Professional Documents
Culture Documents
Prosta Metoda Jak Skutecznie Kontrolowac Alkohol
Prosta Metoda Jak Skutecznie Kontrolowac Alkohol
##7#52#aNjY1MTk4M0EzMzMxMzMzNQ==
##7#52#aNjY1MTk4M0EzMzMxMzMzNQ==
ALLEN CARR
PROSTA METODA
JAK SKUTECZNIE
KONTROLOWAĆ
ALKOHOL
##7#52#aNjY1MTk4M0EzMzMxMzMzNQ==
##7#52#aNjY1MTk4M0EzMzMxMzMzNQ==
Plik zabezpieczony watermarkiem jawnym i niejawnym: 6651983A33313335
##7#52#aNjY1MTk4M0EzMzMxMzMzNQ==
##7#52#aNjY1MTk4M0EzMzMxMzMzNQ==
##7#52#aNjY1MTk4M0EzMzMxMzMzNQ==
ALLEN CARR
PROSTA METODA
JAK SKUTECZNIE
KONTROLOWAĆ
ALKOHOL
w w w. a l l e n c a r r. p l
BETTERS
##7#52#aNjY1MTk4M0EzMzMxMzMzNQ==
##7#52#aNjY1MTk4M0EzMzMxMzMzNQ==
Tytuł oryginału
Easy Way to control alcohol
Wydanie III
ISBN 978-83-933833-1-3
Betters Sp. J.
Licencjonowany Partner Allen Carr’s International
ul. Wilcza 12b lok. 13, 00-532 Warszawa
tel./fax 22 621 36 11
www.allencarr.pl
e-mail: info@allencarr.pl
Printed in Poland
##7#52#aNjY1MTk4M0EzMzMxMzMzNQ==
##7#52#aNjY1MTk4M0EzMzMxMzMzNQ==
Allen Carr (1933–2006)
##7#52#aNjY1MTk4M0EzMzMxMzMzNQ==
##7#52#aNjY1MTk4M0EzMzMxMzMzNQ==
z paleniem. Stąd wzięły się kolejne książki Allena Carra:
Easyweigh to Lose Weight („Prosta metoda jak skutecznie po-
zbyć się zbędnych kilogramów”) oraz The Easy Way to Enjoy
Flying („Prosta metoda jak polubić latanie”). Badania prze-
prowadzone na niektórych z jego pacjentów dowiodły, że
prosta logika stanowiąca podstawę metody Easyway może
mieć zastosowanie również w rozwiązywaniu problemów
alkoholizmu.
W razie konieczności pomocy prosimy się zwracać do
jednej z klinik Allena Cara, których pełna lista znajduje się
na końcu książki. Korespondencję i pytania dotyczące ksią-
żek Allena Carra, filmów, audio-kaset oraz płyt CD prosimy
kierować na adres najbliższej kliniki.
##7#52#aNjY1MTk4M0EzMzMxMzMzNQ==
##7#52#aNjY1MTk4M0EzMzMxMzMzNQ==
Od Wydawcy
##7#52#aNjY1MTk4M0EzMzMxMzMzNQ==
##7#52#aNjY1MTk4M0EzMzMxMzMzNQ==
M
##7#52#aNjY1MTk4M0EzMzMxMzMzNQ==
##7#52#aNjY1MTk4M0EzMzMxMzMzNQ==
Dedykowane Bractwu
Specjalne podziękowania dla Crispina Haya
z podziękowaniem za jego nieocenioną pomoc i rady
##7#52#aNjY1MTk4M0EzMzMxMzMzNQ==
##7#52#aNjY1MTk4M0EzMzMxMzMzNQ==
M
##7#52#aNjY1MTk4M0EzMzMxMzMzNQ==
##7#52#aNjY1MTk4M0EzMzMxMzMzNQ==
Spis treści
Wstęp .. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 13
1. Prosta metoda jak skutecznie kontrolować alkohol . . . . . . . 17
2. Miej otwarty umysł .. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 31
3. Czy jesteś alkoholikiem? .. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 37
4. Dzbanecznik . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 49
5. Więzienie . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 60
6. Euforia .. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 67
7. Pranie mózgu . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 78
8. Zdumiewająca maszyna .. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 88
9. Jak wpadliśmy w pułapkę? . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 106
10. Metoda silnej woli .. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 116
11. Wymówki to nie powody . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 120
12. Nabyte upodobanie .. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 128
13. Czy alkohol dodaje nam odwagi? .. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 134
14. Dzięki alkoholowi pozbywamy się zahamowań . . . . . . . . . . 147
15. Alkohol koi nerwy .. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 154
16. Uzależnienie od narkotyku .. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 160
17. Alkohol a jedzenie .. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 176
18. Mit osobowości podatnej na uzależnienia .. . . . . . . . . . . . . . . 179
19. Dlaczego silna wola jest mitem? .. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 193
20. Piję tylko dla towarzystwa . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 202
##7#52#aNjY1MTk4M0EzMzMxMzMzNQ==
##7#52#aNjY1MTk4M0EzMzMxMzMzNQ==
21. Dzięki piciu jestem szczęśliwy . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 209
22. Rzucić na zawsze czy ograniczyć? . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 216
23. Normalnie pijący szczęśliwcy .. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 223
24. Król jest nagi .. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 244
25. Jak sprawić, by zerwanie z nałogiem stało się proste? .. . . . 248
26. Wskazówki, dzięki którym zerwanie z nałogiem
stanie się proste .. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 264
27. Twój ostatni drink . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 274
Załącznik A .. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 278
Załącznik B . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 279
Kliniki Allen Carr’s Easyway .. . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . . 281
##7#52#aNjY1MTk4M0EzMzMxMzMzNQ==
##7#52#aNjY1MTk4M0EzMzMxMzMzNQ==
Wstęp
##7#52#aNjY1MTk4M0EzMzMxMzMzNQ==
##7#52#aNjY1MTk4M0EzMzMxMzMzNQ==
któremu najwyraźniej udało się w dziedzinie, w której inni
ponieśli sromotną klęskę. Anonimowym Alkoholikom ła-
twiej przyjdzie zaakceptowanie tej metody. Jako były czło-
nek AA mogę stwierdzić, że dosłownie miliony alkoholików
zawdzięczają życie nie ekspertom medycznym, ale swoim
kolegom z AA, alkoholikom.
Allen Carr jest obecnie uznanym światowym ekspertem
w dziedzinie walki z nałogiem palenia. Jego pierwsza książ-
ka Prosta metoda jak skutecznie rzucić palenie, od chwili uka-
zania się w 1985 roku pod szyldem wydawnictwa Penguin,
każdego roku króluje na listach bestsellerów. Przetłumaczo-
na na ponad 20 języków, zajmowała pierwsze miejsce na ta-
kich listach w Niemczech, Austrii i Szwajcarii. Na świecie
działa sieć klinik pracujących metodą Allena Carra.
O Allenie usłyszałem po raz pierwszy od przyjaciół, któ-
rzy wzięli udział w jego sesji i byli pod wrażeniem rezul-
tatów. Podchodziłem do ich zachwytów z powątpiewaniem,
ponieważ niektórzy z nich przestali palić dopiero kilka dni
temu. Uznałem, że wydali majątek na kolejną „cudowną” te-
rapię odwykową i chcieli mnie (i samych siebie) przekonać,
że było warto. Zachowałem odpowiednią dozę sceptycyzmu,
powtarzałem, że tylko czas pokaże. Zabrzmi to dziwnie, ale
w sumie chciałem, żeby im się nie udało. Irytowało mnie,
że mogłem przy nich palić, a ich praktycznie wcale to nie
denerwowało. Z czasem uświadomiłem sobie, że naprawdę
są już wolni od nałogu, i szczęśliwi z tego powodu. Zamiast
litować się nad nimi, że nigdy już nie doświadczą przyjem-
ności palenia, zacząłem im zazdrościć. Latami czułem się jak
społeczny wyrzutek, bo jako jedyny wciąż paliłem. Jako czło-
nek Bractwa AA wiedziałem, że alkohol niszczy mi życie, ale
się usprawiedliwiałem, że był niezbędnym rekwizytem to-
warzyskim. Teraz zaczynałem się czuć jak wyrzutek również
z powodu picia. Wreszcie poszedłem do kliniki Allena Carra.
Przekonany, że i tak mi to nie pomoże, nic nie powiedziałem
##7#52#aNjY1MTk4M0EzMzMxMzMzNQ==
##7#52#aNjY1MTk4M0EzMzMxMzMzNQ==
żonie ani przyjaciołom. Cztery godziny później, kiedy stam-
tąd wychodziłem, nie mogłem się doczekać, żeby wykrzyczeć
wszystko światu.
Allen uważa, że jego metoda jest równie skuteczna
w zwalczaniu każdego nałogu narkotykowego, jak i wszel-
kich innych chemicznych uzależnień. Co do mnie, z rado-
ścią wyznaję, że nie tylko pomógł mi rzucić palenie, ale
także uwolnił od koszmaru dręczącego mnie i kontrolują-
cego moje życie: od alkoholizmu. Kiedyś wierzyłem, że na
alkoholizm nie ma lekarstwa. Allen mi udowodnił, że jest
inaczej. Jedyne, czego teraz żałuję, to tego, że nie wiedzia-
łem o nim wcześniej. Podchodzisz do sprawy sceptycznie?
Nie przejmuj się. Allen wręcz oczekuje takiego podejścia.
Nie pokuszę się o wyjaśnienia, w jaki sposób to działa ani
dlaczego jego metoda jest tak skuteczna. Jedno mogę obie-
cać: po odłożeniu książki będziesz się zastanawiać, dlacze-
go sam na to nie wpadłeś. Miłej lektury.
Emanuel Johnson
##7#52#aNjY1MTk4M0EzMzMxMzMzNQ==
##7#52#aNjY1MTk4M0EzMzMxMzMzNQ==
M
##7#52#aNjY1MTk4M0EzMzMxMzMzNQ==
##7#52#aNjY1MTk4M0EzMzMxMzMzNQ==
1. Prosta metoda jak skutecznie
kontrolować alkohol
##7#52#aNjY1MTk4M0EzMzMxMzMzNQ==
##7#52#aNjY1MTk4M0EzMzMxMzMzNQ==
palenia, to o ile trudniej będzie mi przekonać nadużywają-
cych alkohol, że każdy może sobie z problemem alkoholo-
wym poradzić, i to łatwo, od razu i raz na zawsze. Czy to
w przypadku alkoholika, czy kogoś, kto się obawia, że grozi
mu ten nałóg, na pewno nie pomoże mi w tym opinia – ka-
tegorycznie wyrażana przez Anonimowych Alkoholików,
uznawanych za wiodących ekspertów w tej dziedzinie – że:
##7#52#aNjY1MTk4M0EzMzMxMzMzNQ==
##7#52#aNjY1MTk4M0EzMzMxMzMzNQ==
swoją historię. Nastrój stopniowo się zmienia, coraz częściej
słychać śmiech i sesja zaczyna naprawdę przypominać miłe
spotkanie w gronie przyjaciół. Tyle że bez alkoholu!
Nie jestem katolikiem, ale wiem, że wiele osób postrzega
konfesjonał jako jawną hipokryzję. Jest to temat na tyle de-
likatny, że nie chcę się nad nim dłużej rozwodzić. Powiem
tylko, że dzielenie się z kimś tym, co leży nam na sumieniu,
musi bardzo podnosić na duchu. Problem, którym może-
my się z kimś podzielić, to problem o połowę mniej dotkli-
wy – jaką ulgą musi być więc podzielenie się nim z całą gru-
pą! Grupą, która się z tobą utożsamia i nie będzie cię oceniać
ani wymagać odbycia pokuty.
Wspólnym wrogiem jest alkoholizm, ale spotkania AA
często nie odnoszą się bezpośrednio do alkoholu. Dotyczą
spraw codziennych i stresów z nimi związanych, poniżenia,
które każdego od czasu do czasu dotyka, obojętnie, czy ma
problem z alkoholem, czy nie. Jednym słowem, jestem pod
ogromnym wrażeniem wsparcia i szczerej pomocy, jakich
AA udziela swoim członkom. Czasem wręcz sobie myślę, że
pora założyć organizację AP – Anonimowe Problemy, dzia-
łającą na takich samych zasadach jak AA. Jestem przekona-
ny, że gdyby taka organizacja istniała, wiele osób uniknęłoby
pułapki alkoholowej.
Alkohol wydziera swojej ofierze ostatni grosz. Nie umniej-
szając niczyich cierpień, ludzie zamożni, mający problem alko-
holowy, są w o wiele lepszej sytuacji. W trudniejszym momen-
cie mogą się skryć w jednym z tych drogich ośrodków odno-
wy biologicznej. Niestety dla większości ludzi jedyną dostępną
pomocą jest organizacja AA. Dlaczego więc podważam fun-
damentalną tezę, jaką stawia AA: „Alkoholizm jest śmiertelną
chorobą, na którą jak dotąd nie znaleziono lekarstwa”?
##7#52#aNjY1MTk4M0EzMzMxMzMzNQ==
##7#52#aNjY1MTk4M0EzMzMxMzMzNQ==
To, co podziwiam najbardziej w spotkaniach AA, to każ-
demu przysługująca okazja do zabrania głosu. Każdy, kto się
wypowiada, może mówić właściwie co chce – może wygła-
szać skandaliczne komentarze, złościć się lub płakać do woli,
używać języka nieparlamentarnego, i nikt mu nie przerwie.
Na spotkania AA powinni obowiązkowo przychodzić poli-
tycy, żeby się nauczyć prowadzenia debaty.
Zdaję sobie sprawę, że niektóre stwierdzenia, jakie padają
w tej książce, mogą wywoływać sprzeczne uczucia – od ulgi
po gniew, niedowierzanie czy strach. Niezależnie od tego,
czy masz tylko mały, czy też poważny problem alkoholowy,
mam dla ciebie dobre wieści. Proszę tylko o tyle cierpliwo-
ści i uprzejmości, ile okazują sobie na spotkaniach członko-
wie AA.
Niezależnie od tego, co piszę o AA, nie jestem w żadnym
stopniu przeciwny ich działalności ani z nimi nie konkuru-
ję. Dla większości alkoholików AA jest jedynym dostępnym
źródłem pomocy i pocieszenia. Niestety zgodnie z ich wła-
sną doktryną alkoholizmu nie da się wyleczyć, a droga, jaką
trzeba przebyć do całkowitego wyzwolenia, jest długa i bo-
lesna. Wyobraź sobie, że istnieje kompletna, prosta i niedro-
ga metoda, która pomoże każdemu, kto ma problem z alko-
holem. Metoda, która:
l działa natychmiast,
l działa raz na zawsze,
l nie wymaga silnej woli,
l nie powoduje przykrych objawów odstawienia,
l sprawia, że życie towarzyskie okazuje się bardziej satys-
fakcjonujące,
l sprawia, że człowiek lepiej radzi sobie ze stresem,
z pokusami.
##7#52#aNjY1MTk4M0EzMzMxMzMzNQ==
##7#52#aNjY1MTk4M0EzMzMxMzMzNQ==
Prędzej uwierzę w bajki, powiesz. Przypuśćmy jednak, że
taka metoda istnieje, a AA z niej korzysta. Jak sądzisz, ile cza-
su potrzeba, żeby alkoholizm zniknął z powierzchni ziemi?
Jaka racjonalnie myśląca osoba by z niej nie skorzystała?
Chodzi o to, że taka metoda istnieje. Właśnie masz ją
w zasięgu ręki. Skoro wciąż czytasz tę książkę, prawdopo-
dobnie uważasz, że masz problem z alkoholem. Głupio było-
by nie doczytać jej do końca. Na pewno warto poświęcić tro-
chę czasu na poradzenie sobie z tym problemem, zwłaszcza
że proponowana metoda działa podobno natychmiast, na za-
wsze i jest nie tylko prosta, ale cały proces staje się źródłem
prawdziwej radości.
Dlaczego miałbyś mi wierzyć? Absolutnie tego nie wy-
magam. Przeciwnie – oczekuję, że będziesz sceptyczny, ale
nie tylko wobec moich, głoszonych tu twierdzeń, lecz także
wobec całej twojej dotychczasowej wiedzy i twoich własnych
przekonań nt. alkoholu i alkoholizmu, które dotąd tak bez-
krytycznie akceptowałeś.
Kiedy po raz pierwszy ogłosiłem, że moja metoda pozwoli
każdemu palaczowi rzucić palenie, stałem się pośmiewiskiem
rodziny i przyjaciół. Wprawdzie w nos mi się przez grzecz-
ność nie śmiali, ale między sobą uznali mnie za kandydata do
domu wariatów. Można to było przewidzieć, biorąc pod uwa-
gę moje poprzednie, wielokrotne nieudane próby rzucenia na-
łogu, no i fakt, że oznajmiłem dobrą nowinę tuż po zgaszeniu
swojego ostatniego papierosa. Dziś na ulicy zatrzymują mnie
ludzie, żeby podziękować za uratowanie im, bądź ich przyja-
ciołom, życia. Każdego dnia otrzymuję listy, z których dowia-
duję się, że jestem geniuszem, że zasługuję na tytuł szlachec-
ki, że powinienem zostać świętym. Kiedyś nawet ktoś zasuge-
rował, że należy mi się miejsce w loży królewskiej w Ascot, co
osobiście uważam za przesadę. Takie wyrazy uznania są moc-
no na wyrost. Jak z wszystkimi genialnymi odkryciami, me-
toda Easyway jest skutkiem bardziej szczęścia niż rozumu.
##7#52#aNjY1MTk4M0EzMzMxMzMzNQ==
##7#52#aNjY1MTk4M0EzMzMxMzMzNQ==
Prawdę powiedziawszy, takie wyrazy zachwytu i podziwu
wprawiają mnie w zakłopotanie, ale nie byłbym człowiekiem,
gdyby nie sprawiały mi też przyjemności. Właściwie lubię je
i w żadnym wypadku nie zaryzykowałbym narażenia swojej
reputacji, stawiając tezy bez podparcia.
Jeśli patrzysz na świat krytycznie, pytanie, jakie teraz so-
bie stawiasz, brzmi pewnie mniej więcej tak:
##7#52#aNjY1MTk4M0EzMzMxMzMzNQ==
##7#52#aNjY1MTk4M0EzMzMxMzMzNQ==
Ciekawi cię pewnie, dlaczego z całego świata przybywa-
ją ludzie, żeby zasięgnąć rady mało znanego osobnika, któ-
ry nie ma medycznego wykształcenia i nawet nie reklamu-
je swojej metody. No i dlaczego uznaje się go za światowe-
go eksperta w dziedzinie zrywania z nałogami. Odpowiedź
jest prosta:
##7#52#aNjY1MTk4M0EzMzMxMzMzNQ==
##7#52#aNjY1MTk4M0EzMzMxMzMzNQ==
Absolutnie nie. W naszych klinikach pojawiają się ludzie
w różnych stadiach czarnej rozpaczy. Są przekonani o ko-
nieczności tygodni, miesięcy, a nawet lat ciężkich tortur, żeby
uwolnić się od nałogu. Większość jest też przekonana, że
odtąd spotkania towarzyskie staną się udręką, stres będzie
nie do pokonania, a resztę swoich dni spędzą na walce z po-
kusami. A cztery godziny później? Ponad 90% opuszcza kli-
nikę w stanie euforii – są całkowicie wyleczeni i wiedzą, że
spotkania z przyjaciółmi będą odtąd jeszcze przyjemniejsze,
a ze stresem poradzą sobie lepiej niż przedtem.
##7#52#aNjY1MTk4M0EzMzMxMzMzNQ==
##7#52#aNjY1MTk4M0EzMzMxMzMzNQ==
Na pewno nie ma łatwych i szybkich sposobów w przypadku tak
długotrwałych i skomplikowanych problemów jak alkoholizm.
##7#52#aNjY1MTk4M0EzMzMxMzMzNQ==
##7#52#aNjY1MTk4M0EzMzMxMzMzNQ==
No właśnie. Dlaczego? Z wielu powodów można książ-
ki nie otworzyć albo nie przeczytać do końca, natomiast
nieukończenie sesji zdarza się rzadko. Byłem terapeutą po-
nad 25000 osób i tylko jedna z nich opuściła sesję przed
jej zakończeniem: okazało się, że mąż ją podstępnie namó-
wił, chociaż wcale nie chciała się leczyć. Jak większość lu-
dzi nie cierpię poradników, bo ich lektura to jak słucha-
nie, jak trawa rośnie. Dlatego starałem się, żeby na każdej
stronie tej książki znalazło się coś interesującego. Mam na-
dzieję, że mi się to udało na tyle, że przeczytasz ją do koń-
ca, bo tylko wtedy będziesz w stanie poradzić sobie z pro-
blemem alkoholowym. Problem zniknie, kiedy tylko zro-
zumiesz informacje tu zawarte. A żeby tego dokonać, mu-
sisz się skoncentrować, być trzeźwy i wypoczęty. Niektórzy
kończą książkę za jednym posiedzeniem, ale osobiście tego
nie polecam.
Powiedziałem, że daję gwarancję wyleczenia. W klinice
w przypadku niepowodzenia oddajemy klientowi pienią-
dze (patrz ostatnie strony). Żałuję, że z książką nie jest to
możliwe. Pewnie się zastanawiasz, dlaczego niektórym się
nie udaje i czy do takich osób należysz. Nie jest to kwestia
szczęścia czy pecha. Metoda jest w stu procentach skutecz-
na, jeśli postępujesz zgodnie ze wskazówkami. W takim
przypadku wyleczenie się z pomocą Easyway jest niewia-
rygodnie proste, a według większości cały proces jest wręcz
źródłem radości. Pewnie myślisz sobie:
##7#52#aNjY1MTk4M0EzMzMxMzMzNQ==
##7#52#aNjY1MTk4M0EzMzMxMzMzNQ==
szczęścia ani nie zapewni 90% skuteczności, jaką zapewnia
metoda Easyway. Teraz pewnie myślisz:
##7#52#aNjY1MTk4M0EzMzMxMzMzNQ==
##7#52#aNjY1MTk4M0EzMzMxMzMzNQ==
Możesz oszukiwać wszystkich ludzi przez jakiś czas i kilku ludzi
cały czas, ale nie możesz oszukiwać wszystkich ludzi cały czas.
BĄDŹ OPTYMISTĄ
##7#52#aNjY1MTk4M0EzMzMxMzMzNQ==
##7#52#aNjY1MTk4M0EzMzMxMzMzNQ==
próbował zerwać z nałogiem. Sądzisz, że jesteś w sytuacji
opisanego wyżej pływaka. Nieprawda! Jesteś w sytuacji,
której można ci tylko pozazdrościć – nie masz kompletnie
nic do stracenia, a tak wiele do zyskania. Najwyżej ci się nie
uda, a wtedy wrócisz do punktu wyjścia. Postępuj zgodnie ze
wskazówkami, a uda ci się na pewno.
Niektórzy sądzą, że Easyway to tylko ćwiczenie na pozy-
tywne myślenie, coś w rodzaju „jeśli mocno w coś wierzysz,
to tego dokonasz”. To nie do końca prawda. Zawsze staram
się myśleć pozytywnie, ale nie pomogło mi to uniknąć pu-
łapki uzależnienia – tak jak nie pomogłoby mi w ucieczce
z celi. Ale myśląc pozytywnie, dajesz sobie większe szanse
powodzenia, podczas gdy pesymistyczne nastawienie grozi
klęską. Dlatego też czwarta wskazówka brzmi:
MYŚL POZYTYWNIE
##7#52#aNjY1MTk4M0EzMzMxMzMzNQ==
##7#52#aNjY1MTk4M0EzMzMxMzMzNQ==
Szóstą wskazówką jest:
##7#52#aNjY1MTk4M0EzMzMxMzMzNQ==
##7#52#aNjY1MTk4M0EzMzMxMzMzNQ==
2. Miej otwarty umysł
##7#52#aNjY1MTk4M0EzMzMxMzMzNQ==
##7#52#aNjY1MTk4M0EzMzMxMzMzNQ==
że miał rację. Ale kiedy oglądasz malowniczy zachód słońca,
czy masz przed oczami Ziemię kręcącą się wokół własnej osi,
czy może raczej słońce przesuwające się ku zachodowi?
Widzisz, jak łatwo wiedzieć, a mimo to ulegać przekła-
manej wizji rzeczywistości? Być może nieco przesadziłem
i niechcący przekonałem cię, że nie da się zmienić poglądów
na alkoholizm. Nie przejmuj się. Nie wyobrażamy sobie, jak
w stosunku do nas Australijczycy stoją do góry nogami ani
nie postrzegamy Ziemi obracającej się wokół własnej osi, po-
nieważ na co dzień nie ma to dla nas żadnego znaczenia. Ale
alkoholik czy osoba tylko nadużywająca alkoholu ma na-
prawdę wiele do zyskania, a przy tym nic do stracenia, jeśli
zobaczy problem alkoholowy takim, jaki on naprawdę jest.
Prosiłem cię o nieco sceptycyzmu. W końcu skąd możesz
wiedzieć, czy nie poddaję cię praniu mózgu? Spokojnie. Jeśli
masz otwarty umysł, sam to odkryjesz. Moi klienci, którym
się udało, często mówią:
##7#52#aNjY1MTk4M0EzMzMxMzMzNQ==
##7#52#aNjY1MTk4M0EzMzMxMzMzNQ==
Ponieważ w przypadku szklanki masz wybór, spójrz na nią
jako na naczynie do połowy pełne – to właśnie jest pozytyw-
ne myślenie. Do zafałszowania rzeczywistości dochodzi wte-
dy, kiedy widzisz pełną szklankę, podczas gdy faktycznie jest
ona pusta, albo na odwrót. Tutaj zajmujemy się jedynie fak-
tami. Ostatnio poznałem byłego alkoholika, który nie pił od
dwudziestu lat. Podczas krótkiej rozmowy powtórzył co naj-
mniej trzykrotnie: „Jestem o drinka od stania się pijakiem”.
Najwyraźniej pomimo dwudziestu lat abstynencji wciąż czuł
się bezbronny. Zapewniam, że tobie to nie grozi. Kiedy raz
dostrzeżesz prawdę, nikt i nic nie zdoła ponownie „wyprać”
ci mózgu. Zyskasz całkowitą kontrolę, i nie będziesz musiał
czekać na to dwadzieścia lat. Po przeczytaniu książki poczu-
jesz się pewnie i bezpiecznie.
Przykład ze szklanką jest być może niefortunny. Pewnie
wyobraźnia podsunęła ci pod nos szklankę twojego ulubio-
nego trunku. Prawda jest taka, że właśnie ta szklanka zawie-
rała silną truciznę. Nawiasem mówiąc, ilekroć piszę o piciu,
pijącym, czy drinku, mam na myśli alkohol, chyba że z kon-
tekstu wynika coś innego.
Jeśli przyszło ci żyć w kraju o ustroju demokratycznym,
prawdopodobnie nie raz obiło ci się o uszy powiedzenie
##7#52#aNjY1MTk4M0EzMzMxMzMzNQ==
##7#52#aNjY1MTk4M0EzMzMxMzMzNQ==
postanowiłem, że łatwo się nie poddam i z góry się cieszy-
łem, że wreszcie się z nim rozprawię. Oczywiście mimo
wsparcia pozostałych bywalców baru, w trwającej cały wie-
czór dyskusji poniosłem sromotną klęskę i wbrew samemu
sobie musiałem przyznać mu rację.
Nie twierdzę, że nie ma wyjątków od cytowanej wyżej
zasady, tyle że do tej pory żadnego nie znalazłem. Opiera
się ona na następujących założeniach. Jeśli dziewięć osób na
dziesięć zgadza się w danej sprawie, stanowi to mocny do-
wód, że tych dziewięcioro ma rację. Dlatego dziesiąta osoba
nie wyrazi odmiennej opinii, chyba że jest absolutnie pewna
swoich racji. Załóżmy dodatkowo, że cała dziewiątka to oso-
by inteligentne, eksperci w danej dziedzinie. Wówczas dzie-
siąta osoba tym bardziej musi być przekonana o słuszności
własnych argumentów. Powiedzmy, że tych osób jest 999. Im
więcej ludzi, którzy zgadzają się w jakiejś sprawie i im więcej
wśród nich znawców tematu, tym mniejsze prawdopodo-
bieństwo, że ktoś im zaprzeczy. Jeśli znajdzie się taki ktoś,
to będzie on albo głupcem, albo absolutnie pewnym swego.
Mam nadzieję, że dowiodłem już, że głupcem nie jestem.
Zastanawiasz się pewnie, co to ma wspólnego z two-
im piciem. Otóż ma. Chodzi o to, jak trudno przychodzi
nam zaakceptowanie faktu, że większość uznanych eksper-
tów może się mylić, zwłaszcza, kiedy dotyczy to poglądów
głęboko zakorzenionych w ludzkiej świadomości, akcepto-
wanych od zawsze. Zastrzegam, że mówiąc „większość za-
wsze się myli”, nie oczekuję automatycznej akceptacji mo-
ich poglądów tylko dlatego, że nie pokrywają się ze zda-
niem większości. Wręcz przeciwnie, będę się starał cię prze-
konać, używając wyłącznie logicznych argumentów, tak jak
przekonał mnie pan Ważniak. Jednak moja misja spełznie
na niczym, jeśli nie zgodzimy się co do jednego – że eksper-
ci mogą się mylić. Przyjęcie tej tezy jest podstawą procesu
otwierania umysłu.
##7#52#aNjY1MTk4M0EzMzMxMzMzNQ==
##7#52#aNjY1MTk4M0EzMzMxMzMzNQ==
Masz prawo przedyskutować moje poglądy ze znajomy-
mi. To może bardzo pomóc. Ale może też przeszkadzać,
o ile nie będziesz świadom poziomu ignorancji na temat al-
koholizmu w społeczeństwie. Załóżmy, że przekonam cię na
przykład, że nikt tak naprawdę nie wypija kieliszka wina tyl-
ko dlatego, że mu ono smakuje. Pamiętaj, że gdybyś pokusił
się o przekonanie do tego tysięcy entuzjastów wina, wątpię,
czy choć jeden by się z tobą zgodził – nawet gdybyś po prze-
czytaniu tej książki doszedł do wniosku, że mam absolut-
ną rację. Problem z pułapką alkoholową jest taki, że z jednej
strony wyolbrzymiamy tak zwane korzyści, a z drugiej baga-
telizujemy minusy. Choćby pijący byli nie wiem jak inteli-
gentni i otwarci w innych kwestiach, w tej jednej sprawie ich
umysły pozostają kompletnie zamknięte. Poruszanie z nimi
takich tematów może okazać się niekonstruktywne, a czę-
sto wręcz destruktywne. Chyba że, tak jak ty, doszli już do
punktu, kiedy są świadomi swojego problemu. Dlatego jeśli
odczuwasz potrzebę porozmawiania na ten temat z innymi,
wybierz kogoś, kto przynajmniej gotów jest wysłuchać two-
ich argumentów.
Nie ma ludzi bardziej chętnych do pomocy niż człon-
kowie AA. Problem jednak w tym, że sama podstawa filo-
zofii AA jest błędna. Ruch AA opiera się na założeniu, że
nie ma sposobu na alkoholizm, zwłaszcza sposobu proste-
go. Nie mówię, że nie należy słuchać ich rad, ale jeżeli stoją
w sprzeczności z moimi zaleceniami, nie kieruj się nimi. Nie
oznacza to, że należy coś zrobić czy czegoś nie robić, tylko
dlatego, że ja tak twierdzę. Wyjaśnię każdą z moich tez i po-
prę ją argumentami, tak więc żadnej z nich nie musisz przyj-
mować „na ślepo”. Sam się przekonasz.
Ważną częścią procesu otwierania umysłu jest próba od-
dzielenia informacji od tego, kto tę informację przekazuje.
Pewnie uznasz mnie za drugiego pana Ważniaka, arogan-
ta i zarozumialca. Na jego obronę muszę powiedzieć, że
##7#52#aNjY1MTk4M0EzMzMxMzMzNQ==
##7#52#aNjY1MTk4M0EzMzMxMzMzNQ==
pomógł mi w jednym – otworzył mi oczy na wiele spraw.
Jestem w stanie podobnie ci pomóc. Jeśli nie odpowiada ci
mój styl bądź poczucie humoru, przepraszam, ale niech ci
to nie przesłania zawartych tutaj ważnych treści. Pamiętaj,
że wszystko, o czym tu piszę, ma na celu jedynie udziele-
nie ci pomocy w zmaganiach z problemem alkoholowym.
Chciałem też z góry przeprosić, że zwracam się do ciebie
używając rodzaju męskiego, chociaż wiem dobrze, że pro-
blem alkoholowy nie dotyczy wyłącznie mężczyzn, a wszelki
szowinizm to kolejne zło, z którym należy walczyć – tyle że
starając się rozwiązać dwa problemy naraz, może mi się nie
udać rozwiązać żadnego. Postanawiam niniejszym skupić
całą swoją uwagę na problemie alkoholu, całkowicie pomija-
jąc wszystkie inne. Jeśli czasami się powtarzam albo zbytnio
się rozpisuję, pamiętaj, że na problem alkoholowy składają
się dwa elementy. Pierwszy z nich, stały i niezmienny, to al-
kohol. Drugim jest pijący. Każdy człowiek jest inny, a moim
zadaniem jest pomóc każdemu, kto boryka się z problem.
Proszę więc o cierpliwość, a gwarantuję, że zostanie ona na-
grodzona. Po tych słowach czas chyba już zacząć demistyfi-
kować alkoholizm i alkohol. Za kogo właściwie się uważasz?
Za osobę lubiącą wypić w towarzystwie, która ma problem,
czy też może
JESTEŚ ALKOHOLIKIEM?
##7#52#aNjY1MTk4M0EzMzMxMzMzNQ==
##7#52#aNjY1MTk4M0EzMzMxMzMzNQ==
3. Czy jesteś alkoholikiem?
##7#52#aNjY1MTk4M0EzMzMxMzMzNQ==
##7#52#aNjY1MTk4M0EzMzMxMzMzNQ==
Musisz zdać sobie sprawę, czy należysz do tych, którzy
lubią wypić dla przyjemności, czy też jesteś „najnieszczęśliw-
szą osobą na ziemi”. Różnica jest na tyle wyraźna, że nie po-
winieneś mieć z tym kłopotów. Sprawdźmy, co o tym sądzą
eksperci. Chyba nie ma wśród szanowanych lekarzy więk-
szego eksperta niż dr Christiaan Bernard, pionier w dziedzi-
nie transplantacji serca. Mówi on, co następuje:
##7#52#aNjY1MTk4M0EzMzMxMzMzNQ==
##7#52#aNjY1MTk4M0EzMzMxMzMzNQ==
O: Zdarza mi się pić przed śniadaniem, a co dopiero przed lun-
chem. Ale czy nazwałbym to wymykaniem się? Absolutnie nie.
Gdybym musiał się wymykać na drinka, nie potrzebowałbym
odpowiadać na te pytania, bo miałbym pewność, że jestem alko-
holikiem. Po namyśle muszę wyznać, że chyba wolałem na lunch
sandwicha i kufel piwa niż posiłek w kawiarni. No i z upływem
lat lunch zaczynał się coraz wcześniej, a kończył coraz później.
Ale żadnego wymykania się na pewno nie było.
##7#52#aNjY1MTk4M0EzMzMxMzMzNQ==
##7#52#aNjY1MTk4M0EzMzMxMzMzNQ==
i wniosek to cytaty z książki The Body Machine. Na okładce
brak nazwiska autora, jest tylko nazwisko konsultanta i re-
daktora, dr. Christiaana Barnarda. Przykre, że tak znakomity
chirurg podpisuje się pod takimi bredniami, jakie „przystoją”
jedynie dziełu typu Czy jestem sexy?
Naprawdę starałem się udzielić szczerej odpowiedzi na
każde z pytań, wczuwając się w samego siebie we wspo-
mnianej wcześniej fazie mojego życia. Żaden z moich zna-
jomych nie podejrzewał wtedy, że mam problem z alkoho-
lem, a co dopiero, że mógłbym być alkoholikiem. A prze-
cież odpowiedziałem twierdząco na pięć z sześciu pytań.
Wydaje mi się, że przeciętna osoba nie stroniąca od alko-
holu, ale i nie pijąca nałogowo, nie odpowiedziałaby twier-
dząco na mniej niż trzy pytania. W takim razie, logicz-
nie rozumując, praktycznie każdy pijący na świecie powi-
nien szukać pomocy u lekarza. Przypuśćmy, że rzeczywi-
ście wszyscy stawiliby się w poradniach. Ciekawe, jaką po-
moc czy poradę by otrzymali. Jestem dziwnie przekonany,
że rada brzmiałaby identycznie do tej, która zawarta zosta-
ła w książce:
OGRANICZ PICIE
##7#52#aNjY1MTk4M0EzMzMxMzMzNQ==
##7#52#aNjY1MTk4M0EzMzMxMzMzNQ==
Fragment tłustym drukiem wydaje się stanowić całkiem
rozsądną definicję alkoholizmu. Podczas ostatnich uro-
dzin zadałem obecnym następujące pytanie: „Co to zna-
czy być alkoholikiem?”. Zrobiłem to na samym początku
kolacji, zanim zebrani zdążyli sporo wypić. Z szóstki obec-
nych dwoje piło okazjonalnie – jak się można domyślić, nie
przepadali za alkoholem, ale pili, żeby się w towarzystwie
nie wyróżniać. Jedna osoba piła „normalnie”, czyli umiar-
kowanie, natomiast trzy były alkoholikami. Żadna z tych
trzech osób nie przyznałaby się do alkoholizmu, ale nawet
dla przygodnego obserwatora było oczywiste, że już daw-
no stracili kontrolę nad swoim piciem. Czy to nie dziwne,
jak łatwo dostrzegamy w bliźnim alkoholika, a jednocze-
śnie jak trudno nam przychodzi przyznać, że sami mamy
z tym problem?
Wracając do mojego pytania, rozgorzała gorąca dysku-
sja, czasami ciężko było zrozumieć argumentację. Jeśli pod-
czas przyjęcia rozmowa zaczyna kuleć, radzę zadać to samo
pytanie, tylko proszę mnie nie winić za konsekwencje! Nikt
z obecnych nie określił alkoholika jako osoby, która utraciła
kontrolę. Jeden z alkoholików przyznał, że nie pije dla przy-
jemności, tylko dlatego, że alkohol pomaga nawiązać rozmo-
wę. Drugi alkoholik, unikając odpowiedzi na pytanie, cały
wieczór tłumaczył, jak to doskonale kontroluje swoje picie,
natomiast trzeci był tylko fizycznie obecny, przebywał jak-
by w swoim własnym świecie. Pięć osób twierdziło uparcie,
że piją, bo lubią. Alkoholik, który przyznał się, że potrzebu-
je drinka, powiedział:
##7#52#aNjY1MTk4M0EzMzMxMzMzNQ==
##7#52#aNjY1MTk4M0EzMzMxMzMzNQ==
Nie wiem, czy da się podważyć takie stanowisko. Broszu-
ra AA wyraźnie określa granicę między pijącymi normalnie,
potrafiącymi zachować umiar, a alkoholikami – ciężko cho-
rymi ludźmi, którzy nie poprzestają na jednym kieliszku al-
koholu, tylko wypijają następny, i kolejny, i tak w nieskoń-
czoność. W broszurze AA jest napisane:
##7#52#aNjY1MTk4M0EzMzMxMzMzNQ==
##7#52#aNjY1MTk4M0EzMzMxMzMzNQ==
przekonanie, że chory na serce lub raka płuc sam jest sobie
winien, bo prowadzi taki a nie inny tryb życia, a jego cho-
roba nie ma nic wspólnego z uwarunkowaniami fizycznymi.
Dziwne więc, że w przypadku takiej choroby jak alkoholizm,
do której przyczynia się wyłącznie tryb życia polegający na
nadmiernym piciu, AA powołuje się na wrodzone uwarun-
kowania genetyczne.
Nie raz słyszałem niczym niepopartą opinię, że już
u dwuletniego dziecka można stwierdzić zadatki na alko-
holika. Niczym niepopartą, bo gdyby tkwiło w niej źdźbło
prawdy, czyż nie fundowalibyśmy dzieciom stosownych te-
stów w drugie urodziny!
Sugestia, że alkoholik różni się genetycznie od zwykłych
pijących, jakkolwiek by na to patrzeć, jest nie do przyjęcia.
Oznacza ni mniej, ni więcej, że alkohol w tym wszystkim jest
sprawą poboczną. Że można być alkoholikiem, nigdy nawet
nie powąchawszy alkoholu!
„Jeśli często pijesz więcej, niż zamierzasz czy chcesz, albo jeśli po
wypiciu wdajesz się w awantury, to znak, że może cierpisz na
alkoholizm. Tylko ty tu decydujesz. Nikt w AA nie powie ci, czy
chorujesz, czy też nie”.
##7#52#aNjY1MTk4M0EzMzMxMzMzNQ==
##7#52#aNjY1MTk4M0EzMzMxMzMzNQ==
pomocy u lekarza. Dowiadujesz się, że możesz cierpieć na
alkoholizm, a jeśli tak jest w istocie, to mamy tu do czynie-
nia z chorobą nieuleczalną. Oczywiście oczekujesz, że lekarz
ostatecznie zawyrokuje, czy faktycznie jesteś chory. A co od
niego słyszysz:
##7#52#aNjY1MTk4M0EzMzMxMzMzNQ==
##7#52#aNjY1MTk4M0EzMzMxMzMzNQ==
Alkoholizm to temat wyjątkowo prosty, tyle że mocno
zagmatwany przez chybione teorie, iluzje, błędne koncep-
cje, fałszywe przeświadczenia. Możesz odnieść wrażenie, że
zamiast wyjaśnić sprawę, zagmatwałem ją jeszcze bardziej.
Proszę o cierpliwość, to wszystko należy do procedury od-
wracania efektów prania mózgu. Kolumb nie dowiódłby, że
ziemia jest okrągła, gdyby najpierw nie przedstawił dowo-
dów na to, że nie jest płaska. Zanim zaakceptujemy prawdę
o alkoholizmie, najpierw musimy go zdemistyfikować.
Przyjmijmy na chwilę, że pod względem fizycznym alko-
holicy rzeczywiście różnią się od zwykłych pijących i że kie-
dy już raz wprowadzą do organizmu kapkę alkoholu, wypiją
następną kolejkę, i jeszcze jedną, i tak w nieskończoność. Je-
śli to jest prawda, to dlaczego alkoholizm jest chorobą pro-
gresywną, przybierającą z czasem na sile? Dlaczego stanie się
alkoholikiem może zabierać od 2 do 60 lat? Przecież gdyby
alkoholik zaczął pić, nie przestałby aż do utraty przytomno-
ści. AA mieni się stowarzyszeniem mężczyzn i kobiet, któ-
rzy utracili kontrolę nad piciem, a to zakłada, że kiedyś taką
kontrolę mieli, co z kolei musi oznaczać, że nie mamy tu do
czynienia z uwarunkowaniem genetycznym.
AA wyraźnie sobie zaprzecza. Na jakiej podstawie tak au-
torytatywnie twierdzi się, że na chorobę nie ma leku, a równo-
cześnie tak mgliście się o niej mówi i nie potrafi się określić,
czy chory na nią cierpi, czy też nie? Nie ma leku, ale można
się z niej wyleczyć. Jaka jest między jednym a drugim różnica?
Dlaczego człowiek, który nie tknął alkoholu od 20 lat i który
nie zamierza nigdy więcej pić, zabierając głos rozpoczyna od:
„Jestem alkoholikiem i nazywam się …”? Dlaczego mężczy-
zny, który w barze upija się do nieprzytomności dziesięcioma
piwami, nie nazywa się alkoholikiem, tylko normalnym face-
tem szukającym w weekend odprężenia, natomiast etykietkę
alkoholika dostaje urzędnik, który w pracy od czasu do czasu
pociąga sobie z ukrytej w szufladzie biurka piersiówki?
##7#52#aNjY1MTk4M0EzMzMxMzMzNQ==
##7#52#aNjY1MTk4M0EzMzMxMzMzNQ==
Pełno tu nieścisłości i sprzeczności. Tak czy owak, zgo-
da istnieje co do jednego: wyżej wspomnianej babci, raz do
roku wypijającej kieliszek ajerkoniaku, żadną miarą nie da się
oskarżyć o alkoholizm, natomiast wujek Ted alkoholikiem
niewątpliwie jest. A co z resztą z nas? Gdzieś musi być jakaś
linia demarkacyjna. Uważam wkład dr. Barnard i AA za po-
zytywny. Ale czy faktycznie nie jest ważne, ile kto pije, jakie
trunki i przy jakich okazjach, a liczy się tylko kwestia, czy
##7#52#aNjY1MTk4M0EzMzMxMzMzNQ==
##7#52#aNjY1MTk4M0EzMzMxMzMzNQ==
osoby na ziemi”. Tak naprawdę samo pytanie „czy jesteś
alkoholikiem” jest pytaniem zastępczym i tylko gmatwa
sprawę. Czy odpowiedź nie jest oczywista? Przecież po-
mocy u AA albo u mnie szuka tylko ktoś, kto zdaje sobie
sprawę z utraty kontroli. Gdyby nie stracił kontroli, nie
miałby problemu z alkoholem. Trójka alkoholików z mo-
jego przyjęcia urodzinowego to ludzie inteligentni, oczy-
tani, uparci, którzy nie potrafią pogodzić się z tym, że od
teraz ich świat stanie się „szary” i już nigdy nie wrócą do
normalnego picia. Trudno się im dziwić. W końcu to dość
ponura perspektywa.
##7#52#aNjY1MTk4M0EzMzMxMzMzNQ==
##7#52#aNjY1MTk4M0EzMzMxMzMzNQ==
pijący pije tylko wtedy, kiedy ma ochotę, nikt go do picia nie
zmusza. Tak samo jest z alkoholikami.
DZBANECZNIK
##7#52#aNjY1MTk4M0EzMzMxMzMzNQ==
##7#52#aNjY1MTk4M0EzMzMxMzMzNQ==
4. Dzbanecznik
##7#52#aNjY1MTk4M0EzMzMxMzMzNQ==
##7#52#aNjY1MTk4M0EzMzMxMzMzNQ==
Ciążenie, smakowity, lepki nektar na dole i kierunek,
w jakim rosną włoski, wszystko to sprawia, że nieszczęsny
owad zsuwa się dalej i dalej w śmiertelną pułapkę. Coś ci to
przypomina? Dostrzegasz analogię do uzależnień? Biedna
muszka! Tak się cieszyła na ucztę, że nim się spostrzegła, po-
woli zsunęła się na samo dno.
Czy jest się w ogóle czym martwić? Przecież ma skrzy-
dełka. Wprawdzie na dnie widzi częściowo przetrawione
resztki innych owadów, ale jest przekonana, że jej to nie do-
tyczy. Darowanemu koniowi w zęby się nie zagląda. Musz-
ka ma pełną kontrolę nad sytuacją i w każdej chwili może
odlecieć. Przynajmniej tak jej się wydaje, do momentu, kie-
dy próbuje odfrunąć. Niestety, tak się objadła nektarem, że
waży teraz dużo więcej, a do tego lepka substancja poskleja-
ła jej nóżki i skrzydełka. Im zacieklej walczy, tym jest gorzej,
bliżej dna ścianki kielicha stają się całkiem gładkie i niemal
pionowe. Nieszczęsna nie jest już w stanie nic zrobić, żeby
się uratować. Za chwilę dołączy do swoich wcześniej pole-
głych koleżanek.
Może to porównywanie z alkoholizmem wyda ci się na-
zbyt odległe, przyznasz jednak, że jest w nim kilka wspól-
nych elementów. Pamiętaj, że długość życia owadów mierzy
się dniami albo tygodniami, a nie latami.
Wyobraź sobie, że taką muchą, po raz pierwszy przy-
siadającą na dzbaneczniku, jest nastolatek, który po raz
pierwszy sięga po alkohol. Trzymając się tego porówna-
nia, opity piwem nastolatek, który po raz pierwszy wymio-
tuje, przypomina objedzoną nektarem muchę, bezskutecz-
nie szykującą się do odlotu. Alkoholik, który już nie jest
w stanie przed sobą ukryć faktu, że jego życie kontrolu-
je alkohol, stara się ograniczyć picie, tak jak grubas, któ-
ry przechodzi na dietę odchudzającą. Ale czy odchudzają-
cemu się sama myśl o jedzeniu wydaje się wstrętna? Prze-
ciwnie. Im bardziej się ogranicza, tym dotkliwiej odczuwa
##7#52#aNjY1MTk4M0EzMzMxMzMzNQ==
##7#52#aNjY1MTk4M0EzMzMxMzMzNQ==
głód. Im dotkliwszy głód, tym bardziej jest nieszczęśliwy
i jedzenie tym bardziej kuszące. To samo jest z alkoholem.
Kiedy odmawiasz sobie alkoholu, czujesz się nieszczęśli-
wy, bo nie możesz się napić, a kiedy już pijesz, też czujesz
się nieszczęśliwy, bo to zawsze jest za mało, chciałbyś wię-
cej i więcej. Czyż zmagania muchy nie przypominają wy-
siłków alkoholika starającego się ograniczyć spożycie alko-
holu? Picie nie staje się wtedy mniej cenne. Wręcz prze-
ciwnie – zaczyna dominować nad całym twoim życiem.
Im bardziej mucha i alkoholik próbują uciec, tym bar-
dziej się pogrążają.
A czy na wpół przetrawionych owadów na dnie kie-
licha nie da się porównać z wałęsającymi się po ulicach
alkoholikami, którzy stracili wszystko i mają teraz jeden
cel w życiu: użebrać coś na kolejną porcję i znaleźć cie-
płe miejsce, żeby przespać jej skutki? Mucha dobrze wi-
dzi szczątki owadów na dnie, ale czy ją to powstrzymu-
je przed narażaniem życia? Kto wie, może niektóre mu-
chy wyczuwają niebezpieczeństwo i odlatują? Każdy z nas
był kiedyś niewinnym dzieckiem, chodził na bezalkoho-
lowe kinderbale, radził sobie ze stresem bez alkoholu, nie
potrzebował innych używek. A czy przykład takich, jak
opisywany wcześniej wujaszek, powstrzymał kogokolwiek
od picia? Wprawdzie 10% społeczeństwa unika alkoho-
lowej pułapki, ale biorąc pod uwagę, jak sprytnie została
zaprojektowana, aż dziw, że komukolwiek udaje się w nią
nie wpaść.
Możesz uznać moje porównanie z dzbanecznikiem za
mocno naciągane, ale chodziło mi głównie o to, żeby ci
uświadomić, że być może nigdy nie mamy pełnej kontro-
li. Innymi słowy, o to, że nie ma w zasadzie żadnej różnicy
między zwykłym pijącym a alkoholikiem. Czyż każdy pi-
jący nie jest muchą na jednym z etapów ześlizgiwania się
w dół na dno kielicha kwiatu dzbanecznika?
##7#52#aNjY1MTk4M0EzMzMxMzMzNQ==
##7#52#aNjY1MTk4M0EzMzMxMzMzNQ==
„Jeśli picie alkoholu to nieuniknione osuwanie się po równi po-
chyłej ku katastrofie, to dlaczego niektórzy nigdy nie osiągają eta-
pu alkoholizmu? I jak wobec tego potraktować ową siedemdzie-
sięcioletnią babcię, która wypija tylko kieliszek ajerkoniaku na
święta, a przez resztę roku nie tyka alkoholu?”
##7#52#aNjY1MTk4M0EzMzMxMzMzNQ==
##7#52#aNjY1MTk4M0EzMzMxMzMzNQ==
w podobny sposób pułapka alkoholizmu jest dużo bardziej
skomplikowana, głównie dlatego, że każda jego ofiara jest
jedyna w swoim rodzaju. Stąd prędkość ześlizgiwania się
bywa różna, w zależności od najrozmaitszych czynników.
Najbardziej oczywiste z nich to: wychowanie, środowisko
(czy rodzice pili czy nie, czy cię do picia zachęcali), przy-
jaciele i znajomi, sposoby spędzania wolnego czasu, odpor-
ność na toksyny, stan konta. Nawet religia ma duże zna-
czenie – z oczywistych powodów wśród muzułmanów jest
bardzo niewielu alkoholików.
Jak to możliwe, że babcia spija nektar, a nie ześlizguje się
w dół na milimetr? No cóż, na szczęście większość z nas za-
pamiętała, jak nam po raz pierwszy smakował alkohol. Wca-
le nie przypominał nektaru, był ohydny. Nie trzeba wielkiej
wyobraźni, żeby się domyślić, że babcia nie pije ajerkoniaku,
bo sprawia jej to szczególną przyjemność. Może wydaje jej
się, że coś traci? A może chce nam dotrzymać towarzystwa,
żebyśmy się nie poczuli niezręcznie. Pewnie zauważyłeś, że
palacze albo pijący czują się trochę niezręcznie w towarzy-
stwie abstynenta. To trochę tak jak podczas wesela – nastrój
robi się swobodny i zabawa zaczyna się na dobre, dopiero
jak ksiądz sobie pójdzie. Pewnie też zauważyłeś, że babcia
nawet nie dopija kieliszka do końca. Zdarza się jej też zapalić
papierosa dokładnie z tych samych przyczyn. Zwróć wtedy
uwagę, jak rzadko bierze go do ust.
Zapomnijmy na moment o alkoholu i wróćmy do muchy
i dzbanecznika. Zastanów się: kiedy mucha straciła kontro-
lę nad sytuacją? Czy wtedy, kiedy zsunęła się na dno? Nie, na
pewno stało się to wcześniej. Może więc wtedy, kiedy próbo-
wała bezskutecznie odlecieć? Nie, wtedy uzmysłowiła sobie,
że straciła kontrolę. Chodzi o to, że
MUCHA NIGDY
NIE KONTROLOWAŁA SYTUACJI
##7#52#aNjY1MTk4M0EzMzMxMzMzNQ==
##7#52#aNjY1MTk4M0EzMzMxMzMzNQ==
Z chwilą, kiedy poczuła zapach nektaru, kontrolę przejęła
roślina. Tak to jest w przyrodzie: mucha nie miała wyboru, mu-
siała postąpić zgodnie z własnym instynktem. A co do dzba-
necznika, on nie musiał nic robić, wystarczyło tylko czekać.
##7#52#aNjY1MTk4M0EzMzMxMzMzNQ==
##7#52#aNjY1MTk4M0EzMzMxMzMzNQ==
„Zbyt późno się zorientowaliśmy?”
##7#52#aNjY1MTk4M0EzMzMxMzMzNQ==
##7#52#aNjY1MTk4M0EzMzMxMzMzNQ==
palić? Idąc dalej, czy to oznacza, że palą, chociaż nie chcą,
ponieważ znaleźli się w pułapce?
W czasach, kiedy palenie było jeszcze akceptowane spo-
łecznie, lekarz ostrzegł mojego przyjaciela, że jeśli nie rzuci
palenia, wkrótce umrze. Przyjaciel otwarcie nam, palącym,
zazdrościł, a my skrycie mu współczuliśmy. Dziś to się całko-
wicie zmieniło. Nikt już nie zazdrości palaczom. Nie wszy-
scy palacze się do tego przyznają, ale jedynym powodem, dla
którego wciąż palą jest to, że nie udało im się rzucić, albo nie
wierzą, że sobie bez papierosów poradzą. A jak ty reagujesz
na widok chłopca eksperymentującego z papierosami? Czy
mówisz mu: „Tak trzymać, synu, masz przed sobą całe lata
przyjemności”, czy może raczej myślisz: „Biedny dzieciaku,
gdybyś tylko wiedział, dokąd cię to zaprowadzi”? Czy nie
wydaje ci się, że jest jak ta mucha siadająca na kielichu dzba-
necznika.
