesor znaje. Ci ludy pomery maje tysiaczu rokiw tomu. Zayszywsia tilky chram.
Ni, wony realni. Zwidsy, zi stanciji, my baczymo jich ywymy.
Wony pomery tysiaczu rokiw tomu.

Pohla, jak wona posmichajesia.


Wona tebe nikoy ne pobaczy.
Zate ja jiji baczu.
Ae wona pomera tysiaczu rokiw tomu! Ne mona zakochatysia w neisnujuczu
ludynu.
Szczo za nisenitnycia, Sylwije. Zwidky ty uziaa, szczo ja zakochawsia?
Inaksze b ty ne zachyszczaw jiji.
Ja jiji j ne zachyszczaju.
Ty chotiw by, szczob wona bua siohodni.
Chotiw by.
Boewilnyj
Ja sydiw u krisli, nepomiczenyj nymy. Ja posmichnuwsia, koy Sylwija wteka korydorom, prytyskujuczy do hrudej teku z malunkamy i fotografijamy meszkanciw pahankoji ery. Tajk powernuwsia do pulta i poczaw porpatysia u schemach, naswystujuczy
szczo sumne. Win buw schoyj na czoowika, szczo pokochaw Nefertiti, widobraenu
w kameni prekrasnu my daekoho mynuoho.
Szcze czerez try dni widbuasia nowa podija, szczo rozburchaa wsiu stanciju, bo
stancija byko do sercia pryjmaa podiji, szczo widbuwaysia w Pahani. Pryjichay
kchmerki posy. ybo, ludyni, neznajomij z istorijeju Birmy, wako zrozumity moje
chwyluwannia, koy ja whadaw kchmeriw u stomenych dowhym szlachom, dowhowoosych, bahato odiahnenych ludiach. Wony zlizay iz soniw, szczo opustyysia na kolina,
szkrebuczy pjatamy po zmorszkuwatych sirych bokach, i suhy rozkryway nad nymy zooti parasolky, znaky znatnosti i wady. Tak, ce buy kchmery, z imperijeju jakych meuwaw Pahan. I moywo, same zaraz, zawtra, pislazawtra, bude wyriszena dowha supereczka istorykiw, czy patyw Pahan danynu Angkoru abo prawa bua chronika Dchammajan Jazawin, kotra stwerduwaa, szczo cari kchmeriw wyznaway wadu Pahana.
Posy projszy uhyb paacu. Za nymy nesy skryni z podarunkamy, czaszi z beteem,
taci z fruktamy. Paac buw ochopenyj metuszneju, otoczenyj natowpom cikawych, i kri
zdijniatu kuriawu mona buo rozhedity, jak pochapcem robitnyky zdyray rysztuwannia
i rohoi z chramu Ananda woczewy, joho pokazuwatymu wysokym hostiam.
Wnoczi meni doweosia zayty snodijne. Son ne jszow do mene. Czas zupynywsia.
Bu-jakoji myti posy mohy wyjichaty i unyknuty moho spostereennia. I zayszasia
prychowanymy dla mene i dla istoriji ti dribni detali, zrozumili ysze meni, za jakymy
mona bezpomykowo wyznaczyty istynni stosunky mi birmanciamy i kchmeramy
starodawnimy supernykamy i weykymy budiwnyczymy.
I znowu zaewriw ekran. Cikawi wse szcze jurmyysia pered paacom, i buo jich
czymao. Oto, skazaw ja sobi, i trochy widlaho wid sercia, oto, posy ne wyjichay.
Wid koodiazia z pownym hekom isza nasza znajoma diwczyna. Wona pokaa hek
na prystupku werandy i zahoworya pro szczo iz stranykom. Zwyczaji w Pahani buy
prosti, stranyk ne widihnaw diwczynu. Howoryw z neju pro szczo wawo. Zatym do
nych pryjednawsia czerne u synij tozi lisowych bratiw, zazyrnuw czerez poruczczia wseredynu paacu, i druhyj stranyk kryknuw jomu szczo wesee. Chto, towstyj i naolijenyj,
z paacowoji czeladi wyjszow na werandu, pidniaw hek i widpyw z nioho.
Tajk zabuw pro pult. Win dywywsia na diwczynu. Ja nepomitno pohlanuw w inszyj

bik, de sydia Sylwija. Sylwija wdawaa, szczo zahybena w zapysy.


Odyn iz kchmerkych posliw powoli i uroczysto, nemow aktor w pohanomu teatri,
zjawywsia z-za kraju ekrana i zupynywsia bila poruczczia, neuwano dywlaczy na biyj
chram. Za nym uslid ehko, e postukujuczy payceju, jszow Szyn Arachan, perwoswiaszczenyk. Win zapytaw szczo u kchmera, i fizyk, szczo sydiw zi mnoju poriad, whadaw joho
pytannia:
Nu jak, podobajesia wam nasz chram?
Kchmer widpowiw. Fizyk znow perekaw:
Niczoho chram. U nas kraszczi.
Tajk dywywsia na diwczynu. Diwczyna dywyasia na kchmera. Toj buw dla neji ekzotycznym predstawnykom czuoho, nedosianoho switu. Kchmer, pewno, widczuw jiji
pohlad i, obernuwszy do Szyna Arachana, posmichnuwsia i skazaw szczo. Fizyk nehajno
perewiw:
Diwczata u was tut kraszcze, ni chramy.
Chto zzadu pyrsnuw. Tajk nasupywsia. Szyn Arachan kywnuw i te podywywsia
na diwczynu. Ta rozhubyasia i widstupya na dekilka krokiw. Stranyky zasmijaysia.
Kchmer te zasmijawsia. Win umowlaw Arachana, tykajuczy palcem, unyzanym persteniamy, w diwczynu, ae perwoswiaszczenyk posmichawsia wwiczywo i, woczewy, ne dawaw potribnoji widpowidi.
Widdaj jiji meni, wymahaje wysokyj his, skazaw fizyk.
Pomowcz, obirwaa joho Sylwija.
I sprawdi, pomowcz, pidtrymaw jiji Paraswati. Szczo my bez neji robytymemo?
Win e staryj, skazaa Sylwija.
Tajk ne czuw jich. Win dywywsia na ekran. Potim win skazaw meni, szczo we czas
borowsia z baanniam wymknuty joho, niby ce moho b szczo zminyty, pererwaty anciuh podij. Ae ce win skazaw potim.
Kchmer piszow, jawno nezadowoenyj. Ja skazaw:
Absolutno jasno, szczo Pahan ne buw wasaom kchmeriw. Inaksze Szyn Arachan
ne posmiw by widmowyty posowi. Win buw weykym dypomatom. Jakszczo, zwyczajno,
kchmer i sprawdi wymahaw podaruwaty jomu diwczynu.
Harazd by obijszosia skazaw Paraswati.
I win maw raciju u swojich sumniwach. Szyn Arachan z chwyynu stojaw na werandi, rozdumujuczy, e pochytujuczy, zachowawszy oczi w sitci zmorszok. Zdawaosia,
win ne baczy nikoho nawkoo. Ae, koy diwczyna pidkraasia do terasy, szczob uziaty
hek, Szyn Arachan raptom otiamywsia, kryknuw stranykam, obernuwsia i szwydko piszow z werandy. Stranyky pidijszy z dwoch bokiw do zawmeroji diwczyny, i odyn z nych
pidsztowchnuw jiji w spynu derakom spysa. Diwczyna pokirno pisza nawpered nych
czerez majdan, i natowp rozziaw mowczky rozstupywsia pered neju. Seans zakinczywsia.
Cioho razu nichto ne pokynuw aboratoriju. Koy zaswityosia swito, ja pobaczyw,
szczo wsi dywlasia na mene, nemow ja mih pojasnyty te, szczo staosia i, hoowne, perekonaty jich, szczo z diwczynoju niczoho ne trapysia. I ja skazaw:
W kraszczomu wypadku Szyn Arachan nakazaw prybraty jiji z oczej kchmera.
Moe, win znaje jiji baka, moywo, poaliw jiji.
A w hirszomu?
U hirszomu ne znaju. Hirszych warintiw zawdy bilsze, ni kraszczych.

Moywo, perwoswiaszczenyk wyriszyw use zrobyty siurpryz kchmerowi i wruczyty


jomu podarunok pered widjizdom. Moywo, diwczyna czymo obrazya kchmera i bude
pokarana
Ae wona niczoho ne skazaa
My tak mao znajemo pro zwyczaji tych czasiw.
Tajk pryjszow uweczeri do mene w kajutu.
Ja zboewoliju, profesore, skazaw win.
Czym ja mou dopomohty tobi? zapytaw ja joho. Postarajsia zrozumity,
szczo ce iluzija, czudesnym czynom zbereenyj dokumentalnyj film, i my perszi hladaczi joho.
U ce nemoywo powiryty. Meni chotiosia wymknuty ekran. Nenacze todi wona
zmoha b wtekty. U temriawi.
Tajk piszow. Perewiriaty pryady, upewnytysia, szczo zawtra seansu ne pereszkody
wypadkowa poomka. Ae toho dnia niczoho osobywoho ne trapyosia.
Szczoprawda, my baczyy staroho. Win walawsia u porosi bila schodiw paacu, bahaw stranykiw propustyty joho wseredynu, ae cioho razu wony buy strohi i nehowirki.
Znaczy, diwczyni wse szcze zahrouwaa nebezpeka. Z chramu znimay ostanni rysztuwannia i nawodyy na nioho osk. Bila pidniia joho wykopay neweyku hyboku jamu,
wid paacu do hoownoho wchodu posteyy rohoi, i sodaty z korotkymy krywymy meczamy rozhaniay cikawych, aby ti ne nastupyy na chidnyk.
Osnowni podiji buy pereneseni na zawtra.
Cikawe stworinnia ludyna. Szcze dwa dni tomu mene chwyluwaa ysze odna probema jaki wzajemyny Pahana i Angkora. Chto buw czyjim dannykom. Ce pytannia
buo waywe dla istoriji Birmy, ae mao cikawyo bu-koho, krim mene. Odnak u de
ostannioho seansu, w de, na jakyj wypao oswiaczennia chramu Anandy, uroczysta
podija, osobywo uroczysta czerez prysutnis inozemnych hostej, ja zabuw pro dannykiw,
wasaliw i cariw. Jak i wsi inszi meszkanci stanciji, ja turbuwawsia pro dolu diwczyny,
fotografiji jakoji prykraszay konu druhu kajutu na stanciji, zarady powernennia
usmiszky jakoji wsi my buy hotowi na bu-jaku nerozwaywis. I buy bezsyli zdijsnyty
nerozwaywis.
Pozycija, uae w mikrofon Tajk. Swito. Seans.
Je pozycija, widpowidaje mistok.
Hasne swito w zali. Na ekrani majdan. Majdan powen narodu. ysze dorika z roho, szczo wede do chramu, wilna. Obabicz jiji stoja u dwa riady sodaty. Bycze do
chramu natowp rozpadajesia na jaskrawi plamy. U synich tohach stoja ari lisowi
braty. U biych szatach braminy. U oranewych i owtych istynni buddysty, poslidownyky Szyna Arachana. Pyluka probywajesia mi hladaczamy, szczo stoja szczilno, i
zakutuje scenu ehkym serpankom.
Uroczysta procesija spuskajesia z werandy. Perszym wstupaje na chidnyk Szyn
Arachan, jakoho wedu pid ruky czenci. Za nym pid dwanadciama zootymy parasolkamy
car Czanzitta. Zatym ministry, czynownyky, posy Kambodi, posy Arachana, posy
Cejonu
Technika daje maksymalne zbilszennia, i tomu zdajesia, szczo rama ekranu zsuwa-

jesia wseredynu, chram roste i my jdemo uslid za carem do chramu, czudowoho i zowisnoho siohodni. Nichto, nawi ja, staryj dure, ne znaje, szczo moe widbutysia. My czekajemo.
My czekajemo, poky car podoaje widsta do chramu. Ja dywlusia na hodynnyk. Zayszyosia desia chwyyn do kincia seansu. Chaj, dumaju ja bojazko, te, szczo bude, bude
potim, koy my pidemo zwidsy. I tut-taky ja rozumiju, czoho bojusia, w czomu ne smiju
pryznatysia nawi sobi samomu i czoho nichto ne moe znaty.
Je egenda. Jiji powtoriuju bahato chronikiw. I jij wiria bahato uczenych. U de
oswiaczennia chramu bila pidniia joho wykopuwaasia jama, w jakij choway najprekrasniszu diwczynu w carstwi.
I ja baczu, jak car i wsia procesija zupyniajusia bila swiowykopanoji jamy.
Bila mohyy. I ja kau:
Tak.
Szczo? spytaw Tajk. Szczo bude?
Ja mou pomylatysia.
Szczo bude, profesore?
I ja kau jim pro egendu. I ne wstyhaju dokazaty jiji, jak natowp rozstupajesia, i
czenci w owtych tohach pidwodia ohoenu do pojasa, zapakanu, prekrasnu jak nikoy,
naszu diwczynu. Ja dywlusia na hodynnyk. Zayszyosia czotyry chwyyny seansu. Szwydsze b win zakinczywsia. My niczoho we ne zminymo. Tajk zawaaje meni dywytysia.
Win stoji pered samym ekranom, nemow namahajesia nazawdy zapamjataty ciu chwyynu, niby zbyrajesia zapamjataty obyczczia czenciw, szczo wedu diwczynu, i pomstytysia jim, niby chocze zapamjataty obyczczia kata, kremeznoho, temnoycioho czoowika
z noem u ruci, jakyj wychody nazustricz diwczyni i czekaje, napiwobernuwszy do Szyna
Arachana, czekaje sygnau.
Tajku, widijdy, kae chto za mojimy peczyma.
Tajk ne czuje. Szyn Arachan nachylaje hoowu.
My tak byko do ludej pered chramom, szczo, zdajesia, czujemo jichnie dychannia
i obirwanyj stohin diwczyny, jaka mow zaczarowana dywysia na byskuczyj ni. Zaraz
wona skrykne
Oj! unaje kryk.
My ozyrajemosia. Wsi. U dweriach stoji Sylwija. Wona zapiznyasia. Wona, napewno, i ne chotia prychodyty, ae ne wytrymaa samoty. Sylwija zatyskaje rot rukoju i
dywysia na ekran. My te dywymosia tudy. Ae pizno. My wtratyy my.
My wtratyy my, u jaku Tajk nabyzywsia do ekranu wprytu i uwijszow u nioho.
Tajka nemaje w zali.
Tajk u Pahani. Nejmowirnym, nezbahnennym czynom win opynywsia za tysiaczi
rokiw i miljardy kiometriw wid nas, u natowpi czenciw, welmo, sodatiw, synich ari i
biych braminiw.
Rozziaweni w krykach roty Ruka kata, szczo zawmera w powitri Czenci, szczo
padaju ny Tajk ue poriad z diwczynoju. Win widsztowchuje rozhubenoho kata, pidchopluje jiji na ruky, i diwczyna, pewno neprytomna, obwysaje na joho rukach.
Na my Tajk zawmyraje.
ywi ysze oczi. Zinyci meczusia, rozszukujuczy szlach do poriatunku. Win zrozumiw ue, szczo ne powernesia do nas, szczo win sam u daekomu mynuomu.

Takym ja joho i zapamjataw: wysokyj, szyrokopeczyj smahlawyj chope u sribnomu, w obtiaku, kombinezoni i mjakych czerwonych czerewykach po kistoczky. Na
hrudiach zoota spiral znak Suby Czasu. Win stoji, szyroko rozstawywszy nohy, i
diwczyna na joho rukach zdajesia newahomoju.
Kadr neruchomyj. ysze kuriawa powoli pywe w hariaczomu powitri.
I widrazu neruchomis wybuchaje strimkym ruchom.
Tajk biy po rohoach do nas nazustricz, ae pered nym nemaje ekranu. Pered nym
zaporoszena poszcza, a za neju urwyszcze do Irawadi. Tajk znykaje pid nynim zrizom
ekranu, i sodaty, szczo schamenuysia, czenci, czynownyky kydajusia uslid za nym
Ekran blakne, beresia czornymy smuhamy i hasne.
Oce j use. Bilsze my ne baczyy Tajka. Moe, wony rozbyysia, strybnuwszy z urwyszcza. Moywo, jich nazdohnay i wbyy. Abo jiji wbyy, a joho widday u rabstwo.
Moywo, jim wdaosia wtekty i schowatysia w czynkych pahorbach. Moywo
My bilsze ne zmohy do adu spijmaty Pahan. Szczo rozadnaosia w systemi
zwjazku, i znadobysia dekilka misiaciw roboty, persz ni wona widnowysia.
My z Sylwijeju widetiy z perszym korabem. Fizyky zayszyysia. Wony spereczajusia i spereczatymusia pro pryczyny nezwyczajnoho jawyszcza, jake wony namahajusia pojasnyty za dopomohoju formu. Ja na ciomu ne znajusia, ja staryj istoryk, prychylnyk konserwatywnych metodiw doslidennia.
Na stoli u mene stoji fotografija diwczyny z oczyma, mow hirki ozera.
Z rosijkoji perekaw Witalij Henyk
Perekadeno za wydanniam: BUYCZEW K. Czudesa w Huslare. M.: Moodaja
gwardija, 1972. 368 s. (B-ka sowetskoj fantastiki).

U ciomu budynku buw suczasnyj lift z bakytnymy dweryma, szczo samozaczyniaysia. Mi stukamy bua szpara, nastilky szyroka, szczo mona buo pobaczyty jaskrawo
oswitenu biu stinu kabiny i suczasnyj pafon pid steeju. Ae wlizty w szparu ne buo
zmohy. Ne ysze Polanowu, ae j meni, chocz ja wdwiczi tonszyj.
Jakyj powerch? zapytaw Polanow.
Desiatyj, Mykoo Mykoajowyczu, skazaw ja.
A inszyj lift je?
Nemaje inszoho. Moe, ja pidnimusia, a wy postupowo do mene pryjednajetesia?
Jak tak postupowo? zapytaw Myk-Myk. Tobi samomu ne mona. Win z toboju i rozmowlaty ne bude.
Myk-Myk wako zitchnuw i czomu rozstebnuw pidak.
Ja b czudowo uporawsia bez nioho, ae koy z aboratoriji prynesy hlansowi, trynadcia na wisimnadcia, widbytky, to prynesy jich ne meni, a prosto do nioho w kabinet,
win mene widrazu wykykaw, i ja wpersze pobaczyw jich malownyczo rozkydanymy po
stou Myk-Myka.
Ty zamowlaw pliwku drukuwaty? zapytaw win, zobraajuczy strohis.

Zamowlaw.
A szczo tam, znajesz?
Ni. Meni Hrisman pliwky nadisaw, ja hadaw, moe, szczo terminowe, o i widdaw u aboratoriju. Ade po naszomu widdiu.
Znaczy, ne baczyw, kaesz?
Ne baczyw.
Ja namahawsia krajem oka rozhedity, czoho tam Hrisman naznimaw takoho, szczo
aborant prytiahnuw prosto do Myk-Myka w kabinet. Moe, zazniaw miscewych diwczat
na zhadku, i zaraz widbudesia nepryjemna dla mene rozmowa?
De yst? zapytaw Myk-Myk.
Jakyj yst?
Z pliwkamy yst wid Hrismana buw?
Ne buo nijakoho ysta, Mykoo Mykoajowyczu, widkazaw ja.
Szczo ce take? Nadsyaje fotokorespondent pliwky i do nych ni ysta, niczoho?
Moe, win i ne chotiw, szczob jich projawlay? Moe, win chotiw, szczob jich prosto u takomu wyhladi w muzej widday? Win de?
Wy znajete, na Sajanach, w Parykkych bootach, tam skeety jaszczeriw znajszy. Sami jomu widriadennia pidpysuway.
Szczo win maje buty w Paryku, ce ja znaju, a o de win nasprawdi, ne znaju.
Polanow zhrib fotografiji w kupu.
Ja skorystawsia peredychom, szczob ubywczo podywytysia na aboranta Lowu.
Czoho-czoho, a takoji zrady ja wid nioho ne czekaw.
U Lowy buy oczmanili oczi, i win, po-mojemu, nawi ne zrozumiw, szczo ja dywlusia
na nioho ubywczo. Z-pid szyrokych doo redaktora wyhladay kutyky fotografij, i po kutykach ni pro szczo zdohadatysia buo nemoywo.
Pliwky de? zapytaw Polanow u Lowy.
U aboratoriji zayszyysia.
Merszczij prynesy, odna noha tut, druha tam. Jak ty mih jich zayszyty?
Sprawa serjozna, zrozumiw ja.
Polanow postukaw dooneju po widbytkach, zatym poprawyw masywni okulary.
Tak, skazaw win jechydno, koy wymery dynozawry?
Szczo?
Koy, pytaju, dynozawry wymery? Dawno? Widpowidaj, ty widdi nauky.
U krejdianomu peridi, skazaw ja.
O-o, i ja tak dumaju, skazaw Myk-Myk. A o twij Hrisman tak ne dumaje.
Szczo teper robyty?
Znajete szczo, pojasni meni, bu aska, skazaw ja. Ade zrozumijte moje
stanowyszcze
A ja chiba ne rozpowiw? Ja bo dumaw, szczo wy ce na paru z Hrismanom prydumay, mene, staroho, rozihraty chotiy.
Polanow prowiw dooneju po stou, i fotografiji, prytysnuti do joho powerchni, pidjichay do mene.
Ty sidaj, skazaw meni redaktor, w nohach prawdy nema.
Ja prawylno zrobyw, szczo posuchawsia Myk-Myka i siw ranisze, ni pohlanuw na
fotografiji. Tomu szczo fotografiji buy choroszi, jakisni, dejaki na kontrauri, z dostatnioju hybynoju. Chocz tut-taky, bez retuszi, kady w nomer. Ae w nomer jich postawyty

buo nemona. oden redaktor, szczo powaaje sebe, ne zrobyw by cioho. Na fotografijach
buy zobraeni dynozawry. Dynozawry w booti, dynozawry na tli daekych hir, dynozawry, szczo ea na berezi. Zwyczajnisiki dynozawry z pidrucznyka paeontoogiji abo z
popularnoji praci Mynue Zemli.
Ja perebyraw widbytky, rozkydaw jich wijaom, mow koodu kart, nawi perewertaw
na inszyj bik u marnij nadiji pobaczyty pojasniuwalni pidpysy na zworoti.
Triuk? doynuw do mene zdaeku hoos Polanowa.
U hoosi zwuczao szczyre spiwczuttia. Pewno, mij podyw buw dostatnio oczewydnym.
Szczo triuk? zapytaw ja. Ce? Ce ne triuk. Ade, szczob zniaty dynozawra,
treba maty dynozawra. Chocza b sztucznoho, opudao, mula. A zwidky u nioho w lisi, w
booti opudao dynozawra?
O i ja dumaju, skazaw Polanow.
U dweri uwirwawsia Lowa, nesuczy, mow otrujnu zmiju za chwist, majuczu pliwku.
Wona, skazaw win, cia j neuszkodena, a to wy skazay, i ja zachwyluwawsia.
Za Lowoju w kabinet uwijszy Kuykow i Hala, nasza sekretarka. Wony wstay za
mojimy peczyma, i jasno buo, szczo ne pidu, poky tajemnycia ne wyriszysia.
Ty na mene ne toho, szepnuw meni Lowa, ja ne mih, taka sprawa.
Harazd, potim pobaakajemo, skazaw ja, ne w syach widirwaty oczej wid byskuczych hlansowych szyj dynozawriw.
Ty szczo hadajesz, prodowuwaw tym czasom Polanow, ne dywlaczy na nas.
Ty hadajesz, ja zaraz o tak i skau: u nomer. Ni, ja cioho ne skau.
Polanow akuratno zmotaw pliwku i, widirwawszy ystok perekydnoho kaendaria,
zahornuw jiji w papir. Potim pokaw u wnutriszniu kyszeniu pidaka.
Mykoo Mykoajowyczu, skazaw ja. Hoowu daju na widrub, ce sprawni
znimky. Pohlate na zadnij pan, i serpanok i wse tut
Szczo radysz? zapytaw Polanow. I sam widpowiw: Potriben fachiwe.
U kabinet tym czasom uwijszy szcze czoowik zo pja z redakciji. Sensaciji szwydko
rozpowsiudujusia w urnalistkomu switi.
Moszkinu podzwonyty treba, skazaw Sergiejew z widdiu literatury.
Tilky ne Moszkinu, widkazaw ja. Moszkin u Jeriomina w ekspedyciji widaw
kadramy i hospodarstwom, a potim broszuru napysaw. A sam niczoho ne znaje. Kraszcze
samomu Jeriominu. Chocza joho zaraz nemaje w misti. U mene je domasznij teefon Hankowkoho. Jakszczo win zdorowyj, ce najbilsz pidchodiaszcza ludyna.
Dzwony, skazaw Myk-Myk, pidsowujuczy do mene teefon.
Fotografiji Hrismana litay po kimnati z ruk w ruky, i kabinet buw napownenyj szepotom i szurchotom.
Docent Hankowkyj pohodywsia pryjniaty nas. Win lubjazno powidomyw swoju adresu i poperedyw, szczo lift moe buty zipsowanyj. I o my stojimo w pidjizdi budynku, de
ywu uczeni z uniwersytetu, i Polanow rozstebnuw pidak, szczob ehsze buo dychaty,
koy pidnimatymesia na desiatyj powerch.
My pidnimaysia szwydko.
Do desiatoho powerchu serce moje we tak zasztowchao eheni, szczo niczym buo
dychaty. A Polanow krokuwaw i krokuwaw, niby zabuw, szczo w niomu sto try kiogramy

i u nioho hipertonija.
Docent sam widczynyw dweri. Woczewy, jomu ne bua czua cikawis.
Nu szczo skazaw win, posadowywszy nas u sprawni akademiczni czorni
szkiriani krisa.
Docent buw suchyj, obpaenyj witramy pustel i hir. Stiny kabinetu buy zastaweni
steaamy, a w promikach mi nymy wysiy tabyci, szczo zobraay beemnity w naturalnu weyczynu. Na stoli pid korinnym zubom mamonta eay stosom spysani szwydkym poczerkom arkuszi.
My b was ne turbuway, towaryszu Hankowkyj, skazaw Myk-Myk. My rozumijemo waszu zawantaenis, my i sami zawantaeni. Widpowidajte nam, koy wymery dynozawry?
W kinci krejdianoho peridu, inszymy sowamy, due dawno, skazaw docent, i
ja podumaw, szczo jomu raziw sto za yttia dowodyosia widpowidaty na ce pytannia.
A zaraz dynozawry je? zapytaw Myk-Myk.
Docent podywywsia na Polanowa dokirywo. Ade win ne znaw, szczo u mene w
konwerti.
Na al, ce wykluczeno, skazaw docent. Chocza nauka wid cioho bahato wtratya.
Szcze ne wse wtraczeno, skazaw Polanow. A o szcze odne pytannia: czomu
wy, towaryszu Hankowkyj, taki wpewneni, szczo dynozawry wymery?
Docent buw ludynoju terplaczoju. Chocz win i zasumniwawsia, szczo Myk-Myku
mona dowiryty urna, win wydu maje ne podaw.
Dozwolte, ja todi ne obmeusia prostoju widpowiddiu tak czy ni. Szczob unyknuty podalszych pyta, ja u dwoch sowach rozpowim wam, chto taki dynozawry i czomu
ja takyj upewnenyj, szczo wony wymery. Wy payte? A wy, moodyj czoowicze? Todi kuri, ne soromtesia. Tak, znaczy, dynozawry. Anglijkyj wczenyj Riczard Ouen u mynuomu stolitti widnowyw zownisznis odnoho z cych wykopnych czudowyk i daw jomu
nazwu dynozawr, szczo oznaczaje achywyj jaszczir. Dynozawry buy due bahatomanitni. Sered nych zustriczaysia i chyaky, ozbrojeni weyczeznymy zubamy, buy i ywi
tanky, zakuti u wakyj pancyr. Buy sered dynozawriw i najbilszi meszkanci zemnoji
suszi. Brontozawry, dypodoky perewyszczuway w dowynu dwadcia metriw. We krejdianyj perid buw eroju panuwannia dynozawriw. Dosi my ne moemo z upewnenistiu
skazaty, skilky wydiw dynozawriw isnuwao todi na zemli. Maje szczoroku uczeni widkrywaju nowych i nowych jaszczeriw pawajuczych, litajuczych, strybajuczych Ja,
spodiwajusia, rozpowidaju dosy popularno?
U bu-jakomu inszomu wypadku, ja upewnenyj, Polanow by smertelno obrazywsia,
poczuwszy take pytannia, ae zaraz win na widminu wid docenta baczyw humor u wsij cij
sytuaciji. Ade win mih prosto pokazaty fotografiji, i skinczena sprawa. Ae win z nasoodoju widtiahuwaw ciu uroczystu my.
Prodowujte, my z cikawistiu suchajemo, skazaw win.
Ote, krejdianyj perid era panuwannia dynozawriw. Krejdianyj perid diysia
na dwi czastyny: nynia krejda i werchnia krejda. Tak ot, werchnia krejda waywyj
moment w istoriji Zemli. Same todi, szistdesiat miljoniw rokiw tomu, dynozawry nespodiwano wymyraju.
Jak tak nespodiwano? zacikawywsia raptom Myk-Myk.
Ja ne perebilszuju. Z pohladu istoriji Zemli promiok czasu, w jakyj pownistiu

znyky dynozawry, due neweykyj. Ote my moemo wwaaty jich zahybel nespodiwanoji. Wse rozmajittia wydiw i form cych hospodariw naszoji panety znyko, postupywszy
miscem ssawciam dribnym, sabkym istotam, jaki w ti czasy ne mohy j mrijaty pro
konkurenciju z dynozawramy.
I w czomu pryczyna? zapytaw Polanow.
Aha, torestwujucze promowyw docent, hadajete, szczo wy jedynyj, komu
ce wydaosia dywnym? Ni. Ce zahadka, nad jakoju we desiatky rokiw bjusia uczeni
wsioho switu. Czomu wymery dynozawry? Je teorija ja, szczoprawda, ne prychylnyk
jiji, szczo dynozawry zahynuy w rezultati kosmicznoji katastrofy, jaka widbuasia w
kinci krejdianoho peridu. Naprykad, Sonce prochody kri chmaru kosmicznoho pyu.
Riwe radiciji na Zemli rizko pidwyszczujesia, i ne prystosowani do takych rizkych zmin
umow isnuwannia dynozawry hynu.
A ssawci?
Wony tepokrowni i tomu bilsz nezaeni wid nawkoysznioji pryrody.
A zmiji, aby? Komachy?
Meni zdawaosia, szczo Myk-Myk stawy zanadto we bahato pyta, ae pererywaty
rozmowu ne staw.
Kosmiczna teorija bahato czoho ne pojasniuje. Je insza teorija. Wona powjazana
zi zminoju klimatu na Zemli do kincia krejdianoho peridu, z tym, szczo zmenszyasia
kilkis woohy, poczay peresychaty boota i riczky, poridszay lisy. Ae ne wsi dynozawry
yy w bootach. Buy sered nych i litajuczi, i taki, szczo mohy czudowo isnuwaty w suchij
miscewosti. Miljony rokiw do cioho dynozawry czudowo prystosowuwaysia do zmin klimatu inaksze b jim ne zawojuwaty wsiu Zemlu. A tut raptom jim nabrydaje prystosowuwatysia, i wony pidnimaju whoru swoji apky i howoria: Dosy, my we kraszcze
wymremo, ani terpity i zminiuwatysia. Do reczi, neszczodawno wstanoweno, szczo na
ciomu klimatycznomu rubei zjawlajusia nowi formy dynozawriw, czudowo prystosowani dla suchoho klimatu. Tomu i dla takoji teoriji, na mij pohlad, nemaje pidstaw.
Tak i ne rozhadano?
Zaczekajte, ja szcze ne zakinczyw. Docent uwijszow u rol ektora i zabuw, szczo
pered nym urnalisty, a ne joho studenty. Wy, napewno, czuy, szczo czas wid czasu
znachodia kadowyszcza dynozawriw, najczastisze w tych misciach, de ranisze buy
ozera, kudy riczky znosyy trupy pomerych abo zahybych jaszczeriw. Znachodia tako,
szczo, zdawaosia b, bilsz dywowyno, weyczezni kadowyszcza jaje, sote tysiacz. Szczo
wy na ce skaete?
M-da, skazaw Polanow.
Sote tysiacz, powtoryw Hankowkyj i postukaw wkaziwnym palcem po korinnomu zubi mamonta. I wsi jajcia widkadeni prybyzno w odyn czas. Ce swidczy
pro te, szczo w jakyj istorycznyj moment z jaje dynozawriw perestay wywodytysia dynozawriata. Czomu?
Moe, radicija, jak wy kazay? wtrutywsia ja.
Prypuskaju, skazaw Hankowkyj, chocza ne wiriu. Naszi francuki koegy
wwaaju, szczo pryczyna tomu sim rizkych, chocza j korotkoczasnych, pochooda.
Pochoodannia ne zmohy wpynuty na dorosych osobyn, ae znyszczyy niniszi zarodky.
Jakszczo ce tak, to ujawlajete sobi tragicznu kartynu? Szcze ywi ostanni stari dynozawry, wony szcze chlupajusia w peresychajuczych bootach, ae na zminu jim we ne pryj-

du predstawnyky jich rodu. I tepokrowni zwiri, taki dribni, szczo dynozawry i ne pidozriuju pro jich isnuwannia, perejmu u nych estafetu yttia na Zemli.
Kartyna, skazaw cikom szczyro Polanow.
Do reczi, wy ne czuy, szczo u nas na Sajanach znajdeno weyczezne kadowyszcze
dynozawriw? Cioho roku tam praciuwatyme rozwiduwalna grupa.
U Paryku? zapytaw Polanow.
Tam, tam.
Nasz korespondent nadisaw zwidty fotografiji, skazaw Myk-Myk. My tomu
do was i pryjszy.
Aha, skazaw docent. Ja zowsim i zabuw. Nu i szczo win sfotografuwaw?
Wasylu Semenowyczu, pokay towaryszewi Hankowkomu, skazaw Polanow
uroczysto.
Ja prostiahnuw docentowi konwert.
Docent wytiahnuw paczku byskuczych widbytkiw z konwerta, nadiw pensne i poczaw rozdywlatysia werchnij znimok. Ne kauczy ani sowa, widkaw joho, podywywsia
nastupnyj. My z Myk-Mykom zawmery, ne waaczy dychaty.
Dypodokus, skazaw nareszti tycho, zadumywo i jako bojazko docent, i palci
joho nino torknuysia powerchni znimka. Dowyna do dwadciaty pjaty dwadciaty
semy metriw. Werchnia krejda.
Widkawszy ostanniu fotografiju, Hankowkyj pohlanuw na nas kri pensne i zapytaw:
Neobchidna moja oswiczena dumka?
Tak-tak, skazaw Polanow, wy rozumijete
Due dobre, ja b skazaw, ukraj dobre i perekonywo wykonano. Ce metod bukajuczoji masky?
Ce sprawni fotografiji, skazaw ja. Zniati na Sajanach naszym fotokorespondentom Hrismanom.
Ta nasza grupa szcze ne pryjichaa tudy.
Win tam sam. I zniaw.
Jak tak zniaw? Docent poczaw szczo rozumity. Pidrobka? zapytaw win.
Ne dumaju, zitchnuw Polanow.
U Hrismana naczysto widsutnie widczuttia humoru, skazaw ja. Wid nioho
nawi druyna pisza.
Mij argument sprawyw na docenta wraennia.
Druyna, kaete skazaw win. A fotografiji due perekonywi. Ja za swoje
yttia baczyw miljony widbytkiw, i we mij doswid howory, szczo ce ne pidrobka, ne mistyfikacija.
Docent widkaw fotografiji i wstaw.
U mene i pliwka z soboju, skazaw Polanow i te wajuwato pidwiwsia z krisa.
Jaki wyto zachody? zapytaw Hankowkyj.
My pryjichay do was, skazaw Polanow.
I wse?
Jak tilky wy wysowytesia, my wywemo zachody, skazaw Myk-Myk.
Moete skorystatysia mojim teefonom, skazaw docent.
I Polanow skorystawsia. Win ne zlizaw z teefonu protiahom hodyny. Win zwjazawsia z Parykom, win dobywsia toho, szczob Hrismana, kotryj myrno widpoczywaw u

hoteli, wytiahnuy z lika i prywey do teefonu, win wytratyw kupu hroszej na cej teefonnyj dzwinok. I swoho dobywsia.
Docent nerwowo chodyw po kabinetu i czas wid czasu znowu poczynaw rozhladaty
fotografiji.
Nejmowirno, burmotiw win, distajuczy z poy towsti folinty iz zobraenniamy strachitywych skeetiw i zwiriajuczy widnosni rozmiry szyj i nih czudowyk.
Je Hrisman, skazaw tut Polanow. Ce ty, Miszo?! kryczaw win u trubku.
Polanow howory. Ty meni skay znimky twoji ne ypa? Ni, kaesz? Sam baczyw?
Sam? Powtory! Tak. Ty znajesz, szczo ty dypodokusa znajszow? ywoho. Daeko wony
zwidsy? Oto-bo ja j kau: dypodokusa, dy-po-doka. Ranisze ne czuw? Wczytysia treba!
To ty powtory: baczyw swojimy oczyma?
Polanow pidmorhnuw nam i skazaw:
Baczyw. Ne bresze.
Win obernuwsia do trubky i prodowuwaw:
Szczo? Ni, ce ne tobi, ja tut towaryszam z uniwersytetu howoryw. Tak ot, daeko
wony wid mista ywu? Aha. Kiometriw sto, kaesz? A doroha tudy je? Skilky bez dorohy?
Pjatdesiat? Teper suchaj. Zaraz cijeju sprawoju zajmusia wczeni. Tak szczo tobi tam na
misci dopomou. Z transportom, iz zahonyczamy Zrozumiw?
Chaj niczoho ne roby. Zawtra tudy wyetymo i ja, i moji koegy, wtrutywsia
Hankowkyj.
Na nioho dywytysia buo straszno.
Wse jasno. To niczoho osobywo ne roby. Bez awantiur. Pobaczysz sposterihaj.
Sam, kaesz? U odnomu wypadku. A tak jak znajesz. Szczob kamery z ruk ne wypuskaty.
Koen kadr na wahu zoota. Wse. Czekaj podalszych wkaziwok.
Polanow peredaw trubku schwylowanomu docentowi, a sam, perewodiaczy duch,
wsiwsia poriad zi mnoju i proszepotiw:
Ty baczyw, jak ja jomu ne te szczob zaboronyw organizuwaty poluwannia, a tilky
dla poriadku. Jakszczo nasza ludyna perszoho dypodokusa spijmaje Jakszczo Hrisman
sam zabezpeczy hotowa sensacija w kraszczomu sensi cioho sowa. A z docentom tudy
ty sam poetysz.
Wony widprawla Hrismana do bolit siohodni . U nych wertolit je, skazaw
docent, powisywszy trubku. Nejmowirno. Ade wsioho sto kiometriw wid rajonnoho
centru, i mysywci tam buway. Geoohy. I chocz by chto powidomyw.
To jak e: wsi dynozawry wymery, a ci dypodokusy zayszyysia? zapytaw ne
bez pidstupu Polanow.
Ne znaju, ne beru na sebe smiywosti widpowisty, skazaw docent, znowu znimajuczy teefonnu trubku.
Win poczaw dzwonyty na katedru.
Moe, wony zakopujusia na zymu? Ade morozy tam.
Nisenitnycia, widpowiw docent.
Nastupnoho dnia my ne widetiy na Sajany. Bua nelotna pohoda. Jak nawmysne.
Do cioho dwa tyni bua lotna. A koy terminowo etity, to nelotna. My piwdnia prowey
na aerodromi, spodiwajuczy na meteoroogiw, ae ti niczoho zrobyty z pohodoju ne
zmohy.
Czas wid czasu reproduktor u zali oczikuwannia nespodiwano prokaszluwawsia i

kykaw pasayriw etity do Tiumeni, Krasnojarka abo Czyty. U Paryk win nikoho ne
kykaw. urnalisty i kandydaty nauk szwydko zwyky odyn do odnoho i do zau oczikuwannia, widhorodyy krisamy najzatyszniszyj kut i czas wid czasu jszy neweykymy grupamy w bufet.
Nemaje niczoho dywnoho w tomu, szczo wisimdesiat widsotkiw rozmow u naszomu
kutku stosuwaysia dynozawriw i podibnych do nych tajemnyczych czudasij pryrody.
Ja neszczodawno czytaw, towaryszi, skazaw chto, szczo do Afryky wyruszya ekspedycija za czudowykom, jake meszkaje nedaeko wid ozera Wiktorija. Miscewi
yteli joho bojasia.
Ne wykluczeno, pidtrymaw opowidacza odyn z kandydatiw nauk. Wresztireszt my ne wse znajemo pro naszu stareku Zemlu. Isnuje masa nedoslidenych obastej,
kudy j ne stupaa noha ludyny. Czom by ne pidtwerdytysia chocza b czastyni widomostej
pro morkych zmijiw, ozernych zmijiw i tak dali.
Ae, kau, abynkyrke dywo wyjawyosia mitom?
Nu, na abynkyri czudowyku prohoduwatysia niczym. I na ocH-Nessi te. Chocza okeany mou prychowuwaty w sobi
Ae Paryk-bo ne okean, prounaw czyj twerezyj hoos.
Ja zayszyw spereczalnykiw i widijszow do teefonu, szczob podzwonyty Myk-Myku.
Nowyn wid Hrismana ne buo.
Powernuwsia w redakciju ja nadweczir, koy stao jasno, szczo widetity ranisze zawtrasznioho ranku ne dowedesia. Polanow stojaw z teefonnoju trubkoju w ruci i mowczaw. Zate wsi nawkoo howoryy bezperestanku. U Polanowa odne wucho buo maynowym wid neodnorazowo prytyskuwanoji do nioho teefonnoji trubky, win osunuwsia, ae
wyhlad u nioho buw zwytianyj. Ja zrozumiw, szczo trapyosia szczo waywe.
Szczojno howoryw z Hrismanom, skazaw win.
Win powernuwsia?
Maje. Wony spijmay jaszczera.
ywcem?
ywcem. Zaraz zamowlaju specpatformu.
A hoduwaty joho czym?
Uczeni zmirkuju. Tak szczo widlit widminiajesia. Potim poetysz. Sam rozumijesz.
I Polanow nabraw nomer teefonu Hankowkoho, szczob powidomyty joho pro perszyj podwyh Hrismana.
Wsi my due turbuwaysia, jak dypodok perenese taku trywau podoro, jak joho
dostawla do zaliznyci, jak jak jak Nasz karykaturyst we pidhotuwaw do nomera
karykaturu pojizd iz samych patform, a z ostannioji zwiszujesia na rejky chwist achywoho dynozawra.
A wranci, koy ja, newyspanyj i zahnanyj bezpererwnymy dzwinkamy, naradamy i
pojizdkamy, uwijszow do redakciji, mene wrazya tysza i poronecza w korydori.
Ja pohlanuw na hodynnyk. Dewjata. Niby wsi powynni buty na misciach, wirnisze,
powynni metatysia korydoramy i obhoworiuwaty naszu sensaciju. Ae nichto ne metawsia. Ja zazyrnuw u kabinet do Myk-Myka. Kabinet buw poronij. Kynuta pochapcem teefonna trubka tycho rozhojduwaasia bila samoji pidohy. Ja pokaw jiji na wail. Teefon
nehajno zadzweniw.

Jaki nowyny wid Hrismana? zapytaw neznajomyj hoos.


Ne znaju, skazaw ja. Podzwoni czerez piwhodyny.
Wake peredczuttia trywoyo mene. Ja wyjszow u korydor i prysuchawsia. Z boku
zau, de zazwyczaj prowodiasia zbory, weczory i szachowi turniry, prounaw wybuch hoosiw. Znowu wse zmowko.
Ja pobih tudy.
Tam buy wsi czeny redakciji i poowyna spiwrobitnykiw uniwersytetu. Ja zazyrnuw czerez hoowy tych, szczo stojay w dweriach.
Na sceni stojaw Polanow. Poriad z nym Hrisman, szczo obris swioju, tynewoji
dawnosti boridkoju. Mi nymy stie. Na stilci znachodyosia szczo na ksztat weyczeznoho, metra w piwtora, sklanoho sojika, mabu, uziatoho w jakij chimicznij aboratoriji. U sojiku sydiw, zhornuwszy kilcem, dynozawr. Sprawnisikyj dynozawr, santymetriw trydcia zawdowky.
I, nezwaajuczy na dejake rozczaruwannia, jake widczuy wy, towaryszi, zakinczuwaw swoju promowu Polanow, nauka siohodni moe skazaty, szczo wona zrobya krok upered. Dynozawry ne ostatoczno wymery. U booti Paryk zberihsia i prystosuwawsia odyn z wydiw wykopnych czudowyk. Szczoprawda, win, sami, towaryszi, moete perekonatysia pry uwanomu rozhladi predstawenoho objekta, due zdribniw za podalszi geoogiczni epochy.
Polanow ne zdawawsia rozczarowanym. Jakszczo pojawa Hrismana zi sojikom i zasmutya joho, win ue wstyh opanuwaty sebe i wytiahuwaw maksymum z toho, szczo
widbuosia. Kraszcze maekyj dynozawr, ani nijakoho dynozawra.
Docent Hankowkyj tiahnuw szyju, ne mih doczekatysia szczasywoji chwyyny, koy
zmoe wczepytysia w ywu kopaynu.
ysze meni czomu stao sumno. Ja powiryw Hrismanu, ja czekaw pojawy patformy, z jakoji zwysaje chwist czudowyka.
A ja spoczatku podumaw, szczo taka jaszczirka we nauci widoma, skazaw
tut Hrisman. Win peremynawsia z nohy na nohu i czuchaw moodu boridku. Fotokorespondentowi jawno buo nijakowo pid spaachamy koeg-fotografiw, pid pohladamy uczenych i urnalistiw. Win howoryw wynuwato, jak ludyna, szczo wypadkowo smyknua halmiwnyj kran i zupynya pojizd. Hrisman sudomno zitchnuw i zakinczyw: Pro wsiak
wypadok pliwku posaw. A tut meni Mykoa Mykoajowycz dzwony i kae: proslidkuj i,
koy szczo, spijmaj. Nu i spijmaw, tym bilsze meni dopomohy transportom i posudom.
Z rosijkoji perekaw Witalij Henyk
Perekadeno za wydanniam: BUYCZEW K. Czudesa w Huslare. M.: Moodaja
gwardija, 1972. 368 s. (B-ka sowetskoj fantastiki).

Zrozumio, ja rozpowim pro wse po poriadku. Meni nemaje nijakoho sensu szczonebu prychowuwaty, tym bilsze szczo ja z samoho poczatku podumaa lipsze b meni
zayszytysia wdoma. Ae Raja taka mya, wy ne ujawlajete, jaka wona czudowa inka, zawdy hotowa dopomohty, nikoy ni w czomu ne widmowy, a widtak z neju po-ludky
cikawo. U mene nebahato druziw i, znajete, z wikom staje wse mensze, ae ja inodi kazaa
sobi, szczo yttia maje sens, jakszczo sered nas szcze isnuju taki ludy, jak Raja. Z jiji
czoowikom ja bua znajoma ranisze, ae due powerchowo. Ja znaa, szczo jij z nym neehko. Win podawaw nadiji, wynajszow szczo cikawe, jomu adyy weyke majbutnie, ae
win staw zwyczajnisikym konstruktorom, ne kraszczym wid inszych, a moe, nawi hirszym. Nu to j szczo z cioho? Ae Mychajo zawdy pamjataw pro toj czas, koy win buw u
wsich na wydu, pro swij zorianyj czas, wy czytay u Cwejha? A newdaczi swoji win nikomu
ne probaczaw. I najmensze probaczaw jich Raji, jaka hoduwaa joho, odiahaa, braa dodomu robotu, jakszczo win jszow he z czerhowoho instytutu, tomu szczo jomu, baczte,
zazdryy. Zahaom, taki ludy buwaju skri, z nymy wsim wako, ae domasznim najwacze. Wy mene rozumijete? Ni, ce stosujesia sprawy, bezposerednio stosujesia, tomu szczo
wse skaosia b inaksze, jakby u Mychaja buw inszyj charakter czy jakby Raja bua ne
takoju, jaka wona je, abo jakby ja powodyasia po-inszomu.
Nu o, Raja pokykaa mene pojichaty z nymy za hrybamy. Wsi znaju, jak ja lublu

zbyraty hryby. Buwaje, szczo wsi nawkoo zberu po desiatku syrojiok, a ja nikoy ne
powertajusia bez pownoho koszyka. U nych je odyn znajomyj chudonyk, ja ne pamjataju
joho prizwyszcza, win wzahali de na zadniomu pani zayszywsia, my pryjichay, pohoda
tak sobi, zbyrajesia na doszcz, posydiy z chudonykom, win sam ywe, a potim chudonyk zibrawsia do Moskwy i zayszyw nas na daczi. Wse szcze buo niczoho, ae potim Mychajo pytaje:
Wy koy zbyrajetesia wstawaty?
A nas rozmoryo z dorohy, ta my toho dnia praciuway, wtomyysia, my i kaemo,
szczo pospiszaty ne zbyrajemosia. Koy wstanemo, todi wstanemo. Mychajo kae:
Ja was pidnimu o szostij ranku.
My prosymo, nu chocza b o womij. A win widkazuje, szczo jakszczo my choczemo
wyruszyty w lis prosto tak, hraty w badminton, to my wilni czynyty jak nam zamanesia,
ae win wstane o szostij i czudowo obijdesia bez nas. Nu ja baczu, szczo ludyna we zawodysia win kilka raziw za weczir namahawsia zbuntuwatysia na rizni temy, ae wse
jomu ne wdawaosia, Raja widrazu jsza na kompromis, a u nioho ne buo szcze dosy
zapau, szczob wasztuwaty wijnu. My z nym ne stay spereczatysia, lahy spaty, o szostij
mene Raja rozbudya, my zibraysia, pryhotuway snidanok, a Mychajo, pryrodno, spy i
ne zbyrajesia wstawaty. My joho pytajemo, nawiszczo nam buo pidnimatysia do
switku? A win, ne rozpluszczujuczy oczej, poczynaje prostorikuwaty, szczo pohoda pohana i nijakych hrybiw tut nemaje, a krim toho, win pryjichaw widpoczywaty, zahaom,
wydaje we nasz tekst, ysze z inszoho boku.
My wyjszy z budynku o piw na desiatu i popriamuway do lisu. Pohoda sprawdi
nenadijna, i z piwdorohy Mychajo poczynaje zapewniaty nas, szczo zaraz pocznesia
hroza i my wsi zmoknemo, i treba pospiszaty dodomu, i szczo ce za bezhuzda ideja pity
za hrybamy w taku pohodu? Hrozy, szczoprawda, nijakoju ne namiczaosia, mih pity zwyczajnisikyj doszczyk, u speku w lisi ce nawi pryjemno, ne z cukru, ne roztanemo.
Tut wyzyrnuo sonce, i todi Mychajo poczaw rozpowidaty, szczo jomu zahrouje soniacznyj udar, i rosynnis jomu tam ne podobajesia, i zaraz ot-ot naetia komari. U
takomu nastroji my uwijszy do lisu.
U lisi Mychajo widrazu powidomyw nas, szczo jakszczo tut koy-nebu i buy hryby,
to do rewoluciji i do demograficznoho wybuchu. Teper e tut bilsze naseennia, ni hrybiw. Ae jakszczo w poli ja adna bua wzahali obernutysia i pojichaty do Moskwy, i ysze
alis do Raji mene strymuwaa, to w lisi ja wid nych ne zaeaa. Ja skazaa jim hud baj
i pisza swojeju dorohoju. Raja namahaasia za pity za mnoju slidom, ae Mychajo
wasztuwaw wystawu na temu, szczo joho nichto ne luby i wsi norowla kynuty joho na
rozterzannia wowkam i komaram. W rezultati ja zayszyasia he sama i do dwanadciatoji
zbyraa hryby sobi na wtichu.
Szczo wy pytajete? Jak ja znajsza? Nichto b i ne znajszow, okrim mene. Ja pidnimaa
hiky jayn, w kuszczi zazyraa szukaa hryby, a znajsza zaliziaku. Zaliziaka iz zemli
wytykaasia santymetriw na dwa, ne bilsze, niby koy, tysiaczu rokiw tomu, w zemlu
wtrapya i uhyb pisza. Mene zdywuwao, szczo odnoji iri. Byszczy. U mene noyk z
soboju buw. Ja nawkoo noykom chwoju widhreba, pochytaa, wona iz zemli wyjsza.
Jaka wona bua? Ta ja jiji wam maluwaa, opysuwaa. Harazd, powtoriu. Zawdowky
wona bua santymetriw dwanadcia, schoa na krysta, ae zboku szczo na ksztat szesterinky wytykajesia. I wona meni zdaasia cikawoju, ne te szczob krasywoju, ae cikawoju. Nenacze abstraktna skulptura. Ja podumaa, szczo jakszczo jiji postawyty na bufet,

to wona wyhladatyme kraszcze za bu-jaki ciaky. Wona bua waka, ae w miru. Ja powernuasia na halawynu, de my domowyysia zustritysia, a Mychajo we rwe i mecze:
Nawiszczo my z neju zwjazaysia! Piwdnia wtratyy! Hrybiw zowsim nemaje, ja b
kraszcze udoma widpoczyw. Ce wse widnosysia do mene, ae ja ne reaguju, a pokazuju
jim koszyk z hrybamy. Mychajowi korty, baczu, skazaty, szczo ja zbihaa na susidnij
rynok i kupya jich po karbowanciu kupka, ae skazaty win tak ne moe i tomu zajawlaje,
szczo hryby ci ne warti szkarauszczi wid jajcia i wsi wony pohanky, nawi ti, szczo
zdajusia biymy, i wzahali ce ne bili, a satanynki hryby, je taki pohanky, ae jich koen
dure wid bioho widrizny. Zahaom, Raja we byka do sliz, i wona rozkajujesia, szczo
mene zamanya, ae ja-bo ne due perejmajusia Tut Mychajo baczy u mene zaliziaku
i zajawlaje, szczo zaliziaku slid wykynuty jakomoha szwydsze, i wzahali win ne rozumije,
jak ysze ludy mou rozkydaty po lisach zalizo, nemow ce ja rozkydaju po lisach zalizo, i
win wyrywaje w mene z ruk zaliziaku j zi sowamy, szczo my hubymo pryrodu, kydaje jiji
w kuszczi, ja namahajusia zberehty poczuttia humoru i widpowidaju, szczo ce win sam
huby pryrodu. Ja chotia postawyty zaliziaku w kimnati u sebe, i wona tam nikomu b ne
zawaaa. A tut, u kuszczach, napewno na neji jakyj zaje naporesia. Z cymy sowamy
ja lizu w kuszczi, pidbyraju zaliziaku i nesu jiji dali. Mychajo burczy, ta meni joho nakazy
ne zakon.
Potim, koy my we jichay w eektryczci, Mychajo szcze raz kynuw pohlad na zaliziaku i zacikawywsia. Win poczaw jiji krutyty i tak i siak, i pobaczyw u zaliziaci jaku ne
taku wi symetriji i w szesterinci te szczo uhediw, i poczaw ajaty konstruktoriw, jaki
do takoji prostoji reczi ranisze ne dodumaysia, a dodumaysia inszi i z nym, Mychajom,
swojimy dumkamy ne podiyysia. I potim win wzahali zabraw u mene zaliziaku i kae,
szczo powynen pokazaty jiji naczalstwu, tomu szczo ce wse nepodobstwo jim fondiw ne
daju, a chto inszyj jich wykydaje na witer. Ja widkazuju, szczo rozuczatysia iz zaliziakoju ne maju namiru i ja jiji na bufet postawlu. Mychajo mao ne w slozy, ja b ne widdaa,
ae Raja takymy bahalnymy oczyma na mene dywyasia, szczo doweosia widdaty, a win
sowo daw, szczo obowjazkowo powerne, jak tilky pokae swojemu naczalstwu. Bilsze ja
cijeji zaliziaky ne baczya.

