You are on page 1of 262

Rozdział 1

Oto ja. Abigail Jefferson, prezes klubu koszykarskiego New York Hunters.

Kobieta sukcesu, kobieta z klasą i elegancją. Znam swoją wartość i wiem,

na co mnie stać. Jestem piękna, a faceci padają mi do stóp, uwielbiają moje

usta i tyłek i ślinią się na widok kształtnych naturalnych piersi.

Powtarzałam sobie te słowa codziennie rano, patrząc w lustro.

Naprawdę z czasem w nie uwierzyłam.

Jak co rano zwlekłam się z łóżka, a w kuchni czekała na mnie kawa.

Taka, jaką lubię, czarna, z ogromną ilością cukru i bez mleka. Włączyłam

desingerskie radio, a dźwięki muzyki od razu wypełniły całą przestrzeń

mojego wielkiego apartamentu na jednym z ostatnich pięter drapacza chmur

na Manhattanie. Tego dnia mieliśmy posiedzenie rady nadzorczej, bo

szykowały się wielkie zmiany i transfery. Och, uwielbiałam naszych

zawodników. Piękni, wysportowani mężczyźni, którym mogłam

bezstresowo wskakiwać do łóżek i wyczyniać, co mi się podobało. Nie

robiłam tego jednak i na tym polegał mój sekret. Wyglądać jak chodzący

seks, a uprawiać go – to dwie różne sprawy. Doskonale wiedziałam, że

większość facetów dałaby się pokroić za jedną noc ze mną. Miałam władzę,

a w jej utrzymaniu codziennie pomagały mi stanik push-up i koronkowe

pończochy. Mężczyźni na widok pończochy, spod której prześwituje nagie

ciało, są gotowi na wszystko. Dlatego prezes Donatello trzymał mnie


w zarządzie. Kiedy zechciałam, miałam wolną rękę, a on i tak nigdy by

mnie nie zwolnił, bo wiedział, że w sprawach załatwiania kontraktów czy

negocjowania warunków nie znalazłby nikogo lepszego. Nawet kobiety

tracą głowę podczas takich negocjacji. Każda z nas ma coś z lesbijki,

a widok pięknej bielizny, odpowiednio podkreślonej i ups… przypadkiem

pokazanej przy zakładaniu nogi na nogę działa cuda. Serio.

W następnej kolejności przywitałam się z kotem. Clark to dachowiec.

Tak samo niewierny jak ci wszyscy faceci. Chociaż on zawsze wracał.

Ostatnio nie było go kilka dni, widocznie jakaś kotka z okolicy miała ruję.

Jebaka jeden! Był ojcem większości kociąt w okolicy, a i tak do mnie

wracał. Właśnie ocierał mi się o łydki, głodny i brudny.

– Gdzie się szlajałeś? – zapytałam, udając obrażoną, a on miauczał

i ocierał się mocniej. – Dziwkarz z ciebie. Ładna chociaż była? – Śmiałam

się, a on wskoczył na granitowy blat, kiedy wyciągałam z lodówki jego

ulubione jedzenie, pełnomięsną saszetkę z kurczakiem. No przecież mój kot

nie będzie jadł gówna z puszek! Nałożyłam mu karmę do miski, a do

drugiej nalałam wody.

Mruczał w podzięce, a ja poszłam pod prysznic. Wielki prysznic przy

samym oknie, przez które nikt mnie nie widział, za to ja widziałam

wszystko. Całą panoramę Central Parku, przez który codziennie śmigałam

do pracy. W szpilkach od Manolo Blahnika, bo to moja ulubiona marka.

Czasami sama się dziwiłam, jak do tego wszystkiego doszłam. Ze zwykłej

nastolatki z problemami stałam się seksbombą, szefową klubu

koszykarskiego i jedną z bardziej rozchwytywanych kobiet w branży.

A mimo to czułam się samotna. Daniel przebywał w ośrodku i trudno

mi było z nim rozmawiać. Lekarze mówili, że terapia nie przynosi

rezultatów, a ja płaciłam im wtedy jeszcze więcej, żeby coś wymyślili. Po

to są lekarzami, do jasnej cholery! Może powinnam częściej go odwiedzać?


Ale on nawet nie chciał ze mną gadać. Każda wizyta kończyła się awanturą,

mimo że chciałam mu tylko pomóc. Ten jego wypadek wiele zmienił. Co ja

gadam? Zmienił wszystko. W dodatku to, co stało się potem, było tylko

konsekwencją mojego szczeniackiego zachowania. Nie lubiłam o tym

myśleć, wspominać tamtych lat. Przekręciłam więc kurek z wodą

i zmieniłam temperaturę na zimną, by szybciej wyjść spod prysznica.

Mogłabym tak stać godzinami i się relaksować, ale powinnam być w pracy

za pół godziny.

Tego dnia postawiłam na seksowną elegancję, czyli spódnica

ołówkowa, oczywiście czarna, i klasyczna biała koszula z guzikami.

Wybrałam komplet czerwonej bielizny i czerwone szpilki. Uwielbiałam,

gdy mężczyźni zastanawiali się, czy moje buty pasują dziś do majtek czy do

ust. Tym razem wszystko było pod kolor. Wysuszyłam włosy i wgniotłam

w nie piankę, bo nie miałam czasu na wymyślne fryzury. Podkreśliłam usta

karminową szminką, wytuszowałam rzęsy i byłam prawie gotowa.

Szczypnęłam policzki, by naturalnie się zaróżowiły, i spryskałam się

perfumami. Ogromną ilością perfum, od których jestem uzależniona.

Flakon moich ulubionych J’adore starcza mi na tydzień. W biegu dopiłam

kawę i pogłaskałam Clarka, a potem weszłam do windy, gdzie przywitał

mnie portier. Uchylił czapki i kłaniał się w pas. Jest cudowny. Potrafi

załatwić wszystko. Nieraz prosiłam go o kupienie pończoch, bo akurat

zrobiło mi się oczko w ostatniej parze, albo o amarantowy lakier do

paznokci, bo zdecydowałam się na inną bluzkę. Czasami wpadał do mnie

wieczorem w niedziele na pogaduchy i kolację. Traktowałam go trochę jak

dziadka albo ojca…

– Jak się udała wczorajsza randka, panienko? – zapytał uprzejmie.

Na korytarzu zachowywaliśmy odpowiednie maniery i nie mówiliśmy

do siebie po imieniu. W niedzielne wieczory to co innego. Ja jestem Abi,


a on Ferdynand.

– Jedzenie było kiepskie, facet nie miał poczucia humoru, a ja się

wynudziłam, słuchając o jego durnych inwestycjach – odpowiedziałam, gdy

podawał mi płaszcz. Była jesień, więc zrobiło się już chłodniej.

– Myślałem, że w końcu panienka z kimś wróci na noc. – Puścił do

mnie oczko, a ja zaśmiałam się głośno, jak to tylko ja potrafię. Ferdynand

też się uśmiechął i życzył mi miłego dnia.

Wyszłam przez drzwi obrotowe i ruszyłam pewnym krokiem

w kierunku przejścia dla pieszych. Trzeba się sprężyć, by zdążyć przejść na

jednej zmianie świateł, ale nawet w szpilkach miałam to opanowane do

perfekcji. Wtedy jednak zauważyłam starszą kobietę i postanowiłam jej

pomóc. Jakiś idiota zatrąbił na nas, ale posłałam mu takie spojrzenie, że

wyszedł z auta i pomógł mi ją przeprowadzić. Na sam koniec jeszcze

zapytał o numer telefonu, za co dostał salwę śmiechu prosto w twarz. Boże,

faceci są tacy beznadziejni. Gdzie ci dżentelmeni w garniturach? Przystojni,

bogaci, dobrzy w łóżku i w dodatku wierni. Istnieją w ogóle tacy? No, ja

ich nie spotkałam. Jeśli już się jakiś trafił, to zawsze mu brakowało jednej

z tych cech. Dlatego od ośmiu lat z nikim nie spałam. Trudno w to

uwierzyć, ale taka była przykra prawda. Internetowy sex-shop zbijał na

mnie fortunę, bo co chwila kupowałam jakieś nowe erotyczne gadżety.

Ostatnią nowością był miniwibrator, którego można używać pod wodą…

Genialne!

Wymijając ludzi biegających w alejkach lub wyprowadzających psy,

albo psy wyprowadzające swoich panów – bo czasami tak to wygląda –

rozmyślałam o tym, co ja powiem prezesowi. Miałam plan, by zafundować

chłopakom z drużyny sponsorowane wakacje, żeby trochę wypoczęli przed

sezonem, ale musiałam mieć zgodę starego. Do tej pory udawało mi się go

namówić, unikając pójścia z tym oblechem do łóżka, ale jeśli czegokolwiek


będzie zbyt nachalnie próbował, to pofatyguję się do jego żonki i doniosę

o jego skokach w bok z dziewczynami z drużyny cheerleaderek i nie tylko.

Ledwie zdążyłam wejść do budynku, gdy zaczęło lać. To chyba mój

szczęśliwy dzień, bo w holu wpadłam na swojego ulubionego kuriera,

przystojniaka, którego z chęcią bym przeleciała, gdybym praktykowała

takie wyskoki. Flirtowałam z nim za każdym razem, gdy przyjeżdżał, a on

zawsze wychodził od nas, mając spodnie za ciasne w kroku. Ostatnio jakoś

tak przypadkiem zapomniałam majtek. Oczywiście chłopak to zauważył,

chociaż był na tyle dyskretny, że nie dał tego po sobie poznać. Zdradziły go

tylko spodnie opinające się w okolicy rozporka i głupawy uśmiech.

– Ślicznie dziś pani wygląda, pani Jefferson! – Chwycił mnie w pasie,

bo udałam, że tracę równowagę.

Miałam to opanowane do perfekcji i robiłam przy tym niewinną,

przestraszoną minkę.

Och, faceci uwielbiają takie delikatne kobiety, którym można pomóc.

– Dziękuję, Daren. Przyszło dzisiaj coś do mnie?

Oboje się z lekka obmacywaliśmy, oczywiście przypadkiem. Ja jego

tyłek, on mój. Uwielbiam takie gierki!

– Jakaś paczka i kilka listów. Może da się pani w końcu namówić na

lunch? – Puścił mnie niechętnie i zasłanił krocze teczką, którą trzymał

w ręce.

Z premedytacją oblizałam usta, dając mu do zrozumienia, że doskonale

wiedziałam, co tam ukrywał.

– Innym razem, Daren! – zbyłam go jak zawsze i przesadnie kołysząc

biodrami, oddaliłam się do wind. Na sam koniec tradycyjnie… odwróciłam

się, a on stał i się gapił. My i ta nasza kobieca próżność. Nic na to nie

poradzę, że uwielbiam prowokować facetów. Taka już jestem.


Wjechałam windą na swoje piętro i szłam do biura. Przechodząc przez

recepcję, przywitałam się z Claire i zobaczyłam grupkę nowych stażystów.

O matko jedyna! Znowu się będę musiała z nimi użerać. Na szczęście to

prawie sami chłopcy, więc większych problemów nie przewidywałam.

Moje biuro mieściło się za szklaną mleczną szybą, świetnie się tam czułam.

Od razu po wejściu zdjęłam buty i sprawdziłam wiadomości oraz pocztę.

Paczka, którą dostarczył kurier, to mój nowy wibrator. Taki sam jak ten pod

prysznic, tyle że ten jest biały, a tamten czarny. Musiałam mieć dwa,

prawda? Odłożyłam pudełko na bok i przeglądałam listy. Było coś od

prezesa Donatella, ale poczułam ucisk na pęcherz, więc popędziłam do

kibelka. Po kawie zawsze sikałam non stop. Powinnam chyba ograniczyć

jej picie albo chociaż dodawać mleka. Po wyjściu z kabiny umyłam ręce

i tym razem wyjątkowo nie patrzyłam w lustro. Widząc tę gromadkę

stażystów, starałam się robić wrażenie bardzo pewnej siebie i seksownej,

więc kołysząc biodrami, które mało z miednicy nie wypadły, przeszłam

obok nich i wtedy zamiast podziwu usłyszałam salwę śmiechu. Że co?!

Odwróciłam się i zobaczyłam, że ciągnie się za mną ogon z papieru

toaletowego wetknięty w spódnicę. O kurwa! No i teraz co?! Miałam dwa

wyjścia: albo udać, że nic nie zauważyłam, albo obrócić to w żart. Urwałam

więc ogon i mrugnęłam do nich.

– To ostatni krzyk mody! Zrób mi kawy, blondyneczko! – powiedziałam

i wskazałam na jedyną jasnowłosą w tej gromadce.

Przypominała trochę mnie, tyle że była teraz tak speszona, że zapewne

nie wiedziała, jak się nazywa.

Z właściwą sobie gracją wybrnęłam z żenującej sytuacji. Wróciłam do

gabinetu. Ponownie zrzuciłam buty i siadłam za biurkiem, by przeczytać

pismo od starego. Zanim jednak zdążyłam dokończyć pierwsze zdanie, do


środka wpadał facet. No dobra, przystojny facet. Wyprostowałam się na

krześle i wsunęłam stopy w buty.

– A pan co tu robi? – zapytałam mało kulturalnie.

Ja ogólnie jestem mało kulturalna.

Mężczyzna odwrócił się, a ja omal nie spadłam z krzesła.

O rany, to nikt inny jak Jacob Huntsman. Mrugnęłam szybko, myśląc,

że mi się przywidziało, ale gdy mężczyzna zamknął drzwi i podszedł do

mojego biurka, nie miałam wątpliwości. To on w pełnej krasie. Wyglądał

dokładnie tak, jak go zapamiętałam, tyle że był o osiem lat starszy i… Bóg

mi świadkiem, chyba jeszcze przystojniejszy. Zmężniał, ale w brązowych

oczach miał dokładnie ten sam błysk. Wyrósł na naprawdę pięknego faceta.

Wysoki brunet, z szerokimi ramionami, długimi palcami, które idealnie

chwytały piłkę… O Boże. Dodatkowo chyba się nie ogolił, co doskonale

podkreśliło jego męską szczękę, a to dodało mu ze dwa punkty ponad

jakąkolwiek skalę.

Jak to w ogóle możliwe?

Jacob uśmiechął się do mnie i wyciągnął rękę.

– Jestem waszą nową gwiazdą, pani prezes! – odezwał się, a ja byłam

w szoku. On mnie nie poznawał.

– Kto tak powiedział? – zapytałam z niedowierzaniem. Nikt mnie,

kurwa, nie uprzedził, że on ma dla nas grać. Zerknęłam na pismo od

starego, przeleciałam tekst i dopiero zobaczyłam, że chodziło właśnie

o Jacoba. Niech to szlag!

– Nie wiem kto. Zapłaciliście, więc jestem. – Rzucił sportową torbę na

podłogę i rozsiadał się na krześle naprzeciwko mojego biurka. W dodatku

uśmiechał się tak, jak zapamiętałam.

– Ja nie płaciłam. Przepraszam cię na chwilę… – Wstałam i starając się

iść na prostych nogach, skierowałam się do wyjścia. To cholernie trudne.


Żaden facet nie miał okazji zbliżyć się do mnie tak jak on i chociaż od

tamtej chwili minęło dużo czasu, on nadal wydawał mi się pociągający.

W dodatku mnie nie pamiętał, co w obecnej sytuacji chyba było lepsze.

Gdy już znalazłam się przy drzwiach, on nagle wstał i poszedł za mną. Nie

minęła sekunda, a poczułam na pośladkach jego dłonie. O Boże! Już

myślalam, że zaraz mnie tu weźmie, jak za dawnych lat, a on wyjął mi

resztkę papieru toaletowego zza spódnicy. Najwidoczniej nie pozbyłam się

mojego zajebistego ogona w całości.

– To jakaś nowa moda? – zapytał rozbawiony, opierając się jedną ręką

o mleczną szklaną ścianę mojego gabinetu.

Nawet nie byłam w stanie odpowiedzieć, bo on doskonale widział, jak

na mnie działa. Naprawdę nic nie kojarzył?

No dobra, zmieniłam się, bardzo się zmieniłam, ale żeby… Nagle

zwinął papier w dłoni i powąchał go, a ja omal się nie przewróciłam.

– Ładnie pachnie… – mruknął. Ależ on był seksowny.

O kurczę! O kurczę!

Znowu zaczynałam być tym kurczaczkiem, a przecież byłam panią

prezes. Nie mogłam zachowywać się jak kurczaczek. Nie mogłam!

– Jest perfumowany… – wydukałam jak głupia.

Jacob działał na mnie dokładnie tak, kiedy miałam szesnaście lat, i teraz

nic się nie zmieniło. Szlag by cię trafił, Huntsman!

– Mam na myśli panią, pani prezes. Co to za perfumy? – Nachylił się

i wąchał mnie tuż przy uchu. Psia jego mać!

– J’adore! – zapiszczałam. Zapiszczałam jak kurczaczek!

– J’adore, Dior! – powiedział z francuskim akcentem, jak w reklamie,

i popatrzył mi prosto w oczy.

– Zaraz wracam! – Złapałam za klamkę i ewakuowałam się z własnego

gabinetu.
Widziałam tylko cudowny uśmiech, który przyprawił mnie o mokre

majtki, stan przedzawałowy i durny pisk kurczaczka.

Boże, nie byłam kurczakiem od… od dawna nim nie byłam!

Popędziłam jak szalona do starego, ale jego, cholera, nie było. Wpadłam

więc do biura drugiego z prezesów i zastałam go, jak sączył sobie kawunię

za biurkiem. Nieroby jedne! Okej, ja też się nie przepracowywałam, ale

przynajmniej nadrabiałam wyglądem.

– Jake, czy to prawda? – nadal piszczałam jak kurczaczek. Boże, jak

mnie to denerwowało! Takie emocje umiał wywołać tylko Jacob.

– Dzień dobry, Abigail! – odpowiedział jak zawsze na luzaku.

Ale czym miałby się denerwować? Zgarniał ogromną pensję za

nicnierobienie, czasami pojechał się spotkać z jakimś sponsorem albo na

trening chłopaków. Pokrzyczał, poopierdalał wszystkich i tyle. Fakt faktem,

że zainwestował w klub ogromne pieniądze, czego ja na przykład nie

zrobiłam, ale mimo wszystko powinien się bardziej interesować swoją

pracą. W ogóle ten cały zarząd to banda starych pryków i tylko ja oraz

Frank cokolwiek tu ogarnialiśmy. Frank to syn Donatella i drugi

wiceprezes. Był w porządku i nawet się lubiliśmy.

– Dzień dobry, Jake, czy to prawda, że Jacob Huntsman będzie u nas

grał? – Zamknęłam drzwi i siadłam na biurku, zrzucając leżące na nim

papiery.

Jake zakrztusił się kawą, bo przy okazji postawiłam stopę między jego

udami i wbiłam ją w fotel.

– Tak, to prawda. Chyba otrzymałaś informację, tak jak każdy! –

Odzyskał mowę i pokazał mi pismo.

Cholera jasna! On nie może u nas grać. Przecież ja zejdę na zawał.


– Dlaczego? Co to, nie ma innych zawodników?! – Wstałam

i poprawiając spódnicę na biodrach, podeszłam do okna. Chyba zaraz przez

nie wyskoczę.

– Są, ale to gwiazda. Trochę nabroił, u nas się uspokoi… –

odpowiedział Jake i znowu zaczął popijać kawusię.

– No nie, błagam was, nie róbcie sobie jaj. Co to znaczy „trochę

nabroił”? – Popatrzyłam na niego, mrużąc oczy.

– Oj, nie zawracaj sobie tym głowy, Abigail. Zmusi chłopaków do

rywalizacji, a drużynie tego potrzeba.

– Wiesz, czego im potrzeba?! – pisnęłam. – Wypoczynku i relaksu, a nie

rywalizacji. Drużyna jest przemęczona i stąd te gorsze wyniki, Jake!

Ta banda idiotów nic nie rozumiała. Mordercze treningi i stres źle

wpływają na zawodników. Czy tylko ja to dostrzegałam? Rozmawiałam

z trenerem, który swoją drogą był tylko przykrywką dla picu, bo wszystkim

kierował zarząd, ale nawet on przyznał mi rację, że urlop to dobry pomysł.

– I co niby proponujesz? – Jake wbił we mnie wzrok.

Znałam to durne spojrzenie! Czuł, że będzie musiał wywalić kasę.

– Trzeba im dać wolne, wysłać ich gdzieś na co najmniej dwa

tygodnie – powiedziałam prosto z mostu.

– Zdajesz sobie sprawę, jaki to ogromny koszt?!

– Zdajesz sobie sprawę, że jeśli chłopaki nie odpoczną, to będziemy

w czarnej dupie?

– Oj, Abi, i co my mamy z tobą zrobić? – Uśmiechnął się podejrzliwie.

Boże, ale mnie ten stary buc wkurzał.

– Po prostu mnie posłuchajcie, bo wiem, co mówię!

– Donatello twierdzi, że ostatnio strasznie się ciskasz, Abi. Zastanawia

się, czy cię nie zwolnić – powiedział z pogardą.


Tak, jasne! Niech mnie zwolni! Miałam na niego takiego haka, że się

nie odważy.

– Proszę bardzo! Zwolnijcie mnie! – Wyszłam, trzaskając drzwiami.

Co za stare, durne patafiany. Niczego nie rozumieli. Przecież chłopaki

muszą czasem odpocząć, to ludzie, a nie maszyny. Durny zarząd myślał

tylko o pieniądzach, ale nie pamiętał, kto te pieniądze dla nich zarabiał.

Doskonale wiedziałam, że jeśli drużyna nie odpocznie, to wszystko źle się

skończy. Będą kontuzje i zgrzyty między zawodnikami, a stres wpływa

fatalnie na wszystkich. Postanowiłam więc bez pytania zarządu o zgodę

wysłać chłopaków na dwa tygodnie do ciepłych krajów. Najwyżej mnie

wywalą, ale przynajmniej nie będę miała na sumieniu porażki najlepszej

drużyny koszykówki w tym kraju. Wściekła, wróciłam do swojego

gabinetu, zapominając o tym, kto tam na mnie czekał.

– Pani prezes, ale z pani kobieta dynamit! – droczył się ze mną Jacob,

który wygodnie rozsiadł się w fotelu.

Doskonale wiedziałam, że jestem od niego młodsza, ale nie miałam

zamiaru skracać dystansu. Niech mi trochę „popaniuje”.

On naprawdę mnie nie kojarzył i zapewne nic nie pamiętał. No bo kim

ja dla niego byłam? Zwykłą wakacyjną przygodą. Głupią, zakochaną

nastolatką, to wszystko. Nie ja jedna i nie ostatnia zakochałam się

w przyjacielu brata, jednak Jacob nie zdawał sobie sprawy, jak bardzo mnie

skrzywdził. Sądziłam, że po tylu latach potrafię już normalnie żyć, ale gdy

pojawił się tu dziś, tak nagle… wszystko się zmieniło.

– Masz trening za godzinę, więc lepiej zabieraj się stąd i leć na halę.

Udawałam obojętną na jego słodki uśmiech. Boże, jak ja ten uśmiech

kochałam. Jacob umiał być taki czuły i opiekuńczy. Kochałam go do

szaleństwa.
– Miałem przyjechać tutaj, żeby podpisać kontrakt. – Wbił we mnie

czekoladowo-miodowe oczy, pod których spojrzeniem kilka lat temu

dosłownie się rozpływałam.

Obeszłam gabinet i siadłam za biurkiem. Boże, no nie wierzę, że on tu

siedzi. Niech mnie ktoś uszczypnie!

– Ale ja nic o tym nie wiem. Poczekaj na Donatella i z nim to wyjaśnij,

a teraz wyjdź, proszę, bo mam sporo pracy – kłamałam jak z nut. Nie

miałam nic do roboty oprócz znalezienia chłopakom miejsca na urlop.

Wieczorem miała się odbyć rada zarządu, więc wiedziałam, że cały dzień

będę się obijać. Miałam w planach malowanie paznokci i może mały masaż

w porze lunchu.

– A o której będzie prezes? – zapytał, nie odrywając ode mnie wzroku.

Chyba nie chciałam, żeby mnie rozpoznał. To nie byłoby dobre,

przynajmniej dla mnie.

– Raczej się nikomu nie opowiada – powiedziałam, spuszczając wzrok.

– Więc poczekam tutaj. Podoba mi się pani gabinet, pani prezes! –

Wyszczerzył swoje śliczne zęby i oblizał usta.

Diabli wiedzą, czy robił to specjalnie, ale miałam właśnie powódź

w majtkach. Trudno mi się było przyznać samej przed sobą, ale Jacob to

jedyny facet, który tak na mnie działał. Spotykałam się z aktorami,

sportowcami, modelami, którzy wyglądali jak bogowie greccy, jednak

żaden z nich nie wywołał u mnie motylków w brzuchu i tego wszystkiego.

Jak mogłabym z nim pracować?

– Nie możesz tu poczekać! – pisnęłam, błagając go w myślach, by

wyszedł. Czułam, że nie zniosę przebywania z nim w jednym

pomieszczeniu.

– Oj, pani prezes, dlaczego nie? – Wstał i podszedł do mojego biurka,

a ja odjechałam na fotelu, by znaleźć się jak najdalej.


– Bo nie! – No, genialny argument, Abi! Jeden zero dla Jacoba.

– Ma pani zespół napięcia przedmiesiączkowego? – zapytał głupio i się

zaśmiał.

No tak! Cały Jacob. Zabawny, uwodzicielski, seksowny, bezczelny.

I w dodatku doskonale pamiętałam, co potrafił wyprawiać z moim ciałem,

które, owszem, teraz było inne niż prawie osiem lat temu, ale nadal

spragnione. Spragnione jego dotyku. Tylko jego.

– A co, chcesz zostać moim kumplem gejem? – Boże, Abi, weź się

w garść! To przeszłość, byłaś wtedy gówniarą, a on się tylko tobą bawił.

– Lubię się kąpać z kolegami po meczu i patrzeć na ich tyłki, ale nie,

pani prezes, na pewno nie jestem gejem! – odpowiedział rozbawiony i siadł

na skraju biurka, wyciągając długie nogi i krzyżując je w kostkach. Oparł

dłonie o blat i patrzył na mnie.

Dlaczego pod jego spojrzeniem z pewnej siebie seksbomby zamieniłam

się w kurczaczka? To irracjonalne.

– Nie wątpię… – wydukałam odrobinę zbyt głośno. Akurat w to, że jest

gejem, bym nie uwierzyła. Miałam dowody, że tak nie jest, a na samą myśl

o tych dowodach nabierałam ochoty… Boże, chciałabym po prostu się na

niego rzucić, zerwać ubrania i kotłować się z nim na biurku.

– Pani prezes, może skończmy z tymi formalnościami. – Wyciągnął do

mnie dłoń, nad którą błyszczał drogi, markowy złoty zegarek, i dodał: –

Proszę mi mówić Jacob!

– Przecież mówię, to ty mi tu „paniujesz”…

Popatrzyłam na niego z lekkim zdumieniem, bo doskonale wiedziałam,

kim jest. Dziwnie tak poznawać tę samą osobę drugi raz. Nasze pierwsze

spotkanie było mało udane. Miałam wtedy trzynaście lat.

*
Dwanaście lat wcześniej…

– Abi, pospiesz się! – popędzała mnie mama, bo właśnie wybierałyśmy

się na pierwszy mecz Daniela.

Dostał się do szkolnej drużyny koszykówki i to był jego debiut. Zawsze

w niego wierzyłam i wiedziałam, że kiedyś zostanie światową gwiazdą

sportu.

– No już, już! – odpowiedziałam, wypychając sobie stanik skarpetkami.

Eh, nie mam cycuszków. Kiedy one mi choć trochę podrosną? Moje

koleżanki ze szkoły już mają, a ja jeszcze nie. Poprawiłam koszulkę, by nie

było widać, że to oszukany biust, i podciągnęłam rajstopy. Jejciu, ależ ja

nienawidziłam rajstop. Mama kazała mi założyć spódniczkę. Po co się tak

stroić na mecz? Nie mogłam tego zrozumieć. Rozczesałam swoje jasne

włosy i poszłam na dół, gdzie już czekali rodzice.

– Spóźnimy się przez ciebie, kurczaczku! – ochrzanił mnie tata

i otworzył drzwi przed mamą.

– A gdzie Daniel? – zapytałam.

– Już na miejscu. Chodźmy! – popędzał mnie tata, bym szybciej wsiadła

do samochodu.

Rany, i po co ten pośpiech? Samochodem mieliśmy przecież do szkoły

jakieś pięć minut.

Była niedziela, więc na mecze przychodziło mnóstwo ludzi. Pojawiali

się zaraz po mszy, ale nasza rodzina nie była religijna, więc do kościoła nie

chodziliśmy. Rodzice też się wystroili. Mama założyła swoją ulubioną

sukienkę w groszki, a tata marynarkę i krawat. Lubiłam, gdy byli tacy…

tacy szczęśliwi. Wkrótce znowu planowali wyjechać na długo, a my

mieliśmy zostać pod opieką ciotki. Nie lubiłam tych ich podróży na Alaskę.

Po co tam jeździli? Nie mogliby sobie znaleźć pracy tutaj, na miejscu?

Choćby w fabryce.
– O, tam jest! – Mama podskakiwała radośnie, zauważając Daniela

stojącego z kolegami z drużyny.

Widać było, że bardzo się denerwował. Pewnie dlatego, że był

najmłodszy z całej reprezentacji.

– Homes! Homes! – Tata wykrzykiwał nasze nazwisko, by dopingować

swojego syna, a ja płonęłam ze wstydu.

Jejciu, co za żenada. Daniel patrzył w naszą stronę i widziałam, że też

ma ochotę zapaść się pod ziemię.

– Idź do brata, Abi, dodaj mu otuchy! – Mama poprawiła mi włosy

i uśmiechnęła się ciepło.

Wstydziłam się tam iść, ale chyba nie miałam wyjścia. Ruszyłam

w kierunku boiska, gdzie gromadziła się także drużyna przeciwna. Zeszłam

z trybun, ale na samym dole zostałam przez kogoś popchnięta i wywaliłam

się jak długa. Zamknęłam oczy, pragnąc zapaść się pod ziemię. W dodatku

czułam, że moje skarpetkowe cycuszki wypadły i znalazły się na podłodze.

– Nic ci nie jest? – usłyszałam męski głos. Bałam się spojrzeć, bo to

najbardziej żenująca sytuacja w moim trzynastoletnim życiu. Zanim

zdążyłam otworzyć oczy, ktoś podniósł mnie z boiska i delikatnie otrzepał

mi koszulkę i spódniczkę. Otworzyłam jedno oko i zobaczyłam chłopaka.

Był starszy ode mnie i miał na sobie strój tej samej drużyny, do której

należał mój brat.

– Nic mi nie jest – wydukałam, wpatrując się w niego.

– To chyba twoje… – Pochylił się i zbiera moje skarpetkowe cycuszki,

po czym mi je wręczył.

Ojejciu! Wstyd jak nic.

– Na pewno nie moje! Ja mam skarpetki do pary! – Wskazałam na

swoje buty, ale przecież miałam rajstopy. Przypał nad przypały.


– Wypadły ci z bluzki. Za mała jesteś, żeby wypychać sobie cycki! –

Śmiał się i w tym momencie podszedł do nas mój brat.

– Znowu się wywaliłaś, Abi? – dowalił mi jeszcze bardziej.

No tak! Rób ze mnie pierdołę przed kolegą z drużyny.

– Ktoś mnie przewrócił! – pisnęłam.

– Oj, kurczaczku, idź do rodziców, bo cię tu stratują! – Zmierzwił mi

włosy, a ja miałam ochotę go udusić. Daniel nazwał mnie właśnie

kurczaczkiem przy koledze i tarmosił moją fryzurę! Trudno o większy

obciach.

– Idź, idź kurczaczku! – wtrącił rozbawiony moim zażenowaniem

kolega Daniela.

– Nie nazywaj mnie tak!!! – Nie posiadałam się z oburzenia.

– Idź do rodziców, bo zaraz zaczyna się mecz! – dostałam reprymendę

od brata.

Zrobiłam się cała czerwona ze złości i chciałam odejść z godnością. Ale

gdzie tam! Przecież Niezdara to moje trzecie imię, zaraz po drugim, które

brzmi: Chodzące Nieszczęście. Potykam się o własne nogi i wpadam

w ramiona kolegi, który łapie mnie mocno i pewnie.

– Cycków może nie masz, ale pupę całkiem, całkiem! – powiedział, a ja

dopiero teraz spostrzegłam, że trzymał mnie za pośladki.

– Jacob, przestań, to moja młodsza siostra! – interweniował Daniel

i wyrywał mnie z ramion kolegi, po czym lekko popchnął w stronę trybun,

w kierunku rodziców.

Szłam oszołomiona i odwróciłam się, by spojrzeć na kolegę Daniela.

Jacob także patrzył na mnie i się uśmiechał. Cholera jasna! Gdy puszczał do

mnie oczko, znowu o mało się nie potknęłam o własne nogi. Powiedział, że

mam fajną pupę! To chyba pierwszy w moim życiu komplement od

chłopaka. Był pewnie w wieku mojego brata, może troszkę starszy. Nie
mogłam oderwać wzroku, gdy zaczynali rozgrzewkę i, niestety nie

patrzyłam na Daniela, lecz na Jacoba. Dziewczyny na trybunach piszczały

za każdym razem, gdy trafiał do kosza, a on pławił się w oklaskach.

W dodatku przed samym rozpoczęciem meczu podeszła do niego gromadka

lasek, które wieszały mu się na szyi. No jasne! Może nie znałam się jeszcze

na chłopakach, ale taki typ jak Jacob nigdy mnie nie zainteresuje i nie

zawróci mi w głowie.

– Ależ tak, mówmy sobie po imieniu, Abigail – odpowiedziałam cicho.

W sumie chyba w głębi ducha chciałam, by mnie poznał. By zachował

się tak, jak potrafił najlepiej. Czuły, opiekuńczy i kochany. Zapomniałam na

chwilę, jak bardzo przez niego cierpiałam.

– To moje ulubione damskie imię! – odpowiedział.

On nadal kompletnie nie miał pojęcia, kim jestem. Nawet imię go nie

naprowadziło. Czułam się rozczarowana.

– Dasz mi teraz popracować? – zmieniłam temat, wzdychając cicho.

Przy nim moja pewność siebie spadała na łeb na szyję.

– Abigail, ale co ty tu masz do roboty? Paznokcie musisz pomalować? –

Śmiał się i wziął do ręki lakier, który stał na moim biurku.

Czy to aż takie oczywiste, że rada nadzorcza raczej nie ma żadnych

ważnych obowiązków?

– Muszę znaleźć dla was kurort, w którym spędzicie urlop… –

wypaliłam.

– O, to miło. Dopiero co mnie przyjęliście, a ja już na urlop lecę! –

Przeciągnął się, odsłaniając kawałek brzucha.

Boże! Jego ciało było jeszcze bardziej atrakcyjne niż kiedyś. Przecież

nadal grał, trenował… Starałam się nie oglądać jego zdjęć w sieci i nie
czytać plotek, ale z tego, co wiedziałam, nieźle sobie pogrywał ze światem

show-biznesu. Miał kilka starć z paparazzi i wdawał się w bójki z kolegami

z byłej już drużyny. Nie miałam pojęcia, czy był zajęty, a to pytanie

pojawiło się w mojej głowie nieproszone. Co mnie to w ogóle obchodziło?

Przecież to zamknięty rozdział.

– Poszczęściło ci się. Jak myślisz, gdzie chłopcy chcieliby polecieć? –

zapytałam z uprzejmości. W sumie on jeszcze nie znał drużyny, więc co

mógł o nich wiedzieć?

– Na pewno ciepłe kraje, palmy, plaża i piękne kobiety! – odpowiedział

i przyglądał mi się uważnie. Cholera, teraz ciągle się będę zastanawiać, czy

mnie poznał czy jednak nie.

– Cancún? – rzuciłam pomysł.

– Meksyk jest w porządku. A ty lecisz z nami? – Uśmiechnął się

tajemniczo.

– A co to ma do rzeczy? – Uniosłam brew i wytarłam spocone z emocji

dłonie w spódnicę.

– Jeśli tak, to możemy jechać nawet do Alabamy! – Jacob nie dał się

zbić z tropu. Miałam ochotę się uśmiechnąć. Dokładnie takiego go

pamiętałam. Podrywał wszystkie dziewczyny w ten uroczy sposób. Jak

mogłam być tak głupia i nie zauważyć, że się mną bawi?

– Raczej z wami nie pojadę. Jestem prezesem, a nie członkiem

drużyny – oświadczyłam dumnie. Chociaż w sumie wakacje i mnie by się

przydały. Dwa tygodnie na leżaku pod palmą to świetna sprawa.

– Wielka szkoda, pani prezes. Miałem nadzieję, że sobie popatrzę na

panią paradującą po plaży w bikini!

Nie miałam pewności, czy naprawdę tak myślał czy robił sobie żarty.

– Opalam się nago, więc wiesz… – odpowiedziałam. Skoro mnie nie

pamiętał, to co mi zaszkodziło trochę poflirtować? Przecież robiłam to cały


czas z chłopakami z drużyny.

– Tym bardziej nalegam, byś pojechała z nami! – Mrugnął

porozumiewawczo i wstał. – No dobra, nie będę ci zawracał głowy. Można

tu zjeść jakiś lunch? – zapytał, kierując się do drzwi.

– Tak, ale ty powinieneś jechać na trening, a nie myśleć o lunchu.

Drużyna ma osobnego kucharza i dietę, której należy przestrzegać. –

Wstałam i poszłam za nim. Chyba z grzeczności, a może po to, żeby

jeszcze przez chwilę być blisko niego?

– Czy w tej diecie są ananasy? – zapytał, unosząc delikatnie kąciki ust.

Skrzywiłam się, bo doskonale wiedziałam, o co mu chodziło. Cholera,

chyba nadal go kochałam.


Rozdział 2

Do południa gapiłam się tępo w monitor komputera i starałam się nie

myśleć o Jacobie. To było takie trudne. Wpadł tu jak tornado i zburzył mi

cały porządek dnia. A to zapewne dopiero początek, skoro ma u nas grać.

Jak ja to wytrzymam? Nie myślałam o nim od dawna i byłam przekonana,

że nigdy więcej go nie spotkam. Unikałam jak ognia imprez branżowych,

jeśli wiedziałam, że tam będzie. Do wczoraj grał przecież w Los Angeles

Lakers. Boże, miałam ochotę zabić tego starego pierdziela, że go przyjął do

drużyny. Donatello i jego genialne pomysły. Do dupy z takimi pomysłami.

Co on sobie myśli? Zatrudnił zawodnika z najbardziej wrogiej drużyny i to

miało coś zmienić? Dodać chłopakom energii i wprowadzić zdrową

rywalizację? Kurde, może się nie znałam, ale to chyba tak nie działało.

Około pierwszej telefon przypomniał mi, że za pół godziny idę na

masaż. Nie miałam jednak do tego głowy. Zebrałam torebkę i poprawiłam

usta czerwoną szminką, po czym wyszłam z biura. Nie zamierzałam dziś tu

wracać. Dopiero przy wyjściu przypomniałam sobie, że mamy posiedzenie

rady. Boże! Będę siedziała i słuchała, jak ten stary dziad mówi o swoim

„genialnym” pomyśle tchnienia życia w drużynę poprzez zaangażowanie

nowego zawodnika, bla, bla, bla… Oby tylko Jacoba nie było na

spotkaniu – wtedy jakoś to przeżyję. Muszę dziś iść na fitness i się wyżyć,

wyładować energię. W nocy na pewno pójdzie w ruch mój nowy


przyjaciel… Pan Wibruś. Jak to szło? „Wibratory to najlepsi przyjaciele

kobiet”? Jakoś tak.

Gdy tylko wyszłam na ulicę, uderzył mnie powiew zimnego, wilgotnego

listopadowego powietrza. Nie lubię jesieni. Kojarzy mi się ze wszystkim,

co nieprzyjemne. Znając siebie, jak zawsze przez ostatnich osiem lat

dostanę kilkudniowej depresji, z której wyciągną mnie dopiero lody

czekoladowe i głupie komedie, ale nie te romantyczne. Na romantycznych

wpadałam w jeszcze większy dół. Teraz musiałam jechać do chłopaków na

trening… W sumie nie musiałam, ale miałam ochotę. Robiłam to przecież

codziennie. Zapomniałam na chwilę, że jest tam Jacob, bo chciałam się

zachowywać profesjonalnie. Nie mogłam zostawić chłopaków na pastwę

Donatella i jego wazeliniarzy. Zarezerwowałam im te wakacje i niech mnie

zarząd w dupę pocałuje. Dziś mu to oznajmię na obradach.

Złapałam taksówkę i pojechałam na halę, gdzie trenują chłopaki.

W sumie powinnam tu przyjechać razem z Jacobem, bo przecież każdy

doskonale wiedział, kim on jest. Oby tylko nie było jakiejś awantury już na

wejściu. Na szczęście, wchodząc do szatni, nie usłyszałam żadnych

krzyków ani nawet słownych przepychanek. Powietrze było gęste od pary

unoszącej się z pryszniców. W tej mgle właśnie mignął mi przed oczami

tyłek Bruna. To mój ulubiony zawodnik, obecny kapitan drużyny. Jak na

koszykarza przystało, był wysoki i cudownie zbudowany. Gdy na ciebie

spojrzał swoimi brązowymi oczami, czułaś się wręcz zniewolona. Lubiłam

z nim flirtować i się droczyć. Chłopaki z drużyny chyba już pogodzili się

z faktem, że żaden z nich nie zaciągnie mnie do łóżka. Nasze relacje były

czysto kumpelskie, a podrywanie sprowadzało się głównie do zboczonych

żartów.

– Bruno, niedługo opalisz sobie ten blady tyłek! – powiedziałam, a on

odwrócił się gwałtownie i w ostatniej chwili zasłonił swój interes


ręcznikiem. To Argentyńczyk, więc nic dziwnego, że był przystojny

i bardzo męski. Włoski na jego klatce piersiowej aż się prosiły, by ich

dotykać, a mięśnie brzucha, by je lizać i schodzić coraz niżej.

– Pani prezes, bardzo mnie to cieszy! – Wyszczerzył swoje idealnie

białe licówki i podszedł, by się przywitać.

– Lecicie do Cancún. Zwołaj chłopaków na boisko, jak skończycie się

myć. – Klepnęłam go w ten jędrny tyłek, a on uśmiechnął się jeszcze

szerzej.

– Może do nas dołączysz, Abi? – mruknął żartobliwie.

– Jasne. Jak zawsze, Bruno… – Puściłam do niego oczko i przeszłam

przez długi korytarz prowadzący na boisko.

Moje niebotyczne szpilki wydawały specyficzny dźwięk na

drewnianym parkiecie. Podeszłam do kosza i wzięłam jedną z piłek, po

czym wyszłam na boisko i trafiłam kilka razy z idealną precyzją. Daniel

byłby ze mnie dumny, gdyby wiedział, czym się zajmuję. Kocham go

najbardziej na świecie, naprawdę tylko on mi został. Niestety brat nie chciał

mnie znać, a ja wiedziałam, że do końca życia będę się obwiniała za to, co

się wydarzyło tamtego pieprzonego wieczoru. Że nigdy nie zapomnę miny

Jacoba, gdy przyjechał do naszego domu ze łzami w oczach i wypowiedział

słowa, które wszystko zmieniły.

– Pani prezes, zajebiste buty! – skomplementował mnie jak zawsze

Marcus, chyba największy podrywacz w drużynie. Nie ma kobiety, która

mu odmówiła… no może oprócz mnie. Typowy Włoch: ciemne oczy,

ciemne włosy i zadziorny uśmiech. Patrząc na jego kilkudniowy zarost,

nabierasz ochoty przejechania dłonią po tej idealnej szczęce. Dobrze, że

przez tyle czasu zdążyłam się zdystansować, uodpornić i nie mam mokro

w majtkach na jego widok.


Zaraz za nim na boisko wszedł jego najlepszy przyjaciel Colin.

Rodowity nowojorczyk i drużynowy błazen. Ze swoim poczuciem humoru

i dystansem do świata też miał szanse prawie u każdej kobiety. Słodkim

uśmiechem i świetnie wystylizowanymi włosami łamał serca prawie tak

samo jak Marcus.

– Musicie wygrać mistrzostwa, żebym zarobiła na kolejną parę –

odpowiedziałam i podeszłam się przywitać. Marcus objął mnie mocno i jak

zawsze siarczyście pocałował w policzki.

– Jeśli nam nie odpuszczą, to nie wygramy. – Usłyszałam głos Lucasa.

Nazywałam go „buntownikiem bez wyboru”. Wiecznie się wszystkiego

czepiał i miał zawsze najwięcej do powiedzenia. W sumie ceniłam go za

szczerość, ale wychodziło z niego wojskowe wychowanie. Jego ojciec

chciał, by został żołnierzem, a nie gwiazdą koszykówki. Z tego, co

wiedziałam, w ogóle nie utrzymywał kontaktów z rodziną.

– Mam dla was dobrą wiadomość, tylko ruszcie tyłki, bo powiem,

dopiero gdy zbiorą się wszyscy – oświadczyłam i także podeszłam się

przywitać.

Lucas objął mnie lekko jak zawsze, zachowując dystans. Ostatnio się

zaręczył i był jednym z nielicznych w drużynie, którzy są wierni swojej

kobiecie.

– Donatello wspominał, że ma do nas przyjść jakiś nowy – powiedział

Jamie. Słodkie ciemne ciasteczko z kremem, lubiłam na niego patrzeć, gdy

trenował na siłowni. Miał piękne ciało, o które naprawdę dbał. Był

najbardziej wymuskany z nich wszystkich. Ta jego idealnie przystrzyżona

bródka wokół ust wyglądała bardzo pociągająco. O ile wiem, ostatnio

spotykał się z jakąś supermodelką… ale to zapewne kolejna przelotna

znajomość.
– To znaczy, że go nie ma? – zapytałam zaskoczona. Jacob przecież

powiedział, że tu przyjedzie.

– No nie, a co to za jeden? – odpowiedział Ander, największy słodziak.

To ciemna czekoladka. Jego uśmiech i cudowne oczy umiały poprawić

najgorszy humor.

– Jacob Huntsman – odpowiedziałam, a cała drużyna patrzyła na mnie

zaszokowana.

– Żartujesz?! – oburzył się Prince. Najwyższy z zawodników i chyba

najbardziej zadufany w sobie, mimo że nie miał się czym chwalić. Siedział

na ławce od ponad dwóch miesięcy, po wypadku samochodowym, który

sam spowodował. Robił z siebie wielką gwiazdę, którą wcale nie był.

– Mnie też to nie pasuje, uwierz mi. – Przewróciłam oczami, a do

dyskusji wtrącił się Milan.

Jarał na potęgę, ale dobrze się z tym krył. Raz przyłapałam go w hotelu

z modelkami na wciąganiu kokainy, ale ubłagał mnie wtedy, żebym nie

mówiła Donatellowi. Nie ufałam mu, bo był wredny i przebiegły.

– Ten Jacob Huntsman?

– A znasz innego? – Patrzyłam na Milana, a jego mina mówiła

wszystko. Wiedziałam, że chłopaki się nie polubią, i cholernie mnie to

martwiło. I gdzie się podział Jacob? Miał tu przyjechać.

– Przecież on jest z Lacersów! – wtrącił wkurzony Marcus.

– Wszystkie pretensje kierujcie do Donatella, a nie do mnie… –

Siadłam na ławeczce, bo już czułam awanturę.

– Ja pieprzę, oni sobie z nas jaja robią. Abi, nie daj im się, kurwa! –

Obok mnie siadł Aiden. On nie był ciasteczkiem. Był pysznym ciastem

czekoladowym z posypką w postaci tatuaży na całym ciele

i z uwodzicielskim głosem. Nikt nie wiedział, ale on jako jedyny… RAZ…

wylądował w moim łóżku. Było to po pijaku i tak naprawdę do niczego nie


doszło, ale co sobie pomacał, to jego. Na szczęście zachował to dla siebie,

czym zyskał sobie moją wielką sympatię.

– Chłopaki, ale co ja mogę? Wiecie, że kontrakty to ja negocjuję ze

sponsorami, nie z zarządem. – Westchnęłam głośno. Nie wyobrażałam

sobie współpracy z Jacobem, a widząc reakcję drużyny, byłam wręcz

przerażona.

– Szybko się go pozbędziemy! – Prince zaśmiał się szyderczo i przybił

piątkę z Milanem. Dobrali się!

– Dajcie spokój. Może jest w porządku? – Aiden jak zawsze trzymał

moją stronę.

Uśmiechnęłam się do niego w podzięce.

– Na pewno. Przekonasz się o tym, jak ci wbije nóż w plecy podczas

najważniejszego meczu w sezonie! – podjudzał chłopaków Prince.

– Z tego, co wiem, ostatnio miał zatargi ze swoją drużyną i mediami,

dlatego go wyjebali – dodał Lucas.

– Jeśli z nami też zadrze, to popamięta! – wtrącił Marcus.

– Chłopcy, ja was proszę, tylko bez bójek. Lecicie za kilka dni na urlop

i macie się w tym czasie zintegrować, okej? – Wstałam i pokazałam

gestem, by wszyscy usiedli. Trudno było się skupić, gdy większość z nich

paradowała w samych spodniach od dresu, bez koszulek, a w powietrzu

unosił się zapach tych cudownych ciał prosto spod prysznica.

– Oczywiście, pani prezes! – Jamie rzucił do mnie piłkę, a ja mimo

obcasów złapałam ją i rzuciłam za trzy punkty.

– Ty powinnaś z nami grać, a nie jakiś wypierdek z Lacersów! –

stwierdził Colin i wszyscy grzecznie siedli na ławkach.

W tym momencie do sali wszedł Jacob z wielką skrzynką alkoholu,

którą postawił na boisku i powiedział:


– Ten wypierdek wcale nie ma zamiaru się z wami bratać i lizać wam

dup. Jeśli się nie polubimy… trudno. Ja się przejmował nie będę. Tu macie

prezent na miłe powitanie i albo to wszystko wypijemy razem i się od razu

pozabijamy, albo damy sobie szansę.

Wszyscy patrzyli po sobie zaskoczeni. Na szczęście zawsze można

liczyć na Aidena, który pierwszy wstał, by się przywitać. Bruno i Marcus

mimo wcześniejszej niechęci zrobili to samo.

– Prince, nie odwalaj! – warknęłam, widząc jego niezadowoloną minę.

– Niech spierdala, Jankes pieprzony! – burknął pod nosem,

z oburzeniem wstał i opuścił boisko.

Wszyscy oglądali się za nim, ale o dziwo nikt więcej nie wyszedł.

Chłopaki oblegali Jacoba, a w powietrzu czuć było buzujący testosteron.

Jejku! Ja nawet nie byłam w stanie podejść do Jacoba. Ta gromada

seksownych facetów to nic w porównaniu z nim. Nie mogłam oderwać od

niego wzroku, a jego uśmiech przyćmił wszystko. Stałam jak wryta i go

podziwiałam z bezpiecznej odległości, podczas gdy oni rozmawiali przez

dłuższą chwilę. Z zadumy wyrywał mnie dopiero dźwięk komórki i gdy

zobaczyłam, że dzwoni Donatello, wróciłam na ziemię.

– Tak, szefie? – odebrałam telefon, odchodząc kawałek dalej. Ciągle

jednak gapiłam się na Jacoba, zaaferowanego rozmową z chłopakami.

– Nie wiem, z czego się tak cieszysz! – Donatello warczał na mnie

z wściekłością.

Oho! Już wie, że zapłaciłam za urlop dla chłopaków. Z konta zeszło mu

prawie pięćdziesiąt tysięcy. No cóż… luksus kosztuje i on powinien o tym

doskonale wiedzieć.

– Będę dziś na radzie nadzorczej, więc może wtedy o tym

porozmawiamy, dobrze? – bardziej stwierdziłam, niż zaproponowałam, bo

byłam oburzona. Nie będzie mnie traktował jak kogoś gorszego. Mam takie
samo prawo decydować o drużynie jak on. Mam gdzieś te jego pieniądze

i to, że ma najwięcej udziałów.

– Lepiej się nie spóźnij, bo zdenerwuję się jeszcze bardziej. – Groźba

w jego głosie spowodowała, że niemal parsknęłam śmiechem. Nie bałam

się tego starego patafiana. Opanowałam się jednak, bo nie chciałam

przeginać.

– Do zobaczenia, Donatello! – odpowiedziałam i nie czekając na jego

reakcję, rozłączyłam się.

Nie trawiłam tego człowieka. Oby dziś na radzie był jego syn, to razem

jakoś przekonamy tych starych pryków do wysłania chłopaków na urlop.

Zresztą hotel i bilety zostały zarezerwowane, więc nie ma o czym

dyskutować. Najwyżej będę przez najbliższe pół roku wysłuchiwać

pretensji, że się szarogęszę. No co? Jestem jedyną kobietą w zarządzie

i muszę pokazać, że nie można mi wejść na głowę. Chyba na dzisiejsze

obrady przypadkiem zapomnę majtek… albo nie! Założę podwiązki…

Donatello uwielbia podwiązki i pończochy.

– Pani prezes, to może jakaś impreza zapoznawcza? – zaproponował

Marcus.

Odwróciłam się w stronę chłopaków i zobaczyłam, jak wszyscy gapią

się najpierw na mój tyłek, a zaraz potem na piersi. Pierwszy raz rumieniłam

się przy nich jak głupia. To nie kwestia spojrzenia facetów z drużyny… to

spojrzenie Jacoba tak działało. Zaraz zacznę piszczeć jak kurczaczek. Wiem

o tym!

– Wieczorem mam posiedzenie zarządu – odpowiedziałam piskliwie.

Cholera jasna! Zamknęłam oczy, by się uspokoić. Jednak to nie pomagało.

Gdy tylko opuściłam powieki, wyobraziłam sobie chwile, gdy Jacob kochał

się ze mną na stole w kuchni albo na podłodze w korytarzu, albo


w samochodzie… wszędzie, gdzie się dało. Mimo upływu czasu doskonale

pamiętałam jego usta… Zacisnęłam uda, by się opanować.

– Ale po posiedzeniu chyba nie masz nic do roboty? – Podszedł do mnie

Aiden i mocno objął.

Nawet jego naga klatka piersiowa nie działa na mnie tak, jak całkowicie

ubrany Jacob, wpatrujący się intensywnie w moje oczy.

Miałam pewność, że mnie nie poznawał, i czułam, że to będzie

ogromny problem. Jak miałam udawać, że jest mi równie obojętny jak

każdy inny zawodnik? Choć minęło tyle czasu, kochałam go

i nienawidziłam jeszcze bardziej niż osiem lat temu.

– Może w domu czeka mąż? – wtrącił Jacob i także do nas podszedł.

Odruchowo potarłam dłoń, na której raptem przez kilka dni miałam

obrączkę. Wzdrygnęłam się na myśl o Alanie. Cały czas dręczyła mnie ta

niedokończona i niewyjaśniona sprawa.

– Nie mam męża. Po spotkaniu mogę przyjść… – odpowiedziałam,

starając się mówić swoim normalnym głosem.

– Pani prezes wybiera się z nami na urlop? – Jamie stanął za mną

i zaczął masować mi ramiona swoimi silnymi dłońmi.

Mruczałam cicho, bo uwielbiałam, jak to robił.

– Wybijcie to sobie z głowy. To wasz urlop i macie się zintegrować

i wypocząć. Bez afer, awantur i skandali, jasne? – powiedziałam poważnie,

starając się nie patrzeć na Jacoba.

– Jasne! – Milan wybuchnął śmiechem, a zaraz za nim reszta

chłopaków. Nie miałam dziś chyba do nich cierpliwości. Przewróciłam

oczami i zbierałam się do wyjścia.

– O dziesiątej w Diamonds Bar! – rzuciłam, unosząc rękę na

pożegnanie i kołysząc biodrami, oddalałam się powoli. Doskonale


wiedziałam, że wszyscy gapią się na mój tyłek. Miałam też świetny słuch

i zanim zamknęłam za sobą drzwi, dobiegło do mnie pytanie Jacoba:

– Wolna jest?

Uśmiechnęłam się i zwolniłam, by usłyszeć odpowiedź.

– Zapomnij, Huntsman! Nasza pani prezes to żyleta z pasem cnoty –

odpowiedział Aiden, a ja uśmiechnęłam się jeszcze szerzej.

– Zobaczymy… – odpowiedział Jacob i gdyby nie to, że właśnie

trzymałam za klamkę drzwi od sali, rąbnęłabym jak długa.

Co to niby ma znaczyć? Od razu wezbrała we mnie złość. Oj,

przeliczysz się, Jacob.

Miałeś mnie, kiedy tylko chciałeś i gdzie chciałeś, o każdej porze dnia

i nocy, ale to się zmieniło. Ty się mną wtedy bawiłeś, więc teraz moja kolej.

Rozkocham cię w sobie, złamię, a potem wyrwę serce i rzucę je na

pożarcie mediom. Tamtej Abi już nie ma. Zniszczyłeś ją i w końcu gorzko

tego pożałujesz.

