You are on page 1of 371

Przedmowa

K iedy byłem jeszcze młodym stażystą w szpitalu w Bostonie – prawie


czterdzieści lat temu – do szpitala przyjęto starszą parę. Żona była w ostatnim
stadium raka; mąż cierpiał na o wiele mniej groźne trudności z oddychaniem.
Widywałem ich codziennie i byłem pod wrażeniem tego, jak bardzo byli ze
sobą zżyci. Wiedziałem, że mąż będzie bardzo ciężko znosił śmierć żony.
Mijały dni, stan kobiety szybko się pogarszał, mężczyzna zaś, choć jego życiu
nie zagrażało niebezpieczeństwo, uparcie odmawiał leczenia. Pewnego dnia
musiałem powiedzieć mu, że poprzedniej nocy jego żona zmarła.
W milczeniu skinął głową, a ja mogłem sobie jedynie wyobrażać, jak wiele
bólu w sobie skrywał.

Spodziewałem się, że mężczyzna wkrótce zostanie wypisany ze szpitala


i za kilka dni się z nim pożegnam, ale stało się coś niebywałego. Jego stan
w ciągu trzech dni bardzo się pogorszył i mężczyzna zmarł. Byłem bardzo
zdziwiony, więc udałem się do mojego przełożonego, który miał wieloletnie
doświadczenie w pracy w szpitalu. Powiedział mi: „Nie rozumiesz? Był
gotowy na śmierć, ale mógł odejść dopiero po niej. Dżentelmen zawsze czeka
na damę”.

Wciąż mam w pamięci te słowa, ale teraz nie jestem już zdziwionym
młodym lekarzem. Sposób, w jaki ludzie komunikują się ze swoimi ciałami,
a także zdumiewające terytorium zwane chorobą i zdrowiem, wciąż pozostają
zagadką. W tej niezwykłej książce Amit Goswami rozwiązuję tę zagadkę
i robi to lepiej, niż ktokolwiek przed nim. Wszyscy powinniśmy zwrócić na tę
książkę uwagę, ponieważ więź umysłu z ciałem jest dla nas niezwykle
obiecująca. Słowo placebo, na przykład, stało się powszechnie używane, ale
moc efektu placebo nie została jeszcze ujarzmiona. Pewnej grupie badawczej
złożonej z pacjentów cierpiących na przewlekłe i ostre mdłości podano lek,
który rzekomo miał działanie przeciwwymiotne. Zazwyczaj podczas próby
z użyciem placebo, połowę pacjentów przydziela się losowo do terapii,
a druga połowa otrzymuje fałszywą tabletkę. Tak jak oczekiwano, ponad 30%
pacjentów otrzymujących placebo zgłosiło, że nudności ustąpiły. Ta próba
jednak była inna niż wszystkie: zamiast typowej tabletki cukrowej pacjenci
otrzymali środek wymiotny. Wiara pacjentów była tak silna, że jakimś cudem
złagodziła objawy dolegliwości. W istocie to ich umysły poradziły sobie
z mdłościami, nawet mimo zażycia środka, który powinien je wywoływać.

Profesor Goswami jest na tyle odważny, by celować bezpośrednio


w źródło substancji placebo i wszelkich innych form terapii umysłu i ciała,
gdyż twierdzi on, że cała rzeczywistość, w tym także i ludzkie ciało, opiera
się na świadomości. Tym sposobem łączy on starożytną wiedzę ze
współczesnymi osiągnięciami w dziedzinie fizyki.

Dwa tysiące lat temu Wedanta głosiła, iż egzystencja materialna to iluzja,


współdzielony sen, z którego można się obudzić, zaś kiedy to nastąpi,
uświadomimy sobie, że za zasłoną iluzji znajduje się czysta świadomość.
Pogląd ten nie wywarł zbyt wielkiego wpływu na nurt myślowy świata
zachodniego do czasu, gdy na początku XX wieku pojawili się wielcy
pionierzy mechaniki kwantowej. Ich nazwiska znane są i cenione do dziś –
Albert Einstein, Erwin Schrödinger, Wolfgang Pauli czy Werner Heisenberg.
Mało kto jednak wie, że prawie wszyscy z nich zostali mistykami. Po
odkryciu, że fizyczny świat materialny opiera się na niewidzialnych polach
energii, które mają swój początek w świecie leżącym poza granicami czasu
i przestrzeni, pionierzy fizyki kwantowej zaczęli informować opinię
publiczną, że świat fizyczny zmienia się wokół nas jak ruchome piaski. Niels
Bohr oznajmił „Wszystko, co uznajemy za prawdziwe, składa się z rzeczy,
których nie można określać jako prawdziwe”. W swojej przemowie po
otrzymaniu Nagrody Nobla w 1932 r. Heisenberg powiedział, że atom nie
posiada „żadnych właściwości fizycznych”, zaś Einstein był zdania, że
wszystko we wszechświecie dzieje się tak naprawdę w umyśle Boga.
Dla ludzi spoza świata fizyki bardzo pomocne jest to, iż ktoś o tak
otwartym umyśle jak Amit Goswami zrobił krok naprzód i potraktował tę
rewolucję poważnie, ponieważ skoro atom nie jest fizyczny, to wszechświat
także, ani tym bardziej ludzkie ciało. Główny nurt fizyki zignorował tę
niezwykłą koncepcję, trzymając się rady znanego naukowca, który
powiedział „zamknij się i licz”. Goswami wyróżnia się jako spekulatywny
myśliciel, który nie chce się zamknąć. W niniejszej książce zgłębia on
najprostszą i zarazem niezwykle ważną hipotezę: skoro ciało nie jest czymś
prawdziwym, to jak daleko może posunąć się medycyna, traktując je jako coś
innego?

Ale co? To właśnie tutaj nieoceniona staje się obecność eksperta


w dziedzinie fizyki kwantowej. Zagłębiając się w mikroskopijny świat,
w którym znika materia, na pograniczu czasu i przestrzeni, w miejscu, gdzie
oba te wymiary wracają do punktu próżni, otchłani, która jest tak naprawdę
źródłem wszelkiego stworzenia, odkrywamy, że rzeczywistość wcale nie
zanika. Wręcz przeciwnie – tak jak uczyli nas wedyjscy ryszi, świat
stworzenia jest najbogatszy u swych źródeł, ponieważ to tu świadomość
składa się z nieskończonej ilości możliwości. Gdyby umysł był w stanie
manipulować tymi możliwościami, my, ludzie, stalibyśmy się współtwórcami
świata fizycznego, który pojawia się wokół nas.

Mówiąc ściślej, moglibyśmy inicjować zjawiska zachodzące w naszym


organizmie. Zamiast być ofiarami chorób i zaburzeń, moglibyśmy powrócić
do zrównoważonego stanu zdrowia i witalności. Dziś, 40 lat po wybuchu
rewolucji umysłu i ciała, który nastąpił w świecie medycyny, nie ma już
wątpliwości, że istnieją fizyczne narzędzia łączące umysł i ciało. Olbrzymie
ilości badań nad cząstkami sygnałowymi ujawniły, iż najmniejsza nawet
aktywność mózgu przekłada się na wydzielanie substancji chemicznych, które
transportują tę samą aktywność do każdej komórki naszego organizmu.
Dzięki setkom tysięcy receptorów na zewnętrznej błonie każdej komórki nie
mamy wątpliwości, że cechy przypisywane dotąd tylko mózgowi, takie jak
inteligencja i świadomość, dotyczą także reszty ciała.
Dlaczego więc chorujemy, skoro nasze mózgi (będące przecież
pośrednikami umysłu) chcą być zdrowe? Na to pytanie istnieją setki
odpowiedzi, a większość z nich brzmi wiarygodnie. Być może trapią nas
toksyczne emocje. Być może mamy genetyczne predyspozycje, których
umysł nie jest w stanie pokonać. Problem polega na tym, że nie ma żadnej
spójnej teorii dającej podstawy do wyjaśnienia, w jaki sposób umysł leczy
ciało lub dlaczego nie jest w stanie tego zrobić. Dziedzina związków umysłu
i ciała to świat przypadków, gdy chodzi o osiąganie określonych rezultatów.
Tak naprawdę najbardziej zachwalane metody medycyny alternatywnej
rzadko kiedy okazują się bardziej skuteczne niż efekt placebo.

Książka Lekarz kwantowy w odważny i błyskotliwy sposób zaspokaja


potrzebę posiadania spójnej teorii, dotyczącej związków umysłu i ciała oraz
ukazuje szerokie tło w postaci staroindyjskich nurtów myślowych
i współczesnej fizyki. Profesor Goswami błyskawicznie rozprawia się
z fałszywym powabem materializmu. Zdaniem autora niniejszej książki,
główny nurt medycyny pozostaje w zgodzie z własną filozofią, według której
ciało to materialny obiekt istniejący w fizycznym świecie. Bazująca na
materializmie naukowa medycyna zachodnia święci triumfy w radzeniu sobie
z wieloma chorobami. Zarazki da się zabić za pomocą leków, wadliwe serca
można naprawić poprzez wszczepienie by-passów. Za tym sukcesem kryje się
jednak nierozwiązana zagadka umysłu, do którego materializm nie jest
w stanie dotrzeć.
Goswami jest zdania, że subtelniejsza forma materializmu, taka jak
stosowanie ziół lub manipulacja chi (chińskie określenie energii życiowej),
może skierować nas w nieodpowiednim kierunku. W tej kwestii zgadzam się
z autorem całkowicie. Niezależnie od tego, czy podoba się to głównemu
nurtowi medycyny i jego największym sprzymierzeńcom (czyli wielkim
koncernom farmaceutycznym), ludzkie ciało kontroluje ludzki umysł. Co
najmniej w czterech tysiącach przypadków spontanicznej remisji raka, do
wyzdrowienia doszło z woli pacjenta, często w jedną noc, bez pomocy leków
czy operacji. Onkolodzy wciąż ignorują te niesamowite przypadki, więc
niniejsza książka zapełni próżnię, która wyraźnie musi zostać zapełniona.
Na scenę musi wkroczyć fizyk, ponieważ aktywując cząsteczkę w mózgu,
myśl w istocie wykonuje operację kwantową. Cząsteczka (na przykład
dopamina lub serotonina) pojawia się z niczego, zaś kombinacja milionów
takich cząsteczek staje się fizycznym odpowiednikiem myśli, intencji, życzeń,
nadziei i marzeń. To, o czym piszę, to fakt. W przypadku pacjentów
cierpiących na zaburzenia kompulsywno-obsesyjne (OCD) standardową
terapią jest lek, np. Prozac. Na obrazie z tomografii komputerowej widać, jak
obszar mózgu z zachwianiem równowagi pod wpływem działania leku
zaczyna znów zachowywać się normalnie. Jednak, jeśli pacjent nie przyjmie
leku i zamiast tego uda się do psychiatry, by porozmawiać o problemie
i osobistych źródłach zaburzenia, również odczuje ulgę. W tych przypadkach
obraz z tomografii ukazuje te same obszary mózgu powracające do
normalnego funkcjonowania.

W najgorszym przypadku mózg pracuje pod kontrolą dwóch czynników –


reaguje na leki oraz na czynniki niematerialne, takie jak słowa. Ten fakt
powinniśmy w medycynie uznać już dawno temu. Materializm utrzymuje na
przykład, iż depresja jest wynikiem chemicznego zaburzenia równowagi
w mózgu, zaś działanie leków antydepresyjnych opiera się na założeniu, że do
skorygowania zaburzenia również konieczne są środki chemiczne (choć
najnowsze badania dowodzą, że mózgi osób cierpiących na depresję nie
wykazują zaburzeń równowagi chemicznej – tak jak sugerowała to teoria –
zaś popularne środki antydepresyjne nie potrafią skorygować innych
zaburzeń). Faktem jest, że potrafię wprawić dowolną osobę w przygnębienie
tylko za pomocą słów. Mogę powiedzieć jej, że straciła pracę lub że
wszystkie zgromadzone przez nią w banku pieniądze przepadły. Ten
niezaprzeczalny fakt prowadzi nas do kwestii, które naświetla książka Lekarz
kwantowy, do skrzyżowania, w którym świat materialny podlega siłom
niematerialnym.

Czytelnikom pozostawię szansę na samodzielne odkrycie, że świadomość


pozwala osiągnąć zdrowie. Profesor Goswami odziera
z przeintelektualizowanej mgły egzotyczne koncepcje takie jak prana, energia
witalna czy podstawy Ajurwedy. Rezultatem jest właśnie to, czego tak bardzo
nam potrzeba: spójna filozofia burząca mur między fizyką a metafizyką. We
wszechświecie opartym na świadomości taki mur nigdy w gruncie rzeczy nie
istniał.
Mniej więcej w tym samym czasie, gdy byłem młodym stażystą
w Bostonie, w innym szpitalu inny młody stażysta opiekował się
umierającym człowiekiem. Lekarze przyzwyczajają się do czekania na
ustalenie czasu śmierci, która rządzi się jedynie własnymi prawami.
Wspomniany wcześniej lekarz wszedł do pomieszczenia właśnie
w momencie, gdy pacjent zmarł. Wtedy kątem oka dostrzegł opuszczającą
zmarłego bladą poświatę, coś na kształt falującego ciepłego powietrza
odbijającego się od gorącej powierzchni jezdni.

„Oniemiałem, ale dobrze wiem, co widziałem” – opowiadał potem. „To


była jego dusza. Widziałem, jak dusza opuszcza czyjeś ciało”.
Mężczyzna nigdy nie zapomniał o tym doświadczeniu. Miało ono
decydujący wpływ na jego postanowienie, by zostać psychiatrą. Wtedy,
cztery dekady temu, psychiatria była równie blisko rozwiązania tajemnic
psychiki, jak przeciętny normalny człowiek. Teraz Amit Goswami pozwolił
nam uczynić krok naprzód. Upodobał on sobie termin „medycyna integralna”,
który szybko przyjął się w wielu środowiskach. W niniejszej książce
prawdziwym zwycięstwem jest jednak całkowite wymazanie dualizmu
umysłu i ciała. Oto święty graal medycyny – jedna podstawa, która będzie
w stanie wytłumaczyć, dlaczego leki i operacje działają, dlaczego zioła
i leczenie dłońmi skutkuje, dlaczego homeopatia i medycyna energetyczna
przynoszą rezultaty – a w istocie – dlaczego tak wiele odmiennych podejść
jest w stanie wyleczyć nas z choroby.
Książka Lekarz kwantowy prowadzi nas przez najróżniejsze poziomy
energii tworzące hierarchię stworzenia, które mogą być postrzegane jako
„ciała subtelne” leżące u podstaw bytu fizycznego. Tym samym publikacja ta
eliminuje potrzebę jakiejkolwiek klasyfikacji z uwzględnieniem jedynej
prawdziwej drogi. Takiej arogancji należy się wyzbyć. Możemy też skreślić
opartą na ignorancji wrogą opozycyjność wobec medycyny integralnej, którą
tak często oferuje nam główny nurt nauk medycznych. Niniejsza książka
ukazuje nam jedynie całkowitą przejrzystość. Wszyscy rozpaczliwie jej
potrzebujemy, a ja patrzę w przyszłość z wielką nadzieją, że któregoś dnia od
studentów medycyny przed ukończeniem kształcenia będzie się wymagać
przestudiowania Lekarza kwantowego. Informacje tam zawarte mogą
odmienić świat medycyny, a być może nawet cały świat.

Deepak Chopra
WIOSNA 2011
Wstęp

N a początku pragnę zaznaczyć, iż piszę niniejszą książkę jako teoretyk,


fizyk kwantowy, który postrzega medycynę jako odpowiedni i aktualny
obszar zastosowania dla nowego paradygmatu nauki opartego na prymacie
świadomości. Czytelnicy z pewnością zdają sobie sprawę, że ta nowa nauka
cechuje się niezwykłą zdolnością do integrowania wielu różnych obszarów
ludzkich zainteresowań, w tym nawet nauki i duchowości.

Jeśli jakakolwiek dziedzina wymaga integracji, to jest to z pewnością


medycyna. Jeżeli którakolwiek dziedzina wymaga integracyjnego
paradygmatu pozwalającego na zrozumienie wszystkich różniących się od
siebie modeli leczenia, to jest to medycyna. Słabości konwencjonalnego
modelu medycyny są dla nas oczywiste już od jakiegoś czasu. Procedury
medyczne są zwykle zanadto inwazyjne i cechują się zbyt wielką liczbą
szkodliwych skutków ubocznych. Nie istnieje konwencjonalny medyczny
model leczenia większości chorób przewlekłych i zwyrodnieniowych (teorie
zarazków i predyspozycji genetycznych nie tłumaczą większości chorób
z wymienionych kategorii). Na dodatek, medycyna konwencjonalna jest
niezwykle kosztowna.

Odrębnie istnieje wiele różnych modeli medycyny alternatywnej,


opartych na najróżniejszych filozofiach! Wspomnę tu o trzech z nich.
Medycyna umysłu i ciała traktuje umysł jako zabójcę i jako uzdrowiciela.
Medycyna chińska przedstawia chorobę i leczenie jako problem i rozwiązanie
związane z przepływem tajemniczej energii zwanej chi. Medycyna hinduska,
ajurweda, nazywa chorobę brakiem równowagi pomiędzy tajemniczymi
atrybutami zwanymi „doszami” – zaś lekiem jest przywrócenie tej
równowagi.

Jakie kryteria powinniśmy zastosować przy wyborze odpowiedniego typu


medycyny? Medycyna konwencjonalna przynajmniej opiera się na jednej
filozofii – realizmie materialistycznym (wszystko opiera się na materii, która
stanowi jedyną rzeczywistość) – w związku z tym lekarze mogą się ze sobą
konsultować bez zagłębiania w kwestie filozoficzne. W przypadku medycyny
alternatywnej nie mamy takich przywilejów.

Podjęto próby zdefiniowania „metafizyki holistycznej” jako podstawy


medycyny alternatywnej. Próby te oparte są na idei, że całość to coś więcej
niż suma elementów. Filozofia ta cechuje się jednak fundamentalnym
materialistycznym uprzedzeniem, według którego umysł i chi, choć niedające
się sprowadzić do części składowych, są jednakże z natury tworem
materialnym; powstają, będąc właściwościami materii niedającej się
sprowadzić do części składowych. Z powodu owego materialistycznego
uprzedzenia ten typ holizmu nie zdobył popularności ani nie odniósł sukcesu.

Jeśli jednak postaramy się zrozumieć medycynę alternatywną za pomocą


korzystania z metafizyki materialistycznej, napotkamy paradoksy. Oprócz
tego istnieją też dane pełne anomalii – najbardziej znanym przykładem są
historie dotyczące uzdrawiania spontanicznego, np. pozbycie się raka w jeden
dzień bez żadnych lekarstw. Tego również nie da się wytłumaczyć za pomocą
materialistycznego paradygmatu medycyny. Niezbędna jest więc zmiana
paradygmatu.
Na szczęście pomoc przychodzi do nas z dość nieoczekiwanej strony. Od
jakiegoś czasu nowy paradygmat fizyki, zwany fizyką kwantową, uwydatnia
koncepcyjne braki realizmu materialistycznego – metafizyki preferowanej
przez świat medycyny konwencjonalnej. Lekarz Andrew Weil w swojej
książce zatytułował jeden z rozdziałów: Czego lekarze mogą nauczyć się od
fizyków. Weil nawiązuje tam właśnie do wielkiej zmiany paradygmatu, która
od jakiegoś czasu dokonuje się wśród fizyków. Niedawno zmiana ta osiągnęła
nowy etap i staje się jasne, iż nowa fizyka jest nie tylko istotna dla świata
tradycyjnej fizyki i chemii, ale jej przekaz musi zostać uwzględniony także
w naukach dotyczących biologii.

W moich wcześniejszych książkach, rozumując zgodnie z zasadami fizyki


kwantowej, opracowałem nowy sposób zajmowania się nauką, który
nazwałem „nauką wewnątrz świadomości”. Jest to koncepcja oparta na
prymacie świadomości; świadomość jest tu podstawą wszelkiego bytu, a gdy
zasady fizyki kwantowej formułowane są zgodnie z powyższą metafizyką,
wszystkie paradoksy kwantowe, o których słyszymy, zostają rozwiązane.
W tym samym czasie inni naukowcy byli zajęci ustalaniem konieczności
opracowania sfer doświadczeń wykraczających poza zjawiska fizyczne.
Roger Penrose pokazał, że komputery nie są w stanie symulować jednej
z charakterystyk opisujących rozum, a mianowicie sensu. W związku
z powyższym umysł musi być kategorią pozafizyczną i niezależną od mózgu.
Rupert Sheldrake opracował pozafizyczne pola morfogenetyczne w celu
uzasadnienia morfogenezy w biologii. Ja sam wykazałem, że dokładne
zbadanie danych dotyczących kreatywności jasno wskazuje na istnienie
kolejnego tworu pozafizycznego, zwanego intelektem ponadmentalnym.
Psycholog Carl Jung teoretyzował, iż ta sfera to nasza intuicja.

W niniejszej książce udowadniam, iż gdy medycyna opiera się na


prymacie świadomości, branie pod uwagę tych wszelkich „bytów”
świadomości (pól morfogenetycznych, umysłu i sfery ponadmentalnej)
pozwala na sformułowanie konwencjonalnej i alternatywnej medycyny
wewnątrz własnych nisz i nie tylko. Wykorzystując fizykę kwantową jako
podstawę naszego określania medycyny, stary argument „dualizmu”,
wysuwany przez medycynę konwencjonalną i podający w wątpliwość sens
umieszczania niefizycznych tworów w naszych teoriach, traci rację bytu.
Nowy paradygmat medycyny, zwany przeze mnie medycyną integralną,
jasno ukazuje, w jaki sposób działa uzdrawianie umysłu i ciała, jak
funkcjonują chińskie i hinduskie systemy lecznicze i na czym polega
homeopatia. Medycyna integralna podpowiada nam także, jak wykorzystać
i połączyć wszystkie te praktyki, w tym także medycynę konwencjonalną.
Można zadać sobie pytanie, w jaki sposób medycyna integralna, opisana
w niniejszej książce, różni się od medycyny integracyjnej, zgłębianej przez
innych autorów? Medycynę integralną można utożsamiać z medycyną
integracyjną, ponieważ cel obu tych dziedzin jest taki sam. Jednakże obecne
modele medycyny integracyjnej wykorzystują coś, co nazywa się „teorią
systemów”, w celu połączenia odmiennych modeli. Medycyna integralna
łączy je, wykorzystując leżącą u ich podstaw metafizykę wszystkich modeli
medycyny, w tym także alopatii konwencjonalnej. To zupełnie nowe
podejście, zupełnie nowe osiągnięcie mogące stanowić uzasadnioną podstawę
zmiany paradygmatu w medycynie.
Nawet wewnątrz środowiska medycznego niektórzy lekarze, wśród nich
m.in. Andrew Weil, Deepak Chopra (który dał nam cudowne wyrażenie
„uzdrawianie kwantowe”) czy Larry Dossey, przyglądają się już kwantowym
aspektom uzdrawiania. W niniejszej książce zawarłem również efekty ich
wczesnych prac.

Opisuję tu teorię, przytaczam nowe informacje, wyjaśniam pojęcia,


metody i techniki medycyny alternatywnej oraz tłumaczę zjawisko
uzdrawiania spontanicznego. Omawiam również duchowy pierwiastek
leczenia. Ta nowa perspektywa pozwala mi poruszać także kwestie związane
ze śmiercią i z umieraniem – wspominam o nieśmiertelności lub o koncepcji
zwanej przeze mnie ciałem wiecznie młodym. Co jednak najważniejsze, daję
czytelnikom szansę zrozumienia, czym jest choroba i czym jest leczenie oraz
jak traktować je w sposób inteligentny. Książka ta ma przede wszystkim
pomóc wam, czytelnikom, zrozumieć różnorodną literaturę dotyczącą
medycyny – zarówno tej konwencjonalnej, jak i tej alternatywnej – oraz
odnaleźć drogę do zdrowia.

Pragnę podziękować Umie, mojej żonie, za inspirację do napisania


niniejszej książki oraz za bezpośrednią i pośrednią pomoc, jakiej udzieliła mi
przy jej pisaniu. Dziękuję mojemu amerykańskiemu wydawcy Richardowi
Levitonowi za zachęcenie mnie do napisania tej książki i za zapewnienie mi
wsparcia. Dziękuję pracownikom wydawnictwa Hampton Roads za
doskonale wykonaną pracę przy wydaniu tej publikacji w USA. Na końcu
pragnę podziękować wszystkim uzdrowicielom, którzy zawsze byli dla mnie
nieprzebranym źródłem otuchy i inspiracji.
ROZDZIAŁ 1
Pozbądźcie się obaw – przybywa lekarz
kwantowy

K im jest lekarz kwantowy? To uzdrowiciel znający błędy logiczne


opartego na fizyce klasycznego newtonowskiego światopoglądu, który sami
fizycy porzucili już kilka dekad temu. Lekarz kwantowy osadzony jest
w świecie nowej fizyki, zwanej również fizyką kwantową. Ale to nie
wszystko. Lekarze kwantowi wykorzystują wiedzę o fizyce kwantowej
podczas swojej pracy z chorymi.

Co wspólnego ma światopogląd z praktykami medycznymi?


W przeciwieństwie do klasycznego obrazu fizyki, w którym świat
przedstawiony jest jako mechaniczna, nieustępliwa maszyna, świat fizyki
kwantowej nie będzie miał w ogóle sensu, jeżeli nie zakorzenimy go
w prymacie świadomości. To świadomość ma pierwszeństwo i to ona stanowi
podstawę wszelkiego bytu. Wszystko inne, w tym także materia, to wybór
świadomości. To świadomość wybiera spośród wszelkich możliwych
wariantów to, czego doświadczamy.

Czyż to nie brzmi logicznie? Lekarze ze świata fizyki klasycznej


praktykują medycynę mechaniczną, zaprojektowaną przez maszyny (lekarzy,
którzy są samozwańczymi maszynami) i dla maszyn (to właśnie obraz
pacjenta w rozumieniu klasycznym). Nie ma tu żadnych wątpliwości:
alopatyczna opieka medyczna, którą otrzymuje chory, również ma naturę
mechaniczną – chemiczne lekarstwa, mechaniczne operacje czy przeszczepy
organów oraz radioterapia. Natomiast lekarz kwantowy praktykuje medycynę
świadomą, zaprojektowaną dla ludzi, a nie dla maszyn. Świadoma medycyna
również korzysta ze środków mechanicznych, lecz dociera także do obszarów
witalności, sensu czy nawet miłości. Co najważniejsze, praktykujący
świadomą medycynę lekarze kwantowi w swojej pracy korzystają właśnie ze
świadomości.

Należy zaznaczyć, iż lekarz kwantowy jest obecnie jedynie ideą


opracowaną na kartach niniejszej książki i prawdopodobnie czytelnicy
spotykają się z takim terminem po raz pierwszy. Lecz skoro pojawiła się idea
(niosąca za sobą wielką moc integracyjną – co zamierzam udowodnić), to
czyż jej urzeczywistnienie nie jest jedynie kwestią czasu? Tak naprawdę
w pewnym sensie przejaw tej idei obecny jest w naszym świecie od zarania
dziejów.

Mam tu na myśli osoby praktykujące coś, co obecnie nazywane jest


medycyną alternatywną lub medycyną uzupełniającą. Zalicza się do nich
akupunkturę czy tradycyjną medycynę chińską, ajurwedę (opracowaną
w Indiach), leczenie duchowe, odkrytą niedawno homeopatię czy najnowszy
fenomen zwany medycyną umysłu i ciała. Osoby praktykujące medycynę
alternatywną po części funkcjonują jako lekarze kwantowi. Ich systemy
medyczne opracowane zostały na potrzeby świadomych istot i cechują się
wielowymiarowością niedostępną w świecie mechanicznym. Niestety, osoby
zajmujące się medycyną alternatywną charakteryzują się dezorientacją
w kwestiach światopoglądowych (szerzej na ten temat w dalszej części
książki).
Pomimo że nasza kultura wciąż promuje „wielkie” odkrycia w dziedzinie
medycyny mechanicznej, wielu ludzi jest nią rozczarowanych. Dzieje się tak
dlatego, że w tej dziedzinie zwykle pomijany jest pierwiastek ludzki, którego
oczekujemy od uzdrowiciela. Prawdopodobnie winny jest fakt, iż medycyna
alopatyczna, mimo licznych „cudów”, niezbyt dobrze radzi sobie
z większością typowych problemów medycznych, takich jak na przykład
choroby przewlekłe. Nie bez znaczenia jest też to, że medycyna mechaniczna
i jej procedury są niezwykle kosztowne.
Mimo że mechaniczni medycy nie kryją swojej wrogości wobec praktyk
alternatywnych, medycyna uzupełniająca wciąż zyskuje na popularności.
Niestety, to tylko zaostrza reakcję tych, którzy zajmują się konwencjonalnymi
metodami alopatycznymi. Dawniej mogli oni pozwolić sobie na lekceważenie
metod alternatywnych. Teraz jednak konserwatyści boją się, że stracą źródło
utrzymania, rozpoczynają więc krucjatę przeciw medycynie alternatywnej.
Twierdzą, że metody alternatywne to medycyna voodoo.
Jeżeli świat jest maszyną, to umysł, a nawet dusza również są maszynami.
Niektórzy ludzie są zdania, że skoro tak, to rację bytu ma jedynie medycyna
mechaniczna. Medycy alternatywni nie pozostają bierni. Przyjrzyjmy się
jedynie dwóm argumentom. Leki alopatyczne mają szkodliwe skutki
uboczne. Po co więc niepotrzebnie zatruwać swój organizm? Procedury
alopatyczne, takie jak szczepienia otrzymywane w dzieciństwie, osłabiają
układ odpornościowy w tak znacznym stopniu, iż w późniejszych etapach
życia stajemy się przez to bardziej podatni na choroby. Dlaczego godzimy się
na takie procedury bez kwestionowania ich?

Wszystkim nam zależy na zdrowiu – chcemy, by nasze organizmy


działały jak należy. Wszyscy szukamy sposobów odzyskania zdrowia, gdy
jesteśmy chorzy. Jednak z powodu wyraźnego podziału medycyny na dwa
obozy – konwencjonalny i alternatywny – coraz trudniej nam znaleźć
odpowiednią metodę leczenia. Jakimi kryteriami powinniśmy się kierować?
Czy kombinacja obu technik będzie lepsza niż tylko jeden sposób? Co zrobić,
by żyć zdrowo i zapobiec pojawianiu się chorób? Czy możemy uzdrowić się
sami bez żadnej pomocy fizycznych lub chemicznych wspomagaczy?
Odpowiedzi na powyższe pytania są uzależnione od tego, komu je
zadamy. Czy któreś z historii o spontanicznym uzdrawianiu są prawdziwe?
Niektórzy eksperci twierdzą, że tak. Ale czy spontaniczne uzdrawianie jest
dostępne dla nas wszystkich? Eksperci wywodzący się z niektórych tradycji
medycznych powiedzą, że tak, podczas gdy inni będą upierać się, że nie. Czy
będąc w średnim wieku, czy pod koniec życia, mamy cieszyć się, że cierpimy
tylko na kilka chorób przewlekłych i być wdzięczni, że nasze życie nie jest
bezpośrednio zagrożone? Czy mamy zaakceptować stres i brak witalności
jako cenę, którą musimy płacić za współczesny tryb życia? Niektórzy
eksperci są zdania, że być może tak właśnie jest. Dlaczego kwestie
ekonomiczne mają tak wielki wpływ na sprawy zdrowia i leczenia? Przykro
nam – odrzekną specjaliści. Czy w medycynie chodzi tylko o patologię? Czy
nie da się dążyć do zdrowia, mając na uwadze jedynie nasze siły witalne
i troskę o organizm? Eksperci tego nie wiedzą.
W istocie nie możemy udzielić wiarygodnej odpowiedzi na takie pytania
bez opracowania integralnego paradygmatu, który będzie obejmował
wszystkie systemy medyczne. Musimy także posiadać odpowiednie dane
kliniczne dowodzące skuteczności stosowanych metod. Należy zakończyć
panujące obecnie w świecie medycyny pomieszanie paradygmatów.

Nie obawiajcie się jednak, gdyż przybywa lekarz kwantowy. Lekarz


kwantowy jest jednostką integracyjną, podobnie zresztą jak integracyjny jest
jego światopogląd. W niniejszej książce udowadniam, że gdy stworzy się
medycynę w ramach integralnej metafizyki prymatu świadomości, wówczas
konwencjonalną (alopatyczną) medycynę i medycynę alternatywną (wliczając
w to systemy wymienione wcześniej) da się pogodzić. Co więcej, można też
zrozumieć różnice dziedzin, w których stosuje się obie metody, oraz
wzajemne relacje między nimi.

Starania na rzecz integracji już się rozpoczęły (Ballentine, 1999;


Grossinger, 2000), ale bez pomocy filozofii integracyjnej uzyskane rezultaty
będą nieprzekonujące. Medycyna wpisująca się w kwantowy światopogląd
prymatu świadomości, dająca satysfakcjonujące odpowiedzi na wszystkie
pytania postawione w poprzednich akapitach, może zakończyć medyczną
wojnę paradygmatów, ponieważ określa ona nowy i konsekwentny
paradygmat dla wszystkich dziedzin medycyny w ramach zintegrowanej
filozofii.
Zbyt piękne, by było prawdziwe? Bez obaw. Medycyna wpisująca się
w ramy świadomości kwantowej to gałąź większego ogólnego przewrotu,
prawdziwej zmiany paradygmatów, a jej zakres będzie znacznie większy niż
rewolucji kopernikańskiej. To wszystko dzieje się obecnie we wszystkich
dziedzinach nauki, w tym także fizyce, chemii, biologii czy psychologii.
Definicje

Należy tu przytoczyć kilka bardziej szczegółowych definicji, choć


prawdopodobnie czytelnicy są już z nimi zaznajomieni.

Medycyna konwencjonalna lub alopatia opiera się na założeniu, iż


choroba jest skutkiem działania zewnętrznych czynników toksycznych, takich
jak zarazki (bakterie i wirusy), lub mechaniczną usterką organów
wewnętrznych w organizmie. W alopatii działa się głównie poprzez leczenie
objawów choroby (do momentu ich zniknięcia) za pomocą leków, operacji
oraz (w przypadku raka) radiacji. Egzotyczne nowe techniki, takie jak terapia
genowa czy nanotechnologia, polegające na korekcie zaburzeń
mechanicznych na poziomie molekularnym, pozostają na razie w sferze
science fiction.
Dla kontrastu – w medycynie umysłu i ciała założeniem jest to, że
choroba spowodowana jest problemem mentalnym, na przykład stresem.
Lekarstwo polega na naprawieniu problemu z umysłem, co spowoduje
adekwatną reakcję fizjologiczną. W akupunkturze choroba pojawia się
w wyniku braku równowagi w ścieżkach przepływu energii (chi)
w organizmie. Lekiem jest tu przywrócenie równowagi za pomocą nakłuć
wykonywanych w odpowiednich obszarach ciała za pomocą cienkich igieł.
Energia, o której mówi się w akupunkturze, to „energia subtelna”, której nie
należy mylić z normalnymi fizycznymi przejawami energii.
Akupunktura stanowi najbardziej znany przykład tradycyjnej medycyny
chińskiej – systemu, który oprócz akupunktury wykorzystuje specjalne zioła
w celu przywrócenia równowagi przepływu energii subtelnej.
Podstawowa koncepcja homeopatii polega na założeniu, że „chorobę
leczy się chorobą”. Koncepcja ta stanowi przeciwieństwo metod
alopatycznych, które nakazują zwalczać chorobę lekarstwem (substancją
odnalezioną metodą prób i błędów). Ta sama substancja, która wywołuje
objawy choroby u osoby zdrowej, potencjowana i zaaplikowana w formie
znacznie rozcieńczonej leczy objawy u osoby chorej, stąd powiedzenie
„choroba zwalcza chorobę”. Lekarstwo jest jednak trudne do wyodrębnienia
z powodu zastosowania (z dobrym skutkiem) leczniczego czynnika
rozcieńczonego w proporcji 1 do 10 lub nawet więcej.
30

Ajurweda to tradycyjna medycyna hinduska. Dzięki pracy wpływowych


ludzi, takich jak lekarz Deepak Chopra (2000), koncepcje ajurwedyczne, na
przykład dosze, weszły do powszechnego użycia. Kim jesteś – osobą typu
vata, pitta czy kapha? Są to pochodzące z języka sanskryt nazwy trzech dosz,
zaburzeń równowagi budowy ciała i ruchu, które w większym lub mniejszym
stopniu występują u każdego z nas. Unikalna przewaga jednej doszy nad inną
lub nad innymi charakteryzuje każdego człowieka. Wszyscy posiadamy
podstawowy poziom każdej z dosz. Jesteśmy zdrowi, gdy nasze dosze
utrzymują się na ustalonym dla nas poziomie podstawowym. Choroby
pojawiają się, gdy mamy do czynienia z odchyleniami od normy
i zachwianiem równowagi między poziomami podstawowymi. Przywrócenie
podstawowej równowagi dosz za pomocą ziół, masaży i technik oczyszczania
pozwala zwalczyć chorobę.

Leczenie duchowe to idea polegająca na leczeniu poprzez przywoływanie


„wyższej” mocy (Ducha) za pomocą modlitw i rytuałów (Holmes, 1938). Do
tej kategorii zalicza się leczenie szamaniczne, modlitwy o uzdrowienie,
chrześcijaństwo naukowe, leczenie wiarą i leczenie intuicyjne.
Jak widać, osoby praktykujące medycynę konwencjonalną mają nie lada
problem, usiłując zrozumieć różne opisane powyżej dziedziny medycyny
alternatywnej. Medycyna umysłu i ciała zakłada, że myśl, zjawisko
zachodzące w mózgu i wykorzystujące minimalną ilość energii, jest w stanie
wywołać chorobę lub ją uleczyć, co zgodnie z zasadami medycyny
konwencjonalnej wymaga uwolnienia substancji chemicznych i zaistnienia
innych procesów fizjologicznych wykorzystujących znaczne ilości energii.
Lekarz alopata uzna takie zjawisko za coś niedorzecznego. W chińskiej
medycynie pojawia się termin „energia subtelna”, ale czym ona w istocie
jest? Dlaczego nie jesteśmy w stanie odnaleźć jej w organizmie lub
w korytarzach (zwanych meridianami), którymi się przemieszcza?
Poirytowany zwolennik medycyny konwencjonalnej odpowie: „dlatego, że
ona nie istnieje”.

Jeżeli cenimy podejście naukowe i pragniemy zrozumieć związek łączący


medycynę konwencjonalną i medycynę dosz, lektura współczesnej literatury
dotyczącej ajurwedy raczej nas rozczaruje. Alopata pozostanie sceptykiem,
ponieważ z punktu widzenia medycyny konwencjonalnej (fizjologii) nie
wiadomo, skąd biorą się dosze. Konserwatysta gardzi także homeopatią.
W niektórych przepisywanych przez homeopatów roztworach leczniczych nie
ma ani jednej molekuły rośliny lub innej substancji, na bazie której
opracowano lek. Zgodnie z konwencjonalnym tokiem myślenia, lek
homeopatyczny musi być uznany za „placebo” – tabletki z cukrem udające
leki, zaś powrót do zdrowia w takiej sytuacji może być jedynie dziełem
przypadku.

Idea polegania na Duchu w kwestii leczenia spotyka się ze sceptycyzmem


z takich samych powodów. Dla alopaty Duch to koncepcja wątpliwa, zaś
poleganie na nim jest równoznaczne z poleganiem na naturalnych procesach
zachodzących w organizmie, które często okazują się niewystarczające do
pokonania choroby. Tego typu „bezczynność” w przypadku dostępności
potężnych leków alopatycznych wydaje się lekarzom konwencjonalnym
wręcz groteskowa.
Wielu lekarzy medycyny alternatywnej jest równie wrogo nastawionych
wobec alopatii. Twierdzą, iż leki alopatyczne zatruwają organizm i mają
wiele szkodliwych skutków ubocznych, po co więc zatruwać swoje ciało, gdy
dostępne są alternatywne środki? Poza tym, w przypadku chorób
przewlekłych, degeneracyjnych, alopatia i tak okazuje się nieskuteczna.
W dodatku jest bardzo kosztowna. Czytelnicy z pewnością wiedzą, że to
właśnie czynnik ekonomiczny zmusza ludzi do poszukiwania lekarstw
w świecie medycyny alternatywnej.
W jaki sposób przejść od tych głębokich podziałów wśród lekarzy
z dwóch dziedzin do medycyny integralnej, akceptowalnej przez obie grupy?
Odpowiedź brzmi: musimy dotrzeć do filozoficznych korzeni wszelkich
praktyk medycznych i odkryć filozofię, która nas połączy.

Odmienne filozofie medycyny konwencjonalnej


i alternatywnej

Zwykle postrzegamy różne zjawiska jako odmienne od siebie, a zadaniem


naukowca jest odkrycie nici, która łączy i splata przeróżne kwiaty w jeden
spójny wieniec.

Najróżniejsze dziedziny medycyny alternatywnej wydają się o wiele


bardziej tajemnicze, niż są naprawdę. Dzieje się tak, ponieważ lekarze z tych
dziedzin milcząco przyjęli uniwersalną zasadność metafizyki
materialistycznej. Zgodnie z jej zasadami wszystko składa się z materii
i zależnych od niej energii i sił. Wszystkie zjawiska (w tym także to, co
nazywamy energią mentalną i subtelną, a nawet samym Duchem) zachodzą
dzięki działaniu cząstek elementarnych i ich wzajemnym interakcjom na
poziomie submikroskopowym.

W tymże modelu związek przyczynowy zawsze skierowany jest w górę –


zawsze wzrasta od podstawowego poziomu procesów cząstek elementarnych
(ilustracja 1). Cząstki elementarne tworzą atomy, atomy tworzą molekuły,
molekuły tworzą komórki (niektóre z nich są neuronami), zaś neurony tworzą
mózg. Komórki produkują wszelką energię dla organizmu, w tym również
subtelne energie znane z praktyk alternatywnych, jeżeli takowe energie
w ogóle istnieją. Mózg tworzy procesy, które określamy mianem mentalnych
lub duchowych.
Ilustracja 1. Model przyczynowości oddolnej. W jaki sposób działa przyczynowość oddolna: cząsteczki
elementarne tworzą atomy, atomy tworzą molekuły, molekuły tworzą komórki (neurony), neurony
tworzą mózg, a mózg tworzy świadomość. Przyczyny pojawiają się od etapu podstawowego cząsteczek
elementarnych w górę. Efektywność przyczynową posiadają jedynie cząsteczki elementarne

W tym modelu przypisanie efektywności przyczynowej do górnej części


hierarchii, w której istnieje materia, byłoby paradoksem. W jaki sposób
umysł, przejaw mózgu, może cechować się zdolnością do wpływania na
mózg celem wyprodukowania lekarstwa? Wydawać by się mogło, że mózg
oddziaływać będzie na mózg bez żadnej przyczyny – paradoks.

Podobnie dla materialisty, subtelne energie tradycyjnej medycyny


chińskiej muszą być produktami zjawisk chemicznych zachodzących
w organizmie. Lecz w takim przypadku – jakim sposobem produkt pochodny
komórek lub ich zbioru pod postacią organów jest w stanie wyprodukować
lekarstwo na coś, co wywołuje tenże produkt pochodny? Znów paradoks.
W jaki sposób jedynie wiara („ponieważ lekarz tak powiedział!”) jest
w stanie uczynić lekarstwo z placebo, tak jak dzieje się to w przypadku
homeopatii? Raz jeszcze paradoks.

Jeżeli jednak znamy literaturę zajmującą się historią medycyny


alternatywnej, z pewnością szybko zauważymy tu działanie pewnych
paradygmatów. Większość pochodzących z Zachodu pozycji traktujących
o leczeniu ma, co naturalne, wydźwięk materialistyczny – opiera się na
materializmie, który jest koncepcyjnym fundamentem medycyny
konwencjonalnej.
W paradygmacie medycyny alternatywnej dostrzec możemy trzy główne
prądy. Jeden opiera się na idei „wyższości umysłu nad ciałem”. To właśnie
umysł wywołuje choroby i umysł je leczy – stąd uzdrawianie umysłu i ciała.
Jest to możliwe, gdyż umysł posiadający efektywność przyczynową ma
postać niefizyczną. Umysł to nie mózg. Freudowska koncepcja choroby jako
stłumionej emocji i leczenia w postaci uświadomienia sobie tego procesu
(Sarno, 1998) zalicza się do tej samej kategorii – triumf psyche nad soma –
zwycięstwo umysłu nad ciałem.

Drugi prąd opiera się na koncepcji, według której niefizyczna „siła


życiowa”, nazywana energią subtelną, energią prana lub chi, stanowi
leczniczą siłę przyczynową. Energia subtelna nie stanowi produktu
pochodnego materialnej chemii, lecz jest ruchem świata witalnego. Właśnie
dlatego lepszym określeniem energii subtelnej jest energia „witalna”
(życiowa). Do tej kategorii zalicza się modele lecznicze zarówno chińskie, jak
i hinduskie.

Trzeci prąd to idea niefizycznego Ducha (lub Boga), który jest


uzdrowicielem we wszystkich przypadkach lecznictwa duchowego. Leczenie
duchowe to „boża łaska”. Tu pojawia się rozróżnienie „samoleczenia”
(leczenia przy uwzględnieniu tylko siebie i nikogo innego) i „współleczenia”
(leczenia z pomocą innej osoby, uzdrowiciela). W każdym przypadku
najwyższą efektywność przyczynową przypisuje się niefizycznemu bytowi
zwanemu Bogiem (lub Duchem).
Dla materialistów (spośród osób zajmujących się medycyną
konwencjonalną) niefizyczny umysł posiadający efektywność przyczynową,
niefizyczna subtelna energia czy niefizyczny Bóg stanowią dualizm. Dualizm
zaś jest z naukowego punktu widzenia nie do obrony. Spory na ten temat
toczą się od czasów Kartezjusza, który chciał wprowadzić podział na umysł
i materię. Skoro umysł (lub energia subtelna albo Bóg) i materia to substancje
dwoiste, niemające ze sobą nic wspólnego, w jaki sposób mogą wchodzić ze
sobą w interakcje bez pomocy mediatora? Być może znacie książkę pod
tytułem Mężczyźni są z Marsa, kobiety z Wenus autorstwa Johna Graya.
Traktuje ona o trudnościach w komunikacji między mężczyznami i kobietami
spowodowanymi tym, iż obie płcie mają ze sobą niewiele wspólnego. Na
szczęście, dla nich socjolog lub doradca może pełnić funkcję mediatora. Lecz
gdzie jest mediator, który pomoże w interakcjach między umysłem a materią,
energią subtelną a ciałem, Bogiem a światem?
Jeżeli założymy, że umysł i materia w ogóle w jakiś sposób na siebie
oddziałują, to wyniki eksperymentów wydają się temu przeczyć. Tego typu
interakcje wymagają wymiany energii pomiędzy światem fizycznym
a mentalnym. Naukowo udowodniono jednak, że całkowita ilość energii
świata fizycznego nigdy nie ulega zmianie!

Domniemany dualizm istnieje jednak nawet w materialistycznym


sposobie myślenia. Staje się to widoczne, gdy zaczniemy zastanawiać się nad
pytaniem: „Co wywołuje doświadczaną przez nas rozbieżność przedmiotowo-
podmiotową?”. Filozof David Chalmers przekonująco stwierdził, iż na tak
trudne pytanie nie da się odpowiedzieć w ramach dogmatów materializmu.
Materializm to przedmioty; interakcja między nimi zawsze tworzy nowe
przedmioty, nigdy zaś podmioty, które doświadczają przedmiotów
odmiennie. Przedmiot domyślnie więc pozostaje dwoistą (niematerialną)
jednostką nawet w rozumieniu materialistycznym.
Jedną z irytujących (lecz prawdziwych) charakterystyk wszystkich
powyższych systemów leczniczych jest to, iż każdy z nich – nieważne czy
konwencjonalny, czy alternatywny, postrzegany jest przez lekarza jako
jedyny – mogący wyjaśnić wszelkie kwestie związane z leczeniem. Na
przykład, wiele osób wierzących w leczenie duchowe myśli tak, jak Mark
Twain, który powiedział kiedyś: „Bóg leczy, a lekarz wystawia rachunek”.
Jeżeli jednak chcemy stworzyć łączący paradygmat, to w jaki sposób
scalić wykluczające się nawzajem filozofie? Niezbędna jest tu filozofia
łącząca. Taka filozofia – metafizyka oparta na prymacie świadomości
w obecnym wieku nauki – to dar fizyki kwantowej i filozofia lekarzy
kwantowych. W fizyce kwantowej to, co zazwyczaj postrzegamy jako
„rzeczy”, okazuje się nimi nie być. Są natomiast „możliwościami, spośród
których wybiera świadomość”. Ta idea posiada potencjał pozwalający
zintegrować wszystkie odmienne filozofie stanowiące podstawy odmiennych
szkół medycyny. Ale to nie wszystko. Potencjał ten pozwala też uzasadnić
indywidualne poszukiwania zdrowia i pokazuje nam, w jaki sposób je
osiągnąć.
ROZDZIAŁ 2
Moja historia. O tym, jak fizyk kwantowy
zajął się zdrowiem i leczeniem

N ie zawsze byłem integralistą. W połowie lat 70., gdy przeczytałem


książkę Fritjofa Capry Tao fizyki, publikację o związkach nauki i duchowości,
zacząłem szukać nowego paradygmatu naukowego, który łączyłby te dwa
światy. Sama obecność wspólnych cech nie była dla mnie wystarczająca. Nie
widziałem też sensu w twierdzeniu, iż nauka i duchowość mają swoje
oddzielne obrazy świata. W roku 1985 doznałem silnego przeczucia, że
pomysły matematyka Johna von Neumanna (1955) dotyczące pomiarów
kwantowych są czymś istotnym. Von Neumann twierdził, że gdy dokonujemy
pomiaru obiektu kwantowego, świadomość zmienia kwantowe fale
prawdopodobieństwa przedmiotu w realne zdarzenia. Wydawało mi się, że
może to stanowić podstawę nowego integracyjnego paradygmatu naukowego.

Niestety, wciąż byłem przekonany, że wszystko składa się z cząstek


elementarnych, a idea von Neumanna kłóciła się z moimi materialistycznymi
uprzedzeniami. Skoro świadomość składa się z materii i jest jedynie
epifenomenem, czyli wtórnym zjawiskiem będącym produktem materii, to
w jaki sposób może ona oddziaływać na materię?

Istnieje oczywiście alternatywa dla realizmu materialistycznego (tak


brzmi formalna nazwa filozofii obiektywnej, niezależnej i odseparowanej
rzeczywistości materialnej, którą we wcześniejszej części książki nazwałem
w skrócie materializmem) pod postacią dualizmu umysłu i materii. Jednakże,
jak wspomniałem wcześniej, dualizm jest fundamentalnie nienaukowy.
Tkwiłem więc – jak wielu moich towarzyszy – w krainie materializmu
i dualizmu, kiedy nagle wszystko uległo zmianie. Prowadziłem wówczas
dyskusje z mistykami, mając cichą nadzieję na uzyskanie informacji, które
pomogłyby mi w badaniach nad duchowością. Pojechałem do przyjaciela
mieszkającego w Ventura w Kalifornii, chcąc udać się na odbywające się
w pobliskim Ojai seminarium poświęcone Krishnamurtiemu. Potem, w domu
mojego przyjaciela spotkałem się z mistykiem Joelem Morwoodem. Bardzo
szybko wywiązała się między nami dyskusja. Delikatnie starałem się
wytłumaczyć Joelowi najnowsze naukowe zagadnienia z dziedziny New Age.
Podkreślałem, jak wielkim paradoksem jest to, iż świadomość, która bez
wątpienia jest aspektem mózgu, załamuje kwantowe fale
prawdopodobieństwa wszystkich widzialnych przedmiotów, w tym również
mózgu. Joel zaś spytał:

– Czy świadomość ma pierwszeństwo przed mózgiem, czy to mózg ma


pierwszeństwo przed świadomością?

Dobrze już wtedy znałem mistyczną ontologię: mistycy przedkładają


świadomość nade wszystko. Zauważyłem pułapkę i wyjaśniłem, że mówię
o świadomości jako o podmiocie doświadczeń.

– Świadomość ma pierwszeństwo przed doświadczeniem; nie ma tu


podmiotów ani przedmiotów – odparł Joel.

Zaledwie kilka miesięcy wcześniej przeczytałem książkę mistyka


i filozofa Franklina Merrella-Wolffa zatytułowaną The Philosophy of
Consciousness without an Object (Filozofia świadomości bezprzedmiotowej –
tłumaczenie własne tłum.).
– Owszem – odparłem więc. – To klasyczny mistycyzm, ale według mnie
ty mówisz o nielokalnym aspekcie świadomości.

Wówczas Joel dał mi żywiołowy wykład o tym, jak bardzo ograniczony


jest mój pogląd na naukę. Zakończył go sufickim stwierdzeniem „istnieje
tylko Bóg”.
Słyszałem te słowa już wiele razy, ale dopiero wtedy zrozumiałem ich
sens i zasłona gwałtownie spadła z moich oczu. Nagle uświadomiłem sobie,
że mistycy mają rację, że świadomość naprawdę jest podstawą wszelkiego
bytu, w tym także materii i mózgu, a naukę należy budować na tej
metafizyce, a nie na tradycyjnej metafizyce materialistycznej.
Kolejne kilka lat spędziłem na powolnym tworzeniu tej nowej nauki. Tak
naprawdę wciąż nad tym pracuję. W niniejszej książce dzielę się
z czytelnikami ekscytującymi odkryciami dotyczącymi integracyjnego
potencjału, jaki ta nowa „nauka w ramach świadomości” ma w dziedzinie
zdrowia i leczenia.
Dlaczego zająłem się właśnie kwestią zdrowia? W lecie roku 1993
poproszono mnie o wygłoszenie przemówienia na nieformalnej konferencji
biologicznej zorganizowanej przez biologa Richarda Strohmana
z Uniwersytetu Kalifornijskiego w Berkeley. Podczas kolacji młody biolog
zapytał mnie o zalety proponowanego przeze mnie nowego paradygmatu
naukowego opartego o prymat świadomości.

– Cóż – odparłem – paradygmat ten integruje fizykę i psychologię


z duchowością. Konwencjonalna nauka to nauka o obiektach; opracowuje się
tu teorie o przedmiotach na podstawie innych, bardziej fundamentalnych
przedmiotów. Nie sprawdza się to w przypadku świadomości, gdyż składa się
ona zarówno z przedmiotów, jak i podmiotów. Nowy paradygmat traktuje
przedmioty i podmioty, ducha i materię, na tych samych zasadach.

– To zbyt ezoteryczne – stwierdził mój młody towarzysz. – Normalnego


współczesnego człowieka nie interesuje integracja fizyki i psychologii, ani
nawet duchowości. Co jeszcze wymyśliłeś?
– Stara nauka traktuje jedynie o uwarunkowanym zachowaniu świata;
nowy paradygmat może objąć również aspekty kreatywne. Pozwala nam on
badać nowe ścieżki naszej kreatywności. Przecież każdy z nas jest
zainteresowany kreatywnością – odpowiedziałem.

– Być może – przyznał bez przekonania mój towarzysz – ale co jeszcze?


Nagle zdałem sobie sprawę, do czego dąży.

– Chcesz wiedzieć, czy nowy paradygmat ma jakieś zastosowanie, coś tak


istotnego, że zawładnie ludzką wyobraźnią? Owszem. Nowy sposób
zajmowania się nauką rozwiąże nie tylko zagmatwane problemy dotyczące
ewolucji biologicznej (to właśnie był główny temat mojej przemowy).
Zaczynam zdawać sobie sprawę, iż może on również połączyć odmienne
koncepcje medycyny konwencjonalnej i alternatywnej – oznajmiłem, niemal
tracąc oddech w reakcji na tę nagłą wizję.

– To jest to! Dzięki temu nawiążesz kontakt z ludźmi – powiedział


z entuzjazmem młody naukowiec.

Muszę przyznać, że odbyłem długą podróż od tamtej chwili do dziś, do


okazji przekazania czytelnikom moich prób integracji. Na szczęście, mojej
pracy nie zaczynałem od zera. Już wcześniej interesowałem się kwestiami
związanymi ze zdrowiem i uzdrawianiem. Gdy dorastałem w Indiach,
słyszałem i czytałem wiele historii o joginach posiadających niezwykłe
umiejętności kontrolowania własnego ciała. Znałem także opowieści
o niezwykłych zdolnościach uzdrawiania. Sam również byłem świadkiem
takiego zjawiska.

Kiedy miałem nieco ponad 20 lat, mój młodszy brat cierpiał na ostry
wrzód żołądka. Jeśli zjadł coś choćby lekko pikantnego, dostawał bolesnych
skurczy. Spotykaliśmy się w gronie kolegów, aż pewnego razu zaczął
odwiedzać nas sadhu (wędrowny, odziany w pomarańczowe szaty asceta –
popularny widok w Indiach) i opowiadał nam o sprawach natury duchowej.
Była to bardzo miła odskocznia od polityki i ekonomii. Naturalnie, wszyscy
jednak byliśmy materialistami i wystawialiśmy (a zwłaszcza mój brat) sadhu
na ciężką próbę.

Któregoś dnia nakazał ascecie, by ten zamilkł, chyba że potrafi


zademonstrować nam działanie duchowej mocy. Sadhu przez chwilę milczał
w skupieniu, po czym cicho zadał bratu pytanie:

– Czy to prawda, że masz wrzód na żołądku? – Mój brat skinął twierdząco


głową. W całym pokoju zapanowała cisza i wszyscy patrzyli, jak sadhu
łagodnie kładzie rękę na brzuchu mojego brata. Po chwili powiedział: – Twój
wrzód zniknął.
Naturalnie mój brat nie uwierzył. Natychmiast sięgnął po obficie
przyprawioną potrawę, lecz ból nie nadszedł. Jego uzdrowienie okazało się
prawdziwe.

To wydarzenie wzbudziło we mnie trwające do dziś zainteresowanie


tematyką związaną ze zdrowiem i leczeniem. Kolejne trwałe wrażenie zrobiła
na mnie homeopatia. Jak powszechnie wiadomo, homeopatię odkryto na
Zachodzie, ale w Indiach jest ona o wiele bardziej popularna niż
gdziekolwiek indziej. Gdy byłem dzieckiem, w mojej rodzinie spożywano
spore ilości ryb. Chcąc nie chcąc, czasami zdarzało się, że w moim gardle
utkwiła jakaś ość. W takich wypadkach matka zawsze podawała mi lek
homeopatyczny o nazwie Sulfur-30. W ciągu kilku godzin ość opuszczała
gardło i znów czułem się dobrze. Jako dziecko byłem pod wrażeniem
działania takich homeopatycznych środków.

Dorastałem w Indiach, siłą rzeczy posiadałem więc wiedzę na temat


ajurwedy. Dziś nie jestem już w stanie przypomnieć sobie żadnych
konkretnych leków ajurwedycznych, z których być może korzystałem jako
dziecko, ale jedną rzecz pamiętam doskonale. W Bengalu (rejonie Indii,
w którym mieszkałem w dzieciństwie) lekarz ajurwedyczny nazywany był
kaviraj, co oznaczało „król poetów”. Intrygowało mnie, że leczenie
traktowano jak pisanie wierszy!
Wróćmy do wieczoru, podczas którego odbyłem rozmowę z młodym
biologiem. Kiedy wracałem do swojego pokoju hotelowego, powróciło do
mnie zamierzchłe wspomnienie ajurwedycznego lekarza nazywanego królem
poetów. Zacząłem zastanawiać się, co wspólnego ma uzdrawianie ze sztuką
poetycką. Z pewnością leczenie w tradycji alopatycznej, królestwie
materializmu i redukcjonizmu, traktowane jest w sposób bardzo prozaiczny.
Idzie się do gabinetu lekarskiego, urządzenia medyczne badają najróżniejsze
wskaźniki, doktor analizuje wyniki i dopiero wtedy jest w stanie pomóc
pacjentowi. Nie ma w tym zbyt wiele z poezji. Pomoc, którą uzyskujemy,
także jest mechaniczna. Podobnie jak w przypadku klasycznej fizyki, rządzą
tu rutyna i determinizm.
W odróżnieniu od tego, tradycje medycyny alternatywnej są
w fundamentalnym stopniu bardziej subtelne i niejasne. Ciała witalne
i mentalne, o których mówią lekarze, to zjawiska subtelne, ale sami
uzdrowiciele zbytnio się tym nie przejmują. To, co robią, zazwyczaj nie jest
wymierne, ale oni sami się na to godzą. Często diagnoza jest rezultatem
intuicji, a nie działania aparatury medycznej. Im to jednak nie przeszkadza.
Ich sposób komunikowania się z pacjentami również jest niejasny, ale
wszystko w jakiś sposób funkcjonuje. To, co robią, w wielu aspektach
przypomina poezję. Zdałem sobie sprawę, że w grę wchodzi tu jednak owa
odwieczna walka sztuki i nauki (deterministycznej).

Pragnę ujawnić czytelnikom fundamentalną tajemnicę fizyki kwantowej –


powód, dla którego materialistom tak trudno ją zrozumieć. Kwantowa fizyka
również pod wieloma względami przypomina poezję. Zamiast
o determinizmie, mówi się tu o niepewności. Zamiast cząsteczek czy fal, tej
czy innej perspektywy fizyki klasycznej, fizyka kwantowa wprowadza
wzajemnie uzupełnianie się – fale istnieją wraz z cząsteczkami, współistnieje
to oraz tamto. Co najważniejsze – fizyka kwantowa wprowadza do świata
fizyki świadomość: ważne jest, kto przygląda się eksperymentowi. Czy
wyobrażacie sobie mówienie o poezji bez mówienia o poecie?

Mimo to fizyka kwantowa wyjaśnia wiele prozaicznych zagadnień natury


eksperymentalnej. Dzięki temu posiada ona potencjał pozwalający na
połączenie sztuki i nauki deterministycznej, kreatywności i stałości. Wydaje
mi się, że to odpowiednie medium do zintegrowania „poezji” medycyny
alternatywnej z „prozą” alopatii.

Byłem podekscytowany i gotów wykorzystać nową świadomą naukę do


zintegrowania konwencjonalnego z alternatywnym modelem medycyny.
Dotarcie (od tamtej chwili do teraz) zajęło mi jednak 10 lat.

Blokady pojęciowe
W istocie, podstawa pojęciowa dla zmiany paradygmatu, którą rozwijam
w niniejszej książce, jest obecna już od jakiegoś czasu. Podstawa ta wymaga
jednak radykalnej zmiany naszego poglądu na świat (tyczy się to zwłaszcza
poglądu dominującego w świecie zachodnim) i właśnie to okazuje się
największą przeszkodą.

Przykładowo, na polu medycyny umysłu i ciała odczuwalny jest brak


jasnego zrozumienia sposobu, w jaki umysł i ciało mogą na siebie wzajemnie
oddziaływać bez dwoistości i po której stronie tej interakcji leży efektywność
przyczynowa. Innymi słowy, musimy zrozumieć coś, co psycholog Donald
Campbell nazywa „przyczynowością odgórną”, a co powszechnie znane jest
jako „triumf umysłu nad materią”, lecz bez dwoistości. Brak takiego
zrozumienia w oczywisty sposób hamuje dalszy postęp w tej dziedzinie.
Większość naukowców nie zdaje sobie sprawy, iż te uprzedzenia
uniemożliwiają im dostrzeżenie odpowiedzi. Zauważyłem olbrzymią apatię
i opór wobec przejścia od klasycznej perspektywy do perspektywy
kwantowej, a niechęć ta widoczna jest zarówno w świecie medycyny
alopatycznej, jak i alternatywnej.

W perspektywie klasycznej przyczynowość odgórna stanowi paradoks


albo prowadzi do dwoistości (Stapp, 1995). Pogląd kwantowy uznaje
przyczynowość odgórną za fakt dokonany. By uczynić kwantowy pogląd na
świat konsekwentnym i bardziej wnikliwym, musimy wprowadzić pojęcie
przyczynowości odgórnej ze świadomością jako jej pośrednikiem. Fizyka
kwantowa widzi obiekty i ich ruch jako możliwości. Kto jednak wybiera
odpowiedni wariant spośród tychże możliwości? Po ponad siedmiu dekadach
badań jedyna logicznie spójna odpowiedź na to pytanie brzmi: świadomość.
To w niej właśnie leży potęga przyczynowości odgórnej.

Przyjrzyjmy się innemu filarowi alternatywnej medycyny: medycynie


wschodniej praktykowanej w Chinach, Indiach i innych krajach azjatyckich.
Azjaci podczas swoich praktyk korzystają z takich koncepcji, jak przepływ
energii chi w medycynie chińskiej czy prana w ajurwedzie. Czytając
starożytne traktaty, dowiadujemy się, czym jest chi lub prana – jest to jakaś
forma energii niefizycznej. Po bliższym przyjrzeniu się współczesnym
materiałom dotyczącym tychże koncepcji, zwłaszcza na Zachodzie, odnoszę
wrażenie, że nikt nie potrafi przekonująco wyjaśnić, co tak naprawdę oznacza
chi lub prana. Nie jest jasne, czy mamy do czynienia z tworem fizycznym,
czy niefizycznym.

Czytelnicy niniejszej książki z pewnością rozumieją, że większość


współczesnych autorów bardzo zachowawczo podchodzi do definicji tych
koncepcji, ponieważ nikt nie potrafi wyjaśnić ich znaczenia w sposób
akceptowalny dla współczesnego świata nauki.

W zachodniej cywilizacji istnieje podobny koncept, zwany energią


witalną, ale wywołuje on skojarzenia z dualistycznym witalizmem, filozofią
odrzuconą dawno temu. Reasumując, zachodni naukowcy, badacze a nawet
zwolennicy medycyny alternatywnej niechętnie używają pojęcia „energia
witalna”. Zamiast tego mówią oni o „subtelnej energii”, a większość z nich
wciąż utożsamia ten koncept z materializmem.

Niektórzy postrzegają subtelną energię jako zjawisko wywołane


działaniem komórek i organów w organizmie. Inni są przekonani, że to
energia o wyższej częstotliwości niż typowa energia fizyczna. Jeszcze inni, co
bardziej niezależni badacze, zgłębiają ideę „ciała elektromagnetycznego”
pokrywającego się z typowym ciałem „biochemicznym”, starając się wyjaśnić
zawiłości subtelnej energii.

Wystarczy jednak tylko wziąć pod uwagę homeopatię, by przekonać się,


że w świecie leczenia, przynajmniej w niektórych przypadkach, muszą
działać także czynniki niefizyczne. W homeopatii substancję leczniczą podaje
się (doustnie) w roztworze w takiej proporcji, że naukowe pomiary bez
wątpienia wskazują, iż nawet w substancjach o największej sile działania do
źródła choroby nie dotrze ani jedna molekuła leku. Mimo to skuteczność
homeopatii wydaje się ugruntowana, nawet w przypadku stosowania prób
podwójnie ślepych. Poza tym, próby tego typu dowodzą, iż homeopatia to nie
placebo. Skoro więc skuteczność homeopatii jest faktem, muszą działać
niefizyczne czynniki lecznicze! Powinniśmy zatem uznać ich istnienie.
Niemiec Samuel Hahnemann, twórca homeopatii, zasugerował
w pierwszej połowie XIX wieku, iż w procesie leczenia homeopatycznego
mogą brać udział niefizyczne siły witalne. Siły te określił mianem dynamis.

Wkrótce po tym, jak rozpocząłem swoje badania, uświadomiłem sobie, że


dla większości osób myślących w sposób konwencjonalny praktyki
medycyny alternatywnej pozostają zagadką (stąd ich kontrowersyjność),
ponieważ ich zwolennicy dopuszczają się pięciu filozoficznych uchybień:

Nie oddzielają umysłu od świadomości. Dawno temu Kartezjusz


połączył dwie koncepcje umysłu i świadomości jako jeden koncept
umysłu, a błąd ten w dalszym ciągu trapi świat medycyny.

Przyczynowa rola świadomości jako źródła przyczynowości odgórnej


jest pomijana lub skrywana za niejasnymi definicjami. Jakimś cudem
lekcje fizyki kwantowej nie zdołały przebić pancerza fizyki klasycznej,
nawet w przypadku osób zajmujących się medycyną alternatywną.

Nie bierze się pod uwagę odmienności funkcji umysłu w stosunku do


roli mózgu. Nie uwzględnia się postępu naukowego, jaki dokonał się
przeszło dekadę temu.

Przegapia się również charakterystyczną rolę ciała witalnego


w zestawieniu z ciałem fizycznym. Tu także pomija się najnowszą
wiedzę naukową w tej dziedzinie.

Ani świadomość, ani umysł, ani też ciało witalne nie są zaklasyfikowane
jako twory niefizyczne. Należy rozwiązać problem dwoistości, ale kto
powiedział, że nie da się go w żaden sposób obejść i że to przeszkoda nie
do pokonania?

Rozwiązując te skomplikowane problemy filozoficzne, zdołałem dotrzeć


do nauki w ramach świadomości działającej na rzecz medycyny, czy też
medycyny integralnej. Paradygmat ten uwzględnia ponowne odkrycie
przyczynowości odgórnej, będącej skutkiem działania świadomości w fizyce
kwantowej. Korzysta on również z ponownego odkrycia na polu nauki
koncepcji umysłu i ciała witalnego. Myślenie kwantowe jest tu
wykorzystywane jako sposób na wprowadzenie pojęć ciał mentalnych
i witalnych pozostających w sprzeczności wobec świata fizycznego,
a jednocześnie niepadających ofiarą dualizmu.

Stosowanie paradygmatu do wyjaśnienia, w jaki sposób działają rozmaite


systemy medycyny alternatywnej, sprawiało mi przyjemność i zapewniało
inspirację. Często też uczyłem się pokory, gdyż okazało się, jak mało wiem
o medycynie. Nawet teraz mam wrażenie, że zgłębiłem jedynie podstawy
niebywałego potencjału objaśniania, jaki oferuje ten nowy paradygmat.

Plan książki

Część I to przegląd medycyny integralnej, zaś reszta książki poświęcona


jest zastosowaniu całego modelu. W rozdziałach 3–7 rozwiązuję problemy
natury filozoficznej, dając przy tym czytelnikom odpowiednią dawkę
informacji o fizyce kwantowej (wystarczająco dużo, by zaciekawić, lecz nie
tyle, by sprawić, że ktoś poczuje się niepewnie), a także nakreślam
podstawowe ramy paradygmatu. Po przeczytaniu części pierwszej czytelnicy
poznają filozofię i niuanse myślenia kwantowego i będą gotowi zastanowić
się nad zastosowaniem wszystkich odmiennych modeli medycyny.

Część II poświęcona jest medycynie ciała witalnego – ajurwedzie,


tradycyjnej medycynie chińskiej (w tym również akupunkturze), medycynie
czakr i homeopatii. Skąd biorą się ajurwedyczne dosze? Dlaczego chorujemy
na katar, gdy zmieniają się pory roku? Czym jest energia witalna? W jaki
sposób możemy nauczyć się ją zgłębiać? Dlaczego w ciele fizycznym nie
możemy natrafić na ślady jej istnienia? Dlaczego specjalista od akupunktury,
chcąc zadziałać na płuco, wbija nam igły w rękę? Czy wschodnie koncepcje
czakr są prawdziwe? Skoro homeopatia to nie placebo, to w jaki sposób
działa? Oto niektóre pytania, na które postaram się tu odpowiedzieć.
W niniejszej książce zawarłem wiele informacji o ciele witalnym i jego
kwantowej naturze. Informacje te okażą się niezbędne do docenienia poezji
ajurwedy i tradycyjnej medycyny chińskiej, czakr i niuansów homeopatii,
choć spisane tu szczegóły mogą bardziej przypominać prozę. Tę część książki
kończę rozdziałem o homeopatii – subtelności, w której „mniej” znaczy
„więcej”.

W części III omawiam niuanse umysłu kwantowego, wyjaśniam, w jaki


sposób umysł tworzy choroby, i opisuję niektóre techniki leczenia metodą
umysłu i ciała. Tutaj kładę szczególny nacisk na emocje, na sposób, w jaki
umysł doświadcza uczuć, na to, w jaki sposób powoduje to chorobę, jak
można kontrolować umysł, zapobiegać chorobom umysłu i ciała, radzić sobie
z nimi, a nawet jak dokonywać samoleczenia za pomocą technik medycyny
umysłu i ciała.

Część IV traktuje głównie o duchowych fundamentach leczenia. Leczenie


przedstawiam tu jako okazję do duchowego rozwoju. Mam nadzieję, że moi
czytelnicy nauczą się postrzegać ten nowy rodzaj inteligencji jako część ich
podróży ku zdrowiu. Czy możemy uleczyć sami siebie? Owszem, pod
warunkiem, że leczenie postrzegać będziemy w sposób kreatywny, niczym
sztukę. W tej części książki wyjaśniam także zagadki dotyczące
spontanicznych powrotów do zdrowia. Nowa nauka umysłu w postaci
opisywanej w niniejszej publikacji potrafi rozwiązywać paradoksy leczenia
umysłu i ciała, odpowiada na pytania: „Kto kogo leczy?”, „Dlaczego jedni
ludzie korzystający z określonych technik potrafią uzdrawiać, a inni nie?”,
„Co możemy zrobić, by cieszyć się zdrowiem na wszystkich płaszczyznach
naszego bytu?”, „Czy możemy przejść od naszego obecnego skupienia na
chorobach do skupienia się na zdrowiu?”.

Epilog to rozważania natury spekulatywnej, dotyczące wiecznie młodego


ciała. Książka jako całość uczy, w jaki sposób podchodzić do kwestii zdrowia
i leczenia we wszechświecie kwantowym, czyli – w naszym wszechświecie.
W tym sensie jest ona zbiorem informacji mających pomóc czytelnikom
w rozwinięciu swoich umiejętności w poniższym zakresie:
Myślenie kwantowe i zrozumienie prymatu świadomości pozwala na
spojrzenie na swoje zdrowie w sposób integralny i prawdziwie
holistyczny. Filozofia integralna działa tu niczym przewodnik (patrz:
rozdziały 3, 4 i 6).

Książka pozwala na myślenie o chorobach i leczeniu w nowych


kategoriach. Tego typu nowa klasyfikacja uświadamia nam, w jakiej
sytuacji zastosować którą formę medycyny – konwencjonalną czy
alternatywną. Jeśli zaś mamy wybrać tę drugą opcję, będziemy wiedzieć,
z jakiego typu medycyny alternatywnej powinniśmy skorzystać (patrz:
rozdział 4).

Nowe podejście do medycyny uświadamia nam, iż możemy wybierać


między chorobą a zdrowiem (patrz: rozdział 6).

Myślenie kwantowe pozwala nam lepiej zrozumieć rolę medycyny


alopatycznej w kwestiach związanych ze zdrowiem i leczeniem (patrz:
rozdział 7).

Myślenie kwantowe i zrozumienie prymatu świadomości odkrywa przed


nami wiele tajemnic medycyny wschodniej, homeopatii oraz medycyny
umysłu i ciała (patrz: części II i III).

Co bardzo istotne, teorie rozwinięte w niniejszej książce pozwalają nam


zrozumieć istotę bólu i opracować strategię radzenia sobie z nim (patrz:
rozdziały 14 i 15).

Moja książka objaśnia znaczenie i kontekst chorób, a ponadto może


zainspirować czytelników do odbycia podróży ku samoleczeniu, jeżeli
kiedykolwiek będą tego potrzebować. W przypadku podjęcia takiej
próby, zawarta tu wiedza teoretyczna będzie dla nich źródłem cennych
wskazówek (patrz: rozdziały 16 i 17).

Fizyka kwantowa jasno określa charakterystykę relacji lekarz-pacjent


(patrz: rozdziały 6 i 16).

Co najważniejsze, celem tej publikacji jest skłonienie czytelników do


postrzegania chorób i leczenia jako integralnych etapów eksploracji
ludzkiej natury i poszukiwania przez nich spełnienia, a także
zmotywowanie ich do wyboru zdrowia, a nie choroby, i jedności zamiast
separacji.

Czy książka spełni swoje zadanie? Osąd pozostawiam czytelnikom.


ROZDZIAŁ 3
Integracja filozofii

W iększość lekarzy medycyny wierzy w fizykę klasyczną,


siedemnastowieczną fizykę deterministyczną stworzoną przez Izaaka
Newtona. Zgodnie z tą nauką, wszelki ruch jest ruchem materialnym, podlega
prawom fizyki i jest określony przez początkowe wartości pozycji i prędkości
obiektów materialnych, których dotyczy.

Jednakże w latach 20. XX wieku w fizyce dokonało się przejście od


poglądu klasycznego determinizmu do nowej fizyki. W tej nowej fizyce,
zwanej fizyką kwantową, obiekty opisane są jako fale możliwości, które
mogą jednocześnie znajdować się w dwóch (lub więcej) miejscach. To,
w którym miejscu pojawi się obiekt podczas określonego pomiaru, nie jest
jednak zależne od żadnego z praw fizyki ani od żadnego algorytmu.

Oprócz powyższej nieoznaczoności wyróżnić można inne uderzające


różnice między fizyką klasyczną a kwantową. W fizyce klasycznej wszelkie
interakcje zachodzą na poziomie lokalnym, blisko siebie, z pomocą sygnałów
przemierzających przestrzeń kosmiczną, co wymaga określonego czasu.
W fizyce kwantowej jest jednak inaczej. Tu, oprócz połączeń lokalnych,
istnieją jeszcze więzi nielokalne, niewymagające sygnałów, pozwalające więc
na komunikację błyskawiczną. W fizyce klasycznej wszelki ruch jest ciągły,
dzięki czemu jest możliwy do ustalenia za pomocą matematyki i algorytmów
wymagających ciągłości. W nowej fizyce, oprócz ruchu ciągłego dopuszcza
się jednak istnienie nieciągłych „przeskoków kwantowych”.
Wskutek powyżej wymienionych właściwości zwolennicy fizyki
klasycznej często postrzegają fizykę kwantową jako coś magicznego
i tajemniczego, coś, czemu wolno ufać tylko wtedy, gdy stanowi instrument
do wyjaśniania danych i przewidywania eksperymentalnie weryfikowalnych
wyników. Ludzie widzący fizykę kwantową w ten sposób to materialiści
(materia stanowi jedyną rzeczywistość) i redukcjoniści (wszystko można
sprowadzić do poziomu elementarnych cząstek materii) pod względem
stosowanej przez nich metodologii. Jeżeli jednak jest się integralistą
poszukującym nowych zasad organizacji (świadomości), należałoby przyjrzeć
się „magii” fizyki kwantowej i zastanowić, dlaczego jest, jak jest.
Kwestionujemy wtedy zasadność własnego materialistycznego
światopoglądu.

W „magii” kwantowej odkrywamy racjonalne uzasadnienie świadomości


i przyczynowości odgórnej, wymykającej się osądowi materialistycznej
przyczynowości oddolnej. Świadomość działająca przyczynowo na materię,
władza świadomości nad materią (przyczynowość odgórna), staje się w takiej
sytuacji koncepcją bardzo potężną, ponieważ jesteśmy w stanie zrozumieć,
jak wielką rolę odgrywa ona w biologii, psychologii i, co najistotniejsze,
w medycynie.

Fizyka klasyczna zmusza nas do postrzegania obiektów jako „rzeczy”,


których ruch jest całkowicie ustalony prawami fizyki i warunkami
początkowymi (pozycja i prędkość). Dla kontrastu, w fizyce kwantowej
obiekty określa się jako fale prawdopodobieństwa, nie zaś jako zjawiska
ustalone. Poprzez obserwację obserwator doprowadza do wybrania wariantu
spośród różnych możliwości. Właśnie tu otwiera się przed nami świat
wyobraźni: możliwości to warianty, spośród których wybiera świadomość.
Gdy świadomość dokonuje wyboru, dokonuje się zdarzenie polegające na
obserwacji obiektu przez podmiot. Fizycy kwantowi nazywają to zdarzenie
„załamaniem”.

Termin „załamanie” może być nieco mylący. Załamanie oznacza po


prostu przejście od możliwości do rzeczywistości. Przyczynowość oddolna,
wywołana wzajemnym oddziaływaniem cząstek elementarnych, daje nam
możliwości wywołania załamania, to jest wyboru jednej rzeczywistości
spośród wariantów, do czego potrzebna jest niematerialna świadomość. By
uniknąć zamieszania, gdy zajdzie konieczność, używać będę terminu
„załamanie kwantowe”, zamiast pisać po prostu „załamanie”. Owo zjawisko
to przyczynowa moc świadomości, której poszukiwaliśmy – to
przyczynowość odgórna (Goswami 1989, 1993).

Powyższy wywód również będzie brzmiał jak dualizm, dopóki nie


zmienimy poglądów dotyczących koncepcji świadomości. Świadomość nie
może składać się z cząstek elementarnych; nie może być wytworem mózgu.
Nie może jednak być również obiektem odseparowanym. Istnieje trzeci
sposób postrzegania świadomości, który należy zrozumieć. Świadomość to
podstawa bytu. Materialne możliwości to możliwości, spośród których
wybiera świadomość; nie leżą one poza wymiarem świadomości i nie są od
niej odseparowane.

Nadal nie ma to sensu? Spójrz na ilustrację (ilustracja 2) przedstawiającą


postać. Widać na niej dwa obrazy w jednym: starą kobietę i młodą kobietę.
Autor nazwał ilustrację Moja żona i moja teściowa. Na początku widzimy
tylko jeden obraz – młodą lub starą kobietę. Zmieniając jednak perspektywę,
możemy dostrzec drugi obraz. Co się dzieje? Nie manipulujemy przecież
obrazem! Dokonujemy wyboru poprzez zmianę perspektywy. To właśnie
dobry przykład załamania lub przyczynowości odgórnej.

Ilustracja 2. „Moja żona i moja teściowa” (oparta na oryginalnej ilustracji autorstwa W.E. Hilla)

To, co materialiści nazywają fenomenem wtórnym, jest tak naprawdę


zdarzeniem z efektywnością przyczynową. W związku z tym, postrzeganie
zdrowia i leczenia przez pryzmat fizyki kwantowej błyskawicznie obdarza
lekarza i pacjenta mocą przyczynowości odgórnej, potencjałem wyboru
między zdrowiem a chorobą. Pozostaje jedynie zgłębić niuanse związane
z dokonywaniem tego wyboru. Gdy już tak się stanie (patrz: rozdział 6),
dowiemy się, dlaczego tego typu samoleczenie tradycyjnie nazywane jest
uzdrawianiem przez wyższą moc, Ducha czy Boga: ponieważ wyciąga nas
ono z naszego typowego odseparowanego kokonu egzystencjonalnego
i wprowadza w wymiar holistycznego, nielokalnego bytu.
Leczenie materialne jest więc leczeniem za pomocą przyczynowości
oddolnej, zaś leczenie duchowe – za pomocą przyczynowości odgórnej.
W jaki sposób więc połączyć leczenie umysłu i ciała lub leczenie za pomocą
energii witalnej z naszym paradygmatem integracyjnym?

Doświadczając obiektów materialnych, robimy to za pomocą zmysłów.


Czy potrafimy doświadczać rzeczywistości tylko za pomocą zmysłów?
Psycholog Carl Jung w bardzo zwięzły sposób dokonał kodyfikacji
odpowiedzi na powyżej postawione pytanie (ilustracja 3). Badając typy
osobowości, odkrył, iż każdy z nas korzysta z jednego z czterech sposobów
na doświadczanie: percepcji, myślenia, uczucia i intuicji.

Ilustracja 3. Typologia Carla Junga. Różne sposoby doświadczania rzeczywistości


Gdy świadomość załamuje materialną falę możliwości, nasz organizm
reaguje na to zjawisko za pomocą percepcji. W jaki więc sposób odbywa się
myślenie? Otóż, musi ono być rezultatem załamywania się fali możliwości
umysłu – naszego ciała mentalnego. W podobny sposób załamywanie się fali
możliwości energii subtelnej lub witalnej, ruch ciała witalnego, umożliwia
nam odczuwanie. Intuicja zaś to sposób doświadczania jeszcze innej kategorii
możliwości świadomości – nazwijmy ją domeną ponadmentalną.
Materialiści mogą jednak zaprotestować. Wiemy, że myślenie ma związek
ze wspomnieniami, które zmagazynowane są nie gdzie indziej, tylko
w mózgu. Skąd więc wiemy, że myślenie nie jest jedynie zjawiskiem
zachodzącym w mózgu?

Ponadto, skąd wiemy, że możliwości, których załamanie się pozwala nam


doświadczać uczuć, też nie są domeną ciała fizycznego? Czy uczucia nie są
wytworem układu nerwowego i mózgu? Czy naprawdę musimy tworzyć
koncepcję ciała witalnego?

Ponowne odkrywanie umysłu

Kiedy w późnych latach 50. i 60. rodziła się informatyka, jednym


z pierwszych pomysłów, jaki zainteresował świat nauki, była idea sztucznej
inteligencji – plan zbudowania myślącego komputera. W latach 70. i 80.
naukowcy pisali programy tak dokładnie naśladujące ludzki tok myślenia, że
wielu ludzi mogłoby się upierać, iż mają do czynienia z żywą istotą. W latach
80. w Kanadzie można było dodzwonić się do automatu, który naśladował
psychoterapeutę New Age. Program dysponował tak bogatym słownikiem
żargonu psychoterapeutycznego, że rozmówca nie był w stanie domyślić się,
iż nie rozmawia z prawdziwym specjalistą.

Czy w takim razie komputery potrafią myśleć? Skoro komputery są


w stanie wdawać się w dyskusje z nami, myślącymi istotami, to jak możemy
zaprzeczać, iż potrafią one myśleć? A jeśli mózg też jest komputerem,
dlaczego wciąż wątpimy w to, iż myślenie powstaje właśnie w mózgu?
Umysł niefizyczny nie jest tu wcale potrzebny.

Nasz entuzjazm studzi John Searle, filozof z Kalifornijskiego


Uniwersytetu w Berkeley, który w latach 80. sprzeciwiał się uznawaniu
komputerów za myślące maszyny (1987). Searle twierdził, że komputery to
maszyny przetwarzające symbole, które nie są w stanie analizować znaczenia.
Myślenie wymaga przetwarzania znaczenia, w związku z czym komputery
nie mogą myśleć! Myślenie wymaga oddzielnego ciała mentalnego. My
posiadamy takie ciało i dlatego jesteśmy w stanie myśleć. Kilka lat później
Searle napisał przełomową książkę o adekwatnym tytule Umysł na nowo
odkryty.

Informatycy nie traktowali koncepcji Searle’a poważnie, ale


w międzyczasie matematyk i fizyk Roger Penrose (1989) napisał książkę pod
tytułem Nowy umysł cesarza. Za pomocą zaawansowanej matematyki Penrose
dowiódł, iż (jak przypuszczał Searle) komputery nie są w stanie analizować
znaczenia. Tak jak nowe szaty króla okazały się fałszywe, tak samo iluzją
okazał się rzekomy komputerowy „umysł”.

Możliwości mentalne są więc wyłącznie niematerialne. To możliwości


dotyczące znaczenia. Gdy świadomość załamuje te możliwości w połączeniu
z możliwościami mózgu, mózg tworzy odzwierciedlenie załamanego
mentalnego znaczenia w postaci myśli.

Skoro materialne zjawiska są możliwościami, logicznie jest przypuszczać,


iż zjawiska mentalne również są możliwościami – możliwościami znaczeń.
Gdy wybieramy spośród możliwości znaczeń, doświadczamy konkretnej
myśli. Świadomość podczas każdego doświadczania tworzy nie tylko
fizyczną percepcję fizycznego obiektu, lecz także doświadcza mentalnej
percepcji jego znaczenia.

Świadomość to nie umysł; to podstawa wszelkiego bytu, baza zarówno


dla materii, jak i dla umysłu. Materia i umysł to możliwości świadomości.
Gdy świadomość zmienia te możliwości w załamanie będące konkretnym
doświadczeniem, niektóre możliwości załamywane są w postaci fizycznej,
a niektóre w postaci mentalnej.

W ten sposób świadomość postrzegana jest jako mediator w interakcji


pomiędzy umysłem a ciałem i nie zachodzi tu żaden dualizm (Goswami,
2000). Zyskujemy teraz przestrzeń dla leczenia umysłu i ciała, podczas
którego odpowiednią rolę odgrywają świadomość (inicjator przyczynowości
odgórnej) i umysł (z którego bierze się znaczenie) pozostające w relacji
z fizycznym ciałem i procesem jego uzdrawiania.

Tym samym ogłaszamy nowy typ paralelizmu psychofizycznego. Filozof


Gottfried Leibniz (1646–1716) zaproponował wyjście, które według niego
mogłoby uniknąć dualistycznych pułapek kartezjańskiej interakcji umysłu
i materii. Umysł i materia nigdy na siebie nie oddziałują, a jedynie
funkcjonują równolegle. Inni filozofowie nie byli jednak entuzjastycznie
nastawieni do pomysłu Leibniza, a powodem tego był brak odpowiedzi na
pytanie, czemu zawdzięczamy to współistnienie. Przez to filozofia Leibniza
również trąci dualizmem.