Meni due wako howoryty pro wasnoho czoowika. Ja rozumiju, u nioho bezlicz
nedolikiw, ae chto z nas pozbawenyj nedolikiw? Mychajo weyka dytyna. U nioho buo
neehke yttia, i jomu doweosia stykatysia z nesprawedywostiamy i nerozuminniam. Ja
zapewniaju was, win due taanowytyj konstruktor, i, moe, moja prowyna w tomu, szczo
ja ne pidsztowchuwaa joho, ne rozwywaa w nim marnosawstwa i nawi jomu poturaa.
Nacze maty, jaka znaje, szczo bauwaty dytia ne mona, ae wse odno bauje. Tomu za
wse, szczo trapyosia, ja beru prowynu na sebe.
Szczo wy kaete? Tak, zwyczajno, meni naeao todi, w eektryczci, staty na bik
Maryny. Ae ja due wtomyasia toho dnia: my bahato chodyy lisom, hrybiw buo mao,
u Mychaja zipsuwawsia nastrij, i, koy ja pobaczya, szczo jomu korty otrymaty ciu
ihraszku, ja wyriszya, nechaj we baujesia, moe, wona stane jomu w pryhodi dla rozwytku konstruktorkoji dumky. Jomu inodi dosy neweykoho posztowchu, szczob joho
fantazija poczaa praciuwaty, ade wreszti reszt ce jde na korys usim ludiam. A u Maryny
cia prykrasa stojaa b na bufeti bez odnoji korysti.

Maryna mene posuchaasia, wona czudowa, rozumna i dobra diwczyna, i, chocz jij
due ne chotiosia rozuczatysia iz zaliziakoju, wona jiji widdaa Mychajowi.
Udoma Mychajo we weczir kresyw szczo na arkuszi paperu, kazaw, szczo joho
pryhoomszuje kazkowa asymetrija cijeji zaliziaky, win jiji z usich bokiw ohlanuw i zmiriaw, skazaw, szczo kudy ponese, prote ja widnosyasia do cioho skeptyczno, tomu szczo
Mychajo ne raz ue tak spaachuwaw i widtak ostyhaw. O i do zaliziaky win ostyh dniw
czerez dwa. Wona walaasia u nas na stoli, i ja skazaa Mychajowi: Dawaj powernemo
jiji Maryni. Maryna mene we pytaa. Win, zrozumio, skypiw, i todi ja perestaa spereczatysia, a wranci tycheko wynesa zaliziaku na bakon i tam pokaa. Ja rozsudya, szczo
jakszczo ja widdam jiji Maryni widrazu, to Mychajo moe spochopytysia i bude due obraenyj. A jakszczo win spochopysia zaraz, ja skau wona na bakoni. Myne szcze dekilka dniw, i win zabude.
Ni, ja ne pomitya todi odnoji riznyci. Ani u wazi, ani w rozmiri. A nastupnoho dnia
piszow sylnyj doszcz, Mychajo wyhlanuw u wikno i pobaczyw, szczo zaliziaka ey na
bakoni. Win due zasmutywsia. Win prynis zaliziaku z bakona, wyter i skazaw meni,
szczo ja zowsim ne dumaju pro joho majbutnie. Darujte, szczo ja tak kau pro Mychaja,
ae w tu my ja powodyasia newytrymano, skazaa, szczo wsi ci ihraszky ysze skadaju
wydymis yttia, a sprawnie yttia prochody mymo, sowom, ja bua hruboju, nakopyczyosia czymao, i ja nesprawedywo napaa na Mychaja. A pisla wakoji rozmowy ja
chodya prybyta, mow pesenia, a Mychajo te staw pochmuryj i poczaw znowu wymiriuwaty ciu zaliziaku i szczo kresyty. Potim, koy ja we nahoduwaa joho weczereju i win
znowu poczaw zi mnoju rozmowlaty, win raptom predjawyw meni pretenziju, niby ja jomu
pidsunua neprawylnu linijku. Ja niczoho ne zrozumia. Jaka neprawylna linijka? Wsi
linijky odnakowi. Ni, kae, ja jomu wsi wymiriuwannia zipsuwaa, de joho linijka? Nu, ja
znajsza joho linijku, win znowu swoju zaliziaku zmiriaw, szczo zapysaw, he zasmutywsia. A ja chotia joho poality, pidijsza bycze, win spoczatku ne chotiw zi mnoju rozmowlaty, burczaw, potim zhlanuwsia i pokazuje meni zaliziaku. Trochy, kae win,
pidrosa. Ja dywlusia, niczoho ne baczu, ae spereczatysia z nym ne staa, hadaa perewtomywsia. ysze uweczeri, koy Mychajo piszow kudy, ja uziaa zaliziaku, prydywyasia, i meni zdaosia, szczo zboku u neji zjawyosia druhe koliszczatko, maeke, zowsim
minitiurne, mow horoszynka. De pokazaty koliszczatko? Na ciomu malunku? Ta o tut
wono buo.
I tut ja zrobya szcze odnu pomyku. Ja skazaa Mychajowi, szczo, moe, czas pokazaty zaliziaku fachiwciam. A raptom wony jiji zahubyy i teper szukaju. Ja nawi sprobuwaa na samolubstwo Mychaja wpynuty. Tobi , kau, intujicija pidkazuje,
szczo iz zaliziakoju neharazd. Z perszoji myti. Ni, kae, intujicija mene obdurya. I zweliw bilsze do nioho ne prystawaty, tomu szczo win sam uchway riszennia.
Meni b samij wyty zachodiw, ta spraw u mene wyszcze hoowy Ja wostannie skazaa,
szczo na joho misci ja b use-taky i tak dali. Win rozlutywsia i sam zaliziaku w pomyjne
widro kynuw. Ja jiji potycheku znowu na bakon wynesa, szczob Maryni powernuty.
Mynuo dniw zo try-czotyry. Ja na zaliziaku j ne dywyasia. Doszczi buy? Tak, jakraz wsi ci dni doszczi jszy. Ja ysze na czetwertyj de na bakon wyjsza, uweczeri, na
kwitoczky podywytysia. We stemnio, i, koy ja ob zaliziaku spitknuasia, ne widrazu
wtiamya, w czomu ricz. ey weyka, skadna, z koliszczatkamy w rizni boky, a koy ja
nahnuasia i sprobuwaa jiji pidniaty, baczu, szczo wona proomya jaszczyk na bakoni,

w jakomu zemla i kwity posadeni. ey wona, pobyskuje u sutinkach, a ja tak perelakaasia, szczo kryczu Mychajowi, szczob bih na dopomohu. Win pryjszow, zrobyw wyhlad,
szczo ne zdywuwawsia, i nawi kae: Ja ce peredbaczaw. Mene, zwyczajno, czort potiahnuw za jazyk: Ty peredbaczaw, szczo twoja zaliziaka jaszczyk z kwitamy zamaje?
A win serjozno widpowiw: Ce samowidtworiuwalna awtomatyczna systema, ja pidozriuju, zasana z inszych switiw dla zboru i nakopyczennia informaciji. Moe, ja i newirno sowa joho zapamjataa, ae sens tocznyj. A ja todi dodaa oliji u woho: O wona
w pomyjnomu widri i zibraa b informaciju. A win obereno jiji pidnimaje, mowczky nese
do kimnaty, kade prosto na skatertynu, nemow krysztaewu wazu. Ja todi tako jiji rozdywyasia. Jakszczo ranisze jiji mona buo nazwaty zaliziakoju, to teper ce bua cia maszyna. Nawi te koliszczatko, jake buo rozmirom z horoszynku, stao zawbilszky z moju
dooniu, ta ne prosto koliszczatkom, a potrijnym, pereywczastym, i jakszczo joho ditknutysia, to poczynao krutytysia. I szesterinok ja naliczya wisim. Tam i drotyny buy, i krystay wse, szczo zawhodno. Ne mou skazaty, szczo powirya w te, niby ce awtomatyczna systema, ae, zwyczajno, zdywuwaasia i skazaa: Nu we teper ty widnesesz ciu
sztuku? A win podywywsia na mene jako nawi perelakano i kae: Ty z huzdu zjichaa!
Ce mij szans! Widtiahnuw maszynu w kut, do sebe na pymowyj sti, i poczaw jiji zamalowuwaty, miriaty, zwauwaty, nacze chopczyk z nowoju ihraszkoju ne widdam, i
kraj! A szczo meni nakaete robyty? Dzwonyty w miliciju czy w Akademiju nauk? U nas,
baczte, je zaliziaka z koliszczatkamy, w lisi znajszy, wona na bakoni roste, i mij czoowik
wwaaje, szczo jiji nam marsiny pidkynuy, szczob zbyraty informaciju.
Toho weczora win zasydiwsia z neju dopizna. Ja zasnua, tomu szczo wtomyasia za
de, ae bua due sturbowana i wnoczi prokynuasia wid jakoho nepryjemnoho peredczuttia. Baczu, Mychajo spy, hoowu pokaw na sti i zasnuw. A maszyna staa szcze
bilszoju, maje we sti zajniaa, sojik z kwitamy ey na boci, prytysnutyj szesterinkamy, i z nioho woda wyyasia, ae na pidozi sucho i na stoli sucho. I o todi u mene
wynyko widczuttia, szczo cia maszyna ywa. ywa, rozumna, za, jij korty pyty, ae jij
zakorty i jisty i mene ochopyw ach za Mychaja. Ja jak zakryczu: Miszo! Miszo! Z
toboju wse harazd? A Misza pidwiw hoowu, wako tak oczyma klipaje, niczoho ne tiamy, de win, szczo z nym. Widtak kae: Jdy spaty. Ja posuchaasia, tilky ne spaa
dowho, perewertaasia, pereywaa, rozumia, szczo u Mychaja zaraz wnutrisznij konflikt.
Wranci ja jsza na robotu, Mychajo szcze spaw, ja podywyasia na maszynu. Nawkoo paperu nakydano prosto ach. Wse pokreseno cyframy, formuamy, malunkamy.
Odne z koliszczatok walaosia okremo. Ja pohlanua moe, samo obirwaosia. Ae potim
baczu ey terpuh i bahato metaewoji porochni. Znaczy, widpylaw. Ja chotia joho
zapytaty pro ce, ae ne zwayasia budyty, jomu na robotu skoro. Postawya budylnyk na
womu trydcia i pisza. Wde u mene due pohanyj nastrij buw. Ja nawi Mychajowi
podzwonya na subu. Kau, nemaje joho. Todi ja dodomu podzwonya. Mychajo dowho
ne pidchodyw do teefonu, pidijszow nareszti, hoos zyj. Ja pytaju: Jak sprawy? widpowidaje: Wse harazd, zajniatyj. Pytaju: Moe, pohano sebe poczuwajesz?.. Ni,
poczuwaju sebe normalno. Ja todi zduru doriknua jomu za te, szczo win wid maszynky
koliszczatko widpylaw. Wy b znay, szczo tut staosia! Ty, kae, ne moha b usij
Moskwi rozdzwonyty? Ja, kae, noczej ne splu, pronykaju w tajemnyciu pryadu,
wid jakoho zaey moje majbutnie. Ce jedyna i, moe, ostannia dla mene moywis
zrobyty rywok u bezsmertia. Tak i skazaw: u bezsmertia. Ja, kae, powynen

siohodni, zaraz, zrozumity funkcinalnyj sens cijeji maszyny. Ce, kae, dar bohiw
meni osobysto, wykyk mojemu samolubswu i taantowi. I powisyw suchawku.
Szcze hodyny zo dwi ja na roboti pomuczyasia, potim widprosyasia i kynuasia dodomu. Due we Mychajo buw nerwowyj. Jak by czoho ne nakojiw. Meni j Miszu szkoda
buo, i maszynku te, ja rozumiju, szczo ne moe buty poriwniannia mi ywoju i bykoju
ludynoju ta zaliziakoju, szczo newidomo zwidky uziaasia. Ae u mene do neji buo jake
dywne poczuttia, nemow wona ywa. Ja troejbus dowho czekaa, potim pryhadaa, szczo
wdoma jisty niczoho, w magazyn zabiha, sama wynna koy pryjsza, Mychaja wdoma
nemaje, i maszynka ey wsia rozamana na dribni detali. Ja nawi zarewia. U kwartyri
czad, win szcze zapysky i papery payw. Ne wytrymaw napruhy, ne wporawsia z wasnym
szansom. Cioho ja j bojaasia. Tut widczyniajusia dweri, i zjawlajesia mij Mychajo.
Weseyj, more jomu po kolina. Szczo ty nakojiw? pytaju. A win zasmutywsia, szczo
ja zawczasno pryjsza. Nawiszczo, kae, czipaa? A zatym podumaw i nowu wersiju meni wydaje: Ce, kae, czuyj nam rozum. Zowisnyj. Ja joho zrozumity ne
w zmozi, i ludstwo ne w zmozi. Z nym treba borotysia A ja bo baczu, szczo win wid
wasnoho bezsylla.

Meni wzahali nezrozumiyj cej dopyt, i ja wwaaju, szczo wy ne majete prawa.


Nu harazd, nechaj ne dopyt, nechaj besida, prote tut my ne na riwnych. Ja ne wwaaju sebe w czomu wynnym. Ja keruwawsia rozumnymy mirkuwanniamy ce wyrib
czuoho nam i worooho rozumu, i jakby ja ne znyszczyw joho wasnymy rukamy, we
swit mih by wid cioho zahynuty. Jaki u mene pidstawy tak wwaaty? Mij doswid. Mij
doswid inenera i wynachidnyka, moja intujicija, wreszti-reszt.
Wy neogiczni, Mychaje Anatolijewyczu. Jakszczo wy taki wpewneni w swojij prawoti, szczo zmusyo was nastupnoho dnia zibraty detali i widnesty jich do instytutu?
Ja ubyw ciu twariuku. Ae jiji czastyny mohy staty w nahodi nauci. Mij krok
oczewydnyj.
Wy zrobyy ce za napolahanniam druyny?
U odnomu wypadku. Moja druyna maooswiczena ludyna, i wona ne moha zrozumity motywiw mojich wczynkiw. A szczo, wona wam i ce rozpowia?
Ni. Wona cioho ne rozpowidaa. Ja prypustyw, szczo, pobaczywszy pody waszoji
doslidnykoji dijalnosti, wona wyriszya widnesty zayszky kudy, a wy zlakaysia i zrobyy ce sami.
Znaczy, rozpowidaa.
Tak i buo?
Ce nepryncypowo.
Wy wwaay, niby zmoete pokazaty wsim nawkoo, szczo wartujete bilszoho,
ani wony pro was dumaju. A koy zrozumiy, szczo cia sporuda poza waszym rozuminniam, szczo wam z neji niczoho ne wytiahty, wy rozamay jiji, szczob wona ne potrapya
do ruk tym, chto zmoe zrozumity, rozibratysia, a was pry ciomu ne bude, wasza uczas
ne bude potribnoju.
Jakszczo wy zbyrajetesia meni zahrouwaty, ja pidwedusia i pidu. Ja ne buw zacikawenyj u cij sztuci. Ja zachyszczaw ludstwo wid zahrozy zzowni. Wy moete nawjazuwaty meni bu-jaki dumky, ae ja was ne bojusia, ja nikoho ne bojusia, ni tut, ni u inszomu

misci.
Dobre. Ja, woczewy, ne zmou pochytnuty waszoji upewnenosti w sobi. Chocza,
pidozriuju, jiji j ne buo z samoho poczatku. Ae nawiszczo wy spayy wranci wsi waszi
zapysy i malunky? Wony mohy b nam dopomohty.
Rozuminnia nebezpeczne. Ce ihraszka, nadisana nam zdaeku dla toho, szczob
potim ponewoyty ludstwo.
Meni pryjemno buo b dumaty, szczo wy szczyri. Ae, na al, ja ne mou wam
powiryty. Wy chotiy zabuty pro ce, jak zabuwajete pro swoji newdaczi, zwalujuczy widpowidalnis za nych na inszych ludej. Ae koy wy pobaczyy, szczo wasza zawdy pokirna
druyna wse-taky zibraa zayszky zaliziaky i zbyrajesia widnesty jich, wy zrozumiy,
szczo cioho razu wam ne wdassia napolahty na swojemu, i kynuysia do nas zi swojeju
perszoju wersijeju. Wy pamjatajete swoju perszu wersiju?
U mene zawdy bua odna wersija.
Ja nahadaju. Wy pryjszy do nas i powidomyy, szczo znajszy w lisi ci detali. Jak
je. A potim zaputaysia w swojij rozpowidi, i my wam ne powiryy. Wy nawi ne zmohy
nazwaty misce, w jakomu ce trapyosia. Potim na sceni zjawyasia wasza druyna
Ja ne chotiw zauczaty do cijeji istoriji bykych meni ludej.
Sumniwno

O cej lis Zwyczajno, ja pamjataju. Tut Mychajo poczaw wereduwaty, szczo


pide doszcz i nam treba pospiszaty nazad. A o zwidty, wid kuszczykiw, ja pisza sama.
Wy hadajete, szczo ce bua rozumna maszyna? Ujawlajete, jakyj ach ja zbyraasia jiji
pokasty na bufet jak prykrasu! I szcze cia istorija, koy Raja rozuczyasia z Mychajom,
ja nenacze widczuwaju swoju prowynu ne widdaa b ja zaliziaku, use b zayszyosia jak
i ranisze. Wy ne dumajte, szczo ja aliju Raju. Ni, jij dawno slid buo z nym rozijtysia
ce ne yttia, a sucilna katorha. Ae wse-taky simja
Teper liwisze, o po cij steci. Ja zazwyczaj nikoy ne chodu stekamy, ae toho
ranku ja widrazu pobaczya, szczo my zapiznyysia i tut we projszy hrybnyky, tomu ja
spoczatku zahybyasia w lis, krokiw na dwisti, a potim we poczaa szukaty. Tut ja perszyj hryb znajsza, a skai, wy te dumajete, szczo cia sztuka nam zahrouwaa? Ni? Ja
te tak ne dumaju, wona bua taka mya, krasywa. Ae jakszczo wona maszyna, czomu
wona rosa i ywyasia? Ja znaju, meni Raja rozpowidaa, jak wona wsiu wodu u kwitiw
wypya. Znaczy, Mychajo wczynyw ubywstwo? Ja czytaa odyn fantastycznyj roman, tam
jakraz pidnimajesia cia probema, szczo u odnomu wypadku ne mona strilaty w predstawnykiw inozemnych cywilizacij, nawi jakszczo wony zowsim ne schoi na ludej. Zwyczajno, Mychajo absolutno ne prawyj, i koy my obhoworiuway na roboti ciu probemu
Nu to j szczo, jakszczo wy prosyy ne kazaty, ae jak mona ne kazaty, jakszczo tam i ja, i
Raja, i wsi jiji probemy, odnakowo nam mao chto powiryw. Koy my obhoworiuway, to
Temnykow, a win due oswiczenyj i rozumnyj, skazaw, szczo obowjazkom Mychaja buo
znajty kontakt z cijeju istotoju, a ne poroty paniku i ne zajmatysia znyszczenniam. Ja ne
zasuduju Mychaja, tobto ja joho zasuduju, ae ne nastilky, tomu szczo ja tako perelakaasia b i wteka Kudy teper? Dajte podumaty. Praworucz, dijdemo do jarka i perejdemo joho. Dobre, szczo ja wzua humowi czoboty, tam mokro wnyzu. Ade u was maje
buty swoja wersija. Jak wy hadajete, wona inopanetna? A jak wona pryetia?

Nam, Maryno, wako dijty ostatocznych wysnowkiw. My wwaajemo, szczo cia


sztuka potrapya do nas z kosmosu. Ae wam rozpowisy, a wy tut-taky pobiyte pidnimaty
paniku w massztabi wsijeji Moskwy. Was ne wtrymajesz.
Ja nikomu zajwoho ne skau, na mene mona pokastysia. Znajete, jak mene w
instytuti diwczatka kykay? Marynka-mohya, ce tomu, szczo nichto ne wmiw kraszcze
wid mene trymaty sekrety. A jak e wona potrapya na Zemlu? Jiji skynuy z kosmicznoho
korabla? Tak? Wony za namy stea, ja w kino dywyasia, wony prylitaju, buduju nam
piramidy i statuji na ostrowi Paschy. A wy znajete pro Baalbekku terasu? Jiji absolutno
nemoywo pobuduwaty bez inopanetnoji techniky. A zaraz wse-taky ziznajtesia, ce buw
takyj rozwidnyk, szczo powynen zjasuwaty, naskilky my rozwyneni i czy warto nam dopomahaty?
My musymo was rozczaruwaty, Maryno. Nichto nam ciu sztuku ne kydaw, i nawriad czy wona moe buty wykorystana jak rozwidprystrij. U nij niczoho podibnoho nemaje. Ce ywyj organizm.
Zaliznyj?
Ni, ne ysze zaliznyj. U nioho skadnyj skad.
Ja zawdy kazaa, szczo Mychajo moe wbyty ludynu. U nioho takyj osobywyj
pohlad. A wy hadajete, szczo joho towaryszi mou chowatysia tut-taky w lisi i czekaty
nas? A jakszczo wony zachoczu pomstytysia za swoho towarysza? Wam wydaju pistoety?
Pohlad u Mychaja Anatolijewycza zwyczajnisikyj, buwaju i hirszi. Win prosto
zrozumiw swoje bezsylla pered tym, z czym zitknuwsia. Win cioho ne zmih wyterpity. O
i pomstywsia.
Zaliziaci?
Tak. Zaliziaci. I sobi. I wsim, koho wwaaje swojimy nedobrozyczywciamy. Ae
ce dowha rozmowa. My skoro pryjdemo do toho miscia?
Tak. Ue poriad. U mene czudowa zorowa pamja. O zaraz bude jaynnyczok, a
potim te misce. A jakszczo wy dumajete, szczo joho towaryszi nas ne czekaju, czomu my
jdemo do lisu? Ja tam dobre dywyasia. Tam ysze odna taka sztuka bua. Maeka
zowsim.
My wirymo wam, Maryno. Ae jakszczo naszi pidozry prawylni, to my moemo
pobaczyty j inszi taki sami zaliziaky.
Ae czomu nichto ne pomityw, jak wony paday? Ade jakszczo wony paday, obowjazkowo b rozaryysia i zdaysia meteorytamy. Tut ne Sybir, a Pidmoskowja. Chto-nebu obowjazkowo b pomityw. A osobywo jakszczo dekilka meteorytiw.
A jakszczo ce buy ne meteoryty?
A szczo ?
Mikroskopiczni spory.
Spory?
Maryna ne wstyha zjasuwaty, szczo wony maju na uwazi. Poperedu, sered jayn,
szczo byszczao. Wony probihy kilka krokiw i opynyysia na neweykij halawyni, otoczenij hustym jaynnykom. Na halawyni stojay try derewa. Derewa buy metaewi i czymo nahaduway na perszyj pohlad noworiczni jaynky, tomu szczo buy husto obwiszani
jakymy geometrycznymy detalamy, kulamy, zubczastymy koesamy, i wsi ci prykrasy
ruchaysia pid witrom, pobriazkuway odna ob odnu. Derewa buy dosy weykymy, wyszczymy wid Maryny, wony stojay micno, i stowbury jich bila samoji zemli rozchodyysia

trubkamy, nenacze wony stojay na nikach wid torszera.


Czomu wy meni ranisze ne skazay! wyhuknua Maryna, zupyniajuczy na
kraju halawky.
My ne buy wpewneni, skazaw profesor Smyrnow.
A ce u nych pody?
Ni, pewno, szczo na ksztat ystia. Nymy wony zbyraju soniacznu energiju.
I o wony pryetiy siudy mikroskopicznymy sporamy?
Napewno.
A jaki u nych budu pody?
O ce najcikawisze.
Jak szkoda, szczo Raja ne baczy Znajete szczo, ne kai poky Mychajowi, szczo
wy znajszy jich. Nechaj pokarajesia, szczo zhubyw perszyj sadane.
Z rosijkoji perekaw Witalij Henyk
Perekadeno za wydanniam: BUYCZEW K. Ludi kak ludi. M.: Moodaja gwardija, 1975. 288 s. (B-ka sowetskoj fantastiki).

Olimpijkyj komitet zawdy skupywsia na teegramy. Ta j widsyaju jich w ostanniu


czerhu. Spoczatku slid powidomyty pro jaki-nebu zahubeni kontejnery, wykykaty
Franki do Oli, spowistyty Gaaktyku pro symfonicznyj koncert i ysze potim pidchody
czerha depeszam Olimpijkoho komitetu
Ja widdaw sportowi wse yttia. W moodosti ja stawyw rekordy, i same meni naeay
dwa pjatdesiat czotyry u wysotu na Olimpidi w Pestaocci. Teper pro ce pamjataju
ysze istoryky sportu i ludy pochyoho wiku na zrazok mene. Druhu poowynu yttia ja
pryswiatyw tomu, szczob krutyysia koesa sportywnoji maszyny. Komu dowodysia ce
robyty. Komu dowodysia rozbyraty supereczky mi suddiamy i federacijamy, zaahoduwaty konflikty i w oczikuwanni rejsowoji rakety zachynatysia syntekawoju u zabutych
bohom kosmoportach Wseswitu.
Koy ja strybnuw na dwa pjatdesiat czotyry, meni apoduway miljony ludej, i na
jaku my ja buw najznamenytiszoju ludynoju na Zemli, wirnisze, w Soniacznij systemi,
wirnisze, skri, de meszkaju humanojidy. Siohodni ja, na mij pohlad, roblu znaczno bilsze, ni ranisze. Jakby ne moje wtruczannia, prowayosia b czymao matcziw i stao b
worohamy czymao poriadnych ludej. Ae nichto meni ne apoduje. Ja staryj chopczyk na
pobihekach, profesijnyj dijacz wid sportu i burkotun. Teegramy nazdohaniaju mene,
mow kuli, i kydaju ubik wid namiczenoho szlachu, widdalaju wid domu i sprawnioji
kawy i ne daju moywosti zamysytysia, posaty podali wse ce bezadne, metuszywe ne
za wikom yttia i widdaytysia na spokij.

Teegramu ja otrymaw u kosmoportu, koy czekaw na peresadku. Cikom nezbahnenno, jak wona mene rozszukaa, oskilky, jakszczo sydysz na najwydniszomu misci,
odna teegrama, jak prawyo, tebe ne znajde.
Do mene pidijszow tamtesznij czynownyk u bezhuzdomu, na mij pohlad, utrudniujuczomu ruchy riznokolirnomu wbranni z bezliczcziu byskuczych detaej, i zapytaw na
amanij kosmolingwi, czy ne ja szanownyj Kim Perow, bo moje powane imja win uhediw
u spysku pasayriw korabla, szczo widlitaje za hodynu na powanu Zemlu. Tut meni doweo ziznatysia, szczo ja i je szanownyj Kim Perow.
Prosymo , poczynaasia teegrama, a ce zawdy oznaczaje, szczo dowedesia zajmatysia czymo, czoho ne choczesia robyty mojim koegam, zazyrnuty (sowo znajszy
preczudowe!) na Iligu, rozibraty protest Federaciji-45 (najkonfliktnisza z federacij, we ja
ruczajusia). Zustricz organizowana. Podrobyci na misci. Spesz.
Speszu zowsim niczoho ne wartuwao wysaty meni dowszu depeszu, z jakoji ja zmih
by zrozumity, chto i na koho skrywdenyj i koho z kym ja myrytymu. Abo zasuduwatymu. Wreszti, win mih powidomyty mene, de roztaszowana cia Iliga (jakszczo radysty za
swojim zwyczajem ne pereputay nazwy).
Nastrij u mene zipsuwawsia ukraj, i ja wyruszyw do dyspetczerkoji. Tam wyjawyosia, szczo, po-persze, Iliga znachodysia w inszomu kinci sektora i prostisze buo b posaty tudy ludynu prosto z Zemli, ani wyowluwaty mene w hybynach Gaaktyky. Podruhe priamoho rejsu zwidsy nemaje. Treba etity do zorianoji systemy z newymownoju
nazwoju, a tam peresidaty na miscewyj rejs, jakyj, najpewnisze, skasowanyj rokiw zo dwa
tomu.
Diznawszy use ce, ja wysowyw pro sebe wse, szczo dumaju pro Spesza i Olimpijkyj komitet w ciomu, a potim powantaywsia na korabel. U poloti ja pysaw i rwaw
riznomanitni zajawy pro widstawku. Ce moje chobi. Ja najkraszczyj u Gaaktyci fachiwe
zi skadannia zajaw pro widstawku. Poky ja pyszu jich, mene opanowuje soodka upewnenis u wasnij nezaminnosti.
Dobre szcze, szczo na Ilizi buy poperedeni pro moju pojawu.
Awtomobil z pjama kilciamy (koy wony oznaczay pja kontynentiw Zemli) czekaw
mene kraj samoho pandusa. Perszym zrobyw krok do mene czynownyk. Mij duchownyj
brat. Moywo, i rowesnyk. Meni nawi zdaosia joho obyczczia znajomym, niby ja stykawsia z nym na kongresi u Putonwili, de czy to ja hoosuwaw za joho propozyciju zmenszyty futbolne poe, czy to win zapereczuwaw proty mojeji propozyciji wyuczyty z olimpijkoji programy stoklitkowi szaszky.
Okrim czynownyka, mene zustriczay dwa dijaczi rangom nycze, dwi juni himnastky z kwitamy, diwczyna iz zeenym woossiam i pochmuryj chope, jakoho ja pryjniaw spoczatku za boksera, potim za szofera, a win wyjawywsia perekadaczem. Jak perekadacz win nam ne staw u nahodi: wsi znay kosmolingwu.
askawo prosymo, skazaw meni hoownyj czynownyk. Meni zdajesia, szczo
my z wamy de zustriczaysia. Wy ne buy na konferenciji ehkoatetycznych asocicij w
Berendauni?
Same na tij konferenciji ja ne buw prysutnij, pro szczo i powidomyw moho koegu,
zapytawszy ne mensz wwiczywo, czy ne traplaosia jomu widwidaty Putonwil. Win tam
ne buwaw. My widkay ciu temu do kraszczych czasiw, i, obtiaenyj dwoma buketamy, ja
projszow do maszyny, kudy wmistyysia wsi zustriczalnyky. U cij maszyni my prowey

nastupni piwhodyny stilky czasu znadobyosia, szczob oformyty moji dokumenty i otrymaty baga.
Ja b wwaaw za kraszcze widrazu oznajomytysia z obstawynamy sprawy, ae miscewyj hoowa Olimpijkoho komitetu (z jakym my ne zustriczaysia ani w Putonwili, ani w
Berendauni) zajmawsia mojim bagaem, tomu ja hoowno rozpowidaw pro pohodu, jaka
suprowoduwaa mene w dorozi, i rozpytuwaw, jaka pohoda stoji na Ilizi. Perekadacz u
besidu ne wtruczawsia, zberihaw pochmuru minu i woruszyw hubamy, bezhuczno perekadajuczy moji sowa na anglijku, a sowa iligijkych czynownykiw na jaku iz zemnych
mow. Diwczatka-himnastky rozhladay mene wprytu i widczajduszno szepotiysia. A
mene newidstupno peresliduwaa dumka: a szczo, koy jich prowyna pered federacijeju
nastilky serjozna, szczo wony pidu na wse, aby peretworyty mene na sojuznyka? Jak
nenawydiw ja w ciu my sknaru Spesza, szczo wiczno ekonomyw na kosmogramach. Jak
meni diznatysia pro su sprawy, ne pokazawszy hospodariam, szczo cijeji suti ja ne znaju?
Wam arko? zapytaa myowydna diwczyna iz zeenym woossiam.
Ja szcze ne znaw, moda ce czy genetyczna osobywis.
Ni, szczo wy, widkazaw ja, wytyrajuczy czoo chustkoju.
Wy, napewno, due zasmuczeni, szczo wam doweosia czerez nas poruszyty swoji
pany. Czerez mene.
Czerez was?
My otrymay powidomennia wid samoho Spesza, perebyw jiji czynownyk.
Szczo wy zminiujete czerez nas swij marszrut. Ce due lubjazno z waszoho boku. My postarajemosia uriznomanitniuwaty wasze dozwilla. Nazawtra namiczena ekskursija do
wodospadiw, a potim was czekaje ehkyj obid na werszyni hory achywoji.
Mene ne welmy poraduwaa perspektywa ehkoho obidu na achywij hori, a o
sowa, szczo jich zronya diwczyna, deszczo projasniay. Znaczy, wona w czomu prowynyasia. Ce we kaptyk informaciji. Ote, diwczyna bua na jakycho zmahanniach i tam
czoho nakojia. Nu szczo , konflikty takoho rodu ehsze wyriszyty, ani supereczky pro
kilkis uczasnykiw, skargy na pohane rozmiszczennia komandy abo neprawylnu systemu
pidrachunku oczkiw. Ta j diwczyna bua skromna z wyhladu i poczuwaa sebe wynnoju.
Nareszti mij koega powernuwsia, powidomywszy, szczo baga we widprawenyj do
hotelu. Ja hariaczkowo namahawsia pryhadaty, jak joho zwu, ae, zrozumio, tak i ne
pryhadaw.
Maszyna mczaa po riwnomu szose, i hospodari machay rukamy, namahajuczy zacikawyty mene krasoju nawkoysznioji pryrody. Ae szczo moe wrazyty tebe, jakszczo ty
pobuwaw na desiatkach kosmodromiw Gaaktyky? Ja wwiczywo zachopluwawsia. Tak
my i dojichay do mista.
Misto buo tako zwyczajne, oskilky, jakszczo u tebe dwi ruky i dwi nohy, tobi potribni stiny, dach nad hoowoju i nawi mebli. A riznycia w architekturi sprawa smaku.
Ja na ciomu ne znajusia. Ja wtomywsia i chotiw spaty.
Ae podoro po mistu zajniaa bilsze czasu, ani doroha wid kosmodromu. Misto zadychaosia w eszczatach transportnoji kryzy.
We skoro, skazaa diwczyna wynuwatym hoosom, nemow ce wona prydumaa
korky na perechrestiach.
Prounaw skryp halm, skrehit, i ja instynktywno wczepywsia w bylcia krisa, wytiahajuczy szyju, szczob pobaczyty, szczo trapyosia.
Weykyj czornyj ptach zetiw pered odnijeju z maszyn metrach w trydciaty poperedu

nas. Ja perewiw podych. Moji suprowoduwaczi zahoworyy, perebywajuczy odyn odnoho,


ysze perekadacz zberihaw hrobowu mowczanku, i todi ja, szczob wziaty uczas u besidi,
skazaw:
U nas ptachy te inodi pryzwodia do katastrof. Osobywo w powitri.
Na mene wsi podywyysia dywno, niby ja skazaw szczo neprystojne, i ja podumaw
pro czasom nejmowirni socilni tabu, jaki mona zustrity w czuych switach. Ta czy potribno daeko chodyty za prykadamy? Bahato chto pamjataje widomyj skanda, szczo trapywsia pid czas wizytu Deakruza na Prembo, de absolutno neprypustymo, jakszczo czoowik wstaje u prysutnosti damy.
Szcze chwyyn czerez pja my distaysia do hotelu, i moji hospodari zaproponuway
meni widpoczyty.
A diwczyna chaj na chwyynku zatrymajesia, poprosyw ja.
Hospodari, pewno, ocinyy mij chid i zakyway hoowamy jako nawskosy, obernuysia i projszy do maszyny, a diwczata-himnastky wytiahnuy z maszyny bukety i znowu
meni jich wruczyy. Tak ja i zayszywsia posered chou, obijmajuczy riznobarwni kwity.
Diwczyna bojaasia, czerwonia, amaa palci i jawno zobraaa krajnij stupi prowyny.
Ja was zaraz widpuszczu, skazaw ja. ysze odne pytannia.
Zwyczajno, skazaa wona pokirno.
Buo arko, i wentylatory pid steeju haniay hariacze powitria. Pidijszow porje i
wziaw u mene bukety, za szczo ja jomu buw ukraj wdiacznyj.
Jak zwu waszoho powaanoho hoowu? zapytaw ja.
Diwczyna szczo proszczebetaa, i ja poprosyw jiji zapysaty imja na arkuszi paperu
drukarkymy literamy. Muszu ne bez hordosti skazaty, szczo na proszczalnomu banketi,
pisla dekilkoch hodyn trenuwannia, ja wmudrywsia proczytaty wsi trydcia szis bukw
pidriad, za szczo buw obaskanyj burchywymy opeskamy prysutnich. Z tijeji pryczyny
ja poprosyw dozwou nazywaty diwczynu Maszeju, na szczo wona pohodyasia, chocz ce
zwukospouczennia ne mao zowsim nijakoho stosunku do jiji gracijnoho imeni, szczo
skadaosia z dwadciaty womy pryhoosnych bukw z prydychamy pisla parnych.
Ote, poczaw ja pisla toho, jak Masza zakinczya wywodyty litery na paperi.
Jake wasze osobyste stawennia do toho, szczo staosia?
Take pytannia ja mih postawyty i znajuczy su sprawy.
Oj! wyhuknua Masza. Meni tak soromno! Ae mene pidwey nerwy.
A wy pidwey komandu?
Jakby tilky komandu! Teper, napewno, nikoho z naszoji panety ne dopuskatymu
do zmaha.
Harazd, u mene bilsze ne buo sy rozmowlaty. Idi. A ja widpoczynu.
Ja projszow u nomer i pryjniaw dusz. Oto, jiji pidwey nerwy. Nu szczo , niczoho
dywnoho. Maje wsi sportywni hrisznyky posyajusia na nerwy. Ae taka mya diwczyna
Ja zamowyw u nomer kawu. Meni prynesy temnyj napij zi smakom paenoji humy.
Kraszczoho ja j ne czekaw.
Darujte, zapytaw ja oficinta. A czy je tut nepodalik misce, de podaju sprawniu kawu?
U nas sprawnisika, najkraszcza kawa.
Wiriu. A z czoho jiji hotuju?

Oficint podywywsia na mene zi szczyrym spiwczuttiam i pojasnyw, szczo kawa


ce taka trawa, korinnia jakoji wysuszujesia i peremelujesia, poky ne nabude szlachetnoho fietowoho widtinku.
Podiakuwawszy oficintowi, ja chotiw wychlupnuty dorohocinnyj napij, ae toj, nemow widczuwszy moje rozczaruwannia, skazaw:
Je ludy, szczo nazywaju cym sowom dywni korycznewi zerna, jaki prywozia iz
Zemli. Jich podaju w kawjarni Afryka dwa kwartay zwidsy. Czoho tilky ne zroby
z lumy moda!
Oficint aliw snobiw, jakym dowodysia kowtaty wsiaku hydotu, a ja pidbadiorywsia i czerez pja chwyyn wyruszyw do kawjarni Afryka.
Kwarta, u jakomu stojaw hotel, widdilawsia wid nastupnoho neweykym parkom.
Ja jszow nespiszno i nawi zupynywsia na berezi stawka, obramenoho betonnym barjerczykom. Do weczora sonce hrio we ne tak nesamowyto, mona buo dychaty, i wid wody
strumuwaa prochooda.
Na druhomu berezi stawka szczasywi baky wowtuzyysia bila wizoczka z nemowlam. Nemowlati na wyhlad buo byko roku wono szcze ne wmio chodyty, ae stojao
u wizoczku dosy upewneno. Na makiwci u nioho styrczaw biyj czubczyk, i nemowla zaywaosia szczasywym smichom, jakomu wtoryy tato i mama. Nemowla nahaduwao
meni moodszoho wnuka Jehorczyka, i meni na chwyynu zdaosia, szczo ja powernuwsia
dodomu.
Raptom tatuko pidniaw nemowla na ruky i, pociuwawszy w obyk, zakynuw u
wodu. Podali wid bereha.
Ja buo kynuwsia do wody, kerujuczy pryrodnym baanniam wriatuwaty maluka.
Ae persz ni ja wstyh szczo-nebu zrobyty, ja pomityw: tato z mamoju prodowuju
szczasywo smijatysia, szczo swidczyo abo pro jich wykinczenyj cynizm, abo pro te, szczo
nemowlati niczoho ne zahrouje. Smijaysia i wypadkowi perechoi, szczo zupynyysia
bila stawka. Smijaosia i nemowla, jake potiszno mootyo ruczkamy j nikamy i na dno
ne jszo.
Todi ja zrozumiw, szczo tut ditej wcza pawaty ranisze, ni wony nawczasia chodyty. Takych dywakiw ja znaw i na Zemli. I koy ja ce zrozumiw, to trochy zaspokojiwsia.
Ae nenadowho. Mynuo szcze dekilka sekund, i ruky nemowlaty, woczewy, wtomyysia,
usmiszka znyka z joho yczka, i, tycho pysknuwszy, wono piszo na dno.
ysze koa po wodi
Ja zrobyw te, szczo w mojemu stanowyszczi zrobya b kona poriadna ludyna.
Ja strybnuw z betonnoho bortyka u wodu i pirnuw. Wreszti-reszt, stawok buw takyj
weykyj, a perelakani baky napewno zabariasia.
Woda bua zeenkuwatoju, ae dosy czystoju. Pohojduwaysia wodorosti, i temnymy
tiniamy poriad zi mnoju propyway ryby. Stawok wyjawywsia ne due hybokym metry
dwa-try: na dni dytyny ne buo wydno. Ja na my wypirnuw, szczob wdychnuty powitria,
i wstyh rozhedity perelakani obyczczia ludej, szczo zibraysia nawkoo stawka. Mokryj
kostium tiahnuw mene na dno, i tut ja zrozumiw, szczo cikom wtratyw koyszniu sportywnu formu i, jakszczo ne popriamuju do bereha, riatuwaty dowedesia mene.
Ja wypirnuw i pobaczyw, jak usmichnenyj tatuko wyjmaje z wody swoje usmichnene dytyncza. Iz ostannich sy ja wybrawsia z wody pobycze do kuszcziw i podali wid
szczasywych bakiw. Tam na awci sydia Masza.
Szczo z wamy? zapytaa wona tycho. Wy tak kupaysia?

U pytanni zwuczaa aluhidna sproba uszanuwaty dywni zwyczaji mojeji bakiwszczyny, de ludy pochyoho wiku zazwyczaj pirnaju u wodu w kostiumi i czerewykach.
Tak, skazaw ja kri zuby. U nas takyj zwyczaj.
Takyj?! I wam ne choodno?
Szczo wy, ja postarawsia posmichnutysia. Due tepo.
Wy kudy jdete? zapytaa Masza, namahajuczy na mene ne dywytysia.
Ja b te na jiji misci postarawsia ne dywytysia na staroho, z jakoho llesia woda i
zwysaju wodorosti.
Ja jdu pyty kawu, skazaw ja. W kawjarniu Afryka.
Ae, moe, wam kraszcze
Spoczatku obsochnuty?
Jakszczo tak u was pryjniato.
Ni, u nas pryjniato hulaty w mokrych kostiumach, widpowiw ja. Ae wsetaky my powernemosia w hotel i postarajemosia pronyknuty tudy iz zadnioho chodu,
tomu szczo nasz zwyczaj wykykaje u was zdywuwannia.
Ni, szczo wy! wyhuknua neszczyro Masza, ae tut-taky powea mene do hotelu
zadnim dworom.
Ja pokirno jszow uslid za diwczynoju, namahajuczy ne zwertaty uwahy na perechoych. Po dorozi ja trochy obsoch, a w nomeri, rozdumujuczy pro widminnis zwyczajiw,
pereodiahnuwsia u weczirnij uroczystyj kostium z weykym olimpijkym herbom, naszytym na werchniu kyszeniu. Ja ne rozrachowuwaw rozhuluwaty tut u paradnych szatach,
ae mij baga buw obmeenyj. Dobre, chocz maluk ne potonuw.
Masza pokirno czekaa mene w choli, skawszy ruczky na kolinach, nemow szkolarka, szczo nabeszketuwaa, i teper oczikuje rozmowy z uczyteem.
U was rano wcza ditej pawaty? zapytaw ja, sidajuczy poriad.
Pawaty? Tak, zwyczajno.
Ae ja nikoy ne baczyw pawciw z Iligy na naszych zmahanniach.
My neszczodawno pryuczyysia do olimpijkoho ruchu, skazaa Masza.
Ae wy ot bray uczas.
Masza poczerwonia, szczo u pojednanni iz zeenym woossiam dao cikawyj efekt,
jakyj mih by zahnaty w mohyu daltonika.
Ae ja ehkoatet, skazaa wona. Za ehkoatetiw my ruczaysia. A za pawciw due wako ruczatysia. Wy mene rozumijete?
Ja poky ne rozumiw, ae pro wsiak wypadok perekonywo kywnuw.
Ae zrozumijte mene prawylno! wyhuknua wona raptom z tremtinniam u hoosi.
Ja wpersze bua na takych weykych widbirkowych zmahanniach. Cioho zi mnoju
bilsze nikoy ne powtorysia.
Ja kywaw mow bowdur, spodiwajuczy, szczo wona obmowysia.
A teper wyjszo, szczo czerez moju powedinku iligijciam dowedesia widmowytysia wid uczasti w gaaktycznych zmahanniach. Powirte, tilky ja odna wynna. Znimi
mene. Pokarajte mene. Ae ne karajte ciu panetu. Wse teper zaey wid was.
Znajete szczo, skazaw ja zadumywo. Rozkai meni wse do adu. Odna
sprawa wywczaty dokumenty, insza wysuchaty swidczennia storin. Tilky niczoho
ne prychowujte.
Masza hyboko zitchnua, nemow zbyraasia pirnuty u wodu, czym nahadaa meni

mij wasnyj neobacznyj wczynok.


Oto, pisla toho, jak ja staa czempinkoju Iligy z bihu na dwisti metriw, mene
wyriszyy widriadyty na widbirkowi zmahannia sektora na Eejidu. Zi mnoju buw szcze
odyn chope strybun. U nioho wse obijszosia. Nu o, uziaa ja start. e-e zasydiasia. Tilky troszeczky. Znajete, jak ce buwaje? Wy nikoy sami ne bihay?
Ja strybaw u wysotu, skazaw ja. Na dwa pjatdesiat czotyry.
Och jak wysoko! szczyro zdywuwaasia Masza, czym welmy mene do sebe zapryjaznya.
Ae wy wse odno znajete, jak buwaje, koy zatrymajeszsia na starti. Biysz i sebe
prokynajesz. Ade dwa perszi zabihy ja wyhraa. O i biha, prokynajuczy sebe, i due
meni buo soromno, szczo na mene spodiwaysia, a ja tak pidwodu. My z inszoju diwczynoju widirwaysia wid reszty, ae u neji zapas buw metry w dwa. Piwmetra ja widihraa
po-czesnomu, a potim z soboju ne zwoodaa. Ja znaa ysze odne: zayszajesia dwadcia
metriw, simnadcia o ja i fliknua.
Maszyni oczi buy powni sliz.
Szczo wy zrobyy?
Flik-nu-a.
I tut Masza rozrewiasia, i ja pohadyw jiji po zeenij holiwci i staw prymowlaty: Nu
niczoho, niczoho
Szczo teper bude?.. burmotia Masza. Ja ne mou jim w oczi dywytysia.
Szczo buo potim?
Potim? Potim wsi suddi zbihysia i zaaday pojasne. U mene, sami rozumijete,
bua spokusa skazaty, szczo jim zdaosia, ae ja skazaa prawdu. A ta, insza komanda widrazu napysaa protest. I federacija. Wony cikom maju susznis.
Masza distaa nosowyczok i wysiakaasia. Czomu wsi inky w Gaaktyci, koy paczu, zamis toho szczob wyterty slozy, wytyraju nis. Z sumoczky wywaywsia na sti
skadenyj wczetwero arkusz paperu.
O, skazaa Masza, o cej proklatyj protest. Wony nawi ne stay suchaty
mojich pojasne i obicianok.
Ja uziaw protest, namahajuczy prychowaty radis, szczo ochopya mene. Rozhornuw joho, nemow chotiw szcze raz zwayty tiahar zwynuwacze. Protest buw szczasywoju zaczipkoju. Ja due daeko zajszow u swojemu wseznanni, szczob zapytaty: szczo ce
oznaczaje: fliknua?
Za dekilka metriw do finiszu , mowyosia w protesti pisla dokadnoho opysu
nikomu ne potribnych obstawyn prybuttia sportsmeniw z Iligy i poriadku zmaha, a do
wkaziwky szwydkosti i napriamu witru i czysa hladacziw na stadini, predstawnycia
Iligy, widczuwszy, szczo ne moe nazdohnaty swoju supernyciu czesnym szlachom, proetia dekilka metriw powitriam, peretworywszy na szczo, podibne do ptacha i nadiene
kryamy, formu i zabarwennia jakych wstanowyty ne wdaosia. Pisla peretynu liniji finiszu sportsmenka znow opustyasia na zemlu i probiha w swojemu pryrodnomu wyhladi
szcze dekilka metriw, persz ni zupynyasia
Dali jszy wsilaki poroni sowa. Ja sydiw, pereczytuwaw nawedeni wyszcze frazy i
wse odno niczoho ne rozumiw.
Z prawcia mene wywea pojawa hoowy Olimpijkoho komitetu.
Nu jak, pobaakay? zapytaw win, zobrazywszy strymanu radis. Spodiwajusia, wy zrozumiy, szczo wypadok z neju ysze sumne neporozuminnia?

Tak, skazaw ja, skadajuczy protest i chowajuczy joho w kyszeniu. Tak.


I tut, moywo, tomu, szczo ja perewtomywsia abo nespodiwane kupannia podijao
meni na nerwy, ja wtratyw kontrol nad soboju i, wyajawszy ostannimy sowamy Spesza,
ziznawsia, szczo do rozmowy z Maszeju zowsim niczoho ne znaw pro su sprawy i w rezultati piwdnia wtraczeno nadaremno
Mij nespodiwanyj wybuch jako zaspokojiw koegu i zmusyw joho pobaczyty w meni
w strohomu i strasznomu rewizorowi ludynu, pidwadnu sabkostiam. I tomu win
skazaw:
Dozwolte, mij lubyj, rozpowisty wam wse do adu. Ade panet w Gaaktyci bezlicz, i ne moete wy znaty osobywosti konoji.
Ne mou, pohodywsia ja. Na odnij paneti flikaju, na inszij
Wy majete cikowytu susznis. Ade ewolucija na Ilizi prochodya w znaczno
skadniszych umowach, ani, prypustymo, na Zemli. Chyaky peresliduway naszych widdaenych predkiw w powitri, na suszi i u wodi. I buy wony szwydki i neszczadni. Ae
pryroda zhlanuasia nad naszymy predkamy. Wona, okrim rozumu, nahorodya jich osobywistiu, jakoju nadieni i bahato inszych neagresywnych istot na naszij paneti. Riatujuczy wid zych worohiw, ertwy a naszi predky naeay do ertw mou zminiuwaty formu tia zaeno wid seredowyszcza, w jake wony potraplaju. Ujawi sobi, szczo
za wamy enesia swams. Ce motoroszne wydowyszcze. Dobre szcze, szczo swamsy wymery. O swams nazdohaniaje was u poli. Todi u my najbilszoji nerwowoji i fizycznoji
napruhy struktura waszoho organizmu zminiujesia, i wy zlitajete w powitria u wyhladi
ptacha.
Rozumiju, chocza ja ne buw upewnenyj, szczo rozumiju.
Pamjatajete, na perechresti wy skazay, szczo ptachy na waszij paneti mou pereszkodyty transportu. My ne znay, art ce czy ni. Ade nijakoho ptacha tam ne buo.
Prosto jakyj szkolar e ne potrapyw pid maszynu. W ostanniu my win wstyh skrutyty
i zetity w powitria
Tak, skazaw ja, pryhadawszy ptacha, szczo zetiw pered maszynamy.
Nu o, ja prodowu rozpowi, skazaw mij koega. Riatujuczy wid swamsiw,
naszi predky zlitay w powitria. Ae szczo jich tam czekao?
Prowisky, pidkazaa Masza.
Wirno, prowisky, pohodywsia mij koega. Rozmachujuczy swojimy weyczeznymy czornymy peretynczastymy kryamy, prowisky rozkryway swoji czorni dzioby,
szczob nas zerty. Szczo zayszaosia robyty naszym predkam? Wony uchwaluway jedyne
riszennia pirnay u wodu i peretworiuwaysia na ryb. Za nakazom na ridkis doskonaoji nerwowoji systemy biogiczna struktura tia znowu zaznawaa zminy
Wse jasno, skazaw ja, namahajuczy ne posmichnutysia. Cia wastywis u
was wid narodennia?
Jak wam skazaty Postupowo, z rozwytkom cywilizaciji, ci zdibnosti poczay
widmyraty. Ae my jich wychowujemo w ditiach sztuczno, tomu szczo wony korysni. Wy
moete pobaczyty w naszomu misti sceny, nezrozumili i nawi lakajuczi dla pryjidoho.
Wy moete pobaczyty, jak maekych ditej kydaju z dachiw abo u wodojmy Jakszczo
ne zakripyty moywosti dytyny w ranniomu dytynstwi, wona moe wyrosty nedorozwynenym wyrodkom
Wyrodkom, tobto
Tak, wyrodkom, jakyj ne wmije peretworytysia, koy treba, w ptacha abo rybu.

