Professional Documents
Culture Documents
Jenny Han - 1 - Ból Za Ból
Jenny Han - 1 - Ból Za Ból
ISBN 978-83-7229-598-9
Wydanie I, Łódź 2016
Wydawnictwo JK
ul. Krokusowa 1-3
92-101 Łódź
tel. 42 676 49 69
fax 42 646 49 69 w. 44
www.wydawnictwofeeria.pl
LILLIA
KAT
MARY
LILLIA
MARY
LILLIA
MARY
LILLIA
KAT
MARY
LILLIA
Nie było jeszcze siedemnastej, ale słońce stało już znacznie niżej.
Mrużąc oczy, przekrzywiłam lekko głowę, tak żeby jego promienie
padały mi na policzki.
– Chcesz moje okulary przeciwsłoneczne? – zaproponowała
Rennie z basenu. – Leżą na moich ciuchach.
Ashlin utrzymywała się na powierzchni wody, uczepiona dwóch
makaronów pływackich. Rennie wyciągnęła się na pontonie, jedną ręką
przytrzymując się brzegu, żeby jej nie zniosło.
– Nie, dzięki – powiedziałam.
– Lil, powinnaś opalać się w okularach. Inaczej zrobią ci się kurze
łapki przy oczach.
Potrząsnęłam głową. Nigdy nie zakładałam okularów
przeciwsłonecznych; nie chciałam, by świat wyglądał ciemniej niż
w rzeczywistości. Pragnęłam, by możliwie jak najdłużej było jasno.
Siedziałyśmy u mnie w ogrodzie, przy basenie. Zaprosiłam Rennie,
bo chciałam z nią pogadać. Nie przyszła jednak sama, przyprowadziła ze
sobą Ashlin.
Wyciągnięta na leżaku próbowałam obmyślić, co powiem Rennie.
Postanowiłam, że gdy Ash już sobie pójdzie, poproszę Rennie, żeby
została dłużej. I dam jej możliwość, by się wytłumaczyła. Oczekiwałam,
że wyjaśni mi, o co chodzi z Aleksem i Nadią. A kiedy już przerobimy
ten temat, będzie to koniec naszej znajomości.
Obmyślałam ten plan, gdy nagle dobiegło mnie miarowe dudnienie
muzyki. Z każdą chwilą stawało się coraz głośniejsze. Szybko
narzuciłam na ramiona bluzkę i podeszłam do bramy naszej posesji.
Zerknęłam przez szparę między deskami – na podjazd wtoczyła się
właśnie terenówka Aleksa. W środku prócz niego siedział też Reeve,
Derek i PJ.
Obejrzałam się ku Rennie – zanurzyła już ręce w wodzie
i wiosłowała, chcąc skierować ponton do drabinki.
– Po co ich zaprosiłaś?
Potrząsnęła głową, jakbym zadawała niemądre pytania.
– Reeve przed treningiem wysłał mi SMS-a z pytaniem, jakie mam
plany. No więc… napisałam mu. Czemu pytasz?
Gdyby Nadia była w domu, zaryglowałabym bramę wjazdową,
żeby ich nie wpuścić. Nie było jej jednak, pojechała do koleżanki,
z którą miała ćwiczyć rolę cheerleaderki.
Po chwili zjawili się chłopcy, spoceni i uwalani w trawie po
treningu.
Ashlin zerwała się z miejsca i powiesiła się Derekowi na szyi. Po
chwili jednak odsunęła się od niego i jęknęła:
– Fuj, ale śmierdzicie.
Reeve wyszczerzył zęby do PJ-a, a zaraz potem obaj zrzucili
ciuchy i w samych bokserkach popędzili do basenu. Derek wskoczył za
nimi na bombę. Na koniec dołączyły do nich Ashlin i Rennie, trzymając
się za ręce.
Gdy tylko tamci znaleźli się w wodzie, Alex usiadł na leżaku. Nie
tym bezpośrednio stojącym obok mojego, ale i tak za blisko. Koniec
końców sięgnęłam po okulary Rennie i założyłam je na nos, żeby nie
zobaczył, jak bardzo jestem wkurzona.
Pluski musiała usłyszeć moja mama, bo po chwili pojawiła się
w drzwiach na tarasie.
– Dzień dobry, pani Cho! – jak jeden mąż zawołali z basenu Reeve
i PJ.
– Cześć, chłopcy – odpowiedziała mama i dopiero po chwili
zauważyła siedzącego obok mnie Aleksa. – Alex, jak się masz?
Tak, był jej pupilkiem. Wstał z leżaka, odgrywając nieudolnie rolę
prawdziwego dżentelmena.
– Dzień dobry, pani Cho. Czyżby wybrała się pani ostatnio do
fryzjera? Piękna fryzura.
Mama była w siódmym niebie – spojrzenie, którym mnie
obdarzyła, mówiło: „O rany, ale z niego słodziak, nie sądzisz, córciu?”.
