You are on page 1of 56

CYKLOP

DRAMAT
DRAMAT EURYPIDESA.

PRZEKŁAD

^/ęCLEW TKlEpO.

POZNAŃ.
J^ A K Ł A D E M . B IB L IO T E K I K Ó R N IC K IE J.
fc*01
aj

Y«oE>c

Biblioteka Narodowa
Warszawa

30001018493663

zm 5 K ^i'iHo/0u0
WSTĘP.

N iniejszy d ram at je s t tak zw anym dram atem satyrow ym . P ierw o tn ie


trag ed y a, ja k uczy sam a nazw a rp a y tp d ia , b y ła nie śpiew em w ykonyw anym
w ok o ło ofiary z try k a, lecz śpiew em k ozłów t. j. satyrów . T p d y o t bow iem
zo w ia się p o d łu g S w idasa S atyrow ie d la uszu k o źlich .1) H isto ry a też uczy
n as, że p rzed w łaściw a tragedya d ram at satyrow y b y ł pielęgnow any i w y­
k sz ta łc o n y . P rz e d czasami E schylosa a w części rów ocześnie z nim jako
au to ro w ie dram atów satyrow ych sły n ę li P ra ty n as i C h o jry lo s.2) Z apew ne
1 raty n as p ierw o tn y dytyram b, t. j. m elodram at, skła d ający się z sam ych śpie­
w ów , zam ienił w rzeczyw isty dram at. A to li w jego dram acie jeszcze S atyro­
w ie chór stanow ili. N a s tę p n ie dopiero zaszła ta tćż zm ian a, że m iejsce chóru
S aty ró w zajęły in n e chóry — i w ta k i sposób p ow stała w łaściw a trag ed y a.3)
A ż e b y uroczystości D yonizosow ej nie odbierać jej przyw ileju, t. j., chóru zło­
żonego z Satyrów , i ażeby oraz słuchaczom pozw olić w ytchnąć i rozw eselić
um ysły po sm utnych trag ed y ach , zatrzym ano d ram at satyrow y na k o n k lu zy ą
tetralo g ii. Z tego atoli p rzepisu n aw et, czyli zw yczaju chciał otrząść się E u ry ­
pides. W ie m y bow iem i to, że m niej d alek o dram atów satyrow ych ułożył niż
E sch y lo s i S o fo k le s, ja k o też i to, że go w yrugow ał z m iejsca zajm ow anego
w tetralo g ii, staw iając w jego m iejsce d ram ata, ja k n. p. A lcestę, O restesa i i.
O prócz ch ó ru S atyrów w ystępow ali w dram acie satyrow ym jak o osoby sceni­
czne : o lb rzy m o w ie, niegodziw cy, bluźniercy, w ichrzyciele, potw ory. D ow odzą

GÓ Topoę — T tT upoę , koziel. Aeschyl. Prometh. 7topxasuę: T pdyoę y£ —


ustou dpa TtSwd-y^GSię GU ye. Plutarch., de utilitate ex hostibus capienda p, 86 F. Tou ds
oo.zupou, to ftdp, thę 7Cpd)Tov w yftrj. fiouJ.opśuou (ptJ.rjaai xal ~spij3aXstu,
llpop.ry ~oę cet. Eustachius p . 4 1 5 , 7 . — Etymol. Magn. ort ol yopsUTO.l r d ę xó—
p.aę d u śn .rx.au Gyyjp.a Tpdycou tj.ip.oup.suoc. Pollux On. IV. u 8 — 2) Suidas v. J lp a -
Tturję. ) Która nie miała żadnej łączności z Dyonizosem i jego obrządkiem, z czego wy­
wiązało się przysłowie: oudku ~ pbę r du Alóuuoou. Suidas: to T.póadsu s ię tÓu A ló -
uugou ypd tp o u T sę r ouTocę ryyojutOjUTO, dr.sp xal Zaropixd i/ś y s T o , uozspou
oh p.szafjd.uTsę s ię to Tpaywnto.ę y p a y s tu cet.
6

teg o ty tuły dram atów sa tyrow ych jak o to ; C entaur, A n tajo s, C yklop, P ro teu sz,
K e r k y o n , S yzyf, A u to ly k , Synnis, Cyrce, L ik u rg , A m ykos, P rom eteusz i i . 4)
W e w ielkiej też liczbie dram atów satyrow ych b o haterem głów nym b ył H e ra ­
k le s , staczający w alki z olbrzym am i A n ta jo s e m , B usyrysem , A m y k o se m , lub
id ący w zapasy z po tw o ram i dem o n iczn y m i, n. p. z Cerberosem . — J a k a ż
w iec b y ła m oralna ten d en cy a ty ch u tw orów ? W jakim celu przedstaw iano
n a scenie zbrodnicze czyny ow ych ziem iorodów lub synów N e p tu n a — i za­
pasy H e rk u le s a , T ezeusza i innych b o h ateró w ? O tóż, dw ie ty lk o są cnoty,
d o b ro ć i s iła , i dw ie niecnoty czyli n ie p ra w o śc i: złość i słabość. O lbrzym o-
w ie ow i m ają siłę bez d o b ro ci; satyrow ie zaś są istotam i dobrodusznem i,
k tó re n ikom u w dro g ę nie w chodzą, chętnie zażyw ają rozkoszy życia, lecz
lgnąc do nich ja k b y d lę ta , nie znają nic przedniejszego nad w ino i m iłostki
(res venereae) i są tchórzam i, rządząc się zasadą lu b in sty n k tem ; czyli innem i
słow y, nie posiadają siły m oralnej i nie p anują nad sobą. Z tem w szystkiem
n ie są to istoty pogardliw e. S atyrow ie bow iem są d o w c ip n i, zawsze w eseli
i w d o brym h u m o rz e , są naw et filozofam i, o ile z sam ow iedzą u ganiają się
za tem , co spraw ia przyjem ności, u n ik ają nieprzyjem ności. W a lk i i znojne trudy
b o h ateró w pobudzają ich do złośliw ego uśm iechu, bo narażanie się na takie n ie­
bezp ieczeństw a poczytują im za głu p o tę czyli nierozum : patrzą je d n a k z lubością
n a ich bitw y, na ich kułakow anie s ię ; junaczą ch ę tn ie , lecz w olą cudzą skórę,
nie sw oje w ystaw iać na sztych. S ło w em , są to stw orzenia, z którem i b o h ater
chętnie zabija godzinę czasu na pogadance, k tórych żarty sw aw olne go b a w ią : są
to p ierw ow zory pasożytów i błaznów , bez k tó ry ch m agnaci obejść się nie um ieją,
ja k bez pieśni b ohaterskiej w chw ilach pow ażnego, podniosłego nastroju.
A ojczulek zacny Satyrów , S ylen, ów s'arzec łysy i pękaty: ów n ieprzebrany
sk arb iec m ądrych przypow ieści, b y ł zaiste godnym pedagogiem b o g a , k tó ry ,
ja k w iem y z B achantek, lu d zi z ucisku i dusznej atm osfery sto su n k ó w społe-
czeńskich w y b a w ia , k tó ry ich z nudoty i z m izeryi sk rępow anego praw am i
i m ieniem życia na chw ilkę w ydziera i pogrąża w błogości. S atyrow ie i Sy-