Teraz, gdy upłynęło kilka stuleci, myślenie kwantowe pozwala nam


rozwiązać dylematy trapiące filozofie zarówno Kartezjusza, jak i Leibniza.
Co pośredniczy w interakcji umysłu i materii? Jest to świadomość. Co
powoduje równoległe funkcjonowanie umysłu i mózgu? Również
świadomość.

Z kwantowego punktu widzenia nietrudno dostrzec, dlaczego umysł


i znaczenie są tak istotne w medycynie. Żyjemy w oddzielonej
rzeczywistości, odseparowani od jedności świadomości. To nasze
uwarunkowanie daje nam naszą indywidualność. Nie ma czegoś takiego jak
związki między obiektem a jego znaczeniem w stosunku jeden do jednego.
Tak każe nam myśleć wyłącznie nasze uwarunkowanie. Nic dziwnego, że
łudzimy się co do istnienia niezależnych, odseparowanych obiektów;
z naszego separatystycznego punktu widzenia podejmujemy czynności, które
albo zwiększają nasze poczucie separacji (gdy przypisujemy naszym
doświadczeniom ograniczone znaczenie), albo je zmniejszają (gdy w sposób
kreatywny rozwijamy znaczenia). To pierwsze podejście naturalnie jest dla
nas źródłem cierpienia, ale nie zawsze od razu zdajemy sobie z tego sprawę.
Choroba to rodzaj przypomnienia – niczym cios w szczękę – by zmienić nasz
sposób bycia i skorygować kierunek naszej podróży do jedności, gdyż
właśnie tam prowadzi nas leczenie.

Co może robić ciało witalne, czego nie potrafi ciało


fizyczne?

Odkrycie na nowo ciała witalnego miało miejsce w latach 80. – mniej


więcej w tym samym czasie, w którym nauka ponownie odkrywała ciało
mentalne. Olbrzymi udział w tym odkryciu miał biolog Rupert Sheldrake
(1981).

W latach 50., wraz z narodzinami biologii molekularnej, nauki, która


wykazywała olbrzymi potencjał w sprawach zrozumienia istoty życia,
biolodzy wyparli ze świata filozofii „witalizm”, który zakładał istnienie ciała
witalnego jako źródła „energii życia”. Entuzjazm ten nie trwał jednak długo,
ponieważ biologia molekularna nie była w stanie wyjaśnić zjawiska
morfogenezy – sposobu, w jaki zarodek składający się z pojedynczej komórki
rozwija się do postaci organizmu z wyspecjalizowanymi organami.

Zarodek rozwija się poprzez podział komórek, tworząc idealne kopie


samego siebie z tym samym DNA – tymi samymi genami. W ciele dorosłego
człowieka jednak poszczególne komórki pełnią różne funkcje. Komórki
wątroby pełnią na przykład zupełnie inną funkcję niż komórki mózgowe.
Białko wytwarzane przez komórkę ustala jej funkcję; geny posiadają kod
niezbędny do wytwarzania białka. W komórkach wątroby geny zostają
aktywowane w taki sposób, by stworzyć zupełnie inny zestaw białek niż
w komórkach mózgowych, musi więc istnieć jakiś program sterujący
komórkami. Źródłem tym nie jest jednak DNA.

W związku z powyższym już w drugiej połowie lat 50. biolodzy, tacy jak
Conrad Waddington (1957), zakładali istnienie epigenetycznych
morfogenetycznych pól, które, być może z poziomu cytoplazmy, poza jądrem
komórkowym, kierowały programem morfogenezy. Nikomu jednak nie udało
się odnaleźć epigenetycznych regulatorów morfogenezy.
Sheldrake (1981) zaproponował wytłumaczenie dotychczas
niewyjaśnionego zjawiska morfogenezy za pomocą niefizycznych
i nielokalnych pól morfogenetycznych, znajdujących się poza czasem
i przestrzenią. Objaśnia to rolę niefizycznego ciała witalnego, które obecnie
uważa się za siedzibę pól morfogenetycznych: ciało witalne zapewnia wzory
form i programów morfogenezy. Same wzory zaprojektowane są pod kątem
funkcji życiowych, egzystencji, reprodukcji, itp.

Już w 1910 roku filozof Rudolf Steiner postrzegał morfogenezę jako


funkcję ciała witalnego (które określał mianem ciała „eterycznego”)
i wykorzystał ten koncept do sformułowania swojej wizji medycyny
antropozoficznej (Leviton, 2000). Prace Sheldrake’a potwierdziły
przypuszczenia Steinera. Można zapytać, czy to prawda, że będąca
autorstwem Sheldrake’a teoria wzorów witalnych nie została jeszcze
zaakceptowana w głównym nurcie biologii? Czy to prawda, że większość
biologów twierdzi, że jesteśmy bliscy znalezienia materialistycznego
wyjaśnienia morfogenezy?
To nic nowego. Materialiści wciąż są utrapieniem ludzi tworzących nowe
paradygmaty. Warto zwrócić uwagę na koncepcyjną konsekwencję
i przejrzystość charakterystyki nowego paradygmatu, na przykład w postaci
braku paradoksów. Co więcej, rozwiązaniu ulegają paradoksy cechujące stary
paradygmat.
Co do pracy Sheldrake’a, pytanie nie brzmi, czy inni biolodzy ją
akceptują, tylko: czy jest ona użyteczna? Ja odkryłem, iż jest niezwykle
użyteczna, i zastosowałem ją do wyjaśnienia kreatywności w ewolucji
biologicznej (Goswami 1997, 2000). W niniejszej książce wykorzystuję ją
przy integracji medycyny ciała witalnego oraz medycyny ciała fizycznego
i mentalnego. Koncepcja pól morfogenetycznych pomaga nam także
zrozumieć sławny empiryczny koncept czakr (więcej o tym w dalszej części
tego rozdziału i w rozdziale 11). Oczywiście, ostatecznie jest to kwestia
danych eksperymentalnych. Sprawdzenie zasadności teorii Sheldrake’a
z pewnością zajmie sporo czasu.
Tymczasem wypada zauważyć niebywały zakres nowego paradygmatu,
nauki w świecie świadomości, którego nieodłączną częścią jest idea
Sheldrake’a. Pozwala on w praktyczny sposób wyjaśnić dane stanowiące
anomalie z punktu widzenia starego paradygmatu (Goswami: 1993, 1999,
2000, 2001; Blood, 2001).

Gdy świadomość jednocześnie załamuje fale możliwości ciała fizycznego


i witalnego, ciało fizyczne tworzy odzwierciedlenie witalnego wzoru, by móc
wypełnić funkcję witalną odpowiedniego pola morfogenetycznego w świecie
fizycznym.

Narządy są więc odzwierciedleniem wzorów ciała witalnego z różnych


pól morfogenetycznych. Powszechnie wiadomo, że w ciele fizycznym istnieją
obszary, w których odczuwanie energii przychodzi nam najłatwiej. Obszary te
nazywane są czakrami. Wielu autorów (Joy, 1979; Motoyama, 1981)
zauważyło, iż czakry znajdują się w pobliżu istotnych narządów ludzkiego
ciała. Teraz wiemy już dlaczego. Są to miejsca, gdzie tworzy się fizyczne
odzwierciedlenie bytu witalnego. Gdy już uformują się odzwierciedlenia
(narządy), kwantowe załamanie funkcji organu zawsze związane jest
z kwantowym załamaniem wzoru witalnego. Aktywacja wzoru witalnego jest
równoznaczna z ruchami energii witalnej. Te ruchy odbieramy jako uczucia.

Odkrycie ciała witalnego na nowo pozwoliło nam zrozumieć inne ważne


zjawisko – czakry. Czakry odgrywają istotną rolę w medycynie integralnej
(patrz: rozdział 11).

Nowy paralelizm witalności z fizycznością daje nadzieję na połączenie


medycyny zachodniej i wschodniej. Owszem, chemia ciała fizycznego jest
istotna, nie mniej niż podzespoły komputera. Nie można więc powiedzieć, że
medycyna konwencjonalna się myli. Równie ważne są jednak zjawiska ciała
witalnego, które świadomość załamuje wraz z fizycznymi reprezentacjami
i ich funkcjami.

Mówiąc ogólnie, zdrowie wymaga homeostazy nie tylko w odniesieniu do


funkcji ciała fizycznego – działania zmapowanych wzorów ciała witalnego,
lecz również w przypadku ruchów ciała witalnego. Medycyna Wschodu
skupia się głównie na braku równowagi oraz/lub harmonii procesów
zachodzących w ciele witalnym.

Co oznacza brak równowagi zjawisk ciała witalnego? W tradycyjnej


medycynie chińskiej jest to brak równowagi pomiędzy yin i yang – aspektami
witalnej energii chi, czy też aspektami cząsteczek lub fal chi. Jest to definicja
dość niejasna, ale daje nam nieco wglądu w całą sprawę.

Funkcjonujemy w dwóch różnych trybach samoświadomości – w ego,


trybie klasycznym, oraz w kwantowym „ja”, zwanym też trybem kwantowym
(Goswami, 1993). W trybie klasycznym jesteśmy zlokalizowani
i zdeterminowani; nazywamy to cząsteczkowym trybem tożsamości. W trybie
kwantowym jesteśmy niezlokalizowani i wolni; to tryb falowy. Równowaga
między trybami ruchu ciała witalnego oznacza równoważenie klasycznego
i kwantowego, czy też uwarunkowanego i kreatywnego trybu
samopostrzegania w procesach ciała witalnego.

Innymi słowy – równowaga uwarunkowanych (yin) i kreatywnych (yang)


procesów chi jest niezbędna do zachowania zdrowia. Konieczna jest
dynamiczna homeostaza z dopuszczalnymi wycieczkami poza granice
uwarunkowań ciała witalnego.
Wschodnie szkoły medycyny postrzegają choroby (zwłaszcza przewlekłe)
jako rezultat zaburzenia równowagi procesów zachodzących w ciele
witalnym. W tym schemacie ludzie mogą rodzić się z pewnymi brakami
równowagi ruchów ciała witalnego. Podstawą tego poglądu jest teoria
reinkarnacji – odrodzenie części tożsamości witalnej i mentalnej (popularnie
zwane karmą) w innym fizycznym ciele, innym miejscu i czasie.
Dowodem na istnienie budyniu jest jego zjedzenie. Czy reinkarnację da
się udowodnić w sposób naukowy? Czy dyskusja na temat zachowania części
ciała mentalnego i witalnego po śmierci ma w ogóle jakiekolwiek cechy
naukowe? Są to problemy naukowe, ponieważ naukowe uzasadnienie życia
po śmierci i reinkarnacji uzasadnia również istnienie naszych ciał witalnych
i mentalnych.

Reinkarnację uważano za koncept wschodni, którego nie należy traktować


poważnie w naukowo nastawionym świecie Zachodu. Dzięki nowym danym
zgromadzonym w wielu rozmaitych dziedzinach już tak nie jest. Po pierwsze
Ian Stevenson, psychiatra z Uniwersytetu Virginia (1987) opublikował
obszerny materiał dotyczący dzieci zarówno z kultur wschodnich, jak
i zachodnich oraz ich wspomnień sprzed reinkarnacji, które to wspomnienia
zweryfikował w sposób empiryczny. Po drugie, nowa forma psychoterapii,
w której specjalista pomaga pacjentom poprzez wydobywanie ze
świadomości podświadomych wspomnień reinkarnacyjnych, spotkała się
z entuzjastycznym przyjęciem. Po trzecie, reinkarnacja zapewnia najprostsze
wyjaśnienie zjawisk takich jak cudowne dzieci, geniusze czy ludzie
poszukujący w swoim życiu sensu.

Istnieje też wiele informacji dotyczących doświadczeń z pogranicza życia


i śmierci (np. Sabom, 1982), które niezależnie potwierdzają fenomen życia po
śmierci. Osoby w stanie śmierci klinicznej (z nieruchomym zapisem EKG),
które przywrócono do życia, informowały o doświadczeniach poza własnym
ciałem, przechodzeniu przez tunel czy spotykaniu się ze zmarłymi bliskimi,
mówiły o kontaktach ze świetlistymi istotami, doświadczaniu „przeglądu”
wydarzeń z ich życia itp.

Czy zjawiska życia po śmierci i reinkarnacji mogą zostać udowodnione


naukowo? Dane empiryczne wskazują na to, że tak. Co więcej, czynione są
znaczne postępy ku stworzeniu teorii wyjaśniającej, w jaki sposób witalne
i mentalne aspekty naszego bytu są w stanie przenieść naszą osobistą
sygnaturę (karmę) z jednego wcielenia do drugiego (Goswami, 2001).
Jeżeli ruchy ciała witalnego od samego początku są niezbilansowane (w
wyniku działania karmy ciała witalnego) i cechują się przewagą yin lub yang,
spowoduje to nieprawidłowe funkcjonowanie naszego ciała fizycznego. Jeśli
w kolejnym życiu pogłębi się brak równowagi poprzez nierozwiązywanie
problemów leżących u źródła tegoż braku, nastąpi dalszy wzrost asynchronii
pomiędzy stanem witalnym i fizycznym oraz ich funkcjami.
Kiedy cierpimy na jakąś przypadłość, np. ból głowy, lekarz z Zachodu
sięgnie po leki przeciwbólowe, zwalczające objawy, czyli właśnie ból.
Specjalista od akupunktury będzie jednak starał się znaleźć sposób na
skorygowanie braku równowagi pomiędzy yin i yang ciała witalnego, który
jest źródłem odczuwanego przez nas bólu. Akupunkturzysta w sposób
empiryczny odkryje określony punkt na ciele fizycznym, który należy
przekłuć w celu zakłócenia niewłaściwie uwarunkowanych ruchów ciała
witalnego. Igła zaprojektowana jest tak, by uruchomić mechanizm
korygowania braku równowagi witalnej.

Jeżeli cierpimy z powodu przemęczenia lub braku sił do życia, medycy


Zachodu szukać będą przyczyn takiego stanu, np. anemii lub hipoglikemii, po
czym po dokonaniu dokładnej diagnozy zaczną leczyć objawy. Jeżeli jednak
trafimy do lekarza czerpiącego nauki z tradycji ajurwedycznych, będzie on
leczyć nas za pomocą leków ziołowych zaprojektowanych w celu
skorygowania braku równowagi pranicznej. Dzięki badaniom empirycznym
i doświadczeniu, specjalista ten będzie wiedział, jakie zioła lub kombinacje
ziół najskuteczniej przywrócą równowagę zjawisk pranicznych, niezbędną do
wyleczenia trapiących nas dolegliwości.
Podsumowując, medycyna Wschodu skupiła się na jednej połowie jabłka
– na ciele witalnym będącym źródłem wzorów naszego bytu; medycyna
zachodnia koncentruje się na drugiej połowie, czyli na ciele fizycznym – na
samej formie. W takiej sytuacji mamy dwa systemy medycyny, oba bardzo
skuteczne, ale osobno żaden z nich nie może być doskonałą drogą do zdrowia
i żaden z nich nie potrafi uleczyć wszystkich chorób. Musimy więc dokonać
ich połączenia. Oto zadanie dla nauki w świecie świadomości i właśnie
dlatego medycyna integralna jest medycyną prawdziwie holistyczną.
ROZDZIAŁ 4
Poziomy chorób i poziomy leczenia

Myśliciele, posłuchajcie i powiedzcie mi, co takiego tkwi w duszy?

Weźcie dzban pełen wody i postawcie go w wodzie –

teraz ma on wodę w środku i na zewnątrz.


Nie nadawajcie mu nazwy,

bo głupcy znów zaczną mówić o ciele i duszy.


– KABIR, POETA MISTYCZNY1

C o Kabir stara się powiedzieć w tym wierszu? Według niego, wszystko


(zarówno ciało, jak i dusza) jest wytworem świadomości. Różnica między
wodą wokół dzbana i wodą w dzbanie wynika z istnienia szklanej granicy
dzbana. Różnica między ciałem i duszą wynika z różnych sposobów ich
doświadczania: fizyczny świat ciała postrzegamy jako świat zewnętrzny, ale
doświadczamy także wewnętrznego świata świadomości, który nazywamy
duszą.

Po bliższym zbadaniu sprawy (patrz: poprzedni rozdział) okazuje się, że


dusza (ciało subtelne, psyche) składa się z trzech ciał: energii witalnej,
umysłu i bytu ponadmentalnego, który nazywamy intelektem
ponadmentalnym. Po dodaniu do tego ciała fizycznego i nieograniczonej
jedności (podstawy bytu zwanej także błogostanem) otrzymujemy pięć ciał
odpowiadających pięciu wymiarom świadomości.

Bardzo ciekawy okazuje się powrót do upaniszady (Nikhilananda, 1964),


historii opowiadającej o pięciu wymiarach rzeczywistości, z których każdy
znajduje się poza następnym w kwestii subtelności. Syn mędrca, pod
wpływem namowy ojca, rozmyśla nad naturą rzeczywistości. Podczas
rozmyślań odkrywa, iż bez pożywienia rzeczywistość nie może istnieć, bo
wszyscy umrą z głodu. Opowiada więc ojcu o swoim odkryciu: pożywienie
(fizyczne) to rzeczywistość (dokładnie do takich samych wniosków dochodzą
współcześni materialistycznie nastawieni naukowcy). Ojciec odpowiada:
„Masz rację, ale pomyśl jeszcze trochę” (jaka szkoda, że współcześni
materialiści nie mają takiego przewodnika).

Syn powraca do medytacji i sięga myślami coraz głębiej. Odkrywa


witalne wzory znajdujące się poza światem jego bytu fizycznego. Doświadcza
ruchu tychże wzorów i energii witalnej, co jest równoznaczne z odczuwaniem
życia. Mówi więc do ojca: „Rzeczywistość to energia witalna”. Ojciec
odpowiada mu tak jak poprzednio: „Tak, ale sięgnij myślami głębiej”.
(Współczesny materialista naturalnie zaprzeczy istnieniu energii witalnej,
ponieważ jest przekonany, że koncepcja takiej energii jest nacechowana
dualizmem).

Syn rozmyśla latami i uświadamia sobie, że bez umysłu nadającego


znaczenie energii witalnej i fizycznemu wszechświatowi rzeczywistość jest
bezcelowa. Zwraca się więc do ojca: „Rzeczywistość to umysł”. Mądry ojciec
odpowiada na to: „Tak, ale przyjrzyj się temu jeszcze dokładniej”.
(Współcześni materialiści wpadają w pułapkę, myśląc, iż umysł to mózg,
gdyż czymże innym może on być? Ponieważ zaś umysł jest odseparowany, co
w takim razie umożliwia interakcję umysłu i mózgu?)
Syn powraca do medytacji i dociera do głębi własnej duszy. Tam odkrywa
ponadmentalny byt rządzący prawami wszystkich mentalnych, witalnych
i fizycznych zjawisk tworzących rzeczywistość. Stwierdza więc:
„Rzeczywistość to ponadmentalny intelekt rządzący wszystkimi pozostałymi
światami”. Ojciec odpowiada tak jak poprzednio: „Owszem, masz rację, ale
dotrzyj jeszcze głębiej”. (Materialiści często zastanawiają się, dlaczego
matematyczne prawa rządzą ruchem obiektów fizycznych; skąd one się biorą?
Niektórzy usiłują doszukać się źródeł matematycznych zasad fizyki
w losowych ruchach podłoża materialnego. Gdyby przyjrzeli się platońskiej
filozofii archetypów, mogliby odkryć byt ponadmentalny).

W końcu, po długiej medytacji, syn odkrywa jedność świadomości,


nieograniczony byt, którego doświadczamy jako błogostanu. Mówi więc do
samego siebie: „Rzeczywistość to błogostan”. Tym razem nie wraca do ojca.
Wie i rozumie już wszystko. (Współcześni naukowcy materialiści kiwają
głowami i twierdzą, że medytacja wywołała u tego młodego człowieka
halucynacje o radości. Skoro wszystko stanowi ruch materii, a materia
funkcjonuje zarówno w uporządkowaniu, jak i w chaosie, to jakim cudem
ostateczna rzeczywistość może być tylko uporządkowaniem, tylko
błogostanem?)

Dowody przemawiają za istnieniem pięciu wymiarów świadomości (o


niektórych aspektach tego tematu pisałem już w rozdziale 3). Rupert
Sheldrake (1981) wykazał, że lokalne i niefizyczne pola morfogenetyczne są
kluczowe dla zrozumienia biologicznego tworzenia form
z jednokomórkowego zarodka. Instrukcji dotyczących tworzenia form
i specjalizacji komórek (wszystkie komórki zawierają te same geny, ale geny
komórek palców u nóg są zupełnie inne niż geny komórek mózgu) nie da się
odnaleźć nigdzie w obrębie ciała fizycznego, w tym także w genach (które są
czymś na kształt instrukcji tworzenia białek). Czy to możliwe, że ciało
witalne jest siedzibą pól morfogenetycznych?

Zarówno chińska akupunktura, chińska medycyna ziołowa, hinduska


ajurweda, jak i homeopatia wykorzystują koncepcję energii witalnej (lub chi
albo prana) jako czynnika biorącego udział w leczeniu bytu fizycznego. Czy
to możliwe, że wszystkie te nauki opisują ten sam model pól
morfogenetycznych w ciele witalnym? Odpowiedź brzmi: tak (patrz: rozdział
3, w którym wyjaśniam, że ta witalna energia to coś, czego doświadczamy
bezpośrednio, gdy mówimy o „uczuciach”).

Co uzasadniło istnienie umysłu? Olbrzymim krokiem naprzód było to, iż


niektórzy informatycy zmienili jednak zdanie na temat zdolności komputera
do przetwarzania znaczeń (patrz: rozdział 3). Na początku, w drugiej połowie
lat 80., filozof John Searle, krytyk sztucznej inteligencji, zaczął zabierać głos
w sprawie niezdolności komputerów do przetwarzania znaczenia. Twierdził
on, iż komputery to maszyny przetwarzające symbole. Jeżeli wyodrębnimy
kilka symboli do przetwarzania znaczenia, będziemy musieli zarezerwować
więcej symboli do przetwarzania znaczenia tychże symboli, a potem jeszcze
więcej symboli do analizy znaczenia symboli, i tak w nieskończoność. Nigdy
nie będzie więc dość symboli, by komputer mógł spełnić zadanie
analizowania znaczenia.

W jaki jednak sposób my, ludzie, przetwarzamy znaczenie? Otóż


korzystamy z umysłu. Matematyk Roger Penrose rygorystycznie udowodnił
ideę Searle’a za pomocą twierdzenia niezupełności Gödla. Obecnie nawet
naukowcy pracujący nad sztuczną inteligencją (Banerji, 1994) idą w ślady
Penrose’a. Teraz więc nareszcie koncepcja umysłu, będącego oddzielnym
niematerialnym światem przetwarzającym znaczenia, zaczyna mieć sens.

Jakie mamy dowody na istnienie oddzielnej formy ponadmentalnego


intelektu oprócz naszej niewiedzy co do źródła związku matematyki
z prawami fizyki? Gdy badamy kreatywność (Goswami, 1999), odkrywamy,
iż kreatywność na podstawowym poziomie składa się z szukania nowych
znaczeń, zmiany mentalnego znaczenia ze starego uwarunkowania do
nowego, twórczego. Nazywamy to kreatywnością sytuacyjną.

Na najwyższym poziomie jednak kreatywność składa się z przerywanych


skoków w samym kontekście myślenia. Jest to kreatywność fundamentalna,
która składa się z odkryć, ponieważ to my odkrywamy fundamentalne prawa
rządzące zjawiskami z innych światów obecnych w wymiarze świadomości
zwanym intelektem ponadmentalnym. Są to światy, o których zapomnieliśmy
i do których możemy się dostać tylko za pomocą intuicji. Dla kontrastu,
kreatywność sytuacyjna to inwencja, dostępna – przynajmniej zasadniczo –
dla rozumu. Inwencja zależna jest od odkryć fundamentalnej kreatywności,
ale nie odwrotnie. W takim razie istnienie fundamentalnej kreatywności
wskazuje na istnienie świata intelektu ponadmentalnego. Warto jednak
zwrócić uwagę, że świat ponadmentalny jest zbiorem nie tylko kontekstu
znaczeń mentalnych, lecz także funkcji witalnych i praw fizyki.
Czy są jakieś nowe dowody na istnienie błogostanu poza medytacją?
Owszem. Ludzie doznawali błogich stanów zwanych samadhi pod wpływem
działania leków psychodelicznych, oddychania holotropowego (Grof, 1992),
a nawet w trakcie doświadczeń z pogranicza życia i śmierci (Moody, 1976).
Doświadczenia te potwierdzają starożytne (hinduskie) opisy stanów błogości,
świadomości i istnienia. Spośród tej trójki istnienie jest najbardziej oczywiste.
Większość z nas nie wątpi w świadomość (może oprócz filozofa Daniela
Denetta, który uważa nas za zombie!), ale wysoki poziom błogości wydaje się
nieobecny w naszych codziennych doświadczeniach. Jednak to wkrótce się
zmieni.

Podsumowując, świadomość ma pięć wymiarów lub ciał:

ciało fizyczne, będące „sprzętem” – miejscem, w którym tworzą się


odzwierciedlenia bytów subtelniejszych;
ciało witalne, będące nośnikiem wzorów funkcji biologicznych, które są
następnie odzwierciedlane w wymiarze fizycznym jako poszczególne
narządy;
ciało mentalne, nadające znaczenie wymiarowi witalnemu i fizycznemu,
z którego mózg tworzy odzwierciedlenia;
intelekt ponadmentalny, który zapewnia kontekst dla znaczenia
mentalnego i funkcji witalnych oraz powiązanych uczuć, a także praw
zjawisk fizycznych;
błogostan, który stanowi nieograniczoną podstawę bytu; w tej podstawie
dysponującej nieograniczonymi możliwościami pozostałe cztery
wymiary wywierają postępujące ograniczenia.

Odpowiedź na dualizm

Co jednak z dualizmem? Pisałem już o tym w poprzednim rozdziale, lecz


jest to sprawa tak ważna, że przedstawię ją teraz po raz kolejny.

Dualizm to głównie problem komunikacji pomiędzy substancjami, które


nie mają ze sobą nic wspólnego. Umysł-istota to antyteza dla koncepcji
materia-istota. Umysł działa nielokalnie, nie sięga w czasoprzestrzeń i nie jest
wymierny. Materia działa lokalnie, wykracza w czasoprzestrzeń i jest
mierzalna. Źródło problemu jest więc oczywiste, ponieważ te dwie substancje
nigdy nie będą w stanie się ze sobą komunikować. Nasze doświadczenia
udowadniają jednak, że coś takiego może zajść i zachodzi – widzimy
przedmiot, a jego mentalne znaczenie od razu pojawia się w naszej
świadomości. Jak to możliwe?

Żeby cokolwiek nastąpiło, musi to być najpierw możliwe. Jeżeli


prawdopodobieństwo takie nie występuje, urzeczywistnienie również się nie
wydarzy. To niezbędny warunek i solidna, podstawowa logika. Gdy patrzymy
na ten świat możliwości, wydaje nam się bardziej zbliżony do koncepcji
umysł-istota: nie wykracza on poza czas ani przestrzeń, nie da się go
zmierzyć i stanowi część podstawy wszelkiego bytu. Ten wymiar możliwości
może być więc porównywany do opisanego wcześniej błogostanu
świadomości.

Gdy zachodzi załamanie kwantowe, rezultat dla naszych doświadczeń


odczuwalny jest w naszych poszczególnych ciałach (fizycznym, witalnym,
mentalnym i ponadmentalnym), które pozornie nie są ze sobą związane.
Świat fizyczny postrzegamy jako coś znajdującego się poza naszą
świadomością, zaś wszystkie pozostałe wymiary postrzegamy jako
wewnętrzne. Spośród wymiarów wewnętrznych najprościej jest nam
doświadczyć płaszczyzny mentalnej. Jesteśmy jednak w stanie nauczyć się
odczuwania zjawisk energii witalnej, i to nie tylko naszych własnych, lecz
także zachodzących u innych osób. Odkrycie intelektu ponadmentalnego jest
możliwe, gdy dokonamy kreatywnego przeskoku lub po prostu poprzez
myślenie pojęciowe z wykorzystaniem ekstrapolacji (czym są koncepcje,
jeżeli nie uwarunkowanymi kontekstami znaczeń?).

Dualizm nie jest już problemem, ponieważ wszystkie ciała są


możliwościami w świadomości (w jej ciele błogostanu) tuż przed
załamaniem. W momencie, kiedy zachodzi załamanie, dzieje się to na
wszystkich czterech poziomach, w związku z czym może zostać zastosowane
do każdego wymiaru lub ciała stanowiącego możliwość. Nieprawdziwe jest
stwierdzenie, że kolor niebieski tworzy żółty lub że czerwień wywodzi się
z zieleni, i tak samo nie można powiedzieć, że umysł tworzy ciało lub że
umysł bierze się z ciała. Są to bowiem połączone wyniki pojedynczej
możliwości załamujące się w świadomości.
Jest to nowa forma psychofizycznego paralelizmu (ilustracja 4). W starej
postaci, dualizmu interakcji unikano poprzez zakładanie istnienia
równoległego funkcjonowania świata fizycznego i niefizycznego, ale jedno
pytanie pozostawało bez odpowiedzi: co utrzymuje paralelizm wszystkich
funkcjonujących równolegle ciał? Obecnie możemy stwierdzić, że jest to
świadomość. W podobny sposób udało nam się ustalić, że mediatorem
interakcji pomiędzy ciałem subtelnym a ciałem fizycznym (jeżeli upieramy
się przy interakcyjnym kartezjańskim toku myślenia) również jest
świadomość.

Ilustracja 4. Paralelizm psychofizyczny. Świadomość składa się z czterech wymiarów możliwości. Wraz
z załamaniem kwantowym możliwości pojawiają się jako ciało fizyczne, witalne, mentalne (umysł)
i intelekt ponadmentalny

Choroby i dolegliwości
Od niedawna badacze zajmujący się medycyną zaczynają dla własnej
wygody rozgraniczać pojęcia: choroba i dolegliwość. Choroba to obiektywna
nieprawidłowość działania organizmu, którą można zdiagnozować za pomocą
aparatury medycznej oraz odpowiednich testów i co do której eksperci są
mniej więcej zgodni. Natomiast dolegliwość jest subiektywna – to
subiektywne uczucie nieprawidłowości. Materialistyczny paradygmat stara
się wyjaśnić pojęcie choroby, ale nie ma dość wielkiego zakresu, by wyjaśnić
przyczyny wewnętrznego odczucia lub dolegliwości.

Kwantowa dynamika wszelkich ciał wyjaśnia, dlaczego jednej części


naszej świadomości (fizycznej) doświadczamy zewnętrznie, a drugiej (ciało
subtelne) w formie wewnętrznej. Wyjaśnienie tego zjawiska znajdziemy
w sławnej zasadzie nieoznaczoności kwantowej.

Zgodnie z zasadą nieoznaczoności, opracowaną na podstawie


eksperymentów dotyczących ruchów obiektów materialnych, nie możemy
jednocześnie precyzyjnie ustalić zarówno pozycji, jak i pędu (masa
pomnożona przez prędkość) obiektu kwantowego. Sposobem na
uzmysłowienie sobie zasady nieoznaczoności jest zrozumienie następującej
sytuacji. W świecie submikroskopowym, w przeciwieństwie do znanego nam
świata w skali makro, podczas obserwacji wymagającej działania niewielkich
sygnałów (np. światła) uderzających w obiekt, który staramy się
zaobserwować, samo to uderzenie wytwarza niekontrolowane niewielkie
zakłócenia. Innymi słowy, obserwacja wpływa na obiekty kwantowe.
Jednak w świecie fizycznym – świecie rzeczy rozciągłych – res extensa
(mówiąc językiem Kartezjusza), mikroobiekty tworzą makroobiekty, które
stają się coraz cięższe. Dla znacznych mas dynamika kwantowa wygląda tak,
iż obiekty rozciągają się w postaci fal możliwości bardzo wolno – tak wolno,
że efekt zasady nieoznaczoności jest ledwie widoczny. Gdy twój przyjaciel
obserwuje krzesło znajdujące się w odpowiedniej pozycji, a potem ty
obserwujesz to samo krzesło, obserwacja dokonana przez twojego przyjaciela
wpływa na pozycję obiektu w sposób tak marginalny, że w gruncie rzeczy
patrzycie na to samo krzesło stojące w tym samym miejscu.
Oboje możecie porównać dane i zdecydujecie, że skoro patrzycie na ten
sam obiekt, to musi on być niezależny od waszych obserwacji i znajdować się
poza granicami waszej świadomości. Dane takie sprawiają, że wydaje nam
się, iż ten materialny makroświat jest dla nas światem zewnętrznym (badania
laserowe wskazują jednak, że obiekty takie jak krzesło potrafią przemieścić
się między dwoma obserwacjami o niezauważalną wartość rzędu 10 -16

centymetra).
Przyjrzyjmy się teraz ciału subtelnemu. Tu nie ma czegoś takiego jak
ciała rozciągłe czy podziały mikro-makro. Dysponujemy niepodzielną
rozciągłością światów, nieskończoną ilością oceanów, których fale
postrzegane są jako poszczególne zdarzenia. Ale teraz zasada
nieoznaczoności rozciąga się na wszystkie takie fale. W związku
z powyższym, w ciele subtelnym obserwacja zawsze wpływa na obiekt i inne
ciało nie jest w stanie doświadczyć identycznego obiektu. W wyniku braku
zgodności nie popełniamy tu tego samego błędu, myśląc, iż obiekty znajdują
się poza nami. Doświadczamy ich w sposób prywatny i bez trudu
dochodzimy do wniosku, że muszą one być zjawiskiem wewnętrznym.

Choroba jest więc domeną ciała fizycznego; czymś zewnętrznym.


Dolegliwość jest wewnętrzna – mówi nam o usterce doświadczanego w tym
samym czasie skorelowanego ciała subtelnego. Jeżeli zachodziłaby
bezpośrednia zgodność między chorobą a dolegliwością, nie byłoby
problemu; leczenie choroby automatycznie leczyłoby dolegliwość i vice
versa. Empirycznie nie zachodzi jednak zgodność w stosunku jeden do
jednego: możemy cierpieć na chorobę (wczesna faza raka) i nie czuć się
chorzy. Możemy też czuć się chorzy (tak zwany ból psychosomatyczny), lecz
nie mieć żadnej fizycznej choroby, która mogłaby zostać uznana za przyczynę
tego bólu. Czy teraz już wiemy, dlaczego potrzebna nam medycyna
zintegrowana?

Tworzenie odzwierciedleń
Co się dzieje, gdy świadomość jednocześnie załamuje mózg i umysł lub
ciało witalne i fizyczne? Na początku mózg tworzy mapę odzwierciedleń
znaczenia mentalnego (ilustracja 5a). W przypadku pary ciał witalnego
i fizycznego, ciało fizyczne tworzy odzwierciedlenie witalnych pól
morfogenetycznych, które same odpowiadają określonym funkcjom
witalnym. Odzwierciedlenia te to poszczególne organy w naszym fizycznym
ciele, które to organy wypełniają poszczególne funkcje witalne związane
z wzorem witalnym (ilustracja 5b).

Ilustracja 5. (a) Przy jednoczesnym skorelowanym załamaniu umysłu i mózgu, mózg tworzy
odzwierciedlenie doświadczanego znaczenia mentalnego. (b) Przy skorelowanym załamaniu witalnego
wzoru narządu oraz ciała fizycznego, to drugie tworzy odzwierciedlenie (organ) wzoru w miejscu
czakry

Innymi słowy, ciało fizyczne działa jak sprzęt komputerowy, tworząc


oprogramowanie odzwierciedlające witalne pola morfogenetyczne, które
tworzą różniące się wyspecjalizowane obszary w procesie zwanym
morfogenezą – tworzeniem form. W podobny sposób mózg działa jako sprzęt
tworzący oprogramowanie ze znaczeń mentalnych.
Dlaczego ciało fizyczne tak dobrze pełni funkcję sprzętu? Dzięki tej
samej makroskopowej stałości, która sprawia, iż odbieramy świadomość
materii jako zjawisko zewnętrzne. Gdybyśmy chcieli zapisać na tablicy
odzwierciedlenia naszych myśli, a pismo uciekłoby od nas w wyniku zasady
nieoznaczoności kwantowej, nie byłoby to dla nas zbyt korzystne,
nieprawdaż? Stałość świata fizycznego przydaje się przy tworzeniu
odzwierciedleń wymiaru subtelnego.

Poziomy chorób i leczenia

Jeżeli chcemy drążyć temat dalej, w zrozumieniu go pomoże nam pewna


koncepcja matematyczna. Mam tu na myśli ideę kategorii lub typów
logicznych. Zbiór cechuje się wyższym typem logicznym niż jednostki
znajdujące się w zbiorze. Przyjrzyjmy się na przykład osobno liczbom
pierwszym, a potem wyobraźmy sobie wszystkie liczby pierwsze. Druga
grupa to zbiór, a poszczególne liczby pierwsze to jednostki będące częścią
zbioru. Ten typ rozumowania matematycznego jest ograniczony, ponieważ
nie możemy zdefiniować wyższego typu logicznego niż zbiór. Mówienie
o zbiorze wszystkich zbiorów powoduje paradoks zwany paradoksem
Russella. Nie będziemy wdawać się w matematyczne szczegóły, ale możemy
wykorzystać matematyczną analogię typów do znalezienia sposobu na
zjednoczenie paradygmatów medycznych.

Wspomniałem już, że fizyka kwantowa to swego rodzaju okno na świat


prawdy. Jeżeli wyjrzymy przez to okno, będziemy zmuszeni na nowo
przemyśleć swój materialistyczny światopogląd, gdyż dostrzeżemy
rzeczywistość poza kamuflażem materii i zobaczymy wszystkie części
składowe doświadczanej przez nas rzeczywistości – percepcji fizycznej,
odczuwania witalnego, myśli mentalnych, intuicji ponadmentalnej i duchowej
jedności – jako różne poziomy, za pomocą których świadomość doświadcza
samej siebie (Goswami, 2000). Poziomy te mają układ gniazdowy (ilustracja
6).
Ilustracja 6. Pięć ciał świadomości

Fizyczny etap jest najbardziej materialny, ciało witalne to wyższa


kategoria, mentalne – jeszcze wyższa, a następnie pojawia się sfera
ponadmentalna (którą lekarze zazwyczaj się nie zajmują, gdyż klasyfikuje się
ona do wymiaru duchowego). Jeżeli znacie filozofię platońską, możecie znać
sferę ponadmentalną ze zbioru zwanego przez Platona archetypami. W wizji
Junga jest to domena, do której dostęp umożliwia nam intuicja. Na końcu jest
sfera duchowa, która stanowi jedność – podstawę bytu, której nie możemy
doświadczyć świadomością cechującą się rozdziałem obiektu i podmiotu.

Obraz pięciu „ciał” świadomości jest bardzo stary. Odkryto go w Indiach


jako część literatury wedantyjskiej (z której pochodzi również historia
przytoczona wcześniej w niniejszym rozdziale), a także w tradycji
judaistycznej jako część Kabały. Gdy dostrzeżemy całą kosmologię – obraz
świata w takim wymiarze, z naszych oczu opadnie zasłona. Dostrzeżemy, iż
rozmaite paradygmaty wykorzystywane przez rozmaitych lekarzy stanowią
jedynie sposób postrzegania różnych poziomów choroby i leczenia. Wtedy
dostrzeżemy sposób na zintegrowanie odmiennych modeli pozwalający
uzyskać ostateczny holistyczny paradygmat zdrowotny. To jest właśnie sens
medycyny integralnej. Pisanie o fizycznym poziomie choroby wydaje się
proste: jest to sytuacja, w której nasz organizm przestaje funkcjonować
w sposób normalny. Przyczyny takiego stanu mogą być zarówno zewnętrzne,
jak i wewnętrzne. Przykładem zewnętrznej przyczyny w paradygmacie
materialistycznym są zjawiska takie jak zarazki, wirusy czy obrażenia
fizyczne.
Przyczyny wewnętrzne są nieco bardziej subtelne, ale jedną z bardziej
oczywistych jest defekt genetyczny. Braki genetyczne lub nieodpowiednia
kombinacja genów przekładają się na niezdolność organizmu do wytworzenia
określonego typu białek niezbędnych do funkcjonowania organu – stąd bierze
się choroba.

Powyższa analiza przyczyn choroby nie zawsze jest możliwa. Weźmy na


przykład raka. Próbując znaleźć przyczynę jego powstawania, badano
zarówno teorię zarazka, jak i braki genetyczne, ale bez większych sukcesów.
Pytanie, co powoduje raka, jest więc wciąż otwarte na interpretacje
z uwzględnieniem poziomów witalnych i mentalnych.

Co wywołuje chorobę na poziomie mentalnym? Na poziomie fizycznym


posiadamy fizyczne odzwierciedlenia podlegające typowym prawom fizyki
i chemii; na poziomie witalnym zaś mamy plan ciała – pola morfogenetyczne.
Ciało fizyczne zawsze będzie niepowtarzalne pod względem swojej budowy.
Poszczególne ciała witalne również są niepowtarzalne, ale z innego powodu –
z powodu uwarunkowań. Określone wzory witalne wykorzystywane są
częściej niż inne, tworząc grupę tendencji przekształcającą się w ścieżkę
czynnej osobowości. Takie indywidualne ciało witalne: (1) może posiadać
pewne wbudowane braki równowagi (przyczyny wewnętrzne); oraz (2) może
nabawić się braku równowagi w wyniku interakcji ze środowiskiem (a)
fizycznym, (b) witalnym oraz (c) mentalnym (przyczyny zewnętrzne).

Środowisko takie może składać się z pożywienia, natury i zwierząt oraz


innych ludzi. Warto dodać, że interakcje ciała witalnego z ciałami fizycznym
i mentalnym są pośrednie. Środowisko fizyczne wpływa na fizyczne narządy
w organizmie, ale są one skojarzone z wzorami ciała witalnego, więc wpływ
jest powielany. Naturalnie ostateczne połączenie tworzy świadomość.
Środowisko mentalne w podobny sposób wpływa na skojarzony z nim
mózg. Mózg połączony jest z różnymi narządami ciała fizycznego za pomocą
układu nerwowego oraz za pomocą niedawno odkrytych połączeń
psychoneuroimmunologicznych (patrz: rozdział 14). Organy są zaś
skojarzone z wzorami w ciele witalnym przy odpowiedniej czakrze.
Połączenie to jest nawiązywane ponownie dzięki świadomości.

Brak równowagi w wykorzystaniu wzorów ciała witalnego (pól


morfogenetycznych) wywołuje następnie zaburzenia równowagi także
fizycznego odzwierciedlenia w postaci narządu.

Negatywne mentalne znaczenie na poziomie mentalnym może być


przypisane zewnętrznym wpływom pojawiającym się na trzech poziomach:

Na poziomie fizycznym (np. uraz wywołujący cierpienie mentalne:


dlaczego to zawsze przytrafia się właśnie mnie?).
Na poziomie odczuwania witalnego (strach wywołany widokiem tygrysa
albo lęk tworzony przez fantazję).
Na poziomie mentalnym (obelżywe słowa).
Negatywne znaczenie mentalne wpływa na ciało poprzez
odzwierciedlenia pojawiające się w mózgu oraz poprzez połączenie mózgu
z ciałem za pomocą układu nerwowego i molekuł neuroimmunologicznych.
Znaczenie mentalne wpływa na wzory ciała witalnego bezpośrednio przy
czakrze korony (czubek głowy) oraz pośrednio poprzez ciało fizyczne
i pozostałe czakry.
Oprócz tego umysł danej osoby może cechować się również wrodzonymi
wewnętrznymi brakami równowagi. Zarówno wewnętrzne, jak i zewnętrzne
braki równowagi umysłu mogą wywołać zaburzenia równowagi tak w ciele
fizycznym, jak i witalnym.
Ponieważ poziom archetypu ponadmentalnego nie jest bezpośrednio
odzwierciedlany w wymiarze fizycznym, nie ma choroby, której źródła
leżałyby w sferze ponadmentalnej. Jednakże nasz brak połączenia ze sferą
ponadmentalną i z błogostanem może zacząć przejawiać się jako ignorancja,
która jest przyczyną wszelkiego cierpienia. Pochodzący ze wschodnich Indii
mędrzec Patanjali (Taimni, 1961) powiedział, że ignorancja powoduje wzrost
ego, ego tworzy upodobania i uprzedzenia (jest to proces nazwany przeze
mnie mentalizacją odczuć), które w końcu wywołują choroby fizyczne
i strach przed śmiercią.

Choroby fizyczne mogą więc powstawać na wszystkich trzech poziomach


we wszystkich pięciu ciałach. Rygorystyczny materialista zakłada, iż
wszelkie choroby powstają na poziomie fizycznym, i jest to największy błąd
medycyny konwencjonalnej.

Jednakże osoby zajmujące się medycyną alternatywną również popełniają


błąd, przypisując chorobę dowolnemu jednemu poziomowi i twierdząc, że
jest ona wynikiem usterki wyłącznie jednej domeny ludzkiego bytu. W wielu
przypadkach należy zbadać przyczynę choroby na więcej niż jednym
poziomie.

Przyjrzyjmy się kwestii obrażeń fizycznych. Materialiści uważają, że


problem jest czysto fizyczny. Chirurdzy jednak robią, co do nich należy,
a rana nie chce się goić. Teraz należy uświadomić sobie, że wzory witalne
wspomagające regenerację danego organu nie działają tak, jak powinny. To
dobry moment na wizytę u akupunkturzysty.

Leczenie również należy stosować na więcej niż jednym poziomie.


Choroba wiąże się z występowaniem konkretnych symptomów w wymiarze
fizycznym, określonych uczuć na poziomie witalnym, określonego błędnego
znaczenia na poziomie mentalnym i szczególnego poczucia oderwania od
ponadmentalnego poziomu błogości. Leczenie całkowite to leczenie
holistyczne – jeżeli tylko możemy znaleźć odpowiednie rozwiązania dla
poszczególnych poziomów, zawsze powinniśmy stosować podejście
wielowymiarowe.
Funkcjonuje to w następujący sposób: na najniższym poziomie znajdują
się lekarstwa konwencjonalne i leczenie materialistyczne (leczenie objawów):
tabletki, operacje i radioterapia. Jeżeli choroba jest wyłącznie fizyczna (co
zdarza się rzadko), leczenie materialne kończy całą sprawę.
Na kolejnym poziomie, poziomie witalnym, choroba cechuje się
możliwymi do zdiagnozowania komponentami witalnymi oraz oczywistymi
objawami fizycznymi. Jeżeli będziemy leczyć jedynie komponenty witalne,
tak jak robią to wschodni specjaliści od ajurwedy i tradycyjnej medycyny
chińskiej oraz często również homeopaci, będziemy mieli do czynienia
z paradygmatem wykluczającym. To prawda, że leczenie na poziomie
witalnym ma charakter bardziej fundamentalny i obejmuje również sferę
fizyczną, ale proces ten wymaga czasu. Prawdziwe jest również stwierdzenie,
że w niektórych nagłych wypadkach powinno się zastosować także lekarstwa
fizyczne. Chodzi tu o skupienie się na kompatybilności dwóch sposobów
leczenia. Jeżeli to uczynimy, będziemy dążyć w odpowiednim kierunku.

Na kolejnym etapie uwzględnia się rolę umysłu: teraz chodzi już


o chorobę umysłu i ciała oraz leczenie umysłu i ciała. Owszem, na tym etapie
umysł może wywołać chorobę, ale czy należy upierać się przy tym, iż na
poziomie mentalnym to jedynie umysł uzdrawia i właśnie takie uzdrawianie
oddziałuje niżej, na płaszczyznę fizyczną? Dlaczego nie mielibyśmy
kontynuować kompatybilnego uzdrawiania również na poziomie witalnym
i fizycznym?
W istocie jedną z najważniejszych kwestii poruszanych przeze mnie
w niniejszej książce jest niezupełna adekwatność określenia „leczenie umysłu
i ciała”. Gdy umysł tworzy chorobę, czasem nie można odnaleźć lekarstwa na
poziomie umysłu. Należy wtedy dokonać przejścia do sfery ponadmentalnej.
Leczenie ponadmentalne nie wyklucza naturalnie umysłu ani tym bardziej
sfery fizycznej i witalnej. Przejście do wymiaru ponadmentalnego naprawia
błędy znaczeniowe wymiaru mentalnego; w rezultacie naprawienie znaczenia
mentalnego naprawia uczucia witalne, powodując tym samym rozpoczęcie
leczenia przez programy morfogenetyczne, by te mogły naprawić biologiczne
funkcje organów na poziomie fizycznym.
Na kolejnym poziomie leczenia duchowego uzdrawianie staje się
przywróceniem jedności (jeżeli chodzi o etymologię, to w języku angielskim
słowa healing [uzdrawianie] i whole [jedność] pochodzą od tego samego
rdzenia) lub czymś, co tradycje duchowe nazywają oświeceniem. Pojawia się
tu jednak małe zamieszanie. Jeżeli duchowe oświecenie jest również
najwyższym poziomem leczenia, dlaczego rzekomo oświeceni ludzie
umierają w wyniku chorób takich jak rak (dzieje się to tak często, że Andrew
Weil żartobliwie określa oświecenie mianem zaproszenia dla raka). Dlaczego
oświecone osoby nie są w stanie się uzdrowić?

To prawda, że dwóch oświeconych współczesnych mistyków,


Ramakrishna i Ramana Maharshi, zmarło na raka. Sytuacja rozjaśni się nam
jednak, gdy zrozumiemy, że odkrycie jedności uzdrawia umysł z separacji
ego; uzdrowienie ego likwiduje witalne braki równowagi spowodowane
preferencjami emocjonalnymi, zaś brak preferencji emocjonalnych oznacza
brak strachu przed śmiercią na poziomie fizycznym.

Nikt więc nie cierpi i nie boi się śmierci w wyniku choroby. Po co zatem
ją leczyć? Innymi słowy, oświecone spojrzenie na świat może nie mieć sensu
dla osób patrzących na to z niższych poziomów!

Czy medycyna integralna to nauka?

Lekarze medycyny konwencjonalnej wciąż mogą wzbraniać się przed


medycyną integralną łączącą medycynę alternatywną i konwencjonalną.
Jeżeli uogólnimy medycynę w taki sposób, by dotyczyła także niefizycznych
obszarów rzeczywistości (lub nawet zaakceptowała ich istnienie), to czy
medycyna w ogóle pozostanie nauką? Nauka zależna jest od zgodności
danych eksperymentalnych. Skoro z definicji nie jesteśmy w stanie
zaobserwować świata niefizycznego za pomocą instrumentów fizycznych, to
w jaki sposób mielibyśmy osiągnąć zgodę w tej dziedzinie?
Odpowiedź na tego typu wątpliwości jest prosta. To prawda, że nasze
zindywidualizowane niefizyczne ciała, zarówno te witalne, jak i mentalne, nie
podlegają bezpośrednim pomiarom fizycznym, ale cechują się one
skojarzonym działaniem na płaszczyźnie fizycznej, które można zbadać za
pomocą eksperymentów laboratoryjnych. Co więcej, jako istoty świadome,
jesteśmy w stanie czuć, myśleć i korzystać z intuicji – to nasze bezpośrednie
połączenie z wymiarem witalnym, mentalnym i ponadmentalnym. Jeżeli
doktryna silnego obiektywizmu (głosząca, iż nauka powinna być niezależna
od podmiotów) zostanie zastąpiona doktryną słabego obiektywizmu (nauka
powinna być niezmienna w stosunku do podmiotów), to wtedy medycyna
może być zarówno podmiotowa, jak i naukowa.
Konwencjonaliści nadal mogą się wahać: załóżmy, że tak zwane
nietypowe dane dotyczące medycyny alternatywnej, leczenia umysłu i ciała,
łagodzenia bólu za pomocą akupunktury, ajurwedycznych dosz, leków
homeopatycznych bez wsparcia środków fizycznych, spontanicznego leczenia
i leczenia na odległość z pomocą modlitw są prawdziwe, ale ich niefizyczne
wyjaśnienia są pełne braków i niepotrzebne. Dlaczego mielibyśmy wierzyć,
że w niedalekiej przyszłości wszystkich tych fenomenów nie będzie się dało
wytłumaczyć w sposób stuprocentowo materialny? Przecież niemal udało
nam się wykazać, że homeopatia to placebo (leczenie za pomocą środków
udających leki podawanych przez lekarza wzmacniającego naszą wiarę),
a akupunktura wpływa na nasz układ nerwowy (więcej na ten temat w dalszej
części książki). Filozof Karl Popper określił takie nastawienie mianem
materializmu promisoryjnego. Promisoryjny materializm zawiera składane
przez materialistów puste obietnice rozwiązania paradoksu lub anomalii
w niedalekiej przyszłości i z zastosowaniem kolejnych przyszłych
materialistycznych pomysłów.

Przez dziesięciolecia materialiści promisoryjni starali się zastąpić umysł


mózgiem, ale nikomu jak dotąd nie udało się zbudować komputera, który
przetwarzałby znaczenie. Żaden biolog nie zdołał udowodnić, iż źródło
programów morfogenezy tkwi w genach lub cytoplazmie (Lewontin, 2000).
Nikt nie jest w stanie wytłumaczyć kreatywności bez zakładania idei przejścia
kwantowego do domeny ponadmentalnej (Goswami, 1999). Nikt też nie
znalazł materialistycznego wytłumaczenia rozdziału świadomości na podmiot
i obiekt. Te niefizyczne ciała świadomości zostaną więc z nami na zawsze,
a skoro tak, możemy wykorzystać je do rozwiązania anomalii nauki
i medycyny konwencjonalnej.

Trudna sytuacja, w jakiej znajdują się materialiści, przywodzi mi na myśl


pewną historię. Kobieta przychodzi do sklepu z odzieżą i ogłasza sprzedawcy,
iż chce kupić ponad 40 metrów materiału na suknię ślubną. Sprzedawca jest
zaskoczony. „Nie potrzeba pani tyle materiału”, przekonuje. „Nic pan nie
rozumie – odpowiada dama. – Mój narzeczony jest wyznawcą materializmu
promisoryjnego; on woli szukać niż znajdować”.

Podsumowując, przedstawiam modus operandi medycyny integralnej


w punktach:

Medycyna integralna opiera się na paradygmacie, według którego


choroby pojawiają się jednocześnie w więcej niż jednym spośród pięciu
ciał świadomości – fizycznym, witalnym, mentalnym, ponadmentalnym
i duchowym. Czasem jednak choroba może się pojawić na jednym
poziomie i rozprzestrzenić na pozostałe.

Celem medycyny integralnej nie jest leczenie chorób poprzez


koncentrowanie się na jednym poziomie (materialnym), tak jak
w przypadku alopatii, lecz celowanie we wszystkie negatywne zjawiska
zachodzące w dowolnym spośród wszystkich pięciu ciał świadomości.

Zarówno umysł, jak i energia witalna określane są jako miejsca,


w których może pojawić się choroba i w których może rozpocząć się
leczenie. Leczenie stosowane na wyższych płaszczyznach świadomości
automatycznie działa też na niższe płaszczyzny, ale proces ten wymaga
czasu.

Proste i inwazyjne techniki medycyny fizycznej przynajmniej częściowo


ustępują miejsca technikom bardziej subtelnym.

Choroba i dolegliwość nie określają tego samego zjawiska.

Ideę samoleczenia przyjmuje się jako element potencjału odgórnej


przyczynowości świadomości. Leczenie innych osób przyjmuje się jako
przykład nielokalności (więcej na ten temat w dalszej części książki).

W związku z powyższym, lekarze muszą współdziałać z pacjentem


w celu uleczenia go (patrz: rozdział 6).

Czytelnicy z pewnością zauważą, iż niektóre z tych idei są już wdrażane


w szkołach medycyny alternatywnej, takich jak np. naturopatia. Nowym
elementem jest tu myślenie kwantowe, świadome zastosowanie zasad
mechaniki kwantowej w celu opracowania kompleksowego i skutecznego
systemu leczenia. Dzięki własnym zasługom wielu lekarzy już doceniło wagę
myślenia kwantowego stosowanego w medycynie; oni stali się już lekarzami
kwantowymi. To właśnie będzie tematem kolejnego rozdziału.
ROZDZIAŁ 5
Nowy paradygmat myślenia grupy
współczesnych lekarzy

P aradygmat to parasol metafizycznych założeń i dodatkowych ukrytych


przypuszczeń oraz domniemanych lub bezpośrednich systemów logicznych,
stosowanych w codziennych badaniach przez grupę naukowców z danej
dziedziny nauki. Zgodnie z powyższym, medycyna konwencjonalna również
ma swój paradygmat oparty o materialistyczną metafizykę, fizykę klasyczną,
biochemię i biologię molekularną oraz neodarwinizm.

Do czego potrzebna nam zmiana paradygmatu w medycynie? Filozof


Thomas Kuhn, który sformułował ideę paradygmatów i ich zmian, twierdził,
iż paradygmat jest użyteczny dla osób z niego korzystających tylko do
momentu, kiedy zaczyna on przejawiać paradoksy, których nie da się
rozwiązać, a także kiedy tworzy nieprawidłowe dane, których nie da się
wyjaśnić. Dlaczego potrzebujemy zmiany paradygmatu w medycynie?
Ponieważ badania kliniczne potwierdzają skuteczność praktyk medycyny
alternatywnej, która to skuteczność jest paradoksem dla świata medycyny
konwencjonalnej (patrz: rozdział 1). Ponadto, dysponujemy rozstrzygającymi
danymi dotyczącymi leczenia spontanicznego, leczenia modlitwą na
odległość, a nawet leczenia z użyciem placebo, zaś wszystkie te dane
stanowią anomalię z punktu widzenia głównego obowiązującego
paradygmatu. Widać więc wyraźnie, że potrzebny nam nowy paradygmat
integrujący, który będzie pełnić funkcję parasola zarówno dla praktyk
medycyny konwencjonalnej, jak i alternatywnej. W poprzednich dwóch
rozdziałach opisałem z grubsza właśnie taki paradygmat – medycynę
integralną.
W niniejszym rozdziale chciałbym poświęcić nieco miejsca historii,
zarówno w celu oddania szacunku tym, którym się on należy, jak i po to, by
opisać liczne paradoksy i anomalie, z którymi medycyna konwencjonalna nie
może sobie poradzić, a które z łatwością rozwiązać można przy zastosowaniu
nowego paradygmatu (będzie to tematem kolejnego rozdziału).

Problemy związane z fizyką klasyczną

Prawda jest taka, że większość lekarzy nadal rozumuje zgodnie


z zasadami fizyki klasycznej, chociaż od pojawienia się nowych kwantowych
koncepcji minęło już 100 lat. Fizyka klasyczna oferuje nam kilka
niewłaściwych założeń, z których najbardziej szkodliwe jest przekonanie, iż
gdzieś istnieje niezależna, odseparowana od naszej, całkowicie obiektywna
rzeczywistość, czyli rzeczywistość niezależna od świadomości. W świecie
medycyny ta fałszywa teza zmusza lekarzy do ignorowania przyczynowości
cechującej świadomość zarówno lekarza, jak i pacjenta. Taka postawa
przeczy nie tylko dowodom, lecz nawet zdrowemu rozsądkowi.

Mary Baker Eddy (1906), twórczyni Stowarzyszenia Nauki


Chrześcijańskiej, przez większość życia cierpiała na chorobę przewlekłą.
W roku 1866, w wyniku nieszczęśliwego wypadku, doznała urazu, który
nieomal doprowadził do jej śmierci. Jakimś cudem udało jej się nie tylko
wyzdrowieć, lecz również wejść w posiadanie wiedzy, która stała się
podstawą działalności Stowarzyszenia Nauki Chrześcijańskiej. Twierdziła, iż
choroby nie są prawdziwe i stanowią jedynie stworzoną przez świadomość
iluzję. Świadomość zaś może wyleczyć te choroby poprzez rozbicie
i restrukturyzację systemu przekonań.
Kolejnym szkodliwym uprzedzeniem większości lekarzy jest surowy
materializm, przekonanie, iż wszystko składa się z materii oraz zależnych od
niej energii i pól siłowych. W myśl tego poglądu umysł i świadomość
stanowią epifenomeny materii. Cząstki elementarne tworzą konglomeraty
zwane atomami, atomy tworzą molekuły, molekuły tworzą komórki,
z których złożone jest ciało, w tym także mózg, zaś mózg tworzy świadomość
i umysł. Jeżeli przyjmiemy ten pogląd – doktrynę przyczynowości oddolnej
(nazwanej tak dlatego, że cała przyczynowość wywodzi się z najniższych
etapów cząstek elementarnych), będziemy musieli zdegradować świadomość
do roli zjawiska ozdobnego, nieposiadającego żadnej zdolności
przyczynowej. Taki sposób myślenia nie zostawia żadnego miejsca na
samoleczenie, tym bardziej że każe on postrzegać umysł jako coś
synonimicznego z mózgiem, bez choćby najmniejszego uwzględnienia
znaczenia.

Wielu lekarzy, przynajmniej prywatnie, przyznałoby, że w leczeniu jest


miejsce dla znaczenia, a mianowicie dla znaczenia choroby, które dostrzega
pacjent (Dossey, 1989). Skąd jednak bierze się znaczenie? Mózg postrzegany
w kategoriach klasycznego komputera nie jest w stanie przetwarzać znaczenia
(patrz: rozdział 3). Znaczenie może przetwarzać tylko umysł. Skoro materia
jest jedyną podstawą bytności rzeczy, nie ma w niej miejsca na zjawiska
pozafizyczne, takie jak chi czy prana, czyż nie? Pod wpływem realizmu
materialistycznego nawet osoby zajmujące się medycyną Wschodu padły
ofiarą takiego myślenia i przyjęły postawę defensywną. Przez dłuższy czas
szukały one materialnych wyjaśnień dla swoich idei, ale obecnie trend ten
ulega odwróceniu.

W przypadku myślenia klasycznego, o świadomości, umyśle i energii


witalnej myślimy jako o epifenomenach lub jako o bytach świata
oddzielonego. W takim jednak przypadku mamy do czynienia z dualizmem –
jak mogą wzajemnie na siebie oddziaływać odseparowane obiekty dwoiste
(Stapp, 1995)? Zwolennicy myślenia klasycznego w medycynie zmuszeni są
więc do zignorowania naukowo udowodnionych informacji dotyczących
leczenia umysłu i ciała oraz tradycyjnej medycyny chińskiej i hinduskiej,
a także homeopatii. Mogą też popełnić inną filozoficzną gafę – przypisywać
mózgowi i ciału fizycznemu zdolności przyczynowej świadomości, która to
świadomość działa w połączeniu z energią witalną i umysłem.
Istnieją dane bezpośrednio pozostające w sprzeczności z innymi
klasycznymi uprzedzeniami lekarzy. Jednym z takich uprzedzeń jest ciągłość.
Zwolennicy medycyny konwencjonalnej wierzą, iż proces leczenia napędzany
jest przez przyczyny, które działają w sposób ciągły. W myśl tego
rozumowania leczenie wygenerowane przez te przyczyny musi również być
ciągłe i stopniowe. Uprzedzenie faworyzujące ciągłość wymusza gradualizm
w przypadku remisji choroby. Istnieje jednak wiele doskonale znanych
przypadków remisji spontanicznej, w tym także dotyczących ostrych
przypadków chorób nowotworowych (Chopra, 1989; Weil, 1995; Schlitz
i Lewis, 1997), kiedy to remisja nie była stopniowa, lecz nagła!

Kolejnym uprzedzeniem jest wiara w lokalność – wszystkie przyczyny


i skutki muszą być lokalne i rozprzestrzeniać się za pomocą sygnałów, co
zajmuje skończoną ilość czasu. Tego typu myślenie rozbija się
o udokumentowane dowody świadczące o tym, iż modlitwa, nawet
w przypadku znacznej odległości dzielącej osobę chorą i osobę modlącą się
i nawet w przypadku braku fizycznego sygnału docierającego do pacjenta, ma
zdolności lecznicze (Byrd, 1988; Dossey, 1989).

Myślenie kwantowe w medycynie

W 1982 roku lekarz Larry Dossey napisał książkę zatytułowaną Space,


Time and Medicine (Przestrzeń, czas i medycyna). Pamiętam, jak patrzyłem
na tę publikację – byłem wtedy wielkim fanem książek z nurtu New Age,
więc jak mógłbym po nią nie sięgnąć? Było to jeszcze przed opublikowaniem
znanego dziś eksperymentu autorstwa Alaina Aspecta, który definitywnie
udowodnił nielokalność kwantową, czyli nieopartą na sygnałach komunikację
pomiędzy skojarzonymi obiektami kwantowymi. Dossey jednak już wtedy
pisał o nielokalności w medycynie: zachęcał lekarzy do porzucenia
klasycznego poglądu na czas i przestrzeń oraz do zaakceptowania
nielokalności kwantowej, czyli zjawisk zachodzących na odległość.
Sześć lat później lekarz Randolph C. Byrd (1988) przeprowadził
podwójnie ślepą próbę dotyczącą leczenia za pomocą modlitw odmawianych
na odległość. Podczas tego eksperymentu, przeprowadzonego w szpitalu
w San Francisco, badano grupę pacjentów pod kątem szybkości ich powrotu
do zdrowia, ale o zdrowie tylko kilku, losowo wybranych chorych modliła się
zlokalizowana z dala od szpitala grupa modlitewna. Osoby modlące się nie
znały ani lekarzy, ani pacjentów. Wyniki eksperymentu okazały się
historyczne: chorzy, o których zdrowie się modlono, wracali do zdrowia
szybciej! Modlitwa pomaga w wyzdrowieniu, nawet jeżeli odmawiana jest
z dala od chorego. Nielokalność jest istotna dla leczenia! Czy fizyka
kwantowa naprawdę ma znaczenie dla medycyny? Czy nielokalność
wykazana w przypadku leczenia za pomocą modlitw stanowi przykład
nielokalności kwantowej? Odpowiedź znaleźć można w rozdziale 6.

W 1989 roku światło dzienne ujrzała kolejna publikacja, dotycząca


możliwego zastosowania fizyki kwantowej w leczeniu. Książka nosi tytuł
Zdrowie bez granic: leczenie ducha i ciała na poziomie kwantowym, zaś jej
autorem jest sławny Deepak Chopra, były endokrynolog, obecnie lekarz
ajurwedy. Chopra uważa myślenie kwantowe za wyjaśnienie dla niektórych
przypadków leczenia umysłu i ciała, które wyglądały na fenomen
samoleczenia, czyli przypadki, w których pacjent uzdrawia sam siebie.

Lekarzy konwencjonalnych wprawia w osłupienie nie tylko samoleczenie,


lecz również sama dziedzina leczenia umysłu i ciała, ponieważ w ich
rozumieniu jaźń i umysł to mózg lub zjawiska dwoiste, a więc uzasadnianie
ich istnienia jest dualizmem. Chopra sugeruje, że być może umysł wchodzi
w interakcję z ciałem za pomocą mechanicznego ciała kwantowego,
a interakcję tę wspomaga świadomość. Chopra wysuwa więc ideę
przyczynowości odgórnej powodowanej przez świadomość w stylu
kwantowym. Zainspirowały go do tego obserwacje dotyczące nieciągłych
„skoków kwantowych” w procesie leczenia.
Wielu lekarzy już kilka dekad temu pozbyło się klasycznych uprzedzeń.
Jednym z nich był Andrew Weil. Jeszcze przez Choprą, w roku 1983, Weil
namawiał lekarzy do przyjrzenia się fizyce kwantowej w poszukiwaniu
sposobów na ponowne wprowadzenie świadomości do świata leczenia (Weil,
1983). Co więcej, Weil sugerował, iż przypadki spontanicznych powrotów do
zdrowia mogą być rezultatem „nagłego oświecenia”.

Weil opisywał przypadek pacjentki opisanej jako S.R., u której


zdiagnozowano chorobę Hodgkina (rak układu chłonnego). Choroba ta
postępuje w czterech etapach; S.R. była już na etapie 3. Kobieta była wtedy
w ciąży, której nie chciała stracić, więc nie wyraziła zgody na radioterapię ani
na chemioterapię i znalazła sobie nowego lekarza. Pod jego opieką zgodziła
się na operację, a nawet na radioterapię, ale jej stan zdrowia wciąż się
pogarszał.

Przypadkiem okazało się, że jej lekarz badał zastosowanie LSD podczas


terapii u pacjentów cierpiących na choroby nowotworowe. Pod jego
nadzorem kobieta odbyła kierowaną sesję LSD, podczas której lekarz polecił
jej, by dotarła do głębi własnej osobowości i nawiązała kontakt z życiem,
które tli się w jej macicy. S.R. udało się tego dokonać w momencie, gdy
lekarz zapytał ją, czy aby wyzdrowieć, ma prawo poświęcić nowe życie. To
właśnie wtedy S.R. doznała nagłego oświecenia i zrozumiała, że wybór
między życiem a śmiercią należy do niej. Po tym wydarzeniu w jej sposobie
życia musiało zajść wiele zmian, ale kobieta wyzdrowiała. Co więcej,
urodziła zdrowe dziecko.
Jest to wydarzenie wyraźnie wskazujące, że mamy możliwość
kształtowania własnej rzeczywistości, ale by tego dokonać, musimy osiągnąć
nietypowy dla nas, „oświecony” stan świadomości.

Kwantowe załamanie fal możliwości jest w sposób fundamentalny


nieciągłe. Pomimo iż w normalnym życiu nasze uwarunkowanie ukrywa
przed nami ten brak ciągłości lub wolność wyboru (Mitchell i Goswami,
1992), to w istocie posiadamy ten dar, a jego skuteczność pojawia się podczas
czegoś, co nazywamy zjawiskiem twórczym – oświeceniem, o którym pisał
Weil, opisując przypadek S.R. W kwantowym światopoglądzie spontaniczne
(a co za tym idzie – nieciągłe) zjawiska uzdrowień mogą być postrzegane
jako przykłady kreatywności w leczeniu.
Załamanie kwantowe jest również fundamentalnie nielokalne. Dlatego też
nielokalność leczenia, podobnie jak w przypadku leczenia za pomocą
modlitw, można wytłumaczyć w sposób kwantowy.

W kolejnym rozdziale jeszcze bardziej zagłębimy się w świat fizyki


kwantowej, by zrozumieć jej dary dla świata medycyny – nauki o życiu,
zdrowiu, leczeniu i śmierci.
ROZDZIAŁ 6
Więcej o fizyce kwantowej i o tym, co
wnosi ona do medycyny

B yć może tytuł rozdziału wydaje się niektórym z czytelników


niepokojący, ale pragnę uspokoić: rozdział w mniejszym stopniu omawia
zagadnienia fizyki kwantowej, skupia się za to na jej wpływie na nowy
paradygmat myślenia w kwestiach zdrowia oraz leczenia. Z poprzednich
rozdziałów powinniśmy już pamiętać, że trzema darami fizyki kwantowej są:
przyczynowość odgórna, nielokalność i nieciągłość. Rozważania nad
sposobem, w jaki możliwości kwantowe stają się wydarzeniami (których
można doświadczyć), doprowadziły do odkrycia kolejnego daru fizyki
kwantowej. Nazywamy go hierarchią splątaną. Niech ta koncepcja pozostanie
na razie tajemnicą, wyjaśnię ją później.

Zacznijmy od odrobiny historii. Co to jest kwant? Pod względem


etymologii słowo to wywodzi się z łaciny i oznacza ilość, ale fizyk Max
Planck, który jako pierwszy wprowadził ten termin do fizyki w swojej
nowatorskiej pracy z roku 1900, miał na myśli nieco inne znaczenie. Dla
Plancka, a także fizyki kwantowej, słowo „kwant” oznacza najmniejszą ilość.
Na przykład kwant światła, zwany protonem, jest najmniejszą wiązką energii,
której nie da się już podzielić na mniejsze elementy.

Jeśli nadal koncepcja ta jest niejasna, może przykład z życia codziennego


pomoże lepiej ją zrozumieć: cent, pens lub grosz stanowią najmniejszą ilość
pieniędzy – nie istnieje pół centa czy pół grosza.

Przyczynowość odgórna
Obiekty kwantowe są falami możliwości. Kiedy ich nie obserwujemy,
rozchodzą się niczym fale na powierzchni stawu, gdy puszcza się na nim
kaczki. Fala kwantowa jednak rozszerza się nie w czasie i przestrzeni, lecz
w królestwie możliwości, czyli królestwie, które Heisenberg określa mianem:
potencja. Kiedy patrzymy i dokonujemy pomiaru, wówczas fala możliwości
załamuje się; to, co wcześniej rozprzestrzeniało się (w kategorii możliwości),
zostaje umiejscowione w rzeczywistości jako wydarzenie w czasie
i przestrzeni; to, co miało wiele form w świecie potencji, przyjmuje jedną
płaszczyznę, w której się manifestuje (ilustracja 7).

Ilustracja 7. Dwie fazy rozwoju obiektu kwantowego w czasie. Obiekt kwantowy rozszerza się jako fala
możliwości, kiedy nikt nie patrzy. Ruch ten jest ciągły i uwarunkowany przez matematykę kwantową.
Kiedy patrzymy, fala możliwości załamuje się etapami. Ten niezwyczajny, nieciągły ruch nie jest
uwarunkowany przez matematykę czy algorytmy

Rozważmy następujący przykład. Załóżmy, że uwalniamy w jakimś


pomieszczeniu elektron. Fala możliwości tego elektronu, gdy nie będziemy na
niego patrzeć, rozszerzy się w potencji. Oznacza to, że elektron posiada
możliwość rozprzestrzenienia się na całe pomieszczenie zaledwie w kilka
chwil. Każda możliwość, każde możliwe położenie elektronu wiąże się
z prawdopodobieństwem powstania rozkładu (ilustracja 8). Gdy patrzymy,
fala załamuje się, elektron zaś manifestuje się jako jedno z możliwych
położeń; wtedy wykrywacz elektronów (np. licznik Geigera) umieszczony
w pomieszczeniu zaczyna tykać.
Ilustracja 8. Rozkład prawdopodobieństwa kwantowego

W królestwie możliwości elektron nie jest oddzielony od naszej


świadomości. Jest to sama możliwość świadomości, możliwość materialna.
Kiedy świadomość załamuje falę możliwości poprzez wybranie jednej
z możliwych płaszczyzn elektronu, płaszczyzna ta staje się rzeczywistością.
Fala możliwości wykrywacza elektronów także jednocześnie załamuje się,
powodując tykanie; załamuje się też fala możliwości umysłu osoby
obserwującej, która to tykanie odbiera.

Sposób, w jaki fala elektronu, wykrywacza oraz umysłu rozszerza się


w królestwie możliwości, a także to, jakie płaszczyzny obierane są przez te
fale, jest uwarunkowane przyczynowością odgórną oraz dynamiką interakcji
między cząstkami elementarnymi. Tę część możemy obliczyć w ramach
matematyki kwantowej, przynajmniej teoretycznie. Załamywanie się fal
możliwości jest wynikiem świadomego wyboru, przyczynowości odgórnej,
która nie mieści się w ramach żadnych praw matematycznych czy
algorytmów. Ten wybór przyczynowości odgórnej jest wolny
i nieprzewidywalny.

Nieciągłość
Następnie przyjrzyjmy się koncepcji nieciągłości. Duński fizyk Niels
Bohr podarował nam obraz nieciągłego ruchu, który w sposób jasny
i przejrzysty obrazuje tę ideę. Wszyscy wiemy, że elektrony poruszają się po
orbicie wokół jąder atomowych, tak jak planety krążą wokół Słońca. Mamy
wtedy do czynienia z ruchem ciągłym. Kiedy jednak elektron przeskoczy
z jednej orbity atomowej na inną – jak powiedział Niels Bohr – przeskok ten
jest nieciągły; elektron nigdy nie pokona przestrzeni między tymi orbitami:
znika z jednej orbity i pojawia się na innej. Podobne jak Bohr, nazywamy ten
nieciągły ruch przeskokiem kwantowym (ilustracja 9).

Ilustracja 9. Przeskok kwantowy widziany przez Bohra. Fizyk ten twierdził, że gdy elektrony przeskakują
z jednej orbity atomowej na inną, nigdy nie pokonują przestrzeni między tymi orbitami

Matematyk John von Neumann (1955) bardziej szczegółowo wyjaśnił rolę


ruchu ciągłego i nieciągłego w fizyce kwantowej. Obiekty kwantowe opisane
są jako superpozycje możliwych płaszczyzn, bądź też fale możliwości. Jak
zauważył Neumann, fale możliwości rozwijają się w czasie na dwa wyraźnie
określone sposoby. Między obserwacjami lub pomiarami ich ruch jest ciągły,
rozprzestrzeniają się niczym fale w królestwie możliwości, w sposób ciągły,
w zazwyczaj możliwych do prześledzenia odcinkach. Kiedy jednak
obserwujemy je podczas pomiaru kwantowego, fale możliwości załamują się
w sposób nieciągły, przechodząc z rozszerzonej fali do umiejscowionej
w określonym położeniu cząstki, z obiektu wieloaspektowego do jednej
płaszczyzny, a wszystko to podczas jednego spontanicznego,
bezprzyczynowego przeskoku.

Nielokalność

Pojęcie nielokalności kwantowej wprowadził nie kto inny, jak Albert


Einstein, który w roku 1935, wraz z dwoma współpracownikami, Borisem
Podolskim i Nathanem Rosenem, opublikował pracę mającą na celu
zdyskredytowanie fizyki kwantowej. Einstein, Podolsky i Rosen (1935)
wskazali, że wzajemne oddziaływanie łączy dwa obiekty kwantowe
w nielokalną całość. Załamanie kwantowe fali możliwości jednej części
takiego systemu musi natychmiast spowodować załamanie fali możliwości
pozostałej części. Jest to momentalne działanie na odległość. Jednak zgodnie
z teorią względności, nic nie może dziać się od razu. Teoria ta mówi, że
wszystkie sygnały, które przekazują jakąś czynność od jednego ciała do
innego, muszą podróżować z prędkością światła (300 000 km/s). Trójka
wspomnianych badaczy w ogóle nie rozumiała jednak przesłania fizyki
kwantowej.

Załamanie kwantowe, nie przecząc teorii względności, może być


nielokalne, ponieważ ma ono miejsce poza czasoprzestrzenią. Nie możemy
zobrazować załamania kwantowego jako załamania podatnej na to parasolki.
Fale możliwości dwóch związanych ze sobą części systemu istnieją
w królestwie potencji, poza czasem i przestrzenią, gdzie są ze sobą
powiązane; podczas załamania rzeczywiście powiązane ze sobą wydarzenia
manifestują się w sposób nieciągły w czasoprzestrzeni. Nielokalne połączenie
kwantowe, które tak zdumiało Einsteina i jego współpracowników, leży poza
płaszczyzną czasu i przestrzeni. To połączenie kwantowe prowadzi do
bezsygnałowej komunikacji, a co za tym idzie, nie przeczy teorii
względności.
Dar przyczynowości odgórnej

Więc jak to wszytko ma się do naszego postrzegania samych siebie,


zwłaszcza w odniesieniu do naszego zdrowia oraz leczenia? Rozważmy
najpierw przyczynowość odgórną. Kiedy eksperci oraz miłośnicy fizyki
kwantowej po raz pierwszy w latach 70. dostrzegli potencjał przyczynowości
odgórnej, wielu z nich poczuło ekscytację. Wkrótce fizyk Fred Alan Wolf
wprowadził hasło „sami wybieramy swoją rzeczywistość”, które potem stało
się mantrą ruchu New Age. Wielu ludzi zaczęło stosować przyczynowość
odgórną w praktyce, starając się za pomocą tego zjawiska spowodować
pojawienie się np. samochodu marki Cadillac czy czegoś podobnego. Kiedy
okazywało się to niemożliwe, zaczęli podejmować próby manifestowania
miejsc parkingowych dla swoich samochodów – cadillaców i innych marek.
Ale to również im się nie udawało.

Oczywiście istnieją pewne subtelności dotyczące przyczynowości


odgórnej, o których nie wiedzieli ówcześni entuzjaści tej koncepcji. O jakich
niuansach mowa?

Jeden z nich już poznaliśmy: kim jesteśmy w odniesieniu do całego


świata? Czy możemy stosować przyczynowość odgórną w świecie, który nie
jest częścią nas w taki sposób, byśmy nie musieli ponosić odpowiedzialności
za nasze czyny, czy może świat i my to jedność i musimy przyjąć
odpowiedzialność wraz z naszą wolnością wyboru? By zrozumieć
przyczynowość odgórną jako potężną siłę według fizyki kwantowej, należy
uznać, że tylko ta druga opcja jest prawdziwa – świadomość jest podstawą
wszelkich form istnienia. Filozof Victor Frankl powiedział: „Musimy
dopełnić Statuę Wolności stojącą na wschodnim wybrzeżu Statuą
Odpowiedzialności na zachodnim”. Otóż to – zdaje się mówić fizyka
kwantowa.
Więc na razie wszystko jasne. Nasz wybór zdrowia, nie zaś choroby, nie
może być lekkomyślny – musimy dbać o siebie w sposób rozsądny, na
przykład odpowiednio zmieniając styl życia. Ale czy możemy to zrobić,
poprzestając jedynie na akcie wyboru albo na samym pragnieniu zmian?
Skoro nie umiemy zmaterializować samochodu swoich marzeń za pomocą
myślenia o nim, jaką mamy gwarancję, że możemy być zdrowi tylko dlatego,
że tego pragniemy – nawet jeśli bylibyśmy gotowi obiecać sobie
odpowiedzialne przestrzeganie pewnych zasad, mających nam zapewnić
zdrowie?
Mistycy uważają, że pytanie „kim jesteśmy?” jest dość subtelne. Mówią,
że aby się tego dowiedzieć, musimy wykonać jeszcze mnóstwo duchowej
pracy, w sanskrycie określanej słowem joga (oznaczającym „unię” lub
„integrację”). Na szczęście fizyka kwantowa (a konkretnie przesłanki
pomiarów kwantowych) udziela konkretnych odpowiedzi dotyczących naszej
natury, naszej świadomości. Kiedy zrozumiemy i wprowadzimy w życie
podstawy teorii pomiaru kwantowego, będziemy w pewnym sensie
praktykować jogę. Nazywam ją jogą kwantową – naukową ścieżką ku
odkryciu tego, kim jesteśmy.

Krótko mówiąc, założenia pomiaru kwantowego pozwalają nam zdobyć


następujące informacje na temat naszej świadomości:

Świadomość jest podstawą wszelkich form istnienia.


Materia, energie witalne, znaczenie umysłowe oraz archetypy
nadprzyrodzone – to wszystko stanowi kwantowe możliwości
świadomości.
Dokonujemy wyborów – nie w zwyczajnym stanie świadomości, który
nazywamy ego, lecz w stanie niezwykłym, określanym jako świadomość
jednocząca, nielokalna lub kosmiczna; w stanie, w którym postrzegamy
siebie i innych jako jedność.
W razie załamania kwantowego świadomość rozpada się na elementy,
które znamy jako świadomość podmiotu i przedmiotu – przy czym
podmiot postrzega obiekt jako odrębną cząstkę.
Doświadczenia z przeszłości przesłaniają naszą kosmiczną naturę,
pchając nas ku widocznej indywidualności, ku naszemu ego, poprzez
proces, który możemy nazwać warunkowaniem.
Pierwsze dwa spośród wymienionych założeń już znamy i możliwe, że
włączyliśmy je do naszego życia. Od razu też zauważamy istotne znaczenie
trzeciej zależności: nie dokonujemy wyborów płynących z naszego
zwyczajnego ego. Tak więc pozytywne myślenie o naszym zdrowiu
niekoniecznie oznacza, że będziemy zdrowi.
W jaki sposób możemy więc manifestować nasz potencjał
przyczynowości odgórnej? Kolejne strony tej książki, poświęcone teorii
pomiaru kwantowego, dostarczą nam konkretnych wskazówek. By nasza
dyskusja była jeszcze bardziej interesująca, przytoczę kilka wyjaśnień
związanych ze zdrowiem i z leczeniem. Gotowi na odrobinę jogi kwantowej?

Nielokalność świadomości

Rozważmy paradoks, który został po raz pierwszy przedstawiony przez


laureata Nagrody Nobla w dziedzinie fizyki, Eugene’a Wignera, na temat
założenia, że załamanie kwantowe składa się ze świadomości wybierającej
rzeczywistość i odrzucającej możliwości kwantowe. Takie załamanie
spowodowane jest tym, że świadomy wybór dokonywany przez
obserwującego wywołuje widmo chaosu w przypadku, gdy mamy do
czynienia z dwiema osobami obserwującymi i dwoma sprzecznymi ze sobą
wyborami. By poprzeć te rozważania przykładem, przeanalizujmy
następujący scenariusz. Załóżmy, że dwie osoby dojeżdżają do sygnalizatora
świetlnego z prostopadłych ulic. Powiedzmy, że sygnalizator ten jest
urządzeniem kwantowym z dwiema opcjami: światłem zielonym oraz
czerwonym. Jako osoby zapracowane i zabiegane, obaj nasi obserwatorzy
będą oczywiście chcieli, by ich sygnalizator pokazał zielone światło. Jeżeli
oba wybory zmaterializują się, powstanie chaos. By go uniknąć, tylko jedna
z tych osób może mieć prawo takiego wyboru. Ale na jakiej podstawie ją
wyznaczymy? Która z nich będzie mogła zdecydować?
Wigner był zakłopotany tą kwestią, gdyż jego zdaniem jedynym
wyjaśnieniem przedstawionego problemu dysponuje filozofia zwana
solipsyzmem – twierdząca, że tylko my jesteśmy prawdziwi, zaś wszyscy inni
stanowią wytwór naszej wyobraźni. W myśl tego, jeśli jesteśmy jedną z osób
przed wspomnianym skrzyżowaniem, to my dokonujemy wyboru, a więc nie
ma tu paradoksu.

Wielu ludzi naprawdę postrzega świat przez pryzmat solipsyzmu. Jakaś


gwiazda z Hollywood spotyka znajomą, z którą się dawno nie widziała. Czuje
podekscytowanie i zaprasza koleżankę na „kawę i plotki”. Ale w przypływie
emocji zaczyna paplać bez końca, aż w pewnym momencie zdaje sobie z tego
sprawę i mówi: „No popatrz, wciąż tylko mówię o sobie. Porozmawiajmy
może teraz o tobie. Więc… co o mnie sądzisz?”.

Mimo wszystko rozumiemy niepewność Wignera, ponieważ każdy z nas


czuje się solipsystycznie wobec innych. Na szczęście istnieje inne
rozwiązanie powyższego problemu, które umknęło Wignerowi, a zostało
odkryte przez trzech innych, pracujących niezależnie od siebie, badaczy
(Bass, 1971; Goswami, 1980, 1993; Blood, 1993, 2001): skoro zawsze jedna
świadomość dokonuje wyboru spoza naszej rzeczywistej odrębności,
paradoks także znika. Świadomość jednocząca może dokonywać wyborów
obiektywnie. Przy znacznej liczbie sytuacji podobnych do tej opisanej
powyżej, każda z osób na skrzyżowaniu dostanie zielone światło według
swego wyboru, ale w co drugim przypadku. Obowiązuje tu przewidywanie
prawdopodobieństwa. Jednak wyjaśnienie to pozostawia miejsce na wyjątek
(jak choćby karetka pogotowia jadąca na sygnale), jaki może zaistnieć
w każdym z wielu przypadków takiej sytuacji.

Świadomość jest więc jedna i uniwersalna lub – jak określił to Erwin


Schrödinger, jeden ze współodkrywców matematyki kwantowej –
świadomość to liczba pojedyncza, dla której nie istnieje odpowiednik
w liczbie mnogiej. Nie ma więc „dwóch świadomości”. Nasza
indywidualność jest iluzorycznym epifenomenem doświadczenia (co opisuję
w dalszej części książki).
Czy możemy zatem dokonać wyboru między zdrowiem a chorobą? Czy
możemy wyleczyć siebie z choroby, korzystając tylko z potęgi
przyczynowości odgórnej? Owszem, możemy, ale pod warunkiem, że
rozwiniemy umiejętność wzniesienia się ponad swoje ego i dążenia ku
świadomości jednoczącej.

Nieżyjący już redaktor czasopisma „Sunday Review”, Norman Cousins


(1989), wyleczył się z poważnej choroby poprzez kurację śmiechem
wywoływanym pod wpływem zabawnych filmów i komiksów. Chociaż
istnieją plotki, że Cousins stosował w tajemnicy przed światem medycynę
homeopatyczną, do czego nie chciał przyznać się publicznie, nie mam
wątpliwości, że terapia śmiechem także w znacznej mierze wpłynęła na
poprawę stanu jego zdrowia. Śmiech pojawia się, gdy nie traktujemy siebie
zbyt poważnie. Jak mawiał filozof Gregory Bateson, śmiech jest połową drogi
ku wzniesieniu się ponad swoje ego (więcej na ten temat w dalszej części tej
książki).

