You are on page 1of 40

187754

S ZLACHTA

STUDYUM HISTORYCZNE.

NAPISAŁ

Władysław Smoleński.

Odbitka z Ateneum.

WARSZAWA.
Druk K. Kowalewskiego, Królew ska, Nr. 23.

1880.
SZLACHTA
inn ii

STU D YUM HISTORYCZNE.

N A P IS A Ł

Władysław Smoleński.

O dbitka z Ateneum.

WARSZAWA.
Druk K. Kowalewskiego, Królewska, Nr. 23.

1880 .
Jl,o3BOjieuo U,eu3ypoio.
BapmaBa, 15 OKiaópa 1880 ro,i,a.

li 421W

A łH > * ,.4 « S UW
W g ru p a c h sp o łeczn ych, zajm ujących s ta n o w isk o n a c z e ln e, d a ­
wne o r g a n iz a c y e p a ń s tw o w e zaw sze z n a jd o w a ły rze c z n ik ó w , którzy,
ż e b y istniejący p o r z ą d e k i w ła s n ą p o zy cyą p o d tr z y m a ć ,— od nośne
a r g u m e n ty czerpali z teologii lub się n a filozoficznych d rog ą s p e k u -
lacyi z d o b y ty c h , opierali z a s a d a c h . Z sum y je d n y c h i drugich tj.
z o w y c h te ologiczny ch, czy filozoficznych p o g lą d ó w u ło ż y ć m ożna
pew ien c a ło k sz ta łt, s ta n o w iąc y socyologiczne w yzn an ie d anej grupy
społecznej. Miał swoję socyologią b r a m a n i k s z atry a , w o lą w s z e c h ­
m o cn e g o B ra m y 'tłu m a c z ą c y k a s to w o ś ć ; m iał j ą surow y sp a rty a ta ,
g n ęb ią c y helotów , a te ń sk i e u p a try d a , u sp raw ie d liw ia ją cy instytucyą
niew olnictw a; rzymski patrycyu sz, c h c ą c y świat cały w sobie p o c h ło ­
nąć i średn-iowieczny wassal, n a tr z ą s a ją c y się z w ła d z y , a sam dla
p o d d a n y c h w ła d z c a najsroższy. N aturalnie, rzecznicy owi w n ie z b ę ­
dność istniejącego p o rz ą d k u i w łasnej p ozycyi wierzyli m o c n o , i nic
n a s u p o w a ż n ia ć nie móże do p o w ą tp ie w a n ia o szezerości p og lądó w
b ra m a n a . N a d poszlakę, że m u k ł a m a ć k a z a ł interes, wolimy p e w ­
nik, że z n a ło g u m o ż n a się w n a jp o tw o rn ie jsz e j o rgan izacy i r o z k o ­
c h a ć , że c złow ieko w i łatwiej przychodzi d la starój n ied orzeczn ości
najm isterniejsze uspraw iedliw ien ie wym yślić, niż najprostszą le c z n o ­
wą p ra w d ę wygłosić lub w w yg ło sz o ną uw ierzyć.
I n a s z a pr zeszłos' ć w y k o ł y s a ł a e u p a t r y d ó w r z e s z ę p o t ę ż n ą ; i n a ­
si e u p a t r y d z i , w y j ą t k o w ą w n a r o d z i e z a j ą w s z y p o z y c y ą , — lubili n a d
ni ą , a w i ę c o s ob ie i o s w o i m d o i n n y c h s t a n ó w s t o s u n k u , r o z m y ś l a ć
i pi sa ć. O i c h s z cz er o ś ci , p o d o b n i e j a k o d o b r e j w i e r z e b r a m a n ó w
ni e w ą t p i ę . N i e o b ł u d n e , w l i t e r a t u r z e c z t e r e c h st u l ec i z a k r z e p ł e o j­
c ó w n a s z y c h z w i e r z e n i a z b i e r a ł e m pilnie i n a p o d s t a w i e t a k o w y c h
z a m i e r z y ł e m s z l a c h t ę p o l s k ą w ś w i e t l e jej w ł a s n y c h p r z e d s t a w i ć opi-
nij. Co r o z u m i a ł a o sobie? c z e m u s p r a w i e d l i w i a ł a s w o j e w s z e ch -
w ł a d z t w o , a p o n i ż en i e m i e s z c z a n i c h ł o p ó w ? N a t e p y t a n i a o n a s a ­
ma odpowie.
I.
Starodaw ność i geneza szlachectwa.— Czem udow adniano jego dziedzicz­
ność?—Spadkowe przym ioty ogólne szlachty i cechy szczególne dom ów nie­
których.— Starość i czystość krw i jako w arunki zacności.— Gradacye i trw a ­
łość szlachectwa.

W kwestyi s ta ro d a w n o śc i i g e n e z y s z la c h e c tw a najbieglejszy
h e r a ld y k Bartosz P a p ro c ki, stano w czej odpow iedzi udzielić nie umiał.
P o w o łu je się na p o w a g ę roz m a ity c h pisarzy i przypuszcza w raz z ni­
mi: albo s z la c h e c tw o w te n c z a s z a k w itło , k ie d y N oe C ha m a , że się
z jego n ie o p atrz n eg o le ż e n ia n a śm ie w a ł, d o t k n ą ł p rz e k le ń s tw e m , a l­
bo też d o p ie ro po z b u rze n iu wieży Babel w zięło po c z ąte k. T ę d ru g ą
hipo tezę P a p ro c k i za w iarog od niejszą u w a ż a i pow stanie sz la c h ty n a ­
stę p u ją c e j przypisuje przyczynie. Przy b u d o w ie wieży B a b el m o ­
r a ln e ro z p a sa n ie doszło do teg o stopnia, że się ludzie sami so bą b rz y ­
dzić poczęli. T k n ę ło n ie k tó ry c h sumienie i obrali z p o ś r o d k a siebie
m ę ż a m ą d re g o , k tó r e m u o d d a li zw ierzchność, iżby w ła d a ł wszyst-
kiemi w ed łu g swej myśli, k a r a ł złe i niep o słu sz n e , a d o b re i cnotliwe
w y w yższał. Ów m ą ż ro z u m n y z m o c y swej w ła d z y k a ż d e g o , k to
w e d łu g jego woli życie p ro w a d z ił, czynił nad innych znaczniejszym
i zw ał go n obilis sz la c h cic em ( l ) . L e c z nie s a m a zasłu g a n a d a w a ła
sz la c h ec tw o . D ru d z y p rzychodzili do nieg o, p o w ia d a nasz pisarz, dla
w ielkich majętności, n ie k tó rz y przez tyrań stw o , a inni za s p ra w ą Bo­
ga, j a k D aw id i Saul (2).
I w w yjaśnieniu gen e z y i w chronologii P a p ro c k i je s t ch w ie j­
nym. Z je d n e j stron y p o c h o d z e n ia sz la c h e c tw a zd efinjow ać sta n o w ­
czo nie umie; z drugiej znów , n a innem m iejscu (3) za starym i h isto ­
ry kam i, tw ierdzi ogólnie, że stan sz la c h e c k i jest z d a w n a na świecie,
a praw ie z a ra z po stw o rzeniu św ia ta się począł. Noe z synami, k a p a -
d occy i filistyńscy książęta, c es a rz e b a b ilo ń sc y i pierwsi królowie
greccy, żyd o w sc y sęd ziow ie i rzym scy p a try c y u sz e , —sło w em wszy-

( 1) Paprocki. H erby rycerstw a. W yd. T urów . str. 48.


(2) Tamże, str. 49.
(3) Tamże, str. 49.
4
scy owi mądrzy a dzielni mężowie, którzy w starożytności władzą lub
cnotą jaśnieli, szlachtą byli i herby nosili (l).
Rzecz dziwna, pisarze nasi pod pewnemi względami więcej
o obcćm, niż o polskiein szlachectwie wiedzieli: gwoli pierwszemu
na chronologiczną sadzili się ścisłość, gdy początków własnego hi­
potetycznie naw et nie potrafili z mroku tajemnic wydobyć. P aproc­
ki, mówiąc o herbach k ap a d ock ich , filistyńskich, greckich i innych,
o pochodzeniu własnych zaznacza tylko ogólnie: tedyć i przodki na
sze dla poszukiwania sławy dobrej słowakami zwani, nie zaniechali
używ ać tych godeł; w szerokich wrociech nieprzyjacielskich miesz­
kając, pragnęli śród innych narodów męztwem celow ać i zacność
swoję potomstwu swojemu jako skarb najwyższy zostawili w spuści-
źnie (2). Zamiast oznaczenia czasu powstania, Paprocki podaje defi-
nicyę szlachectwa, zaznacza jednoznaczność jego z zacnością i m ę­
stwem i skwapliwie do dziedziczności cnót owych p rz e c h o d z i..
Inni pisarze o pochodzeniu szlachty wiedzieli nie więcej. Z n aj­
dowali ją za Popielów i Lechów; widzieli ją w epoce, poprzedzającej
organizacyą państwa polskiego; lecz czasu w przybliżeniu nawet
oznaczyć nie mogli. W domysłach swoich ograniczali się na tern, że
szlachectwo jest instytucyą odwieczną; że jest wynagrodzeniem za
zacn o ści dzielność i że z ojców prawem dziedzictwa przechodzi na
dzieci.
Dla czego szlachectwo ma być dziedzicznem? Ku rozwiązaniu
tej kwestyi ojcowie nasi wysilali swój rozum i zawsze w zjawiskach
przyrody szczęśliwą znajdowali odpowiedź. Najdosadniej j ą może
utalentowany Sęp Szarzyriski przedstawił: „z zacnych się ludzi rodzą
także zacni: mężna orlica gołębi nie rodzi, ani mdły zając z dużych
lwów pochodzi*1 ( 3). Na stadziech końskich i inszych zwierząt, po­
wiada Górnicki (4), widzieć to łatwo, iż natura w rzecz k a ż d ą wsiała
to ziarno, które własność a moc swoję podaje potomstwu i takiem ją
czyni, jakiem jest samo. Jeżeli piękne ziarno, na rodzajną rzucone
niwę, plon wydaje obfity, a ze szlachetnych zwierząt szlachetne pow­
staje potomstwo,— to również z naturą jest zgodnem, iż dzielni dziel­
nych też rodzą. Fortes gignuntur a fortibus , k ru k nigdy nie zrodził
łabędzia, nigdy k aw k a m atką nie była drozdowi. W ięc działo się
mądrze, że u wszystkich narodów szlachectwo, przez cnoty ojców
nabyte, przechodziło na synów; słusznem jest przeto i w Polsce, że