Tak, Alex umiał być słodki.
– Rzeczywiście, byłam u fryzjera. Dzięki, że zauważyłeś.
Przez cały czas się spodziewałam, że Alex nawiąże ze mną kontakt
wzrokowy. On jednak unikał mojego spojrzenia – rozglądał się na
wszystkie strony, byle nie spojrzeć mi w oczy. Może dalej był na mnie
wściekły. A może dokuczały mu wyrzuty sumienia.
Kiedy mama wróciła do domu, chłopaki wyszły z basenu.
– Niech ktoś mnie wysuszy – zażądał Reeve tonem hrabiego.
– Lil, masz dla nich jakieś ręczniki? – spytała Rennie.
– Nie mam – odparłam. – Nasza gosposia robi teraz pranie. Ale
zawsze możecie się wysuszyć ścierkami do naczyń albo papierowymi
ręcznikami. Mam przynieść?
Ashlin i Rennie wymieniły się spojrzeniami. PJ zrobił smutną minę
i zaczął ostentacyjnie dygotać. Przewróciłam oczami i rzuciłam mu swój
ręcznik. Przyjął go z radosnym uśmiechem.
– Dzięki, Lil – powiedział.
– No, wielkie dzięki – dodał zgryźliwie Reeve.
Ashlin pożyczyła ręcznik Derekowi. Rennie wyciągnęła swój
w stronę Reeve’a, ale ją zignorował. Przetarł dłonią swój umięśniony
brzuch, po czym sięgnął po ciuchy.
– Chyba ktoś tu zapomniał, na czym polega gościnność – rzucił
niechętnym tonem. – Alex, gotowy?
– Tak.
Podeszłam do płotu i otworzyłam bramę.
– Pa, pa – rzuciłam w ich kierunku.
Reeve uniósł dwa palce w geście sugerującym, że ma pokojowe
zamiary, po czym wyszedł za bramę, potrząsając z dezaprobatą głową.
Reeve Tabatsky jako wyrocznia w kwestii manier – bardzo ciekawe. Na
własne oczy widziałam, jak kiedyś wyjadał jedzenie ze śmietnika
w domu Aleksa. No ale cóż, ludzie się zmieniają.
Po chwili wszyscy panowie opuścili moją posesję, a Rennie
i Ashlin schowały się w domu, żeby się przebrać. Kiedy oparłam się
o płot, do moich uszu zaczęły docierać strzępki rozmowy prowadzonej
od strony ulicy. Okazało się, że terenówka Aleksa nadal stoi na
podjeździe. Po chwili rozpoznałam głos Reeve’a:
– Jezu, z Cho zrobiła się taka wredna suka. Myślisz, że wie
o twojej nocy z Nadią?
Z wrażenia aż jęknęłam.
– Nie ma szans. Nadia jej przyrzekła, że tamtą noc spędziła
u swojej koleżanki, Janelle. Niemożliwe, żeby się jej wygadała.
– Oby nie – wtrącił się Derek. – Inaczej będziesz miał na głowie jej
starszą siostrunię.
– Stary, po co ci to? – odezwał się po chwili Reeve. – Trzymaj się
lepiej z tą DeBrassio. W sumie nawet mam szacunek do tej panny. Nie
da sobie w kaszę dmuchać.
– Wiem, co robię – zapewnił Alex, uruchamiając silnik.
W tym samym momencie Rennie zakradła się do mnie od tyłu
i położyła mi rękę na ramieniu. Z wrażenia aż podskoczyłam.
– Hej, a gdzie Ash? – wydukałam speszona.
– Robi siusiu – poinformowała Rennie. – Lil, nie wiem, jak ci to
powiedzieć, ale po prostu…. musisz się wziąć w garść.
– To znaczy? – dopytałam.
Miałam w tej chwili gonitwę myśli. Nadia spędziła noc w jednym
pokoju z chłopakiem. I to nie jakimś tam chłopakiem – z Aleksem,
a więc człowiekiem, którego miałam za przyjaciela. A przecież
przyjaciel nigdy by mi czegoś takiego nie zrobił. Jak mogłam być aż taka
naiwna? Nie powinno się ufać chłopakom. Ani jednemu.
– Przecież to twoi przyjaciele, a ty odmawiasz im nawet ręcznika?
– ciągnęła Rennie. – Dzisiaj jest środa, to znaczy, że twoja gosposia
Carlota ma wychodne. Nie chciałam cię ośmieszać przy wszystkich.
Rozejrzała się wkoło, po czym dodała ciszej:
– Lil, musisz się ogarnąć. Inaczej ludzie zaczną się domyślać, że
coś jest z tobą nie tak.
Zawrzało we mnie. Oparłam się plecami o płot, żeby nie stracić
równowagi.
– Masz rację – wydusiłam z siebie.