Nielokalność kwantowa i leczenie na odległość

Fizyk Alain Aspect i jego współpracownicy (1982) zbadali nielokalność


kwantową w ramach eksperymentu laboratoryjnego, w którym dwa
powiązane fotony wysłane jednocześnie przez atom w przeciwnych
kierunkach były zawsze załamywane w tym samym stanie rzeczywistości
(polaryzacji), chociaż nie wysyłały do siebie żadnych sygnałów.
Rzeczywiście, skorelowane obiekty kwantowe mogą wzajemnie na siebie
oddziaływać na odległość bez komunikowania się, a dzieje się tak wyłącznie
dzięki ich kwantowemu połączeniu nielokalnemu.
Oczywiście tego typu eksperymenty – ten przeprowadzony przez Aspecta
nie jest tu wyjątkiem – zwykle wymagają zastosowania wielu rozpadających
się atomów oraz par fotonów skojarzonych. Eksperyment Aspecta obrazuje
nielokalność kwantową, lecz tylko wtedy, gdy zauważymy zgodność stanów
(polaryzacji) jednego fotonu w jednym wykrywaczu w danym miejscu
i porównamy go ze skojarzonym fotonem w innym wykrywaczu oraz
miejscu. Nie zachodzi jednak zgodność danych zgromadzonych
w którymkolwiek z wykrywaczy. Dane wydają się całkowicie losowe, czego
należy się jednak spodziewać. Obiekty kwantowe są obliczane jako fale
możliwości, zaś matematyka kwantowa pozwala nam na obliczanie
prawdopodobieństwa wystąpienia każdej z tych możliwości. W tym sensie
fizyka kwantowa ma charakter probabilistyczny, gdyż o większości wydarzeń
decyduje wybór losowy. To oznacza, że wolny wybór istniejący w stosunku
do indywidualnych wydarzeń zawsze jest wykorzystany tak, aby zachować
losowość dla większej liczby wydarzeń danego typu.
Wobec powyższego, nielokalność kwantowa z eksperymentu Aspecta
bardziej przypomina zdarzenie z serii tych, jakie Carl Jung nazywał
synchronicznością – czyli znaczące zbiegi okoliczności spowodowane
wspólnym celem. Do dwóch wydarzeń dochodzi w dwóch różnych miejscach.
Nie możemy jednak stwierdzić synchroniczności – tego, że zachodzi
znaczący zbieg okoliczności – dopóki nie porównamy obu zdarzeń.

Przypadki synchroniczności nie są obce literaturze poświęconej leczeniu:


taki a taki lekarz jest entuzjastycznie nastawiony do nowego leku, który
otrzymał od firmy farmaceutycznej. Przepisuje ten lek pacjentowi. Wyniki
jego działania są tak zadowalające, że ów lekarz czuje się zobowiązany
porównać je z działaniem placebo (tzw. cukrowej tabletki). Teraz jednak
pacjent nie czuje się tak dobrze, więc kiedy nasz medyk pisze do producenta
z prośbą o więcej próbek wspomnianego leku, producent przeprasza, gdyż
zaszła pomyłka i lekarzowi wysłano placebo, a nie lek. Wyleczenie, które
nastąpiło, to klasyczny przypadek skutecznego działania placebo. Co jednak
sprawiło, że producent leku popełnił błąd? Synchroniczność lub nielokalność
kwantowa według Aspecta będzie tu adekwatnym wytłumaczeniem.
W poprzednim rozdziale pisałem o danych Randolpha Byrda dotyczących
leczenia na odległość, odnoszących się do chorych poddanych podwójnie
ślepej próbie. Pacjenci, o których wyzdrowienie – właśnie na odległość –
wznosiły modły grupy modlitewne, wrócili do zdrowia szybciej
w porównaniu z kontrolną grupą pacjentów, o których się nie modlono. Czy
nielokalność kwantowa – w stylu Aspecta – może być wytłumaczeniem dla
tego typu zjawisk?
Odpowiedź brzmi: nie. Jak wspomniałem już wcześniej, skoro dane
Aspecta w każdym dowolnym miejscu są losowe, zaś sensowna wiadomość
musi wiązać się z korelacją między dwoma kolejnymi wydarzeniami
dziejącymi się w tym samym miejscu, nie istnieją żadne dane, które mogłyby
być odczytane w jakiejkolwiek lokalizacji wykrywacza. Nie jest więc
możliwy transfer informacji poprzez tego typu kwantową nielokalną relację
pomiędzy dwoma obiektami kwantowymi.

W roku 1993, kiedy ukazała się moja pierwsza książka na temat


świadomości kwantowej (Goswami, 1993), otrzymałem telefon od niejakiego
Jacoba Grinberga-Zylberbauma, neurofizjologa z Uniwersytetu
Meksykańskiego. Jacobo przeprowadzał eksperyment zainspirowany
badaniem Aspecta, by wykazać nielokalną komunikację między mózgami
ludzkimi, ale stwierdził, że pewien element jego badań okazał się
zdumiewający. Zaproszony przez niego, natychmiast udałem się do Meksyku,
by sprawdzić eksperyment od strony technicznej. Okazało się, że został
wykonany poprawnie. Oto, co zrobił Jacobo.
W eksperymencie Grinberga-Zylberbauma i jego współpracowników
(1994) dwie osoby medytowały przez 20 minut z zamiarem nawiązania
bezpośredniej (nielokalnej) komunikacji. Po 20 minutach kontynuowały swe
medytacyjne starania, ale znajdując się w dwóch oddzielnych klatkach
Faradaya (pomieszczeniach nieposiadających pola elektromagnetycznego),
z których każda podłączona była do osobnego elektroencefalografu.
Następnie jednemu z badanych pokazano serię błysków jasnego światła.
Wywołała ona w jego mózgu aktywność elektryczną, którą odczytano
z elektroencefalografu jako wzbudzony potencjał. Co ciekawe, odczyt
z elektroencefalografu drugiej osoby wykazywał, że wzbudzony przez jasne
światło potencjał został przesłany także do jej mózgu, chociaż nie nastąpiła
komunikacja lokalna. Eksperyment ten był później powielany przez
neuropsychiatrę Petera Fenwicka w Londynie.

Zadziwiającym aspektem opisanego eksperymentu jest to, że nawet bez


sprawdzania odczytu fal mózgowych drugiej badanej osoby, patrząc jedynie
na przeniesiony potencjał pierwszego badanego, możemy wywnioskować, że
migoczące światło zostało skierowane do drugiego badanego. Jest to
przeniesienie informacji. Co się stało?

Odpowiedź tkwi w zaangażowaniu świadomości. W przypadku


powiązanych mózgów, tak jak w opisanym eksperymencie, bądź też
w przypadku powiązanych umysłów w formie mentalnej telepatii lub leczenia
na odległość, świadome dążenie wpływa na ustanowienie i utrzymanie relacji
między osobami badanymi: u nas – osobą modlącą się a chorym w leczeniu
na odległość. Zazwyczaj, jak w eksperymencie Aspecta, załamanie przerywa
połączenie między powiązanymi obiektami. Także różne wydarzenia
odbywające się w jednym miejscu nawiązują do różnych obiektów. Jednakże
w eksperymencie Grinberga-Zylberbauma (czyli w leczeniu na odległość)
świadomość pozostaje w związku między powiązanymi mózgami (lub
umysłami), zaś informacje z jednego miejsca zawsze odnoszą się do tego
samego obiektu – mózgu (lub umysłu) osoby badanej. Tak więc możliwy jest
transfer informacji.
Drodzy czytelnicy, nie traktujcie nielokalności kwantowej jako koncepcji
ezoterycznej. Wyobraźcie sobie, że nielokalność jest żywym tworem. Będzie
to stworzenie subtelne. Jako współczesne istoty ludzkie, uświadamiamy sobie
własną egzystencję bardziej w głowie (mózgu) niż w ciele, ale nawet pomimo
tego większość z nas zgodziłaby się, że bycie żywym daje specyficzny rodzaj
odczucia. Doświadczanie go jest całościowe, nie zaś fragmentaryczne. Nie
czujemy pełni życia oddzielnie naszym dużym palcem u stopy, a osobno
uszami. Pojawia się niezaprzeczalna jedność doświadczenia, która daje nam
bezpośrednie poczucie nielokalności kwantowej.
Podobnym zjawiskiem jest wielka niewiadoma neurofizjologii: kwestia
powiązania. Teraz, gdy potrafimy sfotografować mózg podczas procesów
myślowych (Posner i Raichle, 1994), nie ma wątpliwości, że nasze
doświadczenia umysłowe dokonują się dzięki aktywności kilku osobnych
obszarów mózgu. Wiemy też na pewno, że istnieje zjawisko zwane jednością
doświadczeń. Neurofizjolodzy zachodzą więc w głowę, jak osobne procesy
zachodzące w różnych obszarach mózgu łączą się, dając nam całościowe
doświadczenie. Jest to wyraźny przypadek nielokalności kwantowej.

Hierarchia splątana: zależne współistnienie podmiotu


i przedmiotu

Jedną z zaskakujących rzeczy w załamaniu kwantowym jest fakt, że gdy


patrzymy, dany obiekt nie tylko pojawia się w naszej świadomości, ale też
pojawia się osoba badana patrząca na dany obiekt. Załamanie kwantowe
wywołuje świadomość podziału na podmiot i przedmiot – doświadczenie
osoby badanej patrzącej na obiekt. Możemy to zrozumieć poprzez zbadanie
roli mózgu w procesie tworzenia świadomej obserwacji. Żaden badacz ani
obserwujący nigdy nie wykonywał pomiaru kwantowego czy załamania
kwantowego bez udziału mózgu! Zgodnie z zasadami kwantowymi przed
pomiarem czy załamaniem nie tylko obiekt/bodziec, ale też mózg osoby
obserwującej (który ten bodziec odbiera) musi być reprezentowany przez falę
możliwości. Mamy tu do czynienia z błędnym kołem: bez mózgu nie ma
załamania ani świadomości, ani podmiotu, ani czynnika przyczynowości
odgórnej, ale też bez załamania rzeczywisty mózg nie może istnieć.
Rozwiązaniem tego schematu jest zależne współpowstawanie.

W przypadku pomiaru kwantowego załamujący się podmiot oraz


załamane obiekty, w tym mózg, powstają jednocześnie, współzależnie.
Doświadczający załamania podmiot oraz obiekty, które już doświadczyły
tego zjawiska, wzajemnie się wytwarzają. Podmiot postrzega obiekt jako
odrębną całość – zjawisko to nazywamy samoodniesieniem. Są to jednak
tylko pozory; w rzeczywistości to świadomość tworzy zarówno podmiot, jak
i przedmiot. Mózg i obiekt załamywane są podczas tego samego zdarzenia,
ale nigdy nie odnosimy się do mózgu jako obiektu. To świadomość
identyfikuje się z mózgiem, który wówczas jest postrzegany jako podmiot
danego doświadczenia.

Możemy zrozumieć dynamikę zależnego współpowstawania, odwołując


się do koncepcji hierarchii splątanej (Hofstadter, 1980). Znamy hierarchię
prostą: występuje, gdy jeden poziom hierarchii po prostu kontroluje inny (lub
inne), ale nigdy nie może być odwrotnie. Wróćmy teraz do ilustracji 1,
przedstawiającej hierarchię prostą. By pojąć hierarchię splątaną,
przeanalizujmy paradoks kłamcy, który mówi: „jestem kłamcą”. Jest to
hierarchia splątana, ponieważ orzeczenie określa podmiot, ale podmiot
określa też orzeczenie. Skoro jestem kłamcą, a mówię prawdę, w tym
momencie jest to kłamstwo, itd. Możemy dostrzec (i rozwiązać) owo
zagmatwanie tylko poprzez „wyjście poza dany system”. Nie widzimy tego,
jeśli identyfikujemy się z danym systemem, gdyż wtedy nasze rozumienie
ulega zablokowaniu i uważamy się za jednostki istniejące oddzielnie od
reszty świata.

Pomiar kwantowy związany z mózgiem jest więc przykładem hierarchii


splątanej. Nagrodą jest to, że zyskujemy możliwość samoodniesienia, czyli
postrzegania siebie jako „jaźni” doświadczającej świata oddzielnie od nas
samych. Wadą jest to, że nie zdajemy sobie sprawy, iż nasza odrębność jest
iluzją wynikającą z hierarchii splątanej w pomiarze i załamaniu kwantowym.
Być może znacie obraz Eschera Rysujące ręce, na którym lewa dłoń
rysuje prawą, a prawa – lewą, tworząc w ten sposób przykład hierarchii
splątanej. Jeśli próbujecie wczuć się w rzeczywistość tego rysunku, możecie
znaleźć się w centrum nieskończonych wahań hierarchii splątanej. Czy prawa
ręka naprawdę rysuje lewą? Czy lewa ręka naprawdę rysuje prawą? Nie –
spoza obrazu to Escher rysuje obie dłonie.
Czy podmiot załamuje więc obiekt? Czy obiekt (-y) tworzy (tworzą)
podmiot? Żadna z tych opcji nie jest prawdziwa. Za kulisami to świadomość,
poprzez iluzję hierarchii splątanej w pomiarze kwantowym, staje się zarówno
podmiotem, jak i obiektem (obiektami).
Ważne jest, byśmy zrozumieli pojęcia hierarchii splątanej oraz
samoodniesienia. W naszym życiu często doświadczamy silnego stresu
mentalnego, na przykład z powodu dorastania w dysfunkcyjnej rodzinie.
Rodzina bywa dysfunkcyjna, gdy nie funkcjonuje jako jedna całość, kiedy
brak jej odrębnej, „jednostkowej” tożsamości. Taka samoistna tożsamość
rodziny powstaje, gdy mamy do czynienia z hierarchią splątaną w relacjach
między poszczególnymi jej członkami. Tak samo jest w przypadku par oraz –
wracając do tematu – w relacjach lekarz-pacjent.

Twierdzę, że hierarchia splątana, głównie z powodu koncepcyjnej


złożoności, pozostaje jednym z najbardziej niedocenianych praw natury, ale
czytelnicy interesujący się leczeniem muszą też brać pod uwagę hierarchię
splątaną. Zauważmy jeden z niezaprzeczalnych powodów większej
popularności medycyny alternatywnej w porównaniu z medycyną
konwencjonalną. Lekarz konwencjonalny leczy w sposób zgodny z hierarchią
prostą. On lub ona wydaje polecenia, my słuchamy. Większość uzdrowicieli
medycyny alternatywnej w relacjach z pacjentami stosuje hierarchię splątaną!
Wydają oni polecenia, ale też słuchają chorych. Pacjent i uzdrowiciel tworzą
wtedy układ samoodniesienia, który cechuje się swą własną wartością. Od
czasu do czasu pozwala to nam, pacjentom, na zainicjowania kreatywnych
przeskoków kwantowych w procesie leczenia (więcej na ten temat dowiecie
się z rozdziału 16).

Różnica między świadomością a nieświadomością

Założenie, że nasza świadomość rozbieżności przedmiotowo-


podmiotowej wynika z załamania kwantowego, pozwala nam zrozumieć
enigmatyczną koncepcję nieświadomości, wprowadzoną przez Freuda.
Z wcześniejszych rozważań wiemy już, że świadomość pojawia się wraz
z załamaniem kwantowym. Nieświadomość jest gotowa do działania wtedy,
gdy świadomość nie jest gotowa – gdy nie ma załamania kwantowego.
Nieświadomość jest niewłaściwym określeniem w światopoglądzie opartym
na wyższości świadomości, ponieważ świadomość jest zawsze obecna. Freud
miał na myśli „niewiedzę”, stan, w którym nie zdajemy sobie z czegoś
sprawy.

Koncepcja nieświadomości ma duże znaczenie w naszym temacie


zdrowia i leczenia chorób psychosomatycznych. Tłumimy wspomnienia
pewnych traumatycznych doświadczeń tak głęboko, że nasza świadomość
rzadko je załamuje, odsyłając je do tak zwanego przetworzenia
nieświadomego. Wspomnienia takich doświadczeń przetwarzane są poprzez
wywołanie somatycznych efektów choroby, lecz nie jesteśmy ich świadomi,
gdyż nigdy nie załamujemy tych wspomnień w naszych świadomych myślach
(więcej na ten temat w rozdziale 15).

Kiedy nie radzimy sobie z własnymi uczuciami, staramy się je stłumić,


odsyłając je do nieświadomości i tworząc blokady w przepływie energii
witalnej. Blokady te w końcu prowadzą do nieprawidłowego funkcjonowania
narządów wewnętrznych, co skutkuje tym, że doświadczamy – w sposób
świadomy – choroby. Nie jesteśmy jednak świadomi istnienia blokady
energii, która jest odpowiedzialna za naszą chorobę (więcej o tym w dalszej
części książki).

Przetwarzanie nieświadome i kreatywność

Kreatywność jest bez wątpienia cechą stworzeń biologicznych. Widzimy


podobieństwo między dwoma modelami ruchu obiektów kwantowych –
ciągłością i nieciągłością – w dwóch elementach kreatywnego procesu.
Wiadomo, że proces kreatywny składa się z czterech etapów (Wallas, 1926):
przygotowania, nieświadomego przetworzenia/inkubacji, olśnienia
i urzeczywistnienia. Pierwszy i ostatni są oczywiste – przygotowanie to
czytanie na dany temat i zaznajamianie się z tym, co już o nim wiadomo, zaś
urzeczywistnienie polega na wykorzystaniu nowego pomysłu, uzyskanego
jako wgląd poprzez udoskonalanie produktu. Oba te etapy następują w sposób
mniej lub bardziej ciągły. Bardziej tajemnicze są dwa środkowe etapy.
Stanowią one odpowiedniki dwóch etapów dynamiki kwantowej.

Jak już wspomniałem, przetwarzanie nieświadome odnosi się do procesu


przetwarzania, podczas którego jesteśmy przytomni, lecz nieświadomi;
analizujemy możliwości, ale pozostajemy z nimi nierozłączni. W procesie
kreatywnym przetwarzanie nieświadome tłumaczy się rozprzestrzenianiem
wieloznaczności myśli. Jest to odpowiednik rozprzestrzeniania się fali
możliwości między pomiarami (ilustracja 7). Pojmowanie kreatywne
uważane jest z kolei za nagłe i nieciągłe, jest więc odpowiednikiem
przeskoku kwantowego, nieciągłego przeskoku myśli z pominięciem etapów
przejściowych. Nieświadome przetwarzanie daje wiele możliwości;
pojmowanie kreatywne zaś jest załamaniem jednej z tych możliwości (o
nowej wartości) ku rzeczywistości.

Kiedy więc uwzględnimy myślenie kwantowe w nauce o nas samych,


znajdzie się w niej miejsce zarówno na przetwarzanie ciągłe, jak i nieciągłe;
otworzymy wówczas drzwi nauki na kreatywność.

Leczenie kwantowe, koncepcja wprowadzona przez lekarza Deepaka


Choprę (patrz: rozdział 5), jest wynikiem kreatywnego przeskoku
kwantowego. Temat ten omówię szerzej w rozdziałach bieżącym oraz 16.

Pomiar, pamięć i uwarunkowanie

Jaka jest natura samoodniesienia podmiotu/jaźni, spowodowanego


pomiarami kwantowymi w hierarchii splątanej? Świadomość utożsamia się
z mózgiem, który staje się podmiotem powstałej rozbieżności przedmiotowo-
podmiotowej. Nazwę to utożsamianiem się z jaźnią kwantową. Jest ona
uniwersalna (co oznacza, że nie posiada osobowości), zaś wybór między
możliwością a rzeczywistością jest wolny i potencjalnie kreatywny.
Wobec takiego przedstawienia sprawy pojawia się wiele zamieszania,
gdyż nie jest to jaźń, jakiej regularnie doświadczamy w budzącej się
świadomości. Jak można przejść od uniwersalnej, sprawczej
samoświadomości kwantowej do lokalnej, personalnej tożsamości ego?
W skrócie można powiedzieć, że odpowiedzią jest warunkowanie.

Doświadczenia spowodowane przez pomiary kwantowe w mózgu


skutkują powstaniem pamięci. Powtarzający się bodziec jest zwykle
doświadczany i odzwierciedlany w lustrze pamięci z przeszłości poprzez
procesy świadomości wtórnej (w przeciwieństwie do pierwszego załamania
w odpowiedzi na bodziec, nazywanego zdarzeniem świadomości pierwotnej).

To odbicie w lustrze pamięci (ilustracja 10) potęguje możliwości


kolejnego załamania na korzyść odpowiedzi uwarunkowanej (Mitchell
i Goswami, 1992). Nazwę to pamięcią kwantową, w odróżnieniu od pamięci
o zwyczajowej zawartości, która wymaga makroorganizmu. Z biegiem czasu
wszystkie nasze reakcje na wyuczone bodźce tworzą wzorzec nawyku.
Kwantowa samoświadomość, która jest naturalna dla małego dziecka,
stopniowo ustępuje świadomości o określonej historii i wzorcach nawyków –
świadomości zwanej przeze mnie ego (Goswami, 1993).

Mała dygresja: skoro nasz umysł jest związany z mózgiem, wraz


z dojrzewaniem naszej mózgowej indywidualności poprzez rozwój pamięci
kwantowej rozwijają się także nasza pamięć kwantowa oraz wzorce nawyków
– indywidualny umysł. To samo można powiedzieć o duecie naszego ciała
fizycznego i witalnego. Doświadczenia tworzą indywidualne ciało witalne
z indywidualnymi witalnymi skłonnościami.

Te umysłowe oraz witalne skłonności są tym, co mieszkańcy Wschodu


nazywają karmą i co odgrywa kluczową rolę w naukowej teorii reinkarnacji
(Goswami, 2001). Kiedy umiera czyjeś fizyczne ciało, ciało mentalne oraz
witalne nadal istnieją w obrębie witalnej i umysłowej karmy tej osoby. Karma
ta jest przetwarzana w następną inkarnację.

Są dowody na prawdziwość takiego scenariusza istnienia człowieka –


w znaczeniu fizycznym, witalnym oraz mentalnym. Teoria ta prowadzi do
następującego modelu rozwoju ego: gdy dorastamy, w swej
samoświadomości jesteśmy kreatywni, jako istoty ludzkie wciąż odkrywamy
nowe konteksty w naszym życiu. Odkrywając nowy kontekst, badamy
jednocześnie konteksty wtórne, które tworzymy poprzez połączenie nowych
sytuacji ze starymi, znanymi i wyuczonymi – czyli adaptujemy się do nowych
sytuacji i asymilujemy. Jest to etap adaptacji homeostatycznej. Ten model
alternatywnych, kreatywnych zrywów oraz adaptacji homeostatycznej
w rozwoju ego jest identyczny z zaproponowanym przez psychologa Jeana
Piageta (1977) po długiej serii eksperymentów z udziałem dzieci (więcej
szczegółów na ten temat w: Goswami, 1999).

Ilustracja 10. Przetwarzanie poprzez odbicie w lustrze pamięci tworzy uwarunkowane ego

Opóźnienie czasowe o wymiarze połowy sekundy (Libet et al., 1979)


między obiektywnym czasem dotarcia bodźca do mózgu a (subiektywnym)
zwyczajowym czasem przebudzenia się naszej świadomości stanowi kolejny
dowód na prawdziwość przedstawionego powyżej scenariusza. Chociaż
kwantowe samodoświadczanie podstawowej świadomości jest zazwyczaj
degradowane przez to, co naukowcy określają mianem przedświadomości, tak
naprawdę badamy przedświadomość, gdy jesteśmy kreatywni.
Badacze kreatywności wejście w przedświadomość nazywają
doświadczaniem przepływu (Csíkszentmihályi, 1990). Kiedy jesteśmy
spontaniczni i żywiołowi podczas aktywności fizycznych, takich jak taniec
(Leonard, 1990), gdy czujemy się zjednoczeni z wszechświatem w chwili
nagłego przepływu duchowego, gdy jesteśmy w stanie świadomości
medytacyjnej – przeżywamy tzw. przepływ. Osoba doświadczająca go zlewa
się z tym, czego doświadcza. Neurofizjolog z Harwardu, Dan Brown (1977),
stwierdził, że medytacja zmniejsza czas reakcji przetwarzania wtórnego.

Znamy przypadki takich doświadczeń przepływu opisywanych przez


pacjentów chorych na raka, którzy przeszli spontaniczną remisję nowotworu.
Lekarz Richard Moss (1981) przedstawia anegdotę, która obrazuje to
zjawisko. Moss prowadzi warsztaty wymagające znacznych nakładów pracy
nad ciałem [tzw. body work]. Na początku pracy, w latach 80., jego warsztaty
były znane z tego, że podczas nich dochodziło do uzdrowień. Na jedno
z takich spotkań przyszła pewna kobieta nieuleczalnie chora na raka, który
rozprzestrzenił się po całym jej organizmie. Chociaż z pewnością miała
nadzieję na wyleczenie, początkowo nie chciała uczestniczyć
w rygorystycznych praktykach realizowanych podczas warsztatów.
Moss wciąż zachęcał ją, nieraz tak nachalnie, że można było uznać to za
uwłaczające. Trwało to jakiś czas, aż pewnego razu podczas sesji aktywnego
tańca wściekłość pacjentki z powodu zaczepek Mossa sięgnęła zenitu.
Kobieta pokonała stan letargu swego schorowanego ciała i przyłączyła się do
tańca. Naprawdę tańczyła! Następnego ranka czuła się o wiele lepiej, zaś
wyniki jej badań wskazywały na to, że choroba zniknęła.
Uważam, że poddając się muzyce, pacjentka zapomniała się w tańcu,
wzniosła się ponad swoje ego, weszła do przedświadomości i wkroczyła
w stan przepływu. Tańczący stał się tańcem. Otworzyła kanał kreatywności
swej kwantowej jaźni i w końcu dokonała kwantowego przeskoku! Jej
choroba zaś zniknęła z dnia na dzień za sprawą uzdrowienia kwantowego.
Co fizyka kwantowa wnosi do medycyny

Cała niniejsza książka traktuje o darach, jakie wiedza na temat kwantów


ofiarowuje medycynie. Poniżej podaję, jak dary fizyki kwantowej wpływają
na zdrowie oraz leczenie.

Fizyka kwantowa pozwala nam na połączenie wszystkich różnorodnych


filozofii wielu szkół medycyny. Zostało to już omówione w rozdziale 3.

Myślenie kwantowe pozwala nam stworzyć użyteczną systematykę


chorób i sposobów ich leczenia. Taka klasyfikacja została podana
w rozdziale 4.

Fizyka kwantowa wyraźnie wskazuje, w jaki sposób możemy wybierać


między chorobą a wyleczeniem. Możemy dokonywać takich wyborów,
kiedy poznamy zasady kwantowych przeskoków do świadomości
jednoczącej, kwantowej jaźni.

Fizyka kwantowa pozwala nam zrozumieć anomalne zjawiska


w medycynie, takie jak spontaniczne wyleczenie (jak w przypadku
kreatywności kwantowej), uzdrawianie za pomocą modlitwy na
odległość (jak w przypadku nielokalności kwantowej), czy
samouzdrowienie i leczenie duchowe (jak w przypadku przyczynowości
odgórnej z czystymi intencjami) (patrz: rozdziały 16 i 17).

Fizyka kwantowa wyjaśnia nawet rolę medycyny alopatycznej


w leczeniu integralnym (rozdział 7).

Fizyka kwantowa podaje wyraźne wytyczne co do relacji lekarz-pacjent


(hierarchia splątana) (patrz: rozdział 16).

Fizyka kwantowa jasno tłumaczy wiele dotychczas tajemniczych


aspektów medycyny Wschodu (zarówno chińskiej, jak i indyjskiej),
medycyny czakr, homeopatii oraz medycyny ciała i umysłu (patrz:
części II i III).
ROZDZIAŁ 7
Miejsce alopatii w medycynie integralnej

W roku 1996, dzięki Marylin Shiltz z Instytutu Nauk Noetycznych, która


była członkiem komitetu do spraw zaproszeń, miałem okazję gościnnie
wygłosić przemówienie podczas odbywającej się dwa razy w roku w Tuscon
konferencji poświęconej świadomości. Nie byłem głównym mówcą, ale nie
przeszkadzało mi to; konferencja skupiała się przecież na materialnych
aspektach świadomości, głównie neurofizjologii i zachowaniach ludzkich,
a ja nie traktuję poważnie specjalistów od badań nad świadomością. Byłem
jednym z mówców uzupełniających, ale nadal uznawałem to za zaszczyt
i wygłosiłem porywającą mowę (takie przynajmniej odniosłem wrażenie).

To, co wydarzyło się później, stanowi powód, dla którego opisuję całą tę
historię. Gdy po skończonej przemowie usiadłem, poczułem wzburzenie
w sercu. Można było nawet nazwać to uczucie bólem. Dolegliwość niedługo
minęła, ale gdy tylko wróciłem do domu, natychmiast udałem się do swojego
lekarza. Doktor dostrzegł w mojej historii chorób wpis o dusznicy bolesnej
i wysłał mnie do specjalisty od chorób serca. Ten wykonał angiografię
i stwierdził zatkanie wielu tętnic. Kiedy zapytał, czy chcę przejść operację
wszczepienia bajpasów, zgodziłem się bez chwili wahania, wiedząc, że
ryzyko niepowodzenia wynosi zaledwie 1 do 1200. Nie muszę dodawać, że
operacja się udała.

Co z tej opowieści wynika? Medycyna alopatyczna jest użyteczna, a gdy


jest użyteczna – jest cudowna. Celem niniejszej książki nie jest szkalowanie
alopatii, lecz propagowanie uzupełniania jej innymi metodami wtedy, gdy to
konieczne.
Nie będę zajmować się także podsumowywaniem podstaw alopatii. Po
pierwsze, każda wyedukowana osoba je zna. Po drugie, jest to temat dość
nudny. Po trzecie, nie jest to nam teraz potrzebne. W kilku sytuacjach,
wymagających omówienia podstaw anatomii i fizjologii, zajmiemy się tym
w odpowiednim kontekście.

Zamiast tego, chciałbym odnieść się w kilku ogólnych słowach do alopatii


postrzeganej z punktu widzenia outsidera. Mam nadzieję, że nie tylko laicy
czytający niniejszą książkę, lecz również profesjonaliści przyjrzą się moim
komentarzom i uznają je za użyteczne.

W celu ustalenia kontekstu chciałbym ponownie zaznaczyć, że lecznicze


metody alopatii są stricte materialne: operacje, radioterapia i inne metody
terapii fizycznej oraz, co najważniejsze, lekarstwa (do powyższej listy dodać
możemy terapię genową i modyfikacje behawioralne zgodne ze społeczną
teorią choroby, gdyż są to również metody oparte na materii; więcej na ten
temat później). Czasami słyszymy skargi, iż medycyna alopatyczna nie
posiada teoretycznej podstawy do leczenia, gdyż zajmuje się jedynie
leczeniem objawów chorób. Medycyna w rozumieniu alopatycznym oznacza
zapobieganie chorobom i radzenie sobie z nimi. Lecz to jest tylko teoria.

Medycyna alopatyczna postrzega ludzkie ciało tak samo, jak mechanik


samochodowy postrzega auto. Materialistyczna biologia nie nakreśla różnic
między obiektami żywymi i nieożywionymi, zaś medycyna alopatyczna
opiera się właśnie na takiej biologii. Czy możemy zdefiniować „zdrowie”
samochodu? Oczywiście, że tak. Samochód jest zdrowy wtedy, gdy
funkcjonuje prawidłowo! Jeśli auto przejawia symptomy zaburzeń normalnej
pracy, szukamy pomocy u mechanika. Dlaczego w przypadku ludzkiego ciała
miałoby to wyglądać inaczej? W końcu to także maszyna.
Możemy nie zgadzać się z tego typu filozofią, ale należy przyznać, iż
medycyna alopatyczna cechuje się konsekwencją i w tym tkwi jej siła. Wielu
ludzi krytykuje alopatię, gdyż ma ona charakter redukcjonistyczny. Krytycy
są zdania, iż medycyna powinna być „holistyczna”.

Co znaczy „holistyczna”? Słowa „holizm” po raz pierwszy użył Jan


Christian Smuts, który między innymi przez jakiś czas pełnił funkcję
premiera Związku Południowej Afryki. Jego idea holizmu polegała na tym, iż
całość to coś więcej niż suma elementów. Medycyna holistyczna ma za
zadanie wprowadzać do równania koncepcje niemechaniczne bez łamania
podstawowej materialistycznej doktryny głoszącej, iż wszystko jest materią.
Holiści będący zwolennikami pomysłów Smutsa twierdzą, iż posiadamy
w sobie, tak jak każdy skomplikowany system, widoczne cechy
niematerialne, które co prawda mają swój początek w świecie materialnym,
ale nie da się ich sprowadzić do kwestii naszych materialnych przejawów.
Jednakże natura tak naprawdę nie daje nam żadnych wskazówek co do
istnienia takiego holizmu w przypadku tworzenia złożonych systemów
składających się z prostych elementów. Gdy atomy łączą się, tworząc
molekuły, nie pojawia się żaden epifenomen z gatunku „suma większa niż
składniki”, którego nie dałoby się wytłumaczyć interakcją poszczególnych
elementów.

W takim razie lepiej, żeby medycyna materialistyczna była


redukcjonistyczna, ponieważ redukcjonizm wydaje się tłumaczyć procesy
zachodzące w materialnym wszechświecie. Czy w takim razie holizm nie jest
medyczną metafizyką? Obrońcy holizmu Smutsa mogą stwierdzić, że
akupunktura to dobry przykład medycyny holistycznej. Akupunkturzysta
wkłada igłę w stopę, by leczyć serce! Tacy holiści nie rozumieją jednak
holizmu cechującego akupunkturę. Specjalista od akupunktury nie leczy za
pomocą swoich technik ciała fizycznego. Jego głównym celem jest ciało
witalne, zaś efekt fizyczny jest tu zjawiskiem drugorzędnym (patrz: rozdział
10).

Stopniowo popularność zyskuje nowy typ holizmu. W tym rozumieniu


holizm oznacza uwzględnienie całej osoby – ciała fizycznego, umysłu, energii
witalnej (ciała witalnego), a nawet duszy (sfery ponadmentalnej) oraz ducha
(czegoś, co nazywamy błogostanem). Niniejsza książka jest jedną z nowszych
pozycji uwzględniających ten typ myślenia holistycznego w ramach zasad
fizyki kwantowej.

Medycyna alopatyczna jest niczym fizyka klasyczna. W wymiarze,


w którym może zostać zastosowana, fizyka klasyczna jest niezwykle
użyteczna. To samo tyczy się alopatii. Jednakże zastosowanie alopatii jest
mocno ograniczane jej metafizyką. Jak więc wygląda domena alopatii? Kiedy
przydaje się ten typ medycyny?

Nagły przypadek medyczny

Gdy zapytano Buddę o jedno z „14 pytań”, zwykł on mawiać, że gdy


zostanie się trafionym przez zatrutą strzałę, czyż nie lepiej najpierw wyjąć
strzałę, zamiast dyskutować o metafizyce? To pierwsze ważne zastosowanie.
Ciało fizyczne tworzy odzwierciedlenia energii subtelnych. Ta zdolność
tworzenia odpowiedników jest jednak kluczowa; bez niej ciała subtelne nie
mogłyby wchodzić w interakcję z ciałem fizycznym, co skutkowałoby
śmiercią. Zanim zaczniemy martwić się o nasze ciała subtelne, musimy więc
najpierw zająć się dolegliwościami fizycznymi. Jeżeli zaś oznacza to
poddanie się którejkolwiek z procedur medycyny alopatycznej – operacji,
radioterapii czy lekom – niech tak będzie.

Właśnie dlatego w moim przypadku nie wahałem się przed poddaniem się
operacji wszczepienia bajpasów. Znałem alternatywę; dzięki badaniom Deana
Ornisha – który udowodnił skuteczność odpowiedniej diety, ćwiczeń
i medytacji (Ornish, 1992) – wiedziałem, że dusznicę bolesną można
pokonać. Wiedziałem także, że jestem w stanie zmienić swój styl życia tak,
by odwrócić bieg choroby. Brakowało mi jedynie czasu.

W nagłych wypadkach fizyczne metody alopatii często są jedynym


wyjściem, nawet pomimo świadomości występowania efektów ubocznych.
Przed epoką alopatii medycyna była naturalna nawet wtedy, gdy dotyczyła
kwestii fizycznych. Do leczenia chorób wykorzystywano na przykład
lecznicze rośliny. Współczesna alopatia zmieniła ten bieg rzeczy. Za pomocą
prób klinicznych udowodniono, iż gdy wydobędziemy substancję chemiczną
istotną dla procesu leczenia odpowiedniego organu, skuteczność terapii
wzrośnie, czasem w stopniu bardzo znacznym. Jest to bez wątpienia podejście
redukcjonistyczne, ale odpowiednie dla materialnego poziomu leczenia
stosowanego przez alopatię.

Kiedykolwiek pojawia się problem, alopatia dostaje zielone światło i z jej


brakami należy się pogodzić. Jeżeli cierpimy na zapalenie płuc,
paciorkowcowe zapalenie gardła lub czerwonkę bakteryjną, decydujmy się na
alopatię, przyjmijmy antybiotyk, nawet jeżeli miałoby to źle wpłynąć na
naszą jelitową florę bakteryjną. W takich przypadkach alopatia musi
funkcjonować jako główna metoda pomocy, choć w drugiej kolejności
powinniśmy zwracać uwagę także na ciała subtelne. Istnieją na to sposoby i to
my powinniśmy je odkryć. Jak długo alopatia powinna być dominującym
sposobem leczenia? Tylko do momentu, aż minie bezpośrednie zagrożenie.
Wtedy powinniśmy zacząć szukać alternatywy dla alopatii.

Zgodność starego i nowego paradygmatu

Gdy filozof Thomas Kuhn przedstawił ideę zmiany paradygmatu (patrz:


rozdział 5), bardzo wyraźnie zaznaczył jedną rzecz. Skoro paradygmaty
naukowe oparte są na weryfikacji danych eksperymentalnych, stary
paradygmat ma uzasadnienie dopóty, dopóki funkcjonuje prawidłowo, dopóki
da się go zastosować. Nowy paradygmat nie sprawia automatycznie, że stary
paradygmat staje się błędny, ale wytyka jego ograniczenia i wprowadza naukę
na nowe obszary.

Idea ta jest tak ważna dla rozważań nad zmianą paradygmatu, że


przekształcono ją w zasadę naukową zwaną zasadą zgodności:
w ograniczonej domenie, wewnątrz której stary paradygmat znajduje
uzasadnienie, nowy paradygmat jest bezkonfliktowo zgodny ze starym.
Zasada zgodności umożliwia nam czynienie postępów z pomocą starego
paradygmatu tkwiącego w starym środowisku zasadności. Nie ma potrzeby
toczenia walki między paradygmatami.
Uznajmy więc nagły przypadek medyczny za domenę zasadności
medycyny alopatycznej. W tym obszarze, tak jak opisałem powyżej, leczenie
ciał subtelnych musi ustąpić leczeniu ciała fizycznego, bez którego ciała
subtelne nie są w stanie funkcjonować. Dlatego też możemy zdefiniować
jasną zasadę zgodności zmiany paradygmatu, od wyłączności dla medycyny
alopatycznej do integralnej medycyny holistycznej. W nagłych przypadkach
medycznych nowa integralna medycyna holistyczna może zostać zastąpiona
przez medycynę alopatyczną z pobudek czysto praktycznych.

W rzeczywistości istnieje jednak kilka metod medycyny naturalnej


doskonale sprawdzających się w nagłych przypadkach. Na przykład
homeopatyczny lek o nazwie Arnica o wiele lepiej niż leki alopatyczne działa
jako lek pierwszej pomocy w przypadku wstrząsów, oparzeń i innych urazów.
Obawy z powodu naruszania w ten sposób zasady zgodności są
nieuzasadnione. Sporadyczne przekraczanie granic wyznaczanych przez tę
zasadę jest dopuszczalne. Właśnie dlatego nazywamy to zasadą, a nie
prawem.

Medycyna alternatywna czy uzupełniająca?

Teraz mogę już napisać, co należy do prawdziwych obowiązków


medycyny alternatywnej. Kiedy medycyna alternatywna lub uzupełniająca
staje się medycyną kompleksową, bądź też integralną, powinna móc zająć się
wszystkimi pięcioma ciałami jednocześnie. Właśnie tego typu medycyna jest
prawdziwie holistyczna. Tu docieramy do sedna problemu alopatii i jej
redukcjonizmu: metody redukcjonistyczne nie sprawdzają się w przypadku
zajmowania się wszystkimi ciałami jednocześnie.
Przyjrzyjmy się na przykład kwestii narkotyków jako środków
przeciwbólowych. Są skuteczne i prawie wszyscy lekarze korzystają z nich
w nagłych wypadkach. Nie możemy jednak sięgać po narkotyki, gdy chcemy
zająć się naszą chorobą na poziomie umysłu, ponieważ wymaga to
nienaruszonej świadomości. Ogólnie leki alopatyczne wpływają na ciało
fizyczne w sposób globalny, a nie lokalny – czyli w miejscu, gdzie należałoby
spodziewać się efektów – ingerują w inne funkcje ciała fizycznego. Na
przykład ingerują w zdolność ciała fizycznego do tworzenia nowych
odzwierciedleń sfery witalnej i mentalnej. Korzystanie z zalet leczenia sfery
witalnej i mentalnej zależne jest od zdolności ciała fizycznego do tworzenia
odzwierciedleń; naruszenie tejże zdolności dopuszczalne jest tylko w nagłych
wypadkach.

Nie proponuję tu trzymania się żadnych żelaznych reguł i mam na myśli


jedynie zdrowy rozsądek. Od powyższej zasady również są wyjątki. Jednym
z nich jest aspiryna; innym mogą być leki obniżające poziom cholesterolu lub
nawet viagra.

Ogólnie jednak leków alopatycznych należy unikać zawsze wtedy, kiedy


leczymy jedno lub więcej pozostałych ciał, czyli zawsze wtedy, gdy
korzystamy z integralnej medycyny holistycznej. Lepiej więc stosować
naturalne rośliny i zioła niż ich alopatyczne ekstrakty. Pamiętajcie,
w medycynie alternatywnej, w przeciwieństwie do nagłych wypadków, czas
nie jest najważniejszy.

Kiedy więc stosować medycynę integralną? W dalszej części książki


przekonacie się, iż systemy medycyny alternatywnej opracowane są głównie
na potrzeby naszych ciał subtelnych, a więc ciało fizyczne ma tu znaczenie
drugorzędne. Idea polega na leczeniu chorobotwórczych braków równowagi
w ciele witalnym lub mentalnym. Ten proces wymaga jednak czasu. Im
bardziej subtelne jest ciało, tym więcej czasu wymaga przywrócenie jego
równowagi. Leczenie zaburzeń równowagi w ciele mentalnym trwa dłużej niż
w przypadku ciała witalnego. Wybieramy więc sposób leczenia, mając na
uwadze ilość dostępnego czasu.
W przypadku kataru, który trwa zwykle zaledwie kilka dni, lecz nie
stanowi żadnego nagłego wypadku, polecam medycynę ciała witalnego –
ajurwedę lub medycynę chińską. To lepsze niż techniki umysłu i ciała, takie
jak medytacja czy biofeedback2, nawet jeżeli przyczyny kataru tkwią
w naszym umyśle. Jeżeli jednak mamy problemy z sercem, wówczas – gdy
minie już bezpośrednie zagrożenie – lepszym wyborem okaże się medycyna
umysłu i ciała. Zyskaliśmy trochę czasu (jakim kosztem!), teraz więc
powinniśmy dotrzeć do źródła problemu, czyli do umysłu. Naprawienie sfery
mentalnej automatycznie uzdrowi sferę witalną i fizyczną. Tak właśnie to
działa.

Inne zastosowania alopatii

Wobec powyższego nasuwa się pytanie, czy w medycynie integralnej


alopatia ma pełnić funkcję jedynie medycyny dla nagłych przypadków?
Niezupełnie. Istnieją jeszcze dwa istotne zastosowania dla tego typu praktyk.

Jednym z zastosowań alopatii, które należy zachować, jest medycyna


prewencyjna w wersji alopatycznej, praktycznie jedyny rodzaj jej
prewencyjnego zastosowania. Ten brak nacisku na alopatyczną prewencję jest
nieco zaskakujący. W przypadku naszych samochodów nie rezygnujemy
przecież z metod zapobiegawczych. Tak czy inaczej – jedyną techniką
prewencyjną, na którą z ochotą zgodzi się każdy alopata, są szczepienia.
Niektórzy homeopaci mają jednak inny pogląd na tę sprawę.
Warto wysłuchać argumentów homeopatów dotyczących idei
wypracowywania odporności na choroby drogą szczepień. Lekarz
homeopatyczny Richard Moskowitz, w oparciu o swoje własne
doświadczenia kliniczne, uważa, iż szczepionki są w stanie zapobiec
pojawianiu się groźnych chorób, ale osłabiają one organizm, czyniąc go
bardziej podatnym na schorzenia przewlekłe pojawiające się w późniejszych
etapach życia. Dzieje się tak, ponieważ szczepionki osłabiają układ
odpornościowy (Leviton, 2000).

Być może więc powinniśmy przypomnieć sobie o zasadzie zgodności


(patrz wcześniej) i sięgać po szczepionki jedynie w razie nagłych epidemii.
Innym obszarem, w którym medycyna alopatyczna nadal pozostaje
użyteczna, jest dziedzina technik diagnostycznych, choć są one ograniczone
jedynie do ujawniania chorób w ciele fizycznym. Ogólnie mówiąc, techniki
diagnostyczne medycyny alternatywnej z konieczności wymagają dużej dozy
intuicji, a nawet wówczas diagnoza nigdy nie jest stuprocentowo pewna. Gdy
walczymy z chorobą, dobrze jest wiedzieć, co nam dolega, choćby wiedza ta
dotyczyła tylko płaszczyzny fizycznej.

Rozkwit i upadek alopatii

Bardzo podobała mi się książka Jamesa Le Fanu (2000) The Rise and Fall
of Modern Medicine (Rozkwit i upadek współczesnej medycyny). Autor
przytacza historię medycyny współczesnej, począwszy od jej rozkwitu
związanego z odkryciem antybiotyków oraz sukcesami na polu operacji na
otwartym sercu i przeszczepów organów, aż do upadku, gdy stało się jasne, że
nie będzie więcej cudownych leków ani nowych przełomowych technik
wykonywania operacji.

A co z nowymi horyzontami alopatii, na przykład z terapią genową?


Według Le Fanu terapia genowa wbrew opiniom niektórych naukowców
może wcale nie okazać się lekiem na wszelkie choroby.
Czym jest terapia genowa? Chodzi tu o korekcję defektów genetycznych
(o których wiadomo, że powodują choroby) poprzez zastępowanie wadliwych
genów normalnymi. Czy da się to wykonać? Naukowcy wpadli na genialny
pomysł zneutralizowania wirusa (za pomocą usunięcia jego szkodliwych
genów), wszczepienia mu normalnych genów i wprowadzenia tak
zmodyfikowanego wirusa do komórek zawierających wadliwe geny. Niestety,
procedura ta nie spełniła pokładanych w niej nadziei.
Według Le Fanu, innym nowym horyzontem współczesnej alopatii jest
obecnie teoria społeczna – idea epidemiologiczna, w myśl której choroby,
takie jak rak czy choroby serca, wywoływane są przez niezdrowy tryb życia
i zanieczyszczenie środowiska. Chorobę należy więc leczyć poprzez: (a)
zmianę trybu życia i (b) ograniczanie zagrożeń środowiskowych. Interesujące
jest samo postrzeganie tej teorii jako domeny materialistyczno-
redukcjonistycznego systemu alopatii. Czym jest zmiana trybu życia? Dla
alopaty będą to zdrowa dieta i ćwiczenia. Co jednak z systemem przekonań,
które przypisują znaczenie bodźcom środowiskowym? Czy zmiana tegoż
systemu mogłaby przyczynić się do wyleczenia choroby „społecznej”? Czym
są składniki odżywcze? Czy w naszej dyskusji o odżywianiu powinniśmy
uwzględnić energię witalną?

Akceptowanie przez zwolenników alopatii społecznej teorii chorób


prowadzi do pytań, które są w stanie skłonić świat alopatii do zaakceptowania
technik medycyny integralnej, takich jak leczenie umysłu i ciała, czy
systemów wschodnich, takich jak ajurweda czy medycyna chińska.

Le Fanu nie tworzy tego typu wizji. Pragnie odpowiedzi opartych na


tradycyjnej biologii, jak choćby teoria zarazka. Światło na końcu tunelu
odnajduje on w tak zwanym bakteryjnym wytłumaczeniu występowania
wrzodów żołądka – idei głoszącej, iż wrzody wywołuje bakteria
Helicobacter. Jeżeli jednak potraktujemy te bakterię antybiotykami, efekt
najczęściej jest chwilowy, co sugeruje, że bakteria nie jest tu przyczyną, tylko
czynnikiem skojarzonym.

Nie wydaje mi się, że usłyszymy biologiczne odpowiedzi na temat


chorób, których alopatia nie jest w stanie wyleczyć: nie będzie żadnych
materialnych odpowiedzi. Prawda jest taka, że jesteśmy o wiele bardziej
skomplikowanym bytem i wykraczamy poza granice materii. Materia to
ważny sprzęt, ale nasze subtelne aspekty, których odzwierciedlenia tworzy
sprzęt, są równie istotne i powinny być brane pod uwagę w nauce zajmującej
się zdrowiem. Alopaci muszą pogodzić się z rzeczywistością.
Kiedy byłem jeszcze studentem, jeden z moich nauczycieli udzielił mi
wskazówki, która zrobiła na mnie wrażenie. Patrzymy na problem, mając
ustalone preferencje co do poszukiwanej przez nas odpowiedzi. Robimy co
w naszej mocy, by dopasować pytania i odpowiedzi do naszych uprzedzeń,
ponieważ żadna inna możliwość nie wschodzi w grę. Jednak po wielu próbach
i porażkach w końcu się poddajemy. „A co mi tam!” Jesteśmy gotowi
zaakceptować alternatywne odpowiedzi. Słowa nauczyciela okazały się dla
mnie niezwykle użyteczne. Jeżeli w waszym przekonaniu alopatia jest
dziedziną pierwszorzędnej wagi, podejrzewam, że powyższa wskazówka
pomoże i wam.

Biologia w świecie świadomości

Konwencjonaliści zajmujący się medycyną powinni zwrócić uwagę na


fakt, iż biologia – nauka, którą uważają za paradygmatyczną podstawę
medycyny – rozpaczliwie potrzebuje zmiany paradygmatu. Dowody na to
pojawiają się już od dłuższego czasu.

Zacznijmy od kwestii świadomości. Neurofizjolodzy usiłują zastosować


swą redukcjonistyczną metodologię w celu zaklasyfikowania świadomości
jako produktu procesów zachodzących w mózgu – interakcji neuronowych.
Filozof David Chalmers zauważył jednak, że to podejście nie ma większych
szans na sukces. Podejście redukcjonistyczne może zadziałać tylko
w przypadku tworzenia modelu obiektu za pomocą prostszych obiektów, ale
świadomość jest przecież nie tylko obiektem, lecz także podmiotem.
Skoro biologia nie jest w stanie wytłumaczyć świadomości, czas
zastanowić się, czy metafizyczna podstawa prymatu świadomości, podstawa
oferowana przez fizykę kwantową (patrz: rozdziały 1–6), jest w stanie
wytłumaczyć liczne niewytłumaczone dotąd zjawiska biologiczne.
W celu uzasadnienia świadomości w biologii musimy przyjąć, iż
pojedyncza żywa komórka jest już na tym etapie przygotowana do
kwantowych pomiarów. Załóżmy, że pomiar kwantowy dla żywej komórki
również jest hierarchią splątaną, podobnie jak w przypadku mózgu. W miarę
jak świadomość załamuje stany komórki, identyfikuje się ona z komórką
w sposób umożliwiający samoodniesienie się tejże komórki. Tworzy to
tożsamość, którą nazywamy życiem, a jest ona czymś odmiennym od
otaczającego ją środowiska.
W swojej fundamentalnej naturze tożsamość ta jest tożsamością
z wszelkim życiem, ponieważ wszystkie formy życia biorą się z tej pierwszej
żywej komórki. Tak jak James Lovelock (1982), nazywam tę tożsamość
„świadomością Gai”. Ta podstawowa forma tożsamości powiela się
w zmiennej procedurze kreatywności i uwarunkowań, podobnie w przypadku
naszego ego (patrz: rozdział 6).

Czytelnicy być może zauważą, że w ramach tego poglądu separacja życia


i środowiska jest jedynie pozorem wynikającym ze splątanej hierarchii
pomiarów kwantowych. Środowisko (natura) nie jest tak naprawdę naszym
wrogiem – źródłem chorób – a my nie jesteśmy jego ofiarami, co często
starają się nam wmówić alopaci. Środowisko to my. Jego rozłączność jest
tylko iluzją. Można nawet pokusić się o stwierdzenie, tak jak robi to autor
Richard Leviton (2000), że choroba stanowi część klauzuli życia; można
traktować ją jako naszego nauczyciela (więcej na ten temat w rozdziale 17).

Przyjrzyjmy się teraz ewolucji. Istnieją dowody na to, że biologiczna


ewolucja to wzajemne oddziaływanie działań uwarunkowanych (w
najlepszym przypadku uprzednio przyswojone konteksty łączą się, by
rozwiązać problem związany ze zmianami środowiska) i kreatywności
(odkrywany jest nowy kontekst, który obdarza nas zarówno nowymi
problemami, jak i nowymi rozwiązaniami). Podczas okresów homeostazy,
w których uprzednio przyswojone konteksty życia łączą się, by stworzyć
nowy kontekst (proces nazywany adaptacją), działa ewolucja darwinowska.
Wiele odnalezionych przez nas skamielin stanowi na to dowody.
Lecz kiedy dokonuje się kwantowy przeskok do zupełnie nowego
kontekstu życia, dominuje kreatywność szybkiej ewolucji kwantowej
(Goswami, 1997). Z powodu szybkiego tempa faza ta nie pozostawia po sobie
żadnych śladów, gdyż nie ma na to czasu (Eldredge i Gould, 1972).

Życie rozpoczyna się więc od samoświadomego załamania zdarzeń


w pierwszej pojedynczej komórce, ale jakie znaczenie ma ewolucja życia
w tym jej rozumieniu? Życie dąży do coraz większej złożoności, do tworzenia
coraz to lepszych (lepiej przystosowanych do wyrażania archetypicznych
motywów świadomości) fizycznych odzwierciedleń wzorów ciała witalnego
w celu usprawniania archetypicznych funkcji życia. Gdy mózg zostanie
utworzony, umysł można zmapować. Przed wyewoluowaniem mózgu umysł
dało się zmapować jedynie pośrednio poprzez jego odzwierciedlenia w ciele
witalnym.
Gdy utworzone zostanie fizyczne odzwierciedlenie, przy następnym
załamaniu mającym na celu wykonanie jakiejś funkcji skojarzone zjawisko
ciała witalnego również ulega załamaniu, my zaś doświadczamy tego jako
uczucia. W podobny sposób załamanie stanu mózgu, będące
odzwierciedleniem mentalnego znaczenia, automatycznie wywołuje
załamanie tegoż mentalnego stanu znaczenia, co odbieramy jako myśl.

Warto jednak zauważyć, że na tym etapie ewolucji życia nie istnieje


żaden fizyczny sprzęt zdolny do tworzenia odzwierciedleń intelektu
ponadmentalnego. Odzwierciedlenia bytu ponadmentalnego w świecie
fizycznym są więc zawsze pośrednie, pojawiają się za pośrednictwem ciała
mentalnego i witalnego, przez co są niedoskonałe.

Kolejną istotną kwestią jest to, że świat ożywiony jest tożsamością


świadomości, ale tożsamość ta pojawia się na wielu różnych płaszczyznach;
nie jest to tożsamość pojedyncza. Po pierwsze, istnieje tożsamość z całym
ewoluującym życiem na Ziemi – świadomość Gai. Po drugie, istnieje
tożsamość gatunkowa, tożsamość z określoną klasą form i zaadaptowanych
nawyków genetycznych. Trzecia tożsamość to tożsamość indywidualnego
organizmu. Nie koniec na tym.
Każda żywa komórka organizmu wielokomórkowego również posiada
tożsamość; świadomość identyfikuje się z każdą z nich podczas wykonywana
poszczególnych uwarunkowanych czynności. Każdy zbiór komórek, taki jak
np. organ, który podlega procesowi pomiaru kwantowego na zbiorowym
poziomie funkcjonowania, także posiada własną tożsamość.
W przypadku organizmu z integrującym mózgiem, świadomość
identyfikuje się z tą poszczególną grupą komórek w sposób tak
spektakularny, że świadomość pozostałych organów pozostaje w cieniu.
Dominacja mózgu nad innymi funkcjami naszego ciała zwróciła naszą uwagę,
zwłaszcza uwagę naukowców, którzy badając mózg, ignorują pozostałe
organy i odczuwalną w pobliskich im czakrach energię witalną.

Richard Leviton (2000) w swojej krytyce obecnego boomu na


transplantację organów pisze:

Co dzieje się z osobowością i pozostałościami energii drzemiącej


w przeszczepionych organach? Czy moja wątroba ma coś wspólnego
z tym, kim jestem?

Jeżeli zapytamy o to lekarza medycyny chińskiej, odpowiedź będzie


brzmiała: tak, moja wątroba cechuje się sygnaturą mojej energii,
mojego stylu Qi3.

Biologia w świecie świadomości jest tu zgodna z opinią Levitona


i lekarzy medycyny chińskiej: nasze wątroby stanowią część naszej istoty.
Więź świadomości z naszymi organami pozostaje w sprzeczności z tokiem
rozumowania, który doprowadził do gwałtownego wzrostu popularności
transplantologii.

Co więcej, jak już wspomniałem, każde uwzględnienie istnienia energii


witalnej nacechowane jest pewnym rodzajem dualizmu. Jednakże (jak
wyjaśniłem w poprzednich rozdziałach) problem dualizmu można w prosty
sposób rozwiązać, wprowadzając do równania nieco myślenia kwantowego.
Nadszedł czas, by biolodzy, a razem z nimi także alopatyczni lekarze
medycyny konwencjonalnej, pogodzili się z rzeczywistością, według której
ciało fizyczne to tylko fabryka odzwierciedleń dla naszych ciał subtelnych.
Trzeba poszerzyć horyzonty medycyny, by móc zająć się wszystkimi naszymi
ciałami, a nie tylko tym fizycznym.
Polecam czytelnikom zapamiętanie poniżej przedstawionych idei
i zastanowienie się nad nimi:
Medycyna alopatyczna znajduje uzasadnienie tylko w nagłych
przypadkach. Wykorzystywanie alopatii w pozostałych sytuacjach
przynosi wątpliwe korzyści i możliwość taką należy najpierw dobrze
zbadać.

Nawet procedury alopatyczne, które są obecnie rutynowo


wykorzystywane, mogą być dla nas szkodliwe. Dobrym przykładem na
to jest uodparnianie za pomocą szczepionek.

Nawet biologia, nauka-matka medycyny konwencjonalnej, wymaga


zmiany paradygmatu. W rodzącym się paradygmacie biologicznym,
opartym na prymacie świadomości, separacja istot żywych od ich
środowiska uznawana jest za iluzję. Nie jesteśmy więc ofiarami
środowiska tworzącego choroby, tak jak widzą to alopaci. Czas
zrewidować wpojoną nam przez alopatów mentalność ofiary, przez
pryzmat której patrzymy na dotykające nas choroby.

Nasza podróż ku zdrowiu, która jest w istocie podróżą ku jedności, nie


może cechować się środkami rozbieżnymi w stosunku do celów.
Techniki medycyny alopatycznej pogłębiają naszą izolację od jedności;
poprzez traktowanie nas jak maszyny, alopatia zmienia nas
w uwarunkowane i ubezwłasnowolnione roboty. W przeciwieństwie do
tego, medycyna alternatywna i uzupełniająca łączy nas z jednością, gdyż
skupia się na subtelniejszych, potencjalnie bardziej kreatywnych
aspektach naszego bytu. Podczas wyboru odpowiedniej drogi
powinniście zwrócić uwagę na różnice pomiędzy obiema domenami
medycyny.
ROZDZIAŁ 8
Ciało witalne

K ilka lat temu, gdy uczestniczyłem w konferencji poświęconej badaniom


nad jogą w Bangalore w Indiach, miałem okazję zobaczyć pranicznego
uzdrowiciela w akcji. Pochodzące z sanskrytu słowo prana najlepiej tłumaczy
się jako „energia witalna”. Jest to koncepcja odrzucona przez medycynę
zachodnią, ale bardzo istotna nie tylko dla hinduskiej ajurwedy, lecz także dla
tradycyjnej medycyny chińskiej, w której określana jest mianem chi.
Uzdrowiciel praniczny wykonuje przed swoim pacjentem ruchy rękoma
symbolizujące oczyszczanie ciała w celu przywrócenia równowagi procesów
zachodzących w ciele witalnym, a proces ten prowadzi również do
wyleczenia ciała fizycznego. Najczęściej procedura taka kończy się
powodzeniem. Dlaczego tak jest?

Prana nie jest ideą nieznaną ludziom Zachodu. Osiemnastowieczny poeta


epoki romantyzmu William Blake napisał:

Człowiek nie ma Ciała oddzielnego od Duszy; to bowiem, co Ciałem


zwiemy, jest cząstką Duszy rozeznawaną przez pięć Zmysłów, przez
owe główne w wieku naszym Duszy wnijścia. Energia jedynym jest
życiem, i z Ciała jest: Rozum zaś jest obrysem, albo obwodem Energii
zewnętrznym. Energia jest Wieczną Rozkoszą4.

„Energia”, którą Blake uznał za wieczną rozkosz, to nie ta sama energia,


o której mówią fizycy (pojęcie energii pojawiło się w fizyce dopiero w latach
30. XIX wieku), lecz prana z tradycji hinduskiej i chi z tradycji chińskiej.

Ciało witalne i paralelizm psychofizyczny

O ciele witalnym pisałem już we wcześniejszych rozdziałach (patrz:


rozdziały 3 i 4); teraz więc dokonam podsumowania, przedstawiając przy tym
dodatkowe fakty.

Koncepcja energii witalnej została odrzucona przez biologię i medycynę


zachodnią z powodu związanego z nią dualizmu oraz w wyniku nastania ery
biologii molekularnej, kiedy to naukowcom zdawało się, że poznamy
wszelkie tajniki funkcjonowania ciała poprzez zbadanie chemii DNA i tym
podobnych kwestii. Samo DNA nie jest jednak w stanie wyjaśnić procesu
leczenia. Każdy lekarz i każdy pacjent wie, że leczenie wymaga witalności –
energii witalnej. Energia witalna nie jest produktem procesów chemicznych
zachodzących w naszym ciele. Chemia jest zjawiskiem lokalnym, zaś uczucie
witalności, poczucie bycia żywym jest całkowicie nielokalne. Skąd jednak
w takim razie bierze się energia witalna?

Fundamentalnym składnikiem procesu leczenia jest regeneracja. Nawet


po odniesieniu poważnej rany i zniszczeniu olbrzymiej liczby komórek,
organizm ma zdolność do zregenerowania tych komórek w postaci
przystosowanej do pełnienia odpowiedniej funkcji. Jeżeli ktoś twierdzi, że
dzieje się tak w wyniku podziału pobliskich komórek, to jest w błędzie.
Sąsiadujące komórki zazwyczaj specjalizują się w inny sposób.

Biolog Rupert Sheldrake uznał, iż regeneracja jest możliwa, gdyż wzory


form pochodzą z nielokalnych i niefizycznych pól morfogenetycznych, które
dostarczają nam kolejnych wzorów, gdy niezbędna jest regeneracja. Pola
morfogenetyczne tworzą ciało witalne. Energia witalna, którą odczuwamy, to
właśnie zjawiska zachodzące w ciele witalnym.

Molekuły podlegają prawom fizyki, lecz nie mają pojęcia o kontekstach


życia, takich jak konserwacja czy przetrwanie, nie wspominając już o miłości
czy zazdrości – uczuciach często obecnych w naszych organizmach. Ciało
witalne należy do oddzielnego subtelnego świata i zawiera wzory spełniające
podstawowe funkcje witalne – kontekst życia. Innymi słowy, ciało witalne
zapewnia plany organów ciała fizycznego, które wypełniają funkcje witalne
w czasoprzestrzeni.
Wygląda to tak: obiekty fizyczne podlegają prawom przyczynowości i to
wszystko, co musimy wiedzieć, by móc analizować ich zachowanie;
nazywam to „zachowaniem prawo-podobnym”. Systemy biologiczne również
podlegają prawom fizyki, ale pełnią też określone funkcje celowe:
samopowielanie, reprodukcja, przetrwanie, utrzymanie spójnej tożsamości
w warunkach otaczającego środowiska, autoekspresja, ewolucja i wiedza na
temat własnej istoty.
Niektóre z tych funkcji to instynkty, które dzielimy ze zwierzętami. Na
przykład strach łączy się z innymi instynktami przetrwania, ale czy można
wyobrazić sobie grupę molekuł obawiającą się czegoś? Zachowanie molekuł
można wytłumaczyć, nie wykraczając poza prawa fizyki i bez przypisywania
im właściwości takich jak strach. Strach to ruchy ciał witalnych, które
odczuwamy, i towarzyszy mu program kierujący komórkami organu
fizycznego, nakazujący mu wypełnienie określonych funkcji witalnych
w odpowiedzi na bodźce powodujące strach.

Zachowania systemów biologicznych są interesujące, ponieważ


programy, które uruchamiają biologiczne funkcje, nie są związane
z fizycznymi prawami przyczynowości, które kierują ruchem molekuł. To
zachowanie nazywam „zachowaniem programopodobnym” (Goswami, 1994).

Wielkim wkładem Ruperta Sheldrake’a dla świata biologii jest określenie


źródła tego „programopodobnego” zachowania. Sheldrake wprowadził do
biologii koncepcję nielokalnych i niefizycznych pól morfogenetycznych, co
miało wytłumaczyć działanie programów odpowiadających za biologiczną
morfogenezę – fizyczne formowanie się bytów biologicznych.
Ciało witalne jest więc zbiorem pól morfogenetycznych, wzorów form.
Zadaniem ciała fizycznego jest tworzenie odzwierciedleń pól
morfogenetycznych w ciele witalnym. Odzwierciedlenia te mają z kolei za
zadanie wykonywać funkcje konserwacyjne i reprodukcyjne; zadaniem ciała
witalnego jest zapewnienie wzorów tych odzwierciedleń.

To ma sens. Jeżeli żywe organizmy działają dzięki programom


„komputerowym”, to programy te musiały powstać z jakichś wzorów
stworzonych przez programistę. Owszem, wzory są wbudowane w „sprzęt”
jako formy, a programopodobne zachowanie form biologicznych jest
automatyczne. Łatwo więc zapomnieć o źródle zachowań
programopodobnych i o programiście. Co się w takim razie dzieje, gdy
funkcje tych wbudowanych programów zaczynają działać nieprawidłowo?

Ciało witalne jest więc potrzebne. Zawiera w sobie oryginalne wzory


funkcji biologicznych, pola morfogenetyczne, które odzwierciedlają organy
w ciele fizycznym. Gdy utworzone zostaną te odzwierciedlenia, organy
postępują zgodnie z programem, który wykonuje czynności biologiczne.
Twórcą tych odzwierciedleń, czyli programistą, jest świadomość.
Świadomość wykorzystuje wzory witalne do tworzenia fizycznych
odzwierciedleń swoich funkcji witalnych, których archetypy zakodowane są
w ciele ponadmentalnym – ciele praw i archetypów (ilustracja 11). Gdy
kwantowe możliwości fizycznego narządu zostaną załamane przez
świadomość do postaci wypełnienia zamierzonej funkcji biologicznej,
świadomość załamuje również skojarzone ruchy odpowiedniego wzoru ciała
witalnego. To właśnie te ruchy odbieramy jako uczucia.

Argument dotyczący dualizmu upada, gdy zastosujemy myślenie


kwantowe. Świadomość jest w stanie załamać jednocześnie i w sposób
nielokalny fale możliwości wszystkich ciał tworzących świadomość – ciała
fizycznego, witalnego, mentalnego i ponadmentalnego. Musimy założyć, że
podobnie jak w przypadku ciała fizycznego, ciało witalne również jest bytem
kwantowym.

Czym jest prana, chi lub energia witalna? Jest to kwantowy tryb ruchu
wzoru ciała witalnego. Gdy doświadczamy fizycznego i mentalnego zjawiska
polegającego na odczuwaniu emocji, zachodzi dodatkowe subtelne zjawisko
załamywane przez świadomość w naszej wewnętrznej jaźni; jest to przejaw
energii prana. Czy można odczuwać cudze uczucia? Oczywiście, że tak.
Dzieje się to dzięki kwantowej nielokalności ciała witalnego
(przypominającej mentalną telepatię); nazywamy to empatią. Czy jest
możliwe, aby osoba o zdrowym chi pomogła innej osobie w przywróceniu
równowagi jej chi? Owszem – dzięki nielokalności kwantowej.

Ilustracja 11. Sposób, w jaki funkcje biologiczne spływają z niebios (wymiar ponadmentalny) na Ziemię
(wymiar materialny)

We wschodniej filozofii leczenia powszechne jest odwieczne


przekonanie, iż istnieją wyjątkowe osoby, uzdrowiciele duchowi, którzy
potrafią uzdrowić ciało witalne poprzez dotyk lub tylko przeciąganie dłońmi
wzdłuż ciała pacjenta. Na szczęście, metoda „rąk, które leczą” nie jest
zarezerwowana wyłącznie dla medycyny wschodniej; wiele duchowych
tradycji zachodnich również stosuje te praktyki, a osoby posiadające te
wyjątkowe moce są tam czczone. Dzięki pionierom, takim jak Dolores
Krieger i Dora Kunz, leczenie dłońmi i dotyk terapeutyczny zagościły także
we współczesnej kulturze Zachodu.
To, czego byłem świadkiem na konferencji w Bangalore (w historii
przytoczonej na początku niniejszego rozdziału), czyli fizyczne oczyszczanie
witalnego pola pacjenta, to kwantowy nielokalny transfer leczniczej energii
witalnej – lecznicza prana.

Emocje wymagają obecności nie tylko zjawisk zachodzących w ciele


fizycznym i mentalnym, ale także ruchów ciała witalnego. Przyjrzyjmy się
sobie, gdy jesteśmy rozzłoszczeni. Fizyczny napływ krwi do twarzy sprawia,
iż robi się ona czerwona; pojawiają się gniewne myśli: już ja im pokażę!
Obserwujcie dalej. Jest coś jeszcze, coś bardziej subtelnego, coś, co czujemy
wewnątrz i co nie pasuje ani do sfery fizycznej, ani mentalnej. To właśnie
prana – energia witalna.
Ciało witalne jest niepodzielne; nie występuje tu podział mikro-makro ani
żadna struktura. To właśnie dlatego odczucia ciała witalnego są tak subtelne
i doświadczamy ich jedynie wewnętrznie. Każdy z nas otrzymuje jednak
swoje własne ciało witalne; działa ono naturalnie w wyniku uwarunkowań,
ponieważ określone ruchy witalne są uwarunkowane tak, by pojawiać się
w wyniku powtórzeń, co tworzy ścieżkę indywidualnych nawyków.

Spójrzmy, jak nasze fizyczne i witalne (oraz mentalne i ponadmentalne)


ciała tworzą oddzielne byty funkcjonujące równolegle. Tę równoległość
utrzymuje świadomość. Ale substancje, z których stworzone są te ciała, nie są
czymś stałym i namacalnym. To nie są substancje w rozumieniu kwantowym
ani nawet fizycznym. Wszelkie substancje to możliwości; tylko poprzez
załamanie do rzeczywistości świadomość obdarza je namacalną formą.
W przypadku sfery fizycznej namacalność zazwyczaj jest strukturalna
i zagęszczona, podobnie jak nasze ciała fizyczne. W przypadku sfery witalnej
(i mentalnej) nawet indywidualny byt ma charakter funkcyjny, co gwarantuje,
że zawsze, nawet po urzeczywistnieniu, pozostanie subtelny.

Dowody na kwantową naturę ciała witalnego

Czy istnieją jakieś dowody świadczące o kwantowej naturze ciała


witalnego? Taka natura stanowi w końcu kluczową hipotezę paralelizmu
psychofizycznego, którą tu przedstawiam.

W tradycyjnej medycynie chińskiej mówi się o ścieżkach przepływu chi


zwanych meridianami. Punkty akupunkturalne wykorzystywane w medycynie
chińskiej położone są właśnie wzdłuż meridianów (więcej informacji na ten
temat w rozdziale 10). Jeżeli ruch chi jest zlokalizowany, można by
przypuszczać, iż chi zachowuje się w sposób klasyczny i deterministyczny.
Jednak Hindusi również zmapowali ruchy chi (znanego tam pod nazwą
prana) w ścieżkach określanych przez nich mianem nadis. Nadis nie
pokrywają się idealnie z chińskimi meridianami. Jest to sytuacja typowa dla
zachowań kwantowych – ścieżki poszczególnych tradycji nie są czymś
konkretnym, lecz jedynie wskazówkami dla eksploracji dokonywanej przez
intuicję.

Między lokalizacją a kierunkiem ruchu chi może więc istnieć zasada


nieoznaczoności. Taką możliwość potwierdza fakt, iż Chińczycy określają chi
jako energię posiadającą dwa uzupełniające się aspekty jedności (taoizm), yin
i yang, charakterystyką przypominające obiekty materialne w postaci fali
i cząsteczki. Gdy mówimy o „równoważeniu energii witalnej” w medycynie
chińskiej, oznacza to równoważenie aspektów yin i yang energii witalnej.

Fakt, iż energia witalna, taka jak doświadczana w emocjach, odczuwana


jest w naszej prywatnej i wewnętrznej świadomości, również świadczy
o działającej tu zasadzie nieoznaczoności. Inni ludzie nie odczuwają moich
uczuć, ponieważ załamanie mojego uczucia w świadomości je zmienia (w
wyniku zasady nieoznaczoności; polecam także dyskusję o wewnętrznej
naturze chorób w rozdziale 4).
W serii programów telewizyjnych Billa Moyersa zatytułowanej Healing
and the Mind (Uzdrawianie i umysł) pojawił się fascynujący fragment
o medycynie chińskiej i zagadce chi. W pewnym momencie, w odpowiedzi na
pytanie Moyersa: „W jaki sposób lekarz wie, że trafia w odpowiednie miejsce
(akupunkturalne)?”, David Eisenberg, amerykański adept medycyny
chińskiej, odpowiedział:
– To niezwykle trudne. Lekarz zwykle pyta pacjentkę, czy odbiera
przepływ chi i czy cokolwiek czuje. On również musi to czuć. Mój
nauczyciel akupunktury powiedział, że to jak łowienie ryb. Trzeba
znać różnicę między skubnięciem a połknięciem przynęty.
Naturalnie, nauka odczuwania cudzej energii chi zajmuje całe lata. Chi
odbiera się wewnętrznie i nie jest to element rzeczywistości współdzielonej
z innymi ludźmi. Wyczuwanie chi pacjenta jest jak mentalna telepatia; działa
na zasadzie nielokalności kwantowej.
Twarde dowody dotyczące kwantowej natury chi znaleźć można
w wynikach przeprowadzanych w Chinach eksperymentów z mistrzami chi
gong (oznacza to „manipulacja chi” i czasem zapisywane jest jako qigong).
Mistrzowie ci proszeni są o udział w projekcie badania wpływu
„pozytywnego” chi na rośliny, których tempo wzrostu metabolicznego jest
mierzone. Wyniki potwierdzają, że przy takiej stymulacji rośliny rozwijają się
szybciej. Natomiast gdy mistrzowie chi gong rzucają na rośliny „negatywne”
chi, rośliny te rozwijają się gorzej (Sancier, 1991).

Wyraźnie widać, iż wspomniany eksperyment dowodzi istnienia


połączenia między ciałami witalnymi mistrzów chi gong a ciałami witalnymi
roślin. Nielokalności nie da się udowodnić za pomocą klasycznych urządzeń
(Feynman, 1981), więc powyższe wyniki stanowią główny dowód na
kwantową naturę ciała witalnego.

Energia witalna może jednak związać się z określonym fizycznym ciałem,


a nawet miejscem. W takim przypadku ciało lub miejsce może „nosić”
w sobie energię witalną. Jest to najlepiej widoczne w zjawisku zwanym
„fantomem kończynowym”. Być może w ten sam sposób urządzenia
radioniczne są w stanie transmitować leczenie witalne.

Czy jesteśmy w stanie zmierzyć energię witalną za


pomocą urządzeń fizycznych?

Czy da się zmierzyć energię witalną za pomocą urządzeń fizycznych?


Z definicji odpowiedź brzmi: nie. Energia witalna i urządzenia fizyczne
należą do dwóch różnych światów, które nie oddziałują na siebie
bezpośrednio. Istnieje wszakże jedno zastrzeżenie.
Fizyczne formy reprezentują pola morfogenetyczne ciała witalnego i są
z nimi skojarzone. Jeżeli jesteśmy w stanie zmierzyć te skojarzone formy
fizyczne, gdy zmieniają się wraz z ruchami ciał witalnych, to w sposób
pośredni mierzymy efekt ciała witalnego. W taki właśnie sposób mierzymy
myślenie. Czy możemy stwierdzić, kiedy ktoś myśli? Owszem – patrzymy na
aktywność mózgu na rezonansie magnetycznym lub podczas tomografii
pozytonowej.
Wydaje mi się, że być może tak właśnie działa kontrowersyjna technika
fotografii kirlianowskiej. Metodę tę odkryli rosyjscy naukowcy Siemion
i Walentyna Kirlianowie. Do tworzenia fotografii kirlianowskich
wykorzystuje się transformator zwany cewką tesli połączony z dwiema
metalowymi płytkami. Pomiędzy płytki wkłada się palec, którego dotyka
klisza. Gdy włączy się przepływ prądu, na kliszy uwieczni się kirlianowski
obraz palca. Kirlianowskie zdjęcia ukazują „aurę” wokół obiektu. Zwolennicy
tej techniki twierdzą, że kolor i intensywność aury opisują emocjonalny stan
osoby, której palec wykorzystuje się podczas robienia zdjęcia. Na przykład
czerwona i plamista aura odpowiada poczuciu niepokoju, poświata na aurze
oznacza odprężenie, itp.

To jasne, że w grę wchodzi tu jakieś zjawisko energetyczne.


Potwierdzono już, iż pojawiającej się w ten sposób energii nie da się
kontrolować za pomocą pięciu zmysłów. Na początku więc niektórzy badacze
myśleli, że na zdjęciach widać obraz przepływu energii subtelnej z palca na
kliszę drogą psychokinezy. To jednak byłoby możliwe tylko wtedy, gdyby
energia subtelna miała charakter fizyczny.

Pojawiła się także inna materialistyczna hipoteza, według której aura ma


związek z poceniem się, gdyż powszechnie wiadomo, że obecność wilgoci
między płytkami wpływa na obraz i prowadzi do kontrowersji przy
interpretowaniu zdjęć.
Wspominam o tym, ponieważ możliwa jest trzecia interpretacja. Zmiany
energii witalnej, takie jak np. w przypadku zmiany nastroju, modyfikują
programy rządzące organami w sposób wywołujący widoczne oznaki tejże
zmiany. Fotografia dokonuje pomiaru zmian na płaszczyźnie fizycznej, ale
ponieważ fizyczne zmiany skojarzone są ze zmianami witalnymi, w sposób
pośredni dokonujemy pomiaru tych pierwszych.

Ustalanie naszego typu ciała

Jeżeli zapytamy lekarza alopatycznego, jaki mamy typ ciała, odpowie on,
że to zależy od naszych genów. Ale czy tak jest naprawdę? Kiedy
uświadomimy lekarzowi, że geny są przecież jedynie instrukcjami
w produkcji białek i nie mają nic wspólnego z morfogenezą, poirytowany
stwierdzi zapewne: „Skoro geny nie są w stanie tego wyjaśnić, to w takim
razie nie ma czegoś takiego jak typ ciała. A nawet jeśli by było, to nie
miałoby większego znaczenia. Choroby nie dbają o to, jaką mamy
indywidualną budowę ciała, chyba że cechujemy się jakimiś defektami
genetycznymi. Terapia również nie jest zależna od tego całego tak zwanego
typu ciała”.

Jednak wśród systemów uwzględniających ciało witalne – pola


morfogenetyczne tworzące formy – typ ciała ma swoje uzasadnienie.
Zarówno medycyna ajurwedyczna (patrz: rozdział 9), jak i tradycyjna
medycyna chińska (patrz: rozdział 10) mają wiele do powiedzenia o typach
ciała, czyli o klasyfikacji naszej naturalnej budowy. Uwzględniając
poszczególne typy ciała, oba wspomniane rodzaje medycyny udzielają nam
rad, jak dbać o nasz organizm, informują, w jaki sposób rozwijają się u nas
poszczególne choroby i jakie stosować leczenie. Medycyna ciała witalnego
jest wysoce zindywidualizowana i to jedna z jej największych zalet.
Niestety, gdy przyjrzymy się obu szkołom, medycynie hinduskiej
i chińskiej, z początku możemy być nieco rozczarowani. Oba systemy nie
zawsze są zgodne co do swoich ocen. Czyż nauka nie powinna być
jednoznaczna?

W związku z powyższym, należy uświadomić sobie, że skoro ciało


witalne jest bytem subtelnym, związana z nim medycyna również musi być
subtelna. Inaczej mówiąc, jeśli nasze doświadczenia dotyczące bytów
subtelnych są z reguły wewnętrzne i subiektywne, to nie możemy oczekiwać
obiektywnego, niezależnego od obserwatora poglądu naukowego na ciało
witalne. Nauka wymaga jednak przynajmniej ograniczonego obiektywizmu –
niezmienności w stosunku do obserwatorów. Wnioski wyciągać należy
niezależnie od poglądu pojedynczego obserwatora. Systemy chiński
i hinduski posiadają jednak wystarczająco dużo podobieństw, by zaspokoić
kryterium ograniczonej obiektywności medycyny ciała witalnego. Gdy
weźmiemy pod uwagę uwarunkowania kulturowe, dostrzeżemy, iż te dwa
systemy nie są ze sobą sprzeczne, lecz uzupełniają się nawzajem.
Stan medycyny ciała witalnego powinien zadowolić antropologów
kulturowych. Od jakiegoś czasu podważają oni ideę jednego zestawu
uniwersalnych praw – poglądu, który dominuje we wszechświecie
materialnym. Teraz antropolodzy ci mogą przynajmniej znaleźć pocieszenie,
kierując swój wzrok ku domenie ciała witalnego oraz obszarowi wzajemnego
oddziaływania ciała witalnego i fizycznego.
ROZDZIAŁ 9
Ajurweda i leczenie zaburzeń równowagi
energii witalnej

A jurweda to nauka o zdrowiu i uzdrawianiu opracowana w Indiach, gdzie


wykorzystuje się ją od tysiącleci. Dzięki jej rozpowszechnieniu zarówno
w samych Indiach, jak i za granicą, oraz dzięki pracy wybitnych
propagatorów, takich jak Deepak Chopra (2000), Vasant Lad (1984) czy
Dawid Frawley (1989), ajurwedyczne pojęcia, jak dosze, stały się o wiele
lepiej rozpoznawalne w Stanach Zjednoczonych.

Oto przykład: byłem niedawno na przyjęciu, gdzie nagle zaczepił mnie


ktoś zupełnie mi nieznajomy, pytając: „Jaki ma pan typ ciała? Czy jest pan
vata, pitta czy kapha?”. Terminy te oznaczają ajurwedyczne dosze. Zadanie
takiego pytania było dla mnie zrozumiałe. Zanim ta osoba rozpoczęła
rozmowę z nieznajomym, musiała poznać ajurwedyczną typologię rozmówcy,
którą, zgodnie z założeniami ajurwedy, ustala się na podstawie dominującej
doszy. Jeszcze niespełna 10 lat temu taką rolę odgrywała astrologia. Chcąc
przełamać lody podczas rozmowy, pytano np.: „Czy jest pan zodiakalnym
Strzelcem?”. Astrologio, ustąp miejsca!

Czym jednak jest dosza? Współcześni lekarze ajurwedy mogą


opowiedzieć nam wszystko o braku równowagi doszy jedynie na podstawie
objawów naszej choroby, ale nie byliby w stanie jednoznacznie zdefiniować
samego pojęcia. Mogą powiedzieć nam, iż na płaszczyźnie fizycznej dosze
mają związek z płynami (humorami) naszego ciała: vata to gazy jelitowe,
pitta to żółć, zaś kapha – śluz (flegma). Czytelnicy zaznajomieni
z zamierzchłymi praktykami medycznymi cywilizacji zachodniej z pewnością
zrozumieją istotę medycyny humoralnej.

Na Zachodzie uważano, iż cztery humory ciała są bardzo ważnym


czynnikiem. Temperament choleryka odzwierciedlała żółć, odpowiadająca
ajurwedycznej doszy pitta. Flegmatyka symbolizował śluz, czyli
ajurwedyczna kapha. Pozostałe dwa typy to melancholik symbolizowany
przez czarną żółć i sangwinik symbolizowany przez krew. Ostatnie dwie
pozycje odpowiadają ajurwedycznej doszy vata. Nawet dziś w języku
powszechnym „melancholia” oznacza przygnębienie, co pokrywa się
z ajurwedycznym poglądem, iż to vata w największym stopniu odpowiada za
choroby przewlekłe wywołujące depresję.

Wczesna medycyna kojarzyła także dosze z pojęciem „pięciu żywiołów”,


czyli opisem natury materialnej – ziemią, wodą, powietrzem, ogniem
i eterem. Vata to powietrze, ale by móc się przemieszczać, potrzebuje
naczynia (pustej przestrzeni); vata symbolizuje więc zarówno eter, jak
i powietrze. Pitta to naturalnie (trawienny) ogień, a ponieważ potrzebuje on
nośnika w postaci wody, odzwierciedla zarówno ogień, jak i wodę. Kapha zaś
to woda, której pojemnikiem jest ziemia (żywioł – nie planeta). Kapha
symbolizuje więc wodę i ziemię.

Jeżeli jednak to ma być istota ajurwedy, lekarze medycyny zachodniej nie


będą pod wrażeniem. Stary system jest arbitralny, uproszczony i naturalnie
oparty na archaicznym światopoglądzie. W porównaniu z tym pogląd, na
którym opiera się medycyna współczesna (alopatia), wydaje się
wyrafinowany. Jeżeli jednak wspomnimy o empirycznym sukcesie
współczesnej medycyny ajurwedycznej, lekarze zachodni mogą jedynie
bezradnie wzruszyć ramionami. Wygląda na to, że obecny naukowy pogląd
na świat nie pozwala zrozumieć wagi, jaką odgrywają vata, pitta i kapha.
Wielu orędowników ajurwedy zaczęło pomijać ten ogólny model lub
przynajmniej umniejszać jego znaczenie. Czasami twierdzą oni, że te dosze
połączone są z procesami zachodzącymi w organizmie w następujący sposób:

vata: normalne procesy (np. krążenie krwi)


pitta: procesy transformacyjne (np. trawienie)

kapha: struktura lub jej spoina (np. nabłonek płuc).


Wspomniani wyżej lekarze są przeciwni koncentrowaniu się na kwestiach
światopoglądowych, albowiem ludzki organizm jest zbyt skomplikowany, by
dało się opracować odnoszącą się do niego teorię, spójną z fundamentalnymi
poglądami dotyczącymi świata. W zamian za to – wykorzystując pojęcie
doszy, przypisują poszczególnych ludzi do jednego z siedmiu typów ciała.

1. Czysta vata; w tym typie vata dominuje nad pozostałymi dwiema doszami
(osoby reprezentujące ten typ mają delikatną budowę ciała i zmienne
usposobienie – to tylko dwie główne cechy tego typu).

2. Czysta pitta; tu pitta dominuje nad pozostałymi dwiema doszami (dotyczy


ludzi o średniej budowie ciała, cechujących się bystrym umysłem).

3. Czysta kapha; tu kapha dominuje nad pozostałymi dwiema doszami


(grupuje ludzi dobrze zbudowanych i powolnych).

4–6. Trzy dosze mieszane: pitta-vata, pitta-kapha i vata-kapha (są to łączone


charakterystyki – cechy pochodzą z kilku dosz).

7. Rzadki przypadek pitta-vata-kapha (w tym typie w równym stopniu obecne


są wszystkie dosze).

Wyróżnia się również ósmy typ ciała – idealną równowagę między


doszami, ale to zdarza się niezwykle rzadko.