Darujte, szanownyj Kim Perow, ae ce sowo ne stosujesia naszych hostej. My rozumijemo, szczo ewolucija u was jsza inszymy szlachamy.
A szkoda! wyhuknuw ja z poczuttiam.
Pered mojim zorom postaa scena bila stawka, taka zwyczajna w jichniomu switi, i
jaka tak zbenteya mene. Mij wczynok powynen buw wydatysia otoczujuczym werchom
bezholiwja. I ne dywno, szczo baky maluka pospiszyy wyzwoyty dytynu z wody, szczob
durnyj didu ne zrobyw jomu bolacze, schopywszy za pawnyczok czy za ziabra.
Ae, i tut w hoosi moho spiwbesidnyka zaunay tragiczni notky, sportsmen,
szczo baaje wystupaty w zwyczajnych dla Gaaktyky wydach sportu, daje klatwu zabuty
pro swoji zdibnosti. Bilsze toho, my spodiwaysia, szczo nichto w Olimpijkomu komiteti
ne diznajesia pro naszi Ni do czoho ce piszy b rozmowy
Ni do czoho, pohodywsia ja.
Teper, pisla cioho korotkoho wstupu, ja chotiw by zaprosyty was na specilno
pryuroczeni do waszoho pryjizdu zmahannia z ehkoji atetyky. Wy zmoete na wasni
oczi perekonatysia, szczo i bez flikannia my dobywajemosia czudowych rezultatiw
Ja pidwiwsia i piszow za mojimy hostynnymy hospodariamy.
Bila pidjizdu hotelu zupynywsia awtobus. Pasayry we uwijszy do nioho, i dweri
o-o may zaczynytysia, koy za mojimy peczyma poczuwsia tupit. Jakyj litnij czoowik
z dwoma walizamy w rukach mczaw czerez cho, trymajuczy w zubach bakytnyj papire,
napewno kwytok. Ja widstupyw. Pobaczywszy, szczo awtobus widchody, czoowik pidstrybnuw, peretworywsia na siroho ptacha, pidchopyw kihtiamy walizy, ne wypuskajuczy
z dzioba kwytok, myttiu doetiw do awtobusa i protysnuwsia wseredynu, zakynywszy
walizamy dweri.
Nu o baczyte, skazaw mij koega deszczo dokirywo. Inodi ce dopomahaje,
ae ne skri.
Ne zwodiaczy oczej z awtobusa, szczo widdalawsia, ja zapytaw:
A pid zemlu waszi predky ne probuway chowatysia?
Ce atawizm! oburyasia Masza. Tam e brudno.
Taki zdibnosti zustriczajusia u geoohiw, poprawyw jiji mij koega. To jaki
naszi perspektywy w olimpijkomu rusi?
Szcze ne znaju, skazaw ja.
A sam ue dumaw pro neskinczenni zasidannia komitetu, de meni dowedesia perekonuwaty upertu federaciju i uroczysto prysiahatysia wid imeni iligijciw, szczo wony podoaju instynkty zarady czesnoji sportywnoji boroby.
Z rosijkoji perekaw Witalij Henyk
Perekadeno za wydanniam: BUYCZEW K. Ludi kak ludi. M.: Moodaja
gwardija, 1975. 288 s. (B-ka sowetskoj fantastiki).

Koy ja zijszow z eektryczky, we stemnio. Jszow dribnyj neskinczennyj doszczyk.


Tomu zdawaosia, szczo we nastaa osi, chocza do oseni buo szcze daeko. A moe, meni
chotiosia, szczob szwydsze nastaa osi, i todi ja zmou zabuty pro weczirniu eektryczku,
ciu patformu i dorohu czerez lis. Zazwyczaj wse widbuwajesia awtomatyczno. Ty sidajesz u perszyj wahon metro, tomu szczo wid nioho bycze do wychodu, beresz kwytok u
krajnij kasi, szczob zaoszczadyty dwadcia krokiw do pojizda, pospiszajesz do tretioho wid
kincia wahona, tomu szczo win zupyniajesia bila schodiw, wid jakych poczynajesia asfaltowa dorika. Ty schodysz z doriky bila podwijnoji sosny, tomu szczo jakszczo projty
nawproste, czerez berezowyj haj, to wyhrajesz szcze sto dwadcia krokiw wse za misia wymiriano. Dowyna dorohy zaey wid toho, naskilky u tebe siohodni waka sumka.
Jszow doszczyk, i, koy eektryczka widijsza i stao tycho, ja poczuw, jak krapli stukaju po ystiu. Buo poronio, nemow potiah widwiz ostannich ludej i ja zayszywsia tut
cikom sam. Ja spustywsia schodamy na asfaltowu doriku i zwyczno obijszow kaluu. Ja
czuw swoji kroky i dumaw, szczo ci kroky starszi za mene. Napewno, ja wtomywsia, i
yttia u mene wychodyo ne takym, jak chotiosia.
Ja powertawsia tak pizno, tomu szczo zajidaw do Waynoji titky za ampoju synioho koloru dla Koky, ysze w czetwertij za rachunkom apteci widszukaw szypszynowyj
syrop, maw kupyty try plaszky ymonadu dla Rajisy Pawliwny, ne kauczy we pro
kowbasu, syr i wsilaki produkty tam dwisti gramiw, tam trysta, o i nabraasia
sumka kiogramiw na desia, i korty postawyty jiji pid sosnu i zabuty.

Ja zijszow z asfaltowoji doriky i piszow naproste steynoju czerez berezowyj haj.


Steyna bua sykoju, dowodyosia whaduwaty jiji w temriawi, szczob ne spitknutysia ob
kori.
Ja b zhoden bihaty pisla roboty po magazynach i potim maje hodynu triastysia w
eektryczci, jakby w ciomu buw sens, ae sensu ne buo, jak ne buo sensu bahato w czomu
z toho, szczo ja robyw. Ja inodi dumaw pro te, jakyj widnosnyj czas. My odrueni piwtora
roku. I Koci we skoro sim misiaciw, win deszczo tiamy. I o ci piwtora roku, z odnoho
boku, poczaysia ysze wczora, i ja wse pamjataju, szczo buo todi, a z inszoho boku, ce
szczonajdowszi piwtora roku w mojemu ytti. Odne yttia buo ranisze, druhe ja proyw
teper. I wono zakinczujesia, tomu szczo, oczewydno, wmyraje ludyna ne odyn raz, i,
szczob yty dali i zayszatysia ludynoju, potribno ne tiahnuty, ne zwolikaty, a widrizaty
raz i nazawdy. I poczaty spoczatku.
Ja poskowznuwsia wse-taky, mao ne wpaw i edwe wriatuwaw ampu synioho swita. Prawyj czerewyk promok; ja zbyrawsia zabihty w majsterniu, ae, zwyczajno, ne wystaczyo czasu. Ja uwijszow do seyszcza, tut horiy lichtari, i mona buo jty szwydsze.
Bila parkana metaasia bia dworniaha i zachynaasia wid nenawysti do mene. Ce, prynajmni, jake poczuttia. Nema hirszoho, koy poczuttia znykaju i tebe prosto perestaju
pomiczaty. Ni, wse w meach normy, wydymis zberihajesia, tebe hoduju, pryszywaju
tobi gudzyky i nawi pytaju, czy ne zabuw ty zajty w majsterniu i poahodyty prawyj
czerewyk. Tak nedowho i zastudytysia. Podalszyj chid dumok dosy eementarnyj.
Jakszczo ja zastudusia, to nikomu bude tiahaty z Moskwy sumky.
Dacza Kozarina druha zliwa, i za kuszczamy buzku wydno swito na terasi. Rajisa
Pawliwna sydy tam i trudysia nad komirnoju knyhoju, w jakij zapysani wsi jiji wytraty
i prybutky. U ytti ne baczyw ludyny, jaka b tak serjozno stawyasia do kopijok. I mene
spoczatku wrazyo, szczo Waentyna, taka bezturbotna i wesea ranisze, znajsza z neju
spilnu mowu. Moe, skoro te zawede komirnu knyhu i rozlinijuje jiji po dniach i hodynach?
My zniay ciu daczu, tomu szczo jiji znajsza Wayna titka. Dacza bua staroju, skrypuczoju i sywoju znadworu. Ranisze tam yw profesor Kozarin, ae win rokiw try jak pomer, i dacza distaasia joho peminnyci Rajisi, tomu szczo u profesora ne buo inszych
rodycziw. Wsi reczi naeay koy profesorowi, Rajisa zakynua jich u komirczynu, nemow chotia wykresyty joho ne ysze z yttia, ae z pamjati te. Ne znaju, czy buw u neji
koy-nebu czoowik, ae ditej ne buo toczno. Koku wona ne lubya, win jiji dratuwaw,
i, koy b ne cia druba z Waentynoju, nam by z Kokoju ne mynuty ycha. Dacza bua
neweyka: dwi kimnaty i terasa. Ne rachujuczy kuchni i komirczyny. Rajisa rada bua b
zdaty wse, ae kimnatu doweosia zayszyty sobi wona rozwea horod, a za nym treba
pylnuwaty. My jak meszkanci Rajisu ne due wasztowuway, ae u neji ne buo wyboru
dacza daeko wid stanciji i wid Moskwy, ni magazyniw, ni inszoji cywilizaciji pobyzu
nemaje, a Rajisa zaomya za neji cinu, mow za paac u Nicci, i w rezultati, jak rozbirywa
nareczena, zayszyasia ni z czym. Doweosia pohoduwatysia na nas.
Ja perehnuwsia czerez chwirtku, widkynuw klamku i projszow po sykij dorici do
budynku, nahynajuczy, szczob ne zaczepyty buzkowych kuszcziw i ne otrymaty choodnoho duszu za komir. Rajisa sydia za stoom, szczoprawda, ne z komirnoju knyhoju, a z
farmacewtycznym dowidnykom, ulubenym jiji czytwom. U widpowi na moje zdrastujte wona skazaa ysze:
Znowu zahulaw?

Meni kortio metnuty w neji try plaszky ymonadu, jak hranaty, ae ja postawyw
plaszky w riad pered neju, i wona neuwano skazaa:
A, tak, spasybi.
Tak koroewa anglijka, pewno, kazaa akejewi, jakyj prynis morozywo. Tut uwijsza Waentyna i zobrazya radis z prywodu moho pryjizdu:
A ja we chwyluwaasia.
Napewno, wona moha widszukaty jake insze witannia, i wse skinczyosia b myrom,
ae ja-bo znaw, szczo wona ne chwyluwaasia, a baenno wjazaa abo drimaa w teplij
kimnati, poky ja pchawsia siudy, i dumaa pro te, szczo o zakinczysia lito i jiji tiuremne
uwjaznennia na daczi, i wona nareszti zustrine swoho prynca. A moe, nawi pro ce ne
dumaa. Wona ywe w spokijnomu, rosynnomu stani i wychody z nioho ysze pid wpywom nepryjazni do mene.
Hulaw ja. Meni buo cikawo steyty za jiji reakcijeju. Wypyy z Semenowym,
potim chokej dywyysia.
Waentyna skeptyczno posmichnuasia i obya mene chwyeju pobaywoho prezyrstwa. Oczi u neji buy ne nafarbowani, i tomu pohlad zayszawsia choodnym. A ja stojaw
i wczywsia nenawydity ci tonki palci, szczo eay bajdue na stoli, i pasmo woossia nad
maekym wuchom. Ce waka szkoa znaczno ehsze nenawydity samoho sebe.
Ty wtomywsia, lubyj, skazaa Waentyna. Nastojawsia w czerhach?
Ta kau , szczo pyw z Semenowym!
Jak meni chotiosia znetiamyty jiji, szczob wtratya kontrol, szczob wyrwaosia nazowni jiji sprawnie, zobne i bajdue nutro!
Dywowyno, proskrypia Rajisa, chope z choroszoji simji
Jake wam dio do mojeji simji!
I ja widrazu ujawyw sobi, jak wony chychykaju z Waentynoju, koy moja druyna
rozpowidaje jij, jak mij bako namahawsia zaboronyty meni odruuwatysia z Waentynoju. Win skazaw todi: Ty ni kopijky ne zarobyw za swoje yttia i choczesz teper, szczob
ja hoduwaw i tebe, i twoju inku? Potim, dywlaczy u mynue, ja zrozumiw, szczo rozrachunok Waentyny buw na naszu kwartyru, na bakiwku zarpatu i wasztowane yttia.
Ade koy bako skazaw use ce, wona szwydeko widstupya. Wona umio zamaskuwaa
swoji dumky turbotoju pro mij instytut: Tobi treba wczytysia, twoji ideji kynuty instytut,
pity z druhoho kursu, praciuwaty i wynajmaty kimnatu ne wytrymaju wyprobuwannia.
Nam bude wako. Wona czudowo zihraa swoju rol. Jij buo niczoho wtraczaty, chiba
ysze liko w hurtoytku. Z jiji zownisznimy danymy wona moha wybraty kwartyru
kraszczu wid naszoji. I ochoczi buy, ja-bo znaju.
Perszi try-czotyry misiaci zdawaosia, szczo stinok mi namy ne isnuje. Waentyna
praciuwaa, ja praciuwaw, kimnatu my znajszy, i na weczirnij ja perejszow bez skrypu.
Ae tut w perspektywi zamajaczyw Koka, a koy Waentyna pisza z roboty i Koka materilizuwawsia, stao i sprawdi neehko. Jij te. Wona szcze jako rozrachowuwaa na
moje prymyrennia z bakom, zarady moho baha, jak wona pojasniuwaa, szczob ne patyty za kimnatu i ne czekaty, szczo hospodyni nabrydnu niczni sceny, jaki umiw wasztowuwaty Koka, i wona poprosy nas pokynuty prymiszczennia. Ae ja buw upertyj. Ja
todi poczaw zdohaduwatysia pro jiji hru, wirnisze, jiji prohrasz, ae wse na szczo spodiwawsia.
Meni nemaje nijakoho dia do waszoji simji, stysnua huby Rajisa. Ja maju
na uwazi tu simju.

Inszymy sowamy, do mojeji cijeji simji jij dio je. Choroszyj standartnyj sojuz
dwoch hijen proty odnoho zajcia.
Jak Koka? zapytaw ja, szczob ne zawodytysia.
Spy, skazaa Waentyna i stysnua huby, tocznisiko jak Rajisa.
Waentyna ehko piddajesia wpywam.
Rajisa pidweasia, zibraa plaszky i, prytysnuwszy jich do ywota knyhoju, popowza
do sebe. Wzahali-to terasu wona nam zdaa i otrymaa za ce hroszi, ae wwaaa za
kraszcze prowodyty czas na nij.
Ja zazyrnuw u kimnatu do Koky. Syn spaw, i ja poprawyw na niomu kowdru. Koka
ni na koho ne schoyj, i tomu ti, chto chocze zrobyty meni pryjemne, zapewniaju, szczo
win moja kopija, a Waentynyni titky i podruhy powtoriuju na wsi ady: Waeczko, jaka
schois! Twij nosyk, twij rotyk! Twoji wuszka!
Dytyni, kau, pohano rosty bez baka. Dobre b Waentyna pohodyasia, koy my
rozuczymosia, zayszyty Koku zi mnoju. Ja znaw, szczo maty pohodysia otrymaty mene
nazad iz synom. Wona joho luby. Wona z tych, chto wwaaje Koku mojeju kopijeju. Ta
j Waentyni win ne potribnyj sumne swidczennia yttiewoho prorachunku. Koy wona
nareszti widszukaje swoje szczastia, u neji budu inszi dity. Meni bilsze niczoho ne
treba. Ja spijmaw sebe na tomu, szczo dumaju pro rozuczennia jak pro szczo wyriszene.
U tebe czerewyk promok? iz humom zapytaa Waentyna, wchodiaczy za
mnoju. Ade ty do szewcia ne wstyh?
Uhu, skazaw ja, szczob ne wputuwatysia w rozmowu.
Ja buw uwe rozarenyj useredyni, nerwy pawyysia. Zaraz wona znajde sposib jaknajboluczisze doriknuty meni w bidnosti.
Wona znajsza.
Znajesz, Kolu, skazaa wona ycemirno. Mabu, ja obijdusia bez paszcza.
Mij staryj szcze w normi. A czerewyky tobi potribniszi.
Ja spijmaw jiji pohlad. Oczi buy choodnymy, humywymy. Sowa rynuy meni w
horo i zastriahy kubkom. Ja zakaszlawsia i kynuwsia do dwerej. Waentyna ne pobiha
za mnoju, i ja wyrazno ujawyw, jak wona stoji, dotorknuwszy palcem do hostroho pidboriddia, i zahadkowo posmichajesia. Udar buw zawdanyj nycze pojasa, zaboronenyj
udar.
Bua we odynadciata hodyna, i, chocz nazawtra namiczaasia subota, koy mona
poniytysia, ja wyriszyw lahty ranisze. Wtomywsia. Lahty ja mou na terasi, jak zawdy,
wse odno Waentyna w kimnati z Kokoju, na wypadok perepowyty joho, koy prokynesia. Ae treba buo jty w kimnatu za biyznoju i poduszkoju. A cioho robyty ja ne chotiw.
Mih zirwatysia. Tomu ja distaw Koroziju metaliw zachopywe czytwo w takomu nastroji i wziawsia za knyhu. Waentyna nezabarom zazyrnua w szparku i zapytaa poszepky (Koka szczo wowtuzywsia uwi sni), czy budu ja pyty czaj. Ja na neji zaszypiw, i
wona schowaasia. Ja zrozumiw: Waentyna szczo zadumaa, inaksze dawno opynyasia
b na terasi i murknua b zo dwa razy, szczob prywesty mene w sumyrnyj stan. Poky, do
oseni, ja jij potribnyj. Tiahaty sumky i dohodaty po hospodarstwu.
Skoro dwanadciata. Zaskrypio w dalnij kimnati liko Rajisy, hospodynia ukadaasia, jij rano wstawaty kurej hoduwaty. U mene zypaysia oczi. Ani riadka ja ne zapamjataw z Koroziji. U mene w duszi korozija, ce ja rozumiw. I rozumiw szcze, szczo w
dwadcia odyn rik mona poczaty yttia znowu. Waentyna te ne lahaa. Wona panuwaa
nowi prynyennia dla mene, czekaa, koy ja ne wytrymaju i pryjdu za poduszkoju. Ni

we, ne doczekajeszsia. Ja podywywsia na swoju dooniu wona bua w krowi. Znaczy,


ubyw komara i sam cioho ne pomityw. Doszczyk stukaw po dachu, i jomu wtoryw riwnyj
szum ciwky wody, szczo zywaasia z rynwy w boczku bila terasy. Meni nawi niczym buo
nakrytysia pidak, szcze ne wysochyj, wysiw de na kuchni nad pytoju. Uziaty skatertynu zi stou, czy szczo? A czom by j ni? Mou ja zrobyty wranci zadowoennia Rajisi,
koy wona potknesia na terasu i pobaczy, jak ja wykorystowuwaw rynkowyj wytwir
mystectwa z czotyrma wyskaenymy tyhrowymy mordamy po kutach. Ja postawyw poroniu tariku ta inszyj posud na pidohu i szczojno uziawsia za kut skatertyny, jak Waentyna pidijsza do dwerej meni czutnyj koen jiji krok, osobywo wnoczi. Ja wstyh
rozkryty knyhu.
Kolu, skazaa wona tycho, ty zajniatyj?
Ja praciuju, widrizaw ja. Spy.
Woczewy, ja potim zadrimaw za stoom, tomu szczo prokynuwsia raptom wid toho,
szczo doszcz zakinczywsia. I buo due tycho, ysze szeestiy kroky Waentyny za dweryma. Jak wona nenawydy mene! podumaw ja maje spokijno. Weykyj nicznyj meteyk bywsia ob sko werandy. Ja bezszumno zrobyw krok do kanapy i, ne zahasywszy
swita, widrazu zasnuw.
Prokynuwsia ja dosy rano, chocza Rajisa we rozmowlaa zi swojimy dorohocinnymy kurmy pid samoju werandoju. Buw soniacznyj i witrianyj ranok, skrypiy stowbury
sosen, i w kutku werandy dzyczay osy. Ja ne widrazu wtiamyw, czomu ja splu o tak,
nemow na wokzali. Perszi dekilka sekund u mene buw czudowyj nastrij, ae tut kwantamy
poczay powertatysia dumky i sowa wczorasznioho weczora, i ja skynuw nohy z kanapy
meni ne chotiosia, szczob chto-nebu pobaczyw mene. U kimnati buo tycho, ja zazyrnuw tudy. Simja spaa. Tilky Koka robyw ce bezturbotno, a Waentyna skuywszy i
zachowawszy hoowu pid kowdru, nawi uwi sni wona unykaa moho pohladu.
Ja uziaw rusznyk ta zubnu szczitku i spustywsia w sad, do umywalnyka, szczo wysiw
na stowburi sosny. Poky ja mywsia, Rajisa neczutno pidkraasia z-za spyny i proszeestia:
Soodko spyte, houbky, bez mooka zayszytesia.
Wona ne witajesia, i ja ne budu. Ae w jiji jechydnij frazi buw zdorowyj huzd. Czerez
dwa budynky ya babcia Ksenija, u jakoji my bray mooko. Ja, ne kauczy j sowa, pidchopyw z terasy bidon i piszow do chwirtky. Ja jszow i dywuwawsia z sebe: ja buw spokijnyj. I ne mih widrazu zrozumity pryczyny swoho spokoju. I ysze koy powertawsia nazad,
zrozumiw, w czomu sprawa: wyjawlajesia, poky ja spaw, uchwayw riszennia. Nenacze
wyriszyw uwi sni zadaczu, jaku ne mih wyriszyty dekilka dniw pidriad. Siohodni ja pobaakaju z Waentynoju. I skau jij use. Tak mona widkadaty rozmowu na roky. Je simji,
w jakych chto tako widkadaje taku rozmowu. Rik widkadaje, dwa, pja, a tam ue pizno.
Waentyna we schopyasia. Wona dzwenia posudom na kuchni i, poczuwszy, jak ja
pidnimajusia schodamy na werandu, kryknua zwidty:
Moode, szczo pro mooko zdohadawsia!
Rozszyfruwaty ci sowa buo zawwyhraszky. Znaczy, Rajisa powidomya, szczo bez
jiji nahaduwannia ja zayszyw by dytynu bez mooka.
Spoczatku ja chotiw skazaty pro rozuczennia prosto za snidankom i nawi prydumuwaw perszi sowa, ae zlakawsia, szczo Waentyna pryjme moji sowa z pownoju bajduistiu ce wona wmije i skae ysze: Bu aska. Meni chotiosia, szczob wona
widczua te, szczo widczuwaju ja, chocza b pja widsotkiw wid cioho. I ja namahawsia

trymaty sebe za snidankom w normi, i, koy Waentyna rozpowidaa meni, jak Koka
wczora widkrutyw pesyku hoowu, ja suchniano posmichawsia.
Ty najiwsia? zapytaa Waentyna, dopywajuczy kawu.
Zwisno, widpowiw ja i potiahnuwsia za Korozijeju metaliw.
Wona natiakaa na te, szczo ja zjidaju bilsze, ni zaroblaju. Krim toho, u bu-jaku
my wona moha zapytaty, czy dobre ja prowiw nicz. Korozija metaliw potribna bua
meni jak szyrma. Meni treba buo zmirkuwaty, koy poczaty rozmowu.
Kolu, skazaa Waentyna, u mene do tebe je serjozna sprawa. ysze ne obraajsia.
U mene obirwaosia i wpao serce. Ja nijak ne prypuskaw, szczo Waentyna wyperedy mene. Newe wona znajsza sobi nowoho prynca? Moe, za dopomohoju Rajisy Pawliwny, posuywoji starszoji podruhy? Czomu ja sam ne zahoworyw do snidanku!
Tak, skazaw ja bajdue.
Meni zdawaosia, szczo u mene woruszysia woossia tak metaysia w hoowi
dumky.
Ja obiciaa Rajisi Pawliwni, skazaa Waentyna, zrobyty odnu ricz. My jij
bahato czym zobowjazani nu, zahaom, ty rozumijesz
Ja niczoho ne rozumiw. Ja ziszczuywsia, mow sobaka pered udarom, ae do czoho
tut Rajisa?
Ty znajesz, szczo jij wako nahynatysia, a wona chocze zdaty komirczynu. Jakszczo probyty w nij wikno, wona stane nepohanoju kimnatoju.
Nu i nechaj zdaje, widkazaw ja awtomatyczno. Ce bua jaka czerhowa zmowa,
ae, poky ja ne rozkuszu jiji, kraszcze ne czynyty oporu. Wona skoro i horyszcze zdas.
I poroniu sobaczu budku.
Rajisa prosya wytiahnuty z komirczyny stari profesorki urnay i papery, potim
tam dwi skryni i szcze jakyj motoch. Wona meni pokazuwaa.
Ja mih by skazaty, szczo powynen zajmatysia. Ja mih by nawi skazaty, szczo maju
prawo chocza b de na tyde widpoczyty. Ae ja rozhubywsia. Ade ja hotuwawsia do
inszoji rozmowy.
Jak choczesz, skazaw ja.
Nu ot i czudowo.
U komirczyni pacho kotiaczym poslidom. U maeke wikonce pid steeju probywawsia promi soncia, i w niomu powano paway poroszynky. Papery buy zwjazani stosamy, urnay kupamy pidnosyysia w kutach i na jaszczykach.
Pozadu postaa Rajisa i skazaa, chocza nichto ne prosyw jiji:
Wse cinne ja do instytutu widdaa. Pryjiday z instytutu. Ja widdaa bezopatno.
Jij spodobaosia ostannie sowo, i wona powtorya:
Bezopatno.
Za dejaki knyhy w bukinistycznomu wam nepohano b zapatyy, skazaw ja.
Wona ne uowya ironiji i widrazu pohodyasia, nemow sama pro ce szkoduwaa:
Tut bua masa knyh, i dejaki z nych stari, cinni. U profesora bua dywowyna
bibliteka.
Waentyna wdiaha pastykowyj fartuch i kosynku. Wona uwijsza do komirczyny
perszoju, i promi swita zapayw jiji woossia. Nu czomu u nas ne wyjszo? Czomu chto
inszyj powynen myuwatysia jiji woossiam?
Papir i urnay skadajte u kuchni, nahadaa Rajisa.

Waentyna ne widpowia. Woczewy, bua informowana pro ce zazdaehi.


Ja we domowyasia z achmitnykom. Win pryjide za makuaturoju na wantaiwci, powidomya Rajisa.
Wony i ne sumniwaysia, szczo ja wytraczu subotu na czornu praciu. Moja zhoda
bua poronioju formalnistiu.
Waentyna nachyyasia i peredaa meni perszu paczku urnaliw. Ja widnis jich u
sad i pokaw na zemlu. urnay buy nimeki, zdajesia, Bifizycznyj zbirnyk desiatyricznoji dawnosti. Ja podumaw, jak szwydko ludyna znykaje z yttia. Jak szwydko wse
zabuwajesia. Ci urnay stojay na poyciach poriad z knyhamy, i ludyna na prizwyszcze
Kozarin, jakoji ja nikoy w ytti ne baczyw nawi na fotografiji, pidchodya do cych poy,
i wmist cych urnaliw buw widdrukowanyj u neji w mozku. Ja widkryw odyn z urnaliw
nawmannia i pobaczyw, szczo na polach rozstaweni znaky okykiw i dejaki riadky pidkreseni. Isnuwaw stijkyj zworotnyj zwjazok mi yttiam Kozarina i yttiam cych statej.
I napewno, ci urnay i szcze bilszi stosy paperu, spysani samym Kozarinym, wtratyy
wychid do ludej, szczojno ne stao samoho profesora. O zaraz pryjide achmitnyk i zabere
jich, szczob potim jich peremooy i nadrukuway na czystomu paperi nowi urnay, koen
z jakych prylipysia do jakoji ludyny, zrostesia z neju i, najpewnisze, pomre z neju. Try
roky tomu na cij daczi isnuwaw zamknutyj swit, zwedenyj Kozarinym za bahato rokiw.
Teper my z Waentynoju doczyszczay joho zayszky, szczob nowyj, Rajisyn, bezykyj i
maekyj swite pownistiu zapanuwaw tut. I ja podumaw, szczo obowjazkowo, koy budu
w eninci, zazyrnu w kataog: szczo napysaw, szczo prydumaw sam Kozarin, czy je nytoczka, jaku my obrywajemo tut i jaka obowjazkowo powynna tiahnutysia w inszi miscia
i w inszyj czas?..
Kolu, pokykaa Waentyna i powernua mene na zemlu, de wid mene, napewno, ne zayszysia odnoji nytoczky. Ty kudy propaw?
Rajisa korpaasia na kuchni, ja hadaju, szczob pozyraty, czy ne wkradu ja po dorozi
kiogram-druhyj makuatury. Ja zapytaw jiji, prochodiaczy:
A Kozarin chto buw za fachom?
Profesor, widkazaa wona prostoduszno.
Profesory rizni buwaju. Chimiky, fizyky, istoryky.
Nu, znaczy, fizyk, skazaa Rajisa, i ja jij ne powiryw.
Prosto sowo fizyk zwuczao dla neji powanisze.
Waentyna we wytiahnua z komirczyny dekilka paczok, i meni zayszaosia ysze
pronosyty czerez kuchniu, i ja krajem oka pohladaw na Rajisu, i meni zdawaosia, szczo
wona woruszy hubamy, pidrachowuje kilkis paczok, szczob potim zanesty nikomu ne
potribnu cyfru do komirnoji knyhy.
Tak my i praciuway byko hodyny. Raz meni doweosia widirwatysia i zbihaty do
Koky, ae wzahali-to win powodywsia toho ranku due szlachetno, niby peredczuwaw
nastannia riszuczoho momentu i namahawsia buty na wysoti.
Waentyna wymea pyluku, i my wziaysia za skryni. Zwisno, Rajisa we projszasia
kri nych czastym hrebincem, a potim bezadno zwaluwaa tudy wse, szczo dla neji ne
jawlao komercijnoho czy hospodarkoho interesu. U skryniach eay pokotom stari, diriawi czerewyky, byti czaszky, hanczirja, knyhy bez poczatku i kincia, ae hoowne
masa obrywkiw prowodiw, drotu, hajok, szurupiw, koroboczok z didamy, uamkiw drukowanych schem i, szczo zowsim we dywno, dwa retelno zrobenych makety ludkoho
mozku, pokresenych i nawi protknutych podekudy szpylkamy.

U profesora buo chobi, skazaw ja. Jake, newidomo.


Rajisa, jaka wse czua, nehajno widhuknuasia z kuchni:
Wy ne ujawlajete, w jakomu ja zastaa wse stani. Dacza bua absolutno ne prystosowana dla yta. Banky, sklanky i drotynky. Szcze buo bahato ciych pryadiw, ae ci, z
instytutu, z soboju widwezy. Ciu maszynu.
Todi ty bojaasia, bua ne wpewnena u swojich prawach. Szcze b pak, cia dacza u
spadok. Teper by tak prosto ne widdaa. Ae whoos ja wysowluwaty swoju dumku ne
staw.
My wytiahay motoch na wuyciu, poky skryni ne stay dostatnio ehkymy, potim
protiahnuy jich czerez kuchniu. Nadwori we pidnosyasia hora makuatury, i wyhlad u
neji buw aluhidnyj w komirczyni ce ne tak widczuwaosia. Potim ja wywolik z komirczyny ostanni miszky i korobky, Waentyna uziaa mokru hanczirku, szczob sterty py, a
ja zatrymawsia w sadu, tomu szczo raptom zachotiosia pomirkuwaty pro tlinnis ludkoho isnuwannia. Ae niczoho z cioho ne wyjszo, rozdumy na zamowennia u mene ne
wychodia. Natomis ja pryhadaw pro te, szczo pidchody wyriszalna my, a ja maje zabuw pro neji, tomu szczo ne chotiw pro neji pamjataty, i za ciu hodynu abo dwi, poky my
czystyy awhijewu komirczynu, Waentyna umudryasia odnoho razu ne nahadaty meni
pro sumnu dijsnis.
Ja wytiahnuw z kupy nepotrebu towstyj obrucz z wystupamy, nemow zubciamy korony, i podumaw, szczo ranisze, znajszowszy taku sztuku, ja obowjazkowo prydumaw by
szczo-nebu wesee i koronuwaw by Waentynu, mow caryciu Tamaru. Teper wona takych artiw ne rozumije. Nu szczo , mona koronuwatysia samomu car durniw i prostakiw!
Ja powernuwsia na terasu, tudy, de dowedesia poczynaty rozmowu. I napewno,
tymy samymy sowamy, szczo poczaa nedawno Wala: U mene do tebe je serjozna
sprawa. Nenawydu taki rozmowy. Do dobroho wony ne wedu. Ae ja j ne spodiwawsia
na dobre. Zaraz uwijde Waentyna.
Ja zlakawsia, szczo wona uwijde, i tut-taky zjawyasia riatiwna dumka slid umytysia. Ja kynuw obrucz na kanapu i dowho pooskawsia pid tonkoju ciwkoju iz zeenoho
umywalnyka na sosni. Widtak ja pobaczyw, szczo do umywalnyka pospiszaje Waentyna
z rusznykom u ruci, i powernuwsia na terasu. Nu, skazaw ja sobi, pora. Wse staosia
same tomu, szczo ty nadto dowho buw hanczirkoju. Dosy.
Ja poczuw, jak skrypla schodynky pid nohamy Waentyny. Meni nikudy buo podity
ruky. Ja uziaw obrucz. Waentyna pidijsza bycze, i ja widsunuwsia na krok.
Szczo ce u tebe? zapytaa wona.
A szczo, jak Rajisa poczuje? podumaw ja. ne mona howoryty pry Rajisi. Ce
buw czudowyj prywid, szczob potiahnuty z rozmowoju, ae, jak na zo, Rajisa promajnua
pered terasoju i popriamuwaa do chwirtky. Wona napewno pospiszaa pokwapyty achmitnyka. Widstupaty buo nikudy.
Szczo ce? powtorya Waentyna.
Korona caryci Tamary, skazaw ja. Abo caria Soomona. Wse odno.
I ja odiah obrucz na sebe, a mij jazyk ue poczaw wymowlaty pidhotowani j retelno
widrepetyruwani za ranok sowa:
Walu, u mene je do tebe serjozna sprawa
I ciu my ja zamowk. Ja ne czuw, szczo widpowia Waentyna, tomu szczo mene ne
stao. Ce buo dywne myttiewe widczuttia znyknennia. U mene zberehysia widczuttia, w

meni buy obrazy i dumky, ae ce wse ne mao do mene odnoho stosunku. Opysaty ce
nemoywo, i ja prysiahajusia, szczo niczoho podibnoho ne widczuwaw nichto z ludej. Za
wyniatkom, pewno, Kozarina.
Ja analizuwaw ci swoji nezwyczajni widczuttia potim. U mozku ludyny miljardy nerwowych klityn, u konoji swoji sprawy i swoji zawdannia. I napewno, sered nych je skilky
takych, szczo niczoho ne robla, ae czekaju swoho momentu, w jakyj mozku dowodysia
stykatysia z nastilky nowymy widczuttiamy, szczo zwyczajnym roboczym klitynam z cym
ne wporatysia. I wony, mow detektywy, kydajusia na wyruczku, chapajuczy i widkydajuczy rizni moywosti, perebyrajuczy warinty, poky ne znajdu toj jedynyj, wirnyj wychid,
jakyj mona powidomyty reszti klityn. Jakszczo ne tak, to czomu pisla perszych mytej
paniky mij mozok diznawsia, szczo zi mnoju trapyosia?
Ja pobaczyw, diznawsia, poczuw nazywajte jak choczete, szczo kojisia w hoowi u Waentyny. Jakszczo wy dumajete, szczo ja proczytaw jiji dumky, ce bude newirno.
Dumok ja ne czytaw. Prosto ja opynywsia wseredyni Wali, i te, szczo w opysi zajmaje
czymao riadkiw, stao mojim nadbanniam myttiewo
Buw strach, tomu szczo Mykoa, jakyj z weczora nerwuwaw, miscia sobi ne znachodyw, nareszti zwaywsia na szczo achywe, szczo potim ue ne wyprawysz. I joho sowa
pro serjoznu rozmowu, i te, jak tremtia joho ruky, koy win natiahuje na sebe cej obrucz Win skae, win obowjazkowo powynen skazaty, szczo tak bilsze yty ne mona,
szczo win pide. I win, zwyczajno, po-swojemu maje raciju, tomu szczo iz samoho poczatku
buo zrozumio, szczo win bude neszczasywyj. Ade win, mow chopczyko, ne moe dywytysia w majbutnie. I todi ne zmih, wirnisze, ne zachotiw. Koy trapyasia ta rozmowa z
bakom i zrozumio stao, szczo baky ne schwaluju, o todi potribno buo pity wid nioho,
wyjichaty, zawerbuwatysia kudy na budiwnyctwo. I ne buo b trudnoszcziw, takych
strasznych trudnoszcziw dla Koli. Jak ysze win tiahnuw usi ci misiaci! Ade szcze i
wczywsia schud i poszarpawsia. Jak wona posmia nawisyty na szyju kochanij ludyni
takyj wanta sebe i Koku. Oj, jakby win trochy szcze poczekaw, ade woseny Koku
wasztuway b u jasa na pjatydenku i wona pisza b praciuwaty. Ae pizno. Tomu szczo
Koyne kochannia pomero, ta j ne zaraz pomero, a szcze nawesni abo wzymku. O ruky,
zwyczajni ruky, nawi ne due sylni, a mona dywytysia hodynamy na nych, znaty na
dooni konu zmorszczeczku i mrijaty pro te, szczob nahnutysia do nych i pokasty hoowu. I ne mona, tomu szczo wona taka wynna pered nym: ne wystaczyo syy widmowytysia wid szczastia. A wse yttia todi skadaosia z maekych i weykych czudes. Buo
dywom jty z nym u kino i znaty, szczo w bufeti win kupy irysky Zabawu i dawatyme
jij po sztuczci, i konoho razu joho ruka zatrymuwatymesia na jiji dooni. Buo dywom
bihty w susidniu kimnatu hurtoytku i za weyki posuhy w majbutniomu wyproszuwaty
czorne pattia u Swietky, tomu szczo Kola kupyw kwytky na francukoho spiwaka, i potim
sydity w czerzi u perukarni i dywytysia na hodynnyk, a czasu zayszajesia wsioho niczoho
i mona zapiznytysia, chocza Kola niczoho ne skae. I buo hoowne dywo, pro jake nawi
ne mona rozpowisty nikomu w hurtoytku, inaksze wono roztane. Nu czomu wona ne
zumia wczasno wriatuwaty Kolu wid sebe samoji? Ade win hordyj, win ne widmowywsia
b sam wid swoho sowa. A wona inka. A inka zawdy starsza wid czoowika, jakszczo i
czoowikowi j inci nemaje dwadciaty rokiw. Joho stari ne zlubyy jiji. Jakby wona bua
insza studentka, moskwyczka, moe, wse buo b inaksze. Jomu i potribna insza. Jak
bezhuzdo zhaduwaty teper, szczo wona namahaasia spodobatysia bakowi i mya wikna,
koy jiji ne prosyy pro ce, i wse buo newad i ysze dratuwao! I wona baczya, szczo

dratuje, ae niczoho ne moha z soboju porobyty A potim u Koli propao wse. Wysocho,
mow strumok u posuchu. Zayszywsia borh. Kola sumlinnyj. Jomu b dawno pity. Win
bude Koci dopomahaty, win dobryj. Jak wona wtomyasia za ce lito! Ne ysze fizyczno,
ce ne hoowne. Wtomyasia trymaty sebe zawdy w rukach, ne zrywatysia, ne naproszuwatysia na lubow, jaku ne mou daty. Jak win obrazywsia wczora, koy wona skazaa,
szczo treba kupyty czerewyky, a paszcz poczekaje! Ne slid buo tak kazaty, ae wyrwaosia. Jij i sprawdi ne potriben paszcz, koy je staryj. Kola maje buty dobre, harno wdiahnenyj. Ade win buwaje w hostiach, u druziw, zachody do swojich bakiw. I nichto ne
powynen znaty, szczo jomu wako z hroszyma, szczo dacza zera wse na dwa misiaci
napered. Harazd szcze, wdaosia umowyty titku, szczob Kola ne diznawsia, skilky wona
kosztuje nasprawdi. A sto zabrakych karbowanciw wona naszkreba. Kola poky ne pomityw, szczo wona prodaa czoboty i zeenu koftu. Ce durnyci. Jij nema pered kym krasuwatysia. Szcze due straszno zawdy, szczo Kola moe podumaty, niby wona jomu dokoriaje za mayj zarobitok. Win tak moe podumaty z hordosti. Nu to j szczo, jakszczo u
nioho nemaje szcze fachu? Ade skoro wona pide praciuwaty, a tam i instytut win zakinczy, ce wse taki durnyci, chocza pizno pro ce dumaty. Win tak bahato praciuje i zajmajesia. Ade wona znaje, szczo ni z kym win ne pje i maje wsich druziw rozhubyw. I
wczora sydiw zajmawsia do opiwnoczi. A u neji tak zub boliw, chocz pomry, a aspiryn na
terasi. Wona potknuasia buo tudy, ta zlakaasia zawadyty. Win buw rozdratowanyj, wtomenyj, kraszcze poterpity. Napewno, ranisze wona b tak ne podumaa durnyci jaki:
uwijdy i wimy piguku, ae we dawno wona nenacze wysy nad prirwoju, i sabnu ruky,
a wnyzu riczka. Zub boliw, wona chodya po kimnati nawszpyky, na Kostyka dywyasia,
na maekoho Kolu, i wse jij chotiosia, szczob Kola uwijszow i pokaw jij ruky na peczi.
Chocza wona znaa, szczo ne uwijde. Wona namahaasia wjazaty. Wona nenawydia ce
wjazannia, ae treba jako zaroblaty, dopomahaty Koli. Rajisa wasztuwaa swojij znajomij sukniu. Rajisa taka korysywa, szczo napewno z dwadciaty karbowanciw za wjazannia
pjatirku sobi za trudy prywasnya. Ae z neju wse prosto. Wona pohana ludyna, ae choroszoju ne prykydajesia. Z neju nawproste mona. Koy prosya komirczynu rozibraty,
doweosia jij priamo skazaty, szczo ne w podarunok. Domowyysia, szczo mona bude pounyceju i inszymy jahodamy z jiji horodu bezkosztowno korystuwatysia. Dla Kostyka,
pewna ricz. I due nijakowo buo jty do Koli. Wona pid ranok wstawaa, pociuwaa joho
w szczoku, a win uwi sni spochmurniw. Win uwe we proty neji nastrojenyj, wse tio joho
oburiujesia. I pro ce wona te prahnua trochy mensze dumaty, tomu szczo do ostannioji
myti, poky Kola ne skazaw pro serjoznu rozmowu, wona spodiwaasia dotiahnuty do
oseni, nenacze ce riatiwnyj rubi, berih, do jakoho treba dopywty. Ade sama rozumia,
szczo sebe oduriuje. Czerepky jak ne skadaj, czaszka ne wyjde. A koy win u komirczyni
trudywsia, jij zdaosia, szczo joho nepryjaz do neji mynua na jakyj czas. I jij nawi spiwaty zachotiosia. I znowu sebe oduriuwaa. Moe, uziaty Kostyka i wyjichaty z nym, a
potim nadisaty ysta: Ja tebe, lubyj, zawdy lubyty budu, ae ne choczu buty tiaharem.
Bo ne propade wona. A zaraz ue pizno. Win sam jiji wyene. I matyme susznis. Bidnyj
mij Kolka, chopczyko mij upertyj. Szczo z nym?..
Ja potim zrozumiw, szczo wse ce prodowuwaosia my, nu, wid syy dwi-try sekundy, tomu szczo Wala pomitya, szczo ja zatoczujusia, szczo ja widkluczywsia, i kynuasia do mene, a ja wpaw, i obrucz skotywsia na kanapu.
Ja otiamywsia widrazu , i oczi Waentyny buy byko, wona tak nalakaasia, szczo
skazaty whoos niczoho ne moha. U neji tremtiy huby. Ce literaturnyj wyraz, i ja ranisze

nikoy ne baczyw, szczob u ludej nasprawdi tremtiy huby. Hoowa u mene pamoroczyasia, ae ja wse-taky siw na pidozi, potim wstaw, spyrajuczy ob jiji ruku. U neji tonka i
sylna ruka. I ja trymaw jiji za palci i dumaw, szczo jiji palci szorstki wid postijnoho prannia.
Niczoho osobywoho, skazaw ja. We mynuo. Sowo czesti.
Ty perewtomywsia, posy, bu aska.
Wid strachu za mene wona wtratya zdatnis woodity soboju, wona adna bua zaytysia slozamy i prytysnutysia do mene. I chocza ja ne znaw ue jiji dumok i nikoy w
ytti ne odiahnu bilsze cej obrucz (zawtra widwezu joho do instytutu), ja prodowuju
czytaty jich. I ja zlakawsia, szczo wona zapacze, szczo wona zamajesia tak ot, widrazu,
a do cioho prypuskatysia ne mona na najbyczi pjatdesiat rokiw u mene czitke zawdannia: odnoho razu ne prypustytysia, szczob cia durna dytyna zarewa. Nechaj rewu
inszi. I todi meni spaa na dumku szkidna dumka, ce zi mnoju buwaje, jakszczo meni
dobre i w mene czudowyj nastrij. Ja skazaw, ne widpuskajuczy jiji palciw:
To ja kau, szczo w mene do tebe serjozna rozmowa.
Palci, jaki orstkymy poduszeczkamy obereno torkaysia do mojeji dooni, widrazu
osaby, stay mlawymy.
Tak, skazaa wona dytiaczym hoosom.
W czetwer twoja titka pryjide?
Ja rozdywlawsia Waentynu, niby tilky wczora z neju poznajomywsia. Wona ne posmia zwesty oczej.
Obiciaa.
Dawaj umowymo jiji zayszytysia noczuwaty. A ja wimu kwytky na koncert. Abo
w kino. My tysiaczu rokiw nide z toboju ne buy.
Kraszcze w kino, skazaa wona, persz ni wstyha uswidomyty, szczo ja skazaw.
A potim raptom kynuasia do mene, widczajduszno wczepyasia w rukawy soroczky,
prytysnua nis do mojich hrudej, nemow chotia schowatysia w meni, i zarewia w try
strumky.
Ja hadyw jiji peczi, woossia i burmotiw dosy nezwjazno:
Nu szczo ty, nu peresta Zaraz Rajisa pryjde Ne treba
Z rosijkoji perekaw Witalij Henyk
Perekadeno za wydanniam: BUYCZEW K. Ludi kak ludi. M.: Moodaja gwardija, 1975. 288 s. (B-ka sowetskoj fantastiki).

Derasi ne spysia wranci. O szostij, poky prochoodno, win wmykaje dynamik i pytaje Martu:
Ty hotowa?
My wsi czujemo joho pronyzywyj hoos, wid jakoho ne schowajeszsia pid kowdru, ne
zakryjeszsia poduszkoju. Hoos nemynuczyj mow dola.
Marto, prodowuje Derasi. Ja wiriu, szczo siohodni my znajdemo szczo
ukraj cikawe. Ty jak hadajesz, Marto?
Marti te choczesia spaty. Marta te nenawydy Derasi. Wona kae jomu pro ce.
Derasi rehocze, i dynamik pidsyluje joho rehit. Kapitan pidjednujesia do wnutrisznioji
merei i kae dokirywo:
Derasi, do pidjomu szcze piwhodyny. Do reczi, ja szczojno zminywsia z wachty.
Daruj, kapitane, kae Derasi. Zaraz my szwydeko zberemosia, pidemo na
objekt, i ty spokijno wyspyszsia. Rankowi hodyny wtryczi produktywniszi wid dennych.
Treba pospiszaty. Czy ne tak?
Kapitan ne widpowidaje. Ja skydaju kowdru i sidaju. Nohy torkajusia pidohy.
Kyym u ciomu misci trochy protersia. Skilky raziw ja nastupaw na nioho wranci?
Dowodysia wstawaty. Derasi maje raciju rankowi hodyny najkraszczi.
Pisla snidanku my wychodymo iz Spartaka czerez wantanyj luk. Po pandusu,
podriapanomu wantanymy wizkamy. Za nicz na pandus nameo buroho pisku, pryneso
suchych hiok. My bez skafandriw. Do poudnia, poky ne rozhulajesia speka, dostatnio
masky i ehkoho baona za peczyma.
Beznadijna bura, e horbkuwata doyna tiahnesia do bykoho obriju. Kuriawa
wysy nad neju. Wona zabyrajesia wsiudy: u skadky odiahu, w czerewyky, nawi pid
masku. Ae poroch use lipsze wid bahna. Jakszczo naety sira chmara, wychlupnesia
na doynu korotkoju burchywoju zywoju, dowedesia kydaty robotu i powzty po syzu do
korabla, pereczikuwaty, poky prosochne. Pisla zywy bezsyli nawi wsiudychody.
Odyn z nych oczikuje nas bila pandusa. Mona dijty do rozkopok piszky, desia chwyyn, ae kraszcze ci chwyyny wytratyty na robotu. Nam skoro widlitaty prodowolstwa
i inszych zapasiw zayszyosia zaedwe na zworotnyj szlach. My j tak zatrymaysia. My j
tak ue szis rokiw u poszuku. I maje pja rokiw zajme zworotnyj szlach.
Zachir wowtuzysia bila druhoho wsiudychoda. Geoohy zbyrajusia na rozwidku.
My proszczajemosia iz Zachirom i zajmajemo miscia w maszyni. Miscia w nij tak samo
zwyczni, jak miscia za stoom, jak miscia w zali widpoczynku, jak miscia za awarijnym
rozkadom. Ja wiszaju aparaturu na haczok sprawa. Misia tomu my wtrapyy w jamu, i
ja rozbyw ob cej haczok pecze. Todi ja obmotaw joho mjakoju striczkoju. Wiszaju na nioho
sumku z aparaturoju ne dywlaczy. Moja ruka znaje misce z tocznistiu do milimetra.
Derasi prostiahaje dowhi nohy czerez prochid i zakrywaje oczi. Dywno, szczo ludyna, jaka tak luby spaty, moe prokydatysia najranisze i budyty nas ohydnym hoosom.
Derasi, kau ja. U tebe ohydnyj hoos.
Znaju, kae Derasi, ne rozpluszczujuczy oczej. U mene z dytynstwa pronyzywyj hoos. Ae Weronici win podobawsia.
Weronika, joho druyna, pomera torik. Zajmaasia kulturoju wirusu, znajdenoho
namy na prybudnomu asterojidi.