3) Wyprowadzić wniosek ten, że takie osoby występowały w dramatach satyrowych


choćby nawet tytuły przytoczone nie były zachowały się, możnaby z tego, co w sposób opa­
czny późny kompilator Zenobios w przysłowiach V, 46, tłumacząc przysł. obdsv TtpÓC Tu>
Auwuaov powiada. Pisze on ta k : ru>v yo p w o ć ę dpyrję slblfjp.św jy 3tdÓpap.j3oo
ądsc; s ię rd> ńtÓM>j(Tov ot notrjTai u arspoo Łxj3d>rsę rrjv a w r jd sta v raurrpx
Ai’a vra q (Bent. liy a ^ r a ę ) xal h sxrau pou q ypdcpsix ix sy stp u x , oftev oi t is w -
p.s'xoi crxu)7ZTo'xrsę s ls y o v obdkv ~ pbę rbv Acdxuaov. A id you'x to 'jto ro b ę
A a r 6p o>ję u arspov sdoĘsy ad ro tę Tzpoastadysix, iva p p doxStow zm'/.oy // d vs a d a 1
rob d so b . Oczywiście ma to znaczyć, że późniejsi poeci w miejsce olbrzymów, gigantów'
i centaurów, postawili innych bohaterów i zarazem chór satyrów zamienili na inne chóry; aby
jednak boga nieukrzywdzić, zatrzymali dramat satyrowy i przeznaczyli mu ostatnie miejsce
w tetralogii. — A n t a i o s olbrzym w Licyi, zabity przez Heraklesa (Apollod. 2, 5, u . ) K e r­
k y o n , rozbójnik i tyran w Eleuzys, pokonany przez Tezeuszal Plut. Thes. n A u t o l y k o s ,
dziad Odyseja, chytry rozbójnik. A m y k u s w Kytynii, wynalazca walki na kułaki (caestus)
pokonany od Polluksa. L i k u r g u s p. wstęp do Bachantek- — P r o t e u s z znany z Homera
Odysei potwór morski, — S y z y f , syn Eolusa, według późniejszego podania ojciec Synona
i Odyseja gwałciciel bluźnierczy, który w piekłach toczy głaz pod górę wiecznie staczający się.
7
lenow ie za nic m ają o św ia tę, p o d o b n ie ja k N im fy, z którem i po górach i la­
sach skacza i zażyw ają rozkoszy m iło ści; z którem i na przem iany — nim fy
w zachw yceniu, a S atyrow ie z nastrożonem i uszami — słu ch ają pieśni, k tó ­
rych uczy B achos w grotach, p ow tarzając je następm e śród radosnych pohu-
tn y w ań i h u lając dzień i noc bez tro sk i o pożyw ienie i odzienie. Bo tćż
z ziemi try sk a d la nich w ino i m le k o , w drzew ach w y d u p n iały ch znajdują
m iód i w lot d o p adają s a re n , których m ięsem surow em się żyw ią a sk ó rą p o ­
k ry w ają. P o d o b n ie ziem iorody: g ig an ci, centaurow ie, cyklopow ie i i. gardzą
o św iatą i lu b ią tru n e k , lecz nie są tak dobroduszni, ta k n iew innie sw aw olni.
P rzeciw n ie do złośliw ych szatanów p o d o b n i jak o bezczelni i niesum ienni roz­
bójnicy, ja k o zu chw ali i chciw i zaborów m ocarze, gardzą porządkiem , w ojują
b o g ó w — i d la tego nienaw istni są u B achosa i u innych bogów i u ludzi.
D la tego B achos w szędzie ich karze i w ytępia. Z p o w odu nad m iarę spoży­
tego w in a L ap ici i C entaurow ie w zajem nie się zab ijają; a sam B achos we
w alce z olbrzym am i, przybraw szy postać lw a, o d p iera R o jto sa , S ylen zaś jak o
g ierm ek stoi ptzy jego b o k u i dźw iga za nim rynsztunek zabitego E nceladosa.
W p o śro d k u pom iędzy tem i istotam i, niesprzyjającem i ośw iacie, stoją b o h ate­
row ie , synow ie b óstw , założyciele p o rząd k u snołeczeńskiego, tępiciele olbrzy­
m ów i p o tw o ró w , rycerscy w ojow nicy w obronie czci bogów i praw lu d z k ic h :
H e ra k le s, T ezeusz i i. Ci b o h atero w ie w ystępują w ięc w dram acie satyrow ym
o b o k sw ych n atu raln y ch antytez czyli antypodów , t. j. satyrów i olbrzym ów ,
w alcząc z tym i, żartując i pijąc z ow ym i. W e w łaściw ej zaś trag ed y i w alczą
ju ż nie z o lbrzym am i i sm o k a m i, jeno z ułom nością życia lu d zk ieg o , z p ie r­
w o ro d n y m grzech em , z przeznaczeniem , z losem . Oczywiście w alce takiej to ­
w arzyszyć ju ż nie m ogli S atyrow ie.
D ram at satyrow y i dytaram b b y ły w ięc u G reków religijnem i w idow i­
skam i i stan o w iły początek b a g e d y i, ja k w now szych czasach z tak zw anych
m ystery ów w yw iązały się d ram at pow ażny i w esoła farsa. J a k zaś m o raln o ­
ści i relig ii nie p rzynosiło to żadnego uszczerbku, że usta dyabelskie w ielbiły
i zachw alały rozw iązłość i bezb o żn o ść, tak też dram atow i satyrow em u nie
n ależy przyganiać dla tego, że w nim S atyrow ie rozw odzili się z pochw ałam i
rozkoszy zm ysłow ych i prow adzili rozw iązłe rozm ow y, lu b że C yklop , w yzna­
w ał zasady m oralności ta k ie , jak ie m iew ają ludzie służący m am onie i że w y­
śm iew ał relig ią jak o głupotę.
Zobaczm y teraz, czy E u ry p id es w utw orze sw oim nie p rzeb rał m iary
i nie zgrzeszył przeciw przepisom staro ży tn y ch estetyków . S atyrów opisyw ać
nazyw a H o r a c y : a g r e s t e s s a t y r o s n u d a r e . M ają w ięc S atyrow ie u k a ­
zać się w swej czystej nagości. N astępnie m ają być S atyrow ie d i c a c e s , t. j.
sk ło n n i do d o w cipów i przekąsów i nie przebierać w słow ach. Ż ąda atoli
H o racy , ażeby p o eta a c e r i n c o l u m i g r a v i t a t e i o c u m t e n t e t t. j. mimo
w szelkiej sw aw oli żartobliw ej nie zrzekał się p ow agi i godności. „ J a k m a.
tro n a tań cu jąca w uroczystość, m a tragedya poruszać się skrom nie i przyzw oicie
pom iędzy satyram i. Ję zy k nie pow inien być także pospolity i gm inny; F a u ­
n o w ie (S aty ro w ie) w bezludnej sam otności nie m ają przem aw iać językiem mo-
tłochu, nie sw aw olić zbyt rozw iąźle, nie dopuszczać się sw aw oli p lugaw ej
i niecnej, Sylen, stróż i wychowawca boga, nie powinien odzywać się jak
niew olnik D avus, a bohaterow ie, występujący w dramatach satyrowych, wy­
strzegać się słów karczemnych i używanych w golarniach. Że Eurypidesow i
udało się zachować miarę we wszystkiem i nie przekroczyć granicy przyzwoi­
tości, pizyzna każdy, kto przeczytał grecki oryginał. (Czy w przekładzie te ­
goż dopięto, oceni czytelnik). Satyrowie Eurypidesa są dosyć nadzy, lecz
nie plugawi ani nieschludni. Jędrnych wyrażeń włożonych im w usta w trzech
miejscach możeby Horacy nawet nie zganił. Dowcip tłusty bowiem o H ele­
nie jest satyrą na niegodną przyczynę wojny trojańskiej ( c u n n u s t e t e r r i -
m a b e l l i c a u s a ) ; komiczny powód do tęsknoty za wolnością oczywiście
zmyślony jest swawolnie, nie praw dziw y; wreszcie pieśń pijacka i nieschlu-
dna, śpiewana Cyklopowi, nie mogła brzmieć inaczej, boć miała dogodzić
właśnie Cyklopowi. — Sylen gra wybornie rolę greckiego pedagoga, t. j.
stróża i mentora panicza młodego, a jest on zarazem chytrym sługą, który
okazując powolność kaprysom i chimerom nieokrzesanego głupiego pana, ma
go w mocy swojej. To też pan polega na nim całkowicie. Słowa Sylena
świętą są praw dą dla Cyklopa; a Sylen sam uczciwszy i sprawiedliwszy niż
Radam antys. Cyklop zaś, wybornie nakreślony, jest nietylko niepow ściągli­
wym żarłokiem i pijakiem, nietylko bezbożnikiem targającym się na zakon
boży i na niebo, ale i głupcem, niezdarą, rubachą nieokrzesanym i dzikim.
Jakże pięknie gnuśnej tępości jego przedrzeźniają się chór i Sylen w scenie
hulackićj. O Odyseju nie ma co mówić. Je st on wszędzie jednaki, tu, w Fi-
loldecie, w H ekabie: chytry, szlachetny, bohaterski. Nie konieczność, ale
honor zniewala go do ukarania Cyklopa.
M usiał naturalnie Eurypides wielkie zmiany zaprowadzić w utworze
dramatycznym i odstąpić od opowieści Homerowej. A kcya sceniczna tego
wymagała. Jakie to zm iany, to wykażemy najlepiej, streszczając utwór E u ry ­
pidesa, bo przypuszczamy, że opowiadanie H om erowe czytelnikom znane.
W Prologu (w. i — 40) występuje Sylen, opisując w żywych i poety­
cznych słowach podróż morską Satyrów, rozbicie się okrętu na brzegach Sy­
cylii i okrutne, dzikie obyczaje mieszkańców tej wyspy. Poważny zaś nastrój
opowiadania okraszony kilku rysami uciesznymi. Starzec oto, który zaiste
bohaterem nie był, chwali się, że walczył przy boku Bachosa we wojnie
z Gigantami i że nawet zabił Enceładosa; lecz ledw ie wypuścił z ust to ju­
nactwo, oprzytomniał i pyta sam siebie „czy mu się to przyśniło?1' A le nie
traci fantazyi i inną czynowi temu towarzyszącą okolicznością stwierdza urojoną
bohaterskość swoje. Kom iczność sytuacyi powiększa oczywiście to jeszcze"
ze ten rycerski zabójca Enceładosa ukazuje się na scenie nie ze straszną dzi­
d ą , lecz z łopatą w ręku, którą musi wyczyścić oborę, zanim synowie jego,
pasący trzody Cyklopa, wrócą z pastwiska do domu. Niebawem też chór Sa­
tyrów, t. j. synów Sylena (w Parodosie, w. 41— 88) w pada na scenę, napędzajac
w śpiewie bukolicznym i nawołując trzodę niechętnie albo zbyt powolnie
wracającą do stajni, poczem rozmyśla nad smutną niedolą swoją w służbie
u Cyklopa, gdzie nie widzi Bromiosa, ani pląsów, ani Bachantek rzeszy.
Śpiew ten wykonywa chór, tańcząc przytem wyuzdanego Sykinnisa. — Stary
Sylen przerywa skoki i śpiewy. Dostrzegł bowiem okręt nad brzegiem i cu­
dzoziemców zbliżających się do jaskini, widocznie celem poszukania żywności
i wody. Żałuje ich tedy, gdyż nie wiedza i nie przeczuw ają, do jak niego­
ścinnego zbliżają się domu i jak okrutny ich czeka gospodarz — ludożerca!
W istocie nadchodzi (w Epejsodion I, w. 89— 34^) Odysej z m ajtkam i, szuka­
jąc żywności, i zdziwiony widokiem Satyrów, opowiada, uszczypliwą uwagą
Sylena scharakteryzowany, że wraca z Troi zdobytej przez Greków i że na
podróży do ojczyzny, do Itaki, nawałnica wyrzuciła go na brzeg ten. Doznał
więc takiegoż losu, jak Satyrow ie, którzy za opowieść jego wywzajemniają
się opisem kraju, okolicy i siedziby, do której przybył i żałują go, że los go
niefortunny rzucił w ręce krwiożerczego człowieka. Dowiedziawszy się w trak­
cie rozmowy, że mieszkańcy kraju tego nie znają daru Bachusowego i żyją
tylko mlekiem, serem i mięsem, Odysej, którem u pilno wrócić do okrętu (aby
nie dostać się w moc Cyklopa, gclyby wrócił z polow ania), prosi, aby mu
sprzedano nieco żywności, za co zapłacić chce nie złotem lecz winem wybor-
nem, które dostał od M arona samego, syna Bachosowego. Sylen, uradowany
gotów za czarę wina dać wszystkie sery i wszystkie trzody Polifem a; zanim
bukłak wina odebrał za dostarczyć się mające żywności, kosztuje go i zale­
dwie połknął haust trunku cudownego, bieży czemprędzej do jaskini, aby w ró­
cić z tern, czego żądano i dostać cały zapas w ręce swoje. Z chwili nieobe­
cności Sylena korzystają Satyrowie, zbliżają się do Odyseja i pytajac się o los
Troi i Heleny, pozwalają sobie plusnąć żartem może nieco za nieschludnym
na owrą zalotnicę przedewszystkiem , ale też i na cały ród niewieści, W chwili
kiedy po powrocie Sylena już targu dobijano, nadchodzi Cyklop. W szystkich
ogarnia strach i przerażenie. N aw et Odysej myśli o ucieczce. W idząc je­
dnak niepodobieństwo, śmiało czoło stawić postanawia potwmrowi. Nakoniec
przychodzi Cyklop i pyta, mruczy, grozi i wymyśla jako pan domu nad cze­
ladzią; Satyrowie strach swój pokrywają dowcipam i, którymi udaje im się
nawet spędzić chmurę groźną z czoła Polifema. W tem potwór dostrzegł cu­
dzoziemców i tuż przy nich zapasy, które mieli z sobą zabrać: jagnięta spętane
witkami i naczynia pełne sera. Przypuszcza oczywiście, że są złodziejami,
a ujrzawszy Sylena twarz czerwoną i nabrzmiałą sąd zi, że wierny ten
sługa w obronie własności pańskiej sponiewierany został. Sylen nie wypro­
wadza go wcale z błędu, lecz przeciwnie utwierdza w zdaniu powziętem;
kiedy opowiadaniem swojem coraz bardziej rozjuszył go Cyklop postanawia na­
koniec pożreć sprawców kradzieży i krzywdy i apetyt swój na mięso ludzkie
tem uzasadnia, że mu się już sprzykrzyła zw ierzyna, że mu się przejadły lwy
i jelenie. Sylen nawet zachęca go do takiej zmiany w pokarmie. N a fałszy­
wą potwarz Sylena odpowiada Odysej opisem nagim i szczerym tego, co po­
między nimi zaszło. Sylen jednak osłabia twierdzenie bohatera w obec Cy­
klopa tem, że się zaklina na wszystko, co mu tylko na myśl przyszło, jako
szczerą prawdę powiedział. W zyw a nawet na świadków własnych synów
swoich. A toli ci, jako ludzie zacni i prawdom ówni, ujmują się za Odysejem
i kłamstwem nazywają opowiadanie ojca. Pokazuje się z tego, że chór w dra­
macie satyrowym podobnie jak w tragedyi stoi zawsze po stronię prawdy
io

