Professional Documents
Culture Documents
Paweł Taranczewski
Et, mon cher camarade, ne perdez pas de vue que Paris, c'est Paris.
l' air de France éclaircit les idées et fait du bien, beaucoup de bien,
tout le bien du monde. Ce que l'on peut gagner ici, c'est le progrès.
Vincent Van Gogh do H.M. Levens'a, Paryż, latem lub jesienią 1886
Paul Valéry
Był rok 1921. Jan Cybis opuścił rodzinny Śląsk i pojawił się w Krakowie.
Według Tadeusza Dominika „O przeniesieniu się na studia do Krakowa
i na stałe do Polski zadecydowało wiele czynników, ale chyba
najsilniejszym bodźcem był fakt, że w plebiscycie śląskim opowiedział
się za polskością tych ziem i w związku z tym był szykanowany przez
miejscowych Niemców.”2 Głównym powodem wyjazdu była więc
polityka. Jednak ku Polsce pchnęła go sztuka. „Opowiadał, że we
Wrocławiu zetknął się z dobrym malarstwem niemieckim, był również
w Dreźnie, żeby obejrzeć tam niemieckich ekspresjonistów3; z tego co
mówił wynikało, że przeczuł, iż idąc śladem swoich nauczycieli z
Akademii wrocławskiej będzie jednym z malarzy tej tradycji, która nie
za bardzo była jego. Jeśli tak można powiedzieć, czuł się raczej
europejczykiem znad Morza Śródziemnego, chociaż tendencje
ekspresjonistyczne jego pierwszych obrazów są bardzo wyraźne — i
wyraźne są także w obrazach ostatnich. W pewnym sensie można go
nazwać ekspresjonistą, jestem tego pewna. Ale poczuł, że jeśli pójdzie
tą drogą, która jest dla niego łatwa, zginie między setką innych,
podobnych. Wiedział, że Polska nie dysponuje jakąś określoną starą
tradycją malarską; czuł, że w tej magmie prędzej odnajdzie siebie.
2 Tadeusz Dominik, Malarstwo Jana Cybisa, [w:] Jan Cybis, Warszawa 1984, s. 7,
(wszystkie cytaty pochodzą z tego wydania)
3 Wg. Tadeusza Dominika Cybis znał muzea Wrocławia, Drezna i Berlina. (zob.
przypis 2)
2
Jan Cybis zaś napisał do Hanny Rudzkiej te słowa: „Ja muszę mieć
atmosferę beztroską, przyjazną i nieobowiązującą. Ja przecież z
Niemiec do Polski uciekłem, aby móc żyć >>dziko<<, bez znajomych, bez
rodziny. Artysta powinien żyć w atmosferze przyjaznej, ale tworzyć
powinien sam, egoistycznie sam.”5
5 list z Warszawy z dnia 8 grudnia 1933, [w:] Listy Jana i Hanny Rudzkiej
Cybisów, 1923–1965, opracował Józef Dyżyk (w przyg.: wyd. Gavart, Kraków); por także
Rozmowa z Hanną Rudzką-Cybisową o Janie Cybisie, [w:] Sztuka nr. 4, 1988, s. 13
Od analizy tych pojęć cenniejsze jest dla mnie świadectwo ludzi jakie
dali czasom „zasadniczego przełomu w psychice młodzieży artystycznej
w Polsce. Fakt niepodległej Polski dawał ton ówczesnej młodzieży, która
prawie bez wyjątku brała taki czy inny udział w walkach o
niepodległość, w wielkiej wojnie i w wojnie polsko-bolszewickiej. Przy
sztalugach zetknęli się artyści ze wszystkich zaborów, klas, formacji i
armii, o tradycjach najbardziej różnorodnych, krzyżowały się wpływy
naprawdę z całej Europy, najbardziej sprzeczne poglądy i przekonania.