( 1 ) T a m ż e , str . 5 o — 5 7 .
( 2) T a m że. str. 5 7 .
(3 ) R y tm y p o ls k ie . W y d . T u r ó w . str. 1 7 .
(4 ) D w o rz a n in . W y d . T u r ó w , str.-2 4 .
5

potomstwo s ł awę p r z o d k ó w dziedziczy. W e kr wi swojej nosi nasiona


dzieł wielkich, a ma ją c p r zy t o m n e w pamięci wzniosłe oj ców p r z y ­
k ła dy , naśl aduj e ich c no t y i torem ich idzie (l). J e s t to s p r a wi e dl iw e
i m ą dr e: m ą dr e , bo z g o d n e z p r z y r o d ą rzeczy; s pr awi edli we , gdyż
p a mi ę ć o c z yna c h wraz z życiem ich t w ó r c ó w nie ginie. Na tern więc
że od mężnych i d o b r y c h p o c h o d z ą mężni i dobrzy, że s r o dz y orło-
wie s łabego g o ł ę b i a nie rodzą; n a podstawi e dziedziczności, p o d p a ­
trzonej w z wi e rz ę ta ch , w świecie roślinnym, i ptastwie filozoficznie
twierdzono, iż . .s z la c he c tw o jest to z a c n o ś ć p r z o d k ó w i u c zc iwoś ć
pr zo duj ących, k t ó r a na p ot om s tw o s p a d a p r a w e m d zi ed z i ct wa 11 (2).
Szlachcic, r o d z ą c się, o t r z ym y wa ł już wspadku: r oztropność,
umi a rk owa nie , s pr awiedl iwoś ć i mę zt wo (prudentiam, temperantiam,
fortitudinem et justitiam), cale życie gorzał c h ęc ią służenia ojczyźnie,
pr a gn ą ł wi a ry swej b r o ni ć i n a wojnie s ł a w y dobrej n a b y w a ć (3).
Z uro d ^e ni ^ był słońcem, świ ec ić też miał czynami j a k słońce; sz pe t ­
n e chmury, które ć mi ą sławę, mężnie powinien pr omieniami cnót
swoi ch r ozpr aszać. Z natury, p ow i a d a Le s z c zy ńs ki (4), wszelkie p o ­
si ad a tal enty i cnoty,— w c ał ym też świecie nic się k on d y c yi po lsk ie ­
go s zl achci ca r ó w n a ć nie może.
Nie dość j e d n a k n a p r zymiota ch umysłu i ser ca: szlachci c i pod
wz gl ę de m fizycznym wzór p r zedst awiał sko ń c zo ny ,— d os ko n al sz e niż
plebejusz miał członki. O k o jego zdol ne było rozleglejsze ho r yz on ty
ogar nąć; usta n i e zw yc zaj ne głosiły rzeczy; mi ał r ę c e i nogi nie k u
peł zani u po ziemi i w yk on y wa ni u r o bó t p ow sz edn ic h , lecz k u k i e ­
rownict wu losami świata. W Wizerunku szlachcica polskiego n a po-
c zą tku XVII stulecia (w r. l ól5) k a n o n i k łowicki, W a c ł a w Kuni cki,
c i e k a w ą t ę k w es ty ą z w i e l ki m d o w c i p e m wyświetlał.
S ło n e c z n y c h cnót blaski u b a rwi ał y c a ł y n a r ód sz la ch e ck i i k a ż ­
dej stanu tego r odzi ny były własnością. J e d n a k ż e , o p r ó c z ogól nych,
k a ż d a r odzina s zl a ch e ck a, czyli d o m k a ż d y , p o s ia d ał i z n a m i o n a
szczególne, j e m u tylko wł a śc iwe lub w nim tylko p r a w e m dziedzic­
t w a uwy da tn ion e wyraźniej. A b d a n k o w i e byli wedł ug Dł ug o sz a i P a ­
p r o c ki e go sprzętni i wielcy; Bogorye przystępni i ludzcy (humani et
tractabiles); Gozdawici p a n o m swym wierni (genus dominis suisfidum)\
Grzymalici uczciwi ( probi), Jel itczykowi e sk ro mn i i z ami łowani w my-
śliwstwie (viri modestij canum ac venationum studio s i) ; Os so ryo wi e
grzeczni i ludzcy (civiles et humani)-, R a d w a n o w i e mę żni i możni;

( 1) Krasińskiego Polska, przekład Budzińskiego, str. 62 i 63.


( 2) W olan. O w olności rzeczypospolitej. W yd. T urów . 25 i 26.
("3) Starow olski. P raw y rycerz. W yd. T urów . str. 9 i 11.
(4) Glos w olny. Wyd. T urów . str. 58.
6

Zabaw ow ie— sensaci. Cechy to były dodatnie. W niektórych domach


spostrzegłeś ujemne, zawsze przecież szlachetne i samemu tylko w ła­
ściwe rycerstwu. Zaznaczyć bowiem wypada, że stan ten przywary
miał inne niż mieszczanie i chłopi: jak o z przyrody krwi swojej do
wielkich przeznaczon czynów, wad pospólstwa posiadać nie mógł. T a k
np. chociaż i szlachta wierzyła w czary, nie było przecież wypadku,
żeby kto szlachciankę za czarownicę poczytał; nie sądzono, aby śród
rzeszy przezacnćj gnieździć się mogły czyny tak sprośne (i). Chłopska
to rzecz siła jeść; s z lac h eck a— pić więcej, powiada Trzyprztycki (2 ).
O bok więc owych, pewne domy cechujących znamion szcze­
gólnych, dodatnich, znajdziemy i szlacheckie przywary, które przecież
ozdobę raczej stanowią, niż plamę. Czyż mogła Doliwczykom uwła­
czać hojności do kielicha pochopność {pin ad potationem et largitio-
nem proclivi)\ Leszczycom prostoduszności trochę i skąpstwa {partim
simplices partim avari)} Mógłże kto zarzut poważny postawić, że Ło-
dziowie byli ambitni i do prywaty skłonni {in ambitionem prom et re­
rum privatarum studiosiy. Półkozice babiarze i skryci (p a friin venc-
rem et simulationemproclivi)\ Rawicze okrutni i zuchwali, niektórzy
n aw et lekceważący wiarę {audaces ct crudeles, nonnulli etiam contem-
ptores religionis), a Zadorowie skłonni do gniewu {in furorem proclivi)}
W pijaństwie, hojności, ambicyi, babiarstwie, zuchwalstwie, o kru­
cieństwie lub gniewie, dopatrzysz siły rycerskiej i wspaniały znaj­
dziesz animusz, obcy plebejuszowi, spodlonemu czarami i zgtiuśnia-
łemu z obżarstwa.
Z powyższego wynika, że na zacność szlachecką, o której ks.
Stojkowski powiedział (3), że wedle opinii m edyków wraz ze krwią
rodziców przechodzi w ciało dziecinne, sk ładała się suma przymio­
tów dość skom plikow ana i znaczna. Żeby zaś zacność owa była rze­
telną, żeby szlachcic stał „m iędzy inszymi stany, ja k o drzewo ce dro­
we, które osobliwszą zieloność i wonność z siebie w ydaw a,“ dwócli
jeszcze kardynalnych wymagano warunków: w żyłach jego krążyć
musiała krew stara i czysta.
Starodawność pochodzenia dziwny miała urok dla ojców. Że
za defekt uważano, gdy rodzina o odległych przodkach nic rzek n ąć
nie mogła ( 4 j , zapuszczano się przeto w czasy zamierzchłe, zawiąz­
ków rodzinnych szukano w legendach i mitach. D um ą w ezbrane

( 1) M o raez ew sk i. P o lsk a w złotym w iek u . P o z n a ń , 1851 str. 157.


(•2) Co n o w e g o ab o d w ó r 165o.
(3) W alecznik w bram ie sta ro ż y tn y c h G rzym ałów . P oznań b. r.
(4) S taro w o lsk i. R e fo rm acy a o b y czajó w . W yd. T u ró w . s tr. 12.
7
#

miał serce, kto licząc przodków szeregi, zbłąkał się w mroku cza­
sów pierwotnych, dotarł do arki lub się z greckim spotkał herojem.
Szczęśliwi byli Zabawowie, że herb ich Długosz w dziejach Chrobre­
go napotkał; Jastrzębcowie i Lisowie, że się na przodków, w j e d e n a ­
stym żyjących wieku, powołać mogli; szczycili się Różanowie, Kora-
bąwie, Zarem bowie i Rogale, że o nich w trzynastym wieku pisał
kronikarz. Ku dogodzeniu próżnos'ci Paprocki w odleglejsze bo
w przedchrześciańskie puszczał się czasy: to znowu, dla wiarogodno-
ści, przywileje klasztorne cytując, wywodził szlachtę z Niemiec
Francyi i Anglii. Na Mazowszu krew rzymskiego patrycyusza pły­
nęła w żyłach 20.000 R om anów (l), liczni w arce Noego lub przy
owej wieży Babel znachodzili praojców. Z lubością około poszuki­
wania przodków wkraczano na obczyznę lub w mroki; w miarę wzra­
stającej odległości przestrzeni i czasu, bohaterowie legendy wię­
kszych nabierali wymiarów; nabierali mocy karyatyd, na których się
świat oparł; stawali się dziwem mitycznem.
Dom, który się z daw nych przodków nie wiódł poczciwie, P a­
procki (2), futro wanym nazywa; według świadectwa Staro wolskie­
go ( 3) ogólnem było mniemaniem, jak o chwalebniejsza je s t urodzić
się, niż stać się szlachcicem. N ow okreow any szlachcic, nie mając
w żyłach krwi starej, i w opinii i w obliczu prawa niżej stawał, niż
klejnotnik odwieczny. Jeżeli konstytucyą sejmową od tak zwanego
scartabellatu uwolnionym nie został tj. jeżeli go prawo z innymi oby­
watelami nie porównało odrazu, szlachcic nowy, zwany świerczałką,
w prawnukach-dopiero do dostojeństw dochodził. Żyły trzech poko­
leń krew jego musiała obiegać, nim przez starość w szlachectwie na­
była zacności.
Żeby szlachcic był „między stany inszemi jako drzewo cedro­
we, które osobliwszą zieloność i wonność z siebie w y d a w a“ ,— płynąć
w nim musiała krew czysta. Mieszańcem, prawi Orzechowski (4).
Polska się brzydzi; chce mieć szlachtę szczerą, nie zaś mięszaną,
ani napojoną krwią rzemieślniczą albo targową. T e szlachetnym i
i urodzonymi zowiemy, których rodzicowie obadw a zniewoleni rze­
miosłem ani handlem nie byli nigdy, ale zawżdy rzemieślniki i kup ­
ce sądzili i onym, cnotą wszelką sami zdobnymi będąc, rozkazy da-

(1 ) Św ięcickiego opis M azow sza w m oim przekładzie (K w artaln ik Klos&w, I I,


str. 113).
( 2) H e r b y , s tr . 3 7 7 .
( 3 ) P o lo n ia . W z b io rz e M izlera I . 4 5 7 .
( 4 ) P o lic y a . K r a k ó w , 1 8 5 9 s tr . 6 7 .

