You are on page 1of 88

EDGAR LEE MASTERS

K6rtc us.,-',ii UMARLI


Ltr,SPOON RIVER
ropj
Wybon dokonał
MIctIAŁ sPRUslNsKI

Wstępem opatrzył
JAN PROKOP

PAŃsTwoTvY
INSTYTUT WYDAWNICZY
Tytul orygiualu
<SPOON RIVER ANTHOLOGY,

opublikoaanie u I9I5 zbioru epi,tafiia _ napisÓu na.


grobkoaych zebranych na c?nent&rzu d,omniernanego mia-
steczka Spoon Ri,uer, ktirego pr6żno szuhalibyśmy na rna-
pach, choć aiadomo, że le'ży ono na Środ,hoaym Zachodzie
Stan1u Zjednoczonych, fizynioslo autorou.ti,niezzoyhlą sla-
uę literacką i zlamało jego karierę praaniczą. Edgar Lee
Masters, urodzony u 1869 r., od, dutudziestu paru lat byt
aniętyttl aduohatem u Chi,cago, parającym się, jah dotąd,
i jak potem, bez aiększego po@odzeni,a rzemiostem pisar-
skirn. Zn,art u t950 r, zo opuszczeni.u, prauie al nęd,zy.
Pozostal autorenx jednej hsźążki,_ ut.tologii, U rn a r I i, z e
Spoon Ritler, mźrnoże napisała ele książek:poaźeści,,
bźografii, poezji,
Sarn, parnysł,był nźezzoyhly. Poeta pozuolil, przemiaić
ułprost sayrn bohaterorn' Stuorzył,o to zupeł,nźenou)ą sy-
ht.ację poetychą. Pozaolito porzucić d,otychczasoae konzoen-
cje liryhi,. odnoailo i odśaieżyłomateriat. Zresztą Masters
zamyślal początkouo napisać poaźeśćrealistyczną o rnał,ym
rniasteczku al Stanach zo epoce przern,ian, Ten zamysł epicki
określiła znacznej mierze charakter (Jrnarłych ze
S po on Ria,,. Śo^o życi,eudarło się do poeiji, Autor
zd,auał sobie spraaę z nieusp lmiernośc,itego, co d,otych-
czasoaa poezja miałi do zaofiaroaania czytelnikom, i tego, czerpanego bogactua śuiata. oto tragedie i komed,i.e,od-
czego d,omagalo się od ni'ej życie. Była to epoka Bergsona, uaga i hJęski, oblud,a i, prauda, ktilrych ni,e dostrzegol ?o:
epoka pierul szyc h ary stąpieri futury stÓu. Liter atura arnery - Iy poeta, śtepiecnie uid,zqcy niczego oprÓcz przebrzmi.atych
ha ,ska tni,ata zresztą do kogo się odtaoł,yu,ać. ahitmłnouł- konaencji poetychich.
shi,e hymny staaiqce ehspansję mtodego narodu pootaie- Nasi, Skamandryci' uprozoadzając, rianież za 1!)zorenx
(I)hitmana, cod,ziennośćd,o poezji, alfuouad,zali codzi,en-
rały aiele nouych dr6g, Jed,en z bohaterÓzo antologi.i, Petit,
poeta, ayznaałał: nośćliryczną. ,,Ja,, poety żyai'ło się realiami, ulspÓłczesno-
ści,czynito z nich przefuniot suloich zozruszey't,.Inaczej Ma--
Ziarenka w suchym strączku, tik' tik' tik' sters. (I) jego poezji, jak jcłżpoui,edziano, dorninuje żya oI
tik' tik' jak skł cone robaczki _ epicki. Nie ,,ja,, liryczne, ale dzianość losÓul lud,zhi,chpo-
blade jamby, ktÓre budzi wiatr _ hazanych u ich niepozotarząlności.Pisze:
choć jodły czynią zeló symfonię. ...twojeoczy zwriciły się ku ludziom,
Triolety, wilanele, rondele i ronda, ukrytym w norach losu pośrodku wielkich miast,
ballady pod sznurek powtarzające wytartą myśl; wypatrując,aż ujawni się ich wnętrze,
śniegiwczora jsze i l6że stopniały i zwiędły' byśujrzał, jak żyją i po co żyją'
a czym jest miłość,jeśli nie 16źą,co więdnie? dlaczego pełzną wciąż uporczywie
życie wokÓł mnie tutai w miasteczku: brzegiem piaszczystej drogi w bezwodną porę
tragedie i komedie, męstwo i prawda,
umierającego lata.
stałość i bohaterstwo, odwaga i klęski _
niczego nie brak w krosnach, ach, c ż za wzoty! Spojrzenie epiha nadaje cod,ziennościmonumentalne 7!)y.
Lasy i łąki, strumienie i rzeki _ mi,ary. Epźtafium jako gatunek literachi może zbliżać si.ę
nie dostrzegałemtego nigdy _ do elegii, ale może tahże utznieśćsię do epickiego patosu,
triolety, wilanele, rondele i ronda, Tak będzie a, znany?n dauulierszu:
ziarcnka w suchym strączku, tik' tik' tik'
tik, tik, kruche jamby, Przechodniu,powiedz Sparcie,tu leżym,jej syny'
a Homer i Whitman huczeli wśrÓd jodeł. Prawom jej do ostatniejposłusznigodziny.

Przeniesienie punktu ciężkości.z -ia,, poety na ,,ja,, bo- Podobnie jah epiha, epitafiurn rn6ui, o zarnhniętej osta-
hater1u _ rnieszhaficia Spoon Riaer spoczyaających na tecznie przeszlości' Staje się pornnihiem przesztości, n'ie
miejscoaym cn?entarzu _ ohazato się szczegdlnie ovłocne zcn',sze panegirycznyrn _ u Mastersa _ częściej osharża-
ortystycznie. SIuchamy zoyzna , poznajemy skryte myśli jącym tub po prostu dającym śaźadectuoprauldzźe:
i plątaninę los6u ludzki,ch przedstauionych uprost, bez
Palestra złoży|ami hołd
odautorskiego homentarza, z epickirn dystansem i obiehty-
wzniosłymi słowami czcząc mą pamięć.
aiznxern, z epichirn poszanoaaniern riźnorodnoścź i nieuy-
,::":x::
Także wieóc w przyniesiono mnÓstwo -

;ł;Til"Ęl:
uitalistyczna filozofia zbliża się do rnądrościludouej. Po-
zaalając przelnauiać uprost saym bohaterom, poanstrzy-
":::.:' mując się od komentąrza odautorshiego poeta dopuszcza do
głosu najrozmaitsze, często biegtlnoao przeciane, postaay
CodziennośćnabźerąaytniarÓa monumentalnych. Milno aobec życia, Antologia staje się konfrontacją postau, aie-
naturalistycznyc|t.realiizo, mimo częstej stylizacji języka na logtosoulym dialogiem, u htÓrym hażd,yuyhłada saoje racje.
potoczność,mimo porzucenia rygorÓu regularnej uersyfi- fona przełnauliaoboh męża,dzieci obok ojca, Fzyia-
kacji i mimo naśladoaania toku. skł'adnioaego mÓuionej ciel o b o k tlrzyjaciela, zorÓg o b o h z!]roga.M6uią banhie-
angielszczyztty, Masters nieaiele nta utsp1lnego z natura- rzy i ułÓczędzy, tllyzyskiaacze i uyzyshiaani,, sędztoa e
lianem. Rzeczozclość i prostota jego ulierszy blisha jest lako- i sądzeni, pijacy i przyzzl.loici obyaatele, uczeni i prostacz-
niczności antycznycIl napis6u nagrobnycll, Masters byI houie, cynicy, zttracjusze, aariaci, haptani,, poecź,d,ziukź,,.
zoielI'licielenl starożytnyclt' i pomysI antologii poustał, Antologia daje obraz Ameryhi a epoce przernian, odcho-
ia oparciu o t!)zory grechie, dzi poholenie pamiętające Lincolna, poholenie pionier6a,
Epicki dystans łączy się z dążeniem do filozoficznych Przełonl,ulieku przynosi gulał'touny rozaij przemyslu, staa-
uogÓlnie , Bolnterzy książki patrzą'-na zulasne zatnknięte rza sza,.se kariery dla pozbaułionyclt,shrupuliu jednosteh.
dośuliądczeniażycioue z perspehtyay śntierci' Ich uypo- Rozaij hattitaliznru niszczy d,robnych farmeriu, zrnienia
uiedzi stają się jah gtlyby duchoaym testamentem,poclsu- ich zo najenlnikÓa. Mosters, tlodobnie jah u pouieści atne-
mouanieln tego, co przeżyli, Refleksja uyrasta z hon- ryka shiej tego ohresu Dreiser, angażuje si,ępo stronie ay-
hretn,ego clośuiatlczenianajczęście j ohreślonegozaaodem zyskiulan),cll, piętnuje puryta ską obł.udęfinansjery, htÓra
zayhonyuanym przez bohatera. Clrcmih będzie m6ulił ma za ręku adtninistrację i sądoanictloo:
o sprzecutościpieruiast|ł,6u u duszy ludzhiej i rodzących
się stąd dratnatacll, ogrodnih poaie:
Myślisz, źe Daisy Fraser
byłaby bez dachu nad głową,
...wiem,
gdyby fabryka kotrserw nie zechciała połknąćjej domku i pola?
ił,e gale.zie drzewa
nie rozciągają się szerzej niż korzenie.
Jakże by rvięc dusza człorvieka A czy myślisz,ż'ebar Johnnie Taylor i knajpa Burcharda
mogła być szersza nlŻ życie, ktÓre przeźry|? byłyby zamknięte, gdyby grosze tracone na trunki
nie wracały, dzięki prohibicji, do kieszeni Rhodesa,
Reflehsja uyrasta z konhretnego dośuiadczenźa. Uyhry- żwiększajacsprzedażbut6w i kolder,
zoa analogie miętlzy ś*^ictenl
przyrody i śuliatemlud,zkim. dziecięcychplaszczykÓrv i kolysek?
To myślenie symbolicate, ulaścitle mąclrości,lud6a pier- C6ż, prawda moralna jest dziurawym zębem,
uotnych, nadaje szczeg lny charahter poezji Mastersct.Jej kt6ry musi być wypełniony złotem.
Prezentując krytyczny obraz Atneryki na ptzel,omie uie-
hu, Masters jest fuzecież bardzo atn,erykanski a sarytn kul-
cźe idealdu refublihmishich, hulcie natur silnych ź ener-
gicznych, żyjqcych pelnaą życia. Pohnlenie pionier6a prze-
ciastauia ska,rlalyrn potomknm. AIe jednocześnie s@n
należy d,o pokolenia intelebtualist w ameryha skich ary-
obcoaanych ul spolecze stułie rząd,zony,n pra&,em pi'enią-
dza. Stąd, jego zaźnteresoulanie i sympatie d,la outsi,derÓu:
dziank6u, tąntastiu, poet6a4 ptostaczk a, a Óczęgilu po-
gard,zanych przez zdroao myślący o96l. Sarn jest także
outsiderern obseraującym z boku i porianującym losy ludz- SPOON RIVER
kie. Nieobca rnu jest ironia postronnego obseruatora, ale
nieobce także uspÓIczucie męd,rca starającego się zrozu-
mieć dzi.umość śu ata, pouściągliaego u osqdzan,iu, nie d,a-
jqcego się zaieść pozorom,, pytającego i szuhającego:

Ty' kt6ry wierzgaszprzeciw ościeniowi Losu,


powiedz,jak to jest, że na tym zboczuwzgirza
spadającymku rzece,
zwrÓconymku słoócui południowymwiatrom,
jedna rośIinawysysa z gleby i powietrza
trujące jady stając się zatrutymbluszczem,
gdy inna z tej samej gleby i powietrza
bierze slodkie soki i barwę stającsię poziornką?

Ta postaan rnędrca poszukującego sensu śaiata dopro-


wadza go do pohory zoobec rnisteriurn życia. Jego bohate-
roaie na r6żny sposdb usilują dori dotrzeć, Poeta przed-
stazoią ich racje bezstronnie' nie pr buje narzucić saojego
punhtu uidzenia. Zachouluje dystans mędrca, ale i zd,zi,-
zplienie mędrca olśnionego tajernni.cą śuiata. Zdziaienie,
ht6re thułi, u podstau knżd,ej filozofii,, ale także hażdej
poezji.
Jan Prokop
wZG ÓRzE

Gdzież jest Elmer o słabej woli, Herman o żelaznych


Ipięściach,
Blazen Bert, Tom pijanica, awanturnik Charley?
Wszyscy, wszyscy śpią tu na wzg6rzu.

Tego zabrała choroba,


Ten żywcem splooąl w kopalni,
Ten w b6jce zabity,
Ton umarł w więzieniu,
Ton z mosfu spadł przy har wce na chleb 'd|a żorly
.Wszyscy, [i dzieci -
wszyscy śpiątu na wzg6tzu,

Gdzież' jest Ella o czułym sercu' lprostoduszna Kate,


[krzykliwa Mag,
Lizzie dumna i szczęśliwaEdith?
Wszystlie, wszystkie śpiątu na wzg6rzu.

Ta skonala w haniebnym pologu,


Ta z nieszczęsnej miłości,
Ta z rąk brutala zginęła w ,burdelu,
Ta z dumy z|amanej, wśrÓd pragnieó serca daremnych,
Ta |ata ptzeży|a w odległym Londynie, Paryżu,

13
Potem ją Ella, Kate i Mag przywiozly .na terr
[skrawek ziemi -
Wszystkie, wszystkie śpią tu na wzg6tzu. sĘDzIA ARNETT
Gdzież jest Wuj lzaak, Ciotka Emily,
Gdzie stary Kincaid-Mieszczuch i Sevigne Houghton,
I Major Walker, z kt rym rozmawiali
Wielcy mężowie rewolucji?
Wszyscy, wszyscy śpią tu na wzg6rzu.
Tak, to prawda, obywatele,
P'rzywieź1'iim z wojny nieźywych syn6w, fe m6j stary rejestr |eża| |atami
Cć'rki wrć'ciły rozbite ptzez życie, Na p6łce nad mą głową, nad
I p|aczące ich 'dzieci, kt6re ojc6w nie mają _ Krzeslem sędziego. To prawda, ,powiadam,
Wszyscy, wszyscy śpią tu na wzg6rzu. fe rejestr miał żelazną oPrawę'
Kt6ra roąllatala moją łysinę spadają. _
Gdzie jest Stary Jo.rres-Rzępoła, (P rzypuszczam, iż przy czyną rĘadku
Co igrał z życiem.lat dziewięćdziosiąt, Było wrzenie powietrza nad miastem,
Gdy z piersią odkry,tą szedl przeciw śniegom, Gdy cysterna benzyny w zakładach 'blasza.nych
Gdy pil' bundy urządzał karczemne, Wybuchła oślepiając,,Budrysa'' Weldy'ego) _
Nie myśląco żonie, o 'dzieciach, A'łe zbadajmy Ęrawę punkt po punkcie,
o złocie, .miłości
czy rriebie? Rozważmy skrupulatnie, co się wydarzyło:
oto wciąż szepce o tych dawnych latach, Najpierw stwierdziłem: mam rozciętą głowę,
Kiedy narybku pełne były wody, Lecz potem stała się owa rzecz straszliwa:
o wyścigachlkonnych niedaleko lasku, Kartki rejestru trzaskały, wirowały
o tym, co Abe Lincoln rzekł Wok6ł mnie niby talia kart
Razu pewnego pod Springfield. W kuglarskich rękach żonglera.
I do kofica wi'działem te kartki.
Leszek Elek!oroa'icz
Aż rzekłem wreszcie: Wszak to kartki nie są,
Cayż nie widzisz, że to dni, dziefi za.dniem,
Dzieri po dniu lat sioderndziesięciu.
Dlaczego wię torturujesz rnnie kartkami,
Kt6re pokrywa tak mizerny zapis?

Michal SPrusilirki

t4

!--
MTEJSCOWY ATETSTA JOHN BALLARD

Hej .wy, młodzi .dyskutanci dogmatu Rozkoszując się siłą i zdrowiem


o nieśmierte]rrościduszy, przekląłem Boga, on jednalk nie spojrzał na mnie:
Tu leżę ja, miasteczkowy ateista, r wnie dobrze mogłem qlrzelolinać 'gwiazdy.
Gaduła i kł tnik wprawny w szermowaniu Z|ożony śmiertelrrąchorobą, cierpiałem, lecz nie ugiąłem się
Argumerrtami niewierzących. i przekląłem Boga za zesłane cierpienia;
Ale w czasie przewlekłej choroby, pozostawił mnie jednak samego' jak to czynił .dotąd'
Zanim zadławił.mnie kaszel, R wnie dobrze mogłem prze'lalinać prezbiteriarrską
Przeczytalem Upaniszady i poezje Jezusa. [dzwonnicę.
To one wznieciły płomyk nadziei i przeczucie, Gdy opadłemz sił _ ogarnęłomnie przerażenie:
I pożądanie,kt rego nie zgasił Cieó może sam oddaliłem Boga urąganiem.
Prowad'zący mnie pospiesznie kawernami ciemności. Gdy Lydia Hurnphrey przyniosła rni kwiaty,
Słuchajcie więc, wy, pomyślałem,że rn głbym zaprzyjaźnić się z Nfun;
fyjący zmysłami i spr bowałem,
[ świat oglądający Ftaprzez zmysły tylko - ale r wnie dobrze mogłem był pr boqać zaprzyjaźnić się
Nieśmiertel.ność nie jest darem. [z kwiatami.
Niesmiertelnośćsię zdobywa.
I tylko ci, kt rzy usilnie wa|czą o nią, Byłem,bliski rozwiązania sekretu,
Wejdą w jej posiadanie. bowiem rzeczywiście rmożnazaprzyjażnić się z kwiatami
nie dopuszczając,by umarła w nas milośćdo nich,
Mareh Skaarnicki więc już-już miałem znozurniećzagadkę, |ecz _

lan Ptoho|

.. i I

2 Umrrli rc Spoou Rivcr


l6

Ą-
PAULINE BARRETT
A. D. BLOOD

N6ź chirurga uczynił' ze mnie skoru'pę człowieka,


rok rninął, nim wr ciłam do zdrowia,
Jeśli wy, tu w miasteczku, sądzici e, że czynilem zacnie
ai ranek dziesiątej rocznicy ślubu Zamykając
mta|azl mnie na poz6r rpodobną .do siebie. \"ujpy i wzbraniając karcianych hazard'6w,
wzywaiąc niepoprawną Daisy Fraser przed sędziego
Szliśmy razem wśr6d drzew
ścieźJ<ąwysłaną mchami i mur:awą, IMiodącustawicznąkrucjatęprzeciwludzkim
ale nie rrmiałamspojrzeć ci w oczy ,.,.|.tlil.l
I)laczego pozwalacie, aby c6rka rnodystki, Dori,
i ty nie rnogłeś spojrzeć mi w 'oczy _ I niecny syn Benjami,na ,Pantiera
bo gryzł'onas jedno - początek siwizny w twoich włosach,
Nocą czynili m6j grć'b swym plugawym łożem?
ja zaśjak łupin,ka,z ktirej uszto życie.
o czym m .ruiliśmy- o niebie, strumykach,
Mźchal Sprusilźshi
o czymkolwiek, byle ukryć myśli.
A potem terrrbukiet dzikich 16ż od ciebie
stojący na stole, by ozdobić nasz obiad.
Biedaku, jak dzielnie walczyles,
jak chciałaśwskrzesić zachwyt,
martwy, pamiętany tylko.
Gdy ,przyszł.anoc' opuściłymnie siły,
zostawiłeśm,nie samą w pokoju, jak wtedy
gdy bylam twą natzeczoną.
Spojrzałam w lustro i cośrprzem wiło:
,,Niech umiera do ko1rca,kto jest wp łmartwy _
po co życie udawać, oszukiwać miłość.''
I zrołbiłamto patrząc w lustro,-
kochany; czy potrafiłeśzrozumieć?
Jan Prohop

l8
t9

rriŁi.-
RICH.Ą.RD BoNE YEE BOW

Kiedy znalazłem się w Spoon River, Posłano mnie do niedzielnej szk łki w Spoon River,
Nie wiedziałem, czy to, co m6wili, Chcieli, abym porzucil Konfucjusza dla Jezusa.
Moglem być nie gorszy prÓbując nam wić ich,
Jest fałszem czy prawdą.
Przynosili mi epitafium aby porzucili Jezusa dla Konfucjusza.
I okra,zywszymnie, gdy pracowałem, A]e ukradkiem, jakby to był figiel,
Powtarzali: ,,Był tak dobry'', ',on był tak Harry Wiley, syn pastora, zaszed| mnie od tyłu
[wspanialy", i wbil mi żebra w płuca
ciosem pięści.
,,orra była tak słodka'', ,,To prawdziwy
Ichrzesoijanin". Więc nie wrÓcę juź, nie spocznę obok przodk w w Pekinie,
Rzeźbiłem zgodnie z ich życzeniami i wnuki nie z,ł'oż'ą
ofiar na mym grobie.
Nie wiedząc, jak było rzeczywiście.
lan Prokop
Lecz p źniej, gdy pośr6d nich źyłem,
Poznałem, jak bliskie życia
Były epitafia zamawiane dla umarłych.
Ale nadal dluto było wierne ich pieniądzom,
I tak razem z nimi pisałem kłamliwą kronikę
Nagrobk6w,
Jak historyk, kt6ry pisze
Nie znając prawdy
Lub ją skrywając za czyjąs namową.