[...] W tamtym powojennym okresie powstaje na terenie krakowskim
12 Uniwersytetu Jagiellońskiego
15 kawiarnia Bizanz
19 J. Czapski, Rzeczy nieżywe i bez ruchu (1954), [w:] Patrząc, Znak, Kraków
1983, s. 187 (wszystkie cytaty pochodzą z tego wydania)
7
25 ibidem, s. 183
26 ibidem, s.
9
Jednak już przed Paryżem był Pankiewicz dla młodych kimś, kto zdawał
sobie sprawę z istnienia wieczystych problemów malarstwa i
świadomość tę przekazał uczniom. Było to zresztą najważniejsze,
trudno bowiem dziś powiedzieć w jakim stopniu na uczniów wpłynęło
malarstwo Pankiewicza, a w jakim jego nauczanie, jego korekty. Co to
jednak znaczy „wpłynęło”? Sztuki nauczyć się nie da, jednak wpływ
jednych artystów na drugich niewątpliwie ma miejsce, także wpływ
środowiska. Czasem ktoś maluje latami w pracowni profesora i nie
pozostawia to na nim najmniejszego śladu, czasem jedna rozmowa
zmienia czyjeś nastawienie artystyczne. Wpływ jest, gdy dochodzi do
spotkania. Wówczas jedno słowo, pokazanie palcem, zobaczenie przez
studenta obrazu mistrza, coś zmienia, choć niczego nie wymusza.
Nauczanie jest zawsze jakimś wymuszaniem, wpływ nie. Nie
przesądzam oczywiście wartości tego wpływu.
27 ibidem, s. 92
otworzyły, ale rezultaty bardzo skromne. Mógłbym się po gębie bić. Jest
parę rysunków kolorowych, kredkami robionych, z dziesięć sztuk, pejzaże
kwiatki, madonna z ślepym oczkiem. Te najlepsze są dla Ciebie. Coś
olejnego w Kazimierzu może zrobię, muszę. Widziałem w Tarnopolu
rzeczy Szczyrbuły, zrobiły na mnie bardzo wielkie wrażenie, bo się w
Trembowli trapiłem nad podobnymi problemami. Wobec niego jestem
skończone niemowlę. Ambicja nie przeszkadza, rzadko mi się zdarza, że
pracuję tak szczerze z brzucha (sic!), naiwnie. O Berlinie ustnie z tobą
porozmawiam. Patrzyłem prawie że wyłącznie na Renoira. Na razie
mnie więcej obchodzi niż Cézanne (sic!).”
I ponownie 16 sierpnia:
„Pankiewicz [...] nie był dla siebie pobłażliwy. Zawsze malował tak,
żeby to było poważne i dobre w oczach Laurysiewiczów, Oderfeldów i
innych jego mecenasów w kraju. Malował ich portrety, portrety ich żon i
dzieci. Na fantazję niewiele było miejsca w tym mieszczańskim
porządku. Bohemy nigdy nie lubił.”38
Ukazuje też odsunięcie się Pankiewicza od Bonnarda, już wtedy, gdy dla
kapistów był on jeszcze autorytetem:
40 ibidem
43 „Kto był wtedy czujny, miał temperament i wierzył w swój talent, marzył o
wyjeździe do Paryża, o dalszej pracy w tym bujnym środowisku artystycznym, o jego
żywej tradycji i muzeach.”, Patrząc
45 por. Jean-Luc Daval, Journal des Avant-Gardes, Les années vingt — les années
trente, Skira, Geneve 1980. Także: Julia Hartwig, Apollinaire, PIW, Warszawa 1972. W
książce znajdujemy klimat artystycznego Paryża przełomu wieków XIX i XX, okresu przed
Pierwszą Wojną Światową, czasu jej trwania i po niej. Książka pozwala wyobrazić sobie,
co kapiści zastali w Paryżu lat dwudziestych.
18
46.
46 Żyje Claude Monet, 1840-1926, Olga Boznańska 1965-1940 HRC - Nigdy u niej nie
byłam w pracowni (u Boznańskiej) dlatego, że ja się strasznie denerwowałam myszami.