i sprawiedliwości. W czasie sporu tego Sylen i jego synowie uciekają się


do przysięgi nader komicznej. Zgadzają się oto, gdyby im można dowieść
fałszu ojciec na to, żeby dzieci jego drogie trupem padły, a synowie na to,
żeby ich ojca śmierć zabrała. Cyklop w obec tak niezgodnych świadectw
i tw ierdzeń, nie waha się długo. Za prawdziwe uznaje to, co usprawie­
dliwia jego żarłoczność dziką Cudzoziemcy, co wpadli mu w rę c e , muszą być
złodziejami, jak twierdzi Sylen, bo chce ich pożreć. Napróżno Odysej, odpowia­
dając na pytania Cyklopa, pow iada, że są Grekami wracającymi z wyprawy
na Troje. Owszem ta okoliczność, że poszli na tę wyprawę z powodu kobiety
i to kobiety grzesznej, przemawia na ich niekorzyść. Jest to jedna przyczyna
wiecej do pożarcia przybyszów. Scenę tę wesołą w ogólności i do śmiechu
pobudzającą upiększył i uszlachetnił poeta przez tkliw ą i zacną prośbę Odyseja.
Blaga oto bohater Polifem a, syna Pozejdona, aby jako G rek, którego ojca
czcza i wielbią Grecy, stawiając mu świątynie i one od zagłady zachowując
miał litość nad ziomkami, i tak już dosyć nieszczęśliwymi; aby szanował bła­
gających o p iek i, nie porywał się na gości i aby lękał się obrazić bogów
i ściągnąć na siebie gniew ich czynem bezbożnym. W ymowniej błagać tru ­
dno; ale wymowa Odyseja odbiła się o głuche uszy. Sylen, grając dalej rolę
pochlebcy, radzi Cyklopowi, zjeść Odyseja całego i niezapomnieć naw et o jego
języku. Tym sposobem bowiem wyjdzie na mówcę doskonałego. T o też
Polifem , jak gdyby już czuł w sobie wenę oratorską, w długiej mowie zbija
wywody Odyseja jeden po drugim , depcąc oraz nogami wszystko, co św:ęte.
Sam sobie on bogiem, nie dba na Zeusa i na całe niebo; szczęśliwy ten. kto
je i pije wedle upodobania i unika wszelkich kłopotów. W końcu ośw iad­
czywszy sarkastycznie Odysejowi, że ma dla niego przygotowane dary gościnne,
t. j. ogień, kocieł i wodę, wzywa go, aby niebawem z majtkami wszedł do jaskini —
i wchodzi do niej sam, — a za nim towarzysze Odyseja. Odysej na chwilkę
pozostawszy w tyle, na scenie, aby w krytycznem swojern położeniu we­
zwać na pomoc Zeusa i P alad ę, następnie także udaje się do mieszkania lu­
dożercy. Ledw ie chór w krótkim Stasimon I (w. 349 ~ 372) był rozwiódł się
nad bezbożną ucztą Cyklopa, aliści w Epejsodwn I I (w. 373—491) Odysej,
wypadłszy z jaskini, opowiada obszernie, w jak okropny sposób Cyklop dwóch
towarzyszów zabił i pożarł. Następnie zawiadamia chór. jak pomścić się za
czyn bezbożny myśli na chciwym wina i nieco napiłym już Cyklopie i we­
zwawszy Satyrów do udziału w wykonaniu mściwego przedsięwzięcia — wraca
do jaskini, bo chociaż z niej wyszedł i mógłby sam ucieczką się ratować, nie
chce przecie towarzyszów zdradzić i wydać na pastwę potworowi. Chór w pier­
wszej chwili w uniesieniu przyrzeka pomoc swoje i gdy Odysej oddalił się,
pełen zapału szlachetnego, układa się z samym sobą, gdzie każdy z ich liczby
ma stanąć i uchwycić pień drzewa, mający posłużyć do wypalenia oka Cy­
klopa. Długo jednak rozprawiać mu o tern nie wolno. Słychać krzyki dzi­
kie Cyklopa z d aleka, a niebawem potćrn wychodzi naw et taczając się z ja­
skini. Stosując się do stanu, w jakim Cyklop się znajduje, śpiewa Chór
w miejsce Stasimon I I pieśń hultajską (w. 492—521) w dwóch wrotkach,
które przedziela w rotka takiejże treści, śpiewana przez samego Cyklopa.
Trzecia wrotka (śpiewana przez chór) zapowiada zagadkowo to, co w krótce
się stanie Mowa tam o pochodni zapalonej dla nowożeńca, o wieńcach
różnokolorow ych, mających ozdobić czoło jego. O dysej, który tymcza­
sem wszystko byl przygotow ał, wychodzi (w Epejsodion I I I w. 5 22—651)
znów z jaskini i odradza Cyklopowi wizytę do braci Cyklopów, kiedy może
sam spijać winko w domu Scena ta żywa, wesoła, dowcipnem postępowa­
niem pijaka Sylena zapraw iona, który to kubek wypija, to napełnia według
reguł sztuki, to znów ucząc, jak zgrabnie i składnie wychylać go należy, sam
wychyla, pod każdym względem wyborna. Oczywiście Cyklopowi ślinki idą
do gęby. To też widząc, że z Sylenem nie ma rady, wzywa O dyseja, który
mu poprzednio zapytany o nazwisko był zmyślił je chytrze (a poszedł tu E u ­
rypides za H om erem ), aby był jego podczaszym. Odysej chętnie podejmuje
się urzędu mu ofiarowanego i wkrótce Cyklopa upaja do tego stopnia, że potw ór
traci przytomność i myśli o spoczynku, który ma z nim dzielić Sylen. P rze­
rażony Sylen chce się wydobyć z uścisków potworu. Daremne są jednak jego
usiłowania, bo i synowie przeciw niemu się spiknęli. Musi więc gwałtem upro­
wadzony pójść wraz z Cyklopem do jaskini. Teraz nadeszła chwila stanowcza.
Odysej zawiadamia chór, że Cyklop zasnął, że głownia przygotow ana, że
zemsta może być wykonana. Pow inni zatem dać pomoc przyrzeczoną uro­
czyście. Satyrowie jednak, aż do tej chwili junacy, wydają się niebawem,
czem są w istocie. Już nie o to umawiają się, kto stanie w pierwszym sze­
regu, lecz o to, jak nie pójść wcale. O wykręty nie trudno. Otoż są zbyt
oddaleni, upadają na nogi, oczy piaskiem czy popiołem napełnione; na co im
zresztą na sztych podawać barki i policzki, kiedy znają klątwę Orfeuszową
ta k dzielną, że z jej pomocą głownię bez przyłożenia rąk wrażą prosto w oko
Cyklopa. Odysej, nie obwijając słów swoich w bawełnę, zowie ich tchórzami
ale zniew ólm y jest ostatecznie przyjąć pom oc, którą dać mogą, zachęcając
i zagrzewając pieśnią towarzyszów podróży, gdyż wespół z nimi myśli doko­
nać przedsięwzięcia. W raca więc niebawem do jaskini, a chór wygłasza k ró ­
tką pieśń zachęty (w. 653—660 , podczas której dokonywa się czyn gwałto­
wny. Ledw ie bowiem chór śpiewać przestał, aliści (Exodos, w. 662— 7 °^)
słychać bolesny krzyk Cyklopa, brzmiący w uszach chóru jakby pean najpię­
kniejszy. Odysej z majtkami wynosi się z jaskini, a za nimi w trop wypada
Cyklop, którego przez dłuższy czas Satyrow ie, pytani o to, gdzie zbie­
dzy się przekryw ają, wodzą za nos, aż nareszcie sam Odysej występuje,
przyznając się do czynu gwałtownego i do nazwiska prawdziwego. U sły­
szawszy nazwisko Odyseja Cyklop poznaje, że się na nim spełniło przezna­
czenie; lecz zapowiada oraz Odysejowi długie tułactwo, czekającego na morzu
z w yroku boskiego. Odysej nie zwraca uwagi na tę przepowiednię i w ybiera­
jąc się z majtkami do okrętu słyszy jeszcze groźbę Cyklopa, że odłamem
skały rzuconym z góry szczytu zgruchoce okręt jego. Zamyka dramat chór
w kilku słow ach, ośw iadczając, że się przyłącza do majtków Odyseja i że
nadal służyć będzie Bachosowi..
OSOBY.

S Y L E N , niegdyś wychowawca Dyonizosa.


C H Ó R S A T Y R Ó W , synów Sylena.
O D Y S E J, król na Itace.
P O L IF E M O S, Cyklop.

Rzecz dzieje sie na Sycylii przed jaskinia Cyklopa.


{Prolog w . i — 4 0 ).

W g łęb i sceny w idać w ielka jask in ię z przestronnym otw orem . N a praw ej


stronie o tw oru sk ała w ystępuje nieco naprzód. P rz e d jaskinią plac m uraw ą
zarosły.

S y 1e n
(w otw orze jam y, z rydlem w rek u ).
Bromiosie, trudów znoszę tysiące przez ciebie
Dziś i znosiłem przedtem, gdym w sile był wieku:
Pierwszy raz, gdy przez H erę wprawiony w szaleństwo
Zbiegłeś z rak się wymknąwszy niańkom, Nimfom gór-
skim;
5. D rugi raz, kiedym w wojnie z Gigantami w bitwie
Jako gierm ek przy twoim stał boku i dzida
Środek tarczy przebiwszy powalił na ziemię
Encelada. — Co mówię? Czy mi się to śniło? —
Nie, nie! toć nawet łupy wskazałem Bachowi.
10. Lecz teraz większa biedę jeszcze mam niż wówczas.
Bo kiedy ród tyrzeński łupieżców na ciebie
Nasłała I-Iera, by cię sprzedali daleko,
Ja na wieść o tem z dziećmi okrętu dosiadłem,
Aby ciebie odszukać. Na wysokiej rufie
15. Ja sam, pan nawy, stałem sterując a moi
Synowie siedząc tonie sine wioseł biciem,
Pienili — i tak ciebie szukaliśmy, królu!
Płynęliśmy już blisko przylądka Malea,2)
Gdy w iatr straszny od wschodu zadawszy nas z drogi
20. Zbił i do tej tu skały etnejskiej zapędził,
Gdzie synow ie m orskiego boga, jednoocy
Cyklopi, mężobójcy, w pustych norach żyją..
Z tych jeden nas schwyciwszy, w sw ym dom u obrócił
Na parobków -— a zowie się pan nasz Polifem.
25. Zam iast bujać wrzawliwie i radośnie, teraz
Trzody u bezbożnego pasiem y Cyklopa.
Dzieci moje, w m łodzieńczym będąc wieku, b}'dło
W ypędzają na paszę po najstrom szych szczytach;
Ja zaś spraw uję urząd napełniania koryt
30. I czyszczenia obory — i ohydne jadło
P rzyspasabiać strasznem u muszę Cyklopowi.
Otóż i teraz tw arda konieczność m nie zmusza
Oczyścić to m ieszkanie żelazną łopatą,
A bym Cyklopa, p an a mojego, co wyszedł,
35. W jaskini oczyszczonej przyjął wespół z bydłem .
Lecz widzę synów swoich: przypędzają oto
ju ż trzody. Cóż to znaczy? Toć to jest S ykinnis! 3)
T ak, takuteńki, w jak i w ówczas, g d y Bachow i
Tow arzysząc w ochocie i w dom u A ltei 4)
40. Goszcząc poszliście lutni dźw iękiem w ruch w praw ieni.
(Chór Satyrów zbliża sie, śpiewając i tańcując Sykinnisa i popędzając przed
sobą bydło.)