Wsiudychid zjidaje w uohowynu, obhorodenu pastykowymy szczytamy, szczob


rozkop ne zasypao pylukoju. Ja wyau na zemlu tretim. Uslid za Martoju i Doynkym.
Szczyty mao dopomahaju pyu za nicz nameo po kolino. Derasi we tiahne chobot
porochotiaha, zakydaje joho w rozkop, i toj, niby ywyj, poczynaje powzaty po zemli, poyrajuczy poroch.
Westy tut archeoogiczni roboty bezumstwo. Pyowi buri zdatni za try dni zasypaty
chmaroczos, slidu ne zayszysia. A za nastupni try dni wony mou wykopaty nawkoo
nioho stometrowu jamu. Buri prynosia tako sadu i czastynky derewnoho wuhilla z neskinczennych lisowych poe, szczo buszuju za bootamy, w rezultati my ne zmohy
poky datuwaty odnoho kamenia.
My tak i ne znajemo, chto i koy pobuduwaw ce poseennia, chto yw u niomu. My
ne znajemo, szczo trapyosia z meszkanciamy cijeji panety, kudy wony podiysia, czomu
wymery. Ae wse, szczo my zmoemo, zrobymo. I my czekajemo, poky porochotiah zakinczy metuszniu w rozkopi i my spustymosia tudy, ozbrojimosia szkrebkamy i kwaczykamy
i wytriszczatymemo oczi u poszukach kistky, uamka horszka, szesterinky abo, w hirszomu razi, jakoji-nebu organiky.
Wony gruntowno buduway, kae Derasi. Pewno, buri i todi jim zawaay
yty.
U rozkopi wczora wyjawyasia skelna poroda fundament budiwli czy budiwel, jaki
my kopay, wrizawsia u skelu.
Wony due dawno piszy zwidsy, skazaa Marta. I jakszczo peretrusyty pustelu, my znajdemo j inszi sporudy. Abo jich slidy.
Slid buo b trochy kraszcze perewiryty hory za bootom, kau ja. Tut my
niczoho tak i ne znajdemo. Powirte meni.
Ae szczoha, skazaw Derasi.
I piramida, skazaa Marta.
Szczohu my pobaczyy szcze na perszomu obloti. I jiji zneso czerhowoju bureju ranisze, ni my siudy distaysia. I pochowao w nadrach pusteli. Piramidku my widkopay.
Jakby ne buo piramidky, my ne stay b tretij tyde pidriad borsatysia w rozkopi. Piramidka stojaa pered namy, hadka, wyta u skelu i nacze wytesana zi skeli. Jiji my wimemo z soboju. Reszta znachidok kamjane kryszywo i rubci na skeli. Ani napysiw, ani
metau
U horach za bootom yty buo nemona. Wody nawi u kraszczi czasy ne buo. I
wzahali ce odne z nebahatioch mis
Derasi znowu maje raciju. Bezdonni boota, po jakych pawaju, spliwszy korinnia,
ku?szczi derew, hory, prydumani nacze nawmysne takymy, szczo do nych ne pidbereszsia.
I okean bezmenyj okean. I w niomu ysze buri i najprostiszi organizmy. yttia kudy
piszo zwidsy, moe, zahynuo i o pomau poczynajesia znowu, z najprostiszych.
My spuskajemosia w rozkop.
Poriad zi mnoju Doynkyj.
Czas dodomu, kae win, rozczyszczajuczy kut kwadratnoji zahybyny w skeli.
Tobi korty?
Zwyczajno, kau ja.
A ja ne znaju. Komu my tam potribni? Chto nas czekaje?
Ty znaw, na szczo jdesz, widpowidaju ja.
Szczo byszczy u szpari.

I znaw i znaju. Koy my widlitay, to buy herojamy. A szczo moe buty sumnisze,
ni obraz zabutoho heroja. Win chody wuyciamy i natiakaje: wy mene wypadkowo ne
pamjatajete? Absolutno wypadkowo ne pamjatajemo.
Meni ehko, kau ja. Ja nikoy ne buw herojem.
Ty ne ujawlajesz, naskilky zminywsia swit, w jakyj my powernemosia dwisti rokiw potomu. Jakszczo swit szcze isnuje
Pohla, po-mojemu, meta, kau ja.
Meni nabrydy rozmowy Doynkoho. Win zdaw. My wsi zday, my wsi yy ci roky
metoju szlachu. Panetnoju systemoju, jaku nichto do nas ne baczyw, zorianymy teczijamy, meteorytnymy potokamy, tajemnyceju weykoho widkryttia. I wse ce materilizuwaosia miljonamy symwoliw, suchych cyfr i schowaosia w nadrach Mozku korabla, u
skadach, na aboratornych stoach Ostannij rik my metaysia systemoju, wysadujuczy na asterojidach i mertwych panetach, halmujuczy, nabyrajuczy szwydkis, rozumijuczy, szczo nabyajesia czas powernennia, szczo jaynka we prybrana ihraszkamy,
swiato u pownomu rozpali i skoro wono zakinczysia. Tilky swiato, jak i traplajesia zazwyczaj z nymy, wyjawyosia znaczno skromniszym, ni oczikuwaosia. My dosiahy mety,
my wykonay te, szczo powynni buy wykonaty, ae, na al, ne bilsze. Mozok korabla napowniuwawsia informacijeju, ae mriji naszi, wypekani za dowhi roky szlachu, ne wyprawdaysia
Do ostannioji panety my pidetiy, koy w rezerwi zayszawsia misia. Czerez misia
my powynni buy startuwaty do Zemli. Inaksze my ne powernemosia na Zemlu. Nas buo
wisimnadcia, koy my startuway iz Zemli. Nas zayszaosia dwanadcia. I ysze na ostannij paneti, mao prystosowanij dla ludyny (reszta buy zowsim ne prystosowani), my znajszy slidy dijalnosti rozumnych istot. I my w promikach mi pyowymy buriamy whryzaysia w skeli, hrebysia w pisku i porosi, my chotiy diznatysia wse, szczo mona diznatysia
pro ce rozumne yttia. Czerez dwa dni start. I maje pja rokiw powernennia, pja rokiw
zworotnoho szlachu
Waka kulka, zawbilszky z lisowyj horich, eaa u mene na dooni. Wona ne okysluwaasia. Wona bua oczewydnoju, jak pisok, skeli i chmara, szczo nawysa nad namy.
Derasi! kryknuw ja. Kulka.
Ha? Witer, szczo zdijniawsia, widnosyw sowa ubik. Jaka kulka?
Zariad pyu obruszywsia na nas zwerchu.
Pereczekajemo? zapytaa Marta, pidchopywszy kulku. Waka
Do wsiudychoda, skazaw po raciji kapitan. Weyka buria.
Moe, my jiji pereczekajemo tut? zapytaw Doynkyj. My szczojno znajszy
kulku. Metaewu.
Ni, do wsiudychoda. Weyka buria.
Strywaj, skazaw Derasi. Jakszczo nasprawdi weyka buria, to kraszcze nam
zabraty piramidu. Jiji moe tak zasypaty, szczo za zawtrasznij de ne rozkopajemo. I dowedesia widlitaty maje z poronimy rukamy.
Ne rozkopajemo zayszymo tut, skazaw kapitan. Wona zniata namy, obmiriana Bo szcze was samych zasype. Rozkopuj todi
Doynkyj zasmijawsia.
Zate my trymatymemosia za znachidky. Nas ne widnese.
Nowyj zariad pyu obruszywsia na nas. Kuriawa osidaa powoli, krutyasia nawkoo
nas, mow zhraja nastyrywoji moszkary.

Derasi skazaw:
Uziaysia za piramidku?
My pohodyysia.
Doynkyj, pideny siudy wsiudychid. Tam wse hotowo.
Tam i sprawdi buo wse hotowo. Wsiudychid buw zabezpeczenyj pidjomnykom.
Nakazuju nehajno powernutysia na korabel, skazaw kapitan.
A de geoohy? zapytaw Derasi.
We powertajusia.
Ae my ne moemo zayszyty tut ciu piramidu.
Zawtra powernetesia.
Buria zazwyczaj prodowujesia dwa-try dni.
Kauczy tak, Derasi nakynuw na piramidu petlu trosa. Ja uziawsia za rizak, szczob
widpylaty promenem osnowu piramidky. Rizak zadzyczaw, kami poczerwoniw, zatriszczaw, boriuczy z promenem, opyrajuczy jomu.
Chmara, takoji temnoji ja szcze ne baczyw, nawysa prosto nad namy, i stao temno,
kuriawa zalitaa chmaramy, witer sztowchaw, norowyw wytiahnuty whoru, zakrutyty w
smerczi. Ja widsztowchnuw Martu, jaka zachodyasia buo dopomahaty meni, kryknuw
jij, szczob chowaasia u wsiudychodi. Krajem oka ja namahawsia steyty za neju czy
posuchaasia. Witer naetiw zzadu, mao ne powayw mene, rizak sipnuwsia w ruci i prokresyw po boci piramidky jaskrawo-czerwonu podriapynu.
Trymajsia! kryknuw Derasi. Trochy zayszyosia!
Piramidka ne piddawaasia. Czy wstyha Marta schowatysia u wsiudychid? Tam,
whori, szwydkis witru nesuswitna. Tros napnuwsia. Po raciji szczo serdyte kryczaw kapitan.
Moe, obyszymo, sprawdi?
Derasi stojaw poriad, prytysnuwszy peczyma do stinky rozkopu. Oczi u nioho buy
widczajduszni.
Daj rizak!
Sam!
Piramidka nespodiwano skryknua, jak skrykuje zrubane derewo, widrywajuczy
wid pnia, i majatnykom zetia w powitria. Majatnyk metnuwsia do protyenoji stinky
rozkopu, rozkydaw pastykowi szczyty i poetiw do nas, szczob rozczawyty nas na myne.
My zaedwe wstyhy widskoczyty. Piramidka wrizaasia w stinu, zetia chmara pyluky, i
ja wtratyw z wydu Derasi mnoju keruwaw prymitywnyj instynkt samozbereennia.
Ja powynen buw za wsiaku cinu wyskoczyty z pastky, z jamy, w jakij szaeniw, kydawsia
majatnyk, troszczaczy wse, namahajuczy wyrwatysia z obijmiw trosa.
Witer pidchopyw mene i ponis, nemow suchyj yst, po pisku, i ja namahawsia wczepytysia za pisok, i pisok wysyzaw mi palciw, ja nawi ustyh podumaty, szczo czymo
schoyj na korabel, szczo nesesia na skeli, jakori jakoho ysze czyrkaju po dnu i nijak ne
mou wstromytysia w grunt. Ja bojawsia zneprytomnity wid posztowchiw i udariw, meni
zdawaosia, szczo todi stanu szcze bezzachysniszym, todi mene nestyme do samych bolit
i nichto nikoy mene ne widszukaje.
Mene wriatuwaa skela, szczo uamkom wyazya z pisku. Witer zdijniaw mene, widirwaw wid zemli, nemow chotiw zakynuty w chmary, i tut cia skela postaa na szlachu,
pidstawya hostryj kraj, i ja wse zneprytomniw.

Napewno, ja szwydko pryjszow do tiamy. Buo temno i tycho. Pisok, szczo schowaw
mene, zdawluwaw hrudy, styskuwaw nohy, i stao straszno. Ja buw ywcem pochowanyj.
Teper spokijno, skazaw ja sobi. Teper spokijno.
Spartak, skazaw ja whoos. Spartak.
Racija mowczaa. Racija bua rozbyta.
Szczo , meni poszczastyo, skazaw ja. Moho rozbyty masku, i ja b zadychnuwsia. Poworuszymo palciamy.
Ce meni wdaosia zrobyty. Mynua chwyyna, dwi, wicznis, i ja perekonawsia, szczo
mou woruchnuty prawoju rukoju. Szcze czerez wicznis ja namacaw neju kraj skeli.
I koy ja zrozumiw, szczo wse-taky wyberusia na powerchniu, koy widijsza, znyka
panika perszych mytej, powernuosia wse reszta.
Po-persze, bil. Mene poriadno potowko w buriu, na dodaczu wdaryo ob skelu tak,
szczo ne tilky bolacze dotorknutysia do boku, ae j dychaty bolacze. Pewno, zamao rebro.
Abo dwa rebra.
Po-druhe, powitria. Ja pohlanuw na aerometr. Powitria zayszaosia na hodynu.
Ote, wid poczatku buri mynuo try hodyny. I czomu ja ne wziaw u wsiudychodi zapasnyj
baon? Jich tam sztuk pjatdesiat, rezerwnych. I koen na szis hodyn. Naey maty pry
sobi jak minimum dwa. Ae zajwyj baonczyk zawaaje praciuwaty w rozkopi, i my zayszay jich u wsiudychodi.
Po-tretie, jak daeko ja wid korabla?
Po-czetwerte, czy stycha buria?
Po-pjate, czy distaysia do korabla reszta? I, jakszczo distaysia, czy zdohadaysia, w
jakyj bik poneso mene, de szukaty?
Ruka schopyasia za poroneczu. Ja wyazyw, mow krit z nory, i witer (widpowi na
czetwerte pytannia negatywna) namahawsia zasztowchnuty mene nazad u noru. Ja siw
pid skelu, perewodiaczy podych. Skela bua jedynym nadijnym miscem u ciomu pekli. Korabla ne buo wydno. Nawi jakszczo win stojaw zowsim byko. U kuriawi niczoho ne
rozhedysz nawi za pja metriw. Witer buw ne takyj lutyj, jak na poczatku buri. Chocza,
moywo, ja sebe obmaniuwaw. Ja czekaw, poky czerhowyj poryw witru rozene kuriawu,
prytysne do zemli. Todi rozzyrnusia. Meni due chotiosia wiryty w te, szczo witer prytysne poroch i todi ja pobaczu Spartak.
U jakyj bik dywytysia? U jakyj bik ity? Oczewydno, tak, szczob skela zayszaasia za
peczyma. Ade same wona zupynya mij bezadnyj polit.
Ja ne doczekawsia, poky witer prytysne pyluku. Ja piszow nazustricz buri. Powitria
zayszaosia na sorok czotyry chwyyny (plus-minus chwyyna).
Potim joho zayszaosia na trydcia chwyyn. Potim ja wpaw, mene widkotyo witrom
nazad, i ja wtratyw na ciomu szcze pja chwyyn. Potim zayszaosia pjatnadcia chwyyn.
I potim ja perestaw dywytysia na pokaczyk.
Nespodiwanyj perepoczynok nahodywsia we todi, koy za mojimy rozrachunkamy
powitria ne zayszaosia zowsim. Ja briw kri powoli osidajuczu kuriawu i namahawsia
ne zwertaty uwahy na bil u boci, tomu szczo ce we ne widihrawao zowsim nijakoji roli.
Ja namahawsia dychaty riwno, ae dychannia zrywaosia, i meni we czas zdawaosia,
szczo powitria we skinczyosia.
Wono skinczyosia, koy w osidajuczij kuriawi, daeko, na kraju switu, ja pobaczyw
korabel. Ja pobih do nioho. I powitria skinczyosia. Zadychajuczy, ja zirwaw masku,
chocz ce ne moho wriatuwaty mene, eheni obpayo hirkym pyom i amikom

okator pobaczyw mene za dekilka chwyyn do cioho.


Ja otiamywsia w hospitali, maekomu biomu hospitali na dwa lika, u jakomu koen z nas pobuwaw ne raz za ci roky. Zalikowujuczy rany, zastudy abo wideujuczy u
karantyni. Ja pryjszow do tiamy u hospitali i widrazu zrozumiw, szczo korabel hotujesia
do startu.
Moode, skazaw meni doktor Hrot. Moode. Ty czudowo z cym uporawsia.
My startujemo? zapytaw ja.
Tak, skazaw doktor. Tobi dowedesia lahty w amortyzator. Twojim kistkam
protypokazani perewantaennia. Try rebra zamaw, i porwana pewra.
Jak reszta? zapytaw ja. Jak Marta? Derasi? Doynkyj?
Marta w poriadku. Wona wstyha zabratysia u wsiudychid. Tebe posuchaasia.
Ty choczesz skazaty
Derasi zahynuw. Joho znajszy pisla buri. I ujawlajesz, za trydcia krokiw wid
rozkopu. Joho szwyrhonuo ob wsiudychid i rozbyo masku. My haday, szczo ty te zahynuw.
I bilsze ja ni pro szczo ne pytaw. Doktor piszow hotuwaty meni amortyzator. A ja
eaw i znowu po sekundach pereywaw swoji diji tam, w rozkopi, i dumaw: o u ciu my
ja szcze mih wriatuwaty Derasi I w ciu my tako I tut ja powynen buw skazaty: do
bisa piramidku, kapitan skazaw powertatysia, i my powertajemosia
Na tretij de pisla startu Spartak nabraw krejserku szwydkis i piszow do Zemli.
Perewantaennia zmenszyysia, i ja, wypuszczenyj z amortyzatora, doszkandybaw do kajut-kompaniji.
Ja pominiawsia z toboju czerhoju na son, skazaw Doynkyj. Doktor kae,
tobi kraszcze z misia ne spaty.
Znaju, skazaw ja.
Ty ne zapereczujesz?
Czoho zapereczuwaty? Czerez rik pobaczymosia.
Ja wam kryczaw, skazaw Doynkyj, szczob wy kyday ciu piramidku i bihy
do wsiudychoda.
My ne czuy. Wtim, ce ne hrao roli. My dumay, szczo wstyhnemo.
Ja widdaw kulku na analiz.
Jaku kulku?
Ty jiji znajszow. I peredaw meni, koy ja piszow do wsiudychoda.
A Ja zowsim zabuw. A de piramidka?
U wantanomu widsiku. Wona trisnua. Neju zajmajusia Marta i Rano.
Znaczy, moja wachta z kapitanom?
Z kapitanom, Martoju i Hrotom. Nas teper mao zayszyosia.
Zajwa wachta.
Tak, zajwyj rik dla konoho.
Uwijszow Hrot. Doktor trymaw u rukach arkusz.
Nisenitnycia wychody, skazaw win. Kulka zowsim mooda. Dobryde, Doynkyj. To ja kau, kulka due mooda. Jij ysze dwadcia rokiw.
Ni, skazaw Doynkyj. My stilky dniw prosydiy w tomu rozkopi! Win starodawnij jak swit. I kulka te.

Kapitan stojaw u dweriach kajut-kompaniji i suchaw naszu rozmowu.


Wy ne mohy pomyytysia, Hrot? zapytaw win.
Meni b zaraz same czas obrazytysia, skazaw doktor. My z Mozkom czotyry
razy powtoryy analiz. Ja sam spoczatku ne powiryw.
Moe, joho Derasi wpustyw? zapytaw kapitan, obernuwszy do mene.
Doynkyj baczyw ja joho wyszkrib z porody.
Todi szcze odyn warint zayszajesia.
Win maowirohidnyj.
Czomu?
Ne moho za dwadcia rokiw wse tak zrujnuwatysia.
Na cij paneti moho. Pryhadaj, jak tebe neso bureju. I otrujni wypary w atmosferi.
Ote, wy wwaajete, szczo nas chto wyperedyw?
Tak. Ja tak dumaju.
Kapitan wyjawywsia prawyj. Nastupnoho dnia, rozpylawszy piramidku, Marta znajsza u nij kapsuu. Koy wona pokaa jiji na sti w aboratoriji i my zjurmyysia za jiji
peczyma, Hrot skazaw:
Szkoda, szczo my zapiznyysia. Wsioho na dwadcia rokiw. Skilky pokoli na Zemli mrijao pro Kontakt. A my zapiznyysia.
Neserjozno, Hrot, skazaw kapitan. Kontakt je. O win, tut, pered namy. My
wse odno zustriysia z nymy.
Bahato szczo zaey wid toho, szczo w ciomu cylindri.
Spodiwajusia, ne wirusy? skazaw Doynkyj.
My joho rozkryjemo w kameri. Manipulatoramy.
A moe, zayszymo do Zemli?
Terpity pja rokiw? Oce we ni, skazaa Rano.
I wsi my znay, szczo cikawis sylnisza wid nas, my ne czekatymemo do Zemli. My
rozkryjemo kapsuu zaraz.
Wse-taky Derasi ne marno zahynuw, skazaa tycho Marta.
Tak, szczob tilky ja poczuw.
Ja kywnuw, uziawszy jiji za ruku. U Marty buy choodni palci
Szczupalcia manipulatora pokay na sti poowynky cylindra i wytiahnuy zhornutyj
arkusz. Arkusz pruno rozhornuwsia. Kri sko wsim nam buo wydno, szczo na niomu
napysano.
Gaaktycznyj korabel Saturn. Pozywni 36/14
Wylit iz Zemli 12 bereznia 2167 r
Posadka na paneti 6 trawnia 2167 r

Dali jszow tekst, i nichto z nas ne proczytaw tekstu. My ne zmohy proczytaty tekst.
My znowu i znowu pereczytuway perszi riadky: Wylit iz Zemli 12 bereznia2167 h .
dwadcia rokiw tomu. Posadka na paneti 6 trawnia 2167 h . te dwadcia rokiw
tomu.
Wylit iz Zemli Posadka U toj samyj rik.
I koen z nas, jakymy b micnymy ne buy u nioho nerwy, jakym by rozsudywym i

rozumnym win ne buw, pereyw u ciu my swoju nepowtornu tragediju. Tragediju nepotribnosti sprawy, jakij pryswiaczeno yttia, bezhuzdosti ertwy, jaka nikomu ne znadobyasia.
Sto rokiw tomu za zemnym litoczysenniam nasz korabel piszow u Hybokyj kosmos.
Sto rokiw tomu my pokynuy Zemlu, upewneni w tomu, szczo nikoy ne pobaczymo nikoho z naszych druziw i ridnych. My jszy w dobrowilne zasannia, dowszoho za jake szcze
ne buo na Zemli. My znay, szczo Zemla czudowo obijdesia i bez nas, ae my znay, szczo
ertwy naszi potribni jij, tomu szczo chto powynen buw skorystatysia znanniamy i wminniam pity w Hybokyj kosmos, do switiw, jakych mona buo dosiahty, ysze piszowszy na
ci ertwy. Kosmicznyj wychor znis nas iz kursu, rik za rokom my prahnuy do mety, my
wtraczay naszi roky i widliczuway desiatky rokiw, szczo mynuy na Zemli.
Ote, wony nawczyysia strybaty czerez prostir, skazaw nareszti kapitan.
I ja pomityw, szczo win skazaw wony, a ne my, chocza zawdy, kauczy pro Zemlu, wywaw sowo my.
Ce dobre, skazaw kapitan. Ce prosto czudowo. I wony pobuway tut. Do nas.
Resztu win ne skazaw. Resztu my dokazay koen pro sebe. Wony pobuway tut do
nas. I czudowo obijszysia bez nas. I czerez czotyry z poowynoju naszych roky, czerez sto
zemnych, my opustymosia na kosmodrom (jakszczo ne zahynemo w dorozi), i zdywowanyj
dyspetczer kazatyme swojemu naparnykowi: Pohla, zwidky uziawsia cej brontozawr?
Win nawi ne znaje, jak treba pryzemlatysia. Win nam usi oranereji nawkoo Zemli zrujnuje, win rozkoe dzerkao obserwatoriji! Zwey komu-nebu pidchopyty cej odr i widwesty podali, na zwayszcze do Putona
My rozijszysia po kajutach, i nichto ne wyjszow do weczeri. Uweczeri do mene zazyrnuw doktor. Win wyhladaw due wtomenym.
Ne znaju, skazaw win, jak teper distanemosia do domu. Znyk stymu.
Distanemosia, widkazaw ja. Wreszti-reszt distanemosia. Wako bude.
Uwaha wsim czenam ekipau! prounao po dynamiku wnutrisznioho
zwjazku. Uwaha wsim czenam ekipau!
Howoryw kapitan. Hoos joho buw chrypkym i trochy newpewnenym, nemow win
ne znaw, szczo skazaty dali.
Szczo szcze moho trapytysia? Doktor buw hotowyj do nowoji bidy.
Uwaha! Wmykaju raciju daekoho zwjazku! Jde powidomennia po gaaktycznomu kanau.
Kana mowczaw ue bahato rokiw. I powynen buw mowczaty, tomu szczo nas widokremluwaa wid naseenych panet widsta, na jakij bezhuzdo pidtrymuwaty zwjazok.
Ja pohlanuw na doktora. Win zapluszczyw oczi i widkynuw nazad hoowu, nacze
wyznaw, szczo wse, szczo widbuwajesia zaraz son, ne bilsz jak son, ae prokydatysia
nemona, inaksze zrujnujesz nadiju na dywo, szczo prysnyosia.
Buw szurchit, hudinnia newydymych strun. I due moodyj, z bisa moodyj i schwylowanyj hoos zakryczaw, prorywajuczy do nas kri miljony kiometriw:
Spartak, Spartak, wy mene czujete? Spartak, ja was perszyj wyjawyw!
Spartak, poczynajte halmuwannia. My z wamy na zustricznych kursach. Spartak, ja
patrulnyj korabel Olimpija, ja patrulnyj korabel Olimpija. Czerhuju u waszomu
sektori. My was rozszukujemo dwadcia rokiw! Mene zwaty Artur Szeno. Zapamjatajte,

Artur Szeno. Ja was perszyj wyjawyw! Meni dywowyno poszczastyo. Ja was perszyj wyjawyw!.. Hoos zirwawsia na wysokij noti, Artur Szeno zakaszlawsia, i ja raptom wyrazno pobaczyw, jak win nachyywsia wpered, do mikrofona w tisnij rubci patrulnoho korabla, jak win ne smije widirwaty oczej wid bioji ciatky na ekrani okatora. Darujte,
prodowuwaw Szeno. Wy mene czujete? Wy sobi ujawyty ne moete, skilky u mene dla
was podarunkiw. Pownyj wantanyj widsik. Swii ohirky dla Doynkoho. Doynkyj, wy
mene czujete? Derasi, Weronika, rymlany szlu wam tort z cukatamy. Wy lubyte tort
z cukatamy
Potim zapaa dowha tysza.
Poczynajemo halmuwannia! poruszyw jiji kapitan.
Z rosijkoji perekaw Witalij Henyk
Perekadeno za wydanniam: BUYCZEW K. Czudesa w Huslare. M.: Moodaja
gwardija, 1972. 368 s. (B-ka sowetskoj fantastiki).

Pamjatnykiw i monumentiw na Marsi nebahato. Istorija joho oswojennia szwydsze


budenna, ani dramatyczna.
Monumenty na Zemli nakopyczuwaysia tysiaczolittiamy. Na Marsi jich poczay
zwodyty rokiw dwadcia tomu. Doty jich wstanowluway na Zemli, udoma, zwidky etiy
ekspedyciji do Marsa i kudy wony powertaysia. Todi ne isnuwao yteliw Marsa. Koen
znaw, szczo powernesia na Zemlu. I czekaw cioho dnia.
A koy perszi ludy zayszyysia tut yty nazawdy, koy tut narodyysia dity, jaki
ysze za kartynamy znay, jakoho koloru nebo na Zemli, pryjsza pora zwernutysia do
mynuoho, tomu szczo wono zjawyosia w toj samyj de, koy majbutnie nabuo rys postijnosti.
Perszi ekspedyciji i ne haday pro te, szczob widznaczaty swoji zasuhy monumentamy. Szczoprawda, wid nych monumenty zayszyysia geodezyczni znaky i zasypani

piskom kupoy pokynutych baz. Todi zdawaosia, szczo na Marsi nemaje niczoho dowhowicznoho. Pyowi buri poyray meta, a perepady temperatur w poroszok drobyy skeli.
Monumenty wstanowluway na Zemli.
***
I perszym pamjatnykom Marsa staw pamjatnyk Petkowu. Win buw sporudenyj za
riszenniam Rady marsinkych baz czerez wisimnadcia rokiw pisla podiji, jakij win pryswiaczenyj.
Pamjatnyk Sawko Petkowu stoji u dwoch kiometrach wid Tretioji bazy, w tomu
misci, de, nemow spyna kyta, nad owtoju riwnynoju pidnimajesia hnejsowyj horb. Petkow zahynuw znaczno dali wid bazy, w nyzyni. Ae postawyty tam pamjatnyk due wako
joho we czas zanosyo b piskom.
Toho dnia Sawko Petkow z doktorom Hryhorianom wyjichay na wsiudychodi do
Tretioji bazy, de roztaszowuwaasia geoogiczna partija. U partiji trapyasia bida czetwero z szesty geoohiw zwayysia wid piszczanoji ychomanky.
Bua pora bur, i do bazy mih distatysia tilky wsiudychid. Hryhorian uziaw z soboju
syrowatku, a Sawko Petkow, jakyj wiw usiudychid, posztu, tomu szczo jakraz za try
dni do toho pryjszow korabel iz Zemli.
Treba buo projichaty sto wisimnadcia kiometriw pusteeju, i Petkow z Hryhorianom haday, szczo distanusia do bazy, perenoczuju tam i powernusia dodomu.
Koy do bazy zayszaosia trochy bilsze dwadcia kiometriw, u wsiudychoda poetia
husenycia. Wony mohy b powidomyty pro ce na centralnyj punkt i czekaty dopomohy.
Wony buy zobowjazani tak zrobyty. Ae rozsudyy inaksze. U buriu fajer pryzemytysia
ne moe. Druhyj usiudychid piszow w inszyj bik, i jakszczo czekaty joho zapiznyszsia
na bazu. Syrowatka dije tilky w perszi dwa dni chworoby. Potim we niczoho ne dopomoe. A wsiudychid geoohiw z Tretioji bazy buw zamanyj ne trapsia tak, wony b sami
pryjichay za syrowatkoju.
Petkow z Hryhorianom uziay z soboju zapasni baony i piszy do bazy piszky, rozrachowujuczy, szczo dijdu do neji hodyny za try, tomu szczo nawi u buriu jty po Marsu
mona szwydsze, ni po Zemli.
A szczob ne pidnimaty trywohy, jaka nawriad czy zminya b jich riszennia, wony
powidomyy pered widchodom na bazu, szczo u nych wse harazd.
Na bidu, wony potrapyy w sypuczi pisky i wtratyy bilsze hodyny, persz ni wybraysia na twerde misce. Buria rozhulaasia, i jszy wony znaczno powilnisze, ni rozrachowuway.
Czerez try hodyny dyspetczer centralnoho punktu strywoywsia, tomu szczo wsiudychid na wykyky ne widpowidaw. Win zwjazawsia z Tretioju bazoju i diznawsia, szczo
Petkow z Hryhorianom tak tudy i ne pryjiday. Todi dyspetczer ohoosyw zahalnu trywohu.
Druhyj usiudychid otrymaw nakaz nehajno powernutysia i jty na poszuky znykych.
Czerhowym suputnykam buo nakazano zasikty wsiudychid kri rozrywy w chmarach
kuriawy. Prote rozrywiw u chmarach toho dnia ne buo.
Czerez czotyry z poowynoju hodyny chodu Hryhorian z Petkowym buy, za jich rozrachunkamy, kiometrach w pjaty wid bazy. A powitria w baonach zayszaosia chwyyn
na dwadcia. Do toho obydwa tak wtomyysia, szczo jty szwydsze ne mohy.

Ae wony jszy, tomu szczo zupyniatysia i czekaty, poky skinczysia powitria, bezhuzdo. I zayszaasia nadija, szczo geoohy wyjdu jim nazustricz. Prynajmni, tak dumaw
Hryhorian. I szcze win dumaw pro te, szczob ne spitknutysia i ne rozbyty ampuy z syrowatkoju.
Hryhorian jszow krokiw na desia poperedu wid Petkowa. I win poczuw, jak toj skazaw:
U mene powitria na dwadcia chwyyn.
U mene te, skazaw Hryhorian, ne obertajuczy, szczob ne zbytysia z kroku.
My ne wstyhnemo, skazaw Petkow.
Ne znaju, widpowiw Hryhorian.
Jomu b u ciu my ozyrnutysia, ae win ne ozyrawsia i buw upewnenyj, szczo Petkow
jde pozadu.
Wimy baon, skazaw todi Petkow.
Hoos joho buw zwyczajnyj, budennyj, i Hryhorian spoczatku ne zrozumiw, pro szczo
win kae.
Win zdywuwawsia i ozyrnuwsia. Ae buo pizno.
Petkow widstebnuw kripennia szooma. Win stojaw tak daeko, szczo Hryhorian ne
wstyh do nioho pidbihty. We znimajuczy szoom, Petkow skazaw hoosno:
Ne zabu posztu.
Koy Hryhorian pidbih do Petkowa, toj buw ue mertwyj. Baon eaw poriad, na
pisku. Tam e eaa sumka z posztoju.
Hryhorian wtratyw dekilka chwyyn, tomu szczo wdiahnuw na Petkowa szoom i
pidjednaw baon, spodiwajuczy powernuty swoho suputnyka do yttia, chocza, jak likar,
win czudowo znaw, szczo Petkow pomer.
Potim Hryhorian pidjednaw do swoho skafandra baon Petkowa i piszow do bazy.
Win znaw, szczo zobowjazanyj dijty do bazy, inaksze win zradyw by swoho druha.
Win dijszow. Na szczastia, obydwa zdorowi geoohy, poperedeni z centralnoho
punktu, wyjszy nazustricz i pobaczyy Hryhoriana w tu my, koy win upaw, wtraczajuczy swidomis, na werszyni horba.
Pamjatnyk Petkowu stoji na tomu misci, de geoohy znajszy Hryhoriana, a ne tam,
de Petkow zahynuw. Na postamenti pamjatnyka napysano: Ne zabu posztu.
Ce buy ostanni sowa Petkowa.
***
Zowsim inszi spohady wykykaje u yteliw Marsa obelisk Marsinka.
Ce nazwa neoficijna, ae wsi nazywaju joho same tak. Obelisk dwadciatymetrowa
metaewa hoka. Win pidnosysia za meamy kupoa Marsohrada, ae czudowo wydymyj
z bu-jakoji toczky mista. Ranisze na tomu misci buo Seyszcze budiwelnykiw. Tam 8
sicznia 2021 roku narodyasia persza dytyna na Marsi, diwczynka na imja Austra. Koy
Austra pidrosa, wona widetia na Zemlu wczytysia i zayszyasia tam, wyjszowszy zami
i wybrawszy profesiju botanika. Ae na toj czas na Marsi we buo bahato ditej.
Obelisk buo postaweno czerez pja rokiw pisla narodennia Austry. Austru todi
poprosyy napysaty swoje imja na kamjanij pyti, i ciu pytu wrizay w osnowu obeliska i
prykryy prozoroju pliwkoju. Napysane krejdoju krupnymy neriwnymy literamy sowo
Austra ne bojisia bur i moroziw.

U ditej Marsa je tradycija prychodyty do obeliska i rozpysuwatysia na niomu toho


dnia, koy wony jdu u perszyj kas. Buri szwydko zduwaju pidpysy chopjat, a do nastupnoho roku na niomu zberihajesia tilky odyn napys.
***
U samomu Marsohradi stoji pamjatnyk doktorowi Tin Szwe, jakyj znajszow wakcynu wid piszczanoji ychomanky. Bez cijeji wakcyny ludy ne zmohy b yty na Marsi.
Doktor Tin Szwe nikoy ne buw tut, ae pamjatnyk jomu sporudeno na hoownij
poszczi Marsohrada.
Koy pisla dekilkoch serij doslidiw na twarynach doktor Tin Szwe pryjszow do wysnowku, szczo syrowatka bezpeczna, nastaw czas wyprobuwaty jiji na ludiach. I nezwaajuczy na te, szczo znajszosia bahato dobrowolciw zrobyty ce, doktor Tin Szwe perszym
wyprobuwaw jiji na sobi. Widtodi piszczana ychomanka perestaa buty nebezpecznoju
chworoboju, i, widlitajuczy na Mars, ludy robla szczepennia wid piszczanoji ychomanky,
nawi ne pidozriujuczy, jakym ychom wona bua dla perszych doslidnykiw.
***
Polit, pro jakyj pide mowa, poczawsia zwyczajno. Dombrowkyj prosteyw za wantaenniam wantau wybuchiwky, perewiryw sudnowi dokumenty i poproszczawsia z dyspetczerom. Okrim Dombrowkoho, na bortu nikoho ne buo, ta j sam piot braw na sebe
uprawlinnia raketoju ysze w najkstreniszych wypadkach.
Dombrowkyj wostannie wyjszow na zwjazok z Erosom na poczatku halmuwannia.
Win powidomyw, szczo czerez kilka chwyyn opustysia na posadocznomu majdanczyku
Marsohrada. Czerez chwyynu pryady pokazay nabyennia meteorytnoho potoku. U
ciomu te ne buo niczoho strasznoho. Ade Dombrowkyj ne mih prypustyty, szczo meteorytnyj zachyst widmowy. Ae czerez my zhraja meteorytiw proszya pult uprawlinnia, wywea z adu halmiwnu systemu. Piot korabla Julin Dombrowkyj zahynuw.
I wse-taky Dombrowkyj wstyh zrozumity, szczo koy win ne zminy kurs korabla,
to korabel, zawantaenyj wybuchiwkoju, rozibjesia bila samoho Marsohrada i wse misto
bude znyszczene wybuchom.
I todi Dombrowkyj kynuwsia do pultu rucznoho uprawlinnia.
Win znaw ysze odne win zobowjazanyj zminyty kurs korabla. Win rwawsia wpered, a wse nowi meteoryty, niby prahnuczy zupynyty joho, pronyzuway joho tio.
Ekspertna komisija, jaka dosliduwaa resztky korabla w pusteli, u triochstach kiometrach na schid wid Marsohrada, pryjsza do wysnowku, szczo dla zminy kursu korabla
Dombrowkoho znadobyosia ponad piwchwyyny. I win wstyh ce zrobyty, nezwaajuczy
na te, szczo, na awtorytetnu dumku komisiji, win zahynuw za piwchwyyny do toho, jak
dotiahnuwsia do pulta.
Koy skulptor stworiuwaw pamjatnyk Dombrowkomu, win zadawsia metoju peredaty poryw, prahnennia wpered, szczo doaje wse. Nawi smer. Pamjatnyk zobraaje nachyenu wpered ludku posta, szczo nemow ety. Jakszczo staty pered pamjatnykom, to
mona pobaczyty, szczo win pronyzanyj naskriznymy otworamy.
***

Ostannij monument, jakyj yteli Marsa obowjazkowo pokau hostewi, ce monument na czes perszych doslidnykiw panety. Win pidnosysia nad hadkoju, widszlifowanoju buriamy kamjanoju riwnynoju nepodalik wid Marsohrada.
Cej monument toczna model Zemli. Kula dimetrom w dwadcia metriw, obertajuczy, szyriaje u powitri, pidtrymuwana grawitacijnoju ustanowkoju. Do najdribniszych
detaej wona powtoriuje ridnu panetu ludej, wkluczno do toho, szczo nad neju ruchajesia
chystka peena chmar, kotra toczno widobraaje pooennia chmarnych mas nad Zemeju.
Poriad iz Zemeju stoji neszczodawno prywezenyj na buksyri z Zemli korabel,
szczo dostawyw koy na Mars perszu ekspedyciju.
Pisla toho, jak na Marsi bude stworeno prydatnu dla dychannia atmosferu, tut wyriszeno posadyty park iz zemnych derew.
Z rosijkoji perekaw Witalij Henyk
Perekadeno za wydanniam: JUNYJ TECHNYK. 1972. 11.

Meni korty tudy powernutysia. Ae ja nikoy ne zmou cioho zrobyty. I napewno,


meni dowedesia do kincia dniw swojich karatysia zazdristiu
Ae todi ja ni pro szczo ne pidozriuwaw. Kacnuy i zadzyczay dweri liftu. Ja zijszow
poohym pandusom na riznobarwni pytky kosmodromu i zupynywsia, podumky wybyrajuczy z natowpu zustriczalnykiw toho, chto pryznaczenyj meni w suputnyky, pro mij
pryjizd buy zazdaehi poperedeni.
Czoowik, szczo pidijszow do mene, buw wysokyj i suchorlawyj. U nioho buy dowhi,
zeenkuwati wid postijnoho korpannia z herselijem palci, i we z cioho, ranisze ni win
widkryw rot, ja zdohadawsia koega.
Jak doetiy? zapytaw win, koy maszyna wyjichaa z worit kosmodromu.
Spasybi, widpowiw ja. Dobre. Normalno doetiw.
U mojich sowach kryasia wwiczywa neprawda, tomu szczo etiw ja dowho, hodynamy czekaw peresadok w nezatysznych wantanych portach, szczo pachy metaom i
rozihritym pastykom, maje wtraczaw swidomis wid perewantae, szczo zdawaysia
cikom bezpecznymy inszym pasayram u cij czastyni Gaaktyky.
Zustriczalnyk niczoho ne widkazaw. ysze trochy pomorszczywsia, nemow stradaw
wid zastarioho zubnoho bolu i prysuchawsia do nioho, do czerhowoho ukou, nemynuczoho i zazdaehi obrydoho. Mynuo szcze chwyyny zo try, persz ni win znow zahoworyw.
Wam, napewno, wako buo etity na naszomu korabli? Wy ne zwyky do takych
perewantae.
Tak, pohodywsia ja.
Hoowa boy? zapytaw win.
Ja ne widpowiw, tomu szczo pobaczyw, szczo joho spitkaw nowyj szpyczak bolu.
Hoowa boy? zapytaw win znowu. I dodaw, nemow wybaczawsia: Na al,
waszi korabli siudy prylitaju ridko.
ysze teper, widjichawszy dekilka kiometriw wid kosmodromu, my opynyysia w
nowij krajini. Doty buw panetnyj wokza, a wony odnakowi u wsij Gaaktyci. Wony bezyki, jak bezyki wsi wokzay, czy widjidaju z nych potiahy, czy widlitaju litaky, czy
startuju kosmiczni dysky.
I szczo dali my widjiday, to osobywiszym, nepowtorniszym stawaw we swit nawkoo, tomu szczo tut, poza weykym mistom, jake ehko spryjmao mody Gaaktyky, wse
rozwywaosia swojimy szlachamy i ysze detallu, dribnyceju moho nahaduwaty baczene
ranisze. Ae, jak zawdy, same dribnyci szwydsze zupyniay pohlad.
Buo cikawo. Ja nawi zabuw pro bil u hoowi i nudotu, szczo peresliduwaa mene
pisla posadky. Ja widczuwaw sebe badiorisze, i powitria, szczo wlitao u widkryte wikno
maszyny, buo swie, pacho trawoju i domasznim tepom.
Na okoyci mista, sered newysokych budiwel, otoczenych sadamy, mij suputnyk znyzyw szwydkis.
Wam kraszcze, spodiwajusia? zapytaw win.
Spasybi, znaczno kraszcze. Meni podobajesia tut. Odna sprawa czytaty, baczyty
zobraennia, insza widczuty kolir, zapach i widsta.

Zwisno, pohodywsia mij suputnyk. Wy zupynytesia poky u mene. Ce zrucznisze, ni u hoteli.


Nawiszczo ? skazaw ja. Ja ne choczu zawdawaty wam kopotu.
Wy ne zawdaste meni kopotu.
Maszyna powernua w aeju, szczo ohynaa krutyj horb, i nezabarom my pidjichay
do dwopowerchowoho budynku, szczo schowawsia w sadu.
Poczekajte mene tut, skazaw mij suputnyk. Ja skoro powernusia.
Ja czekaw joho, rozdywlajuczy kwity i derewa. Ja poczuwaw sebe nijakowo wid
toho, szczo wtorhsia w czue yttia, jake ne potrebuwao mojeji prysutnosti.
Wikno na druhomu powersi widczynyosia, chudeka diwczyna wyhlanua zwidty,
podywyasia na mene szwydko j uwano i zhidywo kywnua hoowoju, ne meni, a komu
szczo stojaw za jiji spynoju. I tut-taky widijsza wid wikna.
I meni raptom stao ehko i prosto. Szczo u obyczczi diwczyny, w rusi ruk, szczo
rozczynyy wikno, w pohladi, szczo mymochi torknuwsia mene, widsunuo w hybynu
swidomosti, stero minywosti szlachu, rozczaruwannia, wykykane suchoju zustriczcziu,
newidomo czym wyzriwajuczu neobchidnis proyty tut dwa abo try misiaci, persz ni
mona bude wyruszyty w zworotnyj szlach.
Ja buw upewnenyj, szczo diwczyna zijde do mene, i oczikuwannia buo nedowhym.
Wona wynyka raptom w spetinni hauz, i rosyny rozstupyysia, dajuczy jij dorohu.
Wam nudno samomu? zapytaa wona, posmichajuczy.
Ni, skazaw ja. Meni nikudy pospiszaty. U was czudowyj sad.
Diwczyna bua ehko wdiahnena, esty jiji buy wuhuwati i rizki.
Mene zwu Linoju, skazaa wona. Ja pokau wam, de wy budete yty. Bako
due zajniatyj. Chwora babusia.
Darujte, skazaw ja. Wasz bako niczoho ne kazaw meni pro ce. Ja pojidu w
hotel
I ne dumajte, zapereczya Lina. Jiji oczi buy dywnoho koloru barwy staroho
sriba. W hoteli bude hirsze. Tam nikomu za wamy dohlanuty. A nas wy nijak ne poturbujete. Win doruczyw meni pro was pikuwatysia. A sam zayszywsia z babuseju.
Napewno, ja powynen buw napolahty na perejizdi w hotel. Ae ja buw bezsyyj.
Mnoju owoodia nezboryma wpewnenis, szczo ja due dawno znajomyj z Linoju, z cym
budynkom-sadom, szczo naeu ciomu budynku, i wse w meni opyraosia moywosti
pokynuty joho i zayszytysia samomu w bezykij bajduosti hotelu.
Ot i czudowo, skazaa Lina. Dajte meni ruku. Chodimo w budynok.
Lina pokazaa kimnatu, w jakij meni naeao yty, dopomoha rozibraty reczi, prowea w basejn z tepoju, wyrujuczoju koluczymy bulbaszkamy wodoju. Basejn buw zatemnenyj hikamy derew, szczo maje zimknuysia nad nym.
Potim wona widwea mene na poskyj dach budynku, de roztaszuwawsia jiji haasywyj zoopark smuhasti baakuczi cwirkuny, szestykryli ptachy, syni rybky, szczo drimay w kwitach, i zwyczajnisika dla mene, ae ukraj pocinowana tut zemna kiszka.
Kiszka ne zwernua na mene odnoji uwahy, i Lina skazaa:
A ja bua wpewnena, szczo wona zradije. Nawi obrazywo.
Lina zayszaasia zi mnoju do samoho weczora, i ja mao koho baczyw, okrim neji.
Inodi Lina prosya wybaczennia i wtikaa. Ja kazaw: U was e, napewno, bahato spraw.
Ne zwertajte na mene uwahy. Ae jak tilky ja zayszawsia odyn, powertaosia obtiaywe

widczuttia samotnosti, fizycznoji nezrucznosti i tuhy. Ja pidchodyw do poy z knyhamy,


wytiahuwaw jaku z nych i tut-taky kaw na misce, wychodyw u sad, i powertawsia znowu
w budynok, i we czas prysuchawsia do zwuku jiji krokiw. Lina prybihaa, dotykaasia
mene kinczykamy palciw i pytaa:
Wy ne skuczyy?
I ja widpowidaw:
Trochy skuczyw.
Raz ja zwaywsia i nawi rozpowiw jij pro te, jak mene wylikowuje wid nezdua i
pohanych dumok jiji prysutnis. Lina posmichnuasia i widpowia, szczo do weczeri powernesia jiji brat, pryweze liky, jaki wylikuju mene wid naslidkiw perelotu.
Do ranku wy budete jak nowekyj. Wse znykne.
A wy?
Ja?
Wy ne znyknete? Jak dobra czariwnycia?
Ni, skazaa Lina upewneno. Ja budu zawtra.
Za weczereju wsia simja, okrim chworoji babusi, zibraasia za dowhym stoom. Nespodiwano dla mene wyjawyosia, szczo w budynku, jakyj zdawawsia absolutno poronim,
ywe ne mensze desiaty ludej. Hospodar budynku, wtomenyj i blidyj, sydiw poriad zi
mnoju i steyw za tym, szczob ja wypyw wsi liky, prywezeni joho synom, studentom-medykom. Liky, jak jim i naey, wyjawyysia nepryjemnymy na smak, ae ja buw suchnianyj i nikomu ne skazaw, szczo jedynymy sprawnimy j bezwidmownymy likamy wwaaju
Linu. Lina spiwczuwaa meni i nawi morszczyasia, jakszczo w chodi likuwannia meni
traplaasia osobywo ohydna piguka.
Hospodar budynku skazaw, szczo joho materi kraszcze. Wona zasnua. Nezwaajuczy na wtomu i blidis, win buw baakuczyj, smiszywyj i jawlaw soboju kontrast z toju
pochmuroju ludynoju, jaka zustria mene na kosmodromi. Todi win buw sturbowanyj stanom materi, a teper
Wona prokynuasia, skazaw raptom hospodar.
Ja mymowoli prysuchawsia. Ni kaszlu, ni zitchannia w budynku absolutna tysza.
Ja pidnimusia do neji, skazaw joho syn. Ty wtomywsia, baku.
Szczo ty, zapereczyw hospodar. U tebe zawtra zaniattia.
A chiba ty wilnyj?
My pidemo razom, skazaw bako. Darujte.
Lina prowea mene do kimnaty i skazaa:
Spodiwajusia, wy zasnete.
Neodminno, pohodywsia ja. Osobywo jakszczo sered likiw buo i snodijne.
Zwisno, buo, skazaa Lina. Na dobranicz.
Ja i sprawdi szwydko zasnuw.
Nastupnoho dnia ja wstaw cikom zdorowym. Ja pospiszyw u sad, spodiwajuczy zustrity Linu. Wona mene czekaa tam, bila basejnu. Ja chotiw buo rozpowisty jij, jak dobre
ja spaw, jak ja radyj ciomu zapasznomu ranku i zustriczi z neju, ae Lina meni j rota ne
daa rozkryty.
Nu j czudowo, skazaa wona, nemow proczytaa moji dumky. Babusi te
kraszcze. Zaraz bako widweze was do instytutu. A uweczeri ja czekatymu. I wy rozpowiste, jak praciujete, szczo cikawoho pobaczyy.
Wy i sami zdohadajetesia.

Czomu?
Wy moete czytaty dumky.
Neprawda.
Ja ne mou pomyytysia. Ade wy ne stay czekaty, poky ja sam skau, jak sebe
poczuwaju. Wczora wasz bako pidwiwsia z-za stou, tomu szczo prokynuasia babusia. A
w budynku buo tycho. Win niczoho ne mih poczuty.
Wse odno neprawda, skazaa Lina. Nawiszczo czytaty czui dumky? I waszi
zokrema.
Nemaje czoho, pohodywsia ja.
I meni buo trochy sumno, szczo Lini sprawy nemaje do mojich takych pryjemnych
dla neji dumok.
Dobroho ranku, skazaw bako Liny, spuskajuczy u sad. Wy siohodni
zowsim zdorowi. Ja radyj.
Wse-taky ja maju raciju, skazaw ja tycho Lini, persz ni pity za jiji bakom.
Nawiszczo czytaty dumky? powtorya wona. U was use na obyczczi napysano.
Wse?
Nawi nadto bahato.
Mynuo dekilka dniw. Ude ja praciuwaw, a uweczeri brodyw po mistu, wybyrawsia
w pola, u lis, na berih weykoho soonoho ozera, w jakomu wodyysia pancyrni ryby. Inodi
ja buw sam, inodi z Linoju. Ja zwyk do mojich hospodariw, poznajomywsia szcze z dwoma
czy trioma ineneramy. Ae pry wsij zwyczajnosti moho isnuwannia mene ni na chwyynu
ne poyszao widczuttia sprawnioji nezwyczajnosti nawkoysznich ludej. Ja maje upewnywsia w jich zdibnosti do teepatiji.
Czasom ja widczuwaw sebe nijakowo z Linoju, tomu szczo owyw sebe na jakij-nebu
dumci, jakoju ne chotiw by diytysia z neju. Meni zdawaosia, szczo wona czuje bezhuczni
sowa i smijesia z mene.
Raz ja jszow wuyceju. Wuycia bua zeenoju i zwywystoju, jak maje wsi wuyci w
tomu misti. Peredi mnoju jszy chopczaky. Wony hnay mjacz, a ja jszow zzadu, dywywsia
i borowsia z baanniam nazdohnaty jich i udaryty po mjaczu.
Ja ne pomityw korenia, szczo styrczaw iz zemli. Spitknuwsia, wpaw, zabywsia kolinom ob kami, i bil buw takym nespodiwanym i rizkym, szczo ja skryknuw. Chopczaky
zupynyysia, nacze mij kryk udaryw jich. Mjacz samotnio kotywsia pid ukis, a wony zabuy pro nioho, obernuysia do mene. Ja sprobuwaw posmichnuwsia i pomachaw jim rukoju idi, mowlaw, dali, nazdohaniajte swij mjaczyk, durnyci, meni zowsim ne bolacze.
A wony stojay i dywyysia.
Ja pidwiwsia, ae wstaty ne zmih. Wydno, roztiahnuw suchoylla. Chopczaky pidbihy do mene. Odyn, starszyj, zapytaw:
Wam due bolacze?
Ni, ne due.
Ja zbihaju po likaria, skazaw inszyj.
Biy, skazaw starszyj. My poczekajemo tut, poky ty powerneszsia.
Ta szczo wy, chopjata, skazaw ja. Roztiahnuw suchoylla. Z kym ne buwaje?
Zaraz myne.
Zwyczajno, widkazaw starszyj.
I, nacze posuchawszy joho, bil osab, schowawsia. Chopczaky dywyysia na mene

serjozno, mowczay. ysze najmenszyj raptom zapakaw, i starszyj skazaw jomu:


Biy dodomu.
Toj pobih.
Pidijszow likar. Win yw, wyjawlajesia, w susidniomu budynku. Ohlanuw nohu,
zrobyw uko, i chopczaky widrazu znyky, ysze stukit mjacza szcze jakyj czas nahaduwaw pro nych.
Likar dopomih meni distatysia do budynku. Ja widmowlawsia, zapewniaw joho,
szczo dijdu i sam.
Meni we ne bolacze. Bolacze buo ysze w perszu my. Chopczyky mohy b pidtwerdyty.
Wy his u nas? zapytaw likar.
Tak.
Todi zrozumio, skazaw likar.
Udoma, ne zwaajuczy na ranniu hodynu, wsi buy w zbori. Babusi stao hirsze. Nastilky, szczo slid buo terminowo wezty w likarniu, operuwaty.
Ja pidijszow do Liny. Wona bua blida, pid oczyma syniaky, ob morszczywsia.
Wse obijdesia, wse bude harazd, skazaw ja.
Wona ne widrazu rozczua. Ozyrnuasia, niby ne wpiznaa.
Wse obijdesia, powtoryw ja.
Spasybi. Wy wpay?
Niczoho strasznoho. We ne bolacze.
A babusi due bolacze.
A czomu jij ne zrobla uko? Na mene win podijaw widrazu.
Ne mona. We niczoho ne dopomahaje.
Ja chotiw by buty czymo korysnyj.
Todi jdi sobi. Wona skazaa, jawno ne baajuczy mene obrazyty. Riwnym,
bezbarwnym hoosom, nacze poprosya prynesty wody. Widijdi podali. Wy zawaajete.
Ja piszow u sad. Ja buw zajwym. Ja j sprawdi namahawsia ne obraatysia. Ade jij
pohano. Jim usim pohano.
Ja baczyw, jak wony pojichay. Ja zayszywsia sam u budynku. Pidniawsia nahoru,
w zoopark. Kiszka wpiznaa mene, pidijsza do sitky i poterasia ob neji, wyhynajuczy
chwist. Domasznim kiszkam ne naey yty w klitkach, ae wona bua tut ekzotycznym,
ridkisnym zwirom. Ja te buw ridkisnym zwirom, jakyj ne rozumiw toho, szczo widbuwajesia, i ne mih rozrachowuwaty na rozuminnia. Ade meni zdawaosia, szczo my z cymy
lumy stali byki. Moja nepownocinnis wyjawyasia w newidpowidnu my, ae w czomu
nepownocinnis? Ja rozumiw, szczo slid pojichaty do likarni, tam ja diznajusia szczo
waywe. Nichto ne kykaw mene tudy, i, najpewnisze, moja prysutnis bude nebaanoju.
I wse-taky ja ne mih ne pojichaty.
Mene nichto ne zupynyw bila wchodu do likarni. ysze diwczyna kraj siroho pultu
zapytaa, czy ne dopomohty meni. Ja nazwaw imja babusi, i diwczyna prowea mene do
lifta.
Ja jszow dowhym korydorom, dywnym, zowsim ne likarnianym korydorom. Uzdow
stin joho stojay krisa, wprytu odne do odnoho. U krisach sydiy ludy. Wony buy zdorowi, cikom zdorowi. Wony sydiy i mowczay, i jim buo bolacze.
Bila matowych dwerej w operacijnu ja pobaczyw mojich druziw. I Linu, i jiji baka, i
bratiw. Tut-taky, w susidnich krisach, sydiy naszi spilni znajomi ti, chto praciuwaw

razom z namy, yw poriad. Lina pohlanua na mene. Zinyci jiji kowznuy po mojemu obyczcziu. I w nych buw bil.
Ja opustywsia u wilne kriso. Nijakowo buo rozhladaty ludej, jakym do mene nemaje
sprawy. Ja we znaw te, szczo zdawaosia tajemnyceju hodynu tomu.
Czekaty doweosia nedowho. Nespodiwano, nemow newydymyj czakun prowiw nad
nymy dooneju, wony oyy, proswitliy, zaworuszyysia. Chto skazaw: Day narkoz.
Wony domowyysia, chto zayszysia czerhuwaty tut, chto powernesia pisla operaciji,
koy narkoz perestane dijaty.
Lina pidijsza do mene. Ja wstaw.
Darujte, skazaa wona. Ja due wynna, ae wy rozumijete
Rozumiju. Jak e ja mou serdytysia? Meni ysze sumno, szczo ja czuyj.
Ne treba. Ade wy ne wynni.
Znajete, koy ja siohodni wpaw, do mene pidbihy chopjata. I zayszaysia poriad,
poky ne pryjszow likar.
A jak e inaksze?
Do nas pidijszow jiji bako.
Spasybi, szczo wy pryjszy, skazaw win. Zachopi, bu aska, z soboju Linu.
My tut bez neji wporajemosia. Profesor zapewnyw mene, szczo operacija projde wdao.
Ja zayszusia, baku, skazaa Lina.
Jak znajesz.
Zrozumijte, skazaa Lina, koy bako widijszow. Due wako buo b pojasnyty wse iz samoho poczatku. Dla nas ce tak samo pryrodno, jak jisty, pyty, spaty. Ditej
nawczaju ciomu z perszych dniw yttia.
Ce zawdy tak buo?
Ni. My nawczyysia ciomu dekilka pokoli tomu. Ae potencijno ce buo zawdy.
Moe, i u was te, prychowane w hybyni mozku. Nawi dywno dumaty, szczo inszi swity
pozbaweni cioho. Ade w konij rozumnij istoti ywe baannia woodity takoju zdatnistiu. Newe ni?
Tak, skazaw ja. Jakszczo poriad z toboju ludyni pohano. Osobywo jakszczo
pohano bykij ludyni. Choczesia rozdiyty bil.
I ne ysze bil, zapereczya Lina. Radis tako. A pamjatajesz perszyj de?
Koy ty pryetiw? Ty sebe hydko poczuwaw. Bako mao czym mih tobi dopomohty
osnownyj tiahar babusynoho bolu padaje na nioho, win syn. Nawi zustriczajuczy tebe na
kosmodromi, win powynen buw dopomahaty babusi. A ce tym wacze, szczo dali ty wid
ludyny, jakij dopomahajesz. A tobi zdaosia, szczo bako newwiczywyj. Prawda?
Ne zowsim, ae
Ade jomu doweosia szcze wziaty na sebe i twoju nudotu. Ty his. I w tebe bolia
hoowa.
Straszno bolia.
Ja prosto dywujusia, jak bako dojichaw do domu. I win widrazu zminyw mene
bila babusynoho lika. Ja pobaczya tebe u wikno, i ty meni spodobawsia. Ja zayszaasia
z toboju ciyj de, i ciyj de czerez tebe u mene rozamuwaasia hoowa.
Probacz, skazaw ja. Ja ne znaw.
Ja podumaw, szczo same zaraz, w likarni, my nepomitno perejszy na ty. Pewno,
slid buo b zrobyty ce ranisze.
Probacz, powtoryw ja.