Jak postrzegane jest palenie? W wersji hollywoodzkiej
sprzed wielu już lat, czy jako paskudny, niezdrowy nałóg?
Czy to zbyt wiele żądać, żebyś uwierzył, że eksperymentują-
cy z alkoholem nieletni ma tyle kontroli nad własnymi po-
czynaniami, co mucha na dzbaneczniku? Na chwilę przyj-
mijmy, że tak faktycznie jest. A jeśli tak, to nasza definicja al-
koholika jako kogoś, kto „uświadamia sobie, że nie ma kon-
troli”, stawia alkoholika w zupełnie innym świetle.
Po pierwsze oznacza, że już znacznie wyprzedziłeś tych
tzw. normalnych pijących, którym tak zazdroszczą alkoho-
licy. Większość z tych normalnie pijących nawet nie wie, że
ma jakiś problem, a więc szanse na jego rozwiązanie są zero-
we. Człowiek nie rozwiązuje problemów, o których istnieniu
nie wie. A gdyby taki ktoś zaczął podejrzewać, że problem
istnieje, utraciłby wiarę, że picie to przyjemność.
Taki osobnik latami uważa się, i jest uważany przez oto-
czenie, za normalnie pijącego. A więc nie tylko lekarz i te-
rapeuta z AA nie są w stanie określić, czy jest alkoholikiem,
##7#52#aNjY1MTk4M0EzMzMxMzMzNQ==
##7#52#aNjY1MTk4M0EzMzMxMzMzNQ==
czy nie. Na tym polega niebezpieczeństwo wszystkich uży-
wek: wzbudzenie w tobie przekonania, że bez nich życie
nie będzie już tak przyjemne i że trudniej ci będzie radzić
sobie ze stresem. Dlatego też, jeśli nawet podejrzewasz, że
źle się z tobą dzieje, całą swoją inwencję kierujesz na szu-
kanie dla siebie usprawiedliwienia. Po to, żeby utwierdzić
się w przekonaniu, że ciągle masz kontrolę. Kolejną fazą
jest uświadomienie sobie, że faktycznie problem istnieje,
ale nie jest jeszcze na tyle poważny, żeby coś z nim zrobić.
Wreszcie nadchodzi faza uświadomienia sobie powagi sy-
tuacji, tyle że dochodzisz do wniosku, że nie pora na zaję-
cie się nim.
Oczywiście mówię cały czas o tym, o czym dobrze wiesz.
Wszyscy pijący przechodzą przez te fazy: podejrzenia, że coś
jest nie tak, uświadomienia sobie problemu, udawania, że
problem nie istnieje: w AA nazywa się to „wyparciem”. Jest
to oczywiście nonsens: Jak można udawać, że nie ma pro-
blemu, jeśli na jakimś poziomie wiesz, że go masz? Najgor-
sze jest to, że zanim zdecydujesz, czy masz problem, czy też
nie, mogą minąć całe lata. Pamiętaj, że już poczyniłeś znacz-
ne postępy. Masz nad resztą normalnie pijących tę przewagę,
że jesteś świadom istnienia problemu, akceptujesz ten fakt,
a do tego, skoro jeszcze nie odłożyłeś mojej książki, postana-
wiasz coś z tym zrobić.
„Każdy dzień jest pierwszym dniem reszty mojego życia”.
To frazes, co nie znaczy, że nie jest prawdą. Odłóż na bok
samooskarżenia związane z tym, co alkohol złego wyrządził
w twoim życiu. Nie nadużywasz alkoholu. Przeciwnie – to
alkohol nadużywa ciebie. Na tym etapie nikt, włącznie z to-
bą, nie oczekuje, i nie powinien oczekiwać od ciebie nicze-
go więcej ponad to, co właśnie robisz. Skupmy się na naszym
przyszłym sukcesie.
Jak już wcześniej wspominałem, nie lubię słowa „alko-
holik”, ponieważ niesie ono ze sobą pewne piętno. Mimo to
##7#52#aNjY1MTk4M0EzMzMxMzMzNQ==
##7#52#aNjY1MTk4M0EzMzMxMzMzNQ==
będę go używał, ale jedynie dla jasności przekazu. Podkre-
ślam – nie lubię słowa, a nie człowieka w ten sposób okre-
ślanego, co w moich oczach nie oznacza żadnego piętna. Nie
każdy patrzy na sprawę podobnie jak ja, ale do diabła z nimi.
Chodzi mi w tej chwili tylko o to, żebyś sam nie poczuł się
napiętnowany. Jestem pewien, że tak jak kiedyś było ze mną,
alkohol przysporzył ci wiele wstydu. Wstydzisz się, bo wie-
lu rzeczy nie zrobiłeś, na przykład nie zdobyłeś się na samo-
dzielne rozwiązanie swojego problemu. Może teraz przyj-
dzie ci to z trudem, ale masz mniej więcej tyle samo powo-
dów do wstydu, co mucha zwabiona nektarem. Przypomi-
nam, że trzecia zasada mówi: zacznij od pozytywnego na-
stawienia. To ważne, jeśli ma się nam powieść, a zabraknie ci
pozytywnego nastawienia, jeśli będziesz czuć do siebie po-
gardę. Podejrzewasz, że rozgrzeszam cię ze wszystkich two-
ich przewinień tylko po to, żeby poprawić statystyki przy-
padków wyleczonych? Gdybym wierzył, że to coś da, nie wa-
hałbym się. Na szczęście nie ma takiej potrzeby. Po przeczy-
taniu tej książki zrozumiesz, że prawdziwym winowajcą nie
jesteś ty, a alkohol. Ty jesteś ofiarą, a alkohol oprawcą. Plu-
sem metody Easyway jest to, że nie tylko rozwiązuje problem
alkoholowy, ale pomaga ci pozbyć się poczucia winy i odzy-
skać szacunek do siebie. A kiedy odzyskasz szacunek do sie-
bie, zasłużysz sobie też na szacunek innych.
Pokuszę się teraz o definicję dwóch innych pojęć, które
będą się często pojawiać w dalszej części książki. Oczywiście
mógłbym posłużyć się słownikiem, ale wolę zrobić to sam,
bo jakoś trzeba sobie radzić z ignorancją społeczeństwa w tej
dziedzinie. Różne słowniki podają różne definicje, z których
większość jest dość myląca. Wprowadzam własne definicje,
żeby uniknąć wszelkich nieporozumień.
##7#52#aNjY1MTk4M0EzMzMxMzMzNQ==
##7#52#aNjY1MTk4M0EzMzMxMzMzNQ==
BYŁY ALKOHOLIK: osoba, która kiedyś cierpiała na
alkoholizm, a teraz została kompletnie wyleczona.
WIĘZIENIU
##7#52#aNjY1MTk4M0EzMzMxMzMzNQ==
##7#52#aNjY1MTk4M0EzMzMxMzMzNQ==
5. Więzienie
##7#52#aNjY1MTk4M0EzMzMxMzMzNQ==
##7#52#aNjY1MTk4M0EzMzMxMzMzNQ==
problemu. Z doświadczenia lekarz także wie, że jego rady,
niewątpliwie słusznej, pacjent i tak nie posłucha. W gruncie
rzeczy lekarz ma pacjenta za głupca.
A naprawdę głupcem nie jest ani lekarz, ani pacjent. Jest
tylko jeden prawdziwy winowajca. Nie, nie jest nim alkohol,
ale ignorancja w sprawach dotyczących alkoholizmu. Jest
nim błędne przekonanie, że człowiek pije, bo chce. Skoro
nałogowi alkoholicy, palacze czy narkomani świadomie wy-
bierają korzystanie z używek, to dlaczego jest im tak trudno
zerwać z nałogiem? Jeśli świadomie obierasz jakąś drogę, to
z definicji równie świadomie powinieneś być zdolny z niej
zrezygnować, całkowicie lub częściowo.
Czyż alkoholik, który bezskutecznie próbuje rzucić lub
ograniczyć picie, nie jest takim samym więźniem jak hrabia
Monte Christo w swoim lochu? Często tego nie dostrzega-
my, prawdopodobnie nie tylko przez to błędne przekonanie,
że człowiek pije, bo chce, ale także dlatego, że w alkoholiku
widzimy zarówno więźnia, jak i strażnika w swojej celi. To
też nie jest prawdą! Alkoholik to nieszczęsna ofiara jednej
z najsprytniejszych pułapek, jakie natura do spółki z czło-
wiekiem wymyśliła. PUŁAPKI UZALEŻNIEŃ. Jest sku-
tecznie uwięziony dokładnie tak samo, jakby został fizycznie
zamknięty za stalowymi kratami.
Uważasz, że przesadzam? Że przecież miliony ludzi rzu-
cają picie i palenie? To fakt. Ale od tych samych ludzi usły-
szysz, że to bardzo trudne, ale że dzięki sile woli i dyscyplinie
tobie też się może udać. To samo powiedzą ci wszyscy twoi
znajomi, przyjaciele i lekarze.
To kolejna powszechnie uznawana za prawdę bzdura:
żeby rzucić albo ograniczyć picie potrzebna ci będzie silna
wola. Pogląd ten jest tak mocno zakorzeniony, że zapewne
trudno ci będzie uwierzyć, że silna wola nie ma tu nic do
rzeczy. Zastanawiało mnie to od zawsze. Wielu moich zna-
jomych, których o silną wolę bym nie podejrzewał, potrafiło
##7#52#aNjY1MTk4M0EzMzMxMzMzNQ==
##7#52#aNjY1MTk4M0EzMzMxMzMzNQ==
kontrolować spożycie alkoholu. Dlaczego ja nie mogłem?
Z własnego doświadczenia wiedziałem, że niewątpliwie
mam silną wolę. Ale pod tym względem byłem w dobrym
towarzystwie. Dowód? Wystarczy pójść na spotkanie AA:
większość obecnych to ludzie, którzy odnoszą, albo odnosili
(zanim zajął się nimi alkohol), sukcesy. Może właśnie dla-
tego według AA alkoholicy mają genetyczne predyspozycje
do uzależnień.
Później wyjaśnię, dlaczego silna wola pomoże ci nie bar-
dziej, niż muszce w dzbaneczniku. Z drugiej strony wiedza,
jak działa pułapka, na pewno pomogłaby jej uciec przed
niebezpieczeństwem. A nawet gdyby silna wola pomaga-
ła, to czy to w ogóle cokolwiek zmienia? Załóżmy przez
chwilę, że niemożność kontrolowania naszego picia wynika
z braku silnej woli. Cóż to za pomoc doradzać nam skorzy-
stanie z czegoś, czego nie posiadamy? Pełna dobrych inten-
cji rada staje się kompletnie bezużyteczna. Dlaczego więc
nie potępiamy „ekspertów” służących nam takimi radami?
Bo my też wierzymy, że jedynym ratunkiem jest silna wola.
Utraciliśmy w dużym stopniu szacunek do samych siebie,
a to, że inni, i my sami, postrzegają nas jako słabeuszy bez
charakteru też nam nie pomaga.
Czy zanim podjąłeś próbę rzucenia picia, sporządzałeś
kiedyś listę wszystkich stron ujemnych nadużywania alko-
holu? Takie z pozoru logiczne podejście jest często zale-
cane. Tyle że szybko odkrywasz, że rady oferowane przez
społeczeństwo, w tym przez „ekspertów”, wręcz utrudnia-
ją zerwanie z nałogiem. Lista zawiera między innymi ta-
kie punkty:
##7#52#aNjY1MTk4M0EzMzMxMzMzNQ==
##7#52#aNjY1MTk4M0EzMzMxMzMzNQ==
3. Alkohol niszczy komórki mózgowe.
4. Alkohol jest jedną z głównych przyczyn impotencji.
##7#52#aNjY1MTk4M0EzMzMxMzMzNQ==
##7#52#aNjY1MTk4M0EzMzMxMzMzNQ==
„Skoro tak, to alkohol musi dawać ogromną przyjemność i różne
inne korzyści. Inaczej bym nie pił, zresztą tak samo jak pozosta-
łe 90% ludzkości”.
##7#52#aNjY1MTk4M0EzMzMxMzMzNQ==
##7#52#aNjY1MTk4M0EzMzMxMzMzNQ==
problemu, strażnikiem ta, która przed tym nas powstrzymu-
je. Jako że są to dwie części jednego mózgu, wierzymy, że
skupiając całą uwagę na nieszczęsnym więźniu, sprawimy, że
strażnik okaże się rozsądnym facetem i nas wypuści.
Jeśli brzmi to dość mętnie, nie przejmuj się. Gdybyś
znał sposób na ucieczkę z pułapki, pewnie nie potrzebo-
wałbyś tej książki. I ty, i ja wiemy, że ten sam problem
mają miliony ludzi na świecie – ludzi, którzy rozpaczliwie
starają się ograniczyć spożycie alkoholu, ale im się to nie
udaje. Pogódź się więc z tym, że dopóki nie znajdziesz roz-
wiązania, jesteś takim samym więźniem jak hrabia Monte
Christo. Czy hrabiemu trzeba przypominać, że znalazł się
w sytuacji nie do pozazdroszczenia? Czy człowiekowi, któ-
ry stracił pracę i rodzinę, potrzebna jest jakaś lista? Stracił
już resztki szacunku do siebie i ostatnią rzeczą na świecie,
jakiej potrzebuje, jest przypominanie sobie o własnej głu-
pocie i braku silnej woli. Wcieranie w ranę soli, przypomi-
nanie o czymś, o czym i tak dobrze wie, ani trochę mu nie
pomaga.
W tym rozdziale poruszyłem trzy ważne punkty, które
chcę teraz przypomnieć:
##7#52#aNjY1MTk4M0EzMzMxMzMzNQ==
##7#52#aNjY1MTk4M0EzMzMxMzMzNQ==
2. Przyjmij do wiadomości prosty i niezaprzeczalny fakt, że
skoro do tej pory nie udało ci się zrezygnować z picia lub
ograniczyć spożycia, to znajdujesz się w więzieniu o za-
ostrzonym reżimie.
3. Ostatnią rzeczą, jakiej potrzebuje człowiek na dnie, to
przypominanie – przez innych i przez niego samego
– o jego własnej głupocie i braku charakteru. W ten spo-
sób można mu tylko zaszkodzić.
EUFORIA!
##7#52#aNjY1MTk4M0EzMzMxMzMzNQ==
##7#52#aNjY1MTk4M0EzMzMxMzMzNQ==
6. Euforia
##7#52#aNjY1MTk4M0EzMzMxMzMzNQ==
##7#52#aNjY1MTk4M0EzMzMxMzMzNQ==
Uważasz, że lekko przesadziłem w powyższym opisie?
Przyjrzyjmy się więc punkt po punkcie. Pytanie „czym się
dziś trujemy” nie jest zwykłym kolokwializmem. Alkohol to
silna trucizna. Wypijając stosunkowo niewielką ilość czyste-
go spirytusu, możesz się zabić. Pijąc alkohol, właśnie robisz
to – powoli, ale skutecznie.
Czy alkohol niszczy twój system odpornościowy, źle
działa na zdolność koncentracji, powoli uszkadza układ ner-
wowy? Jeśli masz wątpliwości – w końcu nie musisz mi wie-
rzyć – zapytaj lekarza. Nawet jeśli nie będzie w stanie ci po-
móc, jest na pewno ekspertem, jeśli chodzi o fizyczne, nega-
tywne skutki picia alkoholu.
Czy ma ohydny smak? Skosztuj kropelkę czystego spirytu-
su. Domyślasz się, dlaczego nie pijemy go w czystej postaci?
Naprawdę wydam na to aż dwieście tysięcy? Czy to na-
prawdę kosztuje aż tyle? Nie wiem – to tylko liczba szacun-
kowa. Spróbuj sam policzyć, jeśli mi nie wierzysz.
Czy jest silnie uzależniający? A czy heroina silnie uza-
leżnia? Ilu znasz heroinistów? Pewnie niewielu. Tymczasem
dziewięciu na dziesięciu spośród twoich bliższych i dalszych
znajomych jest uzależnionych od alkoholu.
##7#52#aNjY1MTk4M0EzMzMxMzMzNQ==
##7#52#aNjY1MTk4M0EzMzMxMzMzNQ==
Pozwolę sobie wyjaśnić to szerzej. Być alkoholikiem jest
ciężko, ale jako alkoholik przynajmniej sądziłeś, że otrzymujesz
pewną rekompensatę. A ja, zanim jeszcze wyciągnąłem cię z te-
go więzienia, próbuję ci teraz udowodnić, że ta rekompensata to
wyłącznie złudzenie. Te iluzoryczne korzyści muszą ci się wyda-
wać całkiem spore, w końcu stale używasz ich dla usprawiedli-
wienia swojego picia. Pewnie się czujesz tak, jakbym rzucał cię
na głęboką wodę, chociaż jeszcze nie umiesz pływać.
W tym momencie wiele osób na dobre odkłada książkę, bo
pojawia się uczucie paniki. Czy zauważyłeś, że zanim alkohol
nie zrujnuje nam życia (finansowo, psychicznie, fizycznie), nie
myślimy o ograniczeniu jego spożycia, a tym bardziej o rzu-
ceniu picia? Dopiero znalazłszy się na samym dnie, utraciw-
szy wsparcie rodziny i przyjaciół, zaczynamy próbować odzy-
skać kontrolę. Ale wtedy jest nam najtrudniej, bo odczuwa-
my nieodpartą potrzebę i pragnienie tego, co zdaje się być na-
szym jedynym przyjacielem, jedyną podporą, jaka nam zosta-
ła – alkoholu.
To właśnie jedna ze sztuczek alkoholowej pułapki, pomy-
ślanej tak, by cię więzić, dopóki cię nie zabije. Nie złap się na
tę sztuczkę. Pamiętaj, że nie masz nic do stracenia, a wiele do
zyskania. Nie ma powodu, byś czuł się źle i nieszczęśliwie. Nic
ci nie odbieram. A alkohol nigdy nie dodawał ci odwagi ani
pewności siebie – to tylko złudzenie. Tak naprawdę to od lat,
niezauważalnie i systematycznie, podkopywał twoją odwagę
i pewność siebie.
A oto następna sztuczka pułapki alkoholowej. Spadanie na
samo dno odbywa się stopniowo, niezauważalnie. Trochę tak
jak ze starzeniem się. Goląc się rano czy nakładając makijaż,
widzimy zawsze tę samą twarz. A spójrzmy teraz na własne
zdjęcie sprzed dziesięciu lat – dopiero teraz widzimy różnicę.
Mimo to nadal udajemy i choć myślimy: „O rany, ale się po-
starzałem!”, mówimy sobie „Kurcze, wyglądałam/wyglądałem
całkiem całkiem”.
##7#52#aNjY1MTk4M0EzMzMxMzMzNQ==
##7#52#aNjY1MTk4M0EzMzMxMzMzNQ==
Podobnie jest z otyłością. Wyobraź sobie, że wieczo-
rem masz figurę sportowca, a budzisz się rano, wyglądając
jak Budda. Biegniesz (a raczej toczysz się) w panice do leka-
rza, wyobrażając sobie Bóg wie jakie choróbska. Lekarz cię
bada i mówi: „No tak, to bardzo poważna choroba, może na-
wet śmiertelna. Na szczęście nie jest jeszcze za późno. Wy-
leczymy pana/panią. Trzeba tylko zmienić nawyki żywie-
niowe”. Odczuwasz wtedy ogromną ulgę i z chęcią zastosu-
jesz się do wszystkich zaleceń. Pamiętaj, że nie chodzi tylko
o zmianę powierzchowności. Budzisz się rano zmęczony, nie
masz kondycji, chce ci się spać, masz zadyszkę. Zmiany na-
stępują tak wolno, że codziennie widzisz i czujesz się dokład-
nie tak samo jak dnia poprzedniego. Dlatego wszelkie objawy
przyjmujesz jako stan normalny. Nawet nie zauważasz, że jest
to choroba, i to do tego poważna.
##7#52#aNjY1MTk4M0EzMzMxMzMzNQ==
##7#52#aNjY1MTk4M0EzMzMxMzMzNQ==
ulgę, kiedy wbija sobie igłę w żyłę i nagle wszystkie obja-
wy znikają. Czy widząc to, myślisz sobie: „Heroina jest cool,
muszę kiedyś spróbować”? Albo: „Heroina to dobre lekar-
stwo na drgawki”? Czy na widok dygoczącego narkomana
podchodzisz i mówisz: „Hej stary, potrzebna ci heroina!”?
A może dobrze wiesz, że to właśnie heroina te okropne ob-
jawy powoduje? Ci, którzy nie zażywają, nie miewają takich
objawów. Dla osoby postronnej to oczywiste, ale heroinista
uważa, że wszystko jest w porządku. Myślicie, że narkomani
naprawdę lubią się szprycować?
Komuś, kto nie pije, trudno zrozumieć, dlaczego ktoś
świadomie wlewa w siebie truciznę kufel za kuflem, a potem
wymiotuje i pada nieprzytomny. A wreszcie po wytrzeźwie-
niu mówi, że pije, bo lubi, bo to go odpręża, a poza tym czego
się nie robi dla towarzystwa.
Sądzisz, że ci, którzy nie piją, w to wierzą? Która ze stron
bardziej realistycznie patrzy na sprawę? Pijący czy niepijący?
Pomyśl, użyj wyobraźni. Kiedy zobaczysz siebie na dnie, ła-
twiej ci przyjdzie wyobrazić sobie wspaniałe życie po uciecz-
ce z rynsztoku.
Nie rzucę cię na głęboką wodę, zanim nie będziesz go-
tów. Przypominam: nie ograniczaj ani nie rzucaj picia, zanim
nie skończysz książki. Nawet wtedy nie będę cię do nicze-
go zmuszał. Będzie to twój świadomy, wolny wybór i zapew-
niam: nie będziesz się mógł doczekać, żeby rozpocząć.
##7#52#aNjY1MTk4M0EzMzMxMzMzNQ==
##7#52#aNjY1MTk4M0EzMzMxMzMzNQ==
masz poważny problem, z którym absolutnie nic się nie da
zrobić, to faktycznie może i lepiej jak najmniej o nim wie-
dzieć. Ale gdyby twój pracownik cię systematycznie okradał,
czy nie wolałbyś o tym wiedzieć? Alkohol systematycznie
okrada cię ze zdrowia, pieniędzy, pewności siebie, odwagi
i czyni to, odkąd znalazłeś się w jego pułapce. Gdybyś nie
mógł z tym nic zrobić, rzeczywiście lepsza byłaby nieświa-
domość. Ale cudowna prawda jest taka, że ty możesz z tym
coś zrobić i już wkrótce to zrobisz!
Musisz mieć świadomość tego, że niczego ci nie odbieram.
Alkohol nigdy ci nic nie dawał. Poza złudzeniem, w które
wierzysz. Zresztą nawet to nie jest do końca prawdą. Zwróć
uwagę, że nie mówię: „Zaraz usunę wszelkie powody, dla
których pijesz”. Mówię natomiast: „Zaraz usunę wszystkie
kłamliwe tłumaczenia, do których się uciekasz, żeby uspra-
wiedliwić swoje picie”. Każdy uzależniony ma w zanadrzu
wiele takich wymówek. Czuje się okropnie bez narkotyku,
ale nie rozumie dlaczego. Dlatego wymyśla wymówki, żeby
wyjaśnić swoje zachowanie. W ten sposób czuje się mniej
głupio wobec siebie i innych.
Właściwie to nawet nie musisz wymyślać wymówek,
wystarczy powtarzać te same frazesy, którymi od dziec-
ka jesteśmy karmieni. Klasycznym przykładem jest argu-
ment palacza, który bez trudu daje się obalić: „Palę, bo lu-
bię ten smak”.
Czy palacz je papierosy? Co to ma wspólnego ze sma-
kiem? Oczywiście nie ma nic wspólnego, a mimo to tak czę-
sto się to słyszy, że wierzą w to zarówno palacze, jak i osoby
niepalące. Czy rzeczywiście wierzą? Palacz, który rzuca pale-
nie, przyznaje, że wszystkie podawane przez niego wcześniej
powody, dla których pali, były jedynie wymówkami. Kiedy
próba rzucenia lub ograniczenia palenia się nie powiedzie,
wymówki znów w cudowny sposób stają się istotnymi powo-
dami. To jeszcze jedna istotna sprawa, o której powinieneś
##7#52#aNjY1MTk4M0EzMzMxMzMzNQ==
##7#52#aNjY1MTk4M0EzMzMxMzMzNQ==
wiedzieć: wszyscy narkomani patrzą na swój nałóg przez ró-
żowe okulary. Bądźmy szczerzy:
##7#52#aNjY1MTk4M0EzMzMxMzMzNQ==
##7#52#aNjY1MTk4M0EzMzMxMzMzNQ==
minusem w twoim własnym mniemaniu, to jak byś zareago-
wał? Rzuciłbyś picie, czy tylko je ograniczył? Jeśli masz ja-
kieś wątpliwości, wróć do początku tego rozdziału. Gdyby
pijący znali prawdziwą naturę alkoholu, nawet najgłupszy
spośród nich nie wziąłby go do ust.
Czy mówię poważnie, twierdząc, że alkohol nie pomaga
ci się odprężyć? Że nie dodaje ci odwagi ani pewności siebie?
Czy naprawdę wierzę, że nie zaspokaja pragnienia i nie jest
wcale niezbędnym rekwizytem spotkań towarzyskich?
Zdecydowanie tak. Alkohol wywołuje kilka niemiłych
i niepożądanych skutków ubocznych. Dwa z nich każą nam
wierzyć, że są z niego pewne korzyści, chociaż tak naprawdę
jest odwrotnie. Po pierwsze, alkohol wcale nie zaspokaja pra-
gnienia, działa wręcz odwrotnie:
##7#52#aNjY1MTk4M0EzMzMxMzMzNQ==
##7#52#aNjY1MTk4M0EzMzMxMzMzNQ==
wstajesz, żeby zaspokoić pragnienie? Pewnie zwykle wodę.
Jedno piwo po partii squasha chwilowo zaspokaja pragnie-
nie, ale jedynie dlatego, że piwo zawiera wodę, a nie dlatego,
że jest w nim alkohol.
Drugim skutkiem ubocznym, który niesłusznie uważamy
za duży plus picia, jest to, że:
##7#52#aNjY1MTk4M0EzMzMxMzMzNQ==
##7#52#aNjY1MTk4M0EzMzMxMzMzNQ==
Doszliśmy do jednego z kluczowych elementów proble-
mu. Zatrzymajmy się na chwilę i zastanówmy. Szkoda, że
zabrakło czasu na refleksję we wczesnym stadium, kiedy po
wypiciu większej ilości alkoholu czułeś się źle i chciało ci się
wymiotować. Zakładamy, że pijesz dużo, bo lubisz smak al-
koholu i podoba ci się efekt jego działania, albo jedno i dru-
gie. Ale przypomnij sobie, jak było kiedyś: początkowo alko-
hol ci nie smakował, a kiedy byłeś młody i nie miałeś żad-
nych trosk, nie musiałeś szukać w nim zapomnienia. Wpę-
dzamy się w pijaństwo, ponieważ alkohol wzmaga pragnie-
nie i przytępia zmysły.
Pomyśl, jakie to sprytne, a zarazem zabójcze połącze-
nie. Tańczysz, przez co chce ci się pić, wobec czego sięgasz
po drinka. W pierwszej chwili drink zaspokaja pragnienie.
Przyjmujesz na wiarę, że pragnienie można zaspokoić rów-
nież napojem alkoholowym. Kiedy alkohol zaczyna dzia-
łać, znowu chce ci się pić, więc sięgasz po następnego drin-
ka. W tym momencie coś ci podpowiada: „Chwileczkę, jeśli
za dużo wypiję, będę się źle czuć”. Problem w tym, że pierw-
szy drink nie tylko wzmógł pragnienie, ale także sprawił, że
zaczynasz zapominać o wszelkich zahamowaniach, włącz-
nie z hamowaniem się przed dalszym piciem. Każdy kolej-
ny drink pogarsza sytuację. Jesteś coraz bardziej spragniony,
a jednocześnie w coraz większym stopniu zapominasz o lę-
ku przed piciem.
To jak zabawa w przeciąganie liny. Ja nazywam to schi-
zofrenią, a cierpi na nią każdy pijący, dopóki nie rzuci pi-
cia. Część ciebie krzyczy: „Chcę się napić!”, a część ostrze-
ga: „Tylko nie za dużo!”. Chodzi o to, że drinkiem nie zaspo-
koisz pragnienia. Wręcz przeciwnie, obudzisz w sobie małe-
go potworka, który ma niezaspokojone pragnienie, a im wię-
cej wypije, tym więcej chce. To nie sprawka jakichś szczegól-
nych genów, które po pierwszym drinku każą alkoholikowi
pić następny, i następny. I tak bez końca. To po prostu efekt
##7#52#aNjY1MTk4M0EzMzMxMzMzNQ==
##7#52#aNjY1MTk4M0EzMzMxMzMzNQ==
działania alkoholu, taki sam w przypadku każdej żywej isto-
ty. W twoim przypadku również!
Dlaczego nazywam małym potworkiem coś, co, jak by
nie było, jest przyczyną tylu nieszczęść na tym świecie? Bo
mały potworek nie stanowi problemu – jest po prostu pra-
gnieniem, które można zaspokoić szklanką wody albo jakie-
gokolwiek innego gaszącego pragnienie napoju. Nawet sam
alkohol nie leży u podstaw tego problemu. Prawdziwym wi-
nowajcą jest Wielki Potwór: przekonanie, że picie alkoholu
ma wiele plusów, wiara, że bez alkoholu nie ma dobrej zaba-
wy, że bez niego nie poradzimy sobie ze stresem. Prawdzi-
wym złem jest to, co stwarza takie iluzje:
PRANIE MÓZGU
##7#52#aNjY1MTk4M0EzMzMxMzMzNQ==
##7#52#aNjY1MTk4M0EzMzMxMzMzNQ==
7. Pranie mózgu
##7#52#aNjY1MTk4M0EzMzMxMzMzNQ==
##7#52#aNjY1MTk4M0EzMzMxMzMzNQ==
trucizna”. Gdyby alkohol zapewniał to wszystko, o czym
mowa na początku rozdziału, „podniecenie”, inaczej „eufo-
ria”, byłoby dobrym słowem określającym stan po wypiciu.
A przecież to ta sama używka, którą opisywałem na począt-
ku poprzedniego rozdziału. Według mnie najlepiej oddaje
sens słowa „alkohol” określenie:
DEWASTACJA
##7#52#aNjY1MTk4M0EzMzMxMzMzNQ==
##7#52#aNjY1MTk4M0EzMzMxMzMzNQ==
Przypominają mi się brytyjskie reklamy, zachęcające do służ-
by w obronie terytorialnej, w których opalony na brąz przy-
stojniak surfuje po falach egzotycznych mórz. Bardziej reali-
styczny byłby obraz ukazujący go z dziurą od kuli w czaszce,
ale oczywiście tego od reklam trudno oczekiwać. Tak samo
trudno oczekiwać, że przemysł monopolowy wyda milio-
ny na pokazywanie więźniów w celi śmierci. Wolimy oglą-
dać, jak drinka sączy elegancki szef korporacji albo model-
ka. Rządzący starają się nie dostrzegać ciemnych stron życia,
czemu trudno się dziwić, biorąc pod uwagę wysokość zasila-
jących skarb państwa wpływów ze sprzedaży alkoholu.
Hollywood oczywiście nie stroni od ukazywania tych
ciemnych stron. Ależ skąd! Z tysięcy filmów, jakie widzia-
łem, pamiętam aż dwa, w których mowa o alkoholizmie. Je-
den, Dni wina i róż, widziałem całkiem niedawno – zazna-
czam, że w moim wieku „całkiem niedawno” oznacza na
przestrzeni ostatnich czterdziestu lat. Drugim był film, któ-
ry do tej pory pamiętam, a oglądałem go jako dziesięciolet-
ni chłopiec. Nosił tytuł Nightmare Alley (Uliczka koszma-
rów) i grał w nim Tyrone Power. Film opowiadał o trupie
cyrkowej, do której bohater dołącza jako chłopiec. Menedżer
cyrku oprowadza go od klatki do klatki, a w każdej dzikie
zwierzę, aż dochodzą do najmniejszej, niewiele większej niż
jej więzień, który groźnie warcząc, chce przez kraty złapać
chłopca. To właśnie tytułowy „koszmar” – ni to człowiek, ni
zwierzę, a tak naprawdę alkoholik, brudny i nieogolony, nie-
gdyś sławny artysta cyrkowy, a teraz za butelkę alkoholu go-
tów odgrywać potwora przed publicznością. Byłem tak samo
przerażony jak chłopiec na ekranie. Jak można upaść tak
nisko? Wtedy myślałem, że to klasyczny przypadek holly-
woodzkiego przerysowania.
Każdy, kto kiedykolwiek był ofiarą alkoholizmu, wie, że
w żaden sposób nie da się oddać tego absolutnego upad-
ku. Nightmare Alley był wyjątkowo przygnębiającym filmem
##7#52#aNjY1MTk4M0EzMzMxMzMzNQ==
##7#52#aNjY1MTk4M0EzMzMxMzMzNQ==
i zrobił na mnie ogromne wrażenie. Niestety nie uchronił
mnie przed wpadnięciem w pułapkę. Od samego początku
można było przewidzieć, jak się film skończy: chłopiec też
zostaje sławnym cyrkowcem, również popada w alkoholizm
i kończy, błagając menedżera o posadę potwora. Ma szczę-
ście. Dostaje posadę, bo degeneracja jego poprzednika osią-
gnęła taki stopień, że pomimo „doskonałych warunków ze-
wnętrznych” nie może dłużej grać swej roli. Takie to przy-
jemności wiążą się z piciem alkoholu.
Nawet filmy o prohibicji dają nam zniekształcony obraz.
Czy chociaż jeden z nich próbuje wyjaśnić powody wprowa-
dzenia prohibicji? Czy nie jest oczywiste, że społeczeństwo
zdawało sobie sprawę ze spustoszenia czynionego przez al-
kohol? Przedstawiciele władz przedstawiani są w tych fil-
mach jako ktoś, kto psuje świetną zabawę. Trucizna jest tak
cenna, a towarzystwo tak usilnie jej pożąda, że niejeden go-
tów jest zapłacić za nią każdą cenę, nawet wspierając dostar-
czających im towar gangsterów zabójców. Aktorzy tacy jak
Humphrey Bogart zawdzięczali swą sławę rolom gangste-
rów w takich filmach.
Czy heroinista może stać się twoim idolem? Pewnie nie,
bo heroina to prawdziwe zło. Dilerom rozprowadzającym
heroinę wymierzamy surowe wyroki, zamykamy ich w wię-
zieniach na długie lata, i każdy uważa, że słusznie. Tymcza-
sem na przykład w Anglii heroina zabija mniej niż 300 osób
rocznie, podczas gdy alkohol dziesiątkuje populację. Według
ostatnich danych, zgony powiązane z alkoholem szacuje się
na 40000 ludzi rocznie, a liczba ta stale rośnie. „Dziesiątko-
wanie” to właściwe słowo. Wzięło się stąd, że w starożytnym
Rzymie w przypadku buntu w wojsku za karę zabijano jedne-
go żołnierza z dziesięciu. Tak się składa, że zgodnie ze staty-
stykami jedna na dziesięć osób pijących to alkoholicy. Wyda-
je się, że rzymski obyczaj dość skutecznie utrzymywał wojska
w ryzach, ale statystyki najwyraźniej nie działają na pijących.
##7#52#aNjY1MTk4M0EzMzMxMzMzNQ==
##7#52#aNjY1MTk4M0EzMzMxMzMzNQ==
Dlaczego producenci i dystrybutorzy alkoholu działają le-
galnie, a do tego otacza się ich szacunkiem? Dlaczego pozwa-
lamy im wydawać miliony na reklamowanie trucizny? Może
dlatego, że nasze państwa przejmują lwią część ich zysków?
##7#52#aNjY1MTk4M0EzMzMxMzMzNQ==
##7#52#aNjY1MTk4M0EzMzMxMzMzNQ==
że pije 90% ludzi. Dlaczego wpadamy w tę pułapkę? Bo od
urodzenia słyszymy, że picie alkoholu to normalne, „towa-
rzyskie”, przyjemne zajęcie, które ma wiele plusów. Wierzy-
my też, że pijemy z wyboru i że mamy pełną kontrolę nad pi-
ciem. Reklamy, Hollywood i telewizja nie są niczemu winne.
Oddają po prostu obraz zachodniej cywilizacji. Rzeczywiście
potrafią przerysować albo nagiąć prawdę, ale ona i tak często
jest taka. Patrzymy na alkohol tak, jakby był „euforią”, cho-
ciaż w rzeczywistości jest „dewastacją”.
Mocno podkreślamy i gloryfikujemy iluzoryczne plu-
sy. Z górami lodowymi najgroźniejsze jest to, że 90% ich
masy kryje się pod wodą. Z alkoholizmem jest tak, że
99,99% problemów tkwi w ukryciu. Piętnujemy żałosnych,
smętnych alkoholików, za to lubimy tych „szczęśliwych”,
mających swoje picie pod kontrolą, dlatego musimy sami
siebie oszukiwać. Trudno nam samym zaakceptować wła-
sny nałóg, a co dopiero przyznać się przed innymi. Do tego
spisku włączają się nasi najbliżsi, przyjaciele i znajomi,
którzy stają się naszymi cichymi wspólnikami, strażnikami
nałogu. Oni też ostatecznie dochodzą do wniosku, że nie
potrafią nam pomóc w rozwiązaniu problemu, dlatego prę-
dzej czy później zaczną nas usprawiedliwiać: „Tak, wiem,
że Ted ostatnio sporo pije, ale tyle ma na głowie! Musi się
czasem odprężyć”.
Nasze społeczeństwo nawet w alkoholiku znajdującym
się na samym dnie nie dostrzega człowieka ciężko chore-
go. Wolimy widzieć w nim klauna, którego jedynym celem
w życiu jest rozbawianie nas. Komik W.C. Fields zrobił na
tym karierę.
Każda rodzina ma swojego „wujka Teda”. Mój „wujek
Ted” był duszą towarzystwa podczas świątecznego obiadu.
Stał na środku pokoju i kiwał się, bo nie mógł już ustać na
nogach, no i miał ogromny, czerwony nochal – czy to dla-
tego klauni mają czerwone nosy i często się przewracają?
##7#52#aNjY1MTk4M0EzMzMxMzMzNQ==
##7#52#aNjY1MTk4M0EzMzMxMzMzNQ==
Zapewniał nam, dzieciom, nieustającą rozrywkę. A to beł-
kotał, a to wyjmował sztuczną szczękę. Ze wstydem przy-
znaję, że wówczas mnie to bawiło – może dlatego, że od
czasu do czasu udawało mi się ukradkiem pociągnąć łyczek
z jego butelki porto.
Wujek Ted miał też inne zdolności komiczne. Ulubio-
nym obiektem jego dowcipów była jego żona, ciocia Mabel.
Godzinami zabawiał towarzystwo swoimi opowieściami:
„Wracam nocą z baru, a ona mnie wita: – »Twoja kolacja
spaliła się w piekarniku«, na co ja odpowiadam: »Kurczę, to
chyba moje urodziny«”.
Tak się uśmiałem, że powtarzał to jeszcze pięć razy. Nig-
dy nie spotkałem tak niedopasowanej pary. Ciotka Mabel
musiała chyba być najnieszczęśliwszą kobietą na świecie.
Nie pamiętam, żeby kiedykolwiek się uśmiechnęła. A by-
ła żoną najweselszego, najzabawniejszego faceta w towa-
rzystwie. Może słyszałeś takie powiedzenie: „Znam go od
lat, ale dopiero, kiedy zobaczyłem go trzeźwego, dotarło do
mnie, że zawsze pił”.
Taki właśnie był wujek Ted. Raz, kiedy moja matka była
w szpitalu, miałem przez tydzień zamieszkać u niego. Nie
mogłem się doczekać, tymczasem był to jeden z najgorszych
tygodni w moim życiu. Przypominało mi to doktora Jekyl-
la i pana Hyde’a. Okazało się, że wujków Tedów jest dwóch.
Na dokładkę obaj byli pijakami. Jeden z nich był duszą towa-
rzystwa, drugi natomiast był nieszczęśliwym tyranem, który
co wieczór wracał do domu, cuchnąc przetrawionym alkoho-
lem i przez resztę wieczoru darł się na żonę, dzieci i na mnie.
Ciocia Mabel była tylko jedna i szybko zrozumiałem, dla-
czego jest najnieszczęśliwszą istotą na świecie.
Ten epizod miał na mnie ogromny wpływ. Niestety, po-
dobnie jak filmowy „koszmar”, i tak wpadłem w tę samą pu-
łapkę. Tak silnie działa pranie mózgu, jakiemu jesteśmy pod-
dawani. A kiedy już znalazłem się w pułapce, odkryłem dobre
##7#52#aNjY1MTk4M0EzMzMxMzMzNQ==
##7#52#aNjY1MTk4M0EzMzMxMzMzNQ==
zastosowanie dla wujków Tedów tego świata. Dopiero zaczy-
nałem pić i trochę mnie niepokoiło, że moi koledzy chełpią
się wypiciem ośmiu kufli piwa, podczas gdy ja ledwo daję radę
trzem. Następna kolejka pojawiała się na stole na długo, za-
nim skończyłem poprzednią. Nie chciałem wyjść na cienia-
sa, więc chyłkiem przestawiałem pełen kufel na stolik zajęty
przez jednego z wujków Tedów. Czary-mary, i kufel był pusty.
Był to rodzaj symbiozy. Taki wujek Ted, osoba całkiem mi
obca, wiedział, o co chodzi i bez mrugnięcia odgrywał swo-
ją rolę. W owym czasie niewiele się nad tym zastanawiałem
– jak sądziłem, nie musiałem. Jak za sprawą czarów jakiś Ted
zawsze był w pobliżu. Nigdy nie wpadłem na to, że mnie szu-
kał, bo wiedział, że nie nadążam za kumplami. Trochę tak jak
z tym powiedzeniem: facet ugania się za babą, dopóki ona go
nie dopadnie. Lata później, kiedy już byłem na dnie, pewnie
byli tacy, którzy brali mnie za jednego z wujków Tedów. Jak
mogli się co do mnie tak mylić? Przecież brzydzę się cudzą
szklanką, nie wiadomo, jaką chorobę można z tego złapać.
Oczywiście w zatłoczonym barze każdy może się pomylić.
Muszę się teraz czymś pochwalić: w szkole byłem mi-
strzem w boksie, kapitanem drużyny rugby i krykieta. Uwa-
żam się za dość inteligentnego człowieka i wiem, że mam
silną wolę. Jakim więc cudem dopuściłem, żeby mi mózg aż
tak wyprano: uwierzyłem, że jestem słaby i ułomny, bo nie
jestem w stanie wypić więcej niż trzy kufle piwa, a i po tej
ilości robi mi się niedobrze. Niektórzy kretyni przechwalają
się, że mogą wypić 16 piw. A cóż to za powód do dumy?
Wyobraź sobie pełne wiadro piwa chlupoczące ci w brzuchu.
Obrzydlistwo. Byłem wdzięczny, że mogę oddać komuś ku-
fel piwa, kiedy nie do końca było mnie na nie stać. Wujkowie
Tedowie niewątpliwie doceniali moją szczodrość, bo i ich nie
do końca było stać. Ciekawe, który z nas był większym idio-
tą? Zresztą, co za różnica. Wszyscy byliśmy uwarunkowani
przez społeczeństwo.
##7#52#aNjY1MTk4M0EzMzMxMzMzNQ==
##7#52#aNjY1MTk4M0EzMzMxMzMzNQ==
Kto był najpopularniejszym piosenkarzem moich cza-
sów? Oczywiście błękitnooki Frank Sinatra. Pijak i bliski
przyjaciel mafiosów. Udało mi się kiedyś zdobyć bilet na jego
koncert. W przerwie między jednym utworem a drugim
mistrz wypił łyk bezbarwnego płynu ze szklanki, po czym
natychmiast wypluł i zawołał: „Fuj, to woda!”. Też mi idol!
Jego kumpel, Dean Martin, do perfekcji opanował styl, który
brzmiał, jakby był cały czas na bani. Nic dziwnego, że każdy
z nas ciężko pracował, żeby uzależnić się od alkoholu.
Nie wybieraliśmy tego, tak samo jak nie wybieraliśmy
ojczystego języka. To była część naszej kultury, dziedzic-
twa, wychowania. Prędzej czy później każdy musiał spró-
bować pierwszego drinka: nie było wyjścia, byliśmy uwa-
runkowani. Różnica między wyborem a uwarunkowa-
niem jest subtelna. Przyjmijmy jednak, że picie to faktycz-
nie twój wolny wybór i od lat masz nad nim pełną kontrolę.
Mimo to jesteś oszukiwany. Płacisz za przyjemność – na-
zywaną euforią, a dostajesz truciznę – nazywaną dewasta-
cją. Każdy z nas, powołując się na ustawę o ochronie kon-
sumenta i rzetelnej reklamie, mógłby pozwać przedstawi-
cieli przemysłu monopolowego. Niestety, z nimi nie wygra-
my. A może jednak? Producenci papierosów też sądzili, że
są nie do ruszenia.
Jeśli kupisz butelkę szampana i po odkorkowaniu znaj-
dziesz w środku wodę zamiast trunku, to raczej jej nie wy-
pijesz. Jeśli do tego odkryjesz, że woda jest zatruta, na pew-
no jej nie wypijesz. A jednak płacisz około dwustu złotych
za butelkę zawierającą truciznę i wypijasz ją. I my mamy się
za cywilizowanych, inteligentnych ludzi! Pranie mózgu to
prawdziwa potęga.
Oczywiście nie ma co płakać nad rozlanym mlekiem.
Przeszłość jest przeszłością i nie mamy na nią wpływu. Tak
czy inaczej, to bez znaczenia, czy byliśmy uwarunkowani,
czy też dokonywaliśmy świadomego wyboru. Warto jednak
##7#52#aNjY1MTk4M0EzMzMxMzMzNQ==
##7#52#aNjY1MTk4M0EzMzMxMzMzNQ==
pomyśleć o przeszłości, żeby wyciągnąć odpowiednie wnio-
ski na przyszłość. Liczy się tylko to, że już niedługo sta-
niesz przed ważną decyzją – co zamierzasz zrobić ze swoim
problemem. Dzięki temu, co już wiesz, podejmiesz decyzję
świadomie, mając pełną kontrolę nad własnymi poczynania-
mi. Żeby jednak do tego dojść, musimy najpierw ostatecznie
ustalić, czy alkohol jest euforią, czy też dewastacją.
Zaczęliśmy już badać jeden z elementów alkoholizmu
– alkohol. Przyjrzyjmy się teraz drugiemu – alkoholikowi.
Spójrzmy na
ZDUMIEWAJĄCĄ MASZYNĘ
##7#52#aNjY1MTk4M0EzMzMxMzMzNQ==
##7#52#aNjY1MTk4M0EzMzMxMzMzNQ==
8. Zdumiewająca maszyna
##7#52#aNjY1MTk4M0EzMzMxMzMzNQ==
##7#52#aNjY1MTk4M0EzMzMxMzMzNQ==
robię to w sposób tak oczywisty, że nikt nie może mieć żad-
nych wątpliwości. Pewnie podejrzewasz, że drugi akapit
tego rozdziału to jedno z moich przerysowań. Nieprawda.
W pierwszej wersji napisałem „co rano”, ale zmieniłem na
„prawie każdego ranka”, bo jeśli na przykład całą noc bolał
mnie ząb, to oczywiście budzę się nieszczęśliwy i marzę tylko
o jednym: żeby ból minął. Przerysowaniem byłoby coś takie-
go: „Miałem na głowie guza wielkości arbuza”.
Wróćmy jednak do początku tego rozdziału. Czy skłonny
jesteś mi uwierzyć, kiedy ci powiem, że zanim wyrwałem się
z pułapki nałogu, każdego ranka, nawet po dziesięciu godzi-
nach snu, budziłem się zmęczony i przygnębiony, a potem
długo leżałem, zanim się pozbierałem i zwlokłem z łóżka,
żeby się zmierzyć z kolejnym okropnym dniem.
Okropne! Czy na tym polega życie? Najciekawszym wy-
darzeniem tygodnia była nie sobotnia impreza, tylko nie-
dzielne lenistwo do południa, albo i dłużej, mimo że w prze-
łyku miałem jakby papier ścierny, a w głowie ktoś borował
mi dziurę. I o czym tak sobie myślałem, wylegując się do po-
łudnia? „O Boże, jutro już poniedziałek. Jak ja przeżyję ko-
lejny straszny tydzień”.
Trudno ci być może dostrzec w „euforii” to, czym jest ona
naprawdę. Nawet kiedy już wiemy, jak działa alkohol, usiłu-
jemy stłamsić w sobie tę wiedzę, ponieważ „wybraliśmy” sie-
dzenie w dołku. Większość ludzi podziela opinię, że społe-
czeństwo gloryfikuje plusy wynikające z picia alkoholu, a za-
miata pod dywan minusy. Jednocześnie pozostajemy w nie-
świadomości tego, że od urodzenia jesteśmy poddawani bar-
dziej wyrafinowanym i niebezpiecznym metodom prania
mózgu. Mowa tu o fałszywym wyobrażeniu na temat dru-
giego elementu alkoholizmu – na temat pijącego. Od dziec-
ka się nas przekonuje, że mamy jakiś defekt: że jesteśmy kru-
si i słabi, że to normalne, kiedy dorosły człowiek czuje się
stale zmęczony i chory.
##7#52#aNjY1MTk4M0EzMzMxMzMzNQ==
##7#52#aNjY1MTk4M0EzMzMxMzMzNQ==
Klasycznym tego przykładem jest takie „kacowe” wyle-
giwanie się. Łóżko służy do spania, tak? Oczywiście wiem,
że można w nim robić jeszcze wiele innych przyjemnych
rzeczy, ale leżenie plackiem do nich nie należy. Pacjen-
ci szpitala muszą leżeć w łóżku dokładnie z tych samych
powodów co ja kiedyś – są chorzy i brak im sił. Czy to nie
dziwne, że dwie identyczne sytuacje odbieramy w zupeł-
nie inny sposób? Chory człowiek nie modli się o wygra-
ną na loterii, marzy tylko, żeby wyzdrowieć, wyjść ze szpi-
tala i znów cieszyć się życiem. Dlaczego więc te gnuśnie
spędzane niedziele uważałem za najprzyjemniejszą część
tygodnia?
Kiedy w końcu udało mi się uciec z pułapki nałogów,
spodziewałem się ogromnej poprawy fizycznej i finanso-
wej. Podejrzewałem, że te niewątpliwe korzyści szybko stra-
cą swój blask, bo nie będzie już spotkań towarzyskich przy
alkoholu i papierosku. Jednak największy był lęk o to, że
zabraknie mi odwagi i pewności siebie, żeby sprostać ży-
ciowym stresom. Wiedziałem, że alkohol i fajki mnie wy-
kańczają, ale ilekroć próbowałem je ograniczyć albo rzucić
metodą silnej woli, czułem się okropnie. Widziałem wiel-
ką pustkę, która, jak sądziłem, miała mi towarzyszyć aż do
śmierci. Wybierałem więc krótszą, ale za to zdecydowanie
przyjemniejszą i ciekawszą drogą pijaka i palacza, zamiast
długiej i nudnej drogi wstrzemięźliwości. Muszę tu pod-
kreślić, że gdyby istniał rzeczywiście tylko taki wybór, da-
lej bym pił i palił. To znaczy, o ile bym w ogóle przeżył. Na-
wiasem mówiąc, metodą silnej woli nazywam każdą meto-
dę inną niż Easyway.
Na szczęście taki wybór nie jest żadnym wyborem. Ku
mojemu zdumieniu po rzuceniu nałogu największą zdo-
byczą okazały się odwaga, energia, pewność siebie i szacu-
nek do własnej osoby. A przede wszystkim chęć do życia
i wspaniałe samopoczucie. Pewnie nieraz słyszałeś oklepane
##7#52#aNjY1MTk4M0EzMzMxMzMzNQ==
##7#52#aNjY1MTk4M0EzMzMxMzMzNQ==
zdanie: „Lata szkolne to najlepszy okres w życiu”. Tak sądzą
tylko dorośli. Jak pamiętam, jako dziecko myślałem: „Och
kiedy wreszcie będę dorosły. Nie będę musiał chodzić do
szkoły, gdzie uczą mnie rzeczy zupełnie w życiu niepotrzeb-
nych. To musi być fantastyczne: mieć własny dom i pienią-
dze i robić to, na co ma się ochotę”.
Z jakiegoś powodu nie do końca tak wyszło. Życie zda-
wało się coraz bardziej stresujące, wbrew temu, co zapla-
nowała dla nas matka natura. Dla wszystkich stworzeń na
ziemi, włącznie z ludźmi, najbardziej stresującym momen-
tem w życiu jest moment narodzin, a potem niemowlęctwo,
dzieciństwo i wiek dojrzewania, bo głównymi przyczy-
nami stresu są wątpliwości i brak poczucia kontroli, a nie
ból fizyczny. Sprawdź to na sobie. Uszczypnij się w ramię
i powoli zwiększaj siłę ucisku. Wytrzymasz całkiem sporą
dawkę bólu bez żadnego stresu z nim związanego. Dzieje
się tak, ponieważ znasz przyczynę bólu i możesz go kon-
trolować. Gdyby ktoś inny cię uszczypnął, przyczyna też
byłaby znana, ale stres dałby o sobie znać bardzo szybko,
bo nie miałbyś kontroli. Jeśli czujesz ból z niewyjaśnionego
powodu, stres jest wyjątkowo silny, ponieważ nie znasz jego
przyczyny, nie wiesz, jak długo potrwa, ani nie masz kon-
troli nad sytuacją.
Czy na widok bawiących się dzieci zdarzyło ci się kie-
dyś pomyśleć: „Gdyby tylko zebrać całą tę energię. Moż-
na by mieć za darmo elektryczność i ogrzewanie przez cały
rok!”. Pamiętam, jak rozpierała mnie energia, kiedy byłem
nastolatkiem. Wszędzie biegałem, bo mi to sprawiało frajdę.
Choć ciężko mi w to dziś uwierzyć, lubiłem też okresowe
badania lekarskie. Podchodziłem do nich z pełnym przeko-
naniem, że lekarz niczego złego w moim organizmie i tak
nie znajdzie. I wszystko tak szybko się zmieniło. Starość
dla mnie rozpoczęła się, kiedy miałem niewiele ponad dwa-
dzieścia lat. Wstanie z łóżka rano było iście herkulesowym
##7#52#aNjY1MTk4M0EzMzMxMzMzNQ==
##7#52#aNjY1MTk4M0EzMzMxMzMzNQ==
wysiłkiem. Żebym nie wiem jak długo spał, budziłem się za-
wsze zmęczony. Poza kaszlem palacza i kacem od czasu do
czasu, nic mi nie dolegało. Właściwie uważałem się za okaz
zdrowia. Tylko nie miałem energii. Co wieczór zasypiałem
przed telewizorem.