(Parcdos, w. 41 — 88.)

(strofa 1.) Śpiew chóru.


D okąd to, trzodo szlachetnego rodu,
Z ojców i m atek szlachetnych, na skały
B iegniesz? N ie masz-li tu bez w iatru chłodu
I łąk traw iasty ch ? Żaliż nie n ab rały
45. W o d y ciekącej w siebie ze strum ienia
K o ry ta blisko jaskini sklepistej ?
Alboż nie słyszysz jag n ią te k beczenia?
B rr! nie tam ! tędy! Znowu do rosistej
G óry zaw racasz? — N iebaw em się zwali
50. K am ień na ciebie! — W io! wio ! prow adź d a le j!
Idź, idź na przedzie, pięknorogi tryku,
Owczarza C yklopa stadniku!
(Antistrofa i.)

W ezb ran e zwolnij w ym iona i m leka


Jag n iątk o m , k tó re w owczarni zostały',
55. Użycz! T eskliw ie wzywa cię z daleka
Beczenie śpiącej za dnia dziatw y małej.
Czy porzuciwszy traw iste pastw isko
W nijdziesz nakoniec do wielkiej pieczary
l u pod etnejskiej skały rozerw isko? —
60. N ieznany Brom ios tu i pląsów czary,
N iem a B ach an tek pohutny wających,
Ni w rzaw y bębnów przy zdrojach ciek ący ch ;
T u krople wina złote serc nie cieszą
I niem a tu N isy z nim f rzeszą! 5)
(Epodos — Dośpiew.)

Ó5. Jakch o sa głoszę, Jakchosa pieśń głoszę,


W ielb iąc miłości bogini rozkosze,
-Które chw ytałem z rzeszy białonogiej
Tow arzyszkam i w lot niegdyś! Och! drog'i,
D rogi Bachosie, gdzie bawisz sam otny,
70. W strząsając płow y włos? g d y ja, ochotny
lw ó j kapłan, służę u jednookiego
Cyklopa tu za p aro b k a i w ruchu
Ciągłym zwijam się w tym kozim kożuchu 4)
B iedny bez ciebie, bez dr ucha mojego!

S y 1 e n.
7 5 * Milczcie, dzieci, i każcie pod skały urw isko
Zapędzić do jask in i czeladzi bydlęta.

C h o r (do parobków ).
Nuże, żywo! (do % leua).
Lecz czemuż ci,'ojcze, tak spieszno?

S y len.
W idzę nad brzegiem m orskim tam o kręt heleński
A w ioślarzy grom ada z dowódzcą na czele
80. Zmierza do tej jaskini. N a grzbiecie dźw igają
N aczynia próżne — snać im żywności potrzeba —
Oraz dzbany do wody. — Och! biedni przybysze!
Cóż oni zacz? Nie wiedzą, jaki to ten pan mój,
Polifemos, że wchodzą do niegościnnego
85. Domu tego i prosto w paszcze Cyklopową,
Ludożercy rzucają się nieszczęśni ludzie!
Ale siedźcie spokojnie, abyśmy słyszeli,
Skąd do stóp sycylijskiej Etny przybywają.
(Satyrowie cofają zię w głąb' sceny.)

(Epejsodion I, w. 89—348.)

Odysej
(za nim majtkowie dźwigający naczynia).
Powiedźcie, cudzoziemcy, gdzie na ugaszenie
go. Pragnienia dostać możnaby zdrojowej wody?
I czy kto nie sprzedałby żeglarzom żywności
Na potrzebę? — Cóż to jest? Do m iasta Bromiosa
Na oko trafiliśm y! wnoszę to z Satyrów
Rzeszy, którą dostrzegłam oto przed jaskinią.
95. A więc pozdrawiam słowem naprzód najstarszego.

S y 1e n.
W itaj! lecz któż ty jesteś i gdzie masz ojczyznę?

Odysej.
Z Itaki, Kefalenów król, Odysej jestem.

S y 1 e n.
Znam, znam, ten krzykacz, szczwany potomek Syzyfa

Odysej.
Tym jestem ; ależ nie chciej potwarzać zelży wie?

S y 1e n.
100. Skąd płynąc zawinąłeś do brzegów Sycylii?

Odysej.
Z pod murów Ilionu i z bojów trojańskich.
S y 1e n.
Jakto? czyś nie znał drogi do ziemi ojczystej?

Odysej.
Zagnały mię wbrew woli do ziemi tej burze.

S y 1e n.
Do licha! los jednaki znęcał się nad n am i!

Odysej.
05. Czy ty także dostałeś się tu mimowolnie?

S y 1e n.
Łupieżców, co Bromiosa porwali, ścigając.

O d y s e j .

Jakiż to kraj i jacy mieszkają, w nim ludzie?


S y 1e n.
Nad Sycylią stercząca to góra etnejska.
Odysej.
Gdzież są mury obwodne miasta i gdzie baszty
S y 1 e n.
10. Nie masz ich. Są bezludne i puste te wzgórza.
O d y s e j .

Któż zamieszkuje ziemię? czy dzikie zwierzęta?


S y 1e n.
Cyklopowie, mający jaskinie, nie domy.
Odysej.
Komuż poddani, albo czy władza u ludu?
S y 1e n.
Lud koczujący; nikt tu nikogo nie słucha.
Odysej.
15. Czy Dem etry owoce sieją? lub czem żyją?
i8

S y 1 e n.
Mlekiem, serem i mięsem dobytku trzodnego.
O d y s e j.
Znają-ż tru n ek Brom iosa, sok winnej m acicy?
S y 1 e n.
Zgoła nie! to też w pląsy nie chodzą w tym kraju.
Odysej.
Czy zbożni i gościnni są dla cudzoziemców?
S y 1 e n.
120. Mówią, że cudzoziemców mięso najsmaczniejsze.
Odysej.
Co mówisz? żarciem ludzi zabitych się raczą?
S y 1 e n.
Do dziś dnia w szystkich, co tu przybyli, zarżnięto.

Odysej
Sam Cyklop gdzież przebyw a ? żali w dom u siedzi ? ?

S y 1 e n.
W yszedł ku Etnie, szczuje chartam i zwierzynę.

O dysej.
125. W iesz, co zrobić, ażebyśm y stąd odpłynęli?

S y 1 e n.
N ie wiem, Odysie! w szystko wżdy chętnie uczynię.

Odysej.
Żywność, na której zbyw a nam całkiem, nam sp rz e d a j!

S y 1 e n.
Jak rzekłem , nic innego nie m am y krom m ięsa.

Odysej.
H a! na zaspokojenie głodu i to dobre.
S y 1 e n.
1 3 0 . M am y ser podpuszczany też i mleko krowie.

O d y s e j.
W y n ieście! bo przy kupnie potrzeba jasności.
S y 1 e n.
Jak w ielka kw otę złota, mów, dostanę w zam ian?
Odysej.
Nie złoto, ale napój m am Dyonizosa.
S y 1 e n.
O słodkie słowo! tego nam zbyw a od dawna.
O dysej.
[35- A napój dał mi M aron, syn boga, wiedz o t e r n ! 7)
S y 1 e n.
Fen, któregom piastow ał niegdyś na ram ionach?

Odysej.
Syn Bachosa, ażebyś dokładniej to wiedział.

S y 1 e n.
Czy pod pom ostem naw y g'o masz, czy przy sobie ?

O dysej.
W idzisz-li b ukłak ten ? W nim on się mieści, s ta rc z e !

S y 1e n.
4 0 . T a k a p k a naw et gęby sobie nie popłóczę.

Odysej.
D ru g ie tyle dam, ile z b u k łak u wypłynie.

S y 1 e n.
Zaiste! dla mnie zdrój to słodki, studnia słodka!

Odysej.
Chcesz-li niem ieszanego w pierw skosztow ać w ina ?
20

S y 1 e n.
N aturalnie! toć próba zachęca do kupna.
Odysej.
145. Otóż, wlokę i ku b ek z sobą przy burdziuku.
S y 1 e n.
W lej-no żywo, by duch się ożywił napojem .
Odysej (nalew aj ac).
Ot! masz.
S y 1e n (wąchając).
D la b o g a ! jakiż sm ak m a w y śm ien ity !
Odysej.
W ięc znasz go już? 8)
S y 1 e n.
N a boga! nie, ale poczułem.
Odysej.
S k o sztu j! abyś nie tylko słowam i go chwalił.
S y 1e 11 (napiw szy się ).

150. H ej! hejdaż! B achos wzyw a do pląsów m nie skocznych 1


(p o p ijając znow u.)
A — a!
Odysej.
Snać przeleciało ci gładko przez gardło!

. S y 1 e n.
Aż do sam ych koniuszków paznokci przenika.

Odysej.
W dodatku gotow izna jeszce zapłacimy.

S y 1 e n.
R o z w ią ż -n o tylko k u b łak a złotu daj pokój!

Odysej.
155. W ynieście-ż teraz sery albo też jagnięta.
2 I

S y 1 e 11 (trzym ając kubek).

Zaraz zrobię. Dbam mało o pański dobytek.


Głupcem byłbym szalonym chyba, gdybym wszystkich
Trzód Cyklopowych nie dał za jeden łyk wina!
Choćby spaść z leukadyjskiej skały w morze potem ,9)
160. Byle podchmielić sobie — i zawrzeć powieki!
Głupiś, jeśli ci trunek radości nie sprawia!
W tedy zdołasz tę żyłę oto wyprostować,10)
W tedy piersi dotykasz i rękę wyciągasz
Do ukrytego smugu! wtedy zapominasz
165. O troskach idąc w tany! I niedać to buzi
Trunkowi temu (p ije) i nie rozwalić Cyklopa
Głupiej głowy wraz z okiem, które ma pośrodku?
(W ch o d zi do jask in i.)

P r z o d o w n i k chóru.
Posłuchaj, Odyseju! pogadajmy z soba!
u if

Odysej.
Dobrze! po przyjacielsku pomów z przyjacielem!

P r z o d o w n i k chóru.
170. Czy Troja i Helena wpadły w ręce wasze?

Odysej.
T ak jest — i dom Pryam a do szczętu zburzony.

P r z o d o w n i k chóru.
No i cóż? Do niewiastki owej się dobrawszy,
Pewnieście ją kolejno wszyscy przetrzepali,
K iedy smak w tem znajduje, oddawać się z wielu ?
175. Ta zdrajczyni, co ledwie że pstre szarawary
Na nogach i na szyi zawieszony kanak
Złocisty zobaczyła, jużci ogłupiała
I najlepsze człeczysko, Menelasa, sprośnie
Opuściła! Zaiste! kobiecin na świecie
180. Nie powinno być nigdzie, chyba dla mnie tylko!
(S y le n w raca z parobkam i, k tó rzy przynoszą zw iązane jagnięta i sery
w naczyniach.)
22

S y 1e n.
Otóż macie tu tłuste bydlęta ze stada.
Beczące owce młode, królu Odyseju,
I niemało gomółek też z mleka zsiadłego.
Bierzcie i od jaskini żwawo się oddalcie;
185. Ale dajcie mi naprzód łyk soku winnego! —
Biada! Cyklop nadchodzi! Cóż teraz poczniemy?

Odysej.
Zginęliśmy, staruszku! dokąd-że tu uciec?