Osiem lat wcześniej…

Leżałam i gapiłam się w sufit mojego pokoiku. Jejku, byłam taka

podekscytowana na myśl o wieczorze z Jacobem. Jeszcze godzinę temu był

dla mnie największym wrogiem, a teraz wydawało mi się, że go kocham

i zostanie kiedyś moim mężem. Zawsze chciałam, by chłopak, który

odbierze mi dziewictwo, potem się ze mną ożenił. Oczywiście długa droga

przed nami. Jejku, ale jestem szczęściarą. Dotknęłam swoich ust, które były

obrzmiałe od jego pocałunków, i westchnęłam głośno. Boże!

Zachowywałam się jak te wszystkie nawiedzone koleżanki zakochane po

uszy w kolegach ze starszych klas. Jeszcze do wczoraj się z nich śmiałam

i uważałam, że to głupie, a teraz sama mam dokładnie tak samo.


– Abi? – Głos Daniela dobiegł zza drzwi.

Wyrwałam do biurka i znowu udawałam, że się uczę.

– Co?

– Muszę wieczorem jechać do roboty. Trafiła się fucha i szef mi

zaproponował… – zaczął przepraszającym tonem. Nie chciał zostawiać

mnie samej do późna w nocy, bo wiedział, że nie lubię spać sama w domu,

no ale tego dnia było mi to nawet na rękę.

– Nie no, spoko, jedź. O której wrócisz? – udawałam smutną, by się nie

zorientował, że coś kombinuję.

– Nie wiem, może o północy, a może dopiero nad ranem. Nie będziesz

się bała sama? – Daniel kucnął obok mnie i położył dłoń na moich plecach.

– Dam sobie radę. Dzwonili mama albo tata? – zapytałam, odkładając

długopis.

– Nie, nie dzwonili. Myślałem, że wyślą nam kasę, ale cisza, dlatego

biorę tę dodatkową robotę. Przydałyby ci się nowe buty na lato… –

Popatrzył na moje gołe stopy i się uśmiechnął. On tak zawsze się o mnie

troszczył, to najlepszy brat na całym świecie.

– Widziałam takie superowe trampki w sklepie pana Hendersona! –

pisnęłam, przypominając sobie te cudowne niebieskie trampki z żółtymi

sznurówkami.

– Ile kosztowały? – Brat się uśmiechnął, widząc moją przesadną

ekscytację.

– Prawie sto dolców… – skrzywiłam się, bo wiedziałam, że to za dużo.

– Jak mi szef zapłaci tyle, ile obiecał, to dam ci na te trampki,

kurczaczku.

– Superowo! Dzięki! – Rzuciłam mu się na szyję i ściskałam z całych

sił. – A teraz muszę dokończyć pracę domową… – Pokazałam zeszyty na


biurku, chociaż nie miałam zamiaru się uczyć. Planowałam zaraz wywalić

całą swoją szufladę z bielizną, by znaleźć jakieś ładne majtki na wieczór.

– Jasne, już ci nie przeszkadzam, kurczaczku! – Daniel wstał

i pocałował mnie w głowę. – Wychodzę koło ósmej, więc zamknij dom

i nikogo nie wpuszczaj.

– Okej! – Machnęłam mu na pożegnanie i udawałam, że wracam do

lekcji.

Gdy tylko mój brat zamknął za sobą drzwi, wybebeszyłam całą bieliznę

z szuflady na podłogę. Co by tu wybrać? Patrzyłam na stertę majtek

i stwierdziłam, że nie mam tu nic sexy. Same serduszka, misie i zero

koronki. Na szczęście przypomniałam sobie, że miałam jedną jedyną parę

stringów, którą ukradłam niedawno ze sklepu. To był zakład, ale

przynajmniej teraz miały się przydać. Wygrzebałam je z dna szuflady ze

spodniami i im się przyglądałam. Schowałam je tu, by Daniel ich nie

znalazł, bo od razu by pytał, skąd je miałam. Przecież nie mogłam mu

powiedzieć, że ukradłam. Kosztowały jakieś pięć dolarów, więc była dla

mnie nadzieja, że nie pójdę się za to smażyć do piekła. Wieczorem

zamierzałam popełnić większy grzech niż kradzież majtek. To zresztą nawet

nie były majtki, to były stringi. Ładne, pomarańczowe z czarną koronką.

Wiem! Założę dziś spódniczkę – pomyślałam. Tak jest! Miałam taką jedną,

dżinsową, której nigdy nie nosiłam. Mama mi ją kupiła, jak rodzice byli

ostatnim razem w domu na Święto Dziękczynienia. Stwierdziłam, że nada

się idealnie, a do tego… popatrzyłam w stronę swojej szafy

i zdecydowałam się na koszulę w kratkę, którą zazwyczaj nosiłam do

zwykłych dżinsów. Miałam nadzieję, że Jacobowi spodoba się taki strój. On

chyba nigdy nie widział mnie w spódniczce.

Wskoczyłam pod prysznic i starannie ogoliłam całe nogi i wszystkie

zakamarki. To się chyba podoba chłopakom, prawda? Oczywiście


rozdrapałam sobie strup na kolanie sprzed dwóch dni i zalałam łazienkę

krwią. Mam chyba jakąś rzadką krew, bo zawsze trudno mi zatamować

krwawienie nawet ze zwykłego zadrapania. Daniel mówił, że to przez brak

witamin, ale co on tam mógł wiedzieć? Przewrażliwiony był i tyle.

– Abi, wychodzę! Zamknij drzwi! – Przed ósmą usłyszałam głos brata

z dołu.

– Okej! Zjadłeś pizzę? – Wyszłam z pokoju i jeszcze nieprzebrana,

poszłam na dół, by się pożegnać.

– Zjadłem i zostawiłem ci dwa kawałki, jakbyś była głodna. – Patrzył

na mnie i uśmiechał się.

– Dzięki! Uważaj na siebie w pracy. – Objęłam go.

– Zawsze uważam, kurczaczku. Gdybyś się bała, to zostaw na noc

światło w salonie.

– Dobrze.

Zamknęłam za nim drzwi i łapiąc w locie kawałek pizzy, pobiegłam na

górę, żeby się wystroić. Po prysznicu wysmarowałam się balsamem do

ciała o zapachu piña colady, którego próbkę ostatnio dostałam w sklepie.

Ślicznie pachniał, a skóra była po nim taka gładka i rozświetlona.

Założyłam koszulę i spódniczkę – jakoś udało mi się ją wyprasować.

Popatrzyłam na pomarańczowe stringi i cała podekscytowana, także je

założyłam. Cholera no! Nigdy w życiu nie nosiłam stringów. Czy one będą

mi się tak wpijać w tyłek? Podciągnęłam spódniczkę i oglądałam swoją

pupę w lustrze. Faktycznie w stringach wyglądała o wiele lepiej i trudno

było się dziwić, że chłopaki to lubią, ale jak ja miałam w tym chodzić? No

nic, jakoś trzeba było się poświęcić.

Do szkoły miałam pięć minut piechotą, więc chwilę przed dziewiątą

wieczorem sprawdziłam okna i drzwi w całym domu, zamknęłam go na

klucz i wyszłam. Mogłam przetrzeć chociaż te swoje zakurzone trampki, no


ale nie chciałam się już wracać. Chyba zaczynałam się denerwować, jednak

to raczej normalne. Nie co dzień przecież traci się dziewictwo.

– Dobry wieczór, pani Jackson! – przywitałam się z sąsiadką

i przyspieszam kroku, bo to była największa pleciuga na naszym osiedlu.

Bałam się, że zaraz wszystkim rozgada, że się wystroiłam w spódniczkę

i pewnie mam randkę z jakimś kolegą ze szkoły. Głupia stara baba!

Wchodząc na teren szkoły, czułam ucisk w żołądku. No w życiu się tak

nie denerwowałam. Miętosiłam w dłoniach klucze od domu, bo nie miałam

gdzie ich schować, a gdy zauważyłam na parkingu za szkołą czekającego

na mnie Jacoba, zrobiło mi się gorąco. Ojejku! Ojejku, to się działo

naprawdę. Na szczęście było pusto, oprócz nas żywej duszy. Na boisku też.

Jacob uśmiechał się szeroko na mój widok i obszedł auto, by do mnie

podejść.

– Ale się wystroiłaś! – Gwizdnął na palcach, a ja pomyślałam, że chyba

zaraz spłonę ze wstydu.

Wiedziałam, że to przesada, i zrobiło mi się cholernie głupio.

– Myślałam, że spódniczka to… – jąkałam się.

– Ślicznie wyglądasz, kurczaczku. Naprawdę! – powiedział to chyba

szczerze i wyciągnął dłoń w moją stronę.

O rany, czemu byłam tak bardzo zawstydzona? Przecież w domu prawie

to zrobiliśmy, a teraz byliśmy jeszcze w ubraniach i w ogóle, a ja czułam,

jakbym miała zaraz zemdleć czy coś.

– Założyłam ją dla ciebie. – Zadarłam głowę, by na niego spojrzeć.

W czarnej koszulce i kremowych bryczesach wyglądał super. Był ode

mnie pewnie z pół metra wyższy i tak cudownie pachniał. Nie wiedziałam,

czy to perfumy czy dezodorant.

– Bardzo mi się podoba. – Patrzył wymownie na moją pupę i gładził ją

delikatnie przez materiał. – Jedziemy? – dodał po chwili.


Kiwnęłam głową w odpowiedzi, bo chyba byłam zdenerwowana

bardziej, niż myślałam. Jacob otworzył drzwi po stronie pasażera i pomógł

mi wsiąść do chevroleta pick-upa. Przyłapałam się na tym, że nadal

miętosiłam w dłoniach klucze od domu.

– Co powiedziałaś Danielowi? – zapytał, gdy ruszaliśmy z parkingu.

– Nic. Jest w pracy, wróci albo późno w nocy, albo dopiero rano –

odpowiedziałam jak z automatu.

– Więc mamy całą noc? – Uśmiechnął się i zaczął mruczeć tak

tajemniczo, że zacisnęłam uda, słysząc tembr jego głosu. Jejku!

– Chyba tak… – szepnęłam.

– Denerwujesz się? – Chwycił mnie za dłoń i potrząsnał nią delikatnie.

– Trochę.

– Nie musisz tego robić, jeśli nie jesteś pewna, kurczaczku. – Zwolnił

i zjechał na pobocze.

– Ale ja chcę. Naprawdę chcę… – Siadłam bokiem i patrzyłam na

niego.

Jacob uśmiechnął się ponownie i ruszył powoli, kierując się w stronę

lasu, pośrodku którego było jezioro. Często jeździliśmy tam na ogniska

w wakacje i zawsze była świetna zabawa. Nie sądziłam, że to miejsce od

dziś będzie mi się kojarzyło z czymś zupełnie innym.

Dojechaliśmy na miejsce w milczeniu, było już prawie ciemno. Ja

wręcz czułam, jak waliło mi serce, a jeszcze te durne stringi wrzynały mi

się w tyłek.

– Podoba mi się ta spódniczka. Będziesz ją nosić częściej? – Jacob

chwycił mnie za pośladki i podsadził na siebie bez większego wysiłku.

Był taki duży, a ja przy nim czułam się taka malutka i bezpieczna. Tak!

Czułam się przy nim bezpieczna, mimo że byliśmy w ciemnym lesie nad

jeziorem.
– Jeśli chcesz. – Objęłam go za szyję i uśmiechnęłam się, widząc ten

błysk w jego oczach.

– Pewnie, że chcę. – Posadził mnie na masce samochodu, stając między

moimi udami, i zsunął dłonie na moje kolana. – Co to za plaster? – zapytał,

wyczuwając opatrunek.

– Zacięłam się przy goleniu. – Przewróciłam oczami.

– Przygotowałaś się aż tak? – Śmiał się lekko. – Nie mogłem się skupić

na niczym przez tych kilka godzin… – mruczał i zsuwał mnie niżej,

rozkładając szerzej moje uda.

Jęczałam, czując na skórze jego dłonie, które wędrowały coraz wyżej –

nad kolana, na uda, aż do majteczek.

– Założyłam stringi – szepnęłam, próbując opanować drżenie nóg.

– Tak? – zapytał zaskoczony i zajrzał mi pod spódniczkę.

– Uwierają mnie trochę! – Podniosłam pupę i wyciągnęłam je sobie

z tyłka, a Jacob śmiał się głośno i patrzył na mnie w taki cudowny sposób,

że serce zaczęło mi walić jak szalone.

– Jesteś taka słodko nieokrzesana, kurczaczku… – Dotknął delikatnie

mojego policzka i nachylił się, by mnie pocałować.

Uniosłam się na dłoniach, by mógł łatwiej znaleźć moje usta. Od razu

ogarnęło mnie to cudowne uczucie. Krew zaczęła szybciej krążyć w moich

żyłach, a w głowie działy się wszystkie możliwe rzeczy.

– Wziąłeś kocyk? – zapytałam i zrobiłam głęboki wdech, by nie

zemdleć.

On tak całował, że brakowało mi tchu.

– Tak jak chciałaś. I koc, i poduszki, i nawet świeczki jakieś się

znajdą. – Zsunął mnie z maski samochodu, obciągając mi spódniczkę.

– Romantycznie.
– Odrobinę. Mam nadzieję, że ci się spodoba. – Wziął torbę

z bagażnika, chwycił mnie za dłoń i skierowaliśmy się w stronę jeziora.

Było dość chłodno, ale nie zwracałam na to uwagi. Czułam ekscytację,

zdenerwowanie i podniecenie do granic. Dotarliśmy na pomost, z którego

zazwyczaj skakaliśmy do wody na ogniskach, a ja miałam zaraz stracić tu

swoje dziewictwo. No szok! Przyglądałam się, jak Jacob rozkłada koc

i poduszki, po czym zapala kilka malutkich świeczek zapachowych z Ikei.

Było lepiej, niż mogłabym sobie wyobrazić. Jacob siadł na kocu

i wyciągnął do mnie rękę, bym się przyłączyła. Przygryzłam wargę

i podeszłam do niego niepewnie, podając mu dłoń. Gwałtownie mnie

przyciągnął, tak że siadłam na nim okrakiem. Od razu poczułam, że ma

ciasno w spodniach, a on nie starał się tego ukryć. Wbił we mnie biodra,

bym poczuła to, o czym i tak doskonale wiedziałam. On mnie pragnął, a ja

straszliwie pragnęłam jego.

– Dziękuję za te świeczki i w ogóle… – powiedziałam cicho, obejmując

go za szyję.

– Nie ma za co. Podoba ci się? – Ściągnął mi gumkę z włosów, które

opadały na moje ramiona, i zaczął gładzić je delikatnie.

– Jest super.

– Może chcesz o coś zapytać? Coś ci wyjaśnić? – zaproponował i zaczął

mi rozpinać guziczki koszuli.

– W sumie to nie wiem. – Wzruszyłam ramionami.

– Robiłaś kiedykolwiek coś innego niż całowanie? – Rozpiął drugi

guziczek, odsłaniając materiał czarnego stanika.

– W sensie: czy ktoś mnie dotykał?

– Albo ty jego… – Rozpiął trzeci guzik.

– Ktoś tam kiedyś dotykał moich piersi, ale mi się nie podobało –

odpowiedziałam szczerze. Nawet nie pamiętałam, jak miał na imię tamten


chłopak. – Denerwuję się, Jacob… – powiedziałam cicho, bo aż mnie

w środku roznosiło. Wolałabym być pijana. – Masz jakieś piwo?

– Chcesz się napić? – zapytał zaskoczony.

– Tak dla odwagi chociaż…

– Przecież nie lubisz alkoholu, kurczaczku.

– No wiem, ale…

– Zaraz przyniosę. – Jacob wstał. – Nie uciekaj mi tylko… – Pocałował

mnie i oddalił się pomostem w stronę samochodu.

Pocierałam gołe ramiona, bo miałam dreszcze, ale to chyba nie z zimna.

Widziałam, jak Jacob wyjmuje z bagażnika czteropak i wraca, szybko

otwierając mi jedno piwo po drodze.

– Dzięki… – Wzięłam puszkę i upiłam duży łyk. O matko! Ale ohyda.

Wyplułam za koc, a Jacob się śmiał.

– Nie smakuje? – zapytał drwiąco.

– Nie wiem, jak wy możecie się tym tak zachwycać. Przecież to jakaś

ohyda! – Skrzywiłam się na myśl, że miałabym wypić więcej.

– Do piwa trzeba dorosnąć, Abi. – Wyjął mi puszkę z dłoni i postawił

obok koca.

– Do seksu podobno też… – rzuciłam ironicznie, a on patrzył na mnie

zadowolony.

– Do tego już dorosłaś. Masz już prawie siedemnaście lat. – Ponownie

popchnął mnie na poduszki i zawisł nade mną, układając się między moimi

udami.

O rany, ale widok! Była gwieździsta noc, nad nami tylko księżyc, a ja

byłam z facetem, który w tym momencie wydawał mi się najcudowniejszy

na całym świecie.
– Możemy już zacząć? – wypaliłam. Naprawdę bardzo się

denerwowałam.

– Przecież nam się nie spieszy… – Jacob nachylił się i musnął nosem

moje włosy, a potem ucho i szyję.

Od razu przeszedł mnie dreszcz, a ciało pokryło się gęsią skórką. Już

nie wiedziałam, czy to przez temperaturę czy to on tak na mnie działał.

– Lubię tu… – Pokazałam palcem na wrażliwe miejsce na szyi, a on od

razu zaczął mnie tam całować. Ojejku! Jęczałam i bezwładnie rozłożyłam

ręce na boki, oszołomiona doznaniem. To tylko delikatne pocałunki, a ja

prawie się unosiłam o kilka centymetrów nad ziemią. Zamknęłam oczy

i odpłynęłam pod jego dotykiem. Musnął dłonią moje udo i gładził je

delikatnie w górę i w dół, masując lekko.

– Boże, Abi, jesteś taka śliczna… – Powąchał moją skórę i dodał: –

I pachniesz piña coladą.

– To balsam. – Uśmiechnęłam się, nie otwierając oczu.

Jacob zaczął całować mój dekolt i pozbył się mojego stanika, który

rzucił gdzieś w ciemność. Na szczęście bielizna nie wpadła do wody.

Przywarł ustami do lewego sutka, a ja jęknęłam głośno i wygięłam się

w łuk. Jacob podsunął mnie bliżej siebie, by objąć mocniej, i zaczął

całować obie piersi na zmianę. Nie potrafiłam zrozumieć, co się działo

z moim ciałem w tym momencie. Drżałam, jęczałam i nie mogłam tego

pohamować. W sumie nawet nie chciałam, bo to takie przyjemne.

Niepewnie go objęłam, by zdjąć mu koszulkę. Pomógł mi w tym i ściągnął

ją sobie przez głowę, po czym przylgnął do mnie nagim torsem. Był taki

gorący i bosko umięśniony. Gładziłam skórę na jego plecach, a on także

drżał. Ojejciu, jak fajnie było wiedzieć, że tak na niego działałam.

Otworzyłam oczy, a on przyglądał mi się intensywnie.


– Jesteś śliczna, wiesz? – Gładził mój policzek, a ja znowu się

uśmiechnęłam.

– Mówisz tak, żeby było mi miło, czy naprawdę tak uważasz?

– Nie wierzysz w to, co mówię? – Uniósł brew.

– Wierzę. Po prostu się zastanawiam.

– Nie zastanawiaj się teraz, kurczaczku.

Poczułam jego dłoń na majtkach i aż podskoczyłam.

– Spokojnie… – Przytrzymał mnie za udo i ściągnął mi stringi.

Uniosłam pupę, by mu to ułatwić. Gdy jego dłoń wróciła w górę, znowu

zaczęłamm drżeć i nie mogłam tego opanować.

– Zimno ci? – zapytał, widząc moją reakcję.

Sama byłam zaskoczona.

– Nie. To przez ciebie… – Próbowałam się uspokoić, ale to nie działało.

Nogi mi drżały, jakbym miała jakiś atak padaczki albo coś.

– Przykryć nas drugim kocem?

– Jeśli masz.

Jacob sięgnął do koszyka i wyjął z niego drugi koc, którym okrył nas

oboje. Troszkę to pomogło, bo chociaż nie świeciłam gołymi cyckami przed

jego twarzą. Jacob położył się na boku koło mnie, ściągnął mi spódniczkę

i w ten sposób zostałam w samych trampkach. Na szczęście on też się

rozebrał do naga, więc nie czułam się jakoś bardzo skrępowana.

– Chryste, Abi, oszaleję przez ciebie.

– Ja chyba też… – Uśmiechnęłam się i zatopiłam palce w jego włosy.

Jacob odnalazł ten czarodziejski guzik i zaczął masować moją

łechtaczkę. Jego ruchy były delikatne, ale pewne, a ja totalnie traciłam

rozum. Zamknęłam oczy, by poddać się temu doznaniu.

– Jaka gładziutka – mruczał z aprobatą i się uśmiechał.


– Och…

– Jesteś przesłodka, Abigail. – Ułożył dłoń w taki sposób, by zatopić we

mnie palec.

– Jezu! – krzyknęłam, wtulając twarz w jego klatkę piersiową.

– Czy ty masz pojęcie, jak ja cię pragnę? – wydyszał, a jego penis drgał,

napierając na mój wzgórek łonowy.

– Och tak, tak…

– Mam cię tutaj zerżnąć, Abi? – zapytał ostrzej, a mnie to jeszcze

bardziej podnieciło.

Matko jedyna, ja tu zaraz wybuchnę.

– Tak. Proszę…

Jacob wysunął palec i wsunął go ponownie, nadal robił to jednak

powoli i delikatnie. Mogłam sobie tylko wyobrazić, ile go kosztowało takie

opanowanie. Byłam mu za to naprawdę wdzięczna.

– Teraz dwa.

Nie wiedziałam, czy to miało być ostrzeżenie czy zapowiedź.

Przygotował drugi palec, by dołączył do pierwszego, ale gdy tylko

spróbował go włożyć, skrzywiłam się i poczułam przedziwny ból. O, będzie

aż tak bolało?

– Jacob…

– Spokojnie, kurczaczku, musimy przez to jakoś przejść. – Przytrzymał

mnie i całował delikatnie.

Jego długie, namiętne pocałunki pomogły mi się odprężyć i zrobiłam się

jeszcze bardziej wilgotna. Naparłam bezwiednie na jego dłoń, której jeden

palec nadal mnie pieścił, i pomyślałam, że chyba zaraz zemdleję. Czułam,

jak w uszach mi szumiało, mrowiły mi nogi, a świat zaczynał wirować.


– Jacob… – powtarzałam jego imię któryś raz z kolei i próbowałam

jakoś opanować to nieporównywalne z niczym odczucie, które

skumulowało się na samym dole i jeśli wybuchnie, to chyba naprawdę

odlecę. Uczucie to oddaliło się jednak, gdy Jacob ponownie próbował we

mnie włożyć drugi palec.

– Abi, nie uciekaj. – Chwycił mnie mocno, bo znowu uniosłam biodra.

– Ale to boli! – szepnęłam piskliwie.

– No trochę będzie boleć, ale to tylko ten jeden raz…

– Obiecujesz? – zapytałam. Byłam przerażona i to fakt. Panicznie się

bałam, że będzie bolało tak bardzo, że tego nie wytrzymam. Każda

dziewczyna tak ma?

– Obiecuję… – Całował mnie znowu, więc się rozluźniłam, a on

wykorzystał moment i wsunął we mnie ten drugi palec.

Łzy napłynęły mi do oczu, bo to naprawdę bolało, ale on nie przestawał

mnie całować. Przytrzymał mnie, bym się nie poruszała i przyzwyczaiła.

Na szczęście po chwili ból zaczął ustępować, choć nadal nie było za

przyjemnie.

– Możemy to po prostu zrobić? – zapytałam ze łzami w oczach.

– Na pewno? – Wysunął ze mnie palce, a ja poczułam ulgę.

– Tak. Po prostu to zrób, a potem będzie już lepiej, tak?

Nie odpowiedział, tylko jednym ruchem przekręcił nas w taki sposób,

że to ja leżałam pod nim. Sięgnął do koszyka po paczkę prezerwatyw

i zgrabnym, wyuczonym ruchem założył szybko jedną na twardego,

nabrzmiałego członka. Przyglądam się z fascynacją, bo to naprawdę

imponujący widok. Nie minęła minuta, a on ponownie leżał między moimi

udami. Lekko ugiął moje nogi w kolanach i szeroko je rozłożył, by się

między nimi ułożyć.


– Jeśli będzie cię naprawdę bardzo bolało, to przestanę, dobrze? – pytał

tak czule, że serce mi miękło.

No zakochałam się w nim na amen.

– Dobrze. – Kiwnęłam głową twierdząco i objęłam go za szyję,

przesuwając się troszkę do góry.

Jego usta opadały na moje wargi, by ponownie nimi zawładnąć, a ja

starałam się odprężyć. Nogi znowu zaczęły mi drżeć i gdy poczułam, jak

Jacob nakierowuje na mnie swojego penisa, ledwo mogłam to opanować.

Ocierał się chwilę, w górę i w dół, sprawiając mi ogromną przyjemność.

Napierał coraz mocniej, a ja starałam się po prostu nie myśleć. Wiedziałam,

że będzie bolało, ale odganiałam te obawy, bo chyba uciekłabym

z krzykiem.

– Gotowa? – zapytał jeszcze raz dla pewności.

Oblizałam suche usta i kiwnęłam głową, bo żadne słowo nie przeszłoby

mi teraz przez gardło. Myślałam, że Jacob zrobi to powoli, delikatnie, a on

pchnął raz, mocno, gwałtownie przedzierając się przez moje dziewictwo,

i zastygł w bezruchu. Szarpnęłam się i krzyknęłam, kompletnie oniemiała,

zaskoczona i przerażona bólem, który poczułam. Wiedziałam, że muszę

wytrzymać, ale z tego wszystkiego po prostu się rozpłakałam.

– No już, spokojnie… – Jacob nadal się nie poruszał, by nie sprawiać

mi więcej bólu, ale czułam, jak jego penis pulsuje we mnie.

– Chcę wracać do domu – załkałam głośno i w tym momencie

stwierdziłam, że to całe umawianie się na pierwszy raz to nie był dobry

pomysł.

– Abi, skarbie, spokojnie. – Podłożył mi dłoń pod krzyż i delikatnie

wygiął plecy, co o dziwo odrobinę uśmierzyło ból.

Złapałam oddech i pociągnęłam nosem.


– Pocałuj mnie – zapłakałam cichutko i nie minęła nawet sekunda, a on

od razu to zrobił.

Zawładnął moimi ustami i całym moim ciałem w każdy możliwy

sposób. Ból jeszcze nie ustąpił, ale Jacob chyba już nie mógł wytrzymać.

Wycofał się i znowu mocno pchnął, a ja krzyknęłam, zamykając oczy. Jasna

cholera! Chwyciłam jego dłoń z całej siły, a on splótł nasze palce i znowu

pchnął. Nie chciałam go zawieść, nie chciałam, by się rozczarował, więc

nic nie mówiłam. Łzy ciekły mi po policzkach, a ból nie ustępował, aż

zrobiło mi się niedobrze.

– Boże, Abi, jesteś taka cudowna… – wyjęczał przy którymś pchnięciu,

a ja pragnęłam, by po prostu skończył.

Do dupy cały ten seks! Nigdy więcej tego nie zrobię. Z nikim!

Do dupy cały ten seks po raz drugi. On dochodzi, a ja cierpię katusze.

A gdzie ten mój orgazm czy jak to się tam nazywa? Gdzie te fajerwerki,

fala rozlewająca się po całym ciele i rozpadanie się na kawałki? Teraz to

jestem obolała i zniechęcona do całego świata, daleko mi do błogiego

uczucia rozkoszy. Zacisnęłam zęby, przetrzymałam tę chwilę i gdy już

prawie go przeklęłam, zobaczyłam wyraz jego twarzy, jak osiąga ten swój

męski orgazm. Ścisnął mocno moją dłoń, krzyknął coś dla mnie kompletnie

niezrozumiałego i czułam jedynie, jak drga we mnie mocno i intensywnie.

O mamusiu! To mi wynagrodziło cały ten ból i w tym momencie chyba już

nic nie czułam.


Rozdział 3

Wróciłam do swojego apartamentu potwornie wściekła. Wściekła na

Jacoba, że znowu pojawił się w moim życiu, i na siebie, że nadal na niego

reaguję. Jak to możliwe? Po tylu latach i po tym wszystkim, co przeszłam?

Moje serce jest już kompletnie puste i skamieniałe. Przynajmniej tak mi się

wydawało do dzisiejszego poranka.

– Clark, i co my zrobimy? – zapytałam mojego kota, który przeciągał

się właśnie na oparciu skórzanej kanapy w salonie.

Zamiauczał w odpowiedzi, a ja się uśmiechnęłam.

– Myślisz, że to dobry pomysł?

Nasze jednostronne rozmowy to codzienność. Clark jest najlepszym

doradcą. Nie marudzi, nie gdera i pomaga wybrać najlepsze kiecki na

wyjścia. Weszłam do łazienki i rozebrałam się do naga, po czym

napuściłam wody do wanny. Muszę się zrelaksować przed wieczorną radą

nadzorczą i późniejszym wyjściem z chłopakami. W co ja się ubiorę? Jacob

na pewnie tam będzie i… Cholera! Po co ja o nim myślę? Zaraz dojdzie do

tego, że się wystroję specjalnie dla niego. Co to, to nie! Kurde, założę dres

i trampki. I się nie umaluję!

W negliżu przeszłam do sypialni, by wyjąć z szuflady swój cudowny

wibrator. Nie pozostawało mi nic innego, jak sobie ulżyć i mieć nadzieję, że
to mi wystarczy. Weszłam pod strumień wody i pozwoliłam, by przez

chwilę spływała po całym moim ciele. Nie miałam zamiaru tego

przedłużać. Wszystko we mnie buzowało. Wsunęłam wibrator między nogi

i od razu nastawiłam na największą intensywność drgań, a następnie bez

wahania przyłożyłam wibrującą główkę do łechtaczki. Jęczałam tak głośno,

że sama byłam zaskoczona. Wychodziło na to, że byłam rozpalona bardziej,

niż mi się wydawało. To wina Jacoba. Myślałam o nim, przypominałam

sobie te chwile, gdy pieprzyliśmy się jak szaleni, w każdym miejscu

i o każdej porze. Byłam wtedy nieświadomą własnego ciała nastolatką,

a teraz jestem kobietą, ale emocje się nie zmieniły. Niemal czułam na sobie

jego usta, jego język. Wsunęłam w siebie dwa palce, główka wibratora

drażniła najczulszy punkt mojej cipki, a ja czułam, że zaraz dojdę. Nie

chciałam tego powstrzymywać. Nie potrafiłam. Zacisnęłam kurczowo i uda,

i powieki. Przed oczami miałam twarz Jacoba podczas orgazmu i to

wystarczyło, bym wyjęczała jego imię i zaczęła drżeć z rozkoszy. Wszystko

się we mnie zacisnęło. Minęło sporo czasu, zanim się uspokoiłam.

Rzuciłam wibrator na podłogę i oparłam się czołem o ściankę prysznica.

Pozwoliłam wodzie swobodnie płynąć po moim ciele i zamiast się

zrelaksować, zaczęłam analizować wszystko, co siedziało mi w głowie

i leżało na sercu.

Do wieczora musiałam się pozbierać. Tabliczka czekolady i dwa drinki

odrobinę mi w tym pomogły. Wybierając ubrania, czułam się już lepiej. Nie

mogłam dać po sobie poznać, że płakałam. Zdecydowałam się na czerwoną

krótką kieckę z kwadratowym dekoltem, który ładnie podkreślał mój biust.

Moje cycki tak naprawdę wyglądały dobrze we wszystkim. Nawet bez

niczego… Kuse stringi, stanik do kompletu, samonośne pończochy

z tylnym szwem i od razu humor był lepszy. Jestem jednak tylko kobietą,

a próżność mamy przecież we krwi. Najpierw przeprawa z Donatellem,


więc zarzuciłam na ramiona białą marynarkę, by nie wyglądać zbyt

prowokująco. Co jak co, ale nie chciałam, by ten stary dureń zszedł na

zawał z mojego powodu. Włosy rozpuściłam, a makijaż ładnie podkreślał

to, co trzeba, ale nie był zbyt widoczny. Z takimi cyckami i tyłkiem nie

musiałam nadrabiać toną tapety.

Kilka minut przed rozpoczęciem rady nadzorczej weszłam z impetem

do sali obrad i siadłam na jednym z krzeseł. Byli wszyscy. Nawet ci, którzy

pojawiali się bardzo rzadko. Widziałam oczywiście Donatella, Jake’a i tych

starych pierdzieli. Był też Frank, syn Donatella, i od razu wiedziałam, że

miałam przynajmniej jednego sprzymierzeńca. Przysiadał się do mnie

i szeptał, że ojciec jest na mnie cholernie wściekły. Robił to z nieukrywaną

satysfakcją, bo on tak samo jak ja rozumiał potrzeby drużyny,

w przeciwieństwie do reszty zarządu. Sekretarka przyniosła mi wodę

i pospiesznie wyszła, czując na sobie pożądliwy wzrok Donatella. Z nią też

się bzyka? No bez jaj… ona mogłaby być jego córką… wnuczką nawet.

– Wybierasz się gdzieś po zebraniu, Abigail? – zapytał Donatello,

wpatrując się w moje nogi, które w tych butach wydawały się nie mieć

końca.

– Owszem. Idę z chłopakami się rozerwać do baru. Masz coś przeciwko

temu? – Uniosłam brew. Wcale się go nie bałam. Niech mi tylko

podskoczy, to popamięta.

– Znowu na mój koszt? – przeszedł do rzeczy.

– Nie. Za swoje drinki zapłacę sama albo jak zwykle znajdę jakiegoś

nieszczęśnika śliniącego się do mojego biustu. – Gdy to powiedziałam,

wszyscy spojrzeli nie gdzie indziej, lecz właśnie na mój biust.

Uśmiechnęłam się zadowolona i wymownie poprawiłam stanik, jeszcze

bardziej podkreślając piersi.


– Wiesz, że te wakacje to pochopna decyzja? – Trudno ocenić, czy

stwierdził, czy zapytał.

– Uważam inaczej i nie mam zamiaru dyskutować. Jesteś na mnie zły?

Pojedź po premii, ale nie chcę wysłuchiwać kazań, jak to się rządzę bez

konsultacji z kimkolwiek. Nie oszukujmy się, Donatello… ja znam

chłopaków najlepiej i wiem, że właśnie wakacji im potrzeba. I tyle

w temacie – powiedziałam na jednym oddechu i miałam z głowy całe

posiedzenie. Przez półtorej godziny słuchałam posłusznie o cudownych

planach Donatella na najbliższy sezon i zakończenie obecnego, o tym, że

mistrzostwo jest nasze… itepe, itede…

Półgodzinny wykład o Jacobie mnie znudził. Ile można słuchać o tym,

co on wniesie do drużyny? Doskonale wiedziałam, co wniesie… i to mnie

przerażało. Koło dziesiątej wieczorem na szczęście mogłam się urwać, bo

tych dyrdymałów o budżecie wysłuchiwać nie miałam zamiaru. W łazience

szybko się odświeżyłam i taksówką pojechałam do centrum, gdzie

w podziemiach jednego z ekskluzywnych hoteli mieścił się Diamonds Bar.

Znali mnie tutaj doskonale, więc nawet nie musiałam stać w kolejce.

Z gracją zeszłam długimi schodami na swoich piętnastocentymetrowych

szpilkach i dotarłam pod sam bar.

Chłopaków jeszcze nie widziałam, ale przed tą konfrontacją miałam

ochotę na drinka w samotności. Zamówiłam Cosmopolitan i popijając go

małymi łykami, rozglądałam się po klubie. Kogo my dziś tutaj mamy?

Zerknęłam w prawo, gdzie w loży bawiła się grupka studentów, kawałek

dalej jakieś rozdarte, cycate koczkodany udające seksbomby, zaraz za nimi

chętni na zabawę z koczkodanami napaleni faceci. Eh, no jak zawsze

nikogo ciekawego. Nie jestem wymagająca… Nie, jednak jestem! Na byle

kogo nawet nie spojrzę. Właśnie jakiś nieszczęśnik próbował postawić mi

drinka. Odmówiłam. Nie będę dziś nikomu robić złudnych nadziei. Mniej
więcej po półgodzinie i trzech odprawionych facetach zaczęłam się nudzić.

Gdzie byli chłopcy, do cholery? Spojrzałam na swój złoty zegarek, było już

dobrze po jedenastej. Rozglądałam się i wypatrywałam ich w tłumie.

Właśnie przyszli! Całą gromadą; seksowni, piekielnie napaleni i kompletnie

pijani. No cudownie! Nie próżnowali najwidoczniej i ta skrzynka alkoholu,

którą przyniósł Jacob, pewnie szybko się opróżniła. Nie miałam zamiaru do

nich podchodzić. Minie dłuższa chwila, zanim sobie przypomną, po co tu

właściwie przyszli.

Pierwszy dostrzegł mnie Aiden. Wskazał na mnie palcem, a dziesięć par

oczu popatrzyło w moją stronę. Ja jednak nie widziałam nikogo prócz

Jacoba. Boże, jak on mógł być tak nieprzyzwoicie przystojny? W obcisłych

dżinsach, gładkiej koszulce i prążkowanej marynarce powalał na łopatki

wszystkich facetów w klubie. Pokuszę się nawet o stwierdzenie, że w całym

Nowym Jorku. Przełknęłam ślinę i duszkiem dopiłam drinka. Gdy podeszli

i mnie obstąpili, nie poczułam się skrępowana. Żaden z nich nie działał na

mnie w taki sposób oprócz tego pieprzonego Jacoba.

– Jak rada nadzorcza? – odezwał się Prince. Jego zawsze wszystko

interesowało. W sumie dobrze, bo reszta miała Donatella gdzieś tak jak ja.

– Nie martw się. Lecicie na wakacje i Donatello nie zmienił planów.

Możecie się pakować. – Uśmiechnęłam się, spoglądając na chłopaków.

– Ja też jadę, pani prezes? – wtrącił Jacob i spojrzał na mnie w sposób,

który tak doskonale pamiętałam.

– Tak, ty też… – bąknęłam pod nosem.

– Dobra, koniec tego gadania. Trzeba to uczcić! – krzyknął Colin

i zamówił dla wszystkich morze alkoholu.

Spod baru przeszliśmy do loży VIP, którą dostaliśmy oczywiście od

ręki. Zawsze w ich towarzystwie czułam się jak ryba w wodzie, ale dziś…

Boże, było mi niezręcznie i wiedziałam, że to był zły pomysł. Chłopaki na


szczęście byli już nieźle pod wpływem i może nie zauważyli zmiany

w moim zachowaniu. Popijałam kolejnego drinka, który jak na złość nie

chciał działać. Gdybym była lekko pijana, łatwiej byłoby mi się

wyluzować. W dodatku chłopakom zachciało się tańczyć. Kurczę, przecież

oni nigdy nie tańczą, a tym razem wylegli na parkiet jak idioci. To okazało

się nawet zabawne, ale byłam zbyt trzeźwa i dla mnie wyglądali jak

pokraki. Przykleiły się do nich też cycate koczkodany i już widziałam, że

kilku z nich miało się poszczęścić. Wszystko byłoby w porządku, bo już się

przyzwyczaiłam, że prawie zawsze z klubu wychodzili z kobietami, ale tym

razem to wcale nie było takie łatwe. Jedna z nich obłapiała Jacoba, a mnie

ogarnęła niepohamowana zazdrość. Nie potrafiłabym tego wytłumaczyć.

Ja? Zazdrosna o niego? Bez jaj… przecież on zawsze taki był. Jedna

kobieta nie mogła mu wystarczyć, więc skąd takie uczucie?


Rozdział 4

Siedziałam w loży i gapiłam się, jak ten pijany idiota ulega koczkodanowi.

Jak nic w nocy będzie tarło… Jacob, kiedyś miałeś lepszy gust.

Westchnęłam, widząc, jak ta okropna blondyna ociera się o niego swoim

sztucznym biustem. Dopiłam drinka, zbierając się na odwagę, by do niego

podejść. Nie pozwolę, by z nią wyszedł. Wróci sam albo… sam. Abi! Nie

ma mowy, byś wróciła z nim do domu. Wybij to sobie z głowy. Wstałam,

zorientowawszy się, że za chwilę może być za późno, i wygładzając

sukienkę na brzuchu, ruszyłam na parkiet. Przepchnęłam się przez tańczący

tłum i już prawie dotarłam do Jacoba, gdy w obroty porywał mnie Ander.

– Abi, nie sądziłem, że tańczysz! – zabełkotał i prawie nas przewrócił.

– Nie tańczę. Ratuję wasze tyłki od tych pasztetów. Jutro rano każdy

z was będzie żałował tego, w kim umoczył. – Spojrzałam błagalnie, by mi

pomógł.

Przetarł oczy i patrzy na dziewczynę, z którą przed chwilą tańczył,

a potem znowu na mnie i na nią.

– No masz rację! Chłopaki! Spierdalamy! – krzyknął, chwytając

Marcusa za ramię i odciągając od jego koczkodana.

Po małym zamieszaniu udało nam się wyjść z klubu bez zbędnych

dyskusji i awantur.
– Nasza pani prezes martwi się nawet o nasze fiuty! – śmiał się Ander,

gdy pakowaliśmy się razem do dużej taksówki.

– Nie chcę, żebyście złapali jakiegoś syfa. To tylko dla waszego

dobra… – drwiłam z nich.

Czułam ulgę na widok Jacoba, który co prawda ledwo siedział, ale był

sam. Wróci do mieszkania w pojedynkę i całe szczęście. Złapałam się na

tym, że nie spuszczam z niego wzroku. Przysypiał na ramieniu pijanego

w sztok Colina, a na nim praktycznie leżał Prince. Widok był przezabawny,

ale wiedziałam, że dopóki wszyscy nie znajdą się w swoich łóżkach,

spokojnie nie zasnę. Jak matka odwiozłam każdego po kolei,

zaprowadziłam na górę i położyłam spać. Dobrze, że nie było narzeczonej

Lucasa. Gdyby zobaczyła go w takim stanie, urządziłaby mu piekło.

Gdy przyszła kolej na Jacoba, dochodziła czwarta rano. Z trudem udało

mi się z niego wydobyć adres hotelu. Był nieprzytomny i ledwo siedział.

Jak ja miałam go zaprowadzić?

– Jacob, idziemy! – Ciągnęłam go za sobą, by wysiadł.

– Gdzie? Mnie tu dobrze! – odpowiedział, nawet nie otwierając oczu.

– Błagam cię, ja rano wstaję do pracy. Chcę się przespać chociaż ze

dwie godziny…

– Weźmiesz sobie wolne! – Nagle jakby otrzeźwiał. Odzyskał siłę

i zamiast wysiąść, wciągnął mnie z powrotem do samochodu prosto na

siebie.

Wpadłam miękko w jego ramiona i zaskoczona, popatrzyłam mu

w oczy. Przez sekundę miałam wrażenie, że mnie poznał.

– Możesz się przespać u mnie w łóżku. Jest duże i pomieści nas

dwoje… – zaproponował, zsuwając dłonie na moje pośladki.

– Wytrzeźwiej, Huntsman! – warknęłam na niego i uwolniłam się z jego

objęć.
– Oj, pani prezes… – dalej próbował mnie namówić. Gdy wyciągał do

mnie dłoń, trzasnęłam go, aż krzyknął.

– Nie radzę! – ostrzegłam i pospiesznie wysiadłam z taksówki.

Cała twarz mi płonęła, nogi się trzęsły, a cipka pulsowała jak szalona.

Boże! Dzięki ci, że się opanowałam. Nie mogłam mu ulec, bo znowu

byłoby to samo. Przy nim i tak wracały wspomnienia, o których chciałabym

zapomnieć. Myśli o Danielu, Alanie… pojawiały się od razu, nieproszone.

Szłam wzdłuż Piątej Alei, próbując ochłonąć. Nawet nie wiedziałam, że

jestem w stanie tyle przejść na szpilkach. Niespodziewanie znalazłam się

pod swoim domem, gdy właśnie zaczęło wschodzić słońce. Lubię wschody

słońca. Zamiast wjechać windą prosto do mieszkania, dotarłam na ostatnie

piętro i weszłam na dach. Ferdynand dał mi kluczyk od wyjścia

ewakuacyjnego, więc czasami z niego korzystałam. Zdjęłam buty i siadłam

na metalowej klapie, rozcierając obolałe stopy. Patrzyłam na wznoszące się

nad panoramą Nowego Jorku słońce i odechciało mi się spać. Ciepłe

promienie zaczyęły mi ogrzewać twarz i westchnęłam głośno. No i co?

Moje życie do tej pory dzieliło się na czas przed Jacobem i po Jacobie,

a teraz? Kolejny etap, a jeśli tak, to jak mam go nazwać? Jacob –

niespodziewany powrót? Koszmar powraca? Czy może: powrót mokrych

majtek, kup sobie pas cnoty? Tak naprawdę wszystko naraz… Mokre

majtki, motyle w brzuchu, strach, złość i żal… i tyle niewyjaśnionych

spraw. Od ośmiu lat zastanawiałam się, co on by zrobił, gdyby wiedział.

Miałam prawo czuć żal? Miałam, bo zostawił swojego najlepszego

przyjaciela w takim momencie. Najpierw musiałby w ogóle sobie

uświadomić, kim jestem. Jak by zareagował? Z jednej strony zżerłaa mnie

ciekawość, a z drugiej nie chciałam, żeby się zorientował.

Rozmyślałam na dachu tak długo, aż zaczęłam przysypiać.

Wykończona, wróciłam do mieszkania i od razu położyłam się do łóżka.


Clark umościł się jak zawsze obok mojej głowy, a jego mruczenie uśpiło

mnie bardzo szybko. Gdy o ósmej zadzwonił budzik, rzuciłam poduszką

w stronę szafki nocnej. Nie było mowy, bym wstała! Postanowiłam wziąć

urlop na żądanie i chorobowe jednocześnie. W końcu całą noc niańczyłam,

a potem odwoziłam do domów zawodników drużyny, by nic im się nie

stało. Należało mi się za to wolne. Sięgnęłam jedynie po telefon

i wyłączyłam go, żeby nikt się do mnie nie dobijał. Wstanę, to

oddzwonię… Po czym przyłożyłam głowę do poduszki i zasnęłam

ponownie.
Rozdział 5

Gdy się obudziłam, od razu czułam, że mam przerąbane. Aż się bałam

włączyć komórkę, a w dodatku w poczcie głosowej telefonu domowego

miałam pięć wiadomości. Wszystkie z jednego numeru. Donatello. No to

teraz może mnie wywalić bez żalu i tłumaczenia. Odsłuchałam tylko

pierwszą z nich i mi wystarczyło. Cholera! Czasami naprawdę

zapominałam, że praca to nie szkoła. Nie można sobie do niej nie iść, kiedy

się nie ma ochoty. Zaczęłam się szybko ogarniać i postanowiłam jechać do

biura błagać szefa, by mnie nie zwalniał. Co ja bym wtedy zrobiła?

Przecież wiedziałam, że nie nadaję się do żadnej innej pracy. Nie mam

wyższego wykształcenia ani doświadczenia. Po ucieczce nie pracowałam,

dopóki nie spotkałam Donatella. Przeganiając wspomnienia, wyszłam

z mieszkania i łapiąc taksówkę, próbowałam się do niego dodzwonić. Nie

odbierał, czyli był wściekły jak cholera. O Boże! Gdy weszłam do

budynku, nogi mi drżały, a ręce się spociły. Nawet nie czekałam, aż

sekretarka wpuści mnie do jego gabinetu. Po prostu tam wparowałam i od

progu zaczęłam przepraszać.

– Szefie, zaspałam! Przepraszam, to się więcej nie powtórzy!

– Ile razy już to słyszałem? – Nawet na mnie nie spojrzał znad gazety.

– Boże, wiem! Byłam wczoraj z drużyną w klubie i…

– Zapiłaś, a teraz masz kaca… – przerwał mi wściekle.


– Wcale nie. Nie zapiłam i nie mam kaca. Wręcz odwrotnie… –

Usiadłam na krześle.

– Odwrotnie? – Uniósł brew.

– Tak. To chłopcy przegięli z alkoholem, a potem ja każdego z nich

odwiozłam do domu, by nie zrobili jakiegoś numeru! – tłumaczyłam się. No

co? Taka prawda. Gdyby nie ja, znowu wybuchłaby jakaś afera albo

skandal. – Powinieneś mi za to podziękować! – pomyślałam głośno.

Donatello w końcu na mnie spojrzał.

– Taki mam zamiar. – Uśmiechnął się wrednie. – W ramach tych

podziękowań wysyłam cię na urlop razem z drużyną, byś ich pilnowała… –

dodał.

– Żartujesz, tak? – Zaśmiałam się nerwowo.

– Mówię całkiem poważnie, Abigail. Znasz szczegóły i termin wyjazdu,

więc wracaj do domu i pakuj walizkę. Widzimy się za dwa tygodnie. –

Znowu ten wredny uśmiech.

I w tym momencie uświadomiłam sobie, o co mu chodzi. On mnie

sprawdzał i prowokował. Zapewne marzył, bym się wdała w romans

z którymś z zawodników, by móc mnie wyrzucić z zarządu na zbity pysk.

Odwzajemniłam wredny uśmiech i wstałam, udając zadowoloną.

– Cudownie. Przyda mi się odpoczynek w Meksyku…

– Mam nadzieję – odpowiedział i wskazał mi drzwi.

Dobra, przynajmniej mnie nie zwolnił. Tak naprawdę nie mam się o co

martwić, bo romans z kimś z drużyny mi nie grozi… Jedynie Jacob…

Kurczę, dwa tygodnie z nim w Meksyku. Powtórka z rozrywki? Wtedy tak

naprawdę nie zwracał na mnie uwagi – tylko pierwszego dnia – więc może

i teraz tak będzie? A gdzie ja w ogóle będę spać? Zarezerwowałam

chłopakom jeden duży apartament, ale miałam nadzieję, że Donatello

wynajął mi chociaż oddzielny pokój. Przecież ja bym z nimi zwariowała…


Wylot był następnego dnia, więc miałam jeden dzień na spakowanie się

i zebranie myśli. Wyjęłam największą z walizek i wrzuciłam do niej

zawartość szuflady z bikini i mnóstwo szortów oraz krótkich bluzek. Potem

przyszła kolej na buty. Zastanawiałam się, czy starczy mi dziesięć par

szpilek. Spojrzałam na swoje letnie sukienki i stwierdziłam, że do każdej

muszę mieć parę, więc wyciągnęłam kolejną walizkę. Gdy skończyłam się

pakować, zamykałam piątą z nich. No cóż… W końcu to urlop w Meksyku.

Musiałam jakoś wyglądać przy chłopcach. Spodziewałam się, że jak zawsze

dopadnie nas jakiś paparazzi, a nie chciałam niekorzystnie wyjść na

zdjęciach. Jeszcze tego samego dnia poszłam na opalanie natryskowe

i depilację całego ciała. Bez fryzjera i kosmetyczki też się nie obyło.

Pomyślałam, że w sumie może dobrze mi zrobią te dwa tygodnie.

Powtarzałam sobie, że nie muszę siedzieć z chłopakami cały czas. Spa

i zabiegi miały być do naszej dyspozycji, więc tak naprawdę chyba nawet

się cieszyłam. Pozwoli mi się to uodpornić na urok Jacoba, co później

bardzo mi się przyda. Zacznę go traktować jak każdego innego członka

drużyny i nie będzie problemu. Skoro już ma z nami grać, to czas przejść

do porządku dziennego nad tą całą sytuacją. Wczorajszy wieczór

udowodnił mi, że potrafię mu się oprzeć, i teraz to jest najważniejsze.

Utrzymać ten dystans i emocje na wodzy. Dla niego jestem zapewne

zwykłym celem i niech tak zostanie. Ile razy będzie próbował mnie

zaciągnąć do łóżka, tyle razy dostanie kosza. I lepiej dla niego, by w końcu

zrozumiał, że nie ma szans.

Miny chłopaków, gdy o ósmej piętnaście rano następnego dnia weszłam

na pokład samolotu? Bezcenne. O dziwo, wszyscy ucieszyli się na mój

widok.

– Pani prezes w bikini. Moja fantazja się spełni… – zażartował Bruno,

puszczając do mnie oczko.


– Ja słyszałem, że nasza pani prezes opala się topless – wtrącił Jacob. –

Wygląda jakoś mizernie. Chyba ma kaca albo jest bardzo niewyspana.

– W samotności – odpowiedziałam, przewracając oczami.

Ciekawe, czy pamięta, co próbował zrobić tamtego wieczoru. Czy jak

zawsze wyprze się wszystkiego i uda, że ma pustkę w głowie. Jestem

wobec niego bojowo nastawiona, a to dobrze wróży. Spojrzałam na swój

bilet; jak na złość miałam miejsce przy oknie, a on zaraz obok. Czy to

jakieś zrządzenie losu? Przecisnęłam się obok Marcusa i Lucasa, a potem

Jacoba i usiadłam.

– Donatello cię wysłał z nami? – zapytał Marcus, wychylając się ku

mnie.

– Tak. Mam was pilnować, więc bądźcie grzeczni – odpowiedziałam

i zapięłam pas. Jacob nagle położył dłoń na moim kolanie i szepnął mi do

ucha.

– Będę bardzo grzeczny, pani prezes.

Spojrzałam na niego oniemiała.

– To dobrze… – pisnęłam.

– Ale jedno pani słowo i stanę się niegrzeczny – dodał.

– Zapomnij, Huntsman. Jesteś na mojej czarnej liście! – warknęłam na

niego i trąciłam go mocno, by się odsunął.

– Czarnej? – zapytał, śmiejąc się.

– Tak! Na czarnej liście, w dodatku na pierwszym miejscu, więc

uważaj!

– Na co mam uważać, pani prezes? – Bezczelnie zaczął przesuwać dłoń

z mojego kolana pod spódnicę.

Zamurowało mnie.
– Jacob, a jak tam po wczorajszym wieczorze? Było coś? – odezwał się

Aiden, przesiadając z Lucasem bliżej nas.

A co oni się już tak kumplują? Bez jaj… Jacob szybko zabrał dłoń

z mojego uda, udając, że nic się nie stało. Ja, nadal zaskoczona, nawet nie

zareagowałam. Jego dotyk po prostu mnie paraliżował.

– Jak myślisz, dlaczego dziś jestem taki wymęczony? – Jacob zaśmiał

się w odpowiedzi.

– To z którą w końcu? – Zaczęli rozmawiać o wczorajszym wieczorze.

Zupełnie nie miałam ochoty wysłuchiwać szczegółów, ale zanim

wzbiliśmy się w powietrze i można było założyć słuchawki, zdążyłam się

dowiedzieć, że chłopcy wczoraj też zaszaleli w jakimś klubie, a Jacob nie

wrócił do domu sam. No cóż… wrócił nie z jedną, ale z dwiema…

modelkami z pokazu bielizny. Nie, wcale mnie to nie wkurzyło. Wcale nie

zaciskam pięści z zazdrości i wcale nie mam ochoty mu przywalić. Gdy

Aiden zaczął wypytywać o szczegóły, wbiłam Jacobowi łokieć z całej siły

w bok i warknęłam, żeby się przymknęli, bo chcę spać. Zamilkli na jakąś

minutę, po czym znowu zaczęli gadać.

– Chwalcie się swoimi podbojami, ale nie w mojej obecności, okej?

Taka nowa zasada… – powiedziałam poważnie.

– Abi, weź wyluzuj. Jedziemy na wakacje, spędzimy je razem i tobie też

by się przydało kogoś w końcu przelecieć… – Aiden spojrzał na mnie lekko

wkurzony.

– Jak będę miała ochotę, a teraz naprawdę darujcie sobie swoje

opowiastki o podbojach miłosnych, bo mnie mdli…

– Wzięłaś swoje wibratory? – Zaśmiał się rozmawiający z nimi Marcus.

– Dziesięć. Na każdy dzień inny… – odpowiedziałam ironicznie.

– Nas też jest dziesięciu! Na każdy dzień inny! – wtrącił Milan.


– Jasne. Ty w pierwszej kolejności… – Przewróciłam oczami i usiadłam

bokiem, by na nich nie patrzeć.

Wiadomo, w jakim celu lecieli na wakacje. Będą bzykać na potęgę

i chlać na umór, a ja dostanę szału macicy. Już to wiedziałam… Mimo

zazdrości po rewelacjach Jacoba zrobiło mi się mokro. Doskonale

pamiętałam jego ciało, pocałunki… Och! Tyle lat minęło, a ja miałam

wrażenie, że ten czas tylko wzmocnił uczucie, jakim go kiedyś darzyłam.

Jakim najwyraźniej darzyłam go nadal, tylko bałam się przyznać sama

przed sobą.
Rozdział 6

– Wspólny apartament? Ale… jak to?! – wykrztusiłam, gdy usłyszałam

w recepcji, że nie mam oddzielnego pokoju.

– Mamy rezerwację na apartament grand dla całej drużyny i dla pani,

pani Jefferson – odparła recepcjonistka.