f
8

wali. Zalecano szlachcicom, iżby, mówiąc słowami Reja (l) szukali


żonki staniku sobie równego, stającym na kobiercu z plebejką prze­
baczano niełatwo. Prawnie uxor sequitur conditionem mariti\ szlachcic
żonę, pochodzącą z pospólstwa, uzacniał;— na potom kach je d n a k cią­
żyła skaza takiego małżeństwa. Idący po kądzieli z matki i babki
plebejskiej do prelatur duchow ych dostępu nie mieli, kaw alerow ie
zakonu maltańskiego z herbów szesnastu, kanoniczki z ośmiu szla­
chectwo wywieść musiały. Na piersiach obyw atela order Ś. Stanisła­
wa niezawisł, aż wywód szlachectwa czterem a herbam i z matki uczy­
nił. W szakże sejm z r. 1780 dla tego między innemi projekt do p ra ­
wa, przez Zamojskiego przedstawiony, odrzucił, że w nim o p ra ­
wnych skutkach małżeństw a chłopa ze szlachcianką stał przepis (2).
Pod koniec XVIII wieku przestrzegał jeszcze Ostrowski (3), iż wielką
krzyw dę czynią potomstwu, którzy w zw iązkach m ałżeńskich n a rów­
ność stanów niebaczą.
W ięc dopiero szlachectwo, jed n o c z ą c w sobie k rew zacną, starą
i czystą była to jak aś moc dziwna, niby gniazdo cnoty, sławy, pocz­
ciwości i każdej powagi, wedle słów R eja (4).
Jednoczący w sobie owe warunki i od mieszańców i od świer-
czałków, j a k to wskazałem, odróżniani byli przez opinią i prawo; ró­
wni byli rzetelnie tylko szlachcice o krwi starej i czystej. O rzecze­
nie Orzechowskiego ( 5), że wszelki szlachcic równym był każdemu
innemu „wolnością, prawem, herbem , królem i g a r d łe m “,— da się
zastosować tylko do klejnotników, pochodzących z rodzin odwiecz­
nych i nieskażonych przymieszką krwi lichej. Tacy tylko czy to
senatorowie, czy słudzy, jak o w równej mierze szlachcice dobrzy,
bez względu na bogactwo i na pozycyą społeczną, w oczach opinii
i praw a traktowani byli na równi i wzajemnie zwali się bracią. R ów ­
ność przeto pomiędzy szlachtą była dość względną. Usiłowania m a­
gnatów aby ogrom szlachecki podzielić na klasy wedle bogactwa i po-
zycyi społecznej, o opór masy, która równość powszechną uważała
za źrenicę i pochodnię wolności,—rozbijały się zawsze, jedn akże p e ­
wna g radacy a teoretycznie naw et istniała, tylko że za podstawę ta­
kowej nie pieniądz i nie zaszczyty, lecz stopień starości i czystości
krwi służył.

( 1 ) Ż y w o t poczciw ego człow ieka. W yd. T u ró w . s tr. 66.


(2) Z biór p ra w są d o w y c h I , X V II. § lo .
(3 ) P ra w o cyw ilne. W a rs z a w a 1787. 22.
(4 ) Ż y w o t poczciw ego czło w iek a. S tr. I09.
(5 ) Ż y w o t i śm ierć T a rn o w sk ie g o . S anok. 1855 s tr. 55.
9

Dom szlachecki cały ogrom Cnót skali przeróżnej piastował dzie­


dzicznie, a nie tracił ich nigdy. Szlachectwo, jako stan psycho-fizyo-
logiczny, trwałe było i wieczne. F aktycznie nawet, na drodze praw o­
dawczej, zacność krwi przedawnieniu nie ulegała żadnemu; rzeczpo­
spolita infamii ojca nigdy nie rozciągała na dzieci. Chwilowe naw et
zniżenie się do stanu miejskiego, rzucenie się do rzemiosła lub h a n ­
dlu nie pozbawiało prerogatyw ani tego, który się od zajęć szlachec­
kich wyłączał, ani jego potomków,— zawieszało je tylko czasowo.
T a k było na Litwie bez przerwy, a w Koronie dopiero w r. 1Ó33 su­
rowe za pad ło prawo, według którego dzieci, podczas zajęć miesz­
czańskich zrodzone, szlachectwo traciły.

II.

Szlachecka socyologia.—W yobrażenia o mieszczaństwie i chłopach, o rze­


miosłach, handlu i roli.—W artość szlachcica i plebejusza w yrażona w pie­
niądzach.— Stopniow e w yosobnianie się szlachty z narodu i jej w yjątkow a
w państw ie pozycya.

Przez wysokość swej cnoty szlachcic herbem czyli piątnem jest


naznaczony od Boga, a ja k o cedr libański wyrasta nad inne drzewa
głuche a proste, tak stan rycerski, zawsze śród innych wdzięczny
i znaczny, nigdy nieporuszony od wiatrów, wiecznie będzie osobliwie
zielenieć i wonieć (l).
Przyrównanie szlachty do cedrów libańskich, a pospólstwa do
drzew głuchych i prostych, konstatowało rzeczywisty stosunek ry­
cerstwa do mieszczan i chłopów i nie było słowem, rzuconem na
wiatry. U pisarzy naszych porównanie takie spotyka się często; j a ­
kiej zaś barwy m otywa nadziewało na siebie? warto bliżej rozpa­
trzyć. W ejrzenie na argumenty, usprawiedliwiające pozycyą cedrów
i stanowisko drzew prostych, wprow adza nas w sferę rycerskiej so-
cyologii, która podobnie jak i owa analiza natury szlachectw a w zja­
wiskach przyrody i w psychologii szukać będzie podstaw dla
siebie.
Postanowił Pan Bóg na ziemi porządek królów, szlachty, m iesz­
czan i chłopów. Z tych gromad stało się jedno ciało koronne, p ra ­
wem i przywilejami, jakoby żyłami wnętrznemi spojone ku życiu do­
bremu (2). A jako w człowieku przyrodzenie je d n e członki ważniej-

(1) Rej. Ż yw ot poczciwego człow ieka, str. I08.


(2) Orzechowski. Pollcya, str. 49.

8
10

sze robi nad drugie tak i w ciele koronnem króla wywyższyło nad
szlachtę, szlachcica nad mieszczan i chłopów. Król jest jako głowa,
z której rząd na wszystko ciało pochodzi; stan szlachecki to piersi,
bo i w pokoju wolnym głosem, który początek ma w piersiach i w b o ­
ju mężnem sercem, które także n atu ra w piersi wsadziła,— zastawia
się za całość ojczyzny. Nogami w tern ciele kmiotkowie, rzemieślni­
cy i kupcy, ci bowiem, pełzając przy ziemi, pracą swoją rzeczypo-
spolitę pożywiają tylko, dźwigają i zdobią (l). Szlachta więc pod­
pora to przednia, ramię i piersi najpotężniejsze na zachowanie
państw (2), ona i broni i rządu przestrzega w ojczyźnie.
Chociaż, wytargnąwszy pospólstwo, wszystką grom adę polską
byś stargał, jednakże i bez niego rzeczpospolita jeszcze stać może
i prędko nie zginie. O racze bowiem, rzemieślnicy i kupcy przypadły­
mi, a nie wnętrznymi, są członkami polskiej korony (2). J a k ten , k tó ­
ry się w sławnych a wielkich rzeczach k o ch a i ćwiczy nie może być
myśli małej i niskiej,— ta k ten znowu, co się wdawa w rzeczy wzgar­
dzone i małe, onemi się pęta i na nich przestaw a,—nie może być
myśli wspaniałej i dzielnej. Szlachta więc tylko, wielkiemi rzeczmi
się bawiąc członkiem jest przednim; oracz, rzem ieślniki kupiec, ludzie
błahego i nikczemnego obchodu, istotnemi częściami korony nie m o­
gą być (3). To tylko nogi w ciele koronnem, to tylko sługi ku za­
chowaniu i życiu onego (4).
Potrzebny jest w państwie taki stan ludzi, który, zaniechawszy
wszystkiego, co krzesze zyski,—z temi tylko zajęciami się pora
i w tych tylko się ćwiczy, które dostojność i pożytek krajowi przy­
noszą (5). W szystek stan szlachecki osiadł na prawdzie i wierze,
dzielnością swoją i sercem wielkiem odtrąca wraże napaści; gardł
swych nie ważąc, pobudzony jedynie poczciwą sławą, na nieprzyja­
ciela w każdej potrzebie uderza. Że między cnotą a groszem w iel­
ki swar jest i wielka niezgoda, ponieważ praw da z kupią pospołu nie
mieszka,— przeto pomiędzy pracą rycerską i umiejętnością sprawowa­
nia rzeczypospolitej, z zajęciami, zysk mającemi na celu, sojuszu nie
masz (6). Rzemiosła sprośne są i smrodliwe; żadnego zacnem u czło­
wiekowi przystojnego nie masz rzemiosła (7). Kupiectwo, mitręgą ży-

(1) D ębiński. Różne m ow y publiczne. Częstochowa, 1727, str. 47.


(2) O rzechowski. Policya, str. 144, 149.
(3) Tamże, str. l 5o.
(4) Tamże, str. 57.
(5) W olan. O wolności rzeczypospolitej, str. 3ą.
(6) Orzechowski. Policya, str. 58.
( 7) Tam że, str. 60.
w iąc, z a p o m i n a ć musi o p r a w d z ie i w ierze i dla tego prawo polskie
szlachcicow i o b c h o d u miejskiego z a b ra n ia . S zlachc ic siadł w sz y ste k
n a p raw d zie, która, p ie n ię ż n e m i o b c h o d y się b rzyd ząc, nie m o ż e stać
pospołu z rzem iosłem i h an d le m (l).
Pospólstwo, zaniedbując spraw y publiczne, p ry w atn y ch celów
i p ry w a tn e j tylko sz u k a korzyści; zm iennej i n ie p e w n e j b ę d ą c w ie r ­
ności, to n a j e d n ą , to n a drugą stronę łatwo s i ę d a j e n a g i n a ć ( 2 ).
G dyby urzędy ludziom plugaw ym były zlecone, albo gdyby sprawa
w o je n n a w ło ż o n ą b y ła na ludzie p o d łe i l e k k i e , — czyż p rzy s t e r o w a ­
n i u t a k i c h ż e g l o w a n i e r z e c z y p o s p o l i t e j b y ł o b y p e w n ć m (3 )? W s z a k ­
ż e rzeczpo spo lita r z y m s k a , pani całego świata, zaw ichrzeniami try­
b u n ó w w s t r z ą ś n i o n a , w r a z z w o l n o ś c i ą s t r a c i ł a w s z y s t k o (4 ). S z c z ę ­
śliwa p rzeto je s t P olska, że n a stanie s z l a c h e c k im , ja k o n a słupie
wybornym stanęła, a owym, którzy grosz groszem gonią, łokciem
mierzą, k w a r t ą szynkują, rzem iosła robią albo pługiem są zn iew o ­
l e ni u d r u g i c h , — t a k i e m i e j s c a z o s t a w i ł a w k r ó l e s t w i e , j a k i e w d o m u
g o s p o d a r z a m i e w a j ą s ł u d z y (5).
Ku przy czy n ien iu dostojności i p o ż y tk u krajo w i p rz e z z a c h o w a ­
nie w sobie cn ó t w ielkich, szlachcic, stroniąc od rzem iosła, h a n d lu
i r o l i , — o b r a c a ć s i ę p o w i n i e n w tej s f e r z e , k t ó r a c z y s t e g o c h a r a k t e ­
r u n ie k a z i, s z c z y t n y c h p r a g n i e ń n ie gasi, s z l a c h e t n y c h z a p a ł ó w
nie st udzi i ni e w s t r z y m u j e p o l o t u myśli w s p a n ia ł e j. S fe r a o w a o g a r ­
n i a c a ł ą a r e n ę p a ń s t w o w ą , a n a niej n a j w ł a ś c i w s z e m dl a s z l a c h c i c a
z a ję c ie m jest działalność p u b liczn a i oręż. P o n i e w a ż miasta są g n i a ­
z d e m niecnoty i k ła m s t w a , najsto so w niejszćm p rz eto dla szlachcica
siedliskiem jest wioska. Nie p o w in ie n j e d n a k ż e z b y tec zn ie trudzić
si ę p ł u g i e m ; j a k b o w i e m r z e m i o s ł o i g r z e s z n e k u p i e c t w o m i e s z c z a ń ­
s t w u , t a k r o l a g b u r o m j e d y n i e p r z y s t o i (6 ). U p r a w ę z i e m i z d a w s z y
n a chło pstw o , na d ostatk i nie b a c z ą c , szla ch cic r y c e r s t w e m tylko
m a się z a b a w i a ć , b o nie b o g a c tw o , lecz m ę z t w o jest t a r c z ą państw;
bo wolności i sw o b ó d p r z o d k o w ie nie złotem, ani inszymi postępki,
ale k r w i ą i d zielnością zdobyli, o p a n y i o jczyz nę r ę k ą sw ą c z y ­
n i ą c (7 ). P r z e d l a t y, m ó w i K o c h a n o w s k i ( 8 ), w P o l s c e ż a d e n n i e b y ł

(1) Tamże, str. 58 .