/Nie ma rady. Nie ma rady, muszę zapalić!/
Wyobraźcie sobie, ona chodziła ubrana jak z portretu, w długiej sukni,
wówczas, kiedy noszono suknie przed kolana. W sukni do ziemi. Mantyla na to koronkowa
i piesek pod ręką, o tutaj, pod pazuszką. Mały piesek, kochany. Malutki taki,
ratlerek. Kapelusz na głowie, na przykład słomiany, z różami kremowemi tu - z tyłu.
Tak. Jak z Maneta!
M - Ja kupiłem pismo, w którym jest Marcina Samlickiego opis wizyty w pracowni
u Olgi Boznańskiej. Ona mówi do jakiegoś francuza, który bierze lekcje, też maluje:
"może nam pan coś zagra". A on: "nie będę grał, bo Pani wszystkie myszy wypłoszę". To
do drugiego pana mówi:"no, ten pan rzuci trochę makaronu, to one się uspokoją".
HRC - Zjadły młoteczki w fortepianie, zjadły wszystko. Ale Rubinsztajn tam
przychodził i grywał, Rubinsztajn się przyjaźnił z Boznańską.
LD - Pan Władzio [Syrewicz] też.
M - Władzio też! Stąd ten portrecik.
Nie widziałem, tak maleńki i tak właściwie precyzyjny.
HRC- Precyzyjny. I taki podobny! W charakterze! Plama koło plamy. Mucha nie
siada. Wizja, wie pan, wizja obrazu. Bo to jest nie inaczej.
M - To właściwie nie jest portret, to jest całość, jak jeden drogi kamień,
całość, od brzegu do brzegu.
HRC - Ale działania... - tu są używane środki na wywołanie działań, na
zestawienia. Czyli cały rodzaj jej malowania. Przecież ona była półfrancuzką. Ojciec
był polakiem a matka francuską. Siostra jej była chemiczką. W straszny sposób w
niezgodzie żyły ze sobą, nie mogły wytrzymać. Mieszkały osobno. Olga Boznańska
codziennie miała gości w jednym rogu pokoju, w pracowni. Siedziały panie, panowie. Tam
cała gromadka ludzi przychodziła stale. Były przygotowane pierniczki z masłem; masło,
pierniczki i herbata. Tam sobie gospodarowali a ona malowała.
M - Cały czas malowała. Pędzle podobno były takie, że jeden miał dwa włosy -
takie miotełki. Jak tymi miotełkami...?
HRC - D o t y k a ł a tylko. I cały czas właściwie rozmawiała z ludźmi, z
tymi co tam siedzieli. Wiesz. Ci znajomi. Ploteczki wszystkie znosili ze świata, z
otoczenia.
M - Dlatego przeważnie malowała portrety
HRC - Portrety głównie, pejzaże też, jak się zdarzyło.
M - Jak model nie przyszedł z jakichś powodów, to malowała pejzaż a czasem
kwiaty. Naogół czekała aż zwiędną, żeby straciły agresywność.
HRC - Ja też lubię takie niezupełnie świeżutkie. Ha, Ha. Ona miała poprostu
wizję obrazową.
M - Temat kwiatów czy pejzażu to był lekceważony przez nią motyw.
Najważniejszy był portret.
HRC - No, proszę pana, ona siebie traktowała w taki sposób... - przyszła pani
Mac-Cornik, ta amerykanka, milionerka. Mac-Cornik od narzędzi rolniczych, bo ktoś jej
powiedział, że w Paryżu jedynie Boznańska może namalować piękny portret. Przyszła do
niej, do Olgi Boznańskiej, i prosiła, że chce z córeczką pozować do portretu. Ile by
za to chciała. Ona powiedziała trzy tysiące franków, czy ileś tam franków. Ta
powiedziała "dziękuje bardzo" i wyszła. Powiedziała potem znajomym: "niemożliwe, żeby
to była dobra malarka, bo za tanio." Za tanio... - to nie dobra malarka. Więcej nie
przyszła. I ona ciągle była w kłopotach finansowych. Dlatego, że wydawała pieniądze,
cała ta gromada, co siedziała przy tym stole, gdzie ona malowała, szła z nią na
kolację. Rozumiesz. I ona wszystkim płaciła. Za to co zjedli.