– Są tam chociaż oddzielne sypialnie? – zapytałam z nadzieją.

– Tak, proszę pani. Oddzielne sypialnie i łazienki. – Uśmiechnęła się

przyjaźnie. – To najlepszy apartament w naszym hotelu. Będzie pani

zadowolona – dodała.

– Na pewno. Wie pani, jak to jest spać z drużyną koszykówki w jednym

apartamencie? – Wzniosłam oczy do nieba, ale także się uśmiechnęłam.

– Nie wiem, ale z chęcią bym się przekonała – odpowiedziała, zerkając

na chłopaków, którzy czekali na mnie i patrzyli pytająco, czy jest jakiś

problem.

– Mają chętkę na wszystko, co nie ucieka na drzewo. Na pewno ci się

poszczęści. – Mrugnęłam do recepcjonistki, a ona zasłoniła usta dłonią, by

się nie roześmiać w głos. Podała mi karty do pokoju i życzyła miłego

pobytu.

No cóż… na pewno będzie miły.


Gdy tylko podeszłam do chłopaków i razem ruszyliśmy do windy,

czułam na sobie wzrok Jacoba. Cały czas przyglądał mi się bezczelnie.

Nawet moje spojrzenia go nie krępowały. Jeśli tak dalej pójdzie, to jeszcze

tej nocy wylądujemy w łóżku. Jestem pewna! Moje zdradzieckie ciało nie

słuchało umysłu. W dodatku gdy rozgościliśmy się w ogromnym

apartamencie, wszyscy zgodnie stwierdzili, że idziemy na plażę. Nigdy nie

paradowałam przy zawodnikach w bikini, ale teraz nie miałam wyjścia.

Założyłam wielki kapelusz, okulary i złote klapki. Gdy tylko wyszłam

z sypialni, usłyszałam głupie gwizdy Aidena.

– No, no, pani prezes! – Puścił do mnie oczko, a ja się roześmiałam.

– Wasze marzenia się spełniły? – zapytałam, widząc, jak Marcus mierzy

mnie wzrokiem, a Bruno prawie ociera ślinę z kącika ust. Doskonale wiem,

jak działam na facetów i na szczęście ich spojrzenia mnie nie krępują.

– Moje już prawie… – Zza rogu wyszedł Jacob. W samych

kąpielówkach…

Teraz to mnie poleciała ślinka. Ja pierdzielę, co za ciało. Mięśnie

brzucha, kości biodrowe, spodenki nisko opuszczone. Ufff…

– Prawie? – zapytał Jamie.

– Powiem naszej pani prezes na osobności – odpowiedział Jacob,

zatrzymując wzrok na wysokości moich krągłych piersi.

Płonęłam pod samym jego spojrzeniem, a na myśl, że miałby mnie

dotknąć… Kurna, oszaleję przez te dwa tygodnie! W samolocie byłam taka

wkurzona, a teraz…

– Idziemy? – zapytał Prince.

Zebraliśmy się wszyscy i poszliśmy na plażę, gdzie przydzielono nam

specjalny podest z prywatnym barem. Nikt obcy tu nie wejdzie, a chłopaki

mogą wypocząć w spokoju z dala od fanów, od których roi się na plaży.

Pierwsze, co zrobiłam, to zajęłam leżak i zamówiłam koktajl owocowy.


Przecież nie zacznę już w południe pić drinków, bo do wieczora będę nieźle

wstawiona, a muszę myśleć trzeźwo.

Pierwszy do smarowania moich pleców zgłosił się Aiden. Nie miałam

nic przeciwko temu, bo jemu ufam najbardziej i wiem, że z jego strony to

tylko żarty. Nie wykorzystałby sytuacji. Zdarzyło się to raz i więcej się nie

powtórzy. Oboje to wiedzieliśmy i szanowaliśmy się wzajemnie.

– Ale jesteś spięta – zauważył i zaczął rozmasowywać mi ramiona.

– Po to właśnie są wakacje, by się wyluzować. – Spojrzałam na niego

przez ramię z uśmiechem.

– Możemy się luzować do woli, Abi. I zalicz w końcu kogoś, bo

wybuchniesz – doradził, nie owijając w bawełnę.

– Zobaczymy. – Zaśmiałam się.

– A ten Jacob? – zapytał nagle.

– Co Jacob? – Udałam niewzruszoną.

– Przecież widzę, jak na siebie patrzycie. On ma na ciebie ochotę i się

z tym nie kryje. Zaszalej sobie. Przecież wiesz, że to zostanie między

wami. – Nachylił się i cmoknął mnie w ramię.

– Aiden, nie wymyślaj. Nie sypiam z zawodnikami… – Pokręciłam

z dezaprobatą głową, zdziwiona, że mnie do czegoś takiego namawia.

– On będzie oficjalnie zawodnikiem dopiero od chwili pierwszego

treningu z nami, po urlopie. – Popatrzył na mnie wymownie, po czym

odszedł.

Umówili się czy co? Ale nie chciałam teraz o tym myśleć.

Postanowiłam się zrelaksować, wyciągnęłam się więc na leżaku i zakryłam

twarz kapeluszem. Zamówiłam koktajl, a gdy się skończył, miła kelnerka

przyniosła mi drugi, a potem trzeci. Och, tego mi było trzeba! Gdy

poczułam, że słońce już lekko przypiekło mnie z przodu, przewróciłam się

na brzuch, by opalić sobie plecy.


– Posmarować? – usłyszałam głos Jacoba.

– Poproszę… – odpowiedziałam, kompletnie odprężona.

Gdy jednak poczułam, jak Jacob delikatnie przysiada na mojej pupie

i rozwiązuje mi sznureczki od bikini, zastygłam. Jego cudowne, rozgrzane

słońcem dłonie zaczęły wmasowywać olejek w moją skórę, a wtedy

poczułam, jak twardnieją mi sutki. O rany! Zamknęłam oczy, by nad sobą

zapanować. To prawda, że wakacje, plaża i słońce sprzyjają romansom.

Jednak nie mogę mu ulec. Nie mogę!

– Jaką masz gładką skórę… – Odrobinę zsunął mi skąpe figi, by

posmarować mnie jak najniżej. Byłam przekonana, że właśnie ogląda

kawałek mojego rowka.

– A ty masz ciasno w kąpielówkach – odpowiedziałam, czując na tyłku

jego wzwód.

– Ciekawe dlaczego… – Rozsunął mi szeroko nogi i położył dłonie na

moich pośladkach. Co on wyprawia?! Obejrzałam się zaskoczona.

– Jacob, daj spokój… – powiedziałam, a on chwycił mnie za biodra

i przekręcił na plecy, po czym wciągnął na siebie. Jęknęłam, a rozwiązane

bikini opadło, obnażając piersi. Jacob objął mnie, nasze rozgrzane ciała

przywarły do siebie.

– O, tak lepiej! – Uśmiechnął się zawadiacko.

– O co ci chodzi? Chcesz mnie tylko przelecieć? – zapytałam wprost.

– Nie wiem, czy tylko, ale przecież ty też to czujesz. – Śmiało złapał

mnie za pośladki.

– Chyba jeszcze nie znasz mojej zasady, że nie sypiam

z zawodnikami. – Starałam się być twarda, jednak opornie mi szło, bo

czułam, jak twardy jest ON.

– Ale po co te zasady? – Nachylił się i chciał mnie pocałować, lecz

odwróciłam głowę.
– Nie przeginaj. Flirt i żarty są w porządku. Ale jesteś nowy i musisz się

dostosować… – Chciałam z niego zejść, jednak chwycił mnie mocniej

i docisnął do siebie. Jęknęłam bezwiednie, czując, jak moja cipka pulsuje

spragniona.

– Możemy się dostosować i dopasować, pani prezes! – Znowu się

uśmiechnął, doskonale wiedząc i czując, jak bardzo mi się podoba.

– Postaw mi lepiej drinka – zaproponowałam z nadzieją, że mnie puści.

– No dobrze. Zacznijmy od drinka. – Zsunął mnie na leżak, a ja

pospiesznie zawiązałam górę od bikini. Poszedł do baru, co chwila się

odwracając, by na mnie zerknąć. Cholera! Wiedziałam, że tak będzie.

Położyłam się na leżaku, próbując ochłonąć, zanim wróci. Reszta

chłopaków wybrała się na boisko, by pograć w siatkówkę, a wokół nich

zebrały się tłumy dziewczyn. Zostaliśmy z Jacobem tak naprawdę sami.

Gdy wrócił, poczułam na dekolcie zimne krople wody. Otworzyłam oczy

i zobaczyłam, jak Jacob stoi nade mną z drinkiem, z którego zimne krople

spływały na moją skórę. Oblizał usta, a ja aż jęknęłam, bo ten widok

niesamowicie mnie podniecił.

Nie powinnam była się do niego zbliżać. Doskonale o tym wiedziałam,

tymczasem spędziliśmy na plaży cały dzień. Flirt, niby niewinny dotyk,

uśmiechy… Pod wieczór, już nieźle wstawiona, całkiem straciłam nad sobą

kontrolę. Było mi dobrze w jego towarzystwie, a on poświęcał mi całą

swoją uwagę. Wracaliśmy w objęciach do apartamentu, a ja zupełnie już

zapomniałam o drużynie. W tym momencie liczył się tylko Jacob.

– Może się wykąpiemy? – zaproponował, gdy zobaczyliśmy zupełnie

pusty basen.

Bez wahania wskoczyłam do wody, a on w spodenkach i koszulce zaraz

za mną. Gdy tylko się wynurzyłam, znowu znalazłam się w jego ramionach.

Od kilku godzin napięcie między nami narastało i teraz w basenie już nie
mogliśmy się opanować. A raczej ja nie mogłam. Gdybym nie odmawiała,

Jacob już dawno by się mną zajął.

– Pocałuj mnie – wyjęczałam, gotowa na wszystko.

Alkohol szumiał mi w głowie, gorące ciało Jacoba przylgnęło do

mojego i już nic więcej się nie liczyło. W tym momencie chciałam jedynie

tego, by mnie pocałował. Jacob lekko przechylił głowę, popatrzył na mnie

i musnął wargami moje usta. I świat przestał dla mnie istnieć. Dokładnie tak

zapamiętałam jego cudowne pocałunki. Przez chwilę delikatne, czułe, a gdy

upewnił się, że naprawdę tego chcę, zmieniały się w namiętne i pożądliwe.

– Och, pani prezes! – zamruczał z rozkoszą, gdy nasze języki zaczęły

zachłannie ze sobą walczyć. Oparł mnie o ściankę basenu, rozłożył szeroko

moje uda i stanął między nimi. Zsunął spodenki, tak że jego penis w stanie

erekcji wyskoczył na wolność i ocierał się o dół bikini, który wciąż miałam

na sobie.

– Sprowadzasz mnie na złą drogę! – W desperacji ugryzłam go mocno

w wargę, a on uśmiechnął się tryumfalnie i trzymając mnie mocno,

skierował się ku schodom, by wyjść z basenu. Wpadliśmy do apartamentu,

nadal namiętnie się całując.

– Sypialnia! – wyjęczałam w jego usta, gdy właśnie z powrotem

podsadzał mnie na swoich biodrach.

– Moja czy twoja? – zapytał, uśmiechając się szeroko, i przygryzł moją

wargę.

– Twoja…

– Tak jest, pani prezes. – Trzymając mnie, ruszył korytarzem i wszedł

po schodach. Już tam zerwałam z niego mokrą koszulkę. Gdy dotarliśmy na

miejsce, od razu runęliśmy na łóżko. Jacob rozwiązał sznureczek mojej

góry od bikini.

– Jesteśmy pijani! – zachichotałam, gdy musnął mnie palcami.


– I napaleni – odpowiedział, po czym znowu mnie pocałował.

Wzięłam w dłonie jego twarz i namiętnie odwzajemniłam pocałunek.

O rety, chyba nigdy nie byłam aż tak spragniona. Wiem, że właściwie za

każdym razem, gdy on mnie całuje, przepełnia mnie takie uczucie, ale

cholera… po tylu latach? Jak zaczniemy się grzmocić, to nic nas nie

powstrzyma. A ja pod wpływem alkoholu nie mam żadnych zahamowań.

Zsunęłam jego kąpielówki, a on dół mojego stroju kąpielowego. Po chwili

byliśmy już całkiem nadzy, a on leżał między moimi udami i ocierał się

twardym, sterczącym penisem o moją spragnioną cipkę.

– Ale mokra – zamruczał, chwytając penisa w dłoń.

Dziwne, że jestem mokra? On nie miał pojęcia, jak długo na to

czekałam. Co prawda nie planowałam tego tutaj… w ogóle tego nie

planowałam. Och! Znowu pocałowałam go mocno, a on napierał na mnie

niecierpliwie. Chwyciłam jego dłoń.

– Gdzie się tak spieszysz? – zapytałam.

– Do raju… – Wyszczerzył się zadowolony i chciał we mnie wejść.

– A gumka? – W tym momencie przemówił mój głos rozsądku.

Jacob spojrzał na mnie jak na idiotkę.

– Nie bierzesz tabletek? – zapytał.

– Nie twoja sprawa… – warknęłam i odepchnęłam go od siebie.

Cały Jacob. Najlepiej bez gumki, a potem martw się, panienko, co ci

w brzuchu rośnie. Momentalnie przypomniały mi się wszystkie straszne

chwile.

– Poczekaj, na pewno gdzieś tutaj są… – Wychylił się w stronę szafki

nocnej, a ja miałam ochotę ugryźć go w ten piękny goły tyłek.

Opanowałam się jednak, okryłam go kołdrą i wstałam.


– Lepiej pójdę do siebie. Dobranoc, Jacob. – Ruszyłam do drzwi, a on

zerwał się z łóżka.

Zatrzymał mnie i spojrzał prosto w oczy.

– Nie uciekaj. Wracajmy do łóżka…

Oblizałam suche usta.

– Naprawdę mnie nie poznajesz? – zapytałam nagle.

Jacob się skrzywił, jakby nie rozumiał, o czym mówię.


Rozdział 7

Wpatrywał się we mnie dłuższą chwilę, po czym zapytał:

– Bzykaliśmy się już kiedyś?

Skrzywiłam się, zaskoczona i wściekła. Moja mina mówiła wszystko.

Niech to szlag!

– Ja pieprzę, ale z ciebie palant! – Odepchnęłam go. W pośpiechu

opuściłam jego sypialnię. Co za… Matko jedyna, gdzie ja miałam rozum?

Nie powinnam się nigdy więcej do niego zbliżać.

– Ej, poczekaj! – Wybiegł za mną, kompletnie nie rozumiejąc, o czym

mówię. Nigdy mu nie powiem! To nie jest facet, który na mnie zasługuje.

– Spieprzaj, Jacob! I nie pokazuj mi się więcej na oczy! – Chciałam

zatrzasnąć za sobą drzwi, ale przytrzymał je i wszedł do mojej sypialni.

– Zaliczyłem cię kiedyś, a teraz się oburzasz, że nie pamiętam? – Uniósł

brwi.

Wbiłam w niego wściekłe spojrzenie. Tak bardzo go w tym momencie

nienawidziłam, a jednocześnie uświadomiłam sobie, jak bardzo nadal go

kocham.

– Twoje marzenie się nie spełni, Huntsman. Nigdy więcej mnie nie

dotkniesz! Przyrzekam! – wrzasnęłam, cała trzęsąc się w środku.


– Oj, nie zgrywaj takiej niedostępnej. Przecież między nami iskrzy jak

w burzową noc… – Podszedł pewnym krokiem i wyciągnął rękę, by mnie

dotknąć.

– Wyjdź stąd! – krzyknęłam, nie mogąc znieść jego obecności.

– Ale…

– Wyjdź stąd! Wyjdź! – zaczęłam się wydzierać jak nienormalna.

Czułam, że jeszcze chwila i kompletnie się rozkleję. A wtedy wyznam mu,

co leży mi na sercu, które wciąż się do końca nie zagoiło.

Jacob nie wiedział, co robić. Nigdy mnie nie rozumiał i teraz było tak

samo. Pewnie uważał, że przespałam się z nim, ponieważ był wielką

gwiazdą. Tyle że ja wierzyłam w niego i sypiałam z nim, zanim jeszcze stał

się sławny. Chciałam, by wiedział, jak mnie skrzywdził, zostawiając

Daniela samego. Już nawet nie chodziło o mnie, zdawałam sobie sprawę, że

tylko się mną bawił, ale Daniel… Boże, przecież to był jego najlepszy

przyjaciel. Jak to możliwe, że Jacob wyjechał i nawet się nie odezwał? Nie

zainteresował?

– Co tu się dzieje!? – Do mojej sypialni wpadł Aiden. Także pijany, ale

wkurzony. Zmierzył wzrokiem Jacoba, a po chwili mnie.

– Nic. Jacob właśnie wychodzi – odpowiedziałam cicho.

– Tak… Właściwie to chyba pomyliłem sypialnie – stwierdził cierpko

i wyszedł.

– Wszystko w porządku? – spytał Aiden, podchodząc do mnie.

– Tak. Niech ten idiota trzyma się ode mnie z daleka… – burknęłam

i zamknęłam drzwi.

Aiden się zaśmiał, widząc moją minę.

– Próbował?

– Co masz na myśli?
– Zaciągnąć cię do łóżka.

– Może sobie próbować. Boże, jak ja go nienawidzę… – westchnęłam

i przysiadłam na skotłowanej pościeli.

– Przecież prawie go nie znasz. – Usiadł obok i objął mnie po

koleżeńsku.

Jak dobrze, że przy nim czułam się swobodnie.

– Chciałabym, żeby to była prawda – powiedziałam jakby do siebie.

– Co masz na myśli?

– To długa historia, Aiden. Nie na dzisiejszy wieczór. Teraz muszę się

zdrzemnąć. – Naciągnęłam na siebie kołdrę przyniesioną z łóżka Jacoba.

Nikomu nie opowiadałam o tym, co mnie spotkało, i nie zamierzałam tego

robić. Codziennie bałam się, że pojawi się Alan i moje życie znowu

wywróci się do góry nogami… Że upomni się o swoje, bo przecież nadal

byliśmy małżeństwem. Cały nasz związek to jedynie konsekwencja tego

wszystkiego. Tak bardzo wtedy potrzebowałam kogoś, kto mnie zrozumie,

pocieszy i nie będzie zadawał zbędnych pytań. Alan sprawdzał się

idealnie… Do czasu.

Na szczęście Aiden zrozumiał, że chcę być sama. Gdy wyszedł, dla

pewności zamknęłam drzwi na zamek, by żaden z nich po pijaku nie

władował mi się do pokoju. Poszłam pod prysznic, żeby ochłonąć,

i położyłam się do łóżka. Leżałam na plecach, wpatrując się tępo w sufit.

Znowu miałam gonitwę myśli… Daniel, Jacob, Alan, rodzice… i tak

w kółko. Nie uroniłam nawet jednej łzy. Wypłakałam już chyba wszystkie

i teraz mi się to nie zdarzało. Słyszałam, jak reszta drużyny wróciła późno

w nocy. Niemiłosiernie hałasowali i sprowadzili sobie panienki. Nie miałam

ochoty ich oglądać. Mój cudowny humor w sekundę prysł przez jedną

głupią chwilę zapomnienia. Fajnie zapowiadający się urlop spieprzyłam

przez swoją przeklętą słabość do tego idioty. Wolałabym nie pamiętać tego
wieczoru albo żeby on o nim zapomniał, bo jeśli moje pytanie

naprowadziło go na trop tamtych wydarzeń, koszmar zacznie się od nowa.

Nie chcę z nim gadać i rozdrapywać ran. Miałam nadzieję, że chłopaki

w nocy upiją go do reszty i urwie mu się film. Kurde, co mnie naszło, by go

pytać, czy mnie pamięta? Do jasnej cholery, Abi, mogłaś zamknąć gębę.

Niestety, on zawsze tak na mnie działał. Wywoływał skrajnie silne uczucia,

przez które wtedy dałam się ponieść chwili. I historia by się powtórzyła,

gdybym nie była o tych osiem lat starsza i mądrzejsza. Mam świadomość

popełnionych błędów i nie chcę ich powtórzyć. W tym momencie zależy mi

jedynie na Danielu. Żeby chociaż zaczął ze mną rozmawiać… Żeby choć

raz się odezwał, a nie milczał i patrzył tępo w jeden punkt, gdy go

odwiedzałam. Wiem, że ma depresję, ale z lekarzami rozmawiał. Potrafił mi

jedynie powiedzieć, że mam się wynosić, że on nie chce łaski. To tak

cholernie boli… Każda wizyta kosztuje mnie tyle nerwów, że obawiam się

kolejnej. Powinnam go odwiedzić, jak wrócę, ale… nie wiem, czy chcę

znowu to przeżywać. Czasami mam wrażenie, że jestem naprawdę silną

kobietą i dam radę, ale gdy dopadają mnie wątpliwości i złe myśli, powraca

mała, słaba, naiwna Abi. Nie chcę być taka. Nie chcę być kurczaczkiem, bo

to już do mnie nie pasuje. Nie wyglądam i nie zachowuję się jak

kurczaczek, chociaż pewnie w środku taka właśnie jestem i to się nie

zmieni.

Nad ranem w apartamencie zapanowała cisza. Chłopcy padli po

całonocnym chlaniu i pierdoleniu. Aż bałam się wyjść, bo nie wiedziałam,

co zastanę w salonie. Żołądek jednak domagał się śniadania, więc nie

miałam wyboru. Ubrałam się w bikini i plażową sukienkę i wymknęłam się

z apartamentu. Na jednej z kanap zauważyłam śpiącego Bruna w samych

majtkach. Żadnych kobiet nie widziałam, ale zapewne były w sypialniach

chłopaków. Zjechałam na dół i nałożyłam sobie na talerz górę owoców,


które zjadłam, siedząc na leżaku przy basenie. Musiałam spędzić ten dzień

sama, by się zdystansować i ochłonąć. W dodatku ze strachem myślałam

o tym, co Jacob pamięta z ostatniej nocy. Jeśli będzie wypytywał, co mam

mu powiedzieć? Nie przyznam się, ale przecież nie będę się wypierać, kim

jestem, jeżeli mnie sobie przypomni. Gdzie ja miałam głowę?


Rozdział 8

Spędziłam ten dzień tak, jak planowałam. Leniłam się na leżaku, a po

południu poszłam do spa na masaż. Trzymałam się z daleka od chłopaków

i gdy wieczorem wróciłam do naszego apartamentu, odetchnęłam z ulgą,

widząc, że ich nie ma. Od razu skierowałam się do sypialni i zamknęłam się

od środka. Będę ich teraz unikać? To znaczy nie wszystkich, tylko Jacoba.

Bez sensu… Podobnie jak moje wczorajsze zachowanie. Po co w ogóle

zapytałam?! A już było tak dobrze… Odzyskałam kontrolę nad wszystkim,

panowałam nad emocjami i swoją spragnioną waginą. A teraz przez tego

idiotę znowu mi hormony buzowały, a w dodatku chciało mi się płakać.

O Boże!

Zasłoniłam okna i podkręciłam klimatyzację, by wreszcie zasnąć.

Wierciłam się jednak i myślałam o tym, o czym nie powinnam. Tak

naprawdę należałoby zadzwonić teraz do przyjaciółki i jej się wyżalić,

problem polega jednak na tym, że nie mam ani jednej. Praktycznie nie

zadaję się z kobietami, bo to wredne stworzenia. Wiem, jaka sama potrafię

być podła, i nie potrzeba mi drugiej takiej. Ledwo sobie radzę z napięciem

przedmiesiączkowym, a gdybym miała się użerać z jakąś nadąsaną laską,

tobym zwariowała. Z drugiej strony w takich chwilach przydałaby się

przyjaciółka. No trudno. Muszę sobie sama poradzić ze swoimi…

problemami? Czy nie przesadzam? To tylko facet, tylko Jacob, który nie
powinien nic dla mnie znaczyć. Minęło przecież tyle czasu, a ja pogodziłam

się z sytuacją. Chyba. Bo teraz to już niczego nie jestem pewna. Zwłaszcza

tego, czy nadal coś czuję do Jacoba. Na pewno niesamowicie pociąga mnie

fizycznie, ale to wcale nie znaczy, że nadal go kocham. Jego ciało…

Wczoraj na plaży aż kipiałam z pożądania, gdy paradował przy mnie

w samych kąpielówkach, a potem muskał palcami moją skórę, flirtował

i uwodził… Abi, cholera! Nie myśl o nim w ten sposób, bo naprawdę

wylądujesz z nim w łóżku. To nie może się stać! Nie może i już.

I tak udało mi się unikać Jacoba prawie do końca pobytu w Meksyku.

On chyba nie pamiętał, co się stało tamtego wieczoru, i dla mnie to lepiej.

Zażenowany tym, co mogło się wydarzyć, a się nie wydarzyło, także mnie

unikał. I całe szczęście. Dopiero dziś, ostatniego wieczoru przed

jutrzejszym odlotem, usiadł obok mnie po kolacji, gdy sączyłam pysznego

owocowego drinka, relaksując się w hamaku. Spojrzałam na niego jednym

okiem, czekając, co ma do powiedzenia.

– Głupio to wyszło… – odezwał się po chwili.

– Niby co? – Uniosłam brew.

– Pierwszej nocy. Uraziłem cię czymś, tak? – zapytał, a ja zaśmiałam

się cicho.

– Nie, Jacob. I jeśli nic nie pamiętasz, to od razu powiem, żebyś mnie

nie odhaczał na swojej liście, bo nic się między nami nie wydarzyło. –

Uświadomiłam mu i odetchnęłam z ulgą, że nie pamięta. Tak jest lepiej.

– Nic a nic? – zamruczał i spojrzał na mnie w ten specyficzny sposób.

Zakryłam mu oczy dłonią i odepchnęłam lekko.

– Nic a nic, Jacob.

– Mam przebłyski z basenu… – wtrącił z satysfakcją.

– Pocałunki to co innego.
– Uda nam się jakoś dogadać? Nie chcę mieć przerąbane u pani

prezes. – Wpakował mi się do hamaka, tak że oboje prawie z niego

wypadliśmy.

Zaczęłam się głośno śmiać i wylałam swojego drinka na posadzkę,

a szklanka rozbiła się w drobny mak.

– Więc jak? Uda nam się dogadać? – powtórzył i nie wiem jakim

sposobem znalazłam się na nim.

Oparłam się dłońmi o jego klatkę piersiową i odchyliłam, by utrzymać

dystans. Jacob spojrzał na mnie z błyskiem w oku i miałam mętlik

w głowie. W dodatku te dwa poprzednie drinki zrobiły swoje i nie byłam

najtrzeźwiejsza. Czemu właśnie w takich chwilach on się musi napatoczyć?

– Gdy zrozumiesz, że nie masz u mnie szans, to się jakoś dogadamy.

Nie będę twoją kolejną zdobyczą, Jacob. Znam twoją przeszłość… –

Ugryzłam się w język, by znowu nie powiedzieć za dużo.

– Moje romanse są aż takie słynne? – Zaśmiał się szczerze i tak

cudownie.

– Supermodelki i młode aktoreczki to marny materiał na romans, Jacob.

Sam wiesz, że wywołujesz wiele skandali…

– Kochliwy chłopak jestem. Cóż można na to poradzić? – rzucił

drwiąco.

– To już twój problem. Zrozum, że jestem waszą przełożoną, i fakt, że

utrzymuję bliskie kontakty z drużyną, to mój wybór. Chłopaki są dla mnie

trochę jak bracia i jeśli chcesz, żebyśmy dobrze ze sobą żyli, uszanuj to.

– Szanuję cię. Naprawdę… Widzę, że jesteś inna. – Te słowa

zabrzmiały dziwnie.

– Po prostu nie bawię się w romanse. Rozumiesz? – Przełknęłam ślinę,

mając wrażenie, że on wie o mnie więcej, niżbym chciała.

Jacob milczał przez chwilę, jakby bił się z myślami.


– Rozumiem i przepraszam za pierwszy wieczór. Jeśli powiedziałem

cokolwiek, co cię uraziło, czy zrobiłem coś…

– To nie ma znaczenia – przerwałam mu. – Chodźmy do chłopaków.

Mam ochotę potańczyć!

Jego silne ramiona przesunęły mnie na brzeg hamaka i przytrzymały,

bym nie spadła.

– A nie chcesz zaszaleć tej ostatniej nocy? – Objął mnie i przyciągnął do

siebie.

– Przed chwilą o czymś rozmawialiśmy. – Przewróciłam oczami, ale nie

potrafiłam ukryć rozbawienia. Zachichotałam piskliwie jak kurczaczek.

Jacob przytknął usta do mojego ucha, a jego gorący oddech sprawił, że

poczułam ciarki na całym ciele.

– Lubię ten śmiech – zamruczał, a jego dłonie zsunęły się na mój

brzuch.

– Jacob…

– Znajdę kiedyś twój słaby punkt i w końcu mi ulegniesz. Przecież

o tym wiesz – stwierdził, jakby to było oczywiste, i co gorsza miał rację.

Nic nie odpowiedziałam, tylko chwyciłam go lekko za dłonie, by mnie

puścił. Nie mogę się z nim wdawać w takie rozmowy. On wiedział, jak

uwodzić kobiety, a ja na dodatek od dawna miałam do niego słabość. Teraz

jestem stuprocentową kobietą, wtedy byłam nastolatką. Moje pragnienia

i potrzeby są jeszcze większe niż przed laty i to jest przerażające.

Poprawiłam sukienkę i poszłam w stronę naszego prywatnego basenu,

gdzie odbywała się pożegnalna impreza. Chłopcy zaprosili mnóstwo

panienek poznanych podczas pobytu w Meksyku i wiem, że dzisiejszej

nocy w apartamencie odbędzie się jedna wielka orgia. Mnie nie zostanie nic

innego, jak zabawić się z wibratorem, bo nie wytrzymam tych jęków za

ścianą. Od razu podeszłam do Aidena, ponieważ w jego towarzystwie czuję


się najbezpieczniej. On chyba jako jedyny rozumie, że moje zachowanie to

tylko żarty. Gdybym sobie na to pozwoliła w stosunku do któregokolwiek

innego zawodnika, mogłoby się to źle skończyć.

– Szaleństwo ostatniej nocy? – Aiden objął mnie i zrobił obrót tak

szybko, że zakręciło mi się w głowie.

– Tak, ale nie pozwól mi dzisiaj zrobić nic głupiego.

– Pani prezes… – Zaśmiał się i spojrzał na mnie. – Znowu żadnemu się

nie poszczęści? – dodał ubawiony.

– Moja cipka zarosła i zanim ktokolwiek by się przedarł, zdążyłby się

zniechęcić – odpowiedziałam i również się roześmiałam.

– Powiedz mi, Abi, ale tak szczerze. Kiedy ty się ostatnio z kimś

pieprzyłaś? – zapytał.

– Jak ci powiem, to mnie wyśmiejesz!

– Wal! Obiecuję, że tego nie zrobię – odpowiedział poważnie.

– Prawie dziewięć…

– Dziewięć miesięcy?! Jak ty to wytrzymujesz?! – przerwał mi

z niedowierzaniem.

– Dziewięć lat, Aiden… – dokończyłam, a on zrobił komiczną minę.

Odsunął się, patrząc na mnie, jakbym była stuknięta.

– Dlaczego tak? – zapytał głupio.

– To mój wybór. Mam złe wspomnienia. – Wzruszyłam ramionami.

Na twarzy Aidena odmalowało się współczucie. Wziął moją dłoń i objął

delikatnie. Piosenka zmieniła się na wolniejszą, więc zaczął kołysać nas do

rytmu.

– Szkoda, że takie fajne kobiety trafiły kiedyś na skurwieli… – szepnął

mi do ucha.
– Bywa. Nie gadajmy o tym. – Zmusiłam się do uśmiechu, ale humor

i tak już miałam popsuty.

– A może właśnie pogadajmy? Czasami fajnie jest się z kimś podzielić

problemami, Abi. – Uśmiechnął się pocieszająco. – Może pójdziemy

w jakieś spokojniejsze miejsce? – zaproponował.

Usiedliśmy na schodach prowadzących do basenu, zanurzyliśmy stopy

w wodzie i milczeliśmy przez chwilę.

– Więc jak? – zagaił Aiden.

– Co „jak”?

– Jak miał na imię ten koleś? – sprecyzował.

– Który? – Zaśmiałam się nerwowo.

– Było ich aż tak wielu? – Trącił mnie lekko.

– Nie, ale dwóch w zupełności wystarczyło, by zniszczyć we mnie to,

co dobre…

– Rozumiem – przytaknął.

– Nie zrozumiesz, Aiden, ale dzięki… – Nachyliłam się i cmoknęłam go

w policzek. Uśmiechnął się rozanielony.

– Jesteś taka słodka i wesoła, Abi. Gdybym cię nie znał, nie

uwierzyłbym, że to tylko pozory…

– Każdy ma jakieś sekrety. Ty też je masz. – Zaśmiałam się, by

rozładować tę poważną atmosferę.

– No pewnie, że mam, ale nie dałem się nigdy skrzywdzić. Żadna

kobieta nie złamała mi serca.

– Jasne. Skoro tak twierdzisz.

– Mówię serio. Nigdy nie byłem zakochany – wyznał. – Smutne,

prawda?
– Trochę tak. Miłość to cudowne uczucie… – Westchnęłam. Zdarzało

się przecież, że byłam szczęśliwa. Mimo wszystko pamiętałam te chwile.

– Ale jak już się kiedyś zakocham, to pewnie na zabój. Teraz się

wyszaleję i potem oddam serce tej jedynej. – Zaskoczyły mnie jego słowa.

Bezwiednie się uśmiechnęłam.

– Szczęściara z niej będzie.

– Tylko jak poznać, że to właśnie ona?

– Drgnie ci coś w sercu i będziesz wiedział. – Poklepałam go po

plecach.

– Obym jej nie przegapił. Bo nie chcę być sam do końca życia!

– Teraz nie przegap okazji, bo gapi się na ciebie pewna blondynka … –

Odwróciłam się w stronę baru.

Aiden spojrzał i pomachał do pięknej opalonej kobiety.

– A ty nie masz ochoty na imprezę we trójkę? – zaproponował luźno.

– Nie, Aiden. Idź i baw się dobrze. Pamiętaj o gumkach! Wstając, podał

mi rękę i przyciągnął do siebie. Poprawiłam mu koszulkę i pokazałam

kciuk w górę. Blondynka ruszyła w naszą stronę, uśmiechając się

promiennie.

– Nie masz nic przeciwko temu, żebym porwała twojego zawodnika na

resztę wieczoru? – zapytała uprzejmie, gdy Aiden ją objął. Od razu

uznałam, że pasują do siebie.

– Tylko zwróć go w jednym kawałku. – Puściłam oczko i zostawiłam

ich samych. Chciałam iść po kolejnego drinka, ale wpadłam na Marcusa.

Był nieźle wstawiony i nabuzowany.

– Pani prezes, co to za mina?!

– Normalna, Marcus. Idę po drinka. – Skrzywiłam się, czując od niego

odór alkoholu. Nie widziałam go jeszcze tak pijanego.


– Chodźmy razem!

– Tobie już starczy. Może idź i się połóż – zaproponowałam spokojnie.

– Położy mnie pani, pani prezes? – Uśmiechnął się głupkowato.

– Nie zabierasz nikogo do pokoju? – zapytałam dla pewności.

– Nie. Ty mi w zupełności wystarczysz, Abi! – odpowiedział, a ja się

zaśmiałam.

– Oczywiście. Chodź… – Wzięłam go pod rękę, by pomóc mu dotrzeć

do hotelu.

Całą drogę bredził trzy po trzy o tym, jak to mnie zaraz wypieprzy. Nie

wiem, co go naszło, ale Marcus zawsze żartował i lubił podteksty, a po

alkoholu to już przechodził samego siebie. Kiedy w windzie opisywał

szczegóły, jaką to cudowną robi minetkę, popłakałam się ze śmiechu. Gdy

tylko doprowadziłam go do sypialni i pchnęłam na łóżko, usnął jak dziecko.

Nie miałam go jak przykryć, ale udało mi się przesunąć jego nogi, by nie

zwisały z krawędzi materaca. Zaczął głośno chrapać, zanim zdążyłam

wyjść, a ja nie mogłam opanować śmiechu. Po co się tak upił właśnie dziś?

Jutro będzie zdychał w samolocie i pluł sobie w brodę, że się schlał. Oby

inni mieli mocniejsze głowy, bo jeśli spóźnimy się na lot, Donatello

oczywiście opierniczy za to mnie. Swoją drogą podczas całego naszego

pobytu był przez telefon wręcz podejrzanie miły. Najpierw się pieklił, że

wysyłam chłopaków na urlop, a potem zrobił się taki słodki, że aż

niedobrze mi się robiło. Ciekawe, czy ma coś do mnie, czy po prostu

zrozumiał, że miałam rację. Oby to drugie.

Nie chciałam wracać na imprezę, więc poszłam się zrelaksować do jacuzzi

na naszym ogromnym tarasie. W tę piękną, upalną noc tak naprawdę do

szczęścia brakowało mi jedynie drinka. Zrobiłam go sobie sama w barku

w proporcjach na chybił trafił i wskoczyłam do bąblującej wanny,


wcześniej zrzucając letnią sukienkę. Uznałam, że moje opalone ciało

doskonale się prezentuje w białym, skąpym bikini. Te wakacje naprawdę

dobrze mi zrobiły. Wypoczęłam i oderwałam się od obowiązków. Na myśl

o tym, że za dwa dni wrócimy do zimnego Nowego Jorku, zupełnie

odechciało mi się stąd wyjeżdżać. Zamknęłam więc oczy i cieszyłam się

ostatnimi chwilami wakacji.

Po jakimś czasie moją uwagę przykuł hałas z apartamentu. Obejrzałam

się, ale wokół panowały egipskie ciemności. Głosy ucichły, a ja znów

mogłam się relaksować. Dopiłam drinka i stwierdziłam, że chyba pora się

położyć. Zebrałam się i w samym bikini weszłam do środka. Zanim mój

wzrok przyzwyczaił się do mroku, minęła chwila, dopiero w korytarzu

zorientowałam się, że ktoś za mną idzie. Obejrzałam się i zobaczyłam, że to

Prince. Aż podskoczyłam.

– Nie strasz mnie tak! – ofuknęłam go.

– Nie straszę… – odpowiedział niewyraźnie.

Zdziwiłam się, bo akurat on dotąd nie pił tyle, żeby się nawalić, ale tym

razem był kompletnie pijany.

– Idziesz się położyć? – zapytałam.

– Nie wiem.

– Prince, pora spać. – Podeszłam do niego i zauważyłam, że ledwo stoi.

– Narzeczona mnie rzuciła – powiedział niespodziewanie i spojrzał na

mnie.

– Co takiego?

– Zostawiła mnie. Zadzwoniła i powiedziała, że odchodzi…

O cholera. Akurat zwierzeń z jego strony to się nie spodziewałam. Nie

przepadam za nim, ale gdy zobaczyłam, w jakim jest stanie, zrobiło mi się

go żal. Wiedziałam, że jest wierny i bardzo oddany swojej kobiecie.


– Chodź, pogadamy. – Wzięłam go za rękę i zaprowadziłam do swojej

sypialni.

Gdy usiadł na łóżku, myślałam, że się popłacze. Nie wiedziałam, jak się

zachować: współczuć mu czy obrócić to w żart? Męskie łzy bywają

rozczulające, ale i żałosne. On był zawsze taki twardy, a teraz całkiem się

załamał tym, że rzuciła go kobieta.

– Powiedziała, że ma mnie dość… – kontynuował, gdy usiadłam obok

niego.

– Dość ciebie?

– Mojego zachowania.

– To znaczy?

– Bo ja jestem dość stanowczy.

Chciało mi się śmiać, ale się opanowałam.

– Narzucasz jej swoje zdanie? – zapytałam wprost.

– To nie tak. Ja ją kocham…

– W to nie wątpię – wtrąciłam. – Masz trudny charakter. Może po

prostu porozmawiacie na spokojnie, jak wrócimy?

– Ona nie odbiera ode mnie telefonów. Podobno się wyprowadziła i nie

chce mnie widzieć.

– Prince, teraz wiele nie zdziałasz. Na miejscu może wszystko się

wyjaśni. – Wzruszyłam ramionami. Nie chcę się wtrącać w jego sprawy. On

westchnął głośno i siedział w milczeniu. Wstałam z łóżka i otworzyłam

drzwi, dając do zrozumienia, że skończyliśmy rozmowę.

Prince się podniósł i niespiesznie podszedł do drzwi.

– Dobranoc, Abigail – wybełkotał.

– Dobranoc, Prince, i nie przejmuj się na zapas. Może to chwilowy

kryzys – powiedziałam na odchodne, by go pocieszyć.


Zatrzymał się w pół kroku i spojrzał na mnie. Uśmiechnęłam się lekko

i położyłam dłoń na klamce, by zamknąć za nim drzwi. Jego dłoń jednak

wylądowała na mojej, a drugą nagle objął mnie w talii.

– Co ty robisz?! – pisnęłam, próbując się wyrwać.

On nic nie odpowiedział, tylko wdarł się w moje usta i pchnął mnie na

ścianę obok drzwi. Gdy chciałam go odepchnąć, chwycił moje dłonie

i uniósł nad głowę, ściskając je mocno. Nie panował nad sobą i nie miałam

pojęcia, co w niego wstąpiło. Po każdym z drużyny mogłabym się

spodziewać takiego zachowania, zwłaszcza po alkoholu, ale nie po nim.

Zaczął się do mnie dobierać w obrzydliwy sposób. Zerwał górę od

bikini i kolejnymi pocałunkami tamował mi oddech, a gdy próbowałam

stawiać opór, robił się bardziej brutalny. W pewnym momencie udało mi się

wyrwać dłoń i chciałam go uderzyć, czy przynajmniej odepchnąć, a wtedy

Prince przewrócił mnie na podłogę. Upadłam z impetem na dywan

i krzyknęłam przerażona. Wtedy on zatrzasnął drzwi i przygniótł mnie

swoim ciałem, po czym wymierzył mi siarczysty policzek. Od razu

przypomniał mi się Alan i nasza noc poślubna. Zaczęłam wołać o pomoc,

ale jedyną osobą w apartamencie oprócz nas był przecież pijany, śpiący jak

kamień Marcus. Prince jak w amoku zerwał ze mnie majtki i dalej obłapiał,

jakby nie był sobą. Szarpałam się i walczyłam, by się wyrwać, ale z tak

silnym mężczyzną nie miałam szans. Kopnęłam go raz i drugi, lecz był jak

ze stali, a mój opór wzbudzał w nim coraz większą agresję. W końcu

przyłożył mi z impetem w szczękę i ostatnie co pamiętam, to smak krwi

w ustach.
Rozdział 9

Gdy odzyskałam przytomność, poczułam niebywałą wściekłość.

Zamachnęłam się i uderzyłam go z taką siłą, że aż głowa mu odskoczyła.

Wyrwałam się i przeczołgałam bliżej łóżka, próbując się ratować. Prince

wstał i najpierw kopnął mnie w żebra tak mocno, że na chwilę straciłam

oddech, a potem chwycił za włosy i jak kukłę rzucił na łóżko.

– Prince, oszalałeś?! Co ty wyprawiasz?! Prince! – krzyknęłam

i poderwałam się, chcąc mu uciec.

– Zostajesz tu, Abi! Nie waż się ruszyć! – Chwycił mnie za kostkę

i przekręcił tak gwałtownie na plecy, że aż jęknęłam z bólu. Znowu chciał

mnie uderzyć, ale zasłoniłam twarz dłońmi. Usłyszałam dźwięk

rozpinanego paska i rozporka.

– Nie dotykaj mnie! Prince, odwal się! Spieprzaj! Zostaw mnie! –

wrzeszczałam, zanim zdjął spodnie i znowu przygniótł mnie swoim ciałem.

Tłukłam go, drapałam i gryzłam, ale on nic sobie z tego nie robił. Straciłam

już nadzieję, że się opamięta, i opadłam z sił.

Gdy przywarł do mnie gołym ciałem, rozpłakałam się. Nie chciałam, by

to zrobił, bo byłam pewna, że nie jest sobą.

– Prince, błagam cię… – zakwiliłam cicho, gdy na oślep celował

penisem między moje uda. Broniłam się, zaciskając je z całych sił.


– Zostaw ją, Prince! – usłyszałam nagle głos Jacoba.

Prince ani się obejrzał, a Jacob już był przy nas. Zepchnął ze mnie

mojego oprawcę, po czym obaj runęli na podłogę. Okryłam się

prześcieradłem i wyskoczyłam na korytarz. Nie obchodziło mnie, co Jacob

z nim zrobi. Po drodze minęłam Milana, Jamiego i Lucasa.

– Abi! – Jeden z nich chwycił mnie za rękę, ale się wyrwałam i pędem

wpadłam do głównej łazienki.

Natychmiast odkręciłam wodę pod prysznicem, by pozbyć się zapachu

perfum Prince’a. Cały czas czułam na sobie jego dłonie i naprawdę

próbowałam zrozumieć: dlaczego? Przecież gdyby nie Jacob, to zrobiłby mi

krzywdę, a rano zapewne nic by nie pamiętał. Usiadłam na podłodze pod

strumieniem wody, której chłód koił moje ciało. Pomogło mi się to

uspokoić i pozbierać myśli. Próbowałam usprawiedliwić Prince’a, bo to

naprawdę do niego nie pasowało. Muszę z nim porozmawiać, gdy tylko

wytrzeźwieje. Wyszłam spod prysznica i owinęłam się szlafrokiem któregoś

z chłopaków. Włosy osuszyłam ręcznikiem i zawinęłam sobie turban na

głowie. Nagle zobaczyłam w lustrze, że mam zaczerwieniony policzek

i rozciętą wargę. Dlaczego ten idiota się nie opanował? Co, do cholery,

w niego wstąpiło? Wyszłam z łazienki i kompletnie wkurwiona, ruszyłam,

by z nim pogadać. W korytarzu jednak zastałam wszystkich chłopaków

oraz policję. Zrobiłam wielkie oczy, a Jacob pierwszy do mnie doskoczył.

– Boże, nic ci nie jest?

– Nie. Gdzie ten kretyn?! – zapytałam, nie widząc sprawcy awantury.

– Aresztowaliśmy go. Jest pani w stanie zeznawać? – odezwał się jeden

z policjantów.

Kto wezwał policję, do cholery?!

– Nie. Nie będę zeznawać i nie wnoszę żadnego oskarżenia! –

krzyknęłam wściekła. Nie chcę kolejnego skandalu, a na pewno nie z moim


i jego udziałem. Donatello by mnie chyba rozszarpał, a Prince’a wywalił

z drużyny.

– Zostaliśmy wezwani…

– Nie interesuje mnie to, panie władzo. To nieporozumienie i proszę

wypuścić mojego zawodnika – przerwałam mało kulturalnie.

– Abi, ale… – wtrącił Aiden.

Zgromiłam go wzrokiem, podobnie jak resztę drużyny. Zdawałam sobie

sprawę, że mają wiele do powiedzenia, ale czują przede mną respekt.

Nawet Jacob się zamknął, widząc, jaka jestem wkurwiona.

– Jest pani pewna, pani Jefferson? – zapytał funkcjonariusz.

– Tak, jestem pewna i przepraszam za zamieszanie. Już będziemy

spokojni – zapewniłam, a któryś z chłopaków prychnął pod nosem. Znowu

zgromiłam ich wzrokiem i odprowadziłam policjantów do wyjścia.

Na korytarzu zobaczyłam skutego w kajdanki Prince’a. Stał twarzą do

ściany jak skazaniec, a pilnowało go kolejnych dwóch mundurowych. No,

bez jaj. To nie morderca…

– Proszę go wypuścić – powiedziałam.

Prince spojrzał na mnie tak cholernie smutno.

– Robi to pani na własną odpowiedzialność – wtrącił policjant, jakby

mnie ostrzegał.

– Jestem dużą dziewczynką i sobie poradzę. Wypuśćcie go –

powtórzyłam.

Funkcjonariusz rozkuł Prince’a, który nawet nie spojrzał mi w oczy.

– Poczekaj na mnie! – Chwyciłam go za ramię, gdy chciał wrócić do

apartamentu.

Posłusznie się zatrzymał i czekał, aż odprawię policję. Jako prezes nie

mogę dopuścić do afery. Nakłamałam policji, że to była głupia zabawa,


która wymknęła się spod kontroli. Gdy w końcu opuścili nasze piętro,

podeszłam do Prince’a.

– Abi, ja… – wydukał.

– Masz u mnie przerąbane. Nienawidzę facetów, którzy nie rozumieją

słowa „nie”. – Oparłam się o ścianę, wypuszczając wstrzymywane

powietrze z płuc.

– Przepraszam – bąknął i spojrzał na mnie.

– Przepraszasz za co, Prince? Do cholery, czy ty masz świadomość, co

próbowałeś zrobić?! – wrzasnęłam na niego. Kurwa mać! Dawno nie byłam

taka wściekła.

– Tak…

– I co?! Mam to puścić płazem? Uratowałam ci dupę, miałbyś proces!

– Nie pierwszy raz – wtrącił.

– O, dobrze wiesz, że tym razem nie poszłoby ci gładko. Próba gwałtu

to poważna sprawa! Do diabła, Prince, co cię napadło?!

– Nie wiem. – Wzruszył ramionami. – Nie wiem, Abi…

– Zawieszam cię na najbliższe dwa tygodnie po powrocie. Powiesz

Donatellowi, że jesteś chory – stwierdziłam zimno.

– Dwa tygodnie? – podniósł głos.

– Wolisz wylecieć? – zapytałam groźnie.

– Nie.

– Więc podkul ten swój zwiędły ogonek i spieprzaj spać!

Ruszyłam do apartamentu, nie oglądając się na niego.

– Przepraszam, Abi! – krzyknął za mną. – Jestem największym frajerem

na świecie, że mu uwierzyłem… – powiedział, a ja spojrzałam na niego.

– Komu? – spytałam, a on dopiero wtedy się zorientował, że prawie mi

się wygadał. Speszony, spuścił wzrok. Złość, która zaczęła mi mijać,


wróciła ze zdwojoną siłą. Wpadłam do apartamentu i od razu przeszłam do

salonu.

– Który z was ma czelność zakładać się o mnie w taki popieprzony

sposób?! – ryknęłam na całą tę bandę beznadziejnych frajerów. Boże!

Nienawidziłam w tym momencie każdego z nich.

Zmieszali się i wymienili durnymi spojrzeniami.

– Abi, to nie tak! – zawołał Prince, który wpadł do salonu zaraz za mną.

– A jak?! Kurwa, a ja miałam was za przyjaciół. Byliście dla mnie jak

bracia!

– Nie przesadzaj, Abi. Nic się nie stało… – powiedział Aiden.

To był chyba dla mnie największy szok, bo po nim najmniej bym się

tego spodziewała.

– Że co? Słucham?!

– Jeśli myślisz, że to któryś z nas, to się mylisz – dodał.

– Zejdźcie mi z oczu. Nie chcę was widzieć do końca życia! –

wydarłam się na nich i pobiegłam do swojej sypialni.

Pieprzona solidarność plemników. Ja im pokażę! Załatwiłam im

wakacje, by odpoczęli, zregenerowali się, a oni co? Urządzili sobie jakieś

durne zakłady. Jacob zapewne też brał w tym udział. Stąd te podchody.

Czułam się jak przedmiot. Czy to, że mam cipkę, oznacza, że faceci widzą

we mnie tylko jedno? Doskonale zdaję sobie sprawę ze swojej fizycznej

atrakcyjności, ale… Tak mnie to wkurza, gdy facet myśli wyłącznie

o jednym. Jak mogą mnie tak traktować? Przecież naprawdę byli zawsze

dla mnie jak rodzina…

– Abi? – usłyszałam głos i pukanie do drzwi.

– Spieprzaj, Jacob! Nie chcę was znać! – wrzasnęłam.

– Otwórz! Proszę cię…


– Nie! Odwal się, ty i twoi nowi przyjaciele, z którymi tak świetnie się

bawisz!

– Ja nie wiedziałem. Nie biorę w tym udziału! – Rąbnął pięścią

w drzwi, aż podskoczyłam.

– Jasne… – bąknęłam pod nosem i przebrałam się w piżamę.

– Kurwa, no uwierz mi! Otwórz te pieprzone drzwi! – Znowu walnął

pięścią.

– Nie otworzę ci, chociażbyś stał tam do rana! – Zgasiłam światło

i wsunęłam się pod kołdrę.

– To Donatello – powiedział nagle.

– Co niby Donatello? – jęknęłam zniecierpliwiona.

– To on poprosił Prince’a, by cię uwiódł…

Aż usiadłam. Minęło parę sekund, zanim wstałam i podeszłam do

drzwi.

– O czym ty mówisz? – zapytałam, uchylając je lekko.

– Mogę wejść czy będziesz mnie tu trzymać?

Wyjrzałam niepewnie, ale nie zobaczyłam żadnego z chłopaków.

– Jeśli mnie wkręcasz, to nie wiem, co ci…

– Donatello chce się ciebie pozbyć z zarządu. To był jego plan… –

przerwał mi w pół słowa.

Spojrzałam na niego oniemiała i chwyciłam go za rękę, po czym

wciągnęłam do środka.

– Skąd o tym wiesz? – zapytałam z niedowierzaniem.

– Słyszałem rozmowę telefoniczną. Było to już kilka dni temu, ale

myślałem, że się nie odważy. Abi, Prince chciał cię zgwałcić! – Jacob

podszedł do mnie i spojrzał na moją twarz. – Uderzył cię! – dodał, widząc

zapuchniętą wargę.
– Ale skoro miał mnie uwieść, to dlaczego zaatakował? To ma być

uwiedzenie? – Nie mogłam się nadziwić. Może jestem jakaś niedzisiejsza,

ale czasy, kiedy kobietę waliło się maczugą w łeb, a potem zanosiło do

jaskini, by kopulować, chyba dawno się skończyły?


Rozdział 10

Rozmawialiśmy z Jacobem do rana, próbując pojąć, o co chodzi temu

staruchowi Donatellowi. Co on się mnie tak uczepił? Nie miał

najmniejszego pojęcia, jak szybko drużyna i cały klub rozpadłyby się,

gdyby nie ja.

– I co teraz zrobisz? – zapytał, gdy usiedliśmy na leżakach na tarasie.

– Nie wiem. Muszę obmyślić jakiś plan. Skoro on chce mnie wykopać,

będzie próbował dalej… – Westchnęłam głośno.

– Nie daj mu się, Abi. Mogę ci jakoś pomóc? – Spojrzał na mnie, a jego

cudowne oczy zabłyszczały w świetle księżyca.

Och, Jacob… Gdybyś ty wiedział, co mam ci do powiedzenia…

– Dzięki. Jeśli mówisz prawdę, to jestem ci wdzięczna, że mi o tym

powiedziałeś. – Uśmiechnęłam się lekko.

– Po co miałbym kłamać? Nie jestem desperatem, który w zemście

próbuje wciskać ci kit – obruszył się.

– Mam nadzieję. – Znowu na niego spojrzałam. – Idziemy spać? Rano

mamy lot… – Jacob wstał i podał mi rękę.

– Chcesz spać sama? – zapytał wesołym tonem.

– Jacob, daj spokój. – Pokręciłam głową.


– Tak tylko pytam! – Najeżył się. – Pomyślałem, że będziesz czuła się

bezpieczniej, gdy położę się obok – dodał całkiem poważnie.

– Ale bez numerów?! – Zmrużyłam oczy.

– Obiecuję, że cię nie dotknę! – Podniósł dłonie w geście kapitulacji

i spojrzał tak uroczo.

– Niech będzie – zgodziłam się i razem weszliśmy do środka.

Położyłam się po prawej stronie łóżka i nakryłam kołdrą. W ciemności

zerkałam ukradkiem, jak Jacob pozbywa się koszulki i spodenek. Starałam

się nie gapić, ale marnie mi to szło. Gdy materac ugiął się pod jego

umięśnionym ciałem, aż przeszedł mnie dreszcz. Cholera! Miałam

wrażenie, że coś nas do siebie przyciąga. W sumie nie „coś”, bo doskonale

wiedziałam, co to jest. W końcu łączyło nas więcej, niż można sobie

wyobrazić.

– Dobranoc – powiedział, naprawdę starając się nawet mnie nie

dotknąć.

– Dobranoc, Jacob – odpowiedziałam cicho i przekręciłam się na bok,

pupą do niego. Serce waliło mi jak szalone i od razu wiedziałam, że nie

zasnę. Zaczęłam się kręcić, mając w głowie jeden wielki mętlik.

Wydarzenia dzisiejszego dnia zeszły na dalszy plan. Czułam jego oddech na

karku, ciepło tego cudownego ciała, mimo że ON leżał metr ode mnie.

– Śpisz? – zapytał cicho.

Uśmiechnęłam się.

– Nie. Nie mogę zasnąć…

– Ja też nie. – Jego dłoń musnęła moje nagie ramię, a ja zadrżałam.

Och! Odwróciłam się gwałtownie, tak że znaleźliśmy się twarzą

w twarz.