(2) Krasińskiego Polska, str. 44.
(3) Wolan. O wolności rzeczypospolitńj, str. 34.
(4) Krasińskiego Polska, str. 44.
( 5)Orzechowski, Policya, str. 66.
(6) Starow olski. Reformacya, str. i 77.
(7) Krótkie rzeczy potrzebnych zebranie, uczynione r. 1587. Wyd. T urów . str. 12,
(8; Satyr albo dziki mąż.
12

w pieniądze bogaty, km ieca tó rzecz na oncZas patrzeć rolej była;


bez złota jed n ak , jedynie męztwem swojem wielkie państwa brali Po­
lacy. Były w Prusach bogate miasta i zamki budowne, drogi porzą­
dne i mosty, czego nie d okonać bez znacznych pieniędzy, byli tam
i gospodarze tędzy, a przecież Polacy ziemię tą wzięli (l).
Więc fachem szlachcica działalność publiczna i oręż; skoro zaś
do rzemiosła lub handlu się zniżył, kierownicy opinii piętnowali go
hańbą; pod wpływem opinii władza praw odaw cza odpowiednie wyda­
wała przepisy i d otykała go karą. Statut warteński (z r. 1423) za ­
braniał kmieciom rycerzowi przyganiać (nobilitatem increpare) tj. za­
rzucać mu gminność, ale pozwalał to robić przeciwko szlachcicom,
którzy łotrują lub piwo szynkują w mieście (2). P roceder miejski sta­
tut warteński zrównał z łotrowstwem! Prawo z r. 1Ó33 oddających się
rzemiosłu i handlom pozbawiało szlachectwa wraz z dziećmi, kon-
stytucya z r. 1677 ponownie zohydza, którzy ja k się wyraża, mono-
polje, szynki, handle i opificia mechanica traktują.
I nietylko zajęciami plebejskiemi się hańbić, a le i obcow ać z po­
spólstwem niewolno. Uchwały łąkoszyńskie (z r. 1424 lub 1426) z a ­
strzegły, że jeżeli szlachcic, w mieście czy na wsi z kmiećmi się b a ­
wiąc, krw aw e lub sine odniesie rany,—nie ma p raw a zanosić skargi
jak o szlachcic, lecz jak o kmieć; napastnik zaś za zrobioną mu ranę
nie drożej ja k za chłopską zapłaci (3 ). W r. i ą 53 statut księcia mazo­
wieckiego Bolesława w podobnych okolicznościach zabrania nawet
dopuszczać skargi do sądu (4), a ekscepta m azow ieckie, które do
upadku rzeczypospolitej obowiązywały Mazowsze, zachow ały sobie
ten przepis, iżby szlachcicowi ani w karczm ie przebywać, ani piwa
zapijać z kmieciem, ani z nim w jednym rzędzie siedzieć nie było
wolno (5 ).
Jeżeli szlachcicowi ubliżały miejskie i wiejskie zajęcia, jeżelić
plebejusz, ja k paryas, sam pełen niesławy towarzystwem swojem
klejnotnikowi uw łaczał i piętnował go hań bą, to naturalnie, że i s k a ­
la k a ry za krzywdę, j a k ą szlachcic d otknął plebeja, lub też odw ro­
tnie, stosować się musiała do zacności strony jednej i drugiej. W s p o ­
mniałem wyżej, że szlachcic doskonalsze, niż plebejusz, miał człon-

(1 ) T am że.
(2) B andtkie. Jus polonicum. p. 2 1 4 §. X X II.
(3 ) H elcel. S ta r p r, poi. pom niki, I 293 §. X.
(4 ) B andtkie. Jus polonicum p. 4 4 5 .
(5 ) Vol. le g . I I. 94Ó.
i3

ki; że k a ż d y z c z ł o n k ó w n ie p o s p o l i t e w y p e ł n i a ł f u n k c y e , a b y ł z a s i­
la n y k r w i ą z a c n ą . N ie d z iw , że p a l e c s z l a c h e t n y t a k ą m i a ł w a r to ś ć ,
j a k p o ło w a g ło w y n a l a d a j a k i m o s a d z o n a k a d ł u b i e ; ż e w e d le s ta tu tu
w i e l k o p o ls k ie g o z r. 1347 z a b ó j c a s z l a c h c i c a p ła c i g r z y w i e n 3o, z a
nos, n o g ę i r ę k ę l5 , z a p a l e c 3 g r z y w n y ; z a b ó j c a z a ś k m i e c i a p ł a c i
6 g r z y w ie n , z a r a n ę p ó łto r y . W e d ł u g s t a t u t u B o l e s ł a w a m a z o w i e ­
c k i e g o z r. 1448 s z l a c h c i c z a z n i e w a ż e n i e p l e b e j k i k o p ę g r z y w ie n
o p ł a c a ł , g d y c h ł o p ( u c h o w a j B oże! p o k r z y k u j e ó w s ta tu t) z a t a k ą s a ­
m ą ob elg ę, w y rz ąd z o n ą szlach ciance, k a rz e g a rd ła po dlegał. W p ó ­
ź n ie js z y c h c z a s a c h d o k a r y p ie n ię ż n e j z a z a b ó j s t w o c z ł o w i e k a d o ­
d a n o w ię z ie n ie ; w r. 15 8 1 z a k r ó l a S t e f a n a z a p a d ł o , a b y n i e s z l a c h c i c
z a z a b ó j s t w o k a r a n y b y ł ś m i e r c i ą ; s z l a c h c i c z a ś z a c z y n t a k iż , p o ­
p e ł n i o n y n a c h ł o p ie , n a j p r z ó d g r z y w i e n lo , p óźniej 3o, a o d r. i 6 3 l
sto p ła c ił . G d y w P r u s a c h k r ó l e w s k i c h b e z w z g l ę d u n a p o c h o d z e ­
n i e z a b ó j c a ( w e d ł u g s t a t u t u z r. 1538) k a r a n y b y ł ś m i e r c i ą , g d y
w L i t w i e j u ż trze ci s t a t u t ( z r. 1588) k l e j n o t n e g o z a b ó j c ę c h ł o p a k a ­
r a ł n a g a r d l e , w k o r o n i e s t a r e p r a w o w c ią ż k w itło . N a B a t o r e g o ,
że z a m o r d e r s t w o m i e s z c z k i k r a k o w s k i e j ś c ią ć k a z a ł s z l a c h c i c a ( 1),
s a r k a n o ; d o p i e r o w r. 17 6 8 s t a t u t lite w s k i z a s t o s o w a n i e z n a l a z ł w z i e ­
m ia c h k o r o n n y c h .
W m ia r ę , j a k się r o z r a s t a ł o k o ł o r y c e r s k i e i u c z u w a ł o d o s t a t e ­
c z n ą m o c w sobie, p o t ę ż n i a ł a p o g a r d a j e g o k u m i e s z c z a ń s t w u i c h ł o ­
p stw u ; w p r z y w i l e j u sw o im z a m y k a ł o się c o r a z z a z d r o ś n ie j, c o r a z
b a r d z ie j u t r u d n i a ł o d o s ie b ie p r z y s tę p . P o c z ą t k o w o n a d a w a n i e s z l a ­
c h e c t w a n a l e ż a ł o to d o m o n a r c h y , to do s z la c h ty , n a s e jm ik u z e b r a ­
n e j. W s p o m i n a j ą d z i e j e o s z l a c h c i e z s o łt y s ó w i k m ie c i , k r e o w a n e j
p r z e z k r ó l a ; w s p o m in a ją i o z w y c z a ju , ż e d o ś ć b y ł o p r z e z d w u n a s t u
o b y w ateli b y ć w p ro w a d z o n y m w k o ło ry ce rsk ie, by z o sta ć sz la c h c i­
c e m ; k a ż d y n a w e t k l e j n o t n y o s o b n i k , s k o r o t y lk o p l e b e j u s z a do s w e ­
go h e r b u p r z y g a r n ą ł , b r a t e m s w o im w o b y w a t e l s t w i e go c z y n ił ( 2 ).
O p i n i a p u b l i c z n a s a r k a ć n a to p o c z ę ł a . P a p r o c k i (3) stro fu je p a n a ,
k tó r y c z ł o w i e k a „ b e z ż a d n e j w o ln o ś c i u s z la c h c a , d o h e r b ó w p r z o d ­
k ó w s w o ic h p o c z c i w i e n a b y t y c h p r z y jm u je i nim i go z p o t o m s t w e m
j e g o n i e g o d n e m u d a r u j e i b r o n i . “ P o d w p ł y w e m opinii p r a w o z r.
1 5 7 8 u s z l a c h c a n i e c u d z o z i e m c ó w i k r a j o w c ó w o d d a ł o se jm o w i. G d y
p o m im o t e g o w e d l e u t r w a l o n e g o z w y c z a ju w c ią ż n o b il i t o w a n o n a
s e j m i k a c h z a p o m o c ą p r z y s p o s o b i e n i a , u d z i e l a n i a s w o je g o h e r b u lub