Michal SPrusi shi

20 2l

l-'
SARAH BROWN JOHN HORACE BURLESON

Maurycy, nie ,p,|acz,m.nie pod tą sosną nie ma.


Zd'oby|em w szkole .nagrodę za wypracowanie,
Pach'rrący wiosną wiatr szepcze wrśr6dsłodkich traw,
tutaj w miasteczku.
.Wydałem
Gwiazdy rnigocą-i lelek się odzywa.
powieśćnie maijąc dwudziestu pięciu lat,
A sdy b6l ,dookoła,m6j duch qpoczywa w zachwycie.
wyjechałem do wielkiego m'iasta, by szukać temat w
W bl.ogosł,awionejnirwanie wiecznego światła.
i rozwinąć sw6j talent.
Idź lepiej do męża _ to serce, nie człowiek.
Tam oźeniłemsię z c6rką ibankiera
Po dziś dzieó dręczy go wspomnienie mej grzesznej z tobą
i zostałem Prezesem ibank'u _
[miłości. wciąż myśląc o wolnej chwili,
Powiedz mu, że miłośćdo ciebie, tak samo jak do niego,
by 'napisać pol'vieśćo wojrrie secesyj.nej.
Wymanzy|y mć'j los. Dzię.ki ciału odkryłam duszę,
Byłem przyjacielem wielkich, miłośnikiemsztuki,
A dzięki duszy pok6j. gościłemu siebie Matthew Arnol.da, Emersona.
W rriebie małżeristwasą nieważne,
Ja, m6wca bankietowy, .Wreszcie
autor referat w
Jedynie miłość. dla miejscowego klubu. z|ożanomnie tutaj -
w kraju dziecinstwa.
Mąreh Skuarnźckł
Nie man nawet najrnniejszej tablicy w Chicago,
by zachowała w pamięci me imię.
Jakim szczęściemjest napisać choćby jeden wiersz:
,,Tocz fale, o głęboki, ciemny oceanie!''

Jan ProhoP

22 2E
FLOSSIE CABANIS JOHN CABANTS

Z teatrzyka,Bindle'a w miasteczku - na Broadway, To nie 'gniew - obywatele,


To wielki skok. ani niopamięć o uciśnionych,
U'siłowałaurgo zrobić pożorana anbicją ani bezprawie i niedołętwo
W wioku lat szesnastu, pod rządami demo'krat w w Spoon 'R'iver
p.lejrzawszy Ea"st Lynne w wykonaniu RĄha Barreta, sprawiły, że porzuciłem partię prawa i porządku
Wędrownego aktora, stając się rp,tzywildcą.liberał6w.
Kt6ry oczarowal mą duszę romao'tyczną swą grą. obywa.tole, uj'rzałem okierr duszy,
To prawda _ przywlokłam się do domu że każdy spośr d miJionÓw
Zł'amana ni ę owodzeni em, oddanych sprawie wolności,
Gdy RaĘh z'niknął w Nowym Jorku upadających, gdy wolnośćrryada,
Pozostawiając rrnie samą. cierpiących ucisk, bezprawie,
Ale jego też zł'ama|o żrycie. rządy s|abych i ślopych,
We wszystkich tych cichych miejscach każdy z oich umiera z nadzieją przekształcenia
N-ie znalazłam pokrewnej duszy.- lzremr
Marzę o tym, by Eleonora Duse w niewzruszo.rrąświątynię
Stanęła pośrÓd milczenia swym trudem jak trud korala budującego skały.
Patetycznych pÓl dookola Przysięgam, woloość poprowadzi do zwycięstwa
I przeczytał'a te słowa. i uczyri każdego mądrym i silnym,
sprawnym w ruądach jak dumni strażnicy Platona
Mąreh Skwanickź zutiązari w republikę świata!

lan ProhoP

21 25
GRENVILLE CALHOUN HENRY C. CALHOUN

Chciałem pozostać sędzią okręgowym Wspiąłem się na rraj.wyższemiejsce w Ęl'oon River,


ptzez jeszcze jed,ną kadencję, aby 7ecz i|eż 1oryczy wziąłem w udziale!
osiągnąć trzydzieści lat służby. Niema twarz ojca w fotelu, 6dy pilnował
Ale przyjaciele moi ptrzezli do wrog w jak 'dziecko swoich kanark w,
i wyibrali noweg'o sędziego. zapatrzaly w okna sądu,
Wtedy owładnął mną duch zemsty' w gabinet sędziego,
zarazi|ęm nim czterech syn6w jego napomnienia, bym pamiętał
i knułem odwet, w życiu o swoim, bym pomścił,na Spoon River
aż dobry ]ekarz Natura krzywdę, kt6rą mu wyrządzulo,
ścięłarnnrie z n6g paraliż'em rozbadzi|y we mnie dziką żądzę
ptzynosząc duszy i ciału wytchnienie' bogactwa i wiadzy.
Czy synowie zdobyli w|adzę i pieniądze? Ale c6ż osiągnąłm6j ojciec?
oto posłałmnie ścieżką wiodącą 'do gaju Furii.
Czy służy|iludziom, czy raczej zdołali
Posłuchałemgo, Iecz wiedz:
na\ożyć im jarzmo zwieruąt pociągowych
idąc .do gaju mijać będziesz Parki
w służbie własrrej wielkości?
z zawiązinymi oczyma, pochylone nad przędzą.
Jakże by mogli zapomnieć Zatrzymaj się i jeśli ujrzysz
moją twarz w okrrie sypialni,
wysnutą nitkę zemsty,
ząpatrzoną bezradnie wśrÓd złotych klatek
wyrwij Antropos noży,ce
ze śpiewającymikanarkami
i przotnij, by twe dzieci
w stary gmach sądu.
i dzieci twoich dzieci, i ich wnuki
Jan Prokop
nie przywdziały zatrutej koszuli.

lan PrchoP

26 27
CALVIN CAMPBELL EUGENE CARMAN

Całe życie u Rhodesa jak w6ł w zaprzęgu! Sprzedawałem


[butY'
Kretony, szyrr'kę,swetry, mąkę, marynarki,
Ty, kt6ry wierzgasz przeciw ościeniowiLosu, dzieó w dzieó po czternaściegodzin,
powiedz, jak to jest, źe na tym zboczu, trzysta trzydzieścidni rok Po roku'
spa'dającym ku rzece, ponad dwadzieścia lat.
zwrÓconym ku słoócu i poludniowym wiatrom, Wciąż,,Tak, .pszepani'', ,,Tak jest'', ,,Dziękuję
jed'na roślinawysysa z 'glaby i .powietrza LuprzeJmle
trujące jady stając się zatrutym bluszczem, Tysiąc razy dziennie,
a inna z tej samej gleby i powietrza a wszystko za pięćdziesiąt ,dolar6w na miesiąc.
bierze słodkiesoki i barwę stając się poziomką, Na noc do śmierdzącegopokoju
i obie kwitną? w tej pułapce na szczurY, w ,,Commercialu''.
Możesz potępić Spoon River za to, czym jest, I jeizcże niedzielna szk łka sto cztery razy do roku,
ale kogo zganisz za pragnienia, kt6re tkwią w tobie gdżie musiałem słuchaćględzenia czcigodnego Abnera
i rozwijając się czynią ciebie szczawiem,
dmuchawcem lub pokrzywą, gdyż Rhodes trząs|parafią tak jak sklepem i bu,,ki.T:.tu'
i kt6re, jakąkolwiek glebą wykarmione, Więc tego rana, gdy wiązałem krawat,
nie przemienią cię w jaśmi,nlub gticynię? ujrzałem się nagle w lustrze:
siwe włosy, istna zmokła wrona.
lan Prohop
Wtedy zaczą|emkląć: ty stare pr6chno!
Iy tch rzliwy psie! Ty zgniły nędzarzl!
Zdech|a szkapo Rhodesa! Roger Baughman, m6j są.siad,
myślał,że pobiłem się z kimś,
i otworzył drzwi, gdy runąłem na podłogę
z pękniętą ży|kąw m6zgu.

lan ProhoP

28 29
ELIZABETH CHILDERS JOHN M. CHURCH

Prochu mojego pnochu,


zmieszany z moim prochem.
fTl"
O dziecko, zmarł'ew chwili narodzin.
martwe moją śmiercią!
Na pr6żno starałaśsii złapać oddech,
twoje serce biło we mrrie. tsyłem adwokatem Kompanii Dr6g fe|aznych
i Towarzystwa Ubezpieczeó
:ŁTt|kt' g.dyśopuściła.mnie,by wejśćw życie.
raK Jest dobrze. cÓreczko! Nie musiałaś płacącego odszlcodowarria właścicielomkopalri.
rozpoczpnać dłusiei podr6źy,.od pierwszych fyłem dobrze z sędzią i przysięgłyrri,
gdy paluszki plumią .ię t"u'ni L - -- ..--J "' dni szkoły,
umiałem trafić do wy'ższych instancji,
kapiącymi na-koślawe'ilt..y. by 'oddalić skar'gi
Także pierws|Y cios o,,uęd,,ny, gdy kalek, wd6w i sierot.
mały towarzysz
wuszcza .ig' 'łł .'bawić się z innym; Tak zbiłem fort.urrę.
t cioroby, i oblicze strachu p,"y ł6izku; Palestra złoży|ami hoł'd
śmierćojca, śmierćmatki: wzniosłymi słowami czcząc mą pamięć.
lub wstyd za nich,lub nidza; Takźe wiericÓw przyniesion'o rrrn stwo _
smutek, gdy ko czą się szkolne lata; Lecz szczury wyżarły mi serce,
,u".j:::l*.'
1 toezol(anatura, co sprawia, że.,pijesz a w czaszcę wąż obta| gniazdo.
z kielicha miłości,cht',. wlesz, ze zatrutv.
p.l'I.!s"ąłby kwiat twojej twarzy? lan ProkoP
*t9
.ts_otanik? Cherlak? Czyjej k.wi k,l toli.l
Czystej? Skażonej? Ni..uz.,e, "ew
to krew wzy'wa naszą krew.
_ jakie byłyby ich losy?
łoj:. dzieci
Jakre twoje troski? C reczko!
Śmierć jest lopsza niż życie!

/an Prohop

30 3t
NELLIE CLARK
SETH COMPTON

Miałam zaledwie dziewięć lat


I nim podrosłam i pojęłam, co to znaczy|o, Kiedy ;umarłem,wypożyczalnię lcsiążek
Nie umiałam sł6w zna|eźć'.lecz ty.llco Za|ożoaą przeze mnie w Spoon River,
W przerażeniu opisałam to mojej matce; Na uzytek umysłÓw docielcliwych,
I m6j ojciec wydobył pistolet chcąc zastrzelić Charlie'ego, Zlicy,towano na placu publicznym.
Kt6ry był r1osłympiętnastolatkiem Jakby ktośpragnął zatrzeć nawet ślad
W oczach wszystkich opricz jego matki. Mojej pamięci i lprzykładu.
Jodnak ta historia w]okła się za mną. Bo ci, kt rzy nie 'byli zdolni pojąć
Lecz ten, co mnie poślubił,trzydziestopięcioletni wdowiec, Wartości Ruin Yolleya, Butlera Analogii,,
By| przyjezdq'm i o niej usłyszał Zariwno Fausta, jak Eaangeline,
Dopierro, gdyśmy razem żyli juz dwa .lata. Mieli prawdziwą wł'adzęw miasteczk'u.
Wtedy uznał',że go oszukano, Często mnie pytaliście:
A miasteczko potwierdziło: nie byłam praw,dziwą dziewicą. ,,Jaki pły,nie pożytek z ,poznania zł'a świata?',
Więc porzucił rnrrie i zmarłam Nie stoję ci jużlna drodze, Spoon River,
Następnej zimy. Wybierz własne dobro i nazwij je dobrem.
Bo ja nie zdo|ał.emcię nauczyć,
Michal Slrusi ski fe nie wie, czym jest dob'ro
Ten, 'co mie ptoznał.zł'a,
I nie pozna prawdy,
Kto nie wie, czym jest fałsz'

Mareh Skuarnźcki

E2 E Umarli zc Spoon Rivcr

**-
^&
ROBERT DAVIDSON
SILAS DEMENT

W świctle lrsiężyca ziemia błyszcza|a


Szrołru iskierkami.

Forosłem w sadlo duchowe źerując na duszach iornych. !.6tno9 byla, wokrił ani żywej duszy.
Pmad lcominem sadu
ft>otkawszy silnego ducha,
Raniłem jego dumę i wyżerałemsiły. -Chart dymu harcował i ścigał -
Wiatr p łnocno-zachodni.
Znają ni.edobry m6j spryt schroniaia przyjaźni, Przenioslem drabinę na szczyt schod6w,
Bo gdzie tylko moglem skraśćprzyjaciela, kradłem. Wsparłem ją o ramę w|azu
I .gdziekolwiek roslem we wplywy, założywszy 'W
su,ficie portyku,
.Wpełzlem
Miny pod :cudząambicję, nie wahałem się, pod dach, pośr d ikrolrwie,
By tylko swej własnej wygodzić. I rzuciłem między sucle bellri
A tryurnfować nad duszami irr.nych, Zapa|one trociny nasycone naftą.
By tylko się 'dowodnie przekonać o własnej przewadze, Po krd'tkiej chwtli zabtzmiał dzwon pożarnY:
Był.o dla mnie rozkoszą Alarm! Alarm! Alarm!
Bodźc w rozweselających'do gim.nastyki duszy. I strait ogniowa ze Spoon River
Pożerając dusze powinienem byl żryćwieczlie, Przybiegła z tuzinem wiader, i oblewała woda
Ale ich szcząbki nieprzetrawione przyiprawiły mnie W.spanialy ogieri, coraz gwałtowniejszy,
o morderczy nieżyt 'nerek. i jaśniejszy, aż zawali|y sii sciany
Z |ękami, podnieceniem, zapaściamimysli, Yvl",y
l waPienne kolumrry, pod kt rymi stał Lincoln,
Nienawiścią,podejrzliwością,zakł ceniami wzroku, Ru-nęłyniby drzewo frzez drwa7a podcięte...
Zwa|ił'em się wreszcie z krzykiem. Gdy powr cilem tutaj z Joliet,
Pamiętaj paproć:
Nie pożera orra innych paproci. ltał iuz nowy gmach sądu zvłie czony kopułą.
Zostałem ukarany jak wszyscy' kt riy niizczą
Przeszłość w imię rprzyszlości.'
lcrzy Niemojoushź

Michal Spruti shi

34
35
Przymierz te szkla.
Głębia powietrza.
W'śmiJnicie! A teraz?
DIPPOLD OPTYK Światlo, tylko światło,w nim kaŻda rzecz świata
[jak zabawka.
W porzą,dku, takie wlaśnie damy okulary.