M - Tak. Mi pani Helena (Blumówna ?) mówiła, że odparła komuś: "Ależ proszę
pana, zrobienie ramy to do mnie należy." To była pani, która nic nie robiła byle jak.
Jeżeli coś gdzieś prezentowała, to dodawała ramę.
HRC - Ona wystawiała z największymi francuzami. Z Vuillardem, z Bonnardem.
M - Marzyła o tym, żeby poznać Vuillarda i nie poooznała, choć mieszkali w tej
samej dzielnicy.
HRC - Myśmy mieli to szczęście, że był Vuillard na naszej wystawie i chodził
od obrazu do obrazu, przed Cybisem się zatrzymał. kiwał laską, myśmy nie wiedzieli co
jest! Wysoki, przystojny, z olbrzymią siwą brodą. Dla nas był to starzec.
LD - Pewno miał sześćdziesiąt lat!
HRC - Peeewno - miał najwyżej sześćdziesiąt lat!!
M - Często więcej mnie zachwycał Vuillard w tych maleńkich swoich wnętrzach
niż Bonnard.
19
Przede Wszystkim „Dopiero Paryż dał nam wszystkim świat sztuki, nie z
fotografii — rzeczywisty: sztukę nowoczesną, ale przede wszystkim
Luwr.”48 Napisał Czapski. Chociaż „Nowatorami kapiści upajali się już
w Polsce z fotografii – kubiści, abstrakcja, Léger”–, to w Paryżu nie
wywarł on na nich już wpływu. Twórczy malarz otwiera jakieś drzwi, i
zamyka je za sobą; a ci, którzy myślą, że poszli za nim, ulegają
złudzeniu. Kapiści – zobaczywszy wtórność kubistycznej produkcji
Paryża lat dwudziestych – czują, że kubizm jest zamknięty, że wyczerpał
swoje możliwości. Jest to dla nich malarstwo wprawdzie uznane,
„nowoczesne”, ale już zdewaluowane. Wprawdzie „Kapiści wyszli od
54 ibidem
22
57 ibidem
żyjemy nie jest tylko delektacją, chociażbyśmy nie wiem jak kochali
życie”.59
„Jedno z opowiadań Gertrudy Stein zaczyna się, o ile się nie mylę, od
zarżnięcia ojca. Ja będę musiał zarżnąć impresjonistów, jeżeli chcę się
uratować. [...] Jakieś chamstwo we mnie siedzi, które za mnie maluje.
Tylko Niemcy to strawią. Ale durnie krajowi myślą, że naśladuję
Francuzów”.60
64 Krajobraz podparyski (Pejzaż z Malakoff), 1927, ol. pł., 51X61,5, sygn.: Jan
Cybis, Paryż, wł. Muzeum Narodowe w Krakowie. Nr. inw. 155132
65 Pejzaż z Moret (pejzaż z Francji — motyw z Montreau), 1928, ol. pł., 34X47;
sygn., Jan Cybis, wł. Muzeum Narodowe w Krakowie. Nr. inw. 311237
67 Por. Kurt Badt, Die Farbenlehre van Goghs, DuMont, Köln 1981, s. 121
70 mowa o Muzeum Jana Cybisa na zamku w Głogówku, dziś nie istniejącym. Kolekcja
obrazów i rysunków Jana Cybisa znajduje się w Muzeum Ziemii Opolskiej w Opolu.
26
Po wojnie mówiono, że Cybis się zapił. Ale co to kogo obchodzi, czy się
zapił, czy nie zapił. Czasami jak zapił, to i głębiej trafił.”71
74 ibidem, s. 136
27
75 ibidem, s. 131
77 ibidem
28
„Gdy kubizm załamał się, Bonnard został jak gdyby drugi raz odkryty.