(1) Kronika Zelnera u Grabowskiego: Groby królów poi. Kraków, 1835 , str. 2.
(2) L elew el. Polska. Dzieje i rzeczy jej 111,446.
( 3) Herby str. 49.
przez nadanie ziemskiej własności, opinia znowuż zaczęła sarkać.
L a d a wyrwa, bean lub sprośny korydon, molestuje W itkowski ( i),
skarbów nabywszy, przychodzi do herbu; teraz i osieł zwie się lam ­
partem, a ko czkodan z m ałpą chcą się lwu równać. Ten, co skórmi
furmanił, łojem handlował, pieprze szynkował, zagon ziemi kupiwszy,
śróbuje się w wolność szlachecką. Z powodu w yrzekań na przyrost
„klepanej szlachty1* i na mieszanie się stanów „w kłąb j e d e n ,11 dla
zapobieżenia temu na przyszłość konstytucya z r. 1663 w ykraczają­
cych przeciw ko prawu z r. l578 pozbawiła szlachectwa. Od tego
czasu, kto plebejusza przyjął do herbu, za krew nego go uznał
i świadczył za jego szlachectwem , za takowy występek sam obyw a­
telstwo utracał.
W dzieranie się do szeregu rzeszy klejnotnej za tak ciężką po­
czytywano zbrodnię, że prawo z X Y I stulecia ( 2 ) zabójcę m niem a­
nego szlachcica od wszelkiej odpowiedzialności uwalnia, owszem p o ­
zywającego o taki uczynek poddaje karze. U dający się za szlachci­
ca plebejusz musiał wieżę odsiadać; jeżeli był posesyonatem, ko n­
fiskowano mu dobra, ja k o posiadane nieprawnie; gdyby zaś prawdzi­
wemu rycerzowi zuchw ale zarzucił gminność, w koronie karze śm ier­
ci podlegał, a w Litwie po odwołaniu potwarzy, smagany u pręgierza,
z miasta wyświecany zostawał. Separatyzm szlachecki wciąż rośnie;
potęguje się jeszcze i wtenczas, kiedy wiatry zachodnie niejedno
już na ziemi naszej nowe zasiały ziarno i kiedy omszałym kolosem
szlacheckim chwiać poczęły poważnie. Konstytucya z r. 1 7 6 8 kwe-
styą nobilitacyi podnosi do znaczenia tak zwanych materyi status ,
u m ieszczają w rzędzie praw kardynalnych i dla przyznania szlache­
ctwa sejmowej jednomyślności wymaga.
W miarę faktycznego wyczyniania się szlachty z reszty naro­
du kształciły się jej wyobrażenia o sobie, mieszczaństwie i chłopstwie
i o własnym do tych stanów stosunku; w miarę rozwijania się owych
poglądów wyosobnianie z masy stawało się coraz bardziej subtelnem
i coraz bardziej c h a rak ter przybierało stanowczy. Pozycya, ja k ą
szlachcic w państwie sobie wywalczył, przypuszczam, że z początku
zaniepokoić musiała sumienia; lecz im rozum z pom ocą pospieszył,
erudycyi ze starożytnych pisarzy za cze rp nął i filozofią stworzył szla­
checką. U kołysała ona wnętrzny niepokój, owszem w yk azała d o ­
wodnie, że jak jest, jest dobrze, mądrze i słusznie; że zawsze ta k b ę ­
dzie i być powinno. Rozum szlachecki szczęśliwe odkrył kryteryum

( 1) Pobudka w Maciejowskiego Polsce. II, 196.


(2) Vol. leg. II, 606.
i5

i z niego bardzo dowcipnie cały wysnuł systemat. Ojciec był za­


cnym, bo za zasługę otrzymał szlachectwo; kos długodzioby długo-
dziobe wysiaduje pisklęta, ztąd wniosek logiczny, że i ów ojciec
sam zacnym będąc, czyli szlachcicem, na zasadzie prawa przyrody
stwierdzonego przez kosa, zacnego ma syna. Gatunek kosa nigdy
dzioba długiego nie straci, i syn zacności, odziedziczonej po przod­
kach, nie straci nigdy. Każde wino jest niezłe, lecz najlepsze o d ­
wieczne i czyste; i zacność k aż d a jest dobrą, lecz najlepsza niemie-
szana i stara. Kosowi dziób długi daje prawo tępić marne, niedłu-
godziobe owady; szlachcic, zacnym b ęd ąc, ma prawo p anować li­
chym i poniewierać podłymi. Na podstawie zjawisk fizycznych umysł
szlachecki p ra wa moralne i socyologią stanową, przyznać to trzeba,
zbudował misternie. W przyrodzie podpatrzona dziedziczność stała
się drożdżami, na których urosła b uł ka szlacheckiej wolności; starość
i czystość krwi stały się nićmi złotemi, na które brylantowe paciorki
swobód nizano. W każdym przywileju szlacheckim, w każ dem p r a ­
wie, dot yczącem interesów stanowych, widać te drożdże i koni ecj e-
dnćj z tych nici.
Zgodnie z prawami przyrody coraz jaśniej gorzała pochodni a
szlachectwa i coraz głębiej pospólstwo, w żyłach którego plugawy
płyn krążył, do społecznych spychano ciemnic. Na obalinach praw
mieszczan i chłopów i na gruzach powagi królewskiej, wzniósł szla­
chcic b udowę całowładności swojej; dla siebie sarnego otwarł wszy­
stkie upusty swobód i zaufany w swych siłach, wziął na się brzemię
losów całego państwa. J e m u tylko mieć wolno ziemską posiadłość;
on sam tylko ma prawo do wszelkich w rzeczypospolitej urzędów;
bez poprzedniego wyroku nie można go więzić, pozbawiać dosto­
jeństw, nagród i konfiskować dóbr ziemskich; z domu jego, j ako
z asylum , bez dochodzeni a prawnego i pozwolenia dziedzica nie
wolno aresztować przestępcy. Majętność s zl achecka od podatków,
od leż i stanowisk żołnierskich jest wolną; nie płaci ceł, używa soli
za cenę niższą, niż mieszczanie i chłopi; on tylko s zl achet ne swe
członki jedwabiem, kosztownemi futrami, safianem ok ry wa i klejno­
tami je zdobi. Ma głos wolny na sejmikach, sejmach, na wszelkich
zjazdach publicznych i przy obiorze monarchy; sam królem mógł
zostać. Za zdanie, dot yczące spraw państwa, gdziebykolwiek t a ­
kowe wygłosił, przez nikogo prześladowanym, ani do sądu poci ąga­
nym być nie mógł; z zasady, że wolności nie przystoi mieć linguam
post labra revi'nctam, gwałcący swobodę słowa j ako ciemiężyciel, pc-
t war ca i burzyciel spokojności publicznej odpowiadał grzywnami
i wieżą. T e tylko płaci podatki, kt óre sam na siebie nałożył; tych
tylko praw słucha, które sam uchwalił na sejmie; przez obieralnych
16

urzędników sprawy swoje sam sądzi. Króla się nie bał i wedle za­
sady „nic na nas bez nas,“ sferę działalności jego określił ściśle.
„Królu! wykrzykuje Orzechowski (i), nie każ mi przeciwko prawu,
bom ci winien jedno podymne, wojnę, a tytuł na pozwie; nie karz
mnie, ani sądź o cześć, ani o gardło moje, jedno z ra d ą k o ro n ­
ną; bez zezwolenia mojego nie ustanawiaj na mnie ani poboru, ani
statutu, bo cokolw iek przeciwko tem u uczynisz, id irriłum est et
inane. “
W obec takiego stanu słusznie szlachcic powiadał: „jam większy,
niż szlachcic, bom nietylko elector regis, alem i reparator legis: pier­
wej niż króla obieram, stanowię p ra w a “ (2), słusznie też całą potę­
gą piersi mógł wołać: nie masz szlachty pod słońcem nad syny k o ­
ronne! o! święta Polsko nasza, o wielebna wolności gardł i statków
naszych!

III.
O p o zy cy a p rzeciw k o w y o b rażen io m szlacheckim w zw ro cie do p rzem y słu
i h an d lu i te o re ty c z n a w lite ra tu rz e . — P rz y czy n y szlacheckiego k o n s e r­
w aty zm u .

Idealne w yobrażenia szlachty o sobie, mieszczaństwie i chłopach


i o własnym do tych stanów stosunku, urabiały się jednocześnie
ze wzrostem jej swobód, a w XVI wieku były już w pełnym roz­
kwicie. U spodu rzeszy szlacheckiej kwitły one przez przeciąg czte­
rech stuleci; wżarłszy się głęboko w jej mózgi, przetrwały niejedną
socyalną wichurę i wytrzymały niejedną burzę na niebie myśli. Gdy
j e d n a k i dzisiaj jeszcze na popielisku strawionego pożarem budynku
uszczkn ąć inożna tu i owdzie tego rodzaju kwiatek, w szesnastym
już wieku przeciwko szlacheckiemu systematowi i szlacheckim poglą­
dom wystąpiono do walki. Spostrzegamy opozycyą czynną fakty­
cznie, usiłującą w pewnym zakresie zmodyfikować istniejące stosun­
ki i opozycyą teoretyczną, która, wyzywając poglądy utarte, p ra gnę­
ła zaszczepić inne.
Opozycya faktyczna była następstwem stosunków ekonom i­
cznych, w których z powodu odzyskania Prus zachodnich, przewrót
zaszedł olbrzymi. Od pokoju toruńskiego z r. 1466 rozwarte zostały
dla Polski handlow e upusty Bałtyku; wodne arte ry e najludniejsze

(1 ) D y alo g . W yd. T u ró w . s tr. 60.


(2) V o tu m godne czytania w N o w a k o w sk ie g o Ź ró d ła c h . B erlin. 1841. I , 375.
17