Czemu mój lekarz przypisywał tę moją ospałość? Nie
mam pojęcia, bo do niego nie poszedłem. Tu też nastąpi-
ła radykalna zmiana: przerażeniem napawała mnie sama
myśl o badaniu lekarskim. Wszystko zgodnie z prawem
Murphy’ego. Kiedy lekarza nie potrzebowałem, pilnowa-
łem regularnych badań okresowych. Kiedy go potrzebo-
wałem, unikałem go jak ognia. Dorosłość nie była rajem,
o jakim marzyłem. Nie sądziłem, że tak szybko dopad-
nie mnie starość. Potem pojawił się jeszcze stres związa-
ny z zakładaniem rodziny, wychowaniem dzieci: kredyty,
raty, rachunki, wszystkie te codzienne sprawy, a do tego
jeszcze niepokój, czy nie stracę dobrej posady. Często więc
powtarzałem dzieciom: „Szkoła to najlepsze lata waszego
życia”.
Wmówiono nam skutecznie, że człowiek jest niezwykle
kruchą istotą. Ciąża, poród, wychowanie potomstwa to dla
dzikich zwierząt absolutnie naturalne funkcje, wypełnia-
ne bez pomocy lekarzy, lekarstw czy używek. Tymczasem
u człowieka poród jest niemal chorobą, wymagającą hospi-
talizacji. I matka, i dziecko potrzebują rzekomo ogromnej
ilości testów oraz opieki – przed i po urodzeniu.
Nie zrozum mnie źle. Bynajmniej tego nie potępiam.
Chcę tylko podkreślić, że skutkiem tego jest nasze wyobra-
żenie o własnej kruchości. Przyjrzyj się, jak ojciec trzyma
niemowlę – jakby miał do czynienia z porcelanową lalecz-
ką. A przecież to niemowlęta jako jedyne często wychodzą
bez szwanku z wypadków drogowych. W tym przekonaniu
o własnej kruchości utwierdzają nas wszelkie podręczni-
ki i poradniki, które zalecają: wygotowywanie butelek dla
##7#52#aNjY1MTk4M0EzMzMxMzMzNQ==
##7#52#aNjY1MTk4M0EzMzMxMzMzNQ==
niemowlęcia, dezynfekowanie toalet i blatów kuchennych,
używanie mydła i pasty do zębów, szczepienia ochronne.
Często nawet bierzemy leki, zanim dopadnie nas choroba.
Kiedy chodziłem do szkoły, codziennie obowiązkowo wy-
pijałem łyżkę tranu, a co tydzień łykałem lekarstwo na od-
porność. Lekarze, pigułki, mikstury to nasza codzienność
i wydaje się nam, że bez nich nie przeżyjemy.
Jak więc zwierzęta dają sobie radę bez lekarzy, pigułek
i mikstur? Ktoś odparuje, że właściwie to sobie nie dają
rady: dlatego coraz większej ilości gatunków grozi wygi-
nięcie. Tyle że zwierzęta wymierają w zasadzie nie z chorób
czy głodu ani nie z powodu agresywnej działalności innych
gatunków. Głównym powodem zagrożenia dla całych ga-
tunków jest zanieczyszczanie i dewastacja ich naturalne-
go środowiska przez człowieka. A poza tym, jakim cudem
ludzkość przetrwała te miliony lat bez cudów współczesnej
medycyny? Jakim cudem udało się nam podbić i skolonizo-
wać całą planetę?
Nie jest moim zamiarem podważanie autorytetu lekarzy
ani napiętnowanie ich metod. Chcę jedynie zwrócić uwagę
na to, jak jesteśmy niesamowicie silni. Nie mam żadnych
wątpliwości co do tego, który okres jest najpiękniejszy
w moim życiu – to ostatnie dwadzieścia kilka lat. To nie
przypadek, że właśnie dwadzieścia kilka lat temu odkryłem
metodę Easyway. Skąd taka zmiana w moim nastawieniu
do życia? Niektórzy przypisują ją pieniądzom i ludzkiemu
szacunkowi, jakich przysporzyło mi odkrycie Easyway. Ale
przecież jako dyplomowany księgowy i szef firmy Triang
Toys i tak dobrze zarabiałem i cieszyłem się szacunkiem.
Mam tych samych przyjaciół i poziom życia jak wcześniej,
zanim uciekłem z pułapki.
Wierzymy, że przyczyną naszego upadku jest wiek albo
stres dzisiejszego życia. Zgłaszający się do naszych klinik,
silni fizycznie i psychicznie szefowie firm i mówią:
##7#52#aNjY1MTk4M0EzMzMxMzMzNQ==
##7#52#aNjY1MTk4M0EzMzMxMzMzNQ==
„Mam bardzo odpowiedzialną pracę, związaną z mnóstwem
stresu. Muszę zapalić papierosa przed podniesieniem słuchawki
telefonu. Gdybym wieczorem nie wypijał kilku szklaneczek whi-
sky, na pewno bym sobie z tym wszystkim nie poradził”.
##7#52#aNjY1MTk4M0EzMzMxMzMzNQ==
##7#52#aNjY1MTk4M0EzMzMxMzMzNQ==
Najważniejsze w życiu jest zdrowie. To oczywiście tru-
izm, ale jakże mądry. Chorzy, cierpiący ból, obsesyjnie my-
ślimy tylko o tym, żeby wyzdrowieć. A kiedy już wyzdrowie-
jemy, szybko uznajemy ten stan za rzecz oczywistą. Daw-
niej nigdy nie dostrzegałem różnicy między „nic mi nie do-
lega” a „czuję się wspaniale”. Przez lata picia i palenia w zasa-
dzie nie byłem chory, ale zapomniałem, jakie to uczucie try-
skać energią. Czuć, że się żyje! Sądziłem, że to uczucie zni-
ka wraz z dorastaniem.
W to również od urodzenia każe się nam wierzyć. Zwie-
rzę nie lamentuje w każde urodziny, że ma kolejny jeden rok
na karku, nikt go też nie traktuje jak pensjonariusza domu
spokojnej starości. Jeśli jesteś zdrowy i silny psychicznie i fi-
zycznie, bez względu na wiek możesz cieszyć się życiem. Nie
unikniesz życiowych tragedii, ale w takiej kondycji lepiej je
zniesiesz. Drobne komplikacje, których wszyscy doświad-
czamy, nie będą urastać do rozmiarów poważnego proble-
mu, a staną się raczej ciekawym wyzwaniem. Nie ma cze-
goś takiego jak starość. Jeśli cieszysz się dobrym zdrowiem
i kochasz życie, jest bez znaczenia, czy masz dwa lata, czy
dziewięćdziesiąt dwa. Najważniejsze jak się czujesz, a nie ile
masz za sobą dni. Czułem się jak starzec, mając 46 lat, a te-
raz, kiedy mam ponad 70 lat, czuję się jak młody chłopak,
i co więcej, z radością myślę o kolejnych szczęśliwych i cie-
kawych latach, które jeszcze przede mną. W zasadzie jedy-
ną konkretną zmianą w porównaniu z poprzednim okresem
mego życia jest to, że przestałem systematycznie zatruwać
własny organizm. To było jak ucieczka z koszmarnego, czar-
no-białego świata lęku i smutku do słonecznego, kolorowe-
go świata pewności siebie, zdrowia i wolności.
Ten rozdział uważam za najważniejszy w całej książce.
Chcę cię nakłonić do rzucenia, a przynajmniej ograniczenia
picia, bo to cię zabija, rujnuje ci życie i kosztuje fortunę. Ale
przede wszystkim dlatego, że bez tych używek:
##7#52#aNjY1MTk4M0EzMzMxMzMzNQ==
##7#52#aNjY1MTk4M0EzMzMxMzMzNQ==
ZACZNIESZ NAPRAWDĘ
CIESZYĆ SIĘ ŻYCIEM
##7#52#aNjY1MTk4M0EzMzMxMzMzNQ==
##7#52#aNjY1MTk4M0EzMzMxMzMzNQ==
wynoszą zero. A jednak tak się właśnie dzieje, kiedy robisz
rzeczy tak proste, jak drapanie się w nos.
Twój organizm składa się z trylionów komórek, z których
każda jest odrębnym bytem, pracującym w pełen harmonii
z resztą. Myślisz, że jesteś w stanie obrać jabłko, przeczy-
tać gazetę, grać w karty albo rozmawiać przez telefon? Jasne
– żadna z tych czynności nie jest trudna. Ale czy uda ci się
dokończyć choć jedną, jeśli będziesz wykonywać je jednocze-
śnie? Przez całe nasze życie te tryliony komórek wykonują
tysiące niezwykle skomplikowanych czynności w dokładnie
tej samej chwili.
Obojętnie, czy śpisz, czy też nie, twoje płuca bez prze-
rwy wdychają tlen. Serce bezustannie przetacza ten tlen
wraz z innymi substancjami przez układ krążenia. Twój we-
wnętrzny termostat utrzymuje odpowiednią temperaturę
ciała. Organizm stale trawi pokarm, wchłania potrzebne mu
paliwo i przetwarza odpady. System immunologiczny nie-
ustannie walczy z infekcjami.
Wszystko to są funkcje automatyczne i jako takie nie wy-
magają świadomego wysiłku z naszej strony. Traktujemy je
zatem jako oczywiste. Niepotrzebne ci szczegóły technicz-
ne, ale warto mieć świadomość, jak niezwykle finezyjnym
urządzeniem jest ludzki organizm. Tak naprawdę jest on
najsprawniej działającym mechanizmem przetrwania na tej
plancie – szczytem ewolucji. Jest mechanizmem milion razy
bardziej skomplikowanym niż nowoczesne komputery czy
statki kosmiczne.
Może uważasz, że jesteśmy przypadkowym efektem wiel-
kiego wybuchu, a potem trzech miliardów lat ewolucji i do-
boru naturalnego. Może wierzysz, że zostaliśmy stworzeni
przez byt o inteligencji miliony razy wyższej niż nasza. Może
według ciebie ewolucja jest wytworem matki natury, która
pracowała nad tym 3 miliardy lat, tak jak człowiek krok po
kroku dochodził od wynalazku koła do rolls-royce’a.
##7#52#aNjY1MTk4M0EzMzMxMzMzNQ==
##7#52#aNjY1MTk4M0EzMzMxMzMzNQ==
Nieważne, w co wierzysz. Wiara nie ma tu nic do rze-
czy. Po prostu otwórz umysł… i oczy. Ludzkość to fakt. Nie
stworzyliśmy się sami, jesteśmy efektem miliardów lat prób
i błędów. Jesteśmy produktem matki natury. Każda posia-
dana przez nas naturalna funkcja ma na celu jedno – spra-
wić, że przeżyjemy, obojętnie czy to się nam podoba, czy nie.
Ktoś, kto jest na tyle głupi, żeby kwestionować potęgę inte-
ligencji i trzech miliardów lat ewolucji, nie powinien uważać
się za osobę inteligentną.
Ludzkość dokonała niezwykłych rzeczy, zwłaszcza
w dziedzinie medycyny. Po raz pierwszy serce przeszcze-
piono stosunkowo niedawno i było to bez wątpienia donio-
słym wydarzeniem. Pomyśl o nastolatku, który po raz pierw-
szy samodzielne wymienia zepsutą część w motocyklu. Dla
niego to też doniosłe wydarzenie. Ale nastolatek nie wypro-
dukuje zapasowych części silnika. Dopiero dzięki skumulo-
wanej, budowanej przez pokolenia, wiedzy i technologii mo-
żemy stworzyć coś takiego, jak silnik do motocykla. Jednak
mimo wszystko nawet najdonioślejsze dokonania ludzko-
ści są jak maczuga jaskiniowca w porównaniu z wyrafinowa-
niem pojedynczej komórki. Przy całej naszej wiedzy i przy
wszystkich naszych dokonaniach, nie potrafimy stworzyć ży-
wej komórki.
Nie mylmy tego z ostatnimi odkryciami w dziedzinie
klonowania. To nie jest tworzenie. Człowiek klonuje kwia-
ty, rośliny i warzywa od tysięcy lat – nazywa się to fachowo
„odkładaniem”. Nic dziwnego, że komórki zwierzęce zacho-
wują się podobnie.
Problem tkwi w tym, że z matką naturą nie da się po-
rozmawiać. Dlatego jesteśmy skazani na wiedzę ekspertów
naszego gatunku. Jasne jest, że szukając pomocy w sprawie
samochodu albo komputera – przedmiotów zbudowanych
przez człowieka – zwrócisz się do eksperta, a nie do szym-
pansa, bo skutki mogą być opłakane. Nie sądzisz, że podobna
##7#52#aNjY1MTk4M0EzMzMxMzMzNQ==
##7#52#aNjY1MTk4M0EzMzMxMzMzNQ==
zasada powinna obowiązywać tam, gdzie wkraczamy na tery-
torium tak skomplikowane jak ludzki organizm? Zachowuj
ostrożność, słuchając rad dotyczących funkcjonowania ludz-
kiego organizmu. Jeśli taka rada stoi w sprzeczności z matką
naturą, najlepiej skonsultuj się z nią samą.
##7#52#aNjY1MTk4M0EzMzMxMzMzNQ==
##7#52#aNjY1MTk4M0EzMzMxMzMzNQ==
śmiertelnika, prawdziwym cudem jest proces przekształce-
nia się żołędzia w drzewo dębu. Nie ma w tym jednak nic
„niewytłumaczalnego” i na pewno nie dzieje się to poza
prawami natury. Wręcz przeciwnie – to klasyczny przykład
praw natury w działaniu. Czy nie napisałem przypadkiem, że
nikt dębu nie podlewał ani nie nawoził? Przepraszam za to
chwilowe zaćmienie umysłu. Otóż matka natura zapewniła
mu i słońce, i deszcz, i wszystkie potrzebne minerały – dla
nas to cud, dla niej to rutyna. Cud nie jest wydarzeniem poza
prawami natury, ale na pewno jest czymś, co wykracza poza
ludzkie pojmowanie. Zjawiskiem, którego nasza wiedza i in-
teligencja nie jest w stanie wyjaśnić.
Wspomniałem, że ten rozdział wydaje mi się rozdziałem
najważniejszym. To nie przypadek, że jest dla mnie zara-
zem najtrudniejszy do napisania. Wspominałem również,
że Easyway ma wiele wspólnego z zasadami głoszonymi
przez AA. A według AA alkoholikowi brak sił, żeby wal-
czyć samotnie z nałogiem i potrzebuje pomocy siły wyższej.
Czy taką siłą wyższą ma być Bóg, nasz Stwórca, do którego
należy się modlić o pomoc i w podzięce? Jeśli tak każe ci
wiara, to oczywiście módl się. Ale nie o to mi chodzi. Nie
potrzebujesz wiary. Jesteś tworem natury. I nie ma znaczenia,
czy natura jest zbiorem przypadków, czy bytem stworzonym
przez wyższą inteligencję.
Ostatnio często się dziwię, że tak długo byłem ślepy
i głuchy. Przez całe lata widziałem wokół cuda natury, a jed-
nak zaprzeczałem istnieniu inteligencji, która je stworzyła.
Jak mogłem uważać, że jestem inteligentny i mam nauko-
wy umysł, skoro lekceważyłem rady inteligencji, która mnie
stworzyła? Najcenniejszym źródłem rad i informacji, jaki
posiadamy jako ludzie, jest instynkt naturalny. Jestem nie-
skończenie wdzięczny matce naturze za to, że wyposażyła
nas we wszystko, czego potrzebujemy do przeżycia i ciesze-
nia się życiem. Mówię o największym z jej tworów, o:
##7#52#aNjY1MTk4M0EzMzMxMzMzNQ==
##7#52#aNjY1MTk4M0EzMzMxMzMzNQ==
ZDUMIEWAJĄCEJ MASZYNIE
##7#52#aNjY1MTk4M0EzMzMxMzMzNQ==
##7#52#aNjY1MTk4M0EzMzMxMzMzNQ==
wpadaliśmy. Składają się na nią trzy fazy prania mózgu,
wpajania w nas przekonania, że: po pierwsze, ludzki umysł
i ciało są fizycznie słabe i ułomne, wobec czego, żeby cieszyć
się życiem i radzić sobie ze stresem, potrzebujemy pomocy
z zewnątrz; po drugie, alkohol rekompensuje nam nasze
własne słabości i ułomności, chociaż jak na ironię, właśnie
alkohol jest ich przyczyną; po trzecie, jesteśmy inteligent-
niejsi niż inteligencja, która stoi za naszym stworzeniem
– to dopiero arogancja!
Właśnie dlatego ten rozdział jest tak ważny. Jak wie każ-
dy biznesmen, jeśli nie ma zapotrzebowania na produkt, mo-
żesz wydawać krocie na reklamę, a i tak nikt go nie weźmie
nawet za darmo. Przekonanie o własnej ułomności i słabości
zwiększa nasze pragnienie alkoholu, a z kolei fałszywa wiara
w to, że alkohol nasze ułomności kompensuje, sprawia, iż
czujemy się od niego zależni. Podstawowe składniki udanej
mistyfikacji to rzeczywista potrzeba albo pragnienie oraz
iluzoryczna podaż. Jeśli zniknie potrzeba lub pragnienie,
wówczas ofiara nie wpadnie w nasze sidła. W przypadku
alkoholu zarówno potrzeba, jak i jej zaspokojenie są złudze-
niem. To tak jakby komuś, kto złamał nogę, dać przeżarte
przez korniki drewniane kule. Jeśli nie usuniemy potrzeby,
pozostanie pustka – na tym polega różnica między lecze-
niem a wyleczeniem.
Mój laptop najnowszej generacji to rewelacyjne urządze-
nie, ale także dość delikatne. Ledwo go dostałem, ktoś zalał
mi klawiaturę kieliszkiem likieru. Natychmiast wszystko zo-
stało dokładnie wytarte, a mimo to laptop się zawiesił i mu-
siał pójść do naprawy. Taka maszyna jak ludzki organizm,
o wiele bardziej skomplikowana niż komputer, musi też być
o wiele delikatniejsza. Tak sądzimy, bo tak nam wmówiono.
Spójrzmy jednak na fakty. Przez przeszło 30 lat wlewałem
w siebie tę samą lepką truciznę, i nie tylko tę, w o wiele więk-
szych dawkach. Nie tylko przeżyłem, ale nie musiałem iść
##7#52#aNjY1MTk4M0EzMzMxMzMzNQ==
##7#52#aNjY1MTk4M0EzMzMxMzMzNQ==
do naprawy. Może i miałem szczęście, ale wielu go nie ma.
Najwyraźniej ty też masz szczęście, w przeciwnym wypadku
nie czytałbyś tej książki.
Przeczytaj raz jeszcze początek tego rozdziału.
To nie moralizowanie ani nie przesada. Chcesz się tak
czuć? Twój organizm jest silny i odporny, i ty też. Organizm
„wielozadaniowy”. Mózg ludzki, kontrolujący ludzki orga-
nizm, jest najbardziej finezyjną maszyną na tej planecie. Nasz
organizm zawiera wszystkie narkotyki, instynkty i substancje
potrzebne do tego, by żyć długo, zdrowo i szczęśliwie.
Jesteśmy wyposażeni w „nowoczesny” system wczesne-
go ostrzegania. Kiedy kontrolka poziomu oleju zaczyna ci
mrugać w samochodzie, czy rozwiążesz problem, zmienia-
jąc żaróweczkę? Kiedy wysiadają ci bezpieczniki w mieszka-
niu, czy z braku cienkiego drucika użyjesz gwoździa? Cza-
sem na krótką metę może to pomóc, ale żaróweczka i prze-
palony bezpiecznik to nic innego jak ostrzeżenie, a lekcewa-
żenie takich ostrzeżeń nie tylko nie rozwiązuje problemu,
ale prowadzi do nieuchronnej katastrofy. Tyle mamy dziś le-
ków, które zamiast zwalczać przyczynę choroby, usuwają je-
dynie jej symptomy.
W młodym wieku często cierpiałem na zaparcia, co póź-
niej skończyło się hemoroidami, które przez sporą część ży-
cia przysparzały mi bólu i kłopotów. Lekarz zapisywał mi
środki przeczyszczające i tajemnicze mikstury na hemoroidy.
Dlaczego nie powiedział mi, że zaparcia są skutkiem mojego
sposobu odżywiania się, zalecanego przez inteligentnych lu-
dzi, zamiast stosowania paliwa dostarczanego mi przez samą
matkę naturę. Przecież do silnika benzynowego nie nalewa-
my diesla.
Prawie każdy z nas od czasu do czasu bierze proszki
przeciwbólowe. Prawdę powiedziawszy, wielu jest od nich
uzależnionych. Ale ból sam w sobie nie jest chorobą, jest ob-
jawem. Organizm sygnalizuje, że coś jest nie tak. Usuwanie
##7#52#aNjY1MTk4M0EzMzMxMzMzNQ==
##7#52#aNjY1MTk4M0EzMzMxMzMzNQ==
objawów może mieć skutki tragiczniejsze niż wymiana żaró-
weczki we wskaźniku paliwa. Każdy dobry lekarz ci powie,
że najpotężniejszą i najefektywniejszą bronią w walce z cho-
robami jest twój własny system immunologiczny. Lecząc ob-
jawy, niweczysz działanie systemu odpornościowego. Nie
możesz oczekiwać przyjazdu straży pożarnej, jeśli nie uru-
chomisz alarmu.
Żałuję też, że lekarz w porę mi nie wyjaśnił, że mój or-
ganizm nie został stworzony do chorób, a większość dolegli-
wości, z którymi do niego przychodzę, da się wyleczyć przez
zmianę stylu życia. Bodaj najgroźniejszym fizycznym skut-
kiem systematycznego zatruwania organizmu nie jest uszko-
dzenie wątroby, a układu odpornościowego, który przestaje
funkcjonować właściwie. To prawie tak, jak świadomie zara-
zić się AIDS.
Jeśli zdarzyło ci się kiedyś za dnia prowadzić samochód
w gęstej mgle, wiesz, jakie to niemiłe doświadczenie, na-
wet kiedy jedziemy bardzo wolno. O ileż bardziej przeraża-
jące musi być pilotowanie samolotu w gęstej mgle nad gó-
rami? Nawet z przyrządami wskazującymi wysokość, pręd-
kość i kierunek. Musisz lecieć na tyle szybko, żeby nie ru-
nąć w dół. Jeśli wysokościomierz wskazuje 800 metrów, a je-
steś nad górami wznoszącymi się do 1500 metrów, nie bę-
dziesz chyba kalibrował wysokościomierza tak, żeby wskazy-
wał na 2000 metrów? Założę się, że nie. Największy bałwan
by tak nie postąpił.
A tak właśnie robimy, pijąc alkohol i biorąc narkoty-
ki. Powtarzam po raz kolejny: nasz kontrolowany przez
mózg organizm to najdoskonalszy mechanizm umożliwia-
jący przetrwanie. Matka natura wyposażyła nas w zmysły
i instynkt, których jedyną rolą jest pomóc nam przetrwać,
czy tego chcemy, czy nie. Tak jak poprzednio opisany za-
jąc, mam w sobie adrenalinę i różne inne substancje, któ-
re organizm nam odpowiednio dawkuje w zależności od
##7#52#aNjY1MTk4M0EzMzMxMzMzNQ==
##7#52#aNjY1MTk4M0EzMzMxMzMzNQ==
potrzeb. „Majstrowanie” w zmysłach i instynktach to igra-
nie z ogniem, prowadzące do nieszczęścia, równie niemądre
jak rozstrajanie urządzeń pokładowych w samolocie podczas
lotu. W dalszej części opiszę, jak alkohol wpływa na nasze
zmysły, żeby powstała iluzja przyjemności i oparcia w cięż-
kich chwilach.
Uważasz, że porównanie z lecącym we mgle samolotem
jest przesadą? Przecież nie bez powodu mamy w naszym ję-
zyku takie określenia jak „spity w trupa” czy „pić na umór”.
Spójrz na to inaczej. Wyobraź sobie, że od dziecka jesteś po-
zbawiony wszystkich zmysłów – wzroku, słuchu, smaku, wę-
chu, dotyku. Jak mógłbyś bezpiecznie przejść przez jezdnię?
Nawet gdyby ktoś wziął cię za rękę, nie wiedziałbyś, co robić.
Czy to nie jest jak pilotowanie samolotu we mgle bez instru-
mentów pokładowych? Bez naszych zmysłów poruszaliby-
śmy się przez życie w nieustającej, gęstej mgle. Nasze zmysły
są instrumentami, od których jesteśmy całkowicie zależni.
Wprowadzanie do organizmu substancji chemicznych, które
mają wpływ na zmysły, jest czystą głupotą, a wprowadzanie
substancji uzależniających to więcej niż głupota.
Pułapka alkoholowa to tak, jakby młody chłopak wszedł
do cudownego ogrodu, nie chciał z niego wyjść i spędził
tam wiele lat; a potem odkrył, że wszystkie owoce i warzy-
wa w ogrodzie są trujące, a sam ogród to skomplikowany la-
birynt, z którego można wyjść tylko tak, jak się weszło. Na
pewno mu się uda, jeśli pójdzie po własnych śladach. My też
spróbujmy tak zrobić:
##7#52#aNjY1MTk4M0EzMzMxMzMzNQ==
##7#52#aNjY1MTk4M0EzMzMxMzMzNQ==
9. Jak wpadliśmy w pułapkę?
##7#52#aNjY1MTk4M0EzMzMxMzMzNQ==
##7#52#aNjY1MTk4M0EzMzMxMzMzNQ==
dzieci za to winić, biorąc pod uwagę, że dorosła społeczność
całkowicie polega na środkach doraźnych i bardziej niż natu-
rze ufa zdobyczom techniki. Zgodnie z wizją rewolucji prze-
mysłowej nauka miała wyzwolić człowieka. Niestety, tak jak
w opowieści o Frankensteinie i jego potworze, role się od-
wróciły – zostaliśmy zniewoleni przez technikę, którą sami
powołaliśmy do życia. Jesteśmy ofiarami własnej inteligencji:
inteligencji, która różni nas od innych zwierząt. Inteligencji,
która wymyśla rower treningowy do spalania energii, jakiej
nie zużyliśmy, siedząc cały dzień za biurkiem, żeby zarobić
na przedmioty, które mają nam oszczędzić wysiłku, takie jak
pilot do telewizora. Tak powoli zamieniamy się w nierucha-
wych leniwców, którzy w słoneczny dzień chodzą na siłow-
nię, żeby pedałować na stojącym w miejscu rowerze.
Zanim włożymy kęs do ust, długo się zastanawiamy, czy
aby nie jest genetycznie zmodyfikowany albo zatruty pesty-
cydami. Odkrywamy nowe choroby, na które nie znamy le-
karstwa. Znów atakuje malaria i gruźlica. Zatruwamy rze-
ki, jeziora, lądy i morza, nawet powietrze, którym oddycha-
my. Jesteśmy odpowiedzialni za dziury w warstwie ozonowej
i globalne ocieplenie. Za dużo odławiamy ryb, za dużo upra-
wiamy. Zamieniamy żyzne ziemie w jałowe pustynie, nisz-
czymy lasy deszczowe, eksploatujemy do cna zasoby natural-
ne, przeludniamy planetę w zatrważającym tempie.
Otrzymaliśmy wspaniałą planetę, której dojrzewanie za-
jęło trzy miliardy lat, i ekosystem, który pozwolił się roz-
mnażać ogromnej liczbie różnorodnych gatunków. A teraz,
w przeciągu mniej niż 200 lat, z szaleńczą determinacją za-
mieniamy to wszystko w betonową, jałową pustynię. Mimo
postępu technicznego nie udało nam się zwalczyć chorób
i głodu ani położyć kresu wojnom. Przeciwnie – produku-
jemy broń tak potężną i niebezpieczną, że boimy się ją wy-
korzystać nawet na naszych wrogach. Oto co po nas odzie-
dziczą nasze dzieci: świat uzależnień i przemocy. Zachodni,
##7#52#aNjY1MTk4M0EzMzMxMzMzNQ==
##7#52#aNjY1MTk4M0EzMzMxMzMzNQ==
cywilizowany człowiek nie ma się czym poszczycić. To praw-
da, że wyeliminowaliśmy wiele zła. Wysoka śmiertelność
wśród noworodków należy już do przeszłości, przynajmniej
na Zachodzie. Ale suma cierpień ludzkich zdaje się być taka
sama, bo marsz postępu, usuwając wiele zła, przyniósł ze
sobą wiele nowych problemów. Zbyt częste stosowanie anty-
biotyków prowadzi do pojawiania się coraz odporniejszych
odmian bakterii, które te antybiotyki miały zwalczać.
Możemy się poszczycić wieloma zdobyczami, których
nasi przodkowie nie znali: psychiatrzy, lepiej zorganizowana
policja. Mamy je, ponieważ ich potrzebujemy. Sami stwo-
rzyliśmy na nie zapotrzebowanie. Współczesny człowiek ci-
snął cegłą we własne okno, żeby móc sobie sprzedać alarm
antywłamaniowy. Coraz więcej z nas żyje w dużych, coraz
bardziej zatłoczonych miastach, a jednak jesteśmy coraz
bardziej samotni. Wymyśliliśmy więc pigułki, żeby walczyć
ze stresem i troskami szybkiego miejskiego życia. Nie dość,
że sami gonimy resztkami sił, to jeszcze zmuszamy własne
dzieci do nadmiernego wysiłku. Edukacja, zamiast być środ-
kiem do celu, stała się celem samym w sobie. Gdyby tak nie
było, dlaczego mielibyśmy dalej tolerować system, w który
sprawdzenie wiedzy po trzech latach nauki zajmuje trzy go-
dziny (zakładając oczywiście, że uczeń dojdzie do sali egza-
minacyjnej, nie załamując się nerwowo po drodze); system,
w którym 90% zdobytej w szkole wiedzy nie znajdzie prak-
tycznego zastosowania?
I po co nam to wszystko? Po to, żeby nasze dzieci było
stać na jeszcze większe uzależnienie od techniki? Nawet
w przypadku tych, którzy zdadzą egzaminy celująco, nie ma
żadnej gwarancji, że znajdą pracę odpowiadającą ich umie-
jętnościom. Niby tacy inteligentni, jesteśmy jedynym gatun-
kiem, który potrafi płakać. Jedynym, który z rozmysłem po-
święca najważniejszy instynkt dany nam przez matkę natu-
rę i odbiera sobie życie.
##7#52#aNjY1MTk4M0EzMzMxMzMzNQ==
##7#52#aNjY1MTk4M0EzMzMxMzMzNQ==
Od urodzenia wmawia się nam, że jesteśmy słabi i de-
likatni; że nie damy sobie rady bez tabletek; że alkohol to
przyjemność i pomoc w stresie. Jako dzieci z pokorą przyj-
mowaliśmy pranie mózgu. Skoro tak mówią dorośli, to musi
być prawda. W przeciwnym razie po co dorosła część ludz-
kości łykałaby pigułki na nerwy albo na sen, po co 90% ludzi
by piło, jeśli to nic nie daje? Po prawdzie czasem nas ostrze-
gano, że alkohol szkodzi, ale co z tego? Mówi się też, że jaz-
da na motorze jest niebezpieczna, ale czy to znaczy, że mamy
z tego rezygnować?
Tak czy inaczej, ostrzeżenia o szkodliwości alkoholu nie
powstrzymały nikogo przed piciem, i to więcej niż umiar-
kowanym. Mówią, że alkohol w umiarkowanych ilościach to
nic złego, bo każdemu należy się jakaś przyjemność od życia.
Zauważyliście, że najczęściej powtarzają to ci, którzy najrza-
dziej odmawiają sobie takich „przyjemności”.
Byłoby cudem, gdybyśmy choć raz nie spróbowali tego
pierwszego, eksperymentalnego drinka. Nieważne z jakiej
okazji ani z jakiego powodu. Ten pierwszy drink jest naj-
sprytniej pomyślanym elementem pułapki: smakuje okrop-
nie. Nastolatek pijący swój pierwszy kufel piwa, myśli sobie:
„Czy ja muszę pić to świństwo? Wolałbym lemoniadę!”. Ale
lemoniada jest dla dzieci. Dla dorosłych jest piwo. Smaku-
je okropnie, a to przekonuje nastolatka, że nigdy się od nie-
go nie uzależni.
To sprężyna całej pułapki. Mucha nie spijałaby nektaru,
gdyby jej nie smakował, bo mucha kieruje się instynktem,
a my, ludzie, jesteśmy inteligentni i racjonalni. Daliśmy sobie
wmówić, że dorośli piją, bo im to smakuje. Dlaczego mieli-
byśmy podważać ten pogląd? Wystarczy ich spytać. To oczy-
wiste, że wujek Ted nie pije po to, żeby co noc wymiotować
i tracić przytomność. Takie są niestety efekty uboczne, na
które wujek się godzi, bo alkohol tak bardzo mu smakuje.
A czyż rodzice zamawialiby w restauracji do kolacji butelkę
##7#52#aNjY1MTk4M0EzMzMxMzMzNQ==
##7#52#aNjY1MTk4M0EzMzMxMzMzNQ==
wina, gdyby im to nie smakowało? Najwyraźniej butelka
wina jest luksusem, i to bardzo smakowitym. Gdyby ten
pierwszy drink smakował jak nektar, włączyłby się alarm: to
by wyjaśniało, dlaczego wujek Ted tak nisko upadł. Ale od
obrzydliwej i śmierdzącej mikstury przecież nie można się
uzależnić! W ten sposób nikną wszelkie obawy, że możemy
skończyć jak wujek Ted.
Bodaj najsmutniejsze w alkoholizmie jest to, że tak ciężko
pracujemy, żeby się uzależnić. Na szczęście możemy sobie ten
proces umilić, zaczynając od słodszych napojów – od cydru,
porto, piwa z sokiem, wiśniówki. Nim się spostrzeżemy, prze-
chodzimy do piwa, wina, wódki; piwo traci niemiły podnie-
bieniu smak i nie możemy pojąć, jak mogliśmy kiedyś lubić
zwykłą lemoniadę. Oczywiście na początku wódkę mieszamy
z sokiem, ale prędko uczymy się ją pić czystą jednym haustem,
jak twardziele Johna Wayne’a czy Clinta Eastwooda. A jeśli
po opróżnieniu kieliszka nami nie wstrząsa, mam jeszcze je-
den powód do dumy. Podobno pewien student z Oksfordu
potrafił opróżnić kufel piwa w dwie sekundy bez przełykania,
a inny wypijał dwa litry w mniej niż dwie minuty i nie wymio-
tował po tym. Teraz wiadomo, skąd wzięła się światowa reno-
ma uniwersytetu oksfordzkiego. In vino veritas (łac. „w winie
prawda”)? Akurat! Im więcej vino, tym mniej veritas.
Zanim się spostrzeżesz, bez podejmowania świadomej
decyzji, picie staje się normalną częścią twojego życia towa-
rzyskiego. Żadna impreza nie może się obyć bez picia. No
chyba że jesteś samochodem. A zauważyłeś, że im więcej pi-
jesz i im mocniejsze preferujesz trunki, tym więcej znajdu-
jesz okazji do popicia? Oczywiście to nie my jesteśmy za to
odpowiedzialni.
Kiedy zaczynałem grywać w golfa, po grze natychmiast
wracałem do domu na niedzielny obiad, aż pewnego dnia za-
gadnął mnie jeden z graczy: „Postawisz mi drinka? Nie bądź
kutwą. W końcu dałem ci trochę wygrać”.
##7#52#aNjY1MTk4M0EzMzMxMzMzNQ==
##7#52#aNjY1MTk4M0EzMzMxMzMzNQ==
Ledwo mnie było stać na składki klubowe, a co dopie-
ro na stawianie drinków, ale jak nowy członek klubu mógłby
odmówić, zwłaszcza staremu wyjadaczowi, który był kapita-
nem klubu? Potem oczywiście nie chciałem go urazić i wy-
piłem następną kolejkę, tym razem jego fundacji. Nie pamię-
tam, żebym podejmował świadomą decyzję w tym wzglę-
dzie, ale szybko pójście na drinka po grze stało się rutyną.
Potem na dwa drinki, potem na trzy. Czasem zostawałem też
na partyjkę snookera. W końcu po co wracać do domu? Nie-
dzielna pieczeń i tak już złykowaciała, a po całym tygodniu
pracy nie miałem ochoty na wysłuchiwanie żoninego gdera-
nia. Może z wujka Teda nie był taki potwór, jakim go zapa-
miętałem. Całkiem możliwe, właściwie pewne, że to ciotka
Mabel doprowadziła go do pijaństwa.
W zimie przed grą wraz z innymi członkami klubu wy-
pijałem brandy, albo i dwie, oczywiście tylko dla rozgrzew-
ki. Przyznaję, to były duże brandy i rzecz jasna na zimie się
nie skończyło. Jeśli mi nie poszło na którymś dołku, tęskni-
łem za kolejną brandy w połowie gry. Z jakiegoś powodu co-
raz gorzej szło mi na polu. Nie rozumiem dlaczego, przecież
dawniej wygrywałem turnieje.
Niektórzy mieli ze sobą piersiówki. Obiecywałem sobie,
że ze mną nigdy tak nie będzie, przecież to pierwszy krok
do alkoholizmu. Niestety dostałem od córki piersiówkę na
urodziny – srebrne cacko z wygrawerowanymi inicjałami.
Nie mogłem przecież urazić własnego dziecka. Zresztą oka-
zała się bardzo przydatna, prawie jak komputer. Nie wiem,
jak mogłem dotąd bez niej żyć. Była piękna, niestety trochę
za mała, bo wypadało wszystkich poczęstować. Dziwne, ale
młodsi członkowie nie mieli piersiówek, a starsi, którzy je
mieli, zbyt szczodrze się jej zawartością nie dzielili. Rzecz ja-
sna, nie piłem więcej, o nie, miałem po prostu gest. Pewnie
dlatego moja piersiówka zawsze pierwsza była pusta. Pro-
blem rozwiązałem, kupując większą.
##7#52#aNjY1MTk4M0EzMzMxMzMzNQ==
##7#52#aNjY1MTk4M0EzMzMxMzMzNQ==
Jako nowy członek klubu pogardzałem przesiadujący-
mi w barze starymi piernikami. Byli nieuprzejmi, irytujący,
kłótliwi. Mieli wielkie czerwone nochale, przekrwione oczy,
szkliste spojrzenie. Sączyli whisky z wodą i tylko czekali, aż
kelner przez pomyłkę doleje im whisky z innej butelki niż
ich ulubiona. Robili wtedy awanturę, jakby dolał im trucizny.
Na dobrą sprawę tak właściwie było.
Nie docierało do mnie jeszcze, że sam, powoli acz sku-
tecznie, zmieniam się w takiego barowego piernika.
Byłem już na tym etapie, kiedy alkohol w zasadzie zdo-
minował moje życie, i to nie tylko towarzyskie. Wcześniej na
lunch chodziłem do wygodnej kafejki, serwującej doskona-
łe jedzenie po przystępnych cenach. Nie pamiętam, żebym
podejmował jakąś świadomą decyzję, ale pewnego dnia za-
mieniłem kawiarniany stolik na zatłoczony, zadymiony bar,
gdzie stałem przy kontuarze z piwem w jednej dłoni i suchą
kanapką w drugiej. Nie pamiętam, kiedy po raz pierwszy da-
łem się koledze namówić na drinka po pracy, ani kiedy i jak
stało się to codziennym rytuałem.
Moje pierwsze małżeństwo tego nie wytrzymało. Czy pi-
łem, bo żona zrzędziła, czy może zrzędziła, bo piłem? Wi-
dzę to dopiero teraz, kiedy zerwałem z nałogiem. Ale wte-
dy nie miałem najmniejszych wątpliwości, po czyjej stronie
leży wina. W końcu niczym się nie różniłem od każdego in-
nego zwykłego pijącego. W biurze nie piłem, choć po praw-
dzie lunch zaczynałem nieco wcześniej i nieco później koń-
czyłem. Czasem wypijałem „maluszka” lub dwa przed wyj-
ściem do pracy, ale tylko wtedy, kiedy czekał mnie szczegól-
nie trudny dzień. Ale przecież nikt by mnie nie nazwał al-
koholikiem. Jeśli wypiłem więcej niż zazwyczaj, język mi się
nieco plątał, ale nigdy się nie przewracałem ani nie traciłem
przytomności. Właściwie było wręcz przeciwnie. Mogłem
wypić naprawdę dużo i nie czułem się pijany. Nie straciłem
pracy ani nie rozbiłem samochodu.
##7#52#aNjY1MTk4M0EzMzMxMzMzNQ==
##7#52#aNjY1MTk4M0EzMzMxMzMzNQ==
Przedstawiłem wam w skrócie własną historię. Ale nie-
istotne, jak wolisz spędzać czas – grając w rzutki, piłkę noż-
ną albo snookera, czy przesiadując w pubie ze znajomymi.
Bez znaczenia też jest, czy masz pracę stresującą czy nudną,
a alkohol rzekomo pomaga zarówno na stres, jak i na nudę.
Jakakolwiek nie byłaby twoja własna historia, ważne jest to,
że zmierza w jednym kierunku. Tak jak z muchą w dzba-
neczniku, kierunek jest tylko jeden: w dół. Wszystkie sku-
mulowane skutki zatruwania organizmu – wraz z rosną-
cym spożyciem alkoholu, nieuchronnym starzeniem się
i w konsekwencji utratą kondycji – doprowadzają nas do
czegoś, co nazywam:
PUNKTEM KRYTYCZNYM
##7#52#aNjY1MTk4M0EzMzMxMzMzNQ==
##7#52#aNjY1MTk4M0EzMzMxMzMzNQ==
nie chciałem już w niedzielę grać w golfa? Jasne, że chciałem.
Golf był jedyną przyjemnością, jaka mi pozostała: poza pi-
ciem i paleniem.
Dlaczego po prostu grając w golfa, nie rezygnowałem
z picia? Ponieważ nie wyobrażałem sobie golfa bez picia. To
tak jak gra w rzutki bez piwa albo wyścigi konne w Ascot
bez szampana, albo impreza bez wódki. Dlaczego nie piłem
mniej podczas gry w golfa? Nieraz próbowałem – pewnie tak
samo jak i ty – ale nie wyszło. Po paru drinkach składane so-
bie obietnice traciły znaczenie. Mówiłem sobie: „Potrzebu-
ję drinka. Tylko jednego, a potem stanę się innym człowie-
kiem”. I stawałem się. Tyle że ten inny też chciał tylko jed-
nego drinka. W każdym razie na pewno nie chciałem przez
resztę wieczoru zamartwiać się, ile to już wypiłem. Jak moż-
na się dobrze bawić, jeśli się przez cały czas o tym myśli?
Rozumiesz, o co chodzi? Ta część twojego mózgu, któ-
ra chce pić tyle samo i tak samo często jak dotąd, nie zmie-
ni się tylko dlatego, że druga część mózgu już dostrzega
problem. Jak każdy wie, przechodząc kurację odchudza-
jącą, tym pożądliwiej spoglądamy na jedzenie. Alkohol to
narkotyk i tak jak z każdym narkotykiem, chcemy go wię-
cej i więcej, a nie mniej i mniej, o czym będzie mowa da-
lej. Zanim osiągnąłeś punkt krytyczny, picie nie stanowi-
ło problemu, przynajmniej w twoich oczach. Teraz dostrze-
głeś problem, a problemy to stres. A co pomaga na stres?
No właśnie, alkohol.
Człowiek, który słyszy od lekarza, że nie doczeka kolej-
nych urodzin, jeśli nie odstawi alkoholu: albo składa uro-
czystą przysięgę, że przestanie pić; albo idzie na jednego do
pubu, żeby przetrawić tę szokującą wiadomość. Jeśli lekarz
poinformuje o tym nałogowego alkoholika, który wielokrot-
nie bezskutecznie próbował rzucić picie, tak naprawdę mówi
mu, że umrze. Tak więc alkoholik idzie do najbliższego pubu
i upija się w trupa.
##7#52#aNjY1MTk4M0EzMzMxMzMzNQ==
##7#52#aNjY1MTk4M0EzMzMxMzMzNQ==
Człowiek pijący, kiedy dostrzeże, że picie jest przyczy-
ną wielu z jego problemów, ma faktycznie na głowie nie je-
den problem, ale dwa. Kiedy pije, czuje się winny i nieszczę-
śliwy, a kiedy nie pije, czuje się czegoś pozbawiony, a przez to
też nieszczęśliwy. Nazywam to punktem krytycznym, ponie-
waż taki człowiek pije o wiele za dużo, a jednocześnie nigdy
nie jest to dla niego wystarczająco dużo. Doskonale ujmuje
to broszura AA:
##7#52#aNjY1MTk4M0EzMzMxMzMzNQ==
##7#52#aNjY1MTk4M0EzMzMxMzMzNQ==
10. Metoda silnej woli
##7#52#aNjY1MTk4M0EzMzMxMzMzNQ==
##7#52#aNjY1MTk4M0EzMzMxMzMzNQ==
widniejące w słowniku alternatywy jak „powstrzymywać się”,
„rzucić”, „zapomnieć”, brzmią jak poświęcenie. Oprócz prania
mózgu – któremu jesteśmy poddawani od urodzenia, którego
efekt wzmaga nasze własne doświadczenie, kiedy już tkwimy
w pułapce – dochodzi teraz kolejne, bardziej niebezpieczne.
Wmawia się nam teraz, że przestać pić jest niezwykle trudno.
To oczywiste, że człowiek w rynsztoku nie odczuwa już
przyjemności ani wsparcia w alkoholu. Równie oczywiste
jest to, że właśnie alkohol doprowadził go do obecnego sta-
nu i zamienił jego życie w piekło. Dlaczego więc dalej pije?
Nic dziwnego, że AA twierdzi, że musi tu chodzić o jakiś
defekt chemiczny. Wydaje się, że nie ma na to żadnego in-
nego racjonalnego wytłumaczenia. A jeśli masz już za sobą
próbę ograniczenia albo rzucenia metodą silnej woli, wiesz,
że jest to proces trudny i przygnębiający. Nic dziwnego, że
odkładamy nasze próby ucieczki jak najdalej w czasie.
Zamiast podchodzić do tego z nastawieniem radosnym,
pełnym uniesienia, z poczuciem, że przed nami nowe,
wspaniałe wyzwanie, ogarnia nas uczucie przygnębienia,
czarna rozpacz, jak byśmy porywali się na coś niewykonal-
nego, mieli zdobyć Mount Everest bez lin i tlenu. A w sta-
nie przygnębienia po co najchętniej sięgamy? Właśnie – po
naszego drogiego przyjaciela, naszą podporę. Jeszcze zanim
zaczniemy, dopada nas podwójny pech: nie możemy się na-
pić, żeby poprawić sobie kiepski humor, spowodowany tym,
że nie możemy się napić! To wpędza nas w jeszcze większą
depresję, w związku z czym pragnienie drinka pogłębia się,
i tak w kółko. Łudzimy się, że o ile wytrzymamy wystar-
czająco długo, z czasem to minie, i pewnego dnia obudzimy
się i zawołamy: „Hurra! Udało się! Już nie piję!”.
Ale dlaczego miałoby tak być? Pozwolę sobie przypo-
mnieć dwie ludowe mądrości:
##7#52#aNjY1MTk4M0EzMzMxMzMzNQ==
##7#52#aNjY1MTk4M0EzMzMxMzMzNQ==
pod warunkiem, że od początku wierzysz w jego słodycz.
Oraz:
##7#52#aNjY1MTk4M0EzMzMxMzMzNQ==
##7#52#aNjY1MTk4M0EzMzMxMzMzNQ==
W końcu opór słabnie i, w sposób typowy dla naszego
gatunku, a już szczególnie dla nałogowców, zawsze znajdzie-
my jakąś wymówkę, żeby wypić ten jeden drink. Oczywiście
alkohol nas odwodni, zapragniemy więc następnego. Znikną
zahamowania, w związku z czym łatwiej przyjdzie nam się-
gnąć po następną kolejkę, i jeszcze następną, i następną, i tak
bez końca.
Z powrotem wpadasz w pułapkę. Nie ma różnicy – na łeb
na szyję, jak wielu się przytrafia, czy też powoli, stopniowo,
jak za pierwszym razem.
Niby dlaczego miałbyś jej tym razem uniknąć? Pułapka
jest ta sama. Nie zmieniło się też twoje wyobrażenie o alko-
holu. Gdyby można było komunikować się z muchami i wy-
tłumaczyć im dokładnie właściwości dzbanecznika, myślisz,
że nabrałyby się na czyhającą na nie pułapkę? Gdyby mysz
rozumiała zasadę działania pułapki na myszy, czy byłaby tak
głupia, żeby skusić się na kawałek sera? Może i by się skusi-
ła, gdyby była bardzo głodna. Ale czy podjęłaby takie ryzyko,
gdyby wiedziała, że ser jest zatruty? Oczywiście, że by odpu-
ściła. Na nieszczęście i much, i myszy nikt im nie wytłuma-
czy, jak działają takie pułapki.
Niektórzy, stosujący metodę silnej woli, są w stanie wy-
trzymać bez alkoholu bardzo długo, ale niewielu udaje się
całkowite wyzwolenie. Ci, którzy zdołali powstrzymać się od
picia na dobre, nie oczekują zbyt wiele: chcą się tylko wyle-
czyć i prowadzić normalne życie. Na szczęście ty i ja może-
my się komunikować, w związku z czym nie musisz polegać
na metodzie silnej woli. Pozbądźmy się więc jeszcze jednego
obiegowego przekonania. Raz na zawsze zapamiętajmy, że
z picia alkoholu nie ma absolutnie żadnych korzyści. Zapytaj
kogokolwiek, dlaczego pije, a w odpowiedzi usłyszysz
##7#52#aNjY1MTk4M0EzMzMxMzMzNQ==
##7#52#aNjY1MTk4M0EzMzMxMzMzNQ==
11. Wymówki to nie powody
##7#52#aNjY1MTk4M0EzMzMxMzMzNQ==
##7#52#aNjY1MTk4M0EzMzMxMzMzNQ==
„Bardzo treściwe, ale nie pretensjonalne. Może dolać? Nie? Daj
spokój, jeden kieliszek na pewno ci nie zaszkodzi”.
„Nie, dziękuję. Mam jutro ciężki dzień, nie mogę być na kacu”.
##7#52#aNjY1MTk4M0EzMzMxMzMzNQ==
##7#52#aNjY1MTk4M0EzMzMxMzMzNQ==
„Jestem studentem, na pewno już nie dzieckiem. Byłoby mi głu-
pio pić lemoniadę, kiedy inni piją piwo”.
Odpowie ci zawsze:
##7#52#aNjY1MTk4M0EzMzMxMzMzNQ==
##7#52#aNjY1MTk4M0EzMzMxMzMzNQ==
alkohol odwadnia organizm, a nawet gdyby nie wiedział, to
zwykła woda jest tańsza i skuteczniej zaspokaja pragnienie.
##7#52#aNjY1MTk4M0EzMzMxMzMzNQ==
##7#52#aNjY1MTk4M0EzMzMxMzMzNQ==
gnić, pachnie ohydnie i ohydnie smakuje. Jest nieprzyjem-
ny w dotyku i wygląda odstręczająco. Wzrok i dotyk to też
zmysły, które stanowią o naszym przetrwaniu. „Najlepiej
spożyć przed…” to nie wynalazek człowieka. To wymyśli-
ła matka natura miliony lat temu, i to w sposób sprytniej-
szy i bardziej niezawodny niż nasze metody. Warto tu przy-
pomnieć, że alkohol jest produktem otrzymywanym z sub-
stancji roślinnej, poddanej uprzednio procesowi gnicia, roz-
kładu i fermentacji.
##7#52#aNjY1MTk4M0EzMzMxMzMzNQ==
##7#52#aNjY1MTk4M0EzMzMxMzMzNQ==
wypowiedzi? Słuchacz pewnie nie wspomni, że jego profe-
sor specjalizuje się w chronicznych halucynacjach. Spotka-
łem kiedyś lekarza, który w dzisiejszych, podobno oświeco-
nych, czasach utrzymywał, że palenie papierosów jest zdro-
we. Oczywiście sam palił. Też należał do magicznego kręgu,
a jego specjalnością były raczej urojenia niż leczenie ludzi.
Pół wieku nagich medycznych faktów poszło na marne!
Moja zmora powołuje się dalej na najwyższy autorytet: na
Wszechmogącego we własnej osobie. Podobno wszystko na
tej planecie powstało w jakimś celu: dla dobra ludzkości. Al-
kohol musi mieć zalety, bo nawet nieodkryte dotąd plemio-
na potrafią wytwarzać trunki. Rozpocząwszy swój wywód od
zasypania mnie niepodważalnymi opiniami genialnego pro-
fesora, zmora kończy tyradę cenną radą: sięgnijmy do skarb-
nicy wiedzy prymitywnych plemion. Na szczęście ten wień-
czący cały wywód argument łatwo zbić. Wystarczy zapytać,
skąd tyle wie, skoro tych plemion jeszcze nikt nie odkrył. Ta-
kie niedorzeczne tezy dowodzą nieprzeciętnych umiejętności
osób uzależnionych w usprawiedliwianiu własnego nałogu.
Być może faktycznie dając nam to wszystko, Wszechmogący
miał wyłącznie nasze dobro na względzie. Człowiek najwy-
raźniej tak uważa: wystarczy spojrzeć, jak traktuje inne gatun-
ki. Alkohol niewątpliwie ma swoje zalety. Jest silnym deter-
gentem, służy jako paliwo (pomyśl, co robi z twoimi wnętrz-
nościami!). Może służyć dobru ogólnemu. Tak samo jak rze-
ki. Ale przekonanie, że sam Bóg nam go dał po to, żebyśmy
mogli się nim truć, jest równie niedorzeczne co stwierdzenie,
że dał nam rzeki po to, żebyśmy się mogli w nich topić.
Zwróć uwagę, że zmora woli nie wspominać o minusach
picia alkoholu. To tylko utwierdza mnie w przekonaniu, że od
pijącego słyszymy tylko wymówki, a nie rzeczywiste powody.
Uzależnienie ma niestety to do siebie, że jeśli już meto-
dą silnej woli uda ci się zachować wstrzemięźliwość, to za-
czynasz zazdrościć tym, którzy wciąż piją. Nawet przez myśl
##7#52#aNjY1MTk4M0EzMzMxMzMzNQ==
##7#52#aNjY1MTk4M0EzMzMxMzMzNQ==
ci nie przejdzie, że pijący mogą zazdrościć tobie. Dajesz się
wciągnąć w grę przypominającą pokera. Blefujesz, jak to
niby fantastycznie jest nie pić, a oni próbują cię zwodzić, że
pozbawiasz się przyjemności i wsparcia. Z Easyway nie bę-
dziesz musiał blefować. Masz w ręku wszystkie cztery asy,
a oni nie mają nawet pary dwójek. Jednak niektóre argu-
menty, które przeciwko tobie wytoczą, choćby nie wiem jak
zwodnicze, będzie ci trudno obalić. Tu liczy się zdrowy roz-
sądek. Jeśli w siebie zwątpisz – zanim przeczytasz tę książ-
kę, czy już po ucieczce z pułapki – pamiętaj, że to, co myślą
inni, nie ma znaczenia. Czytasz tę książkę, bo masz problem,
a książka pokazuje ci prostą metodę, jak sobie z nim pora-
dzić. To fakt niepodważalny! Na pewno pomoże także prze-
czytanie jeszcze raz pierwszych akapitów rozdziałów 6 i 8.