Ae tak nawi kraszcze. Ujawlaju, jak by ty zasmutywsia, diznawszy pro ce.


Ja b pojichaw.
Ja znaju. Dobre, szczo ty ne pojichaw. A zaraz idy. Ja powernusia wranci. I postukaju do tebe w dweri. My dohoworymo.
Ja znowu mynuw dowhyj korydor likarni, de sydiy rodyczi i druzi tych, komu pohano. Wony pryjszy siudy, szczob rozdiyty bil inszych ludej. I ne buo nijakoji teepatiji.
Prosto ludy znay, szczo potribni odyn odnomu.
Ja dobriw do domu piszky. e poboluwaa noha, ae ja namahawsia ne dumaty pro
bil. Inodi wona zjawlaasia i namahaasia owoodity mnoju. I toj z perechoych, chto wyjawlawsia do mene najbycze, ozyrawsia, dywywsia na mene, i meni widrazu ehszao.
Ae ja pryszwydszuwaw chodu, szczob ne utrudniuwaty ludej. Meni zustriysia moodi
inky. Wony nesy po weykomu oberemku kwitiw. Wony smijaysia, homonidy pro szczo
wesee. Wony pobaczyy moju pisnu fizinomiju i nahorodyy mene swojeju radistiu.
Czua radis obdaa mene zapasznymy swiymy bryzkamy. Staryj, szczo sydiw na awci
sperszy na cipok, podaruwaw meni spokij. Tak buwao zi mnoju i ranisze, ae ja ne pomiczaw zwjazku mi swojimy widczuttiamy i inszymy lumy.
Jim i wacze i ehsze yty, ani nam. Wony mou daruwaty i pryjmaty dary, wirnisze powynni. oden z nych ne moe widhorodytysia wid ludej tomu, szczo jakszczo my
baczymo ludki slozy, to wony widczuwaju jich. A zir e znaczno mensz absolutnyj.
Toho dnia ja staw zazdrisnykom. Ja zazdriu jim i nawi dekoy widczuwaju do nych
szczo na ksztat nepryjazni. Ja zawdy budu czuym dla nych, jak ebrak sered szczedrych bahacziw. Ja mou pryjmaty dary, ae ne zdatnyj daruwaty sam.
Koy nastaw strok, ja widetiw na Zemlu. Na kosmodrom mene prowodaa ysze
Lina. Z resztoju ja poproszczawsia w misti. Tak buo umoweno zazdaehi.
Ja chotia b poetity z toboju na Zemlu, skazaa Lina.
Ni, skazaw ja. Ty znajesz. Na Zemli tobi bude due wako. Ty ne zmoesz
podilaty ysze moju radis i ysze mij bil.
Ne zmou, pohodyasia Lina. Ty majesz susznis. I ce due sumno.
A ja ne zmou yty z toboju, rozumijuczy, jak ty samotnia, i ne w zmozi pryjty do
tebe na dopomohu, jakszczo moja dopomoha stane tobi potribna.
Ae, moe, ty wse-taky zayszyszsia z namy? Tut? Zi mnoju? W hoosi jiji ne
buo upewnenosti.
Ty pryhadaj, skazaw ja, toj de, koy twojij babusi zrobyy operaciju, ja pryjszow do was, ae ja buw slipym mi zriaczymy. Ja ne zmou zayszytysia.
Ce wse we buo skazano i wczora i pozawczora. My ysze powtoriuway diog, znajuczy, czym win zakinczysia, ae my ne mohy ne powtoryty joho, tomu szczo zayszaasia
bezhuzda nadija, nacze mona znajty jakyj kompromis, szczo prydumaty, i todi ne bude
potreby rozuczatysia.
A koy ja we stojaw bila trapu, Lina pidijsza do mene zowsim byko, tak szczo ja
baczyw czorni ciatky w jiji sribnych oczach, i skazaa:
Zapamjataj, jak meni zaraz.
I do mojeji tuhy dodaasia jiji tuha, i stao temno, i ja schopywsia za jiji ruku, szczob
ne wpasty. Ae nichto z pasayriw, szczo prochodyy mymo, ne dopomih meni, ne rozdiyw
zi mnoju ciu tuhu, tomu szczo w ytti je momenty, koy treba utrymatysia wid toho,
szczob pryjty na dopomohu.

Potim buw szlach, perewantaennia i triaska. Peresadky w nezatysznych wantanych portach, szczo pachy metaom i rozihritym pastykom, bezyki hoteli i prisni snidanky bila byskuczych odnakowych stijok bufetiw. Ae ja buw cikom zdorowyj i poczuwaw sebe widminno. Ja znaw, czomu tam, daeko, Lina sydy u swojij kimnati na druhomu powersi i styskuje dooniamy hoowu tak bolacze i pohano jij. I ja buw ychyj na
neji, ja namahawsia perekonaty jiji zabu pro mene, durna, luba, ne zabyraj u mene
cej bil
Meni tak korty powernutysia tudy, ae ja nikoy ne zmou cioho zrobyty.
Z rosijkoji perekaw Witalij Henyk
Perekadeno za wydanniam: BUYCZEW K. Czudesa w Huslare. M.: Moodaja
gwardija, 1972. 368 s. (B-ka sowetskoj fantastiki).

Budynok nasz staryj. Nastilky staryj, szczo joho kilka raziw bray na oblik jak istorycznu pamjatku i stilky raziw z obliku znimay inodi za napolahanniam mikrady,
jakij chotiosia cej budynok znesty, inodi zwaajuczy na widsutnis w niomu istorycznoji
cinnosti. Z czasom joho obowjazkowo znesu, ae, oczewydno, ce trapysia ne skoro.
Rokiw trysta tomu w budynku ya odna simja. Rodyczi bojaryna, jakyj niczym ne
prosawywsia. Potim bojaryn pomer, naszczadky joho zdribniy i zbidniy, i budynok piszow po rukach. Do kincia mynuoho stolittia joho rozdiyy na kwartyry po odnij na
konomu z trioch powerchiw, a pisla rewoluciji budynok uszczilnywsia.
U naszij kwartyri na perszomu powersi wisim kimnat i pja simej. Zaraz u nij zayszyysia w osnownomu ludy pochyoho wiku i ja, moo rozsmoktaasia po Chimkach i
Ziuzinych. Mene moja kimnata cikom wasztowuje. U nij dwadcia try metry, wysota
stel try trydcia, zi skepinniamy, i je alkow, u jakomu ranisze stojao moje liko, a zaraz
ja zawayw joho knyhamy. Wkazuwaty meni na bezad nikomu. Maty wyjichaa do
witczyma w Nowosybirk, a z Haeju ja tak i ne odruywsia.
Tijeji noczi ja pizno lig. Ja czytaw ostannij roman Oeksandra Czerniajewa. Nedopysanyj roman, tomu szczo Czerniajew pomer z hoodu w eningradi u sorok druhomu roci.
Zaraz, koy wyjszo joho zibrannia tworiw, roman pomistyy w ostanniomu tomi razom z
ystamy i krytycznymy stattiamy.
Ce due obrazywo ty znajesz, szczo czytaty tobi zayszyosia storinok desia, ne
bilsze. I dija tilky-tilky rozhortajesia. I wona tak i ne wstyhne rozhornutysia, i ty nikoy
we ne diznajeszsia, szczo chotiw zrobyty staryj Czerniajew zi swojimy herojamy, i
nichto we ne dopysze cej roman, tomu szczo ne zmoe pobaczyty swit takym, jakym joho
baczyw Czerniajew. Ja widkaw tom i ne staw pereczytuwaty ni krytycznych statej, ni
komentariw do romanu odnoho widomoho fachiwcia z tworczosti Czerniajewa. Fachiwe
robyw prypuszczennia, jakym by buw roman, jakby pymennyk maw moywis joho zakinczyty. Ja znaw, szczo Czerniajew pysaw roman do ostannioho dnia, i znaw nawi, szczo
na polach odnijeji z ostannich storinok buo prypysano: Spayw ostannij stie. Sabkis.
Bilsze Czerniajew ne dozwoyw sobi odnoho zajwoho sowa. Win prodowuwaw pysaty. I
pysaw szcze try dni. I pomer. A rukopys znajszy potim, tyniw za dwa, koy pryjszy z
eningradkoho radi, szczob diznatysia, szczo z nym.
Jak baczyte, dumky u mene toho weczora buy dosy sumni, i heroji knyhy nijak ne
chotiy jty z kimnaty. Wony sykuwaysia meni szczo skazaty I tut prounaw dzwin.
Stiny w naszomu budynku due towsti. Napewno, konstruktor kincia simnadciatoho
stolittia zrobyw zapas micnosti widsotkiw u wisimsot. Nawi perehorodky mi kimnatamy cehyny w try. Tak szczo, koy susidy hraju na pinino, ja praktyczno niczoho ne
czuju. Tomu ja ne sumniwawsia, szczo dzwin prounaw same u mene w kimnati. Dywnyj
takyj dzwin, niby chto wpustyw sribnu wazu.
Ja prostiahnuw ruku i zaswityw swito. Heroji knyhy znyky. Tysza. Szczo b take
moho u mene wpasty? Ja poeaw trochy, potim mene potiahnuo w son, i ja wymknuw
swito. I maje nehajno poriad szczo hrymnuo. Korotko i perekonywo.
Meni stao ne po sobi. Ja ludyna absolutno nezabobonna, ae chto b mih kydatysia
wsilakymy predmetamy w mojij kimnati?
Cioho razu ja zaswityw swito i pidwiwsia z lika. Ja obijszow usiu kimnatu i nawi

zazyrnuw u alkow. I niczoho ne znajszow. A koy ja obernuwsia peczyma do alkowa,


zwidty znowu poczuwsia dzwin. Ja pidskoczyw i obernuwsia na sto wisimdesiat gradusiw.
I znowu taky niczohisiko ne wyjawyw.
Pobriazkuwannia we ne prypyniaosia. Czerez koni desia sekund unao dze.
Potim pauza. Ja widliczuwaw raz-i, dwa-i Pisla desiatoji sekundy znowu dze.
Ja, szczyro kauczy, e z huzdu ne zjichaw wid nespokoju. U tebe w kimnati chto
dzweny, a ty ne moesz zdohadatysia, szczo trapyosia. Ja poczaw systematyczne doslidennia kimnaty. Ja czekaw, poky prounaje dzwin, i potim robyw krok u tomu napriami,
zwidky czuwsia zwuk. Ja we zdohadawsia, szczo win doynaje z boku hadkoho szmatka
stiny mi alkowom i dweryma. Pisla czetwertoho kroku ja pidijszow do samoji stiny i prykaw wucho do neji. Raz-i rachuwaw ja. Na desiatij sekundi prosto poriad z wuchom prounaw wyraznyj dzwin.
Tak, wyriszyw ja, dumatymemo, czym pojasniujesia cej fenomen. Stina wychody
inszym swojim bokom u korydor, u hyboku wyjimku, w jakij ranisze stojay dwa weosypedy, a koy weosypedy wyjichay w Chimky-Chowrino, to babusia Kapan postawya
tudy szafu pid czerwone derewo. U cij szafi, za spilnoju uhodoju, my wsijeju kwartyroju
zberihay motoch, jakyj treba b wykynuty, ae poky szkoda.
Jasno. Slid wyjty u korydor i podywytysia, szczo widbuwajesia w szafi. Ja j ne oczikuwaw niczoho tam pobaczyty ade stina towsta, a dzwin unaje bila samoho wucha.
Ae wse odiah kapci i wyzyrnuw nazowni. Wsi spay. Korydor buw temnyj, ja zaswityw
ampoczku i pry switli jiji perekonawsia, szczo w korydori nikoho nemaje. Ja pidijszow do
szafy, proczynyw jiji. Meni doweosia prytrymaty dytiaczu wannoczku, pownu dowojennych urnaliw, jaka widrazu wyriszya wywaytysia nazowni. Druhoju rukoju ja pidchopyw poroniu pozooczenu ramu i nawaywsia ywotom na resztu reczej. U takij pozi ja
stojaw, napewno, chwyyny piwtory. Nareszti meni zdaosia, szczo ja czuju widdaenyj
dzwin. Moywo, tilky zdaosia nadto we sylno ja prysuchawsia. U bu-jakomu wypadku zwuky doynay ne z szafy. Ja zakryw szafu i powernuwsia w kimnatu. I tilky-no
uwijszow, jak tut-taky poczuw dze
Napewno, ciu hodynu ja prykadaw wucho do riznych toczok stiny, poky ne perekonawsia absolutno toczno, szczo zwuk naroduwawsia za siroju plamoju na szpaerach na
riwni mojich hrudej, u wisimdesiaty santymetrach wid kuta alkowa. Teoretyczna czastyna moho tumaczennia zakinczyasia. Teper czas buo perechodyty do eksperymentu.
Meni we absolutno rozchotio spaty. Ja posunuw do stiny stie i zachodywsia dumaty, widrywaty meni szpaery czy utrymatysia. I ne znaju, do jakoho b ja pryjszow riszennia, koy b ne sylnyj udar, maje hurkit, szczo zminyw riwnomirne pobriazkuwannia.
I tut zapaa tysza.
Ni ja uziaw na kuchni. Iz stou babusi Kapan. Ni buw dowhyj, dobre zatoczenyj
(moja robota) i z hostrym kincem. Te, szczo potribno. Szcze ja uziaw mootok. Prostukaty
stinu. Dywno, szczo ja ne zdohadawsia zrobyty cioho ranisze, ae mene mona zrozumity
ne szczodnia u waszij stini zawodiasia prywydy. Ja stukaw po stini ne due hoosno.
Wse-taky susidy spla. U stini prostukuwawsia czotyrykutnyk, simdesiat na simdesiat, za
jakym jawno znachodyasia poronecza. Teper sumniwiw ne zayszaosia. Ja uziawsia za
ni i wyrizaw szmatok szpaer u centri cioho kwadrata. Szpaery widokremyysia z
ehkym triskom, wyjawywszy pid soboju obrywky gazety i kaptyk bakytnoji stiny. Ja
raptom pryhadaw, szczo takoju stina bua pid czas wijny, i nawi pryhadaw, jaki u nas

todi stojay mebli, i pryhadaw, szczo u nas buo zatemnennia czorne paperowe pootno
z dribnymy diroczkamy jak zoriane nebo. I ja joho nazywaw ne zatemnenniam, a proswitenniam, i mama zawdy smijaasia.
Bila samoho wucha znowu szczo briaznuo. Ja postukaw hostrym kincem mootka
po synij farbi i widupaw szmatok tyku. Potim podumaw, szczo treba b pidsteyty gazetu
na pidohu, ae ne staw cioho robyty wse odno we nasmityw.
Z-za sztukaturky wyzyrnuy roewa cehyna i owtuwata smuka rozczynu nawkoo.
Cehyna sydia micno, i ja promarudywsia z neju chwyyn desia, poky wona ne zachytaasia i ne pokynua zwyczne misce.
Za cehynoju bua czorna dirka. Ja zapayw sirnyk i poswityw useredynu. Sirnyk
oswityw cehynu na protyenij storoni tajnyka i szczo byskucze wnyzu. Ja obereno
zapustyw ruku tudy i nasyu dotiahsia do dna niszi. Palci zachopyy meta. Krueczky
metau. Ja wytiahnuw jich na swito. Ce buy starowynni sribni monety.
Wony buy tepymy.
Oce tak! Skarb. U wasnij kimnati znajty skarb! Dywowyno. A wtim, chiba mao
skarbiw buwaje w stinach starych budynkiw? Szczoprawda, koy pro ce czytajesz u gazeti
abo w knyzi, odne, ae koy ce traplajesia z toboju
Ja znowu zapustyw ruku wseredynu i distaw szcze meniu. Szczo bilsze eao tam
samo, ae, szczob distaty ce, slid buo rozszyryty otwir. Ja rozdywywsia monety trochy
kraszcze, wony buy due starymy i nerosijkymy. Na nych buy zobraeni jaki starodawni cari, i na fizinomijach cariw stojay hyboki tawra z nerozbirywym malunkom.
Szczo na ksztat wersznyka zi spysom. Ja ciyj peremazawsia i dywom ne rozbudyw we
budynok, poky wyjmaw szcze riad cehyn. Teper ja mih zasunuty w niszu hoowu.
Ae robyty cioho ja ne staw. Ja uziaw zi stou ampu i postawyw jiji na pidsunenyj
stie. Druhyj stie postawyw poriad. Teper u mene buy wsi moywosti dla wywczennia
dirky na najwyszczomu naukowomu riwni. Ja obtrusyw z sebe wapno, pidkaw pid ampu
jaknajwyszczyj stos knyok, szczob swito padao w niszu, i todi zazyrnuw useredynu.
I o szczo ja pobaczyw:
Nisza zi skarbom jawlaa soboju prawylnyj kubyk, wytesanyj u stini. Zadnia stinka
niszi bua hadkoju i nowekoju, nemow cehyny ukay w neji ysze wczora, i dla micnosti
wona bua armowana zaliznymy smuhamy. Bicznych stinok ja widrazu ne rozhediw,
tomu szczo oczi zradyy mene zamis toho szczob systematyczno wywczaty kartynu,
szczo widkryasia peredi mnoju, wony wtupyysia u dno niszi, zawaene monetamy. Krim
toho, na dni eay czasza z jakoho kosztmetau i, jak ne dywno, zalizna ruka. Napewno,
wid obadunkiw.
Ja distaw ruku. Ruka bua wakoju, palci jiji buy e zihnuti, szczob kraszcze trymaty mecz abo spys, wona siahaa do seredyny zapjastia, mow damka rukawyczka, i
szcze na nij buy reminci, szczob kraszcze kripyty do ruky. Ja obereno pokaw ruku na
stie i potiahnuwsia za czaszeju, i tut staasia cikom dywowyna ricz.
Zwerchu na moju ruku wpaa szcze odna moneta. Tepa sribna moneta. Nenacze
wona widkejiasia wid steli niszi. Moneta skotyasia po mojij kysti, powayasia na kupku
inszych monet i briaznua due znajomo: dze
Ja nawi zawmer. Obimliw. Bo zowsim zabuw, szczo poliz u stinku same tomu, szczo
w nij szczo briaznuo. A jak pobaczyw monety, wyriszyw, szczo ce staryj skarb.
Ja poswityw ampoju na stelu niszi. Stela bua czornoju, byskuczoju, bez jedynoho
otworu i prochoodnoju na dotyk. Nijaka moneta prykejitysia do neji ne moha.

Ja poczekaw, czy ne trapysia szcze szczo-nebu, ae, oskilky niczoho ne trapyosia,


wyhrib nazowni skarby, rozkaw jich na stilci. I zasnuw, sydiaczy na stilci, rozmirkowujuczy, czy to pity zranku w muzej, czy to diznatysia spoczatku, czy ne durnyczky ja znajszow. Szcze smijatymusia.
Na ranok, sam we ne znaju jak, ja perebrawsia na liko i prokynuwsia wid dzwinka
budylnyka. Z chwyynu ja namahawsia zmirkuwaty, szczo take dywowyne staosia
wnoczi, i ysze koy pobaczyw u stini czornu dirku, a na pidozi kupu wapna, obrywky
szpaer i obamanu cehu, zrozumiw, szczo wse ce buw ne son Ja nasprawdi wyjawyw
skarb u swojij stini, i do toho skarb due dywnoji wastywosti. Ae w czomu bua joho
dywnis, ja pryhadaty ne wstyh, tomu szczo w dweri postukaa babusia Kapan i zapytaa,
czy ne braw ja jiji ni.
A potim poczawsia zwyczajnyj wranisznij pospich, tomu szczo u wanni buw didu
Kapan, i ja pryhadaw, szczo zranku narada u hoownoho technooga, i meni obowjazkowo
treba buty tam, i zakinczyosia rosijke maso, i doweosia strelnuty u Liny Hryhoriwny.
Szczoprawda, koy ja bih, to wstyh zasunuty dirku knykowoju poyceju i tynuty w kyszeniu paru monet, a u walizku zaliznu ruku.
Na zasidanni ja zowsim buo zabuw pro znachidku, ae, tilky-no narada zakinczyasia, pidijszow do Mytina. Win zbyraje monety. Ja pokazaw jomu odnu z mojich monet i
zapytaw joho, jakoji ce krajiny.
Mytin widkaw ubik portfel, pohadyw ysynu i skazaw, szczo moneta durnycia. I
zapytaw, de ja jiji distaw. Napewno, u babusi i, moe, widdam jomu. Ae treba znaty Mytina. Ade Mytin koekciner, i chocza zawdy skarysia, szczo joho chto tam obduryw,
sam bu-koho obdury. We po tomu, jak win ciu momentu trymaw u rukach i krutyw,
wydno buo, szczo moneta neprosta.
Ce newaywo, zwidky ja jiji distaw, skazaw ja. Meni wona samomu potribna.
Do reczi, ty prosyw mene distaty odnotomnyk Buhakowa, skazaw Mytin.
U mene, szczoprawda, druhoho nemaje, ae choczesz, ja tobi za neji swij ekzemplar widdam? Maje nowyj
Nu j nu, skazaw ja. Joho u tebe ni za jaki hroszi ne wymanysz.
Prosto, rozumijesz Zatym win, pewno, zrozumiw, szczo ja joho rozkusyw, i
skazaw: Nemaje u mene cijeji monety w koekciji. A potribna, chocz wona i pidrobka.
Czomu pidrobka? zapytaw ja.
Nu noworob. Baczysz, jaka noweka. Nenacze wczora z-pid presa.
Aha, skazaw ja. ysze wczora. Sam jich roblu. A jak wona nazywajesia?
Mytin z aem rozuczywsia z monetoju i skazaw:
Jefymok. Rosijkyj jefymok.
A czomu na nij fizinomija nerosijka?
Dowho pojasniuwaty. Nu, zahaom, koy u nas szcze ne buo dostatnioji kilkosti
swojich rubliw, my bray inozemni, ewropejki taery, ce szcze do Petra Perszoho buo, i
stawyy na nych rosijke tawro. Nazywaysia wony jefymkamy. A teper skay, de distaw?
Potim, Juro, widpowiw ja jomu. Potim. Moe, i tobi distanesia. Znaczy,
kaesz, do Petra Perszoho?
Tak.
Ja podumaw, szczo jakszczo w muzej zdawatymu, to odnu monetu zayszu dla Mytina. Wreszti-reszt, Buhakowa win meni swoho chocze widdaty.

U aboratoriji ja mowby nenawmysno distaw zaliznu ruku. Zadla artu. I skazaw


druziam, koy wony zbihysia:
Dawno potribna bua. A to u mene due mjakyj charakter. Teper bude u mene
zalizna ruka. Tak szczo, spiwrobitnyky i spiwrobitnyci, trymajtesia.
Diwczatka zasmijaysia, a Tartakowkyj zapytaw:
Ty j cioho ycaria prynesty moesz?
ycaria? Chocz zawtra.
Ae nasprawdi toho dnia robota u mene wayasia z ruk. Nareszti ja ne wytrymaw,
pidijszow do Uzianowa i poprosyw joho widpustyty mene dodomu pisla obidu. Skazaw,
szczo potim widpraciuju, szczo due potribno. I win, pewno, zrozumiw, szczo sprawdi potribno, tomu szczo skazaw: jdy, czoho tam.
Ja widczynyw wchidni dweri kluczem, dzwonyty ne staw i szwydko projszow do sebe
w kimnatu. Zamknuw za soboju dweri nawiszczo lakaty babusiu Kapan, jakszczo wona
nenawmysno do mene zajde? Potim widsunuw poyciu z knyhamy i zazyrnuw u swij tajnyk. Tajnyk buw na misci. Znaczy, ne prysnyosia. A to, znajete, chocz i zalizna ruka w
portfeli, wse odno inodi perestajesz sam sobi wiryty jake rozdwojennia osoby nastaje.
U niszi buo temno. Swito z wikna maje ne padao w neji. Ja wwimknuw ampu i wsunuw jiji wseredynu. I tut ja zdywuwawsia tak, jak dawno ne dywuwawsia. U niszi eay
rizni reczi, jakych wranci ne buo. Tam buy (ja jich wyjmaw i tomu pamjataju po poriadku): kynda u pichwach, dwa suwoji z czerwonymy wysiaczymy peczatkamy, kajdany, szoom, kaamar (a moe, silnycia), prykrasy wsilaki i dwa sapjanowi czoboty. Teper
ce we ne buo schoe na skarb. Ce buo sucilne nepodobstwo. Czyj zuchwayj art.
Zaczekajte, a czomu art? Chto tak artuwatyme? Babusia Kapan? Ae wnoczi
wona spy, i do toho u neji z wikom atrofuwaosia poczuttia humoru. Szcze chto z susidiw? A moe, ja zjichaw z huzdu? Todi i Mytin zjichaw huzdu, a win ludyna twereza.
Ja uziaw do ruk czobit. Win szcze pach swioju szkiroju i podatywo hnuwsia w rukach. Ja prymiriaw szoom. Szoom nasyu nalizaw meni na hoowu. Win buw wakyj i
sprawnij, ne erstiana pidrobka dla Mosfilmu. Tak ja i sydiw u szoomi, z czobotom u
rukach. I czekaw kraj moria pohody. Ja perebyraw u pamjati wsi podiji noczi. Dzwin i
udary w stini, tepli monety, zalizna ruka. Zatym pryhadaw, jak moneta zwayasia zi steli
niszi meni na ruku. Ja rozmirkowuwaw i niczoho ne zmih prydumaty.
Potim u pownij rozhubenosti ja wsunuw wseredynu ruku i obmacaw stelu niszi.
Wona bua chowkoju, mow dzerkao, szczo widobraao sucilnu nicz.
Ja wyjniaw szcze dekilka cehyn, szczob zrucznisze buo praciuwaty, i za hodynu
nisza pownistiu pozbuasia perednioji stinky. Ja zmih rozhedity niszu u wsich podrobyciach. Zalizni smuhy na zadnij stinci wyjawyysia ne zaliznymy, a z toho samoho czornoho
dzerkalnoho spawu, szczo j stela, a odna z bicznych stinok bua podiena biymy smukamy na kwadraty. Nyzom jiji jszy jaki liniji, i mi nymy buy tonki szpary. Cymy szparamy ja i wyriszyw wprytu zajniatysia. Ja wsunuw hoowu w niszu, szczob zrucznisze
buo praciuwaty, i w tu my mene wdaryy po hoowi, ta tak sylno, szczo ja mao ne
otrymaw strus mozku. Ja rwonuw hoowu nazowni. Bolacze stuknuwszy mene po kinczyku nosa, na pidohu niszi wpaw starowynnyj pistoet z e zahnutoju ruczkoju. Ja podywywsia whoru. Stela bua wse takoju hadkoju i czornoju. Czortiwnia. Treba buo tobi
yty dwadcia szis rokiw pry Radiankij wadi, szczob na wasnomu doswidi perekonatysia, szczo potojbiczni syy wse-taky je?

Nu, a jakszczo jich wse-taky nemaje? raptom podumaw ja, krutiaczy w ruci pistoet. Jakszczo wsia cia czortiwnia maje jake pojasnennia? Todi jake? Na szczo ce wse
schoe? dumaw ja, dywlaczy u czornu paszczu niszi. Szczo ce nahaduje zi znajomych meni reczej? Rozumijete, ja wyriszyw szukaty widpowi cioho zawdannia za anaogijeju.
Ja dumaw chwyyn dwadcia. I raptom meni spaa na dumku anaogija. Cej art nahaduje meni posztowu skryku. Tak, zwyczajnisiku posztowu skryku. U neji czerez
szparu kydaju ysty i banderoli. Tak. Chodimo dali. Jakszczo b ce bua osobywa posztowa
skryka, to, znaczy, w nij maje buty otwir dla oderuwacza. Tut i czajiasia zakowyka.
Oderuwacza ne buo. Ade, poky ja ne zamaw stinku, skryka ne maa wychodu. Wse,
szczo w neji potraplao, zayszaosia w nij eaty.
Podywymosia na ciu probemu z inszoho boku. Chto i szczo w ciu posztowu skryku
opuskaje? Chto poky newidomo. Ae szczo ja we znaju. Wsilaki rosijki reczi dopetriwkoji epochy. Zwidky jich beru? Z muzeju? Kradu? Maoprawdopodibno.
I tretie. Do wczorasznioji noczi w posztowu skryku nichto niczoho ne kaw. Siohodni pokaw. Jakby ce trapyosia ranisze za ostanni dwadcia rokiw, to ja b poczuw
jakyj-nebu dzwin. Abo mama poczua b. U neji dobryj such. Ote, jaszczyk poczaw dijaty
tilky wczora. A moywo
I tut meni spaa na dumku absolutno boewilna ideja, jaku mona pojasnyty ysze
tym, szczo ja potrapyw w absolutno boewilnu sytuaciju.
Znaczy, u mene je posztowa skryka, z jakoji nemaje wychodu, w neji kadu reczi
due dawno mynuych rokiw. I do siohodnisznioho dnia ne kay.
A szczo, jak siohodni otworu cioho nemaje, a todi win buw? Rozumijete mene? Todi,
koy kay ci reczi. Trysta rokiw tomu. Koy cej budynok buw nowekym. I szczo, jak cej
otwir je, todi, koy ci reczi naey wyjmaty? W majbutniomu. Czerez sto rokiw. Abo czerez
dwisti rokiw. Koy ytymu ti ludy, jaki zmou jizdyty na dekilka sote rokiw u mynue.
Jakszczo cia boewilna ideja maje sens, to staje zrozumio, czomu reczi poczay zjawlatysia tilky wczora. Ne tomu szczo skryka zapraciuwaa wczora, a tomu szczo wona
wczora zamaasia. Tak, zamaasia. Na liniji mynue majbutnie poetiw jakyj tranzystor. I wyjsza dira. A moe, probyo izolaciju chiba mao szczo moe trapytysia. I o
do mene w kimnatu, w mij czas poczay padaty reczi, rozdobuti archeoogamy majbutnioho u daekomu mynuomu.
Ideja meni spodobaasia. Ae jaka moja rol u wsij cij istoriji? Wykykaty eektryka,
szczob podywytysia niszu? A potim widprawla mene do boewilni? Skorystatysia podamy poomky i zbyraty nywa z czuoji roboty? Wyminiaty u Mytina wsiu joho bibliteku? Te jaka nisenitnycia wychody.
Ja postawyw uwimknenu ampu w niszu i proter nosowyczkom bicznu stinku. Zatym obmacaw jiji palciamy i wstawyw u wuku szparu wnyzu kinczyk noa babusi Kapan, jakyj ja znowu ponis z kuchni. Ja dijaw obereno, tomu szczo bojawsia zamaty maszynu nazowsim. I buwaje take wezinnia raptom cia stina piddaasia i widkryasia.
Za neju wyjawywsia pult, i wse stao cikom zrozumio. Ja maw raciju.
Centr pulta zajmaa czasowa szkaa. Uzdow neji jszy switlani ciatky. Odna z nych,
bila roku 1667-ho, horia jaskrawisze wid inszych, i same bila neji stojaa strika. Zakinczuwaasia szkaa 2056 rokom.
Wnyzu jszo huste petywo drotiw i prowidnykiw i riad knopok newidomoho meni
poky pryznaczennia. Raptom ciatka bila roku 1667-ho zaswityasia jaskrawisze, i w tu

my ja widczuw nad hoowoju hudinnia. Cioho razu ja zrozumiw, szczo wse ce moe oznaczaty, i widsmykuwaw hoowu. Neweyka knyha w szkirianij paliturci iz zastibkamy hucho stuknuasia ob pidohu niszi. Ja wstyh pomityty, szczo w tu my, koy wona wpaa, u
steli zjawywsia otwir toczno w rozmir knyhy. Wse jasno. Ja whadaw. Czerwonym switom
spaachnua na my ciatka 1667 roku. Kincewa stancija ne zaswityasia. Nu szczo , oczewydno, poky ne pomityy poomky i prodowuju praciuwaty marno. Jak e daty jim zrozumity? Moe, wony tak i ne bacza pobymuwannia w 67-mu? A poky ja uziaw wykrutku
i poczaw perewiriaty kontakty. Ce zabrao u mene szcze hodyny dwi. Ja dijaw maje
nawmannia. U schemi ja tak do adu i ne rozibrawsia, chocz z dytynstwa czyslusia w radiamatorach. Ja porpawsia i rozdumuwaw pro te, szczo cikawo b pobuwaty w majbutniomu i diznatysia, jak tam ywu ludy, i czy wdassia meni zrobyty szczo-nebu tiamuszcze w ytti, i czomu ja pomru. I szcze ja dumaw, szczo nepohano b pobuwaty i w mynuomu. I zajty, naprykad, do pymennyka Oeksandra Czerniajewu i diznatysia, jak e win
zbyrawsia zakinczyty swij roman.
I tut ja wyjawyw poomku. Wy majete powne prawo meni ne wiryty. Kudy we meni.
Ae ja zamotaw rozryw folhoju pajalnyka u mene ne buo i wyriszyw podywytysia,
szczo bude dali. Ja buw straszno hordyj, szczo znajszow wse-taky cej czortiw kontakt. I
tut zaswityasia znowu ampoczka 1667 roku, i znowu prounao nad hoowoju sabke hudinnia. Ae ja niczoho ne pobaczyw, i niczoho ne wpao zwerchu, ysze zaswityasia druha
ampoczka, we ne w mojemu roci, a priamo w 2056-mu. Wse prawylno. Wony otrymay
swoju posyku. Ja mou spaty spokijno.
Ja widkynuwsia na stilci i zrozumiw, szczo straszno wtomywsia i szczo we temno.
I szczo ja sam ne due wiriu w te, szczo widbuosia. I ne znaju, jak widprawyty za pryznaczenniam motoch, szczo skupczywsia u mene.
U dweri postukay.
Chto tam? zapytaw ja.
Do tebe, skazaa babusia Kapan. Ty szczo, dzwinka ne czujesz? Ja powynna
za tebe widczyniaty? Ty znowu mij ni uziaw?
Ja pidijszow do dwerej i skazaw:
Ni ja widdam piznisze. Ne sertesia.
Wona dobra stara. Tilky luby poburczaty. Ce wikowe.
Za dweryma stojaw czoowik rokiw soroka u syniomu kombinezoni, z walizkoju w
rukach.
Wy do mene? zapytaw ja.
Tak. Ja do was. Dozwoyte uwijty?
Zachote, skazaw ja i tut pryhadaw, szczo uwijty do mene nemona.
Odnu chwyynu, skazaw ja, zaczynyw dweri pered joho nosom i terminowo
zasunuw na misce poyciu z knyhamy.
Darujte, skazaw ja, wpuskajuczy joho, u mene remont i trochy bezad.
Niczoho, widkazaw win, zaczyniajuczy za soboju dweri.
I tut win pobaczyw cehyny na pidozi. Podywywsia na nych, potim na mene. I skazaw:
Ja predstawnyk istorycznoho muzeju. My otrymay widomosti, szczo wamy znajdenyj skarb weykoji cinnosti, i my chotiy b oznajomytysia z nym.
Szczo u mowi cioho czoowika, w maneri trymaty walizu i w czomu szcze, newowymomu dla inszych, ae zrozumiomu meni, szczo pronyk u tajemnyci czasu, pidkazao

jedyne prawylne riszennia: ne z muzeju win.


Ja wse we poahodyw, skazaw ja.
Szczo wy poahodyy?
Waszu posztowu skryku.
Ja widsunuw poyciu i pidwiw joho do niszi. Ja pokazaw jomu kontakt i skazaw:
O tilky pajalnyka u mene ne buo, doweosia folhoju zamotaty.
Tut zaswityasia ampoczka w 1667 roci, i win zrozumiw, szczo ja wse znaju.
ystonosza-mechanik z 2056 roku zapajaw kontakt, pereprawyw u majbutnie reczi,
i potim my z nym zakay dirku w stini tak, szczo nawi meni ne zdohadatysia, de wona
bua. I win due diakuwaw meni i trochy dywuwawsia z mojeji kmitywosti, ae koy ja
joho zapytaw, szczo bude czerez sto rokiw, win widpowidaty widmowywsia i skazaw, szczo
ja sam powynen rozumity widomosti takoho rodu win rozhooszuwaty ne moe.
Potim win zapytaw, czoho b ja chotiw. Ja skazaw, szczo spasybi, niczoho.
To, znaczy, nijakych procha? zapytaw win, beruczy za ruczku walizky.
I tut ja zrozumiw, szczo u mene je odne prochannia.
Skai, waszi ludy buwaju u riznych rokach?
Tak.
I dwadcia rokiw tomu?
I todi. ysze, zrozumio, zi wsima oberenostiamy.
A pid czas wijny i bokady chto-nebu buw u eningradi?
Zwyczajno.
O szczo, wykonajete take prochannia. Meni treba peredaty tudy posyku.
Ae ce nemoywo.
Wy skazay, szczo wykonajete moje prochannia.
Szczo za posyka?
Odnu chwyynku, skazaw ja i kynuwsia w kuchniu.
Tam ja uziaw dwi banky zhuszczenoho mooka i piwkio kapanowskoho masa z
choodylnyka, i szcze paket cukru kiogramy w dwa wahoju. Ja sunuw use ce u weykyj
pastykowyj miszok Liny Hryhoriwny i powernuwsia do kimnaty. Mij his z majbutnioho
pidmitaw pidohu.
O, skazaw ja. Ce wy powynni budete wzymku sorok druhoho roku, w siczni
misiaci peredaty pymennykowi Czerniajewu, Oeksandru Czerniajewu. Waszi joho
znaju. I adresu joho zmoete znajty. Win pomer z hoodu w kinci sicznia. A jomu treba
protrymatysia szcze tyniw zo dwa. Za dwa tyni do nioho pryjdu z radi. I ne smijte
widmowlatysia. Czerniajew pysaw roman do ostannioho dnia
Ta zrozumijte , skazaw his, ce nemoywo. Jakszczo Czerniajew zayszysia ywyj, ce moe zminyty chid istoriji.
Ne zminy! skazaw ja perekonano. Jakby wy tak bojaysia mynuoho, to ne
bray b reczi z simnadciatoho stolittia.
His posmichnuwsia.
Ja ne wyriszuju takych pyta, skazaw win. Dawajte ja wimu waszu posyku. Tilky zirwi nakejky z banok. Takych ne buo w eningradi. Ja pohoworiu w naszomu czasi. Szcze raz due wam wdiacznyj. Spasybi. Moywo, pobaczymosia.
I win piszow, nenacze joho j ne buo. U mene nawi zjawyasia spokusa znowu zirwaty szpaery i zazyrnuty w niszu. Ae ja znaw, szczo cioho nikoy ne zroblu. I win te
rozumiw ce, a to b ne rozpowidaw meni tak bahato.

Nastupnoho dnia ja wyjawyw u sebe w kyszeni dwi zabuti monety. Ja podaruwaw


odnu Mytinu, a inszu zayszyw sobi na zhadku. Mytin prynis meni, jak i obiciaw, odnotomnyk Buhakowa, a potim skazaw:
Znajesz, ja znajszow udoma tom Literaturnoho spadkojemcia. Tam je spohady
pro Czerniajewa. Tobi cikawo?
Ja skazaw, szczo, zwyczajno, cikawo. Ja we rozumiw, szczo wony mene ne posuchaysia i ne pereday staromu mojeji posyky.
Ta j, zwyczajno, nisenitnyciu ja porow. Ade weykym tyraem widdrukowana
bigrafija pymennyka, i tam czornym po biomu skazano, szczo win pomer same w sorok
druhomu roci. Ja nawi posmijawsia nad soboju. Te meni teoretyk!
Uweczeri ja proczytaw stattiu pro Czerniajewa. Wona rozpowia pro te, jak win yw
u eningradi w bokadu, jak praciuwaw i nawi jizdyw u samu choodneczu, pid obstriom,
na front wystupaty pered bijciamy. I raptom w kinci statti ja czytaju nastupne, choczete
wirte, choczete ni:
Wzymku, zdajesia, w siczni, ja zajszow do Czerniajewa. Oeksandr Hryhorowycz buw due sabkyj i nasyu chodyw. My z nym rozmowlay pro stanowyszcze na fronti, pro spilnych znajomych (dejakych z nych ue ne buo w ywych), win rozpowidaw meni pro pany na majbutnie, pro te, szczo pysze nowyj
roman i, koy b ne sabkis, zakinczyw by joho do wesny. Ja ne pytaw, czomu mij
druh widmowywsia ewakujuwatysia, nezwaajuczy na powanyj wik i sabke
zdorowja. Oeksandr Hryhorowycz ysze znyzaw by peczyma i perewiw by rozmowu na inszu temu. Buo choodno. My pidkaday w burujku uamky stilcia.
Raptom Czerniajew skazaw:
Zi mnoju trapyasia dywna istorija. Dniamy otrymaw posyku.
Jaku? pytaju. Ade bokada.
Newidomo wid koho. Tam buo zhuszczene mooko, cukor.
Ce wam due potribno, kau.
A win widpowidaje:
A ditiam ne potribno? Ja we staryj, a ty b podywywsia na malukiw u
susidnij kwartyri. Jim szcze yty j yty.
I wy jim widday posyku?
A jak by wy na mojemu misci wczynyyy, moodyj czoowicze? zapytawCzerniajew, i meni stao soromno, szczo ja mih pokasty take pytannia.
Ce, jak ne sumno siohodni uswidomluwaty, bua moja ostannia zustricz z
pymennykom.

Ja raziw pja pereczytaw ci riadky. Ja sam powynen buw zdohadatysia, szczo, jakszczo staryj otrymaje taku posyku, win ne smoktatyme zhuszczene mooko w kutoczku.
Ne takyj staryj
Ae szczo dywno: cej tom literaturnoho spadku wyjszow u szistdesiat perszomu roci
sim rokiw tomu.
Z rosijkoji perekaw Witalij Henyk
Perekadeno za wydanniam: BUYCZEW K. Czudesa w Huslare. M.: Moodaja
gwardija, 1972. 368 s. (B-ka sowetskoj fantastiki).

My schoi na morepawciw simnadciatoho stolittia. Okeany bezkraji i powni tajemny. Karty sucilni bili plamy, podekudy peretnuti marszrutamy kapitaniw, szczo pobuway w cych szyrotach desia, sto rokiw tomu. Bahata fantazija kartografiw zapownya
poszczyny biych plam dwohoowymy potworamy, morkymy zmijamy, wohnedysznymy
horamy i syrenamy.
Zawtra moriakowi, moywo, poszczasty: proety nad buszprytom zeenyj papuha,
zachytajesia na chwylach szkaraupa kokosowoho horicha, tumannoju chmaroju powysne nad obrijem newidomyj ostriw.
Ne bude na ostrowi dwohoowych czudowyk i temnoszkirych krasu. I tajemny
ne bude. Ostriw wyjawysia tocznisiko takym samym, jak sto ostrowiw do nioho, skazaw Husiew.
Sya tiainnia wisim g, meteorytni kratery i wychody bazaltiw, skazaw
Bauer.
Meni z wamy nudno, skazaw ja. Meni dawno z wamy nudno. Meteorytnych
krateriw ne bude. U takij szczilnij atmosferi zhory bez slidu nawi arizonkyj meteoryt.
Tam use we zhorio, ne zdawawsia Husiew. Temperatura bila powerchni
plus trysta. Powir mojemu doswidowi.
U kajut-kompaniju spustywsia Janson i prynis rozszyfrowanyj zwit zonda.
Temperatura bila powerchni po ekwatoru minus sorok czotyry Celsija. Atmosfera
praktyczno normalnoho typu. Palmy kyway hoowamy z daekoho bereha.
Straszenni witry, skazaw kapitan, koy my pidniaysia na mistok. Ohydnyj
klimat. Ae yty mona.
Na ekrani kuboczyysia snihowi wychory, w proswitach chmar zridka melkay plamysti prohayny. Bauer rozkaw na szturmankomu stoli fotografiji, pryneseni zondom.
Win buw schoyj na didusia, szczo rozkadaje ulubenyj pajans Newkyj prospekt.
A o i misto, skazaw Bauer i prostiahnuw kapitanowi neczitkyj znimok.
Znimok buw zasztrychowanyj smuhamy wychoriw, i pry baanni kri nych mona
buo rozhedity priami liniji i koa.
My zayszyy korabel na orbiti. Siy skromno, w kateri. Pry posadci kater burlao
witrom i znosyo do hostrych zubciw skel.
Tropicznyj raj, skazaw Bauer, zastibajuczy skafandr.
Jakby na korabli znajszysia szuby, mona buo b obijtysia i bez skafandriw. Ae szub
my z soboju ne wezy.
Potim, koy poznajomymosia bycze, widpowiw ja, pozyczymo u nych walanky.
Komu szczo, dusiu, skazaw Bauer. Meni wydadu hirki yi. Tut czudowo
rozwynenyj zymowyj sport.
Temperatura zowni wpaa do pjatdesiaty trioch gradusiw. Zametil szaenia, rozhojdujuczy kater.
Wony ne zajmajusia zymowym sportom, skazaw serjozno Husiew, hotujuczy
do spusku wsiudychid. Wony dywlasia teewizor.
U takij obstanowci ne mona wynajty teewizor, skazaw Bauer. Nichto ne
polize na dach stawyty antenu.

Skoro wychodyte? zapytaw po raciji kapitan.


My hotowi, skazaw Bauer.
U kateri Husiew?
Tak.
Pro ce buo umoweno szcze na korabli. Husiew ysze posmichnuwsia. My z Bauerom
perejszy u wsiudychid. Maszyna zdryhnuasia, koy po witrowomu sku stiobnuo snihom. Koesa do poowyny potonuy u sypkij kaszi.
Misto wynyko z niczoho w tu my, koy my poriwniaysia z perszym budynkom.
Pryzemkuwati kupoy wyazyy z-pid snihu, mow kapeluszky borowykiw z-pid oberemka
osinnioho ystia. Wsiudychid powoli pyw po wucha w snihu, burczaw, zitchaw, zwolikaw,
koy zametil chloskaa po oczach. Najbilszyj kupo buw napiwprozorym. Pid nym chowawsia majdan, otoczenyj newysokymy budiwlamy. Snihowi strumeni ne zatrymuwaysia na
chowkych bokach kupoa, stikay strumoczkamy, ae na piwdorozi znowu zwywaysia
smerczamy, metaysia bila pereszkody i byy po nij kuaczkamy.
Majdan buw poronim.
Czomu mowczyte? zapytaw kapitan.
Jich nemaje wdoma, skazaw Bauer.
Ja zakripywsia trosom, wyliz nazowni, i mene sylno sztowchnuo witrom u spynu.
Ja sprobuwaw schowatysia za wyhnutoju stinoju. Nazustricz meni hypnuw oczyma biyj
woochatyj zwir, trochy bilszyj zrostom wid wiwczarky. Siw na zadni apy i wyszkirywsia
krokodylaczymy zubamy.
Zaczekaj, skazaw ja zwirowi. Kudy ty?
Zwir zakynuw za spynu dowhyj chwist i znyk u wicholi.
Z kym ty? zapytaw Bauer.
Z wowkom, skazaw ja. Win utik.
Zi snihu wyliza stinka. Na nij mozajiczna kartynka owti i fietowi usmiszky
bez obyczcz, riznokolirni spirali i oway. Za stinkoju snih wymeo do brukiwky, skadenoji
z sirych pytok.
Wlitku tut tepo, skazaw ja.
Tak. Wlitku tepo, skazaw Bauer. Wlitku paneta powertajesia do jich Soncia.
My znajszy wchid na majdan. Podwijni dweri w kinci korotkoho tunela propustyy
wsiudychid wseredynu i bezszumno zaczynyysia, widrizawszy metuszniu buri. Snih,
szczo wetiw uslid za namy, ne roztanuw, a lih wijaom po pytach. Ja potoptawsia, struszujuczy snih z czerewykiw, i zniaw szoom. Na majdani buo tycho i choodno. Wikna
budynkiw buy zaczyneni, brukiwka prypudrena tonkym szarom porochu. Bauer pidihnaw usiudychid do weykych zaskenych dwerej, zistrybnuw na brukiwku.
Chocz by mucha proetia, skazaw ja.
Choodno, skazaw Bauer. Wdiahny szoom, zastudyszsia.
Ja zader hoowu. Po kupou metuszyysia, rozszukuway szcziynu snihowi strumeni. Bauer jszow do mene, i joho czerewyky unko cokay po pytach. Zdawaosia, szczo
my na sceni weyczeznoho teatru, de rozstaweni mebli i namalowani dekoraciji dla spektaklu, ae nemaje szcze ni aktoriw, ni hladacziw ysze my, bezbietnyky, zabukay sered fanernych zadnykiw, rozmalowanych pid dub dwerej i wikon, za jakymy nemaje kimnat.
Bauer postukaw kabukom po pyti.

Tam, wnyzu, poronio, skazaw win.