Fundamentalnym założeniem ajurwedy jest to, że człowiek rodzi się


z określonym typem ciała – „podstawowym” brakiem równowagi (zwanym
z języka sanskryt prakriti). Przydarzające się nam sytuacje, nasz styl życia
i środowisko pogłębiają (bikriti) początkowy brak równowagi, powodując
choroby. Lecznicze zioła medycyny ajurwedycznej, dieta oraz ćwiczenia
mają za zadanie pomóc nam w powrocie do bazowego braku równowagi.
Teoretycznie należałoby podjąć działania w celu skorygowania nawet tego
bazowego braku równowagi, ale jest to zadanie niesłychanie trudne
i zazwyczaj nie podejmuje się takich prób.

Uważa się, że na etapie rozwoju, w którym nasze organizmy wciąż są


w fazie kształtowania się, dominuje kapha. W środkowym etapie życia
przewagę ma pitta, zaś pod koniec naszej egzystencji – vata. Choroby nękają
nas najczęściej w średnim wieku lub na starość, w związku z czym za
choroby odpowiedzialne jest głównie zaburzenie równowagi doszy vata.
Drugim co do częstotliwości występowania brakiem równowagi jest
zaburzenie doszy pitta. Brak równowagi kapha jest zjawiskiem najmniej
powszechnym. Nasz współczesny tryb życia prowadzi głównie do zaburzeń
równowagi doszy vata. Ajurweda więc wydaje się przekazywać nam prostą
wiadomość: uważajmy na zaburzenia doszy vata.

Mimo to ajurweda pozostaje medycyną subtelną. We współczesnej


medycynie alopatycznej także kładzie się coraz większy nacisk na styl życia
(społeczna teoria choroby). Na przykład choroby serca kojarzone są z tak
zwaną osobowością i stylem życia typu A (nadaktywność, przewrażliwienie,
nadmierna skłonność do działania). Ajurweda ma jednak nieco inne podejście
do tej kwestii, gdyż bierze pod uwagę fakt, iż nie każdy człowiek
o osobowości typu A zapada na choroby serca. Ajurweda stara się przywrócić
u pacjenta bazowy brak równowagi dosz – prakriti. Jeżeli bazowym typem
jest typ A, ajurweda nie będzie starała się tego korygować. Właśnie to
zindywidualizowane traktowanie pacjenta czyni z ajurwedy tak użyteczne
narzędzie do walki z chorobami przewlekłymi.

Pozostaje ważne pytanie. Dlaczego każdy z nas cechuje się określonym


prakriti – podstawowym zaburzeniem doszy? Biorąc pod uwagę popularność
ajurwedy, widzimy wyraźnie, iż uzupełnia ona medycynę alopatyczną, ale
w jaki sposób to czyni? Czy istnieje jakaś teoria naukowa uzasadniająca
wyżej wspomniany sposób postrzegania typów ciała ludzkiego, tłumacząca
nasze indywidualne skłonności do zapadania na pewne choroby i wskazująca
odpowiednią drogę leczenia?

Ajurweda i ciało witalne

Uważa się, iż tradycyjna ajurweda opiera się na szerszym rozumieniu


naszego bytu niż współczesna medycyna alopatyczna (oraz współczesna
odmiana ajurwedy), którą interesuje tylko ciało fizyczne chorego. Ajurweda –
oprócz uwzględniania ciała fizycznego – dostrzega także zjawiska ciała
witalnego, jak również (co mniej istotne w obecnym kontekście) ciał
mentalnego i ponadmentalnego. Wszystko to zakorzenione jest
w świadomości, która stanowi podstawę wszelkiego bytu.

Dzięki postrzeganiu form ciała fizycznego (komórek i narządów) jako


odzwierciedlenia wzorów ciała witalnego, lekarze ajurwedyczni znają więcej
przyczyn, wskutek których człowiek może zachorować. Przypominam, że
wybitny współczesny biolog Rupert Sheldrake pisał o tym samym:
niefizyczne pola morfogenetyczne (bardziej naukowe określenie ciała
witalnego) zapewniają formy do stworzenia bytu fizycznego.

Według zwolenników alopatii, choroba polega na zaburzeniach


chemicznych (i fizycznych) funkcji ciała fizycznego, a leczenie to jedynie
skorygowanie tychże zaburzeń. Współcześni lekarze ajurwedy również widzą
chorobę tylko na płaszczyźnie fizycznej, zaś zaburzenia równowagi dotyczą
cech fizycznych, takich jak vata, pitta czy kapha. Jest to podejście nieco
bardziej subtelne od alopatycznego.

Jednakże prawdziwa, tradycyjna ajurweda dostrzega, iż choroby mogą


być także skutkiem wadliwej natury lub wady procesów zachodzących we
wzorach, czyli w ciele witalnym. Przypominam, że procesy te związane są
z programami, które sterują funkcjami życiowymi organów fizycznych
(odzwierciedleń wzorów). To jasne, iż dopóki nie skorygujemy wady na
poziomie witalnym, nigdy nie uda nam się sprawić, by narządy w odpowiedni
sposób spełniały swą funkcję. Dlatego też tradycyjna ajurweda kładzie
większy nacisk na osiąganie równowagi cech ciała witalnego (to samo tyczy
się medycyny chińskiej), które w medycynie tej uważa się za prekursory dosz.
Scenariusz choroby według tradycyjnej ajurwedy wprowadza ciało
witalne jako jedno z możliwych źródeł choroby i uzupełnia się wzajemnie
z alopatią dużo prościej niż według ajurwedy współczesnej, skoncentrowanej
jedynie na fizycznych doszach. Pojawia się tu jednak pewien problem: czym
jest ciało witalne w odniesieniu do ciała fizycznego?
Tradycjonaliści twierdzą, że ciało witalne jest tworem niefizycznym.
Niestety, dla lekarzy praktykujących współczesną ajurwedę tego typu
stwierdzenie jest trudne do zaakceptowania. Czyż biologia molekularna nie
wyeliminowała wszelkich form witalności i niefizycznych energii
życiowych? Założenie istnienia ciała witalnego wiąże się również
z niebezpieczeństwem dualizmu i rodzi pytanie, w jaki sposób niefizyczne
ciało witalne oraz sfera fizyczna oddziałują na siebie wzajemnie.

Ten dualistyczny sposób postrzegania ciała witalnego (oraz samej


świadomości) jest efektem krótkowzrocznego myślenia newtonowskiego.
W fizyce udało nam się zastąpić klasyczną fizykę newtonowską fizyką
kwantową, a implikacje tej zmiany paradygmatu stopniowo docierają do
innych dziedzin działalności człowieka, w tym także do medycyny.
W rozumieniu kwantowym witalizm nie jest dualizmem. Innymi słowy,
postrzegając świat przez pryzmat fizyki kwantowej, jesteśmy w stanie
wysunąć hipotezę niefizycznego ciała witalnego bez wpadania w pułapkę
dualizmu interakcyjnego.

Jak wspomniałem wcześniej, w fizyce kwantowej wszystkie obiekty są


falami możliwości świadomości, która stanowi podłoże wszelkiego istnienia;
są to możliwości fizyczne i witalne (oraz mentalne i ponadmentalne).
Możliwości te stają się „rzeczami”, których doświadczamy, gdy świadomość
wybiera jedną z nich, tworząc z niej realne doświadczenie w konkretnym
kwantowym pomiarze (zjawisku, które fizycy określają mianem załamania
fali możliwości).
Bez wątpienia każde doświadczenie ma w sobie komponent fizyczny, ale
gdy przyjrzymy się uważniej, dostrzeżemy również uczucie, czyli komponent
witalny (myśli i intuicja to z kolei komponenty mentalne i ponadmentalne).
Pozwala to wyeliminować dualizm, ponieważ sfery fizyczna i witalna
funkcjonują równolegle, a współpraca ta podtrzymywana jest przez
świadomość (ilustracja 4).
Energia witalna jest więc czymś, co odczuwamy w ciele witalnym, gdy
doświadczamy naszych narządów fizycznych. Gdy te odczucia ulegają
zaburzeniu, czujemy chorobę. Nasz sposób przetwarzania energii witalnej
cechuje się jednak pewnymi predyspozycjami. Te witalne predyspozycje są
prekursorami fizycznych „defektów”, zwanych (z języka sanskryt) doszami.

Dlaczego istnieją trzy typy dosz?

Kiedy doświadczamy życia, świadomość załamuje odczucia witalne wraz


ze skojarzonymi narządami fizycznymi (pomińmy na chwilę aspekty
mentalne i ponadmentalne). Warto pamiętać, że w naszych ciałach fizycznych
nieustannie zachodzą zmiany; z pomocą spożywanego przez nas pokarmu
nasze komórki i narządy ciągle się odnawiają. Pamiętajmy też, iż na
kwantowe możliwości ciała witalnego składa się całe spektrum możliwości
(cechujące się rozmieszczeniem prawdopodobieństwa ustalonym przez
dynamikę kwantową danej sytuacji) pól morfogenetycznych, czyli wzorów
ciała witalnego. Prawa dynamiki funkcji ciała witalnego oraz konteksty dla
procesów w nim zachodzących zawarte są w sferze ponadmentalnej.

Na początku procesu tworzenia odzwierciedleń, w momencie gdy


jednokomórkowy zarodek staje się tworem wielokomórkowym w wyniku
procesu podziału komórek, mamy wolną wolę co do wyboru wzoru ciała
witalnego, a fizyczne odzwierciedlenie ma szansę na optymalny stan zdrowia
w każdych wewnętrznych czy zewnętrznych warunkach środowiskowych.
Innymi słowy, pomimo że funkcje ciała witalnego i rządzące nimi prawa
(archetypy ponadmentalne) są zawsze takie same, mamy wolność wyboru
poszczególnych pól morfogenetycznych, czyli wzorów odpowiadających tym
funkcjom.
Wolność wyboru wzoru witalnego wykorzystywanego do tworzenia
fizycznych odzwierciedleń wykorzystywana jest zgodnie z kontekstem
zewnętrznego i wewnętrznego środowiska tworzącego się ciała fizycznego.
Naturalnie nawet na tym etapie mogą pojawić się choroby, np. w wyniku (1)
defektu aparatury odpowiedzialnej za tworzenie odzwierciedleń
(dziedziczone geny) lub (2) nieodpowiedniego budulca wykorzystanego do
tworzenia odzwierciedleń (spożycie pokarmów i sposób odżywiania). Jeżeli
jednak spełnione zostaną warunki odpowiedniego tła genetycznego
i właściwego żywienia, to tworząc nasze ciało fizyczne zgodnie
z instrukcjami ciała witalnego, możemy być kreatywni. Za pomocą
kreatywności możemy nawet przezwyciężyć niektóre braki spowodowane
predyspozycjami genetycznymi oraz/lub nieodpowiednim odżywianiem,
a nawet problemami natury środowiskowej, jak na przykład bakterie czy
wirusy.
To właśnie dzięki temu większość dzieci cieszy się zdrowiem. Niektóre
jednak cierpią na rozmaite choroby, i to nawet bez udziału czynników
środowiskowych (bakterii czy wirusów). Co więcej, powszechnie wiadomo,
że zwiastuny schorzeń, takich jak choroby serca, mogą pojawić się wiele lat
wcześniej. Dlaczego tak się dzieje?

Gdy dorastamy, komórki i narządy naszego ciała fizycznego wielokrotnie


się odnawiają. Zachodzi wówczas zjawisko osłabienia naszej kreatywności,
zwane warunkowaniem. Warunkowanie jest rezultatem modyfikacji
prawdopodobieństwa w celu obciążenia uprzednio załamanej możliwości; to
reakcja z przeszłości; zjawisko spowodowane odbiciem w lustrze pamięci
(Goswami, 2000). W przypadku uwarunkowania nie możemy już wybierać
witalnego wzoru odpowiedniego do sytuacji środowiskowej; zamiast tego
zyskujemy predyspozycje do zastosowania tego samego wzoru, który już
wykorzystywaliśmy. Jeżeli wzór ten jest wadliwy, pojawią się wadliwe
odzwierciedlenia.

Istnieje jednak alternatywa. Podczas procesu odnawiania swojego ciała,


do stworzenia fizycznego odzwierciedlenia funkcji witalnej często
wykorzystujemy więcej niż jeden wzór tej funkcji. Jeżeli zajdzie taki proces,
oba wzory staną się elementami naszego repertuaru witalnego. Załóżmy, że
przy tworzeniu narządów pojawią się określone nowe wyzwania
środowiskowe wymagające kreatywnej reakcji. W takim przypadku, nawet
gdy świadomość nie będzie w stanie wybrać odpowiedniej reakcji (wzoru
witalnego) spoza wyuczonego repertuaru, wciąż może ona stawić czoło
wyzwaniu poprzez wybór wzoru będącego kombinacją wzorów wyuczonych
w przeszłości.

Tego typu drugorzędna kreatywność nazywana jest niekiedy


kreatywnością sytuacyjną (Goswami, 1999). Różni się ona zasadniczo od
całkowicie nowej reakcji na nowy kontekst, czyli od kreatywności
fundamentalnej. W związku z powyższym istnieją trzy cechy ciała witalnego:

Zdolność do kreatywnej zmiany wyboru wzoru witalnego tworzącego


określoną formę w zależności od kontekstu: ta zdolność lub cecha
kreatywności fundamentalnej nazywana jest w ajurwedzie tejas.
Zdolność do wybrania nowej kombinacji uprzednio wyuczonych
kontekstów wzorów witalnych w celu stworzenia formy; określamy to
jako prana lub vayu.
Zdolność do reagowania poprzez najbardziej uwarunkowany wzór
witalny – cecha określana mianem ojas.

Wszystkie trzy cechy są niezbędne do odpowiedniego funkcjonowania


ciała witalnego i fizycznego. Wszelkie zaburzenia równowagi w tym zakresie
wywoływać będą defekty (dosze) na poziomie fizycznym. Z trzema cechami
ciała witalnego związane są trzy dosze, czyli defekty ich odzwierciedleń.
Jeżeli podczas tworzenia narządów z pomocą pól morfogenetycznych
w kreatywności fundamentalnej występuje za dużo tejas, rezultatem będzie
typ ciała pitta. Przewaga vayu w kreatywności sytuacyjnej na poziomie
witalnym da nam ciało o typie vata; zaś zbyt wiele ojas odpowiedzialne jest
za typ kapha. Powyższe dosze to „odpady produkcyjne” w procesie
wykorzystywania ciała witalnego do tworzenia formy.

Innym sposobem postrzegania tej kwestii jest potraktowanie tejas jako


transformacyjnej energii witalnej, której nadmiar tworzy zaburzenia
metabolizmu w fizycznej strukturze ciała, co daje początek doszy pitta.
W podobny sposób przewaga vayu – nadmiernego i zmiennego ruchu
w ramach znanych kontekstów – tworzy doszę vata, której głównymi cechami
są ruch i zmienność. Zbyt duże wykorzystanie ojas – ustabilizowanych
i uwarunkowanych procesów ciała witalnego – przekłada się na dominację
doszy kapha, której główne cechy to stałość i zorganizowanie.

Trzy różne cechy ciała witalnego – tejas-vayu-ojas i trzy cechy umysłu


zwane gunami mają jedną cechę wspólną. Po pierwsze, musimy uświadomić
sobie, że pochodzące z sanskrytu słowo guna oznacza „cechę”. Po drugie,
w dalszej części książki wyjaśnię, iż mentalne guny biorą się z tego samego
źródła, co guny witalne. Odpowiadają one trzem sposobom, na które można
wykorzystać umysł kwantowy do przetwarzania procesów. Te sposoby to:
kreatywność fundamentalna, kreatywność sytuacyjna i uwarunkowanie (patrz:
rozdział 14). Na koniec warto też dodać, iż guny (cechy) wykorzystane
w sposób nieodpowiedni i bez zachowania równowagi, przyczyniają się do
powstawania dosz (defektów) na poziomie fizycznym.

Skąd bierze się prakriti?

Pokrótce odpowiem teraz na pytanie dotyczące źródeł prakriti i wyjaśnię,


dlaczego już na początku życia posiadamy samonarzucony brak równowagi
dosz. Dosze to produkty uboczne bardziej subtelnych cech witalnych.
Możemy zadać pytanie: czy rodzimy się z brakiem równowagi tych cech?
Jeżeli tak, to dlaczego? Fakt zapadania przez dzieci na choroby przewlekłe
uzasadnia hipotezę dotyczącą wrodzonych zaburzeń równowagi cech
witalnych tejas, vayu i ojas. Skąd więc biorą się te zaburzenia? Najkrótsza
odpowiedź brzmi: z reinkarnacji.
Uprzednio wspominałem już o reinkarnacji (patrz: rozdziały 3 i 6). Jest to
nieodłączny element wszystkich wschodnich systemów myślowych, ajurweda
nie jest tu wyjątkiem. Nauka o reinkarnacji wchodzi w zakres nauki,
ponieważ udowodnienie reinkarnacji świadczy o istnieniu tak zwanych ciał
subtelnych, zwłaszcza ciała witalnego i mentalnego (patrz: rozdział 3).
Bodźce, których doświadczamy w naszym życiu, i nasze reakcje na nie
tworzą pamięć mózgu. Gdy dany bodziec się powtarza, kwantowe
prawdopodobieństwo reakcji przechyla się na stronę reakcji poprzedniej.
Nazywam to zjawisko kwantową pamięcią ścieżek reakcji mózgu. Ponieważ
umysł skojarzony jest z mózgiem, umysł również rozwija kwantową pamięć
swoich uwarunkowanych ścieżek oraz nawyków. Ta właśnie kwantowa
pamięć, modyfikacja uwarunkowania mózgu, ulega reinkarnacji (patrz:
rozdział 6). Dziedziczenie tych modyfikacji od umysłu z poprzedniego
wcielenia, nazywane na wschodzie karmą, zostało udowodnione empirycznie
(Goswami, 2001), co dodaje wiarygodności idei reinkarnacji.
Tradycyjnie karmę rozumie się jako karmę mentalną – mentalne
skłonności, które przejmujemy z poprzednich żywotów. Po zastanowieniu
można jednak dojść do wniosku, że istnieć może także karma witalna –
tendencje, które rozwijamy podczas naszego życia i które są w stanie przejść
do następnego życia w taki sam sposób, jak dzieje się to w przypadku
mentalnej karmy (Goswami, 2001). Ciało witalne skojarzone jest z narządami
ciała fizycznego w pobliżu czakr. Doświadczenia życiowe i nasza reakcja na
nie tworzy w narządach kwantowe wspomnienia, które rozprzestrzeniają się
na ciało witalne, dając początek indywidualnym tendencjom ciała witalnego.

To właśnie przejęte z naszych poprzednich wcieleń tendencje powodują


wrodzone zaburzenia równowagi cech witalnych (kreatywność
fundamentalna lub tejas, kreatywność sytuacyjna lub vayu, i zachowania
uwarunkowane, czyli ojas) na poziomie ciała witalnego. Te wrodzone
tendencje witalne, choć stanowią zaburzenia równowagi, są równie ważne
w procesie kształtowania naszego ciała fizycznego jak konwencjonalna natura
(predyspozycje genetyczne) i wychowanie (wkład środowiska fizycznego).

Wrodzone zaburzenia cech witalnych, z którymi przychodzimy na świat,


dają początek prakriti, naturalnemu bazowemu brakowi równowagi dosz. Tak
jak napisałem uprzednio, przewaga tejas prowadzi do braku równowagi doszy
pitta itd. Określona kombinacja dosz, które rozwijamy, dorastając, nasz
fizyczny prakriti lub typ ciała, to homeostaza. Dzięki niej nasze ciało
fizyczne funkcjonuje w sposób optymalny. Jeżeli jednak zaburzenia
równowagi cech witalnych nie zostaną skorygowane, pojawią się odchylenia
od homeostazy dosz, zaś odchylenia te to właśnie choroby.
Leczenie ajurwedyczne może więc przebiegać na dwa sposoby. Pierwszy
jest dość oczywisty: korygujemy na poziomie fizycznym problemy dosz
wynikające z zaburzeń równowagi poza prakriti. Niektóre terapie
ajurwedyczne, na przykład panchakarma, czyli oczyszczanie ciała, są
opracowane właśnie na tej podstawie. Jest to jednak tylko tymczasowe
remedium.

Drugie podejście polega na korygowaniu braków równowagi w ciele


witalnym. Zastosowanie tej korekty może doprowadzić do całkowitego
wyzdrowienia pacjenta. Metodę tę można praktykować na dwa sposoby –
pasywny i aktywny. Ścieżka pasywna polega na wykorzystaniu leków
ziołowych o określonej ścieżce prany w celu przywrócenia równowagi.
Ścieżka aktywna to bezpośrednia transformacja procesów pranicznych na
poziomie ciała witalnego. Najważniejsze przykłady ścieżki aktywnej to
ćwiczenia na oddychanie (zwane pranayama), w trakcie których obserwuje
się własny rytm oddychania oraz związane z nim procesy praniczne.

Dosze i ich miejsce w narządach

Opisane przeze mnie ogólne cechy ciała witalnego pozwalają zrozumieć


sposób powstawania dosz na poziomie fizycznym. W jaki jednak sposób
dosze łączą się z narządami? By się tego dowiedzieć, musimy przyjrzeć się
bliżej naturze wzorów witalnych i pól morfogenetycznych.
Starożytni jasnowidze, którzy odkryli tajniki ajurwedy, dowiedzieli się
jednej fundamentalnej rzeczy (twórcy medycyny chińskiej wpadli na ten sam
pomysł). Wiadomo dziś, że forma w świecie makrofizycznym występuje
w pięciu różnych stanach: stałym, płynnym, gazowym, jako plazma oraz jako
pustka lub próżnia. Taki stan rzeczy znany jest od czasów antycznych, choć
starożytni nazywali te stany inaczej, np. ziemia, woda, powietrze i eter.
Powszechnie używano nazwy „pięć żywiołów”. Ajurwedyczni jasnowidze
wiedzieli, że (mówiąc językiem fizyki kwantowej) możliwości ciała
kwantowego urzeczywistniają się w postaci tych samych pięciu stanów
podstawowych jako ziemia, woda, ogień, powietrze i eter. Co więcej,
w procesie tworzenia form przez ciało fizyczne, witalna ziemia kojarzona jest
z fizyczną ziemią, witalny ogień z fizycznym ogniem, itd.

Tejas ciała witalnego to transformacyjna, fundamentalna kreatywność.


Wykorzystuje więc ona witalny ogień, który kojarzy się z ogniem na
poziomie fizycznym, czyli w układzie trawiennym. W podobny sposób vayu
stanowi twórczą kreatywność sytuacyjną na poziomie witalnym, która
wykorzystuje powietrze i inne aspekty ciała witalnego, by odzwierciedlić
ruch w sferze fizycznej, np. w jelitach, naczyniach krwionośnych lub
w nerwach. Ojas to stabilność, która korzysta z witalnych elementów
odpowiadających ziemi i wodzie do tworzenia stabilnych struktur fizycznych.

Jeżeli w naszym wzorze mamy zbyt wiele tejas, zbyt wiele ognia
witalnego, pojawi się produkt uboczny tego nadmiaru w postaci dominacji
doszy pitta. Nadmiar vayu, czyli witalnego powietrza i eteru, skutkuje
dominacją doszy vata, zaś nadmiar ojas to nadmiar ziemi i wody, co z kolei
prowadzi do przewagi doszy kapha.
Pitta tkwi głównie w układzie pokarmowym (żołądek i jelito cienkie)
w postaci nadmiaru kwasu. Brak równowagi vata blokuje pitta, wskutek
czego vata występuje głównie w jelicie grubym (jako gazy jelitowe), ale
także w płucach i układach: oddechowym, krążenia i nerwowym. Kapha
blokuje procesy doszy vata, dlatego występuje ona pod postacią flegmy
głównie w układzie oddechowym i w żołądku. Podsumowując, dolna część
ciała (mniej więcej jedna trzecia całości) uważana jest za domenę doszy vata,
środkowa część za terytorium doszy pitta, zaś górna – za domenę doszy
kapha.
Typowe cechy ludzi każdej z trzech dosz

Powyżej wyszczególniłem kilka najbardziej wyraźnych cech każdej


doszy, by móc je łatwiej od siebie odróżnić. Jeżeli jednak chcemy się
dowiedzieć, jaka jest nasza dosza lub jaki mamy typ ciała, przyda się nieco
bardziej szczegółowa lista, którą przedstawiam na ilustracji 12. Jeżeli mamy
mieszaną doszę, będzie do nas pasować kilka różnych cech. Czy po
zapoznaniu się z listą wiecie już, jaki jest wasz typ ciała?

Vata

wysokie, smukłe ciało;


cienkie, suche włosy i skóra;
małe oczy, nieregularna linia zębów;
zmienny apetyt;
niska wytrzymałość;
lekki sen;
odczuwanie strachu, niepokój;
rozkojarzenie,
zmienność upodobań

Pitta
średnia, zbilansowana sylwetka;
drobne, proste (często rudawe) włosy (lub łysina);
wyraziste oczy;
dobry apetyt;
duża wytrzymałość pod warunkiem unikania przegrzania;
łatwe wpadanie w gniew, gwałtowność;
niecierpliwość

Kapha
potężne ciało;
gładka, gruba skóra;
gęste, lśniące (albo szorstkie) włosy;
duże oczy i usta, równe zęby;
normalny apetyt, stabilne upodobania kulinarne;
wyraźna niechęć do aktywności
opanowanie, spokój
beztroska

Ilustracja 12. Cechy osobowości osób z grupy trzech dosz

Wprawdzie tego typu testy mogą wskazać naszą dominującą doszę,


jednak nie są one w stanie określić dokładnego prakriti, precyzyjnie
określonej kombinacji braku równowagi dosz, tworzącej naszą indywidualną
homeostazę. Aby się tego dowiedzieć, musimy udać się do dobrego diagnosty
ajurwedycznego.

Zaburzenia równowagi dosz

Dlaczego znajomość prakriti własnej doszy jest tak ważna? Otóż jest to
pierwsza lekcja indywidualności w rozumieniu medycznym. Dla alopaty nie
jesteśmy indywidualnymi osobami, lecz maszynami określanymi wyłącznie
przez przeciętne lub typowe zachowania. W medycynie ciała witalnego
stanowimy niepowtarzalną jednostkę, specyficzną mieszankę struktur
i tendencji zwanych doszami. Co więcej, najlepiej funkcjonujemy wtedy, gdy
dosze te działają w stanie homeostatycznej wartości bazowej, która jest
indywidualna dla każdego z nas.

Możemy wykorzystać informacje o naszych doszach tak, by o siebie


zadbać; musimy tylko dowiedzieć się, co wywołuje odchylenia od
homeostatycznego poziomu prakriti i jak zapobiec takim zaburzeniom.
Będzie to temat kolejnych kilku rozdziałów niniejszej książki.
Jeżeli postaramy się utrzymywać nasze ciała w stanie prakriti, czyli
bazowego braku równowagi, będziemy prowadzić zdrowe życie. Problemy
pojawiają się wtedy, gdy zdarzy się nowe zaburzenie równowagi, zakłócenie
poziomu podstawowego którejkolwiek doszy. Ogólnie rzecz biorąc, taki brak
równowagi zazwyczaj zapisany jest w naszym typie ciała, to znaczy, że osoby
o typie vata częściej cierpią na zaburzenia równowagi vata (nadaktywne vayu
na poziomie witalnym).

Nie jest to jednak żadna niezmienna reguła; można być osobą typu kapha
i nadal cierpieć z powodu zaburzeń równowagi pitta. Skąd mamy wiedzieć
o zaburzeniu równowagi większym niż jej bazowy brak zapisany w naszym
prakriti? Co wywołuje takie zaburzenia? Jedną z przyczyn są zmiany
sezonowe; lecz najważniejszy powód to tryb życia.

Związek dosz z porami roku

Istnieje związek pomiędzy porami roku a zakłóceniami równowagi dosz,


który ustalić można na podstawie opisanej tu teorii. Wysoka temperatura
w środowisku zewnętrznym, na przykład podczas lata, to czas regeneracji.
W użyciu są wtedy tejas produkujące nadmiar pitta. Zimno to pora hibernacji,
kiedy potrzebna jest stabilizacja poziomu ojas (nadmiar ojas powoduje
zakłócenie równowagi kapha). Jeżeli niskim temperaturom towarzyszy
suchość powietrza, powstają warunki sprzyjające zaburzeniom równowagi
vata. Jeżeli zaś jest zimno i mokro (deszcz lub śnieg), następuje zatrzymanie
wszelkich procesów, a w ciele witalnym dominuje ojas, czego rezultatem jest
nadmiar doszy kapha.

Jeśli wykażemy się spostrzegawczością, będziemy mogli zauważyć, jak


zmiany pór roku wpływają na równowagę dosz. Na wschodnim wybrzeżu
Stanów Zjednoczonych, gdzie zimy bywają zimne i suche, to właśnie nadmiar
vata sprawia, iż ludzie chętniej zażywają ruchu, mimo niesprzyjających
temperatur. Jednak wczesną wiosną, kiedy jest zimno i mokro, nastaje czas
zaburzeń równowagi kapha, a my często się przeziębiamy (czego przyczyną
bywa zwykle nadmiar niezbilansowanej kapha). W lecie, gdy jest gorąco
i wilgotno, łatwo dostrzeżemy (szczególnie gdy należymy do typu pitta), że
nadmiar pitta wywołuje problemy z kwasowością. W lecie większość z nas
sięga po zimne jedzenie i napoje, ale dla ludzi o typie pitta to absolutna
konieczność.

Reasumując, jeżeli nasz typ ciała pasuje do środowiska, musimy być


szczególnie wyczuleni na nadmierne zaburzenia równowagi.

Jak sobie radzić z zaburzeniami równowagi vata

Jeżeli nasz typ ciała to vata, a nasze prakriti jest w stanie równowagi,
jesteśmy radośni, pełni energii do pracy i tryskamy entuzjazmem. Dlaczego
nie? Niezależnie od zmian zachodzących w naszym życiu, zbiór wyuczonych
kontekstów sytuacyjnej kreatywności na poziomie witalnym pozwala nam na
ponowne osiągnięcie homeostazy ciała fizycznego.

Jednakże kiedy w nasze aktywne życie wkradają się troski, organizm


odczuwa niepokój, a nawet ból i czasem nie potrafimy zasnąć z powodu
zdenerwowania. Wtedy warto zadać sobie pytanie: czy moje vata wciąż jest
w stanie równowagi? Czy jest ona zbliżona do podstawowego poziomu
prakriti? Powyższe objawy to oznaka zaburzeń równowagi vata, niezależnie
od tego, czy dosza ta w nas dominuje czy nie.
Bieg wydarzeń w przypadku zaburzeń równowagi vata jest podobny
u wszystkich ludzi: gdy się starzejemy, cierpi na tym nasze vata. To po prostu
element procesu starzenia się. W takim przypadku nie możemy wiele
zdziałać. Będziemy cierpieć na bezsenność, niewielkie zaniki pamięci (teraz
każdy będzie miał szansę wcielić się w rolę „roztargnionego profesora”),
będziemy doświadczać bólu. Nawet nasz apetyt nie będzie tak dobry jak
niegdyś.
Istnieją jednak inne scenariusze. Załóżmy, iż zmiana w naszym życiu jest
drastyczna – tak drastyczna, że zapasy vayu, wyuczonych kontekstów
kreatywności sytuacyjnej, są niewystarczające, by szybko poprawić zdrowie
witalne. Vayu będzie wtedy przepracowane, co spowoduje duży przyrost vata
na płaszczyźnie fizycznej. Tego typu sytuacje pojawiają się, gdy dużo
podróżujemy, przeprowadzamy się z jednego miasta do drugiego, zmieniamy
pracę, rozwodzimy się lub przeżywamy śmierć małżonka.

Wiem to z doświadczenia, gdyż jakiś czas temu w ciągu jednego roku


rozwiodłem się, nawiązałem romans z inną kobietą (którą później
poślubiłem), zmieniłem pracę i przeprowadziłem się do dużego miasta.
W tym samym czasie przyznano mi grant, więc zacząłem odczuwać nieznaną
mi od dawna presję, by zintensyfikować wysiłek umysłowy. Poza tym, już
wtedy cierpiałem z powodu obciążenia vata, ponieważ przybywało mi lat.
Trudno sobie wyobrazić, jak bardzo to wszystko zaburzyło moje vata. Stałem
się tak zdezorientowany, że w przeciągu sześciu miesięcy spowodowałem
trzy wypadki drogowe. Co zatem jest lekarstwem? Medycyna ajurwedyczna
sugeruje kilka dróg: odpowiednia dieta, leki ziołowe na podrażnienie vata,
ciepłe i wilgotne środowisko, masaże z użyciem olejków, określone
ćwiczenia z zakresu hatha-jogi, proces oczyszczania zwany panchakarma
oraz relaks. Szczegóły dotyczące diety i leków ziołowych można znaleźć
w każdej dobrej książce o ajurwedzie.

Jedną z zalet medycyny ajurwedycznej jest to, iż opiera się ona głównie
na zdrowym rozsądku. Dopóki nie zaczniemy ignorować zaburzeń
równowagi, które zwykle skutkują ostrym podrażnieniem vata (w takich
przypadkach brak równowagi objawi się fizycznie w postaci chorób), dopóty
będziemy w stanie wykorzystać propozycje zawarte w poprzednim akapicie
w roli medycyny profilaktycznej. Nigdy nie będziemy musieli chodzić do
lekarza.

W moim przypadku zwyczajowa dawka jogi i medytacji nie była w stanie


poradzić sobie z tak wielkim podrażnieniem vata. Życie w wielkim mieście
spowodowało niemal nieodwracalną utratę równowagi doszy vata.
Świadomość podpowiedziała mi, że jedynym ratunkiem będzie dla mnie
opuszczenie miasta. Dopiero po wyprowadzce, w przeciągu sześciu miesięcy
odzyskałem równowagę vata. Zawdzięczam to głównie pełnemu relaksu
trybowi życia w moim nowym miejscu zamieszkania. Warto wspomnieć, iż
pomagała mi moja żona, pozytywną rolę odegrały także: dieta bogata
w świeże wegetariańskie potrawy pełne energii pranicznej, długie spacery na
łonie natury, mniej myślenia i więcej śmiechu. Jednym z problemów
związanych z nadmiarem vata jest przesadne poświęcanie się pracy
umysłowej i wynikająca z tego tendencja do traktowania się w sposób zbyt
poważny (stajemy się zbyt nadęci).

Jak sobie radzić z brakiem równowagi pitta

Jeżeli nasz typ ciała to pitta, zapewne mamy w sobie dużo emocji
i kreatywności. Gdy pitta pozostaje w stanie równowagi, możemy cieszyć się
tą naturalną żywiołowością, gdyż, co normalne, lubimy taki stan rzeczy.
Jednak w momencie, gdy jesteśmy żywiołowi, a brakuje nam radości, mamy
do czynienia z brakiem równowagi pitta.

Tak to właśnie funkcjonuje. Pitta to efekt uboczny nadwerężenia tejas,


fundamentalnej kreatywności na poziomie witalnym. Tejas pomaga nam
zbudować zdrowy układ trawienia i utrzymać go w dobrym stanie poprzez
proces odnowy. Jednak jeżeli emocjonalność staje się zbyt wielka, tejas jest
przepracowane, co skutkuje brakiem równowagi pitta.

Zazwyczaj dotyczy to osób w średnim wieku. Przestaliśmy już rosnąć,


spada więc presja wywierana na układ trawienia i na tejas na poziomie
witalnym. Niestety, pęd nawyków sprawia, że czynniki te pracują tak samo
jak wtedy, gdy byliśmy młodsi. Nadwerężanie tejas trwa tak długo, aż
ustatkujemy się na ostatnim etapie życia. Po skończeniu 30 lat musimy
zaakceptować podrażnienie doszy pitta skutkujące nadkwasotą, zgagą,
wypadaniem włosów, wrażliwością na stres. Musimy także pogodzić się
z istnieniem czynników odbierających nam radość z intensywnego życia.

Istnieją też niemądre sposoby na podrażnienie doszy pitta, takie jak


niepotrzebne obciążanie układu trawienia poprzez nieodpowiednią dietę. Gdy
jesteśmy młodzi, nasz ogień trawienny jest wciąż silny, a intensywności
dodaje mu spożywanie gorących i pikantnych potraw. Tejas pochodzące
z jedzenia zużywane jest w odpowiednim celu – w celu rozwijania zdrowego
ciała. Kiedy jednak nie potrzebujemy już tak intensywnego ognia
trawiennego, obciążanie systemu niepotrzebnym tejas wywoła zaburzenie
równowagi pitta. Jeżeli to zignorujemy, możemy nabawić się wrzodów.
Umiejętność dobrej organizacji nie jest mocną stroną ludzi twórczych
typu pitta. Kiedy jednak jesteśmy zmuszeni coś zorganizować, nasz system
reaguje za pomocą gniewu, frustracji lub rozgoryczenia. Do wyrażenia tych
emocji potrzeba tejas. Nadmierne wykorzystanie tejas powoduje reakcję
uboczną w postaci nadmiaru pitta na poziomie fizycznym. Stres więc
podrażnia doszę pitta. Jeżeli nie zwrócimy na to wystarczającej uwagi,
możemy nabawić się choroby serca.

Remedium na zaburzenie równowagi pitta jest umiar. Należy ograniczyć


spożycie stymulantów, takich jak np. kawa. Medytujmy i chodźmy na długie
spacery na łonie natury. Pozwólmy, by nadmiar emocji wykorzystany został
na docenianie piękna.

Jak sobie radzić z brakiem równowagi kapha

Mocną stroną osób o typie kapha jest siła i stabilność, obdarzające te


osoby wspaniałomyślnością i uczuciowością, które mogą z radością
przekazywać innym. Osoba w typie kapha jest w stanie wieść długie
i szczęśliwe życie, ale tu także mogą pojawić się problemy. W dzieciństwie
nasze ciało buduje samo siebie; potrzebujemy ojas w znacznych ilościach, co
niekiedy powoduje nadmiar składnika kapha. Wskutek tego dziecko staje się
podatne na przeziębienie, ból gardła, problemy z zatokami, itp. Tego typu
podatność utrzymuje się do końca życia skądinąd zdrowej osoby. Nie musimy
być osobą typu kapha, by doświadczyć podobnych następstw zaburzeń
równowagi doszy kapha.
Kiedy jednak czas budowania naszego ciała dobiegnie końca, siła witalna
i stabilność ojas nie mają już nic do roboty, więc może wystąpić otyłość. Jest
to oznaka braku równowagi kapha, a jeżeli w odpowiednim czasie nie
zwrócimy na to uwagi, możemy nabawić się innych zaburzeń. W naszej
kulturze nie toleruje się otyłości, więc dochodzi tu też problem braku
pewności siebie. Jeżeli mimo tego braku nadal będziemy wspaniałomyślni,
poskutkuje to chorobliwym przywiązywaniem się do kogoś lub do czegoś.
Zaś w przypadku fizyczności – otyłość i nadmiar stresu prowadzą do
nadciśnienia i trudności z oddychaniem.

Kolejnym scenariuszem jest nieodpowiednia dieta oparta na słodyczach.


Jednym z objawów tej ścieżki prowadzącej do zaburzeń równowagi kapha
jest cukrzyca.

Podczas gdy leczenie zaburzeń równowagi vata polega na prowadzeniu


monotonnego trybu życia, radzenie sobie z brakiem równowagi kapha
wymaga czegoś zupełnie odwrotnego: silnej stymulacji i różnorodności
nadającej życiu pęd. Leczenie zaburzeń równowagi kapha wymaga
monitorowania swojej wagi, unikania słodyczy i wykonywania ćwiczeń
fizycznych.

Panchakarma i medycyna ziołowa, pod okiem lekarza!

W ajurwedzie kładzie się spory nacisk na regularne oczyszczanie ciała


w celu pozbycia się ama, nadmiaru toksyn wywołanego brakiem równowagi
doszy vata, pitta lub kapha. Na przykład brak równowagi pitta wywoła ama
w jelitach. Można radzić sobie z tym poprzez regularne oczyszczanie
określonych narządów. Panchakarma składa się z pięciu takich procedur
oczyszczania: terapeutycznego pocenia się, oczyszczania nosa z pomocą lub
bez pomocy ziół, oczyszczania żołądka i jelit przy użyciu ziół lub lewatywy,
masaży z wykorzystaniem olejków oraz upuszczania krwi. Panchakarma
wymaga nadzoru wykwalifikowanego lekarza ajurwedycznego.
Jak wspomniałem wcześniej, recepty na ajurwedyczne leki ziołowe
powinny być przepisywane przez wyszkolonego lekarza. Czytanie książek
o ajurwedzie jest pomocne bardziej w formie medycyny zapobiegawczej niż
w przypadku leczenia istniejącego już schorzenia.

Standard ajurwedycznych leków ziołowych jest bardzo wysoki. Cytując


Charaka, jednego z ojców ajurwedy:

Lek wkracza do ciała, równoważy dosze, nie zakłóca działania


zdrowej tkanki, nie przywiera do niej i zostaje wydalony w moczu,
pocie i kale. Leczy chorobę, daje komórkom długowieczność i nie ma
żadnych skutków ubocznych (Svoboda i Lade, 1995)5.

Gwoli przypomnienia: leczenie ajurwedyczne musi być zaplanowane pod


kątem indywidualnej jednostki. Lekarstwa ajurwedyczne są przepisywane
przy wzięciu pod uwagę nie tylko ciała, prakriti doszy, lecz również naszego
stylu życia i osobowości. Najlepiej więc nie wykorzystywać ich w ramach
samopomocy, lecz poszukać wyszkolonego specjalisty.

Słyszałem kiedyś historię, która doskonale ilustruje powyższą regułę.


Niewielkiej postury bramin (hinduski scholastyk) został zaproszony na obiad
do pałacu króla. Tam nie mógł się powstrzymać i się przejadł. Udał się więc
do królewskiego (ajurwedycznego) lekarza, prosząc o pomoc. Lekarz dał mu
tabletkę, ale ostrzegł:
– Posłuchaj, to bardzo silne lekarstwo, które podaję samemu królowi, gdy
ten czasami cierpi z powodu przejedzenia i problemów z trawieniem. Jedna
pigułka to za duża dawka. Podziel ją na cztery części i weź tylko ćwiartkę,
dobrze?
– Dobrze – zgodził się bramin.

Kiedy jednak bramin wrócił do domu, zaczął mieć wątpliwości. Jak


bywało w zwyczaju, dostał trochę resztek z obiadu, które przyniósł ze sobą.
Jeżeli wezmę całą tabletkę, będę mógł strawić nie tylko to, co mam teraz
w żołądku, ale także resztę jedzenia, pomyślał. Zjadł więc resztę smacznego
jedzenia, wziął tabletkę na trawienie i poszedł spać.

Nad ranem lekarz dyżurował w okolicy wraz z synem, toteż znalazłszy się
nieopodal domu bramina, postanowił sprawdzić, jak miewa się jego pacjent.
Drzwi do domu bramina nie były zamknięte, więc lekarz wraz z synem weszli
do domu, lecz nie było tam nikogo. Udali się aż do sypialni i zapukali do
drzwi, ale tu też nikt nie dawał znaku życia. Lekarz otworzył w końcu drzwi
siłą i zobaczył, że nie ma tam nikogo, a na łóżku leżą jedynie jakieś ubrania.
Po bliższym przyjrzeniu się im odkrył, że jest w nich pełno fekaliów.

Po chwili lekarz zrozumiał, co musiało tu zajść.

– O mój Boże! – krzyknął.

– Co się stało, ojcze? – Syn nic z tego nie rozumiał.

– Biedny bramin najpewniej wziął całą tabletkę. Spójrz, udało mu się


strawić jedzenie, ale pigułka strawiła także jego – powiedział lekarz,
wskazując palcem na fekalia.

Podsumowanie

Sugeruję zapamiętanie następujących kwestii:

Ajurweda to hinduska wersja medycyny ciała witalnego, według której


choroby wywołane są przez zaburzenie równowagi procesów ciała
witalnego zwanych prana – energią witalną.

Ajurweda to medycyna opracowana pod kątem indywidualnej jednostki.


Zgodnie z tym systemem każda jednostka charakteryzuje się kombinacją
określonych „defektów” cielesnych, zwanych z języka sanskryt doszami.
Wyróżniamy trzy dosze: vata, pitta i kapha. Według nauk ajurwedy
dominująca dosza określa typ ciała danej jednostki.
Ajurweda to medycyna kwantowa. Staje się to oczywiste, gdy tylko
spróbujemy zrozumieć, dlaczego wyróżniamy trzy typy dosz. Jest tak,
ponieważ istnieją trzy sposoby na przetwarzanie procesów ciała
kwantowego: (1) za pomocą kreatywności fundamentalnej (w przypadku
ciała witalnego cecha ta nazywana jest tejas); (2) za pomocą
kreatywności sytuacyjnej (dla ciała witalnego cecha ta nosi nazwę prana
lub vayu); (3) poprzez uwarunkowane nawyki (dla ciała witalnego cecha
ta nosi nazwę ojas). Każda dosza związana jest z jednym sposobem
przetwarzania energii witalnej: pitta związane jest z kreatywnością
fundamentalną, vata z kreatywnością sytuacyjną, a kapha
z uwarunkowaniem.

W jaki sposób dosze rodzą się z zaburzeń równowagi procesów energii


witalnej? Nadmierne wykorzystanie tejas (lub kreatywności
fundamentalnej) do przetwarzania procesów witalnych tworzy defekt
w ciele fizycznym lub doszę pitta. Nadmierne wykorzystanie
kreatywności sytuacyjne (vayu) tworzy doszę vata. Nadmierne
wykorzystanie uwarunkowania (ojas) wywołuje zaburzenie równowagi
kapha.

By móc lepiej zorientować się w sytuacji, wyobraźmy sobie vata jako


skłonność do produkowania gazów jelitowych, pitta jako skłonność do
produkcji nadmiaru kwasu w żołądku, a kapha – jako nadmiar śluzu
w układzie oddechowym. Szczegóły znaleźć można na ilustracji 12.

Na podstawie ilustracji 12 możemy uzyskać cenną informację – nasz typ


ciała może być zarówno vata, pitta czy kapha, jak i mieszaniną dwóch
lub więcej dosz. Proponuję ustalenie swojego typu ciała.

Każdy z nas rodzi się z określonym homeostatycznym bazowym


poziomem trzech dosz; ta homeostaza poziomu bazowego nosi nazwę
prakriti. Według ajurwedy – prakriti powstaje dzięki ścieżkom
nawyków ciała witalnego, które to nawyki gromadzimy w ciągu wielu
poprzednich wcieleń.

Zgodnie z naukami ajurwedy, choroba to nadmiar lub niedobór wpływu


jednej lub większej liczby dosz w porównaniu z ich prakriti, czyli
poziomem bazowym.

Polecam odkrycie źródeł zaburzenia dosz od poziomu prakriti


i zastanowienie się nad terapią. Zdobytą wiedzę należy zastosować do
własnego konkretnego przypadku.

Jeszcze raz przypominam, że nasze ciało witalne funkcjonuje najlepiej


wtedy, gdy kreatywność kwantowa i klasyczne uwarunkowanie
pozostają w równowadze podczas naszego wykorzystania ciała
witalnego. Zastanówmy się, jak przywrócić równowagę między tymi
dwoma aspektami naszej natury. Polecam także lekturę rozdziałów 10
i 17.
ROZDZIAŁ 10
Zaburzenia równowagi energii witalnej
i ich leczenie za pomocą tradycyjnej
medycyny chińskiej

M edycyna chińska i ajurweda opierają się na bardzo podobnych


koncepcjach, ale praktyczne wykorzystanie tych koncepcji jest zupełnie
odmienne. Chińczycy zauważyli, że podstawowy byt, którego istnienie
odczuwamy w ciele witalnym (energia witalna chi), cechuje się pewną
komplementarnością. Dwa wzajemnie uzupełniające się aspekty chi nazwali
oni yang i yin, a w tym sposobie postrzegania świata dostrzec możemy
znamiona kwantowości.

Yang to transcendentalny, falowy charakter chi: ekspansywny, nielokalny,


twórczy i niebiański (analogicznie do ajurwedyjskiego tejas). Yin to
immanentny cząsteczkowy charakter chi: skoncentrowany, zlokalizowany,
uwarunkowany i ziemski (yin pełni funkcję analogiczną do ajurwedyjskich
koncepcji vayu i ojas). Do wyrażenia pełnego potencjału chi niezbędne są oba
pierwiastki – yin i yang.

Filozofią leżącą u podstaw chińskiej medycyny jest taoizm. Kładzie się tu


nacisk na dwubiegunową komplementarność yin i yang, co różni się od
trójbiegunowego charakteru gun i dosz z filozofii hinduskiej. Chińska
charakterystyka typów ciała jest więc dwubiegunowa: typy yang, czyli typy
odzwierciedlające komponent yang energii witalnej, oraz typy yin
odzwierciedlające komponent yin.

Dwubiegunowe zróżnicowanie yin-yang na poziomie witalnym tworzy


dobrze znane dwubiegunowe przeciwieństwa cechujące ludzkie ciało.
Dualizm yin-yang przydaje się przy rozróżnianiu typów ciała: zimne-gorące,
wilgotne-suche, ciężkie-lekkie, wolne-szybkie, pasywne-agresywne,
spokojne-aktywne, stabilne-kreatywne, wewnętrzne/skierowane w dół-
zewnętrzne/skierowane w górę, itp.

Można odnieść wrażenie, że trójbiegunowe rozróżnienie jest jeszcze


bardziej skuteczne. Weźmy na przykład pod uwagę parę przeciwieństw zimne
(yin) i gorące (yang). W ajurwedzie gorąco odpowiada typowi pitta, ale
zimno ma dwie możliwości: vata i kapha. Vata to zimno i suchość (cechy
powietrza), a kapha to zimno i wilgoć (cechy wody). W taki sposób za
pomocą różnicowania trójbiegunowego jesteśmy w stanie przekazać więcej
informacji.

Chińczycy jednak rekompensują braki cechujące dwubiegunowe


różnicowanie typów ciała za pomocą złożonego mapowania jego narządów.
To łączy teorię yin-yang z chińską wersją teorii pięciu żywiołów.

Narządy w systemie chińskim

Jak na razie wszystko jest jasne, ale gdy w teorii medycyny chińskiej
pojawia się kwestia narządów oraz teoria pięciu żywiołów, sprawa się
komplikuje i gmatwa. Jeżeli przyjrzymy się dowolnej współczesnej dyskusji
o tradycyjnej medycynie chińskiej, dowiemy się, że wyróżnia się tu pięć
narządów yin oraz tyle samo narządów yang. Wszystkie one połączone są za
pomocą meridianów, czyli kanałów przepływu chi. Nic dziwnego, że
współcześni naukowcy poszukują tychże meridianów (odgrywających istotną
rolę w akupunkturze) w ciele fizycznym. Nikt jednak nigdy nie odnalazł
w ciele fizycznym żadnego kanału przepływu energii, który można by nazwać
meridianem, i nikomu nie udało się odkryć w ciele fizycznym żadnej formy
energii, ani subtelnej, ani typowo fizycznej, która odpowiadałaby definicji
chi. Zarówno chi, jak i meridiany są domeną ciała witalnego, i to dlatego
wszelkie próby odnalezienia ich w ciele fizycznym skazane są na porażkę.

Najpilniejszą potrzebą jest więc opracowanie języka, który pozwoli nam


uniknąć tego typu zagmatwania. Musimy wiedzieć, jak poprawnie opisać to,
co dzieje się dookoła nas, a nasze koncepcje językowe muszą odnosić się
zarówno do ciała witalnego (składającego się z pól morfogenetycznych lub
wzorów i planów oraz trybów ich kwantowego działania, czyli chi), jak i jego
fizycznego odzwierciedlenia (narządów). W wyniku takich działań
otrzymamy materiał nieco bardziej złożony niż dotychczasowa nomenklatura,
ale w zamian za to będziemy w stanie uniknąć wielu nieporozumień.
Jesteśmy teraz gotowi, by przyjrzeć się najsprytniejszej części tradycyjnej
medycyny chińskiej. Definiuje ona pola morfogenetyczne oraz ich wzajemne
relacje za pomocą pięciu żywiołów w wersji chińskiej: ziemi, wody, ognia,
metalu i drewna. Wersja ta nie jest do końca zadowalająca z filozoficznego
punktu widzenia, ale można traktować ją jako zabieg fenomenologiczny.
Innymi słowy – skoro nie wiemy, w jaki sposób zaklasyfikować pola
morfogenetyczne, nie skupiając się na fizycznych organach będących ich
odzwierciedleniem, możemy równie dobrze zdecydować się na pięć
żywiołów oraz ich wzajemne związki zachodzące w narządach fizycznych (i
w procesach, które w nich zachodzą), a także w naturze, gdyż związki te
jesteśmy w stanie dostrzec empirycznie.

Starożytni Chińczycy dostrzegli, iż związki zachodzące pomiędzy


pięcioma żywiołami mają charakter kolisty. Dwa spośród takich związków
pojawiają się w chińskiej filozofii. Jest to wspieranie (zwane także relacją
matka-syn) oraz kontrola. Na przykład drewno wspiera ogień. Ale za pomocą
wody ogień można ugasić i jest to przykład kontroli. Chińczycy dostrzegają
ten sam związek w naszym ciele fizycznym: na przykład wątroba wspiera
serce, ale serce kontroluje płuca.

Starożytni Chińczycy wpadli na błyskotliwy pomysł klasyfikowania pól


morfogenetycznych ciała witalnego według pięciu typów, analogicznie do
pięciu żywiołów: ziemi, wody, ognia, metalu i drewna. Każdy typ cechuje się
wzajemnie uzupełniającymi się procesami yin i yang. W związku z tym,
każdy typ posiada dwie klasy odzwierciedlania narządów. Klasa narządów
przypisana do procesów yin nazywa się narządami zang, zaś klasa przypisana
do procesów wzorów witalnych yang to organy fu.
Każde z odzwierciedleń narządów w danej klasie cechuje się
jednoczesnymi związkami wspierania i kontroli z innymi elementami swojej
klasy. Jest to więc związek kolisty ze sprzężeniami zwrotnymi.

Oto przykład przedstawiający kolistość chińskiej metody przedstawiania


wzajemnych relacji. Woda kontroluje ogień, ale ogień nie jest w stanie
bezpośrednio kontrolować wody. Może jednak wspierać ziemię, która jest
w stanie kontrolować wodę. Możliwe jest więc pośrednie sprzężenie zwrotne
tworzące związek kolisty.

Co umożliwia wspieranie i kontrolę – związki, o których tu mowa? Jest to


naturalnie przepływ chi przez meridiany łączące wzory witalne.

Pięć narządów (fizycznych) zang odzwierciedla aspekt yin pięciu typów


pól morfogenetycznych (drewno, ogień, ziemia, woda i metal). W podobny
sposób wyróżniamy pięć narządów fizycznych fu związanych z aspektami
yang pięciu typów pól morfogenetycznych, w których każdy narząd opowiada
jednemu żywiołowi.

Yin symbolizuje ziemską stabilność, a więc narządy zang będące


przejawem aspektu yin wzorów witalnych są wypełnione, ale wypełnienie to
nie jest stałe, lecz się zmienia. Inaczej mówiąc, narządy takie odpowiedzialne
są za przechowywanie, ale treść wchodzi i wychodzi. Do takich narządów
zaliczamy: wątrobę, serce, śledzionę, płuca i nerki.
Yang jest symbolem niebiańskich zjawisk, w tym procesów kreatywnych,
więc narządy fu będące odzwierciedleniem aspektu yang wzorów ciała
witalnego to narządy, które biorą lub eliminują. Innymi słowy, są to narządy
transferu: pęcherzyk żółciowy, jelito cienkie, żołądek, jelito grube i pęcherz
moczowy.
Warto zauważyć, iż każdy narząd zang ma swój zewnętrzny organ fu. Są
to pary narządów zang-fu (wewnętrzne/zewnętrzne) odzwierciedlające
aspekty yin-yang każdego spośród pięciu typów pól morfogenetycznych
w ciele witalnym:
Wątroba i pęcherzyk żółciowy odpowiadają witalnemu drewnu.
Serce i jelito cienkie odpowiadają witalnemu ogniowi.
Śledziona i żołądek odpowiadają witalnej ziemi.
Płuca i jelito grube to odpowiedniki witalnego metalu.
Nerki i pęcherz moczowy odpowiadają witalnej wodzie.

Związek wspierający wśród organów zang można przedstawić


w następujący sposób: woda odżywia drewno, zaś nerki (które
odzwierciedlają aspekt yin witalnego, wodnego pola morfogenetycznego)
odżywiają wątrobę (odzwierciedlającą aspekt yin pola morfogenetycznego
typu drewno) poprzez zapewnianie jej treści.

Tak jak drewno odżywia ogień, wątroba (odzwierciedlająca aspekt yin


drewna) odżywia serce (odzwierciedlające aspekt yin ognia) poprzez
dostarczanie sercu krwi.

Ilustracja 13. Pary narządów zang-fu i ich związek wspierający (linie ciągłe) oraz kontrolujący (linie
przerywane)

Tak jak ogień odżywia ziemię, serce (symbolizujące ogień) odżywia


śledzionę (symbolizującą ziemię) poprzez zapewnianie jej ciepła z procesu
krążenia krwi.

Tak jak ziemia odżywia metal, śledziona (symbolizująca ziemię) wspiera


płuca (symbolizujące metal), zapewniając im pokarm.
Tak jak metal wspiera wodę, płuca (symbolizujące metal) wspierają nerki
(symbolizujące wodę) poprzez zapewnianie im wody (w kierunku od góry na
dół).

Ilustracja powyżej ukazuje witalne żywioły, ich fizyczne odzwierciedlenia


(pary zang-fu) oraz zachodzące między nimi związki wspierania i kontroli. Za
pomocą tej ilustracji możemy wykorzystać związki kontroli pomiędzy
żywiołami do odnalezienia związków kontroli pomiędzy narządami
fizycznymi. Na przykład nerki (woda) potrafią powstrzymać problemy
z sercem (ogień). Podobnie, tak jak metal jest w stanie przeciąć drewno,
problemy z wątrobą (drewno) można opanować z pomocą płuc (metal).

W ten sposób odkrywamy, iż zarówno systemy medycyny hinduskiej, jak


i chińskiej korzystają z ogólnych zasad dotyczących witalnych pól
morfogenetycznych w celu:

zdefiniowania zdrowia jako równowagi i harmonii,


zdefiniowania choroby jako braku równowagi i harmonii,
znalezienia związków pomiędzy systemami ciała fizycznego, które
można wykorzystać do opracowania metod leczenia.

Choroby i leczenie

Choroba w medycynie chińskiej oznacza zaburzenia równowagi yin lub


yang oraz poziomu witalnej energii chi w morfogenetycznym wzorze 10
narządów zang-fu (ilustracja 13). Chi w każdym witalnym wzorze
odpowiadającym danemu narządowi określa się poprzez dodanie do słowa chi
nazwy danego narządu; na przykład chi płuc oznacza energię chi we wzorze
morfogenetycznym płuc, czyli metalu. To samo chi nazywa się jednak także
chi metalu. Chi związane z danym narządem może istnieć w zbyt małych
ilościach, w nadmiarze, a także w stanie zastoju. Wszystkie te trzy przypadki
należy korygować.
W tradycyjnej medycynie chińskiej utrzymuje się, iż ciało witalne ma
zdolność do opierania się czynnikom patogenicznym i regeneracji ciała
fizycznego. Zdolność ta określana jest mianem antypatogenicznego chi.
Historia choroby jest więc historią walki między czynnikami patogenicznymi
a antypatogenicznym chi. Antypatogeniczne chi dąży głównie do
przywrócenia równowagi pomiędzy yin i yang oraz jej uwarunkowanymi
i kreatywnymi aspektami. O chorobie można więc dyskutować w kategoriach
zaburzeń równowagi yin i yang.

Załóżmy na przykład, że przeziębiliśmy się po kontakcie z zimnym


wiatrem. Wystawienie ciała fizycznego na działanie zimnego wiatru
wywołuje przewagę yin we wzorze witalnym odpowiadającym skórze
i pobliskim mięśniom. Ponieważ skóra jest w związku (typ
zewnętrzny/wewnętrzny) z płucami, zaburzenie równowagi we wzorze
witalnym skóry może wpłynąć także na wzór witalny płuc (czyli na metal)
i zaburzyć równowagę również w tym narządzie. Nadmiar yin we wzorze
witalnym skóry wywoła niedobór yang dla żywiołu odpowiadającego
metalowi w ciele witalnym. Dlatego też płuca (fizyczne odzwierciedlenie
witalnego metalu) mogą nie być w stanie wykonać swojej typowej funkcji
wspierania wody. Skutkiem będzie nadmiar płynu i śluzu, czyli objawy
przeziębienia.
Przeziębienie może też być wynikiem wewnętrznego problemu
z patogenami. Załóżmy, iż pojawiła się długa choroba, która wyczerpała
zapasy yang na poziomie witalnym. Brak yang oznacza nieodpowiednie
funkcjonowanie narządów w ciele fizycznym, co zmniejsza odporność
organizmu i sprawia, że staje się podatny na przeziębienie. W podobny
sposób przewaga yang wywołuje obciążenie określonego narządu, co
skutkuje symptomami związanymi z gorącem, czyli np. gorączką.
Choroba może również wynikać z dominacji lub niedoboru yin i można
dyskutować o niej także z tego punktu widzenia.
Chiński lekarz koryguje energetyczne zaburzenia równowagi przy
dotkniętym chorobą narządzie za pomocą specjalnych ziołowych leków
i diety (oraz masażu i akupunktury, o czym napiszę później). Jeżeli narządem
tym są płuca, czyli organ związany z metalem, podaje się pożywienie i zioła
związane z chi metalu.

Niektóre zioła wykorzystywane w tradycyjnej medycynie chińskiej


zawierają naturalne substancje chemiczne przypominające syntetyczne
substancje, które znaleźć można w lekach alopatycznych. Istnieje więc
tendencja do wykorzystywania tych ziół (a także ziół stosowanych
w ajurwedzie) tylko ze względu na ich chemiczne i fizjologiczne właściwości.
Wskutek tego ignoruje się jednak istotny aspekt witalny medycyny ziołowej.
Zioła wykorzystywane w medycynie chińskiej działają na dwóch
płaszczyznach – fizycznej i witalnej, ale gdy z ziół tych wyodrębni się
aktywne substancje chemiczne, pozostaje tylko efekt fizjologiczny. Wtedy
coś bezpowrotnie tracimy.

Czy chińska medycyna ziołowa jest skuteczna? Zachodni lekarze


nawiązali współpracę z medykami chińskimi, starając się zbadać skuteczność
ziół. Badanie przeprowadzono na grupie dzieci cierpiących na egzemę
(choroba skóry). Lekarze części dzieci podawali „oszukaną” herbatę
z obojętnych ziół niemających nic wspólnego z leczeniem egzemy, druga
część badanych dzieci otrzymywała właściwie skomponowane zioła chińskie.
Połowa grupy (dzieci wybrano losowo) otrzymywała prawdziwą herbatę
przez osiem tygodni, po czym nastąpił trwający cztery tygodnie okres
eliminacji substancji z ustroju, a przez następne osiem tygodni podawano
„oszukaną” herbatę. Druga grupa otrzymała tę samą terapię, ale
w odwróconej kolejności – najpierw oszukana herbata, a potem prawdziwa.
Wyniki badania były jednoznaczne. Gdy dzieci otrzymywały prawdziwą
herbatę, zauważały poprawę kondycji skóry, a gdy podawano im oszukaną
herbatę, ich stan zdrowia pogarszał się drastycznie (Sheenan i Atheron, 1992).
W medycynie chińskiej, podobnie jak w ajurwedzie, ale odmiennie niż
w medycynie alopatycznej, terapia jest zindywidualizowana. Wynika to
z przekonania, że dwie różne osoby mogą cierpieć na tę samą chorobę, np.
wrzody żołądka, ale zaburzenia równowagi, które wywołały tę chorobę, mogą
być w tych dwóch przypadkach zupełnie różne. Podobnie, jeżeli dwie osoby
mają takie same zaburzenia przepływu chi, można leczyć je tymi samymi
metodami niezależnie od objawów.

Naturalnie, gdy fizyczny narząd cierpi z powodu nadmiaru lub niedoboru


chi w jednym z wzorów witalnych, najlepszą terapią jest bezpośrednie
zbilansowanie chi za pomocą innego wzoru witalnego. Pod kątem tradycji jest
to najbardziej spektakularny aspekt chińskiej medycyny i obecnie także
najbardziej rozpowszechniony w krajach innych niż Chiny. Mam tu na myśli
akupunkturę.

Akupunktura to leczenie za pomocą nakłuwania skóry małymi igłami


w różnych punktach ciała. Dlaczego tak prosta procedura ma właściwości
lecznicze? Tym bardziej że miejsce, w które wkłuwa się igłę, może nie mieć
żadnego przestrzennego związku ze źródłem problemu. Akupunkturzysta
może na przykład wkłuwać igły w duży palec u nogi, chcąc wyleczyć
pacjenta z bólu głowy.

Jak działa akupunktura

Uważa się, iż akupunktura została odkryta przypadkiem w czasie wojen.


Wojownicy zranieni przez strzały nieprzyjaciela zauważyli, że choć strzała
zaklinowana w ich ciele sprawia im ból, to jednocześnie łagodzi inne
dolegliwości, które dziś kojarzone są ze schorzeniami przewlekłymi, jak na
przykład artretyzm lub zapalenie ścięgna. Według tej legendy doniesienia
o wojownikach dotarły do taoistycznych mędrców, a ci w lot zrozumieli, co
się dzieje. W duchu nauki zaczęli przekłuwać własne ciała igłami i po
pewnym czasie odkryli ścieżki przepływu chi zwane meridianami.

Tak jak wspomniałem wcześniej, głównym aspektem teorii akupunktury


jest istnienie kanałów przepływu energii witalnej. Są one zlokalizowane
wśród wzorów witalnych, które stanowią zbiór programów wykonujących
funkcje biologiczne narządów. Kanały te nazywamy meridianami. Mówiąc
prościej, meridiany to kanały przepływu energii witalnej pomiędzy wzorami
narządów.
Chcąc zagłębić się w szczegóły, zacytuję fragment wykładu profesora
Yen-Chih Liu (1988) z chińskiego Beijing College. Wyróżniamy 12
meridianów skorelowanych z organizmem, a każdy z nich związany jest
z narządem zang lub fu, co określa jego znaczenie. Dlaczego akurat 12
meridianów, skoro wyróżniamy tylko 10 narządów zang-fu? Chińska
medycyna wyszczególnia dwa inne wzory, zwane potrójnym ogrzewaczem
i osierdziem. Nie posiadają one żadnej formy, ale odgrywają istotną rolę
w przekazywaniu chi pomiędzy narządami.

Drugim istotnym aspektem tej teorii jest istnienie miejsc na skórze,


w których można wpłynąć na działanie głównych kanałów. Nawet kanały
potrójnego ogrzewacza i osierdzia posiadają swoje określone punkty
zewnętrzne. Są to miejsca, w których czynniki zewnętrzne są w stanie
wpłynąć na narządy i ich wzory oraz na potrójny ogrzewacz i osierdzie. Zła
wiadomość jest jednak taka, że w analogiczny sposób mogą wywrzeć wpływ
na narząd wewnętrzny (i jego wzór witalny) również patogeny zewnętrzne
(na przykład zimny wiatr). Na szczęście, wykorzystując energię zewnętrzną
skoncentrowaną w tych samych punktach, jesteśmy w stanie leczyć narządy
wewnętrzne (i ich wzory). Są to właśnie punkty akupunkturowe.
Obszary otaczające punkty akupunkturowe można także poddać działaniu
terapeutycznego masażu. Tak naprawdę (choć przeczy to historii o źródłach
akupunktury), według opinii niektórych chińskich ekspertów, kiedy odkryto
akupunkturę, lekarze wpływali na ruchy chi jedynie palcami. Dziś technika
manipulowania chi za pomocą palców nazywana jest akupresurą.
W Stanach Zjednoczonych akupunktura stała się sławna w roku 1972 (w
Europie w tym czasie była ona już powszechnie znana), kiedy to pewien
dziennikarz, będący członkiem pierwszej amerykańskiej delegacji do Chin
w czasach Nixona, przeszedł operację usunięcia wyrostka przeprowadzoną
bez stosowania tradycyjnego znieczulenia, lecz przy wykorzystaniu techniki
uśmierzania bólu za pomocą akupunktury. Od tej pory lekarze alopatyczni
poszukiwali fizycznego wytłumaczenia fenomenu meridianów: wielu z nich
sądzi na przykład, że meridiany mogą mieć związek z układem nerwowym.
Raz jeszcze przypominam, że meridiany wcale nie są kanałami
fizycznymi i nie przepływa przez nie nic fizycznego. Należą one do
płaszczyzny witalnej i z grubsza ukazują nam ścieżki przepływu witalnego
chi pomiędzy wzorami witalnymi (polami morfogenetycznymi) istotnych
narządów (narządów zang-fu). To oczywiste, gdy zrozumiemy, że niektóre
meridiany łączą potrójny ogrzewacz i osierdzie – byty czysto witalne (są to
pola morfogenetyczne bez fizycznych odzwierciedleń).

Gdy wzory witalne, czyli witalne źródło programów sterujących


funkcjami narządów fizycznych, odzyskują równowagę i harmonię, następuje
szybkie przywrócenie czynności narządów.
Dlaczego jednak meridiany odzwierciedlają jedynie przybliżone kierunki
przepływu chi? Ponieważ energia witalna ma kwantową naturę i nie da się
opisać jej ruchów za pomocą precyzyjnych trajektorii. Wynika to z zasady
nieoznaczoności Heisenberga.

Współczesny sposób praktykowania akupunktury potwierdza kwantowy


pogląd na energię witalną. Tradycjonaliści co prawda upierają się, że
meridiany są zjawiskiem jasno określonym, podobnie jak punkty
akupunkturowe, ale są zgodni co do tego, że chodzi tu raczej o obszary niż
o punkty. Dziś niektórzy akupunkturzyści korzystają z tradycyjnego układu
meridianów i punktów akupunkturowych. Zadają pacjentom pytania lub
nawet korzystają z metody testu mięśni (kinezjologia stosowana) w celu
określenia miejsc nakłuć mających wyleczyć chory narząd.

Opiszę teraz moje doświadczenia z akupunkturą. Cierpiałem kiedyś


z powodu spowodowanego upadkiem odrętwienia mięśni w lewym ramieniu.
Ból nie chciał ustąpić nawet miesiąc po wypadku. Przypadkiem znalazłem się
w aśramie Sivananda w Val Morin niedaleko Montrealu (Kanada), gdzie
wygłaszałem serię wykładów. Spotkałem tam doktora Gopalę,
amerykańskiego akupunkturzystę, który również gościł tam jako
wykładowca. Po jakimś czasie doktor Gopala spytał, czy nie zechciałbym
poddać się akupunkturze. Nie zastanawiałem się nad takim wyjściem (działo
się to, zanim zająłem się medycyną integralną), ale zgodziłem się
z ciekawości. Pierwsza sesja wyraźnie zmniejszyła poziom bólu, a po drugiej,
przeprowadzonej kilka dni później, dolegliwości zupełnie ustąpiły.
Podczas terapii akupunkturowej doktor Gopala przeprowadził test mięśni.
Dotykał mojego lewego ramienia w różnych miejscach i sprawdzał prawe
ramię pod kątem silnych oraz słabych punktów; gdy wyczuł silny punkt,
uznawał, że właśnie w to miejsce należy wkłuć igłę.

W jaki sposób akupunktura uśmierza ból? W przypadku ciała o zdrowych


narządach zang-fu wkłuwanie igieł w odpowiednie miejsca potrafi pobudzić
ogólny poziom chi yang (chi widocznego) w ciele, zwłaszcza w obszarach
mózgu wytwarzających endorfiny, naturalne opiaty. Pojawienie się witalności
chi na poziomie witalnym tworzy endorfiny. Będące antagonistami
narkotyków leki, które blokują działanie opiatów, potrafią więc
zneutralizować leczniczy wpływ zabiegu akupunkturowego.

Akupunktura potrafi nie tylko uśmierzać ból, lecz jest również w stanie
wyleczyć wiele różnych dolegliwości. Tak jak wspomniałem wcześniej,
akupunkturę można stosować w celu umożliwienia przepływu energii
witalnej między wzorami witalnymi dowolnych dwóch narządów zang-fu, co
skoryguje zaburzenie równowagi i rozpocznie proces leczenia.

Ilustracja 14 ukazuje jeden z głównych kanałów – kanał płuc, razem


z wewnętrznymi i powierzchniowymi elementami korytarza przepływu.
Warto zauważyć, iż powierzchniowe rozgałęzienie meridianu na ramieniu
przechodzi przez punkt nad tętnicą promieniową przy nadgarstku. Tłumaczy
to sposób, w jaki lekarz medycyny chińskiej jest w stanie zdiagnozować
chorobę serca, odczytując puls. Jest to bardzo zaawansowana technika
tradycyjnej medycyny chińskiej.
Czy da się połączyć ajurwedę i tradycyjną medycynę
chińską?

Niektórzy autorzy, np. Robert Svoboda i Arnie Lade (1995), rozpoczęli


już badania nad obiecującym procesem integracji dwóch wschodnich
systemów medycyny – ajurwedy i tradycyjnej medycyny chińskiej. Autorzy
ci piszą o yin, yang i chińskim chi jako o trójcy typów ciała przypominającej
trzy ajurwedyczne dosze. Kwantowy pogląd na świat (wydaje mi się, że
podobnie jak dowolna filozofia niedualistyczna) zakłada, iż yin i yang
stanowią dwoiste, wzajemnie uzupełniające się aspekty chi i żadna inna
możliwość nie wchodzi w grę. W przypadku systemu chińskiego można więc
wyróżnić jedynie dwa typy ciała.

Ilustracja 14. Jeden z głównych meridianów, meridian płuc

W rzeczywistości sposób, w jaki dwa systemy wykorzystują teorię pięciu


żywiołów, rodzi więcej podobieństw. Wcześniej wspomniałem, że chiński
sposób wykorzystania pięciu żywiołów jest bardzo sprytny, ponieważ cechuje
się zgodnością z kolistym systemem wspierania i kontroli narządów
(ilustracja 13). Nie wszyscy jednak wiedzą, iż ajurweda również posiada
swoje koło wspierania i koło kontroli (ilustracja 15).
Svoboda i Lade poruszają jednak istotne kwestie. Jednym z przykładów
jest teza, iż skuteczność akupunktury dałoby się znacznie zwiększyć,
modyfikując typową technikę zgodnie z zaburzeniami dosz pacjenta.
Hinduski system posiada zjawisko podobne do akupunktury (patrz: rozdział
11), ale nigdy nie zostało ono w pełni rozwinięte. Jest to obszar, w którym
wzajemne przenikanie się medycyny chińskiej i ajurwedy przyniosłoby
korzyści obu systemom.

Ilustracje 15a i 15b. Koło wspierania i koło kontroli w ajurwedzie.


Przedruk za zgodą autora książki The Lost Secrets of Ayurvedic Acupuncture, doktora Franka Rosa,
Lotus Press, P.O. Box 325, Twin Lakes, WI 53181. 1994 © Wszelkie prawa zastrzeżone

Z biegiem czasu w obu systemach dokonała się wymiana na obszarze


terapeutycznego wykorzystania roślin, ziół, minerałów itp. Tego typu
przenikanie się z pewnością będzie trwać nadal.

Jestem zdania, iż łącząc teoretyczne aspekty obu systemów, możemy


zyskać okazję do opracowania bardziej kompleksowej medycyny ciała
witalnego. Załóżmy, iż przejmiemy chińską wersję teorii pięciu żywiołów
i połączymy ją z ajurwedycznymi trójbiegunowymi typami gun i dosz ciał
witalnych i fizycznych. Powinniśmy następnie opracować prognozy
dotyczącego tego typu medycyny ciała witalnego i porównać je
z przykładami sytuacji klinicznych.
Najważniejsze jest przywrócenie w obu systemach – chińskim
i hinduskim – koncepcji badań empirycznych, zwłaszcza teraz, gdy jesteśmy
na dobrej drodze do teoretycznego zrozumienia obu tych systemów
medycyny. Badając ciało witalne, być może któregoś dnia uda nam się
znaleźć lepszą alternatywę dla odgrywającej istotną rolę w obu systemach
teorii pięciu żywiołów. Dzięki pracom badawczym być może będziemy
w stanie wypełnić lukę cechującą oba systemy, lukę dotyczącą czakr, które
można postrzegać jako połączenia uczuć. W kolejnym rozdziale przyjrzymy
się koncepcji medycyny ciała witalnego opartej na czakrach.

Podsumowanie istotnych idei cechujących tradycyjną


medycynę chińską

Poniżej przedstawiam podsumowanie najistotniejszych kwestii zawartych


w niniejszym rozdziale, kwestii, które czytelnicy powinni przemyśleć
i zastosować we własnym zakresie:

Tradycyjna medycyna chińska stanowi kwintesencję medycyny ciała


witalnego. Podobnie jak ajurweda, koncentruje się ona na chorobach,
zaburzeniach harmonii i braku równowagi w procesach zachodzących
w ciele witalnym oraz stara się skorygować te niedoskonałości za
pomocą leków ziołowych, a także pochodzących z zewnętrznych źródeł
zastrzyków chi (energii witalnej). W przeciwieństwie do ajurwedy,
medycyna chińska posiada jednak wyrafinowaną i skuteczną technikę
zwaną akupunkturą, która wykorzystuje bezpośrednią stymulację skóry
do korygowania niewłaściwych procesów witalnych.

Medycyna chińska to medycyna kwantowa. Wykorzystuje ona


dwubiegunowe falowe (yang) i cząsteczkowe (yin) aspekty chi do
zaklasyfikowania zaburzeń energii witalnej oraz odzwierciedleń
witalnych pól morfogenetycznych w postaci narządów. Medycyna
chińska stosuje więc biegunowość falowo-cząsteczkową mechaniki
kwantowej chi do klasyfikowania defektów (podobnie jak dzieje się to
w przypadku ajurwedycznych dosz) obecnych w odzwierciedleniach
ciała witalnego, czyli w narządach.

Medycyna chińska jest również medycyną zindywidualizowaną. Chory


może cierpieć na niedobór yang, co skutkuje otyłością i nadmiarem śluzu
(tak jak w przypadku ajurwedycznej doszy kapha). Może również
cierpieć z powodu niedoboru yin, czego następstwem jest chuda
sylwetka, nadmiar gazów jelitowych i nadkwasota (podobnie jak
w przypadku ajurwedycznych dosz vata i pitta).

Podstawowa zasada chińskiej medycyny dotycząca prewencyjnej


samopomocy brzmi: zachowaj równowagę pomiędzy yang (czynami,
ruchem) a yin (istotą, spoczynkiem).

Szczegóły dotyczące tradycyjnej medycyny chińskiej opracowuje się


dzięki połączeniu klasyfikacji yin-yang z inną klasyfikacją opartą na
chińskiej wersji pięciu żywiołów – drewnie, ogniu, ziemi, metalu
i wodzie.

Skuteczność akupunktury nie wynika z wpływania igłami na sygnały


nerwowe, lecz z faktu, iż nakłucie skóry jest w stanie wpłynąć na ruchy
energii witalnej. Nakłucie po pierwsze wpływa na przepływ energii
witalnej w meridianach połączonych z fizycznym ciałem przy skórze,
a po drugie oddziałuje na połączenia wewnętrzne, czyli na przepływ
energii witalnej w meridianach znajdujących się wewnątrz ciała
i łączących poszczególne wzory witalne narządów.

Istnieje wiele podobieństw między ajurwedą a tradycyjną medycyną


chińską, w związku z czym obustronna wymiana stosowanych technik
jest procesem bardzo pożytecznym.
ROZDZIAŁ 11
Medycyna czakr

K olejnym pośrednim dowodem na skuteczność akupunktury (wraz z jej


meridianami) jako nauki jest fakt, iż ajurweda także uwzględnia te elementy,
chociaż w Indiach nie są one aż tak rozpowszechnione. Twórcy tradycji
ajurwedyjskiej niezależnie od siebie odkryli kanały przepływu energii
witalnej (prany), którym nadali nazwę nadi. Odkryli też, że pewne punkty
przecięcia na tychże nadi są szczególne oraz że fizyczna stymulacja tych
miejsc ma wpływ na funkcjonowanie narządów wewnętrznych. Punkty te
nazywają się w sanskrycie marma i ta nazwa na określenie części terapii
masażu ajurwedycznego funkcjonuje do dziś.

Osoby praktykujące ajurwedę stworzyły nawet pewien rodzaj


akupunktury – sztuki przekłuwania igłami skóry w punktach marma, ale nie
był on tak złożony jak system chiński, ponieważ obraz ciała witalnego
widziany przez praktyków ajurwedy nie posiada wyszczególnionych organów
wewnętrznych. W Indiach ajurweda została włączona do systemu duchowego
zwanego tantrą, a badania nad energią witalną zaczęły być stosowane w celu
duchowego pokrzepienia, nie zaś leczenia chorób. Jest to jednak temat
kolejnego rozdziału.
W ajurwedzie nie poszczególne narządy, lecz przedmiot nadi obraca się
wokół punktów na ciele zwanych czakrami (słowo czakra w sanskrycie
oznacza „koło”). Czakry te są dziś stosunkowo dobrze znane, zaś jednym
z sukcesów nowego paradygmatu integrującego jest fakt, że pozwala on na
zrozumienie koncepcji czakr od strony naukowej. Kiedy nam się to uda,
otworzą się przed nami możliwości opracowania nowych technik leczenia
z wykorzystaniem czakr – co jest tematem niniejszego rozdziału.
Podobnie jak ich koledzy z Chin, praktycy ajurwedy zasłynęli jako
eksperci w dziedzinie diagnozy na podstawie pomiaru pulsu (co jest przecież
badaniem nadi). Dorastałem, słysząc wiele fantastycznych opowieści
o skuteczności diagnoz stawianych właśnie na podstawie zbadania nadi. Oto
jedna z nich.
Pewien lekarz ajurwedyczny został wezwany przez muzułmańskiego
króla. Miał zbadać stan zdrowia żony władcy i zaproponować stosowną dietę.
Był to jednak fortel wymyślony przez kurtyzany króla. Zamężne muzułmanki
nie mogą bowiem być widziane ani dotykane przez innych mężczyzn (z
wyjątkiem członków rodziny). Tak jak wymagał tego zwyczaj, kobieta
siadała za zasłoną, mając wokół nadgarstka zawiązaną linę, którą miał zbadać
lekarz (czyli odczytać nadi kobiety przez linę, co było zadaniem
porównywalnym z odczytaniem za pośrednictwem liny jej pulsu).

Aby zakpić z medyka, w miejsce żony króla podstawiono krowę.


Podobno ten ajurwedyski ekspert badał linę przez długi czas, najwyraźniej
usiłując odczytać nadi, po czym westchnął i powiedział: „Nic z tego
rozumiem. Wygląda na to, że ta pacjentka potrzebuje diety złożonej ze
znacznych ilości trawy. I to jej w zupełności wystarczy”.

Czym są czakry?

Już wcześniej wspomniałem, że kiedy doświadczamy emocji, pojawia się


nie tylko efekt fizyczny i myśl – wytwór umysłu, ale także towarzyszące temu
wydarzeniu uczucie. Co czujemy? Odczuwamy ruch energii witalnej
towarzyszącej danej emocji. Ale w którym miejscu naszego ciała odczuwamy
emocje? Czy też – wyrażając się bardziej precyzyjnie – w którym miejscu na
naszym ciele pojawia się uczuciowy komponent naszych emocji?
Znawca uczuć odpowie oczywiście, że to zależy od rodzaju emocji i tego,
kim jesteśmy. Intelektualiści najczęściej odczuwać będą energię witalną na
czubku głowy. Kiedy stajemy się intelektualistami, to właśnie tam kieruje się
nasza energia witalna. Jest to czakra korony (ilustracja 16).
Ilustracja 16. Czakry

Jeśli nie jesteśmy osobami, u których dominuje intelekt, będziemy


odczuwać energię w innych miejscach na ciele. Najbardziej powszechnym
jest czakra serca – miejsce, w którym odczuwamy romantyczną energię.
Każdy chyba pamięta moment, kiedy po raz pierwszy zdał sobie sprawę, że
jest zakochany. Zamknijmy teraz oczy i wyobraźmy sobie tę chwilę. Wkrótce
poczujemy przypływ energii w naszej czakrze serca (odczuwalny jako
pulsowanie, mrowienie, ciepło lub uczucie rozszerzania się). To dlatego
ludzie czytają powieści romantyczne lub oglądają przesłodzone, „cieszące
serce” filmy – podoba im się przypływ energii w ich czakrze serca
(odczuwany jako przypływ ciepła przy takich okazjach).
Kiedy zaś oglądamy w telewizji seks i przemoc, energia przechodzi do
niższych czakr i czujemy się bardziej uziemieni. Bez wątpienia jest to powód,
dla którego tematy związane z seksem oraz przemocą cieszą się dziś
w mediach tak wielką popularnością. Ludzi męczy wysiłek intelektualny,
gdyż to właśnie ich głowa musi codziennie zmagać się z obowiązkami
w pracy.
Kiedy czujemy się ze sobą dobrze, odczuwamy wzrost poziomu energii
w naszej czakrze słonecznej; gdy jesteśmy zaniepokojeni, czujemy, jak
energia uchodzi z tej czakry – podobnie jak wtedy, gdy mamy „motylki”
w brzuchu. Czujemy się bardziej „przyziemnie”, gdy energia wypełnia naszą
czakrę podstawy, ale kiedy stamtąd odpływa, odczuwamy strach. Czakra
sakralna natomiast jest miejscem, w którym gromadzi się nasza energia, gdy
jesteśmy zakochani.

Po stosunku płciowym lub smacznym posiłku nasza energia wznosi się ku


czakrze serca. W dawnych czasach ludzie zdawali się o tym wiedzieć. Wtedy
to mężczyźni dbali o stan rodzinnych finansów, zaś kobiety wiedziały, kiedy
poprosić o coś (zwłaszcza o pieniądze) partnera – czyniły to zwykle po
zbliżeniu lub podaniu smacznego posiłku. Teraz wiedza ta została
zapomniana z powodu emancypacji kobiet, ale dawniej powszechnie
uważano, że „droga do serca mężczyzny wiedzie przez żołądek”.

Kiedy denerwujemy się przed wygłoszeniem jakiegoś przemówienia,


nasze gardło staje się suche. Dzieje się tak, ponieważ nasza energia witalna
uchodzi z czakry gardła. Kiedy zaś komunikujemy się bez przeszkód, warto
zająć się kontemplacją stanu tej czakry: z pewnością poczujemy przypływ
energii. Wszyscy jesteśmy w stanie to odczuć.

Gdy się na czymś koncentrujemy, nasze brwi marszczą się i odczuwamy


ciepło w miejscu „trzeciego oka”. Ta czakra również „otwiera się”, kiedy
podążamy za głosem intuicji. W Indiach niektórym ludziom zdarza się tak
silne skoncentrowanie się na pracy duchowej, że dotkliwie gorący (niemal
parzący) obszar ich trzeciego oka na czole muszą smarować pastą z drzewa
sandałowego, by uśmierzyć dolegliwości. Być może widzieliście hinduskie
kobiety noszące bindi (czerwoną kropkę) na czole. Robią to z tego samego
powodu, przynajmniej powinno tak być według tradycji (obecnie niektóre
kobiety w Indiach malują sobie bindi, by wyglądać stylowo).

Reasumując, czakry są miejscami na naszym ciele, w których odczuwamy


gromadzenie się energii witalnej, gdy doświadczamy jakiegoś uczucia.

Nauka o czakrach

Jeśli przyjrzymy się ilustracji 16, zauważymy, że każda czakra znajduje


się w pobliżu jednego lub kilku ważnych narządów naszego organizmu.
Dostrzeżono to już wieki temu, co stanowi wskazówkę sugerującą, iż badanie
koncepcji czakr ma naukową podstawę.
Przypomnijmy pracę Ruperta Sheldrake’a na temat pól
morfogenetycznych. Sheldrake poprawnie opisał funkcję ciała witalnego: daje
ono odbicie fizycznych wzorów dla form. Fizyczne narządy stanowią
manifestacje takich funkcji ciała witalnego, jak utrzymywanie czynności
życiowych organizmu czy rozmnażanie. Czakry są tymi miejscami na naszym
fizycznym ciele, w których świadomość jednocześnie załamuje ciało witalne
i fizyczne w procesie, w którym manifestacja tego pierwszego znajduje się
wewnątrz drugiego.

Poniżej podaję opisy poszczególnych czakr – ich funkcji witalnych,


odpowiadających im narządów fizycznych oraz związanych z nimi uczuć
i emocji:

Czakra podstawy: funkcją ciała witalnego jest eliminacja, niezbędny


element egzystencji zwany katabolizmem. Narządami realizującymi tę
funkcję są nerki, pęcherz moczowy oraz jelito grube (odbytnica i odbyt).
Uczucia i emocje związane z tą czakrą to samolubne zakorzenienie
i skłonność do rywalizacji zorientowana na przetrwanie, kiedy następuje
przypływ energii, oraz strach, gdy energia z nas uchodzi.