S y 1e n.
Do tej jaskini w skale! tam skryć się możecie.

O dysej.
Ha! straszna rada twoja! lecieć prosto w sidła!

S y 1e n.
190. Nie straszna! są kryjówki mnogie tam w jaskini.

Odysej.
To i zgoda! Okropnie jęczałaby Troja,
Gdybym uciekł przed jednym mężem, ja, com często
Tysiącom Frygów czoło stawiał zbrojny tarczą.
Nie, jeźli umrzeć trzeba, umrę jak bohater;
195. Gdy ocaleję, chwałę też dawną ocalę.
(W ch o d zi do jaskini z m ajtkam i i Sylenem .)

Cyklop.
Stój! poświeć tu! cóż to jest? jakaż to rozrywka?
Przecz szalejecie? Nie ma tu Dyonizosa,
Ni grzechotek miedzianych ani bicia w bębny!
Cóż nowonarodzone jagniątka w oborze?
200. Czy są przy cyckach wszystkie i biegną pod matek
Brzuchy żwawo? Czy mlekiem wydojonem, zsiadłem
Napełnione po brzegi są kosze rogozie?
Co mruczycie pod nosem? W net łzy wam dębczakiem
W ycisnę. W górę patrzeć, nie spuszczać w dół oczu!
(C h ó r w yciaga szyje.)
23_____
P r z o d o w n i k clióru.
205. Patrz! głowy wygięliśmy prościutko ku niebu;
W idzimy strop niebieski tam i Oryona.

Cyklop.
A obiad czy starannie jest przygotowany ?

P r z o d o w n i k chóru.
Ale je s t. .. Niech-no grdyka twa będzie w porządku!

Cyklop.
Postawiono-ż też wiadra napełnione mlekiem?

P r z o d o w n i k chóru.
210. Całe baryły możesz wypijać, gdy wola.

Cyklop.
Mleko owcze czy krowie albo też mieszane?

P r z o d o w n i k chóru.
Jakie ci się spodoba? Mnie tylko nie połknij!

C y k l o p (śm iejąc się.)

Przenigdy! Na śmierć bowiem zamęczylibyście


Mnie, wyprawiając skoki w pośrodku żywota.
(P rzy w ejściu do jaskini.)
215. H a! jakiż tłum dostrzegam tu przed oborami?
Czy złodzieje są w kraju, czy też rozbójnicy?
W idzę owce tu z mojej jaskini a nogi
Ich mocno skrępowane łoziną plecioną;
W idzę kosze z serami w nieładzie i starca,
220. K tórego głowa łysa spuchła od kułaków.

S y 1e n.
Jestem biedny w gorączce, potłuczony cały!

Cyklop.
Od kogo? któż pięściami okładał ci głowę?
24

S y 1e n,
Od tych, żem niepozwolił cię okraść, Cyklopie.

Cyklop.
Nie wiedzieli-ż, żem bogiem, że od bóstw pochodzę?

S y 1e n.
225. Powiedziałem-ci ja to, lecz oni cię kradli,
I, choć wzbraniałem tego, pożerali sery
I unosili owce, tem się odgrażając,
Ze ścisnąwszy obrożą ciebie trzyłokciową,
Przy pępku samym wyrżną ci gwałtem wnętrzności
230. Z brzucha i skórę z grzbietu zedrą batogami,
A potem spętanego na pokład okrętu
W rzucą i zaprzedadzą komukolwiek ciebie,
Abyś toczył kamienie albo młyn obracał.

Cyklop.
Na prawdę? W ięc czemprędzej idź i wyostrzone
235. Przynieś mi tu rzezaki i wielką drzew wiązkę
Ułóż i podpal, aby zarżnięci niebawem
Nasycili żołądek m ój; a zjem ciała jednych
Prosto z węgli smażone i niepodzielone ir)
A drugich gotowane, kruche mięso z kotła.
240. Już też mi się przejadło mięso dzikich zwierząt,
Lwami i jeleniami dosyć się karmiłem,
Ludzkiego mięsa zasię nie jadłem już dawno.

S y 1 e n.
Po czemś zwykłem, codziennem nowalijka, panie,
Smakuje; bo też w czasach ostatnich nie przyszli
245. Do jaskini twej żadni inni cudzoziemcy.

Odysej.
Posłuchaj też przybyszów z kolei, Cyklopie!
Szukając i przez kupno chcąc dostać żywności,
Od okrętu do twojej doszliśmy jaskini.
Jagnięta t e n nam sprzedał i za kubek wina,
T5______
250. K tóry dałem do picia mu, oddał za zgodą
Zobopólną. Nie było w tem żadnego gwałtu.
W tern, co rzekł, słowa prawdy nie m a , boś przydybał
Jego sprzedającego mienie twe ukradkiem.
S y 1e n.
Co? ja? bogdaj cię licho! —

O d y s e j .

Zgoda, jeźli kłamię.


S y 1e n.
255. Na Pozejdona, który cię spłodził, Cyklopie,
Na wielkiego Trytona i na Nereusza,
Na Kalipsonę i na Nerejskie dziewice,
Na święte fale morskie i cały ród rybi
Zaklinam cię, panisku, śliczniuchny Cyklopku,
-60. Żem cudziemcom twojej własności nie sprzedał.
Jeźli kłamię, nich zginą niecnie te niecnoty,
Synowie moi, których nad wszystko miłuję.

Przodownik chóru.
Zachowaj to dla siebie! Jam widział, jak obcym
Sprzedawałeś to wszystko. Jeźli to nieprawda,
205. Niech umrze mój ojczulek! Ty nie krzywdź przybyszów!
Cyklop.
Kłamiecie. Na tym bardziej niż na Radamancie
Polegam i uważam go za uczciwszego.
Ale zapytam : co zacz jesteście, przybysze?
Skąd przybyliście? Jakiż was gród wychowywał?
O d y sej.’
27o. Rodem z wyspy Itaki, po zburzeniu Troi
Z Ilionu płynąc burzą m orską wyrzuceni
Na brzeg do ziemi twojej przyszliśmy, Cyklopie.
C y k 1o p.
W ięc to wy ścigaliście sprosną uniesionkę,
Helenę, do Ilionu twierdzy nad S kam andrem ?
26

Odysej.
275. T a k je s t; i straszny ucisk tam ponosiliśmy.

Cyklop.
H a n ieb n a to w ypraw a, bo popłynęliście
Gwoli jednej kobiecie do F ry g ó w ziemicy.

Odysej.
T a k bóg zrządził; nikogo z ludzi nie oskarżam.
M y zaś ciebie, m orskiego boga zacny synu,
280. B łagam y i otw arcie pow iadam y: Nie śmiej
Przyjaciół, co do strzechy twej przyszli, zabijać
I podaw ać paszczęce swej na żer bezbożny
Nas, którzy, królu, ojca tw ojego przybytki
Św ięte zachowaliśm y w heleńskich dzierżawach.
285. N ienaruszone stoją św ięty p o rt T enaru
I M alei w yniosłe parow y; — opoka
S rebrna A teny boskiej w Sunium i G erajstu
W ybrzeża ochronne całe. ]2) H elady srom otnych
U raz nie puściliśm y F ry gij czy kom płazem.
290. W te m ty też uczestniczysz; bo w k raju H elady
M ieszkasz u stóp etnejskiej sk ały ognioziejnej.
W iedz zaś, że ludzie zw ykli, jeźli ty rozumem
R ządzisz się, błagających przyjm ow ać rozbitków ,
Podejm ow ać gościnnie i opatrzyć w odzież,
295. A nie wsadzają członków ich n a rożny wielkie,
A b y nimi napychać gardło i żołądek.
Już dosyć kraj P ry am a w yludnił H eladę;
P rzesiąkł posoką ofiar sprzątniętych bez liku
I osierocił żony po mężach a m atki
300. Sędziwe i zgrzybiałych ojców przez śm ierć synów.
Jeźli szczątki usmażysz w ogniu i obm ierzły
Zjesz pokarm , gdzież się uciec? Słuchaj mnie, Cyklopie,
Zapomnij o żarłocznej gardzieli i raczej
P obożnością się kieruj niźli niezbożnością!
305. N a wielu już zysk niecny straszną ściągnął karę.
27

S y 1 e n.
M am chęć dać rade tobie: zjedz do odrobiny
Ciało jeg'o; bo jeźli jeżyk jeg o zżujesz,
S kład n y m będziesz, Cyklopie, i bardzo w ym ownym .

Cyklop.
-Lieniadz, mój człowieczyno, u m ądrych jest bogiem.
3 1o. W szy stk o zresztą przechw ałki i pięknych słów dźwiękiem.
Szczyty nadm orskie, kędy mój ojciec zasiada,
N iech stoją sobie! Przecz się ty nim i zastaw iasz?
Ja nie dizę przed piorunem Zeusa, cudzoziemcze;
Nie wiem, że potężniejszym odem nie Zeus bogiem..
M 5- Zresztą nic nie obcnodzi m nie; że nie obchodzi,
0 tem dowiesz się zaraz. G dy z g ó ry deszcz spuszcza,
Spoczyw am w tej jask in i pod zasłoną szczelną,
Pieczeń wołową albo zw ierzynę zjadając
1 g ard ło leżąc brzuchem do g ó ry zakrapiam
320. W iad rem mleka, a potem stukając w naczynie
N a w yścigi z grzm otam i Zeusa piorunuję.
K ie d y zaś siew ier track i zaścieła św iat śniegiem ,
P utram i obtulony i zak ry ty cały
R ozniecam ogień i na śnieg nie dbam nic wcale.
325* Ziemia musi chcąc nie chcąc w ydać z siebie traw ę
I tuczyc trzody moje, k tó ry ch bogom nigdy
Nie biję na ofiarę, nie, sobie jednem u
I najw iększem u z bogów, m ojem u brzuchowi.
Bo u ludzi rozsądnych picie i jedzenie
330. Codzienne i kłopotów wszelkie unikanie
Jest bożyszczem niebiańskiem . Ci zaś którzy p raw a
Postanow ili, życie ludzi okraszając,
Niechaj we łzacn utoną! ja bo chęciom swoim
D ogadzać nie przestanę i pożrę cię przeto.
335- Gościńce, by nie dostać nagany, te dam ci:
Ogień, im ienie ojca i kocioł,33) co pieknie
O g arn ie ciała tw ego k aw ały ukropem .
W ięc wejdźcie, ażebyście przed oczyma bogu
D w orskiem u przy ognisku stojąc m nie raczyli.13)
(W ch o d zi do jask in i z m ajtkam i.)
O d y s e j .

340. Och! och! uszedłem cały z trojańskich i m orskich


N iebezpieczeństw, a teraz przypadłem do myśli
I bezbrzeżnego serca człeka bezecnego.
O Palado, bogini niebiańska, władczyni,
Teraz, teraz mię zasłoń! W iększa niż pod T roja
345. B ieda moja i wzmogło się niebezpieczeństwo.
T y też, Zeusie, co w jasnych gw iazd przestworzu mieszkasz,
Stróżu gościny, sp o jrzy j! bo nuż nic nie widzisz,
W ia ra w ciebie darem na i Zeus stoi za nic.
(W ch odzi do jaskini.)