– Masz w sobie coś takiego… – Nie zdążyłam odpowiedzieć, a jego

gorące usta odebrały mi oddech.


Pocałował mnie namiętnie i tak pożądliwie, że aż jęknęłam. Przywarł

do mnie, a ja oplotłam go ramionami. Zaczęliśmy się całować. Boże, jego

pocałunki zawsze mnie obezwładniały. Po tylu latach był w tym chyba

jeszcze lepszy. A może to ja nabrałam doświadczenia? Sama nie wiem,

zresztą nieważne…

– Ja nie chcę…

Znowu nie pozwolił mi dokończyć, gdy usiłowałam powiedzieć, że nie

chcę się zagalopować. On jednak doskonale o tym wiedział. Nie robił nic,

czego bym nie chciała. Całowaliśmy się i delikatnie dotykaliśmy jak para

nastolatków, a ja znowu przypomniałam sobie tego słodkiego, kochanego

Jacoba.

– Jesteś piękna, Abi… – wyszeptał, wsuwając mi niepewnie dłoń pod

koszulkę.

Gdy ścisnął moją pełną pierś, jęknęłam przeciągle, wyginając plecy

w łuk. Chwyciłam jego twarz i pocałowałam mocno, pragnąc sobie ulżyć

chociaż w ten sposób. Jeśli nie zapanuję nad moją pulsującą waginą, to

zaraz źle się to skończy. Jacob wciągnął mnie na siebie, tak że usiadłam na

nim. Znowu chciał dotknąć moich piersi, ale złapałam go za nadgarstki

i przyszpiliłam do poduszek. Oczywiście doskonale zdawał sobie sprawę

z tego, że jest silniejszy, ale nie walczył. Spojrzał na mnie, zaciekawiony,

jaki mam plan. Ale ja nie miałam planu. Wiedziałam jedynie, że TO nie

może się stać dzisiejszej nocy ani żadnej innej. Mimo to ponownie go

pocałowałam, a biodrami zaczęłam się delikatnie ocierać o jego bokserki.

Dzielił nas jedynie cienki materiał jego i mojej bielizny. Moja silna wola

toczyła walkę ze spragnioną i pulsującą cipką. Kto wygra? Tego dowiemy

się w drugiej rundzie. Nastąpiła ona już po chwili, gdy Jacob, widząc, że

nie zabieram się do rzeczy, przekręcił nas oboje, tak że znalazłam się pod
nim. Uniósł moje uda, bym oplotła go nogami w pasie, a moje biodra

docisnął do materaca.

– Droczysz się ze mną? – zapytał, dysząc w moje usta.

Oboje byliśmy mokrzy, jakbyśmy przebiegli maraton.

– Nie… – odpowiedziałam, łapiąc oddech.

– Więc powiedz mi, czego chcesz.

– Nie wiem. Po prostu nie zrób mi znowu krzywdy – powiedziałam

bezmyślnie, ale on nie skojarzył, o co mi chodzi.

Spojrzał na mnie i na chwilę zamarłam. Ugryź się w język, Abi!

– Jak nie chcesz, to nie musimy tego robić. Możemy się poprzytulać. –

Uśmiechnął się, a ja odetchnęłam z ulgą.

Może myśli, że mam awersję do seksu? W sumie to prawda, ale przy

nim ta niechęć kompletnie znika i robi mi się z mózgu majonez.

– To ja poproszę o przytulanie. – Odwzajemniłam uśmiech, a on położył

się obok.

– Jeśli miałabyś wyznać zupełnie obcej osobie swoją największą

tajemnicę, co by to było? – zapytał nagle, totalnie mnie zaskakując. Dobrze,

że nie widział mojej miny.

– Nie zdradzę ci swoich tajemnic, Jacob – wymigałam się.

– Ojej, to było czysto teoretyczne pytanie! – Znowu się zaśmiał.

– Więc czysto teoretycznie ci nie odpowiem. Mogę się przytulić? –

zapytałam, spoglądając na niego.

– Jasne, Abi. Zawsze… – Objął mnie i przyciągnął do siebie. Och…

Doskonale pamiętam te chwile, gdy zasypiałam w jego ramionach. Mimo

wszystko zawsze czułam się w nich bezpiecznie i komfortowo. Tym razem

to uczucie powróciło. Przez tę noc znowu byłam tamtą Abi, zakochaną po

uszy nastolatką, i było mi tak cholernie dobrze. Nie chciałam się obudzić
i od nowa udawać przed całym światem, jaka to jestem silna i niezależna.

Pragnęłam jedynie, by Jacob sam mnie rozpoznał, powiedział, jak bardzo

mnie kocha i przeprasza… Jasne! Gdyby to było takie banalnie proste.

Poranek okazał się gorszy, niż się spodziewałam. Gdy się obudziłam,

Jacoba już przy mnie nie było, a to wystarczyło, żebym miała humor do

bani. Spakowałam walizki i wystawiłam je na korytarz, gdzie stały już inne

bagaże. Gdy dosiadłam się do chłopaków przy śniadaniu, poczułam się

dziwnie. Trochę jak… intruz? Wymowna cisza między członkami drużyny

nie zwiastowała niczego dobrego. Prince w ogóle na mnie nie patrzył,

Aiden też nie… Nie miałam pojęcia, co się dzieje, ale byłam pewna, że po

powrocie zmuszę ich do szczerej rozmowy i przyznania się, kto jeszcze

siedzi w tym układzie z Donatellem.

– Podasz mi mleko? – zapytałam Marcusa, który zajadał się jajecznicą

na bekonie.

– Jasne… – Podsunął mi dzbanek.

– Dzięki – bąknęłam i zerknęłam na Jacoba.

Pstrykał coś na komórce, co doprowadzało mnie do szału. Nawet się ze

mną nie przywitał, a liczyłam na to, że po miłej nocy coś się zmieni. On

jednak przy chłopakach znowu zachowywał się jak idiota.

– O której mamy lot? – spytał Bruno. Ogolił się i tak ładnie pachniał.

Spojrzałam na niego, a on uśmiechnął się przyjaźnie. Już po tym

uśmiechu widziałam, że akurat on ma czyste sumienie.

– Za trzy godziny, więc musimy się niedługo zbierać – odpowiedziałam,

nalewając sobie mleka do miseczki. Sięgnęłam po płatki, po które w tym

samym momencie wyciągnął rękę Prince. Spojrzał na mnie i od razu spuścił

wzrok.

– Proszę, ty pierwsza – powiedział niepewnie.


Bez słowa nasypałam sobie płatków i przysunęłam je bliżej niego.

Zjadłam w milczeniu i poszłam do sypialni sprawdzić, czy niczego nie

zapomniałam. Rozejrzałam się i chwyciwszy najmniejszą z walizek,

wyszłam, zamykając za sobą drzwi.

W Nowym Jorku wylądowaliśmy po pięciogodzinnym locie. Byłam

dziwnie zmęczona i od razu chciałam pojechać do swojego mieszkania.

Jutro zmierzę się z Donatellem i tym całym syfem. Gdy czekałam przed

lotniskiem na wolną taksówkę, podszedł do mnie Aiden. Spojrzałam na

niego, wkurzona za wczorajszą sytuację.

– Mogę się zabrać z tobą? – zapytał.

– Po co?

– Chyba mamy do pogadania, prawda?

– Na szczerość ci się zebrało? Jesteś świnią, wczoraj to udowodniłeś! –

warknęłam na niego.

– To większa afera, Abi, i naprawdę ci radzę, żebyś mnie

wysłuchała… – Spojrzał na mnie poważnie.

Pokazałam, by wsiadł do taksówki; mimo wszystko byłam ciekawa, co

ma do powiedzenia. Zawsze myślałam, że trzyma moją stronę, więc może

wczorajsze słowa to tylko chwilowe zaćmienie? Z drugiej strony powinnam

być ostrożna; tak naprawdę nie wiadomo, komu można zaufać. W co grał

Donatello i dlaczego wciągał w to zawodników? Nie wiedziałam… ale to

na pewno nie był czysty sport.


Rozdział 11

Dotarliśmy do mojego mieszkania prawie po dwóch godzinach stania

w korku. Nowy Jork często daje popalić. Dziś właśnie miałam taki dzień, że

odczułam, jakie to miasto potrafi być wkurwiające.

– Usiądź, proszę, za chwilę do ciebie przyjdę – zaprosiłam Aidena do

salonu, a sama poszłam się odświeżyć do łazienki. Podróż bardzo mnie

zmęczyła, a na myśl o tym, co za chwilę usłyszę, cała się spięłam. Długi

gorący prysznic wcale mi nie pomógł. Ubrałam się po domowemu

i wróciłam do Aidena, który już zdążył się rozgościć. Właśnie popijał piwo

i oglądał kanał sportowy.

– Dłużej się nie dało? – Rzucił mi wkurzone spojrzenie.

– Nie przesadzaj. Jestem tylko kobietą. – Wzięłam dwie tabletki od bólu

głowy, popiłam wodą, po czym dołączyłam do niego. Nie ukrywałam, jaka

jestem zła za jego wczorajsze zachowanie. Zawiódł mnie na całej linii.

– Donatello chce cię usunąć z zarządu. – Od razu przeszedł do rzeczy.

Ale to żadna nowość, bo akurat tego dowiedziałam się od Jacoba.

– Wiem o tym.

– Domyślasz się dlaczego? – zapytał.

– A niby jak, Aiden? Nie poszłam z nim do łóżka… pewnie dlatego. –

Na myśl o tym starym zboku aż się wzdrygnęłam.


– Myślisz, że naprawdę chodzi tylko o to? – Poprawił się na sofie i upił

łyk piwa.

– Nie wiem. Nic mu nie zrobiłam, znam go raptem od trzech lat…

– A czy jest coś, co on może wyciągnąć z twojej przeszłości?

Przełknęłam ślinę, gdy o to zapytał. Mojej przeszłości nikt tu nie zna.

Wszyscy myślą, że pochodzę z dobrej rodziny, a prezesem klubu zostałam

przypadkiem. Nikt nie ma pojęcia o Danielu i o tym, co się działo, gdy

byłam nastolatką.

– Każdy ma jakieś tajemnice… – odpowiedziałam zdawkowo.

– Więc lepiej trzymaj je głęboko ukryte przed Donatellem. On chce cię

zniszczyć, Abi…

– Co masz na myśli? – Spojrzałam na niego badawczo.

– Mnie też proponował, bym cię uwiódł, a potem opowiedział o tym

w mediach. Z tego, co wiem, proponował to każdemu z drużyny za

ogromne pieniądze… – Zrobiłam wielkie oczy.

– Czy tylko Prince się zgodził? – zapytałam przerażona.

– Nie wiem, ale niech ci przez myśl nie przejdzie, że ja się zgodziłem.

Byłem przekonany, że nikt się nie zgodził… Aż do wczoraj.

– Prince przyszedł do mnie i powiedział, że narzeczona go rzuciła.

Słysząc to, Aiden roześmiał się i pokręcił głową.

– Wykorzystał twoją naiwność i dobroć.

– Więc dlaczego wczoraj zachowałeś się jak dupek?! – warknęłam.

– Przepraszam, ale nie chcę wylecieć z drużyny… – powiedział

szczerze.

– Myślisz, że Donatello by cię wyrzucił, gdybyś się za mną wstawił?!

– Nie wiem… Nie dzieje się dobrze, Abi, a ja nie chcę ryzykować

kariery…
– Świetnie, myślałam, że jesteś moim przyjacielem. – Odwróciłam się

od niego. Chciało mi się płakać.

– Abi, no co ty… – Aiden przysunął się bliżej i dotknął mojego

ramienia.

– Nie dotykaj mnie i idź już sobie! – Odepchnęłam jego dłoń.

– Myślałem, że spędzimy ten dzień razem…

– Źle myślałeś i daj mi spokój! – Wstałam i podeszłam do okna. Znowu

czułam się taka okropnie samotna.

– Gdybyś kiedyś chciała pogadać, to wiesz, gdzie mnie szukać… –

powiedział i wyszedł.

Dopiero gdy zamknęłam za nim drzwi, rozpłakałam się. Znowu

nadeszły moje gorsze dni. Chciałam po powrocie odwiedzić Daniela, ale to

chyba nie był dobry pomysł. Pogorszyłoby to mój i tak kiepski nastrój.

Zamówiłam sobie pizzę, a potem poszłam się skatować na siłowni.

Wyciskałam siódme poty na bieżni tak długo, aż zrobiło mi się słabo. Na

myśl, że jutro muszę iść do pracy i stanąć oko w oko z Donatellem,

odechciewało mi się wszystkiego. Mam z nim porozmawiać? Obleciał mnie

strach, że zacznie drążyć w mojej przeszłości i dokopie się do tego całego

gówna. Byłoby kiepsko, gdyby to wszystko wyszło na jaw.

Siedem lat wcześniej…

– Alan, nie stać mnie na ten hotel… – powiedziałam cicho, gdy

zatrzymał się pod jednym z najdroższych hoteli w Las Vegas. Przebudziłam

się przed kilkoma minutami, ta długa podróż mnie wykończyła.

– Nie martw się o pieniądze. Ja płacę… – Spojrzał na mnie i uśmiechnął

się szeroko. Odpięłam pas i niepewnie wysiadłam z auta. Wow! Ten hotel to

jakiś kosmos. Ile musi w nim kosztować jedna noc?


– A ciebie na to stać? – zapytałam.

Alan wysiadł i podszedł do mnie.

– Nie zapraszałbym cię tutaj, gdyby nie było mnie stać, Abi.

Objęci, ruszyliśmy do wejścia, nad którym rozpostarty był czerwony

baldachim. Hotel wyglądał jak z filmu. Czerwony dywan i pan w czapce

z daszkiem. Nie wierzyłam, że to się dzieje naprawdę. Zagubiona nastolatka

z mało zamożnej rodziny… Tutaj? W Las Vegas, w centrum świata.

Kiedy weszliśmy do środka, Alan gestem dał mi znak, bym poczekała,

a sam poszedł nas zameldować. Patrzyłam z podziwem na ten luksus

i przepych wnętrza. Chyba największe wrażenie zrobiła na mnie fontanna

na środku holu. Podeszłam do niej i usiadłam na szerokim murku.

Zanurzyłam opuszki palców w chłodnej wodzie i zerknęłam na Alana.

Wyjął z portfela plik gotówki i zapłacił z góry za całą noc. Skąd on ma tyle

pieniędzy? Aż tak dużo udało mu się odłożyć? Imponowały mi jego

zaradność i to, jak się mną opiekował. To idealny chłopak, ale ja tak

naprawdę nie wiedziałam, czego mogę oczekiwać. Czy chciał być ze mną?

– To apartament prezydencki? – zapytałam, gdy weszliśmy do naszego

pokoju. Był ogromny i ekskluzywnie urządzony.

– Abi, nie przesadzaj! – Zaśmiał się i postawił nasze torby przy

komodzie w salonie. Przylegały do niego sypialnia i łazienka oraz jeszcze

jedno pomieszczenie. Istny raj!

– Zamówimy coś do jedzenia do pokoju? – zaproponowałam

podekscytowana. Zawsze marzyłam, by znaleźć się w takim miejscu i jeść

truskawki z czekoladą w łóżku, ubrudzić pościel, a potem nie musieć

niczego sprzątać.

– Jasne, na co masz ochotę? – Podszedł do telefonu i sięgnął po menu.

– Na frytki z keczupem i truskawki z czekoladą! – odpowiedziałam

wesoło. Widok z okna był powalający. Obejrzałam się i z uśmiechem


spojrzałam na Alana.

– Jak sobie życzysz, słoneczko. – Odwzajemnił uśmiech i zadzwonił, by

zamówić dla nas jedzenie.

Ja w tym czasie zwiedzałam nasz apartament. W sypialni wskoczyłam

na łóżko i zaczęłam po nim skakać jak wariatka.

– Ale super! Ale super! – krzyczałam, podskakując prawie do sufitu.

Dawno nie byłam taka beztroska i taka wolna. Znowu poczułam się jak

nastolatka. Jakby to, co mi się przytrafiło, nie miało teraz znaczenia.

– Niedługo pojawi się kelner z naszym zamówieniem – powiedział

Alan, wchodząc do sypialni. Widząc, jak bardzo się cieszę, sam także

wskoczył na łóżko i chwycił mnie za ręce.

Podskakiwaliśmy i śmialiśmy się jak dzieci. Gdy w końcu opadłam na

plecy, Alan położył się obok, po czym nachylił się nade mną.

– Ale super! – powtórzyłam, dysząc ciężko, zmęczona naszymi

wygłupami. Spojrzałam na niego, a on przyglądał mi się uważnie.

– Zostaniesz moją żoną, Abi? – zapytał niespodziewanie.

W pierwszej chwili nie zrozumiałam, o czym mówi, a potem się

roześmiałam.

– Nie żartuj sobie z mnie.

– Nie żartuję – odparł i wyciągnął z kieszeni pokryte zamszem

pudełeczko.

Otworzyłam usta ze zdziwienia. Czy to się dzieje naprawdę?

– Ale…

– Czekałem z tym, aż tutaj przyjedziemy. Zakochałem się w tobie, Abi,

i chcę, byś została moją żoną. – Otworzył pudełko, a moim oczom ukazał

się śliczny, delikatny pierścionek z błękitną cyrkonią w kształcie kwiatka,

która zalśniła w świetle lampki nocnej. Obrączka była z białego złota.


– Mówisz serio? – spytałam z niedowierzaniem. Jak ktoś może mnie

chcieć? Po tym wszystkim, co zrobiłam? No tak, on przecież nie wie, co się

stało, i zapewne tylko dlatego jeszcze mnie nie skreślił.

– Tak, Abi. Kocham cię – Pocałował mnie gwałtownie i namiętnie.

Objęłam go, a moje łzy zaczęły moczyć nasze policzki.

– Nie płacz. Proszę, nie płacz… Przy mnie będziesz się już tylko

uśmiechać – wyszeptał, naciągając na nas kołdrę.

Zaczęliśmy się rozbierać, a ja dopiero teraz uświadomiłam sobie, jak

bardzo mnie pragnie. Wcześniej starałam się tego nie dostrzegać, ale teraz,

skoro miał zostać moim mężem…

– Tak – wyszeptałam.

– Co „tak”? – wydyszał ciężko, odrywając się od moich piersi.

– Zostanę twoją żoną, Alan – odpowiedziałam, a on ponownie mnie

pocałował.
Rozdział 12

Założyłam swój najlepszy garnitur, najwyższe szpilki i wyszłam z domu, by

zmierzyć się z Donatellem. Dziś pierwszy dzień po moim słodko-gorzkim

urlopie. Noc miałam okropną i musiałam nałożyć naprawdę dużo korektora

pod oczy, by ukryć cienie. Mocna kawa i tabletka od bólu głowy pomogły

mi jakoś przetrwać ten poranek. Ferdynand, widząc mój kiepski nastrój,

ukłonił się jedynie i otworzył mi drzwi.

– Miłego dnia, panienko! – Uśmiechnął się pocieszająco.

– Wzajemnie, Ferdynandzie! – odpowiedziałam i wyszłam z budynku.

W Meksyku było ciepło i słonecznie, a tutaj, w Nowym Jorku, zima

zbliżała się nieubłaganie. Taka zmiana klimatu dodatkowo źle na mnie

wpływa. Ruszyłam do przejścia dla pieszych i jak zwykle przyspieszyłam

kroku, by zdążyć na zielonym. Zachwiałam się na swoich niebotycznych

szpilkach i… No nie wierzę! Pierwszy raz w życiu złamałam obcas, który

utknął między płytami chodnika, a ja poleciałam jak długa. Upadłam na

kolana, a potem dłońmi zaryłam w pas zieleni oddzielający chodnik od

jezdni.

– Kurwa! – zaklęłam na głos. Rzadko mi się to zdarza, tym bardziej

przy ludziach.

– Nic ci nie jest? – Poczułam na biodrach dłonie mężczyzny.


Nie wiem, co we mnie wstąpiło, bo zaczęłam pokrzykiwać na tego

biedaka.

– Co to za głupie pytanie?! Zniszczyłam buty za siedem tysięcy! –

Zanim podniosłam wzrok i zorientowałam się, że ten biedak to dorosły

facet, dodałam: – To wszystko przez was! – i dopiero wtedy dostrzegłam te

piękne błękitne oczy.

– Przez kogo? – zapytał, marszcząc czoło, i podał mi torebkę

podniesioną z chodnika. Jego twarz mimo grymasu zaskoczenia wydała się

spokojna i do tego… dawno nie widziałam takiego przystojniaka! Miał

dość długie czekoladowe włosy, lekki zarost, ubrany był dżinsy i elegancką

marynarkę; prezentował się naprawdę dobrze. On tu przechodzi

codziennie? Pod moim domem?

– Przez nikogo. Przepraszam… – bąknęłam i poczerwieniałam.

– Gdzie tak pędzisz na złamanie karku? – zapytał i w końcu się

uśmiechnął.

Dotarło do mnie, że nadal trzyma dłonie na moich biodrach, i zrobiłam

krok w tył. Na złamanym obcasie to jednak wcale nie takie proste.

Porażona widokiem mężczyzny, znowu prawie wylądowałam na trawniku.

Tym razem złapał mnie mocniej i uchronił przed kolejnym upadkiem. –

Może lepiej usiądź, zanim sobie zrobisz krzywdę… – Podprowadził mnie

do ławki i posadził na niej jak małą dziewczynkę. Spojrzałam na

zniszczone buty i zachciało mi się płakać.

– To Chanel! – pisnęłam i wzięłam do ręki but, patrząc z żalem na

złamany obcas.

– Powinien ci zapłacić odszkodowanie. Mogłaś złamać sobie nogę albo

co gorsza kark.

– Ale to Chanel… – Zerknęłam na faceta, który chyba próbował się nie

roześmiać.
– Dior robi solidniejsze obcasy. – Uśmiechnął się szeroko i wyciągnął

do mnie rękę. – Jestem Arthur.

– Abigail. – Uścisnęłam jego silną dłoń.

– Powiesz mi, gdzie się tak spieszyłaś? – zapytał, wpatrując się we

mnie.

– Do pracy, ale właściwie to już jestem spóźniona. Może więc

pójdziemy na kawę? – zaproponowałam kokieteryjnie.

– Właściwie to ja też jestem spóźniony. Przez ciebie… – Jego zadziorny

uśmiech sprawił, że od razu go polubiłam.

– A ja przez obcas. Umówmy się tak, że ja postawię ci kawę w formie

rekompensaty za spóźnienie, a od Chanel zażądam, żeby dali mi rabat na

kolejną parę… – Wstałam i zdjęłam buty, by się więcej nie przewrócić.

– Nie jestem pewny, czy Chanel daje rabaty na buty. – Również wstał,

a ja bez szpilek byłam od niego niższa chyba o pół metra. Zadarłam głowę,

by na niego spojrzeć.

– Ustalimy to po drodze. Chodźmy, bo zimno mi w stopy. – Ruszyłam

w kierunku budynku, a on poszedł za mną.

– Gdzie mnie prowadzisz?

– Do mojego mieszkania, nie będę latała po Manhattanie na bosaka! –

Chyba go zaskoczyłam, ale nie zrezygnował.

Wszedł za mną, a Ferdynand na nasz widok pokazał mi kciuk w górę.

Uśmiechnęłam się i pokręciłam głową. Gdy weszliśmy do windy, Arthur

zapytał:

– Nie boisz się, że jestem psychopatycznym mordercą czy bandytą?

– Jeśli nawet, z takim uśmiechem i takimi oczami to najlepsze, co

mogło mi się dziś przytrafić… – odpowiedziałam. Czy wspominałam już,

że uwielbiam flirtować?
– Jest aż tak źle? – Zaśmiał się.

– W moim życiu owszem. Szef pewnie mnie zwolni z powodu

dzisiejszej nieobecności, ale to mały pikuś w porównaniu z tym, jakim

koszmarem jest reszta mojego beznadziejnego życia! – Westchnęłam

i oparłam się o lustro w windzie.

– Nie wyglądasz na osobę, która by miała aż takie problemy… –

Spojrzał wymownie na mój drogi garnitur ze spodniami brudnymi od błota

i trawy oraz na szpilki, które trzymałam w ręku.

– Ach, te pozory…

– Rozumiem. – Podrapał się po zaroście i dodał: – Twój mąż nie będzie

miał nic przeciwko temu, że sprowadzasz sobie obcego faceta na kawę

z samego rana?

– Nie mam męża ani narzeczonego, ani nikogo… Nie miej wyrzutów

sumienia! – Drzwi windy otworzyły się na moim piętrze.

– Nawet gdyby było inaczej, to nie miałbym wyrzutów! – Podchwycił

mój humor.

Weszliśmy do mieszkania, a ja od razu poszłam się przebrać. To

nierozsądne i głupie zostawiać obcego faceta samego w salonie, ale w tym

momencie było mi naprawdę wszystko jedno, czy mnie okradnie,

zamorduje czy przeleci. A może gdyby mnie przeleciał, zrobiłoby mi się

lepiej? Przebrałam się w spódnicę z wyższym stanem i koszulę z żabotem,

po czym wróciłam do Arthura. Siedział grzecznie w kuchni i czekał na

mnie.

– Piękny masz widok z okna! – powiedział.

– Dziękuję. Jaką kawę pijesz? – zapytałam, podchodząc do ekspresu.

Dołączył do nas Clark i zaczął się ocierać o łydki mojego gościa.

– Czarną bez cukru. – Arthur nachylił się i wziął Clarka na kolana.


Byłam zaskoczona jego reakcją. Zawsze się tak łasi, a gdy ktoś próbuje

go pogłaskać, to drapie i syczy. Toleruje tylko mnie… no i najwidoczniej

Arthura.

– Czym się zajmujesz? – zapytałam zaciekawiona.

– Niczym specjalnym. Jestem przedstawicielem handlowym –

odpowiedział i postawił delikatnie kota na podłodze. – A ty? – Spojrzał na

mnie uważnie.

– Lubisz koszykówkę? – zapytałam, a on uśmiechnął się szeroko.

– Abigail Jefferson! To naprawdę ty?!

– W rzeczy samej… – Podałam mu kubek z kawą.

– Dziękuję. – Upił łyk. – Na żywo jesteś jeszcze piękniejsza niż

w gazetach – dodał.

– Mam nadzieję, że nie polecisz do brukowców z wiadomością, jaka ze

mnie łamaga – rzuciłam żartobliwie.

– Nie musisz się martwić, ale teraz mam na ciebie haka! – Mrugnął

porozumiewawczo, a ja się roześmiałam.

– I co w związku z tym?

– Mogę cię szantażować… – Oparł się o blat szafki i nie odrywając ode

mnie wzroku, kontynuował: – Ustalmy, że umówisz się ze mną na randkę,

a ja zapomnę o tym, jak wyrżnęłaś na trawnik…

– Randka szantaż? – Uniosłam brwi. – To mało oryginalne. – Znowu

zaczęłam się z nim droczyć.

– Przyznaję. Pewnie masz mnóstwo takich propozycji. – Zrobił

zmartwioną minę.

– Za dużo. – Trąciłam go lekko w ramię.

– Ale może dasz się namówić? Naprawdę potrafię być zabawny, a jeśli

trzeba, to i uwodzicielski… – Poruszył śmiesznie brwiami, a ja się


roześmiałam.

– Chcesz mnie uwieść?

– To niemożliwe? – Nie wiem, czy stwierdził czy zapytał.

– Mam serce z kamienia i pas cnoty – rzuciłam rozbawiona.

– I kota. Cholera, to nie wygląda dobrze! – dopowiedział i również się

roześmiał.

Wzięłam swoją kawę i zaprosiłam go do salonu. Usiedliśmy na sofach

i zaczęliśmy rozmawiać. O pogodzie. O Nowym Jorku. Korkach. Napięciu

przedmiesiączkowym. To niesamowite – gadaliśmy aż do południa

i wspaniale się odprężyłam w jego towarzystwie. Flirtowaliśmy w subtelny,

niewinny i zabawny sposób. Nie reagowałam na komórkę dobijającą się

w torebce. Zapomniałam na chwilę o wszystkich problemach.

– Naprawdę z nikim się nie spotykasz? – zapytał, gdy zamawialiśmy

pizzę. Było już wczesne popołudnie i zdążyliśmy zgłodnieć.

– Nie. Nie mam na to czasu ani ochoty, Arthur. Faceci to same

problemy – stwierdziłam, wybierając pizzę z menu. – Może pepperoni? –

zaproponowałam.

– Może być. – Wstał i podszedł do mnie. Przyglądał mi się uważnie

cały czas, gdy składałam zamówienie. Kiedy skończyłam, wyjął mi z ręki

telefon i mnie objął. – Odkąd cię zobaczyłem, cały czas się zastanawiam,

jak to jest całować takie usta… – Spojrzał wymownie na moje pełne wargi.

No proszę… Szybko przechodzi do rzeczy.

– I co zamierzasz z tym zrobić? – Przekręciłam głowę i prowokacyjnie

przygryzłam dolną wargę.

– Jeszcze nie wiem. Rozumiem, że nie rozdajesz darmowych buziaków

na prawo i lewo? – zażartował.

– Nie całuję się przed siedemnastą… – Spojrzeliśmy na zegarek, który

wskazywał kilka minut po trzeciej.


– Mam się wstrzymać jeszcze dwie godziny?

– Gdzieś tam na świecie już jest po siedemnastej – przekomarzałam się

dalej.

Arthur spojrzał pytająco, chyba nie bardzo wiedząc, co powinien zrobić.

Ależ z niego uroczy dżentelmen! Ciekawe, jakie ma wady. Patrzył mi

w oczy, jakby czekał na znak. Książę z bajki się znalazł czy co? Objęłam go

za szyję, sama prowokując pocałunek.

– Jesteś pewna? – zapytał.

– Zamknij się. Po prostu mnie pocałuj! – burknęłam zirytowana.

Arthur pchnął mnie lekko na komodę w przejściu i chwycił moje dłonie.

Uniósł je nad głową i zatopił usta w moich ustach. Ojej, nie spodziewałam

się, że aż tak dobrze całuje! Naprawdę mi się spodobało i nie miałam

ochoty przerywać. Tak dawno nie miałam faceta w łóżku, że całkiem

oszalałam, gdy ledwie dotknął mojej pupy. Nieśmiało położył dłonie na

pośladkach i ścisnął je. Jęknęłam z rozkoszy, co go ośmieliło.

Wylądowaliśmy na sofie i zaczęliśmy się rozbierać. Mój mózg przestał

działać, a kontrolę nad ciałem przejęła pulsująca, spragniona penisa cipka.

Co mogłam poradzić? Gdy ściągnęłam mu koszulkę i zobaczyłam to

zabójcze ciało, jakiekolwiek wątpliwości przestały mieć znaczenie. Moja

koszula i biustonosz też po chwili poleciały w powietrze i wylądowały na

dywanie.

– Są naturalne?! – Nie mógł uwierzyć, gdy zobaczył moje piersi. Objął

je i zaczął szaleńczo całować.

– Och, tak! – Odrzuciłam głowę do tyłu, napawając się pieszczotą.

Arthur zsunął się z sofy na podłogę i podciągnął mi spódnicę, by dobrać

się do koronkowych majtek. Zerwał je ze mnie jednym ruchem i uniósł się

lekko, by rozpiąć swój rozporek. Niecierpliwie czekałam, aż zsunie spodnie

i bokserki, ciekawa, co tam skrywa. Okej… Spodziewałam się czegoś


lepszego, ale przy moim wyposzczeniu dobre i to. Musnął palcami moje

mokre płatki, a jego oczy przybrały cudowny, rozmarzony wyraz. Zdjął

spodnie i podciągnął mi spódnicę jeszcze wyżej i już chciał mnie na sobie

posadzić, gdy zapytałam:

– A gumka? – O tym akurat zawsze pamiętałam.

– Nie mam gumek… Nie bierzesz tabletek? – Zrobił niezadowoloną

minę.

No nie! Wstałam gwałtownie i gotując się ze złości, zaczęłam krzyczeć:

– Nie jestem chora, by brać tabletki, samolubie! Wynoś się z mojego

mieszkania!

– Skoczę do apteki! – Wstał za mną i zaczął się ubierać.

– Nie! Idź sobie! – Ruszyłam do drzwi, by go wygonić. Dopiero gdy

chciałam je otworzyć, uświadomiłam sobie, że mam na sobie jedynie

wymiętą spódnicę.

Osiem lat wcześniej…

– Warto było tak kombinować? – zapytał Jacob, gdy wyszliśmy z windy

na naszym piętrze.

Nie odpowiedziałam, tylko spuściłam wzrok. Dawno nie było mi aż tak

głupio. Jacob otworzył drzwi kartą i wpuścił mnie pierwszą do środka.

Dobrze, że mamy duży taras, to chociaż tu będę mogła się poopalać.

Ruszyłam w jego kierunku, ale Jacob chwycił mnie za dłoń.

– Abi! – zawarczał na mnie.

– No co?! Chciałam wkurzyć ciebie, a nie Daniela! – odpowiedziałam

szczerze.

Zresztą on doskonale o tym wiedział.

– Ale po co? Co ci to daje?!


– Myślisz, że mogłeś się mną tak bawić? Wiesz, jak mi źle z tym, jak

mnie potraktowałeś? Ja naprawdę cię kocham, a dla ciebie jestem jak każda

inna, Jacob! To boli, wiesz? Cholernie boli… – Chciałam się wyrwać, bo

czułam łzy pod powiekami. Nie dam mu tej satysfakcji i nie popłaczę się

przy nim.

Jacob zaniemówił. Pewnie zdawał sobie sprawę, za co się na niego

gniewam, ale usłyszeć od kogoś takie słowa to na pewno szok.

– Nie jestem głupia, by snuć plany, że zostaniesz ze mną na zawsze, ale

skoro nie potrafisz z kimś być, to trzeba było się trzymać ode mnie

z daleka! – Odepchnęłam go i wyszłam na taras.

– Niczego ci nie obiecywałem – kontynuował tę bezsensowną

rozmowę, idąc za mną.

– I bardzo dobrze. Teraz wiem, że nie mogłam liczyć na nic więcej

z twojej strony niż tylko ten seks, a skoro ci to nie wystarczało, bo musiałeś

chodzić do innych, to najwidoczniej nawet w tym jestem beznadziejna! –

wrzeszczałam.

– Pieprzysz głupoty, Abi! Po prostu taki już jestem. Przepraszam, jeśli

wyobraziłaś sobie za dużo… – odpowiedział wkurzony, ale przynajmniej

był szczery.

– To bądź sobie taki, ale z dala ode mnie! – siadłam na leżaku i nawet

nie patrzyłam na Jacoba.

– Nie przesadzaj. Sama wymykałaś się z domu, by się ze mną spotkać,

więc nie zwalaj na mnie, że to tylko moja wina! – zmienił front.

Obejrzałam się na niego z niedowierzaniem i wstałam wściekła.

– Nie no, oczywiście. Moja wina, prawda?! Bo dałam ci się omamić! –

Wbiłam palce w jego umięśnioną klatkę piersiową i patrzyłam wściekle.

– Ja cię nie zmuszałem!

– A weź spadaj! – Odepchnęłam go i chciałam wejść do pokoju.


– Dobrze ci było, to wracałaś… – rzucił chamsko, a ja nie

wytrzymałam, odwróciłam się gwałtownie w jego stronę i wymierzyłam mu

siarczysty policzek.

– Nienawidzę cię! – pisnęłam, bo czułam, że zaraz się chyba poryczę,

a on chwycił moją dłoń, którą go właśnie uderzyłam, i wepchnął mnie do

pokoju.

Jest taki wściekły, że chyba zaraz mnie zabije. Wpatrywaliśmy się

w siebie, ja prawie płacząc, bo było mi naprawdę źle z tym wszystkim, a on

nagle zamiast mnie zabić albo mi oddać, popchnął mnie na łóżko. Opadłam

na nie z impetem i dosłownie po sekundzie zaczęliśmy się rozbierać. Nie

było tego za wiele, więc dwie sekundy później oboje byliśmy nadzy

i całowaliśmy się namiętnie, kompletnie tracąc głowę. Tak dawno mnie nie

dotykał i nie całował, że ja sama sprowokowałam ten seks… Boże jestem

na siebie za to strasznie zła, ale co mam poradzić? To wszechogarniające

pożądanie… no nie dało się z nim wygrać. Jacob zawisł nade mną i wszedł

delikatnie w moją spragnioną, mokrą cipkę. Patrzył na mnie z zachwytem,

a ja sama zaczęłam unosić biodra i kołysać nimi, poruszając się rytmicznie.

Jacob podparł się rękami po bokach i wpatrując się we mnie, pozwolił mi

na chwilę przejąć inicjatywę. Unosiłam się i nadziewałam na niego, leżąc

na plecach, a on wisiał nade mną i pozwalał mi na to. Nie odzywaliśmy się

ani słowem, ale czuć było między nami te wszystkie emocje. Złość, strach,

żal, pożądanie, pragnienie… Gdy zwolniłam delikatnie, on chwycił mnie

w pasie i sam zaczął się poruszać. Szybko, mocno i gwałtownie… Przy

okazji całował moje piersi, szyję, usta. Jęczałam jak opętana, on zresztą też.

– Mocniej! – krzyknęłam jak w jakimś amoku. Nigdy jeszcze nie

kochaliśmy się aż tak ostro i gwałtownie, ale podobało mi się to.

– Uwielbiam twoją cipkę, Abi. Jesteś taka ciasna! – Wykrzywił się,

czując, jak zaczynam się na nim zaciskać. Orgazm był coraz bliżej, a on
jeszcze przyspieszył, przyszpilając rękoma moje dłonie do materaca.

– Zrób ze mną, co tylko zechcesz… – wyjęczałam, owładnięta

pożądaniem. Niestety… on tak na mnie działał i cholera, nic na to nie

mogłam poradzić. Wiecznie będziemy się kłócić, a potem kochać i znowu

kłócić… Wiedziałam, że to będzie dla mnie złe i może kiedyś w końcu się

nauczę na niego nie reagować, ale na pewno nie teraz.

– Taki mam zamiar – zamruczał i pchnął mocno, a ja doszłam, krzycząc

w jego usta najgorsze przekleństwa. Boże, tak mną szarpnęło, że gdyby

mnie nie trzymał, to chybabym spadła z łóżka. Drżałam, wiłam się pod nim,

a on pchał dalej i mocniej, i coraz głębiej, aż w końcu sam doszedł. Gdy

trysnął, aż ugryzł mnie w dolną wargę.

– Och, kurwa, Abi! – wyjęczał i dopychając biodra do moich bioder,

zastygł, gdy opróżnił się cały. Opadł w moje ramiona, a ja objęłam go

i pogłaskałam po całej długości pleców. Zadrżał, a jego penis zapulsował

we mnie ponownie.

– I tak dalej cię nienawidzę – powiedziałam, dysząc ciężko. Żałowałam,

że to się stało, ale moja silna wola najwidoczniej nie miała się najlepiej.

Jacob podniósł głowę i spojrzał na mnie, uśmiechając się bezczelnie.

– A ja i tak wezmę sobie od ciebie, co tylko chcę, Abi – powiedział,

patrząc mi prosto w oczy.

– Jesteś z tego dumny? – Chciałam spod niego wyjść, ale mi nie

pozwolił. Docisnął mnie biodrami do materaca, tak że nie mogłam się

ruszyć.

– Nie. I możesz mi wierzyć albo nie, ale jesteś dla mnie wyjątkowa

i inna niż wszystkie. Tyle że jesteś też siostrą mojego przyjaciela, który jeśli

się dowie, to oboje nas pozabija… – Nie spuszczał ze mnie wzroku

i wiedziałam, że był teraz brutalnie szczery.


– Więc uważasz, że możesz mnie tak traktować i… – Nie dokończyłam,

bo nagle usłyszeliśmy kartę, która odblokowała drzwi.

– O kurwa, to Daniel! – Jacob wyszedł ze mnie gwałtownie i uciekł do

łazienki, łapiąc w locie swoje kąpielówki.

Cholera jasna! Jedyne, co zrobiłam, to w ostatniej sekundzie

wskoczyłam pod kołdrę, chowając swoje bikini pod poduszkę. Zagrzebałam

się w pościeli i udawałam, że śpię.

– Abi, co ty robisz? – Usłyszałam pytanie Daniela, ale nie

odpowiedziałam. Zaciskając kurczowo powieki i mocno trzymając kołdrę,

by mnie nie odkrył, modliłam się, żeby niczego się nie domyślił. Słyszałam

i czułam, jak do mnie podszedł.

– Oj, Abi, Abi… – westchnął jakoś tak smutno i na szczęście nabrał się

na to, że śpię.

Po chwili z łazienki jak gdyby nigdy nic wyszedł Jacob.

– Pokłóciliście się znowu? – zapytał Daniel.

– Jak zawsze… Wracamy na plażę? – odpowiedział Jacob, zachowując

zimną krew.

Nawet nie miałam odwagi otworzyć oczu, mimo że stali za łóżkiem.

Uśmiechnęłam się jedynie… Pokłóciliśmy się? Owszem… i to jak! Na

samo wspomnienie tego, co działo się tutaj przed dosłownie chwilką, moja

cipka zapulsowała.

– Tak, przyjdę po Abi za godzinę. Niech się uspokoi… – odpowiedział

Daniel i razem wyszli z pokoju.

Gdy tylko drzwi się zamknęły, siadłam na łóżku. Jezu! Gdyby on wrócił

dwie minuty wcześniej, to Jacob frunąłby właśnie przez taras na sam dół,

a ja spierdzielałabym przez okno… Gdyby on nas nakrył, to byłby

największy przypał wszechświata. Ale teraz co? Tak będzie wyglądać cały

ten wyjazd? Jacob szczerze mi powiedział, co myśli, a mimo to ja nadal go


kochałam i pragnęłam… i znowu miałam ochotę na ten seks. Opadłam na

poduszki i westchnęłam głośno. Oj, Abi, Abi… Co z ciebie wyrośnie?


Rozdział 13

Szykując się rano do pracy, cały czas o nim myślałam. Nawet niestraszne

mi było spotkanie ze starym pierdzielem, który wczoraj wieczorem

zaskoczył mnie telefonem. Weszłam do biura Donatella pewna siebie i bez

stresu. Jego zagrywki mnie nie zniszczą. Co niby może jeszcze wymyślić?

Kazał mnie uwieść Prince’owi, ale się nie udało, a teraz to ja mam go

w garści, bo jeśli mnie wkurzy, złożę doniesienie na policję. Poprawiłam

marynarkę i przywitawszy się z uśmiechem z jego sekretarką, poszłam

prosto do drzwi. Ciekawe, co ma mi do powiedzenia. Jego spokój podczas

rozmowy przez telefon kompletnie mnie zaskoczył. Spodziewałam się

awantury, że wczoraj nie pojawiłam się w pracy, a tu taka niespodzianka.

Może zrozumiał swój błąd i chce mnie przeprosić? Chwyciłam za klamkę

i pewnie weszłam do środka. Donatello stał obok swojego biurka

i rozmawiał z jakimś mężczyzną, który był odwrócony tyłem. Gdy na mnie

spojrzał, uśmiechnęłam się ironicznie.

– Dzień dobry, Abigail – powitał mnie Donatello z równie

nieprzyjemnym uśmiechem.

– Cześć – burknęłam. Nie miałam zamiaru się spoufalać z tym starym

pierdzielem. Teraz to ja byłam górą, a przynajmniej tak mi się wydawało.

Do momentu, gdy mężczyzna stojący obok niego się odwrócił.

– Witaj, Abi…
W pierwszej chwili poznałam jedynie głos. Podniosłam wzrok

i zobaczyłam Alana.

Mojego męża.

Przystojnego blondyna o brązowych oczach i słodkim uśmiechu, ale…

Co z tego?

Byłam przekonana, że mam halucynacje. Dopiero gdy Alan ruszył

w moją stronę ze słowami: „Nie przywitasz się z mężem?”, uwierzyłam, że

to się dzieje naprawdę.

– Co ty tu, kurwa, robisz?! – pisnęłam. Nie sądziłam, że kiedykolwiek

go jeszcze zobaczę.

Obaj z Donatellem roześmiali się szyderczo.

– Stęskniłem się za tobą, kochanie. – Zbliżył się, chcąc mnie objąć.

– Nie dotykaj mnie! – Odepchnęłam go i zrobiłam krok do tyłu.

– Mam prawo cię dotykać, jestem twoim mężem! – odpowiedział

agresywnym tonem i znowu wstąpił w niego ten Alan, od którego uciekłam.

Złapał mnie gwałtownie i unieruchomił dłonie.

– Nie masz do mnie żadnych praw! – krzyknęłam, próbując się wyrwać.

– Oj, mam, a ty jesteś mi wiele winna… I nie mówię tylko

o pieniądzach, ty zdradziecka, zakłamana suko!

– Alan, może najpierw porozmawiamy na spokojnie – wtrącił

zadowolony z siebie Donatello i wskazał sofę.

Przy Alanie momentalnie ogarnął mnie strach.

– Nie będę z wami rozmawiać. W co ty grasz, Donatello?! – Spojrzałam

na niego wściekle. Jakim cudem on znalazł Alana? Jakim cudem wie, że

jesteśmy małżeństwem?

– W twoją grę, Abi. Wiesz jaką? – Zaśmiał mi się prosto w twarz

i podszedł bliżej. Alan trzymał mnie mocno, a ja nawet nie mogłam się
ruszyć.

– Odpieprz się ode mnie! – warknęłam.

– To twoja gra w chowanego… Spróbuję schować przed całym światem

swoją przeszłość, może nikt się nie dowie – dokończył, a mi włosy stanęły

dęba.

Boże! Czyżby Alan mu o wszystkim powiedział? Spojrzałam na niego

przerażona.

– Dlaczego? – Prawie załkałam. Strach mnie pokonał.

– To proste, Abi. Ty jesteś coś winna swojemu mężowi, on chętnie

dogada się ze mną i po sprawie. Warunki są proste…

– Co to za warunki? – zapytałam, starając się na niego nie patrzeć.

– Odejdziesz z zarządu dobrowolnie. Oddasz mi wszystkie udziały

i zrezygnujesz z odprawy… – powiedział.

– Po co go tu sprowadziłeś? Mogłeś mi to powiedzieć bez udziału tego

psychopaty! – zawołałam, a Alan ścisnął moją dłoń, aż jęknęłam z bólu.

– Uważaj na słowa, Abi. Nadal jestem twoim mężem!

– Tylko na papierze! Jesteś nienormalny! – wykrzyczałam ze łzami

w oczach.

Alan zaczął się przeraźliwie śmiać, a Donatello mu zawtórował.

– Wyjaśnicie to sobie w domu, gołąbeczki – wtrącił Donatello i spojrzał

na mnie z nienawiścią. – Widzisz, Abi, wszyscy myślą, że światem rządzi

pieniądz, a to nie do końca prawda. Światem rządzi dupa, ty dupy nie dałaś,

to teraz musisz ponieść tego konsekwencje. A, i pamiętaj, jeżeli powiesz

mojej żonie albo komukolwiek innemu o tych hakach, które na mnie tak

skrzętnie zbierałaś, to ja powiem, że wbiłaś nóż w brzuch własnemu

mężowi i zostawiłaś go na pewną śmierć. – Jego słowa były tak ohydne, że

zrobiło mi się niedobrze.


Niestety były też prawdą.

Odchyliłam się i splunęłam w stronę Donatella. Ślina jednak nie

doleciała do jego paskudnej gęby, jedynie spadła mu na buty. Zaszokowany,

zmarszczył brwi i spojrzał na Alana.

– Musisz wyszkolić tę swoją żonkę, bo jest bardzo nieposłuszna… –

powiedział Donatello i chwycił mnie mocno za włosy. – Zliżesz to z moich

butów, dziwko, albo twój braciszek pożałuje, że się w ogóle urodził! –

warknął i sprowadził mnie do parteru. Upadłam na kolana, a gdy

spróbowałam wstać, postawił mi swoją ciężką stopę na plecach i całkiem

mnie uziemił. Jęknęłam z bólu.

– Zostaw ją, w domu jej pokażę, czym się kończy nieszanowanie

męża – wtrącił Alan i wyciągnął do mnie rękę.

Odtrąciłam ją; wolałam leżeć na podłodze niż go choćby dotknąć.

Donatello jednak nie mógł się opanować i kopnął mnie w żebra. Zaczęłam

się dusić, ale nie chciałam pokazać, że się ich boję. Żaden z nich nie

zobaczy więcej moich łez. Wstałam z podłogi i otrzepałam spódnicę

z kurzu.

– Gdzie mam podpisać wypowiedzenie? – zapytałam z kamienną

twarzą. Nawet nie spojrzałam na Alana. Wystarczy jeden podpis i uwolnię

się od Donatella, ale wiem, że Alan nie da mi spokoju. Jakim cudem

Donatello do niego dotarł? I jakie to będzie miało skutki?

– Tutaj podpisz, Abi. – Wyjął plik dokumentów, których nawet nie dał

mi przeczytać.

Podpisałam i po prostu chciałam wyjść. Sama. Wiedziałam jednak, że to

niemożliwe.

– W takim razie wszystko jasne. Teraz możesz się zająć swoim

mężem… – Alan podszedł i chwycił mnie pod łokieć. Zamknęłam oczy,

gdy musnął kciukiem mój policzek.


– Nie dotykaj mnie… – syknęłam.

– Jesteś nikim, Abi, nie masz nic i zostałem ci tylko ja. Jestem twoją

jedyną prawdziwą rodziną, więc ciesz się z tego. Będę dla ciebie dobry,

skarbie… – Nachylił się i musnął wargami moje usta.

Odsunęłam się, ale mnie przytrzymał.

– Będę cię kochał, zawsze – dodał, patrząc mi prosto w oczy.

„Pieprzony psychopata!”, krzyknęłam w myślach, ale nie byłam na tyle

odważna, by powiedzieć to na głos.

Alan wyprowadził mnie z biura Donatella, a potem władował do

taksówki i uśmiechając się sztucznie, zgrywał dobrego męża. Sparaliżował

mnie strach. Obecność Alana sprawiła, że wspomnienia wróciły. Przerażało

mnie, co znowu mógłby mi zrobić. Uciekłam wtedy od niego, bo nie

miałam innego wyjścia. Jak mogłam zostać z człowiekiem, który zaczął

mnie lać już w noc poślubną? Po tygodniu katowania udało mi się uciec.

Wcześniej jednak, wściekła, dźgnęłam go nożem, gdy spał pijany. Nie

myślałam racjonalnie, nie zastanawiałam się nad konsekwencjami. Po

prostu chciałam, żeby umarł. Żeby zdechł w tym pokoju jak pies. Zabrałam

mu wszystkie pieniądze, jakie ze sobą wziął, zegarek i laptopa, i po prostu

uciekłam. Chyba nigdy nie bałam się tak jak wtedy – aż do dziś. Chociaż

teraz nie było lepiej, ogarnęło mnie przerażenie, gdy Alan zażądał, żebyśmy

pojechali do mnie. Nie potrafiłam się sprzeciwić, musiałam go wpuścić do

własnego mieszkania. Byłam z tym wszystkim zupełnie sama. Czułam się

bezradna i zastraszona.

– Czego ode mnie chcesz? – zapytałam, próbując się od niego odsunąć.

On jednak dalej obejmował mnie w pasie i odkąd wysiedliśmy z taksówki,

cały czas obłapiał.

Ej, po co od razu się złościć? Abi, kochanie, mamy tyle do nadrobienia.

Tęskniłem za tobą… – Znowu się nachylił i mnie pocałował.


Zasznurowałam usta i zamknęłam oczy.

– Zawsze byłaś taka nieśmiała i nie wiedziałem dlaczego.

– Zaufałam ci, zaufałam, a ty to wykorzystałeś…

– Nie zwalaj winy na mnie, kochanie. Nieładnie okłamywać męża! –

Spoliczkował mnie lekko.

– Nie jesteś moim mężem, Alan. Ślub w Las Vegas się nie liczy! –

krzyknęłam.

– Na mocy prawa jesteś moją żoną, Abi, brakuje tylko jednego… –

Uśmiechnął się zadowolony z siebie i objął mnie mocniej.

– Czego? – zapytałam bez tchu.

– Nie udało nam się skonsumować małżeństwa, a ja tak długo na to

czekałem, kochanie… – Chwycił moją brodę i tym razem wepchnął mi

język do ust.

Spojrzałam mu w oczy, znowu widziałam psychopatę. Jęknęłam, ale

byłam bez szans. Musiałam coś wymyślić na poczekaniu, by się go pozbyć.

Nie wyobrażałam sobie pójścia z nim do łóżka.

– Alan, skarbie, poczekaj… – Sięgnęłam dłonią do jego dłoni. Kiedyś,

już po ucieczce od niego, przeczytałam książkę o tym, jak wygrać

z psychopatą. Jedną z metod było ciągle okazywanie mu atencji, nieustanne

karmienie jego ego.

– Nie będę dłużej czekał, Abi. Czekałam aż za długo… – Znowu mnie

pocałował, a ja dla zmylenia go odwzajemniłam pocałunek. – O, teraz

lepiej! – zamruczał w moje usta.

– Nie chcę tak… Chciałabym się przygotować, kupić ładną bieliznę…

No wiesz… – Zrobiłam minę głupiej, słodkiej blondynki.

Jego oczy zalśniły z zachwytu.

– Chcesz zrobić pokaz dla swojego męża? – zapytał zadowolony.


Skinęłam głową i żeby wydać się bardziej przekonująca, pocałowałam

go. On jest naprawdę psycholem, skoro mi uwierzył, że tak nagle

zmieniłam zdanie. – Więc kolacja, pokój w hotelu ze śniadaniem? –

zaproponował, a ja odetchnęłam z ulgą.

– Tak – odpowiedziałam jedynie.

Alan zmierzył wzrokiem moje ciało.

– Dobrze, ale pamiętaj… – Chwycił mnie pod brodę. – Jeśli się nie

pojawisz, to cały świat usłyszy, że chciałaś mnie zabić, i swojego brata też,

bo przecież ten jego wypadek to przez ciebie… – zagroził.

Boże! Dlaczego ja byłam taka głupia i powiedziałam mu o wszystkim?

Najpierw zgrywał czułego i wyrozumiałego, a potem zamienił się

w potwora.

– Przecież ty jesteś moją jedyną rodziną, Alan. Po co o nich

wspominasz? – grałam dalej. Musiałam grać, by się go pozbyć chociaż do

wieczora.

– Jeśli będziesz grzeczna, to wszystko będzie dobrze. Do zobaczenia

wieczorem… – Ścisnął mój policzek i wyjął z kieszonki marynarki

wizytówkę. – Zadzwoń do mnie, jak będziesz gotowa – dodał i wyszedł.


Rozdział 14

Podbiegłam do drzwi i zamknęłam je od środka. Jezu! Co robić? Zmuszenie

mnie do rezygnacji z pracy było niczym w porównaniu z ponownym

zjawieniem się Alana. Najpierw miałam nadzieję, że nie żyje, a potem,

kiedy dowiedziałam się, że jednak udało mu się zadzwonić po pogotowie

i przeżyć, miałam nadzieję, że o mnie zapomniał. Byłam pewna, że

niewiele dla niego znaczyłam, po prostu umiał świetnie udawać. Wyjazd do

Las Vegas był dla mnie wybawieniem od przeszłości, ale niestety fatalnie

wpłynął na moją przyszłość. Przyszłość, która właśnie zamieniła się

w teraźniejszość. Należało się z nią zmierzyć, stawić czoła

przeciwnościom, ale nie miałam odwagi. Tak naprawdę jestem tchórzem.

Bałam się, że moje życie kiedyś się znowu zawali, i dzisiaj moje obawy się

sprawdziły. Spojrzałam na zdjęcie drużyny stojące na komodzie

i postanowiłam zadzwonić do Aidena. W końcu mimo swojego ostatniego

zachowania był mi najbliższy ze wszystkich znanych mi osób.

Wygrzebałam z torebki komórkę, po czym wybrałam jego numer. Nie

odebrał, a ja uświadomiłam sobie, że przecież o tej godzinie chłopaki mają

trening. Do wieczora jeszcze sporo czasu, ale nie miałam zamiaru czekać.

Uznałam, że pojadę i powiem mu o wszystkim. Byłam ciekawa, jak

zareaguje.
Gdy wysiadłam pod halą sportową, rozbolał mnie brzuch. Naprawdę nie

wiedziałam, czego się spodziewać. Reakcja Aidena mogła być różna,

liczyłam się nawet z tym, że mi nie uwierzy. Jak zwykle przeszłam długim

korytarzem w stronę szatni, a potem zeszłam po schodach. Już z daleka

dobiegały ich śmiechy i ożywione rozmowy.

– Cześć, chłopaki! – przywitałam ich, wchodząc do szatni. Unosząca się

w powietrzu para spod pryszniców sprawiła, że i mnie zrobiło się gorąco.

Mignął mi czyjś goły tyłek, a ja przyspieszyłam kroku, by nie wpaść na

jakiegoś nagiego faceta. Doszłam do szafek i z przyzwyczajenia sięgnęłam

po bluzę Marcusa, która zawsze tak cudownie pachniała. Uśmiechnęłam się

bezwiednie, bo uwielbiałam jego perfumy.