Czakra sakralna: funkcja ciała witalnego to reprodukcja. Organy rozrodcze:


macica, jajniki, prostata i jądra, są fizyczną reprezentacją tejże funkcji.
Towarzyszące emocje zaś to seksualność i skłonność do romansowania
podczas napływu i wzrostu poziomu energii oraz uczucie niezaspokojonej
żądzy, gdy energia wypływa i jej ilość się zmniejsza.
Czakra słoneczna: funkcja ciała witalnego to podtrzymywanie czynności
życiowych (anabolizmu), zaś narządami realizującymi tę funkcję są
żołądek i jelito cienkie, wątroba, pęcherzyk żółciowy i trzustka.
W momencie przypływu energii do tej czakry odczuwamy dumę i gniew,
kiedy zaś jej poziom opada – czujemy się bezwartościowi i rozżaleni.

Czakra serca: funkcją ciała witalnego jest tu poczucie odrębności


(rozgraniczenie swojej osoby od tego, co nią nie jest). Manifestacją tejże
funkcji w postaci fizycznych narządów są serce oraz grasica (w układzie
immunologicznym), której zadaniem jest odróżnianie „ja” od „nie ja”.
Kiedy energia wpływa do tej czakry, jesteśmy skłonni do miłostek. Kiedy
zaś wypływa, doświadczamy poczucia straty, żalu, zranienia i zazdrości.
Dlaczego czujemy miłość w czakrze serca, gdy spotykamy
odpowiedniego partnera? Ponieważ wtedy poczucie „ja” rozszerza się tak,
by pomieścić dodatkowo ukochaną przez nas osobę. Miłość w sensie
romantycznym jest jednak skupiona na nas samych, na naszym „ja”:
partner jest o tyle ważny, że jest nasz. Nie ma w tym nic dziwnego.
Uczucia te stanowią uwarunkowany ruch energii witalnej, ukształtowany
przez miliony lat ewolucji. W przypadku, gdy poczucie własnej
odrębności rozszerza się na innych ludzi, gdy wszyscy stanowią dla nas
„rodzinę”, mówimy, że czakra serca „otwiera się” na innych i odczuwamy
kosmiczną, bezwarunkową miłość, którą mistycy określają mianem agape
lub współczucia.
Czakra gardła: jej funkcją witalną jest autoekspresja. Narządami
spełniającymi to zadanie są płuca, gardło oraz narządy mowy, słuchu
i tarczyca. Związane z tą czakrą uczucia to egzaltacja wolnością (słowa)
podczas przypływu energii i frustracja, gdy poziom energii w tej czakrze
opada (wiemy, że wolność słowa jest bardzo istotna w naszej kulturze,
chociaż tak naprawdę liczy się tylko wolność wyboru).
Czakra trzeciego oka (zwana także brwiową): funkcją witalną jest tu
ewolucja. Ewolucyjny impuls płynący ze sfery ponadmentalnej
i powodujący rozwój nowej kory (fizycznego odpowiednika umysłu)
został tu „usłyszany” przez intuicję. Dlatego też uważa się, że jest to także
czakra energii intuicyjnej. Narządami reprezentującymi tę czakrę są śród-
i tyłomózgowie, oczy oraz przysadka mózgowa. Następnym razem, gdy
skupicie się na jakimś problemie, zwróćcie uwagę na przypływ energii
w tej czakrze. Emocjami towarzyszącymi temu zjawisku są jasność
pojmowania (gdy energia napływa do czakry) oraz niepewność (kiedy
poziom energii spada).
Czakra korony: jej funkcją witalną jest zdobywanie wiedzy o sobie, co
odbywa się za sprawą nowej kory, w której sporządzana jest mapa umysłu
– umysłu, który przewyższa ciało witalne. Działającym tu gruczołem jest
szyszynka. Uczuciami związanymi z tą czakrą są: satysfakcja podczas
przypływu energii i rozpacz podczas jej ujścia.

Bardzo istotnym faktem jest to, że z każdą czakrą związany jest jakiś
gruczoł wewnątrzwydzielniczy. Takie gruczoły komunikują się z mózgiem,
w którym zawarty jest schemat umysłu. W ten sposób umysł przejmuje
kontrolę nad energią witalną poprzez takie psychoneuroimmunologiczne
połączenie, jak również przez autonomiczny układ nerwowy (patrz: rozdział
14).

Jak już wspomniałem, ajurweda kładzie nacisk na leczenie, podczas gdy


tantra – z którą związane są ajurwedyczne koncepcje czakr i nadi – na
duchowe przebudzenie. Z tego powodu w pracach na temat czakr często nie
odróżnia się tych dwóch podejść. Ludzie na przykład błędnie mówią
o „otwieraniu” czakr za pomocą prostych technik masażu. W pewnym sensie
w sformułowaniu tym jest trochę racji. Jeden z narządów związanych z daną
czakrą może zostać zaatakowany przez chorobę, jeśli warunkowy ruch
związanej z tą czakrą energii prana przeszedł w stan spoczynku lub został
w jakiś sposób zablokowany. Masaż z pewnością jest w stanie rozbudzić
narząd ze stanu spoczynku i zjawisko to można nazwać „otwarciem”. Nie jest
to jednak otwieranie w rozumieniu tantry.
Tantra polega na kreatywnej, całkowitej zamianie procesu
uwarunkowanego w pranę. Ruchy uwarunkowane prany w czakrach wraz
z ruchami uwarunkowanymi umysłu, które nazywamy naszymi wzorcami
nawyków, tworzą charakter naszego ego. Charakter ten jest osobą bardzo na
sobie skupioną; jest maską skrywającą naszą prawdziwą naturę – jaźń
kwantową.
Wraz z uwarunkowanym ruchem energii prana związanym
z uwarunkowanymi uczuciami omówionymi wcześniej, w każdej czakrze
istnieje potencjalny ruch. Realizujemy ten potencjał poprzez kreatywność.
Wspomniałem już, że pasywna miłość romantyczna posiada potencjał
zmieniania się w miłość uniwersalną. Podobnie, gdy w sposób kreatywny
zmieniamy energię w czakrze podstawy, niepewność zmienia się w pewność
siebie, zaś strach w odwagę (odwaga prezentowana przez Gandhiego
pochodzi z takiej właśnie transformacji); w czakrze sakralnej seksualność
i związane z nią negatywne uczucie pożądania posiadają potencjał przemiany
w szczery szacunek dla siebie i innych; w czakrze słonecznej duma i poczucie
bycia bezwartościowym mają potencjał, by zmienić się w świadomość oraz
autentyczne poczucie własnej wartości.

Wśród czakr w górnej części ciała, na wysokości trzeciego oka czy też
brwi, jasność i chaos pojmowania intelektualnego stają się po przemianie
intuicyjnym rozumieniem, zaś w czakrze korony satysfakcja i rozpacz
przechodzą przemianę w trwałe, samoistne szczęście (w sanskrycie określane
słowem ananda). Poziom energii nie ulega już obniżeniu.
Celem tantry jest przewyższenie, zdominowanie charakteru ego, by
rozbudzić uniwersalną, kosmiczną jaźń, którą nazywam jaźnią kwantową.
Kiedy taka transcendencja dokonuje się na poziomie witalnym,
uwarunkowany ruch jest przekierowywany na nowy kanał, zaś czakry
„otwierają się” wzdłuż toru tego nowego kanału. Wtedy jest to całość,
prawdziwa świętość, a także ostateczny cel leczenia.

Medycyna czakr
Na chwilę odłóżmy wzniosłe cele tantry i przejdźmy do medycyny czakr,
w której stopniowo rozwija się postrzeganie chorób i leczenia w kategorii
nienormalnego ruchu prany oraz jego korekcji w poszczególnych czakrach.
Taki nieprawidłowy ruch może objawiać się nadmiernym przepływem energii
do czakry, nienaturalnym brakiem tej energii, bądź też jej zastojem lub
blokadą.

Na przykład, jeśli z czakry podstawy uchodzi za dużo energii na skutek


stymulacji w postaci strachu, na poziomie fizycznym będzie się to objawiać
zbyt dużą ilością gruczołów wydzielanych przez nadnercza (postawa „uciekaj
lub walcz”), co w przypadku częstego występowania podobnych sytuacji
może przyczynić się do powstania takich schorzeń, jak zespół chronicznego
zmęczenia. Jak przekonamy się w następnym rozdziale, umysł także
uczestniczy w tym procesie z uwagi na połączenia
psychoneuroimmunologiczne.

Istotne znaczenie mają badania lekarki Christiany Page (1992), która


zdecydowanie tłumaczy choroby wielu narządów zakłóceniami w przepływie
energii w poszczególnych czakrach. Poniżej zamieszczam przykładowe
zestawienie chorób, które Page (w zestawieniu pozwoliłem sobie wprowadzić
drobne zmiany) uważa za prawdopodobne w przypadku, gdy energia
w czakrach przepływa w sposób nieprawidłowy:
Czakra podstawy: zaparcia, hemoroidy, zapalenie okrężnicy, biegunka.

Czakra sakralna: impotencja, pochwica (napięcie mięśni wokół wejścia do


pochwy), choroby prostaty, schorzenia kobiecego układu rozrodczego.
Czakra słoneczna: zespół jelita drażliwego, cukrzyca, choroba wrzodowa
żołądka i dwunastnicy, schorzenia wątroby, przepuklina rozworu
przełykowego.

Czakra serca: choroby serca, układu odpornościowego, nowotwory. Rak


umieszczony został na liście chorób czakry serca nieprzypadkowo. Mamy
do czynienia z nowotworami, ponieważ komórki rakowe są komórkami
nienormalnymi, które nasz układ odpornościowy powinien z założenia
móc rozpoznać i usunąć. Dlatego też uznaje się, że nowotwory powstają
z powodu nieprawidłowego funkcjonowania układu immunologicznego
(w tym grasicy), wobec czego są powiązane z nieprawidłowym
przepływem energii witalnej w sercu. Oczywiście kiedy nowotwór już
pojawi się w organizmie, może rozprzestrzenić się na wszelkie inne
narządy i wtedy staje się powiązany z energią witalną nieprawidłowości
powstałych w innych ważnych czakrach.
Czakra gardła: nadczynność lub niedoczynność tarczycy, astma, ból gardła,
choroby uszu.

Czakra trzeciego oka: migrena i bóle głowy spowodowane napięciem,


choroby oczu, zapalenie zatok.

Czakra korony: epilepsja, choroba Alzheimera, choroby mózgu/umysłu,


takie jak depresja czy schizofrenia.

Medycyna czakr polega na uzupełnieniu leczenia fizycznych objawów


(poprzez alopatię) oraz braku równowagi pranicznej (poprzez ajurwedę,
medycynę chińską lub homeopatię) psychologiczną pracą nad stanem umysłu
i leczeniem parapsychicznym (poprzez przeprowadzoną przez uzdrowiciela
pranicznego bezpośrednią infuzję prany do chorej czakry). Dobra wiadomość
jest taka, że każdy może zostać lekarzem pranicznym, gdyż wszyscy
w dużym stopniu posiadamy zdolności parapsychiczne. Chociaż na Zachodzie
niewielu ludzi zna uczucie przepływu prany, można się tego szybko nauczyć.
W tym celu możemy przeprowadzić proste ćwiczenie polegające na potarciu
dłoni i oddaleniu ich od siebie na odległość mniej więcej 1,5 centymetra oraz
wykonywaniu przy tym wschodnioindyjskiego gestu powitania zwanego
namaste (co oznacza: „Witam i pozdrawiam cię z miejsca, w którym ty i ja
stanowimy jedność”).

Poczujemy wtedy mrowienie (trzeba wiedzieć, że nie jest to przepływ


krwi ani impuls nerwowy) – jest to ruch energii prana pod skórą. Możemy
zwiększyć intensywność mrowienia poprzez rozłożenie ramion, skierowanie
wewnętrznej części dłoni w stronę baldachimu nieba i otwarcie się na całą
uzdrawiającą energię chi, jaką wszechświat ma nam do zaoferowania. Nasze
dłonie są teraz napełnione energią, jesteśmy gotowi do podjęcia próby
pranicznego uzdrowienia przyjaciela.

Przyjaciel ten powinien położyć się wygodnie i zachować podczas


ćwiczenia otwartość umysłu. Zbliżamy naenergetyzowane dłonie (być może
będziemy musieli kilkakrotnie ładować je energią) do każdej z czakr chorej
osoby z zamiarem uzdrowienia ich. Dotykanie ciała chorego nie jest zalecane.
Zaczynamy od czakry korony i przechodzimy w dół ciała, kończąc na czakrze
podstawy. Podczas całej procedury należy zachować pełną jej świadomość.

Często pozwalam uczestnikom moich warsztatów wykonywać to


ćwiczenie. Sam nauczyłem się go od mistyka i lekarza zarazem, Richarda
Mossa, który nazywa je „świętą medytacją”. Wiem, że wielu innych
ekspertów w tej dziedzinie również ujmuje to ćwiczenie w programie swoich
warsztatów, co jest bardzo korzystne. Najwyższy czas, by energia witalna
przestała być czymś tajemniczym i ezoterycznym, co może być doświadczane
i praktykowane jedynie przez ludzi Wschodu.

Istnieją też proste praktyki, które możemy przeprowadzić w celu


usprawnienia przepływu energii w czakrach. Tak więc dla czakry podstawy
pomocne będzie chodzenie boso po ziemi (ale nie po sztucznym podłożu) lub
kontakt z glebą, jak podczas prac ogrodowych. Dla czakry sakralnej będzie to
seks tantryczny, tj. seks nieskupiający się na osiągnięciu orgazmu. Same
pieszczoty zmieniają przedmiotowe postrzeganie płci przeciwnej. Czakrze
słonecznej pomożemy, przeprowadzając trening wrażliwości – czyli gdy
postaramy się nie ulegać wpływowi negatywnej energii innych.
Czakra serca będzie funkcjonować lepiej, kiedy zastosujemy medytację
śmiechem (czyli bezustanny śmiech) i postaramy się myśleć pozytywnie.
Pomocne może okazać się czytanie inspirujących książek (romansów) lub
oglądanie „ckliwych” filmów. Ostatnio popularny stał się „efekt Matki
Teresy”. Studenci Uniwersytetu Harvarda obejrzeli film dokumentalny
o pracy Matki Teresy, po czym poddali się badaniu krwi, które wykazało
wyjątkowo wysoki poziom immunoglobuliny. Pod wpływem emocji
chwilowo wzmocnił się system odpornościowy studentów, ponieważ nastąpił
przypływ energii witalnej do czakry ich serc.

Dla czakry gardła: nieskrępowana ekspresja kreatywności podczas


codziennej egzystencji – np. śpiewanie pod prysznicem, recytacja wierszy
i wyliczanek – może w szybki sposób oczyścić tę czakrę.

Dla czakry trzeciego oka mamy ćwiczenie oddechowe w tradycji jogi,


zwane kapalabhati, co oznacza „promieniujące czoło”. Należy usiąść
wygodnie i zacząć od płytkich wdechów, potem zaś ćwiczyć wymuszone
wydechy z wykorzystaniem wyłącznie mięśni brzucha, z częstotliwością
około 20–40 wydechów na minutę. Jeśli wykonujemy ćwiczenie prawidłowo,
po zaprzestaniu wydechów doświadczymy kilku chwil bezdechu, ale nie
starajmy się pospiesznie łapać powietrza – nasze ciało samo rozpocznie
wdech w najbardziej odpowiedniej chwili. Warto zauważyć, że w momencie
bezdechu do umysłu nie napływają żadne myśli. W takich momentach (braku
myśli) może uaktywnić się głos naszej intuicji.

Medytacja i świadomość są generalnie dobrymi ćwiczeniami, by utrzymać


stan dynamicznej równowagi naszej czakry korony.

Musimy zwrócić szczególną uwagę na ćwiczenia oddechowe zwane


pranajamą w procesie oczyszczania naszych czakr. Harmonijny przepływ
energii pranicznej wzdłuż nadi w ciele witalnym związany jest z przepływem
powietrza podczas oddychania. Jest to podstawa techniki pranajamy. Kiedy
oddychamy płytko, czujemy powietrze tylko w nosie i gardle. Gdy
oddychamy głębiej, zaczynamy czuć powietrze w klatce piersiowej. Kiedy
jeszcze bardziej zwiększymy głębokość oddechu, możemy poczuć obecność
powietrza w okolicy brzucha. Jedna z prostszych form pranajamy wymaga
jedynie głębokiego oddychania z zachowaniem jego świadomości. Jeśli
wykonujemy to ćwiczenie regularnie, po niedługim czasie zaczynamy być
świadomi ruchów energii witalnej wzdłuż nadi, mniej więcej wzdłuż
kręgosłupa, i tego, jak wkracza do poszczególnych czakr.

Kiedy spowolnimy tempo oddychania dzięki technice pranajamy, ten


przepływ prany wzdłuż nadi łączącego główne czakry również zostanie
spowolniony. Spowoduje to zwiększenie naszej świadomości ruchu energii
prana, a mianowicie – zaczniemy odczuwać przerwy między załamaniami
kwantowymi przepływu tej energii. W tych lukach zachodzi przetwarzanie
nieświadome, zaś możliwości kwantowe ruchu pranicznego mogą się
mnożyć. Mamy więc coraz lepszy dostęp do załamywania nowych fal
przepływu prany i coraz większą szansę na dokonanie kreatywnych
przeskoków kwantowych. Im więcej takich przeskoków, tym lepsza
równowaga zaburzonych wcześniej wzorców ruchu pranicznego (co dotyczy
też równoważenia czakr).

Jak już wspominałem wcześniej, medycyna czakr dała nam psychologię


czakr, w ramach której terapeuta stara się poprawić nastawienie umysłu
powodujące zaburzenia równowagi energii w danej czakrze. Niekiedy nie jest
to wskazane. Na przykład rak piersi może wskazywać na brak samoakceptacji
i wówczas pomocna może okazać się psychoterapia mająca na celu na nowo
rozbudzić miłość własną. Jednak z psychologią czakr można też przesadzić
(więcej o tym w rozdziale 15).

Medycyna czakr powiązana jest również z astrologią. Idea jest całkiem


prosta. Archetypy ustanawiające kontekst dla funkcji witalnych pól
morfogenetycznych można też uznać za „Anioły Stróże” kształtujące wpływ
ruchów planet Układu Słonecznego, Księżyca i Słońca na nasz astrologiczny
horoskop. Daje to nam dodatkowe astrologiczne porady dotyczące
utrzymywania dobrego stanu zdrowia, a nawet leczenia.

Chociaż astrologia uważana jest przez konwencjonalną naukę


materialistyczną za stek bzdur, koncepcja mówiąca o tym, że to, co na
zewnątrz oraz to, co wewnątrz, powinno być połączone, naprawdę ma sens,
gdy zaczynamy interesować się nauką dającą pierwszeństwo świadomości.
W przyszłości należy spodziewać się znacznych postępów
w wykorzystywaniu astrologii w medycynie.
Co należy zapamiętać z niniejszego rozdziału:
Głównym tematem tego rozdziału jest rozwój nauki o czakrach –
punktach na naszym fizycznym ciele, w których doznajemy uczuć. Jeżeli
komuś nie są znane ruchy energii witalnej podczas jej przepływu
w czakrach (odpowiedzialne za powstawanie uczuć), gorąco polecam, by
je zaobserwować, najlepiej w chwili przypływu emocji.

Zachęcam także do wykonania kilku ćwiczeń, zgodnie z sugestiami


zawartymi w tej książce (na przykład pranajama), które przypominają
medytację. Zamiast myśli, korzystamy z ruchów energii witalnej.
Praktyki te pomagają w utrzymaniu równowagi między kreatywnością
a uwarunkowaniem w procesach zachodzących w naszym ciele
witalnym.

Medycyna czakr oparta jest na koncepcji, że choroby naszych narządów


głównych mogą być spowodowane brakiem równowagi lub zatorami
w przepływie energii witalnej w danej czakrze.

Możemy sami się wyleczyć poprzez odzyskanie równowagi


w przepływie energii witalnej przez daną czakrę, bądź też poprzez
odblokowanie przepływu, jeśli został on w jakiś sposób powstrzymany
(co oznacza, że musimy sprawić, by to, co było nieświadome, stało się
świadome).
ROZDZIAŁ 12
Czy homeopatia jest skuteczna?

W ciąż pamiętam, jak będąc dzieckiem, doświadczyłem cudu homeopatii.


Miałem wtedy 12 lat, byłem popularny w szkole, aktywnie uczestniczyłem
w zajęciach sportowych, dobrze radziłem z sobie z pozostałymi
przedmiotami, ale mimo to czułem się bardzo nieszczęśliwy, ponieważ moje
ciało dręczyła bardzo krępująca przypadłość – kurzajki. Miałem je na całym
ciele. Próbowałem najróżniejszych środków usuwających kurzajki, ale nie
pomagały. W końcu ktoś zaproponował, by spróbować homeopatii. Nadal
pamiętam nazwę leku, który przyjąłem. Nazywał się Thuja 30x – były to
cztery małe białe kuleczki o słodkim smaku. Miałem je ssać, dopóki nie
rozpuszczą się w ustach. Po dwóch dniach kurzajki zaczęły same odpadać
z mojego ciała jedna po drugiej. Byłem wyleczony. Poczułem ulgę. To był
cudowny lek.

W rzeczywistości wówczas jeszcze nie potrafiłem w pełni docenić cudu,


jakim jest homeopatia. Nie zdawałem sobie sprawy, że za pomocą kalkulacji
można z łatwością dowieść, iż najprawdopodobniej w roztworze, który
zażyłem, nie było ani grama lekarstwa w konwencjonalnym rozumieniu tego
słowa. Zgodnie z tradycyjnym poglądem na homeopatię – cztery małe tabletki
z cukrem pokonały moją dolegliwość.
Podawanie „cukrowych tabletek” mających sprawiać wrażenie lekarstwa
otrzymywanego od wykwalifikowanego lekarza jest współcześnie określane
mianem leczenia za pomocą placebo. Gdy alopaci słyszą historię taką jak
moja, odrzucają skuteczność homeopatii, twierdząc, że za pozytywny rezultat
odpowiada placebo. Całą sprawę dodatkowo komplikuje fakt, iż dowiedziono,
że placebo jest również w stanie leczyć dolegliwości takie jak kurzajki (Weil,
1983).
Placebo wydaje się więc prawdziwym cudem. Wiedza o układzie
odpornościowym i mechanizmach obronnych organizmu pozwala nam
wysnuć pewne wnioski. Choroba dotyka nas, gdy reakcje obronne organizmu
nie działają prawidłowo. Placebo bywa skuteczne, bo zwiększa oczekiwania
umysłu dotyczące procesu leczenia, co pobudza mechanizmy układu
odpornościowego do poprawnego funkcjonowania. Czemu jednak
zawdzięczamy taką reakcję? Czy to dzięki czterem małym tabletkom z cukru?
To byłby jeszcze większy cud niż homeopatia! Czy odpowiada za to umysł?
Z alopatycznego punktu widzenia to także jest cud, ponieważ sugeruje
wyższość umysłu nad materią.

Czy homeopatia to placebo? Przeprowadzono w tym zakresie wiele


badań, a ich wyniki nadal budzą wiele kontrowersji, choć czytałem, iż w kilku
przypadkach rezultaty były jednoznaczne (Pelletier, 2000). Sformułujmy więc
pytanie w inny sposób. Czy homeopatia działa? Czy spełnia swoją funkcję
nawet w świetle słusznej krytyki alopatów, którzy twierdzą, iż w niektórych
przypadkach nie wprowadzamy do organizmu nawet jednej molekuły
substancji leczniczej. Skoro mimo to lek działa, to w jaki sposób?

Przedstawię teraz wiarygodną teorię homeopatii (dobrym wprowadzeniem


do obecnej na rynku literatury są pozycje Vithoulkasa, 1980 i Ullmana,
1988). Tego typu teorię da się skonstruować bez przeszkód, gdy
zaakceptujemy istnienie ciała witalnego i jego połączeń ze sferą fizyczną,
czyli uświadomimy sobie, że narządy fizyczne są jedynie odzwierciedleniami
pól morfogenetycznych ciała witalnego.

Powinienem w tym momencie wykazać się większą systematyką


i przedstawić dwa fundamentalne aksjomaty homeopatii odkryte przez jej
twórcę Samuela Hahnemanna. Pierwszy aksjomat brzmi „podobne leczy
podobne” (po łacinie similia similibus curentur). Jeżeli konkretna substancja
lecznicza wywołuje określony zbiór objawów w zdrowym organizmie, to
w takim razie ta sama substancja będzie pełnić funkcję lekarstwa
w przypadku osoby chorej charakteryzującej się powyższymi objawami, gdy
poda się ją w spotencjowanej (mocno rozcieńczonej) homeopatycznej postaci.
Jako przykład podam tu jeden z pierwszych przypadków, który
naprowadził Hahnemanna na teorię podobieństw leczących podobieństwa.
Otóż podczas tłumaczenia książki Williama Cullena dowiedział się on, że
chinowiec, zwany też korą peruwiańską, może zostać wykorzystany do
leczenia malarii, ponieważ ma gorzki smak. To wyjaśnienie wydało się
Hahnemannowi absurdalne, więc zaczął sam eksperymentować z chinowcem,
przyjmując niewielkie dawki, mimo że był zdrowy:
W drodze eksperymentu dwa razy dziennie przyjmowałem cztery
drachmy chininy. Moje stopy, opuszki palców itp. z początku stały się
zimne; poczułem się ociężale i ospale; następnie serce zaczęło
kołatać, a tętno stało się twarde i niskie; doświadczałem nieznośnego
uczucia niepokoju, drżałem, czułem niemoc we wszystkich
kończynach; następnie poczułem, jak pulsuje mi głowa, zauważyłem,
jak rumienią się policzki, poczułem pragnienie i, ogólnie rzecz biorąc,
pojawiły się po kolei wszystkie symptomy, które zazwyczaj towarzyszą
przerywanej gorączce, choć zabrakło typowego dla niej chłodnego
i obfitującego w drgawki zesztywnienia.

Na krótko pojawiły się wszystkie objawy typowe dla stanu malarii –


otępienie umysłu, zesztywnienie kończyn i, najmocniej odczuwalne,
nieprzyjemne odrętwienie okostnej rozchodzące się na wszystkie kości
w moim ciele. Atak ten za każdym razem trwał dwie do trzech godzin
i pojawiał się tylko po zażyciu dawki substancji; nigdy w żadnym
innym wypadku. Kiedy zaprzestałem brania leku, wszystkie
dolegliwości minęły i znów cieszyłem się zdrowiem (Grossman, 1985,
s. 60)6.

Nawet dziś współcześni badacze medycyny homeopatycznej wykonują


swoje „próby” w podobny sposób, jak to kiedyś zrobił Hahnemann. Bierzemy
substancję, którą podejrzewamy o posiadanie właściwości leczniczych,
a następnie podajemy ją w małych dawkach zdrowym osobom, a te zapisują
wszelkie pojawiające się w ich organizmie odczucia i reakcje. Tego typu
próby stają się następnie elementem materia medica, zbioru wiedzy na temat
substancji, nad którymi pracują lekarze, starając się odnaleźć lekarstwa na
zasadzie podobieństw symptomów charakteryzujących lek i chorobę.

Z punktu widzenia medycyny alopatycznej aksjomat „podobne leczy


podobne” nie jest aż tak kontrowersyjny. Już Hipokrates pisał, że skoro
pewna substancja wywołuje chorobę, to podanie tej samej substancji jest
w stanie tę chorobę wyleczyć. Medycyna alopatyczna korzysta ze
szczepionek opartych na podobnej idei. Lekarze alopatyczni nie mogą jednak
uwierzyć, że zasada „podobne leczy podobne” jest uniwersalna. W tym
miejscu należy ich jednak usprawiedliwić, ponieważ w medycynie
alopatycznej odstępstwa od tej zasady są nagminne. Aspiryna, na przykład,
leczy ból głowy, ale biorąc pod uwagę objawy, w tym przypadku „przeciwne
leczy przeciwne”.

Drugi aksjomat homeopatii w największym stopniu powoduje oburzenie


wśród alopatów. Brzmi on „mniej znaczy więcej”, czyli im bardziej
rozcieńczymy lek w wodzie (za pomocą opisanej poniżej procedury), tym
będzie skuteczniejszy. Tak jak pisałem wcześniej, roztwory rutynowo
przepisywane przez homeopatów pacjentom zawierają bardzo niewielkie
ilości środka leczniczego.

Weźmy pod uwagę następującą sytuację: substancja lecznicza


rozcieńczana jest w mieszaninie wody i alkoholu w stosunku 1 do 9.
Uzyskaną w ten sposób miksturę poddaje się 40-krotnemu wymieszaniu.
Następnie 0,9 dawki usuwa się, a pozostałą część rozcieńcza ponownie
w mieszaninie wody i alkoholu. Uzyskaną mieszankę raz jeszcze się miesza,
a proces rozcieńczania i wymieszania można powtarzać bez końca, tworząc
leki o wzrastającej sile, oznaczone jako 1x, 3x, 6x, 30x, 200x itp.
Lekarze alopatyczni wyśmiewają homeopatię, ponieważ po uzyskaniu
pewnego stopnia rozcieńczenia, z matematycznego punktu widzenia jest
niezwykle mało prawdopodobne, by choćby jedna molekuła „leku” była
obecna w substancji.

Zagłębmy się nieco w szczegóły techniczne, by pójść dalej z pozornie


uzasadnionymi obiekcjami alopatów. Istnieje prawo, zwane prawem
Avogadra, według którego „mol” (co oznacza ekwiwalent molekularnej wagi
substancji w gramach) jakiejkolwiek substancji zawiera 10 molekuł tejże
24

substancji. W związku z tym po 24-krotnym rozcieńczeniu mola substancji


leczniczej (co w chemii oznacza rozcieńczenie 10 ) mało prawdopodobne
-24

jest, że w substancji znajdzie się choćby jedna cząsteczka leku.

Oba homeopatyczne aksjomaty mają jednak sens z punktu widzenia ciała


witalnego. Tutaj układ odpornościowy jest fizycznym odzwierciedleniem
wzoru witalnego broniącego organizmu przed antygenami zewnętrznymi lub
wewnętrznymi. Choroba oznacza, iż to fizyczne odzwierciedlenie (w jego
obecnej postaci) nie funkcjonuje w odpowiedni sposób. Ten stan może być
spowodowany usterką wzoru witalnego (zaburzeniem równowagi istotnych
procesów energii witalnej). Jeżeli to prawda, musimy wstrzyknąć sobie
odpowiednią energię witalną, by naprawić wzór witalny i pokonać chorobę.

Czym jednak jest „odpowiednia energia witalna” uzdrawiająca ciało


witalne? Podobne leczy podobne. Jeżeli lek w zdrowym ciele wywołał te
same objawy, które pojawiają się w organizmie chorym, musi to oznaczać, że
procesy energii witalnej leku i procesy energii witalnej organizmu
(znajdującego się w stanie zaburzonej równowagi) w pewnym sensie
współbrzmią. Procesy energii witalnej leku można następnie wykorzystać do
przywrócenia równowagi odpowiednich procesów energii witalnej u osoby
chorej.
Zasada „mniej znaczy więcej” także ma swoje uzasadnienie. Substancje
lecznicze są często toksyczne na poziomie fizycznym. Jeżeli lekarstwo tkwi
w sferze witalnej, sfera fizyczna jest nieistotna i nie ma potrzeby
wprowadzania do organizmu zbędnych toksyn. Rozcieńczenie ma więc sens:
eliminuje ono „ciało fizyczne” z procesu leczenia, podczas gdy aspekt witalny
pozostaje nienaruszony.
Jak wspomniałem wcześniej, homeopaci w bardzo wyszukany sposób
dokonują wymieszania substancji przed stworzeniem kolejnych partii
roztworu. Nawet ten proces ma swoje uzasadnienie. Być może taka procedura
pozwala upewnić się, iż energia witalna, uprzednio skojarzona z fizyczną
częścią leku, obecnie staje się skojarzona z całością mieszanki alkoholu
i wody (W jaki sposób to następuje? Być może z pomocą świadomych
intencji osoby przygotowującej miksturę – ruch pomaga uaktywnić moc tych
intencji!).

Zdolności parapsychiczne niektórych homeopatów wydają się


potwierdzać wpływ świadomych intencji. Potrafią oni „podać” pacjentowi lek
za pomocą myśli, tworząc intencje dotyczące wpisania ścieżki energii
witalnej pochodzącej od odpowiedniej rośliny (będącej źródłem leku
homeopatycznego) w ciało witalne pacjenta. Najbardziej zadziwiające jest to,
że tacy pacjenci wracają do zdrowia, dowodząc tym samym potęgi
przyczynowości odgórnej stosowanej nawet w sposób nielokalny.

Dzięki homeopatii leczenie ciała witalnego zyskuje nowy interesujący


wymiar. W leczeniu stosować można nie tylko „przyjazne” zioła
ajurwedyczne i tradycyjną medycynę chińską, lecz również niekiedy
„nieprzyjazne” (czyli szkodliwe) substancje ze świata medycyny
alopatycznej.

Homeopatia rodzi w moim umyśle pytanie dotyczące homeopatycznego


pożywienia. Czy za pomocą homeopatycznej procedury da się stworzyć
witalne koncentraty esencji pokarmu i korzystać z nich jako suplementów
pożywienia? Mogłoby się to okazać bardzo pożyteczne, ponieważ wydaje mi
się, że dziś, w erze fast-foodów, przechowywania żywności w lodówkach,
zamrażania jej i dodawania do niej konserwantów, nie otrzymujemy
odpowiedniego pożywienia na poziomie witalnym. Rozwiązaniem tego
problemu mogłoby być właśnie pożywienie homeopatyczne.
Choć trudno w to uwierzyć, dysponujemy danymi potwierdzającymi tego
typu ideę. Stanley Rice i jego współpracownicy wykorzystali mikrodawki
nawozu do zwiększenia plonów w dobie kryzysu naftowego w latach 70.
W terminologii homeopatycznej taki roztwór określono by mianem 9x, ale
opublikowane wyniki wskazywały, iż potraktowane w ten sposób pomidory
i kukurydza dały odpowiednio 30 i 25 procent więcej owoców.
Jest jeszcze jedna kwestia. Zauważyłem, iż suplementy białkowe,
z których często korzystają wegetarianie w celu zachowania odpowiedniego
bilansu białkowego w diecie, nie odgrywają swojej roli tak dobrze, jak
pokarmy zawierające białko, np. tofu. Uważam, że dzieje się tak, ponieważ
w procesie wyodrębniania białka z pokarmu traci ono całą energię witalną
powiązaną z tym pokarmem. By uzyskać pełen efekt, musimy suplementować
suplementy i właśnie w tym miejscu dobrze by było zastosować
homeopatyczny roztwór energii witalnej stworzony na podstawie pokarmu,
z którego wyekstrahowano białko.

Kwestia indywidualności

Podsumowując, homeopatia nie różni się aż tak bardzo od alopatii, jeżeli


weźmiemy pod uwagę, iż jest to system medycyny opracowany do leczenia
zaburzeń równowagi witalnej w taki sam sposób, w jaki alopatia stara się
naprawić braki równowagi fizycznej. Biorąc pod uwagę metody
poszukiwania odpowiednich leków na poszczególne dolegliwości, alopatia
wydaje się w o wiele większym stopniu oparta na zgadywaniu niż
charakteryzująca homeopatię filozofia „podobne leczy podobne”.

Istnieje jeszcze jeden aspekt homeopatii przypominający duchem


ajurwedę (oraz tradycyjną medycynę chińską). Leki homeopatyczne
wykorzystuje się bowiem także w przypadku dolegliwości wynikających
z określonej budowy ciała, które przez niektórych ludzi bywają w pewien
sposób akceptowane jako schorzenia będące częścią ich fizycznej struktury.

Wielu ludzi na przykład od dzieciństwa cechuje się skłonnością do


otyłości, a niektórzy z nich z czasem godzą się z tym. Jednakże po
wkroczeniu w wiek średni otyłość może stać się o wiele poważniejszym
problemem niż w młodości. Usprawiedliwianie się nie działa, diety również
nie przynoszą efektów. Czy w takim razie da się schudnąć bez drastycznych
alopatycznych operacji, takich jak wycinanie części jelita cienkiego? Jeżeli
cechujemy się skłonnością do otyłości i udamy się do homeopaty, lekarz ten
być może zapyta, czy mamy zwiotczałe ręce, po czym sam je zbada. Być
może zapyta też, czy jesteśmy „strachliwi z natury”. Jeśli u pacjenta wystąpią
wszystkie trzy powyższe symptomy, to nie wszystko jeszcze stracone. Lekarz
przepisze nam Calcarea Carb i już! Lek ten sprawi, że bez praktycznie
żadnych zmian w diecie i bez rygorystycznych ćwiczeń będziemy w stanie
stracić na wadze (Ballentine, 1999).
Substancja lecznicza wykorzystana w Calcarea Carb to wapień, ten sam
składnik, który znajdziemy w skałach osadowych stanowiących większą
część ziemskiej skorupy. Jak powszechnie wiadomo, skały osadowe to twory
bardzo stare i mocno związane z energią witalną. Być może trzy wspomniane
wcześniej symptomy odpowiadają zaburzeniom równowagi energii witalnej,
które da się naprawić z pomocą energii witalnej znajdującej się w Calcarea
Carb! Kiedy ciało witalne, a konkretnie pola morfogenetyczne, zostanie już
„naprawione”, działanie narządów w ciele fizycznym będących
odzwierciedleniem pól morfogenetycznych również zostanie w prosty sposób
skorygowane, a sam organizm zacznie funkcjonować normalnie (bez
wywoływania zachcianek uniemożliwiających otyłym ludziom wytrwanie na
diecie).

Warto zauważyć, że pacjent przyjmujący Calcarea Carb może sprawiać


wrażenie osoby typu kapha, ale to tylko pozory. W ajurwedzie osoba
z prakriti kapha cechuje się masywną budową ciała, ale jest przy tym
zrównoważona i szczęśliwa, a nie przepełniona strachem. Prakriti kapha,
dopóki stanowi prakriti, czyli stan homeostazy, nie jest niczym złym. Dopiero
w momencie, gdy doświadczamy zaburzenia równowagi, które oddala nas od
naturalnej homeostazy prakriti, możemy mówić o schorzeniu, które należy
leczyć. Objawy – takie jak zamykanie się w sobie czy bojaźliwość – świadczą
o odchyleniu od naturalnego prakriti kapha i w takim przypadku homeopatia
może okazać się bardzo pomocna.
W homeopatii liczą się indywidualność i wszystkie objawy. Od początku
wiadomo, że przyczyny choroby mogą być subtelne, niewykrywalne przez
tradycyjne fizyczne pomiary, dlatego też objawy stanowią jedyną wskazówkę
co do źródła choroby.

Dziewiętnastowieczni lekarze alopatyczni byli przekonani, podobnie


zresztą jak ich wielu współczesnych odpowiedników (Coulter, 1973;
Grossman, 1985), że:

Choroby są wydarzeniami o możliwych do ustalenia przyczynach.


Klasyfikacja choroby powinna być oparta na jej przyczynach.
Objawy wskazują na przyczyny. W związku z tym objawy bezpośrednio
związane z przyczynami są o wiele istotniejsze przy leczeniu niż
symptomy związane z nimi jedynie pośrednio.
Hahnemann przeciwstawił tym poglądom swoje własne homeopatyczne
zasady:

Choroba to załamanie sił witalnych.


Wewnętrznej przyczyny takiego załamania nie da się poznać.
Choroby nie da się zaklasyfikować według wewnętrznej przyczyny.
Chorobę można poznać wyłącznie po jej objawach, dlatego też
wszystkie objawy są równie istotne.

Uważam, że gdy połączymy homeopatię z ajurwedą i medycyną chińską,


dzięki czemu lepiej poznamy procesy rozwoju ciała witalnego, będziemy
w stanie opracować klasyfikację chorób ciała witalnego według przyczyn
„wewnętrznych”. Naturalnie, w wyniku kwantowej dynamiki ciała witalnego,
diagnoza w takim przypadku zawsze wymagać będzie dużej dawki intuicji.
Rozwój tego typu intuicyjnych narzędzi diagnostycznych jest jednym
z największych wyzwań medycyny ciała witalnego.
Zanim to jednak nastąpi, musi nam wystarczyć homeopatyczna strategia
polegająca na dokładnej analizie wszystkich symptomów, nie tylko tych
oczywistych, wywołujących cierpienie. Jest to dobra strategia, ponieważ
pomaga ona określić sygnaturę witalną tych substancji leczniczych, które
będą najlepiej rezonować z niezbilansowaną sygnaturą witalną
poszczególnych pacjentów.
Istotny jest fakt, że specyficzna historia naszego uwarunkowania (być
może sięgająca nawet poprzednich wcieleń) czyni z naszego ciała witalnego
byt wysoce zindywidualizowany. Kiedy procesy witalne przestają
funkcjonować prawidłowo, co powoduje chorobę na poziomie fizycznym,
zaburzenie równowagi energii witalnej również musi mieć swoją
charakterystyczną sygnaturę.

Opiszę teraz swoje własne doświadczenia związane z osobistymi


pytaniami, które czasami zadają lekarze homeopatyczni podczas stawiania
diagnozy. Cierpiałem na pewną dolegliwość (minęło tyle lat, że już
zapomniałem, jaka była jej natura). Homeopata podczas rozmowy ze mną
zadał pytanie: „Czy kiedy pan chodzi, często uderza pan niechcący stopą
o stopę?”. Tak rzeczywiście było, chociaż ani przez chwilę nie pomyślałbym,
że ma to związek z moją chorobą. Tak czy inaczej – homeopata przepisał mi
lekarstwo, które poskutkowało.

Prawo Heringa

Medycyna to trudna nauka, ponieważ, w przeciwieństwie do fizyki


i chemii, związek przyczynowo-skutkowy wydaje się tu o wiele bardziej
subtelny. Na przykład, kiedy w środowisku występują wirusy odpowiadające
za przeziębienie, niektórzy się nimi zarażą, ale inni nie. To samo tyczy się
infekcji bakteryjnych. Niektórzy są bardzo podatni na tego typu choroby, inni
zaś nie.
Alopaci ogólnie tłumaczą taką rozbieżność różnicami w sposobie
działania układu odpornościowego, czego naturalnie w żaden sposób nie da
się zmierzyć ani nawet zweryfikować. Homeopaci, począwszy od
Hahnemanna i ze szczególnym uwzględnieniem Constantine’a Heringa, który
czasem określany jest mianem ojca amerykańskiej homeopatii, mają inne
wytłumaczenie. Dla homeopatów choroba ma swoje źródło w ciele witalnym.
Odporność definiujemy jako miarę równowagi czynności witalnych.
Jeżeli ta równowaga zostaje zakłócona, objawy zakłócenia powinny być
widoczne. Te objawy są pierwowzorami ostrzejszych symptomów, które
pojawiają się na późniejszym etapie, gdy wyraźnie widać, że jesteśmy na coś
chorzy.

Alopatia leczy jedynie te występujące później objawy ciała fizycznego.


Homeopaci sądzą, że kiedy to następuje, wcześniejsze symptomy słabną,
dając nam fałszywe przekonanie, że wyzdrowieliśmy. Klasyczni homeopaci
odradzają więc łączenie leczenia alopatycznego i homeopatycznego. Leczenie
homeopatyczne również sprawi, iż ostrzejsze objawy znikną, choć może to
trwać nieco dłużej. Należy jednak pamiętać o istotnej przewadze homeopatii
nad alopatią: po tym, jak znikną ostrzejsze objawy, zanikać zaczną również te
wcześniejsze. Objawy znikają w kolejności odwrotnej do tej, w jakiej się
pojawiły. Nazywamy to prawem Heringa.

Czy owo prawo ma swoje uzasadnienie? Hering tłumaczył to w sposób


z grubsza zrozumiały, nawet w świetle nowego modelu leczenia wewnątrz
świadomości: leczenie metodami homeopatycznymi rozpoczyna się od
„podstawowej” części organizmu i postępuje ku bardziej powierzchniowym
warstwom. Słowo „podstawowa” oznacza teraz ciało witalne, zaś słowo
„powierzchniowy” oznacza ciało fizyczne. Elementy powierzchniowe, czyli
odzwierciedlenia, wracają do zdrowia szybciej niż zaburzenia witalne, więc
objawy powierzchniowe znikną szybciej niż objawy sfery podstawowej.
Czy twierdzenie, że leczenie alopatyczne może wyrządzić pacjentowi
krzywdę, ma jakieś racjonalne podstawy? Czy objawy podstawowe
faktycznie ustępują po alopatycznym wyleczeniu objawów
powierzchownych? Odpowiedź na oba pytania brzmi: tak. Terapia
alopatyczna jest w stanie zwalczyć objawy fizyczne, czyli powierzchowne,
ale jedynie kosztem wyrządzenia poważnych szkód w ciele fizycznym, w tym
także w aparaturze tworzącej odzwierciedlenia. W takiej sytuacji ciało
fizyczne nie będzie w stanie tworzyć prawidłowych odzwierciedleń zaburzeń
równowagi w ciele fizycznym, co doprowadzi do przewlekłego braku
zbieżności między wzorami ciała witalnego oraz ich fizycznymi
odzwierciedleniami. Taki brak zbieżności odczuwamy jako ból – nieodłączny
element chorób przewlekłych (patrz także: rozdział 14).

Homeopatia klasyczna kontra współczesna

Niniejszy rozdział zakończę krótkim fragmentem o homeopatii


„współczesnej”, która jest wytworem szkoły francuskiej. Kiedy homeopatia
została oficjalnie zaakceptowana we Francji, pełni wdzięczności homeopaci
(podobnie było w przypadku współczesnych lekarzy ajurwedycznych)
zgodzili się na wiele ustępstw filozoficznych. Największym z takich ustępstw
było zaprzestanie dyskusji na temat „sił witalnych”. Współczesna homeopatia
zezwalała także na łączenie terapii alopatycznej z leczeniem
homeopatycznym. Co więcej, idea medycyny homeopatycznej dostosowanej
do indywidualnych potrzeb pacjentów została zarzucona na rzecz oferowania
kombinacji kilku terapii. Zmiany te upodobniły homeopatię do alopatii, tym
samym zmniejszając opór i niechęć ze strony lekarzy alopatycznych.

Mam nadzieję, że z pomocą prawdziwie naukowej homeopatii, której


elementy przedstawiam w niniejszej książce, współczesna, „przepraszająca”
wersja homeopatii straci swój urok. Homeopatia to medycyna ciała witalnego.
Jeżeli traktujemy ją jako coś innego, staje się ona niczym i traci swój sens.
Każdy powinien to zrozumieć. Naukowo udowodniona waga ciała witalnego,
akceptowana zwłaszcza w metafizyce medycznej, pozwoli przywrócić
homeopatii jej dawny blask. Nie ma wątpliwości, że alopatia jest medycyną
inwazyjną. Szkodzą nawet proste formy terapii o dowiedzionej skuteczności,
takie jak podawanie antybiotyków przeciwko infekcjom bakteryjnym. Gdyby
udało nam się uniknąć stosowania inwazyjnych procedur alopatycznych (a
jest to możliwe we wszystkich przypadkach, których nie można uznać za
nagłe zagrożenie życia) i docenić subtelne, lecz o wiele bardziej
fundamentalne lekarstwa homeopatyczne, nasze podejście do kwestii leczenia
znacznie by na tym skorzystało.
Lekarz w jednej ze sztuk Moliera powiedział: „lepiej umrzeć zgodnie
z zasadami niż wyzdrowieć wbrew nim”. Mam nadzieję, że udało mi się
przedstawić wystarczająco przekonujący homeopatyczny model naukowy, by
zasugerować wam, że homeopatia nie jest „wbrew zasadom”. Być może teraz
miłośnicy alopatii będą mogli odetchnąć. Naturalnie, że potrzebujemy
lepszych niż obecnie metod diagnozowania odpowiednich przyczyn
i wyznaczania odpowiednich terapii, a w dziedzinie homeopatii wciąż jest
wiele do zrobienia, ale jeżeli rozumiemy podstawy, czy tak trudno będzie
nam zgłębić szczegóły?

Wnioski

Jeżeli czytelnicy dotarli do tego momentu, z pewnością zgodzą się ze mną


co do poniższych kwestii.

Homeopatia to medycyna ciała witalnego. Jeżeli nie akceptujemy


istnienia ciała witalnego, homeopatia i jej filozofia „mniej znaczy
więcej” tylko nas zdezorientuje. Jeżeli zaakceptujemy ciało witalne, nie
tylko zrozumiemy, dlaczego „mniej znaczy więcej”, ale wręcz
zafascynuje nas to, jak bardzo przemyślanym systemem medycyny jest
homeopatia.

Bez wątpienia homeopatia jest medycyną kwantową. Kwantowa zasada


skojarzenia nielokalnego leży u podstaw przygotowywania i podawania
leków homeopatycznych.

Homeopatia, podobnie jak ajurweda i tradycyjna medycyna chińska, jest


medycyną zindywidualizowaną, różniącą się jednak od obu systemów
wschodnich w zakresie filozofii operacyjnej. W przeciwieństwie do
ajurwedy i medycyny chińskiej, homeopatia (zgodnie z wytycznymi jej
twórcy Samuela Hahnemanna) pozostaje nauką czysto empiryczną,
wierną zasadzie, że choroby nie da się zaklasyfikować według przyczyn
wewnętrznych, lecz można ją poznać wyłącznie dzięki objawom.

Niektórzy myśliciele (np. Coulter, 1973) wierzą, iż tego typu wierność


empiryzmowi to prawdziwa cnota i że dzięki temu homeopatia stanowi
najbardziej naukowy spośród wszystkich systemów medycyny.

Einstein powiedział kiedyś Heisenbergowi: „to, co widzimy, zależy od


teorii, z których korzystamy do interpretacji naszych obserwacji”.
W związku z tym, czysty empiryzm to złudzenie i aby móc zajmować się
nauką, należy starać się opracowywać jej teoretyczną część. Wierzę, że
zdobywając doświadczenie w dziedzinie ciała witalnego, uda nam się
zrozumieć kwestię indywidualności o wiele lepiej, niż obecnie jesteśmy
w stanie ją pojąć w ramach ajurwedy i tradycyjnej medycyny chińskiej.
Gdy to nastąpi, spektakularne sukcesy homeopatii w dziedzinie
odkrywania indywidualnych leków na podstawie tego, co dziś uznawane
jest za „objawy niecodzienne”, będą mieć dla nas sens również
w rozumieniu teoretycznym.
ROZDZIAŁ 13
Umysł kwantowy, jego znaczenie oraz
medycyna kwantowa

M edycyna umysłu i ciała nie ma sensu, dopóki nie zdamy sobie sprawy,
że to nie umysł panuje nad ciałem, lecz świadomość. Zarówno nasze ciało,
jak i umysł są kwantowymi możliwościami świadomości.

W przypadku załamania fal możliwości świadomość używa umysłu, by


nadać znaczenie pewnym fizycznym aspektom, które uległy załamaniu. Część
załamanych wartości fizycznych (mózg) także tworzy swe manifestacje
znaczenia umysłowego. Jeżeli znaczenie, jakie umysł nada neutralnemu
znaczeniowo bodźcowi, jest dysharmonijne i pozbawia nas poczucia spokoju,
należy uważać, bo może to skończyć się chorobą. Świadomość jednak
posiada też możliwość zmiany znaczenia mentalnego, więc leczenie również
znajduje się w jej zakresie możliwości. Mamy wtedy do czynienia
z leczeniem umysłu i ciała.

Jest to mniej więcej streszczenie tego, o czym przeczytamy dalej


w książce. Szczegóły są wręcz fascynujące. Rozważmy choćby naturę
kwantową. Czy istnieją dowody na to, że umysł jest tworem kwantowym?
Owszem. Poszukiwania dowodów w tej kwestii prowadzą nas do modułów
ruchu umysłu – czyli myśli.
Fizyk David Bohm, który napisał jedną z pierwszych książek o mechanice
kwantowej w okresie powojennym, potrzebował prostego przykładu, jakim
jest zasada nieoznaczoności. Przypomnijmy sobie wyjaśnienie tej zasady: dla
materialnego obiektu kwantowego możemy jednocześnie zmierzyć z dużą
dokładnością położenie oraz pęd jednostki, ale tylko jedna z tych wielkości
będzie precyzyjna. Przykład wymyślony przez Bohma może być także
przytoczony jako wyjaśnienie zasady nieoznaczoności dla ruchu myśli:
jesteśmy w stanie określić treść myśli (cecha) bądź jej kierunek (skojarzenie).
Koncentrując się na jednej z tych wielkości, nieodwołalnie wpływamy na
dokładność pomiaru drugiej. Można się o tym łatwo przekonać.

Jeśli skupiamy się na treści myśli (np. kiedy powtarzamy w myślach te


same słowa niczym mantrę), tracimy poczucie kierunku, w którym zmierzała
nasza myśl. Jeżeli rozumujemy na drodze wolnych skojarzeń, nie będziemy
w stanie przypomnieć sobie potem treści swojej myśli. Z pewnością
psychiatrzy powinni zapoznać się z zasadą nieoznaczoności myśli.

Dlaczego świat fizyczny postrzegany jest jako zewnętrzny, zaś umysłowy


jako wewnętrzny? Nie ma większej różnicy niż ta dzieląca sferę mentalną
i fizyczną. Możemy teraz zrozumieć tę różnicę na podstawie kwantowej
natury umysłu. Argumentacja jest w tym przypadku podobna do tej, którą
zastosowałem w odniesieniu do ciała witalnego (patrz: rozdział 8).
Podsumujmy.
Konieczne jest zrozumienie, jak uczynił to Kartezjusz, że ciało fizyczne to
res extensa (rzecz rozciągła) i dlatego może podlegać podziałowi. Innymi
słowy, świat fizyczny cechuje się podziałem na cząstki mikro oraz makro,
przy czym te ostatnie stanowią skupiska tych mniejszych cząstek.

W świecie fizycznym nie posiadamy bezpośredniego dostępu


świadomości do cząstek mikro. Możemy je dostrzec jedynie dzięki
powiększającym właściwościom cząstek makro – czyli przyrządom służącym
do pomiaru. Ale jest też i nagroda. Kiedy dokonamy pomiaru i z mnogości
możliwych wyników wybierzemy określony odczyt na zastosowanym
urządzeniu, wskaźnik nie ucieka nam, nie wskakuje do pędzącego pociągu
nieoznaczoności kwantowej. Jego fale możliwości są dość niemrawe, niemal
do stopnia pozwalającego mieć pewność – pewność, jaką możemy dzielić
z innymi obserwatorami. W rezultacie obiekty fizyczne postrzegane są jako
elementy rzeczywistości dzielonej z innymi, zewnętrznej rzeczywistości
w świadomości.

Umysł jednak, res cogitas, nie posiada rozszerzenia, stanowi jedną


niepodzielną całość. Jest niczym nieskończone medium fizyka, w którym
mogą istnieć fale – to właśnie myśli są takimi falami. W świecie umysłu nie
ma za to podziału na cząstki mikro i makro. Doświadczamy więc myśli
bezpośrednio, bez żadnych przyrządów powiększających. Płacimy jednak za
to pewną cenę. Z jednej strony osoba doświadczająca jakiejś myśli wpływa na
jej obiekt zgodnie z zasadą nieoznaczoności, a więc (generalnie) nie ma
możliwości, że inna osoba stworzy w swoim umyśle tę samą myśl w ten sam
sposób. Myśli są naszą prywatną sprawą, a skoro tak, postrzegamy je
w swojej świadomości jako wewnętrzne.

Kolejną konsekwencją braku podziału na mikro- i makrocząsteczki


w królestwie myśli jest fakt, że nie możemy skonstruować urządzenia do
wykonywania pomiarów kwantowych według zasad hierarchii splątanej.
Umysł więc może istnieć niezależnie od mózgu, ale jego ruchy są
rejestrowane i doświadczane przez świadomość tylko wtedy, gdy umysł jest
związany z fizycznym mózgiem.

Kolejnym dowodem na kwantową naturę myśli jest umysłowe zjawisko


telepatii, w którym dwie (prawie) identyczne myśli są jednocześnie
załamywane w dwóch osobno położonych podmiotach niezwiązanych ze sobą
pod względem położenia. Eksperymenty nad zdalnym postrzeganiem,
w trakcie których jedna osoba ze zdolnościami parapsychicznymi patrzy na
pomnik stojący na rynku jakiegoś miasta, zaś druga rysuje tenże pomnik,
siedząc w szafie, zyskały już sławę.
Bardzo ważnym dowodem na kwantową naturę myśli jest nieciągłość
widoczna w zjawisku kreatywności. Skoro kreatywność jest istotnym
aspektem leczenia, omówmy to pojęcie bardziej szczegółowo.

Kreatywność kwantowa

Czym jest kreatywność? Jeśli poważnie zastanowimy się nad tym


pytaniem, szybko zrozumiemy, że kreatywność to odkrycie czegoś nowego –
czegoś, co posiada pewną wartość. Ale jest pewien problem: co rozumiemy
przez „nowe”? Nowość, według koncepcji kreatywności, odnosi się albo do
nowego znaczenia w nowym kontekście, albo do nowego znaczenia
w dawnym kontekście, bądź też kombinacji kontekstów. Zauważmy różnice
między kontekstem a znaczeniem: kontekst określa znaczenie słów
w następujących zdaniach: „Jesteście ślepi, jeśli nie dostrzegacie tego, że
znaczenie występuje poza materią” i „Helen Keller była ślepa – czyli
niewidoma”.

Kreatywność wymaga świadomości, gdyż w przeciwnym razie któż


dostrzegłby nowe znaczenie lub wartość kreatywnego produktu (Goswami,
1996)?

Czy materia może przetwarzać znaczenie? Spójrzmy na obraz Picassa


Guernica lub jakikolwiek inny. Z materialnego punktu widzenia widzimy
tylko płótno, farbę, cząsteczki i tym podobne – nie ma w tym żadnego
znaczenia. Dodajemy je do obrazu za pomocą umysłu, o czym biolog Roger
Sperry (1983) lubił przypominać fizykalistom.

Możemy to zrozumieć poprzez porównanie do komputera. Analogicznie,


eksperci komputerowi mogą porównać mózg do sprzętu komputerowego, zaś
umysł do oprogramowania. Nie ma potrzeby wymyślać tu jakiegoś
oddzielnego porównania dla umysłu, gdyż w przypadku komputera możemy
z łatwością połączyć oprogramowanie ze sprzętem – wtedy sprzęt staje się
oprogramowaniem. Jednak w naszym rozumowaniu „sprzęt jest
oprogramowaniem – mózg jest umysłem” musimy zauważyć pewną
nieścisłość.
Jak wspomniałem w poprzednim rozdziale, komputery są urządzeniami
przetwarzającymi symbole, czyli ich funkcjonowanie polega na tym, że jedne
symbole oddziałują na inne. Semantyczna zawartość tych symboli, znaczenie
operacji wykonywanych przez programy rodzi się w umyśle programisty.
Można zapytać, dlaczego nie wprowadzić więcej symboli, by podawały nam
znaczenie innych symboli? Wtedy jednak potrzebowalibyśmy znacznie
większej liczby symboli, które odczytywałyby znaczenie symboli
określających znaczenie innych symboli, itd. Widzimy tu zastosowanie
twierdzenia sformułowanego przez wielkiego matematyka Kurta Goedela:
wszystkie stosunkowo złożone systemy matematyczne będą niekompletne,
jeśli będzie się je uważać za spójne logicznie (Banerji, 1994).
Tak więc przetworzenie znaczenia wymaga oprócz materii także i umysłu,
co po prostu określa nam znaczenie mentalne. Dłonie rzeźbiarza formują gips,
ale to obraz rzeźby stworzony w umyśle, wyobrażenie tego, co artysta chce
wyrzeźbić, kieruje ruchem tych dłoni.

Kiedy więc nasza próba stworzenia rzeźby, obrazu czy partytury albo
odkrycia czegoś w świecie nauki jest kreatywna? Zwykle myśli
podporządkowują się uwarunkowanemu wzorcowi – wzorcowi, który
algorytmicznie wynika, krok po kroku, ze znanego nam kontekstu, dając nam
podobieństwo sposobu myślenia i liczenia. Jednak takie myślenie – krok po
kroku – nie prowadzi do czynu kreatywnego ani do odkrycia nowego
znaczenia w nowym kontekście.

Poproszono raz Archimedesa, by sprawdził, czy złota korona wykonana


jest z prawdziwego złota. Mógł on zmierzyć masę korony; gdyby zdołał
obliczyć objętość, mógłby podzielić masę przez objętość i uzyskać wielkość
zwaną gęstością, dla której złoto ma określoną wartość. Archimedes wiedział
o tym wszystkim. Kreatywnym problemem było dla niego to, że w jego
czasach nie potrafiono jeszcze dokładnie obliczać objętości ciał stałych
o nieregularnych kształtach bez rozbijania ich na mniejsze części. Jak głosi
legenda, pewnego dnia podczas kąpieli Archimedes wszedł do wanny
całkowicie wypełnionej wodą i jej część się wylała. To podsunęło mu pomysł,
że objętość korony można określić, mierząc ilość wody, jaką wyparłaby
korona z danego naczynia. Mówi się, że Archimedes był tak podekscytowany
tym odkryciem, że biegał nago po ulicach Syrakuz, krzycząc: Eureka, eureka!
(Znalazłem, znalazłem!).
Było to odkrycie nowego kontekstu, w którym badamy równowagę ciał
zanurzonych w płynie, gdyż zdolność płynu do wypierania ich umożliwia
unoszenie się na jego powierzchni. Odkrycie to było dosłownie nagłym,
nieciągłym przeskokiem kwantowym, według myślenia Archimedesa. Nie
istnieją żadne pośrednie kroki prowadzące do takiego odkrycia, jakiego
dokonał ten filozof: chwilę wcześniej myśl o odkryciu była niewyobrażalna,
teraz zaś jest znana.
Odkrycia są tak trudne, ponieważ przeskoczenie do nowego kontekstu
często wymaga wdrożenia się do zupełnie nowego sposobu rozumowania.
Pojedyncza nowa myśl nie pojawia się znikąd, musimy najpierw dostrzec
nową postać znaczenia oraz nowy kontekst, który nada temu znaczeniu sens.
Czyli że przetwarzanie nieświadome – przetwarzanie bez załamania i dlatego
też bez świadomości rozdziału przedmiotu od podmiotu – jest ważne. Tylko
przetwarzanie nieświadome – przetwarzanie bez załamywania każdej nowej
myśli w świadomości – może prowadzić do namnażania możliwości myślenia
w nowym kontekście (pojedyncza myśl sama w sobie i tak nie miałaby
sensu). Tylko wtedy, gdy cały wzorzec nowej myśli w nowym kontekście
ponadmentalnym nabierze możliwości, może istnieć szansa rozpoznania tego
wzorca i dokonania przeskoku kwantowego w naszym umyśle. Jednocześnie
załamanie tego stanu następuje w mózgu, który tworzy mapę nowego
kontekstu mentalnego – jego reprezentację.

Przykładem kreatywności może być to, jak wspomniane wcześniej


kreatywne przeskoki kwantowe postrzegane są przez naukę o biologicznej
ewolucji. Idea jest dość prosta: wariacje genetyczne (mutacje) są procesami
kwantowymi (Elsasser, 1981 i 1982). Nie są prawdziwymi wydarzeniami, ale
tworzą superpozycje możliwości, czyli fale możliwości. Gdyby świadomość
załamywała do rzeczywistości falę możliwości każdej mutacji kwantowej,
wynikająca z tego wariacja prawie na pewno byłaby wybierana jako
niepożądana, gdyż pojedyncze mutacje rzadko okazują się korzystne. Dlatego
też świadomość czeka, aż skumuluje się wiele możliwości, które przybiorą
rozpoznawalną dla niej postać.
Kiedy może ona być rozpoznawalna? Otóż wtedy, kiedy postać taka
rezonuje z pomysłami formotwórczymi świadomości, zakodowanymi
w przestrzeniach nazwanych przez Ruperta Sheldrake’a (1981) polami
morfogenicznymi. Niemożliwe do rozpoznania stają się wybór oraz
załamanie rzeczywistości, która jest powiązana z korzystną ewolucyjnie
cechą makroewolucyjną (więcej szczegółów w: Goswami, 1997 i 2000).

Kiedy pojawia się mózgowa reprezentacja myśli, jej późniejsza aktywacja


zawsze prowadzi do powiązanej z nią myśli. W ten sposób powstaje nasz
wyuczony repertuar kontekstów, który określa nasze ego.
Odkrycie nowego znaczenia w nowym kontekście nazywane jest
kreatywnością fundamentalną, gdyż na tym właśnie polega kreatywność.
Popadamy też jednak niekiedy w marną odmianę kreatywności, jaką jest tak
zwana kreatywność lub inwencja sytuacyjna. Kreatywność sytuacyjna jest
inwencją nowego znaczenia w znanym nam już kontekście lub kombinacją
obu kontekstów: znanego i nowego. Jest to bardzo przydatne, kiedy musimy
rozwiązać jakiś problem wynikły z danej sytuacji. Jak sobie radzi określony
gatunek w procesie ewolucji biologicznej, gdy napotyka zmiany
środowiskowe i ich doświadcza? Odpowiedź brzmi: poprzez adaptację –
wykształcanie nowych cech, wykorzystanie posiadanego zakresu wyuczonych
kontekstów, pulę genetyczną. Możemy w tym wywodzie rozpoznać teorię
Darwina. Jednak jego wnioski nie tworzą teorii ewolucji, lecz adaptacji.

Do kreatywności sytuacyjnej potrzebna jest świadomość (bo bez jej


udziału nie miałby kto dostrzec nowego znaczenia), ale już niekoniecznie
nieciągłe przeskoki kwantowe.

Wyobraźnia gra ważną rolę w obu rodzajach kreatywności, ponieważ


także wyobraźnia stara się wyjść poza granice znanych kontekstów myśli.
Wyobraźnia jest nową myślą i tworzeniem jej manifestacji w mózgu. Nie jest
za to fundamentalną kreatywnością, gdyż nie cechuje się nieciągłością – jest
tylko krokiem w kierunku kreatywności.

Znaczenie i medycyna

Czytałem kiedyś opowieść o młodym mężczyźnie, który wciąż spierał się


ze swoją dziewczyną o kwestie związane z seksizmem. Pewnego dnia,
podczas takiej kłótni, w przypływie emocji partnerka nazwała go świnią.
Wyszedł zirytowany i wsiadł do samochodu. Kiedy jechał drogą, po obu
stronach której rozciągały się łąki, minął go inny samochód, prowadzony
przez kobietę. W momencie wyprzedzania z jakiegoś niewytłumaczalnego
powodu usłyszał z jej ust słowo „świnia”. Wzburzyło go to tak bardzo, że
wjechał w zarośla rosnące przy drodze. Jak się okazało, odpoczywała za nimi
nieświadoma niebezpieczeństwa świnia. Najwyraźniej kłótnia z partnerką
zapewniła mu kontekst do mimowolnego nadania wyrazowi „świnia”
znaczenia.

Nic ze świata fizycznego nie posiada żadnego wrodzonego znaczenia; nic,


co widzimy, słyszymy, wąchamy, czego dotykamy lub smakujemy, nie
posiada z góry ustalonego, przypisanego znaczenia. Obserwator może
niewinnie wypowiedzieć słowo „świnia”, widząc to zwierzę, zaś ktoś inny
może zinterpretować to słowo jako „szowinistyczna świnia” i pod wpływem
zdenerwowania doprowadzić do wypadku.

Oprócz świata fizycznego istnieje także witalny świat uczuć. Czy uczucia
– ruch energii witalnej – posiadają znaczenie wrodzone? Nie. Co więc nadaje
znaczenie naszym uczuciom? Odpowiedź brzmi: umysł. Tylko umysł
pozwala nam przetwarzać znaczenie. Jest to właśnie zadanie naszego umysłu.
Wyobraźmy sobie, że jakaś dziewczyna stara się uspokoić swego
chłopaka, który łatwo wpada w złość – w jego trzeciej czakrze brak jest
równowagi energii witalnej. Nagle chłopak zdaje sobie sprawę, że niechcący
wprowadził dziewczynę w podobny stan drażliwości. Co się stało? Doszło do
wymiany energii witalnej między ich czakrami słonecznymi – oczywiście
było to przejście nielokalne. Jej umysł automatycznie zinterpretował tę
powstałą nierównowagę jako stan drażliwości, więc ona także poczuła się
zirytowana.
Czy umysł odgrywa jakąś rolę w medycynie? Z pewnością tak. To, jak
reagujemy na otaczający nas świat fizyczny oraz witalny i jak go
interpretujemy, zależy od mentalnego znaczenia, jakie nadajemy bodźcom, na
które reagujemy. Znaczenie to często miewa fatalne skutki dla naszego
zdrowia.

Przykład: dorastałem w kraju nazywanym teraz Bangladeszem. W tym


rejonie występowała duża liczba węży. Kiedy pewnego razu przekraczałem
po ciemku próg pokoju, zauważyłem kobrę przygotowaną do ataku.
Z pewnością poziom adrenaliny w moim ciele błyskawicznie się podniósł,
skoczyłem więc na równe nogi i uciekłem. Nazajutrz okazało się, że
najprawdopodobniej nie było tam żadnej kobry – moi towarzysze, którzy
oglądali miejsce zdarzenia, uznali, że musiałem zobaczyć skręconą linę.
Jednak po tym incydencie jeszcze przez wiele nocy nie mogłem spać, a przez
wiele lat bałem się węży – oba te następstwa były związane z moim
umysłowym, a także fizycznym zdrowiem.

Kolejny przykład: znana historia z Biblii. Kiedy Piotr i inni apostołowie


przekazywali ludziom dobrą nowinę i zakładali Kościół powszechny, wielu
właścicieli domów sprzedawało swe posiadłości i przekazywało dochody na
Kościół. Niestety, dwoje z nich, Ananiasz i jego żona Safira, zachowali część
zysku dla siebie. Dowiedział się o tym Piotr i upomniał Ananiasza tymi
słowami: „Jakże mogłeś dopuścić myśl o takim uczynku? Nie ludziom
skłamałeś, lecz Bogu”7. Mówi się, że gdy Ananiasz usłyszał te słowa, umarł.
Żona również podzieliła jego los po rozmowie z Piotrem.
Kolejny przykład to historia pewnego przypadku opublikowana
w dzienniku medycznym. John przeszedł zabieg mastektomii w celu
usunięcia ropnia o przykrym zapachu – schorzenie przez pewien czas
uniemożliwiało mu podjęcie pracy. Chociaż operacja się powiodła, a John nie
cierpiał wcześniej na żadne dolegliwości kardiologiczne, po zabiegu doznał
zawału serca. Po wyleczeniu wrócił do domu, ale nie mógł sobie znaleźć
miejsca i – jak relacjonowała jego żona – ciągle był zdenerwowany. Sprawy
przybrały jeszcze gorszy obrót, gdy w czasie Halloween jacyś „żartownisie”
zniszczyli skrzynkę na listy oraz zbudowaną przez Johna altanę. Mężczyzna
załamał się, widząc te zniszczenia. Popatrzył bezradnie, powiedział, że źle się
czuje, i chciał wracać do domu, ale po przejściu niespełna 20 metrów upadł,
zaś po pięciu minutach był już martwy.
Bezpośrednią przyczyną zgonu było migotanie komór, ale – według
lekarzy zajmujących się przypadkiem Johna – doszło do niego z powodu
poczucia bezradności i rozpaczy, które narastały w mężczyźnie od pewnego
czasu. Są to uczucia, jakie towarzyszą ludziom, którzy nie potrafią dostrzec
w swoim życiu żadnego głębszego znaczenia, celu. „Nic nie znaczyć to
znaczy umrzeć” – brzmi podtytuł rozdziału, w którym lekarz Larry Dossey
(1991) opowiada tę historię. Carl Jung powiedział, że brak poczucia sensu jest
ekwiwalentem choroby. To, jakie znaczenie nadajemy wydarzeniom
w naszym życiu, a nawet znaczenie, jakiego im nie nadajemy, wpływa na
nasze zdrowie.

Kolejnym wyjaśnieniem faktu, że znaczenie jest ważne w kwestii zdrowia


i choroby, jest nasz sposób postrzegania choroby. Różne osoby traktują
choroby w odmienny sposób, prawda? Kiedy byłem młody i wciąż
odczuwałem presję zrobienia kariery w dziedzinie fizyki, za każdym razem,
gdy przeziębiałem się lub miałem grypę, czułem lekki smutek z powodu
konieczności zaniechania pracy. Jestem przekonany, że uczucie to naprawdę
miało wpływ na mój szybki powrót do zdrowia. Natomiast jeden z moich
znajomych nigdy nie przejmował się tak przeziębieniem czy grypą, a nawet
cieszył się, że dzięki chorobie może mieć dodatkowe dni wolne od pracy.
Dossey (1991) w podobny sposób opowiada o swoich doświadczeniach
z wojny w Wietnamie. Dla niektórych choroba była czymś przykrym,
przygnębiającym, ale dla wielu jego towarzyszy mających dość wojny nawet
poważna choroba była szansą na powrót do domu.
Henry Beecher, który badał kwestię bólu, odkrył, że podczas II wojny
światowej ciężko ranni żołnierze, mimo bólu, odczuwali wielką ulgę, że nie
muszą już oglądać horroru wojny, rany oznaczały dla nich wolność.
Potrzebowali czasem tylko niewielkiej pomocy w postaci zastrzyku morfiny.

W jaki sposób umysł i znaczenie tak naprawdę wpływają na nasze


fizyczne ciało? Badania dowodzą, że dzieje się to za sprawą autonomicznego
układu nerwowego, części naszego układu nerwowego, która jest
niekontrolowana. Jak umysł i znaczenie wpływają na nasze uczucia w ramach
procesu nazywanego przeze mnie mentalizacją? Dzieje się to również za
pośrednictwem autonomicznego układu nerwowego oraz niedawno odkrytych
połączeń psychoneuroimmunologicznych. Temat ten omówię w następnym
rozdziale.
ROZDZIAŁ 14
Umysł jako kat

K iedy zbliżał się termin mojego egzaminu magisterskiego w Kalkucie,


zaczęły mnie dręczyć obawy, że wcale nie jestem przygotowany. Im więcej
się uczyłem, tym bardziej się martwiłem. Na dzień przed egzaminem
dostałem palpitacji serca. W końcu, w porozumieniu z rodzicami, musiałem
zrezygnować z udziału w egzaminie. Po kilku godzinach od podjęcia tej
decyzji wszelkie dolegliwości w cudowny sposób zniknęły.

Było to moje pierwsze doświadczenie z tego typu wpływem umysłu na


ciało, który nazywany bywa niekiedy zjawiskiem „umysłu jako kata”. Istnieją
liczne przykłady takiego wpływu. Wielu ludzi twierdzi, że kiedy bywają
przygnębieni, stają się o wiele bardziej podatni na przeziębienie lub inne
choroby. Można więc przypuszczać, że dzieje się tak, ponieważ depresja
osłabia układ odpornościowy.

Nasz własny umysł potrafi negatywnie wpływać na ciało, ale umysł innej
osoby również jest w stanie nas zabić, jeżeli nasz system przekonań
dopuszcza tego typu sytuacje. Udokumentowano, iż właśnie w taki sposób
działa voodoo (Dossey, 1991).

Na szczęście umysł potrafi także działać niczym lekarz (omawiam tę


kwestię w kolejnych rozdziałach), co w pewnym stopniu rekompensuje
wspomniane wcześniej szkodliwe efekty. Jednak oba te zjawiska, umysł-kat
i umysł-lekarz, budzą skojarzenia z władzą umysłu na ciałem, stanowią
nowość w medycynie zachodniej (Pelletier, 1992) i nadal spotykają się
z niechęcią ze strony lekarzy świata Zachodu.

Co wywołuje opór wobec chęci zrozumienia i zaakceptowania medycyny


umysłu i ciała w świecie zachodnim? Odpowiedź zawrzeć można w jednym
słowie: dualizm. Zachodniemu lekarzowi termin „medycyna umysłu i ciała”
kojarzy się z dualistycznym umysłem odseparowanym od ciała (niefizyczną
duszą), lecz na nie wpływającym. Jest to perspektywa nie do przyjęcia,
ponieważ pozostałe dziedziny nauki (fizyka czy biologia) pozbyły się
dualizmu na rzecz monizmu opartego na materii, według którego wszystko
składa się z materii (oraz zjawisk jej pochodnych, takich jak energia czy pola
siłowe).

Umysł postrzegany jest więc jako część ciała fizycznego, a mianowicie


mózgu. Zgodnie z tym poglądem idea umysłu działającego przyczynowo na
ciało to cykl, w którym ciało oddziałuje na ciało bez żadnej początkowej
przyczyny! Choroby (oraz leczenie) umysłu i ciała są niemożliwe do
zaakceptowania właśnie z powodu tej cykliczności i zaprzeczenia logice.

Po raz kolejny przypominam więc czytelnikom, że na gruncie


metafizycznym stanowiącym obszar działania nauki w ramach świadomości,
odseparowane od siebie umysł i materia są w stanie współpracować bez
powodowania dualizmu. Nie tak dawno temu, gdy pytano naukowców:
What’s mind? (Czym jest umysł?), ci odpowiadali: It doesn’t matter (To
nieistotne/To nie materia), gdy zaś pytano: What’s matter? (Czym jest
materia?), odpowiadali: Never mind (Mniejsza o to/To nie umysł)8. Przykład
ten przywodzi na myśl cykliczny paradoks myślenia o tego typu sprawach.
Nadchodzi jednak kres takich paradoksów.
Umysł i materia to kwantowe możliwości, spośród których wybiera
świadomość. Na pytanie: „Czym jest umysł?”, współcześni naukowcy
odpowiadają: „Umysł składa się z tych możliwości świadomości, które po
załamaniu dają nam znaczenie i doświadczenia polegające na myśleniu”. Na
pytanie o istotę materii odpowiadają zaś: „Materia również składa się
z kwantowych możliwości świadomości, które po załamaniu dają nam
fizyczną możliwość widzenia, dotykania, słyszenia, wąchania i smakowania”.
Świadomość jest więc pośrednikiem we współpracy umysłu i materii, co
stwarza przestrzeń dla chorób oraz leczenia umysłu i ciała.
Na rynku istnieje wiele dobrych książek traktujących o medycynie umysłu
i ciała (np. Pelletier, 1992; Goleman i Gurin, 1993), lecz większość z nich
charakteryzuje się światopoglądowym chaosem. Autorzy omijają tematy
świadomości posiadającej potencjał przyczynowy oraz umysłu
odseparowanego i niezależnego od mózgu. Mam nadzieję, że zaprezentowany
w niniejszej książce paralelizm psychofizyczny pozwoli przełamać tego typu
nieśmiałość.

W jaki sposób umysł może być katem

Bądźmy nieco bardziej systematyczni i szczegółowo zajmijmy się


twardymi dowodami na to, że umysł w istocie może wywoływać choroby.
Najpierw jednak wyjaśnijmy sobie, co znaczy wyrażenie „mózg powodujący
choroby”.

Używając terminologii kwantowej, umysł pomaga świadomości


w przetwarzaniu znaczenia. Choroba więc może być wywołana przez
uszkodzone odzwierciedlenia w ciele fizycznym (model alopatyczny).
W medycynie umysłu i ciała choroba może być wynikiem zaburzeń
funkcjonowania na poziomie mentalnym, wskutek czego fizycznym
zjawiskom przypisywane są nieodpowiednie znaczenia – uczucia są
mentalizowane (co znaczy, że znaczenie zostaje przypisane do uczuć
o neutralnym nacechowaniu znaczeniowym).

Większość informacji o chorobach umysłu i ciała (chorobach


psychosomatycznych), którymi dysponujemy, świadczy o tym, iż choroby te
mają związek ze stresem. Zdefiniujmy na początku kilka terminów. Stresor to
czynnik zewnętrzny, taki jak śmierć w rodzinie, problem z zadaniem
matematycznym, egzamin, nudna praca, itp. Stres to sposób, w jaki osoba
reaguje na stresor, co oznacza określone znaczenie mentalne przypisywane do
stresora i sposób, w jaki mentalizowane jest uczucie związane z reakcją na
stresor.

Naturalnie, w danej kulturze znaczenia bywają w pewnym stopniu z góry


ustalone. W takim przypadku stres związany z wieloma powszechnymi
stresorami u większości osób wywołuje podobną reakcję, możemy więc
mówić o reakcji typowej. W bardzo istotnym badaniu przeprowadzonym
przez Richarda Rahe’a (1975) zmierzono typowy poziom stresu, korzystając
z life changing units (jednostek zmian życiowych) LCU, czyli stopnia zmian,
jakich wymaga dany stresor. W badaniu Rahe’a niewielka choroba cechuje
się poziomem stresu wynoszącym 25 LCU, podczas gdy śmierć
współmałżonka to 105 LCU.
Stres jest w stanie wywołać zawał serca. Skutkiem tego, nawet pozornie
niewielki poziom stresu, taki jak np. w przypadku egzaminu, jest w stanie
spowodować śmierć człowieka. Liczba zgonów w wyniku zawałów serca
odnotowana w poniedziałki jest wyższa niż w przypadku każdego innego dnia
tygodnia. Nazywamy to „syndromem czarnego poniedziałku”. Dlaczego tak
się dzieje? Poniedziałek to dzień, w którym wracamy z pełnego relaksu
weekendu i wyobrażamy sobie, że czeka nas nieprzyjemna, trudna i nudna
praca.

Sławny raport opublikowany w „New England Journal of Medicine”


z 1991 roku informuje o zadziwiającej korelacji pomiędzy poziomem stresu
umysłowego a podatnością na przeziębienie. W przeprowadzonym wówczas
eksperymencie psycholog Sheldon Chohen z Uniwersytetu Carnegie Mellon
podał ochotnikom precyzyjnie zmierzoną liczbę wirusów przeziębienia lub
nieszkodliwe placebo. W grupie osób, które otrzymały wirusa (jeden z pięciu
typów), szanse na zachorowanie były proporcjonalne do ilości stresu
obecnego w życiu ochotników (oszacowanego na podstawie informacji
podanych przez nich samych).

Dysponujemy obecnie przynajmniej wstępnymi dowodami świadczącymi


o tym, iż stres jest w stanie powodować choroby układu pokarmowego.
Przykładem są tu wrzody żołądka. Nieważne, że niektórzy alopaci twierdzą,
że bakterie wywołują wrzody. Stres jest też w stanie wywołać poważne
choroby układu oddechowego (np. astmę) i odpornościowego (choroby
autoimmunologiczne, w których układ odpornościowy atakuje własne
komórki), a być może nawet raka.
Rak to nadmierny rozrost określonych komórek w naszym ciele.
Funkcjonujący normalnie układ odpornościowy powinien być w stanie
zniszczyć takie nieprawidłowo funkcjonujące komórki. Poddany działaniu
stresu umysł przyczynia się jednak do awarii układu odpornościowego,
dopuszczając tym samym do powstania nowotworu. Nie jest to być może
pełny obraz powstawania nowotworów, ale to wytłumaczenie stanowi
wiarygodny model.
Czy umysł działający razem z mózgiem jest w stanie wpłynąć na układ
odpornościowy? Zagadnienie to wymaga szerszego omówienia.

Psychoneuroimmunologia

Dwaj wielcy lekarze ze starożytnej Grecji, Hipokrates i Galen, byli


zdania, że myśli i emocje wędrują do poszczególnych układów naszego ciała
i wpływają na nie poprzez bezpośredni kontakt. Dzisiejsze awangardowe
badania naukowe zmierzają ku dowiedzeniu prawdziwości takiego
twierdzenia, co powoduje, iż we współczesnej medycynie coraz częściej
spotykamy się z terminami: psychobiologia i psychoneuroimmunologia.

Wyobraźmy sobie, że w wyniku działania pewnego bodźca stajemy się


zdenerwowani i poirytowani. Umysł nadaje znaczenie bodźcowi, który
otrzymaliśmy, czyli tworzy nasz gniew. Mózg mapuje obraz umysłu, ale czy
jest on w stanie przekazać informacje o mapach do ciała, a konkretnie do
układu odpornościowego? Odpowiedź brzmi: tak. Mózg wykonuje taką
funkcję za pomocą niedawno odkrytych molekuł, zwanych neuropeptydami.
Nowa wiedza, dotycząca wpływu mózgu na układ odpornościowy, stała się
obszarem badań dla zupełnie nowej dziedziny nauki, zwanej
psychoneuroimmunologią (w skrócie PNI).

Zanim zajmiemy się PNI, warto powiedzieć sobie co nieco o układzie


odpornościowym i wyjaśnić, dlaczego kiedyś uważano, iż funkcjonuje on
niezależnie od mózgu.
Narządy układu odpornościowego zwane są również narządami
limfatycznymi, ponieważ produkują one limfocyty, niezwykle ważne białe
krwinki będące pośrednikami reakcji immunologicznych w organizmie.
Produkcja limfocytów odbywa się w szpiku kostnym. Na wczesnym etapie
rozwoju jedna z grup limfocytów, zwana limfocytami T, znajduje się
w grasicy (w klatce piersiowej, tuż za mostkiem) i odpowiada za rozróżnianie
komórek organizmu od komórek obcych. Limfocyty przemieszczają się po
całym ciele, a szczególnie ważne są ich małe armie pilnujące porządku
w węzłach limfatycznych i śledzionie. Układ odpornościowy chroni organizm
przed intruzami – wirusami, bakteriami i innymi ciałami obcymi. Wydaje się,
że proces ten odbywa się niezależnie od mózgu.
Ku ogólnemu zdziwieniu, pewien neurolog z Uniwersytetu Rochester
w stanie Nowy Jork odkrył, iż wszystkie narządy układu odpornościowego są
unerwione, więc możliwe jest, że układ odpornościowy komunikuje się
z mózgiem. Następnie neurofizjolog Robert Ader (1981) zbadał, iż układ
odpornościowy da się uwarunkować w ten sam sposób, w jaki przebiega
warunkowanie umysłowe.

Wszyscy znamy klasyczny przypadek warunkowania – eksperyment


z psem Pawłowa. Psu podaje się jedzenie, dzwoniąc przy tym dzwonkiem. Po
jakimś czasie pies zaczyna się ślinić, gdy tylko słyszy dźwięk dzwonka,
nawet gdy nie dostaje żadnego jedzenia. W eksperymencie Adera zamiast
psów użyto szczurów.
Przyjrzyjmy się więc klasycznemu eksperymentowi Adera, który skłonił
go do stworzenia terminu „psychoneuroimmunologia”. Ader przeprowadzał
eksperyment dotyczący warunkowania, w którym uczył szczury awersji do
wody o smaku sacharozy. Gdy szczury piły wodę, wstrzykiwano im
substancję (psychofosfamid) powodującą nudności i wymioty. Szczury
szybko nauczyły się kojarzyć słodki smak wody z nudnościami. Po
uwarunkowaniu szczury odczuwały nudności już tylko po spróbowaniu
słodkiej wody i nie było trzeba podawać im dodatkowego czynnika. Pojawiła
się jednak osobliwa komplikacja. Szczury zaczęły zdychać po wypiciu
słodkiej wody.
Ader odkrył, że substancja podawana szczurom osłabiła działanie ich
układu odpornościowego. W rezultacie uwarunkowania szczury nauczyły się
symulować (po wypiciu słodkiej wody) nie tylko nieprzyjemne działanie
leku, ale także efekt osłabienia układu odpornościowego. Właśnie ten efekt
spowodował, iż szczury częściej zapadały na choroby i zdychały.
Wkrótce zaczęto przeprowadzać podobne eksperymenty na ludziach.
W jednym z nich badano związek częstotliwości występowania infekcji
u marynarzy służących na statkach z ich sytuacją życiową. Nieszczęśliwi
marynarze cechowali się najwyższymi wskaźnikami zakażeń. Postrzeganie
negatywnych znaczeń powoduje stres, który wywołuje infekcję w wyniku
osłabienia układu odpornościowego – podręcznikowy przykład
psychoneuroimmunologii.

Obecnie powszechnie wiadomo, że stres (na przykład wywołany śmiercią


małżonka) wywołuje osłabienie czynności układu odpornościowego poprzez
zmniejszenie liczby limfocytów T. Bez wątpienia odczuwanie żalu stanowi
czynnik przyczyniający się do powstawania nowotworów piersi u kobiet.

Nie trzeba jednak przesadnie martwić się negatywnym wpływem stresu na


układ odpornościowy. Nie zapominajmy, że można sprowokować efekt
kontrastowo odmienny, jak opisany uprzednio, zademonstrowany w badaniu
efekt Matki Teresy (podczas którego u studentów oglądających film
o troskliwie opiekującej się ubogimi i chorymi Matce Teresie zaobserwowano
wzrost czynności układu odpornościowego, na co dowodem był wzrost
markera czynności immunologicznej – wzrost poziomu IgA w ślinie). To
również psychoneuroimmunologia.

Molekuły uczuć

Co umożliwia interakcję systemu odpornościowego z mózgiem? W roku


1970 Candace Pert (1997) i inni odkryli, że mózg wytwarza pewne molekuły
zwane neuropeptydami, które pośredniczą w procesach analgezji9, zmian
hormonalnych oraz innych reakcji na stres i związane z nim choroby.