Michal SPrusitlshi

Co ,widzisz teraz?
Czerwone, ź6lte, pur'purowe kule.
Chwileczkę! Teraz?
ojca, siostrę, matkę.
W porzą,drku|Teraz?
Rycerzy w zbł.oi, piękne kobiety i żly'cz|iwe
[twarze.
Weź te!
Łaro' zboża - rniasto.
Świetnie! A 'teraz?
Młodą .lcobietę,nad nią nachyloni aniołowie.
Mocniejsze szkła! A teraz?
Wiele kobiet, ich wzrok jasny, usta rozchylone.
Weź' te!
Tylko 'puchar na stole.
Aha! Weź te szkła!
Tylko otwarta przestrze - nic określonego.
Zgadza się! Teraz?
Sosny, jezioro, letnie niebo.
Te lęsze. Teraz?
Książka.
Przeczytaj mi stronę.
Nie mogę. Wzrok biegrrie poza nią.
E7
FRANK DRUMMER HARE DRUMMER

Prosto z kom rki _ w tę pociem,rriałą


przestrzeó A chlopcy i dziewczęta wciąż jeszcze chodzą do Sievera
i śmierć,tak młodo! P źnymwrześniem,na jabłecznik, po szkole?
Ję'ył !i. umiał powiedzieć tego, Albo zbieraj ą w gąszczu orzechy laskowe
co się kłębiłow głowie mr6z?
Na gruntach Aarona Hatfielda, gdy ściśnie
i wieś uznała mnie za szaleóca.
Wiele razy z dziewczynami, chłopakami radośnie
A rprzecieżzrazu byl to jasny, Bawiłem się przy drodze i po pag rkach,
wyraźny zamiar, wzniosła myśl: Gdy słoóce było juź nisko, chł6d w powietrzu;
nauczyć się na nlamięć Przystawałiśmy,by mł6cić kijem orzech
całej Encyclorpedia Brittarrnica! W bezlistnym trwaniu na tle zachodu w płomieniach.
Teraz zapach jesiennych dym6w,
lan Prokop Usychających paproci
I echa po dolinach
To sny mojego życia. Krąż,ą nade mną.
Pytają mnie:
Ilu pozostałoz tobą, ilu
W starych sadach wzdłttżdrogi do Sievera
I w lasach, kt6re się wznoszą
Nad cichą wodą?

lerzy Niemojoashi

68 39
SHACK DYE
ENOCH DUNLAP

Ileż to ruzy w ciągu dwudziestu lat Biali lu&ie drrviłi ze mnie na wszelkie sposoby.
Byłemwasżymprzywidcą,o przyjaciele'.,P,lil Ściasali z mego haczyka wielką rybę
l wiiiati naó małą, gdy odchodziłem.
Czy jaż za.pom,nieliścieo wyborach i zebraniach, Umocować wędkę, i kazali rni udawać,
że nie widziaiem dobrze swojego połowu..
Kiedy to na moich ,barkach
Spoczywał ciężar ludzkich spraw Gdy cyrk Burr Robinsa odwiedził miasteczko,
r''.t.oiiti l}ogromcę'aby - wypuściłoswojonego
Wy'magających troski i starania? tlamParta
Czasami ten i 6w byl chorY
Albo rniał chorą babcię, Na arenę, i kazali mi udawać,
Albo odsypiał Iprzepicie, fe zwyci,ężambestię niby !1m1ol'. '
Albo m6wił: ,,Jest naszym leaderem, I ia, za Pruyrzeczonepięćdziesiąt dolarÓw,
Wszystko załatwi, wa|czy o nasze sPrawy' Ziwlokłem ją do klatki.
My go więc tylko popierajmy.'' F"*''.go rału wszedłemdo swojej kuźni
o, jak przeklinaliście moje przegra'ne' I zad'rźa|em widząc podkowy rpe|zające
_
oskarżaliścieo zdradę, Po podłodze' jakby iLywe
Waiter Simmons podłożyl magnes
Kiedy wyszedłem z zebrania w momencie,
Gdy zgromadzeni tam wrogowie ludu Pod beczkę wody.
Czyhali tylko na stosowną chwilę, e 3ua''at *''y.ćy w}, W}, biali.ludzię,
By zszargać Święte Prawa ,Człowieka. Zbiaźnilriściesię i z tą rybą, i z lampartem,
Nędzny motłochu! opuścilem salę I wiecie nie więcej niż koóskie podkowy
-O
By p6jśćdo .klozetu! ty*, co kierowilo wami w Spoon River'
Michal SPrusi shi
Mueh Shuarnichi

4l
40
FALLAs' sTANowY CLARENCE FAWCETT
ĘRoKURAToR

Ja, ,dzierżący ftlzgi, drvzgocący zmowy' Nagła śmierćEugene'a Carmana


.miecz i ramię sprawiedliwości otiorzyła mi drogę podr'vyżki do pięćdziesięciu dolar6w.
straszlir,ve dla tych, co łamią Prawo' Im1esręczn1c.
ja, strażnik kodeks w, nieublagany i twardy,
przymvszający przysięglych, by powiesili sza|eńca Powie&iałem to źonie i dzieciom tego samego wieczoru.
[Holdena, Ale nie dostałem'podwyżki, więc myślałem,
zmartwiałem widząc blask zbyt jas'ny .d'la oka ie stary Rhodes cośzwęszył o kradzieży
i przebudziłem się w obliczu Prawdy o skrwawionym koider, kt6re w1mosilem i sprzedawałem rpotajem.nie,
Iczole: na leczenie chorej c reczki.
Stalowe szczyPce lękarza zaciśniętena gł6wce syna, Niodlugo potem Rhodes mnie oskarżył,
gdy przy'chodził na świat, lecz obiecał wybaczyć ze względu na dzieci,
uczyrrrily zeó idiotę. jeśli się przyznarnr.,więc powiedzia|em całą prawdę,
Zag|ębiłem się w księgi medyczne błagając,by nie podawal do gazd',
sztlkając w nich raturrktr. prosiłem także redaktor w.
oto, jak świat obłąkanych,szalefic w Tejże nocy przyszedł po mnie lpolicjant
wciągnąI mnie, stał się moim światem. i wszystkie .dzienniki z wyjątkiem ,,Glariona''
Biedne z|amane dzieoko. Byleś garncarzem, opisały mnie jako z|odzieja,
ja zaś i wszystko, co czyniłem odtąd dobrego, bowiem Rhodes p|acił' za ogłoszenia
to dzieła twej ręki. i chciał ukarać mnie dla przykładu.
Boże, jak 'dzieci płakały,
Jan Prchop
jak żona ł'ama|a ręce, przeklirrając rnnie -
tak doszedlem tutaj.
Jan Prokop

42
WALLACE FERGUSON ANTHONY FINDLAY

'Iam
w Genewie, 6dzie Mont Blanc płyrrie
Nad jeziorem koloru wina jak obłok, a wietrzyk dmucha Więcej zyskują i kraj, i człowiek,
Przez pusty błękit nieba i huczący Ren KaŻdy kraj i wszyscy ludzie,
Gna pod mostem w rozpadlinach skal, Gdy lęk wzbudzają, a nie miłość.
Zaś muzyka z kawiarni jest cząstką przepychu I podobnie jak nasz kraj
WÓd taóczących w potokach światla, ołaaluy raczej przyjaźó inny'ch'
I najczystsze tony geniuszu Jana Jakuba Niż zrezyg'rrowa| z ibogactw,
Są milczącą muzyką tego, co człowiek widział i słyszał_ Tak samo .lepiej jest człowiekowi
Tam więc, powiadam, w Genewie, czyżby zachwyt by| Stracić przyjaci | niż pieniądze.
Imniejszy oto ukryta mądrośćznala slaroilytnym:
Dlatego, że nie mogłem odna|eźćwięzi z dawnym sobą, ,,Kiedy nar6d walczy o wolność,
Tym, co przed dwudziestu laty wędrował po Spoon River, W rziczywistości ciełpi z braku władzy
Ani pamiętać, czytn wtedy byłem i co czułem? Nad tymi, kt rzy ją sprawują.''
woziwoda
Przeto ty, duchu, jeśli zatracisz się w śmierci Ja, Anthony Findlay, niegdyśskromny
I przebudzisz się w jakiejś Genewie, u st6p jakiegośMont Piąłem się ku wielkości,
IBlanc, Aż mogłem tłumom rzec _ przyjdźcie,
Jaki przeżyjesz niepok j, jeśli nie rozPoznasz w sobie Lub tłumom rozkazać _ odejdźcie -
Tego, kto żyl i kochał w cichym zakątku, Pewien. żrcnar6d nie może być dobry'
Znanym jako Spoon River przed laty, laty utraconymi? fe nie osiągnie dobra,
Jeśli silni i mądtzy rrie mają kija
Mźchal Sprushóshi Na tępych i słabych.
Ivlareh Skaąrnicki

44
WILLARD FLUKE WEBSTER FORD

fsna stracila zdrowie, Czy pamiętasz, o delficki A.pol!o,


skurczyla się, schudla jak szczapa.
.Wtody Zachć,d slofica orad rzeką, gdy Miokey M'Grew
pojawiła się tamta, zakrzycz,a|,,,Patrz, zjawil,, _ ja zaś:,,To del.ficki
mężczyźrnzrobili ją Kleopatrą. IApollo."
Więc my wszyscy - ojcowie rodzin A sy,n barrkiera wyśmiałnas mÓwiąc: ,,To odblask
łamaliśmy.przysięgę wierności _ ja , innymi. irys w na brzegu wody, wy gluPcY."
La'ta mijały i po kolei Potem mijały lata nudne, męczące,
Śmierć ich wzryała _ haniebna i wstrętna. Mickey zgirrął spadłszy z wieiry ciśniefi
Ja się ludziłem nadzieją, żrcB,69 w d6t priez ty'czącą ciemność,ja poniosłem
darzy mnie szczegÓlnymi łaskami. widzenie, ktÓre przęad|o wraz z nim
Zaczą|em pisać i zaPisywać sterty papieru jak pochodnia gasząca swe światłow upadku,
o powt rnym przyjściu Chrystusa. k'y:ją. je, czy z obwy przed sylrem bankiera,
Aż Chrystus ukazat mi się i rzekł: p.mząc Plu.tona, aby mnie wybawił?
,,Id'ź,i wyznaj gtzech Lecz zemsta dosięgła lękliwego serca,
przed. zgtomadzeniom wiernych." widzenie opuściłonvlj'e, aŻ zn6w
Lecz .gdy już otwierałem usta, ujrzałem cię w chwili, gdy zdawało się,
zńaczył'em swoją cÓreczkę w pierwszej ławce, byłem przemieniony w drzewo,
moje dziecko, kt6re urodzilo się ślęe. w skamieniały pieir, a przecież ilcwitnący
odtąd wszystko stało się ciernnością. la'urowymi liśćmi, 1ąszczem płomiennych laurÓw
zmiętych w uścisku przemożnej niomoty,
Jan Prchop co peiznie w ich żyły z ma'rtwiejącego pnia i konar6w.
,,Ni pr6żno, chłopcze,uciekasz, 'gdy wzywa cię Ąlollo,

{6
rzuć się w ogieó' umieraj z pieśniąwiosenną,
jeśli musisz umierać wiosną. Nikt bowiem
z tych, co ujrzeli błatz boga, oie zdola żyć da|ej. BENJAMIN FRASER
Więc musisz wybierać - śmierćw ogniu
a.lbo śmierćpo latach udręki,
przemieniony w drzewo zakorzenione w ziemi,
czując straszliwą dłori nie tyle wczopioną w pieó,
co dławiącą niemotą, gdy pełznie
,ku Iaurowym listkom, wciąż ftwitnący.m,
aż padniesz. o liście moje, zbyt zwiędłe na wierice
Ich duchy uderzały o mnie
dobrezaledwiena urnywspomnieó,
d"b.. l:ffT#l.' jakby tysiącem skrzydeł motylich.
dla innych serc bohaterskich, dla nieustraszonych Zamyka|em ocry i czułem ich drżenie.
[piewcÓw życia _ Zamykalem oczy, a przecież, wiedzialem, kiedy rzęy
O delficki Apollo!" ocieniały im policzki u $Bll{lzczonychpowiek,
kiedy odwracali głowy,
lan ProhoP tkiody ich szaty p,rzylegaly ciasno
i kiedy opadały sutymi faldami.
Ich duchy czuwały nad moją elrstazą
{ odlegly'm spojrzeniem .gwiezdnej obojętności.
I Ich duchy pasły oczy moją męką _
piły ją niĘ wodę życia.
Z rumieócami na twarzy, z rozbłysłym o'kiem _
ii
i
bijący płomieó mej duszy oblewał ich duchy pozlo'tą
jak skrzydła motyla wpadającego w sloneczny promieri.
,Prosili mnie o życie, życie, ż'ycie.
Lecz biorąc źycie dla siebie,
chwytając i miażAżącich dusze,
jak dziecko rczga'iata ryi'nnę 91911ąi piję
ściekający z dloni 'purpurowy sok,
w tę bezskrzydłą prÓżnię,
zsta4piłerrr
gdzie alri czerwieó, ani złoto, ani winne grona'
ani bijący rytm Ęcia nie są znane.
lan Prohop

lli ł Umar|i zc Spoon Bivcr 49


DAISY FRASER SAMUEL GARDNtsR

Czyś slyszal kiedy, by redaktor Whedon Ja, kt6ry prowadziłem cieplarnię,


Dał bodaj jeden grosz na skarb publiczrry miłośnikdrzow i kwiat6w,
Z rpiaiędzy, kt6re 'dostał na karrpanię wyborczą? często spoglądałemna ten cienisty wiąz
Lub za pochwalę działalnościfabryki konserw, mierząc okiem jego rozłożystegałęzie
By skłonić pr likę do inwestycji? i przysluchując się listkom
Lub za tłumienie prawdy o pewnym banku, miląśnieuderzającym o siebie
Kiedy wygnił od środkai już.już robił plajtę? w słodkich eolskich szętaniach.
A czyśkiedy słyszało Sędzi objazdowym, C6ż, mogły t'ulić się i szętać,
By pom6gł komuśpr6cz linii rkolei ,,Q'' gdyż korzenie rozrosly się szeroko
I pan6w bankier w? I czy ks. 'Peet, ks. Sibley i gleba nie zdołala wzbronić
Dali kiedyś jakąś część.pensji, pobieranej za salłl;o nic ze swych sok6w wzbogaconych deszczami
Imilczenie i ogrzanych słoócem,
Lub za popieranie budowy zalkład w wodociągowych oddając wszystko spragnionym korzeniom,
Zgodnie z źlyczeniamileader w? lct re ciągnęły z niej siłę
Ale ja, Daisy Fraser, kt6rą zawsze witał, i ptzekazywaly gałęziom,
Gdy szła ulicą, szereg skirrieó, uśmiechw te zaś]istkom.
I kaszl,rrięć,i powiedzeó w rodzaju: ,,oto ona!'' _ Tam wietrzyk .brałpoczątok i śpiewal.
Nigdy nie stanęłamprzed sędzią Arnettem, Teraz, mieszkaniec,podziemi,wiem,
By nie skazał mnie na dziesięć dolar w i koszta że gał'ęziedrzewa
Na fu,ndusz naszego Spoon River. nie sięgają szerzej niż 'korzenie.
Jakże by więc dusza czlowieka
ferzy Niemojouski mogła być więlrsza niż życie, kt6re przeżył?
lan Prokop

50
5l
AMELIA GARRIC JACOB GOODPASTURE

To prawda, ja leżę wśr<idskarla|ych 16ż, Kiedy Fort Sumter upadł i wojna wybuchła,
W zapomnianym kącie pod plotcm Płakałem z yoryczy w duszy:
Zarosł'ympowojami z lasu Siversa. ,,och, nie rna cię juź, sławna Republiko!''
A ty, ty łr lujesz w Nowym Jorku: Gdy pochowali mego syna ż,o|nierza,
fona znanego milionera, A trąbki brzmiały i huczały werble,
Na,zwisko z towarzyskich kronik, Serce złamałosię pod brzemieniem
Piękna, podziwiarra osiemdziesięciulat i zapłakałem:
Być może z przesad,ą, ,,o synu, ktÓry padłeśw bratob jczej wojnie,
Kt6rą stwarza społeczny dystans. Zamęczony w walce o Wolność!''
.W
oczaclr światazdobvłaśsukces. I powlokłemsię tutaj' pod trawę.
Ja poniosłam klęskę. A teraz z szanciw czasu, patrz:
fyjesz, ja umarłam. Po trzykroć trzydzieścinilion w ludzi
Ale wiem, źe pokonałamtwego ducha: Sprzymierza się w miłościwiększej prawdy
Wiem, irc |eżącz da|a od ciebie, I w skupieniu oczekuje narodzin
od wspaniałegoświata,gdzie nikt o mnie nowego Piękna,
Zrodzonego z Braterstwa i IMądrości.
[nie słyszal,
Jestem nicosiągalną potęgą g6rującą nad oczyma duszy widzę Przernienienie,
Zanim rvy je ujrzycie.
[twym życiem,
Kt6ra go ograbia z pełnego triumfu. Lecz wy, nieprzeliczone lęgi złotych <rrltjrv
Z gniazd wciąż wyższych, strza|y słoneczne
Marek Skuarnicki Mknące w g(irne rejony Myśli,
Darujcie ślepotędawno zmarłej sowie.
Michal Sprusi shi

52 53
GEORGE GRAY HAMILTON GREENE

oglądałem wie|e razy


wycięty .dla rnnie marmur: Bvłem iedynym dzieckienr Frances Harris z Wirginii
|6dź ze zwiniętymi żag|ami spoczywająca w porcie. i Thomżsa G'..''.'u z Kentucky,
Przedstawia ona jednak nie kres mego życia, ,dzielnego i czcigodnego rodu oboje'-
_
ale to, czym by|o moje życie. Im zaw:dzięczamwszystko to, czym byłem
Bowiem miłośćstanęłaprzede mną' a ja przestraszyłem sędzią, człoŃiern Kongresu, mężem stanu'
[się rozczarowaó, Po matce wziąłem dar wymowy'
nieszczęście pukało do drzwi, a ja bałem się otworzyć, żywośći f'antazję,
ambicja wołałamnie, a ja nie przyjąłem ryzyka. po ojcu siłę woli, roztropnośći rozwagę.
choć pragnąłem,aby życie moje miało sens. Chwała im
Teraz Yiem, że musimy rpodnieść żagiel za to, czym byłem dla narodu.
i chwytać wiatry przeznaczenia,
lan ProkoP
dokądkolwiek pędzą |6d'ź.
Nadając życiu sens ryzykujemy szaleóstwo,
Lecz życie bez sensu jest męką
niepokoju i niepewności_
jest łodzią tęskniącądo m6rz, a przelękłą.

lan l'rokop

54 JJ
BEDNARZ GRIFFY DORCAS GUSTINE

Bedrrarz musi znać się na kadziach. Nie kochali mnie ludzie z miasteczka,
Ale ja się też czegośnauczyłem o życiu, Gdyż nie kryłam swych myśli,
A *y, wałęsający się wok6ł tych grob6w, I wobec tych, co przeciw mnie wykroczyli,
Wyobrazacie sobie, że znacie życie, Składałam jawny protest, zaś nie skrywałam uraz,
Myślicie sobie m.oże,że wzrok ogarnia dalekie Tajemnych niechęci czy ża|6w.
[horyzonty, Sławi się wielce czyn spartaóskiego chłopca,
A naprawdę, to tylko popatrujecie na ściany Kt6ry ukrył wilka pod opoilczą
flswej kadzi. I pozwolił _ bez słowa _ szarpać swe wrnętrzności.
Nie umiecie się wspiąć na jej krawędź Dzielniej jest, myślę,po prostu schwycić wilka
I obejrzeć sobie śr.łiatarzeczy poza nią, I wa|czyć z nim otwarcie, choćby na ulicy,
Samych siebie widząc r wnocześnie. Pośr6dpyłu i skowyt w b6lu.
Kryje was woda w kadzi własnegoja: _
Język, być może, to niesforny oręż
Każde tabu, reguła, poz6r _ Lecz milczenie zatruwa 'duszę.
Wszystko to klepki tej waszej kadzi. Niech kto chce mnie gani - jam zadowolona.
Połamcie je, rozpr szcie czar _
Nie myślcie,ż'ękadź to wasze źycie! Michal SPrusiirshi

I może wtedy poznacie życie!

fcrzy Nicmojoaski

56 5t
Szale stwo duszy umierającej
Miala wypisane /na Łwarzy _
I tłum zrozumiał, dlaczego nosiła opaskę.''
CARL HAI\4BLIN
Michal Sprusi thi

Zniszczy|i dru,karnię,,Clarionu'',
Mnie zaś wytarza|i w pierzu i w smole
Za to, że w dniu, gdy anarchiści
Byli powieszeniw Chicago, ogłosiłem:
,,Widziałem piękną kobietę z opaską na oczach,
Stojącą ,na stopniach świątyni marmurowej.
Wielkie tłumy przed nią przechodziły
I wznosiły błagalnie twarze.
W lewej ręce 'dzierżyłamiecz.
Wymachiwała mieczem
I uderzała dziecko albo wyrobnika,
Przemykającą kobietę lub obłąkanego.
W prawej ręce dzierżyławagę;
Na wagę kawałki złota ciskali
Ci, kt rzy umknęli ciosom miecza.
Męż.czyznaw czannej todze czyta| z rękopisu:
nie iprzedkładajednych nad drugich."
"ona
Wtem młodzieniec w czerwonej czaPeczce
Przyskoczył do jej boku i zerwa| opaskę.
I patrzcie: rzęsy były wyżarte
Z zał'zawionych powiek;
Gałki oczne pokrywał mleczny śluz;