– No i ja mówię do niej, że jestem otwarty na propozycję, a ona mi

wypala, że musi zapytać chłopaka… – Usłyszałam głos Milana, który szedł

obok Jacoba.

Nie wiem, dlaczego zerwałam się z ławeczki, jakby przyłapali mnie na

gorącym uczynku.

– O, pani prezes! – Jacob uśmiechnął się na mój widok.

– Aiden się jeszcze myje? – zapytałam.

– Szoruje swoje wielkie jaja – rzucił Marcus i puścił do mnie oczko.

– Pewnie chciałby, żebyś mu pomogła – wtrącił Lucas, który szedł za

nim nagusieńki.

Spuściłam wzrok, by się nie gapić na jego piękną fujarę. Przyznam

jednak, że mnie korciło.

– Jak rozmowa ze starym? – zapytał Marcus.

– Jak zwykle. Pogadał i tyle… – odpowiedziałam zdawkowo, nie

chciałam im jeszcze mówić, że nie jestem już prezesem, a następnie

ominęłam szerokim łukiem Lucasa, by się nie otrzeć o jego nagie ciało.

Pewnie by się o to nie obraził, ale nie w takim celu tu przyjechałam.


– Jak tam sprawa z Prince’em? – zagadnął Marcus.

– A nie ma go dziś? – spytałam zaskoczona.

– No nie… Wczoraj też się nie pojawił na treningu.

– Nie sądziłam, że mnie posłucha.

– Posłucha? – Milan spojrzał na mnie pytająco.

– Zawiesiłam go na dwa tygodnie, a Donatellowi miał powiedzieć, że

jest chory…

– Może się wystraszył, że narobisz mu problemów – wtrącił Jacob.

– Nie wiem i nie interesuje mnie to. Gdzie ten Aiden? Aiden! –

zawołałam głośno.

– Tak się za mną stęskniłaś? – Wyszedł zza rogu w ręczniku na

biodrach. Przyjemnie było na niego popatrzeć. Jego czekoladowe seksowne

ciało lśniło od pary po gorącym prysznicu.

– Owszem. I zabieram cię od razu na chatę. Ubieraj się… – Ponagliłam

go i rzuciłam w niego czystą koszulką.

Był najwyraźniej zaskoczony, ale o nic nie pytał, tylko ubrał się szybko,

nie zwracając uwagi na głupie aluzje chłopaków. Gdy wychodziliśmy,

Jacob jakoś dziwnie na mnie spojrzał. Miałam nadzieję, że się nie

zorientował, że ja to JA. Jeszcze by mi tego, kurde, brakowało.

Po drodze Aiden nie odezwał się słowem, a gdy tylko weszliśmy do

mojego mieszkania, poprosił o piwo.

– Myślisz, że mam dla ciebie taką sensację, że potrzebny ci alkohol? –

zażartowałam, wyciągając puszkę z lodówki.

– Kto wie… Jesteś w ciąży? – zapytał, mierząc mnie wzrokiem.

– Gorzej. – Westchnęłam i zaprosiłam go gestem do kuchni, gdzie

usiedliśmy przy stole.

– W bliźniaczej ciąży?! – Zachichotał.


– Najpierw muszę wiedzieć, czy jesteś moim przyjacielem.

– No jestem…

– Ale takim prawdziwym?

– Zabiłaś kogoś?! – krzyknął przerażony.

– Niestety nie – odpowiedziałam, krzywiąc się. – Choć w sumie to…

– Przejdź do rzeczy, bo zaraz padnę na zawał!

– Mam męża… – wykrztusiłam w końcu.

Aiden chyba w pierwszej chwili nie zrozumiał.

– Co, kurwa? – jęknął, a wtedy opowiedziałam mu resztę.


Rozdział 15

– Żartujesz sobie? Czy ty naprawdę myślisz, że to wszystko twoja wina,

wariatko? – spojrzał na mnie z niedowierzaniem.

– A czyja? Gdyby nie ja Danielowi nic by się nie stało. On tak ciężko

pracował, by nam było lżej, chciał mi dać na te głupie trampki, które, jak

sądził, ukradłam ze sklepu…

– To był wypadek. Wypadek, Abi!

– No, mniejsza z tym. Dziękuję, że mogłam ci się wygadać.

– Wygadać? Abi, tłamsiłaś to w sobie kilka dobrych lat!

– Tak jakoś wyszło! – Zaśmiałam się nerwowo.

– Twarda z ciebie sztuka. Tyle wycierpiałaś…

– Oj, nie rozczulaj się, tylko mi poradź, co mam zrobić z mężem.

– Nie mogę uwierzyć, że ty… – Spojrzał na mnie. – Jak Jacob mógł cię

nie poznać?! Takich ust się nie zapomina!

– Nie znaczyłam dla niego wiele, Aiden. Dla niego to był wakacyjny

romans. – Westchnęłam i znowu poczułam w sercu bolesne ukłucie. O co

tak naprawdę miałam do niego żal? O wszystko i zarazem o nic.

– Powiesz mu o tym? – zapytał niepewnie.

– Nie i proszę, żebyś też nikomu nie mówił, a Jacobowi

w szczególności – zwróciłam się do niego z powagą. – Zwierzyłam ci się,


bo jesteś jedyną osobą, której ufam. – Popatrzyłam na niego błagalnie.

Aiden przysunął się bliżej i objął mnie serdecznie.

– Pomogę ci, Abi, ale musisz mi zaufać jeszcze bardziej.

– Co masz na myśli? – Zmarszczyłam brwi.

– Spotkasz się dziś z mężem, dobrze?

– Nie ma mowy. On chce, żebym….

– Abi – przerwał mi. – Nie pójdziesz z nim do łóżka i nie stanie ci się

żadna krzywda. – Ścisnął moją dłoń.

Spojrzałam na niego spanikowana, ale chyba nie miałam wyjścia.

Muszę mu całkowicie zaufać, bo sama przecież nie poradzę sobie

z Alanem. Skinęłam potakująco głową. Poczułam ogromną ulgę, że

w końcu wyznałam komuś prawdę. Zrobiło mi się lżej, miałam wrażenie, że

ogromny ciężar przeszłości nie spoczywa już wyłącznie na moich barkach.

– Mam się jakoś wystroić? – zapytałam jedynie.

– Wystrój się tak, jakby cię czekało jebanko życia, Abi. Niech zsinieją

mu jaja na twój widok, a potem zajmę się nim ja… – Wyszczerzył się

zadowolony.

– Sądzisz, że wystarczy obić mu mordę, by się odczepił?

– Nie martw się o szczegóły. Zdaj się na mnie!

Błysk w jego oku lekko mnie zaniepokoił. Nie chciałam się jednak

zastanawiać, co zamierza zrobić z Alanem. Ten psychol zasługuje na

wszystko, co najgorsze. Teraz, mając po swojej stronie Aidena, poczułam

się silniejsza i wstąpiła we mnie nadzieja, że może jednak uda mi się z tego

wykaraskać. Dziś zajmę się mężem, popamięta ten wieczór do końca życia.

A jutro… odwiedzę Daniela. Stęskniłam się za nim i chyba najwyższa pora,

żebyśmy szczerze porozmawiali. Może nie wyrzuci mnie tak jak

dotychczas, gdy do niego przyjeżdżałam. Może właśnie nadszedł najlepszy

moment na zmierzenie się z przeszłością? Zdarzyło się tak wiele, że trudno


byłoby zająć się wszystkim równocześnie. W pierwszej kolejności muszę

się uwolnić od męża, i to raz na zawsze. Potem zacznę walczyć

o odzyskanie Daniela. W jednej chwili postanowiłam, że zabieram go

z kliniki. Zamieszka ze mną. Nie pozwolę, by całkowicie się ode mnie

odciął. Za bardzo go kocham, a moje poczucie winy jest tak ogromne, że

cokolwiek bym zrobiła, ono i tak nie zniknie. Mogę go jedynie przeprosić

i powiedzieć, że jest dla mnie najważniejszą osobą na świecie. Daniel tak

wiele dla mnie zrobił! Dbał o mnie, opiekował się mną i harował jak wół.

Jestem mu winna przynajmniej opiekę. Pieniędzy na razie mi nie zabraknie,

bo mam spore oszczędności, a jakąś pracę na pewno sobie znajdę. No

dobra, Abi! Czas wyjść ze skorupki i stawić czoła przeciwnościom losu.

Spojrzałam na siedzącego obok mnie Aidena i poczułam przypływ

optymizmu.

– Dziękuję! – Pocałowałam go w policzek.

– A co do Donatella, to też się nim nie przejmuj. Wrócisz do pracy. –

Znowu zobaczyłam ten błysk w jego oku.

– Niby jak?

– Moja w tym głowa! – Zmierzwił mi włosy. Dokładnie w taki sposób,

jak kiedyś robił to Daniel.

Przez kolejnych kilka godzin znowu byłam tą dawną Abi. Śmiałam się

i żartowałam. Pokazałam Aidenowi nasze zdjęcia i wspominając miłe

chwile, próbowałam nie myśleć o wieczorze.

Nadszedł jednak szybciej, niżbym się spodziewała. Stojąc przez lustrem

w sypialni, trzymałam w ręce telefon, by zadzwonić do Alana, że jestem

gotowa. Czerwona obcisła sukienka, podkreślająca moje kształty, była

bardzo wyzywająca i ultrakrótka. Czy nie za krótka? Z nerwów rozbolał

mnie brzuch i poczułam, że znowu muszę biec do kibelka. Niech to szlag!

Aiden wyszedł chwilę wcześniej, a ja miałam mu dać znać, do którego


hotelu pojedziemy z Alanem. A jeśli nie udałoby mi się go powiadomić?

Kurka wodna, o tym nie pomyślałam!


Rozdział 16

– Jesteś gotowa? – Alan odebrał już po pierwszym sygnale. Skąd

wiedział, że to ja dzwonię?

– Tak, a gdzie się wybieramy? – zapytałam od razu, by mieć czas

powiadomić Aidena.

– W pewne miejsce. Spodoba ci się, skarbie… – odpowiedział

zdawkowo.

Kurde, a to niespodzianka!

– Wolałabym znać nazwę hotelu. – Na kilometr śmierdziało to

podstępem, ale może się nie domyśli?

– Abi, kochanie, nie zadawaj zbędnych pytań. Przyjadę po ciebie za pół

godziny.

Na te słowa aż mnie dreszcz przeszedł. Ja pierdzielę! Co robić? Od razu

zadzwoniłam do Aidena.

– On nie chce mi zdradzić nazwy hotelu! – rzuciłam zdenerwowana do

słuchawki.

– Nie krzycz tak! – Aiden się zaśmiał.

– To nie jest śmieszne. Jeśli mnie nie uratujesz, to będę miała noc

poślubną z piekła rodem!

– Uspokój się.
– Nie jestem w stanie, dopóki on nie zostawi mnie w spokoju. Przyjedź

tu i obij mu gębę!

– Dobrze, już dobrze. Będę za jakieś czterdzieści minut – powiedział.

– Nie! On będzie wcześniej!

– Więc co mam zrobić? Nie dojadę tak szybko. Zatrzymaj go na chwilę

w mieszkaniu.

– Niby jak?!

– Dupą rusz, Abi! Rusz dupą!

– Jeśli nie zdążysz na czas, to cię zamorduję! – Znowu spojrzałam

w lustro, próbując wymyślić coś sensownego.

– Zdążę, Abi! Obiecuję! – odpowiedział i się rozłączył.

Wcale mnie to jednak nie uspokoiło. Dla pewności przejrzałam

w kuchni wszystkie szuflady i przygotowałam sobie nóż… znowu. Odbiło

mi? Być może, ale ogarniał mnie coraz większy strach. Co chwila

patrzyłam na zegarek i miałam wrażenie, że sekundnik porusza się coraz

szybciej. Znowu muszę do łazienki! W momencie gdy podciągałam majtki,

usłyszałam dźwięk interkomu. Boże! Prawie się wywaliłam, pędząc do

drzwi. Myślałam, że serce mi z piersi wyskoczy, dłonie miałam spocone –

wcale a wcale nie było widać, że się denerwuję… Nawet antyperspirant nie

pomógł, a miał być antystresowy. Nie pamiętałam, kiedy ostatnio byłam

w takim stanie. Gdy chwyciłam za klamkę, myślałam, że zaraz zemdleję.

Trzy. Dwa. Jeden. Głęboki oddech i otworzyłam drzwi. Na widok Alana

przełknęłam ślinę.

– Co taka przerażona jesteś, kochanie? To ma być nasza noc poślubna.

Będzie cudownie. – Zarechotał na mój widok i wszedł do środka, nie

czekając na zaproszenie. Od razu mnie przyciągnął do siebie. – Dobry

wieczór, żono. – Nachylił się i pocałował mnie w policzek.


– Dobry wieczór – odpowiedziałam drżącym głosem. Nie mogłam

zapanować nad emocjami. Jeśli Aiden nie zdąży, to po mnie.

– Denerwujesz się? – Musnął mój policzek dłonią, a ja miałam ochotę

uciekać gdzie pieprz rośnie.

– Odrobinę – odpowiedziałam z wymuszonym uśmiechem. Jego dotyk

budził we mnie obrzydzenie.

– Nie musisz się obawiać. Po prostu bądź grzeczna. – Wbił we mnie

wzrok, a następnie rozejrzał się po salonie. Zaciekawiony, podszedł do

komody, na której stały fotografie. Wziął zdjęcie moje i Daniela

z dzieciństwa. – Biedak jest teraz w takim stanie przez swoją głupiutką

siostrzyczkę – wycedził.

– Jedziemy? – zapytałam z kamienną twarzą. Przestałam się bać

i myśleć. Sama byłam sobie winna. Z własnej woli wpakowałam się

w małżeństwo z tym człowiekiem. Miał prawo być zły, a ja powinnam

ponieść konsekwencje swoich czynów.

– Może wolisz zostać tutaj? Ładnie się tu urządziłaś, kochanie… –

Odstawił zdjęcie i znowu do mnie podszedł.

– Przepraszam cię, Alan – powiedziałam kompletnie załamana. – To

moja wina. Wszystko moja wina.

Alan uniósł brew, jakby nie rozumiał moich słów.

– Przepraszasz, że wtedy uciekłaś, okradłaś mnie, i zapomniałbym,

chciałaś mnie zabić? – zapytał z wyższością.

W odpowiedzi tylko kiwnęłam głową, a on złapał mnie gwałtownie za

brodę i zmusił, bym na niego spojrzała.

– Wiedziałem, że jesteś rozsądna i zrozumiesz swój błąd. – Uśmiechnął

się diabolicznie i dotknął ustami mojej szyi.

Zadrżałam ze strachu.
– Będzie, jak zechcesz, tylko nie wywlekaj mojej przeszłości

w mediach. Zostaw w spokoju Daniela. – Czułam, że łzy cisną mi się do

oczu, ale takiej satysfakcji nie mogłam mu dać.

– Och, skarbie… – Pogładził mnie czule po policzku. Przez chwilę

miałam wrażenie, że to ten dawny Alan, który wzbudził moje zaufanie.

Potrafił być czuły i czarujący. Dlatego mu uwierzyłam.

– Proszę – powiedziałam błagalnie.

– Za błędy trzeba płacić. – Poklepał mnie dłonią po policzku i nagle

szarpnął. – Zapierdalaj do sypialni, suko! – Złapał mnie za ramię

i popchnął.

Spojrzałam na niego przerażona.

– Ale… – pisnęłam, za co dostałam po twarzy.

– Masz zbyt wiele do nadrobienia, by marnować czas na pierdolenie

głupot! Rusz dupę i czekaj na mnie w sypialni! – ryknął.

– Nie! Nie na tym polega małżeństwo! – postawiłam mu się. – Jesteś

moim mężem, więc musisz mnie szanować! – dodałam, a on zaśmiał się

głośno.

– Szanować? A ty mnie szanowałaś?! Jesteś nikim, Abi, kiedyś

bezmyślna nastolatka, a teraz dorosła kobieta, lecz wcale nie mądrzejsza!

– Nie znasz mnie, Alan…

– Doskonale cię znam. Poznałem cię już dawno i wiem, jaka jesteś…

Głupia i zakompleksiona. Robisz z siebie ofiarę, a wiesz, kto tu jest

ofiarą? – Podszedł bliżej.

– Ty? – zapytałam cicho.

– Nie. To twój brat jest ofiarą twojego szczeniackiego zachowania, Abi.

Do końca życia będziesz go miała na sumieniu.


– Nigdy nie chciałam go skrzywdzić. Kocham Daniela… –

wykrztusiłam na granicy płaczu.

Alan ponownie podszedł do komody i wziął do ręki nasze zdjęcie.

– Ile wtedy miałaś lat? – zapytał, patrząc na mnie przeszywająco.

– Około piętnastu.

– Właśnie taką cię pamiętam. Wiecznie w trampkach, wiecznie jako

ogon Daniela i Huntera. Wszyscy w drużynie mieli cię dość! – Ze zdjęciem

w ręce podszedł do mnie.

– Chłopcy mnie lubili… – sprzeciwiłam się.

W tym momencie naprawdę czułam się jak śmieć. Zawsze nim byłam.

– Lubili? Każdy się zastanawiał, jak ci się dobrać do majtek,

a Hunterowi się udało. Swoją drogą nieźle się kryliście… – Rzucił okiem

na zdjęcie i cisnął nim o podłogę. Szklana ramka rozbiła się w drobny mak,

a zdjęcie wypadło.

– Nie! – jęknęłam i kucnęłam, by podnieść fotografię.

Alan odepchnął mnie tak, że wylądowałam na tyłku, i zaczął się śmiać.

Gdy ponownie sięgnęłam po zdjęcie, nadepnął butem na mój nadgarstek

i przyszpilił go do rozbitej ramki. Poczułam, jak kawałki szkła wbijają mi

się w ciało. Spojrzałam na niego przerażona, a on chwycił mnie za włosy

i szarpnął mocno. Jęknęłam z bólu.

– Tak właśnie powinnaś być traktowana. Jak nic nieznacząca dziwka! –

Kopnął mnie w szczękę, stając całym ciężarem ciała na moim nadgarstku.

Nie wiedziałam, co boli mnie bardziej: szczęka czy ręka.

– A teraz marsz do sypialni, tam ci pokażę, jak będę cię traktował…

żono! – Chciałam się podnieść, ale Alan znowu mnie kopnął.

Runęłam jak długa na podłogę i nie mogłam wstać. Zszedł z mojego

nadgarstka, w którym tkwiły szklane odłamki ostre jak sztylety.


– Co to za sukienka? Wyglądasz i zachowujesz się jak dziwka, Abi!

Wstyd mi, że mam taką żonę, ale ja cię nauczę!

Gdy znowu chciał mnie uderzyć, rozległo się pukanie do drzwi. Pukanie

to za mało powiedziane. Aiden walił z całej siły i krzyczał, by mu

otworzyć.

– Spodziewasz się gości? – Alan spojrzał wściekle i pokazał na migi,

bym się nie odzywała.

Skuliłam się na podłodze i nawet nie miałam siły się ruszyć. Spojrzałam

na dłoń, z której sączyła się krew, i zrobiło mi się słabo. Nie chciałam

zemdleć, ale to było silniejsze ode mnie. Zawsze na widok krwi… Znowu

spojrzałam na dłoń i odpłynęłam.


Rozdział 17

– Rany boskie, Abi!

Ocknęłam się w męskich ramionach. Przekonana, że to Aiden i że już

po wszystkim, uśmiechnęłam się z wdzięcznością.

– Dałeś mu w pysk? – zapytałam, jeszcze nie w pełni świadoma tego, co

się dzieje.

– Aiden i Marcus się nim zajęli.

Otworzyłam oczy i zobaczyłam… Jacoba. O kurwa! Wyrwałam mu się

z ramion zaskoczona. Co on tu robi?! Rozejrzałam się w popłochu po

salonie. Byliśmy sami. Chyba znowu zrobiło mi się słabo.

– Uważaj! – Jacob podbiegł do mnie i złapał w ramiona. – Kurczaczku,

dlaczego mi nie powiedziałaś, że to ty? – zapytał, patrząc mi w oczy.

Kurczaczku!

To czekoladowe spojrzenie, które tak kochałam, sprawiło, że wszystkie

emocje wróciły. Szok, jaki przeżyłam przed chwilą, także spotęgował moje

uczucia. Rozpłakałam się jak dziecko, a on mnie przytulił. Jejku! Przytulił

mnie tak mocno, że nie chciałam być nigdzie indziej. Wtuliłam się w jego

ramiona, zanosząc się płaczem.

– Spokojnie, kurczaczku, już wszystko dobrze. – Odchylił się, by na

mnie spojrzeć. – Musimy opatrzyć ci rękę – dodał, a ja szlochałam


spazmatycznie.

No żenada! Po prostu żenada, ale nie mogłam tego opanować. Strach,

lęk, poczucie winy, sekrety skrywane przez lata – to wszystko skumulowało

się i teraz wybuchło. Jacob podprowadził mnie do sofy, a sam poszedł do

łazienki po apteczkę. Skąd wiedział, że właśnie tam ją trzymam? Aż tak

dobrze mnie znał? Przecież nic dla niego nie znaczyłam. Dla nikogo nic nie

znaczę, no bo kim ja jestem? Tak jak powiedział Alan: głupia,

zakompleksiona i zakłamana.

– Pokaż mi tę rękę, Abi. – Jacob wrócił z łazienki i podszedł, by mnie

opatrzyć, ale się odsunęłam.

– Nie! Idź już sobie! – pisnęłam, ocierając mokre policzki. Chwila

słabości w jego ramionach minęła.

– Kurczaczku…

– Nie mów tak do mnie, Jacob! – Wstałam, by znaleźć się jak najdalej

od niego.

– Boże, dlaczego mi się nie przyznałaś, że to ty? – mówił spokojnie

i patrzył na mnie tak jakoś smutno.

– Daj spokój.

– Co „daj spokój”? Szukałem cię, Abi, do cholery, zniknęłaś bez

śladu! – krzyknął.

Moje oczy zrobiły się wielkie jak spodki.

– Że co?! Wyjechałeś sobie i zostawiłeś mnie z tym wszystkim samą!

– Wyjechałem, bo… – Urwał w pół zdania.

– Bo co? Bo przerosło cię to wszystko? Bo uświadomiłeś sobie, że

uwiodłeś siostrę przyjaciela, a gdy zacząłeś tracić grunt pod nogami, to

spierdoliłeś jak tchórz! – Zaczęłam gestykulować, a krople krwi z mojej

ręki poplamiły mu koszulkę.


– Daj, opatrzę ci tę rękę! – Podszedł gwałtownie.

Spojrzałam na niego rozjuszona.

– Zostaw mnie. Niczego już od ciebie nie chcę, rozumiesz?! Niczego! –

Kolejny krok w tył, a on w przód.

– Abi, do diabła! – Tym razem pewnie złapał mnie za rękę. – Musimy

z tym jechać do szpitala! – dodał zdenerwowany, a ja spojrzałam na swój

nadgarstek. Dopóki nie widziałam rany, nic nie czułam. Znowu krew

i nagły ból.

– Zaraz zemdleję… – wyszeptałam, a on mnie złapał.

– Zawiozę cię do szpitala. – Gdy spojrzał na mnie, miałam ochotę go

zamordować i pocałować jednocześnie.

– Nienawidzę cię… – mruknęłam pod nosem, ale widząc, w jakim

stanie jest moja ręka, nie zaprotestowałam.

– Gdzie masz torebkę?

– A po co ci moja torebka?!

– Masz tam dokumenty, Abi – odparł spokojnie i objął mnie, by pomóc

mi iść.

– Sama sobie poradzę! – Odepchnęłam go i poszłam przodem. Miałam

wrażenie, że się roześmiał, ale nie byłam pewna. Niech mnie lepiej nie

drażni, bo chyba nie widział jeszcze rozwścieczonej kobiety. Jako

nastolatka często się z nim kłóciłam, ale teraz, gdy jestem dorosła, hormony

potęgują takie zachowanie. Jak mu kiedyś przypierdolę, to popamięta!

Gdy zjechaliśmy na parking, nawet mnie nie zdziwiło, czym jeździ. Czarny

chevrolet camaro z czerwonymi wstawkami. Jacob zawsze woził się

dobrymi samochodami. Wszystko w życiu miał podane na srebrnej tacy od

rodziców. Do czego byliśmy mu potrzebni Daniel i ja? Przecież nie


mieliśmy nic, a on miał wszystko. Znalazł sobie przyjaciela, by czuć się

lepiej? Uznał, że będzie nam w jakiś sposób pomagać, by zagłuszać swoje

sumienie? Nie miałam pojęcia i tak naprawdę nie chciałam wiedzieć.

– Zapnijmy pas. – Nachylił się, żeby mi pomóc.

– Oj… – burknęłam i już miałam powiedzieć, żeby się odwalił, gdy

poczułam jego cudowny zapach. Spojrzałam na niego i zapomniałam

języka w gębie.

– Co tam nawyrabiałaś w swoim życiu? – zapytał i uśmiechnął się

łagodnie, po czym musnął delikatnie mój policzek.

– Nawet nie masz pojęcia – odparłam cicho i zamknęłam oczy. Przed

chwilą go nienawidziłam, a teraz rozpływałam się pod jego dotykiem.

– Mamy chyba sporo do obgadania – stwierdził, a ja czułam jego

oddech coraz bliżej ust. Gdy otworzyłam oczy, jego twarz była tuż przy

mojej.

– Tak… – wydyszałam, obezwładniona jego zapachem. Czułam zapach

ust, perfum i całego ciała Jacoba. Gdy już myślałam, że chce mnie

pocałować, on wrócił na miejsce i także zapiął swój pas. Głowa pulsowała

mi z emocji i bólu. Dopiero teraz uświadomiłam sobie, że Alan kopnął

mnie naprawdę mocno. – Gdzie go zawieźli? – zapytałam niepewnie, gdy

Jacob ruszył.

– Nie martw się, Abi. Alan już nic ci nie zrobi. – Zerknął w moją stronę.

– Mhm…

– Kim on dla ciebie jest? – zapytał.

– Alan?

Jacob skinął głową twierdząco.

– Alan jest moim mężem – odpowiedziałam, a on zahamował

gwałtownie.
– Że co?! – krzyknął i spojrzał na mnie, wstrząśnięty.

– Oj, nie każ mi tego teraz wyjaśniać! – odpowiedziałam.

– Kurwa, to nie jest śmieszne, Abi. Jakim cudem on jest twoim

mężem?!

– Cudem z Las Vegas… – bąknęłam, a on znowu wbił we mnie wzrok.

– Wzięliście tam ślub?!

– Ojej… – spojrzałam na niego – to naprawdę długa historia… –

dodałam, próbując opanować wesołość.

– No nie wierzę! A ja cię szukałem przez pół roku. Nikt mi nie potrafił

powiedzieć, gdzie wyjechali twoi rodzice.

– Ostrożnie, bo nie dojedziemy do szpitala w jednym kawałku! –

upomniałam go.

– Wiesz co?! W tym momencie to mam ochotę ukręcić ci łeb przy samej

dupie za to, że mnie oszukiwałaś i nie powiedziałaś, że jesteś TĄ Abi! Złoję

ci za to tyłek, przyrzekam!

– Chciałbyś – wymamrotałam, przewracając oczami, a Jacob spojrzał na

mnie.

– A pewnie, że bym chciał – odpowiedział zadowolony. Rzuciłam mu

wkurzone spojrzenie. – I zrobię to…

Osiem lat wcześniej…

Był wczesny wieczór, więc zrobiłam sobie kolację i siadłam przed

telewizorem, by odpocząć. Daniel powinien wrócić za jakąś godzinę, ale

potem, z tego co pamiętałam, miał iść do pracy na całą noc. Pomyślałam, że

się zamęczy… Oddałam mu ostatnio wszystkie swoje napiwki, ale nie

chciał ich wziąć. Kazał mi kupić sobie za to nowe trampki, jednak

wrzuciłam te pieniądze do słoika w kuchni i powiedziałam, że są jego.


Specjalnie poszłam do pracy, by było nam lżej, a on zaharowywał się

prawie na śmierć. Widząc przez okno w kuchni, jak Jacob go właśnie

odwoził, wstawiłam na kuchenkę makaron, by Daniel coś zjadł. Jacob

nawet nie wszedł do domu, czym sprawił mi wielką przykrość. Jedynie

spojrzał w okno i widząc mnie, szybko odjechał. Wyjęłam z szafki miskę

i nałożyłam bratu kolację. Wszedł do domu i od progu krzyknął, że nie

będzie jadł, tylko się szybko odświeży i musi pędzić do pracy. Wpadło im

jakieś ekstrazlecenie.

– To może chociaż ci w pudełko zapakuję? – zapytałam, gdy pojawił się

na dole. Wciąż miał mokre włosy po prysznicu.

– Kurczaczku, naprawdę nie mam czasu. Trzymaj kciuki, bo jeśli

dobrze pójdzie, to zarobię tyle, że jutro pojedziemy kupić ci te nowe

trampki i ubrania na nowy rok szkolny! – odpowiedział podekscytowany

i z tych emocji chyba nawet nie pamiętał o zmęczeniu.

– Dołożę do nich te swoje napiwki i kupię te droższe! – pisnęłam

radośnie, a on się roześmiał.

– Dokładnie tak. Zamknij drzwi! – Ucałował mnie w policzek i uścisnął

mocno.

Nie miałam pojęcia, że to był ostatni raz, kiedy widziałam go całego

i zdrowego. Gdybym wiedziała…

Późno w nocy usłyszałam nagłe walenie do drzwi. Zasnęłam na kanapie

w salonie, oglądając film, i w pierwszej chwili myślałam, że to sen.

– Abi! Abi, otwórz drzwi! – Głos Jacoba uświadomił mi jednak, że nie

śnię.

Wstałam i zaspana, poszłam otworzyć. Sprawdziłam przez judasz, czy

to na pewno Jacob, i odblokowałam drzwi.

– Jest druga w nocy. – Przetarłam oczy i spojrzałam na niego.

Wszedł do środka i zaprowadził nas do kuchni.


– Jest druga w nocy… – powtórzyłam.

– Stało się coś strasznego – powiedział prawie szeptem.

Podniosłam wzrok i dopiero teraz dostrzegłam łzy w jego oczach.

– Co? Co się stało?! – pisnęłam przestraszona.

– Daniel… – zająknął się, a moje oczy zogromniały.

– Co? Co z Danielem?!

Podeszłam do niego, by cokolwiek mi powiedział. Był jednak taki

roztrzęsiony i zaszokowany, że nie mógł wydobyć z siebie słowa.

– Jacob, co z Danielem?! – ponagliłam go, a on rozpłakał się jak

dziecko.

Po chwili do naszego domu przyjechali rodzice Jacoba i policjanci.

Przez to, że nie było rodziców, musieli mnie zabrać na izbę dziecka.

Kompletnie nie wiedziałam, co się dzieje, i nikt też nie chciał mi

powiedzieć, co się stało. Przeczuwałam jednak, że to coś najgorszego. Jeśli

mój brat… Boże, a jeśli on nie żyje?! Płakałam całą noc i dopiero

następnego dnia pani kurator razem z policjantem pojechali ze mną do

szpitala. Gdy weszłam na oddział intensywnej terapii, miałam wrażenie, że

nie dam rady. Na korytarzu zobaczyłam Jacoba i jego rodziców. Wyrwałam

do nich i przytuliłam się do pani Huntsman.

– Boże, skarbie! – Objęła mnie mocno.

– Gdzie Daniel?! Co z Danielem?! – Spojrzałam na Jacoba i jego tatę.

– Ona nie powinna tam wchodzić! – zaprotestował Jacob, widząc, że

rodzice chcą mnie tam zaprowadzić.

– Co z Danielem?! – załkałam głośno, spodziewając się najgorszego.

Tata Jacoba mnie objął i powoli zaprowadził na koniec korytarza, do

sali zaraz obok pokoju lekarzy. Zamknęłam oczy i cała roztrzęsiona, powoli

weszłam do środka. Gdyby pan Huntsman nie trzymał mnie za ramiona,


pewnie bym uciekła. Na widok mojego brata leżącego pod szpitalną

aparaturą doznałam szoku. Leżał tak… nie ruszał się i nawet sam nie

oddychał. Robiła to za niego maszyna. Był prawie cały zabandażowany.

Wystawały mu tylko palce u rąk, a nogi… Boże, on nie miał jednej nogi.

Zrobiło mi się słabo i upadłam na podłogę.

Przenieśli mnie do pokoju pielęgniarek i podali coś na uspokojenie.

Nawet nie płakałam… po prostu patrzyłam tępo w jeden punkt, jakby

zamknięta w swoim świecie. Rodzice Jacoba mówili coś do mnie, lekarze

coś mówili, pielęgniarki, a ja nie zwracałam na to uwagi. Przed oczami

miałam ciągle widok Daniela. Co teraz będzie? Co z nim? Nawet nie byłam

w stanie zapytać lekarza, bo po prostu się bałam. Bałam się usłyszeć coś, co

zabierze mi resztkę nadziei.

Następnego dnia przyleciała moja mama. Tata nie mógł się pojawić tak

z dnia na dzień, więc miał do nas dołączyć najszybciej, jak to możliwe. Tej

nocy spałam w domu rodziców Jacoba i oni zaopiekowali się mną na ten

krótki czas. Spałam to też za dużo powiedziane. Całą noc klęczałam przy

łóżku, modląc się o życie mojego brata. Do tej chwili nie byłam bardzo

wierząca, ale tak ogromnie potrzebowałam w tym momencie, by Bóg

jednak istniał. By ocalił Daniela i by wszystko dobrze się skończyło. Gdy

razem z mamą przyjechałyśmy do szpitala, bałam się tam znowu wejść.

Zostałam więc na korytarzu, a do sali weszła moja mama razem z lekarzem

i panem Huntsmanem. Po chwili usłyszałam krzyk rozpaczy mamy i nie

mogąc tego znieść, uciekłam do łazienki. Skuliłam się na podłodze z głową

między nogami. To moja wina. Daniel miał wypadek w pracy… przeze

mnie. Chciał zarobić na moje trampki i ubrania. Och! Nie mogłam sobie

darować, że prosiłam go o cokolwiek. On to przecież robił dla mnie.

Pracował, żeby nam było lepiej. Zostawiał mi drobne na napój i bułkę


codziennie rano, chociaż wiedział, że mam napiwki z kawiarni. Tak bardzo

mnie kochał, a ja tak bardzo go skrzywdziłam.


Rozdział 18

W szpitalu troskliwie się mną zajęli. Niestety ręka wymagała oczyszczenia

i założenia kilku szwów, co nie należało do przyjemnych doświadczeń. Na

widok krwi znowu omal nie zemdlałam, ale na szczęście lekarz szybko się

uwinął z zadaniem. Z bandażem na ręce wyszłam z gabinetu zabiegowego.

Jacob na mnie czekał.

– I jak? Do wesela się zagoi? – Podszedł, uśmiechając się niepewnie.

Spojrzałam na niego i westchnęłam głośno.

– Chyba tak. Odwieziesz mnie?

– Do twojego mieszkania? – zapytał.

– No chyba nie do twojego – rzuciłam uszczypliwie, a on się

roześmiał. – Ale w sumie czemu nie. Skoro proponujesz… – Trąciłam go

zranioną ręką i skrzywiłam się z bólu.

– Uważaj, kurczaczku! – Jacob delikatnie chwycił mój nadgarstek

i ucałował bandaż.

Ojejku!

– Nie myśl, że między nami wszystko dobrze – ostrzegłam go. Nie dam

się tym razem temu czekoladowemu spojrzeniu i uśmiechowi za milion

dolarów. Już nie jestem tamtą Abi, która była na każde jego zawołanie.
– A czy kiedykolwiek było między nami dobrze? – zapytał. Zabrzmiało

to smutno.

– Nie, i nigdy nie będzie!

Jacob milczał. Poszliśmy do wyjścia. W drodze do mojego mieszkania

nie zamieniliśmy ani słowa. Tak naprawdę było tyle spraw, o których

należałoby porozmawiać, ale nie miałam na to ochoty. Bałam się, że Jacob

coś ze mnie wyciągnie. Nie chciałam, by dowiedział się o dziecku. Gdy

podjechał pod główne wejście do mojego domu, nie wiedziałam, co zrobić.

Zaprosić go do siebie, chociażby na herbatę?

– A co u Daniela? – zapytał, przerywając niezręczną ciszę.

Domyśliłam się, że jednak chciałby wejść na górę. Trudno było

rozmawiać o moim bracie na ulicy, obok postoju taksówek. Dałam mu

jedynie znak, by wysiadł, a on z nieukrywaną radością wyłączył silnik.

Właśnie zaczęło padać, więc przemknęliśmy szybko pod dach, a zaraz

potem do środka budynku. Ferdynand uśmiechnął się na nasz widok i kiedy

przechodziliśmy w stronę wind, pokazał mi uniesiony kciuk na znak

aprobaty – jak zawsze, gdy przyprowadzam do mieszkania jakiegoś

mężczyznę. Tyle że tym razem to nie był JAKIŚ mężczyzna. Zdawałam

sobie sprawę z tego, że nadal kocham Jacoba. Taka była prawda. Mimo

upływu czasu, mimo tego, jak mnie traktował i jak się mną bawił, mimo że

zniknął i nie interesował się nami. Otworzyłam drzwi do mieszkania

i zaprosiłam Jacoba do środka. Rozejrzał się, bo za pierwszym razem raczej

nie miał kiedy. Szkoda, że nie widziałam jego miny, gdy się zorientował, że

jestem TĄ Abi.

– Napijesz się czegoś? – zaproponowałam.

– Nie. – Podszedł do rozbitego szkła, wśród którego leżało zdjęcie moje

i Daniela. Kucnął i wziął je do ręki.


– Daniel jest teraz w ośrodku – powiedziałam, nawiązując do jego

wcześniejszego pytania.

– Jakim ośrodku? – Zmarszczył brwi i spojrzał na mnie.

– Po wypadku się załamał. Ma depresję… – wyjaśniłam cicho. Ból, jaki

czułam na myśl o moim bracie, był nie do opisania. Nie potrafiłam mu

pomóc, a ta bezradność była okropna.

– Boże, Abi, tak mi przykro! – Głos mu zadrżał.

Nie byłam pewna, czy ten błysk w jego oczach to łzy. Może jednak

wcale nie miał nas w nosie?

– Nie wiem, co jeszcze mogłabym zrobić, Jacob. On nawet nie chce ze

mną rozmawiać. – Westchnęłam.

– Jest aż tak źle? – Odłożył zdjęcie i podszedł do mnie bliżej.

– On mnie nienawidzi i co się dziwić? – Wzruszyłam bezradnie

ramionami.

– O czym ty mówisz? – Popatrzył na mnie pytająco.

– Przecież ten wypadek to moja wina, Jacob. Daniel pracował

w tartaku, aby było nam łatwiej…

– Pracował, bo był starszy i odpowiedzialny, Abi. Tamten wypadek to

na pewno nie twoja wina – próbował mnie pocieszyć.

Uśmiechnęłam się, bo było to naprawdę miłe z jego strony.

– Codziennie mnie to dręczy, Jacob. Do tej pory nie miałam się komu

wygadać…

– Mnie możesz, kurczaczku. – Złapał mnie za zdrową dłoń i podszedł

bliżej.

– Chyba nie powinnam. – Pokręciłam głową.

– A co do wypadku, to niepotrzebnie się obwiniasz – stwierdził.


– Dlaczego tak uważasz? – Spojrzałam na niego z uwagą. Zobaczyłam,

że się waha, jakby się obawiał odpowiedzieć. Ogromnie mnie to

zaintrygowało.

– Bo to moja wina Abi, a nie twoja – rzekł i spuścił wzrok.

– Jak to twoja? Jacob, przecież…

– Daniel tamtego feralnego dnia dowiedział się o nas – przerwał mi

w pół zdania.

– Co takiego?!

– Powiedziałem mu wtedy, że jestem z tobą, Abi. Pokłóciliśmy się,

a on… – Tak mnie zaskoczyły jego słowa, że odruchowo cofnęłam się

o krok.

– Tylko mi nie mów, że zrobił to specjalnie!

– Nie, ale się zdenerwował. Pokłóciliśmy się, a ja w nerwach

powiedziałem parę słów za dużo, a potem zamiast wyjaśnić wszystko do

końca, to…

– To co?!

– Odjechałem i zostawiłem go w takim stanie – odpowiedział. Z jego

głosu przebijała wściekłość na samego siebie.

– Zostawiłeś go, a on poszedł potem do pracy? – Przysiadłam na

oparciu sofy w salonie.

– Tak. – Jacob usiadł obok mnie, opierając dłonie na kolanach. – Teraz

rozumiesz? Wiesz, ile uwagi wymagała jego praca. Tamtego wieczoru na

pewno był zdenerwowany i rozkojarzony… – dodał cicho.

– Więc to nasza wspólna wina, Jacob, a nie twoja czy moja –

stwierdziłam i poczułam się chyba jeszcze gorzej. Do tej pory myślałam, że

to przez te pieprzone trampki. A teraz? Okazało się, że nasz „romans” miał

o wiele więcej konsekwencji, niż mogłam sobie wyobrazić.


– Moja wina, Abi. Zabraniam ci się obwiniać o wypadek Daniela! –

Złapał mnie za dłoń.

– To dlatego on nie chce ze mną rozmawiać – powiedziałam sama do

siebie.

– Jak się zachowywał podczas twojej ostatniej wizyty?

– Wściekł się, gdy tylko mnie zobaczył, i kazał mi się wynosić. Potem

przez kilka dni nie mogłam dojść do siebie. – Byłam pewna, że zaraz się

rozpłaczę. Na myśl o Danielu zawsze ogarniało mnie poczucie winy

i bezsilności. Jacob przysunął się bliżej i objął mnie delikatnie, uważając na

moją zabandażowaną dłoń.

– Pojedziemy do niego razem? – zaproponował nagle.

– Mówisz serio? – Pociągnęłam nosem i spojrzałam na niego.

Uśmiechnął się lekko i zbliżył dłoń do mojego policzka. Wyprzedziłam

go jednak i sama otarłam zły.

– Tak. Wiem, że mi nie uwierzysz, ale nie było dnia, bym o was nie

myślał. Mam poczucie winy wobec Daniela i teraz może miałbym szansę

chociaż trochę się zrehabilitować.

– To dlatego wyjechałeś z miasta? Bo czułeś się winny? – zapytałam.

– Abi, a jak myślisz? Byłem młody, głupi i zrozpaczony tym, że mój

przyjaciel stracił nogę w wypadku. Matka kazała mi się wziąć w garść

i wyjechać, bym nie zrujnował sobie kariery.

– Wybrałeś karierę zamiast nas… – Westchnęłam. Czy miałam prawo

mieć pretensje?

– Wiem, Abi. – Wzruszył ramionami.

Co miał powiedzieć? Nawet sobie nie wyobrażałam, jak okropnie

musiał się czuć, bo przecież Daniel był jego najlepszym przyjacielem,

i widziałam, jaki ból sprawiają mu te wspomnienia. Oparłam głowę o jego

ramię.
– I co teraz? – zapytałam.

– Chciałbym go odwiedzić, jeśli mi pozwolisz.

– Myślisz, że Daniel ma ochotę cię zobaczyć?

– Zapewne nie, ale tęsknię za nim. Kochałem… kocham go jak brata,

Abi. Zawsze będzie dla mnie najważniejszy i mimo że kilka lat temu dałem

ciała, to teraz może mam szansę to wszystko naprawić. – W jego głosie

pojawiła się nutka nadziei.

– Jedźmy do niego, jutro! – rzuciłam propozycję.

Oczy Jacoba błyszczały jak za dawnych lat. Przez chwilę miałam

wrażenie, że wszystko będzie znowu jak kiedyś. Uwierzyłam, że da się

uratować ich przyjaźń, i gorąco tego pragnęłam, bo zdawałam sobie sprawę,

ile dla siebie nawzajem znaczyli. Ale co ze mną? Ponowne pojawienie się

Jacoba w moim życiu wywołało prawdziwą rewolucję. Z jednej strony

uwolniłam tłamszone od lat emocje, a z drugiej miałam wiele tajemnic,

których za żadne skarby nie chciałam nikomu wyjawić. Najgorsze było to,

że Alan wiedział o mnie zbyt wiele i mógł to wykorzystać, by się zemścić.

Właściwie byłam przekonana, że tak zrobi. Byłam przerażona, lecz nic nie

mogłam na to poradzić ani zapobiec temu, co musiało nastąpić. I nastąpiło

szybciej, niż mogłam to sobie wyobrazić.


Rozdział 19

Tak obawiałam się tego spotkania z Danielem, że całą noc nie mogłam

zmrużyć oka. Rano, gdy Jacob zapukał do moich drzwi, wciąż miotałam się

po mieszkaniu w piżamie, bo nie wyrobiłam się na czas.

– Otwarte! – powiedziałam głośno.

– A ty jeszcze niegotowa, kurczaczku? – Roześmiał się, widząc mnie

z turbanem na głowie i maseczką na twarzy.

Posłałam mu błagalne spojrzenie i pokazałam na palcach, by dał mi pięć

minut. Sama nie wierzyłam, że to mi wystarczy, ale przecież nie mogłam

prosić, by czekał godzinę. Czmychnęłam do sypialni, a potem do łazienki,

żeby doprowadzić się do porządku. Włosy dziś ze mną zdecydowanie nie

współpracowały. W końcu skapitulowałam i związałam je w gładki kucyk.

Wybrałam wygodne dżinsy, kremowy żakiet i czarną koszulkę oraz

czółenka na słupku. Usta podkreśliłam szminką w czerwono-

pomarańczowym odcieniu, a oczy czarną „kocią” kreską. Gdy weszłam do

salonu, Jacob siedział na sofie i przeglądał mój telefon. Nie wierzyłam

własnym oczom.

– Jaja sobie robisz?! – Podeszłam do niego i wyrwałam mu komórkę.

– Co to za moda, by sobie robić zdjęcia na golasa w lustrze? – Popatrzył

na mnie rozbawiony i zaciekawiony, a jego oczy psotnie błyszczały.


Znałam to spojrzenie.

– Jacob! – warknęłam. Kurczę! Musiał akurat wejść w galerię zdjęć?

– Pilnuj telefonu, bo ci ktoś go ukradnie, a twoje zdjęcia zrobią furorę

w sieci, pani Abigail Jefferson! – Wstał i objął mnie w pasie. – Swoją

drogą, dlaczego nazywasz się Jefferson? Przecież nie po mężu…? – dodał,

wbijając we mnie spojrzenie.

– Chciałam się odciąć od przeszłości i zmieniłam nazwisko.

– To mnie zwiodło… – Mrugnął do mnie uwodzicielsko.

– Jesteś idiotą, wiesz o tym? – Próbowałam udawać niewzruszoną.

Trudno mi to jednak przychodziło.

– Wiem. Zastanawiam się, jak mogłem cię nie poznać. – Musnął palcem

mój policzek i chyba chciał mnie pocałować.

– O nie! Nawet nie próbuj! – Wyswobodziłam się z jego objęć.

Jacob przyciągnął mnie jednak do siebie i nie puszczał.

– Czego mam nie próbować, kurczaczku? – zamruczał, a jego gorący

oddech zmieszał się z moim.

– Zachowywać się tak jak kiedyś. Byłam młoda i głupia, ale teraz to się

nie powtórzy! – ostrzegłam go, patrząc prosto w te cudowne oczy. Jego

figlarny uśmiech świadczył o tym, że ma gdzieś moje słowa.

– Więc jak mam się wobec ciebie zachowywać? – zapytał.

– Tak, żeby mnie nie skrzywdzić! – odpowiedziałam bezmyślnie. Nie

chciałam mu się żalić, opowiadać, jak bardzo wpłynął na moje życie, ale

emocje wygrały. Jacob zastygł i momentalnie posmutniał.

– Nigdy nie miałem takiego zamiaru, Abi, i chociaż myślisz inaczej…

– To już nie ma znaczenia – przerwałam mu. – To, co było kiedyś, dla

mnie nie istnieje. Zajmijmy się tym, co jest teraz. Daniel nas potrzebuje –

dodałam i odsunęłam się od niego.


– Tak, masz rację. Jedźmy!

Ruszyliśmy do wyjścia, Jacob przepuścił mnie w drzwiach, a potem

sprawdził, czy na pewno je dobrze zamknęłam. Każdy jego gest

przypominał mi, jaki potrafi być opiekuńczy i troskliwy. Nawet gdy już

siedzieliśmy w aucie, nie ruszył, zanim nie zapięłam pasów. Irytowało mnie

to, ale i rozczulało. Jacob wywoływał u mnie skrajne emocje. Wiedziałam,

że nadal go kocham, a to dla mnie największa zguba. Powinnam mu

powiedzieć prawdę? Przyznać się do wszystkiego, co się wydarzyło

w moim życiu po tym, jak zniknął?

Ośrodek, w którym przebywał Daniel, był położony prawie dwie

godziny drogi od centrum Nowego Jorku. To obrzeża miasta. Spokojne

miejsce nad oceanem. Gdyby Daniel wykazał chociaż odrobinę chęci

współpracy, miałby tu doskonałe warunki do rekonwalescencji. Kiedy

zaparkowaliśmy przy ogromnym budynku ośrodka zajmującego się

sportowcami po wypadkach, miałam w gardle wielką gulę.

– To chyba nie był dobry pomysł. – Zatrzymałam się w pół kroku.

Ogarnęły mnie wątpliwości. Miałam ochotę uciec.

– Dlaczego? – zapytał Jacob, wyprzedzając mnie.

– Daniel na pewno nie chce mnie widzieć. Idź sam…

– Nie ma mowy, pójdziemy tam razem. Chodź! – Objął mnie i prawie

siłą zaciągnął do środka.

Gdy poczułam specyficzny zapach tego miejsca, zrobiło mi się

niedobrze. Kobieta siedząca w recepcji doskonale mnie znała. Uśmiechnęła

się pocieszająco. Nie było mnie tu dobrych kilka tygodni. Rozejrzałam się

po znajomym wnętrzu – nic się tu nie zmieniło. Obok nas na wózku

inwalidzkim przejechał młody chłopak i obejrzał się za mną.

Uśmiechnęłam się do niego, a Jacob demonstracyjnie mnie objął

i przyciągnął do siebie.
– Co ty robisz? – zapytałam lekko wkurzona jego zachowaniem.

– Zawsze podobałaś się facetom. Cała nasza uczelniana drużyna…

– Och, daj spokój! – przerwałam mu.

– Teraz przynajmniej masz tego świadomość. – Wyszczerzył się, a jego

dłoń zsunęła się z moich pleców prawie na pośladki.

– Jestem dorosłą kobietą, Jacob, i umiem o siebie zadbać! – burknęłam.

– No jasne. Zwłaszcza poradzić sobie z mężem psycholem! –

wypomniał mi.

– To nie twoja sprawa! – odepchnęłam go gwałtownie. Nie

spodziewałam się, że zaczniemy się kłócić w recepcji ośrodka.

– Abi, nie zachowuj się jak zbuntowana nastolatka, która uważa, że ze

wszystkim umie sobie poradzić sama. Doskonale wiesz, że tak nie jest! –

zbeształ mnie, jakby był moim ojcem.

– Radziłam sobie, zanim znowu się pojawiłeś!

– Masz mi to za złe? – Podszedł do mnie i chciał złapać za rękę, by

odciągnąć nas na bok. Szarpnęłam się, nie chcąc, by mnie dotykał.

– Mam ci za złe więcej, niż możesz sobie wyobrazić, Jacob! –

wypaliłam wściekła.

Najwyraźniej go zatkało i gdy po chwili otworzył usta, by

odpowiedzieć, usłyszeliśmy głos Daniela.

– Minęło tyle lat, a wy jak zawsze potraficie się tylko kłócić…


Rozdział 20

Oboje spojrzeliśmy w jego kierunku. Mój brat podjechał na wózku

inwalidzkim i patrzył na nas. W jego oczach tańczyły wesołe iskierki, a ja

poczułam, że chyba zaraz się rozpłaczę. Ze szczęścia.

– Nie wyglądasz źle, stary. Wypasiony ten wózek! – rzucił Jacob, a ja

nie wiedziałam, co powiedzieć.

Nie miałam pojęcia, jak się zachowa Daniel.

– Kto bogatemu zabroni? – Mój brat się roześmiał i obaj spojrzeli na

mnie.

– Cześć, Daniel – bąknęłam.

Byłam kompletnie zaskoczona. To znów był mój brat, jakiego znałam

przed wypadkiem. Gdybym wiedziała, że pojawienie się Jacoba zdziała

cuda, już dawno bym go tu przyprowadziła.

– A co ty taka zestresowana, Abi? – zapytał drwiąco Daniel, widząc

moje zdenerwowanie.

– Nie denerwuj się, kurczaczku. Teraz może być tylko lepiej. – Jacob

chciał mnie objąć, ale się odsunęłam.

Lepiej? Między nimi najwyraźniej wszystko było już w porządku.

Z jednej strony naprawdę się ucieszyłam, a z drugiej poczułam się dziwnie,


że jemu ot tak sobie darował winę, a ja się męczyłam z wyrzutami sumienia

do tej pory. Pewnie już zawsze będę je miała.

– To może pogadajcie sobie we dwóch – powiedziałam i zostawiłam ich

samych.

Nawet nie próbowali mnie zatrzymać. Rozumiałam, że mają do

obgadania mnóstwo spraw, ale poczułam się strasznie. Odsunięta

i niechciana. Wyszłam przed ośrodek i usiadłam na ławce. Daniel i Jacob

się pogodzili. I co dalej? Tyle spraw przecież pozostało do wyjaśnienia.

Wszyscy troje mieliśmy sekrety, a ja zapewne największy. Przesiedziałam

na ławce dobrą godzinę, zanim dołączyłam do chłopaków.

Weszłam do pokoju Daniela, a oni gadali w najlepsze. Już na korytarzu

słyszałam ich śmiechy. To naprawdę takie proste? Już sobie wszystko

wyjaśnili?

– Jak się czujesz? – zapytałam, wchodząc do sali.

– Dobrze, a w tej chwili wręcz doskonale – odpowiedział Daniel

z szerokim uśmiechem.

Nie mogłam uwierzyć, że tak łatwo to poszło.

– Abi, a może Daniel przeniósłby się do ciebie? Można dostosować

mieszkanie do osoby na wózku – wtrącił Jacob.

Że co?!

– Chciałbyś? – zapytałam zaskoczona i spojrzałam na Daniela. Tyle

razy mu proponowałam, a on nigdy nie wykazywał zainteresowania.

– W sumie czemu nie. Jeśli to nie problem – odpowiedział mój brat.

– Oczywiście, że nie problem. Przecież wiesz, że…

– No to ustalone! – przerwał mi. – Jacob, idź po mojego lekarza, to

pogadam z nim na ten temat. Może dałoby radę, żebym przeniósł się

jeszcze dziś – dodał, czym już kompletnie mnie zaszokował.


Dopiero teraz uświadomiłam sobie, że to będzie dla mnie zupełnie nowa

sytuacja. Do tej pory nie liczyłam się z nikim. Mieszkałam sama, radziłam

sobie sama i nie musiałam się nikomu tłumaczyć. Daniel będzie wymagał

opieki, ale nie to przerażało mnie najbardziej. Bałam się, że Alan znowu

wtrąci się w moje życie. Byłam wręcz o tym przekonana, a nie chciałam, by

Daniel cierpiał czy martwił się tą sytuacją. Jak mogłam go przed tym

uchronić?

– Mówiłem, że nie będzie tak źle. – Jacob usiadł obok mnie na

korytarzu, podczas gdy lekarz rozmawiał z Danielem.

Uśmiechnęłam się ironicznie.

– Cieszę się, że chociaż na ciebie nie jest zły – powiedziałam z goryczą.

– Daj spokój, Abi, na ciebie też nie jest.

– Nie? To dlaczego wcześniej nie chciał mnie widzieć ani ze mną

rozmawiać? – Nie zdołałam ukryć rozgoryczenia.

– Przykro ci? – Znów chciał mnie objąć, ale się odsunęłam.

– Nie twoja sprawa. Odzyskałeś przyjaciela, to się ciesz! – Wstałam

i odeszłam, bo zbierało mi się na płacz. Nie sądziłam, że będę zazdrosna

o relację Jacoba z Danielem. Ale co mu się dziwić? Byłam zazdrosna, i to

bardzo. Bolało mnie, że przez tyle lat starałam się być dobra dla Daniela,

opiekowałam się nim, załatwiłam mu ten pieprzony ośrodek, a on traktował

mnie jak gówno. Wystarczyło, że Jacob pojawił się w progu, a Daniel

wybaczył mu wszystko.

– Abi, zaczekaj! – zawołał Jacob.

– Zostaw mnie. Możesz powiedzieć Danielowi, że moje mieszkanie jest

do jego dyspozycji. Przygotuję dla niego pokój jeszcze w tym tygodniu –

odpowiedziałam i ruszyłam do wyjścia.

– Abi! Kurczaczku! – krzyknął za mną, ale mnie nie zatrzymał.