W grupie neuropeptydów być może najlepiej znane są endorfiny, które


przywierają do określonych receptorów w mózgu i w ciele (tak jak
w mechanizmie klucza i zamka). Na temat tego, w jaki sposób endorfiny (lub
ich brak) są w stanie zmienić nasz sposób doświadczania bólu (lub
przyjemności), napisano wiele artykułów w prasie popularnej.

Weźmy za przykład ostrą paprykę. Dlaczego spożywanie jej sprawia nam


przyjemność (w istocie doświadczamy zarówno przyjemności, jak i bólu),
podczas gdy z analizy jej składu molekularnego wynika, że powinna ona
sprawiać nam wyłącznie ból? Odpowiedzią są endorfiny. Naukowcy
udowodnili to, stosując blokery endorfin. Gdy spróbujemy ostrej papryki,
jednocześnie przyjmując bloker endorfin, doświadczymy jedynie bólu.

W 1979 roku odkryto, iż określone komponenty układu odpornościowego,


czyli limfocyty T, posiadają receptory endorfiny zwanej met-enkefaliną. To
dowód na to, że neuropeptydy, takie jak endorfiny, są pośrednikami między
mózgiem a układem odpornościowym. Naukowcy odkryli także, iż grasica
wydziela substancję zwaną tymozyną 5, która pobudza hormony nadnercza
wywierające wpływ na ośrodkowy układ nerwowy. Endorfiny w mózgu łączą
się z układem odpornościowym, zaś tymozyna – molekuła układu
odpornościowego – łączy się z mózgiem.

W taki właśnie sposób wygląda dwustronne połączenie


psychoneuroimmunologiczne pomiędzy mózgiem a układem
odpornościowym. Odkryto już podobny rodzaj połączenia mózgu z układem
hormonalnym.

Behawioryzm czy coś więcej?

Dziennikarz Bill Moyers wystąpił w serii programów telewizyjnych na


temat medycyny umysłu i ciała (Moyers, 1993). W jednym z nich przedstawił
przypadek dziewczyny z Minnesoty, u której z pomocą aderowskich
koncepcji dotyczących PNI wyleczono toczeń. Toczeń to choroba
autoimmunologiczna, która atakuję tkankę łączną (łączącą i podtrzymującą
różne struktury w naszym organizmie) i krew. Problem z leczeniem tocznia
polega na tym, że dostępne leki alopatyczne zwalczające chorobę cechują się
bardzo szkodliwym działaniem ubocznym.

Dziewczynę poddano uwarunkowaniu za pomocą smaku tranu z dorsza,


zapachu róż oraz lekarstwa, przy czym, kiedy zaczęło działać
uwarunkowanie, dawkę leku stopniowo zmniejszano. Po dwóch latach
dziewczyna korzystała jedynie z połowy normalnej dawki lekarstwa, a w
końcu nauczyła się wywoływać działanie leku jedynie za pomocą smaku
i zapachu czynników warunkujących.

O co tu w takim razie chodzi? Uwarunkowanie na określony bodziec


wywołuje się poprzez wykorzystanie nawyku doświadczania bodźców
jedynie na podstawie wielokrotnych odbić w lustrze naszej pamięci. Gdy
zostaniemy uwarunkowani, wywoływanie zapamiętanego zachowania za
pomocą odbicia w lustrze pamięci pobudza lecznicze działanie leku, nawet
jeśli się go nie podaje.

Brzmi to jak behawioryzm i działanie oparte wyłącznie na mózgu,


prawda? Pytanie brzmi: kto się uczy? Kto widzi znaczenie? Kto odczuwa?
Kto tworzy pamięć? Kto patrzy w zwierciadło pamięci? W języku
behawioryzmu zawsze dostrzec można ślady jaźni.

Słyszymy, jak ktoś nazywa nas idiotą, i zaczynamy się złościć. To bez
wątpienia sztuczka pamięci. Nie będzie jednak żadnego efektu, jeżeli nie
znamy znaczenia słowa „idiota”. Nasza reakcja zależy więc od świadomego
przetwarzania mentalnego, które nastąpiło przy pierwszym poznaniu
znaczenia danego słowa.

Wspomnienia stanowią odzwierciedlenia znaczenia mentalnego. Gdy


zrozumiemy, że świadomość i umysł biorą udział w tworzeniu wspomnień
i spoglądaniu w odbicia w lustrze wspomnień, pojmiemy także, iż
świadomość i umysł są w stanie odwrócić efekt tych wspomnień. Tego typu
odwracanie pamięci ciała to mechanizm funkcjonowania takich technik, jak
terapia z wykorzystaniem masażu czy rolfing (więcej na ten temat
w kolejnym rozdziale).
W miarę poznawania maszynerii sterującej interakcjami zachodzącymi
między mózgiem a ciałem odkrywamy, iż maszyneria ta jest jedynie
instrumentem, z którego korzysta świadomość. To właśnie świadomość
doświadcza huśtawek nastrojów, emocji, stresu, chorób i uzdrowień.
Z pewnością część naszych świadomych doświadczeń jest uwarunkowana, ale
zawsze jest miejsce na nowe wybory, na kreatywność. Kluczową rolę
kreatywności w procesie leczenia omówię w rozdziale 16.

Zanim zrozumiemy istotę leczenia, musimy przyjrzeć się sposobom,


w jakie poszczególni ludzie przetwarzają znaczenia (zwłaszcza emocjonalne)
i spróbować odpowiedzieć na pytania, dlaczego każdy z nas przetwarza
znaczenie inaczej oraz w jaki sposób wpływa to na nasze zdrowie.

Mentalne guny i stworzone przez umysł fizyczne dosze

Typowy sposób prezentacji poglądów przez zwolenników medycyny


umysłu i ciała polega na zademonstrowaniu za pomocą danych, iż umysł jest
w stanie wywołać chorobę, następnie na wskazaniu w dyskusji, dotyczącej
psychoneuroimmunologii i podobnych kwestii, w jaki sposób umysł wpływa
na ciało, a w końcu na omówieniu technik medycyny umysłu i ciała.
Uważam, że można zrobić to o wiele lepiej.
Powyższe podejście nie wyjaśnia, dlaczego nie każdy zapada na choroby
umysłu i ciała ani dlaczego reakcja na stres nie jest uniwersalna. Istnieją dane
wskazujące, iż optymiści poświęcający się swojej pracy i sprawujący nad nią
kontrolę, a także osoby postrzegające stresory jako wyzwania, którym należy
sprostać, nie cierpią z powodu negatywnych skutków stresu (O’Regan
i Hirschberg, 1993). Wśród nas żyją także osoby podobne do Forresta
Gumpa, hollywoodzkiego uosobienia osób ociężałych umysłowo, które idą
przez życie, nie odczuwając stresu.

Słyszałem, że Forest Gump umarł, a święty Piotr zatrzymał go przy


bramie niebios, mówiąc:

– Nie tak szybko, Forreście. Jestem pełen podziwu, że przeżyłeś swoje


życie, nie padając ofiarą stresu emocjonalnego, ale to nie wystarczy. Muszę
upewnić się, że twój umysł funkcjonuje choćby w stopniu podstawowym.
Odpowiesz na trzy pytania, by udowodnić poziom swojego mentalnego
ilorazu inteligencji.

– W porządku – odpowiedział Forrest Gump.


– Pierwsze pytanie brzmi: ile dwójek ma rok?

– O, to proste – odparł Forrest Gump – dwanaście.

Święty Piotr był wyraźnie zaskoczony.

– Jak na to wpadłeś?

– Sam policz. Drugi stycznia, drugi lutego… – zaczął wyliczać Forrest


Gump.

– W porządku, w porządku, rozumiem – przerwał mu święty Piotr. –


Uznam tę odpowiedź. Teraz czas na drugie pytanie. Ile dni tygodnia zaczyna
się na literę „j”?

– Jeden – rzucił Forrest Gump.


– Jak to? – spytał święty Piotr, znów wyraźnie zdziwiony.

– Jutro zaczyna się na literę „j” – odparł Forrest Gump.


Święty Piotr zachichotał.

– No dobrze, dobrze. Tę odpowiedź również uznam. Ale na trzecie


pytanie musisz odpowiedzieć poprawnie. Jak ma na imię Bóg?
– Pan – odpowiedział Forrest Gump bez wahania.

– Jak na to wpadłeś? – zapytał poirytowany święty Piotr.


– Dowiedziałem się tego, śpiewając pieśni w kościele. „Pan jest moim
pasterzem, niczego mi nie braknie…”

Święty Piotr był zaskoczony.


– A niech mnie, tę odpowiedź również ci zaliczę – oznajmił, otwierając
bramę.

Podejrzewam, że największą rolę odgrywają tu indywidualnie wdrażane


nauki o medycynie ciała witalnego: ajurweda, tradycyjna medycyna chińska
i homeopatia. Mentalne reakcje na stresory są unikalne dla każdego z nas.

Pytanie brzmi: w jaki sposób przetwarzamy nasz umysł? Skoro jest on


systemem kwantowym, można go przetwarzać jedynie na trzy sposoby:
poprzez kreatywność fundamentalną (zdolność dokonywania kwantowych
przeskoków z poziomu znanych kontekstów znaczenia mentalnego);
kreatywność sytuacyjną (zdolność tworzenia nowych znaczeń z kombinacji
znanych kontekstów); oraz uwarunkowanie (wykorzystanie znanych nam
znaczeń mentalnych). Dzięki temu poznajemy trzy cechy umysłu.

Odkrycie tych cech umysłu było niezwykle istotnym dokonaniem


hinduskiej filozofii oraz psychologii, w których to naukach nazywa się je
gunami (z sanskrytu). Termin ten pojawił się już w niniejszej książce
w związku z procesami przetwarzania ciała witalnego (patrz: rozdział 9). By
uniknąć nieporozumień dotyczących określenia mentalnych cech, korzystać
będziemy z terminu „guny mentalne”. Ludzie Wschodu nadali nazwy także
poszczególnym cechom. W sanskrycie kreatywność fundamentalna nosi
nazwę sattva, kreatywność sytuacyjna nazywa się rajas, a uwarunkowanie to
tamas.

Na tym etapie jesteśmy już w stanie określić istotę koncepcji kwantowych


(gun mentalnych) cech umysłu – fundamentalnej kreatywności (sattva),
kreatywności sytuacyjnej (rajas) i uwarunkowania (tamas): wykorzystywanie
ich w stanie zaburzenia równowagi prowadzi do określonych defektów (dosz)
w ciele fizycznym, a konkretnie w mózgu. Nazwijmy je doszami mentalno-
mózgowymi (by uniknąć ich pomylenia z odpowiednikami dosz w ciele
witalnym, defektami lub doszami pojawiającymi się w ciele fizycznym
w wyniku niezbilansowanego wykorzystywania cech ciała witalnego, patrz:
rozdział 9).

Nietrudno określić, czym są takie dosze mentalno-mózgowe.


Nadaktywna, niezbilansowana mentalna guna sattva tworzy intelektualistę –
osobę, która odkrywa nowe konteksty tylko do celów myślowych, nie zaś
w celu prowadzenia zbilansowanego trybu życia. Innymi słowy,
intelektualista staje się odseparowany od ciała. James Joyce napisał kiedyś
enigmatyczne zdanie określające bohatera jednej ze swoich powieści: „Pan
Duffy żył w pewnym oddaleniu od własnego ciała”10. Zdanie to doskonale
opisuje intelektualistę.

Nie mogę powstrzymać się od przytoczenia w tym miejscu historii


o Nasruddinie. Mułła Nasruddin, łódkarz, przewoził w swojej łodzi panditę11.
Gdy tylko rozpoczęli podróż, pandita zaczął dzielić się z Nasruddinem swoją
wiedzą, w tym przypadku dotyczącą gramatyki. Nasruddina to jednak nudziło
i nie starał się nawet tego ukryć. Pandita zdenerwował się i powiedział:
„Jeżeli nie znasz się na gramatyce, marnujesz połowę swojego życia”.
Nasruddin skwitował tę uwagę milczeniem. Niedługo jednak łódź uległa
uszkodzeniu i zaczęła nabierać wody. Nasruddin spytał panditę, czy ten
potrafi pływać, na co uczony odparł, że nie, ponieważ ćwiczenia fizyczne go
nudzą. Teraz przyszła kolej na uwagę Nasruddina: „W takim razie
zmarnowałeś całe swoje życie. Łódź tonie”.
Nadaktywne mentalne rajas prowadzi do nadpobudliwości na poziomie
fizycznym, czyli w mózgu. Osoby nadpobudliwe mają trudności
z koncentracją, ponieważ kreatywność sytuacyjna wymaga mniej uwagi niż
kreatywność fundamentalna. Osoby takie wiodą bardzo pracowity tryb życia
i stale skupiają się na dokonaniach umysłowych.
Nadaktywna mentalna bezwładność, czyli tamas, prowadzi do
spowolnienia reakcji mózgu, podstawowej ociężałości umysłowej, która
uniemożliwia uczenie się i przetwarzanie informacji.
Podobnie jak dosze witalno-fizyczne, dosze umysłowo-mózgowe
zazwyczaj występują w kombinacjach, dając nam jeszcze cztery typy:
nadpobudliwego intelektualistę, intelektualistę umysłowo ociężałego (idiota-
sawant), umysłowo ociężałą osobę nadpobudliwą i kombinację wszystkich
trzech cech.

Mimo że dosze umysłowo-mózgowe mieszczą się w mózgu, regulują one


nasze nastawienie wobec wszystkich uczuć. Spośród osób charakteryzujących
się trzema doszami, jedynie osoba umysłowo „leniwa” unika duetu umysł-
mózg i żyje w sferze cielesnej, koncentrując się nie tylko na trzech dolnych
czakrach, lecz również na sercu. Osoby z grupy pozostałych dwóch dosz
mentalizują swoje uczucia. Ludzie dominujący intelektem tłumią emocje,
w wyniku czego częściej zapadają na przewlekłą depresję. Osoby cechujące
się dominacją doszy rajas, czyli osoby nadpobudliwe, są pełne ekspresji –
w reakcji na stres łatwo się irytują, szybko wpadają w gniew i przyjmują
wrogie nastawienie do świata. Nadpobudliwość często kojarzona jest także
z niepokojem.

W Indiach zwykle długo czeka się na lotniskach, ponieważ samoloty


rzadko kiedy odlatują i przylatują punktualnie. Dla zabicia czasu często
obserwuję podróżnych i dziwię się, jak szybko potwierdza się potrójna
klasyfikacja dosz umysłowo-mózgowych. Niektórzy ludzie wyglądają na
stoików, ale przy pierwszej okazji zaczynają narzekać – to intelektualiści. Są
także osoby, u których wyraźnie widać niepokój; są niecierpliwe
i niespokojne, bardzo łatwo je rozzłościć. Mowa tu o osobach
nadpobudliwych. Inni wydają się jednak zadowoleni ze swojej obecnej
sytuacji i sprawiają wrażenie zrównoważonych. Nie należy zakładać, że udało
im się osiągnąć poszukiwany przez wielu stan mentalnej równowagi. Nie, są
to po prostu ludzie powoli przetwarzający informacje.

Filmy takie jak Forrest Gump wydają się przedstawiać obraz świata,
według którego tylko osoba prostolinijna (żeby nie powiedzieć – prymitywna)
może być szczęśliwa i miła dla otoczenia. Być może w przypadku
nastawionych na pęd ku sukcesowi kultur (takich jak amerykańska) jest
w tym dużo prawdy, ponieważ większość osób mieszkających w USA cierpi
na nadaktywność sattva albo rajas (lub obu jednocześnie), odczuwając skutki
doszy intelektualnej, oraz/lub nadpobudliwej, podczas gdy tylko garstka
Amerykanów może „cieszyć się” doszą tamas, czyli ociężałością umysłową
na poziomie mózgu.

Snując rozważania o korekcie dosz umysłowo-mózgowych, powinniśmy


pamiętać o koncepcji prakriti (patrz: rozdział 9). Dzięki tendencjom
reinkarnacyjnym i wczesnorozwojowym ludzie na ogół cechują się naturalną
homeostazą wszystkich trzech dosz, choć zawsze jedna lub dwie dosze
dominują nad pozostałymi. Nazywamy ten stan prakriti. To właśnie
odchylenia od prakriti powodują problemy ze zdrowiem i dlatego trzeba je
korygować.

Ogólna niepisana zasada brzmi: „Nadmiar intelektu prowadzi do


tłumienia emocji”. Nadpobudliwość utożsamiana jest z tendencją do
wyrażania emocji. Kwestię tę omówię w kolejnym fragmencie książki.

Reakcja na uczucia

Jak reagujemy na uczucia? Na Zachodzie, zwłaszcza w Ameryce, istnieje


silne kulturowe uwarunkowanie sprzeciwiające się wyrażaniu emocji.
Wyrażanie emocji uważa się za oznakę słabości, w związku z czym
większość mężczyzn wychowywanych w kulturze Zachodu stara się tłumić
uczucia. W przypadku kobiet to uwarunkowanie jest dużo słabsze. Na
szczęście, nie wszyscy zachodni mężczyźni tłumią emocje. Ci z nich, którzy
cechują się wysokim poczuciem własnej wartości, chętnie wyrażają swoje
uczucia i nie ogranicza ich w tym typowa potrzeba ochrony własnej pozycji
w społeczeństwie. Takich ludzi można spotkać wszędzie. Łatwo tracą
panowanie nad sobą i szybko irytują się pod wpływem stresu emocjonalnego.
Widać tu związek z doszami umysłowo-mózgowymi. Natomiast
intelektualistom prawie zawsze udaje się tłumić emocje. Ale i tu zdarzają się
wyjątki. Dotyczy to zwłaszcza przypadków, kiedy dochodzi do wykształcenia
się nadmiaru aktywności będącego zaburzeniem prakriti. Wówczas
nadmierny wpływ doszy nadpobudliwości łatwo może przyczynić się do
wyrażania emocji pod wpływem emocjonalnego stresu.
Jest jeszcze jedna istotna kwestia. Przy odrobinie szczęścia zawsze
znajdziemy kogoś (inną osobę), kto zapewni ujście naszym emocjom. Ten
ktoś jest w stanie zneutralizować negatywny wpływ ekspresji emocji.
Z reguły tak się to właśnie odbywało w tradycyjnych wzorach społeczeństw,
dzięki czemu negatywny wpływ, jaki wyrażanie emocji wywierało na
zdrowie, był stosunkowo niski. Teraz jednak wszystko ulega zmianie.

Jak oddziałuje na nas niewspierana ekspresja emocji pod wpływem


mentalnego i emocjonalnego stresu? Dziś jesteśmy w stanie dobrze zrozumieć
powyższy mechanizm (Goleman i Gurin, 1993). Reakcja na stres jest funkcją
autonomicznego układu nerwowego, który składa się z dwóch elementów –
układu współczulnego i przywspółczulnego. Jak sugeruje nazwa, układ
współczulny „współczuje” nam i wywołuje zmiany fizjologiczne konieczne
do „przetrwania” bodźca odpowiedzialnego za stres. Układ przywspółczulny
kontroluje „reakcję relaksacyjną” wywoływaną w celu przywrócenia
organizmu do stanu równowagi.

Jak zatem wpływa na nas długotrwałe wystawienie na bodźce stresowe


w sytuacji, gdy pozwolimy na ekspresję emocji w reakcji na nadmiar doszy
umysłowo-mózgowej, odpowiedzialnej za nadpobudliwość? Ogólnie rzecz
biorąc, ekspresja wywołuje zaburzenie równowagi czynności współczulnego
i przywspółczulnego układu nerwowego, co skutkuje pozostawaniem układu
w ciągłym stanie pobudzenia współczulnego.
Co wtedy następuje? Chroniczna drażliwość i napięcie nerwowe mogą
prowadzić do bezsenności. To jednak dopiero początek. Chroniczna
drażliwość, biorąca się z pośpiechu, w połączeniu z rywalizacją wywołuje
wrogość. W rezultacie to, co uprzednio było umysłową nadpobudliwością,
wyrażaną za pomocą uwarunkowanych programów mózgowych, przejawia
się w narządach fizycznych, które zaczynają funkcjonować w sposób
nadaktywny, wywołując choroby. Często choroba tkwi tylko w jednym
narządzie.

W ten właśnie sposób notoryczne pobudzenie wywołane ekspresją reakcji


na emocje kojarzone jest z występowaniem chorób serca i nadciśnieniem. Ale
choroby serca to nie jedyny skutek takiej ekspresji. Jeżeli przejawia się ona
w układzie trawiennym, skutkiem są wrzody żołądka, zaś jeśli dochodzi do
niej w układzie wydalniczym, skutkuje to zespołem jelita drażliwego lub
zaburzeniami czynności pęcherza moczowego. Jeżeli ekspresja przebiega
w układzie odpornościowym, wywołując nadwyżkę reakcji
immunologicznych na antygeny, rezultatem jest alergia, natomiast
najczęstszym następstwem ekspresji w układzie oddechowym bywa astma,
itp. Dlaczego ekspresja odbywa się akurat w tym, a nie innym narządzie? To
dobre pytanie. Jestem przekonany, że ma to związek z reakcją ciała
witalnego, a konkretnie z sytuacją, kiedy to w czakrach pojawiają się uczucia.

Pamiętajmy, że różne emocje odczuwamy w różnych czakrach. Na


przykład drażliwość i gniew pojawiają się w czakrze słonecznej. Dzieje się
tak wtedy, kiedy nie otrzymujemy tego, czego chcemy i gdy cierpi na tym
nasze ego. Treść mentalna, przetwarzanie znaczeń według doszy umysłowo-
mózgowej, wzmacnia odczucie witalne przy odpowiedniej czakrze. W ten
sposób nieustanna drażliwość wyrażana jest w narządach czakry słonecznej,
najczęściej w postaci wrzodów układu trawienia.
Ale w którym miejscu odczujemy energię witalną, kiedy owa drażliwość
zmieni się we wrogość, zaawansowaną formę reakcji cechującą ludzi ze zbyt
silną nadaktywnością umysłowo-mózgową? Wrogość oznacza nieprzyjazne
postrzeganie świata, widzenie go jako coś „niebędącego mną”. Następuje to
w sytuacji, gdy energia witalna w czakrze serca zostaje wyczerpana
i przechodzi do czakry słonecznej. Wrogie reakcje nieuchronnie prowadzą do
chorób narządów związanych z czakrą serca. Kiedy nasza wroga reakcja
wymierzona jest przeciwko ludziom, najczęściej cierpi na tym serce. Jeżeli
zaś nasze reakcje dotyczą otoczenia, chorym narządem będzie układ
odpornościowy.
Zaawansowany stan drażliwości i przymusu rywalizacji jest w stanie
doprowadzić nie tylko do wrogości, lecz także do frustracji – uczucia
związanego z czakrą gardła (pojawiającego się w przypadku, gdy w czakrze
gardła wyczerpią się zapasy energii witalnej). Kiedy do gry wkracza umysł,
uczucie frustracji jest dodatkowo potęgowane. Wielokrotne wzmocnienie
frustracji przejawia się w postaci choroby czakry gardła, czyli np. astmy.

Jeżeli wyrażaną emocją jest strach lub brak poczucia bezpieczeństwa,


będzie to miało związek z czakrą podstawy. Emocje te, wzmocnione przez
umysł, prowadzą do problemów czakry podstawy, takich jak biegunka czy
zespół jelita drażliwego.

Gdy uczucia dotyczą czakry sakralnej, np. w przypadku niezaspokojonego


popędu, ich mentalne wzmocnienie prowadzi do chorób drugiej czakry
(czakry sakralnej). Chorobą tego typu jest np. przerost pęcherza moczowego
powodujący wiele problemów z oddawaniem moczu. Ta dolegliwość często
trapi mężczyzn po sześćdziesiątce.

Tłumienie uczuć

Jaki wpływ wywiera na nas tłumienie mentalnej reakcji na uczucia? Freud


i inni psychoanalitycy słusznie przypuszczali, iż mentalne tłumienie lub
represja (psychoanalitycy nazywają to „konwersją”) uczuć mogą przejawiać
się w postaci określonych stanów mózgu, który wywołuje u człowieka
(fałszywe) objawy fizyczne choroby, mimo że nie zaszły żadne zmiany
fizjologiczne. Określono to jako mechanizm obronny, ponieważ umysł i mózg
„bronią” organizmu przed upokorzeniem z punktu widzenia kulturowego.
Pierwotnie nazwano ten stan chorobą psychosomatyczną, czyli chorobą bez
żadnych podstaw fizjologicznych (niestety, wiele osób wciąż uważa, że
wszystkie choroby umysłu i ciała nie cechują się żadnymi skutkami
fizjologicznymi).

W ten sposób jesteśmy w stanie ukształtować „prawdziwe” choroby


psychosomatyczne. Na przykład psychiatra John Sarno pisze:
U moich pacjentów widać, iż psychologia leżąca u podstaw konwersji
oraz zaburzeń umysłu i ciała jest taka sama. Wygląda to tak, jakby
mózg zadecydował, że objawy konwersji nie są dalej przekonujące
jako choroba, więc rozpoczął procesy cechujące się widocznymi
reakcjami fizjologicznymi. Nastąpiło to poprzez produkcję objawów
z użyciem układu autonomicznego i odpornościowego (Sarno, 1998, s.
46)12.

W takim modelu pozostaje jednak zagadka: w jaki sposób mózg, będący


maszyną, decyduje o produkcji reakcji psychosomatycznej i w jaki sposób
wybiera obszar?

Obserwując rolę świadomości w procesie podejmowania decyzji i znając


rolę ciała witalnego w wyborze obszaru reakcji psychosomatycznej, jesteśmy
w stanie rozwiązać tę zagadkę. Każda emocja ma swój odpowiednik w ciele
witalnym – związane z nią uczucie. Uczucie to połączone jest z procesami
ciała witalnego i fizycznego w obszarze odpowiedniej czakry. W fizycznych
odzwierciedleniach odczuwanych przez nas procesów witalnych udział biorą
powiązany narząd (narządy) oraz mięśnie, w których dany narząd jest
osadzony. Gdy umysł tłumi emocję za pośrednictwem mózgu oraz jego
połączeń z fizycznymi narządami poprzez nerwy i neuropeptydy, procesy
ciała witalnego w odpowiedniej czakrze zostają stłumione razem
z programami, które wypełniają funkcję fizycznych odzwierciedleń –
narządów. To właśnie ten proces odpowiada za efekt somatycznego
doświadczania choroby w miejscu określonego narządu w wyniku realnej
zmiany fizjologicznej tam zachodzącej.
Psychiatra Wilhelm Reich był specjalistą w dziedzinie tłumienia uczuć
przez intelekt. Proces ten opisał za pomocą następujących objawów:

…głośny, natarczywy śmiech; zbyt mocny uścisk dłoni; sztuczne gesty


przyjacielskie; zarozumiałe demonstrowanie posiadanej wiedzy;
częste powtarzanie nieszczerego zdziwienia, zaskoczenia lub
zachwytu, itp.; sztywne trzymanie się stanowczych poglądów, planów,
celów życiowych; udawanie skromności; przesadna gestykulacja
podczas mówienia; infantylne zabieganie o względy innych osób;
przechwalanie się sukcesami seksualnymi; demonstracja uroku
osobistego; dwuznaczne, obcesowe flirtowanie; pseudowybujała
towarzyskość… (Grossinger, 2000, s. 433)13.

W jaki sposób terapeuta może radzić sobie z tego typu zachowaniem


u pacjenta? Według Reicha skutecznym sposobem jest konfrontacja. Oto
przykład:

Pacjent może na przykład przyznać, że naturalnie w przeszłości


okazywał wobec ludzi pogardę, a pełen rezerwy stosunek do innych to
jedna z jego słabości. Terapeuta odpowiada wtedy: „Nie chodzi
o przeszłość, tylko o chwilę obecną. Udajesz, że z zaangażowaniem
uczestniczysz w tej sesji, lecz twoja ekspresja zdradza, że jedynie
ulegasz, okazując mi w ten sposób pogardę”. Obrażony i zakłopotany
pacjent będzie prawdopodobnie temu zaprzeczał, a wtedy terapeuta
odpowie: „Dotknij swoich ust. Twoje wargi na stałe zastygły
w grymasie pogardy. Nie masz już w nich żadnego czucia”. Po
sprawdzeniu zdziwiony pacjent odkrywa, że to prawda. Odruchowo
więc zaczyna się głupio uśmiechać. Jedną z metod terapeutycznych
mógłby być w takiej sytuacji masaż ust, mający na celu przywrócenie
w nich czucia (Grossinger, 2000, s. 434)14.
Tego typu emocjonalna represja umysłowa, dokonywana za pomocą
mentalizacji, czyli obdarzania uczucia znaczeniem (a w tym konkretnym
przypadku tworzenia z nich czegoś, czego należy unikać), w momencie gdy
zaczyna być zjawiskiem trwałym, staje się represją czynności narządów
w obszarze czakry odpowiadającej odczuwanemu uczuciu. Kluczową rolę
w tym procesie odgrywa połączenie mózgu z narządami poprzez układ
nerwowy i neuropeptydy (tak jak w przypadku psychoneuroimmunologii).
Najbardziej groźne jest to, że kiedy czynność naszego układu
odpornościowego zostaje stłumiona, zapadamy na wiele chorób
autoimmunologicznych. Może to dotyczyć również nowotworów. Supresja
uczuć w okolicy czakry brwiowej zwykle odpowiada za napięciowe bóle
głowy i migreny, zaś supresja przy czakrze korony prowadzi do depresji na
poziomie psychologicznym (patrz również: Page, 1992), co przyczynia się do
zespołu chronicznego zmęczenia.

Represja uczuć najczęściej jednak zapisuje się w mięśniach. Dzieje się


tak, ponieważ przyjmując postawę obronną, często napinamy mięśnie.
Wypierając doświadczenia umysłowo-emocjonalne, dokonujemy też represji
napięcia mięśni i nigdy ich nie rozluźniamy. W ten sposób wyparcie
umysłowe tożsame jest z wyparciem czynności mięśni. Mięśnie zachowują
tak zwaną „pamięć cielesną”, dotyczącą tłumionych urazów emocjonalnych.
Można powiedzieć, że kiedy mięsień w określonej pozycji jest napięty i nie
sposób go rozluźnić, to przechowuje on w sobie jakieś wspomnienie.

Fizyk Fred Alan Wolf (1986) objaśnił, w jaki sposób mięśnie są w stanie
zachowywać pamięć o wydarzeniach. Każdy mięsień, który stanowi zespół
komórek dochodzących nawet do 30 centymetrów długości, zawiera wiele
jąder komórkowych i wiele małych włókien zwanych miofibrylami.
Miofibryle składają się z powtarzających się odcinków zwanych
sakromerami, które są ułożone wzdłuż długiej osi cylindra mięśnia.
Bioenergetyka mięśnia zależy od wolnego przepływu jonów wapnia. Gdy
mięsień jest napięty (w sytuacji, gdy bronimy się przed urazem
emocjonalnym lub tłumimy go w sobie), sakromery są zalewane jonami
wapnia. Nawet gdy incydent już minie, w sakromerze może wciąż
utrzymywać się wapń, a co za tym idzie – trwa napięcie mięśnia. Owo
napięcie staje się wspomnieniem o stłumionym urazie.

Czym jest powtarzana supresja reakcji emocjonalnej, gdy mówimy


o pamięci napięcia mięśniowego? Aby odpowiedzieć, użyję logiki mechaniki
kwantowej. Podobnie jak umysł nie może załamać określonych mentalnych
stanów świadomości reakcji emocjonalnej, tak przy następnych odczuciach
danego bodźca nie następuje „załamanie” określonej pamięci mięśnia. Jeżeli
mentalny mechanizm obronny jest w stanie ciągłego pobudzenia, dany
mięsień nie jest reaktywowany przez kolejne doświadczenia emocjonalne.
Bardzo prawdopodobne, iż tłumione uczucia w każdym obszarze naszego
ciała dają początek poważnym chorobom, takim jak fibromialgia, która
objawia się rozległym bólem mięśni. Kolejnym podobnym schorzeniem jest
zespół chronicznego zmęczenia, którego głównym objawem jest wyczerpanie.
Jeżeli tłumimy uczucia we wszystkich czakrach, supresji podlegać będą
praktycznie wszystkie powiązane procesy ciała witalnego. Będzie to
skutkować ogólnym brakiem sił witalnych tłumaczącym poczucie
chronicznego wyczerpania. Jeżeli tłumienie uczuć dotyczy większej liczby
strukturalnych części ciała, w których znajdują się narządy, lecz nie samych
narządów, to brak energii witalnej może być odczuwany jako ból
rozchodzący się po całym organizmie – fibromialgia.

Słowo komentarza odnośnie do bólu. Na okładce jednego z minionych


wydań czasopisma „Newsweek” widniał nagłówek obiecujący przełom
w sposobie rozumienia bólu. Sam artykuł poświęcony temu zagadnieniu
okazał się jednak rozczarowujący. Nie wspomniano w nim o żadnym
prawdziwym przełomie. Według autorów artykułu fibromialgia jest
prawdziwą chorobą, ponieważ nowa metoda obrazowania rezonansowego
(MRI) potwierdziła, że gdy pacjent cierpiący na fibromialgię płacze z powodu
odczuwanego bólu, na ekranie widać aktywność określonych obszarów
mózgu. To interesujące, ale z artykułu trudno wyczytać coś więcej oprócz
stwierdzenia, że fibromialgia może mieć podłoże genetyczne.
Ból jest zjawiskiem złożonym. Z jednej strony, jako uczucie musi on mieć
połączenie z energią witalną, a z drugiej, rola, jaką odgrywają tu nerwy, jest
bezdyskusyjna, ponieważ poprzez przytępienie nerwów (znieczulenie
miejscowe) jesteśmy w stanie uśmierzyć ból. Ból jest więc uczuciem
zmentalizowanym, mającym związek z tłumieniem energii witalnej
w dowolnej części organizmu i zinterpretowanym przez mózg właśnie jako
ból, czyli uczucie niepożądane. Jest to bardzo wytrwała mentalizacja, licząca
sobie naturalnie miliony lat i bardzo cenna, jeśli chodzi o związek z naszą
zdolnością przetrwania.
Osobowość podatna na choroby

Czy istnieje coś takiego jak typ osobowości, który wykształca określoną
chorobę umysłu i ciała? Na przykład choroba wieńcowa związana jest
z osobowością typu A, czyli osobami, które w stresującej sytuacji szybko
reagują w sposób wrogi i pełen gniewu. Czy tego typu połączenie da się
zaobserwować również w przypadku innych chorób mogących mieć związek
z umysłem?

Na pewnym etapie dało się zaobserwować sporą liczbę publikacji


łączących raka z osobowością typu B – czyli z osobami nieasertywnymi
i niezdolnymi do wyrażania uczuć, a nawet będącymi w stanie rozpaczy.
Kliniczne demonstracje tego typu powiązań nie obyły się jednak bez
kontrowersji. Nie można więc mówić o typowej osobowości podatnej na raka.
To zrozumiałe. Nie u wszystkich ludzi z grupy osobowości B występują
nowotwory, ponieważ w niektórych przypadkach typ B jest bliski prakriti
danej osoby. Nawet ludzie z grupy A, jeżeli poddają się uczuciom wrogości,
mogą zapaść na chorobę układu odpornościowego skutkującą nowotworem.

Jak już wspomniałem, prawdziwe jest również stwierdzenie, iż nie


wszystkie przypadki raka mają swoje źródło w sferze mentalnej. Czasami
źródło nowotworu znajduje się na płaszczyźnie witalnej; wtedy choroba
wywołana jest zaburzeniami równowagi energii witalnej w czakrze serca.
Niektóre nowotwory mają podłoże genetyczne, a często do pojawienia się
choroby przyczyniają się także różne kombinacje zaburzeń fizycznych,
witalnych oraz mentalnych.

Idea, według której istnieje coś takiego, jak osobowość podatna na


choroby, ma swoje podstawy kliniczne (Freedman i Booth-Kewley, 1987).
Badacze chcieli przyjrzeć się konkretnej więzi łączącej poszczególne typy
osobowości z astmą, chorobą wieńcową, wrzodami przewodu pokarmowego
oraz bólami głowy i artretyzmem. Nie udało im się znaleźć solidnych
dowodów łączących którąś z powyższych chorób z konkretnym typem
osobowości. Dane wykazały jednak istnienie podatnej na zachorowanie
osobowości – cechującej się depresją, łatwym wpadaniem w gniew,
wrogością i niepokojem.

Uważam, iż to odkrycie pokrywa się z ideą dosz umysłowo-mózgowych.


Jak wspomniałem wcześniej, niektórzy ludzie posiadają kombinację dosz
umysłowo-mózgowych, która ujawnia się w postaci osobowości ze
skłonnościami do tłumienia emocji (depresja) lub ich nadmiernej ekspresji
(drażliwość, wrogość, itp.). Jedyne, co jesteśmy w stanie powiedzieć o tego
typu osobach, to stwierdzić, iż są one podatne na choroby.

W tym miejscu może pojawić się pytanie: Czy jeżeli moja osobowość
czyni mnie osobą podatną na choroby, to czy jestem za nie odpowiedzialny/a?
Czy mam czuć się winny/a?

Wielu nauczycieli New Age z pewnością obarczy nas odpowiedzialnością


za nasze dolegliwości („Dlaczego ukrywasz się za swoją chorobą serca?”), ale
w rzeczywistości nikt z nas nie jest w stanie ustalić, czy nasza choroba
powstała na płaszczyźnie umysłowej, witalnej czy może fizycznej. Nawet
jeśli faktycznie jej źródło tkwi na poziomie umysłowym, to odpowiada za nią
uwarunkowany umysł. My sami niewiele mamy tu do powiedzenia. Tak
naprawdę najczęściej nie znamy przyczyn choroby i bez pomocy intuicji nie
jesteśmy w stanie ustalić jej źródła.

Co jednak powstrzymuje nas przed wzięciem odpowiedzialności za


uzdrowienie samych siebie, jeżeli naprawdę chcemy być zdrowi? Tylko
przyjmując tę odpowiedzialność, jesteśmy w stanie naprawdę opanować
zaawansowane tajniki leczenia umysłu i ciała (patrz: rozdziały 15–17).

Niepotrzebna mentalizacja uczuć może być szkodliwa


dla naszego zdrowia

Uczucie to uczucie. Nie ma w nim nic dobrego ani złego. Wartości, które
przydzielamy uczuciom, nasze sympatie i antypatie, powstają w wyniku
działania umysłu, który przydziela znaczenie wszystkiemu, co stara się
przetworzyć. To jedyny sposób mentalizacji naszych wartościowo
neutralnych uczuć.

Antropolodzy odkryli, że niektórzy spotkani przez nich Eskimosi nie znali


słowa określającego gniew. Musi to oznaczać, iż gniew – wyraz emocji – nie
stanowił części społecznego świata tej grupy Eskimosów. Naturalnie uległo to
zmianie wraz z rozpoczęciem interakcji z amerykańskimi antropologami:
Eskimosi musieli wymyślić słowo określające gniew, by opisać poirytowanie
i frustrację wywołaną obserwowaniem ich zachowań przez antropologów.

Wyobraźmy sobie uczucie takie jak strach. Jeżeli spotkam na swojej


drodze tygrysa, strach (czyli spadek energii witalnej w czakrze podstawy
i czakrze słonecznej) zapewni mi fizyczny przypływ adrenaliny niezbędny do
zainicjowania reakcji typu „uciekaj” lub (co w tym przypadku mało
prawdopodobne) „walcz”. Uczucie to jest niezbędne do przetrwania naszego
gatunku i z pewnością darwinowska ewolucja pomogła w procesie
przekształcania tego uczucia w instynkt. Co się jednak stanie, jeżeli wyobrażę
sobie, iż w moim pokoju jest tygrys, i w rezultacie tej wizualizacji zacznę się
go bać? Być może przejdą mnie dreszcze i poczuję podniecenie, a nawet
przypływ adrenaliny, ale będzie to przypadek triumfu umysłu nad ciałem
witalnym – niepotrzebna mentalizacja uczucia, które w innym przypadku
byłoby dla mnie użyteczne (Dantes, 1995).
Gdy 11 września 2001 roku zawaliły się wieże World Trade Center,
strach faktycznie był dla nowojorczyków reakcją natychmiastową i naturalną.
Ochronił ich przed potencjalnym zagrożeniem, takim jak kolejne ataki. Potem
jednak nastąpiła reakcja mediów i polityków. Całe zajście pokazywano na
okrągło w telewizji i wiemy, co stało się ze zbiorową świadomością
Amerykanów. Przez kolejne miesiące po atakach wiele nowojorskich dzieci
i wiele osób na terenie całego kraju nie mogło spać, ponieważ wciąż dręczył
je strach. Była to napędzana przez media i polityków niepotrzebna
mentalizacja strachu na ogromną skalę.
Rezultat

Ostatecznie chodzi o to, że umysł nadaje znaczenie zarówno sferze


fizycznej, jak i witalnej. Sposób przetwarzania znaczenia zależy od trzech
wnoszonych przez nas (być może nawet odziedziczonych z poprzednich
wcieleń) czynników: sattva (kreatywność fundamentalna), rajas (kreatywność
sytuacyjna) oraz tamas (uwarunkowanie). Czynniki te tworzą dosze
umysłowo-mózgowe: intelektualizm, nadpobudliwość i umysłową ociężałość
– spowolnienie pracy mózgu.

Pierwsze dwie dosze, gdy rozrosną się ponad prakriti (poziom naturalnej
homeostazy), wywołują tendencję do tłumienia lub ekspresji – zależnie od
emocji. Obie powyższe tendencje są w stanie wywoływać chorobę na
poziomie fizycznym. Oprócz tego niepotrzebna mentalizacja uczuć, czyli
przydzielanie znaczenia i wartości uczuciom wygenerowanym przez fantazje,
może przyczynić się do powstawania chorób ze wszystkich trzech grup dosz
umysłowo-mózgowych.

Jak postępować ze znaczeniem?

Gdy już wiemy, że znaczenie ma wpływ na nasze choroby i dolegliwości,


możemy myśleć, że to my sami wywołaliśmy chorobę i na nas ciąży
odpowiedzialność. Niestety, tego typu myślenie może jedynie pogorszyć
naszą sytuację.

Jeśli znaczenie jest nieodłącznym elementem przetwarzania


rzeczywistości przez umysł i jeżeli nie mamy wpływu na to, że obdarzamy
nasze doświadczenia (w tym także te dotyczące dręczących nas chorób)
chorobotwórczym znaczeniem, to jak powinna wyglądać najlepsza strategia
postępowania z własnym umysłem? Niektórzy ludzie są zdania, że najlepiej
jest myśleć o chorobie w sposób obiektywny. Dossey (2001) jednak słusznie
zauważył, iż zaprzeczanie istnieniu znaczenia również stanowi przydzielenie
znaczenia, w tym przypadku negatywnego.
Zaprzeczanie znaczeniu naszych chorób jest niczym zaprzeczanie
istnieniu Boga przez ateistów. Jeśli tylko udałoby nam się być prawdziwymi
agnostykami!

Jaką więc obrać strategię? Epiktet powiedział niegdyś: „Rzeczy same


w sobie zawsze są neutralne, to nasza percepcja sprawia, iż wydają się nam
pozytywne lub negatywne”. Jeżeli jakiemuś zdarzeniu przydzielimy
negatywne znaczenie mentalne, zajście to wywoła niezgodność z naszym
normalnym stanem szczęścia. Zamiast tego, lepiej jest interpretować
wszystko tak, by zgodność została jak najdłużej zachowana.

Swami Sivananda – mistyk z Indii Wschodnich – za pomocą


przypowieści przedstawił ogólnie nakreśloną strategię radzenia sobie
z umysłem nadającym znaczenia. Oto ona.

Król miał towarzysza/sługę, którego bardzo lubił, wyjąwszy jedną


kwestię, która doprowadzała go do szału. Sługa często zwykł mawiać:
„Wszystko, co się dzieje, dzieje się w dobrej wierze”. Był to jego komentarz
do wszystkich zdarzeń, które działy się wokół, bez rozróżnienia, czy były to
wydarzenia dobre, czy złe. Pewnego dnia król skaleczył się w palec, bawiąc
się nożem, a towarzyszący mu sługa rzekł: „Wszystko, co się dzieje, dzieje
się w dobrej wierze”. Uwaga ta bardzo rozgniewała króla i postanowił wtrącić
sługę do więzienia. By odzyskać dobry humor, samotnie wyruszył na
polowanie.
Musiał znacznie oddalić się od swojego królestwa, ponieważ natknął się
na plemię, które wzięło go do niewoli. Na nieszczęście dla króla, było to
plemię, które zwykło składać ludzi w ofierze swojemu bogu. Króla zabrano
więc do kapłana, by ten przygotował go do ceremonii ofiarnej. Kapłan, myjąc
króla, zauważył skaleczenie. Okazało się, że osoba cechująca się jakąkolwiek
niedoskonałością nie może zostać złożona w ofierze bogu, w związku z czym
królowi wkrótce zwrócono wolność.
W drodze powrotnej do pałacu król doszedł do wniosku, że słowa
służącego się sprawdziły. Skaleczenie uratowało mu przecież życie. Gdy
tylko wrócił, uwolnił sługę i powiedział mu:

– Miałeś rację, wszystko, co mi się przydarzyło, było dobre. Ale przecież


za twoje słowa wtrąciłem cię do więzienia, więc ty nic nie zyskałeś. Jak to
wytłumaczysz?

Sługa odparł:

– O wielki królu! Twoja decyzja uratowała mi życie. W przeciwnym razie


poszedłbym na polowanie razem z tobą i także by mnie pojmano, a skoro nie
mam żadnych skaz, na pewno złożonoby mnie w ofierze.

W skrócie

Niniejszy rozdział poświęcony był temu, w jaki sposób umysł wywołuje


choroby. Polecam zapoznanie się z poniższym podsumowaniem,
zastanowienie się nad nim i zastosowanie zawartych tu informacji w praktyce.

Sposób, w jaki nasz umysł reaguje na czynniki wywołujące stres


(stresory), określa, czy ich skutki będą szkodliwe, czy nie.

Umysł wpływa na mózg, a obie te płaszczyzny łączą się dzięki


świadomości. Mózg komunikuje się z naszym układem odpornościowym
za pomocą neuropeptydów. W taki właśnie sposób umysł – poprzez
mózg – jest w stanie wpłynąć na układ odpornościowy.

To my przydzielamy znaczenie bodźcom i my decydujemy się na


umieszczanie nieprzyjemnych bodźców w podświadomości. Jest to co
prawda uwarunkowana część nas samych, ale jeżeli chcemy, jesteśmy
w stanie wyjść z kokonu uwarunkowań.

Sposób przetwarzania znaczenia emocji zależy od naszych umysłowych


tendencji lub cech, od tego, czy cechujemy się dominującą skłonnością
do kreatywności fundamentalnej (nazwanej z sanskrytu sattva),
kreatywności sytuacyjnej (rajas), czy do działań uwarunkowanych
(tamas). Powyższe cechy stanowią nasze mentalne guny, za pomocą
których przetwarzamy procesy umysłu kwantowego.

Jeżeli naszą dominującą cechą przetwarzania mentalnego jest


kreatywność fundamentalna, czyli sattva, wykształca się u nas
dominująca dosza (defekt) umysłowo-mózgowa dotycząca
intelektualizmu. Jeżeli dominuje w nas rajas, wykształcamy w sobie
dominującą doszę umysłowo-mózgową polegającą na nadpobudliwości.
W przypadku dominacji tamas pojawia się u nas dominująca umysłowo-
mózgowa dosza ociężałości. Jeżeli charakteryzujemy się kombinacją
dwóch gun mentalnych, wykształci się u nas kombinacja dwóch
dominujących dosz umysłowo-mózgowych.

Która dominująca guna (lub guny) umysłowa charakteryzuje nas? Jaka


dominująca dosza mózgowa (lub dosze) najlepiej pasuje do opisu naszej
osoby?

Każda zdrowa osoba cechuje się naturalnym poziomem bazowym


(poziomem homeostazy) wszystkich trzech dosz mózgowych, zwanym
z języka sanskryt prakriti. Czy wiemy, jak wygląda nasz naturalny
bazowy poziom prakriti dla dosz mózgowych?

Nadmierny wpływ umysłowo-mózgowej doszy intelektualizmu wiąże


się z tłumieniem emocji i osobowością typu B, co czasem łączone bywa
z występowaniem chorób nowotworowych, choć tego typu zależność jest
tematem wielu kontrowersji.

Nadmiar umysłowo-mózgowej doszy nadpobudliwości łączony jest


z osobowością typu A, zaś wszystkie badania dowodzą, iż
nadpobudliwość prowadzi do chorób serca.

Nadmiar obu umysłowo-mózgowych dosz nadpobudliwości


i intelektualizmu może być przyczyną podatności na choroby.

Najlepiej unikać mentalizacji uczuć, czyli obdarzania ich znaczeniem.


Ponadto, jeżeli chcemy zachować zdrowie, powinniśmy unikać fantazji
mogących przyczyniać się do powstawiania negatywnych emocji –
uczuć mających szkodliwy wpływ na nasz umysł i ciało.

Najlepsza strategia zapewniająca zdrowy związek umysłu i ciała to


dostrzeganie pozytywnych aspektów we wszystkim. Wykształćmy
w sobie tę zdolność, gdyż pomoże ona zmniejszyć rolę ego i stworzy
przestrzeń dla jaźni
ROZDZIAŁ 15
Kwantowe wyjaśnienie technik
stosowanych w medycynie umysłu i ciała

J eśli wiemy, w jaki sposób powstają choroby ciała i umysłu, podstawowe


sposoby ich unikania powinny nam się wydawać dość oczywiste. Warto
zatem poznać kilka popularnych, a zarazem skutecznych technik.

Techniki, które tu opiszę, znane są już przynajmniej od kilku dekad,


a niektóre z nich – jeszcze starsze – praktykowane od stuleci. Tu jednak
pojawia się pewien problem. Z uwagi na powszechną dostępność tych technik
oraz na to, że okazały się one w wielu konkretnych przypadkach skuteczne,
niektórzy ludzie przyjmują ich teoretyczną skuteczność za pewnik.
Oczywiście obóz przeciwników ma całkowicie odmienne zdanie, bowiem
w rzeczywistości skuteczność wspomnianych technik teoretycznie nigdy nie
została w pełni wykazana. W niniejszym rozdziale postaram się przekonać
czytelników, że gdy zaprosimy na naszą scenę kwanty i prymat świadomości,
empiryczna skuteczność technik, o których mowa, wzbogaci się także
o skuteczność teoretyczną.

Na najbardziej powierzchownym poziomie traktujemy symptomy umysłu


jako czynniki najbliżej związane z chorobą. Przypomina to medycynę
alopatyczną, w której leczy się objawy cielesne, zamiast tych powstałych
w umyśle. Odczuwamy zbyt dużo wrogości, co ma wpływ (lub może go mieć
w przyszłości) na problemy z sercem, musimy więc zmienić nasze
zachowanie. Fizyczna dolegliwość jest „wywoływana” przez nasze
negatywne uczucia. Trzeba więc spróbować się ich pozbyć, korzystając
z mocy pozytywnego myślenia.

Oczywiście, jeśli ktoś ma światopogląd materialistyczny, nie jest skłonny


uwierzyć w zwyczajową skuteczność świadomości, zaś umysł jest dla niego
jedynie częścią mózgu. W takim przypadku liczyć się będzie tylko
zachowanie, zaś jego zmiana stanie się jedynym narzędziem w procesie
leczenia duszy i ciała.

Czy zmiana zachowania naprawdę skutkuje? Czy, dajmy na to, wroga


postawa może zostać zmieniona poprzez „przeprogramowanie” umysłu? Czy
dobre myśli mogą powstrzymać napływ tych negatywnych? Przez kilka
stuleci ludzie starali się zmienić w ten sposób swoje agresywne zachowanie,
ale bez dostrzegalnych rezultatów. Nie da się zmienić agresywnego
zachowania. Musimy się z tym pogodzić: techniki modyfikacji zachowań
w najlepszym razie dostarczają ludziom mechanizmów radzenia sobie z tym
problemem. Pomagają zmierzyć się z sytuacjami wywołującymi w nas
zdenerwowanie. Zastosowanie tych technik jest lepsze niż brak jakichkolwiek
działań; pozwalają nam one zyskać więcej czasu, ale nic poza tym.

Zmiana zachowania i pozytywne myślenie nie wystarczą – musimy pójść


dalej. Załóżmy, że umysł i mózg to nie to samo. Załóżmy, że otwieramy nieco
nasz umysł – tylko tyle, by wpuścić zwyczajną skuteczność świadomości –
czyli przyczynowość odgórną. Możemy wtedy pozwolić, by nasza
świadomość oraz umysł odkrywały nowe stany, które jeszcze nie zostały
skatalogowane w mózgu, nowe stany (zawierające w sobie między innymi
stan zdrowia), na wyobrażenie których pozwalamy sobie, jeśli mamy
wystarczająco bujną wyobraźnię. Dwiema godnymi uwagi terapiami, które
mogą nam pomóc, są hipnoza oraz biologiczne sprzężenie zwrotne.

Hipnoza i biologiczne sprzężenie zwrotne

Czym jest hipnoza? Jest to moc świadomości pozwalająca zwracać uwagę


na stany umysłu w celu zmiany naszej tożsamości i uniknięcia w ten sposób
zwyczajowych wymagań ego ze świata fizycznego wobec nas. Skoro
indywidualność ego nie jest prawdziwa, w przeciwieństwie do tożsamości
narzucanej przez świadomość, świadomość posiada naturalną zdolność do
zmiany tej osobowości. Tak więc moc hipnozy można z łatwością uznać za
część nauki o świadomości.

Najbardziej znaną formą hipnozy jest ta, podczas której hipnotyzer


pomaga nam wejść w „inne” stany umysłu – w odróżnieniu od naszego
zwyczajowego stanu związanego z doświadczeniami oraz codzienną
tożsamością. Lecz autohipnoza, czyli samodzielne wprowadzanie się
w powyższe stany, jest tak naprawdę o wiele częściej stosowana. Nauczyciele
duchowi przez wieki mówili ludziom, że poprzez autohipnozę spowodowaną
uwarunkowaniem, nawykiem przetwarzania wszystkiego przez pryzmat
własnych wspomnień, mogą uniknąć rozczarowań rzeczywistości.

Powiedzmy, że jakaś osoba lub bodziec wywołuje w nas agresywną


reakcję. Zamiast skoncentrowania się na pozytywnych myślach, możemy
skorzystać z autohipnozy, by przenieść się w stan błogiego relaksu, ale czy
jest to lepszy sposób na zmianę swego nieprzyjaznego zachowania?
Odpowiedź brzmi: zdecydowanie tak. W ten sposób hipnoza, zarówno
wywołana przez innych, jak i przez nas samych, może służyć do
kontrolowania negatywnych zachowań.

Czy możemy zastosować hipnozę jako terapię do leczenia chorób duszy


i ciała – a być może – do każdej choroby? Znów odpowiedź będzie
twierdząca. Badania dowiodły, że regularne wprowadzanie się w stan
autohipnozy, zwłaszcza jeśli potraktujemy ją jako technikę uzupełniającą,
pomaga nam uśmierzyć ból, poradzić sobie z ustabilizowaniem ciśnienia,
osiągnąć względną stabilność funkcji kontrolowanych przez autonomiczny
układ nerwowy, unormować poziom cukru we krwi w przypadku diabetyków,
a nawet zredukować intensywność ataków astmy (Goleman i Gurin, 1993).
Jak widać, technika autohipnozy może okazać się bardzo przydatna.
Z drugiej jednak strony, istnieją też wady tej metody: jeżeli do uznania
potęgi własnej wyobraźni podchodzimy z niechęcią, prawdopodobieństwo
skuteczności hipnozy w naszym przypadku spada.

Na szczęście inna technika – biologiczne sprzężenie zwrotne – może


zadziałać w przypadku dosłownie wszystkich ludzi pod warunkiem, że
będziemy czuć się zmotywowani. Koncepcja jest dość prosta. Istnieje wiele
funkcji neuropsychologicznych lub biologicznych, które mogą być
monitorowane oraz potęgowane przez maszynę, zaś dane mogą zostać
przekazane osobie badanej za pośrednictwem któregokolwiek spośród pięciu
zmysłów. Badając sprzężenie zwrotne i widząc, jak nasze stany świadomości
związane z doświadczeniem wpływają na neurofizjologię (to, co podlega
sprzężeniu zwrotnemu), możemy stopniowo nauczyć się sprawowania
świadomej kontroli nad niektórymi funkcjami autonomicznego układu
nerwowego. W końcu nauczymy się osiągania głębszych stanów relaksacji,
w których łatwiej jest kontrolować oraz regulować funkcje autonomiczne,
najpierw poprzez urządzenia sprzężenia zwrotnego, ale stopniowo nawet bez
ich użycia.

Podstawowe założenie jest oczywiście takie, że świadomość działająca na


stany umysłowe może wpływać na stany fizjologiczne i vice versa. Zmiana
w fizjologii powoduje też zmianę w umysłowym stanie świadomości.
Koncepcja ta może dla zatwardziałych materialistów wydawać się anatemą,
jest jednak nieodłącznym elementem nauki o świadomości, w której zarówno
psyche, jak i soma uważane są za skorelowane możliwości cechujące
świadomość. Zmiana jednej z nich w naturalny sposób pociągnie za sobą
zmianę tej drugiej. Podobnie jak w przypadku hipnozy, biologiczne
sprzężenie zwrotne stosowane jest także w terapiach, by pomóc w zwalczeniu
chronicznych chorób lub problemów zdrowotnych, takich jak np. bóle głowy.

Uwalnianie pamięci

Kiedy docenimy już ogromną rangę świadomości, z łatwością


zaakceptujemy też inny rodzaj leczenia ciała i umysłu. W teorii psychoanalizy
uważa się, że ludzie często tłumią wspomnienia związane z jakąś traumą
z dzieciństwa w swojej nieświadomości, co – na skutek przetwarzania
informacji z tego obszaru – powoduje kształtowanie się niezdrowych
zachowań. Skoro jednak dana osoba nie jest świadoma źródła swoich
zachowań, nie może im zaradzić.

Zadanie psychoanalityka w zakresie leczenia ciała i umysłu polega więc


na sprawieniu, by takie nieświadome wspomnienia zostały podczas terapii
uświadomione. Bardziej współczesne formy psychoanalizy – na przykład
psychodynamika – są zaprojektowane tak, by badać bieżące stany
emocjonalne (takie jak uczucie wrogości) w kontekście wspomnień
z przeszłości.

Czy psychoanaliza jest skuteczna? Behawioryści nieraz odrzucają


z pogardą psychoanalizę, ponieważ bezwarunkowo uznaje ona przyczynową
skuteczność świadomości, a także dlatego, że światopogląd
behawioralny/kognitywny zakłada, iż odróżnienie świadomości od
nieświadomości jest niemożliwe. Fizyka kwantowa pozwala nam zrozumieć
różnicę między tym, co psychologowie nazywają nieświadomością, a tym, co
określane jest mianem świadomości (patrz: rozdział 6).

Nieświadomość jest świadomością bez umiejętności jej uświadamiania


sobie – nie dochodzi tu do przeskoku kwantowego. Świadomość nie zgadza
się na załamanie traumatycznego wspomnienia z powodu związanego z nim
bólu. Terapia może pomóc w uwolnieniu strachu przed bólem, więc gdy
pojawia się traumatyczne wspomnienie, świadomość jest w stanie rozpoznać
je, zapamiętać i uświadomić. Uzdrawiająca moc takiego uświadomienia może
być ogromna (Sarno, 1998).

Wspomniałem już w poprzednim rozdziale o tłumieniu traumatycznych


wspomnień w naszym ciele poprzez niezałamane stany pobudzenia mięśni
szkieletowych. We wschodnioindyjskiej technice zwanej hatha-joga pozycje
ciała zostały zaprojektowane tak, by umożliwić uwalnianie niezałamanego
napięcia mięśniowego poprzez uświadomienie go sobie i dzięki temu
uwolnienie się od bólu. Bardziej współczesne techniki, takie jak integracja
strukturalna (rolfing)15, działają w podobny sposób.
Psychologia czakr

Kolejną techniką jest psychologia czakr. W dziedzinie tej stosuje się


psychoterapię w celu usunięcia blokady lub braku równowagi energii witalnej
w poszczególnych czakrach.

Niektórzy psychologowie posuwają się za daleko, sugerując, że wszystkie


choroby mają jedną przyczynę – są spowodowane nieładem naszych intencji.
Jest to jednak niemożliwe; nasze ego nie posiada mocy planowania ani
przyczynowości odgórnej. Tak naprawdę to nasze uwarunkowane myśli
w sposób nieprawidłowy wzmacniają przepływ energii witalnej w obrębie
czakr, przyczyniając się do pogłębienia panującej w nich dysharmonii energii.
Psychologia czakr stawia sobie za cel przywrócenie równowagi w czakrach.
Poniżej przedstawię opis uzdrawiającego działania psychologii czakr
w odniesieniu do poszczególnych czakr (więcej szczegółów na ten temat:
Page, 1992).

Jeśli choroba dotyczy czakry podstawy (układu wydalniczego),


problemem jest brak poczucia bezpieczeństwa, niewystarczająca ilość
zdrowego uziemienia. Pamiętajmy, że w naszej kulturze staramy się uziemiać
poprzez oglądanie seksu i przemocy w telewizji, ale jest to uziemianie
niezdrowe. Na czym więc polega zdrowe uziemianie? Proste czynności, takie
jak praca w ogrodzie lub chodzenie boso, pomagają nam się uziemić, jest to
jednak praca nad energią witalną na poziomie witalnym. By wyrównać brak
równowagi energii witalnej za pomocą umysłu, możemy użyć naszej
wyobraźni oraz wizualizacji. Na przykład zamknąć oczy i wyobrazić sobie, że
od naszej czakry podstawy rozchodzą się we wszystkich kierunkach korzenie,
które sięgają do jądra Ziemi.

By przywrócić równowagę energii witalnej w drugiej czakrze, możemy


wykorzystać nasze związki seksualne. Czy ostatnio ignorowaliśmy naszą
kobiecą (w przypadku mężczyzn) lub męską (w przypadku kobiet) stronę,
czyli archetypy, które Carl Jung nazwał animą i animusem? By zrównoważyć
w nas pierwiastek męski i kobiecy (i przez to zrównoważyć naszą
seksualność), podczas stosunku płciowego możemy wyobrazić sobie, że
jesteśmy zarówno kobietą, jak i mężczyzną. Może też zastosować tę technikę
bez stosunku płciowego.
By zapewnić prawidłowe funkcjonowanie czakry słonecznej, zastanówmy
się, w jaki sposób radzimy sobie z umysłowym wzmocnieniem uczucia
gniewu lub irytacji, które z czasem staje się chroniczne. Kiedy o tym
pomyślimy, zauważymy, że nasz mentalny pośpiech i niecierpliwość są tu
głównymi czynnikami sprawiającymi kłopoty, więc praca psychologiczna
w przypadku tej czakry będzie polegać na zwolnieniu tempa życia (omówię to
później).

Wrogość jest przeciwwagą dla energii serca, więc podstawowym celem


psychoterapii tej czakry jest rozszerzenie energii serca. Idziemy za
przykładem Swamiego Sivanandy – nauczyciela duchowego żyjącego
w Indiach w poprzednim stuleciu – który mawiał: „Bądź dobry, czyń dobro”.
To właśnie rozszerza czakrę serca. Odnoszenie się do siebie z miłością także
daje nam sygnał do kochania innych oraz wypędza z naszych serc uczucie
wrogości.

Tradycyjnie czakra serca jest przedstawiana jako otwieranie się kwiatu


lotosu. Lotos rośnie na terenach błotnych i dlatego jest symbolem
transformacji negatywnego nastawienia, co stanowi potencjał w pracy nad
czakrą serca. Często energia witalna innych ludzi trafia (nielokalnie) w nas,
a dokładnie w naszą czakrę serca, zwłaszcza gdy odczuwamy współczucie.
W takim przypadku musimy postarać się zachować obiektywizm i nie
identyfikować się z problemami innych (uważać z odczuwaniem empatii).
Możemy ponadto wyobrazić sobie, że otaczamy swoje ciało lustrami, by
odbijały energię witalną, kiedy mamy do czynienia z ludźmi emitującymi
negatywną energię.
Wizualizacja jest wspaniałą metodą zwalczania ograniczeń działania
naszego układu immunologicznego. Możemy na przykład wyobrazić sobie
energetyczne limfocyty T zwalczające intruzów w naszym organizmie
i wygrywające tę walkę. Czasami możemy wyobrazić sobie też ból głowy,
który staje się coraz mniejszy, aż znika. Niektórzy ludzie naprawdę mogą
w ten sposób pozbyć się bólu głowy. Kontrolowane obrazowanie jest
standardowo wykorzystywane do uśmierzania chronicznego bólu,
przyspieszania leczenia oraz zwalczania uczucia dyskomfortu
spowodowanego kontuzjami (Achterberg, 1985). Wizualizacja jest generalnie
bardzo skuteczna w pracy nad czakrami.
W przypadku braku równowagi witalnej w czakrze gardła, a najczęściej
w przypadku zaburzeń ekspresji, praca psychologiczna sprowadza się do
znalezienia dróg dla kreatywności. Jeśli trudno jest otworzyć te drogi
w kontekstach publicznych (nie każdy rodzi się z jakimś talentem), możemy
zacząć udzielać się w bardziej prywatnych, mniejszych sferach ujawniania
swej kreatywności. Na przykład możemy dać upust pomysłowości
w ogrodzie, podczas gotowania, opowiadania, śpiewania w niewielkiej
grupie, wychodzenia na tańce, pisania pamiętnika lub pojmowania koncepcji
naukowych.

Próbując zwalczyć blokadę energii witalnej w czakrze trzeciego oka,


w której energia ta jest tłumiona, zadajemy sobie pytanie: przed czym
powstrzymuje mnie ta blokada? Odpowiedź najczęściej będzie dotyczyć
powstrzymywania nas przed pełnym wykorzystaniem własnych możliwości
poprzez zakwestionowanie umiejętności skupienia się (kiedy boli głowa, nie
możemy się skoncentrować). Mentalnie zbyt poważnie traktujemy siebie
i repertuar naszych wyuczonych doświadczeń. Lepiej się rozluźnić. Przed
nami wiele możliwości do wykorzystania; nauczmy się nimi dysponować.

Z radością oświadczam, że konferencje poświęcone naszej nowej nauce


często tryskają humorem i wywołują salwy śmiechu. Podczas konferencji
dotyczącej europejskiej psychologii transpersonalnej, która odbyła się w roku
2000 w Asyżu we Włoszech, codziennie przez pół godziny uczestniczyliśmy
w medytacji śmiechu. A któż nie słyszał, jak Swami Beyondananda śmieje się
z badaczy New Age podczas konferencji poświęconej nauce i świadomości
w Albuquerque?
Jednym z najskuteczniejszych narzędzi psychoterapeutycznych
zapobiegającym blokadom energii witalnej w czakrze korony, które mogą
prowadzić do depresji, jest medytacja (patrz: następny rozdział) wokół
koncepcji pokoju (Goswami, 2003).
Praca nad czakrą korony jest bardzo ważna. Przypomina mi się piosenka
z musicalu My Fair Lady: „W Hiszpanii mży, gdy dżdżyste przyjdą dni”. Na
tę samą melodię możemy zaśpiewać: „Stres łapie mnie i w mózgu ból czuję”.
Jest to spowodowane bezpośrednim związkiem między mózgiem a umysłem.
Musimy więc wykonywać ćwiczenia związane z energią witalną, by
przekonać się o skuteczności medytacji wokół koncepcji pokoju. Mogą to być
ćwiczenia hatha-jogi, pranajamy, tai chi i inne (patrz: rozdział 11).

Powszechną metodą uzdrawiania wszystkich czakr jest regularne


wyobrażanie sobie zdrowego przepływu energii witalnej w każdej z nich.
Przypomnijmy sobie medytację czakralną z partnerem z rozdziału 11. Ta
forma medytacji, wymagająca też znacznej ilości wizualizacji, może być
stosowana do uzdrawiania czakr.

Medytacja

W kolejnym stopniu zaawansowania, jeśli nie jesteśmy zagorzałymi


materialistami, możemy wejrzeć w przyczynę zachowania powodującego
problem zdrowotny. Na tym etapie jesteśmy gotowi, by zmierzyć się
z powodem naszego zachowania – jedną z dosz umysłu/mózgu: nadmiernym
intelektualizmem lub nadmierną aktywnością.
W jaki sposób radzić sobie z nadmiernym intelektualizmem?
Intelektualizm odsuwa nas od więzi z ciałem, od doświadczania emocji.
Emocje stają się pewną niedogodnością, czymś, czego się wstydzimy, czymś,
co należy za wszelką cenę stłumić. Oczywiście lekarstwem na ten stan będzie
folgowanie potrzebom ciała. Dobre będą więc ćwiczenia, masaż i przytulanie
bliskich nam ludzi.
Przytulanie jest naprawdę skuteczne. Dawno temu byłem takim właśnie
intelektualistą. Kiedy w latach 80. wykonywałem intensywną pracę duchową,
odezwała się we mnie umysłowo-mózgowa dosza intelektualizmu i chociaż
nie urosła jeszcze do rozmiarów problemu zdrowotnego, miałem przez nią
problem z duchowym otwarciem się. Pamiętam, że poszedłem wówczas na
warsztaty, a prowadzący (lekarz Richard Moss) zalecił mi „soczystą
fizyczność” w formie przytulenia pozostałych uczestników warsztatów.
Poskutkowało!

Techniką uzupełniającą jest medytacja mająca na celu uświadomienie


sobie własnych uczuć, by później nie tłumić ich swą postawą obronną czy
racjonalizowaniem. Intelektualiści dobrze sprawdzają się w ćwiczeniach na
koncentrację, więc medytacja koncentracyjna (na przykład powtarzanie
określonej mantry w myślach) przychodzi im z łatwością. By uświadomić
sobie własny wzór doszy umysłowo-mózgowej, tacy ludzie muszą dodatkowo
ćwiczyć spokojne obserwowanie – tj. pozwalać, by wszystkie doświadczenia
wnikały do ich wewnętrznej świadomości, i powstrzymać się przed
wydawaniem ocen. Muszą się stać podobni do członków ławy przysięgłych,
których zadaniem jest bezstronne osądzenie dowodów zebranych w danej
sprawie.

Jak wygląda wyzbywanie się nadmiernej aktywności? Głównym celem


jest tu zwolnienie tempa życia. Co to oznacza?
Przeprowadźmy pewien eksperyment. Dokładnie teraz, w chwili czytania
tego rozdziału, zróbmy sobie przerwę na kawę. Nie spieszmy się, książka
nam przecież nie ucieknie. Potraktujmy robienie kawy (lub herbaty) jako
rytuał, zwracając szczególną uwagę na każdą czynność. Kiedy kawa będzie
gotowa, usiądźmy z filiżanką. Powoli podnieśmy ją do ust i upijmy łyk.
Zaobserwujmy odpowiedź swojego ciała. Czujemy się zrelaksowani,
szczęśliwi.
Łatwo jest tłumaczyć sobie uczucie szczęścia, porównując je
z upodobaniem do kawy. Jednak prosty eksperyment szybko może nas
przekonać, że szczęście nie jest nieodłącznym uczuciem towarzyszącym piciu
kawy, tylko wywołane zostało przez chwilową ekspansję naszej świadomości.
Zwolnienie tempa życia jest przede wszystkim sposobem na rozszerzenie
świadomości, co spowoduje, że odczujemy szczęście i błogość.

Teraz widzimy, czego pozbawia nas nadmierna aktywność: uczucia


błogości. Im bardziej jesteśmy aktywni, tym bardziej go sobie odmawiamy.
Najpierw dopada nas bezsenność. Sen jest stanem błogości, gdyż stanowi
nieblokowaną świadomość. Następnie mamy problemy w związkach – więcej
izolacji i mniej radości. Na końcu pojawia się choroba – odosobnienie sięga
zenitu. Zwolnienie tempa życia, dokonane samodzielnie, daje możliwość
przezwyciężenia uczucia odosobnienia.

W roku 1991 byłem na konferencji poświęconej jodze w Indiach. Miałem


tam wygłosić wykład o świadomości i fizyce kwantowej. Przyznaję, że
traktowałem wtedy siebie nazbyt poważnie. Jeden z nauczycieli zapytał mnie:
„Co zwykle robisz, kiedy jesteś sam?”. I wtedy moje psychologiczne nadęcie
rozsypało się na drobne kawałeczki. Musiałem przyznać przed samym sobą,
że kiedy nie ma nikogo dookoła, jestem niespokojny, znudzony i zawsze
staram się znaleźć sobie jakieś zajęcie. Zrozumiałem wtedy, że ja też muszę
zwolnić.

W jaki sposób tego dokonać? Możemy w ciągu dnia robić sobie wiele
przerw na kawę czy herbatę. Innym skutecznym sposobem jest medytacja, ale
nasze podejście do niej bywa niejednoznaczne.

W naszym kraju zdarza się wiele przypadków dzieci cierpiących na


nadmierną aktywność, które często zmagają się też z zaburzeniami
koncentracji uwagi. Oczywiście dzieje się to tylko wtedy, gdy
nadpobudliwość urośnie do rozmiaru patologii, ale problemy z koncentracją
zwykle kojarzone są z nadmierną aktywnością także w przypadku osób
dorosłych. Osoby cierpiące na nadmiar aktywności muszą więc ćwiczyć
skupianie uwagi, co jest celem zwyczajowych form medytacji zwanych
medytacją koncentracji, takich jak powtarzanie mantry w myślach – jak
w medytacji transcendentalnej. Na początek pomocne będzie wyćwiczenie
nawyku koncentrowania się także na innych obiektach, na przykład płomieniu
świecy, oddechu, itp.
Medytacja w swej koncentracyjnej odmianie staje się coraz
popularniejsza, gdyż dzięki pionierskim badaniom Herberta Bensona wiemy
już, że powoduje „reakcję relaksacyjną”.

Po pewnym czasie praktykowania medytacji koncentracyjnej zauważymy,


że skupianie uwagi przez dłuższy czas jest trudne, jeśli nie niemożliwe.

Wykonajmy proste ćwiczenie: należy usiąść wygodnie, zamknąć oczy,


oddychać miarowo i powtarzać w myślach jakąś znaną mantrę, na przykład
słowo om z sanskrytu. Nasz umysł będzie oczywiście się rozpraszał, ale gdy
tylko uświadomimy sobie problem z koncentracją uwagi, musimy stanowczo
skierować myśli z powrotem do mantry. Ćwiczenie powtarzamy pięć razy.

Następnie otwieramy oczy. Ile razy odeszliśmy myślami od naszej


mantry? Pięć? Dwadzieścia pięć? To niełatwe, prawda? Wymaga znacznego
nakładu pracy. Potrzeba także dużej liczby ćwiczeń uciszania umysłu na tyle,
by przez jakiś czas utrzymać uwagę w ryzach.

Tak oto dochodzimy do lepszego sposobu na utrzymywanie uwagi –


polegającego na relaksie – medytacji świadomości. Jest to dokładnie to samo,
co opisałem w anegdocie o nadmiernym intelektualizmie.

Joga

Istnieją skomplikowane i subtelne techniki radzenia sobie z samymi


mentalnymi gunami – źródłem umysłowo-mózgowych dosz. Pamiętajmy, że
umysłowo-mózgowe dosze wywoływane są przez niezrównoważone
aplikowanie mentalnych gun, czyli cech umysłowych, z którymi się rodzimy.
Intelektualizm jest produktem ubocznym niezrównoważonego użycia guny
sattva – kreatywności fundamentalnej. Nadmierna pobudliwość jest
wynikiem braku równowagi w wykorzystywaniu guny rajas – kreatywności
sytuacyjnej i zdolności rozwiązywania problemów. Jeżeli będziemy w stanie
zrównoważyć cechy gun sattva i rajas (a także guny tamas – bezwładności –
bo gdy guny sattva i rajas dominują nad nami, nie wykorzystujemy guny
tamas dostatecznie), wtedy dosze umysłowo-mózgowe nie będą nas więcej
prześladować.
Koncepcja ta jest w zasadzie dość prosta. Ludzie zdominowani przez gunę
sattva muszą bardziej interesować się problemami zwyczajnego świata
i życia, co wymaga jedynie umiejętności wykorzystania guny rajas. Osoby
zdominowane przez tę ostatnią gunę powinny z kolei zająć się fundamentalną
kreatywnością w kontekście samego myślenia w archetypicznych sferach
miłości, piękna i sprawiedliwości. Oba te typy ludzi – „satwiczni”
i „rajasowi” – muszą ćwiczyć relaksowanie się, równoważenie guny tamas
w swoim życiu.

W praktyce te triki z przywracaniem stanu równowagi stanowią podstawę


tego, co w Indiach nazywamy jogą. W sanskrycie słowo joga oznacza „unia”
lub „integracja”. Celem jogi jest połączenie jaźni, ego i uniwersalnego bytu
zwanego jaźnią kwantową. Dlaczego leczenie związane jest z jaźnią
kwantową?

Jeżeli nie jesteśmy materialistami, mamy nawyk wykorzystywania sił


umysłu (czyli świadomości) do wywoływania procesów uzdrawiania ciała
i umysłu. Świadomość posiada tylko jedną moc, jeden sposób manifestowania
światu swej celowości. Z tym sposobem związana jest wolność wyboru –
wolna wola, która pozwala, by spośród wielu możliwości kwantowych
wybierać unikalną rzeczywistość wyraźnego doświadczenia. Ta wolność
wyboru jest jednak domeną jaźni kwantowej. Posiadamy wolną wolę, by móc
uzdrawiać siebie tylko w zakresie, w jakim mamy zdolność działania
z poziomu naszej kwantowej samoświadomości. Dlatego też joga ma tu
ogromne znaczenie.
Skoro guna sattva, czy też fundamentalna kreatywność, zabiera nas poza
granice naszego umysłu, już samo wykorzystywanie cechy tej guny jest jogą
– nazywamy ją wtedy dźnana joga (co oznacza mądrość). Guna rajas jest
z kolei tendencją do stosowania odkryć guny sattva do przyziemnych celów
budowania imperium – wykorzystywania kreatywności sytuacyjnej
i umiejętności rozwiązywania problemów. Możemy wykorzystywać tę
tendencję do zwiększenia osobistych korzyści, co służy naszemu ego. Jeśli
jednak wykorzystujemy działanie guny rajas bezinteresownie, dla dobra
świata, nasze czyny także staną się jogą. Tę jej odmianę nazywamy karma
joga (co oznacza działanie). Właściwie karma joga działa lepiej, gdy
praktykujemy ją w służbie miłości, zaś joga kultywująca miłość nazywa się
bhakti joga (co oznacza właśnie miłość).

Działaniem równoważącym dla osoby zdominowanej przez gunę sattva


będzie więc dalsze praktykowanie dźnana jogi z dodatkiem karma jogi i bhaki
jogi. Zaleceniem dla ludzi, u których bardziej udziela się guna rajas, jest
ćwiczenie karma jogi w połączeniu z dźnana- i bhaki jogą.

Należy też pamiętać o innej sferze wymagającej przywrócenia równowagi


– o równoważeniu umysłu, witalności oraz cielesności – nazywamy to raja
joga. Została ona skodyfikowana przez Patańdźaliego (Taimni, 1961). Raja
joga łączy w sobie hatha-jogę (pozycje fizyczne) i pranajamę (ćwiczenia
oddechu). Jak powszechnie wiadomo, na Zachodzie połączenie hatha-jogi
z pranajamą jest tym, co ludzie rozumieją przez jogę. Jednak celem raja jogi
jest zintegrowanie działania naszego ciała fizycznego, energetycznego oraz
umysłowego, aby ego mogło połączyć się z jaźnią kwantową. Na początku
praktykowanie hatha-jogi i pranajamy sprowadza się więc także do praktyk
medytacyjnych.
Jeśli praktykowaliśmy już hatha-jogę w jakiejkolwiek formie, możemy na
początku odnieść wrażenie, że są to tylko ćwiczenia rozciągające. Nie
zapomnijmy jednak o pewnych ważnych kwestiach. Po pierwsze, pozycje
hatha-jogi wykonuje się powoli, więc świadomość rozszerza się podczas
wykonywania ćwiczeń rozciągających. Po drugie, w hatha-jodze musimy
zwracać uwagę na nasze wewnętrzne procesy, na przepływ energii witalnej.
Drugie założenie hatha-jogi jest realizowane bardziej bezpośrednio
w pranajamie, czy też ćwiczeniach oddechowych. Stajemy się świadomi
ruchów energii witalnej, gdyż zwracamy uwagę na oddychanie. Zauważmy,
że uświadamiając sobie swój oddech, możemy go spowolnić, a tym samym
zwolnić tempo funkcjonowania naszych organów wewnętrznych (Goswami,
2003).

Co nam daje to zwolnienie tempa oraz rozszerzenie świadomości?


Wolniejsze tempo oznacza mniej załamań kwantowych – pomiędzy
kolejnymi załamaniami pojawia się możliwość przetwarzania
nieświadomego, namnożenia możliwości kwantowych. Dzięki temu tworzy
się miejsce na kreatywne przeskoki kwantowe ku nowym kontekstom.
Rozszerzenie świadomości pomaga nam przenieść tożsamość poza granice
ego, dając szansę na ujawnienie się jaźni kwantowej.

Leczenie w rozumieniu Stowarzyszenia


Chrześcijańskiej Nauki oraz uzdrawiająca moc wiary

Możemy też zauważyć, że umysł nadaje znaczenie, zaś umysł


funkcjonujący w sposób wadliwy generuje nieprawidłowe znaczenie, czyli to,
co w ostatecznym rozrachunku powoduje chorobę. Dlaczego więc nie
naprawić tej tendencji umysłu do tworzenia niewłaściwych znaczeń?

Co ciekawe, słynna Mary Baker Eddy założyła Stowarzyszenie


Chrześcijańskiej Nauki i zapoczątkowała tradycję leczenia chorób, kierując
się dokładnie tym samym celem. Wyznawcy jej religii uczą się, że choroba
jest iluzją (co zgadza się z założeniami wedanty), zaś umysł (w tym sensie:
świadomość) posiada moc uzdrawiania każdej choroby poprzez
uświadomienie sobie właśnie tego, że choroba jest iluzją. Są też
charyzmatyczni chrześcijanie, którzy uważają, że wiara również ma moc
uzdrawiającą, co wynika z Biblii.

Niestety, chociaż istnieją niezbite dowody skuteczności zarówno leczenia


według tradycji Stowarzyszenia Chrześcijańskiej Nauki, jak i leczenia za
pomocą wiary, niewątpliwie prawdą jest też stwierdzenie, że te metody
rzadko skutkują. W czym więc tkwi problem?
Ponadto techniki opisane przeze mnie w niniejszym rozdziale, zmiany
zachowania, medytacja i joga najlepiej sprawdzają się jako techniki
zapobiegające chorobom umysłu i ciała oraz zapewniające kontrolę nad
poziomem stresu. Ich skuteczność w konkretnych przypadkach leczenia
poważnych chorób jest ograniczona. I znów nasuwa się pytanie: w czym tkwi
problem?

Do tej pory nie poruszyliśmy tematu najbardziej spektakularnej metody


leczenia umysłu i ciała: leczenia kwantowego, które wiąże się z jednym
fundamentalnym aspektem kwantowej natury umysłu – nieciągłymi
przeskokami kwantowymi. Będzie to temat kolejnego rozdziału.
ROZDZIAŁ 16
Uzdrawianie kwantowe

N ajlepiej znanym zjawiskiem medycyny umysłu i ciała jest wspomniany


wcześniej efekt placebo. Lekarz podaje pacjentom tabletki z cukru, sugerując,
iż jest to prawdziwe lekarstwo, oni zaś wracają do zdrowia szybciej niż grupa
kontrolna przyjmująca te same pigułki, ale poinformowana o ich składzie.
Tak więc wiara, jaką pacjent pokłada w tabletce i w lekarzu, jest bardzo
ważna dla całego procesu leczenia fizycznego (Benson, 1996).

Fenomen placebo bada się naukowo od niedawna, ale od wieków istnieją


na ten temat anegdoty. Słyszałem o wielu hinduskich mędrcach-
uzdrowicielach, którzy stosowali tę metodę. Ciekawe, że zawsze dawali
pacjentowi coś, co musiał połknąć. Mówili: „Weź to, a wyzdrowiejesz”. Tym
czymś mógł być kawałek owocu lub coś równie nieistotnego z punktu
widzenia medycyny. Jakimś cudem jednak metoda ta miała właściwości
lecznicze. Czy to placebo?

Wielu konwencjonalnych lekarzy postrzega wszystkie techniki medycyny


alternatywnej jako leczenie z wykorzystaniem placebo. Z punktu widzenia
biologii trudno wyjaśnić wiele ludzkich cech, takich jak świadomość,
zachowanie etyczne czy estetyka. Biolodzy przypisują tego typu zachowanie
„korzyściom w zakresie przetrwania”. Nie wyjaśniają jednak, skąd bierze się
potrzeba przetrwania, niebędąca przecież ani fizyczną, ani chemiczną
właściwością materii. Podobnie lekarze alopatyczni – nigdy nie pytają,
z czego wynika skuteczność placebo. Co równie ciekawe, przypadki
wyleczenia za pomocą placebo, choć są prawdziwe, mają krótkotrwały efekt.
Dlaczego tak się dzieje? O to nikt nie pyta.
Pozostaje jeszcze kwestia doniesień dotyczących spontanicznego
uzdrawiania, które mogą być wywołane różnymi bodźcami, procedurami
medycznymi, a czasem po prostu intencjami i wiarą (Schlitz i Lewis, 1997).
W świecie nauki niezwykłe zjawiska często wskazują, z jakim systemem
mamy do czynienia. Jak więc wyjaśnić ten konkretny niezwykły fenomen?

Wizualizacja ma silny wpływ na organizm (patrz: rozdział 15).


Wykorzystywano ją z pozytywnym skutkiem przy leczeniu pacjentów
chorych na raka (Simonton et al., 1978). Wizualizacja jednak działa tylko na
niektórych ludzi, zaś w przypadku innych nie jest skuteczna, choć osoby te
z powodzeniem opanowały tę technikę. Dlaczego?

Nawet wśród zwolenników medycyny konwencjonalnej istnieje zgoda, że


środowisko pełne życzliwości i miłości może wspomagać proces leczenia.
Konkretny efekt działania modlitw odmawianych przez grupy modlitewne
również został udowodniony tak skutecznie, iż nawet wielu
konwencjonalnych lekarzy jest przekonanych o skuteczności przyczynowej
modlitw. Coraz częściej więc podejmuje się starania, by stworzyć atmosferę
życzliwości i modlitwy nawet w szpitalach, w których stosowana jest terapia
konwencjonalna. Konwencjonalista jednak rzadko pyta, dlaczego życzliwość
czy miłość wspomagają leczenie? Skąd bierze się skuteczność przyczynowa
modlitw?

Warto także wspomnieć, iż nawet lekarze zajmujący się medycyną


konwencjonalną akceptują fakt, iż dobre stosunki między lekarzem
a pacjentem przyspieszają proces leczenia. Jeżeli leczenie to zjawisko
materialne i obiektywne, to powyższy fakt również wydaje się trudny do
zrozumienia.

Skupiając się na powyższych przykładach, pomijamy jednak istotny


składnik procesu leczenia, a mianowicie aspekt kwantowy. Istnieje kilka
wyraźnie kwantowych aspektów leczenia umysłu i ciała (patrz także: rozdział
6): przeskok kwantowy, nielokalność kwantowa, przyczynowość odgórna
oraz hierarchia splątana. Dopóki nie weźmiemy pod uwagę fizyki kwantowej
związanej z procesami leczenia umysłu i ciała, dopóty nie będziemy w stanie
w pełni zrozumieć, dlaczego są one tak skuteczne.
Choroby umysłu i ciała składają się z dolegliwości fizycznych, w których
narzucenie znaczenia mentalnego wywołało dysharmonię zarówno ciała
witalnego, jak i fizycznego. Leczenie umysłu i ciała musi więc wiązać się ze
zmianami kontekstu znaczeń, które tworzy umysł dla nieprawidłowo
funkcjonujących ciał witalnego i fizycznego. Czasami zmiana kontekstu
przetwarzania znaczeń następuje po prostu w wyniku przetasowania starych
kontekstów. Wówczas działają ciągle metody medycyny umysłu i ciała, takie
jak autohipnoza, wizualizacja, medytacja, itp. Czasem jednak, tak jak
w przypadkach opisanych powyżej (w niektórych przypadkach placebo,
leczenia spontanicznego czy leczenia poprzez wizualizację), zmiana
kontekstu nie jest w stanie dokonać się jedynie na poziomie umysłu. W takich
przypadkach „leczenie umysłu i ciała” jest nieodpowiednim terminem.