58
po śmiercipozbalr'ieni nagrobka i ęitafium,
czy s|yszycie milqzenie własnych ust
zlepionych pyłem mej tryumfalrrej kariery?
ELLIOTT HAWKINS
lan PrckoP

Podobny do Lincolna,
byłem jednym z twoich, o Spoon River,
stawałernw obronie własnościi porządku,
wierny sługa parafii, przestrzegałemna mityngach
przed złem zrodzonym z niezadowolenia i zawiści
piętnując tych, co chcicli zniszczyć Ulię,
i demaskując rprzewrotność Rycerzy Pracy.
Moje osiągnięcia i przykład
oddziałują na młodzież,na p,rzysz|epokolenia
mimo napaścigazetek jak ,,Clarion'';
Iiegular.nie jeździ,ł'em
do Springfield
biorąc rrdział w obradach Izby,
by przeszkodzić napadom na pociągi
i mężÓw stanu budujących paristwo.
Cieszyłem się zaufaniem i tam, i tutaj, o Spoon River,
nrimo oszczerstw, źe byłem lobbystą.
Kroczyłem przez życie otoczony bogactwem i szacunkiem,
umarłem wreszcie, lecz leźę tutaj
pod kamieniem' na kt rym otwarta księga z wyrytymi
[słowami:
,,Takich jest kr lestwo niebieskie."
A teraz wy, zbawiaczeświata,nie umiejący dojśćdo niczego,

60 6l
WILLIAM H. HERNDON
JEDU THAN HAWLEY

Kołatano do drzwi, Tam przy oknie w starym domostwie


Wstawałem o 'p6łnocy,schodziłem do sklepu nad urwiskiem, z widokiem na rozleg|ą dolirrę,
I nocni przechodniesłyszelistukanie, gdy minęły lata trudćlw i czekałem kofica,
Kiedy trurnnę obijałem atłasem. dzieó po dniu zaglądając w głębię'pamięci
Często nad tym myślalem,kto p jdzie ze rnną jak w czarodziejską kulę kryształu,
Do odległej krainy, czyje imię wraz z moim i oglądałem zamierzch|e postacie:
Będzie głośnejed,nego tygodnia _ widziatern, ich korow d migotał w błyszczącym śnie_
fe zawsze odchodziło dwoje. gdy poruszały się w niewiarygodnych sferach .'"i:;,*;
Chase Henry'ego łączono z Edith Conant,
Jonathana Somersa z WiLlie Metcalf, I ujrzałemczłowiekawyrastającegoz ziemi jak baśniowy
Redaktora Hamblina z Francis Turner, Iolbrzym,
Chociaż chciał'iLyć dłużejniż redaktor Whcdon' by stawić czoło nieśmiertelnymlosom,
Thomasa Rhodesa z Wdową N'Ic Farlaine, wodza wielkiej armii, głowę republiki,
Emily Sparks z Barry Holdenern, wiąż'ącegow strofy dytyramibu
Oscara Hummela z Davis Matlock, epickie nadzieje całego ludu.
Redaktora Whedona z Rzępołą Jonesem, oto Wulkan najwyźl,szych płomieni,
I Faith Matheny z Dorcas Gustine. gdzie niezniszcza|neŁarcze i miecze
A ja, najpotężniejszyczłowiekrv miasteczku, wykuwał duch zahartowany w niebiosach.
ZeszedLem z Daisy Fraser. Patrz w kryształ! Patrz, jak śpieszy
ku miejscu, gdzie jego droga przecina się z drogą
Michal SPrusi ski
dziecięcia Plutarcha i Szekspira.
o Lincolnie, aktorze dobrze grający swą rolę,

63
ARCHIBALD HIGBIE DOKTOR HILL

Wstręt czułem do ciebie, Spoon .River. Chciałem cię Całe dnie i noce
[przerosnąć. Wędrowałem ulicami.
Czuwałem w ciem.nościach przy chorych
Wstydzitem się ciebie. Wzgar'dziłem miejscem własnyclr
Inarodzin. |nędzarzach.
A tam, w Rzymie, pomiędzy artystami, A wiecie dlaczego?
M6wiąc po francusku i włosku, Bo znienawidzi|a rrmie żona'
Myślałem,że udaje mi się zetrzeć z siebie A gdy w dodatku syn zeszedłna psy'
Wszelki śladpochodzenia. Wtedy na innych ludzi przelałem swą miłość.
Myslałem, że osiągam szczyty sztuki, Słodko więc było oglądać tłumy na trawnikach
Oidycham tym samym powietrzem, co mistrzowie, [w dniu mego ,pogrzebu,
I oglądam światich oczyma. Wsłuchiwać się w szopt ich miłościi iLalu.
Nadui jednak pytano przechodząc obok mojch dzieł: Lecz _ mÓj Boże _ dopiero wtedy zadrż:.a|a dlsza,
.,Co właściwieclciałeś.wyrzeźbić'przyjacielu? Z trudem zachowując .Prawa nowego życia,
Czasem twoje twarze przypominają Apolla, Gdy zobaczy|emza dębem nagrobnym Em Stanton
Kiedy indziej Lincolna." Ukrywającą tam siebie i rozpacz|.
Nie tyło _ juk wiecie _ kultury w Spoon River, It'!,archShusrnicki
Płonąłem więc ze wstydu zacisnąwszy zęby.
Wszystko pokrywała g'niotąc swym ciężarem
Ziemia ''as""go Zachodu. C6z mi więc pozostało
Poza marzeniem i modlitwą
o ponowne przyjście na śviat
Po-wydarciu z duszy korzeni Spoon River
Marehshaanicki

66
KNOWLT HOHEIMER
BARRY HOLDEN

Byłem pierwszą ofiarą bitwy pod Missionary Ridge.


Gdy poczułem,że pocisk przeszywa serce' Tej samej jesieni moja siostra, Nancy KnaPp,
fa|owa|en, że nie zostałemw domu' nie poszedlem Podpaliła dom.
Do więzienia za ktadzież świó Curla Trenary, Był proces Dra Duvala
Zamiast uciekać i zaciągać się do armii. Za mord na Zorze Clemens
Wolalbym tysiąc ruzy stanowe więzienie I ja siedzialem w sądzie przez dwa tygodnie
Niż leźećpod tą skrzydlatą figurą z marmuru' Słuchając wszystkich zezr'a^po kolei.
Pod tym cokolem granitowym Było to jasne, źe przez niego zasz|a w ciąi!ę,
Dźnigającym słowa ,,Pro Patria''. A o urodzeniu się dziecka
C6ż właściwieone znacza? Nie bylo mowy.
No, a c6ż ja, z ośmiorgiemdzieci,
Michal Sprusi shi Dziewiątym w drodze i gospodarstwem
W zastawie u Thomasa Rhodesa?
A kiedy wr ciłem do domu tej nocy
(Po wysłuchaniu całej historii o jeździe bryczką
I znalezieniu Zory w rowie),
Pierwszą rzeczą, jaką ujrzałem przy schodach,
Gdzie chlopcy cięli przynętę dla ryb,
Był tasak!
I zaraz po wejściunatknąłem się na źonę.
Stojąc przede mną, brzuchata od dziecka,
Zaczę|a gadać o tym zastawie _
I wtedy ją zabiłem.
lerzy ltienojouski
68
69
drogę pełną kurzu samochod w,
a w sobie Pragnienie,
aby spocząć na Wzg6rzu.
JONATHAN HOUGHTON
Jan ProkoP

Oto krzyk wron


i niopewny śpiewdrozda,
w oddali dzwonki pasących się kr6w
i wołanie oracza na wzgirzu za farmą Shipleya.
Las za płotem ogrodu
ucichł ciszą pełnego lata;
drogą turkocze w6z
wiozący zbiory do Atterbury.
A stary człowiek drzemie oparty o pieó,
a stara kobieta przechodzi drogę,
wracając z ogrodu z dzbankiem czaraych porzeczek'
Chlopiec leży w trawie
u stÓp starego człowioka,
pattzy na źeglująceobłoki,
tęskni i |narzy'
o czym, nie wie sam:
o wieku męskim, o życiu, o nieznanym świecie!
Lecz minęły lata,
chłopiec wr6cił sterany źryciem,
znalaz| wyrąbany ogr6'd,
wykarczowany las,
dom przebudowany i obcy,
71
70
CASSIUS HUEFFER ERNEST HYDE

Kazali wyryć na moim kamieniu: Umysł m6j był a,vierciadłem:


,,fycie miał spokojne, irywio|y w nim taką tworzyly widział to, co zobaczył', znał to, co poznawal.
[harmonię, W młodościumysł m6j był właśniejak lusterko
fe natura mogła powstać i obwieścićświatu: w szybko mknącym ,pojeździe _
Oto czlowiek." co chwyta i gubi strzępy krajobrazu.
Ci, co mnie znali, śmiejąsię Z biegiem czasu
Z tej pustej retoryki. na lusterku pojawiły się rysy,
przez nie światwkroczyl we mnie,
Moje epitafium powinno brzmieć: a moje wnętrze zobaczyło świat.
,,fycie skąpiło mu spokoju Takie są narodziny duszy w trosce,
Ą żywio|y tak w nim wrza|Y, narodziny ze stratą, z zyskiem.
feb j toczył'z życiem Umysł widzi światjako cośodrębnego,
I zgilną| w tych zmaganiach.'' a ,dusza wiąże światz naszym wnętrzem.
fy*y _ nie mogłem zwa|czyć oszczerczych językć'w, Zwierciadło pełne pęknięć nie odbija obraziw _
Teraz, już martwy, muszę poddać się epitafium, i to jest milczenie mądrości.
Kt6re wyrył głupiec!
Jan Prokop
Michat Sprusi ski

72 73
DR SIEGFRIED ISEMAN ŚLEPY JAcK

Rzekłem do siebie, jak mi dyplom wręczali,


Caly dziei przygrywalem na wiejskiej zabawie.
Rzekłem do siebie, że będę 'dobry,
A'le gdyśmy wracali, ,,Budrys'' Weldy i Jack
Mądry i dzielny i ;będępomagał innym;
IMcGuire,
Powiedziałem, że wsączę wiarę chrześcijaóską
Rykiem nakłaniając mnie do grania w k6łko
W moje praktyki medyczne!
Tej samej piosenki o Susie Skinner,
Jakoś tak świat i inni lekarze Tak chłostali konie _ aż poniosły.
Wnet się domyślą,co w tobie siedzi, skoroś
Choć ślepiec,pr bowałemwyskoczyć.
laż powziął'tę wzniosłą decyzję. Ale gdy bryczka wpadła do rowu,
I w rezultacie dzieje się to, źe cię zagł.odzą,
Koła roztrzaskaly mnie na śmierć.
I nikt do ciebie nie przyjdzie: sami biedacy.
I zbyt p6źno zmiarkujesz, że być lekarzem fyje tu niewidomy człowiek
To znaczy jakośzarabiać na życie, Z czołemwysokim i białym jak chmura
AJe gdy jesteśbiedny i dźwigaszwiarę A my, wielcy i mali grajkowie,
Chrześcijaóską,żonę i dzieci,.wszystko Tw rcy muzyki, opowiadacze wydarzei,
Na twoim grzbiecie, może być tego za wiele! Siedząc u jego stÓp
Dlatego wynalazłem eliksir mlodości,
Słuchamy pieśni o upadku Troi.
KtÓry mnie zaprowadzi'ł'do więzienia w Peorii
Z piętnem oszusta i kanciarza, Marck Shuornichi
Jak to orzekł sprawiedliwy Sędzia Federalny!

Jerzy Nicmojowski

74 IJ
.ROZf ALONY JONES"
FRANKLIN JONES

Możecie nie wierzyć. Nie wierzycie, .prawda?


Gdyby mi .dane by|o żyć rok jeszcze, fe pochodziłemz dobrej rodziny walijskiej'
Ukoóczył;bym Latającą maszynę Krew mialem czystszą od białej chołoty z miasteczka,
Zyskując pieniądze i sławę. Że w prostej linii wywodziłem się z Nowej Anglii
Nic więc dziwnego, żę kamieniarz I Wirginian ze Spoon River?
Usiłując wyrzeźbić gołębia na mym grobie Możecie też nie wierzyć, że chodziłem do szkoły
Upodobłeił go do kurczaka. I liznąłem nieco ksiązek.
Bo czymże innym jest to wszystko, Zna|ście mnie nędzarzem
Jak nie bieganiem wok6ł podw rza, Ze zmierzwionymi włosami i brodą,
Zanim nam nie poderżną gardła? Ubranego w łachmany.
TyIe tylko, że człowiek Bo życie lu.dzkie niekiedy rakowacieje
obdarzony anielskim umysłem od spadających na nie wciąż cios6w,
Wie wcześniejo istnieniu topora! Wzbiera sinizną, puchnie,
Jak narośl na kłosie.
Marek Shcarnichi fy|em wśr6dwas, ja, stolarz grzę?r'ący w bagnie życia,
W kt6re wstępowałemniegdyś myśląc,że jest ląką,
Z ż'onąflejtuchem i biedną c6rką Minervą,
Kt6rą wy zadręczyliściena śmierć.
Jak ślimak przepełzłemprzez życie.
Ale już teraz nie słyszycierano moich krok6w,
Ich odgłosu na pustym chodniku,
Gdy idę do sklepu po garśćkaszy
I kęs szynki za centa,
Mareh SLaarnicki

76
,\ !

-.7

skoóczyłem z pękniętą skrzypką,


z pękniętym śmiechem,z tysiącem wspornnieri
SKRZYPEK i bez żnlu.
JONES
Jan ProkoP

Ziemia podsyca jakieś .drganie


tu, w sercu. I to jesteśty.
Niech raz odkryja' że masz dryg do smyczka,
A już do śmiercibędziesz im przygrywał.
Cokolwiok widzisz - pokos koniczyny?
Ścieżkę wśrć,dłąk ku rzece?
Wiatr w łanie kukurydzy? _ już zacierasz ręce,
na targ już możeszpoprowadzić rvoły.
Lub slyszysz szolest sp dnic
jak dziewczęta na zabawie w Little Grove.
DIa Pottera słup 'kurzu kręconego wiatrem
lub wirujące liście za,powiadaty suszę.
Ja myślałemwtedy o rudym Sammy
wiodącym pląsy w ,,Toor-a-Loor''.
Jakże mogłem uprawić te czterdzicściakrÓrv
jak dokupić gruntu,
gdy w glowie graly mi rogi, basy, fletnie
zbudzone krzykiem wron i szczygl|w.
skrzypieniem żaren _ a tu jeszcze,
gdy bralem się do pługa,za.wszektoś
przystawal obok drogi
i ciągnął na wesele lub do karczmy,
Skoóczyłem na czterdziestu akrach,

78 79
Ą

w świetlezachodu słoóca,
to właśniem6wię do was, do was wszystkich,
KINSEY KEENE i do ciebie, o świecie.
I niech wyryją to
na płycie rnego grobu.

lan PtokoP

Pomyślciewy wszyscy' ty, Tomaszu Rhodesie, prezesie


[banku.
I ty, Coolbaugh Whedon, redaktorze ,,Argusa",
i ty, czcigodny pastorze Peet, pasterzu najliczniejszego
IKościoła,
i ty, A. D. Blood, ty.lekroćobierany burmistrzem Spoon
IRiver,
wreszcie i wy także,członkowieKlubu Dobrych obyczajÓw'
pomyślcieo tym, co rzekł umierając Cambronne
przed frontem bohaterskiej resztki
gwardii napoleofiskiej na wzg rzu Świętego Jana,
na pobojowisku Waterloo,
gdy Maitland, Anglik, wykrzyknął:
,'Pod'dajcie się, mężni Francuzi.''
Tam o zmierzchu,po bitwie beznadziejnieprzegranej,
gdy hondy rozbitej armii
rvielkiego Cesarza
płynęły z p6l jak rozdarte strzępy
chmur gnarrych burzą.
Tak, to, co powiedział Cambronne,
zanim salwa angielskich żo|nierzy wyg|adzi|a czo|o
Ipag6rka,

80 0 Unarli zc Spoon Rivcr 8l


BERT KESSLER
PANI KESSLER

Trafilem ptaka w skrzydło, Mąż' jak wiecie, służyłw wojsku,


Choć mknął prosto lv zach6d'słofrca: potem otrzymał rentę, sześćdolar w miesięcznie.
Lecz gdy strzał'przebrzmiał,szybował Wystawał na rogu dyskutując o polityce
Co.raz wyilej przez odpryski złoiych promieni, albo zamy.kałsię w dornu i czyta| Pamiętnihi Granta;
Aż wywinął koziołka i z nastroszonymi pi6rami, ja utrzymywałam rodzinę praniem
W wirującym wokoło puchu pozrrając ludzkie sekrety
Runął w trawę niby oło'wianka. z firanek, prześcieradeł,koszul i sukienek,
Krąży|em w koło rozchylając bowiem rzeczy dziśnowe starzeją się z czasem'
1a.szcze'
Aż ujrzał'em kroplę krwi na p''i'k.' zastęujemy je lepszymi albo nie zastępujemy niczym:
I
-przepi rkę tkwiącą w spr chniałych korzeniach. ludzie robią karierę a|bo staczają się na dno.
!1.1asry!em rękę i choć głogu nil 'dostrzegłem, Dziury i łaty poszerzają się' rosną;
j1 ukłuło' sparzy|o, ui'yiilo drętwą. . igła z nitką nie nadążają za nimi,
9oś
I nagle ujrzałem grzechotnika: są plamy, kt rych my'dłonie zmyje,
Szeroko rozwarte i6łt. sl.p;u. są 'kolory, ktÓre rozpływająsię mimo naszych wvsiłk6w.
GłÓwka wyprężonai cofniĘta w kręgi, M6wi się potem' ż'e zniszczyltśmytkaninę!
Krąg oślizgłybarwy popiołu Chustki do nosa, serwety mają swoje tajemnice _
Czy Iiścidębu zblakłych-pod warstwą liści' Praczka, fycie, zna je wszystkie.
Stałemjak.wryty, a gdy iię skurczyłi wyprostował
Ja, ktÓra nie ominęłamżadnegopogrzebu w Spoon River,
L zacząI wślizgirvać się pod pieó, Przysięgam, widząc t:warz zmarł'ego,
Bez czllcia już,leżałemw triwie. zawsze myślałam,że wygląda
jak cośwypranego i wygładzone6o żelazkiem'
Michal Sprusi ski
Jan PtokoP

82
83
uderzenie cyklonu łamiąc
wyrwałoby mnie z niopewnościserca
obcego ziemi i niechętnego niebu.
RUSSEL KINCAID
Jan PtokoP

Ostatniej mojej wiosny,


w ostatnie dni,
siedziałem w opuszczonym sadzie,
skąd za polami zieleni
blyszczaly wzgłrza Miller's For.d.
Ęoglądałem na jabłoó
o zmurszalym pniu i spękanych ga|ęziach,
pokrytą pędami zieleni, kt rych delikatne
Ikwiecie
obsypalo plątaninę korony,
choć nigdy rrie qlrzemieni się w owoc.
I tam byłem ja, duch opasany
wp łumarlym ciałem, prawie bez czucia,
wciąź myśląco młodości,
przy mlodej ziemi -
widmowe kwiecie jaśniejąceblado
na martwych sękach czasu.
Tak ziemia opuszcza nas, za,otimprzyjmą
Iniebiosa.
Gdybym był chociaż drzewem drżącym
snami o wiośniei młodym listowiu,

84 s5
NANCY KNAPP IPPOLIT KONOVALOFF

No' nie widzicie, że tak się stalo: Byłem rusznikarzem w odessie.