Gdy tylko wyszłam z budynku, rozpłakałam się. Powinnam się cieszyć,

że Daniel odzyskał przyjaciela, ale co ze mną? Też potrzebowałam jego

uwagi, chciałam, by mnie traktował tak jak kiedyś. Po tych wszystkich

latach pragnęłam, by ktoś znowu się mną zaopiekował. Przytulił w złych

chwilach i powiedział, że wszystko będzie dobrze. Znowu chciałam być dla

Daniela młodszą siostrzyczką. Jego kurczaczkiem w trampkach i podartych

skarpetkach. Jak cholernie bolało, że te dobre lata nigdy już nie wrócą.

Podświadomie wyczuwałam, że Daniel już nigdy nie będzie mnie traktował

tak samo jak dawniej. Nawet teraz, gdy niby wszystko było w porządku,

czułam ten dystans między nami. Jak mam spłacić swój dług wobec

Daniela? Co zrobić, by mi szczerze wybaczył?

Wróciłam do mieszkania i od razu zaczęłam szukać w sieci firm, które

zajmują się dostosowywaniem pomieszczeń do potrzeb osób

niepełnosprawnych. Wybrałam taką, która miała najlepsze opinie.

Umówiłam się z ich przedstawicielem na następny dzień, a teraz musiałam

się zrelaksować. Zadzwoniłam do ulubionego salonu piękności

i zarezerwowałam sobie na wieczór zabieg na ciało oraz masaż.

Wyłączyłam też telefon, by nikt mi nie przeszkadzał.

Wróciłam późnym wieczorem. Po masażu i zabiegu moje ciało było

wspaniale rozluźnione i trochę jak z waty. Nie myślałam o niczym

przykrym, po prostu chciało mi się spać. Gdy leżałam już w łóżku, nagle

usłyszałam hałas. Ktoś szarpał się z zamkiem, a zaraz potem otworzył

drzwi. Przez chwilę myślałam, że to zły sen, ale hałas nie ustawał.

Zamarłam. W końcu owinęłam się kołdrą i wstałam, wystraszona. Nikt

oprócz mnie i naszego ochroniarza Ferdynanda nie miał kluczy do mojego

mieszkania. Ale Ferdynand nie przyszedłby bez uprzedzenia, do tego późną

nocą. Ktoś szedł korytarzem, słyszałam zbliżające się kroki. Ogarnięta


paniką schowałam się za okienną zasłoną. Wstrzymałam oddech,

a w głowie miałam kompletny mętlik.


Rozdział 21

Drzwi się otworzyły, a do mojej sypialni ktoś wszedł. Słyszałam jedynie

swoje szalejące w piersi serce i oddech tego człowieka. Widziałam zarys

sylwetki. Chyba męskiej, bo wysokiej i dość potężnej.

– Abi? Kurczaczku? – wybełkotał Jacob.

Jezu!

– Huntsman, ty debilu! – huknęłam na niego. – Ty idioto! Chryste

Panie, wystraszyłeś mnie prawie na śmierć! – dodałam jeszcze głośniej

i podeszłam do drzwi, by zapalić światło, przy okazji rzucając kołdrę na

łóżko. Stał, a raczej opierał się o klamkę i był pijany w sztok.

– Ciii… – Skrzywił się i próbował uciszyć mnie palcem.

– Co tu robisz, do cholery?! – wrzasnęłam na niego.

– Chcę spać – wybełkotał i ruszył w kierunku mojego łóżka.

– Co?! Nie. Nie. Nie! – Poszłam za nim, by go powstrzymać.

Jacob jednak był szybszy i rzucił się na środek łóżka głową w poduszki.

– Jacob! – huknęłam ponownie.

– Ciii… – znowu próbował mnie uciszyć i zakrył głowę kołdrą.

Szarpnęłam za jej róg, ale Jacob refleks miał zaskakujący. Chwycił ją

i szarpnął w swoją stronę, a ja poleciałam razem z kołdrą wprost na niego.

Wpadłam w jego ramiona.


– Mam cię! – oświadczył zadowolony.

– Nie masz i nigdy nie miałeś – zripostowałam. Mój strach przerodził

się w złość na tego palanta.

– Oj, kurczaczku, czepiasz się! – Zaczął się nieporadnie do mnie

dobierać.

Naprawdę myślał, że rozłożę przed nim nogi? Że zapomnę o wszystkim

i ulegnę jego czarowi? Pijany wcale czarujący nie był.

– Idź do siebie do domu, Jacob. Nie będę się z tobą użerała przez całą

noc! – Odepchnęłam go, ale chyba nie miał zamiaru mnie puścić.

– Możemy się użerać ze sobą całą noc! – powiedział niezrażony, ale

udałam, że nie zrozumiałam aluzji.

Poruszyłam się tak, że „przypadkiem” kolanem znokautowałam go

ciosem w krocze. Jacob zawył z bólu i prawie zrzucił mnie z łóżka.

– Dobrze ci tak! – warknęłam. Wstałam i poprawiłam koszulkę nocną,

która prawie odkryła mi cycek.

– Zrobiłaś to specjalnie! – wyjęczał, wciąż zwijając się z bólu.

– W samoobronie.

– Szkoda, że przed mężem nie potrafisz się tak bronić! – dopiekł mi.

Trochę już ochłonął i usiadł.

– Mój mąż, moja sprawa!

– Nie no, jasne. Sama sobie z nim poradzisz! – Zaczął masować krocze

i piorunował mnie wzrokiem, a ja roześmiałam się głośno. Wyglądał

komicznie.

– Nie chcę się kłócić. Idź już, proszę – odezwałam się po chwili, tym

razem już spokojnie.

– Śpię tutaj. Dobranoc! – Moje słowa nie zrobiły na nim wrażenia.

Położył się z powrotem i zamknął oczy.


– Ej, Jacob! Jacob! – krzyknęłam, zdziwiona jego zachowaniem.

W co on grał? Wkurzał mnie niemiłosiernie, a teraz, gdy był taki pijany

i myślał, że mu wszystko wolno, obudziły się we mnie mordercze instynkty.

Szarpnęłam go, ale nie reagował. Albo faktycznie zasnął, albo rżnął głupa.

O nie! Nie będziemy się tak bawić! Nabuzowana, poszłam do kuchni,

napełniłam największy z garnków zimną wodą i dodałam do niej jeszcze

cały zapas kostek lodu z zamrażarki. Wróciłam do sypialni z zamiarem

urządzenia mu lodowatej kąpieli, ale zastałam puste łóżko. Gdy

rozglądałam się po pokoju, wyskoczył zza drzwi.

– Wiedziałem, że to zrobisz! – Przybrał pozę, jakby szykował się do

uniku.

– Jeszcze nic nie zrobiłam i jeśli grzecznie stąd pójdziesz, to… –

Spojrzałam na garnek, a potem na niego.

– To wyjdę stąd suchy? – zadrwił.

– Masz wybór. Liczę do pięciu. Raz…

– Abi, zaczekaj no!

– Dwa!

– Cholera, ja chciałem się tylko…

– „Się tylko” co?! – warknęłam.

– Pogadać!

– Zła odpowiedź! Trzy!

– Jak to zła?! No, pogadać chciałem! – pisnął, patrząc na moje dłonie

i uważnie śledząc każdy mój ruch.

– Po pijaku?! Cztery…

– Upiłem się ze szczęścia, że was odzyskałem. Uwierz mi!

– I przylazłeś tutaj, by ze mną o tym pogadać?!

– Chciałem się przytulić jak za starych, dobrych czasów.


– Starych może i tak, ale wcale nie takich dobrych – burknęłam i głośno

wypuściłam powietrze z płuc, po czym odstawiłam garnek na komodę.

– Abi… – Wykorzystał moment mojego wahania i już stał przy mnie.

– Znowu wywracasz mi życie do góry nogami! – warknęłam na niego.

– Nie chcę cię ranić, Abi. Zależy mi na was, na tobie…

– Oj, przestań! Wtedy też robiłeś mi wodę z mózgu. Czułe słówka,

kłamstwa w żywe oczy…

– Byłem głupi.

– Nadal jesteś. Ty się nie zmienisz, Jacob… Oboje to wiemy. Tacy

faceci jak ty się nie zmieniają.

– Skąd o tym wiesz? – Spojrzał na mnie sceptycznie.

– Po prostu wiem. Faceci tacy jak ty nie szukają takich kobiet jak ja.

– To znaczy jakich?

– Znajdź sobie głupiutką supermodelkę, która będzie przymykać oko na

twoje zdrady i szalony tryb życia. Która będzie udawała, że wszystko jest

w porządku, gdy kolejnej nocy nie wrócisz do domu, a rano będziesz

pachniał perfumami innej…

– Dlaczego mnie w ten sposób oceniasz? – zapytał ze smutkiem

w głosie.

– A nie jest tak?

– Nie będzie tak z nami – odpowiedział, a ja zaśmiałam się drwiąco.

– Wybacz, nie jestem już tamtą Abi.

– Ale ja o tym wiem. Widzę, że jesteś silną, niezależną kobietą i to mi

imponuje.

Znowu się zaśmiałam.

– Nie miałam zamiaru ci imponować.


– Abi, kochanie, daj mi szansę. – Chciał dotknąć mojego policzka, ale

potrząsnęłam głową, by tego nie robił.

– Jacob, nie nazywaj mnie tak!

– Ale z ciebie uparciuch! Jak zwykle wszystko robisz po swojemu.

– I dlatego jestem tu, gdzie jestem. Sama do tego doszłam!

– Razem możemy dojść jeszcze dalej, Abi. Wyobraź sobie, jak nasz

związek mógłby namieszać w branży. Ile kontraktów reklamowych

mogłoby się posypać. Każdy chciałby mieć nas na wyłączność. Ciebie jako

prezes najlepszej drużyny koszykówki w kraju, a mnie jako najlepszego

sportowca. Razem bylibyśmy potęgą. – Uniosłam brwi, nie wierząc

własnym uszom. Czy on mówi serio?!

– Proponujesz mi związek pod publikę, by na tym zarobić?

– Okładki, reklamy ciuchów, perfum, biżuterii… – kontynuował, i to

całkiem poważnie. Z każdym jego słowem czułam coraz większe

wzburzenie. Przez chwilę naprawdę chciałam znowu uwierzyć, że mu

zależy. A jemu, owszem, zależało… na kasie. Nie na mnie, nie na Danielu,

ale na pieniądzach. Pieprzony materialista. Na koniec miał jeszcze czelność

zapytać: – I co o tym myślisz?

Nabrałam powietrza, by nie wybuchnąć.

– Wyjdź. Po prostu stąd wyjdź. – Odwróciłam wzrok i podeszłam do

okna, by na niego nie patrzeć.

– Abi, ale to genialny pomysł! – Nie wyczuł mojej wściekłości.

Ale na kogo tak naprawdę byłam wściekła? Na niego za tę bezczelną

propozycję? Czy na siebie za to, że tak rozpaczliwie go kochałam i nie

potrafiłam przestać?

– Jeśli chcesz, sprzedawaj swoją prywatność mediom. Gówno mnie to

obchodzi. Ale ze mnie nie rób medialnej dziwki – wykrztusiłam, z trudem

opanowując emocje.
– Co?! Przecież nie o to…

– Daj już spokój i wyjdź! – wrzasnęłam, a łzy cisnęły mi się do oczu.

Niech to szlag! Nie chciałam przy nim płakać.

– Abi…

– Wyjdź! – powtórzyłam.

– Nie chciałem…

– Kurwa, nie rozumiesz?! Wynoś się stąd. Wynoś się z mojego życia.

Dotarło?! – wrzeszczałam i płakałam. Łzy jak groch ciekły po moich

policzkach i było mi okropnie wstyd, że pokazuję mu swoją słabość.

Zawsze byłam przy nim słaba. Zawsze to on wygrywał, a ja udawałam, że

jest inaczej. Jako nastolatka wmawiałam sobie coś, co nie istniało, a teraz

jako dorosła kobieta znowu dałam się nabrać. Nabrać na jego dobre

intencje. Wtedy się mną bawił w ukryciu i teraz znowu chciał się bawić,

tyle że na oczach całego świata. Niczego się nie nauczył na błędach? Gdzie

te wnioski, które niby wyciągnął? Gdzie ta skrucha? Daniel mu wybaczył,

a on znowu poczuł się jak pan i władca.

– Myślałem… – Dalej próbował się słabo bronić.

– Źle myślałeś i po prostu wyjdź! – Podeszłam do drzwi sypialni

i otworzyłam je szeroko. Odniosłam wrażenie, że momentalnie

wytrzeźwiał.

Miał zapewne wiele do powiedzenia, ale widząc, do jakiego stanu mnie

doprowadził, postanowił zachować resztki godności i na szczęście wyszedł.

Gdy usłyszałam odgłos zamykanych drzwi, podbiegłam do nich

i przekręciłam wszystkie zamki. Osunęłam się na klęczki i zawyłam: dupek,

dupek! dupek! Głupi Jacob! Jak się go pozbyć ze swojej głowy? Dlaczego

nie da się usunąć części wspomnień? Na pewno wiele osób o tym marzy.

Nie byłam w stanie pokochać nikogo innego, bo nadal kochałam Jacoba. To


nienormalne i chyba… nieuleczalne. Rzadko przeklinałam, ale… Kurwa

mać!
Rozdział 22

Do rana nie zmrużyłam oka. Miotałam się na łóżku i próbowałam

poukładać sobie w głowie ten mętlik. Rano nie mogłam już wyleżeć, więc

poszłam pobiegać. W Central Parku o tej porze można spotkać wiele osób

uprawiających jogging, więc nie wyróżniałam się w tłumie. Moja kondycja

jednak ostatnio podupadła i po dwóch kilometrach dyszałam jak starsza

pani, płuca zbuntowały się kompletnie. O Boże, myślałam, że się uduszę!

Przysiadłam na ławce, próbując wyrównać oddech. W tym momencie

zabrzęczała komórka. Dzwonił Jacob. Niech spada! Nie zamierzałam z nim

rozmawiać po tym, co odwalił w nocy. A już propozycja, którą mi złożył,

przekraczała wszelkie granice. Związek pod media! Cholera by go wzięła!

Co on sobie wyobrażał? Znowu się nakręciłam i taka rozdrażniona

wróciłam do mieszkania. W holu budynku zatrzymał mnie Ferdynand.

– Panienko, znowu przyszedł do panienki ten Huntsman. – Portier

nachylił się do mnie konspiracyjnie.

Przewróciłam oczami i rozejrzałam się po recepcji.

– Gdzie on jest?

– Wpuściłem go na górę – wyznał, niepewny mojej reakcji.

– Ech… – westchnęłam głośno, ale się uśmiechnęłam, by nie myślał, że

mam do niego pretensje.


– Proszę mu się nie dać! – Puścił do mnie oczko, domyślając się, że

mam z nim jakiś problem.

Ruszyłam do windy, a gdy tylko dotarłam na swoje piętro, zobaczyłam

pod drzwiami Jacoba z wielkim bukietem różowych róż. Starałam się

udawać niewzruszoną, ale jego mina zbitego pieska wcale mi tego nie

ułatwiała.

– Czego chcesz? – zapytałam. Nawet się nie przejmowałam, że mam na

sobie strój do biegania. Miałam świadomość, że wyglądam w nim świetnie,

ale to jednak nie to samo co markowa spódnica czy bluzka.

– Abi, cholera, no… – zaczął się jąkać i dukać jakieś bezsensowne

słowa.

– Jacob, do rzeczy! – burknęłam.

– Nie chciałem cię obrazić w nocy, źle mnie zrozumiałaś, a ja źle się

wyraziłem… – plątał się dalej.

– To źle cię zrozumiałam czy źle się wyraziłeś?! – Skrzyżowałam ręce

na piersiach i zrobiłam rozjuszoną minę.

– Abi… – Spojrzał na mnie niepewnie. – Wpuścisz mnie chociaż do

środka? Mam kaca i chyba mi niedobrze… – dodał błagalnie.

O, teraz mogłam naprawdę dać mu popalić. Trzymać do upadłego, by

się tłumaczył i przede mną płaszczył. Ale jakoś nie miałam serca.

Wpuściłam go do mieszkania, a on wyrwał do łazienki i faktycznie zaczął

wymiotować. O matko! Struł się wczoraj? Poszłam za nim, taszcząc bukiet.

– Zrobić ci herbaty? – zapytałam, stając w progu.

Jacob właśnie miał randkę z sedesem. Obejmował go i chyba nie miał

zamiaru puścić. Zarechotałam w duchu.

– Jeśli możesz – wystękał i znowu się porzygał.

O Boże! Aż mnie poderwało. Uciekłam stamtąd najszybciej, jak

mogłam.
– Mam nadzieję, że po sobie posprzątasz! – zawołałam do niego,

a w odpowiedzi usłyszałam odgłos spuszczania wody.

Nie powinno być mi go żal, a jednak… Jak zwykle serce mi zmiękło,

a gdy wyszedł z łazienki taki blady i zmęczony, miałam ochotę go przytulić.

Zbliżał się do mnie z ustami pełnymi miętowego płynu do płukania zębów,

bulgocząc niemiłosiernie, po czym wypluł go do kuchennego zlewu.

– Chyba mnie Bozia pokarała… – oznajmił.

– Jak myślisz, za co?

– Za to, jak idiotycznie się wczoraj zachowałem. Naprawdę

przepraszam… – Skruszony, usiadł przy stole nad kubkiem herbaty, która

zdążyła już prawie wystygnąć.

– Byłeś pijany.

– To fakt. – Upił łyk herbaty i znowu pobiegł do łazienki.

No nieźle! Poszłam za nim.

– Jacob, może wezwę lekarza?

– Nie, nie trzeba. Tylko się zatrułem… – Znowu przytulił muszlę

klozetową.

Kucnęłam obok niego.

– Na pewno?

Spojrzał na mnie z tym swoim cudownym uśmiechem.

– Na pewno, kurczaczku. – Otarł usta i dał znak, żebym zostawiła go

samego. Zamknęłam za sobą drzwi, by doprowadził się do porządku,

i poszłam się przebrać. Gdy wracałam, dobiegł mnie szum wody. Jacob

postanowił spędzić ten poranek u mnie? Miał ochotę jeszcze porozmawiać?

Z niecierpliwością czekałam, aż wyjdzie z łazienki, a gdy się pojawił taki

mokry i rozgrzany, aż zaschło mi w gardle. Nie mogłam oderwać od niego

wzroku.
– Pozwoliłem sobie wziąć prysznic – oświadczył i dodał: – Pożyczyłem

twoją szczoteczkę do zębów.

– To lepiej ją wyrzuć… – Skrzywiłam się na myśl, że mył nią zęby po

tym, jak wymiotował.

– Już to zrobiłem – poinformował mnie zadowolony i wytarł mniejszym

ręcznikiem niesforne włosy.

Nie mogłam się napatrzeć na jego mięśnie brzucha, a mój wzrok

niekontrolowanie dotarł aż do tego seksownego V, schodzącego tam, gdzie

nie powinnam się gapić. To było jednak silniejsze ode mnie, a mój wzrok

chyba miał jakąś nadludzką siłę, bo ręcznik na biodrach Jacoba sam się

rozwiązał i upadł na podłogę, a ja zobaczyłam jego penisa. W całej

okazałości.

– O cholera! – Chyba nie udało mi się ukryć, że zrobił na mnie

wrażenie.

Jacob roześmiał się i bez pośpiechu podniósł ręcznik, po czym

ponownie się nim przepasał.

– Rozumiem, że już się na mnie nie gniewasz za wczoraj? – zapytał,

wykorzystując moment mojego rozproszenia. Mimo że zakrył ręcznikiem

biodra, ja ciągle miałam przed oczami jego penisa. Najpiękniejszego penisa

na świecie.

– Nie – odpowiedziałam oszołomiona, a on nagle znalazł się obok.

– To dobrze.

– Zrobię ci drugą herbatę – wymamrotałam, czując, jak mnie obejmuje.

O nie! Wiedziałam, czym to się może skończyć.

– Nie mam ochoty na herbatę – zamruczał i kładąc mi dłoń krzyżu,

przyciągnął mnie do siebie.

– Jacob! – jęknęłam głośno.


– Tak mam właśnie na imię, kurczaczku. – Znowu traktował mnie jak

nastolatkę, a ja nie umiałam się sprzeciwić. A może nie chciałam?

– Ale…

– Ale mam na ciebie ochotę! – oświadczył, przerywając mi w jedyny

skuteczny sposób, czyli mnie całując. O Chryste Panie!

– Ale…

– Ale nie tutaj, tylko w łóżku. – Znowu mi przerwał i wziął mnie na

ręce, a ja nie protestowałam. O rany! Dlaczego nie protestowałam? Dałam

mu się zanieść do sypialni, a po chwili sama dobierałam się mu do wacka.

Byłam taka napalona, stęskniona, że zamiast dać mu się przelecieć,

zrobiłam mu dobrze ustami. I to dwa razy. A gdy w końcu przyszła moja

kolej, on, biedny, zasnął, wypompowany i skacowany, a ja zostałam sama,

napalona i zdesperowana jeszcze bardziej niż przedtem.

– Jacob! Jacob! – Próbowałam go dobudzić, ale nic z tego. Przekręcił

się na brzuch i zaczął pochrapywać, a jedyne, co mi zostało, to podziwianie

jego idealnego tyłka.


Rozdział 23

Z tej desperacji musiałam iść do łazienki. Inaczej chybabym eksplodowała

z podniecenia. Szarpnęłam szufladę, chwyciłam swego najlepszego

przyjaciela i odkręciłam kurek pod prysznicem. Rozebrałam się do naga

i spojrzałam w lustro na swoje ciało. Durny Jacob usnął, zamiast je

wykorzystać. A może zrobił to specjalnie? Akurat teraz, kiedy byłam

zdecydowana i gotowa! Znając siebie, już nigdy nie będę AŻ tak

zdecydowana i AŻ tak gotowa, a moja cipka zarośnie pajęczyną na amen.

Ale może to i lepiej? Znowu zamąciłby mi w głowie seksem, a potem bym

cierpiała. I tak z trudem pogodziłam się z jego ponowną obecnością

w moim życiu, a teraz ubolewałam nad tym, że mnie nie przeleciał. Oj, Abi,

Abi! Weszłam pod strumień wody, by otrzeźwić umysł. Zostawiłam

wibrator na wiklinowym koszu na ręczniki i stwierdziłam, że muszę

zapanować nad emocjami i buzującymi hormonami, które działały na moją

spragnioną cipkę. Ona się mnie w ogóle nie słuchała! Pulsowała, a ja

zacisnęłam uda, by to opanować. Ojej!

– Och, Abi! – Usłyszałam nagle głos Jacoba. Chyba właśnie przyłapał

mnie na tym, że moje niegrzeczne dłonie bezwiednie masowały piersi.

– Niczego nie widziałeś! – pisnęłam zażenowana i chciałam się zakryć,

ale bez pytania wpakował się pod strumień wody. Nasze nagie ciała się

zetknęły, a on od razu zaczął mnie całować.


– Wszystko widziałem, a ty zaraz gwiazdy zobaczysz! – zapewnił mnie

i przyszpilił biodrami do ścianki prysznica, tak że zimne kafelki miałam za

plecami, a między nogami tego boga seksu. Oplotłam się wokół niego

i niezdolna do trzeźwego myślenia, znowu byłam gotowa i zdecydowana.

Może nic się nie stanie, jeśli zrobimy to ten jeden jedyny raz? Spojrzałam

na jego cudowne ciało i penisa w gotowości… Jeden raz i nigdy więcej.

– Jacob… – jęknęłam, gdy chwycił w dłoń moją pierś i zaczął językiem

drażnić sutek.

– Teraz jesteś prawdziwą kobietą. Już nie nastolatką, ale piękną,

cudowną kobietą! – zachwycał się, podgryzając mi pierś, a drugą dłoń

zsunął na pośladki. Oniemiałam, gdy jego palce powędrowały od razu do…

do mojego… tyłka. Spięłam się, a on się wycofał, ale sięgnął po oliwkę dla

dzieci, którą zawsze smaruję się po prysznicu, by mieć gładkie ciało.

– Och, jejku! – wyjęczałam, gdy jego dłoń zajęła się moją cipką.

Poczułam w sobie palce, a razem z nimi całą masę oliwki. Pieścił mnie

szybko i mocno, dokładnie tak, jak chciałam.

– Marzyłem o tym przez tyle lat – wyszeptał i odwrócił mnie tyłem do

siebie. Naparł na mnie, jego twardy kutas wsunął się między moje uda.

Rozstawiłam szerzej nogi, myślałam, że jeszcze chwilę się pobawimy, ale

Jacob nagle chwycił go w dłoń i wszedł we mnie.

– O kurwa, Jacob! – krzyknęłam zaskoczona.

Nie byłam pewna, co dokładnie czułam. Tyle czasu minęło, że nie

potrafiłam odgadnąć, co mówiło mi moje ciało. Spięłam się i zaczęłam

panikować.

– Rozluźnij się, mała… – Jacob objął mnie w talii i pocałował w kark.

Poruszył się, a ja czułam lekki dyskomfort, i to wcale nie było fajne.

– Nie umiem… – wyszeptałam.

Miałam wrażenie, że zaraz się rozpłaczę. Zaczęłam drżeć z emocji.


– Abi, skarbie… – Jacob zastygł, wyszedł ze mnie.

Odwrócił mnie do siebie przodem.

– Przepraszam, nie jestem taka, jak ci się wydaje. – Spuściłam wzrok

i chciałam odejść. – Nie mam doświadczenia – dodałam z dziwnym

poczuciem zażenowania.

– Co? – zapytał, marszcząc brwi.

– Nie robiłam tego z nikim… – wyznałam.

– Jak to: nie robiłaś?! Nigdy? Z nikim?! – Spojrzał na mnie zaskoczony.

– Ech, ale z ciebie palant! – Odepchnęłam go i chciałam uciec spod

prysznica, ale Jacob dorwał mnie na dywaniku obok wanny.

– Byłem twoim jedynym facetem przez cały ten czas?! – zapytał z taką

satysfakcją w głosie, że nie powinnam się przyznawać, by nie podbudować

jego i tak wybujałego ego.

– Domyśl się, durniu!

Sięgnęłam po ręcznik. Zamierzałam wywalić Jacoba z mieszkania

i obrazić się na niego do końca życia, tymczasem już po chwili zaczęliśmy

się kochać na dywaniku obok wanny. Jacob był delikatny, jakby trochę

niepewny mojej reakcji. Rozpalił mnie jednak, całował bez końca, aż mu

się poddałam. W dodatku miał gumki, co było dla mnie priorytetem. Gdy

go dosiadłam, kontrolował każdy mój ruch, sprawdzając, czy wszystko

w porządku. Gdy w końcu się na niego nadziałam… O rany! To było

niesamowite, a mój strach okazał się bezpodstawny. Już po chwili

przypomniałam sobie, jakie to cudowne, trochę jak jazda na rowerze. A na

„rowerze” Jacoba to ja jeździć potrafiłam doskonale. No i zaczął się ten

szaleńczy maraton. Najpierw na podłodze w łazience przerobiliśmy kilka

podstawowych pozycji. Twarda podłoga i para buchająca spod prysznica

wcale nam nie przeszkadzały. Nasze spragnione siebie ciała chciały coraz

więcej. Coraz mocniej, odważniej i szybciej. Nie spodziewałam się, że


jeszcze tak potrafię. Czułam się piękna, pożądana, a Jacob cały czas mnie

w tym utwierdzał każdym gestem i pocałunkiem.

– Abi, zaraz dojdę! – krzyknął, wbijając się we mnie jeszcze mocniej.

O Boże!

– Ja też! – wyjęczałam, gdy następna fala zbliżała się, by zalać moje

ciało oceanem doznań.

– Och, tak!

Przy kolejnym pchnięciu poczułam, że dochodzi. Ja dołączyłam do

niego i opętani szaleńczym orgazmem, szczytowaliśmy wspólnie. Oczy

zaszły mi mgłą, a w głowie się kręciło, jakbym miała zaraz zemdleć. To

dopiero był orgazm!

– Jeszcze, jeszcze! – Ujeżdżałam go dalej mimo zmęczenia, z trudem

łapałam oddech, ale byłam tak strasznie spragniona.

– Chcesz mnie zajeździć? – zażartował, czując moje narastające

pragnienie.

W odpowiedzi jedynie kiwnęłam głową i ponownie na niego opadłam,

biorąc go w posiadanie. Jego erekcja jednak po orgazmie nieco zmalała,

a po chwili całkowicie zniknęła. O nie!

– Jacob?

– Daj mi dziesięć minut – poprosił, chyba lekko zażenowany.

W sumie to normalna męska reakcja, zwykła kolej rzeczy, więc czemu

byłam taka rozczarowana?

– To już nie ta kondycja co osiem lat temu, prawda? – zadrwiłam

z niego lekko.

Jacob spojrzał na mnie i wchodząc pod prysznic, rzucił we mnie mokrą

gąbką.

– Ty za to powinnaś się leczyć z seksoholizmu!


– Sam mnie tego nauczyłeś. – Odrzuciłam mu gąbkę i wskoczyłam pod

prysznic.

– Ach, tak? – Wziął mnie w ramiona i pocałował.

– Wszystko twoja wina. – Zaczęłam lekko boksować jego klatkę

piersiową, by wiedział, że nie wszystko wygląda tak cudownie i kolorowo.

On jednak się tym nie przejął i zawładnął moimi ustami, a dziesięć minut

przerwy nie było już konieczne.

Moje mieszkanie tego dnia zamieniło się w plan zdjęciowy filmu porno.

Nie było miejsca, gdzie byśmy się nie kochali. Cały dzień, a potem całą

noc. Chyba próbowaliśmy nadrobić ten stracony czas, chociaż czy to

w ogóle możliwe? Fakt faktem, że z Jacobem było mi naprawdę dobrze.

Nie dość, że cudownie się bzykał, to jeszcze potrafił być czuły i kochany.

Opiekuńczy, zabawny, seksowny… Znowu miałam w głowie mętlik

i znowu stałam się zakochanym po uszy kurczaczkiem. Różnica polegała

jednak na tym, że teraz byłam dorosłą kobietą i powinnam myśleć trzeźwo,

a przy nim za każdym razem traciłam głowę.

Postanowiłam jakoś uporządkować swoje życie, ale dopiero gdy

skończy się nasz cudowny weekend. W tym momencie byłam po prostu

szczęśliwa i nie chciałam myśleć o problemach. Po poranku w łóżku

i wspólnym śniadaniu leniuchowaliśmy dalej. Spędziliśmy z Jacobem miłe

przedpołudnie. Z czułością patrzyłam, jak przechadza się po moim

apartamencie w samych majtkach. Przed oczami cały czas miałam

poprzednią noc i dzień, a to też wywoływało uśmiech szczęścia na mojej

twarzy.

– Co tam, kurko? – zapytał Jacob, zadowolony, że się na niego gapię.

Pokręciłam głową… Już wolę być kurczaczkiem.

– A nic… Lubię na ciebie patrzeć. – Zsunęłam się ze stołka przy

kuchennej wyspie, rozwiązałam szlafrok i przylgnęłam do jego nagich


pleców.

– Będziemy leniuchować czy gdzieś wyjdziemy? – Odwrócił się

przodem.

Moje roztrzepane włosy wyglądały okropnie, ale przy nim czułam się

dobrze nawet rozczochrana i bez makijażu.

– Poleniuchujmy.

– W łóżku? – Uśmiechnął się zalotnie, a jego dłonie zsunęły się z moich

pleców na pośladki. Schowałam głowę w jego ramiona i pocałowałam

w klatkę piersiową, tam gdzie słychać było bicie serca. W tym momencie

czułam się taka szczęśliwa. Jacob znowu był mój! Ale zaraz pomyślałam:

co ja wygaduję? Przecież on nigdy do mnie nie należał. Miałam tyle

wątpliwości i wszystkie znaki na niebie i ziemi wskazywały, że powinnam

się trzymać od niego z daleka, ale… Nic nie mogłam na to poradzić, że go

kocham. Zawsze był jedynym mężczyzną w moim sercu. Nie licząc

Daniela, ale to zupełnie inny rodzaj miłości.

Już chciałam odpowiedzieć, że z chęcią spędzę ten dzień w łóżku, gdy

ktoś zapukał do drzwi. Nie spodziewałam się gości. Jacob zmarszczył brwi,

także zaskoczony. Pocałował mnie w usta i poszedł otworzyć. Zawiązałam

szlafrok, by nie świecić cyckami przy obcych, i oparłam się o drewniany

filar między salonem a kuchnią. Usłyszałam męskie głosy, a po chwili zza

ściany wyszli Jacob i Alan. Zbladłam jak ściana. Alan był cały poobijany,

nadal miał spuchnięte wargi i sińce pod oczami. I jego nos… chyba był

złamany… bo był usztywniony specjalnym opatrunkiem, tak samo jak ręka.

– Przyjechałem omówić sprawę rozwodu – rzucił od progu Alan.

Rozwodu? Chłopcy chyba nieźle go poturbowali i przemówili mu do

rozumu. W sumie nawet ich nie zapytałam, co z nim zrobili. Zaskoczył

mnie spokój Jacoba. Spojrzałam na niego, a on mrugnął, bym się nie

denerwowała.
– Ale dziś? W niedzielę? – Nie miałam ochoty ustalać z Alanem

czegokolwiek. Niech kontaktuje się z moim prawnikiem i da mi spokój.

– Wprosiłem się na rodzinny obiadek? – Zaśmiał się, a jego wzrok

świdrował krągłości moich piersi odznaczających się na materiale

cienkiego szlafroka. Zacisnęłam mocniej pasek, czując się przy nim

skrępowana.

– Mój prawnik ustali z tobą szczegóły. Nie musisz nachodzić mnie

w domu – odpowiedziałam wkurzona.

Jacob na szczęście podszedł do mnie i stanął obok.

– Abi… – Alan znowu wydał z siebie ten wkurzający rechot. – Skoro

jest niedziela, a ja się wprosiłem jako twój mąż, to brakuje chyba jeszcze

tylko jednej osoby – dodał, patrząc na mnie z wrednym uśmieszkiem.

– Daniel jest w ośrodku. Doskonale o tym wiesz – burknęłam.

– Oj, nie mówię o Danielu, Abi… – Zrobił krok w naszą stronę.

– Alan, nie przekraczaj granicy. Spotkacie się u prawnika – wtrącił

Jacob i objął mnie, jakby chcąc ochronić.

– Ty też powinieneś się zainteresować tym, co mam do powiedzenia,

w końcu jestem mężem Abi, a ona jest matką twojej córki… – wycedził

Alan.

Miałam wrażenie, jakby całe życie przeleciało mi przed oczami.

Spojrzałam przerażona na Jacoba, który wyglądał na całkiem

zdezorientowanego.

– Co ty pieprzysz? – zwrócił się do Alana, po czym spojrzał na mnie.

– Nie powiedziałaś mu?! – Alan roześmiał się szyderczo, po czym

zaczął demonstracyjnie bić mi brawo. No to klops…

Osiem lat wcześniej…


Nie mogłam się po tym wszystkim pozbierać. Mijały kolejne tygodnie,

a Daniel nadal leżał w szpitalu. Wrócił tata i całą trójką próbowaliśmy jakoś

żyć. Gdy patrzyłam na cierpienie rodziców, było mi jeszcze ciężej. Nie

przyznałam się też, że jego wypadek to moja wina. Z nikim o tym nie

rozmawiałam, bo nie miałam odwagi się przyznać. Jedynie Jacob pewnie

się domyślał i nawet on przestał się odzywać. Ostatnim razem widziałam go

w szpitalu kilka dni po wypadku. Z tego, co wiem, to w ogóle wyjechał

z miasta. Były eliminacje i pojechał na nie, by nie zaprzepaścić szansy,

którą przeze mnie zaprzepaścił mój brat.

Pierwszego dnia roku szkolnego pokłóciłam się z tymi trzema durnymi

siksami ode mnie z klasy. Wyśmiewały się ze mnie i wypadku Daniela. Nie

wytrzymałam i pobiłam Jaśminę na środku sali gimnastycznej przy

wszystkich uczniach i nauczycielach, za co z miejsca zostałam zawieszona

w prawach ucznia. Nie chciałam się tłumaczyć, dlaczego to zrobiłam. One

doskonale wiedzą dlaczego i pukiel blond włosów Jaśminy w mojej dłoni

dał mi satysfakcję na sekundę. Do szkoły przyjechał po mnie wściekły tata.

Dostałam kazanie i szlaban do końca życia. Było mi wszystko jedno, bo

i tak nie miałam po co wychodzić. Nie chciało mi się nawet wstawać do

łazienki. Byłam zmęczona, ospała i codziennie rano miałam nudności.

W dodatku spóźniał mi się okres, i to bardzo. Zaczęłam mieć złe myśli, tego

mi jeszcze brakowało w tym całym nieszczęściu. Jakby tego było mało,

moja mama zaczęła coś podejrzewać, bo gdy przez kolejne poranki

wymiotowałam, pojechała do apteki i kupiła test ciążowy.

– Mamo, ale ja nie jestem w ciąży! – zaklinałam się na wszelkie

świętości, żeby tylko dała mi spokój.

– Skoro nie jesteś, to zrób test bez gadania! – warknęła na mnie.


– Nie. Nie zmusisz mnie! – Popłakałam się i uciekłam do swojego

pokoju. Jejciu, no nie mogę być w ciąży. Na samą myśl ogarnęło mnie

przerażenie. W ciąży? Ja? Przecież mam dopiero siedemnaście lat.

Faktycznie trochę mi się przytyło i te nudności, i okres, ale to jeszcze nie

świadczy o ciąży. Leżałam na łóżku, a mój świat rozpadał się na coraz

drobniejsze kawałki. Daniel leżał w szpitalu i nie wiedzieliśmy, co z nim

w ogóle będzie, Jacob się nie odzywał i nienawidził mnie za to, że jego

przyjaciel miał przeze mnie wypadek, i teraz jeszcze ta ciąża. Jak ja bym

miała o tym niby powiedzieć?! No jak? Przecież powie, że zrobiłam to

specjalnie. Och, jejciu no.

– Abi, kochanie, otwórz drzwi. – Mama do mnie zapukała.

– Nie!

– Obiad zrobiłam. Zejdź, proszę…

– Nie jestem głodna. Idź sobie, mamo! – Zakryłam poduszką głowę, nie

chcąc z nikim rozmawiać. Myślałam, że mama da mi spokój, ale po chwili

tata otworzył drzwi do mojego pokoju śrubokrętem.

– Marsz na dół jeść obiad! – huknął na mnie.

– Nie będę jeść. Nie możecie mnie do niczego zmusić! – wrzasnęłam na

niego i mocniej ścisnęłam poduszkę, tuląc ją do siebie.

– Nie będziesz dyktować warunków, Abi! – Podszedł do mnie

i zaciągnął mnie na dół do kuchni. Obok talerza pełnego zupy zobaczyłam

też test ciążowy.

– Mamo! – pisnęłam.

– Bez dyskusji. Jedz zupę i zrób test! – kontynuował tata.

– Nie jestem waszą córką. Nie możecie mi niczego kazać! –

wykrzyczałam w desperacji, panicznie bojąc się zrobić ten test.

Tata podszedł do mnie i chwycił mnie za rękę, po czym gwałtownie

szarpnął.
– Ale wychowujesz się w naszym domu i masz nas słuchać! Jeść nie

musisz, ale nie wyjdziesz stąd, póki nie zrobisz testu!

Widziałam łzy bezradności i wściekłości w jego oczach, a mi zrobiło się

jeszcze gorzej.

Spuściłam wzrok i nie chcąc dalszej awantury, wzięłam test i poszłam

z nim do łazienki. Siedziałam na kiblu, czytając ulotkę, ale coś w głębi

podpowiadało mi, że taki test to tylko formalność. Moja młoda, kobieca

intuicja podszeptywała, że mój najgorszy koszmar się ziścił. Co

potwierdziło się pięć minut później, gdy spojrzałam na wynik. Rozpłakałam

się jak małe dziecko. Nie chcę być w ciąży! Nie chcę! Do łazienki zajrzała

mama i również się rozpłakała. Przytuliła mnie pocieszająco, ale to nic nie

dało.

– Abi, kochanie, dlaczego nam nie powiedziałaś wcześniej? – zapytała

cicho.

– Nie wiem, mamo. Wstydziłam się… ja nie chcę… nie chciałam… –

Potrząsnęłam głową, jakby to miało coś zmienić.

– Kto jest ojcem? – zapytała.

Nie miałam odwagi się przyznać. Nie chciałam niszczyć życia Jacobowi

jeszcze bardziej. Domyślałam się, jaki miał do mnie żal za Daniela, więc

zachowałam tę tajemnicę dla siebie.

– Nie wiem. Nie pamiętam… – skłamałam, a mama rozpłakała się

jeszcze bardziej.

Gdy ojciec zajrzał do łazienki, jego złość sięgnęła zenitu. Wyzwał mnie

od ladacznic i nieodpowiedzialnych gówniar, po czym szarpiąc, zaciągnął

do pokoju i zamknął drzwi na klucz. Rzuciłam się na łóżko i płakałam.

Wyłam z żalu i złości na cały świat. Nie chciałam, by tak wyszło. Nie

chciałam tego dziecka. Nie chcę go! Bezmyślnie zaczęłam okładać swój

brzuch pięściami, żeby pozbyć się tego koszmaru, który we mnie rósł.
Robiłam to tak długo, aż zwymiotowałam. Raz, drugi… Nie miałam siły na

nic, a wiedziałam, że teraz przyjdzie mi się zmierzyć z czymś najgorszym.

Byłam jednak przekonana, że rodzice zrobią coś, by tego dziecka nie było.

Ucieszyłam się, gdy następnego dnia z samego rana wsadzili mnie

w samochód i zawieźli do szpitala. Wiedziałam, że pozbędę się ciąży

i wszystko jakoś się ułoży. Gdy weszłam z mamą do gabinetu,

uśmiechnęłam się lekko do pani doktor. Mama w dwóch zdaniach nakreśliła

cel wizyty, ale lekarka nie była zadowolona z takiego pomysłu. Najpierw

powiedziała, że musi mnie zbadać. Kazała mi się rozebrać od pasa w dół

i poprosiła, bym usiadła w przeraźliwie wyglądającym fotelu. Było mi

wstyd przy mamie, ale nie miałam wyjścia. Gdybym wiedziała, że będę

odstawiać darmowy striptiz, tobym się chociaż ogoliła albo coś…

– Kiedy miałaś ostatnią miesiączkę? – zapytała, badając mnie bardzo

delikatnie.

– Nie pamiętam. Jakoś na początku lipca… – odpowiedziałam,

krzywiąc się. Mamy przecież wrzesień. Usłyszałam, jak mama głęboko

wciągnęła powietrze.

– Przejdź na kozetkę, zrobimy USG – dodała pani doktor po chwili,

wskakując na łóżko w rogu gabinetu.

– To ciąża, pani doktor? – zapytała niecierpliwie moja mama.

– Proszę chwilę zaczekać i wyjść. – Lekarka zmierzyła ją wzrokiem,

a mama posłusznie wyszła.

– Jestem w ciąży, prawda? – zapytałam z przerażeniem.

– Tak, Abi. Twoja mama zasugerowała aborcję, ale obawiam się, że jest

już za późno. – Nałożyła mi żel na brzuch i przyłożyła głowicę.

Patrzyłam w monitor razem z nią i gdy zobaczyłam na ekranie

pulsujący punkt, rozpłakałam się. Od razu wiedziałam, że to jest właśnie

TO. Pani doktor badała mnie chwilę, nic nie mówiąc. Nie byłam zapewne
pierwszą nastolatką w ciąży, która przychodzi do jej gabinetu. Poprosiła,

bym się ubrała, i zaprosiła mamę z powrotem do środka.

– I jak, pani doktor? Kiedy możemy wykonać zabieg? – zapytała

wprost.

– To dwunasty tydzień, pani Homes – odpowiedziała.

– I co w związku z tym? – Moja mama uniosła brew, a ja

przysłuchiwałam się rozmowie bez słowa.

– Nie wykonam zabiegu aborcji w takim stadium, takie mam zasady.

Chyba że ciąża pochodzi z gwałtu bądź zagraża życiu matki. Abi czuje się

dobrze i jest zdrowa.

– Ona ma siedemnaście lat! – oburzyła się mama.

– Nie ona pierwsza, nie ostatnia. – Lekarka uśmiechnęła się do mnie

pocieszająco.

– Nie będę wychowywać kolejnego nie swojego dziecka! Proszę coś

z tym zrobić! – Mama wstała i chwyciła mnie za dłoń.

– Nikt nie wykona takiego zabiegu. Musiałaby pani mieć zalecenie

lekarskie, a ja pani takiego zaświadczenia nie wystawię – mówiła dalej,

spokojnie wypisując jakieś papiery i recepty.

– Co z pani za lekarz! Rujnuje pani życie młodej dziewczynie!

Obie spojrzały na mnie, a mi zrobiło się okropnie głupio.

– Ciąża to nie koniec świata, a skoro już mówimy o końcu świata, to

mogła pani nie wyjeżdżać na Alaskę i bardziej pilnować córki –

powiedziała lekarka.

Moją mamę dosłownie zatkało. W sumie co się dziwić? Ktoś

powiedział jej prawdę tak prosto w oczy. Wyprowadziła mnie z gabinetu,

niczego więcej nie mówiąc. Nic nie rozumiałam. Co oznacza dwunasty

tydzień? Jest już za późno, by usunąć ciążę? Gdy wsiadłyśmy do auta,

mama się rozpłakała i od razu zadzwoniła do ojca, który akurat był


u Daniela. We trójkę wróciliśmy do domu, a mama od razu zaczęła nas

pakować.

– Wyjeżdżamy? – zapytałam. Kompletnie nie wiedziałam, co się dzieje.

– Spakuj swoje ubrania, Abi! – Usłyszałam w odpowiedzi rozkaz ojca.

Poszłam do swojego pokoju i płacząc, wrzucałam rzeczy do walizki na

oślep. Nie chciałam wyjeżdżać. Nie chciałam zostawiać Daniela tutaj.

Zdawałam sobie sprawę, że nawet może mnie nie słyszał, ale codziennie

chodziłam do niego do szpitala i siedziałam przy nim, by wiedział, że

jestem, że czekam, aż odzyska przytomność. Śpiączka farmakologiczna

przecież nie trwa wiecznie i on się w końcu obudzi. Obudzi i co? Nie

będzie mnie przy nim? Nie wyobrażałam sobie tego, ale rodzice mieli

najwidoczniej inne plany. Przy kolacji dowiedziałam się, że zabierają mnie

na Alaskę. Nie miałam pojęcia po co. A oni nie odpowiedzieli na żadne

moje pytanie. Postawili mnie przed faktem i nie miałam nic do gadania.

Jakby tego było mało, na noc zamknęli mnie w pokoju na klucz, żebym nie

uciekła. Skąd wiedzieli, że taki mam plan? Chciałam chociaż powiedzieć

Jacobowi, że wyjeżdżam. Nie wiem po co. Po prostu chciałam, by wiedział.

Na szczęście nie mieli pojęcia, że wymykanie się przez okno mam

opanowane do perfekcji, więc gdy tylko zasnęli, wyślizgnęłam się z domu.

Szłam szybko przez całe miasteczko, aż do dzielnicy, gdzie jest dom

Jacoba. Nie dostrzegłam jego samochodu na podjeździe, mimo to

odważyłam się zapukać do drzwi. Otworzyła mi jego mama.

– Dobry wieczór, czy Jacob jest może w domu? – zapytałam, pocierając

dłońmi zmarznięte ręce. Była połowa września, ale pogoda dość ponura

i chłodna.

– Kochanie, co tu robisz? Jest jedenasta w nocy! – Znowu nie

otrzymałam odpowiedzi na pytanie. Czemu dorośli nie mogą mi

odpowiedzieć na zwykłe, proste pytania?!


– Jest Jacob? – powtórzyłam niecierpliwie.

– Nie ma. Wyjechał przecież na kontrakt do Los Angeles… –

odpowiedziała, a mój świat zawalił się po raz kolejny.

– Rozumiem… – Spuściłam głowę i chciałam odejść.

– Poczekaj, odwiozę cię do domu! – Wyszła za mną.

– Sama wrócę. Znam drogę… – bąknęłam.

– Nie będziesz się włóczyć sama po ciemku. Rodzice wiedzą, że tu

jesteś? – Wsadziła mnie do auta, a ja milczałam.

Jacob wyjechał… zostawił i mnie, i Daniela z tym wszystkim samych.

Aż tak mnie nienawidzi, że musiał wyjechać? Rozumiem, że te eliminacje

to dla niego szansa, ale… Boże! Patrzyłam tępo przed siebie, próbując

zebrać myśli. Teraz to już nie mam żadnej nadziei. Nic nie będzie dobrze

i nic się nie ułoży. W dodatku gdy pani Huntsman zapukała do domu

i ojciec zobaczył, kogo przyprowadziła, wściekł się. Gdy tylko drzwi się

zamknęły, uderzył mnie w twarz i znowu zwyzywał od najgorszych. Nawet

już nie płakałam. Miałam wrażenie, że w środku jestem pusta. Jakby nic nie

zostało. Pusta i bezwartościowa, bez żadnych uczuć.

Alaska to bardzo piękne miejsce. Mroźne, groźne, ale piękne. Spacerując

po osiedlu z krągłym brzuszkiem, wdychałam świeże powietrze

i przyglądam się wiecznie zachodzącemu za górą słońcu. W nowej szkole

nikogo nie znałam. Z nikim nie rozmawiałam i się nie przyjaźniłam.

Wszyscy ocenili mnie już pierwszego dnia, gdy rozeszła się wieść o mojej

ciąży. Teraz, gdy na dniach powinnam urodzić, przestałam się przejmować,

choć na początku było mi naprawdę ciężko. W dodatku tak tęskniłam za

Danielem. Wybudzili go ze śpiączki, ale czekało go jeszcze dużo operacji

i długa rehabilitacja. On nie miał pojęcia, co się wydarzyło. Nie pamiętał


wypadku i nie wiedział o mojej ciąży. Załamał się, gdy lekarze po

wybudzeniu uświadomili go, że stracił nogę. Tak naprawdę miał wiele

szczęścia, ale dla niego całym szczęściem była koszykówka. Tak bardzo

chciałam pojechać i się z nim spotkać. Tak bardzo tęskniłam za moim

bratem, a wiedziałam, że on by mnie zrozumiał. Razem byśmy sobie

poradzili… bez rodziców, których od momentu, gdy tutaj przyjechaliśmy,

szczerze nienawidziłam. Ojciec traktował mnie jak zupełnie obcą osobę,

matka płakała nocami. Gdy pokazałam im USG mojej córeczki, nie

wykazali najmniejszego zainteresowania. Jak oni sobie wyobrażali życie

z nami, skoro jej nie kochali? Wprawdzie na początku i ja się załamałam,

ale potem? Czując jej ruchy, słysząc bicie serca na badaniu, nie

wyobrażałam sobie, że miałoby jej nie być. Kochałam ją i wiedziałam, że

Daniel też ją pokocha. W końcu miał zostać wujkiem i byłam przekonana,

że by się ucieszył.

– Jestem, mamo! – krzyknęłam od progu, zdejmując szalik.

Tata był w pracy, a mama właśnie gotowała obiad. Nie odpowiedziała,

tylko rzuciła mi to okropne spojrzenie. Jakby w ogóle nie chciała, żebym

wróciła. Poszłam do swojego pokoju na poddaszu. Trudno mi było

wchodzić po stromych schodach, ale nie miałam odwagi poprosić rodziców,

by zamienili się ze mną pokojami. Gdy wreszcie dotarłam na górę, byłam

wykończona. Nogi mi spuchły i ogólnie od wczoraj byłam niespokojna.

Czułam, że lada dzień urodzę, a poród mnie przerażał. Nie chodziłam do

szkoły rodzenia, a jedyne wizyty, jakie miałam, to te obowiązkowe.

Rodzice nie opłacili mi innych badań ani dodatkowej położnej. Położyłam

się na łóżku, ale w każdej pozycji było mi niewygodnie. W dodatku czułam,

że muszę do łazienki, i to teraz, już, bo inaczej się posikam, co zdarzyło mi

się już niestety kilka razy. Wstałam powoli i znowu musiałam iść na dół.

Oddycham ciężko jak jakiś starszy człowiek i poczłapałam na parter.


– Obiad! – Mama zaszła mnie z tyłu, a ja aż podskoczyłam, bo mnie

wystraszyła.

– Dzięki. Zaraz przyjdę. – Weszłam do łazienki i spędziłam w niej

z piętnaście minut.

W ciąży wszystko zajmuje więcej czasu. Nawet jedzenie obiadu jest

męczące, a gdy chciałam sięgnąć po ogórka z drugiej części stołu,

musiałam wstać i podejść, bo nie dałam rady sięgnąć i się wychylić przez

ten brzuch. Mama mi raczej nie pomagała. Jeśli czegoś zapomniałam,

musiałam wchodzić na górę i znowu schodzić. Nie chciałam jej prosić

o pomoc. Złość i żal w jej oczach już mi się znudziły. Boże, no stało się

i co? Co miałam zrobić? Przecież nie oddałabym własnego dziecka.

Kochałam je i nigdy bym go nie oddała.

Po kolacji postanowiłam wziąć kąpiel. Ciężko mi było stać pod prysznicem,

a w dużej wannie nawet się mieściłam. Napuściłam wody i chcąc dolać

olejku, poślizgnęłam się na mokrych kafelkach. Upadłam na podłogę,

obijając się brzuszkiem o umywalkę. Zawyłam z bólu.

– Mamo! – zawołałam rozpaczliwie.

Na szczęście przyszła po chwili i pomogła mi wstać. Gdy usiadłam na

wannie, gładząc brzuch, nagle poczułam, jak coś ze mnie wycieka. Boże!

To był właśnie ten moment. Wody odeszły mi kilka minut po ósmej

wieczorem, a pół godziny później miałam już regularne skurcze. Jak to,

kurwa, bolało. Chciałam natychmiast jechać do szpitala, ale mama

powiedziała, że jeszcze jest czas. Ja panikowałam, co wzmagało mój ból,

a ona próbowała mi wmówić, że wie lepiej, bo już rodziła. Boże, jak mnie

to wkurzyło. Dopiero o dziesiątej wieczorem, gdy wrócił tata, zdecydowali

się jechać ze mną do szpitala. Na porodówkę wjechałam o jedenastej

piętnaście, a kilka chwil przed północą miałam pierwsze skurcze parte.


Myślałam, że nie dam rady. Byłam spanikowana, wystraszona i tak mnie

bolało… Nie wyobrażałam sobie aż takiego bólu.

– Abi, jeszcze raz! – powiedziała położna, próbując mnie podnieść na

duchu. Widziała, że jestem słaba i zniechęcona.

Musiałam jednak dać radę. Nie było innego wyjścia. Miałam się

poddać? Zebrałam wszystkie swoje siły i po kolejnym skurczu usłyszałam

płacz córeczki. Och! Rozpłakałam się i tak bardzo chciałam ją zobaczyć.

Pielęgniarka nawet nie dała mi jej potrzymać. Pokazała mi ją na moment

i gdzieś zabrała. Nie wiem gdzie. To był pierwszy i ostatni raz, kiedy

widziałam swoją malutką córeczkę.

Następnego dnia wypisali mnie ze szpitala, a kolejnego siedzieliśmy już

w samolocie, wracając do domu. Na pytanie, gdzie moje dziecko,

usłyszałam, że umarło. Wiedziałam, że to kłamstwo, ale nie miałam pojęcia,

co robić. Byłam bez grosza, niepełnoletnia i nic tak naprawdę nie mogłam.

Obiecałam sobie w duchu, że gdy tylko skończę osiemnaście lat, wyjadę

stąd i nigdy nie wrócę. Nienawidziłam rodziców za to, co mi zrobili.

Zabrali mi dziecko i próbowali wmówić, że nie żyje. Boże, w głębi serca

czułam, że to perfidne kłamstwo. Upewniłam się też w tym, gdy szukając

w domu dowodów, znalazłam papiery adopcyjne. Nie swoje, a mojej

córeczki, której dali na imię Jennise.

– Nie mieliście prawa! – Wpadłam do kuchni, gdzie rodzice jedli

kolację. Machnęłam im dokumentem przed nosem, a oni nic nie

odpowiedzieli. – Nie mieliście prawa… – powtórzyłam cicho, opadając

z sił.

Po porodzie byłam słaba i chyba powinnam iść do lekarza, ale oni mieli

to gdzieś. Zalałam się łzami i wróciłam do swojego pokoju. Cieszył mnie

jedynie fakt, że następnego dnia miałam odwiedzić Daniela w szpitalu, a od


poniedziałku normalnie wrócić do szkoły. Postanowiłam, że ukończę tę

klasę. Położyłam się na łóżku i zapatrzyłam w sufit. Miałam siedemnaście

lat, córkę, której nigdy więcej nie zobaczę, brata, który przeze mnie był

kaleką, i nadal kochałam chłopaka, który nawet nie wiedział, że jest ojcem.

Nikt w miasteczku nie miał pojęcia, że byłam w ciąży, i nigdy nie miał się

dowiedzieć. Było mi tak wstyd, że sprawiłam wszystkim tyle problemów.