Pomyślałam, że to odpowiedni moment, żeby wygarnąć jej
wszystko, co leży mi na sercu. Inaczej nigdy się nie zamknie.
Ale Rennie dopiero się rozkręcała, oczy jej błyszczały.
– O rany, przecież nie mówiłam ci jeszcze, co stało się w Bow Tie
zeszłej nocy!
Oho, w końcu.
– Co się stało? – spytałam.
– Pocałowaliśmy się z Reeve’em. To trwało tylko chwilkę.
Odsunął się szybko i powiedział, że przelotny seks ze mną nie wchodzi
w rachubę, bo jestem dla niego zbyt ważna. Przecież to takie urocze.
Mówię ci, jesteśmy o krok, żeby zostać parą.
Po tych słowach zrobiła piruet, jakby już założyła suknię ślubną.
– Pasujecie do siebie jak ulał – przyznałam z wymuszonym
uśmiechem. – Mówię zupełnie szczerze.
***
MARY
KAT
LILLIA
MARY
LILLIA
KAT
LILLIA
MARY
KAT
LILLIA
MARY
KAT
MARY
Cały dzień lał deszcz. Kiedy wracaliśmy na wyspę, prom huśtał się
mocno na falach. Gdy dobiliśmy do brzegu, ojciec Reeve’a nie czekał na
niego w porcie. Nigdy się nie zjawiał, żeby odebrać syna. Tym razem
jednak myślałam, że przyjedzie z powodu ulewy.
Po chwili zauważyłam samochód mojej mamy zaparkowany tam
gdzie zawsze. Nieśmiało spytałam Reeve’a, czy mamy go podrzucić, ale
odmówił. Stwierdził, że poczeka, aż deszcz trochę osłabnie, i wtedy
pójdzie do domu. Biegnąc do samochodu mamy, zerknęłam jeszcze
przez ramię – Reeve próbował schronić się przed deszczem pod markizą
budki z biletami na wycieczki krajoznawcze po wyspie. Mimo to deszcz
moczył mu torbę i ramiona. Wtem rozległ się grom. Był tak ogłuszający,
że poczułam, jak jego echo rozbrzmiewa w mojej piersi. W samochodzie
spytałam mamę, czy mogłybyśmy podrzucić Reeve’a do domu. Zgodziła
się.
Kiedy zatrzymaliśmy się obok niego, sprawiał wrażenie
wdzięcznego.
– To na pewno nie będzie zbyt wielki problem? – zagadnął,
sadowiąc się z tyłu.
– Żaden, Reeve – stwierdziła moja mama. – Cieszę się, że w końcu
mogę cię poznać.
Nie miałam odwagi się do niego odwrócić. Byłam przerażona, że
pomyśli sobie, że opowiedziałam mamie i tacie o przezwisku, które mi
nadał, i o tym, jaki był dla mnie niedobry. W rzeczywistości nie
przyznałam im się do niczego. Opowiadałam wyłącznie o miłych
rzeczach.
– A może zajedziemy do restauracji dla zmotoryzowanych i kupię
wam lody? – zaproponowała mama.
Dopiero wtedy zebrałam się na odwagę, odwróciłam na fotelu
i spojrzałam na Reeve’a.
– Musisz jechać prosto do domu?
– Nie mam przy sobie ani grosza – powiedział ledwie dosłyszalnie,
potrząsając głową.
– To nic – odparłam równie cicho i uśmiechnęłam się do niego.
Mama i tak nie pozwoliłaby mu zapłacić z własnej kieszeni.
Mama zamówiła dla siebie ulubione ciasteczka czekoladowe,
a Reeve dostał lody o smaku waniliowo-orzechowym w waflowym
rożku. Zwykle jadłam tu lody miętowe z orzechami w karmelu, tym
razem jednak zażyczyłam sobie tęczowy sorbet, bo pani w okienku
powiedziała, że jest mniej kaloryczny.
Kiedy dotarliśmy na miejsce, Reeve nie pobiegł prosto do domu,
mimo że dalej lało. Podszedł do okna z mojej strony, podziękował mojej
mamie, a na koniec powiedział:
– Widzimy się jutro!
I dopiero wtedy ruszył biegiem w kierunku domu.
Poczekałyśmy, aż wejdzie do środka, i pojechałyśmy do domu.
Przez całą drogę uśmiech nie schodził mi z twarzy. A więc Reeve
mnie polubił. Był moim przyjacielem. Odtąd wszystko – myślałam
– będzie inaczej.
I rzeczywiście w naszych relacjach zaszła wtedy zmiana. Reeve nie
uciekał już z promu zaraz po tym, gdy ten dobił do brzegu. Zamiast tego
czekał, aż zejdę z pokładu, i razem szliśmy do szkoły.
***
KAT
LILLIA
KAT
MARY
KAT
LILLIA
MARY
LILLIA
MARY
LILLIA
KAT
LILLIA
MARY
LILLIA
KAT
MARY
LILLIA
KAT