Doceniono urok jego malarstwa i świeżość spojrzenia, które pozwala mu
stworzyć nową wizję plastyczną.”79
83 ibidem, s. 134–135
30
86 André Fremigier, Pierre Bonnard, [w:] Bonnard, Abrams, New York, 1984, s. 7
31
88 ibidem, s. 59
32
89 por. Umberto Eco, Dzieło otwarte w sztukach wizualnych, [w:] dzieło otwarte,
Czytelnik, Warszawa 1973, s. 158
których formy nie byłyby inne niż formy dowolnego obrazu Bonnarda
czy Cézanne'a.
Chyba podpisaliby się pod tym, co napisał Leon Chwistek: „Sztuka nie
jest rzemiosłem! Istotą rzemiosła jest użyteczność. Sztuka dostarcza
przedmiotów nieużytecznych, które w mieszkaniu zawadzają, na których
osiada kurz, których najczęściej nie można odsprzedać i na które prawie
nikt nie chce patrzeć. Jeśli więc warto takie rzeczy produkować, to
jedynie w tym wypadku, kiedy budzą w nas to, co się nazywa
entuzjazmem a czego bliżej określić żadną miarą nie można. Można
chyba powiedzieć to tylko, że jest to entuzjazm równie wysoki jak ten,
który budzi w nas wielkie poświęcenie, lub wielkie odkrycie naukowe,
ale zasadniczo od tamtych różny, bardziej nieuchwytny i bardziej
tajemniczy i bardziej bliski i bardziej rozkoszny. Dla tego entuzjazmu
można poświęcić bardzo wiele. Bez niego każda chwila poświęcona
sztuce i każdy grosz na nią wydany są bezpowrotnie stracone.
98 ibidem
39
99 ibidem
101 S. Szczepański, Wizja natury i wizja malarska, [w:] GP (1932) 5–6, s. 65–66
41
Ponadto dla Cybisa oko jest bezpośrednią intuicją, nie tylko zmysłową!
Uprawia ono swoistą hermeneutykę, jest narzędziem rozumienia.
„Niewątpliwie mam >>oko<<, a raczej coś jakby >>słuch<< na kolor,
wyczuwam fałszywy ton lub niuans, dlaczego praca idzie mi tak
opornie?”104
- w łowieniu odcieni,
- reagowaniu na walory,
- na kompozycję,
107 oko, wizja, to pojęcia wspólne kapistom, zob. J. Czapski, Patrząc, s. 91,
230, 232, 237, 249. J. Cybis, Dzienniki, passim
„Rzadko widzi się rzecz do końca, nawet jeżeli się już zaczepiło o grę.
Wtedy płótno należy odstawić, niech poczeka. Nie radzić się nikogo,
zwłaszcza na serio. Jeśli autor nie wie, to ktoś drugi wie jeszcze mniej.
Gra naprawdę zaczepiona jest zawsze czymś nowym, czego jeszcze nie
było, to też nierzadko dezorientuje”.112
Zatem widzenie nie jest chaosem, jest ładem! Ład jest obecny w samym
widzeniu, wewnątrz widzenia.114 A nawet ma normatywny charakter!
Jest ziemią, której malarz – aby nie postradać sił – musi stale dotykać
jak Anteusz, oderwany od niej przez stylizację — umiera. „Style
przechodzą — widzenie trwa, będąc warunkiem podstawowym sztuki.
Jednemu i drugiemu z tych praw jednakowo podlegamy. [...] Nie sądzę,
że stylizuję. Moja potrzeba innego wyglądu obrazu nie idzie drogą
oderwaną, opiera się na widzeniu i wynika z niego. Zmiany, które
zachodzą w tym, co robię, wydają mi się bardzo nieduże, tak samo jak
zmiany zaszłe w mojej osobie”.115
Widzenie nie jest z góry dane. Jest z nim trochę tak, jak z intuicją
fenomenologiczną, którą wprawdzie się ma, ale którą trzeba
nieustannie kształcić, by jej nie zatracić.