Kupiliśmy zagrodę za wszystko, co odzied'ziczy|,
jego ibracia i siostry oskarźyli go, ile ojca Pewnej nocy, do Pokoju'
Ą Gdzie paru z nas studiowało Spencera,
Podjudził przeciw reszcie rodzeóstwa.
Wdarła się policja.
tjsdr nie mieliśmy spokoju z tym naszym skarbem'
IVI6rpobił bydło, był nieurodzaj. Skonfiskowali książki, a nas zamkrręli.
I piorun ld,erzył.w śpichlerz. Uciekłem, przyjechałem do Nowego Jorku,
Zastawi|iśmywięc gospodarkę, by przetrwać. Starntąd do Chicago, wreszcie do Spoon River,
I. on nie chgjał w og6.lem6wić, i martwił się bez przer\Vy. Gdzie już spokojnie mogłem czytać Kanta
$-rot.''' kiłkoro sąsiadtiw przestałosię do nas odlywać,. I zarabiać na ilycie reperowaniem broni.
Wyraźnie .biorącstronę jego braci i siÓstr.
I już nie miałam gdzie się podziać, można by rzec, obejrzyjcie moje formy, ich kształty:
.drugie cyngli,
lak za czas w naszej młodości: ,,To nic, Jedne służądo odlewania luf,
Ż_etaki i taki to m6j kumpel, mogę 8o spłavrić Pozostałedo innych jeszcze części.
Jadąc na krÓtko do Decatur.' Ale zgadzam się _
Potem okropne smrody ry|azływ rpokoje. fycie rusznikarza nie jest niczym innym
Więc zapaliłam |6żkai stara buda czarownic
Jak tylko powta-rzaniemform,
Stanęław świstachpłomienia,
Kt6re wam pokazałem.To prar.t"da,
I ja tairczy.ł'am po podwÓrzu wymachując rękami,
Wszystko, co strzela, jest do siebie podobne:
A on płakał jak zamarzający walach.
Iglica uderza, zamek z ltrfą kierują lotem pocisku.
lerzy Niemojoaski
Każda broó działa jednakowo
i sama w sobie, i Przecirvko sobie'

87
.oJo wasz świat rewolwerowy!
Nic.zeó nic zdejmie jego ograniczeri,
lhyba, że}'ormierz;'"t.is ro..
Do przeksztalcenia nietalu."z.l";.."liuy.n sĘDZIA sELAH LIvELY

Mareh Sluatnźckź

Przyrpuśćmy,żeściemieli pięć st6p i dwa cale tylko


I musieliście piąć się, od urzędniczka w sklepie
[kolonialnym,
Stu.di'ując prawo przy świetle świecy,
Ażeściesię dobili adwokatury;
A potem, przypuśćmy, że za waszą rpilność,
Regularne chodzenie do kościola,
Ztobil was pełnomocnikiemThomas Rhodes,
Więc inkasowaliście weksle i sumy zastawne'
I zastępowaliściewszystkie wdowy
W Sądzie dla 'Spraw Spadkowych. I przez ca|y czas
Drwili z waszę1o wzrostu, wyśmiewali str6j
I buty oczyszczoie na gla.rrc.A potem, przypuśćmy,
feście zostafi Sędzia Hrabs'tr'va.
I Jefferson Howard, i Kinsey Keene,
I Harrnon Whitney, i wszystkie te olbrzymy,
Co pokpiwały sobie z karzełka, musiały stawać
U balask w i tytułować was: ,,Wasza Dostojność''_
No, nie sądzicie, że to rzecz oczywista,
fe im musiałem dać szkołę?

lerzy Nicmojoushi

88 89
i zadbał o nie,
przez Piotra _ Płomiefi,
KSIĄDz MALLoY Piotra opokę.

lan ProhoP

Leżysz po drugiej stronie, ojcze Malloy,


gdzie poświęconaziemia i krzyil na .każdymgro!!e,
nie z nami na wzg|rzu -
nie z nami, chwiejnymi w wierze, o przyciemionym
[widzeniu,
umykającej nadziei i nieodpuszczonych grzechach.
Byłeśbardzo ludzki, ojcze,
nie odmawiałeśszkla-nki wina w przyjaznej pogawędce,
stając po naszej stronie, gdy chcieliśmyobud"ić Spoo,,
IRiver
z mar'twego chłodu małomiasteczkowejmoralności.
Byłeśjak podrÓżnik, co przynosi gu.,tkę piasku
z pustyni pod piramidami
i Pjaski stają się rzeczylviste, i Egipt rzeczywisty.
Byłeśczęściąwielkiej przeszłości,żwiązany z przesz,ł'ością,
a przecieżtak nam bliski.
Wierzyłeśw radosć życia,
nie wstydząc się, że mamy ciało.
Brałeśżycie takim, jakie jest,
poddane przemianom,nie tkwiące w miejscu.
Niejederr z nas myślał,by p6jśćza tobą
widząc, jak tw6j kości6łodgadł serca ludzkie

90 9l
i nie słyszane, i na co nie ma słÓw.
C ż wam opowiem mądrego, gdy pytacie,
ZTLPHA MARSH czym jest to, co widzę?

Ian Prohoł

P źnym po'poludni.em w październiku


siedziałam w pustej szkole wĘskiej,
z d'ala od drogi, wśrod pobitych deszczem p6.l,
a podm'uch wiatru ciskal liśćmi w o.kno
i zawodził' w kominie,
przez otwarte drzwiczki pieca mieszając cienie
widmowym żarem gasnącego płomienia.
Z pustą głową siedziałam przy wirującym stoliku _
nagle ramię moje straciło swą wolę
i dłoó poruszyla się 'gwałtownie,
aż cośwystukało imię ,,Charles Guiteau''
i grozilo ukazaniem się zjawy.
Zerwa|am się w porpłochu,biegnąc
w ciemnośćwieczoru, ptzerażona darem objawionym
.
Lwe mnre.
P źniej zaroi|o się od duch w _
Chaucer, Cezar, Poe i Marlow,
Kleopatra i pani Surrat -
Gdziekolwiek m wiłam o tym _ śmianosię.
To 'babska gadanina, orzekło Spoon River.
opowiada sIę b'"doi. dzieciom] nioprawdaż?
A'może widziała'm to. co nie widziane

9t
TG

-\
.-F;.:
DAVIS MATLOCK LUCINDA MATLOCK

Zał, żmy, że to tylko r6j, Jeź:dził'amna zabawy do Chand]erville,


w roju trutnie i robotnice, grałam w rodzynki w Winchester.
i kr6lowa, i nic, tylko gromadzenie miodu - Aż zamieniłyśmypartner w
(rzeczy materialnych, kultury i wiedzy) - wracając .do domu wozem w czerwcową noc.
dla następnegopokolenia, to pokolenie zaśżyje w pełrri
Wtedy poznałamDavisa.
tylko czas kr6tki, tańcząc w słonecznymblasku młodości,
Pobrawszy się, przożyliśmyrazem siedemdziesiąt lat
nabierając rnocy w skrzydłach dzięki temu, co zostało
w radościi trudach, wychowując dwanaściorodzieci,
[zgromadzoneporprzednio,
i pijąc w .drodzepowrotnej .do roju z kt rych ośmioroumarło,
nektar koniczyn, 6w słodki łup. zanim doźryłamsześćdziesiątki.
Powiedzmy, że tak, i zał6żmy,co jest prawdą: Przędłam i tkałam, zajmowałam się 'domem i ogrodern,
że natura ludzka to coświęcoj pielęgnowałam chorych, w święta
niż spełnianie obowiązk w dla roju. szłam w pole, gdzie śpiewaly.skowronki,
A ptzecież musisz nieśćciężar życia lu,b nad brzeg Spoon River, zbierałam muszelki,
i jeszcze cierpieć nadmiar twego ducha -
kwiaty polne i zioła _
więc mÓwię, przeżyćjak bogowie
pewni nieśmiertelności, choć wątpisz może wykrzykując do zalesionych pag6rk6w,
w nieśmiertolność, oto spos b! śpiewajączielonym dolinom.
Jeśliwtedv 869 nie będzie dumny z ciebie, Stuletnia starusz'ka,miatam już dośćiLycia -
to 86g jest tylko grawitacją, odeszłam na słod,kispoczynek. To wszystko.
a jedy'nym celem sen. Kt6ż narzeka na zgtyzotę i troski,
na zniechęceniei swary, upadłenadzieje?
lan ProhoP

94 95

,t
o skarlałepokolenie,
życiejest zbyt twarde dla was _
Całego ilycia trzeba,by pokochać fycie.
RUTHERFORD MCDOWELL
lan Prokop
!-

ii.:
t-

Przynoszono mi do powiększonia
Podobizny pierwszych osadnik w.
Więc pozorłali mi czasami
Ci, kt ruy Ę|i,
Gdy wielkie ręce z łona świata
Wydarły repr likę.
Co kryło się w ich oczach?
Nigdy nie mogłem zgłębić
Mistycznego patosu nasępionych powiek
I pogodnego smubku ich spojrzenia.
To było niczym rozlewisko wody
PośrÓd dęb6w, na lasu krawędzi,
Gdzie opadają liście
I slyszysz pianie koguta
Z odlaglej zagrody u st6P 96r,
Gdzie żryjetrzecie pokolenie, a mocni mężczyźni
I dorodne kobiety minęli i poszli w rltpamięć.
Ach, owi wnukowie i prawnukowie
Osadnik w!
M6j aparat utrwalal wiernie także ich twarze.
Już prawie bęz śladu dawnej siły,
Dawnej wiary,
Dawnej sztuki życia,

96 7 Umarli zc Spooo Rivcr 97


lr.
-
-;
-
Dawnego męstwa,
kocha,cierpi i śpiewa
il:':*."g"cuje,
JACK MCGUIRE
Michal Sprusi shi

Zlinczowaliby mnie,
Gdybym po kryjomu nie został przewieziony
Do więzienia w Peoria'
A w og6le to było tak: szedłemspokojnie .do domu,
Nieco zalany, niosąc ćwiartkę,
Kiedy zatrzymał mnie policjant Lugan,
Przezvta| pijanym psem' a potem szarpnął.
Skląlem go za to, a on mnie uderzył
Prohibicyjną swą pałką _
Tak podskakiwa|, zanim go nie zastrzeliłem.
Z pewnościąby mnie więc lpowiesili, gdyby nie to,
fe m6j adwokat Kinsey Keene
Prowadził sprawę przeciwko staremu Thomasowi
IRhodesowi,
Kt rego bank zbankrutorvał.
A sędzia by| przyjacielem Rhodesa
I chcial go ratować,
I Kinsey zgodzi| się zostawić w spokoju Rhodesa
W zamian za czternaścielat dJa mnie.
oni ubili interes, a ja odsiedziałemswoje,
Ucząc się czytać i pisać.

Mareh Shuani:hi

98
99
MARY MCNEELY PAUL MCNEELY

Przechodniu. Droga Jane, droga, urocza Jane!


Kochać _ to odnajdywać swoją <luszę Ty, co wkradałaśsię do pokoju (gdzie leżałem
y-optzez duszę ukochanego. Icierpiący)
W swoim pielęgniarskim czepku, w pł ciennychkietach,
_Gdy ukochany nas opuśii,
Wtedy jesteśmyzgubieni'
N a p i s a n e j e s t : , , M a m , p r z'przyjaciela.,,
yjaciela, I brałaśnrnie za rękę m6wiąc z uśmiechemi
Lecz- m6j smutek nie ma ,,Nie jesteśbardzo chory - wkr tce wyzdrowiejesz.''
I tak dlugie lata samotności I wtedy mądra słodycz twego wzroku
W moim rodzinnym domu Zapadla w moje oczy iak rosa, co wnika
Były pr6bą po*.otu do siebie Do serca kwiatu.
I obr cenia smutku w najwyż.sząharmonię. Droga Jane! cała fortuna rodu McNeely
Tam jednak pod drzervem siedziat ojciec Nie-mogła;bywynagrodzić twojej troski o mnie
Pełen własnych smutk w Dniem i nocą, nocą i dniem;
obraz, kt6ry zapadł na koniec w me serce Ani spłacićtwego uśmiechu,ani żarl duszy,
P rzynasząc bezmierne ukoienie. T*yci' drobnyc rąk spoczywających na moim czole.
o dusze, kt6re uczy'niłyście Jane, dopÓki płomiefr życia nie zgasł
I
źycie
*9l"'- i biaiym. jak tuberozy W ciemnościponad tarczą nocy,
T1Ę Tęskniłem i miałem nadzieję _ znowu zdrowy będę
Wykwitle z czarnej ziemskiej gleby,
Warn wiekuisty pokdj ! I zn6w oprę głowę na twych drobnych piersiach,
I obejmę ciebie mocrro mitosnym uściskiem_
Mźchal Sprusi ski
Czy m6j ojciec umierając zatroszczy| stę o ciebie,
Jane, droga Jane?
MźchalSprusitźski

100 101
Siedziałem pod moim cedrem.
Paoto*i studia odebralY zdrowie'
-
i,tJ; ; .it"l.i tragicznej stała się odludkiem
WASH INGTON MCNEELY
Siedzialem Pod moim cedrem'
w;;;k; .Ęz-u?:
p;,eo'ioęło,połamawszy _
[wchłonięteprzez zyc|e
Siedzialem Pod moim cedrem' -
z;;;;ki; m'ego *iernego-druha' ich matki
Siedziałem pod moim cedrem.
Az d"iewięćaziesiąt lat wybiło..
spadające
i.t6,odo s''u kołyszesz
ii;JilżiŃo,
[liście!
7amożmy, szanowany ptrzez obywate|i,
Mźchal Sptusi shi
Ojciec wielu dzieci, zrodzonych ze szlachetnej
[matki'
Wszystkie wychowałem tutaj,
W wielkiej rezydencji na skraju miasta.
Zauważ ten cedr na trawniku!
Wyslałem wszystkich syn6w do Ann Arbour,
[a c6rki do Rockford,
I gdy życie biegło niosąc wciąz więcej bogactw

odpoczywałem
pod moimcedremtxxgj:r'._
Minęły lata'
Wyslałem c6rki do Europy,
Wyposażyłem,kiedy wychodziły za mąż.
Pomogłern synom uruchomić interesy.
B-rły to krzepkie dzieci, obiecujące jak jabłka,
Zanim ukażą nadgryzione miejsca.
f'ecz John zbieg| z kra.ju zhaóbiony,
Jenny zmarla przy porodzie -
Siedziałem pod moim cedrern.
Harry skoóczył ze sobą po rozpustnym życiu,
Susan została rozwÓdka _

t02 r0t
DANIEL, M'CUMBER WDOWA MCFARLAINE

Gdy- pojechałem do miasta, Mary McNeeIy,


Myślałem:wr6cę po ciebie, Byłam Wdową McFarlaine,
i,.h.iu].-.,
"o
A.le Laura, c6rka moj gospodyni, Tkałam dy*'",y dla całego miasteczka.
Jakośmi się wkradła w życie_ i odbiła -mnie. o jakże żal.mi ciebie,
Potem, po.kilku latach, kogo spotkał;i- Jeśli dożyjesz dnia nienawiści,strasznej prawdy,
Ty, kt6ry wciąż przy krosnach .życiaśpiewasznad
-G.9otginęMiner z Niles, plęd i'i.'ro."u
z og'r6dkć,*
Fou.i..u,,cokwitly Icz6łenkiem
Y:li.i l''"ści
rrzed wojną wszędzie w ohio. Miłośnieśledzącpracę swoich rąk.
Jej dyletancki kochanok znudził,się nia' Dywan życia jest utkany, jak wiesz,
Po czym zwr6cił'asię do mnie, bym jąiodparl, Z wzoru ukrytego pod krosnami -
Z wzort niewidocznego!
Należala [pocieszyl. A ty, beztrosko tkasz i nucisz, nucisz,
tego rodzaju płaks,
{9 Chowasz nić przyjaźni i miłości
.tore slę bterze w ramiona i naraz
Dla pięknych postaci w złocie i purpurze.
Y1 ';* twarz pomazaną jej ł,zami,i całego I choć inni dawno już widzieli,
Człowieka obsmarka:
Potem cię gryzie w iękę i juź jej nie ma! fe utkaleśpas księźycowo.biały,
ty stoisz p_okrwawionyi- cuihniesz pod niebiosa! Ty weselisz się, gdyż Nadzieja go zdobi
{ Kształtami miłościi piękna.
Ach, Mary. McNeely, nie byłem wart.
Ucalować kraju twej sukni! Stają krosna! Skoóczyl się wz6r!
Jesteśsamotny w pokoju! Utkałeścałun!
I nienawiśćdo niego z|oży|a cię w nim!
far:y Niamojoushi

Michal Sprusźishi

t04 105
ABEL MELVENY WILLIE METCALF

Kup.owałem wszelakie maszyny. Mnie, Willie Motcalfa


Wialnie, łuszczarki, siewniki, kosiarki, wołano:,,Doktor Mey3rs'',
Grabiarki, pługi, młockarnie, bo, m6wiono, byłem doó podobny
A wszys'tkie stały na deszczu i słoócu, jak sy'n do ojca.
Rdzewiały, szczerbi|y się i pękały, Jack McGuire twiendzil, żrcby| moim ojcein.
Bo nie miałem szopy do ich przechowania, Mieszkałem w dorożkarskiej stajrri'
I większościnie trżywałem. spałem na słomie razem z buldogiem Rogera Baughmana,
Gdy zb|iża| się koniec i wszystko tozważa|em a czascm w boksie.
Raz jeszcze, wtedy przy oknie, a rosła we mnie Ivtogłembez obawy p,e|zaćpod nogami najdzikszych koni
Ijasność .ł'n
Sl
_ znaliśmy się dobrze.
:l:
Wraz z zamieraniem ,oulsu. .,1' Wiosną wędrowałem .po kraju,
Widząc jeden z siewnikow kurpiony aby odzyskać poczucie, kt6re czasami traciłem,
Bez żadnej potrzeby, nigdy nie wprawiany w ruch, że należę do ziemi, jestem jej częścią.
Piękną maszynę niegdyś b|yszczącą lakierem Nieraz zapominałemo sobie _ juk we śnie_
I skwapliwą do pracy, leżlącz wp łotwartymi oczami wśr6d drzew.
Tetaz zaśz wyb|ak|ą f'arbą, Rozmawiałem ze zwierzętami,
Ujrzałem siobie ja'ko dobrą maszynę, nawet z żabą, z wężem _
Kt rą fycie się rrigdy nie posłużylo. z czymkolwiek posiadającym oczy, bo ,ptzez nie można
fzajrzeć do wrrętrza.
Mźchal Sprusi ski
Rąz widziałem, jak kamieri w słoficu chciał przemienić się
[w galaretę.
W hriotniowe dni na tym cmentarzu

106 107
umarli olacza|i mnie kołem
i milczeli jak zgromadzeniewiernych na cichej modlitwie.
Nie wiedzialem, czy jestem częściąziemi, MEYERS
DOCTOR
na ktÓrej rosną kwiaty, czy też chodzę po niej -
teraz wiem.

lan Prokop

Nikt inny, nie wyłączając Doc Hilla, .