(Stasimon I, w . 349— 372-)

_. , » Ś p i e w c h ó r u.
S trofa.) 1
Cyklopie, gęby przestronej
350. Szerokie rozdziawiaj usta!
O t ! pokarm już przyrządzony :
Pieczenie i w arze,
U prażone na żarze.
N iech szarpie, gryzie i chrusta
233. Przybyszów ciała zażarty,
N a kozi sierci ro z p a rty ! 15)
(Mesodos, m iędzyśpiew.)
M nie nie obdzielaj tą straw ą!
Sam sobie kieruj sw ą naw ą!
B ogdaj przepadło podw órze!
360. W o n ofiara obrzydliwa,
Bezbożna, której zażywa
Cyklop ten przy E tn y górze!
O krutnik! gości tułaczy
Ciałmi radośnie się ra c z y !
(Antistrofa.)
365. Nieszczęśnik, k tó ry w swej strzesze
K oło ogniska błagaczy
Cudzoziemskich sprząta rzeszę —
I zęby nieczyste
P rzeciera żrąc pieczyste,
29

37°- I żując, g ry z ą c się raczy


G o rącem m ięsem z a ż a r ty !
W n o ry sk le p ie n iu ro z p a rty !

( E p e jso d io n I I , w . 3 7 3 — 4 9 1 . )

Odysej.
Zeusie, co rzec? W id z ia łe m o k ro p n o ści w jam ie,
N ie p o d o b n e d o w ia ry , bajeczne, nie ludzkie.

Przodownik chóru.
375* Cóż ta m O d y seu szu ? P e w n ie ci bezbożny
C yk lo p p o ż a rł je d n e g o z w ie rn y c h to w arzyszów ?

Odysej.
P o c h w y c ił i n a rę k a c h p o d n ió sł d w oje ludzi,
Co d o b rej byli tu sz y i ję d rn e g o ciała.
I
Przodownik chóru.
Ja k ż e n a w as to p rzyszło stra p ie n ie , b ie d a k u ?

Odysej.
380. K ie d y ś m y do z a g ro d y w stą p ili skalistej,
R o zn iecił n ajp rzó d o gień, ułożyw szy k ło d y
S z e ro k ie w y n io słeg o d ę b u n a zarzew iu,
T yle, ile w trz e c h w ozach ła d o w n y c h się m ieści.
N a s tę p n ie c h ró st so sn o w y ro zesłał po ziem i
385. P o d leg o w isk o sobie b lisk o o g n ia żaru
I d ziesięcio w iad ro w e n a p e łn ił n aczy n ie
B iałem m lek iem po brzegi, w ydoiw szy k ro w y .
P o sta w ił też bluczczow y k u b e k , co o bw odu
M iał trz y ło k c ie a cztery w g łą b ' n a oko — dalej
390. R o ż n y z n ad p alo n y m i p rz y o g n iu końcam i,
O ciosane sie k ie rą , z d rzew a ciern io w eg o —
I e tn e jsk ie n aczy n ia ofiarne, zębam i
T o p o ró w w y d rążo n e — a kocioł n ak o n iec
N a p ło m ie n isty m żarze p o sta w ił m iedziany.
395- G d y w sz y stk o p rz y g o to w a ł rzeźnik H ad eso w y ,

N ienaw istny u bogów, dwóch ludzi schw yciw szy,
Jednego z tow arzyszów moich składnie jakoś 30)
Zarżnął, że w padł do brzucha kotła spiżow ego;
D rugiego zasie porw ał za ścięgacze pięty,
400, R zucił na w ystający z opoki głaz ostry,
R o zp ry sk a ł mózg i nożem zajadliwym krając
Zdarł pasy z ciała i nad ogniem je w ypiekał,
A inne członki w arzył wrzuciwszy do kotła.
Ja niebogi, choć łzy mi się z oczu puściły,
405. C yklopowi usłużnie wciąż nadskakiw ałem .
W szy scy inni, by kury, przycupnęli w kątach
Jask in i i krew z lic ich ubiegła do kropli.
Gdy ciałm i towarzyszów dw óch się napakow ał,
U padł w tył, złe pow ietrze wyziewając z gardła.
410. W te d y bóg jakiś natchnął m nie W inem M arona
N apełniw szy podałem mu k u b ek do picia
I rzekłem : „Synu boga m orskiego, Cyklopie,
P atrz, jak i napój boski G recya z winorośli
R odzi, napój ochoty D yonizosow ej! “
415. On przesycony żerem obrzydłym pochwycił,
P rzyciągnął, łyknął duszkiem , ręk ę podniósł i tak
R zekł z pochw ałą: Najdroższy mi z obcych przybyszów ,
P iękny tru n ek podajesz mi do pięknej uczty.“
Skoro dostrzegłem , że się ochoci, podałem
420. D rugi k u b ek mu, wiedząc dobrze, że go wino
Z nóg zwali i że k arę poniesie niebaw em .
Już zaczął śpiew ać, a ja nalew ałem k ubek
Jeden po drugim , aż krew m u napój rozpalił.
T eraz wrzeszczy okropnie, moi towarzysze
425. P łaczą obok a echo w jam ie tem u wtórzy.
Jam wyniósł się cichaczem, by ocalić siebie
I ciebie, jeźli wola. Pow iedźcie mi zatem,
Czy chcecie lub nie chcecie z rą k męża dzikiego
W y d o b y ć się i wespół z nim f źródlanych rzeszą
430. Zam ieszkiwać przybytki św ięte B akchiosa?
Ojciec twój tam w jaskini już zgodził się na to,
A le człowiek to słaby, a znęcony trunkiem ,
Ja k p ta k schw ytany na lep trzepioce skrzydłam i,
T a k też 011 jest bezradny przylgnąw szy do k u b k a .1
435- T y m łodym jesteś: ratuj się zemną, odszukaj
S tareg o przyjaciela znów, Dyonizosa,
K tó ry wcale podobnym nie jest Cyklopowi.

P r z o d o w n i k chóru.
Och! najdroższy człowieku, dożyć mi dnia tego,
Żebym um k nął potw ornej facyacie Cyklopa.
440. O ddaw na już ten oto lejek ukochany
Ow dow iał i przytułku nie ma, gdzieby uciekł.18)

O dysej.
Słuchaj wiec, ja k a k arę na zwierza dzikiego
A ucieczkę z niewoli tobie obmyśliłem!

Przodownik chóru.
M ów! dźw ięków azyatyckiej cy try nie słuchałbym
445. T a k radośnie, ja k tego, że Cyklop zabity.

Odysej.
N a hulankę do braci Cyklopów on teraz
Pójść chce rozochocony B achosow ym trunkiem .

Przodownik chóru.
D om yślam się, chcesz zdybać sam otnego w lesie
G ęstym i zabić albo stracić go z urw iska.

Odysej.
450. Nie, nic tak ieg o ; zamysł mój jest podstępniejszy.

P r z o d o w n i k chóru.
Cóż więc? daw no słyszałem o twojej chytrości.

Odysej.
Chcę go od tej hulanki odwieść i namówić,
Zeby C yklopom tru n k u tego nie udzielił,
Lecz zatrzym awszy sam nim życie rozweselał.
455- A kiedy od B achosa z nóg zwalony uśnie,
W te d y oliwkowego drzew a konar, który
Leży w jaskini, mieczem zaostrzywszy moim,
W łożę na ogień, poczem g d y ogień się zajmie,
Podniosę rozżarzony i w epchnąw szy w oko
460. W środku tw arzy C yklopa wypalę je żarem.
Ja k cieśla, gdy zrąb naw y zwiera, na dw óch pasach
O braca świdrem , ta k ja oko prom ieniste
Cyklopa w iercąc głow nią wysuszę źrenicę.

P r z o d o w n i k chóru.
Hej! ha! jam zachw ycony! pom ysł w szał mię wprawna!

O d y s e j.
465. P otem ciebie i starca i moich przyjaciół,
Um ieściwszy w7 brzuchatej naw ie czarnej, z k raju
W yw iozę, pchając ok ręt dw urzędny wiosłami.

P r z o d o w n i k chóru.
Czy m nie też, ja k to zwyczaj przy świętej ofiarze,19)
B yłoby wolno trzym ać głownię, która jego
470. Oślepi? Udział bowiem mieć p rag n ę w tym mordzie.

Odysej.
A jakże! D rą g ogrom ny razem ująć trzeba.

Przodownik chóru.
Gotów jestem podźw ignąć łaszt stu wozów naw et,
B ylebym Cyklopowi — k tó ry bogdaj zginął
H aniebnie! — w ykłóć oko, by gniazdo szerszeni!

Odysej.
475. Teraz milczcie! Już wiecie o moim podstępie;
A kiedy rozkaz wydam, bądźcie przedsiębiorcy
Posłuszni. Nie chcę siebie sam ego ocalić,
Opuściwszy przyjaciół moich tam w pośrodku,
M ógłbym -ci w praw dzie uciec, bom wyszedł z jaskini,
480. Lecz nie godzi się zdradzać druchów , co tu zemną
Przyszli, i m yśleć o swej całości jedynie.
(W ra c a do jaskini.)
33

I. P ó ł c h ó r u .
K tóż stanie pierw szy? któż m a się staw ić
Za nim, by kłodę głow ni uchwycić.
Cyklopowi nią w oko zaświecić
485. I św ietlistego wzroku go pozbawić?

II. P ó ł c h ó r u.
Cyt! sza! piany oto wychodzi,
N iezdara straszny, ze skalnej leży
I przeraźliw e trele wywodzi.
W ry k on jękliw y w krótce uderzy!
490. N uże! niech zabrzmi piosnka w esoła
G burow i! Musi oślepnąć zgoła!
(C yklop w ychodzi z jamy.)

{Pieśń biesiadna, w m iejsce S tasim on I I , w. 492— 521.)

(W ro tk a .) Chór.
Szczęsny, kto się rozwesela,
Leżąc przy bankiecie, zdrojem
Słodkim z jagód w inogrona,
495 - T rzym ając w objęciu swojem
K ochaneg'o przyjaciela:
I w łożu cisnąc *
do łona
P iersi tow arzyszki hożej,
Pom aściwszy włosów zwoje
500, W o nne w o la : któż otworzy
Mi, kochanko, w rota tw oje? “

(W ro tk a ) Cyklop
Oj! da, da, da! pełen winka,
R a d z przepysznego obiadu,
M am kałdun naładow any,
505 B y brzuch naw y do pokładu!
P o wesołej uczcie ślinka
Idzie do ust i wiośnianej
U Cyklopów braci pory
3
34
Użyję na pochulankę.
5io. Cudzoziemcze bądź więc skory!
Przynieś b u k ła k ! nalej w szk lan k ę!

(Wrotka) Chór.
W ychodzi pięknego lica
Maż z dom u; pięknem i strzela
Oczyma. — K ochanek godny
515* Miłością nas też obdziela.
Płonącej pochodni świeca
I g ład k a nim fa już w chłodnej
Grocie wyglądają, ninie
T w ego lica K oło głow y
520. Twojej zaś w net się obwinie
W ieniec różnokolorowy!

(.Epejsodion I I I , w. 522—651.)

Odysej.
Cyklopie, s łu c h a j! znany mi dobrze ten B achos
Z dośw iadczenia, którego-m ci podał do picia.

Cyklop.
T en B achos za jakiegoż on boga uchodzi?

O dysej.
525. Za szafarza św iatow ych uczuć najlepszego.

Cyklop.
Praw da, odbija mi się przyjem nie ten Bachos.
Odysej.
T ak i to bóg; nikom u on z łudzi nie szkodzi.