Konteksty myślenia mentalnego biorą się z ponadmentalnej domeny


świadomości; by zmienić kontekst na nowy, my sami, jako istoty mentalne,
musimy przeskoczyć do sfery ponadmentalnej. Jest to nieciągły skok
kwantowy i dlatego taki typ leczenia nazywamy leczeniem kwantowym.

„Leczenie kwantowe” to wyrażenie, które zostało już w kreatywny sposób


przyswojone (co prawda w formach podstawowych) przez co najmniej dwóch
lekarzy, Larry’ego Dosseya i Deepaka Choprę. Dossey (1989) kładł nacisk na
kwantową naturę leczenia pacjenta przez inną osobę (na przykład poprzez
modlitwę), postrzegając tę naturę jako dowód na nielokalność kwantową.
Chopra (1989) poprawnie przyjął, iż na kwantową naturę samoleczenia
składają się przeskoki kwantowe. Prace obu autorów opisałem pokrótce
w rozdziale 5. Oto kilka dodatkowych szczegółów. Zacznijmy od Chopry.

Przeskok kwantowy Chopry

W latach 80. lekarz Deepak Chopra poszukiwał wyjaśnienia zjawiska


samoleczenia. Gdy spytano go, czy zna lekarstwo na raka, odpowiedział:
„Jeżeli pacjent jest w stanie pobudzić proces leczenia we własnym
organizmie, uznałbym to za lek na raka”.
Jeżeli przytoczone słowa przypominają pogląd Mary Baker Eddy, która
twierdziła, że kiedy mózg odkryje, iż wszelkie choroby są jedynie iluzją,
wtedy proces leczenia rozpocznie się sam, to podobieństwo nie jest
przypadkowe. Zarówno Chopra, jak i Baker Eddy przedstawiają ideę leczenia
jako proces samoodkrywania. Chopra jednak uczynił jeden istotny krok
naprzód. W książce Zdrowie bez granic napisał: „Wiele leków o tajemniczych
źródłach – leczenie wiarą, spontaniczne remisje oraz skuteczne wykorzystanie
placebo – wskazuje na przeskok kwantowy. Dlaczego? Ponieważ w tych
wszystkich przypadkach, wewnętrzna świadomość wywołała drastyczny
skok, przeskok kwantowy ku mechanizmowi uzdrawiania organizmu”16.

Chopra wprowadził koncepcje świadomości i fizyki kwantowej do


leczenia umysłu i ciała, by zapoczątkować nowy naukowy model zjawiska
samoleczenia wykraczający poza ramy fizyki klasycznej, chemii czy biologii,
które to dziedziny nie potrafią znaleźć wytłumaczenia takich zjawisk.
W swojej książce Chopra zasugerował, że interakcja na drodze umysł-ciało
zachodzi dzięki „kwantowemu organizmowi mechanicznemu”, zaś w całym
procesie pośredniczy błogostan świadomości.

Warto tu po raz kolejny podkreślić, iż leczenie umysłu i ciała nie jest


leczeniem mózgu i ciała. Kwestią fundamentalną dla leczenia umysłu i ciała
jest przyczynowość odgórna: to myśl, emocja lub przekonanie rozpoczyna
proces leczenia. Zdolność przyczynowości odgórnej mózgu jest wątpliwa.
Naukowcy pośrednio lub bezpośrednio badający zjawisko leczenia umysłu
i ciała przyjmują dualistyczny model interakcji umysłu i ciała. Niestety,
model ten jest kontrowersyjny.
Jeżeli umysł i ciało są dwiema oddzielnymi substancjami, to w jaki
sposób mogą współdziałać bez pośrednika? Jak tego typu interakcja ma się do
zasady zachowania energii w świecie materialnym? Stąd właśnie wzięła się
błyskotliwa sugestia Chopry: pośrednikiem w interakcji na linii umysł-mózg
jest świadomość. W jaki sposób świadomość pośredniczy w procesie
interakcji umysłu i ciała? „Za pomocą organizmu mechaniki kwantowej” –
odpowiada Chopra, w sposób nieco niejasny. Według niego „leczenie umysłu
i ciała to leczenie kwantowe”.

Niejasność definicji Chopry zniknie, jeśli uświadomimy sobie, iż


świadomość pośredniczy w interakcji umysłu i ciała za pomocą „kwantowej”
natury obu tych tworów. Jeżeli umysł i ciało stanowią newtonowskie obiekty
w rozumieniu fizyki klasycznej, nie ma możliwości, by ich interakcja była
możliwa bez dokonania poważnych zmian w znanym nam obecnie modelu
fizyki. Jeżeli jednak zarówno fizyczne, jak i mentalne obiekty są
możliwościami kwantowymi w ramach świadomości, to w takim razie
świadomość jest w stanie jednocześnie i nielokalnie załamać możliwości
skojarzonego umysłu i ciała, by stworzyć realne doświadczenie.

Tajemnicą leczenia umysłu i ciała pozostaje sposób, w jaki myśl (będąca


obiektem niematerialnym) sprawia, że mózg tworzy obiekt materialny (na
przykład cząsteczkę neuropeptydu), który podejmuje komunikację z układem
odpornościowym lub hormonalnym, co ostatecznie rozpoczyna proces
leczenia. Z punktu widzenia nowego paralelizmu psychofizycznego –
świadomość jednocześnie rozpoznaje i wybiera (spośród wszystkich
kwantowych możliwości oferowanych przez umysł i sferę ponadmentalną)
zmieniającą kontekst myśl o samoleczeniu oraz stan mózgu posiadający nową
cząsteczkę neuropeptydu (ilustracja 17).
Naturalnie, kwantowy skok kreatywności do sfery ponadmentalnej jest tu
kluczowy dla procesu leczenia. To idea, która zmienia wiarygodną
propozycję dotyczącą leczenia kwantowego w uzasadnioną regułę
wyjaśniającą rzeczywiste mechanizmy.

Nielokalność Dosseya w leczeniu

Dossey (1989) określa nielokalność jako znak obecności mechaniki


kwantowej i świadomości w procesie leczenia (jakiś czas temu Richard
Feynman [1981] zademonstrował, iż klasyczny komputer nigdy nie będzie
w stanie symulować nielokalności). Omówione przeze mnie wcześniej
badanie przeprowadzone przez kardiologa Randolpha Byrda (1988) jest
jednym z najlepszych dowodów na kwantową nielokalność procesu leczenia.
W badaniu tym uczestniczyło 393 pacjentów oddziału opieki kardiologicznej
w szpitalu San Francisco General Hospital. Przedmiotem badań było
oddziaływanie modlitw (odmawianych przez domowe grupy modlitewne
znajdujące się z dala od pacjentów) na stan zdrowia chorych przebywających
w szpitalu.

Ilustracja 17. Sposób funkcjonowania procesu leczenia umysłu i ciała

Badane osoby podzielono na dwie grupy – jedna składała się ze 192


pacjentów, o których zdrowie modliło się od czterech do siedmiu osób, druga
(grupa kontrolna) liczyła 201 pacjentów, o których zdrowie nikt się nie
modlił. Ani lekarze, ani pacjenci nie wiedzieli, kto należy do której grupy.
Byrd odkrył, iż nawet nielokalny wpływ modlitwy jest zadziwiająco
pozytywny. Dla przykładu u pacjentów, o których się modlono, stwierdzono
pięciokrotnie mniejszą konieczność podania antybiotyków i trzykrotnie
mniejszą podatność na gromadzenie się płynu w płucach (obrzęk płuc)
w porównaniu z grupą kontrolną. Oba powyższe wyniki były istotne z punktu
widzenia statystycznego.
W jaki sposób działa modlitwa? Odpowiedź możemy uzyskać, łącząc
w jeden model dosseyowską teorię kwantowej nielokalności leczenia przez
inne osoby z kwantowym przeskokiem Chopry dotyczącym samoleczenia.
Gdy ktoś o czystych intencjach modli się za nas nawet w oddaleniu,
świadomość (jako byt nielokalny i łączący) w tym samym czasie załamuje
lecznicze intencje w naszym umyśle, podobnie jak podczas mentalnej
telepatii (mimo że zazwyczaj nie będziemy tego świadomi w wyniku
działania szumów – drugorzędnych zjawisk świadomości zachodzących
w połączeniu umysłu i mózgu). Od tego momentu ten sam proces leczenia
kwantowego funkcjonuje jako samoleczenie.

Innymi słowy – ten typ leczenia dokonywanego przez inne osoby łączy
się z procesem samoleczenia. To samo tyczy się większości (choć nie
wszystkich) metod duchowego uzdrawiania jednych osób przez inne: osoba
lecząca nielokalnie przekazuje intencje na poziomie, na którym dokonuje się
wybór oraz załamanie kwantowe. Jest to poziom jaźni kwantowej lub
świadomości zbiorowej.

Kreatywność: przyczynowość odgórna w leczeniu

Wielu lekarzy pisało o przypadkach spontanicznych uzdrowień. Niektóre


z tych przypadków, takie jak np. zniknięcie złośliwego nowotworu w ciągu
jednej nocy, były dość radykalne (patrz: Chopra, 1989; Weil, 1995; Moss,
1984). Wcześniej przytoczyłem dwie spośród takich historii.

Jak już wspomniałem, zwolennicy medycyny konwencjonalnej


bagatelizują przypadki spontanicznej remisji chorób, przypisując je ogólnej
kategorii efektu placebo lub (jeżeli nie można zastosować takiego
wytłumaczenia) milczą na temat przyczyn tego typu zjawisk. W obu
przypadkach tracą oni okazję do lepszego zrozumienia tego fenomenu.
Stopniowo jednak lekarze zaczynają akceptować nową hipotezę, według
której często nasz organizm posiada wiedzę i odpowiednie mechanizmy
niezbędne do zwalczenia choroby; musimy jedynie je odkryć i uaktywnić
(O’Regan, 1987; Weil, 1995). Ta idea również ma swoje ograniczenia,
ponieważ to, co należy przypisywać jedynie świadomości (moc kreatywności
i przyczynowości odgórnej), przypisuje się fizycznemu ciału,
nieposiadającemu żadnej mocy przyczynowej i pełniącemu jedynie funkcję
sprzętu.

Załóżmy jednak, że uznamy istnienie leczniczej mocy świadomości.


Świadomość posiada mądrość (w swoim przedziale ponadmentalnym), czyli
mechanizm (wybieranie nowego kontekstu do mentalnego przetworzenia
znaczenia uczuć) uzdrawiający. Posiada ona również moc odkrycia tego, co
niezbędne (moc zdobywania wiedzy na drodze przeskoków kwantowych)
oraz moc urzeczywistnienia tej wiedzy za pomocą odblokowywania uczuć
witalnych przy odpowiednich czakrach, odblokowywania programów
witalnych i, co za tym idzie, odblokowywania skojarzonych z nimi organów
fizycznych, co przywraca prawidłowe funkcjonowanie narządów.

Realnie wiara w słowo lekarza, jak w przypadku efektu placebo, daje


pacjentom jedynie namiastkę swoich zdolności samoleczenia. By naprawdę
uaktywnić tę zdolność, wymagany jest całościowy program kreatywności
obejmujący wszystkie etapy procesu twórczego, co kończy się ni mniej, ni
więcej tylko zmianą kontekstu życia danej osoby.
W tym miejscu pada kluczowe pytanie: jeżeli leczenie kwantowe wymaga
kreatywności umysłu, czy jesteśmy w stanie opracować program działania
pozwalający nam się leczyć zgodnie z tą ideą? To prawda, że kreatywność
jest nieprzyczynowa. Niegdyś kreatywne pojmowanie określaliśmy mianem
bożej łaski. Prawdą jest jednak także to, iż angażowanie się w proces twórczy
na wszystkich jego czterech etapach (przygotowanie, inkubacja, olśnienie
i urzeczywistnienie ze zrozumieniem) pomaga w czynach twórczych. Co to
wszystko oznacza dla kwestii leczenia umysłu i ciała?
Załóżmy, że zamiast wiary otrzymujemy jakieś lekarstwo (tak jak przy
efekcie placebo) i zaczynamy działać w przekonaniu („palącym”
przekonaniu, ponieważ mamy do czynienia ze sprawą pilną), że dysponujemy
już mechanizmem uzdrawiającym, który należy jedynie odkryć oraz
uaktywnić. Pierwszy krok tego typu kwestii kreatywnej polega więc na
przygotowaniach.

Jako pacjenci będziemy zmotywowani do badania istoty swojej


dolegliwości (naturalnie z pomocą swoich lekarzy) oraz rozmyślania o niej.
Tego typu medytacja ukaże rolę dosz umysłowo-mózgowych w sposobie,
w jaki radzimy sobie ze stresem umysłowym, oraz w sposobie, w jaki nasze
nawyki mentalizowania emocji i ich tłumienia lub ekspresji (zależnie od
sytuacji) przyczyniają się do powstania choroby.

Zrozumiemy również jedną z głównych przyczyn kumulowania się stresu


mentalnego: pośpiech mentalny – dodawanie do pogoni za marzeniami
kwestii dokonań, niepokojów i snów na jawie. Celem przygotowania jest
więc spowolnienie umysłu tak, by móc stworzyć otwarte i chłonne
środowisko mentalne, co stanowi niezbędny pierwszy krok na drodze do
jakiejkolwiek formy kreatywności.

Na kolejnym etapie pacjenci i ich lekarze wypróbowywać będą rozmaite


nowe (dla pacjenta) techniki medycyny umysłu i ciała. Jest to ten etap
kreatywności, w którym wykorzystujemy niewyuczone bodźce do
wygenerowania niezałamanych fal możliwości w umyśle oraz sferze
ponadmentalnej, ale nie wybieramy spośród tych możliwości. Tylko wybór
jest w stanie stworzyć zjawisko świadomego postrzegania (Goswami, 1993),
więc mam tu na myśli przetwarzanie nieświadome – przetwarzanie bez
udziału świadomości.

Istnieją dobrze znane przypadki terapii z wykorzystaniem sztuki: ludzie


leczą się sami za pomocą zanurzenia w świecie pięknej, duchowej twórczości.
Tego typu terapia nie działa na wszystkich, ale w jaki sposób może ona
w ogóle przynosić pozytywne rezultaty? Mentalne wyobrażenie leczenia
zainspirowane przez sztukę szybko zmienia się w przetwarzanie
nieświadome, co otwiera drogę ku nowym możliwościom. Prędzej czy
później zdarzenie pozornie niewywołujące żadnych efektów przyczynia się
do powstania kwantowego skoku pojmowania: jednocześnie nowy kontekst
ponadmentalny i odzwierciedlająca go forma mentalna pojawiają się
w świadomym postrzeganiu. Pojmowanie prowadzi do korygującej zmiany
kontekstu odnoszącego się do sposobu, w jaki umysł radzi sobie z emocjami.

Urzeczywistnienie pojmowania zaczyna się natychmiast: uczucia i wzory


witalne uwolnione z więzi mentalizacji raz jeszcze działają prawidłowo,
prowadząc (niekiedy w sposób radykalny) do uzdrowienia określonego
skojarzonego z nimi narządu.

Wspomniałem już, że istnieją doniesienia o sukcesach w leczeniu raka za


pomocą kreatywnej wizualizacji (Simonton et al., 1978), co wiąże się
z przytoczonym powyżej scenariuszem. Oto szczególnie poruszający opis
leczenia kwantowego z wykorzystaniem wizualizacji:

Podczas pobytu w Meksyku zacząłem odczuwać ból w klatce


piersiowej. Po powrocie do kraju przebadałem się za pomocą
rezonansu magnetycznego, który wykazał w grasicy niepokojącą
obecność dziwnej tkanki łączącej się z aortą. Postanowiłem poczekać,
ale przeprowadzone pół roku później badanie potwierdziło, że tkanka
wciąż tam jest.

Postanowiłem spędzić tydzień w leczniczym centrum Carla Simontona


w Kalifornii i za namową tamtejszego personelu wyobrażałem sobie
„rekiny pożerające komórki nowotworowe”. Pod koniec tygodnia
doświadczyłem niezwykle żywej, spontanicznej wizji, która nie była
częścią programu. Ujrzałem niebezpieczną tkankę umiejscowioną
w grasicy jako bryłę lodu, który zaczął topnieć, tworząc duże,
niesamowite krople wody. Nigdy wcześniej tego typu wizja nie stanęła
mi przed oczyma ot tak po prostu. Od razu wiedziałem, że spływające
po lodzie krople to łzy. W ciągu całego swojego życia, nawet w trakcie
najbardziej tragicznych przeżyć, nigdy nie potrafiłem płakać. Teraz
zobaczyłem, jak topnieje dręczący mnie ucisk; widok śmierci
i znęcania się, którego doświadczyłem w dzieciństwie, nierozwiązany
konflikt z byłą żoną. Nagle wszystkie te emocje stały się dla mnie
dostępne i odczuwałem je z wielką intensywnością.
Cztery miesiące później wykonałem kolejne badanie i okazało się, że
intruz zniknął – nie było po nim śladu. Nie poddawałem się żadnej
innej terapii. Czymkolwiek była ta chorobliwa tkanka, lekarze
twierdzili, że gdyby nie dwa poprzednie testy, nie dałoby się
stwierdzić, że kiedykolwiek byłem chory (Barasch The Healing Path,
1993, s. 273–274)17.

Jest dla mnie oczywiste, że opisane wyżej doświadczenie pomogło


uwolnić tej osobie emocje kumulowane przez całe jej życie. Nie ma żadnych
wątpliwości, iż zjawisko to było nagłe i nieoczekiwane – prawdziwy przeskok
kwantowy.

Oceniając ową spontaniczną remisję pod tym kątem, dostrzegam, iż ma


ona związek z kreatywnym pojmowaniem, sytuacją, w której każdy z nas jest
w stanie wybrać „ścieżkę ku zdrowiu” spośród niezliczonych możliwości
generowanych przez nieświadome przetwarzanie. Wybór ten jest dziełem
jednoczącej świadomości w swojej postaci kwantowej.

W jaki sposób doświadcza się takiego wyboru leczniczego pojmowania,


tej kwantowej samoświadomości? Doświadczenia bywają zależne od
indywidualności danej osoby. W opisanym powyżej przypadku była to wizja.
Lekarz Richard Moss (1981, 1984) opowiadał o chorej na raka pacjentce,
która przyszła na jeden z jego warsztatów; wspominałem o tym przypadku już
wcześniej. Podczas wykładu kobieta zachowywała się krnąbrnie i nie
reagowała na rozmaite próby przekazania jej pozytywnej energii. Jednak
w pewnym momencie Mossowi udało się pokonać stworzoną przez kobietę
barierę, dzięki czemu wzięła udział w spontanicznym tańcu zakończonym
niezwykłym doświadczeniem nagłego oświecenia. Następnego ranka
pacjentka czuła się o wiele lepiej, co skłoniło Mossa do wysłania ją na
badanie. Okazało się, że w cudowny sposób rak zniknął.
Pacjentka z anegdoty przytoczonej przez Mossa doświadczyła przypływu
kreatywnego pojmowania. Chorzy jednak często sami doświadczają
świadomości wyboru w momencie, gdy nastąpi krystalizacja czystości
uzdrowicielskich intencji. Jako przykład może posłużyć opowieść lekarza
Deepaka Chopry o tym, w jaki sposób chory na raka pacjent wyzdrowiał
dzięki nagłemu oświeceniu:

Jakieś dziesięć lat temu przyszła do mnie cicha, około


pięćdziesięcioletnia kobieta skarżąca się na ostre bóle podbrzusza
i żółtaczkę. Kobieta sądziła, że może mieć kamienie żółciowe, więc
skierowałem ją na natychmiastowy zabieg, ale na stole operacyjnym
okazało się, że ma złośliwy nowotwór, który rozprzestrzenił się na
wątrobę i całą jamę brzuszną.

Chirurdzy uznali, iż rak jest nieoperacyjny, więc zaszyli pacjentkę


i nie podjęli żadnych dalszych czynności. Córka kobiety błagała mnie,
bym nie mówił jej matce prawdy, więc poinformowałem pacjentkę, iż
udało się skutecznie usunąć kamienie. Uznałem, że rodzina po jakimś
czasie powie jej prawdę…

Osiem miesięcy później ze zdziwieniem zobaczyłem, iż kobieta


ponownie odwiedziła mój gabinet. Wróciła na rutynowe badanie, na
którym okazało się, iż nie ma żółtaczki, nie odczuwa bólów i nie ma
żadnych widocznych oznak raka. Dopiero po upływie kolejnego roku
wyznała mi coś niezwykłego. Powiedziała: „Panie doktorze, dwa lata
temu byłam tak pewna, że mam raka, że gdy okazało się, że to tylko
kamienie żółciowe, powiedziałam sobie, że nigdy więcej nie będę
chora”. Rak nigdy nie powrócił.

Kobieta nie zastosowała żadnej specjalnej techniki; wydaje się, że


wyzdrowiała dzięki własnemu postanowieniu. To wystarczyło… Muszę
określić to mianem zjawiska kwantowego z powodu tej fundamentalnej
transformacji, która objęła nie tylko narządy, tkanki, komórki czy
nawet DNA, lecz dotarła do źródła istnienia organizmu w czasie
i przestrzeni (Chopra, 1989, s. 102–103)18.

Przytoczyłem kilka przypadków spontanicznego wyleczenia raka i jestem


zdania, że wszystkie te sytuacje były wynikiem pojmowania kwantowego. By
lepiej dostrzec dynamiczną funkcję, jaką spełnia to pojmowanie, wypadałoby
nieco dokładniej dowiedzieć się, co wchodzi w grę w przypadku powyższych
przykładów leczenia raka (Weil, 1995).

Na komórki naszego organizmu zawsze oddziałuje presja skłaniająca je


do stania się komórkami złośliwymi. W tej sytuacji komórki nie umierają
wtedy, kiedy powinny, nie zostają w tym samym miejscu i ogólnie rzecz
biorąc, nie podlegają regularnym procesom komórkowym. Komórki złośliwe
nie są jednak rakiem, lecz jego zalążkiem.

Dzieje się tak, ponieważ komórki złośliwe rozróżniają się między sobą za
pomocą anormalnych antygenów („komórka obca”) znajdujących się na ich
powierzchni. Układ odpornościowy, którego zadaniem jest odróżnianie
komórek „ja” od „nie-ja”, jest więc w stanie się ich pozbyć. W ten sposób rak
pojawia się dopiero wtedy, gdy z jakiegoś powodu układ odpornościowy
funkcjonuje w sposób niewystarczająco skuteczny (z powodu defektu
fizycznego lub witalnego) lub jego działanie jest stłumione (w wyniku
działania dosz umysłowo-mózgowych). Na przykład sytuacja, w której
nadmierna mentalizacja i intelektualizm prowadzą do stłumienia uczuć
w czakrze serca, doprowadza do stłumienia działania programów układu
odpornościowego powiązanych z uczuciami (patrz: rozdział 14).

Tak więc spontaniczny rozwój nowotworu musi być wywołany nagłym


wzrostem aktywności układu odpornościowego, który pozbywa się rosnących
komórek raka w ciągu kilku dni lub nawet godzin. Załóżmy, iż
niewystarczająco skuteczna lub stłumiona praca układu opornościowego
wywołana jest wadliwym przetwarzaniem mentalnym – nadmierną
mentalizacją i intelektualizmem zbierającym swoje żniwo. Kwantowemu
przeskokowi do sfery ponadmentalnej towarzyszy zmiana sposobu
przetwarzania znaczenia mentalnego. Proces ten odblokowuje uczucia
w czakrze serca. To z kolei umożliwia pożądany wpływ na układ
odpornościowy, czyli reaktywację jego programów witalnych tak, by mogły
one pozbyć się komórek rakowych, wywołując szybki powrót do zdrowia.
Co wiadomo na temat spontanicznych remisji nowotworów? Brendan
O’Regan (O’Regan i Hirshberg, 1993), badacz z Instytutu Nauk Noetycznych
i autor być może najbardziej szczegółowych prac z tej dziedziny, pisał
o trzech typach przypadków spontanicznej remisji: (1) czysta remisja –
remisja bez terapii alopatycznych stosowanych po diagnozie; (2) remisja po
zastosowanej po diagnozie terapii, która jednak nie przyniosła pożądanych
rezultatów; oraz (3) najbardziej niezwykły przypadek remisji, kiedy
„wyzdrowienie jest nagłe, pełne i bez podjęcia żadnych kroków
medycznych”. Ostatni przypadek kojarzony jest z terapiami duchowymi.
Trzeci typ przypadków remisji uznawany jest za leczenie kwantowe
z uwzględnieniem wyraźnego nieciągłego doświadczenia lub pojmowania
„duchowego”. W przypadku pozostałych dwóch typów wyzdrowienie może
być rezultatem sytuacyjnej reorganizacji uprzednio znanych programów
mentalnych, co spowodowało przystosowanie się do nowej sytuacji
i wyzdrowienie. Wyzdrowienie może jednak być skutkiem tego samego
przeskoku kwantowego, co w przypadku trzeciego typu, z zaznaczeniem, iż
uczestnicy takiego wydarzenia nie byli w stanie dostrzec wyjątkowości
kreatywnej chwili. Może to wynikać z braku przygotowania; olśnienie mogło
nie wydawać się pacjentom zbyt istotne, więc nie zwrócili na nie uwagi.

Ostatni etap procesu kreatywnego (Goswami, 1996 i 1999) –


urzeczywistnienie – również powinien zostać omówiony w obecnym
kreatywnym modelu leczenia kwantowego. Urzeczywistnienie to nie tylko
reaktywacja wzorów witalnych niezbędnych do prawidłowego
funkcjonowania odpowiednich narządów. Po tym, jak rozpoczęła się remisja,
chcąc ustabilizować jej przepływ i zapewnić jej trwanie, pacjent musi
wprowadzić określone zmiany w trybie życia, gdyż odpowiadają one zmianie
kontekstu w mentalnym przetwarzaniu uczuć. Na przykład tryb życia, który
tworzy nadmiar intelektualizmu i reakcji obronnych, musi zostać zastąpiony
trybem nieco bardziej zbilansowanym.

Dlaczego większość przypadków leczenia placebo wydaje się mieć


jedynie tymczasowe działanie? Uważam, że nie są to przypadki prawdziwego
leczenia kwantowego wywołanego przez chorą osobę. Wiara, że
otrzymujemy lekarstwo od lekarza, któremu ufamy, prowadzi do
przestawienia znanych kontekstów znaczeń, co chwilowo pozwala na
przystosowanie się umysłu. Innymi słowy – chodzi tu o przypadki
wyzdrowienia spowodowane kreatywnością sytuacyjną powstałą
spontanicznie bez udziału świadomej części naszej jaźni.
Przyjrzyjmy się ponownie przypadkowi byłego wydawcy „Saturday
Review”, Normana Cousinsa (1989), który opisywał samowyleczenie
z choroby Bechterewa, schorzenia degeneratywnego powodującego
usztywnianie tkanki łącznej kręgosłupa. Eksperci oceniali szanse
wyzdrowienia Cousinsa na jeden do pięciuset. Sam chory zaprzestał
przyjmowania standardowych leków i zaczął brać olbrzymie dawki witaminy
C, wszystko w porozumieniu ze swoim lekarzem. Krążą plotki, że korzystał
także z homeopatii. Równie ważne jest jednak to, że oglądał komedie (na
przykład stare filmy W.C. Fieldsa i przygody braci Marx) i czytał swoje
ulubione komiksy. Cousins w cudowny sposób wyzdrowiał i wrócił do
swojego dawnego twórczego trybu życia.

Uważam, iż Cousins przeszedł od choroby do leczenia, podążając etapami


procesu twórczego. Pierwszy etap – eksperymentowanie z typowymi lekami
itp. – to przygotowanie. Drugi etap – oglądanie filmów i czytanie komiksów –
pozwolił mu się zrelaksować, kiedy znajdował się naprzemiennie w trybie
bezczynności oraz w trybie czynów (naprzemienny tryb bycia i robienia),
któremu z kolei odpowiadało zażywanie witaminy C. W efekcie udało mu się
osiągnąć upragniony przeskok kwantowy, co doprowadziło do wyzdrowienia,
a sądząc po opiniach innych osób, dokonał on również zmian w swoim trybie
życia.

Co niezwykle istotne, leczenie kreatywne to idea, którą da się udowodnić


w sposób medyczny. Jesteśmy w stanie klinicznie przebadać trzy grupy
pacjentów i porównać ich tempo powrotu do zdrowia:

Grupa otrzymująca konwencjonalne placebo; tu lekarz podaje chorym


słodki syrop lub podobną substancję, co ma za zadanie wywołać
u pacjentów odpowiednie przekonanie.
Grupa leczenia kreatywnego, w której pacjenci są świadomi
i przechodzą własne procesy twórcze w bliskiej współpracy z lekarzem
na etapie przygotowania (jak było w przypadku Cousinsa). W tej grupie
także mamy do czynienia z etapem urzeczywistnienia odbywającym się
w trakcie procesu leczenia kreatywnego.
Grupa kontrolna, której pacjenci świadomie przyjmują placebo, ale nie
biorą udziału w twórczym procesie leczenia.

Hierarchia splątana

Lekarz (medycyny konwencjonalnej) idzie do nieba i widzi przed sobą


długą kolejkę do wrót niebieskich. Nie przywykł do czekania w kolejkach,
więc idzie prosto do świętego Piotra, który zajmuje się wpuszczaniem
oczekujących. Usłyszawszy jego skargę, święty Piotr kręci głową i mówi:

– Przykro mi, doktorze. W niebie nawet lekarze muszą czekać w kolejce.

W tej samej chwili mija ich pewien jegomość w białym lekarskim


fartuchu i wbiega przez bramę, nie zwracając uwagi na kolejkę.

– Ha – mówi lekarz – to był właśnie lekarz, który nie czekał w kolejce!


Jak to wytłumaczysz?
Święty Piotr, chichocząc, odpowiada:

– To Bóg. Czasem wydaje mu się, że jest lekarzem.


Przytaczając ten żart, staram się powiedzieć, że rola lekarza w procesie
leczenia kreatywnego musi się radykalnie zmienić. W medycynie
konwencjonalnej hierarchia ustalona przez lekarza w relacjach lekarz-pacjent
jest bardzo prosta: lekarzowi wydaje się, że jest Bogiem, istotą nadrzędną
w stosunku do pacjenta, który nie ma bladego pojęcia o zdrowiu ani leczeniu.
Podczas pewnej konferencji dotyczącej zdrowia na University of Oregon
(Evans, 2003) pewien lekarz rodzinny powiedział:
– Typowa relacja lekarza z pacjentem polega na tym, iż lekarz pyta „Jak
pan/pani się miewa”, na co pacjent odpowiada: „Miałem/am nadzieję, że to
pan doktor mi powie”.

Tego typu podejście nie ma jednak odpowiedniego uzasadnienia, może


z wyjątkiem materialnej sfery ciała fizycznego; pacjenci najlepiej wiedzą, co
dzieje się z ich ciałami subtelnymi.

W rzeczywistości związek lekarz-pacjent nie jest prostą hierarchią; jest


czymś nadzwyczaj zawiłym. Przytoczę w tym miejscu anegdotę (Locke
i Colligan, 1986). Pewien lekarz leczył chorego na astmę pacjenta skarżącego
się na trudności z oddychaniem. Naturalnie, gdy tylko lekarz dowiedział się
o nowym leku, poprosił wytwarzającą go firmę o próbkę, a kiedy ją otrzymał,
od razu podał pacjentowi. Ten odczuł ulgę już w ciągu kilku minut; nawet
oskrzela wydawały się pozostawać dłużej drożne.

Chcąc z ciekawości sprawdzić autentyczną skuteczność podanego środka,


lekarz podał pacjentowi placebo. Gdy to uczynił, trudności w oddychaniu
powróciły. Na tym etapie lekarz był przekonany, że lek działa, w związku
z czym poprosił firmę farmaceutyczną o więcej próbek. Można sobie
wyobrazić jego zdziwienie, kiedy firma przyznała się do pomyłki, informując
lekarza, iż omyłkowo przysłano mu placebo. Skąd więc bierze się
skuteczność tak zwanych leków? Najwidoczniej z cechującej lekarzy wiary
w ich działanie.

Prosta hierarchia ma zgubny wpływ na kreatywność. Jeżeli lekarze są


autorytarni, ich pacjenci nie będą skłaniać się ku kreatywnym przemyśleniom
dotyczącym ich sytuacji. Dlatego też w medycynie kreatywnej dominująca
obecnie hierarchia relacji lekarzy z pacjentami musi ustąpić na rzecz
hierarchii splątanej, czyli relacji wspólnej nauki.
Co więcej, konwencjonalni lekarze wypracowali nawyk postrzegania
leczenia jako nauki obiektywnej. Należy jednak pamiętać, iż leczenie to nie
tylko nauka, lecz także sztuka, w związku z czym jest ona nie tylko
obiektywna, lecz także subiektywna. Możemy nauczyć się wszystkiego
o falach obecnych na strunach i o pozostałych tajnikach fizyki gitary, ale nie
zastąpi to nam sztuki gry na tym instrumencie, gdyż wymaga to kreatywności
ze strony grającego. Leczenie kreatywne wymaga przede wszystkim inwencji
charakteryzującej związek pacjenta z lekarzem, inwencja ta zaś zaczyna się
od hierarchii splątanej – hierarchicznej kolistości, w której każdy etap
wpływa na inne aż do nieskończoności.

Jednym z najbardziej pożądanych aspektów zmiany paradygmatu, której


doświadczamy w medycynie, jest odbywające się obecnie w relacjach lekarz-
pacjent przejście od hierarchii prostej do splątanej. Zobrazuję to za pomocą
historii autorstwa psychologa Arnolda Mindella, opowiadającej o tym, jak
podczas pracy z nieuleczalnie chorym pacjentem cierpiącym na raka żołądka
odkrył koncepcję śniącego ciała, czyli całkowitego obrazu realnej osobowości
danej osoby urzeczywistniającego się na różnych poziomach.

Podczas jednego ze spotkań pacjent doznał olśnienia, w wyniku którego


chciał „eksplodować” ekspresją, tak jak nigdy dotąd. Tuż przed przyjazdem
do szpitala przeżył sen, o którym opowiedział Mindellowi. W tym śnie chory
był pacjentem cierpiącym na nieuleczalną chorobę, którą dało się wyleczyć
jedynie za pomocą lekarstwa działającego na zasadzie bomby. Nagle Mindell
również doznał olśnienia; dostrzegł jedność w koncepcji śniącego ciała
odnoszącej się do choroby pacjenta, bombie ze snu oraz jego potrzebie
„eksplodowania” ekspresją.
Twórcze doświadczenia lekarza i pacjenta nie skończyły się na tych
odkryciach i obaj przeszli też przez etap urzeczywistnienia. Pacjent opuścił
szpital zdrowy i żył jeszcze przez kilka lat, uprzednio zmieniając swój tryb
życia pod wpływem nowo odkrytych źródeł ekspresji. Mindell zaś stał się
sławny dzięki swoim sukcesom w pracy z pacjentami opartej na koncepcji
śniącego ciała.
ROZDZIAŁ 17
Choroby i ich leczenie jako możliwości
obudzenia inteligencji ponadmentalnej

I nteligencja jest zdolnością do prawidłowego reagowania na określoną


sytuację. Na przykład inteligencja mierzona za pomocą testów IQ stanowi
naszą umiejętność rozwiązywania problemów. Jest to założona zdolność
mentalna uważana za algorytmiczną, logiczną i policzalną. Czy poza
inteligencją mentalną istnieje jakiś inny rodzaj inteligencji?

Innym typem rozpoznawanej dziś inteligencji jest inteligencja


emocjonalna, którą znamy dzięki popularnemu wykładowi Daniela Golemana
(1995). Kiedy znajdujemy się w sytuacji emocjonalnej, nasza mentalna
zdolność do rozwiązywania problemów na niewiele się zdaje.

Czym więc jest inteligencja emocjonalna? Psycholog Peter Salovey


(Salovey i Mayer, 1990) definiuje ją jako zespół umiejętności w obrębie
pięciu różnych obszarów doświadczenia: rozumienie siebie (świadomość
własnej natury emocjonalnej), kierowanie emocjami, kontrolowanie emocji
w ramach motywacji do osiągania celów, empatia (zdolność do wchodzenia
w interakcje z emocjami innych ludzi przy jednoczesnym zachowaniu
obiektywizmu) oraz zawieranie związków emocjonalnych.
Uważni czytelnicy z pewnością zauważyli, że wiele technik medycyny
umysłu i ciała wymienionych w poprzednim rozdziale (na przykład trening
świadomości i empatii oraz psychologia czakr) zostało opracowanych po to,
by pomóc nam w wykształceniu inteligencji emocjonalnej. Wynika z tego
jasno, że inteligencja emocjonalna jest niezbędnym czynnikiem utrzymania
dobrego stanu zdrowia oraz kontrolowania chorób.

W jaki sposób kształtuje się inteligencja emocjonalna wraz ze


świadomością i psychologią czakr? Dzięki treningowi świadomości uczymy
się odczuwać własne emocje, odkrywać czakry i kształtować zdolność
kontrolowania przepływu energii witalnej w obrębie naszych czakr za
pomocą wyobraźni, masaży energii witalnej, itd. (patrz: rozdziały 11, 15).
Poprzez trening empatii uczymy się doświadczać emocji, których
(nielokalnie) dostarczają nam interakcje z osobami niestabilnymi
emocjonalnie, ale nie identyfikujemy się z tymi uczuciami. Psychologia czakr
uczy, jak przestać mentalnie wzmacniać wyrażanie energii witalnej w ciele
witalnym. Taki trening pozwala nie tylko zwiększyć motywację do osiągania
celów i odczuwania empatii wobec innych, ale też wykazywać więcej
zdolności do tworzenia relacji.

Warto zwrócić uwagę, że inteligencja emocjonalna pomaga nam lepiej


radzić sobie z chorobami umysłu i ciała, niż gdybyśmy wykorzystali do tego
celu jedynie inteligencję umysłową. Podczas gdy inteligencja mentalna raczej
prowadzi nas ku mentalizacji i tworzeniu emocji w umyśle, inteligencja
emocjonalna pomaga pozbyć się pewnych negatywnych aspektów
mentalizacji oraz umysłowego kreowania emocji.

Oba typy inteligencji mogą być rozwijane oraz stosowane w drodze


metod ciągłych. Nie mogą leczyć, kiedy umysł uwięziony jest w kontekście
poważnego kryzysu, zaś jego nawyk mentalizowania uczuć najpierw
powoduje brak równowagi energii witalnej, a w końcu chorobę fizyczną.
Musimy zrozumieć, że techniki stosowane w medycynie umysłu i ciała są
w zasadzie mechanizmami radzenia sobie w trudnych sytuacjach – pomagają
nam je kontrolować. Nie mogą jednak zmienić naszego umysłu ani jego
nawyku mentalizowania i wymyślania uczuć.

Rozważmy dla przykładu przypadek choroby serca. Uczucia pojawiają się


w naszej czakrze słonecznej w wyniku stresu środowiskowego oraz sytuacji
związanej ze stylem życia. Mentalizujemy je, wskutek czego powstają
emocje, takie jak gniew i irytacja. Gdy nawyk umysłowy staje się chroniczny,
do czakry słonecznej napływa energia witalna z czakry serca, która w tym
przypadku jest uszczuplona, co skutkuje odczuwaniem wrogości. Chroniczna
wrogość wobec otoczenia powoduje zamęt w przepływie energii witalnej
związanej z fizycznym sercem. Błędny wzór witalny prowadzi do wadliwej
reprezentacji na poziomie fizycznym, my zaś chorujemy na serce.

Aby temu zaradzić, powinniśmy wprowadzić do swojej codzienności


medytację, która powoduje reakcję relaksacyjną. Skoro uczymy się być
inteligentni emocjonalnie, wyobraźmy sobie pokój jako przeciwwagę naszego
uczucia wrogości. Te techniki z pewnością pomogą nam kontrolować stan
zdrowia naszego serca. Ale czy zdołają je uleczyć? Niestety nie. Nasz
zwyczaj mentalizacji ujawni się za każdym razem, gdy bodziec będzie
wystarczająco silny, co w rezultacie doprowadzi do ataku serca.

Rozważmy inny przykład. Czujemy niepokój związany z romantycznymi


uczuciami obecnymi w naszej czakrze serca – początek mentalizacji. Nie
wiemy, co począć z tymi uczuciami, więc zaczynamy je tłumić. Energia
witalna związana z układem immunologicznym także jest wtedy tłamszona,
co prowadzi w końcu do blokowania układu odpornościowego na poziomie
fizycznym. Gdy układ ten nie wykonuje właściwie swych zadań usuwania
nieprawidłowo rozwijających się komórek, powstaje nowotwór.

Zastosujmy wobec tego praktyki medycyny umysłu i ciała – zacznijmy


wyobrażać sobie zdrowy układ immunologiczny, itp. Ale co robić, jeśli
poprawa stanu zdrowia nie następuje?

Przypatrzmy się kolejnemu przykładowi. Wielu mężczyzn z wiekiem


zaczyna cierpieć na przerost gruczołu prostaty. Jest to przykra dolegliwość,
gdyż zmusza człowieka do kilkunastu nocnych wypraw do toalety,
uniemożliwiając spokojny sen. Jeżeli jest to choroba umysłu i ciała, czym jest
spowodowana? Niektórzy mężczyźni w starszym wieku zbyt często fantazjują
na temat seksu, miewają zbyt wiele erotycznych myśli, itp. Powoduje to
napływ nienaturalnie dużej ilości energii witalnej do czakry sakralnej,
zwiększa się poziom hormonu zwanego testosteronem, na skutek czego
prostata ulega przerostowi.

Załóżmy, że ci mężczyźni postarają się ograniczyć swoje fantazje


erotyczne, wykorzystując inteligencję mentalną oraz emocjonalną. Czy mogą
to osiągnąć? Większość próbowałaby, gdyby tylko mogła. Ale nie jest to takie
proste. Dlaczego?

Rozwiązanie problemu często leży poza nim samym. Jeśli mamy do


czynienia z odczuciami wrogości, braku miłości oraz pożądania, jedynym
lekarstwem jest miłość, ta bezwarunkowa.

Miałem przyjaciela, który osiągnąwszy wiek dojrzałości – 60 lat – zaczął


w pracy ostentacyjnie prezentować rozkładówki z „Playboya” na swoim
biurku. Kiedy inni zaczęli to komentować, powiesił kartkę z napisem: „Starsi
niegrzeczni mężczyźni też potrzebują miłości”. Z pewnością jest w tym dużo
racji.

Bezwarunkowa miłość nie jest jednak kwestią mentalną, nie jest nawet
energią uczuć – stanowi ona kontekst, archetyp, na którym opiera się wiele
z naszych myśli i uczuć.

Gdzie znaleźć taką miłość? Otóż istnieje ona poza ciałem witalnym oraz
umysłem – jest częścią ciała ponadmentalnego. Rozwinięcie miłości
bezwarunkowej wymaga przeskoku kwantowego z poziomu witalno-
mentalnego do ponadmentalnego. Miłość jest głównym wyznacznikiem
inteligencji ponadmentalnej.

Czym (w sensie formalnym) jest inteligencja ponadmentalna?


Ponadmentalny obszar świadomości zawiera prawa oraz archetypowe
konteksty ruchów fizycznych, witalnych i mentalnych. Kiedy ruch mentalny
przebiega bez zachowania należytej równowagi lub z jej naruszeniem,
a wyuczone konteksty nie są w stanie zmienić umysłowego nawyku, czas
przeskoczyć z poziomu mentalnego do ponadmentalnego. Jeśli przepływ
energii witalnej także jest zaburzony, zaś wzór witalny wadliwy, czas
przeskoczyć do poziomu ponadmentalnego i stworzyć nowy wzór pożądanej
funkcji witalnej. Sfera ponadmentalna posiada do tego odpowiedni archetyp.
Inteligencja ponadmentalna jest rodzajem inteligencji, która pozwala nam na
okazjonalne wypady do poziomu ponadmentalnego, gdy zachodzi taka
potrzeba.
W przeszłości błędnie pojmowaliśmy wiele kwestii. Sądzę, że kiedy fizyk
Walter Cannon mówił o „mądrości ciała”, miał na myśli inteligencję
ponadmentalną, którą opisuję w niniejszym rozdziale. Podobnie Andrew Weil
– nazywał zdolność powrotu ciała do zdrowia „wrodzonym potencjałem
utrzymywania dobrego stanu zdrowia i przezwyciężania chorób”.
Utrzymywanie się w dobrym zdrowiu jest cechą naszych uwarunkowanych
układów i współdziałania trzech czynników: energii ciała, samego ciała oraz
umysłu. Natomiast przezwyciężanie chorób to odrębna kwestia, gdyż może
ona wymagać wyjścia poza obszar uwarunkowań i zastosowania inteligencji
ponadmentalnej.

Leczenie kwantowe, omówione w poprzednim rozdziale, jest przejściem


do inteligencji ponadmentalnej. Przypadki spontanicznego wyzdrowienia,
które są nam znane, to w większości przykłady niespodziewanych
przeskoków kwantowych – wydarzyły się bez żadnych dodatkowych
procesów. Dlatego też nazywam je otwartym przejściem. Kiedy angażujemy
się w jakiś proces kreatywny lub rozpoczynamy poszukiwanie miłości
w związku o splątanej hierarchii, by umożliwić sobie dokonywanie
przeskoków kwantowych do sfery ponadmentalnej, nie stoimy przed
wspomnianym przejściem, lecz jesteśmy już wewnątrz sfery inteligencji
ponadmentalnej. Gdy zaś przeskoki kwantowe dokonują się bez wysiłku,
z łatwością (czyli tak jak być powinno), oznacza to, że wykształciliśmy już
inteligencję ponadmentalną.

Choroba jako możliwość

Już wcześniej wspomniałem o wielu uzdrowicielach umysłu i ciała,


którzy uważają, że choroby są wytworem ludzi chorych. Ich ulubionym
pytaniem zadawanym pacjentom jest: „Co zyskujesz, tworząc swoją
chorobę?”. Pytania takie wywołują jedynie zmieszanie oraz poczucie winy
u chorych.
Lekarz umysłu i ciała widzi tu jednak pewną możliwość, którą powinien
też dostrzec pacjent, ale pod warunkiem, że jest na to gotowy. Poprawne
pytanie powinno zatem brzmieć: „Czy jesteś w stanie zmienić negatywne
znaczenie swojej choroby na pozytywne?” Załóżmy, że ponosisz za tę
chorobę odpowiedzialność, zapytaj więc siebie: „Dlaczego stworzyłem/-am
sobie tę chorobę? Jakie wnioski chcę z niej wyciągnąć?”.

Chiński ideogram symbolizujący kryzys oznacza zarówno


niebezpieczeństwo, jak i możliwość, szansę. W przypadku zachorowania
większość z nas widzi to niebezpieczeństwo – cierpienie, może nawet śmierć.
Ale możemy też dostrzec w chorobie szansę zajrzenia w głąb siebie,
w ponadmentalną sferę naszej świadomości.

Choroba jest wyrazem dużej niezgodności. Jeśli pojawia się na poziomie


fizycznym, na przykład w postaci kontuzji, fizyczna reprezentacja
uszkodzonego narządu jest niezgodna z jego wzorem witalnym, co
uniemożliwia odczuwanie witalności w tej części ciała. Powstaje wtedy brak
zgodności, który odczuwamy jako chorobę. Jeżeli pojawia się ona na
poziomie umysłowym z powodu mentalizacji uczucia, niezgodność
odczujemy na wszystkich poziomach – mentalnym, witalnym oraz
fizycznym; myślimy o jednym, czujemy coś innego, a działamy jeszcze
inaczej.
Wiele lat temu redaktor wiadomości przygotowywał materiał o Gandhim.
W tym celu udał się na kilka jego wykładów. Dziennikarz był pod wrażeniem
tego, że Gandhi nie zaglądał do żadnych notatek podczas wygłaszania swoich
wykładów, zapytał więc o to panią Gandhi. Ta odparła: „Cóż, my, zwyczajni
ludzie, myślimy o jednym, mówimy co innego, a robimy jeszcze inaczej, ale
dla mego Gandhiji to wszystko stanowi jedność”. Gandhi postępował
w sposób spójny w myślach, mowie i czynach.
Jak możemy przywrócić zgodność tak, by nasz umysł, energia witalna
i fizyczne reprezentacje funkcjonowały spójnie? Odpowiedzią jest tu
inteligencja ponadmentalna.
Choroba umysłu i ciała jest wspaniałą szansą, bardzo głośnym alarmem
budzika pozwalającym nam obudzić naszą inteligencję ponadmentalną. To
tak, jakbyśmy zostali mocno uderzeni, i to skutecznie. Jednak jak dotąd
niewiele osób z powodzeniem korzysta z tego typu inteligencji.
Uma Goswami pracuje czasem ze Swami Vishnuprakashanandą
z Rishikesh w Indiach. Swamiji był pustelnikiem poszukującym manifestacji
Boga. Pewnego razu zapadł na tak poważną chorobę układu pokarmowego,
że nie mógł przyjmować żadnych pokarmów przez 29 dni. Głos intuicji
podpowiedział mu, by położyć się w świątyni Anant Padmanava w mieście
Thiruvananthapuram na południu Indii. Tak też uczynił. Doznał nagłego
olśnienia. Nastąpił przeskok kwantowy do poziomu ponadmentalnego. Został
uleczony, zaś jego kontekst życia całkowicie się zmienił. Lęk przed śmiercią
również na zawsze zniknął.

Przebywa on teraz, przynajmniej okresowo, w (jak to określił indyjski


mędrzec Sri Aurobindo) „umyśle intuicyjnym”. Jest to ponadracjonalny,
ponadmentalny sposób życia polegający na tym, że zanim podejmie się
działania w jakiejś ważnej kwestii, należy poczekać, aż odezwie się w nas
głos intuicji (Goswami, 2003).

Gdy podczas aktów kreatywności odwołujemy się do naszej inteligencji


ponadmentalnej, możemy skorzystać z kwantowego przeskoku kreatywnej
intuicji do sfery kreatywności zewnętrznej, bądź też możemy odkrywać siebie
w sferze kreatywności wewnętrznej (Goswami, 1999). Podobnie – jeśli
zamierzamy użyć tylko inteligencji ponadmentalnej do wyleczenia jakiejś
naszej choroby, ograniczamy się do działania w ramach kreatywności
zewnętrznej. Działanie to można ocenić pozytywnie, ale decydując się na nie,
nie wykorzystujemy w pełni swojego potencjału.
W celu rozwoju duchowego możliwe jest też poszukiwanie inteligencji
ponadmentalnej w sferze witalno-fizycznej. Jest to wtedy kreatywność
wewnętrzna – coś wspaniałego. Polecam książkę Berniego Siegela Żyć,
kochać, uzdrawiać – zawiera ona wiele anegdot na temat niezwykłych ludzi,
którzy podążali ścieżką od choroby do uzdrowienia, a następnie do poczucia
jedności.
W pewnej wiosce mieszkał rabin, który poświęcił swe życie Bogu;
zawsze głosił Słowo Boże. Pewnego dnia poziom wody w pobliskiej rzece
zaczął się gwałtownie podnosić. Jeden z sąsiadów zajechał samochodem pod
dom rabina, by ostrzec go przed zbliżającą się powodzią.

– Rabbi, jedź z nami – prosił.

– Nie martw się. Ocali mnie łaska Pana – odpowiedział rabin.

Sąsiad pokręcił głową i odszedł.

Nadeszła powódź, poziom wody sięgał już werandy domu rabina. Inny
sąsiad przypłynął wtedy do niego łodzią i zaprosił rabina na pokład. Ten zaś
odmówił.

– Nadejdzie Pan i ocali mnie – rzekł.

Woda wciąż się podnosiła, aż zalała cały dom rabina, z wyjątkiem dachu,
na którym sługa boży znalazł schronienie. Sołtys tejże wsi wysłał helikopter
na ratunek rabinowi, lecz ten pozostał nieugięty.

– Bóg sam mnie znajdzie – powiedział.

Tak więc rabin utonął. Kiedy trafił do nieba, poszedł prosto do Boga
i zapytał z lekką pretensją:

– Boże, całe życie wielbiłem Ciebie. Gdzież była Twa łaska, gdy jej
potrzebowałem?
Pan odrzekł:

– Wysłałem ci ją trzy razy na ratunek: raz pod postacią samochodu, drugi


raz łódki, trzeci helikoptera. Ale ty tego nie dostrzegłeś.
Ten rabin musiał umrzeć, zanim ujrzał łaskę Pana. Niektórzy z nas muszą
zachorować, by usłyszeć głos Boga. Jeśli tak się dzieje, musimy zacząć od
choroby, by odkryć sferę ponadmentalną. Jeżeli choroba ta powstaje na
poziomie umysłowym, zaś konwencjonalne techniki medycyny umysłu i ciała
nie są w stanie jej ujarzmić, możemy umrzeć jak rabin z opowieści, bądź też
zastosować uzdrawianie umysłu i ciała w poszukiwaniu ponadmentalnego
pojmowania leczniczego, tak jak opisałem to w poprzednim rozdziale.

W rozdziale niniejszym chcę przyjąć wariant choroby powstałej na


poziomie witalnym i pokazać, jak możemy wykorzystać ją na tym poziomie
do obudzenia naszej inteligencji ponadmentalnej.

Wielu z nas nie musi chorować, by rozpoznać głos inteligencji


ponadmentalnej. Możemy zacząć jako osoby zdrowe odkrywać w sposób
kreatywny sferę witalno-fizyczną. W Indiach i Tybecie istnieje duchowa
tradycja oparta na tej idei. Mam tu na myśli oczywiście tantrę. Sztukom walki
powstałym w Chinach i Japonii przyświecają podobne cele (o czym
przeczytamy w dalszej części książki).

Choroba na poziomie witalnym i leczenie kwantowe

Kiedy funkcje witalne zostaną wbudowane w „sprzęt” (czyli narządy)


naszego ciała, zapominamy o kontekstach ponadmentalnych (czyli treści tych
funkcji witalnych) oraz wzorach witalnych, które są potrzebne do
wykształcenia odpowiednio zaprogramowanych narządów i sprawowania
nadzoru nad ich prawidłowym funkcjonowaniem. Gdy mamy do czynienia
z zaprogramowanymi, uwarunkowanymi ruchami żywych narządów,
możemy nawet pozwolić sobie na zapomnienie o świadomości – czyli
czynniku programującym. Kiedy jednak program działa nieprawidłowo – co
wtedy? Tak jak w przytoczonym przykładzie, pamiętajmy o przypadku, gdy
program komórek układu odpornościowego (zabijanie wadliwych komórek,
które nie są w stanie zaprzestać powielania się) funkcjonuje w sposób
niewłaściwy, tworząc nowotwór.
Musimy zrozumieć, że dysfunkcje narządów mają trzy podstawowe
przyczyny. Przyczyna może leżeć na poziomie mentalnym. Na przykład
mentalne tłumienie uczuć w czakrze serca spowoduje tłumienie programu,
według którego działa nasz układ odpornościowy. To może skutkować
powstaniem nowotworu, co już rozważyliśmy. Przyczyna może też tkwić na
poziomie fizycznym – w postaci wady genetycznego aparatu ciała tworzącego
odzwierciedlenia. Temat ten podejmę w dalszej części książki.

Trzecią możliwością jest to, że wzory witalne – w naszym przykładzie


wzory programów układu immunologicznego – przestają działać, ponieważ
zmienia się kontekst środowiskowy ciała fizycznego. Nie możemy tego
naprawić za pomocą medycyny ciała witalnego (co omówiłem w części II)
z powodu przeskoku do innego kontekstu. Musimy stworzyć nowe wzory
witalne dla tych samych funkcji witalnych, by odnaleźć się w nowym
kontekście. Do tego potrzebujemy jednak przewodnictwa sfery
ponadmentalnej.

Musimy więc dokonać przeskoku kwantowego z obszaru witalnego


bezpośrednio do ponadmentalnego z ominięciem sfery umysłowej. Obszar
ponadmentalny jest składnicą praw ruchu witalnego oraz funkcji witalnych.
Istnieje prawdopodobny rozkład pełen wzorów witalnych, który może zostać
wykorzystany przez świadomość do wygenerowania odzwierciedlenia tej
samej funkcji witalnej. Wykorzystujemy kwantowy przeskok kreatywności
do sfery ponadmentalnej, by wybrać nowy wzór witalny i stworzyć formułę
odpowiednią do nowego kontekstu. Ten nowy wzór witalny pozwoli nam
wtedy stworzyć nowe programy umożliwiające funkcjonowanie narządów
ciała lub nawet odbudowy narządów w celu zapewnienia ciągłości
wymaganej funkcji witalnej.
A teraz pytanie kluczowe: jeśli leczenie kwantowe wiąże się
z kreatywnością ciała witalnego, czy możemy na podstawie tej koncepcji
stworzyć program uzdrawiania samych siebie? Czego wymagałby taki
kreatywny proces w przypadku kreatywności chorego ciała witalnego, które
pobierałoby tę kreatywność od choroby, by się uleczyć?
Pierwszym problemem jest fakt, że w obecnych czasach niewielu ludzi
ma dostęp do swego ciała witalnego i jego ruchów, nie mówiąc już
o dokonywaniu przeskoków kwantowych z poziomu witalnego do
ponadmentalnego. Wymagane jest więc przygotowanie, może nawet bardziej
rygorystyczne niż w przypadku leczenia umysłu i ciała.
Celem tego etapu przygotowań jest rozwinięcie stanu czystości intencji
uzdrawiania (nurtujące pytanie na poziomie uczuć witalnych), zmniejszenie
tempa funkcjonowania ciała witalnego, które chcemy wyleczyć, oraz
stworzenie postawy otwartości i wrażliwości wobec uczuć. Istnieją techniki
spowalniające przepływ energii witalnej – na przykład ćwiczenia pranajamy
powstałe w Indiach czy pozycje tai chi wywodzące się z Chin. W jaki sposób
należy pracować nad sobą, by otworzyć się na poziomie uczuć?

Odpowiedź brzmi: poprzez intymne związki. Nawet gdy zaczniemy


poszukiwać takich związków z całkowitą szczerością, wciąż będą pojawiać
się nurtujące pytania. Może to wymagać od nas, byśmy pozwolili partnerowi
czy partnerce na swobodne wyrażanie uczuć. Przypomina mi się film Żony ze
Stepford, w którym mężowie zamienili żony w uwarunkowane roboty po to,
by były im posłuszne. Właściwie w kulturze Zachodu zarówno mężczyźni,
jak i kobiety (kobiety w mniejszym stopniu) postępują podobnie ze swoimi
partnerami w sferze emocjonalnej. Zachowanie odmienne do omawianego
stanowi nie lada wyzwanie.

Na kolejnym etapie pacjenci oraz ich lekarze mogliby wypróbować nowe


(dla pacjentów) techniki medycyny ciała witalnego – akupunkturę, medycynę
czakr, homeopatię, itd. – jest to etap nieświadomego przetwarzania fal na
poziomie witalnym i ponadmentalnym (który kieruje poziomem witalnym).
Jednak będąc uwięzionymi w naszym ego, nie możemy wybierać spośród
wielu możliwości.

Czekamy więc, aż inteligencja ponadmentalna spłynie na nas i wywoła


ten sam rodzaj rewolucji na poziomie uczuć, jaki pojmowanie kreatywne na
poziomie mentalnym wywiera na mentalne myślenie. Efekt przeskoku
kwantowego – rewolucja – wejdzie w życie w odniesieniu do nowych
wzorów witalnych, by pomóc świadomości odbudować chory narząd oraz
programy regulujące jego funkcje witalne. Nasze uczucia związane są
z programami kierującymi działaniem narządów, więc gdy wzory witalne
zaczną działać prawidłowo, nastąpi odblokowanie odpowiedniej czakry
powiązanej z narządem, który został zaatakowany przez chorobę.
To zjawisko dokonuje się z wielką siłą i dlatego nazywamy je otwarciem
czakry. Na przykład, jeśli w taki sposób będziemy leczyć nowotwór na
poziomie witalnym, otworzy się czakra serca. I rzeczywiście przypomina to
samadhi lub zjawisko „aha!” wewnętrznej lub zewnętrznej (mentalnej)
kreatywności. Proces ten może ulegać przemianom. Jeśli czakra serca
otworzy się w ten sposób, nasze serce otwiera się nie tyko na romantyczną
miłość, ale też na uniwersalne współczucie.

Ostatecznym etapem procesu kreatywnego jest manifestacja. Tak jak


w leczeniu umysłu i ciała, by mówić o zakończonej manifestacji, nie
wystarczy odbudowanie fizycznego odzwierciedlenia (oprogramowania)
potrzebnego do prawidłowego funkcjonowania określonego narządu czy
narządów. Po remisji pacjent musi postarać się wnieść do etapu manifestacji
uczucie przekształcalnego, uniwersalnego współczucia wobec wszystkiego,
co go otacza. W przeciwnym razie poziom energii serca znów ulegnie
zmniejszeniu, co może mieć katastrofalne skutki. Innymi słowy – kiedy nasza
sfera ponadmentalna słyszy wołanie i uczy nas nowego triku, potraktujmy tę
lekcję poważnie i postarajmy się żyć najlepiej jak umiemy.

Analogicznie, kwantowe leczenie chorób jakiejkolwiek czakry na


poziomie witalnym otwiera tę czakrę, zaś manifestacje uczuć naszego ego są
przekształcane w manifestacje uniwersalne (patrz: rozdział 11). Kiedy
w sposób kreatywny pokonujemy chorobę czakry podstawy, nasza potrzeba
rywalizacji oraz strach zmieniają się w pewność siebie, przyjacielskość
i odwagę. Leczenie kwantowe chorób czakry sakralnej zmienia energię
seksualną i pożądanie w szacunek wobec siebie i innych. Z kolei leczenie
kwantowe dolegliwości czakry słonecznej uwalnia od poczucia fałszywej
dumy i braku godności, przenosząc nas ku poczuciu własnej wartości.
W czakrze gardła leczenie kwantowe zmienia uczucia frustracji
i egotycznej wolności słowa w prawdziwą wolność autoekspresji.
Uzdrawianie kwantowe czakry trzeciego oka przynosi zamianę egotycznego
chaosu oraz zwyczajnej klarowności w intuicyjne, ponadmentalne
rozumienie. Jeśli w końcu choroba czakry korony leczona jest za pomocą
przeskoku kwantowego, przeskok ten przeniesie nas od rejestrowanych
w czakrze korony zwykłych uczuć przygnębienia czy satysfakcji ku duchowej
radości.

Kreatywność ciała witalno-fizycznego osoby zdrowej

Czym jest kreatywność ciała witalno-fizycznego osoby zdrowej?


Przypomnijmy sobie raz jeszcze, że czakry są miejscami na ciele fizycznym,
w których plany (pola morfogenetyczne) ciała witalnego manifestują się na
poziomie fizycznym pod postacią narządów. Są to miejsca, w których
odczuwamy przepływ energii witalnej związanej z programami regulującymi
funkcjonowanie istotnych narządów naszego ciała.

Oczywiście identyfikujemy się z tymi ruchami, gdy stają się one


uwarunkowane w naszym ciele witalnym, dając nam witalną tożsamość. Czy
może raczej powinniśmy powiedzieć „tożsamości” – w liczbie mnogiej –
gdyż w każdej czakrze mamy naszą ego-personę, związaną z wzorami uczuć
odczuwanych w tej czakrze. Kreatywność ciała witalno-fizycznego osoby
zdrowej stanowi kreatywny ruch energii witalnej poza uwarunkowane ruchy
witalno-fizycznego ego, bądź też tożsamości.

W jaki sposób osoba zdrowa, korzystając z kreatywności swego ciała


witalno-fizycznego, procesów kreatywnych oraz uczucia jako nośnika (w
przeciwieństwie do myślenia), może stymulować obudzenie inteligencji
ponadmentalnej?
W innej publikacji opisałem procesy kreatywne towarzyszące osiąganiu
poziomu nadświadomości, ponadmentalnego stanu zwanego samadhi
(Goswami, 2000). Proces kreatywny, jak już wyjaśniłem, składa się
z czterech etapów: przygotowania, inkubacji, olśnienia i urzeczywistnienia.
Przygotowanie samadhi wymaga wielu dyscyplin umysłu, w tym ważnej
praktyki uwewnętrzniania naszego życia (zwracania uwagi na to, co dzieje się
w naszym wnętrzu), zamiast marnowania wszelkich wysiłków na czynności
zewnętrzne.

Następnym etapem przygotowania jest nauczenie się koncentrowania


uwagi na jednej, konkretnej myśli (medytacja koncentracyjna, patrz: rozdział
15). Oczywiście, wkrótce przekonujemy się, że koncentrowanie się przez
długi czas nie jest możliwe, gdyż nasz organizm nie jest do tego
przystosowany. Uczymy się więc jednocześnie relaksować i ćwiczymy
koncentrację na przemian z relaksem. Czasami nazywam tę postawę wobec
medytacji „naprzemiennym trybem bycia i robienia”.

Wtedy właśnie wkraczamy do sfery przedświadomości – sfery


doświadczeń drugorzędnej świadomości, związanych z każdą naszą
uwarunkowaną myślą. W tej sferze możemy coraz bardziej cieszyć się wolną
wolą oraz wybierać nową myśl należącą do poziomu ponadmentalnego, który
jest doświadczaniem naszej jaźni kwantowej zawsze, gdy mamy takie
życzenie. Doświadczanie to cechuje się natychmiastowością; podział na
podmiot i przedmiot nie jest tak wyraźny, jak w przypadku zwyczajnej myśli.
Istnieje też rozdzielność, ale subtelna. To jest samadhi – doświadczanie
uniwersalnej, kwantowej jedności swojej jaźni przy jednoczesnym
odczuwaniu ponadmentalnego, nieuwarunkowanego jestestwa prawdziwej
świadomości.
Załóżmy teraz, że przeżywamy to doświadczenie, ale nie w kontekście
myśli, lecz uczuć. Popracujmy nad uczuciem mieszkającym w czakrze serca –
romantyczną miłością. Koncentruję się na niej, ale jednocześnie napawa mnie
ona spokojem, nie emocjonuję się obiektem mego uczucia. Tantra określana
jest jako „ścieżka lewej ręki” właśnie dlatego, że praktykujące ją osoby często
stosują tę praktykę ze swymi partnerami podczas aktu płciowego. Trudno jest
jednak wtedy opanować nadchodzący orgazm, będący ekspresją seksualności.
Jeżeli uda nam się skierować „odgórnie” strumień energii witalnej do
drugiej czakry i jednocześnie śledzić energię w sercu, nadejdzie czas, gdy
zyskamy dostęp do naszej przedświadomości; zatańczymy z kwantową jaźnią
nowej, kreatywnej formy ekspresji miłości – miłości uniwersalnej, czy też
bezwarunkowej.
Energia witalna, jak już wspomniałem, może – przy odrobinie praktyki –
być odczuwana jako strumień lub mrowienie w tych miejscach naszego ciała,
w których znajdują się czakry. To kreatywne uczucie miłości bezwarunkowej
odbieramy jako strumień wypływający z czakry podstawy (lub którejś
z pozostałych czakr znajdujących się w dolnej części ciała). Ta wzbierająca
w nas energia nazywana jest w tantryzmie wzrastaniem kundalini-śakti.
Słowo kundalini oznacza „zwój, skręt”, zaś śakti to „energia, energia
witalna”.

Wyobrażamy sobie, że energia jest zwinięta w czakrze podstawy, skąd


mamy do niej dostęp (ma to symbolizować potencjał zwiniętej w pąkach
wiosny). Raz na jakiś czas potencjał energii spontanicznie przeobraża się
w energię kinetyczną i porusza w tym lub innym kierunku, ale ruchy te
potęgują tylko niepewność, jaką ludzie odczuwają w stosunku do sfery
energii witalnej (rzeczywiście wielu ludzi zdaje się cierpieć, kiedy ich
kundalini przejawia takie przypadkowe ruchy; Kason, 1994; Greenwell,
1995).

Z drugiej strony, wzrastające doświadczenie kundalini jest ruchem


kierowanym. Proces ten jak gdyby tworzy nową ścieżkę; czujemy, że poziom
energii wznosi się wraz z tą nową ścieżką przebiegającą wzdłuż linii
kręgosłupa.

Niepewność wywodzi się z poglądu obecnego w literaturze tantrycznej, że


ścieżka energii witalnej wzdłuż kręgosłupa, określana jako sushumna, istnieje
nawet przed doświadczeniem przebudzenia energii kundalini. Nie jest to
żadna nowość. Rzecz jasna, jest to jednak klasyczne rozumowanie fizyczne.
Rozumując w sposób kwantowy, dochodzimy do wniosku, że sushumna nadi
jest tylko jedną z możliwych ścieżek przed przebudzeniem kundalini. Dopiero
kiedy to nastąpi, dochodzi do jej urzeczywistnienia. W tym sensie można
stwierdzić, że kanał jest nowym tworem, powstałym podczas rozbudzania
kundalini. Energia wzrastająca wzdłuż tego kanału daje osobie praktykującej
intensywne uczucie ponadczasowej, uniwersalnej miłości posiadającej moc
wprowadzania zmian (co oznacza, że jeśli przejdziemy etap manifestacji
kreatywności, mamy szansę się zmienić).

Tradycja tantryczna głosi, że jeżeli poziom energii kundalini podniesie się


z czakry podstawy wzdłuż nowego kanału biegnącego przez środek pleców
i sięgnie aż do czakry korony, kundalini osoby, która tego doświadcza,
zostanie całkowicie rozbudzona. Wtedy bez wysiłku będzie ona mogła
kontrolować przepływ energii witalnej. Jest to przebudzenie inteligencji
ponadmentalnej poprzez witalno-fizyczną sferę doświadczenia.

Pozytywny stan zdrowia

Chciałbym teraz przedstawić koncepcję pozytywnego stanu zdrowia jako


paralelę wobec koncepcji pozytywnej kondycji zdrowia mentalnego,
wprowadzonej przez Abrahama Masłowa. Psycholog ten badał ludzi
umysłowo zdrowych i odkrył, że blisko pięć procent wszystkich ludzi
wykazuje 16 cech osobowości, których nie znajdziemy u reszty populacji.
Spośród tych cech do podstawowych należy zaliczyć kreatywność, zdolność
do odczuwania miłości bezwarunkowej, niezależność od otoczenia oraz
poczucie humoru.
Są to cechy świadczące o inteligencji ponadmentalnej wykształconej
poprzez przejście z poziomu mentalnego do ponadmentalnego. Sądzę, że
należałoby przeprowadzić podobne badanie na ludziach zdrowych fizycznie,
zwłaszcza tych, którzy pracują nad swą energią witalną i doświadczają energii
kundalini lub wzrastania poziomu chi w chińskim/japońskim systemie sztuk
walki.
Psycholog Uma Goswami zauważa inną kwestię. Twierdzi, że ludzie
cieszący się dobrym zdrowiem psychicznym emanują pozytywnymi
emocjami, takimi jak spokój. Przytacza ona przykład wielkiego indyjskiego
mędrca Ramany Maharshiego, przy którym wielu ludzi doświadcza
głębokiego uczucia spokoju. Nazywa to promienistym zdrowiem umysłowym
(Goswami, 2003).
Poznałem pewnego człowieka odznaczającego się takim promienistym
zdrowiem mentalnym – amerykańskiego filozofa-mistyka Franklina Merrella-
Wolffa (Goswami, 2000). W roku 1984 wciąż błądziłem w ciemnościach
w poszukiwaniu odpowiedzi na pytanie, czy świadomość załamuje kwantowe
fale możliwości. Miałem przeczucie, że świadomość jest kluczem także do
osobistego zbawienia. Kiedy spotkałem Franklina na jego ranczu w Lone Pine
w stanie Kalifornia, byłem jednak zmęczony, nieszczęśliwy i miałem
wątpliwości co do celu moich badań.

Franklin miał wówczas 97 lat i nie chciał ze mną rozmawiać o fizyce


kwantowej, tłumacząc: „Boli mnie od tego głowa”. Usiadłem więc po prostu
obok niego w ogrodzie. W przeciągu paru dni doszły mnie słuchy, że Franklin
uważa mnie za „uroczego” fizyka. Byłem wniebowzięty. Kiedy zastanowiłem
się wtedy nad swoim samopoczuciem, dostrzegłem, że opuściło mnie
poczucie nieszczęścia, a zamiast tego podczas pobytu na ranczu doznawałem
duchowej radości.

Myślę, że wśród nas istnieją ludzie o pozytywnym i promienistym


zdrowiu, w obecności których odczuwamy przypływ sił witalnych,
niewyjaśnione mrowienie, lekkość, która wydaje się przenikać nasze ciało,
oraz wzbierającą w nas radość. Takie stany dobrego zdrowia i samopoczucia
są w zasięgu każdego z nas, lecz możemy ich doświadczyć tylko wtedy, kiedy
w sposób autentycznie kreatywny staramy się osiągnąć poziom energii
witalnej naszej świadomości.

Czy nie byłoby dobrze, gdyby wśród naszych ekspertów od spraw


zdrowotnych znaleźli się ludzie o rozbudzonej inteligencji ponadmentalnej,
korzystający ze ścieżki witalno-fizycznej kreatywności? Czy nie byłoby
wspaniale, gdybyśmy przeszli od naszego nadmiernego zaabsorbowania
chorobą do zaabsorbowania zdrowiem? Gdybyśmy nauczyli się dostrzegać,
że szklanka jest do połowy pełna, a nie do połowy pusta? Z pewnością
wpłynęłoby to na wyzbycie się lęku przed śmiercią, który jest przyczyną
naszego obsesyjnego stosunku do chorób.
Rozsądne postrzeganie śmierci i umierania

W odpowiedzi na pytanie o pierwszą przyczynę wzrostu wydatków na


leczenie w Stanach Zjednoczonych wielu ludzi wskazuje na ogromne koszty
utrzymania przy życiu ludzi w ostatnich miesiącach ich życia. Śmierć jest
postrzegana nie tylko jako bolesna i niepożądana, ale też jako podróż ku
wielkiej pustce, nicości, kresowi – i tu tkwi źródło lęku przed nią.

Nauka uznająca wyższość świadomości będzie chciała dowieść, że jest


inaczej. Świadomość jest podstawą bytu, nigdy nie umiera. Ponadto
posiadamy subtelne ciało mentalne oraz witalne, z których w drodze
warunkowania kształtuje się nasza osobowość. Kiedy przyjrzymy się
warunkowaniu umysłowemu i witalnemu, zauważymy, że jest ono wynikiem
modyfikacji matematycznych algorytmów określających
prawdopodobieństwa związane z możliwościami kwantowymi.

„Kwantowa” pamięć tych modyfikacji nie jest nigdzie zapisana lokalnie,


może więc przetrwać lokalną egzystencję między jedną a drugą
czasoprzestrzenią, tworząc fenomen popularnie nazywany reinkarnacją. To,
co jest w stanie przetrwać, nie jest „ciałem”, lecz skłonnością do
wykorzystywania umysłu oraz ciała witalnego – skłonnością powszechnie
znaną jako karma.
Dlaczego jednak podlegamy reinkarnacji? Ponieważ obudzenie
inteligencji ponadmentalnej pochłania naprawdę mnóstwo czasu. Ten proces
wymaga wielu przemian, kombinacji wzorów witalnych oraz mentalnych
(które ludzie Wschodu nazywają karmą), a także wielu przeskoków
kwantowych potrzebnych do nauczenia się kontekstów, z których składa się
inteligencja ponadmentalna.
To ta karma, narastająca w naszym witalnym oraz mentalnym ciele
wyjaśnia, dlaczego rodzimy się z pewnymi witalnymi i umysłowymi gunami,
które podczas procesu dorastania prowadzą do wykształcenia witalno-
fizycznej i umysłowo-mózgowej doszy.
Jak zatem z tej perspektywy zdefiniować śmierć? Śmierć jest istotną
częścią podróży, jaką odbywamy, by się tego wszystkiego nauczyć (Kübler-
Ross, 1975). Śmierć jest przedłużonym okresem przetwarzania
nieświadomego, drugim co do ważności etapem kreatywności (Goswami,
2001). Dowody na to stanowią przypadki śmierci klinicznej.

Doświadczenia z pogranicza życia i śmierci znane są od dość dawna.


Ludzie, którzy byli w stanie śmierci klinicznej z powodu zatrzymania akcji
serca, po reanimacji opisują swe przeżycia duchowe – bycie poza własnym
ciałem, spotkanie duchowego mistrza, przechodzenie przez tunel, itd. Jak
można wyjaśnić tego typu doznania wymagające rozdzielenia podmiotu od
przedmiotu w momencie, gdy dana osoba jest uznana za klinicznie zmarłą?
Odpowiedzią jest przetwarzanie nieświadome.

Osoby, które mają za sobą doświadczenia z pogranicza życia i śmierci,


nieświadomie przetwarzały możliwości, gdy były „martwe”, i dopiero po
przywróceniu do życia ich fale możliwości ulegały załamaniu, zaś ich
doświadczenia zadziałały wstecz. Takie wsteczne załamanie całej ścieżki
zdarzeń, prowadzące do obecnej sytuacji, nazywamy w fizyce „opóźnionym
wyborem” (Goswami, 2000; Helmuth et al., 1986; Schmidt, 1993). Można by
wysnuć wnioski, że gdyby pacjenci nie byli reanimowani podczas śmierci
klinicznej, kontynuowaliby nieświadome przetwarzanie do momentu swoich
narodzin w kolejnym życiu.

Uzdrawianie jako odzyskiwanie poczucia jedności

To ciekawe, że słowa „uzdrawiać” i „całość” mają te same korzenie


etymologiczne. Oznacza to, że uzdrawianie jest ostatecznym celem
osiągnięcia jedności, skończoności. Jaki stąd wniosek?

Patańdźali powiedział, że wszystkie nasze cierpienia wywodzą się


właściwie z ignorancji. Podstawową chorobą – chorobą źródłową – jest
złudne myślenie, że stanowimy odrębny byt, co Patańdźali określa właśnie
mianem ignorancji. By uzdrowić chorobę rozdzielności, należy zrozumieć, że
jesteśmy jednością i nigdy nie stanowiliśmy odrębnej części oraz że nasza
odrębność jest iluzją.

Dopiero kiedy uzdrowimy siebie w taki sposób, możemy leczyć innych.


Filozof Ernest Holmes (1938), który zapoczątkował tradycję uzdrawiania
zwaną „wiedzą umysłu”, powiedział: „Uzdrawianie nie dokonuje się poprzez
siłę woli, lecz poprzez poznanie prawdy. Ta prawda uświadamia nam, że
człowiek duchowy jest idealny bez względu na to, jakie stwarza pozory”19.

Byłoby jednak błędem twierdzić, że zrozumienie tej prawdy


automatycznie uzdrawia patologiczny stan ciała fizycznego (osoby, która
zaczyna pojmować tę prawdę), w którym rozdzielenie (na przykład struktury)
powoduje całkowitą bierność. Zrozumienie prawdy uwalnia daną osobę od
iluzji tożsamości z ciałem fizycznym oraz od iluzji utożsamiania się
z jakimkolwiek cierpieniem – czy będzie to choroba, czy też śmierć.

Strategia zachowania pozytywnego zdrowia

Gdy w naszej materialistycznej kulturze mówimy o strategiach


zachowania dobrego zdrowia, wspominamy o przestrzeganiu zasad higieny,
odpowiednim odżywianiu, ćwiczeniach oraz regularnych badaniach. Mówiąc
to, mamy na myśli nasze fizyczne ciało. Jednak pozytywny stan zdrowia
w istocie zależy także od dbałości o nasze ciało witalne, ponadmentalny
intelekt, a nawet ciało błogostanu.
Co należy rozumieć przez higienę ciała witalnego lub mentalnego? Tak
jak przestrzegając zasad higieny ciała fizycznego, unikamy szkodliwych
czynników otoczenia, tak w przypadku higieny ciała witalnego lub
mentalnego musimy unikać zanieczyszczeń witalnych lub umysłowych.

Psycholog Uma Goswami podkreśla to stwierdzenie, mówiąc: „Emocje są


bardziej zaraźliwe niż bakterie i wirusy”. Musimy więc w ramach higieny
naszych ciał subtelnych unikać ich zanieczyszczenia negatywnymi emocjami
i tym samym negatywnymi myślami.
Żywienie także powinno uwzględniać potrzeby sfery witalnej oraz
mentalnej. Skoro świeże produkty (zarówno ugotowane, jak i surowe) mają
więcej energii witalnej niż nieświeże, czy nawet te przechowywane
w lodówce, powinniśmy raczej wybierać świeżą żywność. Dobrym nawykiem
jest też wegetarianizm, gdyż wtedy odżywianie staje się kwestią na poziomie
ciała fizycznego oraz witalnego. Musimy też uważać na poziom energii
witalnej uzyskiwanej z mięsa i drobiu, zwłaszcza biorąc pod uwagę sposoby
wytwarzania wyrobów z tych surowców (sugeruję, by sięgnąć po publikację
Robbinsa, 1996). Jedzenie mięsa pozyskanego od zastraszonego,
nieszczęśliwego zwierzęcia o negatywnej energii witalnej (np. tajskie dania
z wołowiną) może jedynie napełnić nas negatywną energią: gniewem, żądzą,
strachem, brakiem poczucia bezpieczeństwa i skłonnością do rywalizacji.

Żywienie na poziomie mentalnym oznacza karmienie się dobrą literaturą,


muzyką poezją, sztuką – wszystkim, co możemy nazwać „pokarmem dla
duszy”. Jest to nie mniej istotne niż zwykłe jedzenie. Rozrywka wywołująca
śmiech i radość powinna być przez nas częściej wybierana niż to, co sprawia,
że czujemy się przygnębieni. Jest to ogólna zasada odżywiania mentalnego.

W jaki sposób gimnastykować się witalnie i mentalnie? Tradycje


Wschodu wnoszą dużo wiedzy na temat ćwiczeń ciała witalnego. Pozycje
i ćwiczenia oddechowe hatha-jogi (pranajama) pochodzą z Indii, tai chi
wywodzi się z Chin, aikido z Japonii. Ale, jak podkreśla Uma Goswami, nie
należy wykonywać tych ćwiczeń w pośpiechu, bez skupienia. Powinniśmy się
najpierw zrelaksować. Celem jest tu zmniejszenie tempa i zwrócenie uwagi
na naszą wewnętrzną przestrzeń energii witalnej.
Ćwiczeniem przeznaczonym dla ciała mentalnego jest trening
koncentracji – na przykład powtarzanie w myślach mantry om. Możemy
ćwiczyć ją w miejscu pracy lub usiąść w domu i poddać się medytacji
koncentracyjnej, tak jak w ćwiczeniach medytacji transcendentalnej (patrz
także: rozdział 15). Koncentracja jest jednak formą pracy i powoduje
zmęczenie, zanim nie odkryjemy sposobu przeplatania koncentracji
momentami relaksu – w naprzemiennym trybie bycia i robienia.
Niekiedy tryb ten daje nam doświadczenie przepływu – gdy tańczymy ze
swoją kwantową jaźnią i kiedy możliwe są przeskoki kwantowe do sfery
ponadmentalnej. Jest to ćwiczenie dla naszego ciała ponadmentalnego.

Podczas moich warsztatów często prowadzę wśród uczestników


medytację przepływu na podstawie pomysłu, którego autorem jest
chrześcijański mistyk znany jako Brat Lawrence. Pragnąc osiągnąć
oświecenie, ten prostolinijny, dobroduszny kucharz stosował ćwiczenie, które
nazywał „praktykowaniem obecności boskiej”. W mojej wersji zaczynamy od
zajęcia wygodnej pozycji siedzącej. Wykonujemy szybkie ćwiczenie na
świadomość swego ciała, by sprowadzić do naszego organizmu energię,
a następnie miłość do naszego serca. Możemy tego dokonać na kilka różnych
sposobów.

Najpierw skupiamy myśli na ukochanej osobie (z którą jesteśmy


w najważniejszym dla nas związku), na kimś czczonym (na przykład Jezusie,
Buddzie, Mahomecie albo Ramanie Maharshim) lub po prostu na miłości
bożej. Kiedy poczujemy w swoim sercu przypływ energii, możemy
„rozproszyć” naszą koncentrację (tak jak wtedy, gdy skupiamy na czymś
swoje spojrzenie, a potem wracamy do normalnego, „miękkiego” trybu
patrzenia). Pozwólmy, by część naszej uwagi skierowała się na mniej ważne
elementy wokół nas – dźwięki, widoki, nawet obowiązki domowe.
Pozwólmy, by to wszystko stało się przepływem między miękką uwagą
naszego serca (istoty) a rzeczami dziejącymi się na krańcach pola widzenia.

Wyobrażamy sobie następnie, że bierzemy prysznic, mając na głowie


czepek kąpielowy. Woda moczy naszą skórę, ale nie włosy. Podobnie
przyziemne czynności odciągają naszą uwagę od uczuć rodzących się we
wszystkich czakrach, ale nigdy od tych płynących z serca. Kiedy dojdziemy
do wprawy w tym ćwiczeniu, będziemy mogli, tak jak Brat Lawrence, wciąż
tkwić w stanie takiego przepływu.

Okazjonalne przeskoki kwantowe są ważne także dla naszego ciała


mentalnego, ponieważ tylko wtedy nasz umysł może całkowicie przetworzyć
nowe znaczenie związane z jakimś nowym kontekstem. Przypomina mi się
historia pewnego surrealisty – René Magrittte’a. Gdy szedł pewnego razu
chodnikiem, jego wzrok przykuło ciasto z okna wystawowego mijanej
cukierni. Wszedł więc do środka i poprosił o to ciasto. Kiedy jednak
sprzedający niósł ciasto z wystawy, Magritte zmienił zdanie. „Chcę inne” –
powiedział. Zapytany o powód swej decyzji, wyjaśnił: „Nie chcę tego ciasta
z wystawy, bo patrzyło na nie wielu ludzi”. Podobnie dla naszego umysłu
zdrowiej będzie, gdy nie zawsze będziemy przetwarzać wyłącznie te myśli,
które przetwarzają inni ludzie. W tym procesie bardzo ważną kwestią jest
kreatywność.
Ćwiczeniem dla ciała błogostanu osoby leniwej jest sen. Kiedy jednak
budzimy się ze snu, chociaż czujemy się szczęśliwi, pozostajemy tacy sami
jak przed zaśnięciem, nawet pomimo faktu, iż dobrze nam było w stanie bez
rozdziału na podmiot i przedmiot. Dzieje się tak dlatego, że podczas
zwykłego snu możemy nieświadomie przetwarzać jedynie nasze zwyczajowe
wzory możliwości. To się zmienia, gdy uczymy się spać z zachowaniem
kreatywności w naszym umyśle. Możemy wtedy osiągnąć stany
przypominające sen, ale gdy będziemy się z nich budzić, odczujemy wybuch
wewnętrznej kreatywności, wstaniemy odmienieni. Taki „kreatywny sen” jest
najlepszym ćwiczeniem dla naszego ciała błogostanu.
Jeśli poważnie myślimy o zachowaniu pozytywnego stanu zdrowia,
starajmy się jak najczęściej przebywać w towarzystwie zdrowych ludzi.
W Indiach nazywamy to satsang – jest to otaczanie się ludźmi o niewielkim
poczuciu odrębności od całości bądź czujących się integralną częścią tej
całości. Dla osoby pragnącej zachować zdrowie spotkania satsang są o wiele
ważniejsze niż zwyczajne badania lekarskie przeprowadzane
w przychodniach.

Uzdrawianie przez cuda: kreatywność ciała


fizycznego?
W końcu czas na kilka komentarzy odnośnie do bardzo kontrowersyjnej
kwestii: uzdrawiania poprzez cuda – leczenia, które wydaje się łamać nawet
prawa fizyki, gdyż trwa tylko chwilę.

Mówiąc o uzdrawianiu przez cuda, nie mam na myśli wszystkich


przypadków, które miały miejsce w Lourdes i zostały uznane przez Kościół
katolicki za „cudowne uzdrowienia”. Spośród ludzi (głównie związanych
z tradycją katolicką), którzy przybywają do Lourdes z nieuleczalnymi
chorobami, wielu zostało w ten sposób uzdrowionych. Neurobiolog Brendan
O’Regan (1997) drobiazgowo zbadał te przypadki i wysnuł wniosek, że
należy je zaliczyć do tej samej kategorii, co zjawisko uzdrawiania
spontanicznego. Tak więc większość z nich to prawdopodobnie przykłady
kwantowego leczenia umysłu i ciała. Istnieją także przypadki kwantowego
leczenia witalno-umysłowego.

Są też inne przypadki, o wiele mniej liczne, których nie da się zaliczyć do
żadnej z dwóch powyższych kategorii. Na tych przykładach chcę się skupić.
Tu również ma miejsce pewna forma leczenia kwantowego. Z czym to się
wiąże?