Nie zrobil więcej dla ludzi w miasteczku niż ja.
Tłoczyli się u mnie wszyscy chorzy, kalecy, sklopotani.
Takźe ci, kt rzy nie mają czym płacić.
Byłem Doktorem Meyersem, człowiekiem ".''"n{too.,*.

Cieszyłem się zdrowiem, szczęściem,sprzyja|a mi fortuna.


Los pobłogosławiłwspania|ą żoną,dzieci rosły,
rodz1ny, świadczącświatudobroć.
Poteir ,u|łł'ud.u|y
Aż pewnej nocy zjaw7ł'asię ze swym zmartwieniern
Zapłakana poetka Minerva'
Chciałem je1 uliyć - umarła.
oskarżono mnie, zostałem oczerniony przez Pfasę.
fonie zniszczyłoto serce.
Mnie dobiło zapalenie płuc.
Marek SIłaarnicki

108 109

s
*
MIcKEY M'GRE\ĄI HAMLET MICURE

Io było tak jak z wszystkim innym w życiu: W długiej gorączce lęgną się w nas widzenia:
cośz zewmątrzściągnęłomnie w'dÓł, oto bylem zn6w w małym domku
bo własne sily nigdy mnie nie zawiodły. z ł'łnem koniczyny
Gdy zdobyłem dośćpieniędzy, biegnącym w d6ł ku ogrodzeniu
by zacząć naŃę w szkołach' i ocienionym rozłożystymigałęziami dębu,
okazało się, źe ojciec potrzebuje pomocy, na nioh wisiała nasza huśtawka.
i trzeba było od.dać mu wszystko. A przecież domek był pałacem
Tak to sz|o, aż zostałem stojącym wśr6d trawnik w nad brzegiem morza.
prostym robotnikiem w Spoon River. Byłem w pokoju, w kt rym mały Paul
ot ż ,gdy miałem czyścićwieżę ciśniefi dusił się umierając na dyfteryt,
i wciągnięto mnie na wysokośćsiedemdziesięciu st6p, a przecież to nie był ten pok6j _
odpiąłem linę, śmiejącsię oplotłem to była pełna słoóca weranda
potężnymi ramionami sta.lowe wargi szczytu wieży, z wielkimi oknami,
ale dłonie ześliznęłysię po zdradzieckim szlamie w fotelu siedział ktośw ciemnym p|aszczu
i runąłem w d6ł z obliczem Eurypidesa.
poPrzez ry czącą ciemność. Przyszedł,by mnie odwiedzić, czy teżja doó przysze'dłem_
nie wiem.
Jan ProkoP Słyszeliśmyhuk morza, koniczyna falowała
w letnim powiewie i Pau,l podchodził uśmiechnięty
do okna z pękiem kwiat6w.
Wtedy rzekłem: _ C6ż to iest ,,boska rozpacz,, _
IAlfredzie?

ll0 llt
_ Czytałeś,,łzy, pr6Żne |zy,,? _ zapytał.
_ Tak, lecz tam nie wyrażasz boskiej rorPaczy.
- Przyjacielu _ m6wił _ to dlatego, że rozpacz
J.MTLTON MrLES
byla boska.

Jan ProhoP

Kiedykolwiek zad'źwięczałsamotnie
Dzwon prezbiteriaóski,
Wiedziałem, źe to właśniejest on.
Lecz gdy do niego Ąo|ączy|y się dzwony
Metodyst w, Baptyst w, Kongregacjonist w i Chrześcijan,
Nie umiałem go odr źnić od innych.
Wszystko jedno, czy dzwoniły tazem, czy osobno.
I ponieważ ta'k wiele glos w
Nawolywało mnic w życiu,
Nie dziwcic się, że nie moglem wśr6d nicb oddziclić
Prawdziwych od falszywych.
Ta&że glosu, kt6ry powinienem by| rczpoznać,

March SŁudłnichi

lrż E Unarli zc Spoon Rivcr llt


MILLER GEORGINE SAND MINER
JULIA

Pokł ciliśmy się właśnie, Macocha wypędziła mnie z'domu, odesz|am z goryczą.
on mial sześćdziesiąt pięć lat' ja trzydzieści Mąż Indianki, nier<ib i dyletant zabra| mi cnotę.
i nie panowalam nad sobą, brzemienna dzieckiem. Latami 'bylam jego kochanką _ i nikt ni.e wiedział.
ktÓrego narodziny przejmowały mnie lękiem. od niego nauczy|am się chytrości pasoźytÓw
Myślałamzn6w o ostatnim liście I blagą pchałam życie naptzid jak pchła na psim
od tamtej mlodej duszy odeszłej w świat,
Igrzbiecie.
jej zdradę ukryłam Przez cały czas byłam ,,sekretem'' r żnych mężczyzn,
wychodząc za mąż za starca. Potem Daniel, radykał, miał mnie ytrzez wie|e 7at.
Więc wzięlam morfinę i otwarłam książkę. Jego siostra nazywa|a m'nie jego kochanką;
Poprzez ciemnośćzilewającą oczy A Daniel pisał mi: ,,Niegodziwy zwrot, kalający Aaszą
widzę iskrzący blask tych sł6w nawet teraz:
[pięknąmiłość!''
,,Jezus zaśrzekł mu: AJe m6j gniew zwinął się w kłębek, ostrząc kły.
Dziś jeszcze będziesz ze mną w raju.'' Przyjaci łka moja, lesbij.ka, z miejsca wzią|a w tym
Iudział.
Jan ProhoP Nienawidziła siostrę Daniela,
A Daniel nie znosił tego karła, jej męża.
Dojrzała szansę w zatrutym pchnięciu:
Miałam się żonie poskarżyć,że napastuje mnie Daniel!
Ale nim to zrobiłam, prosiłam .go: ,,Leć ze mrrą .do
[Londynu!"
,,Czemu nie mamy pozostaćw tym mieściejak
dotychczas?" - zapytal.

il4 ll5
Wtedy zniknęłam z powierzchni, mszcząc się za kopniak
W ramionach mego przyjaciela-dyletanta. Zn w wyplywam
Z .listem, ktÓry mi Daniel napisał na dow6d, ALFRED MOIR
fe m j honor nie poni sl szwanku, pokazuję go jego żonie,
Mojej przyjaciÓtce-lesbijce, wszystkim wokoło.
Gdybyż to Daniel byl mnie zastrze|ił'!
Zamiasi, obnażaćmnie z kłamstłvapo kłamstwie,
Zdzirę na duszy i cieJe!

|crz1 Nźcmojouskź

lr.

Jak to się stalo, że nie zżar|a mrie pogar'da dla siebie


,til

lsameSo,
nie zniszczy|a obojętność
i bezsilny bunt jak ,,Rozżalonego''Jonesa?
Juk _ mimo błęd6w _
rmiknąłem losu Willanda Fluke?
Czemu, choć przesiadywałem w barzę Burchar'da,
- wabik ściągającypi.jak6w _
przeklenstwo nałogu spływałopo mnie
jak krople .deszczu,zostawiając duszę
Suchą i czystą?
Czemu nie stałem się zab jcą
jak Jack McGuire?
Przeciwnie, nawet podźwignąłernsię nieco w życiu.
A wszystko to zawdzięczam pewnej książce.
Lecz d|aczego pojechałem do Mason City,
gdzie trafem ujrzałem tę ksiąźkęna wystawie,
a jej krzykliwa okładka zwabi|a m6j wzrok?
I ,dlaczogo dusza moja odpowiedziała na jej wezwanie,
i przeczytawszy' powracałem .do niej wciąż?

Jan P,rohoP

n6
NIEZNANY BENJAMIN PANTIER

Razem w tym grobie ,leżąBenjamin Pantier, adwokat,


Wy, ambitni, słucha'jcie dziejć'w rrieznanego, I jego pies, Nig, wierny druh, przyjaciel, jedyna pociecha.
Kt(lty |eży tutaj, a kamieó nie znaczy tego rniejsca. Przyjaciele, dzieci, mężczyźni,kobiety, uchodząc szarą
Jako zuchwały i swawolny chlorpiec Idrogą'
Przebiegałem ze strzelbą zagajniki ZniHi za krawędzią życia, ai:, sam zostałem
obok posiadłościAarona Hatfielda, Z Nigiem, towarzyszem łożai posił.k6w.
Strzeliłem do jastrzębia wczopionego w wierzchołek W zaraniu życia pozna|em' czym ambicje i sława.
Uschłego drzewa. Lęcz ta, kt6ra przeżyłamnie, spętała mą duszę
Spadł z gardłowym krzykiem W si.dłach,co ją wykrwawiły na śmierć,
Do moich st6p, skrzydło miał złamane. Aż,ja, niegdyśjakże nieugięty, przygasłem i zobojętnialem,
Trzymatem go w klatce, fyjąc z Nigiem w pokoiku za obskurnym biurem.
I żył dl'ugi czas, gniewnie sycząc, Pod moją szczękę wfu]ił się kościstypysk Niga _
Gdy podsuwałem mu pożywienie. Nasze dzieje giną w ciszy. Mijaj, szalony świecie!
Codziennie szukam w kr lestwie Hadesu
Duszy jastrzębia, MichaI Sprusiriski

Chciałbym ofiarować jej przyjaźń


Tego, kogo życie zranił'oi więziło w klatce.

Michal Sprusi ski

il9
Il8
PANI BENJAMINOvTA PANTI EROWA
I REUBEN PANTIER

Wiem, źe opowiada, jakobym jego duszę l' !i ,l ': ;

Spętała w sidła, co ją wykrwal,viły na śmierć. ot6ż, Emily Sparks, twe modly nie były daremne
*' I fwoja miłośćnie byla bezowocna.
I że męźrczyfui przopadali za nim, łi1
A solidarnie wsp łczuły kobiety. {ł: To, czymkolwiek bylear w życiu,
Zawdzięczam twej nadziei, co nie chciala mnie poniechać,
{:r
Ale wyobraź sobie: jesteśdamą o subtelnym 'i"
Twojej milości, 'kt6ra we mrrie wciąz widział'a dobroć.
fsmaku,
Mierzi cię zapach whisky i cebuli, Droga Emily Sparks, wysłuchaj mojej historii.
Zaś rytm ody Wordswortha napełnia rozkoszą, Pominę tutaj wpływ ojca i matki;
Podczas gdy on od rana do wieczora C6rka modystki wplątała mnie w kabałę
Powtarza strzępek bzdurrrego zdamia: I ruuciwszy ją vłkroczyłem w świat,
,,C'zym umysł śmiertelnikw pysznić się może?'' W kt rym przeszedlem cał'eryzyko
I pomyśl jeszczez Związane z winem, z kobietami, z uciechami życia.
Jestd kobietą pełną talerrt w, Pewnej nocy w pokoju przy rue Rivoli
A jedyny mężczyzla, z kt rym Prawo i moralność Piłem wino z czaraooką kokotą
P ozwa|ają obcować cieleśnie, I |zy nap|ynęły do mych oczu.
Jest właśniemężczyzną,kt6ry budzi odrazę Uzna|a je za łzy miłościi chichotała
Zawsze, gdy o tym myślisz _ a rnusisz o tym Myśląc, jaką to u mnie czyni konkietę.
[myśleć' Lecz moja 'dusza trzy tysiące mil odbiegła
Ilekroć nai popatrzysz. W dni, kiedy uczyłaśmnie w Spooor River.
oto dlaczego wygnałam go z .domu, I właśniedlatego, że kochać więcej nie mogłaś
Aby ży| tazem z psem w brudnym kącie Ni modlić się za mnie, ani pisać do mnie lis'tÓw _
Za wlasnvm biurem. Wiekuiste milczenie twoje tak było wymowne.
Mźchal Sprusi shi Czarnooką kokota przyw|aszczyła sobie łzy

t20 t2l
Na r6wni z kłamliwymi pocalunkami.
Przecież od tej godzi.ny inaczej widziałem życie _
Droga Emily Sparks! PEET
KS. ABNER
futichal Sprusi shi

Nie miałem żadnych zastrzeżeit,


By ,moje ruchomości sprzedano z |icytacji
Na ,placu wioskowym.
Dato to ukochanej mojej trz6'dce szansę
Nabycia czegoś,co należało'do mnie _
Na pamiątkę.
Ale ten ku,fer, kt6ry rposzedłpod młotek
Na rzecz szynkarza Burcharda!
Czy wiecie, że zawieraŁ rękopisy
Moich kaza z całego ilycia?
A on je spalił jak benliyteczną makulaturę!

Jerzy Niemojouthź

122 r23
WILLIE PENNINGTON PENNIWIT, ARTYSTA

Nazywano mnie cherlakiem, głupcem, Straciłem kliente]ę w Spoon .River,


bo moi bracia byli zdrowi i piękni, gdyż chciałem z|apać kamerą
ja zaś,ostatnie dziei:ko starych już rodzic w, całą duszę człowieka.
odziedziczy|em tylko resztki sił. Najlopsze moje zdjęcie
A]'e braci zżar|o sza|eństwo ciała, kt rego ja nie to twarz Sommersa. adwokata.
[znałem, Siedział wyprostowany i kaza| czokać,,
na miazgę starło ich opętanie zmysł6w,kt rego ja aż uspokoi się jego zezowate oko.
[nie znałem, Wreszcie krzyknął:,,Gotowe!''
przygniotły ich żądze,ktÓrych ja nie znalem, Na to ja: ,,Anulować!'', oko zamrugalo znowu.
i oni doszli 'do majątku i znaczenia. Uchwyciłem go takim, jak zwykł był wyglądać
Ja, słaby i głupi, m6wiąc,,protestuję!''
ukryty w kąciku życia,
miałem widzenie, a .dzięki mnie miało je wielu Jan Prokob
nie wiodząc, że przejrzeli dzięki mnie.
Tak wyrosło drzewo
ze mnie, ziarna gorczycy.

lcn Prokop

124 125
PETIT, POE TA COONEY POTTER

Ziarenka w suchym strączku, tik, tik, tik, Po ojcu cĄzied'ziczy|em czterdzieści akr6w ziemi.
tik, tik' jak skł cone robaczki - Pracując na nich od świtu do nocy z iloną,
blade jarnby, kt6re budzi wiatr - Dwoma synami i dwiema c6rkami,
choć jodły czynią zeó symfonię. Dorobiłem się tysiąca akr6w. To mi nie wystarczyło.
Triolety, wilanele, rondole i ronda, Chciałem mieć dwa tysiące.
ballady pod sznurek powtarzające wytartą myśl: Mozoliłem się .długielata z toporem i pługiem,
śniegiwczoraisze i rÓże stopniały i zwiędły, fyłując siebie, żonę, syn6w i c6rki.
a czym jest miłość, jeśli nie r żą, co więdnie? Squire Higbee krzyrvdzi 'mnie m6wiąc,
fycie wok6ł mnie tutaj w miasteczku: Że umarłem od palenia cygar 'Rod Eagle.
Tragedie i komedie, męstwo i prawda, To jedzenie zakalcowatych plack w i żlopanie kawy
stałośći bohaterstwo, odwaga i .klęski _ W upalny czas' żniw
niczego nie brak w krosnach, ach c6ż za wzory! Sprawiły, i:'e zna|azł'emsię tutaj, nie dożywszy
Lasy i łąki, strumienie i rzeki _
nie dostrzegalem tego nigdy - Isześćdziesiątki.
triolety, wilanele, rondele i ronda, Morch Sktparniłhi
ziarenka w suchym strączku, tik, tik, tik,
tik, tik, kruche jamby,
a Homer i Whitman huczeli wśr6djodeł.

lan ProkoP

I
t26 t27
LYDIA PUCKETT PANI PURKAPILE

Knowlt Hoheimer uciekl na wojnę Uciekl i rok go nie bylo.


Na dzieó przedtem, nim Curl Trenary Gdy zjawil się, uraczyl mnie durną opowiastką
Zaprzysiągł' przed sędzią Arnettem nakaz O tym, jak go ,porwano na jeziorze Michigan
Uwięzienia go za kradzież wieprzy. I zakuto- w kajdany, a więc nie m6gł pisać.
Ale to nie dlatego został żołnierzem. Udawałam, żrc wierzę, choć wie,działam dobrze,
Z|apa| mnie na gorącym uczynku z Luciusem Co robił, źe się spotykał z modystką Williams
Athertonem. ,Po kł6tni powiedzialam mu, żeby Zawsze, kiedy jechała do miasta,
Na oczy mi się nie pokazywał. Jak to powiadała, ,,po zakupy''.
I wtedy ukradł wioprze, by p6jśćna wojnę - Lecz przysięga jest przysięgą,
Każdy żotnierz kryje babę w zanadrzu. Małżenstwo małźeóstwem,
I z szacunlcu dla samej siebie
lerzy Niemojoushi Nie chciałam dopuścićdo rozwodu
Z racji kaprysÓw rnałżonka,kt6ry czuł .się-znużony
Spełnianiem małżeirskich ślub6w i obowiązk w.
Michal SPrusi ski

9 Umarli zc Spoon Rivcr 129


128
ROSCOE PURKAPILE HOD PUTT

Kochała mnie. och, jakże mnie kochała!


od dnia, 6dy mnie ujrzał.a pierwszy taz, Tutaj .leżętuż obok
Straciłem wszelką możliwośćucieczki. Grobu Starego Billa Piersola,
Potem, gdy byliśmy matżefrstwem, myślałem: Kt ry por6sł w forsę kupcząc z Indianami
Może okaże swą śmiertelnośći uwolni mnie, I ktÓry potem ogłosiłbankructwo,
Może lpo pros,tu zażąda rozwodu. Co uczyniło go jeszcze bogatszym.
Lecz rzadko kt6ra umiera' nie odchodzi żadna. We mnie .osło har wką i ub stwem
jak "*ęc"enie
Bill i irrni porośli w majątki,
Więc uciekłem i rok bawiłem się wesoło. I widząc,
Jedna'k nie skarźyłasię. Mriwiła: wszystko Ędzie Nocą ztupiłem podr żnego obok gaju Proctora.
[dobrze, Zabiłem go nie wiedząc, że to czyaię,
Jeśli powrć,cę.I powr ciłem. Za co sądzili mrrie i powiesiłi'
opowiadałem, że ptod,czaswycieczki ł6dką Tak moja droga wiodła do bankructwa.
Na jeziorze Michigan zostałempojmany Teraz oLaj bankruci, każdy na sw6j spos6b,
Przez piratiw w pobliźu Van Buren Street Śpimy spokoijnie ramię przy ramieniu.
I zakuty w kajdany, więc nie mogłem pisać.
Michal Sprusi shź
Pł'akał'a,ca|owała mnie, powtarza]ł,a:to okrutne,
To niegodziwe, to nieludzkie!
Wlwczas pojąłem, że nasze małźe1rstwo
Było dopustem bożym
I może być rozwiązane
Tylko ptzez śmierć.
I tak też się stało.
Michal Sprusiliski

r80 r3l
PANI JERZOWA REECE
RALPH RHODES

generacji powiedziałabym:
lej
Przysw jcie sobie jakiś wićrsz ze szczyptą piękna Wszystko, co opowiadano, było prawdą:
lub
zrujnowałem bank ojca pożyczkami
lvloże się wam przyda ć w życiu, [prawdy
na kombinacje z pszenicą, ale prawdą było,
M6j mąż nie miał-nic wspÓinego źe kupowałem .pszenicędla niego także,
Z upadkiem banku -
ryf tylt6 kasjerem. bo nie m6gł sam się w to mieszać
Katastrofę.'spowodowałp,.".., Thomas Rioa.,,
r Jego p'r6żny,pozbawiony skrupuł w syn. ze względu na swoje stosunki z Kościołem.
lI Więc gdy George Reece odsiadywałswoje,
.Przeclez mego męźa zamknęIi do więzienia ja goniłem za błędnymi ognikami kobiet
t 1a zosta|am z dziećmi.
I musiałam je żywić, odziewać,ksztalcić. i hulałem w knajpach Nowego Jorku.
l' robiłam to wszystko _ a w światwysłałam To straszne chorować z powodu wina i kobiet,
Do jednego nieskalane i mocne. gdy nic innego nie pozostałow życiu.
I;vsz.rs|k.o to zawdziączam mądrościPope'a, poety: Siwiejąca głowa
',Graj dobrze - rzekł _ swą rolę, w ty,,, i,ono. wszelki.'' opada na stÓł pokryty kwaśnyminiedopałkami
papieros w i przewr conymi kieliszkami,
lerzy Niemojooski
slychać pukanie i wiesz, że to głos
głuszony dotąd wystrzałami szampana
i pawim wrzaskiem kokot.
Podnosisz wzrok i oto widzisz swoje złodziejstwo
kt6re czekało,aż posiwieją ci włosy,
a serce tłuczesię w piersi i m6wi ci:
r32
133
gra o.koficzona.Wzywam cię.
Wyjd'ź na Broadway wprost pod koła pojazdu.
odeślą cię z powrotem do Spoon River. THOMAS RHODES