Treba uwijty do budynku, skazaw ja.
Bauer kywnuw, ae jakyj czas my ne ruszay z miscia. Zrozumio, my powynni buy
szczo robyty. Ne stojaty wiczno posered poronioho majdanu. I prostisze buo b zrobyty
perszyj krok, jakby misto buo zrujnowane, objidene witramy, jakby misto buo mertwe.
Ae wono ne buo mertwym. Misto prykydaosia. Nacze zamysyo dywnu hru, niby
buo zbudowane specilno dla nas, mowby ce buo ne misto, a wydywo, hoos syreny, prymanka i tam, pid pytamy, zaczajiwsia Minotawr, szczo czekaje swojeji ertwy.
Tak samo dumaw i Bauer. Za dowhyj polit poczynaju dumaty schoe. I powodytysia
schoe. Bauer skazaw:
Zaraz z-za rohu wyjde ytel mista i skae: A o i ja.
Chodimo? skazaw ja.
Oberenisze, poczuwsia hoos.
Ja zdryhnuwsia. Ce kapitan poczuw naszu rozmowu.
Moywo, tam chowajesia wsiaka zwiryna.
Skrypnuy dweri. Prymiszczennia za nymy buo obszyrnym, unkym i pochmurym.
Potertyj kyym tiahnuwsia mi dwoma riadamy kruhych stoliw. Stoy buy odnakowi,
ysze na odnomu eaa na boci waza z widbytoju ruczkoju.
My jszy mi riadamy, stawao wse temnisza, i siri wikna za spynoju peretworyysia
na oczi, szczo swerdyy pohladom. Bauer uwimknuw szoomowyj lichtar i kacnuw knopkoju na koburi. Kryszka widskoczya, i rukojatka pistoeta bysnua miano i zowisno.
Promi lichtaria kowznuw po dowhomu barjeru, jakyj perehoroduwaw dorohu. Bauer
nachyyw hoowu, i promi swita wychopyw temnu plamu na barjeri. Chto perekynuw
na barjer kaamar. Abo butel z farboju. U temnij plami widbyasia ludka doonia. Bauer
prowiw palcem po plami. Czornyo dawno wysocho.
Moe, powernetesia? zapytaw Husiew po raciji.
Tut schody wnyz, skazaw Bauer. Spustymosia. Pizno we tikaty.
Dweri w kinci neszyrokych schodiw buy prykryti. Bauer natysnuw na ruczku. I widrazu nawkoo nas spaachnuo swito. Nejaskrawe, riwne, owtuwate. Zi skrypom
widjichay ubik graty. My opynyysia na skadi. Do samoji steli hromadyysia sztabeli jaszczykiw, kontejneriw, kulastych posudyn, korobok i paczok. Skad oczikukaw hospodariw.
Wony ne pryjszy, i win hotowyj buw szczedro podiytysia z namy swojimy bahatstwamy
Nu chocza b odyn trup, howoryw Husiew, chodiaczy po kajut-kompaniji. Win
wysoko pidijmaw nohy, perestupajuczy czerez stosy fotografij, grafikiw, zwitiw. Chocza
b odna ywa dusza! Jak wony umudryysia sebe znyszczyty bez odnoho slidu? Wy meni
moete skazaty?
Ni.
Szczo ce za bida, jaka stera z panety wsich ywych ludej? Ade my obszukay
we dekilka mist, haniay bizond u mori, nyszporyy po horach. Szczo ce? Absolutna
zbroja?
Absolutna zbroja znyszczya b i wowkiw, i oeniw, i ptachiw, widpowiw kapitan.
A zwiry ywi. Maje wsi u splaczci, ae ywi. Czekaju lita.
Czy wony piszy w pidzemni peczery? Ae nawiszczo? Ta j ne progawyy b my
peczer, w jakych moe schowatysia piwtora miljardy rozumnych istot.
Bauer sydiw na pidozi, wytiahnuwszy wpered dowhi nohy, dywywsia na Husiewa

znyzu. Win skazaw:


Kasyczna sytuacija. Tajemnycia Mariji Ceesty.
Szczo?
Ne pamjatajesz?
Ne pamjataju.
Rokiw dwisti tomu w okeani wyjawyy sudno. Marija Ceesta. Bili witrya, napowneni witrom, i i tak dali. Wse u pownomu poriadku ni teczi, ni slidiw poei. Ae
odnoji ludyny na bortu. Jde sobi po moriu poronij neuszkodenyj korabel. Kastrula na
pyti w kambuzi, dytiacza ihraszka na paubi. Szlupky cili. Dosi tajemnycia ne rozkryta.
A czomu dytiacza ihraszka? zapytaw kapitan.
Na bortu bua czyja druyna. Z dytynoju. Za detali ne ruczajusia. Hoowne
wsi znyky.
Jakszczo ce epidemija, skazaw ja, to we due bahato dowedesia robyty
dopuszcze. I szczo pomerli rozczyniaysia w powitri, i szczo dykych zwiriw ne zaczipaa
chworoba.
Do reczi, skazaw Bauer. U nych w budynkach yy domaszni twaryny. Jich
te nemaje.
I szcze odna detal, skazaw Husiew, rozdywlajuczy jaku fotografiju, nemaje
zymowoho odiahu.
I systemy opaennia, jaka moha b uporatysia z zymoju.
Kapitan potiahnuwsia, chrusnuw palciamy.
Ote, moemo poky zupynytysia na roboczij hipotezi. Ranisze takych choodiw
wony ne znay. A koy wdaryw moroz, win zastaw jich znenaka. I todi szczo trapyosia.
Do reczi, skazaw Husiew. Wczora ja buw u muzeji. U weykomu misti, kiometrach u sta pjatdesiaty wid miscia perszoho pryzemennia. Tam, w istorycznij sekciji,
masa zobrae ludej u zymowomu odiazi. Je i szuby, i wsilaki chutriani reczi.
My z Bauerom stojay w korydori ytowoho budynku. U nas u pani poszukiw
stojaw ytowyj budynok: obmir, fotografuwannia, zbir zrazkiw.
Wytyraj nohy, skazaw Bauer, jakyj we projszow do perszoji kimnaty. Tut
kyym. Naslidysz.
Zownisznia stina kimnaty bua okruhoju, powtoriuwaa formu kupoa, szczo prykrywaw budiwlu. Na stini wysia weyka kartyna lis. Bujnyj, zeenyj, kwituczyj, jakyj
ne maw niczoho spilnoho z haczkuwatymy payciamy, szczo wkryway doynu za mistom.
Na wsiu pidohu eaw bakytnyj kyym. U budynku wse buo tak, niby hospodar piszow
z nioho wczora. Jakszczo z majdanu ludy wstyhy wse prybraty, to tut czasu na ce ne
wystaczao. Na stoyku zwaeni urnay, maeki niczni kapci stoja bila kanapy, dwerciata szafy proczyneni, i na wiszakach wysia sukni, kurtky, tuniky, nakydky wse litnie, ehke.
Bauer zduw poroch iz urnau, rozkryw joho.
Dywowyno wse-taky, skazaw win, szczo nasz korabelnyj Mozok dosi ne
rozkusyw mowy. Moywo, same w ciomu urnali napysano: Nasuwajusia choody. Zbyrajte reczi i tikajte.
Ni, skazaw ja, perejszowszy do nastupnoji kimnaty. Wse trapyosia nespodiwano. Wona nawi ne wstyha prybraty za soboju liko.
Czomu wona?

Tut ya inka.
Ja projszow na kuchniu. Choodylnyk buw poronij. Ja widkynuw stworku wikonny. Tam tak samo buszuwaa zawiriucha i bili wowky, zibrawszy bila wsiudychoda, staranno obniuchuway koesa.
Ty maw raciju, skazaw Bauer.
U czomu?
Wona bua inkoju.
Ja pidniaw rusznyk. Hospodynia budynku kynua joho nedbao na sti, i win zwiszuwawsia do pidohy.
Szczuroow, skazaw ja.
Szczo?! kryknuw Bauer.
Szczuroow zahudiw u dudoczku, i wona pobiha na wuyciu.
Ae dweri za soboju zamknua. Chody siudy. Podywysia, jakoju wona bua.
Bauer trymaw na kolinach towstyj albom. U niomu buy malunky, lubytelki, nesmiywi, dekilka fotografij, napysy riznokolirnym czornyom, okati kwity i szestynohi zwiriatka w kutykach storinok.
Wona nawczaasia w Smolnomu instytuti, skazaw Bauer, rozkrywajuczy albom
na perszij storinci, de buw prykejenyj akwarelnyj portret diwczyny zi zdywowanymy browamy, mjakym korotkym nosom i puchkymy, czitko okresenymy hubamy. Oczi buy
temno-synimy, z czornymy obidkamy. Wona bua doczkoju nebahatych, ae szlachetnych bakiw.
Tebe ne zaproszuway w cej budynok, skazaw ja. I nichto ne dozwolaw tobi
braty cej albom.
Ja ne wynen, szczo hospodari ne zachotiy mene doczekatysia.
Ja wziaw albom z soboju. Ade win nikomu we ne znadobysia.
Ty nawi nikoy ne diznajeszsia, jak jiji zway, skazaw Bauer, koy my powertaysia do katera.
Bajdue, skazaw ja. zwatymu jiji Kristinoju. Ja dawno chotiw poznajomytysia z diwczynoju na imja Kristina.
Nasprawdi meni buo due sumno, szczo ja nikoy jiji ne pobaczu. Ja pryhadaw, jak
dawno, rokiw desia tomu, ja pobaczyw u staromu albomi fotografiju hotycznoji statuji,
szczo stoji w Niurnberkomu, a moywo, w Kelnkom sobori. Statuja zobraaa tonku,
hnuczku, due sumnu inku, wrodywiszoji za jaku ja ne baczyw. Zdajesia, zway jiji Uta
i pomera wona wisimsot rokiw tomu. Majster umudrywsia wylipyty jiji ywi, nerwowi
ruky i tuhu w oczach. Poriad bua statuja jiji czoowika sytoho, micnoho grafa. Ja
wpewnenyj, szczo win orstoko powodywsia z Utoju. I kilka dniw ja muczywsia bezhuzdo
i bezdarno czerez te ysze, szczo nikoy ne zmou zachystyty jiji wid cioho grafa, widwezty
do Moskwy abo w unohrad, umowyty pity na kursy binikiw abo programistiw,
pryjidaty za neju pisla rejsu i wezty jiji do Kalkutty, Ri-de-anejro abo jakoho inszoho
czudowoho miscia
My zayszymosia tut do wesny, skazaw kapitan. Ja zwjazawsia iz Zemeju.
Zawtra siudy wylitaje ekspedycija. Prosyy nas poky zbyraty informaciju.
Na dwa tyni, szczo zayszaysia do prylotu ekspedyciji, ja pereseywsia w misto.
Meni niczoho ne zahrouwao w misti, i kapitan dozwoyw meni yty w budynku Kristiny.

Bauer posmijuwawsia z mene, ae czasom, jakszczo my wymotuwaysia za de, to doslidujuczy pidzemni garai i energohospodarstwo, zawody w susidnij doyni, to namahajuczy probratysia w Syni wei, szczo strymiy swiczkamy na okoyciach mista, win wasztowuwawsia na druhij kanapi, waryw micnyj czaj, weyku paczku jakoho wydaw nam Janson, i za piwnicz my z nym rozmowlay pro misto, take znajome we i czue, poky my ne
rozhaday joho, ne zrozumiy joho mowy.
Portret Kristiny ja postawyw na stoyku bila kanapy. A poriad posadyw ihraszkowe
bie wowczenia, jake wziaw u pidzemnomu garai budynku, z jiji maszyny.
Meni czasto snywsia odyn i toj samyj son. Moywo, tomu, szczo ja chotiw joho pobaczyty. Nacze ja prokydajusia. Ranok. U peredpokoji czuty ehki kroky. Potim chto
wchody do kimnaty, widczyniaje wikonnyci, sonce wrywajesia u wikna. Ja rozpluszczuju
oczi Kristina stoji bila kanapy i kae: Wstawaj, prospysz wse na switi.
Ae ranok zawdy buw sirym, witrianym i bezywnym.
Postupowo paneta nabyaasia do soncia. Stao teplisze. Soniaczni promeni czasom
ue prorywaysia kri syzi chmary, i todi na oczach osiday zamety, stychaa na chwyynu
wichoa. I tut-taky znowu z luttiu kydaasia na misto, tilky-no chmaram wdawaosia zachowaty sonce. Hlib Bauer prytiahnuw zwidky hiku z nabubniawiymy brukamy i zapewniaw mene, szczo wona rozcwite do naszoho widjizdu.
Zawtra-pislazawtra, skazaw win, rozligszy na kyymi, Mozok poduaje jichniu mowu.
Zwidky znajesz?
Win sam skazaw.
Pislazawtra zakinczujesia nasza wachta.
Darma, pryjdu inszi. A nam czas bratysia do sprawy. My ne archeoogy, a moriaky. I szcze mene bentea Syni wei. Chotiw by ja diznatysia, szczo w nych zachowano.
Ce jedyni sporudy na paneti, jaki nam tak i ne wdaosia widkryty.
Widpowim twojimy sowamy: pryjdu inszi. Ade my ne archeoogy, a moriaky.
Do reczi, a raptom ludy perechowuwaysia w nych?
Pytajesz, a sam znajesz, szczo nisenitnycia.
Harazd, ce ja tak. Czaj pyty budesz?
Zaraz postawlu.
Ae win ne wstyh cioho zrobyty. Uwimknuwsia dynamik, i kapitan skazaw:
Z ekwatora jde tepa chwyla. Hodyny czerez dwi u was pocznesia czortzna-szczo.
Takoji buri my szcze ne baczyy. Kater nadijno schowanyj?
Zaraz perewiriu, skazaw Hlib, nahynajuczy za czerewykamy. Pewno, meni
kraszcze pidniatysia do korabla.
A ja zayszusia, skazaw ja. W budynku meni niczoho ne zahrouje. Kamera
u mene z soboju znimu buriu.
Czudowo, skazaw kapitan. Do zwjazku.
O i wesna jde, skazaw Bauer. Kudy ja szoom pokaw?
Buria zdijniaasia czerez hodynu. Bauer edwe wstyh wyrwatysia z panety. Buria
ne stycha i do ranku. Szwydkis witru siahaa wisimdesiaty metriw. Temperatura pidnimaasia na oczach, i po snihu mczay, whryzajuczy u nioho, burchywi strumky. Wodianyj py zmiszuwawsia z snihowym pyom. Nadweczir druhoho dnia misto zatopyo, woda
pidniaasia do wikon, i potoky spaday wnyz, do ozer i moria.
Tijeji noczi ja dopizna zasydiwsia nad zwedenniamy i spyskamy. Spaw ja tiako,

prokydawsia. Wnoczi czomu mene wykykaw Bauer win zachopeno kryczaw pro te,
szczo Mozok rozszyfruwaw nareszti jich mowu, szczo win teper wse znaje, szczo tajemnyci
nijakoji nemaje, ae meni due chotiosia spaty, i ja poriwniano wwiczywo poprosyw joho
powidomyty meni wse zawtra i ne staw joho suchaty. Widkluczyw raciju, poruszywszy
tym samym waywe prawyo powedinky na nedoslidenych panetach. Ae ja due chotiw
spaty.
Buw ranok. Ja eaw, prysuchajuczy, jak zawdy, do szerechiw budynku. Bila
dwerej prounay hoosy. Potim chto zasmijawsia. Smijaasia Kristina. Ja ne rozpluszczuwaw oczej, tomu szczo ne znaw, son ce czy Kristina nasprawdi powernuasia dodomu. Ja
czekaw, koy w peredpokoji prounaju ehki kroky.
Hrymnuy dweri. Kristina zabaryasia w korydori. Zwyczajno , tam wysy mij skafandr. Ja chotiw skazaty, szczob Kristina ne bojaasia, ae pryhadaw, szczo wona ne zrozumije. Tak ja i eaw, ne rozpluszczujuczy oczej.
Kristina uwijsza do kimnaty i zupynyasia bila dwerej. Zaraz wona pobaczy bie
wowczenia i swij portret na stoyku. Kristina ne ruchaasia. Kimnata napownyasia dzyczanniam wona wwimknua firanky. Stao switlisze. Nawi kri zimknuti powiky sonce
byo w oczi. Todi ja zrozumiw, szczo ce ne son.
Kristina stojaa bila dwerej. Ja rozpluszczyw oczi i postarawsia posmichnutysia do
neji. Wikna buy widczyneni, i kri nych wydniosia synie nebo. Hika na stoli rozpustyasia, i kwity wyjawyysia toho koloru, szczo j oczi u Kristiny.
Dobroho ranku, skazaw ja. Darujte, szczo ja napakostyw u waszomu budynku.
Dobroho ranku, skazaa Kristina. Ja ne obraajusia.
ysze tut ja pomityw u neji na hrudiach koroboczku lingwista.
Z-za jiji spyny nespodiwano wynyk Hlib.
My ne spay ciu nicz, skazaw win. A ty widkluczyw raciju, i za ce tobi wety
wid kapitana po persze czyso.
Bu aska, skazaw ja, ne widrywajuczy pohladu wid Kristiny.
U de widlotu ja zapytaw Kristinu:
Ty szczo siohodni robysz?
Praciuju, skazaa Kristina. Ty znajesz. Perszyj tyde my prywodymo
misto do adu. Wsi praciuju.
Lingwist toczno perekadaw sens sliw, ae absolutno ne wmiw peredaty intonaciji i
widtinky emocij.
Jakby ty zayszywsia, skazaa Kristina, ja b nawczyasia howoryty po-rosijky.
Lingwist znowu perekaw tilky formalnu su jiji sliw.
Ja ne mou, skazaw ja. Ae pryeczu, jak tilky stane moywo.
Ja ne wiriu, skazaa Kristina.
Mona ja wimu na pamja twij portret i bie wowczenia?
Nawiszczo?
Ja wimu.
Jak choczesz.
My stojay bila litnioho kafe. Dekilka ludej dopomahay maszyni natiahuwaty nad

nym smuhastyj tent. Pacho swioju farboju. Bauer ryzykowano obihnaw awtobus i zahalmuwaw poriad z namy.
Ja znaw, de tebe szukaty, skazaw win. Dobroho ranku, Deli.
Kristina, poprawya wona.
My jidemo w Syniu weu, skazaw Hlib. Choczesz z namy?
Nawiszczo? zdywuwaasia Kristina. Ja zowsim nedawno tam bua. Ja ne
lublu jich. Nudy.
Siohodni pryjdu ostanni. Ti, chto zatrymaysia woseny, konserwujuczy energostanciju.
Ty rozpowidaw meni pro Mariju Ceestu, skazaa Kristina. A moe, tam
trapyosia te, szczo u nas?
Nawriad. Wypadkowo taki reczi ne traplajusia.
U nas spoczatku te buo wypadkowo. Potim ysze zjawyasia teorija. I perszi maszyny czasu.
Bu-jake widkryttia wykykane neobchidnistiu. Na Zemli ce szcze ne neobchidnis.
U nas neobchidnis.
Szcze b pak, skazaw Bauer. Zyma widbyraa u was poowynu yttia. Na szis
misiaciw paneta wymyraa. Mona terpity moroz, mona wynajty walanky, ae ce ysze
zachyst, a ne napad.
O my i napay na zymu, skazaa Kristina. Darujte, meni pora.
My pidwezemo tebe, skazaw Bauer.
Meni byko, spasybi. Pobaczymosia pered widlotom.
Kristina zapnua nakydku i pobiha.
My wstyhy do Synioji wei. Technik prowiw nas do tymczasowych kamer jakraz
todi, koy z nych wychodyy robitnyky z energostanciji.
Buo dywno dywytysia, jak widkrywajusia dweri w niszczo, w czas, u mynuu osi.
I dywno uswidomluwaty, szczo czerez ciu weu za ostanni try dni projszo naseennia
wsioho mista. Zaraz wyjdu ostanni, i wea zasne do oseni. Woseny, koy zariadia doszczi,
koy perszyj snih bryzne z syzych chmar i witry pocznu zrywaty z derew bure ystia,
znow zaswitiasia kontrolni pryady, zahudu generatory, stworiujuczy czasowe poe. I,
prybrawszy za soboju wdoma, zamknuwszy wsi dweri, zmastywszy werstaty, zahnawszy
w garai maszyny, wymknuwszy swito, zachopywszy z soboju domasznich zwiriat, yteli
mista zberusia bila Synich we, pohlanu wostannie na pochmure syze nebo i uwijdu do
czasowych kamer. Na my skaamutysia swidomis, ochopy nudota, potim znow spaachnu ampy pid steeju: mona wychodyty.
U ytti ludej myne chwyyna. U ytti panety szis misiaciw. Ludy postariju na
chwyynu, paneta na piwroku. I nemaje zymy, nemaje misiaciw, wytraczenych na borobu zi zoju pryrodoju, ne potribni tepli reczi i paywo
Dekilka dniw jde nawesni na prybyrannia mista, na farbuwannia budynkiw, obhryzenych zawiriuchamy, i yttia prodowujesia. Do oseni. A tam znowu wsia paneta
pide w maszyny czasu, szczob wykresyty zymu. I znow na szis misiaciw na poronij paneti zapanuje chood i w pokynutych lumy mistach hospodariuwatymu bili wowky i
zametil.
Nemoodyj czoowik u biomu kombinezoni z synioju byskawkoju na rukawi,

szczo wychodyw ostannim, peredaw technikowi kwadratnu kartku. Toj zwiryw jiji z inszoju, takoju samoju.
Harazd, skazaw win. Idi.
Ludy, szczo wyjszy z wei, zupyniaysia, poprawlay woossia, mruyysia, rozmynaysia, jak pisla korotkoho dennoho snu. Odyn z nych siw nawpoczipky, zirwaw tonku
trawynku, szczo probyasia kri choodnu szcze zemlu.
Nijak ne mou zwyknuty, skazaw win, pidwodiaczy hoowu. Nijak.
Chto korotko zasmijawsia.
Techniky metuszyasia bila wchodu.
Korotki komandy unay z dynamika nad dweryma wei.
Chwyyn czerez pja wse buo skinczeno: waki staewi dweri opustyysia zwerchu i
widrizay wid siohodnisznioho dnia mynuu osi.
Kristina ne pryjsza nas prowesty.
Darma, ja pryeczu siudy nastupnoji wesny, bez dozwou uwijdu do jiji poronioho
budynku, ulausia na kanapi w perszij kimnati i czekatymu toho ranku, koy w peredpokoji prounaju ehki kroky, Kristina uwijde do kimnaty i widczyny wikonnyci, szczob
wpustyty w budynok soniaczni promeni.
Z rosijkoji perekaw Witalij Henyk
Perekadeno za wydanniam: BUYCZEW K. Czudesa w Huslare. M.: Moodaja
gwardija, 1972. 368 s. (B-ka sowetskoj fantastiki).

Za wiknom pywy chmary. Takych chmar ja ranisze ne baczyw. Znyzu, z wyworotu,


wony buy byskuczymy, hadkymy i widobraay wse misto dachy, zeeni i fietowi, z
chymernymy ribenymy krokwamy, krywi wuyci, wymoszczeni kwarcowymy szestyhrannykamy, ludej w kyrasach i cylindrach, szczo jdu wuyciamy, staroswitki awtomobili i policajiw na perechrestiach. W kutku wikna, bila ramy, mistyosia najlubenisze z
widdzerkae szmatoczok naberenoji, ryboowy z podwijnymy wudkamy, zakochani
paroczky, szczo sydiy na parapeti, inky z malukamy. I budynky i ludy na chmarach buy
maekymy, i meni czasto dowodyosia dodumuwaty te, czoho ja nijak ne mih rozhedity.
Likar prychodyw pisla snidanku i sidaw na kruhyj taburet kraj moho lika. Win
hyboko zitchaw i skarywsia meni na swoji czysenni chworoby. Pewno, win hadaw, szczo
ludyni, jaka potrapya w moje stanowyszcze, pryjemno diznatysia, szczo ne wona odna
stradaje. Ja spiwczuwaw likarewi. Nazwy chworob czasto buy zowsim nezrozumili i wid
cioho mohy zdatysia due nebezpecznymy. Nawi dywno, jak ce likar szcze ywe i nawi
bihaje korydoramy likarni, prystukujuczy wysokymy kabuczkamy po schodach. Wsim
swojim wyhladom likar dawaw meni zrozumity: chiba u was opik? O u mene zub boy,
ce tak! Chiba ce doza tysiacza renthen? O u mene w kolini omota Chiba ce dywno
trydcia dwa pereomy? O u mene
Spoczatku ja eaw bez swidomosti. I ce win wychodyw mene pisla perszoji klinicznoji smerti. I pisla druhoji klinicznoji smerti. Potim ja oprytomniw i poakuwaw pro ce.
Szczoprawda, u nych dywowyni znebolujuczi zasoby, ae ja znaw, szczo wony wse odno
ne poduaju tysiaczu renthen, wse ce czystoji wody fiantropija. Ne bilsze.
Siohodni udoswita odyn staryj zowyw u riczci weyku rybynu, kau ja, szczob
widwernuty likaria wid joho chworob.
Weyku?
Z ruku.
Ce wy w chmarach rozhediy?
U chmarach. Czomu wony taki?
Dowho pojasniuwaty. Ta ja i ne zmou. O wyduajete, pohoworyte z fachiwciamy. Chmary ne ciyj rik. Misiaci za dwa do waszoho prylotu buo sonce. Todi wse zminiujesia.
Szczo?
Nasze yttia zminiujesia. Prylitaju korabli. Ae ce nenadowho.
Do was ridko chto prylitaje?
Pasayrkych rejsiw nemaje. Ta j zwidky jim buty? Rozkadu ne skadesz
Czomu? chotiw zapytaty ja, ae pryjsza sestra. Zamis cioho ja skazaw:
Dobroho ranku, mij myyj kate.
I widrazu zabuw pro likaria. Sestra znaczy, procedury.
Wde ja zasnuw. Meni znowu snyasia katastrofa. Meni snyosia, szczo ja posywiw.
Ta, napewno, ja nikoy tak i ne diznajusia, czy posywiw ja nasprawdi. Hoowa moja nahucho zamotana tilky oczi nazowni.
Iz Zemeju zwjazaysia, skazaw likar, zazyrnuwszy do mene uweczeri.
Win zdawawsia due weseym, chocza my obydwa znay, szczo iz Zemli etity siudy

maje piwroku.
Nu-nu, wwiczywo skazaw ja i poczaw dywytysia w stelu.
Ta wy posuchajte. Nas powidomyy, szczo Kolibri zaprawlajesia na bazi 12
45. Zawtra startuje do nas. Ce daeko?
Ja chotiw by zaspokojity likaria, ae win wse odno diznajesia prawdu. Ja skazaw:
Budu dniw czerez sorok.
Czudowo, widpowiw likar, ne perestajuczy szyroko posmichatysia.
Ae jomu we buo neweseo. Win te rozumiw, szczo j soroka dniw meni ne protiahnuty. Ta win buw likarem, i tomu win powynen buw szczo skazaty.
U nych na bortu likar i preparaty. Was postawla na nohy za try hodyny.
Todi nikoho bude stawyty na nohy
Po riczci na chmarach pyw unyz dymarem doweeznyj paropaw, i biyj dym z joho
truby zwysaw z chmary do samoho wikna.
Treba buty moodcia, skazaw likar.
Ja ne staw spereczatysia.
Nicz bua dowhoju. Ja czekaw switanku, a joho wse ne buo. Skilky trywaje jich
doba? Jakszczo ne pomylajusia, dwadcia dwi hodyny z chwyynamy. I podieni wony na
peridy i czastky. Pro ce ja czytaw u dowidnyku. Szcze na bazi.
Nareszti poczao switaty. Ja zdywuwawsia, pobaczywszy na chmarach, szczo wuyci
powni narodu. Zazwyczaj perechoi zjawlaysia hodyny czerez piwtory pisla switanku.
Widczynyysia dweri, i uwijszow likar.
Was szcze ne hoduway? zapytaw win.
Ni, rano szcze.
Pora, pora, skazaw win.
Jaka zaraz hodyna? zapytaw ja.
Trynadcia czastok tretioho peridu, skazaw likar.
Ja ne staw prosyty rozjasne. Tretioho to j tretioho.
Meni dowedesia was pokynuty, skazaw likar. Bahato roboty.
Likar powernuwsia za hodynu i dowho rozhladaw striczky iz zapysamy mojeji temperatury, tysku, pulsu i inszych sztuk, jaki swidcza pro te, szczo ja szcze ywyj. Striczky
jomu jawno ne podobaysia, tomu likar poczaw naswystuwaty szczo wesee.
Nu i jak?
Zowsim nepohano. Zowsim nepohano. Szkoda, szczo wam zbyy reym. Hoowy
za ce widrywaty treba!
Za szczo?
Za pownu bezwidpowidalnis. Jomu, baczte, ne chotiosia z neju proszczatysia.
Nu harazd, potim pojasniu. Do reczi, wy ne zapereczuwatymete, jakszczo do weczora my
zrobymo wam pereywannia krowi?
A moje zapereczennia bude wziato do uwahy?
Likar wwiczywo posmichnuwsia i piszow.
Nastupnoho dnia meni stao hirsze. Likar sydiw na kruhomu tabureti i pro swoji
chworoby aniczyczyrk. Za wiknom mete. Wczora szcze buo tepo, i ryboowy pochytuway
nad wodoju wudyszczamy, mow uky wusykamy. A siohodni mete.
Czerez piwhodyny zakinczysia, skazaw likar. Nedodywyysia.

Wy kerujete klimatom? zapytaw ja.


Ta niczym my ne kerujemo, zitchnuw likar. Ce ne yttia, a sucilne nepodobstwo. Szwydsze b chmary piszy.
Wy wczora szczo kazay pro bezwidpowidalnis.
Ach, wy pro cej incydent? Ce nemynucze. Odyn moodyk Szczo z wamy?
Meni buo ze. Ja szcze czuw likaria, ae we ne mih utrymatysia na powerchni switu.
Meni zdawaosia, szczo ja trymajusia za sowa likaria, mow za chowki tonki koody, ae
o sowa wysyzaju i zayszajusia na wodi, a ja jdu uhyb, ne smijuczy widkryty rota i
zitchnuty
Ja prokynuwsia. Wony ne znay, szczo ja prokynuwsia. Ne pomityy. I ja czuw jich
rozmowu. Likaria i inszoho doktora, fachiwcia z promenewoji chworoby.
Dwa-try dni, ne bilsze, skazaw fachiwe. He pohanyj.
Ja znaw, szczo howoria pro mene, ae due chotiosia, szczob sowa ci ne may do
mene nijakoho widnoszennia.
Powtorno ja prokynuwsia wnoczi. Likar sydiw na swojemu tabureti i rozkadaw na
kolinach szczo na ksztat pajansu z kart, schoych na posztowi marky. Meni zdaosia,
szczo likar osunuwsia i postariw. Ja buw wdiacznyj likarewi za te, szczo win ne piszow
unoczi dodomu, za te, szczo sydy bila moho lika, i nawi za te, szczo win osunuwsia
wsioho ysz tomu, szczo u joho widdienni wmyraje ludyna iz Zemli, iz zowsim czuoji i
due daekoji panety.
Spi, skazaw likar, pomitywszy, szczo ja rozpluszczyw oczi.
Ne choczu, skazaw ja. Szcze wstyhnu.
Ne warjujte, skazaw likar. Bezwychidnych stanowyszcz ne buwaje.
Ne buwaje?
Szcze odne sowo, i ja daju wam snodijne.
Ne treba, likariu. Znajete, szczo dywno: ja czytaw, szczo pered smertiu ludy zhaduju dytynstwo, ridnyj dim, halawy, zayti soncem A meni wse zdajesia, szczo ja ahodu jakoho nepotribnoho meni kibera.
Znaczy, ytymete, skazaw likar.
Ja zadrimaw. Ja znaw, szczo likar jak i ranisze sydy poriad i rozkadaje pajans. I
meni, jak na zo, prysnyasia halawa, zayta soncem, ta sama halawa, po jakij ja bihaw u
dytynstwi. Halawa bua tepoju i zapasznoju. Na nij buo bahato kwitiw, pacho medom i
huy bdoy Likarewi ja ne staw kazaty pro swij son. Nawiszczo zasmuczuwaty?
Uwijsza sestra.
Wse harazd, likariu, skazaa wona. Prohoosuway.
Nu, nu?
Sto simnadcia za, troje utrymaysia.
Lubeseko, skazaw likar. Ja tak i dumaw.
Win schopywsia, i karty, schoi na marky, rozsypaysia po pidozi.
Szczo, likariu?
yttia czudowe, moodyj czoowicze. Ludy czudowi. Chiba wy cioho ne widczuwajete? Och, jak u mene boy zub! Wy ne moete sobi ujawyty U was koy-nebu boliy
zuby? Wy szcze powernetesia na swoju halawu. Wona wam snyasia?
Tak.
Powernetesia, ae zi mnoju. Wam dowedesia zaprosyty mene w hosti. Wse yttia

zbyrawsia pobuwaty na Zemli, ae nikoy jako. Jakszczo my z wamy protrymajemosia


szcze dwa dni, wwaajte, szczo my peremohy.
I win ne brechaw. Win ne zaspokojuwaw mene. Win buw upewnenyj w tomu, szczo
ja wyywu.
Ce buo dywno, tomu szczo nizwidky buo uziatysia optymizmu.
Sestro, pryhotujte stymulatory. Teper ne straszno. Likar pohlanuw na hodynnyk. Koy poczynajemo?
Czerez pja chwyyn. Nawi ranisze.
Kri towsti szybky wikon doynuw bahatohoosyj rew syren.
Czerez pja chwyyn. Wy we znajete? skazaw neznajomyj likar, zazyrajuczy
do paaty.
Zasute firanky, nakazaw likar sestri.
Sestra pidijsza do wikna, i ja wostannie pobaczyw sribnu pidkadku chmar. Ja chotiw poprosyty, szczob wony ne zasuway firanky, pojasnyty jim, szczo chmary potribni
meni, ae newbahanna nudota pidkotya do hora, i ja, ne wstyhnuwszy uczepytysia za
murkotinnia likarkoho hoosu, ponissia po chwylach, zadychajuczy w pini pryboju.
Tak, skazaw chto po-rosijky. Nu i stanowyko!
Ja ne znaw, do jakoho z urywczatych wydi widnosysia cej hoos. Win ne dawaw
pity nazad u zabuttia i prodowuwaw hudity, hybokyj i hucznyj. Z hoosom buw powjazanyj zrostajuczyj u meni bil.
Dodaj szcze dwa kubyky, nakazuwaw hoos. Czipaty joho poky ne budemo.
Hlibe, pereeny siudy tretij kompekt. Zaraz win prokynesia.
Ja wyriszyw posuchatysia i prokynuwsia. Nadi mnoju wysiy czorna szyroka boroda,
dowhi puchnasti wusa i browy, taki pyszni, jak i wusa. Z masy woossia wyhladay maeki bakytni oczi.
O i prokynuwsia, skazaw borodatyj czoowik. Bilsze zasnuty my tobi ne
damo. Bo szcze zwyknesz
Wy
Doktor Brodkyj z Kolibri.
Brodkyj widwernuwsia wid mene i wyprostawsia. Win zdawawsia wysokym, wyszczym wid usich u kimnati.
Koego, perejszow win na kosmolingwu. Dozwolte meni szcze razok zazyrnuty w istoriju chworoby.
Mij likar distaw oberemok biych kotuszok iz striczkamy zapysiw.
Tak, burmotiw Brodkyj. De odynadciatyj de czotyrnadciatyj A de
prodowennia?
Ce wse.
Ni, wy mene ne zrozumiy. Ja chotiw zapytaty, de druha poowyna misiacia? Ade
ne czotyrnadcia dniw win chworije.
Czotyrnadcia, skazaw likar, i w hoosi joho prounay dzwinki notky smichu.
Sorok try dni tomu my startuway z bazy, tym czasom hudiw Brodkyj. My
zaoszczadyy w dorozi try doby, tomu szczo bilsze zaoszczadyty ne mohy
Ja wam use zaraz pojasniu, skazaw likar. Ae, zdajesia, pryjichaw wasz
pomicznyk

Czerez szis hodyn ja eaw na najzwyczajnisikomu liku, bez obadunkiw, bez


szyn, bez roztiaok. Nowa szkira trochy zudia, i ja buw szcze takyj sabkyj, szczo nasyu
pidnimaw ruku. Ae meni chotiosia kuryty; i ja nawi pospereczawsia, chocz i dosy
mlawo, z Brodkym, jakyj zaboronyw meni kuryty do nastupnoho dnia.
Dawajte-no wse-taky rozputajemosia z cijeju sztukoju, skazaw Brodkyj, schyywszy nad mojeju istorijeju chworoby. Skilky my etiy i skilky nasz chworyj proeaw u was?
Brodkyj distaw z kyszeni weyku lulku i poczaw jiji rozkuriuwaty.
Todi wy sami ne kuri, skazaw ja. Inaksze widberu lulku. Zarady odnijeji
zatiaky ja aden zaraz na zoczyn.
Chworyj, stroho skazaw Brodkyj. Szczo dozwoeno Jupiteru, te ne dozwoeno komu?
Woowi, chworym, kosmonawtam u skafandrach, widpowiw ja. U mene wyszcza oswita.
Mij likar suchaw naszu rozmowu, rozczueno schyywszy hoowu do pecza. U nioho
buw pohlad didusia, onuk jakoho prokowtnuw wydeku, ae w ostanniu my umudrywsia
za dopomohoju zajidoho medyka powernuty jiji do jidalni.
Nawi ne znaju, z czoho poczaty, nareszti skazaw likar. Wsia ricz u tim,
szczo nasza paneta welmy bezhuzdyj gaaktycznyj utwir. Bilszu czastynu roku wona
cikom zakryta sriblastymy chmaramy, jaki pownistiu widrizuju nas wid zownisznioho
switu.
Ae my pryetiy siudy
Korabel moe probyty szar chmar, ae cym zazwyczaj nichto ne chocze zajmatysia.
I o czomu: chmary jakymo czynom poruszuju pryczynno-naslidkowyj zwjazok na powerchni panety. Wy pamjatajete, jak kilka dniw tomu w misti rozwydnio deszczo piznisze, ni zazwyczaj?
Tak, pamjataju, skazaw ja. Ja wyriszyw spoczatku, szczo nadto rano prokynuwsia.
Ni, ce zapiznywsia switanok. Odyn zakochanyj moodyk ne chotiw rozuczatysia
zi swojeju kochanoju. I szczo win zrobyw? Win wyliz na basztu, na jakij stoji hoownyj
mikyj hodynnyk, i prywjazaw hyriu do weykoji striky. Hodynnyk upowilnyw chid. U
bu-jakomu inszomu misci Gaaktyky wid takoho wczynku niczohisiko b ne trapyosia.
Nu, moywo, chto i zapiznywsia b na robotu. I wse. A na naszij paneti w perid sribnych chmar spowilnywsia chid czasu. Switanok nastaw piznisze, ni zazwyczaj.
Likar wdostal nasoodywsia naszym podywom i prodowuwaw:
Bida szcze j u tomu, szczo w odnomu misti hodynnyk moe jty wpered, a w inszomu widstawaty. I switanok nastaje w riznych misciach po-riznomu. Czoho tilky my ne
robyy! Zaboroniay korystuwatysia osobystymy hodynnykamy ade czas zaey nawi
wid nych, wwey obowjazkowu poczasowu zwirku wsich hodynnykiw panety Ae potim
wid usich zachodiw takoho rodu widmowyysia. Prosto-naprosto koen ytel panety maje
hodynnyka. I raz na paneti ywe sto dwadcia miljoniw ludej, to serednij czas, jakyj pokazuju sto dwadcia miljoniw hodynnykiw, prawylnyj. Odni pospiszaju, inszi widstaju,
treti jdu jak slid. Zrozumio?
Znaczy, zapytaw ja, jakszczo wy zaraz pidwedete swij hodynnyk wpered, to
i czas pryskory swij chid?
Nu, na taku mau czastku, szczo nichto ne pomity. A jakszczo pochybka staje

weykoju, dostatnio trochy zruszyty striky hoownych kurantiw i wse pryjde na swoji
miscia.
A wasz zakochanyj pro ce znaw? zapytaw Brodkyj.
Na al, tak. Pro ce znaju usi.
I czasto traplajusia kazusy?
Due ridko. My choczesz ne choczesz dyscyplinowani. Ae, z inszoho boku, my
znajemo, szczo u razi krajnioji neobchidnosti moemo uprawlaty czasom. Tak buo i z
naszym chworym. Rada panety uchwaya riszennia wriatuwaty hostia. My znay yty
jomu dwa, wid syy try dni. Waszomu korablu etity do nas sorok dniw. Pamjatajete, ja
poprosyw sestru zasunuty firanky?
Tak.
Dla toho, szczob was ne benteyo myhtinnia dnia i noczi.
Ta cej zachid due boluczyj dla panety!
My swidomo piszy na dejaki trudnoszczi. Bilsze toho, jak zaraz zjasuwaosia,
Kolibri pryjszow na pja hodyn ranisze, ani my prypuskay. Ote, bahato yteliw mista
sami pidwodyy wpered ruczni hodynnyky j budylnyky.
Czerez try dni my pryjichay na kosmodrom. Likar widlitaw z namy na Zemlu. Ja
szcze buw sabkyj i spyrawsia na cipok. ehkyj sniok sypawsia iz sribnych chmar i kaamutyw jich hadku powerchniu. Wpersze ja pobaczyw wasne widobraennia. Jakszczo
zaderty hoowu, to maekyj czoowiczok z payczkoju te zadre hoowu i zustrinesia z
toboju pohladom.
Prowody zatiahnuysia, i ja, stomywszy, uziawsia rukoju za kruhu payciu, prygwynczenu do stiny kosmowokzau. Tak stojaty buo zrucznisze. Brodkyj wyhooszuwaw
dosy dowhu promowu, w jakij diakuwaw ytelam panety.
Pora, skazaw kapitan Kolibri, szczo stojaw poriad zi mnoju. Czerez pjatnadcia chwyyn start.
Ja obijmajusia i rozkaniujusia z druziamy
I tut udayni zarodywsia newyraznyj, zowisnyj hu, nemow chto zahraw na weyczeznomu kontrabasi. Hu rozrostawsia, drobywsia na okremi zwuky i nabyawsia do
nas.
Ludy nawkoo nas pereryway rozmowy, rozzyraysia. Poczuwsia schwylowanyj inoczyj hoos:
Krychitko, de ty? Biy do mene.
Meni zdaosia, szczo na wydnokraji, bila daekych hir, pidnimajesia stina tumanu.
Szczo take? schwyluwawsia likar. Szczo trapyosia?
Prowodajuczi, woczewy, rozibrawszy, u czomu sprawa, kynuysia do schowyszcza kosmowokzau. Likar po-ptaszynomu pokrutyw hoowoju i upjawsia pohladom u
mene.
Zaraz e zaberi ruku! kryknuw win. Szczo wy nakojiy!..
Ja widsmykuwaw ruku i, ozyrnuwszy, pohlanuw na kruhyj predmet, za jakyj ja
trymawsia. Wyjawyo, najzwyczajnisikyj rtutnyj termometr.
Ce ne hodynnyk, nijakowo poartuwaw ja, ce termometr.
Wasne! zakryczaw likar, schopywszy mene za ruku i tiahnuczy do dwerej kosmoportu. Wy zabuy pro pryczynno-naslidkowi zwjazky.

Brodkyj wako hupaw pozadu, ozyrajuczy czerez pecze na byku we stinu tumanu.
Ja poczaw zdohaduwatysia i, spodiwajuczy szcze, szczo zdohadka moja pomykowa,
zapytaw newpewneno:
Szczo trapyosia, likariu? Szczo ja nakojiw?
Newe wy ne rozumijete? Podywisia na termometr. Wy zihriy joho i pidniay
temperaturu na dekilka gradusiw. U wsiomu misti! I snih roztanuw Ne hajte ani sekundy. Merszczij w korabel! Poczynajesia powi!
Z rosijkoji perekaw Witalij Henyk
Perekadeno za wydanniam: BUYCZEW K. Czudesa w Huslare. M.: Moodaja
gwardija, 1972. 368 s. (B-ka sowetskoj fantastiki).

Takana spijmay na mei Weykoho Poskohirja, tam, de siri neprochidni dungli


postupajusia miscem ridkym ku?szczam buzkowych derew, szczo wydilaju jidkyj zapach
kamfory ta eteru. U buzkowych derew otrujni dowhi hoky, i, jakszczo neoberenyj podoronij zupynysia perenoczuwaty w ku?szczi, win nikoy bilsze ne prokynesia. Tudy, na
Poskohirja, ne distajusia woohi siri tumany, i wkryti snihom werchowyny Chmarnoho
chrebta wydno w bu-jaku pohodu.
Takana spijmay kanki mysywci i prynesy w silce bila wodospadu, prywjazawszy
za nohy do hnuczkych erdyn. Win szcze ne wmiw litaty. Takana ne dobyy, tomu szczo
zymowoji noczi w seo pryjidaw naczalnyk posta w Darku i skazaw, szczo za ywoho
takana mona otrymaty bahato hroszej.
Rana na peczi takana szwydko zatiahnuasia, ae win ne wtik u hory. Jomu ne buo
szcze j roku, win passia za seom z dowhonohamy i uweczeri powertawsia w zahorodu.
Doczka starosty pidhodowuwaa joho sillu i pylnuwaa, szczob dowhonohy joho ne skrywdyy. Starosta zapriah strybajuczoho chrobaka i wyruszyw u Dark. Tam win skazaw,
szczo mysywci spijmay takana i czekaju teper weykych hroszej. Naczalnyk posta posaw powidomennia pro ce w stoyciu, tak ja pro ce diznawsia. Starosta wyjichaw nazad,
prohrawszy na bazari wsi hroszi, szczo uziaw z soboju na pokupku odiahu, i pered widjizdom prysiahnuwsia duchamy hir, szczo z takanom niczoho ne trapysia.
Ce buw perszyj takan, jakoho spijmay ywcem. Rokiw desia tomu botanik Hulajew,
podoroujuczy Weykym Poskohirjam, pobaczyw u peczernomu chrami sekty Synioho
Soncia szkuru newidomoho zwira. Szkura bua staroju, potertoju, husta zootysta szers
podekudy wyliza. Na szkuri sydiw hawa sekty. Hulajewa cikawya orchideja Oksa, nepokazna na wyhlad rosyna z biymy pjatypelustkowymy kwitamy, korinnia jakoji misty
paulin. Paulin dozwolaje ne spaty do misiacia bez szkidywych pobicznych efektiw. Sekta
Synioho Soncia bua widoma swojimy bahatodennymy pylnuwanniamy, i w Darku Hulajewu poradyy pobaakaty z jiji hawoju. Hawa sekty zrobyw wyhlad, szczo niczoho ne
znaje pro orchideju, ta zate rozpowiw botanikowi, szczo zwir, szkura jakoho spodobaasia
hostiu iz Zemli, wodysia wysoko w horach i joho ne mona spijmaty ywym. Zwir nazywajesia takanom, i joho ochoroniaju zli duchy hir. Potim hawa sekty skazaw szczo
posusznykowi, i toj prynis prozoru tonku patiwku i mowyw, szczo ce szmatok krya takana. Takany litaju z nastanniam tepa, a woseny skydaju krya. Hulajew zabuw pro
orchideju i zaproponuwaw wysoku cinu za szkuru i szmatok krya. Ae hawa sekty ne
rozuczywsia z nymy, chocza i dozwoyw sfotografuwaty.
Ja baczyw fotografiju szkury i krya szcze na Zemli. Hulajew prynis jiji w zoopark.
Fotografija bua objemnoju, posusznyk trymaw prozoru pliwku, w nij widbywaosia
sonce, i moja doczka Alisa skazaa: Wony, napewno, szybky dla wikon z cioho robla.
Ja zibraw na Ziji choroszu koekciju, najbilsze u nij buo strybajuczych chrobakiw, i
w muzeji mene zapewniay, szczo wony czudowo aklimatyzujusia na Zemli, szczo wony
nezaminni jak wjucznyj transport. Ae u mene buo jake uperedennia proty jizdy na
chrobakach, i ja pobojuwawsia, szczo moji spiwwitczyznyky joho podila. Ja dowidawsia
pro takana wse, szczo mih. Cebto nebahato. Joho i sprawdi ne buo w odnij z koekcij
panety, i bahato zooogiw wwaay joho egendoju. Meni dopomohy rozisaty w hirki
obasti obicianky szczedroji wynahorody za upijmannia takana. I czerez dwa misiaci

pryjsza zwistka, szczo moodyj takan spijmanyj. Ce buo wyniatkowym wezinniam.


Do sea mene prowiw naczalnyk posta w Darku. Starosta wyjszow zustrity nas do
ywopotu. Joho czotyry ruky buy prykraszeni kamjanymy brasetamy. Za nym iszy mysywci z korotkymy spysamy.
Takan za misia pidris i nazdohnaw swojich odnolitkiw dowhonohiw. Win upiznaw
starostu i pidijszow, koy starosta joho pokykaw. Pidwiwszy hoowu, win dywywsia na
nas weykymy zootystymy oczyma. Win buw due myyj, i meni nawi stao szkoda, szczo
na Ziji ne znaju tijeji kazky. Wyjawlajesia, wona wse isnuje w szistnadciaty parsekach
wid Zemli.
Ja prostiahnuw ruku, szczob pohadyty takana, i starosta skazaw:
Win dobryj.
Starosti due chotiosia, szczob takan meni spodobawsia.
My zayszyysia noczuwaty w seli. Wnoczi meni stao wako dychaty, i ja prokynuwsia. Ja dobrawsia do walizy i distaw kysnewu masku. Poky ja marudywsia z neju, son
mynuw, i ja wyjszow na wuyciu. Wuycia upyraasia w koszaru, i ja pobaczyw takana.
Win te ne spaw. Win stojaw, prytuywszy do ohoroi, i dywywsia na syni switankowi
hory. Joho szers e swityasia. Win poczuw moji kroky i powernuw hoowu. Ja zupynywsia, wraenyj upewnenistiu, szczo takan zaraz zahowory. Ae win mowczaw. Meni
raptom stao soromno, szczo ja pozbawyw joho hir, szczo ja zbyrajusia posadyty joho w
tisnyj korabel i widwezty na Zemlu. Ae ja postarawsia widihnaty wid sebe ciu dumku.
Ade zwiri ywu u zooparkach dowsze, ni na woli.
Spy, skazaw ja jomu. Nas czekaje dowhyj szlach. Tebe du.
Takan zitchnuw i perestupyw z nohy na nohu.
My zapatyy starosti tysiaczu. Ce buo riwno stilky, skilky win zaadaw. Szcze czotyry tysiaczi doweosia widdaty darkkomu naczalstwu. Starosta akuwaw, szczo zaprosyw mao. Win skazaw tysiacza, tomu szczo ne spodiwawsia, szczo znajdusia istoty,
zdatni zapatyty taki hroszi za takana.
My ne mohy toho dnia widwezty takana w Dark. Usiudychid buw mayj. Todi wsi
pojichay, a ja zayszywsia w seli czekaty weyku maszynu. U mene bua kinokamera, i ja
ciyj de znimaw takana, chopczakiw, jaki ne widstaway wid mene ni na krok, i staroho
Sopu. U staroho buo na dwi ruky bilsze, ni u inszych mysywciw cioho pemeni, i win
nahaduwaw szestyrukoho Szywu. Staryj sydiw bila dwerej chatyny i bajdue mruywsia
w objektyw. Ja buw radyj, szczo zatrymawsia w cych misciach. Nad seom wysiy syzi
hory, pid sosnoju na majdani stojaw wymazanyj smalcem derewjanyj ido. Odne kryo u
nioho trisnuo i buo pidwjazane brudnym motuzkom.
Ja szwydko wtomluwawsia, ae kysnem maje ne korystuwawsia. Wnoczi mene muczyw son takan piszow u hory, i ja lizu za nym kri otrujni koluczky do snihowoho
perewau i nijak ne mou joho nazdohnaty. ysze bola oczi wid siajwa joho szkury. Potim
takan zlitaje do chmar, i joho babkowi krya zdajusia zdala bakytnuwatym serpankom.
Mysywci uziay mene z soboju w lis szukaty zmij. Lis buw po-osinniomu poronim
i tychym. Doszcziw we ne buo dekilka tyniw. Pid nohamy szarudia sucha trawa. Ja
narwaw buket dribnych roewych kwitiw. Kwity pachy hnyllu, i pelustky jich buy woohymy na dotyk. Meni chotiosia zasuszyty kwity na pamja, ae wony do weczora roztanuy.
Czerez dwa dni pryjichaa weyka maszyna z klitkoju. Za piwhodyny do toho, jak
wona zjawyasia na majdani, czutno buo, jak wako dychaw jiji motor, doajuczy pidjom.