Może właśnie teraz?
Wróćmy do kwestii smaku – piję, bo lubię smak alkoho-
lu. Na moje stwierdzenie, że alkohol ma ohydny smak, zwy-
kle pada następujący kontrargument:
##7#52#aNjY1MTk4M0EzMzMxMzMzNQ==
##7#52#aNjY1MTk4M0EzMzMxMzMzNQ==
Wino to alkohol zmieszany z wodą i substancjami, które
dodają mu słodyczy i aromatu.
NABYTE UPODOBANIE
##7#52#aNjY1MTk4M0EzMzMxMzMzNQ==
##7#52#aNjY1MTk4M0EzMzMxMzMzNQ==
12. Nabyte upodobanie
##7#52#aNjY1MTk4M0EzMzMxMzMzNQ==
##7#52#aNjY1MTk4M0EzMzMxMzMzNQ==
Alkohol ma jednak podwójne działanie: z jednej strony
sprawia, że chce ci się bardziej pić, a z drugiej przytępia zmy-
sły, tak że pomimo paskudnego smaku chcesz wypić jeszcze
jeden kufel, i jeszcze jeden, i jeszcze jeden. Czyżby ta zdu-
miewająca maszyna zrezygnowała z ciebie i pozwala ci się
zabić? Nic podobnego. Ma w zanadrzu jeszcze jeden nieoce-
niony odruch obronny, w który wyposażyła nas matka natu-
ra: torsje! Torsje do miłych doświadczeń nie należą, ale nie
ma na co narzekać: bo, dosłownie, ratują ci życie. Jest to chy-
ba najwyraźniejsze ostrzeżenie, że robisz sobie coś, czego ro-
bić nie powinieneś.
Gdybyśmy podobnie zareagowali na nadmiar spożytych
jabłek, pewnie wyciągnęlibyśmy odpowiednie wnioski i po-
słuchali ostrzeżenia. Tymczasem ponieważ 90% dorosłych
pije, nawet nasi idole i rodzice, lekceważymy naturalne sy-
gnały i, idąc za przykładem całego, podobno inteligentnego,
gatunku ludzkiego, wbrew rozsądkowi uczymy się przyjmo-
wać alkohol w regularnych dawkach. Trudno byłoby się dzi-
wić, gdyby matka natura w tym momencie dała sobie z na-
mi spokój. Ale ona tak łatwo nie rezygnuje. Niezwykła, ge-
nialnie działająca maszyna zaczyna budować własny system
odporności na alkohol. Taki Rasputin na przykład uodpor-
nił się na arszenik; mógł przyjąć dwudziestokrotnie większą
dawkę niż normalny człowiek.
##7#52#aNjY1MTk4M0EzMzMxMzMzNQ==
##7#52#aNjY1MTk4M0EzMzMxMzMzNQ==
„Nie mądrzej by było, gdyby smak robił się coraz gorszy?”
##7#52#aNjY1MTk4M0EzMzMxMzMzNQ==
##7#52#aNjY1MTk4M0EzMzMxMzMzNQ==
czy kolacji bez jednego kieliszka tego trunku. Taki argument
ciężko obalić, a to dlatego, że jest bałamutny.
Na pewno znasz kogoś, kto kiedyś do szklanki herbaty
wsypywał dwie kopiaste łyżeczki cukru, ale teraz w ogóle nie
słodzi. Powiedzmy, że niechcący dodasz mu do herbaty dwa
kryształki cukru i nic mu o tym nie powiesz, sądząc, że się
nie zorientuje. Czy rzeczywiście się nie zorientuje? Nie licz
na to. Momentalnie wypluje herbatę, jakby to był arszenik
w czystej postaci. To dowodzi dwóch rzeczy. Jedną jest to, że
długotrwały nawyk można łatwo zmienić, pod warunkiem
że się tego chce.
##7#52#aNjY1MTk4M0EzMzMxMzMzNQ==
##7#52#aNjY1MTk4M0EzMzMxMzMzNQ==
nastolatek, żyjący czy martwy, nie podjął świadomej decyzji,
że będzie cierpliwie znosił ohydny smak alkoholu tak długo,
aż się w nim rozsmakuje. To działa w odwrotnym kierun-
ku: polubiliśmy coś, ponieważ z jakichś przyczyn cierpliwie
tolerowaliśmy ten niemiły smak. Ustaliliśmy już, że jednym
z haczyków pułapki alkoholowej jest to, że pierwszy drink
nam w ogóle nie smakuje. To umacnia nas w przekonaniu,
że się nigdy nie uzależnimy. Wielu palaczy i pijących uważa
się za głupców. Całkiem niesłusznie. To pułapka narkotyko-
wa jest po prostu genialna. Ale czy ktoś z nas byłby na tyle
głupi, żeby powiedzieć: „Wytrzymam ten okropny smak, aż
nauczę się go lubić?”. Czy nie byłoby to równoznaczne ze
stwierdzeniem:
##7#52#aNjY1MTk4M0EzMzMxMzMzNQ==
##7#52#aNjY1MTk4M0EzMzMxMzMzNQ==
bo pijący może się spokojnie przerzucić na napoje alkoho-
lowe. Niestety wychodzący z nałogu alkoholik może mieć
z tym sporo kłopotów. Jeszcze do tego wrócę.
Ustaliliśmy ponad wszelką wątpliwość jedno: czy to po-
czątkujący nastolatek czy osoba dorosła, zwykły pijący czy
alkoholik, nikt nie pije dlatego, że mu smakuje. Ktokolwiek
mówi, że pije, bo alkohol mu smakuje, oszukuje i siebie, i cie-
bie. Skoro nie pijemy alkoholu dla jego smaku ani dla zaspo-
kojenia pragnienia, musimy to robić z jakiejś innej przyczy-
ny. Zajmijmy się następną ludową mądrością:
##7#52#aNjY1MTk4M0EzMzMxMzMzNQ==
##7#52#aNjY1MTk4M0EzMzMxMzMzNQ==
13. Czy alkohol dodaje nam odwagi?
##7#52#aNjY1MTk4M0EzMzMxMzMzNQ==
##7#52#aNjY1MTk4M0EzMzMxMzMzNQ==
„Niech będzie nieustraszony jak jego ojciec!”
##7#52#aNjY1MTk4M0EzMzMxMzMzNQ==
##7#52#aNjY1MTk4M0EzMzMxMzMzNQ==
na tylnich łapkach „twarzą” do kota, jakby go miała zaraz
zaatakować. Kot był jeszcze bardziej zaskoczony. Odskoczył
i pozwolił myszy uciec.
Jak ocenić tę scenę w kategoriach „ludzkich”? Za wstępne
próby ucieczki nie uznalibyśmy myszy ani za dzielną, ani za
tchórzliwą. Dla myszy kot był jak tyranozaur dla człowie-
ka. Uważałem, że okazała prawdziwe męstwo, kiedy stanęła
twarzą w twarz z kotem. Tymczasem to był tylko instynkt.
Pierwszym odruchem była ucieczka, a kiedy już nie było do-
kąd uciec, zadziałał inny instynkt naturalny: próba obrony
przez atak. To być może uratowało myszy życie.
Było mi wstyd za kota – że tak bezwstydnie zrejtero-
wał. Najlepszy dowód, że wszystkie łobuzy to tchórze. A na-
prawdę nie było to żadne tchórzostwo, tak jak mysz nie była
bohaterką. Kot był dobrze odżywiony, nie umarłby z głodu,
gdyby nie złapał myszy. Po cóż więc miał choć w najmniej-
szym stopniu ryzykować obrażenia? Wykazał nie większe
tchórzostwo niż odpędzający natrętną pszczołę czy osę czło-
wiek. Zdrowy rozsądek kazał mu ustąpić pola.
Mówimy czasem „dzielny jak lew”, tymczasem lwy wca-
le nie są dzielne. Instynktownie polują na gatunki, które nie
wyrządzą im krzywdy i za cel obierają najsłabszego osobni-
ka w stadzie. I bez najmniejszych wyrzutów sumienia rzuca-
ją się na takie zwierzę całym stadem. Tylko czasami lew ata-
kuje większego od siebie – żyrafę czy bawoła – ale jedynie
wtedy, kiedy strach przed głodem weźmie górę nad strachem
przed zranieniem.
W królestwie zwierząt nie ma miejsca na odwagę i tchó-
rzostwo. Istnieje tylko instynkt przetrwania. Uważasz, że
zwierzę ryzykujące życie w obronie swojego potomstwa wy-
kazuje odwagę? Tak może się wydawać, ale tylko z punktu
widzenia naszych dziwnych standardów. Matka natura za-
pewniła przetrwanie nam jako jednostkom, wyposażając nas
w instynkty, które z kolei zapewniają przetrwanie gatunku,
##7#52#aNjY1MTk4M0EzMzMxMzMzNQ==
##7#52#aNjY1MTk4M0EzMzMxMzMzNQ==
instynkt macierzyński czy ojcowski na przykład. Albo popęd
płciowy. Tak przyjemny, kiedy go zaspokajamy, służy w isto-
cie rozmnażaniu. Czasami instynkt rozmnażania jest silniej-
szy od instynktu przetrwania indywidualnego: tak jest z ło-
sosiem – po tarle zwykle ginie. Nie narzekaj, kiedy żona gro-
zi, że urwie ci głowę, ciesz się, że nie jest modliszką: zapłod-
niona samica modliszki odgryza partnerowi łepek.
Oburzasz się, bo według ciebie gatunek ludzki przewyż-
sza wszystkie inne, a przyświecają nam zawsze szlachetne
ideały, przez co niepodważalne. Ja też kiedyś miałem takie
błędne wyobrażenie o świecie. Spójrzmy lepiej na fakty. Tym
razem ja posłużę za przykład.
Przez większość życia gnębiło mnie przekonanie, że je-
stem tchórzem. Jestem pewien, że moim szkolnym kolegom
i kumplom z pracy trudno byłoby się z tym zgodzić. Jak
może być tchórzem szkolny mistrz bokserski i nieustraszo-
ny młynarz na boisku rugby? Właśnie w tym rzecz. Nie by-
łem nieustraszony, przeciwnie – bałem się śmiertelnie. Od
dziecka wpajano mi przekonanie, że chłopiec musi być od-
ważny, wdawać się w bójki i prezentować postawę agresyw-
ną. W każdym hollywoodzkim filmie wojennym czy wester-
nie zobaczycie scenę wielkiej bijatyki w barze, a jej uczest-
nicy najwyraźniej znajdują w tym wielką przyjemność. By-
łoby to zrozumiałe, gdyby walczyli z wrogiem, ale zazwy-
czaj w przeciwnych narożnikach stają marynarze czy pie-
chota. W angielskich filmach wojennych porucznik lotnic-
twa nie może się doczekać, żeby „ustrzelić szkopa”. Średnia
życia lotników w bitwie o Anglię, przypominam, wynosiła
jakieś trzy tygodnie. Tymczasem ja, jak podejrzewam, by-
łem skłonny zrezygnować z „ustrzelenia szkopa”, byle tylko
„szkop nie ustrzelił mnie”. Na szczęście miałem wtedy tyl-
ko siedem lat i nikt mi walczyć nie kazał. Uderzony przez
innego chłopca, nie tylko mu nie oddawałem, ale jak ta
mysz chciałem uciekać, nawet jeśli mój przeciwnik był ode
##7#52#aNjY1MTk4M0EzMzMxMzMzNQ==
##7#52#aNjY1MTk4M0EzMzMxMzMzNQ==
mnie mniejszy. Stało się dla mnie jasne, że ze mnie tchórz
i w ogóle osobnik nie całkiem normalny.
Jak to się więc stało, że zostałem mistrzem w boksie?
Na pewno nie za sprawą wrodzonej agresywności. Chcia-
łem po prostu ukryć swój wstyd. Nie cierpiałem boksu, ale
strach przed oberwaniem był słabszy niż strach przed tym,
co koledzy sobie o mnie pomyślą. Jak to się stało, że zo-
stałem nieustraszonym młynarzem? Nigdy nim nie byłem.
Strach był stale obecny. Ilekroć dawałem nura między kola-
na rozpędzonych nóg, byłem pewien, że skręcę sobie kark.
Kiedy po raz pierwszy wybrano mnie do szkolnej reprezen-
tacji, graliśmy z naszymi największymi rywalami. Stchórzy-
łem, co kosztowało nas mecz. Moje tchórzostwo było ewi-
dentne dla wszystkich zawodników i widzów. Nikt mi nie
robił wyrzutów, ale też długo nikt się do mnie nie odzywał.
To milczenie było bardziej bolesne niż jakikolwiek uraz fi-
zyczny na boisku czy na ringu. Podobno „bohater ginie raz,
a tchórz po tysiąckroć”.
Opisany incydent nauczył mnie, że w tym powiedzeniu
tkwi wiele prawdy. Nigdy już nie miałem odwagi stchórzyć.
Stąd moja sława nieustraszonego młynarza. Wydaje ci się,
że okazałem niebywałą odwagę, dalej mimo strachu wal-
cząc na ringu i grając w rugby? Sam pewnie kiedyś bym się
zgodził z takim poglądem. Przecież istotą odwagi jest prze-
zwyciężenie strachu. Jeśli ktoś nieustraszony dokonuje od-
ważnego czynu, to chyba nie można tego nazwać odwagą?
„Głupiec spieszy, gdzie anioł stąpać się nie waży”. Ale czy
naprawdę byłem odważny? Znalazłem się między młotem
a kowadłem: z jednej strony strach przed urazem fizycznym,
z drugiej lęk przed zdemaskowaniem jako tchórz, za jakiego
się uważałem. Czy byłem odważny, bo wybrałem mniejszy
z dwóch strachów? Absolutnie nie. Po prostu racjonalnie
rozumowałem. Niejeden czytelnik wyśmieje zdanie: „Nigdy
nie miałem już odwagi stchórzyć przed blokiem”. Na pewno
##7#52#aNjY1MTk4M0EzMzMxMzMzNQ==
##7#52#aNjY1MTk4M0EzMzMxMzMzNQ==
jest to oksymoron. Jak można nie mieć odwagi stchórzyć?
Zaraz to wyjaśnię. Teraz zdaję sobie sprawę, że nie byłem
ani dzielny, ani tchórzliwy. Wszystko znów sprowadza się
do prania mózgu i stworzonych przez „inteligentny” gatunek
fałszywych zasad, które pozostawały w sprzeczności z moim
własnym instynktem, a w konsekwencji rodziły zwątpienie
i niepewność. Do dziś wśród dzieci najwyższą obelgą jest
nazwanie kogoś tchórzem, jakby odczuwanie strachu było
zbrodnią, a nie naturalnym, zdrowym, niezbędnym do prze-
trwania instynktem.
Czy to oznacza, że wśród ludzi nie istnieje coś takiego,
jak odwaga i tchórzostwo? Czy utrzymuję, że człowiek ni-
czym się nie różni od dzikiego zwierzęcia? Oczywiście, że
nie. Człowiek ma wysoko rozwinięty mózg, który pamięta
i pozwala nam uczyć się na własnych błędach. Dzięki temu
możemy wykorzystać nabyte wcześniej doświadczenia do
rozwiązywania nowych problemów. Tyle że tę inteligencję
należy wykorzystywać do wzmacniania naszych naturalnych
instynktów, zamiast do wprowadzania zamętu i zastępowa-
nia ich podwójnymi standardami. Proponuję taki przykład.
Powiedzmy, że ktoś się ze mną założył, że nie przejdę
po wąskiej metalowej szynie zawieszonej wysoko pomiędzy
dwoma budynkami. Bez wahania nie przyjąłbym takiego za-
kładu i wcale tchórzem bym się nie poczuł ani o nic bym się
nie obwiniał. Wyzwiska takie jak tchórz zdziałałyby tyle, że
mojego oponenta uznałbym za idiotę. Gdyby jednak cho-
dziło o uratowanie dziecka znajdującego się na dachu prze-
ciwległego budynku, sumienie kazałoby mi podjąć taką pró-
bę. Jeśli pokonałbym strach i spróbował je uratować, uznał-
bym to za czyn odważny. Gdybym tego nie zrobił, uznałbym
siebie za tchórza.
Oto moja definicja tchórzostwa: brak działania zgod-
nie z własnym sumieniem ze strachu przed fizycznym ura-
zem albo śmiesznością. Czy to znaczy, że wszedłbym do
##7#52#aNjY1MTk4M0EzMzMxMzMzNQ==
##7#52#aNjY1MTk4M0EzMzMxMzMzNQ==
płonącego budynku, żeby kogoś uratować? Niekoniecznie.
Oceniłbym ryzyko. Gdybym uznał, że nie jest warte podję-
cia, nie podjąłbym go. Na pewno podejmowałbym większe
ryzyko dla własnej rodziny niż dla nieznajomych.
Moje wątpliwości i niepewność znikły po odkryciu Easy-
way. Dziś nie przeżywałbym takich rozterek, jak za młodu.
Gdybym wtedy nie mylił naturalnych instynktów ze sztucz-
nymi zasadami „inteligentnego” gatunku, nie uprawiałbym
boksu czy rugby, tak samo jak nie przyjmowałbym głupich
zakładów o chodzeniu po linie. Nie pragnąłem nikomu robić
krzywdy, tak jak nie chciałem, żeby mnie krzywdzono. Ta-
kie pomieszanie pojęć stało się przyczyną wielu urazów i na
boisku, i na ringu, wielu godzin leczenia poważnych kontu-
zji i wielu lat życia w przekonaniu, że jestem tchórzem. I to
zupełnie niepotrzebnie! Dziecko potrzebuje wiele odwagi,
żeby sprzeciwić się panującym dogmatom, tak jak wiele od-
wagi trzeba, żeby stanąć w obronie uciśnionego. Gdyby nie
to pomieszanie pojęć, wierzę, że stać by mnie było na taką
odwagę. Dlatego potrzeba odwagi, żeby stchórzyć przed
młynem. Gdybym stchórzył, potrzebowałym wiele odwagi,
żeby znosić wyzwiska kolegów i nauczycieli.
Czy w czasie wojny miałbym odwagę spełniać swój pa-
triotyczny obowiązek? Nie wiem. Z wielu powodów podej-
rzewam, że tak. Czy dręczy mnie niepokój, bo nie wiem, jak
się zachowam w godzinie próby? Bynajmniej nie. Od odkry-
cia Easyway nieraz byłem wystawiany na próbę – może nie
aż tak dramatyczną jak chodzenie po linie czy ratowanie lu-
dzi z pożaru, ale na pewno wymagającą sporo odwagi. Cho-
ciaż już wiem, że w szkole nie byłem tchórzem, doskonale
pamiętam, jak to jest nim się czuć, dlatego zawsze wolę sta-
wić czoła strachowi.
Przejdźmy teraz do pytania postawionego w tytule
tego rozdziału: czy alkohol dodaje człowiekowi odwagi?
Nie wątpię, że marynarze byli wdzięczni za łyk rumu dla
##7#52#aNjY1MTk4M0EzMzMxMzMzNQ==
##7#52#aNjY1MTk4M0EzMzMxMzMzNQ==
kurażu i wielu naprawdę wierzyło, że dzięki niemu poczu-
li się odważni. Ale czy alkohol może rzeczywiście doda-
wać odwagi? Odwaga to pokonywanie strachu. Jeśli więc
zmniejszy się poziom strachu, czy nie potrzebujesz mniej
odwagi, żeby go pokonać? Faktem jest, że alkohol działa
otępiająco, również na sprawność zmysłów i zdolność od-
czuwania strachu. Chyba się ze mną zgodzisz, że ten łyk
rumu nie tyle dodawał im odwagi, ile zdejmował z nich
odrobinę strachu?
Dla wyjaśnienia sprawy posłużmy się przykładem z życia
codziennego. Człowiek, który boi się podróży samolotem,
często się upija przed lotem. Wcale się nie łudzi, że alkohol
doda mu odwagi, bo strach go nie opuszcza nawet po wypi-
ciu. Nie ma żadnej wątpliwości, że pije przed wejściem na
pokład, żeby mniej się bać w czasie lotu. Nie jest to tak oczy-
wiste w przypadku marynarzy, bo oni naprawdę są odważni.
Ale w obydwu przykładach wpływ alkoholu jest dokładnie
taki sam. Alkohol zmniejsza strach, ale:
##7#52#aNjY1MTk4M0EzMzMxMzMzNQ==
##7#52#aNjY1MTk4M0EzMzMxMzMzNQ==
Ma parę silnych nóg, które same w sobie stanowią potężny
oręż, a przede wszystkim pozwalają umknąć ich właścicielo-
wi przed niebezpieczeństwem z prędkością większą niż nogi
niejednego drapieżnika. Chowając głowę w piasek – na-
wiasem mówiąc, w tej pozycji wygląda co najmniej dziw-
nie – struś pozbawia się swoich trzech atutów niezbędnych
do przetrwania: wzroku, możliwości obrony i możliwości
ucieczki. Staje się bezbronny.
Wszystkie ptaki mają bardzo małe mózgi – stąd wyraże-
nie „ptasi móżdżek” – a struś nie jest wyjątkiem. Człowiek
szczęśliwie jest obdarzony znacznie większym mózgiem,
dlatego nie dla nas strusia strategia. Przy naszej wyższej inte-
ligencji wiedzielibyśmy doskonale, że chowanie głowy w pia-
sek zagrożenia nie usunie, co gorsza, pozbawi nas możliwo-
ści obrony. W naszym przypadku nawet nie zredukowałoby
strachu, przeciwnie – spotęgowałoby go. Wiedzielibyśmy, że
chociaż nie widzimy głodnego lwa, to lew z całą pewnością
widzi nas.
Przykład ze strusiem jest bardzo cenny, bo pomaga nam
zrozumieć własne instynkty. Chowając głowę w piasek, struś
zapomina o strachu, a w konsekwencji zwiększa grożące mu
niebezpieczeństwo. Czy to mądra taktyka? Z pewnością nie.
Strach jest takim samym sprzymierzeńcem jak alarm prze-
ciwwłamaniowy. Ostrzega przed niebezpieczeństwem, któ-
re może się okazać realne lub nie – zupełnie jak z alarmem
przeciwwłamaniowym. Eliminowanie strachu w sposób inny
niż przez usuwanie jego przyczyny jest jak wiara w to, że
ugasimy pożar przez wyłączenie alarmu. Tymczasem postę-
pując w ten sposób, jednocześnie uniemożliwiasz rozwiąza-
nie problemu: jeśli alarm będzie wyłączony, straż pożarna nie
przyjedzie. Pomaganie sobie alkoholem, żeby zredukować
strach, jest dokładnie tym samym. Odbierasz sobie możli-
wość rozprawienia się z przyczyną strachu, a tym samym po-
zbycia się strachu na zawsze.
##7#52#aNjY1MTk4M0EzMzMxMzMzNQ==
##7#52#aNjY1MTk4M0EzMzMxMzMzNQ==
Wydaje ci się to wszystko oczywiste? W przypadku stru-
sia owszem, bo zwierzęta kierują się tylko instynktem. Dla
nich sprawy nie komplikują stworzone przez człowieka po-
jęcia odwagi i tchórzostwa, czy ideały, takie jak obowiązek
niesienia pomocy przyjacielowi, rodzinie, ojczyźnie. Nie
mamy prawa wyśmiewać strusia i jego metody radzenia so-
bie ze strachem, bo postępujemy równie głupio, ilekroć dla
osiągnięcia podobnego efektu z rozmysłem się upijamy. Jaka
różnica pomiędzy zalewaniem się w trupa a chowaniem gło-
wy w piasek? W obydwu przypadkach stajemy się bezbronni!
Czy chowanie głowy w piasek w obliczu niebezpieczeństwa
to według ciebie akt odwagi? Jasne, że nie, to raczej tchó-
rzostwo. Jak więc możemy mówić, że upijanie się w obliczu
niebezpieczeństwa dodaje nam odwagi?
Wielokrotnie słyszałem, że to nie w obliczu niebezpie-
czeństwa strusie chowają głowę w piasek. A skoro to praw-
da, to czy powinienem przytaczać tę analogię. Czemu nie?
Nie jest istotne, czy i dlaczego to robią, ważne jest, że takie
postępowanie jest głupotą. Właściwie to odetchnąłem z ulgą
na wieść o tym, że strusie nie chowają głowy w piasek w ob-
liczu niebezpieczeństwa. Byłoby to wbrew prawom natury
i zmniejszałoby drastycznie szanse na przetrwanie tego ga-
tunku. Jednocześnie oznacza to, że przy naszych potężnych
mózgach i zaawansowanej technice, jaką dysponujemy, jeste-
śmy głupsi od strusi!
Wróćmy do wcześniejszego przykładu o pilotowaniu sa-
molotu nad Alpami w gęstej mgle. Byłoby to budzące grozę
doświadczenie nawet dla doświadczonego pilota, dysponu-
jącego wszystkimi niezbędnymi przyrządami pokładowy-
mi. Wyobraź sobie, o ile groźniejsza byłaby sytuacja, gdyby
nie mógł polegać na przyrządach: na radarze, wysokościo-
mierzu, wskaźniku paliwa, radiu, busoli. Wyobraź sobie, że
do tego stopniowo traciłby wzrok, słuch i zmysł dotyku,
a co najgorsze jego mózg – komputer sterujący umysłem
##7#52#aNjY1MTk4M0EzMzMxMzMzNQ==
##7#52#aNjY1MTk4M0EzMzMxMzMzNQ==
i ciałem – też przestałby sprawnie działać. Oto prawdziwa
groza. Właśnie tak na ciebie działa alkohol, a im więcej go
pijesz, tym w mocniejszych trzyma cię pętach. Wypij do-
statecznie dużo, a zwali cię z nóg. Wypij więcej, a stracisz
przytomność. Tak nie lata się we mgle. Czy to rozsądne, żyć
z głową w piasku?
Nadal nie rozumiesz, o co mi chodzi? Wyobraź sobie, że
lecisz tym samolotem nad Alpami jako pasażer i widzisz, jak
pilot pociąga z butelki. Jak zareagujesz? Założę się, że tak jak
dyrekcja linii lotniczych. Pilotowi, który wypije choć łyk al-
koholu w czasie rejsu, grozi natychmiastowe wylanie z pracy.
Twój mózg i cały organizm to bardzo przemyślne urządze-
nia. Czy naprawdę sądzisz, że wspomagasz je substancjami
chemicznymi, które źle wpływają na ich funkcjonowanie?
Czasem po zażyciu LSD może się wydać, że latamy. Czy to
znaczy, że LSD umożliwia nam latanie? Jak dotąd, nikomu
się to nie udało, ale było kilku takich, którzy zginęli próbując.
Łyk rumu może zapobiegł buntowi na pokładzie, ale niestety
jednocześnie wpływa ujemnie na umiejętność podejmowania
strategicznych decyzji, na koordynację i refleks.
Może właśnie w tej chwili zaczęły cię nachodzić wąt-
pliwości. Może dochodzisz do wniosku, że ignorancja jest
błogosławieństwem i lepiej wierzyć, że alkohol jednak do-
daje odwagi. Nie poddawaj się tak szybko! Przypominam, że
mam dla ciebie jedynie dobre wiadomości. Tak czy inaczej,
pijąc w obliczu stresu czy niebezpieczeństwa nie całkiem
wierzymy w dobroczynne skutki alkoholu. W głębi serca
wiemy, że picie dla kurażu nie dodaje nam prawdziwej od-
wagi. Czujemy, że pijąc, robimy się bardziej podatni na lęki.
Pilot bałby się dużo bardziej, gdyby wiedział, że przyrządy
nie działają, a w nas rośnie strach wraz ze świadomością,
że stajemy się coraz bardziej bezbronni. Tak jak pomaga-
nie sobie alkoholem w walce ze strachem w obliczu nie-
bezpieczeństwa daje nam złudzenie dodawania odwagi,
##7#52#aNjY1MTk4M0EzMzMxMzMzNQ==
##7#52#aNjY1MTk4M0EzMzMxMzMzNQ==
tak potęgowanie strachu przez alkohol w takich sytuacjach
stwarza złudzenie tracenia odwagi.
Nie przejmuj się, jeśli trudno ci rozwikłać tę ostatnią
myśl. Zapomnijmy o złudzeniach. Jest oczywiste, że alkohol
nie dodaje ci odwagi. Jest równie oczywiste, że picie alkoholu
w obliczu niebezpieczeństwa wzmaga strach, bo, jak wiesz
doskonale, pozbawia cię naturalnych mechanizmów obron-
nych. W rezultacie czujesz, jakbyś miał mniej odwagi. Nie
znaczy, że brak ci odwagi jako takiej. Znaczy tylko tyle, że
alkohol blokuje ci do niej dostęp. Może być ciężko to zaak-
ceptować, ale zapewniam cię, że właśnie tak jest. I tak na-
prawdę to wiemy o tym przez całe nasze życie. Czy według
ciebie alkoholik należy do tych, którzy dzielnie stawiają czo-
ło próbom, jakim poddaje ich życie? Wręcz przeciwnie – jest
to ktoś, kto nie radzi sobie z życiem na warunkach, jakie mu
ono stawia. Dlatego stara się o tym zapomnieć – dodam, że
nieskutecznie. To oczywiste, że jego kłopoty spowodował al-
kohol! Alkohol nie dodaje nam odwagi:
##7#52#aNjY1MTk4M0EzMzMxMzMzNQ==
##7#52#aNjY1MTk4M0EzMzMxMzMzNQ==
Alkohol nie dodaje ani odwagi, ani pewności siebie. Prze-
ciwnie – utwierdza cię, i wszystkich wokół – w przekonaniu,
że brak ci obu tych cech. Na szczęście to tylko iluzja! Niedłu-
go zadziwisz się, jak wiele w tobie odwagi i pewności siebie.
Poza mylnym przekonaniem, że alkohol dodaje nam od-
wagi, powszechnie przyjęło się uważać, że:
DZIĘKI ALKOHOLOWI
POZBYWAMY SIĘ ZAHAMOWAŃ
##7#52#aNjY1MTk4M0EzMzMxMzMzNQ==
##7#52#aNjY1MTk4M0EzMzMxMzMzNQ==
14. Dzięki alkoholowi
pozbywamy się zahamowań
##7#52#aNjY1MTk4M0EzMzMxMzMzNQ==
##7#52#aNjY1MTk4M0EzMzMxMzMzNQ==
razu zauważamy, kto jest, a kto nie jest nieśmiały. Dotyczy to
zwłaszcza dzieci, szczególnie tych, których pełni najlepszych
chęci rodzice zachęcają:
„No już, nie wstydź się. Pokaż wszystkim, jak ładnie śpiewasz”.
##7#52#aNjY1MTk4M0EzMzMxMzMzNQ==
##7#52#aNjY1MTk4M0EzMzMxMzMzNQ==
Powiedzmy mój brak agresji, kiedy byłem dzieckiem. Przyglą-
dałeś się kiedyś chłopcom szykującym się do bójki z powodu
jakiejś faktycznej czy wyimaginowanej zniewagi? Jak u jeleni
na rykowisku pierwsze starcie poprzedza rytuał napinania
mięśni i obrzucania się wyzwiskami. Wyraźny tu wpływ pra-
nia mózgu. Jak wcześniej mówiłem, uważałem, że odstaję od
normy, bo nie sprawiała mi żadnej przyjemności perspek-
tywa zadawania komuś bólu i robienia mu krzywdy, a tym
bardziej perspektywa odebrania od kogoś razów. W głowie
mi nawet nie zaświtało, że mój adwersarz przeszedł takie
samo pranie mózgu i bał się nie mniej niż ja. Byliśmy jak dwa
byczki, każdy karmił się nadzieją, że ten drugi się wycofa i do
bitwy nie dojdzie. To dlatego konfrontacje między dwoma
normalnymi osobnikami płci męskiej stosunkowo rzadko
kończą się użyciem siły. Z wiekiem mądrzejemy, a ochota na
fizyczne załatwianie porachunków mija. Jednak dwaj mło-
dzieńcy, którzy sobie najpierw zdrowo popili, zapominają
o strachu. Pozbywają się też zahamowań, łącznie z tym, które
normalnie każe im dbać o własną skórę i nie krzywdzić in-
nych. W zwykłej fizycznej konfrontacji dwóch byczków albo
chłopców walka się kończy wraz z ustanowieniem zwycięzcy.
Ale młodzian pod wpływem alkoholu gotów jest tłuc i kopać
przeciwnika do nieprzytomności, z której ten często nigdy
nie wychodzi. Ach, jak miło wypić i zabawić się w doboro-
wym towarzystwie!
Następny klasyczny przykład to prowadzenie samochodu
po alkoholu. Muszę przyznać, że zanim rozpoczęto kam-
panię „Piłeś – nie jedź”, należałem do tych idiotów, którzy
twardo obstają, że po kilku drinkach prowadzi im się lepiej.
Uważam się za niegłupiego faceta. Dlaczego więc byłem taki
głupi? Pewnie kiedy się tak chełpiłem, byłem akurat w sta-
nie wskazującym na spożycie. Jak pamiętam z lat wczesnej
młodości, po wypiciu dużej ilości alkoholu traciłem przy-
tomność. Wobec tego po niedużej ilości coś mi musiało paść
##7#52#aNjY1MTk4M0EzMzMxMzMzNQ==
##7#52#aNjY1MTk4M0EzMzMxMzMzNQ==
na mózg. Skąd moje przekonanie, że po alkoholu jestem lep-
szym kierowcą? Stąd, że zapominamy wtedy o lęku przed
ciężkim urazem, w związku z czym bez żadnych obaw jeź-
dziłem szybciej niż zwykle. Innymi słowy, alkohol powodo-
wał złudne poczucie bezpieczeństwa podczas jazdy. Czy to
czyniło ze mnie lepszego kierowcę? Wręcz przeciwnie.
Najgorszy w jeździe po pijanemu nie jest brak jakichkol-
wiek obaw, że zrobisz sobie krzywdę, ale to, że pozbywasz się
zahamowań. Nie czujesz, że alkohol przytępił ci zmysły i po-
czucie odpowiedzialności. Czy w ogóle człowiek może so-
bie wyobrazić, że zabija kogoś podczas jazdy po pijaku?! Czy
może sobie wyobrazić, że zabija własne dziecko i musi z tym
żyć do końca swoich dni?!
Twierdzisz, że należysz do tych rozsądnych, którzy nig-
dy nie prowadzą po wypiciu ani nie stają się agresywni. Dla-
czego więc miałbyś sobie odmawiać kilku drinków na przy-
jęciu? Pewnie zdarzało ci się poznać niejedną gadułę, gościa,
któremu nigdy usta się nie zamykają. Cokolwiek mu w gło-
wie zaświta, zostaje natychmiastowo przekazane wszem wo-
bec. Niektórzy określają taką przypadłość wulgarnie, ale za
to trafnie, słowną sraczką. Taki gaduła stara się zaintere-
sować słuchaczy, obiecując niesamowicie ciekawą historię
o przygodzie, jaka mu się przytrafiła w poniedziałek, a może
był to wtorek? Po tym wstępie następują długie dociekania,
jaki dokładnie to był dzień. Po dziesięciu minutach, choć nie
chcesz zachować się nieuprzejmie, nie wytrzymujesz i pytasz,
czy data ma jakiekolwiek znaczenie. Pada na to brutalna od-
powiedź: „Oczywiście! Przecież tego dnia przeczytałem ga-
zetę!”. Z trudem się powstrzymujesz, żeby nie powiedzieć:
„A właściwie, jakie to ma znaczenie, którego dnia pan prze-
czytał gazetę?”, bo wiesz, że tym sposobem tylko przedłu-
żysz męczarnie. Grzecznie i cierpliwie słuchasz opowieści,
której najciekawszą częścią okazują się rozważania, czy był
to poniedziałek, czy też wtorek.
##7#52#aNjY1MTk4M0EzMzMxMzMzNQ==
##7#52#aNjY1MTk4M0EzMzMxMzMzNQ==
Każdy z nas ma jeden lub kilka punktów kontrolnych na
drodze pomiędzy mózgiem a ustami. Ja przyznaję się do jed-
nego. Do czego służy taki punkt kontrolny? Do przetwarza-
nia wpadających do głowy myśli, zanim zostaną one prze-
kazane przez usta w postaci słów i zdań. Punkt kontrol-
ny zapobiega wypowiadaniu zdań, które słuchaczom mo-
głyby się wydać głupie, nudne albo obraźliwe. Takie urzą-
dzenie można by chyba nazwać zahamowaniem. Niektórzy
mają kilka takich punktów kontrolnych – czasem tak wie-
le, że z ich ust nie wydobywa się nic, co byłoby w najmniej-
szym stopniu kontrowersyjne. O takich ludziach mówimy, że
mają zahamowania i rozmowa z nimi bywa raczej męcząca.
Nie mam pojęcia, jaka jest optymalna ilość punktów kon-
trolnych. Może dwa? Wiem natomiast, że od czasu do cza-
su rumienię się ze wstydu, bo mój punkt kontrolny przega-
pił jakąś głupotę.
Alkohol likwiduje takie zahamowania. Dlatego właśnie
miłe spotkanie towarzyskie czasem przeradza się nagle w bi-
jatykę: ktoś powie lub zrobi coś obraźliwego, czego by za nic
nie zrobił na trzeźwo. Twierdzisz, że osoba z zahamowania-
mi zyskałaby niepomiernie, gdyby się ich pozbyła, byle nie
na tyle, żeby obrażać towarzystwo? Ale jak określić stosow-
ną ilość zahamowań? Gdzie przebiega granica? Jak wiado-
mo, alkohol otumania. Jak wobec tego, skoro stopniowo tra-
cisz nad sobą kontrolę, określisz punkt, którego nie wolno
ci przekroczyć? Nawet gdyby było to możliwe, w twojej ar-
gumentacji tkwi błąd. Osoby z zahamowaniami nie stają się
pod wpływem alkoholu bardziej interesujące. Przeciwnie, ro-
bią się nudne, egzaltowane, powtarzają się, nie potrafią się lo-
gicznie wysłowić. Nie byłoby to takie złe, gdyby taki osobnik
czuł się z tym lepiej, ale tak nie jest. Znajduje się w stanie za-
mroczenia, a więc brak mu narzędzi, żeby ocenić sytuację.
Jakie wrażenie to robi na reszcie towarzystwa? Jeśli są
równie pijani, ich opinia nie ma żadnego znaczenia, ponieważ
##7#52#aNjY1MTk4M0EzMzMxMzMzNQ==
##7#52#aNjY1MTk4M0EzMzMxMzMzNQ==
i tak nie są sobą. W gruncie rzeczy mogłoby ich tam w ogóle
nie być. Na pewno wielokrotnie słyszałeś taką oto relację:
„Musiała być świetna zabawa, byłem tak pijany, że nic nie
pamiętam”. Jak mogłeś cokolwiek zapamiętać, skoro byłeś
na pół przytomny? Jak można się dobrze bawić, będąc nie-
przytomnym? Problem w tym, że kiedy ktoś, kto zwykle ma
zahamowania, kompletnie o nich zapomina, jest już na ogół
w takim stanie, że nie potrafi poprawnie ocenić sytuacji. Ła-
two to sprawdzić. Przyjrzyj się na trzeźwo dwóm osobom
z zahamowaniami, jak piją i prowadzą „interesującą” dysku-
sję. Przekonasz się, jak bardzo „interesującą”. I domyślisz się,
jak sam jesteś „interesujący” po wypiciu.
Pewien komik kiedyś powiedział: „Kładłem się do łóżka
z najpiękniejszymi kobietami świata, a budziłem się z naj-
brzydszymi”. Co w tym złego? Czyż dzięki alkoholowi świat
nie wydaje się weselszy i piękniejszy? Tyle że szczerze wąt-
pię, żeby cokolwiek sprawnie u niego funkcjonowało, skoro
był tak pijany, że nie dostrzegł jej brzydoty. Nie od dziś wia-
domo, że przygoda na jedną noc z kimś kompletnie pijanym
kończy się jednonocną klapą pod każdym względem. Nie
sądzę zresztą, żeby te panie były rozkochane w spoconym,
sapiącym impotencie, którego chrapanie nie dawało im całą
noc spać.
Jak na kogoś, zwykle pełnego zahamowań, patrzą ci, któ-
rzy na przyjęciu zachowują względną trzeźwość? Znamy
chyba wszyscy podobny tekst:
##7#52#aNjY1MTk4M0EzMzMxMzMzNQ==
##7#52#aNjY1MTk4M0EzMzMxMzMzNQ==
podpisywałem mu zwrot wydatków – łapał mnie za ramię
i zionąc oparami alkoholu, walił prosto z mostu, że wszystko
robimy nie tak i czego to on by nie dokonał, gdyby był sze-
fem. Czy robiło to na mnie wrażenie? Czy myślałem: „Ależ
to dynamiczny facet. Muszę mu powierzać ważniejsze zada-
nia!”? Przeciwnie. Było oczywiste, że to pijackie gadanie. Na
przyszłość obiecywałem sobie nigdy koło niego nie siadać.
Czy kiedykolwiek zrobiłem z siebie głupca po wypi-
ciu? Na pewno tak. Pewnie częściej niż zdołałem spamię-
tać. W tym właśnie problem: kiedy jesteś pijany, nie pamię-
tasz. Natomiast doskonale pamiętam uczucie wstydu i zaże-
nowania następnego dnia. Spójrz wstecz na swoje życie. Czy
pijak kogokolwiek nabierze, czy na kimkolwiek zrobi wraże-
nie? Czy naprawdę lubimy tracić świadomość? Czy następ-
nego dnia jesteśmy szczerze dumni ze swoich wyczynów?
Czy pijak to ktoś, na kim się warto wzorować i kogo war-
to podziwiać? Na pewno nie. Pijak to dla nas taki człowie-
czyna, który, na co dzień potulny jak baranek, dopiero czu-
jąc się bezpiecznie w zamkniętym samochodzie, nie zdejmu-
je ręki z klaksonu.
To, że alkohol dodaje odwagi, to złudzenie, iluzja. To
prawda, że dzięki niemu zapominamy o strachu i zahamo-
waniach, ale w sumie nie jest to takie dobre, jak się nam wy-
daje. Samotna dziewczyna, wracająca po nocy z klubu, po-
winna się nieco bać. Jeśli jest pijana, zapomina o naturalnym
uczuciu strachu i naraża się na niebezpieczeństwo.
Zajmiemy się teraz kolejnym fałszywym przekonaniem, że:
##7#52#aNjY1MTk4M0EzMzMxMzMzNQ==
##7#52#aNjY1MTk4M0EzMzMxMzMzNQ==
15. Alkohol koi nerwy
##7#52#aNjY1MTk4M0EzMzMxMzMzNQ==
##7#52#aNjY1MTk4M0EzMzMxMzMzNQ==
konstrukcji psychicznej i fizycznej. Tymczasem nerwy stano-
wią część całego skomplikowanego mechanizmu, który ma
nam zapewnić przetrwanie. Incydent ten okazał się szczęśli-
wym zrządzeniem losu. Pogrążona w depresji kobieta, któ-
ra dotąd niewiele korzystała z naszych rozmów, teraz zrozu-
miała, że jej reakcja była całkiem naturalna i dowodzi, że jej
organizm poprawnie funkcjonuje. Efekt był natychmiasto-
wy: łzy wyschły, a na twarzy pojawił się promienny uśmiech.
Nareszcie była w stanie rozmawiać z resztą grupy o gnę-
biących ją „straszliwych” problemach, które, jak się okaza-
ło, były typowymi dla zachodniej cywilizacji bolączkami, jak
sama przyznała, nieszczególnie dramatycznymi. Wspomnia-
łem, że mam podobne problemy, ale przestałem się już nimi
przejmować. Incydent bardzo pomógł jej i reszcie grupy zro-
zumieć, że jedynym powodem, dla którego codzienne bo-
lączki urastają do rozmiarów wielkiego problemu, jest regu-
larne zatruwanie organizmu przez silną truciznę, która od-
biera nam zdrowie i siły, żeby z nimi walczyć. Ma też ujem-
ny wpływ na naszą odwagę i pewność siebie. To przecież cał-
kiem logiczne – jeśli czujesz się fizycznie i psychicznie kiep-
sko, byle pagórek staje się niebotyczną górą.
Często mylimy stres z odpowiedzialnością, mamy też
tendencję do traktowania nerwów jako coś zdrożnego. Mu-
simy dokładnie pojąć znaczenie tych terminów. System ner-
wowy jest szalenie ważny jako kluczowy element naszej
ochrony. Odpowiedzialność może być korzystna lub nie. Je-
śli lubisz odpowiedzialność, dzięki niej rozkwitniesz. Nudna,
codzienna praca będzie dla ciebie stresująca. Z kolei ktoś, kto
nie lubi, albo nie potrafi wziąć na siebie wyzwań, będzie się
stresował pracą wymagającą odpowiedzialności.
Tak jak wmówiono nam, że strach i ból są złe, tak uwie-
rzyliśmy, że stres sam w sobie jest złem. To nieprawda. Po-
dobnie jak strach i ból, stres jest tylko sygnałem ostrzegaw-
czym. Jeśli żaróweczka we wskaźniku paliwa w samochodzie
##7#52#aNjY1MTk4M0EzMzMxMzMzNQ==
##7#52#aNjY1MTk4M0EzMzMxMzMzNQ==
migocze, przecież jej nie wyrzucasz, bo byłoby to głupotą
i groziłoby prawdziwą katastrofą; starasz się usunąć przyczy-
nę migotania. Czy nie jest oczywiste, że równie głupie było-
by pozbywanie się strachu, bólu czy stresu, zamiast usuwania
przyczyny tych symptomów?
Ostatnio lekarze coraz rzadziej przepisują leki odpręża-
jące, takie jak valium. Dlaczego? Bo valium działa trochę jak
alkohol. Na stres jedynym lekarstwem jest usunięcie przy-
czyny stresu. A valium tego nie robi; usuwa tylko żaróweczkę
kontrolki. Wraz z ustaniem działania leku pacjent jest znów
w punkcie wyjścia i potrzebuje kolejnej dawki. A potem ko-
lejnej, i następnej. Dla twojego organizmu valium jest czymś
obcym, wpływającym na sprawne działanie systemu. Zdu-
miewająca maszyna zaczyna wytwarzać odporność na ten
lek, a skutek jest taki, że lek nie działa już tak mocno jak na
początku. W rezultacie pacjent zwiększa dawkę i częstotli-
wość zażywania leku, aż nadchodzi taka chwila, kiedy va-
lium już na niego nie działa. Co wtedy? Przerzuca się na sil-
niejszy lek i cały proces się powtarza. Tymczasem przyczyna
stresu trwa, a w konsekwencji życie pacjenta staje się jeszcze
bardziej stresujące. Wszystkie leki uspokajające pociągają za
sobą fizyczne i psychiczne skutki uboczne, z których niewąt-
pliwie najpoważniejszym jest całkowite uzależnienie.
Skoro tak działa lek przepisywany przez lekarza, to czyż
nie jest kompletną głupotą uciekanie w alkohol? Alkohol to
narkotyk, który jest silną trucizną, stopniowo nadwątlającą
wszystkie zmysły. Zapamiętaj: alkohol nie pomaga na stres,
przeciwnie – jest jego główną przyczyną.
Czy to znaczy, że nie należy brać leków przeciwbólowych,
jeśli coś nas boli, ani uspokajających, jeśli jesteśmy zdener-
wowani? Nie. Po wyrywaniu zęba jestem szalenie wdzięczny
za półprzytomny stan wywołany przez valium. W tym przy-
padku valium jest pożytecznym lekarstwem, które pozwa-
la bezboleśnie usunąć przyczyny stresu. Nie opowiadam się
##7#52#aNjY1MTk4M0EzMzMxMzMzNQ==
##7#52#aNjY1MTk4M0EzMzMxMzMzNQ==
też za całkowitym zakazem valium i podobnych leków pod
warunkiem, że stosuje się je przez krótki okres. Trzeba tyl-
ko pamiętać, że jednocześnie musimy usunąć przyczynę tego
stresu. Jeśli jednak musisz stale zażywać tabletki na ból gło-
wy albo środki nasenne, najwidoczniej nie pomagają ci one
w rozwiązaniu problemu.
##7#52#aNjY1MTk4M0EzMzMxMzMzNQ==
##7#52#aNjY1MTk4M0EzMzMxMzMzNQ==
może być spowodowane kilkoma czynnikami. Głowę wciąż
zaprząta nam praca, a wtedy na przykład włączamy telewizor
albo otwieramy książkę, albo rozmawiamy z kimś bliskim.
Jeśli jesteśmy brudni i spoceni, bierzemy prysznic, a jeśli
czujemy się fizycznie wyczerpani, robimy sobie odprężającą
kąpiel. Jeśli bolą nas nogi, zakładamy wygodne kapcie. Prze-
bieramy się w coś wygodniejszego. Jeśli jesteśmy głodni, jemy.
Jeśli jesteśmy spragnieni, pijemy. Jednym słowem, w każdym
przypadku usuwamy przyczynę napięcia, bądź odwracamy
od niego uwagę. Dlaczego gorąca kąpiel nas odpręża? Bo koi
ból, rozgrzewa, usuwa brud. W gorący, parny dzień zamiast
gorącej kąpieli wolimy zimny prysznic. Zmęczeni fizycznie,
odprężamy się rozparci w wygodnym fotelu, chociaż tryska-
jące energią dziecko raczej nie wybrałoby takiego sposobu na
relaks. Chodzi o to, że żaden z tych sposobów sam w sobie nie
jest odprężający. Działa odprężająco o tyle, że niweluje czyn-
niki negatywne i, co oczywiste, odnosi skutek jedynie wtedy,
kiedy jest bezpośrednio związane z tym, co spowodowało taki
stan. Jedzenie zaspokoi głód, ale nie pomoże na bolące nogi.
Jakim więc cudem alkohol może cię odprężać? Przecież nie
usuwa przyczyny napięcia? Prawda jest taka, że nie odpręża.
Nawet nie zaspokaja pragnienia.
Skąd więc u pijących tak mocne przekonanie, że alkohol
ich odpręża? Są tego dwa podstawowe powody. O pierwszym
była już mowa: alkohol przytępia zmysły. Nie usuwa napię-
cia spowodowanego którąś z wymienionych wyżej przyczyn,
sprawia jedynie, że przestają nas one obchodzić. Dlatego też
alkoholik może się nie myć, nie golić, nawet nie jeść. Kie-
dy działanie alkoholu mija, okazuje się, że żadna z przyczyn
stresu nie znikła, przeciwnie – przybrała ostrzejszą formę!
Teraz alkoholik czuje jeszcze większą potrzebę napicia się
i w ten sposób rozkręca tę niekończącą się spiralę.
Nie powinno się określać żadnego leku słowem „odprę-
żający”. Całkowite odprężenie to faktycznie cudowny stan
##7#52#aNjY1MTk4M0EzMzMxMzMzNQ==
##7#52#aNjY1MTk4M0EzMzMxMzMzNQ==
braku jakichkolwiek zmartwień. Jest to stan, którego czło-
wiek uzależniony nigdy nie osiągnie. Pomyśl chwilę. Po co się
upijać, skoro jesteś bezgranicznie szczęśliwy? Samobójstwo
to całkowita niepamięć, niezbity dowód na to, że człowiek
jest bardzo nieszczęśliwy. Upojenie alkoholowe to niepamięć
czasowa i częściowa, na poziomie zależnym od stopnia za-
mroczenia. Czy to znaczy, że człowiek, który czuje potrzebę
upicia się, jest nieszczęśliwy? I czy gdyby alkohol rozwiązał
jego problemy i go uszczęśliwił, przestałby się upijać? Żeby
zrozumieć drugi powód, dla którego alkoholicy są święcie
przekonani, że alkohol ich odpręża, musimy się zająć:
UZALEŻNIENIEM OD NARKOTYKU
##7#52#aNjY1MTk4M0EzMzMxMzMzNQ==
##7#52#aNjY1MTk4M0EzMzMxMzMzNQ==
16. Uzależnienie od narkotyku
##7#52#aNjY1MTk4M0EzMzMxMzMzNQ==
##7#52#aNjY1MTk4M0EzMzMxMzMzNQ==
kontrolę nad spożyciem. Mówią też chętnie o „nawyku”,
a nie „uzależnieniu”.
W którym momencie zaczynają określać się jako nar-
komani, a nie użytkownicy? Podejrzewam, że mniej więcej
w tym samym, w którym pijący określa się jako alkoholik.
Sądzę, że definicja powinna raczej brzmieć:
##7#52#aNjY1MTk4M0EzMzMxMzMzNQ==
##7#52#aNjY1MTk4M0EzMzMxMzMzNQ==
Nie mówię oczywiście o tych, którzy rzeczywiście po-
trzebują sześćdziesięciu papierosów i dwóch butelek wina
dziennie, a palą tylko dwadzieścia i wypijają jedną, bo na
więcej ich nie stać albo zdrowie im nie pozwala.
Golf jest drogą zabawą, ale nigdy nie czułem, że wyrzu-
cam pieniądze w błoto. W związku z tą grą nigdy w mojej
głowie nie rodziły się ciemne myśli. Uwielbiałem golfa, a mi-
mo to ilekroć nie mogłem grać, nie odczuwałem „objawów
odstawienia”. Nie czekałem z przerażeniem na zbliżające się
święta, kiedy zabraknie golfa. Nie grałem podczas urlopu
i nie czułem, że się czegoś pozbawiam. Kiedy postanowiłem
z golfem skończyć, nie przechodziłem żadnej traumy z tego
powodu. Po prostu rzuciłem.
Uczciwie przyznaję, że nigdy nie zdarzyło mi się, żeby
przeraziła mnie perspektywa dwutygodniowego wypoczyn-
ku bez tytoniu i alkoholu, a to dlatego, że nigdy nie brałem
takiej możliwości pod uwagę – możliwości wyjazdu gdzieś,
gdzie byłbym papierosów i alkoholu pozbawiony. Oczywi-
ście byłem uzależniony od obydwu tych trucizn na długo
przed tym, jak sobie to uświadomiłem. Chcesz zapytać: „Po
co pozbawiać się przyjemności zapalenia i wypicia na urlo-
pie?” Jeśli o to pytasz, nie czytasz uważnie. Tak odpowiada
każdy „użytkownik”, żeby dowieść, że ma kontrolę. Cho-
dzi o to, że podczas niejednego urlopu ani razu nie miałem
okazji poświęcić się rozrywce, która dawała mi o wiele wię-
cej przyjemności niż palenie i picie: golfowi. Ale z nikotyny
i tytoniu nie potrafiłem zrezygnować, bo:
##7#52#aNjY1MTk4M0EzMzMxMzMzNQ==
##7#52#aNjY1MTk4M0EzMzMxMzMzNQ==
marnować ciężko zarobione pieniądze na takie zajęcie?”,
a druga: „Ale jak bez tego żyć, bez golfa nie poradzę sobie
ze stresem!”.