We wszystkich kulturach istnieje wiele dowodów poszlakowych


potwierdzających przykłady tego rodzaju uzdrawiania. Mówi się, że Jezus
posiadał taką moc. W Indiach znanych jest wiele historii z pogranicza cudu
o uzdrawiającej mocy dziewiętnastowiecznego mędrca imieniem Sirdhi Sai
Baba. Bardziej współczesny nam Paramahansa Jogananda napisał (w
Autobiografii jogina) o mędrcu zwanym Babaji, który spowodował zrośnięcie
się wszystkich złamanych kości ucznia, który skoczył ze skały, by udowodnić
swą wiarę. Oto inny współczesny przypadek uzdrowienia:
W Nowym Jorku mieszkał pewien chłopiec, miał – z tego co pamiętam
– jedenaście lat. (…) W dzieciństwie zbierał on salamandry.
A salamandry mają to do siebie, że kiedy utracą którąś kończynę, po
prostu wyrasta im nowa. Nikt nigdy nie powiedział temu chłopcu, że
u ludzi nie ma takiego mechanizmu. Zapomnieli mu o tym wspomnieć!
Kiedy więc chłopiec miał mniej więcej jedenaście lat, stracił część
nogi aż do uda, czy mniej więcej jakoś podobnie. Lekarz powiedział:
„To koniec”. Lecz chłopiec miał inny system poglądów, który nie
pozwalał mu w to uwierzyć, więc po prostu czekał, aż wyrośnie mu
nowa noga. Trwało to prawie rok (…). Odrosła mu noga, potem
zaczęła rosnąć stopa. Kiedy ostatni raz słyszałem o tym przypadku,
odrastały mu właśnie palce tej stopy (cyt. w: Grossinger, 2000)20.
Nie wiem, czy te opowieści są prawdziwe, nie weryfikowałem ich.
Wydaje mi się jednak, że są. Czy możemy włączyć takie przypadki
„cudownego” uzdrawiania do naszych naukowych rozważań o zdrowiu?

Musimy pamiętać, że intelekt ponadmentalny zapewnia konteksty


wszelkim ruchom: fizycznym, mentalnym oraz witalnym. Tak więc kiedy
osiągniemy biegłość w wykorzystywaniu naszej inteligencji ponadmentalnej,
zyskamy proste narzędzie pozwalające nam z łatwością kontrolować wszelkie
ruchy we wszystkich trzech płaszczyznach. Mówiąc prościej, oznacza to
kontrolę nad trzema światami: fizycznym, umysłowym i witalnym oraz
możliwość manipulowania nimi.

Musimy być jednak bardzo ostrożni. Nawet jedna niewielka zmiana


jakiegoś prawa fizycznego może potencjalnie zmienić dzieła wszechświata.
Oczywiście nie możemy rozważać wielkich zmian w prawach fizyki. Nikt nie
posiada takiej mocy. Ale zmiana (manipulacja) lokalna praw fizyki bez
szkody dla innych z pewnością nie przyniesie nam katastrofalnych skutków.
Kreatywność w świecie fizyki musi być rozpatrywana jedynie w takim bardzo
lokalnym kontekście. Moim zdaniem – prawdziwe leczenie przez cuda należy
do tej właśnie kategorii.
ROZDZIAŁ 18
Przewodnik po zdrowiu i leczeniu
z punktu widzenia fizyka kwantowego

Czytelnik: Co nowego związanego ze zdrowiem i leczeniem może nam


przekazać fizyk kwantowy? Jakie wiadomości ma dla świata medycyny
fizyka kwantowa?

Fizyk kwantowy: Obecnie w medycynie panuje ustalony paradygmat zwany


medycyną konwencjonalną, zaś funkcjonujące w jego obrębie zasady są dość
ograniczone. Istnieją również tradycje i techniki, niektóre z nich stare, inne
nowe, które funkcjonują pod wspólną nazwą medycyny alternatywnej lub
uzupełniającej. Medycyna alternatywna stara się uzupełnić braki medycyny
tradycyjnej.
Medycyna konwencjonalna opiera się na materialistycznej metafizyce,
według której każdą chorobę da się sprowadzić do jakiejś usterki fizycznej,
w związku z czym leki na wszelkie choroby również dotyczą naprawiania
problemów materialnych. Kontrastujący paradygmat, czyli medycyna
alternatywna lub uzupełniająca, składa się z niepowiązanych ze sobą technik,
z których jedne są stare, a inne nowe. Stare techniki medycyny alternatywnej
oparte są na podstawach metafizycznych, które bezpośrednio przeczą
przekonaniom materialistów i zwolenników medycyny konwencjonalnej.
Nawet te nowsze techniki postrzegane są przez materialistów jako pełne
anomalii i paradoksów. Największą wadą medycyny alternatywnej jest jednak
brak metafizycznej spójności cechującej medycynę konwencjonalną.
Myślenie kwantowe w ramach prymatu świadomości na swój sposób
może być jedyną szansą na opracowanie medycyny integralnej, która zapewni
metafizyczne podstawy dla każdego aspektu medycyny alternatywnej, lecz
nie tylko. Myślenie takie pozwala również na integrację medycyny
alternatywnej i konwencjonalnej, pozwalając wyznaczyć wyraźny podział ich
ról w ramach paradygmatu zintegrowanego.

Cz: Z pewnością jednak pan przesadza. Jedno z pierwszych podejść do


zapewnienia metafizycznego parasola dla medycyny alternatywnej opiera
się na metafizyce holistycznej, w której całości nie da się rozłożyć na
poszczególne tworzące ją części składowe – bo całość to coś więcej niż
suma elementów. Na płaszczyźnie holistycznej istnieje wiele zjawisk, takich
jak energia subtelna (witalna), umysł, dusza i duch; wszystkie one mają
skuteczność przyczynową, której nie da się sprowadzić do atomów,
molekuł, komórek i narządów. Choroba jest awarią całego organizmu,
w związku z czym najlepiej leczyć ją właśnie na poziomie całego
organizmu. W jaki sposób pańska nauka w ramach świadomości jest czymś
nadrzędnym wobec tego holistycznego paradygmatu?

FK: Definiowanie metafizyki holistycznej w ten sposób – „całość to coś


więcej niż suma elementów” – stało się problemem, choć na początku miało
pełnić funkcję rozwiązania. Wyjaśnię najpierw pierwsze zdanie.

Wraz z sukcesem biologii molekularnej, paradygmat materialistyczny


wydawał się tak bardzo uzasadniony, że większość naukowców była
przekonana, iż nie ma nic oprócz materii; wszystko (w tym także energia
subtelna, umysł, dusza i duch) stanowi materię. Pewna dość liczna grupa
naukowców była jednak przekonana, że powyższe zjawiska: energia subtelna,
umysł, dusza i duch są istotne i posiadają zdolność przyczynową. Stąd
właśnie wzięła się idea holizmu: całość to coś więcej niż suma elementów,
ponieważ na każdym poziomie całości pojawiają się nowe zjawiska
posiadające zdolność przyczynową i niedające się zredukować do poziomu
elementów. Jednym z głównych proponentów powyższego modelu jest
prawdopodobnie Fritjof Capra.
Trzeba jednak pamiętać, że w przypadku tworów nieożywionych idea
holizmu nie ma zastosowania. Atomy to zbiory cząsteczek elementarnych. Da
się obliczyć wszystkie eksperymentalnie możliwe do udowodnienia fakty
dotyczące atomów na podstawie cząsteczek elementarnych i ich wzajemnych
interakcji; nie pojawia się tu nic więcej. Tak samo jest z molekułami, które są
stworzone z atomów. Da się przewidzieć wszelkie zjawiska dotyczące
molekuł na podstawie atomów i ich wzajemnych interakcji. Zależność taka
rozciąga się na kolejne etapy.
Wszystko, co dotyczy ciał stałych, da się obliczyć na podstawie atomów
i molekuł oraz ich wzajemnych interakcji, itp. Dopiero kiedy docieramy do
etapu żywych organizmów, pojawia się coś nowego. Jeżeli wynika z holizmu
(całość to coś więcej niż suma elementów), powstaje filozoficzna dychotomia
– materializm dotyczący tworów nieożywionych i holizm odnoszący się do
istot żywych.

W tym miejscu dychotomia staje się problemem. Redukcjonizm i holizm


stanowią dwie niedające się połączyć formy metafizyki. W wyniku tych
różnic należałoby stworzyć dwa różne paradygmaty dotyczące medycyny:
jeden redukcjonistyczny i konwencjonalny, drugi – holistyczny lub
alternatywny. Cóż to za forma medycyny holistycznej? Zdrowy rozsądek
podpowiada, że medycyna powinna być tylko jedna.

Cz: Czyż nie słyszeliśmy tych samych słów z ust Kena Pelletiera, jednego
z pionierów medycyny umysłu i ciała? W swojej książce zatytułowanej
Poradnik medycyny alternatywnej cytuje on lekarzy materialistycznych
Marcię Angell i Jerome’a Kassirera:

Nie mogą istnieć dwa rodzaje medycyny – konwencjonalna


i alternatywna. Istnieje tylko medycyna, którą poddano odpowiednim
próbom, i taka, której tym próbom nie poddano, medycyna skuteczna
i medycyna, która może, ale nie musi działać. Gdy terapia poddana
zostanie rygorystycznym testom, nie ma znaczenia, czy na początku
uznawano ją za alternatywną. Jeżeli dowiemy się, że jest stosunkowo
bezpieczna i skuteczna, zostanie powszechnie zaakceptowana.
Jednakże zapewnienia, spekulacje i opinie nie mogą pełnić funkcji
dowodów. Terapia alternatywna powinna zostać poddana testom nie
mniej rygorystycznym niż w przypadku metod leczenia
konwencjonalnego (Pelletier, 2000, s. 50)21.
Tak naprawdę Pelletier kontynuuje postulat „podejścia opartego na
dowodach” i robi co może, by pokazać, że spora część metod medycyny
alternatywnej i uzupełniającej przechodzi ten test pozytywnie. Co pan sądzi
o tego typu podejściu?
FK: Tego rodzaju testy wywierają katastrofalny wpływ na poboczne techniki
leczenia, a być może nawet na wszystkie techniki leczenia. Po pierwsze,
należy zapytać, co tak naprawdę może być dowodem? W tradycji
alopatycznej wykonuje się podwójnie ślepą próbę kliniczną, w trakcie której
losowo wybrani pacjenci otrzymują tę samą terapię, pozostali zaś stanowią
grupę kontrolną. Następnie dokonuje się pomiarów tempa powrotu pacjentów
do zdrowia.

Czy taka procedura jest sprawiedliwa wobec alternatywnych technik


leczenia? Nie sądzę. Wiele terapii alternatywnych ma charakter
zindywidualizowany; każdy chory jest traktowany inaczej, choć wszystkich
może dotyczyć ta sama diagnoza. Załóżmy jednak, że rozwiązaliśmy ten
problem. Wiele terapii alternatywnych opracowano nie pod kątem terapii
krótkoterminowych (bo jeśli nawet takie się zdarzą, traktowane są jako
nieoczekiwane niespodzianki), lecz z nastawieniem na korzyści długofalowe.
Uwzględnienie korzyści długofalowych w protokołach prób klinicznych może
okazać się trudnym zadaniem.
Co więcej, zgodnie z tradycjami, na których opierają się terapie
alternatywne, leczenie składa się nie tylko z kuracji ciała fizycznego, ale
również z uzdrawiania niefizycznego ciała witalnego, ciała mentalnego, itp.
Naturalnie kryteria pomiaru w przypadku tych ciał niefizycznych powinny
być zupełnie inne. Kwestia ta ma swoje uzasadnienie nawet wtedy, gdy
(podobnie jak niektórzy holiści) przyjmiemy, iż byty takie jak energia witalna
i umysł stanowią produkt (choć niepodlegający redukcji do poziomu
pojedynczych elementów) podłoża fizycznego.
Kolejna obawa ma swoje źródło w eksperymentach parapsycholog
Marylin Schlitz (1997) oraz jej współpracownika R. Wisemana. Naukowcy ci
zademonstrowali, iż w przypadku, gdy w grę wchodzi świadomość, na wynik
eksperymentu zawsze wpływa obecność podmiotu przeprowadzającego
eksperyment. Innymi słowy, wynik pomiaru zależy od intencji osób
przeprowadzających eksperyment. Lekarze medycyny alternatywnej są
zdania, iż leczenie to zjawisko z udziałem świadomości. Skoro tak jest
w istocie, to w jaki sposób oceniać wszelkie testy?

Dowodem najdobitniej świadczącym o tym, że podejście oparte na


dowodach należy traktować z dystansem, jest fakt, iż zgodnie z takim
rozumowaniem medycyna musi być nauką stricte empiryczną. Stwierdzenie
to nie pokrywa się jednak z ogólnymi trendami naukowymi. Od czasów
Galileusza sukces na polu medycyny wywodzi się z dwóch odmiennych
podejść: nauki teoretycznej i eksperymentalnej. Einstein powiedział
Heisenbergowi, że to, co widzimy, zależy od teorii wykorzystywanych przez
nas do interpretacji naszych obserwacji. Nie ma czegoś takiego jak czysty
empiryzm.

Załóżmy jednak, że rezygnujemy z krótkowzrocznego podejścia nowo


powstałego holizmu i medycyny opartej na dowodach. Załóżmy, że wracamy
do intuicji, która stworzyła tradycję technik niekonwencjonalnych, intuicji,
która określa skuteczność powyższych terapii za pomocą skuteczności
jednostek, takich jak energia subtelna, umysł, dusza czy duch. Właśnie do
tego dążę w niniejszej książce.
Cz: To prawda. Twierdzi pan, że unifikacja metafizyki na potrzeby każdej
domeny medycyny umożliwia klasyfikację wszystkich funkcjonujących
obecnie typów praktyk medycznych, nawet tych konwencjonalnych.
Dlaczego to podejście ma lepsze uzasadnienie niż wszelkie inne podjęte
dotąd próby klasyfikacji? Na przykład, pewien autor klasyfikuje wszystkie
typy medycyny według będącej dziełem Kena Wilbera (1993) poczwórnej
matrycy świadomości: zewnętrzna-indywidualna, zewnętrzna-zbiorowa,
wewnętrzna-indywidualna, wewnętrzna-zbiorowa (Astin, 2002). Alopatia,
dla przykładu, podlega kategorii zewnętrznej-zbiorowej, podczas gdy
ajurweda jest medycyną wewnętrzną-indywidualną. Co pan o tym sądzi?

FK: Pozytywnie odbieram podobne próby klasyfikacji. Ta, o której pan


wspomniał, dobrze uzupełnia się z moimi propozycjami zawartymi
w niniejszej książce.

Pewnego razu rozmawiałem z lekarzem Elliotem Dascherem, który czytał


wówczas moją książkę Quantum Creativity (Aktywność kwantowa)
(Goswami, 1999). Udowodniłem w niej, że kreatywność jest zbieżna
z czterorodzajową klasyfikacją: wewnętrzno-zewnętrzną i fundamentalno-
sytuacyjną. Elliot był bardzo podekscytowany, ponieważ czytając moją
książkę, uświadomił sobie, że rozmaite paradygmaty dotyczące medycyny
klasyfikować należy według klas kreatywności, do których one należą. Elliot
sądził, że modele medycyny również da się podzielić na cztery klasy:
sytuacyjno-zewnętrzną (alopatia); sytuacyjno-wewnętrzną (ajurweda,
medycyna chińska); fundamentalno-zewnętrzną (leczenie duchowe);
fundamentalno-wewnętrzną (medytacja, joga). Tego typu działanie zawsze
przynosi korzyści.

Cz: Czy może pan odpowiedzieć na pytanie, kto lub co jest w stanie nas
uzdrowić?

FK: Owszem, mogę. Odwieczne tradycje medycyny alternatywnej są przez


materialistów krytykowane i odrzucane z uwagi na domniemany dualizm.
Jednakże psychofizyczny paralelizm w ramach prymatu świadomości (w
którym panuje wolność twórczego wyboru sposobu leczenia spośród
możliwości kwantowych) rozwiązuje ten problem.

Kwestia skuteczności przyczynowej jest jasno zdefiniowana


w zaprezentowanym przeze mnie podejściu. Sfery: materialna, witalna,
mentalna i ponadmentalna zapewniają możliwości kwantowe, spośród
których wybiera świadomość. Świadomość dokonuje wyboru rzeczywistości,
której doświadczamy za pomocą aspektów materialnych, witalnych,
mentalnych i ponadmentalnych.

Cz: Skoro jednak to świadomość dokonuje wyboru, to dlaczego nie zawsze


wybieramy zdrowie? Dlaczego w ogóle cierpimy z powodu chorób
i dolegliwości?
FK: Ach tak – fundamentalna subtelność wyboru. W latach 70. Fred Alan
Wolf stworzył slogan środowiska New Age, brzmiący: „Sami wybieramy
swoją rzeczywistość”. Miał on dobre intencje, ale został opacznie
zrozumiany. Pod wpływem słów Wolfa ludzie próbowali tworzyć cadillaki.
Nie przyniosło to oczekiwanego rezultatu, więc następnie skupili uwagę na
urzeczywistnianiu miejsc parkingowych dla swoich samochodów!

Mówiąc poważnie, w świecie naszego zwykłego ego jesteśmy


ignorantami uwarunkowanymi na cierpienie z powodu niewiedzy o naszej
leczniczej mocy. Wyboru zawsze dokonuje się spośród dostępnych
możliwości. Gdy działamy wewnątrz naszego ego, otrzymujemy jedynie
uwarunkowane możliwości, więc twórcze wybory odnoszące się do zdrowia
są często pomijane.

Cz: Wniosek – kiedy jesteśmy chorzy i chcemy wyleczyć się tylko za pomocą
samoleczenia, konieczny jest przeskok kwantowy?
FK: To prawda. Pamiętajmy jednak, że nie każdy z nas jest gotowy na
przeskok kwantowy. Dla nieprzygotowanych najlepszym wyjściem są
systemy oparte na medycynie, jakkolwiek byłyby one ograniczone. Należy
też mieć na uwadze, iż kreatywność przychodzi z większym trudem, gdy
mamy do czynienia z chorobą nie na płaszczyźnie mentalnej, lecz na
płaszczyźnie witalnej, zaś przypadki, w których choroba istnieje jedynie na
płaszczyźnie fizycznej, są bardzo rzadkie.

Cz: Wspominał pan także o czystości intencji. Jak najlepiej podejść do tego
zagadnienia?
FK: Owszem, czystość intencji jest kwestią kluczową w przypadku
przeskoków kwantowych. To jednak sprawa dość ulotna, ponieważ nasze
intencje są ze sobą sprzeczne i niezwykle pogmatwane. Dobra wiadomość jest
jednak taka, że dzięki ćwiczeniom możemy je w sobie wypracować. Proces
ten składa się z czterech etapów:

Zaczynamy, tworząc intencję dotyczącą leczenia z poziomu naszego


ego; tam właśnie jesteśmy. Chodzi o to, że chcemy uzdrowić sami siebie
od nękającej nas choroby.
Na drugim etapie należy sprawić, by nasze egoistyczne intencje
dotyczące uzdrowienia zostały uogólnione w taki sposób, by dotyczyły
wszystkich. Jeżeli wyzdrowieją wszyscy, to wśród nich także i my.
Na trzecim etapie nasze intencje powinny zacząć przypominać
modlitwę: pozwólmy, by rozpoczął się proces leczenia, ponieważ jest to
zgodne z kierunkiem dążenia jedności, czyli uniwersalnej jaźni
kwantowej.
Na czwartym etapie modlitwa musi przerodzić się w ciszę, stać się
medytacją.

Cz: Ludzie kultury zachodniej nie mają zbyt dużej wiedzy o ciele witalnym.
W jaki sposób powinniśmy zaznajomić się z naszym własnym ciałem
witalnym?

FK: To bardzo dobre pytanie. W obecnych, materialistycznych czasach nie


zwracamy zbyt wielkiej uwagi na odczucia, takie jak mrowienie czy dreszcze,
ale są to właśnie dobre przykłady zjawisk ciała witalnego, czyli energii
witalnej. W rozdziale 11 zaproponowałem prosty sposób na naładowanie
energią witalną naszych dłoni: należy po prostu potrzeć jedną dłoń o drugą
i delikatnie je rozdzielić, trzymając w pozycji przypominającej
wschodnioindyjski gest namaste. Mrowienie, które odczujemy podczas
wykonywania tego prostego ćwiczenia, to właśnie ruchy energii witalnej.
Jeżeli na przykład przesuniemy naładowane w ten sposób dłonie po twarzy,
poczujemy przypływ nowych sił.

Czytelnicy niniejszej książki być może słyszeli o dotyku terapeutycznym


– technice zapoczątkowanej w USA przez Dolores Krieger i Dorę Kunz.
Przesuwając naładowane energią dłonie nad chorymi narządami, dodajemy
im leczniczych sił witalnych. Tak właśnie działa dotyk terapeutyczny.
Uważam, że zgłębianie tajników dotyku terapeutycznego to doskonały sposób
na zaznajomienie się z tajemnicami ciała witalnego.
Cz: Czy to takie proste?
FK: No cóż, jest jeszcze jedna kwestia. Należy zachować otwarty umysł.
Pamiętam, że w latach 80., gdy tego typu sprawy dopiero zaczynały przenikać
do psychiki przedstawicieli zachodniej cywilizacji, otrzymałem od wydziału
psychologii uniwersytetu stanu Oregon prośbę o pomoc. Miałem ocenić
przypadek człowieka twierdzącego, że jest w stanie zademonstrować
obecność energii witalnej. Na miejscu spotkałem mężczyznę, który wydawał
się sympatyczny, choć nieco sfrustrowany. Wciąż pocierał jedną dłoń o drugą
i prosił obecne na miejscu osoby (w większości sceptycznie nastawionych
psychologów behawioralnych) o to, by umieszczały swoje ręce wewnątrz
przestrzeni między jego dłońmi bez dotykania ich. Następnie zadawał
pytanie: „Czy coś pan odczuwa?”, na które wszyscy psychologowie
odpowiadali przecząco. W końcu przyszła kolej na mnie. Umieściłem swoje
ręce pomiędzy jego dłońmi i natychmiast poczułem silne mrowienie. Kiedy
jednak opowiedziałem o tym moim kolegom psychologom, nie chcieli mi
uwierzyć. Uznali, że jestem naiwny.

Cz: Czy sposób reagowania na odczucia jest zależny od płci?

FK: Owszem. Mężczyźni są nastawieni bardziej mentalnie, zwłaszcza gdy


mówimy o tak zwanych intelektualistach. W ich przypadku energia witalna
najczęściej promieniuje od czakry korony. W związku z tym cierpią na apatię
lub nawet depresję. Dla nich potrzeba jest pasją lub – jak ujął to Richard
Moss – „soczystą fizycznością”. Muszą oni sprowadzić energię witalną
z poziomu głowy na niższe czakry, zwłaszcza do czakry serca. Mężczyźni
mają wrodzoną świadomość tej potrzeby. To właśnie dlatego w telewizji tak
popularne są seks i przemoc. Niestety, nie wpływa to znacząco na przepływ
energii do serca.
Przypomina mi to o historii, którą usłyszałem w latach 60. Pewien
człowiek z Zachodu otworzył w hinduskiej części Himalajów aśram i stał się
sławny dzięki wspaniałym odpowiedziom na pytania, które zadawali mu
goście i pod wpływem których całe ich życie ulegało zmianie. Pewnego razu
usłyszała o tym mieszkanka Nowego Jorku. Jej przyjaciele zachęcali ją:
– Powinnaś się z nim spotkać. Na pewno przysporzy ci wiele szczęścia.
– Jeszcze nie nadeszła na to pora – odpowiedziała im.

Mijały miesiące. Przyjaciele wracający z wizyty u guru przypominali


kobiecie:

– On stał się bardzo popularny i niezwykle zajęty. Teraz możesz spotkać


się z nim tylko przez kwadrans i zadać jedynie trzy pytania. Jedź tam
i skorzystaj z jego mądrości.

Kobieta ponownie odparła:

– Jeszcze nie nadeszła pora.

Mijały kolejne miesiące. Jeden z przyjaciół kobiety, który wrócił ze


spotkania z wielkim guru, powiedział jej:

– Jego stan zdrowia pogarsza się z powodu ciężkiej pracy. Teraz może on
poświęcić każdemu chętnemu jedynie 10 minut i wysłuchać tylko jednego
pytania. Czy już nie czas, byś się z nim spotkała?

– Być może – odpowiedziała tym razem kobieta.

Spakowała walizki, udała się do Indii i jakimś cudem odnalazła aśram.


Gdy stanęła u bramy, strażnik przekazał jej najnowszą obowiązującą zasadę:

– Nasz mistrz nie czuje się najlepiej. Możesz mu powiedzieć jedynie


cztery słowa i ani jednego więcej. Obiecujesz?
– Obiecuję – odparła kobieta. – Nie potrzeba mi więcej niż cztery słowa.

W końcu dotarła do mistrza, a gdy go zobaczyła, siedział na poduszce.


Eskortujący kobietę strażnicy zdziwili się, że nie ukłoniła się mistrzowi.
Dotrzymała jednak obietnicy i przekazała mu jedynie cztery słowa. Typowo
nowojorskim akcentem powiedziała mistrzowi:
– Irving, wracaj do domu. – Okazało się, że to jej mąż.

Historia ta pokazuje, że mężczyźni muszą jedynie usłyszeć (a któż miałby


im o tym powiedzieć, jeżeli nie kobieta?), że wszelkie ich wybryki na
wyższych poziomach istnienia nie będą miały żadnego znaczenia, jeżeli nie
będą oni uziemieni w swoich „domach” i ciałach fizycznych.

Czytelnikom może skojarzyć się w tej chwili postać Blaszanego Drwala


z Czarnoksiężnika z krainy Oz. Jedyne, czego pragnął, to mieć serce, które
w końcu otrzymał od Dorotki.

Cz: Wspaniała historia i do tego bardzo zabawna. Kobiety mają uziemienie


we własnych ciałach?

FK: Tak właśnie jest. Jednak w przypadku kobiet pojawia się pewien
problem. Kobiety są w większości istotami witalnymi. Procesy energii
witalnej skoncentrowane są – ogólnie rzecz biorąc – w niższych czakrach.
Energia kobiet wypływa więc z czakry serca, zaś jej wyczerpanie odczuwane
jest jako zawiść lub zazdrość.

Sri Aurobindo żartobliwie nazywał to wampirzą tendencją, bo jeżeli ktoś


ją posiada, zawsze będzie starał się wyssać od innych energię witalną, by
uzdrowić tkwiącą we własnym sercu negatywną moc. Ten ktoś zaczyna się
wtedy domagać uwagi ze strony innych. W przypadku kobiet wyzwanie
polega więc na zamianie tej negatywnej energii w energię pozytywną
(Goswami, 2003).

Cz: Chyba nie chce pan przez to powiedzieć, by intelektualiści cierpiący na


depresję przyjmowali prozac?
FK: Broń Boże! Prozac jedynie pogłębia przygnębienie. Oprócz tego
przytępia postrzeganie rzeczywistości! Uczenie się o energii witalnej
i nabywanie umiejętności przemieszczania jej z jednej czakry do innej jest na
dłuższą metę o wiele bardziej skuteczne.
Cz: Wspomniał pan o Czarnoksiężniku z Oz i porównał postać Blaszanego
Drwala do umysłowo-mózgowej doszy intelektualizmu. W książce
występują też dwie inne postacie, Strach na Wróble i Tchórzliwy Lew. Co
one symbolizują?

FK: Strach na Wróble szuka „mózgu”; odzwierciedla on umysłowo-


mózgową doszę ociężałości. Natomiast Tchórzliwy Lew to symbol doszy
nadpobudliwości. Wydaje mi się, że to dość wyraźna symbolika. Lew bez
wątpienia stanowi odzwierciedlenie osobowości nadpobudliwej typu A. Jest
tu jednak interesująca subtelność. Czego poszukuje Lew? Brakuje mu
odwagi, ale do czego jest mu ona potrzebna? Otóż Lew potrzebuje odwagi do
tworzenia. Osoby nadpobudliwe muszą zrównoważyć swoją tendencję do
angażowania zbyt dużej ilości rajas – zbytniej sytuacyjnej kreatywności,
z guną sattva, kreatywnością fundamentalną. Dzięki temu wyrówna się
również ich poziom tamas, czyli ociężałości, ponieważ bez niej nie da się być
kreatywnym (patrz także: Barasch, 1993).

Cz: Pozostając przy temacie, w jaki sposób można stworzyć poczucie


dostatku witalności?

FK: W tym celu musimy odczuwać energię witalną w sercu oraz


w pozostałych czakrach, zarówno dolnych, jak i górnych.
Po pierwsze, dementalizujemy nasze emocje. Zamartwianie się to jedna
z sytuacji, wskutek których umysł kontroluje energię witalną. Należy więc
ćwiczyć zastępowanie zmartwień uczuciami spokoju i miłości. Na przykład,
kiedy pojawią się przed nami obawy o utratę pieniędzy (brak poczucia
bezpieczeństwa), trzeba skupić myśli na naszym najważniejszym związku
uczuciowym (poczucie bezpieczeństwa).

Po drugie, należy zaangażować się w związki cechujące się hierarchią


splątaną i przyczynowością kolistą, zamiast jednokierunkowej. To
niezawodny sposób na uwolnienie się od nawykowych ścieżek zarówno
zjawisk mentalnych, jak i witalnych.
Po trzecie, świat jest z natury zasobny w energię witalną. Istnieje
ćwiczenie tai chi, które da się wykonać pod gołym niebem, pośród
naturalnego piękna przyrody. Rozkładamy ramiona, kierując dłonie ku górze.
Następnie mówimy na głos: „Dobroć i życzliwość u podstaw, szczerość
i przyjaźń w sercu”. Wkrótce po tym powinniśmy poczuć w dłoniach
mrowienie wywołane przepływającą przez nie energią witalną.
Cz: Proszę powiedzieć coś więcej o dementalizacji.
FK: Umysł w sposób naturalny stara się zdominować witalną sferę naszych
doświadczeń poprzez przydzielanie znaczeń do znaczeniowo neutralnie
nacechowanych uczuć. Jest to tendencja, którą nazywam mentalizacją. Sztuka
polega na zmianie tego schematu nawykowego w taki sposób, by umysł mógł
zwrócić się ku płaszczyźnie ponadmentalnej, gdzie pełni funkcję służebną.
Obserwujmy więc sposób, w jaki mentalizujemy nasze uczucia, nasze
określone ścieżki nadawania uczuciom znaczenia. Gdy poznamy już te
schematy, szczerze otwórzmy się na zmiany. Należy przy tym pamiętać, że
zmiany wychodzą najlepiej poprzez dokonywanie przeskoku kwantowego.

Cz: Czy twórczy przeskok kwantowy umysłu zawsze oznacza zmianę


kontekstu, według którego przetwarzamy znaczenie?

FK: Owszem. Nasze konteksty stają się sztywno ustalone, ponieważ rozsądek
działa w ramach z góry ustalonego schematu – tzw. systemu przekonań. Jeżeli
jedno z takich przekonań musi ulec zmianie, być może będzie trzeba
zakwestionować cały system. Uwarunkowany ego-umysł nienawidzi tego
i odczuwa przed tym strach.

Nasz błąd polega na myśleniu, że jesteśmy w stanie zmienić nasze


postrzeganie znaczenia tylko dzięki przeczytaniu czegoś lub postępowaniu
według nakazów nauczyciela, czy zaangażowaniu się w jakieś ćwiczenie. To
wszystko stanowi dopiero przygotowanie.
Czy ktokolwiek z moich czytelników był kiedyś na lekcjach mistrza zen?
Może on wziąć do ręki wachlarz i zapytać, co to takiego. Jeżeli stwierdzimy,
że to wachlarz, mistrz powie, że zaraz nas nim uderzy (ma to na celu
zasugerowanie – o ile będziemy w stanie zrozumieć tę subtelną lekcję – że
wachlarzem również można kogoś uderzyć). Co ciekawe, jeżeli poprawimy
się i powiemy, że trzyma on w ręku coś, czym można kogoś uderzyć, mistrz
wcale nie będzie usatysfakcjonowany. Być może usłyszymy wówczas coś
w stylu: „Odpowiedź poprawna w trzydziestu procentach”.

O co więc tu chodzi? W jednej z popularnych książek na temat zen autor


opisuje stan, który osiągnął po pięciu dniach medytacji w sali zendo. Pobiegł
do swojego mistrza, zabrał mu wachlarz, po czym go nim uderzył. Następnie
podrapał sobie wachlarzem ciało, a później użył go jako wagi. Wszystkie te
wybryki pełne radosnej spontaniczności nie pozostawiły nauczycielowi
wątpliwości, że jego uczeń działał na poziomie swojej ponadmentalnej
kwantowej jaźni, stanu, w którym czyny biorą się z pewności, a nie
z pomysłowości.
Nie da się wybrać zdrowia po prostu przez zażyczenie go sobie, gdyż
byłaby to pomysłowość. Tylko wybierając zdrowie z poziomu pewności (po
przeskoku kwantowym), będziemy w stanie opanować energię w takim
stopniu, by móc dokonać zmian stylu swojego życia. Zresztą, nawet wtedy
może nam się nie udać. To bardzo skomplikowane.

Cz: Czym jest karma ciała witalnego?

FK: Przenosimy określone tendencje z naszych doświadczeń z poprzednich


wcieleń do wcielenia obecnego. Są to te tendencje, które uważamy za
najlepsze dla naszego procesu nauki. Jest to właśnie karma witalna, która daje
nam dosze. Jeżeli tendencję do wykorzystywania zbyt dużej ilości kreatywnej
energii (tejas) wprowadzimy do procesu tworzenia fizycznych odzwierciedleń
sfery witalnej, wykształcimy w sobie doszę pitta, itp.

Cz: Nie próbujemy jednak „palić” karmy witalnej, czyli odziedziczonych


tendencji witalnych…
FK: Dlaczego nie? Robimy tak, gdy jej zadanie zostanie już wykonane.

Cz: Dlaczego więc nie możemy idealnie zbilansować dosz?


FK: To nie miałoby większego sensu. Zadanie ciała fizycznego polega na
tworzeniu odzwierciedleń, do czego potrzeba jedynie ciała cechującego się
homeostazą. W związku z tym musimy jedynie utrzymywać dosze w stanie
bliskim naszej indywidualnej naturalnej homeostazy lub prakriti.

Cz: Jak tego dokonać?


FK: Oto prosta recepta: należy jeść wegetariańskie potrawy z dużą ilością
owoców i warzyw, pić dużo wody, robić wszystko powoli i pozwalać sobie
na dużo relaksu, w tym także snu (Goswami, 2003). To bardzo mądre rady.
Dodam jeszcze jedną: koniecznie trzeba podejmować twórcze
przedsięwzięcia (zarówno w rozumieniu zewnętrznym, jak i wewnętrznym).
Cz: A do czego potrzebne są ćwiczenia, które zalecił pan wcześniej –
ćwiczenia fizyczne dla dobra ciała fizycznego, pozycje hatha-jogi,
ćwiczenia na oddychanie, tai chi dla ciała witalnego, medytacje dotyczące
koncentracji i świadomości dla ciała mentalnego, doświadczenia
przepływu dla ciała ponadmentalnego i twórcze sny dla ciała błogostanu?

FK: Ćwiczenia te mają na celu utrzymanie wszystkich pięciu ciał


w optymalnej kondycji. Jest to najlepsza strategia zapewniającą zdrowe życie.
Właśnie dlatego zawsze podkreślam, że najważniejszym zadaniem jest
obecnie zmiana systemu edukacji. Powoli i niezauważalnie, ale z iście
religijnym zacięciem wkroczyły do niego bowiem materializm i scjentyzm,
a wszystko to w imię sekularyzmu. Cóż za ironia! Teraz już sześciolatki
uczone są, iż wszystko składa się z atomów, wskutek czego nabywają
uprzedzeń, które później okazują się trudne do przezwyciężenia. Jeżeli
wmawia się nam, że świat i ludzkość to jedynie taniec atomów, nie mamy
wyboru – musimy być zdezorientowani i cyniczni (niczym egzystencjaliści
tak pięknie zobrazowani w filmach Woody’ego Allena).
Mam nadzieję, iż właściwa zmiana paradygmatu dokona się już wkrótce
i nasz system edukacji stanie się na tyle liberalny, by pozwolić na nauczanie
w szkołach alternatywy wobec dotychczasowego światopoglądu. Pozwólmy
dzieciom zajmować się jogą, medytacją, kreatywnością oraz inteligencją
emocjonalną i ponadmentalną.
Cz: Wspomniał pan, iż prowadzone obecnie badania pomogły w ustaleniu
roli, jaką odgrywają odseparowane od siebie ciała świadomości. Sfera
ponadmentalna określa prawa i archetypy dotyczące zjawisk zachodzących
we wszystkich ciałach: umysł nadaje znaczenie sferze witalnej i fizycznej.
Sfera witalna składa się z pól morfogenetycznych, które kształtują żywe
formy, zaś sfera fizyczna działa niczym sprzęt komputerowy tworzący
odzwierciedlenia oprogramowania ze sfery witalnej i mentalnej za pomocą
podziału mikro-makro. Jak na te informacje reaguje środowisko naukowe?

FK: Wydaje mi się, że dobrze. W przypadku tej konkretnej zmiany


paradygmatu napotykamy jednak pewną trudność, albowiem wymagane jest
tu podejście interdyscyplinarne. Niestety, większość współczesnych
naukowców jest wysoce wyspecjalizowana. Zwłaszcza medycyna stała się
dziedziną o tak wielu specjalizacjach, że zaczęto żartować, iż można
wyszkolić się w dziedzinie leczenia wyłącznie dużego palca prawej stopy.

Cz: Twierdzi pan, że choroby pojawiają się w wyniku usterki i braku


harmonii na każdym z pięciu poziomów naszej egzystencji, czyli na
którymkolwiek spośród pięciu „ciał” świadomości. Mówi pan także, że
brak harmonii i choroba potrafią przejść z jednego poziomu na inny.
W podobny sposób leczenie jest w stanie rozprzestrzenić się z jednego
poziomu na inne. W związku z powyższym, na każdym poziomie, w każdym
z naszych ciał, istnieje możliwość opracowania systemu terapii zwanego
np. medycyną ciała materialnego, ciała witalnego czy ciała mentalnego.
Jednak w takim przypadku medycyna ciała witalnego czy mentalnego nie
jest ani alternatywna, ani uzupełniająca. Dziedziny te definiują różne
terytoria zastosowania w zależności od źródła i stopnia rozprzestrzenienia
się choroby, czyż nie?
FK: Jest pan bardzo spostrzegawczy. Jeżeli źródłem choroby jest na przykład
pałeczka cholery i niezwłocznie to wykryjemy, konieczna będzie terapia
jedynie na poziomie fizycznym. Analogicznie, jeżeli choroba wywołana jest
nadmiarem wykorzystywania energii witalnej w narządzie, tak jak
w przypadku wrzodów żołądka, wymagana będzie ingerencja jedynie
medycyny ciała witalnego.
Jeżeli jednak mamy do czynienia z ostrym przypadkiem wrzodów, który
wymaga natychmiastowej interwencji, dobrze będzie zastosować
uzupełniającą terapię fizyczną, która zapewni szybką ulgę od przykrych
dolegliwości. Jeśli źródłem choroby jest działanie umysłu (choroba umysłu
i ciała), to pierwotna terapia musi zostać zastosowana na poziomie
mentalnym. Medycyna witalna mogłaby w takim przypadku być drugorzędną
terapią uzupełniającą, a ingerencja fizyczna konieczna będzie tylko w celu
poradzenia sobie z nagłymi zwrotami sytuacji.

Cz: Czy może pan powiedzieć, w jakich sytuacjach i w jaki sposób można
stosować medycynę integralną?

FK: Często ingerencja na poziomie witalnym i mentalnym ma swoje zalety


taktyczne. Załóżmy, że jakiś narząd nie funkcjonuje prawidłowo (niezależnie
od rodzaju źródła tej usterki), co wywołuje silny ból. Możemy złagodzić ból
za pomocą narkotyków. Bardziej bezpieczna będzie jednak akupunktura
(warto zauważyć, że fizyczny efekt będzie taki sam – emisja endorfiny).

Kolejny przykład to stres umysłowy, który jest w stanie wywołać chorobę


na płaszczyźnie fizycznej. Możemy leczyć stres na poziomie fizycznym,
zażywając leki uspokajające, ale często ma to zgubne skutki. W tym
przypadku mentalną alternatywą jest poradzenie sobie ze stresem za pomocą
medytacji i tym podobnych technik. Będą to formy terapii pozbawione
skutków ubocznych i docierające do źródła problemu.
Są co prawda trudniejsze przypadki, takie jak rak. Tu nie jesteśmy jeszcze
w stanie określić źródła choroby. Czy jest ona wynikiem defektu
genetycznego? Możemy częściowo odpowiedzieć na to pytanie, studiując
historię chorób rodziny pacjenta. A może źródłem choroby jest zaburzenie
równowagi energii witalnej? Jesteśmy w stanie ustalić to w pewnym stopniu
za pomocą diagnozy intuicyjnej. A jeśli choroba jest wynikiem stresu
umysłowego i tłumienia emocji? Tu możemy próbować dociec prawdy za
pomocą przyjrzenia się stylowi życia pacjenta. Zdrowy rozsądek nakazuje
jednak zastosowanie terapii integralnej.
W przypadku raka możemy mówić o potrzebie pośpiechu, gdyż
rozprzestrzenia się on na cały organizm. By temu zapobiec, musimy
natychmiast zareagować terapią fizyczną w postaci operacji oraz/lub
radioterapii. Następnie – zamiast chemioterapii (która cechuje się najbardziej
szkodliwymi skutkami ubocznymi) – możemy zastosować techniki medycyny
ciała witalnego, a także medycyny umysłu i ciała (obie w ramach programu
opartego na kreatywności, patrz: rozdziały 16 i 17).

W przypadku chorób serca medycyna integralna również nakazuje


zastosowanie krótkofalowej interwencji fizycznej, jednakże leczenie
długofalowe musi uwzględnić również płaszczyznę witalną i mentalną.

Ogólnie rzecz biorąc, nie zbłądzimy, jeśli będziemy pamiętać, że


w nagłych przypadkach wymogiem jest interwencja fizyczna. W przypadku
długofalowej terapii poziom witalny i mentalny to kluczowe elementy
skutecznej terapii. Ingerencja fizyczna jest w takim wypadku opcjonalna
i zależy od kompatybilności.

Cz: Największą pana zasługą – jako autora niniejszej książki – jest


teoretyczne i naukowe wyjaśnienie kwestii skuteczności technik
alternatywnych. Ajurweda, medycyna chińska, akupunktura, czakry,
leczenie umysłu i ciała, leczenie duchowe, a nawet homeopatia to
dziedziny, które zostały w zadowalającym stopniu wyjaśnione. Nie
wspomniał pan jednak o neuropatii. Dlaczego?
FK: Neuropatia, jeżeli dobrze rozumiem, korzysta ze wszystkich
wspomnianych przez pana systemów, wszystkich naturalnie dostępnych
systemów. Wydaje mi się więc, że neuropaci będą bardzo usatysfakcjonowani
medycyną integralną w postaci opisanej w niniejszej książce, ponieważ
wszystkie systemy, z których korzystają, są tu zintegrowane w ramach
jednego paradygmatu.
Cz: Czy sądzi pan, że medycyna integralna to ostateczna odpowiedź na
kłopoty ze zdrowiem?

FK: Absolutnie nie, ale to dobry początek. Zaczynamy od właściwego


podłoża metafizycznego. Naturalnie zaproponowana tu teoria to jedynie
szkielet, który będzie musiał nabrać sporo ciała w postaci dalszych badań
w tej dziedzinie.
Cz: Podoba mi się także inna istotna zasługa paradygmatu integracyjnego,
a mianowicie to, iż pozwala on na dostrzeżenie zdrowia jako stanu, na
który składa się ponadmentalny wymiar leczenia. Jest to punkt wyjściowy
do inteligencji ponadmentalnej, czyż nie?

FK: Owszem, nawet choroba może zostać wykorzystana jako punkt wyjścia
ku sferze ponadmentalnej dzięki leczniczym przeskokom kwantowym!
Najlepiej i najłatwiej jest jednak podchodzić do sfery ponadmentalnej od
strony zdrowia.
Cz: Jak według pana przedstawia się obecnie kwestia zdrowia i leczenia
w porównaniu z czasami dawniejszymi?
FK: Dawniej choroba była wynikiem wad fizycznych (genetycznych)
dotyczących tworzenia odzwierciedleń, środowiskowych zmian pór roku oraz
ataków ze strony wirusów i bakterii. W pierwszym przypadku nie
dysponowaliśmy żadnym sposobem korygowania takich wad i nie byliśmy
nawet w stanie zrozumieć tego zagadnienia. Trzeba przyznać, że chociaż
medycyna ciała witalnego (ajurweda, medycyna chińska i naturopatia)
pozwala nam leczyć sezonowy wpływ dysharmonii i większość infekcji
wirusowych, to nie radzi sobie wystarczająco ze zwalczaniem śmiertelnych
infekcji bakteryjnych wymagających natychmiastowej i błyskawicznej
interwencji.

Sukces współczesnej medycyny alopatycznej wziął się z publicznych


aspektów zdrowotnych dotyczących właściwej higieny, leczenia infekcji
bakteryjnych (poprzez szczepienia i antybiotyki) i osiągnięć chirurgii, w tym
również przeszczepów narządów. Porażka medycyny alopatycznej w roli
naszego „zbawiciela” stała się jasna w momencie, gdy nasz tryb życia stał się
zbyt odseparowany od natury, tak odseparowany, że wpłynęło to negatywnie
na odżywienie ciała witalnego. Następnie, stres cechujący współczesny tryb
życia, rozrósł się do tak znacznych rozmiarów, że wiele (lub nawet
większość) chorób fizycznych zaczęło mieć swój początek gdzie indziej –
w ciele witalnym i mentalnym.

Cz: Można więc powiedzieć, że medycyna integralna pojawia się w samą


porę?
FK: W rzeczy samej. Teraz wraz z rozwojem medycyny integralnej jesteśmy
w stanie zrekompensować braki medycyny współczesnej poprzez
uwzględnianie leków nie tylko fizycznych, lecz także witalnych i mentalnych.
Osobom gotowym na tego typu terapię jesteśmy w stanie przepisać nawet
lekarstwo ponadmentalne, czyli leczenie kwantowe.

To samo dotyczy zapobiegawczego aspektu medycyny. Do niedawna


jedyną formą aspektu prewencyjnego medycyny alopatycznej były higiena
w sferze publicznej i szczepionki. Jednakże zmiany trybu życia pojawiające
się pod koniec XX wieku wymogły opracowanie społecznej teorii medycyny,
co poskutkowało uświadomieniem sobie zagrożeń ze strony palenia tytoniu
i picia alkoholu oraz docenieniem zalet dobrego odżywiania się, ćwiczeń itp.
Medycyna integralna proponuje dodatkowe możliwości prewencyjne dzięki
uwzględnieniu prewencji nie tylko na płaszczyźnie fizycznej, lecz również
witalnej, mentalnej, a nawet ponadmentalnej oraz w sferze błogostanu
świadomości.

Cz: Co jest najważniejszym odkryciem medycyny integralnej?

FK: Wprowadzenie do kwestii zdrowia i leczenia płaszczyzny


ponadmentalnej ma olbrzymie znaczenie i należało to zrobić już dawno.
Pamiętajmy, że nawet obecnie nie dysponujemy żadnym niezawodnym
wynalazkiem pozwalającym na skorygowanie defektów genetycznych; to
niedoskonałości aparatury tworzącej odzwierciedlenia stanowią źródło
chorób. Badania prowadzone przez zwolenników paradygmatu
materialistycznego pozwoliły na odszyfrowanie i skodyfikowanie naszych
informacji genetycznych, jednak zastosowanie tychże informacji w celu
skorygowania defektów genetycznych pozostaje wciąż w sferze obietnic.
Terapia genowa nie przynosi spodziewanych sukcesów. Podejście polegające
na wprowadzeniu do tego równania inteligencji ponadmentalnej może okazać
się o wiele skuteczniejszym wyjściem.
Najistotniejsze zastosowanie medycyny integralnej wykracza poza sferę
leczenia chorób. W obecnej sytuacji pojawia się szansa zrozumienia ludzkiej
sfery duchowej jako siły uzdrawiającej i zastosowania tego, czego się
nauczyliśmy dzięki leczeniu kwantowemu, w procesie uzdrawiania naszej
sfery duchowej. Społeczne konsekwencje takich dokonań byłyby niezwykle
doniosłe.
EPILOG
Wiecznie młode ciało – mit czy
prawda?

J ak długo możemy żyć, ciesząc się zdrowiem? Czy jesteśmy w stanie


zupełnie pozbyć się chorób, a nawet drobnych chronicznych dolegliwości?
Jeżeli potrafimy całkowicie uniknąć procesu zużywania się naszej fizycznej
powłoki, to czy logicznym następstwem tego dokonania nie powinno być
zatrzymanie procesu starzenia?

Jednym z wszechobecnych mitów we wszystkich kulturach jest mit


dotyczący wiecznie młodego ciała, czyli nieśmiertelności. Nawet materialiści
dyskutują o nieśmiertelności, przytaczając obiecujące wizje nanotechnologii
(Tipler, 1994). Lekarz Deepak Chopra (1993) napisał znacznie bardziej
rozsądną książkę, w której sugeruje, iż zgłębiając naszą wiedzę o sobie, być
może jesteśmy w stanie wydłużyć ludzkie życie. Czy istnieją inne przesłanki
pozwalające nam marzyć o nieśmiertelności?

Znawcy tematu starzenia się ucinają tego typu spekulacje, wspominając


o limicie Hayflicka. Podczas przeprowadzania eksperymentów z kulturami
ludzkich komórek hodowanych w probówkach, fizyk Leonard Hayflick
(1965) odkrył, iż ludzkie komórki są w stanie podzielić się jedynie około 50
razy. Ponieważ w ciągu naszego życia ciało fizyczne odnawia się nieustannie
za pomocą podziału komórek, proces ten wyznacza człowiekowi granicę
długowieczności wynoszącą około 100 lat.
Jak w takim razie interpretować historie o ludziach żyjących o wiele
dłużej (być może dożywających nawet 150 lat), przytaczane przez psychologa
Kena Pelletiera? W Indiach powszechne jest przekonanie, iż kraj ten
zamieszkuje wielu joginów, którzy przekroczyli limit Hayflicka. W jaki
sposób udało im się tego dokonać?
Uma Goswami (2003) miała szczęście spotkać kogoś takiego, gdy była
jeszcze studentką. Podczas zwiedzania wraz z rodzicami południowej części
Indii, pięknego miejsca zwanego Kanyakumary, usłyszała o 260-letniej
jogince znanej jako Matka Mayi, która rzekomo większość czasu spędzała
pod wodą. Umie kazano czekać przy brzegu, co też uczyniła. Mijały godziny
i większość towarzyszących jej osób opuściła brzeg. Po mniej więcej czterech
godzinach nie wiadomo skąd pojawiła się nagle grupa psów, a wkrótce potem
z wody wynurzyła się Matka Mayi. Kobieta nie wyglądała na swój wiek
i chociaż nie powiedziała ani słowa, Uma z przyjemnością spędziła z nią jakiś
czas. Od tamtej chwili minęło wiele lat i chociaż Matka Mayi opuściła już
swoje ciało, miejscowa ludność wciąż o niej pamięta, a w Kanyakumary
wybudowano poświęconą jej świątynię.

Uważam, że ludzie są w stanie przekroczyć limit Hayflicka, ponieważ


spowalniając tempo życia, mogą także spowolnić potrzebę podziału komórek,
a co za tym idzie – wydłużyć swój czas na ziemi.

Jednakże przejście od tego zjawiska do nieśmiertelności to koncepcyjny


przeskok kwantowy. Czy nieśmiertelność jest w ogóle możliwa?

Czytelnicy, którzy znają jedną z moich poprzednich książek zatytułowaną


Physics of the Soul (Fizyka duszy) (Goswami, 2001), już wiedzą, że
odpowiedzią na pytanie o nieśmiertelność jest ostrożne, choć pełne
optymizmu „tak”. Powody takiej, a nie innej odpowiedzi są w pewnym
stopniu uzasadnione dowodami, a częściowo teorią.
Dowody nie są do końca jasne i zostały zbudowane na podstawie anegdot.
Najczęściej pojawiającą się tego typu anegdotą jest historia
zmartwychwstania Jezusa. Czy naprawdę zmartwychwstał w nieśmiertelnej
fizycznej postaci, czego świadkiem było kilku (w każdym razie więcej niż
jeden) apostołów? Fakt obserwacji istoty zmartwychwstałej przez więcej niż
jedną osobę stanowi istotny element tej opowieści, ponieważ tylko w takim
przypadku możemy z pewnym prawdopodobieństwem stwierdzić, że pojawiła
się zgodność opinii co do obserwacji zjawiska, a więc zaobserwowane ciało
mogło mieć charakter fizyczny.

Naturalnie w Indiach znaleźć można o wiele więcej tego typu anegdot.


Wspomnę tu o jednej, dotyczącej mędrca zwanego Babaji, o którym mówi się
w znanej książce Paramahansy Joganandy Autobiografia jogina. Wygląda na
to, że Babaji również przeszedł test rzeczywistości uzgodnionej. Widziało go
wiele osób (w tym także mieszkańcy cywilizacji zachodniej), choć spotkania
te miały miejsce w różnym czasie i w różnych miejscach.

Czy potrafimy stworzyć teorię pomagającą zrozumieć wszystkie te


anegdoty sugerujące istnienie nieśmiertelnych ciał fizycznych? By
odpowiedzieć na to pytanie, przyjrzyjmy się głoszonym przez mistyka
i filozofa Sri Aurobindo ideom dotyczącym następnego etapu naszej ewolucji
(Aurobindo 1955, 1970, 1996).

Dokąd zmierza ewolucja człowieka?

Uprzednio omówiłem kwestię znaczenia ewolucji biologicznej z punktu


widzenia nauki w ramach świadomości. Ewolucja biologiczna to ewolucja
procesu tworzenia odzwierciedleń dla ciała witalnego (patrz: rozdział 6).
Razem z rozwojem mózgu możliwe jest reprezentowanie umysłu, a pęd
ewolucyjny zmienia tor w kierunku ewolucji tworzenia odzwierciedleń dla
sfery mentalnej. Właśnie na tym etapie znajdujemy się obecnie. Żyjemy
w czasach mentalnych; szczycimy się tworzeniem coraz bardziej
wyrafinowanych odzwierciedleń umysłu. Zastanówmy się, w jaki sposób
wykorzystujemy umysł nawet do robienia zakupów przez Internet, rezygnując
z fizycznych doznań, takich jak dotyk, smak, węch, itp.
Czy istnieje życie po życiu mentalnym, którym cieszymy się obecnie? By
dokładnie przyjrzeć się przyszłości ludzkiej ewolucji, spójrzmy na wykres
przedstawiający opracowaną przez Aurobindo filozofię inwolucji i ewolucji
(ilustracja 18). Czym jest inwolucja?
Inwolucja świadomości to tworzenie granic, dzięki którym możliwe są
urzeczywistnienia. Na początku dysponujemy świadomością i wszystkimi
możliwościami dotyczącymi zarówno przeszłości, jak i teraźniejszości oraz
przyszłości. Na tym etapie nie mogą istnieć żadne ramy czasowe ani żadne
urzeczywistnienie. Pierwsze ograniczenie pojawia się na pierwszym etapie
inwolucji: jest to działanie według określonego zestawu zasad i archetypów –
sfera ponadmentalna.
Następnie pojawia się mentalne ograniczenie polegające na wybieraniu
jedynie tych możliwości, które mają znaczenie. Możemy jeszcze bardziej
ograniczyć możliwości poprzez branie pod uwagę jedynie określonych
wzorów witalnych tworzących formy biologiczne. Dzięki temu docieramy do
świata witalnego. Na końcu na horyzoncie pojawia się sfera fizyczna, sprzęt,
który ma za zadanie odzwierciedlać twory subtelnych możliwości
świadomości. Na tym etapie rozpoczyna się ewolucja, podczas gdy my
przeszliśmy już dwa jej etapy. Jak zaobserwował Pierre Teilhard de Chardin,
pierwsze dwa etapy dają nam biosferę i noosferę. Co dalej?

Płaszczyzna ponadmentalna odzwierciedla kolejne formy. To właśnie tej


sfery dotyczą obserwacje i przewidywania Aurobindo. Według niego kolejny
etap ludzkiej ewolucji to zdolność tworzenia fizycznych odzwierciedleń sfery
ponadmentalnej. Gdy zyskamy tę zdolność, dalsza ewolucja będzie polegać
na rozwoju większej ilości bardziej wyrafinowanych odzwierciedleń sfery
ponadmentalnej.

Co oznacza tworzenie map sfery ponadmentalnej?

By zrozumieć, czym jest tworzenie fizycznego odzwierciedlenia lub mapy


sfery ponadmentalnej, musimy najpierw przeanalizować sposób, w jaki
tworzymy odzwierciedlenia sfery ponadmentalnej w obecnym mentalnym
etapie naszej ewolucji. Załóżmy, iż doznajemy twórczego olśnienia
dotyczącego miłości. Oznacza to, iż dokonujemy przeskoku kwantowego do
sfery ponadmentalnej i bezpośrednio napotykamy archetyp miłości.
W naszym ciele nie ma jednak żadnej aparatury fizycznej, która mogłaby
stworzyć bezpośrednie wspomnienie ponadmentalnego komponentu
doświadczenia załamania.

Ilustracja 18. Nasza przyszłość według Sri Aurobindo

Umysł tworzy więc chwilową pamięć o sferze ponadmentalnej –


odzwierciedlenie mentalne. Doświadczenie to nacechowane jest pewnością,
więc nasze mentalne spojrzenie na miłość zmienia się raz na zawsze. Jednak
mózg, dzięki nieoznaczoności kwantowej, nie jest w stanie stworzyć trwałej
pamięci lub odzwierciedlenia. Tworzymy więc w mózgu wspomnienie
o mentalnym odzwierciedleniu, czyli znaczeniu, które umysł przydziela do
konkretnego doświadczenia. Tego typu odzwierciedlenie, będące
odzwierciedleniem drugorzędnym, zawsze będzie niedoskonałe.
Mistycy więc każą nam przeżywać powstałe w mózgu odzwierciedlenia
mentalnego zapisu doświadczenia ponadmentalnego z nadzieją, że jeżeli
przeżyjemy dane doświadczenia, to dzięki ćwiczeniom (ćwiczenie czyni
mistrza!) nauczymy się tego archetypu.
Nasze znaczenie mentalne rzadko jednak jest takie samo, jak znaczenia
mentalne doświadczenia archetypicznego innych osób. To, czego nauczamy,
wynika z tego, czego nauczono nas, i kształtuje się odmiennie
u poszczególnych ludzi, co jest przyczyną sporego zamieszania. W wyniku
takiej zależności powstały niegdyś różne religie.
To oczywiste, że tego rodzaju nauka nigdy nie jest procesem doskonałym.
To dlatego większość znanych nam współczesnych nauczycieli duchowych
prędzej czy później wikła się w różnego rodzaju skandale. Pod wpływem
rosnącej presji nie są oni w stanie żyć zgodnie z dokonanymi przez siebie
odkryciami.

W jaki sposób ludzie, tacy jak Jezus czy Budda, nauczyli się kochać
innych w stopniu tak doskonałym? Nikt przecież ich tego nie nauczył,
ponieważ nikt nie byłby w stanie tego dokonać bez dysponowania mocą
tworzenia bezpośrednich odzwierciedleń. Budda i Jezus mieli jednak stały
dostęp do sfery ponadmentalnej (stanu świadomości zwanego z sanskrytu
turiya), dzięki czemu poprzez bezpośrednie odwołania do sfery
ponadmentalnej mogli darzyć ludzi bezgraniczną miłością.

Zdolność do tworzenia bezpośrednich fizycznych odzwierciedleń


ponadmentalnych archetypów rozwiąże wszelkie problemy z przyswajaniem
archetypów takich jak miłość, piękno, sprawiedliwość, prawda, dobro, itp.
Będziemy wtedy w stanie żyć według tychże archetypów z taką łatwością,
z jaką dodajemy dwa do dwóch. Radykalnie zmieni to również sposób
nauczania archetypów.
Aurobindo nazwał więc ten etap ewolucji strącaniem bogów (archetypów)
z piedestału i sprowadzaniem ich na płaszczyznę fizyczną. Niewykluczone, że
proces ten będzie wymagał transformacji samej materii.
Być może niektórzy czytelnicy znają dwie wspaniałe książki Jean
Shinody Bolen zatytułowane Boginie w każdej kobiecie i Bogowie w każdym
mężczyźnie. Czyż nie jest prawdą, że tkwią w nas odzwierciedlenia bogów
i bogiń? Bolen pisze o potencjale reprezentacji archetypów bogów i bogiń
w nas samych za pomocą wysiłków mentalnych. Niestety, proces ten tworzy
również cienie, których nie potrafimy się pozbyć.

Przemyślenia Carla Junga mają podobny wydźwięk, jak tezy postawione


przez Aurobindo. Podobnie jak Aurobindo, Jung również dostrzegał, iż
ewolucyjnym celem ludzkości jest „zmiana tego, co nieświadome w to, co
świadome”. Jednakże to, co Jung (1971) nazywał zbiorową nieświadomością,
Aurobindo (i ja także) nazywa sferą ponadmentalną. W jaki sposób sprawić,
by sfera ta stała się świadoma i jak urzeczywistnić jej archetypy? Metoda
Junga przedstawiona została za pomocą metafory alchemii. Alchemia to
próba zmiany metali podstawowych w złoto, czyli transformacja materii,
podobnie jak w przypadku idei Aurobindo.

Jaki jest związek tej idei z nieśmiertelnością

Następne pytanie brzmi: W jaki sposób miałaby wyglądać aparatura


przetwarzająca odzwierciedlenia? Czy byłby to, jak sugerują niektórzy
neurofizjolodzy, supermózg, czy może „nowa kora mózgowa”?

Zastanówmy się nad tym. Mówimy tu o odzwierciedlaniu w naszym ciele


archetypów i doświadczaniu ich. Jednym z takich archetypów jest prawda.
Jakie korzyści mogą płynąć z prawdy, jeżeli nie jest ona wieczna lub chociaż
długotrwała? W związku z tym tworzenie odzwierciedleń archetypów w tym
niezwykle zdominowanym przez entropię ciele fizycznym jest całkowicie
bezcelowe.
Musimy pomyśleć o materii fizycznej, która jest o wiele bardziej subtelna
niż zwykła materia, ale jednocześnie mniej subtelna niż ciała subtelne (sfera
witalna, mentalna, ponadmentalna). Taka materia „ponadmentalna” musi
cechować się podziałem mikro-makro, by w jej świecie można było
zastosować pomiary kwantowe hierarchii splątanej. Prawo entropii
(„nieuporządkowanie zastępuje uporządkowanie”) zostaje wstrzymane, więc
strzałka czasu praktycznie nie funkcjonuje. W rezultacie wszystko zawsze
wydaje się nowe, a proces starzenia przebiega bardzo powoli.

Inny sposób postrzegania tej kwestii polega na tym, iż skoro sfera


ponadmentalna jest obecnie zmapowana w płaszczyźnie fizycznej, jej
przewodnictwo wobec sfery mentalnej, witalnej i fizycznej jest dla nas
dostępne. W związku z tym wszelkie problemy dotyczące niższych ciał mogą
zostać szybko rozwiązane. W takim świecie nie ma miejsca na choroby.

Jak wygląda związek materii ponadmentalnej z naszą zwykłą materią?


Z poziomu zwykłego świata materialnego płaszczyzna ponadmentalna będzie,
rzecz jasna, niewidoczna, co oznacza, że niemożliwa jest między nimi
jakakolwiek bezpośrednia interakcja. Oba światy będą wzajemnie
oddziaływać jedynie poprzez pośrednictwo świadomości, podobnie jak to się
dzieje w przypadku naszego doświadczania ciał subtelnych.

Oczywiście ponadmentaliści mają przewagę nad mentalistami (czyli


nami), ponieważ opanowali oni wszystkie trzy poziomy – poziom mentalny,
witalny i fizyczny, w tym także nasz świat. Mogą więc bez przeszkód
wkraczać do naszego świata i wykraczać poza jego granice, ale my będziemy
w stanie zobaczyć ich tylko wtedy, gdy obdarzą nas tymczasową mocą, która
nam to umożliwi.

Czy ta ewolucja nastąpi w najbliższym czasie?

Oto pytanie za sto punktów. Sądzę, że istnieją wskazówki świadczące


o tym, że jesteśmy już gotowi na tę wielką zmianę.

Po pierwsze – już od jakiegoś czasu da się zaobserwować zanik epoki


mentalnej. Z pewnością można powiedzieć, że lata świetności tej epoki już
minęły. Obecnie poezja już umarła. V.S. Naipaul, laureat Nagrody Nobla
w dziedzinie literatury z roku 2002, powiedział, że powieści będące literaturą
już zanikły, ustępując miejsca doskonale sprzedającym się gniotom
podobnym do powieści, ale będącym publikacjami równie oderwanymi od
rzeczywistości jak literatura science fiction. Również zachodnia muzyka
klasyczna coraz częściej kapituluje pod naporem utworów bezrefleksyjnych
i „lekkostrawnych”.

To tylko fragment całej historii. Być może niektórzy czytelnicy


zauważyli, że współczesnych problemów nie da się rozwiązać za pomocą
„gimnastyki” umysłowej. Do takich kwestii należą:

zanieczyszczenie środowiska i globalne ocieplenie


niedobór energii
konflikty nuklearne
utrzymanie demokracji w dobie wzrostu wpływu mediów
problemy z ekonomicznymi aspektami postępu
problemy ekonomiczne systemu opieki zdrowotnej.

Jest ziarno prawdy w żarcie, który mówi, iż musimy osiągnąć


nieśmiertelność, ponieważ w przeciwnym razie opieka zdrowotna stanie się
niemożliwa z punktu widzenia ekonomii.

Trzeci rodzaj dowodów jest nieco bardziej kontrowersyjny. Mam tu na


myśli pogląd, iż w ostatnich latach zwiększyła się liczba odwiedzających nas
„gości z kosmosu”, czyli UFO. Niektórzy z tych gości to niezbyt interesujące
istoty z niższych poziomów, cierpiące z powodu wpływu negatywnej energii
oraz (podobnie jak my) problemów zdrowotnych. Inne odwiedzające nas byty
to jednak świetliste istoty o nadnaturalnych mocach pochodzące z cywilizacji
ponadmentalnej. Dlaczego tacy goście mieliby nas odwiedzać, jeżeli nie
bylibyśmy gotowi na dokonanie ewolucyjnego przeskoku na ich poziom?

W drugiej połowie lat 80. biolog John Cairns wraz ze swoimi


współpracownikami (1988) odkrył istotne zjawisko w postaci mutagenezy
kierowanej: zagłodzone bakterie zaczynają szybciej mutować, by zmienić się
w gatunek zdolny odnaleźć w danym środowisku więcej pożywienia (patrz
także: Goswami i Todd 1997). Jeżeli bakteria jest w stanie tego dokonać,
jeżeli ona potrafi ewoluować, by przetrwać, to my też jesteśmy do tego
zdolni. Przetrwanie w tym przypadku oznacza tylko jedno: przebudzenie
w świecie ponadmentalnym.
Bibliografia

Publikacje polskojęzyczne:

Chopra D. Zdrowie bez granic: leczenie ducha i ciała na poziomie


kwantowym, Medium, Warszawa 2000.

——— Zatrzymaj czas: poznaj pierwiastek wiecznej młodości, ciała


i umysłu: młodość bez granic, Helion, Gliwice 2009.
——— Zdrowie doskonałe: o harmonii ciała i umysłu, W.A.B., Warszawa
1996.

Csikszentmihalyi M. Przepływ: jak poprawić jakość życia: psychologia


optymalnego doświadczenia, Studio Emka, Warszawa 1996.

Eddy M.B. Nauka i zdrowie z kluczem do Pisma Świętego = Science and


health with key to the Scriptures; [tłum. pol. z autoryz. tekstu ang.], The
First Church of Christ, Boston 1992.

Goleman D. Inteligencja emocjonalna, Media Rodzina of Poznań, Poznań


1997.
Kübler-Ross E. Śmierć: ostatni etap rozwoju, MT Biznes, Warszawa 2008.

Lad V. Ayurveda: nauka o samoleczeniu: przewodnik praktyczny, Dom


Wydawniczo-Księgarski „Kos”, Katowice 1997.
Mindell A. O pracy ze śniącym ciałem: praktyka psychologii zorientowanej
na proces, Pusty Obłok, Warszawa 1991.
Moody R. Życie po życiu, Pax, Warszawa 1980.
Moyers B. Umysł i uzdrawianie: książka ukazująca nierozerwalne związki
między umysłem i ciałem, prowadząca do zrozumienia tego, czym
naprawdę jest zdrowie, Limbus, Bydgoszcz 1994.

Nuland S.B. Jak umieramy, Świat Książki, Warszawa 1996.

Pelletier K. Poradnik medycyny alternatywnej, Świat Książki, Warszawa


2002.

Penrose R. Nowy umysł cesarza: o komputerach, umyśle i prawach fizyki,


Wydaw. Naukowe PWN, Warszawa 2000.
Piaget J. Równoważenie struktur poznawczych: centralny problem rozwoju,
Państw. Wydaw. Naukowe, Warszawa 1981.

Searle J.R. Umysł na nowo odkryty, Państw. Instytut Wydawniczy, Warszawa


1999.

Siegel B.S. Żyć, kochać, uzdrawiać, Czytelnik, Warszawa 1996.

Simonton O.C., Mathew-Simonton S. i Creighton J.L. Triumf życia. Jak


pokonać raka? Wskazówki dla pacjentów i ich rodzin, Med Tour Press
International, Warszawa 1993.

Teilhard de Chardin P. Fenomen człowieka, Pax, Warszawa 1993.

Weil A. Samouzdrawianie: jak odkryć i udoskonalić naturalną zdolność


organizmu do podtrzymywania jego funkcji i samouzdrawiania, Książka
i Wiedza, Warszawa 1997.

Publikacje anglojęzyczne:

Achterberg J. Imagery in Healing, Shambhala, Boston 1985.

Ader R. Psychoneuroimmunology, Academic Press, Nowy Jork 1981.


Aspect A., Dalibard J. i Roger G. Experimental test of Bell inequalities using
time-varying analyzers, „Physical Review Letters”, 1982, t. 49, s. 1804–
1806.

Astin J.A. An integral approach to medicine, „Alternative Therapies”, 2002,


t. 8, s. 70–75.
Aurobindo Sri The Synthesis of Yoga, Sri Aurobindo Ashram, Pondicherry
1955.
——— Savitri, Sri Aurobindo Ashram, Pondicherry 1970.

——— The Life Divine, Sri Aurobindo Ashram, Pondicherry 1996.

Ballentine R. Radical Healing, Harmony Books, Nowy Jork 1999.

Banerji R.B. Beyond words, preprint, Saint Joseph’s University, Filadelfia


1994.

Barasch M.I. The Healing Path, Tarcher/Putnam, Nowy Jork 1993.


Bass L. The Mind of Wigner’s Friend, Harmathena, nr CXII, Dublin
University Press, Dublin 1971.

Benson H. Timeless Healing, Scribner, Nowy Jork 1996.


Blood C. On the relation of the mathematics of quantum mechanics to the
perceived physical universe and free will, preprint,: Rutgers University,
Camden 1993.

——— Science, Sense and Soul, Renaissance Books, Los Angeles 2001.

Bly R. The Kabir Book, Beacon, Boston 1977.


Bohm D. Quantum Theory, Prentice-Hall, Nowy Jork 1951.

Brown D. International Journal of Clinical and Experimental Hypnosis,


1977, t. 25, s. 236–273.
Byrd R.C. Positive therapeutic effects of intercessor prayer in a coronary
care unit population, „Southern Medical Journal”, 1988, t. 81, s. 826–829.

Cairns J., Overbaugh J. i Miller, J.H. The Origin of Mutants, „Nature”, 1988,
t. 335, s. 141–145.
Cohen S., Tyrrel D.A.J. i Smith A.P. Psychological stress and susceptibility
to common cold, „New England Journal of Medicine”, 1991, t. 325, s.
606–612.
Coulter H. Divided Legacy, Wehawken, Washington DC 1973.
Cousins N. Head First: The Biology of Hope, Dutton, Nowy Jork 1989.

Dantes L. Your Fantasies May Be Hazardous to Your Health, Element,


Rockport 1995.

Dossey L. Space, Time and Medicine, Shambhala Boulder, 1982.

——— Recovering the Soul, Bantam, Nowy Jork 1989.

——— Meaning and Medicine, Bantam, Nowy Jork 1991.


——— Healing beyond the Body, Shambhala, Boston 2001.

Einstein A., Podolsky B. i Rosen N. Can quantum mechanical description of


physical reality be considered complete?, „Physical Review Letters”,
1935, t. 47, s. 777–780.

Eldredge N. i Gould S.J. Punctuated equilibria: An alternative to phyletic


gradualism, „Models in Paleontology”, T.J.M. Schopf., Freeman, San
Francisco 1972.

Elsasser W.M. Principles of a new biological theory: A summary, „Journal of


Theoretical Biology”, 1981, t. 89, s. 131–150.

——— The other side of molecular biology, „Journal of Theoretical


Biology”, 1982, t. 96, s. 67–76.
Evans A. The art and science of health, „Oregon Quarterly”, jesień 2003, s.
28–32.

Feynman R.P. Simulating physics with computers, „International Journal of


Theoretical Physics”, 1981, t. 21, s. 467–488.
Frawley D. Ayurvedic Healing, Passage Press, Salt Lake City 1989.

——— Ayurveda and the Mind, Lotus Press, Twin Lakes 1996.
——— Yoga and Ayurveda, Lotus Press, Twin Lakes 1999.
Freedman H.S. i Booth-Kewley S. Disease-prone personality, „American
Psychologist”, 1987, t. 42, s. 539–555.
Goleman, D. i Gurin, J. (wyd.) Mind-Body Medicine, Consumer Reports
Books, Nowy Jork 1993.

Goswami A. The idealistic interpretation of quantum mechanics, „Physics


Essays”, 1989, t. 2, s. 385–400.

——— Consciousness in quantum mechanics and the mind-body problem.


„Journal of Mind and Behavior”, 1990, t. 11, s. 75–92.

——— The Self-Aware Universe: How Consciousness Creates the Material


World, Tarcher/Putnam, Nowy Jork 1993.

——— Science within Consciousness, Research Report, Institute of Noetic


Sciences, Sausalito 1994.

——— Creativity and the quantum: A unified theory of creativity, „Creativity


Research Journal”, 1996, t. 9, s. 47–61.

——— Consciousness and biological order: Toward a quantum theory of life


and its evolution, „Integrative Physiological and Behavioral Science”,
1997, t. 32, s. 86–100.
——— Quantum Creativity, Cresskill, Hampton Press, Nowy Jork 1999.

——— The Visionary Window: A Quantum Physicist’s Guide to


Enlightenment, Quest Books, Wheaton 2000.
——— Physics of the Soul, Hampton Roads, Charlottesville 2001.

——— Quantum physics, consciousness and a new science of healing,


„Savijnanam: Journal of the Bhaktivedanta Institute”, (w druku).
Goswami A. i Todd D. Is there conscious choice in directed mutation,
phenocopies and related phenomena? An answer based on quantum
measurement theory, „Integrative Physiological and Behavioral Science”,
1997, t. 32, s. 132–142.
Goswami U. Yoga and Mental Health, (niep. manuskrypt), 2003.
Greenwell B. Energies of Transformation, Shakti River Press, Saratoga 1995.
Grinberg-Zylberbaum J., Delaflor M., Attie L. i Goswami A. Einstein-
Podolsky-Rosen paradox in the human brain: The transferred potential,
„Physics Essays”, 1994, t. 7, s. 422–428.

Grof S. The Holotropic Mind, Harper San Francisco, San Francisco 1992.

Grossinger R. Planet Medicine, North Atlantic Books, Berkeley 2000.

Grossman R. The Other Medicines, Doubleday, Garden City NY 1985.


Hayflick L. The relative in vitro lifetime of human diploid cell strains,
„Experimental Cell Research”, 1965, t. 37, s. 614–636.

Helmuth T. Zajonc, A.G. i Walther H. [w:] New Techniques and Ideas in


Quantum Measurement Theory, wyd. D.M. Greenberger, New York
Academy of Science, Nowy Jork 1986.

Ho M.W. The Rainbow and the Worm, World Scientific, River Edge 1993.

Hofstadter D.R. Gödel, Escher, Bach: An Eternal Golden Braid, Vintage


Books, Nowy Jork 1980.

Holmes E. Science of Mind, Tarcher/Putnam, Nowy Jork 1938.

Jahn R. The persistent paradox of psychic phenomena: An engineering


perspective, „Proceedings of the IEEE”, 1982, t. 70, s. 135–170.

Joy W.B. Joy’s Way, Tarcher, Los Angeles 1979.


Jung C.G. The Portable Jung, wyd. J. Campbell, Viking, Nowy Jork 1971.
Kason Y. Farther Shores, Harper Collins, Toronto 1994.

Le Fanu J. The Rise and Fall of Modern Medicine, Carroll & Graf, Nowy Jork
2000.
Leonard G. The Ultimate Athlete, North Atlantic Books, Berkeley 1990.

Leviton R. Physician, Hampton Roads, Charlottesville 2000.


Lewontin R. The Triple Helix, Harvard University Press, Cambridge 2000.

Libet B., Wright E., Feinstein B. i Pearl D. Subjective referral of the timing of
a cognitive sensory experience, „Brain”, 1979, t. 102, s. 193.
Liu, Yen-Chih The Essential Book of Traditional Chinese Medicine,
Columbia University Press, Nowy Jork 1988.
Locke S. i Colligan D. The Healer Within, Dutton, Nowy Jork 1986.

Lovelock J. Gaia: A New Look at Life on Earth, Oxford University Press,


Nowy Jork 1982.
Merrell-Wolff F. The Philosophy of Consciousness without an Object, Julian
Press, Nowy Jork 1973.

——— Franklin Merrell-Wolff’s Experience and Philosophy, SUNY Press,


Albany 1994.

Mitchell M. i Goswami A. Quantum mechanics for observer systems,


„Physics Essays”, 1992, t. 5, s. 525–529.

Moss R. The I That Is We, Celestial Arts, Berkeley 1981.

——— Radical Aliveness, Celestial Arts, Berkeley 1984.

Motoyama H. Theories of the Chakras, Theosophical Publishing House,


Wheaton 1981.

Nikhilananda S. (przeł.) The Upanishads, Harper & Row, Nowy Jork 1964.

O’Regan B. Spontaneous Remission: Studies of Self-Healing, Institute of


Noetic Sciences, Sausalito 1987.
——— Healing, remission, and miracle cures [w:] Schlitz M. i Lewis N.
(wyd.) The Spontaneous Remission Resource Packet, Institute of Noetic
Sciences, Sausalito 1997.
O’Regan B. i Hirshberg C. Spontaneous Remission: An Annotated
Bibliography, Institute of Noetic Sciences, Sausalito 1993.

Ornish D. Dean Ornish’s Program for Reversing Heart Disease, Ballantine,


Nowy Jork 1992.
Page C. Frontiers of Health, C.W. Daniel, Saffron Walden 1992.
Pelletier K. Longevity: Fulfilling Our Biological Potential, Delacorte Press,
Nowy Jork 1981.

——— Mind as Healer, Mind as Slayer, Delta, Nowy Jork 1992.


Pert C. Molecules of Emotion: Why You Feel the Way You Feel, Scribner,
Nowy Jork 1997.

Posner M.I. i Raichle M.E. Images of Mind, Scientific American Library,


Nowy Jork 1994.

Rahe R.H. Epidemiological studies of life change and illness, „International


Journal of Psychiatry in Medicine”, 1975, t. 6, s. 133–146.

Robbins J. Reclaiming Our Health, H.J. Kramer, Tiburon 1996.

Sabom M. Recollections of Death, Harper & Row, Nowy Jork 1982.

Salovey P. i Mayer J.D. Emotional intelligence, „Imagination, Cognition and


Personality”, 1990, t. 9, s. 185–211.

Sancier K.M. Medical applications of Qigong and emitted Qi on humans,


animals, cell cultures, and plants: Review of selected scientific research,
„American Journal of Acupuncture”, 1991, t. 19, s. 367–377.

Sarno J.E. The Mind-Body Prescription, Warner Books, Nowy Jork 1998.

Schlitz, M. i Lewis, N. The Spontaneous Remission Resource Packet, Institute


of Noetic Sciences, Sausalito 1997.
Schmidt H. Observation of a psychokinetic effect under highly controlled
conditions, „Journal of Parapsychology”, 1993, t. 57, s. 351–372.

Searle J.R. Minds and brains without programs [w:] Mind Waves, wyd. C.
Blackmore i S. Greenfield, Basil Blackwell, Oxford 1987.
Sheehan M.P. i Atherton D.J. Efficacy of traditional Chinese herbal therapy
in adult atopic dermatitis, „Lancet”, 1992, t. 340, s. 13–17.

Sheldrake R. A New Science of Life, Tarcher, Los Angeles 1981.


Sperry R. Science and Moral Priority, Columbia University Press, Nowy Jork
1983.
Squires E.J. A Viewer’s Interpretation of Quantum Mechanics, „European
Journal of Physics”, 1987, t. 8, s. 171–174.
Stapp H.P. A Report on the Gaudiya Vaishnave Vedanta, Bhaktivedanta
Institute, San Francisco 1994.

——— The hard problem: A quantum approach. „Journal of Consciousness


Studies”, 1995, t. 3, s. 194–200.

Stevenson I. Children Who Remember Previous Lives: A Question of


Reincarnation, University Press of Virginia, Charlottesville 1987.

Svoboda R. i Lade A. Tao and Dharma: A Comparison of Ayurveda and


Chinese Medicine, Lotus Press, Twin Lakes 1995.

Taimni I.K. The Science of Yoga, Theosophical Publishing House, Wheaton


1961.

Tipler F. The Physics of Immortality: Modern Cosmology, God, and the


Resurrection of the Dead, Doubleday, Nowy Jork 1994.

Ullman D. Homeopathy: Medicine for the 21st Century, North Atlantic


Books, Berkeley 1988.

van Lomel P., van Wees R., Meyers V. i Elfferich I. Neardeath experiences in
survivors of cardiac arrest, „Lancet”, 2001, t. 358, s. 2039–2045.

Vithoulkas G. The Science of Homeopathy, Grove Press, Nowy Jork 1980.


von Neumann J. The Mathematical Foundations of Quantum Mechanics,
Princeton University Press, Princeton 1955.

Waddington C. The Strategy of the Genes, Allen & Unwin, Londyn 1957.
Wallas G. The Art of Thought, Harcourt, Brace & Co., Nowy Jork 1926.

Weil A. Health and Healing, Houghton Mifflin, Boston 1983.


Wilber K. The Great Chain of Being, „Journal of Humanistic Psychology”,
1993, t. 33, s. 52–55.
Williams R. The Trusting Heart: Great News about Type A Behavior, Times
Books, Nowy Jork 1989.

Wolf F.A. The Body Quantum, Macmillan, Nowy Jork 1986.


——— Parallel Universes, Simon & Schuster, Nowy Jork 1988.

——— The Spiritual Universe, Simon & Schuster, Nowy Jork 1996.
O autorze

A mit Goswami jest teoretykiem fizyki nuklearnej. Otrzymał tytuł


naukowy doktora fizyki na Uniwersytecie w Kalkucie w 1964 roku, a na
wczesnym etapie kariery przeniósł się do USA. Jako pracownik The
University of Oregon Institute for Theoretical Physics, przez 32 lata był
wykładowcą fizyki. Kiedy skończył 38, lat jego zainteresowania skupiły się
na kosmologii kwantowej, teorii pomiaru kwantowego i zastosowaniach
mechaniki kwantowej w dylemacie psychofizycznym. Ostatnio zasłynął
udziałem w filmie What the Bleep Do We Know!? z 2004 roku. Jest
bohaterem filmu dokumentalnego The Quantum Activist z 2009 roku, wziął
także udział w filmie dokumentalnym Dalai Lama Renaissance.

W 2003 roku Amit Goswami przeszedł na emeryturę, a obecnie prowadzi


wykłady, podróżując po USA i całym świecie. Jest również członkiem
komitetu doradczego przy Instytucie Nauk Noetycznych, w którym wykładał
od 1998 do 2000 r.
Więcej informacji na temat dra Goswamiego na stronie internetowej
amitgoswami.org
1 Przekład własny, tłum. B. Kotarski.
2 Biologiczne informacje zwrotne (przyp. tłum.).
3 Przekład własny.
4 Blake W. Zaślubiny Nieba i Piekła, przeł. W. Juszczak, Towarzystwo Autorów i Wydawców Prac
Naukowych „Universitas”, Kraków 2001.
5 Przekład własny.
6 Przekład własny.
7 Dzieje Apostolskie 5:4, Biblia Tysiąclecia, Pallotinum, Poznań 1998.
8 Gra słów w jęz. ang., wynikająca z podwójnego znaczenia wyrazów (przyp. red.).
9 Zjawisko zniesienia odczuwania bólu (przyp. red.).
10 Joyce J. Dublińczycy, przeł. K. Wojciechowska, Czytelnik, Warszawa 1958.
11 Sanskrycki tytuł nadawany erudytom hinduistycznym, jak również uczonym w jakiejkolwiek
dyscyplinie teoretycznej (przyp. red.).
12 Przekład własny.
13 Przekład własny.
14 Przekład własny.
15 Technika, łącząca zabiegi manualne i edukację ruchową, stworzona przez dr Idę Rolf. Idea
integracji ciała, aby jako całość, funkcjonowało w bardziej wydajny sposób. Struktura ciała
determinuje jego funkcję; prawidłowa sylwetka pozwala mu funkcjonować bardziej wydajnie
i zapobiega powstawaniu dolegliwości (przyp. red.).
16 Przekład własny.
17 Przekład własny.
18 Przekład własny.
19 Przekład własny.
20 Przekład własny.
21 Przekład własny.
Spis treści
Karta tytułowa

Przedmowa
Wstęp

CZĘŚĆ I. Przedstawienie koncepcji lekarza kwantowego

ROZDZIAŁ 1. Pozbądźcie się obaw – przybywa lekarz kwantowy

ROZDZIAŁ 2. Moja historia. O tym, jak fizyk kwantowy zajął się zdrowiem i
leczeniem

ROZDZIAŁ 3. Integracja filozofii

ROZDZIAŁ 4. Poziomy chorób i poziomy leczenia

ROZDZIAŁ 5. Nowy paradygmat myślenia grupy współczesnych lekarzy

ROZDZIAŁ 6. Więcej o fizyce kwantowej i o tym, co wnosi ona do


medycyny

ROZDZIAŁ 7. Miejsce alopatii w medycynie integralnej

CZĘŚĆ II. Medycyna ciała witalnego

ROZDZIAŁ 8. Ciało witalne


ROZDZIAŁ 9. Ajurweda i leczenie zaburzeń równowagi energii witalnej

ROZDZIAŁ 10. Zaburzenia równowagi energii witalnej i ich leczenie za


pomocą tradycyjnej medycyny chińskiej
ROZDZIAŁ 11. Medycyna czakr

ROZDZIAŁ 12. Czy homeopatia jest skuteczna?


CZĘŚĆ III. Medycyna umysłu i ciała

ROZDZIAŁ 13. Umysł kwantowy, jego znaczenie oraz medycyna kwantowa


ROZDZIAŁ 14. Umysł jako kat

ROZDZIAŁ 15. Kwantowe wyjaśnienie technik stosowanych w medycynie


umysłu i ciała
CZĘŚĆ IV. Ścieżka uzdrawiania prowadząca ku inteligencji ponadmentalnej

ROZDZIAŁ 16. Uzdrawianie kwantowe

ROZDZIAŁ 17. Choroby i ich leczenie jako możliwości obudzenia


inteligencji ponadmentalnej

ROZDZIAŁ 18. Przewodnik po zdrowiu i leczeniu z punktu widzenia fizyka


kwantowego

EPILOG. Wiecznie młode ciało – mit czy prawda?

Bibliografia
O autorze

Przypisy

Karta redakcyjna
Tytuł oryginału:
The Quantum Doctor

Redakcja: Katarzyna Pietruszka


Korekta: Agnieszka Stankiewicz-Kierus
Projekt okładki: Robert Kempisty

Copyright © 2012 by Amit Goswami. Published by arrangement with


Hampton Roads Publishing. All rights reserved.

Copyright © for Polish edition by ILLUMINATIO Lukasz Kierus 2013

Wszelkie prawa do polskiego przekładu i publikacji zastrzeżone. Powielanie


i rozpowszechnianie z wykorzystaniem jakiejkolwiek techniki całości bądź
fragmentów niniejszego dzieła bez uprzedniego uzyskania pisemnej zgody
posiadacza tych praw jest zabronione.

ISBN 978-83-639-6521-1

www.illuminatio.pl

Wydawnictwo ILLUMINATIO Łukasz Kierus

E-mail: wydawnictwo@illuminatio.pl
Dział handlowy: zamowienia@illuminatio.pl

Plik opracował i przygotował Woblink

woblink.com

You might also like