Meni chotiosia zayszytysia w seli, i ja pekaw nadiju, szczo motor zamajesia. Meni chotiosia szczoranku baczyty syzi hory. Ae ja piszow do takana, szczob ohlanuty joho pered
widjizdom. Doczka starosty, jaka ne lubya mene za te, szczo ja chotiw zabraty takana,
pomachaa nam, koy maszyna zwertaa za ostannij budynok. Klitka pohojduwaasia na
poworotach, i takan szwydko perestupaw z nohy na nohu, szczob ne wtratyty riwnowahu.
U litaku takan stojaw, pokawszy meni na kolina tepu hoowu, i oczi u nioho buy
sumnymy. Win woruszyw hubamy, niby szepotiw meni szczo, a ja zaspokojuwaw joho i
czuchaw krutyj ob.
U stoycznomu portu litak zustriczao nespodiwano bahato narodu. Tut buy wysokoposadowci, inopanetnyky i prosto cikawi. Perszym pidijszow do litaka dyrektor zooparku. Jomu ne terpiosia pobaczyty takana. Win wwaaw by za kraszcze zayszyty takana u sebe, ae darkki wasti proday joho Zemli, i uriad ne zapereczuwaw. Uriadowi
chotiosia, szczob takan buw podarunkom Zemli. Nichto ne sumniwawsia, szczo teper,
koy znyky sumniwy w joho realnosti, mona bude distaty szcze kilkoch dla sebe.
Ja zwiw takana trapom na pastykowe pokryttia aerodromu, i zustriczajuczi pidchodyy i hadyy joho po tepomu szowkowystomu boci. Takan terplacze czekaw, koy mona
bude pity w prochoodu. U doyni jomu buo zaduszywo, arko, i boky joho wako rozduwaysia.
Takana pomistyy w kondycinowanij kimnati kosmosub. My chotiy, szczob win
aklimatyzuwawsia i zmicniw pered nowoju podoroiu.
Takan sumuwaw. Win widmowlawsia wid neznajomoji trawy. Ja szczodnia nabrydaw chimikam, jaki szukay prydatnu jiu dla poonenoho. Weczoramy bila kimnaty jurmyysia widwiduwaczi. U stoyci stao modnym jizdyty do takana. Ae ja namahawsia ne
puskaty hostej. Takanowi nabrydy widwiduwaczi. Ja prykypiw do takana. Meni zdawaosia, szczo jomu te sniasia syzi hory i daeki snihowi chmary.
U stoyci buo arko. Do ranku tanuy perysti chmary i za wiknamy powysaa dribna
sira kuriawa. Ja prystosuwawsia praciuwaty w kimnati takana. Tam buo prochoodnisze.
Takan inodi pidwodywsia z uchoji pidstyky, pidchodyw do mene zzadu i, namahajuczy
ne zawaaty, dywywsia, jak ja drukuju na maszynci.
Korabel iz Zemli zapizniuwawsia. Ja saw paniczni depeszi, powidomlaw pro krytyczne stanowyszcze cinnych twaryn. Mene dobre znay zwjazkiwci na kosmostanciji i
haday, szczo u mene hroszej kury ne kluju. Ja skadaw u kyszeniu kwytanciji i czekaw
subotnioho wizytu w nasze predstawnyctwo, de spitniyj, rozdratowanyj buchhater widliczuwaw walutu za utrymannia twaryn i zoooga, mene. Buchhater straszenno bojawsia strybajuczych chrobakiw i namahawsia ne wychodyty na wuyci, wse czekaw, szczo
odyn z nych strybne na nioho. Ja umowlaw joho podywytysia na takana, ae win ne pohoduwawsia i zapewniaw mene, szczo he zabuw dytiaczi kazky.
Inodi weczoramy my z takanom rozmowlay. Wirnisze, rozmowlaw ja, a takan pohoduwawsia. Abo ne pohoduwawsia.
Suchaj, kazaw ja. My powynni robyty ludej szczasywymy. Take u nas zawdannia. U nas z toboju.
Takan schylaw hoowu nabik. Win ne wiryw meni. Wiji joho, dowhi i priami, mow
szpahy, schreszczuwaysia, jakszczo win prymruuwawsia.
Dity maju wiryty w kazky, kazaw ja. Wony czekaju na tebe, tomu szczo ty
kazka. Ty wtilujesz dla nych dobrotu i wirnis. Jimo zi mnoju na Zemlu. Ja proszu tebe.
Harazd, skazaw win odnoho razu.

U nioho prorizaysia krya. Wony swerbiy, i win podriapaw jich wistriamy stiny w
kimnati.
Ujawlajesz, kazaw ja. Po wsich kanaach teebaczennia ohoosia, szczo ty
pryetiw. I wsi pryjdu podywytysia na tebe.
Takan pokaw meni na kolina waku tepu hoowu.
Tobi spodobajesia nasza trawa. Wona cikom taka sama, jak u horach.
Misto duszyy arki tumany. Wony zawaay dychaty. Do mene pryjszow dyrektor
zooparku. Win pyw zemnyj ymonad i dowho rozpowidaw meni pro trudnoszczi roboty,
pro chworoby chyych kwitiw i pryplid tryhoowych zmij. Ja neuwano suchaw joho i
dumaw, szczo takana dowedesia widdaty w zoopark. Tymczasowo.
Ja posaw szcze dwi byskawky na Zemlu. Z predstawnyctwa zateefonuway, szczo
pasayrkyj ajner Orin zminyw kurs dla toho, szczob zabraty nas. ajner bude w stoyci minimum za dwa tyni. Treba doczekatysia.
Pryjszow yst wid doczky starosty. Win buw napysanyj gramotijem u Darku, na bazari. Doczka starosty pysaa, szczo bako razdiyw sotniu pomi mysywciamy, jaki spijmay takana, a dewjatsot pokaw u bank w Darku. Staryj znaw cinu hroszam. Konomu
mysywcewi prypao po dwadciatci. Wony prohray jich na bazari. Szcze doczka starosty
pysaa, szczo mysywci baczyy slidy dorosych takaniw, ae wony widetiy.
Ja widpowiw doczci starosty, szczo takan poczuwajesia dobre, a koy pryjde korabel
iz Zemli, to jomu bude kraszcze. Ja prosyw jiji ne turbuwatysia, tomu szczo ja zawdy
dumaju pro takana.
My perewey takana w zoopark. Win zowsim osab i nasyu dopliwsia do zeenoho
haju posered zahorody, de yy woochati ptachy. Ptacham speka bajdua, wony ywu u
hariaczych wukanicznych bootach. Bila wchodu w zoopark dyrektor powisyw ohooszennia, de mowyosia, szczo jedynyj spijmanyj ywcem takan pered widprawkoju na Zemlu
dostupnyj dla ohladu.
U zahorodi rosy derewa i buo bolitce z pidihriwom wody. U bolitci wowtuzyysia w
namuli woochati ptachy, i inodi z wody wystrybuwaa tryruka ryba. Ptachy byysia i wereszczay.
Widwiduwaczi prychodyy w park simjamy, zayszay chrobakiw bila worit. Wony
prynosyy z soboju kyymky i kastruli. Widwiduwaczi rozdywlaysia zootystu plamu w
tini derew, ae bilsze cikawyysia woochatymy ptachamy, tomu szczo na Zemli i na Ziji
zowsim rizni kazky. I w jich kazkach hoownymy herojamy buy wohniani zmiji i woochati ptachy.
Dyrektor zooparku buw zadowoenyj. Jomu b chotiosia, szczob takan zayszywsia
w zooparku nazawdy. Win buw patritom zooparku i nepohanym zooogom.
Posnidawszy na trawi, widwiduwaczi jszy do spiwajuczych zmij, metuszywych i nemuzykalnych. Zmiji nasliduway ludej, i widwiduwaczi namahaysia whadaty, na szczo ce
schoe. I smijaysia. Inodi chopczaky kyday w takana kaminciamy, szczob win pidwiwsia
i pidijszow do zahorodky. Wony dranyy joho dowhonohom. Takan ne wstawaw. Koy ja
prychodyw do nioho, win zitchaw i namahawsia pidwesty krya, maje newydymi w tini.
Todi bila zahorodky zbyraosia due bahato narodu, oskilky ja buw kudy bilszoju dywowyeju, ani takan. Chopczakam zdawaosia, szczo ja te ekzotyczna twaryna, tomu
szczo u mene ysze dwi ruky i dwa oka, ae kaminciamy w mene wony ne kyday.
Teefon u mojemu nomeri zadzwonyw o tretij noczi. Dyrektor zooparku, putajuczy
wid chwyluwannia, skazaw, szczo takanu he pohano. Ja kryknuw u trubku, szczo zaraz

budu. Ja uwimknuw nastilnu ampu i nijak ne mih pociyty w rukawy soroczky.


Takanu stao ze szcze uweczeri, do zakryttia zooparku, ae dyrektor ne podzwonyw
meni, spodiwajuczy wylikuwaty joho samotuky. Win ne chotiw, szczob ja podumaw,
szczo zoopark wynen u chworobi zwira.
Ja dowho bih nicznymy wuyciamy, spotykajuczy ob triszczyny w brukiwci, kowzajuczy w kaluach, poochajuczy jaszczirok i slipuniw. Bila worit mene zustriw suytel,
serednie oko joho buo zapluszczene suyteewi chotiosia spaty. Ja ne zrozumiw, szczo
win howory, i pobih uhoru, powz klitky z chrobakamy i zahorody, de, rozbudeni mojimy
krokamy, wowtuzyysia czorni tini.
Takan eaw u kabineti dyrektora. Dyrektor, w biomu chaati, sydiw kraj stou, zastawenoho plaszkamy, ampuamy, koroboczkamy. Dyrektor buw zbenteenyj, ae meni
nikoy buo joho wtiszaty.
Oczi takana buy zatiahnuti biymy pliwkamy, nemow u ptacha. Win ridko, zi schypom dychaw, i czasom po joho szkuri probihaw trem. Todi win dribno stukaw po pidozi
biymy kopytciamy.
Ja podumaw, szczo pered smertiu takan baczy syzi hory, ae ja ne wstyhnu widwezty joho nazad.
Szers u mene pid dooneju bua takoju mjakoju i tepoju, jak zawdy, ae ja znaw,
szczo wona zastyne do switanku. Ja ne mih prystreyty joho, tomu szczo win buw mojim
druhom.
Raptom takan, niby zachotiwszy poproszczatysia zi mnoju, rozpluszczyw oczi. Ae
win dywywsia powz mene, na dweri. Tam stojaa doczka starosty.
Ja pryjichaa, skazaa wona. Ja zrozumia z ysta, szczo takanu pohano. Ja
pryweza hirku trawu. Koy dowhonohy chworiju, wony jidia ciu trawu.
Diwczyna zniaa z pecza miszok, wid jakoho po kimnati poszyrywsia tonkyj aromat
hirkych uhiw i witru.
Takan skazaw jij szczo, i diwczyna distaa z miszka oberemok syzych, mow hory,
kwitiw
Doczka starosty pryjsza prowesty nas na kosmodrom. Za ti dwa dni, szczo my prosydiy z neju bila chworoho takana, my podruyysia, i wona powirya meni, szczo takanu
warto pojichaty na Zemlu.
Takan buw szcze sabkyj, ae koy stiuardesa Orina pobaczya, jak my utrioch
wychodymo na poe, wona wysknua wid zachopennia, a ja skazaw takanu:
O baczysz, ja tobi kazaw.
Ja rozbudu pasayriw, skazaa stiuardesa. Wony obowjazkowo powynni
zdywuwatysia. A win umije litaty?
Litatyme, skazaw ja. Ne treba budyty pasayriw. Wony szcze wstyhnu na
nioho nadywytysia.
My z takanom proslidkuway, jak ide wantaennia naszoho zwiryncia, a potim
projszy do kajuty, de na nas czekaw kapitan, jakyj skazaw, szczo ce poruszennia prawy,
ae win ne maje niczohisiko proty.
My pryetiy na Zemlu czerez try tyni. Za cej czas takan wstyh poznajomytysia z
pasayramy, win pyszawsia tym, szczo opynywsia w centri uwahy. Krya u nioho nastilky
widrostyy, szczo win mih litaty po dowhomu korydoru korabla i nawi wozyw na spyni
odnu desiatyricznu diwczynku.
U cijeji diwczynky wyjawyasia potribna nam knyha, i ja proczytaw jiji takanowi.

Takan powtoriuwaw za mnoju dejaki wirszi i rozhladaw malunky, dywujuczy, jak schoyj win na knykowoho heroja.
My domowyysia, szczo pojawa takana na Zemli bude obstawena dramatyczno. Diwczynci my zszyy czerwoni czobitky i czerwonu soroczku z pojasoczkom. I smuhasti
sztany. Ce wyjawyosia neehkoju sprawoju. Try dni piszo na poszuky materiliw, i jakszczo sztany i soroczku zszyy potim stiuardesa z matirju diwczynky, to czoboty doweosia taczaty meni samomu. Ja pokoow do nihtiw palci i zmarnuwaw dekilka metriw czerwonoho pastyku.
Takan poprosyw, szczob diwczynku odiahnuy, i zayszywsia zadowoenyj rezultatom.
Ostanniu nicz pered pryzemenniam win ne spaw i nerwowo postukuwaw kopytom
ob perehorodku.
Ne turbujsia, kazaw ja jomu. Spy. Zawtra wakyj de.
Koy Orin pryzemywsia i teewizijni kamery pidjichay bycze, takan pidijszow
do luka i skazaw diwczynci:
Trymajsia micnisze.
Ja znaju, skazaa diwczynka.
Kapitan nakazaw widczynyty luk. Zadzyczay kamery, i wsi, chto zibrawsia na weyczeznomu poli, dywyysia na czornyj otwir luka.
Ja nijak ne mih podumaty, szczo zwistka pro nasz prylit wykycze take chwyluwannia na Zemli. Desiatky tysiacz ludej zjichaysia do kosmodromu, i teesuputnyky, szczo
zustriy nas na zownisznij orbiti i prowey poczesnym eskortom do pola, krulay poriad,
nemow towsti uky.
Takan ehko strybnuw wpered, zetiw nad poem i powoli popyw do szyroko rozpluszczenych oczej teewizijnych kamer. Kry joho, tonkych i prozorych, ne buo wydno.
Zdawaosia, szczo wersznyka prykrywaje ehke marewo. Diwczynka pidniaa witalno
ruku, i miljony ditej zakryczay:
ety do nas, konyku-horbokonyku!
Konyk-horbokonyk pozuwaw pered kameramy. Win mczaw do nych, halmuwaw nepodalik, powodyw dowhymy wuchamy i znowu zlitaw do chmar. Diwczynka micno trymaasia za hrywu i ostroya konyka-horbokonyka czerwonymy pastykowymy czobitkamy.
Win ne wtomysia? zapytaa stiuardesa.
Ni, widpowiw ja. Wyjawlajesia, win ne pozbawenyj marnosawstwa.
Z rosijkoji perekaw Witalij Henyk
Perekadeno za wydanniam: BUYCZEW K. Czudesa w Huslare. M.: Moodaja
gwardija, 1972. 368 s. (B-ka sowetskoj fantastiki).

Buo zaduszno, chotiosia wasztuwaty protiah, ae postijno chto-nebu zaczyniaw


dweri. Ja wtomywsia. Nastilky, szczo chwyyn pja, persz ni pidniaty trubku, prahnuw
prydumaty prawdopodibnyj prywid, jakyj pereszkody meni pobaczyty Katrin. A potim,
koy nabyraw nomer, ja ujawyw, szczo Katrin zaraz skae, szczo ne zmoe zi mnoju zustritysia, tomu szczo u neji zbory. Katrin sama zniaa trubku i skazaa, szczo ja mih by
podzwonyty j ranisze. Bila stou z teefonom zupynywsia Krohis, pokaw na sti sumku
z konserwamy i cukrowym piskom win zbyrawsia na daczu. Win stojaw bila teefonu i
czekaw, poky ja widbaakaju. Win dywywsia na mene alibno. Katrin howorya tycho.
Szczo? zapytaw ja. Howory hoosnisze.
Czerez sorok chwyyn, skazaa Katrin. De zawdy.
O baczysz, skazaw ja Krohisu, pokawszy trubku. Dzwony.
Spasybi, skazaw Krohis. Bo w druyny roboczyj de zakinczujesia.
Bila wchodu w aboratoriju na mene czekaa diwczynka z bibliteky. Wona skazaa,
szczo u mene za dwa roky ne spaczeni wnesky w Czerwonyj Chrest i szcze, szczo meni
zakryto abonement, tomu szczo ja ne powernuw wisim knyh. Ja cikom zabuw pro ci
knyhy. Prynajmni dwi z nych uziaw u mene Suren. A Suren wyjichaw do Wirmeniji.
Wy wystupatymete w usnomu urnali? zapytaa mene diwczynka z bibliteky.
Ni, skazaw ja i posmichnuwsia jij usmiszkoju anowoho. Abo ana-Pola Belmondo.
Diwczynka skazaa, szczo ja weykyj aktor, tilky szkoda, szczo ne wczusia, i ja skazaw, szczo meni ne treba wczytysia, tomu szczo ja j tak use wmiju.
Z wamy dobre, skazaa diwczynka. Wy dobra ludyna.
Ce neprawda, skazaw ja. Ja prykydajusia.
Diwczynka ne powirya i pisza maje szczasywa, chocza ja jij ne brechaw. Ja prykydawsia. Buo zaduszno. Ja piszow do Puszkinkoji piszky, szczob ubyty czas. Bila zau
Czajkowkoho prodaway gwozdyky w kisku, ae gwozdyky buy ziwjaymy, do toho ja
podumaw, szczo, jakszczo my pidemo kudy iz Katrin, ja budu schoyj na kawaera. Mnoju
opanuwao durne widczuttia, niby wse ce we buo. I nawi cej osoowiyj de. I Katrin
tak samo czekaje mene na napiwkruhlij dowhij awi, a bila nih Puszkina maju stojaty
horszczyky z uchymy kwitamy i wyyniayj buketyk wooszok.
Tak wono j buo. Nawi wooszky. Ae Katrin spizniuwaasia, i ja siw na poronij kraj
awy. Siudy ne dosiahaa ti kuszcziw, i tomu nichto ne sidaw. U tini tysnuysia nimeki
turysty z pokupkamy, a dali uperemi sydiy didky i ti, na ksztat mene, jaki oczikuway.
Odyn didok hoosno kazaw susidowi:
Ce zoczyn buty u Moskwi w taku pohodu. Zoczyn.
Win serdywsia, niby w ciomu zoczyni chto buw wynen. Katrin pryjsza ne sama.
Za neju, wirnisze poriad, jszow weykyj, szyrokyj czoowik z moodoju boridkoju, newdao
prykejenoju do pidboriddia i szczik, wid czoho win zdawawsia projdyswitom. Na czoowikowi buw biyj kaszketyk, a jakby buo prochoodnisze, win wdiahnuw by zamszewyj pidak. Ja dywywsia na czoowika, tomu szczo na Katrin dywytysia ne treba buo. Ja i tak
jiji znaw. Katrin schoa na szczenia doha ruky i nohy jij zaweyki, jich due bahato, ae
w tomu i krasa.
Katrin widszukaa mene, pidijsza i sia. Czoowik te siw poriad. Katrin zrobya

wyhlad, szczo mene ne znaje, i ja te ne dywywsia w jiji bik. Czoowik skazaw:


Tut arko. Samyj pryhriw. Mona schopyty soniacznyj udar.
Katrin dywyasia priamo pered soboju, i win myuwawsia jiji profiem. Jomu chotiosia dotorknutysia do jiji ruky, ae win ne nasmiluwawsia, i joho palci nenawmysno powysy nad jiji kystiu. U czoowika buo mokre czoo, i szczoky byszczay.
Katrin widwernuasia wid nioho, prybrawszy pry ciomu swoju ruku z kolina i dywlaczy powz mene, skazaa samymy hubamy:
Peretworysia na pawuka. Nalakaj joho do smerti. Tilky szczob ja ne baczya.
Wy szczo skazay? zapytaw czoowik i ditknuwszsia do jiji liktia.
Palci joho zawmery, torknuwszy prochoodnoji szkiry.
Ja nachyywsia wpered, szczob zustritysia z nym oczyma, i peretworywsia na weykoho pawuka. U mene buo tio maje w piwmetra zawdowky i metrowi apy. Ja prydumaw sobi way, schoi na krywi pyy i wymazani smerdiuczoju otrutoju. A na spynu sobi
ponakadaw metuszywych dytynczat. Dytynczata te woruszyy waamy i wydilay
otrutu.
Czoowik ne widrazu zrozumiw, szczo trapyosia. Win prymruywsia, ae ne prybraw
ruky z liktia Katrin. Todi ja peretworyw Katrin na pawuka i zmusyw joho widczuty pid
palciamy chood i syz chitynowoho pancyra. Czoowik prytysnuw rozczepireni palci do
hrudej i druhoju rukoju zmachnuw pered oczyma.
Diko b joho wziaw, skazaw win.
Jomu zdaosia, szczo win zachworiw, i, pewno, jak bahato takych weykych czoowikiw, win buw namysywyj. Win zmusyw sebe szcze raz pohlanuty w mij bik, i todi ja
prostiahnuw do nioho peredni apy z kihtiamy. I win utik. Jomu buo soromno tikaty, ae
win niczoho ne zmih wdijaty zi strachom. Nimci schopyysia za sumky z pokupkamy. Didky dywyysia jomu uslid.
Katrin zasmijaasia.
Spasybi, skazaa wona. U tebe ce zdorowo wychody.
Win by ne wtik, skazaw ja, jakby ja ne peretworyw tebe na pawuka.
Jak tobi ne soromno, skazaa Katrin.
Kudy my pidemo? zapytaw ja.
Kudy choczesz, skazaa Katrin.
Siohodni due zaduszno, skazaw ja. De win do tebe prywjazawsia?
Wid kinoteatru jszow. Ja jomu skazaa, szczo mene czekaje czoowik, ae potim
wyriszya joho pokaraty, tomu szczo win due samowpewnenyj. Moe, chodimo w park?
Pytymemo pywo.
Tam bahato narodu, skazaw ja.
Siohodni pjatnycia. Ty sam kazaw, szczo po pjatnyciach wsi rozumni ludy
wyjidaju za misto.
Jak skaesz.
Todi chodimo owyty maszynu.
Na stojanci bua weyka czerha. Sonce opustyosia do dachiw, i zdawaosia, szczo
wono nadto nabyzyosia do Zemli.
Zroby szczo-nebu, skazaa Katrin.
Ja widijszow wid czerhy i piszow owyty prywatnyka. Ja nikoy ne roblu cioho, tilky
dla Katrin. Na rozi ja pobaczyw poroniu maszynu i peretworywsia na Jurija Nikulina.
Kudy tobi? zapytaw szofer, koy ja sunuw hoowu Nikulina u wikonce.

W Sokolnyky.
Sidaj, Juro, skazaw szofer.
Ja pokykaw Katrin, i wona zapytaa mene, koy my jszy do maszyny:
Ty koho jomu pokazaw?
Jurija Nikulina, widpowiw ja.
Prawylno, skazaa Katrin. Win bude hordyj, szczo wozyw tebe.
Ty znajesz
Szczo dawno tebe w kino, Juro, ne baczyw, skazaw szofer, nasoodujuczy
dostupnistiu spikuwannia zi mnoju.
Ja zajniatyj u cyrku, skazaw ja.
Meni dowodyosia we czas dumaty pro nioho, chocza ja baaw by kraszcze dywytysia na Katrin. Katrin weseyasia. Wona prykusya nyniu hubu, i kinczyky hostrych ikliw
wrizaysia w roewu szkiru. Szofer buw howirkyj, ja daw jomu karbowancia, i win skazaw,
szczo zberee joho na zhadku.
Pid weykymy derewamy bila wchodu buo prochoodno, i wsi miscia na awoczkach
zajniati. Poperedu, za kruhym basejnom, pidnosywsia kupo, zayszenyj amerykanciamy,
koy wony wasztowuway tut wystawku. Teper te bua wystawka Inter-szczo-71. Ja
podumaw, szczo jakszczo Hurow proczytaje naszu z Krohisom dopowi do ponedika, to
u wiwtorok pryjide w aboratoriju. Krohis sam ne rozumiw, szczo my nakojiy. Ja rozumiw.
Chodimo liworucz, skazaa Katrin.
U lisi, porizanomu steynamy, bila jakoho dawno ne farbowanoho parkana, Katrin
posteya dwi gazety, i my siy na trawu. Katrin zachotia pywa, i ja distaw plaszku z
portfela. Ja kupyw jiji po dorozi z roboty, tomu szczo podumaw, szczo Katrin zachocze
pywa. Widkryty plaszku buo niczym, i ja piszow do parkana, szczob widkryty jiji ob werch
sztachetnyka. Pered parkanom bua weyka kanawa, i ja podumaw, szczo mou jiji pereetity, ne perestrybnuty, a pereetity. Ae na steyni pokazaysia dwi inky z dytiaczymy
kolaskamy, i ja perestrybnuw czerez kanawu.
Ty chotia b litaty? zapytaw ja Katrin.
Katrin podywyasia na mene wprytu, i ja pomityw, jak jiji zinyci zmenszyysia, koy
na nych potrapyo soniaczne swito.
Niczoho ty ne rozumijesz, skazaa wona. Ty ne wmijesz czytaty dumky.
Ne wmiju, skazaw ja.
My pyy pywo z szyjky i peredaway odyn odnomu plaszku, mow lulku myru.
Due arko, skazaa Katrin. I wse tomu, szczo ty ne dozwolajesz meni zakoluwaty woossia.
Ja?
Ty skazaw, szczo tobi bilsze podobajesia, koy u mene rozpuszczene woossia.
Meni ty podobajeszsia w bu-jakomu wyhladi, skazaw ja.
Ae z rozpuszczenym woossiam bilsze.
Z rozpuszczenymy bilsze.
Ja pryjniaw jiji ertwu.
Katrin sydia, sperszy dooneju w trawu, ruka u neji bua tonka i sylna.
Katrin, skazaw ja, wycho za mene zami. Ja tebe kochaju.
Ja tobi ne wiriu, skazaa Katrin.
Ty mene ne lubysz.

Durnyj, skazaa Katrin.


Ja nachyywsia do samoji zemli i pociuwaw po czerzi wsi jiji dowhi zasmahli palci.
Katrin pokaa meni na potyyciu druhu dooniu.
Czomu ty ne choczesz wyjty za mene zami? zapytaw ja. Choczesz, ja budu
zawdy dla tebe krasywym? Jak kinozirka.
Wtomyszsia, skazaa Katrin.
A wse-taky?
Ja nikoy ne wyjdu za tebe zami, skazaa Katrin. Ty prybue z kosmosu,
czua ludyna. Nebezpecznyj.
Ja wyris u dytiaczomu budynku, skazaw ja. Ty znajesz pro ce. I ja obiciaju,
szczo nikoho nikoy ne hipnotyzuwatymu. Tebe tym bilsze.
A ty meni szczo-nebu nawijuwaw?
Wona prybraa dooniu z mojeji potyyci, i ja widczuw, jak jiji palci zawmery w powitri.
Tilky jakszczo ty prosya. Koy u tebe boliw zub. Pamjatajesz? I koy ty tak chotia
pobaczyty yrafu na Komsomolkij poszczi.
Ty meni nawijuwaw, szczob ja tebe lubya?
Ne kay durny i powerny na misce dooku. Meni tak zrucznisze.
Ty breszesz?
Ja choczu, szczob ty nasprawdi mene lubya.
Doonia powernuasia na misce, i Katrin skazaa:
Ja tobi ne wiriu.
My dopyy pywo i postawyy plaszku na wydnoti, szczob toj, komu wona potribna,
znajszow jiji i zdaw. My baakay pro zowsim nepotribni reczi, nawi pro Tetianynoho
witczyma, pro ludej, jaki prochodyy mymo i dywyysia na nas. My wyjszy z parku, koy
stao zowsim temno, i dowho stojay w czerzi na taksi, i, koy ja prowiw jiji do pidjizdu,
Katrin ne zachotia pociuwaty mene na proszczannia, i my ni pro szczo ne domowyysia
na majbutnie.
Ja piszow dodomu piszky, i meni buo sumno, i ja prydumaw wicznyj dwyhun, a
potim dowiw, szczo win wse-taky ne praciuwatyme. Dokaz wyjawywsia due wakym, i ja
maje zabuw pro Katrin, koy dijszow do swojeji wuyci. I tut ja zrozumiw, szczo, koy ja
pryjdu dodomu, zadzwony teefon i Krohis skae, szczo u nas niczoho ne wyjde. Meni
ne chotiosia obchodyty dowhyj gazon, i ja wyriszyw pereetity czerez nioho. Litaty buo
ne prosto, tomu szczo ja we czas wtraczaw riwnowahu, i tomu ja ne zwaywsia zetity do
sebe na czetwertyj powerch, chocza wikno buo rozczynene. Ja zijszow schodamy.
Koy ja widczyniaw dweri, to zrozumiw, szczo chto sydy u temnij kimnati i oczikuje
mene. Ja pryczynyw za soboju dweri i nespiszno zakryw jich na anciuok. Zatym zaswityw swito w peredpokoji. Ludyna, jaka sydia w temnij kimnati, znaa pro te, szczo ja
widczuwaju jiji, ae ne woruszyasia. Ja zapytaw:
Czomu wy sydyte bez swita?
Ja zadrimaw, widpowiw czoowik. Was dowho ne buo.
Ja uwijszow do kimnaty, natysnuw na knopku wymykacza i skazaw:
Moe, ja postawlu kawu?
Ni, tilky dla sebe. Ja ne budu.
Wid czoowika wijao widczuttiam respektabelnosti. Tomu ja te napustyw na sebe
respektabelnyj wyhlad i nawijaw hostewi, szczo na meni synia krawatka w smuku. His

posmichnuwsia i skazaw:
Ne starajtesia, stawte kraszcze kawu.
Win projszow za mnoju na kuchniu, distaw z kyszeni sirnyky i zapayw gaz, poky ja
nasypaw u turku kawy.
Wy ne poczuwajete sebe samotnim? zapytaw win.
Ni.
Nawi siohodni?
Siohodni poczuwaju.
A czomu wy dosi ne odruyysia?
Mene ne lubla diwczata.
Moywo, wy zwyky do samotnosti?
Moywo.
Ae u was je druzi?
U mene bahato druziw.
A jim do was i dia nema?
Neprawda. A jak wy uwijszy do kwartyry?
Czoowik znyzaw peczyma i skazaw:
Ja pryetiw. Wikno buo widczynene.
Win stojaw, schyywszy hoowu nabik, i rozhladaw mene, niby czekaw, szczo ja wysowlu podyw. Ae ja ne zdywuwawsia, tomu szczo sam mao ne zrobyw te same, tilky
pobojawsia wtratyty riwnowahu i wdarytysia ob poruczczia bakona.
Czoowik skruszno pochytaw hoowoju, skazaw:
Nijakych sumniwiw, i poprawyw pensne.
Ja mih zaprysiahnutysia, szczo nijakoho pensne na niomu try chwyyny tomu ne
buo. Ja nayw kawu w czaszku, uziaw paczku wafel i zaprosyw hostia w kimnatu. Ja
wtomywsia wid speky i wid rozmow, jaki ni do czoho ne wey.
Znimi czerewyky, skazaw his, projawlajuczy dbajywis. Chaj nohy widpoczywaju.
Wy due lubjazni, skazaw ja. Ja spoczatku wypju kawu, a to spaty korty.
Czoowik projszow kimnatoju, zupynywsia bila steaa i prowiw palcem po korinciach knyh, nemow payceju po parkani.
Ote, skazaw win profesijnym hoosom. Wy sobi ne raz kay pytannia:
czomu wy ne takyj, jak usi. I widpowidi na nioho ne znajszy. I wodnoczas szczo utrymuwao was wid toho, szczob zwernutysia do likaria.
Ja takyj samyj, jak usi, widpowiw ja i podumaw, szczo darma ne posuchawsia
joho. Zniaw by czerewyky.
Szcze w dytiaczomu budynku wy wczyysia kraszcze wid usich swojich odnolitkiw.
Znaczno kraszcze. Nawi dywuway wczyteliw.
Druhyj pryz na matematycznij olimpidi, skazaw ja. Ae wczyteliw ja ne
dywuwaw. I medali ne otrymaw.
Wy jiji ne otrymay nawmysne, skazaw his. Wy soromyysia swojich zdibnostej. Wy nawi perekonay Krohisa, szczo win pownoprawnyj wasz spiwawtor. I ce
neprawda. Ae w was zoseredena mohutnia sya perekonannia. Wy moete nawijaty bujakij zwyczajnij ludyni czortzna-szczo.
A wam? zapytaw ja.
Meni ne moete, widkazaw mij his i peretworywsia na neweykyj pamjatnyk

perszodrukarewi Iwanu Fedorowu.


Cikawo, skazaw ja. Zaraz wy skaete, szczo wy mij rodycz i nas objednuju
newydymi genetyczni zwjazky.
Wirno, skazaw his. Jakby ce buo ne tak, wy b ne zdohadaysia, szczo ja
czekaju na was, wy b projawyy chocza b zdywuwannia, pobaczywszy neznajomu ludynu
w zamknutij kwartyri. Wy b zdywuwaysia mojemu ziznanniu, szczo ja wyetiw na czetwertyj powerch. Do reczi, wy we wmijete litaty?
Ne znaju, ziznawsia ja. Siohodni wpersze sprobuwaw. A szczo ja szcze wmiju
robyty?
Wam dosy pohlanuty na storinku, szczob zapamjataty jiji tekst, wy dodajete,
mnoyte, oderujete koreni z takoju ehkistiu i szwydkistiu, szczo mohy b z uspichom
wystupaty na estradi, wy moete ne spaty dekilka dib ta j ne jisty tako.
Chocza lublu robyty i te j insze. I mene ne tiahne na estradu.
Zwyczka, choodno skazaw his. Wpyw seredowyszcza. U dytiaczomu budynku steyy za tym, szczob usi dity spay noczamy. Wy wmijete baczyty zwjazok mi
faktamy i jawyszczamy, woczewy mi soboju ne powjazanymy. Wy genij za miscewymy mirkamy. Chocza daeko ne wsima waszymy zdibnostiamy wy wmijete rozporiadatysia i ne pro wsi pidozriujete.
Naprykad? zapytaw ja.
His tut-taky rozczynywsia w powitri i wynyk za mojimy peczyma, w dwernij
projmi. Zatym nespiszno powernuwsia do steaa, distaw zwidty ango-rosijkyj sownyk
i kynuw joho. Sownyk zastyh u powitri.
I mene wse ce czekaje? bez osobywoho entuzizmu zapytaw ja.
Ce szcze ne wse.
Z mene dosy.
Jakszczo wy wczytymetesia. Jakszczo wy powernetesia w pryrodnu dla was obstanowku. Jakszczo wy opynytesia sered sobi podibnych.
Tak, skazaw ja. Znaczy, ja mutant, genetycznyj wyrodok. I ne samotnij pry
ciomu.
Ne tak, skazaw his. Wy prosto czuyj tut.
Ja tut narodywsia.
Ni.
Ja narodywsia w seyszczi. Moji baky zahynuy pry lisowij poei. Mene znajszy
poenyky i prywezy w misto.
Ni.
Todi skai.
Nam slid buo znajty was ranisze. Ae ce neehko. My haday, szczo nikoho ne
zayszyosia w ywych. Ce buw rozwiduwalnyj korabel. Kosmicznyj korabel. Waszi baky
buy tam. Korabel wybuchnuw. Zhoriw. Was wstyhy wykynuty z korabla. I bua lisowa
poea. U poei zhorio seyszcze lispromgospu. Poenyky, szczo znajszy was ywym i
neuszkodenym, tilky due hoodnym, ne znay, szczo do kincia poei was otoczuwao
syowe poe.
Ja suchaw joho, ae mene muczyo zowsim insze.
Skai, zapytaw ja. A nasprawdi ja jakyj?
Zowni? Wam ce potribno znaty?
Tak.

His peretworywsia na jaku obticznu substanciju, napiwprozoru, tekuczu, minywoji formy i barwy, ae ne pozbawenu pewnoji graciji.
Ce te nawijuwannia?
Ni.
Ae ja ne namahajusia buty ludynoju. Ja ludyna.
Bez cioho wy ne wyyy b na Zemli. My haday, szczo wy zahynuy. A wy prystosuwaysia. Koy b ne mij wizyt, wy b do kincia yttia ni pro szczo ne zdohadaysia.
Ja powynen budu poetity z wamy? zapytaw ja.
Zwyczajno, skazaw his. Wy meni wiryte?
Wiriu, skazaw ja. Ja tilky podzwoniu Krohisu.
Ne treba, skazaw his. Te, szczo wy z nym zrobyy, poky ne potribno Zemli.
Was ne zrozumiju. Z was poczay b smijatysia akademiky. Ja wzahali zdywowanyj, szczo
wy zmohy wseyty Krohisu wiru w ciu zatiju.
Ae wona majacznia?
Ni. Rokiw czerez sto na Zemli do neji dodumajusia. Nasza sprawa ne wtruczatysia. Szczoprawda, inodi nam zdajesia, szczo cia cywilizacija zajsza w bezwychi.
Ja pidniaw teefonnu trubku.
Ja prosyw was ne dzwonyty Krohisu.
Harazd, widpowiw ja.
I nabraw nomer Katrin.
His pokaw dooniu na wail. Win znowu pryjniaw ludku podobu.
Ce zakinczyosia, skazaw win. I samotnis. I neobchidnis yty sered istot,
jaki tak postupajusia wam. U wsiomu. Jakby ja ne znajszow was, wy b zahynuy. Ja
wpewnenyj u ciomu. A zaraz my powynni pospiszaty. Korabel czekaje. Ne tak ehko distatysia siudy, na kraj gaaktyky. I ne tak czasto tut buwaju naszi korabli. Zamkni kwartyru. Was ne widrazu pochoplasia.
Koy my wychodyy, we na schodach ja poczuw, jak dzwony teefon. Ja zrobyw krok
nazad.
Ce Krohis, skazaw his. Win rozmowlaw z Hurowym. I Hurow ne zayszyw
kamenia na kameni wid waszoji roboty. Teper Krohis zabude pro wse. Skoro zabude.
Znaju, widpowiw ja. Ce buw Krohis.
My szwydko doetiy do korabla. Win wysiw nad kuszczamy, neweykyj, napiwprozoryj i z wyhladu absolutno ne prystosowanyj do daekych mandriw. Win wysiw nad kuszczamy w Sokolnykach, i ja nawi ozyrnuwsia, spodiwajuczy pobaczyty poroniu pywnu
plaszku.
Ostannij pohlad? zapytaw his.
Tak, skazaw ja.
Sprobujte poboroty peczal, szczo was ochopya, skazaw his. Wona narodujesia ne wid rozstawannia, a wid newidomosti, wid nemoywosti zazyrnuty w majbutnie.
Zawtra wy ysze posmichnetesia, pryhadawszy pro maeki radoszczi i maeki nepryjemnosti, szczo otoczuway was tut. Nepryjemnostej buo bilsze.
Bilsze, pohodywsia ja, i mene mjako i tepo obkutao powitria korabla.
Startujemo, skazaw his. Wy ne widczujete perewantae. Prydywisia do
mene uwanisze. Wasza zemna oboonka ne chocze pokynuty was.
His pereywawsia peramutrowymy chwylamy, bawlaczy i wadariujuczy pryadamy uprawlinnia.

Ja pobaczyw kri napiwprozoru pidohu korabla, jak widchody unyz wse szwydsze
j szwydsze temna zee parku, zbihajusia i dribniju doriky wuycznych wohniw i rozsypy wikon. I Moskwa peretworyasia na switu plamu na czornomu tili Zemli.
Wy nikoy ne poszkodujete, skazaw meni his. Ja wwimknu muzyku, i wy
zrozumijete, jakych werszyn moe dosiahty rozum, zwernenyj do prekrasnoho.
Muzyka wynyka zzowni, wyasia w korabel, mjako pidchopya nas i poynua do zir,
i bua wona doskonaa, jak doskonae zoriane nebo. Ce bua ta doskonalis, do jakoji mene
wabyo poronimy noczamy i w momenty wtomy ta rozdratuwannia.
I ja poczuw, jak znow zadzweniw teefon w pokynutij, neprybranij kwartyri, teefon,
ruczka jakoho bua zamotana synioju izolacijnoju striczkoju, tomu szczo chto z pidpyych
druziw skynuw joho zi stou, szczob zwilnyty misce dla szachiwnyci.
Ja piszow, skazaw ja hostewi.
Ni, skazaw toj. Powertatysia pizno. Ta j bezhuzdi powernennia w mynue.
U daeke mynue.
Do pobaczennia, skazaw ja.
Ja pokynuw korabel, tomu szczo za cej weczir ja nawczywsia bahato czomu, pro
szczo j ne pidozriuwaw ranisze.
Zemla nabyaasia, i Moskwa z neweykoji switoji plamy peretworyasia znow na
neskinczennyj rozsyp wohniw. I ja nasyu rozszukaw swij pjatypowerchowyj bokowyj budynok, takyj odnakowyj i nudnyj u riadi pobratymiw.
Hoos hostia nazdohnaw mene:
Wy pryrikajete sebe na yttia, powne nedomowok, muk i prynye. Wy budete
wse yttia prahnuty do nas, do mene. Ae bude pizno. Schamenisia. Wam ne mona powertatysia.
Dweri na bakon buy rozczyneni. Teefon we zamowk. Ja namacaw joho, ne zaswiczujuczy swita. Ja podzwonyw Katrin i zapytaw jiji:
Ty dzwonya meni, Katrusiu?
Ty z huzdu zjichaw, skazaa Katrin. We persza hodyna. Ty wsich susidiw
perebudysz.
To ty dzwonya?
Ce, napewno, twij boewilnyj Krohis dzwonyw. Win tebe po wsiomu mistu rozszukuje. U nioho jaki nepryjemnosti.
Szkoda, skazaw ja.
Krohisa?
Ni, szkoda, szczo ne ty dzwonya.
A nawiszczo ja powynna bua tobi dzwonyty?
Szczob skazaty, szczo zhodna wyjty za mene zami.
Ty zjichaw z huzdu. Ja skazaa, szczo nikoy ne wyjdu zami za prybulcia z
kosmosu i prytomu moralnoho wyrodka, jakyj moe nawijaty meni, szczo win an-Pol
Belmondo.
Nikoy?
Lahaj spaty, skazaa Katrin. Inaksze ja tebe znenawydu.
Ty zawtra koy zakinczujesz robotu?
Tebe ne obchody. U mene pobaczennia.
U tebe pobaczennia zi mnoju, skazaw ja stroho.
Harazd, z toboju, skazaa Katrin. Tilky zajwoho ne dumaj.

Ja zaraz dumaty maje ne w zmozi.


Ja tebe ciuju, skazaa Katrin. Podzwony Krohisu. Zaspokoj joho. Win zboewolije.
Ja podzwonyw Krohisu i zaspokojiw joho.
Potim zniaw czerewyky i, we zasynajuczy, pryhadaw, szczo u mene zakinczyasia
kawa i zawtra treba obowjazkowo zajty na Kirowku, w magazyn, i wystojaty tam nesamowytu czerhu.
Z rosijkoji perekaw Witalij Henyk
Perekadeno za wydanniam: BUYCZEW K. Czudesa w Huslare. M.: Moodaja
gwardija, 1972. 368 s. (B-ka sowetskoj fantastiki).

Kometu nazway Chymeroju, tomu szczo u neji buo try jadra, szczo nezwyczno, i
chwist zahynawsia na kinci podibno do drakonowoho. A, jak widomo, drakoniaczyj chwist
i tryhoowis wwaajusia atrybutamy cijeji mitoogicznoji potwory.
Zbyka, koy chwist rozpywsia serpankowoju chmaroju, kri jaku proswiczuway
zirky, schois z Chymeroju zblaka.
Hlib Bauer skazaw:
Zemla-14, szwydkis my pidriwniay. Ty mene czujesz, Ahneso?
Widpowi nadijsza czerez dekilka sekund.
Batrak pytaje, wy wpewneni?
Upewnenyj, skazaw Bauer. My wwijdemo u chwist praktyczno popowzom.
Kryynky neweyki. Jak i oczikuwaosia.
Jadra?
Te, jak i oczikuwaosia. Biczni bryy lodu. Centralne jadro wacze
Wchid u chwist komety buw nepomitnyj. ysze nabyzywszy do jader kiometriw
na pjatsot, patrulnyj korabel upersze zitknuwsia z uamkom lodu ni Bauer, ni Krajton
cioho ne widczuy, ysze na ekranach zownisznioho zachystu spaachnuy zeeni iskry.

Koncentracija twerdoho materiu zbilszujesia, skazaw Bauer, znowu wykykawszy Zemlu-14. Daju halmuwannia na trydcia sekund.
Tilky kryha? doynuw hoos Eduarda Batraka.
Wmykaju analizator, skazaw Krajton, perewodiaczy kompjuter na zwjazok iz
bazoju. A wizualno tut i py, i kaminczyky, i inszyj nepotrib, szczo joho Chymera pidibraa na swojemu szlachu.
Korabel zawys nad centralnym jadrom. Teper joho hodi buo widriznyty wid sote
kryyn i kameniw, szczo tiahnuysia za jadrom, bezmowno, spokijno, z newowymoju dla
oka szwydkistiu nesuczy do Soncia. Myne szcze dekilka tyniw, i kometa wybuchne, wyparujesia, znykne, nabyzywszy do switya. Tomu i doweosia pospiszaty, znimaty z
rejsu patrulnyj korabel. Osobywych widkryttiw ne czekay, ae perewiryty newidomu kometu naeao. Ade, najpewnisze, wona etia miljony rokiw nazustricz zhubnomu zitknenniu z Soncem.
Use wirno, poczuy wony hoos Batraka. Analizator pidtwerduje, szar
kryhy prychowuje bazaltowu osnowu. Lid neriwnyj, podekudy bazalt wychody na powerchniu. Wy pewni, szczo zmoete spustytysia?
Ne turbujtesia, Eduarde, mjako widpowiw Krajton. Bude wam do weczeri
szmatoczok bazaltu.
Korabel szyroko rozkaw opory, szypy opor whryzysia w kirku lodu. Grawitacija
bua maje nulowoju.
Krajton z Bauerom szwydko pidhotuway portatywnyj bur, grawitometr, mikrokompjuter, aparat dla pawennia lodu, kinokameru, potim wdiahnuy na skafandry raketni
ranci.
Do bazaltowoji dilanky wid rakety buo metriw trysta. Powerchnia bazaltu wyjawyasia hadkoju, nemow widszlifowanoju czasom i prostorom.
Nenacze sztucznyj, z nadijeju promowyw Krajton.
Ne dumaju, widhuknuwsia w joho szoomi hoos Bauera. Zahalna forma
jadra neprawylna.
Znaju, pohodywsia Krajton.
Moodych rozwidnykiw zawdy terzaje mrija pro Kontakt.
Bauer skaw bur. Krajton proetiw z grawitometrom trochy dali. Bazalt buw zwyczajnym. Pryroda odnomanitna wona nijak ne moe wyjty za mei peridycznoji systemy Mendelejewa. Szczo zwyczajne na Zemli, te zwyczajne i na inszomu kinci Gaaktyky.
Krajton szczojno chotiw podiytysia cijeju switoju dumkoju z Bauerom, jak strika grawitometra koywnuasia.
Napewno, kawerna, poronyna pryrodnoho pochodennia, podumaw Krajton,
jakomu due chotiosia, szczob ce bua ne kawerna.
Win proetiw dekilka metriw, i striky powernuysia u wychidne pooennia. Tak.
Teper trochy nazad. Zatym praworucz
Ty czomu ne widpowidajesz? zapytaw Bauer.
Zaczekaj, poronynu widszukaw, choczu proslidkuwaty.
Harazd. Jdu do tebe. Ty tilky ne pospiszaj, bo szcze wpadesz iz panety. Hlib
usmichnuwsia wasnomu dotepu.
Krajton ne widpowidaw, win buw zajniatyj. Jak win wyznaczyw za grawitometrom,
poronyna bua wukoju i tiahnuasia, nemow tunel.
Stop! Striky koywnuysia sylnisze. Prywydom pidetiw Hlib Bauer, zahalmuwaw,

zawmer poriad. Jomu niczoho ne treba buo rozpowidaty win tilky zazyrnuw Krajtonu
czerez pecze. Potim dotorknuwsia do kawiszi, wmykajuczy ekran grawitometra, szczo
Krajton prosto zabuw zrobyty. Po ekranu probiha owta smuka grawitometr zapamjataw anomaliju, prokresyw doslidenu czastynu. Pid owtoju smuhoju, perpendykularno do neji, probihaa druha, mianisza. Ote, druhyj tunel buw roztaszowanyj nycze.
I jakszczo prydywytysia, mona buo wtiamyty, szczo druha smuha peretynaa tretiu,
zowsim mianu.
Szis metriw, wisim i dwadcia pja, skazaw Bauer.
Czoho ja ne wwimknuw? zdywuwawsia Krajton. Zamrijawsia?
Samokrytyka dobra ysze todi, koy z neji robla wysnowky. Teper kraszcze perewir swoju intujiciju.
Krajton uwimknuw mikrokompjuter. Hybynu tuneliw Bauer whadaw maje toczno.
Proburymo? zapytaw Krajton.
Wstyhnemo
Wony powoli proetiy nad centralnym jadrom szcze metriw sto. Korabel maje schowawsia za bykym obrijem.
owta smuha najbyczoho tunelu zaswityasia, nemow rozarena wolframowa
nytka. Tunel pidijszow do samoji powerchni.
A ty kazaw buryty, skazaw Hlib, zupyniajuczy.
Dosy buo pohlanuty pid nohy, szczob pobaczyty okruhu liniju.
Ce buw szow zakrytoho luka.
Ja kazaw, szczo bazaltowa dilanka zdaasia meni nadto hadkoju. Hoos Krajtona zdryhnuwsia. Win pidwiw hoowu i pobaczyw bykyj, w protuberanciach, dysk Soncia. A mohy b i ne poetity, skilky Batrak wtooczuwaw radu!
Wse odno poetiy b, skazaw Bauer bajduym hoosom staroho kosmicznoho
wowka, jakyj sotni raziw stykawsia z czuymy cywilizacijamy, chocza ce j buo neprawdoju.
Win pylno dywywsia na luk.
Bazalt. Takyj samyj bazalt
U nas mao czasu, energijno widhuknuwsia Krajton.
Prawylno. Ae ne zowsim tak. Spoczatku powernemosia na korabel, pobaakajemo
z Zemeju 14.
Ae I Krajton zatnuwsia.
Bauer dijaw za instrukcijeju.
Ne dumaju, szczo wony wteczu wid nas, skazaw Hlib, pidsztowchujuczy Krajtona u bik korabla, i zetiw. Wony czekay miljony rokiw.
Ty dumajesz, tam chto je?
odnoho szansu, skazaw Bauer. Ae chto buw.
Piwhodyny piszo na peremowyny z Zemeju-14. Ahnesa, jaka, podibno do Krajtona, mrijaa pro Kontakt, persz ni peredaty informaciju Batrakowi, wybuchnua zachopenymy wyhukamy. Batrak zwjazuwawsia z inszymy stancijamy. Bauer buw na zwjazku,
a Krajton edwe strymuwaw neterplaczku. Nareszti pryjsza widpowi
Persz ni buryty luk, wyriszeno buo dokadnisze obsteyty za dopomohoju grawitometra systemu tuneliw. Krajtonu ce zaniattia buo kudy bilsze do duszi, ani sydinnia w
korabli, ae odnakowo win pospiszaw, spodiwajuczy jaknajskorisze powernutysia do
luka.

Powertatysia do nioho ne doweosia.


Szcze odyn zaczynenyj luk wyjawyy pid tonkym szarom kryhy w kiometri wid korabla. Zatym znajszy tretij. Dali towszczyna lodu zbilszuwaasia, i tomu poszuky lukiw
doweosia prypynyty. Ae luky buy i tam.
Wony stojay bila tretioho luka. Bauer pidhotuwaw bur. Buryty treba buo due obereno. Persz za wse, slid buo diznatysia, czy je w tuneli tysk. Jakszczo w nych powitria,
mona zhubyty nu, jakszczo ne istot, jakych tam moho i ne buty, to te, szczo wid nych
zayszyosia. Krajton, mi tym, widetiw ubik, szczob obsteyty ostanniu dilanku bazaltu.
Tam win i znajszow widczynenyj luk.
Czomu bazaltowa kryszka prowayasia wseredynu tunelu, szczo wychodyw na powerchniu, i zastriaha pid kutom u wertykalnij szachti. U szparu nabywsia lid. Krajtonu
stao sumno. De u hybyni duszi win chotiw wiryty, szczo w jadri komety chowajusia
ywi istoty. Teper stao jasno, szczo tam dawno we nikoho nemaje.
Wony szwydko rozpawyy kryhu i bazaltowu kryszku. Potim zistrybnuy, wirnisze,
zetiy wnyz, u tunel.