Jat ProhoP

No cÓż, wy, oiezależne duchy,


liberałowie, żeglarue m6rz intelektu
wznoszący się na wyżyny wyobraźni
pędzeni błędnymi prądami, wpadający-w dziury
IPowretrzne'
wy wszyscy -
ty, Margaret Fuller 'Slack, ty, rPetit,
ty, Tennessee Clafin ShoPe.
już wiecie z cał'ąwaszą zatoz|tmiałąmądrością,
iak trudno na koniec
się w.kom rki
iowstrzymać duszę, by nie rozpadła
[atom6w.
Gdy my, poszukiwacze skarb w ziemskich,
zdobywcy gromadzący zł'oto,
twardzi i spokojni
panujemy nad sobą do kofica'
Jan PrckoP

r34 135
soNIA ROSJANKA ANNE RUTLEDGE

(Jrodzona w Weimarze Ze mtie, niegodnej i nieznanej,


Z matki Francuzki i ojca Niemca, Wibrowanie nieśmiertelnej muzyki:
IJczonego wielce qrrofesora, ,,Zło _ oikomu, miłosierdzie _ wszystkim.''
Osierocona w wielcu lat czternastu, Ze mnię przebaczenie milionom dla rrilion w
Zostałam tancerką znaną jako Sonia Rosjanka I życz|iwe oblicze narodu
Na całych paryskich bulwarach, Jaśnieje sprawiedliwością i prawdą'
Najpierw kochanka przeriżnych hrabi w i książąt, To ja, Anna Rut.ledge, śpię tutaj pod zielskiem,
P źniej biednych artyst w i poet6w. Za życia ukochana ,Ąbrahama Lincolna,
Czterdzieści Lat passće. Ruszyłam do .Nowego Jorku Zaś|ubiooa mu nie paprzez związek,
I rra statku poznałam starego Patricka Hammera. A poprzez roz|ączenie.
,Rurniany, czerstwy mimo sześćdziesiątki, Kwitnij zawsze, o Ropubliko,
Wracał s'przedawszy statek pełen bydła Z proch,6wmoich piersi!
W niernieckim midcie }Iamburg.
Mźchal Sprusź łhi
Zabra| mnie do Spoon River i żyliśmytutaj
Dwadzieścia lat - sądzono, że jesteśmymałżeristwem!
Ten dąb opodal mnie to ulubioue miejsce
Niebieskich sć,jek świergocącychcały dzieri.
Czemaż by nie? Nawet moje prochy się śmieją
MyśIąc o humoresce nazywanej życiem.

Mźchat Sprasilóshi

136 t37
ALBERT SCHIRDING SEXMITH, DENTYSTA

Czy myś|isz,że hymny i kazania,


Jonas Keene narzekał na sw6j los,
Bo żad,nez dziect nie udalo mu się. i dzwony koście,lne,i krew
Lecz ja wiem o dotltliwszym doświadczeniu losu: starc6w, krew dzieci umęczonych za prawdę,
Być niczym, gdy twe dzieci to szczęściarze. kt6rą ujrzeli oczami rozjaśnionymi wiarą w Boga,
Bo ja sobie plemię orł6w wychowałem; źe to one przemienily świat?
odleciały cra koniec, zostawiając mnie, Czy myś|isz,że śpiewanoby hymn wojenny Republiki,
Wronę na opustoszałejgalęzi. gdyby handel niewolnikami wziął' g6rę nad zwycięskim
Potem, aby mieć tyt'uł przed nazwiskiem Idolarem,
I tak zdobyć sobie podziw dzieci, a rrie Whitneyowskie łuszczarki bawełny,
Kandydowałem na Kuratora Szk6ł w Hrabstwie, para, walcownie i że|azo,i telegraf,
Wy'dając na to oszczędlroścido grosza _ i padłem. i wolna praca białych robotnik w?
Tej jesieni, w Paryża, c6rka 'dostałapierwszą nagrodę Czy myś|isz,że Daisy Fraser
Za obraz zatytułowany:.Stary Młyn. bylaby bez dachu nad głową,
(Ten wodny młynok Henry'ego Wilkina, nim go gdyby fabryka konserw nie polknęła jej domku i pola?
A czy myślisz, że bar Johnnie'ego Taylora
[przerobił na parę.)
Dobilo mnie lpoczucie,że nie jestem jej wart. [i knajpa Burcharda
byłyby zamknięte, gdyby grosze tracone na trunki
Jerzy Nźcmojoulłź nie przeszły, dzięki prohibicji, do kieszeni Rhodesa,
zwiększając sptzedaż butÓw, kołder,
dziecięcych płaszczyk w i kołysek?
C6ż, prawda moralna jest dziurawym zębem,
i trzeba ją plombować złotem.
JanPtokop

r38 139
PERCY BYSSHE SHELLEY TENNESSEE CLAFLIN SHOPE

MÓj ojciec, właścicielruchomego warsztatu, Bylem pośmiewiskiemw miasteczlcu


Zbi| majątek podkuwając konie gł wnie dla ludzi o zdrowyn rozsądku _ tak sami
I wysłał mnie na Uniwersytet w Montrealu. [m6wią o sobie,
Wałkoniłem się tam, a wr ciwszy do .domu także dla uczonych jak wielebrry Peet, kt6rv znał grekę
Wł czyłem się po polach z Bertem Kesslerem r wnie biegle jak angielski.
Polując na przęi rki i bekasy. Bowiem miast dyskutować o zniesieniu cel,
Na jeziorze Thompsona cyngiel mojej fuzji lub głosić jakąś formę baptyzmu,
ZaczepiŁ o burtę łodzi miast wierzyć w skuteczność
I kula rozerwala mi serce. ,przeskakir'vania przez szcze|iny, wybierania igieł we
Kochający ojciec wzni sł nade mną marmurową [właściwysposÓb
'lub patrzenia na księżyc przez
Ikolumnę' Prawe ramię,
Na ktćrej stoi figura kobiety lub leczenia reumatyzmu niebieskim szkiełkiem,
Dłuta włoskiego artysty. ja broniłem surverennościmego ducha.
Powiadają, że popioly mojego imiennika Zanim jeszcze Mary Baker G. Eddy odkryła
Rozsypano wok6l piramidy Caiusa Cestiusa, to, co nazwał'a wiedzą,
Gdzieśrrieda.lekoRzymu. ja opanowałem Bhagavad Gitę
i uleczyłem swą duszę, złnim jeszcze Mary
Michąl Słrusi shi zaczęł'aleczyć cia|a poprzez dusze -
pokÓj wszystkim światom!

lan Prokop

140 l4l
AMOS SIBLEY PANI SIBLEY

Ani charakter, ani mętwo, ani cierpliwość, Tajemnica gwiazd - grawitacja.


Kt6re mi wieśprzypisywa|a za to, że z żoną Tajemnica ziemi _ skał pokłady.
Wy,trzymywałem, mÓwiąc dalej kazania, Tajemnica gleby _ przyjąć ziarno.
Do czego wybrał mnie B6g, nie były moimi cechami. Tajemnica ziarna - zarodek.
Nienawi.dziłem toj megiery, tej wydry. Tajemnica mężczyzny _ siewca.
Wiedziałem o jej cudzol stwach wszystkich bez wyjatku. Tajemnica kobiety - gleba.
I c6ż z tego? Gdybym się rozwi6.dł, Moja tajemnica: pod kopczykiem, nigdy jej nie
Nie m głbym być dalej pastorem. [odkryjesz.
Dlatego, aby pchać dzieło Boże i dać mu owocować,
Wytrzyma|em z nią! Michal Sptułi ski

Tak sobie samemu łgałem!


Tak łgalem naszemu Spoorr River!
A przecieżprÓbowałem wykład6w, kandydowałem do Izby,
Reklamowałem książki z tą jedną myślą:
Zbiję w ten spos b pieniądze, rozwiodę się!

Jerzy Nźenojoa,shi

113
CONRAD SIEVER WALTER SIMMONS

Nie w tamtym jałowym ogrodzie, Rodzice myśleli, ż,ezostanę


Gdzie ciała w trawę się zmieniają _ Tak sławny jak Edison albo slawniejszy nawet:
Kt rej rrie tknie żadne stado _ Gdyż jako chlopiec robiłem balony,
W wieczrrą zielonośćbez owocÓrł'. Śmigłe latawce, cacka mechaniczne,
Nie tam, gdzie na cienistych ścieżkach Lokomotywki, piękne pętle tor6w
.Płonnesłychać westchnienia, I telefony z puszek i ze sznurkÓw.
Gdzie śniąsię płonne sny Grałem na trąbce i malowałem,
o bliskiej więzi ze zmarłymi _ Rzeźbiłem w glinie i grywalem rolę
Lecz fittaj, pod jabłonią, Łotra w Miesza cu'
Kt6rą kochałem, strzegłem,przycinałem ożeniłem się mając ]at dwadzieściajeden.
fylastymi rękami Trzeba było z czegu żyć, więc, aby żyć,
Przez .długie,długie lata; Nauczyłem się robić zegarki
Tutaj, pod korzeniami toj p lnocnej czaty I prowadziłem sklep z hiiuterią,
Wejść w chemiczną przemianę, w krąg życia, Rozmyślając, rozmyśIając,rozmyślając
Stać się glebą, drzewa ciałem, Nie o interesach, lecz o parowozie,
Stać się irywymi ęitafiami O sposobie jego konstmkcji.
Coraz czerwieószych jabłek! Cate Spoon River patrzyło i czekało,
Aby ujrzeć go w ruchu, lecz nie ruszyl nigdy.
Michal SPrusiishi Niekt re zacne dusze wierzyły, że m6j geniusz
Praca w sklepie spętała.
To nie była rawda. Prawda brzmiała tak:.
Miałem rozum zbyt mały.
Michal Sprusititshi

l0 Umarli ze Spoon River r45

{r
DILLARD SISSMAN MARGARET FULLER SLACK

Myszołowy krąźą wolno, Byłabym tak wiolką jak George Eliot,


Szeroko kołują na niebie Gdyby nie przewrotny los.
Zamg|onyrn lekko jakby pyłem dr6g. Spć,jrzcie na fotografię' dzieło Penniwita:
Wiatr płynie ląką, na kt rej 'leźę, Głowa wsparta na dłoni, oczy osadzone głęboko,
I kładzie trawę w 'długie fale' Taki:,e szare i wielce przenikliwe.
M.6j latawiec wisi ponad sferą wiatru, Lecz wyłonił się prastary problem:
A jednak drga co jakiś czas fyć w panieóstwie, rv małżeóstwie, w wolnym związku?
Niby człowiek potrząsający ramionami, Wtedy John Slack, bogaty a,ptekarz, za|ecałsię do mnie,
ogon błyska przez chrvilę, Łudzi|, że czas mieć będę, by pisać powieści'
A potem zwisa bezwładnie. I wyszłam za niego, ośmioro'dzieci urodziłam,
Myszołowy krążą i krąią I nie rr,iałamczasu na oisanie.
Szerokimi kołami, opasując zenit Tak czy owak było już po wszystkim,
Ponad latawcem. Śpią wzg|rza Gdy się ukłułamw rękę
I zagroda biała jak śnieg Czyszcząc dziecinne zabawki
Przeziera przez ziele - w oddali. I umarłam na tęż'ec,ironiczną śmiercią.
Strzegę mego latawca, Słuchajciemnie, ambitne dusze:
Bo cienki księżyc,gdy zapłonieniebawem, Płeć jest przekleóstwem życla|
Zakołysze się niby wahadło zegara
Na jego ogonie. Ivlichal Sprusi shi
Struga płomieni .niby wodny smok
oślepia oczy _
Chwieje mną jak chorągwią!
Michal Sbtusi shi

r{6 r47
sĘDzIA soMMERs
,LOUISE SMITH

Nasze.zaręczyny osiem lat przetrwały, Jak to się stalo, powiedz,


że ja, najuczeiszy z juryst w,
Zerwa| je Herbert, gdy Annabelle wr ciła ja, kt6ry umiałem całego Blackstone'a i Co'ke'a
Z seminarium na wieś.o ranv! prawie na tpamięć,ktÓry wygłosiłem
Gdybym nada| żyć dała miłościku niemu. najwspanialszą mowę kiedykolwiek slyszaoą
{gsłu* wyhodować piękne smutku'Pnączą w trybunale, ja, autor
ofiarując życiu _ ki6z wie? _ *oi kojącą. pisma nagrodzonego przez redakcję ,,Justice Breeze'',
Lecz zamęczylam ją, strułam, jak to się stalo, ,powiedz,
ośIęilam jej oczy, w nienawiśćzmieniłam że |eżę futaj bez napisu' zapomniany,
I zamiast powoju ur6sł bluszcz cmentarnv. gdy Chase Henry, najgorszy 'pijak w mieście,
Moja 'dusza opadła nie mając
- oparcia, ma nagrobek z marmuru zwieóczony urną,
.
S-pJątałysię pędy i zgniły. gdzie natura kaprysem ironii
Nie pozw l.twej woli ogiod.'iki.- być duszy, zasiała kwitnące zielsko?
Gdy brak ci pewności,
Kt6ra z nich mądrzejsza. lan ProhoP

Leszeh Elektorcuicz

149
148
EMILY SPARKS LOIS SPEARS

Chłopczyku m6j, gdzie jesteś, Tu spoczywa cialo Lois SPears,


Gdzie, w jakiej częściświata Z d.oml Lois Fluke, cÓrki Willarda Fluke,
fyje teraz chłopiec naj;bar'dziejkochany w szkole fony Cyrusa Spearsa,
Przeze mnie, nauczyciel.kęo dziewiczym sercu, Matki Myrtle i Virgil SPears,
Kt6re wszystkie .dzieci przyjmowało na własność. Dzieci o jasnych oczach i o krzepkim ciele
Czy go naprawdę zna|am? (Ja urodziłam się ś'lęa).
Czy rzeczywiście miał duszę tak wzniosł'ą, Byłam najszczęśliwsząz kobiet,
Płomienną i żylvą?
Jako matka, żona, gospodyni,
o chłopcze,m6j chłopcze, wciąż modlę się za ciebie Troszcząc się o mych ukochanych
Spędzając na .modlitwie wiele czujnych nocy. I czyriąc m6j dom
Czy pamiątasz list, kt6ry ci wysłałam ogniskiem ładu i szczodrej gościnności:
o pięknie milości Chrystusa? Albowiem szlam Przez Pokoje
A jeśli 'go nawet nie otrzymałeś, I przez ogr6d
Gdziekolwiek teraz jesteś, Z instynktem tak niezawodnYm,
Dbaj o zbawienie duszy. wzroku miały moje palce.
Jakby czułość
oby glinę i muł, z kt rych povlstałeś Ćhwała Panu na wysokościach.
Zdoł'ał'przetopić tw6j ogieó,
Aż staniesz się światłem!... IvIichal SPrtsi shi

Tylko światłem.

Morek Sk:c,arnicki

IJU l5l
ROBERT FULTON TANNER THEODORE, POETA

Gdyby czlowiek m gł ugryźć wielką rękę,


Jako chłopiec, Teodorze, siadywałeśgodzinami
Kt6ra więzi go i 'dusi, nad brzegiem ibłotnistejSpoon River,
Jak mnie ugryzł' szczut, wpadniętymi oczami ś|edzącotw6r jamy, gdzie
Kiedy w żelaznym swym sklepie fzamieszkałsum,
Dęrrronstrowałempułapkę wlasnego pomysłu! czekałeś, aż! wyslną się jego wąsy
Niestety, nigdy nam się nie uda falujące jak źdźb|atrawy, potem grzbiet
Wywrzeć zemsty na życiu, ktÓre jest potworem. barwy szarego kamienia, z głową
Patrz: wchodzisz do pokoju - to pok6j twych urodzin. inkrustowaną oczami czarnymi jak agat.
fyć w nim musisz teraz w udręczeniu ducha. Myślałeś: co on wie, czego 'pragnie, po- co żyje?
Ejże _ oto i przynęta znajduje się tutaj: P źniej twoje oczy zwr6ci|y się ku ludziom
Bogata kobieta, kt rej pragniesz za ż:onę, ukrytym w .norach losu pośrÓd wielkich miast,
Awans, znaczenie, w|adza tego świata. wypatrując, aż ujawni się ich wnętrze.
Lecz cala twoja praca i zdobywcze trudy Ctrćiates ljrzeć, jak żyją i po co żyją,
_ o tak _ to owe ,druty chroniące przynętę.
dlaczego pełzną tak uporczywie
Wdarłeśsię wreszcie ,do środka,by usłyszećkroki: brzegiem piaszczystej drogi w bezwodną porę
To fycle, olbrzyrn wchodzi do pokoju umierającegolata.
(on tylko czekal na chrobot sprężyny)
I przyg|ąda się teraz, jak skubiesz sw6j ser czarowny, lan ProhoP
I wlepia w ciebie oczy płonące' ogrom'ne'
Groźnie kpi, chichocze, natrząsa się z ciebie
Szamoczącegosię w klatce.
Aż' go twa nędza znudzi.
Mareh Shuarnźcki

152 153
ALEKSANDER THROCKMORTON EUGENIA TODD

Miałem w młodościsilne, nieznuźoneskrzydła. Czy ktośz was, przechodnie,


Ale nie znałem wtedy 96r. Miał spr chniały ząb, kt6ry go ciągle nękał?
Z wiekiem g6ry poznałem, Lub b6l w boku, co go nigdy na stałenie opuszczał?
Lecz zużyte skrzydła nie nadąią |uż za myślami. A]bo złoślirvynowotw r rosnący z dnia na dzieri?
Geniusz to wiedza zj'ednoczonaz młodością. Tak że nawet w najgłębszym śnie
Trwał cieó świadomości, fantom myśli
]iItek Shwarnźcki
o zębie' o boku, o raku?
Tak samo miłośćdaremna lub zawiedziona ambicja
AJbo pomyłka w życiu, kt6ra je beznadziejnie
Zamąci|a od początku do koóca,
Będzie jak ząb, jak b6l w boku
Płynęła|przez sny 'wasze w tym śnieostatnim,
Aź wolnośćdoskonała od sPraw tej ziemi
Stanie się waszym udziałem, jakbyścierano
ocknęli się, uleczeni i radzi.

lerzy Nicmojoaski

155
TRAINOR, APTEKARZ
THOMAS TREVELYAN

Tylko chemik orzec może, |ecz i to rrie zawsze.