Cyklop.
Przecz upodobał sobie bóg m ieszkać w bukłaku ?
Odysej.
Gdziekolw iek go pomieścić, tam jem u wygodnię,
C y k I o p.
530. W skórach mieszkać niegodzi się zaiste bogom!

O d y s e j.
Coż stąd, gdy sie raduje? czy ci skóra szkodzi?

Cyklop.
Gardzę bukłakiem ; napój bardzo mi przyjemny.

O d y s ej.
W ięc pozostań, Cyklopie, pij i baw się dobrze!

Cyklop.
Czyż braciom nie mam .tego napoju udzielić?

O d y s e j.
535. Gdy dla siebie zachowasz gay będziesz cenniejszym.

Cyklop.
Ale większa zasługa, gdy dam przyjaciołom.

O d y s e j . •

W iedzie do kłótni, obelg, bijatyk hulanka.

C y k 1o p.
Choć się upiję, nikt mnie trącić przecie nie śmie.

Odysej.
Przyjacielu, kto napił się, zostaje w domu.

C y k l o p .

540. Głupi, kto przy hulance nie lubi kompanii.

Odysej.
A mądry, kto podpiwszy sobie siedzi w domu.

C y k l o p .

Co zrobimy, Sylenie? czy radzisz mi zostać?


_ 3 6______

S y 1e n.
Radzę, Cyklopie! Na co ci kompanii większej?

Cyklop.
Zgoda. Miękka też wcale kwiecista murawa.

S y 1e n.
545. I przyjemnie się pije, gdy słońce przygrzewa.
W ięc usiądź i na ziemi wygodnie się połóż!

Cyklop
(k ła d z ie się na ziem ię. Tym czasem S ylen bierze k u b ek i pije.)
Patrz-no go! Czemuż kubek w tyle, za mną stawiasz?

Sylen.
Ażeby ktoś nie przyszedł i nie wziął go.

Cyklop.
Kłamiesz.
Sam myślisz pić ukradkiem. Postaw go przedem na!
550. Ty zaś, gościu, nazwisko powiedz, które nosisz.

O dysej.
„Nikto.“ Jakaż w nagrodę wyświadczysz mi łaskę?

Cyklop.
Ze wszystkich towarzyszów zjem cię ostatniego.

Odysej.
Piękna dajesz zapłatę gościowi, Cyklopie!

Cyklop.
Hej ty! co robisz? kubek wypijasz ukradkiem?

Sylen.
555. Nie tak! Patrzę nań mile — za to dał mi buzi.

Cyklop.
Strzeż mi się! Kochasz wino, co toba pogardza.
37_ ____
S y 1e n.
Ależ mówi, że kocha mnie, bom urodziw y!

Cyklop.
N a le j! lecz pełen k u b ek podaj mnie sam em u !

S y 1 e n.
Czy dobrze przypraw ione, to zbadać nam trzeba!

Cyklop.
560. Zepsujesz! tak daj!
S y 1 e n.
Nie dam, na boga! w pierw wieniec
Musisz włożyć na głow ę — a ja w pierw skosztuję.

Cyklop.
H ultaj cześnik.
S y 1 e n.
Nie, przebóg! jeno wino słodkie.
A teraz otrzyj gębę, nim k ubek przysądzisz!

Cyklop (ocierając się).


Patrz! czyste usta moje i czyściutkie wąsy.

S y 1e n (podparłszy sie pod le.wy bok, pije).


565. T eraz składnie podeprzyj się — i pij tak potem,
Ja k pijącego m nie o t ! widzisz — (wypija) i, nie widzisz.

Cyklop.
H a! ha! co robisz?
S y 1 e n.
Z gustem duszkiem wychyliłem.

Cyklop (do Odyseja).


W eź kubek, cudzoziemcze! bądź moim podczaszym!

Odysej.
C hętnie! Umie obchodzić się dłoń moja z winem.
_ 3? __
Cyklop.
570. Chodź, nalej w ięc!
Odysej.
N alew am ; ale m ilczeć proszę.

Cyklop.
P ow ied ziałeś, że n a d m ia r n a p o ju szkodliw y.

Odysej.
M asz oto! b ierz i w y p ij! N ie zostaw kropelki!
Z atrzy m aw szy d ech w sobie, w c ią g n ą ć napój trzeb a.

C y klop (wypiwszy).

D alip an ! d y ab lo m ą d re drzew o w inorośli!

O d y s e j (podając znow u k ubek).

575. A g d y po sutej uczcie p o cią g n iesz sow icie,


Z ag asiw szy p ra g n ie n ie b rzucha, zaśniesz słodko.
P a li zaś B achos, g d y n ie dociąg n iesz do końca.

C y k l o p .

H u ! h a ! ledw ie-m w y p ły n ą ł! T o rozkosz p ra w d z iw a


Z daje mi się, że z so b ą splecione ta ń c u ją
580. N iebo i ziem ia! W id z ę w ysoki tro n Z eusa
I c a łą o k azało ść św ia ta n ie b ia ń sk ie g o !
N ie d a m cału sa! d a rm o m nie k u szą W d z ię k in ie !
D la m n ie dosyć, g d y spocznę z ty m G an im ed e se m .
N a W d z ię k in ie ! on w cale przy sto jn y . D o c h ło p ią t
585. W ie żuję p o c ią g ni źli do płci ż e ń sk ie j!

S y 1 e n.
Mnie, y T o p i e , Z eusow ym b y ć G an im ed esem ?

C y k l o p (ch w y tając go).

T ak , i ja g o p o ry w a m z g ro d u D ard an o sa .'20)

S y 1 e n.
Z ginąłem , dzieci! doznam o k ro p n ej niedoli.
P r z o d o w n i k c h ó r u.
Podpiłego kochanka lżysz i tak się drożysz?

S y 1O n (gdy go Cyklop uprowadza).


5ęo. Och biada! wkrótce wino da mi się we znaki.

Odysej.
Dalej, Dyonizosa dzieci, dzielna młodzi!
Człek ten już jest w jaskini, kędy snem zmorzony
W net z bezecnej gardzieli swej wyrzuci mięso.
Z głowni w środku obory już bucha dym czarny;
595. W szystko gotowe, oko li jeszcze Cyklopa
W ypalić trzeba. Uzbrój się zatem w odwagę!

P r z o d o w n i k chóru.
Tw ardy będzie hart naszych serc, jak stal i kamień!
W nijdź-no do jamy, zanim ojca spotka jaka
Sromota. My gotowi jesteśmy do czynu.

O dysej.
600. Hefajście, królu w Etnie! pozbądź się na zawsze
Sąsiada złego teraz, wypal mu źrenicę!
A ty, śnie, czarnej nocy wychowańcze, zwal się
Na zwierza potwornego z nieodparta siłą..
Po najświetniejszych walkach trojańskich nie gubcie
605. Odyseja wraz z jazdy morskiej cpólnikamł
Przez człeka, co na bogów i na łudzi nie dba.
Inaczej sądzić możnaby, że los jesc bogiem
I że bóstwa sa słabsze od losu ślepego’

(Strofa 1.) C h Ó 1.
W krótce gwałtownie pochwycą noży-'
610. K ark gościożercy — i jasną źrenicę*
Ogień niebawem wypali!
(A ntistrofa I.)
Głownią pod żarem już przygotowano,
Już czyćha dębu ogromne polano
W popiele. Maronie, więc dalej!

(Strofa 2.)

615. W raź ożóg wściekle! wydrzyj oko z głowy!


Niechaj wie Cyklop, że napój niezdrow y!
(A ntistrofa 2.)

A ja m iłego Brom iosa oblicze


Ubluszczonego ujrzeć sobie życzę —
(E p o dos, D ośpiew .)

Uciekłszy z pustej potw ornego człeka


620. Siedziby. Czy m nie też jeszcze to czeka?

Odysej.
Uspokójcie się, milczcie na b o g a ! poczwary,
Stuliwszy usta wasze. Nie wolno oddychać,
A n i m rugać oczami wam, ani też chrząkać,
A żeby nie zbudziło sie licho, nim oko
625. Cyklopa żarem ognia będzie wyniszczone.

P r z o d o w n i k chóru.
Zamilczmy, zachwyciwszy ustam i powietrza.

Odysej.
Ż y w o ! do środka wnijdźcie i przyłóżcie ręce
Do głowni, rozpalonej już do czerwoności.

P r z o d o w n i k I. P ó ł c h ó r u .
Pow inieneś wyznaczyć tych, co w pierw szym rzędzie
630. Maja' uchw ycić kłodę i wypalić oko
Cyklopa, ażebyśm y udział mieli w szczęściu.

P r z o d o w n i k II. P ó ł c h ó r u .
M y może oddaleni jesteśm y odedrzwi
Za nadto, a,by głownię móc w epchnąć do oka.

P r z o d o w n i k I. P ó ł c h ó r u .
My zas ochromieliśrny na nogi przed chwilą.

P r z o d o w n i k II. P ó ł c h ó r u .
635. Spotkało was to samo zatem, co mnie!
/

4 1______

P r z o d o w n i k I. P ó ł c h ó r u.
Nie w iem ,
S k ąd wzięło się, lecz rwie nas w nogach, g d y stoim y.

P r z o d o w n i k II. P ó ł c h ó r u .
R w ie was, kiedy stoicie?

Przodownik I. P ó ł c h ó r u .
I oczy nam skądsiś
N apełniły się nagle pyłem, czy popiołem .

Odysej.
A to tchórze! Ich pomoc na nic się nie przyda.

P r z o d o w n i k c h ó r u .

640. Ze pleców żal nam naszych i grzbietu miłego,


Że nie życzym y sobie, żeby nam kto zęby
W y b ił, żaliż to wolno nazyw ać tchórzostw em ?
Znam jed n ak Orfeusza klątw ę nader przednią,21)
Że głow nia własnowolnie przepali źrenicę
645. I w mózg jednookiego ziemiorodu wpadnie.

Odysej.
W iedziałem -ci ja dawno, że ty takim jesteś;
W żd y teraz wiem dosadniej. Towarzyszów swoich
M uszę więc przyzwać. T y zaś, gdy masz niedołężne
R am ię, zachętą przecie pomóż, aby serca
650. N ab rała rzesza moja, zagrzana przez ciebie.

Przodownik chóru.
To zrobię. (O dysej odchodzi.) Cudzą skórę na sztych wysta-
Niechaj Cyklop oślepnie przez naszą zachętę! [wim y.

(Pieśń zachęty, w. 6 5 3 — 660.)

/n, r
(S trofa.)
\ Chór.
Hejże! hej! bohaterow ie!
P chajcie! żwawo do roboty!
42

655- W ypalajcie oko w głowie


Gościożernego niecnoty!
(A ntistrofa.)

Żgajcie, spalcie etnejskiego


Trzód pasterza! W ierćcie żyw iej!
N iech nikogo z szalonego
Bólu nie unieszczęśliwi!

(Exodos, w. 6 6 1 —707.)

C y k l o p (w jaskini).

Och biada! św iatło oka do szczętu spalone!

Przodownik chóru.
To piękny pean! śpiewaj go, śpiewaj, Cyklopie!
(O dysej z m ajtkam i w ym yka się z jaskini.)

C y k l o p '’przy otw orze jaskini).

Och biada! ja k haniebnie zginałem ! och biada!


A le z pieczary skalnej mi się nie wym kniecie,
665. W y ladaco, radośnie, bo w bram ie urw iska
S tanę i was rękam i dosięgnę omackiem.