„Staszek Szczepański [...] powiedział mi, że już >>nie widzi<< jak w latach
młodości, paryskich. Złości mnie, ile razy słyszę takie poetyzujące
114 por. Rudolf Arnheim, Anschauliches Denken, DuMont Dokumente, Köln 1977 &
Maurice Merleau-Ponty, Oko i umysł, słowo/obraz terytoria, Gdańsk 1996, s. 33 i nn
119 S. Szczepański, Wizja natury i wizja malarska, [w:] GP II (1932) 5–6, s. 65–
66
45
„Dwie rzeczy wpływały na to, żeby mnie wpakować w ten stan coincé w
jakim jestem. Jedna to było odkrycie w Paryżu koloru lokalnego [...] a
16.Prawo gry malarskiej. „Dla malarstwa treść, czy natura zawsze tylko
były pretekstem do zestawień, gry malarskiej, do abstrakcji form i
ideowa, treść myślowa obrazu obchodzi nas dzisiaj mało. Obraz nas
interesuje jako kreacja plastyczna, jako realizacja piękna
malarskiego. Nie szukamy treści, tylko kwalitetu”.137 Chodzi tu
napewno również o grę barwną, o której wprawdzie mówi się często
ale kapiści mają chyba na myśli kontrast symultaniczny.
138 cf. Hans georg Gadamer, Prawda i Metoda, inter esee, Kraków 1993, zwłaszcza
r. II, § 1, Gra jako główny motyw eksplikacji ontologicznej
52
Praw malarstwa można poszukiwać dalej, można pytać czy i jak są one
wpisane w obrazy kapistów, jest to pole dla szczegółowych badań, tu
chciałbym tylko przytoczyć okruch języka (aksjologicznego) jakim
posługiwali się kapiści mówiąc o sprawach malarstwa. Biorę je z ich
tekstów i z pamięci.
141 J. Czapski, Tadeusz Piotr Potworowski (1962), [w:] Patrząc, s. 297, 299–300
55
144 J Czapski, cytat z tekstu bez tytułu i bez daty, [w:] Patrząc, s. 382
swoim terenie. [...] Proust [...]: >>Barres mawiał, że artysta (tak jak
Tycjan) powinien przede wszystkim służyć chwale swojej ojczyzny. Ale
może służyć jej tylko będąc artystą, to znaczy pod warunkiem, że w
chwili, kiedy robi doświadczenia, odkrycia równie subtelne (delicates)
jak odkrycia w nauce, nie myśli o niczym nawet o ojczyźnie, ale tylko o
prawdzie, wobec której stoi<<. Jakiego całkowitego skupienia w plastyce
wymaga każdy nowy krok na tej drodze, jakim osiągnięciem w Polsce
jest każde płótno, na którym działanie barwy jest żywe i
nieprzypadkowe, tego nikt prawie jeszcze dziś w Polsce nie rozumie.[...]
Jesteśmy szczęśliwi jeżeli nasza >>gorsząca<< walka na Łamach
>>Kolumny<<, tak ułamkowa jeszcze i nieudolna, chociaż trochę
przysłużyła się sprawie plastyki w Polsce”.146
Czy więc kapiści zrobili dobrze jadąc do Paryża, czy źle? Czy postawa
otwarcia się na wpływy francuskie a lepiej paryskie jest słuszna, czy
nie?
Poza tym wpływ, także wpływ Paryża, był szkodliwy, jeśli był uleganiem,
był konieczny, jeśli był dialogiem zachowującym tożsamość partnerów
dialogu. Kapiści chyba jednak prowadzili dialog z Paryżem. Rezultatem
tego dialogu były ich poglądy i ich obrazy a raczej przeciwnie: obrazy i
poglądy artystyczne. W samych obrazach zaś odróżniajmy intencje w
149 Dom „pod Krzyżem” – zwany wtedy „Domem Artystów” – stoi w Krakowie na rogu
ul. Szpitalnej i pl. św. Ducha. W latach 1916–1935 mieścił się w nim Związek
Plastyków.
ten się penetruje, przemyśliwuje nad nim z pędzlem w ręku i nie tylko,
ale się go nie rozwiązuje. Obraz jest tylko jakąś propozycją rozwiązania,
którą może naruszyć najdrobniejsza zmiana, muśnięcie pędzla.