Tunel buw priamyj, kruhyj, joho czorni stiny buy retelno widszlifowani i pochmuro
widbyway swito lichtariw. e zawertajuczy praworucz, tunel wiw uhyb jadra.
Wony buy trochy nyczi za nas zrostom, skazaw nehoosno Krajton, nemow
bojawsia potrywoyty hospodariw.
Ehe , pohodywsia Bauer, wmykajuczy kinokameru.
Czerez dekilka metriw wony zupynyysia. Bauer wyriszyw uziaty zrazok obyciuwannia tunelu. Obyciuwannia buo takym twerdym, szczo tryczi doweosia zminyty
swerdo bura. Nareszti w stini utworyasia neweyka zapadyna.
Bazalt proanalizujemo na korabli, skazaw Bauer. Ae hadaju, szczo wony
praciuway widnosno prosto. Spresowuway bazalt pid weykym tyskom.
Krajton kywnuw. Win uwimknuw raketnyj rane i poetiw dali. Tunel odnomanitno

i neskinczenno rozhortawsia nazustricz. Na peretyni z inszym, tocznisiko takym samym


tuneem win zupynywsia i poczekaw Bauera.
Nawiszczo? zapytaw win. Nawiszczo wony ce robyy?
Bauer znyzaw peczyma, naskilky ce moywo w skafandri.
My proetiy metriw dwisti tut ni dwerej, ni kimnaty. Odyn tunel, druhyj tunel.
Pid namy te tunel skazaw Bauer.
Czerez dwadcia chwyyn, dekilkoma riwniamy nycze, wony znow zupynyysia.
Cioho ne moe buty, skazaw Krajton. U wsiomu maje buty sens. A jakyj
moe buty sens u tomu, szczob porizaty ciu bryu bazaltu tunelamy i bilsze niczoho ne
zayszyty nam.
Sens je, burknuw Bauer. Bida w tomu, szczo my ne moemo joho wtiamyty.
Ne wtiamymo?
Zaky nas zaraz do starodawnich majja abo actekiw. Ty hadajesz, nam buy b
zrozumili wsi jichni diji, ogika jich uczynkiw? Tut e insza cywilizacija, szczo znyka newidomo skilky miljoniw rokiw tomu, zarodyasia newidomo w skilkoch parsekach wid naszoji Zemli
A jakszczo ce szachty? zapytaw Krajton.
Nawiszczo? Szczob dobuwaty bazalt z bazaltowoho szmatka?
A jakszczo tut buy amazy?
U bazaltach ne buwaje amaziw.
Tunel poperedu rozszyrywsia. Ce buo we riznomanitnistiu. Bauer znowu
wwimknuw kinokameru. Wid szyrokoho tunelu widchodyy w rizni boky dekilka wukych
chodiw. Peredczuttia czoho nowoho, rozhadky abo chocz b natiaku na rozhadku ochopyo Krajtona. Win obihnaw Hliba, i tunel obirwawsia. Prosto pered nymy bua stina
lodu.
Nu ot, skazaw Bauer. Wychid zakrytyj.
Win koy prodowuwawsia dali?
Bez sumniwu. Moywo, kataklizm, szczo pohubyw panetu, widirwaw wid neji
cej szmatok, a wse reszta yszyosia newidomo de
I same tut, pid kryanoju stinoju, Krajton pobaczyw perszyj predmet, szczo stosuwawsia meszkanciw czy budiwelnykiw tuneliw, uwihnutyj szmatok metau santymetriw szistdesiat zawdowky, zawszyrszky dwadcia.
Schoe na segment truby, skazaw Bauer. Win trochy zaczekaw. Nu, a zaraz
nam czas powertatysia. Bojusia, szczo, koy wony jszy zwidsy, wse retelno pidczystyy,
szczob my ni pro szczo ne zdohadaysia.
Chytruny, zitchnuw Krajton i kynuw pohlad na ekran grawitometra.
Newidomo, szczo zmusyo joho zrobyty ce moywo, sowa Bauera: Nu, a zaraz
nam czas powertatysia.
U merei owtych smuok-tuneliw na ekrani swityosia koo. Byko, metrach u
dwadciaty wid nych, bua jaka kulasta poronyna.
Tunel, szczo pidwodyw do neji, zakinczuwawsia bazaltowym lukom. Wony rozkryy
joho i opynyysia wseredyni dywnoji sfery, wsia powerchnia jakoji skadaasia z gigantkych stilnykiw, zakrytych kryszkamy. Wtim, ni, dejaki soty buy widkryti. U nych
ne buo niczoho.
Jak soniaczni batareji, skazaw Krajton. Moywo, ce energocentr?
Ta ni, wse prostisze, utomeno widhuknuwsia Bauer. My z toboju opynyysia

w pooni omany. Antropomorfnoji.


Ne zrozumiw.
My wtowkmaczyy sobi w hoowy, szczo zitknuysia z czuoju cywilizacijeju. Wysokoju
Bauer pidijszow do zakrytoji komirky, pidczepyw kryszku burom.
U komirci wony pobaczyy metrowu yczynku. Bauer dotorknuwsia do jiji pokrywu,
i yczynka rozsypaasia na poroch.
Ot i wse, zitchnuw Hlib.
Krajton pryhadaw szmatok metau w tuneli. Teper buo jasno, szczo ce uamok
pokrywu dorosoji istoty inopanetnoho chrobaka, murachy? szczo probywaa neskinczenni chody w swojemu murasznyku
Nu szczo , skazaw Krajton. najnespodiwaniszyj rezultat zawdy kraszczyj,
ani zahadka. Ani widsutnis rezultatu. Chaj teper uczeni rozbyrajusia w tomu, szczo
my znajszy na Chymeri.
Z rosijkoji perekaw Witalij Henyk
Perekadeno za wydanniam: JUNYJ TECHNYK. 1979. 9.

N u o i wse. Dracz zniaw ostanni pokazy pryadiw, zadrajiw kouch i widprawyw


budboty do kapsuy. Widtak zazyrnuw do peczery, de proyw dwa misiaci, i jomu zakortio
pomaranczewoho soku. Tak, szczo zapamoroczyasia hoowa.
Ce reakcija na due dowhe perenapruennia. Ae czomu same pomaranczewyj sik?..
Bis joho znaje czomu Ae szczob sik dziurczaw strumoczkom po pochylij pidozi peczery
o win, we twij, nahnysia i chebczy iz strumka.
Bude tobi pomaranczewyj sik, skazaw Dracz. I pisni budu. Pamja joho znaa, jak
spiwajusia pisni, ysze upewnenosti w tomu, szczo wona wirno zafiksuwaa cej proces, ne
buo. I budu tychi weczory nad ozerom win wybere najhybsze ozero w switi, szczob
obowjazkowo na urwyszczi, nad berehom, rosy apati sosny, a z szaru hyci u prozoromu,
bez pidlisku, lisi wyhladay micni borowyky.
Dracz wybrawsia do kapsuy i, persz ni uwijty do neji, wostannie pohlanuw na horbystu riwnynu, na wyrujucze awoju ozero kraj obriju i czorni chmary.
Nu wse. Dracz natysnuw sygna hotownosti Pomerko swito, widetiw, zayszywsia na paneti nepotribnyj bilsze pandus. U korabli, szczo czerhuwaw na orbiti, spaachnuw biyj wohnyk.
Hotujtesia zustriczaty hostia, skazaw kapitan.

Czerez piwtory hodyny Dracz perejszow po spoucznomu tunelu na korabel. Newahomis zawaaa jomu koordynuwaty ruchy, chocza ne zawdawaa osobywych nezrucznostej. Jomu wzahali mao szczo zawdawao nezrucznosti. Tym pacze, szczo komanda
powodyasia taktowno, i artiw, jakych win pobojuwawsia, pozajak due wtomywsia, ne
buo. Czas perewantae win prowiw na kapitankomu mistku i z cikawistiu rozhladaw
zminnu wachtu w amortyzacijnych wannach. Perewantaennia prodowuwaysia dosy
dowho, i Dracz wykonuwaw obowjazky dobrowilnoho storoa. Win ne zawdy dowiriaw
awtomatam, oskilky za ostanni misiaci ne raz wyjawlaw, szczo sam nadijniszyj wid nych.
Dracz rewno steyw za pultom i nawi u hybyni duszi czekaw prywodu, szczob wtrutytysia, ae prywodu ne wypao.

Pro pomaranczewyj sik win mrijaw do samoji Zemli. Jak na zo, pomaranczewyj sik
zawdy stojaw na stoli w kajut-kompaniji, i tomu Dracz ne zachodyw tudy, szczob ne baczyty karafy z pronyzywo-owtoju ridynoju.
Dracz buw jedynym pacijentom doktora Dombi, jakszczo wzahali Dracza mona nazwaty pacijentom.
Ja widczuwaju nepownocinnis, skarywsia doktorowi Dracz, czerez cej klatyj sik.
Ne u soci sprawa, zapereczyw Dombi. Twij mozok mih by prydumaty inszyj
punkt. Naprykad, mriju pro mjaku poduszku.
Ae meni korty pomaranczewoho soku. Wam cioho ne zrozumity.
Dobre szcze, szczo ty howorysz i czujesz, skazaw Dombi. Hrunin obchodywsia bez cioho.
Widnosna uticha, widkazaw Dracz. Ja ne potrebuwaw cioho dekilka misiaciw.
Dombi buw strywoenyj. Try panety, wisim misiaciw dyjawolkoji praci. Dracz na
mei. Treba buo skorotyty programu. Ae Dracz i czuty pro ce ne chotiw.
Aparatura korabelnoji aboratoriji Dombi ne hodyasia, szczob serjozno obsteuwaty
Dracza. Zayszaasia intujicija, a wona triszczaa, mow liczylnyk Gejgera. I chocza jij ne
mona buo cikom dowiriatysia, na perszomu seansi zwjazku doktor widisaw do centru
bahatosliwnyj zwit. Heworkian supywsia, czytajuczy joho. Win lubyw styslis.
A u Dracza do samoji Zemli buw kepkyj nastrij. Jomu kortio spaty, i korotki napywy zabuttia ne oswiay, a ysze lakay nawjazywymy koszmaramy.

Mobil instytutu biformuwannia poday wprytu do luka. Dombi skazaw na proszczannia:


Ja was widwidaju. Meni b chotiosia zijtysia z wamy bycze.
Wwaajte, szczo ja posmichnuwsia, widkazaw Dracz, wy zaproszeni na bereh bakytnoho ozera.
U mobili Dracza suprowoduwaw moodyj spiwrobitnyk, jakoho win ne znaw. Win

poczuwaw sebe nijakowo, jomu, ybo, buo nepryjemne susidstwo Dracza. Widpowidajuczy na pytannia, win dywywsia u wikno. Dracz podumaw, szczo biformista z chopcia ne
wyjde. Dracz perejszow napered, de sydiw instytutkyj szofer Poaczek. Poaczek buw
Draczewi radyj.
Ne dumaw, szczo ty wybereszsia, skazaw win z pidkupywoju widwertistiu.
Hrunin buw ne durniszyj wid tebe.
Wse-taky obijszosia, widpowiw Dracz. Wtomywsia ysze.
Ce najnebezpecznisze. Ja znaju. Zdajesia, szczo wse harazd, a mozok widmowlaje.
U Poaczeka buy tonki kysti muzykanta, i panel pulta zdawaasia kawituroju rojala. Mobil jszow pid nykymy chmaramy, i Dracz dywywsia ubik, na misto, namahajuczy
whadaty, szczo tam zminyosia.
Heworkian zustriw Dracza bila worit. Ohriadnyj, nosatyj staryj z bakytnymy
oczyma sydiw na awci pid wywiskoju Instytut biformuwannia AN SRSR. Dla Dracza,
ta j ne ysze dla Dracza, Heworkian dawno perestaw buty ludynoju, a peretworywsia na
poniattia, symwo instytutu.
Nu o, skazaw Heworkian. Ty zowsim ne zminywsia. Ty czudowo wyhladajesz. Maje wse zakinczyosia. Ja kau maje, tomu szczo teper hoowni turboty stosujusia mene. A ty hulatymesz, widpoczywatymesz i hotuwatymeszsia.
Do czoho?
Szczob pyty cej samyj pomaranczewyj sik.
Ote, doktor Dombi donis pro ce i sprawy moji he pohani?
Ty dure, Draczu. I zawdy buw durnem. Czoho my tut rozmowlajemo? Ce ne
najkraszcze misce.
Wikno u najbyczomu korpusi rozczynyosia, i zwidty wyzyrnuy widrazu try hoowy. Po dorici wid druhoji aboratoriji bih, z neuwanosti zachopywszy z soboju probirku iz synioju ridynoju, Dymko Dimow.
A ja ne znaw, wyprawdowuwawsia win, meni tilky zaraz skazay.
I Dracza ochopyw baennyj stan budnoho syna, jakyj znaje, szczo na kuchni triszcza drowa i pachne smaenym telam.
Jak e mona? napadaw na Heworkiana Dimow. Mene powynni buy powidomyty. Wy osobysto.
Jaki we tut tajemnyci, widpowidaw Heworkian, niby wyprawdowujuczy.
Dracz zrozumiw, czomu Heworkian wyriszyw obstawyty joho powernennia bez
pompy. Heworkian ne znaw, jakym win powernesia, a posannia Dombi joho strywoyo.
Ty czudowo wyhladajesz, skazaw Dimow.
Chto rehotnuw. Heworkian cyknuw na rozziaw, ae nichto ne piszow. Nad dorikoju nawysay kuszczi kwituczoho buzku, i Dracz ujawyw sobi, jakyj u nioho czudowyj
zapach. Chruszczi pronosyysia, nacze waki kuli, i sonce sidao za starowynnym osobniakom, u jakomu rozmiszczuwawsia instytutkyj hotel.
Wony uwijszy do chou i na chwyynu zupynyysia bila portreta Hrunina. Ludy na
inszych portretach posmichaysia. Hrunin ne posmichawsia. Win zawdy buw serjoznyj.
Draczu stao sumno. Hrunin buw jedynym, chto baczyw, znaw, widczuwaw poroneczu i
rozarenu ohoenis toho switu, zwidky win zaraz powernuwsia.

Dracz ue druhu hodynu styrczaw na doslidnomu stendi. Datczyky oblipyy joho


mow muchy. Droty tiahnuysia u wsi kuty. Dimow czakuwaw bila pryadiw. Heworkian
sydiw ostoro, rozdywlajuczy striczky i kosiaczy na informacijni tabyci.
Ty de noczuwatymesz? zapytaw Heworkian.
Chotiw by u sebe. Moju kimnatu ne czipay?
Wse jak ty zayszyw.
Todi u sebe.
Ne rekomenduju, skazaw Heworkian. Tobi kraszcze widpoczyty w barokameri.
I wse-taky.
Napolahaty ja ne budu. Choczesz spaty w masci, bu aska Heworkian zamowk.
Krywi jomu ne podobaysia, ae win ne chotiw, szczob Dracz ce pomityw.
Szczo was zbenteyo? zapytaw Dracz.
Ne krutysia, skazaw Dimow. Zawaajesz.
Ty due dowho probuw u polowych umowach. Dombi powynen buw widkykaty
tebe szcze dwa misiaci tomu.
Czerez dwa misiaci doweosia b use poczynaty spoczatku.
Nu-nu, skazaw Heworkian.
Nezrozumio buo, schwaluje win Dracza czy zasuduje.
Koy wy dumajete poczaty? zapytaw Dracz.
Chocz zawtra wranci. Za nicz opraciujemo wse, szczo zapysaw. Ae ja tebe due
proszu, spy w barokameri. Ce u twojich interesach.
Jakszczo tilky w mojich interesach Ja zajdu do sebe.
Bu aska. Ty wzahali nam bilsze ne potriben.
Kepki moji sprawy, podumaw Dracz, priamujuczy do dwerej. Staryj serdysia.
Dracz nespiszno piszow do bicznoho wychodu powz odnakowi bili dweri. Roboczyj
de dawno zakinczywsia, ae instytut, jak zawdy, ne zawmer i ne zasnuw. Win zawdy
nahaduwaw Draczewi weyku kliniku z czerhowymy sestramy, nicznymy awraamy i terminowymy operacijamy. Maekyj ytowyj korpus dla kandydatiw i dla tych, chto powernuwsia, buw pozadu aboratorij, za basketbolnym majdanczykom. Tonki koony osobniaka zdawaysia bakytnymy w misiacznomu siajwi. Odne czy dwa wikoncia w budynku
swityysia, i Dracz marno namahawsia pryhadaty, jake z wikone naeao jomu. Skilky
win proyw tut? Mao ne piwroku.
Skilky raziw win powertawsia weczoramy do cioho budynoczka z koonamy i, pidnimajuczy na druhyj powerch, podumky pidrachowuwaw dni Dracz raptom spynywsia.
Win zrozumiw, szczo ne chocze zachodyty do cioho budynku i wpiznawaty wiszak u peredpokoji, szczerbynky na prystupkach schodiw i podriapyny na poruczczi. Ne chocze baczyty kyymok pered swojimy dweryma
Szczo win pobaczy u swojij kimnati? Slidy yttia inszoho Dracza, knyhy, reczi, szczo
zayszyysia u mynuomu
Dracz podawsia nazad u doslidnyj korpus. Heworkian maje raciju nicz treba prowesty u barokameri. Bez masky. Wona nabryda na korabli i szcze bilsze nabrydne najbyczymy tyniamy. Dracz piszow naproste kri kuszczi i spoochaw jaku paroczku.

Zakochani ciuwaysia na zachowanij u buzku awci, i jich bili chaaty swityysia zdaeka,
mow popereduwalni wohni. Draczu b jich pomityty, ae ne pomityw. Win dozwoyw sobi
rozsabytysia i cioho te ne pomityw. Tam, na paneti, takoho trapytysia ne moho. My
rozsabennia oznaczaa b smer. Ne bilsze i ne mensze.
Ce ja, Dracz, skazaw win zakochanym.
Diwczyna zasmijaasia.
Ja straszenno perelakaasia, tut temno.
Wy buy tam, de zahynuw Hrunin? zapytaw chope due serjozno.
Jomu kortio pohoworyty z Draczem, zapamjataty ciu nicz i nespodiwanu zustricz.
Ehe , tam, widkazaw Dracz, ae zatrymuwatysia ne staw, piszow dali, do wohnykiw aboratoriji.
Szczob distatysia do swojeji aboratoriji, Draczu naeao projty korydorom powz dekilka roboczych za. Win zazyrnuw do perszoji zay. Wona bua rozdiena prozoroju perehorodkoju. Nawi zdawaosia, niby perehorodky nemaje i zeenkuwata woda nezbahnennym czynom ne obruszujesia na kontrolnyj sti i dwoch odnakowych tonekych diwczat
za nym.
Mona uwijty? zapytaw Dracz.
Odna z diwczat obernuasia.
Och, skazaa wona. Wy mene nalakay. Wy Dracz? Wy duber Hrunina, tak?
Prawylno. A u was tut chto?
Wy joho ne znajete, skazaa druha diwczyna. Win ue pisla was do instytutu
pryjichaw. Fere, Stanisaw Fere.
Czomu , widkazaw Dracz. My z nym uczyysia. Win buw na kurs moodszyj
wid mene.
Dracz stojaw u neriszuczosti pered skom, namahajuczy uhadaty w spetinni wodorostej posta Fere.
Wy pobute u nas, skazay diwczata. Nam te nudno.
Spasybi.
Ja b was waflamy pryhostya
Spasybi, ja ne lublu wafel. Ja jim cwiachy.
Diwczata zasmijaysia.
Wy weseyj. A inszi pereywaju. Stasyk te pereywaje.
Nareszti Dracz rozhediw Stanisawa. Win zdawawsia burym horbykom.
Ae ce ysze spoczatku, prawda? zapytaa diwczyna.
Ni, neprawda, widpowiw Dracz. Ja o zaraz pereywaju.
Ne treba, skazaa druha diwczyna. Heworkian wse zroby. Win e genij. Wy
bojitesia, szczo nadto dowho tam buy?
Triszky bojusia. Chocza buw poperedenyj zazdaehi.

Pewna ricz, joho poperedyy zazdaehi. Neodnorazowo popereday. Todi wzahali


skeptyczno stawyysia do roboty Heworkiana. Bezhuzdo jty na ryzyk, jakszczo je awtomatyka. Ae instytut use-taky isnuwaw, i, zwyczajno, biformy buy potribni. Wyznannia
skeptykiw pryjszo, koy biformy Sewin i Skawronkyj spustyysia do batyskafa Watonena, jakyj eaw, wtratywszy kabel i pawuczis, na hybyni szesty kiometriw. Robotiw,

jaki ne ysze spustyysia b u triszczynu, ae j zdohadaysia, jak zwilnyty batyskaf i wriatuwaty doslidnykiw, ne znajszosia. A biformy zrobyy wse, szczo treba.
W pryncypi, kazaw todi Heworkian na odnij pres-konferenciji, i ce hyboko
zapao w upertu hoowu Dracza, nasza robota peredbaczena sotniamy pymennykiw,
kazkariw u takych podrobyciach, szczo ne zayszaje miscia dla ujawy. My perebudowujemo biogicznu strukturu ludyny na zamowennia, dla wykonannia jakoji konkretnoji
roboty, zayszajuczy za soboju moywis rozkrutyty zakruczene. Prote najskadnisza czastyna wsijeji sprawy ce powernennia do wychidnoji toczky. Bitransformacija maje
buty podibna do odiahu, zachysnoho skafandra, jakyj my moemo zniaty, szczojno w
niomu widpade potreba. Ta my i ne zbyrajemosia zmahatysia z konstruktoramy skafandriw. My, biformisty, pidchoplujemo estafetu tam, de wony bezsyli. Skafandr dla roboty
na hybyni w desia kiometriw nadto hromizdkyj, szczob istota, wmiszczena w niomu,
moha wykonaty tu samu robotu, szczo j na powerchni zemli. Ae na cij samij hybyni
czudowo sebe poczuwaju dejaki ryby i molusky. Pryncypowo moywo perebuduwaty organizm ludyny tak, szczob win funkcinuwaw za tymy zakonamy, szczo j organizm hybokowodnoji ryby. Ae jakszczo my cioho dosiahnemo, wynykaje insza probema. Ja ne
wiriu w te, szczo ludyna, jaka znaje, szczo pryreczena nawiky znachodytysia na weyczeznij hybyni w seredowyszczi moluskiw, zayszysia pownocinnoju. A jakszczo my sprawdi
wyjawymosia zdatnymy powernuty ludynu do poczatkowoho stanu, w suspilstwo jij podibnych, to biformija maje prawo na isnuwannia i moe staty w nahodi ludyni.
Todi prowodyysia perszi doslidy. Na Zemli j na Marsi. I ochoczych buo bilsz ni
dostatnio. Hlaciogy i speeoogy, wukanoogy i archeoogy potrebuway dodatkowych
ruk, oczej, szkiry, eheniw, ziaber U instytuti nowaczkam kazay, szczo ne wsi chotiy
potim z nymy rozuczatysia. Rozpowiday egendu pro speeooga, nadienoho ziabramy i
weyczeznymy oczyma, szczo baczyy w temriawi, jakyj umudrywsia wtekty z operacijnoho stou, koy joho zibraysia powernuty prystojnyj wyhlad. Win, mowlaw, widtodi chowajesia w zaytych kryanoju wodoju bezdonnych peczerach Kintana-Roo, poczuwaje
sebe czudowo i dwiczi na misia widsyaje u Wisnyk speeoogiji gruntowni statti pro
swoji nowi widkryttia, wydriapani kremenem na widszlifowanych pastynkach grafitu.
Koy Dracz zjawywsia w instytuti, u nioho na rachunku buy pja rokiw kosmicznych
polotiw, dostatnij doswid roboty z budbotamy i dekilka statej z epigrafiky moniw. Hrunina we hotuway do biformaciji, a Dracz staw joho duberom.
Praciuwaty naeao na weyczeznych rozarenych panetach, de buszuway wohnenni buri i smerczi, na panetach z nejmowirnym tyskom i temperaturamy w szistsotwisimsot gradusiw. Oswojuwaty ci panety odnakowo buo potribno wony buy komoramy cinnych metaliw i mohy staty nezaminnymy aboratorijamy dla fizykiw.
Hrunin zahynuw na tretij misia roboty. I koy b ne joho, Dracza upertis, Heworkianu, samomu Heworkianu ne zdoaty b opozyciji. Dla Dracza Heworkian i Dimow
znay pro ce najwacze buo transformuwatysia. Prokydatysia wranci i rozumity, szczo
ty siohodni mensze ludyna, ani buw uczora, a zawtra w tobi zayszysia szcze mensze
wid koysznioho.
Ni, ty do wsioho hotowyj, Heworkian i Dimow obhoworiuway z toboju twoji konstrukcijni osobywosti, eksperty prynosyy na zatwerdennia zrazky twojeji szkiry i objemni modeli twojich majbutnich oczej. Ce buo cikawo, i ce buo waywo. Ae uswidomyty, szczo stosujesia ce same tebe, do kincia buo nemoywo.
Dracz baczyw Hrunina pered widlotom. Bahato w czomu win maw staty schoym na

Hrunina, wirnisze, sam win jak model buw podalszym rozwytkom toho, szczo formalno
nazywaosia Hruninym, ae ne mao niczoho spilnoho z portretom, szczo wysiw u choli
Centralnoji aboratoriji. U szczodennyku Hrunina, napysanomu sucho i diowyto, buy
sowa: Z bisa toskno yty bez mowy. Ne daj boh tobi pereyty ce, Draczu. Tomu Heworkian piszow na wse, szczob Dracz mih howoryty, chocz ce j uskadnyo biformuwannia i
dla Dracza wyyosia w dekilka zajwych hodyn na operacijnomu stoli i w hariaczi
biwanny, de naroszczuwaasia nowa po. Tak ot, najhirsze buo sposterihaty za wasnoju
transformacijeju i postijno pryhniczuwaty irracinalnyj strach. Strach zayszytysia takym
nazawdy.

Dracz czudowo rozumiw nynisznij stan Stanisawa Fere. Fere maw praciuwaty w
otrujnych bezdonnych bootach Chronosa. U Dracza bua jawna perewaha pered Fere.
Win mih pysaty, maluwaty, perebuwaty sered ludej, mih toptaty zeeni uky instytutu i
pidchodyty do budynoczka z biymy koonamy. Fere do kincia ekspedyciji, poky jomu ne
powernu ludku podobu, buw pryreczenyj znaty, szczo mi nym i resztoju ludej, szczonajmensze, prozora pereszkoda. Fere znaw, na szczo jde, i dokaw czymao sy, szczob
otrymaty prawo na ci muky. Ae zaraz jomu buo nesoodko.
Dracz postukaw po perehorodci.
Ne budi joho, skazaa odna z diwczat.
Buryj horbyk zmetnuwsia w chmari namuu, i mohutnij staewoho koloru skat kynuwsia do ska. Dracz instynktywno widskoczyw. Skat zawmer u santymetri wid perehorodky. Wakyj napoehywyj pohlad hipnotyzuwaw.
Wony straszenno chyi, skazaa diwczyna, i Dracz wnutrisznio usmichnuwsia.
Sowa jiji stosuwaysia inszych, sprawnich skatiw Chronosa, ae ce ne oznaczao,
szczo Fere mensz chyyj, ani reszta. Skat obereno tknuwsia mordoju w perehorodku,
rozhladajuczy Dracza. Fere joho ne wpiznaw.
Pryjidaj do mene na bakytne ozero, skazaw Dracz.
Maekyj tambur nastupnoji zay buw nabytyj moodymy lumy, jaki widsztowchuway odyn odnoho wid towstych iluminatoriw i, wyrywajuczy odyn u odnoho mikrofon,
nawperebij daway komu supereczywi porady.
Dracz zupynywsia za peczyma poradnykiw. Kri iluminator win rozriznyw u
ehkomu tumani, szczo ohortaw zau, dywnu posta. Chto bakytnyj i nezhrabnyj szyriaw
u powitri posered zay, sudomno zlitajuczy dohory, znykajuczy z pola zoru i zjawlajuczy
znow u skli iluminatora zowsim ne z toho boku, zwidky mona buo joho czekaty.
Szyrsze, szyrsze! apy pidibhaj! kryczaw u mikrofon rudyj nehr, ae tut-taky
diwocza ruka wyrwaa u nioho mikrofon.
Ne suchaj joho, ne suchaj Win absolutno ne zdaten perewtiytysia. Ujawy
sobi
Ae Dracz tak i ne diznawsia, szczo maw sobi ujawyty toj, chto znachodywsia w zali.
Istota za iluminatorom znyka. Widrazu u dynamiku prounaw huchyj udar, i diwczyna
zapytaa diowyto:
Ty sylno zabywsia?
Widpowidi ne nadijszo.
Rozkryjte luk, skazaa rubensiwka inka z kosoju nawkoo hoowy.

Rudyj nehr natysnuw knopku, i newydymyj ranisze luk widijszow ubik. Z luka wijnuo pronyzywym choodom. Minus dwanadcia, widznaczyw Dracz. Tepe powitria z
tambura rwonuosia wseredynu zay, i luk zawooko hustoju paroju. U chmari pary materilizuwawsia biform. Nehr prostiahnuw jomu masku:
Tut due bahato kysniu.
Luk zaczynywsia.
Biform newprawno, odne za odnym, namahajuczy nikoho ne zaczepyty, skaw za
spynoju pokryti puchom krya. Kulasti hrudy joho tripotiy wid czastoho dychannia.
Nadto tonki ruky i nohy tremtiy.
Wtomywsia? zapytaa rubensiwka inka.
Ludyna-ptach kywnua.
Treba zbilszyty poszczu kry, skazaw rudyj nehr.
Dracz potycheku widstupyw u korydor. Joho ochopya neskinczenna wtoma. Aby
ysze distatysia do barokamery, zniaty masku i zabutysia.

Wranci Heworkian burczaw na aborantiw. Wse jomu buo neharazd, ne tak. Dracza
win zustriw, nemow toj jomu wczora due dopik, a koy Dracz zapytaw: Zi mnoju szczo
ne tak? widpowidaty ne staw, zajniawsia perfostriczkamy.
Niczoho strasznoho, skazaw Dimow, jakyj, woczewy, ne spaw unoczi ani
chwyyny. My cioho czekay.
Czekay? zarewiw Heworkian. Niczoho my ne czekay. Hospo boh stworyw
ludej, a my jich perekrojujemo. A potim dywujemosia, jakszczo szczo ne tak.
Nu i szczo zi mnoju?
Ne triasysia.
Ja fizyczno do cioho ne prystosowanyj.
A ja ne wiriu, ne triasysia. Skejimo my tebe nazad. Ce zajme bilsze czasu, ani
my rozrachowuway.
Dracz promowczaw.
Ty due dowho buw u swojemu nyniszniomu tili. Ty zaraz fizyczno nowyj wyd,
rid, rodyna, zahin rozumnych istot. A u konoho wydu je swoji bidy i chworoby. A ty,
zamis toho, szczob steyty za reakcijamy i berehty sebe, zobraaw wyprobuwacza,
mowby chotiw zjasuwaty, pry jakych e nawantaenniach twoja oboonka trisne i rozetysia do bisa.
Jakby ja cioho ne robyw, to ne wykonaw by toho, szczo wid mene czekay.
Heroj, fyrknuw Heworkian. Twoje nynisznie tio chworije. Tak, chworije
swojeju chworoboju, jaka szcze ne zustriczaasia w medycyni. I my powynni budemo remontuwaty tebe u miru transformaciji. I pry ciomu buty wpewneni, szczo ty ne zayszyszsia potworoju. Czy kiborhom. Zahaom, ce nasza turbota. Treba bude tebe poohladaty, a poky moesz wyruszaty na wsi czotyry storony.

Draczu ne slid buo b cioho robyty, ae win wyjszow za worota instytutu i popriamuwaw unyz, do riczky, wukoju aejeju parku, proswerdenoho soniacznymy promeniamy.
Win dywywsia na swoju korotku ti i dumaw, szczo jakszczo we pomyraty, to wse-taky
kraszcze u zwyczajnij, ludkij podobi. I tut win pobaczyw diwczynu. Diwczyna pidnimaasia aejeju, czerez koni pja-szis krokiw wona zupyniaasia i, nachylajuczy hoowu,
prytyskuwaa dooniu do wucha. Jiji dowhe woossia buo temne wid wody. Wona jsza
bosoni i smiszno pidnimaa palci nih, szczob ne wkootysia ob hostri kaminci. Dracz chotiw zijty z doriky i schowatysia za kuszcz, szczob ne benteyty diwczynu swojim wyhladom, ae ne wstyh. Diwczyna joho pobaczya.
Diwczyna pobaczya swyncewoho koloru czerepachu, na pancyri jakoji, nacze mensza czerepaszka, rozmiszczuwaasia piwkueju hoowa z odnym opukym cykopicznym
okom, rozdienym na bezlicz czarunok, nacze w babky. Czerepacha siahaa jij do pojasa i
peresuwaasia na korotkych towstych apach, jaki wysuwaysia z-pid pancyra. I zdawaosia, szczo jich bahato, moywo, bilsze desiatka. Na krutomu peredniomu skosi pancyra
buo kilka otworiw, i z czotyrioch wytykaysia kinczyky macakiw. Pancyr buw podriapanyj, podekudy po niomu jszy nehyboki triszczyny, wony rozchodyysia ziroczkamy, niby
chto mootyw po czerepasi hostroju stameskoju abo strilaw u neji bronebijnymy kulamy.
U czerepasi buo szczo zowisne, nemow wona bua perwisnoju bojowoju maszynoju.
Wona bua ne zwidsy.
Diwczyna zawmera, zabuwszy widniaty dooniu wid wucha. Jij chotiosia wtekty
abo zakryczaty, ae wona ne posmia zrobyty ni toho, ni druhoho.
Ot dure, wyajaw sebe Dracz. Wtraczajesz reakciju.
Darujte, skazaa czerepacha.
Hoos riwnyj i mechanicznyj, win wychodyw z-pid metaewoji masky, szczo prykrywaa hoowu do samoho oka. Oko woruszyosia, nemow perehorodoczky w niomu buy
mjakymy.
Darujte, ja was nalakaw. Ja ne chotiw cioho.
Wy robot? zapytaa diwczyna.
Ni, biform, skazaw Dracz.
Wy hotujetesia na jaku panetu?
Diwczyni kortio pity, ae pity oznaczao pokazaty, szczo wona bojisia. Wona stojaa
i, napewno, liczya pro sebe do sta, szczob opanuwaty sebe.
Ja we pryetiw, skazaw Dracz. Wy jdi dali, ne dywisia na mene.
Spasybi, wychopyosia u diwczyny, i wona nawszpyky, zabuwszy pro koluczi
kaminci, obbiha Dracza. Wona kryknua uslid jomu: Do pobaczennia!
Kroky rozczynyysia w szerechu ystia i metuszywych trawnewych zwukach prozoroho tepoho lisu. Dracz wyjszow do riczky i zupynywsia na newysokomu urwyszczi, poriad z awkoju. Win ujawyw, szczo sidaje na awku, i wid cioho stao he toskno. Dobre b
zaraz strybnuty z urwyszcza i kine. Ce bua odna z najdurniszych dumok, jaki widwiduway Dracza za ostanni misiaci. Win mih z takym samym uspichom strybnuty w
Niharkyj wodospad, i niczoho b z nym ne trapyosia. Zowsim niczoho. Win pobuwaw u
znaczno hirszych chaepach.
Diwczyna powernuasia. Wona pidijsza tycho, sia na awku i dywyasia pered soboju, pokawszy wuki dooni na kolina.
Ja spoczatku wyriszya, szczo wy jaka maszyna. Wy due wakyj?
Tak. Ja wakyj.

Znajete, ja tak newdao pirnua, szczo dosi ne mou wytrusyty wodu z wucha. Z
wamy tak buwao?
Buwao, skazaw Dracz.
Mene zwu Chrystynoju, skazaa diwczyna. Ja tut nedaeko ywu, w hostiach. U babusi. Ja, jak durepa, zlakaasia, wteka, i, napewno, was obrazya.
U odnomu wypadku. Ja na waszomu misci wtik by widrazu.
Ja tilky widijsza i pryhadaa. Wy buy na tych panetach, de i Hrunin. Wam,
napewno, distaosia?..
Ce we mynue. A jakszczo wse bude harazd, czerez misia wy mene ne wpiznajete.
Zwisno, ne wpiznaju.
Woossia Chrystyny szwydko wysychao pid witrom.
Wy znajete, skazaa Chrystyna, wy mij perszyj znajomyj kosmonawt.
Wam poszczastyo. Wy wczytesia?
Ja ywu w Tallinni. Tam i wczusia. Moe, meni i poszczastyo. Na switi je bahato
prostych kosmonawtiw. I zowsim mao takych
Napewno, czoowik z dwadcia.
A wy potim, koy widpoczynete, znowu pominiajete tio? Stanete ryboju czy ptachom?
Cioho szcze ne robyy. Nawi odnoji perebudowy zabahato dla odnijeji ludyny.
Szkoda.
Czomu?
Ce due cikawo wse wyprobuwaty.
Dostatnio odnoho razu.
Wy czymo zasmuczeni? Wy wtomyysia?
Tak, skazaw Dracz.
Diwczyna obereno prostiahnua ruku i dotorknuasia do pancyra.
Wy szczo widczuwajete?
Po meni treba wdaryty mootom, szczob ja widczuw.
Prykro. Ja was pohadya.
Choczete poality mene?
Choczu. A szczo?
Ot i poalia, podumaw Dracz. Jak u kazci: krasunia poluby potworu, a
potwora peretworysia na dobroho ehinia. U Heworkiana probemy, datczyky, grafiky, a
wona poalia i odnych probem. Nu chiba ysze wydywytysia pobyzu czerwoneku
kwitoczku, szczob use jak po pysanomu
Koy wyduajete, pryjidajte do mene. Ja ywu pid Tallinnom, w seyszczi, na
berezi moria. A nawkoo sosny. Wam pryjemno bude tam widpoczyty.
Spasybi za zaproszennia, podiakuwaw Dracz. Meni czas ity. Bo spochoplasia.
Ja prowedu was, jakszczo wy ne zapereczujete.
Wony piszy nazad powoli, tomu szczo Chrystyna wwaaa, szczo Draczu wako jty
szwydko, a Dracz, jakyj mih obihnaty bu-jakoho bihuna na Zemli, ne pospiszaw. Win
suchniano rozpowidaw jij pro reczi, jaki ne mona opysaty sowamy. Chrystyni zdawaosia, szczo wona wse baczy, chocza ujawlaa wona sobi wse zowsim ne tak, jak buo nasprawdi.

Ja zawtra pryjdu do tijeji awky, tycho promowya Chrystyna. ysze ne


znaju, o kotrij.
Zawtra ja, napewno, budu zajniatyj, skazaw Dracz, oskilky pidozriuwaw, szczo
joho aliju.
Nu jak wyjde, widkazaa Chrystyna. Jak wyjde

Dracz zapytaw u Poaczeka, jakyj porpawsia w motori mobila, de Heworkian. Poaczek skazaw, szczo u sebe w kabineti. Do nioho pryetiy jaki wukanoogy, pewno, hotuwatymu nowoho biforma.
Dracz projszow do hoownoho korpusu. U peredbannyku pered kabinetom Heworkiana buo poronio. Dracz zwiwsia na zadnich apach i zniaw zi stou Maryny Antoniwny
czystyj arkusz paperu i oliwe. Win pokaw arkusz na pidohu i, wziawszy oliwe, sprobuwaw namaluwaty profil Chrystyny. Dweri do kabinetu Heworkiana buy pryczyneni
neszczilno, i Dracz rozrizniaw hustyj hurkit joho hoosu. Potim inszyj hoos, wyszczyj,
skazaw:
My wse rozumijemo i, koy b ne obstawyny, nikoy b ne napolahay.
Nu nikoho, he nikoho, hudiw Heworkian.
Za wyniatkom Dracza.
Dracz zrobyw dwa kroky do dwerej. Teper win czuw kone sowo.
My ne howorymo pro samoho Dracza, napolahaw wukanoog. Ae maju
buty podibni biformy.
U nas ne buo zamowe ostannim czasom. A Sarazini bude hotowyj do roboty
ysze czerez misia. Krim toho, win ne zowsim prystosowanyj
Ae posuchajte. Wsia robota zajme hodynu, wid syy dwi. Dracz prowiw dekilka
misiaciw u znaczno waczij obstanowci
O same tomu ja ne mou ryzykuwaty.
Heworkian zaszeestiw paperom, i Dracz ujawyw, jak win prostiahaje wukanoogam
oberemok striczok.
Ja ne ujawlaju, jak my wytiahnemo joho i bez takoji pojizdky. Joho organizm praciuwaw na mei, wirnisze za meeju. My pocznemo transformaciju zi wsijeju moywoju
oberenistiu. I nijakych nawantae. Nijakych Jakszczo win poety z wamy
Nu probaczte. Poky wasz Sarazini bude hotowyj
Dracz sztowchnuw dweri, ne rozrachuwaw udaru, i dweri widetiy, nemow u nych
pociyo harmatne jadro.
Postaa nima scena. Try obyczczia, zwerneni do weyczeznoji czerepachy.
Odyn z wukanoogiw wyjawywsia roewym towstunom.
Ja Dracz, zwernuwsia Dracz do towstuna, szczob widrazu rozwijaty podyw.
Wy pro mene howoryy.
Ja tebe ne zaproszuwaw, perebyw joho Heworkian.
Rozpowidajte, skazaw Dracz towstomu wukanoogowi.
Toj zakaszlawsia, dywlaczy na Heworkiana.
Tak ot, wtrutywsia druhyj wukanoog, suchyj i niby obwuhenyj. Wywerennia Osinnioji sopky na Kamczatci, my wwaajemo, tobto my upewneni, szczo, jakszczo
ne proczystyty osnownyj, zabytyj porodoju kana, awa prorwesia na zachidnyj schy. Na

zachidnomu schyli sejsmiczna stancija. Nycze, w doyni, seyszcze i zawod


I ewakujuwaty nikoy?
Ewakuacija jde. Ae my ne moemo demontuwaty zawod i stanciju. Nam dla cioho
treba try dni. Krim toho, w czotyrioch kiometrach za zawodom poczynajesia Kuwajewk. My zapuskay do kratera mobil z wybuchiwkoju. Joho prosto widkynuo. I dobre,
szczo ne na stanciju
Heworkian stuknuw kuakom po stou:
Draczu, ja ne dozwolu. Tam temperatury na mei. Na samij mei. Ce samohubstwo!
Dozwoyte, skazaw Dracz.
Bowdur, rozlutywsia Heworkian. Wywerennia moe i ne buty.
Bude, sumno skazaw towstun.
Dracz popriamuwaw do dwerej. Suchyj wukanoog piszow za nym. Towstun zayszywsia, znyzaw peczyma, skazaw Heworkianu:
My wywemo wsich zachodiw. Wsich moywych zachodiw.
Niczoho podibnoho, ne pohoduwawsia Heworkian. Ja eczu z wamy.
Win uwimknuw wideoseektor i wykykaw Dimowa.
Ce prosto czudowo, skazaw towstun. Nu prosto czudowo.
Prochodiaczy czerez peredbannyk, Dracz pidchopyw macakom z pidohy arkusz z
profiem Chrystyny, zimjaw joho w tuhu hrudku i wykynuw u koszyk. Ruchy macakiw
buy taki szwydki, szczo wukanoog, jakyj iszow na krok pozadu, niczoho ne rozhediw.

Nad Osinnioju sopkoju pidnimawsia szyrokyj stowp czornoho dymu i zywawsia z


nykymy chmaramy, zabarwlujuczy jich u buryj kolir. Na posadocznomu majdanczyku
nedaeko wid pidniia sopky stojao dekilka mobiliw, ostoro roboty pid nahladom technikiw zbyray bur, schoyj na wereteno. Pid tentom, szczo riatuwaw wid dribnoho brudnoho doszczu, ta ne zachyszczaw wid witru i choodu, na nykomu stoyku eay, pryhniczeni kameniamy, schemy i digramy. Dracz zatrymawsia, rozhladajuczy werchniu
digramu. awa ne moha probytysia kri staryj, miljon rokiw tomu zabytyj porodoju kana. ysze gazy prorywaysia kri triszczyny w bazaltowomu korku. Zate z konoju chwyynoju wse bilsze triszczyn utworiuwaosia na sabkomu zachidnomu schyli.
Czoowik u biomu szoomi i wohnetrywkomu skafandri znimaw dani z radigramy
zondiw. Inszyj wukanoog pryjmaw powidomennia sposterihacziw. Nowyny ne obiciay
niczoho choroszoho.
Dimow prostiahnuw Heworkianu zapysku z cyframy tysku i temperatur u erli.
Na samij mei, skazaw win. Na samij mei.
Win znaw, szczo Dracz wse odno pide u wukan, i w hoosi joho bua sumna widczuenis.
Zariady buy hotowi.
Towstyj wukanoog prynis szoomy dla Heworkiana i Dimowa.
Hodynu tomu wony zapuskay do kratera mobil, skazaw win wynuwato,
chotiy pryzemyty joho bila triszczyny. Win rozbywsia, i wybuch niczoho ne daw.
Was Kuwajewk wykykaje, skazaw radyst. Wony poczay demonta zawodu,
ae szcze spodiwajusia.

Widpowidajte jim, szczob zaczekay hodynu Na moju widpowidalnis.


Towstyj wukanoog podywywsia na Dracza, niby czekaw pidtrymky.
Chodimo, skazaw Dracz.
Heworkian odiahnuw szoom. Szoom buw zaweykyj i opustywsia do samych briw.
Heworkian staw schoyj na staroho ycaria, jakyj na czoli meky smiywciw powynen
zachyszczaty krajinu wid naway woroych armij. Takym joho j zapamjataw Dracz.
Dracza pidniay na mobili do pruha staroho kratera. Wtomenyj wukanoog u brudnomu szoomi win za ostanni try dni namahawsia projty do era powtoryw instrukciji, jaki Dracz ue znaw napamja.
Triszczynu wydno zwidsy. Pewna ricz, koy rozsijujesia dym. Wy spuskajetesia
po nij wisimdesiat metriw. Tam wilno. My zonduway. I wkadajete zariady. Potim wybyrajetesia, i my pidrywajemo jich dystancijno. Tam uchy do szistdesiaty gradusiw. Zmoete?
Wukanoog nasyu prymuszuwaw sebe zwertatysia na wy do swyncewoji czerepachy. Win stilky raziw stykawsia z awtozondamy, budbotamy ta inszymy maszynamy,
schoymy czymo na ciu czerepachu, szczo jomu we czas dowodyosia umowlaty sebe,
szczo pered nym ludyna, biform. I szcze win smertelno wtomywsia czerez cej klatyj wukan.
Zmou, widkazaw Dracz. Szistdesiat gradusiw meni po zubach.
Persz ni zniaty masku i peredaty jiji wukanoogowi, win skazaw:
Masku ne zahubi. Wona meni szcze prydassia. Bez neji ja huchyj i nimyj.
A jak wy dychatymete?
Ne budu dychaty. Maje ne budu. Kyse meni protypokazanyj.
Ja czekaju was tut, skazaw wukanoog.
Dracz ne poczuw joho sliw.
Dracz skotywsia poohym schyom u krater i na sekundu zatrymawsia bila triszczyny. Zwerchu sypawsia popi i dribni kaminci. Ostoro nad samym pruhom kratera
szyriay dwa mobili. U odnomu wukanoogy, w druhomu Heworkian z Dimowym.
Triszczyna wyjawyasia znaczno szyrszoju, ani Dracz spodiwawsia. Win poczaw
szwydko spuskatysia, zwyczno rejestrujuczy skad gaziw. Temperatura pidwyszczuwaasia, ae bua nycza wid hranycznoji. Widtak schy piszow unyz krutisze, i Draczu doweosia jty zygzagamy, powysajuczy czasom na dwoch macakach. Druhoju paroju macakiw
win prytyskuwaw do pancyra zariady. Hora zitchnua, i Dracz prytysnuwsia do stiny
triszczyny, szczob ne poetity whoru z fontanamy gaziw. Slid buo pospiszaty. Dracz widczuw, jak rozkrywajusia triszczyny na zachidnomu schyli. Spusk stawaw use skadniszym. Stiny maje zmykaysia, i Draczu dowodyosia protyskuwatysia mi ywymy, chytkymy kameniamy. Win ue spustywsia na simdesiat metriw. Temperatura gaziw dosiaha
czotyriochsot gradusiw. Win pryhadaw digramu. Dla toho, szczob korok rozetiwsia napewno, treba projty szcze metriw zo pja. Mona, zwyczajno, widpowidno do instrukciji
zayszyty zariady tut, ae pja metriw baani. Otwir pid soboju win pomityw, wirnisze
whadaw, za strumenem pary, szczo rwaasia zwidty. Temperatura pidniaasia strybkom
gradusiw na sto. Win ue widczuwaw tepo. Sopka zatriasasia, nacze w napadi kaszlu.
Win pohlanuw uhoru. Szlach nazad szcze buw. Dracz kowznuw u hariaczu szparu.
Szpara rozszyriuwaasia donyzu, utworiujuczy miszok, a dno miszka buo nacze
syto. Taku speku Dracz widczuwaw ysze odnoho razu, na druhij paneti. Tam win mih
widstupyty. I widstupyw.

Dracz prykripyw zariady do najnadijniszoji pyty. Ae j ciu najnadijniszu pytu triaso. A zachidnyj schy, mabu, ue rwawsia zaraz, mow pootno.
Dracz pidtiahsia na odnomu macaku do werchnioho otworu. Gazy, szczo wybywaysia znyzu, obpaluway, hora sipnuasia, i macak obirwaosia. Mow motuzok. Draczewi
wdaosia zatrymatysia, prysmoktawszy myttiewo resztoju trioma do wertykalnoji stinky.
Tijeji myti powitriana chwyla pewno, whori stawsia obwa burnua Dracza na
pidohu kamjanoho miszka.
Strachu ne buo. Ne buo koy. Dracz widczuwaw, jak spikajusia nutroszczi. Tysk
gaziw u kamjanij poronyni ris, i ruchatysia buo wse wacze. Wynni buy zajwi pja metriw. Na sekundu Draczewi zdaosia, szczo win ue wypowzaje z triszczyny i baczy sire
nebo. Win rwonuwsia nahoru, widczajduszno i luto, tomu szczo Chrystyna zawtra pryjde
do tijeji awky, tomu szczo u Heworkiana, jakyj czekaje joho nahori, pohane serce.
Win wybrawsia z kamjanoho miszka, ta wyjawyosia, szczo triszczynu we zawayo
uamkamy bazaltu. Win sprobuwaw rozsunuty uamky porody, ae zrozumiw, szczo ne
wystaczaje na ce sy. Treba widpoczyty, trochy widpoczyty. Po obpaenomu tiu roztikaasia nepomirna wtoma, szczo poczaa joho peresliduwaty w ostanni dni na tij paneti i ne
widpuskaa na Zemli.
Dracz stojaw, utysnuwszy u szparu mi bryamy bazaltu. Jomu naeao teper
znajty sabke misce w ciomu zawali, widszukaty bryu, jaka sabsze wid inszych zahnana
w triszczynu, i wyrwaty jiji tak, szczob ne obwayty na sebe we korok. I poky joho macaky
mlawo i powilno obnyszporiuway bryy, rozszukujuczy sabynu, w mozku promajnua
dumka. Spoczatku wona projsza de na peryferiji mozku, potim, powernuwszy, zadzwenia, mow sygna trywohy. Win zrozumiw, szczo wse moe pity naniwe. Poky win ne
wyjde zwidsy, wony ne stanu pidrywaty snariady. Wony czekatymu, spodiwatymusia
na dywo. Wony nawi ne stanu bombyty korok z powitria. Wony czekatymu. Wony sprobuju wriatuwaty joho, chocza ce nemoywo, i czerez te mou zahynuty ludy i napewno
zahyne wse, szczo znachodysia na zachidnomu schyli i dali, na riwnyni.
Dracz dijaw obereno i obaczno, namahajuczy ne wtratyty swidomis. Ce buo hoownym ne wtratyty swidomis. Win powernuwsia do otworu, z jakoho szczojno zaedwe wybrawsia, strybnuw unyz i opynywsia poriad z paskoju pytoju, na jakij eay
zariady. Pyta nemow zibraasia pity w tanok. Dracz podumaw, jak dobre, szczo u nioho
nemaje nerwowych zakincze na zownisznij oboonci, win by pomer wid bolu. Obpaeni
macaky buy nezhrabni. Mynuo z piwtory chwyyny, persz ni Draczewi wdaosia rozgwyntyty odyn iz zariadiw, szczob peretworyty joho na detonator. Dracz czudowo znaw
ciu systemu. Taki zariady buy u nioho na tych panetach. Zariad umykawsia ysze wid
sygnau, ae jakszczo ty znajomyj z systemoju, to mona uwimknuty anciuh samomu.
Dracz podumaw, szczo koy win zakinczy robotu, to, persz ni zamknuty anciuh,
win dozwoy sobi kilka sekund, szczob pryhadaty deszczo, jak naey naostanok. Ae
koy zakinczyw, wyjawyosia, szczo cych sekund u nioho nemaje.
Wybuch prounaw nespodiwano dla wsich, okrim wtomenoho wukanooga, jakyj
eaw za kameniamy i dumaw tak samo, jak Dracz. Sopka zdryhnuasia i zarewia. Wukanoog prytysnuwsia do kaminnia. Dwa mobili, jaki krulay bila kratera, widkynuo,
nemow suche ystia, piotam edwe wdaosia wziaty maszyny pid kontrol. Oranewa
awa rynua w stare ero i pomaranczewym sokom poczaa napowniuwaty krater.
Wukanoog kynuwsia bihty wnyz po schyu: win znaw, szczo potik awy czerez dekilka chwyyn probjesia w joho bik

Chrystyna pryjsza na tu awku kraj riczky; buo zowsim tepo. Wona wykupaasia
w oczikuwanni Dracza. Widtak poczytaa. A win ne jszow. Chrystyna czekaa do sutinkiw.
Dorohoju nazad wona zupynyasia bila worit instytutu i pobaczya, szczo z posadocznoho
majdanczyka pidnimajesia weykyj mobil. Chrystyna skazaa sobi, szczo w ciomu mobili
Dracz widlitaje na jake zawdannia. Tomu win i ne zmih pryjty. Ae koy win powernesia,
to obowjazkowo pryjde do awky. I wona wyriszya prychodyty do awky szczodnia, poky
ywe tut.
U weykomu mobili do Moskwy widwezy Heworkiana. Bila sopky win jako trymawsia, a powernuwsia i zdaw. U nioho buo sabke serce, i wriatuwaty joho mohy ysze w
Moskwi.
Z rosijkoji perekaw Witalij Henyk
Perekadeno za wydanniam: BUYCZEW K. Ludi kak ludi. M.: Moodaja gwardija, 1975. 288 s. (B-ka sowetskoj fantastiki).

Mona poprosyty Ninu?


Poowyna yttia
Czerwonyj oe biyj oe
Waka dytyna
Kazka pro ripu
Chatynka
Czyczako w pusteli
Chokej Toli Husiewa
Terpinnia i trud
Perszyj szar pamjati
Snihuroka
Ce ty, Aliso?
Oswiaczennia chramu Ananda
Koy wymery dynozawry?
Koy b ne Mychajo
Protest
Korona profesora Kozarina
Ja was perszyj wyjawyw!
Monumenty Marsa
Podiysia zi mnoju
Poomka na liniji
Poronij budynok
Tak poczynajusia poweni
Takan dla ditej Zemli
Wybir
Zahadka Chymery
Pro neharnoho biforma

You might also like