P r z o d o w n i k chóru.
Czemu wrzeszczysz, Cyklopie?

Cyklop.
Zginałem z kretesem .

Przodownik chóru.
P raw da, strasznie wyglądasz!

Cyklop.
Nadto,7 nieszczęśliwie!
t'

Przodownik chóru.
Podpiw szy sobie w padłeś zapew ne w zarzewie?
43_____
Cyklop.
670. N ikto m nie zabił!

P r z o d o w n i k chóru.
Zatem n ik t ciebie nie skrzywdził.

Cyklop.
N ikto mi w ykłół oko!

P r z o d o w n i k chóru.
W iec nie jesteś ślepy.

Cyklop.
T ak, ja k ty.

P r z o d o w n i k c h ó r u.
Jakże N ikto m ógłby cię oślepić?

Cyklop.
K pisz zemnie. Gdzież ten N ikto?

Przodownik chóru.
Nigdzie, mój Cyklopie.
Cyklop.
Ten cudzomiec zabił mię, żebyś zrozumiał;
675. Ten łajdak, co mi tru n ek podał, ten m nie spalił.

P r z o d o w n i k chóru.
W in o silne — i pójść z niem w zapasy nie łatwo.

Cyklop.
N a boga! czy uciekli? czy są jeszcze w grocie?

Przodownik chóru.
M ilczkiem zajęli miejsce pod zasłoną skały
Cienistej — i tam stoją.

Cyklop.
Gdzie? po której stronie?
44 _____
P r z o cl o w n i k c h ó r u .
680. Po prawej stronie.

Cyklop.
Gdzie ?

Przodownica chóru.
Tuż przy ścianie skalistej.
Schwytałeś ich?
Cyklop.
Ba, ba, po bólu ból, bo czaszkę
O głaz sobie rozbiłem.

Przodownik chóru.
I uszli z ra k tw o ich !

Cyklop.
Nie tędy, boć mówiłeś, tędy.

Przodownik chóru.
Nie tędy mówiłem.
Cyklop.
A kędyż?
P rz o d o w n ik chóru.
W ykręcili się po lewej stronie.

Cyklop.
685. Och! och! m nie w yśm iew ają! Szydźcie z mojej biedy

Odysej.
Nie dłużej! N ikto oto tuż przed tobą stoi.

C y k l o p (m acając na około).

Gdzie jesteś, niegodziwcze?

Odysej.
D aleko od ciebie
Stojąc Odysej ciało swoje zabezpieczył.22)
45_____
C y k l o p .

Co rzekłeś? Jakież nowe przybrałeś nazw isko?

Odysej.
690. Odyseja, nadane mi od ojca mego.
T y m usiałeś przypłacić bezbożna biesiadę.
N a w łasną h ańbę byłbym obrócił w proch Troję,
G dybym m oich przyjaciół rzezi nie był pomścił.

Cyklop.
Och! och! ziszcza się daw na przepow iednia wieszczka
695. Zapowiedział, że ręce tw oje mię oślepią,
G dy powrócisz z Ilionu A toli obwieścił
O raz karę, co czeka ciebie za tę zbrodnię:
Otóż długo się tułać będziesz po mórz toni.

Odysej
O byś zm arniał! a klątw ę tę jam już wykonał,
700. T eraz udam się na brzeg i o kręt mój spuszczę
Na morze sycylijskie ku mojej ojczyźnie.

Cyklop.
Nie tak p rędko! bo ciebie tym odłam em skały
W esp ó ł z tow arzyszam i żeglugi zdruzgocę.
Choć ślepy jestem , przecie na górę się w drapię;
705. A przez to w ydrążenie dostanę się na nią!
(O dchodzi z odłam em skały.)

Chór.
M y zasię przyłączyw szy się do Odyseja
M ajtków, służyć będziem y nadal Bachosowi.
UWAGI I OBJAŚNIENIA.

1) W . i — 8 B rom ios, t. c. B achos, D yonizos. B achos {p. początek


B ach an tek ) po narodzeniu, pow ierzony został In o n ie, siostrze m atki swej Se-
m eli, i A tam asow i m ężow i In o n y . O bu m ałżonków m ściw a H e ra w praw iła
w szaleństw o, B achosa m łodego zaś kazał Zeus H erm esow i zaprow adzić do
n im f w N ysa. — E n celad o s w e w ałce B achosa z G igantam i p ad ł z rę k i P a-
lady A te n y (ło n , 213. H e r. szal 885. If. w T au r. 210. H o r. Od. 3, 4, 53.) .
A zatem czyn b o h atersk i, którym się tu S ylen chw ali, przyśnił mu się w isto­
cie tylko.
2) W . 18, M alea, p rzy ląd ek na południow ym cyplu P eloponezu. O k o ­
lica ta b y ła bardzo b u rzliw a. Z tam tąd też M enelaosa burza zagnała do E g ip tu .
3) W . 37. R u c h y chóru (orchestyka) w tragedyi zw ały się śrcifisAzia
w kom edyi xópda$t a ruchy chóru S atyrow ego aizuutę. l'ćx/.oq p o d łu g H e .
zychiosa znaczy to, co zoutpoę. G ram atycy w yprow adzają w yraz ten od
a z iz a b a i, dla tego że ruchy były b ardzo szybkie. A tenajos pisze, że taniec
ten nie w yraża n am iętnego uniesienia i że nie je s t połączony z gieslykulacyą.
4) W . 39. H yginus o p o w iad a: K ied y U yonizos odw iedził Ojrreja,
p o k ochał się w m ałżonce tegoż A lte i; a O jnej b y ł tyle grzecznym , że w yje­
chał, aby przyjacielow i nie przeszkadzać w jego chęciach m iłosnych. T a k
w ięc bóg z A lte ą obcow ał i spłodził D eian ejrę; O jnejow i zaś w nagrodę p o ­
d aro w ał w in n ą m acicę i nauczył go u praw y i robienia w ina. B yło to n ie ­
w ątp liw ie treścią jakiegoś E urypidesow ego dram atu satyrow ego.
5) W . 64. O N ysie p. w stęp do B achantek.
6j W . 73. K ożucham i kozim i zw ykle się przyodziew ali w ieśniacy
i p a ste rz e ; dla tego odzienia przeto S atyrow ie nie.-zczęśliwymi m ienić się mogą.
S tąd za H artu n g iem czytam p.£'?.soę nie jizk ia .
7) W . 135. U H o m era w O dysei ks. 9 196, Odysej otrzym ał w p o ­
d ark u w ino od M arona, syna E uantesa, (który p o d łu g S chol. do A poll. 3,
996, b ył synem D yonizosa i A ry ad n y ), k a p ła n a A polonow ego w trackim
Ism aros. P o d łu g E u rypidesa zaś M aron synem rodzonym B achosa.
8) W . 148. W g reckim : slS sę ya(> abtryj sc. [ysuatv) o d d an o : więc
47
znasz go ju ż? (sc. smali). A n i F ix a tłum aczenie: czyś już skosztow ał? ani
H artu n g a, p o d łu g k tó reg o ysusa& ac — dtryjpahso& ai n iepodobają się.
9) W . 158. L eu k a d y jsk a skała tu t, c k tó rak o lw iek sk ała w morzu.
H a rtu n g zam. X suxdduę przypuszcza Xaraddoq.
10) W . rÓ2. t u u t i zd p d p o v . H esycłi. zu aldolov.
11) W . 238. Innem i słow am i: C yklop nie potrzebuje krajczego, k tó ­
ryby m ięso k rajał, ro zk ładał, gdyż całe k aw ały m yśli pochłaniać.
12) W . 288. N a w szystkich m iejscach tu w ym ienionych m iał P ozej-
don św iątynie, alb o też m iejsca ow e b y ły m u pośw iecone. Ś w iątynie te przeto
w sk u te k zw ycięstw a odniesionego nad T rojanam i zachow ano od zagłady.
15) W . 336. H e rm a n n : dona h o sp ita lia , quae p ro m ittit Cyclops, sunt
ignis, aqua, q u iq u e p er ignem et aquam concoquat U lixem , lebes. W o d a jest
i = m ienie ojca C yklopow ego, t. j, P o zejd o n a w łasność; i = m ienie = m a­
ją te k , w łasność, posiadłość.
14i W . 338. B ogiem dw orskim jest Cyklop.
13) W . 356. datTUfj.dAX.oj i v a lytdc, n a gęstej sierci koziej. P o d łu g
P o llu x a aby i t od a lyó ę, sk ó ra , sierć kozia. A ly tę , w ic h e r, od actrooj. D w a
te w yrazy pom ieszano w b aśn i m y to lo g iczn ćj, że ary i t, k tó rą w strzasajac Zeus
i A ten a bu rzę sp ro w ad zają i ludy p rzerażają, z sierci kozy Ap.dX.dzca była
zro b io n a
16) W . 397. „sk ład n ie j a k o ś . T a k oddano greckie p:>dp.<j> ztv i t. j.
w sp o só b tak i, ja k to rzeźnicy ro b ią. AV opisie zabicie dw óch tych ofiar
H o m er się różni od E u ry p id esa. U H om era w jed n ak i sposób gina
17) W . 4 3 3 — 34. P o d łu g H artu n g a.
18j W . 4 4 $ G reckie accpwv oddano przez „ le je k ,“ właśc. sikaw ka.
10; W . 468 P rz y oljutpze g łow nię t. j . zapalone polano zanurzano
w św ięconą w odę i p o k rap ian o następnie obecnych (H e r, szal. 905.). W e ­
dłu g u stę p u w niniejszymi dram acie, zdaw ałoby s ię , że tę głow nie z kolei
b ran o do ręki.
20) W . mann cytuje S trab o n a X I I I . p. 5 7. de zrj p .s-
A U p ta z jjg KuZtyr.yJpę y.al ryję UptaTzryyrję zazc r d W pr.ayzla zó~oę, i ę od zon
Tayjprrfdryj p.odsóouam rjp i: d r/d a r d./.Auc dk izspi Aapdanton d/.pan, nXntrtov
A apod'jou,
21) W . 643. H artu n g p ow iada: „E in e liuebsche S atyrę au f die O r .
phische S ym pathie, an w elche dam als alle S chw achkoepfe noch glaubten “
22) W . 6 8 6 — 688. P lartu n g p o w iad a: O dysseus, nachdem er aus d er
H o e h le en tro n n en ist m it den Seinigen, und bereits v o r , nicht m ehr h i n t e r
dem C y k lo p en steht. h o e h n t d e n s e lb e n , an der Stelle des C hores antw ortend
u n d nochm als sich oZzcq n e n n e n d , so dass d is W o rte zu besagen scheinen,
au ch v or dem C y k lo p en sei nichts m eh r zu erhaschen. D ieser, indem er
seine Stim m e h o ert, ru ft: w Tzayzd/.iozs, izob tz o t ’ s c ; O dysseus aber antw ortet
ihm aberm als zw eid eu tig , ais ob er den L e ib eines anderen, d er Odysseus
heisse in O b h u t h alte. E s sind das vollkom m en die naem lichen Scherze,
m it d en en m an noch h eu t zu T ag e beim B linde-lcuh S piele den m it verbun-
d en en A u g en U m h erh asc h en d en zu aeffen pflegt.

U) - bJCr f ly
862655

Biblioteka Narodow
Warszawa

30001018493663

You might also like