Wiele nieporozumień z terminami takimi jak „nałóg”,
„nawyk” czy „użytkownik” wynika stąd, że tak zwani eksper-
ci sami nie zdołali pojąć istoty uzależnienia. Dlatego czę-
sto o zażywaniu narkotyków mówią „nawyk”, jakby jedynym
powodem, dla którego ktoś się narkotyzuje, było przyzwy-
czajenie. Czy biorą nas za naiwniaków? Czy u podłoża na-
wyku nie leży zawsze jakiś konkretny powód? W Anglii na-
wykłem do jeżdżenia lewą stroną jezdni, ale na kontynen-
cie natychmiast zrywam z tym nawykiem całego życia i nie
mam z tym żadnych problemów. Do śmietnika z popularną
tezą, że nawyki trudno zmienić! Chyba nie muszę tłuma-
czyć, dlaczego przyzwyczaiłem się do jeżdżenia lewą stro-
ną i dlaczego z nawykiem zrywam. Usprawiedliwiając swoje
zachowanie nawykiem, tak naprawdę mówisz:
##7#52#aNjY1MTk4M0EzMzMxMzMzNQ==
##7#52#aNjY1MTk4M0EzMzMxMzMzNQ==
przyjemność z wbijania sobie igły w żyłę? A czy rozumiesz,
dlaczego to robi?
##7#52#aNjY1MTk4M0EzMzMxMzMzNQ==
##7#52#aNjY1MTk4M0EzMzMxMzMzNQ==
2. Wmówiono nam, że trucizna, która miałaby nam po-
móc tę lukę wypełnić, stanie się źródłem przyjemności,
wsparcia.
3. Pierwsze dawki trucizny smakują okropnie i nie dają ab-
solutnie żadnej przyjemności ani wsparcia, rzeczywiste-
go czy iluzorycznego – dlatego nie obawiamy się uzależ-
nienia. No bo niby dlaczego mielibyśmy na dłuższą metę
brać coś, co smakuje okropnie i nie przynosi żadnych ko-
rzyści? Chociaż, w przypadku używek takich jak alkohol
czy kofeina, paskudny smak zostaje często zamaskowany
różnymi dodatkami, na przykład cukrem. Osładzamy so-
bie tę gorzką pigułkę.
4. Kiedy narkotyk przestaje działać, cierpimy na sympto-
my odstawienia: ledwo odczuwalne uczucie pustki i nie-
pewności, bardzo zbliżone do zwykłego głodu jedzenia.
Ponieważ nie odróżniamy go od głodu ani innych źró-
deł niepokoju – a także dlatego, że nie mamy takich ob-
jawów, dopóki zażywamy narkotyk – nie podejrzewamy
nawet, że to on taki stan powoduje.
5. Jeśli weźmiesz dawkę narkotyku w okresie odstawienia,
częściowo złagodzisz niepokój spowodowany jego bra-
kiem. Nabierzesz pewności siebie, odprężysz się, poczu-
jesz się ogólnie lepiej, niż przed jego zażyciem. To nie jest
złudzenie. Ale twój mózg daje się nabrać, że przyjemność
i odzyskaną pewność siebie zawdzięcza właśnie narko-
tykowi. Jest to, nawiasem mówiąc, przykład, jak silne są
skutki prania mózgu.
##7#52#aNjY1MTk4M0EzMzMxMzMzNQ==
##7#52#aNjY1MTk4M0EzMzMxMzMzNQ==
powrotu do dobrze nam znanego okresu sprzed uzależ-
nienia. Tymczasem twój organizm zdążył się uodpornić
na narkotyk i nie ma już powrotu do dawnego błogo-
stanu. Nawet po kolejnej dawce trucizny nie zdołasz
się odprężyć. Przeciwnie, poczujesz się pusty w środku,
pełen niepokoju, spięty.
6. W miarę jak skumulowane efekty narkotyku wyniszczają
cię psychicznie i fizycznie, coraz silniej daje się we znaki
uczucie uzależnienia, a jednocześnie zwiększa się dzienna
dawka: niekończąca się spirala w dół. Jak na ironię – tak
jak z nędzarzem, dla którego ucztą jest skórka czerstwego
chleba – złudzenie przyjemności i wsparcia coraz bardziej
wprowadza cię w błąd, a rodzina i przyjaciele coraz lepiej
zdają sobie sprawę ze stanu rzeczy. Zresztą, na pewnym
etapie nawet złudzenie przyjemności i wparcia znika.
7. Wmówiono nam, że narkotyki ciężko rzucić i że im bar-
dziej jesteśmy od nich zależni, tym większe ogarnia nas
poczucie straty i krzywdy przy próbie rzucenia. Rze-
czywiście, kiedy uzależniony próbuje ograniczyć dzien-
ną dawkę czy zerwać z nałogiem całkowicie – im dłużej
się powstrzymuje od zaspokojenia pragnienia, tym sil-
niejsze poczucie krzywdy i straty i tym większa przyjem-
ność, kiedy wreszcie to pragnienie zaspokoi. I cierpienie,
i odczuwana przyjemność są jak najbardziej realne. Stąd
powiedzonka takie, jak: „Alkohol nie był taki zły. Gorzej
z okresami pomiędzy… kiedy go zabrakło”.
##7#52#aNjY1MTk4M0EzMzMxMzMzNQ==
##7#52#aNjY1MTk4M0EzMzMxMzMzNQ==
3. Inne, prawdziwe życiowe stresy i niepowodzenia, któ-
re nie mają nic wspólnego z piciem, a które mógłbyś bez
problemu rozwiązać, gdyby nie alkohol.
4. Uczucie pustki i niepokoju wywołane przez „małego po-
tworka”.
5. Psychiczne łaknienie.
##7#52#aNjY1MTk4M0EzMzMxMzMzNQ==
##7#52#aNjY1MTk4M0EzMzMxMzMzNQ==
zablokować zmysłów na ten dźwięk. Nie możesz się ani od-
prężyć, ani skupić na pracy. Dopóki się nie wyłączy, dosłownie
dominuje twoje życie. Dlatego też piąty czynnik, psychiczne
łaknienie, jest potężniejszy niż wszystkie inne razem wzięte.
Raz postanowiwszy zaspokoić pragnienie, alkoholik cierpi
katusze, dopóki tego nie zrobi. A im dłużej cierpi, tym więk-
szą czuje ulgę i tym mocniejsze złudzenie przyjemności.
Nie muszę cię przekonywać, że cierpienie w „okresach
pomiędzy” jest absolutnie prawdziwe. Tak samo jak przy-
jemność po zaspokojeniu pragnienia. Jednak to złudzenie,
że to miłe uczucie, zawdzięczamy alkoholowi. Przeczytaj raz
jeszcze o pięciu czynnikach, które składają się na ten ogrom
cierpienia w „okresach pomiędzy”. Każdy z nich jest spo-
wodowany piciem alkoholu, niezależnie od fazy, w której
się akurat znajdujesz. Wyobraź sobie, że przez tydzień nie
wolno ci zdjąć zbyt ciasnych butów, a jednocześnie musisz
normalnie funkcjonować i w pracy, i w domu. Na pewno
odczujesz niewyobrażalną ulgę, kiedy je w końcu zdejmiesz.
A twierdzenie, że alkohol sprawia autentyczną przyjemność
jest niczym innym, jak utrzymywaniem, że przyjemnie jest
nosić za ciasne obuwie. Nikt nie byłby tak głupi, żeby przez
tydzień chodzić w za ciasnych butach tylko po to, żeby do-
znać kilku chwil przyjemności po ich zdjęciu. Alkohol nie
tylko nie zaspokaja pragnienia, ale przeciwnie – powoduje to
uczucie i je podsyca.
Pamiętaj: jedynym powodem cierpień, jakie stają się
twoim udziałem w „okresach pomiędzy”, jest alkohol. Pa-
miętaj też: w przeciwieństwie do muchy możesz w każdej
chwili uciec, nie musisz cierpieć. Na razie zostaw na boku
te złe chwile, kiedy nie mogłeś się napić, a skup się na tych
boskich godzinach spędzonych na piciu. Odrzuć wszystko,
co na temat picia od lat ci wpajano. Nie zwracaj też uwa-
gi na to, co wyżej pisałem o chwilach iluzorycznej przy-
jemności: o uldze wieńczącej okres abstynencji. Nie myl
##7#52#aNjY1MTk4M0EzMzMxMzMzNQ==
##7#52#aNjY1MTk4M0EzMzMxMzMzNQ==
końca cierpienia z autentyczną przyjemnością. Zastrzyk
przeciwbólowy kończy spowodowane bólem cierpienie,
ale sam w sobie nie jest przyjemny. Nie odczułbyś żadnej
przyjemności, gdyby cię coś nie bolało. Okres abstynencji
zawsze wydaje się długi i bolesny, a chwila jego zakończe-
nia tak śmiesznie krótka. Dlaczego mamy pomijać takie
chwile? Ponieważ w zasadzie nie należą one do tego, co na-
zywamy przyjemnością picia. Jesteśmy nieszczęśliwi, kiedy
nie możemy pić, dlatego zakładamy, że musimy odczuwać
przyjemność, kiedy się wreszcie napijemy. Jest to złudzenie
wspólne dla wszystkich uzależnień, a my próbujemy dojść,
czy to prawda. Ulga odczuwana po okresie abstynencji jest
tylko i wyłącznie ulgą. Od tego momentu zaczyna się praw-
dziwe picie i to właśnie będzie przedmiotem naszych dal-
szych dociekań.
Pomiń też zaspokajanie prawdziwego pragnienia. Zaspo-
koić pragnienie to prawdziwa przyjemność, ale, jak już usta-
liliśmy, na dłuższą metę alkohol jedynie zwiększa pragnienie.
Nie bierz także pod uwagę tych szczęśliwych chwil, które są
szczęśliwe z innych niż alkohol powodów, a więc imprezy,
dyskoteki, ślubu, rodzinnego przyjęcia, wszystkich spotkań
towarzyskich, imprez sportowych, innych rozrywek. Zasta-
nawiasz się, dlaczego mamy je pominąć? Jakby nie było, wła-
śnie przy takich okazjach najbardziej lubimy wypić. Czy aby
na pewno? Pamiętaj: miej umysł otwarty. Może przyjemność
sprawia ci sama impreza, a fakt, że taka okazja byłaby dla
nas koszmarem, gdybyśmy nie mogli na niej pić, sprawia, że
automatycznie upatrujemy w alkoholu źródła przyjemności.
A przecież dla niepijących takie okazje są źródłem takiej sa-
mej radości, mimo że nie piją.
Dla palacza nie ma większej przyjemności, jak zapalić so-
bie przy kawie albo po posiłku. W naszych klinikach prosimy
często „miłośników” palenia, żeby zapalili papierosa i zapytali
samych siebie, co dokładnie jest w tym takiego przyjemnego.
##7#52#aNjY1MTk4M0EzMzMxMzMzNQ==
##7#52#aNjY1MTk4M0EzMzMxMzMzNQ==
Wszyscy bez wyjątku mają problem z wyjaśnieniem. Od
większości słyszymy mniej więcej to:
##7#52#aNjY1MTk4M0EzMzMxMzMzNQ==
##7#52#aNjY1MTk4M0EzMzMxMzMzNQ==
jeden raz, kiedy przyjemność miała związek tylko i wy-
łącznie z alkoholem, a nie z innymi czynnikami? Przypo-
mnij sobie fazę początkową, kiedy dopiero oswajałeś się
z alkoholem. Nie za bardzo ci wtedy smakował, prawda?
A co z etapem przejściowym, kiedy ze smakiem się już
oswoiłeś, ale picie nie było jeszcze problemem? Czy al-
kohol odznaczał się wtedy czymś szczególnym, czy był po
prostu oczywistością w pewnych okolicznościach? Zapew-
ne w tym okresie bywałeś ze znajomymi na kolacji w re-
stauracjach. Czy liczyłeś na dobrą kuchnię, ciekawą roz-
mowę, miłą atmosferę? A może myślałeś: „Fajnie, że sobie
trochę wypiję!”? Czy nie jest prawdą, że alkohol zamie-
nia się w ambrozję dopiero wtedy, kiedy zaczynamy mieć
z nim problem? Czy wszystkie przedstawione dowody nie
świadczą o tym, że nie tyle lubimy pić alkohol, co bez nie-
go czujemy się nieszczęśliwi?
Jeśli się nad tym głębiej zastanowisz i przyjmiesz do
wiadomości, że wszystko, co przyjemne, było przyjemne
z powodów innych niż picie alkoholu, odkryjesz, że przez
prawie całe twoje „pijące” życie złudzenie przyjemności
było ledwo wyczuwalne. No i warto oczywiście pamiętać,
ile razy z twoich ust wydobywał się niezrozumiały bełkot,
ile razy opowiadałeś bzdury, przewracałeś się, zachowywa-
łeś agresywnie i obraźliwie, ile razy szlochałeś bez powo-
du, ile razy rzygałeś i traciłeś przytomność – choć tego
ostatniego, z oczywistych powodów, pamiętać nie możesz.
Wygląda więc na to, że trunkowe okazje nie są w niczym
lepsze od „okresu pomiędzy”, w istocie są gorsze. Pamiętaj,
że w obydwu przypadkach cierpienie jest spowodowane al-
koholem, który ani nie jest źródłem przyjemności, ani nam
w żaden sposób nie pomaga.
Jeśli podejrzewasz się o wadę genetyczną, szczególną
podatność na uzależnienia, pewnie ci się wydaje, że alko-
holik nie ma wyjścia i nie może się uwolnić od pragnienia
##7#52#aNjY1MTk4M0EzMzMxMzMzNQ==
##7#52#aNjY1MTk4M0EzMzMxMzMzNQ==
alkoholu. Tak nie jest. Pożądamy czegoś, jeśli mocno wie-
rzymy, że to coś zapewnia nam autentyczną przyjemność
i autentyczne oparcie. Kiedy złudzenie to się rozwiewa,
pragnienie znika. Jeszcze do tego wrócimy.
Palaczom łatwiej niż pijącym utożsamić się z uzależ-
nionymi od heroiny, a to z dwóch powodów. Po pierwsze,
wbijanie sobie igły w ciało wydaje się równie nienatural-
ne jak wdychanie do płuc toksycznego dymu. Natomiast
zaspokajanie pragnienia jest skądinąd zupełnie naturalną
czynnością, przyjemną i niezbędną do przetrwania. Mowa
oczywiście o piciu w tym szerszym znaczeniu, bo picie al-
koholu nie spełnia żadnej z tych funkcji, tyle że tego nie
dostrzegamy – jako ofiary prania mózgu, którym od wcze-
snych lat się wmawia, że picie alkoholu w umiarze jest
i przyjemne, i całkiem naturalne.
Drugim powodem jest sama natura nikotyny: bar-
dzo szybko osiągamy etap, kiedy zaczynami palić jedne-
go za drugim i wpadamy w panikę, kiedy papierosy nam
się skończą. Na kogoś, kto pali sporadycznie i jest w stanie
przetrwać bez papierosa cały dzień, nałogowi palacze pa-
trzą jak na szczęściarza, ale i dziwoląga. Z alkoholem jest
odwrotnie: rozpoczynanie dnia od kieliszka wódki i nie
rozstawanie się z piersiówką to oznaka alkoholizmu.
Różnica polega na tym, że nikotyna jest wyjątkowo
szybko działającą używką: w ciągu godziny od zgaszenia
ostatniego papierosa organizm pozbywa się większości ni-
kotyny. To dlatego wielu palaczy prędko dochodzi do 20
papierosów dziennie. Uczucie głodu, jakie towarzyszy każ-
demu uzależnieniu, jak najbardziej istnieje, ale go prawie
nie zauważamy; tłumaczymy, że nie wiemy co zrobić z rę-
kami, albo po prostu: „Chce nam się palić”. Zapalając na-
stępnego papierosa, uzupełniamy poziom nikotyny w or-
ganizmie, uczucie niepewności znika, wzrasta złudne prze-
konanie, że papieros nas odpręża i dodaje pewności siebie.
##7#52#aNjY1MTk4M0EzMzMxMzMzNQ==
##7#52#aNjY1MTk4M0EzMzMxMzMzNQ==
W przypadku alkoholu nie występują żadne fizycz-
ne objawy odstawienia, chociaż alkohol powoduje pewne
niepożądane efekty fizyczne. Mówiliśmy już o upojeniu
i odwodnieniu. Nie trzeba być Einsteinem, żeby się do-
myśleć, że u początkującego torsje i kac mają bezpośred-
ni związek z alkoholem: o „klinie” nawet wtedy nie my-
śli, bo na samo wspomnienie alkoholu robi mu się niedo-
brze. Jest to zwykle pierwszy, ale bynajmniej nie ostatni
raz, kiedy obiecujemy sobie nigdy już więcej nie brać al-
koholu do ust. To dlatego choroba alkoholowa rozwija się
od 2 do 60 lat. Z tego samego powodu większość pijących
nigdy nie osiąga fazy, kiedy to ani na chwilę nie rozstaje-
my się z piersiówką: naturalna odraza do nieprzyjemnych
skutków picia działa spowalniająco na osuwanie się w dół
po równi pochyłej.
Sprawa ma się inaczej, jeśli dochodzimy do etapu, kiedy
pijaństwo zaczyna nam służyć jako obrona przed stresem.
Wielu pijących dla odprężenia potrafi ograniczać spożycie
do takiego poziomu, który pozwala im zapomnieć o źródle
stresu, ale nie uświadamiać, jak mocno alkohol wpływa na
ich życie. Kiedy więc skutki fizyczne picia mijają, perspek-
tywa „klina” nie wywołuje na ich twarzach grymasu obrzy-
dzenia. Nie rozwiązałeś oczywiście żadnego ze swoich
problemów i dobrze o tym wiesz. Na szczęście jest pro-
ste wyjście. Wystarczy następna dawka narkotyku i wra-
casz do poprzedniego stanu upojenia, a kłopoty przestają
ci już tak ciążyć na duszy.
##7#52#aNjY1MTk4M0EzMzMxMzMzNQ==
##7#52#aNjY1MTk4M0EzMzMxMzMzNQ==
stanowić poważnego problemu, dlatego następuje zaha-
mowanie instynktownego pragnienia zerwania z piciem.
Ale niezależnie od tego, jak bardzo powolny i niezauwa-
żalny jest to proces, stopniowo i nieubłaganie zsuwasz się
po równi pochyłej. Ponieważ organizm uodparnia się na
alkohol, dla osiągnięcia pożądanego efektu potrzebujesz
coraz większej dawki. Wszystko dzieje się tak powoli, że
nie zdajesz sobie z tego sprawy. A ponieważ pijesz więcej
i więcej, twoje problemy – psychiczne, fizyczne, finanso-
we – są coraz poważniejsze. I znów – sytuacja rozwija się
tak wolno, że nawet tego nie zauważasz. Im poważniejsze
masz problemy, tym bardziej potrzebujesz iluzorycznego
przyjaciela i pocieszyciela. Gdybyś nawet zaczął podejrze-
wać, że picie staje się problemem, zawsze znajdziesz wy-
mówkę, żeby trochę poczekać, zanim coś z tym zrobisz:
bo teraz za dużo pracy albo za dużo kłopotów w domu.
Tyle tylko, że skoro raz znalazłeś się w pułapce, życie z całą
pewnością dostarczy ci coraz więcej powodów do stresu.
O czym więcej dalej.
Oto w skrócie, co próbowałem ci uświadomić w tym
rozdziale: ponieważ, jak sądzimy, musimy zażywać sub-
stancji chemicznej, która jest trucizną, logiczne byłoby za-
łożyć, że ma ona jakąś fizyczną właściwość, która nas do
tego popycha, a w konsekwencji odstawieniu tej substancji
muszą towarzyszyć nieznośne objawy głodu.
To wszystko jest złudzeniem. Nie jesteśmy uzależnieni
od samej substancji. Jesteśmy uzależnieni od przekonania,
że z zażywania tej substancji biorą się jakieś autentycz-
ne korzyści. To z kolei prowadzi do błędnego przeświad-
czenia, że bez niej nie będziemy się dobrze bawić ani nie
poradzimy sobie ze stresem. W przypadku alkoholu jeste-
śmy uzależnieni od stanu upojenia. A raczej od iluzji, że
w stanie upojenia milej nam mija czas, szybciej się odprę-
żamy i łatwiej zapominamy o stresie. Powtarzam: to tylko
##7#52#aNjY1MTk4M0EzMzMxMzMzNQ==
##7#52#aNjY1MTk4M0EzMzMxMzMzNQ==
złudzenie. Wystarczy pozbyć się fałszywych przekonań.
Kiedy złudzenie się rozwieje,
ALKOHOLEM A JEDZENIEM
##7#52#aNjY1MTk4M0EzMzMxMzMzNQ==
##7#52#aNjY1MTk4M0EzMzMxMzMzNQ==
17. Alkohol a jedzenie
##7#52#aNjY1MTk4M0EzMzMxMzMzNQ==
##7#52#aNjY1MTk4M0EzMzMxMzMzNQ==
kiedy wstaję od stołu po jedzeniu i dlaczego dwie godziny póź-
niej nachodzi mnie nagle straszna ochota na przekąszenie cze-
goś? Na szczęście nie muszę tego rozumieć. Nigdy nie dorów-
nam mądrością matce naturze, ale jestem jej zobowiązany, bo
zawdzięczam jej niezwykłą przyjemność zaspokajania apetytu
dwa razy dziennie do końca moich dni.
Problem w tym, że pułapka narkotykowa bardzo przypo-
mina zwykły głód. Kiedy czujesz potrzebę napicia się – oczy-
wiście czegoś z alkoholem – masz tylko jedno odczucie: „Chcę
się napić”. Podobnie jak z głodem, nie czujesz żadnego fizycz-
nego bólu, żadnego dyskomfortu. We wczesnym stadium mo-
żesz przeżyć wiele dni bez tego uczucia albo wiązać je jedynie
z określonymi okolicznościami, takimi jak spotkania towarzy-
skie. Kiedy jednak odczuwasz takie pragnienie i je zaspokajasz,
doznajesz uczucia zadowolenia i odprężenia, podobnego do
tego po zaspokojeniu zwykłego głodu – nawet jeśli drink spe-
cjalnie ci nie smakuje. Na czym więc polega różnica? Z pozoru
jej w zasadzie nie ma, ale w rzeczywistości jest ich kilka, i to
bardzo istotnych. W gruncie rzeczy jedzenie i picie alkoholu to
całkowite przeciwieństwa:
##7#52#aNjY1MTk4M0EzMzMxMzMzNQ==
##7#52#aNjY1MTk4M0EzMzMxMzMzNQ==
zaspokaja potrzeby alkoholu, a co gorsza, wzmaga ją, a do
tego wiąże się z wieloma niepożądanymi skutkami – na
całe życie.
##7#52#aNjY1MTk4M0EzMzMxMzMzNQ==
##7#52#aNjY1MTk4M0EzMzMxMzMzNQ==
18. Mit osobowości podatnej
na uzależnienia
##7#52#aNjY1MTk4M0EzMzMxMzMzNQ==
##7#52#aNjY1MTk4M0EzMzMxMzMzNQ==
Dla uproszczenia dalej będę stosował termin „normalny
pijący” i „normalny palący”. Żeby uniknąć nieporozumień,
„normalny pijący” to:
##7#52#aNjY1MTk4M0EzMzMxMzMzNQ==
##7#52#aNjY1MTk4M0EzMzMxMzMzNQ==
sposób ci pomaga. A cóż niby „magicznego” zawiera papie-
ros, że bez zapalenia nie możesz nawet nacisnąć guzika na
pilocie do telewizora?
Od pierwszego do ostatniego dymka w życiu, każdego
papierosa szczerze nienawidziłem. „Normalni” palacze nie
tyle lekceważą zagrożenia zdrowotne palenia, co zamykają
na nie swój umysł. Przez papierosy umarli mój ojciec i sio-
stra, a biorąc pod uwagę stan moich płuc, to cud, że i mnie to
nie spotkało. Dlaczego więc uparcie paliłem? Bo czułem się
fatalnie, kiedy próbowałem rzucić! Byłem między młotem
a kowadłem. Nienawidziłem się za palenie, ale bez papie-
rosów nie potrafiłem cieszyć się życiem ani radzić sobie ze
stresem.
Wyraźnie różniłem się od większości „normalnych” pa-
laczy. Było też coś jeszcze, czego nie mogłem pojąć: wpo-
jono mi przekonanie, że do rzucenia palenia wystarczy sil-
na wola, a wiedziałem, że mam jej całkiem dużo. A więc
nie znosiłem nałogu nikotynowego, rozpaczliwie chciałem
z nim skończyć, do palenia nikt mnie nie zmuszał i miałem
silną wolę. Dlatego założyłem, że muszę mieć osobowość
podatną na uzależnienia albo jakąś wadę chemiczną. Innego
wytłumaczenia nie było. Jeśli jednak dymkoholicy i alkoho-
licy faktycznie mają jakąś wadę wrodzoną, to lekarz z pew-
nością byłby w stanie ją wykryć, mógłby mnie przebadać,
prześwietlić, pobrać próbki moczu i krwi, postawić diagno-
zę. Przy stanie dzisiejszej medycyny, zwłaszcza w dziedzinie
genetyki, na pewno można bez trudu wykryć wadę i ustrzec
pacjenta, zanim wypije pierwszego drinka czy wypali pierw-
szego papierosa?
Gdyby alkoholizm był skutkiem defektu genetycznego,
proces popadania w nałóg nie trwałby od dwóch do sześć-
dziesięciu lat. Alkoholikiem stałbyś się od razu, właściwie
nawet nie próbując alkoholu! Czy słyszałeś o heroiniście,
który nigdy nie brał heroiny, albo o kokainiście, który nigdy
##7#52#aNjY1MTk4M0EzMzMxMzMzNQ==
##7#52#aNjY1MTk4M0EzMzMxMzMzNQ==
nie wąchał kokainy? Oczywiście, że nie. W teorii o wadzie
genetycznej jest zbyt wiele luk, żeby można ją było uznać.
Tak czy inaczej, defekt fizyczny niczego nie wyjaśnia. To
prawda, że szczękościsk może ci uniemożliwić picie alkoho-
lu, ale w alkoholizmie picie nie jest jedynym twoim proble-
mem. Jak wada fizyczna może cię powstrzymać przed nie-
zrobieniem czegoś? To nie ma sensu!
Słowem „uzależniony” określamy kogoś, kto pragnie ze-
rwać z nałogiem, ale nie może. Samo słowo jednak nie wy-
jaśnia, dlaczego ktoś taki musi dalej brać narkotyk, skoro
nikt go do tego nie zmusza. Termin „osoba podatna na uza-
leżnienia” również niewiele mówi. Nie wyjaśnia anomalii,
jest jedynie słowem zastępczym używanym przez ludzi nie-
rozumiejących, na czym polega uzależnienie. Teoria o oso-
bie podatnej na uzależnienia zaciemnia i tak już skompli-
kowaną kwestię. A poza tym sam termin stanowi sprzecz-
ność samą w sobie. Mam z natury osobowość towarzyską,
dlatego lubię towarzystwo innych. Czy stąd wynika, że sko-
ro mam osobowość podatną na uzależnienia, to faktycznie
chcę się uzależnić? Jeszcze nie spotkałem nikogo, kto ma-
rzyłby o zostaniu narkomanem.
Teoria o osobowości podatnej na uzależnienia cierpi na
podobne wady co teoria defektu fizycznego. Jeśli faktycznie
urodziłeś się z defektem psychicznym albo fizycznym, który
powoduje, że po jednym drinku musisz wypić następny i na-
stępny, zdasz sobie z tego sprawę w chwili kończenia pierw-
szego drinka w swoim życiu. A przecież niektórym zabiera
to aż sześćdziesiąt lat! Gdybym rzeczywiście był podatny na
uzależnienia, bardzo szybko uzależniłbym się od wszystkie-
go, od czego tylko można się uzależnić: od marihuany, he-
roiny, kokainy, całej reszty. I ty też byś się uzależnił, gdy-
byś miał taką przypadłość. Jedyni znani mi uzależnieni, któ-
rzy twierdzili, że są osobami podatnymi na uzależnienia, byli
uzależnieni od narkotyków. Nie sądzisz, że to dziwny zbieg
##7#52#aNjY1MTk4M0EzMzMxMzMzNQ==
##7#52#aNjY1MTk4M0EzMzMxMzMzNQ==
okoliczności? A czy spotkałeś kogoś podatnego na uzależ-
nienia, kto nie byłby od niczego uzależniony?
To oczywiste, że natura dała z siebie wszystko, żeby zapew-
nić nam przetrwanie. Czy byłoby z jej strony logiczne, gdy-
by unieszczęśliwiła nas fizycznym lub psychicznym defektem,
który budzi w nas pragnienie systematycznej autodestrukcji?
Gdyby nawet była tak głupia i okrutna, dalej nie wyjaśnia to
naszego zachowania. Jestem jej wdzięczny za popęd seksualny,
który jest według mnie w normie. Jestem też przekonany, że
ten popęd ma aspekt zarówno fizyczny, jak i psychiczny. Mimo
to nie miałbym żadnych trudności ze zwalczeniem naturalne-
go pożądania, gdyby moja partnerka cierpiała na chorobę prze-
noszoną drogą płciową. A więc, zakładając, że alkoholik jest al-
koholikiem, bo jest z natury podatny na uzależnienia albo ma
jakąś wadę genetyczną, dlaczego – wiedząc, że alkohol rujnuje
mu życie – tak trudno oprzeć mu się pokusie?
Zastanów się przez chwilę nad wszystkimi tymi podzia-
łami proponowanymi przez tak zwanych ekspertów: nad
„użytkownikami” i uzależnionymi; nad osobami, które mają
kontrolę nad własnym spożyciem i tymi, którzy ją utracili;
nad „normalnie pijącymi” i alkoholikami; nad osobami po-
datnymi na uzależnienia i niepodatnymi. Gdyby takie róż-
nice naprawdę istniały (poza mózgami „ekspertów”), ozna-
czałoby to, że sam narkotyk jest bez znaczenia. Nie istniało-
by coś takiego jak narkotyk uzależniający.
Dlaczego kiedyś wierzyłem, że mam osobowość podatną
na uzależnienia albo wadę genetyczną? Ponieważ nie rozu-
miałem prawdziwego powodu, dla którego palacz, alkoholik
i narkoman systematycznie niszczą własne życie, nie otrzy-
mując niczego w zamian. Po odkryciu Easyway wyjaśnienie
przyszło samo: wyjaśnienie, które nie ma wad, nie zaprzecza
sobie i nie wyparuje w starciu ze zdrowym rozsądkiem.
Niestety nie potrafię dowieść, że jest ono poprawne, bo
nie potrafię udowodnić, że nie istnieje coś takiego jak osoba
##7#52#aNjY1MTk4M0EzMzMxMzMzNQ==
##7#52#aNjY1MTk4M0EzMzMxMzMzNQ==
ze skłonnością do uzależnień. Postaram się to wytłumaczyć
na przykładzie legendy o potworze z Loch Ness. Ubarwia
on nam nieco życie i przyciąga turystów, toteż nie mam za-
miaru udowadniać, że potwór nie istnieje. Sęk w tym, że na-
wet gdybym chciał, nie mógłbym tego dowieść. Można do-
wieść, że coś istnieje przez okazanie tej rzeczy, ale nie da się
dowieść, że coś nie istnieje. Co więc można zrobić? Badasz
prawdopodobieństwo i używasz zdrowego rozsądku. Loch
Ness jest bardzo głębokim jeziorem, dużo w nim wody, a jak
głosi legenda, Nessie jest też olbrzymia, a do przetrwania ga-
tunku potrzebna jest odpowiednia liczba osobników, w prze-
ciwnym wypadku gatunek wymiera wskutek „kazirodztwa”.
I ostatni argument przeciw: biorąc pod uwagę poziom roz-
woju nauki, czy już dawno nie zostałoby udowodnione, że
Nessie istnieje, gdyby rzeczywiście istniała?
Wyobraź sobie malowniczy zakątek piaszczystej plaży.
Patrzysz w zachwycie, a stopy zapadają ci się w piasek. Wie-
le osób może tak stać godzinami i napawać się pięknym wi-
dokiem, a potem odejść sobie spokojnie. Tymczasem niektó-
rzy już po kilku minutach są jak w pułapce i żeby nie wia-
domo jak się starali, nie mogą uciec, nawet widząc zbliżają-
cy się przypływ.
Na ten temat powstało wiele teorii. Niektórzy sugerują, że
to po prostu ruchome piaski. Ktoś utrzymuje, że ludzie tacy
mają jakąś wadę genetyczną. Ktoś inny uważa, że to nie tyle
wada genetyczna, ile defekt psychiczny. Nie mam zamiaru
cię obrażać, zadając głupie pytanie o sens każdej z tych teo-
rii. Gdybyś jednak wybrał drugą lub trzecią, to znak, że nie
masz jeszcze otwartego umysłu. Jeśli mi nie wierzysz, opo-
wiedz komuś tę historię, tylko bez odniesienia do alkoholu.
Czemu niektórzy nie toną w ruchomych piaskach? Ależ
toną, tylko tak powoli, że nikt, nawet oni sami, tego nie za-
uważą. Pomyśl o jednym z tych „normalnie” pijących. Założę
się, że pije więcej niż dziesięć lat temu, na pewno więcej, niż
##7#52#aNjY1MTk4M0EzMzMxMzMzNQ==
##7#52#aNjY1MTk4M0EzMzMxMzMzNQ==
kiedyś. Więcej – bo kiedyś w ogóle nie pił. A za dziesięć lat
będzie pił więcej niż teraz.
Jedynym powodem, dla którego jedni zapadają się w pia-
sek prędzej niż inni, jest to, że więcej ważą. To tak, jak z na-
jedzoną muchą w dzbaneczniku. Masa ciała człowieka w ru-
chomych piaskach to, umownie, stopień uświadomienia so-
bie pułapki i związana z tym panika – każe mu ona sięgać
po truciznę, która jest źródłem tej paniki, co z kolei zwięk-
sza jego uczucie zagrożenia i przekonanie o uzależnieniu od
tego, co go niszczy. Jeśli przyjmujesz to porównanie, wytłu-
maczenie jest tylko jedno: chodzi o naturę ruchomych pia-
sków, każdy w nich tonie. Niektórzy są przekonani, że są za-
leżni od jednej whisky dziennie, inni od trzydziestu. W obu
przypadkach to złudzenie; jedni i drudzy cierpią na tę samą
chorobę, bo to jest choroba: wiara w to, że alkohol coś ci daje
i że jesteś uzależniony od tych tak zwanych korzyści. Wyj-
dziesz z choroby, kiedy raz odkryjesz prawdziwą naturę alko-
holu, kiedy zrozumiesz, że jest on trucizną, która nikomu nic
nie daje. Gdyby dawała coś tym „normalnie” pijącym, czyż
nie dawałaby dużo więcej tym, którzy piją naprawdę dużo?
Gdyby stanowiła źródło przyjemności i oparcie dla „normal-
nych” pijących, czyż alkoholicy nie należeliby do najszczę-
śliwszych, najbardziej pewnych siebie ludzi na ziemi? I da-
lej: skoro, jak wiadomo, alkohol spycha alkoholika w otchłań
rozpaczy i strachu, czyż „normalnie” pijący nie powinni od-
czuwać lekkiego smutku i lęku?
Według AA jedyną osobą, która może ci powiedzieć, czy
cierpisz na chorobę alkoholową, jesteś ty sam. To nie brzmi
zbyt naukowo. Przynajmniej dla mnie. Przypominam: jak
ustaliliśmy, nie ma dowodów na to, że przyczyną uzależnie-
nia jest jakiś defekt fizyczny czy psychiczny; to tylko jedna
z teorii wymyślonych na potrzeby ludzi, którzy nie rozumie-
ją prawdziwej przyczyny. Z drugiej strony istnieją dowody, że
ta teoria jest błędna.
##7#52#aNjY1MTk4M0EzMzMxMzMzNQ==
##7#52#aNjY1MTk4M0EzMzMxMzMzNQ==
Gdyby alkoholizm i inne uzależnienia miały podłoże fi-
zyczne albo psychiczne, wówczas faktycznie byłyby nieule-
czalne. Wobec tego jak zwolennicy tej teorii wytłumaczą, że
z dnia na dzień wyleczyłem się z uzależnień, podobnie jak
tysiące innych ludzi, którzy poznali metodę Easyway? Nie
sądzisz, że sprawy nie da się wyjaśnić racjonalnie ani podat-
ną osobowością, ani defektem chemicznym, natomiast da się
wyjaśnić tym, że bierzesz
##7#52#aNjY1MTk4M0EzMzMxMzMzNQ==
##7#52#aNjY1MTk4M0EzMzMxMzMzNQ==
„Nie palę, więc co mam sobie żałować drinka?”
##7#52#aNjY1MTk4M0EzMzMxMzMzNQ==
##7#52#aNjY1MTk4M0EzMzMxMzMzNQ==
się przyjemnością. Przypomnisz sobie, co to radość życia, jak
to jest znów się nim cieszyć.
Czy to nie jest oczywiste? Każdy z naszych instynktów
chroni nas, więc logicznie rozumując, życie jest czymś cen-
nym i należy się nim cieszyć. Alkohol jest silną, powodującą
depresję trucizną. Niszczy nas fizycznie i psychicznie. Wpra-
wiając w stan upojenia, osłabia nasz instynkt przetrwania
i odbiera nam radość życia. Krótko mówiąc, skłania nas do
samozagłady, do
POWOLNEGO SAMOBÓJSTWA
W MĘCZARNIACH
##7#52#aNjY1MTk4M0EzMzMxMzMzNQ==
##7#52#aNjY1MTk4M0EzMzMxMzMzNQ==
wyjaśnienie: alkoholik jest po prostu w bardziej zaawanso-
wanym stadium tej samej choroby? W końcu piją tę samą
truciznę. Jak wiadomo, alkohol odwadnia i upaja, a połączo-
ny efekt tych dwóch czynników sprawia, że potrzebujesz go
więcej i więcej. Życie potwierdza tę teorię. Nie tylko alko-
holik zwiększa swoją dzienną dawkę. „Normalnie” pijący też
zaczyna swoją przygodę z alkoholem od kilku eksperymen-
talnych drinków, a potem, zanim się spostrzeże, zaczyna pić
regularnie. Każdy alkoholik zaczynał jako „normalnie” pijący
i zazwyczaj dopiero po latach przekracza linię oddzielającą
jednych od drugich. Kwestia, gdzie dokładnie przebiega ta
linia, jest przedmiotem mętnych debat wśród „ekspertów”.
AA w tej dyskusji udziału nie bierze, bo zakłada, że przebieg
linii granicznej jest w stanie określić tylko zainteresowany.
Między podejrzeniem, że masz problem, a zaakceptowaniem
tego faktu mija zazwyczaj kilka lat. Pamiętasz babcię z trze-
ciego rozdziału, która praktycznie nie pije alkoholu? I wujka
Teda, który właściwie nic innego w życiu nie robił? Prze-
strzeń między nimi zajmują miliardy pijących tego świata.
Czy to nie oczywiste, że jedyną różnicą pomiędzy „alkoho-
likiem” a „normalnie” pijącym jest punkt, w którym się aktu-
alnie znajduje na równi pochyłej, a nie to, co mają w swoim
kodzie genetycznym?
W broszurze AA czytamy:
„Nie każdy pijący jest alkoholikiem. Wiele osób może pić normal-
nie bez żadnych negatywnych skutków zdrowotnych, psychicz-
nych czy społecznych. Dla nich alkohol nie stanowi problemu
i możemy tylko im życzyć, żeby tak zostało”.
##7#52#aNjY1MTk4M0EzMzMxMzMzNQ==
##7#52#aNjY1MTk4M0EzMzMxMzMzNQ==
„normalnie” pijącymi, a alkoholikami – to „normalnie” pijący,
znajdujący się po „dobrej” stronie, żadną miarą tej linii prze-
kroczyć by nie mogli.
Nie zapominajmy, że „normalnie” pijący różni się od al-
koholika rzekomo tym, że jest w stanie kontrolować spoży-
cie alkoholu, czego alkoholik nie potrafi.
W związku z takim stwierdzeniem nasuwa się pytanie:
„czym jest normalne picie?”. W cytowanym wyżej frag-
mencie mówi się, że jest to picie, które nie powoduje „żad-
nych negatywnych skutków zdrowotnych, psychicznych czy
społecznych”. Ilu znasz pijących „normalnie”, którzy nigdy
nie wymiotowali, nigdy nie mieli kaca, nigdy nie zacho-
wywali się głupio czy obraźliwie po alkoholu? Co więc się
z nimi dzieje, kiedy są w takim stanie? Czy na jeden wie-
czór zmienia się im cała konstrukcja genetyczna lub psy-
chiczna, by jak za dotknięciem różdżki powrócić do stanu
poprzedniego, kiedy alkohol wyparuje im z głów? Czy bro-
szura AA sugeruje, że alkoholik nigdy nie pije z umiarem
i nigdy nie kontroluje spożycia? Nie ulega przecież wąt-
pliwości, że kiedyś, zanim się stoczył na dno, był pijącym
„normalnie”. Kim jest wobec tego alkoholik wychodzący
z uzależnienia, skoro z definicji nie ma kontroli nad piciem
(chociaż od czasu do czasu)? Skoro „normalny” pijący cza-
sami traci kontrolę, a alkoholik czasem ją odzyskuje, to róż-
nica z pewnością nie tkwi w uwarunkowaniach genetycz-
nych. Co tylko świadczy o tym, o czym mówiłem od same-
go początku: alkoholizm jest bardziej zaawansowanym sta-
dium tej samej choroby.
Skoro to takie jasne, dlaczego społeczeństwo tak tego nie
postrzega? Ponieważ staje się to oczywiste pod warunkiem,
że otworzysz umysł, zapomnisz o wszystkich błędnych kon-
cepcjach, mitach i praniu mózgu, a zaczniesz korzystać ze
zdrowego rozsądku i spojrzysz na fakty. Ale nigdy nie lekce-
waż wpływu prania mózgu.
##7#52#aNjY1MTk4M0EzMzMxMzMzNQ==
##7#52#aNjY1MTk4M0EzMzMxMzMzNQ==
Można by sądzić, że były alkoholik skwapliwie skorzy-
sta z szansy i zobaczy zerwanie z nałogiem w innym świe-
tle: jako na z niebios zesłane wybawienie od strasznej cho-
roby, a nie jak dotąd, jako kłamstwo, że coś na zawsze utra-
cił, bo nie dla niego przyjemność „normalnego” picia. Bardzo
chciałby tak na to spojrzeć, ale na słowo mi nie uwierzy. Mu-
szę mu to udowodnić. Bez problemu sobie poradzi, o ile zro-
zumie, czym ta pułapka naprawdę jest. Jednak nie każdemu
pijącemu łatwo przychodzi to dostrzec.
Nikt nie zaprzeczy, że alkoholizm to choroba. Ale żeby
pogodzić się z myślą, że między „normalnie” pijącym a alko-
holikiem nie ma zasadniczej różnicy i że alkoholizm jest je-
dynie wyższym stadium zaawansowania tej samej choroby,
„normalny” pijący musi przyjąć do wiadomości, że też jest
chory. Wmówiono nam, że alkohol jest przyjemnością i pod-
porą w ciężkich chwilach, i że tylko dlatego go pijemy. Pije
90% dorosłych, a z tego lwia część z przekonaniem, że ma
nad piciem kontrolę. Jeśli jednak alkoholik trwa w przeko-
naniu, że jest od urodzenia inny, niż „normalnie” pijący, jakie
są szanse przekonania choć jednego „normalnie” pijącego, że
popija do kolacji kieliszek wina nie dlatego, że lubi wino, ale
dlatego, że kontrolę nad nim przejął silny narkotyk?
Nawet przedstawienie mu wszystkich faktów i dowodów
nic nie da. Dlaczego? Ponieważ bez względu na to, jak jest in-
teligentny i otwarty na inne sprawy, z samej natury narkoty-
ku wynika, że zamyka umysł na wszystko, co tego narkotyku
dotyczy. Nawet jeśli tym faktom i dowodom nie da się żad-
ną miarą zaprzeczyć. Nie marnuj czasu na próby tłumaczenia,
bo nic z tego nie wyjdzie, a sam tylko się zdenerwujesz. Bodaj
najczęstszym komentarzem w otrzymywanych przeze mnie
listach jest: „Dlaczego w żaden sposób nie potrafię przekonać
go/jej, jak łatwo i cudownie jest się uwolnić?”.
Nadal nie wierzysz, że „normalnie” pijący też jest już
uzależniony? Czy tak trudno przyjąć to do wiadomości?
##7#52#aNjY1MTk4M0EzMzMxMzMzNQ==
##7#52#aNjY1MTk4M0EzMzMxMzMzNQ==
Przecież nie tak dawno uważaliśmy, że „normalnie” palący
potrafi rzecz kontrolować i dawkować sobie przyjemności.
Czy postrzegamy ich teraz tak samo? Nawet palacz w głębi
serca wie, że nie pali z wyboru ani dlatego, że lubi. Dlate-
go sami palacze tak bardzo przestrzegają swoje dzieci przed
wpadnięciem w pułapkę. A widząc palącego nastolatka, czy
zazdrościmy mu, czy raczej kręcimy głową ze współczuciem,
myśląc: „Biedny głupku, gdybyś tylko dał sobie wytłumaczyć,
w co się pakujesz”?
Prędko się przekonałem, że szkoda czasu na rozmowy
z pijącym, który nie podejrzewa, że ma problem. Interesuje
mnie tylko pomoc ludziom takim jak ty, którzy są świadomi
problemu i szukają sposobu, by go rozwiązać. Proszę tylko:
otwórz się, przyjrzyj faktom, kieruj się zdrowym rozsądkiem.
Jest jeszcze jeden aspekt sprawy, którego do tej pory nie po-
ruszałem. A może jednak istnieje jakaś wrodzona różnica
między „normalnie” pijącymi a alkoholikami? Może „eks-
perci” się nie mylą, mówiąc, że „normalnie” pijący mają dość
silnej woli, by kontrolować spożycie, a alkoholicy jej nie mają.
Obiecałem, że powiem coś o tym. Przejdźmy więc do kolej-
nego rozdziału:
##7#52#aNjY1MTk4M0EzMzMxMzMzNQ==
##7#52#aNjY1MTk4M0EzMzMxMzMzNQ==
19. Dlaczego silna wola jest mitem?
##7#52#aNjY1MTk4M0EzMzMxMzMzNQ==
##7#52#aNjY1MTk4M0EzMzMxMzMzNQ==
Spójrzmy na fakty. Ludzie, których wykańcza nałóg – al-
kohol, nikotyna, kokaina czy heroina – to zazwyczaj ludzie
sukcesu, którzy na swoją wysoką pozycję ciężko pracowa-
li. Tacy jak Richard Burton, Elizabeth Taylor, George Best!
Mógłbym tak ciągnąć w nieskończoność. Uważasz, że sko-
ro reprezentują świat rozrywki i sportu i budzili szczególne
zainteresowanie mediów, to ich obraz jest siłą rzeczy wysoce
zniekształcony? Rozejrzyj się jednak wkoło, a odkryjesz, że
to samo dotyczy innych profesji. Choroba szerzy się szcze-
gólnie silnie w tych zawodach, których przedstawiciele sty-
kają się na co dzień z najgorszymi przypadkami uzależnień:
wśród lekarzy, pielęgniarek, prawników, w policji.
Dawno temu mężczyzna, który nie pił i nie palił, uwa-
żany był za mięczaka. Nie każdy się uzależniał, bo niektó-
rzy byli albo zbyt słabi fizycznie, żeby poradzić sobie z truci-
zną, albo nie mieli dość silnej woli, żeby przekonać się do jej
smaku. Bohaterowie Hollywoodu, tacy jak John Wayne albo
Humphrey Bogart, solidnie pili i palili, zresztą tak samo, jak
wytworne panie Marlena Dietrich i Bette Davis.
Tu konieczne jest wyjaśnienie – mogłeś odnieść wraże-
nie, że byli twardzielami czy wytwornymi damami dlate-
go, że pili i palili. Tymczasem było odwrotnie – byli twar-
dzielami i wytwornymi damami mimo tego, że pili i palili.
Marlena Dietrich wyglądałaby szykownie, nawet trzymając
w ustach marchew. Te gwiazdy sprzedawały publiczności al-
kohol i nikotynę. Używki nie były im potrzebne, a przecież
wielu z nich zrujnowały życie. Przyjmijmy, że trzeba dużo
silnej woli, żeby przetrwać w tak konkurencyjnych zawo-
dach jak rozrywka czy sport, zresztą podobnie jak w innych
profesjach – lekarza, pielęgniarki, policjanta. Żeby do czegoś
dojść, musisz mieć całe pokłady silnej woli.
Wiem skądinąd, że nie brak mi silnej woli. Jeśli się mar-
twisz, czy Easyway działa tylko w przypadku osoby o silnej
woli, nie musisz. Prawda jest taka, że to twoja silna wola
##7#52#aNjY1MTk4M0EzMzMxMzMzNQ==
##7#52#aNjY1MTk4M0EzMzMxMzMzNQ==
popycha cię do picia. Ciężko w to uwierzyć, ale tak jest,
wystarczy spojrzeć na fakty. Przypomnij sobie, jak to jedna
część twojego mózgu mówiła: „Nie pij więcej, wystarczy”,
a druga kusiła: „Wiem, że za dużo wypiłem i będę tego ju-
tro żałował, ale i tak chcę się jeszcze napić”. Z kim się tak
naprawdę kłóciłeś? To rodzaj schizofrenii. Pozwolę sobie
w tym miejscu na dygresję. Ostatnio oberwało mi się za
używanie tego słowa w kontekście uzależnień. Wiem do-
skonale, że schizofrenia jest poważną chorobą psychiczną.
Ale alkoholizm też jest chorobą psychiczną, nie ma więc
lepszego słowa na jego opisanie.
Prawdziwym problemem jest brak zdecydowania. Część
ciebie chce się napić, a część pić nie chce. Pamiętaj: nikt cię
do picia nie zmusza, poza… tobą. Silna wola to pokonywanie
przeszkód na drodze do celu. Klasycznym przykładem silnej
woli były moje starania, żeby zostać dyplomowanym księ-
gowym. Nie cierpiałem swojej pracy, zarabiałem mało, no-
cami uczyłem się przedmiotów, których nie znosiłem, pod-
czas gdy moi znajomi dobrze się bawili. Możliwe, że część
mnie marzyła o dyplomie, a druga część tęskniła za dobrą
zabawą. Tak pewnie było, ale cel miałem jasno określony, nie
wahałem się. Nie było w tym schizofrenii – podjąłem decyzję
i pogodziłem się z wyrzeczeniami z nią związanymi. Nigdy
nie miałem wątpliwości co do tej decyzji.
Załóżmy, że kiedyś solennie sobie obiecywałeś raz na za-
wsze rzucić picie, a przynajmniej je ograniczyć. Postanowie-
nia tego nie dotrzymałeś. Może nawet kilkakrotnie podej-
mowałeś próbę. Wydawałoby się logiczne orzec, że zabrakło
ci silnej woli. A wcale nie o to chodzi. Brak decyzji jest do-
świadczeniem zdecydowanie nieprzyjemnym. Pomyśl, ile cię
nerwów kosztuje wybór samochodu, długo nie możesz się
zdecydować, który model jest lepszy. Ale jeśli już raz podej-
miesz decyzję i kupisz samochód, wtedy klamka zapadła i to-
warzyszący całej operacji niepokój mija. Z piciem jest inaczej
##7#52#aNjY1MTk4M0EzMzMxMzMzNQ==
##7#52#aNjY1MTk4M0EzMzMxMzMzNQ==
– decyzję o rzuceniu albo ograniczeniu picia możesz zmie-
nić w każdej chwili, i to do końca życia. Jak wyjaśniłem już
w rozdziale 10, wadą metody silnej woli jest to, że natych-
miast po podjęciu decyzji zaczynasz kwestionować jej słusz-
ność. Od razu część twego mózgu żąda:
##7#52#aNjY1MTk4M0EzMzMxMzMzNQ==
##7#52#aNjY1MTk4M0EzMzMxMzMzNQ==
przestanie, dopóki rodzice się nie ugną. Kiedy odkryto zwią-
zek między paleniem a rakiem płuc, wielu rzuciło papierosy.
Czy dlatego, że mieli silną wolę? Nie, rzucili palenie, bo strach
przed rakiem płuc był silniejszy, niż strach przed rzuceniem
palenia. Tylko ktoś o silnej woli zamyka się na zagrożenia
związane z paleniem. Dużo silnej woli wymaga także radze-
nie sobie z dzisiejszym nastawieniem do palaczy.
Idea dnia bez papierosa jest taka, żeby choć raz na rok pa-
lacze stawili czoła problemowi i spróbowali rzucić albo ogra-
niczyć palenie. Tymczasem rzeczywistość jest taka, że tego
jednego dnia w roku palacze palą dwa razy więcej, bardziej
ostentacyjnie, bo nie lubimy, żeby ktoś nam mówił, co mamy
robić, zwłaszcza jeśli nie ma zielonego pojęcia o tym, dlacze-
go palacze palą. Palacze i pijący nie mają słabej woli. Palacz
pozbawiony papierosów przepłynie wpław morze, byle tylko
je zdobyć. Nie muszę chyba opisywać, do czego jest zdolny
alkoholik, żeby zdobyć alkohol.
Nigdy nie byłem w stanie zrozumieć swoich znajomych,
którzy potrafili ograniczyć palenie do pięciu czy dziesięciu
papierosów dziennie. Miałem tyle silnej woli co oni, a mu-
siałem palić jednego za drugim. Opanował mnie demon ni-
kotyny. Przez myśl mi nawet nie przeszło, że cierpimy na
schizofrenię nie tylko wtedy, kiedy próbujemy ograniczyć
nasze picie albo z nim skończyć. Cierpimy na nią przez całe
nasze uzależnione życie. Niektórzy nie palą ani nie piją tyle,
ile by chcieli, bo ich na to nie stać. Albo nie mają tylu okazji,
bo ograniczenia narzuca ich styl życia, praca, rodzina, hobby,
znajomi. Inni uparcie ograniczają spożycie, bo zdają sobie
sprawę z zagrożeń, albo czują, że tracą nad sobą kontrolę.
Oczywiście stale staramy się zapomnieć o zagrożeniach
– gdybyśmy myśleli o nich za każdym razem, kiedy pije-
my albo palimy, nawet złudzenie przyjemności by zniknę-
ło. Łatwo przyjdzie ci w to uwierzyć, jeśli, tak jak wcześniej
radziłem, pijąc swojego ulubionego drinka skupisz się na
##7#52#aNjY1MTk4M0EzMzMxMzMzNQ==
##7#52#aNjY1MTk4M0EzMzMxMzMzNQ==
wrażeniach smakowych. Niektórzy, ze względu na warun-
ki fizyczne, nie radzą sobie z toksycznymi efektami używek,
więc siłą rzeczy palą i piją mało. Trzeba dobrej pary płuc,
żeby palić jednego za drugim, i wyjątkowo odpornej wątroby,
żeby wypijać butelkę whisky dziennie.
Miałem szczęście, że po pół roku zrezygnowałem z me-
tody silnej woli. Przyznam, że pod koniec nie czułem w sobie
ani trochę silnej woli, a to dlatego, że uwierzyłem, iż porażka
wynikała z jej braku. Teraz, gdy już doskonale rozumiem, jak
działa pułapka, zdałem sobie sprawę, że niepotrzebnie się
oskarżałem. W gruncie rzeczy już sam fakt, że wytrzymałem
pół roku, świadczył o silnej woli. Czy przeczę samemu sobie?
Skoro pół roku abstynencji wymagało silnej woli, wytrzyma-
nie dłużej w postanowieniu na pewno wymagałoby jeszcze
silniejszej woli! To prawda, ale właśnie o to mi chodziło – to
nie rozwiązuje problemu. Dlatego mówię, że miałem szczę-
ście. Jedyne, co w ten sposób bym osiągnął, to przedłużenie
agonii, aż zabrakłoby mi kompletnie silnej woli.