i n ajzam ożniejsze p ro w in c y e złąc z y ły z m o rzem , o tw o rzyły n ow e


ź ró d ła b o g a c tw a i ru c h e k o n o m ic z n y o bud ziły w k ra ju n ie z w y k ły .
P o w i a d a K rasiński ( i) , że z Luzytanii, F rancyi, F land ryi, Anglii, Szko-
cyi, H olan dy i, S z w e c y i, Norwegii, Irland yi, D anii i Niem iec p rz y je ­
żdżali k u p c y z a b ie r a ć z b o ż e , d rzew o n a b u d o w ę o k rętó w , popioły,
w osk, skó ry z w ie rz ę ce , len, k o n o p ie i w e łn ę . W e d ł u g O p a liń sk ie g o
60.000 w ołów , liczne sta d a n iero gacizny , b a ra n ó w i koni do różnych
k r a jó w w y p ro w a d z a n o coroc z nie ; po p ło d y n a sz e od 200 do 3 oo
w ielkich i m niejszych o k r ę tó w zaw ijało je d n o c z e ś n ie do G dańska(2).
W łatw ym a k orzystny m zb y c ie p r o d u k tó w p rz e m y sł rolniczy n ie p o ­
spolite z n a jd o w a ł p o p a rc ie , niepospolite ró w n ie ż w łaścicielom ziem ­
skim z a p e w n ia ł zyski i d o p r a c y z a c h ę c a ł. D o m o z o łó w o k o ło roli
silną sz la c h ta z n a jd o w a ła p o d n ie tę tern bardziej, że w o ln ą b y ła od
ceł za w y p r o w a d z a n e g o sp o d a rc z e p ro d u k ty , i że stosunki p a ń s tw o ­
w e zw ro to w i p o w y ż sz e m u ta m y nie k ła d ły , ow szem sprzyjały. P r z e ­
k o n y w a ć się p o częto c o ra z do w odniej, o cz ć m i Bielski przy opisie
w o je n p ru sk ic h z a K azim ierza Ja g ie llo ń c zy k a w sp o m in a n ieraz, że
pospolite ruszenia p o ż y tk u p rz y n o sz ą niewiele. O d k ła d a n o je przeto
n a w y d a rz e n ia walniejsze, a w z am ia n za to u ż y w a n o z a c iężny ch.
W ła ś c ic ie le ziem scy, w rzemiośle w o je n n ć m znalazłszy folgę, zyskali
m o ż n o ść o d d a n ia się p ra c o m d o m o w y m i s p o so b n o ść do ob szern iej­
szego rozw in ięcia z a tru d n ie ń rolny ch. W i ę c oto w b rew teo re ty c z n y m
pog lądo m , że j a k grzeszne k u p ie c tw o — m iesz c z a ństw u , t a k rola g b u ­
rom je d y n ie przystoi,— k le jn o tn a rzesza, zapo m niaw szy, że jej fachem
dz ia ła ln o ść publiczna i oręż, w p rz e m y s ło w ą w p a d a g o r ą c z k ę i gro ­
m adzi pie n ią d z e. Gdy filozofia głosiła, ż e „ m ię d zy c n o tą a groszem
wielki sw a r je s t i w ie lk a n ie z g o d a ;11 szlachcic p rz e k u w a ł, w e d le K o ­
c h a n o w sk ie g o , g r a n a ty ojcow skie n a pługi i rożny, w p rz y łb ic a c h
ow ies m ierzył lub h o d o w a ł w nich k w o c z k i.
Je d n o c z eśn ie w y w o ła ła w szlachcie o p o z y c y ą i refo rm a rolni­
cza, k t ó r a w zw iązku z ro z w a rc iem h a n d lo w y c h upustów B ałtyk u,
w X V stuleciu po c z ę ta , rozw ijan a p rz e z w ie k X V I, w p o c z ą tk a c h
X V II d o k o n a n ą zo sta ła stanow czo . S k u tk ie m p o łą c z e n ia z k o r o n ą
ob sz aró w L itw y i Rusi form ują się olbrzym ie ziem skie m ajątki i w y ­
k s z ta łc a się w ielka u p r a w a folw arczna, k tó r a w łatw y m a k o r z y s tn y m
zb y c ie p rod u k tó w , zn a jd u je p opa rc ie i w ielkich p o siadaczy d o niesły­
c h a n y c h p ro w a d z i b o g a c tw . W sz a k ż e , w e d le ś w ia d e c tw a O p a liń ­
skiego, niektórzy po 1.000 le k k o uzbrojon ej ja z d y , ty leż p ie c h o ty

(1) Polska str. 92.


(2) Tamże str. 92.
18

i po trzy d o c z te r e c h tysięcy k o z a c tw a o w łasny m k o sz cie wysyłali


na w ojnę. W W i e l k o p o l s c e w je d n y m m a ją tk u h o d o w a n o 3o.ooo
owiec; n ie k tó rz y tyle posiadłości ro z r z u c o n y c h mieli po k raju , że p o ­
łą c z o n e d w u d z ie s to i trzy dziesto m ilo w y o g a rn ę ły b y o bszar ( i ) . Śród
olbrzym ich m a ją tk ó w i w ob e c korzyści wielkiej upraw y folwarcznej,
p o ło że n ie m a ły c h w łasności stało się b a rd z o k ry ty c z n e m . Z a g r a ż a ła
im ła tw o ść sk u p n a , j a k ą w ie lc y w ła ś c ic ie le mieli zaw sze i m ają; z a ­
g ra ż a ła im ta k ż e w z w y cz a ju b ę d ą c a pod zieln ość, r o z d ra b n ia ją c a
m ajętn ości n a k ę s y . Synow ie po śmierci o jc a dzielili w io sk ę n a cz ę ­
ści, w n u k o w ie i dalsi na m ik ro sk o p ijn e c z ą ste c zk i, k tó r e z n a tu ry
swojćj p rędzej czy później w wielkiej w łasności m usiały u to n ą ć i u trz y ­
m y w a ły się c h y b a tam ty lk o, gdzie, j a k np. n a Mazowszu, nie było
m ag n a tó w . W p r a w d z i e i w ielkie własności z ie m s k ie z w yjątkiem
o rd y n a c y i, p o d le g a ły po działom ; ale sk u tk ie m p o d p o ry z e starostw
i te nu t, sk u tk ie m zre sz tą w ła sn e g o ogrom u, w r a z ie n a w e t liczniej­
szego k o ła p o to m k ó w , r o z d r a b n ia n ia z b y te c z n ie b a ć się nie mogły.
S k o ro p r z e to w ie lk a u p r a w a w X Y I w ie k u n ie ty lk o n a d m a łą s ta n o ­
w c z ą z y s k a ła p rz e w a g ę , a le n a w e t p r z e k r o c z y ła sto s u n e k norm alny,
drob ni p o sia d a c z e , ze sta n o w isk sw oich w y parci, n a in nem polu szu­
k a ć musieli ra tu n k u . I znaleźli go w rz em io słach a handlu. O statni
szczegó ln iej d la z ru jn o w a n e g o ziem ianina k u u trz y m a n iu egzysten-
cyi stano w ił ś r o d e k w yb orn y. R u c h liw y umysł s zlac h e c k i, p rzyw y kły
do n ie u sta n n e j czyn ności w sferze in te re só w p a ń stw o w y c h , w g w a ­
rze ż y c ia m ie jsk ie g o o d p o w ie d n i z n a jd o w a ł upust; z re sz tą , szlachcic,
w olnym b ę d ą c o d c ł a za to w a r y s p r o w a d z a n e n a w ła sn y u żytek,
przyw ilej ta k i n a c a łą sum ę sw o ic h czyn no ści ro z s z e rz y ć m óg ł łatw o,
p rzez co w sz e lk ą k o n k u r e n c y ą z prz e d sie b ie u su w a ł, ow szem dla
m ies z c z a n in a s ta w a ł się groźnym . W ię c się p orw ali drobniejsi szla­
chcice do h a n d lu , osiadali po m ia s ta c h , p rz y łb ic e zam ieniali n a szal­
ki, m iecze n a nożyce i ło kcie. W ta k i sposób w opozycyi p r z e c iw k o
w y o b ra ż e n io m sz la c h e c k im stanęli razem: zn aczni szlachcice i mali.
T a m c i n a w ie lk ą s k a lę ro z w ija ją p rzem y sł rolniczy i s u ro w e p r o d u ­
k ty o d sta w ia ją do G d a ń sk a ; ci zn o w u d r o b n e h a n d le p r o w a d z ą
i u p ra w ia ją rzem iosła.
T e o r e t y c y z w ie lk ą b o le śc ią k o n sta to w a li z w ró t ta ki i nieszczę-
dzili w y rzutów . Z a p r a w d ę , w y k rz y k u je p o e ta (2), nie m asz dzisiaj
w Polsce j e d n o r a ta je a kupcy. N a jw ię k sz e m isterstw o, k to z w o ła ­
mi do B rzegu, a z ż y te m wie d r o g ę do G d a ń sk a . Skow ali ojcow skie

(1 ) S taw isk i. P o sz u k iw a n ia do h ist, ro ln ic tw a . W arsz a w a 1858, s tr. 4 4 , 45.


( 2 ) K o ch an o w sk i, S a ty r alb o dziki m ąż.
19

granaty na pługi i rożny kuchenne; w przyłbicach kwoczki hodują


lub owies w nich mierzą. Rotmistrz z toczoną maczugą fuka na
chłopy u pługa, mieniąc, iż gospodarstwo Polskę zbogaci. Mamy
w Polsce, skarży się Starowolski (l), tylko szynkarzy, pieniaczy
a przekupniów... W szystka zab aw a szlach ecka jest teraz około roli
i gospodarstwa u jednych, około handlu u d ru g i c h .. W szyscy p ra­
wie, co zamożniejsi, kupczą wołmi, końmi, winem, miodem, gorzał­
kami, pieprzem, śledziami, rybami, wieprzami, słodami, zbożem wsze-
lakiem, rozd ając je w m iasteczkach i na wsiach poddanym swoim
i piwa ze dworu i gorzałki na szynk dawając. Cokolwiek jeno pod­
dany ma w domu na przedaj, to sobie do dworu przynosić k a ż ą i za
ladaco, na poły darmo nabywszy, potem w mieściech gdzie jarmarczki
ludniejsze drożej przedają, albo też extra regnum wysyłają przez słu­
gi. Duchowni i świeccy, lamentuje znów Starowolski gdzieindziej( 2 ),
szynkują, handlują, na lichwy dają, kupczą różnemi rzeczami, wioski,
kamienice, folwarki, ogrody łapią i te takim sposobem sprzedają,
ab y się znowu do nich wracały.
Nie znam pisarza, któ ryb y zwrót szlachty do przemysłu i h a n ­
dlu pow agą swą poparł; przeciwnie, kto tylko ujął za pióro, z dążno­
ścią ku przekuwaniu przyłbic rycerskich na lemiesz i wagę w ystępo­
wał do walki, argum entam i godząc różnemi. Przypominali jedni ów
pewnik, że kupiectwo bezcześci i kala; drudzy, że dla onego śród
szlachty kierunku niebezpieczeństwo zagraża państwu. Z powodu
kupiectwa, argumentuje Starowolski (3), stan szlachecki nic nie łoży
dla obrony ojczyzny. Nie sprawi sobie wojennego rynsztunku, ani
fortece jakiej około domu nie stawi, a przeto k ied y się ze złośliwym
sąsiadem powadzi, nie jest w stanie się bronić; kiedy nieprzyjaciel
wtargnie do kraju, nie ma się kędy zaw rzeć z żoną i dziećmi i nie
ma czem się odstrzelać. Nic ich nie obchodzi, powiada Bielski (4 ),
że Smoleńsk wzięto, że Szląsko odpadło oddawna, że Ruś plądrują
Tatarzy! W o lą do G dańska szafować, k opać lasy zarosłe, nabyw ać
wsie stare, żony stroić, pić, skakać i huczeć. Trzecim argumentem
było zwrócenie uwagi, że przez konk urency ą ze szlachtą mieszczanie
podlegają bankructwu; czwartym, że szlachta, ceł od produktów w ła ­
snego gospodarstw a i od towarów na własny sprowadzanych użytek
nie p lą c ą c wcale, czyni uszczerbek skarbowi. Naskupowawszy zbo-

(1) Reformacya, str. 172.