Co przyniosą związki Ta smutna opowieśću owidiusza
Cieczy lub ciał stałych. o -Itysie, synu Tereusza i Prokne, zabitym
A 'kto rzec może, dla grzesznej miłościTereusza do Filomeli.
Jak kobieta i mężczyzna wpłyną Jego ciało podane na uczcie ojcu przez Prokne
Jedno na drugi'e, jakie urodzi się .dziecko? i gniew Tereusza ścigającywyrodną matkę,
Był tutaj Benjamin Pantier z mał'żonką, aż bogowie uczy'nili Filomelę slowikiem,
Dobrzy sami w sobie, źli dla siebie nawzajem: lutnią wstającego miesiąca, zaśProkne jask6łką!
On tlen, ona wod6r, o bohaterowie i poeci starożytnej Hellady,
Ich syn _ niszczycielski ogieó. przynosicie w zapieczętowanychkadzielnicach sny
Ja, Trainor, aptekarz, mieszacz chemikali w. [i mądrość,
Z Vbity podczas eksperymentu, i wonnościbez ceny, odurzające do dziś,
fy|em w samotności. tchrrienie ich orzeźwia i otwiera dusze!
Jakże piłem ich słodycz tu, w Spoon River!
liIichal Sprusi shź otwierając kadzielnicę i poznając,
że my wszyscy zabijamy dzieci miłościi wszyscy
w nieświadomości poźeramy ich ciała;
i wszyscy zmieniamy się w śpiewakw,
choć raz w życiu, lub zmieniamy się w jask6łki'
co krzyczą wśr6dchłodnych wiatr w i wirujących
[liścijesieni.

Jan ProkoP

r56

Fl
GEORGE TRIIUBLE HILDRUP TUBBS

Czy pamiętacie, jak stałem na stopniach sądu Dwa tazy wstępowałemw b6j dla dobra ludu,
I przemawiałem propagując ograniczenie podatk w? najpierw opuściłemswą partię, rozwijając sztandar
A potem, gdy Peerless Leader przegrał pierwszą swą niezależnościw imię reform, i poniosłem klęskę.
Iwalkę, Potem użyłemrnej zbuntowanej mocy,
Czy ,pamiętacie,jak ja zaczął'emwa|czyć o prohibicję by zdobyć chorągiew dawnej swojej partii _
I rozwinąłemswą 'działalność w Kościele? i zdobyłem, |ecz zn6w rponiosłemklęskę.
Wszystko to przez żonę, opuszczony,przez wszystkich' zgorzkniały,
KtÓra o'dmalowałami obraz lnoralnego upadku szukałempociechy w złocie
oczekującegomnie, jeśIiinnych nie uszczęśliwięswą cnotą. i uźyłemresztek siły,
To ona mnie zgubiła: by wgryźć się jak żuk grabarz
Bo radykałowieprzestali mi wierzyć, w gnijącego trupa
A konserwatyści nigdy nie byli mnie .pewni - Rhodesowego Banku
Spoczywam tutaj, nie opłakiwany przez nikogo. jako zarządca masy upadłościowej.
odwr cono się ode mnie ze wstrętem,
MąrłIl Shilarnil hi włosy mo.ie zbielaly,
sine namiętnościstraciły barwę,
a tytoh i whisky smak.
Wiele lat śmierćomijała m'nie,
jak omija rvieprza.

lan Prohop

158 159
FRANCIS TURNER "BUDRYS" \MELDY

Kiedym się trawr cił i chciał ustatkować,


Będąc dzieckiem Dali mi Pracę w fabryce konserw
Nie moglem biegać ani grać z chłopcami. I co dziefi rano musiałem w podw rzu
Będąc dorosłym Napełniać cysternę benzyną,
Mogłem tylko popijać z kubka. Co do pa1nik6w na halach płynęła
Nig'dy Pić _ Do zespawania że|aza.
To szkarlatyna zniszczyła mi serce. Ustawiałem zatem koślawądrabinę
Leżę teruz tuiaj Wynosząc w 96rę wiadra pełne pły,nu.
Ciesząc się sekretem, kt6ry zna wyłącznie Maria: Pewnego dnia rano, gdym lał z g6ry ropę,
W akacjowym parku, Powietrze zamarło i jakby spęczniało,
Gdzie rosną drzęwa katal,py i wino oplata altany Zrzacory na d6l wybuchem cysterny
Isłodyczą. Spadłem z połamanymi nogami,
Pewnego popoludnia - był czerwiec _ A oczy moje spaliły się skwiercząc jakby na
Szedlem obok Marii
Ipatelni.
Całując ją ustami mojej duszy... Ktoś bowiem zostawił palnik nie zgaszony
Wtedy z nich uleciała... I ogieri do cysterny podpełzł.
Sędzia oibwodowy orzekł, że winowajca,
Matek Skoornicki
Ktokolwiek to był, koleżką był moim,
Więc syn star'egoRhodesa nie musi mi płacić.
Ja zaśw roli świadkastałem,niewidomy,
Jak 6w Jack Rzępoła, raz Po raz bąkając:
,'Przecież nie znałem g.o wcale.''
LeszehElehtotouicz

I I Umarli ze Spoon River


160
Mylili się. Nie o to szlo. Nie'
Chciałam krzyczeć:
ELSA WERTMAN M6j synu! M6j synu!

Michal Sptusź ski

Byłam c6rką niemieckiego wieśniaka,


Niebieskooką, rumianą, krzepką i wesołą.
Najpierw pracowałam u Thomasa .Greene'a.
Raz, latem, kiedy jej nie było w domu,
Wśliznąłsię do kuchni, schwycil mnie
Mocno w ramiona i całowałpo szyi.
odwracałam głowę. Potem każ,dez nas
IJdawało, że nie wie, co się przydarzyło.
Płakałam myśląc,co stanie się ze mną.
Płakałam,gdy tajemnica zaczę|a być jawna.
Kt regos drria pani Greene rzek|a, że rozumie
I nie chce, bym miała kłopoty,
A ,źejest bezdzietna, więc dziecko adoptuje.
(on zapisał jej farmę, by tylko mi|cza|a.)
Więc nie wychodziła z domu i rozpuszczaławieści,
fe to się właśniemiało jej wy'datzyć.
Wszystko szło dobrze i dziecko się urodziło.
Jakże byli dla mnie życzliwi!
.Wertmana
Potem wyszłam za Gusa i minęły lata.
Lecz gdy na wiecach siedzący obok myśleli,
fe p,|aczę zachwycona elokwencją Hamiltona
fGreene'a -

162

' 'lf.
Mylili się. Nie o to szło. Nie.
Chciałam krzyczeć..
ELSA rvl/ERTMAN M6j synu! M6j synu!

Michal SPtusbiski

Byłam c6rką niemieckiego wieśniaka,


Niebieskooką, rumianą, krzepką i wesołą.
Najpierw pracowałam u Thomasa .Greene'a.
Raz, latem, kiedy jej nie bylo w domu,
Wśliznąłsię do kuchni, schwycił mnie
Mocno w ramiona i całowałpo szyi.
odwracałam głowę. Potem każde z nas
IJdawało, że nie wie, co się przydarzy|o.
Płakałam myśląc,co stanie się ze mną.
Płakałam,gdy tajemnica zaczę|a być jawna.
Kt regośdrria pani Greene rzek|a, że rozum7e
I nie chce, bym miała kłopoty,
A 'źejest bezdzietna, więc dziecko adorptuje.
(on zapisał jej farmę, by tylko milczała.)
Więc nie wychodziła z domu i rozpuszczaławieści,
fe to się właśniemiało jej wy,darzyć.
Wszystko szło dobrze i dziecko się urodziło.
Jakże byJi dla mnie życz|iwi!
Potem wyszłam za Gusa Wertmana i minęły lata.
Lecz gdy na wiecach siedzący obok myśleli,
fe p|aczę zachwycona elokwencją Hamiltona
[Greene'a -

r62 163

I i*.
.eI
Przy ujściu miasteczkowych ściea6w,
Przy usypiskach śmiecii od.padk w
Kryjących dzieciob jstwa i zbrodnie.
REDAKTOR WHEDON
Leszeh Elek,oroaicz

M6c z kaźdej strony każ'dą ująć sprawę'


Po każdej ,byćstronie, być wszystkim i niczym za długo;
Przeinaczać prawdę, ujeżdżaćją do woli,
Naginać wielkie uczucia, namiętnościlu.dzkie
W służbiechytrym celom, sprawom niegodziwym,
Nosić maskę na hłarzy jak greccy aktorzy _
osiem stron twej gazety _ za kt6rą się kryjesz
Wrzeszcząc przez megaf.on najgrubszego druku:
,,Jam to jest, ja, gigant."
A przy tym tch rzliwy wieśćżywot z|odzieja
Pełen trucizny sł6w anonimowych
Powstałych w twojej duszy kr,etowiskach.
Babrając się w brudzie skandale taić za zapł'atą
I odgrzebywać je dla czyjejśzemsty,
Kupczyć dowodami winy
Niszcząc dobre imię lub życie, gdy trzeba
Zwyciężyć za wsze|ką cenę, lecz nie własnym.kosztem,
Szczycić się demoniczną wł'ad'ząwbrew cywilizacji.
Jak szaleniec nieletni, co kłodą na szynach
Wykoleja ekspres.
Być wydawcą jak ja'
A potem treżećptzy rzece,
165
- w pieśni,w tzeczy.wzniosłej,
Ja,k duch Byrona
śam pokąsal siebie jak torturorvany wąż.
Terai osądźmnie, świecie!
HARMON \{HITNAY
Mareh Shaatnicki

Iskra gasnąca w Spoon River


Z 'da|a od światełi huku wielkich miast,
Człowiek zniszczony alkoholem, nędzarz,
Kochanek kobiety, kt6rą wziąłem z samoPoniżenia,
By ukryć zranioną dumę.
oto ja - czlowiek wykształcony, znający wiele język6w,
Wtarty w kurz sali sądowej.
Ze wstrętem oskarżonyprzez miasteczko p6łgł6wk6w.
t'achmaniarz na śmietniku szyderstwa i złości,
Niegdyś wybraniec losu, kt6ry tępym gapiom
Deklamolvał wiersze zapamiętane ze zł.otychswoich lat
Lub rozśmiesza|ich błyskiem .plugawego źartu,
Kiedy postawili w6dkę, by podniecić m6j stępiały m6zg.
o' być sądzonym przez ciebie, Spoon River _
Gdy w duszy ze wstrętem wyparłem się ciebie,
Pokryty gnijącymi ranami miłoścido żony,
KtÓra je zada|a twardym, zimnym i bezlitosnym sercem.
A przecież najmni.ejsze 'dotknięcie jej ręki
W każdej chwili mogło mnie wyleczyć z tyfusu,
Przyw|eczonego z dżung|i życia, gdzie już wielu zginęło'
'fak
ciężko znieśćświadomość, że duch rn6j nie m6gł się
Iodrodzić,
167
160

II
I
I
ARLO WILL WILLIAM I EMILY

Czy kiedyś aligatora,


-tvid,zia|eś
Kiedy wype|za na światł"o z mulu Podobna jest śmierć
niewidz'ącopod pełnym jasnościpoludniem? Do miłościsamej!
Isu'li.się
uzy wtdzlaleśkonie w stajni nocą? Bo pomyśl _ związa|a cię z kirnśnamiętność,
Drżą i cofa.ją się na wido-k latarni. far mlodego uczucia.
Czy wędrowaleśkiedyśw ciemności, Lecz po latach spędzonych razem
Ą sdr nieznane drzwi przed, tobą otwarto, Poczułeś,że ogieó r,rzy'1asa,
Czy nie zda|o ci się, źe.stoisz* s.i.tl..ty'ięcy Przycicha w was obojgu,
świec
Subtelnego wosku? Powoli, delikatnie omdlewa.
Gdy szedłeśz wiatrem w uszach.
W jasnym słonecznymblasku, Jak wtedy, gdy z|ączeni uściskiem
Zasypialiście w swym pokoju.
9'y TugĘ nie zapaiał'się rvewnętrznynr, przepychem? oto potęga związk|w pomiędzy duszami,
Po wielekroć wyjdziesz z nlułu, Ta sama co w milości!
Wiele ujrzysz świetlistychdrzwi,
Przejdziesz wiele p6l ihrvaly, Mąreh Skaarnicki
Rozpryskując stopinli jasny. przepych ciszy
JaK swlezo spad|y śnieg-
Przemierzysz ziemię, o ty, mocny duchu,
I rnrezltczone niebiosa
Aż po ostatni płomieó!

Lfichat Sprusitishi

168
169
Na morze, gdzie młody Kolumb śnilnowe światy,
Zwail, co ti wyrzeźbiono: ,,Contessa Naaigato
DORA WILLIAMS Implora eterna quiete."
Michat Sfuushiski

Kiedy Reuben Pantier uciekł i mnie porzucił,


Przyby|am do Sprilrgfield. Tam spotkałam pijaka,
Kt remu wlaśnie zmar|y ojciec zostawił fortunę.
ożenił się ze mną po pijanemu. Miałam ża|osn'eżycie.
Rok minął i 'dziefr, kiedy go znaleźltimartwego.
Uczynił mnie bogatą. Ruszyłam do Chicago.
I tarn się zesz|am z Tylerem Rountree, łajdakiem.
Przeniosłam się do Nowego Jorku. .Siwowłosybogacz
Zwariował' na moim punkcie _ więc nowa fortuna.
Zmar| 'pewnej nocy _ pomyślcie_ dosłownie w mych
Iramionach.
(od tego czasu wciąż widziałam jego siną twarz.)
o mało nie wybuchł ska^ndal.W wczas wyruszyłam
Dalej, do Paryżn. Byłam już kobietą
Podstępną, chytrą, znającą życie i bogactwo.
M6j słodki apartament 'blisko Champs Elysćes
Stał się miejscem spotkari najriżniejszych ludzi,
Muzyk6w, poet6w, dandys w, artyst w i arystokratÓw,
Słyszećmogleśfrancuski, niemiecki, włoski i angielski.
Poślubiłamhrabiego Navigato, rodem z Genui.
Zamieszkaliśmyw Rzymie. otruł mnie, pewna jestem.
Teraz w Campo Santo, nie bacząc

170 l7l
Były wychowywane przez Magistrat, przyp.uśćmy,
[na iakiejśfarmie,
MRS WILLIAMS gdyby rodzicom dano swobodę
I.W.
miłościi zabawie, zmiany partner w, skoro
[tego zechcą,
Czy sądzicia że wtedy Spoon River
Byłoby mniej moralne?
Muek Shc,arnicki

Byłam modystką,
Plotkowano o mnie,
Matką Dory,
Kt rej nagłe zniknięcie
Przypisano skutkom wychowania.
oczyma wrażliwymi na piękno
Duźo potrafiłam dostrzec.
Nie tylko wstąźki,
Zapinki i pi6ra,
Kapelusze ze słomki i filcu
osłaniające słodkie twatze,
Włosy ciemne i z|ote.
Powiem tylko jedno
I o coś zapytamz
Zł'od'ziejki męż,6w
Stroją się w pudry, świecidełka
I modne kapelusze.
Tak samo stroją się żony'
Kapelusze mogą więc stać się przyczyną rozwodu
Lub mu zapobiec.
Zatem pozw lcie, że spytam:
Gdyby wszystkie dzieci urodzone w Spoon River

172 1i3
Aż przysz|a godzina ataku w tyralierze -
Przez dymiące bagna pobiegłem za sztandarem
HARRY WILMANS I padlem krzycząc z przestrze|onym brzuchem.
Teraz jest sztandar nade mną w Spoon River!
Sztandar! Sztandar!
Michal Eptusi shź

Sko/rczyłemwlaśnie dwadzieściajeden lat,


Gdy Henry Phipps, kierownik szk lki niedzielnej,
Przemawiał w sali operowej Bindle'a:
,,Cześćsztandaru trzeba obronić,
Czy godzi w nią barbarzyóskie plemię Tagalog w,
Czy też największa potęga Europy.''
Zgotowaliśmy owację jego słowom
I sztandarowi, kt rym machał m6wiąc.
Poszedłemna wojnę wbrew woli ojca
I wić'dł mnie sztandar, aż go ujrzałem
Nad naszym obozem na ryźowych polach Manilli,
I wszyscy długo wiwatowaliśmy na jego cześć'
Lecz tam były muchy i jadowite gady,
Zab jcza woda,
Morderczy upał,
Ivldlące, cuchnące jedzenie;
I smr6d okop w wpełzal do rramiot w
Z rowu służącegoza latrynę;
I były kurwy zarażone syfem,
ohydne czyny popełniane razem lub samotnie,
Gwałt, odraza i upodlenie,
I dnie odrazy, i przerażenia noce,

t74 t75
ZENAS WITT PERRY ZOLL

Dzięki wam, przyjacie|e z Miejskiego


rzystwa Naukowego'
Miałem ]at szesnaściei najstraszliwsze sny,
Za ten skromny piu.ko#.*u
Migotanie w oczach, nerwowe osłabienie.
I niewielką płytę z brązu.
I nie mogłem tak jak Frank Drummer
Dwakroć chciałempowiększyć wasze zacne grono
Zapamiętać czytanych książek strona za stroną.
I spotykalem się z odmową.
Czułem słabość w krzyżach i wciąż się trapiłem, A przecież,gdy moja broszura
Byłem sPeszony i jąkałem lekcje,
o inteligencji roślin
A gdy przerwałem, .rvtedyuciekało mi z g|owy
Zaczę|a budzić zainteresowanie,
Wszystko, czegokolwiek uczyłem się przedtem.
Glos więcej _ a byłbym przyjęty.
Tak, widziałem anonsy doktora Weese'a Potem roslem w slawę i zbędne mi byly
I wyczytał'emtam wszystko, napisane
Wasza uwaga i wasze uznanie.
Tak, jak gdyby to było o mnie
I o mych snach, 'przed kt rymi nie miałem obrony. Jednak nie odrzucam tego nagrobka
Zatem wiedziałem już, że wcześnieśmierćjest mi pisana, Wiedząc, że gdybym to uczynił,
I zadręcza|em się, aż zaczął'emkaszleć, Ująłbym wam splendoru.
I wtedy sny zniknęły.
Michal Sprusi thź
I w wczas zasnąłemsnem bez majak w
Tutaj, na wzg|rzu nadrzecznym.

Michol SPntsi ski

You might also like