Skąd pewność, że i tak by mi się nie udało? Wtedy nie
wiedziałem. Ale teraz, zrozumiawszy mechanizmy uzależ-
nienia, wiem, że nigdy nie byłbym wolny, niezależnie od
tego, jak długo wytrwałbym w abstynencji. Schizofrenia
by pozostała. Byłem przekonany, że naprawdę się poświę-
cam i wierzyłem, że życie bez narkotyku straci cały powab.
Czas nie wpływał na zmianę tego przekonania, przeciw-
nie – umacniał je. Wybrałem krótsze, ale za to słodsze ży-
cie uzależnionego, zamiast pełnej cierpienia powolnej ago-
nii. Gdyby tylko taki był wybór, pewnie bym dalej miał pro-
blem alkoholowy. Z przyjemnością teraz informuję, że kiedy
już raz rozwiążesz problem, twoje życie stanie się nieskoń-
czenie przyjemniejsze.
Jedno powinno być teraz absolutnie jasne. Pijący, któ-
ry stara się odzwyczaić od alkoholu, popełnia podstawo-
wy błąd – stawia sobie za cel zerwanie z nałogiem albo
##7#52#aNjY1MTk4M0EzMzMxMzMzNQ==
##7#52#aNjY1MTk4M0EzMzMxMzMzNQ==
ograniczenie spożycia. To całkowicie błędne podejście, bo
wymaga ogromnej dyscypliny i siły woli przez całą resztę
życia. Czy to znaczy, że stosując metodę silnej woli, uzależ-
niony nie ma żadnych szans? Właśnie w tym sęk. Skąd ma
wiedzieć, czy mu się udało, skoro cały czas musi się opierać
pokusie? Nieraz słyszymy z ust alkoholików, jak to długo
już nie tknęli alkoholu. Czyż nie dodają: „Wystarczy jeden
drink i wrócę do nałogu”? Czyż nie wymieniają się radami:
„Ciesz się z każdego dnia bez kielicha” albo „Myśl o dniu
dzisiejszym, nie patrz dalej w przyszłość”? Czyż nie po-
wtarzają, że na alkoholizm nie ma lekarstwa i że wciąż są
alkoholikami, choć nie tknęli go od dwudziestu lat? Skąd
mają wiedzieć, skoro aż do śmierci mają żyć w niepewności,
czy im się udało, czy nie?
Podziwiam ich za ogrom silnej woli, ale czy naprawdę
muszą tyle cierpieć? Dalej wierzysz, że nie ma innego wyj-
ścia? Może pomogę ci zmienić zdanie, opowiadając o roz-
mowie, jaką odbyłem z urzędnikiem instytucji nadzorującej
przestrzeganie brytyjskiego kodeksu reklamowego. Dowiesz
się z niej, jak kontrolować spożycie od razu i na zawsze, bez
uciekania się do pomocy silnej woli.
Instytucja, o której wyżej mowa, ma za zadanie ochronę
przed wprowadzającymi w błąd reklamami. Niestety jest ona
finansowana przez reklamodawców, a więc mamy tu do czy-
nienia z konfliktem interesów. W każdej reklamie produktu
wspomagającego zerwanie z paleniem musi znaleźć się uwa-
ga, że ów produkt jest niezawodny, o ile palacz wykaże sil-
ną wolę. Stąd pojawił się problem, bo jednym z podstawo-
wych założeń Easyway jest: stosując tę metodę, nie mieszaj
do tego silnej woli.
Urzędnik nie rozumiał, na czym polega mój problem.
Wystarczy, tłumaczył, wspomnieć w mojej reklamie, że oso-
ba rzucająca palenie musi mieć silną wolę. Namawia mnie
pan do kłamstwa, odparłem, a przecież ma pan stać na straży
##7#52#aNjY1MTk4M0EzMzMxMzMzNQ==
##7#52#aNjY1MTk4M0EzMzMxMzMzNQ==
prawdy. Nie przekonałem go, dał mi dwa wyjścia: albo skła-
mać, albo zrezygnować z reklamy.
Pytałem, czy istnieje przepis zakazujący informowania
palaczy o metodzie niewymagającej silnej woli. Czy to dla-
tego, że głównym zleceniodawcą jest przemysł tytoniowy?,
drążyłem. Okazało się, że nie. Po prostu otrzymali wytyczne
od „eksperta” medycznego, zgodnie z którymi bez silnej woli
rzucić palenia się nie da. Informując, że pomagam palaczom
od lat, poprosiłem o spotkanie z „ekspertem”.
Usłyszałem, że nie ma takiej potrzeby, bo jak każdy wie,
do rzucenia palenia konieczna jest silna wola. Niezrażony,
dalej go indagowałem: czy w takim razie potrzebuje pan sil-
nej woli, żeby nie wsiąść do autobusu nr 9, jeśli pan tego nie
chce. Nie zrozumiał. Wyjaśniłem, że palacz sięga po papiero-
sa tylko dlatego, że pragnie zapalić, a dzięki metodzie Easy-
way to pragnienie znika raz na zawsze. Skoro były palacz nie
czuje już chęci, by zapalić, po co mu, na Boga!, silna wola,
żeby tego nie robić?
Jak można się było spodziewać, nie doszliśmy do po-
rozumienia, ale mam nadzieję, że ty zrozumiałeś w czym
rzecz. Problem powoduje schizofrenia. Skoro nikt poza
tobą samym nie zmusza cię do picia, część ciebie musi tego
czasami chcieć. Co do tego nie ma żadnych wątpliwości.
Gdyby tak nie było, nigdy nie sięgnąłbyś po alkohol. Nie
da się też zaprzeczyć, że część twojego mózgu chce, że-
byś nie chciał pić tyle, ile chcesz. Gdyby tak nie było, nie
miałbyś problemu i nie czytałbyś tej książki. Niepodwa-
żalne jest również to, że alkohol jest substancją chemiczną,
ale twój problem, i jego rozwiązanie, są czysto psychicz-
ne. Niewątpliwe jest wreszcie to, że schizofrenia pojawiła
się dopiero wtedy, kiedy zacząłeś pić alkohol. Nie udało się
nam jeszcze kompletnie przeprogramować mózgu, ale czy
powrót do stanu sprzed pułapki alkoholowej jest wciąż aż
tak nieprawdopodobny?
##7#52#aNjY1MTk4M0EzMzMxMzMzNQ==
##7#52#aNjY1MTk4M0EzMzMxMzMzNQ==
Przypomnę tu o jeszcze jednym niepodważalnym fakcie:
Easyway wyzwoliło tysiące ludzi i nic nie stoi na przeszko-
dzie, byś i ty do nich dołączył.
Rozprawimy się teraz z następnym mitem:
##7#52#aNjY1MTk4M0EzMzMxMzMzNQ==
##7#52#aNjY1MTk4M0EzMzMxMzMzNQ==
20. Piję tylko dla towarzystwa
##7#52#aNjY1MTk4M0EzMzMxMzMzNQ==
##7#52#aNjY1MTk4M0EzMzMxMzMzNQ==
towarzyskie? Trudno zaprzeczyć, że amatorska grupa te-
atralna albo chór to instytucje sprzyjające kontaktom towa-
rzyskim. To samo można powiedzieć o golfie, tenisie, brydżu
czy kółku szachowym. Ich entuzjaści niewątpliwie docenia-
ją przyjazną atmosferę i towarzystwo, które klub zapewnia.
Ale do klubu nie wstępujemy ze względów towarzyskich, ale
z powodu rozrywki, jaką taki klub zapewnia.
Ostatnio polubiłem grę w nasze angielskie kule. Wiem,
że to zabawa dla starszych ludzi, ale tak się składa, że jest to
też miły i zdrowy sposób spędzania czasu wśród ludzi. Pole-
cam ją każdemu, kto odczuwa samotność po stracie bliskiej
osoby. W takim przypadku przyczyną dołączenia do klubu
jest chęć znalezienia przyjaciół i kontakt z innymi. Oczywi-
ście nie graliby, jeśliby tego nie lubili, zwłaszcza że są tysiące
innych, równie miłych możliwości w tym względzie.
Muszę przyznać, że, niejako z przyzwyczajenia, grałem
w golfa jeszcze wiele miesięcy po tym, kiedy mi się już zu-
pełnie znudził. Grałem dalej, bo większa część mojego ży-
cia towarzyskiego oscylowała wokół klubu golfowego, gdzie
poznałem wielu przyjaciół. Przerażała mnie pustka w mo-
im życiu towarzyskim, gdybym zaniechał golfa. Bałem się, że
stracę przyjaciół. Pewnie uważasz, że w tym okresie grałem
w golfa tylko i wyłącznie ze względów towarzyskich. To nie
jest do końca prawda. Mogłem przestać grać i dalej istnieć
w tym gronie. Jeszcze teraz, choć rzadko, odwiedzam klub,
jestem dalej jego członkiem. Niepotrzebnie bałem się pust-
ki. W miejsce towarzyskiego aspektu golfa szybko pojawił się
towarzyski aspekt gry w kule, a prawdziwych przyjaciół oczy-
wiście nie straciłem. Nie widujemy się tak często jak kiedyś,
ale tym bardziej się cieszę na każde z nimi spotkanie.
Alkoholik boi się rzucić czy ograniczyć picie, bo też
przeraża go pustka, luka, jaką to spowoduje w jego życiu
towarzyskim. Mnie żal jedynie czasu zmarnowanego na
golfa, kiedy mogłem zająć się czymś, co naprawdę lubię.
##7#52#aNjY1MTk4M0EzMzMxMzMzNQ==
##7#52#aNjY1MTk4M0EzMzMxMzMzNQ==
Nie wątpię, że dotąd czułeś się wyjątkowo podle, ilekroć
podejmowałeś próby rzucenia albo ograniczenia spożycia,
ale to dlatego, że stosowałeś metodę silnej woli. Z Easyway
szybko zapomnisz o przeszłości i z optymizmem spojrzysz
w przyszłość.
Człowiek nie sięga po alkohol, bo to takie szalenie towa-
rzyskie zajęcie. Dlaczego uparcie wierzymy, że picie sprzyja
życiu towarzyskiemu? Ponieważ od dzieciństwa poddawano
nas praniu mózgu, wmawiano, że tak właśnie jest: że alkohol
to podstawa każdego spotkania towarzyskiego – przyjęcia,
wesela, nawet stypy. W przypadku niektórych imprez ma-
sowych, jak Oktoberfest, picie jest wręcz celem obchodów.
Tak jak z każdym innym zajęciem, człowiek nie pije z po-
wodów towarzyskich. „Piję tylko dla towarzystwa” to kolejna
wymówka, a nie powód.
Pierwsze imprezy przeżyłem jako nastolatek, kiedy to
przyświecał mi tylko jeden cel: poznawać dziewczyny. Nie
chodziło ani o życie towarzyskie, ani o picie. Niewątpliwie
większość z nas przeżyła inicjację alkoholową na potańców-
kach czy dyskotekach. To jednak nie znaczy, że pijemy tyl-
ko dla towarzystwa. Jeśli podczas urlopu trójka znajomych
poprosi mnie na czwartego do brydża, wyszedłbym na nie-
towarzyskiego gbura, gdybym powiedział, że wolę poczytać.
Uważasz, że nastolatek odmawiający picia z kumplami jest
również nietowarzyskim gburem? To niezupełnie tak. Do
brydża, który jest wyjątkowo miłym zajęciem, potrzeba czte-
rech graczy, natomiast kumple od picia mogą się „miło” ba-
wić, nawet jeśli jeden z nich nie pije. Co więcej, są w grun-
cie rzeczy „nietowarzyscy”, bo zmuszają kolegę do zrobienia
czegoś, czego nie chce robić, a co przy wywieranej przez oto-
czenie presji może go ostatecznie wpędzić w alkoholizm.
Dlaczego pijący zmuszają niepijących do alkoholu? Tak
jest z każdym uzależnieniem. Jeśli narkotyk jest nielegalny,
mówimy o „dilerce”, która stanowi przestępstwo, a jeśli jest
##7#52#aNjY1MTk4M0EzMzMxMzMzNQ==
##7#52#aNjY1MTk4M0EzMzMxMzMzNQ==
legalny, nazywa się to zachowaniem „towarzyskim”. Z du-
mą muszę powiedzieć, że nigdy „dilerem” nie byłem. Kie-
dy poznałem Joyce, potrafiła spędzić cały wieczór w pubie
nad jednym, najwyżej dwoma drinkami. I tak jest nadal. Kie-
dyś mi przeszkadzało, że nie piła tyle, co ja. Namawiałem ją
do tego; oczywiście nie wywierałem presji, byłem po prostu
uprzejmy. Jeden z moich znajomych określił ją jako nieto-
warzyską, bo za mało pije; Joyce zresztą przyznawała, że nie
po raz pierwszy ktoś bliski alkoholizmu robi z niej smutasa.
Tymczasem oskarżyciel sam okazał się osobą nietowarzyską,
bo swymi uwagami wprawiał Joyce w zakłopotanie. A prze-
cież siedząc obok, zawsze była obecna duchem, czy raczej
nigdy nie wybierała postawy nieobecnej duchem. Jakby dziś
powiedział psychoterapeuta, „była zawsze dla innych”.
Dla tych, którzy są w towarzystwie jedynymi palącymi
i pijącymi, znika nawet złudzenie przyjemności. Widać to
najlepiej na imprezie, kiedy wszyscy inni doskonale się ba-
wią bez trucia się papierosami czy alkoholem. Palacz i pijący
czuje się znacznie lepiej, kiedy wszyscy wokół robią to samo
co on. Jak kameleon wtapia wtedy własne uzależnienia w tło
uzależnień wszystkich innych. To dlatego uzależnieni ciągną
do siebie, a swoje picie tłumaczą jako bycie towarzyskim.
Tymczasem choćby nie wiadomo jak starali się przekonać
siebie i innych, że w pełni kontrolują uzależnienie, sami czu-
ją, że coś złego przejmuje nad nimi kontrolę. Podobnie jak
z prześladowanymi mniejszościami, uzależnieni szukają po-
cieszenia wśród innych uzależnionych, bo ze „swoimi” czu-
ją się bezpieczniej. Komuś, kto nigdy nie był uzależniony od
heroiny, ciężko pojąć towarzyskie walory „dzielenia się igłą”.
Towarzyskość oznacza bycie przyjaznym, życzliwym,
sympatycznym. Ludzie cywilizowani są z natury towarzy-
scy, wspólnie świętują uroczyste okazje, takie jak urodziny
czy ślub, wspólnie opłakują zmarłych na pogrzebach. Tworzą
kluby nie tylko po to, żeby się dobrze bawić i uprawiać sport,
##7#52#aNjY1MTk4M0EzMzMxMzMzNQ==
##7#52#aNjY1MTk4M0EzMzMxMzMzNQ==
ale też żeby wzajemnie dawać sobie wsparcie w trudnych
chwilach, takich jak śmierć czy poważny wypadek. Uzależ-
nieni ciągną do siebie tylko z tego drugiego powodu: żeby
ukoić smutek i cierpienie, czy to w okresie uzależnienia, czy
po odstawieniu narkotyku. Anonimowi Alkoholicy, Anoni-
mowi Palacze, Anonimowi Narkomani – istnieją nie po to,
żeby zwiększać spożycie alkoholu, nikotyny czy heroiny, ale
po to, żeby pomóc usunąć ze świata DEWASTACJĘ powo-
dowaną przez te narkotyki – nie tylko dla ofiar nałogu, ale
i dla ich rodzin i przyjaciół. Pijący alkohol trzymają się ra-
zem z dokładnie tego samego powodu, dla którego trzymają
się razem wszyscy inni uzależnieni: czują, że jakieś zło wpę-
dziło ich w pułapkę, a jak wiadomo, „miło duszy, gdy się nad
nią druga wzruszy”.
Czy słyszałem o stowarzyszeniach stałych bywalców tego
czy innego pubu? Jasne, ale można być towarzyskim w pubie,
nie pijąc. Jeśli przystępujesz do takiego stowarzyszenia tyl-
ko po to, żeby pić, czeka cię niebawem stowarzyszenie pod
nazwą AA, i nie mam tu na myśli klubu miłośników bate-
rii „paluszków”. To samo dotyczy ludzi wstępujących do klu-
bów kręglarskich tylko po to, żeby mieć pod dostatkiem ta-
nich drinków. Przypominam, że w Chinach miejscem spo-
tkań towarzyskich były kiedyś palarnie opium. I czemu nie?
Czyż jest milszy sposób spędzania wolnego czasu, niż dziele-
nie się własnym zamroczeniem z resztą „klubowiczów” o po-
dobnych upodobaniach? Skoro jedynym celem twojego sto-
warzyszenia jest upijanie się, równie dobrze możesz spędzać
czas w palarni opium, która w porównaniu z pubem jest azy-
lem spokoju. W ogóle mamy kompletnie wypaczony pogląd
na to, czym jest nasz ulubiony pub. To prawda, że jest to
miejsce, gdzie grupa przyjaciół może się pośmiać i pożarto-
wać, ale śmieją się i żartują, bo są przyjaciółmi, a nie dlatego,
że wspólnie piją alkohol. Podobna atmosfera panuje w szatni
przed meczem piłki nożnej, a przecież tam się alkoholu nie
##7#52#aNjY1MTk4M0EzMzMxMzMzNQ==
##7#52#aNjY1MTk4M0EzMzMxMzMzNQ==
pije. Przy następnej wizycie w pubie zwróć uwagę, ilu obec-
nych pije w samotności, gapiąc się melancholijnie w prze-
strzeń. Puby powstały po to, żeby znużeni podróżni mieli
gdzie zjeść, odpocząć i nabrać sił na dalszą drogę, a także po-
słuchać lokalnych plotek. Nie po to je stworzono, żeby ludzie
się w nich upijali w trupa.
Dlaczego mój znajomy nazwał Joyce nietowarzyską? Bo
każdy uzależniony czuje się nieswojo w obecności tych, któ-
rzy uzależnieni nie są: wie, że robi głupio, a ludzie nieuzależ-
nieni przypominają mu o jego własnej głupocie. To dlatego
picie nie jest zajęciem towarzyskim. Tworzy barierę między
pijącymi a niepijącymi. Gdyby cię zapytać, dlaczego grasz
w piłkę nożną, odpowiedź będzie oczywista: „Bo lubię!”.
Gdybyś odpowiedział: „Gram w piłkę tylko dla towarzy-
stwa”, oznaczałoby to, że nie ma innych powodów i tak na-
prawdę nie lubisz w nią grać. Jeśli więc ktoś mówi: „Pije tyl-
ko dla towarzystwa”, w istocie informuje nas, może nieświa-
domie, że tak naprawdę nie lubi alkoholu. Nie podaje praw-
dziwego powodu, zasłania się wymówką. Po co mu wymów-
ki? Bo czuje, że żaden rozsądny powód nie istnieje. Człowiek
robi niechętnie różne rzeczy, jeśli sądzi, że to dobre dla zdro-
wia, albo daje jakieś inne korzyści. Ale żeby robić coś, czego
nie lubi, potrzebuje sobie wynaleźć jakiś powód, zwłaszcza,
jeśli wiąże się to z utratą zdrowia i pieniędzy. Chyba że jest
UZALEŻNIONY OD NARKOTYKU
##7#52#aNjY1MTk4M0EzMzMxMzMzNQ==
##7#52#aNjY1MTk4M0EzMzMxMzMzNQ==
pije, żeby być towarzyskim, wyróżniać się czy buntować. Pije,
bo z braku pewności siebie nie potrafi odmówić. Nie można
go winić. Można mu natomiast pomóc.
Moda się zmienia. Jeszcze niedawno modne było palenie.
Ale czy niepoddawanie się modzie było uznawane za nie-
towarzyskie? Przyznaję, że w towarzystwie niepalących czu-
łem się nieswojo, zwłaszcza na imprezach. Nie chodziło o to,
że w niepaleniu widziałem jakiś mankament, obawiałem się
raczej, że przeszkadza im unoszący się wokół mnie smród
papierosów; że uważają mnie za głupka, za którego zresztą
sam się miałem. Oczywiście po kilku drinkach niewiele mnie
obchodziło, co o mnie myślą ani czym pachnę. Bardzo towa-
rzyskie zachowanie z mojej strony, prawda? Dzisiaj człowiek
palący jest wyrzutkiem społecznym. Zasmradzanie dymem
pomieszczenia jest jak puszczenie bąka w windzie.
Akcje społeczne typu „Piłeś – nie jedź” niewątpliwie wy-
warły wpływ na to, jak postrzegamy picia. Zanika idiotycz-
ny obyczaj strzemiennego i sadzania za kierownicą osobnika,
który ledwo się trzyma na nogach. Dowodzi to, że bez alko-
holu mogą się dobrze bawić nie tylko nie tykające alkoholu
dziwadła, ale, jeśli trzeba, także ci, którzy od alkoholu zwy-
kle nie stronią.
Można od biedy przyjąć tłumaczenie, że pijesz wyłącz-
nie dla towarzystwa, o ile pijesz tylko wtedy, kiedy nadarza
się jakaś towarzyska okazja. Jeżeli jednak codziennie musisz
pójść do pubu „tylko na jednego drinka”, nie pijesz wyłącznie
dla towarzystwa. Jedynym twoim motywem jest picie. Tak
doszliśmy do następnego złudzenia:
##7#52#aNjY1MTk4M0EzMzMxMzMzNQ==
##7#52#aNjY1MTk4M0EzMzMxMzMzNQ==
21. Dzięki piciu jestem szczęśliwy
##7#52#aNjY1MTk4M0EzMzMxMzMzNQ==
##7#52#aNjY1MTk4M0EzMzMxMzMzNQ==
jest, kiedy zaczepia cię pijak. Pijani mają tendencję do ni-
czym nieuzasadnionej napastliwości. Może cię nie zaatakuje.
Może po prostu chce pogadać albo poprosić o złotówkę na
piwo czy chleb. Ale w takich okolicznościach bardziej ci leży
na sercu własny strach i zażenowanie, co zresztą naturalne.
A gdybyś się zastanowił, czy wydałby ci się człowiekiem wy-
jątkowo szczęśliwym? Jeśli miałbyś jakiekolwiek wątpliwo-
ści, szybko się one rozwieją, kiedy na „do widzenia” usłyszysz
stek obelg, bo grosza nie dałeś. Czy to takie szczęście leżeć
na podłodze we własnych wymiocinach i widzieć, jak cały
pokój wiruje? Czy to szczęście nie mieć domu, rodziny, pra-
cy, przyjaciół?
„Oczywiście, że nie, ale czy picie z umiarem nie daje nam tro-
chę szczęścia?”
##7#52#aNjY1MTk4M0EzMzMxMzMzNQ==
##7#52#aNjY1MTk4M0EzMzMxMzMzNQ==
w koszmar? Gdyby alkohol naprawdę uszczęśliwiał, nie by-
łoby agresywnych albo nieszczęśliwych pijaków.
Zauważyłeś, że takie bójki nie ograniczają się tylko do
dwójki skłóconych ze sobą osobników, a wciągają całą resztę
„szczęśliwych” pijących, którzy nie mogą się doczekać, żeby
dołączyć – czasami nawet kobiety! Nie tak dawno temu pił-
ka nożna należała do najbardziej widowiskowych sportów.
Mecz był nie tylko rozrywką, ale i pełnym radości i szczęścia
dniem, którym cieszyły się całe rodziny. Alkohol zmienił to
w wojnę.
Dlaczego więc człowiek się śmieje i wygląda na szczęśli-
wego po kilku drinkach? Nie ma to nic wspólnego z alko-
holem: pijemy zwykle podczas pełnych radości okazji. Ślub
czy urodziny to przecież szczęśliwe wydarzenia. Dlatego do-
brze się bawimy i śmiejemy. To nie przez alkohol śmiejesz się
i żartujesz. Gdyby alkohol miał na nas taki wpływ, nie brałbyś
go do ust w czasie uroczystości pogrzebowych, bo jak byś się
poczuł, gdybyś zaczął głupio chichotać. Pogrzeb to uroczyste,
podniosłe wydarzenie, przynajmniej w Anglii, i każdy, choć-
by tylko zachowując pozory, chce oddać nastrojem jego po-
wagę. A przecież pijemy na pogrzebach. Skoro mówimy, że
pijemy na weselu, bo alkohol wprawia nas w stan frywolny,
jaki przystoi przy takich okazjach, to czy na pogrzebie pijemy
po to, żeby zachowywać się poważnie i godnie?
Chodzi o to, że nie mamy wiele okazji do porówna-
nia imprezy zakrapianej alkoholem i imprezy bezalkoholo-
wej. Bezalkoholowe przyjęcie dla nie stroniących od kielisz-
ka będzie niewypałem – nie dlatego, że alkohol nas uszczę-
śliwia, ale dlatego, że uzależnieni od alkoholu będą się czu-
li źle bez niego.
W powiedzeniu „topić smutki” jest trochę praw-
dy. Smutki topi każdy, kto wpadł w pułapkę alkoholową.
Nikt nie przeczy, że alkohol upaja. Nie da się też ukryć, że
w stanie upojenie na chwilę zapominamy o kłopotach. Dla
##7#52#aNjY1MTk4M0EzMzMxMzMzNQ==
##7#52#aNjY1MTk4M0EzMzMxMzMzNQ==
niektórych to zaleta picia. Ale jak już jednak ustaliliśmy,
znaczy to mniej więcej tyle, co chowanie głowy w piasek
w obliczu niebezpieczeństwa.
Czy topiąc smutki, czujesz się lepiej? Skoro wypicie nie-
dużej ilości alkoholu poprawia ci humor, to czy wypicie du-
żej ilości czyni cię bezgranicznie szczęśliwym? Czy upiłeś
się kiedyś prawie do nieprzytomności, żeby ukoić smutek
rozstania z ukochaną osobą albo żeby zapomnieć o jakim-
kolwiek innym problemie? Czy po kilku drinkach poczułeś
nagły przypływ dobrego humoru? Czy po prostu spadłeś
z barowego stołka? No i czy jak za dotknięciem różdżki pro-
blem sam się rozwiązał, kiedy już ci alkohol z głowy wypa-
rował? Czy byłeś wtedy szczęśliwy? Czy może raczej przez
kaca wszystko wyglądało dwa razy gorzej niż przedtem?
Nie musisz mi wierzyć na słowo. Możesz sam to spraw-
dzić. Wybierz moment, kiedy nie czujesz się ani specjalnie
dobrze, ani specjalnie źle. Zaopatrz się w odpowiednią ilość
ulubionego trunku. Postaraj się wyeliminować wszystkie
czynniki, które mogą mieć wpływ na wyniki eksperymentu,
pozbądź się z pokoju wszystkiego, co mogłoby cię dekoncen-
trować – telewizora, telefonu, radia. Zamknij drzwi na klucz
i pij kieliszek za kieliszkiem, analizując smak alkoholu i je-
go efekt. Im dłużej będziesz pił, tym trudniej przyjdzie ci się
skoncentrować. Może nagle zaczniesz głupio chichotać. To
będzie znak, że pora zadać sobie pytanie: „Czy naprawdę je-
stem w tej chwili szczęśliwy? Czy przez resztę życia chcę po-
ruszać się w tej przeraźliwej mgle?”. Z każdym kieliszkiem
zdefiniowanie efektu, jaki ma na ciebie, będzie przychodzić
ci z większym trudem. Bo podstawowym efektem alkoho-
lu jest tłumienie wrażeń i usypianie zmysłów. Z tego powo-
du alkohol w znacznym stopniu uniemożliwia doznawanie
prawdziwej przyjemności.
Właściwie to nie musisz przeprowadzać tego doświadcze-
nia. Gdyby picie poprawiało ci samopoczucie i rozwiązywało
##7#52#aNjY1MTk4M0EzMzMxMzMzNQ==
##7#52#aNjY1MTk4M0EzMzMxMzMzNQ==
wszystkie twoje problemy, nie czytałbyś teraz tej książki. Pa-
miętaj: sam alkohol się nie zmienia, na zawsze pozostaje truci-
zną, która niszczy ciebie i każdego, kto wpadnie w jej pułapkę.
Alkoholik każdemu działa na nerwy. Czy wobec tego nie jest
logiczne, że każdy pijący nas irytuje, choćby umiarkowanie?
Dlaczego uważamy, że alkohol na imprezie nas uszczęśli-
wia? Przede wszystkim dlatego, że zwolennicy hasła „butel-
ka wina = dobra kolacja” bez niego nie potrafi się dobrze ba-
wić. W tym tkwi tajemnica wszystkich uzależnień: wiemy, że
zanim po raz pierwszy sięgnęliśmy po alkohol, doskonale się
bawiliśmy na spotkaniach towarzyskich i radziliśmy sobie ze
stresem, dlatego czujemy, że alkohol nam nie służy. Ale po-
nieważ z drugiej strony wiemy, że przy różnych okazjach nie
możemy się bez niego obyć, nie przyjmujemy do wiadomo-
ści faktu, że nic dobrego z niego nie wynika.
Da się to sprawdzić na dwa sposoby. Po pierwsze, spójrz
na fakty: jak narkotyk, powodujący jedynie DEWASTA-
CJĘ, może przysparzać nam czegokolwiek poza cierpie-
niem? Po drugie, obserwuj: przyglądaj się znajomym i roz-
sądź, którzy z nich są naprawdę szczęśliwi – pijący czy ci
niepijący? Zobacz, jak bawią się dzieci na kinderbalu – bez
alkoholu, bez narkotyków.
Pójdź na dyskotekę AA albo inną zabawę dla niepijących.
Usłyszysz tyle samo śmiechu, co na zakrapianych alkoholem
imprezach, o ile nie więcej. I nie ma tej czającej się zazwyczaj
obawy, że ktoś się upije i wszystko popsuje. Mój współpra-
cownik, Crispin Hay, opowiedział mi kiedyś o obiedzie w re-
stauracji, wydanym z okazji kolejnej rocznicy wstrzemięźli-
wości jednego z członków AA. Było tak wesoło, że właściciel
uznał to za skutek alkoholu i na wszelki wypadek dopisał do
rachunku kilka butelek wina, bo goście i tak się nie zorientu-
ją. A nie wypito ani kropli alkoholu.
Przy następnej wizycie w restauracji, jeśli zobaczysz tam
grupę najwyraźniej świetnie bawiących się ludzi, pamiętaj,
##7#52#aNjY1MTk4M0EzMzMxMzMzNQ==
##7#52#aNjY1MTk4M0EzMzMxMzMzNQ==
że z dużym prawdopodobieństwem ktoś z tej grupy nie pije.
Nie zaglądając im w kieliszki, spróbuj odróżnić pijących od
niepijących, kierując się poziomem dobrego humoru każ-
dego z uczestników. Założę się, że takiego wyniku się nie
spodziewałeś! A sprawdź, jaka atmosfera panuje po meczu
w szatni zwycięskiej drużyny. Czy gracze czują potrzebę opi-
cia zwycięstwa butelką szampana? Otóż nie. Są tak szczę-
śliwi, że szampanem się nawzajem oblewają. Czy atmosfera
w szatni drużyny przegranej poprawi się, jeśli każdy z graczy
sobie wypije? Czy może po alkoholu będą w jeszcze więk-
szym dołku?
Tak jak pełne odprężenie to brak powodów do trosk, peł-
nia szczęścia oznacza brak zmartwień i lęków, dobre samo-
poczucie fizyczne i psychiczne, radość życia. Przegrani mogą
się napić, żeby utopić smutki, ale to na pewno nie poprawi
im nastroju. Prawdziwego smutku nie da się utopić w kropli
alkoholu. Żeby zatrzeć w umyśle wszelką pamięć o prawdzi-
wej tragedii, trzeba się upić na umór, tyle że kiedy alkohol ci
z głowy wyparuje, tragedia pozostanie tragedią, a może się
nawet wydać tym bardziej nie do zniesienia.
Jeśli pijesz, żeby dodać sobie pewności siebie, pozbyć się
zahamowań, zapomnieć o strachu czy smutku, czy czymkol-
wiek, co przysparza ci stresu albo cię unieszczęśliwia, wkra-
czasz na bardzo niebezpieczną ścieżkę. Może uważasz, że
nie wynika to z kompleksu niższości, tylko stąd, że napraw-
dę jesteś gorszy od innych. Nikt wyposażony w tak cudowny
mechanizm, jakim jest ludzki organizm, nie może być gor-
szy. Za to jest jak miliarder uważający się za nędzarza. Z bra-
kiem pewności siebie łatwo sobie poradzić, wystarczy poznać
przyczynę. A picie alkoholu w ramach terapii to gwarancja,
że nigdy nie odkryjesz przyczyny cierpień i nie poradzisz so-
bie ze swoim problemem.
Musisz pić alkohol, by dobrze się poczuć w towarzystwie
albo nie wyobrażasz sobie kolacji bez butelki wina? To znak,
##7#52#aNjY1MTk4M0EzMzMxMzMzNQ==
##7#52#aNjY1MTk4M0EzMzMxMzMzNQ==
że jesteś uzależniony. Nie jest to jeszcze faza alkoholizmu,
w której człowiek staje się absolutnie zależny od alkoholu.
Fakt, że wciąż sobie radzisz finansowo i zdrowotnie, nie
oznacza jednak, że alkohol nie przejął nad tobą kontroli.
Co nie znaczy, że od czasu do czasu nie potrafisz się dobrze
bawić bez alkoholu. Powinieneś zadać sobie pytanie: „Po
co w ogóle przyjmuję tak wyniszczający narkotyk?” Jeśli
czujesz, że musisz, obojętnie jak to tłumacząc, znajdujesz
się w sytuacji nie do pozazdroszczenia – wierzysz, że twoje
własne szczęście zależy od trującej, powodującej depresję
substancji chemicznej. To oczywista iluzja, ale jeżeli wie-
rzysz, że nie potrafisz cieszyć się sytuacją towarzyską bez
alkoholu, prawdą będzie również to, że bez alkoholu bę-
dziesz po prostu nieszczęśliwy.
##7#52#aNjY1MTk4M0EzMzMxMzMzNQ==
##7#52#aNjY1MTk4M0EzMzMxMzMzNQ==
22. Rzucić na zawsze
czy ograniczyć?
AC: Nigdy!
##7#52#aNjY1MTk4M0EzMzMxMzMzNQ==
##7#52#aNjY1MTk4M0EzMzMxMzMzNQ==
AC: Jasne, że mogę. Mogę cię też nauczyć jak od czasu do cza-
su brać arszenik.
AC: No właśnie!
##7#52#aNjY1MTk4M0EzMzMxMzMzNQ==
##7#52#aNjY1MTk4M0EzMzMxMzMzNQ==
jaką ulgę poczuła, kiedy z odsieczą przybywa Cary Grant
i już nie grozi jej otrucie.
Narkotykiem w filmie nie był alkohol, ale z pewnością po-
działałby równie skutecznie. Człowiek, który sięga po alko-
hol tylko od czasu do czasu, nie zdaje sobie sprawy z powagi
sytuacji, podobnie jak bohaterka filmu, dopóki wierzyła, że
zażywa lekarstwo. Z alkoholikiem najstraszniejsze jest to, że
sam sobie aplikuje truciznę i nie ma siły przestać. Nie myśl:
„Nigdy już się nie napiję”, a zacznij myśleć: „Jak to wspaniale,
że nie będę się więcej zatruwać”.
Bardzo możliwe, że masz już za sobą próby rzucenia albo
ograniczenia alkoholu, prawdopodobnie zakończonych fia-
skiem. Wytłumaczę ci dokładnie, dlaczego ci się nie uda-
ło, ale wpierw musisz zrozumieć, na czym opieramy naszą
wiarę, że potrafimy kontrolować spożycie. Przede wszystkim
większość pijących ma pełną kontrolę nad ilością spożywa-
nego alkoholu. Wystarczy ich spytać, a potwierdzą. Nie ma
powodu wątpić w ich zapewnienia, bo czyż przez większość
swojego pijącego życia sam nie kontrolowałeś spożycia? Mu-
siałeś kontrolować.
Mówiliśmy już o podobieństwach i różnicach między alko-
holem a jedzeniem. Kiedy postanawiasz coś zjeść? Kiedy mózg
mówi ci: „Jestem głodny”. A kiedy mózg ci to mówi? Kiedy
masz pusty żołądek. Z tego wynika, że nawet nad tak naturalną
funkcją jak jedzenie nie mamy rzeczywistej kontroli. Sprawują
ją nasze instynkty, dane nam przez matkę naturę. W przypad-
ku jedzenia efekt końcowy bywa bardzo przyjemny.
Twierdzisz, że pierwsze wypite przez ciebie drinki były
skutkiem racjonalnej decyzji, żeby je spróbować. Nie będę
się spierał. Załóżmy, że jakiś oszust przekonał cię do kup-
na udziałów w nieistniejącej firmie. Postanowiłeś zainwesto-
wać, a twoja decyzja, biorąc pod uwagę dostępną ci wiedzę,
wydawała się jak najbardziej racjonalna. Tak było wtedy, ale
teraz, z perspektywy czasu, musisz przyznać, że to sytuacja
##7#52#aNjY1MTk4M0EzMzMxMzMzNQ==
##7#52#aNjY1MTk4M0EzMzMxMzMzNQ==
cię kontrolowała, a nie ty sytuację. Podobnie jest z alkoho-
lem – sięgając po drinka po raz pierwszy myślałeś, że będzie
z tego dla ciebie jakaś korzyść. Niestety, te tak zwane korzy-
ści są w rzeczywistości złudzeniami i zawsze nimi były. Stąd
wniosek, że powód, dla którego po raz pierwszy sięgnąłeś po
alkohol – pranie mózgu, presja otoczenia czy cokolwiek in-
nego – nie ma kompletnie znaczenia. Tak czy owak
W broszurze AA czytamy:
##7#52#aNjY1MTk4M0EzMzMxMzMzNQ==
##7#52#aNjY1MTk4M0EzMzMxMzMzNQ==
Przypomnijmy więc te boskie dni „zwyczajnego picia”.
Pamiętasz, jak smakowały pierwsze drinki i jak ciężko mu-
siałeś się napracować, żeby polubić truciznę? Pamiętasz, jak
się upijałeś i robiłeś z siebie durnia? Jak puszczałeś pawia?
Pamiętasz, jak pokój wirował ci przed oczyma w oszałamia-
jącym tempie? A te urocze kace? Pamiętasz, jak wesołe spo-
tkania towarzyskie zmieniały się w pijackie burdy? Pamię-
tasz wszystkie zrujnowane przez alkohol obiady świąteczne,
sylwestry, wesela, dyskoteki, miło się zapowiadające spotka-
nia w pubie. Wiesz, do ilu małżeństw nie doszło przez nie-
dorzeczny rytuał zwany wieczorem kawalerskim?
Przypomnij sobie, czy choć raz bawiłeś się doskonale nie
dlatego, że było: miłe towarzystwo, interesująca rozmowa,
ładna pogoda, ciekawy wystrój wnętrza, dobra muzyka, ale
dlatego, że serwowano rewelacyjny alkohol.
Chcę teraz wyjaśnić, dlaczego ograniczenie spożycia nig-
dy nie jest trwałym rozwiązaniem ani nawet krokiem pro-
wadzącym do zupełnego zerwania z nałogiem. Uzależnie-
nie ma to do siebie, że kiedy próbujesz ograniczyć spożycie,
dzieje się coś strasznego. Po pierwsze, po jednym drinku od-
wadniający efekt alkoholu ożywi małego potworka w twoim
organizmie, a mały potworek z kolei tchnie życie w Wielką
Bestię w twoim mózgu, i do końca twych dni będzie cię drę-
czyć pragnienie alkoholu. Wraz z uodpornieniem organizmu
na truciznę będziesz znajdował coraz więcej okazji do wypi-
cia i konsumował coraz większe ilości.
Przyzwyczaiłeś się do drinka, kiedy ci tylko przyjdzie nań
ochota. Powiedzmy, że jest to twój „zwykły” poziom spożycia al-
koholu. Jeśli ograniczysz spożycie, musisz z tego drinka zrezy-
gnować, co oznacza, że przez większą część życia będziesz miał
ochotę się napić, ale nie będziesz mógł tego zrobić. Zaczniesz
się czuć fatalnie psychicznie i cały czas będzie ci czegoś brako-
wało. Stanie się to powodem dodatkowego stresu, a do tego ży-
cie upłynie ci na oczekiwaniu na następną okazję. Ograniczając
##7#52#aNjY1MTk4M0EzMzMxMzMzNQ==
##7#52#aNjY1MTk4M0EzMzMxMzMzNQ==
picie, nie położysz kresu schizofrenii. Z czasem ta część ciebie,
która chce się napić, będzie cierpieć i marzyć o drinku, a jed-
nocześnie ta druga część, ta, która nie chce pić, święcie uwie-
rzy, że panuje nad sytuacją. Ale jak jest naprawdę? Całe twoje
życie zdominowała jedna myśl: kiedy znowu będzie mi wolno
i na ile kieliszków mogę sobie pozwolić? „Podleganie domina-
cji” i „sprawowanie kontroli” to całkowite przeciwieństwa.
Postanawiasz ograniczyć spożycie, uświadomiwszy so-
bie, że problemem staje się twój „zwykły” poziom. Wcześniej,
zanim sobie to uświadomisz, niewiele się zastanawiałeś nad
sprawą, a w zasadzie brałeś picie za stały element życia. Nie
sprawiało ci szczególnej przyjemności, było po prostu częścią
twego stylu bycia. Teraz już wiesz, że przyczyna cierpienia leży
w tym, że część twojego mózgu chce pić, a druga na to nie po-
zwala. Od tej chwili zaczynasz poświęcać tej sprawie bardzo
dużo uwagi. Sporo o tym rozmyślasz i odkrywasz, jak ważną
rolę odgrywa picie w twoim życiu. Twierdzisz, że to samo do-
tyczy zdrowia czy trzech posiłków dziennie? Że traktujemy je
jako oczywistość, a z ich wagi zdajemy sobie sprawę dopiero,
kiedy ich zabraknie? Tyle że, jak ustaliliśmy w rozdziale 17, je-
dzenie sprawia nam prawdziwą przyjemnością i jest nam nie-
zbędne do przetrwania, a konsumowanie ohydnej w sma-
ku trucizny jest tego przeciwieństwem. Chodzi o to, że choć
nauczono nas wierzyć, że alkohol jest źródłem przyjemności
i wparcia, dopóki mogliśmy go pić, nigdy nie był on dla nas aż
tak ważny. Dopiero proces ograniczania spożycia kazał nam
uwierzyć, że bez alkoholu nie można cieszyć się życiem.
Alkoholik popełnia błąd, wierząc, że po prostu wpadł
w „zwyczaj” picia za dużo. Jest przekonany, że przy pew-
nej samodyscyplinie potrafi ograniczyć spożycie i wrócić do
dawnego „zwyczaju” picia dużo mniej. Powtarzam raz jesz-
cze: to nie „zwyczaj”, to uzależnienie. Do dawnego „zwycza-
ju” nie ma powrotu. Taka jest właściwość każdego narkotyku,
że zmusza cię do brania więcej i więcej. W nieskończoność.
##7#52#aNjY1MTk4M0EzMzMxMzMzNQ==
##7#52#aNjY1MTk4M0EzMzMxMzMzNQ==
Nie muszę ci tego tłumaczyć, to powszechnie znany fakt.
Próbuję ci tylko wyjaśnić, dlaczego, żeby ograniczyć spoży-
cie, i tak już przez resztę życia będziesz się musiał wykazy-
wać żelazną samodyscypliną – aż pewnego dnia zabraknie
ci silnej woli i się poddasz. Wtedy na nowo utracisz kontro-
lę i zaczniesz pić więcej, niż przed narzuceniem sobie ogra-
niczeń. Tym łatwiej przyjdzie ci uwierzyć w jakąś tkwiącą
w tobie wadę, w feler, który uniemożliwia ci ucieczkę przed
tym ciągłym koszmarem na jawie. Czy widzisz pewne podo-
bieństwo do muchy w dzbaneczniku? Im bardziej stara się
uciec, tym głębiej pułapka go wciąga.
To jeszcze nie najgorsze w metodzie ograniczania alko-
holu. Tak jak z dietą odchudzającą, która zaostrza apetyt, im
dłużej marzysz o napiciu się, tym gorzej się czujesz i tym
mocniej cierpisz. A kiedy już ulegniesz pokusie i ulżysz cier-
pieniu, tym silniejsze złudzenie rozkoszy.
Podsumowując, jakie są efekty ograniczania? Z jednej stro-
ny szczególnej mocy nabiera złudzenie przyjemności czy ulgi,
co z kolei wzmaga pragnienie napicia się. Z drugiej strony po-
chłaniasz mniej trucizny i wydajesz mniej pieniędzy, a więc
nie odbija się to tak boleśnie na twoim zdrowiu i kieszeni, co
z kolei grozi tym, że niebawem zapominasz o powodach, jakie
skłoniły cię do narzucenia sobie ograniczeń. Nic dziwnego, że
większość prób ograniczenia alkoholu kończy się ostatecznie
tym, że zaczynasz pić jeszcze więcej niż dawniej.
Jak na ironię, narzucając sobie ograniczenia, sądzimy, że
mamy kontrolę nad alkoholem. Ale czy sam fakt, że je sobie
narzucamy, nie wskazuje, że takiej kontroli nigdy nie mieli-
śmy? Skoro mieliśmy kontrolę, po co ta cała samodyscyplina?
Powiedzmy, że uda ci się ograniczyć picie przez resztę życia.
Czy naprawdę tego chcesz? Zanim odpowiesz, spójrz na tych
##7#52#aNjY1MTk4M0EzMzMxMzMzNQ==
##7#52#aNjY1MTk4M0EzMzMxMzMzNQ==
23. Normalnie pijący szczęśliwcy
DEWASTACJĄ
##7#52#aNjY1MTk4M0EzMzMxMzMzNQ==
##7#52#aNjY1MTk4M0EzMzMxMzMzNQ==
jeszcze nie wiedzą, że czeka ich śmierć? Picie alkoholu może
i jest normalne, ale nie oszukujmy się – nie ma w nim nic na-
turalnego. Pomyśl tylko, jakiemu potężnemu praniu mózgu
nas poddano: całe społeczeństwo dało się nabrać, że regular-
ne podawanie sobie trucizny jest czymś naturalnym. Przecież
kogoś, kto regularnie bierze strychninę, każdy, ty także, ode-
słałby do domu wariatów.
Wynika stąd, że, czy pije, czy nie, i tak jest nieszczęśli-
wy. Niezbyt zachęcająca perspektywa, prawda? Ale czy bę-
dzie równie nieszczęśliwy, jeśli nie będzie mógł brać arszeni-
ku? W broszurze mówi się też:
##7#52#aNjY1MTk4M0EzMzMxMzMzNQ==
##7#52#aNjY1MTk4M0EzMzMxMzMzNQ==
kontrolę nad spożyciem, ale któremu ta sama trucizna w cu-
downy sposób daje jakieś niezliczone korzyści.
Pojawiają się dwa możliwe wyjaśnienia tego paradok-
su. Pierwsze – alkoholik ma inną strukturę genetycz-
ną niż „normalnie” pijący; drugie – alkoholik jest w bar-
dziej zaawansowanym stadium tej samej choroby. Dlacze-
go tak ciężko zaakceptować nam tę drugą możliwość? Prze-
cież w przypadku heroiny, kokainy czy innych narkoty-
ków panuje powszechna zgoda co do tego, że uzależnienie
jest skutkiem uzależniających właściwości narkotyku, a nie
struktury chemicznej uzależnionego. Wiadomo, że miliony
palaczy, z których wielu to także alkoholicy, chcą rzucić pa-
lenie, bo wiedzą, że nałóg rujnuje ich zdrowie, ale nie po-
trafią tego zrobić. Niepowodzenia przypisuje się tu brakowi
silnej woli, podczas gdy w przypadku alkoholików doszuku-
je się ich w genetyce.
Tak jak z innymi uzależniającymi narkotykami, przez kil-
ka lat alkoholik nie do końca wie, czy jest „normalnie” piją-
cym, który zachował kontrolę i pije, kiedy i gdzie napraw-
dę chce, i to tylko ze względu na tak zwane korzyści; czy
też pije, ponieważ jest uzależniony i wierzy, że żyć bez tego
nie może. Podobnie jak w przypadku innych uzależnionych,
wszyscy wokół – rodzina i przyjaciele – doskonale wiedzą,
jaka jest prawda, tylko bezpośrednio zainteresowany nie
może się zdecydować. Jak pamiętamy, według „ekspertów”
alkoholik przechodzi „szczęśliwy” okres „normalnego” picia,
który trwa od 2 do 60 lat. Czy nie słuszniej byłoby dodać,
że ten „szczęśliwy okres normalnego picia” to wczesne sta-
dium tej samej choroby? Przecież prawie każda choroba za-
czyna się od niemal niezauważalnych symptomów, na które
początkowo nie zwracamy uwagi. Tylko czy choć jedna cho-
roba we wczesnej fazie daje choremu korzyści, żeby potem
niespodziewanie zniszczyć mu życie? Zainteresowany nawet
nie wie, kiedy następuje zmiana.
##7#52#aNjY1MTk4M0EzMzMxMzMzNQ==
##7#52#aNjY1MTk4M0EzMzMxMzMzNQ==
Skoro wszystko wskazuje na to, że problem tkwi nie
w alkoholiku, tylko w alkoholu, dlaczego zarówno „normal-
nie” pijący, jak i alkoholik wolą wierzyć, że jest inaczej? Bo
to charakteryzuje wszystkie uzależniające narkotyki. Nie wi-
nimy narkotyku, ponieważ wydaje się on nam zbyt cennym.
Narkotyki to wielkie oszustwo, każą ci wierzyć, że dają jakieś
korzyści i pomagają ci. Wierzyć, że życie bez nich nie bę-
dzie równie przyjemne. We wczesnej fazie zwykłego, „nor-
malnego” picia narkotyk nie szkodzi ci w sposób widoczny,
więc nie ma powodu do rozstania się z nim. A skoro tak, cze-
mu miałbyś sobie odmawiać „przyjemności” wypicia kielisz-
ka wina do obiadu? Ale czy wino smakowałoby ci tak samo,
gdybyś zdawał sobie sprawę z tego, że znalazłeś się we wcze-
snym stadium alkoholizmu? Lepiej już wierzyć, że alkoho-
lizm przytrafia się tylko innym. Zresztą dlaczego miałbyś
w to nie wierzyć? Przecież wielu „ekspertów” i samych alko-
holików twierdzi, że chodzi o jakiś fizyczny defekt. Chyba
„eksperci” i alkoholicy wiedzą, co mówią: ci pierwsi znają to
z teorii, ci drudzy z praktyki. Jak nam wmówiono, alkoholik,
który sięgnie po choć jednego drinka, nie ma wyjścia i mu-
si pić do kompletnego upojenia, a przecież „normalni” pijący
nie doprowadzają się do takiego stanu, więc najwyraźniej nie
są alkoholikami. Sprytnie przymykamy oko na to, że alkoho-
licy też kiedyś pili „normalnie”.
Łatwo zrozumieć, dlaczego ludzie pijący od czasu do cza-
su wolą wierzyć, że alkoholizm jest chorobą, na którą cierpią
tylko niektórzy, a nie przypadłością progresywną, na którą
zapada każdy, kto dał się nabrać na regularne picie trucizny,
niezależnie od stopnia zaawansowania. Dlaczego alkoholik
woli wierzyć, że urodził się z jakąś wadą, której nie da się
wyleczyć? Wydawałoby się, że wolałby postrzegać to ina-
czej. Z tym że to, jak postrzega sprawę, nie zależy od nie-
go, to nie jest kwestia wyboru. Alkoholik jest poniekąd ofiarą
prania mózgu i pokrętnej logiki. Pamiętaj też, że większość
##7#52#aNjY1MTk4M0EzMzMxMzMzNQ==
##7#52#aNjY1MTk4M0EzMzMxMzMzNQ==
alkoholików nie szuka pomocy w stowarzyszeniach takich
jak AA, póki nie znajdą się na dnie i nie będą mieli za sobą
męczących samodzielnych zmagań z problemem, w których
wykorzystali całe swoje zasoby silnej woli. Jest faktem, że
większość alkoholików wykazuje sporo silnej woli w innych
dziedzinach swojego życia, a tymczasem „normalnie” pijący
potrafi kontrolować spożycie, a alkoholik nie. Logika pod-
powiada więc, że powodem porażki nie jest brak silnej woli,
ale jakiś defekt, fizyczny bądź psychiczny. A stąd już krok do
stwierdzenia, że nie ma na tę chorobę lekarstwa. Czyżby?
Teoria ta ma w sobie taki urok, że podoba się obydwu
stronom: pijący „normalnie” zatrzymuje sobie swoje ulubione
trunki, a alkoholik zachowuje resztki godności, bo: „To nie
moja wina: jestem alkoholikiem”, które często przeradza się
w wymówkę: „Jestem alkoholikiem, więc muszę pić”.
Tak naucza AA. Jeśli naprawdę wierzysz, że na alkoho-
lizm nie ma lekarstwa, to lepiej, i uczciwiej uwierzyć, że za
wszystko odpowiada przypadek – taki się urodziłeś – a ciebie
nie można o nic winić. Można najwyżej zwalać winę na brak
silnej woli, odpowiedzialności i samokontroli. Tak naprawdę,
gdyby alkoholizm był skutkiem wrodzonego defektu fizycz-
nego, wychodzący z nałogu alkoholik zasługiwałby nie na na-
szą pogardę, ale na szczególną sympatię i współczucie, wręcz
podziw. Przecież cierpi od urodzenia na okropną chorobę,
a udaje mu się oprzeć nienasyconej żądzy zatruwania organi-
zmu. Może dlatego tak często filmowi i powieściowi bohate-
rowie są wychodzącymi z nałogu alkoholikami?
Terminem „metoda silnej woli” określam każdą metodę
inną niż Easyway, a czynię tak tylko po to, by uniknąć w tej
książce nieporozumień. Nie oznacza to, że wszystkie inne
metody przywiązują tak wielką wagę do silnej woli. Zgod-
nie z filozofią AA sama silna wola niewiele zdziała w wal-
ce z uzależnieniem, bo pomóc na nie może jedynie jakaś
siła wyższa. Czasem jednak ta siła wyższa, czymkolwiek by
##7#52#aNjY1MTk4M0EzMzMxMzMzNQ==
##7#52#aNjY1MTk4M0EzMzMxMzMzNQ==
ona była dla alkoholika, wymyka się uzależnionemu, a wte-
dy ucieka się on do silnej woli. Obstaję zatem przy mojej de-
finicji metody silnej woli. W teorii członkowie AA mają ko-
rzystać z pomocy siły wyższej w walce z alkoholem. W prak-
tyce niewielu z nich wie, co to tak naprawdę oznacza, więc są
skazani na silną wolę – szczególnie dotyczy to ateistów.