Tu muszę się zatrzymać. Dalej opis można posunąć jedynie stając przed
konkretnym płótnem.
już nie da. Prawda bycia w obrazach Cybisa nie jest określona, jest
bezkresem. Stąd brak w jego obrazach wyraźnych podziałów, wyraźnej
kompozycji. Nie chodzi w nich też o zestawienia i o grę barwną, choć jest
ona w nich najwyraźniej obecna, nie ku niej jednak Cybis zmierza, nie
ona jest naczelną ideą tych płócien. Sięgając raz jeszcze do terminologii
Heideggera można powiedzieć, że Cybis w swych późnych pejzażach
rezygnuje z bytów na rzecz bycia, prawdy bycia. Lepiej go można pojąć
zestawiając z blaskiem obrazów Mondriana, gdzie wszystko jest
uporządkowane. Panteizm Cybisa bliższy jest Heraklitowi, nie
neoplatonizmowi jak u Mondriana. Dlaczego więc Cybis nie „doszedł”
do abstrakcji? Spotkałem się z zarzutem, że zatrzymał się w pół drogi, że
malował półabstrakcyjne płótna. Mówiono tak wtedy, gdy abstrakcja
królując wydawała się jedyną drogą, jedyną przyszłością malarstwa.
Cybis natomiast nie widział prawdy bycia wprost, nie wiedział jak ona
wygląda, w przeciwieństwie do Mondriana, który wiedział dokładnie
jaka jest zawartość idei bytu, jakie są jej stałe — poszukiwał w nowych
realizacjach coraz to innych zmiennych tej idei. Cybis nie szukał idei w
sensie Platońskim, której formę za naszych czasów opisał znakomicie
Roman Ingarden, Cybis wyczuwał bycie bytu jako ideę regulatywną
swych płócien zawsze poprzez przedmiot, neutralizował go ale nigdy go
nie zatracał.
Kiedy jednak pokrywanie płótna węglem czy farbą staje się rysunkiem
bądź obrazem? Wtedy – pisze Cybis w Dziennikach –, gdy kreska
rysunku dzieląca płaszczyznę, pozostaje w jakimś stosunku do jej granic,
do innych kresek, gdy powstałe części płaszczyzny wiążą się z sobą, gdy
barwa wiąże się z innymi barwami, niweczy je lub podpiera, stoi w
jakimś miejscu szeregu barw, położenie farby ma jakiś rytm. Innymi
słowy, gdy obraz ma formę. Cybis malując chce budować formę, bo
malowanie to: wiązanie, organizowanie płótna, dzielenie (czyli
ustawianie części i ich wzajemnych stosunków oraz stosunku tych części
do całości), ale i konstruowanie wykorzystując przypadki, znajdowanie
właściwego elementu, podpieranie jednych elementów drugimi,
chwytanie zestawienia i wreszcie rozstrzygnięcie płótna.