(2) L am ent utrapionej m atki ojczyzny. W yd. T urów . str. 12,
(3) Reformacya, str. 174.
(4 ) Sen.
2o

ża, wotów, koni albo towarów jakich, powiada Starowolski (i), u d a ­


j ą i przysięgają, iż te rzeczy w domu się im zrodziły; drudzy pod
tymże płaszczykiem za podarunkiem wolno od ceł wyprowadzają
z towary wielu kupieckich ludzi cudzoziemskich i swoich. W inte­
resie przeto obrony i skarbu, dla ocalenia mieszczaństwa i czci szla­
checkiej żądano, aby senator, k upczący czemkolwiek lub na swoje
imię przeprow adzający towary, utracał godność; szlachcic zaś lub
też urzędnik ziemski żeby był odsądzony od swobód (2). Nacisk
opinii był silny, konstytucya z roku i 633 uczyniła jej zadość, chociaż
tylko w połowie, pozbawiała bowiem szlachectw a, którzy „osiadłszy
w mieście, handlami się b aw iąc i szynkami miejskiemi, magistratus
miejskie odpraw ują.“ Druga za to część tejże konstytucyi była bar­
dzo surową, gdyż „potomstwo podczas takowych zabaw spłodzone,
z miasta wyszedłszy, kiedyby ju ra nobilitatis chciało sobie przywła­
szczyć i dóbr ziemskich nabyw ać, ze stanu szlacheckiego poczytane
być nie ma i posiadłości jego prawem k a d u k a każdy obywatel może
dla się uprosić'1(3). Groźna konstytucya zapadła, a szlachta nie
ostygła w pochopie do handlu. „Ponieważ, mówi uchw ała sejmo­
wa z r. 1677, wiele szlachty noviter kreowanej nietylko we Lwowie
ale i po innych miastach abutunłur praerogativa nobilitatis, monopo-
lie, szynki, handle i opificia mechanica traktując; przeto..." prawo z r.
1633 zostaje wznowionem. W e d le pisemka z końca XVIII wieku
„była to zapew ne intryga osób możnych przeciwko zasilającej się
przemysłem miejskim ubogiej szlachcie, której niepodległość wido­
kom arystokracyi dogadzać nie m ogła" (4).
Jak stosunki ekonomiczne wywołały protest faktyczny, tak zno­
wu nieustanne sprzeczności pomiędzy idealnemi wyobrażeniami
0 szlachcie a jej czynami, stworzyły opozycyą teoretyczną, któraby
niebezpieczniejszą była od pierwszej, gdyby silniej uderzyła n a po­
wagę ogólnie przyjętych zasad, uśw ięcających istniejący porządek.
Bielski powiada ( 5 ), że po wojnie pruskiej nastały wielkie roskosze
1 zbytki: „nic innego nie robili mężczyźni, jedno włosy sobie trefili,
a czosali, które długie nosili;" większa część szlachty, wspomina
Modrzewski (6), opacznem i dumami jest zarażona: niecierpliwą bę-

( 1) Reformacya, str. 175.


(2) Reformacya, str. 1 7 6 .
(3) Vol. leg. III, 8o5.
(4 ) Roczniki gosp. krajowego z r. 1862, II. 363.
(5) Kronika. Wyd. Gałęzow. V. 165.
(6) O poprawie Rzeczypospolitej. Wyd. Turów. str. lo2.
21

dąc na pracę, długie nocy trawi na kostkach i kuflu. Może być Pol­
ska, pisze Starowolski (l), przyrównana do karmnika, w którym wie­
prze i inne tuczą zwierzęta. Ktoby przejechał s'wiat wszystek, nie
znajdzie ludzi, którzyby jedli więcej i pili i tak wielkie starania
o brzuch czynili, jak o Polacy. W obec takiego usposobienia sz la ­
chciców, dowcipną teoryą dziedzicznos'ci codzienna rzeczywistość
n arażała na nieustanne potykanie się o rozmaite kontrasty. Zamiast
spadkowej roztropności, umiarkowania, sprawiedliwości i męztwa,
spostrzegano wyniosłą dumę, rozpustę, swawolę i zdzierstwo; zamiast
aureoli idealnego rycerza zauważano skazy i plamy, nieodstępne
cienie realnego człowieka. W olność szlachecka, mówiono, znaczy
to samo, co licentia, a wolny szlachcic, co inobediens Deo, regi et legi.
Cztćry są, pow iada R adaw iecki (2), herb y szlacheckie: ambitio, libido,
contemptus legum et rapina.
Z zasobem spostrzeżonych owych sprzeczności lepsze głowy
podniosły protest przeciwko dziedzicznemu szlachectwu i w miejsce
krwi zacnej, starej i czystćj, jako podwalinę praw obywatelskich
wskazywały osobistą zasługę. Jędrzćj Frycz Modrzewski najdosa­
dniej pod tym względem wystąpił, a argum entow ał w sposób n a ­
stępny.
Prawdziwe szlachectwo nie ta k dalece n a zacności przodków
albo na starożytności herbów ma leżeć, ja k o na godności a na cnotli­
wych postępkach. W ielk o ść przodków nie czyni ze mnie szlachcica,
bo któż nie baczy, iż żaden nie jest tąż osobą, któ rą był przodek?
Gdy się częstokroć rodzą synowie różni od ojców, gdy źli z dobrych,
a ze złych dobrzy się mnożą; skoro cnota ani przyrodzonym roz­
m nażaniem , ani żadnym spadkiem do potomków przechodzić nie mo­
że; nie jest więc słusznem, aby się szlachcic rodził z szlachcica. Nie-
więcej tobie pomoże zacność rodu, i starożytność domu, jeśli do tego
nie przyłożysz cnoty i zacnych uczynków, co ślepemu światło słone­
czne, głuchem u dźwięk wdzięczny lub pług żeglującemu po m o ­
rzu (3),. „ T e d y ć głupia to rzecz chlubić się tem, żeś miał ojca d o ­
brego, gdyś sam zły, a sprosnością swoją szpecisz rodzaju pię­
k ność" (4).
Czemże jest według Modrzewskiego szlachectwo: „Cóż wżdy
innego jest? sam pyta i odpowiada: los rodzenia a ludzkie m niem a-

(1 ) R efo rm acy a, str. 71 .


(2 ) P ra w y szlachcic w kazaniu. K ra k ó w , 1632 str. 16.
(3 ) O p o p ra w ie R z eczy p o sp o litej. W y d . T uroW . s tr. 9 9, 100, 102,
(4 ) T am że, s tr. 138.
22

n ie ?“ ( i ) . Z a p a t r y w a n i e s w o je w y k ł a d a ł M o d r z e w s k i n ie w m o r a l i­
z a t o r s k i c h , l e c z w c e l a c h p o lit y c z n y c h , b o p o r z e ć c h c i a ł n a n ie m p o ­
d z ia ł o b y w a t e l s t w a n a r y c e r s t w o i s z l a c h t ę ; „ N i e j e d n a je st rz e c z ,
p o w i a d a ( 2 ), u r o d z i ć się s z l a c h c i c e m a b y ć r y c e r z e m ; m a b y ć u s t a ­
n o w i o n a r ó ż n o ś ć m i ę d z y r y c e r z e m a m i ę d z y s z l a c h c i c e m i n ie m a
b y ć t y t u ł r y c e r s t w a p r z y w ł a s z c z a n t y m , k t ó r z y g o n i g d y n ie z a s ł u ż y ­
li." L e c z j a k ą ż r o l ę w p a ń s t w i e w y z n a c z a ty m g ru p o m ? N ig d z i e
o tern n i e w y r z e k ł ; z d a j e się p r z e c i e ż , ż e z e s z l a c h e c t w a c z y s to t y ­
tu la rn ą robi p o zy c y ą, że ra m y o b y w a te ls tw a ro zsz erza d la n o w y ch ,
o s o b i s t ą z a s ł u g ą p o d n ie s io n y c h ż y w i o ł ó w i im z a p e w n i a s t a n o w i s k o
n ac ze ln e .
In n e g o p isarza, k tó ry b y ta k r a d y k a ln ie p rz e c iw k o sz la c h e c k im
w y o b r a ż e n i o m w y s tą p ił, i k t ó r y b y f a k t y c z n ą s z l a c h e t c z y z n ę p r z e z
w p r o w a d z e n i e n o w e j z a s a d y s p o ł e c z n e j o b a l a ł , n ie z n a m y . M orali-
z a t o r ó w w id z i m y w ie lu , l e c z w ich p ła c z l i w y m l a m e n c i e o w a g ł ę b o ­
k a c e l o w o ś ć J ę d r z e j a F r y c z a z u p e ł n i e n ik n ie . P o w i e r z c h o w n i e p a ­
t r z ą c n a r z e c z y , n a z a s a d z i e z d a ń lu ź n o w y r w a n y c h , m o g ło b y się w y ­
d a w a ć , ż e R e j, O r z e c h o w s k i , S ta r o w o ls k i, K lo n o w ic z , O p a li ń s k i i t y ­
lu in n y c h , k a z n o d z i e j e n a w e t m n ie js z e g o p o k r o j u , np. k s. R a d a w i e c k i ,
p o d o b n i e ż z a b ó jc z o , j a k M o d r z e w s k i w y s t ę p o w a l i p r z e c i w k o s z l a c h e ­
c tw u ; b liż sz e j e d n a k w e j r z e n i e u ł u d ę o w ą r o z w i e w a . .
Z a c n o ś ć r o d u , p i ę k n a u r o d a , w s p a n i a ł a p o s t a w a i h e r b y s ą to,
głosi R e j (3), j a g o d y n a g ło g u , k t ó r e c h o ć p i ę k n i e c z e r w ie n i ą , ż a d n e ­
go n ie m a s z w nic h s m a k u . G o d n e g o k r a j o w i c z ł o w i e k a , p r a w i
O r z e c h o w s k i ( 4 ) cz y n i d z ie ln o ś ć , a n ie r ó d , lu b o k o p c i a ł e h e r b y . J a ­
k o g d y p iw o k w a ś n i e j e , w i e c h y m ą d r z y z m i a t a j ą , t a k te ż i ty le g a r -
cie, z r z u ć h e r b , g d y się s z l a c h e c t w o tw o j e z ł o tr z y ło ; n ie c h l u b się
z a c n o ś c i ą s w y c h p r z o d k ó w , b o im oni byli cn o tliw si, tern z n a c z n i e j s z a
t w o j a n i e c n o t a (5). G d y się s z l a c h e c t w e m c h l u b im y , n ie s w o je m d o ­
b r e m a l e c u d z e m , n ie s w o ją a l e c u d z ą o z d o b ą się z d o b i m i c h l u b im ,
k t ó r a , j a k o p o ż y c z a n a s u k n ia , r y c h le j n a m s r o m o tę , niżli p o c z c i w o ś ć
u c z y n i, je śli sa m i w ła s n e j o z d o b y i p o c z c i w o ś c i s z u k a ć nie b ę -
d z i e m ( 6 ). J a k o złej s z k a p i e n ic to z a c n o ś c i n ie p r z y d a j e , ż e się

(1) Tam że, str. 138.