Istnieje choroba zwana alkoholizmem, co nie znaczy, że
alkoholik cierpi na jakąkolwiek fizyczną przypadłość. Alko-
holizm jest chorobą psychiczną i nie ma w niej nic skom-
plikowanego. Wystarczy usunąć błędne pojęcia i szumy,
i wszystko staje się jasne jak słońce. Napisałem, że alkoholik,
zgodnie ze swoją logiką, uważa, że różni się fizycznie od piją-
cych „normalnie”. Tylko że ta logika oparta jest na niepełnej
wiedzy o prawdziwej naturze alkoholizmu. Logicznym było
wierzyć, że Słońce kręci się wokół Ziemi, dopóki Galileusz
nie udowodnił, że jest inaczej. Wielka szkoda, że przez bra-
ki w wiedzy tysiące alkoholików uwierzyło, że na ich choro-
bę nie ma żadnego lekarstwa, a zwłaszcza lekarstwa prostego
w zastosowaniu, działającego natychmiast i na całe życie.
Alkoholizm to choroba, która objawia się nienaturalnym
pragnieniem wstrętnej w smaku trucizny, jaką jest alkohol.
Sam w sobie w niczym nie ustępuje on arszenikowi czy ja-
kiejkolwiek innej truciźnie. Tak jak w przypadku innych tru-
cizn, po spożyciu alkoholu doświadczasz szeregu negatyw-
nych skutków fizycznych, proporcjonalnie do ilości wypi-
tego trunku. Z tym że w przypadku alkoholu prawdziwym
złem jest ignorancja, w szczególności fałszywe przekonanie,
iż daje on jakiekolwiek korzyści.
Należy odróżniać chorobę, którą nazywamy alkoholi-
zmem, czyli „nienaturalne pragnienie alkoholu”, od skutków
poddania się tej żądzy. Na wszelki wypadek spróbuję to zi-
lustrować następującym przykładem. Jakiś czas temu wiatr
zdmuchnął jedną dachówkę, przez co kapiąca do wewnątrz
domu woda poczyniła w środku rozmaite szkody. Choroba
##7#52#aNjY1MTk4M0EzMzMxMzMzNQ==
##7#52#aNjY1MTk4M0EzMzMxMzMzNQ==
zwana alkoholizmem jest taką brakującą dachówką. Wystar-
czy uzupełnić pokrycie dachu, a deszcz przestanie przedo-
stawać się do środka i problem zostanie rozwiązany – od razu
i raz na zawsze. Rozwiążesz swój problem z alkoholem, kie-
dy całkowicie uwolnisz się od pragnienia alkoholu, a kiedy to
się stanie, wówczas skutek będzie natychmiastowy i trwały.
W domu naprawa szkód spowodowanych deszczem zajmie
trochę czasu. To samo odnosi się do alkoholika – minie jakiś
czas, zanim dojdziesz do siebie. Na szczęście człowiek ma
silny umysł i organizm, zwłaszcza gdy nic regularnie ich nie
zatruwa, a sam proces powrotu do normalności może być
całkiem przyjemny, w co może trudno uwierzyć, zwłaszcza
po uprzednich, zakończonych niepowodzeniem próbach ze-
rwania z nałogiem metodą silnej woli. Posłużmy się następ-
nym przykładem.
Powiedzmy, że masz na twarzy niedużego pryszcza. Ktoś
ci radzi: „Wypróbuj tę maść, jest doskonała!”. Nakładasz
mazidło i jak za dotknięciem różdżki pryszcz znika, ale po
tygodniu znów się pojawia, i to dorodniejszy. Znowu smaru-
jesz go maścią i znowu znika bez śladu, a po pięciu dniach
powraca. I tak bez końca, z tym że za każdym razem okres
między jednym a drugim pojawieniem się jest krótszy, a sam
pryszcz coraz większy i coraz bardziej swędzący. Nie minie
wiele czasu, a całą twarz będziesz miał w krostach. Prawdzi-
wa tragedia! Jeśli nie znajdziesz lekarstwa, wysypka obejmie
całe ciało, a maść trzeba będzie stosować non stop. Stajesz
się całkowicie zależny od maści, za którą płacisz już kilkaset
złotych. I nie masz wyjścia – musisz płacić, bo na samą myśl
o tym, że jej zabraknie, wpadasz w panikę. Bez niej nie ru-
szasz się z domu.
Pewnego dnia otwierasz gazetę i oczom nie wierzysz.
Nie jesteś jedyny, tysiące ludzi cierpią na podobną przypa-
dłość, a według najnowszych badań maść na nią nie pomaga
– przeciwnie, nie pozwala pryszczom się wygoić. W gruncie
##7#52#aNjY1MTk4M0EzMzMxMzMzNQ==
##7#52#aNjY1MTk4M0EzMzMxMzMzNQ==
rzeczy to przez maść mały pryszczyk zamienił się w obejmu-
jącą całą twarz wysypkę. Gdybyś nie używał maści, w koń-
cu sam by się wygoił. Pod wpływem mazidła pryszcz chował
się pod skórą, a maść nie tylko nie goiła go, ale stanowiła po-
żywkę dla następnych.
To jeszcze nie wszystko, pisze autor artykułu. Jak się oka-
zuje, wystarczy odstawić maść, a wysypka stopniowo sama
zejdzie. Czy po raz drugi użyjesz tej maści? Czy żeby jej nie
użyć, potrzebujesz silnej woli? Czy po jej odstawieniu poczu-
jesz się nieszczęśliwy? Pewnie, że nie. Z chwilą, gdy wiesz,
jak rozwiązać problem, poczujesz się jak w siódmym niebie.
Gdyby jednak pojawiły się w twojej głowie jakieś wątpliwo-
ści, potrzebna ci będzie silna wola, żeby oprzeć się pokusie
posmarowania twarzy maścią. Wtedy możesz poczuć strach
i przygnębienie. Ale nawet w takim przypadku, skoro już
wiesz, że bez maści wysypka mniej swędzi i faktycznie znika,
wiesz, że poznałeś odpowiedź. Nawet gdyby kuracja miała
potrwać rok, od samego początku poczujesz ulgę i radość.
Podobnie jest z każdym innym problemem, niezależnie
od jego wagi i skutków. Obawy i cierpienie znikają, kiedy
znalazłeś lekarstwo. Nie musisz go nawet natychmiast stoso-
wać, wystarczy, że je masz.
Uważasz, że porównanie z wysypką nie ma wiele wspól-
nego z problemem alkoholowym? Jesteś pewien? Wysypka to
destrukcyjny skutek picia alkoholu, a maść to sam alkohol.
Odkrycie, że maść nie była lekarstwem na wysypkę, ale jej
przyczyną, z pewnością cię uraduje, bo właśnie znalazłeś jed-
nocześnie przyczynę i lekarstwo. Nie będzie cię kusić, żeby
ponownie sobie tę maść zaaplikować.
Nie ma w tym żadnej tajemnicy, wszystko jest proste
i jasne.
Zanim otworzyłeś tę książkę, miałeś pełną świadomość,
że twoim problemem jest brak kontroli nad ilością spo-
żywanego alkoholu. Nie musiałem ci nawet tłumaczyć, że
##7#52#aNjY1MTk4M0EzMzMxMzMzNQ==
##7#52#aNjY1MTk4M0EzMzMxMzMzNQ==
źródłem tego problemu jest alkohol. Podobnie jak z maścią,
wiedziałeś, że alkohol jest za to odpowiedzialny. Pozostaje
tylko tajemnicą, dlaczego wciąż masz na niego ochotę.
Nadal podejrzewasz, że można to jedynie wytłumaczyć
jakimś wrodzonym defektem, nie występującym u „nor-
malnie” pijących? Zrozum, twoje dotychczasowe porażki
nie mają nic wspólnego z kodem genetycznym. To kwestia
percepcji. Musisz też zrozumieć, że nie chodzi o żaden fe-
ler psychiczny, taki jak wrodzona skłonność do uzależnień.
A żeby to pojąć, wystarczy otwarty umysł. Jeśli raz uwierzysz,
że nie ma lekarstwa, wtedy rzeczywiście – dla ciebie go nie
ma. Dlatego musimy się raz na zawsze rozprawić z mitem
o wadach wrodzonych.
Załóżmy, że masz jakąś wrodzoną wadę. Czy zdawałeś
sobie sprawę z jej istnienia, zanim zacząłeś pić alkohol? Czy
nie cieszyłeś się wtedy życiem? Czy zanim nabrałeś „zwy-
czaju” picia, nie radziłeś sobie ze stresem? Czy istniała w to-
bie żądza alkoholu, zanim go spróbowałeś? Czy jako dziec-
ko nie bawiłeś się świetnie na kinderbalach? Czy to przypa-
dek, że ta „wrodzona wada” dała o sobie znać po pierwszych
próbach alkoholowych? Czy to nie dziwne, że osoby stosu-
jące metodę Easyway jak za dotknięciem różdżki pozbywa-
ją się nałogu?
Wystarczy tylko odrzucić wszystko, co zaciemnia ob-
raz. Wtedy reszta staje się oczywista! Alkohol to wstręt-
ny, trujący narkotyk. To fakt, obojętnie, czy jesteś alkoholi-
kiem, czy „szczęśliwą, normalnie pijącą” osobą. A pijemy, bo
od urodzenia wbijano nam do głów, że zażywanie narkoty-
ku, zwanego DEWASTACJĄ jest w istocie miłą rozrywką,
a w chwilach potrzeby oparciem.
Dlaczego pijący na ogół potrafią kontrolować spoży-
cie? To nieprawda, nie mają i nie mieli kontroli. Jak nam
wszystkim wyprano im mózgi. Uwierzyli, że DEWASTA-
CJA jest samą przyjemnością i towarzyskim rekwizytem.
##7#52#aNjY1MTk4M0EzMzMxMzMzNQ==
##7#52#aNjY1MTk4M0EzMzMxMzMzNQ==
Nie są jeszcze na tym etapie, kiedy bolesna prawda staje się
oczywista. Wobec tego dlaczego, osiągnąwszy ten etap, nie
patrzą na sprawę jak w przykładzie o maści i wysypce? Wie-
dzą przecież, że alkohol przysparza cierpienia i dlatego nie
należy go pić. Problem w tym, że my pijemy nie z powodów,
dla których nie powinniśmy pić, ale z powodów, dla których
pijemy. I jeśli wierzysz, że bez alkoholu nie będziesz potrafił
dobrze się bawić, ani radzić sobie ze stresem, to rzeczywiście
nie będziesz.
Rozwiązanie jest jedno: pozbyć się wszystkich wpajanych
nam fałszywych przekonań i powrócić do cudownego stanu
spokoju, jakiego doświadczaliśmy, zanim znaleźliśmy się
w pułapce. Niemożliwe? Bo jak zapomnieć o nabytej wie-
dzy? Chodzi o to, że w przypadku alkoholu nie ma mowy
o jakiejkolwiek wiedzy. Wszystko to było fałszem i mitem.
Zanim wpadłeś w pułapkę, cieszyłeś się życiem i radziłeś
sobie ze stresem, i to jest fakt. Jeśli można było ci wmó-
wić, że obrzydliwa trucizna dostarcza jakiejś przyjemności
i wsparcia, to równie łatwo przyjdzie ci zobaczyć, jak na-
prawdę sprawy się mają. Wystarczy otwarty umysł i ścisłe
trzymanie się instrukcji.
Przeczytanie opisu DEWASTACJI na początku roz-
działu 7 i ślepa wiara w każde słowo to za mało. Chciałbyś
być uzależnionym od strychniny? Na pewno nie! Strych-
nina zupełnie cię nie pociąga. A skoro nie ma pokusy, nie
ma z czym walczyć i uciekać się do silnej woli, żeby stawić
opór. Zobacz alkohol takim, jaki naprawdę jest, odartym ze
wszelkich mitów. W ten sposób na dobre pozbędziesz się
pokusy picia. Odrzuć wszystkie narzucone człowiekowi wy-
obrażenia na ten temat. Pozwól, że wrócę do jednego z po-
wracających pytań:
##7#52#aNjY1MTk4M0EzMzMxMzMzNQ==
##7#52#aNjY1MTk4M0EzMzMxMzMzNQ==
Pytający tak naprawdę chce powiedzieć:
„Nie potrafię się pogodzić z tym, że już nigdy się nie napiję”.
##7#52#aNjY1MTk4M0EzMzMxMzMzNQ==
##7#52#aNjY1MTk4M0EzMzMxMzMzNQ==
Wyobraź sobie pilota, który gdzieś nad Alpami ogłasza:
„Czołem, pasażerowie. Właśnie wlatujemy w mgłę. Mam
nadzieję, że nie mają państwo nic przeciwko temu, że lekko
podkręcę urządzenia pomiarowe”. Czy ktoś taki panuje nad
sytuacją? Tak też jest ze wszystkimi „normalnie” pijącymi.
Kiedy mowa o narkotykach, stwierdzenie „picie z umia-
rem jest w porządku” to jak powiedzieć: „Zajście troszecz-
kę w ciąże jest w porządku” albo „A przechodź sobie po li-
nie nad wodospadem, ale nie spadaj więcej jak dwa metry
w dół”. Taka jest natura wszystkich uzależnień, że dajesz się
im zwieść i wierzysz, że panujesz nad sytuację, tymczasem
narkotyk czyni cię ślepym na wszystkie pułapki i ściąga cię
coraz mocniej w dół. Jest tylko jedna różnica między runię-
ciem do Niagary a wpadaniem w alkoholizm: w tym pierw-
szym przypadku upadek trwa kilka sekund, a śmierć jest na-
tychmiastowa. Niebezpieczeństwo jest tak oczywiste, że każ-
dy się pilnie strzeże, żeby nie spaść. W przypadku alkoholu
wmówiono nam, że dobrze jest być jego ofiarą.
80% pijących nigdy nie spada na samo dno i przez całe
życie są „szczęśliwymi, normalnie pijącymi”. Dla pozosta-
łych 20% proces staczania się jest tak powolny, że mało kto
zdaje sobie sprawę z czyhającej na końcu drogi pułapki. Pa-
miętaj: nikt nie zostaje narkomanem z wyboru. Uzależnienie
zaczyna się od jednej działki.
Przypatrz się innym pijącym, zacznij ich widzieć takimi,
jacy są. Nie piją dla przyjemności: dali się nabrać na DEWA-
STACJĘ. Żaden z nich, podobnie jak ty, nie panuje nad sy-
tuacją. Pamiętasz „punkt krytyczny” z rozdziału 10? Według
alkoholika, w przeciwieństwie do niego, „normalnie” pijący
potrafi kontrolować spożycie. Tymczasem „normalnie” piją-
cy znajduje się po prostu w stadium tej samej choroby, kie-
dy jego organizm jeszcze radzi sobie jakoś z aplikowaną mu
dawką alkoholu. Wierzy, że pije dla przyjemności, a sko-
ro picie nie jest jeszcze szczególnym problemem, nie musi
##7#52#aNjY1MTk4M0EzMzMxMzMzNQ==
##7#52#aNjY1MTk4M0EzMzMxMzMzNQ==
go kontrolować. Na tym etapie był kiedyś każdy alkoholik.
Musisz zrozumieć, kim tak naprawdę jest: muchą w kwiat-
ku dzbanecznika, powoli zsuwającą się na dno, nieświadomą
tego, co ją czeka.
Ciesz się, że już nie tkwisz w tej pułapce; ciesz się wol-
nością.
##7#52#aNjY1MTk4M0EzMzMxMzMzNQ==
##7#52#aNjY1MTk4M0EzMzMxMzMzNQ==
ochłody, robiliśmy plany na nadciągający tydzień. Czy ta
chwila była mniej szczególna, bo mój napój nie zawierał
trucizny? Czy była bardziej szczególna dla przyjaciela, bo
pił alkohol? Nie. Obydwaj jednakowo się nią napawaliśmy
i mam nadzieję, że będziemy mieli okazję się cieszyć jeszcze
wieloma takimi chwilami.
Co chciałem przez to powiedzieć? Otóż takie same w so-
bie przyjemne chwile nie stają się przyjemniejsze przez to,
że pijemy alkohol, o którym sądzimy, że daje przyjemność.
Zadam ci teraz pytanie. Jak według ciebie czuje się niepijący
w następującej sytuacji: rozpoczyna urlop, odpręża się, w spo-
kojny letni wieczór rozkoszuje się widokiem, a jego jedynym
obowiązkiem jest dobrze się bawić przez cały nadciągający
tydzień? Zgadłeś! Taka osoba czuje się wprost fantastycznie!
Jest w siódmym niebie! A teraz wyobraź sobie, jak czułby się
mój pijący przyjaciel, gdyby z jakiegoś powodu nie mógł się
napić. Właśnie! Czegoś byłoby mu brak. A jak by się czuł,
gdyby mógł pić? Otóż to! Czułby się fantastycznie! Byłby
w siódmym niebie! Czyli dokładnie tak samo jak ja. Czy to
nie dowód, że alkohol może nam tylko przyczynić cierpie-
nia? Czy to nie ilustracja tezy, że „normalnie” pijący dali się
zwieść, że alkohol to przyjemność. Piją bynajmniej nie dla
przyjemności. Piją, bo w pewnych sytuacjach bez alkoholu
czują się źle. Innymi słowy, są od niego uzależnieni!
Ignorancja nie jest błogosławieństwem, zwłaszcza że,
prawdę mówiąc, nie jest to całkowita ignorancja. „Normal-
nie” pijący może nie do końca zdaje sobie sprawę z sytuacji,
w jakiej się znalazł, ale bez wątpienia podejrzewa, że wpadł
w pułapkę. Myśli sobie: „Alkohol mi nie szkodzi, a w razie
czego zawsze mogę rzucić picie”. Przez takie rozumowa-
nie stale odkłada chwilę, kiedy trzeba będzie wreszcie stawić
czoła problemowi. Przyjaciel, o którym wspominałem wyżej,
należał do tych, którzy w swoim czasie delikatnie mnie na-
pominali, że przesadzam z piciem. Jego pierwszą reakcją na
##7#52#aNjY1MTk4M0EzMzMxMzMzNQ==
##7#52#aNjY1MTk4M0EzMzMxMzMzNQ==
wieść o tym, że rzuciłem picie, nie było: „Wspaniale! Gra-
tuluję!”, tylko: „Już nigdy nie powtórzymy naszego rytuału”.
Dlaczego był tak skonsternowany, kiedy pił, a ja nie? Czy są-
dził, że czegoś mi brak i dam się skusić? Jeśli tak, musiał się
czuć trochę winny. A może nie lubi pić sam? Ale nie pił sam,
ja mu towarzyszyłem, tyle że z sokiem owocowym. Może
czuł się głupio jako jedyna osoba pijąca truciznę.
Masz prawo czuć się lekko obrażony, jeśli na propozycję
drinka z twojej strony ktoś patrząc na zegarek, mówi: „Za-
zwyczaj nie piję przed 19!”. Zawiera się w tym podejrze-
nie, że masz poważny problem z piciem, skoro zaczynasz
tak wcześnie. Tymczasem jedno słówko „zazwyczaj” suge-
ruje, że taki gość tym razem chętnie odstąpi od swej złotej
zasady. Potrzebuje tylko odrobiny perswazji, a i tak w koń-
cu zwali winę na ciebie. Może żartobliwym tonem doda, że
sprowadzasz go na złą drogę. A tak naprawdę jest zachwy-
cony, bo dzięki tobie może złamać zasady, nie tracąc twa-
rzy. Kiedyś, kiedy jeszcze piłem, zazdrościłem takim osob-
nikom. Myślałem: „Masz, bracie, szczęście, skoro stać cię
na taką samodyscyplinę”. Z głową zaprzątniętą własnymi
kłopotami nie zauważyłem, że łamał swoją żelazną zasadę
częściej, niż jej przestrzegał. Nigdy nie przyszło mi do gło-
wy, że w rzeczywistości zwierzał mi się z własnego proble-
mu alkoholowego – w przeciwnym wypadku, czy potrzeb-
ne by mu były takie zasady. Oto inny przykład odpowiedzi
na propozycję drinka:
„Dziękuję. Prowadzę”.
##7#52#aNjY1MTk4M0EzMzMxMzMzNQ==
##7#52#aNjY1MTk4M0EzMzMxMzMzNQ==
Znowu ten sam ton pełen pychy. Skoro jednak napraw-
dę może pić lub nie, żadna różnica, to dlaczego przy następ-
nej okazji zamawia taksówkę? Chce po prostu pokazać so-
bie i wszystkim wokół, a najlepiej całemu światu, że nie jest
uzależniony. Tymczasem dowodzi, że jednak jest, bo kiedy
już postanowi zamówić taksówkę, to na 2 rano, i trzeba go
do niej prawie nieść. Zauważ też, że kiedy nie pije, gorzej się
bawi i opuszcza towarzystwo już o 10 wieczorem.
##7#52#aNjY1MTk4M0EzMzMxMzMzNQ==
##7#52#aNjY1MTk4M0EzMzMxMzMzNQ==
wyjść z nałogu. Wierzył, że bez alkoholu nie można cieszyć
się życiem. Jeśli ty też w to uwierzysz, nie uda ci się. To, że
niektórzy bez alkoholu nie potrafią się dobrze bawić, nie
oznacza, że alkohol sprawia im prawdziwą przyjemność, bo
jakoś potrafili cieszyć się życiem, zanim wpadli w pułapkę.
Zauważyłem, że od czasu zerwania z nałogiem pod byle
pretekstem wymykam się ze spotkań towarzyskich albo
w ogóle z nich rezygnuję. Początkowo mnie to niepokoiło.
Wydawało się wskazywać, że bez alkoholu nie czuję się do-
brze. Z czasem odkryłem, że jest inaczej. Chodzi o to, że były
to śmiertelnie nudne spotkania. Znosiłem kiedyś takie towa-
rzystwo tylko dlatego, że sam byłem pijany. To dobitnie do-
wodzi, że alkohol nie uszczęśliwia nas, tylko pozwala chwi-
lowo zapomnieć o smutkach. Nie jest lekarstwem na smutek,
a co gorsza, potęguje go. Ostatnio nie chadzam na takie nud-
ne imprezy, a jeśli już muszę, zmykam przy pierwszej nada-
rzającej się sposobności. Mam w związku z tym więcej czasu
na to, co daje mi prawdziwe zadowolenie. A obserwowanie
ludzi staczających się w nicość takiego zadowolenia nie daje.
Alkohol nie zmienia nudziarzy w błyskotliwych gawę-
dziarzy. Przeciwnie, zmienia zarówno nudziarzy, jak i ludzi
naprawdę interesujących w gburów. Picie nie pomaga też na
nudę. Nuda to brak czegoś ciekawego, czym mógłbyś za-
jąć swój umysł. Picie nie należy do zajęć w jakiś szczegól-
ny sposób absorbujących szare komórki, a więc nie może
być lekarstwem na nudę. To, że niektórzy rozwiązują pro-
blem nudy przez upijanie się w trupa, jest smutnym faktem,
zwłaszcza kiedy robią to codziennie. Cóż może być nudniej-
szego niż picie cały dzień, dzień w dzień?
Skąd wiadomo, że większość „normalnie” pijących
ma niejasne przeczucie, że już wpadli w nałóg? Wystar-
czy wsłuchać się w to, co mówią, i zastanowić się, po co
w ogóle to mówią. Zawsze przyjmują pozycje obronne, na-
wet nieatakowani.
##7#52#aNjY1MTk4M0EzMzMxMzMzNQ==
##7#52#aNjY1MTk4M0EzMzMxMzMzNQ==
„Szczerze mówiąc, mogę pić albo nie pić, obojętne. Zdarza się, że
nie piję cały miesiąc”.
##7#52#aNjY1MTk4M0EzMzMxMzMzNQ==
##7#52#aNjY1MTk4M0EzMzMxMzMzNQ==
„Szczerze mówiąc, mogę pić albo nie pić, obojętne. Zdarza się, że
nie piję cały miesiąc”.
„Szczerze mówiąc, mogę jeść marchew albo jej nie jeść, obojętne.
Zdarza się, że nie jem marchwi cały miesiąc”.
##7#52#aNjY1MTk4M0EzMzMxMzMzNQ==
##7#52#aNjY1MTk4M0EzMzMxMzMzNQ==
Opisywał cierpienia całej rodziny. Ku mojemu wielkiemu
zdziwieniu okazało się, że sam należy do tych, co nie gar-
dzą winem do posiłku. Twierdził, że kontroluje sytuację
i w każdej chwili może z tego zrezygnować. Odpowiedzia-
łem mu: „Biorąc pod uwagę cierpienia, jakich doznałeś, no
i fakt, że masz w rodzinie dwóch alkoholików, trudno mi
zrozumieć, że podejmujesz ryzyko pójścia w ich ślady”. Po
śmierci ojca człowiek ten i jego matka odstawili alkohol na
kilka miesięcy, a potem wrócili do dawnych „nawyków” (co
wskazuje, że pili nie z wyboru, ale dlatego, że nie udało im
się rzucić). Mimo to nadal utrzymywał, że ma pełną kon-
trolę nad alkoholem.
W rozmowie z nim kolejno obalaliśmy wszystkie mity
związane z alkoholem, aż pod koniec oznajmił: „Kieliszek
wina poprawia smak potrawy”. To też pewnie wiele razy sły-
szałeś. Zastanówmy się, co to naprawdę znaczy? Lubię sos
do mięsa, bo samo mięso jest dla mnie zbyt suche i ma nijaki
smak. Zakładając, że jest smaczny, sos faktycznie uwydatnia
smak mięsa. Czasem do potraw dodaje się wino, ale nie wy-
lewając je na talerz prosto z butelki. To kolejna wymówka.
A co powiesz o tym: „Alkohol pity z umiarem jest OK”?
Na pewno nie stanowi wystarczającego usprawiedliwie-
nia dla picia. Zresztą zawiera wyraźną sugestię, że alkohol
jest szkodliwy. Bo po co zachowywać umiar, skoro nam nie
szkodzi? Następna często cytowana wymówka to: „Alkohol
mi nie szkodzi”. To niewystarczający powód, żeby coś robić.
Z robienia baniek mydlanych przez resztę życia też nic złego
by dla mnie nie wynikało, ale gdybym w ten sposób uspra-
wiedliwiał swoje „hobby”, wylądowałbym w domu wariatów.
Czy to nie kompletny idiotyzm, usprawiedliwiać się, że coś
nam nie szkodzi, chociaż dobrze wiemy i my, i wszyscy wo-
kół, że ewidentnie robi dużo złego.
Nazywam takie stwierdzenia syndromem „Jasia nie ma
w szafie”. Jako dziesięcioletni chłopiec bawiłem się z moim
##7#52#aNjY1MTk4M0EzMzMxMzMzNQ==
##7#52#aNjY1MTk4M0EzMzMxMzMzNQ==
kumplem Joeyem i jego pięcioletnim bratem Ronnym. Na
widok nadchodzącego drugiego brata, Tommy’ego, schowa-
liśmy się z Joeyem do szafy, ostrzegając Ronny’ego, żeby nie
wyjawiał Tommy’emu naszej kryjówki. W chwili, gdy Tom-
my wszedł do domu, Ronny zawołał: „Joeya nie ma w szafie,
Tommy”. To przykład usprawiedliwienia z zamiarem zmy-
lenia słuchacza, które w rzeczywistości ma odwrotny efekt.
Podałem kilka przykładów klasycznych wymówek stosowa-
nych przez pijących, a mógłbym je mnożyć w nieskończo-
ność. Słuchaj uważnie i postaraj się je wyłowić. Zyskasz wte-
dy jeszcze jeden bardzo ważny powód, by być szczęśliwym,
że już nie pijesz. Gdyby wszyscy pijący głęboko się zastano-
wili i gdyby podeszli do sprawy uczciwie, alkoholowe ucie-
chy przeszłyby szybko do historii.
Klasycznym przykładem jest temat win szlachetnych,
równie fascynujący jak to, że:
##7#52#aNjY1MTk4M0EzMzMxMzMzNQ==
##7#52#aNjY1MTk4M0EzMzMxMzMzNQ==
24. Król jest nagi
##7#52#aNjY1MTk4M0EzMzMxMzMzNQ==
##7#52#aNjY1MTk4M0EzMzMxMzMzNQ==
się uczestniczyć w takich rytuałach. Jako człowiek dobrze wy-
chowany, gratulowałem im wyboru, a jednocześnie myślałem:
„Dostanę lepsze wino w markecie za dwie dychy”.
Całe to „rozsmakowywanie” się w winie robiło kiedyś na
mnie duże wrażenie. Najpierw długa dyskusja z kelnerem, co
poleca i co najbardziej pasuje do zamówionych potraw. To, że
każdy z gości ma inne preferencje i zamówił co innego, nie
ma znaczenia, bo ważny jest rytuał. Potem następuje ogląda-
nie etykiety i próbowanie wina. Niektórzy „eksperci” wącha-
ją korek od spodu i kołyszą lekko kieliszkiem, zanim skosztu-
ją. Po odpowiednio długiej, dramatycznej pauzie, kiwają głową
z aprobatą. Czy w historii smakowania win znany jest choć je-
den udokumentowany przypadek, żeby gość odesłał butelkę,
bo wino nie tak jak trzeba obracało się w kieliszku?
Przy wyborze wina nie kierowałem się jego bukietem.
Miało być ani nie za słodkie, ani nie nazbyt wytrawne, żeby
„łatwo wchodziło”. Zwykle polegałem bardziej na szczę-
ściu niż wiedzy i na wszelki wypadek trzymałem się towa-
ru wcześniej wypróbowanego. Cały ten rytuał i tak jest prze-
cież farsą, bo po dwóch kieliszkach alkohol cię otępia i smak
staje się nieistotny.
W RAF mieliśmy kaprala, który wpadał do kwatery
o piątej rano z wrzaskiem: „Ruszać się! Wstrząsnąć bras-
so!” Potem się dowiedziałem, że w niewstrząsanym regular-
nie pojemniku z tym środkiem do czyszczenia metali na po-
wierzchnię wypływa spirytus, w którym, jak się okazało, gu-
stowali niektórzy wojskowi koneserzy trunków. Od takich
trujących się denaturatem trampów daleka droga do opisa-
nych wyżej winnych obrzędów, choć z drugiej strony może
to tłumaczy, dlaczego kiperzy wypluwają wino po spróbo-
waniu. Ostatnio pusty śmiech mnie bierze, ilekroć widzę, jak
podobne praktyki stosuje zamawiający wino gość restauracji.
Ciekawe, co by sobie pomyślał, gdybym zrobił takie przed-
stawienie z butelką soku owocowego.
##7#52#aNjY1MTk4M0EzMzMxMzMzNQ==
##7#52#aNjY1MTk4M0EzMzMxMzMzNQ==
Wmówiono nam, że wino dojrzewa z wiekiem. Co za
sprytny trik reklamowy! Sklep zamawia za dużo jakiegoś wina,
a jeśli nie idzie, nie przecenia go – czeka, aż butelki pokry-
je kurz i sprzeda je za kilkakrotnie wyższą cenę. Z wielu do-
brych, ale zainteresowanych źródeł słyszę, że wino staje się lep-
sze z wiekiem. Kiedyś w to wierzyłem. Zwątpiłem dopiero po
wielkim szumie wokół beaujolais nouveau. Podobno należy je
bezwzględnie wypić w ciągu 24 godzin od odkorkowania bu-
telki, nawet gdyby w tym celu trzeba było wyczarterować sa-
molot. W przeciwnym razie całą butelkę można równie dobrze
wylać do klozetu. Od biedy uwierzę, że jakiś produkt zyskuje
z wiekiem. Ale kiedy słyszę, że ten sam produkt z wiekiem tra-
ci smak, to ktoś tu jest głupi. Ktoś obraża moją inteligencję.
W zasadzie podziwiam profesjonalnych degustatorów win.
Tylko jakby się nad tym zastanowić, wszystko, co pragniesz wie-
dzieć o winie, to czy jest smaczne. A skoro smak to rzecz nabyta
i każdemu odpowiada co innego, od eksperta nie usłyszysz nic,
co by ci pomogło w wyborze. Pomyśl, ile trzeba wyobraźni i tu-
petu, żeby „obudować” swój zawód taką terminologią: nad wiek
dojrzałe, śmiałe, bezpretensjonalne, ambitne, treściwe, ciekawe.
W ten sposób opisuje się butelkę uzależniającej i odwadniającej
trucizny. Tylko dlaczego dajemy się nabrać na te dyrdymały.
Pewnego razu w klinice zaproponowałem pewnej pani coś
do picia. „Poproszę filiżankę herbaty, tylko bez mleka, cukru
i herbaty”, powiedziała. Przez chwilę nie wiedziałem, o co cho-
dzi. „Pewnie napiłaby się pani kubek ciepłej wody?”, domyśli-
łem się. „No właśnie. Nie chcę dodawać szkodliwych substan-
cji, ale lubię sobie myśleć, że piję kubek gorącej herbaty”. Wy-
dało mi się to cokolwiek dziwne, ale chyba nie głupsze niż naj-
pierw ciężką pracą przyzwyczajanie się do goryczy piwa, by
„cieszyć” się efektami alkoholu, tylko po to, żeby później po-
stanowić, że wcale tych efektów nie chcemy? Producenci wy-
dają krocie na wynalezienie formuły napoju, który nie zawie-
ra alkoholu, a tak samo okropnie smakuje. Czy jesteśmy aż tak
##7#52#aNjY1MTk4M0EzMzMxMzMzNQ==
##7#52#aNjY1MTk4M0EzMzMxMzMzNQ==
naiwni? Podstawą kampanii reklamowej jednego z browarów
był slogan: „Nie będzie ci smakowało!”. Założę się, że niejeden
twardziel dał się na to złapać. A słyszałeś o ostatnim wynalaz-
ku? Nazywa się piwo organiczne. To ci dopiero zdrowy sposób
przyjmowania trucizny.
Jak skłonić odchudzającą się kobietę do zjedzenia truskawek
z bitą śmietaną? Albo do wypicia szklanki śmietanki? To proste!
Pochłonie dziesięć razy więcej śmietany i zapłaci dziesięć razy
więcej – wystarczy jej kupić butelkę jednego z likierów. Smaku-
je ci słodkie wino albo likier? Tak, ale tylko dlatego, że zawiera
cukier, a nie ze względu na alkohol. Winiarze działają w sposób
subtelniejszy niż piwowarzy. Antonimem słodkiego jest gorzki,
ale przeciwieństwem wina słodkiego jest wino wytrawne. Skąd
się wzięło to wytrawne? Różne słyszałem określenia win: zu-
chwałe, przystępne, nonszalanckie, nawet tajemnicze! Jedyna
tajemnica, to dlaczego dajemy się na to nabierać.
W dniu wręczania pucharów w klubie golfowym kelnerzy
tak się uwijali, że za nimi nie nadążałem. W pośpiechu zda-
rzało mi się opróżnić szklaneczkę czystego ginu zamiast ginu
z tonikiem. Efekt był niemal tak przyjemny jak wąchanie amo-
niaku. Zawsze znalazł się ktoś, kto skarżył się na brak ulubio-
nej marki whisky, ale i tak to, co dostał, mieszał z colą, żeby za-
bić smak alkoholu. Taki znawca nie odróżni whisky od herba-
ty, gdyby mu zawiązać oczy.
Jak się pewnie domyślasz, zmierzamy do końca. Wiele mó-
wiłem o oszustwie, tłumaczyłem, dlaczego alkohol nic nam nie
daje. Wyjaśniałem, czemu wszystkie korzyści, w które wierzą
nasze „wyprane” mózgi, są w rzeczywistości złudzeniami. Pod-
kreślałem, że w każdym przypadku alkohol działa odwrotnie,
niż się sądzi. Jednego tylko nie wyjaśniłem do tej pory:
##7#52#aNjY1MTk4M0EzMzMxMzMzNQ==
##7#52#aNjY1MTk4M0EzMzMxMzMzNQ==
25. Jak sprawić, by zerwanie
z nałogiem stało się proste?
##7#52#aNjY1MTk4M0EzMzMxMzMzNQ==
##7#52#aNjY1MTk4M0EzMzMxMzMzNQ==
gatunku ludzkiego, takim, jakim chce mnie widzieć matka
natura. Miło było też poczuć się jak dorosły człowiek, i jak
dziecko zarazem. Kiedy czujesz się podle, fizycznie i psy-
chicznie, małe przeszkody urastają do ogromnych rozmia-
rów. Kiedy jesteś silny i panujesz nad własnym życiem, nie
straszne ci największe przeszkody. Najwspanialszy był jed-
nak łączny efekt wyzwolenia się z nałogu: SZCZĘŚCIE! To
jedyny narkotyk, od którego warto się uzależnić!
Dlaczego tak trudno zerwać z nałogiem? Przecież nikt
nas do picia nie zmusza. Podjęliśmy męską decyzję zrzu-
cenia pęt niewoli, więc czemu to takie trudne? Czy chodzi
o silne objawy odstawienia? Niektórzy uważają, że delirium
tremens – drżączka i białe myszki – jest związane z odsta-
wieniem narkotyku. Tymczasem są to objawy spowodowane
piciem alkoholu. Niepijący nie miewają takich przypadło-
ści. Rzeczywiste fizyczne symptomy odstawienia alkoholu
są niemal niezauważalne, większość ludzi nawet nie zdaje
sobie sprawy ze swego uzależnienia. Jedynym objawem,
jakiego doświadczają pijący, jest coś, co doskonale opisuje
broszura AA:
##7#52#aNjY1MTk4M0EzMzMxMzMzNQ==
##7#52#aNjY1MTk4M0EzMzMxMzMzNQ==
właśnie sesję terapii antynikotynowej, kiedy jeden z moich
słuchaczy wyznał, że jest w trakcie leczenia się z alkoholi-
zmu i heroinizmu. Dodał, że był też uzależniony od innych
substancji. Nie tknął alkoholu od siedmiu lat i uwolnił się
od innych uzależnień, a wszystko dzięki swojej silnej woli.
Jego wystąpienie wywołało reakcję łańcuchową, do uzależ-
nień przyznało się kilka innych osób na sali. Dwoje rzuciło
heroinę bez niczyjej pomocy. To mnie olśniło.
Z tego, co czytałem i słyszałem, heroinizm należał do
uzależnień, z którymi najtrudniej walczyć, a to z powodu
bardzo silnych objawów odstawienia. Zdziwiłem się, dlacze-
go, skoro udało im się rzucić heroinę, nie radzą sobie z na-
łogiem nikotynowym. Poprosiłem o opisanie samopoczucia
po odstawieniu heroiny. Dodam, że była to grupa wyjątkowo
inteligentnych ludzi, którzy do tej pory nie mieli problemów
z formułowaniem myśli w sposób jasny i precyzyjny. Kiedy
jednak przyszło do opisywania symptomów, każdy z nich
plątał się w zeznaniach. Od palaczy słyszałem tysiące razy:
„To było straszne, nocami nie spałem, nie mogłem się skon-
centrować”.
##7#52#aNjY1MTk4M0EzMzMxMzMzNQ==
##7#52#aNjY1MTk4M0EzMzMxMzMzNQ==
grypę”. Na ten jeden temat mógłbym napisać całą książkę.
Jak udowodniono, więzień heroinista – bez szans na zdoby-
cie narkotyku – cierpi na objawy odstawienia tylko po wy-
puszczeniu z więzienia i powrocie do dawnych nawyków.
Powrót do dawnego środowiska uruchamia skojarzenia z he-
roiną, a to z kolei uruchamia mechanizm fizycznych obja-
wów odstawienia.
Mówi się też, że raptowne odstawienie narkotyku może
doprowadzić do śmierci heroinisty. Pewien lekarz, uznany
brytyjski ekspert od uzależnienia nikotynowego, powiedział
w telewizji, że w przypadku niektórych palaczy zerwanie
z nałogiem wiąże się z koniecznością przyjmowania substy-
tutów nikotyny do końca życia. Nie wyjaśnił tylko, dlacze-
go tylu osobom udało się z dnia na dzień zerwać z nałogiem,
i to bez żadnych objawów odstawienia – fizycznych czy psy-
chicznych. Mówię tu o ludziach, którzy skorzystali z metody
Easyway. O sobie i niezliczonej rzeszy nałogowych palaczy.
Jeśli dobrze poszukać, z pewnością znajdą się dowody
i na to, że alkoholik cierpi fizyczne objawy odstawienia. Je-
stem jednak przekonany, że po odstawieniu nie jest to ból
i w ogóle takie rozważania odwracają uwagę od istoty spra-
wy. Załóżmy, że faktycznie doświadczasz czegoś, co przypo-
mina objawy grypy. Praktycznie każdy kiedyś na grypę cho-
rował, może nawet niektórzy z nas przez dzień lub dwa czu-
li się tragicznie. Ale czy to naprawdę było takie straszne?
Przyjemne na pewno nie jest, ale większość z nas jakoś sobie
z tym radzi. Znacznie silniejsze cierpienia fizyczne są udzia-
łem alkoholika, który z nałogiem nie zrywa. Wyobraź so-
bie, że mówisz narkomanowi: „To nic strasznego. Tak jak
z grypą, poleżysz w łóżku przez tydzień i będziesz zdrów
jak ryba”. Chyba nie ma na świecie narkomana, który by nie
skorzystał z takiej szansy.
Dlaczego więc wierzymy w potworne cierpienia spowodo-
wane odstawieniem narkotyku? Częściowo to skutek prania
##7#52#aNjY1MTk4M0EzMzMxMzMzNQ==
##7#52#aNjY1MTk4M0EzMzMxMzMzNQ==
mózgu. Częściowo dlatego, że za wszystko, co nam poszło nie
tak w życiu, obwiniamy rezygnację z nałogu. Przede wszyst-
kim jednak z powodu tortur psychicznych, jakimi jest meto-
da silnej woli. Czy tortury psychiczne mogą powodować ból
fizyczny? Na krótką metę nie. Ale tortury psychiczne to fakt
i nie należy ich lekceważyć. Na samą myśl o tym, że może
mi zabraknąć papierosów, często wpadałem w panikę i mną
trzęsło. Weźmy inny przykład: uciekając przed goniącym cię
tygrysem, nie cierpiałbyś fizycznie, ale psychiczna groza mo-
głaby wywołać całkiem widoczne objawy fizyczne.
Jeśli cię swędzi, chcesz się podrapać, a jeśli nie możesz,
dostajesz szału. Do szału też może cię doprowadzić pragnie-
nie napicia się, dręczące cię godzina po godzinie, dzień po
dniu, kiedy jedyną osobą, która cię przed tym powstrzymuje,
jesteś ty sam. Nikt nie kwestionuje, że długotrwałe, silne na-
pięcie psychiczne może prowadzić do skutków fizycznych,
takich jak wyczerpanie i większa podatność na choroby. Naj-
lepszym dowodem jest nerwica.
Nieraz waliłem głową w ścianę, wrzeszczałem na żonę
i dzieci, aż któreś z nich wreszcie mówiło: „Nie mogę pa-
trzeć, jak cierpisz. Jeśli bez tego życie jest tak straszne, wolę,
żebyś rzucił to rzucanie”. Wychodziłem z tego z twarzą! Nie
poddawałem się. Wracałem do picia, ale ratowałem szczęście
rodzinne. Czasem nawet posuwałem się do oskarżenia naj-
bliższych, że to przez nich ciągle piję. Ileż razy słyszałeś, jak
człowiek, któremu nie udało się rzucić palenia, mówi: „By-
łem ciągle zdenerwowany! Źle traktowałem rodzinę i kole-
gów, więc zacząłem znów palić”?
Uzależnieni często stosują taką taktykę, czasem dodając
do tego udawany ból fizyczny. Czy kiedy mi się to zdarzało,
byłem świadom, że nic mnie nie boli i tylko oszukiwałem
i siebie, i rodzinę? Nie wiem. Wiem, że nie pamiętam żad-
nych szczegółów: gdzie mnie bolało i jak bardzo. Uderz się
w łokieć albo walnij młotkiem w kciuk, a na pewno doskonale
##7#52#aNjY1MTk4M0EzMzMxMzMzNQ==
##7#52#aNjY1MTk4M0EzMzMxMzMzNQ==
to zapamiętasz. Wiem też na pewno, że było mi ogromnie
wstyd, co przemawiałoby za tym, że nie odczuwałem żadne-
go bólu i w głębi serca wiedziałem, że udaję. Tylko wówczas
nie poddawałem analizie własnych zachowań i motywacji.
Znów nie udało mi się rzucić i mój poziom szacunku do
samego siebie spadł bardzo nisko. Nie chciałem, żeby coś go
jeszcze bardziej obniżyło. Jedna myśl zaprzątała mi głowę:
przestać się męczyć, a jednocześnie zachować twarz.
Czy nadal się wstydzę? Przez wiele lat nie mogłem sobie
tego wybaczyć. Uważam się za osobę uczciwą i pełną zrozu-
mienia, a tyle złego wyrządziłem rodzinie. Wiedzieli, że nar-
kotyk mnie zabija i rujnuje mi życie. Dla nich było oczywiste,
że nic w zamian nie dostaję. Cieszyli się, kiedy zachowywa-
łem wstrzemięźliwość. Wyobrażam sobie, jak się czuli, kiedy
nie tylko wracałem do nałogu, ale ich za to obwiniałem.
Teraz zdaję sobie sprawę, że miałem tyle powodu do
wstydu, co cierpiący na nerwicę frontową albo ktokolwiek,
kogo życie popadło w ruinę przez pułapkę alkoholową. Tak
jak napisałem na początku książki – winna jest ignorancja.
Ale moje doświadczenia mogą posłużyć za przykład: jak ni-
sko może spaść ktoś normalnie uczciwy i rozsądny, kiedy
jego życie zdominuje narkotyk, taki jak alkohol. To był kosz-
marny świat pełen strachu, paniki i cierpienia. Jestem nie-
zwykle wdzięczny, że udało mi się z niego uciec.
Skoro mowa o koszmarach i mękach fizycznych odsta-
wienia, to osoby, które rzuciły nałóg, często śnią, że znów
biorą. Już po odkryciu metody Easyway zdarzały mi się sny,
w których paliłem. Za pierwszym razem sen mnie bardzo
zmartwił. Czy to oznacza, że podświadomie chcę palić? Kie-
dy napisałem wersję książkową metody Easyway, próbowa-
łem wrócić do nałogu. Pewnie teraz myślisz, że najwyraźniej
zawsze o tym skrycie marzyłem. Pozwól, że wyjaśnię.
Na grupowych sesjach ostrzegałem klientów, że przez
kilka pierwszych dni mają prawo być nieco zdezorientowani,
##7#52#aNjY1MTk4M0EzMzMxMzMzNQ==
##7#52#aNjY1MTk4M0EzMzMxMzMzNQ==
ale nie odczują żadnych poważnych fizycznych objawów
odstawienia. Większość potwierdzała, że to prawda. Inni
mówili, że nie odczuli żadnych symptomów. Jedna lub dwie
osoby narzekały na ból nie do zniesienia. Po kilku pytaniach
ustalaliśmy standardowy zestaw dolegliwości, poczynając od
„nie mogę spać”. Zacząłem jednak wątpić, czy dobrze za-
pamiętałem. Czy naprawdę nie nękały mnie żadne objawy
odstawienia, czy może ich nie zauważałem, bo potrafiłem się
tylko cieszyć, że mi się udało – tak jak podekscytowany gracz
rugby nie czuje bólu i siniaków?
Zanim skończyłem książkę, chciałem się uzależnić, żeby
znów rzucić i obiektywnie sprawdzić natężenie i istnienie,
bądź też nieistnienie, objawów odstawienia. Wyniki eks-
perymentu kompletnie mnie zaskoczyły. Nie, nie byłem
na tyle głupi, żeby się uzależnić, a potem nie móc rzucić.
Było odwrotnie. Miałem się za największego znawcę nało-
gu nikotynowego na świecie, uważałem, że wystarczy jeden
dymek, a znów się uzależnię. Tymczasem nie mogłem się
uzależnić! Paliłem, po miesiącu już 20 papierosów dzien-
nie, ale do każdego papierosa się zmuszałem. Czułem się
tak, jakbym palił pierwszego papierosa w życiu albo wypi-
jał pierwsze piwa. Nawet po miesiącu zupełnie nie chciało
mi się palić. Wtedy zrozumiałem. Nawet gdybym próbował
do końca życia, nie uzależnię się od papierosów, bo to nie
narkotyk nas uzależnia, ale złudzenie, że palenie jest mi-
łym zajęciem, do tego pomagającym odreagować stres. Jak
z każdą sztuczką, kiedy już odkryjesz na czym polega, nie
nabierzesz się na nią.
Doświadczenie pomogło mi udowodnić kilka hipotez.
Kiedy odkryłem, że nie potrafię się uzależnić, przestałem
się katować. Mogę potwierdzić, że nie nękały mnie żadne
skutki uboczne odstawienia – ani fizyczne, ani psychiczne.
Jeśli uzależniony czuje fizyczny ból w okresie odstawia-
nia narkotyku, jest on rezultatem cierpień psychicznych.
##7#52#aNjY1MTk4M0EzMzMxMzMzNQ==
##7#52#aNjY1MTk4M0EzMzMxMzMzNQ==
Na szczęście metoda Easyway eliminuje cierpienie, a więc
przyczynę bólu fizycznego.
Czasami we śnie piję albo palę. Ale to nie dowód, że
skrycie ciągle pragnę pić czy palić, a fakt, że takie sny mnie
martwią, dobitnie to potwierdza. Po przebudzeniu dopiero
po chwili dociera do mnie, że to tylko sen. Moją pierwszą
reakcją nie jest rozczarowanie, że już nie piję ani nie palę.
Wręcz przeciwnie: czuję wielką ulgę, że to był tylko sen,
a ja jestem wolny od koszmaru uzależnień. To była druga
udowodniona hipoteza.
A teraz trzecia. Chodzi o psychikę. Trwamy w uzależnie-
niu z powodu wewnętrznego pragnienia złudnej, nieistnieją-
cej przyjemności albo oparcia. Tu ostrzeżenie. Według nie-
których Easyway to prawdziwy cud: doświadczalnie udowod-
niona teza, że jeśli nawet wypiję okazyjnie drinka, nie uzależ-
nię się znowu. Tymczasem dowodzi ona czegoś innego. Nie
uzależniłem się od nowa od papierosów, bo ich nie pożąda-
łem. Jeśli nie pragniesz się napić, o żądzy napicia się od cza-
su do czasu nie będzie mowy. A jeżeli nadal miewasz czasem
ochotę na drinka, to jesteś wciąż pod wpływem uzależnienia.
Co powoduje w nas to pragnienie? Czy to ten niezwykle
silny efekt uzależniający? Nie. To ignorancja: przekonanie, że
dokonujemy wyrzeczenia, że spotkania towarzyskie bez al-
koholu nigdy już nie będą tak przyjemne, że nie poradzimy
sobie bez niego ze stresem; i przekonanie, że tak naprawdę
nigdy nie będziemy wolni.
Kto raz był pijakiem, zawsze nim będzie. Jeszcze jeden
bezpodstawny mit, który każe nam wierzyć, że nigdy się nie
uwolnimy. Podczas mojego ostatniego spotkania AA, po-
znałem człowieka, który nie pił od 20 lat, a mimo to po-
wtarzał, że „jest o jednego drinka od alkoholizmu”. Trud-
no było nie podziwiać jego niezłomności. Ale jednocze-
śnie było mi go żal – tyle lat zamartwiania się własną nie-
mocą. Z Easyway poczujesz się pewniej i bezpieczniej niż
##7#52#aNjY1MTk4M0EzMzMxMzMzNQ==
##7#52#aNjY1MTk4M0EzMzMxMzMzNQ==
ktoś, kto nigdy nie pił alkoholu. Wystarczy raz zrozumieć,
na czym polega sztuczka, a już nigdy się na nią nie nabie-
rzesz. Ale osoba, która nie rozumie tego mechanizmu, jest
skazana na wieczną niemoc.
Pijak postrzega alkohol jak zawody w przeciąganiu liny.
Z jednej strony strach: „Rujnuje mnie zdrowotnie i finan-
sowo”. Z drugiej: „To moja jedyna przyjemność i podpo-
ra w ciężkich chwilach”. W rzeczywistości po obydwu stro-
nach liny mamy niepokój. Nie ma mowy o żadnej przyjem-
ności ani podporze. Chodzi o jedno: „Nie mogę cieszyć się
życiem, nie radzę sobie z nim bez alkoholu”. Powodem nie-
pokoju po obu końcach liny jest alkohol. Niepijący takich lę-
ków nie doświadczają. Ty też ich nie doświadczałeś, zanim
po raz pierwszy nie sięgnąłeś po alkohol.
Dla wielu ludzi rzucanie nałogu jest jak wspinaczka na
Mount Everest. Tak może rzeczywiście być, jeśli odpowied-
nio się nie przygotujesz. Mogę sobie tylko wyobrazić, co
czuli Szerpa Tenzing i Edmund Hilary po dotarciu na sam
szczyt. Podejrzewam, że mniej więcej to samo, co ja: nadzwy-
czajną ulgę i radość, że raz na zawsze uwolniłem się od uza-
leżnienia. Obawiasz się, że czekają cię uciążliwe przygotowa-
nia? Muszę cię uspokoić. Jesteś doskonale przygotowany, co
więcej, znajdujesz się już blisko szczytu. Dzieli cię od mety
raptem jakieś 50 metrów!
Zanim przekażę ci dalsze wskazówki… Mój Boże, obie-
całem na początku, że jest ich tylko siedem. Nie chciałem cię
zwodzić. Tamte wskazówki to zestaw, który miał ci pomóc
zrozumieć metodę Easyway, tak byś z lektury książki wy-
niósł jak najwięcej korzyści. Końcowe wskazówki dowiodą,
że rzucić nałóg jest łatwo. Wierz mi, nie cierpię pouczania.
Opór we mnie budzą nawet tabliczki z napisem: „UWAGA!
ŚWIEŻO MALOWANE!” czy „NIE DEPTAĆ TRAW-
NIKÓW!”. Obawiam się, czy i ty tak nie zareagujesz na
moje wskazówki.
##7#52#aNjY1MTk4M0EzMzMxMzMzNQ==
##7#52#aNjY1MTk4M0EzMzMxMzMzNQ==
Sugerowano, że dobrze byłoby nazwać je radami zamiast
wskazówkami czy instrukcjami, ale skutki tego mogłyby oka-
zać się fatalne. Wyobraź sobie, że jesteś w labiryncie, gdzie
ścieżki krzyżują się szesnaście razy. Na każdym skrzyżowa-
niu masz do wyboru dwie drogi: w prawo albo w lewo. Żeby
wyjść z labiryntu, za każdym razem musisz wybrać właściwą
drogę. Szansa, że ci się wyjść uda, wynosi mniej niż 1/30000.
Jeśli jednak masz w dłoni plan labiryntu, który podpowiada,
w którą ze ścieżek skręcić na każdym skrzyżowaniu, to przy
odrobinie wysiłku i inteligencji sukces masz w kieszeni.
Wyjaśnijmy jedno: fakt, że wyjść z alkoholizmu jest ła-
two, to nie moja zasługa. Po prostu:
WYJŚĆ Z ALKOHOLIZMU
JEST NAPRAWDĘ ŁATWO
##7#52#aNjY1MTk4M0EzMzMxMzMzNQ==
##7#52#aNjY1MTk4M0EzMzMxMzMzNQ==
„NIGDY PRZENIGDY nie kwestionuj raz podjętej decyzji,
o której wiesz, że jest właściwa”.
1. Czy jest już dla ciebie jasne, że picie alkoholu nie daje
nam żadnych korzyści? Nie chodzi o bilans wad i za-
let. Chodzi o to, że w piciu alkoholu nie ma żadnych
zalet.
2. Czy jest dla ciebie jasne, dlaczego ograniczanie alko-
holu nie jest żadnym rozwiązaniem? Dlaczego mamy
do wyboru wyłącznie: wszystko albo nic?