70
153 ibidem
71
156 ibidem
157 ibidem
Obraz jest zrobiony, kiedy ma swój ruch, „to znaczy plany i kierunek, to
jest rytm przecinania się”162 . Co to znaczy w ustach Cybisa? Myślę, że
kolor ma dla niego własności dynamiczne, przede wszystkim dynamikę
wewnętrzną, wsobną; poza tym z każdą barwa wiążą się wektory sił
działających między barwami. Wiadomo już, że kolor pojawia się
wówczas, gdy barwy w obrazie współgrają ze sobą. Dynamika
wewnętrzna to tyle, co agresywność czerwieni czy bierność błękitu,
dynamika pojawiająca się w skutek zaistnienia relacji między
barwami. To np. „ruch” żółci ku fioletowi, czerwieni ku zieleni... czyli
„ruch” barw dopełniających ku sobie wzajem. Ruch ów pojawia się
wówczas, gdy – jak mówiłem – barwy nie są obok siebie poustawiane,
lecz tworzą relacje wzajemnie analogiczne, a wiec relacje relacji. Sama
barwa nie stworzy koloru, pozostaje plamą barwną (outremer reste
outremer), tylko akord barw wewnątrz jakiejś gamy. Gamę budujemy
tak: „należy element, który jest tematem, wyizolować a następnie
wiązać nie naturalnym otoczeniem, lecz aktywnymi, żywymi farbami w
odpowiednich miejscach płótna.”163 „Akord barwny jest to związek. W
sztuce jest takim związkiem elementów, którego funkcja jest budowanie
zachwytu. Struktura tego związku jest rozmaita, ścisła, lekka, luźna,
zwiewna itp., ale zawsze jest grą”164 .
165 ibidem
171 Wasilij Kandinsky, Über das Geistige in der Kunst, Bern, 1973; przekład
polski w przygotowaniu
Cybis, sądząc sztukę innych, przyjmuje raz jedną, raz drugą koncepcję
dziejów malarstwa. Do obrazów, które odrzuca, przykłada miarę
dziejów pojętych jako upadek, zaś w stosunku do akceptowanego
Jan Cybis jednak nie zamilkł, bo chociaż odszedł, jednak dla mnie jego
głos brzmiący w obrazach tekstach i korektach nie ucichł; każe mi
zapytać: co dalej z malarstwem?
Tak długo, jak długo będzie podejmowane, jak długo będą ludzie, dla
których będzie ono potrzebą serca, malarstwo będzie istnieć — obok
innych sposobów plastycznej wypowiedzi. Malarstwa przyszłości nie
mogę przewidzieć, chcę jednak podjąć nowy wysiłek porządkowania
oparty na prawach ujawnianych w trakcie malowania obrazu a nie
narzuconych a priori, swoistej konstruktywności płynącej z medytacji i
kontemplacji, polegającej na poszukiwaniu ładu immanentnego
obrazowi i właściwej mu miary. Bo – teoretycznie – każdy obraz może
podsunąć artyście inne prawa. Mówiąc o konstruktywności mam na
myśli ruch odwrotny, kierunek świadomości przeciwny do destrukcji i
podważania czy usuwania. Dzieło destrukcji zostało już chyba w
malarstwie wykonane. Rezultat ten chcę osiągnąć malując człowieka i
świat dane mi jako motyw, czyli coś co porusza do malarstwa. Malując
chcę, by obraz był moją odpowiedzią miłością na miłość, otwartą
przede mną w człowieku i świecie, odpowiedzią malarską mającą
kształt, odpowiedzią ukształtowaną. Jednak na tym nie koniec, „kształt”
znaczy po pierwsze, że odpowiadam po malarsku a nie np.
działalnością społeczną, charytatywną czy inną, że idę drogą Van
Gogh'a, nie Adama Chmielowskiego; po drugie „kształt” oznacza formę
samego obrazu, która właśnie sprawia, że miłość zamknięta w obrazie
nie jest bezformna. Jeżeli odpowiedź miłości jest sprawą serca, to forma
wypływa raczej z malarskiej świadomości. I miłość i forma są
indywidualne, noszą piętno osoby malarza, który i kocha i nadaje
formę; formuje kochając i kocha formując. Malarska odpowiedź
miłością na miłość, jeśli będzie autentyczna i konsekwentna, sprawić
może, że w obrazach moich uobecni się coś, co jest niedostępne dla
analizy formalnej i treściowej, co jest najgłębszą tajemnicą obrazu, co
nie da się w żaden sposób wyartykułować. Chciałbym kiedyś
namalować obraz, w którym dochodzi do objawienia się innego rodzaju
rzeczywistości, nie dającej się już opisać pozytywnie. Innymi słowy chcę
by obraz mój był malarskim kształtem odpowiedzi miłością na miłość,
kształtem niewerbalizowalnym.