( 2) Tamże. W yd. z r. 1770, str. 3o4.
( 3) Ż yw ot poczciwego człowieka, str. 11 o.
(4) D yalog, str. 80.
( 5) Orzechow ski. Ż yw ot i śmierć T arnow skiego, str. 49.
(6) Starow olski. Reformaeya, str. 31.
23

w m u r o w a n e j stajni w y l ę g ł a , g dz i e d o b r e s t a d o s t a w a ł o , i n i c jej r z ą d
zł ocis ty i c z a p r a k h a f t o w a n y nie p o m o ż e , jeśli ż a d n e j c no t y w sobi e
z p r z y r o d z e n ia nie ma, ta k tobie zacność rodu, s t a r o d a w n o ś ć dom u
i h e r b y nic s a m e p o m ó d z n i e m o g ą ( l ) .
P rzeceniać tych głosów i na równi z opozycyą M odrzewskiego
s t a w i a ć n i e m o ż n a , b o do n e g a c y i d z i e d z i c z n o ś c i n i e w i o d ą , o w s z e m
z poglądami tychże pisarzów, podtrzymującymi obywatelstwo, na
u r o d z e n i u o p a r t e , s ą w s p r z e c z n o ś c i w y r a ź n e j . W s z a k ż e Re j , O r z e ­
chowski, Starowolski najdosadniej propagują w yłączność dziedzi­
c z n e g o s z l a c h e c t w a ; w s z a k ż e to oni n aj g ł ęb i e j , o s p a d k o w e j p r a w i ą c
z a cn o ś c i , t o n ą w z a c h w y t a c h . W s a r k a z m a c h t y c h m ę ż ó w c z u ć b o ­
l e ść , ż e r z e s z a k l e j n o t n a w c z y n a c h s w o i c h n i e d o r a s t a d o w y s o k o ­
ści w y o b r a ż e ń , j a k i e o niej p owz i ę li ; w i d a ć t a m d ą ż n o ś ć k u u ję c iu
p rak ty c zn e g o życia s z l a c h c i c ó w w id eal ne r a m y w ła s n y ch p o g lą dó w;
lecz walki z dzi edz ic z nością i oby w a te lst w e m , n a urod ze niu o par te m,
ż a d e n z t y c h p i s a r z ó w n i e pod j ą ł .
W o g ó l e t e o r e t y c z n a o p o z y c y ą p r z e c i w k o w y o b r a ż e n i o m s z l a­
c h e c k i m s ł a b ą b y ł a n i e z m i e r n i e . S ł y s z y m y n a w o ł y w a n i a do z g o d y
z z a s a d ą , le cz z w y j ą t k i e m M o d r z e w s k i e g o , n i e w i d zi m y , b y p r z e ­
c i w k o o w e j z a s a d z i e w y s t ę p o w a n o d o w a l k i . T e n s e r w i l i zm w z g l ę ­
d e m u t a r t y c h te o ry j r ó w n i e u w y d a t n i a się d o b r z e i w p o g l ą d a c h n a
chłopstwo.
„ A nie w i e m , p i s z e M o d r z e w s k i ( 2 ), je śl i n i e t a k g ł o w a m i k m i e -
cemi , j a k o k o s t k a m i g r a ć chcieli, k t ó r z y j ą n a d z i e s i ę ć o s z a c o w a l i
grzy wien, g d y zaś k m ie ci a, k t ó r y b y zabił s z la c h cic a, postanowili k a ­
r a ć n a g a r d l e . " W P ol sc e , w y k r z y k u j e O r z e c h o w s k i (3), ś w i ni e s ą
d r o ż s z e , niż ludzi e. P o s p o l i t y c z ł o w i e k , głosi M o d r z e w s k i ( 4 ), n a d
m ia r ę jest uciemiężo n n ie w o l s tw e m , a s z la c h ta aż n a z b y t bu ja w s w o ­
b o d a c h . S z e m r z ą n a nas , p o w i a d a O r z e c h o w s k i (5), m i e s z c z a n i e
i c h ł o p i , b o si ę z nimi , j a k o z n i e w o l n i k i a p o g a n y o b c h o d z i m . . .
p r a w i n n y m s t a n o m n i e d z i e r ż y m , a n a swój m ł y n w s z y s t k ą w o d ę
w i e d z i e m y ( 6 ).

(1) Tam że, str. 31.


(2) O p o p ra w ie rzeczy p o sp o litej, str. 107.
(3y Ż yw ot i śmierć T arnow skiego, str. 55.
(4 ) O p o p ra w ie rzeczy p o sp o litej, str. 174.
(5J Z iem ianin alb o ro z m o w a o jc a z synem r. 1565. K ra k ó w , 1359, str. 11.
(6) T am że, s tr . 23.
24

Z ło te to słowa, sk a rg i w spaniałe; s z k o d a tylko, że ba rw y filan-


tro p ijn e noszą n a sobie; że ich ź r ó d łe m d o b re serce, nie rozum . O s ta ­
tni ku p o p ra w ie n iu losu w ieśn iak a sta rg a łb y c a ły filozoficzny syste-
mat, n a k tó ry m sz la c h ta g r u n to w a ła p a n u ją c y u k ład spo łeczn y; serce
potrafiło j ę k n ą ć sz la c h e tn ie i, nie n e g u ją c niew olstw a, b ła g a ło tylko
0 ulgę, z a le ż n ą j ą czy niąc od k a p r y ś n y c h u c z u ć ry c e rs k ic h .
W y o b r a ż e ń sz la c h e c k ic h pio run k ry ty c z n y p o w a ż n ie nie z m ą ­
cił, a m o ra ł płaczliw y n ie b e z p ie cz n y m dla nich b y ć nie mógł i nie
był. W s z a k ż e , pomimo filantropijnych p o k rz y k ó w , ow o c h ło p sk ie
nie w olstw o w ciąż rosło, aż ro z m ia ry p rz y b r a ło potw orn e; w szak że
pom im o s a r k a ń n a d y s h a r m o n ią p o m iędzy z a s a d ą a cz y n e m , szla­
c h ta ani z pozycyi, ani z te o r e ty c z n y c h w y o b r a ż e ń o s o b ie w p rz e ­
ciąg u trze c h w ie k ó w u stę p stw nie czyni ż a d n y c h . Z a w s z e m n ie m a ­
ła, że n ie p o ru sz o n a od w ia tró w , w iecznie osobliw ie zielenić bę d z ie
1 wonieć; w sobie, w id z ia ła „ c h w a le b n y c h dzieł m o r z e ;“ n a g ro b ac h
sw oich, „z piram idaln ych ciosów n ie w y w ro tn e k o lo s y .“

* *

D la c z ego ra z u ro b io n e w y o b r a ż e n ia sz lach eck ie p rz e z prz e c iąg


trz ec h w ie k ó w k w itły niezm iennie?
S zla c h ta j e d n o c z y ła w sw y ch rę k u dw ie w ład ze: p oz y ty w ną , bo
faktycznie rz ą d z iła p a ń s tw e m i t e o r e ty c z n ą , bo sam a , inteligencyą
s ta n o w ią c , w y tw a r z a ła o pinią i s a m a tej opinii o d p o w ie d n i n a d a w a ł a
k ie r u n e k . D z ie rż ą c w ła d z ę p o z y ty w n ą , m a r z y ła o tern, ż e b y jej
z rą k s w o ic h nie puścić; w y tw a rz a ją c opinią, ta k i jej n a tu r a ln ie n a d a ­
w a ła k ie r u n e k , ż eb y przy jej p o m o c y istniejący p o r z ą d e k u trz y m a ć
i ż e b y n a raz zajętem sta n o w isk u sarnę siebie u trw alić. D la o k a z a ­
nia p rz e to , że do z a jm o w a n e j pozycyi rz e te ln e m a p ra w o , n a cześć
w ła s n ą m usiała palić k a d z id ła : d z ie d z ic zn o ś ci i innych w y ob rażeń,
n a k tó ry c h się istniejący p o r z ą d e k opierał, k r y t y k o w a ć nie mogła,
b o ć b y w ra z ie przeciw nym sa m a pod sw ojem i stopam i k o p a ła p r z e ­
paść. W i ę c nie dziw, że szlachta, nie p o d le g a ją c k r y ty c e u b o c z n e j,
n a w łasnej opinii, j a k o n a d o b rz e w y tresow any m ru m a k u , z a w sz e na
sta re w je ż d ż a ła tory; że raz u ro b io n e w y o b r a ż e n ia sz la ch e c k ie przez
p rz e cią g tr z e c h w ie k ó w k w itły n ie z m ie n n ie . S z la ch ta n asza z a c h o ­
w a w c z ą b y ła z tej racyi, d la której k o n s e r w a ty w n y m był b ra m a n ,
e u p a try d a , s p a r ty a ta , rzym ski p a try c y u sz wreszcie. 1 m ę d rc y P la to ­
na, doszedłszy d o w ła d z y , t a k sam o j a k nasi sz la c h c ic e przed sw em i
25

i d e a m i biliby cz oł em, i dzisiaj cz łe k k a ż d y t y c h zasad, pr zy p o m o c y


k t ó r y c h zajął pozycyą, lub przy p o m o c y k t ó r y c h k o n s e r w u j e się n a
niej, dzierży się t rwale. W p r a w d z i e p e w n ą liczbę i ntel igentnych j e ­
d n o s t e k do st ar c za ł stan miejski... c z e mu ż one nie wy stą pi ły d o w a l­
ki? Bo, u s z la c hc a ne z a z w y c z a j , do godności doszedłszy, soli dar yzo­
w ał y się zar az z e sz la ch tą . I w ich r ę ku opozycyj ny piorun z ast ygał
i o n e n a cześć c e d r ó w l iba ńs ki c h śpi ewały h y m n y p o c h w al n e i p a ­
liły kadzi dł a.
W i e k X VI I I dopi ero s z l a c h e c k ą b u d o w ą wst rz ąs ną ł do gruntu
i na zgliszczach s tar ych d o g m a t ó w n o w ą z a t k n ą ł cho rą gi ew; nasze
d o p i e r o stulecie w soc yo l og i ą s z l a c h e c k ą ś mie rt e lny rzuciło p oc isk
i d e m o k r a t y c z n e n a g m a c h u s p o łe c zn y m zawiesiło sz ta nd ar y. Gdy
p o d w p ł y w e m filozofii zac ho dn ie j d o g m a t o dziedziczności s t a r ą p o ­
w a g ę utracił; g dy i na d P o l s k ą to n ie śmie rt e lne zagr zmi ał o słowo: lu­
dzie się r o d z ą wolnymi i r ó w n e p r a w a mają, n a r ó d n ajw yż s zy m j e s t
p a n e m , — c h w i a ć się p o c z ęł y oms z ał e cedry, aż z osobliwą zielonością
swoj ą a wonią, k u d r z e w o m g ł u c h y m i pr os ty m d u m n e s we c z oł a zgi­
n a ć mus z ą wstydliwie.
Inne prace tegoż autora:

1. Stan i sp ra w a Żydów polskich w XVIII w. W arszaw a,


1876.
2. A. Święcickiego topograficzny opis Mazowsza. (Kwartal­
nik Kłosów z r. 1877, t. II).
3. Mazowiecka sz lac h ta w poddaństw ie proboszczów płoc­
kich. W arszaw a, 1878.
4. Drobna szlach ta w królestw ie. Studymn etnograficzne.
(.Ateneum z r. 1879, t. I i II).
5. Czasy Stanisław a Augusta w powieściach J. I. K raszew ­
skiego. {Książka jubileuszowa dla Kraszewskiego. W a r ­
szawa, 1880).
6. Cezar Pyrrhys de Varille. Przyczynek do historyi litera­
tury politycznej XVIII w. {Nowiny z r. 1880).

o0*1
.
Biblioteka Narodowa
Warszawa

30001018616284
187754

BIBLIOTEKA
NARODOWA

N 4i l <
*

«*»

You might also like