Naprawdę nie chciałam, ale teraz już nic nie mogłam zmienić.

Postanowiłam zachować ten sekret w naszej rodzinie, by nie przynosić

więcej wstydu. Może kiedyś pogodzę się z tym wszystkim i wybaczę

rodzicom, że oddali moją córkę do adopcji bez mojej zgody, ale musi minąć

wiele czasu. Naprawdę wiele…

Tego dnia miałam odebrać dyplom ukończenia szkoły średniej. Stałam

przed lustrem i wygładzałam szarą spódnicę na biodrach. Wymusiłam

uśmiech, by chociaż stwarzać pozory szczęśliwej nastolatki. Nastolatki,

którą od dawna nie byłam. Co się wydarzyło przez ten ostatni rok? Dla

mnie nic ważnego. Miesiące mijały, szkoła okazała się nudna

i bezużyteczna, ale nie chciałam w domu awantur, więc starałam się jakoś

zaliczać kolejne semestry. Daniel zaczął rehabilitację, ale miał depresję.

Ogromną depresję i nie chciał z nikim rozmawiać. Na czele ze mną. Czy się

z tym pogodziłam? Nie…

– Abigail Homes! – Pani wicedyrektor wyczytała moje nazwisko,

ściskając w dłoni moje świadectwo.

Wstałam i podeszłam do grona pedagogicznego, by odebrać dokument.

Nauczyciele pogratulowali mi, wręczyli książkę i to było tyle. Nie chciałam

oglądać dalszej uroczystości, więc wręczywszy bukiecik kwiatów mojej

wychowawczyni, wyszłam ze szkoły. Na dniach miałam skończyć


osiemnaście lat i właśnie tego nie mogłam się doczekać. Odkąd wróciliśmy

do Nasvhille, odkładałam każdego centa. Uzbierała mi się spora suma

i wiedziałam, że uda mi się stąd wyjechać. Wracając do domu,

postanowiłam zajść do kawiarni, w której pomagałam przez tych kilka dni

jeszcze przed wypadkiem Daniela. Właściciel się jednak zmienił i nie

miałam tam już czego szukać. Chciałam podziękować i przeprosić, że tak

nagle odeszłam, ale nie było komu. Ruszyłam więc w kierunku domu, by

zacząć się pakować i zastanowić, gdzie mam się udać.

– Abi? – Usłyszałam za sobą męski głos.

Obejrzałam się i przez chwilę nie rozpoznałam Alana. Zmienił się.

Zmężniał i chyba jeszcze bardziej urósł. Szczerze uśmiechnęłam się na jego

widok.

– Cześć, Alan! – Podeszłam, by się przywitać.

– Boże, ale się zmieniłaś! Gdzie ty się podziewałaś tyle czasu?! –

Spojrzał na mnie i nie mógł oderwać oczu.

Fakt. Zmieniłam się, i to bardzo. Głównie w środku, ale tego raczej nikt

nie dostrzega.

– Byłam na Alasce przez jakiś czas, a ostatnio skupiałam się na nauce.

Mało wychodzę z domu…

– Jak Daniel? Nie miałem okazji ci powiedzieć, jak mi przykro

z powodu wypadku – powiedział cicho.

– Fizycznie, jeśli można tak powiedzieć, jest ok. Gorzej z psychiką… –

stwierdziłam i znowu na niego spojrzałam.

– Przejdziemy się? – Uśmiechnął się lekko i wyciągnął do mnie dłoń.

Wahałam się, czy ją chwycić. Alan wyczuł mój strach i odpuścił. Tylko

odprowadził mnie do domu. Wiem, że miał wiele pytań. Wiem, że widział

mój ból i niepewność. Wiedział, że przytrafiło mi się coś strasznego, ale nie

naciskał. Czekał, aż będę gotowa sama mu o wszystkim opowiedzieć.


*

W dniu moich osiemnastych urodzin Alan podjechał pod dom swoim

sportowym autem. Zatrąbił dwa razy, a ja wyjrzałam przez okno

i chwyciwszy walizkę ze swoimi rzeczami, poszłam na dół. Na schodach

wpadłam na matkę.

– A gdzie ty się wybierasz? – zapytała bez emocji.

– Wyjeżdżam na zawsze – odpowiedziałam i wyszłam.

Tak naprawdę chyba się tego spodziewała. Nie pożegnałam się i nie

żałowałam swojej decyzji. Gdy Alan pakował moją walizkę do bagażnika,

ona tylko stała na ganku i patrzyła. Nie wiem, co sobie myślała. I wcale

mnie to nie obchodziło.

– Gotowa do drogi? – Alan objął mnie i odwrócił moją głowę, bym nie

patrzyła w stronę domu. O niczym mu jeszcze nie powiedziałam, ale

domyślał się wielu rzeczy.

– A ty? – Uśmiechnęłam się.

– Z tobą, Abi, zawsze i wszędzie! – Nachylił się i zaryzykował

pocałunek.

Objęłam go i przyciągnęłam do siebie.

– Zabierz mnie jak najdalej stąd – odpowiedziałam i odwzajemniłam

pieszczotę.

Alan uniósł mnie i spojrzał mi prosto w oczy.

– Nie bój się. Teraz już będzie tylko lepiej. – Musnął palcami mój

policzek.

– Obiecujesz?

– Obiecuję.

Wsiedliśmy do auta i ruszyliśmy w stronę autostrady. Gdy

wyjechaliśmy z miasta, poczułam niewyobrażalną ulgę. Nareszcie byłam


wolna. Alan odsłonił dach auta, a ja uniosłam ręce i łapałam w dłonie

wyimaginowane motyle. Spojrzał na mnie i uśmiechnął się tak cudownie.

– Dokąd jedziemy? – zapytałam, a on pokazał na GPS. Urządzenie

przez chwilę przetwarzało dane, by wyświetlić nazwę miasta i specyficzny

głos lektora powiedział:

– Do celu pozostało tysiąc siedemset osiemdziesiąt dziewięć mil.

Przewidywany czas podróży to dwadzieścia sześć godzin i piętnaście

minut. Na pierwszym skrzyżowaniu skręć w prawo.

Naszym celem było Las Vegas.


Rozdział 24

Zamurowało mnie. Nie byłam w stanie wydusić z siebie ani słowa. Jacob

wpatrywał się we mnie zaszokowany, a Alan śmiał się dalej.

– Abi, czy to prawda? – zapytał w końcu Jacob.

Płonęłam ze wstydu, czując się jak nieodpowiedzialna gówniara.

– Tak… – wymamrotałam. Nic więcej nie chciało mi przejść przez

gardło.

– No to gratulacje, tatusiu! – wtrącił Alan, patrząc na mnie

z obrzydliwym uśmiechem.

– Zamknij się! – warknął Jacob i chwycił mnie za rękę. – Dlaczego mi

nie powiedziałaś?!

– Jacob, po co te nerwy? Lepiej zapytaj, gdzie wasza córka teraz

przebywa… – Alan dalej grał w swoją grę i był na wygranej pozycji.

Miałam ochotę mu przywalić. Ten idiota zrobiłby wszystko, żeby mnie

skompromitować.

– Nic jej nie jest. Została adoptowana! – rzuciłam szybko, bo oczy

Jacoba robiły się coraz większe. Pewnie myślał o najgorszym.

– Adoptowana?! – zapytał Jacob.

Alan znowu zaniósł się szyderczym śmiechem.

– Przestań się śmiać, bo mnie wkurwiasz! – zasyczałam z nienawiścią.


– Jennise przebywa w domu dziecka, a ty nawet się nią nie

zainteresowałaś. Zapomniałaś o swojej córce! – powiedział Alan.

Nie wierzyłam własnym uszom, podobnie jak Jacob.

– Niby skąd masz takie informacje?! Jennise została…

– Rodzina, która ją adoptowała, oddała ją do domu dziecka. Nie udawaj,

że nie wiedziałaś – kontynuował Alan.

O czym on mówił?!

– Alan, wypierdalaj stąd! – W Jacoba wstąpiła niepohamowana złość.

W tym momencie nie wiedziałam, czy wolę być sam na sam z Jacobem,

czy może lepiej, by Alan jednak został.

Jacob szarpnął Alana, pchnął w kierunku drzwi i wyrzucił go

z mieszkania.

– Do zobaczenia, Abigail! – rzucił na koniec z głupim uśmiechem mój

mąż.

Usiadłam na sofie w salonie, bo zrobiło mi się słabo.

Boże, i co teraz będzie?!

Jacob trzasnął drzwiami, ale nie od razu odwrócił się w moją stronę.

Pięści miał zaciśnięte, a gdy na mnie spojrzał… Wściekłość to mało

powiedziane.

– Dlaczego?! Dlaczego mi, do kurwy nędzy, nie powiedziałaś?! –

ryknął.

– Bo wyjechałeś! – krzyknęłam w odpowiedzi, broniąc się

bezsensownie.

Prawda jest taka, że on powinien wiedzieć już dawno.

– A teraz? Dlaczego teraz mi nie powiedziałaś?!

– Jacob, nie krzycz na mnie! – Wstałam, też już nieźle rozzłoszczona.

Nie miał prawa na mnie krzyczeć!


– Kurde, ty zawsze byłaś głupia i naiwna, ale że z ciebie taka podła

świnia, to bym się nie spodziewał. Kiedy zamierzałaś mi powiedzieć?!

– Podła świnia?! – zawołałam.

– Oszukiwałaś mnie! – wrzasnął.

– Podła świnia – powtórzyłam oszołomiona.

Jak on mógł mnie tak nazwać!

– Abi, okłamywałaś mnie przez…. – Przerwał, jakby próbował

w myślach policzyć, ile lat może mieć nasza córka.

– Przez osiem lat – dokończyłam za niego.

Jacob opadł na sofę i złapał się rękami za głowę.

– Kurwa! – krzyknął.

– Chciałam ci powiedzieć… – Klapnęłam na sofie.

Oparłam głowę o poduszki i zamknęłam oczy. Przypomniałam sobie te

samotne chwile w ciąży spędzone na Alasce. Jak mi było cholernie źle, jaka

czułam się opuszczona i niekochana. A potem dzień porodu i to, jak nagle

i brutalnie odebrano mi córkę. Te wszystkie emocje znowu wróciły i moim

ciałem targnął niepohamowany, spazmatyczny szloch. Nie liczyłam na

jakiekolwiek współczucie ze strony Jacoba, ale miałam nadzieję, że chociaż

spróbuje mnie zrozumieć. Niespodziewanie usiadł obok i mnie objął.

– Nie płacz już. Proszę… – Ujął moją twarz w dłonie.

Ledwie go widziałam przez mokre od łez, zapuchnięte oczy.

– Chciałam ci powiedzieć, ale wyjechałeś, a teraz… – Beczałam jak

dziecko, nie mogąc sklecić zdania.

Gdy pogładził mnie po policzku, tak czule i delikatnie, rozpłakałam się

jeszcze bardziej. Zanosiłam się, łkałam, kaszlałam, próbowałam złapać

oddech.

– Abi, uspokój się! – powiedział zaskoczony moją reakcją Jacob.


– Ona jest w domu dziecka! – zawyłam. Dostałam histerii.

– Chryste Panie, Abi, przestań! – Jacob potrząsnął mną, a gdy to nie

pomogło, wymierzył mi delikatny policzek.

– Och… – To sprowadziło mnie na ziemię.

Dotknęłam lekko piekącego miejsca.

– Już lepiej? – zapytał spokojnie.

– Walnąłeś mnie z plaskacza!

– Żebyś się uspokoiła. Chyba mamy wiele do obgadania…

– Nazwałeś mnie świnią!

– A ty nie powiedziałaś, że mam córkę!

– Myślisz, że jest mi z tym łatwo?! Zabrali mi ją zaraz po porodzie!

– Kto ci zabrał?!

– Kazali mi ją oddać. Nie miałam nic do gadania… – Spuściłam wzrok.

– Twoi rodzice?!

– To nie są moi rodzice. Nienawidzę ich! – warknęłam.

– Zabrali dziecko po porodzie i przekazali do adopcji? – dopytywał.

– Tak. Jacob, ja miałam wtedy siedemnaście lat…

– Wiem… Och, Boże, wiem o tym. – Znowu mnie objął i tym razem

przytulił.

– Myślałam, że ona jest szczęśliwa w rodzinie, która ją adoptowała –

dodałam cicho i znowu zachciało mi się płakać.

– No, cicho już. Cicho! – Jacob tulił mnie mocno, czując, jaka jestem

roztrzęsiona. W tym momencie byłam na siebie taka strasznie zła. Zła, że

wszystko tak się potoczyło. W dodatku skąd Alan miał informacje, że

Jennise jest w domu dziecka? Może kłamał? Muszę się tego dowiedzieć.

Teraz!

– Jacob, jedźmy tam! – Wstałam gwałtownie.


– Gdzie? Gdzie chcesz jechać?!

– Do Homesów, rodziców Daniela! Oni na pewno wszystko wiedzą!

– Chcesz teraz jechać do Nashville?!

– Tak. Jedźmy! – powiedziałam pełna entuzjazmu, ale wcale mu się nie

udzielił.

– Nie będę jechał prawie osiemset mil… Można zadzwonić – zgasił

mnie.

– Zadzwonić? Myślisz, że oni od razu przez telefon powiedzą mi

prawdę?! – zirytowałam się na niego.

– Może najpierw ty mi powiedz prawdę. Wszystko dokładnie tak, jak

było…

– Mogę powiedzieć ci w drodze. – Wyrwałam do drzwi, a on za mną.

– Abi, poczekaj! – Chwycił mnie i unieruchomił.

– Ale na co?! Trzeba się dowiedzieć…

– Mamy razem dziecko – przerwał mi. Jego czekoladowe oczy

błyszczały wpatrzone we mnie.

Tylko kiwnęłam głową twierdząco.

– Jak ma na imię? – zapytał.

– Z tego, co wiem, to Jennise, ale teraz już niczego nie jestem pewna. –

Westchnęłam ciężko.

– Na pewno jest taka śliczna jak ty.

W pierwszej chwili nie dotarło do mnie znaczenie tych słów. Dopiero

gdy musnął dłonią mój policzek, odgarniając z twarzy potargane

i posklejane od płaczu włosy, zrozumiałam, że chyba się cieszy.

– Odzyskamy ją? – zapytałam niepewnie.

– Oczywiście – odparł z przekonaniem. I wziął telefon.


Po półgodzinnej rozmowie wrócił i powiedział, że machina już ruszyła.

Dwóch detektywów i jego prawnik szukają naszej córki. Tak powiedział:

naszej córki.

– Abi, znajdziemy ją, choćbyśmy mieli przeszukać cały kontynent,

znajdziemy naszą córkę – powiedział to tak pewny głosem, że zrobiło mi

się lżej na duchu.

Bardzo chciałam w to wierzyć.

– A teraz pozwól mi odzyskać ciebie… – Pocałował mnie, a ja

rozpłynęłam się w jego objęciach jak kostka masła na patelni.


Rozdział 25

Gdy obudziłam się wieczorem, nadal leżałam w ramionach Jacoba. Ciepło

jego ciała dawało mi złudne poczucie, że wszystko się jakoś ułoży.

Poruszyłam się lekko, czując na tyłku jego twardy penis, chociaż godzinę

wcześniej kochaliśmy się jak szaleni.

– Śpisz, kurczaczku? – zapytał, składając mokry pocałunek na mojej

szyi.

Skuliłam się i zachichotałam, a on od razu przekręcił mnie przodem do

siebie.

– Znowu mam na ciebie ochotę! – dodał, a jego dłoń już wędrowała do

mojej kobiecości.

– Jacob, musimy trochę przystopować! – sprzeciwiłam się, ale on miał

zupełnie inne zamiary.

– Przystopować? Chyba nadrobić te wszystkie stracone lata… –

Uśmiechnął się i dalej się do mnie dobierał.

Nie mogłam i nie chciałam mu się oprzeć. Zawsze tak było, ale

z wiekiem powinnam się stać mądrzejsza. No właśnie… powinnam. Nie

minęła chwila, a znowu pieprzyliśmy się jak króliki… Mój wieloletni

celibat dawał o sobie znać. Byłam niewyżyta, spragniona i napalona jak

jasna cholera, a Jacob skrzętnie to wykorzystywał. Nie sądziłam nawet, że


moje ciało jest zdolne do takich rzeczy. Boże! Rzeczy, o których

wstydziłam się mówić, a które robiłam z Jacobem i wciąż było mi mało.

– Szybciej, Jacob! Szybciej! – wyjęczałam, gdy posuwał mnie od tyłu.

Orgazm był tuż, tuż i wiedziałam, że zaraz znowu obezwładni mnie to

nieporównywalne z niczym doznanie.

Jego biodra przyspieszały, a on wchodził we mnie coraz mocniej

i głębiej. Poczułam, że oszaleję, jeśli zaraz znowu nie dojdę. W jeden dzień

zrobił ze mnie popieprzoną nimfomankę. Nagle objął mnie w pasie

i przyciągnął do siebie tak, że plecami oparłam się o jego pierś. Nadal

utrzymywał tempo, a jego ruchy były pewne i namiętne. Penis ocierał się

o ścianki mojej cipki i stymulował je dokładnie tak, jak powinien. Och!

Pasowaliśmy do siebie pod tym względem idealnie.

– Chodźmy dziś razem na kolację – wyszeptał mi do ucha.

Zamknęłam oczy, bo jego głos był taki podniecający, że ledwo mogłam

zapanować nad swoim ciałem. Mógłby recytować przepis z książki

kucharskiej albo twierdzenie Pitagorasa, a ja rozpłynęłabym się na samo

jego brzmienie.

– Dojdę! Zaraz dojdę! – krzyknęłam, zaciskając dłonie na jego

dłoniach.

– Pójdziesz czy nie?

– Tak! Och, Boże! Tak! – Nie wiem, czy to była odpowiedź, czy

właśnie oznajmiłam mu, że to już.

Każdy mój kolejny orgazm był intensywniejszy od poprzedniego, a jego

siła pustoszyła moje ciało i umysł. Na tych kilkanaście sekund traciłam

kontrolę nad wszystkim. Drżałam, jęczałam, krzyczałam, wiłam się i byłam

cała jego. Należałam do niego już od dawna. Od momentu, gdy pierwszy

raz mnie pocałował. Gdy po chwili doszedł, oboje padliśmy wykończeni.

Ledwo łapałam oddech, a gdy położyłam głowę na jego piersi, poczułam


błogi spokój i od razu zmógł mnie sen. Śniły mi się cudowne rzeczy i choć

spałam krótko, obudziłam się wypoczęta jak nigdy.

Czekała mnie dziś kolacja z Jacobem. Tym razem już nie – jak kiedyś –

w ukryciu, a więc tak naprawdę nasza pierwsza kolacja. Nasza pierwsza

oficjalna randka. Zaczęłam się szykować, gdy on jeszcze spał. Leżąc

w wannie, wyobrażałam sobie, jak cudowny będzie ten wieczór.

Zastanawiałam się, gdzie Jacob mnie zabierze. Nie oczekiwałam niczego

wielkiego. Wystarczyłoby, gdyby zaprosił mnie na pizzę… Uwielbiam

pizzę!

– O której będziesz gotowa? – Stanął w progu łazienki, gdy pracowałam

nad fryzurą przez lustrem.

Spojrzałam, a on nadal był nagi. Uśmiechnęłam się głupio.

– A o której wychodzimy?

– Ósma? – zaproponował, a ja spojrzałam na zegar wiszący nad wanną.

– Dziewiąta? Chcę sobie zrobić sobie termoloki… – Wskazałam na

czarodziejskie nakładki, które robiły cuda z moimi włosami.

Jacob wszedł do środka i stanął za mną.

– To będzie nasza pierwsza randka. Wiesz o tym? – Zaczął całować

moją szyję.

– O tym samym myślałam. Pierwsza oficjalna randka. – Bezwiednie się

uśmiechnęłam i spojrzałam na nasze odbicie w lustrze.

– Nie wiem, czy uda mi się załatwić jakąś sensowną rezerwację, więc

może po prostu pójdźmy na Time Square? Co ty na to? – Zakołysał nami

delikatnie, posyłając mi to swoje urocze spojrzenie.

– Hot dogi na Time Square? – Zaśmiałam się.

– A na deser gofry z cukrem pudrem.


– Myślałam, że na deser wrócimy do domu – powiedziałam odrobinę

rozczarowana, a Jacob obrócił mnie przodem do siebie.

– Chcesz, bym dziś znowu u ciebie został? – zamruczał, a ja już czułam

to w podbrzuszu.

Ojejku! Zacisnęłam uda. Kurde, Abi, zapanuj nad swoją waginą, bo to

nienormalne pragnąć kogoś aż tak bardzo.

– Dobra randka zawsze kończy się wspólnym śniadaniem –

odpowiedziałam.

– A skąd ty to wiesz, kurczaczku? – Zmrużył oczy, próbując zachować

powagę.

Widziałam iskierki tańczące w jego oczach.

– Z filmów.

– Ach, z filmów, powiadasz? – Złapał mnie w pasie i zaczął gilgotać.

– Tylko z filmów! – pisnęłam, wyrywając się i chichocząc.

– Mam nadzieję. – Zatrzymał dłonie i przyciągnął mnie do siebie.

– Ja naprawdę…

– Jestem twoim jedynym mężczyzną? – uprzedził moje słowa.

W jego oczach ujrzałam wielką radość. Gdy przytaknęłam,

rozpromienił się w uśmiechu.

– Pierwszym i jedynym.

– Time Square poczeka na nas jeszcze z godzinkę… – powiedział

i zaczął mnie całować. Zsunął mi szlafrok z ramion i zobaczył, że pod nim

mam komplet seksownej jedwabnej bielizny. – No, może dwie godzinki –

dodał, ściskając moje pośladki, i podsadził mnie na szafkę. Objęłam go

nogami w pasie, a Time Square nie doczekał się nas tego wieczoru.
Rozdział 26

Następnego dnia rano postanowiłam pojechać do siedziby klubu i za

namową Jacoba porozmawiać z Donatellem. W sumie lubiłam swoją pracę

i gdybym mogła odzyskać stanowisko, byłabym bardzo zadowolona.

Drużyna naprawdę wiele dla mnie znaczyła, a wiedziałam, że beze mnie

chłopakom trudno będzie się dogadać z zarządem.

– Czemu się tak stroisz? – zapytał Jacob, przyglądając się, jak

wybieram sukienkę.

– Przecież nie pojadę tam w dżinsach.

– Ale nie musisz aż tak się pindrzyć. Wystarczy spódnica i… – Wszedł

do mojej garderoby i wybrał mi garsonkę w nauczycielskim stylu. Spódnica

do kolan, bluzka z wysokim kołnierzykiem. Coś podobnego!

– Założę to, na co mam ochotę.

– Pojadę z tobą – zdecydował, widząc jaką sukienkę wybrałam. Była to

obcisła, podkreślająca kształty mała czarna.

– Poradzę sobie sama, a ty chyba masz trening. – Zmrużyłam oczy. No,

niech mi tutaj nie odwala scen zazdrości!

– Treningi mamy teraz wieczorami. – Podszedł do mnie i wyjął mi

z ręki wieszak z sukienką. – I wolę pojechać z tobą, bo czort wie, co ten

cały Donatello może wymyślić.


– Będziesz stał za drzwiami jako mój ochroniarz? – zadrwiłam.

– Chociażby… – Objął mnie i już wiedziałam, jakie ma zamiary.

O nie! Nie tym razem! Miałam przecież jechać do biura.

– Jacob… – Chwyciłam jego dłonie, by się nie zagalopował.

– Co tam, kurczaczku? – Uśmiechnął się uwodzicielsko i mimo mojego

sprzeciwu złapał mnie za tyłek.

– Nic tam… Nawet nie myśl, że będziemy się teraz znowu bzykać! –

pisnęłam, gdy wsunął mi dłoń pod majtki.

– Znowu? – zamruczał.

– Robiliśmy to całą noc! – wymamrotałam i nie wiadomo dlaczego

zrobiłam się czerwona.

– Po prostu nadrabiamy stracony czas. Co w tym złego? – Nie dawał za

wygraną.

Odwróciłam wzrok, starając się nie ulec jego czarowi. To cholernie

trudne, a moja cipka w ogóle mnie nie słuchała. Zrobiłam się wilgotna

i czułam znajome pulsowanie między nogami. Moje piersi też miały gdzieś,

co myśli głowa… Sutki mi stwardniały, a gdy ocierały się o materiał

koszulki, podniecało mnie to jeszcze bardziej. O rety!

– Muszę jechać do biura… – jęknęłam, gdy Jacob zaczął obsypywać

moją szyję mokrymi pocałunkami.

– A będziesz grzeczna? – zapytał.

– Przecież jestem.

– Tylko przy mnie jesteś niegrzeczna? – Jego oczy zabłyszczały psotnie.

– Głupek z ciebie! – Odepchnęłam delikatnie jego głowę i zaczęłam się

śmiać. – Spotkajmy się na lunchu o drugiej. Okej? – Chwyciłam sukienkę

i poszłam do łazienki.
– O pierwszej mam spotkanie, więc mogę się nie wyrobić –

odpowiedział i poszedł za mną. Miał zamiar patrzeć, jak biorę prysznic? No

bez jaj…

– Jakie spotkanie? – Obejrzałam się.

– Dostałem propozycję reklamową.

– Jaką? – drążyłam. – Ja jestem od tego, by załatwiać wam kontrakty

reklamowe i sponsorów.

– Nie będę zapeszał. Jak ustalę szczegóły, to ci powiem, kurczaczku. –

Ujął moją twarz i delikatnie mnie pocałował. – Ślicznie wyglądasz taka

roztrzepana, nieumalowana, po całonocnym dymaniu…

– To miał być komplement?! – Skrzywiłam się, a Jacob roześmiał się na

widok mojej miny.

– Komplementem są twoje jęki, gdy leżysz pode mną.

– Ale z ciebie zboczeniec! Zostaw mnie, bo muszę iść pod prysznic! –

Próbowałam go odepchnąć.

Ten napalony idiota znowu chciał się pieprzyć. W sumie mi to

schlebiało, ale teraz naprawdę musiałam się ogarnąć do wyjścia.

Wyswobodziłam się z jego objęć, uciekłam do łazienki i zamknęłam się od

środka, by mieć święty spokój. Gdy wyszłam, Jacob krzątał się po kuchni

w samych majtkach, a ja ledwo się opanowałam, by go nie ugryźć w ten

cudowny tyłek. Chwyciłam w locie kubek termiczny z kawą i banana.

– Zadzwoń do mnie, jak skończysz to spotkanie – poprosiłam, będąc już

przy drzwiach.

– Och, na pewno zadzwonię. Obiecuję! – zamruczał. Robił to specjalnie

i w dodatku gapił się na mnie w ten swój prowokacyjny sposób.

Posłałam mu buziaka i szybko wyszłam z mieszkania. Jadąc windą na

dół, czułam, jak rozpiera mnie radość. Wygładziłam dłonią kremowy

płaszcz i pomaszerowałam do wyjścia. Ferdynand ukłonił mi się nisko, a ja


odpowiedziałam mu promiennym uśmiechem. Po cichu zaczął pod nosem

nucić słowa piosenki Love Is in the Air. Odwróciłam się, by na niego

spojrzeć, a on mrugnął do mnie ciepło.

– Miłego dnia, panienko! – Pomachał mi.

– Wzajemnie!

Przez Central Park szłam dziarskim krokiem i nuciłam tę samą piosenkę

co Ferdynand. To niedorzeczne. Zachowywałam się jak durna, zakochana

nastolatka. Bo tak naprawdę właśnie nią byłam. Przy Jacobie czułam się jak

mała Abi, tyle że teraz miałam większą kontrolę nad swoim życiem. Gdy

dotarłam do siedziby klubu, na mój widok recepcjonistka aż poderwała się

z miejsca.

– Pani Jefferson! – pisnęła.

– Cześć, Wendy. Jest Donatello? – zapytałam, opierając się o wysoki

blat recepcji i stukając w niego czerwonymi paznokciami.

– Tak, ale…

– To cudownie. Powiedz mu, że już do niego idę – rzuciłam i ruszyłam

w kierunku wind.

– Ale on ma gościa! – krzyknęła za mną, jednak miałam to gdzieś.

Rozśmieszyła mnie jej przerażona mina. Miałam nadzieję, że Donatello

jej za to nie zwolni. Wychodząc z windy, minęłam kilka osób, które robiły

wrażenie równie zaskoczonych jak Wendy. To takie dziwne, że tutaj

wróciłam? Wszyscy tak szybko mnie skreślili? O nie… Abi Jefferson tak

łatwo nie odpuszcza. Byłam taka pewna siebie i przekonana, że wrócę do

zarządu, że nic nie mogło mnie odwieść od działania. Żwawo

przemaszerowałam przez cały korytarz, bo drzwi gabinetu Donatella były

na końcu biura. Chwyciłam za klamkę i wparowałam do środka.

– Dzień dobry, Donatello! – przywitałam się, posyłając mu lodowate

spojrzenie. Dopiero po chwili zorientowałam się, że… O rany boskie!


– Abi!? Co ty tu… – Na mój widok odebrało mu mowę. Jego twarz była

czerwona i spocona, a niżej… Spod jego biurka wystawały kobiece szpilki.

– Przeszkadzam? – zapytałam drwiąco.

Temu staremu zboczonemu pierdzielowi właśnie obciągała jakaś biedna

stażystka, której zapewne obiecał nie wiadomo co. Nie miałam zamiaru

wychodzić i oszczędzić mu tej żenującej sytuacji. Chciałam się nad nim

poznęcać, ale… Jezu! Nie miałam zamiaru go zabić! Nagle złapał się za

serce i bezwładnie upadł na podłogę. Dziewczyna wyczołgała się spod

biurka i spojrzała na mnie przerażona.

– Wezwij karetkę! – krzyknęłam do niej.

Donatello ledwo łapał oddech i nadal trzymał się za klatkę piersiową.


Rozdział 27

Gdy Donatello stracił przytomność, odruchowo sprawdziłam, czy oddycha.

Kurwa! Rozejrzałam się w panice po gabinecie, a biedna stażystka

próbowała zadzwonić na pogotowie.

– Dziewięćset jedenaście, dzwoń! – wrzasnęłam na nią, bo nawet nie

znała numeru ratunkowego. Kurde, czego teraz uczą w tych szkołach?

Obciągać szefowi pod stołem? Jeśli to ma być studentka, to w takim razie

dobrze, że nie poszłam na studia!

Gdy Donatello zrobił się siny, nie miałam wyjścia – musiałam go

ratować. Może nie powinnam, ale to jednak człowiek. Ojciec, mąż,

dziadek… Skąd wiedziałam, jak wykonać masaż serca? Pamiętałam jedynie

jakieś wskazówki ze szkolenia pierwszej pomocy, a reszta to była jedna

wielka improwizacja. Improwizacja, która temu staremu pierdzielowi

uratowała życie. Reanimowałam go do momentu przyjazdu pogotowia,

a potem przejęli go już ratownicy. Powiedzieli, że jedynie dzięki mnie

przeżył. Miał nagły zawał serca spowodowany… obciąganiem! Oczywiście

nie przyznałam się do tego, co widziałam, a stażystka ulotniła się jak

kamfora. Pojechałam za karetką do szpitala, by się upewnić, że wszystko

z nim w porządku. Nie było mi go żal. Żal mi było jego żony, syna

i wnuków. Mieć takiego ojca to… Ech… szkoda gadać. Chwilę po mnie na

miejsce dojechał Frank, syn Donatella, który także był w zarządzie klubu.
– Boże, Abi, co się stało?! – Podbiegł do mnie spanikowany.

– Twój ojciec miał zawał, ale żyje – odpowiedziałam beznamiętnie.

– Uratowałaś go! Jak ja ci się za to odwdzięczę?! – Chwycił mnie

w ramiona i wyściskał.

O rany! Nie musiał być aż tak wylewny, ale niech mu będzie.

– Każdy by to zrobił na moim miejscu.

– Nie każdy…

– Przesadzasz, Frank, ale dziękuję. – Uśmiechnęłam się lekko

i zostawiłam go samego.

Od razu poszedł do pokoju lekarzy, by dowiedzieć się więcej na temat

stanu ojca. Straciłam nastrój na lunch czy jakiekolwiek spotkania. Ta

sytuacja sprawiła, że pomyślałam o rodzicach.

W podłym nastroju wróciłam do domu. Jacoba już nie było, pewnie

wybrał się na to spotkanie w sprawie kampanii reklamowej. Zobaczyłam na

kuchennym stole kwiatek zerwany z mojego miniogródka na tarasie oraz

karteczkę. Uśmiechnęłam się, bo to było zupełnie nie w jego stylu.

Jesteś słodka. Jesteś piękna. Jesteś mądra. Jesteś moja.

Twój J.

Przyłożyłam karteczkę do serca i westchnęłam głośno. Cieszyłam się,

że zaakceptował mnie i moją przeszłość. Wiedział już o naszej córce, a to

najważniejsze. Postanowiłam, że najpierw sprowadzę do siebie Daniela,

a potem ustalę, co się dzieje z Jennise. Bałam się tego… Nie wiedziałam,

czy jestem gotowa na taki krok, ale najwyższa pora zacząć się zachowywać

odpowiedzialnie. Jeśli ona faktycznie przebywała w domu dziecka…

Przecież to moja… nasza córka! Chwyciłam komórkę i zadzwoniłam do

ośrodka, w którym przebywał Daniel. Niestety akurat był na spacerze.


Zanim tu przyjedzie, może powinien chociaż zobaczyć moje mieszkanie?

Może będę mogła zabrać go na taki „próbny” weekend? Spędzilibyśmy go

we trójkę jak za dawnych czasów. Uznałam, że porozmawiam o tym

z Jacobem wieczorem, gdy wróci. Chociaż w sumie nie wiedziałam, czy się

jeszcze dzisiaj zjawi. Przecież miał swoje mieszkanie, a ja nie ustaliłam

z nim szczegółów. Nie wiedziałam też, jak długo mu zejdzie, więc nie

dzwoniłam. Zamówiłam pizzę i przysnęłam przed telewizorem.

Obudziłam się dopiero wieczorem. Na telefonie nie miałam żadnych

wiadomości ani nieodebranych połączeń. Dojadłam pizzę i postanowiłam

wziąć kąpiel. Włączyłam muzykę relaksującą i próbowałam się odprężyć.

Byłam jakaś spięta i przewrażliwiona. Czyżby zbliżał mi się okres? Nigdy

o tym nie pamiętałam. Zamknęłam oczy i zatapiając się w kłębach piany,

zanurkowałam pod wodę. Na chwilę uwolniłam umysł ze wszystkich myśli.

Wypuściłam powietrze z płuc i policzyłam do trzydziestu, zanim się

wynurzyłam. Tym razem to ja o mało nie dostałam zawału na widok Jacoba

pakującego mi się na golasa do wanny. Pisnęłam i podskoczyłam.

– Rany, ale mnie wystraszyłeś! – Dopiero teraz dostrzegłam, że trzyma

w dłoni butelkę szampana, a w drugiej dwa kieliszki.

– Nie ma się co bać, kurczaczku. Będziemy świętować! – Wszedł do

wanny, a poziom wody znacznie się podniósł.

Oszołomiona jego nagłym wtargnięciem, nawet się z nim nie

przywitałam.

– Co świętować?

– Mój nowy kontrakt reklamowy! – Otworzył szampana, a korek

wystrzelił z hukiem, uderzając w lustro nad umywalką. Zamknęłam oczy,

modląc się, by nie pękło.

– Moje gratulacje – odpowiedziałam mało entuzjastycznie, a Jacob, nie

zauważając mojego średniego humoru, oblał mnie szampanem. Zanim


zdążyłam zareagować, zaczął zlizywać go z moich piersi. Och! Od razu

cały mój zły humor się ulotnił. Tego mi było trzeba. Bzykanka w wannie!

– Zawsze chciałem to zrobić! – powiedział z zachwytem Jacob i dalej

polewał mnie szampanem. Pocałowałam go namiętnie i przyciągnęłam do

siebie. Oboje zanurzyliśmy się w pianie i zaczęliśmy się szaleńczo pieścić.

Jacob wylał do wody całą zawartość butelki i rzucił ją w kąt. Na szczęście

się nie zbiła, bo spadła na miękki kąpielowy dywan. Chwyciłam w dłoń

penisa Jacoba i masowałam w górę i w dół, a on jęczał głośno i patrzył na

mnie rozmarzonym wzrokiem. Uwielbiałam doprowadzać go do takiego

stanu. Jego męskość pulsowała w mojej dłoni, stawała się twarda i gotowa

sprawić mi przyjemność. Pchnęłam go na brzeg wanny tak, że jego biodra

wynurzyły się z wody, i dobrałam się do jego ud. Zaczęłam je całować

coraz wyżej, a Jacob aż rozchylił usta w wyczekiwaniu.

– Chcesz tego? – zamruczałam, chcąc się z nim trochę podroczyć.

Oblizałam piękną główkę jego fiuta, a on zadrżał z emocji.

Skinął głową i zamknął oczy, wypychając biodra w moją stronę.

Objęłam wargami członek i wsunęłam go sobie głęboko do gardła, aż się

zakrztusiłam. Och, ależ to było podniecające!

– O rany! – Jacob złapał kurczowo brzegi wanny i poddał mi się

całkowicie.

Dołączyłam dłoń, którą przesuwałam po całej długości jego penisa,

i zaczęłam go sobie wsuwać do ust coraz głębiej i szybciej. Czego jak

czego, ale tego się nie zapomina. Doskonale pamiętałam, jak sprawia się

przyjemność mężczyźnie. Mimo upływu czasu znałam ciało Jacoba na

pamięć. Każdy mięsień, każde miejsce czułe na pieszczoty. On wiedział, jak

na mnie reagować, a ja wiedziałam, co zrobić, by dać mu rozkosz. Gdy

Jacob zaczął szybciej oddychać, wzięłam go do ust naprawdę głęboko.

Oczy zaszły mi łzami, ale wyraz jego twarzy mi to wynagradzał – mówił


wszystko. Był w innym świecie, świecie rozkoszy. A ten wieczór dopiero

się zaczynał. Wiedziałam, że ja również dziś tam zawitam… i to nie raz.

Dłonią delikatnie ścisnęłam jądra Jacoba i zaczęłam je ugniatać, a on jęczał.

O matko! Mogłabym sobie nagrać te jęki na komórkę i słuchać ich przed

zaśnięciem, by mieć niegrzeczne sny. Następnym razem muszę o tym

pamiętać. Gdy poczułam na języku słony smak, wiedziałam, że Jacob jest

blisko. Chciałam mu sprawić największą przyjemność, więc pieściłam go

dalej. Gdy w pewnej chwili zastygł i jęknął naprawdę głośno, wiedziałam,

że to ten moment. Chwyciłam w dłoń podstawę penisa i nakierowałam go

na swoje piersi. Trysnął na nie gęstym kremowym nasieniem.

– Kurwa, jestem w niebie… – wyjęczał.

Zaczęłam rozmazywać spermę na swojej skórze, główką penisa

pieściłam delikatnie swoje sutki. Nie wiedziałam, skąd we mnie tyle

fantazji i frywolności. Chyba po prostu taka byłam przy nim i dla niego.

– Podobało ci się? – zapytałam dumna z siebie.

Jacob dyszał ciężko i nie wydusił z siebie ani słowa.

– Czy to oznacza tak? – dopytywałam z delikatną drwiną.

– Daj mi chwilę… – poprosił i ponownie zamknął oczy.

Nie sądziłam, że doprowadziłam go do aż takiego stanu. To było

cholernie podniecające, ale i dało mi ogromną satysfakcję. Oparłam się

o zagłówek wanny i zaczęłam znowu rozmazywać sobie jego nasienie na

piersiach. Oblałam je wodą, po czym zrobiłam dwie górki z piany. Czułam

się w tym momencie jak królowa.

– Żebyś zawału nie dostał, jak Donatello. – Zaśmiałam się.

– Co? – wydyszał.

– Nic, nic. Nieważne…

– Jakiego zawału? O czym ty mówisz, Abi? – Zsunął się do wody.


– Powiem ci rano, okej? Teraz chciałabym się kochać całą noc… –

Klęknęłam między jego udami i objęłam go za szyję.

Jacob zanurzył nos w moich piersiach, a piana została mu na twarzy,

tworząc brodę. Oboje się roześmialiśmy.

– Nie sądziłem, że mogę być jeszcze taki szczęśliwy, wiesz? –

powiedział, wprawiając mnie w zdumienie.

– Jesteś szczęśliwy? – zapytałam. O matko, miałam wrażenie, że się

zaraz rozryczę!

– Oczywiście, że tak. Uważasz, że nie myślałem o tobie, o was… przez

te wszystkie lata? Codziennie gnębiły mnie myśli, co się dzieje z Danielem

i z tobą, ale nie miałem odwagi się odezwać, a potem, jak zacząłem was

szukać, to… Byłem tchórzem. – Spuścił oczy.

– I chcesz być… – Głos mi zadrżał.

– Abi, pytasz, czy chcę być z tobą?

Kiwnęłam głową. Obawiałam się, że znowu zacznie mnie traktować jak

zabawkę, i nie chciałam robić sobie nadziei.

– A czy ty tego chcesz? Wiesz, jaki jestem i…

– Oczywiście, że chcę! Przecież ja cię kocham, Jacob. Kocham cię od

tamtego dnia, gdy pierwszy raz zobaczyłam cię na stadionie…

– A potem odebrałem ci dziewictwo – wtrącił zadowolony i delikatnie

dotknął mojej blizny tuż pod nosem. Była prawie niewidoczna, ale zawsze

przypominała mi o tamtych wydarzeniach.

– Cieszę się, że to zrobiłeś. – Znowu go objęłam i usiadłam mu na

biodrach.

– A ja się cieszę, że oddałaś je właśnie mnie – powiedział szczerze

i pocałował mnie delikatnie.


Naszymi ciałami od razu zawładnęło pożądanie. Jacob uniósł mnie

lekko i nakierował na siebie. Jego penis już po chwili był znowu gotowy do

działania. Niecierpliwie napierałam na niego, by mnie wypełnił. To było jak

uzależnienie. Pragnęłam natychmiast poczuć go w sobie! Jacob jednak

najpierw zafundował mi krótką palcówkę, by sprawdzić, czy jestem

gotowa. Och! Byłam nie tylko gotowa, ale wręcz mokra i nieziemsko

napalona. Gdy w końcu go dosiadłam, myślałam, że zwariuję.

– Och, kurwa! – krzyknęłam z rozkoszy.

Jacob uśmiechnął się zadowolony.

– Takie słowa z twoich ust działają jak viagra! – odpowiedział i nie dał

mi chwili wytchnienia.

Myślałam, że w tej pozycji to ja będę nad nim panowała… ale nic

z tego. Jedną ręką objął mnie mocno w pasie, a drugą zgarnął mi włosy

i odchylił głowę. Zaczął się we mnie wbijać szybko i mocno, a ja nie

miałam kontroli nad niczym. Tylko jęczałam, a jego język świdrował moją

szyję i piersi, doprowadzając mnie do szaleństwa. Jego pchnięcia były

coraz głębsze, intensywniejsze, a moje ciało zaczęło drżeć i wić się

w ekstazie.

– Kocham cię, Jacob! Och, kocham cię! – wykrzyczałam, gdy orgazm

rozlał się gorącą falą po całym moim ciele.

Cudowne skurcze trwały w nieskończoność, a on nie przerywał.

Wiedziałam, że stanie na wysokości zadania i sprawi mi tyle rozkoszy, ile

tylko zdoła. Bardzo się pod tym względem zmienił. Kilka lat temu myślał

głównie o swojej przyjemności, a teraz chciał sprawiać ją także mnie. Nie

miałam nic przeciwko temu…

Gdy wystygła woda w wannie, przenieśliśmy się do kuchni. Chcieliśmy

coś zjeść, ale nic nie wyszło z naszego gotowania. Jacob zaszedł mnie od

tyłu i obrócił przodem do siebie, a zaraz potem zaczęliśmy się kochać na


blacie kuchennej wyspy. To chyba mało higieniczne, ale miałam to gdzieś.

Zrzuciliśmy z blatu wszystkie zioła w doniczkach, zasypując podłogę

ziemią, ale co to jest w zamian za taki orgazm. TAKI orgazm! Znowu

miałam to, czego kiedyś doświadczyłam w domku rodziców Jacoba nad

jeziorem. Kobiecy wytrysk. Tym razem byłam bardziej świadoma swojego

ciała i tego, co się z nim dzieje… A działo się, oj, działo! Ten „mokry”

orgazm jakby odblokował wszelkie moje hamulce… o ile w ogóle jeszcze

jakiekolwiek miałam. Podnieciło nas to do granic możliwości. Jacob był tak

napalony i twardy, że robiliśmy to na szafce w kuchni przez półtorej

godziny. Nie miałam pojęcia, jak udaje mu się kontrolować swój wytrysk,

ale musiałam się odwdzięczyć Jacobowi. Gdy w trakcie mojego kolejnego

orgazmu zadzwoniła jego komórka, przytrzymał mnie na swoich biodrach

i poszedł odebrać.

– Halo? – wydyszał do słuchawki.

Nie miałam pojęcia, z kim rozmawia, ale to było głupie. Ledwo

mogłam oddychać po sekundę wcześniej przebytym orgazmie, a on

przyszpilił mnie do ściany i zastygł zagłębiony we mnie.

– Jestem zajęty, a co? Coś ważnego? – zapytał.

Chciałam, by mnie puścił, ale nie miał zamiaru.

– Jutro do niego zadzwonię, Aiden. Naprawdę muszę kończyć…. –

Rozłączył się i rzucił telefon na podłogę. – To na czym skończyliśmy? –

zapytał i wsunął mi dłonie pod pośladki, po czym zaczął się poruszać.

– Możesz nie odbierać telefonów, gdy się pieprzymy? – poprosiłam

oszołomiona.

– W niczym nam to nie przeszkodziło, kurczaczku. – Wyszczerzył się

bezczelnie i oderwał mnie od ściany. Rozejrzał się po salonie. – Sofa? –

zaproponował.
– Może łóżko? – wykrztusiłam, czując, że chyba zaraz znowu dojdę. On

mnie zabije… Jak Boga kocham, kiedyś po takim całonocnym maratonie

dostanę zawału, jak Donatello.

– Łóżko będzie na końcu.

– A to jeszcze nie koniec? – pisnęłam.

– Chciałaś się kochać do rana, a teraz – spojrzał na zegar w kuchni –

jest dopiero przed północą… – odparł i podszedł do sofy. Położył mnie,

nawet ze mnie nie wychodząc, i znowu zaczęło się to szalone tempo. Chyba

nigdy się tak nie kochaliśmy… No dobra, wiem, że powtarzam to za

każdym razem, ale… Nie miałam już siły, a mimo to jęczałam wniebogłosy.

Dyszałam, wiłam się i szczytowałam do rana jeszcze kilka razy. To był

istny seksmaraton. I faktycznie… naszym ostatnim przystankiem było

łóżko. Padliśmy na nie oboje wykończeni i zasnęliśmy w miłosnych

objęciach.

Rano czekała mnie kolejna miła niespodzianka. Otworzyłam oczy

i poczułam zapach tostów i kawy. Obok mnie siedział Jacob ze śniadaniem

na tacy. Miałam wrażenie, że śnię. Czy to możliwe, żeby było tak

cudownie? Przetarłam oczy, by się upewnić.

– Głodna? – zapytał, podając mi tost z dżemem.

– Jak wilk! – Podniosłam się do pozycji półsiedzącej, a on się

roześmiał.

– Chciałabyś wybrać się ze mną na bankiet dobroczynny? –

zaproponował nagle.

– No jasne – potwierdziłam z ustami pełnymi chleba. – A kiedy?

– W sobotę.

– Nie mam żadnych planów, więc chętnie z tobą pójdę. –

Uśmiechnęłam się, a on przyglądał mi się zaciekawiony.


– Jesteś taka śliczna. Znalazłaś wczoraj liścik? – Musnął dłonią mój

policzek.

Nie byłam pewna, ale miałam wrażenie, że niewiele już brakuje, by się

we mnie zakochał. Nie posiadałam się z radości.

– Tak. Jest uroczy… dziękuję. – Nachyliłam się i cmoknęłam go

w policzek.

– Nie umiem być romantyczny, ale będę się dla ciebie starał. Okej? –

zapytał przejęty.

Och! On już był we mnie zakochany. To chyba najszczęśliwszy dzień

mojego życia.

– Obiecuję, że będę cierpliwa i wyrozumiała. – Sięgnęłam po kolejny

tost.

Spędziliśmy ten poranek w łóżku, objadając się pysznościami

i rozmawiając o nas, o przeszłości i przyszłości. Nasze dalsze życie

malowało się w jasnych barwach. Byliśmy zgodni co do tego, że

powinniśmy sprowadzić tutaj Daniela i Jennise. Jacob pytał o nią, a ja nie

potrafiłam nic powiedzieć. Zobaczyłam ją przecież tylko raz, tuż po

porodzie. Widziałam smutek w oczach Jacoba, ale starał się nie okazywać,

że cierpi. Chyba miał do siebie żal i rozumiałam go. Sama obwiniałam się

o wiele rzeczy i doskonale wiedziałam, co to znaczy.

Koło trzeciej po południu leżałam na łóżku w samych majtkach

i koszulce i przeglądałam na tablecie najnowsze zestawienia ekstraklasy.

Nasza drużyna nadal utrzymywała się na pierwszym miejscu, ale Lakersi

byli tuż, tuż za nami. Musieliśmy wygrać każdy kolejny mecz, by utrzymać

pozycję lidera. Mistrzostwa zbliżały się wielkimi krokami, a ja nawet nie

byłam w zarządzie. W sumie to nie wiedziałam, na czym stoję, i chyba

nadeszła najwyższa pora, by się tego dowiedzieć.

– Nie rób mi zdjęć! – Rzuciłam w Jacoba poduszką.


Leżał obok i pstrykał mi fotki telefonem, rano nagraliśmy też krótki

seksfilmik… Nie miałam pewności, czy to dobry pomysł, ale było z tym

tyle zabawy i śmiechu. A efekt… hmm, całkiem, całkiem.

– Dlaczego nie? Jesteś bardzo fotogeniczna.

– Oj, przestań! – Zabrałam mu telefon, bo mnie rozpraszał.

– Muszę jechać na trening, ale jeśli chcesz, to…

– Przyjedź wieczorem – wtrąciłam, uprzedzając jego słowa.

– Miałaś mi jeszcze powiedzieć, o co chodziło z tym zawałem

i Donatellem.

– Wczoraj, gdy pojechałam do niego…

– No właśnie, i co? Z tego wszystkiego zapomniałem wczoraj zapytać.

– Daj mi dokończyć, to ci powiem. – Zganiłam go wzrokiem. –

Pojechałam do Donatella, ale akurat był zajęty…

– I nic nie załatwiłaś?

– Jacob, czy możesz spokojnie posłuchać? – burknęłam. Boże,

nienawidzę, jak mi się przerywa.

– Jasne, mów! – Roześmiał się głośno. Jego cudowne oczy błyszczały

rozbawione, a ja nie potrafiłam się na niego złościć.

– Był zajęty, ale mimo to poszłam do niego. Zastałam go

w niedwuznacznej sytuacji ze stażystką, a on dostał zawału.

– Że co?! – Jacob aż usiadł.

– No cóż, weszłam w momencie, gdy obciągała mu jakaś młoda

stażystka, a on się chyba wystraszył na mój widok i dostał zawału. –

Wzruszyłam ramionami.

– Ale żyje?!

– Jezu, no tak… Uratowałam go! – dodałam, dumna z siebie.

– Jak to uratowałaś?
– Zrobiłam mu masaż serca… – wyjaśniłam, a Jacob zamilkł na chwilę.

– Ale numer… – Wypuścił głośno powietrze z płuc.

– No ale nic nie załatwiłam i nie wiem co dalej.

– To jedź do firmy i pogadaj z zarządem. Skoro Donatella nie będzie, to

byłoby dobrze, żebyś wróciła, nie sądzisz? – zaproponował.

– Hmm, nieładnie zajmować czyjeś miejsce, korzystając z jego

nieszczęścia.

– Oj, kurczaczku, nie o to mi chodziło. Po prostu powiedz, że chcesz

odzyskać stanowisko, i wytocz argumenty, że teraz jesteś im bardzo

potrzebna. Chłopaki cię lubią i masz z nimi dobry kontakt.

– Ale to, że jesteśmy razem, nie będzie dobrze widziane!

– Przejmujesz się? Bo ja nie… – Wyciągnął się na łóżku i spojrzał na

mnie ciepło.

– Myślisz, że naprawdę nadaję się na członka zarządu? – zapytałam

z nadzieją.

– Myślę, że najlepiej wyglądasz na moim członku!

– Jacob! – pisnęłam, a on zaczął się śmiać.

– Ja ciebie też kocham, kurczaczku! – powiedział i serce mało nie

wyskoczyło mi z piersi.

Nie mogłam uwierzyć, że to powiedział.

Och! Kocha mnie. Kocha!


Rozdział 28

Z głupim uśmiechem na ustach weszłam do budynku siedziby klubu. Nie

stroiłam się jakoś przesadnie, by niepotrzebnie nie wzbudzać zazdrości

Jacoba. W głowie cały czas dźwięczało mi jego wyznanie miłości. Tak

bardzo tego pragnęłam, że uwierzyłabym we wszystko. Czułam, że mówił

szczerze… a może sama się oszukiwałam? Teraz jednak chciałam się

cieszyć chwilą i odzyskać kontrolę nad swoim życiem. Z myślą o tym od

razu udałam się do biura Franka. Na szczęście był u siebie i powitał mnie

przyjaznym uśmiechem.

– Cześć, Abi! – Natychmiast wstał z fotela, jakby na mnie czekał.

Odwzajemniłam uśmiech, czując, że to mój szczęśliwy dzień.

– Cześć, Frank. Masz chwilę? – zapytałam, a on wskazał mi fotel.

Zajęłam miejsce i założyłam nogę na nogę, spoglądając na swoje czarne

szpilki. Chyba powinnam sobie sprawić nowe…

– Ojciec czuje się już lepiej, a ja jeszcze raz chciałem ci podziękować –

powiedział Frank i usiadł za biurkiem.

– Cieszę się, że nic mu nie jest. – Mówiłam to szczerze. Nie życzyłam

mu źle, a już na pewno nie tego, by padł na zawał podczas obciągania.

Opanowałam głupi śmiech.


– Moja matka bardzo się wystraszyła i także jest ci ogromnie

wdzięczna. Chciałaby ci też osobiście podziękować – dodał.

O rany!

– To nie jest konieczne, Frank, naprawdę. Przyjechałam tu w innej

sprawie. – Jak miałabym spojrzeć tej kobiecie w oczy, mając świadomość,

że jej obleśny mąż ją zdradza?

– Domyślam się i mam dla ciebie propozycję, a raczej nową umowę.

Ojciec prosił mnie, bym przekazał ci jego obowiązki. – Frank wyjął

z szuflady teczkę z dokumentami.

Co takiego?!

– Jak to jego obowiązki? Ja chciałam jedynie odzyskać swoje

stanowisko… – powiedziałam zaszokowana.

– To niewielka różnica, a pensja lepsza. – Uśmiechnął się i podsunął mi

umowę do przeczytania. – I tak odwalasz najwięcej roboty, znasz

zawodników, znasz sponsorów i masz kontakty.

– Mówisz serio?! – Wzięłam do ręki dokumenty i przeleciałam

wzrokiem ich treść.

– Będziesz pełniącą obowiązki prezesa. Ojciec dojdzie do siebie, ale ma

już swoje lata i wątpię, by wrócił na stałe.

– Ale ja nie wiem, czy się nadaję. Przecież to…

– Abi, nadajesz się doskonale. Ja już dawno ojcu mówiłem, żeby zaczął

cię traktować poważnie, a nie jak cizię, za jaką cię uważa większość

zarządu. – Jego szczerość była rozbrajająca.

– Dobrze, że chociaż ty tak nie uważasz.

– Pewnie, że nie. Jesteś inteligentna, rezolutna, no i fakt, masz boskie

ciało. To ci wróży ogromny sukces. Dzięki tobie drużyna wiele zyskała,

a zyska jeszcze więcej.


– Tylko nie zacznij się do mnie przystawiać! – rzuciłam żartobliwie,

a Frank się roześmiał.

– Nie martw się. Mimo że jesteś piękną kobietą, ja należę do

monogamistów. Jestem wierny jednej kobiecie. – Sięgnął po zdjęcie stojące

na biurku i odwrócił je przodem do mnie. Przedstawiało Franka i chyba

jego żonę, śliczną, dość krągłą brunetkę o pięknych szarych oczach.

– Cieszy mnie to – odparłam, przełykając ślinę.

Frank najwidoczniej nie wdał się w tym względzie w ojca. To akurat

dobrze.

– Rozumiem, że zgadzasz się na warunki? – spytał niepewnie.

– Jejku, Frank, ja chyba muszę to przemyśleć. Takie stanowisko to

jednak spore wyzwanie – odpowiedziałam szczerze. Ciekawe, co Jacob na

to powie.