3. Czy jest dla ciebie jasne, że alkoholizm to nie kwe-
stia wrodzonych defektów fizycznych bądź psychicz-
nych? Czy zrozumiałeś, że każdy pijący jest tylko mu-
chą w dzbaneczniku, a alkoholik to ofiara ostatniego
stadium tej samej choroby?
##7#52#aNjY1MTk4M0EzMzMxMzMzNQ==
##7#52#aNjY1MTk4M0EzMzMxMzMzNQ==
Jeśli na którekolwiek z tych pytań twoja odpowiedź brzmi
„nie”, przeczytaj odpowiedni rozdział raz jeszcze. Dalej masz
poważne wątpliwości? Przeczytaj jeszcze raz całą książkę od
deski do deski. Masz lekkie wątpliwości, ale chcesz naresz-
cie skończyć z piciem? Dwa kolejne rozdziały mogą te wąt-
pliwości rozproszyć. Nie próbuj rzucać alkoholu, zanim ich
nie przeczytasz.
Wszystko, co napisałem, służy tylko jednemu celowi,
a mianowicie wyrobieniu w tobie
ODPOWIEDNIEGO NASTAWIENIA
##7#52#aNjY1MTk4M0EzMzMxMzMzNQ==
##7#52#aNjY1MTk4M0EzMzMxMzMzNQ==
NIE PRZEGRASZ!
##7#52#aNjY1MTk4M0EzMzMxMzMzNQ==
##7#52#aNjY1MTk4M0EzMzMxMzMzNQ==
sobie ze stresem od samego początku. Przypuśćmy, że cier-
pisz na poważną chorobę, na raka płuc na przykład, i dowia-
dujesz się o cudownej kuracji, niedrogiej i bezbolesnej. Bę-
dziesz się wahał? Nic złego się nie dzieje. Przeżyłeś więk-
szość swojego życia jak bohaterka filmu Osławiona. Stoisz
przed cudowną szansą: podejmujesz dzisiaj decyzję o tym,
czy już do końca życia pozostać w tym diabelskim uzależnie-
niu, czy UWOLNIĆ SIĘ!
Zanim przystąpimy do ostatecznych przygotowań, mu-
szę ulżyć sumieniu. Każde uzależnienie to sprytne oszustwo
oparte na następujących zasadach:
##7#52#aNjY1MTk4M0EzMzMxMzMzNQ==
##7#52#aNjY1MTk4M0EzMzMxMzMzNQ==
Picie jest czynnością nie tylko naturalną, ale i niezbęd-
ną do przetrwania. Natomiast picie alkoholu jest zarówno
nienaturalne, jak i destruktywne. Przeszliśmy jednak pra-
nie mózgu, przywykliśmy do myśli, że jest inaczej. Dlate-
go w przeciwieństwie do palących okazjonalnie, ludziom pi-
jącym okazjonalnie brak tego wielkiego pragnienia wyzwo-
lenia się z nałogu. Sądzą, że panują nad sytuacją, więc po cóż
odmawiać sobie czegoś, co w ich mniemaniu jest źródłem
przyjemności? Z kolei alkoholicy chcieliby kontrolować spo-
życie, ale jak ich nauczyło doświadczenie, mają do wyboru
tylko: wszystko albo nic. Gdzieś między jednymi a drugimi
są miliony pijących, którzy zdają sobie sprawę, że mają pro-
blem, ale nie wyobrażają sobie życia bez alkoholu, a więc też
pragnęliby kontrolować spożycie.
Należysz do takich osób? Ten tytuł wybrałem z rozmy-
słem. Chciałem wprowadzić cię w błąd – byś uwierzył, że ła-
two się stać kimś, kogo AA określa jako „normalnego” pijące-
go. Nie będę nikogo przepraszać. Moim jedynym celem jest
oszczędzenie ci niepotrzebnych cierpień, zanim dojdziesz do
nieuniknionego wniosku, że jedynym słusznym podejściem
jest: wszystko albo nic. Podkreślam: tytuł ten jest jak najbar-
dziej adekwatny. Istnieje prosta metoda ograniczenia picia
– dodam, że jedyna – a jest nią:
CAŁKOWITE WYZWOLENIE
##7#52#aNjY1MTk4M0EzMzMxMzMzNQ==
##7#52#aNjY1MTk4M0EzMzMxMzMzNQ==
i przez resztę życia cieszyć się, że na zawsze opuściłeś ponu-
re więzienie. Jeżeli nawet teraz masz jakieś wątpliwości, nie
próbuj jeszcze rzucać picia. Przeczytaj raz jeszcze tę książkę,
a potem jeszcze raz, aż się ich pozbędziesz. Nie odwlekajmy
już długo oczekiwanej chwili. Jeśli pozbyłeś się wątpliwości,
przejdźmy do:
##7#52#aNjY1MTk4M0EzMzMxMzMzNQ==
##7#52#aNjY1MTk4M0EzMzMxMzMzNQ==
26. Wskazówki, dzięki którym zerwanie
z nałogiem stanie się proste
UWAGA!
##7#52#aNjY1MTk4M0EzMzMxMzMzNQ==
##7#52#aNjY1MTk4M0EzMzMxMzMzNQ==
z wieloma za i przeciw. W przypadku picia DEWASTA-
CJI nie ma żadnych „za”. Jeśli zaczniesz wątpić w słusz-
ność podjętej decyzji, pojawi się tęsknota za drinkiem.
Będziesz cierpieć i uznasz, że dzieje ci się krzywda, bo nie
możesz się napić, a będziesz cierpieć jeszcze bardziej, jeśli
się wtedy napijesz. Jeśli zaczniesz wątpić w swoją decyzję,
nie wygrasz.
3. W żadnym wypadku – podkreślam żadnym – nie staraj
się nie myśleć o tym, że już nie pijesz. Dlaczego? Po-
wiedzmy, że proszę cię: „Nie myśl o różowym słoniu”.
Niech zgadnę, o czym teraz myślisz? Nie da się z rozmy-
słem o czymś nie myśleć. To tak jak z denerwowaniem
się, że nie możesz zasnąć: im bardziej się denerwujesz,
tym większa gwarancja, że nie zaśniesz. Tak czy inaczej,
nie ma nawet potrzeby o tym nie myśleć. Nie dzieje się
nic złego. Wręcz przeciwnie – dzieje się coś wspaniałe-
go. Ważne jest, jak o tym myślisz. Jeśli myślisz „chcę się
napić, ale mi nie wolno” albo „kiedy wreszcie będę wol-
ny?”, będziesz cierpiał. Jeśli myślisz „HURRA, JESTEM
WOLNY!”, sama myśl sprawi ci ogromną przyjemność:
im częściej o tym pomyślisz, tym będziesz szczęśliwszy.
4. Bądź świadomy, że jeszcze przez kilka dni będzie siedział
w tobie mały potworek, który będzie wołał: „Nakarm
mnie”. Możesz odczuwać to jako uczucie pustki i nie-
pokoju, albo po prostu jako: „Chcę się napić!”. Ani jed-
nym, ani drugim się nie przejmuj. Pamiętaj: znosisz po-
tworka, od kiedy znalazłeś się w pułapce. Zresztą jest tak
słaby, że zwykle prawie go nie zauważasz. Musisz jednak
mieć świadomość, że potworek istnieje i niedługo skona.
Wyobraź sobie, że mały potworek jest złośliwym dusz-
kiem, siedzącym ci na karku. Ściska cię nogami za gardło
i domaga się stałych dostaw alkoholu. To on jest uzależ-
niony od alkoholu, a nie ty. Kiedy sobie to uświadomisz,
straci nad tobą władzę. Sytuacja się odwróci. Teraz ty
##7#52#aNjY1MTk4M0EzMzMxMzMzNQ==
##7#52#aNjY1MTk4M0EzMzMxMzMzNQ==
masz nad nim kontrolę. Zagłodzisz go i z satysfakcją bę-
dziesz przyglądał się jego przedśmiertnym konwulsjom.
5. Nie przejmuj się, jeśli czasem zapomnisz, że rzuciłeś pi-
cie – oczywiście nie do tego stopnia, żeby pozwolić sobie
na drinka. Uczucie: „chce się napić” może mieć związek
z agonią złośliwego duszka, ale też może się brać stąd,
że zapomniałeś, że rzuciłeś. Oczywiście to coś całkiem
innego niż powątpiewanie w słuszność podjętej decyzji.
To trochę jak z nowym samochodem, który kierunkow-
skaz ma tam, gdzie w starym był klakson – nawiasem
mówiąc, jestem przekonany, że producenci robią nam to
na złość. Przez jakiś czas, ilekroć chcesz zasygnalizować
zmianę pasa, przez pomyłkę wciskasz klakson. Kierow-
cy w promieniu 100 metrów dziwią się: „No i po co ten
baran trąbi? Głupek skręca w prawo i zapomina o kie-
runkowskazie!”. Muszę z dumą wyznać, że nie wywołuję
awantur na drodze. Raz tylko zatrąbiłem, kiedy ktoś mi
zajechał drogę. A właściwie chciałem zatrąbić, bo zamiast
tego widok zasłonił mi płyn do wycieraczek. Wszystko
się dobrze skończyło, tylko odtąd, ilekroć ktoś mi zajeż-
dża drogę, Joyce prosi: „Pryśnij mu, kochanie”. Chodzi
mi o to, że przywyknięcie do nowej sytuacji zabiera tro-
chę czasu, ale nie ma się czym martwić. Przygotuj się na
to, że przez kilka pierwszych dni odczujesz pustkę albo
chęć napicia się. A jeśli tak się stanie, przypomnij sobie,
że to przedśmiertne konwulsje złośliwego duszka. Po-
myśl: „Tak cierpi pijak przez całe swoje pijące życie. Na
szczęście ja JESTEM WOLNY! Czy to nie cudowne?”.
W ten sposób to ukłucie żalu zamienia się w chwilę ra-
dości. Przez najbliższe kilka dni spróbuj wyrobić w sobie
taki nawyk. Jeśli nie pozbędziesz się takich lęków natych-
miast, zaczniesz powoli wątpić w słuszność swojej decyzji.
Pamiętaj, że wszystkie twoje lęki i niepokoje nie biorą się
stąd, że przestałeś pić, tylko z tego, że kiedyś zacząłeś.
##7#52#aNjY1MTk4M0EzMzMxMzMzNQ==
##7#52#aNjY1MTk4M0EzMzMxMzMzNQ==
Niepijący nie mają takich problemów. Przyzwyczajenie
się do każdej większej zmiany w życiu wymaga czasu,
także zmiany na lepsze: lepszy dom, lepsza praca, lepszy
samochód. Przez pierwsze dni możesz czuć się trochę
zagubiony, ale się nie przejmuj. Przestawisz się. Ale jeśli
zaczniesz się tym zamartwiać, nigdy nie przywykniesz.
6. Nie czekaj, aż poczujesz się niepijącym. Jednym z głów-
nych problemów metody silnej woli jest to, że nigdy
nie wiesz, kiedy stajesz się wolnym. Prawda jest taka, że
„zdrowiejący” alkoholik jest przekonany, że nigdy nie bę-
dzie całkowicie wolny. W zasadzie cały czas czeka, czy
aby na pewno nigdy się nie napije. Żyje w oczekiwaniu,
że coś się stanie. Tym samym potwierdza, że cały czas
wątpi. Jak się upewnić, że jesteś wolny? Bardzo prosto.
Wystarczy postępować zgodnie z tymi wskazówkami,
a jedna z nich mówi, że uwalniasz się z chwilą wypicia
ostatniego drinka. „Ciesz się z każdego dnia bez kielicha”
i „Nie patrz za daleko w przyszłość” to pozbawione zna-
czenia frazesy, przynależne metodzie silnej woli. „Nawet
nie myśl o przeżyciu reszty życia bez alkoholu. Nie myśl,
co następny dzień przyniesie”. Co za okropna perspek-
tywa! A życie jest cudowne. Pamiętaj, że żyjesz. Niczego
się nie wyrzekasz. Zbyt długo siedzisz w więzieniu. Nie
marnuj kolejnego cennego dnia!
7. Przyjmij do wiadomości, że każdy, pijący czy niepijący, ma
dobre i złe dni. Także ten, kto zerwał z nałogiem. Gdyby
alkohol nas uszczęśliwiał, nie byłoby tylu nieszczęśliwych
pijących. Osoby, które rzuciły picie, często obarczają winą
za wszystkie niepowodzenia fakt, że już nie piją. A wtedy
zaczynają wątpić w słuszność podjętej przez siebie decyzji
i zamartwiają się czymś, co nigdy nie istniało. Pamiętaj, że
czas pracuje na twoją korzyść. Od ucieczki nikt cię nie
powstrzyma. Z każdym dniem będziesz nabierać pew-
ności siebie, będziesz szczęśliwszy, zdrowszy i bogatszy.
##7#52#aNjY1MTk4M0EzMzMxMzMzNQ==
##7#52#aNjY1MTk4M0EzMzMxMzMzNQ==
Nie marnuj życia. Jeśli to jeden z twoich dobrych dni,
ciesz się nim, ile wlezie. Jeśli masz zły dzień, pamiętaj, że
byłby jeszcze gorszy, gdybyś dalej pił.
8. Pamiętaj: to ty kontrolujesz pragnienie, a nie ono ciebie.
Najczęściej pytają mnie: „Jak długo mam żyć z małym
potworkiem?” i „Kiedy zapomnę o pragnieniu?”. Kiedy
mały potworek zdechnie, nie potrafię powiedzieć, bo
lekkie uczucie pustki trudno odróżnić od zwykłego gło-
du czy stresu. Między innymi dlatego ci, którzy stosują
metodę silnej woli, nigdy nie wiedzą, kiedy już są wolni.
Jeszcze długo po śmierci małego potworka ich umysł od-
czytuje sygnały głodu czy stres jako „Muszę się napić”.
Zresztą to uczucie jest tak nikłe, że niemal niezauwa-
żalne, więc nie należy się nim przejmować. Dla uprosz-
czenia opisałem małego potworka jako pragnienie alko-
holu. W rzeczywistości potworek nie pragnie bardziej
alkoholu, niż twój organizm pragnie jedzenia. Organizm
po prostu przekazuje uczucie pustki do mózgu. To mózg
pragnie. Prędzej czy później może zażądać: „Chcę się
napić!”. NAWET WTEDY MASZ PEŁNĄ KON-
TROLĘ NAD SYTUACJĄ. Nie ma znaczenia, czy tę
myśl podpowiedział ci potworek, czy też chwilowo zapo-
mniałeś, że nie musisz już pić – i tak dalej masz kontrolę.
Masz wybór: albo przypomnisz sobie, że już uwolniłeś
się od koszmaru, albo będziesz się nad sobą rozczulał, że
nie możesz się napić.
9. Nie ma czego opłakiwać. Opłakujemy odejście bliskiej
osoby. Czas leczy rany, bez względu na ogrom doświad-
czonego bólu. Życie toczy się dalej, choć ta rana nigdy do
końca się nie zagoi. Podobnie jest z pijącymi, kiedy pró-
bują zerwać z nałogiem metodą silnej woli. Wiedzą, że
lepiej im bez alkoholu, ale wskutek prania mózgu, jakie-
mu zostali poddani, wierzą, że tracą prawdziwego przyja-
ciela i wsparcie. Niektórym udaje się uciec, ale nigdy nie
##7#52#aNjY1MTk4M0EzMzMxMzMzNQ==
##7#52#aNjY1MTk4M0EzMzMxMzMzNQ==
będą prawdziwie wolni, nadal wisi nad nimi groźba po-
wrotu do nałogu. Ciągle czyha na nich demon alkoholu,
a pranie mózgu też robi swoje. Wystarczy jedno potknię-
cie i zanim się spostrzegą, znów staczają się w otchłań, na
samo jej dno. Ale jeśli umiera wróg, nie ma potrzeby go
opłakiwać. Przeciwnie, można się cieszyć z jego śmierci,
i już do końca życia nie przestawać. Masz wybór. Możesz
spędzić najbliższe dni, użalając się nad sobą, że już nie
wolno ci pić, albo ilekroć wspomnisz o alkoholu, możesz
sobie powiedzieć:
##7#52#aNjY1MTk4M0EzMzMxMzMzNQ==
##7#52#aNjY1MTk4M0EzMzMxMzMzNQ==
w której przedtem zawsze piłeś, masz prawo zapomnieć.
Ale przecież jednocześnie dowiodłeś, że ci to nie prze-
szkadza i czujesz się wręcz komfortowo. Tylko nie stój
z ponurą miną. Zażartuj: „Kompletnie zapomniałem, że
rzuciłem. To dlatego, że tak mi z tym dobrze. Wy też
powinniście spróbować”. Założę się, że będą cię zapew-
niać, jak bardzo lubią pić, a poza tym, że w każdej chwili
mogą z tym skończyć. Liczyli na to, że będziesz nie-
szczęśliwy, a widząc cię odprężonym i uśmiechniętym,
pomyślą, że jesteś jakimś supermanem. Co ważniejsze
– sam będziesz się czuł jak superman!
11. Walcz z pokusą nawracania przyjaciół. Uwolniony z pu-
łapki, masz naturalny odruch spieszenia z pomocą in-
nym. W wojnie podjazdowej pomiędzy tobą i pijącymi
kusi cię, by w ramach obrony przedstawić im wszystkie
fakty dotyczące alkoholu. Nie rób tego. Wywołasz w ten
sposób kłótnię, sam się zdenerwujesz, a znajomych tylko
zniechęcisz do „nawrócenia się”. Przekonywanie pijące-
go, który nie rozumie działania pułapki alkoholowej, jest
jak wpychanie osoby cierpiącej na klaustrofobię do cia-
snej windy. Ale kiedy się przekonają, że jesteś naprawdę
wolny, z pewnością zasypią cię pytaniami – znak, że też
pragną wyzwolenia. Masz wtedy do czynienia z umysłem
otwartym, a nie z reakcją paniczną, ale nawet wtedy dzia-
łaj ostrożnie. Pomoc innym da ci niemal tyle samo rado-
ści, co pomoc samemu sobie.
12. Jeśli to możliwe, zmień w swoim stylu życia to, czego
i tak nie lubisz. Czy jest to sprzeczne ze wskazówką nr
10? Tylko pozornie. Najlepiej wyjaśnią to przykłady.
Unikaj kumpli od picia, ale nie znajomych, którzy od
alkoholu nie stronią. Spróbuję wyjaśnić, o co mi cho-
dzi. Nie zmieniaj ani nie unikaj prawdziwego przyjaciela
tylko dlatego, że pije. Zerwanie z nim kontaktów będzie
wyrzeczeniem, „ofiarą złożoną na ołtarzu”, a tego nie
##7#52#aNjY1MTk4M0EzMzMxMzMzNQ==
##7#52#aNjY1MTk4M0EzMzMxMzMzNQ==
chcemy. Powiedzmy, że po pracy miałeś kiedyś zwyczaj
wpadać do pubu na drinka i prawdopodobnie poznałeś
tam podobne tobie zagubione dusze. Jeżeli wasze kon-
takty ograniczały się do wspólnego picia, to kontynu-
owanie tej znajomości może okazać się nudne i dener-
wujące. Jeśli natomiast do pubu wpadałeś, żeby pograć
w rzutki czy w bilard, to broń Boże nie odmawiaj sobie
tej przyjemności. Kiedy już złośliwy duszek zlezie ci
z karku, dojdziesz z pewnością do przekonania, że mar-
nowałeś mnóstwo czasu. Na początku możesz nie wie-
dzieć, jak zapełnić ten czas. Nie przejmuj się. Są cztery
cenne rzeczy, których nigdy za wiele: czas, energia, mi-
łość i pieniądze. Alkohol odbiera ci wszystkie cztery. Te-
raz będziesz ich miał o wiele więcej. Tylko gospodaruj
nimi mądrze, a na nadmiar czasu nie będziesz narzekać.
Baw się dobrze podczas procesu „restrukturyzacji” swo-
jego życia. Ja, na przykład, lubię sport – nie dlatego, że
zapełnia mi pustkę po rzuceniu picia, ale z czysto ego-
istycznych pobudek: wszystko staje się w życiu przyjem-
niejsze, kiedy człowiek jest zdrowy i w dobrej formie.
Nie myl zapełniania sobie wolnego czasu w pożyteczny
sposób z substytutami.
13. Nie używaj żadnych substytutów, czymkolwiek one są:
zajęciem, piwem bezalkoholowym, jedzeniem. Pozwól,
że wyjaśnię. Nie mówię: „Nie jedz!”. Nie mówię: „Nie
pij!”. Mówię tylko: „Nie jedz i nie pij ponad miarę,
żeby zrekompensować sobie alkohol”. Jeśli coś sprawia
ci przyjemność, rób to! Ale tylko, jeśli to naprawdę lu-
bisz, a nie jako substytut dla alkoholu. Jeżeli rozważasz
stosowanie substytutów, to znak, że dalej podświadomie
wierzysz, że coś poświęcasz. Żadnych substytutów nie
potrzebujesz. Picie alkoholu nie zapełniało żadnej luki
w twoim życiu. Odwrotnie, ono tę lukę tworzyło. Kie-
dy dochodzisz do siebie po grypie, nie szukasz kolejnej
##7#52#aNjY1MTk4M0EzMzMxMzMzNQ==
##7#52#aNjY1MTk4M0EzMzMxMzMzNQ==
choroby w zamian. Twoim celem jest pozbycie się dwóch
potworów. Mały potworek jest tak mały, że nie stanowi
żadnego problemu. Problemem jest dopiero Duży Po-
twór, siedzący ci w głowie. Wiesz, że nie potrzebowałeś
alkoholu, zanim zacząłeś go pić. Teraz musisz jak naj-
szybciej udowodnić sobie, że możesz cieszyć się życiem
i radzić sobie bez alkoholu.
14. Wyrzuć na śmietnik fałszywe skojarzenia. Kiedyś nie
wyobrażałem sobie wesela, imprezy, urlopu, świąt, gol-
fa, nawet zwykłej kolacji bez alkoholu. Zresztą w ogóle
nie wyobrażałem sobie życia bez niego. Święcie wierzy-
łem, że jeśli zerwę z nałogiem, to równie dobrze mogę
spędzić resztę życia w klasztorze. Każda ze wspomnia-
nych na początku tego akapitu rozrywek sama w so-
bie jest bardzo przyjemna. Nie musisz sobie wmawiać,
że nie sposób się nimi cieszyć bez trucia się i upijania.
Pozbywanie się z organizmu trucizny jest bardzo przy-
jemne, podobnie zresztą jak pozbywanie się fałszywych
stereotypów i psychiczne wyzwolenie. Musisz zacząć to
robić już teraz.
15. Nigdy nie zazdrość pijącym. Oni wszyscy cierpią na cho-
robę zwaną alkoholizmem. Niektórzy są tego nieświa-
domi, i tak już będzie do końca ich dni, ale to ich strata.
Czy zazdrościsz choremu na HIV, który nie wie, że cho-
ruje? Widząc, jak ktoś pije alkohol, pamiętaj, że to nie
jego świadomy wybór; że padł ofiarą wyjątkowo sprytnie
pomyślanej pułapki, wyrafinowanego oszustwa. Pamię-
taj też, że niczego nie tracisz. To pijący coś tracą – zdro-
wie, pieniądze, energię, odwagę, zdolność koncentracji,
szacunek do samego siebie, spokój ducha, wolność. Picie
alkoholu to nic innego jak uzależnienie. Nie zazdrościsz
chyba heroiniście? A przecież heroina zabija znacznie
mniej ludzi niż alkohol, który w Anglii zbiera żniwo
40000 ofiar rocznie. Tak jak z innymi uzależnieniami,
##7#52#aNjY1MTk4M0EzMzMxMzMzNQ==
##7#52#aNjY1MTk4M0EzMzMxMzMzNQ==
choroba alkoholowa nie przybiera z czasem łagodniej-
szej formy. Z czasem przybiera postać ostrzejszą. Mam
dla ciebie wspaniałą wiadomość. Za chwilę wypijesz
pierwszego w swoim życiu drinka, który sprawi ci praw-
dziwą radość:
##7#52#aNjY1MTk4M0EzMzMxMzMzNQ==
##7#52#aNjY1MTk4M0EzMzMxMzMzNQ==
27. Twój ostatni drink
##7#52#aNjY1MTk4M0EzMzMxMzMzNQ==
##7#52#aNjY1MTk4M0EzMzMxMzMzNQ==
Wielu byłych pijących nie wie, jaki napój wybrać na
spotkaniach towarzyskich. Z przyczyn zdrowotnych więk-
szość optuje za sokiem owocowym, zamiast coca-colą. Tyle
że po dwóch szklankach zaczyna nas mdlić na widok trze-
ciej. To żaden problem. Ugasiwszy pragnienie, nie musisz
go więcej w siebie wlewać. Podczas przyjęć większość go-
ści dzierży w dłoniach szklankę lub kieliszek, a to dlate-
go, że piją alkohol, który odwadnia organizm, więc muszą
uzupełniać niedobór płynów. Tak rodzi się fałszywe prze-
konanie, że bez szklanki płynu w ręku nie ma dobrej zaba-
wy. A przecież na przyjęciach także jemy, mimo to nie pa-
radujemy przez cały czas z udkiem kurczaka w ręku. Jeśli
będziesz próbował konsumować ilości płynu porównywal-
ne z ilością wypijanego kiedyś alkoholu, będzie to ozna-
czało stosowanie substytutu, i przysporzysz organizmowi
niepotrzebnych problemów. Alkohol jest częstą przyczy-
ną nadwagi, kolejnym zyskiem z zerwania z piciem, będzie
więc utrata nadwagi. Ta szansa zniknie, jeśli zaczniesz sto-
sować substytut.
Jak na ironię, problem ten nie dotyczy wyłącznie tych,
którzy skończyli z piciem. Wiele osób pijących okazjonal-
nie, które wolą napoje bezalkoholowe, przerzuca się na al-
kohol: nauczyli się myśleć, że na przyjęciu wypada stale coś
pić, a po kilku szklankach soku owocowego zbiera się im na
wymioty. Ciekaw jestem, ile osób właśnie przez to w szyb-
kim tempie zsunęło się po równi pochyłej.
Może już doświadczyłeś tego, co nazywam „momentem
olśnienia”, cudownej chwili, kiedy już wiesz, że jesteś wolny.
Niektórym zdarza się to jeszcze przed wypiciem ostatnie-
go drinka. W klinice bywa, że podczas sesji grupowej ktoś
podchodzi do mnie na długo przed zakończeniem terapii
i mówi: „Nic więcej nie musisz mi mówić. Widzę wszystko
wyraźnie. Wiem, że już nigdy nie sięgnę po alkohol”. Bar-
dzo możliwe, że masz już ten moment za sobą. Jeśli nie, nie
##7#52#aNjY1MTk4M0EzMzMxMzMzNQ==
##7#52#aNjY1MTk4M0EzMzMxMzMzNQ==
przejmuj się. Niektórym zabiera to nieco więcej czasu, mu-
szą poczekać na pierwsze rezultaty. Nie staraj się niczego
przyspieszać, bo stanie się to obsesją. To trochę tak jak z ty-
mi usiłowaniami, żeby nie myśleć o piciu, czego skutkiem
bywa stres i uraz. „Moment olśnienia” zazwyczaj przychodzi
po jednej z tych okazji, których do tej pory nie wyobrażałeś
sobie bez alkoholu. Na przykład podczas spotkania towa-
rzyskiego albo jakiegoś niezbyt miłego wydarzenia. Nagle
sobie uświadamiasz, że nie tylko doskonale bawiłeś się bez
alkoholu, nie tylko poradziłeś sobie bez niego ze stresem, ale
w ogóle nie przyszło ci do głowy, żeby wypić.
Zanim wypijesz ostatniego drinka, muszę cię przed
czymś ostrzec. Uwolnienie się z pułapki to jedno, a nie-
wpadnięcie w nią ponownie to całkiem inna sprawa. Czy-
hają na ciebie dwa podstawowe niebezpieczeństwa i musisz
być na nie przygotowany. Jednym z nich jest jakieś tragicz-
ne wydarzenie, na przykład śmierć bliskiej osoby. Zawsze się
wtedy znajdzie jakąś przyjazna dusza, która zechce ci popra-
wić nastrój, wlewając do gardła butelkę brandy. Koniak nie
przywróci ukochanej osoby do życia ani nie pomoże ci po-
radzić sobie ze stratą. Może jedynie prowadzić do kolejnej
tragedii. Zapamiętaj to sobie.
A oto drugie, jeszcze większe niebezpieczeństwo: dzięki
Easyway tak łatwo jest zerwać z nałogiem, że może ci grozić
„pułapka myślenia”:
##7#52#aNjY1MTk4M0EzMzMxMzMzNQ==
##7#52#aNjY1MTk4M0EzMzMxMzMzNQ==
pomyślisz o „tylko jednym drinku”, zabrzmią ci w głowie sy-
reny alarmowe.
Przypomnij też sobie, że nie ma czegoś takiego jak „tylko
jeden drink”. A gdyby istniało, to kiedy masz zamiar go wy-
pić? Za rok? Za dwadzieścia lat? Czy naprawdę chcesz przez
resztę życia czekać na kolejną porcję trucizny?
Miejmy to już za sobą – żebyś mógł cieszyć się wolnością
do końca życia. Niech to nie będzie twój ulubiony drink. Bo
ostatni drink ma ci także przypomnieć – tak byś zapamiętał
na zawsze – jak obrzydliwy smak ma trucizna zwana alkoho-
lem. Nie obawiaj się, nie każę ci pić czystego spirytusu, dena-
turatu czy płynu do czyszczenia metali. Wybierz jakiś wyso-
koprocentowy trunek, najlepiej taki, który najmniej ci sma-
kuje. Nalej sporą miarkę. Zanim wypijesz, poczekaj chwilę,
zamknij oczy. Przysięgnij sobie, że to ostatni kieliszek w ży-
ciu. Skup się na ohydnym smaku, wspomnij, jak dałeś się wy-
kiwać i wydałeś fortunę na przywilej wlewania w siebie tru-
cizny. A teraz
##7#52#aNjY1MTk4M0EzMzMxMzMzNQ==
##7#52#aNjY1MTk4M0EzMzMxMzMzNQ==
ZAŁĄCZNIK A
Instrukcje
##7#52#aNjY1MTk4M0EzMzMxMzMzNQ==
##7#52#aNjY1MTk4M0EzMzMxMzMzNQ==
ZAŁĄCZNIK B
##7#52#aNjY1MTk4M0EzMzMxMzMzNQ==
##7#52#aNjY1MTk4M0EzMzMxMzMzNQ==
12. Zmień w swoim stylu życia to, czego nie lubisz,
ale jedynie z samolubnych pobudek.
13. Nie korzystaj z substytutów.
14. Wyrzuć na śmietnik fałszywe skojarzenia.
15. Nigdy nie zazdrość pijącym.
16. I na koniec najważniejsze:
##7#52#aNjY1MTk4M0EzMzMxMzMzNQ==
##7#52#aNjY1MTk4M0EzMzMxMzMzNQ==
Kliniki Allen Carr’s Easyway
POLSKA
ul. Wilcza 12 B lok. 13, 00-532 Warszawa
Tel.: 22 621 36 11
Terapeuta: Anna Kabat
E-mail: info@allencarr.pl
Website: www.allencarr.pl, www.allencarr.com
Sesje rzucania palenia metodą Allena Carra odbywają się regularnie w Warszawie,
Krakowie, Gdańsku, Poznaniu, Wrocławiu i Katowicach. Aktualne terminy dostęp-
ne są na stronie internetowej kliniki.
Seminaria antynikotynowe dla pracowników firm i korporacyjne projekty antyni-
kotynowe dostępne są na terenie całej Polski.
Informacja o ofercie korporacyjnej: Anna Kabat, tel. 22 621 36 11.
Biuro prasowe
Kontakt: John Dicey
Tel.: +44 (0) 7970 88 44 52
E-mail: jd@allencarr.com
Informacja i rezerwacja
Freephone: 0 800 389 2115
##7#52#aNjY1MTk4M0EzMzMxMzMzNQ==
##7#52#aNjY1MTk4M0EzMzMxMzMzNQ==
POLSKA Victoria, Tasmania, A.C.T.
Sesje odbywają się w całej Polsce. Tel.: +61 (0) 3 9894 8866, 1300 790 565
Tel.: +48 22 621 36 11 Terapeuta: Gail Morris
Terapeuta: Anna Kabat E-mail: info@allencarr.com.au
E-mail: info@allencarr.pl Website: www.allencarr.com
Website: www.allencarr.com
Western Australia
ARGENTYNA Tel.: 1300 55 78 01
Buenos Aires Terapeuta: Dianne Fisher
Website: www.allencarr.com E-mail: wa@allencarr.com.au
Website: www.allencarr.com
AUSTRALIA
North Queensland AUSTRIA
Tel.: 1300 85 11 75 Sesje w całej Austrii. Informacja
Terapeuta: Tara Pickard-Clark0800RAUCHEN (0 800 7282436)
E-mail: nqld@allencarr.com.auTriesterstrasse 42, 8724 Spielberg
Website: www.allencarr.com Tel.: +43 (0) 3512 44755
Terapeuci: Erick Kellermann i zespół
Northern Territory – Darwin E-mail: info@allen-carr.at
Tel.: 1300 557 801 Website: www.allencarr.com
Terapeuta: Dianne Fisher
E-mail: wa@allencarr.com.au BELGIA
Website: www.allencarr.com Antwerpia
Koningin Astridplein 27
Sydney, New South Wales B-9150 Bazel
Tel./Faks: 1300 78 51 80 Tel.: +32 (0) 3 281 6255
Terapeuta: Natalie Clays Faks: +32 (0) 3 744 0608
E-mail: nsw@allencarr.com.au Terapeuta: Dirk Nielandt
Website: www.allencarr.com E-mail: easyway@dirknielandt.be
Website: www.allencarr.com
South Australia
Tel.: 1300 55 78 01 BRAZYLIA
Terapeuta: Dianne Fisher São Paolo
E-mail: wa@allencarr.com.au Tel. Lilian: (55) 11 99456-0153
Website: www.allencarr.com Tel. Alberto: (55) 11 99325-6514
Terapeuta: Alberto Steinberg & Lilian
South Queensland Brunstein
Tel.: 1300 85 58 06 E-mail: contato@easywaysp.com.br
Terapeuta: Jonathan Wills Website: www.allencarr.com
E-mail: sqld@allencarr.com.au
Website: www.allencarr.com
##7#52#aNjY1MTk4M0EzMzMxMzMzNQ==
##7#52#aNjY1MTk4M0EzMzMxMzMzNQ==
BUŁGARIA FINLANDIA
Tel.: 0800 14104 Tel.: +358 (0) 45 3544099
Terapeuta: Rumyana Kostadinova Terapeuta: Janne Ström
E-mail: rumyana.kostadinova@ E-mail: info@allencarr.fi
easyway.bg Website: www.allencarr.com
Website: www.allencarr.com
FRANCJA
CHILE Sesje w całej Francji.
Tel.: +56 2 4744587 Tel.: 0800 FUMEUR,
Terapeuta: Claudia Sarmiento +33 (4) 91 33 54 55
E-mail: contacto@allencarr.cl Terapeuci: Erick Serre i zespół
Website: www.allencarr.com E-mail: info@allencarr.fr
Website: www.allencarr.com
CYPR
Tel.: +357 77 77 78 30 GRECJA
Terapeuta: Kyriacos Michaelides Sesje w całej Grecji.
E-mail: info@allen-carr.com.cy Tel.: +30 210 5224087
Website: www.allencarr.com Terapeuta: Panos Tzouras
E-mail: panos@allencarr.gr
DANIA Website: www.allencarr.com
Sesje w całej Danii.
Tel.: +45 70267711 HISZPANIA
Terapeuta: Mette Fonss Marbella
E-mail: mette@easyway.dk Tel.: +44 8456 187306
Website: www.allencarr.com Terapeuta: Charles Holdsworth Hunt
Sesje w języku angielskim.
EKWADOR E-mail: stopsmoking@easywaymarbel-
Tel./Faks: +593 (0) 2 2820 920 la.com
Terapeuta: Ingrid Wittich Website: www.allencarr.com
E-mail: toisan@pi.pro.ec
Website: www.allencarr.com HOLANDIA
Sesje w całej Holandii
ESTONIA Allen Carr’s Easyway „stoppen met
Tel.: +372 733 0044 roken”
Terapeuci: Henry Jakobson, Tel.: +31 53 478 43 62
Mait Lõhmus Faks: +31 900 786 77 37
E-mail: info@allencarr.ee E-mail: info@allencarr.nl
Website: www.allencarr.com Website: www.allencarr.com
##7#52#aNjY1MTk4M0EzMzMxMzMzNQ==
##7#52#aNjY1MTk4M0EzMzMxMzMzNQ==
HONGKONG JAPONIA
Tel.: +852 2911 7988 Sesje w całej Japonii.
Terapeuta: Rob Groves Tel.: +81 3 5288 5177
E-mail: stopsmoking@eventclicks.com Terapeuta: Miho Shimada
Website: www.allencarr.com E-mail: info@allen-carr.jp
Website: www.allencarr.com
INDIE
Bangalore i Chennai KANADA
Tel.: +91 (0) 80 41540624 Seminaria w Toronto i Vancouver.
Terapeuta: Suresh Shottam Sesje dla firm w całej Kanadzie.
E-mail: info@easywaytostopsmoking. Tel.: +1-866 666 4299, +1 905 849 7736
co.in Terapeuta: Damian O’Hara
Website: www.allencarr.com E-mail: info@theeasywaytostopsmo-
king.com
IRLANDIA Website: www.allencarr.com
Dublin i Cork
Lo-Call (from ROI) 1 890 ESYWAY KOLUMBIA
(37 99 29) Bogota
Tel.: +353 (0) 1 494 9010 Tel.: +57 1 245 6910
Terapeuta: Brenda Sweeney i zespół Terapeuta: Jose Manuel Duran
E-mail: info@allencarr.ie E-mail: easywaycolombia@cable.net.co
Website: www.allencarr.com Website: www.allencarr.com
ISLANDIA LITWA
Rejkjawik Tel.: +370 694 29591
Tel.: +354 553 9590 Terapeuta: Evaldas Zvirblis
Terapeuta: Petur Einarsson E-mail: info@mestiukyti.eu
E-mail: easyway@easyway.is Website: www.allencarr.com
Website: www.allencarr.com
ŁOTWA
IZRAEL Tel.: +371 67 27 22 25
Sesje w całym Izraelu. Terapeuci: Anatolijs Ivanovs,
Tel.: +972 (0) 3 6212525 Eriks Migacevs
Terapeuci: Ramy Romanovsky, E-mail: info@allencarr.lv
Orit Rozen, Shahaf Ashkenazi, Website: www.allencarr.com
Kinneret Triffon
E-mail: info@allencarr.co.il MAURITIUS
Website: www.allencarr.com Tel.: +230 727 5103
Terapeuta: Heidi Houreau
E-mail: allencarrmauritius@yahoo.com
Website: www.allencarr.com
##7#52#aNjY1MTk4M0EzMzMxMzMzNQ==
##7#52#aNjY1MTk4M0EzMzMxMzMzNQ==
MEKSYK PERU
Sesje w całym Meksyku. Lima
Tel.: +52 55 2623 0631 Tel.: +511 637 7310
Terapeuci: Jorge Davo, Mario Terapeuta: Luis Loranca
Campuzano Otero E-mail: lloranca@dejardefumaraltoque.
E-mail: info@allencarr-mexico.com com
Website: www.allencarr.com Website: www.allencarr.com
##7#52#aNjY1MTk4M0EzMzMxMzMzNQ==
##7#52#aNjY1MTk4M0EzMzMxMzMzNQ==
RUMUNIA SZWAJCARIA
Tel.: +40 (0) 7321 3 8383 Sesje w całej Szwajcarii.
Terapeuta: Diana Vasiliu Tel.: 0800RAUCHEN
E-mail: raspunsuri@allencarr.ro (0800/728 2436), +41 (0) 52 383 3773
Website: www.allencarr.com Terapeuci: Cyrill Argast i zespół
Sesje po francusku i włosku:
SERBIA tel. 0800 386 387
Belgrad E-mail: info@allen-carr.ch
Tel.: +381 (0) 11 308 8686 Website: www.allencarr.com
E-mail: milos.rakovic@allencarrserbia.
com, office@allencarr.co.yu SZWECJA
Website: www.allencarr.com Gothenburg i Malmö
Tel.: +46 (0) 31 24 01 00
SINGAPUR E-mail: info@allencarr.nu
Tel.: +65 6329 9660 Website: www.allencarr.com
Terapeuta: Pam Oei
E-mail: pam@allencarr.com.sg Sztokholm
Website: www.allencarr.com Tel.: +45 (0) 8 743 09 50
Terapeuta: Christofer Elde
SŁOWENIA E-mail: info@allencarr.se
Tel.: 00386 (0) 40 77 61 77 Website: www.allencarr.com
Terapeuta: Gregor Server
E-mail: easyway@easyway.si TURCJA
Website: www.allencarr.com Sesje w całej Turcji.
Tel.: +90 212 358 5307
STANY ZJEDNOCZONE Terapeuta: Emre Ustunucar
Sesje w całym kraju. E-mail: info@allencarrturkiye.com
Tel.: 1 866 666 4299 Website: www.allencarr.com
Terapeuci: Damian O’Hara,
Collene Curran UKRAINA
E-mail: info@theeasywaytostopsmo- Krym, Simferopol
king.com Tel.: +38 095 781 8180
Website: www.allencarr.com Terapeuta: Yury Zhvakoliuk
Sesje odbywają się regularnie w Nowym E-mail: 911@allencarr.crimea.ua
Jorku, Los Angeles, Denver i Houston. Website: www.allencarr.com
Programy dla firm dostępne w całych
USA. Kijów
Adres do korepondencji: Tel.: +38 044 353 2934
1133 Broadway, Suite 706, Nowy Jork, Terapeuta: Kirill Stekhin
NY 10010 E-mail: kirill@allencarr.kiev.ua
Website: www.allencarr.com
##7#52#aNjY1MTk4M0EzMzMxMzMzNQ==
##7#52#aNjY1MTk4M0EzMzMxMzMzNQ==
WĘGRY Brighton
Budapeszt Tel.: 0800 028 7257
Terapeuta: Gabor Szasz Terapeuci: John Dicey, Colleen Dwyer,
E-mail: szasz.gabor@allencarr.hu Emma Hudson
Website: www.allencarr.com E-mail: easywayadmin@btconnect.com
Website: www.allencarr.com
WŁOCHY
Sesje w całych Włoszech. Bristol
Tel./Faks: +39 (0) 2 7060 2438 Tel.: +44 (0) 117 950 1441
Terapeuci: Francesca Cesati i zespół Terapeuci: Charles Holdsworth Hunt
E-mail: info@easywayitalia.com E-mail: stopsmoing@easywaybristol.
Website: www.allencarr.com co.uk
Website: www.allencarr.com
WIELKA BRYTANIA
Aylesbury Cambridge
Tel.: 0800 0197 017 Tel.: 0800 0197 017
Terapeuci: Kim Bonnett, Terapeuci: Kim Bennett,
Emma Hudson Emma Hudson
E-mail: kim@easywaybucks.co.uk E-mail: kim@easywaybucks.co.uk
Website: www.allencarr.com Website: www.allencarr.com
Belfast Cardiff
Tel.: 0845 094 3244 Tel.: +44 (0) 117 1441
Terapeuta: Tara Evers-Cheung Terapeuta: Charles Holdsworth Hunt
E-mail: tara@easywayni.com E-mail: stopsmoking@easywaybristol.
Website: www.allencarr.com co.uk
Website: www.allencarr.com
Birmingham
Tel./Faks: +44 (0) 121 423 1227 Coventry
Terapeuci: John Dicey, Colleen Dwyer, Tel.: 0800 321 3007
Crispin Hay, Rob Fielding Terapeuta: Rob Fielding
E-mail: easywayadmin@btconnect.com E-mail: infor@easywaycoventry.co.uk
Website: www.allencarr.com Website: www.allencarr.com
Bournemouth Crewe
Tel.: 0800 028 7257, Tel.: +44 (0) 1270 501 487
+44 (0) 1425 272 757 Terapeuta: Debbie Brewer-West
Terapeuci: John Dicey, Colleen Dwyer, E-mail: debbie@easyway2stopsmoking.
Emma Hudson co.uk
E-mail: easywayadmin@btconnect.com Website: www.allencarr.com
Website: www.allencarr.com
##7#52#aNjY1MTk4M0EzMzMxMzMzNQ==
##7#52#aNjY1MTk4M0EzMzMxMzMzNQ==
Cumbria Jersey
Tel.: 0800 077 6187 Tel.: 0800 077 6187
Terapeuta: Mark Keen Terapeuta: Mark Keen
E-mail: mark@easywaycumbria.co.uk E-mail: mark@easywaylancashire.co.uk
Website: www.allencarr.com Website: www.allencarr.com
Derby Kent
Tel.: +44 (0) 1270 664176 Tel.: 0800 028 7257
Terapeuta: Debbie Brewer-West Terapeuci: John Dicey, Colleen Dwyer,
E-mail: debbie@easyway2stopsmoking. Emma Hudson
co.uk E-mail: mail@allencarr.com
Website: www.allencarr.com Website: www.allencarr.com
Exeter Lancashire
Tel.: +44 (0) 117 950 1441 Tel.: 0800 077 6187
Terapeuta: Charles Holdsworth Hunt Terapeuta: Mark Keen
E-mail: stopsmoking@easywayexeter. E-mail: mark@easywaylancashire.co.uk
co.uk Website: www.allencarr.com
Website: www.allencarr.com
Leeds
Guernsey Tel.: 0800 804 6796
Tel.: 0800 077 6187 Terapeuta: Rob Groves
Terapeuta: Mark Keen E-mail: stopsmoking@easywayyorkshi-
Website: www.allencarr.com re.co.uk
Website: www.allencarr.com
High Wycombe
Tel.: 0800 0a97 017 Leicester
Terapeuci: Kim Bennett, Tel.: 0800 321 3007
Emma Hudson Terapeuta: Rob Fielding
E-mail: kim@easywaybucks.co.uk E-mail: info@easywayleicester.co.uk
Website: www.allencarr.com Website: www.allencarr.com
##7#52#aNjY1MTk4M0EzMzMxMzMzNQ==
##7#52#aNjY1MTk4M0EzMzMxMzMzNQ==
Liverpool Nottingham
Tel.: 0800 077 6187 Tel.: 01270 664176
Terapeuta: Mark Keen Terapeuta: Debbie Brewer-West
E-mail: mark@easywayliverpool.co.uk E-mail: Debbie@easyway2stopsmoking.
Website: www.allencarr.com co.uk
Website: www.allencarr.com
Londyn
Park House, 14 Pepys Road, Raynes Oksford
Park, London SW20 8NH Tel.: 0800 0197 017
Tel.: +44 (0) 20 8944 7761 Terapeuci: Kim Bennett, Emma Hudson
Faks: +44 (0) 20 8944 8619 E-mail: kim@easywaybucks.co.uk
Terapeuci: John Dicey, Colleen Dwyer, Website: www.allencarr.com
Crispin Hay, Emma Hudson,
Rob Fielding, James Pyper Peterborough
E-mail: mail@allencarr.com Tel.: 0800 0197 017
Website: www.allencarr.com Terapeuci: Kim Bennett, Emma Hudson
E-mail: kim@easywaybucks.co.uk
Manchester Website: www.allencarr.com
Tel.: 0800 804 6796
Terapeuta: Mark Keen Reading
E-mail: stopsmoking@easywaymanche- Tel.: 0800 028 7257
ster.co.uk Terapeuci: John Dicey, Colleen Dwyer,
Website: www.allencarr.com Emma Hudson
E-mail: mail@allencarr.com
Milton Keynes Website: www.allencarr.com
Tel.: 0800 0197 017
Terapeuta: Kim Bennett, Emma Hudson SZKOCJA
E-mail: kim@easywaybucks.co.uk Glasgow i Edynburg
Website: www.allencarr.com Tel.: +44 (0) 131 449 7858
Terapeuci: Paul Melvin,
Newcastle Jim McCreadie
Tel./Faks: 0800 077 6187 E-mail: info@easywayscotland.co.uk
Terapeuta: Mark Keen Website: www.allencarr.com
E-mail: info@easywaynortheast.co.uk
Website: www.allencarr.com Sheffield
Tel.: 0800 804 6796
Northampton Terapeuta: Rob Groves
Tel.: 0800 0197 017 E-mail: stopsmoking@easywayyorkshi-
Terapeuci: Kim Bennett, Emma Hudson re.co.uk
E-mail: kim@easywaybucks.co.uk Website: www.allencarr.com
Website: www.allencarr.com
##7#52#aNjY1MTk4M0EzMzMxMzMzNQ==
##7#52#aNjY1MTk4M0EzMzMxMzMzNQ==
Shrewsburry Stevenage
Tel.: +44 (0) 1270 501 487 Tel.: 0800 019 7017
Terapeuta: Debbie Brewer-West Terapeuci: Kim Bennett, Emma Hudson
E-mail: debbie@easyway2stopsmoking. E-mail: kim@easywaybucks.co.uk
co.uk Website: www.allencarr.com
Website: www.allencarr.com
Stoke
Southhampton Tel.: +44 (0) 1270 501 487
Tel.: 0800 028 7247, Terapeuta: Debbie Brewer-West
+44 (0) 1425 272 757 E-mail: debbie@easyway2stopsmoking.
Terapeuci: John Dicey, Colleen Dwyer, co.uk
Emma Hudson, James Pyper Website: www.allencarr.com
E-mail: easywayadmin@tiscali.co.uk
Website: www.allencarr.com Swindon
Tel.: +44 (0) 117 950 1441
Southport E-mail: stopsmoing@easywaybristol.
Tel.: 0800 077 6187 co.uk
Terapeuta: Mark Keen Website: www.allencarr.com
E-mail: mark@easywaylancashire.co.uk
Website: www.allencarr.com Telford
Tel.: +44 (0) 1270 501 487
Staines / Heathrow Terapeuta: Debbie Brewer-West
Tel.: 0800 028 7257 E-mail: debbie@easyway2stopsmoking.
Terapeuci: John Dicey, Colleen Dwyer, co.uk
Emma Hudson Website: www.allencarr.com
E-mail: mail@allencarr.com
Website: www.allencarr.com Worcester
Tel.: 0800 321 3007
Surrey Terapeuta: Rob Fielding
Park House, 14 Pepys Road, Raynes E-mail: info@easywaycoventry.co.uk
Park, Londyn SW20 8NH Website: www.allencarr.com
Tel.: +44 (0) 20 8944 7761
Terapeuci: John Dicey, Colleen Dwyer,
Crispin Hay, Emma Hudson,
Rob Fielding
E-mail: mail@alllencarr.com
Website: www.allencarr.com
##7#52#aNjY1MTk4M0EzMzMxMzMzNQ==
##7#52#aNjY1MTk4M0EzMzMxMzMzNQ==
Chiński ze słownikiem? – trudna sprawa.
Szybciej i skuteczniej nauczysz się języka z nauczycielem.
Tak samo jest z niepaleniem.
Metoda Allena Carra Cię przekonała – ale z książką Ci się nie udało?
Albo czujesz się jeszcze niepewnie i chciałbyś swój sukces wzmocnić?
W takim wypadku oferujemy sesje rzucania palenia.
Zapisy:
i n fo @ a l l e n c a r r. p l
RABAT DLA CZYTELNIKA KSIĄŻKI
Prosta metoda jak skutecznie rzucić palenie –30,00 pln
##7#52#aNjY1MTk4M0EzMzMxMzMzNQ==
##7#52#aNjY1MTk4M0EzMzMxMzMzNQ==
Plik zabezpieczony watermarkiem jawnym i niejawnym: 6651983A33313335
##7#52#aNjY1MTk4M0EzMzMxMzMzNQ==
##7#52#aNjY1MTk4M0EzMzMxMzMzNQ==
##7#52#aNjY1MTk4M0EzMzMxMzMzNQ==
SZKOLENIA ANTYNIKOTYNOWE DLA PRACOWNIKÓW FIRM
metodą ALLENA CARRA
Więcej informacji:
i n f o @ a l l e n c a r r. p l
w w w. a l l e n c a r r. p l
##7#52#aNjY1MTk4M0EzMzMxMzMzNQ==
##7#52#aNjY1MTk4M0EzMzMxMzMzNQ==
Dotychczas wydawnictwo BETTERS wydało
##7#52#aNjY1MTk4M0EzMzMxMzMzNQ==
##7#52#aNjY1MTk4M0EzMzMxMzMzNQ==
Dotychczas wydawnictwo BETTERS wydało
##7#52#aNjY1MTk4M0EzMzMxMzMzNQ==
##7#52#aNjY1MTk4M0EzMzMxMzMzNQ==
Dotychczas wydawnictwo BETTERS wydało
##7#52#aNjY1MTk4M0EzMzMxMzMzNQ==
##7#52#aNjY1MTk4M0EzMzMxMzMzNQ==
Dotychczas wydawnictwo BETTERS wydało
##7#52#aNjY1MTk4M0EzMzMxMzMzNQ==
##7#52#aNjY1MTk4M0EzMzMxMzMzNQ==
Plik zabezpieczony watermarkiem jawnym i niejawnym: 6651983A33313335
##7#52#aNjY1MTk4M0EzMzMxMzMzNQ==
##7#52#aNjY1MTk4M0EzMzMxMzMzNQ==
##7#52#aNjY1MTk4M0EzMzMxMzMzNQ==
Plik zabezpieczony watermarkiem jawnym i niejawnym: 6651983A33313335
##7#52#aNjY1MTk4M0EzMzMxMzMzNQ==
##7#52#aNjY1MTk4M0EzMzMxMzMzNQ==
##7#52#aNjY1MTk4M0EzMzMxMzMzNQ==
Plik zabezpieczony watermarkiem jawnym i niejawnym: 6651983A33313335
##7#52#aNjY1MTk4M0EzMzMxMzMzNQ==
##7#52#aNjY1MTk4M0EzMzMxMzMzNQ==
##7#52#aNjY1MTk4M0EzMzMxMzMzNQ==
Plik zabezpieczony watermarkiem jawnym i niejawnym: 6651983A33313335
##7#52#aNjY1MTk4M0EzMzMxMzMzNQ==
##7#52#aNjY1MTk4M0EzMzMxMzMzNQ==
##7#52#aNjY1MTk4M0EzMzMxMzMzNQ==
Plik zabezpieczony watermarkiem jawnym i niejawnym: 6651983A33313335
##7#52#aNjY1MTk4M0EzMzMxMzMzNQ==
##7#52#aNjY1MTk4M0EzMzMxMzMzNQ==
##7#52#aNjY1MTk4M0EzMzMxMzMzNQ==
Plik zabezpieczony watermarkiem jawnym i niejawnym: 6651983A33313335
##7#52#aNjY1MTk4M0EzMzMxMzMzNQ==
##7#52#aNjY1MTk4M0EzMzMxMzMzNQ==
##7#52#aNjY1MTk4M0EzMzMxMzMzNQ==
Plik zabezpieczony watermarkiem jawnym i niejawnym: 6651983A33313335
##7#52#aNjY1MTk4M0EzMzMxMzMzNQ==
##7#52#aNjY1MTk4M0EzMzMxMzMzNQ==
##7#52#aNjY1MTk4M0EzMzMxMzMzNQ==