– Jestem przekonany, że sobie poradzisz, ale rozumiem, że masz

wątpliwości. Dam ci czas do końca tygodnia. Możemy się tak umówić? –

Wstał i wyciągnął do mnie dłoń.

– Dam ci znać. – Uścisnęłam jego rękę.

Frank uśmiechnął się serdecznie, a ja także wstałam i wygładziłam

spódnicę na biodrach.

– W takim razie czekam na telefon. – Odprowadził mnie do drzwi

gabinetu, a potem poszedł ze mną aż do windy.

Jake na mój widok wcale nie był taki zadowolony, ale nie zamierzałam

się przejmować kolejnym starym prykiem. Kiwnął mi od niechcenia na

przywitanie, a ja wymusiłam uśmiech. Dotarło do mnie, że gdy przyjmę

propozycję, wszyscy będą musieli mnie słuchać, każda ostateczna decyzja

będzie należała wyłącznie do mnie. Spojrzałam na swoje odbicie w lustrze

windy i uśmiechnęłam się radośnie. Chyba byłam gotowa podjąć to

wyzwanie. Zaczęłam nawet w wyobraźni projektować swoje nowe


wizytówki. Wymyśliłam, że na czarnym matowym papierze będzie widniał

złoty napis: Abigail Jefferson, prezes klubu New York Hunters.

Z tej radości postanowiłam iść na zakupy, a tak naprawdę pogrążyć się

w zakupowym szaleństwie. Odwiedziłam pobliskie centrum handlowe,

gdzie mieszczą się butiki najlepszych projektantów. Która kobieta nie

ucieszyłaby się z nowych szpilek od Manolo? Albo z sukienki Chanel? Do

sukienki oczywiście obowiązkowo nowa bielizna i pomadka w tym samym

odcieniu. Śliwkowa czerwień to jeden z najmodniejszych kolorów tego

sezonu. Odwiedziłam też swój ulubiony salon fryzjerski, by odświeżyć

fryzurę i dodać jej blasku. Kilka platynowych pasemek, manicure, pedicure

i poczułam się jak nowo narodzona. Wysiadłam z żółtej taksówki pod

swoim apartamentowcem, a Ferdynand wyszedł z budynku, by pomóc mi

wyjąć z bagażnika zakupy.

– Zaszalała panienka. – Uśmiechał się, taszcząc do windy siedemnaście

toreb.

– Takie tam drobiazgi, uzupełnienie garderoby – zażartowałam,

wiedząc, że mocno przesadziłam. Wydałam chyba połowę pieniędzy na

koncie, ale wiedziałam, że niedługo nie będę musiała się ograniczać.

Z prezesowską pensją kupię sobie większy apartament i urządzę tam pokój

dla Daniela i mojej córki.

– Wygląda dziś panienka na bardzo zadowoloną. Czy to sprawka tego

młodzieńca, który ostatnio często panią odwiedza?

– Tak, Ferdynandzie. Zakochałam się, dostałam awans i jestem

szczęśliwa!

– To dobrze. Należy się to panience jak nikomu innemu. – Mrugnął do

mnie serdecznie i pomógł wnieść zakupy do mieszkania.

Dałam mu solidny napiwek i zaproponowałam herbatę, ale grzecznie

odmówił.
W szampańskim nastroju postanowiłam przyrządzić kolację dla siebie

i Jacoba. Wypadałoby chyba uczcić mój awans, prawda? Gotowanie nie

należało do moich ulubionych zajęć, ale właśnie dziś postanowiłam stać się

masterchefem. Wyszukałam w sieci przepisy i zamówiłam produkty

w internetowym sklepie. Dostarczyli je po godzinie, a ja zabrałam się do

pracy. Nie sądziłam jednak, że to takie trudne. Nie mogłam otworzyć tych

pieprzonych ostryg, a gdy już mi się udało, wcale nie wyglądały apetyczne.

To ma być afrodyzjak? Zrobiło mi się niedobrze, gdy zobaczyłam ten śluz

i to… Ojej, nawet nie chciałam tego dotykać. Ohyda! Zabrałam się więc do

indyka, który był tak wielki, że ledwo zdołałam go podnieść. Jak go

nafaszerować?! Spojrzałam na wielkie zdechłe ptaszysko na kuchennym

blacie. Mam mu wsadzić te jabłka przez tyłek?! Nie ma, kurde, mowy!
Rozdział 29

Skapitulowałam i po godzinnej walce z indykiem postanowiłam jednak coś

zamówić. Nie chciałam ryzykować i narażać naszych żołądków na sensacje

z powodu moich kulinarnych eksperymentów. Nie wiedziałam, o której

przyjedzie Jacob, więc postanowiłam do niego zadzwonić. Niestety nie

odebrał, pewnie miał trening. Powinnam zapoznać się z harmonogramem

drużyny i znowu się wdrożyć w klubowe sprawy. Chciałam go zaskoczyć,

więc przebrałam się w komplet czerwonej bielizny, która niewiele

zakrywała, i gdy tylko usłyszałam dźwięk interkomu, pogasiłam wszystkie

światła. Podekscytowana, stanęłam przy filarze w korytarzu. Nie mogłam

się doczekać jego reakcji. Przybrałam seksowną pozę i gdy drzwi się

otworzyły, zrzuciłam szlafrok. Światło się zapaliło, do mieszkania wszedł

Jacob, a zaraz za nim… cała drużyna. O jasna cholera!

– Jacob! – pisnęłam i w panice sięgnęłam po szlafrok, próbując się

zakryć.

– Ale niespodzianka! – powiedział zadowolony Marcus.

– Żenada chyba! – warknęłam, wbijając wściekłe spojrzenie w mojego

ukochanego, który zamiast czuć się głupio, z trudem powstrzymywał

śmiech.

Wszyscy spojrzeli na mnie, a potem na stół, gdzie czekała kolacja

zamówiona w restauracji. Świece już się paliły, ja gotowa i chętna, a ten


dureń przyprowadził sobie całą drużynę.

– Kurczaczku, nie uprzedziłaś mnie – wypalił i podszedł, by mnie

objąć.

– Seksowna ta żenada! – wtrącił Aiden. To teraz już wszyscy wiedzieli,

że jesteśmy razem. Czy to dobrze? Nie widziałam jedynie Prince’a… ale to

akurat zrozumiałe.

– Dzwoniłam do ciebie z pięć razy! – Odsunęłam się od niego, gdy

chciał mnie złapać za rękę.

Rozbawiło ich to jeszcze bardziej, a mnie zachciało się płakać.

Poczułam się upokorzona. To okropne uczucie. Gdy w moich oczach

zalśniły łzy, Jacob na szczęście się opamiętał. Śmiechy ucichły, a ja

zaciskając mocniej pasek szlafroka, chciałam uciec do sypialni. On jednak

zagrodził mi drogę i mnie przytulił.

– Chłopaki, sorry, ale… – Nie dokończył zdania i dał im znak, żeby już

poszli.

Wtuliłam się w niego i załkałam. To dopiero wstyd!

– No już, kurczaczku, nie płacz… – Jacob chwycił w dłonie moją twarz,

bym na niego spojrzała.

– Chciałam ci zrobić niespodziankę i uczcić mój awans – chlipnęłam,

pociągając nosem, a on uśmiechnął się pocieszająco, pocałował mnie

w czoło i otarł mokre od łez policzki.

– Awans? – Jego uśmiech stał się jeszcze szerszy.

– No tak… Mam przejąć obowiązki Donatella – odpowiedziałam.

– Abi! To cudowna wiadomość! – Oderwał mnie od podłogi i zrobił

kilka obrotów, aż zakręciło mi się w głowie.

Mój płacz przerodził się w głośny, radosny śmiech.

– Jestem teraz twoim szefem – zadrwiłam.


– Mam romans z najseksowniejszą szefową pod słońcem, a w dodatku

ta szefowa zrobiła dla mnie kolację i czekała w samej bieliźnie… Czy

można mieć więcej szczęścia? – Potarł nosem mój nos i musnął moje usta.

On zawsze doskonale wiedział, jak mi poprawić humor.

– Potrafisz czarować i uwodzić – wyszeptałam prosto w jego usta.

– A co, jeśli chcę czarować i uwodzić już tylko ciebie? Zawsze… –

wyznał i mnie pocałował.

– Kolacja poczeka? – Zachichotałam, bo jego dłonie już wędrowały na

moje pośladki.

– Do rana na pewno wystygnie – odpowiedział i ruszyliśmy pospiesznie

do sypialni.

– Podoba mi się taka zamiana. Seks zamiast kolacji – oświadczyłam,

a on dał mi klapsa.

– To taka nowa dieta, kurczaczku – powiedział Jacob, popychając mnie

na łóżko. Ale on był napalony!

– Potrzebuję diety? – Skrzywiłam się. Powinnam się odchudzać?

Spojrzałam na swoje ciało, które w tej skąpej bieliźnie prezentowało się

naprawdę dobrze. Przynajmniej tak mi się wydawało.

– Diety białkowej – wyjaśnił, ściągając przez głowę koszulkę.

– To znaczy jakiej?

Jacob się roześmiał. Co w tym zabawnego? Dieta białkowa? Nie

miałam pojęcia, na czym ona miała polegać. Co zawiera dużo białka?

Mleko, jajka, sery… Spojrzałam na Jacoba, który właśnie pozbył się majtek

i zobaczyłam jego sterczącego penisa. Sperma! Ona zawiera dużo białka.

– Ale z ciebie zbok! – Zaśmiałam się, gdy dotarło do mnie, co miał na

myśli.

– Zaaplikuję ci go tak dużo, aż będziesz miała dość. – Wszedł na łóżko

i przyciągnął mnie do siebie, łapiąc za kostki. Spojrzał na bieliznę i jego


oczy zapłonęły.

– Podoba ci się? – zapytałam, prowokacyjnie oblizując usta.

– Bardzo… – odpowiedział ochryple i przełknął ślinę.

– Mam więcej takich kompletów… – prowokowałam dalej.

Jacob nachylił się i namiętnie mnie pocałował.

– Możesz mnie tak witać codziennie, gdy wracam z treningu –

wyszeptał i położył się między moimi udami.

Nasze napalone ciała dzielił jedynie cieniutki materiał moich skąpych

stringów. Codziennie? Czy to oznacza, że on chciałby ze mną zamieszkać?

To szaleństwo, ale tak… ja też tego chciałam.


Rozdział 30

Pierwsze dni na nowym stanowisku były dla mnie szokiem. Nie sądziłam,

że Donatello zostawił taki burdel. Miliony niezałatwionych spraw, mnóstwo

korespondencji, telefony, kontrakty… On wszystko olewał. Nawet nie

opłacał na czas hali sportowej, w której trenują chłopaki. Budżet kulał, a ja

musiałam wykombinować pieniądze. Wpadłam zatem na genialny pomysł.

Miałam swoje znajomości w branży, więc zadzwoniłam w kilka miejsc, by

zorganizować wywiad z chłopakami oraz seksowną sesję zdjęciową. Kto by

nie chciał obejrzeć kilku półnagich wysportowanych ciał na rozkładówce?

Wynegocjowałam dobrą cenę i postanowiłam pojechać do chłopaków na

trening, by ich o tym poinformować. Miałam nadzieję, że nie będą się

burzyć na mój pomysł wspólnej sesji. Zebrałam się i chciałam wyjść

z biura, gdy przy windzie dopadł mnie Frank.

– Abi, mamy dziś pilną naradę wieczorem. Będziesz?

– No, jeśli muszę, to będę. Niezły sajgon… – Zaśmiałam się, zarzucając

na ramię swoją torebkę od Chanel.

– A ty, widzę, ogarnęłaś wszystko w jeden dzień. Szacunek!

Skinęłam głową w podzięce. Frank to dobry facet. Nie to, co jego

paskudny ojciec.

– Jak się czuje Donatello? – zapytałam z uprzejmości.


– Lepiej, ale musi przystopować ze wszystkim. Z pracą, alkoholem,

jedzeniem.

– Emeryturka? – Zaśmiałam się.

– Chyba najwyższy czas – przyznał i jeszcze raz przywołał windę.

– O której mam być na naradzie? – zapytałam.

– O siódmej. Wyrobisz się?

– Tak, do zobaczenia, Frank! – Weszłam do środka razem z kilkoma

osobami z naszego piętra.

Para stażystów przyglądała mi się uważnie i szeptała coś między sobą.

Może rozmazał mi się makijaż? Gapili się na mnie jak na nienormalną.

Spojrzałam w lustro, ale wszystko było w porządku.

– Macie jakiś problem? – zapytałam, ciekawa, o co im chodzi.

Speszyli się i tylko spojrzeli po sobie. Domyślałam się, jakie chodzą

plotki po całym piętrze, ale nie interesowało mnie to. Niech sobie myślą, co

chcą. Wyszłam z windy pierwsza i ruszyłam od razu do drzwi. Bez trudu

złapałam taksówkę i po półgodzinie byłam już pod halą.

Zobaczyłam też autobus drużyny cheerleaderek… To pomponiary mają

dziś trening? Nie spojrzałam na rozkład dnia i nie pamiętałam. Od razu

poszłam do szatni, gdzie jak zwykle unosiły się kłęby pary spod

pryszniców. Chyba ktoś uruchomił też saunę. Nie zdążyłam nic zobaczyć,

a już słyszałam śmiechy chłopaków i pomponiar. Byli w jednej szatni!

Wparowałam tam wściekła, spodziewając się najgorszego. I się nie

myliłam… Serce mi zamarło, gdy zobaczyłam, jak wszyscy siedzą

w saunie… na golasa. Kobiety i mężczyźni razem. W tym Jacob. Mój

Jacob! Ten widok wbił mnie w podłogę. Sama się zdziwiłam swoją reakcją.

Powinnam zrobić mu awanturę, a mnie po prostu zatkało. Jak on mógł?

Cofnęłam się z szatni i pobiegłam na górę. Nikt mnie chyba nie zauważył,

bo wszyscy byli zajęci sobą wzajemnie. W mojej piersi serce waliło jak
szalone, a ja nie mogłam uspokoić oddechu. Poczułam się strasznie.

Upokorzona i oszukana. Zdradzona. Poczułam się dokładnie tak jak kiedyś.

Jacob bawił się mną wtedy i teraz najwidoczniej też. Och, jaka ja głupia

i naiwna!

Nie wiedziałam, co ze sobą zrobić. Wróciłam więc do firmy, bo w domu

chybabym oszalała. Wyłączyłam komórkę i postanowiłam poczekać tutaj

do wieczora, do narady. Zamknęłam się w swoim gabinecie i przepłakałam

kilka godzin. Było mi tak cholernie źle. Wyobrażałam sobie, co oni tam

wyprawiają. Na myśl o tym, że rano chodziłam przy Jacobie nago,

kochałam się z nim w kuchni, a potem pod prysznicem, brało mnie

obrzydzenie. I co teraz? Postanowiłam do końca życia się do niego nie

odezwać. Dupek! Jacob Dupkowaty Dupek Huntsman.

Gdy zapadł zmrok, do mojego gabinetu ktoś wszedł. Otworzył drzwi

kluczem, a ja siedziałam skulona w fotelu i dalej beczałam.

– O, jesteś, Abi… – To był Frank. Zapalił światło, a ja zasłoniłam twarz

dłońmi.

Wyglądałam zapewne jak Kopciuszek na kacu.

– Zgaś światło – powiedziałam cicho.

– Czemu tak siedzisz sama? Po ciemku? – Podszedł bliżej i spojrzał na

mnie. Na pewno dostrzegł, że płakałam.

– Czemu wy wszyscy jesteście takimi dupkami? – zapytałam.

Frank uniósł brew.

– Facet cię rzucił? – Zaśmiał się, za co spiorunowałam go wzrokiem.

– Nie… nie wiem… właściwie to ja go rzuciłam. Rzucę… jak mi się

tylko pokaże na oczy – zaczęłam się plątać.

– A kim jest szczęśliwy wybranek?

– Wybranek?! To idiota nad idiotami! – zirytowałam się i chciałam

wstać. Ale byłam tak zdenerwowana, że nogi zaplątały mi się w spódnicę


i upadłam na kolana. – Niech to, cholera! – krzyknęłam, wściekła na swoją

niezdarność.

– Uważaj! – Frank pomógł mi wstać i spojrzał w oczy. – Nie ma co

płakać przez facetów. Ten dupek nie jest ciebie wart… – Pierwszy raz

poczułam między nami dziwną więź.

Speszyłam się pod jego spojrzeniem, a rzadko mi się to zdarza.

W dodatku sięgnął dłonią do mojej twarzy, by odgarnąć mi włosy.

Zmarszczyłam się lekko, a on się uśmiechnął.

– Idziemy na naradę? – zapytałam cicho i nerwowo potarłam policzek.

– Tak. Wszyscy już na nas czekają. – Pokazał, bym ruszyła pierwsza,

i mnie przepuścił.

Zrobiłam krok, a moje niezdarne, zdrętwiałe od siedzenia na fotelu nogi

znowu odmówiły mi posłuszeństwa. Potknęłam się i wylądowałabym na

dywanie, gdyby nie refleks Franka. Złapał mnie w pasie i przyciągnął do

siebie, po czym umiejętnie odwrócił tak, że stanęliśmy twarzą w twarz.

Zaczęłam się śmiać. Chyba z nerwów i po to, żeby oczyścić atmosferę.

Zaparłam się dłońmi o jego pierś, by się odsunąć, a jego dłonie zjechały po

moich plecach na krzyż. Oho! Co się dzieje? Zrobiłam wielkie oczy, gdy

dostrzegłam dziwny wyraz twarzy Franka. Nie patrzył na mnie tak jak

zwykle. Jego spojrzenie było intensywne i przenikliwe.

– Frank… – pisnęłam, przekonana, że mnie zaraz pocałuje. Czułam to

w macicy! A moja macica mnie nigdy nie zawodzi. Stało się dokładnie tak,

jak przewidywałam.

Już sekundę później jego usta wylądowały na moich, a ja… O rany, co

we mnie wstąpiło? Chyba z tych emocji i złości na pieprzonego dupka

Jacoba Huntsmana odwzajemniłam pocałunek, a potem… Potem to już

poszło.
Rozdział 31

Frank całował mnie po szyi coraz niżej, aż dotarł do piersi. O cholera!

Chyba zaraz popełnię grzech cudzołóstwa. Do tej pory Frank nigdy mnie

nie pociągał, naprawdę! Ale teraz wydał mi się taki męski i stanowczy.

Pchnął mnie na biurko i stanął za mną, ocierając się kroczem o mój wypięty

tyłek. O rany! Był twardy.

– Jezu, Abi! – wydyszał mi ciężko prosto do ucha. – Ależ ty

pachniesz… – jęknął i wsunął mi dłoń pod spódnicę.

Aż podskoczyłam, gdy od razu dobrał się do moich majtek. Odsunął je

na bok i musnął palcami moją cipkę.

Nie do wiary!

Czułam, że chyba mu się zaraz oddam.

Wybacz mi, Panie, bo zgrzeszyłam, ale wyspowiadam się… kiedyś…

Co ja pieprzę? Nigdy nie byłam wierząca…

Co mi zależy?

– Przeleć mnie, Frank! – wyjęczałam i złapałam go za krocze.

– Nie powinienem. – Niespodziewanie otrzeźwiał, mimo że nadal mnie

trzymał i ocierał się dość mocno. Kolejny głęboki oddech i mnie także

wrócił rozsądek.
– Och, nie… – Poprawiłam spódnicę i odsunęłam się od niego. Byłam

cała rozpalona i dyszałam, jakbym właśnie ukończyła test Coopera, którego

w szkole wręcz nienawidziłam. Spojrzałam na Franka i roześmiałam się

zawstydzona.

– Nie wiem, co mnie naszło. Wybacz.

On także poprawił ubranie i uśmiechnął się przepraszająco. Frank był

porządnym facetem i chyba nigdy nie zmienię o nim zdania, nawet mimo

tego, co właśnie zaszło.

– Idziemy? – powtórzyłam, biorąc głęboki wdech, by się uspokoić.

Przytaknął i ruszył do drzwi pierwszy, a ja zaraz za nim na jeszcze lekko

drżących nogach. W sali konferencyjnej wszyscy już czekali. Spuściłam

wzrok, czując na sobie podejrzliwie spojrzenia całego zarządu. Frank też

się speszył i wyszło to naprawdę dziwnie. Oby się niczego nie domyślili.

Co jak co, ale takim zachowaniem udowodniłam, że wcale nie jestem

lepsza od Jacoba. Co by było, gdyby Frank się nie opanował? Najpewniej

zrobilibyśmy to w moim gabinecie na biurku albo na podłodze…

Zacisnęłam uda pod stołem, nadal czując to pulsowanie. Byłam cholernie

napalona i nie mogłam się skupić.

– Zaczynaj, Frank – ponaglił Jake, prawa ręka Donatella. On chyba też

mnie nie lubił… Stary, głupi pierdziel. Gapił się na mnie, jakby doskonale

wiedział, co zaszło w moim gabinecie. Nie… To niemożliwe.

– Na początek powiem o najważniejszej sprawie. Musimy pozyskać

jeszcze jednego zawodnika do drużyny na wypadek kontuzji albo innej

niedyspozycji któregoś z chłopaków – powiedział. Niedyspozycji? Od jutra

Jacob będzie niedyspozycyjny, jak go kopnę w dupę za to, co dziś

widziałam – pomyślałam sobie.

– Jakieś konkrety? – zapytał Jake, który nadal patrzył na mnie

podejrzliwie.
– Mam kogoś na oku, ale to zostawcie mnie i Abigail, załatwimy to

sami – odparł Frank i spojrzał na mnie z sympatią.

Boże, czemu tu tak gorąco?

Denerwowałam się jak nigdy na takich naradach. Ja jedna i sześciu

facetów, w tym właśnie Frank. Prawie całą naradę się nie odzywałam,

siedziałam zlana potem, aż w końcu musiałam wyjść, by się uspokoić.

Wyrzuty sumienia zaczęły mnie zżerać od środka. Nigdy nie byłam w takiej

sytuacji. Z jednej strony miałam ochotę zabić Jacoba za to, co zrobił,

a z drugiej… sama wcale nie zachowałam się lepiej. Nalałam sobie wody

do plastikowego kubeczka z dystrybutora i upiłam kilka łyków. Oparłam się

plecami o ścianę i w końcu udało mi się wyciszyć.

– Wszystko w porządku, Abi? – spytał Frank, który wyszedł za mną.

Jego zainteresowanie zaczęło mnie trochę niepokoić. Może pomyślał, że mi

się podoba?

– Frank, to był jednorazowy wypadek. Wiesz o tym, prawda? –

zapytałam, żeby się upewnić.

On uśmiechnął się lekko i podszedł bliżej.

– Mam rodzinę, Abi… To dla mnie też niekomfortowa sytuacja i więcej

nie powinna się powtórzyć. – Jego słowa mnie uspokoiły.

– Powiesz o tym swojej żonie?

Frank skrzywił się i spojrzał na mnie.

– Nigdy w życiu i proszę, byś ty też nikomu nie mówiła. To mogłoby

narobić nam obojgu wielu problemów, Abi – odparł stanowczo.

– Wyrzuty sumienia mnie zjedzą – powiedziałam cicho, a on podszedł

bliżej.

– Nie myśl o tym. To był tylko pocałunek. – Złapał mnie za rękę.

Tylko pocałunek? Ja myślałam, że prawie się kochaliśmy w moim

biurze, ale co ja tam mogłam wiedzieć.


– W porządku… – bąknęłam i znowu się speszyłam.

Co się dzisiaj ze mną stało? Nawet jego delikatny dotyk działał na mnie

dziwnie. Niby tylko trzymał moją dłoń, a ja czułam te prądy między nami.

To było niepokojące i niezrozumiałe. Na dodatek w tej jednej chwili Frank

znowu znalazł się zbyt blisko. Nie panował nad sobą w mojej obecności.

Przed chwilą mówił, że to się nie powtórzy, a teraz ponownie miał zamiar

mnie pocałować. Nachylił się, ale tym razem ja się odsunęłam. W dodatku

ktoś właśnie wyszedł z windy, która zatrzymała się na piętrze.

Odskoczyłam od Franka, widząc, że to Jacob.

– Abi! – warknął na mnie.

O cholera! Na pewno widział… coś. Coś, co i tak nie mogło się

wydarzyć, bo tym razem bym na to nie pozwoliła, ale jak miałam się

wytłumaczyć?

– Jacob! – pisnęłam.

– Co ty wyprawiasz? Wydzwaniam do ciebie od dwóch godzin! –

Podszedł do nas, mierząc Franka wzrokiem.

– Mieliśmy naradę, nie musisz na nią krzyczeć. – Wstawił się za mną.

– Abi potrafi mówić! – Jacob odburknął i wbił we mnie wściekłe

spojrzenie.

– Mieliśmy naradę… – powtórzyłam, kompletnie nie wiedząc, co

powiedzieć.

– Naradę? Naradę usta-usta?! – zapytał wściekły.

– Oj, to nie tak… – Spuściłam wzrok.

– Nie wyolbrzymiaj, Huntsman – wtrącił się znowu Frank.

Niech on się już lepiej w ogóle nie odzywa. Widać było po nas jak po

nastolatkach przyłapanych na gorącym uczynku, że coś się między

wydarzyło. Jacob głupi nie był, a ja właśnie przypomniałam sobie, co dziś


widziałam. Złość znowu we mnie zabuzowała. Jak śmiał mi cokolwiek

mówić i na mnie krzyczeć?!

– A ty co?! Taki święty jesteś?! Dupku zakichany! – Trąciłam go mocno

w ramię, a on stanął jak wryty.

Frank zresztą też.

– Co?! – Skrzywił się, patrząc na mnie jak na wariatkę.

– Widziałam was dzisiaj. Ciebie i te pieprzone pomponiary w saunie!

Więc nie waż mi się wypominać tego jednego pocałunku! – wypaliłam.

– Pocałunku? Chyba do niczego nie doszło? – Spojrzał pytająco na

Franka, a potem na mnie.

Niech to diabli! Sama się wygadałam.

– Abi, właściwie to lepiej już zamilcz, a ja wracam na naradę – wtrącił

Frank, posyłając mi mordercze spojrzenie.

Faktycznie, miał rację. Młody Donatello szybko wrócił do sali

konferencyjnej, a ja zostałam sama z Jacobem. Wściekłym Jacobem, który

aż zaciskał pięści.

– Pocałunku? – powtórzył wymownie.

– A ty się gziłeś z tymi pomponiarami w saunie! – zaczęłam się

bezsensownie bronić i go atakować. Odepchnęłam go i ruszyłam do windy.

– Abi! – Podążył za mną.

– Jesteś pieprzonym zdrajcą i dupkiem. Nie będę z tobą gadać! –

Nerwowo naciskałam przycisk szybszego zamykania drzwi, żeby nie zdążył

wejść.

Jacob miał jednak dobry refleks i chwycił mnie gwałtownie za rękę,

bym się do niego odwróciła.

– Po co przyjechałaś na trening?! – zapytał.

Widziałam, że mieszają się w nim niepewność i wściekłość.


– A co za różnica po co? Przyjechałam i zobaczyłam coś, czego nie

powinnam była widzieć… Co nie powinno się w ogóle wydarzyć! –

wrzasnęłam na niego i wyrwałam mu dłoń.

Jacob chciał chwycić ją ponownie.

– Nie dotykaj mnie. Brzydzę się tobą! – oświadczyłam stanowczo.

– A to, co ja widziałem, to nic? Zupełnie nic? – bronił się słabo. Nawet

nie zaprzeczył, że to, co widziałam, to…

Ach, kurwa mać.

Zamilkłam, nie mając ochoty z nim dyskutować. Zjechaliśmy na sam

dół, potem bez słowa wyszłam przed budynek. Jacob wybiegł za mną,

jakby chciał jeszcze coś dodać.

– Zabierz ode mnie swoje rzeczy – wyprzedziłam jego słowa.

– Mam wracać do siebie?! – zapytał z niedowierzaniem i się do mnie

zbliżył.

Skrzyżowałam dłonie na piersi i nerwowo potarłam ramiona. Czułam

się winna tego, co zaszło między mną a Frankiem, ale to, co zrobił Jacob,

było o wiele gorsze. Doskonale wiedziałam, że to nie były tylko wygłupy

i flirty.

Nie odpowiedziałam, lecz odwróciłam się i ruszyłam przed siebie. Do

mojego mieszkania przez Central Park nie było daleko.

– Abi! – krzyknął za mną, gdy oczy zaszły mi łzami.

Na szczęście już nie widział mojej twarzy. Nie pozwolę, by znowu się

mną bawił. Jak mógł? Uważa mnie za idiotkę? Palący ból w klatce

piersiowej ledwo dawał mi oddychać. Chyba poczułam się jeszcze gorzej

niż kiedyś, bo już drugi raz dałam się nabrać na jego słodkie oczy i czułe

słówka. W dodatku on wiedział o naszej córce i doskonale zdawałam sobie

sprawę, że tym razem to wszystko będzie jeszcze trudniejsze niż kiedyś.


Oddałam mu całą siebie, w każdym znaczeniu tego słowa, a dla niego to

było, kurwa, za mało. Nie mogłam tego znieść.


Rozdział 32

Gdy dotarłam do mieszkania, byłam zapłakana i zlana potem z nerwów

i emocji. Nie wiedziałam, czy bardziej targa mną złość na niego, czy na

samą siebie, że jestem taką totalną idiotką i znowu dałam się oszukać.

Wygrzebałam z torebki telefon i chciałam zadzwonić do jakiejkolwiek

koleżanki, by się wyżalić. Robiła tak każda normalna kobieta, gdy facet

okazywał się dupkiem. Ale zaraz, zaraz… znowu sobie przypomniałam, że

ja przecież, kurwa, nie mam żadnych koleżanek. Ze złości cisnęłam tym

durnym telefonem o podłogę i w desperacji sięgnęłam po pudło lodów,

które znalazłam w zamrażarce. Po chwili stwierdziłam, że skoro czuję się

aż tak zdesperowana, to zamówię sobie jeszcze ogromną pizzę i zjem ją

sama co do kawałka. Niestety, chwilę wcześniej rozwaliłam telefon i nie

miałam jak zadzwonić. Ech, Abi… Nie chciałam nikomu więcej psuć

humoru tego dnia, więc pomysł, by zjechać do Ferdynanda i zaprosić go do

siebie, też uznałam za głupi. Chociaż on na pewno byłby dobrym

kompanem do zjedzenia tej pizzy… Nie. Pizza wejdzie mi w tyłek, tym

bardziej że ostatnio nie miałam głowy chodzić na siłownię. W dodatku gdy

zobaczyłam w salonie iPoda należącego do Jacoba, to chwyciłam go i…

wyrzuciłam w złości przez okno. Nie powiem, że mi nie ulżyło. Niszczenie

rzeczy materialnych najwidoczniej pomagało mi rozładować wściekłość.

Rozbiłam więc także kilka talerzy i kryształowy wazon w salonie. Od razu


zrobiło mi się odrobinę lepiej. I czy wspomniałam o tym, że podczas

dewastacji własnego mieszkania wypiłam butelkę wina? Lekko podcięta

i zdecydowanie już spokojniejsza uznałam, że nie mam zamiaru tego

sprzątać i że najlepiej będzie, jak pójdę spać. Dotarłam do łóżka

i wskoczyłam do niego w ubraniu. Nie dane mi jednak było pospać, bo

kilkanaście minut później usłyszałam głośne dobijanie się do drzwi.

– Spieprzaj, Jacob! Nie otworzę ci! – wrzasnęłam, chociaż i tak sprawca

tego hałasu nie mógł mnie usłyszeć z sypialni.

Walenie nie ustawało, więc niestety zmuszona byłam wstać. Zatoczyłam

się lekko, ale obierając kierunek na drzwi, po pewnym czasie i dość

skomplikowanym slalomie między meblami udało mi się dotrzeć do celu.

Kto ustawił tę durną sofę na środku salonu?! Nabiłam sobie o nią solidnego

siniaka na piszczeli… czego nie omieszkałam oznajmić głośnym „aua”

i jednocześnie mocując się z zamkiem, zaczęłam się wydzierać:

– To przez ciebie, ty cholerny, zakłamany, zadufany w sobie dupku!

W końcu udało mi się otworzyć drzwi. Przede mną zamiast Jacoba stał

funkcjonariusz policji.

– Oj… przepraszam, to nie do pana – powiedziałam po chwili, ale mina

faceta mówiła sama za siebie. Był przerażony.

– Co pani wyprawia?! – Zajrzał do mojego mieszkania i widząc

potworny bałagan i dewastację, zmarszczył czoło: – Rodzinna awantura?

Byłam zaskoczona. Czyżby ktoś zgłosił na policję, że rozbijałam

talerze, do diaska?!

– Rodzinna? Nie… – Oparłam się o framugę, próbując utrzymać

równowagę. Krążące w moich żyłach wino nabierało mocy. I zrobiło mi się

niedobrze…

– Jest pani sama? – Bez zaproszenia wszedł do środka i się rozejrzał.


Skrzywiłam się, ale przecież nie mogłam go wygonić. W końcu to

policjant.

– Tak… – Podrapałam się po głowie i wyprzedziłam go, by

przypadkiem nie zapędził się dalej.

– Ktoś był przed chwilą u pani? – wypytywał dalej.

– Co? Nie… Panie władzo… – Zaśmiałam się nerwowo. – Chyba

wolno mi robić w moim własnym mieszkaniu, co mi się podoba, prawda?

No, rozbiłam parę talerzy i ten cholernie drogi kryształowy wazon, ale to

moja sprawa.

– Owszem, to pani sprawa, ale rozbiła pani także auto zaparkowane pod

budynkiem, bo wyrzuciła pani przez okno jakiś przedmiot, którego po

upadku nie udało nam się nawet zidentyfikować.

Słuchałam, próbując zrozumieć, o czym on mówi.

– A, chodzi o ten głupi iPod Jacoba! – odpowiedziałam, zadowolona, że

roztrzaskał się w drobny mak.

Policjant, zamiast roześmiać się tak jak ja, wbił we mnie surowy wzrok.

– Rozbiła pani komuś auto – powtórzył, a mnie oświeciło.

Ojej!

– To niechcący… – skrzywiłam się.

– Właściciel ogromnie się zdenerwował, to bardzo drogie auto. Muszę

niestety zabrać panią na komisariat, by złożyła pani zeznanie. I zapewne nie

obejdzie się bez oskarżenia ze strony tamtego pana.

– Odkupię mu to auto. Stać mnie! – burknęłam oburzona. Ja na

komisariat?! Coś podobnego!

– Zapewne, ale takie są procedury. Zapraszam ze mną… – Ujął mnie za

łokieć, a ja stuknęłam go w ramię, by mnie nie dotykał.

Zrobiłam to chyba odrobinę zbyt agresywnie.


– Nigdzie nie jadę! Proszę zadzwonić do mojego prawnika!

– Proszę na mnie nie krzyczeć – warknął.

– Nie krzyczę na pana! – wrzasnęłam, a on spojrzał na mnie ironicznie.

– Pójdzie pani sama czy mam wezwać posiłki?

– Nie będę siedziała na tym waszym brudnym, śmierdzącym sikami

komisariacie, w celi z upadłymi kobietami!

– Z kim? – uniósł brew, ewidentnie rozbawiony.

– Z prostytutkami!

– Prostytutki trafiają na inny rejon. U nas są tylko menele i sprawcy

wypadków drogowych.

– Ja nie zaliczam się ani do jednych, ani do drugich! – oświadczyłam

oburzona. No wiecie co?!

Policjant posłał mi kolejne spojrzenie i wskazał na drzwi.

– Zapraszam ze mną.

– Nigdzie nie idę! Jestem pijana! – wypaliłam, a on nie wytrzymał

i roześmiał się w głos.

– Owszem, dlatego też zabieram panią najpierw na izbę wytrzeźwień.

Zeznania złoży pani rano, jak pani wytrzeźwieje… – wyjaśnił i ponownie

złapał mnie za łokieć.

Zaszokowana, nawet nie zaprotestowałam.

– Tam też śmierdzi sikami?! – zapytałam jedynie, gdy grzecznie

zamykałam mieszkanie na klucz.

– Zdecydowanie tak, ale nie tym przejmowałbym się najbardziej. – Miał

wilgotne oczy, wyglądało na to, że popłakał się ze śmiechu.

Mnie za to wcale do śmiechu nie było. Skrzywiłam się, a on roześmiał

się w głos.

– Tam są prostytutki, ale i narkomani, i inni, jeszcze gorsi – dodał.


– Macie prywatne cele?! – pisnęłam przerażona.

– Nie.

– A mogę chociaż liczyć na czyste łóżko?! – Spojrzałam na niego

błagalnie.

– Ma pani zamiar tam spać? – W jego głosie wyczułam ostrzeżenie.

– Nie? – odpowiedziałam pytająco.

– Dobra decyzja, a z dobrych wieści to ma pani prawo do jednego

telefonu, ale dopiero na miejscu.

– To może da mi pan zadzwonić ze swojej komórki? – zapytałam, ale

jego wzrok zgasił tlącą się we mnie nadzieję, że jednak jakoś uda mi się

wywinąć.

– Nie.

– A wstąpimy po drodze na donuty z lukrem i posypką? –

zaproponowałam, bo nagle poczułam, że jestem głodna, a policjant znowu

parsknął śmiechem. No co? Przecież każdy policjant uwielbia donuty

z lukrem i kolorową posypką. A ten dalej swoje:

– Zapraszam do radiowozu, panno Jefferson.

– A na hot doga?

– Nie.

– To może na pizzę? – wymyślałam dalej.

– Nie.

– A sushi? Jest zdrowe i…

– Proszę już nic nie mówić, bo w końcu się zdenerwuję! – burknął.

– Oj… – skrzywiłam się i westchnęłam wymownie.

– Tak lepiej. – Uśmiechnął się i dał znak, że wychodzimy z windy.

Przed budynkiem stał radiowóz, a kawałek dalej zauważyłam samochód, na

który spadł ten durny iPod Jacoba.


Chryste Panie!

Takie małe urządzenie, a samochód wyglądał, jakby runął na niego

hipopotam. Cała przednia szyba była roztrzaskana w drobny mak, a obok

auta stał jego rozjuszony właściciel. To był chyba jeden z moich

zadufanych w sobie sąsiadów, ale nie miałam pewności. Spuściłam wzrok

i czym prędzej wsiadłam do radiowozu, by mnie nie zauważył. W dodatku

uszkodzone auto to najnowszy model maserati. W tym momencie nie byłam

już taka pewna, że je tak szybko i od ręki odkupię.


Rozdział 33

W izbie wytrzeźwień było gorzej, niż się spodziewałam. Trafiłam do sali

z dwiema prostytutkami i jedną bezdomną. Wszystkie cztery byłyśmy

pijane, a ja dodatkowo byłam wściekła. Wściekła na siebie za to, że tu

w ogóle jestem, wściekła na Jacoba i na Franka. Co za dzień… Niech on się

naprawdę już skończy!

– Chce pani zadzwonić teraz czy rano? – spytał ten sam policjant, który

mnie tu przywiózł.

– Nie będę do nikogo dzwonić. W zamian za to poproszę o osobną

celę. – Westchnęłam z nadzieją, że taka zamiana w ogóle wchodzi w grę.

– Może jeszcze śniadanie do łóżka? – zapytał, a ja nie wyczuwam

ironii.

– Jest taka opcja?

Popatrzył na mnie z ubolewaniem.

– Dajcie mi chociaż jakiś czysty koc. Ten tutaj ma wielką plamę

i śmierdzi! – jęknęłam błagalnie.

– Proszę podkręcić kaloryfer, to pani nie zmarznie. Dobranoc, pani

Jefferson! – Policjant wyszczerzył się bezczelnie i zamknął drzwi. Zasunął

je na wielką zasuwę, jakby ktokolwiek miał siłę stąd uciec.


Te dwie upadłe kobiety spały, lekko pochrapując, a bezdomna była na

totalnym odlocie. Myślę, że też się naćpała, ale nie chciało mi się nad tym

zastanawiać. Usiadłam na brzegu tego śmierdzącego łóżka i znowu zebrało

mi się na płacz. Postanowiłam, że popłaczę sobie tutaj do rana, a jutro

znowu będę panią prezes i ukryję się za maską obojętności. Nie dam

Jacobowi satysfakcji i nie pokażę, jak bardzo czuję się skrzywdzona. Ale

czego ja się po nim spodziewałam? Przecież to facet, a faceci nigdy się nie

zmieniają. A jeśli w ogóle, to na gorsze. Robią im się piwne brzuchy,

a skóra się marszczy… wszędzie! Ohyda!

Całą noc nie zmrużyłam oka. Po prostu nie mogłam zasnąć w tym

okropnym miejscu. W dodatku gdy tylko zamykałam oczy, zaczynał mi się

przypominać mój „cudowny” mąż i nasz wyjazd do Las Vegas. Nie

chciałam myśleć o Alanie, to nie miało sensu. Dla mnie on w ogóle nie

istniał i pomyślałam, że gdy w końcu dostanę rozwód, będę najszczęśliwszą

osobą na świecie.

– Jefferson, wstawać! Na przesłuchanie! – O ósmej rano do naszej sali

wparował policjant. Inny niż wczoraj, ten nie wyglądał ani trochę

sympatycznie.

Podniosłam się z łóżka i poczułam, że wszystko mnie boli. Całą noc

leżałam na skraju łóżka, bo dalej materac był potwornie brudny. Nawet nie

chciałam wiedzieć, kto tu przede mną leżał.

– A śniadanie? – zapytałam, bo byłam okropnie głodna.

Policjant popatrzył na mnie z politowaniem i gestem wymownie dał

znać, żebym się pospieszyła. Jak miałam się skupić, gdy w brzuchu mi

burczało? Wyszliśmy na korytarz, a potem skierowaliśmy się na sam jego

koniec, do pokoju przesłuchań. Izba wytrzeźwień była połączona

z komisariatem. W sumie to logiczne, ale uważałam, że mogliby zrobić

tutaj remont.
Dlaczego czułam się jak kryminalistka, skoro jedyną moją winą było

wyrzucenie przed okno iPoda? Kazano mi usiąść na krześle, a przede mną,

za biurkiem, siedział kolejny policjant. Stary, gruby, łysy i śmierdzący

fajkami dziad.

– Abigail… Abigail Jefferson – odezwał się w końcu. Moje imię

wymawiał tak samo jak dyrektor mojej podstawówki, z drwiną i pogardą.

Przewróciłam oczami, bo to było naprawdę irytujące.

– Postawiono mi jakieś zarzuty? – zapytałam wprost.

– Owszem – odpowiedział z satysfakcją, po czym wziął do ręki moje

akta i zaczął czytać: – Stwarzanie zagrożenia w ruchu drogowym.

Niepodporządkowanie się poleceniom funkcjonariusza policji. Obraza

policjanta na służbie…

– Co?! – zawołałam.

– Proszę mi nie przerywać!

– Ale ja nikogo nie obraziłam!

No nie! Nie dam się, kurwa, w coś takiego wrobić. O, na pewno nie!

– Mój człowiek mówi co innego.

– Pieprzy głupoty! Zakłamany dupek! Byłam miła dla tego palanta!

Nawet proponowałam mu hot doga i pizzę! – krzyknęłam i chciałam wstać,

ale drugi policjant, którego wcześniej nie zauważyłam, stanął za mną

i chwycił mnie za ramiona, po czym skutecznie usadził. Szarpałam się, ale

zacisnął dłonie na moich obojczykach.

– Aua! To boli, grubasie!

– Właśnie obraziła pani policjanta na służbie. Wszystko się zgadza. –

Ten pierwszy wyszczerzył się jeszcze bardziej.

– To jest zmowa. Nie dam się wrobić w wasze gierki! – Obejrzałam się

na wielkoluda, który stał nade mną. Niech mnie puści, do cholery, bo zaraz
połamie mi kości.

– Mężczyzna, któremu uszkodziła pani auto, wniósł oskarżenie

o celowe i świadome zniszczenie jego mienia. Co pani nam powie na ten

temat? – spytał znowu ten stary dziad, a ja już wiedziałam, że lepiej będzie,

jak zamilknę.

– Nic więcej nie powiem bez mojego prawnika. – Z trudem się

powstrzymałam, by na niego nie wrzasnąć. Byłam ciekawa, co powie na to

wszystko Frank. Właśnie sobie uświadomiłam, że to on przecież jest

prawnikiem w naszej firmie i to jego muszę prosić o pomoc. Czy to, co

zaszło ostatnio między nami, cokolwiek zmienia? Miałam nadzieję, że nie,

bo tylko on mógł uratować mi tyłek. Byłam pewna, że skoro wiele razy

ratował chłopaków, to i mnie stąd wyciągnie. Nie miałam zamiaru spędzić

kolejnej nocy w tym przytułku dla pijanych bezdomnych i prostytutek.

Korzystając z możliwości skontaktowania się z jedną osobą,

zadzwoniłam do Franka. Na szczęście nie wracał do tego, co wydarzyło się

wczoraj, tylko od razu się zgodził mi pomóc i zapytał, gdzie dokładnie

jestem.

Frank wpłacił kaucję i razem mogliśmy opuścić komisariat. Było mi tak

cholernie głupio, że nawet się nie odzywałam. Frank też czuł się

niezręcznie, ale żadne z nas nie wspomniało o wczorajszych wydarzeniach.

Nie spodziewałam się jednak tego, co za chwilę miało się wydarzyć. Gdy

wyszliśmy przed budynek, otoczyły nas dwie ekipy paparazzi. Zaczęli robić

nam zdjęcia, a ja, zaszokowana, stanęłam jak wryta i nie byłam w stanie nic

zrobić. Usłyszałam mnóstwo pytań, a jeszcze więcej sugerowanych

odpowiedzi. Gdy wreszcie Frank zaciągnął mnie do samochodu

i odjechaliśmy, byłam tak przerażona, że się rozpłakałam. O co im

chodziło? Skąd wiedzieli, że się tu znalazłam? Kto im powiedział?

– Abi, uspokój się! – Frank huknął na mnie, gdy zanosiłam się płaczem.
– Ale ja niczego nie zrobiłam! – Wyłam dalej, i to coraz głośniej.

Emocje puściły.

– Na pewno wszystko się uda wyjaśnić. Proszę cię… – Zwolnił i złapał

mnie za rękę. – Nie płacz!

– To wszystko wasza wina – burknęłam i otarłam dłonią mokre

policzki. – Gdyby nie pieprzony Jacob, nic by się nie stało! To był jego

iPod! I to jego wina!

Frank chyba próbował się nie roześmiać, co totalnie mnie rozjuszyło.

W tym momencie nie myślałam racjonalnie. Odruchowo chwyciłam za

klamkę, by wysiąść… Tak. Postanowiłam wysiąść z auta pędzącego ulicami

Nowego Jorku. Drzwi były zablokowane, a Frank zahamował gwałtownie.

Nie myśląc, nachyliłam się i nacisnęłam przycisk zwalniający blokadę.

Odpięłam pas i po prostu wysiadłam.

– Abi! – Usłyszałam głos Franka, klakson samochodu i pisk opon,

a potem pochłonęła mnie ciemność.


Rozdział 34

Czy to wszystko wydarzyło się naprawdę? Czułam, że leżę. Słyszałam

jakieś krzyki, odgłosy karetki pogotowia i dotarło do mnie, że naprawdę

wysiadłam z auta na środku drogi. Ale nadal żyłam! Ufff… co za ulga.

– Abi, nie ruszaj się! – Słowa Franka dotarły do mnie jak z oddali.

Z trudem otworzyłam oczy. Ujrzałam jego przerażoną minę i dopiero

wtedy zdałam sobie sprawę, że czuję smak krwi. Uniosłam delikatnie rękę

i zobaczyłam krew. Dużo krwi. Wszędzie krew… Kurwa mać. I znowu

zemdlałam.

Trudno mi określić, czy to, co się działo potem, to moja wyobraźnia,

sen czy działanie leków, ale miałam totalny odjazd. Trafiłam do szpitala,

a później na salę, gdzie świat wirował, a ja nie czułam już nic. To dobrze,

bo w pewnym momencie ból stał się nie do zniesienia. Trudno było mi

pojąć własną głupotę. Dlaczego to zrobiłam?!

Kiedy się przebudziłam, pielęgniarka poprawiała mi kroplówkę, a po

chwili przyszedł lekarz.

– Czy pani jest zdrowa na umyśle, pani Jefferson? – zapytał, wgapiając

się we mnie zza okrągłych okularków.

Spuściłam wzrok na białą szpitalną kołdrę i na swoje zabandażowane

ręce. Milczałam. Co mogłam mu odpowiedzieć?


– Miała pani więcej szczęścia niż rozumu – zganił mnie. – Nie ma pani

żadnych złamań, a jedyne obrażenia to potłuczenia, siniaki i otarcia. Do

wesela się zagoi – dodał już łagodniej.

– Do wesela? Panie doktorze, ja do końca życia pozostanę starą

panną! – obruszyłam się, co go wyraźnie rozbawiło.

– Tak? – zapytał przekornie.

– Tak, panie doktorze!

– Więc co tu robi ta zgraja facetów na korytarzu? Rozumiem, że żaden

z nich nie jest pani mężem ani nawet chłopakiem?

Spojrzałam na lekarza, a potem na drzwi. Zgraja facetów? Niby jakich?

– Żeby być facetem, trzeba mieć jaja, panie doktorze. Ktokolwiek tu

przeszedł, nie ma ich … – stwierdziłam, domyślając się, że to Jacob

z kolegami.

Lekarz, nadal rozbawiony, kręcił głową i zasygnalizował pielęgniarce,

by dała mi więcej środka przeciwbólowego. Byłam cała pobijana,

podrapana, posiniaczona i czułam, że pod bandażem na głowie mam

wielkiego guza.

– Rozumiem, że nie chce pani widzieć żadnego z nich? – upewnił się

lekarz.

– Nie – odpowiedziałam szybko. Po co miałabym ich oglądać? A tym

bardziej z nimi gadać.

– Nawet tego chłopaka na wózku? – spytał, wprawiając mnie

w osłupienie.

Daniel?! Spróbowałam się podnieść, ale zabrakło mi siły.

– Jest tu mój brat?!

– Brat? – Lekarz znowu się uśmiechnął. – Najwidoczniej macie

w genach skłonności do takich wypadków, tylko panią los do tej pory


oszczędzał… – Spojrzał na pielęgniarkę i zaczęli się śmiać. Taki lekarski

żart.

Nie miałam jednak ochoty słuchać głupich dowcipów lekarza, bo

chciałam jak najszybciej zobaczyć Daniela.

– Proszę go przyprowadzić – powiedziałam, a w żołądku poczułam ten

znajomy ucisk.

Pamiętałam go z dzieciństwa, gdy cokolwiek zbroiłam i Daniel miał się

o tym dowiedzieć. Gdy usłyszałam jakieś dźwięki za drzwiami, aż

wstrzymałam oddech. Jak on zareaguje? Wkurzy się? A może przyjechał tu

na prośbę Jacoba? Zamarłam, widząc, jak Daniel wjeżdża do sali. Jego

wózek pchał właśnie Jacob. Jeśli naprawdę mój brat był tu tylko

z przymusu, to chyba pęknie mi serce. Zerknęłam na niego i znowu

poczułam się jak mała dziewczynka. Jacoba zignorowałam, ale Daniel

wyglądał na totalnie wkurzonego. I zmartwionego. Och, dzięki Bogu!

Wreszcie zaczął mnie niemiłosiernie ochrzaniać.

– Abi, kurwa mać, czy ciebie pojebało?! Ja pierdolę, moja siostra to

największa idiotka na świecie! – wrzasnął, a takie słowa w jego ustach to

rzadkość.

Nigdy nie słyszałam, by aż tak przeklinał… Znowu traktował mnie jak

nastolatkę, ale tak dobrze było wiedzieć, że się o mnie martwi.

– Przepraszam… – wymamrotałam.

– Przepraszasz? – odpowiedział Daniel.

Jacob podsunął wózek do mojego łóżka i wyszedł. Dobrze, że nic nie

mówił, a ja nawet na niego nie spojrzałam. Nie był wart moich nerwów

i zmarszczek, które powstałyby przez to, że ciągle bym przez niego płakała.

– Wysiadłaś z samochodu na środku jezdni. Do jasnej cholery, ile ty

masz lat?!

– Dwadzieścia pię…
– Oj, kurwa, wiem, ile masz lat, i nie denerwuj mnie więcej! Co ty sobie

myślałaś, wysiadając z tego auta?!

Gdyby nie to, że znałam go doskonale, naprawdę bym się go teraz

wystraszyła. Nigdy jeszcze nie widziałam go aż tak wściekłego. Ale fakt, że

wszystkie moje dotychczasowe nastoletnie wyskoki miały się nijak do tego,

co zrobiłam teraz. Mogłam sobie jedynie pogratulować głupoty.

– Ale kochasz mnie jeszcze? – spytałam, przerywając jego pełen

pretensji słowotok.

Daniel zamarł i spojrzał na mnie zaskoczony. A ja patrzyłam na niego

i chyba nieświadomie zrobiłam tę swoją smutną, kurczaczkową minkę.

Zobaczyłam, że serce mu mięknie.

– Jesteś głupia. – Wypuścił z westchnieniem powietrze i podjechał

kawałek bliżej, by wziąć mnie za rękę. – Gdyby cokolwiek ci się stało, to

chybabym umarł. Znowu wpędzasz mnie w poczucie winy… – dodał.

Och nie… Nie chciałam, by tak sobie pomyślał!

– Daniel, mamy tyle spraw do obgadania… – szepnęłam.

On nie wiedział o mojej córce, o Alanie… O niczym nie wiedział.

– Wiem. Chyba najwyższy czas wziąć się w garść i spróbować jakoś to

poukładać. Pomożesz mi?

Jego zbolała mina rozrywała mi serce. Chciałam go przytulić, objąć

i ucałować, ale nie mogłam się ruszyć.

– Jasne, że tak. Damy sobie radę. Prawda? – Ścisnęłam jego dłoń

najmocniej, jak potrafiłam. Tak się cieszyłam, że wrócił do mnie mój

Daniel. Mój starszy brat, którego tak bardzo mi brakowało.

– Przyjmiesz takiego kalekę pod swój dach? Czy w twoim luksusowym

apartamencie jest w ogóle miejsce na wózek inwalidzki? – Zobaczyłam

uśmiech na jego twarzy i także się roześmiałam.

– Głupek z ciebie!
– To u nas rodzinne. – Podjechał na tyle blisko, by móc mnie lekko

objąć. Z wysiłkiem mnie także udało się dosięgnąć jego szyi i przytulić. –

I kocham cię, nigdy nie przestałem – odpowiedział na moje wcześniejsze

pytanie.

Czułam, jak wzbiera we mnie płacz. Tak mi brakowało Daniela.

Rozszlochałam się jak mała dziewczynka, a gdy zerknęłam na niego, także

dostrzegłam łzy w jego oczach.

– Tak bardzo za tobą tęskniłam…

– Ja też, kurczaczku, ja też! – Objął mnie mocniej i zakrył mi dłonią

oczy, bym nie patrzyła, jak płacze.

Wstydził się? Nie musiał, ale pomyślałam, że wytłumaczę mu to innym

razem. To zbyt piękne, żeby było prawdziwe, ale w tym momencie

naprawdę odzyskałam brata. Jedyną bliską mi osobę. Moją jedyną rodzinę.

I obiecałam sobie, że już nigdy go nie zawiodę. Teraz liczył się tylko on,

a Jacob Huntsman… on już dla mnie nie istniał.


Spis treści:

Okładka

Karta tytułowa

Rozdział 1

Rozdział 2

Rozdział 3

Rozdział 4

Rozdział 5

Rozdział 6

Rozdział 7

Rozdział 8

Rozdział 9

Rozdział 10

Rozdział 11

Rozdział 12

Rozdział 13

Rozdział 14

Rozdział 15

Rozdział 16

Rozdział 17

Rozdział 18

Rozdział 19

Rozdział 20

Rozdział 21

Rozdział 22

Rozdział 23

Rozdział 24
Rozdział 25

Rozdział 26

Rozdział 27

Rozdział 28

Rozdział 29

Rozdział 30

Rozdział 31

Rozdział 32

Rozdział 33

Rozdział 34

Karta redakcyjna
Copyright © by Katarzyna Nowakowska

Projekt okładki

Magda Kuc

Fotografia na okładce

© CoffeeAndMilk / E+ / Getty Images

Redaktor nabywający

Anna Steć

Redaktor prowadzący

Joanna Bernatowicz

Koordynator projektu

Marta Kordyl

Opracowanie tekstu

CHAT BLANC Anna Poinc-Chrabąszcz

ISBN 978-83-240-7553-9

Między Słowami

ul. Kościuszki 37, 30-105 Kraków

e-mail: promocja@miedzy.slowami.pl

Książki z dobrej strony: www.znak.com.pl

Więcej o naszych autorach i książkach: www.wydawnictwoznak.pl

Dział sprzedaży: tel. 12 61 99 569, e-mail: czytelnicy@znak.com.pl


Na zlecenie Woblink

woblink.com

plik przygotowała Katarzyna Rek

You might also like